background image

Linda Goodnight 

 

Zatańcz ze mną 

Gorący Romans Duo 878 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

To miała być zwyczajna, spokojna niedziela w małym szpitalu w Rattlesnake. I tak było, 

aż do chwili, kiedy na izbie przyjęć pojawił się pewien kowboj...   

Dyżurna  pielęgniarka,  Rebeka  Washburn,  usłyszała  niemiłosiernie  fałszowaną  wersję 

„Sunshine” i odruchowo zerknęła w głąb korytarza. Zdołała jednak zobaczyć tylko zakurzone 
kowbojskie buty i długie nogi w opiętych dżinsach, znikające za zakrętem.   

Na chwilę zaległa cisza, ale po sekundzie kowboj znów zaczął śpiewać.   

Pokręciła głową z dezaprobatą i powiedziała do mężczyzny na drugim końcu linii: 
–  Rób  tylko  to,  co  niezbędne,  Sid.  Mam  nadzieję,  że  jakoś  zdobędę  pieniądze.  – 

Zmartwionym  głosem  podziękowała  jedynemu  mechanikowi  w  mieście  i  z  ciężkim 
westchnieniem odłożyła słuchawkę.   

Nie miała pojęcia, jak zdobędzie pieniądze. Usłyszała, że śpiewający maniak przypomniał 

sobie przeboje z bajek dla dzieci i najwyraźniej chciał się tym publicznie pochwalić.   

Trzeba  zakończyć  ten  koncert,  zanim  obudzą  się  wszyscy  pacjenci.  Zdecydowanie 

odsunęła od siebie wizję rozpadającego się samochodu i wstała zza biurka.   

Szybkim  krokiem  szła  w  stronę  izby  przyjęć  i  czuła,  jak  jej  twarz  przybiera  służbowy 

wyraz,  zarezerwowany  dla  wyjątkowo  rozrywkowych  pacjentów.  Podczas  jej  dyżuru 
wszystko  musiało  przebiegać  bez  zakłóceń.  Każda  karta  choroby  była  wypełniana  na  czas, 
przeliczone leki stały w równych szeregach w szpitalnych szafkach, a pacjenci otrzymywali 
najlepszą opiekę, na jaką mogli liczyć w prowincjonalnym  szpitalu.  Kontrolowanie, to  było 
to, co wychodziło jej najlepiej.   

Dlatego  teraz  musi  uciszyć  rozbawionego  kowboja  i  przypomnieć  mu,  że  to  nie  bar 

przydrożny.   

Skrzywiła  się  w  duchu  na  myśl  o  tej  rozmowie.  Nie  znosiła  lekkomyślnych, 

nieodpowiedzialnych  mężczyzn,  którzy  nie  rozumieją,  że  nawet  kilka  piw  może  stwarzać 
śmiertelne niebezpieczeństwo. Ona wiedziała to  aż nazbyt  dobrze. Ostatnie lata nauczyły ją 
tego  lepiej,  niżby  sobie  życzyła,  ale  widok  pijanego  pacjenta  zawsze  przypominał  jej  tamte 

straszne chwile.   

Opanowała  się  i  pchnęła  drzwi  gabinetu.  Poczuła  powiew  zimnego  powietrza  i  zapach 

środków antyseptycznych.   

–  Może  zaprzestanie  pan  tych  arii,  zanim  ktoś  dostanie  ataku  serca  –  zaproponowała 

chłodnym tonem.   

Kowboj  najwyraźniej wstał już z wózka inwalidzkiego.  Jego muskularne  ciało z trudem 

mieściło  się  na  wąskiej,  szpitalnej  kozetce.  Czarna  koszula  była  cała  poszarpana,  a  ładnie 
zarysowaną linię podbródka przecinały liczne zadrapania.   

Becky odruchowo zacisnęła zęby. A więc nie tylko był pijany i zakłócał porządek na jej 

dyżurze. Najwyraźniej brał też udział w jakiejś bójce.   

Mężczyzna,  zaskoczony  ostrą  reprymendą,  zamilkł  i  próbował  spojrzeć  w  jej  kierunku. 

Twarz wykrzywił mu grymas bólu, ale nie tracił rezonu.   

background image

–  Ej,  Jackson,  patrz,  kto  nas  odwiedził!  –  zawołał  do  wysokiego,  milczącego  kowboja, 

który stał obok. – To chyba sama miss rodeo! 

– Zmartwię cię, Jett, ale ona mi wygląda raczej na małą, wściekłą pielęgniarkę – mruknął 

Jackson.   

– Pielęgniareczka? Na rodeo? Co ona tu robi? – Jett poderwał się gwałtownie, strącając 

kapelusz,  a jego niebieskie oczy błysnęły niebezpiecznie.  –  Ktoś  jest ranny?  –  Zaraz jednak 
opadł  na  leżankę  i  wymruczał:  –  Coś  dziwnego  dzieje  się  w  mojej  głowie...  Nie  mogę  jej 
uspokoić.   

– To nie jest arena, kowboju! – odezwała się Becky. – I nic dziwnego, że kręci ci się w 

głowie. Ile dzisiaj wypiłeś? 

Obaj mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.   
– Czy my coś dziś piliśmy, Jackson? 
– Ani kropelki – powiedział Jackson, zdecydowanie kręcąc głową. – Chyba nie podobają 

jej się twoje śpiewy.   

–  Co  to  za  żarty?  –  spytała  lekko  zirytowana.  Nie  znosiła  takich  rozmów,  ale  pijani 

pacjenci rzadko wykazywali się rozsądkiem i opanowaniem. – Co panu właściwie jest? Brał 
pan udział w bójce? 

– Byk potraktował go mało przyjacielsko – wyjaśnił spokojnie Jackson.   
– Byk? – powtórzyła bez sensu i poprzednia irytacja rozpłynęła się bez śladu. – Miał pan 

wypadek na rodeo? 

–  A  co  innego  może  ściągnąć  faceta  do  szpitala  w  niedzielny  poranek?  –  usłyszała  w 

odpowiedzi.   

Poczuła,  jak  wypełnia  ją  zawstydzenie.  Zachowała  się  zupełnie  nieprofesjonalnie. 

Pozwoliła,  żeby  osobiste  wspomnienia  przesłoniły  jej  obiektywną  ocenę  sytuacji.  Zamiast 
zbadać pacjenta, założyła, że jest nietrzeźwy i potraktowała go jak zwykłego łobuza.   

Drgnęła  poruszona.  Czy  tamte  okropne  wspomnienia  nigdy  nie  przestaną  jej 

prześladować? 

Szybko  wyjęła  z  szuflady  aparat  do  mierzenia  ciśnienia  i  opięła  pas  na  muskularnym 

ramieniu.  Pacjent  był  doskonale  zbudowany.  Miał  silne,  umięśnione  ciało.  Idealne,  musiała 
przyznać, choć, oczywiście, nie miało to żadnego znaczenia.   

– Proszę dokładnie opowiedzieć, co się stało – zwróciła się do drugiego mężczyzny.   
Ranny  przymknął  oczy,  mogła  więc  dokładnie  mu  się  przyjrzeć.  Mała  blizna  koło  nosa 

zdradzała, że był już kiedyś ranny. Ale to wcale nie ujmowało uroku jego przystojnej twarzy. 
Wręcz przeciwnie. Nie wątpiła, że kobiety nie pozostawały obojętne na ten urok.   

–  Co  tu  opowiadać?  –  mruknął  Jackson.  –  Wielki  byk  zrzucił  go  z  karku  i  trzepnął  na 

ziemię jak worek mąki. Nie wyglądało to najlepiej...   

Delikatnie  ujęła  przegub,  żeby  wyczuć  puls.  Na  twardej  skórze  wciąż  odciśnięte  były 

ślady liny.   

Skrzywiła  się  z  dezaprobatą.  Jak  każdy  jeździec  rodeo,  ten  facet  nie  miał  za  grosz 

rozsądku.  Żyją  na  krawędzi  ryzyka,  nie  potrafią  funkcjonować  bez  adrenaliny  i  narażają  na 
niebezpieczeństwo siebie i innych! 

background image

– Jak długo był pan nieprzytomny? 
– Nieprzytomny? Ja? – Kowboj uniósł się na łokciu i spojrzał na nią zdziwiony. – Nigdy 

w życiu nie zemdlałem... – I w tym momencie opadł bezwładnie na łóżko.   

– Jest pan jego krewnym? – spytała Jacksona.   
–  Nie,  tylko  kolegą  z  rodeo.  Ale  wiem,  że  w  pobliżu  mieszka  jego  brat,  jeśli  jest  do 

czegoś potrzebny...   

Zanim  zdążyła  odpowiedzieć,  w  drzwiach  stanęła  koleżanka  z  rejestracji  z  plikiem 

dokumentów w ręku.   

– Becky, co robimy? Czekamy, aż pan Garett się ocknie i sam będzie w stanie podpisać 

dokumenty, czy...   

–  Garett?  Jett  Garett?  –  Drgnęła  zaskoczona  i  spojrzała  uważnie  na  twarz  leżącego 

mężczyzny. – Poznałam go kiedyś...   

Teraz  zaczęła  sobie  przypominać...  Jakieś  pięć  lat  temu  on  i  jej  mąż  Chris  brali  razem 

udział  w  rodeo.  Pamiętała,  że  nawet  Chris,  chociaż  sam  pełen  brawury,  był  zdumiony 
szalonymi wyczynami Jetta.   

– Tak, to on. Młodszy braciszek Colta Garetta – pokiwał głową Jackson. – Zna go pani? 
–  Cóż,  w  tym  mieście  wszyscy  się  znają.  Mój  synek  chodzi  do  przedszkola,  które 

prowadzi żona Colta, Kati.   

Z  ust.  Jetta  zaczęły  się  wydobywać  niewyraźne  dźwięki  kolejnej  piosenki  i  Becky  z 

trudem zdobyła się na uśmiech.   

– Zawsze śpiewa, kiedy jest ranny? 
– Śpiewa nawet przez sen – zaśmiał się Jackson.   
Jej  palce  szybkimi  ruchami  przeczesywały  czuprynę  Jetta,  badając  kości  czaszki.  Na 

szczęście, nie znalazła nic poza kilkoma guzami.   

Zadzwoniła do lekarza dyżurnego i zdała mu relację ze wstępnych oględzin.   
– Miał dużo szczęścia – zwróciła się do Jacksona. – Nie wygląda to bardzo źle. Doktor 

Clayton przyjdzie tu za kilka minut i jeszcze raz go zbada, ale przypuszczam, że będzie chciał 
go zatrzymać u nas na kilka dni na obserwację. Ze wstrząśnieniem mózgu lepiej uważać...   

Nie zdążyła powiedzieć nic więcej. Jett Garett poderwał się gwałtownie i krzyknął: 
– Nigdzie nie zostaję! 
Próbował  wstać,  ale zachwiał  się  niebezpiecznie i  tylko  szybka reakcja kolegi  uchroniła 

go przed upadkiem.   

–  Nie  stawiaj  się,  stary!  Lepiej  róbmy  to,  co  każe  ta  miła  pielęgniareczka  –  doradził 

Jackson.   

– Dzięki za radę, ale nic z tego! Przyrzekłem Melissie... – Ale zanim zdradził, co takiego 

ważnego obiecał Melissie, znowu zemdlał.   

Becky  wiele  słyszała  o  burzliwym  życiu  uczuciowym  Jetta  Garetta  i  nie  miała  ochoty 

słuchać opowieści o jego kolejnej przyjaciółce. Szybko sięgnęła po nożyczki i pochyliła się 
nad jego nogą.   

–  Dobry  Boże!  –  westchnęła.  –  Nic  dziwnego,  że  zemdlał.  Nikt  by  nie  ustał  na  takiej 

nodze.   

background image

Sprawnie przecinała nogawkę dżinsów i uwalniała z niej zakrwawioną nogę. Patrzyła na 

opalone, muskularne ciało i czuła mimowolnie rosnący podziw.   

On potrzebuje twojej pomocy,  nie  zachwyconych spojrzeń, upomniała się w duchu.  Ale 

trudno było opanować podziw, patrząc na to umięśnione, atletyczne ciało.   

Ciało Chrisa też było takie. Ale jak widać, to za mało, żeby przeżyć katastrofę.   

Odpędziła wspomnienia i próbowała skupić się na tym, co widziała. Nie mogła już pomóc 

Chrisowi, ale może pomóc Jettowi. Niestety, jego kolano wyglądało fatalnie.   

– Fiu, fiu! – gwizdnął  Jackson cicho. –  Kowboje mówią, że dopóki  oddychasz, nie jest 

źle, ale nie wiem, czy Jett wciąż tak myśli. Kiepsko to wygląda. Pewnie byk na nim stanął, a 
ważył pewnie z tonę...   

–  Doktor  na  pewno  zrobi  prześwietlenie,  ale  już  teraz  mogę  panu  powiedzieć,  że  na 

pewien czas będzie musiał  dać sobie spokój z rodeo – powiedziała,  delikatnie oczyszczając 
ranę.   

– To niemożliwe! – zaprotestował Jackson gwałtownie. – Jeszcze tylko kilka punktów i 

będzie mógł wziąć udział w ogólnokrajowym finale w Vegas. To dla niego ogromna szansa 
i...   

Becky rzuciła mu krótkie, chłodne spojrzenie.   
– Nie chciałabym niszczyć waszych marzeń, ale sam pan widzi, jak to wygląda...   
Jackson  westchnął  ciężko,  zsunął  kapelusz  na  tył  głowy  i  skrzywił  się  smętnie.  Oboje 

spojrzeli na leżącego pacjenta, ale każde z nich myślało o czym  innym.  Jackson serdecznie 
współczuł koledze, któremu niemal pewny puchar przejdzie koło nosa, a Becky zastanawiała 
się, jakim szaleńcem trzeba być, żeby siadać na dzikiego byka i ryzykować życie...   

Rano Jett obudził się z potwornym bólem głowy. Próbował ostrożnie spojrzeć w bok, ale 

nie  bardzo  mu  się  to  udało.  Kątem  oka  dostrzegł  telewizor,  niewielki  stolik  i  wózek 
inwalidzki.   

Zamknął  oczy,  policzył  do  dziesięciu  i  znowu  otworzył,  ale  nic  się  nie  zmieniło.  Był  w 

piekle.   

– Szpital? – wyszeptał z trudem.   
–  Tak,  szpital  w  Rattlesnake.  Co  najmniej  do  jutra  –  potwierdził  rozparty  na  krześle 

Jackson.   

Jett chciał poruszyć nogą, ale przeszył go ostry ból i syknął zaskoczony. To niemożliwe, 

jutro powinien być na zawodach w Austin.   

– Ja cię tu przywiozłem – przyznał się Jackson. – A jutro przyjedzie Colt i zabierze cię do 

Amarillo.   

– To chyba ty jesteś chory! – warknął Jett. – Jutro jedziemy do Austin! 
Jackson nie odpowiedział, ale na szczęście w tym momencie drzwi otworzyły się i stanęła 

w  nich  drobna,  rudowłosa  pielęgniarka.  Gdyby  nie  służbowy  strój  i  identyfikator  z  napisem 
„Rebeka Washburn – dyplomowana pielęgniarka”, mógłby ją wziąć za dziecko.   

Podeszła bliżej i wtedy szybko zmienił zdanie. Na pewno nie była dzieckiem. Może była 

dość filigranowa, ale posiadała wiele interesujących kobiecych atrybutów.   

Sprawnie  odwinęła  opatrunek  i  posmarowała  czymś  ranę,  a  wtedy  przeszył  go  ból  tak 

background image

silny,  że  niemal  zapomniał,  jak  się  nazywa.  Zaklął  pod  nosem.  Wiele  razy  był  już  przecież 

ranny, ale to było gorsze niż wszystko, co dotąd przeżył.   

Pielęgniarka zerknęła na niego ze współczuciem.   
– Chce pan środek przeciwbólowy? 
–  Jaki  ból?  –  Z  trudem  wciągnął  powietrze  przez  zaciśnięte  zęby.  –  Nie  potrzebuję 

żadnego środka, chcę dostać moje spodnie.   

Pielęgniarka rzuciła Jacksonowi zagadkowe spojrzenie. Ten westchnął ciężko i podrapał 

się po głowie. Jett zaczynał mieć złe przeczucia.   

– Nie masz spodni – mrukną) wreszcie przyjaciel. – Ona je pocięła.   
–  Naprawdę?  –  Uśmiechnął  się  z  trudem.  –  I  co  było  dalej,  kiedy  byłem  już  nagi  i 

nieprzytomny? – Zerknął na Rebekę filuternie, ale nie zrobiło to na niej wrażenia. Nawet się 
nie  zaczerwieniła.  Była  tak  atrakcyjna,  że  pewnie  musiała  przywyknąć  do  niewybrednych 
męskich  zaczepek  Właściwie  nie  wiedział,  dlaczego  to  zrobił.  Próbuje  z  nią  flirtować,  a 
przecież  zupełnie  nie  miał  na  to  teraz  czasu.  Zbliżał  się  ogólnokrajowy  finał  rodeo  i  Jett 
Garett nie miał głowy ani serca do dziewczyn.   

Ale ta była naprawdę niezła.   

Może później.   
–  Jak  mam  wyjść  bez  spodni?  –  Postanowił  być  rzeczowy,  tylko  wtedy  pozwolą  mu 

szybko stąd zwiać.   

Becky zmarszczyła czoło i przechyliła głowę.   
– Nie pamięta pan, co mówił doktor? – spytała łagodnie. – Nigdzie pan nie wyjdzie. Jutro 

wysyłamy pana do Amarillo, na konsultację z chirurgiem ortopedą.   

– Z powodu bólu głowy? – próbował żartować. Żadne z nich się nie uśmiechnęło, więc 

zacisnął powieki i usiłował poskładać wszystko w całość. Pękała mu głowa, ale ostatecznie to 
już nieraz się zdarzało, zwłaszcza po imprezach z kolegami. Gorsze było to, że miał wrażenie, 
jakby stado rekinów rozszarpywało mu kolano.   

– Co mi jest? 
Pielęgniarka sięgnęła po kartę i dość szczegółowo opisała jego położenie. Pełno tam było 

medycznych sformułowań i dziwnie brzmiących nazw, a to nie poprawiło mu humoru.   

Do  tej  pory  z  każdej  kontuzji  udawało  mu  się  wyjść  cało.  Nienawidził  ich  i  szczerze 

współczuł kolegom, których rozmaite wypadki wyłączały z gry, ale na szczęście jego to nie 
dotyczyło. On nigdy nie był pechowcem siedzącym na ławce rezerwowych. Aż do tej pory. 
Nie miał pojęcia, że jest tak źle. Ruda powiedziała, że jego kolano jest zdemolowane.   

– Kiedy będę mógł znowu jeździć? – spytał poruszony.   
– To stwierdzi ortopeda. Ale ostrzegam,  że może to  potrwać kilka miesięcy  albo  nawet 

dłużej.   

– O nie! Nie zrobicie ze mnie kukły w gipsie! – zawołał przerażony. – Mogę chodzić! 
Zamierzał to udowodnić, ale zdradliwa noga odmówiła mu posłuszeństwa.   
–  Proszę  nie  robić  głupstw!  Myślałam,  że  ujeżdżanie  byków  to  największe  pana 

szaleństwo, ale widzę, że może być gorzej! Jeśli ma pan w sobie odrobinę rozsądku, musi pan 
pozwolić nam wyleczyć tę nogę. Inaczej nigdy nie wróci pan do zdrowia, a wówczas z rodeo 

background image

może się pan pożegnać na zawsze.   

To go nieco otrzeźwiło. Opadł z powrotem na łóżko i nie protestował, kiedy bez wysiłku 

ułożyła jego nogę na wyciągu.   

– Jaka silna kobieta... – mruknął z podziwem. – Zna pani judo czy coś...   
– Czy coś... – Uśmiechnęła się wreszcie.   
I wtedy poczuł, jakby nagle zabłysło słońce, a jego żołądek zalało dziwne ciepło.   

Miał coraz większą ochotę poznać ją bliżej...   
–  Ej,  ludzie,  co  się  dzieje?!  Świat  zwariował,  jednego  dnia  powala  mnie  byk,  drugiego 

kobieta!  –  Pajacował  w  swoim  zwykłym  stylu,  który  zawsze  pomagał  mu  ukryć  prawdziwe 

emocje. – Jackson, dzwoń na policję, musimy zgłosić kradzież spodni i porwanie.   

Becky uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niego wielkimi oczami koloru miodu. Było w 

nich  tyle  powagi  i  współczucia.  ..  i  nagle  zapomniał,  że  to  zapewne  jej  zawodowy  nawyk. 
Może nawet zdają z tego egzamin w szkole pielęgniarskiej...   

Zaczynały go ogarniać coraz gorsze przeczucia. Odnosił nieodparte wrażenie, że czekają 

go zupełnie niezaplanowane wakacje w Amarillo.   

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Rebeka  właśnie  kończyła  swoją  zmianę  i  uzupełniała  ostatnie  wpisy  do  kart  pacjentów, 

kiedy nagle niemal zesztywniała. Z niedowierzaniem wpatrywała się w kartę Jetta Garetta i 
nie mogła uwierzyć w to, co widziała.   

– Mindy – zwróciła się do siedzącej obok koleżanki. – Dawałaś pacjentowi z 14B środki 

przeciwbólowe? 

–  Nie.  Byłam  pewna,  że  ty  mu  je  podałaś,  jeszcze  na  izbie  przyjęć.  A  co,  nie  dostał 

żadnych? – Mindy zaśmiała się lekko i pokręciła głową. – Twardy kowboj z niego! 

Becky  westchnęła  ciężko.  Twardy  czy  nie,  to  niemożliwe,  żeby  zasnął  z  takim  bólem 

głowy  i  zmiażdżonym  kolanem.  A  ona,  jeszcze  przez  kilkanaście  minut,  była  za  niego 
odpowiedzialna i nie mogła zaniedbać obowiązków, niezależnie od tego, jak gburowaty był 
ten jeździec rodeo.   

Szybko dokończyła wypełnianie dokumentów i przeszła do pokoju Jetta.   

Już  z  daleka  słyszała  fałszywe  dźwięki  „Itsy  Bitsy  Spider”  i  nawet  nie  próbowała 

powstrzymać uśmiechu – to była ulubiona piosenka jej syna.   

Jednak  kiedy  weszła  do  pokoju  Jetta,  uśmiech  znikł  z  jej  twarzy.  Nie  mogła  mieć 

wątpliwości  –  głośne  śpiewy  miały  uśmierzyć  ból.  Przystojna  twarz  wykrzywiona  była  w 
dziwnym grymasie, a z ust co chwilę wydobywał się cichy syk.   

– Panie Garett – odezwała się łagodnym tonem. Śpiew natychmiast ustał.   
– Jett – poprawił ją kowboj.   
– Dobrze, Jett – zgodziła się. – Przyniosłam ci zimny okład na kolano. Poza tym muszę ci 

zrobić zastrzyk przeciwbólowy. To powinno pomóc.   

– Nic mi nie jest – zaprotestował gwałtownie.   
– Lepiej bądź rozsądny i przestań grać twardziela – poradziła. – Doktor Clayton zalecił 

zastrzyk i powinieneś go dostać. Poza tym powinieneś wiedzieć, że proces gojenia następuje 
szybciej, jeśli mięśnie są wypoczęte i rozluźnione. A twoje są stale spięte.   

– Przyglądałaś się moim mięśniom? – spytał z szerokim uśmieszkiem.   
Nie zareagowała na zaczepkę.   
– Zaraz zrobię ci zastrzyk i niedługo ból minie – powiedziała.   
– Zgoda, ale pod jednym warunkiem.   
– Jakim? – spytała ostrożnie. Wiedziała, że z takim facetem trzeba uważać.   
Nie odpowiedział od razu. Milcząco wskazał krzesło stojące obok łóżka i wyjaśnił: 
– Usiądziesz tu i będziesz rozmawiała ze mną, dopóki leki nie zadziałają.   
Spojrzała  na  niego  zaskoczona  i  na  moment  utonęła  w  wielkich  błękitnych  oczach. 

Czyżby  właśnie usłyszała zaproszenie od znanego podrywacza? A może naprawdę się bał  i 
nie chciał zostać sam? 

Zaintrygował  ją.  Nie  wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Jej  dyżur  kończył  się  za  kwadrans,  a 

potem musiała jeszcze odebrać samochód z warsztatu i jechać do przedszkola po Dylana.   

Jednak z drugiej strony, wszystkie dokumenty były już wypełnione, karty wypisane, leki 

background image

rozdane i nie miała nic więcej do roboty.   

– Mam tylko piętnaście minut – odezwała się w końcu. – Ale mogę zostać z tobą przez 

ten czas.   

– Trzymam cię za słowo. – Przymknął oczy i opadł na poduszki.   
Stała przez chwilę przy łóżku, wpatrując się w jego interesującą twarz. Reprezentował to 

wszystko, czego się bała i przed czym uciekała. Był nieprzewidywalny, żył na granicy ryzyka, 
ciągle  szukając  kolejnych  wyzwań  i  pewnie  nigdy  nie  zagrzał  długo  miejsca  ani  nie 
wytrzymał długo z jedną kobietą.   

Była w nim jakaś ekscytująca dzikość i żądza nowych doznań. Promieniowała z niego siła 

życia tak wielka, że sam mógł od niej spłonąć, jak spadająca gwiazda. I pewnie nawet by o 
tym nie wiedział.   

Ale ona wiedziała. Już kiedyś była świadkiem tego, jak żądza życia zniszczyła pewnego 

człowieka...   

Nie wiedziała, dlaczego zgodziła się przy nim zostać. Oczywiście, robiła to już wcześniej 

setki  razy,  ale  ten  mężczyzna  nie  był  tylko  kolejnym  pacjentem.  Był  niebezpieczny. 
Przypominał o wszystkim, o czym chciałaby zapomnieć.   

Nagle  przyszła  jej  do  głowy  straszna  myśl  –  a  co  będzie,  jeśli  Dylan  przejął  takie  same 

skłonności po Chrisie? Co by zrobiła, jeśli jemu przydarzyłoby się coś podobnego? 

–  Dostanę  ten  zastrzyk,  czy  może  wolisz  dać  mi  całusa?  –  usłyszała  niewyraźny  głos 

Jetta. – Zgadzam się na wszystko.   

To przerwało jej ponure rozmyślania. Drgnęła lekko i wyszła przygotować zastrzyk.   

Znała ten typ mężczyzn i starała się go unikać za wszelką cenę. Już raz cierpiała, płacąc 

za swoje zauroczenie.   

Jett Garett przerażał ją.   

W  takim  razie  dlaczego  zadrżała,  kiedy  wspomniał  o  pocałunku?  I  dlaczego  tak  nagle 

skoczyło jej tętno? 

Ścisnęła skronie rękoma i próbowała się skoncentrować. Była przecież profesjonalistką. 

Dzięki Dylanowi nauczyła się, że może znieść wszystko. Wróci więc tam i zrobi mu zastrzyk. 
A potem usiądzie obok i porozmawia z nim. I nie będzie zwracała uwagi na jego imponujące 
ciało  ani  na  przystojną  twarz.  I  z  całych  sił  postara  się  zignorować  ten  dziwny  dreszczyk, 
który ją przebiegał, gdy stała zbyt blisko Jetta.   

Może  sobie  na  to  pozwolić,  bo  kiedy  jutro  tu  wróci,  on  będzie  już  w  Amarillo  i  nigdy 

więcej się nie zobaczą.   

Kiedy  godzinę  później  parkowała  obok  przedszkola,  w  jej  głowie  nie  było  nawet  śladu 

myśli  o  poturbowanym  kowboju.  Jego  miejsce  zajął  Sid,  miejscowy  mechanik.  Właśnie 
powiedział,  że  nie  jest  nawet  pewien,  czy  uda  mu  się  choćby  zdobyć  części  do  tak  starego 
samochodu jak jejRadził, żeby się poddała, zanim spowoduje wypadek.   

Wiedziała, że Sid ma rację. Powinna kupić nowe auto, ale nie miała pojęcia, skąd wziąć 

na to pieniądze.   

Westchnęła  ciężko  i  stanęła  przed  furtką,  wiodącą  do  Ośrodka  Aniołki  Kati.  Ta  nazwa 

zawsze  ją  bawiła,  ale  przyznawała,  że  Kati  Garett,  właścicielka  tego  miejsca,  rzeczywiście 

background image

traktowała każde dziecko, jak dar niebios.   

Zerknęła do ogródka i starała się wyłowić Dylana z grupy dokazujących dzieci. Nie było 

to  specjalnie  trudne  –  właśnie  wraz  z  kilkoma  innymi  chłopcami  biegał  wokół  niewielkiego 
krzaczka i udawał pędzący samochód.   

Becky zdrętwiała. Biegał zbyt szybko. Mógł się przewrócić, uderzyć w głowę... Zabić.   
– Dylan! – krzyknęła ostro i  ruszyła w jego kierunku. Na dźwięk jej głosu Kati Garett, 

siedząca  z  kilkoma  dziewczynkami  i  popijająca  herbatkę  na  wyimaginowanym  przyjęciu, 
wstała i uśmiechnęła się do niej szeroko. Mimo zaawansowanej ciąży, wciąż poruszała się z 
dawnym wdziękiem, lekko i zwinnie.   

Dylan też usłyszał jej krzyk. Musiał zauważyć również strach, przebijający w głosie, bo 

natychmiast stanął jak wryty. Rozpędzony maluch, biegnący z nim, uderzył Dylana z całym 
impetem  i  przewrócił.  Becky  błyskawicznie  skoczyła  do  niego  i  czuła,  że  jej  serce  bije  jak 
szalone.   

– Nic ci nie jest? – spytała, podnosząc go z ziemi.   
Wiedziała, że w jej głosie brzmi panika zupełnie niewspółmierna do całego zdarzenia, ale 

nic nie mogła na to poradzić. Gdyby Dylanowi stało się coś złego, nie umiałaby dalej zyć. Nie 
tym razem.   

Mały wykrzywił usta przestraszony, w oczach błysnęły mu łzy.   
–  Przepraszam,  mamo.  Bardzo  cię  przepraszam.  Szybko  obejrzała,  czy  nie  ma  żadnych 

obrażeń i odetchnęła z ulgą.   

– Nic mu nie jest – zawołała do nadchodzącej Kati. – Na szczęście nic mu się nie stało, 

ale nie rozumiem, jak możesz pozwolić, żeby tak szalał! 

Kati łagodnie dotknęła jej ramienia i powiedziała spokojnie: 
– Becky, to nic takiego. To zupełnie normalne, że mali chłopcy biegają. W ten sposób się 

rozwijają.  Nie  zmusisz  go  przecież  do  siedzenia  na  krześle  przez  cały  dzień.  Szczerze 
mówiąc, cieszyłam się, że wreszcie zaczął się ganiać z kolegami. Był dotąd bardzo nieśmiały 
i nie chciał bawić się z innymi.   

Becky wciągnęła powietrze i starała się uspokoić rozszalałe tętno.   
–  Masz  rację,  wiem.  Ale  to  przecież  takie  niebezpieczne.  Zanim  Kati  zdążyła 

odpowiedzieć, podbiegł do nich Evan, jej czteroletni synek.   

– Mamo, czy Dylan jest ranny? Biegłem za nim i niechcący go przewróciłem...   
– Nic mu nie jest – uspokoiła go z uśmiechem. – Leć się dalej bawić.   
Becky patrzyła z niedowierzaniem i spytała: 
– Naprawdę pozwalasz mu na takie zabawy? 
– Oczywiście. Nie masz pojęcia, jak wygłupiają się w domu z Coltem. Szaleją obaj jak 

dwa szczeniaki. Na drugie urodziny Evan dostał własne siodło i Colt osobiście wsadził go na 

konia.   

Becky zesztywniała na samą myśl o tym, czym to groziło.   
– Zgodziłaś się na to? Nie bałaś się, że coś mu się stanie? 
–  Nie  –  odparła  Kati,  śmiejąc  się  lekko.  –  Wiem,  że  Colt  kocha  go  nad  życie  i  nie 

pozwoliłby, żeby coś mu się stało.   

background image

Becky  słuchała  tego  z  niedowierzaniem  i  zazdrością.  Widziała,  jak  oczy  Kati  rozbłysły, 

kiedy opowiadała o mężu. Wciąż pamiętała jaką sensacją w miasteczku był ślub Kati i Colta. 
Wszyscy  byli  zaskoczeni,  że  Colt  Garett,  zdeklarowany  kawaler  z  reputacją  niewiele  lepszą 
niż jego braciszek, zdecydował się poślubić spokojną nianię i adoptować małego Evana. Ale 
każdy,  kto  widział  ich  potem  razem,  rozumiał, że  Coltowi  trafiło  się  coś  wyjątkowego  i  na 
szczęście, miał dość rozumu, żeby tego nie przegapić.   

–  Jak  czuł  się  Jett,  kiedy  wychodziłaś  ze  szpitala?  –  spytała  Kati,  zmieniając  temat. 

Widząc  zaskoczone  spojrzenie  przyjaciółki,  wyjaśniła:  –  Colt  był  tu  jakiś  czas  temu  i 
wszystko mi opowiedział. Czy z jego kolanem rzeczywiście jest tak źle? 

– Jeszcze gorzej – odparła Becky.   
– Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ci kowboje, a zwłaszcza Garettowie, myślą, 

że  są  niezniszczalni.  –  Kati  uśmiechnęła  się  miękko  i  potrząsnęła  lekko  głową.  Długie, 
ciemne  loki  zatańczyły  wokół  jej  głowy  i  Becky  pomyślała,  że  Colt  rzeczywiście  miał 
mnóstwo szczęścia. – Chociaż czasami sama myślę, że Colt rzeczywiście jest niezniszczalny.   

Becky  słuchała  tych  słów  i  zastanawiała  się,  jak  to  jest  kochać  kogoś  tak,  jak  Kati 

swojego  męża.  Bezgranicznie,  z  pełnym  zaufaniem  i  poczuciem  bezpieczeństwa.  Ona  też 
kiedyś kochała Chrisa, ale nigdy nie czuła takiego spokoju i szczęścia, które promieniowały 
od przyjaciółki. Jej życie z Chrisem było mało przewidywalne, pełno w nim było napięcia i 
szaleństwa. Ale ten okres, choć krótki, wiele ją nauczył. Dlatego dziś ponad wszystko ceniła 
spokój,  pewność  i  poczucie  bezpieczeństwa.  Wszystko,  czego  pragnęła,  to  nudne  i 
przewidywalne życie. No, i nowy samochód.   

To przypomniało jej o fatalnym stanie własnego konta i z trudem zmusiła się, aby teraz o 

tym nie myśleć.   

– Nie martw się, twój szwagier będzie miał świetną opiekę w Amarillo – uspokoiła Kati. 

– Mają tam najlepszy zespół ortopedów w tym stanie. Na pewno mu pomogą.   

– Mam nadzieję. Ale Colt wspominał też coś o śpiewaniu. .. – rzuciła Kati z uśmiechem.   
– Tak, trudno było go nie słyszeć – zaśmiała się Becky. – Nigdy nie widziałam nikogo, 

kto reagowałby na ból w tak rozrywkowy sposób.   

–  To  właśnie  cały  Jett.  Zwykle  robi  to,  czego  się  najmniej  spodziewasz.  Zawsze  był 

nieprzewidywalny.   

– Nieprzewidywalny... – powtórzyła Becky.   
No właśnie. Jett Garett był nieprzewidywalny, a ona nie lubiła niespodzianek. Tęskniła do 

bezpieczeństwa, rutyny i spokoju.   

Z  nagłym  zainteresowaniem  pomyślała  o  Shermanie  Benchleyu  –  znajomym,  z  którym 

czasami  umawiała  się  na  niezobowiązujące  randki.  Dawno  się  nie  widzieli,  chyba  powinna 
zadzwonić  do  niego  i  zaprosić  go  do  kina  i  na  spacer.  O  Shermanie  z  całą  pewnością  nie 
można  było  powiedzieć,  że  jest  nieprzewidywalny.  W  kinie  na  pewno  kupi  popcorn,  a  na 
spacer weźmie parasol. Tak, zawsze wiedziała, czego można po nim oczekiwać.   

Dwa tygodnie później zdarzyło się coś, co przewróciło jej uporządkowane życie do góry 

nogami.   

Uzupełniała właśnie karty szczepień, kiedy zadzwoniła do niej Marsha Simek, przełożona 

background image

pielęgniarek.   

Znały  się  z  Marshą  od  lat  i  bardzo  się  lubiły,  mimo  to  idąc  do  jej  gabinetu,  Becky  nie 

potrafiła opanować lekkiego zdenerwowania.   

–  Miałam  dziś  interesujący  telefon  –  zaczęła  Marsha,  wpatrując  się  w  nią  dziwnym 

spojrzeniem. – Wygląda na to, że zrobiłaś duże wrażenie na jednym z naszych pacjentów... – 
rzuciła zagadkowo. – Chce cię zatrudnić do opieki domowej.   

Becky  pochyliła  się  zainteresowana.  Wizyty  domowe  już  nie  raz  ratowały  jej  budżet.  A 

dawno nie potrzebowała gotówki tak bardzo jak teraz.   

– Kto to? – spytała z przejęciem. – Pan Novotny, ten po amputacji stopy? 
– Nie. – Marsha podała jej niewielką kartkę z numerem telefonu. – Jett Garett. Pamiętasz 

go? 

–  Jett...  –  Dalsze  słowa  utkwiły  jej  w  gardle.  Każdy,  tylko  nie  on.  Wciąż  jeszcze 

pamiętała  fałszywie  śpiewane  piosenki  i  przystojną  twarz  wykrzywioną  bólem.  I  napięcie, 
które  ją  ogarniało,  gdy  zbliżała  się  do  niego.  –  Co  się  dzieje?  Dlaczego  musi  mieć  wizyty 
domowe? 

– Wygląda na to, że rehabilitacja potrwa jakiś czas. Mieszka teraz na ranczu Garettów i 

dochodzi do siebie po operacji.   

– Nie jestem przecież rehabilitantką – zaprotestowała Becky.   
–  Nie  szkodzi,  na  pewno  sobie  poradzisz.  Masz  wystarczające  doświadczenie,  żeby  się 

nim zajmować. Na ranczu jest już cały sprzęt niezbędny do ćwiczeń, chodzi tylko o to, żeby 
pokazać, jak ma go używać. Z twoją praktyką, nie powinno być z tym problemu. Zresztą pan 
Garett wyraźnie nalegał, żeby zatrudnić właśnie ciebie.   

– Cóż... – odezwała się po chwili. – Niestety nie jestem zainteresowana.   
–  Jak  to  –  nie  jesteś?!  –  Marsha  nawet  nie  kryła  zdziwienia.  –  Nawet  nie  zapytałaś  o 

zarobki. A są doskonałe.   

Nie  zapytała,  bo  wolała  nie  wiedzieć,  jakie  pieniądze  odrzuca.  Mimo  to  Marsha 

wymieniła kwotę, wyższą niż jej pensja w szpitalu.   

Becky  nerwowo  zagryzła  wargi.  Rozpaczliwie  potrzebowała  tych  pieniędzy,  ale  nie 

mogła się zgodzić na pracę dla Jetta – szalonego kowboja z dużą dawką testosteronu. Nie ma 
mowy.  Sama  myśl  o  spędzeniu  kilku  godzin  w  jego  obecności  wywoływała  w  niej  dziwne 

napięcie.   

– Nie mogę, Marsha. Przepraszam – powiedziała szybko i wstała.   
–  A  jak  się  miewa  twój  ojciec?  –  usłyszała  za  plecami.  Zacisnęła  powieki  i  z  trudem 

przełknęła ślinę.   

– W porządku. Ale wiesz, że to nieładne zagranie. Marsha znała jej problemy finansowe i 

kłopoty z chorym ojcem. Jego renta nie starczała nawet na leki, nie mówiąc już o rachunkach 
ze szpitala, które ciągle spłacała.   

– Chcę tylko, żebyś się dobrze zastanowiła. To naprawdę taki problem pracować dla tego 

miłego chłopaka przez kilka tygodni? Zarobisz pieniądze, które pomogą ci stanąć na nogach, 
pacjent szybciej wróci do zdrowia, wszyscy zyskają... – kusiła.   

Becky wciąż trzymała rękę na klamce i nie wiedziała, co odpowiedzieć. W wersji Marshy 

background image

to było takie proste... Być może rzeczywiście wszyscy zyskają. Wszyscy, oprócz niej.   

– Zastanowię się – obiecała w końcu.   
Zastanawiała się przez cały dzień. Co kilka minut wyciągała z kieszeni kartkę z telefonem 

i wpatrywała się w nią z napięciem. Rozważała wszystkie za i przeciw, aż wreszcie podjęła 
decyzję.  Niezależnie  od  tego,  jak  bardzo  potrzebowała  pieniędzy,  nie  będzie  pracowała  dla 
Jetta Garetta.   

Pod  koniec  zmiany  zadzwoniła  do  Marshy  i  krótko  poinformowała  ją  o  swojej  decyzji. 

Szybko odłożyła słuchawkę, żeby nie usłyszeć kolejnych przekonywać, zebrała swoje rzeczy i 
przeszła na parking.   

W całym ciele czuła napięcie i stres. Bolał ją zesztywniały kark, mięśnie ramion, a gdzieś 

u nasady czaszki promieniował silny ból, ogarniający całą głowę.   

To przez wczorajsze zdenerwowanie, tłumaczyła sobie.   

Wczoraj wieczorem Dylan jakimś cudem otworzył drzwi frontowe i wybiegł do ogródka 

bez  jej  wiedzy.  Kiedy  wyszła  spod  prysznica  i  nie  znalazła  go  w  domu,  omal  nie  dostała 
zawału. W końcu dostrzegła go bawiącego się kilka metrów od ruchliwej ulicy i to wcale jej 
nie  uspokoiło.  Szybko  zabrała  go  stamtąd,  ale  wciąż  czuła,  jak  na  samo  wspomnienie  tego 
zdarzenia ogarniają zdenerwowanie i  strach ściska gardło. Nieustannie zastanawiała się, jak 
uchronić Dylana przed podobnymi niebezpieczeństwami.   

Oczywiście, wystarczyłoby, gdyby ogrodziła ogródek niewielkim płotem, ale to kosztuje. 

Póki co, przełoży po prostu zamek w drzwiach trochę wyżej.   

Dylan  był  coraz  bardziej  zainteresowany  odkrywaniem  nowych  przestrzeni  i  to 

powodowało,  że  żyła  w  ciągłym  napięciu.  Denerwowało  ją,  że  wszystkie  jej  zabiegi, 
wcześniej czy później, okazują się bezskuteczne. Tyle czasu i energii poświęcała na to, żeby 
uchronić  go  przed  wszelkimi  potencjalnymi  niebezpieczeństwami,  a  i  tak  nie  była  w  stanie 
przewidzieć wszystkiego.   

Wprawdzie ojciec wciąż jej wyrzucał, że wychowuje Dylana na mięczaka i lałusia, ale nie 

słuchała  go.  Ojciec  nie  potrafił  zrozumieć,  co  czuła.  Sam  przez  lata  był  zawodnikiem 
motocyklowym, i zanim zapadł na cukrzycę, mimo podeszłego wieku, wciąż pojawiał się na 

torze. Zawsze uważał, że mężczyzna powinien być twardy i umieć sprostać w życiu każdemu 

wyzwaniu.  Ale  przecież  to,  że  czteroletnie  dziecko  ciągle  ssie  kciuk  i  czasami  moczy  się  w 

nocy, nie znaczy jeszcze, że jest maminsynkiem.   

Miała  dość  tych  przeżyć.  Wczoraj  przygoda  z  Dylanem,  a  dziś  ta  irytująca  propozycja 

Jetta. Marzyła o tym, żeby wreszcie znaleźć się w domu i wypić gorącą herbatę.   

Otworzyła drzwi starego forda i przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozległa się seria dobrze 

znanych  trzasków  i  prychnięć,  typowe  zachowanie  jej  samochodu.  Tym  razem  jednak  po 
kanonadzie  zwykłych  odgłosów,  silnik  nie  zaskoczył  i  nie  zamruczał  w  znajomy  sposób. 
Spróbowała jeszcze raz, i jeszcze, aż w końcu zrozumiała, że musi się poddać.   

Westchnęła ciężko i oparła głowę na kierownicy. Dlaczego wszystko spadło na nią naraz? 

A  może...  Wiedziała,  gdzie  mogłaby  zdobyć  pieniądze.  Wyjęła  z  kieszeni  kartkę  z 

numerem telefonu i patrzyła na nią zamyślona. To było rozwiązanie jej problemów, ale była 
zbyt wystraszona. Nie ma co ukrywać, bała się Jetta Garetta. Bała się promieniującej od niego 

background image

energii, wspomnień, jakie w niej wywoływał, a przede wszystkim bała się własnych emocji.   

Trudno.  Niezależnie  od  tego,  jak  bardzo  była  przerażona,  nie  miała  wyboru.  Musiała 

wziąć tę pracę.   

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Jett,  odprężony  po  szybkim  prysznicu,  na  jednej  nodze  skakał  do  pokoju.  Z  wysiłkiem 

włożył bokserki i koszulkę i usiadł na krawędzi łóżka.   

Uff,  był  prawie  bez  tchu.  Wciąż  go  zdumiewało,  ile  wysiłku  musi  włożyć  w 

najzwyklejsze  czynności.  Nie  miał  pojęcia,  że  drobne  uszkodzenie  kolana  zamienia  silnego 
mężczyznę niemal we wrak.   

Spojrzał z niesmakiem na swoją nogę i poprawił się – no, może nie takie drobne. Z każdej 

strony kolana sterczały  dziwne druty i  szyny mocujące. Wszystko  wyglądało  jak zagubiona 
część sondy kosmicznej. Nikt go nie uprzedził, że opuści szpital z taką ilością żelastwa.   

Nie szkodzi. Musi to przezwyciężyć. I to szybko. I tak stracił kilka zawodów i za chwilę 

jego marzenia prysną jak bańka mydlana.   

Podniósł  się  z  wysiłkiem  i  podszedł  do  kalendarza  wiszącego  na  ścianie.  Finały  odbędą 

się  w  grudniu,  a  teraz  jest  połowa  sierpnia.  Miał  duże  szanse  na  zwycięstwo.  Potrzebował 
tylko kilku wygranych i kilku dodatkowych punktów, które pozwoliłyby mu zakwalifikować 
się do wielkiego finału. Będzie musiał coś z tym zrobić...   

Usłyszał  z  tyłu  lekkie  pukanie  do  drzwi,  ale  nie  odwrócił  się.  To  pewnie  Cookie,  były 

marynarz, który teraz kucharzował na ranczu i ciągle narzekał, że Jett potwornie bałagani. O 

co mu chodzi tym razem? A, pewnie o stan łazienki.   

– W porządku, Cookie, później posprzątam – mruknął, wpatrując się w kalendarz.   
– Nie powinieneś stać na chorej nodze – usłyszał miękki kobiecy głos.   
Przez plecy szybko przebiegł mu znajomy dreszczyk. Nic tak nie podnosi na duchu, jak 

miłe sam na sam z piękną kobietą.   

Z  trudem  przeniósł  ciężar  ciała  na  zdrową  nogę  i  odwrócił  się  powoli.  W  progu  stała 

drobna kobieta w uniformie pielęgniarki. Bez dwóch zdań dyplomowana pielęgniarka Rebeka 
Washburn we własnej osobie.   

Rzucił  szybko  okiem  na  zegar  i  uśmiechnął  się  w  duchu.  Nie  tylko  zgrabna,  ale  i 

punktualna, no, no...   

Cieszył się, że już jest. Będą mogli swobodnie porozmawiać, jak tamtego dnia w szpitalu. 

Miło  wspominał  tamtą  pogawędkę.  Bezwstydnie  z  nią  wtedy  flirtował,  żeby  zapomnieć  o 
bólu i poprawić sobie fatalny nastrój, ale nie podejmowała jego gry. Odpowiadała żartami na 
jego zaczepki i opowiadała o swoje pracy. Śmieszne, mówić o pracy, gdy można się bawić! 

Weszła  do  pokoju,  postawiła  torbę  i  z  całych  sił  starała  się  nie  patrzeć  na  jego  skąpo 

ubrane  ciało.  Jednak  Jett  był  pewien,  że  pochwycił  jej  szybkie,  pełne  uznania  spojrzenie. 
Wiedział, że nie ma się czego wstydzić. Dzięki ciągłym treningom utrzymywał się w formie i 
nieźle wyglądał. A kobiety już nieraz dały mu odczuć, że to doceniają.   

To  podniosło  go  nieco  na  duchu.  Był  już  śmiertelnie  znudzony,  potrzebował  jakiegoś 

dreszczyku emocji. A nic nie mogło tego lepiej zapewnić niż nowa kobieta. Oczywiście tylko 

tymczasowo. Bo Jett zupełnie nie wierzył w stałość. Nigdy nie tęsknił za stałą pracą, stałym 

domem, a już z pewnością za stałym związkiem. Drżał na samą myśl o zbyt długim związku z 

background image

jedną kobietą. Jak dotąd, kilka tygodni w zupełności mu wystarczało.   

– Łatwo trafiłaś? – spytał.   
– Tak, dałeś mi doskonałe wskazówki. Oczywiście, jak na mężczyznę – zaśmiała się. – A 

mówiąc  o  wskazówkach  –  zaczęła  poważniej  i  sięgnęła  do  torby  –  przywiozłam  instrukcję 
obsługi twoich urządzeń rehabilitacyjnych i książkę z ćwiczeniami. Przećwiczymy najpierw 
wszystko razem, a potem będziesz robił je sam.   

Najwyraźniej  chciała  szybko  stąd  uciec,  ale  nie  zamierzał  jej  na  to  pozwolić.  Potrafił 

udawać  durnia,  kiedy  było  mu  to  potrzebne,  a  te  urządzenia  z  pewnością  są  bardzo 
skomplikowane... Nie zrozumie instrukcji szybciej niż po kilku lekcjach...   

– Co oznacza to „B” wyszyte na twojej koszulce? – spytał z uśmiechem.   
–  „B”?  –  Odruchowo  spojrzała  na  lewą  kieszeń.  –  Ach,  to.  Becky  –  wyjaśniła.  – 

Właściwie Rebeka, ale wolę Becky. Krócej i łatwiej.   

– Becky – powtórzył. – Pasuje do ciebie.   
–  Podejdź  tu  i  usiądź  –  przerwała  mu.  Jak  na  jej  gust,  rozmowa  zbaczała  na  zbyt 

niebezpieczne tory. – Zbadam ci nogę i zrobimy pierwsze ćwiczenie.   

Z trudem wcisnął się na skomplikowaną maszynę, pełną lin, dźwigni i dziwnych pokręteł.   
– To wygląda jak średniowieczna machina tortur – wystękał.   
Rozbawił ją na chwilę.   
– O! Czyżbyś interesował się historią? 
– A co? Założyłaś, że skoro jestem kowbojem, to muszę być głupi? – spytał prowokująco.   
Przez  chwilę  nie  odpowiadała,  zajęta  badaniem  jego  kolana.  Podobał  mu  się  delikatny 

dotyk jej subtelnych dłoni. Jeśli o niego chodzi, to badanie może trwać jeszcze długo.   

–  Myślę,  że  jesteś  głupi,  jak  sam  powiedziałeś,  bo  jeździsz  na  bykach  i  zarabiasz, 

ryzykując życie – powiedziała się w końcu.   

Patrzył  na  jej  pochyloną  głowę,  na  rude  włosy  związane  w  koński  ogon,  opadający  na 

ramiona  i  zastanawiał  się,  jak  wyglądają,  kiedy  są  rozpuszczone  i  okalają  delikatną  twarz. 
Uśmiechnął się do siebie. Takie myśli oznaczały, że wraca do formy. Kobiety zawsze były dla 
niego wyzwaniem i przygodą. Oznaczały mnóstwo zabawy, o ile nie traktować ich zbyt serio.   

– Nie zarabiam – wyjaśnił. – Jeżdżę dla przyjemności.   
– To jeszcze głupsze.   
– Skąd wiesz, skoro nigdy nie próbowałaś? – Nagle klasnął w dłonie ucieszony. – Mam 

pomysł. Chcesz się nauczyć jeździć na byku? Będę cię szkolił! 

– Nikogo nie będziesz szkolił przez najbliższe osiem tygodni – zaprotestowała stanowczo.   
– Co najwyżej cztery! 
I tak nie powiedział  całej  prawdy. Miał  zamiar wystartować w dorocznych zawodach w 

Albuquerque, czyli za trzy tygodnie. Do tego czasu mieli zdjąć mu szyny, a bez tego żelastwa 
na pewno będzie w stanie dosiąść byka.   

Spojrzała na niego z naganą i w jej oczach błysnęły złote plamki.   
– Mamy wyleczyć twoje kolano. Jestem dobrą pielęgniarką, ale nie cudotwórczynią. Jeśli 

będziesz uczciwie ćwiczył, po sześć godzin dziennie, za dwa miesiące może odzyskasz dawną 
sprawność,  choć nie obiecuję. Ale jeśli  nie będziesz ćwiczył  odpowiednio długo, być może 

background image

już nigdy nie będziesz jeździł.   

Wiedział,  że  Becky  ma  rację,  ale  zrobiłby  wszystko,  żeby  przyspieszyć  ten  proces. 

Pokiwał głową z rezygnacją.   

– Dobrze. Zaczynajmy więc.   
Położyła jego nogę na wysięgniku, po czym zaczęła pociągać i popuszczać kolejne linki, 

ciągle  zmieniając  ustawienia  sprzętu.  Przy  okazji  tłumaczyła  mu,  jak  to  wszystko 
funkcjonuje, ale niewiele słyszał, a jeszcze mniej rozumiał, wpatrzony w jej płynne ruchy. W 
końcu  uznała,  że  wszystko  jest  prawidłowo  ustawione  i  uruchomiła  urządzenie.  Zaczęło 
pracować  w równym  rytmie i  Jett  natychmiast  poczuł, że znajome stado rekinów nadpływa 
ponownie. Próbował ukryć grymas bólu, ale chyba mu się nie udało.   

– Mogę ustawić na mniejsze obroty – zaproponowała.   
–  Nie  musisz.  Wytrzymam,  nie  jestem  dzieckiem.  –  Spojrzał  na  nią  i  uśmiechnął  się 

uspokajająco. – Poza tym bez bólu nie ma zabawy. Nie zmniejszaj obrotów, ale włącz radio i 
zatańcz ze mną.   

Była pewna, że oszalał.   
– Coś nie tak z twoją głową? 
–  Skąd!  Po  prostu  chciałbym  zatańczyć  z  piękną  dziewczyną.  No,  chodź,  nie  daj  się 

prosić. To poprawi mi nastrój. Jestem przecież biednym, rannym kowbojem, który nie może 
nawet stanąć pewnie na dwóch nogach. – Zrobił żałosną minę zbitego psa i wyciągnął rękę w 
jej kierunku.   

Cofnęła  się,  ale  nie  na  tyle  szybko,  żeby  nie  zauważył  błysku  podekscytowania  w  jej 

oczach. Zaraz jednak jej twarz przybrała zwykły, oficjalny wyraz.   

– Myślę, że teraz już sobie poradzisz. Powinnam iść.   
– Żartujesz? – Był pewien, że zwariuje z nudów, jeśli zostanie sam. – Nie możesz jeszcze 

iść, to  niedopuszczalne. Jesteś przecież moją opiekunką, pielęgniarką i  trenerką.  Zatańcz ze 
mną – kusił swoim najbardziej przekonującym uśmiechem.   

– Nie mogę, Jett. To praca, a nie wizyta towarzyska.   
– O tym właśnie mówię! Jesteś mężatką? – spytał nagle.   
– Nie. – Potrząsnęła głową zaskoczona.   
–  To  dobrze.  Nie  ma  więc  powodu,  żebyśmy  nie  mogli  razem  zatańczyć.  Wyłącznie  w 

celach zawodowych. Potraktuj to jak część terapii – przekonywał ją. – Nie słyszałaś nigdy o 
leczniczych właściwościach tańca? Czego was uczą w tej szkole? 

Chrząknęła lekko, ale widział, że miała ochotę się roześmiać.   
–  Strasznie  mnie  boli,  możesz  mi  ulżyć  w  cierpieniu,  tylko  włóż,  proszę,  tę  płytę  do 

odtwarzacza.   

– Cóż... tyle mogę zrobić.   
Wcisnęła klawisz i z głośników popłynęła stara piosenka Gartha Brooksa.   
– A teraz tańczmy – zachęcił ją z seksownym uśmiechem. Wiedziona dziwnym impulsem 

podeszła do niego, jedną rękę położyła mu na ramieniu, a drugą splotła z jego dłonią. Silnym 
wyrzutem spróbował podnieść swoje ciało, ale nie udało mu się. Za to straciła równowagę i z 
cichym okrzykiem opadła na jego klatkę piersiową.   

background image

Niesamowite,  jak  ona  na  niego  działała.  Pachniała  jak  świeżo  wyprane  płótno.  A  on 

uwielbiał zapach kobiety zmieszany z wonią czystego płótna.   

Becky  podniosła  się  szybko,  ale  nadal  trzymał  ją  za  rękę.  Dźwięki  muzyki  wypełniały 

pomieszczenie, położył więc jej dłoń z powrotem na swoim ramieniu i kołysał się łagodnie.   

– Rozluźnij się, Becky – wyszeptał prosto do jej ucha. – Rany goją się lepiej, gdy mięśnie 

są rozluźnione, nie pamiętasz? 

Zmieszana  nie  wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Zaśmiała  się  lekko  i  czuła,  że  jej  ciało 

rzeczywiście staje się mniej spięte. Nie wiedziała, czy to reakcja na słowa Jetta, czy po prostu 
czuje się bardziej swobodnie.   

Jett wykorzystał jej słowa i wiedziała, że to nie do końca czyste zagranie. Ale to w końcu 

jej pacjent, nawet jeśli jest trochę szalony i potrzebuje terapii.   

Jett  czuł,  jak  głowa  Becky  wsparła  się  na  jego  ramieniu  i  było  mu  z  tym  dobrze.  Nie 

rozumiał, czemu, u licha, nigdy wcześnie nie próbował tańca na krześle? 

– Jeszcze trochę treningów i możemy ruszyć w trasę – zażartował.   
Wygięła ciało w kuszący łuk, a on odchylił głowę. Wyglądali niemal jak kopia Ginger i 

Freda.   

– Już widzę te afisze – podjęła grę. – „Najnowszy hit – taniec na krześle! Gwarantowana 

ulga. Zwalcza bóle, choroby i odciski! Jeśli zamówisz teraz, drugie krzesło gratis!” 

– Płatność kartą lub gotówką – ciągnął Jett. – Jedyne dwadzieścia dolarów. Oferta ważna 

tylko dzisiaj! 

Muzyka  skończyła  się  nagle,  ku  wielkiemu  żalowi  Jetta.  Jego  rozczarowanie  jeszcze 

wzrosło, kiedy Becky odsunęła się od niego i usiadła na krześle obok.   

Na  jej  twarzy  nie  było  śladu  rozbawienia.  Przeciwnie,  robiła  wrażenie,  jakby  żałowała 

tych chwil szaleństwa.   

–  Cóż...  –  Wstała  po  chwili  i  wygładziła  fartuch.  –  Teraz  naprawdę  muszę  już  iść. 

Powinnam odebrać syna z przedszkola przed szóstą.   

– Masz dzieci? – zdziwił się.   
– Tak – odpowiedziała i przez chwilę jej oczy błyszczały miękkim, ciepłym światłem. – 

Mam synka. Dylan ma prawie cztery latka.   

Ha!  Więc  nie  miała  męża,  ale  miała  syna.  Chętnie  dowiedziałby  się  więcej,  ale 

przeczuwał, że to nie jest odpowiedni moment. Jeszcze za wcześnie...   

–  Zadzwoń  do  Kati  i  poproś,  żeby  przywiozła  go  tutaj,  wtedy  będziesz  mogła  zostać 

chwilę dłużej.   

– Nie mogę jej o to prosić – zaprotestowała. – Naprawdę muszę już iść.   
Wstała zdecydowanie i profesjonalnym, pełnym opanowania tonem udzieliła mu jeszcze 

kilku wskazówek dotyczących ćwiczeń i sprzętu rehabilitacyjnego.   

–  Poczekaj!  –  zawołał,  gdy  już  stała  w  drzwiach.  Odwróciła  się,  posłał  jej  więc  swój 

najbardziej uwodzicielski uśmiech.   

– Dziękuję za taniec – dokończył.   
Odpowiedziała uśmiechem, którego nie potrafił zinterpretować, i nacisnęła klamkę.   

I  Jett  został  sam.  Rozczarowany,  opuszczony  i  poirytowany  jednostajnym  ruchem 

background image

maszyny.  O  co  chodzi?  Dlaczego  tak  szybko  uciekła?  Nie  prosił  jej  przecież  o  rękę,  chciał 

tylko odrobiny rozrywki, zanim stąd wyjedzie.   

Od kiedy to kobiety wychodzą bez słowa od Jetta Garetta? 

To zły znak. Chyba traci swój słynny urok.   

Becky  wsiadła  do  samochodu  i  dopiero  teraz  poczuła  się  bezpiecznie.  Świeżo 

wyremontowany  ford  był  nagrzany  słońcem,  ale  nie  miała  wątpliwości,  że  to  nie  z  tego 
powodu było jej tak gorąco.   

– Taniec na krześle... – Uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtych chwil.   
Wystarczyła  niecała  godzina  w  obecności  tego  faceta,  a  traciła  całą  powagę  i 

zachowywała  się  jak  nastolatka.  Gdzie  jej  profesjonalizm  i  z  trudem  wypracowana 
powściągliwość? 

Nie potrafiła się oszukiwać. Jett sprawiał, że traciła rozsądek i starannie skrywana część 

jej natury wychodziła na powierzchnię. Wciąż czuła, jak krew wrzała w jej żyłach, a mięśnie 
dygotały z napięcia. To niebezpieczne, pomyślała, przy tym mężczyźnie tracę kontrolę.   

Tak  naprawdę  powinna  zostać  z  nim  dłużej,  sprawdzić,  jak  funkcjonuje  urządzenie  do 

rehabilitacji i jak pacjent radzi sobie z ćwiczeniami. Ale każda kolejna minuta z Jettem była 
ponad jej siły. Ten facet był zbyt niebezpieczny. Czuła to od początku, ale teraz wiedziała na 
pewno. Załamana oparła głowę na kierownicy i zastanawiała się, co robić.   

Nie  powinna  tu  przyjeżdżać.  Musi znaleźć  jakąś wymówkę,  żeby  nie  wracać  na  ranczo. 

Tyle wysiłku kosztowało ją okiełznanie swojej natury, nie może pozwolić na to, aby wszystko 
zaprzepaścić tylko dlatego, że jakiś przystojny kowboj uśmiechał się kusząco.   

Trudno,  będzie  musiała  jakoś  poradzić  sobie  bez  tych  pieniędzy.  Choć  wolała  teraz  nie 

myśleć, jak to zrobi.   

– Przepraszam... – usłyszała z boku.   
Oderwała  głowę  od  kierownicy.  Obok  samochodu  stał  Colt  Garett  i  patrzył  na  nią 

badawczo.   

– Wszystko w porządku? 
–  Tak,  oczywiście  –  zapewniła  pospiesznie.  –  Chciałam  sprawdzić  poziom  płynu  w 

chłodnicy, zanim ruszę. To stary samochód i często się przegrzewa.   

Colt  pokiwał  głową  ze  zrozumieniem,  podniósł  maskę  i  zajrzał  do  środka.  Dolał  płynu, 

obejrzał silnik i wytarł ręce o dżinsy.   

Becky patrzyła, jak spokojnie wykonywał te wszystkie czynności i zastanawiała się, czy 

dużo  łączy  go  z  Jettem  poza  podobieństwem  fizycznym.  Colt  wydawał  się  dużo  bardziej 
opanowany i małomówny.   

Kiedy skończył, podszedł do niej znowu i powiedział: 
– Mam nadzieję, że mój brat nie sprawiał pani kłopotów.   
– Żadnych – zaprzeczyła gwałtownie i czuła, jak jej policzki pokrywa krwisty rumieniec.   
– Chcę, żeby Jett miał  najlepszą pomoc  – ciągnął  Colt, wpatrując się w  nią uważnie. – 

Poniosę  wszelkie  koszty.  Jeśli  on  pani  potrzebuje,  zapłacę  ekstra,  byle  zgodziła  się  pani  tu 
przyjeżdżać i trenować z nim.   

Spojrzała  na  niego  zaskoczona.  Nie  miała  pojęcia,  czy  właśnie  poddawał  w  wątpliwość 

background image

jej profesjonalizm, czy wręcz przeciwnie – oferował dodatkowe wynagrodzenie.   

Ale nawet  gdyby nie ufał  w jej zawodowstwo,  nie mogła mieć do niego  pretensji.  Czyż 

sama właśnie nie straciła do siebie zaufania? 

– Może pan być spokojny, zapewnię Jettowi najlepszą opiekę – uspokoiła go. – Ale teraz 

muszę już jechać, powinnam być w mieście przed szóstą.   

– Pani syn chodzi chyba do przedszkola mojej żony? – spytał z uśmiechem.   
–  Tak,  i  właśnie  dlatego  powinnam  się  pospieszyć.  Nie  mogę  dopuścić,  aby  zostawała 

dłużej w pracy ze względu na Dylana.   

– Zadzwonię do niej i poproszę, żeby przywiozła go tutaj – zaproponował. – Nie będzie 

pani musiała się spieszyć.   

Świetnie, tego tylko  brakowało.  Zaraz namówi  ją, żeby  wróciła do Jetta i  poćwiczyła z 

nim jeszcze trochę, zanim Kati przywiezie Dylana.   

– Dziękuję, ale nie mogę się na to zgodzić – zaprotestowała.   
–  Skoro  już  o  tym  mowa,  ranczo  od  miasta  dzieli  znaczna  odległość.  Nie  sądziłam,  że 

dojazd tutaj zajmie mi tyle czasu. Obawiam się, że będę musiała zrezygnować z tej pracy...   

Spojrzał na nią zaskoczony.   
– Wspominała pani o tym Jettowi? 
– Jeszcze nie.   
–  Więc  proszę  tego  nie  robić.  –  Pochylił  się  nad  samochodem  i  oparł  dłonią  o  dach.  – 

Chciałbym,  żeby  pani  coś  zrozumiała  –  mój  brat  włożył  wiele  serca  i  wysiłku  w 
przygotowania do tegorocznych  finałów. Wiem, że to  szaleństwo,  ale chcę zrobić wszystko, 
żeby wykorzystał swoją szansę. To może być dla niego ostatnia okazja.   

– Ostatnia okazja? – zdziwiła się.   
–  Trzydzieści  jeden  lat  to  dość  poważny  wiek  jak  na  kowboja.  To  pewnie  jego  ostatni 

sezon, szykował się do niego od lat.   

– Cóż... Mam więc nadzieję, że mu się uda – powiedziała zdawkowo. Nie chciała mówić 

tego głośno, ale pomyślała, że Jett jest szalony, jeśli myśli o wsiadaniu na byka zaraz po tym, 
jak jeden właśnie po nim przebiegł.   

– Ale musi mu pani pomóc. Jett potrzebuje kogoś, kto będzie go motywował i sprawdzał, 

czy dobrze wykonuje ćwiczenia. Zapłacę, ile pani zechce.   

– Och, płaca już teraz jest bardzo dobra.   
–  Nieważne.  Chcę,  żeby  postawiła  go  pani  na  nogi  tak  szybko,  jak  to  możliwe.  Proszę 

przyjeżdżać  tu  jak  najczęściej  i  zostawać  tak  długo,  jak  to  konieczne.  Zapewniam,  że 
wynagrodzę to pani. – Popatrzył na nią z napięciem i zaproponował sumę, od której zakręciło 
jej  się  w  głowie.  Gdyby  zarabiała  takie  pieniądze,  mogłaby  wpłacić  zaliczkę  na  nowy 
samochód...   

Colt najwyraźniej dostrzegł jej wahanie i postanowił kuć żelazo póki gorące.   
– Więc jak? Umowa stoi? – Uniósł brew i wyciągnął rękę.   
Westchnęła ciężko. Chociaż dzwony ostrzegawcze głośno biły w jej głowie, rozpaczliwie 

potrzebowała nowego samochodu.   

Podała dłoń Coltowi i starała się nie myśleć, że właśnie przypieczętowuje swój los. Jest w 

background image

stanie to zrobić. Chociaż nie miała pojęcia jak.   

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

– O, już jest! Ależ z niej drobinka! 
Jett wyjął lotki z tarczy i spojrzał na Cookiego. Stary marynarz właśnie przyniósł tacę z 

lemoniadą i jagodziankami. Stał teraz oparty wytatuowanym ramieniem o futrynę i spoglądał 
w okno.   

– Kto? – spytał Jett, choć dobrze znał odpowiedź. Od kilku dni punktualnie o piętnastej 

trzydzieści pojawiało się napięcie w żołądku, które trwało, dopóki Becky nie wyjechała. Jak 
w zegarku.   

– Nie udawaj durnia, Jett – zachichotał Cookie. – Od co najmniej dziesięciu minut jesteś 

napięty  i  rozdrażniony  jak  kocur  Katie.  I  tak  jest  codziennie,  dopóki  ta  pielęgniareczka  nie 
przyjedzie.   

–  Nie  zapominaj,  że  ona  jest  moim  biletem  powrotnym  na  rodeo  –  rzucił  z  udaną 

obojętnością.   

–  Dobrze,  dobrze,  gadaj  zdrów.  –  Cookie  zaśmiał  się  i  machnął  ręką,  jakby  nie  chciał 

słuchać  tych  kiepskich  tłumaczeń.  –  Ale  posłuchaj  dobrej  rady,  nie  graj  przy  niej  takiego 
szybkiego kowboja. To nie ten typ.   

–  Nie  musisz  mi  tego  mówić  –  mruknął  lekko  zirytowany.  Szczerze  mówiąc,  był 

niezwykle  sfrustrowany  zupełnym  brakiem  zainteresowania  z  jej  strony.  Nudziło  go  już 
spokojne życie,  jakie musiał  prowadzić,  zaczął  nawet  oglądać seriale. A  ona odmawiała mu 

nawet  odrobiny  rozrywki.  Postanowił,  że  nie  może  dłużej  czekać.  Albo  dziś  to  się  zmieni, 
albo ją zwolni.   

Mijał  przecież  już  tydzień,  odkąd  Becky  torturowała  go  bez  cienia  litości.  A  wyglądała 

przy  tym  tak  zniewalająco,  że  chwilami  zastanawiał  się,  czy  to  na  pewno  rzeczywistość. 
Chyba wolałby wierzyć, że to tylko wytwór oszalałego z bólu umysłu.   

Podejmował  wiele  prób,  żeby  przełamać  jej  lodowatą  obojętność,  ale  kiedy  to  robił, 

natychmiast wycofywała się i odjeżdżała. Bardzo go to irytowało. Czuł, że przed nim ucieka. 
Miał  wrażenie,  że  ona  też  chciałaby  pozwolić  sobie  na  odrobinę  zabawy,  ale  z  jakichś 
powodów nie dawała sobie do tego prawa.   

Coraz  bardziej  go  intrygowała.  Piękna,  fascynująca  kobieta,  która  zachowuje  się  tak 

niezrozumiale.   

Zastanawiał  go też jej stosunek do syna.  Mały był  normalnym,  zdrowym dzieckiem,  ale 

Becky wciąż trzymała go pod kloszem, jakby był chorym niemowlakiem.   

Nie pozwalała mu biegać i dokazywać, zamiast tego wymagała, żeby przez całe godziny 

siedział przed telewizorem. Widać było, że chłopak chętnie pobawiłby się z synkiem Kati i 
Colta, ale Becky z nieznanych powodów nie chciała go spuszczać z oczu.   

Usłyszał, że stanęła w drzwiach, podrzucił więc lotki w dłoni, a potem umieścił je kolejno 

w czarnym polu.   

Klasnął w dłonie i zerknął na nią zadowolony.   
– Zobaczymy, czy będziesz w stanie to powtórzyć! 

background image

Odłożyła torbę i uśmiechnęła się lekko.   
– Myślisz, że nie umiem? – W jej oczach błysnęła iskra zainteresowania, ale nie podjęła 

gry. – Mamy robotę – ucięła krótko i włączyła sprzęt do rehabilitacji.   

Ogarnęło  go  potworne  zniechęcenie.  Zaczynał  wątpić,  czy  cokolwiek  jest  w  stanie 

przebić ten mur.   

Może naprawdę lepiej byłoby zrezygnować? Uwolniłby się chociaż od tego nieznośnego 

napięcia.   

Eee,  może  nie.  A  jeśli  zamiast  Rebeki  przyślą  mu  tu  jakąś  starą  wiedźmę?  Nie,  ryzyko 

było  zbyt  duże.  Becky  chociaż  dobrze  wyglądała.  I  wspaniale  pachniała.  Jak  świeże 
ciasteczka. A od czasu tego szalonego tańca na krześle nie mógł przestać myśleć o drobnym 

ciele wspartym na jego twardej piersi.   

Nerwowo sięgnął po następną lotkę.   
– Ej, poczekaj, kowboju – usłyszał nagle z tyłu. – Teraz moja kolej.   
Sięgnęła po lotkę i bez wysiłku umieściła ją w samym środku tarczy.   

Ha, więc jednak było coś, co mogło ją poruszyć.   
– Może jednak zagramy? Podejmujesz wyzwanie? – prowokował. – Ale ostrzegam – jeśli 

przegrasz, będziesz musiała ze mną zatańczyć.   

– A co będzie, jeśli wygram? 
– Żądaj, czego chcesz – uśmiechnął się kusząco.   
– Dodatkowa godzina ćwiczeń? – zaproponowała podstępnie.   
–  O  nie!  To  niehumanitarne!  –  Program  ćwiczeń,  który  mu  przygotowała,  i  tak 

przypominał bardziej rozrywkę szalonego sadysty niż rehabilitację.   

– A pół godziny? – nie ustępowała.   
– Twardo grasz, ale zgoda.   
Uśmiechnęła się z triumfem i Jett odniósł wrażenie, że właśnie dał się wkopać.   

Pomogła  mu  zająć  miejsce  na  siedzisku  przyrządu  do  ćwiczeń,  ustawiła  zegar  na 

dodatkowe trzydzieści minut, po czym spokojnym ruchem sięgnęła po lotki i wbiła je kolejno 
w sam środek tarczy.   

Wygrała  bezapelacyjnie,  ale  wyjątkowo  nie  czuł  się  tak  marnie,  jak  zwykle  po 

najmniejszej  nawet  przegranej.  Z  przyjemnością  obserwował,  jak  koncentrowała  się  przed 

rzutem, podziwiał koniuszek różowego języka wsunięty w kącik zmysłowych ust.   

–  Rozumiem,  że  właśnie  mnie  ograłaś  –  przyznał  z  uśmiechem.  –  Lubisz  wyzwania 

sportowe? 

Przez  jej  twarz  przemknęła  jakaś  chmura.  Znowu  go  zaintrygowała.  Jakie  sekrety 

ukrywała ta dziewczyna? 

– Zawsze lubiłam sport – odpowiedziała sztywno.   
– Jakąś konkretną dyscyplinę? 
–  Nie,  lubiłam  wszystkie.  –  Uśmiechnęła  się  lekko,  jakby  wspominała  coś  miłego.  – 

Zwłaszcza wodne. Ale potem zrozumiałam, że sport może być bardzo niebezpieczny. A kiedy 
jesteś  odpowiedzialny  za  małe  dziecko,  bezpieczeństwo  staje  się  nagle  niezwykle  ważne.  I 
dlatego wybrałam w końcu aerobik – zakończyła ze śmiechem.   

background image

– Jakie to nudne! – jęknął. – Nie rozumiem, jak można żyć bez odrobiny adrenaliny.   
– Dobra zabawa nie musi oznaczać niebezpieczeństwa, Jett.   
– Dla mnie odrobina niebezpieczeństwa jest niezbędna.   
– Właściwie dlaczego? – zdziwiła się.   
Cóż, sam zadawał sobie to pytanie setki razy i wciąż nie znajdował odpowiedzi.   
–  Może  dlatego,  że  kiedy  byłem  dzieckiem,  uwielbiałem  straszyć  mamę?  Widocznie 

strach wszedł mi w krew i nie umiem przestać.   

– Lubiłeś straszyć matkę? – Spojrzała na niego zaskoczona.   
Zamyślił się na chwilę wpatrzony w szklankę z lemoniadą. Czy miał jej wyjaśnić, że takie 

szczeniackie wyczyny były jedyny sposobem, aby przyciągnąć uwagę matki choć na chwilę? 

– Mama miała inne rzeczy na głowie – odparł wymijająco.   
– Co może być ważniejszego niż bezpieczeństwo własnego dziecka? 
Hm, on też zastanawiał się nad tym wiele razy...   
– Powiedzmy, że moja matka miała niezbyt  rozwinięty instynkt macierzyński. Wiesz, o 

co  mi  chodzi.  Nie  przypominała  tych  matek  z  reklam,  które  pieką  ciasta,  robią  kanapki  do 
szkoły i sprawdzają, czy odrobiłeś lekcje. Ona i jej mężowie mieli trochę inne cele.   

– Mężowie? – powtórzyła. – Było ich wielu? 
Nie  zaskoczyło  go  to  pytanie.  Nie  raz  już  na  nie  odpowiadał,  a  w  głosie  Becky  było 

więcej życzliwego zainteresowania niż zwykłej ciekawości.   

– Według ostatnich obliczeń czterech, chociaż z moim ojcem brała ślub dwa razy, chyba 

za karę. – Przełknął ostatni łyk lemoniady i uśmiechnął się. – To co, teraz tańczymy? 

– Przecież przegrałeś! 
–  Wydawało  mi  się,  że  obiecałaś  nagrodę  pocieszenia  dla  przegranego...  –  próbował  ją 

przekonać ze swoim najbardziej uroczym uśmiechem.   

– Nieźle zagrane – zaśmiała się. – Ale nic z tego. Zaraz przyjedzie tu Kati z chłopcami, a 

my mamy jeszcze dużo pracy przed sobą.   

Westchnął  ciężko  i  nie  naciskał  więcej.  Znowu  uciekła,  pomyślał.  Robi  to  za  każdym 

razem, kiedy zaczyna się dobrze bawić.   

Godzinę  później  Becky  co  chwilę  zerkała  w  okno  i  z  trudem  ukrywała  zdenerwowanie. 

Kati dawno już powinna tu być, spóźniała się ponad piętnaście minut.   

Przez głowę przelatywały jej kolejne katastrofalne wizje i żarty Jetta wcale nie pomagały 

odpędzić tego nastroju.   

Wreszcie samochód zaparkował na podjeździe, a po chwili drzwi się otworzyły i wbiegł 

przez nie Dylan.   

– Wolniej! – krzyknęła szybko. – Możesz upaść! 
Mały zastygł, uśmiech odpłynął z jego twarzy, a kciuk automatycznie powędrował do ust.   
–  Nie  dziw  się,  że  tak  pędził  –  próbowała  go  wytłumaczyć  Kati.  –  Jest  bardzo 

podekscytowany,  chce  ci  powiedzieć  wielką  nowinę.  Nie  mógł  się  doczekać,  kiedy 

przyjedziemy,  a  musieliśmy  trochę  poczekać,  bo  pani  Marshal  spóźniła  się  z  odebraniem 

synka.   

Takie  proste.  Dlaczego  sama  na  to  nie  wpadła?  Dlaczego  zawsze  myśli  o  najgorszym  i 

background image

strach odbiera jej rozsądek? 

–  Cześć,  chłopaki  –  wtrącił  się  Jett.  –  Przybijcie  piątkę.  Evan  podbiegł  do  Jetta  z 

uśmiechem, a Dylan ruszył powoli, ale widać było, że dużo dla niego znaczy to zaproszenie.   

Becky  już  kilka  razy  zauważyła,  że  mały  wyraźnie  ożywia  się  w  towarzystwie  Jetta. 

Wyglądało to wręcz tak, jakby zabiegał o jego uwagę. Chodził z nim jak cień, chwytał w locie 
każde słowo kowboja i zadawał mu naiwne, dziecinne pytania.   

Domyślała  się,  że  to  pewnie  przez  brak  ojca,  Dylanowi  po  prostu  brakuje  kontaktów  z 

mężczyznami. Była wdzięczna Jettowi, że miał tyle cierpliwości dla małego, chociaż biorąc 
pod  uwagę  jego  styl  życia,  nie  pochwalała  tej  znajomości.  Jakim  przykładem  dla  małego 
chłopca mógł być beztroski, szalony jeździec rodeo? Pocieszała się, że ich kontakty zaraz się 
skończą i Jett nie będzie już miał wpływu na jej syna.   

– Evan, leć przywitać się z tatą! – powiedziała Kati, i chłopiec pomknął jak rakieta.   
– Ależ to wulkan energii! – zauważyła Becky, patrząc za nim z uśmiechem.   
–  To  zupełnie  normalne  u  dzieci  w  tym  wieku,  Becky  –  odparła  z  uśmiechem 

przyjaciółka. – Energia to nieodłączna część tego pakietu.   

Czyżby  to  była  łagodna  krytyka  Dylana?  Becky  drgnęła  poruszona.  I  co  z  tego,  że  nie 

biegał  i  ciągle  ssał  kciuk?  Nie  miała  ochoty  wysłuchiwać  kolejnych  pouczeń  na  ten  temat. 
Uwagi, które ciągle słyszała od ojca, zupełnie jej wystarczały.   

–  Nie  chcę,  żeby  Dylan  zachowywał  się  tak  gwałtownie  –  odezwała  się  stanowczo.  – 

Mógłby się uderzyć.   

–  Upadki  i  siniaki  to  także  część  pakietu  –  ciągnęła  spokojnie  Kati.  –  Ale  przecież 

zwykłe, na szczęście, nic im się nie dzieje. Dzieci są bardzo odporne.   

Nie miała ochoty ciągnąć tego tematu. Co mogła powiedzieć? „Zwykle” to nie jest słowo, 

które ją uspokaja. Bo czasami jest inaczej, a wtedy...   

– Jak ci minął dzień? – zwróciła się do syna.   
Dylan zupełnie ją zignorował. Zamiast tego wyciągnął rękę do Jetta, a ona poczuła głupie, 

dziecinne ukłucie zazdrości.   

Jett posadził go sobie na kolanach.   
– Opowiadaj, co się stało – zachęcił go.   
Mały podniósł na niego wielkie, niepewne oczy, ale nie odezwał się.   
– Dylan napisał dziś samodzielnie swoje imię – oznajmiła Kati z uśmiechem.   
– Naprawdę? – zdziwił się Jett głośno. – Ej, Becky, daj nam kawałek kartki. Dylan chce 

nam coś zaprezentować.   

A więc to z tą nowiną jej syn wpadł tu taki rozentuzjazmowany. Szybko podała im notes i 

czekała, co będzie dalej.   

–  Do  roboty,  chłopcze  –  zachęcił  go  Jett,  trzymając  zeszyt.  Dylan  ścisnął  ołówek  i  w 

skupieniu  zaczął  pracować.  Mocno  kreślił  krzywe  kreski  i  po  chwili  Becky  zobaczyła 
najpiękniejszy napis w swoim życiu – koślawe literki, każda innej wielkości, wędrowały po 
całej kartce.   

– Wspaniale, kochanie! – zawołała z uznaniem.   
– Hej, daj mi ten rysunek – poprosił Jett. – Powieszę go na drzwiach.   

background image

– Mama zawsze wiesza moje rysunki na lodówce – pochwalił się Dylan.   
– Domyślam się. Ale ja nie mam lodówki, więc powieszę go tutaj. To naprawdę świetny 

napis. Powinieneś dostać coś w nagrodę, może ciastko? 

–  Dzięki.  –  Mały  sięgnął  po  jagodziankę,  a  potem  spojrzał  błagalnie  na  matkę.  – 

Mógłbym teraz pobawić się z Evanem? 

Nienawidziła takich chwil, ale nie miała wyjścia, musiała mu odmówić.   
–  Nie,  obejrzyj  lepiej  telewizję  –  powiedziała  stanowczo.  Kątem  oka  zauważyła  minę 

Jetta,  ale  zignorowała  to.  Co  on  mógł  wiedzieć  o  tym,  jak  trudno  wychować  dziecko  w 
świecie pełnym niebezpieczeństw? 

Dylan  siedział  do  ósmej  na  kanapie,  tępo  wpatrując  się  w  telewizor  i  ssąc  kciuk,  a 

rozzłoszczony Jett zaciskał zęby.   

Jego ciało było wymęczone czterema godzinami intensywnych ćwiczeń, wszystkie kości 

mu trzeszczały i czuł każdy mięsień. A jednak nie chciał nawet myśleć o tym, że Becky zaraz 
stąd wyjedzie.   

Ta kobieta robiła na nim coraz większe wrażenie, chociaż wcale się o to nie starała. Nie 

próbowała  być  nawet  specjalnie  miła.  Ale  intrygowała  go  i  przyciągała.  Dziś  na  chwilę 
wyszła  zza  muru,  za  którym  się  ukryła,  dzięki  czemu  dowiedział  się  czegoś  o  jej  życiu.  A 
nawet  kilka  razy  zmusił  ją  do  uśmiechu.  Nadal  jednak,  jak  na  jego  gust,  za  dużo  w  tym 
wszystkim było pracy, a za mało zabawy.   

– Poradzisz sobie z tym jutro sam? – usłyszał głos Becky i to przerwało jego rozmyślania.   
–  Chyba  nie  chcesz  rzucić  tej  pracy?  –  spytał  z  przestrachem.  –  Nie  teraz.  Jeszcze  nie 

wszystko gra mi w nodze jak należy...   

– Nie. – Zaśmiała się i pokręciła głową. – Ale myślę, że opanowałeś już te ćwiczenia na 

tyle, że sam dasz sobie z nimi radę. A wtedy będziemy mogli skupić się na intensywniejszym 

treningu.   

Zesztywniał na sam dźwięk tego słowa.  Intensywniejszy... Już po tych ćwiczeniach czuł 

się, jakby ktoś przemielił go przez maszynkę do mięsa, wolał sobie nie wyobrażać, jak będzie 
potem.   

– Musimy? – spytał bez entuzjazmu.   
Oparła dłoń na kusząco zaokrąglonym biodrze i rzuciła prowokująco: 
– A chcesz wrócić na rodeo? 
To  była  jedyna  rzecz,  o  której  poważnie  myślał.  Oczywiście  oprócz  uwiedzenia 

dyplomowanej pielęgniarki Rebeki Washburn.   

– Zgoda, ale wiesz, że to nie fair – mruknął. – Myślę, że wcale nie chodzi o moją nogę. 

Po  prostu  te  tortury  sprawiają  ci  przyjemność.  Ale  znam  dużo  przyjemniejsze  ćwiczenia  i 
chętnie cię ich nauczę. Chcesz zobaczyć? 

Nawet  nie  zaszczyciła  go  odpowiedzią.  Spakowała  swoje  rzeczy,  ściągnęła  z  kanapy 

znudzonego Dylana i pożegnała się.   

Kiedy  wyszli,  stanął  w  oknie  i  patrzył  za  nimi.  Widział,  jak  mały  ze  spuszczoną  głową 

idzie  w  stronę  samochodu  i  znowu  zrobiło  mu  się  go  żal.  Nie  rozumiał,  dlaczego  Becky 
postanowiła wychowywać go pod kloszem, ale serdecznie współczuł chłopcu, który nie mógł 

background image

bawić się jak inne dzieci.   

Obserwował jej zgrabne ruchy i zastanawiał się, co on właściwie robi. Dlaczego stoi tu i 

wpatruje  się,  jak  jego  pielęgniarka  otwiera  samochód?  I  dlaczego,  od  kiedy  wyszła  z  tego 
pokoju, czuje się taki samotny? 

Nuda,  zdecydował.  To  pewnie  dlatego.  Nie  przywykł  do  takiego  trybu  życia  i  stąd  to 

poczucie.   

Zachodzące  sierpniowe  słońce  rzucało  ciepłe  światło  na  jej  rude  włosy  i  Jett  przyglądał 

się  temu  z  dużą  przyjemnością.  Chciałby  kiedyś  zobaczyć  je  rozpuszczone  i  połyskujące 
wszystkimi odcieniami.   

Nagle zobaczył, że Becky robi coś dziwnego – zatrzasnęła już drzwi, ale wysiadła jeszcze 

z samochodu i wyjęła baniak z wodą. Colt wspominał coś o tym, że często musi uzupełniać 
płyn w chłodnicy, przypomniał sobie.   

Tak szybko, jak mógł, wybiegł z domu.   
–  Co  ty  wyprawiasz!  –  krzyknęła  Becky  na  jego  widok.  –  Nie  powinieneś  obciążać 

chorego kolana, pamiętasz? 

Starając się ukryć ciężki oddech, oparł się o samochód. Wskazał otwartą maskę i baniak z 

wodą.   

– Z twoim samochodem jest aż tak źle? Miał wrażenie, że zesztywniała lekko.   
– Potrzebuje tylko trochę wody do chłodnicy, to wszystko.   
– W tej okolicy nie działają telefony komórkowe, nie ma tu zasięgu. Gdyby coś się stało, 

będziesz zdana tylko na siebie.   

– I tak nie mam komórki. To zbędny wydatek Ha, więc to pieniądze, a nie jego słynny 

urok  spowodowały,  że  podjęła  tę  pracę.  Cóż,  taka  świadomość  nie  wpływa  zbyt  dobrze  na 
męskie ego...   

Powoli  zamknął  maskę,  wyłapując  wzrokiem  kolejne  defekty  starego  auta.  To  nie  był 

samochód dla samotnej kobiety z dzieckiem. Gdyby to była jego kobieta...   

– Weź mojego pikapa – zaproponował nagle.   
Sam nie miał pojęcia, skąd przyszła mu do głowy taka myśl. Nikomu dotąd nie pozwalał 

prowadzić swojego auta.   

Ale  czuł  się  lepiej  na  myśl  o  tym,  że  Becky  będzie  za  kierownicą  nowego  wozu,  a  nie 

jeżdżącej trumny.   

– Przecież i tak go nie używam – dodał, żeby ją ostatecznie przekonać.   
Uśmiechnęła się.   
– Dzięki, to miłe, ale nie mogę.   
Ależ była piękna. Patrzył na nią z zachwytem i z trudem trzymał ręce przy sobie.   

Z wysiłkiem przenosząc ciężar ciała na zdrową nogę, oderwał się od samochodu i stanął 

tuż przed nią.   

Zauważył, że jej wielkie złote oczy rozszerzyły się, jakby przebiegły między nimi jakieś 

iskierki.  I wiedział, że tym razem to nie są odblaski zachodzącego słońca. Mogła się bardzo 
starać, udawać chłodną i zdystansowaną, ale widział, że pod tą skorupą płonie silny ogień.   

Delikatnie  położył  dłonie  na  jej  policzkach  i  zmusił,  żeby  patrzyła  mu  prosto  w  oczy. 

background image

Czuł, jak drżała pod jego dotykiem, ale nie uciekła.   

–  Weź  mój  wóz  –  powiedział  miękko,  i  sam  się  czuł,  jakby  oferował  jej  nie  tylko 

bezpieczny samochód.   

Rozchyliła lekko usta i Jett miał wrażenie, że ktoś walnął go w żołądek.   
– Nie. – Pokręciła głową i miękki kosmyk wysunął jej się zza ucha.   
Nie  próbowała  uwolnić  się  spod  jego  dotyku.  Stała  spokojnie,  wpatrzona  w  niego 

błyszczącymi oczami, i miał coraz większą pewność, że to jakiś rodzaj gry i nie mówią tylko 
o samochodzie.   

– Weź, proszę – szepnął i przysunął się bliżej.   
– To zbyt ryzykowne – wymruczała.   
– Przecież chcesz tego – kusił. – Nie.   
– Kłamczucha. – Uśmiechnął się i przesunął palcem po jej nosie, miękkich ustach, aż do 

delikatnej  skóry  na  szyi.  Czuł  mocno  bijący  puls.  Prawie  tak  mocno,  jak  jego  własny,  i  to 
spowodowało, że krew zawrzała mu jeszcze bardziej.   

Nagle odepchnęła go gwałtownie i zawołała: 
– Dylan! 
Rozejrzał się przestraszony. Zupełnie zapomniał o obecności małego.   

Nie  musiał  długo  szukać.  Kilkanaście  metrów  dalej  Dylan  wspiął  się  na  niewysokie 

ogrodzenie  i  trzymając  się  górnej  belki,  przesuwał  się  wzdłuż  płotu.  Wyglądał  na  bardzo 
zadowolonego i nic mu nie groziło.   

– Nic mu nie jest – próbował uspokoić Becky. Drżała nerwowo i nie zwracała na niego 

uwagi.   

– Dylan, natychmiast zejdź z tego płotu! 
Chłopiec zwiesił smętnie głowę, opuścił ramiona i powlókł się do samochodu.   
– Becky, nic mu nie groziło! Daj mu spokój! To niski płot, nawet gdyby spadł, nic by mu 

się nie stało! 

Obróciła się gwałtownie i puknęła palcem w jego klatkę piersiową.   
–  Nie  mów  mi,  co  mam  robić!  To  mój  syn  i  jestem  za  niego  odpowiedzialna!  Nie 

pozwolę, żeby narażał się na niebezpieczeństwo! Jemu nie może stać się nic złego! 

Zdumiony  słuchał  tego  wybuchu.  Jego  zdaniem  chodzenie  po  płocie  nie  było  aż  tak 

groźne, żeby wywoływać tyle emocji. A może to ukryta krytyka jego własnego stylu życia, w 
którym nie brakowało ryzyka i niebezpieczeństw? 

– Wobec tego chcesz zrobić z niego fajtłapę? – spytał tak spokojnie, jak potrafił.   
– Jak śmiesz mnie krytykować?! Nie masz pojęcia... – przerwała nagle i przycisnęła ręce 

do ust.   

–  Dobrze!  –  zawołał  coraz  bardziej  poirytowany  i  uniósł  ręce  ku  niebu.  –  To  twoje 

dziecko. Zrób z niego niezgułę, co mnie to obchodzi. To twój wybór.   

Odwrócił się powoli i tak dostojnie, jak pozwalały na to szyny w kolanie, po czym ruszył 

w stronę domu.   

Na szczęście nie był odpowiedzialny za żadne z nich, czym się więc tak przejmował? Co 

go to w ogóle obchodziło? 

background image

Przez resztę wieczoru starał się znaleźć odpowiedź na to pytanie.   

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Następnego dnia Becky miała wolne. Od kilku godzin snuła się po domu i rozkoszowała 

leniwymi  chwilami.  Nie  miała  dyżuru  w  szpitalu,  czekały  ją  więc  tylko  ćwiczenia  z Jettem. 
Najchętniej by je odwołała, niebieskie oczy Jetta wprowadzały zbyt duże zamieszanie w jej 
życiu. Wiedziała jednak, że nie może sobie na to pozwolić.   

Ciągle  nie  mogła  uwierzyć  w  swoje  wczorajsze  zachowanie.  Nie  miała  pojęcia,  co  ją 

opętało.  Chwila  zapomnienia  mogła  się  skończyć  nieszczęściem  –  nie  wybaczyłaby  sobie, 
gdyby coś złego stało się Dylanowi.   

Jak widać, lekcja, którą dostała od Chrisa, niewiele ją nauczyła. A przecież przekonała się 

wtedy boleśnie, że jedna chwila nieuwagi może zniszczyć wszystko.   

A jednak, kiedy widziała wczoraj, jak Jett odchodzi zagniewany, z trudem powstrzymała 

się, żeby nie biec za nim i nie przeprosić go. Chociaż właściwie nie wiedziała, za co miałaby 
przepraszać. Przecież tylko chroniła własne dziecko.   

W drzwiach pojawił się Dylan z kolejnymi kartkami. Od wczoraj ciągle wypisywał swoje 

imię i przyklejał je do lodówki.   

– Mamo, kiedy pojedziemy do Jetta? – spytał podekscytowany.   
Westchnęła ciężko i nie odpowiedziała. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty tam jechać. 

Już wczorajszy dzień spowodował, że nie mogła sobie poradzić z własnymi emocjami. Ciągle 
wyrzucała sobie, że traci przy nim samokontrolę.   

Nie ma co ukrywać, lubiła tego faceta. Był ciepły, zabawny i niezwykle seksowny. Wciąż 

czuła dotyk jego dłoni na policzkach. Kiedy prawie przyparł ją do maski samochodu, serce 
omal nie wyskoczyło jej z piersi. Wiedziała, że chce ją pocałować. I, szczerze mówiąc, ona 
też  tego  chciała.  I  jakby  tego  nie  było  dość  –  w  tamtej  chwili  czuła  się  tak,  jakby  ktoś 
troszczył się o nią. Zaproponował jej swój samochód, a wiedziała, co taka propozycja oznacza 
dla mężczyzny.   

Tak,  zdecydowanie  Jett  Garett  ją  niepokoił.  Chwilami  sama  już  nie  wiedziała,  czy 

bardziej ją pociąga, czy przeraża.   

Siedziała  zmyślona,  gdy  nagle  poczuła  czyjeś  ciepłe  ramionka  ciasno  obejmujące  jej 

szyję. To Dylan postanowił ją pocieszyć. Ogarnął ją słodki zapach dziecięcego ciałka i wtuliła 
się w synka.   

Nagłe pukanie do drzwi przerwało tę sielankę.   
– Cześć, Sherm! – przywitała się.   
To Sherman Benchley, agent ubezpieczający samochody, z którym umawiała się czasem 

na niezobowiązujące randki.   

Mimo  upału  mężczyzna  ubrany  był  w  garnitur  i  krawat,  słońce  pobłyskiwało  na  jego 

perfekcyjnie ułożonej fryzurze, a o kanty spodni pewnie można się było skaleczyć.   

– Wejdź, proszę. Co cię tu sprowadza? – spytała zdziwiona.   
– Twój  sąsiad miał  niewielką stłuczkę i  chciałem obejrzeć jego wóz. A skoro byłem  w 

sąsiedztwie, pomyślałem, że wpadnę.   

background image

– Cieszę się, że zajrzałeś – powiedziała, prowadząc go na kanapę. – Napijesz się czegoś? 

Woda niegazowana? 

Wiedziała, że Sherman ma wieczne problemy z żołądkiem i nie pija niczego z bąbelkami.   
– Chętnie, bardzo dziś  gorąco. – Usiadł  na kanapie i  starannie umieścił  nogę na nodze. 

Była pewna, że potrafi zrobić to tak, żeby nie zagnieść kantów.   

Przyniosła mu wodę i usiadła naprzeciwko, na krawędzi fotela. Sherman był taki banalny 

i  nieskomplikowany,  zupełnie  inny  niż  Jett.  Odruchowo  spojrzała  na  zegarek  i  uświadomiła 

sobie, że zaraz muszą jechać.   

– Nie chcę być niegrzeczna, ale niedługo będę musiała wyjść. Mam wizyty domowe.   
–  To  cię  tak  zajmuje  ostatnio?  –  spytał  ciekawie,  upijając  łyk  wody.  –  Dzwoniłem 

kilkakrotnie, ale nigdy cię nie zastałem.   

– To prawda, dużo ostatnio pracuję. Wiesz, że bardzo potrzebuję dodatkowych pieniędzy.   
Polisa  na  życie  Chrisa  była  wykupiona  w  firmie  Shermana,  ale  nie  starczyła  na  wiele 

więcej  poza  opłaceniem  kosztów  pogrzebu.  Poznała  go  przy  okazji  załatwiania  rozmaitych 
formalności i wiele mu zawdzięczała. Wolała nie wnikać, czy to zwykłe współczucie, czy też 
inne  względy  spowodowały,  że  z  takim  zaangażowaniem  opiekował  się  młodą  wdową. 
Niemniej  jego  pomoc  okazała  się  nieoceniona  –  pomagał  jej  załatwiać  pożyczki  w  banku, 
radził, jak wynegocjować korzystne raty, pomagał ustalać harmonogram spłat. Sama pewnie 
by  sobie  z  tym  nie  poradziła  tak  sprawnie,  była  więc  wdzięczna  Shermanowi  za  jego 
wsparcie.   

Dylan właśnie skończył po raz kolejny kaligrafować swoje imię, podszedł więc dumny do 

Shermana i oświadczył: 

– Umiem napisać moje imię! – Zaprezentował kartkę.   
– To miło – rzucił zdawkowo i zerknął krótko na kartkę. – Pomyślałem, że może wpadnę 

do ciebie w poniedziałek. Moglibyśmy obejrzeć jakiś film... Chyba że wtedy też pracujesz? 

Ledwo  słyszała,  co  mówił.  Jej  wzrok  wędrował  od  Shermana  do  syna,  który  stał 

rozczarowany, z kartką w opuszczonej dłoni, ssąc kciuk. Było jej bardzo żal chłopca. Taki był 

dumny ze swojego sukcesu, a Sherman ledwie to zauważył.   

Mimo  woli  przypomniała  sobie  reakcję  Jetta.  Nie  spodziewała  się,  że  rozrywkowy 

kowboj zauważy i doceni osiągnięcie małego chłopca.   

Różnica  w  ich  podejściu  była  aż  szokująca  i  to  zdenerwowało  ją  jeszcze  bardziej. 

Dlaczego  w  ogóle  o  tym  myśli?  W  końcu  jakie  znaczenie  ma  to,  jak  reagują  na  takie 
drobiazgi.  Dylan  potrzebuje  rozsądnego,  spokojnego  mężczyzny,  z  którego  mógłby  brać 

wzór, a nie szaleńca jak Jett.   

– Jeszcze nie wiem, czy będę pracowała. Dam ci znać.   
Sherman  skinął  głową  i  sztywno  podniósł  się  z  kanapy.  Odprowadziła  go  do  drzwi  i 

właśnie się żegnali, kiedy przed domem zatrzymał się nowy niebieski pikap.   

Drgnęła  zaskoczona.  Jett  był  ostatnią  osobą,  jakiej  się  tu  spodziewała.  Nigdy  dotąd  nie 

zdarzyło  się,  żeby  pacjenci  odwiedzali  ją  w  domu.  A  ten  pacjent  mógł  wprowadzić 
szczególny zamęt w jej życie.   

Zrobiła  kilka  kroków  w  jego  stronę  i  zdumiona  zobaczyła,  że  wysiadł  z  samochodu  i 

background image

wyciągnął ramiona. Czyżby oczekiwał, że rzuci się w nie jak rozkochana nastolatka? 

Okazało się jednak, że chodziło o Dylana. Mały wyskoczył jak z procy i wpadł prosto w 

ramiona Jetta. Potem usadowił się wygodnie w fotelu i odezwał się wyraźnie uszczęśliwiony: 

– Fajnie, że przyjechałeś. Bałem się, że jesteś na nas zły.   
– Zły? – zdziwił się Jett. – Nie mogę się na ciebie złościć, stary. Jesteś moim kumplem.   
– O, to super! – Chłopiec odetchnął z ulgą. – A na mamę? 
– upewniał się jeszcze.   
– Na mamę... – Jett popatrzył na nią dziwnie i odpowiedział po chwili: – Nie, na nią też 

nie mógłbym się złościć.   

To wyraźnie uspokoiło Dylana. Rozparł się w fotelu i zadysponował: 
– No, to jedziemy! 
– Jedziemy? – powtórzył Jett, wpatrując się w Becky z figlarnym uśmiechem w oczach.   
Musiała zmobilizować wszystkie siły, żeby nie dać się uwieść temu spojrzeniu.   
–  Co  ty  tu  robisz?  –  zapytała,  z  całych  sił  starając  się,  aby  jej  głos  brzmiał  chłodno  i 

spokojnie.   

Z lekkim uśmiechem zerknął na Shermana i odparł: 
– Wygląda na to, że przeszkadzam.   
– To mój przyjaciel, Sherman Benchley. – Przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni. 

– A to Jett Garett, mój pacjent.   

Mężczyźni  bez  uśmiechu  podali  sobie  ręce.  Sherman,  uprzejmy  jak  zwykle,  spojrzał  na 

nogę Jetta i rzucił: 

– Mam nadzieję, że jest pan odpowiednio ubezpieczony.   
– Po czym odwrócił się jeszcze do Becky i dodał krótko: – Zadzwoń.   
Jak zwykle sztywno wsiadł do samochodu i odjechał.   
– Pan Bentley chyba mnie nie lubi – odezwał się Jett z uśmiechem.   
Nie sądziła, żeby sympatia Shermana lub jej brak miały dla niego jakiekolwiek znaczenie.   
– Benchley – poprawiła go. – Jest bardzo miły – dodała, nie wiadomo dlaczego.   
– Jest w twoim typie? – Jett rzucił jej badawcze spojrzenie i sam sobie odpowiedział: – 

Bezpieczny, ułożony, nudny, przewidywalny. Ma chyba wszystkie zalety, których oczekujesz 
od mężczyzny, prawda? – spytał prowokująco.   

Tak. Musiała przyznać, że to były dokładnie te cechy, na których jej zależało. Łącznie z 

nudą.  Życie  z  Chrisem  zapewniło  jej  sporą  dawkę  adrenaliny,  teraz  miała  ochotę  na  małą 
odmianę. Sherman nie sprawiał, że tętno biło jej jak oszalałe i nie mogła zebrać myśli.   

– Jeśli pytasz o to, czy spotykam się z Shermanem, to odpowiedź brzmi – tak. Czasami 

się widujemy. Ale nie myśl, że uda ci się uniknąć odpowiedzi na moje pytanie, co tu robisz – 
powtórzyła stanowczo.   

– Nie zabrałaś wczoraj samochodu, więc samochód przyjechał do ciebie – wyjaśnił lekko.   
– To nie było konieczne.   
– Owszem, było. Sama wiesz, że twój wóz zaraz padnie. Nie mogę ryzykować. Zdobyłem 

twój adres w szpitalu i przyjechałem. Przy okazji dowiedziałem się, że masz dzisiaj wolne – 
ciągnął,  patrząc  na  nią  z  uśmiechem.  –  Pomyślałem,  że  moglibyśmy  wyjechać  wcześniej  i 

background image

zabrać Dylana na wyścigi quadów.   

To  przywołało  wspomnienia  z  jej  dawnego  życia.  Kiedyś  uwielbiała  się  ścigać,  miała 

nawet własnego quada. Ale nie zamierzała wtajemniczać w to Jetta. Zresztą te dni szaleństwa 
dawno należały do przeszłości.   

Widziała  na  sobie  błagalne  spojrzenie  Dylana,  ale  nie  zamierzała  mu  ulec.  Nie  może 

przecież tak po prostu spełniać niedorzecznych zachcianek Jetta.   

– Chodziłeś na chorej nodze! – zaatakowała.   
– Nie – odparł, leniwie przeciągając głoski. – Przyleciałem na skrzydłach.   
–  Słuchaj,  kowboju  –  zaczęła  ostro.  –  Rozmawiałam  ostatnio  z  twoim  ortopedą.  Jeśli 

przeciążysz tę nogę w jakikolwiek sposób, to...   

– Przestań już, Becky – przerwał jej miękko. – Słyszałem to milion razy. Jeden fałszywy 

ruch,  i  będę  inwalidą  do  końca  życia.  –  Spojrzał  na  nią  z  łagodnym  uśmiechem.  –  Będzie 

dobrze,  obiecuję.  Bardzo na nią uważam.  Poza tym  powinnaś  mnie pochwalić, zrobiłem  już 
dziś ćwiczenia! – Patrzył na nią, wyraźnie czekając na pochwałę, a kiedy się jej nie doczekał, 
westchnął ciężko i dodał: – Daj spokój, nie złość się. To siedzenie w domu doprowadza mnie 
już do szaleństwa. Musiałem wyjść, mam na kciuku odciski od pilota.   

A,  więc  to  dlatego  przyjechał.  Po  prostu  się  nudził.  A  ona  przez  chwilę  uwierzyła,  że 

rzeczywiście martwił się o nią. Powinna była się domyślić...   

– Chodź, pojedziemy na wcześniejszy obiad – zaproponował. – Co powiesz na pizzę? – 

dodał, zerkając na Dylana.   

Nie zawiódł się. Mały aż podskoczył, zachwycony pomysłem i zawołał radośnie: 
– O, tak! Pizza! Zgódź się, mamo! 
Wiedziała,  że  dla  Dylana  to  nie  lada  atrakcja.  Nieczęsto  mogła  sobie  pozwolić  na 

zabranie go do pizzerii, a mały uwielbiał takie wyjścia.   

– Nie odmówisz chyba małemu chłopcu takiej przyjemności. .. – kusił.   
–  Chcę  jechać  z  Jettem!  –  krzyczał  Dylan  i  Becky  poczuła  się  wmanewrowana  w 

niewygodną sytuację.   

–  Nie  powinieneś  wykorzystywać  mojego  syna  do  takich  rozgrywek  –  zaprotestowała, 

kręcąc głową. – To nie w porządku.   

– Nigdy nie twierdziłem, że gram czysto. – Uniósł brwi i zerknął na nią spod oka. – Ale 

wygrywam.   

I właśnie tego najbardziej się bała.   

Spojrzała jeszcze raz na Dylana i westchnęła ciężko.   
– Chyba jednak się poddam. Ale musicie chwilę poczekać, przebiorę się.   
Wzrok Jetta powoli przesunął się po krótkich spodenkach i skąpej koszulce.   
– Jeśli o mnie chodzi, nie musisz. Wolałbym nawet, żebyś pracowała dla mnie w takim 

stroju. Myślę, że dobrze by to wpływało na moje mięśnie.   

Spojrzała na niego karcąco, ale wolała nie rozwijać tematu.   
– Dajcie mi pięć minut. Przebiorę się i wracam – zakończyła stanowczo.   
– A wtedy jedziemy na pizzę? – upewnił się Jett. Uśmiechnęła się pokonana. Właściwie i 

tak musiała coś zjeść, a posiłek z Jettem w publicznym miejscu nie powinien być specjalnie 

background image

krępujący.   

–  Ale  jadę  swoim  samochodem  –  odezwała  się  stanowczo.  Może  i  dała  się 

wmanewrować, ale zachowa choć odrobinę niezależności.   

Uniosła  dumnie  głowę  i  skierowała  się  do  domu.  Za  plecami  słyszała  tylko  rechotanie 

Jetta.   

–  Wszelki  duch...  !  Toż  to  Jett  we  własnej  osobie!  –  zawołała  głośno  ciemnowłosa 

właścicielka „Pizza Palące” i wyciągnęła rękę do Jetta. Obrzuciła go zalotnym spojrzeniem i 
zatrzymała je na kolanie. – O! A to co? Znowu jakieś szaleństwa szybkim samochodem? 

Ku zaskoczeniu Becky, Jett najwyraźniej również zamierzał flirtować.   
–  Nie  zdradzaj  mnie,  Barbie!  Nie  chcę,  aby  wszyscy  tu  wiedzieli  o  błędach  mojej 

młodości! 

– Nie próbuj mnie mamić, Jett! – Barbie ze śmiechem pogroziła mu palcem. – Ty nigdy 

się nie zmienisz. Słyszałam, że miałeś jakiś wypadek na rodeo, ale nie myślałam, że to aż tak 
groźnie wygląda.   

– To plotki, Barbie. Potknąłem się, zbierając stokrotki w ogródku babuni.   
Barbie westchnęła i machnęła ręką.   
– Mam rozumieć, że ciągle zamierzasz wziąć udział w finałach? 
– Nic mnie ńie powstrzyma – oświadczył Jett z mocą.   
– Nic już nie nauczy cię rozumu. – Barbie z dezaprobatą pokręciła głową. – A co z tymi 

drutami w nodze? 

– I tu wkracza moja pielęgniarka. – Jett przesunął się lekko i wskazał Becky, stojącą za 

jego plecami. – To jest Becky. Postawi mnie na nogi już za chwilę.   

– W to mogę uwierzyć – nieoczekiwanie zgodziła się Barbie. – Opatrywałaś mojego syna 

po pogryzieniu przez psa, pamiętasz? 

Kobiety  zaczęły  gawędzić  przyjaźnie,  a  Jett  podszedł  do  lady  i  wyciągnął  zza  niej 

brązowo-czerwoną czapkę firmową. Skrócił pasek z tyłu i nałożył ją Dylanowi na głowę.   

–  No,  teraz  jesteś  prawdziwym  pizzero  –  powiedział  z  uśmiechem.  –  Założę  się,  że 

potrafiłbyś  nawet  skomponować  swoją  pizzę.  Co  ty  na  to,  Barbie?  –  zwrócił  się  do 
właścicielki. – Zgodzisz się, żebym razem z moim najlepszym kumplem przygotował pizzę? 

Barbie uśmiechnęła się aprobująco i skinęła głową.   
– Możecie się pobawić. Nie ma jeszcze dużego ruchu, więc nie będziecie przeszkadzać. 

Powodzenia! 

Dylan podskoczył podekscytowany i zawołał radośnie: 
– Hura! Zrobię własną pizzę! 
Jett objął go ramieniem i znikali już prawie w drzwiach wiodących na zaplecze, gdy nagle 

Becky ogarnęło złe przeczucie.   

–  Nie!  –  krzyknęła  tak  ostro,  że  zatrzymali  się  gwałtownie.  –  Nie  chcę,  żeby  Dylan 

przebywał w pobliżu pieca. Mógłby się oparzyć! 

– Nic mu się nie stanie – próbował ją uspokoić Jett. Nagle jednak przerwał i popatrzył na 

nią uważnie. Podszedł do Becky i położył jej delikatnie rękę na ramieniu. – Chodź z nami – 
poprosił łagodnie. – Ty też możesz zrobić swoją pizzę. Zobaczysz, jaka to fajna zabawa.   

background image

Równie  dobrze  mógłby  prosić,  żeby  włożyła  rękę  w  ogień.  Każda  chwila  spędzona  w 

jego  towarzystwie  była  dla  niej  bardzo  niebezpieczna.  Jego  obecność  osłabiała  jej 
samokontrolę, a wtedy robiła rzeczy, których później żałowała.   

– Proszę, mamo! – Dylan desperacko przenosił wzrok z Jetta na nią i czuła, jak jej opór 

zaczyna się kruszyć.   

W końcu to nic takiego. Poprosił tylko, żeby zrobili razem pizzę, a nie poszli do sypialni. 

Nie powinna chyba robić z tego problemu. A przy okazji będzie mogła pilnować Dylana.   

Gdy  owionął  ją  cudowny  aromat  gorącej  pizzy,  wszystkie  uprzedzenia  gdzieś  się 

rozpłynęły.   

– Ale zanim tam wejdę, musisz mi coś obiecać...   
– Cokolwiek zechcesz – zgodził się szybko.   
– Żadnych sardeli! I w ogóle żadnych ryb! 
– Absolutnie żadnych. Słowo honoru, prawda, Dylan? Mały ochoczo skinął głową.   
– Prawda! 
–  Więc  zgoda.  Ale  musimy  się  pospieszyć.  Mamy  dziś  jeszcze  sporo  pracy  – 

przypomniała.   

Jett westchnął ciężko.   
– A ja się łudziłem, że omamię cię pizzą i zapomnisz o swojej katowskiej misji.   
– Nie łudź się – powiedziała z uśmiechem. – Zadawanie bólu zarozumiałym kowbojom to 

moja pasja.   

Przeszli do kuchni, gdzie dostali od Barbie po kawałku ciasta i blachy, na których mieli je 

rozciągać.   

Wyraźnie  zafascynowany  Dylan  rozglądał  się  po  pomieszczeniu  i  podziwiał  wielkie 

piece.   

– Chodź, chłopie, posadzę cię na blacie, stąd wszystko lepiej widać – zaproponował Jett i 

podniósł  małego.  Nie  chciał  dodawać,  że  przy  okazji  tam  będzie  bezpieczniejszy,  co  na 
pewno spodoba się jego matce.   

Mały zaraz zaczął oglądać pojemniki z dodatkami, wąchał przyprawy i podjadał ser.   
– Co najbardziej lubisz? – podpytywał go Jett wesoło, ale Becky zauważyła, że chwilami 

z trudem ukrywał grymas bólu. Wyraźnie też przeniósł cały ciężar ciała na zdrową nogę.   

–  Jett,  powinieneś  usiąść  –  odezwała  się  stanowczo.  Ogarnęło  ją  poczucie  winy.  Jest 

przecież  odpowiedzialna  za  swojego  pacjenta,  nawet  jeśli  jemu  nie  starcza  rozsądku,  żeby 
traktować poważnie zagrożenie.   

– Za minutkę. Właśnie robimy pizzę, zobacz, jak sobie radzi twój syn! 
Dylan  właśnie  wyciągał  ręce  z  pojemnika  z  serem  i  posypywał  obficie  placek.  Kawałki 

mozzarelli rozsypywały się wokół i spadały na podłogę.   

– Ej, uważaj, robisz bałagan – zwróciła mu uwagę.   
– Niech robi, co chce. – Jett spojrzał na nią z wyrzutem. – Potem posprzątamy.   
– Ale może spaść! – Wiedziała, że wydaje mu się śmieszna ze swoimi obawami, ale nic 

nie mogła na to poradzić.   

– Mówiłem ci, że nic mu nie będzie. – Jett przysunął się bliżej do blatu i oparł się o niego, 

background image

asekurując Dylana. Chłopczyk spojrzał na niego z wyrazem takiego uwielbienia na twarzy, że 
Becky znów poczuła idiotyczne uczucie zazdrości.   

– Lubię ser – rzucił mały, wyraźnie czekając na reakcję.   
– Ja też – szybko odparł Jett.   
– To weź trochę – zaproponował Dylan, przesuwając w jego stronę plastikowy pojemnik. 

– Podzielimy się.   

Becky  obserwowała  to  wszystko  ze  ściśniętym  gardłem.  Dawno  nie  widziała  swojego 

syna w tak dobrym nastroju. Układał właśnie jakieś dziwne wzory na swoim kawałku ciasta, 
przekomarzał się z Jettem i najwyraźniej świetnie się bawił. W niczym nie przypominał tego 
zastraszonego chłopca ssącego kciuk, którego zwykle widywała.   

– Mama lubi oliwki – zawołał, posypując z fantazją jej pizzę.   
Jett szybko dorzucił jeszcze kilka i odwrócił się do niej.   
– Becky, nie leń się. Jak nam nie pomożesz, możesz tu potem znaleźć niespodzianki! – 

zagroził żartobliwie.  –  Dylan, nie ma tam  gdzieś pojemnika z sardelami? Dobrze, dobrze – 
krzyknął, widząc jej imię. – Żartowałem tylko! Chodź, zrobimy ci pizzę z buzią.   

Zaintrygowana  podeszła  bliżej.  Tuż  obok  miała  umięśnione  ciało  Jetta,  i  przez  kilka 

rozkosznych chwil czuła się jak beztroska nastolatka. Układali wspólnie oczy z oliwek, długi 
nos z pepperoni i usta z pomidora. Co chwila wybuchali przy tym śmiechem i było jej z tym 

tak dobrze, że przez sekundę uległa czarowi tej chwili.   

I nagle obudziło się w niej jakieś pragnienie. Znowu poczuła się jak młoda kobieta, która 

ma prawo oczekiwać od życia czegoś więcej niż tylko pracy i kłopotów.   

Głupie, bezsensowne marzenia. Wiedziała, że towarzystwo Jetta jest niebezpieczne.   

Usłyszała głośny śmiech Dylana i oderwała się od swoich rozmyślań. Spojrzała na synka i 

znowu  poczuła  niewysłowioną  wdzięczność  do  losu,  że  ma  dla  kogo  żyć.  To  jest  treść  jej 
życia. A jeśli kiedykolwiek będzie potrzebowała mężczyzny, zawsze był Sherman. Jett tylko 
kłopotliwym,  wyzwalającym  wspomnienia  i  skrywane  emocje  pacjentem,  który  niedługo 
stanie na nogi i wtedy ich kontakty się skończą. Nie ma się więc czym martwić.   

A skoro tak, może się teraz zrelaksować i zapomnieć o rozsądku chociaż na kilka minut.   

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Jett  otarł  pot  z  czoła  i  z  wysiłkiem  wykonał  kolejny  ruch.  Kolano  unieruchomione  na 

wyciągu zatrzeszczało lekko i ból znowu dał znać o sobie.   

Próbował oglądać nagrania z zawodów podczas ćwiczeń, ale nie na wiele się to zdało. Nie 

potrafił analizować techniki konkurentów ani zachowań byków. Jego myśli wciąż wracały do 
drobnej, rudowłosej pielęgniarki, która budziła w nim nieznane opiekuńcze instynkty.   

Raz jeszcze spojrzał na ekran i wyłączył telewizor. To nie miało sensu, i tak nie wiedział, 

co się dzieje na ekranie.   

Dlaczego nie mógł przestać myśleć o Rebece? Nigdy dotąd nie dbał przesadnie o kobiety, 

co więc się stało? Dlaczego wciąż przypominał mu się jej stary, przerdzewiały samochód na 
łysych oponach?  I do tego te irytujące wspomnienia, jak  wspaniale  wyglądała z kawałkiem 
ciasta na nosie i ustami pobrudzonymi sosem pomidorowym.   

Dzisiaj  wróci  do  domu  jego  samochodem,  choćby  miał  spuścić  powietrze  z  kół  w  tym 

starym gracie.   

– Cookie! – krzyknął głośno.   
Kucharz nie pojawiał się przez chwilę, Jett sięgnął więc po but i rzucił nim w drzwi. Tym 

razem poskutkowało. Cookie stanął w progu po sekundzie.   

– Czemu, u licha, robisz raban? – spytał rozzłoszczony. – Właśnie piekę ciasto dla Kati.   
Rzeczywiście, cały pokryty był białym pyłem i rozsiewał wokół zapach cynamonu.   
– Kati prowadzi cię na krótkim sznurku – rzucił Jett prowokująco.   
– Kati oczekuje dziecka, gdybyś nie zauważył – odparł Cookie z godnością. – Kobiety w 

ciąży mają różne wymyślne życzenia. A ona ma ochotę na moje ciasto. I zapewniam cię, że 
na pewno nie robiłbym tego dla żadnej z tych panienek, które kibicują na rodeo.   

Jett  westchnął  z  udanym  rozczarowaniem.  Swoją  drogą  o  ileż  prościej  wszystko  by 

wyglądało, gdyby Becky była jedną z dziewczyn piszczących na trybunach i podkochujących 
się w zawodnikach...   

– Nie złość się już – próbował poskromić Cookiego. – Zawołałem cię, bo pomyślałem, że 

może zaproszę Becky i Dylana, żeby zjedli z nami kolację...   

Nie, żeby cokolwiek dla niego znaczyła. Po prostu nudził się jak mops i każda rozrywka 

była dobra.   

Cookiemu błysnęło coś w oczach i zaśmiał się dziwnie.   
– To chyba cud. Myślałem, że nigdy tego nie usłyszę. Jett prychnął zniecierpliwiony.   
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Po prostu są na miejscu, więc równie dobrze mogliby 

zjeść z nami.   

– Czemu nie? Przydałoby się trochę ją podpaść – dodał Cookie rubasznie.   
Już  chciał  odpowiedzieć,  że  jak  dla  niego  kształty  Becky  są  doskonałe,  ale  wiedział,  że 

stary marynarz nie dałby mu żyć po takim oświadczeniu.   

– To pewnie przez to, że ciężko pracuje – odezwał się w końcu. – Przyjeżdża tu już kilka 

tygodni, a jeszcze nigdy sobie nie odpuściła. Szczerze mówiąc, czasami wolałbym, żeby nie 

background image

była taka ostra, bo przez to też muszę się nieźle, wysilać.   

–  Tyle  to  sam  widzę  –  mruknął  Cookie.  –  Trochę  uczciwej  pracy  jeszcze  nikomu  nie 

zaszkodziło.  –  Podrapał  się  po  głowie  i  złożył  ręce  na  wydatnym  brzuchu.  –  Dwa  etaty  i 
dziecko każdego mogą wykończyć.   

– I jeszcze pomaga choremu ojcu – dodał Jett w zamyśleniu. – Pewnie zgodziła się na te 

wizyty, żeby zarobić trochę pieniędzy...   

– Brawo! Co za mądrość! – Cookie zarechotał złośliwie i spojrzał na niego kpiąco. – A ty 

myślałeś, że przyjeżdża tu i męczy się z takim wałkoniem tylko ze względu na twój słynny 
urok? Zapomnij, stary. Wydaje mi się, że jest na to zbyt rozsądna.   

Jett skrzywił się zabawnie i odruchowo spojrzał na zegarek. Dokładnie wpół do czwartej. 

Gdzieś tam Becky jedzie po wąskich dróżkach swoim przerdzewiałym trupem. Nie podobało 
mu  się, że wciąż o tym  myślał. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnio martwił się o kogoś. 
Nigdy dotąd się tak nie zachowywał. To pewnie przez te środki przeciwbólowe.   

–  Dzięki,  stary,  wiedziałem,  że  jesteś  po  mojej  stronie  –  zakpił.  –  Zamiast  tak  stać  bez 

sensu i obrażać mnie, wrzuć następną kasetę do magnetowidu. Przygotowuję się do zawodów.   

– Nie masz za grosz rozumu. – Cookie z dezaprobatą pokręcił głową. – Chyba czas już 

skończyć  z  tymi  bykami.  Lepiej  rozejrzyj  się  za  jakąś  miłą  dziewczyną,  ożeń  się  i  pomóż 
wreszcie bratu.   

– W czym? – Skrzywił się Jett. – Nie nadaję się do pracy na farmie. Kastrowanie byków 

to nie to samo, co jazda na nich.   

Kucharz  spojrzał  na  niego  z  przyganą  i  wyjaśnił:  –  Jest  jeszcze  dużo  innych  rzeczy  do 

zrobienia.  Colt w dzień  objeżdża pastwiska,  a wieczory  spędza nad papierami,  a tobie tylko 
żarty w głowie.   

– Colt nie potrzebuje mojej pomocy, świetnie sobie radzi. – Już dawno ustalili, że jego 

brat  będzie  prowadził  ranczo,  a  Jett  będzie  miał  udział  w  kosztach  i  zyskach  tego 
przedsięwzięcia.  –  To  świetne  miejsce,  ale  znasz  mnie,  Cookie,  nie  umiem  nigdzie  długo 
usiedzieć – tłumaczył staremu przyjacielowi.   

Cookie patrzył na niego lekko zdegustowany.   
–  Kiedy  ty  wreszcie  dorośniesz?  –  spytał  z  wyrzutem.  –  Umiesz  tylko  się  bawić. 

Wszystko zostawiłeś na głowie Colta, wpadasz tu i wypadasz, kiedy przyjdzie ci ochota. Nie 
myślałeś nigdy, że on też chciałby mieć więcej czasu dla żony i dzieci? Twój brat od lat nie 
brał urlopu, a ty brykasz jak młody źrebak! 

Hm, rzeczywiście, jakoś nigdy o tym nie pomyślał. Był przekonany, że Colt jest równie 

zadowolony z takiego układu, jak on.   

– To czemu nie odpocznie i nigdzie nie wyjedzie? – Próbował się bronić.   
– Bo uważa, że tylko on jest w stanie wszystkiego dopilnować.   
–  Widzisz!  Sam  masz  odpowiedź.  Colt  nie  chce,  żebym  się  wtrącał  w  zarządzanie  tym 

interesem.   

Odetchnął z ulgą. Nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby pomóc bratu, ale najwyraźniej 

on  wcale  tego  nie  potrzebował.  Spyta  go  o  to  przy  okazji.  Właściwie,  skoro  i  tak  jest  tu 
uwięziony na kilka tygodni, mógłby mu pomóc z tymi papierami. Może to pozwoliłoby zabić 

background image

nudę i przestałby myśleć o zgrabnych, rudowłosych pielęgniarkach...   

Kucharz ciągle stał w drzwiach. Nie wydawał się przekonany.   
– Mów, co chcesz. Ranczo należy do was obu, a tylko jeden wkłada w to czas i serce – 

powiedział zdegustowany, kręcąc głową.   

–  No,  dobrze  –  uciął,  żeby  przerwać  tę  niewygodną  rozmowę:  –  Obiecuję,  że 

porozmawiam z Coltem. Ale nie sądzę, żeby rzeczywiście potrzebował mojej pomocy.   

I  tak  nie  zamierzał  zostawać  tu  zbyt  długo.  To  nie  było  życie  dla  niego,  po  miesiącu 

nadawałby się tylko do szpitala psychiatrycznego.   

– Jest tyle miejsc do odwiedzenia – zerknął na Cookiego z łobuzerskim uśmiechem. – I 

nie mogę przecież rozczarować tylu samotnych kobiet...   

Kucharz zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, ale odwrócił się jeszcze i przygwoździł 

Jetta ciężkim i ponurym spojrzeniem.   

– Nie musisz się nigdzie włóczyć, żeby znaleźć interesującą kobietę. Jedna przyjeżdża tu 

co dzień. I coś mi się zdaje, że bardzo ci wpadła w oko, tylko nie chcesz się do tego przyznać. 
Na  mój  gust,  to  masz  metal  w  kolanie,  ale  za  to  pusto  w  głowie  –  zakończył  z  mocą  i 
wytoczył swój wielki brzuch za drzwi.   

Jett jęknął i wykrzywił twarz w grymasie. Nie szukał kobiety. Był zbyt blisko zwycięstwa 

w finałach, żeby się teraz poddać. Nic go nie zatrzyma. Ani to cholerne kolano, ani ranczo. 
Ani, tym bardziej, kobieta.   

Becky  zaparkowała  przed  domem  Garettów,  wyłączyła  silnik,  ale  przez  chwilę  jeszcze 

nie wysiadała z samochodu. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki. Była ledwo żywa 
po ciężkim dniu w szpitalu i nie wiedziała, skąd ma wziąć siły na kolejne godziny ćwiczeń z 
Jettem.   

W końcu otworzyła drzwiczki, uwolniła Dylana z fotelika i wysiadła. W progu domu stał 

Cookie i patrzył na nią z troską.   

– Cześć, Cookie! – powiedziała z mizernym uśmiechem.   
– Cześć. Coś kiepsko wyglądasz. – Przyjrzał jej się uważnie i dodał: – Przydałaby ci się 

dobra kolacja i duży kawałek pysznego ciasta. Lubisz szarlotkę? To moja specjalność.   

– W takim razie uwielbiam – zaśmiała się.   
–  To  się  dobrze  składa.  Przygotuję  dwa  talerze  więcej,  zjecie  dziś  z  nami  kolację  – 

oznajmił, jakby to było coś oczywistego. – Jemy o szóstej.   

Zmieszana, nie wiedziała, jak zareagować. Zwykle zabierała jakąś przekąskę dla Dylana i 

jedli dopiero po powrocie do domu. Zastanawiała się, czy powinna przyjąć to zaproszenie, ale 
zanim zdążyła coś wymyślić, Cookie popędził ją żartobliwie: 

– No już, wchodź prędzej. Twój facet czeka.   
Zdziwiła  się,  skąd  przyszło  mu  to  do  głowy.  Ani  Jett  nie  był  jej  facetem,  ani  ona  jego 

kobietą. Przecież fakt, że poszli razem na pizzę, nic nie znaczy. Ani to, że Dylan wciąż o nim 
mówił. Ani to, że ciągle o nim myślała... Nie, to bzdura. Chwilowo rzeczywiście wprowadził 
trochę zamieszania w jej życie, ale głównie dlatego, że przypominał wiele rzeczy, o których 
chciałaby  zapomnieć.  Jett  niedługo  dojdzie  do  siebie,  znowu  będzie  ujeżdżał  byki,  a  wtedy 
ich drogi się rozejdą.   

background image

Włączyła Dylanowi telewizor w salonie i przeszła do pokoju, w którym trenował Jett.   

Zapukała  lekko  i  weszła  do  środka.  Pacjent  pilnie  ćwiczył,  ale  na  jej  widok  uśmiechnął 

się szeroko.   

Usiłowała zignorować ten dziwny dreszczyk, który pojawiał się zawsze w jego obecności.   
– Długo już ćwiczysz? – spytała oficjalnym tonem.   
–  Prawie  sześć  godzin  –  wysapał.  –  Zaraz  kończę.  –  Z  widocznym  wysiłkiem  wykonał 

kolejny ruch. – Może potem zatańczymy? Czas mijałby mi szybciej...   

–  Raczej  nie.  –  Pokręciła  głową  stanowczo.  Nie  pozwoli,  żeby  znowu  znalazł  się  tak 

blisko niej, oplatał ją silnym ramieniem i przyciągał do siebie. To zbyt niebezpieczne.   

–  Chyba  jednak  tak  –  powiedział  z  dziwnym  uśmiechem  i  zanim  zdążyła  cokolwiek 

zrobić, w powietrzu świsnęło lasso i miękkim ruchem opadło na jej talię. Jett zaciągnął węzeł 
i ręce przylgnęły jej do boków. Była unieruchomiona. Poczuła dreszczyk ekscytacji i zaśmiała 
się.   

Jett  ściągał  lasso,  aż  doprowadził  ją  bliżej  siebie.  Jego  błękitne  oczy  błyszczały 

rozbawieniem i czymś jeszcze, nad czym wolała się nie zastanawiać.   

– Zatańcz ze mną, Becky – poprosił, patrząc jej prosto w oczy.   
– To zbyt ryzykowne – zaprotestowała.   
–  No  cóż,  sama  tego  chciałaś!  –  Ściągnął  linę  jeszcze  mocniej,  tak  że  Becky  prawie 

opierała się o niego. – Mam cię! – oświadczył zadowolony i objął ją ramieniem.   

Próbowała się wyrwać, ale nie miała szans. Tym bardziej że jakaś część jej natury wcale 

tego nie chciała.   

Czuła tuż obok zapach jego wody po goleniu, a jego ręce prawie parzyły jej skórę.   
– Jak tylko mnie uwolnisz, zobaczysz, co o tym  myślę – oświadczyła, patrząc na niego 

groźnie. – I wtedy pożałujesz, że kiedykolwiek wpadłeś na taki pomysł.   

–  Tym  bardziej  więc  tego  nie  zrobię.  –  Przysunął  twarz  do  niej  i  spojrzał  w  miodowe 

oczy. – Będę rozkoszował się tą chwilą. Mam cię pod kontrolą – zaśmiał się cicho. Przejechał 

palcami  po  jej  karku,  aż  dotarł  do  luźnego  warkocza,  opadającego  na  plecy.  –  Od  dawna  o 
tym myślałem – wymruczał, rozczesując jej włosy palcami.   

Przez kilka chwil bawił się miękkimi puklami, a potem przesunął dłonie na kark i zaczął 

go delikatnie masować.   

Przymknęła oczy, odchyliła głowę i dała się ponieść uczuciu czystej błogości. Dotyk Jetta 

rozpalał jej zmysły i budził dawno uśpione pragnienia. Zapomniała już, że można się czuć tak 
wspaniale. Znikły gdzieś wszystkie opory i wątpliwości.   

– Cudownie – wyszeptała.   
Czuła jego ciepły oddech na swojej skórze, uniosła powieki. Był blisko, zbyt blisko. Jego 

spojrzenie błądziło po jej twarzy, aż spoczęło na ustach.   

Krew niemal wrzała w żyłach Becky, ale tliły się w niej jeszcze resztki rozsądku.   
– Nawet o tym nie myśl, kowboju – powiedziała na tyle stanowczo, na ile potrafiła.   
– Czemu nie? Myślałem o tym od dawna. – Przysunął się jeszcze bliżej. – A teraz muszę 

wreszcie coś z tym zrobić.   

Pochylił się nad nią i delikatnie musnął ją wargami. Łagodnie, drażniąco – i wycofał się. 

background image

Ku swemu zaskoczeniu Becky odczuła rozczarowanie.   

Ale  zaraz  jego  usta  wróciły  po  więcej.  Tym  razem  pocałował  ją  naprawdę.  Czuła  jego 

zachłanne  usta  na  swoich  wargach  i  żałowała,  że  ma  związane  ręce.  Chciała  go  dotykać, 
przyciągać  bliżej,  przebiegać  palcami  przez  jego  ciemne,  gęste  włosy  i  szeroką  klatkę 
piersiową.   

Pocałunek  był  krótki,  ale  intensywny.  I  kiedy  Jett  odsunął  się  od  niej,  widziała,  że  ma 

zamglone oczy, a jego oddech był równie szybki, jak jej.   

Kiedy już odzyskała głos, była w stanie powiedzieć tylko: 
– Nigdy więcej tego nie rób! 
Uniósł lekko brwi, a wokół warg błąkał mu się kpiący uśmieszek.   
– Dlaczego? Nie podobało ci się? 
Nie mogła skłamać. Wiedziała przecież, że i tak by nie uwierzył.   
– Dobrze wiesz, że to nie tak. Po prostu nie jesteś w moim typie.   
– Co ty powiesz? – przekomarzał się. – Chyba się mylisz. Albo nie wiesz jeszcze, jaki jest 

twój typ.   

Nie  miała  ochoty  ciągnąć  tej  dyskusji.  Zwłaszcza  że  nie  była  pewna,  czy  Jett  nie  ma 

racji...   

– Puść mnie. – Szarpnęła się lekko, ale to sprawiło tylko, że pętla zacisnęła się jeszcze 

mocniej.   

– A ja myślę, że masz ochotę na następny pocałunek – powiedział Jett, spoglądając na nią 

przekornie.   

– Nie ma mowy. Rozwiąż mnie, a zobaczysz, na co mam ochotę! 
Roześmiał się ubawiony.   
–  Sama  widzisz,  że  nie  mogę.  Muszę  dbać  o  reputację.  Co  by  powiedzieli  koledzy  z 

rodeo, gdyby się dowiedzieli, że dałem się pobić drobnej kobiecie? 

– Tchórz! – drwiła z niego.   
Miała  nadzieję,  że  sprzeczka  rozmyje  nieco  ten  romantyczny  nastrój.  Nie  chciała,  żeby 

wpatrywał  się  w  nią  wzrokiem,  od  którego  rozwiewały  się  wszystkie  jej  skrupuły.  Ale  nie 
mogła  zaprzeczyć,  że  ten  pocałunek  poruszył  ją  i  obudził  jakąś  część  duszy,  która  była 
uśpiona od śmierci Chrisa. I Jett miał rację – pragnęła więcej.   

– Powiem ci, co zrobimy – odezwał się Jett, przesuwając w palcach jedwabisty kosmyk 

jej włosów. – Puszczę cię, pod jednym warunkiem.   

– Jakim? 
– Póki nie wyzdrowieję, będziesz jeździła moim pikapem.   
– Chyba już o tym rozmawialiśmy i powiedziałam ci, że nie mogę – odparła stanowczo.   
– Tak, ale wtedy nie byłaś związana – zaśmiał się.   
Podobał  jej  się  ten  dźwięk.  Lubiła  wtedy  na  niego  patrzeć,  ale  nie  chciała  dać  się 

owładnąć temu uczuciu. Już kiedyś uwierzyła, że można żyć na krawędzi niebezpieczeństwa i 
wiedziała,  czym  to  grozi.  Teraz  była  mądrzejsza  o  tamte  doświadczenia.  Wiedziała,  jak 
bolesne może być zderzenie z prawdziwym życiem.   

– Musisz się zgodzić – ciągnął Jett, wpatrując się w nią uważnie. – W przeciwnym razie 

background image

będę codziennie jeździł po ciebie do miasta, a to na pewno odbije się na moim zdrowiu. Jeśli 
więc nie chcesz mieć mnie na sumieniu, lepiej się zgódź! 

Ten facet był uparty jak osioł. I wiedziała, że nie żartuje. Naprawdę jest gotów jeździć po 

nią  codziennie,  a  na  to  nie  mogła  pozwolić.  Nigdy  by  sobie  nie  wybaczyła,  gdyby  z  jej 
powodu przeciążył kolano.   

Jego  palce  ciągle  błądziły  po  jej  szyi.  Wolała  nie  myśleć,  co  będzie,  jeśli  szybko  nie 

wydostanie się z tego uścisku.   

– Zgoda. Tym razem wygrałeś. Wezmę twój samochód, ale ja też mam pewien warunek.   
Westchnął ciężko i pokiwał głową.   
– Coś mi się zdaje, że to oznacza zwiększoną dawkę upiornych ćwiczeń...   
–  W  takim  razie  jesteś  bystrzejszy,  niż  sądziłam.  Dodatkowe  pół  godziny  ćwiczeń  – 

zakończyła bezlitośnie. I od razu poczuła się lepiej. – A teraz mnie wypuść.   

Spojrzał na nią figlarnie i nie przestawał błądzić palcami po jej włosach.   
– A może zamienimy to na dodatkowe pół godziny całowania? – zaproponował kusząco.   
Udawała, że nie usłyszała tej propozycji.   
– Puszczaj. Przyniosłam ci prezent. Lasso nawet nie drgnęło.   
–  Zobaczysz,  spodoba  ci  się...  –  mówiła  tonem,  którym  zwykle  namawiała  Dylana  do 

jedzenia. – Obiecuję.   

Uwolnił ją wreszcie z ciężkim westchnieniem. Roztarła nadgarstki i powoli wyciągnęła z 

plecaka spory, okrągły przedmiot.   

Rozpakował prezent z ciekawością i wpatrywał się w niego zaskoczony.   
– Słodkie – uśmiechnął się. – Kusza do strzelania z lotkami na gumce.   
–  Nie  będziesz  musiał  po  każdej  serii  podchodzić  do  tarczy  –  wyjaśniła  niepewnie.  – 

Dzięki temu oszczędzisz kolano.   

Gdy  tylko  zobaczyła  tę  zabawkę,  przyszedł  jej  na  myśl  Jett  i  nie  mogła  się  oprzeć 

pokusie, żeby jej nie kupić. Przez cały dzień zastanawiała się, jaka będzie jego reakcja.   

Rozumiała jego potrzebę aktywności bardziej niż większość ludzi. Sama kiedyś taka była.   

Obracał opakowanie w dłoniach, w końcu spojrzał na nią i powiedział poważnie: 
– Dziękuję.   
– Nie ma za co – odpowiedziała. – A teraz wracamy do ćwiczeń.   
Mruknął coś pod nosem, więc wskazała szyny i zapytała: 
–  A  chciałbyś  to  zdjąć  w  przyszłym  tygodniu?  Mam  jeszcze  jedną  niespodziankę  – 

przywiozłam trochę sprzętu treningowego. Urządzimy ci tu małą siłownię.   

– Będziemy ćwiczyć razem? – zaproponował od razu.   
–  W  zasadzie  tak.  Zabierasz  cały  mój  czas,  nie  mam  kiedy  ćwiczyć,  a  muszę  być  w 

formie. Dobrze, ale dość już tych rozmów. Teraz pompki.   

Jęknął  głucho,  ale  zszedł  z  urządzenia  treningowego  i  robił,  co  kazała.  Nie  przestawał 

jednak komentować wszystkiego.   

–  To  świetny  pomysł,  żebyśmy  razem  ćwiczyli.  Powinnaś  tylko  zmienić  strój.  Tamte 

szorty byłyby doskonałe.   

Roześmiała się, ale szybko zamilkła. Jett nie powinien myśleć, że ona dobrze się tu bawi. 

background image

Wystarczyło  zamieszanie,  jakie  wprowadził  ten  pocałunek.  Na  kilka  chwil  kompletnie 
zawiódł jej doskonalony od lat system ochronny.   

Od początku wiedziała, że tak będzie i dlatego właśnie nie chciała tej pracy. Była pewna, 

że Jett skruszy jej mur, nawet tego nie zauważając.   

Ostre  treningi  to  była  jej  forma  obrony.  Bezlitośnie  zmuszała  go  do  pracy,  ale  ciągle 

pamiętała  tamten  zbyt  krótki  pocałunek  i  oblewała  się  rumieńcem  na  samo  wspomnienie 
swojego  zachowania.  Na  szczęście  mogła  udawać,  że  to  z  wysiłku.  Sumiennie  wykonywała 
wszystkie ćwiczenia razem z Jettem, ale jej myśli krążyły wokół wszystkiego, co się dzisiaj 
wydarzyło.   

Dlaczego tak bardzo nalegał, żeby pożyczyła jego samochód? Zastanawiała się, skąd ten 

upór.  Nie  była  przyzwyczajona  do  tego,  aby  ktoś  się  o  nią  troszczył.  A  może  wcale  nie 
chodziło o nią? Może raczej o Dylana? Albo po prostu Jett Garett bał się, że jego pielęgniarka 
i osobista trenerka nie dojedzie kiedyś na lekcje i marzenia o rodeo odejdą w siną dal.   

– Jeszcze pięć – wysapała ciężko.   
– Damy radę. – Widziała krople potu, spływające mu po twarzy, i zaczynała w to wątpić, 

ale  nie  powiedziała  tego  głośno.  –  Nie  pamiętam  już,  czy  kiedykolwiek  się  tak  męczyłem. 
Marzę o dniu, w którym wszystko się skończy i wyjadę stąd.   

– Jeszcze dwie. Jedna. Już.   
Opadła na podłogę całkowicie wyczerpana.   

To  jej  pacjent,  ma  go  postawić  na  nogi.  W  tym  celu  ją  wynajęto.  Dlaczego  więc  tak  ją 

zasmuciła wzmianka o wyjeździe? 

Oboje leżeli wyciągnięci na plecach i oddychali ciężko.   
– Zabijasz mnie, kobieto – wysapał z trudem. – Nie miałem pojęcia, że tak bardzo brak 

mi formy. Ty nie zmęczyłaś się tak jak ja.   

–  Bo  miałeś  kilka  tygodni  przerwy,  to  wystarczy.  Obrócił  głowę  i  spojrzał  na  nią  z 

ciekawością.   

– Od jak dawna trenujesz fitness? 
–  Zaczęłam  niedługo  po  urodzeniu  Dylana,  żeby  poprawić  swoją  kondycję.  Potem 

zainteresowało mnie to, zapisałam się na kurs i zdałam egzaminy instruktorskie.   

– To było wtedy, kiedy zmarł twój mąż? – spytał łagodnie i westchnął.   
– Tak. – Pokiwała głową.   
Nie  zdziwiło  ją,  że  wie  o  śmierci  Chrisa.  Rattlesnake  to  małe  miasteczko.  Wszyscy  tu 

wszystko wiedzieli.   

Bardziej  zaskakujące  było,  że  potrafiła  rozmawiać  z  Jettem  o  Chrisie.  Do  tej  pory  ten 

temat był zbyt bolesny, aby poruszać go z kimkolwiek.   

– To był fajny facet – rzucił zamyślony Jett.   
– Pamiętasz go? 
– Każdy pamięta szalonego Chrisa Washburna. Facet umiał żyć pełnią życia.   
–  Naprawdę?  –  Nawet  się  nie  starała  ukryć  goryczy  w  głosie.  –  Zginąć  w  wieku 

dwudziestu pięciu łat to pełnia życia? 

Jett z trudem przekręcił się na bok i lekko dotknął jej ramienia. Rozsądek podpowiadał, że 

background image

powinna  się  odsunąć,  ale  nie  była  w  stanie  tego  zrobić.  Czuła  się  zupełnie  rozbrojona  jego 
dobrocią i łagodnością.   

–  Becky,  życie  to  ryzyko,  niezależnie  od  tego,  jak  do  niego  podchodzisz.  Możesz  się 

przed  nim  ukryć  i  mieć  nadzieję,  że  nic  ci  się  nie  stanie,  albo  ryzykować  i  korzystać  ze 
wszystkiego, co oferuje.  W obu przypadkach nie masz na nic wpływu. Życie będzie toczyło 
się dalej, na dobre i złe.   

Wiedziała,  że  w  dużej  mierze  ma  rację.  Ale  nie  do  końca.  Nie  była  już  odpowiedzialna 

tylko  za  siebie.  Miała  syna  i  musiała  być  ostrożna.  To  jedyna  droga,  aby  zapewnić  mu 
bezpieczeństwo.   

– Nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłam, że będę musiała sama wychowywać 

moje dziecko – odezwała się smutno.   

– A o czym marzyłaś? – spytał od razu. Jego głos był niski i kojący jak balsam.   
Wzruszyła lekko ramionami i odparła: 
– To śmieszne pytanie. Nie pamiętam już, o czym kiedyś marzyłam.   
– Każdy ma jakieś marzenie – nie ustępował. – Jakie są twoje? 
Zastanowiła się chwilę i odpowiedziała: 
– Chcę wychować syna na dobrego człowieka.   
– I pewnie ci się to uda. Ale ja pytam o twoje marzenia. Musisz czegoś pragnąć dla siebie. 

– Nie.   

– To smutne. Każdy powinien mieć gwiazdę, do której podąża.   
Miał rację. Życie bez marzeń nie miało celu. I ona była właśnie takim statkiem błądzącym 

bez steru od dłuższego już czasu.   

– Większość kobiet chciałaby mieć męża, dom, rodzinę. A ty? 
Śmieszne, że takie pytanie zadaje najbardziej zatwardziały kawaler w okolicy. Ale była 

mu wdzięczna za to zainteresowanie.   

–  Naturalnie,  że  tak  Dylan  coraz  bardziej  potrzebuje  obecności  mężczyzny,  a  ja 

chciałabym mieć dzieci. Dużo dzieci.   

Jej  nastrój  poprawił  się  na  samo  wyobrażenie  wielu  małych  Dylanów  do  kochania.  Ale 

wiedziała, że nie powiedziała wszystkiego – ona też chciałaby być kochana.   

Uniosła  się  na  łokciu  i  obróciła  ku  niemu.  Zapach  rozgrzanej  skóry  i  bliskość  jego 

imponującego ciała burzyły jej zmysły. Ciemne, mokre z wysiłku włosy opadały w nieładzie 
na  czoło,  ale  to  tylko  dodawało  mu  uroku.  Bez  wątpienia  Jett  Garett  był  niezwykle 
pociągającym mężczyzną.   

– A co z tobą? – odbiła piłeczkę. – Oczywiście, oprócz rodeo. Jakie ty masz marzenia? 

Nie możesz przecież przez całe życie jeździć na bykach.   

– Wszystko po kolei. – Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. – Najpierw finały. A potem... – 

zamyślił  się na chwilę.  – Potem znajdę jakiś nowy cel. Zawsze są jakieś góry do zdobycia. 
Ale na razie najważniejsza sprawa to finały.   

Wpatrywała  się  w  jego  przystojną  twarz  i  ogarniał  ją  zupełnie  irracjonalny  smutek. 

Wiedziała, że nic i nikt nie będzie dla niego nigdy tak ważne, jak kolejne wyzwanie, które go 
wezwie.   

background image

ROZDZIAŁ  SIÓDMY  Jett  stał  przed  stajnią  i  wygrzewał  się  we  wrześniowym  słońcu. 

Dawno  już  nie  jeździł  konno.  I  jeśli  lekarze  z  Amarillo  mieli  rację,  nie  powinien  jeździć 
jeszcze przez kilka tygodni. Ale w sumie zgodzili się na lekkie obciążenie, a to chyba znaczy, 
że może ostrożnie wsiąść i przejechać się kawałek...   

Wiedział,  że  ryzykuje,  ale  musiał  coś  zrobić.  Zaczynał  być  rozdrażniony.  Szczerze 

mówiąc, był rozdrażniony od chwili, kiedy pocałował Becky. Nie miał pojęcia, co się z nim 
dzieje. Całował dziewczyny, od kiedy skończył czternaście lat i nigdy dotąd nie wywoływało 
to w nim takiego silnego napięcia.   

Zaczęło  się  od  niewinnego  flirtu  i  sam  nie  wiedział,  kiedy  to  się  zmieniło.  Ale  musiał 

przyznać,  że  teraz  czuł  się  dobrze  tylko  w  towarzystwie  Becky  i  Dylana.  Zupełnie 
irracjonalne uczucie. Najlepszy dowód, jak bardzo był rozbity po tym wypadku.   

Noga też go drażniła. Nawet teraz, kiedy lekarze zdjęli mu już metalowe szyny i założyli 

lekki opatrunek, nie zachowywała się tak dobrze, jak by się spodziewał.   

Wiedział jednak, że nie te dolegliwości dręczą go najbardziej. Nie mógł się oszukiwać – 

jego największym problemem była Becky.   

Widywał ją codziennie i codziennie zadawała mu nową partię tortur. Pachniała tak słodko 

i wyglądała tak cudownie, że znowu miał ochotę chwycić ją na lasso.   

Wychodziła trochę ze swojego pancerza, ich rozmowy stały się głębsze, bardziej osobiste. 

Ale sam już nie wiedział, czy przełamanie tej bariery było najlepszym pomysłem. Im lepiej ją 
poznawał, tym bardziej chciał się do niej zbliżyć.   

Jeden pocałunek i  chwila rozmowy  całkiem  zburzyły jego spokój.  I wcale mu  się to nie 

podobało. Wiedział, jak rozwiązać ten problem, ale nie sądził, żeby Becky się na to zgodziła.   

Cóż, skoro nie może liczyć na jej pomoc w tym względzie, musi sobie poradzić inaczej.   

Powoli  dosiadł  starego  konia  i  ruszył  ostrożnie.  Nie  zaimponowałby  nikomu  stylem 

jazdy, ale lepsze to niż nic. Ta bezczynność go wykańczała. Tyle opuszczonych zawodów. I 
zbyt wiele dziwnych myśli.   

Codziennie się widywali, razem ćwiczyli i złapał się na tym, że zastanawia się, jak to by 

było budzić się i zasypiać obok niej każdego dnia.   

To stanowczo niepokojący objaw u Jetta Garetta.   

Nagły warkot przerwał te rozmyślania. Tuż obok zatrzymała się Kati i z trudem wysiadła 

z wysokiej terenówki. Otworzyła tylne drzwi i wypuściła Dylana i Evana.   

Chłopcy  wyskoczyli  z  samochodu  i  podbiegli  do  ogrodzenia.  Wdrapali  się  na  najniższą 

belkę i patrzyli na jego nieudolne próby jazdy. Kati też podeszła bliżej i oparła się z ulgą.   

– Wcześnie dzisiaj jesteście – zauważył Jett zdziwiony.   
– Tak Mam wizytę u lekarza, więc przywiozłam ich trochę wcześniej. Becky oczywiście 

wie o wszystkim.   

– Ufa ci – zauważył Jett, podjeżdżając do ogrodzenia.   
– Tobie też zaufa, musisz tylko dać jej czas. – Kati wyciągnęła rękę i pogłaskała konia. – 

Boi się, że Dylanowi może stać się coś złego. Ale trudno jej się dziwić, była w ciąży, kiedy 
zginął jej mąż, wiesz przecież.   

– Tak, wspominała o tym.   

background image

Rozumiał, że obawy Becky są uzasadnione i tym bardziej chciałby pomóc je pokonać.   

Ale skąd Kati wiedziała, że zależy mu na tym, aby zdobyć zaufanie Becky? 

Odwrócił wzrok, jakby bał się, że bratowa zbyt wiele w nim wyczyta i próbował zamienić 

temat: 

– Zastanawiające, że taka ostrożna kobieta wyszła za szalonego Chrisa.   
– Niezupełnie. Kiedyś była tak samo szalona jak on. Wypadek wszystko  zmienił. Chris 

był chyba po kilku piwach i jechał jak wariat. A Becky była przy tym.   

– Każdy, kto spędził trochę czasu z Chrisem, miał powód, żeby się bać. Ten facet nawet 

mnie przerażał. Podejmował najbardziej szalone ryzyko i nie myślał o konsekwencjach.   

– A ty tak nie robisz? – spytała Kati, patrząc na niego uważnie.   
– Ja nie. Zawsze dokładnie analizuję wszystkie za i przeciw. Nie rzucam się na oślep w 

niebezpieczeństwo. Chris najpierw działał, a potem myślał. – Przerwał nagle, jakby nie chciał 
powiedzieć za dużo.  Spojrzał  na bratową z troską i  zobaczył, że jest wyraźnie zmęczona. – 
Dobrze się czujesz? 

– Tak, zupełnie nieźle. Trochę męczą mnie te upały, ale już za kilka tygodni będzie po 

wszystkim. I wtedy zostaniesz wujkiem, a Colt ojcem. Mam tylko nadzieję, że nie zdarzy się 

to w czasie dorocznego targu bydła.   

– Jakiego targu? – zdziwił się. – Colt nic mi nie mówił. – Uświadomił sobie nagle, jak 

niewiele wie o funkcjonowaniu rancza. – Nie powinien wyjeżdżać w tym czasie.   

–  Och,  nie  martw  się.  Zostało  jeszcze  trochę  czasu,  zobaczymy,  co  się  wydarzy.  A  co 

lekarze mówią o tobie? 

–  Podobno  rehabilitacja  przebiega  błyskawicznie.  To  pewnie  dzięki  mojemu 

morderczemu  treningowi.  Powiedzieli,  że  za  tydzień  lub  dwa  będę  już  w  formie.  –  I  wtedy 
poważnie porozmawia z Coltem.   

Tak  naprawdę  lekarze  ostrzegali,  że  najbliższe  dwa  tygodnie  będą  decydujące,  ale  tego 

wolał jej nie mówić.   

Na  szczęście  dzieci  przerwały  tę  rozmowę.  Evan  zażądał  jedzenia,  a  Dylan  odezwał  się 

nieśmiało: 

– Chciałbym usiąść na koniu razem z Jettem.   
–  Chyba  powinniśmy  najpierw  zapytać  twoją  mamę  –  powiedziała  Kati  łagodnie,  ale 

stanowczo. – Chcesz coś zjeść? 

Mały  pokręcił  głową,  więc  wzięła  Evana  za  rękę  i  zniknęła  w  głębi  domu.  Jett  czekał 

tylko, aż drzwi się za nią zamkną. Uśmiechnął się.   

– Chyba już czas na pierwszą lekcję konnej jazdy – odezwał się do chłopca i widział, jak 

rozbłysły mu oczy.   

Przez kilka następnych minut Jett udzielał mu podstawowych wskazówek i tłumaczył, jak 

bezpiecznie obchodzić się ze zwierzęciem.   

– I pamiętaj – nigdy nie podchodź do konia od tyłu i nie zbliżaj się do niego bez opieki 

kogoś  dorosłego.  –  Dylan  skwapliwie  kiwał  głową  i  chłonął  wszystkie  uwagi.  –  Jesteś 
gotowy, żeby usiąść w siodle? 

Mały przytaknął z zapałem, więc Jett posadził go ostrożnie, czując, jak mocno bije małe 

background image

serduszko.  Ucieszyło  go  to.  Widział,  jaka  to  frajda  dla  chłopca  i  miał  ochotę  uwiecznić  tę 
pierwszą lekcję na zdjęciu. Chciałby, żeby Becky to zobaczyła. Hm, może jednak lepiej nie...   

Stary koń stał spokojnie. Jett znał go dobrze i wiedział, że nie zrobi nic nieoczekiwanego. 

Pokazywał małemu, jak prawidłowo siedzieć w siodle, jak kierować wodzami i klepać konia 

po dobrze wykonanej komendzie.   

– Jestem duży! – zaśmiał się Dylan radośnie, z dumą spoglądając z wysokości końskiego 

grzbietu.   

I nagle jego śmiech zamarł.   

Jett nie musiał się odwracać, po minie chłopca wiedział, co się stało. Po chwili trzasnęły 

drzwi samochodu i wyskoczyła z niego Becky. Miała wzrok wściekłej tygrysicy, ale jej głos 
drżał z przerażenia.   

– Natychmiast go zdejmij! 
Dylan zaczął płakać, a Jett zastanawiał się, jak to się stało, że spokojny, beztroski śmiech 

dziecka w jednej chwili zamienił się w histerię. Powoli wysadził małego z siodła i odwrócił 
się spokojnie, gotów na konfrontację z rozjuszoną kocicą.   

Podbiegła do nich i jedną ręką złapała Dylana, a drugą szarpała Jetta za ramię.   
– Co ty wyprawiasz! Mógł się zabić! Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny! – Jej głos 

drżał,  słychać  było,  że  jest  przestraszona,  a  Jett,  chociaż  jej  współczuł,  nie  potrafił 
powstrzymać złości.   

– Nie dopuściłbym, żeby stało mu się coś złego. Uspokój się i przestań nim trząść, zaraz 

wpadnie w histerię jak ty! 

– Nie jestem histeryczką! A z tobą jeszcze porozmawiam – obiecała groźnie i odwróciła 

się do Dylana. – Już dobrze, mamusia jest tutaj – szeptała, kucając i przytulając chłopca do 
siebie.   

Jett  czuł,  jak  narasta  w  nim  irytacja.  Miał  ochotę  coś  kopnąć.  Czy  ona  nie  widziała,  że 

dzieciak miał się całkiem dobrze, zanim tu nie przyleciała i nie zaczęła krzyczeć? 

–  Dobry  pomysł  –  odezwał  się  przez  zęby.  –  Dylan,  biegnij  do  Evana,  pewnie  Cookie 

przyniósł mu jakieś ciastka. My z mamą troszkę tu porozmawiamy.   

Mały  spojrzał  na  matkę  niepewnym  wzrokiem,  ale  nie  zaprotestowała,  więc  ssąc  kciuk, 

powoli przeszedł do domu.   

Gdy tylko zniknął za drzwiami, Becky znów przemieniła się w walczącą tygrysicę.   
–  Nie  obchodzi  mnie,  co  robisz  ze  swoim  życiem.  Jednak  nie  pozwolę,  żebyś  narażał 

niewinne dziecko! 

– Wiem, wolisz zrobić z niego kompletną fajtłapę! Jak będziesz go tak traktowała, nie ma 

szans wyrosnąć na normalnego chłopaka! 

– Ale chociaż będzie żył! 
– I co to za życie? Ciągły krzyk i przerażenie. Boi się ruszyć, bo może się przewrócić i 

potłuc. I to przez ciebie! To nie w porządku wobec niego.   

–  Nie  mów  mi,  jak  mam  wychowywać  moje  dziecko!  Czuł,  że  jego  cierpliwość  się 

wyczerpuje.   

–  Ktoś  musi  ci  to  powiedzieć.  Ty  nie  żyjesz  naprawdę.  Tylko  wegetujesz.  Boisz  się 

background image

wszystkiego, boisz się coś odczuć i przeżyć naprawdę! 

– Co ty wiesz o uczuciach!? Nie patrzyłeś na to, jak umiera ktoś, kogo kochasz. I to tylko 

dlatego, że lubił żyć na krawędzi ryzyka.   

– Ale chociaż poczuł, co to znaczy żyć. Ty tylko uciekasz z domu do pracy, zdziwiona, że 

niebo jeszcze nie runęło ci na głowę. Trzęsiesz się nad Dylanem, chociaż on wcale tego nie 
potrzebuje.  Wiesz,  że  nigdy  nie  ssie  kciuka,  kiedy  ciebie  nie  ma?  –  Spojrzała  na  niego 

zdziwiona, więc wyjaśnił: – To przez ciebie i twój ciągły strach czuje się niepewnie.   

– Jak śmiesz mnie osądzać? Boję się o niego, bo go kocham. Jest sensem mojego życia. 

Czasami  drżę  z  przerażenia,  kiedy  myślę,  że  mógł  odziedziczyć  zamiłowania  Chrisa  do 
ryzyka – tłumaczyła poruszona. Nieoczekiwanie po policzkach popłynęły jej łzy i czuł, że coś 
ścisnęło  mu  serce.  –  Jego  bezpieczeństwo  to  dla  mnie  najważniejsza  sprawa  na  świecie.  I 
nagle zjawiasz się ty, tak samo nieodpowiedzialny jak Chris i budzisz w moim dziecku ochotę 
do szalonych zabaw.   

Współczuł  jej  z  całego  serca,  ale  miał  już  dość.  Po  raz  kolejny  usłyszał,  że  jest 

nieodpowiedzialny, a przecież nigdy nikogo nie naraził.   

– Przykro mi z powodu śmierci twojego męża – zaczął gwałtownie. – Ale wiesz co? Nie 

jestem  nim.  Nie  jestem  –  powtórzył  z  mocą.  –  To,  że  też  lubię  ryzykowne  zabawy,  nic  nie 

znaczy.  Chris  czasami  rzeczywiście  zachowywał  się  jak  szaleniec,  nie  myślał  o 

konsekwencjach,  ani  dla  siebie,  ani  dla  innych.  Ja  tak  nie  robię.  Nigdy  nie  naraziłbym 

Dylana! 

– Chcesz powiedzieć, że Chris nie dbał o mnie? – spytała lekko urażonym głosem.   
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.   
– Mężczyzna musiałby być głupcem, żeby o ciebie nie dbać – mruknął po chwili.   
– Co masz na myśli? – zdziwiła się.   
Za żadne skarby świata nie zamierzał jej zdradzić, co miał na myśli.   
–  Posłuchaj,  Becky  –  odezwał  się,  wzdychając  ciężko.  –  To  była  tylko  niewinna  lekcja 

dosiadu w siodle. Nawet nie jazdy. Dylan po prostu posiedział chwilę na koniu. I obiecuję, że 
nigdy więcej nie zrobimy tego bez twojej zgody. Dobrze? – Spokojny ton jego głosu sprawił, 
że nagle cały jej gniew odpłynął.   

– Mój ojciec też mówi, że robię z niego niedorajdę – powiedziała nagle zmartwiona.   
–  W  porządku,  to  twoja  sprawa,  jak  go  wychowujesz.  Jest  świetnym  dzieciakiem.  Ale 

pamiętaj czasami o tym, że chłopcy po prostu muszą biegać, skakać i współzawodniczyć ze 
sobą. To, że będzie zachowywał się jak normalny chłopak, nie oznacza od razu, że skończy 
jak Chris.   

Milczała przez chwilę zamyślona.   
– Uważasz, że jestem nadopiekuńcza? – spytała niepewnie.   
Uśmiechnął się lekko.   
–  Trochę  luzu  by  nie  zaszkodziło.  Pozwól  mu  czasami  usiąść  na  tym  koniu.  To  stary 

kucyk Evana, najłagodniejszy koń, jakiego znam.   

– Będziesz na niego uważał? – Usłyszała swoje słowa i nie mogła uwierzyć, że w ogóle 

bierze taką sytuację pod uwagę.   

background image

– Nie spuszczę go z oka. Zaufaj mi, Becky. Nawet nie wiesz, jak go ucieszysz, marzył o 

tym od dawna.   

Wiedziała,  że ma rację.  Mały od tygodni  nie mówił  o niczym  innym.  Był zapatrzony w 

Jetta jak w obrazek Wzięła głęboki oddech i powoli kiwnęła głową. Czuła się, jakby właśnie 
wypuszczała Dyłana spod bezpiecznych objęć i narażała na wszystkie niebezpieczeństwa tego 
świata. Ale nagle uwierzyła, że tak właśnie powinno być.   

Przerażona  chciała  odjechać,  ale  coś  kazało  jej  zostać  i  pełnym  obaw  wzrokiem  patrzeć 

na to, jak jej syn po raz pierwszy w życiu dosiada konia.   

Długo później, już po ekscytującej jeździe Dylana, po wyczerpującym treningu i pysznej 

wspólnej  kolacji,  która  stała  się  zwyczajem,  wszyscy  siedzieli  na  patio,  popijali  mrożoną 
herbatę  i  obserwowali  zachód  słońca.  Chłopcy  bawili  się  nieopodal  w  piaskownicy,  a  oni 
gawędzili leniwie o błahostkach.   

Dziesiątki myśli przebiegały jej przez głowę. Nie potrafiła wyzbyć się niepokoju, ale była 

zadowolona,  że  ustąpiła.  Po  raz  pierwszy  wypuściła  Dylana  spod  swoich  skrzydeł  i  nieco 
zdziwiona zauważyła, że nie stało się nic złego.   

Jett  był  niezwykle  cierpliwy.  Widziała,  że  kontroluje  każdy  ruch  konia  i  dziecka  i  to  ją 

nieco uspokajało.   

Z kuchni dobiegał ich brzęk talerzy i Becky podniosła się z fotela.   
– Może powinnam pomóc Cookiemu? 
Jett złapał ją za rękę i posadził z powrotem.   
– Zostań. Nikt, oprócz Kati, nie ma wstępu do jego królestwa.   
Usiadła więc znowu i wygrzewała się w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.   

Po kilku minutach Colt podniósł się z westchnieniem.   
– Miło tu, ale muszę was opuścić. Mam jeszcze trochę pracy.   
Kati wyciągnęła do niego rękę i wstała z trudem.   
–  Ja  też  już  pójdę  –  powiedziała,  ziewając.  –  Nie  rozumiem,  dlaczego  jestem  taka 

zmęczona.   

Wszyscy się uśmiechnęli. Zaawansowana ciąża i praca w przedszkolu wyczerpałyby trzy 

kobiety.   

Oboje pożegnali się i odeszli.   

Na  niebie  pojawiły  się  pierwsze  gwiazdy,  gdzieś  na  horyzoncie  widoczne  były  odległe 

światła miasta.   

– Dziś wieczór nawet powietrze ładnie pachnie – powiedział Jett i przeciągnął się leniwie.   
Becky sączyła chłodny napój i z całych sił starała się zignorować bliskość Jetta. Miała w 

tym niezłą praktykę. Codziennie podczas ćwiczeń musiała się skupiać i nie zwracać uwagi na 
magnetyzm, którym promieniowało jego ciało.   

– Czuć już jesień w powietrzu – odezwała się cicho. – Lubię tę porę roku.   
– Ja też. Na ogół.   
Rozumiała, skąd się biorą jego rozterki.   
– To sezon rodeo, prawda? 
–  Tak  –  potwierdził  z  westchnieniem.  –  Finały  już  za  kilka  miesięcy.  Jeśli  szybko  nie 

background image

wrócę do klasyfikacji, moje szanse zmaleją do zera.   

–  Nie  możesz  spróbować  za  rok?  –  Myślała,  że  właśnie  zaproponowała  mu  świetne 

rozwiązanie, ale widok jego skrzywionej miny rozwiał te złudzenia.   

– Nie mogę. – Pokręcił głową stanowczo. – Nigdy jeszcze nie byłem tak blisko. I wiem, 

że  nigdy  już  nie  będę.  To  ten  rok.  Jeśli  nie  wygram  teraz,  nie  zrobię  tego  nigdy.  Muszę 
pojechać jeszcze w tym sezonie. Znam swój organizm i jego możliwości. Jeszcze teraz mam 
szansę, za rok może nie być tak dobrze. Wiek jest nieubłagany dla sportowców.   

– A co zrobisz, jeśli się nie uda? Jeśli nie zdążysz dojść do formy przed finałem? 
Rzucił jej ostre spojrzenie i odpowiedział: 
– Nawet  o tym  nie myśl. Musi się udać. Wszystko idzie dobrze i  za parę tygodni  będę 

gotów.   

Gotów  do  czego?  –  zastanowiła  się.  Gotów  znowu  ryzykować?  Podczas  następnego 

wypadku może nie mieć tyle szczęścia, co ostatnio, a wtedy...   

Nie chciała nawet przyznać, jak bardzo boi się o niego.   
–  Co  cię  tak  pociąga  w  tych  zawodach?  –  spytała  ciekawie.  –  Nie  musisz  przecież 

zarabiać w ten sposób na życie.   

Zastanawiał się przez chwilę.   
– Nie wiem – przyznał w końcu. – Może chcę pokazać, że potrafię zrobić coś, czego nie 

umie zwykły człowiek? Może chcę coś udowodnić... ? – Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem 
w oczach i łagodnie zmienił temat. Nigdy nie lubił zastanawiać się zbyt głęboko nad swoim 
życiem. – Jak sprawuje się samochód? 

– Doskonale. To cud na czterech kółkach – powiedziała z uznaniem. – Za każdym razem, 

kiedy  do  niego  wsiadam,  nie  mogę  się  nadziwić,  że  wszystko  sprawnie  działa.  Nie 
wiedziałam, że istnieją takie samochody – zaśmiała się.   

Nie  chciała  dodawać,  że  za  każdym  razem,  kiedy  do  niego  wsiadała,  jej  myśli 

nieubłaganie  biegły  w  kierunku  Jetta.  Samochód  był  przesiąknięty  zapachem  jego  wody 
kolońskiej,  w  odtwarzaczu  były  płyty  z  muzyką,  której  słuchał,  a  w  schowku  znalazła  jego 
ulubioną gumę miętową. Wszystko to sprawiało, że myślała o nim częściej, niżby chciała.   

–  Naprawdę  miło  z  twojej  strony,  że  mi  go  pożyczyłeś  –  dodała  z  uśmiechem.  –  Nie 

wiem, jak ci dziękować.   

– Już to zrobiłaś, swoją pracą. Bez ciebie rehabilitacja nie przebiegałaby tak szybko. Sam 

nie ćwiczyłbym tak długo ani tak efektywnie. – Zerknął na chłopców, ciągle bawiących się w 
piaskownicy i powiedział: – Dziękuję, że pozwoliłaś Dylanowi na jazdę konno. Wiem, ile to 
dla ciebie znaczyło. Cieszę się, że mi zaufałaś.   

Podążyła  za  jego  wzrokiem  i  ze  zdumieniem  uświadomiła  sobie,  że  rzeczywiście  mu 

zaufała. Dziś po południu patrzyła, jak Jett instruuje jej syna i wiedziała, że nie pozwoli, aby 
stało mu się coś złego.   

–  Bardzo  się  bałam,  ale nie  mogłam  się  nie  zgodzić  –  odparła  cicho.  – Wiedziałam, że 

Dylan  o  tym  marzy.  Nawet  wczoraj  w  centrum  handlowym  uparł  się,  żeby  pojeździć  na 

plastikowym koniu.   

Jett uśmiechnął się lekko.   

background image

– Jest fajnym chłopcem. Chris byłby z niego dumny.   
– Wiesz dobrze, że Chris też nazwałby go ciapą.   
– I nie miałby racji. Ja nie miałem. Jest może trochę nieśmiały, ale ma charakter.   
Westchnęła i odezwała się cicho: 
– Czasami widzę w nim tyle Chrisa, że aż się boję. Drżę na samą myśl, że jego też mogę 

stracić.   

–  Przeszłaś  ciężkie  chwile.  Byłaś  przy  tym  wypadku,  to  musiało  być  dla  ciebie  bardzo 

trudne...   

– Było  straszne – potwierdziła ze ściśniętym  gardłem. – Chciałabym, żeby to  się nigdy 

nie stało. Gdybyśmy tam nie pojechali...   

– Pamiętam, kiedy to się stało. Byłem wtedy w Kolorado, ale wieści szybko się rozniosły. 

Nikt nie mógł uwierzyć, że szalony Chris nie żyje.   

– Gdybym była ostrożniejsza... Zamarł.   
– Ty?! Powoli skinęła głową.   
– Tak, ja. To ja jestem odpowiedzialna za śmierć Chrisa. Nie zaprzeczył pospiesznie, jak 

zrobiłaby to większość ludzi. Przysunął się do niej i delikatnie uniósł palcem jej podbródek.   

– Co się stało? 
Czuła jego bliskość tuż obok. Łagodny głos, pełne współczucia zrozumienie, dotyk jego 

ręki  obezwładniły ją zupełnie. Nigdy nie rozmawiali  o śmierci Chrisa.  I  nagle, zanim sama 
zrozumiała, co się dzieje, postanowiła powierzyć mu swój najgłębszy sekret.   

–  Byłam  taka  nieostrożna  i  głupia...  –  zaczęła  szeptać  w  wieczornym  powietrzu.  – 

Zabiłam go. – Zamilkła na chwilę, a on nie przerywał tej ciszy. – Byłam w szóstym tygodniu 
ciąży, lekarz właśnie to potwierdził. Oboje bardzo się ucieszyliśmy i pojechaliśmy świętować 
nad  nasze  ulubione  jezioro.  Zawsze  lubiliśmy  sporty  wodne,  narty,  motorówki.  Ja  nic  nie 
piłam, ale Chris był po kilku piwach. – Przerwała znowu i zacisnęła powieki. – Znaliśmy to 
jezioro od dawna, jeździliśmy tam prawie co tydzień. Nigdy nie myślałam, że może nas tam 
spotkać  nieszczęście.  Żadne  z  nas  nie  traktowało  wody  jako  zagrożenia.  Byliśmy  młodzi, 
wysportowani, sprawni... Tak myślałam... – Patrzyła Jettowi prosto w oczy, zobaczyła w nich 
współczucie i ze ściśniętym gardłem mówiła dalej: – Ścigaliśmy się na skuterach wodnych. 
Rozpędzaliśmy  się,  ruszaliśmy  naprzeciw  sobie  i  straszyliśmy  się.  Zawsze  w  końcu  to  ja 
ustępowałam. Nie wiem, dlaczego tym razem było inaczej – wyszeptała. Słyszał, jak rwał się 
jej oddech, ale nie mógł jej teraz przerwać. Chciał, żeby opowiedziała wszystko do końca. – 

Nie wiem, co było nie tak. Może zbyt długo czekałam? W każdym razie wpadliśmy na siebie. 
Mnie nic się nie stało. Ale Chris tego nie przeżył.   

Czuła,  jak  ręka  Jetta  łagodnie  głaszcze  jej  ramię.  Nic  nie  mówił  i  była  mu  za  to 

wdzięczna, ale wiedziała, że ją rozumie.   

– Jeden ze skuterów uderzył go w głowę – dodała jeszcze. – Nie wiadomo, który.   
– Ale ty winisz siebie...   
–  Tak.  Zawsze  zjeżdżałam  z  drogi,  taki  był  nasz  zwyczaj.  Nie  mógł  wiedzieć,  że  tym 

razem będzie inaczej. Zabiłam go, Jett. Byłam nieostrożna i dlatego teraz Dylan nie ma ojca...   

Pokręcił głową z niedowierzaniem i powiedział: 

background image

– Nie oskarżaj się. Chris w ogóle nie powinien był cię tam zabierać. Gdyby moja kobieta 

była w ciąży... – przerwał nagle i potarł twarz z zakłopotaniem.   

– Muszę iść – odezwała się z wahaniem, ale nie ruszyła się z miejsca.   
Zastanawiała się,  jakie wrażenie zrobiła na nim ta opowieść.  Co myśli o kobiecie,  która 

narażała  nie  tylko  swoje  życie,  ale  i  życie  nienarodzonego  dziecka.  I  która  w  końcu  zabija 
męża podczas zabawy.   

Spojrzała  na  niego  niepewnie.  Słabe  światło  dochodzące  z  kuchni  oświetlało  jego 

sylwetkę. Pomyślała, że nie potrzebuje światła, żeby wiedzieć, gdzie on jest. Jett emanował 
własnym blaskiem.   

Patrzyła  na  tego  mężczyznę  –  tak  podobnego  do  jej  zmarłego  męża,  a  jednocześnie  tak 

różnego. Chris śmiałby się z jej lęków, Jett zdawał się je rozumieć i współczuł jej.   

– Są ludzie, którzy uwielbiają ryzyko – odezwał się w końcu po długim milczeniu. – Jak 

Chris.  Ja.  I  ty.  Chris  dokonał  wyboru,  a  ty  zachowałaś  się  po  prostu  jak  fascynująca  młoda 

kobieta, którą jesteś.   

Potrząsnęła głową przecząco.   
– Ale już nie chcę taka być. To zbyt ryzykowne.   
– Od natury nie uciekniesz, Becky. Jesteś ekscytującą, pełną fantazji kobietą, czy ci się to 

podoba,  czy  nie.  –  Wyciągnął  ręce  i  przytulił  ją  do  siebie  łagodnie.  Słyszała  jego  szept  tuż 

przy  swoim  uchu.  –  Przykro  mi  z  powodu  wszystkiego,  co  musiałaś  przejść.  –  Głaskał  jej 
włosy miękkim ruchem i kołysał ją łagodnie.   

Nigdy  nikomu  nie  powiedziała  aż  tyle.  I  nikt  nigdy  nie  podszedł  do  niej  z  taką  troską  i 

zrozumieniem.  Nie chciała teraz myśleć.  Była mu  wdzięczna za tę troskliwość. Otoczyła  go 
ramionami w pasie i oparła głowę na jego piersi. Czuła się tak pewnie i bezpiecznie, jak nigdy 
dotąd.   

– Nie obwiniaj się, Becky. Znałem Chrisa, ludzie takiego pokroju jak on czy ja dokonują 

samodzielnych  wyborów.  Nikt  nie  jest  w  stanie  nic  im  narzucić  ani  od  niczego  odwieść. 
Gdybym  choćby jutro zdecydował  się na start  w rodeo, nic nie mogłoby  mnie zatrzymać.  I 
Chris też taki był. Nie możesz ciągle rozpamiętywać przeszłości. Ze względu na Dylana, żeby 
zrozumiał,  kim  jest.  Ale  też  ze  względu  na  siebie.  Ty  też  musisz  odkryć  swoją  prawdziwą 
naturę.   

Wtulona w szeroką pierś słyszała miarowe i spokojne bicie jego serca. Wiedziała, że Jett 

ma rację. Ale takie życie wymagałoby od niej wielkiej odwagi. Kto wie, czy nie większej niż 
ta potrzebna do wyścigów skuterem...   

Jett  lekko  odchylił  się,  aby  spojrzeć  jej  w  twarz.  I  wtedy  uświadomiła  sobie,  że  sprawy 

zaszły  za  daleko.  Stali  zbyt  blisko  siebie,  ich  rozmowa  była  zbyt  osobista,  a  on  był  zbyt 
pociągający...   

– Naprawdę muszę iść.   
–  Jeszcze  nie.  –  Duże,  ciepłe  dłonie  łagodnie  objęły  jej  twarz.  A  każda  komórka  w  jej 

ciele  drżała,  odpowiadając  na  te  pieszczoty.  –  Czy  wiesz,  co  ze  mną  wyprawiasz,  Becky? 
Pragnę cię – wymruczał i poparł to pocałunkiem.   

Ich  pierwszy  pocałunek  był  jak  obietnica.  Ten  był  spełnieniem.  Poczuła  jego  usta  i 

background image

wszystkie bariery pękły.   

To była namiętność. Czysta i tak silna, że nie była w stanie jej kontrolować. Nawet gdyby 

chciała, nie mogłaby zatrzymać swoich ust, żarliwie odpowiadających na pocałunki Jetta.   

Miał cudowne, ciepłe i pełne obietnic wargi. Odkąd pocałował ją pierwszy raz, marzyła, 

żeby zrobił to znowu. Chciała zatracić się w nim, zapomnieć o całym bólu i strachu, podążyć 
za obietnicą rozkoszy.   

Czuła  się  jak  pływak  bezsilnie  walczący  z  nurtem  rzeki.  Jett  skruszył  wszystkie  mury, 

którymi się otoczyła. Chciała czuć tę namiętność każdą komórką ciała.   

Pocałunek  się  skończył,  i  gorący  dreszcz  przebiegł  jej  ciało.  Nagle,  nie  zdając  sobie 

sprawy z tego, co robi, Becky wyciągnęła rękę i dotknęła jego wilgotnych ust. Przytrzymał jej 
rękę i pocałował opuszki palców.   

Przez całe lata broniła się przed dziką, namiętną częścią swojej natury. Czy to możliwe, 

żeby jeden płomienny pocałunek zniszczył jej rozsądek? 

– Mówiłam ci, żebyś nigdy więcej tego nie robił – powiedziała cicho.   
– Naprawdę? Chyba zapomniałem – odparł, muskając ustami jej palce.   
–  Nie  zapominaj  więcej.  –  Z  olbrzymim  wysiłkiem  zabrała  rękę  i  wysunęła  się  z  jego 

objęć.   

– Nie idź – poprosił cicho i zrobił ruch, jakby chciał ją objąć.   
Cofnęła się szybko. Wiedziała, że jeśli znowu poczuje jego ciało, nie będzie w stanie mu 

się oprzeć.   

–  Chodź,  Becky  –  kusił.  –  Oboje  jesteśmy  młodzi  i  wolni,  możemy  się  bawić,  jeśli 

chcemy.   

Czyżby tego właśnie pragnął? Bawić się nią jak nową zabawką? 

Te słowa były jak kubeł zimnej wody. Nie chciała być zabawką dla Jetta. Chciała...   

Nie.   

Czuła,  jak  kolejna  dawka  adrenaliny  wzburzyła  jej  krew.  Drgnęła  zaskoczona  swoim 

odkryciem. Nie mogła zakochać się w tym facecie. Nie w nim! 

Ale  wszystkie  znaki  wokół  niej  mówiły  co  innego.  Czuła,  że  jeśli  szybko  tego  nie 

zakończy, będzie miała złamane serce.   

Otworzyła usta i powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy: 
– Jett, musisz wiedzieć, że ja... nie jestem wolna. Spotykam się z kimś.   
Jego  oczy  zwęziły  się  w  małe  szparki.  Przez  chwilę  przestraszyła  się,  że  wyczuł  jej 

kłamstwo.   

– Chyba nie masz na myśli tego Bentona? 
– Benchleya – poprawiła odruchowo. – Mam. Nie spodobałoby mu się, że całuję kogoś 

innego, teraz, kiedy widujemy się tak często.   

Rzeczywiście,  widziała  go  ostatnio  kilka  razy,  w  sumie  uzbierałoby  się  z  piętnaście 

minut.  Ale  nagle  wydało  jej  się  to  doskonałym  pomysłem.  Powinna  umówić  się  z 

Shermanem. Potrzebowała zwyczajnego, statecznego mężczyzny, a nie kolejnego szaleńca.   

– Kiedy? – Jett zesztywniał. – Całe dnie pracujesz, wieczorami jesteś tutaj... Zostaje noc... 

– Rzucił pytające spojrzenie, jakby chciał, żeby zaprzeczyła jego podejrzeniom.   

background image

Nie  wiedziała,  jak  na  to  zareagować.  Chciało  jej  się  z  tego  śmiać,  ale  wiedziała,  że  nie 

może tego zrobić. Ostatecznie jej życie osobiste to nie jest sprawa Jetta. Powinna utwierdzić 
go w tych podejrzeniach, to pomoże utrzymać go na dystans.   

– Postawmy sprawę jasno – my... to znaczy ja i ty... Nasza relacja jest tylko zawodowa – 

powiedziała w końcu. –  Jutro nie przyjeżdżam – dodała, żeby nadać większej  mocy swoim 
słowom. – Mam randkę.   

Cóż, nawet jeśli Sherman będzie zajęty, może mieć randkę z ojcem albo z Shannon – jej 

najlepszą przyjaciółką.   

A  od  tego  momentu  ich  relacje  pozostaną  tylko  zawodowe.  Żadnego  grania  w  lotki. 

Żadnych  wyzwań  ani  oszałamiających  pocałunków.  I  żadnych  lęków,  że  właśnie  zakochała 
się w dzikim, szalonym kowboju.   

Absolutnie żadnych! 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 
– Nie możesz tego zrobić! – Jego głos był bliski paniki. Przerażony ściskał słuchawkę i 

próbował zaklinać los. Jeden gorący pocałunek, i świat wokół niego zaczął się walić. Gdyby 
wiedział, że tak to na nią wpłynie, nigdy by jej nie pocałował.   

E, chyba jednak tak.   
–  Nie  jestem  ci  już  potrzebna  –  słyszał  jej  seksowny  głos  tuż  przy  uchu  i  cały  drżał.  – 

Doskonale znasz program ćwiczeń, Jett. Nie ma więc sensu, żebym przyjeżdżała codziennie 
na całe pięć godzin. Wystarczy godzina raz na jakiś czas.   

– Nie dam sobie rady bez ciebie! Zostanę kaleką! 
– Po prostu ćwicz jak dotąd, a będzie dobrze.   
Jak  mogła  mówić  tak  spokojnie?  Gdyby  tu  była,  przyciągnąłby  ją  do  siebie  i  zmusił 

pocałunkami  do  tego,  żeby  przyznała,  że  pragnie  go  równie  mocno,  jak  on  jej.  I  wtedy  na 
pewno zmieniłaby zdanie.   

– Uda ci się – zapewniała. – Za bardzo ci zależy na tych finałach i idiotycznej jeździe na 

byku.   

Do licha, miała rację. Ale po prostu chciał, żeby była tutaj. Jeszcze trochę i może udałoby 

się namówić ją na prawdziwą zabawę. Poza tym to miejsce bez niej wydawało się puste.   

– Dlaczego to robisz? – zaatakował. – Dlatego, że cię pocałowałem? Bo zmusiłem, żebyś 

przyznała  się,  że  jesteś namiętną,  pełną  pasji  kobietą?  –  Ciszę  po  drugiej  stronie  słuchawki 
odebrał jako potwierdzenie. – To był tylko jeden pocałunek.   

– Mam swoje życie – odparła zdawkowo.   
– Och, tylko nie Bentley – jęknął. – Zapomniałem o nim.   
– Może to rzeczywiście wstrząśnienie mózgu. Zapominasz ostatnio o wielu rzeczach.   
Nie  odpowiedział,  nadąsany.  Nie  czuł  się  tak,  od  kiedy  miał  dziesięć  lat  i  rodzice  nie 

chcieli  mu  kupić Harleya. Co się z nim działo? Od kiedy to  jedna kobieta przyprawia  go o 
takie kłopoty? Naprawdę, wciąż jeszcze wiele dziewczyn czeka na telefon od Jetta Garetta! 

Ale  nie  miał  ochoty  spotykać  się  z  żadną  z  nich.  Chciał  rudowłosej  tygrysicy,  która  go 

dręczyła, torturowała ćwiczeniami i rozśmieszała.   

Wczoraj  nieoczekiwanie  stało  się  coś  dziwnego  –  kiedy  Becky  opowiadała  mu,  jak  się 

czuła po śmierci Chrisa, nagle poczuł, że był gotów zmienić dla niej cały świat, aby nigdy już 
nie było jej tak źle.   

–  Jett?  –  miodowy  głos  w  słuchawce  wyrwał  go  z  zamyślenia.  –  Jutro  oddam  ci 

samochód, dobrze? 

Poczuł nerwowy skurcz żołądka. Ruda kocica przyprawi go o wrzody.   
– Zatrzymaj go! – I rzucił słuchawkę, zanim Becky zdążyła zaprotestować.   
Odwrócił się gwałtownie i ku swemu niezadowoleniu przy stole zobaczył Cookiego.   
– Nakrywani do kolacji – odparł kucharz, widząc jego zachmurzone spojrzenie.   
– Nie szykuj miejsca dla Becky i Dylana – rzucił gniewnie. – Nie przyjadą.   
– Słyszałem.   

background image

Jett  zatrzymał  się  w  drzwiach  zaskoczony.  –  I  co?  –  prowokował.  –  Żadnych  uwag, 

mądrości, dobrych rad? 

–  Dla  ciebie  nie.  Dobrą  radę  mam  tylko  jedną,  dla  Becky,  żeby  uciekała  stąd  szybko  – 

odpowiedział Cookie spokojnie.   

– Nie musisz się wysilać. Już uciekła.   
Uciekała, od kiedy ją spotkał, ale teraz zrobiła to na dobre.   
–  I  dobrze.  Taka  kobieta  nie  potrzebuje  playboya,  który  będzie  ją  całował  po  ciemku. 

Potrzebuje prawdziwego mężczyzny, a ty nie masz o tym pojęcia.   

Jett spojrzał na niego ostro. Cookie widział ten pocałunek czy tylko blefował? 
–  Najwyraźniej  znalazła  sobie  już  mężczyznę,  Cookie.  I  dobrze.  Ja  nie  mam  czasu  na 

zabawy. Za dwa tygodnie jest rodeo w Santa Fe. Zamierzam tam wystartować.   

Odwrócił się i szybkim krokiem wyszedł z jadalni.   

Becky  starała  się  skoncentrować  na  ekranie  telewizora,  ale  było  to  coraz  trudniejsze. 

Starannie ubrany Sherman siedział obok i miarowo pogryzał chipsy. Dylan uciekł do swojego 
pokoju i ona najchętniej zrobiłaby to samo.   

Randki  z  Shermanem  nigdy  nie  były  specjalnie  ekscytujące,  ale  nie  o  to  przecież 

chodziło. Były miłe i spokojne, a tego szukała.   

Ale  dzisiaj  było  gorzej  niż  zwykle.  Ciągle  miała  na  ustach  gorące  wspomnienia 

namiętnych pocałunków Jetta i to odbierało jej spokój. Gdyby jej nie pocałował...   

Jednak zrobił  to i  czuła się jak ćma lecąca prosto w płomień.  Nie mogła teraz myśleć o 

niczym innym.   

Najgorsze jednak było to, że od czasu ich nocnej rozmowy czuła do niego coś więcej niż 

tylko pociąg seksualny. Nigdy nie rozmawiała z nikim tak otwarcie o Chrisie, jego śmierci i 
swoim  poczuciu  winy.  I  nigdy  nikt  nie  okazał  jej  takiego  zrozumienia.  I  ta  świadomość 
działała na nią równie magnetycznie, jak jego doskonałe ciało.   

Wzięła  kolejnego  chipsa  i  chrupnęła  głośno.  Sherman  rzucił  jej  ostre  spojrzenie. 

Zamyśliła  się  i  nie  słuchała,  co  mówił,  ale  najwyraźniej  przerwała  mu  nieustanne 
komentowanie filmu. Zaczynało ją to już drażnić. Zawsze uprzedzał, co się stanie.   

– Teraz uważaj. Z pokoju zaraz wyskoczy facet z rewolwerem.   
Z trudem kryjąc irytację, powiedziała: 
– Wiesz, Sherman, mam doskonały wzrok. Sama to zobaczę.   
Zatrzymał kasetę i odwrócił się do niej.   
– Naprawdę, Becky, jesteś jakaś zdenerwowana. Ciągle ostatnio jesteś zdenerwowana.   
– Jestem po prostu zmęczona.   
–  Jesteś  przepracowana.  Powinienem  wiedzieć...  –  Jego  miękka  dłoń  dotknęła  jej 

ramienia,  a  ona  mimo  woli  przypomniała  sobie  silny,  szorstki,  ale  delikatny  dotyk  Jetta.  – 
Jeździsz na to ranczo co wieczór i godzinami trenujesz z tym... kowbojem. – Ostatnie słowo 
wymówił  z  wyraźnym  niesmakiem.  –  Wiem,  że  potrzebujesz  pieniędzy,  ale  naprawdę 
uważam, że powinnaś przestać.   

– Już przestałam – przyznała. – Ograniczyliśmy terapię do godziny co drugi dzień.   
Sherman pokiwał głową zadowolony, a ona patrzyła na niego i zastanawiała się, czy ten 

background image

facet zrobił choć raz w życiu coś spontanicznie.   

–  To  dobrze  –  pochwalił  ją.  –  Ten  człowiek  miał  maniery  jaskiniowca.  Zaczęłaś  tam 

spędzać coraz więcej czasu... Myślałem już, że coś między wami jest...   

Prychnęła lekko.   
–  Między  mną  i  Jettem?  –  Próbowała  się  zaśmiać,  ale  nie  najlepiej  to  wyszło.  –  Ten 

człowiek wpędzi mnie w nerwicę.   

–  No,  to  przynajmniej  była  prawda.  I  dlatego  teraz  siedziała  obok  faceta,  któremu 

największej dawki emocji dostarczało podpisanie nowej polisy.   

– Nie podobało mi się, jak na ciebie patrzył – dodał Sherman urażonym tonem. – Jak wiłk 

pilnujący swojej watahy. Takiemu człowiekowi nie można zaufać.   

Poczuła dreszcz rozkoszy na myśl, że Jett tak właśnie na nią patrzył.   

Nie  odezwała  się,  chociaż  Sherman  wyraźnie  czekał  na  jakieś  słowo.  Co  mogła 

powiedzieć? Wiedziała przecież, że to Sherman jest mężczyzną dla niej. Był odpowiedzialny, 
spokojny,  przewidywalny.  Życie  z  nim  nie  będzie  pasmem  niespodzianek.  I  Dylan  będzie 
miał doskonały wzór solidnego, zrównoważonego mężczyzny.   

Jakby  przyciągnięty  jej  myślami,  w  drzwiach  pojawił  się  jej  syn.  Ujeżdżał  drewnianego 

konia i krzyczał: 

– Jestem kowbojem jak Jett! 
Poczuła na sobie świdrujące spojrzenie Shermana, ale nie odezwała się. Dylan tymczasem 

podjechał do stołu i sięgnął po wielką garść chipsów. Wsadził je wszystkie do buzi i mówił 
dalej: 

– Jett powiedział, że jak będę duży, da mi prawdziwego konia.   
– Dylan, nie mów z pełną buzią. – To wszystko, co była w stanie powiedzieć. – Jedz po 

jednym.   

– Tak, po jednym – obiecał z figlarnym uśmiechem i włożył w usta kolejnego chipsa.   
– Ty mały oszuście! – zaśmiała się.   
Sherman jednak nie wyglądał na rozbawionego.   
–  Doprawdy,  Becky  –  odezwał  się  sucho.  –  Nie  powinnaś  mu  pozwalać  na  takie 

zachowanie.  Dyscyplina  wpajana  w  młodym  wieku  jest  podstawą  późniejszego  kształcenia 

charakteru.   

Nie raz już słyszała teorie Shermana na temat wychowania i na ogół się z nimi zgadzała. 

Ale dziś, z jakiegoś powodu, postanowiła bronić Dylana.   

– Nie robi przecież nic takiego. Trochę biega i dokazuje, ale to normalne. Taki już urok 

małych  chłopców.  A  ja  chcę,  żeby  mój  syn  był  normalnym,  zdrowym  dzieckiem,  a  nie 
zahukaną myszką.   

Sherman  spojrzał  na  nią  zaskoczony,  wstał  z  kanapy  i  otrzepał  z  garnituru  niewidzialne 

pyłki.   

– Nie jesteś dziś sobą, Becky. Lepiej już pójdę. W milczeniu odprowadziła go do drzwi.   
W progu odwrócił się jeszcze i powiedział: 
– Powinnaś odpocząć, jesteś wyczerpana. Wpadnę jutro o wpół do szóstej i zabiorę cię na 

kolację.   

background image

To przypomniało jej pizzę z Jettem, ale wątpiła, czy tym razem będzie równie zabawnie.   
– Może lepiej trochę później? Mam jutro kilka wizyt.   
– U tego kowboja? 
– Tak, ale tylko godzinę. Jett dochodzi już do siebie. Wkrótce wraca na rodeo i będę go 

miała z głowy – uspokajała go.   

– Oby jak najszybciej! 
Pochylił  się  i  pocałował  ją  na  dobranoc.  Jego  usta  były  suche  i  łagodne.  Nie  mogła  nic 

zarzucić  temu  pocałunkowi,  ale  nie  poruszył  jej.  Nie  było  żadnego  drżenia,  napięcia, 
pragnienia kolejnego dotyku.   

– Do widzenia – powiedziała i patrzyła, jak wsiada do samochodu.   
Długo jeszcze stała w progu, patrzyła na nocne niebo i myślała o innym pocałunku. I nie 

po  raz  pierwszy  zastanawiała  się,  czy  Jett  nie  zrujnował  jej  szans  na  szczęśliwy  związek  z 

Shermanem...   

Jett  odłożył  księgę  rachunkową  i  przeciągnął  się.  Od  kilku  dni  próbował  pomagać 

Coltowi. Papierkowa robota, treningi i snucie się po ranczu pomagały mu nie oszaleć. Odkąd 
Becky  go  opuściła,  nie  mógł  znaleźć  sobie  miejsca.  Owszem,  zjawiała  się  na  umówione 
ćwiczenia, ale była chłodna, profesjonalna i nie przypominała już dawnej Becky.   

Usłyszał,  że  właśnie  weszła,  i  wstał  zza  biurka.  Miał  ochotę  kazać  jej  czekać,  ale  nie 

wytrzymał. Już po kilku sekundach pędził do sali ćwiczeń.   

–  Cześć,  wyglądasz  na  zmęczoną  –  odezwał  się  zaczepnie.  –  Wyczerpała  cię  kolejna 

gorąca randka? 

Tak naprawdę wyglądała doskonale. Ale złościła go myśl, że Sherman mógł dotykać jej 

włosów, a on nie.   

Odłożyła torbę i  spojrzała na niego chłodno. Nienawidził tego dystansu,  jaki wytworzył 

się między nimi.   

–  To  nie  twoja  sprawa,  Jett.  Ale  jeśli  koniecznie  chcesz  wiedzieć,  rzeczywiście 

wychodziłam z Shermanem.   

Przez  ostatni  tydzień,  od  kiedy  oświadczyła,  że  będzie  dla  niego  tylko  pielęgniarką, 

ćwiczyła  z  nim  intensywnie  i  zaraz  potem  uciekała.  A  on  zostawał  sam,  wyczerpany  i 
wściekły.   

– I dokąd to zabrał cię Pan Rozrywkowy? – spytał bardziej kpiąco, niż zamierzał.   
Było  w  tym  typku  coś,  co  go  denerwowało.  Wątpił,  żeby  zabrał  ją  w  miejsce  bardziej 

interesujące niż lodziarnia w supermarkecie.   

Nie  odpowiedziała  od  razu.  Badała  jego  kolano,  naciskając  je  lekko  palcami.  To  był 

zawodowy, bezosobowy dotyk. Nie chciał tak, chciał prawdziwej Becky! 

– Trochę graliśmy – powiedziała w końcu.   
– Tak? Brzmi ekscytująco – drażnił się z nią. – A jaki to rodzaj gry? 
Zaczerwieniła się i przez chwilę bał się odpowiedzi.   
– Bingo – wyjaśniła po chwili.   
–  Bingo?  –  Gdzie  w  tym  mieście  gra  się  w  bingo?  Wreszcie  się  domyślił  i  prawie 

zachichotał.  Stary,  poczciwy  Sherman  przeszedł  jego  najśmielsze  oczekiwania.  –  Środowe 

background image

bingo w domu seniora? – spytał z niedowierzaniem.   

– Jego matka chciała gdzieś wyjść wieczorem. Było bardzo miło.   
–  Nie  wątpię.  –  Teraz  już  chichotał  otwarcie.  –  I  na  pewno  dało  ci  niezły  zastrzyk 

adrenaliny! 

–  Co  jest  złego  w  spokojnym  wieczorze  w  dobrym  towarzystwie?  –  spytała 

rozzłoszczona.   

Musiał  przyznać,  że  nie  było  w  tym  nic  złego,  choć  on  sam  nie  wpadłby  na  to,  aby 

spędzać  z  nią  wieczory  w  ten  sposób.  Prowokował  ją,  bo  w  głębi  duszy  chciał,  żeby 
przyznała,  że  Sherman  Bentley  nie  ma  za  grosz  wyobraźni,  a  on  –  Jett  Garett  –  jest 
najbardziej fascynującym facetem w całym Teksasie. Kiedy to wreszcie zrozumie i rzuci tego 
nudziarza? 

Ciekawe, co ją w ogóle trzymało przy Shermanie. Mogła przecież spotykać się z każdym 

wolnym facetem w tym mieście.   

Wyobraził sobie te tłumy przed jej drzwiami i znowu poczuł dziwne ukłucie.   

Niedobrze, bardzo niedobrze. Zafrapowany podrapał się w brodę. Nigdy jeszcze nie czuł 

się  dobrze  z  kobietą  dłużej  niż  przez  kilka  dni.  Tymczasem  Becky  znał  od  kilku  tygodni  i 
ciągle mu było mało.   

Musiało być z nim naprawdę kiepsko. Może to  skutki tego wypadku. Jett Garett nie był 

typem monogamisty. Nigdy.   

– Bingo może być całkiem zajmujące – broniła się Becky.   
– A czy ja mówię, że nie? 
– Ale tak myślisz. – Uśmiechnęła się lekko i poczuł, jakby coś walnęło go w żołądek.   
– Więc jesteście już parą z tym Bentleyem? 
– Benchleyem – poprawiła go odruchowo.   
–  Nie  zmieniaj  tematu!  –  Sam  był  zaskoczony  swoim  gwałtownym  tonem,  ale  miał 

przecież prawo wiedzieć.   

Nic  osobistego,  po  prostu  braterskie  pytanie  do  osobistej  pielęgniarki.  Ten  cały  Bentley 

nie  był  dla  niej  wystarczająco  dobry.  Ani  dla  Dylana.  Mały  nie  powinien  mieć  takiego 
sztywniaka za ojca. Jak on nauczy chłopca grać w piłkę albo łowić ryby? Śmieszne.   

– Więc? – naciskał.   
– Cóż... Chyba tak.   
Nieznane  dotąd  uczucie  rozrywało  mu  pierś.  Nie  zazdrość,  nie  znał  jej.  Coś  innego, 

bardzo nieprzyjemnego i tak silnego, że musiał zmienić temat, inaczej gotów byłby pojechać 

do miasta, wywlec Shermana z jego biura i sprać go tak, żeby została z niego mokra plama.   

– Byłem u doktora Jamesona – powiedział szybko. – Colt akurat jechał do Amarillo, więc 

wykorzystałem sytuację. Złożyłem doktorowi niezapowiedzianą wizytę.   

– I co powiedział? – spytała z zainteresowaniem.   
– Jego zdaniem za tydzień już będę na chodzie. Podobno kolano jest prawie zaleczone. 

Jeśli nic się nie pogorszy, mogę wystartować w Santa Fe w przyszłą niedzielę.   

Podeszła do biurka i sięgnęła po kopertę z wynikami ostatnich badań.   
– To wspaniale – powiedziała z szerokim uśmiechem, wracając do niego. – Rzeczywiście, 

background image

całkiem dobrze to wygląda. Gratuluję, wiem, jakie to dla ciebie ważne.   

Badał  wzrokiem  jej  twarz,  szukając  choćby  śladu  żalu,  że  niedługo  się  rozstaną,  ale  nie 

znalazł  zupełnie  nic.  Wyglądała  pogodnie  jak  zwykle.  Pewnie  marzyła  o  chwili,  w  której 
zniknie wreszcie z jej życia.   

– Jeszcze kilka dni i będę wolnym człowiekiem – odezwał się bez emocji. – A potem już 

tylko finały...   

– Pewnie nie możesz się doczekać? 
Wzruszył lekko ramionami. To nie było do końca tak.   

Cieszył  się  oczywiście,  że  wreszcie  znowu  stanie  na  nogach  i  wróci  do  dawnego  życia, 

ale  nie  odczuwał  tak  wielkiej  radości,  jak  oczekiwał.  Miał  nieodparte  wrażenie,  że  właśnie 
traci  coś  ważnego.  Jeśli  teraz  wyjedzie,  Becky  wpadnie  w  sidła  nudziarza  Shermana.  Nie 
wierzył, że będzie z nim szczęśliwa. Na pewno uschnie z nudów i umrze.   

– Codziennie przed ćwiczeniami bierz masaż wodny. – Jej głos wyrwał go z zamyślenia.   
Odwrócił się ku niej i zobaczył, że spokojnie pakuje swoją torbę.   

Ból,  podobny  do  tego  w  kolanie,  tylko  znacznie  silniejszy,  przeszył  końcówki  jego 

nerwów. Na końcu języka miał prośbę, żeby została, nie odważył się jednak.   

Wreszcie, kiedy minęła próg, zawołał: 
–  Hej,  Becky,  uważaj.  Bingo  to  niebezpieczna  gra!  –  Pogroził  jej  palcem.  –  Bądźcie 

grzeczni.   

Obróciła  się  miękko,  a  ten  ruch  podkreślił  łagodną  linię  jej  bioder,  smukłość  talii  i 

subtelny zarys szyi.   

Z jakiegoś powodu, którego wolał się nie domyślać, ciągle się uśmiechała.   
– Bingo było wczoraj – powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.   
Chwilę jeszcze patrzył za nią, a potem sięgnął po lotki i zaczął rzucać, wyobrażając sobie, 

że środek tarczy to twarz pewnego agenta ubezpieczeniowego.   

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Becky zbiegała szybko ze schodów, nie oglądając się za siebie. Treningi z Jettem były dla 

niej coraz trudniejsze. Nie umiała dojść do ładu z własnymi uczuciami.   

Dość tego, musi przerwać ten absurd, zanim zrobi coś naprawdę głupiego.   

Przeszła na parking przed domem i powzięła decyzję – nie będzie już używać samochodu 

Jetta. Przyjeżdżała tu teraz tak rzadko, że nic tego nie uzasadniało.   

Szczerze mówiąc, w ogóle nie powinna go brać. Pożyczanie samochodu wykraczało poza 

zwykłe zawodowe stosunki.   

Potrząsnęła  głową.  Kogo  ona  chce  oszukać?  Jett  od  początku  nie  był  dla  niej  zwykłym 

pacjentem. Długo starała się nie dostrzegać oczywistej prawdy, ale czas  chyba się przyznać, 
chociażby przed sobą.   

To Jett był mężczyzną, jakiego potrzebowała. Mogła dowolnie długo powtarzać sobie, że 

jest szalony i nieodpowiedzialny, ale coraz trudniej było jej odjeżdżać od niego.   

A przecież przyrzekała,  że nigdy  więcej  nie zwiąże się z takim  mężczyzną.  Tymczasem 

właśnie zakochała się w facecie, który pewnie nie podjął w życiu jednej rozsądnej decyzji.   

Szybko uruchomiła starego forda stojącego tu od kilku tygodni. Silnik zakasłał znajomo, 

po czym ruszył z widocznym wysiłkiem.   

Powinna  czuć  ulgę,  że  zostawia  za  sobą  ranczo  i  tego  mężczyznę,  ale  czuła  tylko  ból 

rozstania i tęsknotę za niespełnionym.   

Ujechała  kilka  kilometrów,  kiedy  na  polnej  drodze  zobaczyła  jadącą  z  naprzeciwka 

czerwoną terenówkę Kati.   

Zatrąbiła lekko i obie zjechały na pobocze. Na jej widok Dylan wyskoczył i podbiegł do 

niej pędem.   

– Nigdy tak nie wyskakuj! – zawołała, czując znajomy przypływ strachu.   
Chłopiec stanął jak wryty i włożył palec do buzi. Cała jego radość wyparowała w jednej 

chwili. Wzięła go mocno za rękę i podeszła do Kati.   

– Dziękuję, że go przywiozłaś.   
– Przepraszam, nie zdążyłam go złapać. Ten mały Garett – wskazała na brzuch – zrobił ze 

mnie żółwia. Chyba szykuje się już do wyjścia ze swojej skorupy – zaśmiała się. – Prawie cię 
nie poznałam w tym samochodzie. Jett może już jeździć swoim pikapem? – spytała ciekawie.   

–  Prawie.  A  odkąd  nie  przyjeżdżam  tu  codziennie,  nie  ma  powodu,  żebym  z  niego 

korzystała. Na krótkie trasy mój samochód wystarczy – wyjaśniła.   

– A co Jett na to? – Kati rzuciła jej uważne spojrzenie.   
– Właściwie to mu nie powiedziałam – przyznała.   
– Becky... – zaczęła Kati z wahaniem. – Nie chciałabym się wtrącać, ale powinnaś chyba 

wiedzieć, że Jett jeszcze nigdy nikomu nie pożyczył swojego samochodu. Wydawało mi się, 
że doskonale się rozumiecie. Nawet Colt to zauważył, Miałam nadzieję, że to coś więcej niż 
zwykłe treningi i ćwiczenia...   

Becky starała się ukryć rumieniec.   

background image

–  Wspólne  domowe  treningi  są  bardziej  efektywne  niż  krótkie  wizyty  w  przychodni  – 

wyjaśniła chłodno. – Ale to nie znaczy, że są mniej profesjonalne.   

–  I  to  profesjonalne  podejście  rozciąga  się  na  wspólne  kolacje,  oglądanie  filmów  i 

popijanie drinków w ogrodzie? –  spytała Kati z dobrotliwym,  kpiącym  uśmiechem. –  I na... 
pocałunki? 

–  Widziałaś  nas?  –  szepnęła  zawstydzona.  Przyjaciółka  spojrzała  na  nią  z  uśmiechem  i 

lekko dotknęła jej ramienia.   

– Jesteście dla siebie stworzeni, Becky – powiedziała miękkim głosem. – Zakochać się to 

przecież nic złego.   

–  Miłość?  –  próbowała  zaśmiać  się  pobłażliwie.  –  Skąd  przyszedł  ci  do  głowy  taki 

niedorzeczny pomysł? 

– Ze sposobu w jaki patrzysz na Jetta – wyjaśniła Kati po prostu.   
Becky  czuła,  jak  oblewa  ją  na  przemian  fala  zimna  i  gorąca.  To  było  aż  tak  widoczne? 

Zastanawiała się, czy Jett też to zauważył...   

– Ale ja nie chcę się w nim zakochać – wyszeptała z bólem i westchnęła.   
–  Czemu  nie?  Ty  też  mu  się  spodobałaś,  a  Jett  to  fajny  facet  –  przekonywała  łagodnie 

Kati. – Zresztą mam już dość bycia jedyną kobietą na ranczo. Tak bym chciała, żebyś została 
moją szwagierką! 

Becky uniosła ostrzegawczo dłoń.   
–  Chwileczkę,  Kati!  Może  rzeczywiście  Jett  trochę  mnie  lubi,  ale  to  jeszcze  nic  nie 

znaczy. Obie wiemy, że nigdy nie unikał kobiet, a ostatnio spędzałam z nim dużo czasu.   

–  To  nieprawda.  –  Kati  stanowczo  potrząsnęła  głową.  –  Wierz  mi,  że  gdyby  szukał 

towarzystwa  innych  kobiet,  zaraz  pojawiłoby  się  ich  tu  całe  mnóstwo.  Ale  odkąd  ma  te 
treningi z tobą, nawet nie odbierał telefonów od swoich dawnych przyjaciółek.   

W milczeniu  wpatrywała się przed siebie.  Czyżby  Kati mówiła prawdę? Ale jeśli  nawet 

tak było, to co z tego? Z trudem przełknęła ślinę i wyznała: 

– Boję się go, Kati. Jett jest dla mnie zbyt szalony. Jeśli nadal będzie tak żył, pewnego 

dnia on też się zabije, a ja nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.   

Czuła na sobie współczujące spojrzenie przyjaciółki i z trudem powstrzymywała łzy.   
– Jett to nie Chris – powiedziała po prostu Kati i rozmasowała obolałe plecy. – Nie wiem, 

czy kiedykolwiek ci o tym wspominał, ale nie mieli łatwego dzieciństwa.   

– Mówił kiedyś tylko, że ich matka nie była typem tworzącym ciepłe, rodzinne gniazdo.   
– To łagodnie powiedziane – zaśmiała się Kati. – Była niedojrzałą, zapatrzoną w siebie 

egoistką  i  obaj,  Colt  i  Jett,  bardzo  cierpieli  z  tego  powodu.  Może  nawet  chciała  dla  nich 
dobrze, ale jakoś rzadko jej to wychodziło. Nigdy nie wiedzieli, u którego z rodziców spędzą 
następny miesiąc. Colt wspominał, że ich rodzice kłócili się nawet po rozwodzie, kiedy każde 
z nich miało już nowych partnerów.   

Nie  rozumiała,  dlaczego  Kati  jej  to  opowiada.  Współczuła  im,  ale  nie  wiedziała,  jak 

miałoby to wpłynąć na jej własne uczucia.   

– To rzeczywiście dość żałosny sposób wychowania dzieci – przyznała.   
Ona  sama,  na  szczęście,  nigdy  nie  miała  takich  problemów.  Chociaż  jej  matka  zmarła, 

background image

kiedy była nastolatką, ojciec zajął się nimi tak troskliwie, jak potrafił. A zanim jej brat wstąpił 
do wojska, byli niezwykle zżyci.   

–  Nie  wiedziałam  tego  i  prawie  straciłam  Colta  –  ciągnęła  Kati  lekko  zamyślona.  – 

Myślałam, że mnie nie kocha, nie rozumiałam, że ciągle boi się powtórzyć błędy rodziców.   

– Być może u Colta rzeczywiście tak było – odezwała się Becky. – Ale Jett jest inny, na 

niczym mu nie zależy.   

Kati uśmiechnęła się wyrozumiałe.   
– Nie daj się nabrać. To tylko gra. Chce, żeby ludzie tak myśleli.   
Czyżby Kati miała rację? A jeśli tak, co kryje się za tą pozą? 
– Mamo, jestem głodny! – Dylan pociągnął ją za rękę i przerwał te rozważania.   
– Już jedziemy, leć i zapinaj się w foteliku! – Wysłała syna do samochodu i odwróciła się 

jeszcze do Kati. – Dziękuję, że go podwiozłaś.   

–  Nie  ma  sprawy.  I  pamiętaj,  jeśli  kogoś  kochasz,  nie  bój  się,  tylko  walcz  o  niego. 

Garettowie są tego warci.   

Uśmiechnęła się zmieszana i przeszła do samochodu. Słowa Kati wciąż dźwięczały jej w 

głowie. Otworzyła drzwiczki, ale ku jej zdumieniu Dylana nie było w środku. Rozejrzała się 
zdenerwowana i zobaczyła, że mały biega i podskakuje na łące, krzycząc: 

– Jestem króliczkiem! 
Poczuła  ulgę  i  przez  chwilę  patrzyła  na  swoje  radosne,  beztroskie  dziecko.  Kto  miał 

rację? Sherman, wymagający więcej dyscypliny, czy Jett, który uważał, że za bardzo chroni 
syna? 

Wreszcie  sama  zaśmiała  się  radośnie,  rozpędziła  się,  złapała  swojego  króliczka  i  turlała 

się z nim po trawie.   

Niestety,  ta  zabawa  nie  mogła  trwać  zbyt  długo.  Sherman  nie  lubił  czekać,  a  byli  dziś 

umówieni na kolację.   

Wsadziła Dylana do samochodu i ostro ruszyła z miejsca.   

Jakieś  dwadzieścia  kilometrów  przed  miastem  zepsuł  się  wentylator.  Nic  nowego.  Nie 

przejmowałaby się tym, gdyby nie to, że temperatura silnika też zaczęła niepokojąco rosnąć.   

– Jeszcze trochę – czule zaklinała stary wóz, ale na nic się to nie zdało.   
Po kilkunastu kilometrach spod maski uniósł się dym, a silnik zamilkł na dobre. Udało jej 

się jeszcze zjechać na pobocze i to był ostatni wyczyn jej samochodu.   

Załamana, oparła łokcie na kierownicy i poczuła, jak po twarzy lecą jej łzy.   

Płakała, bo zepsuł się jej stary ford. Płakała, bo nie wiedziała, jak sobie radzić z Dylanem. 

I płakała, bo wcale nie chciała się dłużej spotykać z Shermanem.   

Chociaż  Jett  był  szalony  i  nieprzewidywalny,  chociaż  ją  przerażał,  to  jednak  nie  mogła 

zaprzeczyć, że go kocha.   

– Nie płacz, mamusiu – usłyszała z tyłu cichy głosik Dylana. – Kocham cię.   
Te słowa sprawiły, że uśmiechnęła się przez łzy i podniosła głowę.   

Wysiadła z samochodu, wypięła Dylana z fotelika i przytuliła go mocno do siebie.   
– Ja też cię kocham – powiedziała. – Ale teraz musisz być dzielny. Dalej idziemy pieszo.   
– Będę dzielny – zapewnił ją żarliwie. – Jestem dzielny jak Jett! 

background image

Westchnęła tylko, zabrała rzeczy z samochodu, pozamykała go starannie i ruszyli.   

Szli  powoli  trawiastym  skrajem  drogi  i  śpiewali  piosenki,  których  Dylan  nauczył  się  w 

przedszkolu. Rzadko mijające ich pojazdy nie zatrzymywały się, ale wcale tego nie żałowała. 
I tak pewnie nie miałaby odwagi wsiąść do obcego samochodu.   

– Daleko jeszcze? – zaczął dopytywać się Dylan po jakichś trzydziestu minutach marszu.   
Spojrzała  na  niego,  szedł  coraz  wolniej,  oddychał  ciężko,  twarz  miał  pokrytą  potem  i 

kurzem.   

– Wezmę cię na barana – powiedziała tak wesoło, jak potrafiła. – Wskakuj.   
–  A  ty  nie  jesteś  zmęczona,  mamusiu?  –  spytał.  Wzruszyła  się  troską  swojego  małego 

mężczyzny.   

– Wdrapuj się – popędziła go. – Sherman czeka na nas z kolacją.   
– Nie lubię go – odezwał się Dylan, obejmując ją za szyję. – On też mnie nie lubi. Jett 

lubi mnie najbardziej.   

Jett,  Jett.  Czy  wszyscy  umówili  się,  żeby  gadać  tylko  o  nim?  I  bez  tego  nie  potrafiła 

myśleć o nikim innym.   

– Jett wkrótce wyjedzie, kochanie – powiedziała smutno.   
– Nie chcę, żeby wyjeżdżał – zaprotestował Dylan gwałtownie. – Chcę, żeby został i był 

moim tatusiem! 

Becky  zamarła.  Dylan  nigdy  dotąd  nie  wspominał  o  ojcu.  Wiedziała,  że  kiedyś  taki 

moment  nadejdzie,  ale nie sądziła, że tak szybko.  I że sam  wybierze sobie kandydata do tej 

roli.   

Przyspieszyła kroku i nie odezwała się. Nie chciała rozwijać bolesnego tematu.   

Kolejne  pół  godziny  później  nie  myślała  już  o  Shermanie  ani  o  Jetcie.  Wyczerpana, 

oblepiona kurzem, musiała przystanąć, bo nie była w stanie zrobić kolejnego kroku.   

Nagle usłyszała znajomy szum silnika i po chwili tuż przed nią hamował niebieski pikap.   

Okno się uchyliło i zobaczyła w nim roześmianą twarz Jetta.   
– Hej, autostopowicze, chcecie się zabrać? 
Dylan wyskoczył ku niemu jak z procy, a ona stała bez słowa, oddychając ciężko.   

Jett wysiadł i wyciągnął do niej rękę.   
– Cieszysz się, że mnie widzisz? 
Uśmiechnęła się z trudem, ale nie była w stanie odpowiedzieć. Podała mu dłoń i poczuła 

się pewnie i bezpiecznie, co było dość zdumiewające, zważywszy na osobę ratownika.   

– Skąd wiedziałeś? – spytała, kiedy siedzieli już w kabinie pikapa.   
– Kati powiedziała, że zabrałaś swój samochód, i miałem złe przeczucia – odpowiedział. 

– I jak widać, słusznie.   

– Dobrze, że się zjawiłeś – przyznała. – Dylan już padał. – Nie chciała dodawać, że ona 

też nie miała już sił. – Jestem tak spragniona, że nic więcej mnie nie interesuje.   

– Zaraz coś na to poradzimy – obiecał.   
Zamilkła wyczerpana. Słuchała, jak Jett gawędzi  z Dylanem  i  zastanawiała się nad tym, 

co powiedziała jej Kati.   

Kątem  oka  zerkała  na  opaloną,  przystojną  twarz  i  błękitne  oczy  Jetta.  Z  przyjemnością 

background image

wsłuchiwała  się  w  brzmienie  jego  śmiechu.  I  uwielbiała  sposób,  w  jaki  ją  traktował  – 
sprawiał, że czuła się prawdziwą kobietą.   

Nie  powinnaś  przyzwyczajać  się  do  tego,  upomniała  się  w  myślach.  Jett  niedługo 

wyjedzie, goniąc za jedyną nagrodą, która była dla niego naprawdę ważna.   

Ale  dziś  jeszcze  tu  jest.  Taki  męski,  pociągający,  troskliwy.  I  mogła  pozwolić  swojemu 

sercu na to małe szaleństwo. Dziś, chociaż przez chwilę, mogła go kochać. I tak nigdy się o 
tym nie dowie.   

Jett  podjechał  do  stanowiska  dla  samochodów  przy  przydrożnym  barze  i  zamówił  trzy 

lemoniady.   

– Ja chcę hot doga! – krzyknął Dylan.   
Becky  też  wolałaby  usiąść  tu  i  zjeść  coś  z  Jettem,  w  miłej,  radosnej  atmosferze,  ale 

musiała zaoponować: 

– Nie mamy czasu, kochanie. Sherman się niepokoi. Mały jęknął, a Jett tylko przewrócił 

oczami.   

Kiedy dojeżdżali do domu, ulica była wyjątkowo spokojna i  Becky z daleka zauważyła, 

że Sherman już czeka.   

Siedział  przed  domem  i  z  nieskrywaną  irytacją  patrzył  na  Becky  wysiadającą  z 

samochodu Jetta.   

Nie  odezwał  się  ani  słowem,  podszedł  prosto  do  niej  i  wymownie  spojrzał  na  kubki  z 

napojami.   

– Więc to zatrzymywało cię tak długo. Nie powiem, żeby podobało mi się, że czekam na 

ciebie,  a  ty  w  tym  czasie  popijasz  drinki  z  innymi  mężczyznami  –  odezwał  się  obrażonym 

tonem.   

Jett  początkowo  miał  zamiar  się  nie  wtrącać,  ale  kiedy  usłyszał  tę  przemowę,  cały  jego 

spokój zniknął.   

– Słuchaj, Benchley... – zaczął uprzejmie, z ledwo wyczuwalną groźbą w głosie. – Chyba 

wypadałoby, żebyś pozwolił wytłumaczyć się damie.   

–  W  porządku.  –  Urażony  Sherman  zerknął  na  zegarek.  –  Rezerwacja  i  tak  nam  już 

przepadła.   

Becky poczuła, jak narasta w niej złość. Czy tylko to się dla niego liczyło? 
– Mój samochód zepsuł się kilka kilometrów stąd – wyjaśniła spokojnie. – Jett zrobił mi 

przysługę i podwiózł mnie do miasta.   

– Tak przypadkiem przejeżdżał obok, tak? – spytał kpiąco Sherman.   
– Tak – potwierdziła, patrząc mu w oczy. – Domyślił się, że coś może się stać i przejechał 

trasę do miasta, żeby sprawdzić.   

Nie  miała  ochoty  tłumaczyć  się  Shermanowi.  Nagłe  coś  sobie  uświadomiła.  Facet,  z 

którym  się  spotykała,  siedział  spokojnie  na  progu  jej  domu  i  jedyne,  o  co  się  martwił,  to 
rezerwacja w restauracji.   

Początkowe zakłopotanie przeradzało się w złość. Nie tyle na Shermana, ile na siebie. Źle 

go oceniła. Nabrała się na to, że opanowanie gwarantuje troskę i bezpieczeństwo.   

Musi coś z tym zrobić. Być może nie radziła sobie z własnymi uczuciami, ale akurat w tej 

background image

jednej sprawie miała całkowitą jasność.   

–  Sherman  –  odezwała  się  łagodnie,  kładąc  mu  dłoń  na  ramieniu.  –  Musimy  coś 

wyjaśnić... – przerwała na chwilę, nie wiedząc, jak zacząć. Nie chciała go urazić. To co się 
stało, nie było  przecież jego winą. On taki po prostu  był,  a ona niepotrzebnie przypisywała 
mu cechy, których nie posiadał.   

– Byłeś dobry dla mnie i dla Dylana, ale nie pójdziemy już razem na kolację. Ani dziś, ani 

nigdy.   

– Powinienem był się domyślić. – Rzucił wrogie spojrzenie na Jetta. – To przez niego z 

nas rezygnujesz.   

–  Nie  ma  żadnych  „nas”,  Sherman  –  uśmiechnęła  się  smutno.  –  Przykro  mi,  jeśli 

sprawiłam, że tak myślałeś. Jesteś dobrym przyjacielem, ale to za mało. Proszę, powiedz, że 
nie masz żalu...   

Różne uczucia przebiegały mu przez twarz – złość, irytacja, zmieszanie, wreszcie ulga.   
–  W  porządku  –  odezwał  się  w  końcu  pokojowo.  –  Mamusia  chyba  miała  rację,  nie 

byłbym  z tobą szczęśliwy. – Spojrzał  na nią badawczo i  po chwili zapytał  z niepokojem: – 
Ale będziesz kontynuować ubezpieczenie w naszej firmie? 

Pytanie było tak patetyczne, godne wzorowego agenta, że gdyby nie delikatność sytuacji, 

Becky roześmiałaby się.   

–  Oczywiście,  że  tak.  Nie  mogłabym  zrezygnować,  jesteś  doskonałym  agentem 

ubezpieczeniowym.   

Sherman odetchnął z wyraźną ulgą, pożegnał się krótko i odjechał.   

Patrzyła  na  kurz  opadający  za  jego  samochodem  i  próbowała  uporządkować  mieszane 

uczucia. Gryzło ją trochę poczucie winy, ale wiedziała, że dobrze zrobiła. Może nie powinna 
załatwiać  tego  w  obecności  Jetta,  ale  nie  mogła  dłużej  czekać.  Chciała  być  uczciwa  wobec 
siebie i wobec Shermana. I wreszcie czuła olbrzymią ulgę.   

Odwróciła się i  zobaczyła,  że Jett wpatruje się w nią uważnie.  Serce zabiło  jej mocniej. 

Uczciwość uczciwością, ale niektóre prawdy zdecydowanie powinna zachować dla siebie.   

Głośno wciągnęła powietrze i stwierdziła, że kocha tego faceta. Nie może tego zdradzić, 

ale  taka  jest  prawda.  Gdyby  nie  on,  najprawdopodobniej  skończyłaby  w  nieudanym 
małżeństwie z niekochanym mężczyzną.   

Cóż, nawet jeśli nie mogła liczyć na to, że kiedykolwiek będzie dla Jetta równie ważna, 

jak on dla niej, powinna mu być wdzięczna, że uchronił ją przed związkiem z Shermanem i 
pomógł uświadomić sobie własne pragnienia.   

Musi  jednak  pamiętać  o  tym,  że  wciąż  był  tym  samym  szalonym  jeźdźcem  rodeo, 

gotowym opuścić miasto w jednej chwili. I jej miłość tego nie zmieni.   

– Dzięki za pomoc – odezwała się do niego zmieszana.   
–  Nie  ma  sprawy.  Teraz  chyba  nie  ma  przeszkód,  żebyśmy  pojechali  na  te  hot  dogi?  – 

spytał z uśmiechem.   

Straciła już dla niego serce. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby straciła też rozum. Zresztą, 

czy mogło być coś groźnego we wspólnym posiłku? 

– Hot dogi... Brzmi nieźle.   

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Jett otworzył usta z wrażenia i zamarł.   

Zawsze dotąd widywał Becky ubraną na sportowo albo w strój pielęgniarki. A teraz stała 

w drzwiach pokoju w ładnej letniej sukience, której błękit podkreślał barwę jej miedzianych 
loków. Rozpuszczone włosy łagodnymi falami spływały na ramiona i sprawiały, że chciałby 
zanurzyć  w  nich  dłonie.  Przesunął  wzrokiem  w  dół,  aż  do  zgrabnych  nóg  w  eleganckich 
pantofelkach.   

Nigdy jeszcze nie tracił głosu, ale teraz mógł tylko powiedzieć: 
– Fiu, fiu! 
Jak zwykła sukienka i para butów na obcasie mogą sprawić, że facet traci dech w piersi? 

Becky uśmiechnęła się zadowolona i z niewinnym uśmiechem spytała: 
– Słucham? Co chciałeś powiedzieć, kowboju? – Nie odzywał się, pokręcił tylko głową z 

uznaniem, więc po chwili dodała: – Ty też nieźle wyglądasz.   

Spojrzał  w  dół  na  bordową  koszulę  i  świeże  dżinsy  i  z  wdzięcznością  pomyślał  o 

Cookiem, który zmusił go, żeby się przebrał przed wyjazdem.   

Wychodził  już  z  domu,  ubrany  jak  zwykle  w  znoszone  dżinsy,  kiedy  natknął  się  na 

starego kucharza. Cookie wypytał go, dokąd się wybiera, a gdy usłyszał, że jedzie z Becky do 
Amarillo  pomóc  jej  wybrać  nowy  samochód,  zagroził,  że  nie  wypuści  go  z  domu,  jeśli 
natychmiast nie włoży czegoś bardziej eleganckiego.   

–  Jedno  twoje  spojrzenie,  i  facet  w  salonie  da  ci  samochód  za  darmo  –  odezwał  się  w 

końcu.   

Roześmiała się lekko.   
– Byłoby nieźle. Chodźmy już, nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę.   
Bezwstydnie  przyglądał  się,  jak  szła  w  stronę  samochodu,  nie  mógł  oderwać  od  niej 

wzroku.   

Odkąd kilka dni temu rzuciła tego nudziarza Benchleya – chwila, którą będzie wspominał 

z lubością do końca życia – zgodziła się niezobowiązująco spotykać z nim od czasu do czasu.   

Rozumiał to tak, że spędzał z nią każdą wolną chwilę. Ale na szczęście nie wyglądała na 

znudzoną.   

Tak, westchnął z zadowoleniem, życie zdecydowanie idzie ku lepszemu.   

Becky  była  fascynującą,  pełną  pasji  kobietą.  A  ten  cały  Sherman  miał  tyle  pasji,  co 

środek na mole. Taka dziewczyna zasługiwała na kogoś lepszego. Na... W zasadzie nie mógł 
wyobrazić sobie żadnego mężczyzny u jej boku. Każda taka wizja wywoływała w nim dziką 
irytację. Zwłaszcza w taki piękny dzień jak dziś.   

Pomógł jej wsiąść do samochodu i przy okazji nie mógł sobie odmówić muśnięcia dłonią 

jej  talii.  Poczuł  zapach  słodkich  perfum  i  z  trudem  się  powstrzymał,  żeby  nie  oprzeć  jej  o 
maskę i nie całować do utraty tchu. Do diabła, mieli przecież kupować samochód! 

Gdy tylko dowiedział się, że zamierza kupić następny używany wóz, natychmiast wprosił 

się na tę wyprawę. Chciał mieć pewność, że nikt jej nie nabierze i nie wciśnie starego grata. 
Musiał  wiedzieć, że ona i  Dylan będą bezpieczni. Tłumaczył  sobie,  że jest  jej to  winien za 

background image

wszystko, co dla niego zrobiła. Gdyby nie Becky, nie wróciłby tak szybko do formy. Załatwi 
tę ostatnią sprawę i spokojny wyjedzie do Santa Fe.   

– Co zrobiłaś z Dylanem? – spytał, kiedy już ruszyli.   
– Dziadek obiecał mu duże lody – odpowiedziała z uśmiechem.   
– A ja ciężarówkę z otwieranymi drzwiami – przyznał.   
– Naprawdę? – zdziwiła się. – To miłe.   
– Lubię Dylana – powiedział po prostu.   
–  On  ciebie  wprost  uwielbia.  –  Zamilkła  na  chwilę  i  dodała:  –  Zmusiłeś  mnie,  żebym 

przemyślała swój sposób wychowania. Nadal boję się o niego, ale staram się pozwalać ma na 
więcej samodzielności.   

– Zauważyłem. – Pokiwał głową z uznaniem. Poczuł coś dziwnego, jakby zadowolenie i 

satysfakcję, że zdołał ją przekonać. – Widziałem, że trochę mu odpuściłaś ostatnio. To fajny, 
mądry  dzieciak.  Zobaczysz,  nic  mu  się  nie  stanie.  A  to  normalne,  że  rodzice  się  boją.  – 
Niestety, to było wszystko, co wiedział o normalnych rodzicach.   

– Wiem, że trochę przesadzałam. Teraz czasami się boję, że zaraziłam go swoim lękiem i 

nie będzie już potrafił bawić się tak beztrosko jak inne dzieci.   

– Nie oskarżaj się ciągle – powiedział łagodnie.   
Rzucił  jej  szybkie  spojrzenie,  ale  natychmiast  przekonał  się,  że  to  był  błąd.  Krótka 

sukienka podwinęła się, odsłaniając niewielki fragment uda. Zaledwie kilka centymetrów, ale 
wystarczyło, żeby rozpalić jego rozszalałą wyobraźnię.   

Musiał szybko skupić się na czymś innym, inaczej nie będzie w stanie prowadzić auta.   
–  Jak  załatwimy  już  sprawę  samochodu,  dasz  się  porwać  na  obiad  do  meksykańskiej 

restauracji? – spytał kusząco.   

–  Nie  mogłabym  odrzucić  takiej  oferty  –  zaśmiała  się.  –  Uwielbiam  kuchnię 

meksykańską.   

Wsłuchiwał się w jej dźwięczny śmiech i czuł nieodpartą potrzebę dotknięcia jej gładkiej 

skóry.  Walczył  ze  sobą  przez  chwilę,  ale  wiedział,  że  jest  na  przegranej  pozycji.  W  końcu 
wyciągnął  rękę  i  dotknął  jej  dłoni.  Powoli  podniósł  ją,  pocałował  wnętrze  i  umieścił  ją 
delikatnie na swoim udzie.   

Becky  uważnie  patrzyła  na  to,  co  robił,  ale  nie  protestowała.  Wreszcie  uśmiechnęła  się 

słodko, a jego serce gwałtownie podskoczyło.   

Nie miał  pojęcia,  co się  z nim ostatnio  dzieje. Wiedział tylko,  że wariuje od samego jej 

spojrzenia. Dlatego tak bardzo chciał jechać z nią po ten samochód. Wizja spędzenia całego 
dnia razem była bardzo kusząca. Ale z drugiej strony znał siebie, wiedział, że cały dzień na 
zakupach śmiertelnie go wynudzi. Zanim wrócą do domu, będzie pewnie zły, rozdrażniony i 
zmęczony towarzystwem Becky.   

I o to właśnie chodzi.   

Kilka  dni  później  Becky  zamyślona  spacerowała  nad  jeziorem.  Nigdy  nie  sądziła,  że 

kiedykolwiek odważy się przyjechać tu znowu, Nie miała pojęcia, jak Jettowi udało się ją do 
tego namówić, ale ostatnio przestała się dziwić wielu rzeczom.   

Pomógł  jej  kupić  samochód  i  targował  się  przy  tym  tak  zaciekle,  że  zbił  cenę  grubo 

background image

poniżej jej oczekiwań. Potem zabrał ją na obiad i długo tańczyli. Czuła się cudownie. Chciała, 
aby ten dzień nigdy się nie skończył. A kiedy w ostatnim tańcu oparła mu głowę na piersi, 
ogarnęła ją taka błogość i szczęście, że mogłaby tam zostać na zawsze.   

A  teraz  jeszcze  przywiózł  ją  tutaj,  żeby  rozprawiła  się  z  duchami  przeszłości.  Nad  tym 

jeziorem wydarzyła się największa tragedia jej życia. Od tamtego dnia, prawie pięć lat temu, 
nigdy  tu  nie  była.  Ale  wiedziała,  że  Jett  ma  rację,  powinna  wreszcie  podnieść  głowę  i 
rozprawić się z ciągłym poczuciem winy.   

Minęła kępę drzew i stanęła nad wodą. Sezon się już kończył i plaża była prawie pusta. 

Dylan beztrosko bawił się w piasku nad brzegiem, nieświadom tego, co się tu wydarzyło. Nie 
myślała już stale o zagrożeniach, jakie na niego czyhają i to niewątpliwie była zasługa Jetta. 
Nie  było  jej  z  tym  łatwo,  ale  postanowiła,  że  musi  spróbować,  zanim  skrzywdzi  własne 
dziecko, napełniając je lękami i niepewnością.   

Długo spacerowali w milczeniu. Myślała o Chrisie, jego życiu, tragicznej śmierci i o tym, 

co na ten temat powiedział jej Jett. Czuła łzy spływające po twarzy, ale nie broniła się przed 
tym, chciała, aby ten ból wreszcie znalazł ujście. A kiedy wreszcie przestała płakać, poczucie 

winy z powodu tamtego tragicznego wydarzenia powoli gdzieś odpłynęło.   

Czuła na sobie pełne troski spojrzenie Jetta, odwróciła się więc ku niemu. Przez cały czas 

towarzyszył jej z ogromną delikatnością. Nie odzywał się, pozwolił jej płakać, ale wiedziała, 
że  jest  obok,  gotów  pomóc,  jeśli  tylko  będzie  tego  chciała.  Teraz  patrzył  na  nią  pytająco, 
jakby niepokoił się o nią.   

– Wszystko w porządku? – spytał.   
Bez kapelusza, w błękitnej koszuli i spranych dżinsach wyglądał tak, że zapierało jej dech 

w  piersiach.  Wyciągnął  rękę  i  objął  jej  drobną  dłoń  w  tak  naturalny  sposób,  że  nie 
protestowała.   

–  Dziękuję,  że  mnie  tu  przywiozłeś  –  odezwała  się  cicho.  –  Bardzo  mi  to  pomogło. 

Chociaż nie umiałabym wyjaśnić, dlaczego.   

–  Nie  musisz  nic  tłumaczyć.  Cieszę  się,  że  trochę  cię  to  uspokoiło.  Na  to  właśnie 

liczyłem.   

– Myślałam, że nie będę umiała tak po prostu tu spacerować.  I  rzeczywiście, trochę mi 

smutno.  Ale  to  miejsce  przypomniało  mi  też,  że  Chris  kochał  wodę  i  to  jezioro.  Gdyby 
wiedział, że ma umrzeć, chciałby umrzeć tutaj.   

– Rozumiem – powiedział poważnie i kiwnął głową. Patrzyła na niego uważnie.   
– Tak, ty chyba rozumiesz. – Westchnęła i ciągnęła: – Teraz widzę, jak bardzo sama za 

tym wszystkim tęskniłam, za jeziorem, pływaniem, żeglowaniem.   

–  Jeszcze  będziesz  to  robić,  obiecuję  –  zapewnił  z  przekonaniem.  –  Wiesz  co?  Mam 

pomysł, przyjedźmy tu razem popływać w przyszłym sezonie, kiedy znów wpadnę na ranczo.   

Czuła  się,  jakby  ktoś  rąbał  jej  serce  toporem,  kawałek  po  kawałku.  Uśmiechnęła  się 

jednak dzielnie i powiedziała: 

– Zgoda.   
– Więc jesteśmy umówieni! – zawołał zadowolony. Serce pękało jej z bólu. Nie chciała 

myśleć, że wkrótce znowu wyjedzie i będzie ryzykował życie.   

background image

–  Jett,  ja...  –  Kusiło  ją,  żeby  powiedzieć  mu  prawdę,  ale  jednocześnie  bała  się  tego.  – 

Muszę  ci  coś  powiedzieć...  Ja...  –  zaczęła  znowu,  ale  nie  potrafiła  się  przełamać.  Wybrała 
łatwiejszą drogę. – Ja myślę, że pod tą maską macho ukrywa się całkiem miły facet.   

– Cii... – szepnął z uśmiechem. – Nie mów nikomu, zniszczysz mi reputację.   
– Spokojnie, twój sekret jest bezpieczny.   
– Wiem, ufam ci.   
Podszedł  do  niej  z  pytaniem  w  wielkich,  błękitnych  oczach  i  uśmiechnął  się 

uwodzicielsko.  Podniosła  na  niego  miodowe  spojrzenie  i  wiedziała  już,  co  stanie  się  za 
chwilę.   

Jego  usta  delikatnie  i  łagodnie  dotykały  jej  warg.  To  był  niespieszny,  pełen  czułości 

pocałunek.   

A kiedy się skończył, Jett zapytał niespodziewanie: 
– Byłaś kiedyś w Santa Fe? – I nie czekając na odpowiedź, ciągnął: – Pojutrze tam jadę. 

Może Dyłan mógłby zostać z Kati albo z dziadkiem na kilka dni, a ty pojechałabyś ze mną? 
Chciałbym, żebyś była obok, gdy wsiądę na byka.   

– Nie potrzebujesz tam przecież pielęgniarki – odparła żartobliwie.   
Ale tak naprawdę wiedziała, co jej proponuje. Chciał, aby spędzili razem cały weekend. 

Sami,  we  dwoje.  Czuła,  że  serce  zaraz  wyskoczy  jej  z  piersi.  Ogarnęły  ją  najróżniejsze, 

sprzeczne  emocje.  Jakaś  szalona  cząstka  jej  duszy  chciała  tam  z  nim  jechać,  ale  Becky 
wiedziała,  że  nie  może  tego  zrobić.  Po  kilku  wspólnie  spędzonych  dniach  będzie  cierpiała 
jeszcze bardziej.   

– To nie jest dobry pomysł. – Potrząsnęła głową.   
– Tak? – spytał z prowokującym uśmiechem. – Myślałem, że jest...   
Ciągle trzymał dłonie na jej talii, przyciągnął ją więc blisko i pocałował. Ten pocałunek 

był słodki, gorący, namiętny. Miał ją przekonać, żeby zmieniła zdanie. Nie mogła tego zrobić, 
ale oddała pieszczotę z całą miłością i żalem, jakie czuła.   

Jego dotyk rozpalał jej zmysły i kruszył rozsądek. Bała się, że jeśli będzie ją tak całował 

jeszcze przez chwilę, dzika część jej natury weźmie górę i zgodzi się spędzić weekend w jego 
ramionach.   

Na szczęście właśnie wtedy podbiegł do nich Dylan i wcisnął się między nich.   

Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Jetta i zapytał: 
– Ożenisz się z moją mamą? 
–  Dylan!  –  przerwała  mu  pospiesznie.  Była  szczęśliwa,  że  ocalił  jej  rozsądek,  ale  ta 

sytuacja była nie mniej krępująca.   

– Skąd ci przyszły do głowy takie głupstwa? 
Mały wcale nie był speszony.   
–  Całujecie  się.  Jak  się  ostatnio  całowaliście,  wtedy  wieczorem  na  ranczo,  to  Evan 

powiedział, że ludzie najpierw się całują, a potem pobierają. A wtedy Jett będzie moim tatą, 
tak? 

– Och, kochanie! – Ukucnęła przy nim i przytuliła go.   
– Jett wyjeżdża w sobotę. Całowałam go na pożegnanie. Ludzie czasami całują się przed 

background image

wyjazdem.  –  Próbowała  uspokoić  rozszalałe  emocje  i  zająć  się  przede  wszystkim  wyraźnie 

zasmuconym  synem.  –  Ale  wiesz  co?  –  spytała  radośnie.  –  W  następne  lato  Jett  znowu 

przyjedzie  na  ranczo  i  zrobimy  sobie  wycieczkę  nad  to  jezioro,  może  nawet  popływamy. 

Chcesz? 

Mały niemrawo skinął głową.   
– Naprawdę? – upewnił się, patrząc niepewnie na swojego bohatera.   
– Obiecuję – potwierdził z powagą Jett.   
– Hura! – Dylan swoim zwyczajem chciał wsadzić kciuk do buzi, ale w ostatniej chwili 

zreflektował się i schował rękę do kieszeni.   

–  Przepraszam  za  te  szalone  pomysły  –  odezwała  się,  kiedy  chłopiec  odbiegł.  –  Wiesz, 

dzieci...   

– Tak – Kiwnął głową, ale nie uśmiechnął się. – Dzieci.   
– Chyba powinniśmy już wracać – odezwała się niepewnie po chwili milczenia.   
Zgodził  się  bez  słowa  i  równocześnie  ruszyli  w  stronę  samochodu.  Nie  podała  mu  już 

jednak ręki. Czuła, że niewinne pytanie Dylana uchroniło ją od popełnienia szaleństwa. Ale 
wolała się nie zastanawiać, jak będzie się czuła, kiedy mężczyzna jej marzeń odjedzie stąd, 
nie oglądając się nawet za siebie.   

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

 

Jett,  podśpiewując  wesoło,  wszedł  do  kuchni  i  ukradł  Cookiemu  garść  czekoladowych 

ciasteczek.  Dostał  za  to  od  kucharza  ścierką  przez  plecy,  ale  zaśmiał  się  tylko,  dziś  nic  nie 
było w stanie zepsuć mu humoru. Wkrótce weźmie udział w rodeo.   

Przez cały ranek jeździł konno i sam był zdumiony tym, że nie odczuwał żadnego bólu.   

Z  przyjemnością  spojrzał  w  lustro.  Był  w  doskonałej  formie.  Wpłacił  już  nawet  opłatę 

startową w Santa Fe. Gdyby tylko Becky zgodziła się z nim jechać, życie byłoby wspaniałe.   

Wiedział,  że  miała  ochotę,  ale  w  ostatniej  chwili  z  jakichś  powodów  zrezygnowała. 

Dobrze chociaż, że zgodziła się spotkać z nim dziś wieczorem.   

Becky...  Wciąż  o  niej  myślał,  ale  to  przecież  nic  nie  znaczy.  Jest  po  prostu  świetną 

dziewczyną i dobrze się razem bawili. To wszystko.   

Jak co dzień posłusznie zasiadł przy swojej maszynie tortur i przymierzył się do ćwiczeń. 

Zdążył jednak zrobić tylko kilka ruchów, kiedy usłyszał pełen przerażenia głos Kati. Zamarł, 
nasłuchując. Krzyknęła znowu, z niepokojem w głosie. Tym razem wychwycił słowa.   

– Chłopcy! Wracajcie! 
Bez  namysłu  wyskoczył  na  podwórko.  Coś  musiało  się  stać,  Kati  nie  panikowała  bez 

powodu.   

Najpierw dostrzegł bratową, ciężko opartą o ogrodzenie i wpatrzoną w horyzont. Podążył 

za jej wzrokiem i w oddali zobaczył dwie niewielkie sylwetki.   

Najgłośniej jak potrafił, krzyknął: 
– Dylan! Evan! 
Chłopcy nawet się nie odwrócili. Chciał krzyczeć znowu, ale uświadomił sobie, że to nic 

nie da, nie słyszeli go.   

Kati  stała  blada,  oddychała  z  trudem  i  trzymała  się  za  brzuch.  Na  jej  spokojnej  zwykle 

twarzy malowało się silne napięcie.   

–  Bawili  się  tutaj  i  nagle,  nie  wiem  nawet  kiedy,  byli  już  za  ogrodzeniem  –  mówiła 

zdenerwowana. – Jeśli dojdą do lasu, na pewno się zgubią! 

Jett wołał o tym nawet nie myśleć. W lesie były rozpadliny, wąwóz i strumyki wpadające 

do leśnego jeziorka. Wystarczająco dużo niebezpieczeństw dla małych dzieci.   

Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach, ale starał się zachować spokój. Nie chciał, żeby Kati 

niepokoiła się jeszcze bardziej.   

– Nie martw się, za chwilę ściągnę ich z powrotem – obiecał.   
– Ale twoje kolano...   
Machnął tylko ręką i zaczął biec, nie zważając na ból, który natychmiast się odezwał.   

W  wysokiej  trawie,  wśród  krzaków  nie  widział  chłopców,  ale  co  jakiś  czas  słyszał  ich 

głosy i szedł w tamtym kierunku.   

Ból nie dawał mu spokoju, serce biło jak oszalałe, ale wiedział, że nie może przestać biec. 

Jakieś pięćdziesiąt metrów od lasu przystanął zdyszany i rozejrzał się. Już od kilku minut nie 
słyszał ich głosów i to go niepokoiło. Nagłe wśród wysokich traw zobaczył ciemną czuprynę 

background image

Evana i poczuł nagły przypływ energii. Podbiegł do niego szybko i przytulił mocno.   

– Gdzie jest Dylan? – zawołał przejęty.   
–  Tam.  –  Evan  machnął  ręką  w  kierunku  lasu.  –  Nie  może  wyjść,  bo  się  przewrócił  – 

wyjaśnił spokojnie.   

Przez ciało przebiegł mu dreszcz przerażenia. Czy coś złego stało się synkowi Becky? 

Rzucił  szybkie spojrzenie w stronę domu  i zobaczył, że Kati z wysiłkiem przedziera się 

do  nich.  Podniósł  Evana  wysoko  do  góry,  żeby  zobaczyła,  że  jest  bezpieczny  i  skierował 
małego prosto w jej kierunku. Sam musiał szukać drugiego podróżnika.   

Znowu zaczął biec. Kiedy był już w lesie, rozejrzał się niepewnie, nie wiedząc, w którym 

kierunku  iść.  Co  chwila  wołał  Dylana  głośno,  ale  odpowiadała  mu  tylko  cisza  i  piski 
przestraszonych ptaków. Błądził chaotycznie, a skalisty teren i krzaki utrudniały mu marsz. I 
nigdzie nie było nawet śladu Dylana.   

Usta miał  całkiem  suche i  czuł, że szumi mu w uszach  ze zmęczenia, ale nie przystanął 

nawet na chwilę. Wolał nawet nie myśleć, co mogło się stać z chłopcem i jak na to zareaguje 
Becky.   

Dotarł do wąwozu i szedł wzdłuż jego brzegu, mając nadzieję, że Dylan nie spadł na dół. 

Nagle zamarł, a serce skoczyło mu do gardła.   

Na dole rozpadliny, jakieś sześć metrów niżej leżała mała, nieruchoma figurka.   
– Dylan! – zawołał przerażony, ale dziecko nawet nie drgnęło.   
Nie  był  w  stanie  myśleć  logicznie.  Nie  wiedział,  czy  najpierw  wzywać  karetkę,  czy 

schodzić do Dylana.   

W  tym  momencie  usłyszał  szelest  suchych  liści  i  po  chwili  tuż  obok  niego  stanęła 

czerwona z wysiłku Kati. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała w dół i drgnęła.   

– O, Boże, Jett, on się nie rusza! 
Nawet nie chciał o tym myśleć. Starając się, aby jego głos brzmiał spokojnie, powiedział: 
– Wracaj do domu i wezwij pogotowie. Ja zejdę do niego. Muszę.   
Nie było innego wyjścia. Colt był w Austin, a Cookie nie dałby rady opuścić się wzdłuż 

ściany ani tym bardziej się wspiąć. On sam też nie bardzo się do tego nadawał, ale nie myślał 
teraz o sobie. Dylan był ranny, a może nawet... odrzucił tę myśl. Musi go wydostać i na tym 
powinien się teraz skupić.   

– Dam radę – szepnął.   
Jeszcze  raz  uważnie  rozejrzał  się  wokół,  szukając  jakiegoś  punktu  zaczepienia.  Jego 

wzrok spoczął na plątaninie dzikiego wina. Nie był pewien, czy wiotkie gałązki go utrzymają, 
ale nie miał wyjścia.   

– Idź już – popędził Kati.   
Gdy  tylko  się  oddaliła,  nerwowo  zaczął  szukać  najgrubszego  pnącza.  Jako  dziecko 

nieustannie wspinał się po dzikim winie. Wątpił jednak, żeby udała mu się ta sztuczka teraz, 
po dwudziestu latach.   

Znalazł najgrubszą gałąź i zawiesił się na niej całym ciężarem.   
– To nic takiego – mruczał do siebie i powoli opuszczał się w dół.   
Parę pierwszych kroków poszło łatwo, ale potem nagły ból przeszył kolano. Przez głowę 

background image

przeleciała mu myśl, że nie da rady. Trzeba było zaczekać na pomoc.   

Ale w tym momencie dobiegł go cichy jęk, więc zacisnął zęby z determinacją. Nieważne, 

jak  bardzo  go  bolało  i  jakie  to  będzie  miało  konsekwencje  dla  jego  zdrowia  –  musiał  się 
dostać do Dylana.   

Jeśli cokolwiek stałoby się małemu, Becky byłaby zdruzgotana.   

I on też.   

Becky, Dylan... nie mógł ich zawieść.   

Każdy  ruch  powodował  nowy,  coraz  silniejszy  przypływ  bólu,  ale  to  nie  było  ważne. 

Wiedział,  że  rujnuje  swoje  kolano.  Pewnie  nigdy  już  nie  spełni  marzeń  o  finałach,  ale  nie 
zawahał się nawet na chwilę. Opuszczał się w dół, myśląc tylko o tym, żeby jak najszybciej 
dostać się do Dylana.   

I wtedy dotarła do niego niezwykła prawda. Prawda, którą przeczuwał od kilku tygodni, 

ale wolał jej sobie nie uświadamiać.   

Nic  nie  było  dla  niego  tak  ważne,  jak  Becky  i  Dylan.  Ani  finały,  ani  własne  zdrowie. 

Kochał ich. Potrzebował ich jak powietrza. Prędzej zginie, niż ich opuści.   

Ignorując ból, z siłą jakiej nawet u siebie nie podejrzewał, przeskoczył w dół i dotarł do 

Dylana.   

Przewrócił  chłopca  na  plecy  i  przyłożył  ucho  do  jego  serca.  Na  szczęście  usłyszał 

regularne  uderzenia,  odetchnął  więc  z  ulgą.  I  zrozumiał,  że  nawet  własnego  dziecka  nie 
mógłby kochać bardziej.   

On,  Jett  Garett,  facet,  który  dotąd  nie  bał  się  niczego,  nagle  był  przerażony,  że  może 

utracić dwoje ludzi, którzy są dla niego ważniejsi niż wszystko inne.   

– Dylan, słyszysz mnie? – spytał z napięciem.   
– Jett... – usłyszał cichy szept.   
Szybko  obejrzał  drobne  ciałko,  ale  nie  znalazł  żadnych  widocznych  ran.  Dylan  wolno 

uniósł powieki, a kiedy zobaczył swojego wybawcę, rzucił mu się w ramiona.   

Siedział  na  ziemi,  mocno  tuląc  do  siebie  małego  chłopca  i  obmyślał,  w  jaki  sposób 

wydostać się na górę. Nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy, ale wtedy, na szczęście, 
usłyszał sygnał karetki.   

Z ulgą oparł się o ścianę wąwozu, głaskał Dylana uspokajająco po plecach i odkrywał w 

sobie  najbardziej  zaskakujące  uczucia.  Tulił  dziecko,  był  podrapany  jak  wszyscy  diabli  i 
właśnie pożegnał się z marzeniami o finałach.   

Ale jednocześnie zrozumiał, co to znaczy kochać.   

I czuł się z tym jak król.   

Becky  miała  właśnie  dyżur,  gdy  usłyszała,  że  obydwie  szpitalne  karetki  są  wzywane  na 

ranczo  Garettów.  Szybko  zadzwoniła  do  koleżanki,  która  przyjmowała  zgłoszenie  i 
dowiedziała  się,  że  ranny  jest  mały  chłopiec.  W  jednej  chwili  powróciły  wszystkie  jej  lęki. 
Tam był Dylan! 

Nerwowo wpatrywała się w szklane drzwi i czekała na najgorsze. Każda minuta dłużyła 

jej się w nieskończoność, myślała, że oszaleje z niepokoju.   

Wreszcie usłyszała przeciągły głos syreny i po chwili sanitariusze wnieśli małą istotkę z 

background image

zamkniętymi oczami. Chłopczyk leżał nieruchomo, całkiem bezwładny.   

–  Och,  nie!  Tylko  nie  Dylan!  Nie  przeżyję  tego!  –  jęknęła.  Podbiegła  do  jednego  z 

sanitariuszy i nerwowo złapała go za rękę. – Co mu jest? Niech ktoś mi powie! 

Ale  nie  uzyskała  żadnej  odpowiedzi.  Cała  ekipa  szybko  zniknęła  za  drzwiami  izby 

przyjęć.   

Becky walczyła z narastającą histerią. Co się stało z jej dzieckiem? 

Właśnie spełnił się jej najgorszy koszmar i ona była za to odpowiedzialna. Spuściła go z 

oczu i zdarzyło się coś strasznego. Od zawsze wiedziała, że tak będzie.   

Nie mogła dłużej  znieść tej niepewności.  Wtargnęła do izby przyjęć,  ale lekarz dyżurny 

spojrzał na nią z naganą i ostrym tonem wyprosił ją z pokoju.   

Wiedziała, że ma rację. W takich sytuacjach rozhisteryzowane matki tylko przeszkadzały. 

Pozwoliła więc, aby jedna z pielęgniarek wyprowadziła ją na korytarz.   

– Damy ci znać, jak będzie coś wiadomo – obiecała i posadziła ją na krześle.   
Becky  oparła  się  o  zimną  ścianę  i  starała  się  uspokoić  rwący  oddech.  Serce  biło  jej  jak 

oszalałe, a w głowie czuła narastający szum. Nie mogła stracić Dylana. Była pewna, że jeśli 
coś mu się stanie, jej serce również przestanie bić.   

– Becky – usłyszała gdzieś obok znajomy głos. Rozejrzała się nieprzytomnym wzrokiem i 

zdumiona dostrzegła, że kilka metrów dalej na wózku inwalidzkim siedział Jett.   

Skąd  się  tutaj  wziął?  I  dlaczego  był  na  wózku?  Czyżby  też  miał  wypadek...  ?  Nagle 

dopadły ją podejrzenia...   

Niemal oszalała ze strachu i poczucia winy, Becky wybuchła: 
–  Powinnam  się  domyślić,  że  jesteś  w  to zamieszany!  Co  zrobiłeś z  moim  dzieckiem!? 

Jak mogłeś...   

– Kochanie, słuchaj... – próbował jej przerwać.   
– Nie masz prawa tak do mnie mówić! – zawołała z wściekłością. – I nie mów mi, żebym 

się uspokoiła! Tym  razem  przesadziłeś! Teraz nie tylko  ty poniesiesz konsekwencje swoich 
szalonych  wyborów!  –  Podeszła  bliżej  i  uderzyła  go  palcem  w  pierś.  –  Przez  twój  brak 
odpowiedzialności  będzie  cierpiało  niewinne  dziecko!  Dziecko,  które  cię  uwielbiało,  które 
zrobiłoby wszystko, żeby wywrzeć na tobie wrażenie! 

Wciąż  się  trzęsła,  usta  jej  drżały,  a  ręce  mimowolnie  zacisnęły  się  w  pięści.  Nie 

zastanawiała się nad tym, co mówi. Wyładowała na nim całe napięcie, jakie w niej narastało 
od kilku godzin.   

Nie odpowiedział nawet  słowem. Wpatrywał się w nią z kamienną twarzą, blady, nawet 

powieki mu nie drgnęły.   

Jego milczenie tylko ją rozjuszyło.   
– Co wymyśliłeś tym razem? – krzyczała roztrzęsiona. – Uczyłeś go jeździć na motorze? 

– Przerwała na chwilę, zaczerpnęła powietrza i wybuchła znowu: – A ja głupia zaufałam ci! 
Uwierzyłam, że będziesz się o nas troszczył! 

Zamilkła wyczerpana. Kipiała złością i zdenerwowaniem. Chyba całkiem straciła rozum. 

Jak mogła zakochać się w takim bezmyślnym egocentryku! 

Zanim  zdążyła  powiedzieć  coś  jeszcze,  drzwi  za  nią  otworzyły  się  i  usłyszała  głos 

background image

koleżanki: 

– Becky, teraz możesz już wejść. Panie Garett, pańska kolej za dwie minuty.   
Zerknęła zaskoczona. Nic nie rozumiała. To przecież Dylan był ranny, nie Jett. Nie miała 

teraz  jednak  czasu  zastanawiać  się  nad  tym.  Szybko  weszła  do  izby  przyjęć  i  pierwsze,  co 
zobaczyła, to pogodna twarz lekarza dyżurnego.   

–  Wszystko  w  porządku,  Becky  –  odezwał  się  z  uspokajającym  uśmiechem.  –  Kilka 

zadrapań, siniaków i skręcona kostka. Nie ma się czym przejmować.   

Słuchała tych słów łapczywie, niepewna, czy może im uwierzyć.   
– Ale... nie ruszał się, kiedy go przynieśli. Doktor Clayton roześmiał się.   
– Bo spał! 
Dylan uniósł głowę i wyjaśnił: 
– Jett śpiewał mi piosenki i zasnąłem.   
Patrzyła na synka, nic nie rozumiejąc. Jedyne, co do niej docierało, to całkiem przytomny 

głos Dylana i widok jego radosnej twarzyczki.   

– Na wszelki wypadek zabierzemy jeszcze małego na prześwietlenie – odezwał się znowu 

doktor. – Ale jestem pewien, że wszystko jest dobrze. A teraz wybacz, Becky, ale muszę się 
zająć panem Garettem.   

Wyszedł  pospiesznie,  a  Becky  zaczęły  ogarniać  wątpliwości.  Więc  Jett  był  ranny? 

Przypomniała sobie, że siedział na wózku i to ją zastanowiło.   

– Miałaś szczęście, Becky – powiedział jeden z sanitariuszy. – Dobrze, że Garett się na to 

odważył... To mogło się źle skończyć.   

Spojrzała na niego pytająco. – Nie rozumiem...   
– Garett nic ci nie powiedział? 
Nie chciała wspominać, że nawet nie dała mu szansy. Czuła się coraz bardziej nieswojo.   
– Dylan wpadł w rozpadlinę i przez chwilę był  nieprzytomny. Na szczęście Jett spuścił 

się na dół i wyciągnął go. Obawiamy się, że znowu poważnie uszkodził kolano.   

Serce  na  chwilę  przestało  jej  bić.  Oblała  ją  fala  gorąca  i  miała  ochotę  zapaść  się  pod 

ziemię.   

Jett  uratował  Dylana.  Nagle  uświadomiła  sobie  całą  prawdę.  Tak  bardzo  bała  się 

szaleńczej odwagi Jetta, a tymczasem dzięki niej jej dziecko żyje! Zawstydzona przycisnęła 
rękę do ust i jęknęła: 

– Och, Jett! I co ja najlepszego zrobiłam! 
Drzwi znowu się otworzyły i do pokoju wpadła zdenerwowana Kati. Od razu podeszła do 

Dylana i pochyliła się nad nim z niepokojem.   

– Przepraszam, Becky. To wszystko moja wina – mówiła pospiesznie. – Wołałam go, ale 

nie wracał, a ja nie mogłam ich dogonić...   

Becky pokręciła lekko głową i położyła rękę na ramieniu przyjaciółki. Nie miała do niej 

pretensji. Dylan ciągle ostatnio uciekał. Nawet jej.   

– Wszystko w porządku, Kati, nie obwiniaj się – uspokoiła ją. – Nic mu nie będzie. Ale 

Jett...  –  Z  trudem  przełknęła  ślinę.  –  Kati,  zrobiłam  straszny  błąd...  Oskarżyłam  Jetta  o 

straszne rzeczy... Myślałam, że on jest odpowiedzialny za wypadek Dylana.   

background image

– Wiesz, mamusiu? – Synek złapał  ją za  rękę i  pociągnął  do siebie. – Jett mnie kocha. 

Bardzo się bałem, ale Jett przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha! A potem mi śpiewał. 
Lubię, jak śpiewa.   

Te  słowa  były  jak  sól  na  otwartą  ranę.  Ona  też  lubiła,  jak  Jett  śpiewa,  ale  wątpiła,  czy 

jeszcze kiedyś to usłyszy.   

– Chyba nie najlepiej z nim, Becky – powiedziała cicho Kati. – Jak wyciągnęli ich z tego 

wąwozu, w ogóle nie mógł chodzić. Ale dokuśtykał jakoś do karetki, bo nie chciał wypuścić 
Dylana.  Wciąż  powtarzał,  że  zaufałaś  mu  i  nie  może  pozwolić,  żeby  małemu  stała  się 

krzywda. – Milczała chwilę i uważnie, z namysłem patrzyła w oczy Becky. – On cię kocha. 
Może  jeszcze  o  tym  nie  wie,  ale  cię  kocha.  Idź  i  powiedz  mu  wszystko,  zanim  będzie  za 
późno.   

Opuściła głowę i z trudem walczyła ze łzami.   
– Teraz już nigdy mi nie uwierzy. – Potrząsnęła głową załamana.   
–  To  go  przekonaj  –  powiedziała  Kati  ostro.  –  Jest  tego  wart.  Idź  już.  Ja  zostanę  z 

Dylanem.   

Pocałowała  Dylana  i  zbierając  całą  odwagę,  ruszyła  ku  drzwiom.  Musi  mu  wszystko 

wyjaśnić.  Nawet  jeśli  nie  będzie  chciał  jej  słuchać,  musi  wiedzieć,  że  w  jej  oczach  jest 
prawdziwym bohaterem.   

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

 

Zaglądała do trzech kolejnych sal, zanim wreszcie go znalazła.   

Ze spuszczoną  głową siedział samotnie na wysokim szpitalnym  łóżku.  Usłyszał,  że ktoś 

otwiera drzwi i uniósł wzrok. Przez chwilę oczy mu zalśniły, ale zaraz opuścił powieki.   

Nie wiedziała, jak zacząć tę rozmowę, ale musiała wyjaśnić mu wszystko.   
–  Jett...  –  odezwała  się  niepewnie.  –  Jett,  spójrz  na  mnie,  proszę.  Muszę  ci  coś 

powiedzieć.   

Spojrzał na nią zaniepokojony.   
– Co z Dylanem? 
Poczuła  kolejne  ukłucie  w  sercu.  Na  pewno  bardzo  cierpiał,  ale  nadal  myślał  przede 

wszystkim o Dylanie.   

– Wszystko w porządku. Ma skręconą kostkę i drobne stłuczenia.   
Przymknął powieki z ulgą.   
– Dzięki Bogu – wyszeptał. Pełna wahania podeszła bliżej.   
– Przepraszam za to, co powiedziałam. Przykro mi, nie wiedziałam.   
Potrząsnął głową z lekką irytacją.   
–  Daj  spokój.  Wiem,  że  i  tak  cokolwiek  zrobię,  nigdy  mi  nie  zaufasz  –  odezwał  się 

gorzko.   

–  Mylisz  się  –  zaprzeczyła  żarliwie.  –  Usłyszałam,  co  się  stało  w  wąwozie.  Wiem,  że 

poświęciłeś swoje marzenie, żeby ratować Dylana.   

– Nie robiłem tego dla pochwał – mruknął.   
–  Wiem.  –  Przysunęła  się  do  niego.  –  Uratowałeś  go,  bo  jesteś  dzielny  i  odważny,  bo 

działasz,  kiedy  inni  stoją  i  zastanawiają  się,  co  robić.  –  Popatrzyła  na  niego  przez  chwilę  i 
zbierała w sobie siły, żeby powiedzieć mu to, co najważniejsze. – Wiesz, kiedy Chris zginął, 
czułam się okropnie, myślałam, że to moja wina. I dlatego porzuciłam wszystkie pasje. Sport, 
wyścigi, wszystko, co sprawiało, że w żyłach buzuje krew. Byle tylko czuć się bezpiecznie i 
nie  ryzykować  przeżywania  takiej  tragedii  jeszcze  raz.  I  prawie  mi  się  udało,  ale  wtedy 
pojawiłeś  się  ty  i  ciągle  wytrącałeś  mnie  z  równowagi.  Zmusiłeś  mnie,  żebym  wyszła  z 
bezpiecznej, ale nudnej skorupy.   

– Przepraszam.   
– Nie ma za co – uśmiechnęła się z trudem. – Nie pojmujesz? Pomogłeś mi zrozumieć, że 

życie w ciągłym lęku do niczego nie prowadzi. To wegetacja. A ja chcę czegoś więcej. Dla 
siebie i dla mojego syna.   

– To dobrze. On zasługuje na więcej – powiedział krótko. Zagryzła wargi, ale po chwili 

ciągnęła odważnie: 

–  Pewnie  wcale  nie  chcesz  tego  słuchać,  ale  i  tak  ci  powiem.  ..  –  Z  sercem  ściśniętym 

strachem  i  niepewnością  wyciągnęła  rękę  i  ujęła  jego  dłoń.  Na  szczęście  jej  nie  cofnął  i  to 
dodało jej trochę odwagi. Wzięła głęboki oddech i wyznała: – Kocham cię, Jett.   

Drgnął zaskoczony i otworzył usta, ale powstrzymała go.   

background image

– Nie, pozwól mi mówić. Wiem, że nie szukasz stałego związku, ale pragnę być z tobą. 

Jak  długo  zechcesz.  Jeśli  chcesz  jechać  do  Santa  Fe,  pojadę  z  tobą.  Pragnę  przeżyć  każdą 
szaloną chwilę u twego boku i niczego nie żałować.   

Długo czekała na odpowiedź. Tak długo, że myślała już, że zrobiła z siebie idiotkę. Serce 

biło  jej  mocno,  nogi  trzęsły  jej  się  z  napięcia.  Wreszcie,  gdy  już  zamierzała  się  poddać  i 
wyjść, usłyszała jego słowa: 

– Więc zgodziłabyś się na kilka szalonych, pełnych zabawy dni i gorących nocy? 
Kiwnęła głową.   
– Na wszystko.   
Uśmiechnął się z niedowierzaniem.   
–  Ale  ja  nie,  kochana.  Chcę  mieć  cię  całą,  na  zawsze.  Oczywiście,  jeśli  wytrzymasz  z 

kulawym kowbojem, który niemiłosiernie fałszuje.   

Podniosła wzrok i wpatrywała się w niego, niepewna, czy dobrze rozumie.   
– Mówisz poważnie? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.   
–  Straszne,  prawda?  –  powiedział  żartobliwie.  –  Wiesz,  właśnie  się  czegoś  nauczyłem. 

Długo bałem się stałego związku, tak jak ty wszelkiego ryzyka. Ale dziś, kiedy zobaczyłem 
Dylana w tym wąwozie, zrozumiałem, co chce powiedzieć moje serce. Nie wiem już, czego 
się  boję,  ale  wiem,  że  dla  ciebie  i  dla  Dylana  jestem  w  stanie  zrobić  wszystko.  Ja  też  cię 
kocham.   

Pochylił się i pocałował ją czule. I nagle cały pokój wypełnił się światłem.   
– Och, Jett... – wyszeptała. – Kocham cię tak bardzo, że już nad tym nie panuję.   
–  To  dobrze  –  odparł  z  uśmiechem.  –  W  takim  razie  wybaczysz  mi,  że  nie  klęknę  na 

jedno kolano. Zdaje się, że tak właśnie powinien to zrobić romantyczny bohater.   

– Zrobić co? – spytała zaskoczona.   
–  To  –  powiedział  krótko  i  znowu  ją  pocałował.  Kiedy  w  końcu  oderwał  od  niej  usta, 

zapytał: – Rebeko Washburn, wyjdziesz za mnie? 

Nie była w stanie dłużej ukrywać ulgi, szczęścia i uniesienia, roześmiała się więc głośno, 

a potem objęła jego twarz dłońmi i pocałowała go namiętnie.   

– Wybacz, że śmieję się w takiej chwili... – zaczęła mówić kilka minut później.   
– To nieważne. Wyjdziesz za mnie? – O tak! 
– Dobrze – uśmiechnął się zadowolony. – Więc teraz mnie pocałuj i spraw, żebym poczuł 

się lepiej.   

I tak właśnie zrobiła.   

background image

EPILOG 

 

Jett  patrzył  na  swoją  pannę  młodą  wchodzącą  do  kaplicy  i  pękał  z  dumy.  Wiele  rzeczy 

robił już w życiu – skakał na bungee, ze spadochronem, wspinał się po górach, ujeżdżał byki, 
ale nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Nic nie mogło się równać z wrażeniem, jakie wywierał na 
nim widok Becky.   

W  długiej  sukni  koloru  szampana,  z  płomiennymi  włosami,  wijącymi  się  po  szyi,  jego 

narzeczona wyglądała jak marzenie, uosobienie wszystkiego, czego pragnął.   

Uśmiechnął  się na myśl,  jak długo walczył, żeby się w niej nie zakochać.  A przecież to 

najwspanialsza rzecz, jaka mu się w życiu trafiła.   

Szła wolno przez kaplicę, aż wreszcie stanęła u jego boku. Otoczył go zapach róż i słodka 

woń jej perfum.   

Nie mógł uwierzyć, ile szczęścia spotkało go w ciągu ostatnich kilku miesięcy.   

Zaangażował  się  w  zarządzanie  ranczem.  Co  dzień  objeżdżał  pastwiska  i,  ku  swemo 

zdumieniu,  polubił  to.  Tak  samo,  jak  lubił  wracać  wieczorem  do  domu,  który  zbudował  dla 

siebie i Becky.   

Jego kolano odzyskało dawną sprawność. Miał najlepszego osobistego trenera, który nie 

miał nad nim litości, ale dzięki temu doprowadził nogę do stanu, który zadziwił wszystkich 
lekarzy.   

Jednak największym prezentem od losu był mały chłopiec chodzący za nim krok w krok. 

Zerknął  w  bok  i  uśmiechnął  się  do  Dylana.  Mały  stał  sztywno  w  nowym  garniturku  i  z 
przejęciem poprawiał krawat.   

Dylan. Jego kolega, jego syn, jego szczęście.   

Słyszał,  że  pastor  coś  mówi,  ale  niewiele  do  niego  docierało.  Dopiero  gdy  spytał,  czy 

chce wziąć Becky za żonę, mógł odpowiedzieć tylko: tak, tak, tak.   

Cały  dom  wypełniony  był  gośćmi  –  rodziną  i  przyjaciółmi,  którzy  nie  wierzyli,  że  taki 

dzień kiedykolwiek nadejdzie.   

Becky uniosła lekko dłoń i kolejny raz z przyjemnością popatrzyła na obrączkę, a potem 

na cudownego kowboja u jej boku. Była żoną Jetta – najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Nadal 
nie mogła w to uwierzyć.   

Poczuła, że Jett splata jej palce ze swoimi.   
– Widzisz, doskonale do siebie pasują. Tak jak my, kochana żono.   
Uśmiechnęła się szczęśliwa i popatrzyła na niego z miłością. Jego wygląd zapierał dech w 

piersiach.  W  czarnym  garniturze,  z  kamizelką  idealnie  dobraną  kolorem  do  jej  sukni  był 
najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała. A kiedy znowu ją pocałował – dziesiąty raz 
w  ciągu  dziesięciu  minut  –  poczuła  dreszcz  pożądania.  Krew  szumiała  jej  w  żyłach,  a 
wszystkie dawne lęki i wątpliwości zbladły wobec miłości Jetta.   

Usłyszeli znaczące chrząknięcie i zobaczyli, że obok stoi uśmiechnięty Colt.   
– Hm, jak będziecie dłużej tak stać, spóźnicie się na samolot – przypomniał.   
– Racja! – zawołał Jett. – Dzięki, stary. Pani Garett, czas na nas.   

background image

Nie zdążyła zrobić kroku, kiedy poczuła, że ktoś ciągnie ją za suknię.   
– Mamo – usłyszała z dołu. – Kiedy jedziecie? Chyba musicie już iść. Ja i Evan mamy 

dużo pracy – oświadczył Dylan poważnie.   

Od kiedy dowiedział się, że przez kilka tygodni będzie mieszkał razem z Evanem i jego 

rodzicami,  najwyraźniej  chciał  jak  najszybciej  wysłać  ich  w  podróż  poślubną.  Jak  dla  niego 
wesele trwało już stanowczo za długo.   

– Już jedziemy, kochanie. Daj buziaka i obiecaj, że będziesz grzeczny.   
Rozstanie z nim wciąż było dla niej trudne, ale powoli się tego uczyła.   

Jett ukucnął obok chłopca i przytulił go mocno.   
–  Nie  rozrabiaj  za  bardzo  u  Kati,  a  obiecuję,  że  w  przyszłym  miesiącu  wszyscy  razem 

pojedziemy w specjalne miejsce dla dzieci.   

–  Hura!  Dziękuję,  tatusiu!  –  Dylan  podskoczył  zadowolony,  a  w  oczach  Jetta  błysnęła 

ojcowska duma.   

– I jak? Gotowa na podróż poślubną? – spytał.   
Nie  miała  pojęcia,  dokąd  jadą.  Jett  nie  chciał  jej  tego  zdradzić,  zapewniał  tylko,  że  na 

pewno  będzie  zadowolona.  Drażniła  się  z  nim  i  próbowała  zgadywać,  gdzie  ją  porywa,  ale 
wszystko obracał w żart.   

– Pospieszmy się – powiedział z udaną powagą. – Zaraz odleci samolot do Meksyku, a 

jeśli mamy zdążyć na to polowanie na rekiny...   

– Co?! 
– Żartowałem tylko – roześmiał się. – Tę przyjemność zostawię na rocznicę ślubu.   
– Na siedemdziesiątą rocznicę ślubu – zaproponowała z niewinną miną.   
– A co powiesz na wspólne nurkowanie na Florydzie? W nocy, we dwoje? 
Jej tętno przyspieszyło. On widocznie myślał o tym samym, bo przycisnął ją do siebie i 

pocałował namiętnie.   

– A może zapomnimy o Florydzie i pojedziemy do najbliższego motelu? – spytała, kiedy 

w końcu oderwali się od siebie. Przebiegła palcami przez jego pierś i dodała: – Ale obiecuję, 
że wynagrodzę ci tę stratę.   

– Trzymam cię za słowo – powiedział z błyskiem w oku. – Więc teraz chodź. – Pociągnął 

ją lekko za rękę. – Nasz powóz czeka.   

Przebiegli przez tłum gości, odbierając jeszcze ostatnie życzenia. Ktoś obsypał ich ryżem 

na szczęście, a kiedy wyszli przed dom, nagle stanęła zaskoczona.   

Na  miejscu,  gdzie  zwykle  parkował  pikap,  stał  wielki  lśniący  motocykl.  Połyskiwał 

chromem, a z tyłu miał przyczepioną wielką tablicę z napisem „Nowożeńcy”.   

– I jak? Co o tym myślisz? – spytał Jett.   
Wyjął z kieszeni dwie pary gogli, założył jej jedne na nos i uniósł pytająco brwi.   
– Myślę, że jesteś szalony – odpowiedziała. – Ale to mi się podoba.   
Zebrała fałdy satynowej sukni i usadowiła się za nim.   

Jednym uderzeniem stopy odpalił silnik Harleya.   
– Trzymaj się, kochanie – zawołał, odwracając się lekko. – Czas na przejażdżkę! 
Jej serce przepełnione było miłością i zaufaniem do tego szaleńca.   

background image

Otoczyła ramionami talię męża i pisnęła z podniecenia.   

Wiedziała,  że  życie  z  Jettem  Garettem  zawsze  będzie  przypominało  jazdę  na  pełnym 

przyspieszeniu.   

A ona nie zamierzała stracić z tego ani minuty.