Któż może się oprzed?
Na podjeździe Nanishy było cicho i spokojnie. W krzakach brzęczały
świerszcze, a zimne powietrze owiewało odsłoniętą skórę Emmy.
Niebieskawe światło z telewizora zamigotało w oknie, kilka domów
dalej. Jakiś pies szczekał za betonową ścianą ogrodzenia. Puls Emmy
zwalniał, a jej ramiona opadły. Wyciągnęła BlackBerry i popatrzyła na
ekran. Wiadomośd była od Clarice.
Znalazłam twoją wiadomośd. Wszystko gra? Daj mi znad, gdy
będziesz czegoś potrzebowad.
Emma usunęła wiadomośd i odświeżyła skrzynkę pocztową. Brak
nowych wiadomości. A potem spojrzała na drugą stronę szerokiej
autostrady. Wielki reflektor oświetlał cały parking w Sabino. Emma
przełknęła ślinę. Parkowa ławka była teraz pusta. Czy ktoś zabrał jej
rzeczy? Gdzie była Sutton? I co ona ma zrobid, kiedy impreza się
skooczy? Jej portfel był w walizce. Nie miała żadnych pieniędzy. Nie
miała żadnego identyfikatora.
Świst. Emma obróciła się w stronę domu Nanishy. Na podjeździe nie
było nikogo. W powietrzu słychad było sztywne echo, otwierania
puszki z napojem. Emma znów się obróciła. Ktoś stał na ganku kilka
domów dalej. Miał przy sobie teleskop, ale wpatrywał się centralnie
w oczy Emmy.
Emma wycofała się .
- Och, przepraszam.
Chłopak zrobił krok do przodu. Na jego kości policzkowe padło
światło. Emma zauważyła, że miał okrągłe oczy, cienkie brwi i
dokładnie ostrzyżone włosy. Jego usta uformowane były w cienką,
napiętą linię i zdawały się mówid : odwal się. Ubrany był w codzienne
ciuchy, nie tak jak chłopcy na imprezie – w postrzępione, turystyczne
spodenki i w wyświechtany, szary podkoszulek, który uwydatniał
każdą dobrze umięśnioną częśd jego klatki piersiowej.
Rozpoznałam go – Oczywiście powinnam się już do tego przyzwyczaid
– że nie wiedziałam, skąd go znam.
Z ogródka Nanishy dobiegły chichoty. Emma spojrzała przez ramię, a
później znów na chłopaka. Była zaintrygowana jego ponurą,
zgarbioną postacią, która zdawała się mied za nic to, że obok odbywa
się niezła imprezka. Zawsze była frajerką dla takich zamyślonych
typów.
- Czemu nie jesteś na imprezie? – zapytała.
Wciąż tylko na nią patrzył, jego oczy były jak dwa, wielkie księżyce.
Emma szła chodnikiem, dopóki nie stanęła naprzeciwko jego domu.
- Czemu się przyglądasz? – Wskazała na jego teleskop.
- Saturn? – Zgadywała – Wielki Wóz?
Z jego gardła wydobył się cichy odgłos. Potarł sobie tył karku i
odwrócił się. W koocu i Emma odwróciła się na pięcie.
- Jak sobie chcesz – Powiedziała, chcąc brzmied jak najserdeczniej. –
Baw się sam, nic mi do tego.
- Perseidy, Sutton.
Emma odwróciła się w jego stronę. Więc on też znał Sutton.
1
Perseidy– jeden z najbardziej regularnych rojów meteorytów, którego orbita przecina się każdego roku z ziemską w
dniach 17 lipca – 24 sierpnia.
- Czym są Perseidy? – zapytała.
Splótł swoje ręce na gankowej poręczy.
- To deszcz meteorytów.
Emma podeszła do niego bliżej.
- Mogę zobaczyd?
Chłopak stał nieruchomo, kiedy weszła na podwórko. Jego dom był
mały, miał kolor piaskowy i zadaszenie nad garażem. Kilka kaktusów
rosło wzdłuż krawężnika. Chłopak z bliska pachniał piwem
imbirowym. Światło z ganku ukazało jego uderzająco niebieskie oczy.
Na huśtawce obok, leżała do połowy zjedzona kanapka, a dwie
oprawione w skórę książki, leżały na ziemi. Dziurawa oprawka jednej
z nich głosiła : Kolekcja poezji Williama Carlosa Williamsa. Emma
nigdy nie spotkała przystojniaka, który czytał by poezję, w każdym
razie nie takiego, który by się przyznał.
W koocu chłopak spojrzał w dół i dostosował obiektyw teleskopu, do
wzrostu Emmy i zszedł jej z drogi. Emma schyliła się do okularu.
- Od kiedy jesteś astrologiem? – Zapytał.
- Od nigdy – Emma przechyliła teleskop w stronę wielkiego księżyca w
pełni. – Chociaż zazwyczaj sama nadaję gwiazdom imiona.
- Ach, tak? Na przykład jakie?
Emma zakołysała czarną osłonką od obiektywu.
- Takie jak Ździra, tam… - Wskazała na migoczącą gwiazdkę ponad
dachem.
Kilka lat temu, nazwała ją tak na cześd Marii Rowan, dziewczyny z 7
klasy, która rozlazła kałużę lemoniady pod ławką Emmy na
Hiszpaoskim, a potem powiedziała wszystkim, że Emma nie może nad
sobą zapanowad. Przetłumaczyła to nawet na Hiszpaoski. Emma
fantazjowała kiedyś o zamknięciu Marii na całą wiecznośd pod ziemią,
jak to robili kiedyś Greccy bogowie ze swoimi dziedmi.
Chłopak wydał z siebie śmiech przypominający kaszlnięcie.
- W sumie ta Twoja Ździra, jest częścią pasu Oriona.
Emma skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej, jak jakaś
południowa pięknośd.
- Do wszystkich dziewczyn mówisz w tym stylu?
Przysunął się bliżej niej. Ich ramiona prawie się stykały. Serce Emmy
podskoczyło aż do gardła. Przez chwilę pomyślała o Carterze Hayesie,
kapitanie koszykarskiej drużyny w Handerson High School, którego
uwielbiała z daleka. Zawsze chciała użyd tych czarujących rzeczy z
Sposobów Flirtu, ale kiedy tylko zostawali sami z Carterem, zaczynała
mówid o Amerykaoskim Idolu. Ona nawet nie lubiła Amerykaoskiego
Idola.
Chłopak znów przechylił głowę w stronę nieba.
- Byd może inne gwiazdy Oriona, kręcące się wokół, to Kłamczucha i
Oszustka. Trzy nieprzyzwoite dziewczyny, które były ciągnięte za
włosy, do jaskio Oriona. – Spojrzał na nią znacząco.
Emma oparła się o poręcz na ganku, czując, że sama lepiej nie mogła
by rozszyfrowad tego skojarzenia.
- To brzmi tak, że musiałeś długo nad tym rozmyślad.
- Byd może.
Miał najdłuższe rzęsy, jakie kiedykolwiek Emma widziała. Ale potem
jego wzrok stał się nieco mniej flirtowy, a bardziej… ciekawski, chyba.
I nagle ukazało mi się pewne wspomnienie z nim związane. W sumie,
to nie była pamięd, a dziwne zmieszanie wdzięczności i upokorzenia.
Ale wszystko zniknęło tak szybko jak się pojawiło, nic więcej, tylko
przebłysk.
Chłopak się speszył i zaczął energicznie pocierad się w głowę.
- Przepraszam. To tylko... Nie rozmawialiśmy odkąd… No wiesz. Od
jakiegoś czasu.
- Nie ma to jak teraźniejszośd – Powiedziała.
Szept uśmiechu pojawił się na jego ustach.
- Dokładnie.
Znów na siebie spojrzeli. Świetliki taoczyły wokół ich dłoni. Powietrze
pachniało dzikimi kwiatami.
- Sutton? – Zawołał dziewczęcy głos w ciemności.
Emma odwróciła się. Ramiona chłopaka zesztywniały.
- Gdzie ona poszła? – Zapytał ktoś inny.
Przygładziła włosy za uszami. Wyjrzała na podwórko i zobaczyła dwie
postacie stojące na podjeździe Nanishy. Czarne martensy Lilianny
wydawały donośny odgłos, kiedy przechodziła. Gabriella trzymała
swój iPhone otwarty, oświetlając sobie nim drogę.
- Tu jestem – Odkrzyknęła Emma, a potem przyjrzała się chłopakowi. -
- Dlaczego nie przyjdziesz na imprezę?
- Nie dzięki – Odciął się jej szyderczo.
- No dalej – Nie przestała się uśmiechad – Opowiem ci o gwiazdach :
Brudasie, Kujonie…
Dziewczyny stanęły na koocu podjazdu chłopaka.
- Sutton – Krzyknęła Lilianna, oświetlana światłem z ganku.
- Kto tam jest? – Zawołała Gabriella.
Trzask. Emma obróciła się dookoła. Chłopak zniknął. Suszony wieniec
na drzwiach zakołysał się w przód i w tył, zamek zamknął się z
kliknięciem, a rolety w wielkim oknie na prawo szybko się zasunęły.
Dooobra.
Emam zeszła powoli z ganku i ruszyła przez podwórko.
- To był Ethan Landry? – Naciskała Gabriella.
- Rozmawialiście? – Zapytała Lilianna w tym samym czasie. Jej głos
drżał z ciekawości.
- Co on powiedział?
Charlotte pojawiła się za Twitterowskimi Bliźniaczkami. Jej policzki
były mokre, a czoło się świeciło.
- Co się dzieje?
Gabriella zrobiła przerwę w pisaniu.
- Sutton rozmawiała z Ethanem.
- Ethan Landry? – Brwi Charlotte uniosły się – Buntownik bez powodu
wreszcie przemówił?
Ethan. Teraz przynajmniej mogłam dopasowad imię do twarzy. Tak
samo jak Emma. A potem spojrzała na zdziwione twarze dziewczyn.
Nawiązała więź z chłopakiem, który nie był zaliczany do przyjaciół
Sutton. W koocu wyciągnęła telefon, lecz nadal nie było nowej
wiadomości.
Emma czuła na sobie gorące, przewiercające spojrzenie Charlotte –
zupełnie jak laser. Musiała to wszystko jakoś szybko wyjaśnid.
- Chyba za dużo wypiłam – wypaliła.
Charlotte zacmokała.
- Oooch, skarbusiu! – Złapała ją za rękę i poprowadziła wzdłuż długiej
linii zaparkowanych samochodów – Zabiorę Cię do domu.
Wyprostowała się i zwolniła nieco, bo Charlotte kupiła jej historię. A
potem zdała sobie sprawę co zaproponowała Charlotte. Miała ją
zabrad do domu Sutton.
- Tak, poproszę – Powiedziała i dała się poprowadzid Charlotte do jej
samochodu.
Dla mnie też było to ulgą. Wrócid do mojego domu. Może wreszcie
się czegoś dowiemy.
Sypialnia jakiej nigdy
nie miała Emma.
Charlotte wycofała swojego czarnego Jeepa Cheeroke równolegle do
krawężnika i wykręciła w stronę Parku.
- Oto jesteśmy, Madam. – powiedziała udając Brytyjski akcent.
Przywiozła ją do wielkiego, dwupiętrowego domu z łukowymi
oknami. Palmy, kaktusy i reszta pięknie utrzymanych kwiatów zakryły
cały żwir z boków podjazdu. Kwiaty w wielkich, kamiennych donicach,
ustawione były od bramy do drzwi frontowych. Wiatr wywodził przy
drzwiach ,a przy garażu mieszczącym 3 samochody, stała jakaś
rzeźba. Przy krawężniku stała skrzynka pocztowa z wypisaną prosta
literą M. Na podjeździe stały dwa samochody: Volkswagen Jetta i
duży Nissan SUV.
Mogłam nadad temu tylko jedno słowo – dom.
- Ktoś na pewno zna sytuację bliźniaczek – wymruczała cicho na
wydechu. Jeśli tylko Becky porzuciła ją jako pierwszą.
- Co to było? – Zapytała Charlotte.
Emma bawiła się swoją luźną sukienką.
- Nic.
Charlotte dotknęła jej nagiego ramienia.
- Czy Mads cię wystraszyła?
Emma uznała czerwone włosy i niebieskie oczy Charlotte za znak, że
może jej powiedzied, o co naprawdę chodzi.
- Wiedziałam, że to one – powiedziała w zamian.
- Dobrze. – Charlotte włączyła radio. – Zatem do zobaczenia jutro,
pijaczku. Pamiętaj, żeby wziąd dużo witamin zanim całkiem padniesz.
Ach, hej… piżama party u mnie, w piątek? Przyrzekam, że będę
grzeczna. Mojego taty nadal nie ma w mieście, a mama nie będzie
nas denerwowad.
Emma zmarszczyła brwi.
- Twojego taty nie ma w mieście? – Mężczyzna z Sabino Canyon
zaświtał w jej głowie.
Przez twarz Charlotte przebiegł niepokojący wyraz. Pierwszy raz
Emma widziała ją taką.
- Był w Tokio w minionym miesiącu. Czemu pytasz?
Emma przetarła ręką swój kark z tyłu.
- Bez powodu.
Ten koleś na szlaku, musiał byd kimś zupełnie innym. Zatrzasnęła
drzwi od samochodu i przeszła obok cytrynowych i pomaraoczowych
drzew. Rękaw na wiatr trzepotał na ganku. Wirujące wzory
przypomniały Emmie ozdoby tortowe. Zajrzała przez okno i ujrzała
kryształowy żyrandol oraz fortepian. Małe odblaskowe naklejki, na
górze okna sypialnianego mówiły : Dzieci w środku. W przypadku
pożaru, ratuj jako pierwsze. Żadna zastępcza rodzina nie pokwapiła
się o umieszczenie takiej naklejki na oknie Emmy.
Chciała zrobid zdjęcie, ale usłyszała dźwięk obrotów silnika za sobą.
Emma odwróciła się i zobaczyła Charlotte przyglądającą jej się z
samochodu, jedną brew miała uniesioną.
Po prostu odjedź – prosiła po cichu Emma – Wszystko gra.
Jeep ani drgnął. Emma spojrzała na chodnik, przykucnęła i
przewróciła się na dużą skałę blisko ganku. Ku swojemu zdziwieniu
pod nią leżał srebrny, błyszczący klucz. Ledwo powstrzymała się od
śmiechu. Chowanie kluczy pod kamieniami, było rzeczą, którą
widziała w telewizji, nie wiedziała, że ludzie rzeczywiście tak robią.
Wspięła się po gankowych schodkach i włożyła kluczyk w zamek.
Przekręcił się z łatwością. Kiedy stanęła w progu pomachała
Charlotte. Usatysfakcjonowana Charlotte ruszyła z podjazdu. Silnik
warknął i w ciemności zniknęły już czerwone tylne światła. A potem
Emma wzięła głęboki wdech i pchnęła frontowe drzwi.
Mój dom, nie, żebym wiele o nim pamiętała. Tylko skrzypienie
huśtawki na ganku, na której zwykłam siadad i czytad gazety.
KONIEC 1 CZĘŚCI THE LYING GAME.
NASTĘPNA : NEVER HAVE I EVER.
Pozdrowienia dla każdego, kto dotarł do tego momentu i nie zraziło go moje
wolne tłumaczenie. Dziękuję za wsparcie < 3
Megaamii