background image

LOUISE RENNISON

JAK OSWOIĆ WŁOSKIEGO 

RUMAKA

background image

Pamięci kochanej Dezzie the Vicar

Całusy dla mojej rodzinki i przyjaciół, starych i nowych. (Nie chodzi mi o to, że  

niektórzy z Was są starzy, tylko o to, że niektórzy są nowsi od pozostałych... yyy... chociaż 

niekoniecznie młodsi. Oj, nieważne, po prostu kocham Was wszystkich).

Ogromniaste   dzięki   dla   moich   redaktorów   i   wydawców,   grafików   i   ludzi   z   działu  

sprzedaży   z   wydawnictwa   HarperCollins   w   Krainie   Billy'ego   Szekspira   i   Krainie 

Hamburgerów.

Jak zwykle dziękuję Cesarzowej.

Ale przede wszystkim moim cudownym czytelnikom (do których należy również paru  

Vatich, co nieco mnie przeraża).

background image
background image
background image

Życie w Krainie Porażki

Sobota, 18 czerwca

21.00

 Aż trudno w to uwierzyć, ale znowu cierpię z miłości. 

Serce mi pęka.

Chyba zaraz pójdę się załamać. 

Albo pochlastam się suchą bułką. 

Zamknij się, mózgu, zamknij się, zamknij.

Oglądam gwiazdy przez okno w swoim pokoju

21.01

  W   poradniku  Medytacje   dla   bardzo   opóźnionych   w   rozwoju  piszą,   że 

kontemplacja wszechświata i gwiazd działa kojąco na psychikę. 

Ommmmm.

21.03

  Chyba coś im się pochrzaniło. Gwiazdy są okropnie wkurzające. Nic tylko 

mrugają i świecą się jak jakieś głupie. Co im tak wesoło?

21.05

 Wiem, dlaczego im tak wesoło: nie są mną.

Nie mają zielonego pojęcia o Podjarce i przytulankach. Czy Bóg Miłości powiedział 

którejś z nich: „Za tydzień ci powiem, czy chcę z tobą chodzić”?

A swoją drogą, po co one właściwie istnieją? Nic nie da się w nich odczytać. Wiszą i 

tyle. Jak jakieś durne latarki.

21.04

 Wiszenie na niebie to niezbyt poważne zajęcie, prawda?

21.05

 Wcale się nie uspokoiłam.

21.10

 Umieranie z miłości jest potwornie nudne.

Dziewiąta dziesięć w sobotni wieczór, a ja siedzę w swoim pokoju. Sama jak ten 

palec. Jestem w kwiecie wieku, u szczytu swoich możliwości... yyy... podjarkowych, a nic się 

nie dzieje. Kompletnie nic.

Czuję się tu jak w grobie.

background image

O   super.   Moja   kochana   siostrzyczka   właśnie   otworzyła   drzwi   i   rzuciła   we   mnie 

Angusem.

- Cieeeeeść,   Gingey!!!   Wlóciliśmy!   Cieeeść!!!   Pać,   jak   tańce!   Seks   tlomba,   seks 

tlomba, jestem seks tlomba!!! O Boże kochany. Angus się wkurzył i kiedy już przestał kichać 

i się otrząsać, wbił pazury w moją kostkę. Auuuu! Już nie muszę się chlastać suchą bułką. 

Wyręczył mnie. Hurra!

Libby zarzuciła sobie sukienkę na głowę i zakręciła pupą jak tancerka przy rurze. 

Gdzie ona to podpatrzyła?

Rodzice i Libby właśnie wrócili z wariatkowa, czyli z domu spokojnej starości, gdzie 

mieszka dziadek. Widziałam innych pensjonariuszy w tak zwanej świetlicy. Udawali, że grają 

w domino, ale w tajemnicy ćwiczyli swoje szaleństwo. I pewnie też tańczą w samych gaciach. 

W końcu przyszła mama i wzięła Libby na ręce.

- Czas do Bobolandu, moja panno.

Libby dalej śpiewała i wierciła się na jej rękach. Mama wreszcie mnie zauważyła.

- Georgia, co ty kombinujesz? Dlaczego tu siedzisz?

- Jeśli nie zauważyłaś, to chciałabym  przypomnieć, że to mój pokój - odparłam. - 

Gdzie mam siedzieć, jak nie tu?

Właściwie to nie siedziałam, tylko już leżałam w łóżku.

- Och,   biedactwo,   musisz   być   wykończona.   Siedzenie   przez   cały   dzień   z 

umalowanymi ustami i rzęsami jest bardzo męczące - rzuciła, wychodząc.

Bo pęknę ze śmiechu.

21.25

 Nie wychodzę ze swojego pokoju mniej więcej od dwudziestu czterech godzin, 

z przerwami na siku i coś na ząb. Aha, i krótką wizytę w sklepie po najniezbędniejsze rzeczy, 

czyli tusz do rzęs i nowy dyndakonosz. No i ostatni numer „Cosmo”. Minęła ponad doba, 

odkąd Masimo powiedział, że da mi znać, czy chce ze mną chodzić. Dlaczego wyznałam, że 

chcę zostać jego dziewczyną? Dlaczego, och, dlaczego?

21.26

  Po   raz   trzeci:   dlaczego?   Dlaczego,   dlaczego,   dlaczego?   Dlaczego   nie 

zachowałam się jak wyrafinowana luzaczka? Nie mogłam chociaż raz się zamknąć i być jak 

prawdziwa luzaczka?

21.30

  Gdybym   właściwie   rozegrała   tę   partię,   mogłabym   mieć   wielu   chłopaków. 

background image

Naraz.   Włoskiego   Rumaka   Masimo   na   weekendy,   Dave'a   Jajcarza   na  deszczowe   dni 

powszednie i może nawet poprzedniego Boga Seksu (którego imienia nie wymienię nawet po 

własnym trupie) jako łącznika w Krainie Kangurów. Ale nie, ja musiałam sobie ubzdurać, że 

Masimo to ten jedyny.

21.40

  Taka byłam szczęśliwa, kiedy całowaliśmy się z Masimem pod gwiazdami! 

Wtedy w ogóle nie działały mi na nerwy. Nic mnie nie drażniło.

21.42

 Jak to możliwe, że znowu znalazłam się w Krainie Porażki? W jednej chwili 

całowałam się z nim pod tymi durnymi latarkami, a już w następnej poszedł na koncert z 

Nudną Lindsay, tym głupim patyczakiem.

Ta stara nudziara mnie prześladuje. Najpierw zwabiła, wiecie kogo (nie zamierzam 

wymieniać jego imienia, ale zaczyna się ono na „r”, a kończy na „obbie”), a teraz jak bluszcz 

oplotła Masima. Nienawidzę jejnienawidzę.

Ale takie jest życie, nie? No, w każdym razie moje - najpierw cud, miód, ultramaryna, 

a potem kicha i merde

.

21.45

  Jak to Karolek Dickens napisał w swojej słynnej książce  Oliver Twist?  Aha. 

„Świat jest teatrem, aktorami ludzie”. A może to słowa Billy'ego Szekspira?

Kto wie? Kogo to obchodzi? Zresztą co  to  w ogóle znaczy? I dlaczego ci brodaci 

poeci z czasów królowej Elżbiety nie mogli mówić jak ludzie?

Jaki to wszystko ma sens?

Północ

  Och, już nie mogę tego  znieść. Ile godzin jeszcze  minie,  zanim Masimo 

oznajmi mi swoją decyzję? Może zadzwonić do niego i powiedzieć, że żartowałam? Że może 

się spotykać również z Nudną Lindsay, pod warunkiem że nadal będę mu się podobać?

0.10

  Ale wtedy może się zdarzyć, że pocałuję go po tym, jak całował się z Nudną 

Lindsay, czyli w sumie będę się całowała z nią. A tego na pewno bym nie przeżyła.

0.20

 Już bym wolała całować się z Angusem.

 merde (fr.) - gówno, cholera.

background image

0.26

 Angus na pewno całuje się lepiej niż ona. O wiele lepiej.

0.30

 A już na pewno ma zgrabniejsze nogi.

0.31

 No, w każdym razie ma ich więcej.

0.36

 Wszyscy już poszli spać. Koty wyszły na dwór.

Słyszę,   jak   wyją   i   prychają   gdzieś   w   ogrodzie.   Zezowaty   Gordy   jest   już   kocim 

nastolatkiem. Pewnie bawi się piłką do nogi jak Oscar, syn państwa Z Naprzeciwka, znany 

również jako Zboczek. To znaczy udaje, że gra w piłkę, ale tak naprawdę to rozgląda się za 

ładnymi kotkami.

0.39

  W   sumie   Gordy   byłby   o   wiele   lepszy   w   grze   w   piłkę   i   rozglądaniu   się   za 

dziewczynami, bo mógłby to robić dosłownie jednocześnie – jednym okiem patrzeć na piłkę, 

a drugim na dziewczyny. W tej sytuacji jego zez okazałby się zaletą.

0.41

 Nie chce mi się spać. Poczytam jakąś mądrą książkę.

0.42

 W mojej (no, oficjalnie maminej) książce Jak rozkochać w sobie każdego idiotę 

piszą, że jeśli udajesz jakieś uczuciato wkrótce zaczniesz się czuć tak, jak się czujesz. Że co?

0.45

 Na przykład: „Jeśli masz tremę przed imprezą, wejdź do pokoju, uśmiechając się 

szeroko. Wyprostuj się, unieś głowę i opuść ręce swobodnie wzdłuż boków. Wtedy, nawet 

jeśli brakuje ci pewności siebie, nikt tego nie zauważy!”. Okej, wypróbuję to przed lustrem. 

Szeroki uśmiech, ręce swobodnie wiszące wzdłuż boków. Promienny uśmiech, wyprostowane 

ramiona, wysoko uniesiona głowa. Luuuuzik.

0.52

 Tak, z całą pewnością widać, że jestem niezwykle pewna siebie. Jest tylko jedno 

„ale” kiedy luźno opuszczam ręce wzdłuż boków, wyglądam jak orangutan. A kto by chciał 

chodzić z pewnym siebie orangutanem? Bardzo mnie to ciekawi.

0.54

  Pewny siebie orangutan w piżamie w Teletubisie. Którą włożyłam jedynie dla 

background image

wygody. Nie wiedziałam, że będę musiała iść na imprezę i udawać pewną siebie. Mózgu, 

zamknij się.

Niedziela, 19 czerwca

W moim pokoju

10.00

 Wciąż cierpię z miłości.

I rozważam, czy się załamać.

Albo pochlastać suchą... zamknij się, zamknij.

W normalnej sytuacji skonsultowałabym się z Dave'em Jajcarzem w sprawie Boga 

Miłości. W końcu to oficjalny Mistrz Podjarki i Król Fig. Nadal chce mi się śmiać, kiedy 

sobie przypomnę, jak śpiewał: „Na wzgórzach rozbrzmiewają dźwięki fig”. Poprosiłabym go 

o radę co do chłopców, ale jemu ostatnio trochę odbiło. Ciągle pyta: „A może byśmy zaczęli 

ze sobą chodzić?”, więc jakoś głupio mi się z nim umawiać.

11.00

 Mutti uchyliła drzwi i wetknęła głowę do mojego pokoju.

- Jedziemy na basen. Wybierzesz się z nami?

- Zwariowałaś?

Powiedziałam to bardzo grzecznie i z zainteresowaniem, ale ona się wkurzyła.

- Jesteś cholernie arogancka.

Już   miałam   zauważyć,   że   przeklinanie   to   oznaka   ubogiego   słownictwa,   ale   nie 

zrobiłam tego, bo jestem bardzo, bardzo zmęczona.

11.30

  Moja   nienormalna   rodzinka  pojechała  cyrkowym  samochodzikiem,   znanym 

również  jako absurdalny trójkołowy robin reliant taty, i zostawiła  mnie samą w Chateau 

Czarna Rozpacz.

11.35

  Zaraz zwariuję. Zadzwonię do Wielkich Gaci. Mam nadzieję, że właśnie nie 

gada o odchodach nietoperzy. Zatelefonowałam do Jas.

Jas   była   tak   zaaferowana   Tomem,  że  nawet   nie   zauważyła,   że   cierpię   z   miłości. 

Nawijała jak potrzaskana: - Ale fajnie, że Tom już wrócił! Wczoraj spotkaliśmy się tylko na 

chwilkę.   Niedługo   ma   przywieźć  z   Krainy   Kangurów   swoją   kolekcję   flory.   Będzie   po 

prostu...

- ...potwornie nudno? - dokończyłam za nią.

background image

- Muszę kończyć.

- Jazzymogę wpaść do ciebie? Potrzebuję twojej pomocy.

- Nie.

W pokoju Jas

Pora obiadowa

Leżę wśród kolekcji żałosnych  pluszaków Jas, głównie sów, a ona przechadza się 

przed lustrem. O co jej biega?

- Jas, najlepsiejsza kumpelka opowiada ci o swojej tragedii, a ty wydymasz usta jak 

złota rybka. Co ty wyprawiasz?

- Ćwiczę seksowne wydymanie ust.

- Co takiego?

- Seksowne   wydymanie   ust.   Wczoraj   wieczorem   miałam   pewne   problemy,   kiedy 

całowałam się z Tomem.

Co prawda mój świat właśnie walił się w gruzy, ale opowieści o przytulankach zawsze 

mnie interesują.

- Opowiadaj.

- Czekając na niego, bardzo się denerwowałam.

- I pewnie znowu skubałaś sobie grzywkę?

- Nie   wiem.   W   każdym   razie   kiedy   wszedł,   trzęsłam   się   jak   galareta.   Ale   się 

uspokoiłam, kiedy już wszystko wyjął.

- Słucham?!

- No, fotki z Krainy Kangurów. Trochę je pooglądaliśmy i w końcu się wyluzowałam. 

Na jednej Robbie bardzo fajnie wyszedł...

- Grał na gitarze i tańczył z torbaczami? - przerwałam jej.

Jas mnie nie słuchała.

- Nagle Tom przysunął się i mnie objął. A potem... no wiesz, zaczęliśmy się całować i 

tak dalej.

- I tak dalej? Który to punkt na naszej skali? Do którego doszliście?

- Yyy...   do   piątego   i   trochę   szóstego.   Było   super.   Miałam   wrażenie,   że   cała   się 

rozpływam, i wtedy... no... sparaliżowało mi usta.

- SPARALIŻOWAŁO CI USTA?

Dziesięć minut później

background image

Jas sparaliżowało usta, kiedy całowała się z Tomem.

- Dostałam skurczu i nie mogłam ich rozluźnić.

- Jak to wyglądało?

Pokazała mi. O kurczę. Wiecie, jak to wygląda, kiedy karmi się niemowlę czymś, co 

mu nie smakuje, i oczy wyłażą mu na wierzch, cała twarz zastyga, a jedzenie wylewa się z 

ust?   Nawet   jeśli   nie   wiecie,   to   uwierzcie   mi,   że   ja   wiem.   Libby   potrafiła   pluć   kleikiem 

ryżowym na drugi koniec pokoju.

Podczas gdy Jas demonstrowała mi ten grymas, powiedziałam:

- Jas, wybacz, ale to nie wygląda atrakcyjnie.

- Myślę,   że   to   objaw   odstawienia.   Tak   długo   się   nie   całowałam,   że...   no   wiesz... 

wyszłam z wprawy... ale to się już nie powtórzy.

- I bardzo dobrze.

- Bo zaczęłam ćwiczyć. Pokazać ci?

- Nie.

- Dobrze. Wydąć usta, rozluźnić, wydąć, rozluźnić, wydąć, rozluźnić. Rozumiesz?

Nie odpowiedziałam, tylko leżałam, wytrzeszczając na nią oczy jak pluszowe owce na 

jej łóżku, patrząc, jak wydyma i rozluźnia wargi. Wyglądała jak skrzyżowanie Micka Jaggera 

z wiejskim głupkiem. Niekoniecznie w tej kolejności.

Roztrajkotała się na dobre.

- A to gwóźdź programu: język w szpic.

Boże, to było koszmarne. Jej język wysuwał się i chował w ustach jak kret w kopcu. 

Na   szczęście   udało   mi   się   zapchać   jej   gębę   żelkami   i   mogłam   opowiedzieć   o   Włoskim 

Rumaku.

Dziesięć minut później

Spytała (żując żelka):

- A więc chcesz go mieć tylko dla siebie, inaczej arrivederci

Masimo?

- Tak, ale...

- Na ogromną piżamę Chudej, co ci odbiło?

- Nic mi nie odbiło, tylko posłuchałam kumpelki, która jest łudząco podobna do ciebie 

i która powiedziała: „Po prostu bądź sobą”.

- Co takiego?

- Powiedziałaś,  że  bycie  sobą  i spontaniczność  są jak posiadanie  wydatnego  nosa. 

 Arrivederci (wł.) - żegnaj, do widzenia.

background image

Takiego jak mój. A dokładnie użyłaś takich słów: „To, że masz wydatny nos, nie oznacza, że 

powinnaś chodzić w kominiarce. Wypuść swój nos na wolność”.

- Co za idiotka tak powiedziała? - TY, Jas.

- Ja? No dobra, ale chyba nie mówiłam tego poważnie? To był taki niewinny żarcik. 

Nie twierdziłam, że powinnaś być sobą. Co za głupota!

Miałam ochotę ją zamordować.

Gdybym znienacka zaatakowała tę jej głupią grzywkę, może udławiłaby się żelkiem i 

miałabym sprawę z głowy. Niestety, Jas nagle zainteresowała się moim problemem.

- Dla pełnej jasności - Masimo waha się między tobą a Nudną Lindsay? Ona o tym 

wie? Bo jeśli tak, to już po tobie. A nawet gorzej.

Super.

13.30

 Na dole rozległ się dzwonek do drzwi i chwilę później do pokoju wpadł Tom.

- Cześć, Georgia... siemka, jak mówią w Krainie Kangurów! Kopę lat! - I uściskał 

mnie na niedźwiedzia.

Bardzo to było miłe. Zwłaszcza że w tym wcieleniu pewnie już nigdy żaden chłopak 

mnie nie przytuli. Usiadł na łóżku, popatrzył po nas i spytał:

- O czym gadałyście? O szminkach? Poczułyśmy się urażone.

- Hmmm... o pokoju na świecie? - ciągnął. - O piłce nożnej? O całowaniu się?

- Tom, mam o wiele poważniejsze sprawy na głowie niż chłopcy - odparłam z wielką 

godnością. - Wiesz, na chłopakach świat się nie kończy.

- A więc skończyłaś z Włoskim Rumakiem?

- Nie... może... och, sama nie wiem.

I wszystko mu opowiedziałam, bo czasami dobrze pogadać z chłopakiem. A jak na 

chłopaka Tom jest całkiem przytomny.

Kiedy skończyłam, położył się na rodzinie pluszowych sów i powiedział:

- O rany.

Spojrzałam na niego. On spojrzał na mnie. - O rany, rany, rany...

- No właśnie - powiedziała Jas. - Pomyślałam dokładnie to samo.

Co oni? Debilne bliźnięta porozumiewające się telepatycznie?

- No i co ty na to? - spytałam Toma.

- Wiesz,   że   Masimo   niedawno   zakończył   poważny   związek,   a   to   przecież   taki 

atrakcyjny chłopak, prawda? Nie żeby mi się podobał, ale jest przystojny. Może mieć każdą.

background image

Jas kiwała głową, jakby Tom był Zygmuntem Freudem albo innym świrologiem. I 

przysunęła się bardzo blisko niego. Żałosne. Tom nadawał dalej:

- Georgia, a może on się obawia, że jesteś nieco... hmmm... dziwna?

- Dziwna? Jak to?

- Kiedy cię spytał, czy się czegoś napijesz, zaczęłaś tańczyć do melodii YMCA.

O Boże, czy ta historia będzie się za mną ciągnęła już do końca życia?

- A co miałam zrobić, kiedy skleiły mi się wabiki na chłopców?

Jas dalej potakiwała z bardzo mądrą miną.

- Tak, tak, doskonale rozumiem, o czym mówisz - zwróciła się do Toma. - Masimo 

pewnie boi się z nią spotkać. Nie można mu się dziwić.

Już miałam skoczyć Jas do gardła, kiedy do drzwi zapukała jej mama.

- Jas, mogę wejść na chwilę? Tata i ja jedziemy na działkę, a potem może wpadniemy 

do klubu na partyjkę brydża. Zostawiłam wam w kuchni coś do przegryzienia. Wiem, jak wy, 

młodzi, się odżywiacie! Pa.

Jej rodzice jechali na działkę. Jej mama miała na sobie kalosze, spodnie w kancik i 

rozpinany sweter. Jej ojciec pewnie nawet nie wie, co to są skórzane spodnie. Mój Vati jeździ 

cyrkowym samochodzikiem, a mama wczoraj wieczorem wróciła w T - shircie włożonym na 

lewą stronę. Skąd mam wiedzieć, jak należy się zachowywać? Dlaczego którykolwiek Bóg 

Miłości miałby chcieć się ze mną spotykać? O, nie, znowu bredzę bez sensu.

Tom spojrzał na mnie i otoczył mnie ramieniem.

- Słuchaj, Georgia, jeśli cię nie zechce, to jego strata. Jesteś super, wszyscy to wiemy.

Nawet Jas spróbowała być dla mnie miła.

- Tak, jesteś... yyy... super i taka... hmmm... no wiesz, Georgiowata. Nie byłabyś sobą, 

gdybyś była inna, prawda?

Co ona znowu ględzi?

Tom zaczął grzebać w plecaku.

- Gee, chciałem ci coś pokazać.

Boże, znowu wyjmie te swoje salamandry czy coś w tym rodzaju. I to w takiej chwili. 

Podał mi plik zdjęć. O, super, fotki z jego podróży do Krainy Kangurów. Co za nudziarstwo.

Przejrzałam je. Drzewa, drzewa, owce, drzewa, brodaci Australijczycy w wielkich 

butach i szortach. A mężczyźni niewiele lepsi!!! Cha, cha, cha. Och, zamknij się, mózgu.

Znowu   owce,   odchody   torbaczy,   odwierty,   brody,   owce,   drzewa,   owce   i...   nagle 

zobaczyłam zdjęcie, wiecie kogo. Boga Seksu, Łamacza Serc. Uśmiechał się do obiektywu. I 

patrzył tymi swoimi rozmarzonymi ciemnoniebieskimi oczami. Jaki opalony. Stał w szortach 

background image

w rzece. Całe szczęście, że wybiłam go sobie z głowy i już nic do niego nie czułam.

Minutę później

Fiu - fiu... Oraz ho, ho!

Z powrotem na łożu boleści

U Jas czułam się jak piąte koło u wozu. Całe to trzymanie się za rączki i chichotanie. 

Żałosne. Równie dobrze mogłabym być żoną Niewidzialnego Człowieka. Panią Niewidzialną. 

No i te całuski i szczebiotanie: „Tom, a podobają ci się moje nowe buty? Tom, zobacz, jaką 

mam ładną nową sówkę”. Koszmar. Ja bym nie mogła się tak zachowywać przy ludziach. No, 

ale nie muszę się martwić, bo jeśli Masimo wybierze Nudną Lindsay, resztę życia spędzę w 

lesbijskim klasztorze.

Pięć minut później

Życie jest do niczego. Nawet nie mogę pogadać z najlepszą kumpelką, bo nie odrywa 

oczu od swojego chłopaka.

Niech będzie i tak. Skoro woli Toma ode mnie, to się doigra.

Dam sobie z nią spokój.

Na zawsze.

Tak jak dałam sobie spokój z Robbiem.

Wybiłam go sobie z głowy. Nie ma w niej miejsca dla nikogo więcej, już i tak panuje 

tam za duży tłok.

A Masimo jest dla mnie jedyny na całym świecie.

Prawdopodobnie.

Dziesięć minut później

Nienawidzę Jas. Swojej tak zwanej przyjaciółki i najlepszej kumpelki.

Coś wam powiem: nigdy się nie dowie, jak głęboko mnie zraniła. Bardzo cierpię, ale 

przecież mam swoją godność.

A z tej nie zrezygnuję dla nikogo.

Minutę później

Zadzwoniłam do Jas.

- Jas, jak myślisz, co Masimo powie? Będzie chciał ze mną chodzić? Na jego miejscu 

background image

chciałabyś się ze mną spotykać?

- Och, nie zaczynaj znowu z tymi swoimi lesbijskimi tematami.

- Ja cię tylko proszę, żebyś sobie wyobraziła, że jesteś nim. Co byś na jego miejscu 

myślała o mnie? Chyba nie wolałabyś Nudnej Lindsay, prawda?

- Ona ma całkiem ładne ręce.

- Nieprawidłowa   odpowiedź.   Prawidłowa   odpowiedź   brzmi:   „Georgio,   boska 

dziewczyno, oczywiście, że wybrałabym ciebie”.

- Cóż, skoro znasz odpowiedź, to nie rozumiem, po co mnie pytasz?

- A swoją drogą, o co chodzi z tymi ładnymi rękami? Przecież to patyczak, ręce też ma 

chude jak zapałki, A to nie koniec - ma idiotyczne czoło, durne stopy i...

- Nigdy nie widziałam jej boso, a ty? Kiedy widziałaś jej stopy?

- Jas, nie wiem, czy widziałam jej stopy, ale wiem, że są durne. Zresztą zostaw już te 

stopy. Co mnie obchodzą jej głupie stopy?

- Sama zaczęłaś. Ja tylko uprzejmie wzięłam udział w rozmowie.

Trzasnęłam słuchawką. Chyba zaraz dostanę rozstroju nerwowego.

Muszę zjeść coś słodkiego.

W kuchni

Oczywiście w szafkach pusto. Muszę zjeść trochę cukru.

Pięć minut później

Nigdy przedtem nie jadłam chleba z cukrem. Ohyda.

19.30

 Lepiej pomyślę, jak się ubrać, kiedy Masimo będzie chciał się ze mną spotkać. 

Ciuchy mogą zadecydować o moim losie.

Nie może mnie zobaczyć w szkolnym mundurku, bo to mu przypomni, że jeszcze 

chodzę do szkoły. Poćwiczę uśmiech przed lustrem.

19.40

 Ojej, robi mi się pryszcz na brodzie. Super. Do piątku pewnie przemieni się w 

wielką, czerwoną bulwę wypełnioną ropą.

Pięć minut później

Oczywiście  skończył mi się krem na pryszcze.  Może posmarować go perfumami? 

background image

Czasami to działa. Ciekawe, co w „Cosmo” radzą na pryszcze.

Pięć minut później

Piszą, że pryszcza należy nakłonić do wyjścia. Trzeba porządnie rozgrzać miejsce, w 

którym wyskoczył. Zrobić parówkę.

Dziesięć minut później

Chyba z pięćset godzin trzymałam twarz nad garnkiem z wrzącą wodą. Teraz moja 

gęba jest wściekle czerwona i ocieka wodą, ale pryszcz wcale nie zamierza wyjść.

W „Cosmo” piszą też, że można użyć  kompresu. Jakiego kompresu? Radzą, żeby 

włożyć zioła do muślinowego woreczka.

W łazience

Zajrzałam do „apteczki” i odkryłam w niej kilka spleśniałych pomarańczy, nogę lalki 

Libby i zaschniętą kocią kupę. Ohydztwo.

W pokoju Mutti i Vatiego

W   szufladzie   znalazłam   plastry   na   odciski.   Może   użyję   ich   zamiast   kompresów. 

Przykleję sobie jeden na pryszcza.

Minutę później

Hmm... wyglądam po prostu przepięknie. No, ale dla miłości trzeba pocierpieć.

Minutę później

Ale kto powiedział, że dla miłości trzeba nosić na twarzy plastry na odciski?

20.10

 Boże, pryszcz zaczął pulsować. Mam nadzieję, że od tego plastra na odciski nie 

wyskoczy następny. Nie chciałabym się obudzić z krostowatą brodą.

Snuję się po domu sama jak ten palec

20.15

  Rodzina   kompletnie   ma   mnie   w   nosie.   Czuję   się   jak   sierota.   Wyszli,   cali 

rozchichotani,   zostawiając   mi   marne   pięć   funtów   na   cały   dzień.   Po   prostu   sobie   poszli. 

Nienawidzę ich.

background image

Sama w domu czuję się dość nieswojo. Nawet koty gdzieś polazły.  A jeżeli jakiś 

zbiegły więzień włamie się do domu po coś do jedzenia?

Nie zostałby długo, to pewne.

Dziesięć minut później

Nigdy bym nie przypuszczała, że nadejdzie taki dzień, w którym ucieszę się na dźwięk 

silnika   naszego   cyrkowego   samochodziku,   który   właściwie   niewiele   się   różni   od   wozu 

drabiniastego.

Czmychnęłam do swojego pokoju.

Powrót świrów

Minutę później

Łup - łup, trach - trach! Dlaczego oni nie potrafią normalnie otwierać drzwi? Tłuką 

się, chociaż na górze próbuje usnąć głodujący człowiek z dwiema brodami.

Mama przyszła do mojego pokoju. Nie ma własnego czy jak?

Usiadła na łóżku i spojrzała na mnie. Co ja jestem? Baba - dziwo?

- Czy mogłabyś mi wyjaśnić, dlaczego masz na brodzie plaster na odciski? - spytała.

- Och, daj mi spokój, dobrze?

- Georgio, co się z tobą dzieje? Wyglądasz na zmartwioną i zdenerwowaną. O co 

chodzi?

Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale wszystko jej opowiedziałam.

- Powiedziałam Włoskiemu Rumakowi, że chciałabym zostać jego dziewczyną, a on 

odparł z tym swoim boskim akcentem: „O, widzę, że to coś poważnego”, a Dave Jajcarz 

powiedział: „Jak byś się czuła, gdybyś straciła osobę, która bardzo ci się podoba?”, a Jas 

powiedziała: „Nudna Lindsay ma ładne stopy, Masimo może na nie polecieć”, i może mieć 

rację,   bo   Włosi   to   taka   starożytna   rasa,   mogą   mieć   obsesję   na   punkcie   stóp...   a   potem 

wyskoczył mi pryszcz, więc przykleiłam sobie plaster na odciski... a Masimo ma oznajmić mi 

swoją   decyzję   w   piątek,   czyli  za  pięć   dni...   a   do   tego   Bóg   Seksu,   którego   imienia   nie 

wymówię nawet po własnym trupie, miał na sobie szorty, stał w rzece i pewnie popisywał się 

przed swoimi kumplami - torbaczami... Och, jaki sens ma to wszystko?

Jak na skończoną idiotkę i osobę, która beztrosko i z uciechą macha na wszystkie 

strony swoimi dyndakami, mama zachowała się całkiem miło. I chyba mnie zrozumiała.

Co mnie bardzo zdziwiło, bo przeważnie nie rozumiem samej siebie.

A przecież jestem jedyną lokatorką swojego umysłu. Smutne.

background image

22.00

  Mama   dała   mi   buziaka,   a   ja   nawet   pozwoliłam   się   przytulić.   Na   chwilę. 

Powiedziała, że plaster na odciski nic nie da, ale jutro ma mi kupić krem, który wysuszy 

pryszcza.

Dodała, że do piątku powinnam czymś się zająć, żeby nie zwariować.

Dobry pomysł. Zaraz zrobię listę zajęć.

Dwie minuty później

Oto moja lista:

Spróbować nie oszaleć.

22.35

  Mama przyniosła  mi Libby do łóżka. Moja siostrzyczka  spała, ściskając w 

rączce gogle I fajkę do nurkowania. A także figurkę Gandalfa, czyli Sandry, w sukience i 

pełnym makijażu. To jej nowy najlepszy „psijaciel”.

Popatrzyłam na nią. Jest taka słodka, kiedy śpi. Ma bardzo długie, podwinięte rzęsy i 

pełne, różowe usteczka. Przytuliłam się do niej, a ona przez sen zarzuciła mi ręce na szyję. 

Ojeeeej.

Powiedziałam cicho:

- Dobranoc, siostrzyczko. Kocham cię. Odparła sennym głosem:

- Doblanoć, Gingey. Kosiam cię. Ojeeeej. Chociaż ona mnie kocha. A potem Libby 

dodała szeptem:

- Gingey, żłobiłam kupkę w majtki, ojojoj.

Północ

  Umyłam Libby i sama położyłam się w swoim łożu boleści. No, może nie 

całkiem sama, bo został smrodek oraz Sandra/Gandalf.

2.00

 Właśnie się obudziłam z koszmarnego snu.

Śniło mi się, że rozmawiałam z Gandalfem. Był wkurzony, bo nie podobała mu się 

sukienka, a szminka nie pasowała do jego cery. Podkreślała jej pomarańczowawy odcień.

Ciekawe, czy moja podświadomość w ten sposób próbuje dać mi do zrozumienia, że 

powinnam mieć większy szacunek dla czarodziejów?

Poniedziałek, 20 czerwca

background image

8.00

 Grubas (Vati) ryknął z dołu:

- Georgia, w tej chwili wstawaj! Rusz tyłek! Masz pięć minut!

Boże, jaki on jest ordynarny. I jak śmie wymieniać imię mojego tyłka nadaremnie?

Moja rozkoszna siostrzyczka niespodziewanie wpadła do mojego pokoju, żeby zabrać 

Sandrę.   Miała   na   sobie   przezroczysty   plastikowy   płaszczyk   i   maleńkie   spodenki,   które 

ostatnio   nosiła   chyba   w   niemowlęctwie.   Albo,   co   bardziej   prawdopodobne,   zwędziła   je 

jakiemuś biednemu dzieciakowi w przedszkolu. Muszę przypomnieć mamie, żeby ostrzegła 

inne matki, by w obecności Libby nie zostawiały swoich dzieci bez opieki. Podeszła powo-

lutku, bo spodenki krępowały jej ruchy, wgramoliła się do mojego łóżka, złapała Gandalfa i 

zaczęła go przytulać.

- Bibbs, muszę już szykować się do wyjścia - powiedziałam.

- Popsitulaj mnie - zażądała.

Chwilę się poprzytulałyśmy, a potem pocałowałam ją w czubek głowy. Przy okazji 

zjadłam trochę chrupek ryżowych.

Mama wpadła w stroju zaprojektowanym chyba dla nastoletniej prostytutki.

- Georgia, WSTAWAJ! Już dziesięć po ósmej. Spóźnisz się do szkoły.

- Do czego miałabym się śpieszyć? Do sześciu godzin męczarni w Stalagu 14, a potem 

dwunastu godzin potwornej nudy i głodu w domu?

Nawet mnie nie słuchała.

- Nie   wygłupiaj   się.   Strasznie   dramatyzujesz.   Czy   tylko   moje   życie   jest   takim 

koszmarem?

Myję zęby

Dziesięć minut później

Szkoda,   że   to   jeszcze   nie   piątek.   Miałabym   już   wszystko   z   głowy.   Masimo 

przyszedłby i powiedział: „ Przepraszam, Georgia, ale nie mogę być twoim jedynym. Jak to 

się mówi po waszemu...? A, już wiem. No to narka, palanciaro. Zygu - zygu, marcheweczka”.

Wtedy mogłabym zwyczajnie się nudzić i wpaść w depresję.

Minutę później

W   kuchni   złapałam   kawałek   tosta,   żeby   zażegnać   niebezpieczeństwo   śmierci 

głodowej. Angus żuł coś z zadowoleniem w swoim koszyku. On się lepiej odżywia niż ja.

Wychodząc z domu, usłyszałam mamę wrzeszczącą jak upiór:

background image

- Bob, Bob, ten potwór je moje pończochy! Łap go!!! Przytrzaśnij go krzesłem!

Potem rozległ się jakiś trzask, krzyk, przekleństwa taty i znowu głos mamy:

- Bob, oczywiście, że nie złamałeś sobie nogi. Zresztą nieważne, łap go! O cholera, 

uciekł do pralni. Boże, zrobi kupę na rzeczy do prania. Dosyć tego! Koty mają się wynieść z 

tego domu!!!

8.40

 Kiedy ciężko dysząc, wdrapałam się na wzgórze, Jas i Tom siedzieli na murku. 

Oglądali coś w brązowej papierowej torebce. Jas mówiła tym głupim, piszczącym głosikiem, 

którego zawsze używa, gdy w pobliżu jest jej Pysio. Słowo daję, niedługo zacznie seplenić.

- Ooooo, Pysiu, jakie to ciekaaaawe! Georgia, zobacz. - I podsunęła mi torebkę.

W środku znajdowała się salamandra. Do stu palantów, co to w ogóle ma być?!

- Ma bardzo rzadko spotykany wzorek - ciągnęła. - Wezmę ją na biologię i pokażę 

pani Baldwin.

- Doskonały pomysł, wyborny - mruknęłam. Nawet nie wyczuła ironii w moim głosie, 

bo była za bardzo zajęta zachowywaniem się jak idiotka.

Tom   zostawił   nas   na   rogu   i   poszedł   do   swojego   college'u.   Kiedy   całował   Jas   w 

policzek, tak mocno ciągnęła się za grzywkę, że myślałam, że zbiera jej się na piekielne disco. 

W końcu oderwali się od siebie. Ale najpierw Jas posłała mu z tysiąc całusków w powietrzu, 

a on udawał, że je łapie i jej odsyła.

Kompletnie jej odbiło.

- Ojejejejej, jak fajnie, że wrócił.

- Doprawdy? - rzuciłam kąśliwie. Znowu nie wyczuła ironii. Nadawała dalej:

- Oj tak, tak, super, że wrócił. Nie mogłabym nie mieć chłopaka, chyba zapłakałabym 

się na śmierć. No, sama pomyśl, jak można żyć bez chłopaka? Chociaż nie, ty właściwie nie 

potrafiłabyś sobie wyobrazić, jak to jest mieć chłopaka.

Co za krowa. Nie walnęłam jej, ponieważ przemoc to zło, a poza tym szła za szybko i 

nie zdążyłam jej kopnąć. Powiedziałam tylko:

- Jas, jesteś bardzo troskliwa. Twoja empatia jest wręcz nieprawdopodobna.

- Wiem... Wiesz co? Czasami dosłownie czytam w jego myślach.

- To znaczy, że on nic nie mówi, tylko patrzy na ciebie, a ty wiesz, o czym myśli? 

Tak, coś w tym stylu.

Dziś, kiedy patrzył na ciebie, ja też wiedziałam, o czym myśli. - Naprawdę? - Tak, to 

proste. Myślał: „O rany, co za idiotka!”..

background image

Wchodzimy do Stalagu 14

Nie zamierzam z nią rozmawiać. Ona jest okropnie agresywna. Chyba będę musiała 

zapisać   się   do   grupy   wsparcia   dla   ofiar   swoich   kumpelek.   FOpŚ:   Front   Obrony   przed 

Świrami.

Na apelu

Stoję   na   samym   końcu   szeregu,   koło   Rosie,   a   nie   tak   jak   zwykle   koło   Jas,   tej 

Wściekłej Suki. Poczęstowała Zelkami Ellen, Jools, Mabs i Ro Ro, ale mnie to nie obchodzi, 

bo się na nią obraziłam. Ma chłopaka tylko dzięki mnie. Gdyby nie ja, zostałaby starą panną.

Minutę później

Jak ja.

O Boże.

Nie   rozśmieszyła   mnie   nawet   Rosie,   która   podczas   psalmu   wykonywała   piekielne 

disco samymi ramionami. „Jerozolima powstała wśród tych mrocznych, szatańskich gaci”. W 

końcu się złamałam i wszystkie dostałyśmy głupawki. Zostałyśmy uciszone przez Oddziały 

Szturmowe.

Chuda, nasza ukochana tłusta dyrektorka, jak zwykle trzęsła się jak galareta. Miała na 

sobie wyjątkowo nieatrakcyjny sweter w kanarkowożółtym kolorze. Na zrobienie go zużyto 

wełnę chyba z dziesięciu owiec. Kiedy Chuda się wścieka, cała się trzęsie. A każdy kawałek 

jej ciała trzęsie  się osobno.  Podbródki, policzki, dyndaki.  Gdyby istniało coś takiego jak 

walka w galarecie, zostałaby mistrzynią.

Minutę później

Boże, co za nuda. Zieeew. O czym ona bredzi? - ...nie wchodzić bez potrzeby do 

toalety... W moich czasach się nie przelewało... Zostało jeszcze tylko dziewiętnaście dni do 

premiery  Makbeta  - mam nadzieję, że uprzedziłyście rodziców... Bla, bla, bla. Co mnie to 

obchodzi? Nagle z tej mgły nudy wyłapałam,  niczym  pies myśliwski, swoje imię. Kiedy 

odzyskałam przytomność, dotarły do mnie jej słowa:

- Georgia Nicolson i Rosie Mees, po apelu proszę natychmiast do mojego gabinetu. O 

Boże, co znowu?!

Spojrzałam na Rosie, a ona na mnie. Obie wzruszyłyśmy ramionami. Spojrzałam  na 

resztę dziewczyn z naszej paczki i wzruszyłam ramionami, a one zrobiły to samo. (To znaczy 

dziewczyny,   a   nie   moje   ramiona.   Moje   ramiona   nie   żyją   własnym   życiem).   Co   takiego 

background image

zrobiłyśmy?

Kiedy   tak   wzruszałyśmy   ramionami,   Sokole   Oko   wyłoniła   się   znikąd,   niczym 

narzeczona Draculi, i warknęła:

- Przestańcie wzruszać ramionami! Mruknęłam do Rosie:

- Widzę, że wzruszanie  ramionami  to przestępstwo pierwszego stopnia. Na miłość 

boską, tylko nie próbuj kręcić głową.

Przed gabinetem Chudej

Pięć minut później

Czekamy w sekretariacie: Rosie, ja i kilka przestraszonych pierwszoklasistek, które 

nerwowo skubią swoje kucyki.

- Pamiętasz kampanię antykucykową Koszmarnych Bliźniaczek? - spytała mnie Ro 

Ro.

Koszmarne Bliźniaczki to Jackie i Alison. Zanim wyrzucono je ze szkoły, wzbiły się 

na wyżyny terroryzmu. Słynęły z tego, że używały pierwszoklasistek jako krzeseł. W chwili 

szczególnego   natchnienia   przykleiły   jedną   smarkulę   do   ławki.   Podczas   kampanii 

antykucykowej obcięły kucyki kilku młodszym uczennicom i przypięły je sobie do plecaków 

jak skalpy.

- Ciekawe, co się z nimi stało? - mruknęła.

- Jeśli szczęście im dopisało, to pewnie trafiły do więzienia - odparłam.

Dwie minuty później

Chuda najpierw załatwiła te przestraszone pierwszoklasistki. Wyszły jakieś pięć minut 

później, całe czerwone, zapłakane i czkające. Dałam jednej chusteczkę do nosa i spytałam:

- Co przeskrobałaś?

Mały rudzielec odparł:

- Na... na biologii... narysowałyśmy na... na tablicy kreta w... w biustonoszu.

- Dobra robota, dziewczyny - powiedziałam. - Liczymy na was.

Rosie poklepała je po plecach, szczerze mówiąc, nieco za mocno. Myślałam, że płuca 

wyplują.

- Dobra robota, wariatuńcie. Dziewczynki poszły bardzo zadowolone.

- Chciałabym, żeby brały z nas przykład - powiedziałam, wzdychając.

- Nie zapominaj, że jesteś nienormalna.

Wtedy usłyszałyśmy wrzask naszej ukochanej dyrektorki:

background image

- Wejść! Znowu to samo.

Ochrzan za coś, czego nie zrobiłyśmy. Chuda coś gryzmoliła za biurkiem. Krzesło, na 

którym siedziała (chyba że lewitowała), całkiem zniknęło pod jej cielskiem. Ciekawe, czy 

robią   jej   specjalnie   wzmacniane   krzesła   na   zamówienie.   A   może   kupuje   meble   w 

specjalistycznym   sklepie   cyrkowym?   Nawet   nie   próbuję   sobie   wyobrazić   jej   wanny!   O 

nieeee, właśnie wyobraziłam sobie Chudą na golasa! Chuda w końcu podniosła głowę. Co my 

takiego zrobiłyśmy? - Zwracam to wam.

A   to   dopiero!   Podała   mi   jakąś   torbę.   Bizonie   rogi!   Powrót   bizonich   rogów! 

Przywiozłam je z Krainy Hamburgerów specjalnie dla Drużyny Asów. Przypomniało mi się, 

jak   po   raz   pierwszy   je   założyłam,   kiedy   siedziałam  na  automatycznym   byku   w   knajpie 

Gaylords, gdy leciała piosenka  Rawhide.  Nikt mi nie powie, że naród amerykański wydał 

tylko Elvisa. Jak już mówiłam wiele razy tym, którzy chcieli mnie słuchać (czyli nikomu), 

mamy ogromny dług wdzięczności wobec naszych kumpli Amerykanów - głównie rzeczy na 

„h”: hamburgery, hula - hoop, hejka i różne inne.

Chuda ględziła dalej: Ja też lubię się pośmiać, ale na wszystko jest czas i miejsce, a 

lekcja niemieckiego to nieodpowiednia pora na noszenie bizonich rogów. Jak na ironię obie 

jesteście dość inteligentne, ale marnujecie swoje zdolności na głupstwa. Wiecie, nikt nie da 

pracy głupkowi.

Nie powiedziałam: „A pani Wilson znalazła pracę” - ale tylko dlatego, że jak mówi 

Chuda, na wszystko jest czas i miejsce, a gdy się człowiek śpieszy, to diabeł się cieszy, i tak 

dalej.

Ucieszyłam się, że oddała nam te bizonie rogi, i poczułam do niej cień sympatii. Nie 

jest   aż   tak   potwornie   gruba.   Kiedy   Szłyśmy   do   drzwi,   wpadłam   na   pomysł,   żeby   udać 

Arnolda z Terminatora i powiedzieć: „Hasta la vistababy

”, ale jakoś się rozmyśliłam.

Na niemieckim

Herr Kamyer chyba całkiem przypadkowo ubrał się jak palant. Jego spodnie są tak 

krótkie, że z łatwością mogłyby uchodzić za bermudy. No i nie ma usprawiedliwienia dla 

bezrękawnika wyszywanego sztucznymi  diamencikami. Nawet jeśli ktoś wychował się na 

diecie złożonej z samych spanferkel

.

Gapiłam się w niego jak sroka w gnat. Aż mnie oczy rozbolały. On  zawsze potrafi 

zaskoczyć człowieka. Zamrugał oczami i spojrzał na mnie.

 Hasta la vista (hiszp.) - do zobaczenia.

 Spanferkel (niem.) - prosię pieczone.

background image

Guten morgen



Georgio i Rosie.

Strzeliłyśmy obcasami i odpowiedziałyśmy:

Jawohl, Kommandant



.

Usiadłam koło Rosie w naszym zacisznym kąciku w ostatnim rzędzie. Na niektórych 

lekcjach, z kompletnie niezrozumiałego powodu, nie wolno nam siadać razem. Podobno ma 

to jakiś związek z zaburzeniami koncentracji. Wyjęłam z ust gumę do żucia i położyłam 

głowę   na   rękach,   żeby   się   trochę   zdrzemnąć.   Czułam   jednak,   że   ktoś   się   na   mnie   gapi. 

Otworzyłam   oczy.   Była   to   Jas.   Po   prostu   patrzyła   na   mnie.   A   patrz   sobie.   Pewnie   była 

ciekawa, dlaczego wróciłyśmy takie zadowolone z dywanika u Chudej. Będzie ostatnią osobą, 

która czegokolwiek się dowie ha mój temat.

Piętnaście minut później

Na niemieckim nie da się spokojnie podrzemać. Ledwo człowiek przytnie komara, już 

zaczynają się wrzaski: Achtung! Schnell! Raus, raus!

 Spanferkel! No słowo daję. Skoro już 

się przebudziłam, to może czymś się zajmę. Wyjęłam bizonie rogi, szturchnęłam Rosie i 

powiedziałam:

- Popatrz na moje kolana.

- Georgio,   już   ci   mówiłam,   jesteś   bardzo   atrakcyjną   dziewczyną,   ale   mi   się   nie 

podobasz.

- No popatrz. Tylko uważnie. Ponapawaj się tym widokiem. Bizonie rogi wróciły! - 

Zatańczyłam, nie ruszając się z krzesła.

- Zagrzmijcie dzwony Anglii! Nastał czas zabawy! - ucieszyła się Rosie.

Na przerwie

Co prawda cierpię z miłości, ale te rogi bardzo poprawiły mi nastrój. Kiedy poszłyśmy 

do kwatery głównej Drużyny Asów za boiskiem, powiedziałam:

- Te bizonie rogi to symbol nadziei. Fakt, że Chuda nam je oddała, jest znakiem od 

Dzieciątka Jezus, że nadchodzi nowa era...

- To znaczy... to znaczy, że ludzie staną się bardziej uduchowieni, wrócą do natury, 

zaczną dbać o naszą planetę i... - zaczęła Ellen.

Zwariowała czy jak?

∗∗

 Guten morgen (niem.) - dzień dobry

∗∗∗

 Jawohl, Kommandant (niem.) - tak jest, komendancie.

 Achtung... (niem.) - Uwaga! Szybko! Dalej!

background image

- Nie, to znaczy, że Masimo będzie mój i tylko mój!

Powiedziałam to całej paczce oprócz Jas, którą całkowicie  ignorez - vous - owałam. 

Ona odwdzięczyła mi się tym samym, udając, że bardzo zainteresowały ją słowa Ellen.

- W pewnym sensie już nie mogę się doczekać semestru jesiennego, bo to oznacza 

powrót beretów - ciągnęłam. - Wyobraźcie sobie taką scenę: chłodny poranek w Stalagu 14, 

przed nami długi dzień z lesbijkami i sadystycznymi nauczycielami, ale na wzgórzu, za szkołą 

Foxwooda, gdzie chłopaki podpalają własne bąki i ogólnie zachowują się jak palanci, pojawia 

się   podnoszący   na   duchu   widok.   Czy   to   możliwe?   Czy   to   prawda?   Jakoweś   niezwykłe 

sylwetki na tle nieba. To powrót Drużyny Asów w zimowych mundurkach. Berety z dumnie 

sterczącymi bizonimi rogami. Hurra!

Dziewczyny zaczęły wiwatować. Może jednak wszystko się ułoży.

Dwie minuty później

Gdy   opuściłyśmy   naszą   kwaterę,   Rosie   przywdziała   swoje   rogi   i   zaczęła   się 

przechadzać dumnym krokiem. Kiedy już wszystkie je założyłyśmy, powiedziałam:

- Może to odpowiednia chwila na powtórzenie hasła Drużyny Asów, bo pewni ludzie, 

których imienia nie wymówię, by oszczędzić im wstydu, ale mam na myśli ciebie, Jas, chyba 

zapominają o nim, gdy tylko na horyzoncie pojawia się chłopak.

Jas milczała, poprawiła tylko rogi i przygładziła grzywkę. Aby się uchronić przed 

ewentualnym atakiem z jej strony, schowałam się za Rosie, bo jeszcze bolała mnie kostka.

- Tak, jedna za wszystkie i wszystkie za jedną, i jedna jaskółka wiosny nie czyni, i tak 

dalej - powiedziała Rosie.

Jas dalej bawiła się grzywką, więc Rosie objęła nas obie i dodała:

- Zapomnijmy o urazach, podajmy sobie ręce i powtórzmy nasze hasło.

Mabs, Jools i Ellen patrzyły na nas. Mabs powiedziała:

- Jedna za wszystkie i jedna jaskółka wiosny nie czyni, i wszystkie za jedną.

Pierwsza wyciągnęłam rękę do Jas, co było z mojej strony bardzo, bardzo uprzejme, 

bo przecież to ona mnie kopnęła. No, ale taka już jestem. Zawsze dążę do zgody.

Po chwili Jas podała mi rękę. Rosie uniosła brwi, a cała Drużyna Asów zaczęła kiwać 

głowami, robiąc szalenie mądre miny.

- A teraz się uściskajcie - przykazała Rosie.

Jas lekko mnie przytuliła, a ja odwzajemniłam się tym samym. Poczułam jej dyndaki, 

więc szybko odskoczyłam, mamrocząc:

- Uściskajmy się wszystkie...

background image

Wyściskały mnie tak, że mało mi oczy z orbit nie wyszły. Jools tak się nakręciła, że 

wrzasnęła:

Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną i jedna jaskółka... hip - hip - hurra za Anglię i 

Drużynę Asów!!!

Zakończyłyśmy matelotem

 (muszę przyznać, że był to mój pomysł. W końcu Anglia 

to kraj nadmorski i słynie z tego tańca).

W   tej   chwili   zza   rogu   wyszły   Nudna   Lindsay   i   Zdumiewająco   Głupia   Monica   z 

odznakami szkolnych dyżurnych. Ale kicha. Ciągle nas śledzą - nie mają własnego życia czy 

jak?   Lindsay   zrobiła   sobie   coś   koszmarnego   na   głowie.   W   ciągu   weekendu   jej   włosy 

wydłużyły się chyba o stopę (to znaczy trzydzieści centymetrów. Nie chodzi mi o to, że z 

głowy wyrosła jej stopa, chociaż to wcale niewykluczone). Przedłużyła sobie włosy! Duży 

błąd. Teraz wyglądają wyjątkowo durnie i beznadziejnie.

- Dziewczynki, ćwiczycie  zabawy przed imprezą piżamową? - spytała  nas. - Będą 

ciastka i lemoniada?

Jak Masimo mógł ją pocałować? Bleee,  aż mi się niedobrze zrobiło. Z godnością 

podniosłam głowę i poprawiłam rogi, które w ferworze tańca obsunęły mi się na lewe oko.

- Lindsay,   czy   wolno   mi   zauważyć,   że   twoje   włosy   wyglądają   niezwykle...   yyy... 

niezwykle?

- Nic ci nie wolno zauważyć. W mojej obecności nie wolno ci nawet oddychać.

W tej chwili rozległ się dzwonek na lekcje.

- Wracajcie do środka, bo jeśli choć jedna z was spóźni się choć minutę, wszystkie 

dostaniecie minusy za złe sprawowanie - powiedziała Lindsay.

Oooo, ale się boję. No, ale narzekając i jęcząc, powlokłyśmy się w stronę pracowni 

biologiczno - chemicznej. Lindsay ryknęła za nami:

- I zdejmijcie te rogi, wy głupie idiotki!

- Cóż za czarująca młoda osoba - mruknęłam pod nosem. - Jej urok mnie zniewala.

16.15

 Wracam do domu z Jas i Ro Ro. Jas wzięła mnie pod rękę. Nie potrafi długo 

się gniewać. Tym bardziej że wydarzyło się coś bardzo merde.

- Nie do wiary, że ZNOWU skonfiskowano nam rogi! - powiedziała Ro Ro. - Życie w 

Stalagu 14 to prawdziwy koszmar. Powinnyśmy napisać o tym do gazet. Zanim skończymy 

siedemnaście lat, przez wszystkie te traumy na pewno wpadniemy w narkomanię.

  Matelot (wym.: matlo) - żywy taniec marynarski  wykonywany solo lub grupowo, przedstawiający 

zajęcia marynarzy na statku.

background image

- Dali je nam tylko na dwie godziny - dodałam. - Ale kicha. I znowu zostałyśmy bez 

rogów.

- A do tego przez dwa dni mamy zostawać po lekcjach - jęknęła Jas.

- Jas, myślałaś o tym, żeby chodzić po szpitalach i poprawiać ludziom nastrój? Bo jeśli 

nie, to lepiej nie myśl - powiedziałam.

- Kiedy zaczęłyśmy bizoni taniec, myślałam, że pani Baldwin ogląda salamandrę Jas - 

powiedziała Ro Ro.

- Bo oglądała. Bardzo ją zainteresował ten niespotykany wzorek. Tom powiedział, że 

ta salamandra jest jedyna w swoim rodzaju i...

Jas,   czy   możesz   już   się   zamknąć?   -   przerwałam   jej.   Oczywiście   od   razu   się 

nabzdyczyła.

- Jej uwagę zwróciły te stołki, które poprzewracały się z hukiem.

Merde.

- Ale nawet wtedy myślałam, że da nam spokój - nadawała dalej. - Ale ty oczywiście 

musiałaś zachować się bezczelnie.

Co? Co?! A więc to moja wina?

- Dlaczego zawsze całą winę zwalasz na mnie? - spytałam pannę Sztywniaczkę.

- Bo kiedy spytała, co robisz, odparłaś, że to święto wikingów. I wtedy się wkurzyła.

Buuu.

Kiedy Jas poszła do domu, ja i Rosie poskakałyśmy  trochę, żeby podnieść się na 

duchu. Obawiam się jednak, że Już długo sobie nie poskaczę, bo moje dyndaki robią się coraz 

cięższe. Musiałyśmy odpocząć na ławce w parku.

W domu

Świrów na szczęście nie ma w domu. Opadłam na kanapę w salonie.

O Boże - jeszcze wtorek, środa, czwartek i cały piątek. Dopiero wtedy poznam swój 

los. Dlaczego Masimo musi się zastanawiać aż tydzień? Nie mógł po prostu powiedzieć: 

„Oczywiście, że chcę być twoim jedynym, Jesteś Boginią Seksu”?

Dave Jajcarz na pewno by tak powiedział.

Minutę później

Brakuje mi spotkań z Dave'em, ale chyba nie powinnam do niego dzwonić. Nadal nie 

wiem, o co mu chodziło, kiedy stwierdził, że nie rozumiem, co nas łączy. A co niby ma nas 

łączyć?

background image

Powiedział, że człowiek tylko raz jest młody i że powinniśmy zadąć w swoje rogi.

To znaczy, że on chce zadąć w mój bizoni róg?

U - ła!

Nie, to chyba niemożliwe?

A może jednak?

Dziesięć minut później

Kiedy Masimo powiedział, że za tydzień da mi znać, to miał na myśli czas męski czy 

żeński? Kiedy dziewczyna mówi „za tydzień”, mówi to dosłownie, ale dla chłopca to może 

znaczyć cokolwiek. Kiedy w Drużynie Asów mówimy „narka”, to znaczy, że niedługo się 

spotkamy. Ale kiedy chłopak mówi „narka”, to znaczy: „Rzucam cię”.

Dwadzieścia minut później

Boże, co za nuda. Pójdę do parku i poćwiczę chodzenie z pewnością siebie, tam jest 

dużo miejsca i będę mogła pomachać rękami. Zobaczę, czy ktoś się na to nabierze.

W parku

No to do roboty. Ramiona wyprostowane, ręce swobodnie się kołyszą. Chodu - chodu, 

machu - machu. Stopy stawiam przed sobą w linii prostej. Kręcę biodrami. Jak wiadomo, to 

najlepszy wabik na chłopaków. Machu - machu, kręcu - kręcu. Działa! Czuję się bardzo 

pewna siebie. Cześć, drzewko! Jestem bardzo, bardzo pewna siebie. Głowa do góry.

Wtedy   zobaczyłam   Dave'a   Jajcarza   z   kumplami.   Nie   spotkałam   go   od   tamtego 

incydentu   z   „a   gdybyśmy   tak   zaczęli   ze   sobą   chodzić”.   Błagam,   niech   zachowuje   się 

normalnie i mnie ignorez - vous - uje. Zauważył mnie, spojrzał na tę stronę ulicy, po której 

stałam. Tylko spojrzał, bez uśmiechu. O nie. Okropność. Już nie chce się ze mną kumplować. 

Trochę zachciało mi się płakać.

Ale wtedy zawołał:

Ciao, Georgia! Ho due gatti e un maialino!

- Co? - odkrzyknęłam.

- Myślałem, że kochasz język Krainy Pizzy! I Włochów. Wiesz, męskie torebki, gadkę 

w   stylu:   „Ooooch,   widziałaś,   jakie   mam   piękne   spodnie?”   i   „Ojej,   deszcz   mi   zniszczy 

fryzurę”.

O matko, obraził się i będzie dla mnie złośliwy. Zrobi się z niego Dave Bez Jaj. Potem 

jednak uśmiechnął się do mnie. Zawsze miał bardzo ładny uśmiech. Odetchnęłam z ulgą i 

background image

również się do niego uśmiechnęłam. Nawet nie przejęłam się tym, że nos rozjechał mi się na 

pół twarzy, taka byłam zadowolona, że znowu się przyjaźnimy. Nie podszedł ani nic, tylko 

wrócił do kumpli. Po chwili zawołał:

- Pewnie nawet nie wiesz, co powiedziałem w języku makaroniarzy?

- Właśnie, że wiem.

- Nie, nie wiesz.

- Możliwe, że wiem.

- Ale nie wiesz. Powiedziałem: „Mam dwa koty i małą świnkę”.

- Kłamiesz.

- Czyżby?

O co mu w ogóle chodzi? Dotknął nosa.

- Do zobaczenia w piątek na próbie MacPalanta. Szykuj nowe gacie!

Co za tupet.

No, ale był całkiem serdeczny, więc może jednak nadal mnie lubi. Mam taką nadzieję.

Dwie minuty później

Nadal nie wiem, o co mu chodziło z tym: „Jeśli kogoś lubisz, pozwól mu odejść”. 

Miał na myśli nas? Chce się ze mną umawiać na prawdziwe randki?

Minutę później

Ale   dlaczego   powiedział,   że   ma   dwa   koty   i   małą   świnkę?   Chłopcy   to   dla   mnie 

niezgłębiona tajemnica. To fakt. Bez cienia wątpienia.

Na mojej ulicy

Oscar stał przed swoim domem. Jednocześnie kopał piłkę, słuchał muzyki z discmana 

i jadł marsa. 

- Wporzo? - spytał, udając luzaka.

Na chwilę spuścił z oczu piłkę, która przeleciała przez murek. Udawał, że zrobił to 

celowo, i padł na kolana, wołając: „Taaaak!”, jakby strzelił gola.

Co jest z tymi chłopakami?

20.00

  Obrzydliwość. Mama powiedziała, że Angus zjadł jej pończochy i mam je 

wyciągnąć, kiedy zacznie je wydalać!

- Mamo, czy masz aż tak mało pończoch, że włożyłabyś wyciągnięte z tyłka Angusa? 

background image

- spytałam.

- Nie, chciałam go nimi udusić - odparła. To bardzo agresywna i nierozsądna osoba.

W łóżku

23.00

 Stosuję pozytywne myślenie i ćwiczę machanie rękami - na tę chwilę, gdy Bóg 

Miłości oznajmi, że chce ze mną chodzić.

Wymyśliłam   taką   mowę   na   ten   moment:   „Och,   Masimo,   cóż   za   urocza 

niespodzianka...”. Auuuu, ty futrzany świrze!!!

Gordy zeskoczył z szafy wprost na moją głowę. Widocznie nie chciał poobijać sobie 

łap, lądując bezpośrednio na podłodze.

Wróćmy do mojej mowy: „Och, Masimo, che bella sorpresa! Cóż za miłe...”. Zaraz, 

zaraz, jak po włosku są „odwiedziny”? Wiedzinno? Raczej nie, jeszcze pomyśli, że mówię o 

jakiejś wiedźmie. Później sprawdzę we Włoskim dla skończonych idiotów. No to jeszcze raz 

wróćmy do mowy: „Och, chciałbyś, żebym została twoją dziewczyną? Byłoby mucho bello”.

Krótko, acz treściwie: to klucz do sukcesu.

Wtorek, 21 czerwca

7.30

 Śnił mi się Masimo. Nie mówił z fajnym akcentem z Krainy Pizzy, tylko bredził 

coś w rodzaju „siemanko” i „a juści”. A najstraszniejsze było to, że grał w zespole Tępaki. 

Wybrałam się na ich koncert. Masimo podszedł do mnie i powiedział: „Bier bluzę od dresu i 

jadziem”. I odjechaliśmy na jego skuterze, śpiewając piosenki country. Obudziłam się zlana 

zimnym potem. Co ten sen może oznaczać?

Środa, 22 czerwca

18.00

 Jak długo jeszcze mam się tak męczyć? Z jednej strony dni ciągną się jak guma 

do żucia, a z drugiej wiem, że do piątku zostały już godziny. Ile dokładnie? Jest szósta po 

południu, a więc do północy to jeszcze sześć plus dwadzieścia cztery, plus.., o której w piątek 

zadzwoni?   Będzie   liczył   od   tej   godziny,   o   której   mi   powiedział?   Ja   bym   tak   zrobiła. 

Powiedział   mi   to   za   piętnaście   szósta   w   zeszły   piątek,   więc   tydzień   minie   pojutrze   za 

piętnaście szósta. No, ale z chłopakami nigdy „nic nie wiadomo. A jeżeli liczy od momentu 

powrotu do domu? Czyli od około szóstej piętnaście? A może kogoś spotkał i do domu dotarł 

dopiero o ósmej? O Boże.

18.30

 W wielkiej rozpaczy zadzwoniłam do Jas. - Jas, jak myślisz, on zadzwoni czy 

background image

przyjdzie?

- Yyy, nie wiem.

- No, ale jak myślisz? Co byś zrobiła, gdybyś miała mi powiedzieć, czy chcesz ze mną 

chodzić?

- Eee... ale ja nie chcę z tobą chodzić. Po prostu bym ci to powiedziała. Właściwie to 

teraz ci to mówię.

- Jas, w sensie technicznym jesteś skończonym pacanem.

Oczywiście   od  razu  i   zupełnie  bez   powodu  się   nabzdyczyła.  Ale  ja  nie   byłam   w 

nastroju znosić jej fochy.

- A co Tom o tym myśli?

- Poczekaj, spytam go.

Matko   kochana,   oni   są   zrośnięci   biodrami   czy   jak?   Parę   minut   później   wróciła   i 

powiedziała:

- Tom mówi, że przeprowadzi małe śledztwo i spróbuje się czegoś dowiedzieć.

Podziękowałam,   ale   w   głębi   ducha   obawiam   się,   że   angażowanie   Radia   Jas   w   tę 

sprawę to nie najlepszy pomysł. Niestety, już za późno.

20.30

 Tom dziś wybiera się do klubu bilardowego, gdzie mają grać Sztywne Dylany. 

O Jezu, Jezu, Jezuniu.

Północ 

Jas obiecała, że jutro go przepyta, bo Tom ma do niej zadzwonić z samego 

rana. I jak ja mam spać w takich warunkach?

Czwartek, 23 czerwca

Walę pięścią w drzwi Jas

7.50

  Otworzyła  jej mama, czyściutka i kompletnie ubrana. I uśmiechnięta. W ich 

domu jest tak fajnie i normalnie. Nic dziwnego, że Jas ma chłopaka i nie musi ciągle cierpieć 

z miłości. Została właściwie wychowana, a nie była pomiatana przez taką parę świrów jak 

moi rodzice.

- Kochanie, masz ochotę na tosta czy może wolisz jajko na twardo? - spytała.

Jajko na twardo! O rany, poczułam się jak w serialu z lat sześćdziesiątych. Za chwilę 

pewnie przyjdzie ojciec Jas - uśmiechnięty i z gazetą pod pachą.

Minutę później

background image

Przyszedł ojciec Jas - uśmiechnięty i z gazetą pod pachą. Jeszcze bardziej zdumiało 

mnie to, że uśmiechnął się do mnie, ale nic nie powiedział. Nic. Super, nie? O nic nie spytał, 

nie rzucił żadnego durnego dowcipu, po prostu usiadł przy stole i zaczął czytać gazetę. Jak 

prawdziwy ojciec. Na pewno ma fajkę.

Minutę później

On naprawdę ma fajkę!!!

Nie zapalił jej, tylko wsadził do ust, cmoktając z zadowoleniem. Niesamowite.

W drodze do stalagu 14

8.30

 Czekam, aż Jas zda mi relację ż klubu bilardowego. Nie spytam pierwsza, duma 

mi na to nie pozwala. Jas nuci coś, fałszując potwornie. Jakie to irytujące. Potem zaczęła 

ględzić o MacPalancie i swojej roli Lady Makbet. Co mnie to obchodzi?

- Przećwiczyłaś tę scenę z płaczem, kiedy Makduf dowiaduje się, że jego żona i dzieci 

zginęli? - spytała.

Spojrzałam na nią bez słowa. Jeśli jej się wydaje, że to ja powinnam ćwiczyć płakanie, 

to jest w grubym błędzie. Jak nie przerwie tego ględzenia, zaraz dam jej powód do płaczu.

Ona   jednak   ma   wrażliwość   kamienia.   Bredziła   dalej:   A   w   tej   scenie   z   plamą 

powinnam powiedzieć: „PRECZ, przeklęta plamo” czy: „Precz, PRZEKLĘTA plamo”, czy: 

„Precz, przeklęta PLAMO”?

Wtedy coś we mnie pękło. Jeśli ona myśli, że w takiej chwili może mówić o jakichś 

głupich plamach, to jest jeszcze bardziej nienormalna, niż mi się wydawało. Co jest raczej 

niemożliwe.

- Jas, nie ma żadnego znaczenia, jak to powiesz - warknęłam.

Znowu się nabzdyczyła.

- A ja uważam, że od tego zależy powodzenie całej sztuki.

- Nie mówię o sztuce. Nie ma znaczenia, jak to powiesz, bo nie dożyjesz do premiery, 

jeśli w tej chwili mi nie powiesz, co się wczoraj wydarzyło w klubie bilardowym. Co ci 

powiedział Tom?

Zrobiła   zakłopotaną   minę   i   zaczęła   nerwowo   bawić   się   grzywką.   Ostatkiem   sił 

powstrzymałam się przed pacnięciem jej w dłoń.

- Chcesz kawałek sera? - spytała po chwili. - Nie.

- No to może czarnego żelka? To przecież twój ulubiony smak i...

- Jas.

background image

- Ale pamiętaj: nie zabijaj posłańca.

- Co?

- Powiem ci to tylko dlatego, że mnie prosiłaś. To nie moja wina.

Na apelu

Okazało  się,  że   do  klubu  bilardowego   przyszła   Lindsay.  Przez   jakieś   dwadzieścia 

minut rozmawiała z Masimem, a potem sobie poszła. Wypytywałam Jas, czy się całowali, ale 

Tom nie widział, bo wrócił do gry w bilard.. Typowe. Chłopakom tylko głupstwa w głowie. 

Tom nawet nie zauważył, co Lindsay miała na sobie, za to zapamiętał wyniki i czas trwania 

wszystkich rozgrywek.

Kogo to obchodzi?

Moje życie to merde do kwadratu. I pół. Tb niepodważalny fakt.

Na przerwie

Dziewczyny z Drużyny Asów robiły wszystko, co w ich mocy, by mnie podnieść na 

duchu. Ale nie roześmiałam się nawet wtedy, kiedy Rosie wetknęła sobie brzeg spódnicy za 

majtki i z niewinną miną weszła do klasy.

Nudna   Lindsay   na   pewno   celowo   machała   na   wszystkie   strony   tymi   swoimi 

przedłużonymi włosami, by mi po - kazać, że rozmawiała z Masimem. Jeśli szczęście mi do-

pisze, zaczepią jej się o drzwiczki szafki i łeb jej się urwie.

W łóżku

19.30

 Leżę pod kołdrą. Zgasiłam wszystkie światła. Mama wpadła do mojego pokoju.

Co robisz w łóżku?

- No wiesz, daję sobie w kanał - wymamrotałam spod kołdry.

Jak jej się wydaje, co ja mogę robić pod kołdrą przy zgaszonym świetle? Od razu się 

nabzdyczyła.

- Georgio, jesteś bardzo arogancka. To nie moja wina, że masz obsesję na punkcie 

jakiegoś chłopaka. Poza tym nie jestem twoją służącą. Przychodzisz do domu I wszędzie 

rozrzucasz swoje rzeczy. Jestem człowiekiem, a nie sprzątaczką i kucharką.

To mnie zaintrygowało. Usiadłam i zdjęłam z oka plasterek ogórka.

- Sprzątaczką i kucharką? To ty sprzątasz i gotujesz? Ja na obiad zjadłam kanapkę z 

serem, a wróciłam po dwóch lekcjach matematyki. I sama musiałam sobie zrobić tę kanapkę. 

background image

Do tego Gordy zjadł połowę, kiedy szukałam w lodówce jakiejś zieleniny, która uchroniłaby 

mnie przed krzywicą. Rzeczywiście, znalazłam coś zielonego, ale jakoś nie przepadam za 

pleśnią.

Mama wrzasnęła:

- No to może czasami byś umyła lodówkę?! Poza tym, czy ja nie mam prawa być 

sobą? W czwartki chodzę na aerobik. Dzięki niemu mam taką figurę.

- Nie ma się czym chwalić - mruknęłam. Wypadła z pokoju cała nabuzowana, rycząc 

na pożegnanie:

- Jesteś POTWOREM!

Po czym trzasnęła drzwiami. Jakie to dziecinne.

19.45

 Wcale nie jestem potworem. To ona jest potworem.

20.00

 Która godzina?

Dopiero ósma. Boże kochany.

21.00

 Nie mogę usnąć. Chyba odrobię francuski, żeby przestać myśleć o Masimie i 

Lindsay. O czym oni gadali przez dwadzieścia minut?

21.10

  No to do roboty. Rozdział czternasty w podręczniku do francuskiego. Jools, 

Jim i ich fantastyczna wycieczka do Bois de Boulogne. Co oni tak się cieszą, że jadą do 

jakiegoś tam lasu? To dosłownie francuska wersja Jas i Toma. Mogłabym napisać książkę 

pod tytułem Jas, Tom i ich fantastyczna wycieczka do Bois de Boulogne.

Tylko że nikt by nie kupił takiego badziewia.

Samedi

Jas   a   dit   avec   sa   bouche   stupide:   „Oooohhh,   c'est   magnifique,   c'est   la   bonne  

salamandra!!!”.  Tom   a   dit:   „Oh   lalalalala”.   Les   idiots   chantent:   „No,   je   ne   regrette  

rien!!!”

.

I tak dalej. Ale heca!!! Ciekawe, co będzie dalej. Już nie mogę się doczekać! Może 

  Samedi...  (fr.) - Sobota.  Jas  powiedziała  z tą swoją głupią miną: „Oooch,  to wspaniale,  to dobra 

salamandra”. Tom powiedział: Olała”. Idioci śpiewają: „Nie, nie niczego nie żałuję” (fragment piosenki Edith 
Piaf).

background image

znajdą jakieś escargots

 i... chrrrrrrrrrrr.

 Escargots (fr.) - ślimaki.

background image

Na skraju szaleństwa

Piątek, 24 czerwca

O świcie

Ptaki śpiewają, chmury się chmurzą, serce mi wali. A jeżeli Masimo przyjdzie po 

mnie do szkoły? Jeżeli wpadnie na pomysł, żeby odprowadzić mnie do domu? Chłopcy tak 

robią. Nie myślą o niezbędnych przygotowaniach - makijażu, nastawianiu się i tak dalej.

Och, w mordkę jeża.

Skoro uważa, że przepaść wiekowa między nami to duży problem, nie powinien mnie 

oglądać   w   tym   durnym   szkolnym   mundurku.   Muszę   na   wszelki   wypadek   wziąć   coś  na 

zmianę. Po próbie MacPalanta przebiorę się w szatni.

Minutę później

A jeżeli on nie wie o próbie MacPalanta i przyjdzie o zwykłej porze, kiedy otwierają 

bramę więzienia?

Nawet jeżeli ograniczę się do minimum - błyszczyk, podkład, tusz do rzęs - to i tak 

zajmie   mi   to   z   dziesięć   minut,   a   do   tego   jeszcze   trzeba   się   przebrać.   Och,   co   za   stres! 

Dlaczego muszę chodzić do szkoły? Uczę się już od dziesięciu lat i co z tego mam? Nic - 

dokładnie tyle.

7.40

  Pakuję plecak. Włożyłam  kosmetyki  i ciuchy, nie starczyło  więc miejsca na 

książki i zeszyty.  C'est la vie

. Zresztą do szkoły idę tylko dla zabicia czasu i po to, by moi 

rodzice nie trafili do więzienia. Chociaż nie wiem, dlaczego się tym przejmuję. Mama dalej 

mnie ignorez - ujeJaka ona niedojrzała.

8.10

 Mama nawet nie przywitała się ani nie spojrzała na mnie, kiedy zaczęłam kręcić 

się po kuchni. Wciąż jest obrażona i dąsa się o to, co powiedziałam o jej figurze. Wiecie, o 

tym, że nie ma się czym chwalić. No, może trochę przesadziłam.

8.15

 A może i nie. Kiedy mama się schyliła, żeby dać Libby łyżeczkę do jajka i parę 

plastikowych żołnierzyków, przewróciła dyndakami filiżankę z herbatą.

 C'est la vie (fr.) - to jest życie.

background image

8.20

  Wychodząc, powiedziałam: „narka”, ale pani Wielkie Melony udawała, że nie 

słyszy. Moja kochana siostrzyczka na szczęście mnie nie zignorowała. Pocałowała mnie i 

powiedziała:   „Śmaćnego,   Ginger,   mniam”   i   dała   mi   żołnierzyka   umazanego   jajkiem.   I 

nadgryzionego.

8.30

  Jas udaje luzaczkę. To bardzo, bardzo irytujące i doprowadza mnie do szału. 

Przecież chciałam tylko wiedzieć, co jej zdaniem postanowi Bóg Miłości. Wie, że dzisiaj 

wypada   ten   wielki   dzień.   Podchodzi   do   mojej   sytuacji   w   filozoficzny   sposób,   jak   jakiś 

brodaty mnich czy ktoś w tym rodzaju.

Que sera, sera - powiedziała. - Co będzie, to będzie. Któż z nas może przewidzieć 

przyszłość? Que sera, sera.

- Jas, nie powtarzaj już „que sera”, chyba że chcesz, żebym ci zrobiła kocówę.

Tylko uniosła brwi, ale wiedziałam, że w myślach mówi „que sera”.

Na apelu

Powlokłyśmy   się   głównym   korytarzem,   mijając   tę   starą   stringarę   Lindsay   i   jej 

zdumiewająco   tępą   kumpelkę   Monicę.   Ani   śladu   Sokolego   Oka,   psa   stróżującego   i 

Oberführer. Bożemam nadzieję, że jej nie porwały kałamarnice.

Dziś Chuda ubrała się na brązowo, przez co wygląda jak olbrzymia kupa. Jak zwykle 

miała do powiedzenia coś przygnębiającego: „Spokój, dziewczęta”. Nie zaczęłyśmy skamlać 

jak psy tylko dlatego, że była wyjątkowo wkurzona.

- Nie uszło mojej uwagi - powiedziała - że niektóre z was podwijają spódnice w talii, 

by je  skrócić.  Pani  Slack  dziś  rano  widziała  z pewnej  odległości  grupę  dziewcząt,  które 

wyglądały, jakby zapomniały włożyć spódnicę. To niedorzeczna moda i psuje dobre imię 

naszej szkoły. Proszę o natychmiastowe zaprzestanie tych praktyk.

Och, ględź dalej. Czy ona naprawdę nie ma większych problemów? Co jest aż tak 

złego w pokazaniu ludziom kawałka kolana?

Chuda zakończyła kwestię spódnic i przeszła do czegoś jeszcze nudniejszego.

- A teraz chciałabym poruszyć szalenie ważny temat: przepisy przeciwpożarowe. Pan 

Attwood ma wam coś do powiedzenia.

- Miejmy nadzieję, że chce się pożegnać - mruknęłam do Ro Ro.

- Wydawało mi się, że miał przejść na emeryturę - zauważyła. - Dlaczego on jeszcze 

background image

żyje? Dlaczego nie znalazł się w raju dozorców?

Elvis wgramolił się na scenę i poprawił okulary.

- Dziękuję, pani dyrektor. Z przykrością stwierdzam, że w zeszłym tygodniu podczas 

próby w głównym holu kilka razy bezzasadnie użyto gaśnic w głupiej zabawie „walka na 

pianę”. Trafiłem w sam środek jednej z tych walk i dopiero niedawno odzyskałem słuch w 

lewym   uchu.   Ale   poważniejszy   jest   fakt,   że   jeden   z   uczniów   Foxwooda   położył   koc 

przeciwpożarowy na koźle w sali gimnastycznej. Kiedy spytałem winowajcę, dlaczego wziął 

ten   tak   ważny   element   sprzętu   przeciwpożarowego,   odparł   (tu   Elvis   zajrzał   do   swojego 

kapownika): „Bałem się, że kozioł zmarznie, bo co prawda jest czerwiec, ale nocami zdarza 

się prawdziwa lodówa”.

Cała Drużyna Asów dostała ataku śmiechu. Musiałyśmy udawać, że dopadł nas atak 

kaszlu  żeby  nie  dostać  uwag za  złe   sprawowanie.  Zupełnie  zapomniałam  o  koźle  w  sali 

gimnastycznej i numerze Dave'a Jajcarza.

Elvis ględził dalej:

- Czy winowajcy byłoby do śmiechu, gdyby wybuchł pożar, a zabrakło koca, którym 

można by go ugasić? Czy któraś z was uważa to za zabawne?

Już   prawie   podniosłam   rękę,   ale   pani   Slack   pełniła   straż   podczas   nieobecności 

Sokolego Oka, więc udałam, że drapię się w ucho.

O,   radości!   Sokole   Oko   ma   dziś   wolne.   Prawdopodobnie   trenuje   nienawiść   do 

dziewczyn na jakimś zjeździe (pewnie zjeździe sadystów). W przyszłym tygodniu wróci z 

pejczem i owczarkiem alzackim. Ale teraz mogę się malować, ile chcę! Zostali tylko pani 

Wilson i Herr Kamyer. Hurra!!!

Za boiskiem

Na przerwie

- Okrooopnie się denerwuję  - powiedziałam  do dziewczyn.  - Chyba  zaraz  dostanę 

jakiegoś  ataku albo  spazmów. Gdybym  paliła,  nie mogłybyście  mnie  dojrzeć  w  chmurze 

dymu. Jednocześnie trzymałabym fajkę w ustach. Uspokójcie mnie jakoś.

- O której... - zaczęła Ellen - ...o której ma zadzwonić? Obiecał, że zadzwoni, czy 

powiedział „narka”... bo jeśli to drugie, toby znaczyło... no, sama nie wiem, co.

- Ellen, bardzo ci dziękuję - powiedziałam.

- Po co komu chłopcy? - prychnęła Jools.

- Słucham? - zdziwiła się Mabs.

- No po co nam oni?

background image

- Na przykład do całowania - odparła Rosie.

- Zgoda, ale poza tym po co? Na przykład Rollo. Lubię go i w ogóle, ale jaki to ma 

sens? Przychodzi po mnie, idziemy do kina i całujemy się. Albo idziemy na spacer i całujemy 

się. Albo po prostu tylko się całujemy. To miłe, ale przeważnie w ogóle nie rozumiem, o co 

mu biega. Na przykład mówi: „Mam całą kolekcję pierwszego wydania komiksów «Beano»”. 

I co ja niby mam o tym myśleć?

Lojalnie wzruszyłyśmy ramionami.

- Niesłusznie uważasz, że powinnaś z nim rozmawiać - powiedziała Rosie. - O wiele 

lepiej mieć chłopaka z zagranicy, który w dodatku jest nienormalny.

Jas wtrąciła z godnością:

- Rosie, uważam, że się mylisz. Tom i ja robimy razem różne rzeczy. Nie tylko się 

całujemy.

- Ho, ho - mruknęłam.

Ale ona już się rozkręciła na dobre.

- Ważne, by mieć wspólne tematy do rozmowy. Błagam, żeby tylko znowu nie zaczęła 

ględzić o mięczakach.

Rosie opychała się żelkami, ale udało jej się rzucić prawdziwą bombę.

- O tak, zgadzam się. I dlatego ja i Sven zamierzamy się pobrać.

Co?!

Spojrzałyśmy na nią. Ona spojrzała na nas.

- Nieprawda - powiedziałam.

Otworzyła  usta i pokazała mi przeżutego żelka. Matko kochana. Od chodzenia ze 

Svenem zupełnie pomieszało jej się w głowie.

Dwie minuty później

Próbowałam   zmusić   Rosie   do   przyznania   się,   że   żartuje,   ale   ona   upierała   się,   że 

wychodzi za mąż.

- Tak? Kiedy ci się odmieniło? - spytałam. - Jeszcze minutę temu ziewałaś z nudów, 

jak Jas opowiadała o sobie i Pysiu.

- Georgio, jesteś zbyt podejrzliwa - odparła. - Sven oświadczył mi się wiele tygodni 

temu.

- Skąd wiesz? Przecież w ogóle nie da się zrozumieć, co on mówi.

- Oczy mówiły za niego. Ma mówiące oczy?

Bredziła jak potłuczona.

background image

Ellen jednak dała się nabrać i już się rozmarzyła.

- Ojej, uwielbiam śluby. Mogę zostać twoją druhną? - Tak, wszystkie możecie być 

moimi druhnami. Może poproszę Herr Kamyera, żeby został starościną wesela. Ma idealne 

nogi do tej roli.

Kiedy rozległ się dzwonek na lekcje, spytałam zarumienioną przyszłą pannę młodą:

- A co na to twoi rodzice? Na pewno nie posiadają się z radości, że w wieku piętnastu 

i pół roku wychodzisz za wariata?

- O, tak!

Na matmie

Co prawda wiem, że Rosie bredzi  jak na mękach,  ale dzięki temu przestałam  się 

zamartwiać własnymi sprawami. Czasami na chwilę udaje mi się zapomnieć, że cierpię z 

miłości.

Minutę później

Co mi przypomniało, że zostały jeszcze tylko cztery godziny do tej wielkiej chwili. 

Lepiej już teraz wezmę się do roboty. Na matmie nałożę podkład, lekko umaluję oczy i musnę 

rzęsy tuszem, a na fizyce u pud ruję się i dokończę makijaż oczu. Pani Wilson na pewno nie 

będzie miała nic przeciwko temu. A nawet jeżeli, to przekonam ją, że szykuję się do swojej 

roli. Bo jak wszyscy wiedzą, faceci w czasach Szekspira używali barwiczek.

Pięć minut później

Ciężko malować rzęsy tuszem, kiedy trzeba dosłownie położyć się na ławce, żeby 

nauczyciel cię nie przyłapał. Jak słowo daję, szkoła jest okroooopna. I zupełnie bez sensu. 

Pani Stamp znowu coś ględzi o liczbie pi. Co mi uświadomiło, że coś bym przetrąciła. Może 

Jas ma coś na ząb.

Rosie rozesłała nam liściki:

Kochane kumpele!

Sven i ja zdecydowaliśmy się na ceremonię ślubną w stylu wikingów, by uczcić jego pochodzenie. 

Trochę się nadźwigacie, bo zgodnie z tradycją państwo młodzi są obnoszeni po mieście w replice drakkara

. 

Sugeruję byście już. zaczęły ćwiczyć. Dotyczy to głównie Ellen. Nie chcę, by tę uroczystość zepsuły jakieś 

nieprzyjemne incydenty.

 Drakkar - łódź wikingów.

background image

Z poważaniem, 

Przyszła Panna Młoda

PS Wkrótce wręczę Wam listę prezentów.

PPS A tymczasem mogłybyście mnie poczęstować serem.

Odpisałam tak:

Kochana przyszła Panno Młoda!

Mam nadzieję, że jeszcze przed Twoim ślubem uda się nam odzyskać bizonie rogi. Nawiasem mówiąc, 

kiedy ten ślub?

Szczerze Ci oddana, Życzliwa Przyjaciółka

Popołudniowa przerwa

Okazało się, że Rosie zaplanowała datę ślubu na swoja dwudzieste pierwsze urodziny.

- Wybacz, jeśli mam rację - powiedziałam - ale to za pięć lat z hakiem.

- Tak, ale nie ma pośpiechu. Najpierw musimy postarać się o kadzie. - Kadzie?

- Tak, na miód pitny i tak dalej. Pokazać ci wikingową wersję piekielnego disco, które 

mogłybyśmy zatańczyć na weselu?

- Nie, jeszcze makijaż mi się rozmaże.

- Oj, daj spokój. Spodoba ci się. I to BARDZO! Pogoniła nas na boisko i pokazała 

wikingową wersję tańca disco.

Nie minęła chwila, a już wszystkie się roztańczyłyśmy. Jednocześnie śpiewałyśmy: 

Jingle bells, jingle bells, bo chociaż Rosie podobno jest ekspertką od Krainy Wikingów, to nie 

zna ani jednej tamtejszej piosenki.

- A może zaśpiewamy Szarotką Dźwięku muzyki? - zaproponowałam.

Jas, jak zwykle zasadnicza, odparła: Ale to austriacka piosenka. O Austrii, a nie o 

Svenlandii.

Znowu to samo. Ma obsesję na punkcie krajów i ich położenia.

- Jas, my tylko ćwiczymy wikingowy taniec. Po pierwsze, Rosie wychodzi za mąż 

dopiero za pięć lat, a może i później, po drugie, nawet nie wiemy, skąd właściwie Sven 

pochodzi, a po trzecie, tylko mnie denerwujesz i ciągle zapominasz, że cierpię z miłości.

Wreszcie się zamknęła. Powinna zacząć więcej myśleć o innych.

Tak jak ja.

Chociaż sama nie wiem, dlaczego tak robię, bo to potwornie nudne i zupełnie bez 

sensu.

background image

Dziesięć minut później

Taniec wikingów opanowałyśmy już do perfekcji. Niezły czad. A kiedy nam oddadzą 

rogi, będzie je ne sais quoi

odlot i miodzio.

Tuż przed wejściem do klasy na niewypowiedziane męki (fizykę), Rosie wrzasnęła:

- No to jeszcze tylko raz! Czadu! „Jingle bells, jingle bells, jingle all the way”!

I zatańczyłyśmy. Tup, tup na lewo i wymach nogą. Ręce do góry, dziab, dziab na lewo 

(gest symbolizujący plądrowanie). Tup, tup na prawo, wymach prawą nogą. Ręce do góry, 

dziab, dziab na prawo. Szybki obrót z rękami wzniesionymi do Thora (czy jak mu tam). Róg 

na lewo, róg na prawo, ku niebu, zatrząść całym  ciałem i paść na kolana z triumfalnym 

okrzykiem: „RÓÓÓÓÓG!!!”.

Na próbie „MacPalanta”

16.10

  Dokończyłam makijaż. Idąc do głównego holu, zobaczyłam Nudną Lindsay. 

Wyżywała   się  na  jakichś   pierwszoklasistkach,   które   narysowały   nornicę   w   staniku. 

Przycisnęła je do ściany. Wyglądały na porządnie wystraszone. Pewnie widziały jej kolana.

Dlaczego podczas przerwy obiadowej wyszłyście poza szkolną bramę? - darła się. - 

No?!

Nic nie mówiły tylko gapiły się na nią, mrugając oczami, jakby była ośmiornicą, która 

przydybała je w kącie I zaczęła przesłuchiwać.

Nie   dziwię,   się:   bez   czoła   i   z   przedłużonymi   włosami   rzeczywiście   była   łudząco 

podobna do ośmiornicy. Ciekawe, czy Masimo ostatnio widział jej głowę. No tak, na pewno 

widział wtedy w klubie bilardowym.  Merde.  Jak ona tak może uganiać się za Masimem? 

Żałosne.

Ośmiornica wściekała się dalej:

- Czekam na odpowiedź! Co robiłyście poza terenem szkoły?

Dziewczynki rozdygotały się jeszcze bardziej, a jedna z nich wyjąkała:

- Nnnnie wiem...

- Ach, nie wiesz. Powiem wam, co zrobię - dam wam dużo czasu do namysłu. Aż się 

dowiecie. A jednocześnie możecie w poniedziałek po lekcjach posprzątać magazynek koło 

sali gimnastycznej.

- Ale, ale... - chlip, chlip... - w poniedziałki mamy lekcje gry na skrzypcach.

- Nie macie! A teraz spadać mi stąd.

 Je ne sais quoi (fr.) - nie wiem co.

background image

Poszły, chlipiąc cicho. Mijając Ośmiornicę, zgromiłam ją wzrokiem. Nic jednak nie 

powiedziałam. Utkwiłam tylko wzrok w tym miejscu, gdzie powinno znajdować się jej czoło. 

Podniosła rękę, jakby się przestraszyła, że wyrastają jej tam czułki. Cha, cha, cha, cha! Punkt 

dla mnie! Kampania „Bezezołowiec” trwa dalej.

- Umalowałaś się? - spytała mnie.

- Na próbę.

Ruszając do świetlicy, rzuciła:

- Przyjmij ode mnie radę. Uganiasz się za Masimem jak jakaś zdzira i robisz z siebie 

głupiutką, żałosną smarkulę, którą jesteś w istocie. Jesteś beznadziejna, a Masimo uważa 

dokładnie tak samo. Jest zbyt dobrze wychowany, by ci o tym powiedzieć, ale mówił mi, że 

bardzo ci współczuje. Więc zrób sobie i nam wszystkim przysługę i przestań się wydurniać. 

Nie dorastasz mu do pięt.

Nienawidzę jej jak nie wiem co i jestem przekonana, że kłamała, ale i tak zrobiłam się 

czerwona jak burak.

Pięć minut później

Drużyna Asów szykowała się w damskiej szatni na przyjście chłopaków z Foxwooda. 

W całej szkole zapanowała histeria. Zauważyłam nawet pierwszoklasistki z umalowanymi 

ustami. To jakieś szaleństwo. Przecież nie uczymy się w szkole przyklasztornej. Niektóre 

dziewczyny na widok chłopaka zupełnie tracą głowę. Nie mogłam się dopchać do lustra, żeby 

sprawdzić   makijaż,   mam   jednak   nadzieję,   że   udało   mi   się   osiągnąć   naturalny   efekt.   W 

przeciwieństwie   do   Ellen,   która   tak   mocno   umalowała   usta   błyszczykiem,   że   wyglądała, 

jakby zanurzyła je w garnku ze smalcem. Nawet Jas użyła zalotki do rzęs. Po co? Przecież 

Tom nie występuje w MacPalancie.

Po co podkręcasz sobie rzęsy, skoro twój tak zwany ukochany nawet nie przyjdzie na 

próbę? - spytałam ją.

Zaczęła   coś   bredzić   o   Lady   Makbet   i   o   tym,   że   podwinięte   rzęsy   to   szczegół 

historyczny,   że   pod   suknię   założy   autentyczne   pantalony   i   tak   dalej.   Szkoda,   że   ją   o 

cokolwiek spytałam.

Powtórzyłam dziewczynom wszystko, co mi powiedziała Lindsay.

- Co za krówsko - mruknęła Jools.

- Wstrętna ośmiornica - dodała Ro Ro.

- Zamordujmy ją - zaproponowała Mabs. - Nikt by nawet nie zauważył.

To miłe, że tak się o mnie troszczą i dają mi rozsądne rady, ale mimo wszystko wciąż 

background image

jestem - jak to mawiał James Bond - „wstrząśnięta, niezmieszana”.

W czasie gdy Szłyśmy do głównego holu, odezwałam się do Jas:

- Ona dosłownie powiedziała, że prześladuję Masima. Jak mogła?

- Cóż, ma trochę racji. Cały dowcip polega na tym, że nawet o tym nie wie.

- Co ty bredzisz?

- Przecież próbowałaś go odnaleźć w Krainie Hamburgerów, prawda?

- No tak, ale...

- Pamiętasz, jak obdzwoniłaś wszystkich Scarlottich w Nowym Jorku...

- No tak...

- I skończyło się na tym, że zamówiłaś chińskie danie na wynos z Nowego Jorku. A 

byłyśmy w Memphis.

Boże, przecież to już zamierzchła przeszłość. Po co ją rozgrzebywać?

- Jas, wtedy jeszcze nie byłam dorosła. Wybuchnęła śmiechem.

Bardzo głupio wygląda, kiedy chichocze.

Pięć minut później

A jeżeli Masimo stoi pod bramą? Wymknę się na chwilę pod jakimś pretekstem i 

sprawdzę.

Dwie minuty później

Przeszłam przez boisko w stronę bramy. Ani śladu Boga Miłości. Na wypadek gdyby 

jednak stał poza zasięgiem mojego wzroku, trochę pokołysałam biodrami i pokręciłam pupą. 

Kiedy doszłam do bramy, z rabaty wyskoczył pan Attwood w pełnym stroju wariata - w 

kombinezonie i czapce, z gaśnicą w ręce. Co mu odbiło?

- Co tu robisz, moja panno? - spytał. - Powinnaś być w głównym holu. Jeśli wszyscy 

będą się rozłazili po całym terenie szkoły, ktoś w końcu zaprószy ogień.

Do czego zmierza ten świat?

Z

      powrotem w szatni. Ostatnie poprawki makijażu.

  

Dziesięć minut później

Boże, tak mocno umalowałam  sobie rzęsy, że powieki mi opadają. Zaraz  dostanę 

palpitacji. A do tego jestem trochę zdenerwowana i podekscytowana perspektywą spotkania z 

Dave'em Jajcarzem.

Kiedy zbliżałyśmy się do głównego holu, powiedziałam:

background image

- A może najpierw szybciutko zatańczymy wikingowe disco, żeby Dave i jego kumple 

wiedzieli, że impreza u MacPalanta już się zaczęła?

- Nie sądzę, by Dave chciał zobaczyć, co masz mu do pokazania, jeśli wiesz, o czym 

mówię - odparła Jas.

Spojrzałam na nią surowo, ale chyba nie połapała się, o co mi biega. Ponieważ jednak 

wspomniała o Davie, Ellen się rozbełkotała:

- Mówisz, że Dave... yyy... Jajcarz... yyyy... nie chciałby zobaczyć niczego, co.... yyy. 

- - Georgia ma mu do pokazania...? Yyy, co to właściwie znaczy?

Na szczęście w tej chwili weszłyśmy do holu i jej stękanie zostało zagłuszone przez 

radosny ryk chłopaków: Idą dyndaki!!!

Dave Jajcarz stał z przodu, Udawał, że powstrzymuje tłum kolegów, i zwrócił się do 

nas:

- Proszę   przechodzić,   drogie   panie.   Nie   ma   tu   nic   do   oglądania.   -   Jak   policjant 

odganiający gapiów po wypadku samochodowym.

18.00

 Po półtoragodzinnym kompletnym chaosie, który pani Wilson nazywa „próbą”, 

uwolniono nas ze Stalagu 14. Wymknęłam się do szatni, by podwinąć spódnicę i włożyć 

czarny koronkowy top. Dziewczyny z paczki były jeszcze w macpalantowym nastroju. Rosie 

robiła swój popisowy numer z „okiem salamandry”, do którego dodała oblizywanie się. Jeśli 

powtórzy to na premierze, wszystkie zostaniemy stracone.

Chociaż może tak by było najlepiej? Cierpię z miłości i co pięć sekund muszę latać do 

siusialni. A jeżeli Masimo czeka pod szkołą? Jak mam się zachować? Udawać górę lodową 

czy   zrobić   zachęcającą   minę?   Puściłam   dziewczyny   przodem,   by   spokojnie   przećwiczyć 

najatrakcyjniejsze pozy.

Kiedy Szłyśmy przez boisko, widziałam, że nie ma go pod bramą. W pewnym sensie 

mi ulżyło. Nie wiem dlaczego. Przynajmniej nie musiałam robić z siebie idiotki na oczach 

dziewczyn. Ani mdleć, co pewnie by mi się przydarzyło. Ani dostać nagłego ataku biegunki.

Ale z drugiej strony obiecał, że odezwie się za tydzień, a ten tydzień nie zaczął się pod 

szkolną bramą. Spojrzałam w stronę swojego domu. Dopiero na miejscu zacznę się martwić.

Dwie minuty później

Ciekawe, czy Masimo pomyśli, że powrót do domu całą paczką to świetna sprawa, czy 

nieco dziecinne zachowanie? No, ale NIE ZAWSZE po drodze udajemy garbusów z Katedry 

Notre Dame - tylko wtedy, gdy trzeba. Wiecie, gdy nam się nudzi podczas spaceru albo na 

background image

lekcjach. W każdej chwili potrafię zacząć się zachowywać jak dorosły człowiek.

Dziesięć minut później

Nagle   zza   jakichś   krzaków   wyskoczył   Dave   Jajcarz   ze   swoją   paczką,   nieomal 

przyprawiając   nas   o   zawał.   Ellen   zrobiła   się   tak   czerwona,   że   myślałam,   że   jej   głowa 

eksploduje. Ja czułam się dziwnie, właściwie nawet się ucieszyłam z jego obecności. Chociaż 

widziałam go dosłownie dziesięć minut wcześniej.

Dwie minuty później

Dave zaczął bardzo kiepsko robić „księżycowy krok”. Podniósł kołnierz, wypiął tyłek 

i krzyknął:

- Hej, suczki!!

- Stary, daj spokój, ja nie jestem taki - powiedział Rollo. - Mówiłem do dziewczyn!!!

Ellen, która już wyglądała jak chodzący burak, zwróciła się do mnie:

- Yyy... czy ci się podoba, że on tak o nas mówi? Czy to nie... yyy... brak szacunku 

wobec kobiet?

- Tak, ale on nie mówi o nas, tylko do nas - odpowiedziałam.

Aha, jasne, rozumiem.

Ale najwyraźniej nic nie rozumie. Tak strasznie kocha Dave'a, że pewnie założyłaby 

sztuczną brodę, gdyby jej kazał.

Co wcale nie jest aż tak nieprawdopodobne.

Ellen dotrze do domu pewnie dopiero koło północy, bo mieszka na drugim końcu 

miasta.

Dave dalej udawał Michaela Jacksona.

- No, jak tam, suczki? KTO TUTAJ JEST TATUSIEM? - spytał.

- My nie mówimy „tatuś” - oświadczyłam. - To dziecinne. My mówimy „Vati”.

- Dobra, spoko, kto tu jest Vati? Spojrzałyśmy na niego bez słowa, więc powtórzył: - 

KTO TU JEST VATI?

Musiałyśmy odpowiedzieć: - Ty jesteś Vati.

Wtedy   Dave,   odtąd   znany   również   jako   Vati,   wszedł   tyłem   na   niski   murek   i   się 

wywalił. Bardzo amusant

.

18.15

 Zostaliśmy sami. Wleczemy się we dwójkę.

 Amusant (fr.) - zabawne.

background image

Reszta   rozeszła   się   do   domów.   Nawet   Ellen   zrozumiała,   że   nie   może   dalej 

zachowywać się jak... yyy... zahipnotyzowany burak, i złapała autobus jadący w kierunku jej 

domu. Chyba miała nadzieję, że jej zaproponuję, by mnie odprowadziła, i obiecam, że mój 

Vati później ją odwiezie. Z powodu Masima nie mogłam jednak tego zrobić.

- To do zobaczenia w przyszłym tygodniu - powiedziała Dave'owi na pożegnanie.

- Już za tobą tęsknię - odparł.

A   wtedy   zrobiła   się   czerwona   jak   dwa   buraki.   O   Boże,   ciekawe,   kiedy   zacznie 

wałkować jego słowa: „Słuchaj. kiedy on powiedział, że... yyy... już za mną tęskni.... to o co 

mu chodziło... że za mną tęskni czy jak?”.

Kiedy poszła, spojrzałam na Dave'a, unosząc brwi. On zrobił to samo. Uniosłam swoje 

jeszcze wyżej i znacząco pokiwałam głową. Odkiwał mi.

Wiedział, o co mi chodzi. Zdaje sobie sprawę z tego, że El len go kocha. A nawet 

gdyby się tego nie domyślał, to chyba mu się wydaje,  że wszyscy go kochają. W sumie 

niewiele   się   myli.   Wszystkie   dziewczyny,   które   grają   w   sztuce,   mają   szmergla   na   jego 

punkcie,   chociaż   często   zachowuj   je   się   bardzo   arogancko.   Cieszyłam   się,   że   jesteśmy 

kumplami i że w jego obecności już nie czuję się nieswojo. No, w każdym razie nie aż tak 

bardzo jak kiedyś. Nadal w rozmowie z nim omijam temat Włoskiego Rumaka.

Jas na pożegnanie ni z tego, ni z owego przytuliła mnie i powiedziała:

- Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Zadzwoń później.

Bardzo się wzruszyłam, ale jednocześnie uświadomiłam sobie, że coś powinno „się 

ułożyć”. Aby zapobiec wszelkim pytaniom ze strony Dave'a, spytałam:

- Nie sądzisz, że ciut za długo mnie przytulała? Myślę, że ją kręcę. Chyba jest lesbijką. 

Kiedy przebrałam się za Makdufa, gapiła się na moje rajtuzy.

- A kto się nie gapił?

- Na przykład ty. Ciebie zahipnotyzowały melony Melanie Griffith.

- Jesteś szalenie podejrzliwa, złotko. Jak wiesz, bardzo dbam o wasze bezpieczeństwo, 

więc   pilnowałem,   by   Melanie   nie   przewróciła   się   o   własne   dyndaki   i   nie   zrobiła   sobie 

krzywdy podczas sceny żonglowania.

Dbasz o nasze bezpieczeństwo?

No.

Chyba ci odbiło.

- Nie, to tobie odbiło.

- Wkrótce się przekonasz, że ci odbiło.

Wtedy mnie złapał i zaczął łaskotać. O nieee!!! Zawsze potem następował czwarty 

background image

punkt na skali całowania! Już zaczęłam ślinić się jak pies Pawłowa.

Nagle przestał. Położył dłonie na moich rękach i przycisnął mi je do boków. Przysunął 

twarz  do mojej  i  spojrzał  mi  prosto  w  oczy.   Miał  bardzo  rozmarzony  wzrok. Jego oczy 

mówiły: „Zaraz cię pocałuję”, a mój mózg wrzeszczał: „Do wszystkich części ciała! Usta, do 

was też! Przestańcie układać się w dziubek! Alarm!!! Pamiętaj, jesteś wyposzczona! Yyy... to 

znaczy, pamiętaj, że już prawie jesteś dziewczyną Boga Miłości!”.

A kiedy moim ustom wyrósł ich własny mózg, który pomyślał: „Och, chrzanić to, 

pocałuj nas!”, Dave mnie puścił i powiedział:

- Niegrzeczny kociak. Pa, pa.

I poszedł sobie. Kurczę, kiedy mnie puścił, prawie się przewróciłam. Co się ze mną 

dzieje?

18.25

 Przez resztę drogi kołysałam biodrami i machałam włosami na wypadek, gdyby 

Masimo czekał na mnie pod domem. Niestety, nie czekał.

W moim pokoju

18.45

 Stoję na golasa przed dużym lustrem. Zastawiłam drzwi toaletką, żeby nikt nie 

wpadł do środka i mnie nie przyłapał.

Kiedy podskakuję, dyndaki dosłownie chłoszczą mnie po twarzy.

Muszę więc zapamiętać, by nie podskakiwać przy Masimie. Sprawdźmy.

Jakieś pryszcze? Nie ma.

Czy   gen   orangutanizmu   dochodzi   do   głosu?   Nie.   Cztery   warstwy   naturalnego 

podkładu? Położone. Cienie na powiekach, które mają odwrócić uwagę od mniej atrakcyjnych 

cech, na przykład ogromnej kichawy? Zrobiłam, co w mojej mocy. Włosy tak uczesane, by 

nie wyglądały jak hełm? Tak jest. Szminka i błyszczyk mające mi dodać wyrafinowania i 

całuśności? Błyszczyk o smaku chałwy? Mmm, pycha.

Teraz dyndakonosz i majciochy. Już. Wszystko pod kontrolą.

Kolej na ciuchy, hmmm... Obcisłe dżinsy, ale nie aż tak, bym nie mogła zginać nóg w 

kolanach. A może spódnica obszyta frędzelkami? Tak, tak lepiej. Czy aby na pewno?

19.00

 Chyba jednak włożę dżinsy. Teraz wyglądam o wiele bardziej luzacko.

19.15

 Ale niezbyt seksownie. Jednak włożę spódniczkę.

background image

19.30

 A jak zmarznę? No to lepiej dżinsy.

19.45

 Spódnica lepsza.

19.55

 Ostatecznie wracam do dżinsów. I już nie zamierzam się przebierać.

19.58

 Spódnica!

19.59

 Spodnie. Koniec, kropka.

20.00

  Masimo nie dzwoni. Pociesza mnie tylko to, że świry wyszły i mam trochę 

prywatności.

20.05

 Telefon! Popędziłam na dół. Z Angusem i Gordym uczepionymi u moich nóg. 

Kociska były podejrzanie spokojne, pewnie czaiły się pod drzwiami, żeby mnie dorwać, gdy 

tylko wyjdę. Nie puściły mnie, chociaż głowy stukały im o stopnie. Czy one nie czują bólu?

Niestety nie. Dotarłam do telefonu w kocich butach. Zanim podniosłam słuchawkę, 

dla uspokojenia wzięłam kilka głębokich oddechów. Ommm.

Odebrałam telefon.

- Georgia?

- Jas! Po co właśnie teraz dzwonisz?

- Bo   chciałam   się   dowiedzieć,   czy   rozmawiasz   z   Masimem.   Nie   wiedziałam,   że 

odbierzesz.

- Dlaczego nie miałabym odebrać?

- Bo jak już wyjaśniłam, nie dodzwoniłabym się, gdybyś właśnie rozmawiała przez 

telefon i...

- Słuchaj, muszę kończyć.

- Nie   zadzwonił,   prawda?   Przecież   słyszę.   Masz   bardzo   smutny   głos.   Czujesz   się 

podle? Ja bym się tak czuła. Płakałaś?

- Nie, ja...

- Tb musi być okropne uczucie. Zwłaszcza że nigdy, no wiesz...

- Jas. - Co?

background image

- Zamknij się.

- Chciałam cię tylko pocieszyć.

- No to nie pocieszaj.

- No to nie będę. - I bardzo dobrze.

Trzasnęłam słuchawką, żeby znowu nie zaczęła nadawać. Załatwiłam ją na dobre. 

Cha, cha, cha, ale śmieszne.

20.10

  W końcu udało mi się oderwać koty z nóg, spryskując je wodą z prysznica. 

Musiałam tylko uważać, by zmoczyć im głowy i nie ochlapać sobie dżinsów. Moje koty nie 

cierpią czystości, więc zeskoczyły mi z nóg, prychając i trzęsąc się jak dwa wariaty, po czym 

wybiegły z domu, żeby wytarzać się w kupie.

20.30

 Może Masimo poszedł na koncert Sztywnych Dylanów?

21.02

 A może Nudna Lindsay wcale  nie kłamała i Masimo rzeczywiście uważa, że 

jestem żałosna? I mi współczuje? I tylko dlatego był dla mnie ta - ki miły?

21.03

  A może  spóźnia się, bo właśnie mówi Nudnej Lindsay, że przypomina mu 

ośmiornicę? Byłoby cudownie.

21.08

 A może umówił się z nią na randkę? O nieeeeee. Weź się w garść, weź się w 

garść.

21.20

 O Boże, Boże! Popełniłam straszliwy błąd! Nie wolno mówić chłopcom, że się 

czegoś Chce, bo wtedy czują presję. O nieeeee.

21.30

  To prawda, nie? Wobec chłopców należy udawać górę lodową. Dave Jajcarz 

powiedział, że okazałam Masimowi wielki chłód, kiedy uciekłam, jak poprosił mnie o numer 

telefonu.

Och,   strasznie   bym   chciała   teraz   zadzwonić   do   Mistrza   Podjarki.   Bardzo   mi   go 

brakuje.

Oczywiście jako kumpla.

Ostatnio nie powiedział mi niczego miłego.

background image

Poza: „Niegrzeczny kociak”.

21.32

  Kiedyś   mówił,   że   co   prawda   jestem   nienormalna,   ale   poza   tym   fajna   i 

dowcipna. A to bardzo miłe. Właśnie tak powinien mówić prawdziwy kumpel.

21.33

  Ale skoro jest tylko moim kumplem,  to dlaczego doszliśmy aż do numeru 

szóstego?

21.34

  Ale   czasy   mojej   czerwonotyłkowatości   to   już   zamierzchła   przeszłość.   Już 

nigdy nie zastosuję techniki czesania warg Dave'a. Jaka szkoda. Zamknij się, zamknij, głosie 

Podjarki.

21.35

 Nie wiem, dlaczego martwię się tym, że muszę zapomnieć o Podjarce, skoro 

nikt nie chce, bym została jego jedyną dziewczyną.

Chyba już zmyję ten makijaż.

21.40

 A właściwie to po co go zmywać? Po co mi ładna cera, skoro nikt nie powie: 

„O rany, ale masz ładną cerę! Zostaniesz moją dziewczyną?”.

Na dole

21.45

 Wyjrzałam na ciemną ulicę przez okno we frontowym pokoju. Chyba już się 

położę. Na zawsze. Popatrzyłam na nocne niebo. Tam jest pewien brodaty facet, który pragnie 

mojego dobra. Może powinnam częściej chodzić do kościoła?  Swojej  ostatniej wizyty  w 

kościele nie mogę zaliczyć do udanych, bo podpaliłam wtedy pewną emerytkę. Wielkie halo. 

Starsi ludzie okropnie histeryzują. Od mojej świeczki zajęła się jej chustka na głowie. Nie 

powinna nosić akrylowych ubrań, bo są łatwopalne. Ale przedtem też nie lubiłam tam bywać. 

Mówcie   -  Mi  -  Arnold  powiedział  w  kazaniu:  „Przychodzimy   na  ten   świat   samotni   i  w 

samotności odchodzimy z niego”. No i po co tak dołować ludzi?

21.46

 Ale ten jeden raz miał rację: jestem sama. Samiuteńka jak ten palec.

21.48

  Mam   okropnego   doła.   Przede   mną   rozpościera   się   mroczna   próżnia   życia. 

Strasznie długa, ciemna ulica zmierzająca ku nicości. Nagle prawie dostałam jakiegoś ataku, 

background image

bo na parapet wskoczyły kocury. Miauczały żałośnie, wpatrując się prosto w moje oczy. No, 

w każdym razie Angus wpatrywał się PROSTO w nie. Oba głośno zawodziły.

To znak! Wyczuły mój ból i przyszły, by dodać mi otuchy. Lamentowały razem ze 

mną.

Dziwne jednak było to, że nic nie słyszałam. Otworzyłam okno. Koty dalej miauczały 

żałośnie, zaglądając mi prosto w oczy. Wtedy zrozumiałam, dlaczego ich nie słyszęNawet 

im się nie chciało robić tego na głos. Tylko udawały, że miauczą.

No to zostaną na zewnątrz. Dlaczego miałabym być dla nich miła? Dla mnie nikt nie 

jest miły. Angus i Gordy przychodzą tylko po to, żeby coś zjeść i mnie podręczyć, a potem 

idą się bawić.

Mam nadzieję, że spadnie śnieg.

Cztery minuty później

Co prawda w środku lata byłoby to dość niezwykłe zjawisko, ale idealnie pasowałoby 

do mojego nastroju. A futrzaki dostałyby nauczkę.

W moim pokoju

22.00

  No super, wróciły świry.  Słyszę,  jak śpiewają  z beznadziejnym  irlandzkim 

akcentem: „Jadziem do Dublina!”. Lepiej udawać, że śpię. Kompletnie ubrana wskoczyłam 

do łóżka i zgasiłam światło.

U   mościłam   się   wygodnie   i   nagle   dotknęłam   stopami   czegoś   futrzanego.   To   coś 

zaczęło   mruczeć.   Koty!   Jak   one   dostały   się   do   mojego   łóżka?   Mam   otwarty   lufcik,   ale 

przecież nie skoczyłyby aż tak wysoko. Pewnie w magazynku, wśród wędek taty, trzymają 

sprzęt alpinistyczny. Za późno wyciągać je spod kołdry, bo już słyszę jakiś koszmarny hałas 

na schodach. Błagam, żeby tylko Vati nie zaczął mi śpiewać irlandzkich piosenek i tańczyć z 

podwiniętymi nogawkami spodni. Ale usłyszałam głos Mutti:

- Bob, zrób herbaty! Położę Libby spać i zajrzę na chwilę do Georgii.

Wtedy zrozumiałam, co to za hałas. Tb moja słodka siostrzyczka chrapała jak prosię. 

Chrapanie ucichło, kiedy mama zaniosła ją do jej pokoju. Usłyszałam odgłos zamykanych 

drzwi. Może nie wejdzie do mnie? Niestety, Drzwi mojego pokoju otworzyły się i mama 

podeszła do łóżka. Nie otworzyłam oczu, ale wyczułam jej  obecność. - Gee, nie śpisz? - 

spytała szeptem. Zaczęłam udawać, że chrapię. I wtedy poczułam, jak koty wiercą się pod 

pościelą. Coś mokrego i szorstkiego dotknęło moich stóp. O Boże, to ich języki. Lizały mnie 

tymi swoimi obrzydliwymi kocimi językami! Bleeee. Ohyda. Nie mogłam tego wytrzymać. 

background image

Musiałam jednak leżeć nieruchomo.

Czułam się jak w tej opowiastce, którą czytaliśmy na łacinie. Dwaj chłopcy ze Sparty 

ukradli kurczaki. Kiedy zobaczyli, że idzie ich właściciel, włożyli je sobie do spodni (czy co 

tam noszono w Sparcie). Chłop spytał: „O, młodzieńcus, czy wizieliścius moje kurczakus?” 

(robocze tłumaczenie z łaciny).

Chłopcy odpowiedzieli: „Twoje kurczakus? Ależ skądus”. A chłop na to: „Coś mi się 

wydajus, że je maciuś...”.

Kurczaki   cały   czas   drapały   i   dziobały   klejnoty   chłopców.   W   końcu   chłop   sobie 

poszedł, a chłopcy powlekli się do domu, oddali kurczaki mamie, po czym zmarli wskutek 

odniesionych ran. Cała Sparta oddała im honor, bo nie złamali się pod presją. Jak już wiele 

razy powtarzałam, łacina to straszne badziewie.

Ale na czym to ja stanęłam? A tak, czułam się podobnie jak ci chłopcy. Poddano mnie 

językowym torturom. Nie mogłam krzyknąć ani nic. Mama położyła mi rękę na głowie i w tej 

samej chwili koty zaczęły lizać wewnętrzną stronę moich nóg pod kolanami. Boże drogi. Jeśli 

posuną się trochę wyżej, chyba tego nie zniosę.

22.10

  W końcu mama poddała się i wyszła z pokoju. Zapaliłam światło, zdarłam z 

siebie kołdrę i odsłoniłam pożeraczy moich nóg.

- Wynocha z mojego łóżka, i to JUŻ!!! - ryknęłam.

Zamrugały porażone światłem. Angus położył jedną łapę na mojej nodze i wysunął 

pazury. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Doskonale wiem, że on mnie rozumie, W końcu 

jestem jego panią. Jego wielką, bezwłosą panią. Wie, że powinien mi być posłuszny. Inaczej 

może się pożegnać z kocimi przysmakami. Gapił się na mnie i gapił, po czym wysunął z 

pyszczka koniuszek języka. Udawał idiotę! Gordy spojrzał na mnie jednym okiem, po czym 

w ułamku sekundy zasnął i przewrócił się na grzbiet.

I po co to wszystko?

Angus zwinął się w kłębek i też usnął. Nie miałam siły się z nimi szarpać, więc znowu 

przykryłam się kołdrą. Chciało mi się płakać. I rzeczywiście się rozbeczałam. Łzy napłynęły 

mi do oczu. Jak coś takiego mogło mnie spotkać? Przecież nie jestem złym człowiekiem. No 

dobrze, czasami bywam niemiła dla Jas, ale to zupełnie zrozumiałe. Już nigdy w życiu nie 

pójdę do szkoły. Lindsay dowie się, co się stało, i nie da mi żyć.

Jestem taaaka nieszczęśliwa i samotna.

Dwie minuty później

background image

Koty zaczęły głośno kichać pod kołdrą, a chwilę potem wczołgały się na poduszkę.

Dwie minuty później

Gordy   leży   z   jednej   strony   mojej   głowy,   a   Angus   z   drugiej.   Pewnie   czują   moje 

cierpienie.

Pięć minut później

Angus włożył mi język  do ucha!!! Ohyda! Co prawda nie mam chłopaka, ale nie 

zamierzam dochodzić do punktu szóstego z własnym kotem!

Sobota, 25 czerwca

8.30

  Po przebudzeniu się myślałam, że oślepłam. Okazało się, że powieki mi się 

skleiły, bo nie zmyłam sobie tuszu do rzęs.

Powlokłam   się   do   łazienki.   Wszyscy   jeszcze   spali.   Z   każdego   pokoju   dochodziły 

odgłosy chrapania.

W łazience

Przejrzałam się w lustrze. Włosy sterczały mi z jednej strony, a tusz i cienie rozmazały 

się wokół oczu, przez co wyglądałam jak panda. I chyba  spałam na twarzy,  bo mój nos 

kompletnie się rozpłaszczył. Ale co mnie to obchodzi? Nie przejęłabym się, gdyby rozkwasił 

mi się na całą głowę.

Może przemienię się w nos z rękami i nogami? Chodzący nos, jak Vati. Nikomu się 

nie podobam. Już nigdy nie znajdę sobie chłopaka.

W kuchni

Wypuściłam koty, bo nie chciało im się przeciskać przez klapkę w drzwiach. Siedziały 

przed drzwiami, gapiąc się na nią i miaucząc przeraźliwie. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, 

wybiegły do ogrodu, przeskoczyły murek i popędziły nad staw Pana Sąsiada. Zawsze to robią. 

Co rano lecą prosto nad ten staw i wgapiają się w wodę. Dobrze wiedzą, że nie ma tam 

złotych rybek. Wiedzą, bo same je zjadły. Myślą, że w nocy jakiś Wszechmocny Kocur z 

nieba zesłał im deszcz rybek czy jak?

Chętnie bym im wyjaśniła, że w niebie nie istnieje żaden Wszechmocny Kocur.

W moim pokoju

background image

Z powrotem na łożu boleści

10.00

  Jeszcze nie zmyłam tego makijażu w stylu pandy. Podoba mi się. Może w 

ogóle przestanę się myć? Z dołu dochodzą odgłosy życia. Mama woła: - Georgia, idziemy 

popływać! Wybierzesz się z nami? Nawet mi się nie chciało odpowiedzieć. Kobieta - panda 

nie chodzi na basen, tylko tkwi w swoim pokoju jak Lady Havisham z tej książki Dickensa, 

jak jej tam, Durne nadzieje czy coś w tym stylu. Bohaterka ma wyjść za mąż, ale narzeczony 

nie przychodzi na ślub i od tej pory Lady Havisham przez całe lata siedzi w ślubnej sukni w 

swoim pokoju i porasta pajęczynami. Aż w końcu niechcący podpala się świeczką. Ten cały 

Dickens to niezły Jajcarz. Dogadałby się z Mówcie - Mi - Arnoldem.

Pół godziny później

Poszli. Zostałam sama jak ten palec. ZNOWU. Wiem, co się stanie. Drużyna Asów 

przez cały ranek będzie do mnie wydzwaniać i pytać, co się dzieje.

Dwie minuty później

Ciekawe, czy wczoraj wieczorem Masimo spotkał się z Nudną Lindsay. Wyobrażam 

sobie, jaką minę będzie miała w poniedziałek. Chyba pęknie z dumy. I jak ta głupia będzie 

machała  na  wszystkie   strony   przedłużonymi  włosami.   Aaaa!   Już   dłużej   tego   nie   zniosę. 

Muszę stąd uciec.

Minutę później

Mogłabym wsiąść na prom do Paryża i zamieszkać w garsonierze. Podejmę wszystkie 

swoje oszczędności z konta i pojadę. Au revoir tout le monde

.

Pięć minut później

Z tym  że nie mam żadnych  oszczędności. Zapomniałam, że kupiłam te idiotyczne 

buty, które lekarz musiał operacyjnie usunąć mi ze stóp.

W pokoju Libby

Dziesięć minut później

To okropne, co robię, ale jestem zdesperowana. Muszę rozbić świnkę - skarbonkę 

Libby. Po latach na pewno mi wybaczy i zrozumie, że jej siostra miała już wszystkiego dosyć.

 Au revoir... (fr.) - żegnaj, cały świecie.

background image

Dwie minuty później

Jak można wpychać pieczoną fasolę do skarbonki?

A może Libby się wydaje, że to prawdziwa świnka? Pewnie tak.

Jej pokój wygląda jak z horroru. Wszędzie leżą części lalek i obrzydliwe sterty majtek 

z niezidentyfikowaną zawartością.

11.00

 Dzwonek do drzwi.

Nie otworzę. To pewnie Pan Sąsiad ze skargą na koty, które uwięziły jego żonę w 

szklarni. Albo zjadły Durne Pudle.

Albo przyszła policja wezwana przez sąsiadów zaalarmowanych strojem do surfingu 

dziadka.

Tak czy siak, nie otworzę.

11.05

 Znowu dzwonek. Idźcie sobie.

11.07

 I znowu. Nie otwieram.

11.10

 Telefon. Boże, co znowu?!

11.11

  To   pewnie   któraś   z   dziewczyn.   Może   lepiej   po   gadać   z   kimś   o   swoim 

cierpieniu? I tak potwornie się nudzę i dołuję.

- Halo, tu hotel złamanych serc.

Ciao, Georgia.

Masimo!   Miał   absolutnie   cudowny   głos,   boski   i   mmmmmm...   Ja   oczywiście 

zapiszczałam jak myszka:

- Yyy... ciao.

- Georgia, chciałem... jak to się mówi... mi dispiace... przepraszam, że nie dzwoniłem, 

ale wczoraj późno wróciłem do domu... no, ale dobrze, że teraz jesteś.

Próbowałam zachowywać się na luzie i nonszalancko, nie jak kobieta - panda. - A tak, 

tak, jestem, dobre, dobre, cha, cha, cha, cha. Roześmiałam się na głos czy tylko w myślach? 

Po chwili milczenia Masimo spytał: - Wpuścisz mnie?

- Jasne,   zadzwoń   do   drzwi,   kiedy   przyjdziesz   i...   Rozległ   się   dzwonek.   O 

jacieprzepraszam, to on!!!

background image

- Ale ja jestem... hmmm... nieubrana - powiedziałam do słuchawki.

Roześmiał się. Nie do słuchawki, tylko przez drzwi. Przez matowe szkło widziałam 

zarys jego sylwetki.

Będę musiała rozmawiać z nim przez drzwi! Ale jeżeli ja go widzę przez szybę, to 

znaczy, że i on widzi mnie. Cofnęłam się za stolik, na którym stał telefon. Nie wiem dlaczego. 

Dostrzegłam swoje odbicie w lustrze. Gott Himmel

, wyglądałam jak Koch - wiecie, jeden 

z   tej   rodziny   Kochów   z   podręcznika   do   niemieckiego.   Właściwie   wyglądałam   jak   Koch 

zaadoptowany przez wilki. Nie mogłam gadać z nim przez drzwi.

- Poczekaj, tylko się ubiorę - powiedziałam. Znowu się roześmiał.

Dobrze,   ale   jeśli   chodzi   o   mnie,   to   nie   musisz.   -   Znów   śmiech.   -   Poczekam   na 

zewnątrz. O, przyszły twoje koty.

- Nie pozwól im się zbliżyć do swoich spodni - powiedziałam.

Che

- spytał, ale ja już popędziłam na górę.

Totalna histeria

Dwie minuty później

Szybko, szybko, muszę się ubrać. Coś seksownego, ale na luzie. Dżinsy? Spódnica z 

frędzlami? Dżinsy czy spódnica? Spódnica czy dżinsy? O NIEEE, TYLKO NIE TO!

Dżinsy i top z napisem: „Czadu, mała!”? Tak, tak, dobrze, może być.

Dwie minuty później

Nie miałam czasu umyć twarzy i użyć toniku, więc starłam tylko rozmazany makijaż 

wokół oczu i ponownie umalowałam rzęsy i usta. Ręce tak mi się trzęsły, że nie użyłam 

eyelinera. Jeszcze bym sobie zrobiła esy - floresy na całej twarzy.

Na   domiar   złego   mój   mózg   zaczął   rozmawiać   sam   ze   sobą.   „Masimo   sprawiał 

wrażenie   wyluzowanego   i   wesołego,   prawda?   Chyba   nie   był   w   nastroju   na   porzucanie 

dziewczyny”. „Tak, a kiedy powiedziałam, że muszę się ubrać, odparł: „Jeśli chodzi o mnie, 

to nie musisz” To objaw czerwonotyłkowatości, prawda?” „Z cała pewnością”.

Dwie minuty później

Pognałam na  dół do łazienki. Moje włosy wyglądały, jakby w nie piorun strzelił. O 

nieee!!! Posmarowałam je żelem i przygładziłam. Potem połknęłam pół tubki pasty do zębów. 

 Gott (niem.) - Bóg; Himmel (niem.) - niebo.

 Che (wł.) - co.

background image

Mój nos wyglądał na rozpłaszczony, więc ugniotłam go po bokach, żeby mu nadać właściwy 

kształt.

Minutę później

A   teraz   muszę   poćwiczyć   spontaniczny   uśmiech.   Język   za   zęby.   Dobrze,   dobrze, 

doskonale.

I zapomnieć o idiotycznym chichocie! Cha, cha, cha, cha, chi, chi, cha, cha!!!

I szybciutka próbka wikingowego disco, żeby wyżyć i nagle nie zatańczyć go przed 

Masimo. Tup, tup, dziab, dziab, paść na kolana i... RÓÓÓÓÓG!

Minutę później

Gotowa.

Okulary przeciwsłoneczne? 

Dobra myśl. 

A więc okulary. 

I otwieram drzwi. 

Oddychaj, oddychaj.

Masimo był koło furtki. Skuter zaparkował przy ulicy I siedział na siodełku, tyłem do 

mnie, przyglądając się kotom. Pan z Naprzeciwka pewnie niedawno mył samochód, bo przed 

jego domem stało wiadro z mydlinami, z którego pił Gordy. Miał cały pyszczek w pianie. 

Angus leżał w samochodzie na kierownicy. Z tylnego siedzenia wyglądała Naomi. Pan z 

Naprzeciwka wkurzy się, kiedy ich zobaczy, ale co mnie to obchodzi?

Milczałam. Częściowo z nerwów, ale również dlatego, że nie mogłam jednocześnie 

uśmiechać się i mówić. Masimo pewnie wyczuł moją obecność, bo się obejrzał. Myślałam, że 

zemdleję. Miał na sobie odlotowy stalowoniebieski top zapinany na suwak, a na nosie okulary 

przeciwsłoneczne. Kiedy je zdjął, słońce odbiło się w jego oczach, które zrobiły się niemal 

żółte. Były po prostu niesamowite, a przez te gęste, podwinięte rzęsy nadawały mu senny 

wygląd. Zsiadł ze skutera i powoli podszedł do mnie. On nawet ma włoski sposób poruszania 

się, jakby tańczył wolnego. Jest wysoki, ma nieco dłuższe włosy niż inni chłopcy, ciemne i 

lekko kręcone. Już zapomniałam, jakie z niego ciacho. Nie mogłam się ruszyć z miejsca, bo 

straciłam władzę w nogach.

Dalej szedł w moją stronę. Może zerwie mi okulary z twarzy i wykrzyknie: „Georgio, 

jesteś przepiękna!”, jak w kiczowatych romansach? Albo zerwie mi okulary, zobaczy mój 

rozpłaszczony nochal i szybko założy mi je z powrotem. Zamknij się, mózgu, nie wtrącaj się!

background image

Jakiś milion lat później stanął tuż przede mną. Nadal nic nie mówił. Pochylił się i 

wtedy   pomyślałam:   „Zagrzmijcie,   dzwony   Anglii!   Zaraz   mnie   pocałuje!   Wszystko   się 

ułoży!”.

Zdjął mi okulary, a potem cmoknął w policzki. Co to ma znaczyć? Tak to mnie moja 

ciocia może pocałować!

- Przejedźmy się, cara - zaproponował.

Udało mi się kiwnąć głową. Jakimś cudem mi nie odpadła.

Był śliczny, letni poranek. Masimo podał mi zapasowy kask. Usiadłam  za  nim  na 

siodełku. Kiedy uruchomił silnik, byłam zbyt zdenerwowana, by go objąć w pasie, ale z 

drugiej strony nie chciałam spaść ze skutera. Przytrzymałam się siodełka, ale powiedział: 

„Obejmij mnie”. Położyłam ręce na jego pasie. Lekko. On jednak ujął je, położył sobie na 

talii i dał gazu.

Byłam taka szczęśliwa, że znowu z nim jestem! Popędziliśmy zatłoczoną High Street. 

Niestety, nie zobaczyłam nikogo znajomego. Szkoda, że stara Ośmiornica nas nie widziała. 

Potem wyjechaliśmy z miasta. Miałam nadzieję że z powodu kasku nie zrobi mi się fryzura w 

stylu Ryszarda III, tak popularna wśród seryjnych morderców. Postanowiłam jednak, że tym 

martwić się będę później.

Milczeliśmy. To znaczy on spytał: „W porządku?”, a ja potakująco kiwnęłam głową, 

ale uświadomiłam sobie, że nie zobaczy tego, chyba że jest sową i może obracać głowę o 

trzysta sześćdziesiąt stopni. Ryknęłam więc:

- Tak, w porządku! Niestety,  w tej chwili do ust wpadła mi mucha. Bardzo duża, 

prawie jak mały nietoperz. Myślałam, że się udławię. Próbowałam ją wypluć.

Całe szczęście, że Masimo tego nie widział.

Kiedy tak krztusiłam się i dławiłam, Masimo spytał:

- Co mówiłaś? Ble, bleee, mam w ustach robala! Ale tego oczywiście nie mogłam 

powiedzieć Bogowi Miłości. W końcu udało mi się wypluć muchę i wrzasnęłam:

Śpiewałam sobie! Roześmiał się i ścisnął mnie za rękę. Ojej.

Piętnaście minut później

Pod lasem Downland pomógł mi zsiąść ze skutera. Miałam nadzieję, że do zębów albo 

błyszczyka na wargę ich nie przykleiły mi się odnóża muchy. Położyliśmy kalki na siodełku i 

ruszyliśmy do lasu. Szłam za Masimem, po drodze próbując nastroszyć włosy. Kurczę, zbiły 

się jak beton. Od jazdy na skuterze nogi mi się trzęsły.

Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Usiadł na powalonym drzewie i poklepał 

background image

miejsce koło siebie.

Och,   jak   cudownie!   Zaraz   mnie   pocałuje!   Całe   szczęście,   że   nie   przesadziłam   z 

błyszczykiem. A jeżeli się nie zgramy i nasze głowy się zderzą?

Ujął w dłonie moją twarz, odwrócił ją do siebie, spojrzał mi prosto w oczy i tak jakby 

westchnął.

A jeżeli przydarzy mi się to samo co Jas i w połowie pocałunku sparaliżuje mi usta?

Wtedy mnie pocałował. Bardzo mocno, aż musiałam się przytrzymać kłody, żeby z 

niej nie spaść i się nie wygłupić.

Och, jak cudownie było  znowu się z nim całować! Położył  obie dłonie na moich 

plecach i przyciągnął mnie do siebie. Dlaczego moje ręce wisiały tak bezwładnie? Wróciłam 

myślami do lekcji całowania się z Chłopakiem - Robalem. Co to on mówił o rękach? A, tak, 

położyć mu dłonie w pasie. Dobra, zrobione. Ręce mnie posłuchały. Świetna robota, rączki. 

Nie   wiem,   jak   długo   się   całowaliśmy,   bo   nie   miałam   zegarka,   a   poza   tym   mózg   chyba 

wypłynął mi uszami. Mogłabym całować się tak całą wieczność.

Och, dzięki Ci, Dzieciątko Jezus, moje modlitwy zostały wysłuchane. Nie byłoś zbyt 

zajęte, by je spełnić. Obiecuję, że już nigdy w Ciebie nie zwątpię. W końcu Masimo oderwał 

się ode mnie. Cmoknął mnie lekko w usta, więc miałam czas na dojście do siebie. Położył 

dłoń na moim policzku i zajrzał ml głęboko w oczy. Mój mózg odmówił współpracy. Masimo 

uśmiechnął się lekko, leniwie. Och, kocham go, kocham! Znowu delikatnie pocałował mnie w 

usta i pogłaskał po włosach. (Z tymi dziesięcioma kilogramami żelu na pewno były bardzo 

przyjemne w dotyku).

Odchrząknął i powiedział:

- Och,   piękna   Georgio,   bardzo   za   tobą   tęskniłem.   Uważam,   że   jesteś...   jak   to   się 

mówi... szalona. Wszyscy ze Sztywnych Dylanów mówią: „Tak, ta dziewczyna jest szalona”. 

Ale lubią cię. I ja też bardzo cię lubię. Dom powiedział mi, że podrywałaś jego tatę.

Czy ta historia będzie się za mną wlokła przez całe życie?

Stało się to w czasach, kiedy chodziłam z Robbiem, którego imienia nie zamierzam 

wymieniać.  Zresztą  mniejsza  z nim,  już w  ogóle go nie  pamiętam.  Ojej,  jak mi  dobrze! 

Chciało mi się śpiewać: „Na wzgórzach rozbrzmiewają dźwięki fig”. Ale nie zaśpiewałam.

Wtedy   Masimo   ścisnął   mnie   za   ramię   i   wstał.   Odwrócił   się   twarzą   do   mnie   i 

powiedział:

- Pytałaś,   czy...   powiedziałaś,   że   chcesz,   żebym   był   z   tobą...   jak   to   się   mówi   w 

Anglii... żebyśmy ze sobą chodzili. Zgadza się?

O tak, mój Rockandrollowy Boże Miłości, tak! Ale Masimo jeszcze nie skończył...

background image

Powrót męczarni

W moim pokoju

16.00

 Już nie cierpię z miłości. Serce mi nie pęka, nie załamuję rąk i nie zalewam się 

łzami. Teraz znalazłam się w istnej otchłani rozpaczy.

Masimo   powiedział,   że   nie   chce   ze   mną   chodzić.   Nie   chce   chodzić   z   żadną 

dziewczyną. Stwierdził, że dla niego za wcześnie na poważny związek. Chciałby nadal się ze 

mną spotykać, ale na takich samych zasadach jak do tej pory, czyli „dla zabawy”.

Dla zabawy.

Powiedział, że jestem „piękną dziewczyną”.

Ale widocznie niewystarczająco piękną.

Kiedy to oznajmił, nie mogłam znieść jego obecności.

Objął mnie i spytał:

- Czy możemy nadal się spotykać? Mogę do ciebie dzwonić?

Udało mi się odzyskać godność i odpowiedzieć:

- Nie, raczej nie.

- Jest mi bardzo smutno.

Wtedy z jakiegoś  powodu bardzo wesołym  głosem rzuciłam, że umówiłam  się ze 

znajomymi, którzy mają dom po drugiej stronie lasu, i poszłam sobie, zostawiając go samego.

Parę minut później usłyszałam cichnący odgłos jego skutera. Byłam sama w lesie.

A po jego drugiej stronie nie mieszkali żadni moi znajomi.

Dwie godziny wracałam do domu. Kiedy oznajmił, że nie chce ze mną chodzić, byłam 

w takim szoku, że te dwie godziny zleciały jak z bicza trząsł.

Na automatycznej sekretarce znalazłam wiele wiadomości. Wszystkie od dziewczyn z 

Drużyny Asów. Na przykład:

„Zadzwoń”.

„Zadzwoń koniecznie”.

I od Svena:

„Cześć, mała!!!”.

Jakoś nie potrafiłam się zmusić, żeby do nich oddzwonić.

17.00

  Mama  przyniosła  mi herbatę.  Kiedy weszła  próbowałam  schować  twarz w 

książce,   ale   łzy   zaczęły   mi   kapać   na   kartki.   I   to   wcale   nie   dlatego,   że   książką   tą   był 

background image

Kopciuszek.

- Nie martw się - pocieszyła mnie. - Książę w końcu ją odnajdzie, a pantofelek...

Nagle jednak zrozumiała, że to coś poważniejszego. Podeszła i przytuliła mnie. Wtedy 

rozchlipałam się na dobre i wszystko jej opowiedziałam.

- On... - chlip, chlip... - kiedy przyszedł... najpierw myślałam, że nie przyjdzie, ale... a 

potem... do lasu... całowaliśmy się, ale nie spadłam z kłody... i powiedział „nie”, i poszłam 

odwiedzić znajomych za lasem... których nie mam.

Zapewniła mnie, że wkrótce poczuję się lepiej. Nie wierzę - odparłam. Zobaczysz.

- Kiedy?   Za   czterdzieści   lat,   jak   będzie   czas   umierać?   Kiedy   poczuję   się   lepiej? 

Dzisiaj?

No nie, jeszcze nie dzisiaj.

- No to kiedy?

Może nawet nie w tym tygodniu.

- W przyszłym?

W końcu powiedziała „kiedyś”.

Miła perspektywa, co?

Spytała, czy mam ochotę na rybę z frytkami, ale zupełnie straciłam apetyt. Czuję się 

tak, jakby dwunastu wkurzonych facetów po kolei rąbnęło mnie w brzuch. A potem przyszli 

ich kumple i dla śmiechu zaczęli po mnie skakać.

18.30

  Przyszła  Libby,  żeby pochwalić się swoimi bucikami klauna. Wujek Eddie 

często kupuje jej różne głupoty w sklepie ze śmiesznymi  rzeczami. W normalnej sytuacji 

roześmiałabym   się,   bo   założyła   również   takie   okulary   z   wyskakującymi   oczami   na 

sprężynkach.

- Nie dzisiaj, Bibbs - powiedziałam. - Boli mnie głowa. Bądź grzeczna.

To niesamowite, ale wyszła na palcach w tych swoich olbrzymich butach, szepcząc po 

drodze: „Cśśśś...”, po czym bardzo cichutko zamknęła drzwi. Po czym wrzasnęła:

- Mamusiuuuuuuu!!

- O co chodzi, Bibbs?

- Ginger strasznie boli głowa! NA MIŁOŚĆ BOSKĄ, ZAMKNIJ SIĘ!

Gdzie ona się uczy takich wyrażeń?

Piętnaście minut później

Ubrałam się i wyszłam do ciemnego ogrodu. Nikt mną nie zatęskni.

background image

20.30

 Siedzę na drzewie w ogrodzie. Jak porzucona sowa. Oczy mam podpuchnięte, 

ale zaglądam przez kuchenne okno Państwa Sąsiadów. Szkoda, że to widzę.

Pani Sąsiadka ma  na  sobie różową, kwiecistą, bawełnianą koszulę nocną. Wygląda 

szalenie atrakcyjnie (to żart). No, ale nie można jej winić. W końcu jest żoną najnudniejszego, 

najgrubszego faceta  na  świecie (nic nie mówię o swoim Vati, bo oznaczałoby to bigamię). 

Durne Pudle siedzą przy kuchennym stole, pijąc ze spodeczków. Ohyda. I mają na sobie 

piżamki. POWAŻNIE.

Dla   dopełnienia   tego   koszmaru   wszedł   Pan  Sąsiad.   Spod   szlafroka   wystają   mu 

koszmarnie chude nóżki, które z ledwością podtrzymują jego wielki tyłek. Są białe jak kreda. 

Bardziej przypominają fasolkę szparagową niż nogi.

Ojoj,   prawie  spadłam   z  drzewa!   Pan  Sąsiad   nie  ma  pod  spodem  piżamy!  Jest  na 

golasa! Kiedy schylił się po jednego z pudli, zobaczyłam jego nagość w całej okazałości. 

Niechcący obejrzałam pornosa.

Szybko zmieniłam pozycję i odwróciłam się do niego plecami.

Po drugiej stronie ulicy Naomi szoruje zadkiem o chodnik i miauczy przeraźliwie. 

Niezbyt to romantyczny widok, no, ale tylko w ten sposób potrafi okazać miłość Angusowi.

Dwie minuty później

Jej metoda zadziałała, bo na ulicy pojawił się mój futrzany macho. Zaczął obwąchiwać 

Naomi. Nie można powiedzieć, żeby trzymała  go na dystans. Chyba  że kładzenie się na 

grzbiecie i wtykanie pupy komuś w twarz to utrzymywanie dystansu.

Takie jest życie.

Dziesięć minut później

Ciekawe, co Masimo teraz robi. Korzysta z uroków wolności? Na pewno nie myśli o 

mnie. Może wszystkim dziewczynom mówi, że są piękne? Ciekawe, czy zawiózł inną do tego 

lasu.

Jedyna   gorsza   myśl   jest   taka,   że   zacznie   umawiać   się   z   Nudną   Lindsay.   Jestem 

przekonana,   że   spełniłaby   każde   jego   żądanie,   na   przykład:   „Chciałbym,   żebyś   na   nasze 

randki przychodziła w papierowej torbie na głowie”. Co, muszę stwierdzić, miałoby sporo 

sensu.

Pięć minut później

background image

Zaczęłam marznąć i drętwieć, więc postanowiłam wrócić do łoża boleści, żeby dla 

odmiany tam pocierpieć. Nagle jednak usłyszałam jakieś głosy i zobaczyłam Marka Wielką 

Japę z kumplami znanymi również jako Tępaki. Usiedli na naszym murku pod drzewem.

Palili jak dzieci. Wiecie, w bardzo idiotyczny sposób - zaciągali się aż po same pięty, 

po czym dostawali ataku kaszlu. Nie przerywali przy tym rozmowy. A gadali same głupoty.

Przez chmurę dymu i chóralny kaszel dobiegł mnie głos Marka:

- Tak, ta Charlotte z wielkimi melonami ciągle poprawiała sobie włosy, więc chyba 

mam u niej szanse.

Drugi superogier powiedział, dusząc się od kaszlu i drapiąc po pryszczatej brodzie:

- Moglibyśmy zaproponować trójkącik jej zezowatej kumpelce.

Powariowali czy jak?

Wtedy przyszedł Oscar, ten małoletni idiota. Jego rodzice z pewnością bardzo by się 

ucieszyli, że ich syneczek buja się z największymi idiotami w mieście.

- Zajarasz, stary? - spytał go Mark Wielka Japa.

O, to może nawet być dobre. Chciałabym zobaczyć, jak Oscar dusi się na śmierć.

- Nie, dzięki, stary, jarałem przed chwilą - odparł. Jasne, każdemu wolno marzyć, 

tępaku.

Pięć minut później

Boże, myślałam, że gadanie Jas to najnudniejsza rzecz na świecie, ale w porównaniu z 

nimi moja kumpela to prawdziwa lwica salonowa. Już nigdy w życiu jej nie skrytykuję.

Kiedy już przestali strzepywać popiół  na  nasz murek, zaczęli bredzić o tym, jak się 

ustawią na meczu rugby, który planowali. Nie ma to jak odrobinka przemocy, żeby zrobić 

wrażenie na panienkach. Potem zaczęli przybijać sobie piątki. Po co chłopcy to robią? W 

końcu   poleźli   i   mogłam   zejść   z   drzewa.   Jeśli   wszyscy   chłopcy   tacy   są,   to   może 

staropanieństwo nie jest aż tak złym rozwiązaniem?

21.30

 Kiedy wróciłam, w domu panowała dziwna cisza. Otworzyłam drzwi do salonu 

i   zobaczyłam   przerażający   widok.   Znacie   te   filmy,   w   których   bohater   wraca   do   domu   i 

znajduje kocie wnętrzności rozsmarowane po ścianach i szaleńca z siekierą, który nuci coś 

sobie pod nosem?

No więc to było o wiele gorsze.

Mufti i Vati byli tam razem.

Sami.

background image

Na kanapie. Tuż koło siebie.

A Mufti głaskała Vatiego po brodzie!!!

Niedziela, 26 czerwca

9.00

 Zostawiłam mamie liścik:

Kochana mamo!

Poszłam do kościoła. Wciąż jestem bardzo zdenerwowana i nie chcę z nikim o tym rozmawiać. Czy 

mogłabyś odbierać telefony do mnie i mówić wszystkim, że wybrałam się do dziadka? Wrócę na lunch, ale i tak 

nic nie zjem

Całuję, Georgia

W drodze do kościoła

9.45

 Bóg nie może powiedzieć, że się nie staram. Kiedy ostatni raz byłam w Domu 

Bożym.

Mówcie - Mi - Arnold okropnie się na mnie wkurzył. To bardzo niechrześcijańskie. W 

końcu nic się nie stało tej emerytce, której niechcący podpaliłam chustkę. Zresztą sama była 

sobie winna. Do tego walnęła mnie w ramię torebką, a ja nie poskarżyłam się nawet słowem.

Ponieważ można mi jednak zarzucić, że zwracam się do Boga tylko wtedy, gdy czegoś 

od Niego chcę, postanowiłam po drodze poćwiczyć pokorę. Pomodliłam się w duchu: „Boże, 

jesteś   taki   wielki.   I   omnipotentny,   a   nie   impotentny,   jak   to   kiedyś   przez   pomyłkę 

powiedziałam Chciałam tylko powiedzieć, że Twoje cudowne czyny robią na nas wszystkich 

ogromne wrażenie. Zwłaszcza to, że przemieniłeś wino w... oj, nie, na odwrót, wodę w wino, 

i że chodziłeś po wodzie. Wiem, że to wszystko zrobiło Dzieciątko Jezus, ale to Ty za tym 

stałeś. Jestem ligo pewna. Ale Ty się nie  przechwalasz. Oczywiście mógłbyś, gdybyś tylko 

chciał. Wybacz mi moje złe uczynki, a także to obrzydliwe podlizywanie się, ale jesteś po 

prostu super”.

Z powrotem w moim pokoju

12.30

 Co za marnacja czasu.

Moja wizyta w kościele była bardzo dziwna. Organistka (która wcale nie wyglądała 

jak normalna kobieta, chyba że normalna kobieta ma ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, nosi 

rozciągnięte swetry i ma czterodniowy zarost) zagrała kilka melodii z musicali. Babcie, czyli 

większość obecnych wiernych, pewnie nawet tego nie zauważyły, ale ja nie po to chodzę do 

Świątyni Bożej, by wysłuchiwać Hello, Dolly!

background image

Musieliśmy dołączyć się do chóru. I machać rękami.

Mówcie   -   Mi   -   Arnold   wygłosił   kazanie,   siedząc   u   naszych   stóp   na   worku 

wypełnionym grochem. Mówił chyba głównie o lodach. Kto wie?

Kogo to obchodzi?

Ja w każdym razie nie słuchałam.

Wieczorem

Ale może ta wizyta w kościele jakimś cudem utwierdziło Boga w przekonaniu, że nie 

jestem aż tak złym człowiekiem, bo jakoś poprawił mi się nastrój. No, może nie zanadto, 

wciąż jestem nieszczęśliwa, ale postanowiłam zwracać większą uwagę na pozytywne aspekty 

tej sytuacji. Masimo właściwie nie powiedział, że mu się nie podobam. Wręcz przeciwnie. 

Tylko na razie nie chce mieć dziewczyny. To nie moja wina, po prostu takie są fakty. Poza 

tym   podobam   się   Dave'owi,   mam   fajne   kumpelki   i   nie   jestem   głodującym   dzieckiem   w 

Afryce. (Szczerze mówiąc, zjadłam nieco za dużo makaronu).

W każdym razie próbuję wziąć się w garść.

background image

Weź się w garść

Poniedziałek, 27 czerwca

„Weź się w garść” - to moje motto na dzisiaj.

8.30

 Jas czekała na mnie. Z ciekawości mało ze skóry nie wylazła.

- No? No??? - dopytywała się.

- No co?

- Jak było z Masimem? Co powiedział? Dzwoniłam chyba z miliard razy.

- Wiem.

- Wszystkie do ciebie dzwoniłyśmy.

- Nie chcę teraz o tym mówić. To zbyt osobiste.

- Rzucił   cię,   tak?   Chociaż   właściwie   nie   mógł   cię   rzucić,   nigdy   ze   sobą   nie 

chodziliście. Tak więc w sensie technicznym nie jesteś porzucona. Dla twojej dumy to bardzo 

dobrze.

Co takiego?!

Na apelu

Cała Drużyna Asów gapiła się na mnie, ale ja z dumą patrzyłam prosto przed siebie. 

Może ze zbyt wielką dumą, bo Ro Ro spytała mnie szeptem:

- Co ci jest? Dlaczego tak dziwnie stoisz? Zrobiłaś kupę w majtki?

Ani śladu Nudnej Lindsay, więc jeszcze nie muszę Udawać wesołości.

Na przerwie

Powiedziałam dziewczynom, co się stało. Były dla mnie bardzo miłe. Mówiły same 

mądre rzeczy i dawały dobre rady. Rosie powiedziała:

- Weź   sobie   tyle   chrupek,   ile   tylko   chcesz.   -   I   specjalnie   dla   mnie   otworzyła 

opakowanie.

Naprawdę wszyscy sprawdzili się jako kumple.

Wszyscy poza Elvisem, który przylazł do nas i zaczął marudzić, żebyśmy pozbierały 

papierki i wrzuciły je do kosza.

Panie Attwood - zwróciłam się do niego - niech pan tylko pomyśli, kiedy już trafi pan 

do   raju   dozorców,   będzie   pan   mógł   całymi   dniami   zbierać   śmieci.   Może   pan   tam   sobie 

background image

wybudować chatkę z puszek po napojach i szyć ciuchy z...

Poszedł sobie, jęcząc i ględząc pod nosem.

- Nawet w chwilach największego cierpienia potrafię wnieść nieco słońca w życie 

innych ludzi - powiedziałam do Jools.

Na biologii

Czy   naprawdę   trzeba   się   wlec   do   szkoły   tylko   po   to,   żeby   się   dowiedzieć,   że   w 

naszych brzuchach znajduje się około czterystu rodzajów różnych bakterii?

I że bąki składają się z pięciu gazów?

Ta   informacja   na   pewno   okaże   się   przydatna,   kiedy   ktoś   puści   wyjątkowo 

nieprzyjemnego bąka. Głęboko się zaciągniemy i powiemy: „Tak, tak, wyczuwam subtelny 

aromat siarki z odrobiną pieczonej fasoli”.

Wuef

Na basenie

W chwilach przygnębienia należy pamiętać, że zawsze komuś powodzi się gorzej. 

Oczywiście mam tu na myśli Okropną P. Green. Nie chcę jej dokuczać, ale muszę przyznać, 

że Bozia poskąpiła jej urody. I dziewczynina nie robi nic, żeby to zmienić. Dziś na basenie 

miała na sobie kostium kąpielowy, który wyglądał... hmmm... niezbyt normalnie. Był cały w 

falbankach   i   z   taką   jakby   spódniczką.   Kiedy   Okropna   R   Green   wskoczyła   do   wody   na 

głębokim końcu basenu, odezwały się ironiczne wiwaty, bo ta spódniczka wypełniła się wodą 

i R Green od razu poszła na dno.

Rozległy   się   gwizdki,   ktoś   włączył   alarm   przeciwpożarowy,   a   w   całym   tym 

zamieszaniu Elvis dostał od kogoś kołem ratunkowym. Nie pytajcie, jak to się stało. Rosie 

poniosło i zaczęła bez umiaru wrzucać koła ratunkowe do wody. Elvis jak zwykle stał w 

nieodpowiednim miejscu.

A swoją drogą, jak to możliwe, że jest ratownikiem na basenie? Pewnie zgłosił się na 

ochotnika, a Chuda jest zbyt głupia, by przejrzeć jego zboczone zamiary. Bardzo dobrze, że 

dostał w twarz kawałem gumy. Koło ledwo go pacnęło w nos, ale oczywiście on podniósł 

wielkie larum. Poza tym czy to w porządku, by dozorca/ratownik mówił przy niepełnoletnich, 

bardzo podatnych na wpływ wy dziewczętach „cholera jasna”?

Wtedy wydarzyła się najstraszniejsza rzecz  na  świecie. Kiedy stażystka wyciągnęła 

Okropną R Green na powierzchnię i ciągnęła ją na brzeg basenu, panna Stamp zdarła z siebie 

dres i wskoczyła do wody, wrzeszcząc: Oddychaj, Pamelo!

background image

Siedziałyśmy, patrząc, jak ją holują do brzegu.

- I   w   cztery   osoby   nie   dałyby   rady   jej   wyciągnąć   -   mruknęłam.   -   Jej   kostium 

kąpielowy waży chyba ze cztery tony.

- Dlaczego panna Stamp nosi moherowe rajstopy? - spytała Rosie.

Ale to nie były moherowe rajstopy. To były jej nogi. Jeszcze nigdy nie widziałam aż 

tak   daleko   posuniętego   orangutanizmu.   Gdyby   na   basenie   były   jakieś   pierwszoklasisto, 

pewnie uciekłyby do szatni, drąc się z przerażeniem: „Uciekajcie, uciekajcie! To yeti!”.

15.00

  Nadal ani śladu Nudnej Lindsay. Z jednej strony mi ulżyło, ale z drugiej się 

martwię. Gdzie ona się podziewa?

Może właśnie całuje się z Bogiem Miłości? Z całych sił próbuję wziąć się w garść, ale 

troszeczkę chce mi się płakać.

16.10

  W   drodze   na   trening   bejsbolu   minęłam   magazynek   sprzętu   sportowego   i 

zobaczyłam te dwie pierwszoklasistki, które dostały ochrzan od Nudnej Lindsay. Ustawiały 

kije do hokeja. Niesamowite, ale Zdumiewająco Głupia Monica mówiła im, jak to robić. To 

smutne, ale jej chyba naprawdę zależy na tym, by te kije stały równo. Powinna wyjść za 

Elvisa (nie króla rock and rolla, tylko tego, który przed chwilą dostał w łeb). Od niechcenia 

rzuciłam w stronę ZGM:

- Jesteś sama? Mam nadzieję, że Lindsay złapała jakąś zarazę.

- To nie twoja sprawa, ale dzisiaj Lindsay pojechała! na konferencję, więc przejęłam 

jej obowiązki. Przeszkadza ci to?

- Absolutnie   nie.   Jestem   pewna,   że   doskonale   umiesz   pomiatać   smarkulami   z 

pierwszej klasy.

W domu

Już kiedyś to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz - walenie w różne przedmioty działa 

niezwykle   kojąco   na   nerwy.   Na   treningu   bejsbolu   bardzo   poprawił   mi   się   nastrój,   kiedy 

odbiłam piłkę i patrzyłam, jak pozostałe graczki uganiają się za nią niczym szalone króliczki 

w spodenkach gimnastycznych. Okropna P. Green znowu wspięła się na szczyt komizmu. 

Dziś ma swój dzień. Chyba jej przyznam jakąś nagrodę. Kiedy przyszła jej kolej na odbijanie, 

z wielkim entuzjazmem machnęła ręką w stronę piłki, chybiła, straciła równowagę, zatoczyła 

się do tyłu i przewróciła się na Katie Steadman która z kolei upadła tyłem na pannę Stamp. 

background image

Wyglądało to jak słoniowe kręgle (ze słoniami zamiast kręgli).

18.30

 Świry wyjątkowo siedzą w domu.

- Georgio, to na pewno poprawi ci nastrój - powiedział tata.

Spojrzałam na mamę, a mama spojrzała surowo na Vatiego, który wydukał:

To znaczy nic mi nie wiadomo o tym, jaki masz nastrój... ale... mam dobre wieści! 

Maisie   znowu   zaczęła   robić   na   drutach!   W   swoim   pokoju   znajdziesz   coś   ślicznego   i 

praktycznego. Nie wiem, jak ja do tej pory mogłem bez tego żyć.

I podniósł nogi. A raczej jedną wielką skarpetę z obiema stopami w środku. Był to 

olbrzymi ocieplacz na stopy w subtelnych odcieniach fioletu i żółci.

Mamie się upiekło. Dostała tylko pokrowiec na puderniczkę - a przynajmniej tak mi 

się wydawało, dopóki nie pokazała mi dzierganej kamizelki.

- Jest całkiem... yyy... włożę ją później.

- Proszę, nie rób tego - powiedziałam.

Śmiejąc się, poszła do kuchni. Dlaczego wszystkim tak wesoło? Pewnie się upili. Albo 

to   demencja   starcza.   Cudownie.   Ledwo   zdążę   osiągnąć   pełnoletność   i   zamieszkam   w 

czadowym   apartamencie   w   Notting   Hill   Gate,   policjanci   zaczną   mi   przywozić   do   domu 

rodziców,   którzy   zrobili   sobie   piknik   na   wysepce   na   środku   jezdni.   Będę   im   musiała 

miksować jedzenie. Nieeeee. Zamknij się, mózgu.

Tak czy inaczej nie zamierzam się nimi przejmować, bo poświęciłam swoje życie 

Panu i zamieszkam w lesbijskim klasztorze, gdzie będę przesuwać palcami paciorkowce... 

yyy... paciorki różańca.

W moim pokoju

Dziesięć minut później

No,   cudownie.   Zawsze   o   tym   marzyłam.   Przyda   się   na   długie,   upalne   lato.   Skąd 

dziewczyna dziadka znała obwód mojej głowy? Zrobiła mi kominiarkę.

Pięć minut później

Nie znała - tak brzmi odpowiedź.

Poza tym czy kominiarka nie powinna mieć otworu na oczy? Może to nie kominiarka, 

tylko pończocha na głowę? No, ale nikt nie może powiedzieć, że nie umiem cieszyć  się 

życiem.

background image

Minutę później

Powlokłam się na dół z pończochą na głowie, by pochwalić się rodzicom tym pięknym 

prezentem.

- Liczą się dobre chęci - powiedziała mama.

- Wiem, i dlatego w tej chwili dzwonię na policję. Takich ludzi jak Maisie powinno 

się zamykać - dla ich własnego dobra.

Kiedy zdjęłam kominiarkę, zobaczyłam, że mama włożyła dzierganą kamizelkę, Pod 

spodem miała tylko stanik, Oczka były tak wielkie, że wystawał jej jeden dyndak. To znaczy, 

że były naprawdę ogromne.

- Connie, ty seksbombo - powiedział tata, zerwał się z kanapy i na stopach w jednej 

skarpecie podskoczył do mamy, po czym zwalił się na nią.

Ohyda.

W holu znalazłam Libby w nowych nausznikach. Założyła je na oczy i śpiewała:

- Jak cieplutko!

Rozległ się dzwonek do drzwi.

- Gee, mogłabyś otworzyć? - poprosiła mnie mama. - Twój tata chyba znowu złamał 

sobie kręgosłup.

Typowe. Poszłam do drzwi.

Był to wujek Eddie.

Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Jego łysa głowa połyskiwała w świetle księżyca i był 

od stóp do głów ubrany w sztuczną skórę. Strój w sam raz dla jajka na twardo Zmierzwił mi 

włosy i powiedział:

- Nigdy nie jedz niczego, co jest większe od twojej głowy. - I polazł do salonu, by 

dołączyć do reszty świrów.

W kuchni

Mutti właśnie brała kieliszki i vino tinto

. Nadal miała na sobie dzierganą kamizelkę. 

Zacmokałam z dezaprobatą, a ona odwróciła się i pocałowała mnie w policzek.

Hmmm?

Minutę później

Cud nad cuda, jest coś do jedzenia! Makaron z serem. Mniam, mniam. Szaleństwo 

 Vino tinto (wł.) - dosł.: farbowane wino.

background image

zaostrza mi apetyt.

Właśnie się opychałam, kiedy usłyszałam, że świry włączyły „muzykę”. Śmiali się i 

wygłupiali w salonie. Wiem, co będzie dalej... tak, miałam rację, Dancing Queen ABBY.

Co im tak wesoło? Wystarczy dać im zwykłą plastikową torebkę w żywych kolorach, 

a już pękają ze śmiechu. Może zostałam adoptowana? Jestem zupełnie inna niż oni.

Vati wrzasnął:

- Georgia, podrzuć nam coś na ząb!

Nie, jednak nie zostałam adoptowana. Vatiemu na pewno nie chciałoby się wypełniać 

dokumentów.

Szłam na górę do swojego pokoju, kiedy tata zawołał. - Gee, jeśli przyniesiesz nam 

coś do jedzenia, może dam ci parę funtów.

Trzy minuty później

Kiedy weszłam z czipsami do salonu, bez zdziwienia stwierdziłam, że mama siedzi na 

kolanach taty, w tym stroju prostytutki - na oczach wujka Eddiego, który postawił sobie na 

brzuchu kieliszek wina i mówił:

- Niedawno  poszedłem   na curry. Kelnerka  podeszła,   i spytała,   jak  mi  smakowało. 

Dosłownie położyła cycki na moim ramieniu.

- O Boże! - wykrzyknęłam. - Powiedziałeś „cycki”! Ja kie to obrzydliwe!

- Powiedziałem tak tylko z szacunku dla twojej matki. Zwykle mówię „cyce”.

Poszłam do siebie. Normalnie mnie zemdliło.

W moim pokoju

20.30

  Jacy ludzie w środku tygodnia organizują imprezę kostiumową pod hasłem 

„Duchowni i kokoty”, by uczcić fakt, że tata i jego kumple w ostatnim meczu przegrali tylko 

0 do 10? Moi rodzice - tak brzmi odpowiedź.

Vati wpadł do mojego pokoju cały czerwony na gębie, w psiej obroży i czarnych 

rajstopach. Niestety, jest bardzo podobny do Mówcie - Mi - Arnolda. Za nim przybiegł wujek 

Eddie, również w czarnych rajstopach i T - shircie. Kredką do oczu narysował sobie grzywkę 

na łysym czole, by upodobnić się do mnicha. Matko kochana.

- Gee, powiedzieć ci fajny dowcip? - spytał.

- Ojcze, wuju, byłoby cudownie, gdybyście mogli sobie pójść i powygłupiać się gdzie 

indziej. Dziękuję bardzo.

Ale wujek bredził dalej:

background image

- Facet idzie do czyjegoś domu, ciągnąc za sobą pudło. I pyta... i pyta,..

I zaczął tak się dusić ze śmiechu, że już chciałam zastosować manewr Heimlicha. 

Bardzo dobrze by mi to zrobiło. Złapanie kogoś od tyłu i potrząśnięcie nim z pewnością by 

mnie uspokoiło.

Niestety, wujek Eddie złapał oddech i mówił dalej: No więc facet pyta kobietę, która 

otwiera mu drzwi: „Pani Jones, wdowa?”. „Tak, pani Jones, ale nie jestem wdową”. A on na 

to: „Jeszcze pani nie wie, co mam w tym pudle”.

Ze śmiechu aż usiadł na podłodze w tych swoich obcisłych rajtuzach. Myślę, że już 

nigdy się nie podniesie.

22.30

  Duchowni i kokoty wyszli do ogrodu. Wystawili głośniki na zewnątrz, więc 

mogę się rozkoszować tymi boskimi dźwiękami.

Pięć minut później

Tata wyniósł do ogrodu tort z ogniami rzymskimi wetkniętymi w środek.

Minutę później

Wygłasza jakąś badziewną mowę, której na szczęście nie słyszę, ale widzę, jak mu się 

podbródki trzęsą, więc pewnie doskonale się bawi.

Minutę później

A teraz schylił się i zapala ognie rzymskie.

Minutę później

Ale czad!! Podpalił  sobie wąsy! Super! Teraz  spokojnie  mogę usnąć. Życie  bywa 

bardzo przyjemne.

Wtorek, 28 czerwca

W kuchni

Zauważyłam, że tata ogolił się przed śniadaniem.

- Tato, co się stało z tym boberkiem, który zamieszkał na twojej brodzie? - spytałam.

Nawet nie chciało mu się odpowiedzieć. Pokręcił się trochę i wyszedł do „pracy”.

11.00

  Po   drodze   na  angielski   wstąpiłam   do   kibla,   bo   strasznie   mnie   przypiliło. 

background image

Wychodząc, zobaczyłam Lindsay. Ośmiornica wróciła. Czy nigdy się od niej nie uwolnimy?

Szła   na   tych   swoich   patyczakowatych   nogach,   machając   na   wszystkie   strony 

przedłużonymi włosami. Zignorowałam ją, ale ona oczywiście musiała mi dogryźć:

- Georgia Nicolson, no, no. Chyba pierwszy raz bez swoich kumpelek. Cieszę się, że 

skorzystałaś z mojej rady w sprawie Masima. Chciałabym powiedzieć, że wczoraj wieczorem 

brakowało nam ciebie w klubie, ale musiałabym skłamać. Zresztą siedzieliśmy do wpół do 

dziesiątej. O tej porze takie dzieciaki jak ty już dawno śpią. Ona o wszystkim wie! Masimo na 

pewno jej powiedział. Boże, jaki koszmar! Chyba tego nie zniosę.

Na angielskim

W sali gimnastycznej

Ciągle myślę tylko o tym, że Lindsay wie o wszystkim. Panna Wilson chce, żebyśmy 

„wczuły   się   w   atmosferę”   przed   premierą  MacPalanta,  więc   znowu   mamy   próbę   w   sali 

gimnastycznej.

Panna Wilson ubrana w bezrękawnik - naprawdę! - bredzi:

Och, jakież to ekscytujące! Do premiery zostało już tylko kilka dni. Naładujmy się 

energią! Dziewczęta, dajcie z siebie wszystko!

Rozłożyłyśmy się na materacach. Rosie wisiała głową w dół na drabince. Wyglądała 

jak   nietoperz   w   czarnych   koronkowych   majtkach.   Lada   chwila   pewnie   wpadnie   ten 

zboczeniec, pan Attwood.

Panna Wilson zaklaskała, próbując zwrócić naszą uwagę. Powodzenia.

- Dziewczęta... czy mogłybyście... Rosie... hmmm... czy mogłabyś zejść z drabinki? 

Dziewczęta,   wyjdźcie   spod   kozła.   Chciałabym,   żebyśmy   dziś   intensywnie   zajęły   się 

wcielaniem w różne postacie.

Boże uchowaj - mruknęłam do Jools. - Chyba nie będziemy znowu udawać warzyw? 

Nie mam nastroju na wczuwanie się w rolę kapusty.

W końcu wstałyśmy i zaczęłyśmy wykonywać polecenia panny Wilson.

- Makbet cierpi w powodu swoich uczynków - powiedziała. - Jakie to uczucie? Jak 

wygląda? Nie, Rosie Makbet raczej nie powiesiłby się na linie do wspinaczki Czy możesz ją 

zostawić? Wyobraźmy sobie ciężki krak bardzo przygnębionego człowieka.

Super. Coś w sam raz dla mnie.

Dziesięć minut później

Nie musiałam sobie wyobrażać kroku bardzo przygnębionego człowieka, bo naprawdę 

background image

byłam takim człowiekiem, ale wygłupy dziewczyn bardzo poprawiły mi nastrój. Świetnie 

naśladowały chód garbusa z Katedry Notre Dame.

- Doskonale, dziewczęta - powiedziała panna Wilson - ale ta osoba nie jest kaleką, 

tylko rozpacza. Poza tym osoby cierpiące na depresję nie ślinią się. Puśćcie wodze fantazji. 

Kiedy klasnę w ręce i zawołam, zmieniacie się w kolejną postać. Klask! Jesteście młodymi, 

hożymi dziewojami, które śpieszą na spotkanie z ukochanym!

Och, życie jest takie okrutne. Bóg z pewnością ma niezły ubaw. Najpierw człowiek w 

depresji, a teraz dziewczyna idąca na spotkanie z chłopakiem. To na pewno zemsta za to, że 

kiedyś   w   kościele   podpaliłam   pewną  babcię.   Okropna  P.  Green   skacze   jak   jakaś   głupia. 

Gdybym była jej chłopakiem, wolałabym zamknąć się w zakonie.

Rosie naśladuje orangutana. Bardzo realistycznie, bo takim krokiem zawsze chodzi na 

randki ze Svenem.

Jas jak potrzaskana ciągnie się za grzywkę, a kiedy jej się wydaje, że na nią nie patrzę, 

wydyma i rozluźnia usta. I układa język w szpic. Nadal prześladuje ją myśl o paraliżu ust. 

Żałosne, ale co mnie to obchodzi.

Ellen siedzi na ławce i cała się trzęsie. Przed dzwonkiem nawet nie zdąży wybrać się 

na tę udawaną randkę Samo życie.

Panna Wilson próbuje nas zachęcić, pokazując, jak zachowywałaby się na naszym 

miejscu (z tym koszmarnym uśmiechem na twarzy wygląda przerażająco i beznadziejnie). 

Nagle zwróciła się do mnie:

- Georgio, nadal utykasz i jesteś przygarbiona. I to nie tylko na zewnątrz.

W drodze do domu

16.30

 Rozmawiamy o Nudnej Lindsay. - Dlaczego myślisz, że ona o wszystkim wie? 

- spytała Rosie. Powtórzyłam im, co mówiła o klubie.

Ach, rozumiem, ani słowa więcej! I zaczęła kiwać głową jak te pieski na tylnej półce 

samochodu.   Reszta   dziewczyn   dołączyła   się   do   niej,   a   ja   poczułam   się   jak   w   sklepie   z 

samochodowymi maskotkami. Jas choć raz wpadła na sensowny plan.

- Spytam Toma, co się dzieje. - Zerknęła na mnie spod grzywki i całkiem miło się 

uśmiechnęła. - Poproszę go o dyskrecję.

Miałam ochotę ją ucałować.

- Dzięki, Jas, czasami jesteś naprawdę dobrą kumpelką i... i...

Rosie zauważyła, że zaraz się rozkleję, więc szybko weszła mi w słowo:

- A   wiecie,   jaką   książkę   napisał   Masimo?   Przecząco   pokręciłyśmy   głowami, 

background image

spodziewając się najgorszego. I nie myliłyśmy się.

Władca ściemy.

Było to takie głupie, że musiałam się roześmiać. półgębkiem.

- A tak przy okazji - wtrąciła Jas - chciałam wam powiedzieć, że jesteśmy zaproszone 

na weekend na imprezę u Katie Steadman.

Nie mam fazy na imprezy, ale chyba się wybiorę.

Piątek, 1 lipca

13.00

 Wydarzyło się coś nieprawdopodobnie dobre go! Chyba. Tak mi się wydaje.

Na przerwie obiadowej zwykle wypędzają nas na dwór i każą marznąć na mrozie, a 

dziewczyny z Oddziałów Szturmowych (czyli dyżurne) wygrzewają się w ciepełku. Dlatego 

zawsze zakradamy się z powrotem do środka i czaimy  koło pracowni naukowej,  zwykle 

fizycznej, by w razie łapanki wskoczyć do laboratorium i opuścić żaluzje. Siedzimy tam w 

kucki, dopóki sobie nie pójdą. Dla bezpieczeństwa kucamy przy oknach, żeby nie było nas 

widać z zewnątrz. I przykrywamy się fartuchami, udając stertę starych szmat,  na  wypadek 

gdybyśmy nie zdążyły schować się w laboratorium.

Tak się złożyło, że dzisiaj panował straszliwy upał. W cieniu było co najmniej sto 

osiemdziesiąt stopni.

- Nie możemy po prostu wyjść na zewnątrz? - spytała Ellen. - Zamiast dusić się pod 

starymi fartuchami...

Reszta dziewczyn zaczęła szaleńczo kiwać głowami. Musiałam wziąć sprawy w swoje 

ręce.

- Tak, tak, oczywiście, bardzo przyjemnie byłoby po - siedzieć sobie na słoneczku, 

poopalać się i tak dalej - powiedziałam - ale pamiętajcie, że nie wolno nam ulec tyranii... No 

już, wskakujcie pod fartuchy! I zachowujcie się naturalnie!

Minutę później

Na czym to ja skończyłam?

Aha,   schowałam   się   po   oknem.   Otwartym.   Gadałyśmy   o   weselu   Rosie,   która 

powiedziała:

- Sven zastanawia się, w czym ma wystąpić.

- Nie rozumiem po co. Przecież i tak nie dojdzie do tego ślubu - mruknęłam. - Nawet 

za pięć i pół roku.

- Zawsze byłaś cyniczna. To dlatego, że zbyt wiele razy cierpiałaś z miłości. Tak się 

background image

jednak składa, że już bardzo niedługo mamy próbę ślubu.

- Nie gadaj bzdur.

Rosie uniosła brwi i spytała:

- No to jak myślicie? Dzwony czy skórzane bawarskie spodenki?

Już miałyśmy zacząć dyskutować na ten temat, kiedy usłyszałyśmy jakieś głosy, więc 

musiałyśmy się zamknąć. Były to Nudna Lindsay i ZGM (Zdumiewająco Głupia Monica). 

Słyszałyśmy   je   bardzo   wyraźnie,   bo   rozmawiały   pod   otwartym   oknem.   Nakryłyśmy   się 

fartuchami i nadstawiłyśmy ucha.

- No i co powiedział? - spytała ZGM.

- Powiedział, że nie chce angażować się na poważnie, bo już kiedyś był w stałym 

związku, i zamierza trochę odpocząć - odparła Nudna Lindsay.

- I co teraz zrobisz?

- Oczywiście będę próbowała go przekonać. Martwi mnie tylko to, że powiedział, że 

będzie musiał zasmucić kogoś, kto bardzo mu się podoba. I chyba chodziło dziewczynę stąd, 

a nie z Włoch. Ale nie chciał zdradzić, o kogo chodzi.

- Nie domyślasz się?

Wtedy Nudna Lindsay wypowiedziała brzemienne w skutki słowa:

- Myślę, że to niemożliwe, bo to największa idiotka, jaką znam, ale... no... nie, to 

niemożliwe. Masimo nie jest ani głupi, ani aż tak zdesperowany.

- Chyba nie mówisz o...?

- Wiem, to niewiarygodne, prawda? Będę ją miała na oku, a jeśli się okaże, że chodzi 

o nią... no, wtedy nie chciałabym być w jej skórze.

I poszły sobie.

Rosie wyjęła głowę spod fartucha i spojrzała na mnie. Ja spojrzałam na nią, a wtedy 

opuściła oba kciuki na znak: „Ojacieprzepraszam! Już nie żyjesz! Jesteś trupem! Oddawaj 

zaproszenie na ślub. Wyślę je komuś, kto przyjdzie na mój ślub żywy”.

Pilne zebranie Drużyny Asów

Popołudniowa przerwa

- Jak myślicie, mówiła o mnie? - spytałam.

- To chyba jasne, prawda? - odparła Jas. - Przecież powiedziała: „Największa idiotka, 

jaką znam”.

- Nie   miałam   pojęcia,   że   spotykałaś   się   z   Masimem   -   prychnęłam.   -   „Tom   Król 

Ślimaków bardzo się zmartwi.

background image

Wtedy się zamknęła. Ale ja nie.

- Jeśli chodzi o mnie, to bardzo dobrze, bo powiedział, że ta osoba bardzo mu się 

podoba. Nieźle, prawda?

- Tak, ale jeśli nie chodzi o ciebie? - wtrąciła Jools.

O Boże. A jeśli jemu podobają się dwie największe idiotki, jakie zna Nudna Lindsay?

Na fizyce

Chodzi o mnie czy nie? Przykro mu, że mnie zasmucił?

Och, w mordkę jeża. Znowu cierpię z miłości. I serce ml pęka.

Dziś na fizyce panują wyjątkowe nudy. Przerabiamy statystykę. Po co?

Rosie przysłała mi liścik:  Zgadnij, jakie są wymiary Chudej. 180 - 120 - 180. A to  

tylko obwód jej podbródków.

Posłałam jej klingońskie pozdrowienie.

Ciągle myślę o tym, co powiedziała Nudna Lindsay. Z jednej strony baaaardzo się 

cieszę, że jemu jest przykro, bo mi sprawił przykrość, bo to by znaczyło, że nie chce sprawiać 

mi przykrości. A to bardzo  bon

 Ale z drugiej strony, jeśli chodzi o mnie, Lindsay mnie 

zabije.

Ale nawet jeśli chodzi o mnie, Masimo i tak nie ma zamiaru zostać moim chłopakiem.

Chociaż może sam nie chce się do tego przyznać.

Pięć minut później

Muszę   go   przekonać,   że   to   mnie   pragnie.   Skorzystam   z   rad   opisanych   w  Jak 

rozkochać w sobie każdego idiotę,  stanę się tajemnicza i chłodna, by wrócił do mnie jak 

naciągnięta   gumka.   Może   jeśli   zacznę   udawać,   że   chodzę   z   innym,   Masimo   zrobi   się 

zazdrosny i zrozumie swój błąd?

Pięć minut później

Spytam Dave'a Jajcarza, co robić.

Minutę później

Nie, nie mogę tego zrobić, bo nie chcę zepsuć naszej przyjaźni. Poza tym znowu 

zacząłby się nabijać z Masima, mówić, że to przebrana dziewczyna, że dba tylko o swoje 

włosy i tak dalej.

 Bon (fr.) - dobrze.

background image

Dwie minuty później

Ale zasadniczo rzecz biorąc, Dave Jajcarz mnie lubi.

Dwie minuty później

I ja lubię jego. Dave mnie lubi, ja lubię Dave'a. Prosta jak drut.

Minutę później

Nie jesteśmy dziećmi. W takiej sytuacji niezbędna jest dojrzałość, a tej na pewno mi 

nie brakuje. Dave i ja możemy się spotykać jako kumple.

Tak będzie OK.

Fajnie.

Minutę później

Bardzo fajnie. 

Bardzo, bardzo fajnie.

Dlaczego nie mielibyśmy bawić się razem? Lubię spotykać się z ludźmi. Dave też. 

Oboje lubimy się zabawić.

Tyle rzeczy moglibyśmy robić razem. I chodzić w tyle różnych miejsc.

Minutę później

Na przykład do... sama nie wiem... no, na przykład... hmmm, weźmy pierwsze miejsce 

z brzegu... na koncert Sztywnych Dylanów, który ma się odbyć za tydzień. Żeby się zabawić.

Minutę później

I potańczyć.

Minutę później

Potańczyć przed Masimem - ciekawe, jak to by mu się podobało!!!

Dwie minuty później

O Boże, znowu traktuję Dave'a Jajcarza jako temat zastępczy.

Czesacza warg. Który bardzo dobrze całuje.

Nie potrafiłabym go tak perfidnie wykorzystać. Nigdy w życiu.

background image

Minutę później

Zresztą i tak by mnie przejrzał.

Minutę później

Chyba że rozegrałabym to bardzo subtelnie. I zacałowała go na śmierć.

Dwie minuty później

Muszę pokonać tę wewnętrzną czerwonotyłkowatość. Wynocha!

Kwatera główna świrów

czyli na próbie „MacPalanta”

16.30

  Panna Wilson wygłosiła mowę „motywującą”, ale Rosie zepsuła cały efekt, 

głośno bekając. Usprawiedliwiła się, że to „wymiana gazów przed występem”. Nikt mi nie 

powie, że niczego nie nauczyłyśmy się na biologii.

Dziwne, ani śladu Dave'a Jajcarza. Mam nadzieję, że się nie rozchorował.

Pięć minut później

Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale w całej trupie teatralnej panuje dziś 

histeria. Pewnie dlatego, że do premiery został już tylko tydzień i nikt poza tą kujonką Jas nie 

nauczył się swojej roli.

Kiedy właśnie miałyśmy zacząć wypytywać Pryszczate - go Normana o Dave'a, drzwi 

otworzyły się z hukiem i wszedł Dave z krawatem fantazyjnie zawiązanym na głowie.

Panna Wilson potwornie się wkurzyła.

- Doprawdy...   zaczęliśmy   dziesięć   minut   temu...   byłoby   bardzo   miło,   gdybyś 

następnym razem się nie spóźnił... Szczęśliwi czasu nie liczą - odparł Dave. - No, ale już 

jestem. Bierzmy się do roboty.

Przywitał się z kumplami  i wszedł do mnie na scenę. Spuściłam wzrok, żeby nie 

patrzeć mu w oczy. Bałam się, że mnie przejrzy i domyśli się, że traktuję go jako temat 

zastępczy.

Och, panienko, nie wpatruj się w me klejnoty - powiedział.

Chciałam   się   nabzdyczyć,   ale   on   tak   mnie   rozśmiesza,   że   w   końcu   się   do   niego 

uśmiechnęłam.

Próbę   rozpoczęliśmy   od   wysokiego   C,   czyli   od   sceny   I   wiedźmami.   Rosie   w 

background image

przypływie natchnienia przestała mieszać w kotle i zaczęła wikingowe disco. Wymachiwała 

gałęzią, której chwilę wcześniej używała jako rekwizytu. Dziab, dziab na prawo, dziab, dziab 

na lewo I RÓÓÓÓG!

Dave i ja zaczęliśmy klaskać, ale panna Wilson kazała jej przestać się wygłupiać.

- Ależ proszę pani, ja tylko wprowadziłam do sztuki elementy kultury wikingów - 

zaoponowała Rosie. - Myślę, że Szekspirowi by się spodobało.

Panna Wilson nerwowo zapinała guziki swetra.

- Rosie, wikingowie nie mają nic wspólnego z Makbetem.

- Czy jest pani pewna? - spytał Dave. - Może Billy nie wszystko pani powiedział?

W końcu udało jej się zagonić nas na miejsca i wróciliśmy do próby. Przez jakiś czas 

wszystko  szło  gładko. Potem  jednak  nastąpił wielki  kryzys.  Okropna  R Green  niechcący 

wystrzeliła z pistoletu startowego używanego w scenie walki, Dave zaczął wołać: „Ratuj się, 

kto może!”, i jak opętany biegać po scenie. Do sali wbiegł Elvis Attwood z wiadrem piasku, 

gotów nas wszystkich w pogrzebać. Powiedział Okropnej P. Green, żeby następnym razem 

uważała, gdzie siada, po czym poszedł pewnie po to, żeby pobawić się gaśnicami.  Panna 

Wilson znowu nas zagoniła do roboty. Przyszła kolej na scenę uczty. Wszyscy uważamy, ze 

pomysł z żonglowana i połykaniem ognia jest fatalny. Melanie kompletnie sobie nie radzi z 

żonglowaniem pomarańczami. Po prostu rzuca je do góry, a potem zbiera, kiedy spadają na 

ziemię. I tak w kółko. Zawsze mi się wydawało, że żonglowanie polega na czym innym. 

Spytałam pannę Wilson. - Czy Billy Szekspir nie opisałby w swojej sztuce tej sceny, gdyby 

uważał, że jest fajna?

- Ciekawa uwaga, Georgio, bo widzisz... w czasach elżbietańskich... sztuki traktowano 

dość   swobodnie.   Aktorzy   często   improwizowali.   Stąd   mój   pomysł   z   żonglowaniem 

pomarańczami i połykaniem ognia.

- A co na pani pomysł powiedział Łabędź z Avonu? spytała Rosie.

Panna Wilson znów zaczęła nerwowo bawić się guzikami swetra.

- Oczywiście nic nie powiedział, nie mógł go skomentować, gdyż, jak wiecie...

- Wkurzył się na panią, bo nie chciała się pani z nim umówić? - dokończył Dave.

Wracamy razem do domu

Idziemy całą paczką. Ellen bardzo wzmocni sobie mięśnie nóg, jeśli codziennie będzie 

mnie odprowadzać do domuZ powodu swej miłości do Dave'a co dzień pokonuje dodatkowe 

piętnaście kilometrów.

- Widziałam, jak Okropna P. Green gapiła się na pryszczatego Normana - odezwała 

background image

się Rosie. - Czuję, że zanosi się na piękny romans.

- Bardzo przepraszam. To mi się wymknęło podczas sceny z wiedźmami - powiedział 

Rollo.

Jools   zaczęła   rechotać   jak   potrzaskana.   No,   słowo   daję.   Niektóre   dziewczyny   w 

obecności chłopców zupełnie tracą głowę. Ellen ślini się na widok Dave'a, Jools śmieje się z 

żartów o bąkach, a Jas ani na krok nie odstępuje Toma. Całe szczęście, że choć ja mam trochę 

dumy.

- Pan Attwood to niezła dzielniacha, prawda? - zauważył Dave.

- Oj, nie... przecież nie jest kobietą - wydukała Ellen.

Oboje na nią spojrzeliśmy. Romans chyba nie jest im pisany.

Piętnaście minut później

Zostałam sama z Dave'em. Ellen znowu dotrze do domu koło północy. Na szczęście 

złapała autobus, a odjeżdżając, tęsknym wzrokiem spoglądała na Dave'a. Przy pożegnaniu 

lekko cmoknął ją w policzek, a wtedy mało się nie przewróciła z przejęcia. Kiedy sobie 

poszła, Dave spojrzał na mnie i zaczął pytać:

- Co? No co?

Dobrze wie co. Kiedy słońce odbiło się w jego oczach, wyglądał szczególnie... sama 

nie wiem, może to ta pora roku, ale chyba mam Ogólną Podjarkę. Nie, nie, precz, Podjarko, 

precz!

- Chciałbym przez jeden dzień być dziewczyną - powiedział nagle.

- Jesteś   pewien,   że   chciałbyś   wiedzieć,   jak   to   jest   mieć   wszystko   to,   co   mają 

dziewczyny?

Zamyślił się. Dave bywa bardzo refleksyjny, miły, no i jest przystojny, Kurczę, jeśli 

spróbuje mnie pocałować, nie zdołam mu się oprzeć.

- Tak  - odparł w  końcu - gdybym  przemienił  się w  dziewczynę,  stanąłbym  przed 

lustrem i przez cały dzień gapił na swoje dyndaki. I bym je sobie obmacywał. Narka, kotku.

I się zmył. Dziwne. Zwykle odprowadza mnie pod sam dom. Może ma trening piłki 

nożnej? Albo z kimś się umówił? Na przykład z dziewczyną. Na randkę.

Koło domu

I bardzo dobrze. Randka świetnie mu zrobi. Tb nie ma nic wspólnego ze mną.

W moim pokoju

background image

Ciekawe, kto przyjdzie na imprezę u Katie Steadman?

Masimo pewnie nie.

Ale Dave chyba tak.

Może z tą nową, tajemniczą dziewczyną.

Na pewno jakaś brzydula.

background image

Kumpelka stulecia

Sobota, 2 lipca

W centrum

Pora lunchu

Zupełnie nie miałam na to nastroju, ale dziewczyny z Drużyny Asów urządziły tańce 

pod sklepem z płytami. Aż na ulicy było słychać muzykę, więc pomyślałyśmy, że zrobimy 

sklepowi   darmową   reklamę   i   odtańczymy   piekielne   disco.   Przechodnie   byli   pod   dużym 

wrażeniem, chociaż oczywiście kilka babć musiało pomarudzić.

13.30

 Na Churchill Square było mnóstwo chłopaków.

Wszyscy   przybijali   sobie   piątki,   pstrykali   palcami   i   ogólnie   zachowywali   się   jak 

idioci. Jeden z nich tak się wgapiał w nasze dyndaki, że aż wpadł na sklepową wystawę.

Motywem przewodnim imprezy u Katie ma być „rock”.

Nie, nie zamierzamy pomalować się na szaro i przebrać za głazy

.

Przebierzemy   się   za   rockandrollowe   piosenkarki,   gitarzystów   i   tak   dalej.   Będzie 

fajnie. Zresztą i tak nikomu się nie podobam, więc nieważne, jak będę wyglądać.

W centrum handlowym

Kupiłam sobie bardzo ciemną czerwoną szminkę i lakier do paznokci. Pożyczę od 

mamy ten idiotyczny top z lureksu czy lycry. Do tego włożę zamszowe kozaki do połowy 

uda.

Wieczorem

Szykuję się na kolejny długi wieczór, podczas którego będę samotnie tańczyła i czuła 

się   jak   piąte   koło   u   wozu.   Ale   nie   powinnam   zapominać,   że   być   może   to   ja   jestem   tą 

dziewczyną, która podoba się Masimowi i której Masimo nie chce martwić. Dobrze chociaż, 

że przyjdą moje kumpelki i Dave. Bo wiecie, bardzo go lubię jako kolegę.

Pod wieżą zegarową

19.00

  Kiedy weszłam na wzgórze, Jools, Mabs, Ellen i Jas już  na mnie czekały. O 

kurczę,   naprawdę   wyglądają   jak   prawdziwe   rockandrollówy.   Całe   na  czarno.   Jas   nawet 

 Rock (ang.) - kamień, skała.

background image

posmarowała włosy żelem i zaczesałam do tyłu. Dziś na pewno nie będę się z nikim całować, 

więc   zaryzykowałam   i   przykleiłam   sobie   wabiki   na   chłopców.   Kupiłam   w   centrum 

handlowym takie z doklejonymi diamencikami. Uważam, że są wyjątkowo czadowe.

- Gdzie Rosie? - spytałam.

- Tuż przed moim wyjściem zadzwoniła i powiedziała, że Sven nie może wcisnąć się 

w spodnie, więc spotkamy się na miejscu.

Matko kochana.

U Katie Steadman

19.40

 Jej dom jest całkiem fajny. Katie wszędzie rozwiesiła dyskotekowe lampki, a 

płyty nastawia jakiś chłopak cały w skórze (hmmm... ciekawe, jak poczuje się za parę godzin, 

bo dziś jest chyba z milion stopni).

19.45

  Na   drzewach   w   ogrodzie   też   wiszą   lampki!   Jeszcze   chwila,   a   naprawdę 

poprawi mi się nastrój. Katie dała nam talerz z przekąskami i powiedziała: Mają przyjść 

dosłownie wszyscy - chłopaki z college'u, z Foxwooda, ze Świętego Jana... kto jeszcze? Aha, 

Damulka z kumplami i dziewczyny z Moorgrange z chłopakami. Nawet Dom, wiecie, ten ze 

Sztywnych Dylanów, obiecał, że spróbują wpaść.

Poszła sobie, a ja skamieniałam. Odwróciłam się do Jas, która tak łapczywie pożerała 

bułkę   z   kiełbaską,   jakby   od   dwóch   tygodni   nic   nie   miała   w   ustach,   chociaż   po   drodze 

zjadłyśmy chrupki serowe.

- Jas, słyszałaś? Słyszałaś? Słyszałaś to?

- Mhm - wymamrotała z pełnymi ustami.

- To znaczy tak czy nie? - Yhym.

Uznałam, że to tak.

- Sztywne Dylany przyjdą, a wiesz, co to znaczy? To znaczy, że przyjdzie Masimo, bo 

on gra w Sztywnych Dylanach.

Ona jednak ani trochę się tym nie przejęła. Dalej wcinała kiełbaskę, rozglądając się, 

by sprawdzić, kto z kim przyszedł. Jaka ona powierzchowna!

Już miałam powiedzieć reszcie dziewczyn o Bogu i Miłości i poprosić je o radę, kiedy 

rozległo się głośne jodłowanie. Przyszedł Sven.

W życiu nie widziałam tak obcisłych spodni. Do tego założył  kowbojską kurtkę z 

frędzelkami   i   kowbojski   kapelusz.   Srebrne.   Nie   wiem,   jakie   rockowe   kapele   mają   w   tej 

background image

Laponii, czy skąd on tam pochodzi, i nie chcę wiedzieć.

Rosie   wyglądała   niewiele   lepiej.   Była   w   miniówie,   która   ledwo   zakrywała   tyłek, 

kozakach do połowy uda, w okularach przeciwsłonecznych (oczywiście to nie kozaki były w 

okularach. One nie muszą się chować za ciemnymi  szkłami, nie są aż tak sławne). Sven 

podszedł do nas.

- Cześć, dzikie kotki! Weźcie mnie! Zróbcie ze mną, co chcecie!!!

I po kolei porwał nas  na  ręce, przechylił do tyłu i pocałował prosto w usta. Nie ma 

sensu się sprzeciwiać jemu czy Rosie. Na szczęście kiedy ktoś włączył płytę, Sven rozpoczął 

jeden ze swych przerażających tańców Nigdy nie pojmę, jak w takich obcisłych spodniach 

udaje mu się robić szpagat. Całe  szczęście, że Katie wyniosła z pokoju prawie wszystkie 

meble. Didżej w skórze wyglądał na spanikowanego. Pewnie miał nadziejęże to po prostu 

ulubiona płyta Svena.

20.45

 Impreza rozkręciła się na dobre. Przyszły całe tłumy. Ale ani śladu Masima i 

reszty  chłopaków  ze  Sztywnych   Dylanów.   Mam  nerwy w  strzępach.   Dosłownie  co  dwie 

sekundy latam do siusialni. Może na wszelki wypadek zdjąć wabiki na chłopców?

Wyszłam do ogrodu, by zaczerpnąć

łyk świeżego powietrza

21.30

 Jak zwykle pary całują się po kątach. Przyszedł Damulka z kumplami i od razu 

ruszył w moją stronę.

Cześć, ślicznotko, pamiętasz mnie?

O tak, doskonale go pamiętałam. Odkąd na imprezie u Rosie wypróbowałam na nim 

technikę   lepkich   oczu,   był   moim   niewolnikiem.   Nie   miałabym   nic   przeciwko   temu,   ale 

uwodziłam go tylko po to, by wzbudzić zazdrość w Davie.

A nawiasem mówiąc, ciekawe, gdzie on się podziewa. Oczywiście, niewiele mnie to 

obchodzi.

Damulka gapił się na moje usta, a potem przeniósł wzrok na moje cycki. Czy on 

naprawdę myśli, że to seksowne?

- Miałabyś ochotę... no wiesz, wyjść ze mną na zewnątrz? - spytał nagle.

- Przecież jesteśmy na zewnątrz.

Każdy normalny człowiek pojąłby aluzję, ale nie Damulka.

- Tak, ale moglibyśmy wyjść trochę bardziej na zewnątrz.

background image

Zwariował czy jak? Już nigdy w życiu nie użyję techniki lepkich oczu. Właśnie się 

zastanawiałam, czy uciekać, kiedy u mojego boku pojawił się Dave Jajcarz. Mrugnął do mnie.

- Dobry wieczór, poszukiwacze sensacji.

Jeszcze nigdy aż tak się nie ucieszyłam na czyjś widok. Uśmiechnęłam się do niego 

szeroko, nawet nie myśląc o tym, że nos mi się rozjeżdża na całą twarz.

- Dave!!! - zawołałam. - Super, że przyszedłeś. Zrobił nieco zaskoczoną minę.

- Spokojnie, mała. Wiem, że jestem boski, ale... Złapałam go za rękę i powiedziałam.

- Uwielbiam tę melodię.

Po czym zaciągnęłam go do środka.

Pół godziny później

Muszę przyznać, że doskonale bawiłam się z Dave'em, który świetnie tańczy. W tańcu 

udaje, że podrzuca  gitarę, co mnie strasznie śmieszy. Nawet trochę potańczyliśmy oparci o 

siebie plecami, osunęliśmy się w tej pozycji na podłogę i znowu wstaliśmy. Wszyscy nas 

oklaskiwali.

22.40

 Rosie trzymała w rękach dwie szklanki z napojami i opowiadała mi o swoich 

ślubnych planach. - Na obiad podamy steki z renifera. Wtedy za nią stanął jej „narzeczony” i 

ściągnął jej  gacie aż do kostek. Nie mogła ich podciągnąć, bo obie ręce miała zajęte. Sven 

zaczął  tańczyć,  pokrzykując:  „Oh   jah,   oh   jah!”,  a   jego   spodnie   w   neonowych   barwach 

iskrzyły się na parkiecie. Rosie zwróciła się do mnie: - Weź te szklanki, o Boże, o Boże, 

szybko, szybko. Ale nie mogłam tego zrobić, bo ze śmiechu aż się zgięłam wpół. Chciałam jej 

pomóc, ale wyglądała tak zabawnie.

W końcu udało jej się jakoś doczłapać do stołu, z gaciami wokół kostek, i postawiła 

szklanki.   Podciągnęła   majtki   i   wściekła   jak   osa   poszła   szukać   swojego   „narzeczonego”. 

Bardzo, bardzo zabawne.

23.00

 Na chwilę straciłam wszystkich z oczu. W tańcu tak się zgrzałam, że musiałam 

dla ochłody znowu wyjść do ogrodu. Właśnie oparłam się o murek, kiedy na taras wybiegł 

Dave.

- To twoja melodia, kiciu! Chodźmy zatańczyć! - zawołał na mój widok.

Próbował wciągnąć mnie do środka, ale powiedziałam:

- Och, nie mogę, strasznie mi gorąco, muszę trochę odetchnąć.

background image

- Poczekaj, mała, zaraz przyniosę ci coś do picia. Zniknął w środku. Widziałam, jak 

przeciska się przez zatłoczony parkiet, po drodze zatrzymując się przy grupkach dziewczyn. 

Co za flirciarz!

Tanecznym krokiem wrócił z napojami. Stanęliśmy pod drzewem w głębi ogrodu. Był 

cudowny letni wieczór i nawet gwiazdy mnie nie wkurzały. Właściwie to przypominały mi o 

tamtej  pięknej nocy z Masimem.  Ciekawe,  czy przyjdzie?  Potem  pomyślałam  jednak,  że 

nawet jeśli przyjdzie, to dobrze mu zrobi, kiedy mnie zobaczy w ogrodzie z Dave'em. Wyjdę 

na prawdziwą luzaczkę.

Pijąc napój, spojrzałam znad szklanki na Dave'a, a on spojrzał na mnie. Gapiliśmy się 

tak chyba całą wieczność. Potem odebrał mi szklankę i postawił ją na ławce. Ujął moją twarz 

w   obie   dłonie   (ale   oczywiście   to   nie   znaczy,   że   urwał   mi   głowę),   pochylił   się   i   mnie 

pocałował. I zrobił numer z czesaniem warg.

O rany, jednego nie mogę mu odmówić - całuje najlepiej na świecie. Nogi właśnie 

zaczęły mi się zmieniać w galaretę, a mózg się zlasował, kiedy Dave przestał. Nie, nie, nie, 

tylko nie przerywaj!!!

- O nie, panienko, nie zamierzam znowu przez to przechodzić - powiedział. Lekko 

klepnął mnie w pupę i wrócił do środka. Co? Co?!

Dlaczego klepnął mnie w pupę? Dlaczego przestał mnie całować? I co to znaczy: „Nie 

zamierzam znowu przez to przechodzić”? Chyba zaraz dostanę jakiegoś ataku. Jeszcze trochę 

posiedziałam w ogrodzie, po czym weszłam do środka, by poszukać dziewczyn. Sven przejął 

ster za konsoletą, a didżej mówił nieśmiało: - Yyy, słuchaj, kolego, czy mógłbyś oddać mi 

sprzęt? Sven go objął. Hmm. A potem... no nie! Pocałował didżeja w usta. Myślałam, że ten 

zwymiotuje, muszę jednak przyznać, że wykazał wielką odwagę, bo po prostu przepchnął się 

do konsolety. Sven wcale się nie obraził. Stanął obok, objął go i zaczął kiwać głową w rytm 

muzyki.

Jools i Rollo całowali się w tańcu, więc na nich nie mogłam liczyć. Jas wcześnie 

wyszła do domu, bo chciała się wyspać przed jutrzejszą włóczęgą z Tomem. Ellen gadała z 

Dave'em Jajcarzem, nie zamierzałam do nich podchodzić. Nigdzie nie mogłam znaleźć Mabs. 

Pewnie całowała się gdzieś pod stertą kurtek. Zupełnie zapomina o dumie, kiedy dopada ją 

Ogólna Podjarka.

Weszłam do kuchni, gdzie Ro Ro nakładała przekąski dla Svena. - Ale czad, nie? - 

powiedziała. - Taki sobie. Po chwili w kuchni zjawiła się Katie.

Ale fajnie się bawię. Przyszło tyle ludzi. Super jest, nie? - spytała. - Szkoda, że Dylani 

nie przyszli. Dom posiedział, że mają jakieś ważne spotkanie.

background image

Och, jakie to typowe.

Wychodząc   z   kuchni,   zobaczyłam   Dave'a,   który   ubrany   w   kurtkę,   był   już   przy 

drzwiach. Musiałam nieźle go - denerwować, skoro tak wcześnie zbierał się do domu.

- Dave, idziesz już? - spytałam. - Czy mogłabym...

W tej chwili pojawiła się Emma Jacobs z St Mary. Dave wziął ją za rękę i powiedział 

do mnie: Tak, my już spadamy. Narka, stara.

Emma spojrzała na niego kokieteryjnie i wyszli w noc.

Nie chciało mi się gadać o tym z dziewczynami, więc pomyślałam, że odczekam parę 

minut i też się wymknę. Czułam się bardzo dziwnie.

23.30

 Dryfuję na wzburzonych wodach oceanu, jakim jest życie.

W łajbie bez wioseł.

Nawet nie w kajaku.

Dlaczego tak trudno mi pogodzić się z tym, że Dave spotyka się z inną? Dobrze mi 

tak, nie powinnam była go traktować jako tematu zastępczego. Chociaż to nie do końca tak, 

naprawdę go lubię, a kiedy się całowaliśmy, zapomniałam o bożym świecie. Nawet o tym, że 

szaleńczo kocham się w Masimie.

Na ulicy bardzo cicho. Przez rozświetlone okna widzę ludzi, którzy świetnie się bawią 

w swoich domach. A ja lezę smętną ulicą.

Mam mętlik w głowie. Chwilami wpadam w taką desperację, że zazdroszczę Jas. To 

znaczy nie jej obsesji na punkcie gaci, tylko jej miłości do Pysia i tego, że świata poza nim 

nie widzi. Może to dlatego, że i on naprawdę ją lubi i nie ogląda się za innymi dziewczynami, 

więc Jas jeszcze bardziej lgnie do niego? A może dlatego, że jej rodzice też są ze sobą silnie 

związani?   Może   gdyby   jej   mama   była   prostytutką,   a   ojciec   świrem,   Jas   nie   byłaby   tak 

szczęśliwa i zadowolona z siebie? Poza tym przed wyjściem z imprezy nawet nie sprawdziła, 

czy u mnie wszystko w porządku. Tak więc czuję się zobowiązana nienawidzić jej.

Pięć minut później

Gdzieś tu mieszka Dom. Chyba nawet na tej ulicy. Ciekawe, czy jeszcze chodzi z tą 

dziewczyną? Pewnie tak, Każdy ma kogoś. Nie są niewolnikami Podjarki.

Minutę później

O Boże, Dom z dziewczyną! Siedzą na schodkach przed domem. Tb pewnie jego dom. 

background image

Nie  chcę,   żeby  zobaczył,  że  wracam  sama.   Powtórzyłby   Masimowi,  że   włóczę  się   sama 

ulicami  jak jakaś  ofiara  losu, i już nie  mogłabym  udawać góry lodowej  i luzaczki.  Jeśli 

powolutku się wycofam, to może mnie nie zauważą. Schowam się za róg i...

Dom podniósł głowę i zobaczył mnie idącą rakiem.

- Georgia, co się dzieje? - zawołał.

O Boziu.

Pomachałam do niego.

- Cześć, Dom... upuściłam... yyy... klucze.

Co???

Wstał.

- O   kurczę,   czekaj,   pomogę   ci   szukać.   Masimo   jest   u   mnie.   Powiem,   żeby   tu 

przyszedł. Co??? Nieeeee.

- NIE! - prawie wrzasnęłam, po czym dodałam ciszej: - Nie chcę go fatygować...

Ale Dom już wszedł do środka, a za nim podążyła jego dziewczyna, zerkając na mnie 

dziwnym wzrokiem. Pewnie zadziałał jej radar: domyśliła się, że wcale nie zgubiłam kluczy, 

tylko jak ten matoł sama włóczę się ulicami. Może schować się, zanim przyjdą? Tak zrobię, 

to jedyne  sensowne wyjście. Przycupnę  za  jakimś  samochodem, nie  znajdą mnie  i sobie 

pójdą.

Za samochodem

Pół minuty później

Tak, tak, doskonały pomysł. Jeśli zostanę tu, dopóki sobie nie pójdą, wszystko samo 

się ułoży. Tak, tak. Posiedzę tu cichutko jak myszka.  Bo jestem taką małą, niewidzialną 

myszką.

Kiedy tak kucałam, minął mnie jakiś pan z pieskiem. Spojrzał na mnie i spytał:

- Kochanie, dobrze się czujesz?

A ten głupi kundel zaczął mnie lizać po twarzy.

- Tak, tak, ja tylko...

- Zgubiłaś coś?

- Nie... yyy... to znaczy tak, zgubiłam klucze. (Idź sobie, sio, sio, przestań mnie lizać, 

do budy!). Usłyszałam głosy po drugiej stronie ulicy i mój „wybawca” zawołał:

- Dominie,   dziewczyna   zgubiła   klucze!   Chodź   poszukać,   dobra?   Ja   nocą   kiepsko 

widzę.

Ale wystarczająco dobrze, żeby szpiegować niewinnych ludzi, którzy chowają się za 

background image

samochodami, co, panie ciekawski? Nie mógł po prostu zachować się jak nasi sąsiedzi - jak 

wariat i nieżyczliwie? O nie, on musiał mi POMÓC. I co ja teraz zrobię?

Minutę później

Ze swej pozycji na ziemi widzę całe mrowie nóg. Sytuacja przemieniała się z dennej 

w katastrofalną.

Potem usłyszałam czyjś głos:

- Georgia? Ciao. Come stai?

No super, Bóg Miłości wylądował.

Jak jego zdaniem się czuję?

Rzucił mnie, bo nie jestem wyrafinowana, a teraz znalazł mnie przykucniętą w środku 

nocy za samochodem, z psem liżącym mnie po tyłku.

Mogłam zrobić tylko jedno: udawać pełen luzik.

Tak też zrobiłam. Spojrzałam na niego z uśmiechem i powiedziałam:

- O kurczę, Masimo, co za... niespodzianka! Tak, tak, u mnie wszystko super, dzięki.

Szybko wstałam.

- Cha, cha, cha, cha! Znalazłam je! Celowo nie patrzyłam na Masima.

- O, świetnie, gdzie były? - spytał Dom.

- Och, pewnie wypadły mi z torebki, kiedy... kiedy wyjmowałam... latarkę.

Co ja  takiego powiedziałam? Kto używa latarki na oświetlonej ulicy? Powiem wam 

kto. Wariatka, która bredzi jak potrzaskana. Całe szczęście, że była noc - nie widzieli chociaż, 

że twarz mam całą czerwoną, w buraczkowym odcieniu.

Zaryzykowałam  i  zerknęłam  na  Masima,  który lekko  się  uśmiechał.   Czy  on musi 

zawsze   tak   bosko   wyglądać?   Wtedy   mnie   olśniło:   a   może   on   myśli,   że   go   śledzę,   że 

schowałam się za samochodem, żeby go podpatrywać? O nieee.

Wracam z... yyy... imprezy u Katie - wymamrotałam.

Szkoda, że nie mogliśmy przyjść - powiedział Dom. - No, ale ja kiepsko wyglądam w 

obcisłych skórzanych spodniach. Masz genialną bluzeczkę.

Spojrzałam w dół na swój top. No super, w tym lureksie i butach do uda wyglądałam 

jak uliczna prostytutka. Coś wspaniałego.

- Dzięki. Impreza była czadowa, ale przyszło za dużo małolatów - wiecie, wygłupiali 

się w tańcu, i tak dalej. Postanowiłam więc wyjść wcześniej i...

Masimo nadal milczał. W końcu jednak spytał: - Może odprowadzić cię do domu, 

żebyś... znowu czegoś nie zgubiła... na przykład... jak to się mówi po angielsku? Powiedział 

background image

coś po włosku do Dorna, który roześmiał się i przetłumaczył:

- Kompasu.

O Boże, śmiali się ze mnie.

Poczułam, że lada chwila się rozbeczę. Łzy już prawie napływały mi do oczu, więc 

uznałam, że najlepiej czym prędzej stamtąd uciekać.

- Poradzę sobie, dzięki - odparłam. - No to ja już powiem wam dobranoc.

Super, wysławiałam się jak jakiś świr z Dickensa. Aż dziw, że nie powiedziałam: 

Życzę miłych snów . Masimo delikatnie dotknął mojej ręki. - Georgia, pójdę z tobą kawałek. 

Ciao, Dom. Dom odpowiedział „ciao” i wrócił do domu.

Dwie minuty później

W milczeniu szliśmy ulicą. Nie mogłam sobie przypomnieć, czy przed wyjściem z 

imprezy   umalowałam   sobie   usta.   Uciekłam   stamtąd   w   takim   popłochu,   że   zapomniałam 

sprawdzić w lusterku. Może umalować się teraz? Mogłabym ukradkiem sięgnąć do torebki, 

wymacać szminkę, jedną ręką zdjąć skuwkę i przemycić szminkę do ust, spuszczając głowę. 

Albo się odwrócić i udawać, że kaszlę. A może przejrzeć się w lusterku samochodowym? 

Nie, nie, są za nisko. No to w szybie przejeżdżającego autobusu albo ciężarówki? Zamknij 

się, zamknij.

- Dobrze się bawiłaś na imprezie? - spytał Masimo.

- O tak, było super, normalnie czad. Masimo mówił dalej (jaki on ma boski głos):

- Dom proponował, że później może tam wpadniemy, ale nie powiedział, że też tam 

będziesz, więc odechciało mi się. Nie miałem nastroju na tańce.

Co oznaczało to: „Nie miałem nastroju na tańce”? Nie chciało mu się tańczyć czy nie 

był   w   NASTROJU  na  tańce,   to   znaczy   było   mu   smutno?   A   skoro   było   mu   smutno,   to 

dlaczego? Powiedział też, że nie wiedział, że tam będę - czyli przyszedłby, gdyby wiedział? A 

może.. - ochzamknij się, mózgu, zamknij! Gdyby tylko przestał gadać i mnie objął, wszystko 

samo by się wyjaśniło.

Co jakiś czas ocieraliśmy się rękami i za każdym razem miałam wrażenie, że poraził 

mnie   prąd.   Nie   przychodziło   mi   do   głowy   nic   innego   poza:   „Pocałuj   mnie,   pocałuj,   ty 

cudowny Włoski Rumaku!”.

Kiedy znaleźliśmy się na mojej ulicy, Masimo zatrzymał się i spojrzał na mnie.

Georgia,   kiedy   się   ostatnio   spotkaliśmy,   nie...   ale   teraz   chciałem   ci   powiedzieć... 

spiegare... wyjaśnić...

- Och,   nie   ma   co   wyjaśniać   -   przerwałam   mu   szybko.   -   Nie   musisz,   wszystko 

background image

rozumiem.

Znowu dotknął mojej ręki.

- Myślę, że cię zraniłem, chociaż nie chciałem tego... Uśmiechnęłam się sztucznie i 

powiedziałam:

- Czuję się fantastycznie. Słowo daję. Wyglądał na zaskoczonego.

- Czujesz się... fantastycznie? Wszystko w porządku?

- Tak, naprawdę.

- To dobrze, cara. - Uśmiechnął się. - Bardzo się cieszę. Możemy zostać przyjaciółmi 

i... - O nie, wymówił to straszne słowo „przyjaciele”. Wyjął z kieszeni długopis i kartkę i 

zaczął coś pisać. - To mój numer telefonu. Zadzwoń. Możemy dokądś wyskoczyć - na kolację 

albo do dyskoteki? Si?

Nic nie odpowiedziałam. Myślałam, że wybuchnę płaczem. Cały czas miałam uśmiech 

przyklejony do twarzy. Uśmiechałam się tak szeroko, że przestraszyłam się, że już tak mi 

zostanie. Masimo włożył mi do ręki karteczkę. Wciąż się do niego uśmiechałam.

Potem pochylił się i pocałował mnie w policzek.

- Jesteś taka miła. Bardzo cię lubię, Georgia. Zadzwoń. Możemy zostać... jak to się 

mówi... dobrymi kumplami. Ciao.

I poszedł sobie. Po chwili odwrócił się, pomachał i posłał mi całusa w powietrzu. 

Również pomachałam do niego, wciąż się uśmiechając i śpiewając w myślach tę starą, głupią 

piosenkę: „Uśmiechaj się, choćby ci serce pękało”.

W moim pokoju

Zostałam sam na sam z nocą. Oraz z Angusem, Gordym, Libby i jej zabawkami. Nie 

chcę być jego „kumplem”. Mam dość tak zwanych kumpli. Nawet ten cholerny Dave Jajcarz 

powiedział do mnie: „Narka, stara”.

Jak to możliwe, że w ciągu niespełna dnia z seksownego kociaka przemieniłam się w 

„starą”? Nie chcę nigdzie „wyskakiwać” z Masimem. Jak on to sobie wyobraża? Że wpadnę 

do niego na kawę, a potem powiem: „No, muszę lecieć, narka, stary”?

Pięć minut później

Albo będę krążyć  wokół niego i robić  za  przyzwoitkę,  gdy będzie się zabawiał z 

innymi dziewczynami na koncertach Sztywnych Dylanów? I wołać za nim„Ale ci się trafiło! 

Narka, stary! Nie rób niczego, czego ja bym nie zrobiła! Czyli możesz robić wszystko”.

Stary?

background image

Nie zamierzam być jego „kumpelką”.

Ledwo wytrzymuję z tymi kumpelkami, które już mam.

A   do   tego   muszę   się   tylko   „kumplować”   z   Dave'em   Jajcarzem.   Za   dużo  tego 

„kumplostwa”.

Trzynaście minut później

Stary.

Niedziela, 3 lipca

10.30

 Zadzwoniła Jas.

- Gee, nie spisz?

- Nie.

- Mogę wpaść?

- Dlaczego? Tom sam poszedł polować na ślimaki? Myślałam, że dziś wybieracie się 

na wspólną włóczęgę i dlatego wczoraj w nocy nawet nie chciało ci się pożegnać ze swoją 

najlepszą kumpelką. No więc, co się stało?

- Yyy... nie, myślałam, że po prostu sobie pogadamy, umalujemy się nawzajem...

- Poszedł polować na ślimaki bez ciebie.

- Nieprawda.

- No to o co chodzi?

- Zaczęły się właśnie treningi piłki nożnej, no i wiesz... to dobrze mu robi. Poza tym 

ma przecież ważną misję, bo kazałam mu jak najwięcej dowiedzieć się o sprawie Masima.

- Hmm.

- Co, hmm?

- Hmm to hmm.

- No to jak, mam przyjść?

- Jak chcesz. Możemy poćwiczyć kumplowanie się, bo to chyba moja życiowa rola. 

Pewnie wygram w programie Kumpelka roku.

Siedzę z Jas na łóżku i obżeramy

się płatkami kukurydzianymi

12.00

 Jas uważa, że w moim domu jest „fajnie”. Twierdzi, że to urocze, że żywimy 

się głównie herbatnikami, a mój tata niedawno  podpalił sobie brodę. I że koty poszły do 

sąsiadów i wygrzebały kości, które Durne Pudle pracowicie zakopały w kupie kompostu.

background image

I teraz Angus i Gordy żują je w nogach mojego łóżka. Słyszę przerażające odgłosy 

chrupania,  ale  jestem zbyt  zmęczona,  by zareagować. W moim  domu wcale nie  jest  fajnie. 

Jest smutno.

12.15

  Jas prawie  udało się mnie rozśmieszyć, kiedy wstała z łóżka i  dodała nowy 

element  do  wikingowego  disco.  Polega na wąchaniu powietrza. A więc teraz nasz taniec 

wygląda tak: krok na prawo, krok na lewo i wąchu - wąch. Tak jakby to zrobił wikingowy 

bizon tropiący ofiarę. Oczywiście, gdyby istniało coś takiego jak wikingowe bizony. Super.

12.30

  Przygotowuję się  do wybaczenia Jas.  Odkąd przyszła, jest dla  mnie prawie 

mila. Powiedziała, że nos chyba mi się skurczył. Niestety, zepsuła ten komplement, dodając: - 

Albo głowa ci urosła. No, ale liczą się dobre chęci. A może głowa naprawdę mi urosła? Kiedy 

ją mierzyłyśmy, opowiedziałam Jas, co się stało na imprezie u Katie. O tym, że Dave Jajcarz 

wyszedł z Emmą.

- Ale ty się nie przejęłaś, bo kochasz Włoskiego Rumaka - odparła.

- Tak,   to   prawda,   ale,   hmm,   Dave'a   znam   od   dawna   I   kiedyś   powiedział,   że 

powinniśmy być razem.

- Tak, ale co ty o tym myślisz?

- Jak to, co o tym myślę? Skąd mam wiedzieć?

- Ja na przykład wiem, że Tom to ten jedyny.

- Tak, ale dlatego, że jesteś taka nudna... yyy... to znaczy... yyy... za bardzo zaślepiona 

miłością, by usłyszeć głos Kosmicznej Podjarki.

- Wiem.

Jas strasznie mnie irytuje, no, ale po prostu jest sobą.

Zrobiło się tak swojsko, zupełnie jak w starych, dobrych czasach, że postanowiłam jej 

się zwierzyć. Opowiedziałam, jak Masimo przyłapał mnie za samochodem, akurat kiedy jakiś 

pies lizał mnie po tyłku.

- O kurczę, stara - westchnęła.

Wymówiła to okropne słowo na „s”, ale puściłam to mimo uszu.

- No to jak, dasz sobie z nim spokój? - spytała.

- Tak, próbowałam wziąć się w garść, ale jakoś zabrakło mi siły. Branie się w garść 

bywa niewygodne, zwłaszcza jeśli się ma małe ręce.

Dostałyśmy głupawki, bo trzeba przyznać, że chociaż cierpię z miłości, mam złamane 

background image

serce i tak dalej, to poczucia humoru nie można mi odmówić.

Kiedy już posiliłyśmy się kolejną paczką czipsów, powiedziałam:

- Muszę o nim zapomnieć i zacząć go ignorez - vous - ować.

- To znaczy, że na koncercie Sztywnych Dylanów zastosujesz wobec niego całkowitą 

olewkę?

- Nie, nie będę musiała, a wiesz dlaczego? Bo nie wybieram się na ten koncert.

- O kurczę.

Pokiwałam głową, chrupiąc czipsy.

- Klamka zapadła. JUŻ NIGDY W ŻYCIU nie pójdę na żaden koncert Sztywnych 

Dylanów.

- O kurczę.

- Masimo   dał   mi   swój   numer   telefonu   i   powiedział,   żebym   zadzwoniła,   to   się 

umówimy na jakiś wypad.

- O kurczę.

- Jas, czy mogłabyś zmienić repertuar?

- Dobra.

- Powiem   ci,   co   zrobię   z   jego   telefonem.   Pójdę   do   lasu   i   ceremonialnie   spalę   tę 

karteczkę, żeby w chwili niepoczytalności mnie nie podkusiło, by jednak do niego zadzwonić.

- O kur... to znaczy... o matko.

W lesie

15.00

  Spaliłam   karteczkę   z   numerem   telefonu   Masima,   a   popiół   zakopałam   pod 

dębem (to znaczy, Jas zeskrobała gałązką trochę ziemi i przysypałyśmy nią popiół. Chwilę to 

potrwało, bo przy okazji zna - lazła jakiś „rzadki” gatunek grzyba).

21.00

 Nawet nie czuję smutku. Nic nie czuję.

Co naprawdę nie jest takie łatwe. Już nigdy w życiu nic nie poczuję. I bardzo dobrze. 

Skończyłam z miłością. „Ib dla frajerów.

Do końca życia będę siedziała w swoim pokoju, nic nie robiąc.

22.00

 Co za nuda.

Prawie taka sama jak dwie matmy z rzędu, a potem wykład Chudej o tym, jak w 

młodości chodziła do szkoły z królową Elżbietą i Tomciem Paluchem czy kto tam żył w jej 

background image

czasach.

22.10

 Wyjęłam listy od byłego Boga Seksu. Nie wiem, po co je trzymam. Albo jego 

zdjęcia. Chyba po to, żeby się umartwiać. Powinnam je wyrzucić razem z całą resztą swojego 

życia.

Zbiorę te graty do kupy i zrobię to, co się robi, zamykając etap w swoim życiu - spalę 

je na popiół, wyrzucę i nie obejrzę się za siebie.

Pożegnam stare życie i powitam nowe w klasztorze dla lesbijek.

22.15

 W jednym z listów Robbiego znalazłam taki fragment: „Napisz, proszę. Często 

myślę o Tobie”. Miłe, prawda? W pewnym sensie. No, przynajmniej nie dodał: „stara”.

22.30

 Może skrobnąć do niego? Na pewno ucieszyłby go list z klasztoru dla lesbijek. 

Kogo by nie ucieszył?

22.35

 Nie szkodzi. Robbie jest wiele kilometrów stąd - za Oceanem Syberyjskim czy 

jak to tam się nazywa. W krainie odwiertów i eksplodującego czegoś tam.

22.45

  Co   by   tu   napisać?   Powinnam  znaleźć  złoty   środek   między   chłodem   a 

serdecznością Oraz aluzję w stylu: nie wiesz, co tracisz, kolego”.

Północ 

Potwornie ciężka robota, ale w przypływie szczerości opowiedziałam mu o 

wszystkim,   Pomyślałam:   „Och,   chrzanić   to!   Co   ml   tam!   Jestem,   jaka   jestem.   Oto   ja, 

prawdziwa Georgia. Już się nie boję pokazać swej prawdziwej twarzy. Cierpię z miłości, 

mam złamane serce i...”. Ale na czym to ja stanęłam? Zanim znowu zaczęłam użalać się nad 

sobą? Aha, na szczerości.

0.03

  Oczywiście   pominęłam   te   sytuacje,   w   których   zrobiłam   z   siebie   skończoną 

idiotkę. Opowiedziałam mu o bizonich rogach i wikingowym ślubie. Wspomniałam nawet, że 

Herr Kamyer ma zostać starościną ceremonii ślubnej.

0.05

 Pisanie tego listu bardzo poprawiło mi nastrój.

Moje życie nie jest aż takie złe. Razem z Drużyną Asów świetnie się bawimy, chociaż 

background image

gnębią nas Oddziały Szturmowe, rodzice, gen orangutanizmu, pryszcze i tak dalej.

Nie mogłam się powstrzymać i dodałam parę słów o Nudnej Lindsay i jej nędznym 

życiu patyczaka. Potraktowałam ją całkiem sympatycznie:  „Pewnie już wiesz, że Lindsay 

została   dyżurną   i   świetnie   spełnia   swoją   funkcję.   Niektóre   pierwszoklasisto   chyba   już 

nabawiły się fobii szkolnej. Poza tym wykazała się doskonałym gustem, przedłużając sobie 

włosy. Poza cyrkiem rzadko spotyka się ludzi obdarzonych podobną odwagą”.

Kwestię chłopaków pominęłam. Napomknęłam jedynie o Sztywnych  Dylanach, bo 

Robbie zdziwiłby się, gdybym tego nie zrobiła. Napisałam jedynie: „Poszłam na parę kon-

certów - całkiem niezłe. Mają nowego wokalistę, Masima czy jakoś tak. Spoko gość, ale 

trochę za bardzo zniewieściały. Spotkałam też Vatiego Dorna. Chyba już nie pamięta, lok go 

kiedyś podrywałam, bo myślałam, że jest słynnym agentem muzycznym. A jeśli już mowa o 

Vatich, to mój niedawno podpalił sobie brodę, więc u mnie stara bida”.

Straciłam wszelkie zahamowania. Ulżyło mi, kiedy mu o wszystkim (mniej więcej) 

napisałam, zresztą co miałam do stracenia? Już nie musiałam się dla niego wysilać.

0.07

 Nie wiedziałam, jak zakończyć ten list. Czy „całuję” będzie w porządku?

Na pewno nie podpiszę się „stara”.

Wreszcie zdecydowałam się na: „No, zawijam kiecę i lecę. Fajnie byłoby znowu się 

spotkać. Trzymaj się. Całuję, Georgia”.

I wstawiłam buziaka.

Doszłam jednak do wniosku, że ton listu jest za bardzo kumpelski, więc dodałam 

jeszcze jednego buziaka.

No, w sumie trzy.

Teraz jest spoko.

Na pewno nie zdradziłam się ze swoją czerwonotyłkowatością. Po prostu wyraziłam 

swoją tęsknotę.

0.10

 Ale Robbie pewnie ma dziewczynę o imieniu typowym dla Krainy Kangurów, 

Na przykład Gayleen. Albo Neolene czy Joelene. Która jest torbaczem.

Poniedziałek, 4 lipca

W drodze do Stalagu 14

8.20

 Założyłam czarną przepaskę na rękę, bo tego dnia Hamburgerianie wywalili do 

background image

morza naszą herbatę i oświadczyli, że nie chcą, żebyśmy nim rządzili

.

Wtedy   też   zaczęli   wymyślać   własny   język.   No   i   patrzcie,   do   czego  ich  to 

doprowadziło. Po prostu zeszli na manowce.

I odtąd noszą figi zamiast majtek jak każdy normalny człowiek. Ale niech im tam 

będzie.  Jeśli   chcą,   mogą   nawet   chodzić   w  aluminium.   My,  mieszkańcy   Krainy   Billy'ego 

Szekspira, nie chowamy urazy i zawsze będziemy ich kochać.

Dopóki nie odzyskają zdrowego rozsądku i nie oddadzą się  z powrotem pod nasze 

rządy.

8.30

  Spotkałam Jas pod jej domem. Od razu wzięła mnie pod rękę, co było bardzo 

miłe. Ja jednak nie dałam się nabrać, Powiedziałam do niej:

- Ani mru - mru.

- Dlaczego mruczysz? - zdziwiła się.

- NIE, Jas, nie mruczę. Chodzi mi o to, żebyś nie wygadała się o imprezie, Davie 

Jajcarzu ani o tym, że zostałam kumpelką Masima.

- Dyskrecja to moje drugie imię.

- Śmiem wątpić.

8.35

  Kiedy   dotarłyśmy   do   skrzynki   pocztowej   u   stóp   wzgórza   prowadzącego   do 

„szkoły”, zaczęłam się zastanawiać, czy wysłać list do Boga Seksu. Hmmm.

Spytałam o to Jas, co okazało się koszmarnym błędem.

- Wydawało   mi   się,   że   kochasz   Masima   albo   Dave'a   Jajcarza,   a   teraz   piszesz   do 

Robbiego?

- No tak.

- Zmieniasz   chłopaków   jak   rękawiczki,   z   tym   że   żaden   z   nich   nie   jest   twoim 

chłopakiem.

- Jas, zamknij się, nie jesteś Dzieciątkiem Jezus. - Wiem, ale Dzieciątko Jezus byłoby 

bardzo rozczarowane twoim postępowaniem.

- Nie, wcale nie. Będzie mnie kochało, choćby nie wiadomo co, a poza tym moje 

postępowanie na pewno jest dla Niego o całe niebo ciekawsze niż twoje, o, Wielka Nornico! 

Jas,  nie  bądź bardziej  nornikowa od samego nornika!  Cha, cha,  cha, Jezusowi  by się to 

  Chodzi o tzw.  bostońską  „herbatkę”  (Boston Tee Party) w 1773 r. -  zatopienie  przez  kolonistów 

amerykańskich transportu herbaty w porcie w Bostonie  no znak  protestu przeciw brytyjskiej polityce wobec 
kolonii.

background image

spodobało! Taki religijno - przyrodniczy żarcik. Myślę, że mam wybitny talent komediowy. 

No, Jas, co mi radzisz? Wysłać ten list czy nie?

Przez chwilę się zastanawiała, co zawsze wygląda przerażająco, po czym odparła:

- Posłużmy   się   logiką.   Jeśli   w   ciągu   minuty   przejedzie   tędy   biała   półciężarowka, 

powinnaś go wysłać. Ale jeśli za kierownicą będzie siedział facet w czapce bejsbolowej, 

powinnaś poczekać do popołudnia. A jeśli...

8.40

 Z opresji wybawił mnie świrnięty i nabzdyczony listonosz, który przyszedł, żeby 

wybrać listy ze skrzynki. Po prostu wydarł mi list z ręki i wrzucił go do wora.

- Hmmm... właśnie się zastanawiałam, czy wysłać ten list - powiedziałam.

- Spadajcie do szkoły - warknął.

Miło, nie? Jak już mówiłam wszystkim, którzy chcą mnie słuchać (czyli  nikomu), 

ludzie pracujący w sektorze usługowym powinni usługiwać społeczeństwu, czyli mnie. Ale 

widocznie oni o tym nie wiedzą.

14.00

  W ciągu czterdziestu pięciu lat, jakie dziś spędziłam w Stalagu 14, miałam 

tylko dwie przerwy, żeby coś przetrącić. Dobrze zrobiłam, wysyłając ten list, czy nie?

14.30

 Zresztą jakie to ma znaczenie? Jak znam życie, to list albo w ogóle nie dotrze 

do Robbiego, albo Robbie wcale mi nie odpisze, co będzie oznaczało, że nie chce mnie żaden 

facet.

14.35

  Dosyć   tego.   Skupię   się   na   karierze   zawodowej.   Mogę  na  przykład   zostać 

lesbijską mniszką poliglotką.

Na korytarzu, w drodze na francuski

14.55

  Trzymam gębę na kłódkę, chociaż dziewczyny z Drużyny Asów ciągle mnie 

wypytują o sprawy sercowe. Kiedy powiedziałam Rosie: „Nic się nie wydarzyło. I nie mam 

wam  nic   do  przekazania”,   spojrzała   na  mnie   dziwnym   wzrokiem.  Ale   się  nie  złamałam. 

Doskonale bym się sprawdziła we francuskim ruchu oporu podczas wojny.

Chociaż jednak nie wstąpiłabym do tego ruchu oporu, bo Francuzi powiedzieli, że 

Anglicy to banda tchórzliwych serojadów.

A może to my tak o nich mówiliśmy?

background image

Och, wszystko jedno. Poproszę o inny zestaw pytań.

15.00

 Przez pomyłkę odrobiłam pracę domową z francuskiego i oddałam ją na czas. 

Myślałam, że Madame Slack ze zdziwienia dostanie jakiegoś ataku, ale niestety nie dostała. 

Spytała tylko: - Od kogo to przepisałaś?

Boleję nad brakiem zaufania w relacjach nauczyciel - uczeń.

W drodze do domu

16.30

 Chyba pierwszy raz w życiu wracam ze szkoły zupełnie sama. Powiedziałam 

dziewczynom,   że   mam   wizytę   u   lekarza,   chociaż   to   nieprawda.   Gdyby   jednak   mama 

postawiła na swoim, każdą wolną chwilę spędzałabym  w gabinecie doktora Clooneya, bo 

wtedy miałaby okazję go podrywać. Nie mogłam narażać się na towarzystwo Dave'a Jajcarza 

i jego kumpli. Nie wiem dlaczego, ale nie chcę go spotykać. Dziwnie się czuję, gdy go widzę 

z Emmą Jacobs.

Nie ja jedna. Ellen z tego powodu dosłownie dostała załamania nerwowego. Kiedy na 

przerwie   dziewczyny   powiedziały,   że   ostatnio   Dave   odprowadza   do   domu   Emmę,   Ellen 

zaczęła dukać:

- Ale... dlaczego... dlaczego??? - I zatrzęsła się jak galareta.

Musiałam   udawać   górę   lodową,   a   także   odtańczyć   wikingowe   disco,   żeby   tylko 

dziewczyny nie zaczęły mnie Wypytywać, dlaczego wcześniej wyszłam z imprezy, czy się 

czymś zdenerwowałam, jak się czuję i tak dalej.

Nikomu nie wyjawię swego straszliwego sekretu. Wie o nim tylko pani Wielkie Gacie.

Pięć minut później

Wymogłam też na Radiu Jas, by przysięgła, że dochowa tajemnicy.

Minutę później

Tak więc teraz cała Drużyna Asów już pewnie wie, co się stało.

Minutę później

A także ile razy w ciągu ostatniego dnia odwiedzałam kibel.

Pięć minut później

background image

Schodząc ze wzgórza, zobaczyłam te dwie smarkule z pierwszej klasy, które dostały 

ochrzan od Nudnej Lindsay. Szły, podskakując. Czy ja też tak robiłam, kiedy byłam w ich 

wieku? Na pewno nie. Wyglądały na zmęczone, bo skakały na jednej nodze, dźwigając na 

plecach ciężkie tornistry. Ja sama kiedyś czasami udawałam, że wracam do domu konno, ale 

nigdy z tornistrem na plecach. Życie to jedna wielka tajemnica.

W sali treningowej przed wstąpieniem

do klasztoru dla lesbijek, czyli w swoim pokoju

Wieczór

Poświęcę się zdobywaniu wiedzy... 

Chrrrrr...

background image

MacFigi

Środa, 6 lipca

Przerwa popołudniowa

Na szczęście Drużyna Asów zajęła się tematem ciekawszym ode mnie: wikingowym 

ślubem Rosie i Svena. Rosie powiedziała:

- Wymyśliłam śliczny strój dla Svena. W piątek na próbie kostiumowej MacPalanta 

zbiorę materiały.

Nie chciała wyjawić nic więcej, poza tym, że Sven będzie „zachwycony”.

A tego żadna z nas wolałaby nie widzieć.

16.30

 Wracam do domu z Jazzy Spazzy, która mamrocze pod nosem swoją kwestię 

Lady Makbet.

Mam nadzieję, że nie przemienia się w hyziofrenika czy jak tam się nazywa człowiek, 

w którym mieszkają dwie osoby naraz.

Mam wielką tremę przed piątkowym spotkaniem z Dave'em. Będę musiała solidnie 

przyłożyć się do przećwiczenia „kumplowskiego” zachowania. Jak się zachowuje kumpelka 

na widok kumpla? Co robię, kiedy widzę swoje kumpelki?

Trzy minuty później

Na   pewno   wiem,   jak   zachowam   się   na   widok   Jas,   jeśli   za   chwilę   nie   przestanie 

mamrotać.

Pięć minut później

Niestety, powiedziałam to na głos:

- Jas,   jeśli   w   tej   chwili   nie   przestaniesz   bredzić   o   plamach,   będę   musiała   cię 

zamordować.

Przestała powtarzać: „Precz, przeklęta plamo”, i powiedziała:

- Nie   wyżywaj   się   na   mnie   tylko   dlatego,   że   masz   Kosmiczną   Podjarkę,   a   żaden 

chłopak nie chce na ciebie spojrzeć.

Piętnaście minut później

Oto mój sposób na poprawę nastroju: weź kumpelkę, najlepiej taką z durną grzywką i 

background image

w wielkich gaciach, a kiedy zacznie bredzić, szybko wepchnij ją do rowu i uciekaj.

Cha, cha, cha.

Jas ześlizgująca się po trawie do rowu wyglądała bardzo zabawnie.

Piątek, 8 lipca

W kwaterze głównej „MacPalanta”

16.50

 O 17.30 ma się odbyć próba kostiumowa przed całą szkołą.

Napięcie rośnie. Wkrótce wychodzimy na scenę... Chrrrr.

Panna Wilson wygłosiła jedną ze swych słynnych mów motywujących, podczas której 

mało nie pozasypiałyśmy.  Na naszych barkach spoczywa honor szkoły. Mamy przez dwa 

wieczory paradować w rajtuzach i wykrzykiwać „azaliż!” oraz „zapewne!”, żeby przekonać 

wszystkich, że chodzenie do szkoły to nie całkowita strata czasu. A także wymówka dla ludzi, 

którzy nie mają nic innego do roboty, czyli Sokolego Oka, Chudej, Madame Slack, Herr 

Kamyera i tego świra Elvisa Attwooda, którzy w innej sytuacji łaziliby po ulicach i zawracali 

głowy   przechodniom,   Całe   szczęście,   że   mamy   pannę   Wilson,   która   potrafi   nad   nami 

zapanować, bo inaczej wszystko by się rozlazło w szwach.

Jas   gapiła   się  na  mnie   jak   ten   świrnięty   Indianin   w   filmie   o   Mohikanach   - 

Chingachogook. Łaził w pióropuszu, tropił bizony po śladach ich odchodów i nic, tylko gapił 

się na ludzi. Jas nie odzywa się do mnie od dwóch dni, bo niechcący ją potrąciłam i wpadła 

do rowu. A kiedy wszedł Dave z kumplami, normalnie zaczęła się wal mnie wgapiać jak 

sroka w gnat.

17.00

 Trzymałam się w bezpiecznej odległości od Dave'a, ale nie na tyle dużej, by to 

zauważył i zaczął podejrzewać, że go unikam. Bujałam się z Ro Ro, Jools i resztą Drużyny 

Asów. Okropna R Green co chwila podchodziła do mnie, bym ją pocieszyła, i w kółko pytała, 

czy wygodnie mi się nosi miecz. Ona chyba wierzy, że naprawdę jestem jej mężem, co jest 

największą tragedią, jaka mi się do tej pory przydarzyła. Poza tym to mocno podejrzane.

Nikt   nie   może   mi   zarzucić,   że   nie   znoszę   tej   sytuacji   po   męsku.   A   możecie   mi 

wierzyć, że należę do osób, które każdą porażkę przyjmują z podniesionym czołem.

Kurtyna pójdzie w górę już za pół godziny. Zajmuje się tym Pryszczaty Norman, mam 

więc nadzieję, że nasza twórczość nigdy nie ujrzy światła dziennego.

Ja i Ro Ro malowałyśmy się w „garderobie”, kiedy weszła pani Stamp (co ona ma 

wspólnego z tą sztuką? Czy Jest w niej rola dla sportsmenki lesbijki? Możliwe, bo nie chciało 

mi się  czytać  całej sztuki,  i znam tylko  swoje  kwestie).  Kazała  Rosie zdjąć wąsy,  które 

background image

przecież miały być hołdem oddanym na cześć naszej nauczycielki wuefu.

Właśnie robiłam z Rosie ćwiczenia rozciągające, to znaczy „róg na prawo, róg na 

lewo”, kiedy minął nas Dave Jajcarz toczący fragmenty muru. Po drodze mrugnął do nas. Na 

szczęście położyłam na twarz trzy warstwy podkładu, więc nie zauważył, że zrobiłam się 

czerwona jak burak. Wybuchnęłam perlistym śmiechem, gdy Jas podała mi swoją różdżkę. 

Oboje spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem. No tak, przecież poprosiła mnie tylko:

- Możesz to chwilę potrzymać? Muszę skoczyć do siusialni.

Czyli nic śmiesznego.

Ja jednak chciałam, by Dave się przekonał, że u mnie wszystko w porządku i że już 

zapomniałam o tamtym pocałunku na imprezie u Katie. I że guzik mnie obchodzi, z kim się 

spotyka.

Ellen również, chociaż na swój sposób, próbowała go ignorować. Myślałam, że umrę 

ze śmiechu.

- Dam Dave'owi jasno do zrozumienia, co myślę o jego zachowaniu - powiedziała. - 

Tak właśnie zrobię. Bo powinnam tak  zrobić,  prawda? Jak myślisz? Bo  ja  uważam, że tak 

należy... no, ale co ty na to? Boże kochany.

Niepotrzebnie się zastanawiała, bo jej  ignorowanie potrwało może ze dwie minuty. 

Dave wrócił, cały pokryty gałązkami, i spytał:

- Dziewczyny, nie uważacie, że na scenie jestem nieco drewniany?

Ellen zrobiła się czerwona jak burak i zaczęła chichotać jak głupia. Moim skromnym 

zdaniem nie na tym polega ignorowanie kogoś.

Ja zaś odwaliłam kawał dobrej roboty. Uśmiechnęłam się półgębkiem, co świadczyło 

o tym, że mam poczucie humoru, ale dowcipy Dave'a nie robią na mnie żadnego wrażenia.

17.50

 Jas minęła mnie w sukni Lady Makbeta Uśmiechnęłam się do niej bardzo miło, 

ale mnie zignorowała. Jeszcze do mnie przyleci, bo kto inny by wysłuchiwał jej bredzenia o 

nornikach? Poszłam z Rosie do „garderoby” i zaczęłyśmy grzebać w pudle z rekwizytami. 

Rosie założyła sobie sztuczny nos i spytała: - Jak myślisz, czy ktoś by zauważył, gdybym w 

nim wyszła na scenę?

Wróciłam myślami do starych, dobrych czasów z zeszłego roku. Życie było wtedy 

takie   proste.   Kochałam   Boga   Seksu   i   prawie   byłam   jego   dziewczyną.   Wystawiałyśmy 

Piotrusia Pana  i tak samo jak teraz chodziłyśmy w rajtuzach (oprócz Okropnej P. Green, 

która grała psa). Rosie i ja  zostałyśmy wyrzucone z zespołu aktorskiego i przydzielone do 

rekwizytów. Znalazłyśmy sztuczny zarost i za każdym razem, gdy na scenie podawałyśmy 

background image

coś Nudnej Lindsay, przyklejałyśmy sobie jego kawałek do ciała. Pod koniec sztuki miałyśmy 

ogromne, włochate dłonie, a Rosie wyrosły jedna wielka brew i bokobrody. Mało się nie 

posikałyśmy ze śmiechu. O, szczęśliwe czasy sprzed okresu staropanieństwa! W tej chwili Ro 

Ro odezwała się z głową w pudle:

- Przemycę ten zarost do domu i przykleję go sobie na ślub.

W   tych   okolicznościach   (to   znaczy,   kiedy   kompletnie   jej   odbiło)   nie   ma   sensu 

zadawać pytań.

20.30

  Po  sztuce,   kiedy  wyszliśmy,   by  się  ukłonić,   paru  idiotów   zaczęło   klaskać. 

Podczas przedstawienia przydarzyła mi się tylko jedna wpadka, ale chyba nikt niczego nie 

zauważył.

Wracam do domu z całą paczką

21.10

 Jas dalej jest obrażona i trzyma się tak daleko ode mnie, jak to tylko możliwe. I 

wszystkie dziewczyny oprócz mnie poczęstowała żelkami ze swych tajnych zapasów. Nie 

przejęłam się tym, bo podejrzewam, że ona je trzyma w swoich wielkich gaciach.

Nagle zobaczyłyśmy,  że za nami idzie Dave Jajcarz z kumplami. W mordkę jeża. 

Postanowiłam, że nadal będę go ignorez - vous - ować.

- W   trakcie   walki   na   miecze   odkleiła   mi   się   sztuczna   broda   i   musiałam   ją 

przytrzymywać jedną ręką. Zauważyłyście coś? - spytałam.

- Pewnie, kto by nie zauważył? - odparła Ro Ro. - Wyglądałaś jak Durny Makduf, 

największy pacan w Szkocji.

No to super.

21.15

 Dave i jego kumple przyśpieszyli kroku. Lada chwila nas dogonią. Och, już nie 

dam rady z tym kumpelskim układem.

- Wiecie   co?   -   zwróciłam   się   do  dziewczyn.   -  Mam   ochotę   pobiegać,   więc   pójdę 

przodem. Do zobaczenia jutro na premierze.

Spojrzały na mnie zaskoczone, kiedy potruchtałam przed siebie. Po paru chwilach 

odwróciłam się i zobaczyłam, że Dave Jajcarz biegnie za mną. O nieee. Przyśpieszyłam, ale 

mnie dogonił i zrównał się ze mną. Gapił się na moje dyndaki, a tego dnia nie włożyłam 

dyndakonosza. No żesz, ja cię kręcę.

background image

Nadal biegniemy

Dwie minuty później

Sytuacja   była   absurdalna,   Kiedy   tak   biegliśmy,   Dave   ujął   mnie   pod   rękę,   więc 

stworzyliśmy tandem. W końcu waga moich dyndaków zrobiła swoje i musiałam zwolnić.

- Gniewasz się na mnie, kiciu? - spytał.

Odwróciłam się do niego i pomiędzy sapnięciami uśmiechnęłam się promiennie.

- Dave, na miłość boską, dlaczego miałabym się na ciebie gniewać?

- A więc jednak się gniewasz. Kurczę.

- Nie chcesz ze mną chodzić, więc zacząłem spotykać się z inną. Chyba nie robię 

niczego złego, prawda? Czy wolałabyś, żebym żył samotnie, czekając, aż zachce ci się ze 

mną całować?

W sumie... kiedy o tym pomyśleć, to tak, właśnie tak bym wolała. Ale oczywiście nie 

powiedziałam mu tego.

Zaczęłam się zastanawiać nad jakąś normalną odpowiedzią, ale udzielania takich mnie 

nie nauczono, bo moi rodzice nigdy nie rozmawiają normalnie. W każdym  razie gdy tak 

przeczesywałam umysł w poszukiwaniu czegoś w miarę normalnego, mój mózg udał się na 

krótkie wakacje do Krainy Podjarki. Zauważyłam, że Dave ma ładnie podwinięte rzęsy, lekko 

opuszczone kąciki ust i... I wtedy szybko cmoknął mnie w policzek i pobiegł do swoich 

kumpli.

Kurczę.

Północ 

A   więc   tak   wyglądał   ten   wielki   wieczór:   odkleiła   mi   się   broda,   a   Dave 

zobaczył, jak moje dynda ki majtają się na wszystkie strony. No i z całą pewnością chodzi z 

Emmą. Czym się oczywiście nie przejmuję. W każdym razie nie za bardzo.

Dziesięć minut później

Postanowiłam wykorzystać sztukę jak środek wyrazu. Jutro wieczorem na scenie dam 

z   siebie   wszystko.   Moja   rola   polega   głównie   na   bredzeniu   głupot   i   biciu   się,   a   Bóg   mi 

świadkiem, że w tym jestem mistrzynią.

Udowodnię Dave'owi, że jestem bardzo dojrzała i wyrafinowana.

Sobota, 9 lipca

Podałam rodzicom, dziadkowi i Maisie złą datę, ale i tak dzisiaj wieczorem wybierają 

się na premierę.

background image

19.00

 Zużyłam chyba ze cztery tony kleju, żeby po rząd nie umocować brodę. Przy 

moim pechu pewnie nie dam rady oderwać jej po przedstawieniu i będę musiała od razu udać 

się do klasztoru dla lesbijek.

19.05

  Za  kulisami   panuje   rajtuzowe   pandemonium   Jas   łazi   z   tym   przeklętym 

sztyletem, mamrocząc pod nosem swoją kwestię.

- „Jest li to sztylet, co przed sobą widzę...”.

Po czym dźga sztyletem powietrze przed sobą.

Jak wariatka.

Którą zresztą jest.

Muszę pamiętać, żeby jej nie wkurzyć, kiedy będzie kroiła chleb na kanapki.

Chociaż to mało prawdopodobne, bo wciąż mnie ignorez - vous - uje.

19.30

 O dziwo, kurtyna poszła w górę. Przez szparę w dekoracji z boku sceny widzę, 

że sala pęka w szwach. No, cudownie. Moja „rodzina” siedzi w pierwszym rzędzie.

Scena uczty

20.30

 Idzie nam nie najgorzej.

Nie licząc tego, że Dave'owi pochrzaniły się efekty dźwiękowe. Podczas sceny uczty, 

która powinna się zacząć od dźwięków piszczałek, rozległ się wrzask mew. Co musiało nieco 

zaskoczyć widzów.

Potem jednak, kiedy Jas i jej „mąż” Honour Stevens (znany również jako MacPalant, 

Tan   Kawdoru)   weszli   ze   swymi   gośćmi,   którzy   wkrótce   mieli   zginąć,   zaczęła   się   scena 

zaimprowizowanej zabawy. Bóg mi świadkiem, że próbowałyśmy wyperswadować pannie 

Wilson żonglowanie i połykanie  ognia, ale czy ona chciała nas słuchać? O nie. Melanie 

starała się, jak mogła, żonglując pomarańczami, które latały na wszystkie strony i ciągle spa-

dały na podłogę. Jeszcze bardziej ją rozpraszały chłopaki z Foxwooda, które stłoczyły się z 

jednej strony sceny, wgapiając się w jej podskakujące dyndaki. W pewnej chwili usłyszałam 

głos mojego dziadka: „Bardzo dobrze rozwinięta dziewczyna „.

Ale gwoździem programu był numer z ogniem, który robiła Ellen. Każdy, kto uważa, 

że Ellen plus ogień równa się dobra zabawa, jest tak samo szurnięty jak ona i powinien udać 

się na leczenie do psychiatryka. W każdym razie Ellen trzymała taki specjalny papier, który 

background image

po   podpaleniu   rozbłyska   na   chwilę,   co   wygląda,   jakby   człowiek   podpalił   sobie   dłonie. 

Oczywiście,   na   niby.   Macha   się   tym   papierem   (czyli   płonącymi   dłońmi,   jak   myśli 

publiczność), po chwili papier gaśnie i znika, a człowiekowi nie dzieje się żadna krzywda. 

Tak   przynajmniej   powinno   być   w   teorii.   A   zeszłego   wieczoru   obyło   się   bez   żadnych 

incydentów.

Trzeba   przyznać,   że   Ellen   bardzo   fachowo   podpaliła   papier   i   zaczęła   energicznie 

machać ręką. Niestety, za bardzo ją zbliżyła do Pryszczatego Normana i jego sztucznej brody. 

Reszta jest milczeniem. Mało brakowało, a z Normana zostałoby samo milczenie. Kiedy bro-

da mu się zapaliła, zszedł ze sceny, bardzo szybko machając głową na boki. Była to chwila 

triumfu dla Elvisa. Pojawił się jak jakiś świrnięty strażak ze swoją gaśnicą i pokrył grubą 

warstwą piany Pryszczatego Normana oraz Okropną P Green, która akurat stała obok. Brodę 

ugaszono, ale Norman i P. Green chyba jeszcze z pięć minut miotali się na wszystkie strony 

jak jakieś szurnięte miotacze. Bardzo to było zabawne.

21.30

  Właśnie odgrywaliśmy scenę, w której Las Bimamski podchodzi pod mury 

Dunzynanu. Wszyscy by(i przebrani za drzewa.

- Och, co za sukces! - szepnęłam do Rosie.

I wtedy Dave Jajcarz, spec od efektów dźwiękowych i świetlnych oraz skończony 

idiota, dał plamę.

Myślałam,   że  panna  Wilson  postrada   zmysły   i  trzeba  ja  będzie  przetransportować 

helikopterem do wariatkowa. Dostała jakiegoś ataku, kiedy Dave'owi coś się pokręciło przy 

reflektorach i na scenie, za kulisami, dosłownie wszędzie, zapanowały egipskie ciemności.

Większość drzew spadła ze sceny. Nagle, w kompletnych ciemnościach, poczułam na 

pupie czyjąś dłoń. UPS!

To na pewno był Dave, chociaż kiedy światła się zapaliły, wyglądał na zaskoczonego i 

wszystkich pytał, co się stało. Powiedział, że niechcący „oparł się” o przełącznik światła.

Kiedy   drzewa   pospadały   na   widownię,   publiczność   zaczęła   klaskać!   Widzowie 

myśleli, że to nowoczesna interpretacja sztuki, co tylko udowadnia moją tezę, że nie ma 

normalnych rodziców.

21.45

 Nieskromnie mówiąc, jako Makduf byłam doskonała. Roniłam prawdziwe łzy, 

co   -   zważywszy   na   moje   nędzne   życie   -   przyszło   mi   z   łatwością.   Schodząc   ze   sceny, 

ukradkiem   obejrzałam   się   na   widownię   i   zobaczyłam,   że   nawet   Sokole   Oko   ma   nieco 

background image

wilgotne oczy. Dave Jajcarz uściskał mnie i powiedział:

- Dobra robota, kiciu. Jesteś urodzoną aktorką, a poza tym dyndaki fajnie ci sterczą w 

tej tunice.

Jaki on irytujący!!!

21.55

  Dostaliśmy owację na stojąco. No, w każdym razie od tych widzów, którzy 

mogli wstać. Zauważyłam, że dziadek dźwignął się na nogi dopiero wtedy, kiedy reszta już 

usiadła.

22.20

 Hurra!!! Chuda ogłosiła zawieszenie broni. I oddała nam rogi!!!

Musiałyśmy   to   uczcić.   Odtańczyłyśmy   przed   nią   wikingowe   disco,   ale   chyba   nie 

zajarzyła, o co chodzi. Zatrzęsła się jak galareta i polazła do grupki świrów z widowni.

Pan   Attwood   miał   taką   minę,   jakby   spodziewał   się   medalu   za   odwagę.   W   kółko 

wszystkim opowiadał:

- Tak,   na   szczęście   skończyłem   kurs   BHR   W   kanciapie   mam   manekina,   którego 

regularnie podpalam, a mój rekord w gaszeniu wynosi dziesięć sekund.

Matko kochana, jego życie jest po prostu fascynujące.

Wspomniałam, że odtańczyłyśmy wikingowe disco, ale nie dotyczyło to Jas. Nadal się 

dąsa. Słyszałam, jak mówiła Jools, że jest wyczerpana emocjami, jakie włożyła w swoją rolę. 

Nie rozumiem, czym aż tak się zmęczyła - raz tylko kogoś dźgnęła sztyletem, a potem w 

kółko ględziła o plamie. Wyszła przed nami wtulona w swojego chłopaka. Opierała się o 

niego jak sparaliżowany elf. Pożegnała się ze wszystkimi oprócz mnie.

Ale na pewno nie da rady ignorować mnie wiecznie.

Wracam do domu z resztą paczki

22.45

  Odmówiłam powrotu do domu cyrkowym samochodzikiem moich rodziców. 

Vati zdziwił się:

- Nie chcesz popędzić przez noc moim czaderskim pojazdem?

Ups. Powiedział to przy wszystkich. A do tego miał na sobie T - shirt i obcisłe dżinsy. 

Czy istnieje książka pod tytułem Jak zostać skończonym palantem? Bo mam wrażenie, że ją 

czytał.

Dziadek uparł się, że pokaże moim kumpelkom swoją sztuczną szczękę. I zrobił to, 

zanim wpakowaliśmy go do autobusu razem z jego dziewczyną. Maisie nawet torebkę zrobiła 

background image

sobie na drutach. I portmonetkę też.

Północ 

Mutti przygotowała mi odświętną kolację, a Libby udekorowała moje łóżko. 

To znaczy rozłożyła na nim swoje kostiumy wróżki i ozdobiła sreberkiem swoich „psijaciół”. 

Wszystkich - Barbie - nurka, konika Charliego, główkę lalki (tylko tyle z niej zostało, po tym 

jak Gordy w ataku szału oderwał jej rączki) oraz kilka sztuk warzyw. Leżeli na moim łóżku i 

czekali na mnie, co wyglądało dość przerażająco.

Tym bardziej że gdy weszłam do pokoju i zapaliłam światło, Libby wrzasnęła:

- Cieść, Gingey, NIEPOCIANKA!!!

Niezła   mi   niespodzianka.   Na   łóżku   zastałam   też   Gordy'ego,   Angusa   i   Naomi 

uwięzionych w torbie na zakupy.

Spróbujcie  włożyć piżamę,  kiedy do nogi wam się  przyczepi  kilkuletni  berbeć  ze 

skrzydełkami na plecach.

To niełatwe.

Ale co jest łatwe?

Niedziela, 10 lipca

13.30

  Powiem   jedno   -   nigdy   nie   chodźcie   do   parku   z   kilkuletnim   berbeciem 

wiszącym wam u pasa. Libby nie chciała mnie odstąpić ani na krok.

14.00

  W   końcu   udało   mi   się   od   niej   uwolnić.   Wdrapałam   się   na   drzewo,   gdzie 

znalazłam odrobinę prywatności. Jestem bardzo zmęczona po premierze. Gdyby tylko udało 

mi się wepchnąć tyłek między dwie gałęzie i trochę zdrzemnąć...

Marne szanse. Koty wariują  na  sośnie w ogrodzie Pana Sąsiada, wdrapując się po 

pniu. Krzyknęłam do nich:

- Ej, wy tam! Złazić, ale już! Nie ważcie się tam wchodzić! - I zaczęłam w nie rzucać 

tym, co miałam pod ręką.

Zadziałało. Przestały, położyły się na gałęzi i spojrzały na mnie, ziewając. Trochę się 

poiskały, a potem znowu zaczęły drapać w pień.

Wtedy usłyszałam odgłos zbliżającego się skutera. To Masimo! Wjeżdżał na moją 

ulicę! Uau!!! Ciekawe, czy słyszał o mojej wybitnej interpretacji roli Makdufa? Zamknij się, 

mózgu, zamknij.

O   Boże,   jak   zejść   z   tego   drzewa,   żeby   mnie   nie   zobaczył?   Chyba   tyłek   mi   się 

zaklinował. No, super. I nie umalowałam sobie ust. Och, merde, merde, merde! Co robić?

background image

Może to tylko „kumpelska” wizyta?

W tej chwili podjechał pod mój dom.

Oczywiście.

Moje życie jest bez sensu.

14.30

  Cudowny   dzień.   Naprawdę,   po   prostu   boski.   Cierpię   z   miłości   z   tyłkiem 

zaklinowanym między gałęziami.

Cztery minuty później

Jakoś się uwolniłam, ale przy okazji chyba posiniaczyłam sobie pupę.

Bardzo dziwnym krokiem idę przez ogród

Mam wrażenie, że tyłek mi puchnie.

Pięć minut później

A na dodatek koty utknęły na tej sośnie. Na samym wierzchołku. Bujają się na górnej 

gałęzi, miaucząc przeraźliwie i trzęsąc się całe.

Wbiegłam do domu i zaczęłam błagać Vatiego, żeby coś zrobił.

- Bo spadną i się pozabijają - powiedziałam, na co odparł:

- I bardzo dobrze.

18.00

 W końcu wezwaliśmy straż pożarną. Moja mama oczywiście zachowywała się 

skandalicznie.   Dosłownie   zaczęła   się   ślinić,   kiedy   strażacy,   czyli,   jak   sama   powiedziała, 

„chłopcy”, wyjęli drabinę. Chichotała i bredziła głupoty w stylu: „Och, musicie być bardzo 

silni, żeby udźwignąć takie ciężkie węże”. Popatrzyłam na nią z naganą, ale nie zwróciła na 

mnie uwagi.

W końcu, niby to przy okazji, zadzwoniła do swoich kumpelek z aerobiku, które od 

razu przyleciały, żeby pogapić się na „chłopców”. Chichotały jak stare maleńkie. Ale żenada.

18.25

 „Ben”, strażak, nowy kumpel mamy, wdrapał się na sam szczyt drabiny, żeby 

zdjąć Angusa i Gordy'ego z drzewa. Wyciągnął rękę z siatką, a wtedy koty przestały się trząść 

i wydzierać, wesoło zeskoczyły z drzewa i czmychnęły w krzaki.

Nie do wiary.

background image

To diabły wcielone.

Nabrały strażaków.

Poniedziałek, 11 lipca

Kiedy zjawiłam się pod domem Jas, okazało się, że już poszła do Stalagu 14.

Na apelu

I stanęła na drugim końcu szeregu, nie koło mnie tak jak zwykle. Jak długo jeszcze 

zamierza to ciągnąć? To istny maraton ignorez - vous - owania.

Na francuskim

Przysunęłam się bardzo blisko do niej, ale tak daleko odjechała z krzesłem, że w 

końcu prawie usiadła Ellen na kolanach.

Na wuefie

Powiedziałam do niej:

- Fajne masz spodenki.

Ale ona cały czas się na mnie gniewa.

W kwaterze głównej Drużyny Asów

Drużyna Asów przez cały dzień ględzi, bym się uśmiechnęła, a cały świat uśmiechnie 

się razem ze mną. Chcą w sobotę iść na koncert Sztywnych Dylanów, ale nie pójdą beze 

mnie, bo wtedy złamałyby naszą zasadę „jedna za wszystkie i wszystkie za jedną”! Poza tym 

Rosie chce na tym koncercie zrobić próbę generalną swojego ślubu. Zamierza się przebrać i 

przećwiczyć   taniec   wikingowych   bizonów.   Przyniosła   konfetti,   ale   na   szczęście   nie 

przytargała kadzi z miodem pitnym.

Próbowały mnie przekupić serowymi chrupkami. Żałosne.

Kiedy mówię „one”, nie mam na myśli Jas, która nadal mnie ignoruje. Tb jej rekord. 

Całe cztery dni.

- Jas, zamierzasz już do końca życia mnie ignorować? - spytałam.

Nie odpowiedziała.

- Gee, no zgódź się, chodźmy na ten koncert, proszę, proszę, najpiękniej na świecie - 

znowu zaczęła  mnie męczyć Rosie.  - Nie zepsuj  mojego wielkiego  dnia. Nie codziennie 

wychodzi się za mąż za wikinga i świra. Zresztą czy masz coś lepszego do roboty? Chyba 

background image

tylko beczenie.

- Może przyjdą jacyś fajni chłopcy - dodała Jools.

- Słuchajcie,   nie   chcę,   żeby   Masimo   potraktował   mnie   jak   kumpelkę,  a   poza   tym 

pewnie przyjdzie Dave Jajcarz z tą głupią, starą Emmą i...

Wtedy włączyła się Ellen.

- Jak to: Dave Jajcarz  przyjdzie  z Emmą?  Dlaczego  się tym...  yyy...  przejmujesz? 

Przecież... yyy...

- No właśnie, dlaczego tak się przejmujesz Dave'em Jajcarzem? - odezwała się w 

końcu Jas.

Padłam na kolana.

- Ona mówi! To cud! Ona mówi!!! Nasz Pan wrócił jej dar mowy!

Cha, cha, cha. Teraz nie mogła się wycofać, skoro zadała mi pytanie. Złamała śluby 

milczenia.   Wygrałam,   wygrałam!!!   (No   i   odwróciłam   uwagę   Ellen   od   sprawy   Dave'a   i 

Emmy).

Okazałam jej jednak wspaniałomyślność.

- Kocham cię, Jazzy, i bardzo przepraszam, że wepchnęłam cię do rowu. Po prostu 

strasznie mnie wkurzyłaś, stara.

Jeszcze się trochę podąsała, ale wyraźnie miała już dość nieodzywania się do mnie.

13.30

  W końcu powiedziałam, że może pójdę na koncert Sztywnych Dylanów, ale 

pod warunkiem, że dziewczyny będą mnie pilnować jak psy stróżujące.

- Jeśli zostawicie mnie samą i pójdziecie całować się po kątach, odejdę z Drużyny 

Asów - zagroziłam zupełnie poważnie.

- To   będzie   cudowny   wieczór   -   powiedziała   Rosie.   -   Założymy   rogi   i   pokażemy 

całemu światu, że duch romantyzmu jeszcze nie zginął w narodzie.

- Myślę,   że   nie   musimy   sobie   zawracać   głowy   rogami   -   odparłam.   -   Nie   lepiej 

zachować je na nasze tajne zebrania...?

- Nie jesteś dumna ze swoich rogów? - przerwała mi.

- Oczywiście,   że   tak,   ale...   Przysunęła   twarz   do   mojej.   -   RÓÓÓÓÓG!!!   O   Boże. 

Złożyłyśmy   uroczystą   przysięgę   i   szybko   odtańczyłyśmy   wikingowe   disco   -   z   rogami. 

Oficjalnie dodałyśmy do niego numer Jas z wąchaniem. Jas była tym zachwycona.

Kiedy   opadłyśmy   na   kolana   z   triumfalnym   okrzykiem:   „Róóóóg!!!”,   pojawiła   się 

Nudna Lindsay, która właśnie! robiła obchód. Przedłużone włosy jej rosną. Hmmm, mało 

atrakcyjny widok. Spojrzała na nas, a my na nią. Przysięgam, że jej nogi robią się coraz 

background image

chudsze. Może stosuje jakąś specjalną dietę?

- Wstawajcie, idiotki - powiedziała. - Przynosicie cholerny wstyd naszej szkole.

Cóż za wykwintny język.

Obserwowała nas, kiedy ją mijałyśmy. Szłam ostatnia. Mruknęła bardzo cicho:

- Nie myśl, że o niczym nie wiem, ty żałosna idiotko. O, w mordkę jeżaona wtedy 

mówiła o mnie!!!

Na niemieckim

Napisałam liścik do Ro Ro: 

A jeżeli Nudna Lindsay nadal spotyka się z Masimem? To możliwe, bo 

nie ma ani trochę godności. A jeżeli przyjdzie z nim na koncert Sztywnych Dylanów? Tego bym nie zniosła.

Odpisała tak: Jedna za wszystkie i wszystkie za jedną. Coś się wymyśli na wszelki wypadek, ale wydaje 

mi się, że jednak nie przyjdzie. Przecież Masimo sam mówił, że nie chce się z nikim związywać. A poza tym - 

Róóóóóóg!!!

Co ona bredzi?

Iść czy nie?

W drodze do domu

Jas i ja znowu jesteśmy najlepsiejszymi kumpelkami. Jas ględzi o ukrytej głębi, jaką 

odkryła w sobie jako Lady MacPalantowa, a Rosie ćwiczy bekanie. Nagle zauważyłyśmy 

przed sobą tamte dwie pierwszoklasistki, które znowu skakały na jednej nodze.

Kiedy je dogoniłyśmy, spytałam jedną z nich:

- Co robicie?

Ze zmęczenia zdyszała się i zrobiła czerwona jak burak, ale udało jej się wydusić:

- Yyy, skaczemy sobie, proszę pani. Proszę pani?

- Właśnie widzę, ale po co?

- Nie wiem. Głupia czy jak?

Rosie spojrzała na nie z zamyśleniem.

- Ciekawe, czy to rodzina Svena.

Środa, 13 lipca

Wciąż nie mogę się zdecydować, czy iść na ten koncert.

Fajnie, że znowu się kumpluję z Jas. Dała mi dwa żelki i jedno nadziewane ciastko, co 

było niezwykle miłe z jej strony. Chociaż nadal strasznie mnie irytuje. Bardzo ją kocham, ale 

wiecie, nie jak lesbijka.

background image

16.10

 Wracam sama do domu, co prawie nigdy mi się nie zdarza. Jas wybrała się z 

Tomem na „ekspedycję”,  a reszta dziewczyn  poszła do miasta na zakupy.  Ja nie miałam 

ochoty. Ani śladu Dave'a i jego kumpli.

Słowo  daję,  powinnam zmienić  nazwisko na  Georgia Odludek. No  cóż,  takie jest 

życie. O, to znowu te smarkule? To chyba niemożliwe?

Minutę później

A jednak. Jak te głupie skaczą na jednej nodze w stronę parku.

Minutę później

Jest i Mark Wielka Japa z Tępymi Kolesiami. Dlaczego te smarkule tak się kręcą koło 

nich? Mam szczerą nadzieję, że nie liczą na lekcje całowania się. Bleee. Jeśli Mark zacznie 

całować   się   z   jedną   z   nich,   to   chyba   pożre   ją   żywcem.   Wiem,   jak   przepada   za   małymi 

dziewczynkami.

Co tu się dzieje?

Dziewczynki podają coś Markowi, wciąż podskakując.

Minutę później

Tępi Kolesie śmieją się i palą pety, a smarkule oddaliły się na jednej nodze.

Trzy minuty później

Dogoniłam je, gdy leżały na trawie za krzakiem.

- Co wy tu robicie? - spytałam.

- Nic, po prostu sobie leżymy - odparła jedna.

- Zmęczyłyśmy się skakaniem - dodała druga.

- To   widzę,   ale   dlaczego?   Jesteście   trochę   opóźnione   w   rozwoju   czy   jak?   I   co 

robiłyście z Markiem i jego kumplami?

Zrobiły się czerwieńsze od buraków.

Pół godziny później

Okazało  się, że są terroryzowane  przez Marka i jego paczkę.  Muszą im oddawać 

pieniądze na obiad i słodycze, a jeśli nic nie mają, muszą skakać do domu na jednej nodze. A 

Mark je kontroluje, żeby przypadkiem nie zrobiły sobie przerwy w skakaniu.

background image

Co się z nim dzieje? Nie ma nic lepszego do roboty? Myślałam, że nigdy nie nadejdzie 

ten   dzień,   gdy   będę   musiała   stwierdzić,   że   są   ludzie   jeszcze   gorsi   od   Koszmarnych 

Bliźniaczek.

W łóżku

Ciągle myślę o tych głupich smarkulach.

Północ 

A gdyby to Libby kiedyś została zmuszona do takiego skakania?

0.10

 Jasne. Już widzę, jak jakiś chłopak ją do tego zmusza.

0.15

 Ale te smarkule to jeszcze takie dzieciaki.

0.30

 Kurczę, chyba będę musiała je ratować.

Czwartek, 14 lipca

Odnalazłam je na przerwie i powiedziałam: - Wasza męka dobiegła końca.

W parku

16.30

 Mark Wielka Japa i jego kolesie włóczą się po parku, czekając na swoje ofiary. 

Smarkule schowały się za krzakiem, a ja podeszłam do tych palantów.

17.00

 Kiedy już przestali gapić się na moje dyndaki, zwróciłam się do Oscara:

- Dobra,   zboczku.   Powiem   twojej   mamie,   że   palisz,   a   wtedy   będziesz   martwym 

zboczkiem.

Kiedy pozostali zaczęli się głupio śmiać, oświadczyłam:

- Jeżeli nie zostawicie tych smarkul w spokoju, rozpowiem wszystkim w szkole, że 

macie zaraźliwe brodawki. Żadna dziewczyna nie będzie chciała się z wami całować. Mogę 

wam to obiecać.

17.30

 Smarkule polazły za mną aż pod dom.

- Dzięki, Georgia - powtarzały w kółko. - Georgia, chcesz żelka? Georgia, jaki jest 

twój ulubiony kolor? Georgia, jaki zespół lubisz najbardziej?

background image

Matko kochana.

Nie chcę mieć takich małych skaczących kumpelek.

19.00

 Wciąż nie wiem, czy iść na koncert. Mam wrażenie, że od lat się z nikim nie 

całowałam.

Wiecie dlaczego? Bo od lat się z nikim nie całowałam.

Ostatnio z Dave'em na imprezie u Katie, ale był to pocałunek przerywany. Całe dwa 

tygodnie temu.

Który całuje lepiej: Masimo czy Dave?

Oczywiście Masimo, bo to Bóg Miłości. I zna numer z czesaniem warg, a już na samą 

myśl o tym nogi przemieniają mi się w galaretę.

Że już nie wspomnę o mózgu.

19.40

 Ale z drugiej strony Dave to mistrz czesania warg.

Ciekawe, czy chłopcy też tak oceniają umiejętność całowania się u dziewczyn.

Muszę spytać Dave'a.

Nie, lepiej nie. On czyta we mnie jak w otwartej księdze i od razu by się skapował, że 

to jego miałam na myśli.

Piątek, 15 lipca

10.00

  Kiedy   dziś   mijałam   kwaterę   główną   Chudej,   zauważyłam,   że   na   tablicy 

informacyjnej przyklejono nasze szkolne zdjęcie. Przystanęłam, żeby mu się przyjrzeć, bo 

chciałam sprawdzić, czy widać pieprzyki, które specjalnie na tę okazję namalowałyśmy sobie 

nad górną wargą.

Minutę później

Cha, cha, cha. Musiałam wysilić wzrok, ale je zobaczyłam. Rewolucja rozpoczęta!!! 

Od   zeszłego   roku,   kiedy   dostałyśmy   uwagi   za   złe   sprawowanie   z   powodu   szalenie 

dowcipnego   żarciku,   jakim   było   noszenie   na   nosie   fragmentów   opakowań   po   jajkach, 

mających  udawać   świńskie   ryjki,   zmieniłyśmy   taktykę  na  bardziej   subtelną.   Zdjęcie 

wywieszono i nikt niczego nie zauważył!

Minutę później

Boże,   te   szóstoklasistki   to   banda   oferm.   ZGM   ma   na   sobie   nieprawdopodobnie 

background image

żałosny rozpinany sweter. A koło niej stoi panna  Ośmiornica,  czyli Nudna Lindsay. Nagle 

zauważyłam, że Nudna Lindsay  ma nad  górną wargą dorysowany wąsik w stylu Hitlera!!! 

Palec boży!

Byłam bardzo podekscytowana i szczęśliwa. To znak - kosmiczny znak!

Przerwa obiadowa

Powiedziałam dziewczynom o zdjęciu, po czym odtańczyłyśmy triumfalne wikingowe 

disco.

- Chodźmy popatrzeć - zaproponowała Rosie.

- Nie, udawajmy, że nic się nie stało - zaoponowałam. - Jeżeli staniemy tam całą grupą 

i zaczniemy  się gapić na  to zdjęcie, ktoś nas zobaczy,  spojrzy na zdjęcie i nas oskarży. 

Chociaż, niestety, to nie my jesteśmy winne.

- Ciekawe, kto to zrobił? - mruknęła Ellen.

- Kto jej nienawidzi? - zastanawiała się Jools.

- Nie, Jools, pytanie brzmi: kto jej nie nienawidzi! - poprawiłam ją.

W drodze do domu

Drużyna   Asów   oficjalnie   uznała,   że   odtąd   Nudna   Lindsay   należy   do   Oddziałów 

Szturmowych.

- Jeśli pani Stamp zobaczy ten wąsik, zakocha się w niej od pierwszego wejrzenia - 

powiedziałam.

17.00

 Kiedy skręciłam w swoją uliczkę, zauważyłam, że za mną znowu ciągną się te 

dwie   smarkule.   Matko   kochana,   zostałam   idolką   pierwszoklasistek.   Zatrzymałam   się   i 

poczekałam, aż mnie dogonią. Ruda spytała:

- Podobał wam się wąsik Nudnej Lindsay? Wyglądały na bardzo dumne z siebie.

- Tak, był super, ale skąd o wszystkim wiecie? Zachichotały i odparły:

- Zrobiłyśmy to dla pani.

Jasny   gwint.   Kochają   mnie   i   myślą,   że   ocaliłam   im   życie.   Przemieniłam   się   w 

krzyżówkę Supermana i Jezusa - chociaż ten drugi chyba nie włożyłby rajtuzów.

Sobota, 16 lipca

11.00

 Zadzwoniła Jas cała roztrzęsiona.

- Gee. Ojejejejejej. - Co? Co?!

background image

- Och, jakie to ekscytujące!

- Odkryłaś nowy gatunek ślimaka?

- Nie.

- Nowy fason gaci, które sięgają do szyi?

- Nie... ojej, jaka szkoda, że nie mogę ci powiedzieć.

- Jas, wyjaśnijmy coś sobie. Zadzwoniłaś, żeby mi po wiedzieć, że nie możesz mi 

czegoś powiedzieć, tak?

- Tak!!!

- No to pa. Dzięki.

I odłożyłam słuchawkę.

Znowu dzwoni Jas

Pół minuty później

- No to trochę ci powiem.

Och, cóż za napięcie. To z pewnością jakaś historyjka; z nudnego życia Jas. Jeśli 

powie, że ona i Tom oraz Rosie i Sven zamierzają wziąć podwójny ślub, chyba stracę tę 

resztę   poczytalności,   jaka   mi   jeszcze   została.   Na  pewno  planuje   ślub  w   lesie.   Będziemy 

musiały przebrać się za elfy, przytulać do drzew i... Jas bredziła dalej:

- Tom mówi, że jeśli dziś przyjdziesz na koncert, to czeka cię wielka niespodzianka.

- Jaka? Koncert został odwołany?

- Nieeee... ojej, jaka szkoda, że nie mogę ci powiedzieć, ale obiecałam Tomowi. To 

takie... och, no w każdym razie musisz przyjść. Przyjdziesz? Proooszę.

- Powiedz: „Błagam, przyjdź, kocham cię, jesteś moją najlepsiejszą kumpelką”.

Zapadła cisza.

- No to jak, chcesz, żebym przyszła, czy nie? - spytałam.

- Yyy... Błagam, przyjdź, kocham cię, jesteś moją najlepsiejszą kumpelką.

- Zastanowię się. Do widzenia. Taaaak!!! Wygrałam! Cha, cha, cha! Jazzy musiała 

powiedzieć, że mnie kocha. Chi, chi, chi. Oczywiście nie pójdę na żaden koncert.

15.00

 Postanowiłam, że jednak pójdę. Częściowo po to, żeby wyrwać się z domu, bo 

wieczorem ma wpaść dziadek. Poza tym jestem ciekawa tej niespodzianki Toma. Gdyby to 

tylko Jas twierdziła, że muszę przyjść, nie potraktowałabym tego poważnie, bo kompletnie 

inaczej rozumiemy określenia „ekscytujące” i „fajne”, ale Tom jak na chłopaka nie jest aż taki 

głupi.

background image

16.00

  Ciekawe, o co może chodzić? Czy Tom rozmawiał z Masimem? Obiecał, że 

spróbuje   go   wybadać.   Może   Masimo   mu   wyznał,   że   popełnił   wielki   błąd   z   tym 

„kumplowaniem się” ze mną?

17.00

 I co, do jasnej ciasnej, mam na siebie włożyć?

18.30

  Dziadek   przyszedł   w   swoim   „weekendowym”   stroju.   Czy   stuletni   ludzie 

powinni nosić garnitury w szkocką kratę? Z czapką do kompletu? I używać różu?

Zeszłam na dół, żeby się przywitać, chociaż jestem bardzo, bardzo zajęta wybieraniem 

ciuchów na koncert. Dziadek siedział w salonie i podrzucał Libby na kolanie. Pomachałam do 

niego, a on też pomachał i się uśmiechnął. Nie włożył sztucznej szczęki. Zwróciłam się do 

mamy:

- Mamo, mój czcigodny dziadek jest umalowany.

Tylko wzniosła oczy ku niebu i powiedziała:

- Nie denerwuj mnie. Podobno na starość to kobr tom odbija, ale w porównaniu z 

mężczyznami są święte Dziadek zapisał się na kurs jazdy na nartach wodnych.

- Będzie musiał włożyć kombinezon nurka?

- Obawiam się, że tak. Matko kochana.

Kiedy już dziadek jak zwykle podarował mi dziesięć pensów, bym „kupiła sobie coś 

ładnego” (na przykład co? pół znaczka pocztowego?), wróciłam do swojego buduaru.

Muszę znaleźć coś, na widok czego Masimowi odechce się ze mną „kumplować”.

19.00

  Wreszcie jestem gotowa. Wybrałam plisowaną spódniczkę w szkocką kratę, 

kozaki   i   top   z   ramiączkami   krzyżującymi   się   na   plecach.   Zamierzałam   niepostrzeżenie 

wymknąć się z domu, żeby uniknąć przesłuchania w wykonaniu taty, ale niestety właśnie 

wychodził   z   kuchni   z   dokładką   zapiekanki.   Obciął   mnie   wzrokiem.   -   Georgio,   chyba 

zapomniałaś włożyć spódnicę. Ojej, ale się uśmiałam.

Mama wyłoniła się z kuchni z Gordym, który wyrywał jej się z rąk, wyrzuciła go na 

zewnątrz i trzasnęła drzwiami. Zaczął wyć, a potem rzucać się całym ciałem na drzwi. Poszła 

do salonu i powiedziała:

- Libby, wiesz, że nie wolno ci zamykać go w lodówce! - Ale on to lubi.

- Wiem. Leżał w maśle. Obrzydlistwo. Vati dalej ględził o mojej spódnicy:

background image

- Connie, widziałaś to? Zobacz, w jakim stroju ona chce wyjść z domu. Dosłownie 

widać, co zjadła na podwieczorek.

Co on bredzi? I o jakim podwieczorku tu mowa? Nic nie zjadłam, bo u nas nie jada się 

podwieczorków.

- Och, na miłość boską, Bob, taka jest moda - westchnęła mama. - Teraz wszystkie 

małolaty wyglądają głupio, nie tylko Georgia.

I to mówi osoba, która nosi tak obcisłe topy, że jej melony są jak dodatkowa para rąk. 

Nie powiedziałam tego na głos, bo kiedy spierali się na temat mody, dostrzegłam okazję do 

ucieczki.

Vati marudził dalej:

- A więc nie ma w tym nic złego, że wygląda jak prostytutka, bo taka jest moda, tak? 

Gdyby skórzane bikini było w modzie, też byś nie miała niczego przeciwko temu, by twoja 

nastoletnia córka je nosiła?

- Głupi jesteś, Bob. Skórzane bikini nigdy nie będzie modne.

- Skórzane bikini nie jest modne? - zdziwił się dziadek. - Powiedzcie to Maisie i jej 

koleżankom z domu spokojnej starości!

Nie mogę pozwolić, by ten obraz zalągł się w mojej głowie. Na szczęście tata tak się 

zdumiał, że udało mi się czmychnąć za drzwi i uciec.

Pod wieżą zegarową

Na chwilę zapomniałam, jak bardzo się denerwuję. Chyba mam zawał. Serce galopuje 

mi w piersi i wali jak oszalałe. Muszę wziąć się w garść. To będzie ostateczny test na mój 

dystans.

Jas,   Ellen,   Mabs   i   Jools   już   na   mnie   czekały.   Przywitałyśmy   się,   salutując.   Jas 

zachowywała się strasznie irytująco. Podeszła, uściskała mnie i zaczęła zawodzić:

- Ojeeeej, ale jestem podniecona!

Jeśli   to,   czym   się   tak   podnieciła,   ma   jakiś   związek   z   nornikami,   będę   zmuszona 

humanitarnie   położyć   kres   jej   nędznemu   życiu.   Silne   uderzenie   w   łeb   powinno   załatwić 

sprawę.

Kiedy ruszyłyśmy w stronę klubu, spytałam:

- A gdzie Ro Ro i Sven?

- Państwo młodzi dzwonili do mnie i uprzedzili, że spot kamy się na miejscu - odparła 

Mabs.

background image

Piętnaście minut później

Czuję, że każdy krok przybliża mnie do mojego przeznaczenia. Nie wiem jednak, 

czego się spodziewać. Masimo oświadczył, że chce się ze mną kumplować, Koniec, kropka. 

Może na miejscu poznam jakiegoś fajnego chłopaka? Wszystko mi jedno.

W damskim kiblu

Jak na ironię włosy dobrze mi się układają i nie wyskoczył mi ani jeden pryszcz. 

Zrezygnowałam z wabików na chłopców. Początkowo zamierzałam nabrać Naszego Pana. 

Pomyślałam, że lepiej ich nie przyklejać, bo może będę się z kimś całowała, a konsekwencje 

mogą się okazać tragiczne. Z drugiej strony może jednak lepiej właśnie je przykleić, bo w ten 

sposób dam wszystkim znać, że nie nastawiam się na podryw, a wtedy Bóg ulituje się nade 

mną i miło mnie zaskoczy? Potem jednak przyszło mi do głowy, że skoro zna każdą naszą 

myśl, nawet kiedy siedzimy na kiblu, to kapnie się, że blefuję. Wszystko więc zależy od Jego 

nastroju. Powinnam podpowiedzieć Mówcie - Mi - Amoldowi, żeby wspomniał o tym  w 

kazaniu, skoro tak lubi dołować wiernych. Jeśli Bóg jest w mściwym nastroju, to i tak mnie 

ukarze, a jeśli akurat złapał fajną fazę, nawet nie zwróci uwagi na to, jak się ubrałam.

Nie mogłam równo przykleić wabików, a kiedy dźgnęłam się w oko szczoteczką od 

tuszu do rzęs, w ogóle z nich zrezygnowałam.

Za to udało mi się ładnie wytuszować rzęsy i umalować usta. Wyglądały na apetycznie 

wydęte i tak dalej. Właśnie oglądałam się z boku, uśmiechnięta i zadowolona z siebie, kiedy 

Jas wyszła z kabiny.

- Dlaczego   udajesz   złotą   rybkę?   Spodziewasz   się   komplementów?   Czy   próbujesz 

wyglądać naturalnie? - I ryknęła śmiechem.

Jej się wydaje, że jest szalenie zabawna. Poza tym znowu mnie objęła i zamruczała: 

„Mrrrrauuu”. Dlaczego?

20.30

 Sztywne Dylany za chwilę wyjdą na scenę. Co dwie minuty chce mi się sikać.

20.35

 Klub pęka w szwach. Nie widzę Dave'a Jajcarza i jego kumpli. Może w ogóle 

nie przyjdą. Ani śladu młodej pary. Ani Nudnej Lindsay.

- O Boże, nie widzę Nudnej Lindsay - powiedziałam do Jas. - Mam nadzieję, że po 

drodze nie złamała sobie nogi. Nie przeżyłabym takiej tragedii, he, he, he.

background image

20.40

  - O, patrzcie, jest Dave - powiedziała Ellen.  -  Fajnie wygląda, nie? Chyba 

przyszedł sam. Widzicie gdzieś Emmę? Ja nie. A wy? Zamorduję ją zaraz po Jas.

Dwie minuty później

Przyszedł  Tom.  Od   razu  znalazł  Jas.   Podniósł oba  kciuki,  a ona  podniosła  jeden. 

Żałosne.   Przecież   widzieli   się   dosłownie   godzinę   temu.   Z   drugiej   strony   to   bardzo 

wzruszające, kiedy się jest jedyną starą panną w swoim otoczeniu.

Powinnam się cieszyć ich szczęściem. I cieszę się. Naprawdę.

Ale jeżeli Jas znowu mnie obejmie, dam jej w łeb.

Sztywne Dylany na scenie

Żołądek aż mi przekoziołkował, kiedy Masimo wszedł na scenę. Jaki on przystojny! 

Nie wiem, dlaczego myślałam, że mogłabym mu się spodobać. Tb ideał, a - jak kiedyś Jas 

uprzejmie mi przypomniała  - ja z powodu  swojego kinola  nigdy nie będę idealna. Moja 

średnia punktów za wygląd wyniosła sześć i pół na dziesięć. Sześćipołówki nie chodzą z 

dziesiątkami - tak brzmi randkowe prawo dżungli.

Pół godziny później

Sztywne Dylany rządzą! Najbardziej odjechano kapela na świecie!

Wiem, że cierpię z miłości i tak dalej, ale dają takiego czadu, że wszyscy złapali fazę. 

Drużyna Asów odtańczyła światowej sławy piekielne disco. Tb znaczy oprócz Rosie i Svena. 

Gdzie oni się podziewają? Pewnie całują się w jakiejś pizzerii.

Szkoda, że nie przyszli.

Pół godziny później

Ciągle tańczę. Chcę pokazać Masimowi swoją joie de vivre

 i pełny luzik.

Zgrzałam się jak nie wiem co, ale nieważne. Lekkie rumieńce dodają dziewczynie 

urody.

- O rany, jesteś czerwona jak burak - powiedziała Jas. - Wyglądasz, jakbyś włożyła 

głowę do gara z wrzącym olejem.

No super. Pognałam do kibla, żeby spryskać twarz zimną wodą i przypudrować nosek.

Z powrotem na sali

 Joie de vivre (fr.) - radość życia.

background image

Pięć minut później

Dave, Rollo i Tom podeszli do nas i dołączyli się do wikingowego disco. Ale bez 

rogów, bo Rosie ma je wszystkie. Dave dodał kilka elementów swojego autorstwa. Trochę się 

zdziwiłam, kiedy wskoczył mi na ręce. Udało mi się go utrzymać i po chwili zeskoczył z 

powrotem na podłogę. On naprawdę umie mnie rozśmieszyć. Nawet trochę potańczyliśmy, 

trzymając się pod ręce. Potem zawołał do mnie:

- No, a teraz biegnij do siusialni i otwórz wszystkie zaworki!

Kiedy tak skakaliśmy pod sceną, miałam nadzieję, że Masimo przygląda  mi się z 

podziwem. Ale prawdopodobnie myślał raczej: „O kurczę, moja kumpelka zwariowała!”. Ja 

jednak nie zamierzam się dołować.

Masimo   często   się   uśmiechał,   kiedy   nasze   spojrzenia   się   krzyżowały.   Nie   jestem 

jednak aż taka głupia, by wierzyć, że ma to jakieś ukryte znaczenie. Spytałam Jas:

- Widziałaś, jak Masimo się na mnie gapi?

- Zapomnij o nim, to już historia - odparła. Wielkie dzięki.

22.45

 Tańczyłam, posuwając się do tyłu, kiedy ktoś bardzo złośliwie kopnął mnie w 

kostkę.   Au,  boli!  Obejrzałam  się  i  zobaczyłam  Nudną Lindsay  oraz  Zdumiewająco  Tępą 

Monice. Pewnie w chwili mojej nieuwagi wślizgnęły się do środka. Beznadziejnie tańczyły z 

resztą swoich durnych kumpelek.

- Uważaj! - zawołałam do Lindsay.

Podeszła do mnie, uśmiechając się przerażająco, i powiedziała:

- Ojej, nadepnęłaś mi na stopę.

Po czym pomachała do Masima, który jej odmachał i się uśmiechnął.

- O rany, ale ona cię nienawidzi - mruknęła Jas. - Jesteś już trupem.

Dzięki   serdeczne.   Czekają   mnie   jeszcze   dwa   cudowne   lata   w   Stalagu,   14   z 

sadystycznym patyczakiem, który mnie nienawidzi. Będę miała szczęście, jeśli skończę szko-

łę cała i zdrowa.

Pięć minut później

Sztywne Dylany zrobiły sobie przerwę.

Zżerają mnie nerwy i nie mam pojęcia, jak to rozegrać. Nie mogę po prostu zacząć 

kręcić   się   koło   Masima,   kiedy   zejdzie   ze   sceny.   Już   wiem!   Pójdę   pogadać   z   Dave'em 

Jajcarzem. W ten sposób zachowam się na luzie i uwolnię od Jas i Toma, którym kompletnie 

odbiło. Ciągle zerkają na mnie i przytulają się do siebie, chichocząc jak dwie podniecone 

background image

salamandry. Nadal ani śladu Ro Ro i Svena.

Ruszyłam  do baru, gdzie ostatnio widziałam Dave'a. Opierał się o ladę, gadając z 

kumplami. Już miałam do niego podejść, kiedy pojawiła się Emma. Dave stał tyłem i mnie 

nie widział. Emma pocałowała go w policzek. A wtedy, na oczach wszystkich, objął ją i 

mocno pocałował w usta. Na pewno się nie pomyliłam.  Nie był to zwykły buziak, tylko 

głęboki, soczysty pocałunek. Zemdliło mnie. Kiedy przestał ją całować, objął ją w talii i kupił 

jej coś do picia. Zachowywali się jak para. Byłam w szoku.

Odwróciłam się i zaczęłam iść do toalety, kiedy z garderoby wyszedł Masimo. Na mój 

widok uśmiechnął się i ruszył ku mnie. Boże, co robić? Jak zachowałaby się kumpelka? 

Klepnąć   go   po   ramieniu   i   zasalutować?   Nie   wiem,   nie   wiem...   Jeszcze   nigdy   nie 

kumplowałam się z żadnym chłopakiem.

Zostało mi tylko jedno wyjście. Spojrzałam na zegarek, zrobiłam zdziwioną minę, 

klepnęłam się w czoło jak ktoś, kto zapomniał o spotkaniu, po czym pobiegłam do kibla.

W kiblu

Wiecie, dlaczego zdziwiłam się, kiedy spojrzałam na zegarek? Dlatego, że nie noszę 

zegarka.

Minutę później

Poza   tym   kto   się   umawia   w   kiblu?   Skończony   idiota   -   tak   brzmi   prawidłowa 

odpowiedź.

Żałosna oferma. 

Czyli ja.

Minutę później

Usiadłam na sedesie i podparłam głowę rękami. Gorzej już być nie może.

Kiedy przyszły Jas, Mabs i Ellen, powiedziałam im, co się stało.

- Och, może jednak wydarzy się coś bardzo MIŁEGO - odezwała się Jas.

- Jasne, a Hitler był uroczy, tylko nikt go nie rozumiał - mruknęłam.

- Yyy... myślę, że jest coś jeszcze, o czym powinnaś wiedzieć - wydukała Mabs.

Tak, ciekawe co? Cały wieczór chodziłam ze spódnicą wetkniętą w majtki?

- No to mów, bo chyba nic gorszego już nie może mnie spotkać. O, już wiem, pewnie 

Nudna Lindsay jednak chodzi z Masimem.

W tym momencie wpadła do toalety Lindsay, a za nią ciągnęła się Monica. Lindsay 

background image

była cała czerwona i rozdygotana i wyglądała tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. A więc 

jednak za chmurami zawsze świeci słońce.

Niestety, myliłam się, bo Lindsay spytała Monicę:

- Jak Masimo mógł przyjść z jakąś głupią Włoszką? No jak?

Na nasz widok poszły na drugi koniec toalety.

Spojrzałam na Mabs, która powiedziała:

- No cóż, to jest właśnie ta rzecz, o której powinnaś wiedzieć.

Na sali

Musiałam naocznie przekonać się o swojej porażce. Masimo siedział przy stoliku koło 

sceny i nachylał się do jednej z najpiękniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek widziałam. 

Nie   mówię   tak   dlatego,   by   usprawiedliwić   swoją   porażkę   -   naprawdę   była   prześliczna. 

Dałabym jej dziesięć i pół punktu w skali dziesięciopunktowej.

Radio Jas pewnie już nadało tę wiadomość, bo podbiegły do mnie Ellen i Jools, i cała 

reszta paczki. Nie wolno mi się rozpłakać. Ellen powiedziała:

- Wiesz,   kiedy   przechodziłam   obok   nich,   niechcący   usłyszałam,   że   rozmawiają   w 

języku Krainy Pizzy.

Stałam jak słup soli i nie mogłam oderwać od nich oczu. Masimo położył dłoń na jej 

policzku, a potem odgarnął jej włosy z twarzy. Muszę wracać do domu.

Rozejrzałam się po sali, bo miałam wrażenie, że wszyscy zauważyli, jaką idiotkę z 

siebie zrobiłam. Zobaczyłam Dave'a Jajcarza, który siedział przy barze z Emmą. Rozmawiała 

z Rollem, a Dave ją obejmował. Nie wiem dlaczego, ale nagle się obejrzał i popatrzył prosto 

na   mnie.   Potem   przeniósł   wzrok   na   Masima   i   tę   Włoszkę.   Powiedział   coś   do   Emmy   i 

pocałował ją w policzek. O Boże, dobijcie mnie. Muszę stąd uciekać! Szepnęłam do Jas:

- Jas, idę do domu. Dłużej tego nie zniosę.

- Nie, nie, proszę, nie idź. Może jednak wydarzy się coś miłego.

Spojrzałam na nią.

- Na przykład co? Zraszacze przeciwpożarowe się włączą?

włączą? W tej chwili zauważyłam, że Lindsay łapie swoją kurtkę i wybiega z klubu. 

Jak burza przemknęła koło Misima, ale nawet jej nie zauważył. Nadal czule przemawiał do 

swojej dziewczyny.  Cóż za cudowna noc! - Nie pamiętam,  kiedy ostatnio tak dobrze się 

bawiłam - zwróciłam się do dziewczyn. - Chyba wtedy, gdy dostałam szkarlatyny i zawieźli 

mnie do szpitala. Muszę spadać. Kiedy poszłam po kurtkę, u mojego boku pojawił się Dave 

Jajcarz.

background image

- Och, kiciu, i co ja mam z tobą począć?

Spojrzałam na niego załzawionymi oczami. Objął mnie. Tak bardzo chciałam, żeby się 

mną zaopiekował.

Ale   miał   Emmę,   więc   wzięłam   się   w   garść   (mniej   więcej).   Muszę   pamiętać   o 

spuściźnie swojego dumnego narodu i brać przykład z Łabędzia z Avonu. Jak to kiedyś matki 

powtarzały swoim córkom: „W ciężkich chwilach myśl o Anglii”.

Odsunęłam się od Dave'a i wtedy usłyszałam za sobą ryk:

- RÓÓÓÓÓÓG! Oh jah, RÓÓÓÓÓÓG!!!

W kiblu

Znowu usiadłam  na  sedesie z twarzą w dłoniach (chyba tu zamieszkam), kiedy pod 

drzwiami pojawiły się rogi Rasie.

- Dlaczego tak nagle uciekłaś? - spytała.

- Ty już przyzwyczaiłaś się do zachowania Svena.

- Racja, ale co on ma z tym wszystkim wspólnego?

- Przestraszyłam się jego futrzanych szortów.

Z powrotem na sali

Dave   i   jego   kumple   otoczyli   Svena,   podziwiając   jego   szorty   uszyte   z   kawałków 

sztucznego zarostu i starych kąpielówek. Całości dopełniały bizonie rogi i futrzane martensy. 

Poza tym Sven był całkiem goły!

Rosie włożyła skórzaną spódniczkę i metaliczny dyndakonosz z pokrywek na garnki.

- Dlaczego masz tylko jedną, wielką brew? - spytałam. - To tradycyjny ślubny strój 

wikingów. Zakładaj rogi! Kiedy wciskała mi rogi na głowę, przede mną stanął Masimo!!!

Spojrzał na rogi i po paru chwilach spytał wyraźnie zdenerwowany:

Scusi

, Georgia, czy możemy porozmawiać?

No super, teraz gdy założyłam rogi, mam się kumplować z Masimem i wysłuchiwać 

jego zachwytów nad nową dziewczyną.

Dave spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem i mruknął:

- Będę w pobliżu, gdybyś mnie potrzebowała. - Po czym wrócił do baru.

O nieee, zostałam zupełnie sama. Mógł mi pomóc tylko mój własny mózg. Boże, 

ratuj! Ojej, jaki ten Masimo ładny. Ma takie złote i rozmarzone oczy. Buu, zaraz się rozpłynę 

pod tym spojrzeniem.

 Scusi (wł.) - przepraszam.

background image

Wtedy mi się przypomniało, że wciąż mam na głowie te głupie rogi. Zdjęłam je i 

popatrzyłam na nie takim wzrokiem, jakbym widziała je pierwszy raz w życiu.

- Matko kochana, skąd to się wzięło na mojej głowie? - I rzuciłam je na podłogę.

- Możemy na chwilę wyjść na zewnątrz i pogadać? - poprosił.

Nie, nie, żadnych pogawędek. Żadnych kumpelskich pogawędek. Nie.

Może   chce   mi   powiedzieć   o   swojej   dziewczynie?   Może   chce,   żebym   i   z   nią   się 

skumplowała? Nigdzie jej nie widziałam, ale pewnie zaraz wyskoczy ni z tego, ni z owego i 

będzie chciała się ze mną kumplować. Nie zniosę kolejnego upokorzenia. Zaraz mu powiem: 

„Nie, nie wyjdę z tobą na zewnątrz, stary”.

Ale oczywiście poszłam za nim jak prosiak. Tfu, to znaczy jak owca prowadzona na 

rzeź. Nigdzie ani śladu tej Włoszki. Pewnie wróciła do domu i gotuje mu makaron na późną 

kolację. Dziewczyny z Drużyny Asów śledziły nas wzrokiem. Inne spoglądały na mnie z 

zawiścią. Zupełnie niepotrzebnie.

Była   cudowna   noc.   Gwiazdy   czekały   na   kolejny   odcinek   serialu  Georgia   jest 

pacanem.

Masimo oparł się o murek i spojrzał na mnie. Błagam, nie patrz tak na mnie, bo serce 

mi pęka.

- Chcę ci coś wyjaśnić - odezwał się. - Gina wczoraj przyjechała z Włoch. Jest... yyy... 

była moją dziewczyną, tą, o której ci opowiadałem. Tą, z którą byłem związany. Potem się 

rozstaliśmy i... no, rozumiesz, to nic poważnego.

Tak,   tak,   już   kiedyś   to   przerabiałam.   Nie   miałam   pojęcia,   co   powiedzieć,   więc 

pomyślałam, że poćwiczę kumpelstwo. Głęboki oddech, zrelaksować się, nonszalancja i luzik 

za wszelką cenę.

- Znasz wynik ostatniego meczu? Spojrzał na mnie, jakby mi odbiło. Bo też mi odbiło.

Potem się roześmiał.

- Wynik meczu?

Z zainteresowaniem kiwnęłam głową.

- Georgio, Gina przyjechała, żeby mi powiedzieć, że ma nowego chłopaka.

Słucham?

Nadal patrzył na mnie.

- Po naszym  rozstaniu  bardzo cierpiała, więc nie chciałem... nie chciałem  od razu 

związywać się z inną dziewczyną. Ale już czuje się lepiej. Wszystko się ułożyło.

Tak? O co tu chodzi?

Wciąż patrzył mi prosto w oczy.

background image

- No i co pani na to, Signorina Georgia? Jestem wolny. Jeśli nadal chcesz, żebyśmy ze 

sobą chodzili...

Właśnie robiłam swoją słynną minę w stylu lekko upośledzonej złotej rybki, kiedy w 

drzwiach klubu pojawili się Tom i Jas z podniecenia dosłownie przebierający nogami.

O co im biega?

I dlaczego zawracają mi głowę właśnie teraz, kiedy dosłownie mam Boga Miłości w 

ręku?

Za   mną   zatrzymał   się   jakiś   samochód   i   usłyszałam   odgłos   otwieranych,   a   potem 

zamykanych drzwi. Byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się nawet obejrzeć, a do tego 

czułam się jak w filmie puszczonym w zwolnionym tempie.

Masimo patrzył ponad moim ramieniem. Powiedział ze zdziwioną miną:

Ciao. Kiedy wróciłeś?

Gdy się w końcu obejrzałam, zobaczyłam... Robbiego. Robbie.

Robbie, którego imienia nie wymówię nawet po własnym trupie.

Robbie, który był w Krainie Kangurów.

I grał na gitarze, stojąc w strumieniu.

I całował się z torba czarni.

Z tym że teraz był tutaj.

Zaniemówiłam.

Bóg Seksu znowu wylądował.


Document Outline