background image

 

ZAMIAST WST

Ę

PU 

„Ojciec  Andrzej”,  „Ksiądz  Klimuszko”,  „Jasnowidz  z  Elbląga”,  „Uzdrowiciel  z 

Górki”  –  to  najczęściej  uŜywane  określenia  przez  ludzi,  którzy  szukali  pomocy  u  tego 
kapłana franciszka
ńskiego, kiedy juŜ wszystko zawiodło. 

Przyszedł  na  świat  23  sierpnia  1906  r.  we  wsi  Nierosno  pod  Sokółką  w 

województwie  białostockim.  Uczęszczał  do  szkół    RóŜanymstoku  i  Grodnie.  Maturę 
gimnazjaln
ą  zdobył  we  Lwowie.  W  jego  sercu  zrodziło  się  powołanie  kapłańskie  pod 
wpływem lektury „Rycerza Niepokalanej”, miesi
ęcznika maryjnego wydawanego przez św. 
Maksymiliana  Kolbego.  W  1926  r.  wst
ąpił  do  Zakonu  Ojców  Franciszkanów 
Konwentualnych  we  Lwowie  i  tu  rozpocz
ął  studia  filozoficzno-teologiczne.  WyŜsze 
Seminarium  Duchowne  uko
ńczył  u  Ojców  Franciszkanów  w  Krakowie  Studia  teologiczne 
uwie
ńczył przyjęciem święceń kapłańskich w Krakowie w 1934 r. 

O. Lucjusz. Chodukiewicz, przyjaciel i najbliŜszy współpracownik oraz sekretarz O. 

Andrzeja  Klimuszki,  tak  wspomina:  „Podczas  wojny  i  okupacji  wskutek  ciągłego 
zagro
Ŝenia  i  napięcia  nerwowego  O.  Andrzej  poznaje  w  sobie  nieznane  dotychczas  siły  i 
mo
Ŝliwości.  Intuicyjnie  poznaje  groŜące  niebezpieczeństwo.  Dzięki  temu  unika 
aresztowania przez gestapo w Kaliszu, uchodzi w por
ę przed napadem bandy rabusiów. Po 
wojnie  osiada  w  Prabutach,  gdzie  oprócz  pracy  duszpasterskiej  nietypow
ą  i  niezwykłą 
działalno
ść:  na  podstawie  fotografii  osoby  zaginionej  orzeka  czy  ona  Ŝyje  i  gdzie  się 
znajduje,  i  przecie
Ŝ  wiemy,  Ŝe  był  to  czas  ogólnego  poszukiwania  się  i  zawieruchą 
wojenn
ą.  O.  Andrzej  zadziwia  trafnością  orzeczeń,  o  czym  przekonują  się  po  pewnym 
czasie  zainteresowani.  Przerywa  t
ę  działalność  w  latach  stalinowskich,  by  powrócić  do 
niej sporadycznie w latach nast
ępnych”. 

O. Andrzej odkrył w sobie dar odczytywania przyszłości i leczenia chorób. Te dary 

wykorzystał dla dobra ludzi i niósł pomoc oraz ulgę bliźnim w ich cierpieniach. Znany był 
szerszemu  ogółowi  jako  zielarz  i  jasnowidz.  Ch
ętnie  udzielał  porad  zdrowotnych,  które 
były  skuteczne  i  cz
ęsto  wręcz  zaskakiwały.  Znakomicie  znał  się  na  ziołach  nie  tylko  na 
podstawie  fachowej  literatury  polskich  i  niemieckich  autorów,  ale  tez  dzi
ęki  swej  intuicji 
widział ich walory i działanie. A niezwykło
ścią było to, Ŝe rozpoznawał schorzenia osób z 
fotografii.  Miał  dobre  serce  i  zawsze  był  po  stronie  cierpi
ących.  Zwracali  się  do  niego 
równie
Ŝ przedstawiciele Głównej Komendy Milicji Obywatelskiej w celu wskazania miejsc 
porzuconych  ciał  zamordowanych  ludzi.  Zdanie  O.  Andrzeja  w  tej  materii  zawsze  było 
bezbł
ędne. 

WyróŜniony  boŜym  darem  jasnowidzenia,  rozpoznawania  i  leczenia  chorób,  O. 

Andrzej  był  szanowany  przez  powaŜnych  naukowców.  Wielu  lekarzy,  a  przede  wszystkim 
cierpi
ący  ludzie  zwracali  się  do  niego  w  sprawach  fachowych  i  osobistych.  Ciągle  rosła 
liczba  zwracaj
ących  się  do  „Księdza  Klinuszki”,  zwłaszcza  z  Elbląga  i  okolicy.  Gdy  w 
prasie  krajowej  i  zagranicznej  ukazały  si
ę  artykuły  i  polemiki  na  temat  „uzdrowiciela  z 
Elbl
ąga”,  ruszyła  lawina  korespondencji  z  całego  świata.  W  „Kronice  Klasztornej” 
czytamy: „Były dni, 
Ŝe przychodziło około 100 listów”. 

O.  Andrzej  Klimuszko  w  Elblągu  przeŜył  dziewiętnaście  lat  Pierwsze  lata  spędził 

bez  większego  rozgłosu.  Napływ  próśb  zwiększył  się  dopiero  po  ukazaniu  się  odcinków 
ksi
ąŜki  O.  Andrzeja  MOJE  WIDZENIE  ŚWIATA  w  tygodniku  „Literatura”  w  1975  r. 
Jednocze
śnie  w  tym  okresie  ukazały  się  trzy  artykuły  w  belgradzkim  czasopiśmie 
„Uustrovana  Politika”  pod  chwytliwym  tytułem  CUDOTWÓRCA  Z  ELBL
ĄGA.  Gdy  do 
tego  doda
ć  drugą ksiąŜkę  POWRÓT  DO  ZIÓŁ,  w  której  O.  Andrzej  umieścił  opis  swoich 
do
świadczeń jako zielarza wraz z receptami ziołowymi, to trudno się dziwićŜe cieszył się 
tak
ą popularnością, szacunkiem i uznaniem. 

Zmarł  25  sierpnia  1980  r.  o  godzinie  15.30  w  szpitalu  garnizonowym  w  Elblągu. 

background image

 

Umierał  w  atmosferze  powszechnej  wdzięczności  oraz  w  dniach  protestu  robotniczego  – 
strajku  powszechnego.  Mimo  wielkich  ogranicze
ń  i  trudności  w  komunikacji  i  w 
nadawaniu telegramów – w dniu jego pogrzebu na cmentarzu znalazło si
ę więcej ludzi niŜ 
w uroczysto
ść Wszystkich Świętych. 

W pamięci mieszkańców Elbląga pozostał jako wybitny, bezinteresowny i zasłuŜony 

kapłan  franciszkański,  który  poświęcał  swój  czas  i  zdrowie  dla  ludzi,  zwłaszcza  dla 
mieszka
ńców  Elbląga.  Do  dziś  jest  potrzebny  ludziom;  świadczą  o  tym  listy,  które 
sporadycznie jeszcze przychodz
ą pod jego ostatnim adresem. 

Za  jego  dobre  serce  i  dobre  dłonie  Rada  Miejska  w  Elblągu  w  czasie  wiosennej 

sesji  w  1988  r.  na  wniosek  naszego  klasztoru  nadała  jednej  z  ulic  jego  imię.  Ulica  Ks. 
Klimuszki znajduje si
ę na nowo wznoszonym osiedlu w pobliŜu kościoła franciszkańskiego 
Ś

w. Pawła Ap. A współbracia zakonni jego imieniem nazwali nowy budynek katechetyczny 

–  „Dom  im.  O.  A.  Klinuszki”.  Te wyrazy serdeczności będą  przypominać nam  człowieka, 
który odsłonił jak
ąś cząstkę prawdy o sobie i swoim dziele, zawsze godnym uwagi. 

O.KAZDJ2ERZ KOZŁOWSKT OFMCony. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

Do Ciebie, Czytelniku 

Gdy kiedyś w ramach Sekcji Bioelektroniki w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 

wygłosiłem  kilka  prelekcji  o  problemach  parapsychologii  w  aspekcie  teorii  i  praktyki, 
grono naukowców, z którymi dot
ąd współpracuję nad tymi zagadnieniami, zaproponowało 
mi, abym na ten temat napisał ksi
ąŜkę

Mimo  jednak  zachęty  Ŝyczliwych  dla  mnie,  bezstronnych  przedstawicieli  nauki, 

mimo  mojej  własnej  chęci  przekazania  szerszemu  społeczeństwu  wiedzy  o  zjawiskach 
paranormalnych,  jakie  w  mojej  ja
śni  się  przejawiają,  długo  odkładałem  realizację  tego 
zamiaru.  Atmosfera  dzisiejszej  doby  nie  sprzyja  zjawiskom  nieempirycznym.  
śyjemy 
przecie
Ŝ w dobie wybujałego realizmu intelektu i technicznego eksperymentalizmu. 

Człowiek  współczesny  opiera  swą  wiedze  i  praktyczne  wnioski  wyłącznie  na 

doświadczeniach,  na  obliczeniach  matematycznych,  na  analizie  i  reakcjach  chemicznych, 
na  kombinacjach  technicznych.  Nie  jest  zdolny  poj
ąć  zjawisk  wymykających  się  spod 
konkretnych  do
świadczeń  i  obliczeń.  „Wierzcie  memu  szkiełku  i  oku”  –  jest 
bezkompromisow
ą obowiązującą zasadą obecnej myśli twórczej. Poza tym nic nie istnieje. 
Jeszcze  panuj
ą  w  wielu  umysłach  naukowców  bezwzględne  uprzedzenia  do  wszelkich 
zagadnie
ń i zjawisk, których się nie da udowodnić doświadczalnie. Zbyt arbitralnie stawia 
si
ę nieprzekraczalną barierę między „naukowym a nienaukowym”, chociaŜ wiemy dobrze, 
jak  wiele  dogmatów  naukowych  w  wyniku  rozwoju  my
śli  ludzkiej  odrzucono  juŜ  jako 
nienaukowe, a te nienaukowe teorie przyj
ęła dzisiejsza nauka. 

CzyŜ  w  takiej  atmosferze  zmaterializowanej  myśli  ludzkiej  oraz  przekraczającego 

najśmielszą  fantazję  postępu  technicznych  wynalazków  moŜna  bez  ryzyka  pisać  o 
zjawiskach 

poza-eksperymentalnych, 

niewymiernych, 

jakby 

ponadzmysłowych 

przedstawiać je jako rzeczywistość?! 

Nie zachęca teŜ do pisania sama świadomośćŜe przedstawione w niniejszej pracy 

fakty i wydarzenia, teorie i poglądy wywołają w wielu sceptykach irytację, jako według ich 
mniemania  rzeczy  nieuchwytne  naukowo  i  fantazyjne.  Ka
Ŝda  bowiem  myśl  nowa,  kaŜde 
usiłowanie  wynalazcze,  które  nie  s
ą  zamieszczone  w  katalogu  kanonów  akademickich, 
odrzuca si
ę z góry, przylepiając etykietkę – szarlataneria! 

Niestety,  nasze  społeczeństwo  jest  jeszcze  nie  przygotowane  do  zajęcia  wobec 

zagadnień  parapsychicznych  pozytywnego  stanowiska.  Świadczy  o  tym  chociaŜby  fakt,  iŜ 
na  Mi
ędzynarodowy  Kongres  Psychotroniki,  który  odbył  się  w  czeskiej  Pradze  w  1973 
roku,  przybyło  ponad  trzystu  przedstawicieli  nauki  ze  wszystkich  krajów  
świata,  nawet  z 
Chile i Nowej Zelandii, zabrakło jedynie przedstawiciela Polski. 

JuŜ  sama  forma  pisania  tego  rodzaju  pracy  nie  jest  zbyt  przyjemna  dla  autora. 

Wszystkie  praktyki  i  fakty  muszę  podawać  w  pierwszej  osobie,  bo  przecieŜ  zjawiska 
parapsychiczne dokonuj
ą się i przebiegają we mnie i przeze mnie, jestem przez to zarówno 
przedmiotem, jak i podmiotem zjawisk paranormalnych. 

Skoro  zatem,  mimo  niewdzięcznych  dla  mnie  warunków,  podjąłem  się  pisania  na 

ten  temat,  chcę  podkreślić,  Ŝe  pragnę  jedynie  sumiennym,  mądrym  i  bezstronnym 
badaczom  nowych  zagadnie
ń  przekazać  garść  wiadomości  z  dziedziny  mało  znanych 
zjawisk, powi
ązanych wszakŜściśle z naszą sferą psychiczną. Nie piszę o okultyzmie, lecz 
o  fenomenach,  jakie  wyst
ępują  w  jaźni  ludzkiej,  oraz  poruszam  kwestię  niektórych  praw 
rz
ądzących przyrodą

Chcąc  ułatwić  czytelnikowi  zrozumienie  trudnych  zagadnień  parapsychicznych, 

oparłem  swoje  wywody  na  licznych  przykładach.  Dlatego  w  imię  obiektywnej  prawdy,  z 
całym  poczuciem  swej  odpowiedzialno
ści  wobec  nauki,  muszę  oświadczyć,  Ŝe  wszystkie 
fakty oraz wydarzenia w tej ksi
ąŜce opisane są prawdziwe, niezaprzeczalne i dokonały się 
wobec licznych 
świadków. 

W ich opisie usiłowałem w miarę moŜności celowo przesłonić swoją własną osobę 

background image

 

doniosłością  samego  faktu  i  jego  niezwykłych  rezultatów.  WaŜniejszy  był  dla  mnie  i  dla 
klienta  wynik  powierzonej  mi  sprawy.  Na  dowód  tego  zaznaczam,  
Ŝe  zarówno  wszelkie 
legendy  dotycz
ące  mojej  osoby,  jak  i  przypisywanie  mi  czynów  graniczących  z  dziedziną 
cudów  demaskowałem  bezwzgl
ędnie  jako  fałszywe.  Nie  chciałem  nigdy  dopuścić,  aby 
doniosło
ść prawdy moich praktyk została sfałszowana przez kogoś nawet mimowolnie. 

Zdolność  jasnowidzenia  jest  zbyt  delikatna  i  wraŜliwa,  nie  wolno  jej  przez  Ŝadne 

machinacje  zepchnąć  na  bezdroŜa.  Wszelkie  w  parapsychicznych  praktykach  kłamstwo, 
niezdrowa  mistyfikacja,  wywoływanie  specyficznych  dreszczyków  i  wzbudzanie  sensacji 
w
śród  ludzi,  jak  równieŜ  ambicjonalne  eksponowanie  własnej  osoby  przynoszą 
niepowetowan
ą  szkodę  samemu  sprawcy  tychŜe  niegodnych  sztuczek,  a  do  nauki 
wprowadzaj
ą zamieszanie. 

Człowiek  obdarzony  zdolnościami  parapsychicznymi  musi  nieustępliwie  stać  na 

gruncie  prawdy  obiektywnej  i  uczciwości,  nawet  w  tych  przypadkach,  kiedy  sprawy  mu 
powierzonej nie potrafi rozstrzygn
ąć lub nie uda się zaplanowany eksperyment. MoŜe on i 
powinien  u
Ŝyć  swych  sił  wyjątkowych  w  sprawach  takŜe  wyjątkowych  i  tylko  dla  dobra 
drugiego  człowieka.  Wszelkie  bowiem  odchylenie  od  uczciwo
ści  grozi  jasnowidzowi 
zanikiem  jego  biopola,  utrat
ą  zdolności  parapsychicznych,  a  nawet  równowagi 
osobowo
ści. 

Moje  moŜliwości  i  osiągnięcia  w  zakresie  praktyk  parapsychicznych  były  dość 

często demonstrowane publicznie w obecności naukowców, profesorów wyŜszych uczelni i 
inteligencji  ró
Ŝnych  zawodów  w  Łodzi,  Warszawie,  Olsztynie,  Lucernie,  Fryburgu  w 
Szwajcarii  oraz  w  Würzburgu  w  Niemczech,  a  
świadków  moich  praktyk  moŜna  naliczyć 
tysi
ące. Dla nich moje odkrycia rzeczy niewidzialnych normalnym wzrokiem nie były bajką 
z  tysi
ąca  i  jednej  nocy,  lecz  sprawą  prostą,  jakby  codzienną.  Dla  babki,  która  w  zeszłym 
roku  przyjechała  do  mnie  z  Ostroł
ęki  w  sprawie  zaginięcia  z  ogrodzonego  podwórka 
domowego  jej  wnuczki,  nie  było  wcale  rzecz
ą  dziwną,  kiedy  jej  wskazałem  przewrócone 
dzieci
ęce  wiaderko  na  brzegu  rzeki,  a  ciałko  dziewczynki  leŜące  w  szuwarach  czterysta 
metrów poni
Ŝej w rzece. 

Zagadnienie zjawisk parapsychicznych nie jest w dzisiejszej dobie jakąś nowością

Na 

Zachodzie 

zainteresowanie 

zjawiskami 

metapsychologii, 

zwanej 

nas 

parapsychologią,  nie  jest  jakimś  modnym  hobby  pewnych  tylko  jednostek  czy  grup 
amatorów, lecz bardzo powa
Ŝnym problemem naukowym, zaprzątającym najtęŜsze umysły 
od lat przeszło osiemdziesi
ęciu. 

JuŜ w roku 1882 powstało w Londynie naukowe stowarzyszenie pod nazwą Society 

for Psychical, mające na celu badanie metodyczne zjawisk parapsychicznych. Obecnie na 
całym 
świecie istnieje osiemnaście większych stowarzyszeń o podobnym charakterze. Sama 
za
ś  parapsychologia  jest  przedmiotem  badania  naukowego  obecnie  na  trzydziestu 
uniwersytetach  europejskich.  Tak
Ŝe  w  Związku  Radzieckim  wielu  naukowców  zajmuje  się 
zjawiskami  parapsychicznymi,  głównie  telepati
ą.  Na  Zachodzie  wyszło  drukiem  ponad 
czterysta  pozycji  naukowych,  traktuj
ących  o  problemach  parapsychicznych.  Jedynie  w 
Polsce  nie  ukazała  si
ę  dotąd,  niestety,  Ŝadna  powaŜniejsza  publikacja  na  temat  tychŜ
zagadnie
ń

Trzeba  równieŜ  podkreślić,  iŜ  tacy  wybitni  uczeni,  jak  Ch.  Richet,  A.  Carrel,  J.B. 

Rchine,  S.G.  Sosel,  Th.  Newcomb,  oraz  wielu  innych  wysokiej  klasy  naukowców  przez 
długie  lata  zajmowali  si
ę  zagadnieniami  paranormalnymi  z  parapsychologii.  Nie  brak 
tak
Ŝe  i  w  naszym  kraju  wybitnych  uczonych,  jak  S.  Manczarski,  S.  Grabieć,  dr  F. 
Chmielewski, którzy wnikliwie, fachowo badaj
ą zjawiska parapsychiczne. 

Znamy  teŜ  głośnych  na  cały  świat  jasnowidzów  i  telepatów,  których  moŜliwości 

były  demonstrowane  w  gronie  uczonych  w  wielu  miastach  Europy.  Oto  nazwiska 
niektórych  tylko:  miss  Piper,  Valentino,  Swedenborg,  z  naszych  za
ś  –  Ochorowicz, 

background image

 

Ossowiecki. 

Przeciwko  tym  bezstronnym,  bardzo  sumiennym  badaczom  oraz  tym  wszystkim 

jasnowidzom,  którzy  swój  talent  poświęcili  ofiarnie  ludziom  cierpiącym,  występuje  dziś 
jeszcze  wielu  naukowców,  z  cał
ą  bezkompromisowością  zwalczających  paranormalne 
spostrzegania  i  wszelkie  zwi
ązane  z  nimi  praktyki.  Według  ich  mniemania  wszelkie 
pozornie  pozytywne  wyniki  w  czasie  eksperymentów  publicznych  s
ą  uzyskiwane  przez 
oszustwo, spryt, dobry słuch, wzrok i sztuczki iluzjonistyczne. 

Nie mam zamiaru wstępować w szranki Ŝadnej polemiki. Odpowiadając wszystkim 

sceptykom, moŜna jedynie przytoczyć opinię angielskiego psychologa, profesora Eysencka: 
„Je
Ŝeli  nie  istnieje  gigantyczne  sprzysięŜenie,  obejmujące  ze  trzydzieści  wydziałów 
uniwersyteckich  na  całym  
świecie  i  wiele  setek  wysoce  cenionych  naukowców  z  róŜnych 
dziedzin, pocz
ątkowo nawet wrogich twierdzeniom badaczy parapsychologii, to bezstronny 
obserwator mo
Ŝe dojść jedynie do takiego wniosku, Ŝe rzeczywiście jest chociaŜ niewielka 
liczba  ludzi,  którzy  drogami  nie  znanymi  jeszcze  nauce  osi
ągają  znajomość  myśli  innych 
ludzi albo spraw w 
świecie zewnętrznym”. 

Mam nadziejęŜe moŜe nawet w niedalekiej przyszłości uczeni dokładniej poznają 

mechanizm  naszego  mózgu,  precyzyjność  jego  funkcjonowania  oraz  całą  psychofizyczną 
struktur
ę  człowieka,  jak  równieŜ  prawa  i  zjawiska  jego  środowiska,  w  wyniku  czego 
wyci
ągną praktyczne zbawienne wnioski dla dobra ludzkości. 

Do  rozwoju  twórczej  myśli  uczonych  w  poznawaniu  człowieka  i  świata 

zewnętrznego  ośmielam  się  i  ja  dołączyć  swoje  osiągnięcia  naukowe.  Mój  dar 
paranormalnego  widzenia  nie  ogranicza  si
ę  tylko  do  człowieka  i  jego  losów,  lecz  sięga 
jeszcze  w  sfer
ę  świata  zewnętrznego.  Obejmuje  zwłaszcza  świat  przy-rody  Ŝywej,  jej 
twórcze  i  rz
ądzące  prawa.  Dlatego  pracę  podzieliłem  na  dwie  części.  W  pierwszej 
przedstawiam  na  tle  bogatej  faktografii  samo  zagadnienie  zjawisk  parapsychicznych  w 
teorii  i  praktyce,  w  drugiej  natomiast  podaj
ę  swoje  spostrzeŜenia,  obserwacje  i  myśli 
oparte  na  wieloletnich  do
świadczeniach.  Moje  wskazania  mają  na  celu  wyrwanie 
człowieka z szale
ńcze-go wiru i zamętu dzisiejszego Ŝycia i włączenie go na nowo w nurt 
nieskalanej  przyrody  o
Ŝywczej.  „Albowiem  świat  rzeczywisty  jest  o  wiele  bogatszy  i 
bardziej zło
Ŝony niŜ świat nauki” (W. James), jak równieŜ „jest zjawisko większe niŜ niebo, 
to wn
ętrze duszy ludzkiej” (V. Hugo). 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 

Pierwsze spotkanie z nieznanym 

 

Dlaczego wciąŜ się powtarza, Ŝe zmysły są jedynym 

ś

rodkiem wszelkiego poznania, dlaczego 

Ŝą

da się ciągle świadectwa zmysłów mimo 

ich złudzenia? 

(C. KUDUŃSKI) 

 
 

Znany filozof amerykański Claude Bragdon we wstępie do swojej ksiąŜki Joga dla 

ciebie,  czytelniku  pisze,  Ŝe  w  maju  roku  1943  otrzymał  z  południowej  Ameryki  od 
nieznajomej  osoby  list,  w  którym  opisuje  ona  nieznane  dziwne  zjawiska,  jakie  ją  od 
pewnego  czasu  spotykają.  Informowano  ją,  Ŝe  tylko  on  moŜe  jej  wyjaśnić.  Treść  listu, 
który natchnął Bragdona do napisania wymienionej ksiąŜki, jest następująca. 
 
 

Kochany Panie Bragdon 
Nie  będę  się  tłumaczyła  z  moich  pozornych  halucynacji,  jakie  tu  piszę,  gdyŜ 

człowiek,  który  mi  radził  zwrócić  się  do  Pana,  zapewniał  mnie,  iŜ  nie  potrzebuję  się 
niczego obawiać, bo Pan na pewno wszystko zrozumie. Człowiek, który mi o Panu mówił, 
jest  albo  istotą  z  innej  planety,  albo  tworem  mojej  wyobraźni  czy  moim  przywidzeniem. 
Jeśli to ostatnie jest prawdą, to wspaniale, gdyŜ zbliŜam się do genialności, bo mogę dziś 
pisać takie rzeczy, które w ogóle nie wydawały mi się moŜliwe, oraz robić to, o czym mi 
się  nawet  nie  śniło.  Człowiek  ten  wydaje  mi  się  nadziemskim,  nadprzyrodzonym 
zjawiskiem,  a  jednak  nie  wzbudza  lęku  ani  czci,  a  nawet  nie  wygląda  na  świętego 
specjalnie.  Jest  podobny  do  zakonnika  w  Ŝółtobrązowym  habicie,  pracuje  chyba  w 
ogrodzie,  bo  ma  zawsze  przy  sobie  kosz  pełen  kwiatów,  korzeni,  narzędzi  ogrodniczych. 
Opowiadał  mi  często  zachwycające  rzeczy  o  roślinach  i  kwiatach.  WciąŜ  powtarzał,  Ŝe 
pogoda  i  wesołość  to  cnoty  waŜne,  nawet  cierpienia  nie  powinny  człowieka  łamać,  a 
wszelkie  bogactwo  to  niepowaŜna  zabawka.  Powiedział  rzecz  niesłychanie  dziwną,  Ŝe 
człowiek,  gdyby  umiał  uŜyć  swej  energii,  mógłby  nadać  kwiatom  inny  kształt,  inna 
odmianę.  Pytałam  go,  co  mam  robić,  aby  siebie  wzmocnić.  Odpowiedział,  Ŝe  mój 
kręgosłup jest niezadowolony z noszenia butów o wysokich obcasach. Nauczył mnie wielu 
rzeczy, które dotąd były mi nieznane, obce, niedostępne... 

O sobie mogę powiedzieć, Ŝe jestem zdrową, normalną i zrównowaŜoną kobietą o 

optymistycznym  i  wesołym  usposobieniu,  bez  Ŝadnych  nadwraŜliwości  nerwowych,  bez 
tendencji do psychopatii. Przyjadę do Pana, jeŜeli Pan będzie mógł wytłumaczyć mi, co to 
wszystko ma znaczyć (...)”. 

C.  Bragdon  dalej  sam  wyjaśnia:  „Spotkaliśmy  się  niebawem.  Była  to  kobieta  ze 

sfer  kulturalnych,  o  europejskim  wykształceniu,  z  jej  twarzy  wyczytałem  od  razu,  Ŝe 
naleŜy do typu kobiet – które nazwałem delfickimi siostrami – obdarzonych zdolnościami 
takimi,  jak  jasnowidzenie,  wyraźne  przeczucia,  dar  przepowiadania.  Choć  moŜe  się  to 
wydać  dziwne,  pomagały  mi  w  pracy  <delfickie  niewiasty>.  Co  do  mnie,  byłbym  raczej 
zdziwiony,  gdyby tak  nie  było.  A  podczas  pisania  tej  ksiąŜki  Braciszek  (opisany  w  liście 
nieznajomej) podawał swe uwagi, oczywiście, na odległość. W materialistycznym świecie 
nie ma miejsca na ponadzmysłowe spostrzegania”. 

Przytoczona wypowiedź  tak trzeźwego filozofa i architekta amerykańskiego moŜe 

wprawić  dzisiejszego  człowieka  w  mocne  zakłopotanie.  Trzeba  jednak  przyjąć  do 
wiadomości, Ŝe u niektórych jednostek zdarzają się specyficzne stany ducha, kiedy władze 
psychiczne  potęgują  się  do  takiego  stopnia,  iŜ  osoby  te  mogą  przenikać  wzrokiem 

background image

 

wewnętrznym, duchowym drugiego człowieka oraz świat zewnętrzny. Stany takie nazywa 
się  ekstazą,  mistycyzmem,  jasnowidzeniem  itp.  Są  niezrozumiałe  nie  tylko  dla  osób 
postronnych, ale i dla tych, którzy je przeŜywają. Nie są komunikatywne. Do nich właśnie 
naleŜy zdolność parapsychiczna. 

Niewątpliwie  i  w  naszym  społeczeństwie  istnieje  pewna  liczba  –  nawet  nie  taka 

mała  –  jednostek  obdarzonych  zdolnościami  parapsychicznymi,  ale  najczęściej  pozostają 
one nikomu nie znane poza najbliŜszym otoczeniem. Ci ludzie zresztą nie przywiązują do 
swych  uzdolnień,  zwłaszcza  gdy  chodzi  o  ludzi  prostych,  Ŝadnej  wagi.  Nie  wiem  tylko, 
dlaczego wielu jasnowidzów, podobnie jak wyznaje sam Bragdon, powołuje się w swoich 
praktykach  na  pomoc  opiekuńczych  duchów.  Miss  Piper  na  przykład  twierdziła,  Ŝe  w 
czasie  jej  publicznych  występów  eksperymentalnych  w  środowiskach  naukowych  kieruje 
nią duch zwany Phinuit. Podobno i nasz  S. Ossowiecki miał się kiedyś wyrazić w  gronie 
swoich  przyjaciół,  Ŝe  jakaś  istota  duchowa,  której  imienia  nie  wymienił,  pomaga  mu  w 
uzyskiwaniu pomyślnych wyników w praktykach parapsychicznych. 

Wydaje  mi  się,  Ŝe  powoływanie  się  na  pomoc  istot  pozaziemskich  jest  po  prostu 

wymysłem  w  celu  nadania  swym  zdolnościom  jasnowidzenia  większej  tajemniczości  i 
powagi. 

Jeśli chodzi o punkt wyjścia moich widzeń pozazmysłowych, to był prosty, wcale 

nie dramatyczny, ale zwyczajny przypadek, bez pomocy opiekuńczych duchów. 

Jako  jedenastoletni  chłopak  wybrałem  się  w  słoneczny  lipcowy  dzień  w 

towarzystwie młodszej ode mnie koleŜanki Zuzi do lasu na poziomki. Tam zaskoczyła nas 
gwałtowna,  ulewna  burza.  Schroniliśmy  się  przed  deszczem  pod  krzakiem  rozłoŜystego 
głogu.  Niewiele  nam  jednak  pomógł  liściasty  parasol.  Przemokliśmy  jak  małe  kurczaki 
pod  rynną.  ZauwaŜyłem  wówczas  na  rękach  towarzyszki  przygody  deszczowej  szpetne 
liczne  brodawki,  nabrzmiałe  pod  wpływem  wody  deszczowej.  Zerwałem  bez  namysłu 
opodal rosnące jaskółcze ziele i jego sokiem natarłem te brodawki, zaznaczając, Ŝe za kilka 
dni  zginą.  I  o  dziwo!  Po  pięciu  dniach  nie  pozostało  po  nich  ani  śladu.  Zachęcony  tak 
namacalnym  sukcesem  leczniczym,  zacząłem  się  przypatrywać  kwiatom  i  ziołom 
rosnącym  na  łąkach  i  polach.  Jakimś  dziwnym  instynktem  czy  wyczuciem  zacząłem 
odkrywać dość wyraźnie właściwości lecznicze i trujące napotykanych ziół. Odczuwałem 
jakieś prądy – od jednych roślin błogie, przyjemne, od innych natomiast jakieś draŜniące, 
niemiłe. 

W  kilka  dni  po  przeŜytej  przygodzie  deszczowej,  wiedziony  męską  ambicją, 

chciałem  popisać  się  wobec  swej  koleŜanki  wiedzą  botaniczną,  a  raczej  medyczną. 
Pokazywałem jej na łące – chociaŜ nie znałem ich nazw – jako lecznicze, między innymi 
dziurawiec,  krwawnik,  nostrzyk,  bobrek  trójlistny,  a  jednocześnie  ostrzegałem  ją  przed 
roślinami trującymi, takimi jak bieluń dziędzierzawa, czarny lulek, naparstnica czy sosnka 
polna. W tym mniej więcej czasie zacząłem odczuwać wibrujące działanie na mnie prądów 
draŜniących od drzew takich, jak berberys, osika, olszyna, i na odwrót, odbierałem prądy 
kojące płynące od lipy, modrzewia, sosny, brzozy... Dziś juŜ o takich zjawiskach zaczyna 
mówić  nauka,  chociaŜ  jeszcze  bardzo  nieśmiało.  Ale  wówczas  nie  zdradzałem  swoich 
spostrzeŜeń nikomu z obawy ściągnięcia na siebie złośliwego epitetu – znachor! 

W kilka lat później wpadł mi do rąk jakiś zielarski podręcznik, w którym znalazłem 

potwierdzenie  moich  wcześniejszych  spostrzeŜeń  dotyczących  ziół  leczniczych.  Byłem 
tym odkryciem bardzo zaskoczony. Wydaje mi się, iŜ gdybym wówczas napotkał na swej 
drodze  Ŝycia  hinduskiego  mędrca,  który  by  jak  Beatryce  Dantego  wprowadził  mnie  w 
krainę  tajemnic  przyrody  i  nauczył  metody  koncentracji  myśli,  moŜe  bym  odkrył  „piątą 
esencję”,  dzięki  której  stałbym  się  dobroczyńcą  tysięcy  chorych  ludzi.  KaŜdy  bowiem 
talent  danych  jednostek,  chociaŜby  został  zahamowany  w  swym  rozwoju  wskutek  nie 
sprzyjających warunków Ŝyciowych, musi w odpowiednim momencie się odrodzić. MoŜe 

background image

 

jedynie zabraknąć czasu na jego rozwinięcie do upragnionych granic. 

Moja  zdolność  czytania  praw  wielkiej  przyrody  Ŝywej  pozostała  bez  podkładu 

naukowego,  a  pogmatwały  ją  brutalność  zawieruchy  wojennej  oraz  własne  cięŜkie 
przeŜycia. Nadszedł czas, kiedy trzeba było nadrabiać spóźnione lata nauki, i mój kontakt z 
przyrodą  został  przerwany.  Wibrację  prądów  roślin  mury  szkolne  kasowały.  Ale  w  tym 
czasie  psychikę  miałem  wyczuloną  na  inne  rzeczy,  takŜe  nieuchwytne  ani  okiem,  ani 
rozumem.  Wyczuwałem  bowiem  kaŜde  niepowodzenie,  jakie  miało  mnie  spotkać  w 
najbliŜszych  dniach,  nawet  otrzymanie  za  niefortunną  odpowiedź  na  lekcji  negatywnej 
oceny Nie uwaŜałem tego jednak za jakąś odrębność mojej psychiki, wydawało mi się, Ŝe 
jest to tylko rezultat nerwowości. 

Z tego okresu mojego Ŝycia przypomnę wydarzenie, które mnie mocno zaskoczyło 

i dało wiele do myślenia. Byłem w piątej klasie gimnazjalnej we Lwowie, kiedy pewnego 
dnia, dokładnie drugiego lutego 1925 roku, zjawiła się przed moim wzrokiem ducha scena 
niespodziewanej  śmierci  mojej  KoleŜanki  z  lat  dziecinnych,  wspomnianej  juŜ  Zuzi. 
Zobaczyłem  cały  przebieg  jej  umierania.  Mieszkała  ona  wtedy  bardzo  daleko.  Po  kilku 
dniach otrzymałem wiadomość potwierdzającą moje widzenie. 

Było to znowu kolejne spotkanie z nieznanym, które wówczas jeszcze pozostawało 

niezrozumiałe,  nie  odkryte,  chociaŜ  mocno  intrygujące...  Nareszcie  nadszedł  okres,  kiedy 
to  nieznane,  spotykane  przed  laty  przelotnie,  zbliŜało  się  do  mnie,  ale  juŜ  w  formie 
nieomal dotykalnej, co w miarę swych moŜliwości chcę opisać. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

 
 

Nieznane uchyla r

ą

bek swej tajemnicy 

 

W głębi jaźni człowieka kryje się jakaś energia 

potęgująca w pewnych momentach moce psychiczne 

do takiego stopnia, Ŝe potrafi on dojrzeć 

ś

wiat zakryty przed wzrokiem zmysłowym. 

(G. VAlf DER LEEUW) 

 
 

Nadszedł brzemienny tragizmem rok 1939. W całej Europie atmosfera  przesycona 

psychozą  wojenną  wsączała  się  w  dusze  ludzkie  wstrząsającym  je  niepokojem.  Wszyscy 
Polacy  wyczuwali  zbyt  wyraźnie  zbliŜające  się  potworne  widmo  wojny  juŜ  na  kilka 
miesięcy  przed  jej  wybuchem.  śyli  jednak  nadzieją  zwycięstwa  nad  wrogiem.  Zanim 
złowieszcze syreny zawyły pierwszego września rankiem na alarm w Warszawie, tej nocy 
pamiętnej  miałem  niewymownie  dziwny  sen.  Widziałem  we  śnie  cały  tragiczny  dla  nas 
przebieg kampanii wrześniowej i jej nieszczęsny finał. Widziałem odwrót naszych wojsk i 
ich  całkowitą  klęskę.  Następnie  przesuwały  się  niby  na  ekranie  kinowym  krwawe  sceny 
rozstrzeliwań  Polaków  przez  zbirów  hitlerowskich  w  obozach  masowej  zagłady.  W 
dalszym  ciągu  wizji  sennych  ukazał  mi  się  zakrwawiony  oficer  polski,  który  roztoczył 
przede mną cały obraz losu Polski i Europy. 

Był  to  oczywiście  tylko  sen,  ale  jakŜe  wymowny,  jak  dokładny.  Spełnił  się  on 

całkowicie  w  realnej  rzeczywistości.  Zdaję  sobie  sprawę,  Ŝe  senne  zjawiska  przez  wielu 
ludzi są traktowane niepowaŜnie i ośmieszane. JednakŜe badacze i znawcy parapsychologii 
mają na tę sprawę inny pogląd. Kwestię marzeń sennych poruszę w innym miejscu. 

W  dziewięć  miesięcy  później,  juŜ  za  czasów  okupacji  niemieckiej,  zdarzył  się 

wypadek, który zapoczątkował historię mojego pozazmysłowego postrzegania. 

W  roku  1940,  wyrwawszy  się  z  rąk  gestapo  w  Kaliszu,  zatrzymałem  się  na 

czasowy  pobyt  w  osadzie  Wierzbica,  niedaleko  Radomia.  Tam  w  spokojny  letni  poranek 
wtargnął  silny  oddział  hitlerowców  z  zamiarem  ukarania  mieszkańców  za  jakiś  tam  nie 
dostarczony Niemcom kontyngent drzewa. Pod grozą skierowanych na mnie luf kazano mi 
iść  tam,  dokąd  spędzono  wszystkich  męŜczyzn,  którym  na  sposób  średniowieczny 
wymierzano  karę  chłosty.  Oprawcy  kazali  ludziom  kłaść  się  na  pniaku  drzewa  i  z 
wyraźnym  sadyzmem  katowali  swoje  ofiary  i  potem  kłuli  bagnetami.  Mnie  kazali 
przypatrywać się tym bestialstwom. Oprawcy po zmaltretowaniu niewinnych ludzi zabrali 
się  do  mnie.  Chodziło  im  o  ośmieszenie  i  poniŜenie  mnie  w  oczach  ludzi.  Oprowadzali 
mnie  po  rynku  wśród  szyderstw  i  inwektyw,  fotografowali  w  asyście  esesmanów  z 
karabinami  w  rękach.  Kiedy  chcieli  mnie  zmusić  do  biegania  po  rynku,  przeciwstawiłem 
się.  Nie  mogłem,  nie  chciałem  im  pozwolić  na  poniŜanie  mej  godności  jako  człowieka  i 
jako  Polaka,  Opór  mój  doprowadził  hitlerowców  do  szału.  Zostałem  przez  nich  pobity  i 
pokaleczony. 

Ś

wiadomość  doznanej  krzywdy  oraz  widok  wynaturzenia  człowieka  z  trupią 

główką na czapce, cały ten splot wypadków wywołał w mojej jaźni silny wstrząs, który z 
kolei wyzwolił we mnie drzemiące nieznane siły psychiczne, poruszył jakiś mechanizm w 
ośrodkach  mózgu,  obudził  nadświadomość,  dzięki  której  zacząłem  przenikać 
psychofizyczną  strukturę  człowieka.  Zacząłem  dostrzegać  w  pewnych  momentach  za 
niektórymi  ludźmi  ciągnący  się  jakby  film  ze  scenami  ich  przeŜyć  i  przeszłości.  Czułem 
wyraźnie, Ŝe w mojej sferze psychicznej nastąpił jakiś przełom, zaistniało coś, i to coś nie 
jest  anormalne,  lecz  raczej  ponadnormalne.  Wkrótce  to  „coś”  skierowało  moją  uwagę  na 

background image

 

10 

fotografię  człowieka.  Dostrzegłem  na  niej  wypisany  jak  gdyby  jego  Ŝyciorys.  Fotografia 
stała się później narzędziem praktyki parapsychicznej. 

Po tym odkryciu próbowałem mych sił w tym kierunku. Mówiłem ludziom: „PokaŜ 

mi swoją fotografię, a powiem, kim jesteś i coś w swym Ŝyciu robił”. Pragnąłem upewnić 
się, czy moje spostrzeŜenia są zgodne z prawdą, czy to, co widzę na fotografii, pokrywa się 
z  rzeczywistością,  to  znaczy  czy  odpowiada  cechom  charakteru  i  przeŜyciom  danego 
osobnika. Zacząłem zaciekawionym odczytywać z fotografii ich przeŜycia obecne i dawne, 
stan  zdrowia,  upodobania,  uzdolnienia  itp.  I  takich  przypadków  rozszyfrowania  losów 
człowieka  uzbierało  się  z  biegiem  czasu  sporo.  Początkowo  stanowiło  to  dla  mnie 
rozrywkę,  ale  dla  wielu  ludzi  było  prawdziwą  sensacją.  I  przywiązywałem  do  tego 
większej wagi, mimo Ŝe zdarzały się przypadki zastanawiające. Kilka z nich przedstawiam. 

W czasie kiedy nienawiść hitlerowska ścigała Polaków całym kraju i Ŝyciu kaŜdego 

towarzyszyła  niepewność  Jutra,  wyczuwałem  dość  dokładnie,  skąd  się  zbliŜa 
niebezpieczeństwo,  dzięki  czemu  mogłem  go  uniknąć.  To  mnie  uchroniło  od  śmierci  lub 
kaźni obozu koncentracyjnego, chociaŜ nie siedziałem w spokojnym ukryciu. 

Mieszkałem w małej chatynce pewnej wdowy w Przylęku pod Zwoleniem. Pewnej 

nocy  budzę  się  nagle  ze  snu,  zrywam  się  z  posłania,  szybko  się  ubieram,  czuję  bowiem 
prawie dotykalne, zagraŜające mojemu Ŝyciu groźne niebezpieczeństwo. Siadłem na rower 
i  w  ciemną  noc  uciekłem  do  Gniewoszowa  oddalonego  o  osiemnaście  kilometrów.  Zaraz 
po  moim  wyjeździe  weszło  do  mojego  pokoju  kilku  bandytów  z  zamiarem  dokonania 
morderstwa. Zabili wtedy kilka osób w sąsiedztwie. 

W jakiś czas później przypadkowo spotkanej w Rudzie kobiecie przepowiedziałem 

tragiczną  wizję  aŜ  dwóch  naraz  pogrzebów  w  jej  domu.  Zaledwie  w  tydzień  potem 
hitlerowcy zamordowali jej dwóch braci. 

W roku 1943, w kwietniu, miałem wykonywać trzydniową obowiązkową  pracę w 

Ciepielowie. Od pierwszego juŜ dnia opanował mnie targający niepokój, potęgujący się z 
kaŜdą  następną  godziną.  Czułem  zbliŜającą  się  masakrę  cywilnej  ludności  polskiej  w 
pobliskiej  wsi,  a  moŜe  nawet  i  samym  Ciepielowie.  Po  zakończeniu  pracy  szybko 
opuściłem  zagroŜony  teren.  Po  drodze  spotkałem  jednego  z  mieszkańców,  który  nazywał 
się  Posłuszny.  Namawiałem  go  usilnie,  aby  natychmiast  opuścił  swój  dom  i  wyjechał 
gdzieś  na  cały  tydzień,  inaczej  bowiem  zginie.  Minęło  parę  dni  od  tego  spotkania,  kiedy 
hitlerowcy  otoczyli  Ŝelaznym  pierścieniem  kilka  wsi  –  jedna  z  nich  nazywała  się 
Ranachów,  o  ile  dobrze  pamiętam  –  wybrali  z  nich  wszystkich  męŜczyzn  i  na  miejscu 
rozstrzelali.  Wśród  zamordowanych  znalazł  się  równieŜ  ostrzegany  przeze  mnie  ów 
nieposłuszny  Posłuszny  wraz  ze  swoim  bratem.  A  zatem  istotnie  odbyły  się  dwa 
jednocześnie przepowiedziane pogrzeby. 

Wyczuwanie  zbliŜających  się  groźnych  wydarzeń  w  opisanych  przypadkach 

tłumaczyłem wówczas raczej wyczuleniem nerwowym wskutek ciągłego napięcia strachu 
w tych czasach terroru. 

Z tego okresu podam jeszcze mały szczegół, juŜ typowy, parapsychologiczny. 
W  Chotczy  nad  Wisłą  przy  budowie  mostu  pracowali,  zaangaŜowani  przez 

Niemców,  polscy  inŜynierowie.  Jednemu  z  nich  –  nazwiska  juŜ  dziś  nie  pamiętam  – 
opisałem  na  podstawie  jego  fotografii  szczegółowo  dotychczasowy  przebieg  Ŝycia  jego 
własnego  i  jego  Ŝony:  przedstawiłem  mu  drobiazgowo  rozkład  ich  mieszkania  w 
Warszawie,  ustawienie  mebli,  określiłem  nawet  kolor  kapy  na  łóŜku  w  sypialni. 
Oznajmiłem  takŜe,  Ŝe  jego  Ŝona  jest  juŜ  od  trzech  miesięcy  w  ciąŜy  i  urodzi  Baśkę. 
„Wszystko  się  zgadza  co  do  joty  –  powiedział  inŜynier  –  prócz  jednego.  Mam  Ŝonę 
bezdzietną,  juŜ  sześć  lat  minęło  od  ślubu,  a  nic  nie  wskazuje  na  to,  abym  miał  z  nią 
potomstwo, czego bym bardzo pragnął”. Wnet po naszej rozmowie wybrał się inŜynier do 
Ŝ

ony. Po powrocie z Warszawy spotkał mnie w towarzystwie malarza Michalaka i od razu 

background image

 

11 

z dumą nieomal krzyknął: „Przepowiednia się chyba spełni, Ŝona moja jest rzeczywiście w 
ciąŜy!”.  W  dziesięć  lat  później  spotkałem  się  przypadkowo  z  owym  inŜynierem  w 
Gdańsku.  Na  powitanie  mnie  powiedział:  „Przepowiednia  jakŜeŜ  pięknie  się  sprawdziła, 
mamy rzeczywiście córeczkę, której nadaliśmy imię Baśka”. 

Nastał  rok  1947,  kiedy  to  nieznane  zostało  poznane  dokładnie  i  uznane  za 

rzeczywistość. Do tego poznania prowadziła długa mozolna droga. 

Zaraz  po  wojnie  objąłem  samodzielne  stanowisko  w  staroŜytnym  miasteczku  w 

Prabutach.  Tam  się  zaczęła  cięŜka  i  odpowiedzialna  praca,  pochłaniająca  wiele  czasu  i 
energii.  Chodziło  przede  wszystkim  o  zorganizowanie  Ŝycia  i  roztoczenie  opieki  nad 
ludźmi przybywającymi zza Buga na nowe tereny w celu osiedlenia się. Nie było czasu ani 
ochoty  na  metafizyczne  kontemplacje  i  filozofowanie.  Zdarzają  się,  niestety,  w  Ŝyciu 
ludzkim  paradoksalne  sytuacje,  które  zmuszają  nas  do  czynienia  tego,  od  czego  byśmy 
chcieli uciec. 

Po wojnie wiele rodzin było zdekompletowanych. W całym kraju nie było  prawie 

rodziny,  z  której  by  kogoś  nie  wyrwała  wojna  i  nie  rzuciła  w  szeroki  świat.  Wszędzie 
słyszało się dręczące pytanie: „śyje czy nie, a jeśli Ŝyje, to gdzie się znajduje i czy wróci?” 
Czerwony  KrzyŜ  nie  mógł  podołać  swemu  zadaniu  w  udzielaniu  Ŝądanych  informacji  o 
zaginionych.  Część  tego  trudnego  zadania  wbrew  mojej  woli  spadła  i  na  mnie. 
Nieprzewidziany  los  wciągnął  mnie  do  słuŜby  na  rzecz  cierpiących  i  potrzebujących 
pomocy... I tak się zaczęło. 

Po wielu latach odwiedziłem swego kolegę biologa w Łodzi, dziś juŜ nieŜyjącego. 

Ten  mi  w  toku  rozmowy  pokazał  dwa  zdjęcia  dwóch  Ŝołnierzy  zaginionych  w  czasie 
wojny. O jednym z nich orzekłem, Ŝe spłonął na jakimś storpedowanym okręcie, o drugim 
–  Ŝe  padł  podczas  bitwy  we  Francji  i  spoczywa  na  cmentarzu  w  trzecim  od  bramy 
wejściowej  szeregu  mogił  w  pobliŜu  małego  miasteczka.  Prawdziwość  mojego 
wyjaśnienia losów Ŝołnierzy wnet potwierdził Polski Czerwony KrzyŜ. Na drugi dzień ten 
sam kolega przyniósł fotografię swojej znajomej z prośbą, bym coś o niej powiedział. „Jest 
to osoba zbyt lekkomyślna – orzekłem – chciwa i kochliwa. Jest chyba Ŝoną zegarmistrza, 
bo widzę wiele w jej otoczeniu zegarków. Nosi w sobie zastarzały Ŝal do dawno zmarłego 
dziadka  o  jakiś  złoty  sygnet,  który  był  jej  obiecany,  a  podarowany  został  komu  innemu. 
Przed kilku dniami wywołała w tramwaju niesmaczną awanturę z pasaŜerami o połamany 
w  ścisku  jej  parasol”.  Za  dwie  niespełna  godziny  mój  kolega  sprawdził  wszystko 
osobiście. Okazało się, Ŝe to, co powiedziałem o tej kobiecie, było jak najściślej zgodne z 
prawdą. 

Po  swym  powrocie  znalazłem  na  biurku  kilka  listów  w  sprawie  zaginionych. 

Załatwiłem je. Ale z kaŜdym dniem napływ w tej sprawie listów zaczynał się powiększać. 
Załatwiałem  wszystkie,  jakby  to  była  rzecz  zwyczajna,  codzienna.  W  odpowiedzi  na 
listowne  prośby  dawałem  pisemne  informacje,  gdzie  się  znajduje  zaginiony,  czy  wróci  i 
kiedy. Liczba listów z kaŜdym dniem progresywnie zaczęła wzrastać, dochodząc do setki 
dziennie.  W  takiej  sytuacji  juŜ  nie  było  mowy  o  moŜliwości  załatwiania  próśb  ludzkich. 
Odmówiłem  przyjmowania  listów  w  sprawie  odszukiwania  zaginionych.  Zainteresowani 
zareagowali  na  to  osobistym  przyjazdem  do  Prabut.  Wkrótce  Prabuty  stały  się  Mekką 
nieprzerwanych pielgrzymek nieszczęśliwych ludzi, którzy pragnęli ode mnie coś usłyszeć 
o swoich najdroŜszych zabłąkanych w świecie. Załatwiałem wszystkich, nie zastanawiając 
się  początkowo  nad  niezwykłością  całej  sytuacji.  Byłem  chwilowo  tym  zbiegowiskiem  i 
moja  dla  nich  pracą  jakby  odurzony.  Wnet  jednak  zawisłem  w  próŜni  między  fikcją  a 
realnością, między złudzeniem a rzeczywistością. 
 
 
 

background image

 

12 

 
 
 
 

Odkrycie rzeczywisto

ś

ci 

 

Ten, co w nic nie wierzy, zdradza ubóstwo swej myśli, 

ten zaś, co wierzy we wszystko, 

wykazuje swoją głupotę. 

 
 

Kiedy napływ ludzi do mnie stał się masowy, poczułem zaniepokojenie, zacząłem 

się  zastanawiać,  czy  ja  mimo  swej  dobrej  woli  nie  oszukuję  zbolałych  ludzi  i  siebie 
samego,  czy  nie  zaciągam  moralnej  odpowiedzialności  względem  udręczonych  istot  i 
względem  obiektywnej prawdy.  CzyŜ  jest  moŜliwe  widzieć  w  zakrytej  dali  człowieka:  w 
mogile czy wśród Ŝyjących? 

I  kiedy  tak  udręczony  wątpliwościami  siedziałem  w  ogrodzie,  zjawiła  się  przede 

mną Niemka spod Olsztyna,  chcąc zasięgnąć jakiejś wieści o swym męŜu zaginionym na 
froncie  wschodnim.  Ledwie  rzuciłem  okiem  na  fotografię  zaginionego,  zawołałem 
gwałtownie: „AleŜ on zginął dwudziestego czwartego czerwca w pobliŜu jeziora Pejpus!” 
„Och,  mein  Gott!  –  krzyknęła  podekscytowana  Niemka.  –  Das  ist  Wahr!  Teraz  mi 
pokazuje  pismo  z  Wehrmachtu  zawiadamiające  ją  o  śmierci  męŜa  poległego  tego  dnia  i 
miesiąca  nad  brzegiem  jeziora  Pejpus.  Przypadek  fen  zrobił  na  mnie  silne  wraŜenie. 
Dlaczego,  na  jakiej  podstawie  podałem  dokładnie  datę  i  miejsce  śmierci  niemieckiego 
Ŝ

ołnierza?  MoŜe  uchwyciłem  to  drogą  telepatyczną  przez  jego  Ŝonę,  która  wiedziała  o 

ś

mierci męŜa, jedynie u mnie szukała potwierdzenia. Nie byłem jednak pomimo trafności 

swej  informacji  przekonany  o  moŜliwości  widzenia  rzeczy  zakrytych,  nieznanych. 
Sądziłem, Ŝe moŜe i ten przypadek jest tylko zwykłym przypadkiem. 

Zjawił  się  pewnego  dnia  u  mnie  przedstawiciel jakiegoś  tygodnika,  chcąc  ze  mną 

przeprowadzić wywiad w sprawie moich praktyk. Odmówiłem stanowczo rozmowy na ten 
temat,  zaznaczając,  Ŝe  nie  wolno  wprowadzać  w  błąd  opinii  publicznej  w  sprawach,  w 
które ja sam nie wierzę. 

Potem  otrzymałem  zaproszenie  od  profesorów  uniwersytetu  w  Łodzi,  gdzie 

zorganizowano 

naukowe 

posiedzenie 

eksperymentalne 

zakresu 

zjawisk 

parapsychologicznych. Zebranie odbyło się w prywatnym  mieszkaniu prorektora, doktora 
psychiatrii  –  Wilczkowskiego,  przy  ulicy  Moniuszki  1.  Podano  mi  kolejno  szereg 
fotografii  nie  znanych  mi  osób.  Miałem  opisać  charakter,  stan  zdrowia  i  bodajŜe  jakiś 
jeden  fakt  z  ich  przeszłego  Ŝycia.  Eksperyment  udał  się  w  dziewięćdziesięciu  pięciu 
procentach.  Wskutek  tak  zachęcających  wyników  postanowiono  przeprowadzić 
następnego dnia bardziej skomplikowany eksperyment. 

KaŜdy z profesorów miał przynieść przygotowaną mu przez kogoś fotografię osoby 

trzeciej,  nie  znanej  ani  mnie,  ani  profesorowi.  W  zamkniętej  kopercie  prócz  zdjęcia 
znajdować  się  miał  Ŝyciorys  tej  osoby,  napisany  własnoręcznie.  Chodziło  bowiem  o 
wykluczenie  wszelkich  wpływów  telepatycznych.  Zdjęć  takich  przyniesiono  około 
dwunastu sztuk. 

Zaczynamy  doświadczenie.  Biorę  zamkniętą  kopertę  do  ręki,  otwieram,  Ŝyciorys 

odkładam  na  środek  stołu,  daleko  od  siebie,  wyciągam  fotografię  i  próbuję  ją  odczytać. 
KaŜde  moje  słowo  zapisuje  sekretarka.  Kiedy  skończyłem  opis  oglądanej  fotografii,  a 
właściwie  osoby  na  fotografii,  porównujemy  moje  informacje  z  Ŝyciorysem  danej  osoby. 
Niestety, nie było prawie Ŝadnej zgodności. Odczytanie następnej fotografii dało zgodność 

background image

 

13 

z  Ŝyciorysem  zaledwie  w  trzydziestu  procentach,  co  moŜna  uznać  za  przypadkową  tylko 
zbieŜność 

wyniku. 

Eksperyment 

wyraźnie 

się 

nie 

udał. 

Zrobiliśmy 

więc 

kilkunastominutową  przerwę,  po  której  odczułem  w  sobie  przypływ  jakiejś  energii, 
poczułem  pewne  prądy,  jakiś  błogostan,  wiem  prawie  na  pewno,  Ŝe  dalszy  ciąg 
eksperymentu  się  uda.  Zaczynamy  doświadczenie  na  nowo.  Biorę  z  kolei  trzecie  zdjęcie, 
które przedstawiało kapitana wojsk polskich, i referuję, co następuje. Widzę go wyraźnie, 
jak  pada  ugodzony  kulą  w  bitwie  pod  Kutnem.  Został  pochowany  samotnie  na 
skrzyŜowaniu  szosy  z  piaszczystą  drogą polną  pod  pochyloną  brzozą.  Narysowałem  przy 
tym  miejsce  jego  mogiły.  Na  moje  słowa  wstaje  jeden  z  uczestników  naszego  zebrania  i 
oświadcza:  „Orzeczenie  naszego  gościa  jest  jak  najbardziej  zgodne  z  faktycznym  stanem 
rzeczy.  Ja  go  sam  pochowałem.  Byliśmy  obaj  w  jednej  kompanii  piechoty.  Mój  kolega 
padł podczas ataku niemieckich czołgów na nasze stanowiska umocnień”. Odczytany teraz 
Ŝ

yciorys  nieŜyjącego  kapitana,  napisany  przez  jego  siostrę,  potwierdził  zgodność  mojego 

orzeczenia. Potem juŜ swobodnie, bez pomocy fotografii, kaŜdemu z uczestników zebrania 
powiedziałem wiele z jego przeszłości. 

Pod  koniec  posiedzenia  nakreśliłem  psychiczny  obraz  synka  profesora 

Wilczkowskiego,  dokładnie,  ze  szczegółami  z  jego  przeŜyć  i  jego  uzdolnień.  Niektórych 
faktów nawet własny ojciec dziecka nie znał, i teraz dopiero skojarzył je i potwierdził. Dla 
uzupełnienia  całości  dodałem,  Ŝe  malec,  czyli  synek  profesora,  postanowił  dwuletni  kurs 
muzyki  przerobić  w  jednym  roku.  Profesor,  znany  psychiatra,  był  tym  wszystkim  mocno 
zaskoczony.  Wiedział  przecieŜ,  Ŝe  ja  o  jego  synku  nic  absolutnie  nie  wiedziałem,  a 
powiedziałem tyle tak trafnych drobiazgów o nim, Ŝe jak sam profesor się wyraził, nic juŜ 
do  tego  dodać  nie  moŜna.  Wszyscy  zebrani  goście  byli  zaskoczeni  tym,  czego  stali  się 
ś

wiadkami. Wynik eksperymentu w sumie był pozytywny. Powstał projekt, aby dla dobra 

nauki kontynuować doświadczalną pracę na przyszłość. 

Najciekawszy  fragment  przedstawionego  eksperymentu  opiszę  w  następnym 

rozdziale. 

Pomimo  jednak  niezaprzeczalnego  sukcesu  opisanego  eksperymentu  i  licznych 

osiągnięć  w  moich  praktykach  w  odnajdywaniu  zaginionych  mój  sceptycyzm  co  do 
moŜliwości widzenia rzeczy niewidzialnych jeszcze mocno tkwił we mnie. Ciągle jeszcze 
nie  wierzyłem,  Ŝe  moje  specyficzne  widzenie  rzeczy  zakrytych  przed  wzrokiem 
zmysłowym  nie  jest  złudzeniem  ani  szczęśliwym  trafem,  Ŝe  moŜe  być  ono 
rzeczywistością. 

Pozostawałem  nadal  w  dręczącej  rozterce.  Oszukiwać  niechcący  innych, 

naduŜywać,  chociaŜ  wbrew  swojej  woli,  zaufania  ludzkiego,  robić  ogólne  zamieszanie  w 
społeczeństwie  –  to  wszystko  jest  stanowczo  za  duŜo  na  uczciwego  człowieka.  A  za 
takiego chciałem uchodzić wobec ludzi i samego siebie. 

Niedługo  jednak  trzeba  było  czekać  na  rozstrzygnięcie  moich  wątpliwości. 

Zaistniał bowiem fakt, który mnie przekonał, iŜ moje widzenie rzeczy i zdarzeń leŜących 
poza sferą zmysłów jest zgodne z rzeczywistością, poparte niezbitymi dowodami. 

Przyjechał  do  mnie  spod  Ornety,  o  ile  dobrze  pamiętam,  młody,  złamany 

nieszczęściem,  człowiek.  Pokazał  mi  fotografię  swojej  jedenastoletniej  córki,  która  w 
Nowy  Rok  poszła  do  swojej  ciotki  mieszkającej  w  sąsiedniej  wiosce.  Zaznaczył,  Ŝe  w 
krytycznym dniu nie był obecny w domu, pozostała tylko jego Ŝona, macocha zaginionej. 
A był to czerwiec. Minęło zatem pół roku od czasu zaginięcia małej. 

W  trakcie  wnikliwego  wpatrywania  się  w  fotografię  zaginionej  dziewczynki 

wyłonił się nagle przed moim okiem ducha wstrząsający tragizmem obraz, który opisałem 
następująco. Widzę w kierunku południa jego wsi las, na skraju którego biegnie szosa ze 
wschodu  na  zachód,  łącząca  dwa  małe  osiedla.  Na  wschodzie  rozciągają  się  pola,  a  na 
północy  są  niewielkie  pagórki,  na  nich  zaś  gdzieniegdzie  rozsiane  gospodarskie  budynki. 

background image

 

14 

Pośrodku  tej  konfiguracji  terenowej  znajduje  się  mała  grupa  olszyn,  okalających  małe 
bajorko  brudnej  cuchnącej  wody.  W  tej  właśnie  wodzie  jest  zanurzony  worek,  w  którym 
znajduje  się  posiekane  na  kawałki  ciało  jego  córki.  Jest  ono  w  pełnym  rozkładzie,  tylko 
wystaje jeszcze z wody sczerniała lewa ręka. 

Tym  makabrycznym  widokiem  sam  byłem  wstrząśnięty.  Dlatego  prosiłem  tego 

człowieka, aby po znalezieniu zwłok córki we wskazanym miejscu przyjechał do mnie na 
mój własny koszt i potwierdził moją wizję niezwykłej sytuacji. Na trzeci dzień zjawiły się 
u mnie dwie jego sąsiadki, które wyjaśniały, Ŝe zbolały ojciec nie ma sił przyjechać tutaj, 
gdyŜ  jest  zbyt  mocno  wstrząśnięty  straszliwym  odkryciem, często  mdleje  i  płacze.  Kazał 
im donieść, Ŝe rzeczywiście kawałki ciała swej córki znalazł we wskazanym miejscu. Owe 
sąsiadki widziały to równieŜ. 

W  tym  samym  mniej  więcej  czasie  zjawił  się  u  mnie  pewien  młody  człowiek  z 

prośbą  o  wskazanie  przynajmniej  w  przybliŜeniu  grobu  jego  ojca  rozstrzelanego  przez 
hitlerowców  w  roku  1939.  Na  oglądanej  fotografii  nieŜyjącego  pojawiła  się  jakby  nowa 
klisza, na której dostrzegam nieco zamgloną topografię okolic Grudziądza. Za chwilę juŜ 
widzę  wyraźnie  na  zboczu  niewielkiego  wzniesienia,  słabo  zalesionego,  dwa  wspólne 
groby  pomordowanych  Polaków.  Nieco  dalej  od  grobów  zbiorowych,  w  kierunku  na 
południowy  zachód,  widzę  samotną  mogiłę,  dość  dobrze  jeszcze  zauwaŜalną,  w  której 
znajdują  się  zwłoki  zamordowanego  ojca.  „Łatwo  go  będzie  zidentyfikować  – 
zaznaczyłem – po przyszytym do spodni wojskowym guziku z orzełkiem”. 

Po kilku dniach przyjechał ten sam młodzieniec z informacją, Ŝe kierując się moimi 

wskazaniami  znalazł  grób  swego  ojca.  Podkreślił,  Ŝe  wszelka  pomyłka  jest  wykluczona, 
gdyŜ  jego  matka  poznała  ów  guzik,  który  sama  na  początku  wojny  przyszyła  do  spodni 
męŜa. 

Nie mogę pominąć w tym miejscu najciekawszego przykładu. 
Jednej  pani  z  Warszawy,  poszukującej  swego  brata  zaginionego  podczas 

powstania, wskazałem dokładny adres, pod którym naleŜy go szukać. Widzę go przy ulicy 
Pawiej nr 18 zgniecionego, w pozycji siedzącej, przez zwaloną ścianę kamienicy. Na jego 
szyi widnieje złoty łańcuszek z medalikiem. 

Nie  wiedziałem,  Ŝe  przygnieciony  ścianą  powstaniec  był  księdzem.  Za  kilka  dni 

otrzymałem od owej pani list z zawiadomieniem, Ŝe znalazła swego brata rzeczywiście pod 
wskazanym  numerem  kamienicy.  Miał  istotnie  na  szyi  łańcuszek,  ten  sam,  jaki  mu 
ofiarowała,  w  dniu  jego  święceń.  Nie  było  więc  Ŝadnej  wątpliwości  co  do  toŜsamości 
znalezionego. 

Był  to  przypadek  pierwszy  w  mojej  praktyce  wskazywania  dokładnego  adresu. 

Później było jeszcze kilka takich przypadków. 

Przytoczyłem  kilka  przykładów  celowo  takich,  w  których  wystąpił  najwyŜszy 

poziom moŜliwości moich sił parapsychicznych. 

Po  przedstawieniu  historii  powstania  i  przebiegu  rozwoju  moich  sił 

paranormalnych oraz opisie tak  śmiałych rozwiązań zawiłych spraw ludzkich postawię w 
imieniu  czytelników  pytanie  –  czy  nie  było  w  moich  praktykach  gorzkich  pomyłek,  czy 
wszystkie  sprawy  rozstrzygnąłem  bezbłędnie?  O  tym  mogliby  wydać  sąd  ci  wszyscy, 
którzy w swych sprawach zetknęli się ze mną w ciągu wielu lat mojego Ŝycia. Ja zaś na to 
pytanie  odpowiadam  następnym  rozdziałem.  Chcę  tylko  podkreślić,  Ŝe  nie  szukałem  ani 
rozgłosu,  ani  taniej  popularności  dla  siebie.  Narzucony  okolicznościami  obowiązek 
usiłowałem  spełniać  sumiennie,  z  ciągłą  obawą  pomyłki,  wprowadzenia  w  błąd  innych  i 
siebie samego, albowiem kaŜda pomyłka pociąga za sobą wiele przykrych konsekwencji. 
 
 
 

background image

 

15 

 
 
 
 

Z głównego toru na bocznice 

 

Nawet najściślejsze prawa rządzące wszechświatem 

podlegają pewnym wahaniom i odchyleniom 

od normy. 

 
 

Podobnie jak w roślinach istnieje nieprzeparta tendencja dąŜenia ku światłu, zwana 

prawem  światłozwrotności,  tak  w  duszy  ludzkiej  tkwi  silny  pociąg  do  szukania  prawdy  i 
ujęcia  jej  w  całości.  Ale  tam,  gdzie  jest  światło,  występują  i cienie  w  zaleŜności  od  kata 
nachylenia  promieni  świetlnych  padających  na  dany  przedmiot.  Tak  samo  w  obrębie 
najściślejszej  prawdy  czai  się  błąd.  Wynika  to  z  samej  struktury  psychofizycznej 
człowieka. 

Nikt  absolutnie  nie  potrafi,  patrząc  na  jeden  przedmiot,  wyeliminować  z  pola 

widzenia  swego  wzroku  przedmiotów  leŜących  obok  przedmiotu  głównego,  przed  i  za 
nim.  śaden  człowiek  równieŜ  nie  jest  zdolny  iść  za  swoją  jedną  myślą  bez  natręctwa 
innych, niezamierzonych, o silnym nieraz zabarwieniu uczuciowym. Z tego powodu nawet 
ludziom  rozsądnym  zdarzają  się  pomyłki  w  myśleniu  i  postępowaniu.  W  jasnowidzeniu 
jeszcze łatwiej moŜna się zagubić i pobłądzić. 

Strumień  energii  jasnowidzenia  jest  w  swej  istocie  tak  czuły  jak  sejsmograf,  tak 

wraŜliwy  jak  świeŜa  rana  na  ciele,  jak  delikatna  źrenica  oka.  AŜeby  więc  mogła  działać 
bezbłędnie,  precyzyjnie  w  odkrywaniu  obiektywnej  prawdy,  musi  mieć  ku  temu 
odpowiednie,  sprzyjające  warunki.  Energia  parapsychiczna  biegnie  po  swym  torze  do 
zamierzonego celu szybciej niŜ nasza myśl lub wzrok, prędzej niŜeli promień słoneczny ku 
ziemi i gwiazdom. Wszelkie jednakŜe przeszkody pojawiające się na jej torze docelowym 
spychają  ją  na  tory  boczne  i  mogą  nawet  zepchnąć  na  bezdroŜa.  Straszliwa  energia 
promieni słonecznych przebiega w ciągu jednej sekundy 300 000 kilometrów bez Ŝadnych 
przeszkód,  a mała chmurka  wisząca  nad  ziemią rozbija ten  promień  słoneczny,  rozprasza 
na  wszystkie  kierunki.  Podobnie  w  praktykach  jasnowidzenia  mała  drobnostka,  tak  jak 
nieodpowiednie miejsce, nawet pora dnia, utrudniają uchwycenie Ŝądanej sprawy. 

Spośród  licznych  przeszkód  utrudniających  jasnowidzenie  chciałbym  omówić 

najwaŜniejsze, a mianowicie: 

a)

 

nieprzychylne nastawienie osób obecnych podczas pracy (seansu) jasnowidza; 

b)

 

wpływ obcej osoby na odczytywaną fotografię; 

c)

 

rozum i wnioskowanie; 

d)

 

strach przed nieudanym wynikiem; 

e)

 

skrzyŜowanie fal informacyjnych; 

f)

 

nieodpowiednia pora dnia, miejsca, aury; 

g)

 

niedyspozycja jasnowidza. 
Czynnikami sprzyjającymi, ułatwiającymi i potęgującymi siły parapsychiczne są: 

a)

 

przyjazna atmosfera otoczenia; 

b)

 

aktualność samego faktu; 

c)

 

intensywność wydarzenia; 

d)

 

ś

wieŜość fotografii. 

Wpływ  na  wynik  pracy  jasnowidza  ze  strony  osób  przychylnie  lub  negatywnie 

nastawionych omówimy w jednym wspólnym odcinku ze względu na treść sporządzonych 

background image

 

16 

protokołów wyjaśniających nasze załoŜenia. 

 

Nastawienie uczestników 

Mówca  ogniściej  i  lepiej  przemawiać  będzie  do oddanych  mu  słuchaczy,  śpiewak 

na  estradzie  precyzyjniej  zaśpiewa,  aktor  nawet  przeciętny  zagra  swą  rolę  doskonalej  na 
scenie,  kiedy  czuje  i  spodziewa  się  ze  strony  widowni  rzęsistych  oklasków.  Wszyscy 
natomiast trzej załamią się w środowisku dla siebie wrogim. Praca twórcza poety, pisarza, 
malarza  jest  jeszcze  bardziej  wraŜliwa  na  pochlebną  lub  ostrą  krytykę  prasy  czy 
publiczności.  Niewątpliwie  najbardziej  uwraŜliwiony  jest  jasnowidz.  Jego  zdolność 
twórcza  najsilniej  podlega  uczuleniu  na  atmosferę  środowiska  ludzkiego  w 
demonstrowaniu  swych  paranormalnych  właściwości.  W  otoczeniu  osób  przyjaznych, 
szukających  prawdy,  wyniki  jasnowidza  będą  wysokie,  w  atmosferze  nieprzyjaznej 
natomiast wyniki wyjdą nikle albo Ŝadne. Podaję dwa sprawozdania z moich publicznych 
występów pokazowych w Warszawie, ilustrujące dokładnie omawiane zagadnienia. 

Sprawozdanie pierwsze

1

 

W dniu 15 XI 1963 r. przeprowadziliśmy z Czesławem Klimuszko doświadczenie z 

zakresu  jasnowidzenia  w  Warszawie.  Obecnych  było  5  osób:  profesor  J.  Szuleta,  biolog 
UW,  adiunkt  UW,  wydział  przyrodniczy,  dr  S.K.,  dr  medycyny  F.  Chmielewski  i  J.K. 
Chmielewska, studentka UW wydziału politechnicznego. 

Profesor J. Szuleta okazał kolejno trzy zdjęcia. Dwie odpowiedzi były trafne, jedna 

tylko  częściowo  trafna.  C.  Klimuszko  oświadczył  o  osobie  pierwszej  przedstawionej  na 
fotografii:  nie  Ŝyje,  zginął  w  Powstaniu  Warszawskim,  leŜy  jeszcze  dotąd  pod  gruzami 
małego domku połoŜonego między Cytadelą a mostem Śląsko-Dąbrowskim. 

Orzeczenie  fotografii  drugiej:  nie  Ŝyje,  został  rozstrzelany  w  czasie  powstania.  O 

trzecim  zdjęciu  C.  Klimuszko  orzekł:  chyba  nie  Ŝyje,  ale  on  był  chory  na  serce. 
Przedstawiało  ono  zmarłego  na  zawał  serca  przed  kilku  laty  K.B.,  prof.  UW.  NaleŜy 
zaznaczyć,  Ŝe  fotografia  zmarłego  była  bardzo  stara  i  niewyraźna,  mogła  utrudnić 
rozeznanie prawdziwego stanu rzeczy. 

Następnie  C.  Klimuszko  oglądał  fotografię  pani  J.T.  przekonany,  Ŝe  ta  osoba  jest 

lekarzem. „Czym się pani doktor zajmuje, gdyŜ widzę koło niej w duŜej sali zioła, kwiaty, 
słoiki, probówki...”. Owa pani wówczas była rzeczywiście adiunktem przyrodników UW. 
Z  kolei  CK.  zaczął  wyliczać  szczegóły  z  prywatnego  Ŝycia  tejŜe  osoby.  „Miała  pani 
uszkodzoną  prawą  nogę  w  kostce,  ale  juŜ  jest  dobrze,  był  to  jakiś  wypadek  na  rowerze. 
Pani  lubi  ładne  pończochy,  na  resztę  ubrania  mniej  zwaŜa.  Miała  pani  narzeczonego  – 
ciągnie  dalej CK.  –  ale nie  warto  go Ŝałować  ani  o  nim  myśleć,  to człowiek  nieciekawy. 
Zresztą mieszka on pod Warszawą, ma Ŝonę i dwoje dzieci, moŜna to sprawdzić. Sic!!! Nie 
moŜe  pani  przeboleć  śmierci  swojej  jedynej  siostry,  była  ona  jakaś  ułomna,  miała,  zdaje 
się,  garb...”  „O  tak  –  brzmiała  odpowiedź  zainteresowanej.  –  I  wszystko  inne,  co 
słyszałam, jest zgodne z prawdą”. 

Profesorowi  J.  Szulecie  między  innymi  trafnymi  wypowiedziami  na  temat  jego 

Ŝ

ycia  dodał  marginesowo,  Ŝe  niedawno  jakiś  typ  naciągnął  go  na  1500  zł.  Profesor  temu 

zaprzeczył,  ale  za  chwilę  wykrzyknął:  „AleŜ  tak!  Rzeczywiście  tak  było”.  Jakiś 
wczasowicz  rzekomo  okradziony  prosił  go  o  poŜyczenie  mu  wymienionej  sumy  na 
opłacenie  pokoju  i  utrzymanie.  Było  to  w  lecie  nad  morzem.  „Za  parę  dni  miał  mi  dług 
zwrócić  z  podziękowaniem.  Nie  widziałem  go juŜ  więcej  na  oczy”  –  zakończył  profesor, 
który początkowo zapomniał o całej tej przygodzie. 

Doktorowi  S.K.  Klimuszko  powiedział  wiele  rzeczy  zgodnych  z  prawdą  o  nim 

samym i jego nieobecnej córce. Dodał jeszcze, oglądając fotografię doktora: „Ojciec pana 

                                                           

1

 

 Sprawozdanie  sporządzone  dla  Polskiego  Towarzystwa  Przyrodników  Sekcji  Bioelektroniki  w 

Warszawie. 

background image

 

17 

był  to  bardzo  ciekawy  człowiek  –  energiczny,  wspaniały  organizator,  był  chyba 
dyrektorem  gimnazjum,  ale  młodo  umarł”.  „Tak  jest  istotnie”  –  potwierdził  doktor. 
„Rodzice pana doktora mieli trzech synów – ciągnie dalej CK. - „Nie! – odpowiada doktor 
-  było  nas  pięciu  braci!”  „To  dlaczego  ja  widzę  trzech  tylko?”  –  mówi  nieco  speszony 
informator CK. „Bo tylko trzech nas Ŝyje” – wyjaśnia doktor. „Pan doktor ma chore serce” 
-kontynuuje  nasz  informator.  „Zgadza  się.  Mam  zaburzenia  wieńcowe”  –  oznajmia 
zdziwiony doktor. 

Wiele jeszcze ciekawych rzeczy i zgodnych z prawdą mówił C. Klimuszko, czym 

byliśmy zaskoczeni i urzeczeni. 

DR F. CHMIELEWSK: 

przewodniczący Sekcji Bioelektroniki 

(m.p.) 

 

Teoria  o  dodatnim  wpływie  na  pozytywny  wynik  doświadczenia  potwierdzona 

została  dowodami  z  przedstawionego  sprawozdania.  Było  grono  osób  dla  mnie 
Ŝ

yczliwych,  szukających  naukowego  potwierdzenia  zjawisk  parapsychicznych.  Sprzyjało 

równieŜ  zacisze  domowej atmosfery,  przytulny  i  miły  nastrój.  To  wszystko  razem  wzięte 
spotęgowało  moje  siły  psychiczne  do  tego  stopnia,  Ŝe  mogłem  widzieć  osoby  nieobecne, 
będące  w  bliskim  związku  z  osobami  biorącymi  udział  w  naszym  doświadczalnym 
zebraniu.  Widziałem  moŜliwie  dokładnie  przeŜycia  i  sytuacje  osób,  z  którymi  po  raz 
pierwszy się zetknąłem. 

W  następnym  roku,  korzystając  z  zaproszenia,  znalazłem  się  w  gronie  wybitnych 

naukowców  takich  jak:  znakomity  profesor  biolog  K.  Bogdanski;  profesor  biochemii  M. 
Szulc,  znana  z  prasy  i  telewizji jako  specjalistka zagadnień  teoretycznych  i  praktycznych 
hipnotyzmu;  dr  inŜ.  Kwiatkowski;  dr  S.  Grabieć,  wnikliwy  badacz  i  odkrywca  w 
dziedzinie  parazytologii;  dr  medycyny  F.  Chmielewski  i  jego  córka.  Chodziło  równieŜ  o 
doświadczenia  naukowe  w  przedmiocie  zjawisk  paranormalnych.  Po  swoim  krótkim 
wykładzie  o  zjawiskach  parapsychicznych  wyprzedzających  czas  zademonstrowałem 
doświadczenie praktycznie. Profesorowi Bogdańskiemu przepowiedziałem, co go oczekuje 
w  najbliŜszych  kilku  latach.  Przepowiednie  moje  sprawdziły  się.  Powiedziałem  wówczas 
takŜe o katastrofalnej powodzi, jaka miała nastąpić w północnych Włoszech. Podkreśliłem, 
Ŝ

e najbardziej dotknie ona Florencję i Wenecję. W kilka lat przepowiednia się sprawdziła. 

Sam  miałem  sposobność  oglądać  osobiście  skutki  tej  katastrofy.  Mogłem  w  czasie 
opisanego  zebrania  wiele  rzeczy  trafnie  przepowiedzieć,  poniewaŜ  atmosfera  naszego 
grona była sympatyczna i przyjacielska. 

Kiedy  natomiast  w  kilka  miesięcy  później  na  oficjalnym  zebraniu  naukowym  w 

„Klubie  Lekarza”  w  Warszawie  wystąpiłem  z  zademonstrowaniem  swoich  moŜliwości 
parapsychicznych,  eksperyment  po  raz  pierwszy  nie  udał  się.  Wpłynęły  na  to  fatalne 
warunki  eksperymentowania.  Wskutek  niesprzyjających  okoliczności  nie  mogłem 
odczytać  publicznie  ani  jednej  fotografii.  Odczytane  zostały  tylko  te,  które  były  do  mnie 
przysłane uprzednio pocztą. Pomimo pochwały, jaką otrzymałem z ust przewodniczącego 
zebrania,  nie  zmobilizowało  to  moich  sił.  Najlepiej  wyjaśni  całą  sytuację  następujące 
sprawozdanie. 

Sprawozdanie drugie 

Dnia  15  XI  1964  r.  w  Warszawie  w  „Klubie  Lekarza”  odbyło  się  posiedzenie 

naukowe,  w  którym  wzięło  udział  około  trzydziestu  osób,  w  tym  dziesięciu  profesorów 
Akademii  Medycznej,  biologii  oraz  politechniki,  wreszcie  kilku  lekarzy  specjalistów  z 
róŜnych dziedzin. Reszta – to inŜynierowie i przedstawiciele wolnych zawodów. 

Po  referacie  doktora  I.  Chmielewskiego  pt.  O  tak  zwanej  parapsychologii  i 

jasnowidzeniu  C.  Klimuszko  z  nadesłanych  mu  uprzednio  fotografii  odczytał  swe 
orzeczenia  o  przedstawionych  tam  osobach  nie  znanych  ani  prelegentowi,  ani  C. 

background image

 

18 

Klimuszce.  Na  pięć  fotografii,  przysłanych  na  ręce  przewodniczącego  i  organizatora 
naukowej  imprezy  doktora  Chmielewskiego,  w  czterech  pisemnych  relacjach  –  jak 
potwierdzili właściciele oraz zainteresowani fakty podane były zupełnie zgodne z prawdą. 
Przy osobach nieŜyjących CK. podawał i określał przyczyny i okoliczności śmierci. Dane 
natomiast o osobie na piątej fotografii były zgodne tylko częściowo. 

Wynik  odczytanych  fotografii  przez  C.  Klimuszltę  w  80%  byt  trafny,  w  20% 

pozostał  wątpliwy.  Taki  wynik  jest  wysoki  i  lepszy  od  osiąganych  przez  innych  mi 
znanych  telepatów  –  zawyrokował  wybitny  badacz  paranormalnych  zjawisk,  profesor  S. 
Manczarski. 

Fotografie  były  wysłane  uprzednio,  aby  wykluczyć  działanie  czynników 

telepatycznych. 

Natomiast  próba  odczytania  zdjęć  podanych  na  sali  wobec  całego  grona 

uczestników posiedzenia nie powiodła się wcale. C. Klimuszko opisał dzieje i właściwości 
właściciela fotografii, a me osoby na niej przedstawionej. Gwoli Ścisłości trzeba dodać, Ŝe 
warunki  na  przeprowadzenie  eksperymentu  były  niekorzystne.  Uczestniczyło  zbyt  wiele 
osób,  o  róŜnych  poglądach  i  zainteresowaniach.  Sala  była  za  duŜa.  Z  sąsiedniej  sali 
dochodziły hałaśliwe rozmowy i krzyki. 

Kiedy jednak po zakończeniu oficjalnego eksperymentu zebraliśmy się w zacisznej 

małej  salce  w  gronie  niewielkiej  grupy  profesorów  wyŜszych  uczelni,  nowa  próba 
eksperymentu udała się nadzwyczajnie. 

Na  prośbę  profesora  biochemii  N.  Bułgara,  C.  Klimuszko  z  fotografii  Ŝony 

profesora  podał  zadziwiająco  ścisłe  szczegóły  z  jej  Ŝycia,  jej  rodziców  i  synka.  Opisał 
charakter  Ŝony profesora, zajęcie fachowe, upodobania, przeŜycia i aktualne troski. Podał 
nawet ogólną treść jej ostatniego listu do męŜa. W liście tym opisuje ona trudności w pracy 
w przedszkolu i prosi męŜa o przysłanie jej dwu par pończoch z Polski. O synku profesora 
powiedział,  Ŝe  ma  wybitne  zdolności  do  obcych  języków  i  Ŝe  kiedyś  topił  się  w  zatoce 
Horza Czarnego. Dalej opisał rozkład mieszkania profesora w Bułgarii, skąd widać z okna 
rozległy malowniczy widok na wybrzeŜe morza. Dodał na zakończenie, Ŝe ojciec profesora 
zmarł kilka lat temu, matka Ŝyje pod Sofią. 

Bułgar  był  tym  wszystkim  oszołomiony,  potwierdził  niespotykaną  zgodność  z 

rzeczywistą prawdą. My wszyscy takie byliśmy pod silnym wraŜeniem sił telepatycznych 
C. Klimuszki. 

DR F CHMIELEWSKI 

kierownik Sekcji Bioeleklronikl 

(m.p.) 

 

Przyjazne  otoczenie  nie  tylko  podbudowuje,  ośmiela,  potęguje  siły  wewnętrzne 

jasnowidza,  lecz  nadto  bezwiednie  pomaga  mu  w  uzyskaniu  wysokich  wyników. 
Uczestnicy  przychylnie  nastawieni  do  jasnowidza  w  czasie  badania  powierzonej  mu 
sprawy  wysyłają  ze  swego  biopola  prądy  jakby  równolegle  z  jego  prądem,  przez  co 
poszerzają kierunek jego sił biegnących do celu. Wpływa to znacznie na poszerzenie toru 
kierunkowego.  Natomiast  sceptycyzm  uczestników  doświadczenia  wysyła  ich  prądy 
biopola w poprzek kierunku jasnowidzenia, co moŜe zepchnąć siły jasnowidza na tor ślepy 
innokierunkowy i tym samym zniweczyć, a w najlepszym wypadku utrudnić jego wysiłki. 

 

Wpływ osoby obcej na fotografi

ę

 

Dla łatwiejszego zrozumienia takiego zjawiska posłuŜmy się przykładem. Zygmunt 

przez dłuŜszy czas nosił przy sobie w portfelu fotografię swej narzeczonej – nazwijmy ją 
Heleną.  Teraz  Zygmunt  pokazuje  mi  fotografię  Heleny,  chcąc  o  niej  uzyskać  pewne 
informacje.  Patrząc  na  fotografię  Heleny,  widzę  zamiast  niej  Zygmunta.  Skąd  taka 
nieprzewidziana  sytuacja? Rzecz jasna  i  prosta.  Zygmunt,  trzymając  dłuŜszy  czas  zdjęcie 

background image

 

19 

narzeczonej przy sobie, przepromieniował je swym Ŝywym biopolem. Czy kaŜdy człowiek 
przez  dłuŜszy  kontakt  z  fotografią  innej  osoby  jest  zdolny  ją  oŜywić  i  sobą  przesłonić? 
Wydaje się, Ŝe tylko ten to potrafi uczynić, kto ma bardzo silne biopole. Faktem jednakŜe 
pozostaje  niezaprzeczalnym,  Ŝe  takie  zjawiska  niekiedy  występują.  Klasycznym 
przykładem  tego  rodzaju  przesunięcia  z  pola  widzenia  dawnej  osoby  i  przesłonięcia  jej 
sobą był fakt następujący. 

Podczas  naukowego  eksperymentu,  opisanego  w  poprzednim  rozdziale,  jaki  się 

odbył w Łodzi, podano mi fotografię kilkunastoletniej dziewczyny chorej na serce. Patrząc 
na  zdjęcie,  referuję:  „Jest  to  sierota,  przyjechała  z  Dalekiego  Wschodu,  gdzie  jej  rodzice 
zmarli  na  dur  brzuszny.  Obecnie  znajduje  się  w  jakimś  zakładzie  opiekuńczym,  którego 
kierowniczką  jest  starsza,  samotna  kobieta  o  wysokim  wzroście,  nosząca  imię  Anna. 
Przezywa  ona  straszliwe  przykrości  z  powodu  tej  właśnie  podopiecznej. Dziewczyna  jest 
małym potworem albo typową psychopatką”. 

„Wszystko  się  zgadza  dosłownie,  co  zostało  wypowiedziane  o  dziewczynie  – 

powiedział  profesor  Wilczkowski  –  ale  fotografia  odczytana  tak  wyjątkowo  trafnie  nie 
przedstawia potwora, lecz moją własną córkę”. Sic! Skąd ta fatalna rozbieŜność i nieomal 
tragiczne  nieporozumienie?  Profesor  zaraz  wyjaśnia  całą  sprawę:  „OtóŜ  opisaną 
szczegółowo,  zgodnie  z  rzeczywistością,  dziewczynę  znam  dobrze.  Wydarła  ona  prawie 
siłą fotografię mojej córki i nosiła ją przy sobie za stanikiem przez dwa tygodnie. A więc 
na  fotografii  odbił  się  jakby  nowy  obraz  osoby  noszącej  fotografię.  Obraz  ten  uchwycił 
jasnowidz w całej pełni, z pominięciem obrazu rzeczywistego. Jest to spostrzeŜenie bardzo 
waŜne dla badaczy parapsychologii” – dodał profesor Wilczkowski. 

Dana  fotografia  musiałaby  czas  dłuŜszy  pozostać  w  mieszkaniu  profesora  albo  w 

pokoiku jego córki, by moŜna było prawidłowo ją odczytać. 

Jeszcze  jeden  podobny  przypadek.  Przyjechała  do  mnie  pewna  korpulentna  pani, 

aby  zasięgnąć  informacji  o  swoim  zaginionym  podczas  wojny  męŜu.  Usiadła  naprzeciw 
mnie  i  podała  zdjęcie  swojego  męŜa.  Usiłuję  je  rozszyfrować,  ale  nic  mi  nie  wychodzi. 
Nigdzie  nie  widzę  poszukiwanego,  przesłania  mi  zbyt  mocno  moje  pole  widzenia  jakaś 
kobieta. „Dziwna rzecz – odzywam się do tej pani, nie patrząc na nią wcale. – Nie widzę 
pani  męŜa,  widzę  natomiast  jego  Ŝonę”.  W  momencie  tym  kompletnie  zapomniałem,  Ŝe 
przecieŜ  ona  siedzi  przede  mną.  „Jest  to  kobieta  lat  około  czterdziestu  –  referuję  – 
korpulentna  szatynka,  ubrana  w  granatową  suknię  w  białe  oczka.  „AleŜ  to  ja  jestem!”  – 
krzyknęła  kobieta.  Błyskawicznie  uświadomiłem  sobie  powstałą  dziwną  sytuację...  Czy 
wówczas powstał w polu mojego widzenia obraz poszukiwanego, dziś nie pamiętam. Sam 
fakt natomiast pozostał w mojej pamięci. 

 

Rozum i wnioskowanie 

Twierdzenie,  Ŝe  rozumowe  wnioskowanie  i  zdrowy  osąd  przeszkadzają  w 

poszukiwaniu  prawdy  obiektywnej  na  drodze  sil  parapsychicznych  wydaje  się  wielkim 
paradoksem  i  nieporozumieniem.  PrzecieŜ  te  najwyŜsze  władze  duszy  stoją  na  straŜy 
postępowania człowieka. Chronią go przed błędami jego Ŝycia  oraz wznoszą ponad świat 
zwierzęcy.  One  stanowią  o  wartości  i  osobowości  człowieka.  Dzięki  tym  władzom 
duchowym człowiek sięga do gwiazd. CzyŜ jest moŜliwe, aby logiczne rozumowanie stało 
się  przeszkodą  w  działaniu  człowieka?  Wszak  kaŜdy  z  nas  chciałby  uchodzić  w  oczach 
ludzkich za człowieka rozsądnego. 

A  jednak,  niestety,  w  praktykach  spostrzegania  ponadzmysłowego  stanowią  one, 

przynajmniej  w  niektórych  przypadkach,  pewną  przeszkodę  w  uchwyceniu  prawdy  i 
Ŝą

danej  informacji.  Dzieje  się  tak  chyba  dlatego,  Ŝe  zjawiska  paranormalne  nie  mieszczą 

się  w  wymiarach  przesłanek  normalnego  myślenia.  W  tych  zjawiskach  występują  inne 
kryteria  ocen,  inne  kategorie  myśli.  Same  zjawiska  występują  w  innych  wymiarach,  na 

background image

 

20 

innej  płaszczyźnie,  rozumowo  nieuchwytnej.  Rozum  i  świadomość  mogą  jedynie  śledzić 
zupełnie biernie przebieg i wyniki zjawisk paranormalnych bez moŜliwości wpływania na 
samo  zjawisko.  Podobnie  jak  widz  oglądający  na  scenie  aktora  bez  moŜności  wpłynięcia 
na sposób zagrania przez niego roli. 

Dla zilustrowania przytoczę następujący znamienny przykład. 
Siedemnaście  lat  temu  zwróciła  się  do  mnie  p.  Beberowska  z  usilną  prośbą  o 

wskazanie,  co  stało  się  z  jej  siostrą,  która  przed  miesiącem  wyjechała  z  Sokółki 
Białostockiej  do  Gdyni.  Nie  dojechała  jednak  do  celu  i  nie  powróciła  do  swego  domu. 
Patrząc  wnikliwie  na  fotografię  zaginionej,  wyjaśniłem,  Ŝe  losy  jej  siostry  rozstrzygnęły 
się tragicznie na skraju lasu znajdującego się w pobliŜu duŜego miasta w odległości około 
trzystu metrów od torów kolejowych biegnących w kierunku wschód-zachód. Na pytanie, 
przy  jakim  to  mieście  –  odpowiedziałem,  Ŝe  chyba  Białystok.  Dlaczego  Białystok? 
Wnioskowałem  logicznie  i  rozumowo.  Na  trasie  kolejowej  z  Sokółki  do  Gdyni  z 
większych miast jedynie Białystok otoczony jest z kilku stron lasami. Przemawiało za tym 
i to, Ŝe wtedy podróŜni jadący z Sokółki musieli w Białymstoku się przesiadać po dwóch 
godzinach  czekania  na  pociąg  jadący  na  WybrzeŜe.  Sądziłem  równieŜ,  Ŝe  poszukiwana, 
mając wiele czasu do pociągu gdyńskiego, oddaliła się od dworca na peryferie miasta, skąd 
mogła  być  porwana  albo  zwabiona  podstępnie  do  lasu,  gdzie  ją  zamordowano.  A 
tymczasem  po  trzech  miesiącach  od  chwili  zaginięcia  znaleziono  zwłoki  w  lesie  pod 
Olsztynem.  Okolice  obu  tych  miast  są  w  duŜym  stopniu  do  siebie  podobne.  Wymienione 
wyŜej  okoliczności,  na  rozum  rzecz  biorąc,  przemawiały  raczej  za  Białymstokiem,  a  nie 
Olsztynem.  A  więc  widzenie  parapsychiczne  samego  wydarzenia,  czyli  istota  widzenia 
faktu  i  najbliŜszego  otoczenia  (las)  miejsca  zbrodni,  było  bezbłędne,  okoliczności 
natomiast i podanie innego miasta wskutek rozumowania okazały się błędne. 

Czasami  zdrowy  rozsądek  w  widzeniu  paranormalnym  jest  zaskoczony 

nieprawdopodobieństwem  danej  sytuacji  i  w  imię  zdrowej  logiki  protestuje  przeciw 
niektórym  okolicznościom  towarzyszącym  danemu  wydarzeniu,  co  wywołuje  mylne 
orzeczenia. Oto przykład takiego zjawiska. 

W  roku  1947  pewien  inŜynier  S.  z  Warszawy  zwrócił  się  do  mnie  w  sprawie 

swojego  syna  zaginionego  w  czasie  Powstania  Warszawskiego.  Wskazałem  mu  miejsce, 
gdzie ma szukać zwłok młodego bohatera. Było to miejsce w rowie przy szosie Warszawa 
– Sochaczew, na pięćdziesiątym trzecim kilometrze licząc od rogatki warszawskiej. LeŜy z 
nim jego kolega, przy obu znajduje się broń palna w postaci automatów. Widzenia takiego 
nie mogłem Ŝadną miarą zrozumieć. Dlaczego, jakim prawem przy zabitych pozostawiono 
broń, skoro obaj zostali przez Niemców rozstrzelani? Niepodobna, aby Niemcy mogli przy 
nich broń zostawić. To by się sprzeciwiało zdrowej logice. A jednak broń była zostawiona 
rzeczywiście, co stwierdzono w czasie ekshumacji zwłok. 

A  więc  oko  ducha  człowieka  jest  niekiedy  pewniejsze  niŜ  mędrca  szkiełko  i  oko, 

nawet niŜ sama myśl logiczna. 

 

Strach przed kompromitacj

ą

 

Szeroko znana w świecie naukowym, zwłaszcza na Zachodzie, telepatka i zarazem 

jasnowidząca  miss  Piper  przyznała  się,  Ŝe  zawsze  przed  kaŜdym  swoim  pokazowym 
występem wobec publiczności przeŜywała tortury strachu. Obawa przed niepowodzeniem i 
kompromitacją jest dla jasnowidza zbyt szarpiącym nerwy przeŜyciem. Tłum bowiem jest 
zawsze, choćby się składał z naukowców i ludzi kulturalnych, nieufny, zmienny, kapryśny 
i  niesprawiedliwy.  Jedno  potknięcie,  jedno  niepowodzenie  w  akcji  jasnowidza  budzi  w 
niektórych  ludziach  zwątpienie  w  przypadki  nawet  uwieńczone  największym 
powodzeniem. Jest to zjawisko powszechne, mające swe podłoŜe w psychice ludzkiej. W 
psychice kaŜdego człowieka tkwi błędna ocena swoich i cudzych czynów. Swoich błędów 

background image

 

21 

się  nie  dostrzega,  a  cnoty  wznosi  się  na  szczyty  doskonałości.  U  innych  ludzi  natomiast 
wady się potęguje, a zalet się nie dostrzega. 

KaŜdy  człowiek,  który  się  podejmuje  jakiejkolwiek  roli  wobec  publiczności, 

pragnie  ją  odegrać  najlepiej  i  sumiennie,  a  im  powaŜniej  pojmuje  odpowiedzialność 
przedsięwziętego  zadania  wobec  siebie  i  ludzi,  tym  silniej  przeŜywa  niepokój  o 
oczekiwany wynik. Najznakomitszy aktor, śpiewak, muzyk ma swą rolę czy partyturę, jak 
to  się  mówi  potocznie,  dobrze  „wykutą”,  mimo  to  kaŜdy  z  nich  przeŜywa  tremę  przed 
publicznym  występem.  A  przecieŜ  jasnowidz  zbliŜa  się  do  rozwiązania  powierzonej  mu 
sprawy z zawiązanymi oczyma, całkiem po omacku i nigdy nie wie, co i czy przed nim się 
zjawi,  czy  ukaŜe  mu  się  wyczekiwany  obraz  czy  nie,  a  moŜe  nic  nie  wyjdzie  z  całej 
zamierzonej  imprezy.  Wynik  sprawy  nie  zaleŜy  od  najwybitniejszego  nawet  jasnowidza. 
Jest  on  jedynie  narzędziem  tajemniczej  siły  informacyjnej  pochodzącej  z  jakiegoś 
psychicznego  aparatu  telewizyjnego.  KaŜda  więc  sprawa  powaŜna,  podjęta  przez 
jasnowidza,  jest  nerwowa,  wyczerpująca,  onieśmielająca  go  i  utrudniająca  czasem 
skuteczność działania. 

Pod  jesień  w  roku  1948  w  niedzielne  popołudnie  przyjechał  do  mnie  starszy 

herbowy pan w sprawie uzyskania jakichkolwiek informacji o swoim synu, który od dnia 
wybuchu wojny nie daje Ŝadnego znaku Ŝycia. Nie zapytałem o miejsce ostatniego pobytu 
syna.  Patrząc  na  fotografię  poszukiwanego,  orzekłem  w  ten  sposób:  „Widzę  go  jadącego 
motocyklem  z  Łuninca w  stronę  Pińska.  W  drodze  nagle  zakrywa  go  jakaś  gęsta  chmura 
gazu w postaci kulistej, i tu mi znika z oczu. Według mnie – on nie Ŝyje”. 

Po  moich  słowach  ów  pan  się  zrywa  nerwowo  z  krzesła  i  mówi:  „Nie  wiem,  jak 

mam  pana  przeprosić  za  wyrządzenie  mu  krzywdy  moralnej.  Ja  przyjechałem  pana 
zdemaskować jako oszusta. Uczyniłem nawet zakład z kilkoma osobami, Ŝe pana przyłapię 
na  oszustwie  lub  kuglarstwie.  To  było  głównym  celem  mojego  tutaj  przyjazdu.  Sprawa 
syna to rzecz uboczna, drugorzędna, gdyŜ mam wiadomość, Ŝe mojego syna zlikwidowały 
bandy ukraińskie. W moim zdrowym mózgu w Ŝaden sposób nie chce się pomieścić to, Ŝe 
z fotografii moŜna widzieć coś więcej poza samą podobizną przedstawionej na niej osoby. 
A  przecieŜ  pan  mi  powiedział  rzecz  zdumiewającą,  co  przekracza  ludzkie  moŜliwości. 
Najbardziej  mnie  uderzyła  wymieniona  nazwa  miasta,  gdzie  mój  syn  mieszkał  jako 
inŜynier zaangaŜowany w osuszaniu błot poleskich. PrzecieŜ mało kto słyszał z Polaków o 
małym,  nędznym  miasteczku  zagubionym  na  Polesiu,  Łunińcu.  Teraz  przez  ten  naoczny 
fakt staję się najgorętszym propagatorem pana niezwykłych zdolności, to przecieŜ jest coś 
fenomenalnego”. 

„Panie – odpowiedziałem mu na to – ta dziwna moja władza psychiczna jest i dla 

mnie  niezrozumiałą  zagadką.  Otacza  nas  jeszcze  wiele  niezbadanych  tajemnic.  My  sami 
jesteśmy wielką nierozwiązalną zagadką”. 

Nie  ulega  wątpliwości,  Ŝe  gdybym  był  wiedział,  iŜ  ten  przyjezdny  człowiek  ma 

zamiar  mnie  zdemaskować,  uwaŜając  mnie  za  oszusta,  nic  bym  na  pewno  nie  widział  z 
fotografii jego syna. Świadomość jego podstępu i wrogie nastawienie nie pozwoliłyby mi 
się skoncentrować. Nie mógłbym widzieć ani miasteczka, ani tym bardziej jego nazwy, ani 
losów jego syna. 

W  tym  miejscu  ktoś  mógłby  mi  postawić  zarzut:  jak  to  być  moŜe  –  co  za 

jasnowidz,  skoro  nie  wie,  Ŝe  jakiś  osobnik  przyjechał  do  niego  z  przygotowanym 
podstępem?  Takiego  gościa  nie  powinien  przyjąć,  a  jeśli  przyjął,  to  naleŜało  go 
zdemaskować. Pozornie wygląda to na wnioskowanie logiczne. Tak jednak nie jest. Trzeba 
wiedzieć,  Ŝe  jasnowidz  ma  na  oku  jeden  tor  tylko,  po  którym  zmierza  do  celu,  tutaj  – 
szukanie zaginionego. Inne zaś drogi omija. Nadto nastawia się na to, Ŝe kaŜdy przybywa 
do  niego  w  uczciwej  sprawie,  odpędza  od  siebie  wszelki  sceptycyzm.  W  sferze  władz 
parapsychicznych  tylko  prawda  odbija  się  blaskiem,  nie  zdrada,  podobnie  jak  w 

background image

 

22 

promieniach  słońca  złoto,  a  nie  gnojówka,  błyszczy.  Jest  niemoŜliwością  dodatkowo 
jeszcze się koncentrować i rozpraszać swe siły psychiczne na to, kto z jakim uczuciem i z 
jakimi zamiarami przybywa. Jasnowidz ufa kaŜdemu, nie podejrzewa zdrady, chyba Ŝe jest 
ona  bardzo  oczywista.  Bajeczka,  jaką  słyszałem  w  ParyŜu,  tutaj  nie  ma  Ŝadnego 
zastosowania. Brani ona tak. 

Zainteresowany  klient  zapukał  do  drzwi  jasnowidza  i  czeka.  Wtem  słyszy  od 

wewnątrz  pokoju  pytanie:  „Kto  tam?”  „Jasnowidz,  który  nie  wie,  kto  się  za  drzwiami 
znajduje, to Ŝaden jasnowidz” – wypowiedział głośno przybyły i odszedł. 

 

Skrzy

Ŝ

owanie fal informacyjnych 

Jak  to  sformułowanie  naleŜy  rozumieć,  przedstawmy  przykładowo.  Oto  nasi 

Ŝ

ołnierze idą pod gradem kul do ataku na nieprzyjacielskie linie pod Kołobrzegiem. Nagle 

jeden  Ŝołnierz  pada  i  zaczyna  obficie  krwawić.  Jego  serdeczny  kolega,  z  tej  samej  wsi 
pochodzący, zatrzymał się na moment. Przekonany, Ŝe jego kolega został zabity, poszedł w 
brawurowym ataku dalej. W kilka dni później zawiadamia on listem rodzinę swego kolegi 
o  śmierci  Józka,  tak  mu  było  na  imię.  Był  on  najmocniej  przekonany,  Ŝe  Józek  nie  Ŝyje. 
Tymczasem,  jak  się  okazało  później,  Józek  nie  zginął,  tylko  został  cięŜko  ranny  i 
znajdował się w szpitalu. Wkrótce potem i Józek pisze do swoich rodziców list, w którym 
donosi, Ŝe jest zdrowy i dobrze mu się obecnie dzieje. Rodzice zostali pogrąŜeni w bolesną 
niepewność, gdyŜ w liście Józek nie podał, gdzie się znajduje. List nie posiadał daty. Nie 
wiadomo więc było, która z tych dwu wiadomości jest prawdziwa. 

OtóŜ  mysi  kolegi  Józka,  chociaŜ  błędna,  jest  silna,  jest  on  bowiem  przekonany  o 

jego śmierci. Myśl Józka jest słaba, bo pochodzi od chorego, za to jest prawdziwa. Dwie 
zatem  fale  krzyŜują  się  ze  sobą,  tworząc  pewien  chaos.  Ten  stan  rzeczy  utrudnia 
jasnowidzowi  natrafienie  na  falę  właściwą  o  charakterze  prawdziwym.  Trzeba  więc  w 
danym wypadku ogromnego wysiłku, aby uchwycić obraz prawdziwy. 

Chcę  przy  tej  okazji  zaznaczyć,  Ŝe  moja  teoria  fal  informacyjnych,  nie  jest  ani 

naukowa,  ani  teŜ  dostatecznie  udowodniona.  Próbuje  jedynie  przez  analogię  do  fal 
radiowych  lub  telepatycznych  ułatwić  przynajmniej  w  przybliŜeniu  zrozumienie 
omawianego zjawiska. 

Dla  lepszego  uzmysłowienia,  jak  dalece  niepoŜądane  zamieszanie  wprowadzają 

myśli ludzkie w sferę parapsychicznotelepatycznych zjawisk, niech nam posłuŜy na dowód 
tego głośna w całym kraju sprawa porwania Bogdana Piaseckiego. 

Zwrócono się wówczas do mnie z prośbą o wyjaśnienie, co się z nim stało i gdzie 

moŜe przebywać. 

W  pierwszym  rzucie  oka  na  fotografię  nieszczęsnego  chłopca  ujrzałem  całą 

tragedię.  „Chyba  tego  trupa  mamy  szukać  –  wyrzekłem  stanowczo.  –  Od  siedmiu  dni  on 
juŜ nie Ŝyje. Ma strzaskaną lewą skroń jakimś tępym Ŝelazem. LeŜy w jakiejś łazience, bo 
nie  widzę  tam  podłogi,  tylko  beton.  Widzę  u  góry  małe  okienko,  a  po  ścianach  biegną 
Ŝ

elazne rury”. 

Widzenie  moje  dotyczące  przyczyny  śmierci  i  miejsca,  gdzie  leŜały  zwłoki,  było 

zdumiewająco prawidłowe. Dowiedziałem się o tym po kilku latach osobiście. Było to w 
piwnicy urządzonej na wzór łazienki identycznie tak, jak ją widziałem. Znajdowała się pod 
wielką kamienicą na Lesznie. W piwnicy tej znaleziono zwłoki Bogdana Piaseckiego. 

Nie  mogłem  natomiast  Ŝadną  miarą  bliŜej  określić  i  podać  miejsca  zbrodni.  Fale 

mojego  biopola  zaplątały  się  w  ogromnej  sieci  fal  myślowych  tysięcy  ludzi,  którzy, 
zwabieni  obiecaną  nagrodą  w  prasie,  szukali  miejsca  pobytu  Bogdana,  nie  wiedząc  nic  o 
jego  śmierci.  Ten  chaos,  ta  plątanina  myśli  mnóstwa  ludzi  uniemoŜliwiła  mi  prawidłowe 
ustalenie.  W  podobnych  sytuacjach  zjawisko  takie  prawie  zawsze  występuje.  Nie  mają 
natomiast Ŝadnego wpływu na zniweczenie, a nawet na zakłócenie mojego widzenia losu i 

background image

 

23 

miejsca  poszukiwanego  człowieka  sugestie  jednej  lub  niewielkiej  liczby  osób,  jeśli 
opierają się one tylko na przypuszczeniu. Większa bez porównania jest siła fali wysyłanej 
w  eter  przez  człowieka  przeŜywającego  swój  własny  dramat  śmierci  niŜeli  natęŜenie  fal 
osób  postronnych,  chociaŜby  z  nim  były  związane  silnymi  więzami  uczuciowymi.  A  oto 
przykład. 

Przy  końcu  grudnia  1965  roku  zgłosiła  się  do  mnie  w  Elblągu  młoda  jeszcze 

kobieta  i  oznajmiła,  Ŝe  jej  mąŜ  wyjechał  5  grudnia  rowerem  z  wędką  na  połów  ryb  w 
Jeziorze Drwęckim w Ostródzie i więcej do domu nie wrócił. „Od nikogo nie otrzymałam 
Ŝ

adnej  o  nim  wiadomości.  Co  mogło  zaistnieć?”  -  pytała,  zaniepokojona.  Z  jego  zdjęcia 

widziałem  wyraźnie,  ale  nie  Drwęckie,  tylko  jezioro  Jakubka.  W  tym  właśnie  jeziorze, 
połoŜonym  bliŜej  miasta,  zobaczyłem  go  w  szuwarach  od  strony  miasta  przy  samym 
brzegu.  Tam  poleciłem  go  szukać.  Roweru  jego  nie  widziałem,  wydaje  mi  się,  iŜ  został 
wrzucony w jezioro nieco dalej od brzegu. Po kilku tygodniach znaleziono ciało jej męŜa 
w  miejscu  wskazanym,  rower  natomiast  nie  został  znaleziony.  Okazało  się,  Ŝe  błędne 
informacje Ŝony nie zepchnęły mojego widzenia na fałszywe tory. Podobnych przypadków 
mógłbym przedstawić bardzo wiele. 
 
 

Niedyspozycja jasnowidza 

Ilekroć  słyszę  ten  wyraz  pod  swoim  adresem,  zawsze  odczuwam  pewne 

nieprzyjemne zaŜenowanie. Albowiem pod tym mianem kryje się wielkie ryzyko, udręka i 
odpowiedzialność.  Nie  lubię  tej  nazwy,  lecz  muszę  się  nią  posługiwać,  gdyŜ  nie  znam 
zastępczej. 

Niektórzy badacze parapsychologii utrzymują, Ŝe w miarę starzenia się jasnowidza 

zanikają  lub  zmniejszają  się  jego  zdolności  pozamaterialnego  widzenia.  Nie  podzielam 
takiego poglądu. Brak na to dowodów. Owszem, siły parapsychiczne powoli zanikają, gdy 
się ich nie uŜywa. Natomiast utrzymują się na stałym poziomie, a nawet się potęgują bez 
względu  na  wiek  i  stan zdrowia, jeśli  się  często nimi  operuje. W  wieku podeszłym  moŜe 
jedynie  występować  u  jasnowidzów  szybsze  rozładowanie  koncentracji  oraz  większe 
wyczerpanie. 

Na  czasową  lub  aktualną  niedyspozycję  wpływają  przeróŜne  czynniki:  osobiste 

cięŜkie  przeŜycie  moralne,  wycieńczające  choroby,  zwłaszcza  przewodu  pokarmowego, 
bezsenność,  naduŜywanie  alkoholu,  zbytnie  folgowanie  rozbrykanym  zmysłom,  przykre 
otoczenie na co dzień, warunki atmosferyczne oraz jakaś próŜnia psychiczna, która często 
nawiedza takŜe twórców sztuki pięknej i pisarzy. Malarze, rzeźbiarze, kompozytorzy oraz 
pisarze  i  poeci  muszą  mieć  równieŜ  swoje  natchnienia,  wizje  twórcze,  nie  znane 
przeciętnym  ludziom,  bez  tych  wizji  twórczych  nie  byłoby  Ŝadnych  arcydzieł  sztuki  i 
literatury.  JakŜe  często,  niestety,  ci  twórcy  odczuwają  w  sobie  nieraz czas  dłuŜszy  nawet 
całkowitą próŜnię, jałowość, brak wszelkiej myśli, natchnienia, koncepcji, chęci do pracy, 
słowem, przeŜywają kryzys swojego ducha. Podobne przejawy występują i u jasnowidzów. 
Wtedy oni takŜe nie są zdolni wznieść się tak wysoko, by mogli dojrzeć rzeczy leŜące poza 
horyzontem.  Jeśli  chce  się  odczytać  sprawy  wyŜszego  rzędu  w  stanie  takiego  bezwładu 
psychicznego, trzeba na to ogromnego wysiłku. 

Na powodzenie lub fiasko akcji jasnowidza wpływa nawet pora dnia. Dla mnie jest 

najtrudniej  załatwić  sprawę  odczytania  z  fotografii  w  godzinach  przedpołudniowych, 
najłatwiej  zaś  wieczorem.  Z  tego  powodu  moje  występy  eksperymentalne  od-bywały  się 
zawsze  w  godzinach  wieczornych.  Być  moŜe,  jest  to  rzecz  indywidualna.  Raz  tylko 
załatwiłem waŜną sprawę ku memu zdziwieniu i innych osób w godzinach rannych, ale na 
to złoŜyły się specyficzne bodźce całej sytuacji. Było to w Lucernie w Szwajcarii. 

Wiceprezes pewnej instytucji, będąc na urlopie, gdzieś zaginął. Sądzono, Ŝe zginął 

background image

 

24 

ś

miercią tragiczną, runął na pewno w jakąś przepaść w Alpach. Szukano go wszędzie bez 

rezultatu.  Będąc  gościem  w  zespole  członków  danej  instytucji  i  słuchając  opowiadania  o 
wiceprezesie,  zaproponowałem  im  swoją  pomoc  w  wyjaśnieniu  losów  zaginionego.  Było 
miłe towarzystwo, dobre wino, pogodny nastrój, świadomość ambicji narodowej, przecieŜ 
jestem  Polakiem,  wszystkie  te  okoliczności  stały  się  bodźcem  do  podjęcia  śmiałego 
zadania. 

Patrząc  na  podaną  mi  fotografię  zaginionego,  pokazałem  na  mapie  Szwajcarii 

miejsce  pobytu  poszukiwanego.  Po  moim  oświadczeniu  w  towarzystwie  niczym  w  ulu 
pszczół  powstało  niesamowite  poruszenie.  „Ist  es  mıglich?  Czy  to  moŜliwe  ze  zdjęcia 
widzieć, gdzie się kto obraca? I co dalej, gdzie wobec tego nasz wiceprezes się znajduje?” 
– sypią się ze wszech stron pytania. „Obecnie znajduje się – ciągnę dalej – w południowo-
zachodniej Austrii u pewnej wdowy i wygląda na to, Ŝe dla jakichś względów nie zamierza 
on  juŜ  powrócić  do  Szwajcarii”.  Szwajcarzy  byli  tym  wszystkim  mocno  zaskoczeni.  Jak 
się potem dowiedziałem – moje orzeczenie było prawdziwe. 

W  przypadkach  gdy  na  przeszkodzie  do  załatwienia  sprawy  w  drodze 

jasnowidzenia  stoi  niedyspozycja  jasnowidza,  moŜna  ją  prawie  zawsze  usunąć  i  kryzys 
przełamać  wieloma  sposobami.  Najprostszy  z  nich  jest  taki:  wyłączyć  siebie  fizycznie  i 
psychicznie  z  otoczenia,  zawiesić  swe  myśli  w  próŜni  i  wyczekiwać  na  przypływ  energii 
psychicznej.  Kiedy  to  się  nie  udaje,  moŜna  pobudzić  swój  system  nerwowy  kieliszkiem 
wina albo filiŜanką kawy. 

Inny  sposób  –  przed  publicznym  wystąpieniem,  kiedy  chodzi  o  naukowe 

doświadczenie, powinien jasnowidz  sam rozładować zbyt sztywną urzędowość otoczenia, 
wytworzyć wśród uczestników towarzyski nastrój, odpręŜoną, przyjemną atmosferę. W tak 
wytworzonej sytuacji jasnowidz wiele potrafi dać z siebie i kaŜdy eksperyment dla dobra 
nauki zawsze się uda. Jako przykład takiego rozładowania podaję opis swojego naukowego 
występu w Klubie Lekarza w Warszawie. Odbył się on kilkanaście lat temu i pozostał dla 
mnie miłym wspomnieniem. 

Było  nas  w  sumie  piętnaście  osób  zupełnie  mi  nie  znanych.  Na  wstępie,  w  celu 

rozładowania  sztywnego  nastroju,  sprowokowałem  towarzystwo  do  opowiadania 
dowcipnych  anegdotek.  Dopiero  potem  poprosiłem  o  ciszę  i  rozpoczęcie  naszego 
urzędowania.  Teraz  dopiero  wygłosiłem  krótką  prelekcję  na  temat  parapsychologicznych 
zjawisk,  po  czym  przystąpiłem  do  eksperymentów  z  tejŜe  dziedziny.  Zanim  zacząłem 
odczytywać  fotografie  poszczególnych  uczestników  zebrania,  powiedziałem  Ŝartobliwie, 
Ŝ

e  wśród  nas  znajduje  się  jeden  wielki  sceptyk  odnośnie  do  zjawisk  paranormalnych. 

Sceptyka  tego  pokazałem  palcem.  Jak  się  dowiedziałem,  był  to  docent  Akademii 
Medycznej. 

Eksperyment  się  udał  ponad  wszelkie  oczekiwanie.  Z  łatwością  odczytałem 

kaŜdego z obecnych na podstawie jego zdjęcia. Kiedy temu docentowi powiedziałem wiele 
szczegółów z jego Ŝycia, między innymi i to, Ŝe na lewe ucho nie słyszy, ten się załamał w 
swym sceptycyzmie i stał się moim serdecznym zwolennikiem. 

W sferze psychiki ludzkiej rządzą prawa analogiczne do praw rządzących światem 

zewnętrznym. Odbiór radiowy i telewizyjny jest zawsze uzaleŜniony od wielu czynników 
kosmicznych.  Jeśli  nie  ma  w  atmosferze  zakłócających  czynników,  a  przeciwnie,  panuje 
harmonia,  wówczas  fale  radiowe  i  telewizyjne  przekazują  czysty  głos  i  obraz.  Podobnie 
aparat  psychotelepatyczny  jasnowidza  tym  lepszy  będzie  miał  odbiór,  im  w  lepszych 
warunkach będzie pracował. 
 
 
 
 

background image

 

25 

 
 
 
 
 
 

Czynniki ułatwiaj

ą

ce wizje 

 

W toku nieustannych przemian form świata 

dostrzegamy najlepiej zjawiska najbliŜsze i 

największe. 

 
 

KaŜde  wydarzenie  w  skali  narodowej,  jak  równieŜ  nasze  własne  przeŜycia  z 

bliŜszej  przeszłości  lepiej  pamiętamy  i  silniej  przeŜywamy  niŜeli  dawno  minione.  Echo 
ś

wieŜych wydarzeń pozostaje czas dłuŜszy nie tylko w naszej pamięci, ale i w atmosferze. 

Właściwe  rozstrzygnięcie  sprawy  ułatwiają:  aktualność  wydarzenia,  intensywność 
wydarzenia i świeŜość fotografii. 
 

Aktualno

ść

 wydarzenia 

W pierwszej połowie marca 1966 roku przybyła do mnie niejaka p. Leokadia, aby 

zasięgnąć informacji w sprawie swojej siostry Heleny Matuszczak, która 22 lutego późnym 
wieczorem  poŜegnała  się  z  dziećmi,  wyszła  z  domu  i  wszelki  ślad  po  niej  zaginął.  Z 
przedstawionej  mi  fotografii  zaginionej  zobaczyłem  wyraźnie  denatkę  leŜącą  w  wodzie 
jakiegoś  jeziora  przy  samym  brzegu.  Ukazał  mi  się  równieŜ  tamtejszy  krajobraz  ze 
wszystkimi  szczegółami.  Narysowałem  całą  konfigurację  terenu  i  pokazałem 
zainteresowanej  siostrze  miejsce  w  jeziorze,  gdzie  miały  się  znajdować  zwłoki 
poszukiwanej.  Trup  jej  nie  mógł  wypłynąć  na  powierzchnię  wody,  gdyŜ  był  zahaczony 
swetrem o jakiś patyk pod wodą. Widziałem to wyraźnie. 

Po  dziesięciu  blisko  miesiącach  od  tego  czasu  otrzymałem  od  jej-siostry  w  tej 

sprawie list, którego treść z pominięciem rzeczy nieistotnych podaję. 
 
Wielce szanowny Panie!  

 

 

 

 

 

Nowa  Wieś,  26  I  1967 

Pan  sobie  przypomina,  kiedy  w  pierwszej  połowie  marca  ubiegłego  roku  byłam  u 

Fana  zasięgnąć  rady  w  sprawie  Heleny  Matuszczak.  I  Pan  Ŝyczył  sobie,  Ŝebym  napisała, 
gdy  ją  znajdę.  OtóŜ  wszystko  tak  było,  jak  Pan  mówił.  Zwłoki  mojej  siostry  znaleziono 
przypadkowo  pierwszego  maja  w  jeziorze  5  m  od  brzegu  przy  ujściu  rowu,  zahaczone 
swetrem w sitowiu, w tym miejscu, gdzie była przerębla... A wszystko było jak Pan mówił. 
- „Widzę ją w wodzie, w jakiejś bluzce (to był sweter), nie moŜe wypłynąć, bo jest za coś 
zahaczona.  Są  tu  jakieś  pastwiska,  w  dali  las,  który  jest  nieco  dalej...”  Dla  lepszego 
przypomnienia  załączam  komunikat  Milicji  Obywatelskiej  oraz  notatkę  prasową  o 
znalezieniu zaginionej. 

Z naleŜną czcią i szacunkiem LEOKADIA BURATTA 

 

Oryginał listu posiadam, a i komunikat z prasy załączam poniŜej. 
Oto treść komunikatu MO. 

 

Komenda  Powiatowej  Milicji  Obywatelskiej  w  Bydgoszczy  poszukuje  Helenę 

(Janinę)  Matuszczak  z  d.  Marszał,  c.  Jacentego  i  Marii  z  d.  Oasis,  ur.  6.09.1935  r.  w 

background image

 

26 

Złotnikach Kujawskich, pow. Inowrocław, ostatnio zamieszkałą w Januszkowie, gromada 
Nowa Wieś Wielka, która w dniu 22 lutego  1966 r. ok. godz. 22.20 w Januszkowie pow. 
bydgoskiego  zaginęła  w  nieznanych  okolicznościach.  Ktokolwiek  wiedziałby  o  losie 
zaginionej, proszony jest o zgłoszenie w Komendzie Powiatowej Milicji Obywatelskiej, ul. 
Dworcowa 80, pokój 13, lub w najbliŜszej jednostce MO. 
 

Do  komunikatu  dołączono  fotografię  zaginionej.  A  oto  treść  notatki  prasowej  o 

znalezieniu zwłok. 

Samobójstwo? 

Jak  informowaliśmy,  22  lutego  br.  wyszła  z  domu  i  zaginęła  30-letnia  Helena 

Matuszczak  zam.  w  Januszkowie.  Ub.  niedzieli  w  Jeziorze  Jezuickim  w  Chmielnikach 
odnaleziono  zwłoki  zaginionej.  Oględziny  i  sekcja  wykazały,  Ŝe  śmierć  nastąpiła  przez 
utonięcie. 

Dochodzenie  w  tej  sprawie  prowadzi  Pow.  Kom.  MO.  Prawdopodobnie  H. 

Matuszczak popełniła samobójstwo, osierocając dwoje małych dzieci. 

Przykład drugi podobnej sprawy. 
W  tym  samym  mniej  więcej  czasie  zwrócono  się  do  mnie  z  usilną  prośbą  o 

wyjaśnienie  przypadkowego  zaginięcia  młodego  człowieka,  który,  niedawno  wracając  z 
zabawy tanecznej do domu, gdzieś po drodze zaginął. Bez Ŝadnego z mojej strony wysiłku 
wkroczyłem  na  właściwy  tor  poszukiwania.  Podczas  oglądania  zdjęcia  zaginionego 
ukazała mi się mała polanka leśna niedaleko brzegu lasu. Na skraju tej polanki w gęstwinie 
pod  nieduŜym  świerkiem  zobaczyłem  nieŜywego  człowieka,  przykrytego  gałęziami.  „To 
on”  –  powiedziałem  jego  siostrze.  Rodzina  poszła  na  wskazane  miejsce,  gdzie  zgodnie  z 
moim opisem znaleziono ciało zabitego ich syna, o czym za kilka dni zawiadomiono mnie 
następującym listem: 

 

Szanowny Panie! 

W  dniu  4  lutego  wyszedł  mój  brat  Toj,  lat  19,  grać  na  zabawie  tanecznej  w 

Dabutach, skąd nad ranem wracał do domu. Niestety, do domu nie przyszedł, i  nigdzie od 
nikogo nie mogliśmy się o nim dowiedzieć ani go znaleźć. Z tego powodu 10 lutego byłam 
u Pana, aby Pan mógł nam pomóc odnaleźć mego brata. Po okazaniu Panu jego fotografii 
Pan nakreślił plan okolicy i wskazał miejsce, gdzieśmy jego nieŜywego znaleźli. Za pomoc 
w  odnalezieniu  naszego  brata  rodzina  cała  składa  bardzo,  bardzo  serdeczne 
podziękowanie. 

TOJ CZESŁAWA 

 

W liście nie było ani daty pisania, ani adresu autorki. 
Dlaczego tak łatwo moŜna było znaleźć obie zaginione osoby, jest rzeczą nietrudną 

do wytłumaczenia. Wszak emanacja ciał nieŜyjących, jak równieŜ myśli Ŝywych oraz myśl 
samobójcy  czy  zabójcy  jest  jeszcze  skondensowana,  nie  rozładowana,  nie  rozproszona. 
Dlatego łatwo je moŜna wyłowić z atmosfery. Wszelkie natomiast wydarzenia powstałe w 
dalekiej  przeszłości  są  mniej  uchwytne,  albowiem  prądy  fal  biomagnetycznych 
związanych  z  wydarzeniami,  a  pochodzących  od  aktorów  wydarzenia  są  rozrzedzone, 
słabe.  Podobne  prawo  występuje  w  intensywności  wydarzenia,  czyli  w  sile  danego 
wydarzenia. 

 

Intensywno

ść

 wydarzenia 

Kryminolodzy  i  psychologowie  wiedzą  dobrze,  Ŝe  we  wszystkich  cięŜkich 

zbrodniach  morderstwo  chodzi  niby  cień  za  sprawcą  zbrodni.  ChociaŜby  zbrodniarz  był 
najbardziej wyrafinowany, sam strach przed wykryciem jego czynu wywołuje w nim silne 

background image

 

27 

napięcie nerwowe i zmusza do nieustannego myślenia o tym. Morderca do miejsca zbrodni 
kieruje nie tylko swe myśli, ale najczęściej tam osobiście sam się udaje. Przez to napięcie 
psychiczne  zamienia  się  w  krótkofalową  stację  nadawcza  swych  myśli.  Wskutek  tego 
jasnowidz  z  duŜą  łatwością  wychwytuje  owe  fale  z  eteru  i  po  nich  dociera  do  miejsca 
zbrodni i jej ofiary. 

Na  poparcie  twierdzenia,  Ŝe  jasnowidz  najłatwiej  się  orientuje  w  wypadkach 

większej kradzieŜy i morderstwa, mógłbym napisać sporą broszurę przykładów. Wystarczy 
jednak podać przynajmniej dwa. 

Około  piętnastu  lat  temu  został  obrabowany  w  Wołowie  na  Dolnym  Śląsku 

Narodowy  Bank  Polski  na  sumę  12  000  000  złotych.  Nieco  okręŜną  drogą  poproszono 
mnie  o  jakiekolwiek  naświetlenie  tej  sprawy.  W  przypadku  tym  nie  moŜna  się  było 
posłuŜyć  Ŝadną  fotografią.  A  Ŝe  w  eterze  czy  w  sferze  nadziemnej  napięte  myśli  złodziei 
krąŜyły, uchwyciłem je przynajmniej w ogólnych zarysach. Moja wizja rozszczepiła się na 
dwa  miasta  o  nazwie  na  literę  W:  Wołów  –  Wałbrzych.  „Tylko  w  tych  dwu  miastach 
złodzieje  się  obracają”  –  zaakcentowałem  mocno.  Zaznaczyłem  przy  tym,  Ŝe  jeden  ze 
złodziei  ma  jakiś  warsztat,  gdyŜ  widzę  go  w  niewielkiej  hali  wśród  Ŝelaznych  rupieci  i 
małych  maszyn.  Okazało  się  później,  Ŝe  istotnie  jeden  ze  złodziei  miał  zakład  ślusarski. 
Okazało się równieŜ, Ŝe wszyscy złapani złodzieje pochodzili z Wołowa. 

Drugi przypadek dotyczył morderstwa. 
W  końcu  października  zjawił  się  u  mnie  przedstawiciel  organów  śledczych  z 

prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadkowego morderstwa małŜonków w podeszłym wieku. 
Zdarzyło  się  to  w  województwie  olsztyńskim.  Urzędnik  zaznaczył,  Ŝe  czuje  się 
skrępowany  prosząc  o  pomoc,  ale  waŜność  sprawy  jest  istotniejsza  od  wszelkich 
względów. Fotografii ofiar nie posiadał. Skoncentrowałem się mocno, i wnet uchwyciłem 
obraz  przebiegu  wydarzenia.  Morderstwo  zostało dokonane  tępym  narzędziem.  Mordercą 
jest  męŜczyzna  lat  około  czterdziestu,  szczupły,  średniego  wzrostu,  szatyn,  uczesany  na 
jeŜa,  ma  szczelinę  między  zębami  górnej  szczęki,  ubrany  w  krótką  skórzaną  kurtkę, 
przepasaną  wąskim  rzemiennym  paskiem,  na  nogach  ma  buty  z  cholewami.  Pochodzi  z 
Lubelszczyzny, zajmuje się rzekomo handlem, w rzeczywistości ma inne cele na widoku. 
Zatrzymuje się na noc u pewnej samotnej Niemki, mieszkającej w małym, osamotnionym 
domu. Ten rzekomy handlarz jest mordercą. Trzeba go aresztować. 

Po raz pierwszy w swym Ŝyciu wziąłem na siebie tak straszliwą odpowiedzialność. 

PrzecieŜ znam zasadę prawniczą, Ŝe lepiej winnego uniewinnić, niŜeli niewinnego skazać. 
Wiem  teŜ,  Ŝe  moŜna  się  pomylić.  W  tym  jednak  wypadku  byłem  przekonany  o 
prawdziwości odtworzonego obrazu wydarzeń. 

 

Rola świeŜości fotografii 

Fotografia  będzie  omawiana  wszechstronnie  w  następnym  rozdziale.  Pragnę  tylko 

podkreślić,  Ŝe  fotografia  jako  klucz  do  praktyk  parapsychicznych  powinna  być  nie 
retuszowana i nie starsza ponad lat dziesięć. Im świeŜsza, tym lepsza. Nie moŜe być czas 
dłuŜszy  przez  inną  osobę  noszona  ani  teŜ  razem  z  innymi  fotografiami  innych  osób 
przechowywana.  Do  naszych  celów  najlepsza,  chociaŜ  nie  najświeŜsza,  jest  z  dowodu 
osobistego.  Ona jest  bowiem  przepromieniowana  właścicielem,  przez  to utrwala  na  sobie 
obraz człowieka ją noszącego. Powinny być robiona raczej w cieniu, nie na słońcu. Słońce 
nanosi  zbyt  duŜo  na  twarz  ludzką  energii  kosmicznej,  która  powoli  się  rozładowuje.  Nie 
moŜe  być  równieŜ  fotografowany  człowiek  będący  w  stanie  odurzenia  alkoholowego. 
Alkohol  zmienia  na  pewien  czas  w  duŜym  stopniu  osobowość  człowieka  i  prawidłowość 
funkcjonowania kory mózgowej. 
 
 

background image

 

28 

 
 
 
 
 
 
 

Dlaczego fotografia? 

 

Obiektyw kamery widzi nas lepiej niŜeli nasze 

oko. 

 
 

Stawny  nasz  Scherman  odczytywał  charakter  człowieka  i  określał  stan  jego 

zdrowia  posługując  się  grafologią.  Ossowiecki,  jak  równieŜ  Yalentino,  chcąc  uzyskać 
informację  o  człowieku,  zwłaszcza  zaginionym,  musieli  brać  do  ręki  jakikolwiek 
przedmiot,  który  miał  styczność  fizyczną  z  tymŜe  człowiekiem.  Jest  to  tak  zwana 
psychometria.  Dla  mnie  natomiast  w  moich  praktykach,  których  przedmiotem  będzie 
człowiek,  kluczem  rozwiązującym  zadanie  jest  przewaŜnie,  chociaŜ  nie  wyłącznie, 
fotografia człowieka. 

Dlaczego fotografia, a nie Ŝywy człowiek? Wszak Ŝywa twarz ludzka ma się tak do 

swej fotografii jak Ŝywy człowiek do swojego trupa. JuŜ samo zrównowartościowanie tych 
obu pojęć wydaje się niedorzecznością. Postawienie w ocenie wyŜej fotografii niŜeli Ŝywej 
ludzkiej  twarzy  naleŜałoby  uznać  za  zuchwalstwo.  Rozpatrzmy  jednak  tę  paradoksalną 
kwestię. 

 

Twarz 

Ŝ

ywa a jej odbicie 

Przyjmując  nawet  przypuszczenie,  Ŝe  dla  pewnych  jednostek  obdarzonych 

zdolnością parapsychiczną fotografia moŜe być kodem do nawiązania jakiegoś kontaktu z 
człowiekiem zagubionym w świecie, trudno uwierzyć, aby z niej dało się łatwiej odczytać 
stan  psychofizyczny  człowieka  aniŜeli  z  jego  Ŝywej  twarzy.  Wszak  doświadczony  lekarz 
trafnie  postawi  diagnozę  z  Ŝywej  twarzy  chorego.  Wnikliwy  psycholog  łatwiej  zdoła 
odczytać z niej charakter i historię przeŜyć człowieka aniŜeli z martwej papierowej odbitki. 

Twarz  ludzka  to  najpiękniejsze  arcydzieło  w  całej  oŜywionej  przyrodzie,  to 

przepotęŜna  encyklopedia,  z  której  malarz,  rzeźbiarz,  antropolog,  filozof,  psycholog, 
lekarz  moralista,  pedagog,  słowem,  kaŜdy  coś  dla  siebie  wyczyta.  W  ludzkiej  twarzy 
stykają  się  duch  i  materia.  W  niej  się  koncentrują  wszystkie  przejawy  psychiczne  i 
fizjologiczne.  O  twarzy  ludzkiej  moŜna  pisać  ogromne  tomy  rozpraw,  bo  kaŜda  z  nich 
niepowtarzalna, pełna indywidualności. 

Najcenniejszą  atoli  perłą  i  ozdobą  oblicza  ludzkiego  jest  oko.  Kto  z  nas  nie  był 

oczarowany pięknem kryjącym się w oczach dziecka lub kochanej i kochającej osoby. W 
głębi  oka  ludzkiego  pozostaje  ogrom  prawdy  psychologicznej  –  piękna  i  dobra, 
cuchnącego  bagna  i  demonizmu.  JuŜ  w  staroŜytności  twierdzono,  Ŝe  oko  ludzkie  jest 
obrazem duszy, czyli odzwierciedleniem duchowego wnętrza człowieka. My na porządku 
dziennym tę prawdę wypowiadamy – z oczu tego człowieka dobrze patrzy, i na odwrót, źle 
mu  patrzy  z  oczu.  Spójrz  w  głębie  oczu  szlachetnego  człowieka,  dojrzysz  tam  jakiś 
zniewalający czar, chwytający za  serce. W oczach natomiast zwyrodnialca nie ma  Ŝadnej 
głębi i nic prócz demonizmu nie dostrzeŜesz. JakŜe są straszne oczy chorego psychicznie 
człowieka; jak smutne przybitego nieszczęściem. 

background image

 

29 

Obserwacja  oka  ludzkiego  dała  początek  nowej  gałęzi  wiedzy  medycznej,  zwanej 

homeopatią. Na tęczówce oka uwidocznione są wszystkie schorzenia organizmu i, na niej 
opierając się, homeopaci stawiają niezawodną diagnozę. 

TakŜe  na  podstawie  kształtów  czaszki  oraz  rysów  twarzy  budowano  teorie 

naukowe, z których zwłaszcza dwie były znane – frenologia i fizjonomika. 

Twórcą  frenologii  był  lekarz  niemiecki  F.J.  Gali.  W  myśl  tej  teorii  moŜna  w 

kształcie  czaszki,  w  jej  wypukłościach  dopatrywać  się  najrozmaitszych  cech 
charakterystycznych, uzdolnień człowieka – do matematyki, muzyki, literatury itp. 

Fizjonomika  natomiast  usiłowała  określić  na  podstawie  poszczególnych  rysów  i 

znamion twarzy prawdziwy obraz psychologiczny danego człowieka. Według tej teorii na 
przykład  wysokie  czoło  znamionuje  zdolności  krasomówcze,  odstające  długie  uszy 
ś

wiadczą  o  talencie  muzycznym,  usta  mięsiste  cechują  zmysłowca,  wąskie  zaś  skąpca, 

szczęka  dolna  wysunięta  do  przodu  oznacza  władczy  charakter,  twardą  wolę.  Dlatego 
widocznie  dyktator  Włoch  Mussolini,  przemawiając  publicznie,  wysuwał  swą  szczękę  do 
przodu, chcąc przez to zaakcentować swój stalowy charakter. 

Przytoczone  teorie  w  świetle  dzisiejszej  nauki  straciły  swą  moc  przekonującą. 

MoŜna,  owszem,  w  duŜym  przybliŜeniu  poznać  z  rysów  twarzy  człowieka  jego 
inteligencję  albo  bezdenną  głupotę,  dobroć  lub  cynizm  i  egoizm,  ale  tylko  w  ogólnym 
ujęciu. Nawet szczery uśmiech odzwierciedla w duŜym stopniu charakter człowieka. 

Wszystko  to  pozornie  dowodzi,  Ŝe  w  zestawieniu  fotografii  z  twarzą  Ŝywą 

fotografia  wypada  nędznie,  blado.  Nie  widać  na  niej  ani  głębi,  ani  blasku  ócz,  ani 
rumieńców i świeŜości skóry. 

MoŜna  by  stąd  wysnuć  wniosek,  Ŝe  tylko  Ŝywa  twarz  ludzka  powinna 

odzwierciedlać  prawdziwy  stan  osobowości  człowieka,  a  nie  martwa  jej  odbitka...  A 
jednak – o dziwo – tak nie jest, lecz odwrotnie. Dlaczego? Zaraz się o tym przekonamy. 

Ponad wszelką wątpliwość śmiało moŜna twierdzić, Ŝe my nigdy nie widzimy i nie 

jesteśmy nawet w stanie widzieć twarzy ludzkiej Ŝywej w jej obiektywnej rzeczywistości. 
Widzimy  ją  najczęściej  w  krzywym  zwierciadle.  Na  zniekształcenia  obrazu  wpływają 
przeróŜne czynniki, które kolejno omówimy. 

PrzeŜycia psychiczne oraz stan zdrowia 

Ten  sam  człowiek  będzie  miał  inny  wygląd,  gdy  wygra  na  loterii  milion,  a  inny, 

kiedy  straci  najdroŜszą  osobę  lub  całe  swoje  mienie.  Inaczej  człowiek  będzie  wyglądać 
będąc  zdrowym,  inaczej  zaś,  gdy  zaatakuje  go  jakaś  choroba.  Nawet  zwykłe  zmęczenie, 
niewyspanie, mała niedyspozycja zmieniają w jednym dniu, a nawet w jednej godzinie całą 
twarz  człowieka  i  jego  postawę.  Stąd  logiczny  wniosek  –  człowieka  obserwujemy  tylko 
fragmentarycznie,  w  małych  odcinkach.  Chwytamy  z  jego  codziennego  Ŝycia 
poszczególne małe scenki, jak na ekranie długiego filmu, nie powiązane ze sobą w całość. 
Na takich małych fragmentach nie moŜna budować oceny właściwej o danym człowieku. 
Nawet  uczesanie  włosów,  pudry,  pomadki.  strój  zmieniają  za  kaŜdym  razem  wygląd 
kobiety, a męŜczyznę zmienia nie ogolona twarz i nie ostrzyŜone włosy na głowie. TakŜe 
ś

wiatło sztuczne odmładza twarz ludzką, dzienne postarza. 

Czynniki emocjonalne 

Na  zniekształcenie  obiektywnego  obrazu  twarzy  ludzkiej  wpływają  czynniki 

subiektywne  i  emocjonalne.  Zakochany  widzi  w  swej  ukochanej  wybrance  niezrównany 
ideał piękna. Jej twarz jest najpiękniejsza, jedyna na świecie, jej charakter anielski. Kiedy 
jednak  inna  kobieta  zaczyna  powoli  wdzierać  się  w  jego  serce,  poprzedni  ideał  zacznie 
szybko blednąc i pryśnie jak bańka mydlana. Osobnik będzie mocno zdziwiony, Ŝe dotąd 
nie zauwaŜył jej brzydoty. Pensjonarka patrzy na pierwszego wybrańca swojego serca jak 
na  wcielone  bóstwo,  ale  po  niedługim  czasie  to  uwielbiane  bóstwo  straci  swe  piękne 
cechy, gdy tylko na drodze jej Ŝycia stanie inny młodzian i oczaruje ją. 

background image

 

30 

Dla kaŜdej matki jej własne dziecko będzie zawsze najpiękniejsze i gdyby nawet w 

rzeczywistości  było  brzydkie,  to  i  tak  dla  niej  pozostanie  i  piękniejsze,  i  mądrzejsze  od 
dziecka  sąsiadki.  My  zresztą  patrzymy  wszyscy  na  siebie  wzajemnie  przez  pryzmat 
emocjonalny. Ten człowiek jest dla nas miły i sympatyczny, którego darzymy przyjaźnią, 
zaufaniem. W momencie zaś gdy ten sam człowiek stanie się naszym wrogiem, wzbudzać 
będzie w nas wstręt i odrazę. 

Odmienność rasy 

Obiektywną ocenę jednostki ludzkiej utrudnia nam równieŜ odmienność rasy. 
Japończyk,  student  uniwersytetu  w  Krakowie,  pisze  do  swoich  rodziców  w  ten 

sposób:  „Polacy  są  bardzo  mili,  dowcipni,  gościnni,  ale  mam  jedną  trudność  z  poŜyciu  z 
nimi, Ŝe nie potrafię odróŜnić jednego od drugiego. Wszyscy są do siebie podobni. Jedynie 
mogę odróŜnić ich po nosach, bo mają zbyt długie, lecz o niejednakowym wymiarze. My 
znowu, na odwrót, z trudnością odróŜniamy Japończyka od Chińczyka. A juŜ Eskimosów i 
Murzynów, a zwłaszcza Hotentotów i Buszmenów, widzimy wszystkich jako identycznych 
pod względem wyglądu. Oni zapewne widzą nas tak samo”. 

Kolor skóry, odmienność budowy twarzy, identyczność uwłosienia, typowość rasy, 

niska kultura – to wszystko jak barwny reflektor zaciera cechy indywidualne jednostek. I 
gdzieŜ tu jest obiektywizm? 

A  przecieŜ  wiemy,  Ŝe  wśród  ogromnej  masy  ludzkiej  kaŜdy  człowiek  ma  swój 

własny  kręgosłup  psychiczny,  swoje  własne  oblicze  moralne,  własny  obraz  duchowy, 
charakter,  wygląd.  Jest  to  stan  indywidualny,  uformowany  kierowniczym  nakazem  woli 
własnej  albo  reakcjami  podświadomości,  albo  praktykami  swego  zawodu,  albo  nakazami 
postulatów społecznych lub wpływami środowiska. 

Mimo  jednak  ciągłych  zmian,  występujących  w  naszej  osobowości  i  na  twarzy 

człowieka  z  powodu  wpływu  przeróŜnych  bodźców  i  przeŜyć,  w  tej  samej  twarzy 
pozostaje  wciąŜ coś  stałego,  niezmiennego,  habitualnie  utrwalonego  pod  nawarstwieniem 
licznych  naleciałości.  ChociaŜ  nasze  oko  tego  czegoś  nie  dostrzega,  to  jednak  obiektyw 
kamery  ujmuje  ten  nieuchwytny  wewnętrzny  obraz  naszego  „ja”.  Przenosi  go  wiernie  na 
kliszę  i  papier,  prawie  bezbłędnie.  Ten  właśnie  indywidualny  obraz  moŜna  odczytać  z 
fotografii. 

To  nic,  Ŝe  uczony  A.  Carrel  zdeprecjonował  wartości  informacyjne  fotografii, 

twierdząc, iŜ rysunek bardziej podkreśla i  uwypukla rysy charakteru oraz wierniej oddaje 
psychikę człowieka niŜ fotografia. W twierdzeniu tym tkwi jednak duŜe nieporozumienie. 
Silniejsze  argumenty  przemawiają  za  tym,  Ŝe  jest  odwrotnie.  Najlepszy  obraz  malarski, 
najwierniejsza  rzeźba  nie  oddadzą  wiernie  osobowości  człowieka  w  całej  pełni  tak  jak 
fotografia.  Braknie  w  obu  sztukach  autentyzmu.  Będzie  w  nich  więcej  podmiotowości 
osoby  twórcy  niŜ  przedmiotowości  osoby  odtwarzanej.  W  kaŜdym  dziele  przejawia  się 
jego twórca, który nas zmusza patrzeć na nie jego własnymi oczyma. Nawet taki geniusz 
jak  Leonardo  da  Vinci  przedstawia  zwykle  wszystkie  prawie  twarze  kobiece  mocno  do 
siebie zbliŜone podobieństwem, jak gdyby kopiowane z jednego modelu. 

Poza  tym  artysta  uwypukla  specjalnie  jakiś  jeden  upatrzony  z  góry  rys 

charakterystyczny twarzy ludzkiej w celu podkreślenia jej indywidualności, z pominięciem 
cech drugorzędnych. Fotografia natomiast ujmuje całość. 

 

Co mo

Ŝ

na wyczyta

ć

 z fotografii? 

Trzeba  najpierw  wyjść  z  załoŜenia  –  jaką  chcę  uzyskać  informację  o  danym 

człowieku, czyli co mam poznać: charakter czy jego losy Ŝyciowe. 

Jeśli  chodzi  o  charakter,  inteligencję,  morale,  stan  zdrowia,  to  te  cechy  moŜna 

wyczytać  z  samej  fotografii,  i  to  tym  łatwiej,  im  bardziej  one  u  danego  osobnika  się 
uwydatniają.  Nietrudno  ze  zdjęcia  poznać  idiotę,  kretyna,  zwyrodniałe  a,  jak  równieŜ 

background image

 

31 

geniusza,  ascetę,  mistyka.  MoŜna  ich  odróŜnić  od  ludzi  normalnych,  zwykłych.  Zarówno 
piętno złych ludzi, zwłaszcza zwyrodnialców, jak i bogate piękno wnętrza ludzi o wysokiej 
etyce  i  dobroci  jaskrawo  malują  się  na  ich  twarzach.  Klisza  fotograficzna  uwypukla  je 
jeszcze bardziej. 

Gdy  chodzi  o  osobników  krańcowo  odrębnych  psychicznie,  kaŜdy  potrafi  to 

odczytać  z  ich  zdjęć.  Sprawa  komplikuje  się,  gdy  zdjęcia  dotyczą  ludzi  przeciętnych, 
zwyczajnych lub zamaskowanych. Na to potrzeba uzdolnień parapsychicznych. Ale nawet 
dla jasnowidza fotografie niektórych osobników są trudne do rozszyfrowania. 

Wiele jest  osób  takich,  których  twarze  na  ich  zdjęciach  reprezentują  się w  aureoli 

szlachetności,  a  w  rzeczywistości  są  to  osobniki  demoniczne.  Niejeden  osobnik,  chcąc 
ukryć swe wady przed najbliŜszym otoczeniem, stara się uwydatniać sztucznie jakąś zaletę 
jako  antytezę  wady,  przez  co  z  czasem  wypracuje  fałszywy  rys  szlachetny.  Inny  znów 
człowiek  z  natury  swej  zgorzkniały  pesymista,  zgnębiony  jeszcze  dodatkowo  licznymi 
cierpieniami, w obawie przed całkowitym załamaniem wyrobi w sobie pewien optymizm i 
spokojne  spojrzenie  na  Ŝycie.  Teraz  fotografia  tego  człowieka  wykaŜe  podwójne  odbicie 
jego  wnętrza,  podwójny  obraz  psychiczny.  TakŜe  aktor,  grający  przez  dłuŜszy  czas  rolę 
herszta bandy, przybierze z czasem jakby obcą osobowość, co w pewnej mierze ujawni się 
na fotografii. 

Wzrok  jasnowidza,  pokonując  wymienione  przeszkody,  w  jakiś  sposób  przez 

fotografię  danego  człowieka  dociera  do  jego  wnętrza  i  ujmuje  cały  obraz 
charakterologiczny, chociaŜby on był podświadomie czy świadomie zamaskowany. 

W  małej  mieścinie,  Odechów,  mój  znajomy  nauczyciel  S.  wprowadził  mnie 

pewnego  dnia  do  swoich  znajomych.  Podczas  pogawędki  nauczyciel  poprosił  swojego 
ucznia,  dwunastoletniego  chłopaka,  o  pokazanie  nam  swojej  fotografii.  Podając  mi  ją  do 
ręki,  nauczyciel  powiedział  do  rodziców  chłopca:  „No,  teraz  wielu  rzeczy  się  dowiecie  o 
waszym synku, czym on teŜ będzie i jak się sprawuje”. Na te słowa rodzice jakoś dziwnie 
zareagowali  niespokojnym  spojrzeniem.  Wyraźnie  zostali  przygaszeni,  stracili  chęć  do 
dalszej rozmowy. Patrząc na zdjęcie chłopca, rzuciłem parę zdawkowych zdań, następnie 
zaznaczyłem,  Ŝe  coś  więcej  powiem  przyjacielowi  po  drodze.  Wkrótce  poŜegnaliśmy 
naszych  gospodarzy  i  wyszliśmy  z  domu.  „AleŜ  ten  chłopak  to  przyszły  bandyta”  – 
powiedziałem  nauczycielowi.  „Niestety,  tak  –  odpowiedział  nauczyciel.  –  JuŜ  kilku 
chłopaków  w  szkole  poŜgał  noŜem.  Z  kolegami  stacza  brutalne  bójki  na  porządku 
dziennym”. 

Twarz  tego  chłopaka  nie  zdradzała  Ŝadnych  anomalii  psychicznych,  fotografia 

natomiast wykazała jego niebezpieczny charakter bardzo wyraźnie. 

W tej kwestii przedstawiam mocniejszy jeszcze przykład. 
W  roku  1967  uległ  wypadkowi  samochodowemu  w  Warszawie  trzynastoletni 

chłopak. Wskutek tego wypadku pozostawał szesnaście miesięcy w szpitalu nieprzytomny 
i  bezwładny.  Oglądałem  go  w  czternaście  miesięcy  po  wypadku  w  szpitalu,  i  w  jego 
twarzy  nie  mogłem  dojrzeć  nic  specjalnie  nienormalnego.  Wyglądał  jak  kaŜdy  chory  na 
jakąkolwiek przypadłość chorobową. Przed tragicznym wypadkiem był to chłopak bystry, 
inteligentny,  zdolny.  Kiedy  jednak  na  moje  Ŝądanie  zrobiono  jego  fotografię,  wówczas 
dostrzegłem  na  niej  symptomy  cięŜkich  powikłań  fizycznych  mózgu  i  psychiki  chorego. 
Dopiero  na  fotografii  ujawniły  się  wstrząsowe  uszkodzenia  mózgu.  Co  więcej  –  po 
zastosowaniu  moich  wskazówek  leczenia  chory  po  sześciu  tygodniach  kuracji  odzyskał 
przytomność.  I  co  waŜniejsze,  w  miarę  jego  powolnego  wracania  do  zdrowia  kaŜda 
fotografia,  co  pewien  czas  robiona,  najwyraźniej  wykazywała  polepszenie  stanu  zdrowia 
fizycznego psychicznego. 

W  praktykach  z  dziedziny  parapsychologii  nie  chodzi  o  poznanie  charakteru 

człowieka na podstawie jego fotografii, lecz o jego losy. Sztuki tej nie da się nauczyć. 

background image

 

32 

A  teraz  mówiąc  konkretnie  –  co  ja  mogę  wyczytać  o  człowieku  z  jego  fotografii. 

OtóŜ na pierwszy rzut oka uwydatnia się dość wyraźnie na zdjęciu danego człowieka jego 
inteligencja,  zdolności  specjalistyczne,  morale,  aktualny  stan  zdrowia,  ślady  cięŜkich 
przeŜyć  z  przeszłości.  Niekiedy  zauwaŜalne  są  jego  skłonności  i  predyspozycje 
psychiczne,  zamiłowania  i  hobby.  I  na  tym  w  zasadzie  kończą  się  spostrzeŜenia  i 
moŜliwości  czytania  z  samej  fotografii.  Ale  jednocześnie  podczas  jej  czytania  wyłaniają 
się  jeszcze  inne  zjawiska  powiązane  z  danym  człowiekiem  –  jego  dom,  rozkład 
mieszkania,  osoby  bliskie  i  wszelkie  wydarzenia  Ŝyciowe,  jakie  zaistnieją  w  przyszłości. 
Zjawiska  te  zachodzą  niewątpliwie  juŜ  poza  zasięgiem  informacyjnym  samej  fotografii, 
czyli nie dają się wyczytać z niej samej. Nawiązanie kontaktu z osobą zaginioną, obojętnie 
–  Ŝywą  czy  umarłą,  na  podstawie  jedynie  treści  wyczytanych  z  samej  fotografii  byłoby 
rzeczą absolutnie niemoŜliwą. Tutaj muszą  wkraczać z pomocą wyŜsze siły psychiczne – 
dzięki nim wzrok mojego ducha sięga tam, dokąd wzrok zmysłowy nie sięga. A zatem w 
przypadkach  wyŜszego  stopnia  widzenia,  to  jest  widzenia  poza  przestrzenią,  materią  i 
czasem,  musza  działać  jakieś  wielkie  energie  ponadnormalne.  W  tych  przypadkach 
fotografia jest tylko bodźcem wprawiającym w ruch ową energię, jest  równieŜ pomostem 
łączącym mnie z człowiekiem oddalonym przestrzenią, czasem, a nawet śmiercią. Jest ona 
jakby  kontaktową  gałką,  za  pomocą  której  włącza  się  aparat  psychotelewizyjny  o 
niezmiernie  szerokim  zasięgu  i  róŜnorodności  fal.  Fotografia  jest  więc  obrazem  i 
jednocześnie bodźcowym oraz pomocniczym narzędziem w uzyskiwaniu samorzutnej czy 
teŜ Ŝądanej informacji, jednakŜe nie jedynym. 

 

Termin wa

Ŝ

no

ś

ci fotografii 

Opierając  się  na  swojej  długoletniej  praktyce,  doszedłem  do  przekonania,  Ŝe 

fotografia  jako  narzędzie  pomocnicze  ma  moc  informacyjną  na  okres  mniej  więcej 
dziesięciu lat, później ją zatraca. Jeśli natomiast chodzi o przeŜycie tragiczne człowieka, to 
ono  wyciska  głęboki  siad  w  jego  psychice,  co  się  odbije  nawet  na  fotografii,  wówczas 
termin jej waŜności przesuwa się daleko wstecz, nawet do lat dwudziestu. 

W  myśl  takiego  załoŜenia  powstaje  pytanie,  czy  z  fotografii  robionej  dziesięć  lat 

wstecz  moŜna  w  tej  chwili  odczytać  wydarzenie,  które  zaszło  niedawno,  przypuśćmy, 
przed tygodniem, wczoraj, ewentualnie te, które mają nastąpić w najbliŜszej przyszłości. I 
na  odwrót  –  czy  fakty,  przeŜycia,  nieszczęśliwe  wypadki,  cięŜkie  przebyte  choroby, 
wszystkie te wydarzenia, które nastąpiły przed dziesięciu laty, moŜna odczytać z fotografii 
wykonanej  wczoraj  lub  dzisiaj.  Na  te  pytania  moŜemy  odpowiedzieć  twierdząco.  Oto 
dowody. 

W  Suchowoli  kierownik  apteki,  pokazując  mi  fotografię  swej  chorej  małŜonki, 

prosił  o  jakąś  poradę  co  do  jej  zdrowia.  „PrzecieŜ  ona  od  tygodnia  karmi  swą  piersią 
własne dziecko” powiedziałem sam nieco zdziwiony. „Dziś właśnie mija tydzień, jak moja 
Ŝ

ona powiła mi córeczkę – potwierdził magister ale od dzisiaj nie moŜe, niestety, karmić 

dziecka piersią, poniewaŜ mocno gorączkuje”. 

Fotografia Ŝony magistra była zrobiona do dowodu osobistego przed siedmiu laty, 

a  mimo  to  dało  się  z  niej  odczytać  obecny  stan  zdrowia  i  aktualne  przeŜycia 
przedstawionej na siej osoby. 

A oto dowód dotyczący drugiego pytania. 
Przed  kilkunastu  laty  przyjechał  do  mnie  do  Nieszawy,  wracając  ze  Stanów 

Zjednoczonych, profesor uniwersytetu w celu uzyskania mojej pomocy w trudnej sprawie. 
Patrząc  na  jego  fotografię  wykonaną  niedawno  do  paszportu  zagranicznego,  oświadczam 
na wstępie, bo mi to najpierw się ujawniło: „Przed laty ktoś pana mocno uderzył w prawą 
nogę. Wskutek tego pękła wzdłuŜ kość udowa”. „Tak było istotnie – potwierdził profesor. 
–  Miało  to  miejsce  jeszcze  w  czasach  akademickich,  mój  własny  kolega  uderzył  mnie 

background image

 

33 

butem  w  nogę  powyŜej  kolana.  Kość  od  uderzenia  rzeczywiście  pękła,  wskutek  czego 
jeszcze odczuwam przy zmianie pogody ból w nodze”. 

Ś

wieŜa fotografia pozwoliła więc odtworzyć wydarzenie oddalone czasowo o wiele 

bardziej, niŜ to dopuszczał termin jej waŜności. 

Biorąc  jednak  pod  uwagę,  Ŝe  ta  sama  fotografia  ujawnia  fakty  i  wydarzenia 

występujące  w  róŜnych  okresach  tych  dziesięciu  mniej  więcej  lat,  dochodzimy  do 
logicznego wniosku, iŜ nie jest ona ani ekranem, na którym przesuwają się sceny Ŝyciowe 
człowieka,  ani  teŜ,  jak  juŜ  zaznaczyłem,  absolutnym  kluczem  do  rozwiązywania  spraw 
zakrytych przed wzrokiem zmysłowym. Jest jedynie stymulatorem  wprawiającym w ruch 
nasz  mechanizm  telepatyczny.  A  Ŝe  najczęściej  w  swoich  praktykach  posługuję  się 
fotografią  jako  środkiem  pomocniczym,  chyba  tylko  dlatego,  iŜ  ją,  a  nie  inny  przedmiot, 
obrałem. Ale i mnie nie zawsze zdjęcie jest potrzebne. Zresztą w poszukiwaniu człowieka 
gdzieś  zaginionego  fotografia  przestaje  być  dla  mnie  odzwierciedleniem  człowieka  i 
streszczeniem jego losów w tym momencie, kiedy na nią swój wzrok skieruję. Patrząc na 
fotografię  poszukiwanego,  nie  wpatruję  się  w  rysy  jego  twarzy,  nie  biorę  ich  wcale  pod 
uwagę, dostrzegam najwyŜej sam zarys oblicza, nawet sama fotografia schodzi mi z oczu. 
Mimo  to  w  tym  momencie  wyłania  się  w  dali  postać  poszukiwanego  i  zaczynają  się 
uwidaczniać miejsce pobytu jego oraz cała topografia okolic i połoŜenia. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

34 

 
 
 
 
 
 
 
 

Widziany obraz i jego tło 

 

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga. 

(A. Mickiewicz, Oda do młodości) 

 
 

Wspomniałem  juŜ,  Ŝe  fotografia  poszukiwanego  człowieka  oglądana  przeze  mnie 

wywołuje  najczęściej  nagle,  jakby  pod  dotknięciem  czarodziejskiej  róŜdŜki,  postać 
szukanego i stawia ją przed moim wzrokiem psychicznym, następnie ukazuje szereg scen 
ubocznych  związanych  z  tym  człowiekiem.  Te  wszystkie  uboczne  obrazy  tła  i  wielu 
innych  okoliczności  mają  ogromne  znaczenie  w  poszukiwaniu  zaginionego.  Na  nich 
moŜna  określić  dokładnie  miejsce,  w  którym  się  obraca  Ŝywy  lub  gdzie  spoczywa  juŜ 
nieŜyjący człowiek. W tych przypadkach jasnowidzenie juŜ się nie błąka w próŜni, bo ma 
do swej dyspozycji wiele pomocniczych czynników do osiągnięcia zamierzonego celu. 

NiechŜe tę sprawę lepiej wyjaśni przykład. 
Dnia 7 czerwca 1964 roku odwiedziłem po raz pierwszy świeŜo zapoznanych ludzi 

w  Chojnicach  przy  ulicy  Mickiewicza  31.  Po  godzinie  mojego  pobytu  u  znajomych 
zostałem zaproszony przez p. Cecylię Marks, mieszkającą w tym samym domu na górze. 
Nie znałem tej pani przedtem i nigdy jej nie widziałem. Zaledwie zjawiłem się u niej, jej 
córka  zdjęła  szybko  ze  ściany  juŜ  nieco  przyblakłą,  oprawioną  w  ramy  fotografię  swego 
brata.  Rozdarła  oprawę,  wyjęła  z  ram  zdjęcie  i  poprosiła  o  przeczytanie  napisu 
znajdującego się na jego odwrotnej stronie. Poznałem swoje własne pismo sprzed piętnastu 
lat.  Treść  pisma  była  następująca:  „śyje  na  pewno,  widzę  go  wśród  skał  w  potokach 
słońca,  w  dali  widnieją  fale  morskie.  Znajduje  się  przy  jakimś  poselstwie...”  „Dobrze  – 
pytam  nieco  zaniepokojony  –  czy  zostało  to  potwierdzone?”  „Wszystko  jest  prawdą  – 
odpowiada  matka.  –  Kiedy  od  zakończenia  wojny  nie  otrzymaliśmy  znikąd  Ŝadnej  o 
naszym synku wiadomości, zaczęliśmy przez Polski Czerwony KrzyŜ robić poszukiwania. 
Niestety,  bezskutecznie!  Wówczas  skierowano  mnie  do  pana,  i  otrzymaliśmy  to  właśnie 
orzeczenie. Po uzyskaniu tej wiadomości skierowaliśmy na nowo listy poszukujące. Po pół 
roku otrzymaliśmy bezpośrednio listowną wiadomość od naszego synka, Ŝe się znajduje w 
Wenezueli,  zatrudniony  przy  poselstwie,  gdzie  dotąd  przebywa”.  Nie  pytałem,  jakie  to 
poselstwo i w jakim charakterze w nim jej syn jest zatrudniony. Byłem mocno zaskoczony 
tak trafnym ujęciem całości sytuacji dotyczącej poszukiwanego. 

CzyŜ  potrzeba  dokładniejszej  informacji  od  tej,  jaką  uzyskałem  na  podstawie 

fotografii?  Opis  wulkanicznego  krajobrazu  Wenezueli,  jej  klimatu,  i  najwaŜniejsza 
informacja – konkretne podanie miejsca pracy poszukiwanego – były całkowicie zgodne z 
prawdą. 

Warto  podać  inny  przypadek,  kiedy  widzenie  jednego  szczegółu  ułatwiło 

znalezienie topielca. 

Przed kilku laty pewien ojciec rodziny zamieszkałej na wsi wybrał się do Iławy po 

ś

wiąteczne zakupy 24 grudnia. Nie wrócił do domu ani w tym dniu, ani na święta. Zaraz w 

background image

 

35 

początkach  stycznia  przybyła  do  mnie  jego  Ŝona  z  prośbą  o  wyjaśnienie  niepokojącej 
sytuacji. 

Mój wzrok od oglądanej fotografii kieruje się w okolicę Iławy i zaraz dostrzega to, 

co opisuję. Widzę jej męŜa zdąŜającego z miasta w kierunku daleko połoŜonej wsi. Ma w 
rękach dwa pakunki. Zaczyna wnet słabnąć (był chory na serce). Siada więc pod drzewem 
stojącym na stromo spadającym do jeziora brzegu. Za chwilę wstaje, zatacza się i spada do 
zatoczki jeziora,  gdzie  leŜy  dotąd.  Na  podstawie tego opisu  Ŝona  łatwo  i szybko  znalazła 
ciało  swego  męŜa  w  wodzie  jeziora,  o  czym  zaraz  po  jego  pogrzebie  zawiadomiła  mnie 
osobiście. 

Czasami  tylko  jeden  szczegół  ubocznego  widzenia  pozwala  rozstrzygnąć  sprawę 

główną i zawiłą. Klasycznym przykładem tego było wydarzenie następujące. 

Będąc  w  Nieszawie,  otrzymałem  z  Elbląga  list  takiej  treści:  „W  sylwestrowy 

wieczór  udał  się  nasz  ojciec  do  swego  kolegi,  u  którego  zabawił  do  północy.  Chcąc 
powitać  Nowy  Rok  w  gronie  własnej  rodziny,  poŜegnawszy  kolegę  wracał  do  własnego 
domu.  Niestety,  ojciec  nasz  do  domu  nie  powrócił.  Zaznaczam,  Ŝe  ojciec  byt  chory  na 
sklerozę.  Być  moŜe,  Ŝe  sobie  trochę  popił,  co  mogło  spowodować  po  drodze  jakieś 
nieszczęście. Załączam jego zdjęcie i prosimy o wyjaśnienie, co mu się mogło przytrafić i 
gdzie  mamy  go  szukać.  Od  tego  wypadku  minął  juŜ  miesiąc,  a  sytuacja  dotąd  się  nie 
wyjaśniła”. 

Na  list  odpowiedziałem  listem,  w  którym  postawiłem  zasadnicze  pytanie:  czy 

zaginiony  miał  kogoś  z  krewnych  w  Olsztynku.  Zjawiło  mi  się  bowiem  miasteczko 
Olsztynek, jak równieŜ ukazała mi się wyraźnie w tym miasteczku postać młodej kobiety, 
mającej  jakąś  łączność  z  zaginionym.  Wkrótce  po  moim  liście  zjawili  się  u  mnie  w 
Nieszawie dwaj oficerowie, o ile dobrze pamiętam, major i kapitan, w towarzystwie jednej 
kobiety.  Byli  to  synowie  i  córka  zaginionego.  Uderzyła  ich  wzmianka  w  moim  liście  o 
Olsztynku i o krewnej osobie. Dlatego, zainteresowani tą informacją, przyjechali osobiście, 
aby dokładniej wyświetlić skomplikowaną sprawę. Oznajmili, Ŝe ich ojciec ma faktycznie 
w  Olsztynku  własną  córkę,  Teraz  juŜ  byłem  pewny,  Ŝe  w  poszukiwaniu  staruszka 
wkraczam  na  właściwe  ślady  prowadzące  do  celu.  W  tym  momencie  krótko  się 
skoncentrowałem. Wnet zjawiła się przed moim wzrokiem scena, którą podaję. 

Po  kolacji  zakropionej  pewną  dawką  alkoholu  wracał  staruszek  w  róŜowym 

nastroju  do  domu.  Po  drodze  przypomniał  sobie,  Ŝe  przecieŜ  ma  on  jeszcze  córkę  w 
Olsztynku.  Być  moŜe,  iŜ  w  zamroczeniu  tracąc  świadomość  co  do  odległości,  szedł  tam 
odwiedzić córkę albo planując samobójstwo, posłał do niej swą myśl poŜegnalną. Czy tak 
było,  czy  inaczej  trudno  wiedzieć,  faktem  jest,  Ŝe  go  zobaczyłem  w  momencie,  jak 
przekraczał barierkę mostu nad kanałem w Elblągu i runął do wody. Kazałem go szukać w 
szuwarach po lewej stronie kanału niedaleko mostu. I tam go rzeczywiście znaleziono. 

Niekiedy w moich widzeniach występują obok obrazu głównego dziwne zjawiska, 

nie  dające  się  wyjaśnić  Ŝadną  teorią,  związane  jednakŜe  z  obrazem  głównym.  Na  dowód 
tego  posłuŜę  się  przykładem,  który  i  dla  mnie  jest  wielkim  kuriozum,  wprost 
nieprawdopodobnym,  a  jednak  prawdziwym.  Na  potwierdzenie  tego  znajduje  się  u  mnie 
ś

wiadectwo konkretne i Ŝywy świadek mieszkający w Olsztynie. 

Zdjęcie  przedstawia  człowieka  zaginionego  podczas  ostatniej  wojny.  Jego  matka 

zwróciła  się  do  mnie  z  tym  zdjęciem  w  roku  1947  z  pytaniem,  czy  on  jeszcze  Ŝyje.  Na 
stronie  odwrotnej  fotografii  napisałem  o  jego  losach  te  słowa:  „Wrócić  powinien,  nie 
widzę jego śmierci, znajduje się w K... – Gdy śnieg sypać będzie od północy – dom jego 
witać powinien”. 

Styl  jest  godny  poŜałowania,  ale  tu  nie  chodzi  o  formy  stylistyczne,  lecz  o  istotę 

sprawy.  Pisze  się  w  tych  przypadkach  tak,  jak  się  sceny  i  myśli  nasuwają.  Sens  treści 
orzeczenia  jest  jasny.  Miał  wrócić  z  Dalekiego  Wschodu  do  rodzinnego  domu  w  dniu, 

background image

 

36 

kiedy zadymka wiać będzie od północy. 

Po  szesnastu  latach  przyjechała  znów  ta  sama  pani,  matka  odnalezionego  syna,  i 

podaje  mi  raz  jeszcze  to  samo  zdjęcie  z  zapytaniem,  czy  ja  poznaję  pismo  na  stronie 
odwrotnej  zdjęcia.  Po  przeczytaniu  pytam  ją,  czy  treść  odpowiada  prawdzie.  „Dlatego 
właśnie przyjechałam – odpowiada – aby opowiedzieć, jak to było. Mój syn przebywał w 
Krasnojarsku.  Zjawił  się  u  nas  pod  koniec  stycznia  niespodziewanie  w  niespełna  rok  od 
mojej bytności u pana. Była w tym dniu zamieć śnieŜna, w mieszkaniu zrobiło się zimno, 
gdyŜ wiatr się przeciskał przez słabo uszczelnione okna. Schroniliśmy się do kuchni, gdzie 
było  cieplej.  Około  godziny  dziesiątej  ktoś  zapukał  w  okno.  Był  to  mój  ukochany 
oczekiwany syn”. 

Wizja  niepojęta.  To,  Ŝe  Ŝyje  i  ewentualnie  wróci  do  domu  rodzinnego,  jest  istotą 

rzeczy  i  moŜe  by  się  dała  wytłumaczyć  za  pomocą  praw  telepatycznych.  Ale  na  jakiej 
podstawie moŜna było widzieć okoliczności jego powrotu – trudno zrozumieć. Trudno teŜ 
przypuścić,  aby  dwie  okoliczności  były  jednocześnie  przypadkową  zbieŜnością  –  pora 
roku i aura dnia. 

Spotkałem  się  równieŜ  i  z  takim  przypadkiem,  gdy  portret  malarski  zastąpił 

fotografię danej osoby, o której los Ŝycia chodziło. 

W  pracowni  malarza  K.  Kłosowskiego  w  Zakopanem  spojrzałem  na  wiszący  na 

ś

cianie portret pewnej kobiety i zauwaŜyłem jej śmiertelną chorobę. „Mistrzu – mówię do 

malarza – ta kobieta jest chora na gruźlicę. Kto to jest?” „Jest to moja pierwsza Ŝona, juŜ 
zmarła, niestety, na gruźlicę” - odpowiedział malarz. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

37 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

Jak powstaje jasnowidzenie 

 

W całym wszechświecie nic nie powstaje 

bezprzyczynowo. 

 
 

Paranormalne  widzenia  ze  względu  na  przyczyny  ich  powstawania  moŜemy 

podzielić na trzy główne rodzaje: wywołane, bodźcowe i samorzutne, czyli spontaniczne. 

 

Widzenie wywołane 

Ten  rodzaj  widzenia  nie  jest  właściwie  wizja  na  zawołanie  ani  nie  moŜe  być 

wywołany „na siłę”, lecz opiera się na świadomym postawieniu danej sprawy i spokojnym 
wyczekiwaniu  Ŝądanej  informacji.  Przy  tego  rodzaju  widzeniu  nie  moŜna  dopomóc 
czynnie. NaleŜy się mocno skoncentrować i wyczekiwać pojawienia się Ŝądanej wizji. I im 
większa  jest  koncentracja,  tym  szybciej  pojawi  się  wizja  dotycząca  przedmiotu  danej 
sprawy. Dla jasnowidza ten rodzaj widzenia jest najtrudniejszy i najbardziej wyczerpujący. 
Tak się jednak składa, Ŝe jasnowidz prawie wszystkie swe parapsychiczne praktyki opiera 
na  takim  widzeniu.  Jest  on  do  tego  zmuszany  przez  licznych  klientów  narzucających  mu 
swoje powikłane sprawy. Weźmy jeden z setek innych podobnych przykładów. 

Przed  kilkunastu  laty  zwrócił  się  do  mnie  znękany  starszy  człowiek  o  pomoc  w 

odnalezieniu jego zaginionej córki. 

„Moja córka – zaczyna opowiadać załamany człowiek  – jako kierowniczka apteki 

wyszła  z  domu, jak  co  dzień,  do  pracy. Wzięła jak  zwykle  ze  sobą  drugie  śniadanie.  Nie 
zdradzała wyraźnie jakichś cięŜkich przeŜyć, zachowywała się normalnie. Do domu juŜ nie 
powróciła.  Od  krytycznego  dnia  minął  miesiąc,  a  o  córce  nic  nie  wiadomo;  gdzieś 
zaginęła”. 

Patrzę  z  duŜym  natęŜeniem  na  fotografię  i  nic  nie  widzę.  Trwa  to  dość  długo. 

Dopiero  po  długim  wysiłku  dostrzegam  zwłoki  zaginionej  w  wodzie,  przy  brzegu,  w 
kanale. W określonym miejscu na drugi dzień odnaleziono ciało zaginionej. Towarzyszyły 
temu  bardzo  dziwne  okoliczności.  W  momencie  kiedy  ojciec  błądził  po  brzegu  kanału, 
szukając swej córki, flisacy odczepili od brzegu tratwy i odepchnęli je na środek, wówczas 
spod tratwy wypłynęło ciało denatki. 

Zdarza się, Ŝe za pierwszym razem nie da się danej sprawy załatwić i trzeba czekać 

nawet kilka dni na pojawienie się wizji w Ŝądanej sprawie. 
 

Widzenie bod

ź

cowe 

Przyczyna  wywołująca widzenie leŜy  zarówno  w  przedmiocie,  to  znaczy  w  samej 

rzeczy i charakterze sprawy, jak i podmiocie, czyli w jasnowidzu. WaŜniejsza jest druga. 
Nie  zawsze  jasnowidz  jest  dysponowany  do  prawidłowego  rozstrzygnięcia  powierzonej 
mu sprawy. Zdarzają się sytuacje, kiedy nastąpi coś niespodziewanie, co spotęguje władze 

background image

 

38 

psychiczne  jasnowidza  do  tego  stopnia,  Ŝe  potrafi  on  dojrzeć  przedmioty  ukryte  pod 
ziemią. Oto dowód. 

Mieszkałem  w  pięknej  willi  połoŜonej  w  ogrodzie,  w  Kwietnikach,  na  Dolnym 

Ś

ląsku.  Dochodziły  mnie  wieści  od  autochtonów,  Ŝe  na  terenie  ogrodu  lub  w  obrębie 

budynków znajduje się wiele zakopanych rzeczy. Mając duŜo czasu, bawiłem się często w 
poszukiwacza  ukrytych  skarbów,  ale  bez  rezultatu.  Pewnego  dnia  zauwaŜyłem  w  pustej 
stodole na klepisku zapadniętą ziemię w formie leja. W tym miejscu odkopałem radio. To 
rozsypane radio stało się silną podnietą do skumulowania sił parapsychicznych. Poczułem 
w  sobie  przypływ  jakichś  dziwnych  prądów  i  nagle  spostrzegłem  szczupłą  kobietę 
wychodzącą  z  budynku  z  łopatą  w  ręku  i  kierującą  się  do  ogrodu,  gdzie  coś  pod  ścianą 
stodoły  zaczyna  zakopywać.  Za  chwilę  wizja  się  rozpływa.  Ale  to  mi  wystarczyło. 
Jednocześnie  ukazały  się  jeszcze  trzy  miejsca  w  stodole,  gdzie  były  zakopane  róŜne 
rzeczy.  JuŜ  bezbłędnie  trafiłem na  wszystkie  punkty kryjące  w  sobie  zakopane  kryształy, 
porcelanę  i  wszelkie  inne  rozmaitości,  wśród  których  znalazło  się  czternaście  flaszek 
starego koniaku. 

A  więc  silnym  bodźcem  do  wywołania  widzenia  pozazmysłowego  stała  się 

zapadnięta  ziemia  i  zepsute  radio.  Bodźce,  które  pobudzają  i  potęgują  zdolności 
jasnowidzenia,  mogą  być  róŜnego  rodzaju.  Widzenia  bodźcowe  nie  są  męczące  dla 
jasnowidza i są pewniejsze w skutkach. 

 

Widzenie samorzutne 

Wizja  samorzutna,  czyli  spontaniczna,  rodzi  się  nagle,  w  nieprzewidzianych 

okolicznościach.  Posiada  największy  zakres  w  obejmowaniu  rzeczy  zakrytych  oraz 
przeróŜnych nieoczekiwanych zjawisk i jest prawie nieomylna. Jawi się bez zamiaru, bez 
udziału  jasnowidza,  bez  Ŝadnej  fotografii,  bez  Ŝadnej  sugestii.  Przedstawmy  tę  rzecz 
praktycznie. 

Po  raz  pierwszy  pojechałem  do  wsi  Mściwojów  odwiedzić  swego  kolegę. 

Przechodząc  z  nim  przez  szerokie  podwórze  wśród  gospodarczych  budynków,  rzuciłem 
okiem  na  drzwi  jednego  pomieszczenia,  przed  którymi  to  drzwiami  coś  mnie  nagle 
zatrzymało.  Za  tymi  drzwiami  w  pustym  składzie  na  drzewo  ukazała  mi  się  zakopana 
skrzynia z zawartością jakichś rzeczy. „Weź łopatę – mówię do kolegi – i chodź ze mną, a 
coś  ci  pokaŜę”.  Gdyśmy  weszli  do  pustego  pomieszczenia,  nakreśliłem  na  ziemi  koło,  w 
ś

rodku  którego  poleciłem  kopać.  Gdy  zaczął  kopać,  nastawiony  sceptycznie,  nagle 

krzyknął:  „O  rety!  Coś  tutaj  jest  naprawdę!”  Wykopaliśmy  skrzynię  porcelany  i  trochę 
innych drobiazgów. 

Niekiedy  się  zdarza,  gdy  jestem  w  towarzystwie  kilku  osób,  Ŝe  zaczynam  raptem 

widzieć historię Ŝycia kaŜdej z nich. 

Muszę podkreślić jeszcze jedno dziwne zjawisko, jakie we mnie występuje często 

w  róŜnych  rodzajach  i  odmianach  widzeń  paranormalnych.  Zjawiska  tego  nie  moŜna 
nazwać  jasnowidzeniem,  poniewaŜ  Ŝadna  wizja  w  nim  nie  występuje,  a  tylko  powstaje 
wewnętrzny  nakaz.  Podczas  rozstrzygania  podjętej  sprawy,  obojętnie,  czy  posługuję  się 
fotografią,  czy  nie,  zarówno  w  widzeniu  spontanicznym,  jak  i  w  zamierzonym,  powstaje 
we mnie silny przymus. Jakiś nakaz zmusza mnie mówić tak lub inaczej. Przymus ten jest 
tak  silny,  Ŝe  po  prostu  trudno  mu  się  oprzeć.  I  nigdy  nie  zawodzi  w  wyraŜaniu  prawdy 
informacyjnej. 
 
 
 
 
 

background image

 

39 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Zakres moich para psychicznych mo

Ŝ

liwo

ś

ci 

 

Wie ma ludzi nieograniczonych w ich moŜliwościach. 

 
 

Pewnego  dnia  zjawił  się  u  mnie  stary  człowiek  w  niecodziennej  sprawie  –  były 

Ŝ

ołnierz z pierwszej wojny  światowej. Będąc w armii generała Samsonowa, brał udział w 

bitwach  w  Prusach  Wschodnich.  Kiedy  owa  trzystutysieczna  armia  została  pod 
Stembarkiem przez Niemców otoczona, dowództwo rosyjskie wydało rozkaz zakopania w 
lesie  dywizyjnej  kasy  zawierającej  złoto,  aby  nie  dostała  się  w  ręce  wroga.  Ten  właśnie 
Ŝ

ołnierz  z  kilkoma  kolegami  zakopywał  ów  skarb.  Dziś  wskutek  zmian  topograficznych, 

jakie  dokonały  się  w  ciągu  pięćdziesięciu  lat,  nie  potrafi  odnaleźć  miejsca,  gdzie 
prawdopodobnie  dotąd  leŜą  złote  pieniądze  w  Ŝelaznych  skrzyniach.  Prosił  więc  mnie  o 
wskazanie tego szczęśliwego miejsca. 

Musiałem  poszukiwaczowi  skarbu  dać  odmowną  odpowiedź.  Nigdy  bowiem  nie 

szukałem  złota  w  ziemi  ani  dla  siebie,  ani  teŜ  innym  nie  ofiarowywałem  swej 
problematycznej  pomocy.  Sądzę  zresztą,  Ŝe  w  przypadku  wspomnianego  Ŝołnierza  Ŝadną 
miarą by się ta rzecz nie udała. Za duŜa przestrzeń lasu, za długi czas dzieli od zaistniałego 
faktu.  Raz  jeden  tylko  w  Gdańsku  znajomemu  inŜynierowi  pokazałem  pod  krzakiem 
agrestu  miejsce,  gdzie  podczas  wojny  zakopał  małą  szkatułkę  z  biŜuteria  z  niewielką 
ilością  złota  i  potem  zapomniał,  w  którym  miejscu.  Ale  to  wydarzyło  się  w  małym 
ogrodzie, gdzie łatwiej moŜna było się skoncentrować i odczuć wibrujące prądy. 

Czasami otrzymuję listy od graczy w toto-lotka z prośbą o wskazanie szczęśliwych 

numerów. Musiałem jednak kaŜdego amatora spodziewanej fortuny uświadomić, Ŝe jeŜeli 
pod moje dyktando ktokolwiek skreśli numerki, nie będzie miał ani jednego trafnego. 

Jestem  najmocniej  przekonany,  Ŝe  nie  ma  na  świecie  ani  jednego  jasnowidza, 

którego  by  moŜliwości  były  wszechstronne.  Taki  byłby  mitycznym  półbogiem,  a  nie 
człowiekiem  z  krwi  i  kości.  Największe  zdolności  parapsychiczne  kaŜdego  jasnowidza 
ograniczają się do jednej lub zaledwie kilku specjalności. 

Przedmiotem  moich  moŜliwości  i  praktyk  jest  tylko  człowiek,  jego  przeŜycia, 

częściowo  jego  losy  oraz  stan  zdrowia.  Najłatwiej  mi  jest  odszukać  człowieka 
zaginionego, i koło tej sprawy moje praktyki prawie wyłącznie były i są ogniskowane. I w 
tym zakresie rzadko występuje błąd. 

Być moŜe, iŜ skala moich moŜliwości jest szersza. Mam przecieŜ na swym koncie 

zanotowanych  kilka  widzeń  rzeczy  ukrytych  pod  ziemią,  kilka  przewidzianych  wydarzeń 
międzynarodowych,  dotyczących  równieŜ  klęsk  Ŝywiołowych.  JednakŜe  nie  chcę  i  nie 
mogę budować twierdzenia opartego na niewielkiej liczbie faktów. Przedstawiam jedynie 
w imię uczciwości fakty konkretne i potwierdzone jako pewne. A było ich niemało. Wśród 
tych  faktów  odnoszących  się  do  odnajdywania  zaginionych  drugie  miejsce  zajmuje 

background image

 

40 

stawianie diagnozy. 

Najwybitniejszym  lekarzom  najwięcej  trudu  przysparza  postawienie  pacjentowi 

trafnej diagnozy. A przecieŜ wiemy, Ŝe postawienie dobrej diagnozy skraca leczenie i daje 
lepsze  wyniki.  Często,  niestety,  się  zdarza,  Ŝe  wszystkie  sposoby  badania  łącznie  z 
analizami  i  prześwietleniem  nie  potrafią  wykryć  schorzenia,  a  raczej  jego  źródła.  Często 
wszystkie wyniki badań są pozytywne, a pacjent cierpi i gorączkuje. 

Córka  profesora  Akademii  Medycznej  w  Poznaniu  zapadła  na  jakąś  zagadkową 

chorobę. Wystąpiła wysoka gorączka, a po kilku dniach silny skurcz zaczął zginać jej lewą 
nogę  w  kolanie  i  usztywniać.  Konsultacja  lekarzy  poznańskich  nie  potrafiła  wykryć 
przyczyn dziwnych objawów chorobowych. 

Zrozpaczona  matka,  a  takŜe  lekarz  zwracają  się  do  mnie  o  pomoc.  Z  fotografii 

dziecka widzę ognisko ropne wielkości ziarna fasoli w mózgu. Wnet stwierdzono trafność 
mojej diagnozy i skierowano leczenie na odpowiednie tory. 

W  roku  1968  przyjechała  do  mnie  kasjerka  Opery  Bałtyckiej  w  Gdańsku  ze  swą 

dwudziestodwuletnią  córką,  cierpiącą  na  silne  bóle  głowy.  Matka  zdąŜyła  mi  szepnąć  po 
cichu,  Ŝe  według  orzeczenia  lekarskiego  ma  mieć  guz  na  mózgu.  Patrząc  wnikliwie  na 
fotografię chorej, nie dostrzegam  Ŝadnego guza, lecz widzę coś zupełnie innego. „Coś mi 
się  grubo  nie  podoba  górny  ząb  pani  –  oświadczam,  pokazując  go  palcem  –  trzeba  go 
koniecznie  natychmiast zbadać. Wydaje  mi  się,  iŜ  tutaj  tkwi  źródło  bólu  głowy i  infekcji 
organizmu.  Widzę  wyraźnie  szkaradny  ropień  zęba  górnej  szczęki”.  I  kiedy  po  powrocie 
do  Gdańska  chora  udała  się  do  dentystki,  a  ta  wskazany  ząb  wyrwała,  trysła  spod  niego 
obficie cuchnąca ropa. Po kilku dniach ból głowy ustał całkowicie. Chora szybko wróciła 
do  zdrowia  i  po  dwóch  tygodniach  poszła  do  pracy.  Nie  było,  jak  się  okazało,  Ŝadnego 
guza, tylko wezbrana ropa spod spróchniałego korzenia zęba zaczęła atakować mózg. 

JakŜe często z fotografii moŜna odkryć kaŜdą chorobę, jaka człowiekowi zagraŜa w 

przyszłości.  Z  wielu  tego  rodzaju  faktów  przytoczę  jeden.  Wydarzył  się  on  niedawno  na 
terenie szpitala w Elblągu. 

Pani  K.Z.,  lekarz  specjalista  od  gruźlicy  płuc,  pokazała  mi  swoją  fotografię  dla 

zwykłej  tylko  ciekawości,  co  teŜ  jej  powiem.  Była  wówczas  zupełnie  zdrowa  i  dzielnie 
wykonywała  swój  fach.  „AleŜ  musi  pani  uwaŜać  na  swoje  nerki,  unikać  alkoholu  i 
kwasów,  bo  są  zagroŜone  cięŜkimi  powikłaniami”  –  powiedziałem.  „Nigdy  dotąd  nie 
miałam Ŝadnych sensacji z nerkami” – odparła mi na to. W niecały rok potem wystąpiły u 
niej  nagle  cięŜkie  powikłania  zapalno-ropne  nerek  w  tak  ostrej  formie,  Ŝe  musiała  przez 
szereg tygodni przeleŜeć w łóŜku z niebezpiecznymi dla Ŝycia symptomami. 

Bardzo  trudne  natomiast  lub  wręcz  niemoŜliwe  jest  odkrycie  przyczyny 

niepłodności  kobiet,  oczywiście  z  fotografii.  Przydatki  są  zdrowe,  jajowody  droŜne, 
budowa macicy normalna, układ hormonalny prawidłowy, a jednak ciąŜa nie następuje. W 
takich  przypadkach  niepłodność  danej  kobiety  ma  podłoŜe  w  niezgodności 
biomagnetyzmów  między  nią  a  jej  męŜem.  Jest  to  najnowsza  hipoteza,  będąca  w  toku 
badań naukowych. 

Widzeń  swoich  o  charakterze  ogólnoludzkim  ani  teŜ  Ŝadnych  przepowiedni  nie 

podaję  chociaŜby  dlatego,  aby  nie  były  fałszywie  interpretowane.  Na  marginesie 
zaznaczam,  Ŝe  widziałem  tragiczne  losy  trzech  narodów.  Jeśli  chodzi  o  nasz  naród,  to 
mogę nadmienić, Ŝe gdybym miał Ŝyć jeszcze lat pięćdziesiąt i miał do wyboru stały pobyt 
dla siebie w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania jedynie Polskę, pomimo 
jej  nieszczęśliwego  połoŜenia  geograficznego.  Nad  Polską  bowiem  nie  widzę  cięŜkich 
chmur, lecz promienne blaski przyszłości. 

Na koniec podaję jeszcze jedną uwagę, a mianowicie łatwiej mi jest rozszyfrować 

człowieka pierwszy raz  spotkanego niŜeli bliŜszego znajomego, a zwłaszcza spotykanego 
codziennie  w  pracy  czy  w  mieszkaniu.  Tego,  kogo  się  często  spotyka,  prądy  biopola 

background image

 

41 

mieszają się z prądami moimi, przez co powstaje zamieszanie w obrazach i w interpretacji 
zjawisk. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Rado

ś

ci i udr

ę

ki jasnowidza 

 

Istnieć – to promieniować prawdą i pięknem. 

Kochać – to tworzyć dobro ludzkości 

(Nauki jogi) 

 

Zabierz, o zabierz tę smutny jasność widzenia; 

Zabierz mi z oczu to okrutne światło! 

Straszna to rzecz być śmiertelnym naczyniem 

Twojej prawdy! 

Takie  słowa,  wyjęte  z  wiersza  F.  Schillera,  wkłada  w  usta  jasnowidza  Ch.W. 

Leadbeater, autor ksiąŜki pt. Jasnowidzenie

W  słowach  powyŜszych,  jak  w  kaŜdej  poezji,  występuje  pewna  doza  przesady, 

niemniej odzwierciedlają one rzeczywiste przeŜycia jasnowidza w wielu momentach. 

Samo powstawanie i przebieg jasnowidzenia napina nerwy do najwyŜszych granic 

wytrzymałości. Dochodzą do tego jeszcze inne czynniki, na pozór błahe, w sumie jednakŜe 
nie  są  bagatelne.  W  tłumie  ludzi  jasnowidz  ze  swoim  własnym  cięŜarem  jest  sam.  Nie 
dzieli  go  z  nikim.  UciąŜliwe  jest  natręctwo  ciekawskich,  Ŝądnych  sensacji  i  sceptycyzm 
tłumu  ujawniany  w  formie  niewybrednych  docinków  pod  adresem  jasnowidza.  NuŜy 
banalność  narzucanych  niektórych  spraw.  CięŜko  jest  pozostawać  w  słuŜbie  dla 
społeczeństwa! 

Najbardziej  wstrząsającym  przeŜyciem  jasnowidza  jest  widzenie  dramatycznych 

scen  rozgrywającego  się  wydarzenia,  wobec  którego  musi  pozostać  biernym  widzem  bez 
Ŝ

adnej  moŜliwości  wpływu  na  przebieg  akcji  w  dramacie.  Podobny,  jeśli  nie  silniejszy, 

wstrząs  rodzi  w  duszy  jasnowidza  świadomość  odpowiedzialności  za  wynik  powierzonej 
mu sprawy do rozstrzygnięcia. 

Na  poparcie  słuszności omawianego  tematu  pozwolę  sobie  przedstawić dwa  fakty 

widzenia samorzutnego potwierdzone historycznie oraz dwa z moich praktyk stwierdzone 
przez naocznych świadków. 

 

Jasnowidzenie Apoloniusza z Tiany 

„W czasie kiedy wypadki te (zamordowanie cezara Domicejana) rozgrywały się w 

Rzymie,  widział  je  Apoloniusz  z  Tiany  w  Efezie.  Domicjan  został  napadnięty  przez 
Klemensa  koło  południa,  a  tego  samego  dnia  Apoloniusz  nauczał  w  ogrodach 
przylegających do kolumny gimnazjonu. W pewnej chwili głos jego przycichł, ogarnęło go 
nagłe  przeraŜenie,  zbladł  i  zaczął  się  trząść  na  całym  ciele.  Nie  przerwał  jednak  swego 
wykładu, wszelako mowa jego nie miała zwyczajnej siły, podobnie jak to zdarza się tym, 
którzy  mówiąc,  myślą  o  czym  innym.  Nagle  zamilkł,  spojrzał  przeraŜonym  wzrokiem  na 
ziemię,  postąpił  parę  kroków  naprzód  i  zawołał:  <Przebij  tyrana!>

 

Rzec  moŜna  było,  Ŝe 

background image

 

42 

widzi on nie odbicie faktu, lecz sam fakt w całej grozie jego rzeczywistości. Efezjanie byli 
zdumieni  i  przeraŜeni.  Apoloniusz  znieruchomiał  jak  człowiek,  który  czeka  na  wynik 
dokonującego  się  czynu.  Po  chwili  znów  zawołał:  „Bądźcie  dobrej  myśli,  tyran  został 
zabity dzisiaj, co mówię dzisiaj? Zabity został tej samej chwili, kiedy przestałem mówić” 
Słuchacze  przypuszczali,  Ŝe  Apoloniusz  postradał  zmysły,  pragnęli  gorąco,  aby  to,  co 
powiedział, było prawdą, jednocześnie obawiali się, aby z jego słów nie wynikło dla nich 
niebezpieczeństwo. Wkrótce wszakŜe przyszli gońcy, którzy oznajmili im radosną nowinę 
i stwierdzili prawdziwość widzenia Apoloniusza”

2

Widzimy, jak mocno przeŜywał grecki mędrzec dramat, który rozgrywał się daleko 

od niego i nic dotyczył bezpośrednio jego własnej osoby. 

Bez porównania silniej przeŜywał wstrząs wewnętrzny słynny jasnowidz szwedzki, 

kiedy  wzrokiem  ducha  widział  zagroŜony  swój  dom  i  całe  mienie  przez  poŜar,  o  czym 
piszemy szczegółowo. 

 

Widzenie Swedenborga 

Wizja  Swedenborga  tak  była  dokładna  i  wszechstronnie  zbadana,  Ŝe  poruszyła 

umysły  oświeconych  ludzi  w  XVIII  wieku  w  całej  Europie.  Nawet  filozof  niemiecki  E. 
Kant  przeprowadził  badanie  tego  zjawiska  za  pośrednictwem  jednego  ze  swoich 
szwedzkich przyjaciół – zamieszkałego w Gıteborgu – u którego ten fakt się zdarzył. 

„Fakt,  który  tutaj  opowiem,  posiada  –  jak  mi  się  zdaje  –  jak  największą  siłę 

przekonującą  i  powinien  przeciąć  wszelkie  wątpliwości  co  do  jego  prawdziwości.  Działo 
się to w Gıteborgu w roku 1759 pod koniec września. 

P.  Swedenborg  w  drodze  powrotnej  z  Anglii  wylądował  pewnej  soboty  koło 

czwartej  po  południu  w  Gıteborgu,  gdzie  został  zaproszony  do  domu  p.  W.  Caltela. 
Wieczorem  koło szóstej p.  Swedenborg,  który  się  oddalił  na  krótką  chwilę,  wszedł  nagle 
do sali blady i zmieszany, oznajmiając, Ŝe w tej chwili wybuchł poŜar w  Sztokholmie na 
Sudermanie i Ŝe ogień dociera z wielką gwałtownością do jego domu... Po chwili dodał, Ŝe 
dom jego przyjaciela, którego nazwał po imieniu, spłonął, a jego własny dom znajduje się 
w  bezpośrednim  niebezpieczeństwie.  O  godzinie  ósmej,  po  krótkiej  przerwie,  zawołał 
głosem  radosnym:  <Bogu  najwyŜszemu  dzięki,  poŜar  wygasł  niedaleko  mojego  domu>. 
TegoŜ  wieczora  zawiadomiono  o  tym  gubernatora.  W  niedzielę  rano  wezwał  on 
Swedenborga do siebie, aby go zbadać w tej sprawie. Swedenborg opisał dokładnie poŜar, 
jego  początek,  trwanie  i  koniec.  Tego  samego  dnia  wieść  ta  obiegła  miasto,  wywołując 
tym większe wraŜenie, Ŝe sprawą zainteresował się gubernator. W poniedziałek wieczorem 
przyszła sztafeta, którą wysłali kupcy sztokholmscy. W ich listach poŜar opisano w sposób 
zupełnie  zgodny  z  opisem  Swedenborga.  CóŜ  moŜna  przytoczyć  na  dowód 
nieautentyczności  tego  faktu?  Przyjaciel,  który  o  tym  pisał,  zbadał  wszystko  na  miejscu 
zarówno w Gıteborgu, jak i w Sztokholmie”

3

A teraz podam kilka tego rodzaju faktów z naszego podwórka. 
Opowiadała  mi  osobiście  Ŝona  słynnego  jasnowidza  Ossowieckiego  następujący 

wypadek.  Pewna  zamoŜna  rodzina  prosiła  usilnie  wizjonera  o  wskazanie  jej.  w  którym  z 
dwu  wspólnych  grobów  Ŝołnierskich  z  pierwszej  wojny  światowej  znajduje  się  poległy 
syn,  oficer.  Ossowiecki  udał  się  na  miejsce  bliźniaczych  grobów.  Tam  się  wysilał  do 
najwyŜszych granic swych parapsychicznych moŜliwości i nic nie uchwycił konkretnego z 
upragnionej  informacji.  Dopiero  po  dwudziestu  minutach  szalonego  napięcia  nerwów  i 
wszystkich  władz  psychicznych  nagle  poszukiwany  oficer  ukazał  się  mu  w  jednym 
zbiorowym  grobie,  w  którym  po  odkopaniu  rodzice  rozpoznali  swego  syna.  Ale 
Ossowiecki  w  momencie  pokazania  grobu  swa  ręką  zemdlał,  runął  na  ziemię  i  przez 

                                                           

2

 

 Edward Schure, Wiekp wtkjemniczeni, Warszaw 1911. 

3

 

 List do p. Charlotte de Knobloch zamieszczony przez Malera w śyciu Swedsnborga. 

background image

 

43 

pewien czas leŜał półprzytomny. Grób Ŝołnierza wskazał, ale jakim kosztem! 

Wątpię,  czy  jakikolwiek  wizjoner  podjąłby  się  takiego  rodzaju  zadania.  Wszelka 

zbiorowość  ludzi  zarówno  Ŝywych,  jak  i  zmarłych  wchłania  jednostkę  w  gęstwinę  sieci 
licznych  róŜnorodnych  bioprądów,  z  których  daną  jednostkę  trudno  uchwycić,  jest  to 
prawie niemoŜliwe. Jeśli taka rzecz się komu uda, to nadludzkim tylko wysiłkiem. 

W Lubomierzu na Podkarpaciu patrzyłem pewnego dnia przez okno swego pokoju 

na  robotników  piłujących  cyrkularką  opałowe  drzewo.  Nagle  zobaczyłem,  odczułem 
prawie  dotykalnie,  Ŝe  jeden  z  nich  za  chwilę  cięŜko  się  skaleczy.  PrzeŜywałem  silne 
napięcie  nerwowe.  Nie  widziałem,  jak  mam  postąpić.  Ostrzec  go,  to  tym  prędzej 
zasugerowany  moŜe  podsunąć  rękę  pod  ostrze  piły  albo  przerwie  pracę,  co  znów 
spowoduje zamieszanie i niezadowolenie pracodawcy. Nie ostrzec – to znowu zdawało mi 
się,  iŜ  będę  winnym  jego  nieszczęścia.  Zaledwie  upłynęły  dwie  minuty  takiego  napięcia, 
usłyszałem  nagle  przeraźliwy  krzyk.  Zobaczyłem,  Ŝe  jeden  z  pracowników  trzyma  w  dół 
zwisającą rękę z odciętym prawie całkowicie palcem, z którego broczy obficie krew. Stało 
się to, co miało się stać i co widziałem w swej wizji. 

Dla  kaŜdego  człowieka  mniej  straszne  jest  spotkanie  nieszczęścia  i  nawet  jego 

przeŜywanie niŜeli świadome na nie czekanie. 

Aby  dobrze  zrozumieć  przeŜycia  jasnowidza,  musi  się  znać  jego  specyficzny 

charakter.  Jasnowidz,  jak  kaŜdy  inny  człowiek,  moŜe  mieć  mnóstwo  wad,  szkaradnych 
nawyków  i  Ŝyciowych  załamań,  ale  musi  posiadać  mocną,  niezachwianą,  stałą  i  wielką 
miłość  do  ludzi  oraz  gotowość  przyjścia  im  z  pomocą  w  ich  cierpieniach  i  potrzebach 
zawsze  bezinteresownie,  z  serdecznym  współczuciem.  Cierpi  on  w  tej  samej  skali,  co 
cierpiący jego towarzysz ludzkiej niedoli. 

Parę  lat  wstecz  znalazłem  się  na  przyjęciu  imieninowym  bardzo  dla  mnie  bliskiej 

osoby.  Nastrój  wśród  gości  panował  miły,  przyjemny,  jak  to  zwykle  bywa  w  takich 
okolicznościach.  Sokmizantka  zachowywała  się  wesoło,  pogodnie,  ze  szczerym 
uśmiechem z zadowolenia i szczęścia. Kiedy spojrzałem na nią z bliska, nagle dostrzegłem 
na  jej  jelitach  nowotworowy  guz,  który  juŜ  zdąŜył  porobić  w  tkankach  daleko  idące 
spustoszenie,  prysł  dla  mnie  cały  pogodny  nastrój,  popadłem  w  smutek  i  przygnębienie. 
Dziwne  są  losy  ludzkie.  W  tydzień  po  moim  wyjeździe  otrzymałem  od  niej  listowną 
wiadomość  juŜ  ze  szpitala,  Ŝe  ją  czeka  operacja.  Wkrótce  nastąpiła  nieunikniona 
katastrofa. 

Innym znów razem, będąc na weselnym przyjęciu mojej podopiecznej, czułem zbyt 

dotkliwie,  zbyt  mocno  jakiś  tragizm  zagraŜający  pannie  młodej.  W  sześć  dni  po  ślubie 
zginął jej mąŜ w katastrofie kolejowej. 

Sądzę, Ŝe kaŜdy jasnowidz boleśnie odczuwa cierpienie ludzkie zarówno aktualne, 

jak, przewidywane, tym mocniej, Ŝe przed nimi nie potrafi nikogo uchronić. 

Nic teŜ dziwnego, Ŝe sławna, podziwiana przez świat uczonych jasnowidząca miss 

Piper po swym zamąŜpójściu tak się wypowiedziała: „śałuję tych lat straconych dla swego 
osobistego  szczęścia”.  A  przecieŜ  stojąc  na  słuŜbie  spraw  ludzkich  przeŜywała  ogrom 
cierpień, obaw i udręki. Dla siebie, prócz dymku sławy, nie miała nic więcej. 

Są  niewątpliwie  i  radosne  przeŜycia  dla  jasnowidza,  kiedy  dzięki  swym 

zdolnościom parapsychicznym potrafi przynieść ulgę tym, co cierpią. 

Znany  pisarz  polski  W.M.  utracił  w  zawierusze wojennej  swą  ukochaną  Ŝonę.  Od 

wybuchu wojny nie miał o niej Ŝadnej wiadomości. Zwrócił się w końcu o pomoc do mnie. 
..Czy ona jeszcze Ŝyje – zapytał trwoŜnie – i czy ją jeszcze w swym Ŝyciu zobaczę, czy teŜ 
juŜ jestem wdowcem, a moje dzieci sierotami?”. 

Z  pokazanego  mi  jej  zdjęcia  widzę  ją  wyraźnie  mieszkającą  na  wsi  pod  miastem 

Orzeł na terenie Rosji. „Panie – zawołałem – aleŜ ona Ŝyje i wróci do was na pewno!” Po 
niecałym  miesiącu  Ŝona  pisarza  rzeczywiście  wróciła  do    stęsknionego  męŜa  i 

background image

 

44 

uszczęśliwionych dzieci. 

Kończąc niniejszy rozdział, chciałbym nieśmiało wyrazić swą myśl słowami: jeśli 

jestem  świadom,  Ŝe  w  wieloletniej  swej  pracy  o  specjalnym  charakterze  bodajŜe  jedną 
iskierkę radości wniosłem w skołatane serca ludzkie, to chyba nie Ŝyję daremnie. 
 
 
 
 
 
 

Analiza zjawisk parapsychologicznych 

 

Im głębiej człowiek sięga w dziedzinę ludzkiej 

duszy, tym bardziej zagadkowa mu się wydaje; 

im dalej zapuszcza się w tajemny labirynt mózgu 

ludzkiego, tym lepie] spostrzega, Ŝe dotąd 

stoi w punkcie wyjścia. 

(JAMES) 

 
 

MoŜliwość  przenikania  przestrzeni,  materii  i  czasu,  jaką  mają  niektóre  jednostki 

ludzkie, oraz widzenie wydarzeń i przedmiotów poza ich granicami nazywamy zdolnością 
para-psychologiczną.  Nauka  o  tych  fenomenach,  nie  mieszczących  się  w  poznanych 
prawidłach  psychologii,  nazywa  się  parapsychologią.  Parapsychologia  teoretycznie 
obejmuje trzy pojęcia: jasnowidzenie, telepatię, intuicję. 

Zanim  przystąpimy  do  omówienia  kaŜdego  z  tych  pojęć,  musimy  na  wstępie 

zasygnalizować  liczne  przeszkody  napotykane  w  analizie  i  w  naukowym  ujmowaniu 
zjawisk parapsychologicznych przez badaczy. 

Aczkolwiek juŜ od wielu lat zagadnienia zjawisk parapsychologicznych zaprzątają 

umysły  uczonych,  usiłujących  je  wyjaśnić,  to  jednak  są  one  nadal  dla  nauki  nie 
rozwiązane. Sam człowiek bowiem jest istotą zagadkową, nieznaną. Istota ludzka w swej 
psychofizycznej  strukturze  jest  zbyt  złoŜona,  aby  ją  moŜna  było  w  całości  ogarnąć  i 
zrozumieć. Wielki uczony, laureat nagrody Nobla, A. Carrel, w swym dziele pt. Człowiek 
istota nieznana
, wywodzi słusznie, Ŝe nie ma metody do uchwycenia człowieka w całości, 
do  powiązania jego  części  i  jego  stosunku  ze  światem  zewnętrznym.  „Człowiek  poznany 
przez  specjalistów  nie  jest  człowiekiem  konkretnym,  rzeczywistym,  gdyŜ  jest 
rozczłonkowanym  przez  anatomów  trupem;  jest  zaobserwowaną  świadomością  dla 
psychologów;  jest  nieuchwytną  osobowością  dla  siebie  samego.  Dla  chemików  jest 
substancją  chemiczną,  która  tworzy  tkanki  i  ciecze  organizmu,  dla  fizjologów  jest 
cudownym  zbiorem  komórek,  których  prawa  współistnienia  badają.  A  przecieŜ  człowiek 
stanowi zespól organów władz psychicznych ściśle ze sobą złączonych”. 

Współczesna nauka juŜ poznała dokładnie zespoły organów i ich współdziałanie. Z 

kaŜdym  rokiem  odkrywa  skomplikowane  układy  komórek  organicznych.  Coraz  śmielej 
badawczy umysł uczonych wdziera się w precyzyjny aparat ludzkiego mózgu. Olbrzymie 
natomiast  dziedziny  świata  psychiki  ludzkiej,  jej  wszechstronne  funkcje  pozostają  nadal 
dla nas głębią tajemnicy. 

CzymŜe  bowiem  jest  nasza  myśl,  świadomość,  pamięć?  Jest  to  wszystko  tylko 

wytworem  mózgu,  kombinacją  fal  elektromagnetycznych  czy  jakąś  wielowymiarową 
energią? A moŜe to coś niematerialnego, co istnieje poza granicami mózgu, co przedostaje 
się do naszego mózgu w nieznany sposób? A dalej, co wytwarza naszą świadomość i gdzie 

background image

 

45 

się znajduje jej siedlisko – w mózgu czy poza nim? A jeśli w mózgu, to w jakiej jego partii 
i  jaki  jest  jej  zasięg?  MoŜemy  mnoŜyć  pytania  w  nieskończoność,  nie  znajdując 
odpowiedzi. Teoria lokalizacji pewnych części mózgu wyjaśnia zaledwie funkcjonowanie 
zmysłów, ale i nie potrafi wyjaśnić ani istoty naszej psychiki, ani jej działania. Najnowsza 
nauka  biologii  odkryła  w  ludzkim  mózgu  trzy  rodzaje  prądów  elektrycznych,  prądy 
specyficzne, czynnościowe i spazmatyczne. Ale i one jeszcze niczego nie wyjaśniają. 

Wśród  uczonych  panują  jakŜe  liczne  i  odmienne  poglądy  na  psychikę  i  jej 

powiązanie z mózgiem człowieka. Przedstawmy kilka z nich bodajŜe szkicowo. 

Bergson  utrzymuje,  Ŝe  pamięć,  świadomość,  wyobraźnia  i  wszelkie  przejawy 

psychiczne powstają nie w mózgu, lecz w samym duchu. Mózg jedynie utrzymuje procesy 
ś

wiadomości w napięciu i nastawia je do praktycznego Ŝycia. 

W.  James  uwaŜa,  Ŝe  mózg  ludzki  nie  wytwarza  świadomości,  lecz  jedynie 

przepuszcza ją z innego świata, podobnie jak soczewka przepuszcza Światło i je zmienia. 
Ś

wiadomość  ludzka  stanowi  drobną  cząstkę  ducha,  który  istnieje  poza  mózgiem,  i  cały 

ś

wiat psychiczny bytuje w dziedzinie ponadzmysłowej. 

Dla  większości  jednak  naukowców  jedynie  mózg  jest  głównym  siedliskiem 

wszystkich władz psychicznych. W nim one powstają i manifestują się w róŜnej formie na 
zewnątrz W splocie tak licznych poglądów, najczęściej sprzecznych, na  Ŝycie psychiczne 
człowieka i jego przejawy na co dzień, powstaje zasadnicze pytanie – czy w ogóle istnieje 
jakakolwiek moŜliwość ujęcia w pewne kryteria naukowe zjawisk parapsychicznych. Na to 
pytanie usiłuję dowodami pro i kontra dać pewne, chociaŜ słabe naświetlenie. 

Jasnowidzenie,  telepatia  i  intuicja  to  jakby  ta  sama  energia  płynąca  trzema 

strumieniami  do  punktu  informacyjnego.  Nie  moŜna  w  praktyce  między  tymi  pojęciami 
przeprowadzić rozgraniczenia. W toku działania zjawisk parapsychicznych występują one 
koordynacyjnie,  synchronicznie  i  są  równomiernie  ze  sobą  powiązane,  tak  jak  zespół 
sercowo-płucny  w  organizmie  ludzkim.  MoŜna  jedynie  o  tych  trzech  fazach 
parapsychicznych mówić w aspekcie teoretycznym. 
 

Jasnowidzenie 

Musimy  wyjść  z  zasadniczego  załoŜenia,  a  mianowicie  czy  istnieje  jakakolwiek 

moŜliwość  spostrzegania  pozazmysłowego.  Zagadnienie  to  wywołuje  wśród  uczonych 
liczne  kontrowersje.  BodajŜe  jeszcze  większość  naukowców,  nastawionych  z  góry 
negatywnie  do  wszelkich  zjawisk  nieempirycznych,  zdecydowanie  odrzuca  moŜliwość 
widzenia  pozazmysłowego.  Cała  parapsychologia  jest  dla  nich  rzeczą  niegodną 
prawdziwego  uczonego,  by  się  nią  moŜna  zająć.  Usiłują  nawet  zwalczać  tego  rodzaju 
zagadnienia. Jednym z takich zaciekłych przeciwników wszelkich zjawisk paranormalnych 
jest  niejaki  C.E.  Hansel.  W  swej  ksiąŜce  wydanej  w  roku  1969  pt.  Spostrzeganie 
pozazmysłowe  zwalcza  z  całą  namiętnością  istnienie  zjawisk  paranormalnych.  Broni 
swego poglądu niezbyt wybrednymi argumentami. 

Wszyscy  telepaci  i  jasnowidzowie  –  według  niego  –  to  oszuści  i  szarlatani,  co 

swoje  sukcesy  uzyskują  sztuczkami  kuglarskimi,  a  badacze  zjawisk  paranormalnych  to 
niedołęgi,  bo  w  ciągu  tylu  lat  nie  umieli  stworzyć  odpowiednich  warunków 
uniemoŜliwiających  wszelkie  oszustwo  uprawiane  przez  rzekomych  jasnowidzów.  Autor 
sugeruje  zarazem  niedwuznacznie,  Ŝe  niejednokrotnie  nawet  naukowcy  stawali  się 
wspólnikami oszukańczych machinacji jasnowidzów. 

Niektórzy  znów  naukowcy  zjawiska  parapsychiczne  zaliczali  do  dawno  juŜ 

przebrzmiałego spirytyzmu. Inni zacieśniali szeroka dziedzinę parapsychologii do wąskich 
ram telepatii. 

Spojrzenie  na  te  sprawy  wielkiej  rzeszy  powaŜnych  współczesnych  uczonych  we 

wszystkich  krajach  świata  jest  inne,  bezstronne,  naukowe.  Według  ich  przekonania 

background image

 

46 

jasnowidzenie,  jako  najwyŜszy  stopień  parapsychologii,  jest  faktem  bezspornym  i 
niezaprzeczalnym. I dzisiaj Ŝaden prawdziwie wszechstronny i bezstronny naukowiec, tym 
bardziej  badacz  zjawisk  parapsychicznych,  nie  będzie  powtarzać  przestarzałych  i 
oklepanych  banałów,  na  wzór  Hansela,  o  oszustwie  telepatów  czy  jasnowidzów.  W 
ubiegłym  wieku,  owszem,  powstrzymywały  uczonych  od  badań  zjawisk  paranormalnych 
cudeńka pokazywane na rynkach i salach przez róŜnych fakirów, kuglarzy, iluzjonistów i 
magików  oraz  przepowiadanie  przyszłości  i  przeszłości  przez  obłąkanych  specjalnym 
tańcem derwiszów. W tym galimatiasie trudno było odróŜnić ziarno od plew. 

W dobie dzisiejszej jeszcze wielu uczonych powstrzymuje od zaangaŜowania się w 

dziedzinę  parapsychologii  niemoŜność  ujęcia  zjawisk  paranormalnych  w  ramy  naukowe. 
Ale to - jak podkreśla A. Carrel –  Ŝe uczeni nie maja metody, nie znają sposobu badania 
zjawisk paranormalnych, nie jest Ŝadnym dowodem, iŜ jasnowidzenie nie istnieje. 

Dzisiaj  na  całym  świecie  powiększa  się  liczba  wielkich  uczonych  z  róŜnych 

specjalności: biologii, psychologii, biochemii, fizjologii i medycyny, którzy usiłują poznać 
mechanizm  powstawania  zjawisk  pozazmysłowych,  ich  istotę  oraz  moŜliwości 
praktycznego zastosowania. 

Nazwa i definicja jasnowidzenia 

Jasnowidzenie – to wyraz najbardziej nieodpowiedni dla samego jego pojęcia, nie 

oddaje  bowiem  ani  istoty,  ani  przebiegu  powstania  i  działania,  ani  teŜ  przedmiotu  tego 
pojęcia. To specyficzne widzenie nie jest tak jasne jak dzień słoneczny. Przeciwnie, stawia 
ono  jasnowidza  w  głębi  ciemnego  jak  noc  labiryntu,  skąd  musi  on  wyjść  po  omacku  na 
ś

wiatło dzienne. Jasnowidz podczas usiłowania odkrycia wizji jest podobny do alpinisty co 

wdziera  się  wśród  skał  i  przepaści  w  ciemnej  jak  ołów  chmurze  na  szczyt  górski,  skąd 
dopiero moŜe w blaskach słonecznych dojrzeć szerokie krajobrazy. 

Właściwsza  juŜ  byłaby  nazwa:  psychowizja,  transpsychowizja,  parapsychowizja, 

psychotelewizja lub coś podobnego. 

Jeszcze  większą  trudność  sprawia  definicja  jasnowidzenia.  jest  ono  tak  bogate  w 

treść,  obejmuje  tak  wielką  ilość  róŜnorodnych  zjawisk  i  przebiega  po  nieznanej 
płaszczyźnie  w  nieuchwytnych  wymiarach,  Ŝe  niełatwo  znaleźć  dlań  odpowiednią  i 
dokładną  definicję.  Zresztą  w  kaŜdej  dziedzinie  naukowej  Ŝadna  definicja  nie  jest  zdolna 
określić  ściśle  i  w  pełni  swego  przedmiotu,  nikt  będzie  adekwatna  do  treści  i  charakteru 
samego pojęcia. 

Spróbujmy  zdefiniować  jasnowidzenie  w  sensie  najwłaściwszym.  Jasnowidzenie 

jest  to  specyficzna  ludzka  zdolność  widzenia  rzeczy  i  wydarzeń  poprzez  materię, 
przestrzeń  i  poza  granicami  czasu  Albo  –  jest  to  wiedza  o  przedmiocie  lub  wydarzeniu 
nabyta bez udziału zmysłów. Jeszcze inaczej – jest to osiągnięcie celu bez zastosowania do 
tego  pomocniczych  środków.  Albo  wreszcie  –  jest  to  widzenie  pozazmysłowe  rzeczy 
podpadających pod zmysły. 

Chcę  tutaj  nadmienić,  Ŝe  według  mojego  mniemania  określanie  zdolności 

jasnowidzenia  jest  absurdem.  Po  pierwsze  dlatego,  Ŝe  nie  wiadomo,  czy  człowiek  ma 
rzeczywiście tylko pięć zmysłów, czy czasami nie więcej. Po drugie, cóŜ ma ten najwyŜszy 
atrybut naszej psychiki, zdolność jasnowidzenia, wspólnego ze zmysłami? Nauka poznała 
dokładnie  wszystkie  pięć  zmysłów  pod  względem  ich  anatomii,  fizjologii,  lokalizacji  i 
działania.  Istota  natomiast  jasnowidzenia  jest  dla  nauki  jeszcze  nieuchwytna,  tajemna, 
wkraczająca poniekąd w dziedzinę metafizyki. 

W kaŜdym razie jasnowidzenia nie moŜna wtłoczyć w sferę zmysłów. 

Istota jasnowidzenia 

Jaka jest forma energii czynnej w porozumieniu telepatycznym i w jasnowidzeniu – 

nie  wiemy.  Wszystkie  nauki,  których  przedmiotem  jest  człowiek,  są  nadal  niezupełne. 
Wiemy  tylko  z  psychologii,  biologii  i  filozofii,  Ŝe  wszystko,  co  dotyczy  świadomości, 

background image

 

47 

musi  przejść  przez  system  nerwowy  i  zmysły.  Jasnowidz  natomiast,  dzięki  jakiejś 
nadświadomości,  chwyta  wprost  rzeczywistość.  Widzi  obrazy,  wydarzenia  w  odległej 
przestrzeni  i  czasie.  Dla  niego  zarówno  przeszłość,  jak  i  przyszłość  są  niekiedy  aktualną 
teraźniejszością. 

Następuje  z  kolei  drugie  zagadnienie.  Jeśli  więc  pewna  niewymierna  energia 

stwarza  zjawiska  jasnowidzenia,  to  z  jakiego  rodzaju  aparatu  pochodzi  i  gdzie  ten 
cudowny aparat się mieści. W jaki sposób się go uruchamia, aby za jego pomocą uzyskać 
informacje  ze  świata  zewnętrznego.  A  moŜe  zjawiska  świata  zewnętrznego  na  mocy 
jakiegoś prawa znajdują swój odzew w naszej sferze psychicznej. Ale i w tym przypadku 
musi w nas tkwić odbiorczy aparat zjawisk leŜących poza sferą, naszych zmysłów. 

Nauka  o  człowieku,  tj.  medycyna,  anatomia,  fizjologia,  biologia,  zwłaszcza 

submolekularna,  i  psychiatria,  wystarczająco  poznała  wszelkie  procesy  fizjologiczne  i 
psychologiczne  oraz  źródła  ich  powstawania,  zbadała  akcje  i  reakcje  występujące  w 
odruchach  warunkowych,  spostrzegła  paranormalne  fenomeny  występujące  u  osobników 
będących w transie hipnotycznym. Nauka nie natrafiła jednak dotąd na Ŝaden ślad wiodący 
do  rozwiązania  zagadnień  parapsychicznych.  Na  ten  temat  powstało  wiele  hipotez,  z 
których waŜniejsze uwzględnimy. 

Pogląd  filozofii  Wschodu,  zabarwionej  okultyzmem,  utrzymuje,  Ŝe  wszelkie 

zjawiska  parapsychologiczne  powstają  w  szyszynce  mieszczącej  się  w  międzymózgowiu. 
W płatach czołowych obrazy informacyjne się odbijają i są odczytywane przez jasnowidza. 
Jest  to  teoria  nie  do  przyjęcia,  brak  jej  racjonalnego  uzasadnienia.  Przede  wszystkim 
jeszcze  nikt  dotąd  ostatecznie  nie  zbadał,  jaką  rolę  odgrywa  szyszynka  w  naszym 
organizmie  i  w  sferze psychicznej. Wydaje  się,  iŜ  szyszynka  nie  ma  specjalnego  wpływu 
na jakąkolwiek funkcjonalność psychiczną mb fizjologiczną, przynajmniej w późniejszym 
okresie  Ŝycia  człowieka.  Według  mojego  mniemania  jest  ona,  owszem,  pewnym 
regulatorem i transformatorem energii elektromagnetycznej oraz  biologicznych prądów w 
ustroju  człowieka  przed  jego  dojrzałością  i  pełnią  wzrostu.  Z  chwilą  osiągnięcia  tych 
postulatów  organicznych  szyszynka  traci  swą  rację  bytu  i  jako  juŜ  niepotrzebna  zaczyna 
zanikać przez zrogowacenie. 

Wybitny  znawca  i  wnikliwy  badacz  bioelektroniki,  profesor  S.  Manczarski, 

tłumaczy  zjawiska  parapsychiczne  teorią  śladowości  oraz  fal  elektromagnetycznych. 
Według  tej  teorii  kaŜe  dotknięty  przez  człowieka  przedmiot  posiada  odbity  na  sobie 
pewien  ślad  substancji  subtelnej  w formie jakby  fotografii  Ŝywego  obrazu.  Substancja  ta, 
w  momencie  kiedy  jasnowidz  weźmie  do  ręki  przedmiot  dotknięty  przez  daną  osobę, 
zostanie przez niego, dzięki receptorom skóry, wchłonięta do ustrój potęguje się w nim na 
mocy  procesów  chemicznych,  dostaje  i  do  systemu  nerwowego  i  w  ten  sposób  pozwala 
jasnowidzowi  odczuć  oŜywiony  obraz  osoby  zostawiony  na  dotkniętym  przez  nią 
przedmiocie. 

JeŜeli  moja  interpretacja  teorii  profesora  Manczarskiego  jest  prawidłowa,  to  by 

wyśmienicie  wyjaśniała  istotę  psychometrii  i  psychoskopii,  które  polegają  na  tym,  Ŝe 
jasnowidz  przez  dotykanie  przedmiotu,  mającego  uprzednio  jakąkolwiek  styczność  z 
danym człowiekiem, nawiązuje tą drogą kontakt z n i uzyskuje aktualną o nim informację. 

Jako  klasyczny  przykład  psychometrii  niech  nam  posłuŜ  takt, jaki  wydarzył  się  w 

naszym kraju przed wojną. 

Polacy,  biorący  udział  w  międzynarodowym  wyścigu  balonowym,  pewnego  dnia 

gdzieś  zaginęli  nad  terenem  Rosji.  Wszelka  radiowa  łączność  z  nimi  została  przerwana. 
Wówczas  przyniesiono  Ossowieckiemu  stare  ubranie  jednego  z  zaginionych.  Ossowiecki 
wziął  ubranie  do  ręki,  mocno  się  skoncentrował  i  po  krótkiej  chwili  rzekł:  „Widzę  ich 
mocno  wycieńczonych,  kroczących  po  zaspach  śnieŜnych  w  kierunku  południa.  Dookoła 
nich  straszliwe  pustkowie.  Jest  to  Syberia”.  I  rzeczywiści  wkrótce  potem  radziecka 

background image

 

48 

ekspedycja odnalazła rozbitków tajgach syberyjskich i odesłała ich do Polski. 

W ostatnich czasach pojawiła się jeszcze inna hipoteza usiłująca wyjaśnić zjawiska 

parapsychiczne.  Opiera  ona  swe  i  wody  równieŜ  na  układzie  i  działaniu  fal 
elektromagnetycznych.  W  kaŜdej  komórce  naszego  mózgu  znajdują  się  potencje 
elektryczne.  Między  sąsiednimi  komórkami  następują  wciąŜ  w  przestrzeniach 
międzykomórkowych wyładowania elektryczne. 

Wyładowania  te  niekiedy  bywają  tak  silne  (małe  pioruny),  Ŝe  funkcjonalność 

naszych władz psychicznych potęgują aŜ do granic jasnowidzenia. 

Wszystkie  teorie  dotyczące  wyjaśnienia  zjawisk  paranormalnych  nie  wykraczają 

poza  wartość  mniej  lub  więcej  przekonujących  hipotez,  lecz  Ŝadna  z  nich  nie  jest 
kompletna. 

Podczas  moich  prelekcji,  jakie  wygłaszałem  w  gronie  naukowców,  pytano  mnie 

przede  wszystkim,  jak  ja  osobiście  pojmuję  zjawiska  parapsychiczne.  Powinienem  je 
najlepiej  rozumieć,  skoro  one  przeze  mnie  i  we  mnie  się.  przejawiają.  Owszem,  przez 
dwadzieścia pięć lat badałem te zagadnienia obiektywnie, opierając się na obserwacjach i 
posługując  się  wypracowaną  metodą.  I  jakie  uzyskałem  rezultaty?  Takie,  których 
prawdopodobieństwo  moŜna  porównać  z  ogłaszanymi  codziennie  przez  sympatycznego 
„Wicherka”  prognozami  pogody  na  dzień  następny  i  dalsze  dni.  Kiedy  sądziłem,  Ŝe  juŜ 
uchwyciłem  nareszcie  coś  racjonalnego,  jakiś  istotny,  przekonujący  sens  zjawisk 
paranormalnych,  wtem  nagle  wydawało  się coś  zupełnie  nowego, co  burzyło  cały  gmach 
myśli I teorii na naukowych nasadach zbudowany. Zresztą niech sam czytelnik osądzi na 
podstawie bogatej faktografii oraz wielostronnych wywodów, jakie w niniejszym rozdziale 
przedstawiam. 

AŜeby  mogło  zaistnieć  jasnowidzenie,  muszą  być  dwa  pojęcia:  podmiot  i 

przedmiot,  czyli  jasnowidz  i  drugi  człowiek  oraz  świat  zewnętrzny.  Łącznikiem  między 
jasnowidzem  a  światem  zewnętrznym  lub  drugim  człowiekiem  są  fale  prądów 
biologicznych,  kosmicznych  i  elektromagnetycznych  oraz  wiele  innych  jeszcze  nie 
odkrytych,  lecz  z  duŜym  prawdopodobieństwem  istniejących.  Na  układzie  tych  fal 
niewątpliwie  opiera  się  i  nimi,  się  posługuje  wszelkie  pozazmysłowe  widzenie.  Ma  ono 
coś z telepatii, coś z telewizji oraz coś z nieznanych źródeł. 

Jasnowidzenie telepatyczne 

Organizm, a zwłaszcza mózg kaŜdego człowieka, jest naładowany nie tylko energią 

elektromagnetyczną,  lecz  równieŜ  energią  biomagnetyczną.  W  kaŜdym  ludzkim  mózgu 
jest  gdzieś  w  jego  ośrodkach  umieszczony  aparat  nadawczo-odbiorczy,  oparty  w  swym 
działaniu  na  falach  wymienionych  energii.  Aparat  ten  pozostaje  zasadniczo  u  kaŜdego 
człowieka  w  stanie  nieczynnym,  potencjalnym,  tylko  w  wyjątkowych  wypadkach  kilka 
zaledwie razy w Ŝyciu zadziała. Wyjątkowo natomiast u niektórych jednostek pozostaje on 
w  stanie  czynnym,  a  spotęgowany  bodźcami,  staje  się  tak  precyzyjny,  Ŝe  chwyta  myśli, 
przeŜycia  drugiej  osoby  na  odległość,  jak  równieŜ  procesy  i  wydarzenia  ze  świata 
zewnętrznego.  Najlepiej  jednakŜe  odbiera  obraz  psychiczny  drugiego  człowieka.  Na 
przykład poszukiwany nie jest znany jasnowidzowi ani nie wie, Ŝe jest poszukiwany przez 
niego, a mimo to jest nadajnikiem jakichś fal, które docierają do jasnowidza jako odbiorcy. 
Weźmy bardzo znamienny pod tym względem przykład. 

W  Kwietnikach  na  Dolnym  Śląsku  zgłosił  się  do  mnie  kompletnie  załamany 

człowiek,  któremu  jakaś  kobieta  przed  tygodniem  porwała  siedmioletniego  synka. 
Fotografii  dziecka  nie  posiadał.  Dlatego  musiałem  wytęŜyć  swe  siły  koncentracji  do 
najwyŜszego stopnia, by uchwycić jakikolwiek obraz z zaistniałej sytuacji – gdzie dziecko 
się  znajduje  i  czy  jeszcze  Ŝyje.  Nigdzie,  niestety,  dziecka  nie  dostrzegłem.  Natomiast 
zaczęła  się  wyłaniać  przed  moim  wzrokiem  stara  kamienica,  ciągnąca  się  daleko  w  głąb 
duŜego  placu,  zaznaczona  numerem  15.  Dziecka  trzeba  szukać  w  najdalszej  kondygnacji 

background image

 

49 

kamienicy,  na  prawo  od  podwórza,  na  parterze.  Nazwę  ulicy  podałem,  chyba  Wojska 
Polskiego,  ale  dziś  po  dwudziestu  latach  nie  jestem  pewny,  czy  rzeczywiście  taką  nazwę 
podałem. Musiałem jednak podać dobry adres, pod nim bowiem znaleziono dziecko, tylko 
nie to, którego się szukało, lecz inne, takŜe porwane przed czterema laty przez bezdzietne 
małŜeństwo. 

Zawiedziony  ojciec  znowu  przyjechał  do  mnie  błagać  o  pomoc.  I  znowu  usiłuję 

trafić  na  właściwy  ślad,  wiodący  do  celu.  Nie  mogę  nawiązać  Ŝadnego  kontaktu  z 
porwanym  dzieckiem.  Znowu  się  skupiam.  W  tej  chwili  ukazała  się  bardzo  wyraźnie 
sprawczyni porwania. Tak ją opisałem: „Widzę ją dokładnie. Jest starą panną, wysokiego 
wzrostu,  blondynka,  o  nieciekawej  przeszłości,  pochodzi  z  Częstochowy.  Idzie  z 
dzieckiem na ręku w stronę Będzina”. Jedno zaakcentowałem mocno, Ŝe dziecko na pewno 
się znajdzie. Na tym moja rola się skończyła. 

W  kilka  miesięcy  po  moim  wyjeździe  z  Kwietnik  do  Wyszogrodu  na  stały  pobyt 

otrzymałem radosny list z zawiadomieniem, Ŝe dziecko juŜ zostało znalezione w Będzinie 
u opisanej przeze mnie prostytutki, rodem z Częstochowy. Przeniosła się ona do koleŜanki 
do Będzina tylko z tego powodu, by łatwiej tam się ukryć. Porwała dlatego, Ŝe zapragnęła 
mieć dziecko, a poniewaŜ swojego mieć nie  mogła, więc porwała obce, by być dla niego 
matką. 

Zachodzi teraz pytanie – dlaczego widziałem tak wyraźnie porywaczkę, jej wygląd, 

miejsce pochodzenia, zawód, morale oraz miejsce jej pobytu z porwanym dzieckiem, a nie 
mogłem  dojrzeć  szukanego  dziecka.  I  pytanie  drugie  –  na  jakiej  podstawie  znalazłem 
dziecko  inne,  nie  będące  przedmiotem  mojego  zainteresowania,  a  nie  natrafiłem  na  ślad, 
przynajmniej początkowo, dziecka poszukiwanego. 

OtóŜ  zgodnie  z  załoŜeniem  opartym  na  falach  telepatyczno-informacyjnych  nie 

będzie trudno zrozumieć, dlaczego moje widzenie szło do właściwego celu drogą okręŜną. 
PrzecieŜ ani jedno, ani drugie dziecko nie zdawało sobie sprawy ze swojego połoŜenia, Ŝe 
jest  oderwane  od  własnych  rodziców,  nie  mogło  Ŝadne  z  nich  wysłać  fali  myślowej  ani 
biomagnetycznej.  Nie  mogłem  od  razu  ich  odnaleźć,  bo  nie  było  Ŝadnego  z  nimi 
połączenia  falowego,  Ŝadnego  pomostu.  Porywacze  natomiast  myśleli  stale  o  rodzicach 
porwanych  dzieci,  Ŝyli  w  ciągłej  obawie  przed  odpowiedzialnością  za  swe  nieludzkie 
czyny.  I  dlatego  dopiero  włączając  się  w  nurt  prądów  porywaczy  trafiłem  pośrednio  do 
samych dzieci. 

Spróbujmy to skomplikowane zjawisko przedstawić graficznie. 
Wiemy, Ŝe wszystkie fale od swojego źródła rozchodzą się w róŜnych kierunkach 

albo  w  formie  koncentrycznych  kół,  albo  szeregowo  na  wzór  łańcucha  ogniw,  albo 
sferycznie  jak  chmury,  albo  wreszcie  promieniście  strzałkowo  w  kształcie  gwiazdy.  My 
dla najprostszej orientacji przedstawimy nasz wykres na liniach prostych. 

Literą  R  oznaczamy  rodziców  porwanych  dzieci,  P  –  porywaczy,  D  —  dzieci 

poszukiwane, J — jasnowidza. 

background image

 

50 

 

Prądy  rodziców  są  w  tym  wypadku  bez  znaczenia  gdyŜ  płyną  na  w  róŜne  strony 

ś

wiata  na  ślepo,  giną  w  próŜni.  Ze  strony  dzieci  Ŝaden  prąd  nie  płynie,  ani  myślowy,  ani 

uczuciowy.  Pozostały  jedynie  w  sferze  naziemnej  prądy  falowe,  i  to  silne  porywaczy, 
skierowane w stronę rodzin porwanych dzieci. Moje zaś siły telepatyczne biegną takŜe w 
róŜnych  kierunkach  swej  drodze  napotykają  strumień  prądu  porywacza  P2,  gdyŜ  był 
silniejszy,  jakby  podwójny,  płynący  od  dwojga  małŜonków,  i  po  tym  strumieniu  trafiłem 
na  dziecko nr  2  czyli  przypadkowo.  Skoro  juŜ  teraz  jedna  linia  prądu  została  skasowana, 
łatwiej, włączyłem się na linię porywaczki właściwej P1, i w ten sposób znalazłem miejsce 
pobytu dziecka poszukiwanego. 

Przedstawiona teoria jasnowidzenia opartego na prawach telepatyczno-wizualnych 

wydaje  się  dosyć  łatwa  i  przekonywująca.  W  dalszej  natomiast  i  szerszej    analizie 
przekonywujemy się, Ŝe ma ona, niestety, duŜe luki i w wielu wypadkach zawisa w próŜni, 
nie posiada Ŝadnej wartości dowodowej. 

Odbiornik działa bez stacji nadawczej 

Ilekroć  oglądałem  fotografie  zaginionych  Ŝołnierzy  w  czasie  wojny,  to  prawie 

zawsze  w  wypadku  ich  śmierci  występowało  dziwne  niezrozumiałe  zjawisko,  a 
mianowicie  –  jednych  się  widzi  w  momencie  ich  śmierci,  jak  ugodzeni  kulą  lub 
odłamkiem pocisku zwalają się na ziemię, krwawią i umierają, innych natomiast widziało 
się  juŜ  w  grobie,  jaki  jest  stopień  rozkładu  ciała,  w  jakiej  pozycji  leŜa,  nawet  jeszcze 
strzępy munduru są widoczne. 

Weźmy teraz pod uwagę przypadek pierwszy.  śołnierz śmiertelnie raniony posyła 

w jakimś ułamku sekundy swą myśl poŜegnania do najbliŜszych. Owa myśl spotęgowana 
strachem  umierania  i  wszystkie  w  momencie  śmierci  przeŜycia  przemieniają  się  w  jakąś 
energię,  która  znów  w  formie  obrazów  telewizyjnych  krąŜy  w  sferze  ziemskiej  czy 
kosmicznej i jasnowidz je chwyta. Takie tłumaczenie ma pewne walory przekonujące. Ale 
oto  Ŝołnierz  znienacka  zabłąkanym  pociskiem  armatnim  zostaje  w  ułamku  sekundy 
rozniesiony na drobne strzępy. Nie miał czasu na Ŝadną myśl, nie poszła od niego w świat 
Ŝ

adna  energia,  Ŝadna  fala  telepatycznego  prądu.  Na  jakiejŜe  zasadzie  moŜna  widzieć 

ś

mierć  Ŝołnierza  w  tym  wypadku,  kiedy  nie  ma  z  nim  Ŝadnego  połączenia?  Trudniej 

jeszcze pojąć, na jakich prawach moŜna widzieć Ŝołnierza leŜącego od dawna w grobie. 

Podczas  posiedzenia  naukowego  w  Warszawie  podano  mi  fotografię 

przedstawiającą  mgliście  zarysowany  kontur  pochylonej  postaci  męskiej  na  tle  ponurego 
czerwonego nieba. Zapytano mnie, co ja widzę z tej fotografii. Jakiś wewnętrzny przymus 
nakazywał  mi  powiedzieć,  Ŝe  jest  to  Ŝołnierz  norweski,  lecz  mu  się  oparłem  i  nic  nie 

background image

 

51 

odpowiedziałem.  Bałem  się  po  prostu  strzelić  gafę,  bo  skądŜe  Ŝołnierz,  i  to  norweski? 
Powiedziano mi wówczas, Ŝe na mogile poległego norweskiego Ŝołnierza ukazuje się taka 
właśnie postać, którą nawet moŜna sfotografować. 

To  ostatnie  zjawisko  moŜna  chyba  ująć  w  ten  sposób.  Z  trupa  mogą  emanować 

albo  gazy  przybierające  postać  człowieka,  albo  wydobywają  się  pewne  nieznane  nam 
substancje,  które  formują  w  nieznany  sposób  obraz  pogrzebanego,  i  taki  obraz  równieŜ 
chwyta jasnowidz z oddalenia przestrzeni i czasu. 

Dotychczas  mówiliśmy  o  wizjach  jasnowidza  dotyczących  człowieka  zarówno 

Ŝ

ywego,  jak  i  umarłego.  Ale  jaką  teorią  da  się  wyjaśnić  widzenie  lub  wydarzenia 

odnoszące się do rzeczy martwych? 

Do Lubomierza przyjechał do mnie profesor Tobiasz z Krakowa z prośbą o pomoc 

w  odszukaniu  zaginionej  ksiąŜki  o  Ŝyciu  królowej  Jadwigi.  W  toku  naszej  rozmowy  na 
róŜne tematy historyczne profesor podsunął mi sugestywne pytanie, co mogą kryć w sobie 
podziemia  pod  prezbiterium  katedry  na  Wawelu.  Zacząłem  się  koncentrować.  Wtem 
wyłonił się przed moim wzrokiem wąski korytarz, idący od absydy, obok pierwszego filara 
po prawej stronie wielkiego ołtarza (po naszej lewej ręce, patrząc na ołtarz), skręcający ku 
nawie bocznej. Zdziwiłem się anomalią widzenia. PrzecieŜ o ile pamiętam z historii sztuki, 
w  budownictwie  katedr  czegoś  takiego  się  nie  spotyka.  Bo  i  jaki  byłby  tego  cel?  To  by 
osłabiało podstawę filara. Pośrodku Unii magistralnej prezbiterium wskazałem pod ziemią 
dwa  małe  przedmioty.  Były  to,  jak  się  później  okazało,  przedmioty  królewskie:  sygnet  i 
małe berło. 

W  jakiś  czas  później  rzeczywiście  rozkopywano  prezbiterium  katedry.  Gdy  się  o 

tym dowiedziałem, pojechałem specjalnie do Krakowa, aby się przekonać, czy moja wizja 
była fikcją, czy prawdą. Okazało się, Ŝe moje widzenie było zgodne z rzeczywistością. 

Co  wobec  tego  mogło  przekazać  do  mojej  sfery  psychicznej  obraz  rzeczy 

zakopanej  przed  wielu  wiekami?  Wszak  po  budowniczym  katedry  i  tego  korytarza  juŜ 
dawno  wszelki  ślad  zaginął;  nadajnik  przed  wiekami  został  zniszczony.  Wszelka  myśl, 
energia,  ich  formy  przypuszczalnie  juŜ  dawno  zostały  rozproszone  w  nicość.  A  moŜe  na 
mocy prawa niezniszczalności wszelkiej energii myśli ludzkie takŜe nigdy nie giną. MoŜe, 
zamknięte  w  murach  budowli,  pozostają  przez  tysiące  lat  i  są  zawsze  podatne  do 
uchwycenia  przez  jasnowidza.  W  myśl  filozofii  Wschodu  ciało  człowieka  jest  otoczone, 
jakby  spowite  jakąś  materią  czułą,  jakąś  subtelną  substancją,  nazwaną  fluidalną  lub 
ektoplazmatyczną. MoŜe zatem ta forma ciała fluidalnego pozostaje długo tam, gdzie Ŝywy 
człowiek  się  obracał,  i  jeszcze  jest  zdolna  promieniować  biomagnetycznymi  energiami 
docierającymi  do  specyficznej  aparatury  odbiorczej  jasnowidza.  RównieŜ  sama  materia  i 
wszystkie  przedmioty  martwe  promieniują.  TakŜe  ziemia jest  spowita  sferą  niewidzialnej 
wraŜliwej  materii,  przez  którą  przepływają  prądy  materii  nieoŜywionej  podobne  do  fal 
Hertza, docierających w formie informacji o sobie do władz psychicznych jasnowidza.  A 
moŜe w człowieku tkwi przyrząd, który na wzór aparatu rentgenowskiego dociera poprzez 
materię  i  przestrzeń  czasu  do  przedmiotów  dalekich  i  je  rejestruje.  Są  to,  oczywiście, 
mocno skomplikowane hipotezy. JednakŜe w tych hipotezach jest coś z prawdy. Przytoczę 
tu jeszcze fakt, który podwaŜa dotychczasowe rozumowanie i pozostaje dla mnie samego 
nierozwiązalną zagadką. 

Znany homeopata M. Szymkowiak w Poznaniu podał mi raz wieczorem fotografię 

młodej  dziewczyny  i  zapytał:  „Co  moŜna  o  tej  dziewczynie  powiedzieć?”  Patrząc  na 
fotografię,  nic  nie  mogłem  specjalnie  dojrzeć.  Natomiast  cisnął  mi  się  uparcie  na  usta 
dziwaczny wyraz, który usiłowałem wymówić głośno: erazja, eurazja, enurazja. W końcu 
wypowiadam - enuresis. Pytam, czy jest taki wyraz w medycynie. Szymkowiak przyniósł 
katalog chorób, w którym przeczytałem: enuresis nocturna znaczy  moczenie mimowolne, 
jakie często występuje u dzieci nerwowych. Zgodnie z logiką powinienem określić rodzaj 

background image

 

52 

schorzenia  dziewczynki,  a  nie  nazwę  choroby.  Skąd  tedy  pojawiła  się  nazwa,  o  której 
nigdy  przedtem  nie  słyszałem.  Takiego  zjawiska  nie  potrafię  zrozumieć  i  wątpię,  czy 
ktokolwiek inny zrozumie. 

Prekognicja 

NajwyŜszym  stopniem  jasnowidzenia  i  najtrudniejszym  do  rozwikłania  jest 

prekognicja.  Ten  rodzaj  jasnowidzenia  nie  mieści  się  w  Ŝadnych  kategoriach  przesłanek 
rozumowych.  Polega  na  widzeniu  wydarzeń,  faktów,  tragicznych  wypadków,  jakie  mają 
nastąpić  w  bliŜszej  lub  dalszej  przyszłości.  Wiemy  juŜ  dzisiaj,  co  ma  nastąpić  jutro. 
Widzenia tego rodzaju stoją w wyraźnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i z wszelką 
logiką.  Skutek  wyprzedza  swą  przyczynę.  Rzecz  nie  do  przyjęcia.  Zając  padł,  zanim 
strzelił  do  niego  myśliwy.  Wszelkie  przemiany  w  naturze  martwej,  wszelkie  procesy 
rozmnaŜania,  powstawania,  rozwoju  i  wzrostu  w  przyrodzie  Ŝywej  nie  mogą  wybiegać 
nigdy  naprzód  poza  stałe  tempo  biegu  określone  i  zdeterminowane.  Bieg  praw  przyrody 
nie  moŜe  przeskakiwać  ogniw  łańcucha  rozwojowego.  Jedynie  myśl  ludzka  wybiega 
daleko w przyszłość, ale ona moŜe się opierać jedynie na fantazji, moŜe widzieć obrazy i 
wydarzenia  stworzone  jedynie  w  wyobraźni,  nigdy  zaś  w  rzeczywistości.  Widzenie 
przyszłości  wypływające  z  czynników  emocjonalnych  lub  fantazji  jest  fikcją.  A  przecieŜ 
zjawiska  parapsychiczne  w  większości  przypadków  wiąŜą  się  ściśle  i  nierozwiązalnie  z 
prekognicja. Jak to jedno z drugim pogodzić? Najlepiej ilustrują te zagadnienia konkretne 
fakty, z których kilka przedstawiam. 

 

Wielce Szanowny Panie!  

 

 

 

 

Chojnice, dnia 26 VI 1967 r. 

Nie wiem, czy przypomina Pan sobie o naszym wypadku w Londynie. Na kilka dni 

przed  naszym  wyjazdem  do  Anglii  gościliśmy  Pana  w  Chojnicach.  Ostrzegał  nas  Pan  o 
wypadku, jaki nas czeka w Londynie. Sprawdziło się. Mieliśmy wypadek samochodowy w 
Londynie. Najwięcej obraŜeń odniosła moja siostra, która przeleŜała kilka dni w szpitalu. 
Po  wypadku  sprawa  została  skierowana  do  sądu  o  odszkodowanie...  Chciałabym  się 
dowiedzieć, czy warto robić starania za pośrednictwem adwokata w Polsce. Nie wiem, jak 
dalej postąpić. 

Łączę serdeczne pozdrowienia 

JADWIGA MARKS 

 

Spośród  wielu  najwspanialszym  przykładem  widzenia  przyszłości  był  fakt,  który 

szerokim echem odbił się w społeczeństwie, a zwłaszcza w sferach kościelnych, i dotarł aŜ 
do  Watykanu.  Fakt  ten  wydarzył  się  w  roku  1947  w  Olsztynie.  Byłem  tam  wówczas  w 
sprawach  słuŜbowych  i  musiałem  się  zetknąć  z  licznym  gronem  osób  róŜnych  zawodów, 
między  innymi  księŜy.  Po  omówieniu  spraw  urzędowych  zaczęto  mnie  zasypywać 
pytaniami na róŜne aktualne tematy. Jeden z księŜy  zapytał o losy Kościoła na najbliŜszą 
przyszłość w Polsce. Wśród wielu rzeczy, jakie wówczas wypowiedziałem, najwaŜniejsza 
była  jedna, a  mianowicie  dokładna  przepowiednia  śmierci  kardynała  A. Hlonda,  prymasa 
Polski.  Dosłownie  po  wiedziałem  tak:  „Widzę  niespodziewana  śmierć  kardynała  Hlonda 
24  października.  Przyczyna  jego  śmierci  będą  płuca,  chyba  grypę  zaziębi.  Po  nim  zaraz 
pójdzie  do  grobu  drugi  dygnitarz  kościelny,  mniejszego  kalibru”,  co  w  stylistycznej 
poprawnej  formie  tak  brzmieć  powinno:  zaraz  po  śmierci  kardynała  Hlonda  umrze  nagle 
drugi  dostojnik  duchowny,  nieco  niŜszy  w  hierarchii  kościelnej.  Przepowiednia  za  cztery 
miesiące spełniła  się  dosłownie  we  wszystkich  szczegółach.  Kardynał  zmarł  na  zapalenie 
płuc  po  operacji  wyrostka  robaczkowego,  biskup  Łukomski,  wracając  z  pogrzebu 
kardynała Hlonda, zginał w wypadku samochodowym. 

Mieć odwagę zrozumieć istotę zjawisk prekognicji, toby było to samo, co chcieć za 

pomocą  kieszonkowej  bateryjnej  lampki  oświetlić  i  poznać  tajemnice  dna  oceanu.  JeŜeli 

background image

 

53 

oprzemy  się  na  jakiejkolwiek  hipotezie  usiłującej  wyjaśnić  zagadnienia  widzenia 
przyszłości, napotykamy zawsze barierę nie do przełamania. 

Twierdzenie,  Ŝe  kaŜdy  fakt  zostaje  odbity  w  eterze  kosmicznym, a  przeszłość  czy 

przyszłość  jest  tylko  kwestią  jakiegoś  koła  nieznanego  obiegu  wydarzeń,  nie  jest 
przekonujące.  Trudno  pojąć,  aby  prądy  naszego  mózgu  oraz  jego  świadomość  czy 
podświadomość  mogły  wybiegać  w  przyszłość  i  obejmować  rzeczy  aktualnie  jeszcze  nie 
istniejące.  AŜeby  moŜna  było  uchwycić  istotny  sens  widzenia  przyszłości,  musielibyśmy 
znać  dokładnie  dwa  zasadnicze  pojęcia,  na  których  prekognicja  się  opiera.  Pojęcia  te  to 
człowiek  i  czas.  Tymczasem  człowiek  jest  istotą  nieznaną,  czas  rozumowo  nieuchwytny. 
JakŜe  więc  moŜna  z  nieznanych  przesłanek  wyciągnąć  odpowiedni  wniosek  prawdziwej 
wartości? 

Problem  ten  zmusza  do  postawienia  raz  jeszcze  pytania,  czym  jest  w  swej 

rzeczywistości człowiek. Musimy w nim uznać zasadniczy dualizm, czyli istnienie dwóch 
odrębnych pierwiastków, to jest ciała w jego strukturalnych złoŜonych formach oraz duszy 
w jej nieprzeliczonych przejawach działania. Organizm człowieka znamy, dusza natomiast 
nadal pozostaje dla rozumu nieuchwytna. Dusza ludzka to nie jest tylko spiraculum wtae, 
nie  sama  psyche,  to  iriesuina  przejawów  psychicznych.  Jest  o  wiele  bardziej  złoŜona  i 
bogatsza od tej, jaką nam przedstawia psychologia. MoŜe to coś, co nie ma odpowiednika 
w świecie materialnym, a jej bytowanie i przejawy, zwłaszcza wyŜsze, jak na przykład w 
jasnowidzeniu, odbywają się na innej, nie znanej nam płaszczyźnie, w innych wymiarach. 
Tego nie wiemy! 

Jeszcze  bez  porównania  trudniejszym  dla  nas  problemem  jest  pojęcie  czasu,  w 

którym fakty i wydarzenia umieszczamy. 

Co  to  jest  czas?  Czy  ma  swoją  egzystencję?  Czy  jest  tylko  pojęciem 

subiektywnym,  umownym,  potrzebnym  do  praktycznego  układu  Ŝycia  ludzkiego?  Od 
zarania  dziejów  myśli  ludzkiej  aŜ  do  dnia  dzisiejszego  Ŝaden  geniusz  nie  potrafił  ani 
wyjaśnić, ani zdefiniować pojęcia czasu. 

Czas  moŜna  nazwać  bezkresnym  torem,  po  którym  cały  wszechświat  się  posuwa. 

Nic  teŜ  nie  przeszkadza  nazwać  go  wieczystym  trwaniem,  w  jakim  chwilowo  się 
obracamy.  MoŜemy  go  jeszcze  uwaŜać  za  nieustanny  ruch,  w  którym  bierzemy  pewien 
udział. 

Filozofia rozróŜnia czas – subiektywny, czyli psychologiczny,  i obiektywny, czyli 

kosmiczny,  a  ściślej,  astronomiczny.  MoŜe  jest  jeszcze  forma  czasu  metafizycznego  albo 
parapsychicznego? 

W  praktyce  kaŜdy  z  nas  rozumie,  czym  jest  czas,  w  ramach  jego  bowiem 

umieszczamy  wszystkie  nasze  czynności.  Nawet  dla  celów  praktycznych  podzieliliśmy 
czas  na  trzy  fazy:  przeszły,  teraźniejszy  i  przyszły.  JakiŜ  to  prosty  i  łatwo  zrozumiały 
podział  czasu!  Czy  istotnie?  Niestety!  Dla  filozofa,  matematyka  i  dla  kaŜdego  logicznie 
myślącego  człowieka  taki  podział  czasu,  pozornie  łatwy  i  prosty,  stanowi  najtrudniejszy, 
wręcz nieroz-wiązalny problem. 

KaŜdemu  człowiekowi  się zdaje,  Ŝe  wciąŜ  stoi  na  odcinku  czasu  teraźniejszego,  a 

tylko czasami rzuca spojrzeniem w czas przeszły oraz wyczekuje czasu przyszłego. Jest to 
złudzenie.  Ujmując  poglądowo  czas  teraźniejszy,  jest  to  odcinek  trwania  czy  ruchu, 
zaleŜnie, jak kto pojmuje, między nieskończoną przeszłością a nieskończoną przyszłością. 
Jaka  więc  jest  długość  tego  odcinka?  Jest  on  absolutną  małością,  jeśli  nie  całkowitą 
nicością.  Na  przykład  –  juŜ  iskra  elektryczna  wyskoczyła  z  chmury  i  leci  w  kierunku 
stodoły.  Zanim  piorun  uderzy  w  stodołę,  ten  odcinek  czasu  będzie  czasem  przyszłym,  w 
momencie jego uderzenia stanie się przeszłym. Ile czasu trwało samo uderzenie, czyli jak 
długo  trwał  czas  teraźniejszy?  Idźmy  w  naszym  rozumowaniu  dalej.  Wytwórzmy  iskrę, 
której  trwanie  od  zaistnienia  do  jej  zagaśnięcia  wynosiłoby  jedną  trylionową  sekundy. 

background image

 

54 

Takiego czasu teraźniejszego najśmielsza wyobraźnia nie zdoła uchwycić. Podobnie jest z 
przebiegiem naszej myśli. Nim ona w nas się zjawi, naleŜy jeszcze do przyszłości, z chwilą 
zaś  jej  powstania  w  naszej  świadomości  –  juŜ  się  znalazła  w  przeszłości.  A  zatem  gdzie 
jest  właściwie  czas  teraźniejszy,  jaki  jest  jego  wymiar?  Nasuwa  się  uzasadniona 
wątpliwość,  azali  w  ogóle  czas  teraźniejszy  istnieje.  A  nam  się  wydaje,  Ŝe  my  tkwimy 
wciąŜ w czasie teraźniejszym. 

Nie istnieje równieŜ dla nas czas ani przeszły, ani przyszły. Człowiek znajduje się 

w kaŜdym momencie w punkcie między czasem zapadniętym w przeszłej nicości a czasem 
mającym  nadejść.  Człowiek  z  Ŝadnym  z  nich  nie  ma  Ŝadnej  styczności.  MoŜna  śmiało 
zaryzykować twierdzenie, Ŝe jest jedna forma czasu dla wszystkich zjawisk wszechświata. 
Jak  Ŝeglarz  w  swej  łodzi  pozostaje  nieruchomy  posuwając  się  w  dal,  tak  i  my  tkwimy  w 
jednym  stałym  punkcie  pewnej  formy  czasu  i  posuwamy  się  wśród  zjawisk  w  pewnym 
określonym  tempie,  w  jednym  kierunku.  To  posuwanie  się  mówi  nam,  Ŝe  fakty  i 
wydarzenia  przybliŜają  się  do  nas  i  obok  nas  przechodzą.  Podział  czasu  jest  tylko 
względnym sposobem widzenia rzeczy. 

MoŜna  się  silić  na  róŜne  hipotezy  i  porównania,  Ŝadna  z  nich  nie  da 

wystarczającego  wyjaśnienia  widzenia  przyszłości.  Wiem  tylko,  jeśli  chodzi  o  mnie,  Ŝe 
widzę ją i odczuwam, ale dlaczego, jaką drogą do tego dochodzę – nie wiem. 

 

Telepatia 

Nie  będę  powtarzać  tego,  co  juŜ  inni  badacze  napisali  na  temat  zjawisk 

telepatycznych.  Chciałbym  jedynie  dla  uzupełnienia  dodać  maty  przyczynek  w  tejŜe 
materii. 

Na wstępie muszę zaznaczyć, Ŝe telepatia to nie tylko – jak się powszechnie uwaŜa 

–  przekazywanie  myśli  na  odległość  między  osobami  powiązanymi  pokrewieństwem, 
uczuciem  lub  wspólnym  zainteresowaniem,  lecz  równieŜ  przekazywanie  wzruszeń, 
przeŜyć, nastrojów i przeczuć. 

W  gimnazjum  im.  Sienkiewicza  we  Lwowie  było  w  mojej  szóstej  klasie  dwóch 

braci  bliźniaków.  PoniewaŜ  obaj  przejawiali  te  same  gesty,  reakcje  i  cechy  charakteru, 
przeto  posadzono  ich  kaŜdego  w  oddzielnej,  dalej  połoŜonej  ławce.  Mimo  to  ich 
wypracowania  pisemne  z  języka  polskiego  miały  nie  tylko  podobną  treść,  ale  i  podobne 
błędy gramatyczne lub stylistyczne. 

Jest  to  zjawisko  znane.  Wypływa  ono  jakby  z  jednej  dwoistej  osobowości. 

Bliźniacy jednojajowi tworzą jakby jedną osobę w dwóch egzemplarzach. Stąd ich wygląd 
zewnętrzny,  cechy  psychiczne  są  prawie  identyczne.  Dlatego  pomiędzy  bliźniakami 
występują  zjawiska  telepatyczne  najbardziej  typowe.  Jest  sprawą  oczywistą,  Ŝe  takie 
przypadki  nie  stanowią  charakterystycznego  przykładu  zjawisk  telepatycznych  w  ścisłym 
tego słowa znaczeniu, jakie występują między osobami nie krewnymi. 

Typowym  przykładem  telepatii,  jaka  stale  występowała  między  pewnym  moim 

znajomym  profesorem  a  jego  narzeczoną,  było  ciągłe  porozumiewanie  się  bez  słów. 
Łączyło ich głębokie uczucie. Ilekroć jedno z nich bez umówienia się wyruszyło za miasto 
w  pole  lub  do  lasu  na  przechadzkę,  tylekroć  drugie  bezwiednie  spieszyło  na  to  samo 
miejsce, gdzie się oboje spotykali. 

A teraz przykład z mojego przeŜycia w związku z telepatią. 
Podczas  wybuchu  ostatniej  wojny  straciłem  wszelki  kontakt  ze  swą  najmłodszy 

siostrą, którą w lipcu 1939 roku zostawiłem w Mierzanach, nad granicą łotewską. Od tego 
czasu minęło parę lat. W któryś majowy poranek budzę się nagle o godzinie piątej rano ze 
snu  i  pędzę  do  okna  z  niezachwianym  przeświadczeniem,  Ŝe  poza  bramą  zobaczę  swoją 
siostrę. Niestety, nikogo nie zobaczyłem. CzyŜby zaszła pomyłka w moich przeczuciach? 
Nie  mogłem  jednak  zasnąć  na  nowo,  gdyŜ  prawie  namacalnie  odczuwałem  obecność 

background image

 

55 

siostry  w  pobliŜu.  Po  godzinie  wyszedłem  za  bramę  ogrodzenia i  zobaczyłem siostrę  sie-
dzącą  na  walizce.  „Jak  długo  tu  czekasz?”  –  zapytałem.  „Od  godziny  piątej,  ale  nie 
chciałam  tak  wcześnie  robić  sobą  zamieszania  i  dlatego  skryłam  się  za  filarem  bramy  i 
czekałam, aŜ się obudzisz”. 

Przekaz i odbiór telepatyczny występują nie tylko między osobami sobie bliskimi. 
Podczas  okupacji  niemieckiej  pewien  świetny  organizator  podziemia  i  dowódca 

oddziałów  leśnych  kapitan  J.S.  nocował  zwykle  w  swym  własnym  domu.  Pewnego  dnia 
coś  go  ostrzegło,  aby  kilka  dni  w  domu  nie  nocował.  Wiedziony  złym  przeczuciem, 
postanowił  pozostać  w  lesie  ze  swoim  oddziałem  i  spędzać  tam  noce  z  partyzantami.  Po 
trzech  dniach  pobytu  w  lesie  rankiem  wrócił  do  domu.  Bardzo  ostroŜnie  podkradł  się  w 
pobliŜe parkanu i, ukryty  w zboŜu, obserwował swój dom. Wtem, o zgrozo, zobaczył,  Ŝe 
cały dom otoczony jest przez gestapowców. Zawrócił błyskawicznie i uszedł do lasu. 

Gestapo było więc aparatem nadawczym, a kapitan odbiorczym. 
Niekiedy  myśli  i  przeŜycia  telepatyczne  są  tak  silne,  Ŝe  się  konkretyzują, 

przybierają realne kształty tej postaci, od której pochodzą. 

W  Augustowie  siedziała  przy  stole  do  późna  w  nocy  zrozpaczona  matka  A.M., 

której  córkę  aresztowali  Niemcy  jako  łączniczkę  AK.  O  godzinie  dwudziestej  trzeciej 
matka słyszy lekkie pukanie do okna. Patrzy w okno i dostrzega swą córkę. Rozradowana, 
wybiega  szybko  na  podwórze,  aby  ją  powitać.  Niestety,  córki  nigdzie  nie  dostrzega.  Na 
drugi  dzień  odczytuje  na  plakacie,  Ŝe  właśnie  o  dwudziestej  trzeciej  jej  córka  została 
rozstrzelana. 

W  człowieku  tkwi  jakiś  dynamizm,  który  czasami  pod  silnym  napięciem 

psychicznym wydziela się na zewnątrz i materializuje. Parapsychologowie takie zjawisko 
nazywają  telepatią.  Tego  rodzaju  zjawisk  nie  moŜna  tłumaczyć  halucynacją  lub 
personifikacją własnych pragnień. 

Telepatyczne  moŜliwości,  tkwiące  w  kaŜdym  człowieku  potencjalnie,  moŜna 

wywołać przez niektóre środki narkotyzujące, przewaŜnie roślinne. 

Indiańskie  plemiona  Ameryki  Południowej,  mieszkające  nad  górną  Amazonką, 

znają  wiele  roślin,  z  których  piją  wywar  w  celu  wywołania  w  sobie  stanów 
paranormalnych. Jedna z takich roślin nazywa się ava-huasca. Napar z niej wywołuje wizje 
słuchowe  i  wzrokowe  o  charakterze  jasnowidztwa  oraz  percepcje  ponadzmysłowe  aŜ  do 
przewidywania pewnych wydarzeń. Cytujemy z artykułu pt. Zwierzęta i rośliny w sztukach 
wró
Ŝbiarskich  –  pióra  Anny  Czapik,  zamieszczony  w  listopadowym  numerze 
„Wszechświata". 

„Bardzo  interesujące  są  przeŜycia  jednego  z  eksperymentatorów,  pułkownika 

Custodio  Morales,  który  w  sprawozdaniu  nadesłanym  do  Kolumbijskiego  Towarzystwa 
Przyrodniczego opisywał swoje wraŜenia po wypiciu wywaru z ayage. Najpierw zobaczył 
dwa olbrzymie węŜe, które wynurzały się obok jego hamaka i pełzły ku niemu. Następnie 
pojawiły  się  wizje  gadów,  rzek,  wodospadów,  olbrzymie  bagna  –  wszystko  w 
olśniewających  kolorach.  Następnego  dnia  eksperymentator  obudził  się  z  wraŜeniem,  Ŝe 
odbył  długą  podróŜ  przez  dŜunglę.  W  innych  okolicznościach  ten  sam  eksperymentator 
miał sen, w którym ujrzał miasto, gdzie mieszkał jego ojciec i siostra. Pułkownik nie miał 
od  nich  juŜ  od  szeregu  tygodni  Ŝadnej  wiadomości.  Ojciec  wydawał  mu  się  umarły,  a 
siostra cięŜko chora. Mimo ostrzeŜeń wodza Indian pułkownik nie brał tego snu na serio. 
W miesiąc później do placówki, którą kierował, dotarł wreszcie list, pułkownik dowiedział 
się, Ŝe w dniu, kiedy wypił ayage, umarł jego ojciec, a siostra po cięŜkiej chorobie z wolna 
wraca do zdrowia. 

Nic  dziwnego,  Ŝe  po  podobnych  doświadczeniach  niektórzy  farmakolodzy 

zaproponowali, aby narkotyk zawarty w ayage nazwać telepatyną”. 

Zawsze  jednak  trzeba  pamiętać,  Ŝe  wszelkie  wywoływanie  w  człowieku  sił 

background image

 

56 

paranormalnych sztucznymi środkami dla innych celów niŜ naukowe lub lecznicze będzie 
czymś amoralnym, niegodnym człowieka i szkodliwym dla jego zdrowia. 
 

Intuicja 

W głębi jaźni ludzkiej występują trzy stopnie świadomości, stanowiące zasadniczą 

całość: podświadomość, świadomość i nadświadomość. Pierwsza przejawia się w intuicji i 
przeczuciach;  druga  tworzy  sądy,  wyciąga  wnioski,  przeprowadza  analizę  spostrzeŜeń, 
doświadczeń  wszelkich  zjawisk  oraz  odpowiednio  stosuje  je  w  praktyce;  trzecia,  czyli 
nadświadomość,  osiąga  rzeczywistość  i  prawdę  zjawisk  bezpośrednio  bez  pomocy 
zwyczajnych  środków.  Ta  ostatnia  występuje  tylko  u  nielicznych  jednostek,  które  dzięki 
niej potrafią widzieć rzeczy w sposób ponadzmysłowy. 

Te  trzy  stopnie  świadomości  występują  zawsze  w  jasnowidzeniu,  z  tą  jedynie 

róŜnicą,  Ŝe  w  nim  ujmują  one  obrazy,  sceny  i  osoby  wydarzeń.  W  intuicji  natomiast 
opierają  się  one  na  przeczuciu  wydarzeń  subiektywnych  i  przedmiotowych.  Intuicja  jest 
pod względem swej treści i moŜliwości przenikania pozamaterialnie bogatsza od telepatii. 

MoŜna  by  dokonać  podziału  intuicji  na  odkrywczą,  wynalazczą,  twórczą, 

psychologiczną  i  parapsychologiczną.  A  moŜe  intuicja  jest  jednością  w  swej  istocie,  a 
tylko  jej operatywność  przejawia  się  w  róŜnych  formach.  NaleŜy  przypuszczać,  Ŝe  Ŝaden 
badacz  naukowy  nie  osiągnie  pozytywnych  wyników  w  swych  dociekaniach  tylko  przez 
rozumowanie  bez  inspiracji  intuicyjnej.  Podobnie  i  lekarz,  i  psychiatra  nie  postawią 
właściwej diagnozy bez pomocy intuicji. Jest ona wybitną pomocą dla kaŜdego człowieka 
w jego Ŝyciu i zawodzie. 

Wspomnijmy  chociaŜby  marginesowo  o  znaczeniu  intuicji  w  dziedzinie 

wynalazków. 

Piętnastoletni chłopak nazwiskiem Edison kręci się koło wagonów prywatnej kolei 

i  sprzedaje  pasaŜerom  gazety,  słodycze,  papierosy.  Później  zostaje  wciągnięty  przez 
zamoŜnego  obywatela  do  obsługi  telegrafu.  Jest  prawie  analfabetą.  I  ten  sam  Edison  bez 
wyŜszego  przygotowania  naukowego  w  parędziesiąt  lat  później  w  samych  Stanach 
Zjednoczonych  opatentowuje  1903  wynalazki,  a  poza  Ameryką  3000.  Jest  jakimś 
fenomenem. Pozostał przecieŜ nadal tylko samoukiem. SkądŜe w nim tak ogromnie liczne 
koncepcje.  Musiał  bez  wątpienia  ten  człowiek  mieć  nieprzeciętny  umysł  praktyczny,  ale 
teŜ  musiał  posiadać  potęŜną  intuicję, za  pomocą  której  łatwo  wdzierał  się  w  tajniki  praw 
fizyczno-chemicznych i umiejętnie wykorzystywał je do celów praktycznych. 

Nam  chodzi  głównie  o  intuicję  parapsychiczną,  która  częściowo  pokrywa  się  z 

jasnowidzeniem, częściowo od niego się róŜni. Ten rodzaj intuicji posiada w  Ŝyciu kaŜdy 
człowiek,  tylko  nie  zawsze  zdaje  sobie  z  tego  sprawę.  Starzy  Ŝołnierze  opowiadają,  Ŝe 
prawie  zawsze  przed  atakiem  w  wojnie  pozycyjnej  wiedzieli,  który  z  ich  kolegów  w 
danym  dniu  polegnie.  Jego  zachowanie  się  było  w  tym  dniu  jakieś  inne  niŜ  zwykle,  a 
najczęściej  on  sam  przeczuwał  swoją  śmierć,  tylko  nie  zawsze  o  niej  wspominał. 
Kazimierz  Pułaski  w  wojnie  wyzwoleńczej  Stanów  Zjednoczonych  przeczuwał  wyraźnie 
swoją  bliską  śmierć,  kiedy  mówił  do  swego  przyjaciela  w  dzień  przed  bitwą  pod 
Savannah:  „Duch  czuje  drogę,  bracie  mity,  jam  się  spodziewał  w  ojczyźnie  mogiły”. 
Zginął faktycznie w tym dniu w bitwie z Anglikami. 

A teraz weźmy przykład z naszego terenu. 
Pracownik  kolejowy  nazwiskiem  Kamiński  w  towarzystwie  świeŜo  poślubionej 

swej Ŝony wracał pociągiem z Iławy do Prabut. Był dziwnie smutny, zgnębiony, milczący. 
Na pytanie swej małŜonki, dlaczego dzisiaj jest taki nieswój, odpowiedział, Ŝe przeczuwa 
jakieś  dla  siebie  wielkie  nieszczęście,  i  to  tak  mocno,  Ŝe  nie  potrafi  się  opanować. 
Zaledwie upłynęło pól godziny od tej rozmowy, na stacji w Prabutach następuje katastrofa 
kolejowa, w której ginie Kamiński. Byłem naocznym świadkiem tej katastrofy. Widziałem 

background image

 

57 

rozpacz  Ŝony  zabitego,  kiedy  patrzyła  tępym  wzrokiem  na  zwłoki  swego  męŜa 
wydobytego spod rumowiska wagonu. Było to jesienią 1946 roku. 

A oto inny przykład intuicji ostrzegawczej. 
W  roku  1953  wracałem  w  słoneczny  spokojny  dzień  wrześniowy  z  Bolkowa  do 

Kwietnik  na  Dolnym Śląsku.  Droga  prowadziła  przez  duŜy  gęsty  las.  Nagle  coś  mi  kaŜe 
zejść  z  szosy,  jakaś  nieprzeparta  siła  zmusza  mnie  formalnie  do  wkroczenia  na  ścieŜkę 
idącą obok rowu między gęstymi krzewami zasłaniającymi szosę a lasem wysokopiennym. 
Nagle  spostrzegam  wyłaniającą  się  z  zakrętu  szosy  jakąś  potworną  postać  męŜczyzny 
atletycznej  budowy.  Miał  wzrok  obłąkańca  czy  pijaka.  Ubranie  na  nim  było  poszarpane. 
Wszystko to razem wzięte zrobiło na mnie przeraŜające wraŜenie. W ręku trzymał za nogi 
pokrwawionego  koguta  i  dzierŜył  duŜy  nóŜ.  Słyszałem,  jak  stale  powtarzał  pod  nosem: 
„Dwóch  oprawiłem!  Skryłem  się  za  gęstwiną  krzaku  i  przeraŜony  czekałem,  aŜ  ten 
niesamowity człowiek odejdzie dalej. 

Czy  była  to  ostrzegawcza  intuicja,  przeczucie,  podświadomy  odruch  przed 

niebezpieczeństwem? 

Studiując Ŝyciorysy wielkich historycznych postaci, moŜemy zauwaŜyć, Ŝe oni juŜ 

w latach chłopięcych przeczuwali swą rolę, jaką mieli później odegrać. 

Intuicja a instynkt 

KaŜda rzecz ma swe wartości. 

Intuicja  jest  atrybutem  jedynie  człowieka  i  występuje  w  nim  w  wyjątkowych 

okolicznościach.  Instynkt  natomiast  jest  istotną  cechą  charakteru  zwierząt,  przejawiającą 
się  stale  we  wszystkich  etapach  Ŝycia  i  decydująca  o  jego  bytowaniu.  Jakie  znaczenie 
teoretyczne i praktyczne mają te dwa pojęcia, rozpatrzymy bardziej szczegółowo. 

W pierwszym rozdziale niniejszej pracy podałem wzmiankę o wyczuwaniu przeze 

mnie  w  latach chłopięcych  właściwości  ziół  leczniczych  i  trujących. Wiedza  ta  a  priori  o 
właściwościach  roślin  jest  niczym  innym  jak  tylko  atawistycznym  echem  psychiki 
pierwotnego człowieka. 

Człowiek  pierwotny  nie  był  zorganizowany  w  większą  społeczność.  Pozostawał 

całkowicie  bezbronny  i  uzaleŜniony  od  twardych  praw  przyrody  i  od  jej  potęgi,  wobec 
których był słaby. AŜeby więc mógł się utrzymać przy Ŝyciu, musiał szukać odpowiednich 
ś

rodków  w  celu  przystosowania  się  do  cięŜkich  warunków  bytowych.  Jednym  z  tych 

ś

rodków,  w  braku  rozwinięcia  intelektu,  była  w  człowieku  rozwinięta  silna  intuicja, 

połączona niewątpliwie z instynktem i wyostrzeniem zmysłów. Dzięki tym właściwościom 
wrodzonym  człowiek  jaskiniowy  wyczuwał,  skąd  mu  zagraŜa  niebezpieczeństwo,  jakie 
pokarmy  roślinne  są  dla  niego  poŜyteczne,  które  rośliny  i  owoce  lecznicze,  a  które 
szkodliwe.  Są  jeszcze  dzisiaj  zamieszkałe  w  dŜunglach  półdzikie  szczepy,  które 
zadziwiająco  znają  leki  roślinne,  nawet  przeciw  rakowe,  i  trucizny,  o  jakich  nie  śniło  się 
naszej współczesnej nauce. Rozwój cywilizacji, zmieniając środowisko i warunki bytowe 
człowieka, zmienił równieŜ jego osobowość. W związku z tym człowiek dzisiejszy zatracił 
zarówno  instynkt,  jak  i  intuicję.  Zwierzęta  natomiast  pozostając  w  swoim  własnym 
ś

rodowisku  i  nie  mogąc  się  posługiwać  rozumem,  zachowały  swój  niezmienny  instynkt 

kierowniczy, obronny, samozachowawczy, jako istotny warunek własnego bytu. 

Spośród  wielu  rodzajów  instynktów  przejawiających  się  u  zwierząt  weźmy  pod 

obserwację najciekawsze. 

Instynkt ostrzegawczo – profilaktyczny 

Wszystkie  zwierzęta  wyczuwają  nieomylnie  trucizny  kryjące  się  w  pokarmach 

roślinnych. Mogą się jedynie pomylić w pokarmach zatrutych przez człowieka i podstępnie 
im podrzuconych. Koza wyczuwa i odróŜnia około 400 roślin trujących, krowa blisko 200. 
Koń jest najsłabszym botanikiem, bo zna zaledwie 80 trucizn ziołowych, ale wykazuje za 
to  duŜą  ostroŜność  i  jest  znakomitym  higienistą.  Nie  będzie  pił  brudnej  czy  lekko  nawet 

background image

 

58 

cuchnącej wody, chyba Ŝe zmusi go do tego ostateczna konieczność. 

Hodowane  w  klatkach  domowych  ptaki,  takie  jak  kanarki,  papuŜki,  chińskie 

szpaki,  wyczuwają  przy  najmniejszym  dotknięciu  dziobka  jakość  ziarna  karmowego, 
zamkniętego  w  zdrowej łupince.  Miałem  w  swym  pokoju  w  klatce oswojonego  szczygła, 
którego  lubiłem  karmić  z  ręki  konopnym  siemieniem.  Wybrałem  raz  celowo  ziarnko,  w 
którym  zauwaŜyłem  malutką  dziurkę  w  łupince.  Kiedy  podniosłem  to  ziarnko  i 
podsunąłem je pod dziobek ptaszka, ten zaledwie je dotknął, wpadł w istną furię, cały się 
najeŜył,  zaskrzeczał  i  zaczął  ze  złością  walić  dziobem  w  mój  palec.  Myślał,  Ŝe  go 
oszukuje.,  a  nie  wiedział  o  moim  doświadczeniu.  Rozłupałem  ziarnko  i  okazało  się,  Ŝe 
było zbutwiałe. 

Na  naszych  łąkach  rośnie  powszechnie  drobna  roślinka  podobna  do  przekwitłej 

prymulki. Na niej Ŝyją gromadnie insekty podobne do wszy odzieŜowej. Ziela tego Ŝadne 
roślinoŜerne zwierzę nie dotknie. A  jeŜeli przypadkiem wraz z trawą je zerwie, wyplunie 
natychmiast. Jest to roślina bardzo szkodliwa nawet dla zwierzęcych Ŝołądków. 

Zwierzęta unikają pokarmów roślinnych trujących, co poniekąd jest zrozumiale, ale 

znają  teŜ  dobrze  rośliny  zabezpieczające  przed  chorobami,  a  w  razie  popadnięcia  w 
chorobę  umieją  sobie  zaaplikować  leki  roślinne.  KaŜdy  juhas  wie  najlepiej,  jak  chciwie 
owce  na  górskich  polanach  Gorców  poŜerają  jadalne  grzyby,  za  którymi  uparcie  gonią 
między  leśnymi  krzakami.  Grzyby  bowiem  chronią  owce  przed  motylicą  i  innymi 
chorobami. 

W  Alpach,  zwłaszcza  w  Dolinie  Simentalskiej  w  Szwajcarii,  gdzie  najsilniej 

operują promienie ultrafioletowe, tamtejsze bydło poszukuje skwapliwie małych roślinek z 
rodziny prymulkowatych, które je chronią przed szkodliwym działaniem tychŜe promieni. 
Będąc w Szwajcarii, zadałem sobie wiele trudu, aby się o tym przekonać naocznie. 

Na pustyniach, zwłaszcza arabskich, brakuje tych roślinek lub innych pokrewnych i 

dlatego  często  padają  całe  stada  bydła  i  owiec  od  chorób,  zwanych  przez  Arabów 
chorobami pustynnymi. Nie są to choroby epidemiczne, powodują je promienie słoneczne 
o większym nasileniu promieni ultrafioletowych. Gdy zwierzę zachoruje samo, bez recepty 
lekarza znajdzie dla siebie lekarstwo w przyrodzie. 

Wybitny  polski  zielarz,  dr  Biegański,  opisuje  bardzo  pouczającą  scenę,  jakiej  był 

naocznym obserwatorem. 

Głodna świnia wiejska, wyrwawszy się z chlewa na podwórze, znalazła pod płotem 

zdechła  zepsutą  kurę,  którą  łapczywie  poŜarła.  Zepsutego  ścierwa  nie  wytrzymał  nawet 
Ŝ

ołądek świński. Poczuła się źle. PołoŜyła się pod płotem i stęka. Po krótkiej sjeście zrywa 

się nagle i zaczyna poŜerać rosnący gęsto na podwórzu rdest ptasi. Po spoŜyciu ziela znów 
się połoŜyła. Wkrótce raz jeszcze lek powtórzyła. I to ją uratowało. 

SpostrzeŜenie  to  nasunęło  Biegańskiemu  myśl,  Ŝe  moŜe  rdest  ptasi  byłby 

skutecznym lekarstwem i dla człowieka. 

Dzisiaj  rdest  ptasi  (Poligonium  aviculare)  jest  jednym  z  podstawowych  leków  w 

ziołolecznictwie.  Nawet  więc  pogardzana  świnia  moŜe  człowieka  inteligentnego  czegoś 
nowego nauczyć. Od niej bowiem, jako od odkrywcy leku, rdest nosi teŜ nazwę świńskiej 
trawy. 

Instynkt orientacyjny 

W  ciągu  wielu  lat  badałem  wnikliwie  Ŝycie  zwierząt  i  niektórych  owadów. 

Nagromadziłem  sporo  materiału  o  reakcjach  i  „psychologii”  świata  zwierzęcego.  Nie 
sposób  w  niniejszej  pracy  podać  wszystkiego,  tym  bardziej  Ŝe  nie  piszę  studium 
przyrodniczego.  Ograniczę  się  tylko  do  niektórych  spostrzeŜeń  i  przedstawię  je 
fragmentarycznie. 

JakŜe  cudowną  orientację  w  rozmieszczeniu  mórz  i  lądów,  a  na  nich  połoŜonych 

odpowiednich  miejsc  wykazują  ptaki  wędrowne.  Zaskakująca  jest  równieŜ  znajomość 

background image

 

59 

okresów  przelotów.  Bociany  na  przykład  odlatują  do  Afryki  i  wracają  z  niej  do  Europy 
zawsze  w  tych  samych  terminach.  Wiedzą  teŜ  dokładnie,  gdzie  się  znajdują  najwęŜsze 
rozdzielenia  lądów  przez  Morze  Śródziemne  –  mam  tu  na  myśli  Gibraltar  i  Dardanele. 
Tylko  tamtędy  przelatują.  Swego  czasu  stado  gołębi  zamknięte  w  zasłoniętych  klatkach 
wywieziono  z  Polski  do  Hiszpanii.  Po  niedługim  czasie  trzy  czwarte  z  nich  wróciło  do 
kraju. Reszta prawdopodobnie padła z wycieńczenia lub pod strzelbami myśliwych czy w 
szponach  skrzydlatych  drapieŜców.  Dzisiejsza  nauka  dowiodła,  Ŝe  ptaki  wędrowne,  jak  i 
gołębie  kierują  się  za  pomocą  radaru  znajdującego  się  w  ośrodkach  mózgu  ptasiego.  Ale 
czy  tylko  on  jest  środkiem  kierowniczym?  Nauka  dowiodła  i  to,  Ŝe  ptasie  radary  przy 
pewnych zaburzeniach biegunów ziemskich zawodzą. Musi tu działać niezawodny instynkt 
przewyŜszający wszelkie radary. 

Z domowych zwierząt największą inteligencję wykazują pies i koń. O niezwykłych 

wyczynach psów, zwłaszcza rasy alzackich owczarków i bernardynów, mamy przebogatą 
literaturę  we  wszystkich  językach  świata.  Ale  podam  tylko  jeden  fragment  umiejętności 
zwykłego kundla wiejskiego. 

Mieszkając  w  czasie  okupacji  na  wsi,  zaprzyjaźniłem  się  z  kierownikiem  szkoły. 

WyjeŜdŜaliśmy  często  furmanką  do  sąsiada  na  brydŜa.  Za  kaŜdym  wyjazdem  pies 
kierownika  pędził  za  nami,  łudząc  się,  Ŝe  go  zabierzemy  na  furmankę.  Nic  z  tego  nie 
wychodziło.  Odpędzaliśmy  go  zawsze  do  pilnowania  chałupy.  Ale  od  czego  psia  głowa. 
Kundel  wymyślił  nowy  manewr.  Przed  naszym  wyjazdem  duŜo  wcześniej  wybiegał  na 
drogę, która mieliśmy jechać. Tam się ukrywał za kamieniem lub krzakiem i czekał na nas. 
Gdyśmy się do niego zbliŜyli, wyskakiwał nagle z ukrycia i władowywał się na furmankę. 
ś

al nam go było wypędzać, lecz musieliśmy. Zawiedziona psina ze spuszczonym ogonem, 

smutna,  powracała  do  siebie.  To  jeszcze  nic  nadzwyczajnego.  Tak  kaŜdy  pies  postępuje. 
Ale wnet nastąpiła rzecz ciekawsza... 

Wybieraliśmy  się  w  gościnę  do  innego  znajomego  sąsiada.  Droga  do  niego 

prowadziła  w  odwrotnym  kierunku,  przy  czym  jechaliśmy  tam  pierwszy  raz  w  tym  roku. 
Ujechaliśmy  juŜ  przeszło  kilometr  za  naszą  wsią,  kiedy  spostrzegliśmy  naszego  psa 
wyłaŜącego  nieśmiało  spod  kupy  ziemniaczanych  łętowin.  Kiedy  zbliŜyliśmy  się,  pies 
wskoczył  na  furmankę.  Byliśmy  zaskoczeni  tak  niesamowitym  zjawiskiem.  Skąd  pies 
wiedział, Ŝe tym razem tą drogą i w tym kierunku pojedziemy, a nie dawną trasą? Wszak 
takie postępowanie psa wkracza jak gdyby juŜ w dziedzinę jasnowidzenia. Tego zjawiska 
nie da się pojąć. CzyŜby instynkt miał aŜ tak szeroki zakres działania? 

Drugim zwierzęciem wykazującym wspaniałą orientację w terenie jest koń. 
W zimie jechałem sankami zaprzęŜonymi w dwa konie do stacji kolejowej. Za wsią 

konie, będąc w biegu, skręciły nagle na lewo, w pole. Zdziwiony, zapytałem gospodarza, 
co  to  ma  znaczyć,  wszak  tu  nie  widać  Ŝadnej  drogi.  Śnieg  bardzo  głęboki  pokrywał 
wszędzie pola. „Tutaj jest zasypana polna droga, którą w jesieni woziłem nawóz na pole, i 
widać z tego, Ŝe konie jeszcze to pamiętają” – wyjaśnia gospodarz. 

CzymŜe więc te konie się kierowały? Wzrokiem? NiemoŜliwe. Gruba płaszczyzna 

ś

niegu  zrównała  wszystkie  nierówności.  Nie  było  teŜ  w  pobliŜu  Ŝadnego  przedmiotu 

orientacyjnego,  który  by  kojarzył  wzrok  konia  z  drogą.  Dotykiem?  TakŜe  nie.  Kopyta 
wszędzie  dotykały  miękkości  śniegu.  Tak  samo  w  najciemniejszą  noc  koń  nigdy  nie 
zbłądzi z właściwej drogi. Wystarczy dla niego, by tylko  raz jeden daną drogę uprzednio 
przeszedł,  zawsze  trafi  do  własnej  zagrody.  MoŜna  wnioskować,  Ŝe  w  głowie  konia  tkwi 
albo  precyzyjny  radar,  albo  wysubtelniony  instynktowny  zmysł  orientacyjny,  albo  coś 
jeszcze, czego nie znamy, a co mu pomaga w orientacji w kaŜdym terenie. 

Instynkt społeczny 

Wielu  uczonych  poświęciło  całe  swe  Ŝycie  na  badania  idealnej  społeczności 

mrówek,  pszczół  oraz  ptaków.  Uczeni  ci  tyle  wykryli  z  Ŝycia  tych  małych  stworzonek 

background image

 

60 

rzeczy  mądrych  i  poŜytecznych,  Ŝe  wiele  z  tego  przydałoby  się  przyswoić  przez  ludzkie 
społeczeństwo.  Organizacja,  praca,  solidarność  –  to  podstawowe  wartości,  na  jakich  się 
opiera gromadne Ŝycie drobnych zwierzątek. O tych sprawach obszernie opisanych kaŜdy 
moŜe  wiele  się  dowiedzieć  z  literatury  fachowej.  Ja  tylko  podaję  te  fragmenty  z  Ŝycia 
zwierząt, które zaobserwowałem osobiście. 

Przedstawię  jedno  wstrząsające  w  swym  realizmie  widowisko,  jakiego  byłem 

naocznym świadkiem i którego nie da się łatwo zapomnieć. 

Pod koniec sierpnia na przestronnej łące opodal lasu odbywało się ostatnie zebranie 

bocianów szykujących się bezpośrednio do odlotu do Afryki. Na znaną im tylko komendę 
przewodnika  cała  gromada  bocianów,  licząca  około  stu  sztuk,  ustawiła  się  w  regularne 
półkole.  Ptaki  długo  stały  nieruchomo  i  coś  tam  radziły.  Po  pewnym  czasie  przewodnik 
wyprawy  zaczął  robić  przegląd,  przesuwając  się  powoli  przed  szeregiem  swych 
podopiecznych,  i  kaŜdemu  z  nich  z  bliska  bacznie  się  przypatrywał.  Wtem  się  zatrzymał 
przed jednym bocianem i długo mu się przyglądał. Nagle się zbliŜył do niego i wymierzył 
brutalny dwukrotny cios dziobem w obojczyk nieszczęśnika. Po celnych ciosach skrzydło 
biednej  ofiary  losu  zwisło  i  opadło  w  dół.  Teraz  przewodnik  raz  jeszcze  obszedł  swe 
szeregi  bocianie,  wzbił  się  w  górę,  zatoczył  koło  i  skierował  się  na  południe.  Całe  stado 
trójkątem  za  nim.  Biedny  kaleka,  opuszczony,  próbował  lotu.  Niestety,  podskoczył  tylko 
kilkakrotnie do góry, wrzasnął przeraźliwie i, zrezygnowany, pozostał samotny na zagładę 
na ziemi. 

Prawo okrutne, ale widocznie dla dobra całości poświęca się jednostkę. Być moŜe, 

Ŝ

e  zostawiony  bocian  musiał  być  chory  lub  tak  słaby,  Ŝe  byłby  wielką  przeszkody  w 

dalekiej wędrówce stada. Musiał więc pozostać. Tymi samymi prawami rządzą się równieŜ 
pszczoły. 

Instynkt gospodarczy 

Na pustyni Sahara Ŝyją dziki króliki, które, wieczorem wychodząc na Ŝer, zrywają 

tylko  po  jednym  listku  z  kaŜdej  roślinki,  aby  jej  nie  osłabiać,  bo  i  tak  tych  roślinek  jest 
niewiele. Kto nauczył królika tak racjonalnej gospodarki? Instynkt samozachowawczy. 

Późną jesienią napotkałem w Puszczy Augustowskiej duŜe mrowisko zamknięte w 

wysokim kopcu. Musiałem postąpić z nim nieco po barbarzyńsku. Nie dla pustej zabawy, 
lecz  w  celach  badawczych.  Zburzyłem  jedną  trzecią  kopca  i  w  jego  wnętrzu  znalazłem 
sporą  ilość  świeŜych,  zdrowych  jeszcze  gąsienic,  których  juŜ  dawno  nie  było  ani  na 
kapuście, ani na liściach innych roślin. Świadczyło to o tym, Ŝe mrówki zakonserwowały 
swymi  kwasami  gąsienice  po  to,  aby  mogły  mieć  z  nich  dla  siebie  zdrowy  pokarm  na 
dłuŜszy  czas.  Na  drugi  dzień  kopiec  juŜ  był  całkowicie  naprawiony,  ku  mojemu 
zadowoleniu. 

Oprócz  mszyc  i  mrówek  wiele  jest  takich  zwierząt,  które  swych  ofiar 

przeznaczonych  na  pokarm  w  czasie  zimy  nie  zabijają,  lecz  paraliŜują  je  jadem  lub 
pogrąŜają w sen. W ten sposób chronią je przed zepsuciem. 

O  celowym,  mądrym  instynkcie  zwierząt  moŜna  pisać  tomy  dzieł,  moŜna  go 

podziwiać. JednakŜe instynkt, nawet jeśli posiadał go człowiek jaskiniowy, w zestawieniu 
z  intuicją  człowieka  traci  na  swej  sile  i  wartości.  Kierowniczy  i  samozachowawczy 
instynkt  zwierząt  jest  conditio  sine  qua  non  ich  bytowania,  a  mimo  to  w  zmienionych 
warunkach  zawodzi.  Jest  on  zbyt  zdeterminowany,  jednostronny,  bezkombinacyjny, 
bezrefleksyjny.  Wystarczy  na  przykład  przenieść  ul  pszczeli  o  kilka  zaledwie  metrów  od 
miejsca, gdzie stał dotąd czas dłuŜszy, a juŜ pszczoły wracające z miodobrania nie trafią do 
niego.  Siadać  będą  na  ziemi  tam,  skąd  ul  przeniesiono.  Taka  nawet  drobnostka  potrafi 
zrujnować cały porządek, a nawet byt w królestwie pszczół tak podziwianych pod innymi 
względami  za  ich  mądre  zachowanie  się.  Gdy  jedna  owca  z  duŜego  stada,  przeskakując 
nad przepaścią, przypadkiem w nią spadnie, całe stado runie za nią w dół, tracąc instynkt 

background image

 

61 

samozachowawczy.  Bywają  lata,  Ŝe  bociany  przylatują  do  nas  przed  nadejściem  wiosny, 
kiedy pola i łąki pokryte  są grubym  śniegiem, a wody ścięte jeszcze lodem.  Wiele z nich 
ginie nie znalazłszy pokarmu. Dlaczego ich instynkt nie ostrzegł i nie zatrzymał na pewien 
jeszcze czas w krajach południowych? 

W  człowieku  natomiast,  nawet  pierwotnym,  wszelkie  wyczucie  intuicyjne  było 

nieomylne,  wielostronne,  opierało  się  na  porównywaniu,  doświadczeniu,  refleksji, 
kombinacji i rozumnym zastosowaniu praktycznym. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Zjawy senne w moim poj

ę

ciu 

 

Zjawy senne nie są złudzeniem, lecz psychiczną rzeczywistością. 

 
 

Bogate 

zjawiska 

snów 

są 

swym 

charakterem 

pokrewne 

zjawiskom 

parapsychicznym.  Sam  problem  snu  musimy  rozpatrywać  w  dwóch  aspektach:  sen 
fizjologiczny i sen psychologiczny łącznie ze snem parapsychologicznym. 

Czym  jest  właściwie  sen  pod  względem  fizjologicznym?  Mimo  licznych  na  ten 

temat  wypowiedzi  wielkich  uczonych  dokładnie  jeszcze  nie  wiemy.  Wiadomo  tylko,  Ŝe 
jest  to  cykliczna  nieustanna  odnowa  energii  wyŜszych  Ŝywych  organizmów.  ChociaŜ 
naleŜy przypuszczać, Ŝe równieŜ i w świecie drobnoustrojów, a nawet roślin występuje coś 
w  rodzaju  snu,  w  celu  regeneracji  sił  witalnych.  Organizm  ludzki,  wyczerpany  pracą 
fizyczną  i  umysłową  oraz  procesami  fizjologicznymi,  podobnie  jak  wyczerpany 
akumulator  musi  być  na  nowo  naładowany  energią  witalną  przez  sen  do  dalszej 
operatywności.  Jaki  mechanizm  i  w  jaki  sposób  powoduje  sen,  pozostaje  dotąd  nie 
rozstrzygnięte.  Wśród  wielu  na  ten  temat  teorii  największe  powodzenie  ma  teoria 
Pawłowa. Według niej praca mózgu i wszelkie procesy z nim związane zatrzymują się dla 
wypoczynku  przez  hamowanie  i  zatrzymywanie  wszelkich  impulsów  zarówno 
zewnętrznych jak wewnętrznych. 

Wydaje  mi  się,  Ŝe  właściwsza  by  była  teoria  nie  hamowania,  lecz  wyłączania  na 

wzór pracy pojazdów mechanicznych. Tak jak w pojazdach mechanicznych lub w innych 
maszynach  rozłączamy  za  pomocą  sprzęgła  siłę  napędową  motoru  od  kół,  co  powoduje 
unieruchomienie  pojazdu,  mimo  Ŝe  motor  pracuje  dalej,  podobnie  mechanizm  naszego 
mózgu wyłącza w czasie zmęczenia organizmu automatycznie pracę systemu nerwowego, 

background image

 

62 

przez  co  organizm  zapada  w  stan  spoczynku,  czyli  sen,  podczas  którego  odbywa  się 
regeneracja  całego  ustroju.  Interesuje  nas  tu  jednak  nie  sen  fizjologiczny,  lecz  głównie 
zagadnienia  zjaw  sennych,  obrazów,  przeŜyć,  doznań,  jakie  w  nas  występują  podczas 
sennego  spoczynku.  Są  one  niekiedy  tak  wyraziste  i  o  tak  potęŜnej  sile  emocjonalnej,  Ŝe 
przewyŜszają  wszelkie  przeŜycia  zachodzące  na  jawie.  Nie  wolno  nikomu  tych  zjawisk 
ignorować  ani  ośmieszać  banalnym  frazesem:  „Aha,  wyczytałeś  w  senniku  egipskim 
znaczenie  twojego  snu?”  KaŜdy,  kto  z  góry  odrzuca  istnienie  danego  zjawiska  dlatego 
tylko, Ŝe tak  ogół chce, lub dlatego, Ŝe się go nie rozumie, nie wychodzi swym umysłem 
poza  ciasne  swoje  podwórko.  Dziś  wielcy  naukowcy,  którzy  usiłują  poznać  istotę  ludzką 
dogłębnie,  badają  nawet  daktyloskopię  i  układ  dłoni  ludzkiej,  bo  przecieŜ  to  musi  mieć 
takŜe  swoje  znaczenie  i  powiązanie  z  odrębną  indywidualnością  kaŜdego  człowieka.  A 
zjawy senne muszą mieć jeszcze głębsze powiązanie z naszą psychiką i z jej reakcjami. 

Ś

wiat  staroŜytny  przypisywał  wielkie  znaczenie  treści  zjaw  sennych,  a  ich 

interpretację  brał  często  za  dyrektywy  postępowania  w  sprawach  Ŝyciowych,  ówcześni 
władcy niejednokrotnie kierowali się zarówno w sprawach osobistych, jak i państwowych 
wskazaniami wykładaczy snów i wróŜbitów. Dlatego królowie trzymali na swych dworach 
prócz  astrologów  równieŜ  tłumaczy  znaczenia  symbolów  zjaw  sennych.  W 
najpopularniejszej  księdze  świata,  zwanej  Biblią,  spotykamy  liczne  opowiadania  o 
opatrznościowych  męŜach,  którzy  dokonali  wielkich  czynów  w  dziedzinie  społecznej, 
politycznej  i  religijnej  pod  wpływem  przestróg  i  nakazów  odebranych  we  śnie.  Józef 
egipski dzięki trafnej interpretacji snu faraona o siedmiu krowach chudych i tyluŜ tłustych 
uchronił  Egipt  od  klęski  głodowej,  a  sobie  zapewnił  wysokie  stanowisko.  Drugi  Józef,  z 
Nazaretu,  dzięki  nakazowi  otrzymanemu  we  śnie,  ratuje  przed  zemstą  Heroda  Dziecię 
Betlejemskie.  Prorok  Daniel  ratuje  swe  Ŝycie  dzięki  trafnemu  wyjaśnieniu  snu 
królewskiego. 

Nie  kaŜdy  chce  wierzyć  w  opowiadania  biblijne,  ale  kaŜdy  musi  uznać,  Ŝe  one 

faktycznie  zrodziły  potęŜne  siły  twórcze,  dzięki  którym  powstały  w  ciągu  wielu  stuleci 
najwspanialsze i najliczniejsze arcydzieła sztuki sakralnej. 

Jakie  stanowisko  wobec  zagadnień  zjaw  sennych  zajmuje  nauka  współczesna? 

Niewiele  rozpraw  zostało  ex  professo  na  ten  temat  napisanych.  Są  liczne  fragmenty 
dotyczące zagadnienia snu, ale w sensie snu fizjologicznego. O zjawach sennych napotyka 
się  zaledwie  małe  wzmianki.  A  przecieŜ  zjawy  senne  stanowią  integralną  część 
psychologii i naszej osobowości. Karol du Prel w swym dziele pt. Filozofia mistyki posuwa 
się  aŜ  do  twierdzenia:  „Istnieje  w  nas  jaźń  ukryta.  Ta  jaźń  objawiająca  się  we  śnie,  jest 
jaźnią istotna, nadziemską i duchową”. 

Nie  zamierzam  wcale  uciekać  się  do  pojęć  metafizycznych  ani  mistycznych,  chcę 

jedynie  wyjaśnić  swój  punkt  widzenia  na  zagadnienie  marzeń,  widzeń  i  przeŜyć  w  snach 
na podstawie przesłanek czysto rozumowych oraz własnych doświadczeń. 

KaŜdy człowiek ma widzenia i przeŜycia w stanie snu, z ta tylko róŜnicą, Ŝe jeden 

po  obudzeniu  się  nic  z  nich  nie  pamięta,  inny  natomiast  odebrane  wraŜenie  we  śnie 
przeŜywa tak silnie, Ŝe nie potrafi nawet go się wyzbyć przez całe swoje  Ŝycie. W czasie 
snu  następuje  wyzwolenie  naszej  jaźni  z  utartych  schematów  codziennego  Ŝycia  i 
przybiera ona inny charakter. Potęgują się nasze władze psychiczne tak dalece jak nigdy na 
jawie. ToteŜ we śnie potrafimy wygłaszać tak płomienne mowy, tak mocno argumentować 
jak nigdy w pełnej świadomości na jawie. Niejeden człowiek spokojny, łagodny, który nie 
potrafi zwierzęcia nawet uderzyć, we śnie będzie Ŝgał noŜem swojego wroga bez Ŝadnych 
skrupułów. 

Skąd powstają przeŜycia i zjawy senne, ich treść, intensywność i czy mają one dla 

nas wartość praktyczną? 

Tyle  jest  źródeł  powstawania  zjaw  sennych,  ile  się  kryje  moŜliwych  reakcji  w 

background image

 

63 

naszej psychice i systemie nerwowym. Nie wszystkie źródła powstawania zjaw sennych są 
znane nauce. Omówimy jedynie nam dostępne i w duŜym stopniu zbadane. 

 

Stan zdrowia 

Nie  trzeba  chyba  dowodzić,  jak  bardzo  stan  zdrowia  wpływa  na  nasze 

usposobienie,  reakcje  i  na  całą  osobowość.  Człowiek  zdrowy,  gdy  nie  przeŜywa  Ŝadnej 
przykrości  moralnej,  ma  usposobienie  pogodne,  ma  chęć  do  pracy.  Tworzy  niebosięŜne 
plany Ŝyciowe. Wydaje mu się, Ŝe cały świat do niego naleŜy. Ten sam człowiek, gdy go 
przygniecie cierpienie fizyczne lub nerwicowe, staje się zgorzkniałym pesymistą, niekiedy 
strzępem człowieka. Trzeba jeszcze dodać, Ŝe jakościowa róŜnica schorzeń róŜnicuje i stan 
psychiczny człowieka. W chorym organizmie ulegają daleko idącym zmianom całe układy 
wraz  z  korą  mózgową  i  systemem  nerwowym  wskutek  zatrucia  jadami  bakteryjnymi. 
Takie  zmiany  zmieniają  i  naszą  psychikę.  Mają  swój  oddźwięk  we  snach  i  zjawach 
sennych. 

W  związku  z  tym  chorzy  na  dolegliwości  przewodu  pokarmowego,  jak  katar 

Ŝ

ołądka,  wrzód  Ŝołądka  i  dwunastnicy,  wszelkie  przypadłości  wątrobiane,  mają  sny 

cięŜkie,  wręcz  koszmarne.  Śnią  im  się  trupy,  morderstwa,  ciemne  piwnice,  cięŜkie 
wspinanie się na górę itd. Cierpiący na niedomogi serca we snach spadają z wierzchołków 
drzew  i  gór  w  przepaść.  Przeciwnie  zaś,  chorzy  na  gruźlicę  płuc,  oprócz  raka,  mają  sny 
lekkie, niekiedy piękne, zdaje im się, Ŝe szybują wysoko ponad ziemią i lasami, albo bez 
wysiłku pływają po jeziorze, jakby byli w stanie niewaŜkości. 

Czym wytłumaczyć takie zjawisko? Schorzenia przewodu pokarmowego z rakiem 

włącznie  zatruwają  cały  ustrój  wraz  z  systemem  nerwowym,  co  wywołuje  w  chorych 
rozdraŜnienie,  pesymizm,  przygnębienie.  Natomiast  u  chorych  na  gruźlicę  płuc  jad 
prątków narkotyzuje lekko korę mózgową. 

Do  tej  kategorii  zjaw  sennych  moŜna  zaliczyć  sny  powstałe  z  zakłócenia 

czynników  czysto  fizjologicznych.  Pochodzą  one  z  nadmiaru  lub  niedosytu.  śołądek 
przeładowany nadmiarem pokarmów, zwłaszcza cięŜkich, powoduje sny cięŜkie. Osobnik 
przesycony  ma  cięŜki  oddech,  odczuwa  duszenie.  Widzi  na  stole  obfitość  mięsiwa,  do 
którego  ma  wstręt  i  obrzydzenie.  Głód  natomiast,  który  straszliwie  szarpał  wnętrza 
więźniów  w  obozach  koncentracyjnych,  wywoływał  marzenie  senne  wprost  przeciwne. 
Pragnieniem  więźniów  było  raz  przynajmniej  się  najeść  do  syta.  Pragnienie  to 
przeistaczało  się  w  marzenia  senne.  KaŜdemu  z  nich  się  śnił  stół  pełen  smakołyków.  W 
nałogowych  palaczach,  którzy  rzucą  palenie,  jeszcze  po  wielu  latach  odzywa  się  we  śnie 
nieprzeparta chęć zapalenia papierosa.  Śni im się, Ŝe palą ze smakiem dobrego papierosa. 
W przypadku młodzieŜy nadmiar sił seksualnych nie mających naturalnego  rozładowania 
wywołuje  we  śnie  sny  erotyczne,  róŜne  miłosne  gry,  obrazy  tak  wyraziście  i  Ŝywo,  Ŝe 
powodują niekiedy zmazę nocne. 

 

Kontynuacja procesów odebranych wra

Ŝ

e

ń

 

Wszelkie przeŜycia o silnym zabarwieniu emocjonalnym zapadają głęboko w jaźń 

ludzką i utrwalają się na cafe Ŝycie. Ich proces w ośrodkach nerwowych i korze mózgowej 
rozwija  się  dalej  i  utrwala.  Dlatego  świeŜe  przeŜycia  wstrząsowe,  doznane  na  jawie,  w 
najbliŜszych  dniach  odŜywają  na  nowo  we  śnie  w  tej  samej  lub  większej  wyrazistości. 
Człowiek  uratowany  z  płonącego  domu  będzie  jeszcze  przez  pewien  czas  przeŜywał  we 
ś

nie  poŜar  i  grozę  swego  połoŜenia.  Wędkarzowi  udało  się  złowić  na  wędkę  w  jeziorze 

dziesięciokilogramowego sandacza. Emocja niesamowita, wędkarz jest pijany z wraŜenia. 
W  najbliŜszą  noc  śni  mu  się,  Ŝe  wyławia  z  wody  sandacza,  ale  juŜ  aŜ 
dwudziestokilogramowego.  Tak  więc  proces  silnego  przeŜycia  trwa  nadal  w  człowieku  i 
rozwija  się.  Silny  odbiór  niezwykłego  wraŜenia,  wstrząsające  przeŜycia  jeszcze  często 

background image

 

64 

odzywają się w czasie snu z tą samą wyrazistością, z jaką występowały rzeczywiście przed 
ubiegłymi  laty.  JakŜe  często  we  śnie  przeŜywamy  strach  przed  zdawaniem  matury  taki 
sam,  jak  kilkadziesiąt  lat  temu  przeŜywaliśmy  w  realnej  rzeczywistości.  śołnierz  w  swej 
starości  śni  często  zbyt  Ŝywo  grozę  i  odczuwa  strach  przed  walką  na  biała  broń,  jak 
odczuwał  faktycznie  przed  laty  na  polu  bitwy.  Kochana  osoba  jeszcze  długo  po  swej 
ś

mierci pojawia się przed nami we śnie jak Ŝywa. 

Do omawianej kategorii snów naleŜą jeszcze sny dla nas niezrozumiałe. Nie znamy 

ich  podłoŜa,  nie  wiemy,  skąd  pojawiają  się  w  wizjach  sennych  krajobrazy,  gmachy, 
których  w  naszym  przekonaniu  nigdy  nie  widzieliśmy.  Jak  to  wytłumaczyć?  Najlepiej 
zrozumiemy to zagadnienie na przykładzie, jaki mnie samemu się przydarzył. 

Zwiedzając  wnętrze  Pałacu  Narodów  w  Genewie,  podziwiałem  przede  wszystkim 

wspaniałe,  symboliczne  malowidła  na  ścianach  sal  obradowych  oraz  róŜne  odmiany 
marmurów  posadzki  Przejęty  wraŜeniami,  wyszedłem  z  pałacu  bocznymi  drzwiami  w 
stronę miejskiego parku. Rzuciłem okiem na lewą podłuŜną stronę pałacu, ale go wcale nie 
widziałem,  bo  zafascynował  mnie  olbrzymi  plastyczny  globus  stojący  w  pobliŜu. 
Sfotografowałem  go  i  dopiero  na  odbitce  fotograficznej  spostrzegłem  poza  globusem 
dokładnie boczną stronę pałacu. 

MoŜna patrząc nie widzieć i widzieć nie patrząc, ale wszystkie przedmioty, których 

dotknie choćby przelotnie nasz wzrok, pozostają odbite w naszej jaźni na zawsze. A nasze 
oko  gdy  nie  widzi  przedmiotu  tylko  pojedynczego.  Oko  nasze,  ciąŜ  jest  skierowane  na 
jeden  przedmiot  główny,  widzi  jednocześnie  przeróŜne  inne  przedmioty  w  pobliŜu 
głównego  połoŜone,  tylko  mniej  wyraziście.  Tak  samo  i  myśl  nasza,  skupiona  około 
jednego  przedmiotu,  nawet  jednego  punktu,  obejmuje  jednocześnie  wiele  rzeczy, 
przedmiotów i spraw z główną myślą związanych. Bieg myśli naszej moŜna porównać do 
nurtu  rzeki.  Jak  w  korycie  rzeki  prócz  nurtu  głównego,  płynącego  środkiem,  płyną  z  nim 
zarazem  prądy  uboczne,  które  się  wiją,  zbaczają  i  znów  wpadają  w  nurt  główny,  tak  w 
nurcie  naszej  myśli  występuje  wiele  myśli  ubocznych,  podświadomych,  nie  zawsze 
powiązanych  z  myślą  główną,  a  które  drogą  skojarzeń  mogą  stwarzać  swoje  idee.  KaŜda 
zatem  myśl,  kaŜdy  widziany  przedmiot  rodzi  w  nas  pewne  przeŜycia,  idee,  doznania.  W 
ciągu więc całego Ŝycia gromadzimy i magazynujemy w ośrodkach naszego mózgu jakby 
klisze,  na  których  zostają  utrwalone  o  róŜnym  stopniu  natęŜenia  i  wyrazistości 
naświetlenia  liczne  obrazy  świata  zewnętrznego,  uchwycone  zmysłami,  oraz  sceny,  idee, 
odczucia  stworzone  wyobraźnią.  „Fotografie”  te  są  uporządkowane  odpowiednio  i 
zachowane  w  naszych  ośrodkach  mózgowych  na  całe  Ŝycie  i  pozostają  potencjalnie 
niezniszczalne w naszej podświadomości, nawet te, które nie zostały przez nas świadomie 
zarejestrowane. Podczas snu, kiedy nasza świadomość jest zawieszona, nie kontrolowana, 
wyłaniają się z zapomnienia równieŜ i te obrazy. Łącznie z przeŜyciami świadomymi oraz 
nieświadomymi  przenoszą  się  jak  sceny  filmu  na  nasze  ośrodki  korowe  mózgu,  tak  Ŝe 
przeŜywamy je na nowo w róŜnych wariantach. 

 

Bod

ź

ce zewn

ę

trzne 

Do  bodźców  zewnętrznych,  wywołujących  odpowiednie  zjawy  senne  u  ludzi, 

naleŜą  czynniki:  termiczne  –  ciepło  i  zimno;  somatyczne  –  ból,  wstrząs  fizyczny; 
akustyczne – hałas, muzyka, śpiew, huk; atmosferyczne – ciśnienie, wilgotność powietrza, 
pogoda. Rozpatrzymy niektóre z nich. 

Ciepło i zimno 

Na całej powierzchni skóry ciała ludzkiego znajduje się około 200 000 receptorów 

wraŜliwych na odbiór ciepła, 300 000 odbierających uczucie zimna i 500 000 reagujących 
na ból. Nie są to liczby ścisłe, lecz orientacyjne, podane w przybliŜeniu. Wskutek takiego 
układu  receptorów  organizm  ludzki  jest  najmniej  wraŜliwy  na  odczucie  ciepła,  natomiast 

background image

 

65 

na zimno, a zwłaszcza na ból, reaguje bardzo mocno. Dlatego człowiek potrafi bez szkody 
dla  siebie  wytrzymać  temperaturę  ciepła  nawet  do  100°  C,  pod  warunkiem,  Ŝe 
pomieszczenie,  w  jakim  się  znajduje,  będzie  stopniowo  podgrzewane.  Słoneczna 
temperatura  w  wysokości  80°  jest  zabójcza.  W  temperaturze  niskiej,  na  przykład  poniŜej 
50°, człowiek ginie w ciągu 20 minut, jeŜeli nie jest ubrany. 

W  związku  z  takim  układem  receptorów  największe  gorąco  rzadko  wywoła  w 

ś

piącym  obraz  łaźni  lub  rozgrzanego  piasku  pustyni.  Zimno  natomiast  wywoła  podczas 

snu obrazy i odczucia zawieruchy śnieŜnej lub lodowatej kąpieli w jeziorze. 

Pewien  kapitan  artylerii  podaje  swoje  pod  tym  względem  przeŜycia.  Od  lat 

chłopięcych  miał  zwyczaj  spać  w  pokoju  przy  otwartym  oknie  w  celu  zahartowania  się. 
Raz w zimie w nocy miał  we śnie przykre przeŜycie. Zdawało mu się, Ŝe został porwany 
przez  bandytów,  skrępowany  powrozem  i  nagi  rzucony  pod  drzewem  duŜego  lasu.  Czuł 
straszliwy  chłód  aŜ  do  fizycznego  bólu  i  cierpienia.  Miał  Ŝal  do  rodziców,  Ŝe  go  nie 
szukają  i  Ŝe  go  wszyscy  zostawili  na  pastwę  losu.  JuŜ  zaczyna  umierać.  Nagle  się  budzi, 
cały skostniały od zimna. Wtedy spostrzega otwarte okno. 

Trzeba zaznaczyć, Ŝe nie wszystkie zjawy i przeŜycia we śnie wymykają się spod 

kontroli  naszej  świadomości.  W  większości  przypadków  we  śnie  myślimy  bardzo 
logicznie,  oceniamy  sytuację,  w  jakiej  się  znajdujemy,  planujemy,  jak  mamy  postąpić  w 
danej sprawie. 

Ból fizyczny 

Przedstawiam  przykład,  powtarzany  często  przez  profesorów  na  lekcjach 

psychologii, jedynie ze względu na jego pouczającą wartość. 

W  czasie  Wielkiej  Rewolucji  Francuskiej  pewien  profesor  miał  bardzo 

dramatyczny sen.  Śniło mu się bowiem, Ŝe został przez Konwent aresztowany i wtrącony 
do lochu, gdzie przeŜywał swój tragizm. Wiedział, Ŝe w tych czasach wyjątkowego terroru 
nikt  nie  wychodzi  z  więzienia  na  wolność,  lecz  kaŜdy  swe  Ŝycie  kończy  pod  noŜem 
gilotyny.  Po  krótkiej  rozprawie  sądowej  zapadł  na  niego  wyrok  śmierci.  Prowadzony  na 
szafot,  przeŜywał  strach  przed  śmiercią  i  świadomość  swej  niewinności.  Smutnym 
spojrzeniem  poŜegnał  ParyŜ  i  całe  swe  Ŝycie.  PołoŜył  głowę  pod  gilotynę.  Usłyszał 
złowrogi zgrzyt gilotyny, poczuł w tym momencie uderzenie ostrza noŜa o szyję i nagle się 
zbudził.  Stwierdził,  Ŝe  luźnie  zawieszony  na  końcu  drąŜka  od  firanki  krąŜek  spadając 
uderzył  w  jego  szyję.  Jeszcze  zauwaŜył,  jak  ów  krąŜek  potoczył  się  po  podłodze  jego 
pokoju.  To  uderzenie  krąŜka  o  kark  profesora  wywołało  w  jego  nie  całą  bogatą  scenerię 
obrazów i dramatycznych przeŜyć. 

W  snach  tego  rodzaju,  jak  i  w  innych  prawie  zawsze  występuje  bardzo  ciekawe 

zjawisko,  o  którym  powinno  się  napisać  cały  osobny  rozdział,  a  mianowicie  –  ogromna 
dysproporcja  między  trwaniem  bodźca  a  okresem  wizji  sennej  powstałej  w  jego  wyniku. 
Bodziec  wywołujący  obraz  i  przeŜycia  senne  trwa  zwykle  ułamek  sekundy,  jak  w 
przypadku  uderzenia  krąŜka  w  szyję  profesora,  a  przeŜycia  nim  wywołane  mogą  we  śnie 
trwać  długie  godziny.  MoŜemy  o  tym  zjawisku  przekonać  się  z  codziennego 
doświadczenia naszego Ŝycia. 

Budzimy  się  pewnego  poranku  i,  patrząc  na  zegarek,  widzimy,  Ŝe  jeszcze  mamy 

trochę  czasu,  na  przykład  dziesięć  minut,  do  codziennego  wstawania.  Często  w  takim 
wypadku  znów  zasypiamy.  W  czasie  snu  przeŜywamy  wydarzenia  z  realnego  Ŝycia. 
Idziemy  do  kina,  śledzimy  do  końca  ciekawy  film.  Potem  wracamy  do  domu.  Po  drodze 
spotykamy znajomego, trochę pogawędzimy, zapalimy papierosa. Nagle znów się budzimy 
i z przeraŜeniem patrzymy na zegarek, czy nie spóźnimy się do pracy. Okazuje się, Ŝe nasz 
sen trwał akurat tylko dziesięć minut. 

Na  podstawie  tych  zjawisk  moŜna  wysnuć  logiczny  wniosek,  Ŝe  wszelkie  nasze 

koncepcje, plany, zamiary powstają w nas daleko wcześniej, niŜ zostaną zarejestrowane w 

background image

 

66 

naszej świadomości. 

Hałas 

W drugim roku ostatniej wojny przebywał czas jakiś ze mną w Wierzbicy profesor 

Politechniki  Lwowskiej  J.K.  Pewnego  popołudnia  przybiegł  do  mnie  do  ogrodu  trochę 
podekscytowany i zaczął opowiadać sen, jaki miał przed chwilą. 

Siedząc wygodnie w półleŜącej pozycji na kanapie, lekko się zdrzemnął i podczas 

tej  drzemki  miał  taki  sen.  Słyszy  silny  warkot  niemieckich  bombowców  dokonujących 
nalotu  na  naszą  osadę  Wierzbicę.  Dziwi  się  bardzo,  bo  zdaje  sobie  sprawę,  Ŝe  przecieŜ 
Niemcy od roku okupują nasz kraj, po cóŜ więc urządzają nalot. Nagle słyszy wstrząsający 
wybuch bomby. Budzi się i słyszy za oknem na ulicy warkot traktora i strzelanie motoru z 
powodu  zanieczyszczenia  paliwa.  Dowodzi  to,  Ŝe  hałas  i  huk  pochodzący  od  zewnątrz, 
poruszając nerwy słuchowe, za pomocą których dostaje się do ośrodków kory mózgowej, 
wywołuje bogate wizje senne. 

Wstrząs fizyczny 

Przed kilkoma laty, jadąc pociągiem w wagonie sypialnym z Katowic do Poznania, 

przeŜyłem  we  śnie  niesamowitą  przygodę.  Byłem  rzekomym  kierownikiem  licznej  grupy 
wycieczkowiczów.  Nasza  marszruta  prowadziła  przez  Bieszczady.  W  drodze  złapała  nas 
gwałtowna  burza  połączona  z  ulewą  i  piorunami.  Schroniliśmy  się  do  samotnego  starego 
drewnianego  koś  ciołka,  który,  na  szczęście,  był  otwarty.  Słychać  było  coraz  głośniejsze 
wycie  wichury  i  uderzenia  piorunów.  Wiatr  się  wzmógł  do  takiego  stopnia,  Ŝe  pod  jego 
naporem  trzeszczały  ściany  i  całe  wiązania  dachu.  Kościółek  zaczął  się  chwiać,  groŜąc 
zawaleniem.  Powstała  panika.  Jedni  cisnęli  się  do  ołtarza,  inni  się  skupiali  koło  mnie  z 
pytaniem,  co  robić.  Powziąłem  decyzję  opuszczenia  kościółka:  „Niech  kilku  silnych 
męŜczyzn  pchnie  drzwi  na  zewnątrz  i  mocno  trzyma,  aŜ  wszyscy  wyjdą”.  Drzwi 
otworzono  z  wysiłkiem,  ale  pod  naporem  wichru  znowu  się  zatrzasnęły  z  hukiem  tak 
silnym,  Ŝe...  w  tym  momencie  się  obudziłem.  Stwierdziłem,  Ŝe  rzeczywiście  wagon  się 
chwieje dziwacznie, i usłyszałem miarowe uderzenia w przednią ścianę wagonu. Za chwilę 
dowiedziałem się od konduktora,  Ŝe pociąg zatrzymał się w polu, poniewaŜ odkręciły się 
ś

ruby łączące wagony. Zerwał się łańcuch, którego luźnie wiszący koniec uderzał w ścianę 

sypialnego wagonu. 

A  więc  wstrząsy,  huśtanie  i  huk  wywołały  podczas  snu  w  mojej  psychice  cały 

dramat o Ŝywej akcji i silnej emocji. 

O  wpływie  czynników  barometrycznych  nie  ma  co  pisać.  Wystarczy  tylko 

zaznaczyć,  Ŝe  w  dni  słotne  marzenia  senne  są  liczniejsze,  ale  ich  akcja  jest  wolna, 
monotonna bez większych zabarwień emocjonalnych i przeŜyć. 
 

Indywidualne reakcje psychiczne 

Wspomnieliśmy,  Ŝe  wszelkie  przeŜycia  realne,  jak  równieŜ  powstałe  w  naszej 

podświadomości,  odŜywają  nieraz  po  wielu  latach  na  nowo  w  naszej  jaźni  podczas  snu, 
tylko w innej formie, w innym wymiarze i układzie, na innej płaszczyźnie. 

„Nie pójdę dziś z wami na wycieczkę” – powiedział Ryszard swoim kolegom. „A 

to  niby  dlaczego?”  –  zapytali.  „Bo  się  boję  rozchorować.  Śniły  mi  się  dzisiejszej  nocy 
zgniłe ryby, a taki sen u mnie zapowiada chorobę”. „Ach tak! To ci się śniło, wyczytałeś z 
sennika egipskiego, babski argument” – zadrwili z niego koledzy. 

KaŜdy  przejaw  przeczucia  lub  wewnętrznej  przestrogi  wypowiedziany  wobec 

najbliŜszego otoczenia prawie zawsze zostanie skwitowany kpiącym frazesem: „Chyba tak 
ci się śniło!” 

Przyjęło 

się 

wszelką 

rzeczywistość 

trudną 

do 

zrozumienia 

nazywać 

niedorzecznością, co naleŜy uznać za największą niedorzeczność. Dla kaŜdego wizja senna 
wiąŜe  się  z  jakąś  subiektywną  rzeczywistością.  W  wymienionym  przypadku  zgniłe  ryby 

background image

 

67 

dla  Ryszarda  były  zapowiedzią  choroby.  Musiał  on  prawdopodobnie  w  latach  jeszcze 
dziecięcych,  kiedy  zakres  jego  wraŜeń  był  mały,  doznać  jakiegoś  szoku,  urazu  na  widok 
zgniłej ryby, albo jej się przestraszył, gdy się rzucała na stole, jak to zwykle robi karp, albo 
zjadł  rybę  nieświeŜą,  co  mu  zaszkodziło.  Jakiś  uraz  na  tle  ryby  pozostał  w  jego 
podświadomości.  Dlatego  zgniła  ryba  dla  Ryszarda  była  symbolem  zbliŜającej  się 
choroby. Rzeczywiście Ryszard w tym dniu, kiedy odmówił swego udziału w wycieczce, 
zachorował po południu na zapalenie wyrostka robaczkowego. 

Oprócz pewnych urazów psychicznych świadomych lub podświadomych na rodzaj 

zjaw  sennych  ma  jeszcze  wpływ  odbiór  wraŜeń  ze  świata  zewnętrznego.  Dla  jednego  na 
przykład wysokie szczyty gór będą przedmiotem zachwytu, dla innego czymś, co wzbudza 
grozę.  Na  jednego  morze  będzie  działać  kojąco,  uspokajać  nerwy,  w  innym  wywoła 
przygnębienie, nudę. KaŜda ludzka jednostka reaguje indywidualnie. Stąd teŜ odbiór zjaw 
sennych  u  poszczególnych  ludzi  jest  róŜny.  RóŜne  powstają  skojarzenia  o  róŜnym 
natęŜeniu i znaczeniu. 

Z doświadczenia wiemy, Ŝe sny najczęściej są bardzo dziwaczne, niedorzeczne, bez 

Ŝ

adnego sensu i logicznego powiązania, wręcz fantastyczne. Czy naleŜy się temu dziwić? 

A czyŜ w nas na kaŜdym prawie kroku nie przewalają się jak tabuny dzikich koni na stepie 
przeróŜne  myśli,  tak  niedorzeczne,  sprzeczne  ze  sobą,  dziwaczne,  takie  wyobraŜenia, 
zachcianki,  które  gdybyśmy  mogli  zmaterializować,  uchwycić  na  kliszę  i  spojrzeć  na  nie 
trzeźwo,  wywołałyby  zaŜenowanie.  Jeśli  chcesz  się  o  tym  przekonać,  spróbuj!  Siądź 
podczas  zabawy  tanecznej  w  cichym  kąciku  i  zacznij  śledzić  swe  myśli  i  swoje  odruchy 
wewnętrzne,  zobaczysz  siebie  dokładniej.  Sądzę,  Ŝe  chyba  to  miał  na  myśli  filozof 
francuski, kiedy wypowiedział znamienne słowa: „Nie znam serca zbrodniarza, znam tylko 
serce  uczciwego  człowieka,  wiem,  jest  ono  okropne”.  Wypowiedź  ta  nie  mówi  zapewne, 
Ŝ

e  człowiek  z  natury  swej  jest  okropny,  zły,  przewrotny.  Zaznacza,  Ŝe  w  kaŜdym 

człowieku, nawet najlepszym, znajduje się wielki śmietnik, gdzie leŜą perły pomieszane z 
cuchnącym  błotem.  W  sercu  człowieka  wre  nieustanna  walka  pomiędzy  zachciankami 
ciała a wymogami ducha, między skłonnościami do zła a szlachetnymi ideałami. Człowiek 
sam z tej gmatwaniny dobra i zła wybiera dla siebie to, co uwaŜa za najlepsze. Podczas snu 
nad  tą  całą  gmatwaniną  uczuć,  pragnień,  doznań  człowiek  nie  sprawuje  Ŝadnej  kontroli. 
Stąd wynika pozorne nieprawdopodobieństwo sennych rojeń. 

Wiele  symbolów  sennych  jest  tłumaczonych  jednoznacznie.  Na  przykład  gdy  śni 

się łaszący się pies, oznacza to spotkanie przyjaciela. Ukąszenie przez złego psa znaczy, Ŝe 
ktoś nas oczerni. Kwiecista łąka to niespodzianka radosna. Słowem, jaka jest rzecz jawiąca 
się we śnie, takie jej znaczenie. 

Mogą  teŜ  być  symbole  wspólne  dla  wszystkich,  przekazane  w  drodze  atawizmu  z 

zamierzchłej  przeszłości.  Na  przykład  przejście  przez  most  oznacza  pomyślny  wynik 
przedsięwziętej sprawy lub spełnienie upragnionego marzenia. 

Być  moŜe,  człowiek  pierwotny  w  poszukiwaniu  dla  siebie  pokarmu,  kiedy  był 

zmuszony przejść po prymitywnej kładce połoŜonej nad głęboką przepaścią w górach lub 
nad  rwącym  potokiem,  doznawał  pewnego  lęku,  przeŜywał  napięcie  nerwowe.  Po 
przejściu zaś kładki odczuwał ulgę i zadowolenie. I te przeŜycia prawdopodobnie utrwaliły 
się  w  psychice  ludzkiej  i  przeszły  na  następne  pokolenia.  Dlatego  w  snach  most  jest 
symbolem pomyślności. 

 

Podło

Ŝ

e parapsychiczne 

W  związku  z  tragiczną  śmiercią  Juliusza  Cezara  w  senacie  historia  staroŜytna 

podaje takie zdarzenie. Augur Calpurnius przestrzega J. Cezara  przed niebezpiecznym dla 
niego  dniem,  przypadającym  na  15  marca.  W  krytyczny  dzień  Augur  zabiega  drogę 
Cezarowi i nakłania go usilnie, aby dziś nie szedł do senatu. „PrzecieŜ dziś jest 15 marca, a 

background image

 

68 

mnie  dotąd  nic  złego  się  nie  stało”  –  rzecze Cezar.  „Tak, ale  dzień  dzisiejszy  jeszcze  nie 
minął” – odpowiedział Calpurnius. W tym właśnie dniu Cezar został zasztyletowany przez 
spiskowców w senacie. 

Być moŜe, Augur mógł coś wiedzieć o przygotowanym spisku na Ŝycie Cezara. Ale 

gdyby  tak  było,  to  niezawodnie  powiedziałby  o  tym  Cezarowi  otwarcie.  Obliczenia 
astrologiczne albo wróŜba z jelit zwierzęcych chyba tak dalece w swej dokładności by nie 
sięgały.  Pozostaje  przypuszczalnie  tylko  sen  parapsychiczny,  którym  często  się 
posługiwano w staroŜytności. 

Przytoczę  sen  swój  własny,  bardziej  przekonujący,  który  swym  realizmem 

wstrząsnął mną do głębi. 

W  roku  1940,  będąc  w Kaliszu,  miałem  sen  tej treści.  Przychodzi  do  mnie  młody 

gestapowiec  o  wyglądzie  rzezimieszka  w  cywilnym  ubraniu  i  zabiera  mnie  na 
przesłuchanie.  Idąc  z  nim  na  posterunek  gestapo,  zastanawiam  się  –  a  moŜe  wymierzyć 
cios w nos gestapowca i samemu uciec w boczną uliczkę. Powstrzymuje mnie obawa, Ŝe 
jeŜeli  cios  chybi  albo  okaŜe  się  za  słaby,  niechybnie  zginę  od  kuli.  W  pokoju  gestapo 
widzę długi stół bez nakrycia, a przy nim czterech umundurowanych gestapowców. 

Był to tylko sen. Wkrótce jednak przemienił się w realną rzeczywistość. 
Około  godziny  jedenastej  przyszedł  rzeczywiście  gestapowiec  widziany  we  śnie  i 

zabrał mnie ze sobą na przesłuchanie w gestapo. Po drodze faktycznie zastanawiałem się, 
jak uciec. Czy nie grzmotnąć go pięścią w łeb? Rozsądek kazał mi przyjąć bierną postawę. 
Gdy  tylko  przekroczyłem  próg  sali  na  posterunku  gestapo,  oniemiałem  z  wraŜenia. 
Zobaczyłem  ten  sam  stół,  te  same  postacie  gestapowców  siedzących  przy  stole.  Całą 
scenerię widzianą we śnie ujrzałem w pełnej rzeczywistości. 

Sen opisany miał podwójny charakter telepatyczny i typowo parapsychiczny. 
Sny  .telepatyczne  były  częstym  ostrzeŜeniem  przed  grozą  aresztowania  w  czasie 

okupacji  dla  wielu  Polaków,  których  myśl  stale  była  napięta  trwogą  przed  niepewnym 
jutrem,  przez  co  stała  się  podatna  na  wpływy  telepatyczne.  Odbiór  we  śnie  zamierzeń 
wroga w tych przypadkach był bardziej precyzyjny i niezawodny. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

69 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Hipnotyzm 

 

To, cośmy osiągnęli umysłem, 

wykorzystujmy dla dobra człowieka, czego zaś nie umiemy jeszcze 

wyjaśnić, otaczajmy szacunkiem. 

 
 

Literatura  hipnologiczna  jest  tak  obszerna  na  całym  świecie  i  tak  wszechstronnie 

opracowana,  Ŝe  mogłoby  się  zdawać,  iŜ  nic  juŜ  nowego  na  ten  temat  dodać  nie  moŜna. 
Niemiecki profesor J.H. Schultz napisał pięciotomowe wyczerpujące dzieło o hipnotyzmie 
w teorii i praktyce. Dzieło to w sposób naukowy kładzie kres wszelkim wątpliwościom co 
do zagadnień hipnotyzmu. 

Tymczasem  poglądy  dotyczące  samego  istnienia  hipnotyzmu,  a  jeszcze  bardziej 

zastosowania  jego  zbawiennych  sił  w  praktykach,  pozostają  nadal  kontrowersyjne.  Kilka 
lat temu pojawił się w prasie artykuł, którego autor lekarz arbitralnie oświadcza, Ŝe wszelki 
hipnotyzm, a zwłaszcza jego wartość w praktyce lecznictwa, jest dobrą bajeczką dla dzieci. 
Wypowiedź taka w dobie dzisiejszej, i to pochodząca z ust lekarza, mocno zaskakuje. Jest 
jeszcze,  niestety,  wielu  nawet  powaŜnych  naukowców,  którzy  zjawiska  hipnotyczne 
traktują  jako  jedną  z  form  iluzjonistycznych  praktyk,  demonstrowanych  dla  towarzyskiej 
rozrywki. 

W  gmatwaninie  ścierających  się  sprzecznych  ze  sobą  poglądów  na  zjawiska 

hipnogenne  musi  być  zawsze  jakaś  obiektywna  prawda,  dla  której  warto  trochę  trudu 
poświęcić. 

W związku z tym chciałbym zabrać głos na temat hipnotyzmu, jego sił i wartości. 

Czynię to, pomijając inne motywy, jeszcze i dlatego, Ŝe zjawiska hipnotyczne występują w 
formie  autohipnozy  w  moich  praktykach  parapsychicznych.  Hipnotyczna  sugestia 
skuteczniej  w  wielu  przypadkach  leczy  schorzenia  chroniczne  niŜ  znane  leki 

background image

 

70 

farmaceutyczne.  Pominę  milczeniem  kwestię,  jaką  rolę  odgrywa  sugestia  hipnotyczna  w 
dziedzinie parapsychologii, poruszą tylko pobieŜnie jej znaczenie w lecznictwie. 

Hipnotyzm  nie  jest  odkryciem  doby  współczesnej.  Wiele  danych  wskazuje,  Ŝe 

znany był juŜ w staroŜytnym Egipcie, gdzie posługiwano się nim w lecznictwie i w innych, 
nie zawsze godziwych praktykach. Mistrzami tej sztuki byli kapłani. 

U  nas  zainteresowano  się  hipnotyzmem  dopiero  na  przełomie  XIX  i  XX  wieku. 

Zupełnie niesłusznie za twórcę nowoczesnego hipnotyzmu uwaŜa się wiedeńskiego lekarza 
F.  Mesmera.  Stosował  on  w  leczeniu  swych  pacjentów  biomagnetyzm,  nazwany  przez 
niego samego zwierzęcym magnetyzmem, a nie hipnotyzm. Przez długi czas jednak nauka 
nie  zajmowała  wobec  zjawisk  liipnotycznych  Ŝadnego  oficjalnego  stanowiska.  Po-
wszechnie uwaŜano je za niegodne zainteresowania naukowego. 

W tym miejscu przypomina mi się znamienne zdanie, jakie wypowiedział profesor 

hydrogeologii  J.  Gołąb  na  zjeździe  naukowym  Polskiego  Towarzystwa  Przyrodników  w 
Warszawie:  „Gdyby  więcej  naukowców  było  bardziej  bezstronnych  i  uczciwych, a  mniej 
pysznych,  daleko  byśmy  wiece]  odkryli  zjawisk  dotyczących  człowieka  i  świata 
zewnętrznego”.  Jest  to  opinia  dość  skrajna.  Sądzę,  Ŝe  ludziom  nauki  moŜna  jedynie 
zarzucić niechęć do badania tych zjawisk, które wykraczają poza przyjęte dziedziny nauki, 
wymykają się spod obiektywu mikroskopu i nie nadają się do obserwacji w  probówkach. 
Dopiero w roku 1965 na Międzynarodowym Kongresie w ParyŜu hipnozy zmówi nadano 
prawo  obywatelstwa  w  nauce  i  podniesiono  go  do  rangi  środka  leczniczego.  Nowy  ten 
dział  nauki  nazwano  hipnologią,  a  nazwa  „hipnotyzm”  została  zastąpiona  wyrazami 
„sugestia hipnogenna”. 

W ostatnich latach siły hipnogenne stały się przedmiotem badań naukowych. Coraz 

częściej są stosowane w praktyce leczniczej, zwłaszcza na zachodzie Europy  i w Stanach 
Zjednoczonych.  W  mieście  Jena  w  Niemczech  powstał  ośrodek  badawczy  sugestii 
hipnogennej  oraz  przychodnia  lecznicza,  gdzie  w  leczeniu  wszelkich  nerwic  i  chorób  na 
ich tle powstałych lekarze posługują się wyłącznie hipnozą. 

U  nas  ta  sprawa  pozostaje  dotąd  zaledwie  w  projekcie.  A  przecieŜ  mamy  takŜe 

znakomitych  specjalistów  hipnologii,  którzy  oprócz  znajomości  teoretycznej  oddaje 
wielkie  usługi  społeczeństwu  stosując  hipnozę  w  praktyce.  Spośród  nich warto  wymienić 
bodaj  dwa  nazwiska  znane  z  prasy  i  telewizji:  profesor  Maria  Szulc,  były  kierownik 
Katedry  Biochemii  w  Akademii  Wychowania  Fizycznego  w  Warszawie,  i  lekarz 
medycyny Jan Rublewski. Specjalnością M, Szulc jest leczenie nałogowych alkoholików i 
zdeprawowanych  jednostek  aspołecznych.  JakŜe  wiele  dobrego  czyni  ta  ofiarna 
bezinteresowna  kobieta,  przywracając  społeczeństwu  zdrowych  fizycznie  i  moralnie 
pracowników,  a  nieszczęsnym  rodzinom  –  wyleczonych  z  alkoholizmu  i  upadku 
moralnego  ojców,  męŜów  i  synów.  Cudowna  metamorfoza  dokonuje  się  za  pomocą 
zbawiennej siły hipnogennej. 

Lekarz  J,  Rublewski  leczy  sugestią  hipnogenną  schorzenia  powstałe  na  podłoŜu 

nerwowym.  Do  wprowadzenia  chorego  w  stan  hipnozy  stosuje  on  odrębna  metodę, 
odrębna  od  powszechnie  przyjętej.  Jest  to  metoda  tybetańska:  prosta  i  szybka.  Nie 
powtarza  on  nad  swym  pacjentem  monotonnych  słów  usypiających  lecz  mocno  się 
koncentruje,  chwilkę  wyczeka,  dotknie  tylko  swymi  palcami  lekko  powiek  oczu  swego 
klienta,  i  ten  natychmiast  popada  w  stan  hipnotyczny.  Nie  bez  znaczenia  teŜ  pozostają 
pewne  kwalifikacje  hipnotyzera.  Musi  on  mieć  umiejętność  i  moc  koncentracji  oraz 
intensywne  biomagnetyzmy  zdrowego  biopola.  Hipnotyzer  wcale  nie  musi  mieć,  jak  to 
wielu wyobraŜa sobie, demonicznego wzroku. Całkiem przeciwnie, wzrok jego moŜe być 
bardzo  łagodny,  przyzwalający,  jak  u  profesor  M.  Szulc,  nawet  matczyny,  lecz  o  mocy 
wewnętrznej,  zniewalający.  TakŜe  lekarz  J.  Rublewski  nie  ciska  wzrokiem  iskier,  a  siły 
hipnogenne  ma  zadziwiające.  Wiele  razy  byłem  naocznym  Świadkiem  jego  moŜliwości 

background image

 

71 

pod  tym  względem.  Przedstawię  jego  eksperymenty  pokazowe,  jakie  zademonstrował  na 
sali podczas naukowego zebrania FTP w Warszawie w 1957 roku. 

Zahipnotyzowanego  marynarza  posadzono  na  krześle  doktor  F.  Chmielewski  w 

towarzystwie dwóch lekarzy jako  świadków zmierzył puls uśpionego. Puls jest normalny, 
wynosi 68 uderzeń na minutę. Ciśnienie krwi 120/80. Teraz hipnotyzer mówi do śpiącego: 
„Wyobraź  sobie,  kolego,  Ŝe  wznosisz  się  na  samolocie  w  górę, jesteś  na wysokości  5000 
metrów,  no,  jeszcze  trochę,  juz  jesteś  na  wysokości  6000  metrów,  juŜ  samolot  osiągnął 
7000  metrów.  Jak  teraz  kolega  się  czuje?”  –  pyta  hipnotyzer.  W  tej  chwili  marynarz 
zaczyna  się  krztusić,  wykrzywia  twarz,  otwiera  usta,  łapie  z  trudem  powietrze  jak  ryba 
wyciągnięta  z  wody.  Teraz  doktor  znowu  mierzy  jego  puls  i  ciśnienie,  i  o  dziwo  –  puls 
wynosi  120  na  minutę,  ciśnienie  zaś  wzrosło  do  160/90.  Nie  ma  tu  Ŝadnej  wątpliwości. 
Aparatura rejestruje bezbłędnie stan rzeczywisty, nie ulega Ŝadnym złudzeniom. 

Następuje  dalszy  ciąg  eksperymentu.  PołoŜono  uśpionego  marynarza  na  dwóch 

krzesłach, na jednym głowę, a na drugim pięty nóg. Cały korpus usztywniony pozostawał 
w  powietrzu.  Teraz  podłączono  do  przegubu  jego  ręki  aparat  podobny  do  galwanometru. 
Wskazówka aparatu stoi na punkcie zerowym. Hipnotyzer mówi: „Wyobraź sobie, kolego, 
Ŝ

e  dźwigasz  pakunek  waŜący  20  kilogramów”.  Ręka  marynarza  ani  drgnie,  natomiast 

wskazówka  aparatu  przesunęła  się  natychmiast  i  stanęła  na  cyfrze  20  kilogramów,  jakby 
ręka rzeczywiście dźwigała cięŜar dwudziestokilogramowy. 

Zjawisko  to  opiera  się  na  teorii  czynników  ideomotorycz-nych.  Stwierdza  ona,  Ŝe 

wyobraŜenia pewnych ruchów są ściśle związane z ich wykonaniem. 

Eksperyment trwa nadal. Lekarz Rublewski przykłada rozŜarzony papieros do gołej 

ręki  śpiącego  w  hipnozie  marynarza.  Skóra  ręki  zaczyna  się  smaŜyć.  Ukazuje  się  lekki 
dymek, rozchodzi się woń spalenizny, robi się czerwony bąbel. Kobiety zaczynają piszczeć 
z  przeraŜenia,  a  ręka  uśpionego  ani  drgnie.  Ból  nie  jest  odczuwany  przez 
hipnotyzowanego.  Po  obudzeniu  się  z  transu  na  ręku  jego  pozostały  zaledwie  małe 
zaczerwienienia  w  miejscu  przypalania  papierosem  skóry,  które  w  krótkim  czasie  znikły 
całkowicie. 

MoŜna  równieŜ  na  ciele  ludzkim  sugestią  hipnogenną  wywołać  stany  chorobowe. 

Kawałek  cienkiej  bibułki  zamoczyć  w  wodzie,  przykleić  do  skóry  i  powiedzieć 
pogrąŜonemu  w  transie  hipnotycznym,  Ŝe  ma  pod  bibułką  ranę  na  skórze.  Po  zdjęciu 
bibułki  zobaczymy  powstałe  rzeczywiście  ropne  bąble,  które  po  krótkim  czasie  po 
obudzeniu uśpionego znikną zupełnie bez szkody dla organizmu. 

JeŜeli  siła  hipnogenną  powoduje  natychmiast  tak  wielkie  zmiany  fizjologiczne  i 

biochemiczne  w  organizmach  ludzkich,  to  przy  umiejętnym  kierowaniu  nią  ileŜ  chorób 
przeróŜnych  moŜna  zlikwidować.  JuŜ  się  zaczyna  stosować  nawet  i  u  nas  hipnozę  w 
zabiegach  chirurgicznych,  w  tych  zwłaszcza  przypadkach,  kiedy  pacjentowi  nie  moŜna 
zastosować  narkozy.  Stanowi  to  w  medycynie  duŜy  krok  naprzód,  ale  to  są  dopiero 
początki tego, czego moŜna w lecznictwie dokonać. 

Umysł  ludzki  usiłuje  zawsze  rzeczy  trudne,  zjawiska  tajemnicze  zgłębić 

rozumowo.  Wiele  teŜ  trudów  włoŜyli  uczeni  w  badanie,  czym  jest  właściwie  ta  potęŜna 
sugestia  hipnogenna,  która  tak  głęboko  wdziera  się  w  jaźń  człowieka.  Cały  wysiłek 
naukowców  pozostał,  niestety,  dotąd  bez  pozytywnych  wyników.  Nie  wiemy  nawet,  czy 
sen  hipnotyczny  jest  snem  w  ścisłym  tego  słowa  znaczeniu,  czy  tylko  czymś  do  niego 
podobnym.  Wydaje  się,  iŜ  sen  hipnotyczny  jest  snem  tylko  pozornym.  Jest  to  raczej 
wyłączenie  człowieka  na  jawie  z  jego  stanu  naturalnego,  ze  świadomości,  a  nawet  w 
pewnym stopniu z własnej osobowości, i przejście w stan alienacji na rozkaz hipnotyzera. 
Stąd  by  wynikało,  Ŝe  między  hipnotyzerem  a  hipnotyzowanym  zachodzi  związek 
przyczynowy  –  pierwszy  musi  posiadać  siłę  hipnogenna  nadawczą,  drugi  zaś  dyspozycję 
odbiorczą. Dlatego nie kaŜdy potrafi hipnotyzować, jak równieŜ nie kaŜdy jest podatny na 

background image

 

72 

działanie  sugestii  hipnogennej.  Najmocniejszy  hipnotyzer  nie  potrafi  zahipnotyzować 
psychicznie  chorego,  takŜe  dzieci  i  starcy  nie  są podatni  na  hipnogenne  sugestie.  Nie  ma 
po  prostu  i  być  nie  moŜe  Ŝadnego  kontaktu  między  tymi  grupami  osobników  a 
hipnotyzerem. Chodzi tu oczywiście o kontakt psychiczny. Trudno jest takŜe wprowadzić 
w  trans  hipnotyczny  wyrafinowanych  prowodyrów  chuliganów  i  hersztów  band 
aspołecznych. Oni są nastawieni psychicznie na wydawanie rozkazów i nakazów, nie zaś 
na  przyjmowanie  i  podporządkowywanie  się  takowym.  Najłatwiej  podlegają  sile 
hipnotycznej  ludzie  z  natury  swej  sugestywni,  ludzie  inteligentni,  wraŜliwi  oraz 
zdyscyplinowani w dłuŜszej subordynacji, jak wojskowi, wychowankowie konwiktów itp. 

Hipnotyzer  w  jakiś  sposób  swoimi  bioprądami  własnego  biopola  oddziaływa  na 

strukturalne  ośrodki  mózgu  drugiej  osoby,  podporządkowując  jej  całą  jaźń  swojemu 
władaniu.  Pod  nakazem  hipnotyzera  spełni  zahipnotyzowany  kaŜdą,  najbardziej  nawet 
niedorzeczną  czynność,  nie  tylko  w  danej  chwili,  ale  i  w  przyszłości.  Polecenie 
hipnotyzera  trwa  u  zahipnotyzowanego  potencjalnie  tak  długo,  jak  długo  on  nakazu  nie 
odwoła. 

Na  uniwersytecie  w  Rzymie  profesor  psychologii  przeprowadził  ze  studentem 

następujące  doświadczenie.  Zahipnotyzował  go  i  kazał  mu  następnego  dnia  o  godzinie 
jedenastej  przynieść  z  Forum  Romanum  niewielki  kamień.  Jednocześnie  wtajemniczył  w 
swój  plan  rektora  uczelni  i  poprosił  go,  aby  tego  studenta  jutro  zaangaŜował  do  bardzo 
waŜnego  zajęcia  równieŜ  na  jedenastą  godzinę  i  nie  pozwolił  mu  się  ani  na  moment 
oddalić. Wpół do jedenastej wpada student jak bomba do rektora i prosi go o pozwolenie 
wyjścia na miasto. Rektor absolutnie nie pozwala mu na przerwanie powierzonego zajęcia 
i  oddalenie  się.  Zakaz  rektora  nie  ma  znaczenia  dla  niego.  Rzuca  wszystko  i  pędzi  jak 
szalony do miasta. Po upływie pół godziny przynosi profesorowi kamień spod Colosseum, 
kładzie na biurku, a sam wychodzi. 

Byłem świadkiem ciekawszego pod tym względem zdarzenia. 
Przyszedł jąkała do hipnotyzera na kurację wady wymowy. Hipnotyzer wprowadził 

go  w  trans,  przeprowadził  leczniczy  seans  i  w  końcu  w  celu  próby  kaŜe  mu  przenieść  o 
godzinie dwudziestej minut cztery flakonik ze stoliczka stojącego w kącie pokoju na szafę. 
Po skończonym seansie i obudzeniu pacjenta zaczęliśmy rozmowę na temat malarstwa. W 
pewnym  momencie  pacjent,  nie  patrząc  wcale  na  zegarek,  zerwał  się,  chwycił  flakon  ze 
stoliczka i przeniósł na szafę. Na pytanie, dlaczego to zrobił, nie potrafił dać odpowiedzi. 

Charakterystyczne  jest,  Ŝe  nakaz  hipnotyzera  nie  potrafi  skłonić  do  popełnienia 

złego  czynu  osoby  o  wysokim  poziomie  moralnym  i  etycznym.  Na  przykład  skromna 
panienka na rozkaz hipnotyzera nie obnaŜy się publicznie. Jej poziom moralny, utrwalony 
wieloletnim trudem, jest mocniejszy od sugestywnej siły hipnotyzera. Jedynie niemoralny i 
nieuczciwy  hipnotyzer  przez  częste  ujemne  oddziaływanie  hipnotyczne  na  daną  osobę 
moŜe jej morale obniŜyć albo całkiem zniweczyć. 

Takim  wyjątkowym,  wprost  legendarnym  fenomenem,  który  swych  potęŜnych  sił 

hipnotycznych  uŜywał  prawie  wyłącznie  dla  swoich  własnych  celów,  był  Rasputin.  Ta 
niezwykła  postać  stała  się  przedmiotem  dociekań  naukowych  najwybitniejszych 
psychologów  i  lekarzy.  Na  temat  jego  osoby  powstała  obszerna  literatura  polityczna  i 
naukowa.  JuŜ  sam  fakt  opanowania  przez  Rasputina  rodziny  cara  Mikołaja  II  i  całego 
carskiego dworu świadczy o jego potęŜnej sile psychicznej. Był to prosty syberyjski chłop, 
syn  koniokrada.  Karierę  swą  zaczął  od  wyleczenia  w  nieznany  sposób  z  nieuleczalnej 
choroby, zwanej hemofilią, carewicza, następcę tronu. Niezwykłe to wydarzenie podniosło 
w  oczach  elity  dworskiej  znaczenie  Rasputina  i  otoczyło  jego  osobę  nimbem 
tajemniczości.  Zaczęto  go  uwaŜać  za  niezwykłego  cudotwórcę.  W  tej  sytuacji  Rasputin 
zaczął wywierać na otoczenie jakiś wpływ demoniczny do tego stopnia, Ŝe nie tylko damy 
dworu  carskiego  z  Wyrubową  i  carycą  na  czele,  ale  większość  arystokratek  Petersburga 

background image

 

73 

zaczęły  ulegać  temu  wpływowi  i  woli  „cudotwórcy”.  Wiele  dam  uprawiało  stosunki 
seksualne z Rasputinem. Jedna przed drugą chlubiły się, Ŝe je cudotwórca odwiedza. 

Rasputin  nie  stosował  hipnozy  metodycznie.  Siła  demoniczna  jego  wzroku  i 

biomagnetyzmy obezwładniały ludzi. Za pomocą swych sił psychicznych mógł z łatwością 
rządzić nie tylko kobietami, ale i carskimi dygnitarzami. Dysponował niewątpliwie siłami 
hipnotycznymi, które przy lada natęŜeniu jego woli działały szybko i skutecznie. 

Ówczesny  ambasador  angielski  w  Piotrogrodzie  nie  wierzył  w  opowiadania  o 

straszliwej  sile  wzroku  ani  o  zniewalającym  wpływie  osobowości  Rasputina  na  innych. 
Twierdził, Ŝe Rosjanie są skłonni do mistycyzmu, dlatego łatwo ulegają wpływom swojego 
cudotwórcy.  Chcąc  się  przekonać  o  słuszności  swego  poglądu,  postanowił  spotkać  się 
osobiście  z  Rasputinem  na  neutralnym  terenie.  Gdy  zaplanowane  spotkanie  nastąpiło  na 
towarzyskiej herbatce w gronie wielu osób, ambasador zbliŜył się do Rasputina, aby móc z 
nim wszcząć rozmowę. Kiedy skrzyŜowały się ich spojrzenia, Anglik zadrŜał z doznanego 
niesamowitego  wraŜenia.  Nie  mógł  wytrzymać  wzroku  syberyjskiego  chłopa.  Szybko  się 
wycofał  z  rozmowy  i  poszedł  na  swoje  miejsce.  „W  oczach  Rasputina  i  w  całej  jego 
postaci  tkwi  jakiś  demon”  –  wyraził  się  później  do  swoich  znajomych.  Dodał,  Ŝe  ten 
człowiek jest niebezpieczny. 

Hrabina  S.R.,  mieszkająca  obecnie  w  Sopocie,  opowiadała  mi  o  ciekawym 

wydarzeniu,  jakiego  była  naocznym  świadkiem  w  ówczesnym  Piotrogrodzie,  gdzie 
wówczas  przebywała.  Ktoś  poradził  jej  przyjaciółce,  Ŝonie  doktora  I.B.,  Ŝe  przecieŜ  ona 
moŜe  łatwo  przez  protekcję  Rasputina  ściągnąć  swego  męŜa  z  frontu  do  domu.  Rada 
kusząca. Trzeba z niej skorzystać. 

„Doktorowa prosi mnie, bym jej towarzyszyła w wyprawie do protektora – ciągnie 

opowiadanie  hrabina  S.R.  –  Zdecydowanie  udajemy  się  obie  do  Rasputina,  który  z  łaski 
carycy miał luksusowy apartament. W poczekalni czekało na niego wiele osób. Za chwilę 
wszedł  tam  Rasputin  i  powiódł  po  otoczeniu  swym  dziwnym  spojrzeniem.  DłuŜej 
zatrzymał  wzrok  na  Ŝonie  doktora  i,  rzecz  dziwna,  poza  kolejką  zaprosił  ją  do  swego 
gabinetu. Wizyta trwała około pół godziny. Doktorowa wyszła jakaś lekko zmieszana. Za 
parę tygodni doktor rzeczywiście wrócił z frontu do domu, zwolniony z wojska. Ale nie na 
tym koniec całej historii. Od czasu swej pierwszej wizyty Ŝona doktora zaczęła codziennie 
regularnie  o  godzinie  piętnastej  odwiedzać  swego  protektora.  Doktor  po  ustaleniu,  komu 
jego  małŜonka  tak  skrupulatnie  składa  codzienne  wizyty,  postanowił  połoŜyć  temu  kres. 
Zaprosił  uprzednio  do  siebie  kilka  znajomych,  wśród  nich  i  mnie,  kwadrans  przed 
piętnastą  i  wtajemniczył panie  w  swe  plany,  a  sam  udając chorego,  połoŜył  się  do  łóŜka. 
Prosił, aby jego Ŝona siedziała przy nim. 

Punktualnie o godzinie piętnastej Ŝona doktora szybko się ubrała i chciała wyjść na 

miasto.  Wszelkie  perswazje  pań  i  męŜa  pozostawały  bez  echa.  Kiedy  próbowała  wyjść, 
doktor  nagle  zerwał  się  z  łóŜka  i  zamknął  drzwi.  Kobieta  najpierw  szarpała  za  klamkę, 
następnie cała zaczęła drŜeć i padła zemdlona. Po pewnym dopiero czasie oprzytomniała i 
zapytała,  co  się  z  nią  stało.  Później  pod  presją  męŜa  przyznała  się,  Ŝe  miała  iść  do 
Rasputina,  Ŝe  ją  do  tego  zmuszała  jakaś  siła,  której  nie  potrafiła  się  oprzeć.  A  przecieŜ 
Rasputin  był  brzydkim,  nieokrzesanym  chłopem.  CzymŜe  więc  zniewalał  damy  z 
„towarzystwa”? 

Na  koniec  postawmy  zasadnicze  pytanie  —  czy  hipnotyzowanie  jest  dla 

hipnotyzowanego  szkodliwe?  Jedni  twierdzą,  Ŝe  tak  Ŝe  to  jest  profanacja  godności 
ludzkiej,  wdzieranie  się  brutalnie  w  duszę  i  burzenie  osobowości.  Inni  natomiast 
utrzymują, Ŝe stosowanie hipnozy nie przynosi pacjentowi Ŝadnej szkody na zdrowiu, ani 
fizycznym,  ani  psychicznym.  Jak  w  kaŜdej  sytuacji  kontrowersyjnej  jądro  prawdy 
obiektywnej znajduje się w środku. 

Człowiek  jest  strukturą  psychofizyczną  bardzo  delikatną,  subtelną,  złoŜoną,  a 

background image

 

74 

hipnoza  jest  siłą  potęŜną,  która,  nieumiejętnie  stosowana  albo  brutalnie  uŜyta,  zwłaszcza 
dla  celów  innych  niŜ  ratowanie  zdrowia,  moŜe  przynieść  człowiekowi  nieobliczalne 
szkody. Nie wolno partaczom stosować sił hipnotycznych nawet dla celów leczniczych. A 
jeszcze bardziej nie wolno ich uŜyć dla celów niecnych, niemoralnych. MoŜna natomiast, i 
jest wskazane, posługiwać się hipnozą w celach leczniczych, ale tylko przez specjalistów 
sumiennych,  doświadczonych  i  jedynie  w  tych  przypadkach,  gdy  zawiodą  inne  metody. 
Najlepsi  fachowcy  w  miarę  moŜności  nie  powinni  w  czasie  leczenia  chorego,  prócz 
wypadku  zabiegu  chirurgicznego,  pogrąŜać  pacjenta  w  stan  transsomnambuliczny,  czyli 
kataleptyczny,  gdyŜ  po  takich  stanach  mogą  wystąpić  w  ośrodkach  mózgowych  pewne 
zmiany  patologiczne.  Mogą  być  one  minimalne,  zawsze  są  jednak  niepoŜądane.  We 
wszystkich  innych  przypadkach  stosowanie  lekkiej  sugestii  hipnogennej  nie  przynosi 
zdrowiu  chorego  Ŝadnej  szkody.  Gdyby  nawet  hipnoza  w  zwalczaniu  chorób  przynosiła 
minimalną  szkodę,  jej  uboczne  działanie  będzie  bezwzględnie  mniejsze  od  szkody 
wyrządzonej  ubocznym  działaniem  leków  medycznych.  Z  dwojga  złego  wybiera  się 
zawsze zło mniejsze. NóŜ chirurgiczny pozostawia na naszym ciele nieprzyjemną bliznę, a 
mimo to pozwalamy lekarzowi dla ratowania swojego Ŝycia przecinać tkanki naszego ciała 
i  wycinać  zepsute  części  danego  narządu.  Tak  samo  w  stanach  cięŜkich  przewlekłych 
chorób moŜemy powierzyć siebie specjaliście leczącemu sugestią hipnogenną, wierząc, Ŝe 
w wyniku takiego leczenia zyskamy więcej korzyści, niŜ poniesiemy ewentualne szkody. 
 
 
 
 
 

Uzupełnienie 

 
 
Poznaj  człowieka,  a  poznasz  cały  wszechświat!  Aforyzm  ten,  tak  często  dzisiaj 

głoszony  w  świecie  nauki,  zawiera  w  sobie  bogatą  treść.  Sugeruje  bowiem  ogrom 
problemów  czekających  na  rozwiązanie  przez  umysł  ludzki.  JednakŜe  sens  aforyzmu  jest 
tylko  częściowo  uzasadniony.  Wydaje  się  bowiem,  Ŝe  przeogromny  wszechświat  jest  w 
swej strukturze mniej skomplikowany niŜeli malutka istota ludzka w swej małej, lecz jakŜe 
treściowej złoŜoności, dla której nie ma odpowiednika w całym makrokosmosie. Człowiek 
to  nie  jest  compositum  fizyko-chemiczne,  lecz  niepojęte  połączenie  –  dwóch 
egzystencjonalnych form: struktury fizycznej i świata psychicznego. ChociaŜ człowiek pod 
względem  fizycznym  jest  w  ogromie  wszechświata  prawie  niezauwaŜalnym 
ultramikroskopijnym  pyłkiem,  to  jednak  dzięki  swej  duszy  z  całym  jej  bogactwem 
pozostaje  większy  i  bardziej  skomplikowany  niŜeli  wszechświat.  Nic  dziwnego,  Ŝe  W. 
Hugo  tak  się  o  niej  wyraŜa:  „Jest  większe  widowisko  niŜeli  niebo,  to  wnętrze  duszy 
ludzkiej”. Dzięki niej właśnie człowiek potrafi myślą cały świat w sobie pomieścić. 

Ten  istotny  dar  właściwie  jedynie  człowiekowi  udzielony,  czy  go  nazwiemy 

psyche,  czy  anima,  stanowi  dla  nas  niepojętą  tajemnicę.  Umysł  ludzki  poznał  w  duŜym 
przybliŜeniu  składowe  elementy  ciał  niebieskich,  ich  liczbę,  ruch,  potrafi  na  trzysta  lat 
naprzód obliczyć, kiedy, w którym miesiącu, dniu, nawet godzinie ma nastąpić zaćmienie 
słońca. Nikt natomiast nie zgłębił sfery psychicznej, jej bogactwa, jej moŜliwości. 

Człowiek  przez  umiejętność  koncentracji  i  odpowiednie  ćwiczenie  swych  władz 

psychicznych  moŜe  osiągnąć  stan  w  pewnym  sensie  nadczłowieczeństwa.  Widzimy  tę 
moŜliwość  na  przykładzie  uprawiających  wskazania  jogi.  Niektórzy  joginowie  przez 
długoletnie  ćwiczenia  osiągają  w  wysokim  stopniu  sublimację  ducha,  tak  Ŝe  potrafią 

background image

 

75 

przepowiadać  przeszłość  i  przyszłość,  leczyć  ludzi  z  najcięŜszych  chorób,  panować  nad 
swoim  ciałem  tak  dalece,  iŜ  w  wyjątkowych  przypadkach  wyjmują  je  spod  prawa 
fizycznego. 

Prawdziwy 

jogin 

potrafi 

opanować 

głód 

do 

granic 

wprost 

nieprawdopodobnych,  potrafi  chodzić  po  śniegu  i  lodzie  boso,  bez  Ŝadnej  szkody  dla 
swego  zdrowia.  Co  więcej,  moŜe  chodzić  bosymi  nogami  po  rozŜarzonych  węglach,  nie 
parząc  tkanek.  Praktykują  to  nawet  zbiorowo  pewne  sekty  w  Tybecie  podczas  swych 
obrzędów religijnych. Trudno w to ogółowi uwierzyć, a jednak są to fakty niezaprzeczalne. 

Nam chodzi o to, aby nauka współczesna dokładnie poznała ukryte w naszej jaźni 

potęgi  i  potrafiła  kierować  nimi  tak,  aby  człowieka  dzisiejszego  uchronić  przed 
niszczycielskimi czynnikami, jakie niesie obecna cywilizacja. 

PoŜyteczną  jest  rzeczą  poznać  świat,  ale  zbawienną  poznać  człowieka  i 

uszczęśliwić go. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

ZAMIAST WSTĘPU 1 

Do Ciebie, Czytelniku 3 

Pierwsze spotkanie z nieznanym 6 

Nieznane uchyla rąbek swej tajemnicy 9 

Odkrycie rzeczywistości 12 

Z głównego toru na bocznice 15 

Czynniki ułatwiające wizje 25 

Dlaczego fotografia? 28 

Widziany obraz i jego tło 34 

Jak powstaje jasnowidzenie 37 

Zakres moich para psychicznych moŜliwości 39 

Radości i udręki jasnowidza 41 

Analiza zjawisk parapsychologicznych 44 

Zjawy senne w moim pojęciu 61 

Hipnotyzm 69 

background image

 

Uzupełnienie 74