background image

GERARD VAN DEN AARDWEG 

 

 
 
 
 

 

HOMOSEKSUALIZM I NADZIEJA 

 

PSYCHOLOG OPOWIADA O LECZENIU I PRZEMIANIE 

 
 
 

PRZEŁOŻYŁ. 

MAREK SOB1ESZCZAŃSKI 

PRZEDMOWĘ NAPISAŁ- 

PAUL C. V1TZ 

 

 

 

tytuł. ORGINAŁ.U 

homosekuality AND hope 

(A PSYCHOLOG1ST talks ABAUT treatment AND CHANGES) 

PROJEKT OKŁADKI: 

PAWEŁ. SARAMOWICZ 

REDAKCJA TEKSTU l KOREKTA: 

MAGDALENA SWAT 

REDAKCJA TECHNICZNA l OPRACOWANIE GRAFICZNE: 

JAN 21ELIŃSK1 

ISBN 83-911097-0-4 

stowarzyszenie kulturalne 

„fronda" 

UL. REYMONTA 30/61 

01-642 warszawa  

 
 
 

 

background image

PRZEDMOWA 

O żadnym aspekcie współczesnej rewolucji seksualnej nigdy nie mówiono więcej i 
żaden nie przysporzył tyle cierpienia, co homoseksualizm. Byliśmy długo bom- 
bardowani przez obie strony konfliktu: z jednej strony przez ekstremistyczny ruch 
prohomoseksualny ze swoim wołaniem o pełną tolerancję i akceptację zjawiska; 
druga ekstrema (dziś zazwyczaj podziemna) zmierza w kierunku całkowitego 
odrzucenia problemu homoseksualizmu i przejawia niechęć do mierzenia się z nim 
w jakiejkolwiek realnej formie. 

Jednak najważniejszymi problemami związanymi z homoseksualizmem tak  

naprawdę nikt się nie zajął. Chodzi o przyczyny i pochodzenie zjawiska oraz 
kwestie możliwości zmian, tak zachowań, jak i orientacji homoseksualnej. Dziś, po 
wielu latach dość ostrych kontrowersji, wiele wskazuje na to, że w końcu 
zamierzamy zająć się tymi zasadniczymi pytaniami. Jest to częściowo wynikiem 
zmiany atmosfery społecznej wokół problemu. Radykalny ruch homoseksualistów 
z późnych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wyraźnie przystąpił już do 
odwrotu. Niezaangażowana część społeczeństwa zdała sobie sprawę z istnienia 
problemu homoseksualizmu i również zaczęła wycofywać się z postawy 
najwyższej solidarności z ruchem, w dużym stopniu charakterystycznej dla reakcji 
społeczeństwa w przeszłości. U samych homoseksualistów dały o sobie znać 
wątpliwości, głębokie refleksje na temat ich sposobu życia. Kryzys wywołany 
pojawieniem się AIDS wydobył na światło dzienne niektóre konsekwencje 
całkowicie niepohamowanego i wojowniczego, „gejowskiego" stylu życia. Nie 
tylko dla homoseksualistów AIDS jest przyczynkiem do szerszego uświadomienia 
sobie faktu, że sposób życia homoseksualistów, niezależnie od wszelkich 
konsekwencji w sensie medycznym, stal się dla wielu osób bardzo niszczący. 
Krótko mówiąc, sądzę,  że nadszedł czas, kiedy w obrębie kultur amerykańskiej i 
zachodniej możliwa jest racjonalna, krytyczna, a zarazem współczująca refleksja na 
temat homoseksualizmu; wydaje się zatem, że jest to najwłaściwszy moment, aby 
książka  Homoseksualizm i nadzieja Gerarda van den Aardvega została wydana. 
Problem można streścić następująco: z jednej strony mamy wszelkie powody, aby 
współczuć i interesować się homoseksualistami, aby uznać faktyczne 
uwarunkowania ich sytuacji. Nie można ich ignorować, nie można im tak po prostu 
kazać się zmienić. Przyjmujemy więc,  że zjawisko homoseksualizmu to problem 
uzasadniony i istotny. Z drugiej strony, na przestrzeni ostatnich kilku dziesięcioleci 
przeprowadzono wiele badań, dotyczących  źródeł homoseksualizmu. Niektóre z 
nich dostarczają mocnych dowodów na to, że orientację homoseksualną można 
zmienić i że bywały takie przypadki. Wczesne opracowania naukowe, wspierające 
ten pogląd, były kiedyś stosunkowo dobrze znane i akceptowane. Jednak w wyniku 
działań ruchów wojujących homoseksualistów, pogląd ten był w okresie ostatnich 
dziesięciu -piętnastu lat odsuwany na margines i pozostał w psychologii na 

background image

drugorzędnej pozycji. Dr van den Aardweg pokazuje, że te badania wraz z 
nowszymi przesłankami są szalenie istotne i domaga się, byśmy się nimi zajęli. To 
jest, samo w sobie, doniosłe osiągnięcie. Oprócz tego, autor nie tylko uznaje 
homoseksualizm za poważny problem, ale i opisuje sposób zajmowania się nim na 
gruncie psychologicznym. Czyniąc to, dr van den Aardweg przedstawia 
homoseksualizm w nowym kontekscie - kontekście nadziei na zmiany. 
Dlaczego nadzieja miałaby być tak ważna? Przecież wielu  homoseksualistów 
zdaje się domagać pełnej akceptacji ich  sposobu życia, jako równoprawnej 
wrodzonej orientacji. Sądzę,  że fakty przemawiają dobitnie: homoseksualiści to 
ludzie często bardzo nieszczęśliwi z powodu swojego sposobu życia. Niemal 
wszyscy, dowiadując się o swojej orientacji, przeżywają szok i depresję.  Życie 
homoseksualisty rodzi wielkie poczucie winy. Nie chodzi tu o winę w sensie 
neurotycznym (choć jestem przekonany, że o to także), ale prawdziwą winę — 
winę związaną z rozwiązłością seksualną, winę z powodu ciągłych kłamstw o 
trwałym związku w miłości, który tymczasem wali się w ciągu tygodni, niekiedy w 
ciągu dni lub godzin. To wielorakie poczucie winy i utracona ufność w szansę na 
urzeczywistnienie heteroseksualnego modelu życia mają wielki wpływ na wielu 
homoseksualistów. Oferowana nadzieja — to nadzieja na niosące ulgę uwolnienie 
się od tych niezmiernie bolesnych modeli zachowań, myśli i uczuć. Teoretyczna 
osnowa zmian pozwala również na znacznie bardziej racjonalne pojmowanie 
problemu homoseksualizmu i sposobu zmagania się z nim. W ostatnich latach 
dowiedzieliśmy się wiele o dotykających znaczną liczbę ludzi, dokuczliwych i 
trudnych problemach psychicznych. Jesteśmy obecnie świadomi istnienia milionów 
ludzi, którzy cierpią lub cierpieli z powodu alkoholizmu, nałogowego hazardu, 
nadużywania narkotyków, zaburzeń maniakalno-depresyjnych, schizofrenii, 
anoreksji, bulimii, lęków, depresji i fobii. Być może my wszyscy, do pewnego 
stopnia i w pewnym okresie naszego życia, będziemy cierpieć wskutek któregoś z 
tych problemów, tak samo, jak wszystkich nas kiedyś czekają kłopoty ze zdro- 
wiem fizycznym. Co ważniejsze, przyzwyczailiśmy się do myślenia o zdrowieniu z 
patologii psychicznych, tak jak z choroby fizycznej. Wszyscy znamy ludzi, którzy 
radzą sobie ze schorzeniami serca i nadciśnieniem i takich, którzy latami cierpią na 
raka. Wielu spośród nas ma styczność z osobami, które wyleczyły się z 
alkoholizmu lub schorzeń psychicznych, jak na przykład poważna depresja, i są 
silniejsze. A może nawet sami przezwyciężaliśmy podobne problemy. Dr van den 
Aardweg pokazuje, że homoseksualizm jest jedną z możliwych patologii, na które 
wszyscy jesteśmy narażeni. Ma swoje źródła w sposobie naszego wychowania i w 
różnych doświadczeniach naszego późniejszego życia. Możemy go pojmować jako 
patologię i wyleczyć się. Dr van den Aardweg wydobywa homoseksualizm ze 
skrajnie irracjonalnych ram i umieszcza go w kontekście racjonalnym i 
realistycznym. Inaczej mówiąc, homoseksualizm nie jest wyrokiem dożywocia w 

background image

określonym sposobie życia, który zawsze pozostawać będzie w konflikcie z życiem 
heteroseksualnym i z podstawowymi instytucjonalnymi formami w naszym 
społeczeństwie. Homoseksualiści nie są skazani na sposób życia, który 
niesłychanie alienuje, oddziela i ogranicza. Kiedy tylko przyglądamy się 
homoseksualizmowi i zaczynamy go pojmować jako zjawisko podobne do 
wszelkich innych problemów psychicznych, z których można się wyleczyć, nasza 
percepcja zmienia się w dwojaki sposób. Homoseksualistom daje się nadzieję na 
zmianę, a równocześnie pojawia się rodzaj akceptacji homoseksualistów jako 
części normalnej społeczności ludzkiej, narażonych na patologie, jak wszyscy 
pozostali. Potwierdza się to szczególnie wtedy, kiedy patrzymy na homoseksualizm 
jak na schorzenie, z którego można się wyleczyć i w trakcie procesu terapii, z 
pomocą Bożą, stać się silniejszym człowiekiem, który z sukcesem podjął 
wyzwanie. To właśnie należy podkreślać. Wiem o istnieniu w Nowym Jorku grupy 
homoseksualistów pod nazwą „Courage" /Odwaga/. Członkowie tej grupy usilnie 
starają się  żyć po chrześcijańsku, zwłaszcza pod względem czystości seksualnej. 
Nazwa grupy jest trafna, bo trzeba prawdziwej odwagi, aby naprawdę starać się żyć 
w ten sposób. W trakcie procesu budowania chrześcijańskiej odpowiedzi na swoją 
orientację homoseksualną, mężczyźni ci stają się również wzorcami siły i odwagi 
dla wielu innych, włącznie z heteroseksualistami. W rzeczywistości bowiem, wielu 
heteroseksualistów również cierpi z powodu szczególnego sposobu życia, 
zwłaszcza  że różne modele zachowań seksualnych, często spotykane wśród 
heteroseksualistów, są obecnie przez wielu psychologów uznawane za nałogi, jak 
na przykład rozwiązłość seksualna, nałogowa masturbacja i fetyszyzm seksualny. 
Homoseksualiści, którzy potrafią wyzwolić się z więzów swojego schorzenia, dla 
wielu innych staną się wzorem siły i spełnionych nadziei. W swojej pracy, van den 
Aardweg koncentruje się na centralnym doświadczeniu w psychice 
homoseksualisty, jakim jest rozczulanie (litowanie) się nad sobą samym. Ważne, 
by zauważyć,  że neurotyczne konsekwencje rozczulania się nad sobą w żadnym 
wypadku nie ograniczają się do homoseksualizmu. Rozczulanie się nad sobą jest 
dolegliwością, która paraliżuje wiele typów ludzkich. Jednym z zasadniczych 
dokonań van den Aardwegajest opis siły napędowej tego zjawiska i pewne 
procedury psychoterapeutyczne, za pomocą których można je ograniczyć. W tym 
aspekcie jego praca jest cenna dla ludzi zainteresowanych sposobem, w jaki 
rozczulanie się nad sobą wpływa również na życie heteroseksualistów. 
Wykorzystanie przez dra van den Aardwega humoru, jako formy terapii w leczeniu 
neurotycznego rozczulania się nad sobą, ma zastosowanie w odniesieniu do wielu 
różnych typów ludzkich. Ktokolwiek cierpi z powodu tego problemu, jest 
kandydatem do leczenia humorem. Sądzę, że w rzeczywistości humor jest bardzo 
użytecznym narzędziem w psychoterapii, które zasługuje na to, by psychologowie 
poświęcali mu znacznie więcej uwagi, niż miało to miejsce dotychczas. 

background image

Praca dra van den Aardwega dotyka ostatecznego, głównego pola zainteresowań 
psychologii — wychowania dzieci, a w szczególności relacji między 
wychowaniem dziecka a rozwojem moralnym i etycznym. Oczywiście, zaniedbanie 
wytworzenia normalnej świadomości płci ma konsekwencje moralne i etyczne. Dr 
van den Aardweg bardzo dogłębnie i zwięźle opisuje zespół postaw i wartości, 
towarzyszący niewytworżeniu orientacji homoseksualnej u dziecka. Jego 
interpretacja rozwoju orientacji homoseksualnej daje spojrzenie na psychologię 
rozwoju osobowości, a szczególnie na charakter dziecka pod względem moralnym i 
etycznym. Namawiam czytelników, zainteresowanych tym aspektem rozwoju 
dziecka, do zwrócenia szczególnej uwagi na dowody przytaczane przez autora oraz 
na tezę. Wreszcie, podejście dra van den Aardwegajest szczególnie znaczące dla 
społeczności chrześcijańskiej. W swojej interpretacji homoseksualizmu i 
stosowanych metodach klinicznych me stosuje on żadnych czysto chrześcijańskich 
koncepcji ani teorii. Tym niemniej, jego książka stanowi znaczący wkład do 
chrześcijańskiej odpowiedzi na homoseksualizm. Chrześcijański pastor, który miał 
powody, by uważać, że postawy homoseksualnej nie można zmienić, stawał wobec 
bardzo poważnego dylematu moralnego. Potrafił bowiem zaakceptować osobę, ale 
skoro nie można było zmienić jej orientacji seksualnej, musiał również akceptować 
zachowania homoseksualne. Aby to uczynić — pamiętając, że judaizm, którego tak 
żarliwym przedstawicielem był Jezus, jednoznacznie potępiał homoseksualizm — 
należało w tym przypadku odrzucić  święte pisma i tradycję Kościoła, nie tylko z 
ostatnich 2000 lat chrześcijaństwa, ale również z poprzednich 3000 lat historii 
Żydów. Druga możliwość — odrzucenie homoseksualisty, stwierdzenie, że to, co 
robi, jest złe, a jednocześnie niezaoferowanie żadnej pomocy — wydawała się pod 
pewnymi względami równie nie do przyjęcia. Obydwa wyjścia zdawały się 
niechrześcijańskie i można by sądzić, że żadnej innej ewentualności nie ma. 
Wszyscy znamy słynną historię o Jezusie i cudzołożnicy, w której Jezus odmówił 
potępienia grzesznej kobiety i znalazł  mądry sposób na odprawienie tych, którzy 
potępić ją chcieli. Ale gdy zostali sami, Jezus powiedział jednoznacznie: „Idź 
i nie grzesz więcej". W niniejszej książce, a także w najnowszych pracach innych 
psychologów, zarówno chrześcijańskich, jak i świeckich, którzy próbują zmierzyć 
się z problemem homoseksualizmu, można znaleźć konkretne wskazówki. Tak oni, 
jak i dr van den Aardweg, udzielają istotnych porad, w jaki sposób można pomóc 
grzesznikowi, który naprawdę chce „iść i więcej nie grzeszyć". 
Paul C. Vłtz 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 
 
WSPÓŁCZESNE POSTAWY SPOŁECZNE 
WOBECHOMOSEKSUALIZMU 
 
Słyszymy dziś zewsząd, że odczucia o orientacji homoseksualnej to rzecz normalna 
i jest to jedynie kwestia preferencji i upodobań. W ślad za tym następuje wołanie o 
społeczną akceptację. Mówi się,  że zachowania i związki homoseksualne są 
równoprawne z heteroseksualnymi. W konsekwencji pojawiają się liczne żądania, 
między innymi prawnego uznania związków homoseksualnych za równoważne z 
małżeństwem i większego „oświecenia" społeczeństwa z podkreśleniem 
normalności homoseksualizmu. Mówi się,  że jedyny problem, związany z 
istnieniem homoseksualizmu, ma charakter społeczny; należy więc spowodować, 
by społeczeństwo zaakceptowało istniejący stan rzeczy  i przywróciło naturalne 
prawa długo pomijanej mniejszości. Niektórzy posuwają się jeszcze dalej, 
przekonując do przyjęcia koncepcji, że każdy dorosły człowiek jest z natury 
częściowo homoseksualistą i dlatego powinno się zmodyfikować wychowanie 
dzieci w kierunku bardziej przyjaznym orientacji homoseksualnej, na przykład 
poprzez identyczne traktowanie chłopców i dziewcząt. Pod tym względem, tak 
zwany ruch wyzwolenia homoseksualistów idzie ramię w ramię z ruchem 
feministycznym. Obydwa ruchy zgadzają się co do potrzeby całkowitej zmiany w 
funkcjach mężczyzny i kobiety oraz w ich wzajemnych relacjach. Hasłem stało się 
nawoływanie do uwolnienia się od „nakazanych" ról. Określenie „nakazanych" 
sugeruje,  że dotychczas byliśmy zmuszani pod presją naszej kultury do 
wyznawania tradycyjnych form męskości i kobiecości, do przyjmowania 
arbitralnych, narzuconych sposobów odnoszenia się do płci przeciwnej i do 
przyjęcia małżeństwa jako jedynego wyobrażalnego rodzaju związku seksualnego. 
A przecież, zgodnie z używanymi argumentami, natura seksualna jest o wiele 
bogatsza, miewa różne odmiany i nowoczesna nauka wykazała istnienie całkiem 
odmiennych, choć równie naturalnych typów seksualności, miłości seksualnej 
i związków seksualnych. A więc pozwólmy im istnieć, uwolnijmy się od 
przestarzałych uprzedzeń! Kogoś, kto nie jest w stanie uznać homoseksualizmu za 
zjawisko normalne, oskarża się o dyskryminację w stosunku do ludzi obdarzonych 
w inny sposób, ludzi odmiennych ze względu na ich „wrodzone" cechy. Być może, 
ktoś taki dopuszcza się dyskryminacji, bo sam tłumi homoseksualny komponent 
swojego własnego  życia emocjonalnego lub, co gorsza, cierpi na homofobię — 
patologiczny lęk przed homoseksualizmem. Takie koncepcje, bezustannie 
wspierane przez radio i telewizję, publikacje w gazetach i magazynach, 
rozpowszechniane zarówno przez organizacje popierające reformy w kwestiach 
dotyczących płci, jak i przez cieszące się ustaloną reputacją instytucje do spraw 

background image

zdrowia psychicznego, pozostawiają niewiele miejsca na inne opinie. Wpajanie 
młodzieży w szkołach średnich i wyższych, że homoseksualizm to rzecz normalna, 
jest niemal na porządku dziennym; nauczyciel wyrażający inne poglądy mógłby 
spotkać się z oburzeniem ze strony społeczeństwa. Autorzy podręczników i arty- 
kułów w magazynach specjalistycznych, między innymi z dziedziny medycyny i 
psychologii, zwykle prezentują takie właśnie nastawienie. Jeśli opinie na temat 
homoseksualizmu, niezgodne z doktryną ruchu wyzwolenia homoseksualistów, 
zostają ujawnione opinii publicznej, są one komentowane w sposób protekcjonalny, 
z ledwie skrywaną ironią. Nic dziwnego, że w naszych oficjalnych instytucjach 
naukowych brak optymalnego klimatu do dalszych bezstronnych badań nad 
przyczynami tego zaburzenia, nie mówiąc o badaniach nad możliwościami 
leczenia. Ze strachu przed krytyką, większość wydawców waha się przed 
wydaniem publikacji, które nie współbrzmią z dobrze znaną śpiewką. 
Jednym z niewielu, którzy skrytykowali ów swoisty brak wolności spowodowany 
tym klimatem społecznym, jest A.D. de Groot, holenderski profesor psychologii 
osobowości. Przy okazji dyskusji na temat teorii, według której homoseksualiści są 
bardziej neurotyczni niż heteroseksualiści, napisał: Najpotężniejszym Kościołem 
naszych czasów, wśród intelektualistów i półintelektualistów, jest społeczność 
wyznawców opinii powszechnych i, w myśl modnych koncepcji, uważanych za 
postępowe — każdego, kto ośmieli się zaproponować teorię różnic między 
grupami ludzi, oskarżają oni o grzech «dyskryminacji». Propaganda akceptacji 
homoseksualizmu ma swoje główne  źródła w kręgach wojujących 
homoseksualistów. Daje się im sposobność do wypowiedzi, kiedy tylko w 
programie mediów pojawi się  wątek związany z homoseksualizmem, lub kiedy 
ukaże się artykuł, książka, albo powstanie film na ten temat. Są oni uważani za 
najlepszych ekspertów w kwestii swojego własnego uwarunkowania 
emocjonalnego. Jednak, przy bliższym badaniu problemu, bardziej uzasadnione 
okazuje się, zgodne ze starą zasadą przypuszczenie, iż ludzie ci naprawdę „nie 
mogą być dobrymi sędziami w swej własnej sprawie". 
 

HOMOFILIA

 

 JAKO ZABURZENIE EMOCJONALNE 

 

Każdy  mówi,  że to normalne". Często słyszę taki protest, głównie z ust młodych 
ludzi dotkniętych tym problemem. W następnym rozdziale wyjaśnię, dlaczego 
określenie „każdy" jest obarczone znacznym błędem. Rzeczywiście, ludzie o 
orientacji homoseksualnej są często informowani o swej normalności przez 
lekarzy, psychologów, a nawet duchownych, wraz z dodatkowym komentarzem: 
„Dlaczego miałbyś się tym martwić? Zaakceptuj fakt, że jesteś taki, znajdź sobie 
przyjaciela, wstąp do klubu gejów. Nic nie możesz w tej sprawie zrobić". Jednak 
ich opinie są nieuzasadnione i stanowią jedynie wyraz modnego sposobu myślenia. 

background image

Zaproponujmy zatem podejście alternatywne. Na początek wykażę,  że 
homoseksualizm jest zaburzeniem emocjonalnym rozwijającym się w dzieciństwie 
i okresie dojrzewania. Pokażę następnie, że w wielu przypadkach, pod warunkiem 
cierpliwości, poświęcenia i dobrej woli, ludzie o takich skłonnościach mogą 
dokonać w sobie głębokich zmian na lepsze. Niełatwo jest działać w sposób 
odpowiedni. Wojujący homoseksualiści z reguły unikają otwartej dyskusji; chcą 
jedynie słyszeć, że racja jest po ich stronie. Są głusi na logiczne argumenty i fakty. 
Atakują, dramatyzują swoje położenie i, oczywiście, robią to z dużym sukcesem. 
Ta szczególna wojowniczość zmusza nas do stanowczych reakcji na ich 
stwierdzenia. Być może, powinniśmy raczej zwrócić uwagę na mniej hałaśliwą i 
często zapomnianą grupę homoseksualistów o dobrych intencjach. Martwią się oni 
swoim kłopotliwym położeniem i jego konsekwencjami, takimi jak izolacja od 
społeczeństwa, pozostawanie w stanie wolnym i samotność. Są często 
nieszczęśliwi, a nawet zrozpaczeni; mają poczucie niższości. Powinniśmy raczej 
zwrócić uwagę na tych, którzy żyją jako homoseksualiści, ale nie daje im to 

spokoju, lub którzy czują się skazani na ciągłe powtarzanie: „Nigdy nie będę 
normalny". Nie sądźmy,  że jest to mała grupa. Gdy ktoś w prywatnej rozmowie 
zapyta o to wprost, okazuje się,  że większość osób o tej orientacji jest z niej 
niezadowolona i pragnęłaby jakichś zmian — „gdyby tylko było to możliwe". 
Oczywiście, wiele osób z tej kategorii opiera się uznawaniu swoich uczuć za 
neurotyczne lub podejmowaniu faktycznych prób zmiany sytuacji. Musimy jednak 
przyznać,  że ich wahania są przynajmniej częściowo wzmocnione przez 
powszechne postawy społeczne. W każdym razie tak oni, jak i w jeszcze większym 
stopniu ci, którzy starają się utrzymać dystans do swoich odczuć homoseksualnych, 
potrzebują zrozumienia realistycznego, nie zaś zrozumienia zabarwionego 
nadopiekuńczością lub sentymentalizmem. Potrzebują zachęty, 
ale również racjonalnego wglądu w samych siebie. Zatem dalsze rozważania są w 
szczególny sposób skierowane do nich samych, do ich współmałżonków, jeśli są 
oni homoseksualistami, a zawarli związek małżeński i do ich rodziców, którzy (o 
ile propaganda „wyzwolenia gejów" nie zmąciła im spojrzenia) ubolewają nad 
kierunkiem, w jakim potoczyło się  życie ich dzieci. Ponadto, z rozważań tych 
skorzystają tak- że i ci, którzy w swej pracy lub życiu prywatnym zetknęli się 
z problemami swoich kolegów lub przyjaciół o orientacji homoseksualnej. 

 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 
 
KIEDY CZŁOWIEK JEST HOMOSEKSUALISTĄ? 

 
Stwierdzenia: „On jest homoseksualistą", czy też: „Ona jest lesbijką", sugerują, że 
dana osoba należy do innej, niż heteroseksualna, odmiany w obrębie gatunku 
ludzkiego. Homoseksualizm został ochrzczony „odmianą", „preferencjami", 
„wrodzonym uwarunkowaniem". Te terminy sugerują, że człowiek się z tym rodzi. 
Jest to jednak błędne przekonanie. Wiedza, którą dysponujemy, mówi, że ludzie 
o skłonnościach homoseksualnych rodzą się tak samo wyposażeni pod względem 
fizycznym i psychicznym, jak wszyscy inni. Fakt, że na przykład pewien odsetek 
mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych zaskakuje swoim niemęskim, a nawet 
zniewieściałym zachowaniem i zainteresowaniami; nie stanowi to jednak dowodu 
na istnienie od urodzenia „odmiennej" natury; jest to wynikiem sposobu 
wychowania lub nabytego sposobu widzenia własnej osoby, wyuczonego 
wizerunku siebie. „Męski" typ kobiety o tendencjach lesbijskich nie jest produktem 
naturalnych skłonności, ale przyzwyczajenia i szczególnego kompleksu niższości. 
Z drugiej strony istnieją wyraźnie „kobiece", „żeńskie" typy lesbijek, które na 
pierwszy rzut oka niewielu ludzi podejrzewałoby o takie właśnie skłonności. 
Używając stów „kompleks niższości" wybiegłem daleko poza tok mojego 
wyjaśnienia. Będę dowodził,  że skłonności homoseksualne wynikają ze 
szczególnego typu kompleksu niższości. Tak więc dana osoba według cech 
wrodzonych nie jest homoseksualistą, ale heteroseksualistą. Jest to niezależne od 

świadomych odczuć. Mężczyzna czy kobieta może nie przejawiać lub przejawiać 
bardzo słabe skłonności homoseksualne, ale w istocie pozostawać 
heteroseksualistą. Zatem ściśle rzecz biorąc, „homoseksualiści" czy „homofile"* 
wśród ludzi nie istnieją, tak jak nie istnieją w świecie zwierząt. Mamy jedynie 
osoby o skłonnościach homoseksualnych. Będę więc unikał określenia 
„homoseksualista", zastępując je niezgrabnym może terminem „osoba o 
skłonnościach homoseksualnych". odczucia O CHARAKTERZE 
HOMOSEKSUALNYM Odczucia o charakterze homoseksualnym można 
zdefiniować jako wszelkie odczuwanie zakochania lub pociągu erotycznego do 
osoby tej samej płci.  Łączy się to z osłabionym zainteresowaniem erotycznym 
płcią przeciwną lub jego całkowitym brakiem. Tu jednak musimy zastrzec: od- 

czucia o charakterze homoseksualnym występujące w młodości (w okresie  
dojrzewania płciowego) do wieku około siedemnastu lat, są zwykle przejściowe i  
muszą być widziane jako stadium rozwoju psychoseksualnego. Znikają bez śladu 
wtedy, gdy w następnej fazie, obudzą się odczucia heteroseksualne. Opiszę  
dojrzewanie płciowe i okres poprzedzający, jako najważniejsze okresy pod  
względem wchodzenia w „prawdziwy" homoseksualizm, który może pozostać na 

background image

całe  życie. Ponadto, powinniśmy pamiętać,  że za określeniem „homoseksualizm" 
kryje się rozmaitość form i typów. Są na przykład mężczyźni, których pobudza 
seksualnie dosłownie każdy spotkany mężczyzna, inni zaś interesują się wyłącznie 
szczególnymi typami mężczyzn. U jednych odczucia homoseksualne na dobre 
zakorzeniły się w wyobraźni, niczym obsesja, podczas gdy u innych zdaje się to 
przychodzić falami. Niektórzy są nastawieni wyłącznie na partnerów w zbliżonym 
wieku, inni na starszych, jeszcze inni na młodych, nastoletnich, lub na dzieci 
(homoseksualiści pedofile). U niektórych występują różnice w preferencjach, jeśli 
chodzi o pewne typy partnerów. Są też różnice w rolach, jakie odgrywają w swoim 
związku z partnerem, niektórzy grają zazwyczaj rolę aktywną, inni pasywną, wielu 
zaś — większość — nie ma ustalonych ról. W świadomości niektórych osób o 
orientacji homoseksualnej mogą się czasem pojawiać odczucia o wyraźnie 
heteroseksualnym charakterze, ale o nieco obniżonej intensywności. Osoby takie 
nazywa się biseksualistami. Z drugiej strony, u niektórych impulsy heteroseksualne 
mogą pojawiać się sporadycznie lub prawie wcale. Są to tak zwani wyłączni 
homoseksualiści.
 (Mówię „prawie wcale", ponieważ Freud słusznie stwierdził,  że 
uważna analiza fantazji i snów w całym okresie życia osoby o silnych 
skłonnościach homoseksualnych zawsze wykrywa ślady normalnego, głęboko 
ukrytego usposobienia heteroseksualnego). I jeszcze jedna, charakterystyczna 
kwestia. Niektórzy przejawiają pragnienie znalezienia partnera do trwałego 
związku, inni nie mogą nawet o tym marzyć. Ludzie ci natrafiają na przepaść 
pomiędzy pragnieniem, a jego realizacją. Naprawdę trwały i wierny związek zdarza 
się niezmiernie rzadko, jeśli w ogóle się zdarza. Pewne badanie wykazało na 
przykład,  że ponad siedemdziesiąt procent spośród siedemdziesięciu mężczyzn i 
kobiet o skłonnościach homoseksualnych, którzy twierdzili, że zaakceptowali 
swoje skłonności jako normalne i wiedli życie w homoseksualizmie, marzyło o 
trwałym związku; jednak według ich własnych wyznań, zaledwie czterech 
mężczyzn i sześć kobiet w tej grupie miało tylko jednego partnera w okresie 
poprzednich dwóch lat.1
 Bez względu na to, w jakim kraju i w jakiej grupie osób o 
skłonnościach homoseksualnych przeprowadza się podobne badania, wyniki są 
niezmiennie takie same. Można jednak wyróżnić tych, którzy szukają 
przejściowych kontaktów (typy „łowców przygód") i tych, których związek z 
jednym partnerem trwa przez dłuższy okres czasu, nawet jeśli faktycznie nie jest on 
tak długi. 
 
ZAKRES WYSTĘPOWANIA 

 

Nikt inny, tylko wojujący homoseksualiści przynieśli światu slogan, według  
którego „jedna osoba na dwadzieścia" jest homoseksualistą. Ale to czysta  
propaganda. Niektórym wydaje się, że duża częstotliwość występowania 

background image

w populacji czyni schorzenie bardziej normalnym, choć oczywiście brak tu  
logiki. Sam fakt, że znaczna część populacji cierpi na pewien rodzaj reumatyzmu,  
nie oznacza, że reumatyzm przestał być chorobą. Gdyby przytaczane liczby  
uznać za prawdziwe, dziesiątki milionów Amerykanów byłoby  
homoseksualistami. Badania nie potwierdzają takich liczb. Kilka rzetelnych  
badań przeprowadzonych w wybranych grupach wykazuje, że jest to najwyżej  
dwa - trzy procent populacji. Jedna z analiz wymienia nawet wartość nie  
sięgającą jednego procenta. Poza tym, należy również zwrócić uwagę, 

ze według wszelkiego prawdopodobieństwa, skłonności homoseksualne przejawia 
mniej kobiet niż  mężczyzn (a większość oszacowań to uogólnienia na podstawie 
próbek męskiej części społeczeństwa), od trzydziestu do czterdziestu procent osób 
o orientacji homoseksualnej to biseksualiści, a zatem można by ich również 
wliczyć do niehomoseksualnej części społeczeństwa, dzieci i młodzież powinno się 
wyłączyć z ogólnej liczby homoseksualistów w populacji, ponieważ ich rozwój 
płciowy nie zakończył się. W ten sposób dochodzimy do jeszcze niższych wartości 
procentowych i liczb*. Wydaje się,  że homoseksualizm w ostatnich latach 
gwałtownie się rozszerzył. Wątpię w tę drastyczną eskalację. Być może, jedynie 
wzrosła liczba tych, którzy faktycznie manifestują swoje skłonności 
homoseksualne w zachowaniu. Nadmierna uwaga poświęcana temu zagadnieniu 
(rzadko bowiem, przeglądając popularną gazetę, nie natrafia się na komentarze 
dotyczące homoseksualistów i ich problemów) niewątpliwie ma swój udział w 
wytwarzaniu aury wszechobecności homoseksualizmu. Na potęgowaniu takiego 
wrażenia zależy właśnie orędownikom normalności „gejów". Wspieranie 
homoseksualizmu stało się charakterystyczną cechą postępowej wizji 
społeczeństwa 
 

* Najnowsze, rozszerzone i bardziej wiarygodne statystyki podają, że wskaźnik 

ten wynosi jeden procent dla Stanów Zjednoczonych, dla Wielkiej Brytanii zaś 
okoto 
1,5 proc. — por.: ALAN GUTTMACHER INSTITUTE, The Sexual Behamor 
ofMen 
in the U.S., m
 «Family Planning Perspectives», 25 (1933), str. 52-62; 
WELLINGS K., 
et al. Sexual Bdumwr in Brilain, Penguin, Hardmonsworth 1994 (przyp. wyd.). 

 
 
 

 
 

background image

SAMOOKREŚLENIE 
 

Młode osoby, które dostrzegają u siebie zainteresowania homoseksualne, 
przeżywają często trudne chwile. Czują się wyobcowane z grona swoich 
rówieśników, gdyż nie są w stanie dzielić ich zainteresowań  płcią przeciwną, a 
jednocześnie chciałyby zachowywać się, jak gdyby było inaczej. Kiedy poruszany 
jest temat homoseksualizmu, ludzie ci mogą czuć się zawstydzeni, pragnęliby się 
ukryć, żeby inni nie kojarzyli ich z tematem. Cierpią w skrytości, być może starają 
się zanegować lub zbagatelizować swoje odczucia, nawet wobec samych siebie. 
Jednak w wieku około osiemnastu lat przychodzi moment, kiedy młoda osoba musi 
stanąć w obliczu problemu. Wówczas może ostatecznie wyciągnąć wniosek: 

„Jestem homoseksualistą". 

Może to przynieść wielką ulgę. Duże napięcie spada, ale trzeba zapłacić cenę. 
Młodzi ludzie rzadko kiedy zdają sobie sprawę, że poprzez takie „samookreślenie" 
przypięli sobie prawdopodobnie etykietę, zgodzili się na status drugiej klasy, w 
istocie — status wygnańca. Niektórzy mogą przybrać postawę dumną, nawet 
wyniosłą w stosunku do zwykłych ludzi, ale pomimo demonstracji pełnego 
zadowolenia ze swojej „orientacji", w głębi są  świadomi,  że ich „odmienność" 
stanowi niższą formę seksualności. Może pocieszać przynależność do dobrze 
opisywanej mniejszości i komfort przebywania z ludźmi o podobnej orientacji, z 
dala od kłopotliwej potrzeby nadążania za heteroseksualnym światem. Jednak ceną 
za to jest ten przygnębiający fatalizm, ukryty w nowo nabytej tożsamości: „Po 
prostu taki jestem". Młody człowiek nie myśli: „To prawda, że miewam czasem lub 
mam stale skłonności homoseksualne, ale, w gruncie rzeczy, na pewno urodziłem 
się takim jak wszyscy inni". Nie, człowiek ten czuje, że jest odmiennym, gorszym 
stworzeniem, nad którym ciąży fatum, jawi się samemu sobie jako postać 
tragiczna. Ta etykieta postaci tragicznej łączy się z pojawiającym się wcześniej 
poczuciem niższości,  ściśle rzecz biorąc, samopoczuciem żałosnego outsidera. 
Piętno,  że „Do niczego nie pasuję", zostało wyraźnie odciśnięte na sposobie 
myślenia wskutek samookreślenia „Jestem homoseksualistą" — wrócimy do 
tego później. Poczucie braku przynależności, niebycia częścią grupy, a w 
konsekwencji traktowanie innych z dużą wewnętrzną rezerwą i pozostawanie na 
uboczu, jest typowe dla większości ludzi dotkniętych tym problemem. Czy nie jest 
to raczej efektem społecznej dyskryminacji? Nie. To prawda, że ludzie o orientacji 
homoseksualnej nie są przez innych uważani za normalnych, ale główna przyczyna 
poczucia tragicznej odmienności leży w nich samych. Ludzie ci zachowują to 
poczucie także i wtedy, kiedy żyją w otoczeniu, które ich akceptuje. Jest to objaw 
ich nerwicy. Ponieważ wielu dziś uważa,  że po prostu można urodzić się z 
preferencjami homoseksualnymi i należy ten fakt zaakceptować, swoisty przymus 
przypięcia sobie etykiety fatalistycznej jest bardziej, niż kiedykolwiek, potęgowany 

background image

przez  świat otaczający młodego człowieka. Często młodzi, którzy relacjonują 
swoje, prawdopodobnie jeszcze nie ukształtowane, odczucia i fantazje 
homoerotyczne, zostają poinformowani przez „ekspertów", że 

 

homoseksualistami. To może być szokujące i załamujące, bez względu na żywione 
nadzieje. W stosunku do ludzi, którzy odkrywają swoje sekrety, proponowałbym 
następującą reakcję: „Możesz faktycznie czuć zainteresowanie tą samą płcią, ale to 
wciąż jeszcze kwestia niedojrzałości. Nie jesteś taki z natury. Twoja natura 
heteroseksualna na razie się nie obudziła. To, o czym mamy podyskutować, to 
problem osobowości, twój kompleks niższości". Napięcie seksualne bywa dość 
intensywne, co może  łatwo przekonać  młodego człowieka,  że związek 
homoseksualny rozwiąże wszystkie problemy, włącznie z samotnością. Jednak 
prędzej czy później, człowiek taki zda sobie sprawę,  że wybrał całkiem 
nieuporządkowany, w rzeczywistości neurotyczny sposób życia. Jego stan 
wewnętrzny będzie pod wieloma względami zbliżony do stanu nałogu. Media 
przedstawiają  życie homoseksualistów w sposób subiektywny i w różowych 
barwach. Być może jest to zrozumiałe w aspekcie propagandy, ale jeśli przez wiele 
lat posłucha się historii o życiu aktywnych homoseksualistów, staje się jasne, że w 
tym sposobie egzystencji nie można znaleźć szczęścia. Brak ustabilizowania w 
kontaktach, samotność, zazdrość, neurotyczne depresje i stosunkowo dużo 
samobójstw (żeby nie wspomnieć o chorobach wenerycznych i innych 
schorzeniach fizycznych) — oto druga strona medalu, pomijana w mediach. 
Znamienną ilustracją może być do pewnego stopnia przypadek znanego 
niemieckiego seksuologa, który często publicznie wychwalał trwały, wierny 
związek homoseksualny, ale położył kres swemu życiu w następstwie przerwanej 
przyjaźni, ostatniej spośród wielu. Jego tragiczna śmierć pozostała prawie 
niezauważona przez prasę; u niektórych mogłoby to wzbudzić niepożądane 
wątpliwości. W. Aaron, były homoseksualista, podsumowuje swoje liczne 
obserwacje zachowań homoseksualnych, mówiąc: „Pomimo wrażenia 
zewnętrznego kończy się to rozpaczą".Amerykański dziennikarz, Doris Hanson, 
przeprowadził  wywiady z ludźmi  żyjącymi jako homoseksualiści. Pewien 
człowiek, który sprawia wrażenie «nałogowca» mówi: „To ciężkie  życie i nie 
życzyłbym go najgorszemu wrogowi". Przez lata żyłem z kolejnymi przyjaciółmi; 
uważałem, że niektórych z nich kocham. I oni przysięgali, że mnie kochają. Ale 
związki homoseksualne zaczynają się i kończą na seksie. Poza tym pozostaje 
już bardzo niewiele. Po pierwszym namiętnym romansie seks zdarza się coraz 
rzadziej. Partnerzy stają się nerwowi. Pragną nowych emocji, nowych 
doświadczeń. Zaczynają się nawzajem oszukiwać — najpierw w sekrecie, 
potem w bardziej jawny sposób... Pojawiają się gwałtowne napady zazdrości i 
bójki. W końcu następuje rozstanie i rozpoczyna się zdobywanie nowego 
kochanka". Matka młodej lesbijki mówi o swojej córce, która popełniła 

background image

samobójstwo: „Przez całe życie Helen szukała miłości. Później [ze swoją ostatnią 
partnerką] myślała, że ją znalazła, ale ta miłość była zbudowana na kłamstwie. A 
taka miłość nigdy nie mogła się rozwinąć". Doris Hanson uważa,  że jej matka 
znakomicie podsumowała to, czego się dowiedziała z jej wywiadów. „Jest tak w 
istocie", pisze: „Świat, w którym emocje budowane są na kłamstwie. Aby osiągnąć 
chwilowe zadowolenie w seksie, homoseksualiści mówią »kocham cię« równie 
często jak odzień dobry«. Kiedy doświadczenie się skończy, są aż nadto gotowi, by 
powiedzieć »do widzenia«. Pogoń zaczyna się znowu". Twierdzę,  że nie jest to 
tylko widzenie w czarnych barwach czy moralistyczna przesada. Osoba z popędem 
homoseksualnym jest wciągana w nerwicową i konfliktową egzystencję. Uparcie i 
nieczule, na przekór wszelkim radom, pomimo smutku, jaki wywołują u swoich 
rodziców, młodzi ludzie dotknięci tym problemem obstają przy swoim wyborze, 
który na skutek własnej ignorancji utożsamiają ze „szczęściem". W tym momencie 
nie chcą niczego więcej — za żadną cenę. Smutne to, ale prawdziwe. Niemało 
spośród nich ulega degeneracji, młodzieńcza świeżość i wesołość znikają, ludzie ci 
pod wieloma względami stają się słabi —jak nałogowcy. Na szczęście jednak, są 
mężczyźni i kobiety o orientacji 
homoseksualnej, którzy pragną pójść zupełnie inną drogą. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 
 
CZY HOMOSEKSUALIZM JEST „WRODZONY"? 
 

Wierzy się uporczywie, że homoseksualizm to cecha istniejąca już w momencie 
narodzin. Większość ludzi nadal uważa go za cechę nienormalną — na przekór 
temu, co chcieliby słyszeć specjaliści od seksu — ale ludzie ci wierzą,  że 
homoseksualiści „rodzą się tacy". O ile wiem, nie są dostępne  żadne godne 
zaufania wyniki ankiet przeprowadzanych wśród lekarzy, ale przypuszczam, że 
wielu z nich zakłada istnienie jakiejś dziedzicznej przyczyny lub innego czynnika 
natury fizycznej. Z drugiej strony,  psychiatrzy amerykańscy są skłonni uważać 
homoseksualizm za zahamowanie albo blokadę w indywidualnym rozwoju 
psychoseksualnym i nie zajmują się przyczynami fizycznymi czy dziedzicznymi. 
Wpływ ich opinii na całe środowisko naukowe jest jednak daleki od dominującego. 
W rzeczywistości, w 1973 roku, prezydium American Psychiatrie Society 
/Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego/, w swoim oficjalnym poradniku 
diagnostycznym zastąpiło definicję homoseksualizmu jako „zaburzenia" 
neutralnym terminem „stan". Stało się to po intensywnej kampanii, pod naciskiem 
grup wojujących homofilów.* Można zrozumieć,  że osoby o orientacji 
homoseksualnej często odczuwają swój popęd jako uzasadniony biologicznie, 
ponieważ ich doświadczenie sugeruje, że jest on kwestią silnego instynktu. Co 
więcej,  świadomość „bycia innym" istniała u nich już w młodym wieku, choć 
wtedy nie dotyczyła jeszcze seksualności. Często wydawało się im, że zachowują 
się inaczej, niż rówieśnicy tej samej płci,  że mają inne zainteresowania, inne 
upodobania, inne niechęci. Często czuli się outsiderami, zanim pojawiły się 
pierwsze skłonności homoseksualne; dlatego zaczęli uważać,  że z natury muszą 
być inni, że należą do jakiejś „trzeciej płci". Stosownie do tego pojawia się 
tendencja do gloryfikowania „bycia innym niż wszyscy". Niektórym przychodzi na 
myśl,  że ich seksualność jest oznaką specjalnego daru w sensie emocjonalnym i 
widzą się jako osoby o większej wrażliwości i talentach artystycznych, niż zwykły, 
szary człowiek. Poczucie niższości zmienia się w iluzję wyższości, a wszystko to 
na podstawie wiary w odziedziczone skłonności. Dokładniejsza analiza pokazuje, 
że zainteresowania artystyczne mężczyzn homoseksualistów są zupełnie możliwe 
do wytłumaczenia na bazie wychowania i czynników środowiskowych. Na 
przykład, niektórzy poszukują  „łagodnych" form aktywności i zainteresowań ze 
względu na brak śmiałości, a w konsekwencji niechęć do „twardszych",  
  
 
*Autor częściej posługuje się określeniem „wojujący homoseksualiści" (przyp. 
wyd.). 

background image

bardziej „męskich" zajęć. Poczucie wrażliwości jest typowe dla wielu 
neurotyków. Jak zobaczymy dalej, jest ono związane z wrażliwym na urażenie 
własnym ego. 
Wiara zarówno w przyczynę dziedziczną, jak i w inne czynniki natury fizycznej 
istniejące po narodzeniu, prowadzi do pesymistycznego spojrzenia na możliwość 
zmian. Ludzie o orientacji homoseksualnej, którzy pragną takimi pozostać, 
czynią największy użytek z domniemanych „podstaw biologicznych". I tak, 
według członków amerykańskiego „kościoła gejów", homoseksualizm jest 
stworzoną przez Boga formą miłości. Czyż miałoby się nie pozwolić na życie 
według zasad ustanowionych przez Stwórcę? Pomimo coraz mocniejszych 
kontrargumentów, w kręgach wojujących homofilów i wspomagających ich 
liberałów, przedłuża się życie teorii dziedziczenia tak dalece, jak tylko to 
możliwe. Pojedyncze raporty z badań i studiów, wspierające ideę normalności, 
są często publikowane. Dlatego prace na temat homoseksualizmu należy 
przyjmować krytycznie, szczególnie jeśli wywodzą się z kręgów 
prohomoseksualnych. Jednym z najnowszych przykładów jest raport Bella i jego 
współpracowników, o którym już wspominaliśmy. Książka ta sugeruje, że 
prawdopodobieństwo istnienia biologicznego uwarunkowania homoseksualizmu 
jest bardzo znaczne, do wniosków dołączony został morał, iż rodzice powinni 
wychowywać swoje dzieci „w zgodzie z naturą". To oznacza, że dzieci o 
orientacji homoseksualnej wymagają szczególnego (naturalnie przyjaznego dla 
homofilii) traktowania, jak gdyby ich domniemane preferencje były oczywistym 
faktem, wyraźnie widocznym dla rodziców. Wspomniana wyżej praca stanowi 
manipulację opinią publiczną, jeden z autorów zaś jest znany ze swego 
prohomoseksualnego stanowiska. Dane statystyczne zebrane przez badaczy nie 
mają związku z biologią, dotyczą natomiast dzieciństwa oraz zachowań 
społecznych i innych w odniesieniu do aktywnych homoseksualistów. 

Z przytaczanej pracy można wyciągnąć wniosek, że ludzie tacy czują się 
odizolowani od kolegów, co samo w sobie stanowi argument do przyjęcia, ale nie 
wskazuje na przyczyny biologiczne. Piętnaście lat temu, wśród wykształconych 
homoseksualistów w Europie powszechne było powoływanie się na pracę 

Schofielda jako dowodu na istnienie normalnej (i przypuszczalnie wrodzonej) 
odmiany homoseksualizmu. Praca ta nie dotyczyła kwestii normalności czy 
anormalności, lecz społecznej, a ściśle — profesjonalnej adaptacji. Autor określił 
podgrupę dobrze zaadaptowanych mężczyzn-homoseksualistów, co nie uzasadnia 
żadnego wniosku o normalności czy anormalności. W innym przykładzie, osoba 
studiująca problem nie znajduje w wynikach pewnych testów żadnych różnic 
osobowości pomiędzy homoseksualistami i heteroseksualistami. Jak łatwo 
przewidzieć, jest to interpretowane przez niektórych jako dowód na normalność 

background image

tego stanu. Jednak, jeśli przyjrzymy się temu, co test faktycznie mierzy lub co 
mierzy pozornie, zdamy sobie sprawę, iż wynik pokazuje, że 
dany czynnik nie jest bezpośrednio związany z normalnością w sensie 
psychicznym, ani z tym, czy tę formę seksualności można nazwać normalną 
„odmianą". 
 
HORMONY 
 
Terminy „normalny", „uzasadniony biologicznie", „dziedziczny", „wrodzony" i 
„spowodowany przez fizyczne przyczyny" bywają często używane zamiennie, 
chociaż nie są równoważne z punktu widzenia logiki. To, że homoseksualizm nie 
może być normalny z logicznego i biologicznego punktu widzenia, zostanie 
przedyskutowane później, bowiem najpierw zajmiemy się kwestią możliwych 
dziedzicznych i niedziedzicznych przyczyn o charakterze fizycznym. 
Czy to hormony? — zastanawia się wielu ludzi. Według takiego eksperta w tej 
dziedzinie, jak Perloff — nie. Już w 1965 roku pisał on: „Jest to zjawisko czysto 
psychiczne... i nie można na nie wpłynąć stosując substancje 
wewnątrzwydzielnicze (hormony)". To twierdzenie pozostaje wciąż niepodważone. 
To prawda, że we krwi mężczyzn o orientacji homoseksualnej czasem notowano 
obniżone stężenie męskiego hormonu płciowego (testosteronu) w porównaniu z 
heteroseksualistami, jak również odbiegający od normy poziom tłuszczów i 
produktów metabolicznych hormonów nadnerczy. Takich wyników nie można 
jednak przedwcześnie interpretować, jak to zrobiono dla wsparcia teorii upatrującej 
przyczynę homoseksualizmu w osobliwościach hormonalnych. Dlaczego nie? Bo 
takiej różnicy w stężeniach hormonów pomiędzy mężczyznami o orientacji 
homoseksualnej i heteroseksualnej nie znaleźli inni naukowcy. Można 
wymienić co najmniej sześć prac badawczych przeprowadzonych w grupach 
homoseksualistów w latach 1972-1976, w wyniku których nie stwierdzono 
nienormalnych stężeń hormonów u badanych. Znajdowane czasem różnice są 
prawdopodobnie związane ze szczególnymi cechami grupy będącej przedmiotem 
badań i dlatego nie mogą stanowić uniwersalnej reguły. Dostatecznie wyjaśniają je 
w prosty sposób specyficzne różnice pomiędzy grupami o różnych orientacjach 
seksualnych w zakresie jedzenia i picia, zwyczajów związanych z życiem i pracą u 
ludzi wolnych i będących w stanie małżeńskim, zajęć zawodowych, wykorzystania 
mięśni, a ponadto w kwestii zażywania narkotyków i lekarstw, jak również różnice 
wiekowe. W jednej z badanych grup mężczyzn o orientacji homoseksualnej, Evans 
stwierdził u nich odbiegające od normy stężenia metabolicznych produktów 
hormonów nadnerczy, tłuszczów i produktów metabolizmu związanych z 
rozwojem mięśni, a ponadto odbiegające od normy wielkości masy ciała i siły 
mięśni, ale nie stężenia hormonów płciowych. Evans bawi się pomysłem,  że 

background image

czynnik, który nazywa „zmniejszonym rozwojem mięśniowym" wpłynął na rozwój 
skłonności homoseksualnych. Ta praca jest jedną z kilku, która jednak odnotowała 
pewien odbiegający od normy czynnik fizyczny, specyficzny dla mężczyzn 
homoseksualistów. Zarówno inne prace naukowe, jak i praca Evansa nie będą zbyt 
interesujące do czasu, gdy takie same wyniki zostaną uzyskane w innych grupach. 
Dopóki na różniących się próbkach nie zostaną otrzymane porównywalne rezultaty, 
nie można zakładać związku pomiędzy czynnikiem a orientacją homoseksualną. 
Przyjmijmy na chwilę,  że w przyszłości czeka nas seria podobnych i wzajemnie 
potwierdzających się wyników. Nie jest to w ogóle prawdopodobne, ale nawet 
gdyby było, nie stanowiłoby wcale wiążącego argumentu na korzyść  przyczyny 
fizycznej. Możliwa korelacja pomiędzy homoseksualizmem, a „słabymi 
mięśniami" mogłaby na przykład oznaczać,  że chłopcy z niedostatecznym 
rozwojem mięśni są narażeni na większe ryzyko dewiacji seksualnej, z uwagi na 
związane z tym faktem poczucie niższości. Byłby to przykład „niższości 
organicznej", opisanej przez dobrze znanego psychiatrę, Alfreda Adiera. U dziecka 
może rozwinąć się poczucie niższości w związku z jakimkolwiek upośledzeniem 
lub opóźnieniem fizycznym i jak później zobaczymy, właśnie młodzieńcze 
poczucie niższości z powodu wyglądu zewnętrznego, budowy ciała itp. może 
spowodować rozwój w kierunku homoseksualizmu. Przypuszczalnie jednak, nasze 
wyjaśnienie takiego teoretycznego przypadku byłoby zbyt daleko idące, nawet w 
tej formie. Być może zjawisko to oznaczałoby zaledwie, że mężczyźni o 
skłonnościach homoseksualnych są mniej zaangażowani w aktywność fizyczną, 
rzadziej uprawiają określone sporty, więcej jedzą lub spożywają więcej tłuszczów 
niż inni mężczyźni. Podobne wyjaśnienie nie byłoby zaskakujące, ponieważ 
pozostawałoby w zgodzie ze sposobem życia, jaki w istocie dostrzegamy 
u wielu homoseksualistów. Fakt, że przyczyn homoseksualizmu prawdopodobnie 
nie można znaleźć w odbiegających od normy hormonach płciowych, wynika 
również stąd,  że u osobników z dewiacjami hormonalnymi na skutek zaburzeń 
funkcjonalnych gonad nie muszą rozwijać się odchylenia seksualne. Na przykład, 
hermafrodyty (osoby o fizycznych cechach obu płci spowodowanych przez braki 
genetyczne), które biologicznie, to jest genetycznie są samicami, mają ze stadium 
embrionalnego nadmiar męskiego hormonu płciowego — testosteronu, nie 
są wcale predestynowane do stania się lesbijkami. Zatem wszystko zdaje się 
wskazywać na to, że me w hormonach płciowych należy upatrywać przyczyn. 
Hormony są w końcu produkowane na polecenie chromosomów. Hormony płciowe 
osób o orientacji homoseksualnej wskazują zatem na normalne funkcjonowanie 
chromosomów płciowych. 

 
 

 

background image

DZIEDZICZNOŚĆ 
 

Chromosomy płciowe, wyjątkowo złożone struktury molekularne zawierające 
dziedzicznie przekazywane informacje, można bezpośrednio zbadać w 
laboratorium. Mężczyźni i kobiety o orientacji homoseksualnej zdają się 
mieć normalne chromosomy, odpowiednio męskie i żeńskie." To znaczy, że 
musimy przyjąć, iż wszystkie organy i funkcje związane z seksualnością, od 
anatomii organów do ośrodków mózgowych odpowiedzialnych za czynności płcio- 
we — a zatem cala „infrastruktura" seksualności —jest dziedziczona jako 
normalna. Teorii wrodzonej dewiacji seksualności czy preferencji seksualnych nie 
można więc podtrzymać. Gdyby jednak ktoś wolał obstawać przy możliwym 
czynniku dziedzicznym, czynnik taki byłby jedynie czynnikiem predysponujqcym, 
który ułatwiałby rozwój homoseksualny. O czynniku tego typu myślał Kallmann, w 
roku 1958 wyjaśniając niezwykle interesujące wyniki swoich badań, związane z 
identycznymi i nieidentycznymi (jedno- i dwujajowymi) bliźniakami — 
homoseksualistami płci męskiej. Odkrył on, że wszyscy jednojajowi bliźniacy z tej 
grupy, mający brata o skłonnościach homoseksualnych, mieli również odczucia 
homoseksualne, choć nie w tym samym stopniu. Jednak zaledwie dwanaście 
procent bliźniaków nieidentycznych (dwujajowych) mających brata o 
skłonnościach homoseksualnych, nie wykazywało  żadnych zainteresowań 
homoseksualnych. Stuprocentowe podobieństwo lub zgodność co do 
homoseksualizmu u bliźniaków jednojajowych — osób o absolutnie identycznej 
konstytucji genetycznej, nie jest jednak żadną miarą uniwersalne i musiało być 
konsekwencją szczególnego doboru próbki Kallmanna. W okresie późniejszym 
odnotowano całą serię dokładnie przebadanych identycznych par, w których jedna 
osoba miała orientację homoseksualną, a druga heteroseksualną. Co więcej, rośnie 
świadomość faktu, że ten typ badań bliźniaków, jakkolwiek fascynujący sam 
w sobie, nie może rozstrzygać, czy własność lub zmienna osobowości jest 
określana w drodze dziedziczenia. Dane, jakie podaje Kallmann, można równie 
dobrze wyjaśnić wychowaniem dzieci i innymi czynnikami, środowiskowymi lub 
psychologicznymi, jak na przykład wysoki stopień utożsamiania się z bliźniaczym 
rodzeństwem, który jest tak uderzający. Dość wysoka zgodność występowania 
homoseksualizmu, odkryta przez Kallmanna u bliźniaków dwujajowych 
(dwanaście procent*),  
 
 
* Do oryginału angielskiego prawdopodobnie wkradł się błąd. Według 
wcześniejszego wywodu, w dwunastu procentach przypadków występowały 
niezgodności orientacji seksualnej. Tak więc zgodność orientacji u bliźniaków 
dwujajowych powinna wynosić osiemdziesiąt osiem procent (przyp. tłum.) 

background image

sugeruje wyraźnie,  że powinniśmy obrać ten kierunek poszukiwania wyjaśnienia. 
Widnieje tu o wiele większe podobieństwo niż w przypadku niebliźniaczych braci 
mężczyzn o skłonnościach homoseksualnych. Pod względem genetycznym, 
bliźniacy dwujajowi są tak samo podobni, i tak samo różni, jak bracia niebliźniacy. 
Innymi słowy, większe podobieństwo w kwestii homoseksualizmu u bliźniaków 
dwujajowych ma przyczyny niegenetyczne. Także w ich przypadku za wyjaśnienie 
może służyć relatywnie bardziej intensywne zjawisko utożsamiania się z 
rodzeństwem w porównaniu z niebliźniakami, to znaczy poczucie bycia alter ego 
drugiej osoby oraz bycia tak samo traktowanym i postrzeganym przez otoczenie.

 

W pracy Kallmannajest kilka słabych punktów, o czym tu nie musimy się 
rozwodzić (szczegółową dyskusję można znaleźć w innych źródłach). Chcę 
natomiast zwrócić uwagę na fakt, że danych Kallmanna nie można wykorzystać 
jako podstawy dla genetycznej teorii homoseksualizmu. Co więcej, nie dostarczają 
one nawet pewnych wskazań co do czynnika predysponującego. Tak więc, nie 
znaleziono żadnego czynnika genetycznego, o charakterze seksualnym lub innym, 
który umożliwiłby odróżnienie osób o skłonnościach seksualnych, od pozostałych. 
Niektórzy naukowcy pozostawiają otwartą kwestię teoretycznej możliwości 
istnienia jeszcze nie odkrytego czynnika genetycznego lub hormonalnego, 
przynajmniej w jakiejś specyficznej podgrupie ludzi o skłonnościach 
homoseksualnych. Domyślam się, że mają na uwadze szczególny typ mężczyzn 
homoseksualistów, którzy szokują przybierając pozę zniewieściałych lesbijek, 
przejawiając jednocześnie wyraźnie męskie zachowania. Ale nawet oni nie tyle 
przypisują duży wpływ temu teoretycznie zakładanemu czynnikowi, ile 
potwierdzają zarazem, że główne przyczyny leżą nie w hormonach czy genach. 
Takie stanowisko prezentują Masters i Johnson. Pomimo wyraźnej manifestacji 
swojej opinii, iż zachowanie homoseksualne jest normalne i w pełni do przyjęcia, 
ci dwaj socjologowie ze szkoły Kinseya piszą niezwykłe słowa: „Jest rzeczą 
kluczowej wagi, aby wszyscy specjaliści w dziedzinie zdrowia psychicznego 
pamiętali,  że mężczyzna lub kobieta o orientacji homoseksualnej jest w zasadzie 
mężczyzną lub kobietą według informacji genetycznej i homoseksualistą według 
nabytych preferencji". Prawdopodobnie po to, by uniknąć oskarżeń o uprzedzenia, 
pośpiesznie dodają, że preferencje heteroseksualne nie są też wcale uwarunkowane 
genetycznie — nieprzemyślane twierdzenie, które łatwo obalić. Jednak lekcji, jaką 
dają „wszystkim specjalistom w dziedzinie zdrowia psychicznego", na temat 
homoseksualizmu jako „nabytego zachowania", nie wolno zapomnieć, nawet jeśli 
odrzucamy tę szaleńczo postępową gafę odnośnie do heteroseksualizmu. Historia 
teorii wrodzonej natury homoseksualnej jest długa. Teoria ta powoli kruszyła się i 
teraz praktycznie nic z niej nie pozostało. W swojej książce  Changing 
Homosexuality in the Male,
 psychiatra L.J. Hatterer stwierdził bez ogródek: 

background image

„Psychiatrzy w końcu doszli do wniosku, że czynniki genetyczne, dziedziczne, 
ogólnoustrojowe, gruczołowe czy hormonalne nie mają wpływu na występowa- 
nie homoseksualizmu".  A więc to nie przenoszenie dziedziczne, nie zaburzenia 
hormonalne przed urodzeniem czy później, ani odchylenia od normy w budowie 
ciała, organach mózgu, systemie nerwowym czy gruczołach — są decydujące 
(byłoby przesadą wymieniać pełną listę odpowiednich prac badawczych; 
wystarczą ogólne wnioski). Dopóki ktoś przekonywająco nie wykaże, iż osoba 
dotknięta homoseksualizmem ma pewną  własność fizyczną, dziedziczną lub 
niedziedziczną, która nie jest efektem tego stanu, dopóty możemy bezpiecznie 
zakładać, że pod względem biologicznym osoba taka jest 
absolutnie normalna. Jednak, w miarę upływu czasu, staje się coraz mniej 
prawdopodobne, by ktoś istnienie takiej własności wykazał.* „Mój dziadek też był 
homoseksualistą". „Dwaj synowie mojej ciotki też  są tacy". Czasem słyszymy 
podobne wyznania od ludzi z tym problemem emocjonalnym.  
 
 
• W środkach przekazu uprawiana jest zaciekła propaganda na temat 
domniemanych biologicznych przyczyn homoseksualizmu. W 1991 roku dotyczyła 
ona pewnych szczególnych cech w obrębie mózgu, wykrytych u określonych 
mężczyzn homoseksualnych; w 1993 roku rozeszła się pogłoska o odkryciu „genu 
homoseksualizmu". Niewielka część albo też żadna z tych wiadomości nie została 
poddana głębszej analizie, przeciwnie, wyniki najnowszych badań nad bliźniakami 
z coraz większą stanowczością odrzucają tezę o dziedziczności homoseksualizmu - 
por. LEVAY, S., A Difference in Hypotalamic Structure Between Heterosexual and 
Homosekswl Men,
 in «Science.>, 253 (1991), strony 1034-1037. HAMER, D.H.-
HU, S. - MAGNUSON, V.L.-HU,N-PATTAHJCCI, A.M.L., A Lmkage Between 
DNA Markers on ihe X Chromusame and. Mole Sexual Orieniatton, m
 «Science», 
261 (1993), strony 312-327. BYNE, W.-PARSONS, J., Human Sexual Orienlation, 
in «Archives of Generał Psychiatry". 50 (1993), strony 228-239; BYNE W., The. 
Kioingical Emdence Challenged,
 in .ScientificAmericano, 270 (1994), strony 26-
31. Co się tyczy studium pod redakcją D.H.Hamera (działacza ruchu 
„gejowskiego"): jeden ze współpracowników oskarżył go o bezprawne 
manipulowanie wynikami badań. Obecnie oskarżenie to rozpatrywane jest przez 
Federal Office u] Research Iniegrily. W każdym razie G.EBERS /Uniyersity 
of Western Ontario/,
 po ponownym przeprowadzeniu badań Hamera, stwierdził, że 
nie znalazł  żadnej współzależności między homoseksualizmem a pewnymi 
określonymi wskaźnikami  /"markers"/, chromosomem-X, czy też jakimkolwiek 
innym chromosomem ASrienńyK-^ImCTican- listopad 1995 roku/ (przyp. wyd.). 

 

background image

Nie oznacza to, że ich rodziny były obciążone jakąś dziedziczną przyczyną, tak jak 
nie można czynić genów odpowiedzialnymi za to, że czyjś dziadek bądź kuzyn jest 
katolikiem czy socjalistą. Jeśli orientacja homoseksualna pojawia się w rodzinach z 
pewną częstotliwością, w tych właśnie rodzinach dostrzec można często zakłócenia 
równowagi we wzorcach ról dla płci. Dzieci, wychowywane z niedorozwojem roli 
płci, z kolei same powielają podobny wzorzec wychowania w stosunku do swoich 
własnych dzieci. Kobiety w takich rodzinach mogą zachowywać się trochę mniej 
kobieco i wychowywać córki w sposób  mniej kobiecy, ułatwiając w ten sposób 
rozwój kompleksów niższości typu homoseksualnego. Mogą one w ogóle mieć 
trudności z zaakceptowaniem ról właściwych płci i w związku z tym nie umieć w 
chłopcu widzieć — chłopca, w dziewczynce — dziewczynki i stosownie do tego 
dobierać metody wychowawcze. Podobne rozważania dotyczą ojców. Pod innymi 
względami, związek pomiędzy rodziną a homoseksualizmem może być co 
najwyżej bardzo słaby. 
 
NORMALNOŚĆ 
 
I jeszcze jedno. Załóżmy, że zostałaby odkryta genetyczna lub fizyczna przyczyna 
homoseksualizmu — na przykład osobliwość hormonalna. Nie upoważniłoby to 
nas jednak do wyciągnięcia wniosku, że homoseksualizmjest normalny. Taki 
czysto hipotetyczny czynnik musiałby zostać uznany za objaw zaburzenia lub 
choroby. Byłaby to dewiacja chromosomów lub hormonów, zaburzenie 
normalnego rozwoju fizjologicznego, infekcja lub cokolwiek innego. Dobrze jest w 
pełni zdawać sobie sprawę z tego faktu, gdyż można by łatwo pomyśleć,  że 
urodzenie się „takim" jest równoważne z wykazywaniem „naturalnej" tendencji. 
 
CZY KAŻDY JEST B1SEKSUALISTĄ? 
 
Pogląd o „wrodzonym homoseksualizmie" jest błędny. Czy jednak może być 
trochę prawdy w popularnej wśród niektórych psychologów i psychiatrów 
koncepcji, że każda istota ludzka ma odziedziczone usposobienie biseksualne?  
W takim wypadku, zarówno każdy mężczyzna, jak i każda kobieta, mieliby takie 
same szansę rozwoju homoseksualnego i heteroseksualnego. Droga, jaką 
podążyłby dany osobnik zależałaby od metod wychowywania dzieci w domu 
i, patrząc szerzej, od wpływu całego  środowiska społecznego w okresie 
dzieciństwa. Za takim poglądem opowiadają się Masters i Johnson,  była to też 
opinia samego wielkiego Sigmunda Freuda. Tym niemniej koncepcja 
uniwersalnego biseksualizmu jest niewiarygodna. Jeśli chodzi o Freuda, 
wspierał on swoją teorię za pomocą obecnie już przestarzałych materiałów z 
dziedziny fizjologii. Co więcej, jego koncepcja nie była całkiem jednoznaczna, 

background image

którym to problemem nie będziemy się tu zajmować. Gdyby homoseksualna lub 
heteroseksualna, orientacja młodego człowieka była tylko kwestią sposobu 
wychowania dzieci lub obyczajów kulturowych albo przypadku, Bóg (lub, jeśli 
ktoś woli, natura) zawiesiłby przetrwanie rodzaju ludzkiego na cienkim włosku. 
Wystarczyłby odpowiedni trend kulturowy we wczesnej społeczności, aby wybrać 
homoseksualizm, a wychowanie dzieci w tym kierunku doprowadziłoby rodzaj 
ludzki do wymarcia; a jakiż trend jest naprawdę niemożliwy?* Tymczasem nigdzie 
w naturze nie obserwujemy zależności reprodukcji od takiej loterii, by problem 
przetrwania gatunku potraktowany został tak beztrosko. W świecie zwierząt, 
prawdziwy homoseksualizm — według podanej wcześniej definicji — nie 
występuje. Zwierzęta mogą wykazywać zachowanie homoseksualne jedynie w 
braku partnera heteroseksualnego lub w wyniku tego, co można by określić jako 
błędy percepcji i oceny. To znaczy, zwierzęta mogą wykazywać reakcje seksualne 
na specyficzne cechy osobników własnego gatunku: formy, kolory, ruchy. W 
zasadzie te cechy są atrybutami płci przeciwnej, ale mogą one również wywołać 
reakcję, jeśli zwierzę widzi je w osobniku tej samej płci, szczególnie w przypadku 
braku partnera heteroseksualnego. Nie jest to jednak homoseksualizm w ścisłym 
znaczeniu tego słowa. Prawdziwy homoseksualizm oznacza brak reakcji na bodźce 
seksualne ze strony płci przeciwnej. Powtórzmy zatem: czy to prawdopodobne, aby 
natura — lub jej Stwórca — była tak nieuważna w stosunku do człowieka, który 
jest przecież daleko bardziej skomplikowany i „ulepszony" niż jakiekolwiek 
zwierzę i który jest niewątpliwie jej najdoskonalszym produktem, żeby spośród 
wszystkich mechanizmów pozostawić na łasce losu ten, który decyduje o 
przetrwaniu? Czyżby natura zapomniała uczynić z człowiekiem to, co zrobiła ze 
zwierzętami — czy zapomniała ustanowić stabilny i trwały popęd heteroseksualny? 
Postawić to pytanie znaczy tyle, co na nie odpowiedzieć. 
Co więcej, teorii biseksualizmu przeczą fakty. A. Karlen, zajmujący się historią 
poglądów na kwestie związane z płcią, w swoim przeglądzie występowania  
 homoseksualizmu w innych czasach i kulturach pisze, że nie można powiedzieć 
nic ponad to, iż w różnych kulturach homoseksualizm jest traktowany z różnym 
stopniem tolerancji, ale sam w sobie nie był nigdy i nigdzie pożądanym celem. 
Człowiek nigdy nie czuł inklinacji do wychowywania dzieci w kierunku homose-  
ksualizmu; przytłaczająca większość ludzi we wszystkich kulturach czasach była 
 

 
• Autor zdaje się sugerować,  że w historii przewinęło się tak wiele różnych, 
nawet całkiem niedorzecznych poglądów, trendów społecznych, kulturowych 
itd., że fakt, iż dana koncepcja jest absurdalna, bo na przykład prowadziłaby ku 
zagładzie, nie oznacza, że nie mogła się przypadkowo pojawić w przeszłości 
(przyp. tłum.) 

background image

heteroseksualna. Człowiek z natury czuje pociąg do płci przeciwnej. Gdyby tak nie 
było, wówczas pośród wielu społeczeństw na przestrzeni wieków pojawiłyby się 
wyjątki — przynajmniej jeden — od reguły, według której większość ludzi jest 
heteroseksualna.* Starożytni Grecy? Wydaje się,  że nasze wyobrażenia w tej 
kwestii wymagają pewnych poprawek. Historycy wykazują, że kultura grecka była 
zawsze w swej istocie heteroseksualna. Zachowania seksualne, lub raczej tak 
zwana pederastia, czy też miłość do młodych i młodocianych mężczyzn, była 
modna w pewnym okresie i w określonych kręgach; w odniesieniu do większości 
zdecydowanie jednak nie należała do preferowanych ani pożądanych form 
ekspresji seksualności. Co więcej, może powinniśmy spojrzeć z przymrużeniem 
oka na wyobrażenia o zwyczajach seksualnych Greków, oferowane przez kilku 
autorów z tamtych czasów. Jest wątpliwe, czy moglibyśmy tworzyć uogólnienia na 
podstawie utworów poetów greckich w większym stopniu, niż możemy zdobyć 
wiarygodny pogląd na zwyczaje seksualne naszych czasów, studiując literaturę 
współczesną. Wszystko, co ekscentryczne i odbiegające od normy, znajduje 
większe odzwierciedlenie w literaturze i sztuce, niż byłoby to uzasadnione 
częstotliwością występowa- nia w społeczeństwie. To, że człowiek mógłby zostać 
heteroseksualistą poprzez metody wychowania, tłumiące u niego równie silne 
komponenty homoseksualne, uderza jako przypuszczenie sztuczne, szczególnie gdy 
uświadomimy sobie, w jaki sposób zwykle dochodzi do wyboru obiektu 
heteroseksualnego. Stwierdzenie, że rozwój w kierunku heteroseksualizmu 
następuje automatycznie, instynktownie, wydaje się bardziej precyzyjne  W 
pewnym momencie, zwykle w wieku młodzieńczym, pociąg do płci przeciwnej 
odbiera się jako bodziec, któremu nie można się oprzeć, nawet z punktu widzenia 
młodych ludzi wychowanych w atmosferze surowości, jeśli chodzi o sprawy 
związane z płcią, bądź też ludzi bez żadnego przygotowania w sprawach seksu. 
Oznaką dziedzicznej podstawy heteroseksualizmu jest również to, że nie spotyka 
się młodych ludzi wolnych od zahamowań emocjonalnych, kompleksów niższości i 
wewnętrznych frustracji, czyli innymi słowy, zrównoważonych i opanowanych 
młodych ludzi, którzy odczuwaliby wewnętrzny pociąg w kierunku homoseksu- 
alizmu. Młodzi ludzie wolni od nerwic są niezmiennie heteroseksualistami. 
Nieuniknioną konkluzją jest stwierdzenie, iż heteroseksualizmjest wyznaczony 
genetycznie. Mózg mężczyzny i mózg kobiety różnią się od siebie w wyniku 
embrionalnych procesów hormonalnych i prawdopodobnie niektóre z tych struktur 
mózgowych stanowią biologiczną podstawę głębokich różnic 
 
 
* Historia nie zna ani jednego przypadku społeczeństwa, którego większość 

stanowiliby homoseksualiści (przyp. tłum.) 

 

background image

psychicznych w kwestiach związanych z płcią. Ponadto, na podstawie badań 
rozwoju płciowego pewnych typów hermafrodyt, pacjentów z zaburzeniami 
chromosomów płciowych, można wydedukować kilka interesujących argumentów 
przemawiających za istnieniem wrodzonego heteroseksualizmu. 

 

PRZEJŚCIOWE STADIUM BISEKSUALNE 
 
Możemy jednak przyjąć specjalną wersję teorii biseksualizmu, według której w 
okresie rozwoju w kierunku dojrzałości biologicznej i psychicznej, nastolatek 
przechodzi stadium, w jakim może czasowo odczuwać zainteresowanie 
erotyczne osobami tej samej płci. W tym stadium, rozwój płciowy jest zakończony 
w połowie i nie dojrzał jeszcze do pełnego odkrycia swojego celu — płci 
przeciwnej. To właśnie w tej fazie rozwoju, różne obiekty osobowe i nieosobowe 
oraz sytuacje mogą wiązać się w wyobraźni z budzącymi się odczuciami 
erotycznymi, które pozostają wciąż niewyraźne — dzieci i ludzie starsi, ale 
również sytuacje bez istot żywych i sytuacje pobudzające emocjonalnie. 
Seksualność nastolatka w tym stadium rozwoju można by określić jako 
biseksualną, choć byłyby również powody ku temu, by ją określić, na przykład, 
jako „multiseksualną". U homoseksualistów, rozwój płciowy wraz ze znaczną 
częścią ogólnego rozwoju emocjonalnego, zatrzymał się mniej więcej w tym 
stadium. Nie należy przez to rozumieć, że każdy nastolatek w tej fazie wiekowej, 
wyraźnie czy choćby delikatnie, doświadcza różnych możliwych rodzajów pociągu 
erotycznego. Być może nie więcej niż trzydzieści procent młodych ludzi miewa 
w pewnym okresie doznania, które można by uważać za odczucia homoerotyczne. 
W tym stadium, zainteresowania erotyczne silnie zależą od całej osobowości i sfery 
emocjonalnej młodego człowieka, od jego związków z innymi ludźmi, od pozycji 
społecznej i wizerunku samego siebie. Jeśli jednak fantazje, zainteresowania lub 
praktyki homoerotyczne pojawią się, są one zwykle powierzchowne i mają 
tendencję do szybkiego zaniku, kiedy tylko dadzą się zauważyć walory fizyczne 
płci przeciwnej. W wielu przypadkach przychodzi 
to jak odkrycie, jak zrozumienie: „Aha!" W tym stadium niejasności, impulsy 
homoerotyczne mogą występować równolegle z kształtującymi się 
zainteresowaniami heteroseksualnymi. W innych przypadkach, początkowe 
zainteresowania heteroseksualne mogą zostać zablokowane przez pojawienie się 
odczuć homoseksualnych, szczególnie jeśli młody człowiek odczuwa frustrację z 
powodu pierwszej miłości heteroseksualnej. Po pełnym odkryciu potencjału płci 
przeciwnej, rozwój jest nieodwracalny. Wcześniejsze „obiekty" stają się po prostu 
nieinteresujące i zachodzi to bez procesu uczenia narzuconego przez otaczający 
świat, lecz jest wywołane przez sam, ukierunkowany na cel i poszukujący celu, 
instynkt płciowy. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

HOMOSEKSUAL1ZM 
JAKO ZABURZENIE PSYCHICZNE 

 
 

Pierwsze systematyczne badania homoseksualizmu były prowadzone w 
dziewiętnastym wieku, przez takich autorów jak Krafft-Ebing i Magnus Hirschfeld. 
Interpretowali oni swoje dane w świetle dominujących fizjologicznych i 
biologicznych teorii tamtych czasów. Popularne były 
wówczas koncepcje „trzeciej płci" lub „interpłci" itp. Sigmund Freud był pionierem 
w dziedzinie pierwszych teorii homoseksualizmu, które podkreślały znaczenie 
czynników psychologicznych. Uważał on, między innymi, że osoba 
o orientacji homoseksualnej, jako dziecko nadmiernie utożsamiała się z rodzicem 
płci przeciwnej i była w konflikcie z rodzicem tej samej płci. Dlatego Freud sięgał 
do dzieciństwa i zwracał uwagę szczególnie na relację rodzic — dziecko. Uważał 
homoseksuahzm za zaburzenie w znacznym stopniu psychiczne, prawdopodobnie 
wyzwolone przez jeszcze nieznane czynniki biologiczne (sugerował 
dziedziczność). Jednym z pierwszych niedowiarków, jeśli chodzi o wagę czynnika 
dziedzicznego, być może pierwszym, był uczeń Freuda — Alfred Adier. Ten 
"odkrywca" kompleksu niższości już w 1917 roku opisał homoseksualizm jako 
konsekwencję tego kompleksu.' Jego obserwacje uświadomiły mu, że osoby o 
odczuciach homoseksualnych niezmiennie cierpią z powodu poczucia niższości, 
jeśli chodzi o męskość lub kobiecość. Innym uczniem Freuda, który zgromadził 
godne podziwu doświadczenie kliniczne w odniesieniu do osób z problemami 
psychoseksualnymi i opisał parę oryginalnych obserwacji związanych z pacjentami 
o orientacji homoseksualnej, był Wilhelm Stekel. Homoseksualizm — 
teoretyzował — jest konsekwencją lęku przed płcią przeciwną. Potwierdzając 
koncepcje Freuda, dotyczące psychodynamicznego źródła homoseksualizmu w 
dzieciństwie, Stekel — znacznie bardziej niż Freud — minimalizował znaczenie 
domniemanego usposobienia dziedzicznego i był być może pierwszym, który 
sklasyfikował homoseksualizm jako nerwicę. Co więcej, nie zgadzał się z Freudem 
co do przyczynowej roli słynnego „kompleksu Edypa", ale wskazywał na szereg 
błędów w wychowaniu dziecka, które mogły prowadzić do nerwicy 
homoseksualnej. Podkreślał rolę ojca w wywoływaniu homoseksualizmu męskiego, 
uważając ją za często ważniejszą od roli matki. Zwracał uwagę na infantylizm 
życia wewnętrznego pacjentów, widział homoseksualizm jako „infantylizm 
psychiczny" i zaznaczał,  że przyczyny homoseksualizmu są nierozerwalnie 
związane z poczuciem nieszczęścia. Bardziej niż Freud wierzył w możliwość 
radykalnej zmiany orientacji homoseksualnej, choć i on uważał, że jest to możliwe 

background image

stosunkowo rzadko. Poczynione przez niego różne obserwacje wywarły duży 
wpływ na sposób myślenia jego uczniów. Drugie i trzecie pokolenie 
psychoanalityków wykorzystało fundamenty położone  przez poprzedników. 
Oryginalny element został wprowadzony przez austro-amerykańskiego 
psychiatrę E. Berglera. Obserwował on tak zwany masochizm psychiczny u 
cierpiących na ten kompleks. Jego zdaniem, pragnienie homoseksualne zawiera 
rodzaj samoudręczenia, nieświadomą potrzebę czucia się odrzuconym i ogólnie 
potrzebę „doświadczania niesprawiedliwości", nieprzyjemnych sytuacji i przeżyć, 
które dają okazję do cierpienia (tak jak mówi się o niektórych ludziach, że „szukają 
kłopotów"). Inny psychiatra amerykański, I. Bieber, wraz ze współpracownikami, 
wielce przyczynił się do intensyfikacji dalszych psychologicznych badań 
homoseksualizmu, poprzez swoje szeroko zakrojone statystyczne badania 
czynników osobowości i dzieciństwa u homoseksualistów męskich. Już poprzednio 
podkreślałem niedostatek wyników na polu psychologu i biologii. Z drugiej strony, 
Bieber i jego następcy, z regularnością zegara notowali szereg bardziej lub mniej 
specyficznych czynników z dzieciństwa mężczyzn o orientacji homoseksualnej. 
Czynniki te przeplatają się i tworzą możliwy do rozpoznania wzór, który musi być 
blisko związany z procesem przyczynowym. Wzór ten obejmuje związki 
interpersonalne z rodzicami, rodzeństwem i tak zwaną grupą rówieśników, jak 
również inne dane rozwoju psychicznego, które nietrudno pogodzić z myśleniem 
współczesnych teoretyków psychologu. Statystyki Biebera i jego następców można 
także wykorzystać jako podstawę dla teorii homoseksualizmu, którą zaprezentuję. 
Są one łatwiejsze do zaakceptowania ze względu na to, ze zostały zebrane w 
różnych podgrupach osób o skłonnościach homoseksualnych i w różnych krajach. 
Niniejsza teoria nie powstała nagle, lecz jest wynikiem ewolucji w rozumieniu 
nerwicy i homoseksualizmu, osiągniętej przez psychoanalitycznie przeszkolonych 
psychoterapeutów. Twórca teorii, holenderski psychiatra Johan Leonard Arndt 
(1892-1965), powiązał szereg różnorodnych obserwacji i osiągnięć wcześniejszych 
teoretyków, zwłaszcza tych z kręgu Adiera i jego nauczyciela Stekela. Arndt 
potwierdził i opracował szereg obserwacji Stekela, takich jak: „Jest on 
[homoseksualista] nieszczęśliwy, czuje się przez swój los skazany na 
homoseksualisty", albo „[jest to] wieczne dziecko (...) które walczy z dorosłymi". 
Poprzez odkrycie prawidłowości rozczulania się nad sobą, Arndt w żadnym stopniu 
nie unieważnił obserwacji swoich poprzedników, ale je uzupełnił dokonując 
syntezy, która tłumaczy również inne stosowne dane z obserwacji, zgromadzone 
przez współczesnych twórców rozmaitych orientacji teoretycznych. 
Homoseksualista — mówi on — tak jak inni ludzie z nerwicą, może pozostawać 
pod władzą wewnętrznej struktury, która zachowuje się autonomicznie jako 
infantylne ego — dziecko, które jest zmuszone do zaspokajania się poprzez 
rozczulanie się nad sobą. Odkrywszy najpierw ten mechanizm w pewnych 

background image

przypadkach nerwicy bez wyraźnych objawów seksualnych, doszedł stopniowo do 
przekonania o jego występowaniu u osób dotkniętych nerwicą dowolnego typu i w 
końcu rozpoznał go również u homoseksualistów. Arndt był pod wrażeniem 
chronicznego infantylnego uskarżania się dorosłej osoby z nerwicą, uporczywości 
tego zjawiska i oporności wobec zmian. Do wytłumaczenia ustalonych, typowych 
dla dzieci, reakcji smutku i rozczulania się nad sobą, ich autonomiczności i 
tendencji do powracania, stosował freudowskie pojęcie „tłumienia". Dla Freuda, 
ważna teoretyczna koncepcja tłumienia była blisko związana z inną podstawową 
koncepcją — koncepcją stanu podświadomości. Już w   swoich pierwszych 
publikacjach o histerii, napisanych we współpracy z Josephem Breuerem," Freud 
spekulował o tym, że intensywne emocje, które mogą pojawić się jako reakcja na 
frustrację, nie są czasem normalnie uzewnętrzniane, ale intensywnie tłumione, tak 
że zostają oddzielone od świadomości. Jednak w podświadomości zachowują one 
pełną intensywność emocjonalną. Breuer i Freud szczególnie zwracali uwagę na 
emocje związane z żalem wraz z pojawianiem się łez, westchnień i gniewu. 
Arndt utożsamiał reakcję w postaci smutku z rozczulaniem się nad sobą. 
Teoretyzował,  że ten rodzaj emocji został wtłoczony do podświadomości, co 
następnie powodowało,  że osobnik neurotyczny był ciągle poddawany impulsom 
tego rozczulania się nad sobą, pozostając nieświadomym samych emocji. Terapia 
przy tej dolegliwości, zgodnie z logiką, polegałaby na przeniesieniu rozczulania się 
nad sobą — „wewnętrznego narzekającego dziecka" — z podświadomości do 
świadomości. W ten sposób zjawisko to straciłoby swoją władzę nad umysłem. 
Początkowo obstawałem przy teorii Arndta, ale na przestrzeni lat narosły moje 
wątpliwości i ostatecznie ją odrzuciłem. Bezsprzecznie, „tłumienie" może 
tłumaczyć wiele zjawisk, z którymi regularnie spotykamy się w terapii. Na 
przykład, obserwujemy dobrze znane zjawisko oporu przed Poznaniem się do 
rozczulania się nad sobą dokładnie wtedy, gdy ma to miejsce. Zatem możemy 
naprawdę stwierdzić, coś przeciwdziała świadomemu rozpoznaniu rozczulania 
się nad sobą. Sądzę jednak, że to „coś" jest w dużym stopniu równoważne 
„urażonej dumie". Ponadto, proces wychodzenia z nerwicy — w tym przypadku 
nerwicy homoseksualnej — można najlepiej opisać jako połączenie zdobywania 
wglądu w samego siebie i szeroko zakrojonej walki ze swoim rozpoznanym 
infantylizmem. To, co jest odpowiedzialne za zmianę, to nie tyle eliminacja 
tłumienia, ile stopniowe wyzbywanie się  głęboko zakorzenionych infantylnych 
przyzwyczajeń emocjonalnych, takich jak rozczulanie się nad sobą i towarzyszące 
mu reakcje. Uwydatniającą się cechą osoby neurotycznej jest egocentryzm, którego 
być może najbardziej rzucającym się w oczy elementem jest rozczulanie się nad 
sobą. Zdobywanie dojrzałości emocjonalnej w dużym stopniu oznacza 
zmniejszenie tego dziecięcego egocentryzmu i poczucia własnej ważności. Sądzę 
zatem,  że neurotyczna powtarzalność i odporność na zmiany jest bardziej 

background image

zrozumiała jako efekt tworzenia się przyzwyczajeń lub „nałogu" w postaci 
rozczulania się nad sobą i nieodłącznie związanych z tym skłonności. Bez 
świadomego wysiłku ze strony osoby neurotycznej, w kierunku poznania siebie i 
zwalczania rozczulania się nad sobą, będzie ono miało tendencję do zaspokajania 
się, a więc i do wzmacniania. Przezwyciężanie nerwicy oznacza uwalnianie się od 
nałogowego rozczulania się nad sobą. Freudowskie koncepcje tłumienia do 
podświadomości i samej podświadomości odbieram jako zbyt romantyczne. 
Zgadzam się z tymi, którzy nie wierzą w istnienie freudowskiej podświadomości. 
Jej istnienie nie zostało udowodnione empirycznie. W ostatnich dekadach, kilku 
innych wybitnych psychoterapeutów badało homoseksualizm z 
psychodynamicznego punktu widzenia. Ich obserwacje i liczne koncepcje 
teoretyczne stanowią bardzo cenny wkład, nie podważony przez niniejszą teorię. 
Niektóre spośród znakomitych nazwisk to: Karen Horacy, H.S. Sulliyan, francuski 
psychiatra i neurolog Marcel Eck i psychiatrzy nowojorscy Charles Socarides  i 
Lawrence Hatterer. Książka Hatterera zasługuje na specjalną uwagę. Nie buduje on 
ogólnej teorii, ale raczej prezentuje pragmatyczną procedurę leczenia mężczyzn — 
homoseksualistów. Opisuje szereg przypadków swoich pacjentów z takimi 
reakcjami w zachowaniu i emocjach jak poczucie niższości, idealizowanie partnera 
homoseksualnego i tendencje do czucia się ofiarą. Te i inne obserwacje zjawiska, 
poczynione w trakcie terapii, są godne najwyższej uwagi i pasują do koncepcji 
teorii rozczulania się nad sobą. Pomysłodawcy teorii normalności 
homoseksualizmu często utrzymują,  że jeśli ktoś nadal uważa,  że jest to stan 
zaburzenia, a ściśle biorąc nerwica, czyli rodzaj zaburzenia emocjonalnego, to 
jest on beznadziejnie zacofany. Koncepcja możliwości przezwyciężenia tego 
zaburzenia byłaby jeszcze poważniejszym wyrazem przestarzałego myślenia. 
Ludzie ci wydają się nieświadomi tego, że to właśnie ich własny pogląd jest nie na 
miarę dzisiejszych czasów. W końcu odwołują się oni zawsze bezpośrednio lub 
pośrednio do jakiejś teorii „dziedziczenia", co jest faktycznie poglądem z 
dziewiętnastego wieku. Wgląd w osobliwości emocjonalne ludzi dotkniętych tym 
problemem i identyfikacja problemu jako nerwicy stanowi, wraz z metodami 
leczenia, najnowsze osiągnięcie. Chociaż koncepcja nerwicy jest niezastąpiona w 
praktyce klinicznej, a istnieje rozsądny consensus w sprawie diagnozy nerwicy w 
indywidualnych przypadkach, nie było dotąd możliwe znalezienie obiektywnego 
instrumentu diagnostycznego do jej pomiaru. Próby z „obiektywnymi" testami 
fizjologicznymi i psychologicznymi, podjęte w celu odróżnienia neurotyków od 
nieneurotyków były, jak dotąd, nieudane. Prowadzący badania muszą dlatego 
opierać się na jednym udanym, „subiektywnym" teście w postaci kwestionariusza, 
na którym, według słów pewnego wybitnego naukowca, „można polegać jeśli 
chodzi o bezbłędne rozróżnienie pomiędzy normalnymi i neurotykami". Jednak na 
przykładzie różnorodnych testów, w różnych krajach i różnych grupach 

background image

socjoekonomicznych, naukowcy zaobserwowali ten sam rezultat: grupy 
homoseksualistów konsekwentnie uzyskują wyższe wyniki w skali pomiaru 
nerwicy niż osobnicy kontrolni. Ta korelacja stanowi dobry naukowy dowód 
neurotycznego charakteru homoseksualizmu. Badania objęły grupy w określonych 
sytuacjach klinicznych — tych, którzy już szukali pewnej formy psychoterapii i 
tych, którzy byli w inny sposób dostosowani do życia w społeczeństwie. Moim 
zdaniem, jeśli ktoś stara się przyjąć otwartą postawę wobec dostępnej literatury 
badawczej z dziedziny fizjologii i psychologii, będzie musiał przyznać,  że 
koncepcja odmiany nerwicy stanowi najbardziej odpowiednią interpretację 
homoseksualizmu. Fakt, że stosunkowo niewielu dzisiejszych naukowców, 
zajmujących się socjologią i innymi dziedzinami, wydaje się podzielać pogląd, że 
jest to zupełnie wystarczające wyjaśnienie zjawiska homoseksualizmu (choć nie 
dopuszcza się tego do mediów), jest rezultatem przeważających, liberalnych 
tendencji prohomoseksualnych, odpowiedzialnych za cenzurę niemile widzianych 
poglądów. To godne pożałowania, a zarazem paradoksalne, jeśli się weźmie pod 
uwagę,  że właśnie w ostatniej dekadzie fatalistyczna postawa wobec możliwości 
zmiany orientacji homoseksualnej stała się mniej Niniejsza książka została 
napisana po przeszło dwudziestu latach studiów nad homoseksualizmem i po 
kuracjach przeprowadzonych na bazie teorii rozczulania się nad sobą na ponad 
dwustu dwudziestu pięciu mężczyznach — homoseksualistach i około trzydziestu 
lesbijkach. Moim zdaniem, teoria płosząca, że homoseksualizm jest formą nerwicy 
połączonej z rozczulaniem się nad sobą, to nie tylko synteza starych materiałów. 
Stanowi ona istotny postęp w porównaniu z wcześniejszymi poglądami. 
Zrozumienie natury tego problemu jest czymś więcej, niż tylko zadaniem 
akademickim. Daje ono nadzieję,  że tym, którzy są skrępowani panującym 
dogmatem o wrodzonej naturze i niemożliwości zmiany orientacji homoseksualnej, 
można pomóc dojrzeć emocjonalnie. 
 

 
 

ROZDZIAŁ. PIĄTY 
 
 
HOMOSEKSUALNY KOMPLEKS NIŻSZOŚCI 
 
 

Dziecko

 jest z natury egocentrykiem. Dziecinne  „ego" czuje się najważniejszą, 

centralną istotą w świecie. Dlatego dziecko przede wszystkim koncentruje się na 
samym sobie. Powiedzmy inaczej: ma silne odczucie w

ł

asnej wa

ż

ności. W 

konsekwencji tego egocentryzmu, dziecko bezustannie porównuje się z innymi (z 

background image

innymi takimi, jakimi są, ale szczególnie z innymi takimi, jakimi dziecko ich widzi 
w swym subiektywnym wyobrażeniu). Jeśli wynik tego porównania jest 
negatywny, co może  łatwo się zdarzyć, dziecko czuje się  źle: lekceważone, 
niesprawiedliwie traktowane, mniej kochane, mniej szanowane i doceniane 
niż inne, prawdziwe lub urojone, osoby. Jeśli dziecko, mając wielką potrzebę bycia 
kochanym i docenianym, czuje się dostatecznie zauważane, jest zadowolone, 
szczęśliwe. Jest tak  samo szczęśliwe, gdy czuje się w uprzywilejowanej pozycji 
w stosunku do innych, a przynajmniej traktowane przez ludzi i przez los na równi 
z innymi. Jednak, jak wspomniałem, dziecko ma wyraźne inklinacje, by widzieć 
siebie jako osobę z mniejszymi przywilejami, mniej kochaną, w mniej korzystnej 
pozycji. Właśnie ze względu na potrzebę bycia docenionym, dziecko jest głęboko 
zawiedzione wszelkim, rzeczywistym lub urojonym, brakiem miłości i 
niedocenianiem. Ma w takim przypadku odczucie, że jego wartość spada; 
przejawia tendencję do w

i

dzen

i

a siebie jako osoby mniej wartościowej w 

porównan

i

u z innymi, a może nawet bezwartościowej. Wrodzone dziecięce 

poczucie w

ł

asnej ważności powoduje, 

ż

e przecenia ono wagę incydentalnych 

doświadczeń niedowartościowania oraz, że przecenia znaczenie „bycia" mniej 
wartościowym w części aspektów swojej osobowości. Bycie „gorszym" w 
pewnych podrzędnych aspektach osobowości lub ogólnych sytuacjach życiowych 
zaczyna wkrótce dla dz

i

ecka oznaczać poczucie ogólnej niższości. Na przyk

ł

ad 

pogląd lub własne wyobrażenie o „byciu grubym", „byciu mniej docenianym niż 
brat", „byciu jąkałą", „byciu synem człowieka o skromnym pochodzeniu 
społecznym", lub „byciu nieudacznikiem w szkole", ma wpływ na całą osobowość. 
Osoba taka może wówczas mieć poczucie niższości pod ka

ż

dym względem, jak 

gdyby częściowa niższość rozprzestrzeniła się na ca

ł

ą osobowość. Dlatego jest 

regułą,  że bycie docenionym w jednej części osobowości nie eliminuje 
wyobrażenia o własnej niższości w innych obszarach. Poczucie niższości sugeruje 
myślenie, iż inni nie mogą nas kochać ze względu na nasz brak wartości, 

ż

e nas 

naprawdę me akceptują, a więc w rzeczywistości do ich kręgu nie należymy. W 
rezultacie występują reakcje emocjonalne, między 

i

nnym

i

 wstyd, samotność, 

zani

ż

anie własnej wartości i, oczywiście, smutek lub gniew. Poczucie niższości 

bywa efektem porównania z innymi (można by powiedzieć, 

ż

e samo dziecko jest 

pierwszy

autorem tego wrażenia), jak też krytyki ze strony innych, a zwłaszcza 

rodziców i członków rodziny, w drugiej kolejności ze strony towarzyszy zabaw i 
innych ważnych osób spoza domu, jak na przykład nauczyciele. Z biegiem czasu, 
w miarę jak poczucie niższości jest wzmacniane poprzez powtarzające się 
zewnętrzne lub wewnętrzne doświadczenia, odb

i

erane przez dziecko (lub 

nastolatka) jako podobne do tych 

background image

pierwszych, może się ono przerodzić w stan chroniczny. Staje się wówczas głęboko 
zakorzenionym przekonaniem o sobie (swoim „ja"), czymś absolutnym, 
negatywnym wyobrażeniem, które rozpoczyna niezależne istnienie. Kiedy s

i

ę 

zakorzeni, okazuje się odporne na nowe, odmienne doświadczenia i nową naukę. 
Jest sztywne i autonomiczne; zaangażowanie i docenienie ze strony świata nie jest 
w stanie nic zmienić. Dlatego nazywa się to kompleksem ni

ż

s

z

ości. Aby 

lepiej zrozumieć to szczególne zjawisko, musimy przez chwilę zatrzymać się na 
istotnych emocjach, które pojawiają się w odpowiedzi na kompleks ni

ż

szości i jako 

zasadnicza część tego kompleksu. Chodzi tu o pierwotną reakcję emocjonalną 
zranionego ego dziecka lub nastolatka: rozczulanie się nad sobą. Jeśli dziecko (lub 
młody człowiek) z poczuciem niższości i widzeniem siebie jako osoby 
niedocenianej i bez poczucia przynależności, byłoby w stanie zaakceptować swoją 
sytuację swoją domniemaną mniejszą ważność, z pewnością doświadczałoby żalu z 
powodu braku miłości, pogardy, zauważonych w sobie braków, ale dzięki 
akceptacji tej sytuacji, ból krotce by się zmniejszył. Osoba taka odzyskałaby 
wewnętrzną równowagę i radość  życia. Trudno jednak wyobrazić sobie taką 
reakcję u dzieci lub nastolatków, mając na uwadze ich wrodzone poczucie własnej 
ważności. Autorelatywizm nie jest atrybutem sposobu myślenia dziecka. Z tego 
powodu młode ego musi zareagować emocjami egocentrycznymi; jest ogarnięte 
rozczulaniem się nad sobą. „O, jaki jestem biedny! Oni mnie nie kochają, nie 
szanują,  śmieją się ze mnie, nie chcą mnie zaakceptować", i tak dalej. Myśląc o 
sobie samej, to znaczy widząc siebie samą jako biedne stworzenie, osoba taka 
zaczyna odczuwać intensywne współczucie dla tej cierpiącej istoty. Odczuwa żal z 
powodu samej siebie w taki sam sposób, w jaki odczuwałaby go z powodu innych 
osób, które postrzega jako cierpiące i godne współczucia. A więc: „jestem brzydki, 
niepopularny, słaby, niezdatny do niczego, odrzucony, niesprawiedliwie 
traktowany w porównaniu z moim bratem lub siostrą" oznacza — „jestem biedny". 
Rozczulanie się nad sobą to, jak wskazuje samo określenie,  żal, którego 
przedmiotem jest własna osoba. Być może  żadne inne doświadczenie ani 
spostrzeżenie nie wzbudza w dziecku rozczulania się nad sobą równie skutecznie, 
jak przeświadczenie iż „jestem samotny", „jestem niedoceniany". Rozczulanie się 
nad sobą, bardziej niż cokolwiek innego, przyciąga ku sobie uwagę ego i jego 
energię mentalną. Ego pragnie się ukoić swoim rozczulaniem się nad sobą, 
będącym w zasadzie rodzajem miłości, miłości ku samemu sobie. Ego dziecka chce 
traktować je jako biedne kochane stworzonko, tak jak chciałoby traktować kogoś 
innego, kogo uważa za godnego współczucia. Poprzez rozczulanie się nad sobą, 
dziecko zapewnia sobie ciepło, uskarża się, pragnie się chronić i „pieścić" i czuje 
się uprawnione do rekompensaty. Rozczulanie się nad sobą wyraża się  słowami 
(uskarżaniem się) i skargami wewnętrznymi, łzami i westchnieniami. Objawia się 
żałosnym brzmieniem głosu, wyrazem twarzy i pozycjami ciała. Rozczulanie się 

background image

nad sobą nieomal niezmiennie prowadzi do uczuć sprzeciwu w formie gniewu, 
wrogości, buntowniczości lub rozgoryczenia, gdyż dziecko czuje się 
niesprawiedliwie traktowane. Przy dokładniejszym przyjrzeniu się staje się jasne, 
że to, co zwykle nazywamy kompleksem niższości (zgodnie z opisem Adiera), jest 
identyczne z chronicznym rozczulaniem się nad sobą z powodu poczucia niższości. 
Prezentację funkcjonowania uniwersalnych, powiedziałbym, bardzo ludzkich 
emocji związanych z rozczulaniem się nad sobą, uważam za zasługę 
holenderskiego psychoanalityka Johana Arndta. Każdy przypadek kompleksu 
niższości jest również przypadkiem chronicznego rozczulania się nad sobą.' Bez 
rozczulania się nad sobą, poczucie niższości nie miałoby tak wielu negatywnych 
konsekwencji. Rozczulanie się nad sobą u dzieci i nastolatków Arndt nazywał 
„autodramatyzacją", ponieważ dziecko czuje się i patrzy na siebie jako na ważną, 
pożałowania godną osobę: „Moje cierpienie jest wyjątkowe". Jego postrzeganie 
samego siebie jest postrzeganiem biednego ja. 
 
 
NARZEKAJĄCE DZIECKO W OSOBIE DOROSŁEJ 
 
 
Wyrażanie żalu nad samym sobą (w postaci płaczu, uskarżania się, poszukiwania 
ukojenia i współczucia) może przynieść ulgę i pomóc strawić doświadczenia, które 
są odpowiedzialne za żal (uraz). Jednak dzieci i młode osoby, odczuwające dłuższe 
osamotnienie ze swoimi smutnymi myślami, często nie otwierają się przed zaufaną 
osobą. 
Są zawstydzone albo uważają,  że nie ma nikogo, kto potrafiłby je zrozumieć. W 
efekcie wewnętrznie podtrzymują swoje rozczulanie się nad sobą. U dzieci 
niełatwo kończy się coś co się zaczęło: dotyczy to wielu emocji i zachowań, tak 
zresztą w przypadku rozczulania się nad sobą u dzieci, jaki u dorosłych. Kiedy 
przykro im z powodu samych siebie, mają skłonności do pozostawania w tym 
stanie, nawet do chronienia go, gdyż rozczulanie się nad sobą niesie efekt słodyczy 
zawartej we współczuciu i ukojeniu. Widzenie siebie jako biednej, nie rozumianej, 
odrzuconej, opuszczonej kochanej istotki może przynosić znaczną satysfakcję. Pod 
tym względem, rozczulanie się nad sobą i autodramatyzacja mają w sobie pewne 
ambiwalentne treści. Rozczulanie się nad sobą, wielokrotnie podsycane w 
dzieciństwie i młodości, może wywołać  nałóg rozczulania się nad sobą. Innymi 
słowy, staje się ono autonomicznym przyzwyczajeniem do wewnętrznego 
uskarżania się. Ten stan emocjonalny osobowości opisuje formuła: „Uskarżające 
(użalające) się dziecko (nastolatek) w osobie dorosłej". Osobowość typu „o, ja 
biedny" z dzieciństwa (młodości) danej osoby pozostaje w tej samej formie; jest to 
wciąż cała osobowość dziecka. Tak więc mamy trzy, zwykle nakładające się na 

background image

siebie koncepcje: kompleks niższości, dziecko w osobie dorosłej i zwyczaj użalania 
się (zwany również „chorobą narzekania"). Są to dostateczne opisy tego, co w 
ogóle dzieje się w osobowości osób neurotycznych, to znaczy osób z różnymi 
zahamowaniami psychicznymi, obsesyjnymi emocjami, poczuciem bezradności 
i braku bezpieczeństwa oraz konfliktami wewnętrznymi. Z powyższych wzorców 
wypływają najważniejsze cechy osobowości neurotycznej. Przede wszystkim, 
obserwujemy kontynuację dziecięcych i dziecinnych schematów zachowań. 
\V pewnym sensie można pozostać dzieckiem lub nastolatkiem ze swojej 
przeszłości. Chodzi tu o specyficzną wrażliwość dziecka, pragnienia, dążenia oraz 
drogi myślowe. Jednak nie wszystkie elementy osobowości dziecka zostają 
zachowane w dorosłym, dotkniętym kompleksem. Dojrzewanie osobowości 
zostaje poważnie utrudnione tylko w tych dziedzinach, w których wystąpiły 
frustracje w okresie dzieciństwa, inaczej mówiąc w kwestiach, od których 
wywodzą się — rozczulanie się nad sobą i poczucie niższości. Pod innymi 
względami dana osoba może być psychologicznie dojrzała. W przypadkach, 
w których „narzekające dziecko" — a więc i potrzeba użalania się jest silna, 
osobowość jako całość uderza niedojrzałością, „infantylizmem". 
Homoseksualizm jest tylko rodzajem nerwicy. W osobie dotkniętej tym problemem 
kryje się specyficzne „rozczulające się nad sobą dziecko". To dlatego Bergler mógł 
dokonać następującego spostrzeżenia: „Mając pięćdziesiąt kilka lat, pod względem 
emocjonalnym jest on [mężczyzna o skłonnościach homoseksualnych] 
nastolatkiem". Drugą cechą neurotyczną jest zwykle manifestowana, ale u 
niektórych osób bardziej ukryta, skłonność do narzekania, tak wnikliwie opisana 
przez Arndta. U osoby dotkniętej nerwicą najbardziej rzuca się w oczy potrzeba 
uskarżania się. Osoba taka wydaje się bezustannie wyszukiwać i znajdować 
powody do rozczulania się nad sobą i narzekania; jest być może tą chronicznie 
pokrzywdzoną, której popsuto szyki, która  zawsze cierpi z jakiegoś powodu. Na 
skargi takiej osoby może składać się wszystko, co negatywne: poczucie 
rozczarowania, samotności, niezrozumienia, braku szacunku, miłości, dyskomfort 
fizyczny, bóle i tak dalej. Wydaje się, że osobowość neurotyczna nie potrafi pozbyć 
się odczucia żalu nad sobą, autodramatyzacji; stąd można uważać takie zjawisko za 
nałóg lub, co sprowadza się do tego samego, za wewnętrzny przymus, żeby 
narzekać. W rezultacie, u neurotyka zachwiana jest normalna pewność siebie, 
brakuje mu zaufania i radości życia. Inną częstą cechą neurotyczną jest dziecinne 
pragnienie doświadczania uwagi, aprobaty i współczucia, jak również nadmierna 
potrzeba potwierdzania własnej wartości. Tęsknota dziecka wewnętrznego do bycia 
docenionym i do ciepła jest nie do zaspokojenia i tak samo egocentryczna, jak 
u prawdziwego dziecka. Na wiele sposobów to dziecinne ego może starać się być 
ważne, interesujące, atrakcyjne dla innych, starać się być  ośrodkiem 
zainteresowania zarówno w realnym życiu, jak i w wyobraźni. Ostatnią cechą, 

background image

którą należy wymienić, jest nastawienie egocentryczne. Dość znaczna część 
świadomości może być zajęta przez infantylny element „o, ja biedny" lub na nim 
skoncentrowana. Dla porównania, „narzekające dziecko w osobie dorosłej" chroni 
się i troszczy o siebie tak, jak troskliwe dziecko opiekowałoby się lalką postrzeganą 
jako biedne stworzenie. Uczucie miłości wobec innych ludzi, faktyczne 
zainteresowanie innymi osobami jest zablokowane przez neurotycznie 
uwarunkowany egocentryzm, który pojawia się bardziej lub mniej spontanicznie. 
 
 
HOMOSEKSUALNY KOMPLEKS NIŻSZOŚCI 
 
sinieje wiele rodzajów kompleksów niższości i odmian „wewnętrznego 
narzekającego dziecka". Homoseksualny kompas niższości jest jednym z nich. Stąd 
hemofilia, abstrahując od konkretnego symptomu pożądania homoseksualneeo, nie 
jest zjawiskiem izolowanym, lecz jednym z niekończącego się szeregu problemów 
nerwicowych. Jak zauważyliśmy, poczucie niższości może się objawiać w wielu 
obszarach tak zwanej sfery osobowości człowieka. Dziecko lub nastolatek 
dotknięty fantazjami i zainteresowaniami homoerotycznymi ma poczucie niższości 
pod względem swojej tożsamości seksualnej lub „tożsamości płciowej", a innymi 
słowy w kwestii swojej męskości lub kobiecości. Zatem chłopiec czuje się gorszy 
w porównaniu z innymi chłopcami  pod względem chłopięcości, twardości, 
wytrzymałości, umiejętności sportowych, odwagi, siły lub męskiego wyglądu. 
Dziewczynka czuje się gorsza w porównaniu z innymi dziewczętami pod względem 
kobiecości, swych zainteresowań, zachowania lub cech fizycznych. Mogą się 
zdarzyć wahania w ramach tej reguły, ale ogólna zasada jest pewna. Podstawą 
poczucia niższości tego typu jest świadomość braku prawdziwej przynależności do 
świata mężczyzn lub kobiet, niebycia jednym z chłopaków (mężczyzn) \ubjednq z 
dziewczyn (kobiet).
 W większości przypadków ten autowizerunek własnej niższości 
pojawia się przed dojrzewaniem i w okresie dojrzewania — pomiędzy ósmym a 
szesnastym rokiem życia, ze szczytem w wieku dwunastu-szesnastu lat. Później, u 
dorosłej osoby o orientacji homoseksualnej, ten specyficzny typ infantylnego, 
rozczulającego się nad sobą ego pozostaje w całości aktywny, włącznie z 
wcześniejszymi fantazjami, frustracjami  i jego własnym wyobrażeniem o innych. 
Naszym punktem wyjścia jest poczucie niższości, a ściśle pokucie braku 
przynależności do świata mężczyzn czy świata kobiet. Czasem takie odczucia są w 
pełni świadome. Dziecko może je wyrażać tak, jak dziesięcioletni chłopiec, który 
kilkakrotnie skarżył się swojej matce, mówiąc smutnym tonem o swoich 
kontaktach z chłopakami w szkole: „Jestem taki słaby!" (Powiedziała mi to matka, 
kiedy przyszła porozmawiać o homoseksualizmie u swojego syna). Inni młodzi 
ludzie mogą mieć takie same odczucia, nie uświadamiając ich sobie wyraźnie; 

background image

mogą zdać sobie z nich sprawę wiele lat później. „Kiedy patrzę wstecz, widzę, że 
zawsze czułam się nieprzystosowana i nieatrakcyjna w porównaniu z innymi 
dziewczynami", zastanawia się pewna lesbijka, „ale nigdy w pełni nie zdawałam 
sobie z tego sprawy". Świadomie czy nie, dzieci i nastolatki cierpią z powodu 
dręczącego je poczucia niższości. Często, ze wstydu, nie przyznają się nawet sami 
sobie do tego cierpienia, bo uznanie własnej niższości może być bolesne — 
rani ego, miłość do samego siebie i dziecięce poczucie ważności. Poczucie 
niższości u dziecka czy nastolatka może zniekształcić jego spojrzenie na inne 
osoby i niektóre z tych osób mogą wydawać mu się lepsze. W przypadku chłopca, 
inni chłopcy i młodzi mężczyźni mogą jawić się jako bardziej męscy i silniejsi. W 
przypadku dziewczynki, inne dziewczęta i niektóre kobiety zdają się być bardziej 
kobiece, piękniejsze, mieć więcej wdzięku, być bliższe dziewczęcemu ideałowi 
kobiety. Główną rolę mogą w tym spojrzeniu grać cechy fizyczne, lecz w pewnych 
przypadkach jest to sposób bycia i zachowanie. Zatem przedstawiciele tej samej 
płci, a szczególnie niektórzy z nich są idealizowani, a nawet gloryfikowani. 
Idealizacja przedstawicieli tej samej płci jest do pewnego stopnia normalna w 
okresie dojrzewania i okresie poprzedzającym. Chłopcy w tym wieku admirują 
sportowców, bohaterów, łowców przygód, pionierów — odważnych, silnych i 
osiągających sukcesy w kontaktach z ludźmi. Przyciągają i na przykłady 
dominujących mężczyzn; męski wigor i odwaga mają dla nich wysoką rangę. 
Dlatego często podziwiają trochę starszych od siebie chłopców, którzy są „bardziej 
mężczyznami" niż oni sami i starają się ich naśladować. Z drugiej strony 
dziewczęta zwracają szczególną uwagę na wdzięk i atrybuty kobiecości u innych 
dziewcząt i kobiet, bardziej dojrzałych niż one same. Zachwyca je kobieca łatwość 
w kontaktach towarzyskich i gracja. 
 
MĘSKOŚĆ l KOBIECOŚĆ —— STEREOTYPY KULTUROWE? 
 
W tym miejscu  nie możemy uniknąć pewnych marginalnych uwag na temat 
modnej opinii, zgodnie z którą odrzuca się tradycyjne koncepcje męskości i 
kobiecości i odpowiadające im „role", przyznając im jedynie rangę wytworów 
kultury. Według tego poglądu, czas kultury tradycyjnej minął i dlatego 
„indoktrynacja" dzieci w kwestii stereotypowych ról właściwych płci jest mocno 
niepożądana. Jeśli chodzi o ścisłość, utrzymanie się lub upadek naszej koncepcji 
wyjaśnienia homoseksualizmu nie zależy od odpowiedzi na pytanie, czy wzorce 
męskości i kobiecości są nam dane jako naturalne. Odczucia homoseksualne w 
rzeczywistości wyrastają z poczucia niedowartościowania pod względem męskości 
czy kobiecości,  postrzeganej przez dziecko (lub nastolatka), a więc przez 
porównanie z innymi. Dlatego, ściśle rzecz biorąc, nie ma znaczenia czy męskość 
(lub kobiecość) jest czymś względnym, zależnym od zwyczajów kulturowych, czy 

background image

częścią biologicznego dziedzictwa człowieka,  a może kombinacją obydwu 
czynników. Tym niemniej, dominująca obecnie doktryna o fundamentalnej 
równości płci pod względem psychologicznym może zniekształcić zdrową ocenę 
zachowań z objawami dewiacji w sprawach płci. Co więcej, egalitarny sposób 
wychowania dzieci stwarza w efekcie poważne zagrożenie dla normalnego rozwoju 
emocjonalnego dziecka w ogóle a szczególnie dla jego rozwoju seksualnego. 
Teoria równości w rzeczywistości nie da się obronić. We wszystkich kulturach i 
czasach, wszędzie na świecie, mężczyźni i kobiety różnili się i różnią pod 
względem wielu zasadniczych aspektów zachowania. Najbardziej wiarygodną 
interpretacją tego faktu jest dziedziczenie. Chłopcy i mężczyźni są dziedzicznie 
lepiej wyposażeni, niż dziewczęta i kobiety, w popęd ku „dominacji społecznej", 
sprawowaniu władzy w życiu społecznym. To „wojownicy" w różnych 
znaczeniach tego słowa; w swoim sposobie myślenia są bardziej zorientowani na 
cel; kobiety zaś  są raczej ukierunkowane na osobę, silniej reagują na bodźce 
emocjonalne i mają większą łatwość wyrazu emocjonalnego; bardziej opiekuńcze, 
doświadczają większej „empatii" pod względem emocjonalnym, co nie wynika 
wyłącznie z tradycyjnego, stereotypowego wyuczenia (jeśli ktoś pragnie zagłębić 
się bardziej w ten kontrowersyjny temat, może przeczytać sprawozdanie Maya z 
badań nad tego typu różnicami, związanymi z płcią, u małych dzieci z różnych 
kultur włącznie z naszą, u dorosłych i u bardziej rozwiniętych ssaków naczelnych, 
u których zdają się występować podobne różnice między samcami a samicami.) 
Dlatego tradycyjne, dziś wykpiwane, wzorce chłopców — „nieugiętych", „silnych", 
„przewodzących", „zdobywców  (wiata", i dziewcząt — przede wszystkim 
„opiekuńczych" i ” czułych" zawierają więcej niż tylko małe ziarnko prawdy. 
Nie znaczy to, że powinno się wyolbrzymiać te różnice psychiczne, ani że można, 
opierając się na nich wprowadzić sztywne i bezwzględne reguły, dotyczące na 
przykład konkretnych zajęć i zawodów, które pasowałyby do wrodzonej natury 
mężczyzn i kobiet. Znaczy to jednak, że nienaturalne jest wyznaczanie tych samych 
ról społecznych i wzorców zachowania chłopcom i dziewczętom (mężczyznom i 
kobietom), jeżeli w danej sytuacji mamy do czynienia i z chłopcami i dziewczętami 
(mężczyznami i kobietami) mogącymi je wypełniać. Znaczy to też, że nienaturalne 
jest zachowywanie się tak, jak gdyby różne proporcje pomiędzy liczbą mężczyzn i 
kobiet w szeregu profesji i funkcji oznaczały „dyskryminację", niesprawiedliwość 
społeczną. Znaczy to, że należy dokonać wyraźnego rozróżnienia w edukacji 
pomiędzy rolami przeznaczonymi dla chłopców i dziewcząt. Zaniedbywanie 
ewidentnych, związanych z płcią preferencji i talentów do pewnych zawodów i ról, 
czy też niewykorzystanie wrodzonych zdolności i darów związanych z płcią, nie 
może być mądre ani pożyteczne dla społeczeństwa. Ludzka psyche jest dogłębnie 
męska lub żeńska. Można to zaobserwować u dzieci wychowywanych niemal bez 

background image

żadnej presji w kierunku ról naturalnych dla ich płci. Na przykład chłopcy, 
wychowywani raczej jak dziewczęta, przez zbyt wszechobecną, feminizującą 
matkę, z którą się utożsamiają lub którą naśladują i chłopcy, wychowywani przez 
starszych rodziców w otoczeniu, które nie zachęca do chłopięcych zachowań, 
wciąż lubią rzeczy typowe dla chłopców, nawet jeśli ich zachowanie nie jest bardzo 
chłopięce. Często podziwiają oni innych chłopców, w których widzą typy męskie. 
Dziewczynka wychowana w nieco pogardliwej postawie wobec spraw kobiecych i 
„roli" żeńskiej („szycie i te wszystkie babskie zajęcia to nie dla mnie!") może być 
jednak pod wrażeniem innych dziewcząt i kobiet, od których promieniuje 
kobiecość i może je w głębi duszy podziwiać. Wiele razy widziałem, że osoby płci 
żeńskiej, które atakują „tę opartą na ucisku rolę kobiety", faktycznie czują niższość 
w związku z tą konkretną rolą. W rzeczywistości podziwiają one kobiety, które 
swobodnie przyjmują swoją kobiecość. Możemy spojrzeć na to z jeszcze innego 
punktu widzenia. Młodzi mężczyźni i kobiety, które są opanowane, szczęśliwe 
i wolne od konfliktów wewnętrznych, zdają się nigdy nie mieć problemów 
związanych z rolami płci. W szeregu dziedzin w życiu ludzie ci traktują określoną 
orientację, męską lub żeńską, jako fakt całkiem oczywisty. Nie mają również 
problemów z „tradycyjnym" związkiem mężczyzny z kobietą. Po rozważeniu 
wszelkich kwestii, najpewniejsze podejście pod względem psychologicznym 
polega na przyjęciu zasadniczych różnic w zachowaniach właściwych danej płci, 
jako punktu wyjścia do określenia wzajemnego związku między mężczyzną i 
kobietą w małżeństwie i poza nim. Zależnie od czasu i okoliczności, konkretne 
przejawy tego związku mogą się nieco różnić, nie wychodząc jednak poza granice 
wzorca wyznaczonego przez naturę. Role właściwe płci wzajemnie się uzupełniają, 
zgodnie z wzajemnie uzupełniającą się naturą atrybutów związanych z płcią. 
Przymusowe zniesienie normalnych wzorców zachowania stosownie do płci,  pod 
wpływem neurotycznych frustracji czy błędnej filozofii równouprawnienia, 
wywarłoby tylko bezproduktywną presję na wzajemne odniesienia kobiet i 
mężczyzn i nie posłużyłoby nikomu do psychologicznego urzeczywistnienia.* 
 
 
 
 
 
 

* „Psychologiczne urzeczywistnienie" należałoby interpretować jako zrozumie- 
nie i uznanie swojej prawdziwej natury — w sferze psychiki, osobowości — 
"osiągnięcie w ten sposób harmonii wewnętrznej (przyp. tłum.) 

 
 

background image

HOMOSEKSUALIZM W ROZWOJU PŁCIOWYM 
 

Człowiek ma naturalny popęd do utożsamiania się ze swoją  płcią. Chłopiec 
pragnie należeć do świata innych chłopców i mężczyzn, dziewczynka do świata 
dziewcząt i kobiet. Tęsknota do bycia uznawanym za jednego z chłopców (lub 
jedną z dziewcząt) jest też wrodzona u chłopców i dziewcząt z poczuciem 
niższości — odpowiednio, w kwestiach ich męskości lub kobiecości. Jak 
stwierdziliśmy, długotrwałe poczucie niższości wywołuje rozczulanie się nad sobą 
i autodramatyzację. Bolesna świadomość „bycia innym" — w negatywnym sensie 
— powoduje pragnienie uznania i docenienia przez osoby idealizowane jako ktoś 
należący do ich kręgu.
 Pragnienie to w końcu przybiera cechy żądzy. Jest to 
zrozumiałe, ponieważ wynika z narzekania o charakterystycznej dla dziecka 
intensywności: „O, ja biedny! Tak bym chciał być taki jak oni", albo „Gdyby tylko 
któryś z nich mnie zauważył, zwrócił na mnie uwagę!" Taki pełen smutku, 
rozczulający się nad sobą nastolatek ponad wszystko potrzebuje kontaktu: 
zrozumieją, pocieszenia, współczucia, docenienia. Dodajmy do tego, że on czy ona 
czuje się samotna i często nienajlepsza w nawiązywaniu kontaktów, a stanie się 
jasne, że tęsknota za podziwianym przyjacielem może mieć wielką intensywność. 

Najpierw zachodzi to głównie w wyobraźni nastolatka. Może on „zakochać się" (w 
ten osobliwy sposób) w jakimś rówieśniku, a często w nieco starszym od siebie, 
młodym człowieku. Jest to zwykle miłość na odległość. W każdym razie, ukryta 
tendencja emocjonalna sprowadza się do: „Nigdy nie zdarzy się to naprawdę! 
Nigdy nie zwróci na mnie uwagi i nie będzie kochać". Jest to pragnienie ciepła i 
docenienia, podsycane przez rozczulanie się nad sobą i zdarza się ono w wie- 
ku, gdy budzi się wciąż niewyraźny popęd płciowy; żałosna potrzeba ciepła może 
wówczas wywołać fantazje erotyczne dotyczące bliskości z jakimś podziwianym  
przyjacielem. W innych przypadkach, skłonności do kontaktu fizycznego 
i fizycznej bliskości n 
ie są dla samego nastolatka całkowicie zrozumiałe, choć może później zdać sobie 
sprawę,  że to one właśnie w nim drzemały. Spoglądanie na innych chłopców i 
młodych mężczyzn na ulicy w sposób bardziej, niż przypadkowy, jest 
przypuszczalnie najczęstszym znakiem budzących się zainteresowań 
homoerotycznych. Człowiek taki pragnie dotykać i pieścić obiekty swego 
uwielbienia i być pieszczonym, pozostawać blisko nich, być z nimi w sytuacjach 
intymnych, czuć ich troskę o siebie i ich ciepło.  „O, żeby tylko on 
mnie kochał!", marzy chłopiec. Naturalnym przedłużeniem jego potrzeby ciepła i 
miłości staje się  tęsknota erotyczna. Nie jest to tak dziwne, jak mogłoby się 
wydawać. W tej szczególnej fazie rozwoju psychicznego, przed dojrzewaniem i na 
początku okresu dojrzewania, instynkt płciowy znajduje się w początkowym 
stadium rozwoju i nie osiągnął jeszcze swego ostatecznego celu — płci przeciwnej. 

background image

Ogólnie rzecz biorąc, jest ^możliwe,  żeby w tej fazie stopniowego dojrzewania 
emocji seksualnych u dziecka rozwinęły się sentymentalne uczucia erotyczne 
wobec przedstawicieli tej samej płci. Zachodzi to łatwiej w przypadku chłopców 
(lub dziewcząt), którzy czują się już wyłączeni z grona innych, lub którzy czują się 
samotni i gorsi, którzy tęsknią do ciepła. Ich podziw i zainteresowanie wyglądem 
zewnętrznym czy cechami osobowości niektórych przedstawicieli tej samej płci 
przybiera wówczas wymiar erotyczny. Marzenia erotyczne i fantazje podczas 
masturbacji koncentrują się wokół podziwianych osób tej samej płci — pojawia się 
pragnienie homoseksualne. W przypadkach normalnych, czasowe zainteresowanie 
osobami tej samej płci, z mniejszą lub większą domieszką erotyczną, przeminie, 
gdy chłopiec (lub dziewczynka) dorośnie i odkryje o wiele bardziej atrakcyjne 
walory seksualne płci przeciwnej. Jednak zainteresowanie to przybiera szczególne 
rozmiary w przypadku rozczulającego się nad sobą dziecka, przytłoczonego 
narzekaniem na własną niższość w kwestii tożsamości płciowej. Dla takiego 
dziecka lub nastolatka, kontakt cielesny z kimś spośród tych podziwianych 
staje się wypełnieniem namiętnej tęsknoty za miłością i akceptacją, szczytem 
szczęścia. Zgodnie z myślami  żałosnego nastolatka, taki kontakt usunąłby całe 
wewnętrzne poczucie nieszczęścia, niższości i osamotnienia. W ten sposób, w 
okrsie dojrzewania, u dziecka czującego się istotą godną pożałowania, może dojść 
do powiązania między  żądzą kontaktu i erotyzmem. Pragnienie skierowane ku 
osobie tej samej płci ma charakter pasywny; to poszukiwanie możliwości  bycia 
docenionym. Nie jest to tak szczęśliwe, radosne doświadczenie jak normalne 
zakochanie się; u jego podstaw leży poczucie beznadziejności, rodzaj bólu. 
Oczywiście, to poszukiwanie miłości jest całkowicie ukierunkowane na własną 
osobę. Miłość homoerotyczna cechuje się egocentryzmem, „narcyzmem". 
Uczucia homoerotyczne pojawiające się mniej więcej zgodnie z opisanym wyżej 
schematem, mogą być z początku całkiem słabe, ale stopniowo stają się bardziej 
intensywne. To wzmocnienie jest często spowodowane narastającym poczuciem 
osamotnienia. Utwierdzanie fantazji erotycznych podczas masturbacji może je 
znacząco powiększyć. W każdym razie  to „rozczulające się nad sobą dziecko" z 
pragnieniami erotycznymi staje się niezależną jednostką w życiu emocjonalnym, a 
zjawisko to nazywa się „kompleksem". Psychika staje się jak gdyby nałogowo 
przywiązana do tego elementu rozczulania się nad sobą i żądzy erotycznej. 
Wiele osób o skłonnościach homoseksualnych odbiera swój popęd płciowy jako 
obsesję, chroniczną lub czasową. Odczucia seksualne często absorbują znaczną 
część ich uwagi, zajmują myśli w większym stopniu niż u heteroseksualistów. 
Impulsy homoseksualne naprawdę mają w sobie coś, od czego nie można się 
oderwać, w czym przypominają inne zaburzenia nerwicowe jak fobie, obsesyjne 
niepokoje i nerwice natręctw. Nie dają cierpiącemu wytchnienia. Siłą napędową 
tego przywiązania jest niezaspokojenie, będące integralną częścią dolegliwości 

background image

związanej z poczuciem niższości. Powoduje ono nienasyconą  tęsknotę, ponieważ 
ten sam probierń wciąż powraca. Romans, czy związek homoseksualny nie może 
również dać satysfakcji ani szczęścia innego, niż krótkotrwały „kop" emocjonalny. 
Idealna osoba niosąca ciepło istnieje wyłącznie w nienasyconej fantazji cierpiącego 
na kompleks i dlatego nie można jej nigdy znaleźć. Socjolog niemiecki Dannecker, 
zdeklarowany homoseksualista, wywołał gniew ruchu homoseksualistów, 
ogłaszając bez ogródek, że „wierna przyjaźń homoseksualna" to mit. Ten mit, 
kontynuował cynicznie, można wykorzystać przy przyzwyczajaniu społeczeństwa 
do zjawiska homoseksualizmu — wzniosła „trwała przyjaźń" sprzedaje się łatwiej 
— ale powinniśmy zaakceptować pełną rzeczywistość tego zjawiska. Ta 
rzeczywistość, przyznaje, jest taka, że ze względu na uwarunkowania naszej 
„orientacji" poszukujemy wielu partnerów. Dannecker potwierdza swoje 
przekonanie za pomocą statystyk, dotyczących liczby partnerów osób o orientacji 
homoseksualnej, w porównaniu z heteroseksualistami. To, co głosi, nie jest 
nowością. Potwierdza to nałogowy charakter homoseksualizmu, związane z nim 
szaleństwo. Słowo „gay" nie oznacza, że homoseksualizm jest „radosny"*; to 
nałóg. Przykładu nieuniknionego biegu wydarzeń dostarcza wyznanie mężczyzny o 
orientacji homoseksualnej, który sądził, że po latach „polowania" wreszcie znalazł 
szczerze kochającego przyjaciela na całe życie. „Z początku wyobrażałem sobie, że 
naprawdę znalazłem się obok takiego przyjaciela. Byfem przekonany, że niepokój, 
który zawsze odczuwałem, był Angielskie słowo „gay" jest obecnie używane 
przede wszystkim w znaczeniu "homoseksualista" lub „homoseksualny". Ma ono 
jednak i inne znaczenie —

 

spowodowany potrzebą posiadania stałego przyjaciela. 

Jednak, co dziwne, ten sam niepokój powrócił i to raczej szybko. Jeszcze raz 
zobaczyłem siebie w obliczu potrzeby angażowania się w ukradkowe kontakty, 
pomimo mojego dość udanego związku z przyjacielem (przez parę miesięcy)". 
Mężczyzna ten wyciągnął wniosek, że hemofilia musi faktycznie być rodzajem 
neurotycznego przymusu (Jednak nie zdecydował, czy chce się od niego uwolnić). 
Podsumujmy — tego, czego homoseksualista bezwiednie poszukuje, nie da się 
znaleźć i nie da się tym cieszyć. Wiedzie to natomiast do bólu i cierpienia, co 
wzmaga potrzebę autodramatyzacji. 
 
 
 
 
 

 
•Wesoły" lub „radosny", które stopniowo wychodzi z użycia, (przyp. ttum.) 

 

background image

 
 
ROZDZIAŁ. SZÓSTY 
 
 

POCHODZENIE I DZIAŁANIE 
KOMPLEKSU HOMOSEKSUALNEGO 
 
 

U niektórych ludzi rozwija się kompleks lekceważenia, u innych kompleks 
niezrozumienia, u jeszcze innych kompleks nieudacznika, niekompetencji, 
zbędności i tak dalej. Nacechowanemu poczuciem niższości autowizerunkowi 
„Jestem tylko..." niezmiennie i nieodłącznie towarzyszy rozczulanie się nad sobą, 
odczuwanie typu „O, ja biedny". Charakterystyczne objawy kompleksu 
homoseksualnego dotyczą poczucia niższości odnośnie do tożsamości płciowej. 
Dlaczego u niektórych ludzi w młodości rozwija się kompleks homoseksualny, u 
innych zaś nieseksualny typ kompleksu niższości? 
 
POCHODZENIE KOMPLEKSU U MĘŻCZYZNY 
 
Chłopiec może zacząć się czuć mniej chłopięcy, mniej męski, jeśli był 
wychowywany przez swoją matkę w sposób nadopiekuńczy, nadmiernie troskliwy, 
z przesadną ingerencją i jeśli rola ojca w jego wychowaniu była zbyt skromna.' 
• większości przypadków kombinacja takiego matczynego i ojcowskiego stylu 
wychowania predysponuje do rozwoju kom- 
pleksu homoseksualnego. W tym miejscu musimy dokonać krótkiego spostrzeżenia 
w kwestii winy. Może się wydawać, że przypisując winy i zaniedbania rodzicom, 
zamierzamy ich oskarżać. Tak jednak nie jest. Nasze zadanie to przede wszystkim 
uwypuklenie aspektu psychologicznego, nie zaś moralnego, co oznacza, że nie 
robimy nic ponad wskazywanie określonych, zaobserwowanych związków 
pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy zachowaniem rodziców i następującym 
po nim zachowaniem ich dzieci. Po drugie, zaniedbania i słabe punkty w 
osobowości, zaobserwowane u części rodziców osób o orientacji homoseksualnej, 
nie mogą być im po prostu przypisane jako wina. Działanie takich rodziców często 
wynika z wzorców zwyczajowych, których są oni prawie nieświadomi i nie 
rozumieją dokładnie, dlaczego niektóre z ich sposobów traktowania dziecka mogą 
przynieść niepożądany efekt. Co więcej, są oni również częściowo wytworami 
swojego własnego dzieciństwa. Nie wykluczam ich wolnej woli, a więc także ich 
odpowiedzialności moralnej. Występuje tu pewien stopień winy, ponieważ nikt nie 
może twierdzić,  że został całkowicie zaprogramowany przez okoliczności swej 

background image

edukacji i młodości. Jednak rodzicom osób o skłonnościach homoseksualnych nie 
można przypisywać większej winy odnośnie do wychowania ich dzieci, niż innym 
rodzicom. Charakter naszych niedociągnięć jako rodziców może być różny, jednak 
wszyscy mamy pewne egocentryczne przyzwyczajenia i inne słabości, czy 
jesteśmy ich świadomi, czy nie. A więc, choć rodzice osób o skłonnościach 
homoseksualnych mogą ponosić część winy, ich udział nie jest większy, niż w 
przypadku winy innych rodziców wobec swoich dzieci. Osoby z neurotycznymi 
tendencjami do narzekania czasem wyrzucają swoim rodzicom to, co im 
wyrządzili. Należy jednak zdać sobie sprawę, że może to być jeszcze jeden rodzaj 
narzekania. Ponadto, przedłużające się narzekanie na rodziców za ofiarę których 
narzekający się uważa, jest niemal zawsze oparte na nierealistycznym spojrzeniu na 
rodziców. Spojrzenie na rodziców w przypadku narzekającego dziecka jest z 
definicji spojrzeniem dziecka, a więc jest podyktowane odczuciami 
egocentrycznymi. Osoba bardziej dojrzała emocjonalnie potrafi je skorygować. 
Narzekający neurotycy homoseksualni mogą wciąż tak samo odczuwać i 
uzewnętrzniać swoje skargi dotyczące błędnego podejścia ze strony swoich 
rodziców; to zaś wzmacnia w nich „narzekające dziecko", a przez to nie 
rozwiązane problemy ich ewentualnych dziecięcych relacji z matkami i ojcami, 
relacji nadmiernego przywiązania lub relacji awersji. Z chrześcijańskiego punktu 
widzenia jest jeszcze dodatkowy powód, dla którego tacy ludzie powinni 
spróbować pozbyć się uporczywego narzekania na błędy swoich rodziców — 
rozumieją oni, że należy przebaczać. U niektórych osób o orientacji 
homoseksualnej faktycznie okazuje się, że postęp w terapii może być zablokowany 
brakiem umiejętności lub woli wybaczenia rodzicowi. Następny efekt wzmacniania 
dziecinnych narzekań na rodziców polega na tym, że hamuje ono przyjmowanie 
własnej odpowiedzialności. Innymi słowy, „narzekające dziecko" poprzez 
neurotyczne stwierdzenie „Nic nie mogę na to poradzić", nie przyjmuje 
odpowiedzialności za swoje zachowanie i skłonności. W ten sposób podnosimy 
problem prawdopodobieństwa odpowiedzialności samego neurotyka — 
homoseksualisty. Czy jest on odpowiedzialny za swoją sytuację? Albo też, czy 
jest on tylko ofiarą swojej choroby, pacjentem? W naszej odpowiedzi musimy 
unikać obu ekstremów. Neurotyk — homoseksualista jest taki sam, jak każdy inny 
osobnik neurotyczny i każdy inny człowiek w podobnej sytuacji — nie całkiem 
niewinny. Wszystkie ludzkie słabości i przyzwyczajenia emocjonalne przeciętnego 
człowieka, a do tej kategorii należą także ludzie o skłonnościach homoseksualnych, 
uformowały się w części dlatego, że im ulegliśmy. Dotyczy to również rozczulania 
się nad sobą, miłości własnej, przyzwyczajeń do infantylnej autoafirmacji i 
pokazywania własnej ważności, potrzeby przyciągania uwagi i tak dalej. Musimy 
przyjąć występowanie pewnego stopnia winy, jeśli osoba o orientacji 
homoseksualnej zbyt łatwo ulega impulsom poprzez masturbację, szukanie 

background image

kontaktów, a tym bardziej, jeśli usprawiedliwia lub zaleca takie zachowanie. Ale to 
wszystko, co możemy na ten temat powiedzieć. W kompleksie neurotycznym jest 
niewątpliwie dużo automatyzmu, za który nie można obciążać odpowiedzialnością 
samego neurotyka, a w każdym razie nie w pełni. Odnosi się to do wszelkich 
niedociągnięć co do charakteru i osobowości (nie rozważamy tutaj ludzi naprawdę 
chorych umysłowo, takich jak schizofrenicy). 
 
RELACJE Z RODZICAMI 
 
W sześćdziesięciu — siedemdziesięciu procentach przypadków, matka była 
nadmiernie „krępująca" w ten czy inny sposób — nadmiernie zaangażowana, 
nadopiekuncza, zbyt troskliwa, apodyktyczna, nadmiernie ingerująca lub 
rozpieszczająca. Często traktowała syna jak małe dziecko, jak swojego ulubieńca, 
powiernika. Ten wpływ uczynił „hłopca zależnym i słabym, stłumił w nim ducha 
przedsiębiorczości, jego odwagę i pewność siebie. Nadmiernie zaangażowana, zbyt 
troskliwa matka emanuje swoją lękliwą postawę na życie syna. Matka, która chce 
podejmować za syna wszelkie decyzje, czyni go pozbawionym woli i inicjatywy. 
Chłopcy wychowani w ten sposób wykazują niewiele normalnej, pełnej  życia, 
chłopięcej figlarności; są posłuszni lub mają nadmierne zahamowania. 
Może się również zdarzyć,  że syn zbyt przywiązuje się do matki na skutek jej 
nieumiarkowanej, w zasadzie egocentrycznej czułości i adoracji, która stawia go w 
szczególnym położeniu. Jest wówczas mało prawdopodobne, by zrezygnował on z 
jej rozpieszczania i atmosfery bezpieczeństwa; ucieka do tego z powrotem, kiedy 
tylko zewnętrzny  świat nie zareaguje na niego przychylnie. Jeśli ktoś potrzebuje 
przykładu szkodliwych skutków takiej chorobliwej miłości między matką a synem, 
powinien zapoznać się z biografią francuskiego pisarza Marcela Prousta. Pisał on 
listy miłosne do swojej matki będąc jeszcze nastolatkiem, podczas gdy obydwoje 
mieszkali w tym samym domu! W pewnych przypadkach, miłość matki jest 
równocześnie ważąca. Na przykład, matka może grozić napadami histerii, 
Jeśli syn nie jest dla niej miły. W innych przypadkach matka narzuca się synowi w 
bardziej przyjazny sposób, ale jednak narzuca się. Pomimo  prób umniejszenia 
znaczenia tego faktu, podejmowanych przez defensywnych i wojujących 
homoseksualistów oraz liberalnych reformatorów spraw płci, jest 
niekwestionowanym faktem, że matki zajmowały zbyt centralne miejsce w 
dziecięcym  życiu emocjonalnym licznych mężczyzn z objawami homofilii. W 
konsekwencji, syn stawał się nadmiernie zależny od matki i zachował wobec niej tę 
postawę, nie modyfikując swojego wewnętrznego „narzekającego dziecka". To 
„dziecko" ma tendencje do przyjmowania takiej postawy wobec innych kobiet, jako 
symboli matki. A więc niektórzy pozostali „ślicznymi chłopczykami mamusi", 
podczas gdy inni nadal zachowują się wobec matki jak „posłuszny, wystraszony 

background image

mały chłopiec", „chłopiec na utrzymaniu", a czasem jak „chłopiec represjonowany 
i tyranizowany". Takie relacje z matką są niezdrowe i wielce utrudniają stanie się 
dorosłym mężczyzną. Po wielu doświadczeniach z homoseksualistami w swojej 
karierze zawodowej, badacz i terapeuta I. Bieber pisze, że w żadnym przypadku 
relacje ojciec — syn nie były normalne. Zazwyczaj ojciec był „z boku" i nie 
angażował się w codzienne życie i zainteresowania syna. Moje doświadczenia są w 
dużym stopniu podobne. Bardziej szczegółowa analiza różnorodnych czynników 
psychologicznych z okresu dzieciństwa w grupie moich stu dwudziestu pacjentów 
płci męskiej, cierpiących z powodu homoseksualizmu, wykazała najwyżej dwa lub 
trzy przypadki, w których relacje ojciec — syn można by uznać za dobre. Jednak 
nawet w tych przypadkach relacje z ojcem były odległe. Ojciec pewnego 
mężczyzny o skłonnościach homoseksualnych był już stary, kiedy jego syn był 
chłopcem, w innym zaś przypadku, emocjonalna więź ojca z synem wydawała mi 
się raczej płytka. Zatem prawdą jest stwierdzenie, że relacja ojciec — syn rzadko 
jest dobra. Mężczyzna, u którego rozwija się homoseksualny kompleks niższości, 
na ogół miał ojca, który nie wypełnił w dostatecznym stopniu swojej roli. 
Taka niedostateczna więź z ojcem mogła mieć wiele przyczyn. Psychologicznie 
odległy ojciec czasem zwraca niewiele uwagi na syna, na przykład gdy ten jest 
jednym z młodszych dzieci w większej rodzinie. Zainteresowania ojca mogą 
się koncentrować na starszych synach. W niektórych przypadkach ojciec uważał 
chłopca za problem żony, na co mogło mieć wpływ istnienie wyłącznej więzi 
między matką a synem. 
Dobrym przykładem takiej sytuacji jest holenderski pisarz Louis Couperus, który 
żył na początku tego stulecia.* Rozwinął się u niego kompleks niższości na gruncie 
„bycia słabeuszem". Do powstania takiego spojrzenia na siebie doszło, ponieważ 
czuł się urażony brakiem docenienia ze strony swojego ojca; ten bowiem 
pozostawił swego najmłodszego syna Louisa pod opieką matki i jego starszych 
sióstr i nie akceptował go w swoim własnym  świecie, gdzie było miejsce dla 
starszych braci chłopca. Niektórzy ojcowie byli zbyt zajęci, by spędzać dość czasu 
ze swoją rodziną, a szczególnie z chłopcem. Ojcowie z innej grupy stanowili 
klasyczne „słabe osobowości"; sami nie byli dość męscy, zbyt zależni, strachliwi, 
czasem wspierali się nadmiernie na żonach. Byli słabi jako mężczyźni, a więc ich 
synowie nie mieli dostatecznie dobrego wzoru, z którym mogliby się utożsamiać. 
Stosunkowo starym ojcom brakowało młodzieńczego dynamizmu, koniecznego do 
rozwoju ich synów. Nie bawili się z nimi i nie zachęcali do typowo chłopięcych 
zabaw. W efekcie zachowanie chłopców stało się nadmiernie akuratne; 
przypominali „małych starych ludzi". 
 
 

* Louis Couperus żył w latach 1863-1923 (przyp. wyd.) 

background image

W około jednej czwartej moich przypadków, a także innych, syn odbierał ojca w 
sposób wyraźnie negatywny. Był przez niego krytykowany, nie uzyskiwał zbyt 
wiele aprobaty czuł s

i

ę więc odrzucony przez najważniejszego mężczyznę swojego 

świata. Chłopiec mógł również czuć się lekceważony przez swego ojca, 
porównującego go z braćmi (i siostrami). W niektórych przypadkach — 
prawdopodobnie w około dwudziestu procentach — doświadczenie odrzucenia 
przez ojca jawi się jako kluczowy czynnik powodujący uraz psych

i

czny, który 

sprawił, że chłopiec poczuł się wy

ł

ączony ze św

i

ata mężczyzn. Dla chłopca ojciec 

jest niejako prototypem mężczyzny; poczucie docenienia przez ojca ma 
podstawowe znaczenie dla uzyskania pewności siebie jako mężczyzny. To samo 
odnosi się do związków córki z matką. 
 

INNE WPŁYWY 
 

Zazwyczaj waga czynnika związanego z ojcem wydaje mi się większa, niż waga 
czynnika związanego z matką. Prawdopodobieństwo homoseksualizmu jest jednak 
znacznie wyższe w przypadku obecności obu czynników. Z reguły 
homoseksualizm męski jest efektem błędów ze strony obojga rodziców. W związku 
z tym musimy nadmienić,  że w znacznej części przypadków istniały głęboko 
zakorzenione problemy pomiędzy rodzicami pacjenta. Sprowadzały się na ogół do 
tego,  że czasem to matka była wyraźnie „silniejszą"; apodyktyczną osobowością, 
zmuszającą  męża do wycofania się, czasem zaś matka była zaniedbywana przez 
męża i jej niezadowolenie przywiodło ją bliżej jednego z synów. Ogólnie rzecz 
biorąc, kobieta ma naturalną tendencję do uznawania jednego mężczyzny ze 
swojego otoczenia za „swojego mężczyznę". Jeśli brak emocjonalnej więzi z 
mężem, może szukać substytutu w postaci więzi z synem. Oczywiście, może się 
zdarzyć wiele różnych rodzajów napięć małżeńskich. Mają one swoje źródło w 
szeregu egocentrycznych przyzwyczajeń oraz w różnego rodzaju wciąż 
infantylnych sposobach działania i reagowania, które wszyscy wnosimy do życia 
małżeńskiego. Występowanie zadowalających relacji małżeńskich jest jednak 
statystycznie niższe wśród rodziców osób o skłonnościach homoseksualnych niż 
wśród rodziców dzieci, u których ten kompleks się nie rozwinął. Po raz kolejny 
pozwala to zrozumieć,  że homoseksualizm jest nie tylko zjawiskiem dotyczącym 
zainteresowanej osoby, ale również objawem nierównowagi w rodzinie i nierzadko 
dysonansu między rodzicami. Ponadto, osobowości rodziców, ich wzajemne relacje 
i relacje z dziećmi oraz sposoby wychowania dzieci nie są jedynymi czynnikami 
predysponującymi  do homoseksualizmu. W ramach rodziny, niektóre spośród 
następujących czynników mogą również mieć swój udział w powstawaniu tego 

background image

problemu: pozycja wśród rodzeństwa, proporcja chłopców do dziewcząt w 
rodzeństwie, rywalizacja między rodzeństwem i dokuczanie. Na przykład, według 
pewnych badań, mężczyźni o skłonnościach homoseksualnych to, częściej niż 
heteroseksualiści, młodsi chłopcy w liczniejszych rodzinach. Sugeruje to większą 
nadopiekuńczość ze strony matki i być może również starszego, bardziej odległego 
ojca. Niektórzy mężczyźni z tym kompleksem pochodzili z rodzin, w których 
przeważali chłopcy, co mogło wywołać u matki skłonność do traktowania jednego 
z synów raczej jak córkę. Rozwinięcie kompleksu u chłopca mogło być również 
ułatwione poprzez jego spojrzenie na samego siebie jako na najsłabszego, najmniej 
męskiego spośród braci, będące wynikiem porównywania się z braćmi lub 
dokuczania i kpin z ich strony. „Dokuczanie" okazało się niezmiernie ważnym 
czynnikiem u wielu spotkanych przeze mnie osób z tego typu kompleksem 
niższości. Porównanie z bratem widzianym jako mocniejszy, zdrowszy i tak dalej, 
mogło być w innych przypadkach tym, co zachwiało równowagę w niewłaściwym 
kierunku. Wreszcie musimy wspomnieć o wpływie czynników predysponujących, 
takich jak widzenie siebie jako osoby szpetnej i słabej fizycznie. Chłopiec mógł 
przez pewien czas cierpieć z powodu przeświadczenia, iż jest wątły, chorowity, 
astmatyczny, za niski, za chudy albo za gruby. Takie wyobrażenia o samym sobie 
są odczuwane jako bycie „niemęskim", nie dość silnym lub atrakcyjnym jako 
mężczyzna. Wynikiem powyższych czynników, związanych z rodzicami i innych, 
może być brak chłopięcości w zachowaniu i zainteresowaniach, a bardziej 
konkretnie — brak odwagi i pewności siebie w czynnościach charakterystycznych 
dla chłopców, jak chociażby walka. Chłopiec taki ucieka od tych sytuacji, mówiąc 
„To nie dla mnie". Badania pokazują na przykład,  że większość  mężczyzn z tym 
kompleksem miała w dzieciństwie jawną awersję do piłki nożnej i innych gier 
zespołowych. Takie gry stanowią w naszej kulturze w większym lub mniejszym 
stopniu ucieleśnienie zabawy chłopięcej; wymagają poczucia radości  ze 
współzawodnictwa z innymi i ducha walki, są też wskaźnikiem dostosowania do 
grupy rówieśników. Kolejny krok w rozwoju kompleksu homoseksualnegojest 
decydujący. Chodzi tu o porównanie własnej osoby z rówieśnikami tej samej płci. 
Gdyby chłopiec, obciążony opisanymi przez nas niekorzystnymi wpływami 
rodziny, w udany sposób pokonał próg na drodze do chłopięcych form aktywności 
i, być może wspomagany zachętą innych, wkroczył do świata chłopców, 
niebezpieczeństwo homoseksualizmu zostałoby zażegnane. Często sprawy nie 
przybierają tak pozytywnego obrotu i zamiast zdobywania sobie pozycji wśród 
rówieśników, zniechęcone dziecko wycofuje się, jako ofiara odczuć 
niedowartościowania i użalania się. Jeśli chłopiec taki ma szansę na znalezienie 
przyjaciela, to będzie nim outsider ,jak on sam; osamotniony i pozostający z boku. 
Nierzadko takiemu chłopcu dokucza się za brak odwagi, bycie „babą", zachowanie 
„jak u starej panny" i tak dalej. Wielu przeszło okres samotności i depresji w 

background image

okresie dojrzewania, a nawet wcześniej. Wówczas nadchodzi trzeci krok procesu 
rozwojowego. Chłopiec zaczyna tęsknić do bycia takim jak inni i posiadania 
podobnego do innych przyjaciela. Homoerotyczne pragnienie współczucia i 
pocieszenia kojący się z pojawieniem się autodramatyzacji. Statystycznie biorąc, 
homoseksualizmjest najbliżej związany z tymi właśnie czynnikami „adaptacji 
społecznej" lub też czynnikami „środowiska rówieśników" w jeszcze większym 
stopniu, niż w przypadku czynników związanych z rodzicami sytuacjami 
rodzinnymi. Wewnętrzny dramat tych mężczyzn jako dzieci i nastolatków polegał 
na tym, że nie potrafili czuć się naprawdę częścią społeczności chłopców. 
Sytuacja dziewczynki, która odczuwa później homoseksuałny pociąg do innych 
kobiet, jest pod wieloma względami zwierciadlanym odbiciem sytuacji chłopca. 
Porównanie z odbiciem zwierciadlanym nie sprawdza się jednak w sposób 
doskonały, ponieważ układ czynników przygotowujących u kobiety jest często 
bardziej zróżnicowany, niż u mężczyzny. Wiele kobiet o odczuciach 
homoseksualnych, w dzieciństwie odczuwało brak zrozumienia ze strony matki. To 
odczucie dystansu ze strony matki miało wiele form. Na przykład pewna kobieta 
podsumowała to następująco: „Moja matka robiła dla mnie wszystko, ale bardzo 
rzadko mogłam z nią porozmawiać o swoich problemach osobistych i 
emocjonalnych". Inne narzekania to: „Moja matka nigdy nie miała dla mnie czasu", 
„Moja matka miała znacznie więcej kontaktu z moją siostrą niż ze mną", 
„Wszystko mi załatwiała i wciąż traktowała mnie jak małe dziecko", „Często 
chorowała", „Była kilkakrotnie zabrana do szpitala psychiatrycznego", „Odeszła od 
nas, kiedy byłam jeszcze mała" i tak dalej. Czasem dziewczynka musiała sama 
przyjmować rolę matki wobec rodzeństwa, na przykład jako najstarsza z dziewcząt 
lub w przypadkach, gdy matka nie spełniała dobrze swojej funkcji, i to właśnie 
spowodowało, że sama czuła się pozbawiona matczynego ciepła i zrozumienia. 
Matka mogła odczuwać zahamowania w swojej roli jako kobiety lub nie czuła się 
dobrze w tej roli, co mogło wywołać w niej krytyczny stosunek do wszystkiego, co 
postrzegała jako rolę kobiety i przekazała tę postawę córce. W ten sposób u 
dziewczynki pojawiła się postawa odrzucenia swojego kobiecego oblicza. Niektóre 
lesbijki były zdania, że ich matki wolałyby chłopców i dlatego stymulowały w nich 
chłopięce zachowania i osiągnięcia, zamiast tych odpowiednich dla dziewcząt. 
Dziewczęca pewność siebie jako kobiety jest przede wszystkim kształtowana przez 
matkę. Jeśli matce uda się spowodować, by córka czuła się doceniana jako kobieta, 
dziewczyna poczuje się dobrze w świecie kobiet i rówieśnic. W przypadku kobiet 
o orientacji homoseksualnej, relacje z matką często były pozbawione charakteru 
osobistego i atmosfery zaufania; nie było dzielenia się kobiecymi 
zainteresowaniami, ani wspólnych zajęć w „kobiecych dziedzinach". W 
konsekwencji, dziewczynka nie czuła się wartościowa  jako dziewczynka — czyli 
różna od chłopca, ale równie wartościowa. 

background image

Również i we wzorcach relacji ojciec — córka zdaje  się występować duże 
zróżnicowanie. Niektóre kobiety o odczuciach lesbijskich byty nadmiernie 
przywiązane do ojców na zasadach „specjalnego przyjaciela". Czasem to 
przywiązanie zostało im w większym lub mniejszym stopniu narzucone, gdyż 
ojciec przewidział dla nich specyficzną rolę, a więc relacje nie były nieskrępowane 
i naturalne. W pewnych przypadkach ojciec wolałby, by córka była synem, 
kompanem i dlatego stymulował u niej określone męskie funkcje, zainteresowania i 
osiągnięcia; na przykład kładł przesadny nacisk na wyniki w szkole, osiągnięcia 
sportowe i pełnienie istotnych dla społeczności ról. Miał dla niej wiele pochwał i 
uprzywilejowaną pozycję, ale faktycznie, przez takie zachowanie, kupował jej 
oddanie wobec siebie. Zdarzali się również ojcowie o słabej osobowości, zanadto 
szukający oparcia w swoich żonach. We wszystkich takich przypadkach, u dorosłej 
lesbijki, więź emocjonalna z ojcem jest Uwalona w „wewnętrznym dziecku z 
przeszłości". Inne kobiety z podobnym problemem nie były w takim stopniu 
„córeczkami tatusia", a raczej widziały się jako niechciane i nieakceptowane córki. 
Często przez ojca krytykowane, czuły jego pogardę, a przynajmniej brak 
zainteresowania z jego strony. Przesadne, kompensujące zachowania i 
zainteresowania męskie u niektórych z tych kobiet, można wytłumaczyć jako 
reakcję na taką nieakceptującą postawę ojcowską. Dziewczyna uczyła się wówczas 
widzieć rolę  mężczyzny jako nadrzędną i starała się jej sprostać. I znów, 
negatywne odczucia względem ojca, jak i przesadne, kompensujące dążenia, by 
sprostać jego wymaganiom i dzięki temu zostać przez niego docenioną, trwają 
nadal w kompleksie neurotycznym. Podsumowując, dobre, normalne relacje ojciec 
—córka są statystycznie rzadsze u kobiet o orientacji homoseksualnej, niż w 
przypadku orientacji heteroseksualnej. 
 

INNE WPŁYWY 
 

U niektórych kobiet kompleks brzydoty, ze szczególnym uwzględnieniem 
odbierania siebie jako osoby mniej kobiecej, mniej atrakcyjnej jako dziewczyna, 
mógł również odgrywać rolę czynnika wzmacniającego. W innych przypadkach 
było to porównanie z siostrą, uważaną (przez samą dziewczynę lub jej otoczenie) 
za atrakcyjniejszą fizycznie lub pod innymi względami. Kiedy indziej znów 
dziewczyna czuła się gorsza na tle swoich braci — „Jestem tylko dziewczyną" 
— i z tego względu próbowała naśladować ich chłopięcość. W wieku dojrzewania 
małe zainteresowanie ze strony płci przeciwnej mogło stać się przyczyną jej 
czułego punktu: „Oni nie uważają mnie za tak atrakcyjną jak inne dziewczyny"! 
 „Nie  umawiają się ze mną" i tak dalej. Dziewczyna, która czuje się mniej 
doceniana przez chłopaków, może zacząć podziwiać kobiecość innych dziewcząt, 

background image

które są bardziej doceniane. Czynniki predysponujące, takie jak wymienione 
powyżej, zwykle oddziaływują razem i wzajemnie się wzmacniają, tak 
w przypadku dziewcząt, jak i chłopców. Niejednokrotnie dziewczęta, u których 
rozwinął się później kompleks lesbijski, w istocie zachowywały się nieco 
mniej dziewczęco i mniej kobieco niż ich rówieśnice. To spowodowało, że poczuły 
się niepewnie pod względem swojej kobiecości i ewentualnie wywołało nadmierne 
reakcje kompensujące, takie jak postawy nieprzywiązywania wagi, obojętności, 
despotyzmu i apodyktyczności, próby przewyższenia chłopców pod względem 
męskości, rzucanie wyzwania wszystkiemu, agresywne zachowanie, szorstkość i 
twardość. Mogła się u nich pojawić jawna niechęć do kobiecego zachowania, 
ubrania i zajęć domowych. Ta przesadnie kompensująca, męska pewność siebie 
jest jednak nacechowana brakiem naturalnej gładkości. Zdaje się przesadzona; 
wyczuwa się napięcie emocjonalne. Nie chodzi o to, że wszystkie kobiety z tym 
kompleksem mają tendencję do zachowywania się „po męsku". Nie jest też tak, że 
kobiety zaznaczające swoje ja w ten sposób, muszą mieć skłonności lesbijskie, ale 
istnieje pewna korelacja pomiędzy tymi dwiema cechami. Nader męskie 
zachowanie u kobiet stanowi jednak prawie zawsze symptom kompleksu niższości. 
Głównym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi orientacji lesbijskiej jest 
porównanie się dziewczyny z rówieśnicami lub pewnymi starszymi „idealnymi" 
kobietami. Tak jak w przypadku chłopców, kluczowy czynnik jest subiektywny; 
jest to odbiór własnej osoby przez dziecko. Z tego powodu czasem, choć niezbyt 
często, może powstać taki kompleks u dziewczyny, której zachowanie jest 
obiektywnie całkiem kobiece. W okresie dojrzewania dziewczyna pragnie mieć 
przyjaciółki i pragnie poczucia jedności z nimi. Jej samotność i poczucie 
oddzielenia wywołuje tęsknotę za podziwianymi koleżankami lub postaciami 
idealnych kobiet. Jeśli dziewczyna czuje się lekceważona pod względem uczucia i 
zrozumienia ze strony matki, może się zwrócić ku typowi kobiety idealnej, 
posiadającej w jej oczach pożądane przymioty matki, jak na przykład spokojna, 
czuła nauczycielka lub starsza dziewczyna o matczynym podejściu. Użalająca się 
dziewczyna pragnie wyłącznej uwagi swojej idolki, przyczepia się do niej 
kurczowo: „Zeby tylko ona mnie kochała!" „Przedmiotem narzekań bardzo 
licznych lesbijek było to, 

ż

e tak niewiele spośród nich potrafiło znaleźć prawdziwe 

przyjaciółki w okresie dojrzewania" — piszą amerykańscy psychologowie 
Gundlach i Riess w swoim raporcie z badań nad ponad dwustoma 
przystosowanymi do normalnego funkcjonowania kobietami, cierpiącymi na ten 
kompleks

Wewnętrzne „narzekające dziecko" wciąż  żywi się tymi samymi 

odczuciami, co w młodości: poczuciem niższości, samotnością, rozczulaniem się 
nad sobą i niezaspokojonym pragnieniem. 
 
 

background image

 
ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

JAK FUNKCJONUJE 
KOMPLEKS HOMOSEKSUALNY
 

 

Wyjaśnienie, czym jest naprawdę miłość homoseksualna, ze zrozumiałych 
przyczyn natrafia na opór połączony często z oburzeniem. „Dlaczego nie pozwala 
mi się, bym był szczęśliwy, taki jaki jestem?" — stanowi łatwe do przewidzenia, 
dramatyczne wołanie. Problem nie polega jednak na tym, czy się na to pozwala, ale 
czy jest  to  osiągalne. Liczne osoby o tej orientacji są nielepiej przygotowane do 
pozbycia się swych iluzorycznych odczuć, niż alkoholicy czy narkomani do 
zarzucenia swoich stymulantów. Z doświadczeń klinicznych i przeglądu literatury 
możemy wyciągnąć kilka ogólnych wniosków o funkcjonowaniu kompleksu 
homoseksualnego, zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet: 

I. Poszukiwanie kochanka powtarza się.  

Choć kobiety o skłonnościach homoseksualnych mają przeciętnie dłuższe związki, 
niż  mężczyźni — homoseksualiści, w żadnym z tych przypadków związki nie 
trwają latami. Neurotyczne nałogowe przywiązanie do niespełnionej tęsknoty, 
innymi słowy — neurotyczne narzekanie — trzyma takie osoby w szachu 
zmusza do ciągłego podążania za iluzjami. 

II.  Tęsknoty homoseksualne są przejściowe i powierzchowne

Tęsknoty homoseksualne i powiązane z nimi, tęsknoty za ciepłem i współczuciem 
mogą być przeżywane jako najpiękniejsze i najgłębsze w życiu danej osoby. 
Jednak jest to oszukiwanie samego siebie. Uczucia homoseksualne, czasem 
wychwalane jako „czysta miłość", bardziej dogłębna niż miłość małżeńska, nie 
mają faktycznie nic wspólnego z prawdziwym uczuciem. Są one miłością 
egocentryczną: oznacza ona prośbę, a nawet błaganie o wzajemność i uwagę. Jest 
to jasne, sądząc po sposobie, w jaki zwykle kończą się związki homoseksualne. 
Partner służy do zaspokojenia potrzeb infantylnego ego, ale nie jest naprawdę 
kochany za to, że jest. W efekcie, dana osoba może z jednej strony przylgnąć do 
kogoś, z drugiej zaś wykazywać brak prawdziwego zainteresowania i obojętność. 
Godny uwagi jest sposób, w jaki ci ludzie mogą mówić o swoich dawnych 
związkach — bez emocji, jak dzieci, które wyrzuciły zabawkę, bo przestała je 
interesować 

III.  Osoby o skłonnościach homoseksualnych i inni neurotycy 

cierpią na nałogowe rozczulanie się nad sobą. 

 Nie wszyscy manifestują swój żal nad sobą i tendencję do narzekania w 
dramatycznych słowach i w postaci werbalnej. Jeśli jednak ktoś pozna ich bliżej, 

background image

podtekst rozczulania się nad sobą jest niemal zawsze wyraźnie dostrzegalny. Myślą 
szybko, gdy chodzi o problemy i zmartwienia, niektórzy są w oczywisty sposób 
przesadnie uczuciowi, inni to typy marudzące i podrywacze, ludzie nadmiernie 
krytyczni wobec siebie i innych, niektórzy regularnie uskarżają się na dyskomfort 
psychiczny (dramatyzując), cierpią na depresje, regularnie przechodzą „kryzysy 
nerwowe" lub skarżą się na samotność, apatię, i zakłócenia w kontaktach z ludźmi i 
tak dalej. Autentyczna pogoda i wesołość stanowią dokładne przeciwieństwo tej 
choroby narzekania. Jeśli nawet jest prawdą,  że niektórzy homoseksualiści 
odgrywają rolę  błaznów, wesołków, przy bliższym przyjrzeniu się można pod 
przykrywką tej gry rozpoznać przygnębione, rozczulające się nad sobą dzieci. Gra 
może stanowić dziecinny sposób wywołania podziwu i zwrócenia uwagi na 
infantylne ego. U podstaw leży zawsze niepokój. 

IV. Osoby o orientacji homoseksualnej odczuwają zawsze potrzebę 
czyjejś uwagi, która może wyrażać się na różne sposoby. 

Mogą przylgnąć do innych, by przyciągnąć ich uwagę. Mogą nieświadomie 
prezentować się jako ofiary, odwołując się do współczucia innych, aby uzyskać 
pomoc i ochronę. Niektórzy mogą narzucać się swemu otoczeniu, inni tyranizują 
otoczenie w sposób podobny do stosowanego czasem przez prawdziwe dzieci. 
Przede wszystkim starają się o zainteresowanie ze strony upragnionego partnera, 
lecz poszukiwanie uwagi może stać się ważnym elementem w kontaktach z ludźmi 
w ogóle. 

V. Egocentryzm jest następną uniwersalną cechą neurotyczną. 

Sugeruje to, iż odczuwanie i myślenie w znacznej części koncentruje się dookoła 
ego, powodując zmniejszone faktyczne zainteresowanie i miłość dla innych. „Mój 
mąż konsumuje wszystkich w swoim otoczeniu", powiedziała mi kiedyś żona 
pewnego homoseksualisty. „Ale nie potrafi sam dawać miłości, nie wie czym jest 
miłość". Im bardziej dominujący jest kompleks homoseksualny w życiu 
emocjonalnym danej osoby, tym bardziej ten opis pasuje do sytuacji. 

VI.  „Narzekające dziecko" w osobie dorosłej utrzymuje życie 
emocjonalne      na poziomie niedojrzałym w innych dziedzinach niż 
sprawy związane z picia.
  

Emocjonalny infantylizm ludzi z kompleksem homoseksualnym powoduje,  że 
zachowują się oni i myślą jak dzieci, tłumi normalny rozwój emocjonalny 
w stopniu zależnym od tego, jak silny jest kompleks. 

VII. Pozostawanie w części dzieckiem obejmuje relacje z rodzicami. 

 Dlatego  mężczyźni z tym kompleksem bardzo często utrzymują pewną więź z 
matką lub zachowują pełną wyrzutów, nieprzyjazną postawę wobec ojca 
ze względu na „negatywną więź z ojcem". Podobne reguły dotyczą lesbijek. 
Ustalona więź z rodzicami może obejmować wzajemnie przeciwstawne elementy: 

background image

ktoś może popaść w zależność od matki, a równocześnie wykazywać tendencje do 
wszczynania z nią kłótni, żeby rozładować wywołaną przez nią irytację. 

VIII.  „Wewnętrzne dziecko z przeszłości" zachowuje infantylne 
postawy i odczucia względem płci przeciwnej

Mężczyzna — homoseksualista może nadal nienawidzić kobiet, jak wówczas, gdy 
będąc młodym człowiekiem traktował je jako intruzów w swoim życiu, lub 
rywali, mogących mu ukraść kompanów, albo po prostu jako „te głupie 
dziewczyny", które psują świat chłopców. Może wobec nich mieć wciąż poczucie 
niższości i lęku, może odczuwać wstyd z powodu niedostatecznej męskości. Może 
także nadal widzieć pewne kobiety jako osoby oferujące ochronę, postawę matki i 
uwagę, nie zaś jako dorosłe kobiety, które powinien traktować jak dorosły 
mężczyzna. Z podobnych przyczyn „dziewczynka w lesbijce" może nadal patrzeć 
na mężczyzn przez pryzmat nienawiści, zazdrości, lęku lub irytacji. 

IX. Osoby o orientacji homoseksualnej mają trudności z petnym 
zaakceptowaniem swojej tak zwanej tożsamości płci.

 

Mężczyzna doświadcza rzeczy męskich, jak gdyby nie były jego; lesbijka czuje się 
nieswojo wobec rzeczy kobiecych. Jednak byłoby błędem sądzić, że ci mężczyźni 
w głębi siebie czują się kobietami, lub że lesbijki wewnętrznie są mężczyznami. 

X Wreszcie nie bez znaczenia jest spostrzeżenie, ze kompleks 
homoseksualny zamieszkuje w granicach całej osobowości

Osoba jako całość znaczy więcej niż tylko jej infantylna osobowość, choć 
niektórzy ludzie o orientacji homoseksualnej mogą naprawdę robić wrażenie 
bardzo niedojrzałych. Jeśli przyjrzymy się baczniej, zauważymy,  że każdy 
mężczyzna lub kobieta dotknięta homoseksualizmem ma wiele cech i skłonności 
osoby dorosłej. Wprawdzie niniejsza praca dotyczy infantylnej części ich 
osobowości, nie oznacza to jednak, że mamy styczność z osobami zupełnie 
chorymi. W rzeczywistości, terapeuta ma do czynienia i w znacznej części 
odwołuje się dokładnie do dorosłej części osobowości homoseksualisty, od której 
oczekuje realistycznego wglądu we własną osobę, dobrej woli i innych mocy 
uzdrawiających. Osobowość dorosłego jest także tą bardziej interesującą częścią. 
Ona  żyje. Z drugiej strony, infantylne ego ma w sobie coś z mechanizmu, coś 
sztywnego i stereotypowego. W codziennym życiu w większości obserwujemy 
pewne mieszanki osobowości dojrzałych i dziecinnych. Z takiej konstrukcji o 
podwójnej osobowości bierze się biseksualizm. Orientacja seksualna części 
dorosłej, na tyle,  na ile część ta jest rozwinięta, oznacza ukierunkowanie na 
dojrzały cel seksualności — płeć przeciwną. Z drugiej strony, "godne pożałowania 
dziecko" kieruje seksualność na swoje niedojrzałe cele. Ponieważ jedna część 
osobowości biseksualisty tłumi drugą, jest oczywiste, że heteroseksualizm u tych 
osób nie może być w pełni rozwinięty. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 
 
DROGA KU PRZEMIANIE 
 
Nasuwa się pytanie, czy osoba o orientacji homoseksualnej powinna zmusić się do 
zainteresowań i zachowań heteroseksualnych? Byłoby błędem podchodzić do 
sprawy w ten sposób. Jak sądzę, przełamywanie się jest do pewnego stopnia 
pożądane pod jednym względem — jako świadomy wysiłek w celu wejrzenia we 
własną osobę, bez tłumienia nieprzyjemnych tematów czy zniekształcania pewnych 
prawd, z których możemy zdać sobie sprawę, jeśli chcemy. Następnie zaś, po 
osiągnięciu wglądu w neurotyczne przyzwyczajenia, a szczególnie w motywacje 
(na przykład egocentryzm), osoba o skłonnościach homoseksualnych musi stanąć 
w obliczu decyzji, aby z nimi walczyć, aby je powstrzymać — za wszelką cenę. 
Proces zmian z pomocą pewnej formy psychoterapii może prowadzić do całkiem 
zadowalających wyników, zależą one Jednak od wielu czynników. Czynniki 
mające wpływ na rezultaty obejmują: motywację pacjenta do zmiany, wytrwałość, 
szczerość wobec samego siebie, ogólny stopień zaawansowana nerwicy i wpływy 
otoczenia w postaci zachęty ze strony innych (w przeciwieństwie do życia 
samotnego, w oderwaniu od społeczności). Prawdziwa i dogłębna zmiana jest w 
zasadzie możliwa. Według znanych mi raportów i historii pewnych byłych 
homoseksualistów, które słyszałem i których sam badałem, radykalną zmianę 
uzyskuje się czasem z pomocą „metody religijnej". Jednak we wszystkich znanych 
mi przypadkach prawdziwa zmiana przyszła po stosunkowo długiej pracy, jedynie 
w wyjątkowych przypadkach nastąpiła nagle, jako cud psychologiczny. Ponadto 
sądzę, że we wszystkich tych sytuacjach proces postępował z grubsza według tego 
samego wzorca, bez względu na to, czy był wynikiem psychoterapii, czy innych 
metod. Pewne przypadki wyleczenia, bez formalnej psychoterapii, zostaną 
przedstawione w następnym rozdziale. Proces zmian można porównać z 
wchodzeniem po wysokich schodach, gdy końca wyraźnie nie widać, ale każdy 
kolejny schodek oznacza poprawę, postęp. Na początku nie powinniśmy się 
zanadto martwić, jak daleko ostatecznie zajdziemy. Oczywiście widzenie 
małżeństwa jako ostatecznego celu dla każdego z omawianym kompleksem, kto 
rozpoczyna terapię, nie jest realistyczne. Teoretycznie rzecz biorąc, najbardziej 
doskonały cel to emocjonalna dojrzałość do małżeństwa (włącznie z odczuciami o 
charakterze seksualnym). Można to często osiągnąć, ale przypuszczalnie, równie 
często nie można — przynajmniej przez dłuższy okres czasu. Powinniśmy 
pamiętać,  że osoby o skłonnościach homoseksualnych często chcą zawrzeć 
związek małżeński na bazie infantylnego narzekania, na przykład spowodowanego 
odmiennością od innych ludzi. A więc małżeństwo jest pożądane nie jako cel 

background image

sam w sobie, lecz jako infantylny sposób dogonienia „innych". Infantylne 
narzekanie na samotność może być następnym głównym motywem pragnienia 
małżeństwa. Przede wszystkim należy wyeliminować neurotyczne przywiązanie 
do narzekania: „Nie jestem żonaty". Dana osoba musi całkowicie zaakceptować 
swoją sytuację, zarówno wewnętrzną, jak i społeczną. Pierwszy etap drogi ku 
przemianie obejmuje wyrastanie z orientacji homoseksualnej. Zwykle zajmuje to 
kilka lat. Z wcześniejszego wytłumaczenia homoseksualizmu jasno wynika, że sam 
popęd homoseksualny stanowi jedynie część bardziej złożonego zespołu 
infantylnych zachowań. Stąd zmniejszanie się zainteresowań homoseksualnych 
następuje równolegle ze stopniowym spadkiem poczucia niższości i 
egocentrycznego rozczulania się nad sobą. Terapeuta, prowadzący leczenie osoby z 
nerwicą homoseksualną, powinien zacząć od uzyskania informacji o przeszłości 
pacjenta, jego spojrzeniu na samego siebie w dzieciństwie i okresie dojrzewania, 
jego rodzicach, rodzeństwie i towarzyszach zabaw, jak również poznać historię 
jego homoseksualizmu. Taki wywiad zapewnia terapeucie całościowe pojęcie o 
nerwicy pacjenta i prawie zawsze daje wiele wskazówek co do urazów i poczucia 
niższości z okresu dzieciństwa. Następnie terapeuta powinien wyjaśnić teorię 
„narzekającego dziecka" — w postaci jednej lub dwóch „lekcji". Oczywiście, musi 
on dostosować swój język i przykłady do poziomu wykształcenia pacjenta. Jest to 
zupełnie możliwe, ponieważ kluczowe pojęcia nadają się doskonale do przekazania 
w prostych, bezpośrednich i zrozumiałych słowach. Terapeuta musi wyjaśnić,  że 
dla pacjenta proces polega na wglądzie w siebie i późniejszych zmaganiach, że 
zasadniczą część ciężkiej pracy pacjent ma wykonać sam, i że rola terapeuty polega 
na przewodnictwie,  tak jak w przypadku trenera w treningu sportowym lub 
nauczyciela. Pacjentowi nawykłemu do praktykowania zachowań 
homoseksualnych radzimy tłumić żądzę kontaktu lub zerwać związek z partnerem 
homoseksualnym. Niektórzy mogą przejawiać skłonność do poszukiwania 
kompromisu w tej kwestii; chcą się zmienić ale równocześnie kontynuować swoje 
emocjonalnie owocne kontakty. Konieczne jest wyjaśnianie,  że czyniąc tak, 
zaspokajają życzenia „dziecka wewnętrznego", wzmacniając nerwicę 
i przeciwdziałając oczekiwanym zmianom. Czasem, z przyczyn taktycznych, taką 
twardą radę można opóźnić, ale często lepiej jest pokazać od razu, że przez próbę 
przyjęcia postawy radykalnej wiedzie najkrótsza droga ku przemianie. Z drugiej 
strony, terapeuta musi podjąć wysiłki, by oddramatyzować wiele narzekań 
pacjenta: „Jestem homoseksualistą, odmieńcem — muszę się zmienić! Nie mogę 
dłużej  żyć w ten sposób; Muszę się  ożenić tak jak inni" i tak dalej. Możemy 
wytłumaczyć, że „dziecko wewnętrzne", aby zapewnić sobie dużą dawkę 
rozczulania się nad sobą, przejmuje kontrolę nad świadomością odmienności 
seksualnej, czyniąc z tego wielki dramat. 
 

background image

WGLĄD W SIEBIE l ZMAGANIE 
 
Wydaje mi się bardzo trudne przezwyciężenie kompleksu homoseksualnego bez 
osiągnięcia przez daną osobę odpowiedniego wglądu w motywy i bardziej 
obiektywnego spojrzenia na swoje zachowanie. Tak więc, taka osoba musi uzyskać 
wgląd w swoje infantylne ego, rozczulanie się nad sobą i wewnętrzne skłonności 
do narzekania, błaganie o współczucie i docenienie. Pogłębianie wglądu w te 
kwestie często zapoczątkowuje większą wolność wewnętrzną od obsesji 
spowodowanych przez autonomiczny kompleks, choć samo w sobie nie wystarcza, 
by kompleks ten całkowicie przezwyciężyć. Autoobserwacja i autoanaliza, 
ukierunkowane na wykrycie infantylnego narzekania, prowadzą do postępów. 
Każdy pacjent odkrywa wskazówki dla siebie, które mówią mu: 
„W tej chwili lub w tym odczuciu czy myśli działa mechanizm narzekania". 
Sygnałami,  które mogą go ostrzegać o działaniu jego „narzekającego ego" są 
odczucia niepokoju, irytacji, niższości, apatii, negatywne emocje i myśli oraz 
wszelkie depresje. Te impulsy są odbierane jako bardziej lub mniej zniewalające, 
jak gdyby dochodziły spoza ego („To mnie złapało", „Napadły mnie..." itp.). Każdy 
pacjent uczy się rozpoznawać swoje „narzekające dziecko" po jego własnych 
osobliwościach. Główny temat narzekania jest szczególny w każdym 
indywidualnym przypadku i zawsze występują indywidualne sposoby wyrażania 
głównego tematu narzekania. Takie główne skargi powtarzają się w umyśle 
dorosłego człowieka. Wiele osób leczonych na nerwicę homoseksualną zacznie 
zdawać sobie sprawę,  że chroniczny przymus, aby narzekać funkcjonuje w ich 
emocjach. Można go wyraźnie zaobserwować, dostrzec jako negatywne 
zabarwienie emocjonalne, które często psuje pozytywne odczucia i doświadczenia. 
Tacy osobnicy stają się coraz bardziej świadomi faktu, że ich odczucia nieszczęścia 
nie są spowodowane przez problemy życia sytuacje zewnętrzne czy inne osoby, 
lecz przez negatywną siłę istniejącą w nich samych. Oczywiście, pacjent musi być 
uczciwy wobec samego siebie jeśli ma odnieść korzyści z naszej metody 
autoobserwacji i autoanalizy. Nie schlebia to infantylnemu ego, jeśli trzeba 
wielokrotnie przyznawać, że czuło się, myślało lub działało jak dziecko, a jeszcze 
bardziej, że się uciekało do rozczulania się nad sobą. Pełne przyznanie się do tego 
oznacza, że nie szuka się żadnych usprawiedliwień ani wyjaśnień, żadnych 
„tak, ale", i że dana osoba powstrzymuje się od obciążania osób lub „okoliczności". 
Aby przezwyciężyć opór przed pełnym uznaniem odczuć „biednego ja", pacjent 
musi od czasu do czasu zadać cios swojemu dziecinnemu poczuciu ważności 
własnej osoby. W ten sposób, krok po kroku, dziecinna, egocentryczna postawa 
narzekania staje się bardziej wyrazista i mniej teoretyczna. Kiedy dana osoba 
osiągnęła wgląd w siebie, rozpoczyna się okres pracy lub zmagania. Dorosła część 
osobowości, wola, próbuje w ten czy inny sposób powstrzymać rozpoznane 

background image

tendencje infantylne, stosując metody, które wydają się odpowiednie. Moc 
kompleksu maleje, jeśli egocentryczne przyzwyczajenia w myśleniu i działaniu nie 
są już dłużej „karmione", a w szczególności, kiedy przeciwdziała się infantylnemu 
rozczulaniu się nad sobą. Jest nieuniknione, że osoba o orientacji homoseksualnej, 
pragnąca gruntownej przemiany, napotka na swej drodze 
przeszkodę w postaci nałogowego przyzwyczajenia do przyjemności. Popęd 
homoseksualny został wzmocniony w wielu pacjentach poprzez zaspokajanie go z 
partnerem lub w wyobraźni (poprzez masturbację). Aby przerwać przyzwyczajenie 
do poddawania się temu popędowi, nie wystarczy wgląd w jego infantylny 
charakter, choć jest to niezbędne; potrzebna jest również siła woli i cierpliwość. 
Uleganie temu infantylnemu przyzwyczajeniu do ukojenia samego siebie może być 
szczególnie ponętne przy takich okazjach, jak chwile napięcia, poniżenia, poczucia 
niższości lub samotności. Tak widać, fantazje homoseksualne powstają jako 
iluzoryczne złagodzenie wewnętrznego dramatu i przyjemność wynikająca z ich 
zaspokajania często oznacza o wiele więcej, niż tylko zadowolenie seksualne. Ze 
zrozumiałych względów, opór przed zarzuceniem tego infantylnego zaspokajania 
seksualnego jest zazwyczaj znaczny. Jeśli ktoś chce się zmienić dogłębnie, to 
znaczy przekroczyć ograniczenia własnego infantylizmu i „dziecinności", 
potrzebny jest ciągły wysiłek. W pewnych przypadkach oznacza to, że po prostu 
trzeba powiedzieć „nie" skłonnościom rozpoznanym jako dziecinne; w innych — 
że trzeba zrobić coś,  co  kosztuje wiele wysiłku i trochę odwagi. Jako 
psychoterapeuta szczególnie skoncentrowany na wykrywaniu objawów 
dziecinnego rozczulania się nad sobą, często uczę pacjentów stosowania metod lub 
technik posługiwania się humorem, ukierunkowanych na neutralizację różnorakich 
manifestacji tego podstawowego odczucia neurotycznego. Uśmiechając się nad 
swoim infantylnym „biednym ja" oraz infantylnymi narzekaniami lub śmiejąc się z 
nich, można bardzo skutecznie pomniejszyć moc problemu. Skuteczność takich 
technik Jak „hiperdramatyzacja" żałości dziecka wewnętrznego zależy jednak od 
woli ich stosowania przez pacjenta w codziennym życiu. Wewnętrzne zmaganie, 
które musi być skierowane przeciw neurotycznej części psychiki, obejmuje 
równocześnie szereg elementów. Na przykład, należy ograniczyć próby 
przyciągania uwagi innych, oduczyć się naznaczonych lękiem przyzwyczajeń do 
ucieczki  od rozlicznych sytuacji i zachowań, zmodyfikować (z poziomu 
dziecinnego na bardziej dojrzały) przesadne spełnianie swoich zachcianek i 
rozpieszczające, obciążone frustracją, zniekształcone poglądy na siebie i innych, 
wyleczyć się z nałogowego wewnętrznego rozczulania się nas sobą. Z 
narzekaniami o mniejszej intensywności można sobie poradzić, powstrzymując je 
zupełnie po ich świadomym zidentyfikowaniu jako narzekań infantylnych. Ta 
technika jest wystarczająca w bardzo wielu przypadkach, kiedy dana osoba zdaje 
sobie sprawę z negatywnego marudzenia czy sentymentalnej postawy wewnętrznej. 

background image

Są też przypadki wymagające technik bardziej wyrafinowanych. Należy nauczyć 
się zainteresowania innymi lub je wzmocnić, rozwinąć zdolność do miłości i do 
dawania. Ukierunkowany na własną osobę humor ułatwia to wszystko. Ktoś, kto 
nauczy się traktować swoje dziecinne ego z wyraźną ironią, zmniejsza poważne 
odczuwanie ważności swojego ego. Im mniej ważne, czy żałosne czuje się to ego, 
tym bardziej może dominować dorosła osobowość i tym więcej dziecinnego 
niezadowolenia ustąpi miejsca radośniejszych i pełnym nadziei odczuciom. 
Człowiek w swoich własnych oczach staje się silniejszy, bardziej stabilny, bardziej 
optymistyczny, spokojniejszy. 
 
HIPERDRAMATYZACJA 
 
Odnieśliśmy sukces w zastosowaniu szeregu technik humoru w stosunku do 
własnej osoby w celu przezwyciężenia tendencji infantylnych, a szczególnie 
objawów infantylnego rozczulania się nad sobą. Zadaniem humoru 
ukierunkowanego  na własną osobę jest zastąpienie narzekania jego 
przeciwieństwem — uśmiechem lub śmiechem. Ogólnie rzecz biorąc, zadanie 
polega na neutralizacji ważności „dziecka wewnętrznego". Humor w stosunku do 
samego siebie ma wielką moc uzdrawiającą. Pomaga on danej osobie rozpoznać — 
emocjonalnie, a nie tylko intelektualnie — pewnie zniekształcenia i niedostatki w 
jej myśleniu i zachowaniu. Dlatego stanowi doskonałe antidotum na różnorodne 
impulsy neurotyczne. Humor wobec samego siebie, jak i humor w ogóle, ma 
działanie rozbrajające. Samo tylko racjonalne zrozumienie, a nawet uważna 
obserwacja swoich infantylnych dążeń i emocji — zadania autoobserwacji i 
autoanalizy — nie są w stanie uwolnić cierpiącego od wzorców neurotycznych. 
Potrzebujemy wsparcia sił emocjonalnych, które mogą neutralizować przemożne, 
infantylne podniety do narzekania — próby przyciągania uwagi, pragnienie własnej 
ważności i tak dalej. Emocje uwolnione przez uśmiech i śmiech są 
w stanie dotrzeć do infantylnego ego. Pacjent, zdolny rozpoznać działanie swojego 
„dziecka" w codziennym życiu, może odnieść korzyści z technik humoru 
ukierunkowanego na własną osobę. Jest uczony, jak je stosować natychmiast po 
rozpoznaniu objawów infantylnego narzekania. Wyobraża sobie wówczas, że jego 
„małe dziecko" fizycznie stoi przed nim lub wywołuje w swojej wyobraźni obraz 
siebie jako „dziecka", którym był w przeszłości. Zaczyna rozmawiać z tym 
dzieckiem jak ktoś, kto przesadnie współczuje drugiemu. Mówi „dziecku", jak 
bardzo jest godne żałości; gromadząc szereg wyimaginowanych powodów do 
narzekania, tworzy przed oczyma „dziecka" superdramat  (hiperdramat) wokół 
tematu narzekania. Aby przedstawić charakter tej techniki, pozwolę sobie posłużyć 
się przykładem. 

background image

Pacjent homoseksualista czuł się lekceważony przez szefa który wolał inną osobę 
do reprezentowania go na spotkaniu biznesowym. Ujęte w słowa odczucie 
rozczulania się nad sobą brzmiało: „Mój szef uważa mnie za bezwartościowego 
i  mnie nie lubi". Ta skarga miała też aspekt uboczny — poczucie zazdrości ze 
względu na kolegę. Po uświadomieniu sobie że był to przejaw jego „małego 
chłopca", człowiek ten prowadził hiperdramatyzację w następujący sposób: 
„Biedne dziecko, masz absolutną rację, wypłakując tyle łez nad tym 
maltretowaniem. To był naprawdę przykład bezwzględnej przemocy wobec 
niewinnego dziecka. Ty, który zawsze tak ciężko pracujesz bez żadnej pochwały, 
zostałeś wezwany przez szefa, który ryknął na ciebie, jak gdyby wołał swojego 
psa. Trzęsąc się stanąłeś naprzeciw niego, podczas gdy wszyscy twoi koledzy 
usadowili się w wygodnych fotelach. Jeden — Ulubiony Kolega — siedział na 
specjalnie przystrojonym krześle, z wielkim, drogim cygarem w ustach, 
uśmiechając się protekcjonalnie, kiedy podszedłeś. Wtedy szef uroczyście 
wziął zwój, przełamał pieczęcie i zaczął  głośno czytać: «Ja, pan X, niniejszym 
oświadczam, że ten godny pożałowania nieudacznik (ty!) jest absolutnie niezdolny, 
by mnie reprezentować. Wyrażam swoje najgłębsze obrzydzenie wobec niego. Na 
szczęście jednak, jest tu Człowiek o uderzających zaletach, który rekompensuje 
nam obecność tego śmiecia. Kolega Y!...». Wtedy wszyscy zaczęli wiwatować na 
cześć kolegi Y, obrzucać go kwiatami i otwierać butelki szampana, śmiejąc się 
równocześnie z ciebie i ciskając w ciebie zepsutymi jajami. Stałeś tam, a twoja 
koszula była mokra od łez. W końcu upadłeś na kolana i wyczołgałeś się z pokoju 
na zewnątrz, na zimno, gdzie twój płacz i łzy mieszały się z potokami deszczu...". 
W razie potrzeby, człowiek ten mógłby nadal, w postaci udramatyzowanych wizji, 
odmalowywać triumf swojego kolegi. Oto na przykład obraz tego człowieka, 
jadącego Rolls-Royce'em prowadzonym przez szofera. Osobnik narzekający, w 
swoim sfatygowanym, wytartym ubraniu musiałby doświadczyć upokorzenia, bo 
kolega otworzyłby okno i strząsnął popiół z cygara na jego głowę. Pacjent mógł 
zobaczyć, iż było zrozumiałe, że po doświadczeniu lekceważenia nastąpiła tęsknota 
homoseksualna — reakcja pocieszenia. Możliwa hiperdramatyzacja tego wtórnego, 
napędzanego  narzekaniem  pragnienia,  byłaby następująca: „Tak, teraz naprawdę 
potrzebujesz jednego — prawdziwej, ciepłej miłości, strumieni miłości. 
Obejmujące cię ciepłe ramię, dwoje męskich, lecz spoglądających na ciebie z 
głębokim współczuciem oczu; przyjaciel, który szepcze ci do ucha, że możesz 
zawsze siedzieć mu na kolanach, twoja chuda ręka obejmująca jego szyję, podczas 
gdy jego szeroka, owłosiona, muskularna dłoń pieści twoją delikatną buzię dziecka 
i tak dalej". Pacjent uczy się budować  własny repertuar historyjek i scen do 
hiperdramatyzacji i korzystać z nich zawsze, gdy dostrzeże infantylne narzekanie. 
W fantazjach wszystko jest dozwolone; pacjent może wymyślać najbardziej 

background image

absurdalne sytuacje, stosownie do swojego poczucia komiku, pod warunkiem, że 
wiążą się one bezpośrednio z odczuwanym problemem. Uczy się również stosować 
różne warianty i skrócone formy tej techniki. Przykładowo, traktuje swoje 
„dziecko" jako „mojego biednego chłopca". I tak: „Ta krytyczna uwaga, którą 
zrobili na twój temat, była okropna! Teraz Prezydent ogłosi Dzień  Żałoby 
Narodowej z twojego powodu!", lub prościej: „Biedny chłopiec! To będzie dla 
ciebie  śmierć!" Im wyraźniej jawi się wyobrażona scena, im większa przesada w 
spojrzeniu na żałosną sytuację „dziecka" w momencie narzekania, tym bardziej 
przemawiająca jest sytuacja. Udana hiperdramatyzacja powoduje, że narzekanie 
ulatuje szybko lub stopniowo. Zalecane jest każde podejście, które powoduje, że 
pacjent uśmiecha się lub śmieje się w związku z problemem. Metoda nadaje się 
nawet do zastosowania przy objawach infantylnej, nadkompensującej dumy, na 
przykład: „Naprawdę jesteś wspaniały. Twoje wystąpienie (uwaga, prezentacja i 
tak dalej) zapierało dech w piersiach. Już widzę pomnik, który zostanie postawiony 
właśnie tu, w tym miejscu. Ty na dużym koniu, jak Napoleon, z dłonią wślizgującą 
się pod płaszcz...". Choć może się to wydawać  łatwe, regularne praktykowanie 
humoru na temat własnej osoby wymaga dużo determinacji. Uśmiech nad 
własnym, pożałowania godnym ego, jest bodaj ostatnią rzeczą, na którą ma się 
ochotę w chwili, gdy nie przestaje dręczyć infantylne narzekanie. 
 
WYZDROWIENIE 
 
Wychodzenie z kompleksu przebiega według następującego schematu. Najpierw 
zmniejsza się obsesyjny charakter infantylnych emocji i skłonności w zachowaniu. 
Depresje, niepokoje, lęki, zmartwienia, odczucia niższości i tęsknoty 
homoseksualne stają się bardziej kontrolowane. Pewność siebie, obejmująca 
kwestie płci, zwyżkuje, co jednak oznacza nie więcej niż to, że „biedne ja" dziecka 
wewnętrznego staje się mniej ważne, że dana osoba nie bierze już ego tak 
poważnie. Zainteresowania homoseksualne przez długi czas wahają się, lecz są 
odczuwane jako coraz mniej obezwładniające. Zanikają one stopniowo, w funkcji 
ogólnego wzrostu bardziej pozytywnej i dojrzałej emocjonalności. Zmiana pod 
względem seksualnym powinna być traktowana jako część ogólnej reorientacji 
emocjonalnej. Homoseksualiści, którzy chcą być „wyleczeni", często, ze 
zrozumiałych względów, widzą dość  wąsko to, co należy zmienić i niemal 
wyłącznie zwracają uwagę na przeistoczenie swoich odczuć seksualnych. To 
prawda,  że prawdziwa i głęboka metamorfoza pod tym względem jest również 
odzwierciedleniem zmian w innych obszarach psychiki, ale wyniki terapii lub 
autoterapii (którą w dużym stopniu jest nasza procedura), nie powinny być 
mierzone przede wszystkim w ściśle erotycznym aspekcie. Zmiany w odczuciach 
seksualnych są niejako „produktami ubocznymi" i pojawią się z pewnością 

background image

w stosownym natężeniu wtedy, gdy „narzekające dziecko" pacjenta przestanie być 
dokarmiane. Dlatego nie zaleca się, by terapeuta lub pacjent miał uwagę nazbyt 
zorientowaną na seks lub żeby ta orientacja przejawiała się w dyskusjach. 
Głównym instrumentem pomiaru zmian jest poziom narzekania u pacjenta i jego 
ogólny infantylizm emocjonalny. Oczywiście, zmiany tych czynników wywierają 
wpływ na obszar erotyki, lecz jest między nimi zależność hierarchiczna: 
im głębsze są zmiany fundamentalnych rozmiarów infantylizrnu i rozczulania się 
nad sobą u pacjenta, tym bardziej radykalna będzie jego reorientacja seksualna. 
Zatem, być może w większości przypadków, pacjenci przechodzą stadium 
pośrednie, w którym orientacja hornoseksualna już prawie nie istnieje, ale 
heteroseksualizm ledwie się budzi. Ten okres pośredni u niektórych może trwać 
kilka lat. Płeć przeciwna jest „odkrywana" stopniowo lub nagle, po procesie 
dojrzewania zachodzącym w tym czasie. Jedni zakochują się raz lub dwa i w końcu 
wstępują w związek małżeński; innym potrzeba dużo czasu, aby byli w stanie 
utrzymać stabilne relacje miłości heteroseksualnej. Tak więc, cały proces jest 
rodzajem samoreedukacji. Jego częścią  są  zwykle wzloty i upadki i okazjonalne 
nawroty błędów. Mogą pojawić się momenty, a nawet dłuższe okresy utraty 
nadziei. Przebieg procesu różni się znacznie pod względem szczegółów, zależnie 
od indywidualnego przypadku. Osoby o skłonnościach homoseksualnych, nawet 
jeśli w zasadzie chcą się zmienić, mają na początku poważne wątpliwości co do 
realistycznej szansy dogłębnej poprawy swojego stanu. Są to wątpliwości, które 
okresowo powracają, bez względu na wyraźnie zauważalne postępy, i zanikają 
dopiero, gdy zmiana w odczuciach stanie się o wiele bardziej oczywista. Przypływ 
wątpliwości pojawia się za każdym razem, gdy ludzie ci usłyszą lub przeczytają 
standardowe slogany o homoseksualizmie: homoseksualista raz — homoseksualistą 
na zawsze. Kiedy przyjrzymy się temu bliżej zauważymy,  że wątpliwości te są 
tylko kolejnym wariantem neurotycznego narzekania: „Nigdy nie będę normalny; 
to mój los. O, Ja biedny!" Dlatego nadzieja i wiara stanowią doskonałe bariery dla 
tych szkodliwych myśli, powodujących odpływ entuzjazmu i energii. Dobrym 
remedium na te paraliżujące wątpliwości jest też realistyczne stanowisko: „Jak by 
nie było, widzę,  że muszą walczyć z tym, co rozpoznałem jako dziecinne jako złe, 
i jeśli będę konsekwentnie tak czynił, wierzę, że nastąpi postęp, nawet jeśli miałoby 
to oznaczać nie więcej niż umiarkowaną zmianę". Możemy stwierdzić jeszcze raz, 
że ten, kto podejmuje wysiłek, staje się szczęśliwszy. Sprawmy, by nie był 
obsesyjnie owładnięty pytaniem, czy osiągnie sto procent sukcesu, ale pozwólmy 
mu mieć zadowolenie z każdego kroku naprzód i cieszyć się tym. To jest przecież 
sposób myślenia, który zdaje się maksymalnie przybliżać pacjenta do jego celu. 
Praca nad sobą, nie mówiąc o walce z niepożądanymi egocentrycznymi 
przyzwyczajeniami i przywiązaniem, nie jest popularna w naszej pobłażliwej i 
nadmiernie nastawionej na zaspokajanie zachcianek epoce. Oczywiście, napisano 

background image

wiele o „terapii" psychologicznej, powstały też liczne teorie i techniki 
terapeutyczne. Jednak tylko niewielka tego część jest ukierunkowana na faktyczne 
zmaganie z wadami i słabymi punktami, żeby je pokonać. Psychoterapia wcale 
nierzadko sprowadza się do pouczania pacjenta, by oddał siebie samego swojemu 
infantylnemu egoizmowi, a nawet niemoralnosci. Złudne nawoływanie „Zaakceptuj 
siebie" oznacza w konsekwencji poddanie się niedojrzałości z jednej strony, 
z drugiej zaś z represjonowaniem swojego „lepszego ja". (To "lepsze ja" lub 
dorosłe ego może wykazywać zdrową  tęsknotę do bardziej dojrzałego istnienia; 
może mieć normalne Czucia irytacji na przekór infantylnemu ego, a nawet 
normalne poczucie winy.) Czy się to nam podoba czy nie, rzeczywistość 
psychiczna człowieka  jest taka, że musimy dokonywać wyboru pomiędzy 
wzajemnie przeciwnymi tendencjami Apel o „akceptowanie siebie" jest często 
wołaniem o dziecinność. Wyjście alternatywne — praca nad sobą — oznacza 
zmaganie się z trudnościami, ale stanowi jedyną drogę do wewnętrznego szczęścia 
i spokoju ducha. Ta stosunkowo nieliczna grupa ludzi, którzy próbują wydobyć się 
ze swej orientacji homoseksualnej, nie spotyka się z wielkim zrozumieniem i 
aprobatą ze strony społeczeństwa. Przeciwnie, przy każdej okazji są zniechęcani. 
Mam nadzieję, że ta niewielka praca pomoże im obalić fałszywy slogan 
„Nic nie możesz na to poradzić". 
 
ROZDZIAŁ. DZIEWIĄTY 
 
PRZEMIANA BEZ PSYCHOTERAPII 
 
Przed opisaniem wyników zaprezentowanej właśnie terapii „przeciw narzekaniu", 
chciałbym przedstawić kilka przypadków osób wyleczonych z homoseksualizmu 
innymi  środkami. W niniejszym rozdziale opiszę dwa przypadki ujęte w 
opublikowanych sprawozdaniach. Pokazują one, jak ta sama psychodynamika, 
wykorzystana w terapii przeciw narzekaniu, działa w innych sytuacjach. 
Pierwszy przypadek dotyczy byłej lesbijki, która opowiedziała swoją historię 
holenderskiemu psychiatrze (notabene on sam był homoseksualistą, propagującym 
rozwiązanie w formie akceptacji) — a on to opisał w jednym ze swoich artykułów.' 
Na szczęście psychiatra, rzetelnie przytaczając wywiad z tą kobietą zaznaczył, że 
„robiła wrażenie absolutnie normalnej. Normalna emocjonalność, odprężenie przy 
śmiechu i dostateczna powaga. Perfekcyjnie wiarygodna". Przypadek powinien 
robić tym większe wrażenie,  że jest prezentowany, jako faktyczne wyzdrowienie, 
przez człowieka, który sam ma bardziej niż sceptyczną postawę w kwestii istnienia 
remediów na homoseksualizm. /Była lesbijka/ powiedziała:  „Choć pana artykuł nie 
daje wiele nadziei, to jednak ja wyzdrowiałam w wieku trzydziestu siedmiu lat. 
Czy może sobie pan wyobrazić moje szczęście? Tego nie da się z niczym 

background image

porównać. Trzydzieści siedem lat smutku, nieszczęścia, poszukiwania pomocy, 
modlitwy, nadziei i tak dalej, nieodczuwania niczego, poza dotkliwym bólem 
własnego nieszczęścia. Z niewzruszonym jak skała przekonaniem, że po tak wielu 
latach wciąż musisz to ze sobą ciągnąć, aż do śmierci". Oprócz odwołania do 
nadziei i wiary, fragment ten zawiera bardzo kształcącą, krótką frazę, obok której 
nie powinniśmy przejść obojętnie: „nieodczuwanie niczego, poza dotkliwym bólem 
własnego nieszczęścia". Jest to piękne epitafium dla jej minionego neurotycznego 
życia, podsumowujące jego zasadniczy element — nadmierny egocentryzm 
obsesyjnych odczuć „biednego ja". Kobieta patrzy na swoją dawną postawę dość 
ironicznie, zdaje się  uśmiechać nad swym dramatycznym „biednym ja" z 
przeszłości. Jak do tego doszło? Była pielęgniarką; często zakochiwała się w 
starszych kobietach („to mnie całkowicie pochłaniało; było jak otaczająca mnie 
chmura"), by w końcu próbować samobójstwa, gdy jeden z tych romansów 
zakończył się niepowodzeniem (nigdy nie miała kontaktów homoseksualnych). 
Kobieta czuła się zupełnie zagubiona, z desperacją starając się uwolnić od swoich 
obsesji. Być może taka bolesna depresja przygotowuje człowieka do zmian — 
gorzej już być nie może. Pozostając w tym stanie umysłu, spotkała wyrozurniałego, 
a jednocześnie realistycznego księdza, który, choć  słuchał jej narzekań ze 
współczuciem, dokonywał pewnych cierpkich, szokujących ją spostrzeżeń.  „Za 
każdym razem, gdy się z nim rozstawałam, czułam się wyprana, wszystko 
przewracało się do góry nogami. Ale kiedyś powiedział coś, czego nigdy nie 
zapomnę: »Dziecko, nie jesteś wcale dojrzała- masz tylko około szesnastu lat«. Tej 
samej nocy, w moim pokoju, o godzinie 9:30 ujrzałam nagle wszystko". Kobieta 
wyraźnie kojarzy swoją „przemianę" z tą godziną uzdrawiającego wglądu w siebie. 
Była dzieckiem, zachowując się i czując się jak dziecko. Ten człowiek otworzył jej 
oczy na jej „dziecko wewnętrzne" i od momentu tego rozpoznania zaczęło zbliżać 
się  uzdrowienie. Ujrzawszy swoją dziecinną osobowość, kobieta rozpoczęła 
energiczną walkę z wieloma jej aspektami. Nazwała to swoim „przystosowaniem", 
„przełączeniem na społeczeństwo takie jakim było, podczas gdy wcześniej żyłam w 
społeczeństwie takim, jakim je widziałam". Musiała odkryć rzeczywistość, podczas 
gdy wcześniej żyła w zbyt subiektywnym, emocjonalnym świecie. „Ty jesteś to jest 
to, co żyło wcześniej". W taki sposób można wyrazić jasno jej neurotyczną obsesję, 
spowodowaną emocjonalnością zamazującą rzeczywistość. Neurotyk żyje w 
atmosferze emocji rządzonych narzekaniem, a więc w rzeczywistości 
zniekształconej. „Na pewno ludzie myśleli o mnie: Cóż to za naiwna osoba!" — 
faktycznie dziecko, oceniające swoje otoczenie z dziecięcego punktu widzenia i na 
podstawę dziecięcych odczuć. „Przystosowanie", które nastąpiło po uznaniu przez 
nią faktu,  że była dzieckiem, „trwało może rok", co uważam za bardzo szybki 
proces. Kobieta nie tylko opisuje swoją przemianę jako pozbycie się dziecinności, 
lecz również jako zanik kompleksu niższości. "Miałam poważny kompleks 

background image

niższości" —  mówi — „Wcześniej wszystko i wszyscy górowali zawsze nade 
mną". Ponadto kobieta relacjonuje zmianę w swoich odczuciach wstydu. Wcześniej 
czuła się zawstydzona bez powodu, kiedy wcale nie musiała się wstydzić — te 
odczucia były odczuciami niższości. Poczucie niższości manifestowało się również 
jako nadmierna uległość „Dawniej robiłam dla każdego wszystko. Wciąż robię coś 
dla ludzi, ale zawsze jest jakieś »ale«. Być może to też idiotyczne, że nigdy 
przedtem nie myślałam o sobie". Jej odczucia niższości przybrały postać „Wcale 
nie jestem dobra. Muszę wszystkim służyć, bo jestem z nich najmniejsza". 
Wspomina o dawnej zazdrości, dawnym braku prawdziwego odczuwania 
współczucia dla ludzi cierpiących, pomimo swojego pomocnego zachowania 
(egocentryzm), o zmianie postawy wobec Boga (dawniej karzącej osoby, 
wzbudzającej w niej lęk, a teraz napełniającej ją wdzięcznością i szacunkiem), 
swoim nerwowym skrzywieniu ust, chodzeniu z niepokojem przy ścianach 
budynków, a nie środkiem chodnika. „Nic nie pozostało takie samo". Znajdujemy 
tu często powtarzające się doświadczenie, iż wyleczony homoseksualista przybiera 
„zupełnie nową osobowość"; wyzdrowienie z homoseksualizmu jest przede 
wszystkim całościową przemianą emocjonalną lub zmianą osobowości. A co z 
przemianą erotyczną u tej byłej lesbijki? „Dawniej mężczyźni nic we mnie nie 
pobudzali, absolutnie nic. I nawet nie myślałam o małżeństwie. Kiedy byłam 
starsza, związek seksualny między mężczyzną i kobietą wydawał mi się dziwny; 
nie rozumiałam go i nic w odniesieniu do niego nie czułam. Mężczyzna pobudzał 
mnie tyle, co kot". Z tego cytatu można bezpiecznie wyciągnąć wniosek, że 
pozostała ona dzieckiem, nawet nie nastolatką, w swoim rozwoju erotycznym. 
Pierwszy szok po odkryciu jej przywiązania do infantylizmu wyzwolił wielką 
radość i ulgę. „Cały  świat był mój, czułam się taka szczęśliwa. Nie odczuwałam 
pożądania względem kobiet ani mężczyzn". To przebieg wydarzeń typowy 
w wielu przypadkach na drodze do wyzdrowienia — radość wypiera 
zainteresowania homoerotyczne (oznaczające narzekanie, a więc przeciwieństwo 
radości i szczęścia), pacjent przechodzi stadium, w którym erotyzm o jakiejkolwiek 
orientacji zdaje się nieobecny: „Dopiero w następnych latach stopniowo pojawiło 
się zainteresowanie mężczyznami". Dorosłe uczucia heteroseksualne nie mogą się 
swobodnie rozwinąć, dopóki nie zniknie neurotyczna seksualność, oparta na 
narzekaniu i, jak mówi ta kobieta, może to być proces trwający przez pewien 
czas; wydaje się,  że jest to proces rozwoju. Kiedy obudził się heteroseksualizm, 
miał cechy charakterystyczne dla nastolatki, zainteresowanej wieloma 
mężczyznami prawie w tym samym czasie, w wielu z nich zadurzonej: „Chciałam 
jak gdyby wyjść za mąż za wielu mężczyzn równocześnie". Wreszcie to stadium 
przeminęło, kobieta uspokoiła się i poślubiła swego obecnego męża.   
W porównaniu ze swoim dawnym, obsesyjnym wręcz zaangażowaniem 
seksualnym czuje, że „trochę wyrosła z tych Problemów seksualnych", co —

background image

wziąwszy pod uwagę, że w momencie badania kobieta ma czterdzieści cztery lata 
— musi być  interpretowane jako oznaka dojrzałości. O swoich dawnych 
zainteresowaniach lesbijskich mówi: „To jest jak noga, która została odcięta i po 
prostu niemożliwe, aby odrosła. Wciąż nie pojmuję jak mogłam być taka przez 
wszystkie te lata. Już tego nie rozumiem". Ta faktyczna przemiana —jej dawne 
odczucia lesbijskie stały się dla niej trudne do wyobrażenia — trwała już siedem 
lat, kiedy padło znamienne stwierdzenie; to wystarczająco długi okres dla 
potwierdzenia rzeczywistych zmian. Podsumowując najistotniejsze elementy 
wspomagające wyzdrowienie, które można wyodrębnić z jej historii: terapeuci 
prowadzący leczenie narzekania rozpoznają wiele znanych czynników — gorąca 
odmowa identyfikowania się jako nieuleczalnej homoseksualistki, prowadząca do 
optymalnej otwartości na wszelkie wskazówki, które mogłyby pogłębić przemianę- 
rozpoznanie swego „dziecka" lub też wgląd w siebie; dążenie do przezwyciężenia 
infantylnych schematów w myślach i przyzwyczajeniach; uczciwość wobec samej 
siebie i zaufanie do swego „terapeuty", który okazał się  właściwym dla niej 
człowiekiem, obserwującym jej infantylizm i zapewniającym właściwy 
rodzaj zrozumienia i wsparcia. 
 

NAWRÓCENIE RELIGIJNE 
 

Niektórzy twierdzą, że doznali dogłębnego wyleczenia z orientacji homoseksualnej 
poprzez nawrócenie religijne. Ogólnie rzecz biorąc, powinniśmy zachować 
sceptycyzm w stosunku do tych historii, ze względu na tendencje do oszukiwania 
samego siebie, mieszczące się w osobowości neurotycznej, które każą jej wierzyć 
w to, w co dana osoba gorąco pragnie wierzyć. Z czasem krytyczne badanie może 
wyeliminować nasze wątpliwości. Badałem szereg osób, które twierdziły,  że 
zostały uzdrowione poprzez nawrócenie religijna choć w rzeczywistości tak się nie 
stało. Faktycznie bowiem  osoby te tak gwałtownie odrzucały swoje 
zainteresowania homoseksualne, wyrażały dla nich taką dezaprobatę lub 
nieświadomie grały rolę „uzdrowionych homoseksualistów", trzymając się 
kurczowo swej właśnie odnalezionej religii, że wydawało się, iż ich nerwica po 
prostu przesunęła się z obsesji jednego typu na inną. Zazwyczaj osoby takie nie 
chciały rzeczowo odpowiedzieć na pytanie o swoje aktualne życie erotyczne, ani 
o dokładną naturę swoich odczuć i pragnień seksualnych, zamiast tego 
rozpoczynały kazanie, jak gdyby chcąc przekonać innych i siebie samych, że się 
zmieniły. Ten rodzaj samooszukiwania się nie jest, w gruncie rzeczy, przywilejem, 
wątpliwym zresztą, tych, którzy, aby się zmienić, próbowali drogi religijnej. 
Powinno się na to również uważać w trakcie każdego procesu 
psychoterapeutycznego. Pacjent czasem zbytnio przywiązuje się do pragnienia 

background image

bycia normalnym i na tej podstawie próbuje sam siebie przekonać,  że już się 
zmienił. Co więcej, homoseksualista religijny może czerpać egoistyczną radość 
z przynależności do grupy religijnej lub bycia jej ważnym członkiem (takim jak 
„nawrócony", „kaznodzieja"). Tym niemniej, znam szereg osób, których 
wyzdrowienie spowodowane przez aktywność religijną mogłem zweryfikować po 
wielu rozmowach, kiedy to uważnie analizowałem ich odczucia i postawy. Mówili 
spokojnie i bez zahamowań o sprawach swoich emocji i postaw, nie unikali 
bezpośrednich odpowiedzi na wprost zadawane pytania i nie przejawiali 
przesadnego pragnienia przekonania mnie. Sądzę,  że takie przypadki są może 
bardziej liczne niż moglibyśmy przypuszczać, ponieważ wiele spośród tych osób 
pragnie zachować anonimowość i wcale nie chce stać się publicznymi przykładami 
„nawróconego i uleczonego homoseksualisty". W niektórych przypadkach 
byłem przekonany, że wszystkie, nawet małe impulsy homoseksualne, zanikły 
wiele lat wcześniej i, że ich odczucia stały się heteroseksualne. Ponadto, zostali oni 
wyzwoleni z wielkiego zamętu emocjonalnego, wielu depresji i niepokojów, stali 
się tez znacznie mniej egocentryczni w swoich myślach i uczuciach. Co 
charakterystyczne, potrafili opowiadać o swojej przeszłości z poczuciem humoru. 
Wszyscy podkreślali znaczenie woli. „Jako homoseksualista możesz narzekać, 
pragnąć się zmienić i tak dalej — powiedział jeden z nich — ale w rzeczywistości 
jest to dla ciebie zbyt piękne, byś naprawdę chciał się tego pozbyć. Twoja wola jest 
niedopracowana i na tym polega problem". Wszystkie te osoby pytane kilka lat po 
przemianie, a dwie spośród nich nawet znacznie później powiedziały,  że cała 
zmiana emocjonalna, jaka w nich zaszła, następowała stopniowo, a choć obecnie 
wciąż mogą doświadczać pewnych odczuć niższości w niektórych sytuacjach, nie 
powoduje to u nich poważnych zaburzeń i doświadczają ich tylko jako drobnych, 
negatywnych bodźców w swoim szczęśliwym  życiu. Z moich rozmów z 
„religijnie" przemienionymi homoseksualistami wyciągam ogólny wniosek, że było 
dla nich bardzo ważne, iż odnaleźli wiarę, poczucie pewności w życiu, głęboki 
sens w swoim życiu osobistym, i że to odkrycie dało im poczucie szczęścia, 
przyniosło ulgę i stało się  źródłem radosnych emocji. Spowodowało też,  że 
spojrzeli na problem swojego homoseksualizmu jako na rzecz drobną, odbierając 
mu najwyższą rangę, jaką miał przedtem w ich świadomości; przestali się 
nim niepokoić i na niego narzekać. Następnie zdali sobie sprawę, że ważne było, 
aby szukać i wypełniać wolę Boga, a nie ich własną — proces „deegocentryzacji" 
został uruchomiony. „Nie służyłam Bogu swoim narzekaniem" — powiedziała mi 
była lesbijka. — „Próbowałam robić wszystko, co sądziłam,  że On chce, bym 
robiła, a to był cały program. Właśnie w  ten sposób, stopniowo ale radykalnie, 
zmieniło się moje życie". Można zrozumieć pożyteczny efekt takiej zmiany 
postawy. Neurotyk, będący „osobą —ja", myślący głównie o sobie, poddaje swoją 
wole woli Boga, dla realizacji zadań poza samym sobą, i w ten sposób wyzwala się 

background image

od siebie. W trakcie tego procesu niewątpliwie odkryje, jak bardzo zorientowany 
był na własne ja (powiedzielibyśmy swoje infantylne ja). Reorientacja, odwrócenie 
od tego „ja", będzie często trudne i bolesne, ponieważ zakłada poświęcenie wielu 
rzeczy, które dla tego infantylnego „ja" byty szczególnie drogie. Co więcej, zakłada 
medytację, modlitwę i studiowanie Biblii, aby poznać „wolę Boga", a to ma 
stanowić nowy cel w życiu.  W trakcie tego procesu, obsesje i tęsknoty 
homoseksualne znikają ze świadomości danej osoby i pojawiają się u niej 
zainteresowania heteroseksualne, bez zbytniego samozaangażowania w ten 
problem. Prawdziwa przemiana jest odczuwana jako coś stanowiącego jądro 
osobowości, a zmiany zainteresowań seksualnych jako bardziej lub mniej naturalne 
konsekwencje tej podstawowej przemiany. W rezultacie, w takich autentycznych 
przypadkach nie można mówić o „sublimacji" homoseksualizmu, która jest w 
gruncie rzeczy niczym więcej Jak rozproszeniem uwagi; to wytłumaczenie wydaje 
się bardziej wyczerpujące w opisanych powyżej przypadkach „nerwicy religijnej". 
 
JOHN V. 
 
Aby dać przykład uzdrawiającego wpływu nawrócenia religijnego na 
homoseksualizm, posłużę się cytatami z broszury / Am No Longer „That Way", 
zawierającej historię przemiany od homoseksualizmu do heteroseksualizrnu 
u młodego Holendra Johna V.  Przeszło dziesięć lat po tym jak jego fundamentalna 
przemiana uległa pewnej konsolidacji i kiedy jego małżeństwo trwało już od 
dłuższego czasu mogłem się przekonać o autentyczności jego przemiany. 
Powiedział mi, że przez długi okres po jego zasadniczej metamorfozie, od czasu do 
czasu dokuczały mu drobne impulsy neurotyczne. John V. jest bardzo otwarty i 
uczciwy wobec własnych odczuć. Przyznał, że w wyjątkowych okolicznościach, w 
zasadzie mógłby sobie wyobrazić powrót do błędów w postaci kontaktu 
homoseksualnego, ale sądził,  że byłoby to bardzo nieprawdopodobne. „Chcę 
powiedzieć — wyjaśnił — że na pytanie »Czy możesz sobie choćby wyobrazić, ze 
miałbyś odczucia homoseksualne w jakichś wyjątkowych okolicznościach?« nie 
mogę odpowiedzieć zwykłym »Nie«, a wyobrażenie kontaktu homoseksualnego 
nie budzi we mnie fizycznego obrzydzenia". Zatem, według najbardziej surowych 
kryteriów, jego przemiana nie może być uważana za doskonałą, ale wobec niemal 
kompletnego braku jakichkolwiek impulsów homoseksualnych w jego fantazjach i 
świadomości przez wiele lat, jak również obecność normalnych zainteresowań 
heteroseksualnych, ogólne wyniki muszą zrobić wielkie wrażenie na nieobciążonej 
uprzedzeniami osobie, studiującej homoseksualizm. Przytoczę cytaty z broszury 
autobiograficznej Johna V. nie dlatego, że jego przemiana jest najbardziej 
radykalna spośród tych z jakimi kiedykolwiek się zetknąłem, ale dlatego, że 

background image

jego opowiadanie zawiera obserwacje pewnych zjawisk, które zdarzają się często w 
trakcie przemiany homoseksualisty — takich jak jego dzikie, pełne desperacji i 
infantylne poddanie się temu, co dostrzegł jako swoje zbawienie (Ruch Zielono-
świątkowców), okresy głębokiej rozpaczy, ale i bezgranicznej radości i wreszcie 
fakt,  że przemiana zajęła trochę czasu i obejmowała normalny rozwój lub proces 
uczenia się, który można łatwo przenieść na grunt psychologiczny. Uzyskawszy od 
znanego seksuologa diagnozę określającą go jako „pierwotnego" i nieuleczalnego 
homoseksualistę i żyjąc w związku homoseksualnym, ten zbliżający się do 
trzydziestki człowiek nie potrafił uzyskać emocjonalnego zaspokojenia   w   swych   
przyjaźniach   homoseksualnych, wewnętrznie odbierając je jako sprzeczne ze 
swoimi odczuciami religijnymi. Jak by nie było, pomijając sprawy religijne, 
odkrył, że sposób życia homoseksualisty nie jest w stanie dać mu szczęścia. 
„Nauczyłem się tego doświadczać w burzliwy sposób. Ale nie zdołało mi to 
przynieść pełnego szczęścia... »Przecież miłość nie jest grzeszna* uważałem. 
Ale pozostawałem wewnętrznie pusty. Biblię czytałem rzadko, jeśli w ogóle, i 
byłem nadzwyczaj znerwicowany... Byłem przemęczony... Rzadko ośmielałem 
się wyjść do ludzi". Wywiad z chrześcijaninem, który powiedział, że sam przez 
wele lat był homoseksualistą, ale został uwolniony od tej obsesji, uświadomił mu, 
że ten sposób życia, jego związek z przyjacielem, był grzeszny. „Wydawało się, jak 
gdyby w tej chwili w pokoju pojawiło się wielkie światło, które usunęło ciemność z 
mojego życia", ale już tej samej nocy pomyślał, że to niemożliwe, by kiedykolwiek 
mógł zmienić się i zakochać w dziewczynie; zorientował się nawet, że samą myśl o 
tym odbierał z niechęcią. Tak i nie - to znamienne wewnętrzne zmaganie wielu 
homoseksualistów przywiązanych do swoich pozornie „naturalnych" impulsów. 
Mimo wszystko jednak zdawał sobie sprawę,  że powinien przerwać swój 
„grzeszny" związek z przyjacielem. Wielu homoseksualistów odnajdzie 
siebie samych w jego wspomnieniach: „Ostatnie noce przed ostatecznym 
opuszczeniem mojego przyjaciela, które spędziłem razem z nim w Bergen op 
Zoom [miasto w Holandii], były okropne. W ostatnim momencie sądziłem, że nie 
poradzę sobie z naszym rozstaniem. Przez trzy lata żyliśmy razem i kochaliśmy się. 
Byłem strasznie zdenerwowany i dużo płakałem. Ale to było tak, jak gdyby 
nadprzyrodzona siła dała mi moc odejścia od niego. Po przybyciu do Rotterdamu, 
pierwszy raz od wielu lat, czułem się zrelaksowany, jak gdyby wielki ciężar został 
zdjęty z moich barków". Wtedy John przeszedł okres na przemian nadziei i 
rozpaczy, modląc się do Boga, gdy odczuwał popęd homoseksualny, tęskniąc za 
swoim dawnym przyjacielem i szukając wsparcia u kaznodziejów w Ruchu 
Zielonoświątkowców. Pomimo pewnego krytycyzmu wobec tych ludzi, poddawał 
się  kładzeniu na siebie rąk wierząc,  że otrzyma Ducha Świętego. Jednocześnie 
wspierało i zachęcało go pewne małżeństwo chrześcijańskie, wzmacniając jego 
wiarę w to, że z pomocą Boga przezwycięży swój homoseksualizm. To wszystko 

background image

dało mu siłę, by radykalnie zniszczyć wszelkie pamiątki swojej homoseksualnej 
przeszłości (przedmioty, książki, fotografie) i konsekwentnie trwać w całkowitym 
odrzuceniu wszelkich homoseksualnych myśli i impulsów. „Po prawie dwóch 
miesiącach od mojego wyzwolenia zacząłem również patrzeć innymi oczyma na 
dziewczęta. Odkryłem,  że na pewno nie są gorsze. Stawałem się coraz bardziej 
świadomy swojej męskości. Bóg pozwolił mi odkryć piękno kobiet. Zaczęło mnie 
do nich ciągnąć. »Powoli się w tym kierunku rozwijasz*, pomyślałem. Zacząłem 
też w coraz bardziej poprawny sposób patrzeć na normalny związek mężczyzny i 
kobiety". Tu John V. powtarza to, co można zaobserwować u wielu 
homoseksualistów na ich drodze do normalności. Po pierwsze, zmniejszają się 
zainteresowania homoseksualne i równocześnie następuje ogólna zmiana 
emocjonalna w kierunku emocji pozytywnych. Następnie, po upływie pewnego 
czasu, pojawiają się pierwsze uczucia heteroseksualne. Zauważmy,  że mężczyzna 
wspomina o tym w związku ze wzmocnionym poczuciem męskości, to znaczy w 
powiązaniu ze słabnącym narzekaniem na własną  słabość jako mężczyzny. Jego 
spojrzenie na dziewczęta jest zmodyfikowane w bardziej dojrzałym kierunku niż 
spojrzenie oczyma małego chłopca: krnąbrne stworzenia z innego świata, nie ze 
świata „chłopców ze sobą". John V. miał okresowe nawroty, czasem bardzo 
gwałtowne, jak większość zdrowiejących neurotyków. Ale trwał w swojej strategii, 
starając się żyć tak, jak sądził, że Bóg od niego wymaga, modląc się w chwilach 
„pokusy" i używając siły swojej woli. Kilka lat później poślubił dziewczynę, w 
której się zakochał, a dziś — po dziesięciu latach —jest spokojnym rozsądnym, 
szczęśliwym człowiekiem. Jak mi powiedział ostatnie przypadki jego 
homoseksualnych impulsów miały formę krótkotrwałych myśli, powstałych w ślad 
za swoista dziecinną frustracją, kiedy jego narzeczoną odwiedziła koleżanka, a on 
odczuł brak uwagi ze strony narzeczonej. Jeśli chodzi o wrażenie, jakie John 
sprawia obecnie: nie narzeka, nie ma skłonności do żałosnych sentymentów, 
podczas gdy jego broszura mówi jasno, że kiedyś był bardzo dramatyczną, 
obciążoną narzekaniem osobowością. Jak już wspomniałem, nie tłumaczyłbym 
procesu ustąpienia nerwicy u Johna V. jako faktu nadprzyrodzonego. Każdemu 
psychologowi zaznajomionemu z pracami Williama Jamesa lub Masłowa 
wiadomo,  że emocje religijne należą do najbardziej drastycznych doświadczeń, 
jakie mogą mieć wpływ na całe życie emocjonalne człowieka. W przypadku Johna 
V. doświadczenia te są opisane jako chwile przełomu,  nadziei i wielkiej radości. 
Same w sobie nie zneutralizowały one jego nerwicy homoseksualnej, ale dały mu 
pozytywną bazę emocjonalną, od której mógł zacząć — optymizm, a więc możność 
odczuwania szczęścia i oświeconą wizję życia, które miało sens. Co więcej, została 
mu dana wiara, że jego homoseksualizm jest uleczalny, bo nie pozostaje w zgodzie 
z jego prawdziwą naturą jako mężczyzny stworzonego przez Boga. Wreszcie, jego 
przekonania religijne stymulowały odrzucenie wszelkich odczuć 

background image

homoseksualnych i całego związanego z nimi balastu; wszystko to było odbierane 
jako grzeszne, negatywne i marne. Nie powinniśmy nie doceniać ostatniego 
czynnika, gdyż neurotyk — homoseksualista jest bardzo przywiązany do swoich 
tęsknot jako do czegoś cennego, wielkiego, pięknego, prowadzącego do szczęścia. 
W efekcie musimy stwierdzić,  że nawrócenie religijne może udzielić 
homoseksualiście nadziei i energii potrzebnej mu w jego zmaganiach. 
Homoseksualista, który pragnie się wyleczyć, pilnie potrzebuje tych elementów, 
ponieważ jego ukryta rozpacz jest poważna, jego nałóg silny, wola walki często 
wymuszona i nadwerężona przez negatywizm, będący częścią nałogu rozczulania 
się nad sobą. Doświadczenia religijne mogą chwilowo umieścić go w nowym 
świecie wewnętrznym, ale potem będzie on musiał walczyć konsekwentnie, gdyż 
doświadczenia takie nie usuwają definitywnie jego nerwicy. Służą one jako potężne 
źródła energii i motywacji, podczas gdy sama psychologiczna przemiana to proces 
stałego i radykalnego „głodzenia" emocji neurotycznych, można by powiedzieć — 
proces usuwania uwarunkowań. Dlatego nie jest zaskakujące, że zabiera to trochę 
czasu i zdarzają się nawroty (duże i małe). Jak sam John V. zauważył w związku ze 
swoim budzącym się heteroseksualizmem: „Powoli człowiek rozwija się w tym 
kierunku". Doświadczenie religijne zdaje się wyzwalać „wewnętrzne zasoby": siłę 
woli, wnikliwość i pozytywne emocje. Powodują one, że dana osoba naprawdę 
walczy i zapewniają siłę motywacyjną, niezbędną do kontynuacji. Zlekceważenie 
tych empirycznych faktów byłoby nienaukowe, jednak mogę sobie wyobrazić,  że 
jacyś psychologowie naukowcy próbowaliby opierać się ich poważnemu 
traktowaniu. Wyzdrowienie, jak w przypadku Johna V., nie jest cudem religijnym 
zachodzącym w okamgnieniu. Istnieją homoseksualiści, którzy mylą swoje 
doświadczenia religijne z uzdrowieniem psychicznym, lub którzy głoszą 
natychmiastowe Zdrowienia poprzez nawrócenie religijne („uzdrowienie przez 
wiarę"). Moim zdaniem, muszą oni zostać odarci z iluzji. Modlą się, i modlą, i 
modlą, ale „nic się z nimi nie dzieje", wbrew ich błędnym oczekiwaniom. Lub też 
w innych przypadkach nerwowo przekonują siebie samych, że „wygonili z siebie 
diabla". Jednak prostego dowodu na wyzdrowienie dostarcza trzeźwa analiza 
całego  życia emocjonalnego danej osoby, włącznie z komponentem seksualnym. 
Naprawdę wyleczony homoseksualista na pewno nie ma zahamowań osobowości; 
jego osobowość nie jest histeryczna ani fanatyczna; czuje się zrelaksowany; jest 
realistą w swoich obserwacjach samego siebie i nie ma przed sobą nic do ukrycia. 
Przypadki homoseksualistów przemienionych bez pomocy psychoterapii 
przypominają nam, że „do Rzymu prowadzi więcej niż jedna droga". Jednak 
wydaje się, iż ci byli homoseksualiści podążali z grubsza tym samym torem 
psychologicznym. W pewnym sensie „głodzili" oni swój infantylny popęd do 
rozczulania się nad sobą wraz z towarzyszącymi temu elementami, takimi jak 
infantylny egocentryzm, poczucie niższości i niepokoje. Co więcej, historie tych 

background image

wszystkich przypadków potwierdzają twierdzenie Hatterera, iż „wola przemiany" 
jest kluczowym warunkiem poprawy, i że sam proces zmian pociąga za sobą 
zmagania,  że jest on procesem rozwoju, sterowanym przez wolę. Zjawiska 
napotykane w trakcie tego procesu, to praktycznie wszelkie nawroty, okresy 
rozpaczy, rozwijający się wgląd we własną osobę, po" jawienie się zainteresowań 
heteroseksualnych dopiero po przezwyciężeniu orientacji homoseksualnej — 
przynajmniej w zasadniczej części i przejście przez proces konsolidacji, który może 
trwać wiele lat po zasadniczej przemianie. Tym niemniej powinniśmy dążyć do 
bardziej systematycznego potraktowania leczenia, obejmującego analizowane 
powyżej pożyteczne elementy i wykorzystującego nasze teoretyczne pojmowanie 
homoseksualizmu jako schorzenia polegającego na infantylnym rozczulaniu się nad 
sobą. Nawet homoseksualista o motywacji religijnej może odnieść korzyść z 
takiego podejścia, gdyż zapewnia mu ono przejrzystą konstrukcję intelektualną, 
która tłumaczy jego nerwicę i daje ponadto konkretną broń do walki z nią, tak że 
może on przebyć wybraną drogę bardziej skutecznie, niż byłoby to możliwe bez 
psychologicznej mapy i kompasu. Terapia przeciw narzekaniu stanowi taką właśnie 
systematyczną kurację i nadszedł czas, by zobaczyć, jak powinniśmy czytać mapę, 
którą ona oferuje  oraz jak działa jej kompas. 
 
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 
 
EFEKTY TERAPII PRZECIW NARZEKANIU 
 
Nerwicę homoseksualną można przezwyciężyć, tak jak można przezwyciężyć 
każdą inną nerwicę. Fatalistyczną koncepcję, iż ta nerwica pozostaje niezmienna, 
lansują przedstawiciele ruchu wojujących homoseksualistów i inni zwolennicy 
moralności relatywistycznej. Nie twierdzę,  że radykalna zmiana orientacji 
homoseksualnej jest łatwa do osiągnięcia, żadna bowiem zmiana w odniesieniu do 
nerwicy fobii czy natręctw nie jest łatwa. Definitywnie jednak istnieje możliwość 
fundamentalnej przemiany na lepsze. Wiele zależy od szczerości danej osoby w 
procesie zdobywania wiedzy o sobie i od jej woli — tej wspaniałej, niedocenianej 
własności umysłu. Z wszechstronnej analizy grupy stu jeden osób, które leczyłem, 
i otrzymałem następujące wnioski podsumowujące skuteczność naszej terapii. Jeśli 
chodzi o tych, którzy kontynuowali  leczenie, sześćdziesiąt procent składu całej 
grupy — około dwóch trzecich — osiągnęło na długi okres czasu stan co najmniej 
zadowalający. Należy przez to rozumieć,  że odkucia homoseksualne zostały 
zredukowane do, co najwyżej, okazjonalnych impulsów, podczas gdy orientacja 
seksualna zmieniła się w przeważającej części w kierunku heteroseksualnej, lub że 
odczucia homoseksualne były całkowicie nieobecne, przy przewadze 

background image

zainteresowań heteroseksualnych bądź bez niej. Jednak spośród tej grupy, blisko 
jedną trzecią pacjentów można było uważać za przemienioną „radykalnie". 
Rozumie się przez to, że nie mieli już oni żadnych zainteresowań 
homoseksualnych, lecz przejawiali normalne odczucia heteroseksualne, a ponadto 
wykazywali fundamentalną przemianę ogólnej emocjonalności z orientacji 
negatywnej na pozytywną — od niestabilności do rozsądnej, normalnej stabilności 
— w co najmniej dwuletnim okresie sprawdzania. „Zadowalająca przemiana" nie 
oznacza jednak trwałego stanu umysłu. Czasem dana osoba nadal rozwija się 
powoli i konsekwentnie. Zwykle przechodzi przez nowy kryzys emocjonalny, 
bardziej lub mniej poważny lecz już potrafi korzystać z doświadczeń  życiowych, 
by zintegrować się emocjonalnie na wyższym poziomie. Nie jest wyjątkiem 
spokojny postęp przez całe lata, pomimo wzlotów i upadków. Na przykład 
mężczyzna, który zaprzestał regularnych kontaktów ze mną w stadium 
„zadowalającej przemiany", był zakochany w dziewczynie, z którą się w końcu 
ożenił. Po około dwunastu latach odnowiłem z nim kontakt. Relacjonując swoje 
życie emocjonalne z przeszłości, opowiedział mi, że miewał okazjonalne „napady" 
homoseksualne w pierwszych latach małżeństwa, ale „napady" te angażowały go 
emocjonalnie znacznie mniej niż poprzednio. Odczuwał je jak gdyby zachodziły 
poza nim. Te krótkotrwałe napady zanikły, a mężczyzna dodał: „Nie pamiętam 
żadnego zainteresowania  w tym kierunku od wielu lat. Kiedy z pewnym 
zainteresowaniem erotycznym patrzę na osobę inną niż moja żona, jest to zawsze 
kobieta. Gdyby moje małżeństwo miało upaść,  nie  szukałbym intymnych 
kontaktów z mężczyznami, lecz z kobietami". Człowiek ten przeżył również 
pewien okres, w którym miał skłonności do zamykania się w sobie, tajemniczości i 
depresji — zazwyczaj po tarciach małżeńskich (jego żona również nie była 
zupełnie wolna od pewnych związanych z infantylizmem mechanizmów). Jednak 
udało mu się rozpoznać swoje schematy reakcji jako powtórzenie z okresu 
dzieciństwa, kiedy czuł się nieakceptowany i określił je jako pozostałości 
„żałosnego małego chłopca". Spowodowało to, że zmierzył się ze swoim 
dziecinnym marudzeniem. Kiedy obiektywnie ocenił zachowanie żony jako 
nierozsądne, był w stanie wyciągnąć wniosek: „To jeszcze nie powód, by 
odczuwać przykrość". Podsumowując, z biegiem lat stał się o wiele bardziej 
dojrzały. Prawdopodobnie sceptyk podkreśli jednak, że tylko jedna trzecia spośród 
tych, którzy kontynuowali kurację, zmieniła się radykalnie. Zgadzam się,  że te 
wyniki są wciąż dalekie od doskonałości, nie upoważnia to jednak do 
ich fatalistycznych interpretacji. Sądzę, że jest więcej powodów, by zajmować się 
szklanką do połowy wypełnioną, niż w połowie pustą. Przypadki radykalnej 
przemiany — od całkowitego homoseksualizmu do normalnego heteroseksualizmu 
— obalają teorię, według której terapia homoseksualizmu jest bezsensowna. W 
rzeczywistości, ze względu na fakt, ze stosunkowo niewielu homoseksualistów 

background image

pragnie się zmienić i niewielu terapeutów zachęca ich do tego, pogląd,  że 
homloseksualizm jest nieodwracalny stanowi rodzaj proroctwa, które spełnia się 
samo przez się. Tymczasem prawdą jest, ze jeśli nikt nie będzie próbował, nikomu 
się nie uda. Dlaczego  więc definitywnie mielibyśmy przyjąć fatalistyczną postawę 
wobec możliwości poprawy stanu homoseksualistów, skoro w dostatecznej liczbie 
przypadków udaje się osiągnąć pożądane efekty? Dane dotyczące wyzdrowienia z 
innych rodzajów nerwic są prawie takie same, podobnie jak dane odnoszące się do 
wyzdrowień z chorób fizycznych, które jeszcze nie we wszystkich przypadkach są 
uleczalne. Czy tylko dlatego mielibyśmy się poddać, że możemy liczyć jedynie na 
częściowe powodzenie? Mając to wszystko na względzie uważam, że możemy być 
optymistami, jeśli chodzi o leczenie homoseksualizmu. Wprawdzie około 
dwudziestu procent homoseksualistów leczonych nie wykazuje zauważalnych 
zmian, niemniej jednak u ludzi tych może nastąpić pewna poprawa, choć 
generalnie są bardzo znerwicowani i skłonni do ogromnej ilości kontaktów 
seksualnych, głębokich depresji i poczucia bezsensu własnego  życia. Myślę na 
przykład o mężczyźnie, z którym miałem okresowy kontakt przez ponad piętnaście 
lat. Jestem prawdopodobnie jedyną osobą, z którą może on swobodnie rozmawiać. 
Był skrajnym neurotykiem, prześladowanym licznymi powodami do narzekania i 
impulsami homoseksualnymi, których zawsze nienawidził. Mimo mojego 
sceptycyzmu co do efektów terapi po tak długim czasie, zaczął opowiadać,  że 
przezwyciężył swoje głębokie i samobójcze depresje i musiał przyznać, iż był 
ogólnie spokojniejszy i stał się większym optymistą. W ten sposób się również 
zachowywał. Na takich przykładach możemy uczyć się, że nigdy nie powinniśmy 
tracić nadziei. Nie jest moim przekonaniem, że jedynie terapia, bazująca na 
zjawisku rozczulania się nad sobą, może wyleczyć nerwicę homoseksualną. Jestem 
jednak pewny, że wgląd w „narzekające dziecko" i wykorzystanie technik humoru 
może być bardzo pomocne dla tych, którzy są na tyle zdeterminowani, by 
przeciwstawić się swojej nerwicy. Techniki te stymulują uzdrawiające moce 
umysłu: wyraźny wgląd we własną osobę, zainteresowanie poznawaniem samego 
siebie i, nade wszystko, siłę woli. Takie moce prawdopodobnie wyzwalają się i 
działają również u homoseksualistów przemienionych bez terapii. U większości 
osób o orientacji homoseksualnej występuje kompleks homoseksualny w swego 
rodzaju „łagodnej formie". Także i u nich infantylna emocjonalność mogła do- 
tknąć głębszych sfer i wytworzyć silne przyzwyczajenia neurotyczne, gdyby jednak 
chcieli z nią walczyć dość wytrwale, mieliby korzystne perspektywy radykalnego 
wyzdrowienia. Aby pokazać, co może zdziałać terapia narzekania, chciałbym 
zaprezentować kilka przykładów z mojego własnego doświadczenia. Pierwszy — 
ilustruje przypadek umiarkowanie pozytywnego rozwoju. Dotyczy młodego 
mężczyzny, który postępy osiągał z mozołem; wydaje mi się,  że dobrze 
reprezentuje on całą kategorię podobnych przypadków. 

background image

ben 
 
Kiedy Ben zgłosił się do mnie, nie skończył jeszcze dwudziestu lat. Od czasu 
dojrzewania miewał fantazje erotyczne o mężczyznach trzydziesto - 
trzydziestopięcioletnich, szczególnie wtedy, kiedy uprawiał masturbację. Nie 
interesował się dziewczętami, nie miał przyjaciół (ani kontaktów 
homoseksualnych) i większość czasu spędzał w domu. Jego neurotyczna 
emocjonalność objawiała się w wyrazie twarzy: oglądał na urażonego i 
nadąsanego; postawa i zachowanie młodzieńca były niedbałe i bezładne. 
Rozpieszczany i nadmiernie chroniony przez matkę, nadal był do niej mocno 
przywiązany; ją samą ciągle przesadnie absorbował. Kiedy poznaliśmy się, wciąż 
w sentymentalny sposób określała dorosłego już prawie Benajako „to dziecko". 
Ojciec niewiele zajmował się jego wychowaniem. Był nieco zamkniętym 
człowiekiem, który pozostawił syna w rękach żony (w każdym razie sprawiała ona 
wrażenie, że próbowała synem kierować). Matka zdawała się Bena uwielbiać, ale 
też chciałaby, by był dokładnie taki, jak sobie wymyśliła. Ben nie śmiał przy niej 
odezwać się  głośniej, w szkole był outsiderem i w wyniku swojego wychowania 
nie umiał poradzić sobie z kolegami. Wycofał się, przyjmując cichą, nieco 
arogancką postawę, która nie mogła jednak ukryć jego głębokiego po- 
czucia niższości.  W tym smutnym okresie poznał przyjaciela swoich rodziców, 
młodego żonatego mężczyznę o wesołym i żywym sposobie bycia. Tak się złożyło, 
że i on zwrócił uwagę na Bena i czasem proponował, by chłopiec towarzyszył jego 
młodej rodzinie na wycieczkach. W swojej dziecięcej wyobraźni Ben zaczął 
idealizować  tę znajomość, widząc w swoich fantazjach siebie w roli biednego 
chłopca, który znalazł się w centrum uwagi przyjaciela. Odsunął w myślach żonę i 
małego synka mężczyzny; stał się we własnej wyobraźni jedynym obiektem 
miłości uwielbianego przyjaciela i przypisywał mu wszystkie te cechy, ze względu 
na brak których sam miał poczucie niższości. Od czasu do czasu te fantazje 
powracały do niego, kiedy uprawiał masturbację. Ben pragnął coś zrobić w sprawie 
swojej orientacji homoseksualnej, która z czasem urosła do rozmiarów obsesji. Nie 
chciał się poddawać; bardzo wstydził się własnych skłonności, głównie dlatego, że 
odbierał je jako jeszcze jeden dowód swojej niższości w porównaniu z innymi 
mężczyznami; w efekcie miewał regularne napady płaczu na granicy histerii. Był 
zbyt swobodnym młodym człowiekiem, nawykłym do ulegania swoim życzeniom i 
unikania wszystkiego, co mogło oznaczać dla niego kłopoty lub wymagało 
wysiłku. Jego pierwsze próby poradzenia sobie z „dzieckiem wewnętrznym" nie 
były jeszcze bardzo pewne. Stając wobec trudności i zwykłych przeciwności, 
zawsze rozczulał się nad sobą, kiedy więc zorientował się,  że czeka go dłuższy 
okres pracy, zareagował w swój zwykły sposób. 

background image

Choć zmiany w tym przypadku były powolne, jednak poprawa następowała. Na 
przykład częściowo pozbył się dziecinnej zazdrości o kolegów, walcząc z 
narzekaniem, w którym to odczucie było zakorzenione, a konkretnie: „Jestem od 
nich gorszy; oni przyciągają uwagę, uzyskują szacunek, a nie ja — o, ja biedny!" 
Zredukował częstotliwość masturbacji, która w jego przypadku była wyraźnie 
infantylną ucieczką, niezależnie od przyjemności, wzmacniającą element 
rozczulania się nad sobą, z którego wyrastała. Chcąc przezwyciężyć poczucie 
niższości, wstąpił do klubu sportowego i doświadczył tam wielu sytuacji, które 
mógł odbierać jako wyzwanie. Powoli zaczął zmieniać swoje stare 
przyzwyczajenie do pozostawiania decyzji innym (z matką na czele). Często jednak 
nie potrafił przeciwstawić się matce ze względu na jej irytację i wycofywał się, co 
było w rzeczywistości kolejnym aktem kapitulacji wobec jej woli. Napady depresji 
ustąpiły u niego zupełnie, jednak nie uległa zmianie ukryta, pożywna struktura 
chronicznego rozczulania  się nad sobą.  Nie opuszczało go również poczucie 
żałości w obliczu codziennych frustracji, a zwłaszcza przekonanie, że jest 
zaniedbywany, niezdolny, przegrywający lub wyizolowany. To utajone rozczulanie 
się nad sobą w wielu formach objawiło mu się wreszcie po ponad dwóch latach 
leczenia. Zdał sobie sprawę,  że czuje się gorszy i godny politowania w niemal 
każdym towarzystwie, wobec niemal każdej spotkanej osoby. Odkrył, że to on sam 
przybiera postawę „Jestem gorszy i żałosny" i, że natychmiast przydziela sobie rolę 
ofiary, podczas gdy wcześniej był przekonany, że to świat i inni ludzie traktują go 
jako gorszego. Można by wiele mówić o szeregu małych wewnętrznych odkryć i 
drobnych zmian. Ben zrobił faktycznie krok naprzód, kiedy, na przykład, 
zdecydował nie nosić więcej niektórych ubrań, kupionych z dziecinnej próżności, 
aby przyciągnąć podziw i uwagę innych. Walka z infantylnym rozczulaniem się 
nad sobą i skłonnością do narzekania musi być prowadzona w codziennym życiu, 
przy takich okazjach jak małe frustracje, niechęci, impulsy apatii, przesadne 
irytacje, zmęczenie po pracy i tak dalej. Przypadek Bena nie był inny. Skupiał się 
on na swoim przyzwyczajeniu do uciekania od odpowiedzialności i narzekania, że 
jego przedsięwzięcia zakończą się porażką. Musiał stać się bardziej aktywny. Jego 
fantazja homofila, wyrażająca się poszukiwaniem pewnych typów młodych 
mężczyzn — przynajmniej w wyobraźni — stopniowo straciła na znaczeniu. 
Oczywiście, pojawiała się znowu, gdy czuł się bezradny i zrozpaczony. 
Od czasu do czasu miewał poczucie zainteresowania dziewczętami, szczególnie 
gdy był w bardziej optymistycznym nastroju. Ben od niedawna ma dziewczynę, 
jednak ten związek wydaje się niezupełnie dojrzały (dla jasności — z obu stron). 
Odniosłem wrażenie, że Ben raczej widziałby dziewczynę w roli /własnej/ matki i 
nie jest w niej naprawdę zakochany, pomimo pewnego heteroseksualnego 
zachowania. 

background image

 Jego ogólne postępy są oczywiste dla terapeuty i osób, które dobrze go znają. Po 
blisko pięciu latach jest bardziej niezależny i męski; stał się większym optymistą. 
Zainteresowania homoseksualne wprawdzie nie wygasły, ale straciły intensywność 
i wpływ na jego wyobraźnię. Będzie potrzebował kolejnych paru lat, by 
zadowalająco przekroczyć próg dojrzałej męskości. 
 

pan L. 
 
Zbliża się do czterdziestki i ma za sobą intensywne życie homoseksualne. Waha 
się, czy kontynuować swój homoseksualny sposób życia, bo stracił wiarę w 
możliwość trwałego związku. Zauważył, że nawet kiedy z początku myślał, że 

znalazł odpowiedniego przyjaciela, po pewnym czasie niezmiennie zaczynał się z 
jego powodu irytować i zrywał z nim. Zastanawiał się, dlaczego. Z drugiej strony, 
kobiety nie znaczą dla niego wiele, choć pozostaje z nimi w dobrych, ale 
powierzchownych stosunkach. W swoim sposobie bycia jest przesadnie 
przyjacielski, usłużny. Z trudem przychodzi mu wypowiadanie własnych opinii, a 
jeśli przewiduje brak zgody na swoje pomysły,  łatwo się podporządkowuje. Jest 
pod nadmiernym każeniem agresywnych typów męskich i, ogólnie rzecz  biorąc, 
osób u władzy. Na przykład, jego przełożony w biurze wprawia go w stan silnego 
napięcia psychicznego i pan L nie potrafi stanąć z nim twarzą w twarz, gdy ten jest 
zły jednak z drugiej strony żywi dla niego przesadny podziw. Pan L. miewa czasem 
depresje i okresy, kiedy czuje brak energii do pracy. Matka, osoba bardzo skromna, 
w jego życiu emocjonalnym zajmowała tylko pozycję „w tle"; odniosłem jednak 
wrażenie,  że jej sposób wychowania chłopca był miękki i nader troskliwy. To 
ojciec — centralna postać w domu — decydował o wszystkim, nawet o drobnych 
sprawach gospodarstwa. Ojciec też był kluczową osobą w młodości pana L. Na 
ogół agresywny, bardzo wymagający i surowy wobec swoich dzieci, hamował 
rozwój emocjonalny syna. Pan L. nieustannie odczuwał,  że ojciec traktuje go 
nieprzyjaźnie, bo też rodzic nigdy nie zachowywał się zachęcająco. Pan L. miał 
więc ustalony pogląd,  że ojciec uważa go za mniej interesującego z synów, za 
mięczaka. Bracia odnosili sukcesy w różnych sportach, podczas gdy L. czuł się na 
tym polu zdecydowanie gorszy. Później próbował to sobie zrekompensować, 
angażując się w wyścigi samochodowe, ale kompleks niższości nie ustępował. Ze 
swych lat młodzieńczych Pan L. pamiętał wiele smutnych wydarzeń, które 
kształtowały jego ostateczny kompleks niższości: krytycyzm i ironiczne uwagi 
ojca, który wzbudzał w nim lęk, i zarazem podziw, porażki w sporcie, okresy 
samotności w swoim pokoju, urażone uczucia. Wraz z nimi pojawiło się 
pragnienie, by znaleźć przyjaciela o ojcowskim usposobieniu i być przez niego 
docenionym. Faktycznie miał nawet dobrego przyjaciela w wieku trochę ponad 
dwadzieścia lat, wobec którego zachowywał się prawie jak niewolnik. 

background image

Jednak przyjaciel wyjechał do innej części kraju i w końcu znalazł sobie 
dziewczynę. Homoerotyczne marzenia pana L. o zaspokojeniu się uległy 
intensyfikacji. Proces przemian do momentu, który obejmuje niniejsza 
praca, trwał około trzech lat. Przez pewien czas pan L. czuł się wewnętrznie 
rozdarty. Był świadom niemożności odnowienia swojego życia bez zaprowadzenia 
w nim ładu, wzbogacenia w treści inne, niż tylko narzekania, które na wstępie 
przedstawił: na epizody depresji i niezdolność utrzymania trwałego związku 
homoseksualnego. Zaczął dostrzegać prawdę o konstrukcji swego „dziecka 
wewnętrznego" i naprawiać wiele dziecinnych zachowań — w jego przypadku 
wrażliwość na urazy i upokorzenie, poczucie niższości wobec zachowania i 
osiągnięć innych mężczyzn w swoim otoczeniu, zaspokajanie się w rozczulaniu się 
nad sobą, kiedy był sam w pokoju, przesadną irytację z mało istotnych powodów 
i uskarżanie się na swój stan fizyczny, kiedy faktycznie był zdrowy i silny. Jego 
szczerość stanowiła wielką pomoc. Reagował w sposób wrażliwy, gdy były 
naświetlane pewne okoliczności i uwarunkowania z jego życia, ale dostrzegał 
trochę prawdy w spostrzeżeniach, których dokonywałem pomimo oporu z jego 
strony. Przy wielu okazjach w codziennym życiu stosował również techniki ironii i 
humoru skierowanego na własną osobę, w związku z przejawami swojego 
infantylnego „biednego ja". Stał się bardziej niezależny w towarzystwie innych 
mężczyzn. Nie poświęcaliśmy dużo czasu dyskusjom o jego odczuciach i 
wyskokach homoseksualnych, a jedynie o jego nieseksualnym zachowaniu przy 
partnerach, z którymi miał wciąż okazjonalne kontakty w czasie terapii. Było dla 
niego jasne, że jego odczucia homoseksualne to mieszanina marzeń  żałosnego 
nastolatka, starającego się znaleźć ciepło dla swego biednego wewnętrznego ja i 
podziwu dla rzekomej męskości innych. Zrozumiał,  że poszukiwał iluzorycznych 
kontaktów międzyludzkich, które nie miały nic wspólnego z miłością do 
wytęsknionego przyjaciela. Ściśle rzecz biorąc, poprzez poszukiwanie takiego 
przyjaciela wzmacniał swoje zniewolenie egocentryzmem i czynił  długotrwały 
związek niemożliwym. No i musiał powtarzać skargę „Jestem samotny". Można 
było przewidzieć,  że popadnie w izolację, ponieważ nie mógł się obyć bez 
rozczulania się nad sobą, będącego częścią roli ofiary. Z wahaniem rozstawał się ze 
światem homoseksualnym i światem swoich wewnętrznych homoseksualnych 
fantazji. Od czasu do czasu powracał i angażował się od nowa w kontakty 
homoseksualne, jednak bez dawnej ekscytacji. Stal się bardziej świadomy faktu, że 
całą jego postawę wobec życia i innych ludzi cechowały powściągliwość, 
nieangażowanie się w nic, pozowanie na urażonego outsidera. Dlatego stał się 
mniej cyniczny i zrezygnował z odgrywania nadrzędnej roli. Zdał sobie sprawę, ze 
powinien poświęcić swoje życie jakimś wartościom, przyjmując to nie tak, że 
wszystko jest względne i akceptując wiarę w to, że jego życie osobiste nie jest, jak 
wcześniej sądził, pozbawione sensu. Uznał, że zdolność dawania siebie innym, 

background image

zdolność do miłości, była u niego niewielka. „Czy ja kiedykolwiek naprawdę 
kochałem?", zapytał sam siebie. Jego spojrzenie na kobiety zmieniło się; zaczął je 
zauważać i odczuwać pobudzenie kobiecym zachowaniem i fizycznymi walorami 
jednej z nich. Ma wrażenie,  że rozwija się w kierunku zdolności do stabilnego 
związku z kobietą. 
pan V. 
 
Ten młody człowiek na początku swoich lat dwudziestych przeżył z grubsza 
podobny rozwój wewnętrzny, włącznie z kilkoma wyraźnymi epizodami 
„wpadnięcia w dołek"; po kilku latach pracy nad sobą zakochał się w młodej 
kobiecie. Związek oparty na miłości spowodował kolejne problemy. Kiedy tylko 
zaczął jej pożądać, uświadomił sobie rozmiary swojego lęku i poczucia niższości, 
które zawsze trapiły go w obecności płci przeciwnej. Jego dawne „role 
przystosowawcze", czarującego i przyjaznego chłopaka, runęły w osobistej 
konfrontacji z kobietą, gdy on miał okazać się  mężczyzną. Czasem ponownie 
popadał w panikę; miesiącami musiał zmagać się ze swoim poczuciem niższości i 
rozczulaniem się nad sobą. Jednak były też chwile, kiedy czuł się zrelaksowany i 
mógł się identyfikować jako mężczyzna. Był wówczas również podniecony 
seksualnie, podczas gdy w nastrojach rozpaczy heteroseksualizm 
zdawał się być zagłuszony.  Pierwsze lata jego małżeństwa okazały się dobre. 
Stopniowo pozbył się infantylizmu, niepokojów w sytuacjach wymagających 
niezależności i pewnej dozy zwykłej agresji, przestał zbyt łatwo ulegać chęci 
rozczulania się nad sobą, kiedy go coś rozczarowało. Zainteresowania 
homoseksualne, których w rzeczywistości nigdy nie praktykował poza swoją 
fantazją, traktuje jako chłopięce skłonności, należące do czasu minionego, kiedy 
wciąż musiał dla siebie szukać właściwego miejsca w życiu. 

 
panna W. 
 

Ta kobieta około trzydziestki powiedziała mi, że od okresu dojrzewania dokuczała 
jej nałogowa potrzeba patrzenia na kobiety i dziewczęta, i że prześladowały ją 
fantazje erotyczne dotyczące tej samej płci. Było to wbrew jej przekonaniom i 
nigdy nie miała zamiaru tego zaakceptować jako rzeczy normalnej. Ten symptom 
seksualny zdawał się być wyrazem kompleksu niższości, który ze wszystkich stron 
nadwerężył jej życie emocjonalne. Była niespokojna w towarzystwie innych ludzi, 
myślała, że patrzą na nią pogardliwie i często przeżywała depresje; czasem 
reagowała z objawami furii i buntowniczości. Jeśli chodzi o jej dzieciństwo, 
naznaczone problemami i niepokojami rodzinnymi, chcę tylko wspomnieć o 
niekorzystnym wpływie braku zrozumienia ze strony matki oraz o destrukcyjnych i 
pełnych nieufności uwagach czynionych zwykle przez ojca. Już w szkole 

background image

podstawowej czuła,  że jest śmieszna i gorsza niż inne dziewczyny niemal pod 
każdy względem: ubioru, sposobu mówienia, wyglądu zewnętrznego i sytuacji w 
domu. Przez lata żyła z niezaleczoną raną - rozczulaniem się nad sobą 
spowodowanym przez jej nieszczęśliwy los; cechowała ją ogólna postawa protestu. 
W okresie dojrzewania stanowiło to podatny grunt do podziwiania innych kobiet i 
tęsknoty za bliską przyjaźnią. W trakcie procesu jej zdrowienia jeden temat był 
tematem zasadniczym: pozbywanie się pesymizmu. Oznaczało to, że w mniejszym 
stopniu powinna ulegać sterowaniu przez  samokrytyczne refleksje o własnej 
brzydocie, braku wartości i zdolności, oczekiwanie na to, że padnie ofiarą 
wszelkich rodzajów nieszczęść i przez ogólną postawę narzekania, że urodziła się 
by być marną". Była klasycznym przykładem osobnika narzekającego i chociaż 
przyznała,  że tak jest, pozostała wewnętrznie przekonana, że miała prawo się 
uskarżać. Z pomocą swojej dobrej woli jakoś sobie poradziła z najostrzejszymi 
depresjami, zwalczyła chroniczne narzekanie i postawę buntowniczą i w efekcie jej 
ogólny nastrój się poprawił. Fantazje lesbijskie dokuczały jej jeszcze przez kilka 
lat, ale ostatecznie wygasły. Próbowała zaakceptować rolę kobiecą i czasem 
przekonywała się,  że w roli kobiety radzi sobie całkiem nieźle. Jeśli chodzi ojej 
odczucia względem mężczyzn, to nigdy nie były one całkiem nieobecne, choć nie 
stanowiły centralnego elementu osobowości. Przez pewien czas była zaangażowana 
w związek z mężczyzną prawie w jej wieku, ale — pomimo uczucia do niego i 
erotycznego zainteresowania — istniało między nimi zbyt wiele problemów 
i wydawało się, że będzie rozsądniej z tym skończyć. Po krótkim kryzysie była w 
stanie zaakceptować swoją samotność, a obecnie przejawia normalne pragnienie 
małżeństwa i posiadania dzieci. Są to zwięzłe opisy kilku „przeciętnych" 
przypadków. Mam nadzieję, iż czytelnik wyciągnie na ich podstawie wniosek, że 
wiele można osiągnąć przy dobrej woli, szczerości 
 wytrwałości. Niekiedy proces przemian zachodzi szybciej lub przynosi lepsze 
wyniki niż w opisanych przypadkach. Inne bardziej rozczarowują i bywają bardziej 
kłopotliwe. Sprzyjające czynniki społeczne, których nie powinniśmy pominąć, to 
przyjaciele dający zachętę i korzystna sytuacja rodzinna; ponadto niezmiernie 
pomaga posiadanie wyraźnych przekonań moralnych i głębokie, osobiste 
zaangażowanie religijne. Czynniki niekorzystne to słaby charakter, bezustanne 
wątpliwości, niskie normy moralne i, oczywiście, długotrwałe zniewolenie przez 
satysfakcję homoseksualną. Według mnie jedno jest oczywiste: fatalistyczna 
postawa w kwestii możliwości zmiany orientacji homoseksualnej nie  jest 
uzasadniona. 
 
 
 
 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 
 
ZAPOBIEGANIE 
 
Slogan głoszący,  że homoseksualizm powinien być akceptowany, dla wielu osób 
brzmi oszukańczo jako „ludzki"; mózgi niektórych zostały tak dokładnie wyprane, 
że są w stanie przełknąć niedorzeczność, według której związki homoseksualne 
powinny mieć te same prawa co normalne małżeństwo. Jednak ci, którzy tak 
entuzjastycznie odnoszą się do życia homoseksualistów, przymykają oczy 
na smutek, który często temu życiu towarzyszy. Wydają się być obojętni na ciężkie 
położenie nastolatków i młodych ludzi, narażonych na ryzyko porażki w 
centralnym aspekcie życia, kiedy rozwój homoseksualizmu doprowadzi ich do 
impasu. Nie myślą oni nawet o zapobieganiu. Pierwszymi i najważniejszymi 
osobami, które mogą zapobiec temu zahamowaniu rozwoju u dzieci, są naturalnie 
ich rodzice. Muszą oni dać przykład normalnego związku mężczyzny i kobiety. 
Jeśli ich małżeństwo jest dobre i uda im się stworzyć rodzaj atmosfery radości i 
wspólnoty, w znaczny sposób obniżą szansę powstania jakiegokolwiek kompleksu 
neurotycznego, włącznie z homoseksualnym. Jeśli chodzi o praktykę wychowania 
dzieci, tak ojciec jak i matka powinni pamiętać, że muszą traktować chłopca 
jak chłopca, a dziewczynkę jak dziewczynkę. Nie oznacza to wcale zmuszania ich 
do „przypisanych ról", lecz współpracę uwzględniającą naturalne skłonności 
dziecka i branie pod uwagę wrodzonych różnic w zachowaniu, zależnych od płci. 
Najbardziej fundamentalnym czynnikiem zapobiegawczym jest docenianie przez 
rodziców chłopca  jako chłopca, i dziewczynki jako dziewczynki. Dzieci powinny 
odczuwać, że są doceniane. Jak już wykazaliśmy, należy unikać zaniedbań 
w tej kwestii. Krytyczne okresy dla rozwoju męskiej lub kobiecej pewności siebie 
to okres dojrzewania i okres poprzedzający. Nie tylko rodzice, ale również inne 
osoby spoza rodziny, mogą w tym czasie wywierać korzystny wpływ. Czasem, na 
przykład, nauczyciele w pozytywny sposób przyczyniają się do wzmocnienia 
zdrowej pewności siebie związanej z płcią. Mają możność zachęcić i wspomóc 
niektóre dzieci w przekraczaniu pewnych progów. Pomyślmy na przykład o 
chłopcu, który systematycznie przegrywa w zabawach i sporcie, który jest 
outsiderem w grupie rówieśników; rozważmy znaczenie osobistego zrozumienia, 
jakie nauczyciel lub inna dorosła osoba może wyrazić w rozmowie czy w inny 
sposób tak, aby pomóc młodemu człowiekowi uniknąć niebezpieczeństwa 
związanego z poddaniem się autodramatyzacji. Efekt zapobiegawczy ma również 
właściwa edukacja seksualna. Nastolatki z pewnymi typami pierwotnego 
kompleksu niższości mogą doświadczyć szoku, kiedy są nauczane przez taką 
„oświeconą" osobistość jak nauczyciel, że „homoseksualizm jest wrodzoną 
właściwością zakodowaną w mózgu". Taki nonsens utwierdza dziecko w jego 

background image

wątpliwościach i może prowadzić do niezdecydowanych, niedojrzałych poglądów 
o zgubnym charakterze. Jeśli natomiast młoda osoba usłyszy,  że odczucia 
homoseksualne w okresie dojrzewania są spowodowane problemem w rozwoju 
emocjonalnym i, że autentyczny, wrodzony homoseksualizm nie istnieje, a co 
więcej, że ta orientacja sprowadza się do kompleksu niższości, który jest podatny 
na zmiany — wówczas nauczyciel pobudza nadzieję i wskazuje na drogę 
doskonalenia rozwoju wewnętrznego.