background image

Grzegorz Kucharczyk: Kulturkampf, czyli 
niemiecka „kultura” na polskiej „dziczy” 

 

 

 

 

 

Wojciech Kossak, Rugi pruskie 

 

– W czasie kulturkampfu doszło do potwornej sytuacji, kiedy to 
chłopi np. w wielkopolskich wsiach nie mogli przez długie miesiące 
pochować swoich bliskich. Powód był prosty: nie było księży! 

background image

Kapłani bowiem wykonywali polecenia swoich biskupów i nie 
respektowali ustawodawstwa Kulturkampfu, co oznaczało usunięcie 
ich z parafii przez władze pruskie. Nie było komu pogrzebać 
rodziców, rodzeństwa i innych bliskich polskich chłopów i dochodziło 
do sytuacji, że trumny zalegały piętrowo w kościołach. Wtedy 
właśnie polski chłop zrozumiał, że to jednak nie polski pan wygnał 
polskiego księdza, tylko polski pan podobnie jak i on nie może 
pochować swoich bliskich – 
mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. 
Grzegorz Kucharczyk, autor książki „Długi kulturkampf. Pruskie i 
niemieckie wojny kulturowe przeciw Polsce w latach 1795-1918”.
 

  

Kiedy rozpoczął się niemiecki Kulturkampf przeciwko Polsce, który 
jest tematem Pana najnowszej książki pt. „Długi kulturkampf. 
Pruskie i niemieckie wojny kulturowe przeciw Polsce w latach 1795-
1918”? Większość źródeł wskazuje na rok 1871. W tytule Pana 
książki mamy z kolei rok 1795. A może wszystko zaczęło się w 1517 
roku w momencie wybuchu reformacji?
 

A skąd się wzięło oświecenie? 

  

Oświecenie raczej jest kojarzone z wiekami XVIII i XIX niż z wiekiem 
XVI...
 

To prawda, ale badając genealogię kulturową widać wyraźnie, że 
oświecenie to nic innego jak kolejna faza rewolucji, która wyrasta z 
ducha protestanckiej reformacji. 

  

Oświeceniowi publicyści, bo na pewno nie możemy ich nazywać 
filozofami, w Prusach nie kryli swojego intelektualnego długu wobec 
protestanckiej reformacji. To był taki ciąg pojęciowy: reformacja 
protestancka–oświecenie–liberalizm. To wszystko są ogniwa tego 
samego łańcucha. 

background image

  

W taki właśnie sposób myślały elity urzędnicze pruskie przybywające 
na ziemie polskie w końcu XVIII wieku i tak potem w połowie XIX 
wieku myśleli tak zwani wykształceni liberałowie debatujący o Polsce 
w okresie wojny ludów. 

  

Książkę, o której mówimy, zaczynam od czasów Fryderyka II zwanego 
przez niemieckich historyków Wielkim. Monarcha ten to bez 
najmniejszych wątpliwości człowiek oświecenia, tak zwany Król 
Filozof, czyli mówiąc wprost Król Ateista, czym zresztą sam się chlubił. 
W związku z tym można powiedzieć, że Kulturkampf to kolejna 
odsłona oświeceniowego projektu, jakim była również np. rewolucja 
francuska, którą zarządzali jakobini – ateiści, którego celem jest 
ułożenie świata na nowo nie według Planu Bożego, tylko według tak 
zwanego „Rozumu”. 

  

Prawda jest taka, że cała cywilizacja Christianitas bardzo doceniała 
rozum bez którego nie byłoby uniwersytetów, wielkiej filozofii, 
odkryć geograficznych etc. Rozum to jednak tylko jedno skrzydło. 
Drugim skrzydłem była wiara. 

  

Projekt oświeceniowy widział więc szybującego ptaka z jednym tylko 
skrzydłem - skrzydłem rozumu. Jak wiadomo natura takich zjawisk nie 
zna, ale tym gorzej dla natury, bo tak głosiła ideologia oświeceniowa, 
która była całkowicie zamknięta na rzeczywistość eschatologiczną, jak 
mówił św. Jan Paweł II. Wymiar ponadnaturalny był jej całkowicie 
obcy. 

  

background image

Z tego ducha oświeceniowego wyrastała kultura Prus z końca XVIII 
wieku. Mam tu na myśli przede wszystkim kulturę elit pruskich, które 
rządziły na ziemiach polskich do Prus wcielonych. Jej przedstawiciele 
uważali, że właśnie do tej kultury czy też za pomocą tej kultury chowu 
oświeceniowego należy asymilować Polaków, czyli należy stworzyć 
amalgamat. 

  

Właśnie to słowo – amalgamat – bardzo często pojawia się w 
raportach urzędników pruskich, którzy przybywali do Wielkopolski, na 
Mazowsze etc. jeszcze przed nadejściem epoki Napoleona. Oni 
uważali, że to jest najlepsze narzędzie – stopienie Polaków i ziem 
polskich z ziemiami pruskimi na płaszczyźnie oświeceniowej kultury. 

  

Ile w samych Niemczech i Prusach trwało to przekształcanie kultury 
chrześcijańskiej w kulturę oświeceniową, ateistyczną czy też kulturę 
rozumu?
 

Umownie przyjmuje się, że początkiem nadejścia idei oświecenia w 
Prusach była pierwsza połowa XVIII wieku, a koniec lokuje się na 
początek XIX wieku, kiedy to rozpoczęła się epoka wielkich reform po 
1806 roku. Potem miały miejsce różne mutacje dotychczasowych 
działań. Dochodził specyficzny pruski, czy też niemiecki liberalizm, 
który największe i najlepsze zabezpieczenie dla wolności i postępu 
widział w silnym i zbiurokratyzowanym państwie. 

  

Dlaczego uznano, że niemiecka kultura jest wyższa, lepsza niż 
kultura polska?
 

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć m.in. w raportach 
urzędników pruskich chowu oświeceniowego przybywających po 
1795 roku na ziemie polskie. Oni wszyscy mają takie oto wrażenie, że 

background image

przyjeżdżają do kulturowej dziczy, do kulturowej pustyni. Żeby to 
jeszcze była pustynia... 

  

Co ma Pan na myśli? 

Że na tej „pustyni” co rusz pruscy urzędnicy spotykają kościoły 
katolickie. Gdyby chociaż były one jeszcze puste, tak jak w 
Niemczech. Ale one są wypełnione po brzegi. 

  

To od początku był problem. Według nich to właśnie Kościół Katolicki 
był największym zagrożeniem dla ich misji cywilizowania tej polskiej 
dziczy. Zarówno w sensie duchowym, bo według nich reprezentujący 
zacofaną religię, jak i w sensie socjologicznym, ponieważ ksiądz, 
zwłaszcza na prowincji, był łącznikiem między polską wsią, a polskim 
dworem. 

  

Rozbicie tej wspólnoty między dworem a polską wsią było 
zasadniczym, strategicznym celem wszystkich pruskich ekip od 
Fryderyka II poprzez reformatorów pruskich, liberałów Bismarcka aż 
do I Wojny Światowej. 

  

Czemu w ogóle okres, o którym rozmawiamy nazwano 
Kulturkampfem? Po co wymyślono specjalne słowo? Nie można było 
mówić o germanizacji?
 

Słowo germanizacja oczywiście funkcjonowało w dyskursie liberalnym 
już przed Wiosną Ludów i to nawet wśród liberałów tak zwanych 
południowoniemieckich. Oni mówili wprost, że najlepszym co może 
spotkać Polaków jest właśnie germanizacja, ponieważ to ona otworzy 
im drogę do nowej, lepszej kultury i w końcu ich zmodernizuje. 

  

background image

Natomiast słowo Kulturkampf robi karierę po Wiośnie Ludów. 
Według najnowszych badań nie wymyślił go Rudolf Virchow tylko po 
raz pierwszy słowo Kulturkampf zostało użyte w Szwajcarii tuż przed 
Wiosną Ludów w momencie ostrego spięcia między kantonami 
katolickimi i protestanckimi. 

  

Wiemy również, że Kulturkampf nie dział się tylko w Prusach, ale w 
całej Europie, na co zwraca Pan uwagę w swojej książce.
 

Musimy oddzielić dwa pojęcia. Pierwsze to ogólnoeuropejskie 
zjawisko, które Pan wywołał, będące w rzeczywistości kampaniami 
laicyzacyjnymi narzucanymi odgórnie. Przetoczyły się one przez całą 
Europę zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku. 

  

Z kolei Kulturkampf, o którym piszę w książce – w nim także mieścił 
się aspekt odgórnej laicyzacji, ale to jest zbiór większy niż tylko 
laicyzacja. Tutaj dochodzimy jeszcze do całego wachlarza 
przedsięwzięć podejmowanych przez rząd pruski od początku, czyli 
od rozbiorów, aby narzucić Polakom inny kod kulturowy, aby ich 
kulturowo ztopić z resztą Prus, a potem Niemiec. 

  

Dlaczego postanowiono to zrobić siłą, a nie np. metodą marszu 
przez instytucje tak jak to dzieje się obecnie?
 

Intelektualne i polityczne elity pruskie uważały, że germanizacja 
Polaków jest wykonalna. To znaczy, że mogą odnieść realny sukces i 
tutaj kluczowe było rozpoznanie, które czynili zarówno liberałowie 
pruscy jak i Bismarck, o konieczności prowadzenia polityki tzw. 
zdrowego egoizmu narodowego. Po raz pierwszy zresztą to pojęcie 
użyli liberałowie w parlamencie frankfurckim w 1848 roku. Bismarck 
je tylko pochwycił. 

background image

  

Ten „zdrowy, narodowy egoizm” miał polegać na tym, że na ziemiach 
polskich miało się dokonać przedsięwzięcie polegające na stworzeniu 
dwóch „narodów polskich”, to znaczy „narodu szlacheckiego”, który 
Prusacy spisują na straty, bo to byli niepoprawni marzyciele myślący 
ciągle o niepodległości. Do tego dołączamy oczywiście jeszcze 
katolickie duchowieństwo. 

  

Natomiast jedyną nadzieją na sukces z pruskiego punktu widzenia, 
czyli trwałe rozbicie polskiej wspólnoty narodowej, miało być 
wytworzenie „narodu włościańskiego”. Jak mówił Bismarck chodziło 
„uczynienia z polskich chłopów lojalnych poddanych króla pruskiego”, 
a ponieważ w sensie socjologicznym znakomita większość 
społeczeństwa polskiego mieszkała na wsi to gra była warta świeczki. 
Zresztą już w 1850 roku rząd pruski wydawał polskojęzyczną 
gadzinówkę pt. „Przyjaciel chłopów”, w której przekonywano, że „król 
Prus jest drugim Kazimierzem Wielkim, królem – chłopów”. 

  

Ale nie lepiej było dać Polakom mieszkającym na wsi trochę 
wolności, trochę swobody, żeby ich przekonać, że niemieckie 
podejście jest lepsze niż polskiej szlachty, aby w ten sposób 
przekonać ich do prusko-niemieckich racji?
 

Problem polegał na tym, że elity pruskie uważały Polaków za „naród 
upadły” (mówiąc językiem współczesnej politologii „failed nation”), 
czyli naród nierokujący szans na samodzielną modernizację. Tego 
dotyczył – mówiąc w największym skrócie – pruski stereotyp 
„polnische Wirtschaft” (polskie gospodarowanie) jako synonimu 
bałaganiarstwa, niechlujstwa i gnuśności. Do tego jeszcze dochodził 
prusko-niemiecki zapał cywilizacyjny. Niemcy w okresie, o którym 
rozmawiamy określali się mianem kulturtregerów. 

background image

  

Tradycje myślenia w tych kategoriach utrzymują się za Odrą do 
dzisiaj. Takie jest tło sytuacji, gdy niemiecki dziennikarz uważa się za 
uprawni onego do wzywania na dywanik urzędującego prezydenta 
Polski, żeby mu „grzecznie” wytłumaczyć, że ten się myli. 

  

W swojej książce zwraca Pan uwagę, że jednym z najważniejszych 
wydarzeń, jakie później zaowocowało ogromną katastrofą w historii 
Rzeczypospolitej, jaką były zabory, a potem Kulturkampf, był 
stosunek ostatnich Jagiellonów do Prus. Dlaczego?
 

Najczęściej mówi się w tej kwestii o tym, że Zygmunt Stary zezwolił na 
Hołd Pruski w 1525 roku, co było błędem, ale o wiele bardziej 
fatalnym błędem było zezwolenie przez Zygmunta Augusta w 1563 
roku na rozszerzenie dziedziczenia w Księstwie Pruskim przez 
Hohenzollernów tak zwanej bocznej linii frankońskiej. 

  

Można powiedzieć, że w tamtym czasie Opatrzność sprzyjała Polsce w 
tym sensie, że Albrecht Hohenzollern, ostatni Wielki Mistrz Zakonu 
Krzyżackiego w Prusach, który przyjął luteranizm miał jednego syna, 
który okazał się umysłowo chory – Albrechta Fryderyka. Z kolei bracia 
Albrechta dopuszczeni do dziedziczenia Traktatem Krakowskim z 
1525 roku do dziedziczenia w Prusach okazali się bezpotomni. Można 
więc powiedzieć, że był to dla Polski dar przygotowany przez 
Opatrzność – nie marudzić, tylko brać.  

  

Zygmunt August zaangażowany w Wojnę Północną o Inflanty w 1563 
roku zezwolił na rozszerzenie dziedziczenia, czyli na de facto złamanie 
Traktatu Krakowskiego o dziedziczenie z linii frankońskiej, którzy w 
efekcie potem w 1618 roku połączyli Berlin z Królewcem. Byli 
elektorami Brandenburgii i książętami pruskimi. 

background image

  

Czytając Pana książkę odniosłem wrażenie, że zasugerował Pan, iż 
interes doraźny, jaki wówczas mieli do ugrania Jagiellonowie w 
przyszłości zaowocował rozbiorami Rzeczypospolitej...
 

To była tylko pierwsza z serii zmarnowanych okazji. Od czasów 
Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta aż do czasów panowania Jana 
III Sobieskiego mieliśmy do czynienia z kolejnymi zmarnowanymi 
okazjami... 

  

Przepraszam, ale muszę w tym miejscu zapytać: dlaczego strona 
polska nie chciała, że tak powiem, ukulturowić Prus, tylko dawała 
im coraz więcej swobody?
 

Ależ ukulturalniała! Najlepszym dowodem jest fakt, że stanowa 
opozycja w Księstwie Pruskim przeciwko tak zwanemu wielkiemu 
elektorowi w drugiej połowie XVII wieku była zapatrzona w ustrojowy 
model Rzeczypospolitej. W sensie etnicznym była to szlachta 
niemiecka oraz niemieckie mieszczaństwo (głównie z Królewca), ale 
zapatrzone we wzorce wolnościowe i ustrojowe Rzeczypospolitej. 
Właśnie w Warszawie szukali oni wsparcia, ale niestety natrafiali na 
indolencję pogłębioną przez działanie brandenburskiej agentury 
wpływu (jurgieltników) w Sejmie Rzeczypospolitej, która skutecznie 
paraliżowała jakiekolwiek próby aktywnej polityki Rzeczypospolitej w 
obszarze Księstwa Pruskiego. 

  

Jeszcze na początku XVIII wieku urzędnicy pruscy alarmowali Berlin, 
że nad Pregołą w Księstwie Pruskim ciągle są sympatie propolskie, to 
znaczy: ustrój Rzeczypospolitej ciągle jest uznawany za bardzo 
atrakcyjny. Także to kulturowe oddziaływanie Rzeczypospolitej było 
bardzo wyraźne, tylko za tym soft power nie szła hard power

                      

background image

Sympatie do Rzeczypospolitej i dzięki temu instrumenty 
oddziaływania Polski, także kulturowe w Księstwie Pruskim były więc 
bardzo duże. Problem polegał na tym, że dwór królewski tolerował 
działania agentury wpływu, jurgieltników brandenburskich w Sejmie, 
co paraliżowało w zarodku jakiekolwiek plany polityczne. 

  

Kim byli hakatyści? 

Hakatyści to inne określenie ludzi wywodzących ze Związku 
Wspierania Niemczyzny na Kresach Wschodnich powołanego do życia 
w 1894 roku. Ci którzy na przełomie XIX i XX wieku uważali, że 
realizują na tym „dzikim pruskim wschodzie”, czyli na ziemiach 
polskich zaboru pruskiego misję cywilizacyjną. 

  

Byli to nie tylko żołnierze, żandarmi, ale również urzędnicy, pastorzy 
ewangeliccy etc. Krótko mówiąc było to wykształcone mieszczaństwo 
niemieckie (Bildungsburgertum) w większości przyznające się do 
liberalizmu, ale uważające, że na ziemiach polskich liberalizm oznacza 
postęp cywilizacyjny, a postęp cywilizacyjny oznacza germanizację, ta 
zaś oznaczała bezwarunkową akceptację dla działań 
scentralizowanego państwa. 

  

Czy właśnie dlatego zestawił Pan hakatystów razem z Krzyżakami? 

Tak. W drugiej połowie XIX wieku i na początku wieku XX, głoszono 
mit, jakoby Zakon Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w 
Jerozolimie, czyli Zakon Krzyżacki był prekursorem niemieckiej pracy 
cywilizacyjnej na wschodzie. Tak pisał najgłośniejszy przedstawiciel 
tzw. oficjalnej pruskiej szkoły historiograficznej Heinrich Treitschke – 
słowianożerca, antysemita, antykatolik, a politycznie – liberał. 

  

background image

To zresztą zabawne. Obserwowałem na przykład jak ten główny 
mentor pruskiej szkoły historiograficznej, wybitny antysemita, 
antykatolik i anty-Polak dokonywał gimnastyki semantycznej nad 
tym, że Zakon Krzyżacki był jednak katolickim zakonem. To jest 
pewna skaza na tym zakonie, jak pisał, ale jednak nie możemy 
zaprzeczyć, że Malbork to jest jednak wyraz cywilizacyjnej obecności 
Niemiec na wschodzie. 

  

Czy można powiedzieć, że kluczowym momentem Kulturkampfu 
było porwanie i uwięzienie prymasa Polski Mieczysława 
Ledóchowskiego?
 

Jeśli mówimy o węższym pojęciu Kulturkampfu, czyli konfrontacji 
państwa pruskiego z Kościołem Katolickim nad Wisłą i Wartą, to z 
pewnością zatrzymanie Prymasa Ledóchowskiego było najbardziej 
spektakularnym ruchem. 

  

Spektakularnym i arcy-symbolicznym. Bismarck pstryka palcami i za 
kilka chwil prymas Polski trafia do lochu... Dlaczego podjęto tę 
decyzję?
 

Prymas Ledóchowski, zresztą jak wszyscy biskupi katoliccy w obrębie 
monarchii Hohenzollernów, wykonał polecenie papieża, 
błogosławionego Piusa IX, który zakazał respektowania 
ustawodawstwa kulturkampfowego nazywając je bezbożnym. 
Bismarcka nie obchodziło, że Kulturkampf jest nielegalny z punktu 
widzenia Prawa Bożego i dlatego nie wolno go respektować i dlatego 
nakazał, aby prymas Ledóchowski „zapłacił” za swoje 
nieposłuszeństwo. 

  

background image

Trzeba pamiętać, że prymas Ledóchowski nie był jedynym. Do 
więzienia trafiły dziesiątki, jeśli nie setki kapłanów, ludzi Kościoła, 
hierarchów etc. 

  

Jak na decyzję o aresztowaniu prymasa zareagował Rzym? 

Stolica Apostolska oprotestowała głośno ten czyn. 

  

Nie było wówczas mowy o jakiejś specjalnej Drodze Synodalnej, żeby 
się jakoś dogadać z władzami, a w razie potrzeby zmodyfikować 
prawo kanoniczne. Ojciec Święty bronił kapłanów, biskupów etc. 

  

Czy można powiedzieć, że właśnie wtedy Polacy ostatecznie 
zrozumieli, że wszystko, co niemieckie jest nam obce?
 

Tak. Powiem więcej: wtedy Prusacy definitywnie przegrali walkę o 
polską duszę. 

  

Propaganda pruska do momentu aresztowania prymasa 
Ledóchowskiego operowała na hasłach, którymi starano się 
przekonać polskich włościan, że panowie polscy to wichrzyciele, 
którzy o nikogo nie dbają, a na pewno nie o chłopów. Na każdym 
kroku powtarzano, że to król pruski przeprowadził uwłaszczenie na 
wsi, a polskim panom tylko jakieś mrzonki w głowie, powstania, które 
właściwie mają na celu opóźnić uwłaszczenie. 

  

Ta propagandowa narracja przegrała z antykatolicką rzeczywistością, 
jaką próbowano zaserwować Polakom. Podam jeden, najlepiej 
obrazujący to przykład: w czasie kulturkampfu doszło do potwornej 
sytuacji, kiedy to chłopi np. w wielkopolskich wsiach nie mogli przez 

background image

długie miesiące pochować swoich bliskich. Powód był prosty: nie było 
księży! Kapłani bowiem wykonywali polecenia swoich biskupów i nie 
respektowali ustawodawstwa Kulturkampfu, co oznaczało usunięcie 
ich z parafii przez władze pruskie. Nie było komu pogrzebać rodziców, 
rodzeństwa i innych bliskich polskich chłopów i dochodziło do 
sytuacji, że trumny zalegały piętrowo w kościołach. Wtedy właśnie 
polski chłop zrozumiał, że to jednak nie polski pan wygnał polskiego 
księdza, tylko polski pan podobnie jak i on nie może pochować 
swoich bliskich. 

  

Podaję ten przykład, ponieważ jest on bardzo odczuwalny właśnie dla 
tak zwanego zwykłego wiernego, który wtedy, w całym zaborze 
pruskim rozpoznał, kto tak naprawdę jest przyjacielem chłopów, a kto 
jest ich wrogiem. 

  

Czy oprócz walki z Kościołem podejmowano również działania 
wobec ludzi polskiej kultury?
 

Przede wszystkim podejmowano działania likwidujące instytucjonalny 
rozwój polskiej kultury. 

  

Zwróćmy uwagę, że zabór pruski w całym długim XIX wieku, czyli od 
III rozbioru Polski do I Wojny Światowej był jedynym zaborem, gdzie 
nie było żadnego uniwersytetu! W zaborze rosyjskim były momenty, 
kiedy nawet funkcjonował polski uniwersytet w Warszawie, już nie 
mówiąc o Galicji, czyli zaborze austriackim, gdzie funkcjonowały dwa 
polskie uniwersytety w Krakowie i Lwowie. 

  

W zaborze pruskim w ogóle nie było uniwersytetów i to nie tylko 
polskich, ale nawet niemieckich. 

background image

  

To jest bardzo ciekawe. Władze pruskie systematycznie odrzucały 
polskie petycje o utworzenie uniwersytetu w Poznaniu, a także nie 
godziły się na utworzenie niemieckiego uniwersytetu dla Niemców 
uważając, że trzeba dążyć do sytuacji, żeby Polacy studiowali w głębi 
Prus (po 1871 roku – w Rzeszy Niemieckiej), gdzie można by ich 
germanizować kulturowo. A gdyby mieli uniwersytet na miejscu, to 
byliby groźni dla Niemców. 

  

W ten sposób pośrednio Niemcy dawali wyraz swojemu przekonaniu 
o sile polskiej kultury. Zresztą spolszczanie się wielu reprezentantów 
niemieckich rodzin w zaborze pruskim pokazywało naocznie, że 
polska kultura jest ciągle atrakcyjna wbrew oficjalnej propagandzie. 

  

Tak samo upośledzano polskie ziemie jeśli chodzi o sieć gimnazjów, 
czyli szkół średnich. Jak wiadomo matura dawała przepustkę do 
uniwersytetu i tutaj na przykład Wielkie Księstwo Poznańskie w 
porównaniu z sąsiednimi prowincjami pruskimi było pokryte o wiele 
mniej gęstą siecią gimnazjów niż np. Brandenburgia czy Śląsk. 

  

Jeszcze jedna sprawa. Proszę zwrócić uwagę, że korpus oficerski 
odbudowywanego po 1918 roku Wojska Polskiego nie zawiera w 
swoim składzie oficerów, którzy służyli w armii pruskiej, bo ich po 
prostu nie było. Prusacy od początku do końca swojego panowania 
nad ziemiami polskimi prowadzili politykę „szklanego sufitu” 
–  zamykali drogę dla Polaków (nawet szlacheckiego pochodzenia) w 
swoich korpusach militarnych, w służbie dyplomatycznej, wszędzie. 
Jedyną przepustką była totalna germanizacja. Nie było możliwości 
bycia Polakiem i robienia kariery w państwie pruskim. A w tym 
samym czasie propaganda głosząca hasło „polnische Wirtschaft” 

background image

przekonywała: „patrzcie, ci Polacy to kompletni nieudacznicy – nie są 
w stanie nic osiągnąć, ani w wojsku, ani w dyplomacji czy 
administracji”. To tak jak Fryderyk II, który przekonywał swoich 
oświeceniowych przyjaciół (a za ich pośrednictwem całą Europę 
zachodnią), że Polscy to z natury anarchiści („nie ma nic łatwiejszego 
jak zerwanie polskiego sejmu” – pisał Hohenzollern), by w tym 
samym czasie pisać alarmujące listy do carycy Katarzyny II, by ta 
sparaliżowała plany „familii” Czartoryskich ograniczenia w Polsce 
liberum veto. 

  

Bóg zapłać za rozmowę. 

Tomasz D. Kolanek 

  

  

Kucharczyk G.; Długi kulturkampf. Pruskie i niemieckie wojny 
kulturowe przeciw Polsce w latach 1795-1918
, Narodowe Centrum 
Kultury 2020 r.