background image

 

~ 1 ~ 

 

Laurann Dohner, Kele Moon 

 

Nightwind Pack #02: 

Shattered 

 

 

 

background image

 

~ 2 ~ 

 

Prolog   

 

Przeszłość 

To  był  dźwięk,  który  wyciągnął  Amber  Daniels  z  jej  kryjówki  pod  masywnymi 

korzeniami drzewa w pobliżu jej domu. Nie głośny pisk hamulców, ale raczej okropne 
uderzenie po nim. 

Po  kilku  sekundach  opony  znów  zapiszczały,  a  silnik  ryknął  głośniej  zanim 

samochód  przyspieszył.  Amber  odłożyła  ostrożnie  swoją  lalkę  na  sweter,  żeby  Molly 
się nie zabrudziła i wyczołgała się ze swojego sekretnego miejsca. Rzuciła przerażone 
spojrzenia  dookoła,  by  upewnić  się,  że  jej  ojczyma  nie  ma  w  zasięgu  wzroku  i 
ukradkiem ruszyła w stronę leśnej drogi. 

Była  pusta  jak  zwykle,  ale  cichy  skomlący  dźwięk  kazał  jej  skręcić  z  drogi  i 

przeszukać gęste krzaki obok. Natychmiast zauważyła leżącego tam szczeniaka, ciężko 
dyszącego.  Jego  czarne  futro  wydawało  się  być  mokre  i  wiedziała,  nawet  w  wieku 
sześciu lat, co się stało. Został potrącony przez samochód, a ona mogła powiedzieć, że 
jest bardzo ranny. Ta osoba po prostu odjechała i zostawiła go na śmierć. 

- Och, nie – wyszeptała. 

Nie  była  pewna,  skąd  wiedziała,  że  to  szczeniak,  skoro  ten  czarny  pies  był  z 

łatwością tak duży  jak  pies  myśliwski. Miał  ogromne łapy, jakby  jeszcze  do  nich  nie 
dorósł, i słodki wygląd szczeniaka, który zmusił ją do wyciągnięcia ręki i dotknięcia go. 

Jęknął znowu i podniósł głowę. Duże, jasnoniebieskie oczy zatrzymały się na niej. 

Ruszyła do przodu i opadła obok niego na kolana, wiedząc, że zbliżanie się do dzikiego 
psa jest złym pomysłem. 

Amber zdecydowała, że szczenięta są w porządku. 

- Jestem z tobą – zamruczała cicho, wiedząc, że prawdopodobnie umrze z powodu 

tego jak bardzo krwawi. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego tylnej łapy, która 
nie sprawiała wrażenia zranionej. Przeczesała palcami jego miękkie czarne futro, mając 
nadzieję go uspokoić. – Nie bój się. Nigdy cię nie skrzywdzę. 

Łzy  wezbrały  w  jej  oczach,  oślepiając  ją,  gdy  szczeniak  opuścił  głowę  i  wydał 

kolejny  bolesny  skowyt.  Przysunęła  się  bliżej,  by  pogłaskać  go  po  głowie,  ale  była 
ostrożna z jego dużymi szczękami. Teraz już wiedziała, dlaczego ten szczeniak był taki 

background image

 

~ 3 ~ 

 

ogromny.  Nie  był  psem,  ale  wilkiem.  Kilka  razy  widziała  wychodzące  z  lasu  dzikie 
wilki.  Zwykle  jej  ojczym  strzelał  z  jednej  ze  swoich  strzelb,  żeby  je  wystraszyć, 
mamrocząc coś o tym, jakie są niebezpieczne, ale ten nie wydawał się być wredny. Jej 
wzrok zatrzymał się na jego boku, gdy zobaczyła, jak ciężki stał się jego oddech. 

-  Mogę  przyprowadzić  mamusię.  –  Pogłaskała  go  po  czubku  głowy.  –  Może 

mogłaby  pomóc.  Nie  chcę,  żebyś  umarł.  Ona  jest  dorosła  i  prawdopodobnie  wie,  co 
zrobić, żeby cię uratować.  

To stało się szybko. Gęste czarne futro na jego głowie zmieniło się w coś cieńszego 

i bardziej jedwabistego. Ciało szczenięcia przemieniło się. Jego futro cofnęło się. 

Niemal w mgnieniu oka, teraz leżał chłopiec zwinięty na boku, nagi i pokryty krwią 

w okolicy bioder i żeber. 

- Nie – wyszeptał. – Proszę? Uleczę się. 

Amber otworzyła usta, ale nic nie wyszło. Chłopiec wyglądał na około dziewięć lat. 

Obrócił głowę, by na nią spojrzeć, a jego oczy były tak samo oszałamiająco niebieskie u 
człowieka  jak  były  w  wilczej  postaci.  Jej  palce  były  zaplątane  w  jego  włosach 
sięgających do ramion. Nigdy nie widziała chłopca z tak długimi włosami, ale też nigdy 
nie widziała wilka zmieniającego się w chłopca. 

- Proszę, nie mów nikomu – wychrypiał, gdy Amber próbowała znaleźć swój głos. – 

Albo mnie zabiją, albo zamkną w klatce, żeby mnie badać.  

Wiedziała, że powiedział jej prawdę, że jest inny, i nie chciała, żeby ktokolwiek go 

skrzywdził. 

- Potrzebujesz pomocy – szepnęła w końcu. 

- Jestem inny od ciebie. Uleczę się. Potrzebuję tylko czasu.  

- Jesteś pewien? – Wątpiła w to, gdy jej wzrok przesunął się na krew na jego boku.  

-  Jestem  pewien.  –  Brzmiał  przekonująco  mimo  drżenia  bólu  w  jego  głosie.  – 

Proszę, nie mów nikomu. 

Spojrzała z powrotem na jego twarz, zahipnotyzowana tymi intensywnymi oczami. 

- Przysięgam. Co mogę zrobić? Mam wodę.  

- Ams? – Za lasu za nią dobiegł męski głos.  

background image

 

~ 4 ~ 

 

Ogarnął ją strach i mogła powiedzieć po minie na twarzy rannego chłopca,  że też 

był przestraszony. Amber przygryzła wargę. 

-  To  mój  ojczym.  Nie  może  cię  znaleźć.  Jeśli  ci  pomogę,  myślisz,  że  możesz  tam 

podejść? – Wskazała na swoje drzewo. – Mam kryjówkę. Tam nas nie znajdzie. Jeszcze 
mnie nie znalazł. 

Chłopiec  pozwolił  jej  pomóc  mu  wstać,  opierając  się  na  niej  ciężko,  starając  się 

trzymać  swoją  ranną  stronę  z  dala  od  niej.  Był  naprawdę  ciężki  i  o  wiele  wyższy  od 
niej. Utykał i to ich spowalniało, ale dotarli do umierającego drzewa. 

-  Właśnie  tam.  –  Wskazała  na  swoją  kryjówkę.  –  Między  korzeniami  jest  ukryta 

wielka  dziura  i  kopałam  przestrzeń  pod  nimi,  odkąd  byłam  mała.  Krzaki  z  przodu 
skrywają ją jeszcze bardziej. W środku jest woda i kilka moich rzeczy. Nie znajdzie nas. 

-  Ams?  Gdzie  do  diabła  jesteś?  –  Jej  ojczym  zabrzmiał  bliżej,  głośniej  i  bardziej 

gniewnie. – Nie mam całego dnia na poszukiwanie twojego głupiego tyłka.  

Amber  obeszła  krzaki,  odsłaniając  dziurę  między  korzeniami  i  pomogła  mu 

wczołgać  się  do  środka.  Kiedy  usiadła,  odwróciła  się  cała  do  chłopca  zwiniętego 
ponownie na boku. Unikała patrzenia na jego ciało tak bardzo jak mogła, ponieważ nie 
chciała  go  zawstydzać.  Byłaby  taka  przerażona,  gdyby  znalazła  się  naga  przed 
nieznajomym.  Przykryła  go  kocem  od  uda  do  biodra,  nakrywając  jego  tyłek.  Potem 
złapała sweter z rogu i zwinęła go, by wsunąć pod jego głowę. 

- Ams, ty mały bólu w dupie! Gdzie do diabła jesteś? 

Wilczy chłopiec spojrzał na nią, jego oczy były prawie zbyt jasne w półmroku, ale 

teraz wydawał się być bardziej ciekawy niż przerażony.  

- Masz na imię Ams? 

- Amber – powiedziała automatycznie, jakby była w szkole. – Jak ty masz na imię? 

- Desmon, ale… hmm… – Przełknął mocno ślinę. – Moi przyjaciele nazywają mnie 

Des. 

Nalała  trochę  wody  do  jednej  z  filiżanek,  którymi  się  bawiła,  i  podniosła  do  jego 

ust. Wypił, a potem położył głowę na ziemi. Zawahała się zanim przesunęła palcami po 
jego długich, jedwabistych włosach. Czasami, kiedy była chora, jej mama robiła to dla 
niej i to sprawiało, że czuła się trochę lepiej. 

- Cholera, zleję ci tyłek, jeśli nie wyjdziesz! – Głos jej ojczyma dobiegł z daleka. – 

background image

 

~ 5 ~ 

 

Nie testuj mnie, bachorze! To sprawi, że pasy, jakie dostałaś w zeszłym tygodniu, będą 
wyglądać jak klepnięcie!  

Desmon z niepokojem spojrzał na zakryty otwór jej kryjówki. 

- Powinnaś iść zanim zadzwoni na policję i zapolują na ciebie.  

Potrząsnęła głową. 

-  Nie  zrobi  tego.  Hoduje  rośliny,  o  których  nikomu  nie  powinnam  powiedzieć,  a 

policja je znajdzie. Dużo się chowam, ale wrócę do domu, kiedy będzie trzeźwy.  

Chłopiec zmarszczył brwi.  

- Trzeźwy? 

-  Pije.  – Odwróciła  od  niego  wzrok, czując  się  zawstydzona.  –  Zepsułam  coś  i  się 

wściekł. Zostanę tu na noc, a do rana zapomni. Zwykle tak robi.  

Patrzyli na siebie, zanim Desmon ją ostrzegł. 

- Jeśli kiedykolwiek komuś powiesz, co widziałaś, będą na mnie polować.  

Przestała przeczesywać palcami jego włosy. 

-  Uroczyście  przysięgam,  że  przez  całe  moje  życie  nigdy  nikomu  nie  powiem  o 

tobie, Des. Nie chcę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Jesteś miły. 

- Muszę tylko odpocząć. Polepszy mi się. Zostań ze mną. – Desmon odprężył się i 

zamknął oczy. – Mów do mnie. 

Ponownie pogładziła go po włosach. 

- W której jesteś klasie? 

- Klasie? – Jego ton był cięższy, jakby już zapadał w sen.  

- W szkole? Ile masz lat? 

- Sześć. – Zaciągnął koc mocniej wokół siebie. – Nie ma szkoły, ale mamy zajęcia. 

Zajęcia z polowania. Zajęcia tropienia.  

Amber  myślała,  że  jest  znacznie  starszy,  na  przykład  ma  dziewięć  lat,  ale 

świadomość, że jest w jej wieku, była miła, ponieważ nie miała żadnych przyjaciół w 
swojej  klasie.  Nawet  jeśli  był  największym  sześciolatkiem,  jakiego  kiedykolwiek 
spotkała, wciąż go lubiła. Szkoda, że nie mógł chodzić z nią do szkoły, skoro wydawało 

background image

 

~ 6 ~ 

 

się, że mieszka niedaleko. 

- Nie uczysz się matematyki? – Amber była trochę zazdrosna. – Lub czytania? 

- Moja mama uczy nas matematyki. I czytania. – Desmon nie brzmiał na zbyt tym  

podekscytowanego.  –  Szczeniaki  u  Goodwinów  nie  muszą  czytać,  ale  u  Nightwindów 
tak… przez cały czas, każdego dnia. Kpią sobie z nas.  

-  Dzieci  też  się  ze  mnie  śmieją  –  przyznała  cicho,  ale  nie  była  pewna,  czy  ją 

usłyszał, ponieważ jego ręka opadła do jego boku. 

Amber dotknęła jego klatki piersiowej. Wciąż oddychał. 

Desmon spał. 

Zrobiło  się  ciemniej  i  zimniej,  i  Amber  zwinęła  się  przy  nim,  by  utrzymać  ciepło. 

Bała  się,  że  ma  gorączkę,  kiedy  zorientowała  się  jak  gorąca  była  jego  skóra  w 
porównaniu do jej. 

Nie miała żadnych przyjaciół. Może mógłby z nią zostać, a ona mogłaby przemycać 

mu  jedzenie,  mógłby  zacząć  chodzić  z  nią  do  prawdziwej  szkoły,  żeby  trzymać  się  z 
dala od podłych dzieci, które go drażniły. 

Zapadła w sen… i kiedy rano się obudziła odkryła, że zniknął. 

Była sama… znowu. 

Dwa  dni  później  pojawił  się,  całkowicie  wyleczony,  ogromny  czarny  wilczy 

szczeniak z niebieskimi oczami, żeby się z nią bawić. 

Nigdy nikomu nie powiedziała o Desmonie. 

 

*** 

 

Prawie dziesięć lat później 

- Amber? 

Wzdrygnęła  się,  skulona  w  małej  przestrzeni  ukrytej  między  masywnymi 

korzeniami  drzewa.  Przez  minione  lata  pracowali  nad  rozszerzeniem  swojej  kryjówki, 
wykopując ją większą, ale wciąż była trochę za mała. Jej długie blond włosy opadły na 

background image

 

~ 7 ~ 

 

jej twarz, gdy opuściła głowę. 

Po  kilku  sekundach  krzaki  zaszeleściły  i  Desmon  wczołgał  się  do  ciasnej 

przestrzeni. Uderzył ją w ramię figlarnym, wilczym gestem. 

Skrzywiła się, ale przygryzła wargę, żeby nie pokazać mu, jaka była obolała. 

- Cześć. – Nie chciała na niego spojrzeć.  

- Przepraszam za spóźnienie. – Wyciągnął garść kwiatów. – Jesteś zła? 

- Nie. Są piękne. – Wzięła bukiet dobrą ręką i powąchała je. Lubiła małe prezenty 

natury, które Desmon zawsze jej przynosił. – Dziękuję. 

- Nie mogę zostać długo. – Westchnął. – Są moje urodziny. 

- Wiem. – Odłożyła kwiaty, sięgnęła na kolana i podniosła prezent, który dla niego 

zapakowała. – Naprawdę myślałeś, że zapomnę, że skończyłeś szesnaście lat? 

- Prezent? – Brzmiał na oszołomionego. – Nie musiałaś tego robić. 

Zerknęła  na  niego  w  słabym  świetle  migoczącym  między  kosmykami  włosów,  za 

którymi się ukrywała.  

-  Wiem,  że  powiedziałeś,  że  będziesz  dzisiaj  bardzo  zajęty,  ale  cieszę  się,  że 

przyszedłeś.  

Wyciągnął rękę i ścisnął jej dłoń. 

- Zawsze dotrzymuję obietnic wobec ciebie.  

- Wiem. – Amber zapatrzyła się na swoją małą dłoń w jego większej i zabolało ją 

serce. Nie była pewna, kiedy to się stało, ale Desmon stał się dla niej wszystkim. Był 
jasnym światłem w jej ponurym życiu, ale nie widywała go często. Powiedział, że jego 
ludzie, ci, co go lubią, nie pozwalają mu przebywać w pobliżu pełnych ludzi. Teraz gdy 
był starszy, rzadko miał szansę wymknąć się, żeby się z nią zobaczyć, i powierzyli mu 
więcej obowiązków po śmierci jego ojca. – Chciałam upiec ci tort, ale… 

-  W  porządku.  –  Rozerwał  opakowanie…  a  wtedy  zamarł,  wpatrując  się  w  jej 

prezent. – Ams, nie mogę tego przyjąć. To za dużo. 

Ludzki  chłopiec  mógłby  pomyśleć,  że  prezent  jest  głupi,  ale  Desmon  był  inny. 

Odniosła  wrażenie,  że  podobnie  jak  jej  rodzina,  jego  ludzie  nie  mieli  wiele.  Lub 
bardziej  prawdopodobne,  że  nie  potrzebowali  wiele.  Nigdy  nie  był  zainteresowany 

background image

 

~ 8 ~ 

 

najnowszymi grami wideo lub fajnymi samochodami jak chłopcy, z którymi chodziła do 
szkoły. 

Znów przygryzła wargę. 

- Nie możesz odmówić podarunku, który zrobiłam dla ciebie.  

-  Jesteś  taka  utalentowana.  –  Pogładził  delikatną  rzeźbę  wilka,  który  wyglądał 

niesamowicie  podobnie  do  Desmona  w  jego  zmienionej  postaci.  –  Zrobienie  tego 
musiało zająć ci tygodnie. 

Miesiące,  ale  nie  poprawiła  go.  To  był  najlepszy  kawałek,  jaki  kiedykolwiek 

stworzyła, i kosztował ją więcej niż tylko czas. Jej ojczym znalazł go i chciał sprzedać 
za alkohol w sklepie w mieście. Kiedy mu go odebrała, zaczął ją bić, próbując wyrwać 
to z jej palców, ponieważ nie chciała oddać.  

Miała siniaki, ale uciekła z wilkiem Desmona. 

- Zrobione z kawałka korzenia tego drzewa, żeby było wyjątkowo specjalne. 

Desmon sięgnął po  jej rękę, wziął ją i podniósł jej palce do swoich ust. Wycisnął 

tam pocałunek. 

- Dziękuję. 

- Chciałam, żebyś miał coś, co by ci mnie przypominało, kiedy jesteśmy osobno. 

-  Zawsze  jesteś  ze  mną  w  moich  myślach.  –  Jego  głos  zrobił  się  lekko  szorstki, 

nawet  nieludzki,  i  zauważyła,  że  zaczęło  się  tak  zdarzać  coraz  częściej  w  ciągu 
ostatnich kilku miesięcy. Zamknął oczy i wyznał. – Myślę o tobie przez cały czas. 

Uśmiechnęła się, jej serce się rozgrzało. 

-  Chciałabym,  żebyś  miał  pozwolenie  chodzenia  do  miasta,  wtedy  mogłabym 

przypadkowo wpaść na ciebie od czasu do czasu.  

- Nie wolno nam mieszać się z ludźmi. Pozwalamy kilku mieszkać w pobliżu naszej 

ziemi,  by  ukryć  nas  przed  większymi  deweloperami,  ale  nie  powinniśmy  z  nimi 
rozmawiać. 

-  Wiem.  –  Próbowała  nie narzekać. Nigdy  mu nie  powiedziała  jak ponure było  jej 

życie, ale nie mogła się powstrzymać przed wyznaniem. – Po prostu tęsknię za tobą. 

- Kiedy osiągniesz dojrzałość… – przerwał, jakby powiedział coś, czego nie 

background image

 

~ 9 ~ 

 

powinien. 

Bicie  serca  Amber  przyspieszyło.  Wiedziała,  że  to  słowo  oznacza  dorosłość  w 

mowie Desmona. 

- Tak? 

Zacisnął swoją dużą dłoń na jej. 

-  Chcę  cię,  Amber  –  powiedział  z  warknięciem,  jego  głos  opadł  do  głębokiego  i 

ochrypłego  tonu,  który  posłał  dreszcz  przez  jej  ciało.  –  Nie  mogę  przestać  o  tym 
myśleć. 

Odwróciła się do niego, zapominając, dlaczego ukrywała swój policzek. 

- W jaki sposób? 

Desmon opuścił jej rękę i nagle tulił jej twarz w swoich zrogowaciałych dłoniach. 

Wpatrywała się w jego zdumiewające oczy, zaskoczona widokiem furii odbijającej się 
w  szafirowych  kulach.  Nawet  ich  kształt  zmienił  się  fizycznie,  czyniąc  go  bardziej 
zwierzęcym, mimo że był w ludzkiej postaci. 

- Kto ci to zrobił? 

Mruganiem  powstrzymała  gorące  łzy,  ponieważ  siniaki  nie  były  nowe.  Reszta  już 

tak.  

- Jak mnie chcesz, Des? Mówisz o seksie? 

Przyglądał się jej, jego oczy wciąż sprawiały, że wyglądał pierwotnie, jego głos był 

całkowicie nieludzki, gdy zażądał. 

-  Kto  cię  uderzył,  Amber?  Twój  ojczym?  Rozerwę  go  na  kawałki  za  dotknięcie 

mojej partnerki! 

Jego partnerka.  

Te słowa trafiły prosto w jej serce. 

- Prosisz mnie, żebym wyszła za ciebie?  

Pierś  Desmona  unosiła  się  i  opadła  w  mocnych,  dyszących  oddechach,  gdy 

ponownie zapytał. 

- To on cię uderzył? 

background image

 

~ 10 ~ 

 

Sięgnęła, krzywiąc się, gdy poruszyła ramieniem i złapała jego dłonie swoimi. 

- Nic mi nie jest. Potknęłam się – skłamała. – Nie chciałam zepsuć twoich urodzin, 

pozwalając ci mnie taką zobaczyć. 

- Nie chroń go. – Jego oczy zmieniły się jeszcze bardziej, gdy mówił, jego psie zęby 

wyrosły dłuższe w jego ustach. – Nie zasługuje na to. 

- Tracisz swoją ludzką twarz. 

-  Ma  szczęście,  że  w  ogóle  mam  ludzką  twarz.  –  Jego  głos  wciąż  był  warczeniem 

furii. – Powinienem teraz rozerwać mu gardło. Gdyby był jednym z moich ludzi, już by 
nie żył. Nie lubię mężczyzn, którzy krzywdzą kobiety, szczególnie moją kobietę. Nikt 
nie  ma  prawa  cię  krzywdzić,  Amber,  jesteś  jedyną  miłą  częścią  mojego  życia.  W 
mgnieniu oka zabiłbym dla ciebie.  

Nie przestraszyła się tego wyznania.  

Amber  wiedziała,  że  Desmon  jej  nie  skrzywdzi.  Co  więcej,  pomimo  sprzecznych 

dowodów,  wiedziała,  że  jest  dobry,  chociaż  inni  mogli  myśleć,  że  jest  szalona.  Dużo 
groził,  szczególnie  gdy  się  zdenerwował  i  tracił  kontrolę  nad  swoimi  rysami,  ale  tak 
naprawdę, by nie zabił. 

Nawet jeśli był częściowo zwierzęciem. 

Nigdy nie powiedział  słowa, ale  wiedziała,  że  jest  wilkołakiem.  Tym  mistycznym 

stworzeniem,  które  nie  powinno  istnieć.  Ale  Desmon  był  dla  niej  zaskakująco 
prawdziwy. Był jedyną rzeczą, której mogła ufać, że jest przyzwoita i dobra, więc nie 
zadawała mu pytań. Wiedziała, że nie wolno mu nic mówić ludziom, a szanowała go na 
tyle, by to odpuścić. 

Pogładziła go po twarzy, mając nadzieję, że go uspokoi.  

- Poprosisz, żebym wyszła za ciebie, kiedy skończymy osiemnaście lat? 

Skinął głową, mimo że jego oddech wciąż był ciężki. 

- Tak. 

- Tak? – Uśmiechnęła się z nadzieją. 

Desmon sięgnął do niej, jeszcze raz gładząc ją po policzku. 

- Chciałbym móc zabrać cię ze sobą już teraz, ale nie mogę, dopóki nie skończysz 

background image

 

~ 11 ~ 

 

osiemnaście  lat.  Szukaliby  cię,  a  moi  ludzie  nie  pozwolą  mi  cię  ukryć,  dopóki  nie 
będziesz w pełni dojrzała według standardów twojego świata. 

-  Kocham  cię,  Des  –  wyznała,  gdy  łzy  spływały  po  jej  policzkach  od  nadmiaru 

emocji.  –  Ale  nie  byłam  pewna,  czy  czujesz  to  samo  do  mnie.  Nigdy  nawet  nie 
próbowałeś mnie pocałować.  

-  Chciałem,  ale  moi  ludzie  nie  są  dobrzy  w  powściąganiu  swoich  instynktów.  – 

Zsunął  dłoń  z  jej  policzka  na  gardło  i  potem  przesunął  palcem  po  jego  krzywiźnie. 
Desmon  pieścił  jej  punkt  tętna,  gdy  jego  wzrok  opadł  niżej,  do  dekoltu  jej  koszulki. 
Jego  źrenice  nadal  były  rozszerzone  i  wyglądały  dziko,  ale  wiedział,  że  czuje  się 
pierwotnie z innego powodu, jego głos nadal był warczeniem. – Po prostu nie mogłem 
tego  ryzykować,  dopóki  nie  będziesz  gotowa  się  sparować.  Wszystko  we  mnie  cię 
chce…  wszystkie  strony.  Byłaś  największym  testem  mojej  kontroli.  Uczyniłaś  mnie 
silniejszym niż kiedykolwiek myślałem, że mogę być.  

Zaśmiała się. 

- Naprawdę? 

-  Nie  masz  pojęcia, Aniele.  –  Desmon  jęknął  i  puścił  ją,  odwracając  wzrok,  jakby 

próbował  zebrać  swoją  siłę.  –  Tęsknię  za  tobą  tak,  że  to  aż  boli.  Za  półtora  roku,  w 
twoje urodziny, przyjdę po ciebie i zabiorę cię do naszego domu. 

Ogarnęło ją ciepłe, pełne nadziei podniecenie w sposób, jaki był zarówno obcy jak i 

całkowicie uzależniający. 

- To wspaniale. Chciałabym zobaczyć, gdzie mieszkasz. 

- Nie, w tej chwili to jest zbyt niebezpieczne, żeby zabrać cię na terytorium watahy, 

a  nie  zaryzykuję  twojego  życia.  –  Wyglądał  na  szczerze  żałującego,  że  musi  ją 
rozczarować.  –  Powiedziałem  ci,  że  mój  lud  skrzywdzi  cię,  gdyby  dowiedzieli  się  o 
naszym związku, tak jak twoi ludzie skrzywdziliby mnie. Kiedy się w końcu sparujemy, 
mój  lud  cię  zaakceptuje.  To  naturalne  prawo,  gdy  już  osiągniesz  dojrzałość  w  twoim 
świecie,  a  nasi  przywódcy,  nawet  ci  skorumpowani,  są  zmuszeni  do  przestrzegania 
wszelkich  praw  rządzonych  przez  naturę.  Musimy  tylko  trochę  poczekać.  Moja  matka 
była  taka  jak  ty  zanim  poznała  mojego  ojca  i  mój  lud  ją  kochał.  Obiecuję,  że  kiedy 
będziesz miała osiemnaście lat, możemy być razem każdego dnia.  

- Nawet nie wiem, czym jesteś – powiedziała z wahaniem, ponieważ nie wiedziała, 

że jego matka jest człowiekiem… lub była.  

background image

 

~ 12 ~ 

 

Wygiął na nią ciemną brew.  

- Czy to ma znaczenie? Czy zmiana etykietki zmieni to, co czujesz do mnie? Nas? 

-  Nie.  –  Amber  potrząsnęła  głową.  –  Kocham  cię.  Czymkolwiek  jesteś,  wciąż  cię 

kocham.  

Skinął głową zanim skrzywił się rozczarowany. 

- Muszę iść. 

- Tak szybko? – Nienawidziła, kiedy odchodził, mówienie do widzenia było torturą. 

– Zaledwie przyszedłeś.  

-  Wiem,  ale  będzie  specjalna  ceremonia  na  moje  urodziny.  –  Nie  wyglądał  na 

podekscytowanego z tego powodu. – Muszę tam być zanim zajdzie słońce.  

- Jakiego rodzaju ceremonię? 

-  Nie  wiem.  To  zostało  utrzymane  w  tajemnicy.  –  Unikał  patrzenia  na  nią,  jakby 

nagle poczuł się nieswojo. – Jestem trochę inny od większości moich ludzi. 

- Jak? – Amber obdarzyła go swoim najlepszym błagalnym spojrzeniem i zamrugała 

rzęsami, wiedząc jak zareaguje. – Czy przynajmniej na to możesz odpowiedzieć? 

-  W  porządku.  –  Zaśmiał  się,  sprawiając,  że  Amber  poczuła  się  godna  zaufania, 

kiedy  jej  powiedział.  –  Mój  ojciec  był  alfą,  a  ja  jestem  jego  jedynym  szczenięciem. 
Chce mojej lojalności, by zachować spokój, a ja mam wiele dobrych powodów, by się 
temu przeciwstawić. Więc prawdopodobnie to będzie miało coś z tym wspólnego.  

Wpatrywała  się  w  szerokie  ramiona  Desmona.  Miał  teraz  metr  dziewięćdziesiąt 

wzrostu i z łatwością ponad dziewięćdziesiąt kilo umięśnionego mężczyzny o szerokich 
ramionach.  Myślała,  że  był  kilka  klas  wyżej  od  niej,  kiedy  się  poznali,  ale  on  był 
naprawdę dużym dzieckiem. 

Trudno  było  pojąć,  że  nie  skończył  jeszcze  rosnąć,  ponieważ  to  właśnie  miał  na 

myśli mówiąc o dojrzałości. 

- Czy uda ci się wymknąć przed końcem tego miesiąca? 

-  Spróbuję.  –  Urwał,  wciąż  wyglądając  na  nieszczęśliwego.  –  Alfa  kazał  swoim 

ludziom mnie pilnować. Musiałem zgubić pięć innych wilków w lesie, żeby dotrzeć do 
ciebie. Gdziekolwiek pójdę, oni próbują podążać. 

background image

 

~ 13 ~ 

 

Amber zawahała się, a potem pochyliła się do przodu. Ukradła pocałunek, ale był 

niewinny, tylko jej usta musnęły jego ciepły policzek.  

- Wszystkiego najlepszego, Des. 

Zamknął oczy, wdychając jej zapach i cicho warknął. 

- Zbyt blisko. 

-  Zawsze  to  mówisz.  –  Cofnęła  się,  nawet  jeśli  wszystko  w  niej  protestowało.  – 

Kiedy byliśmy dziećmi, pozwalałeś mi wspinać się po całym tobie i pozwalałeś mi też 
zwijać się z tobą.  

- Kiedy byliśmy dziećmi, nie odczuwałem silnych pragnień takich jak teraz. – Jego 

niebieskie  oczy  wyraźnie  pociemniały.  –  Nie  chciałabyś  się  ze  mną  tulić,  gdybyś 
wiedziała, co chcę ci zrobić. 

- Wiem o seksie, Des. 

Warknął ponownie, a gniew nagle napiął jego rysy.  

- Czy dotykał cię mężczyzna? 

- Nie. Chcę tylko ciebie, ale mamy telewizję. – Wzruszyła ramionami, czując jak jej 

policzki rozgrzewają się od niskiego warczenia zaborczość w jego głosie zanim dodała. 
– I czytam książki. 

- Nigdy nie dotknąłem kobiety, ponieważ chcę tylko ciebie. – Jego ciało rozluźniło 

się,  jakby  sama  myśl  wystarczyła,  by  uspokoić  jego  dziką  stronę.  –  Obiecasz  mi  to 
samo? Zachowasz się dla mnie? 

Amber uśmiechnęła się do niego.  

- Tak. 

Desmon odetchnął głębokim, ciężkim westchnieniem ulgi i uśmiechnął się do niej. 

- Uwielbiam mój prezent. – Zacisnął drewnianą rzeźbę w dłoni. – Muszę iść. Słońce 

zachodzi, a ja mam wiele kilometrów do przebiegnięcia.  

Skinęła głową.  

- Idź.  

Odszedł tak szybko jak przybył. Odczekała jakieś pięć minut, a potem podeszła do 

background image

 

~ 14 ~ 

 

drzewa  po  drugiej  stronie  starej  drogi.  Czekały  tam  porzucone  ubrania  Desmona,  jak 
zawsze, ale rzeźby nie było na ziemi. Uśmiechnęła się i miała nadzieję, że jego wilcze 
zęby nie uszkodzą drewna, gdy biegł do domu. 

Pochyliła  się,  złożyła  spodnie  i  koszulę,  a  potem  włożyła  jego  ubrania  do  torby, 

którą  używała  do  ochrony  ich  przed  lasem.  Przesunęła  kamień,  schowała  torbę  do 
dziury,  którą  wykopała,  i  pchnęła  kamień  z  powrotem  na  miejsce.  Następnym  razem, 
gdy przyjdzie, będą na niego czekać. 

Uśmiechnęła się szeroko na to, że Desmon chciał się z nią ożenić. Jak tylko skończy 

osiemnaście lat, zacznie z nim nowe życie. 

To było wszystko, czego kiedykolwiek pragnęła. 

Odwróciła się… jej serce prawie zatrzymało się z przerażenia, gdy znalazła się na 

wprost  trzech  nagich  mężczyzn  stojących  w  ciszy  w  lesie  w  odległości  dziesięciu 
metrów od niej. 

Nie byli podobni do Desmon z ich jaśniejszą skórą i włosami, ale wiedziała, czym 

są.  

Byli jak Desmon. 

Przełknęła mocno. Ten najbliższy niej powąchał, skrzywił się i zwęził na nią zielone 

oczy.  

- Człowiek. 

- Czy on się z nią bawi? – mruknął ten po lewej. 

- Nie pachnie nim. 

-  Albert  będzie  chciał  ją  zobaczyć.  Będzie  chciał  wiedzieć,  kim  ona  jest  i  co 

Desmon z nią robi. 

Miała kłopoty i Amber wiedziała o tym. Nie potrzebowała zwierzęcego instynktu, 

żeby wyczuć niebezpieczeństwo. Jej serce waliło, gdy wystartowała, biegnąc do drogi. 

Jeden z nich złapał ją boleśnie w talii zanim zdążyła dotrzeć za daleko, z wściekłym 

warczeniem podnosząc ją z nóg. 

Ten dźwięk bardziej ją przeraził. 

- Dokąd to, króliku? – Jego ostre zęby zagrażały jej skórze, gdy przesunął swoje 

background image

 

~ 15 ~ 

 

usta do jej gardła, ślina kapała na nią z jego rozchylonych warg. – Mmmm. Jaka szkoda, 
że  nie  możemy  jej  teraz  zabić.  Po  tym  jak  Albert  skończy,  zabawimy  się  z  nią. 
Uwielbiam smak ich krwi. Fajnie jest patrzeć jak umierają. 

Amber otworzyła usta i krzyknęła.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 16 ~ 

 

Rozdział 1 

 

Dzień dzisiejszy – czternaście lat później 

Amber  poderwała  się  do  pozycji  siedzącej  na  łóżku,  dysząc.  Dopiero  po  chwili 

zrozumiała, że  jest bezpieczna. Nawet kiedy to zrobiła, wciąż  brała  głębokie wdechy, 
próbując spowolnić pracę serca, jednocześnie się przeklinając. 

Nie powracała do wspomnienia tego dnia od lat. 

Drzwi  sypialni  otworzyły  się  gwałtownie,  wlewając  światło  do  pokoju,  kiedy 

wpadła jej młodsza przyrodnia siostra Beatrice.  

- Wszystko w porządku? 

- Cholera. Krzyczałam, prawda?  

Skinęła głową. 

- Co to było? Zobaczyłaś pająka? Nienawidzę ich.  

- Nie. Przepraszam. – Amber odepchnęła nakrycie. – Miałam koszmar. 

Bea posłała jej napięty uśmiech.  

- To musiał być epicki. 

- Tak. Był naprawdę zły. – Amber odwróciła się do lampy przy łóżku i sprawdziła 

czas.  – Jak mama? 

- Pielęgniarka wciąż ma ją na lekach. – Bea opuściła głowę, wyglądając na bardziej 

przytłoczoną  i  smutną  niż  powinna  być  siedemnastoletnia  dziewczyna.  –  Miałam 
właśnie zamiar cię obudzić. Nie sądzę, żeby przeżyła noc. 

Ból przeszył Amber. Przyjechała dzień wcześniej do domu swojego dzieciństwa, do 

którego przysięgała, że już nigdy nie wróci, po tym jak odebrała telefon informujący ją, 
że jej matka została wypisana do domu ze szpitala, żeby umarła we własnym łóżku. 

Amber tylko skinęła głową. 

- W porządku. Nasza trójka będzie z nią siedziała aż do końca. 

- Katie tu nie ma. – Bea urwała. – I nie odbiera telefonu. Wiem, gdzie ona jest, i 

background image

 

~ 17 ~ 

 

dzwoniłam z tysiąc razy, ale nie zawołają jej. Powiedziano mi, żebym do niej napisała.  

- Co masz na myśli, że nie zawołają jej do telefonu? 

Na policzkach Bei pojawił się rumieniec.  

-  Ona  jest  w  Stodole.  Jej  chłopak  tam  przesiaduje  i  lubi,  gdy  ona  jest  z  nim. 

Prawdopodobnie powiedział barmanowi, żeby się rozłączał, żeby nie wyszła.  

Stodoła? Czy to nie bar u podstawy Góry Hollow?  

- Tam spędza czas. 

- Nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat. 

Bea wzruszyła ramionami. 

- Nie obchodzi ich to. 

- Co przez to rozumiesz? Nie martwią się o ich licencję na alkohol? 

-  Nie.  –  Bea  prychnęła,  jakby  ten  pomysł  był  absurdalny.  –  Gdyby  Roni  była  w 

pracy, wyrzuciłaby Katie jak zwykle to robi, ale to jest jej wolna noc. Mam jej osobisty 
numer i napisałam do niej, ale nie odpowiedziała. Prawdopodobnie jest na randce czy 
coś.  

- Zadzwonię do baru. 

-  Barman  miał  mnie  dość  i  odłożył  telefon.  Próbowałam  nawet  przez  operatora  i 

potwierdziła to.  – Łzy napłynęły do oczu Bei. – Katie nie będzie tu, gdy mama umrze, i 
nigdy sobie tego nie wybaczy. 

- Pójdę po nią. 

Bea zawahała się.  

- Um… 

-  Co?  –  Amber  podeszła  do  swojej  otwartej  walizki  leżącej  na  krześle  i  złapała 

dżinsy. 

- To trochę niebezpieczne miejsce. Jest tam wielu motocyklistów. 

- W takim razie Katie zdecydowanie nie ma prawa tam być o jedenastej w nocy lub 

o każdej porze, jeśli już o tym mowa. Mama pozwalała na to? 

background image

 

~ 18 ~ 

 

- Taa, ale wiesz jak bardzo mama piła.  

- Nie całkiem. 

-  Po  tym  jak  tata  się  wyprowadził  i  związał  z  tą  nową  kobietą,  cóż,  wszystko,  co 

robiła to piła. Naprawdę nie obchodziło jej, co robiłyśmy tak długo jak miała alkohol.  

Wściekłość  zagotowała  się  pod  skórą  Amber,  sprawiając,  że  jej  twarz  się 

zarumieniła. Ściągnęła koszulę nocną i szybko się ubrała. 

- Pójdę po Katie. Pamiętam jak dostać się do tego baru. Twój tata zwykł czasem się 

tam upijać i musiałyśmy iść po niego.  

- Ams, to jest niebezpieczne. – Bea brzmiała na zdecydowanie zbyt dorosłą jak na 

nastolatkę.  –  Mam  na  myśli,  że  niektórych  spędzający  tam  czas  mężczyźni  są 
przestępcami… naprawdę.  

-  Spędziłam  osiem  lat  w  małżeństwie  z  Jeffem.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Zaufaj  mi.  

Wiem wszystko o tych typach.  

- Przedstawiał cię swoim klientom? 

Wzruszyła ramionami, zakładając buty na obcasach, by dodać sobie wzrostu i mając 

nadzieję, że będzie wyglądała na trochę bardziej zastraszającą.  

- Kontakty z klientami są częścią życia adwokata. Czasami mieliśmy imprezy, a ja 

musiałam  poznać  kilku  z  tych  mężczyzn,  których  reprezentował.  Moim  obowiązkiem 
było ich zabawiać. 

- Naprawdę nienawidziłam Jeffa. Traktował cię, jakbyś była jego niewolnicą, a nie  

żoną. 

Amber chwyciła torebkę i napotkała oczy młodszej siostry. 

- Wszyscy popełniamy błędy. Myślałam, że był kimś, kim nigdy nie mógłby być, a 

on myślał, że zniosę wszystko, co zrobi. 

- Nadal cieszę się, że oskubałaś go w ugodzie rozwodowej.  

- Sędzia prowadzący naszą sprawę również nie okazał się być zbyt życzliwy wobec 

niego,  gdy  okazało  się,  że  ma  cztery  dziewczyny,  które  wspierał  w  tak  zwanym 
wynajmowanym lokalu.  

- Nigdy niczego nie podejrzewałaś? 

background image

 

~ 19 ~ 

 

- Cały czas pracował. Wierzyłam mu, dopóki nie dowiedziałam się, że jakaś kobieta 

zaszła z nim w ciążę. 

- Czy to dziecko było jego? 

Ból wciąż płonął w jej klatce piersiowej za tę zdradę. 

- Płaci alimenty, więc zakładam, że tak. Nie pozwolił mi mieć dziecka. Wciąż mnie 

zniechęcał, kiedy błagałam go o założenie rodziny, a potem idzie i zapładnia jedną ze 
swoich sekretarek? Myślę, że robił w swoim biurze coś więcej niż nadgodziny.  

-  Przykro  mi  –  powiedziała  poważnie  Bea.  –  I  naprawdę  nie  sądzę,  żeby  to  był 

dobry pomysł, żebyś poszła do Stodoły

Amber wzruszyła ramionami. 

-  Mam  już  za  sobą  etap  bólu  i  gniewu  z  Jeffem.  Teraz  jestem  na  etapie  więc  to 

koniec. Dobre wyczucie czasu. Potrafię poradzić sobie z jakimiś małomiasteczkowymi 
punkami. Czternaście lat mieszkałam w Los Angeles. 

-  Okej.  –  Bea  wyglądała  na  mniej  niż  pewną.  –  Proszę  bądź  ostrożna,  Amber. 

Pamiętaj, że jeśli wyglądają wrednie i zachowują się wrednie, to znaczy, że są wredni… 
więc trzymaj się z daleka.  

Piętnaście  minut  później  Amber  wjechała  na  parking  Stodoły.  Spojrzała  na 

motocykle,  wypasione  ciężarówki  i  podrasowane  samochody  wokół  niej.  Westchnęła 
głośno i odpięła pas. Potem pochyliła się nad konsolą i otworzyła schowek. Zawinęła 
palce wokół pojemnika z gazem pieprzowym, wyprostowała się, wzięła głęboki oddech 
i wysiadła z samochodu. 

W tym barze była dwudziestoletnia Katie, a furia przeszła długą drogę w Amber, by 

znalazła odwagę, żeby wkroczyć do dużego starego budynku. 

Gdy  weszła  do  środka  muzyka  głośno  dudniła  i  pozwoliła  spojrzeniu  przeczesać 

pomieszczenie. Po lewej stronie był bar obsługiwany przez długowłosego mężczyznę w 
podkoszulku bez rękawów z tatuażami na obu ramionach. Podniósł wzrok i ich oczy się 
spotkały. Zmarszczyła brwi na niego, a potem jej uwaga ruszyła dalej. 

Stoły  były  wypełnione  głównie  mężczyznami.  Kodem  ubioru  zdawały  się  być 

dżinsy, t-shirty  i skórzane  kurtki.  Świetnie,  pomyślała.  Pozerski bar motocyklistów  na 
kompletnym odludziu, w Północnej Kalifornii. 

Jej uwagę przyciągnęła jedna z kobiet tańczących przed stołem, ale była starsza, 

background image

 

~ 20 ~ 

 

była  brunetką  i  zdecydowanie  nie  była  przyrodnią  siostrą  Amber.  Spódnica  kobiety 
podniosła  się  tak  wysoko,  że  pokazała  się  dolna  linia  jej  tyłka,  gdy  okręciła  się  i 
pochyliła ruszając się w rytm rockowej melodii. 

Dwie  kolejne  kobiety  były  z  tyłu  przy  stołach  bilardowych.  Trzecia  kobieta  była 

przygnieciona za wielkim mężczyzną w czarnej koszulce. Amber nie widziała jej  zbyt 
wiele,  ponieważ  mocno  obściskiwała  się  ze  swoim  partnerem.  Ogromny  mężczyzna 
opuścił ramię i sięgnął, by złapać kobiecy tyłek w dżinsowej spódnicy. 

Amber  zobaczyła  krótkie  blond  włosy…  i  wzrósł  w  niej  gniew,  gdy  ruszyła  do 

swojej siostry. 

Facet przy stole wstał z krzesła i wszedł jej w drogę. Zamarła, spojrzała na niego i 

nagle  poczuła  się  malutka  przy  swoim  metrze  sześćdziesięciu  mimo 
pięciocentymetrowych obcasów. Był wielkim sukinsynem, muskularnym mężczyzną z 
dużą ilością zarostu. 

Uśmiechnął się. 

- Hej, mała. 

Amber omal nie zatoczyła się do tyłu od jego przesiąkniętego whisky oddechu. 

- Przepraszam. – Próbowała go ominąć, ale  przesunął się na jej drogę. – Jestem tu 

po kogoś. 

Złapał ją za ramię.  

- Jestem kimś. 

- Kogoś innego – wyjaśniła z niewzruszonym spojrzeniem.  

- Hej, nie bądź suką. – Jego uśmiech rozszerzył się, pokazując proste białe zęby, co 

było  zaskakujące,  biorąc  pod  uwagę  jak  kanciasto  na  krawędziach  wyglądała  reszta 
niego. – Albo bądź suką. Lubię je.  

Mężczyźni  w  pobliżu  roześmiali  się  i  Amber  musiała  zmusić  się  do  stłumienia 

strachu.  Uniosła  brodę,  mierząc  go  swoim  najzimniejszym  spojrzeniem  i  wyrwała 
ramię.  

-  Po  pierwsze,  nienawidzę  tego  terminu.  Jest  niegrzeczny.  Po  drugie,  jeśli  znów 

mnie dotkniesz, pożałujesz tego. A teraz, proszę zejdź mi z drogi, żebym mogła zabrać 
moją siostrę.  

background image

 

~ 21 ~ 

 

Przekrzywił głowę, wpatrując się w nią, a potem zerknął przez ramię. Znów się do 

niej obrócił. 

- Kim jest twoja siostra? 

- Katie. 

Jego oczy rozszerzyły się i powoli zmierzył ją jeszcze raz, od wysokich obcasów do 

twarzy. 

- Masz wygląd. – Uśmiechnął się. – Ona jest zajęta, ale ty nie. 

Motocyklista znów po nią sięgnął. 

Amber  uniosła  rękę,  pokazując  mały  pojemnik  w  dłoni  i  rzuciła  mu  znaczące 

spojrzenie.  

- Widzisz to? To jest gaz pieprzowy. Cofnij się i zejdź mi z drogi.  

Zmarszczył  brwi,  ale  cofnął  się  o  krok.  Pochylił  się  i  zaciekawiony  powąchał 

pojemnik,  co  było  dziwne,  ale  też  nic  w  nim  nie  wydawało  się  być  normalne.  Amber 
ruszyła,  kierując  się  szybko  do  pary,  która  wciąż  obłapiała  się  w  kącie.  Była 
zszokowana patrząc jak facet podnosi jej siostrę i przygniata ją do ściany zanim wsunął 
rękę między ich ciała. 

- Katie! 

Jej  siostra  szarpnęła  się  ramionach  mężczyzny  i  obróciła  do  Amber.  Zdziwienie 

natychmiast zmieniło rysy twarzy Katie i jej usta opadły w szoku. 

- Ams? Do cholery, co ty tu robisz? 

Zatrzymując  się  gwałtownie,  Amber  zwalczyła  chęć  krzyknięcia  na  siostrę  za 

obłapianie się z facetem w barze przed publicznością. Próbowała pamiętać, że jej siostra 
ma  ukończone  osiemnaście  lat,  że  jest  całkowicie  legalną  osobą  dorosłą,  ale  jej 
temperament zwyciężył. 

- Musisz natychmiast wrócić ze mną do domu. Mamie się pogorszyło.  

Amber pożałowała, że tak po prostu to wypluła, kiedy zobaczyła jak twarz młodszej 

siostry blednie.  

- Postaw mnie, Merl. – Katie pchnęła jego pierś. – Muszę iść. 

- Nie. Możesz wyjść, kiedy skończę. Jestem twardy jak skała i zamierzam cię 

background image

 

~ 22 ~ 

 

przelecieć.  

Czy  on  naprawdę  powiedział  to  do  mojej  siostry?  Tak,  zrobił  to.  Umysł  Amber 

działał, ale jej usta nie. Była oszołomiona i oniemiała. 

Katie kręciła się przy ścianie i pchnęła jego pierś. 

- Nie przed moją siostrą. Daj spokój, ogierze. Słyszałeś ją. Chodzi o moją mamę.  

Wielki palant potrząsnął głową. 

- Teraz. Najpierw pieprzenie, potem możesz iść. 

Katie zagryzła wargę i odwróciła głowę, wpatrując się w siostrę. 

- Idź do domu i usiądź przy mamie, ja wkrótce tam będę. 

- Żartujesz? – Oczy Amber rozszerzyły się. – Pójdziesz ze mną w tej chwili.  

- Nie mogę. Obiecałem Merlowi trochę mojego czasu. Ignorowałam go.  

Serce Amber prawie się zatrzymało. 

- Czy on… – Omyło ją przerażenie i lęk. – Czy on ci płaci? 

- Nie. – Katie autentycznie wyglądała na obrażoną. – Nie jestem dziwką. Jak mogłaś 

tak pomyśleć? 

Mężczyzna trzymający jej siostrę zachichotał. 

-  Ona  jest  moja  i  w  przeciwieństwie  do  reszty  twojego  rodzaju,  nie  obchodzi  ją, 

gdzie ją pieprzę. 

Amber obróciła głowę, gapiąc się na uśmiechniętych mężczyzn wokół nich, którzy 

obserwowali rozwijającą się scenę, jakby to było coś zabawnego. Spojrzała z powrotem 
na siostrę i zobaczyła jak bardzo zbladła twarz Katie. Zobaczyła też poczucie winy w 
oczach siostry. 

- Katie? – Zamilkła, biorąc w garść swoje skonfliktowane emocje. – Jesteś dorosła, 

a ja bardzo się staram, żeby nie zwariować, ale nie wyjdę stąd bez ciebie. – Spojrzała 
gniewnie na mężczyznę przygniatającego jej siostrę. – Proszę, postaw moją siostrę, albo 
zmuszę cię do tego.  

Zaśmiał się, zerkając na Katie.  

- Lubię ją. Jest zabawna. – Jego uśmiech zamarł, gdy spojrzał na Amber. – 

background image

 

~ 23 ~ 

 

Zamierzam  przybić  twoją  małą  siostrę  do  ściany  tu  i  teraz.  Wyglądasz  na  trochę 
pruderyjną, więc może  będziesz mogła się czegoś nauczyć, kiedy będziesz patrzeć jak 
to robię. Potem może dam ci szansę pokazać wszystkim, czego się nauczyłaś.  

Palant  sięgnął  do  ust  Katie  i  próbował  ją  pocałować.  Jej  siostra  pchnęła  go, 

odwracając  głowę,  by  uniknąć  jego  poszukujących  ust,  a  Amber  poruszyła  się  bez 
zastanowienia. Ten mężczyzna odmówił puszczenia jej siostry, więc złapała kij ze stołu. 

Z daleka usłyszała jak ktoś woła, ale uderzyła faceta zanim jego przyjaciele mogli 

go  ostrzec.  Złamał  się  na  jego  szerokich  plecach.  Zaklął  głośno,  upuścił  jej  siostrę  i 
obrócił się twarzą do swojego napastnika – Amber. 

Napryskała mu pieprzem w twarz. 

Ryknął tak głośno, że to zabolało uszy Amber. Nigdy nie słyszała, żeby ktoś wydał 

taki dźwięk. Upuściła pieprz w szoku, gdy wielki mężczyzna gorączkowo drapał się po 
twarzy  i  odwrócił  się,  wpadając  na  jeden  z  czterech  stołów  bilardowych.  Uderzył  w 
niego, pochylił się i znów ryknął z bólu. 

-  O  mój  Boże!  Uciekaj!  –  krzyknęła  Katie  i  złapała  ją  za  ramię.  –  Nie  wiesz,  co 

właśnie zrobiłaś! 

Amber potoczyła się, gdy siostra ją szarpnęła, ale jej nogi nagle jakby przymarzły, 

gdy  z  mężczyzny  wyrwało  się  warknięcie  i  podniósł  się,  by  się  z  nią  skonfrontować. 
Amber  nie  mogła  oderwać  wzroku  od  jego  twarzy.  Łzy  spływały  po  jego  policzkach. 
Włosy wyrosły z jego policzków, brody i ramion. Otworzył usta i ryknął; zwierzęcym, 
przerażającym dźwiękiem, gdy jego załzawione, wściekłe spojrzenie skupiło się na niej.  

Błysnął  zabójczymi  psimi  zębami,  które  urosły  w  sposób,  w  jaki  widziała  już 

wcześniej. Potem rzucił się  na nią… szybko. 

Amber  nie  mogła  się  ruszyć,  żeby  się  bronić.  Nie  był  człowiekiem,  ale  cholernie 

dobrze mogła się domyślić, czym był. Zaczął się zmieniać na jej oczach, potwierdzając 
to dla niej, kiedy ktoś wskoczył na jego ścieżkę. 

Katie wyrzuciła ramiona, żeby ją chronić. 

- Proszę nie, Merl! Ona nie wiedziała.  

Merl uderzył Katie w ramię, odpychając ją zamiast atakować, ale potem sięgnął po 

Amber, jasno pokazując, że nie ma tyle szczęścia. 

W jednej sekundzie Amber stała przerażona, a w następnej wylądowała płasko na 

background image

 

~ 24 ~ 

 

plecach. Wstrząsnął nią ból. Minęło dużo czasu, odkąd była bita. Nie była pewna, czy 
walczy o oddech przez wspomnienia o swoim dzieciństwie, czy dlatego, że Merl wybił 
z niej całe powietrze. Potem ciężar zmiażdżył jej klatkę piersiową, gdy wylądował na 
niej, jeszcze bardziej uniemożliwiając jej złapanie oddechu. 

Walczyła, żeby wciągnąć powietrze do płuc, i jej oczy rozszerzyły się mocno, gdy 

wpatrywała się z czystym przerażeniem w to, co było na niej. Jego ramię się uniosło i 
jej  wzrok  instynktownie  spojrzał  na  nie.  Ostre  pazury  były  wysunięte,  kilka 
centymetrów dłuższe niż opuszki jego palców, a potem zamachnął się na nią. 

Katie  rzuciła  się  na  jego  plecy,  chwytając  jego  ramię.  Ominął  policzek  Amber  o 

milimetry, gdy jego ręka uderzyła o podłogę obok niej. 

- Proszę! – krzyknęła Katie. – To moja siostra! 

Katie owinęła się wokół  pleców faceta, przytrzymując się go. Oczy  Amber zwarły 

się  z  jej  siostry.  Zobaczyła,  jaka  przerażona  była  Katie;  poza  tym  wiedziała,  że 
prawdopodobnie ma dokładnie taką samą minę.  

- Proszę, kochanie – szlochała Katie. – Dla mnie? Nie krzywdź jej. Nie wiedziała. 

Myślała, że mnie chroni. 

Warknął, wpatrując się groźnie w Amber.  

- Nie zabiję jej. 

-  Dziękuję.  –  Katie  puściła  jego  ramię  i  zawinęła  swoje  wokół  jego  piersi, 

przytulając go. – Dziękuję, Merl. Jestem ci winna i jakoś ci to wynagrodzę. 

Nie  odwrócił  wzroku  od  Amber,  gdy  studiował  ją  tymi  załzawionymi,  pierwotnie 

wyglądającymi oczami, sprawiając, że czuła się jak zdobycz. 

- Nie. Ona jest mi winna i zapłaci za to, co zrobiła. 

-  Nie,  nie,  nie  –  błagała  Katie.  –  Nie  to,  kochanie.  Ona  jest  za  stara,  a  ty  jej  nie 

chcesz. 

Cicho warknął. 

- Nie zabiję jej, ale mogę zmienić zdanie. Złaź ze mnie. Nie wtrącaj się.  

-  Zrobię  wszystko,  Merl.  –  Katie  potarła  jego  pierś.  –  Nie  będziesz  miał  z  nią 

zabawy. Będzie tylko krzyczała i płakała. Z radością przyjmę wszystko, co zechcesz mi 
zrobić.  

background image

 

~ 25 ~ 

 

Potrząsnął głową. 

- Ona. 

- Nie! 

Odwrócił  głowę,  przerywając  kontakt  wzrokowy  z  Amber  i  przysunąwszy  swoje 

ostre zęby na odległość oddechu od twarzy Katie, ryknął. 

- Złaź ze mnie, natychmiast! 

Katie puściła go, zsunęła się z jego pleców i wstała. Łzy spływały po jej twarzy. 

- Proszę, Merl? Błagam! Padnę przed tobą na kolana.  

Wilcze  wycie  wypełniło  pomieszczenie  i  serce  Amber  prawie  się  zatrzymało,  gdy 

obróciła  głowę  na  tyle,  by  zobaczyć  pomieszczenie  ze  swojej  pozycji  na  podłodze. 
Otaczało  ich  co  najmniej  trzydziestu  mężczyzn  i  garstka  kobiet.  Wszyscy  stali  tam 
obserwując i wydając te głośne dźwięki. 

Gdyby  czysty  strach mógł  ją  zabić, wiedziała, że  w  sekundzie  będzie  martwa.  Nie 

tylko Merl jest wilkołakiem. 

Jak w scenie z horroru, cały bar wydawał się być ich pełny. 

- Ona – zażądał Merl niskim, nieludzkim głosem. 

Płacz wypełnił pokój, gdy Katie wycofała się. 

- Proszę nie zabij jej.  

Amber spojrzała z powrotem na siostrę, która powoli się wycofywała. Ich oczy się 

spotkały. 

-  Nie  walcz.  On  cię  skrzywdzi.  –  Katie  pociągnęła  nosem,  obejmując  ramionami 

swoją klatkę piersiową. – Tak mi przykro. Nic nie mogę zrobić. 

Katie odwróciła się, twarzą do ściany i nie ruszyła się. 

Amber  spojrzała  na  stworzenie  kucające  na  czterech  łapach,  przygniatające  ją  do 

podłogi  swoim  ciężkim  ciałem.  Jego  oczy  wciąż  były  bardziej  zwierzęce  niż  ludzkie, 
kiedy warknął na nią, pokazując swoje zabójcze zęby. Merl podniósł rękę, opuszczając 
swoją uwagę na jej piersi. 

Z Amber wyrwał się jęk, kiedy jego pazury lekko szarpnęły za przód jej koszuli 

background image

 

~ 26 ~ 

 

między piersiami. Spojrzała w dół, materiał się rozdzielił, a on użył ostrych końcówek, 
żeby rozciąć do reszty jej koszulę. 

- Chcesz się ze mną bawić? Teraz moja kolej na zabawę z tobą. – Pochylił się, jego 

zęby zbliżyły się do jej twarzy, ślina skapnęła z jego otwartych ust i rozprysła się na jej 
skórze  między  piersiami,  którą  obnażył.  –  Zaatakowałaś  mnie,  żebym  nie  pieprzył 
twojej siostry. Dobra wiadomość jest taka, że nie chcę jej w tej chwili. – Zamilkł, pazur 
przesunął się między jej żebrami i do zapięcia z przodu stanika utrzymującego miseczki 
razem.  Pociągnął  za  nie  i  rozciął.  –  Zła  wiadomość  jest  taka,  że  zamierzam  pieprzyć 
ciebie… i będziesz cieszyć się tym tak samo jak ja tym gazem.  

Wycie ponownie odbiło się echem od ścian. 

Nagle  przez  pomieszczenie  rozbrzmiał  głośny  trzask  i  Merl  poderwał  głowę.  Jego 

źrenice rozszerzyły się bardziej, ale teraz wyglądały jakoś inaczej, jak u psa, który nagle 
się wystraszył.  

-  Do  cholery,  co  tu  się  dzieje?  –  warknął  mężczyzna  głębokim,  naprawdę 

przerażającym głosem. 

Katie okręciła się i upadła na kolana. 

- Błagam cię, Alfo! Moja siostra tylko próbowała mnie chronić. Nie mam telefonu 

inaczej zadzwoniłabym do ciebie. Nie pozwól Merlowi ją skrzywdzić! 

- Bea tu jest? Merl? Co, do diabła? – Pomieszczeniem wstrząsnął ryk, który był dwa 

razy bardziej przerażający niż furia Merla. – Zejdź z tej małej dziewczyny! – Rozległo 
się kolejne warczenie, gdy głos się zbliżył. – Dlaczego ją tu przyprowadziłaś, Katie? Do 
cholery, tylko ty masz pozwolenie, a nawet nie sądzę, że ty też powinnaś tu być!  

- To nie Bea – mruknął Merl, ale nie drgnął. – Ona ma tylko siedemnaście lat, a je 

nie tykam ich nieletnich. 

- Katie ma tylko jedną siostrę. – Głos stał się głębszy, bardziej gniewny. 

-  Mam  też  starszą.  –  Katie  pociągnęła  nosem.  –  Zaledwie  wczoraj  przyjechała  do 

miasta, ponieważ moja mama jest chora. Zostawiłam mój telefon w ciężarówce Merla i 
musiała  tu  przyjechać,  kiedy  nie  mogła  mnie  złapać.  Proszę,  Alfo,  błagam  cię. 
Zaatakowała Merla, myśląc, że mnie ratuje. 

- Nie wiedziałem, że masz starszą siostrę. – Głos zrobił się mniej głęboki, łatwiejszy 

do zrozumienia, gdy część gniewu opuściła jego ton. – Natychmiast ją puść. 

background image

 

~ 27 ~ 

 

Merl warknął cicho, patrząc na Amber z rozdrażnieniem.  

- Mam twój zapach, suko. Wkrótce się zobaczymy. Jesteś mi winna trochę bólu.  

- Powiedziałem, puść ją! 

Ruch  przyciągnął  uwagę  Amber  i  złapała  przelotne  spojrzenie  stóp  drugiego 

mężczyzny, gdy zaszedł Merla od tyłu. Sekundę później, Merl został od niej oderwany. 
Jego duże ciało przepłynęło dobre dwa metry zanim rozbił się twardo na podłodze.  

Amber  leżała  nieruchomo,  wpatrując  się  w  plecy  mężczyzna,  który  właśnie  ją 

uratował.  Miał  długie  czarne  włosy,  które  opadły  za  jego  szerokie  ramiona.  Jego 
ramiona  były  muskularne,  grube  i  napęczniałe,  rozciągały  materiał  jego  niebieskiej 
koszulki. Spod dżinsów wystawały bose stopy, jakby wypadł z domu bez butów, a jego 
ręce  pozostały  zaciśnięte  w  pięści  po  bokach.  Warknął  na  Merla,  kiedy  mężczyzna 
usiadł. 

- Nie krzywdzimy kobiet, zwłaszcza takich… delikatnych jak ta! 

Amber odniosła wrażenie, że powstrzymał się od powiedzenia ludzkich

-  Przepraszam,  Alfo.  –  Merl  opuścił  głowę,  wpatrując  się  ulegle  w  podłogę.  – 

Jestem po prostu wkurzony. 

Kilku  mężczyzn w  barze  zaśmiało  się i jeden  sparodiował wysokim, dziewczęcym 

głosem. 

- Przepraszam, Alfo. 

Inny mężczyzna powiedział. 

- Wszyscy Nightwind’owie  to suki, nie tylko kobiety. 

Długowłosy mężczyzna warknął. Jego głos był niski i niebezpieczny, gdy zapytał. 

-  Co  to  było?  Z  radością  podejmę  w  tej  chwili  walkę  o  dominację  z  Goodwinem. 

Daj mi powód, Buck. Proszę. 

-  Nic. – Dwaj drwiący  z  nich  mężczyźni odwrócili wzrok,  jakby  bali  się nawiązać 

kontakt wzrokowy. 

-  Spryskała  mnie  gazem  pieprzowym  –  wyjaśnił  Merl,  kiedy  uwaga  skupiła  się  z 

powrotem na nim. – To był instynkt, by chronić siebie przed człowiekiem, Alfo.  

Długowłosy mężczyzna prychnął.  

background image

 

~ 28 ~ 

 

- Jestem pewien, że na to zasłużyłeś. 

Wtedy Alfa odwrócił się, stając twarzą do Amber… a ona ujrzała parę niesamowicie 

pięknych niebieskich oczu umiejscowionych na tle tej samej przystojnej twarzy, o której 
marzyła przez większość jej życia. 

Była wdzięczna, że wciąż leżała na podłodze, ponieważ całe jej ciało zwiotczało od 

szoku, chociaż nie była pewna dlaczego.  

Powinna się go spodziewać, w chwili gdy drugi motocyklista wypuścił futro. 

Jego oczy rozszerzyły się w tym samym rozpoznaniu i cofnął się o krok, jego wzrok 

ani na chwilę nie opuścił jej. 

Amber drgnęła, zaskoczona, kiedy nagle rzucił się na nią bez ostrzeżenia, w sposób, 

w jaki człowiek nigdy nie byłby w stanie zrobić. Wylądował na niej na czworakach, nie 
dotykając, ale będąc bardzo blisko. Jego ciało znajdowało się centymetry nad jej, gdy 
opuścił twarz, aż byli prawie nos w nos. Desmon wpatrywał się w jej oczy i nie mogła 
oderwać od niego wzroku. Niebieski był o wiele jaśniejszy niż pamiętała i przełknęła 
mocno gulę, która uformowała się w jej gardle, gdy przytłoczyły ją emocje. 

- Cześć, Des. – Jej głos był zaledwie szeptem. 

Zamknął oczy i odwrócił głowę, oddychając powoli, jakby delektował się tym, co 

wąchał. 

Potem  głębokie,  wściekłe  warknięcie  wyrwało  się  z  jego  gardła  i  jego  oczy  się 

otworzyły.  Nie  patrzył  na  jej  twarz,  tylko  na  rozciętą  koszulę  i  odsłonięte  miseczki 
stanika, które ledwo trzymały jej piersi skoro zapięcie zostało przecięte. Jego spojrzenie 
uniosło się i zwarło z jej. 

- Nie ruszaj się – warknął. 

W mgnieniu oka odsunął się od niej, był na nogach i trzymał Merla za gardło. Drugi 

mężczyzna  krzyknął,  gdy  został  rzucony.  Uderzył  w  ścianę  wystarczająco  mocno,  by 
rozbić tynk tam, gdzie uderzył dobre trzy metry dalej. 

Desmon  warknął,  a  potem  odwrócił  się,  z  czystą  furią  w  oczach,  kiedy  znów 

spojrzał na Amber. Odwrócił głowę, piorunując Merla wzrokiem.  

- Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię. Powoli. Ona jest poza zasięgiem.  – Rozejrzał się 

po pomieszczeniu, jego przeszywające niebieskie spojrzenie zatrzymało się na każdym 
z ludzi stojących tam, teraz kręcącymi się niespokojnie. – Zrozumiano? Jedna kropla jej 

background image

 

~ 29 ~ 

 

krwi albo zapach jej przerażenia i umrzecie. Jest pod moją ochroną. 

- Dziękuję, Alfo. – Katie wstała. – Jesteśmy ci dłużne.  

-  Idź  do  domu  do  matki  –  rozkazał  Desmon,  jakby  spodziewał  się,  że  będzie 

posłuszna. 

Katie kiwnęła głową i podeszła do Amber. 

- Wychodzimy. Dziękuję. 

- Nie – cicho zażądał Desmon. – Ty idziesz. Ona zostaje. Jest bezpieczna. 

Katie otworzyła usta, wyglądając na prawdziwie zszokowaną, ale Desmon warknął 

na nią nisko. Katie kiwnęła głową i wycofała się, rzucając przestraszone spojrzenie w 
kierunku Amber. 

W  kilka  sekund  jej  siostra  uciekła  z  baru  i  cała  uwaga  Amber  skupiła  się  na 

Desmonie. 

Podszedł do niej i pochylił się, wyciągając rękę do Amber. 

- Przytrzymaj koszulę i pozwól mi pomóc ci się podnieść.  

Wciąż drżała z powodu ataku, ale wiedziała, że Desmon jej nie skrzywdzi. Minęło 

prawie  piętnaście  lat  odkąd  się  widzieli,  ale  wciąż  była  całkiem  pewna,  że  jest 
bezpieczna, przynajmniej fizycznie. Nie była pewna, co do reszty. 

Chwyciła razem poły koszuli i sięgnęła po Desmona. 

Jego ręka była duża i  bardzo ciepła, gdy delikatnie podciągnął ją w górę. Jej nogi 

trzęsły  się,  kolana  były  słabe,  ale  udało  jej  się  wstać.  W  sekundzie,  kiedy  to  zrobiła, 
musiała przechylić mocno głowę do tyłu, żeby przyjrzeć się Desmonowi, i szybko zdała 
sobie sprawę z kilku rzeczy. 

Był wyższy i bardziej umięśniony, niż pamiętała. 

Wilkołaki najwyraźniej bardzo dobrze się starzeją. 

Desmon  wciąż  był  opalony  i  ogolony,  ale  mocne,  męskie  kąty  na  jego  twarzy 

nadawały mu twardszy wygląd.  

Amber  cofnęła  się.  Jeśli  myślała,  że  stwardniało  jej  serce  lub  wierzyła,  że  z  nim 

skończyła, uświadomiła sobie teraz, że oszukiwała się od lat. Ból pozostał tak świeży, 
jakby rana właśnie się pojawiła. 

background image

 

~ 30 ~ 

 

-  Moja  matka  umiera.  –  To  była  pierwsza  wymówka,  która  pojawiła  się  w  jej 

głowie, i była prawdziwa. – Muszę iść, Des. 

Zrobiła kolejny krok do tyłu, ale zanim zdołała zwiększyć odległość między nimi, 

Desmon  ją  złapał.  Chwycił  ją  za  ramiona  swoimi  wielkimi  zrogowaciałymi  dłońmi, 
przytrzymując  ją  w  miejscu.  Ich  spojrzenia  się  zwarły  i  nie  mogła  przegapić  gniewu, 
jaki tam zobaczyła. Podniósł głowę, przerywając kontakt wzrokowy, żeby spojrzeć na 
ludzi za nią. 

-  Chcę,  żeby  wszyscy  wyszli.  Oczyść  bar.  –  Spojrzał  na  barmana.  –  Zamknij  go, 

Jake. 

-  Większość  wilków  tutaj  jest  od  Goodwinów.  Bar  jest  neutralnym  terytorium.  To 

ziemia rozejmu. Nie mogę zmusić ich do wyjścia, ponieważ tak mówisz.  

Desmon warknął. 

Jake kiwnął głową, jakby to było wszystko, co należało powiedzieć. 

-  Wszyscy  wychodzą,  natychmiast.  Słyszeliście  alfę.  Jeśli  chcecie  z  nim  walczyć, 

proszę  bardzo!  –  Przerwał  i  ponownie  spojrzał  z  wahaniem  na  Desmona.  –  Czy 
przynajmniej mogę pójść do mojego mieszkania na górze?  

- Wynocha! – krzyknął Desmon tym niskim, nieludzkim głosem. 

Ciekawość sprawiła, że Amber obejrzała sie za siebie, zaskoczona, gdy wszyscy w 

barze  zabrali  swoje  rzeczy  i  szybko  rzucili  się  do  wyjścia.  W  niecałą  minutę,  ostatnia 
osoba wybiegła za drzwi. Uścisk Desmona na jej ramionach wzmocnił się, przyciągając 
jej  uwagę  z  powrotem  do  niego.  Spojrzała  na  niego  z  dziwną  kombinacją  strachu  i 
tęsknoty. 

Desmon dojrzał, kiedy jej nie było. 

Przyglądała  się  jego  silnym  kościom  policzkowym,  na  jednym  miał  nikły  ślad 

blizny, której wcześniej tam nie było. Jego usta nadal  były pełne i zmysłowe, ale jego 
czarne rzęsy wydawały się być grubsze niż pamiętała, a jego oczy wciąż ją nawiedzały. 
Mogła zobaczyć odzwierciedlający się w nich ból przeszłości, jakby jego dusza została 
wyrwana tak jak jej.  

- Szukałem cię – wyszeptał. – Nie mogłem cię znaleźć. Gdzie byłaś? Gdzie poszłaś? 

Amber przełknęła przez wciąż duszące ją emocje.  

background image

 

~ 31 ~ 

 

- Los Angeles. Poszłam zamieszkać z moim biologicznym ojcem. 

Desmon  zamknął  oczy.  Jego  uścisk  na  niej  rozluźnił  się,  ale  nie  puścił.  Wziął 

głęboki  oddech,  potem  następny  zanim  otworzył  te  niesamowite  oczy,  jeszcze  raz 
więżąc z nią ich spojrzenia.  

- Myślałam, że twój gatunek nie miesza się z ludźmi. – Zmusiła się do odwrócenia 

wzroku i rozejrzała się po barze. Potem obróciła się od niego i westchnęła pokonana. – 
Uznałam, że dopóki jestem w mieście, nigdy nie wpadniemy na siebie. 

- Wszystko się zmieniło. – Mięsień w jego szczęce podskoczył, wyraźnie pokazując, 

że zaciskał zęby. Potem zapytał. – Dlaczego wróciłaś, jeśli nie chciałaś mnie widzieć?  

-  Moja  matka  naprawdę  umiera.  Alkohol,  narkotyki  i  palenie  w  końcu  ją  dopadło. 

Katie  jest  moją  przyrodnią  siostrą,  tak  samo  Bea.  Zadzwoniły,  żeby  powiedzieć,  że 
mamie zostało tylko kilka dni życia. Przyjechałam tu wczoraj rano. Jak tylko odejdzie, 
pochowamy ją i znowu wyjadę. Przysięgłam nigdy nie wrócić, ale nie miałam wyboru. 

- Dlaczego mnie zostawiłaś? 

Jego  głos  wciąż  był  niski  i  chrapliwy,  a  nie  gładki  i  czysty  jak  go  zapamiętała. 

Znowu, to zabrzmiało tak, jakby coś jeszcze to ukradło i przemawiało w jego imieniu. 
Amber zdała sobie sprawę, że to mówi jego zwierzęca strona, i coś z tego owinęło się 
wokół jej serca, sprawiając, że ból był prawie fizyczny, ponieważ nie mogła zignorować 
surowej agonii, jaką usłyszała. To było za dużo i wszystko w niej chciało uciec od tego. 

- Wiesz dlaczego. – Amber próbowała się cofnąć, ale zacieśnił na niej swój uchwyt. 

– Muszę iść. – Czuła jak łzy pieką jej oczy. – Dobrze wyglądasz, Des. Mam nadzieję, że 
minione  lata  były  dobre  dla  ciebie.  Zostałam  zraniona,  ale  zawsze  życzyłam  ci 
szczęśliwego życia. – Szarpnęła się mocniej, żeby wyrwać się z jego uścisku. – Musisz 
pozwolić mi teraz odejść.  

Jego nos rozszerzył się, gdy ją powąchał, wyraźnie pokazując, że naprawdę bardziej 

jest zwierzęciem niż człowiekiem.  

- Nie. 

- Tak. – Wygięła na niego brew. – Proszę, puść mnie. Natychmiast.  

- Nie. 

- Przepraszam? Nie możesz mnie tu trzymać. Jest ludzka policja, która będzie miała 

bardzo  duży  problem  z  tego,  że  mnie  porwałeś.  Zresztą  nawet  nie  wiem,  dlaczego  ci 

background image

 

~ 32 ~ 

 

zależy – rzuciła, kiedy gniew szybko przebił się przez szok i ból. – Bądźmy szczerzy. 
Byliśmy głupimi dziećmi. Ledwo spędzaliśmy ze sobą czas… a ty dokonałeś wyboru.  

- Nie miałem wyboru. – Złość napięła jego przystojne rysy. – Zabiliby cię. Zrobiłem 

jedyną  rzecz,  jaką  mogłem.  Chroniłem  cię.  Obiecałaś  być  moją  partnerką,  a  ja 
zapewniłem ci bezpieczeństwo. To było moje zadanie. Zrobiłem to, a ty odeszłaś! 

Serce jej pękło jeszcze trochę, ponieważ brzmiał, jakby mówił to poważnie.  

Desmon  naprawdę  myślał,  że  zrobił  właściwą  rzecz…  więc  musiała  mu 

przypomnieć. 

-  Oddałeś  mnie  komuś  innemu,  a  sam  odszedłeś  do  lasu  z  inną  kobietą  uprawiać 

seks.  

-  Udawałem,  że  przekazuję  cię  mojemu  najlepszemu  przyjacielowi,  wiedząc,  że 

nigdy  cię  nie  dotknie.  Upewnił  się,  że  nie  zostałaś  ranna,  i  zabrał  cię  od  Alberta.  – 
Uścisk Desmona na jej ramieniu rozluźnił się, ale nie puścił jej całkowicie. – Zostałaś 
ranna? Czy zrobił coś innego niż zabrał cię w bezpieczne miejsce? 

- Wydostał mnie stamtąd,  i nie, nie dotknął mnie. – Szarpnęła mocniej ramieniem, 

wyrywając je z jego uścisku i cofnęła się. – Masz dwie z trzech racji. 

- Amber…  

-  Nie  mogę  zapomnieć  ani  wybaczyć. Nawet  nie  jestem  pewna,  czy  wiem  jak.  To 

nie tak, że dorastałam z wielką miłością i zrozumieniem. Oto gdzie teraz jesteśmy, Des. 
Nie  ma  powrotu, nie  można  naprawić  tego,  co  się  stało.  Masz  pojęcie  jak  bardzo  boli 
mnie patrzenie na ciebie? Byłeś jedyną dobrą rzeczą w moim życiu. – Odwróciła się i 
stłumiła łzy, gdy szła do drzwi. – Przykro mi. Wiem, że to nie wszystko twoja wina, ale 
nie mogę tego zrobić. 

- Jesteś wszystkim, czego kiedykolwiek chciałem! – zawołał, gdy próbowała uciec. 

– To bez różnicy, że obiecałaś mi siebie, kiedy byliśmy młodzi. Nie jestem człowiekiem 
tak  jak  ty.  Nie  mogę  tego  odrzucić.  Wilkołaki  tak  po  prostu  nie  idą  do  przodu,  kiedy 
znajdują swoich partnerów, Aniele. Sparowaliśmy się na całe życie.  

Zatrzymała się w pół kroku, stając na jedną chwilę, ale ból był zbyt wielki. Odeszła 

od mężczyzny / wilka, który kiedyś miał jej serce. 

- Do widzenia, Des. 

 

background image

 

~ 33 ~ 

 

Rozdział 2 

 

Wspomnienia  wyszły  wraz  z  Amber  przez  drzwi  Stodoły.  Ten  nieszczęsny  dzień 

szesnastych  urodzin  Desmona,  kiedy  to  została  zmuszona  do  przejścia  wielu 
kilometrów przez las do miejsca, które żałowała, że kiedykolwiek zobaczyła.  

 

*** 

 

Ludzie  Desmona  zgromadzili  się  na  dużym  obszarze  w  pobliżu  rzeki.  Widok 

dziesiątek  nieznajomych  sprawił,  że  Amber  z  początku  poczuła  się  bezpieczniej,  ale 
strasznie  się  myliła.  Mężczyzna  po  trzydziestce,  o  blond  włosach,  podszedł  do  trójki, 
która  zmusiła  Amber  do  przejścia  przez  las.  Pomimo  marsa  na  twarzy,  miał  miłą, 
przystojną  twarz.  Miał  na  sobie  garnitur,  chociaż  wyglądał  nie  na  miejscu, biorąc  pod 
uwagę  to,  gdzie  byli.  Amber  wciąż  skupiała  na  nim  swoje  przerażone  spojrzenie,  w 
milczeniu szukając pomocy. 

-  Ukradliście  człowieka?  –  Mężczyzna  zatrzymał  się,  jego  zielone  spojrzenie 

uważnie przyjrzało się jej twarzy zanim spojrzał na silny uścisk, jaki dwóch mężczyzn 
miało na jej ramionach. – Co to jest, rozrywka? Nie potrzebujemy zgłoszenia zaginionej 
osoby.  To  przyśle  stróżów  prawa,  deptających  po  całym  naszym  terytorium  w 
poszukiwaniu jej.   

Ten, który wcześniej ślinił się na nią, powiedział. 

- Doszliśmy do niej za Desem. Rozmawiał z nią. Zostawiła dla niego ubrania, które 

zakopała po tym jak je zostawił. Było oczywiste, że często to robią.  

Szok przeszedł przez rysy starszego mężczyzny i jego wzrok stał się lodowaty, gdy 

studiował Amber.  

- Skąd znasz Desmona? 

Nie była pewna jak odpowiedzieć. Zrobiłaby wszystko, by chronić Desmona, a on 

powiedział jej, że jego gatunek nie miesza się z ludźmi. Wyjaśnił, że ich przyjaźń była 
zabroniona w jego świecie, więc trzymała usta mocno zaciśnięte i zdecydowała, że nie 
będzie mówić. 

background image

 

~ 34 ~ 

 

-  Może  straciłeś  swój  zmysł,  Martin.  –  Mężczyzna  podszedł  bliżej  i  powąchał  jej 

szyję. – Nie pachnie nim.  

-  Jesteśmy  tego  świadomi.  Gdyby  po  prostu  pieprzył  jedną  z  nich,  nie 

przyprowadzilibyśmy  jej  do  ciebie,  ale  to  nie  ten  przypadek.  –  Martin,  kretyn,  który 
nadal  ściskał  boleśnie  jej  ramię,  wzruszył  ramionami.  –  Pomyśleliśmy,  że  możesz 
będziesz chciał się dowiedzieć, co się dzieje, Alfo Albercie.  

- Chcę. – Albert skinął głową, a potem spojrzał na Amber. – Mów. Powiedz mi, co 

cię łączy z Desmonem. 

-  Chodziłam  po  lesie  –  skłamała.  –  Znalazłam  ubrania  na  ziemi  i  torbę.  Po  prostu 

włożyłam je do środka, myśląc, że ktoś je zgubił. Droga jest tuż obok, więc założyłam, 
że  ktoś  je  przypadkowo  zostawił.  –  Modliła  się,  żeby  kłamstwo  zadziałało,  i  celowo 
przekręciła imię. – Nie znam nikogo o imieniu Desmond. 

- Znasz Desmona. – Oczy mężczyzny zwęziły się i cichy warkot wydobył się z głębi 

jego gardła. 

- Nie – zaprzeczyła. 

- Odejdź od niej, do diabła! – rozległ się głośny głos Desmona, bardziej warknięcie 

niż rzeczywiste słowa. 

Amber obejrzała się i patrzyła jak Desmon  zmierza prosto w jej stronę. Miał nagą 

klatkę piersiową i był boso, był ubrany tylko w dżinsy. Całe jego ciało było napięte od 
wyraźnej furii. Palant, który ją trzymał, sapnął i puścił ją, cofając się szybko, mimo że 
Desmon był tylko nastolatkiem. 

W  kilka  sekund,  Desmon  złapał  ją  i  pchnął  za  siebie.  Wyciągnął  rękę  i  objął  ją 

jednym ramieniem, przysuwając Amber do siebie. 

- Kim jest ta dziewczyna? 

-  Ona  jest  moją  przyszłą  partnerką,  Alfo.  –  Głos  Desmona  był  niski  i  ochrypły.  – 

Nie  stanowi  dla  nas  zagrożenia.  Wie  o  mnie,  odkąd  byliśmy  dziećmi,  i  nigdy  nie 
zdradziła mojego zaufania. 

-  Partnerka?  –  Albert  roześmiał  się  głośno,  ostry  dźwięk  sprawił,  że  strach 

przepłynął wzdłuż kręgosłupa Amber. – Ona jest owcą. 

Desmon warknął nisko i głęboko.  

background image

 

~ 35 ~ 

 

- Ona jest moja. 

- Rozumiem. – Alfa poruszył się na tyle, żeby zerknąć na Amber ponad ramieniem 

Desmona. – Należysz do niego, człowieku? 

Nie mogła przegapić sposobu, w jaki Desmon się napiął, kiedy wszyscy czekali na 

jej odpowiedź. 

-  Tak.  –  Skinęła głową i  Desmon  wyraźnie  się  rozluźnił. Tak  samo  ona, ponieważ 

było oczywiste, że udzieliła właściwej odpowiedzi. – Należę.  

- Bezcenne. – Wzrok Alberta zrobił się lodowato zimny, gdy przeniósł swoją uwagę 

na Desmona. – Złamałeś prawa watahy, ujawniając się przed jednym z nich.  

Desmon nie wahał się ani nie wzdrygnął.  

- Odbiorę moją karę.  

Strach wkradł się do Amber i chwyciła się spodni Desmona. Ostatnią rzeczą, jakiej 

chciała, to, żeby wpadł przez nią w kłopoty, ale po prostu nie wiedziała jak  wydostać 
ich z tego bałaganu. 

-  Tak,  odbierzesz.  –  Albert  znowu  spojrzał  na  nią  i  wygiął  brew.  –  Weźmie  bicie 

batem  za  to,  co  zrobił…  chyba  że  chcesz  zaprzeczyć  jego  roszczeniu  wobec  ciebie. 
Weźmie tak wiele razów, że człowiek padłby martwy w połowie.  

Przerażenie przepłynęło przez Amber i otworzyła usta. Desmon obejrzał się na nią, 

jej oczy były rozszerzone, jakby mówił jej, że ma milczeć. 

- Nie mów tego – rozkazał cicho. – Zaufaj mi. 

Nie chciała, żeby go skrzywdzono, ale kiwnęła głową i owinęła wokół niego swoje 

ramiona, wyraźnie pokazując, że zatwierdzenie Desmona jest ważne. 

Desmon jeszcze raz obrócił się do swojego alfy. 

- Dobrze ją wyszkoliłeś jak na człowieka. – Alfa zaśmiał się szorstko. – I czuję się 

hojny, ponieważ są twoje urodziny. – Podniósł rękę. – Millia? Wystąp. 

Ruch  przyciągnął  uwagę  Amber  i  patrzyła  jak  z  lasu  wychodzi  wysoka,  szczupła 

kobieta w wieku około dwudziestu lat. Szok na widok nagiego ciała kobiety rozszerzył 
oczy  Amber. Millia  wydawała  się  być  nieświadoma  tego, że  nie  ma na  sobie  skrawka 
ubrania  przed  tymi  wszystkimi  ludźmi.  Ciemnowłosa  i  jasnooka,  jej  podbródek  był 

background image

 

~ 36 ~ 

 

uniesiony  wysoko,  gdy  szła  z  wdziękiem  na  długich,  pięknych  nogach,  aż  do  nich 
dotarła. 

Albert złapał oszołomione spojrzenie Amber. 

-  Jest  piękna,  prawda?  Jest  w  rui,  a  także  jest  moją  siostrzenicą.  Planowałem,  że 

Desmon ją przeleci i zajdzie w ciążę. Nie sądzisz, że stworzą razem piękne szczenięta? 
Silne, małe szczenięta alfa, żeby nasza wataha była potężniejsza.  

Desmon warknął. 

- Nie, dziękuję ci, Alfo. Nie chcę jej. 

- Nie zamierzałem cię pytać – odwarknął drugi mężczyzna, wściekłość napięła jego 

rysy.  –  Ale  wszystko  się  zmieniło.  Millia  narzeka,  że  nie  chce  partnera.  Mimo  to, 
ofiarowuję ją tobie w zamian za twojego małego człowieka.  

Ciemnowłosa kobieta sapnęła. 

- Wuju, obiecałeś mi, że mogę po prostu… 

-  Cisza  –  ryknął  mężczyzna.  Jego  rysy  zmieniły  się  i  jego  oczy  pociemniały.  –  Ja 

jestem  tu  alfą  i  ustalam  zasady.  Krew  między  nami  nie  oznacza,  że  będę  znosił  twoje 
pyskowanie. A zamiast Desa ty odbierzesz baty.  

Kobieta szybko opuściła głowę. 

- Oczywiście. Przepraszam, Alfo.  

- Nie – stanowczo oznajmił Desmon. – Millia mnie nie chce, a ja chcę tylko Amber. 

Dwa razy zaprzeczysz naturze, jeśli to wymusisz. Dziękuję za propozycję, ale wybrałem 
moją partnerkę.  

- Niech tak będzie. – Mężczyzna uśmiechnął się zimno, odsłaniając ostre psie zęby, 

które wydłużyły się z jego ust. – Daję ci pozwolenie na sparowanie się z nią.  

-  Dziękuję,  Alfo.  Ona  nikomu  o  nas  nie  powie.  –  Desmon  opuścił  głowę  tak  jak 

kobieta.  –  Z  twoim  pozwoleniem,  zabiorę  ją  do  domu.  Doceniamy  twoje 
błogosławieństwo dla naszego przyszłego parowania, gdy ona osiągnie pełnoletniość.  

- Zrobisz to teraz. – Głos alfy wyostrzył się. – Dzisiaj. Nie chcę mieć biegającego 

wokół człowieka, narażającego nas na ryzyko. Ona albo jest częścią naszej watahy, albo 
zbyt niebezpiecznie jest pozwolić zostawić ją przy życiu.  

background image

 

~ 37 ~ 

 

Głowa Desmona podskoczyła w górę, jego ciało znów się napięło, ale potem kiwnął 

głową. 

- Zabiorę ją do domu i zrobię to natychmiast. 

-  Nie.  –  Mężczyzna  się  uśmiechnął.  –  Zrobisz  to  tutaj,  gdy  wszyscy  przybędą.  To 

zostanie  zrobione  przed  całą  watahą.  –  Wskazał  na  środek  polany.  –  Właśnie  tam  i 
zgodnie z naszymi dawnymi tradycjami. Chcesz sparować się z człowiekiem? Ona musi 
udowodnić reszcie nas, że jest wystarczająco silna, by być pod moją ochroną.  

- Tato! – Rozbrzmiał nowy głos. – Proszę, nie rób tego. 

Starszy mężczyzna warknął, wpatrując się w blond nastolatka, która wystąpił. 

- Nie wtrącaj się, Jeremiah. 

- Wiedziałem o niej od lat. Masz moje słowo, ona nie zdradzi jego zaufania. 

- Ja jestem alfą. – Wściekłość chwyciła szorstkie rysy Alberta. – Nie ty. Jeszcze nie. 

-  Proszę.  –  Młodszy  blondyn  wystąpił,  by  stanąć  obok  Desmona,  obaj  prawie 

dotykali  się  ramionami.  –  On  jest  dla  mnie  jak  brat  i  proszę  o  to  jak  o  osobistą 
przysługę. Pozwól mu zabrać ją do domu i dokonać parowania na jego sposób.  

Albert  zdjął  marynarkę  i  chwycił  za swoją  ładną  koszulę,  zrywając  ją  ze swojego 

ciała jednym szybkim ruchem. 

-  Chcesz  dla  niego  przysługi?  W  porządku.  –  Spojrzał  na  Desmona.  –  Daję  ci 

wybór,  ponieważ  mój  syn  ma  słabość  do  ciebie.  Albo  zgodzisz  się  na  ceremonię 
parowania z twoim człowiekiem tutaj, w starej tradycji, albo możesz dosiąść Millię, by 
pomóc  jej  stworzyć  szczenię.  Jesteś  teraz  pełnoletni  i  od  alf  oczekuje  się,  że  będą 
rozmnażać  się  dla  tej  watahy.  Jeśli  wybierzesz  Millię,  pozwolę  ci  dać  twojego 
człowieka  mojemu  synowi.  Może  ćwiczyć  na  twojej  małej  owieczce  jego  własne 
rozrodcze  obowiązki,  skoro  obaj  tak  bardzo  kochacie  ludzi.  Zobaczmy  jak  bratersko 
będzie obaj czuli się wobec siebie wiedząc, że Jeramiah ją pieprzy. Oddając ją, powiesz 
wszystkim  w  tym  stadzie,  że  rezygnujesz  ze  swojego  roszczenia  do  niej  na  zawsze. 
Osobiście się, co do tego upewnię. 

- Ojcze – zadławił się blondyn. – Proszę. 

- Powiedziałem – warknął Albert do Desmona, ignorując swojego syna. – Podejmij 

decyzję teraz. 

background image

 

~ 38 ~ 

 

Amber  nie  była  pewna,  co  się  dzieje,  ale  wiedziała,  że  Desmon  się  z  nią  sparuje. 

Jego ciało drżało, a potem odwrócił głowę, by popatrzeć na nią. Spojrzała w jego oczy i 
ujrzał w nich płonącą czystą furię, ale potem napotkał spojrzenie swojego przyjaciela. 

- Chroń ją. Daję ci Amber.  

Poczuła się tak, jakby jej serce zatrzymało się w piersi, a w następnej chwili bicie jej 

serca  ryknęło  w  jej  uszach.  Przeszył  ją  szok,  ale  równie  szybko  jak  agonia 
rzeczywistości została na niej wymuszona, Desmon wyrwał się z jej uścisku. 

Jerimiah  zaklął.  Złapał  Amber,  przyciągając  ją  do  swojej  pierś  i  zgniatając  ją  w 

klatce  swoich  ramion.  Walczyła  z  przystojnym,  muskularnym  blondynem,  ale  jego 
uścisk był jak stal. 

Jeramiah warknął na ojca. 

- Nie zapomnę tego. 

- Ja też nie. – Jego ojciec roześmiał się. – Poszło znacznie lepiej niż kiedykolwiek 

sobie wyobrażałem.  

Niema  i  wciąż  wstrząśnięta  tym,  że  Desmon  oddał  ją  swojemu  przyjacielowi, 

patrzyła z niedowierzaniem jak ruszył błyskawicznie do nagiej kobiety, złapał ją za rękę 
i prawie zaciągnął do ciemniejącego lasu. 

- Des? – Jej usta w końcu zadziałały, a kiedy tak się stało, krzyknęła. – DES! 

Szedł  dalej,  nawet  nie  rzucając  jej  spojrzenia,  gdy  on  i  Millia  zniknęli  w  lesie. 

Jeramiah  znowu  przeklął  szpetnie.  Powiedział  słowa,  których  nie  powiedziałby  nawet 
jej ojczym, zanim podniósł Amber z jej stóp, ruszając w przeciwnym kierunku. 

 

*** 

 

Bez  względu  na  to  jak  bardzo  się  starała,  Amber  nie  mogła  otrząsnąć  się  ze 

wspomnień  przeszłości,  kiedy  przecinała  parking  baru.  Jej  ręce  trzęsły  się,  gdy 
odblokowała drzwi samochodu i je otworzyła. 

- Ams? 

Zamarła, jej kręgosłup zesztywniał na dźwięk Desmona za nią. Nie musiała 

background image

 

~ 39 ~ 

 

odwracać  głowy,  by  wiedzieć,  że  jest  blisko.  Nie  słyszała  jak  poszedł  za  nią,  ale  też, 
była w innym czasie i miejscu w swoim umyśle, przeżywając koszmar, który pragnęła, 
żeby pozwolił jej zapomnieć. 

- Nie rozumiesz, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia. Przynajmniej pozwól 

mi wyjaśnić, jesteś mi to winna.  

Amber powoli odwróciła się w stronę mężczyzny, którego kiedyś kochała bardziej 

niż wszystko.  

- W tej chwili to jest dla mnie za dużo i muszę iść. Moja matka może umierać, gdy 

rozmawiamy.  

Okręciła się i próbowała wsiąść do samochodu. 

Wyciągnął rękę i jeszcze raz złapał ją za ramię. 

-  Daj  mi  kilka  minut,  żebym  wyjaśnił,  co  się  wydarzyło,  żebyś  naprawdę 

zrozumiała.  

-  Nie.  –  Nie  chciała  patrzeć  na  niego  i  szarpnęła  ramieniem,  ale  nie  puścił.  – 

Przepraszam, ale muszę iść. 

- Cholera. – Jego głos zmienił się w warczenie. – Wysłuchasz mnie! 

Amber  sapnęła,  gdy  ją  obrócił  i  przygwoździł  do  tylnych  drzwi  pasażera. 

Rozszerzył  bose  stopy,  żeby  obniżyć  swój  wzrost  i  trzymał  jej  przedramiona  swoimi 
wielkimi  rękami.  Poderwała  wzrok,  gdy  cicho  warknął.  Jego  twarz  zmieniła  się  i 
nieważne jak bardzo wierzyła, że jej pamięć jest dobra, widząc jak jego rysy zmieniają 
się  w  bardziej  zwierzęce,  przestraszyła  się.  Nie  pamiętała,  żeby  wyglądał  tak 
przerażająco, kiedy robił to jako nastolatek. 

- Tracisz swoją twarz, Des. 

-  Nie  obchodzi  mnie  to.  –  Puścił  jej  ramiona  i  zamiast  tego  położył  ręce  na 

samochodzie po obu jej bokach, żeby uwięzić Amber. – Należysz do mnie… i ze mną.  

- Oddałeś mnie, pamiętasz? Zrezygnowałeś z tego prawa. To ty złamałeś obietnicę, 

nie ja. Teraz pozwól mi odejść.  

Wydawało się, że jego szczęka się wydłużyła, i wyrosły ostre zęby, wystarczająco, 

żeby  być  wyjątkowo  zauważalne.  Poziom  strachu  Amber  poszybował  w  górę  i 
odepchnęła się od samochodu, ale nie miała gdzie iść. 

background image

 

~ 40 ~ 

 

- Nie patrz tak na mnie. Nigdy cię nie skrzywdzę. 

- To kłamstwo – przypomniała mu. – Już mnie zraniłeś.  

Jego pysk opadł i zamknął oczy. Brał głębokie, powolne oddechy, a potem znów na 

nią spojrzał. Otwarcie gapiła się na jego rysy. Czarna warstwa włosów pokrywała całą 
jego twarz i przypominał coś wprost z horroru. Pół człowiek i pół wilkołak. 

- Chciałem, żebyś zobaczyła mnie takiego, żebyś zrozumiała, dlaczego nie mogłem 

sparować  się  z  tobą  tamtej  nocy.  Pamiętasz,  co  powiedział  ten  drań?  Zażądał,  żebym 
sparował się z tobą na środku polany przed wszystkimi moimi ludźmi. Nawet nie wiesz, 
z czego składa się parowanie, prawda? To nie jest podobne do ludzkiego ślubu, Ams.  

Nieprzyjemne uczucie sprawiło, że zmarszczyła brwi. 

- Wtedy nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale miałam dużo czasu, żeby się nad 

tym zastanowić. Chciał, żebyśmy uprawiali seks przed wszystkimi, prawda? 

- Tak. 

W duchu, Amber się skrzywiła. 

- To byłoby naprawdę dziwne i okropne stracić dziewictwo przed tłumem, ale jakoś 

mogłabym to przeżyć z tobą. Jeśli myślałeś, że oszczędzając mi tej traumy to zrani mnie 
mniej niż ty pieprzący kogoś innego po tym jak wcisnąłeś mnie swojemu przyjacielowi, 
to pomyśl jeszcze raz. Czy teraz mogę odejść? 

Desmon pochylił się, wpatrując się w jej oczy. 

- Zażądał, żebym sparował się z tobą w tradycyjny sposób. Spójrz na mnie. 

Zrobiła to, nie mogąc przestać patrzeć na jego przemienione rysy.  

-  Więc?  Wyglądasz  przerażająco,  ale  kiedyś  też  czasami  traciłeś  twarz,  gdy  się 

wściekałeś, a ja się nie bałem. 

- Spójrz na moje ciało, Aniele. 

Nie  cierpiała  słyszeć  jego  czułego  imienia  dla  niej.  To  przyniosło  bolesne 

wspomnienia z czasów, kiedy byli razem szczęśliwi. 

Zawahała  się,  a  potem  opuściła  oczy.  Grubsze  włosy  pokrywały  jego  ramiona. 

Pokrywały  powierzchnię,  na  której  była  skóra,  spływając  do  nadgarstków.  Podniósł 
jedną rękę, pokazując jej groźnie wyglądające pazury, które wystawały na kilka 

background image

 

~ 41 ~ 

 

centymetrów z jego palców. 

Amber ponownie przeniosła swoje oszołomione spojrzenie na jego twarz.  

-  Teraz  pozwól,  że  podzielę  się  z  tobą  starożytnymi,  barbarzyńskimi  tradycjami 

moich ludzi. Kobieta zostałaby rozebrana do naga i ustawiona na czworakach na środku 
polany,  by  upewnić  się,  że  wszyscy  mogą  być  świadkami  parowania.  –  Jego  głos 
pogłębił  się  do  warczenia.  –  Wtedy  alfa  musi  zaakceptować  kobietę,  pieprząc  ją 
pierwszy.  Kiedy  to  się  dzieje,  krewni  męskiego  partnera  trzymają  go,  żeby  nie 
zaatakował alfy za dosiadanie jego kobiety. Rozwściecz mężczyznę wilkołaka i oto co 
dostaniesz,  tylko  zdziczałego  i  oszalałego  z  zazdrości  i  furii.  Jeśli  zaaprobuje,  alfa 
odejdzie,  a  samiec  zostanie  przyprowadzony  do  samicy,  żeby  dokończyć  parowanie. 
Zapach innego mężczyzny na tobie sprawiłby, że stałbym się jeszcze bardziej szalony. 
Mój  wilk  chciałby  desperacko  pozbyć  się  jego  zapachu  z  ciebie.  Byłbym  brutalny  nie 
chcąc tego. Tak właśnie chciał wprowadzić cię do naszej watahy, jako moją partnerkę… 
gdybyś przeżyła.  

Kolana  Amber  ugięły  się  i  zaczęła  osuwać  się  po  boku  samochodu,  ale  Desmon 

nagle zmienił się całkowicie w człowieka. Złapał ją dłońmi bez pazurów wokół jej talii, 
żeby podnieść ją z powrotem. Pochylił się, ponownie przygniatając ją do samochodu, a 
jego głos złagodniał. 

-  Zgwałciłby  cię  na  moich  oczach,  Aniele.  A  ja  byłby  bezradny,  żeby  go 

powstrzymać. Prawdopodobnie by cię zabił, a nawet gdybyś przeżyła, w tym momencie 
byłbym naprawdę oszalały. Nie byłbym w mojej skórze, kiedy dotarłbym do ciebie. – 
Pogłaskał  delikatnie  jej  biodra,  jakby  potrzebował  dotyku.  –  Nie  byłbym  delikatny. 
Wziąłbym  cię w tym pół-zmienionym stanie. To byłoby brutalne, a potem ugryzłbym 
cię, żeby przypieczętować naszą więź. 

Widziała szczerość w jego oczach, a jej żołądek ciążył do obrazów, jakie stworzył. 

Kiwnął głową, przesuwając ręce na jej plecy, wciąż gładząc ją łagodnie, jakby samo to 
wystarczyło, żeby spróbował ją uspokoić. 

-  Wierzyłem,  że  nie  przeżyjesz,  a  kochałem  cię  za  bardzo,  żeby  kiedykolwiek 

pozwolić  komuś  innemu  cię  zgwałcić.  Jedyny  sposób,  w  jaki  mogłem  zapewnić  ci 
bezpieczeństwo, to oddać cię Jazzowi. Wiedziałem, że będzie cię chronił i zaprowadzi 
w bezpieczne miejsce, żeby nikt cię nie skrzywdził. Nie miałem wyboru. 

- Kim jest Jazz? 

- Jeramiah, ale teraz skrócił do Jazz. Zmienił swoje imię po tym jak jego ojciec zabił 

background image

 

~ 42 ~ 

 

człowieka, którego kochał. 

Amber  wpatrywała  się  w  jego  pierś,  nie  mogąc  spojrzeć  mu  w  oczy.  Obraz, który 

namalował, wystarczył, by zrozumiała.  

-  Twój  lud  jest  naprawdę  popieprzony.  –  Nawet  nie  czuła  się  źle  mówiąc  mu  to, 

kiedy znów na niego spojrzała. – Puść mnie.  

Zaskoczenie przemknęło po jego przystojnej twarzy. 

- Chroniłem cię.  

- Słyszałam ich w środku. Teraz jesteś alfą, prawda? Dowodzisz? 

Skinął ostro głową. 

- Zabiłem Alberta za to, co nam zrobił. 

- O Boże. – Musiała uciec od niego. – Jesteś mordercą? W to właśnie się zmieniłeś? 

-  Zabiłem  go  i  nie  będę  przepraszał  za  to,  że  ochroniłem  mój  lud  przed  tym 

okrutnym potworem. 

- Moja matka umiera. Proszę odsuń się. Muszę do niej jechać. – Amber spojrzała na 

niego i błagała. – Nie odbieraj mi również tego, Des. Nie krzywdź mnie w ten sposób, 
zmuszając mnie do opuszczenia jej ostatnich chwil.  

- Rozumiem. Nigdy nie chciałem niczego ci zabierać. – Desmon oderwał się, jakby 

to działanie fizycznie go bolało. – Ale proszę cię, żebyś nie opuszczała miasta. – Posłał 
jej  intensywne  spojrzenie,  jakby  był  przyzwyczajony,  że  jego  poleceń  słucha  się 
prostym ostrzegawczym spojrzeniem. – Nie skończyliśmy rozmawiać.  

Otworzyła drzwi, kiedy się cofnął. Jej dłonie drżały, gdy wsunęła się do samochodu. 

Jego słowa brzmiały groźnie i nie chciała na niego patrzeć, gdy odjeżdżała.  

 

 

 

 

 

background image

 

~ 43 ~ 

 

Rozdział 3 

 

Amber  sączyła  kawę  i  patrzyła  na  swoje  śpiące  siostry.  Bea  zasnęła  na  kanapie,  a 

Katie  na  małej  sofie.  Wyczerpanie  sprawiło,  że  Amber  ziewała,  ale  miała  zbyt  wiele 
rzeczy w głowie, żeby odpocząć. 

Ich matka przetrwała całą noc, a potem odeszła spokojnie w swoim narkotycznym 

śnie tuż po dwunastej w południe. Pielęgniarka hospicjum była niesamowita, wykonując 
wszystkie  trudne  telefony.  Wkrótce  po  tym  przybył  lekarz,  stwierdził  śmierć,  a  potem 
pojawił się ktoś z zakładu pogrzebowego, by zabrać ciało ich matki. 

Amber  płakała  razem  z  siostrami,  zrobiła  im  coś  do  jedzenia  i  namówiła  je  do 

położenia się, ponieważ nie spały całą noc i następne popołudnie. 

Wciąż trzeba było zorganizować pogrzeb, podzwonić. Spojrzała na zegar. Było po 

piątej, więc plany będą musiały poczekać do jutra. Była dość krótka lista powiadomień. 
Dianna,  ich  matka,  spaliła  wiele  mostów  poślubiając  swojego  drugiego  męża. 
Większość jej rodziny i przyjaciół przestała z nią rozmawiać. Wybrała brutalnego pijaka 
ponad ludzi, którym na niej zależało.  

To nadal gniewało Amber. 

Matka  trzymała  stronę  tego  drania  przeciwko  własnej  córce.  Nawiedziły  ją 

wspomnienia  jej  okropnego  dzieciństwa.  Richowi  nie  podobało  się,  że  z  nią  utknął. 
Nigdy  nie  próbował  być  ojcem  dla  dziecka,  które  nie  było  jego,  nazywając  ją 
gównianym  końcem  kija  oferty  pakietowej.  Zawsze  była  obwiniana  o  wszystko,  a  on 
lubił bić… dużo. 

Matka tylko mówiła jej, żeby próbowała zachowywać się lepiej, próbowała mocniej, 

obiecując, że w końcu on zmieni zdanie, ale nigdy tak się nie stało. Amber uciekła po 
wydarzeniach z Desmonem. 

Odłożyła  kubek,  kiedy  jej  ręce  zaczęły  drżeć.  Dobrze  wyglądał.  Część  niej  miała 

nadzieję, że wyrósł na brzydala, ale głównie chciała go po prostu unikać. Szczęście nie 
było po jej stronie. 

Zapatrzyła  się  w  Katie,  zmartwiona.  Co  ona  robiła  zadając  się  z  wilkołakami? 

Amber planowała odbyć długą rozmowę z siostrą o Merlu. Część niej nawet czuła się 
odpowiedzialna.  Jako  najstarsza  zawiodła  je,  nie  będąc  w  pobliżu,  by  opiekować  się 

background image

 

~ 44 ~ 

 

nimi i udzielać im rad. Jej lojalność wobec Desmona i determinacja do zachowania jego 
tajemnicy, pozostawiły jej siostry bezbronne. 

Potem  przyszły  wspomnienia  o  jej  małżeństwie  i  prychnęła.  Nie  było  tak,  że 

prowadziła  wspaniałe  życie  z  Jeffem  i  mogła  twierdzić,  że  są  dobrym  przykładem  w 
dziale  romansu.  Był  egocentryczny,  kontrolujący  i  manipulujący.  Powinna  była 
wiedzieć,  że  nie  może  mu  ufać,  biorąc  pod  uwagę,  że  regularnie  tworzył  twórcze 
kłamstwa  dla  sędziów  i  jury,  żeby  osiągnąć  wyroki  niewinności  dla  swoich  klientów. 
Jednak był czarujący, a ona chciała idealnego życia,  jakie jej przedstawił. Miała ładny 
dom, pieniądze i stabilność, która za tym szła.  

Amber wstała i przeciągnęła się zanim obeszła dom, w którym dorastała. To zawsze 

był  śmietnisko,  ale  minione  lata  przyniosły  więcej  zaniedbań.  Teraz,  kiedy  ich  matka 
umarła, ktoś musiał wkroczyć, zwłaszcza że Bea nie była jeszcze dorosła przez następne 
sześć miesięcy. Katie jasno powiedziała, że chce zająć się ich najmłodszą siostrą, ale to 
było przed tym jak Amber dowiedziała się, że przesiaduje w niebezpiecznych barach i 
umawia się z szalonym, wrednym wilkołakiem. Chłodny dreszcz przebiegł wzdłuż jej 
kręgosłupa. 

Musiały zostać podjęte decyzje. Trudne. 

- Dlaczego tam stoisz i gapisz się gniewnie na wannę? Co ona ci zrobiła? 

Obróciła  się,  patrząc  na  Katie  opartą  o  drzwi  łazienki.  Jej  siostra  ziewnęła,  jakby 

dramat w barze poprzedniej nocy nigdy się nie zdarzył, ale Amber nie pozwoliła, by to 
ją powstrzymało.  

- Obie powinniście przenieść się ze mną do L.A. Możemy sprzedać ten dom, a wy 

dwie  możecie  podzielić  pieniądze,  cokolwiek  możemy  za  niego  dostać,  i  umieścić  na 
koncie oszczędnościowym. Wyślę was do college’u. Nie pozwolę wydać na to waszego 
dziedzictwo. 

- Nie wyjadę. 

- Oferuję ci prawdziwe bezpieczeństwo. Ten facet, z którym się widujesz, Merl, jest 

niebezpieczny.  

- Nic o nim nie wiesz. – Katie odwróciła się, ruszając krótkim korytarzem. – Idę do 

łóżka. 

-  Wiem.  –  Amber  poszła  za  nią.  Złapała  ramię  siostry  i  obróciła  ją.  –  Jest 

wilkołakiem. Złym. To wystarczy. 

background image

 

~ 45 ~ 

 

- Zwykle nie jest taki. Wkurzyłaś go. Spryskałaś gazem wilkołaka, więc oczywiście 

przesadził. – Katie wyrwała się. – To podstawowe gówno w kontaktach ze zmiennymi, 
Amber. 

- Teraz robisz wymówki? Malujesz swoją własną małą fantazję, która sprawia, że to 

jest  w  porządku,  tak  jak  mama  zrobiła  z  Richem?  Ile  nocy  spędziłaś  na  zewnątrz 
ukrywając się w lesie, albo zamknięta w swoim pokoju, kiedy ją bił? 

- Co cię to obchodzi? Odeszłaś.  

Zabolało, ale Amber nie mogła temu zaprzeczyć. 

- Nigdy nie uderzył ciebie ani Bei. Nie odeszłabym, gdyby tak robił.  

- Wyjechałaś dawno temu i wszystko się zmieniło. Merl mnie chroni. Nikt już mnie 

nie prześladuje. Tata nękał mnie o pieniądze po tym jak nas opuścił i  bił mnie, kiedy 
mówiłam mu, że nie mam mu nic do dania. Merl sprawił, że przestał.  

- A kto chroni cię przed Merlem? 

-  Nigdy  mnie  nie  skrzywdził.  Jest  wilkiem,  są  swawolni,  ale  zna  granice.  –  Katie 

brzmiała na szczerą, a potem zwęziła podejrzliwie oczy. – Skąd znasz Desmona? 

Amber odwróciła od niej wzrok. 

- To długa historia. 

- A ty nie zostaniesz długo, prawda, Amber? Kiedy wyjeżdżasz? Dzisiaj? Jutro? 

-  Po  pogrzebie.  Ale  tym  razem  chcę,  żebyście  obie  pojechały  ze  mną.  Mam 

mieszkanie  z  trzema  sypialniami.  Spodoba  ci  się.  Jest  tam  więcej  niż  wystarczająco 
miejsca dla nas wszystkich. 

- Odmawiam. – Katie weszła do swojego pokoju. – Po prostu wyjedź, Amber. 

Amber poszła za nią. 

- Chcę dla ciebie lepszego życia i obiecuję, że Merl nim nie jest. Ten dom zapadnie 

się któregoś dnia, a ja nie chcę, żebyś była w środku, kiedy to nastąpi. A co z Beą? Nie 
chcesz  dla  niej  lepszego  życia?  A  może  Merl  ma  przyjaciela,  z  którym  planuje  ją 
umówić? Czy to jest twoja wersja dbania o nią? Jaki jest twój długoterminowy plan? 

Katie odwróciła się do niej. 

- Przetrwanie. Właśnie to robimy. Jeden dzień na raz, duża siostro. Już tu nie 

background image

 

~ 46 ~ 

 

mieszkasz. Nie masz pojęcia jak to jest. 

- I oferuję ci coś lepszego! 

-  Skąd  znasz  Desmona?  –  powtórzyła  Katie  zamiast  poradzić  sobie  z  większym 

problemem. 

Zdając sobie sprawę, że jej siostra nie odpuści, Amber przyznała. 

-  Poznałam  go,  gdy  byłam  małą  dziewczynką.  Wybiegł  z  lasu  i  uderzył  go 

samochód. Zmienił się przede mną, a ja ukryłam go przed Richem.  

Katie opadła na łóżko, jakby była gotowa na historię.  

- To niezgodne z zasadami. Informowanie ludzi o nich.  

- Jak dowiedziałaś się o wilkołakach? 

- Miałam pracę w Hardly. Mają tam bar. Nie rzucaj mi takiego spojrzenia. Miałam 

tam  świetne  napiwki  i  nie  sprawdzili  mojego  dowodu,  żeby  udowodnić,  że  jestem 
wystarczająco dorosła, by podawać piwo. Obchodziło ich tylko to, że dobrze wyglądam 
w  staniku  i  obcisłych  szortach.  Tata  już  wtedy  odszedł.  Nie,  żeby  kiedykolwiek 
przynosił dużo pieniędzy, ale po jego odejściu nic nie mieliśmy. Wpadał tylko po to, by 
przetrząsnąć dom po więcej fantów do sprzedania. Głodowałyśmy i mieli nam wkrótce 
odciąć elektryczność. Musiałam pracować i potrzebowałam więcej niż płacili w budce z 
żarciem.  Potem  jakiś  kutas  oszalał  na  moim  punkcie  i  nie  przyjmował  odmowy. 
Przestraszył  mnie  na  śmierć.  Okazało  się,  że  był  z  innej  watahy  o  nazwie  Goodwin. 
Myślisz,  że  wataha  Nightwind  jest  zła?  –  Katie  potrząsnęła  głową.  –  Des  zabiłby 
każdego z jego watahy za zgwałcenie kobiety, ale Goodwinowie nie mają takich zasad. 
Ich  mężczyźni  po  prostu  biorą  to,  co  chcą.  Musiałam  rzucić  pracę,  ale  ten  sukinsyn 
przyszedł za mną, wyśledził mnie tutaj i znalazł mnie w naszym mieście, kiedy byłam w 
sklepie. Uciekłam, wsiadłam do mojego samochodu, ale on gonił mnie jego ciężarówką. 
Wyjechałam  jakieś  trzy  kilometry  za  miasto  i  zobaczyłam  przed  sobą  samochody 
zaparkowane w poprzek drogi. Nacisnęłam hamulce, ale byłam uwięziona między nimi 
i tym sukinsynem w jego ciężarówce. Myślałam, że moje życie się skończyło... ale oni 
mnie uratowali. Merl, Jazz i Jason byli tymi, którzy blokowali drogę. Facet nie przejął 
się  i  zamiast  tego  próbował  wyciągnąć  mnie  z  samochodu.  Wszyscy  się  zmienili  i 
walczyli,  zabijając  drania.  Przyjechał  Des  i  kazał  mi  obiecać,  że  nigdy  nikomu  nie 
powiem  o  tym,  co  się  wydarzyło,  ani  że  się  zmieniają.  To  była  łatwa  obietnica. 
Uratowali mi tyłek. Po tym zaczęłam spotykać się z Merlem.  

- Cieszę się, że cię uratował, ale Merl naprawdę jest kłopotem, Katie.  

background image

 

~ 47 ~ 

 

- Trzyma mojego tatę z dala i daje mi pieniądze, kiedy ich potrzebuję. Nie oceniaj. 

- Tak, ale co on bierze od ciebie w zamian? Zamierzał pieprzyć cię w tym barze na 

oczach wszystkich.  

Wzruszyła ramionami. 

-  Czują  się  bardziej  komfortowo  z  seksem  i  nagością  niż  my.  To  dla  nich  nie  jest 

wielka  sprawa  i  nikt  inny  nigdy  nie  próbował  mnie  dotknąć.  Merl  skrzywdziłby  ich. 
Należę do niego, a oni to szanują.  

- Należysz tylko do siebie. 

-  Więc,  Des  chroni  cię,  ponieważ  pomogłaś  mu,  kiedy  został  potrącony  przez 

samochód i powstrzymałaś mojego tatę przed znalezieniem go, kiedy został ranny? 

Amber wiedziała, że Katie znów zmienia temat, ale dała jej rację. 

-  Po  tym  dniu  zaczął  odwiedzać  mnie  w  lesie.  Zbliżyliśmy  się  do  siebie.  –  Bolało 

mówienie  tych  słów.  –  Poprosił  mnie  nawet,  żebym  została  jego  partnerką,  kiedy 
byliśmy nastolatkami, a ja się zgodziłam.  

Katie zbladła. 

-  To  dla  nich  wielka  sprawa,  Amber.  Nie  żartuję.  Co  się  stało?  Dlaczego  go 

zostawiłaś? Alfa Desmon trochę mnie przeraża, ale je, śpi i krwawi dla tej watahy. Nie 
wspominając o tym, że jest taki gorący. Byłby dobry, żeby przyprowadzić go do domu. 

- Może tak, ale złamał mi serce zanim mogłam się tego dowiedzieć. Właśnie wtedy 

uciekłam.  Przepraszam,  że  zostawiłam  ciebie  i  Beę.  Byłam  młoda,  a  to  było  głupie, 
samolubne. Naprawdę myślałam, że będzie z wami dobrze, a ja nawet nie byłam pewna, 
czy  mój  ojciec  mnie  przyjmie.  Pojechałam  autostopem  do  L.A.  i  zapukałam  do  drzwi 
jego mieszkania. Bardzo się ucieszyłam odkrywając, że wciąż mu zależało.  

-  Jak  miło  z  twojej  strony.  Tu  zrobiło  się  piekło,  kiedy  alimenty,  które  przysyłał 

twój  ojciec,  przestały  przychodzić.  Miał  ciebie,  więc  nie  było  więcej  czeków.  Założę 
się, że nie pomyślałaś o tym jak wkurzony był mój tata tracąc te pieniądze na wódkę.  

- Nie, nie pomyślałam – przyznała Amber. – I tak byłam prawie dorosła. 

-  Taa,  cóż,  nie  jestem  zaskoczona.  Nie  przychodź  tutaj  i  nie  mów  nam  jak  żyć. 

Dawno temu straciłaś to prawo. Bea i ja sobie poradzimy. Merl się tym zajmie. 

Zadzwoniłam do niego, żeby powiedzieć mu, że mama umarła. 

background image

 

~ 48 ~ 

 

- Lepiej ci będzie bez niego. Jedź ze mną do L.A.  – Kiedy to nie zadziałało, Amber 

błagała.  –  Przynajmniej  pozwól  mi  zabrać  Beę.  Nie  musi  być  narażona  na  niego.  Co 
jeśli go wkurzy, a on zrobi jej to, co próbował zrobić mnie? 

-  Bea  jest  moją  siostrą.  Nie  twoją.  To  ja  tu  byłam  dla  niej  przez  całe  jej  życie.  A 

teraz wynoś się z mojego pokoju. 

Amber była zbyt zmęczona, żeby się kłócić, więc odwróciła się i wyszła, wracając 

do salonu. Jej młodsza siostra wciąż spała. 

Nie ma mowy, żeby zostawiła Beę w Hollow Mountain z Merlem. Katie nie myślała 

jasno. Facet miał problemy z gniewem i spontanicznym porostem włosów. 

Dźwięk silnika przyciągnął ją do  frontowego okna  i odsunęła zasłonę. Duża szara 

ciężarówka zaparkowała na części trawnika i z wysokiego pojazdu wysiadł Merl. 

- Cholera. – Podeszła do drzwi i otworzyła je. Wyszła cicho na zewnątrz i spotkała 

się z nim zanim wszedł na ganek. – Chcę z tobą porozmawiać. 

Podwinął górną wargę, ale zatrzymał się.  

-  Mój  alfa  powiedział  ręce  z  dala  do  ciebie.  Nadal  jestem  wkurzony  na  to,  co  mi 

zrobiłaś, ale jestem gotów to odpuścić. Przyjechałem po Katie. 

- Jesteś z nią sparowany? 

- Kurwa nie. 

Nie  wydawał  się  być  typem,  który  angażuje  się  na  całe  życie,  więc  nie  była 

zaskoczona. 

- Nie chcę, żebyś zbliżał się do którejkolwiek z moich sióstr.  

- Nie obchodzi mnie to. – Obszedł ją i ruszył w kierunku domu. – Katie należy do 

mnie. 

Skoczyła i chwyciła go za ramię, a potem puściła, gdy obrócił się zbyt szybko jak na 

człowieka i spojrzał na nią gniewnie. 

-  Ile  będzie  mnie  kosztowało, żeby  namówić  cię  do  zostawienia  Katie  w  spokoju? 

Nie jestem bogata, ale co powiesz na pięć kawałków?  

Uniósł brew. 

- Nie zrezygnuję z Katie. 

background image

 

~ 49 ~ 

 

- Moja siostra nie jest twoją własnością. Przyznałeś, że nie jest twoja partnerką. Czy 

przynajmniej ją kochasz? 

- Bawi mnie i jest dobra w łóżku. 

Musiała mu przyznać uczciwość. 

- Dziesięć kawałków. 

-  Niezły  z  ciebie  numer.  –  Warknął  nisko.  –  Ciesz  się,  że  mój  alfa  wziął  cię  pod 

swoją ochronę, bo inaczej bym cię zabił. Nigdy nie stawaj między mną i tym, co jest 
moje.  

- Dwadzieścia. – To będzie bolało, ale była gotowa zapłacić. Mógł rzucić Katie i jej 

siostra zgodziłaby się wyjechać z nią, zabierając z nimi Beę z miasta. 

Odwrócił głowę, otwarcie gapiąc się na jej samochód.  

- Co z tym? Przepisałabyś go na mnie? 

Skuliła  się  wewnętrznie.  Kochała  swojego  Mercedesa,  ale  pozbycie  się  go,  żeby 

ocalić siostry nie było trudnym wyborem. 

- Tak. 

-  Odpada.  –  Uśmiechnął  się,  wpatrując  się  w  jej  oczy.  –  Chciałem  tylko  zobaczyć 

jak  daleko  się  posuniesz.  Katie  powiedziała  mi  wszystko  o  swojej  starszej  siostrze. 
Zostawiłaś  je  ich  pijanym  rodzicom.  Nazwałbym  cię  suką,  ale  to  byłby  zbyt  wielki 
komplement. 

- Rich nie był moim ojcem, a nasza matka nie piła, kiedy odeszłam.  

- To nie ma znaczenia. Katie ma wiele urazy. – Pochylił się i uśmiechnął. – Wiesz, 

co to znaczy? 

- Jesteś szumowiną skłonną ją wykorzystać? – zgadywała Amber.  

Zachichotał, nawet nie zadając sobie trudu, by temu zaprzeczyć.  

- Ona docenia to, że należy do mnie, i wie, że jej nie oddam. Tego rodzaju lojalność 

i oddanie są bezcenne. – Odwrócił się, wbiegł na ganek i wszedł do domu, ale przedtem 
dodał. – I seksowne. 

- Cholera – mruknęła Amber, ponieważ nie był tak głupi, na jakiego wyglądał.  

background image

 

~ 50 ~ 

 

Weszła  za  nim  do  środka.  Nie  było  go  w  salonie  i  na  szczęście  nie  obudził  Bei. 

Nadal spała na kanapie. Ciche głosy zaprowadziły Amber korytarzem do sypialni Katie. 
Zatrzymała się przy częściowo otwartych drzwiach, słuchając. 

- Żadnych więcej wymówek. Chcę, żebyś znowu się do mnie wprowadziła.  

- Nie mogę, Merl. Muszę myśleć o Bei.  

- Nic jej nie będzie. Możesz ją sprawdzać. 

-  Pracownik  socjalny  usiądzie  mi  na  tyłku.  Już  przyszła  tu  kilka  razy,  od  kiedy 

hospicjum  zaangażowało  się  dla  mojej  mamy.  Rozmawialiśmy  o  tym.  Wejdzie  stan, 
przejmie opiekę nad Beą, ponieważ wciąż jest nieletnia, i sprzeda dom, żeby zapłacić za 
jej opiekę, jeśli nie będę tu z nią mieszkała.  

- Bzdury. Sprzedamy teraz dom, więc nie będą mogli.  

- A co z Beą? 

- Może zamieszkać w jednym z moich pokoi gościnnych. 

-  Nie  sądzę,  żeby  to  był  dobry  pomysł.  –  Katie  brzmiała  stanowczo.  –  Nie  ufam 

niektórym twoim przyjaciołom, że nie zabawią się nią. 

-  Kłócisz  się  ze  mną?  –  warknął  Merl.  –  Byłem  cholernie  cierpliwy  z  tobą  odkąd 

przeprowadziłaś się do domu miesiąc temu. Musiałem gotować własne posiłki, a moje 
miejsce to śmietnik. Po co cię mieć, jeśli nic dla mnie nie robisz, co? Nie mogę cię już 
pieprzyć,  kiedy  chcę,  i  nie  troszczysz  się  o  mnie  tak  jak  powinnaś.  Zasługuję  na  coś 
lepszego. 

- Wiem. Przykro mi, Merl.  

-  Powinno  ci  być.  Muszę  ci  przypomnieć,  że  to  ja  rządzę.  Od  czasu  kiedy  jesteś 

tutaj, zrobiłaś się pyskata.  

Amber miała dość. Lekko pchnęła drzwi, żeby zajrzeć do środka, przygotowana do 

kłótni  z  palantem.  Zamiast  tego,  patrzyła  jak  Merl  łapie  jej  siostrę,  całując  ją.  Katie 
walczyła przez chwilę, a potem zwiotczała w jego potężnych ramionach. 

Merl rozdarł koszulkę jej siostry, rozrywając ją, żeby złapać jej pierś. 

- Zabieraj od niej łapy! – Amber rzuciła się do przodu i złapała go od tyłu. 

Szarpnął się mocno i potoczyła się do tyłu, potknęła się na czymś i wylądowała na 

background image

 

~ 51 ~ 

 

tyłku. 

Merl okręcił głowę, patrząc na nią groźnie.  

- Podnieś swój tyłek i wynoś się, albo skrzywdzę cię pomimo rozkazu Desmona. 

-  Powinieneś  wyjść,  Merl.  –  Katie  ściągnęła  poły  koszulki.  –  Moja  mama  właśnie 

umarła, a ty jesteś zbyt okrutny. Nie mogę znieść tego teraz.  

Merl odwrócił się do niej. 

- Coś ty do mnie powiedziała? 

-  Po  prostu  wyjdź.  –  Katie  pociągnęła  nosem.  –  Proszę?  Wszyscy  musimy  się 

uspokoić. 

- Nie mów tak do mnie. – Złapał Katie za gardło i przyciągnął ją do swojego ciała. – 

Zamierzam pieprzyć cię do ponownej uległości.  

Katie walczyła, używając pięści, by uderzyć go w twarz. 

Amber  nie  myślała,  chcąc  chronić  siostrę.  Kopnęła  go  od  tyłu  w  kolano.  To 

spowodowało,  że  jego  noga  ugięła  się  pod  nim,  i  zwalił  się  na  nią.  Nie  puścił  Katie, 
kiedy upadał. 

Amber  próbowała  wysunąć  się  spod  splątanych  ciał  Merla  i  siostry, 

przygniatających  ją  do  niewiarygodnie  twardej  podłogi.  Katie  wciąż  go  biła  i 
wyprowadziła kilka dobrych ciosów w wielkiego brutala. Zawył i odtoczył się. Wtedy 
Amber dobrze zobaczyła jego twarz, krew sączyła się z jego nosa i rozciętej wargi. 

Zaczął wspinać się po ciele Amber, próbując wydostać się z niewielkiej przestrzeni, 

gdzie były uwięzione ich ciała. 

Ciepła wilgoć uderzyła ją w twarz, spływając do jej otwartych ust, krew prawie ją 

zadławiła. Przekręciła głowę, zaciskając mocno oczy i pchnęła go, ale był zbyt ciężki. 
Pozostała uwięziona pod nim, dopóki się nie uwolnił. Amber przewróciła się na brzuch, 
gorączkowo próbując zetrzeć jego krew. Otworzyła oczy w samą porę, by zobaczyć jak 
Merl opuszcza sypialnię.  

- Pieprzyć to. Zastąpię cię, Katie. Niech od teraz twoja pieprzona siostra zaopiekuje 

się tobą. Nie potrzebuję tego gówna! Nie dam się zabić mojemu alfie za kawałek dupy. 
Nawet nie była już tak dobra. – Drzwi frontowe trzasnęły mocno, gdy wybiegł z domu. 

Amber odwróciła głowę, lokalizując Katie siedzącą pod ścianą. Katie płakała, z 

background image

 

~ 52 ~ 

 

krwią na rękach. 

- Nic ci nie jest? 

- Nienawidzę cię! – Katie podciągnęła nogi i zwinęła się w pozycję płodową. – Do 

diabła,  dlaczego  po  prostu  nie  możesz  nas  zostawić  w  spokoju?  Żałuję  tego,  że 
kazałyśmy ci wrócić do domu. Wszystko zepsułaś!  

-  Amber!  –  Bea  zamarła  w  drzwiach,  otwarcie  gapiąc  się  na  obie  siostry.  –  Obie 

krwawicie! Mam zadzwonić pod 9-1-1?  

-  Nic  mi  nie  jest.  –  Amber  próbowała  ją  zapewnić.  –  To  nie  moja  krew.  Katie? 

Jesteś ranna? 

- Straciłam go. – Katie zaczęła szlochać. – Kocham go. 

-  Powinnam  wezwać  karetkę  pogotowia.  –  Bea  wyglądała  na  przerażoną,  gdy 

podeszła  bliżej  do  Amber  i  pomogła  jej  wstać.  –  Masz  na  sobie  krew.  Jest  w  twoich 
włosach  i  na  całej  twojej  twarzy.  Prawdopodobnie  przekazał  ci  jakąś  chorobę. 
Potrzebujesz zastrzyku lub czegoś takiego.  

-  O  mój  pieprzony  Boże  –  chlipnęła  Katie.  –  Merl  nie  roznosi  chorób.  Po  prostu 

wynoście się z mojego pokoju i zostawcie mnie w spokoju!  

Amber  nie  była  pewna,  co  robić.  Katie  znów  zaczęła  szlochać,  Bea  wyglądała  na 

przerażoną, zmieszaną i gotową do wybuchnięcia płaczem.  

- Wszystko będzie dobrze. – Nie była pewna, co jeszcze powiedzieć, ale próbowała. 

– Rozpracujemy wszystko. Niczyje życie nie jest zrujnowane. 

- Chodź. – Bea pociągnęła Amber za ramiona. – Musimy zmyć tę krew.  

To był dobry plan. Amber kiwnęła głową i zrobiła kilka kroków. 

Potem uderzyła w nią gorączka, niepodobna do niczego, co kiedykolwiek wcześniej 

doświadczyła, i zamarła. Zaczęła też mrowić ją skóra na całym ciele. 

- Co jest, do cholery? Czuję się tak, jakbym dostała na coś reakcję alergiczną.  

- Co się stało? – Bea była zaniepokojona. 

- Cholera! – Katie przestała płakać. – Połknęłaś trochę jego krwi? 

Amber napotkała pełne łez spojrzenie siostry. 

background image

 

~ 53 ~ 

 

- Chyba tak. 

-  A  on  miał  erekcję.  Kurwa!  Kłótnia podnieciła  Merla. –  Katie  wstała  i  otarła  łzy, 

rozmazując krew z rąk na swojej twarzy. – Bea, wsadź ją pod zimny prysznic. To żądza 
krwi. Samce wilków mogą wywołać u kobiety ruję, jeśli połknie dość ich krwi. 

- Co to znaczy? – Amber nie była pewna, czy chce to wiedzieć. 

-  Właśnie  zaaplikowałaś  sobie  hormony  Merla.  Był  napalony.  Zgadnij,  czym 

będziesz  przez  kilka  następnych  godzin?  Czasami  daje  mi  trochę  jego  krwi,  jeśli 
naprawdę nie jestem w nastroju. To sprawia, że seks jest super gorący… chyba że masz 
narzucającą się starszą siostrę, która postanawia wsadzić nos tam, gdzie nie należy. To 
się nazywa sprawiedliwość. Nigdy do mnie nie wróci.  

Amber  nie  ruszała  się,  próbując  pojąć  te  informacje.  Czuła  się  tak,  jakby  miała 

gorączkę, jej skóra wciąż mrowiła. Właściwie to stawało się coraz silniejsze. 

Potem  zmartwiona spojrzała w oczy  Bei.  Katie powiedziała  samce  wilków. Amber 

miała nadzieję, że jej młodsza siostra nie słyszała tej części lub po prostu założyła, że 
mówią o prawdziwych wilkach 

Spojrzała na Katie.  

- Uważaj na to, co mówisz. 

- Ona wie. – Katie podniosła koszulkę, wytarła w nią ręce, a potem twarz. 

- Zamknij się, Katie. Wpadniemy przez ciebie w kłopoty – ostrzegła Bea.  

Katie rzuciła koszulkę. 

- Ona też wie. Wilkołaki mieszkają w Hollow Mountain. Zgadnij, kto ma historię z 

Alfą  Desmonem?  –  Katie  wskazała  na  Amber.  –  Wygląda  na  to,  że  nie  tylko  nas 
zostawiła, ale pieprzyła też jego. A teraz wynoś się z mojego pokoju! 

Bea wyprowadziła Amber na korytarz i do łazienki. 

-  Nie  powinnaś  była  tu  wracać,  jeśli  masz  kłopoty  z  Desmonem.  –  Włączyła 

prysznic, poprawiając temperaturę i wykręciła ręce. – On jest naprawdę miły i pomaga 
nam, chociaż jesteśmy ludźmi, ale nie chciałabym, żeby zezłościł się na mnie.  

- Znasz go? 

- Tak. Katie prześladował jakiś facet, a potem zaczęła spotykać się z Merlem. – 

background image

 

~ 54 ~ 

 

Obniżyła  głos  i  przysunęła  się.  –  Desmon  dał  mi  swój  numer  telefonu  i  kazał  mi  do 
niego zadzwonić, jeśli ktoś kiedykolwiek spróbuje mnie skrzywdzić. Wie, że nie bardzo 
lubię  Merla.  Martwi  się  również,  że  jakieś  wilki  przystające  z  Merlem,  mogą  mnie 
zauważyć, no wiesz? Kazał mi trzymać się od nich z dala. – Rumieniec zakradł się na 
jej  policzki.  –  Nigdy  nie  miałam  chłopaka.  Bardzo  lubię  czytać  i  nie  wychodzę  zbyt 
często. Katie i ja jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami i myślę, że on to zauważył, 
albo  mógł  wyczuć  lub  coś  w  tym  stylu.  –  Jej  policzki  zaróżowiły  się  zanim  zmieniła 
temat i zapytała. – Co zrobiłaś, że Desmon jest na ciebie zły? 

Amber zaczęła się rozbierać. 

- Dorastaliśmy razem i tak jakby chodziliśmy ze sobą jako nastolatki. Potem złamał 

mi  serce  i  odeszłam.  Nie  wiem,  czy  możesz  to  zrozumieć,  ale  nie  mogłam  tu  zostać  i 
patrzeć jak jest z kimś innym. 

-  Był  twoją  jedyną  prawdziwą  miłością,  prawda?  Powinnaś  teraz  zobaczyć  ból  w 

twoich oczach.  

-  To  dlatego,  że  czuję  się  nieszczęśliwa.  –  Amber  przekroczyła  brzeg  wanny  i 

weszła  pod  prysznic.  Woda  była  letnia,  ale  nie  mogła  przestać  drżeć.  Zdesperowana 
rozjaśnić  nastrój,  zażartowała.  –  Myślę,  że  ten  palant,  z  którym  spotyka  się  nasza 
siostra, przekazał mi jakiś wilkołaczy zarazek.  

Bea się nie zaśmiała. Przygryzła dolną wargę, wyglądając na zmartwioną. 

-  Mam  nadzieję,  że  nie  zmienisz  się  w  jedną  z  nich.  Wiesz  jak  stają  się 

wilkołakami? 

- Nie. Słyszałaś, co powiedziała Katie. To tylko żądza krwi, cokolwiek to do diabła 

znaczy. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. 

Amber odchyliła głowę do tyłu. Sięgnęła, żeby wyszorować twarz, pozwalając, by 

woda spływała po jej długich blond włosach, zmywając całą krew. Jedno spojrzenie w 
dół sprawiło, że się skrzywiła. Czerwona woda zgromadziła się wokół jej stóp. Odpływ 
w wannie musiał się trochę zatkać.  

- Powinnaś pojechać ze mną do L.A., Beo. Myślę, że ci się tam spodoba. Właściwie 

mieszkam  kilka  przecznic  od  dużej  trzykondygnacyjnej  biblioteki.  Powiedziałaś,  że 
dużo czytasz. – Odwróciła głowę, by ocenić reakcję Bei. 

Jej siostrzyczka zniknęła, drzwi łazienki pozostały otwarte. 

background image

 

~ 55 ~ 

 

Amber  znów  zadrżała.  Kusiło  ją,  żeby  włączyć  gorącą  wodę,  ale  kiedy  dotknęła 

czoła, było naprawdę gorące. 

- Świetnie. Mam gorączkę. 

Dziwne  gorące  i  zimne  dreszcze  wstrząsały  jej  ciałem,  gdy  myła  włosy,  i  zanim 

wyłączyła wodę jej zęby szczękały. Wyszła spod prysznica i wytarła się, a potem poszła 
do  swojej  starej  sypialni,  która  została  zmieniona  w  pokój  gościnny.  Położyła  się  na 
łóżku i zwinęła się w kulkę owinięta w ręcznik. Bolały ją piersi, żołądek jakby płonął, 
ale wciąż zamarzała.  

Cholerne wilkołaki. Przeżyję to. 

Usłyszała jak ktoś wchodzi do pokoju,  bo skrzypnęła podłoga, i odwróciła głowę. 

Katie stała obok łóżka, wyglądając na spokojniejszą. 

- Hej. 

- Hej – wyszeptała Amber, wciąż drżąc. 

- Wyglądasz jak sam diabeł. – Katie westchnęła i jej ramiona opadły. – Nie martw 

się, dobrze? Nie mogłaś być wystawiona na działanie dużej ilości krwi Merla. Jesteśmy 
za  daleko, by  wywąchał  cię  jakiś  samiec,  więc  wszystko,  co  musisz  zrobić, to  przejść 
przez to. Kiedyś wyszedł ze mnie zaraz po tym jak dał mi krew, kiedy go wkurzyłam. 
Chciał dać mi nauczkę. Nie jest taki zły jak go poznasz, ale ma temperament. Może ci 
się  wydawać,  jakbyś  umierała,  ale  obiecuję,  że  to  minie.  –  Katie  naciągnęła  koc  na 
Amber, wsuwając go pod nią. – Minie po nocy.  Będziesz jak nowa. – Zgarnęła kilka 
kosmyków  mokrych  włosów  z  twarzy  Amber.  –  Potem  powinnaś  wsiąść  do  tego 
twojego  wymyślnego  samochodu  i  wynieść  się  stąd.  Ratuj  się.  Część  mnie  zawsze  ci 
zazdrościła. 

Amber przetoczyła się do niej. 

- Dlaczego? 

-  Wyjechałaś  z  tego  gównianego  miasta  i  od  naszych  rodziców.  Nie  sądzisz,  że  ja 

też  kiedyś  o  tym  marzyłam?  Tylko  jakieś  tysiąc  razy.  Po  prostu  nie  mogłam  opuścić 
Bei. – Katie odgarnęła więcej włosów z jej twarzy. – Pamiętam jak źle to znosiłaś. Tata 
bił  cię  i  mówił,  że  jesteś  pomiotem  diabła.  On  jest  tym,  który  umieścił  klin  między 
nami, jako siostrami. Zachęcał nas, żebyśmy nie zbliżyły się z tobą.  

- Więc chodź ze mną. Spróbujmy jeszcze raz. 

background image

 

~ 56 ~ 

 

Katie zabrała rękę i wyprostowała się.  

- Nie. Słyszałam cię w łazience. Odeszłaś, bo miałaś złamane serce. Ja zostaję, by 

utrzymać moje w jednym kawałku. Dobrze czy źle, kocham Merla.  

- W takim razie, pozwól mi zabrać ze sobą Beę. 

- Ona naprawdę kocha Hollow Mountain. – Katie wzruszyła ramionami. – Gdybyś 

ją  znała,  wiedziałabyś  to,  Amber.  To  miejsce  przypomina  jej  bajkę.  Złamałabyś  jej 
serce, gdybyś ją zabrała. Mieszka w mieście z wilkołakami. Czyta wszystkie te książki, 
które sprawiają, że wydaje się być bardziej magicznie niż jest w rzeczywistości. Prawdę 
mówiąc, są tacy jak my, próbują przetrwać. Kilku jest dobrych, większość to dupki, ale 
ona  nie  widzi  tego  w  ten  sposób.  Lubi  fantazję  i  zdecydowanie  nie  będzie  chciała 
wyjechać.  Zmuszenie  jej  do  powiedzenia  ci  nie,  zrani  ją,  i  możesz  myśleć,  że  jestem 
suką,  ale  moje  serce  nie  zniesie  patrzenia  na  to  po  stracie  mamy.  Wymyślę  coś,  żeby 
była bezpieczna. Zawsze to robię. 

Amber  patrzyła  jak  Katie  wychodzi  z  pokoju  i  kieruje  się  do  własnej  sypialni. 

Zwinęła się z powrotem na boku i walczyła ze łzami. Jej skóra była zimna, ale w środku 
płonęła. Jej łechtaczka zaczęła pulsować, jakby miała własne bicie serca. 

Czas nie mógł być bardziej fantastyczny. 

Właściwie,  z  jaką  ilością  gówna  życie  spodziewało  się,  że  poradzi  sobie  w  tym 

tygodniu? 

Śmierć  matki,  ujrzenie  byłej  miłości  jej  życia  i  radzenie  sobie  z  siostrzanym 

dramatem, czy to nie było dość? Czy krew jakiegoś szalonego wilkołaka musiała zostać 
dodana do tej listy? 

- Cholerne wilkołaki – mruknęła.