background image

Rozdział 4

"Mocna jako śmierć jest miłość, twarda jako piekło 

jest zazdrość".

- Znowu ty?

-Zapomniałaś torebki, skarbie - oparł się z uśmiechem o ścianę. - 
Przecież wiesz jaki jestem czuły i opiekuńczy.
- Dobra, gdzie ją zostawiłam? 
- Pod stołem.
- Tym... stołem?
- Tak, tam, gdzie robiłem ci masarz - wprosił się do środka. Skierował 
się w stronę kuchni.
- Zamierzasz mi wypominać? Przecież sam wlazłeś pod stół.
- Prowokowałaś mnie, kotek.
- Prowokowałam?- Wykrztusiła. - Z pewnością cię nie prowokowałam. 
Sam... 
- Sam? O, nie, skarbie. Nie sam. Z tobą.
- Chciałabym łaskawie zaznaczyć, że w niczym ci tym razem nie 
pomagałam. 

Spojrzał na nią, a w jego wzroku migotały radosne iskierki.
- Nie? A kto rozstawił szeroko nogi?

- Było tak... Przyznam... Ale na początku. Później, gdy przyszedł 
Kamil...
- Taaaak. Wiesz, to bardzo interesująca sprawa z tym Kamilem... Ile lat 
się znacie?- Nagle zwrócił się ku niej.

Uśmiechnęła się.
- Dziękuję za torebkę. Było miło. Wiesz, gdzie są drzwi - i 

odeszła. Po prostu sobie poszła. 

background image

Nie zdziwiło go to. Poczekam - pomyślał. Kilka minut mnie nie zbawi-  
postanowił zrobić sobie kawę. Taaak. Raczej nic mnie już nie zbawi.  
Pozostaje czekać na cud- 
uśmiechnął się. Który niewątpliwie teraz jest  
na górze.

***

Tyle, że Alexander nie przypuszczał, że ów cud jest już dzisiaj 

umówiony.  Kiedy Mercedes zeszła na dół w nieprzyzwoicie krótkich, 
czarnych szortach, białym, strasznie przylegającym do ciała topie na 
ramiączkach i długich, również czarnych butach po kolana, Alexander 
się zaniepokoił. Gdzie ona się w takim stroju wybiera, do wszystkich  
diabłów!? 

- Gdzie idziesz?
Uśmiechnęła się zimno.
- To chyba nie twoja sprawa, skarbie.

- Wyobraź sobie, że moja, dopóki z tobą sypiam.
- No właśnie- powiedziała, schodząc po schodach. - Dopóki - 
uśmiechnęła się. - A teraz wybacz, ale chyba przyjechał Blazer.

I właśnie w tej chwili Alexander poczuł się, jakby dostał czymś w 

tył głowy. 

Blazer!?- myślał rozgorączkowany kilka minut później, kiedy to 

wsiadał do swojego czarnego jaguara xf. Płynnie wjechał na drogę. Już 
po dwudziestu minutach był w swojej jednostce. 

Boże, tylko, żebym nie spotkał Davida! - prosił.  Niech go....  

wywieje, tylko, żeby mi tu nie przychodził.

Starał się robić najcichsze kroki, na jakie było go stać. Pragnął 

bardzo cicho i anonimowo pójść do swoich pokoi na górze i się 
przebrać. Starał się nie rzucać w oczy, kiedy przechodził przez wielką 
salę, pełną wilkołaków. Niestety. Cuda się nie zdarzają.

background image

- Cześć braciszku!- zawołał David, podchodząc.
A niech go szlag! Co za popieprzony gość go tutaj ze mną  

wsadził?! Ahhh... JA!  Chciałem być przykładnym bratem i co mnie  
spotkało? Gówno! Ta ciamajda łazi za mną zawsze i wszędzie mnie,  
cholera, pilnuje!

- O, cześć bracie! Jak się masz? - Davidowi nie spodobała się 

najwidoczniej grzeczność, z jaką przywitał go Alexander, bo zmrużył 
podejrzliwie oczy. 
- Co cię ugryzło?
- Dzisiaj żaden wilkołak. 
- Jesteś... w dobrym humorze?
- Tak.
- Dlaczego?
- Życie jest tego warte.
- Znalazł się optymista- mruknął. - Co ty, cholera, kombinujesz?- 
Zapytał podejrzliwie.

Nie zamierzał owijać w bawełnę.
- Zamierzam dzisiaj wybrać się do Blazera- oznajmił głośno i 

donośnie. 

Przez uprzejmość spuścił głowę, aby nie manifestować zbytniej 

wesołości na widok tylu rozdziawionych gęb.

- Ale... - ktoś zaczął- przecież każdy wie, że nigdy nie chodzisz 

do klubów swoich przeciwników. A w szczególności do Blazera. To 
taka twoja... pierwszorzędna zasada.

Alexander skrzywił się teatralnie.
- Zasady są po to, żeby je łamać, a że akurat mam ochotę się 

rozerwać...
- Co ty kombinujesz?- Nie dawał za wygraną nadal podejrzliwy David. 
- Nic- odpowiedział niewinnie. - A teraz pozwolicie, że się przebiorę- 
Skierował się do drzwi. 

background image

Nie zwracał uwagi na szepty za plecami. Przecież wiedział, że 

jego ludzie są jak baby. Te sępy to również cholerni plotkarze i gdyby 
większa część nie była tak piekielnie dobra, to z pewnością poszukałby 
do roboty prawdziwych facetów. 

***

Ten pieprzony sukinsyn ma się czym pochwalić- stwierdził 

łaskawie Alexander, przyglądając się wnętrzu budynku. Nie czuł żadnej 
zazdrości czy coś. I tak przecież jego klub był lepszy. Nie miał zamiaru 
przyglądać się jego dorobkowi.  

Uśmiechnął się do siebie. Czas poszukać mojej kobiety. 
Zaczął przedzierać się przez tłumy ludzi. Był to proces tak 

niezwykle skomplikowany, trudny i męczący, że gdy Alexander jakimś 
cudem dotarł do baru, był cholernie zły i najchętniej pobiłby jakiegoś 
nieszczęśnika do nieprzytomności, aby wyładować emocje. Nie znalazł 
jej. Za cholerę nie potrafił stwierdzić, gdzie jest Mercedes. A najgorsza 
była myśl, że mogła  być w tej chwili z Blazerem. 

Tak naprawdę to nie rozumiał samego siebie. Przecież w 

normalnej sytuacji człowiek taki jak on powinien znudzić się już jedną 
kobietą, nie? Znaczy w jego przypadku zawsze tak było, aż do teraz. 
Czuł do Mercedes niesamowity pociąg fizyczny jaki i... Nie potrafił 
odejść. Nie zamierzał. Nie chciał też, aby ona zniknęła z jego życia. 
Postanowił, że nie odejdzie, dopóki jego żądze nie umiarkują się 
ostatecznie. Pragnął jej, pożądał tak mocno, jak tylko potrafi pożądać 
Wilk, gdy zbliża się pełnia. A gdy ją znajdzie... oduczy, że nie warto 
zadawać się z innymi. 

Zamówił drinka pod tytułem "orgazm". Rozbawiony nazwą 

napoju usiadł przy stoliku, obserwując. 

Nagle poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał w tamtą stronę i 

background image

ujrzał  czarnowłosą piękność. Nawet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy 
ta szybko usiadła mu na kolanach. Zaczęła gładzić go po plecach. 

- Skarbie, mogę ci dać to, na co czekasz. - Szepnęła.
No ładnie- pomyślał. Nie mógł się powstrzymać. Ale sądząc po  

naturze Blazera można było spodziewać się, że jego klub to elegancki  
burdel. 

- Niestety złotko- odszepnął jej do ucha. - Jestem umówiony. 

- Nie sądzę- poruszyła się na jego kolanach, ocierając o niego. 
- Niestety. A teraz proszę zejdź ze mnie, póki nie jestem zły. Z natury, 
gdy się gniewam, robię się brutalny. 
- Ale ja lubię brutalnych facetów- zaćwierkała. 
- To idź do Blazera. 
- On jest zajęty- mruknęła. - Z jakimś rudzielcem. 
- Pewnie dziwka. Możecie się podzielić. - Udawał obojętność.
- To nie była jaka dziwka, Alexander. 

Wow. Nawet ona mnie zna.
- To elegancka kobieta. Pełna wdzięku i wyrafinowania. Nie 

jest... sztuczna. Wiele innych chce nauczyć się takiego wrodzonego 
wdzięku. Ale ona nie udaje. 

 Wiem. Jest wyjątkowa.
- I gdzie są?- spytał, także nie okazując emocji. 

- Gdzieś...- przyjrzała mu się głębiej. 
- Nie jesteś zazdrosna?- Zapytał szybko, aby nie wyczytała z wyrazu 
jego oczu, jak bardzo jest rozgniewany. 

Wzruszyła ramionami. 
- Blzer ma mnóstwo kochanek. On jest wiecznie nienasycony. 

Szczególnie przed pełnią. Aby przetrwać, trzeba nauczyć się 
akceptować niektóre rzeczy- uśmiechnęła się do niego sztucznie. - A 
teraz idź do nich. Są na górze- wskazała głową miejsce. - Idź, zanim 
będzie za późno, bo możesz już jej nie odzyskać.- Zeszła z jego kolan i 

background image

odeszła.

Wstał i ruszył w kierunku schodów na górę. 
Doszedł do wniosku, że niektóre kobiety strasznie się poniżają. 

Na przykład owa dziewczyna....  wyróżniała się przecież niezwykłą 
inteligencją, a pracowała jako dziwka. Dlaczego zadaje się z takimi 
ludźmi? Była przecież ładna i mądra. Pewnie nie ma pieniędzy-  
pomyślał olśniony. 

Ale... przydałby mu się ktoś taki, jak ona. 
Postanowił złożyć jej propozycję nie do odrzucenia. Znajdzie ją i 

zaproponuje pracę.... Nie będzie robić jako... Boże, co się ze mną  
dzieje
- przystanął raptownie. Od kiedy jestem taki miłosierny?

Gdy dotarł na górę zobaczył... coś niepokojąco dziwnego. 

Spostrzegł mnóstwo pomieszczeń oddzielonych od innych cieniutką 
jedwabną zasłoną, tak, że było widać co dana para robi. Oczywiście 
słychać też. 

Do jego uszu doszły jęki i krzyki rozkoszy. 
Oczywiście od razu domyślił się, gdzie jest. Słyszał o takich 

miejscach. Miejscach, gdzie uprawiają seks dosłownie na oczach ludzi. 
Było to dla niego niezwykle upokarzające, dlatego we wszystkich jego 
klubach nie było takich... miejsc. Nie mógł sobie wyobrazić, że kochają 
się z Mercedes na oczach innych. Ale byłoby to na pewno niezwykle 
podniecające doświadczenie.

Szedł, zaglądając- niestety musiał- do każdego z parawanów. Nie 

było to tak nieprzyjemne, jak uważał na początku. Oczywiście w życiu 
nie obserwowałby tych ludzi, gdyby nie zaistniała podobna sytuacja. Z 
każdym krokiem był coraz bardziej zaniepokojony, że zaraz zobaczy 
ją... z tym potworem. 

Ale... bądź, co bądź... Krew zaczęła mu szybciej płynąć, gdy 

naoglądał się tyle nagich ciał, nasłuchał  jęków.  

W końcu ją zobaczył. Od razu odetchnął z ulgą, gdy spostrzegł, 

background image

że ma na sobie ubranie. Ale... Blazer obejmował ją od tyłu w talii. 
Miała zaciśnięte ręce w pięści, jakby ledwo co powstrzymywała się, 
aby kogoś nie uderzyć. Jej twarz nie wyrażała emocji. 

Nie dostrzegli go, dlatego postanowił na razie się nie ujawniać. 

Chciał w końcu wiedzieć, co postanowiła. Przecież i tak im kiedyś 
przeszkodzi. Stanął w cieniu. 

Mercedes odwróciła wzrok od zabawiającej się pary. Blazer 

bardzo cicho szepnął jej coś do ucha. 
- Wystarczy, Blazer- powiedziała cicho. 

Spojrzał na nią. 
- Nie widzisz jakie to jest ekscytujące i podniecające, skarbie?

- To jest... Tak. 

W rzeczywistości Mercedes chciała wykrzyczeć mu prosto w 

twarz, że to wcale nie jest fascynujące. Dobra, może działa na zmysły, 
ale... przecież to takie poniżające. Nie mogła nawet wyobrazić sobie, 
aby ona i Alexander uprawiali seks na stole w otoczeniu widowni. To 
byłoby strasznie... okrutne. Dla niej samej.  

Skarciła się w duchu.
Po co ona o nim wspomina? Przecież to koniec.
Ale ona od początku wiedziała. Wiedziała, że jeśli zagłębi się w 

tą znajomość bardziej niż on, nie wyjdzie z tego cało. Dlatego starała 
się trzymać go na dystans. Podobnie było z jej ostatnim facetem. 
Przyzwyczaiła się do chłopaka, a potem trudno było jej odejść. W 
rezultacie czego byli ze sobą kilka miesięcy dłużej. Potem zerwali. 
Oboje doszli do wniosku, że nie przetrwaliby w stałym związku, nie 
raniąc przy tym tej drugiej osoby. 

Mercedes nie kochała go. Nie. Ona była zauroczona jego osobą. 
Niektórzy mówili , że w życiu można pokochać tylko raz. To była 

nieprawda. 
          A Alexander był playboyem. Tak. Raz juz otworzyła serce dla 

background image

miłośnika kobiecych ciał. Obiecał, że się zmieni. Przecież zapewniał. I 
zmienił się. Na trzy lata. Potem odszedł.

Tak- uśmiechnęła się gorzko. Łatwo powiedzieć "koniec", trudnej 

przestać kochać. A ona  nadal o nim myślała.  Kto by uwierzył, że dla 
niej, kiedyś, światem był jeden jedyny człowiek? Jeden facet, który 
spierdolił jej później życie i wykreślił, wywalił poza nawiasy 
społeczeństwa, do którego musiała wracać długimi miesiącami, 
niekończącymi się depresjami. Tak bardzo chciała zapomnieć, ale... był 
zbyt blisko. Zbyt blisko jej serca. W jednej sekundzie stał się dla niej 
obcym człowiekiem. 

Cholernie zimną istotą. Stał się pieprzonym sukinsynem, przed 

którym ostrzegała ją rodzina  i przyjaciele. A ona rzuciła dla niego 
wszystko. Wszystko co kochała, co było jej bliskie.

- Mercedes- usłyszała szept Blazera tuż przy uchu. - Może się 

przejdziemy?

Ciekawe gdzie?- pomyślała kwaśno. Do twojego pokoju  

zobaczyć, czy łóżko jest wystarczająco miękkie?

- Napiłabym się czegoś.

- W moim pokoju jest barek. Wszystko, czego dusza zapragnie.

I czego dusza nie może mieć. Czyli święty odpoczynek.
- Blazer, jestem z Alexandrem- powiedziała zadowolona. - 

Wbrew niektórych opinii, nie puszczam się na prawo i lewo. A 
szczególnie, gdy mam faceta- Uśmiechnęła się słodko. 

On - wcale nie zrażony jej tonem, ani słowami- zachęcał dalej.
- Ale jego tu nie ma. - Przytulił się do jej pleców. - Mogę ci dać 

nieziemską rozkosz.
- Widzisz- zaczęła- gdy jestem przy tobie, wyobrażam sobie, jak to jest 
nieziemsko, gdy Alexander znajduje się pomiędzy moimi nogami i 
uwierz, jest świetny. 

Odwróciła się do niego.

background image

- On jest w chwili obecnej moim facetem, a ja jestem jego 

kobietą. Możesz mieć z pewnością wszystkie, ale mnie nie. Niestety, 
Blazer. 

Spojrzała na niego, ale ten uroczo się uśmiechał. 
- Zobaczymy Mercedes.  Jestem pewien, że do mnie wrócisz i to 

szybko. 

Uśmiechnęła się zimno. 
- Nie sądzę. Na razie Alexander mi wystarczy. 
Uśmiechnął  się półgębkiem.
- Dobrze, rób jak chcesz, ale... nigdy mu nie ufaj. Nie ufaj 

żadnemu z nas. Nigdy, przenigdy nie pokładaj w nas nadziei. A 
szczególnie w nim. 
- Masz rację, Blazer- powiedział Alexander, wchodząc. - Nigdy nie 
powinnaś nam ufać- spojrzał na Mercedes- Żadnemu z nas. 
- Co za niespodzianka- powiedział Blazer sucho, ukrywając 
zaskoczenie. - Nigdy tu nie zaglądasz. 
- Masz rację, ale... Tym razem postanowiłem się przemóc. W zasadzie 
bardzo masz tu przyjemnie, nie licząc kobiet, które za wszelką cenę 
chciały, żebym je porządnie zerżnął.

Boże, chyba za nim tęskniłam. Ta brutalność. - Mercedes się 

uśmiechnęła. 
          - Witaj, Alexandrze- podeszła do niego i pocałowała głęboko w 
usta. Chciała zaznaczyć, że należy tylko do niego.
- Cześć Mercedes. 

Kobieta uśmiechnęła się zimno i spojrzała w oczy Blazerowi. 

Stał spokojnie, choć tak naprawdę w środku się gotował.  

- Chcę ciebie i będę miał. Prędzej czy później. 

- Nie. Ty chcesz mojego ciała, ponieważ ci odmówiłam, a to cię tylko 
podsyca. Podnieca cię rywalizacja, moja niechęć. 
- Może- wzruszył ramionami. - Ale pamiętaj skarbie,  że możesz tu w 

background image

każdej chwili przyjść. A przyjdziesz. Przyjdziesz, gdy on- wskazał 
głową na Alexandra- się tobą znudzi, a znudzi na pewno. 
- Będę pamiętała- spojrzała na Alexandra. - Idziemy?
- Oczywiście, kotek. 

Objęci zeszli schodami na dół. 
- Wiesz co?- Zapytał nagle Alexander i się roześmiał. - Piłem 

dzisiaj niezwykłego drinka. Musisz spróbować. Jest nieziemski, a sam 
jego tytuł przyciąga tłumy nienasyconych i rozpalonych gości...

***

- Wiesz co?- szepnęła. - To był głupi pomysł.
- Dlaczego?- odszepnął rozbawiony. - Przecież to niezła zabawa. 
- Dobra, ale czy nie uważasz tego za... dziecinne?
- Coś ty. To bardzo odpowiednie zajęcie dla ludzi w naszym wieku.
Skrzywiła się.
- Nie wiem czy chowanie się w szafie to ODPOWIEDNIE zajęcie. 
- Cicho!- szepnął, gdy usłyszeli głos, siedemnastoletniego brata 

Alana. 

- Alan, wyłaź! Nie chce mi się ciebie szukać, a tą zaległą forsę i tak 

musisz mi oddać. Wychodź i staw się przede mną jak facet. 

Mercedes zachichotała, czym o mało ich nie zdradziła.
- Cicho- syknął. - Nie mam na chwilę obecną tej kasy, a z 

bankomatu nie będę wyciągał tak śmiesznie niskiej sumy. Mógłby się 
cholera już odczepić. 

- Za co jesteś mu winien?
- Założyliśmy się kto pierwszy zje dżdżownice. 
Mercedes zrobiła wielkie oczy.
- Nie mów, że zjadłeś.
- Właśnie nie zjadłem i dlatego musze mu oddać.
Dotknęła jego ust. Palcem obrysowała ich kształt.
- Bardzo się cieszę, że jej nie zjadłeś.
- Dlaczego?- Zapytał niewinnie.
- Gdybyś zjadł... Byłby problem z całowaniem.

background image

- Przecież to było dawno. 
- Ale niesmak by pozostał. 
Zaśmiał się cicho. Spojrzał w jej barwne, zielone oczy.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek pozwolę ci odejść.
- Ty, uważaj lepiej, żebyś sam mi się nie wyślizgnął. Chyba bym 

tego nie przeżyła. 

- Dlaczego nikt nie rozumie, że jedno serce nie wystarczy, by żyć? 

Dlaczego nikt nie dawał nam szansy?

- Nie wiem tego, ale... Tylko ty jesteś panem mojego serca.
- A ty panią mej duszy. 

***

- Alexander, nie. Naprawdę nie pójdę z tobą na żaden piknik. Kto 

to w ogóle słyszał, żeby chodzić na pikniki?- powiedziała do 
słuchawki, przemierzając całą długość pokoju. - Naprawdę, 
chciałabym, ale... Nie... poczekaj ktoś dzwoni do drzwi. 

Powoli zeszła po schodach. Kto ośmielił się zakłócać...
- Alexander, przecież mówiłam, że nie pójdziemy na żaden 

piknik- powiedziała, widząc swojego marudę w otwartych drzwiach. 
- Nie wiem dlaczego, ale Blazer wysyła ludzi, aby cie pilnowali- rzekł 
spokojnie. 

Zmrużyła oczy.
- Pilnowali?

- Naprawdę nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Nie widzisz tych 
typków?- Wskazał na poruszające się zarośla. - Po prostu 
amatorszczyzna. Niech się wstydzi ten sknera. Żal mu nawet na 
porządnych ochroniarzy.  Nasyła jakichś ciotów, aby obserwowali twój 
dom i osoby z niego wychodzące, albo przychodzące. Nie wiem, czy 
sie martwić, czy nie, ale... No, w najgorszym razie mogą cię porwać, 
ale wątpię w takie rozwiązanie tego problemu. - Skrzywił się. - Blazer 

background image

ma swoją przeklętą dumę i honor. Nie postąpiłby tak. Wierzy, że sama 
do niego przyjdziesz. 
- Wiesz, że to i tak nie rozwiązuje sprawy?

Uśmiechnął się.
- Domyślam się, że to nie wpłynęłoby na twoją decyzję, ale 

wolałem spróbować. 
- Dobrze- zgodziła się po chwili milczenia. - Pójdę z tobą, pod 
warunkiem, że będziesz grzeczny.

Zrobił urażoną minę. 
- A czy kiedykolwiek nie byłem? 

- Pytanie. 
- Dobra. Przyznam się, że w wielu sytuacjach nie potrafiłem 
zachowywać się kulturalnie i cywilizowanie. Czasami też wyłaził ze 
mnie jakiś demon niekontrolowany, ale... - z uśmiechem nałożył czarne 
okulary przeciwsłoneczne- często potrafię zachowywać się jaki na 
porządnego człowieka przystało. 

Otworzył jej drzwi do samochodu.
- Dlaczego Blazer kazał mnie pilnować?- Zapytała, gdy wkładał 

kluczyki do stacyjki.
- A licho tam wie- mruknął i aby nie patrzeć jej w oczy, skierował 
wzrok na jezdnię. 

Alexander doskonale wiedział co w trawie piszczy. A najgorsze w 

tym wszystkim było to, że cholernie niepokoiło go zachowanie Blazera. 
Okazało się, że zabito kolejne kobiety. Rude. Jakby jakiś maniak 
uwziął się jedynie na okaleczanie dziewczyn o tym kolorze włosów.  A 
Blazer jak zwykle musiał wtrącić swoje trzy grosze i wysłać 
przybocznych ochroniarzy, aby obserwowali dom jedynego i bardzo 
słodkiego Rudzielca- Mercedes- którego jeszcze nie przeleciał. Ale to 
było dziwne. W ciągu tych kilku setek lat życia Blazera i Alexandra, 
ten pierwszy nigdy nie postąpił tak jak teraz. To niemożliwe. Zaistniało 

background image

przecież setki takich sytuacji jak ta i nigdy Blazer nie przejmował się 
nikim oprócz własnego odbicia. Nigdy nie brał pod opiekę kobiet. 
Zwłaszcza takich, które go w jakiś sposób ośmieszyły, upokorzyły, 
odmawiając mu. Może on ma w tym wszystkim jakiś udział?-  
Zastanawiał się. 

Dopiero wtedy spostrzegł, że w samochodzie panuje krępująca 

cisza, a Mercedes wygląda przez okno. 

Była piękna w każdym słowa tego znaczeniu. Długie, rude, 

kręcone włosy doskonale podkreślały zieloną głębię jej spojrzenia. 
Oczy okalały długie, czarne rzęsy... - Naturalne, bo nie czuł, aby dzisiaj 
się malowała. Nie zdążyła.

Alexander uśmiechnął się szeroko. 
- Z czego się śmiejesz?- Zapytała, przyglądając mu się. 

- Jestem szczęśliwy.

Zmrużyła oczy.
- Gdzie mnie wywozisz?

- Do parku.
- Tak... można?
- A dlaczego nie?
- Czy ty widziałeś kiedykolwiek jakichś ludzi w parku, na pikniku?
- Widać zapoczątkujemy nową modę. 
- Ale... wszyscy będą się na nas gapić.
- Niech sobie popatrzą. 
- A nie możemy pójść w jakieś- skrzywiła się- ustronne miejsce?
- Nie- uciął krótko. - Zobaczysz będzie cudownie i wystarczająco 
ustronnie.
- Szczególnie wtedy, gdy nas ludzie zaczną wytykać palcami. 

background image

***

Dobra. Nie jest tak źle- pomyślała, gdy jakiś czas później 

siedziała na kocu, obserwując otoczenie.

Było wystarczająco ustronne, chociaż od czasu do czasu 

przechodzili tędy jacyś ludzie.  Westchnęła. Przecież nie zabroni im 
tędy spacerować. 

- Za chwilę wrócę, kotek. Muszę przynieś drugi koszyk. Zostań 

tutaj i się nie ruszaj. 

Dobre sobie. A gdzie miałaby niby pójść?
To trochę dziwne- pomyślała w jednej chwili. Przecież  

postanowiłam się z nim nie widywać, a jednak powiedziałam  
Blazerowi, że należę do Alexandra.  I chociaż zrobiłam to w akcie  
desperacji to nie żałuję. 

Mercedes doszła do wniosku, że może ciągnąć tą maskaradę 

kilka tygodni dłużej. Przecież kiedyś się sobą znudzą. Na pewno. Tak 
jak z Jackiem.  Za jakieś dwa tygodnie prawdopodobnie już nie będzie 
o nim pamiętała. A na razie trzeba się cieszyć tym co się ma.

Jej uwagę przyciągnął osobnik w czarnym płaszczu. Stawiał 

kroki ostrożnie, jakby niepewny, czy zdoła utrzymać się na nogach.
Mercedes zmarszczyła brwi.

Trochę dziwnie wygląda jak na jakiegoś rozbójnika, ale... 
Kobieta zrobiła wielkie oczy, gdy spostrzegła, że mężczyzna 

zbliża się do niej.

Trochę się zaniepokoiła.
Serce zaczęło jej mocniej bić, puls przyspieszył. 

 

Facet nie wyglądał jak morderca, albo porywacz, ale pozory 

mogły mylić. 

Mercedes rozejrzała się, szukając wzrokiem Alexandra. Nigdzie 

go nie było.

background image

Tymczasem napastnik zbliżył się i... 
Cholera- pomyślała rozbawiona Mercedes, zakrywając dłonią 

oczy. Ekshibicjonista. Lepiej trafić nie mogła. Dobra, może chciałam  
ustronnego miejsca, ale nie do końca życzyła sobie obcych facetów  
latających nago po parku, w celu pokazania swoich genitaliów!

Serce trochę zwolniło. 
- Mógłby się pan ubrać?- Zapytała, otwierając jedno oko, gdy ten 

do nie podszedł. 

Mężczyzna się jedynie bardziej wyprężył. 
O Boże.
- Widzi pani jakiego mam dużego?- Zapytał dumny przybysz. - 

Niech pani zerknie. 
- Hmmm... Tak, tak- zapewniła pospiesznie, chcąc spławić 
nieznajomego. - Nie jestem tutaj sama, więc proszę... sobie iść?
- Nie jest pani sama?- Jeszcze bardziej się uśmiechnął. - A gdzie 
koleżanki?
- Jestem tutaj z mężczyzną. 
- Tak. Ma pani rację. On jest cudny- spojrzał na swoje przyrodzenie i 
się uśmiechnął. 

Mercedes szerzej otworzyła oczy. 
O matko! 
- Tak, tak, mój kochany- zaczął gadać do swojego penisa. - Jesteś 

największym, najurodziwszym i najbardziej męskim członkiem jakiego 
znam. Chętnie bym ci dał buzi, gdybym oczywiście dosięgnął.

Mercedes chciała się po prostu z tego głośno roześmiać. Coś była 

w dobrym humorze. Ten maniak seksualny był po prostu chory.

- A ja uważam, że cudem to nie jesteś- powiedział Alexander, z 

kwaśną miną, kładąc koszyk na kocu. 

Mercedes się uśmiechnęła. 
Zapowiada się ciekawie. 

background image

Ekshibicjonista przyjrzał się całej postawie Alexandra i odrzekł.
- Nie wiem,  nie wiem- uśmiechnął się. - Może i masywny jesteś, 

ale do mojej doskonałości- zerknął na członka - trochę ci brakuje. 

Alexander kpiąco podniósł brew do góry. 
- A chcesz się przekonać?

- No, dawaj. Ja się nie wstydzę. - Zaczął się do nich przybliżać.
- Weź nawet nie podchodź tutaj z tym sflaczałym dziadkiem- Alex 
wyciągnął dłoń, na znak protestu. 

Nieznajomy przyglądał mu się oburzony, tak, że przez chwilę 

Mercedes myślała, że naprawdę się na niego obrazi. A przedtem rzuci. 
Ale on się tylko uśmiechnął. 

- Mój nie jest wcale sflaczały. Tylko teraz troszeczkę opadł. 

Lepiej se spójrz na swojego... dziadka z minionej epoki. 

Alexander uśmiechnął się półgębkiem. 
- Nie drażnij mnie, idioto, bo przecież każdy powie, że mam 

większego. To widać nawet przez materiał spodni- odrzekł i się 
uśmiechnął. 
- Nie. Nie widać. Ej, a może niech ktoś spojrzy i oceni?- Powiedział, 
rozglądając się.
- Koleś, nikt zdrowy na umyśle nie będzie oglądał twojego siusiaka. 
- A skąd wiesz?- Zapytał urażony. - Nikt nie udowodni mi, że masz 
większego, dopóki sam nie zobaczę. 
- Ona ci może powiedzieć- wskazał na Mercedes.

Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
O NIE! Ja nie bawię się w tego typu zabawy!
- Mam propozycję, panowie- zmarszczyła nos.- Idźcie w krzaki i 

sobie zmierzcie. 
- Świetny pomysł!- krzyknął uradowany ekshibicjonista. 
- Nie, nie dobry- powiedział poważnie Alex. - Ja mam inny. Ty, koleś 
pójdziesz teraz do domu, dobra? Dasz nam spokój.

background image

- Nie.
- Tak. 
- Nie.
- Nie?
- Tak. 
- A więc załatwione- odrzekł, nie odrywając oczu od Mercedes.

Nieznajomy strapił się. 
Zawrócił, obrażony, okrył się szczelnie płaszczem i zniknął 

mamrocząc coś w stylu Nie martw się. Nadal uważam, że jesteś  
cudowny....

Mercedes roześmiała się. 
Roześmiała się. Był to czysty, melodyjny śmiech. Alexander 

jeszcze nigdy nie widział, aby kiedykolwiek tak uroczo się uśmiechała. 

Ucieszył się. Ona wraca.
- Lubię twój uśmiech- przybliżył się do niej. 
Zesztywniała. 
- Czasami trzeba się uśmiechać- powiedziała przez zaciśnięte 

zęby.
- Ale ty masz piękny uśmiech- zaczął się do niej przybliżać. 
- W co ty grasz?- Zapytała podejrzliwie.
- W nic- odparł niewinnie. - A ty w co grasz?
- W nic- zbliżyła swoje usta do jego warg i szepnęła. - Już od dawna w 
nic nie gram, Alexandrze. Skończyłam z tym wiele lat temu.
- Gdy odszedł twój mąż?

Uśmiechnęła się. 
- Wcale nie dziwię się, że wiesz. Tak... gdy odszedł Alan.

- Mylisz się, Mercedes. - Przewrócił ją na plecy i spojrzał w oczy. - 
Grasz całe życie i jesteś w tym świetna. Udajesz osobę, którą nie jesteś. 
Nawet teraz nie przyznasz się do tego. 

Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

background image

- Nie oceniaj mnie Alexandrze. Nie oceniaj, bo jesteś taki sam. - 
Zarzuciła mu ręce na szyję. - A nawet lepszy. 

Tym razem to on się gardłowo roześmiał.
Pochylił głowę. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Powoli 

dotknął ustami jej warg. Delikatnie. Zmysłowo.

Dawno już nie była tak całowana. Zawsze mężczyźni się na nią 

niemal rzucali. Alexander oczywiście nie był wyjątkiem, ale... Pokazał 
także drugą stronę medalu. 

Zachichotała. 
Boże, co się ze mną dzieje?
Była... SZCZĘŚLIWA. 
Chyba pierwszy raz od kilku lat, poczuła się w pełni 

usatysfakcjonowana z życia. Zawsze  czegoś jej brakowało. Teraz 
wiedziała czego. Brakowało jej tego cudownego uczucia, ale...

Jak mogę być taka zadowolona, gdy tak naprawdę jestem...  

nieszczęśliwa? Alan, przecież ciebie NIE MA. 

I chociaż nie do końca chciała być właśnie z Alexandrem to... 

Nadal się uśmiechała.

Oderwał się od niej, przyglądając z uśmiechem. 
- To co? Kontynuujemy tutaj zanim zdeprawują nas jakieś 

poczciwe staruszki czy jedziemy do domu?

Zaśmiała się głośno. 
- Najpierw coś zjedzmy. W końcu przyjechaliśmy tutaj na piknik. 
Zrobił minę nadąsanego dziecka. 
- Piknik był tylko pretekstem. 

- Naprawdę?- Zapytała niby to skromnie. - Chcesz molestować 
niewinną kobietę?
Uśmiechnął się. 

- Pokazać niewinnej kobiecie ślady jej paznokci na moich 

plecach? 

background image

- Dobra. Wygrałeś- powiedziała przyglądając się zawartości koszyków. 
- Załóżmy, że to był jedynie taki chwyt. Co ty chciałbyś ze mną robić w 
parku?- Zmarszczyła brwi wyciągając z koszyka truskawki i bitą 
śmietanę. Spojrzała na niego wymownie. - Dobra, oczywiście, poza 
oczywistą oczywistością?- Zmrużyła oczy. 
- Chciałbym ci się poprzyglądać. 
- Hmmm... Taaak- zrobiła śmieszną minę. - W domu oczywiście nie 
można, bo zasłaniają ci cienie. 
- Gdyby nie cienie, ludzie prawdopodobnie, umieraliby z tęsknoty i 
samotności, ale... Tutaj jest tak pięknie...- spojrzał na niebo i się 
skrzywił. 
- Mina cię zdradza- odparła całkowicie poważnie. 

Przyglądał jej się przez chwilę, po czym nagle odwrócił głowę w 

bok. Potem znowu na nią spojrzał i wypalił. 

- Idziemy do domu- złapał ją za łokieć i odciągnął. 

- Ale dlaczego?- zapytała zaskoczona.
- Idziemy i już. 

Szybko zebrał kosze i koc. Spojrzał na nią, ale ta nie odezwała 

się nawet słowem, nie zdradzając swoich uczuć. 

No i wracamy do punktu wyjścia.
Szybko, cały czas ją poganiając, pobiegli do samochodu. 

Alexander energicznie rzucił wszystko na siedzenie z tyłu i wsiadł.
- Zapnij pasy- rzucił. 

Bez słowa wypełniła polecenie. 
Już kilka sekund później byli na drodze. 
Nikt nie odezwał się przez czas jazdy. 
Alexander nie chciał pogłębiać złości Mercedes, a zła była na 

pewno. 

Skrzywił się. Nie mógł jej niczego wyjaśnić. No, bo co miał 

powiedzieć? Obserwuje nas jakiś wampir. Skarbie, spokojnie. Tylko się  

background image

nie ruszaj i zachowuj normalnie? Wzięłaby go za wariata. Musiał 
postąpić, tak jak postąpił. Nieważne, że zranił przy tym jej dumę. 

Kiedy dziesięć minut później dotarli przed jej dom, chciał ją 

odwrócić i jednocześnie przeprosić za złe zachowanie, obiecać 
poprawę, zaprosić na kolację i pocałować. Ona jednak mu na to nie 
pozwoliła. Wysiadła z samochodu.

- Dowidzenia Alexander - powiedziała zimno, patrząc na niego 

przez otwartą szybę. I odeszła. 
- Mercedes...- zaczął.

No tak - pomyślał smętnie. - To nie w jej stylu tak uciekać. Ona  

zawsze zachowuje się dumnie.

Wyszedł i oparł się rękoma o drzwi. Schylił głowę. 
Niech to szlag! Tym razem to ja ją odtrąciłem, nie Alan. Teraz  

pewnie myśli, że jestem taki sam jak ten dupek. Ale... czy nie o to mi  
przypadkiem od samego początku chodziło? Przecież jestem... Właśnie  
kim ja jestem? Jak to nazwać? Mężczyzną, który gustuje w kobietach?  
Playboyem? Rozpustnikiem? Grzesznikiem? Pewnie powinna się tego  
po mnie spodziewać. 

Alexander walnął pięścią w szybę samochodu. Nie czuł bólu, 

kiedy szkło wbiło mu się w dłoń. 

Wyjął odłamki. Jego skórę przecinało kilka drobnych szram, oraz 

dwie duże, czerwone linie. Głębokie. 

Westchnął i wsiadł do samochodu.
Ręka zagoi się, gdy tylko zmienię postać, ale... Ona mi nie  

wybaczy. Chyba, że wyjaśnię jej wszystko, a tego zrobić nie mogę.  
Pozostaje mi tylko modlić się, że w akcie desperacji nie pójdzie do  
Blazera. 

background image

***

Tymczasem, w odległym miejscu... miejscu, gdzie nie istniała 

ludzka cywilizacja, a panowała rasa nieludzi odbywało się spotkanie. 
Zebranie, które miało decydować o losach pewnej kobiety.

- Więc mówisz, że ona jest z Alexandrem?- Zapytał przywódca. 
Był przystojnym facetem. Jego na pozór delikatne rysy twarzy 

dawały mylne wrażenie, a poprzez piękne, brązowe oczy przypisywano 
mu niekiedy cechy grzecznego, prawego chłopca. W rzeczywistości był 
bezwzględnym mężczyzną, który dosłownie zwariował na punkcie 
pewnej rudowłosej kobiety... Kierowała nim obsesja i chęć zemsty. 
Istota ta była nieobliczalna, o czym przekonali się jego pracownicy, 
oraz najbliżsi przyjaciele, którzy nauczyli się nie wchodzić mu w 
drogę. 

- Tak. Alexander z nią był. Mam także niejasne wrażenie, że 

Blazer jej pilnuje. 
- Blazer TEŻ? Matko boska! Ten... rozpustnik? 
- Na to wygląda. 
- Ta kobieta najwidoczniej działa cuda- rozmarzył się. 
- Eeeyyy... Co mamy robić dalej?
- No co? Macie mordować rude... Oczywiście najpierw je 
wykorzystajcie i jakoś poniżcie...- Niecierpliwie machnął ręką. - Tylko, 
żeby mi nie umierały z uśmiechem na ustach. 
- A Mercedes...
- Nie dotykajcie Mercedes. - Powiedział spokojnie - I niech was lepiej 
piekło pochłonie, kiedy dowiem się, że wy- gnidy parszywe- 
dotknęliście moją kobietę. Zabiję was wtedy na wszystkie możliwe 
sposoby- powiedział uniesionym głosem. 

Wszyscy zbledli. Wiedzieli, że on chętnie spełniłby daną 

obietnicę. 

- Oczywiście. Wiemy, że naszym zadaniem jest obserwowanie, 

background image

jej- spuścił oczy.
- Dobrze, wampirze. Spisałeś się dobrze. 
- Dziękuję. 

Westchnął. 
Już niedługo, zdobędę Mercedes, a wtedy z łatwością sprowadzę  

Alexandra. Najpierw będzie przyglądał się jak cierpi jego ukochana  
kobieta, potem jak uprawiam z nią seks.  Za każdym razem będzie  
patrzył. A to jeszcze lepsze niż gdybym go torturował. 
Zaśmiał się.  Ale  
gorsze niż śmierć. Dla niego.