1
ZAMIAST WST
Ę
PU
„Ojciec Andrzej”, „Ksiądz Klimuszko”, „Jasnowidz z Elbląga”, „Uzdrowiciel z
Górki” – to najczęściej uŜywane określenia przez ludzi, którzy szukali pomocy u tego
kapłana franciszkańskiego, kiedy juŜ wszystko zawiodło.
Przyszedł na świat 23 sierpnia 1906 r. we wsi Nierosno pod Sokółką w
województwie białostockim. Uczęszczał do szkół RóŜanymstoku i Grodnie. Maturę
gimnazjalną zdobył we Lwowie. W jego sercu zrodziło się powołanie kapłańskie pod
wpływem lektury „Rycerza Niepokalanej”, miesięcznika maryjnego wydawanego przez św.
Maksymiliana Kolbego. W 1926 r. wstąpił do Zakonu Ojców Franciszkanów
Konwentualnych we Lwowie i tu rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne. WyŜsze
Seminarium Duchowne ukończył u Ojców Franciszkanów w Krakowie Studia teologiczne
uwieńczył przyjęciem święceń kapłańskich w Krakowie w 1934 r.
O. Lucjusz. Chodukiewicz, przyjaciel i najbliŜszy współpracownik oraz sekretarz O.
Andrzeja Klimuszki, tak wspomina: „Podczas wojny i okupacji wskutek ciągłego
zagroŜenia i napięcia nerwowego O. Andrzej poznaje w sobie nieznane dotychczas siły i
moŜliwości. Intuicyjnie poznaje groŜące niebezpieczeństwo. Dzięki temu unika
aresztowania przez gestapo w Kaliszu, uchodzi w porę przed napadem bandy rabusiów. Po
wojnie osiada w Prabutach, gdzie oprócz pracy duszpasterskiej nietypową i niezwykłą
działalność: na podstawie fotografii osoby zaginionej orzeka czy ona Ŝyje i gdzie się
znajduje, i przecieŜ wiemy, Ŝe był to czas ogólnego poszukiwania się i zawieruchą
wojenną. O. Andrzej zadziwia trafnością orzeczeń, o czym przekonują się po pewnym
czasie zainteresowani. Przerywa tę działalność w latach stalinowskich, by powrócić do
niej sporadycznie w latach następnych”.
O. Andrzej odkrył w sobie dar odczytywania przyszłości i leczenia chorób. Te dary
wykorzystał dla dobra ludzi i niósł pomoc oraz ulgę bliźnim w ich cierpieniach. Znany był
szerszemu ogółowi jako zielarz i jasnowidz. Chętnie udzielał porad zdrowotnych, które
były skuteczne i często wręcz zaskakiwały. Znakomicie znał się na ziołach nie tylko na
podstawie fachowej literatury polskich i niemieckich autorów, ale tez dzięki swej intuicji
widział ich walory i działanie. A niezwykłością było to, Ŝe rozpoznawał schorzenia osób z
fotografii. Miał dobre serce i zawsze był po stronie cierpiących. Zwracali się do niego
równieŜ przedstawiciele Głównej Komendy Milicji Obywatelskiej w celu wskazania miejsc
porzuconych ciał zamordowanych ludzi. Zdanie O. Andrzeja w tej materii zawsze było
bezbłędne.
WyróŜniony boŜym darem jasnowidzenia, rozpoznawania i leczenia chorób, O.
Andrzej był szanowany przez powaŜnych naukowców. Wielu lekarzy, a przede wszystkim
cierpiący ludzie zwracali się do niego w sprawach fachowych i osobistych. Ciągle rosła
liczba zwracających się do „Księdza Klinuszki”, zwłaszcza z Elbląga i okolicy. Gdy w
prasie krajowej i zagranicznej ukazały się artykuły i polemiki na temat „uzdrowiciela z
Elbląga”, ruszyła lawina korespondencji z całego świata. W „Kronice Klasztornej”
czytamy: „Były dni, Ŝe przychodziło około 100 listów”.
O. Andrzej Klimuszko w Elblągu przeŜył dziewiętnaście lat Pierwsze lata spędził
bez większego rozgłosu. Napływ próśb zwiększył się dopiero po ukazaniu się odcinków
ksiąŜki O. Andrzeja MOJE WIDZENIE ŚWIATA w tygodniku „Literatura” w 1975 r.
Jednocześnie w tym okresie ukazały się trzy artykuły w belgradzkim czasopiśmie
„Uustrovana Politika” pod chwytliwym tytułem CUDOTWÓRCA Z ELBLĄGA. Gdy do
tego dodać drugą ksiąŜkę POWRÓT DO ZIÓŁ, w której O. Andrzej umieścił opis swoich
doświadczeń jako zielarza wraz z receptami ziołowymi, to trudno się dziwić, Ŝe cieszył się
taką popularnością, szacunkiem i uznaniem.
Zmarł 25 sierpnia 1980 r. o godzinie 15.30 w szpitalu garnizonowym w Elblągu.
2
Umierał w atmosferze powszechnej wdzięczności oraz w dniach protestu robotniczego –
strajku powszechnego. Mimo wielkich ograniczeń i trudności w komunikacji i w
nadawaniu telegramów – w dniu jego pogrzebu na cmentarzu znalazło się więcej ludzi niŜ
w uroczystość Wszystkich Świętych.
W pamięci mieszkańców Elbląga pozostał jako wybitny, bezinteresowny i zasłuŜony
kapłan franciszkański, który poświęcał swój czas i zdrowie dla ludzi, zwłaszcza dla
mieszkańców Elbląga. Do dziś jest potrzebny ludziom; świadczą o tym listy, które
sporadycznie jeszcze przychodzą pod jego ostatnim adresem.
Za jego dobre serce i dobre dłonie Rada Miejska w Elblągu w czasie wiosennej
sesji w 1988 r. na wniosek naszego klasztoru nadała jednej z ulic jego imię. Ulica Ks.
Klimuszki znajduje się na nowo wznoszonym osiedlu w pobliŜu kościoła franciszkańskiego
Ś
w. Pawła Ap. A współbracia zakonni jego imieniem nazwali nowy budynek katechetyczny
– „Dom im. O. A. Klinuszki”. Te wyrazy serdeczności będą przypominać nam człowieka,
który odsłonił jakąś cząstkę prawdy o sobie i swoim dziele, zawsze godnym uwagi.
O.KAZDJ2ERZ KOZŁOWSKT OFMCony.
3
Do Ciebie, Czytelniku
Gdy kiedyś w ramach Sekcji Bioelektroniki w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie
wygłosiłem kilka prelekcji o problemach parapsychologii w aspekcie teorii i praktyki,
grono naukowców, z którymi dotąd współpracuję nad tymi zagadnieniami, zaproponowało
mi, abym na ten temat napisał ksiąŜkę.
Mimo jednak zachęty Ŝyczliwych dla mnie, bezstronnych przedstawicieli nauki,
mimo mojej własnej chęci przekazania szerszemu społeczeństwu wiedzy o zjawiskach
paranormalnych, jakie w mojej jaśni się przejawiają, długo odkładałem realizację tego
zamiaru. Atmosfera dzisiejszej doby nie sprzyja zjawiskom nieempirycznym. śyjemy
przecieŜ w dobie wybujałego realizmu intelektu i technicznego eksperymentalizmu.
Człowiek współczesny opiera swą wiedze i praktyczne wnioski wyłącznie na
doświadczeniach, na obliczeniach matematycznych, na analizie i reakcjach chemicznych,
na kombinacjach technicznych. Nie jest zdolny pojąć zjawisk wymykających się spod
konkretnych doświadczeń i obliczeń. „Wierzcie memu szkiełku i oku” – jest
bezkompromisową obowiązującą zasadą obecnej myśli twórczej. Poza tym nic nie istnieje.
Jeszcze panują w wielu umysłach naukowców bezwzględne uprzedzenia do wszelkich
zagadnień i zjawisk, których się nie da udowodnić doświadczalnie. Zbyt arbitralnie stawia
się nieprzekraczalną barierę między „naukowym a nienaukowym”, chociaŜ wiemy dobrze,
jak wiele dogmatów naukowych w wyniku rozwoju myśli ludzkiej odrzucono juŜ jako
nienaukowe, a te nienaukowe teorie przyjęła dzisiejsza nauka.
CzyŜ w takiej atmosferze zmaterializowanej myśli ludzkiej oraz przekraczającego
najśmielszą fantazję postępu technicznych wynalazków moŜna bez ryzyka pisać o
zjawiskach
poza-eksperymentalnych,
niewymiernych,
jakby
ponadzmysłowych
i
przedstawiać je jako rzeczywistość?!
Nie zachęca teŜ do pisania sama świadomość, Ŝe przedstawione w niniejszej pracy
fakty i wydarzenia, teorie i poglądy wywołają w wielu sceptykach irytację, jako według ich
mniemania rzeczy nieuchwytne naukowo i fantazyjne. KaŜda bowiem myśl nowa, kaŜde
usiłowanie wynalazcze, które nie są zamieszczone w katalogu kanonów akademickich,
odrzuca się z góry, przylepiając etykietkę – szarlataneria!
Niestety, nasze społeczeństwo jest jeszcze nie przygotowane do zajęcia wobec
zagadnień parapsychicznych pozytywnego stanowiska. Świadczy o tym chociaŜby fakt, iŜ
na Międzynarodowy Kongres Psychotroniki, który odbył się w czeskiej Pradze w 1973
roku, przybyło ponad trzystu przedstawicieli nauki ze wszystkich krajów świata, nawet z
Chile i Nowej Zelandii, zabrakło jedynie przedstawiciela Polski.
JuŜ sama forma pisania tego rodzaju pracy nie jest zbyt przyjemna dla autora.
Wszystkie praktyki i fakty muszę podawać w pierwszej osobie, bo przecieŜ zjawiska
parapsychiczne dokonują się i przebiegają we mnie i przeze mnie, jestem przez to zarówno
przedmiotem, jak i podmiotem zjawisk paranormalnych.
Skoro zatem, mimo niewdzięcznych dla mnie warunków, podjąłem się pisania na
ten temat, chcę podkreślić, Ŝe pragnę jedynie sumiennym, mądrym i bezstronnym
badaczom nowych zagadnień przekazać garść wiadomości z dziedziny mało znanych
zjawisk, powiązanych wszakŜe ściśle z naszą sferą psychiczną. Nie piszę o okultyzmie, lecz
o fenomenach, jakie występują w jaźni ludzkiej, oraz poruszam kwestię niektórych praw
rządzących przyrodą.
Chcąc ułatwić czytelnikowi zrozumienie trudnych zagadnień parapsychicznych,
oparłem swoje wywody na licznych przykładach. Dlatego w imię obiektywnej prawdy, z
całym poczuciem swej odpowiedzialności wobec nauki, muszę oświadczyć, Ŝe wszystkie
fakty oraz wydarzenia w tej ksiąŜce opisane są prawdziwe, niezaprzeczalne i dokonały się
wobec licznych świadków.
W ich opisie usiłowałem w miarę moŜności celowo przesłonić swoją własną osobę
4
doniosłością samego faktu i jego niezwykłych rezultatów. WaŜniejszy był dla mnie i dla
klienta wynik powierzonej mi sprawy. Na dowód tego zaznaczam, Ŝe zarówno wszelkie
legendy dotyczące mojej osoby, jak i przypisywanie mi czynów graniczących z dziedziną
cudów demaskowałem bezwzględnie jako fałszywe. Nie chciałem nigdy dopuścić, aby
doniosłość prawdy moich praktyk została sfałszowana przez kogoś nawet mimowolnie.
Zdolność jasnowidzenia jest zbyt delikatna i wraŜliwa, nie wolno jej przez Ŝadne
machinacje zepchnąć na bezdroŜa. Wszelkie w parapsychicznych praktykach kłamstwo,
niezdrowa mistyfikacja, wywoływanie specyficznych dreszczyków i wzbudzanie sensacji
wśród ludzi, jak równieŜ ambicjonalne eksponowanie własnej osoby przynoszą
niepowetowaną szkodę samemu sprawcy tychŜe niegodnych sztuczek, a do nauki
wprowadzają zamieszanie.
Człowiek obdarzony zdolnościami parapsychicznymi musi nieustępliwie stać na
gruncie prawdy obiektywnej i uczciwości, nawet w tych przypadkach, kiedy sprawy mu
powierzonej nie potrafi rozstrzygnąć lub nie uda się zaplanowany eksperyment. MoŜe on i
powinien uŜyć swych sił wyjątkowych w sprawach takŜe wyjątkowych i tylko dla dobra
drugiego człowieka. Wszelkie bowiem odchylenie od uczciwości grozi jasnowidzowi
zanikiem jego biopola, utratą zdolności parapsychicznych, a nawet równowagi
osobowości.
Moje moŜliwości i osiągnięcia w zakresie praktyk parapsychicznych były dość
często demonstrowane publicznie w obecności naukowców, profesorów wyŜszych uczelni i
inteligencji róŜnych zawodów w Łodzi, Warszawie, Olsztynie, Lucernie, Fryburgu w
Szwajcarii oraz w Würzburgu w Niemczech, a świadków moich praktyk moŜna naliczyć
tysiące. Dla nich moje odkrycia rzeczy niewidzialnych normalnym wzrokiem nie były bajką
z tysiąca i jednej nocy, lecz sprawą prostą, jakby codzienną. Dla babki, która w zeszłym
roku przyjechała do mnie z Ostrołęki w sprawie zaginięcia z ogrodzonego podwórka
domowego jej wnuczki, nie było wcale rzeczą dziwną, kiedy jej wskazałem przewrócone
dziecięce wiaderko na brzegu rzeki, a ciałko dziewczynki leŜące w szuwarach czterysta
metrów poniŜej w rzece.
Zagadnienie zjawisk parapsychicznych nie jest w dzisiejszej dobie jakąś nowością.
Na
Zachodzie
zainteresowanie
zjawiskami
metapsychologii,
zwanej
u
nas
parapsychologią, nie jest jakimś modnym hobby pewnych tylko jednostek czy grup
amatorów, lecz bardzo powaŜnym problemem naukowym, zaprzątającym najtęŜsze umysły
od lat przeszło osiemdziesięciu.
JuŜ w roku 1882 powstało w Londynie naukowe stowarzyszenie pod nazwą Society
for Psychical, mające na celu badanie metodyczne zjawisk parapsychicznych. Obecnie na
całym świecie istnieje osiemnaście większych stowarzyszeń o podobnym charakterze. Sama
zaś parapsychologia jest przedmiotem badania naukowego obecnie na trzydziestu
uniwersytetach europejskich. TakŜe w Związku Radzieckim wielu naukowców zajmuje się
zjawiskami parapsychicznymi, głównie telepatią. Na Zachodzie wyszło drukiem ponad
czterysta pozycji naukowych, traktujących o problemach parapsychicznych. Jedynie w
Polsce nie ukazała się dotąd, niestety, Ŝadna powaŜniejsza publikacja na temat tychŜe
zagadnień.
Trzeba równieŜ podkreślić, iŜ tacy wybitni uczeni, jak Ch. Richet, A. Carrel, J.B.
Rchine, S.G. Sosel, Th. Newcomb, oraz wielu innych wysokiej klasy naukowców przez
długie lata zajmowali się zagadnieniami paranormalnymi z parapsychologii. Nie brak
takŜe i w naszym kraju wybitnych uczonych, jak S. Manczarski, S. Grabieć, dr F.
Chmielewski, którzy wnikliwie, fachowo badają zjawiska parapsychiczne.
Znamy teŜ głośnych na cały świat jasnowidzów i telepatów, których moŜliwości
były demonstrowane w gronie uczonych w wielu miastach Europy. Oto nazwiska
niektórych tylko: miss Piper, Valentino, Swedenborg, z naszych zaś – Ochorowicz,
5
Ossowiecki.
Przeciwko tym bezstronnym, bardzo sumiennym badaczom oraz tym wszystkim
jasnowidzom, którzy swój talent poświęcili ofiarnie ludziom cierpiącym, występuje dziś
jeszcze wielu naukowców, z całą bezkompromisowością zwalczających paranormalne
spostrzegania i wszelkie związane z nimi praktyki. Według ich mniemania wszelkie
pozornie pozytywne wyniki w czasie eksperymentów publicznych są uzyskiwane przez
oszustwo, spryt, dobry słuch, wzrok i sztuczki iluzjonistyczne.
Nie mam zamiaru wstępować w szranki Ŝadnej polemiki. Odpowiadając wszystkim
sceptykom, moŜna jedynie przytoczyć opinię angielskiego psychologa, profesora Eysencka:
„JeŜeli nie istnieje gigantyczne sprzysięŜenie, obejmujące ze trzydzieści wydziałów
uniwersyteckich na całym świecie i wiele setek wysoce cenionych naukowców z róŜnych
dziedzin, początkowo nawet wrogich twierdzeniom badaczy parapsychologii, to bezstronny
obserwator moŜe dojść jedynie do takiego wniosku, Ŝe rzeczywiście jest chociaŜ niewielka
liczba ludzi, którzy drogami nie znanymi jeszcze nauce osiągają znajomość myśli innych
ludzi albo spraw w świecie zewnętrznym”.
Mam nadzieję, Ŝe moŜe nawet w niedalekiej przyszłości uczeni dokładniej poznają
mechanizm naszego mózgu, precyzyjność jego funkcjonowania oraz całą psychofizyczną
strukturę człowieka, jak równieŜ prawa i zjawiska jego środowiska, w wyniku czego
wyciągną praktyczne zbawienne wnioski dla dobra ludzkości.
Do rozwoju twórczej myśli uczonych w poznawaniu człowieka i świata
zewnętrznego ośmielam się i ja dołączyć swoje osiągnięcia naukowe. Mój dar
paranormalnego widzenia nie ogranicza się tylko do człowieka i jego losów, lecz sięga
jeszcze w sferę świata zewnętrznego. Obejmuje zwłaszcza świat przy-rody Ŝywej, jej
twórcze i rządzące prawa. Dlatego pracę podzieliłem na dwie części. W pierwszej
przedstawiam na tle bogatej faktografii samo zagadnienie zjawisk parapsychicznych w
teorii i praktyce, w drugiej natomiast podaję swoje spostrzeŜenia, obserwacje i myśli
oparte na wieloletnich doświadczeniach. Moje wskazania mają na celu wyrwanie
człowieka z szaleńcze-go wiru i zamętu dzisiejszego Ŝycia i włączenie go na nowo w nurt
nieskalanej przyrody oŜywczej. „Albowiem świat rzeczywisty jest o wiele bogatszy i
bardziej złoŜony niŜ świat nauki” (W. James), jak równieŜ „jest zjawisko większe niŜ niebo,
to wnętrze duszy ludzkiej” (V. Hugo).
6
Pierwsze spotkanie z nieznanym
Dlaczego wciąŜ się powtarza, Ŝe zmysły są jedynym
ś
rodkiem wszelkiego poznania, dlaczego
Ŝą
da się ciągle świadectwa zmysłów mimo
ich złudzenia?
(C. KUDUŃSKI)
Znany filozof amerykański Claude Bragdon we wstępie do swojej ksiąŜki Joga dla
ciebie, czytelniku pisze, Ŝe w maju roku 1943 otrzymał z południowej Ameryki od
nieznajomej osoby list, w którym opisuje ona nieznane dziwne zjawiska, jakie ją od
pewnego czasu spotykają. Informowano ją, Ŝe tylko on moŜe jej wyjaśnić. Treść listu,
który natchnął Bragdona do napisania wymienionej ksiąŜki, jest następująca.
Kochany Panie Bragdon
Nie będę się tłumaczyła z moich pozornych halucynacji, jakie tu piszę, gdyŜ
człowiek, który mi radził zwrócić się do Pana, zapewniał mnie, iŜ nie potrzebuję się
niczego obawiać, bo Pan na pewno wszystko zrozumie. Człowiek, który mi o Panu mówił,
jest albo istotą z innej planety, albo tworem mojej wyobraźni czy moim przywidzeniem.
Jeśli to ostatnie jest prawdą, to wspaniale, gdyŜ zbliŜam się do genialności, bo mogę dziś
pisać takie rzeczy, które w ogóle nie wydawały mi się moŜliwe, oraz robić to, o czym mi
się nawet nie śniło. Człowiek ten wydaje mi się nadziemskim, nadprzyrodzonym
zjawiskiem, a jednak nie wzbudza lęku ani czci, a nawet nie wygląda na świętego
specjalnie. Jest podobny do zakonnika w Ŝółtobrązowym habicie, pracuje chyba w
ogrodzie, bo ma zawsze przy sobie kosz pełen kwiatów, korzeni, narzędzi ogrodniczych.
Opowiadał mi często zachwycające rzeczy o roślinach i kwiatach. WciąŜ powtarzał, Ŝe
pogoda i wesołość to cnoty waŜne, nawet cierpienia nie powinny człowieka łamać, a
wszelkie bogactwo to niepowaŜna zabawka. Powiedział rzecz niesłychanie dziwną, Ŝe
człowiek, gdyby umiał uŜyć swej energii, mógłby nadać kwiatom inny kształt, inna
odmianę. Pytałam go, co mam robić, aby siebie wzmocnić. Odpowiedział, Ŝe mój
kręgosłup jest niezadowolony z noszenia butów o wysokich obcasach. Nauczył mnie wielu
rzeczy, które dotąd były mi nieznane, obce, niedostępne...
O sobie mogę powiedzieć, Ŝe jestem zdrową, normalną i zrównowaŜoną kobietą o
optymistycznym i wesołym usposobieniu, bez Ŝadnych nadwraŜliwości nerwowych, bez
tendencji do psychopatii. Przyjadę do Pana, jeŜeli Pan będzie mógł wytłumaczyć mi, co to
wszystko ma znaczyć (...)”.
C. Bragdon dalej sam wyjaśnia: „Spotkaliśmy się niebawem. Była to kobieta ze
sfer kulturalnych, o europejskim wykształceniu, z jej twarzy wyczytałem od razu, Ŝe
naleŜy do typu kobiet – które nazwałem delfickimi siostrami – obdarzonych zdolnościami
takimi, jak jasnowidzenie, wyraźne przeczucia, dar przepowiadania. Choć moŜe się to
wydać dziwne, pomagały mi w pracy <delfickie niewiasty>. Co do mnie, byłbym raczej
zdziwiony, gdyby tak nie było. A podczas pisania tej ksiąŜki Braciszek (opisany w liście
nieznajomej) podawał swe uwagi, oczywiście, na odległość. W materialistycznym świecie
nie ma miejsca na ponadzmysłowe spostrzegania”.
Przytoczona wypowiedź tak trzeźwego filozofa i architekta amerykańskiego moŜe
wprawić dzisiejszego człowieka w mocne zakłopotanie. Trzeba jednak przyjąć do
wiadomości, Ŝe u niektórych jednostek zdarzają się specyficzne stany ducha, kiedy władze
psychiczne potęgują się do takiego stopnia, iŜ osoby te mogą przenikać wzrokiem
7
wewnętrznym, duchowym drugiego człowieka oraz świat zewnętrzny. Stany takie nazywa
się ekstazą, mistycyzmem, jasnowidzeniem itp. Są niezrozumiałe nie tylko dla osób
postronnych, ale i dla tych, którzy je przeŜywają. Nie są komunikatywne. Do nich właśnie
naleŜy zdolność parapsychiczna.
Niewątpliwie i w naszym społeczeństwie istnieje pewna liczba – nawet nie taka
mała – jednostek obdarzonych zdolnościami parapsychicznymi, ale najczęściej pozostają
one nikomu nie znane poza najbliŜszym otoczeniem. Ci ludzie zresztą nie przywiązują do
swych uzdolnień, zwłaszcza gdy chodzi o ludzi prostych, Ŝadnej wagi. Nie wiem tylko,
dlaczego wielu jasnowidzów, podobnie jak wyznaje sam Bragdon, powołuje się w swoich
praktykach na pomoc opiekuńczych duchów. Miss Piper na przykład twierdziła, Ŝe w
czasie jej publicznych występów eksperymentalnych w środowiskach naukowych kieruje
nią duch zwany Phinuit. Podobno i nasz S. Ossowiecki miał się kiedyś wyrazić w gronie
swoich przyjaciół, Ŝe jakaś istota duchowa, której imienia nie wymienił, pomaga mu w
uzyskiwaniu pomyślnych wyników w praktykach parapsychicznych.
Wydaje mi się, Ŝe powoływanie się na pomoc istot pozaziemskich jest po prostu
wymysłem w celu nadania swym zdolnościom jasnowidzenia większej tajemniczości i
powagi.
Jeśli chodzi o punkt wyjścia moich widzeń pozazmysłowych, to był prosty, wcale
nie dramatyczny, ale zwyczajny przypadek, bez pomocy opiekuńczych duchów.
Jako jedenastoletni chłopak wybrałem się w słoneczny lipcowy dzień w
towarzystwie młodszej ode mnie koleŜanki Zuzi do lasu na poziomki. Tam zaskoczyła nas
gwałtowna, ulewna burza. Schroniliśmy się przed deszczem pod krzakiem rozłoŜystego
głogu. Niewiele nam jednak pomógł liściasty parasol. Przemokliśmy jak małe kurczaki
pod rynną. ZauwaŜyłem wówczas na rękach towarzyszki przygody deszczowej szpetne
liczne brodawki, nabrzmiałe pod wpływem wody deszczowej. Zerwałem bez namysłu
opodal rosnące jaskółcze ziele i jego sokiem natarłem te brodawki, zaznaczając, Ŝe za kilka
dni zginą. I o dziwo! Po pięciu dniach nie pozostało po nich ani śladu. Zachęcony tak
namacalnym sukcesem leczniczym, zacząłem się przypatrywać kwiatom i ziołom
rosnącym na łąkach i polach. Jakimś dziwnym instynktem czy wyczuciem zacząłem
odkrywać dość wyraźnie właściwości lecznicze i trujące napotykanych ziół. Odczuwałem
jakieś prądy – od jednych roślin błogie, przyjemne, od innych natomiast jakieś draŜniące,
niemiłe.
W kilka dni po przeŜytej przygodzie deszczowej, wiedziony męską ambicją,
chciałem popisać się wobec swej koleŜanki wiedzą botaniczną, a raczej medyczną.
Pokazywałem jej na łące – chociaŜ nie znałem ich nazw – jako lecznicze, między innymi
dziurawiec, krwawnik, nostrzyk, bobrek trójlistny, a jednocześnie ostrzegałem ją przed
roślinami trującymi, takimi jak bieluń dziędzierzawa, czarny lulek, naparstnica czy sosnka
polna. W tym mniej więcej czasie zacząłem odczuwać wibrujące działanie na mnie prądów
draŜniących od drzew takich, jak berberys, osika, olszyna, i na odwrót, odbierałem prądy
kojące płynące od lipy, modrzewia, sosny, brzozy... Dziś juŜ o takich zjawiskach zaczyna
mówić nauka, chociaŜ jeszcze bardzo nieśmiało. Ale wówczas nie zdradzałem swoich
spostrzeŜeń nikomu z obawy ściągnięcia na siebie złośliwego epitetu – znachor!
W kilka lat później wpadł mi do rąk jakiś zielarski podręcznik, w którym znalazłem
potwierdzenie moich wcześniejszych spostrzeŜeń dotyczących ziół leczniczych. Byłem
tym odkryciem bardzo zaskoczony. Wydaje mi się, iŜ gdybym wówczas napotkał na swej
drodze Ŝycia hinduskiego mędrca, który by jak Beatryce Dantego wprowadził mnie w
krainę tajemnic przyrody i nauczył metody koncentracji myśli, moŜe bym odkrył „piątą
esencję”, dzięki której stałbym się dobroczyńcą tysięcy chorych ludzi. KaŜdy bowiem
talent danych jednostek, chociaŜby został zahamowany w swym rozwoju wskutek nie
sprzyjających warunków Ŝyciowych, musi w odpowiednim momencie się odrodzić. MoŜe
8
jedynie zabraknąć czasu na jego rozwinięcie do upragnionych granic.
Moja zdolność czytania praw wielkiej przyrody Ŝywej pozostała bez podkładu
naukowego, a pogmatwały ją brutalność zawieruchy wojennej oraz własne cięŜkie
przeŜycia. Nadszedł czas, kiedy trzeba było nadrabiać spóźnione lata nauki, i mój kontakt z
przyrodą został przerwany. Wibrację prądów roślin mury szkolne kasowały. Ale w tym
czasie psychikę miałem wyczuloną na inne rzeczy, takŜe nieuchwytne ani okiem, ani
rozumem. Wyczuwałem bowiem kaŜde niepowodzenie, jakie miało mnie spotkać w
najbliŜszych dniach, nawet otrzymanie za niefortunną odpowiedź na lekcji negatywnej
oceny Nie uwaŜałem tego jednak za jakąś odrębność mojej psychiki, wydawało mi się, Ŝe
jest to tylko rezultat nerwowości.
Z tego okresu mojego Ŝycia przypomnę wydarzenie, które mnie mocno zaskoczyło
i dało wiele do myślenia. Byłem w piątej klasie gimnazjalnej we Lwowie, kiedy pewnego
dnia, dokładnie drugiego lutego 1925 roku, zjawiła się przed moim wzrokiem ducha scena
niespodziewanej śmierci mojej KoleŜanki z lat dziecinnych, wspomnianej juŜ Zuzi.
Zobaczyłem cały przebieg jej umierania. Mieszkała ona wtedy bardzo daleko. Po kilku
dniach otrzymałem wiadomość potwierdzającą moje widzenie.
Było to znowu kolejne spotkanie z nieznanym, które wówczas jeszcze pozostawało
niezrozumiałe, nie odkryte, chociaŜ mocno intrygujące... Nareszcie nadszedł okres, kiedy
to nieznane, spotykane przed laty przelotnie, zbliŜało się do mnie, ale juŜ w formie
nieomal dotykalnej, co w miarę swych moŜliwości chcę opisać.
9
Nieznane uchyla r
ą
bek swej tajemnicy
W głębi jaźni człowieka kryje się jakaś energia
potęgująca w pewnych momentach moce psychiczne
do takiego stopnia, Ŝe potrafi on dojrzeć
ś
wiat zakryty przed wzrokiem zmysłowym.
(G. VAlf DER LEEUW)
Nadszedł brzemienny tragizmem rok 1939. W całej Europie atmosfera przesycona
psychozą wojenną wsączała się w dusze ludzkie wstrząsającym je niepokojem. Wszyscy
Polacy wyczuwali zbyt wyraźnie zbliŜające się potworne widmo wojny juŜ na kilka
miesięcy przed jej wybuchem. śyli jednak nadzieją zwycięstwa nad wrogiem. Zanim
złowieszcze syreny zawyły pierwszego września rankiem na alarm w Warszawie, tej nocy
pamiętnej miałem niewymownie dziwny sen. Widziałem we śnie cały tragiczny dla nas
przebieg kampanii wrześniowej i jej nieszczęsny finał. Widziałem odwrót naszych wojsk i
ich całkowitą klęskę. Następnie przesuwały się niby na ekranie kinowym krwawe sceny
rozstrzeliwań Polaków przez zbirów hitlerowskich w obozach masowej zagłady. W
dalszym ciągu wizji sennych ukazał mi się zakrwawiony oficer polski, który roztoczył
przede mną cały obraz losu Polski i Europy.
Był to oczywiście tylko sen, ale jakŜe wymowny, jak dokładny. Spełnił się on
całkowicie w realnej rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, Ŝe senne zjawiska przez wielu
ludzi są traktowane niepowaŜnie i ośmieszane. JednakŜe badacze i znawcy parapsychologii
mają na tę sprawę inny pogląd. Kwestię marzeń sennych poruszę w innym miejscu.
W dziewięć miesięcy później, juŜ za czasów okupacji niemieckiej, zdarzył się
wypadek, który zapoczątkował historię mojego pozazmysłowego postrzegania.
W roku 1940, wyrwawszy się z rąk gestapo w Kaliszu, zatrzymałem się na
czasowy pobyt w osadzie Wierzbica, niedaleko Radomia. Tam w spokojny letni poranek
wtargnął silny oddział hitlerowców z zamiarem ukarania mieszkańców za jakiś tam nie
dostarczony Niemcom kontyngent drzewa. Pod grozą skierowanych na mnie luf kazano mi
iść tam, dokąd spędzono wszystkich męŜczyzn, którym na sposób średniowieczny
wymierzano karę chłosty. Oprawcy kazali ludziom kłaść się na pniaku drzewa i z
wyraźnym sadyzmem katowali swoje ofiary i potem kłuli bagnetami. Mnie kazali
przypatrywać się tym bestialstwom. Oprawcy po zmaltretowaniu niewinnych ludzi zabrali
się do mnie. Chodziło im o ośmieszenie i poniŜenie mnie w oczach ludzi. Oprowadzali
mnie po rynku wśród szyderstw i inwektyw, fotografowali w asyście esesmanów z
karabinami w rękach. Kiedy chcieli mnie zmusić do biegania po rynku, przeciwstawiłem
się. Nie mogłem, nie chciałem im pozwolić na poniŜanie mej godności jako człowieka i
jako Polaka, Opór mój doprowadził hitlerowców do szału. Zostałem przez nich pobity i
pokaleczony.
Ś
wiadomość doznanej krzywdy oraz widok wynaturzenia człowieka z trupią
główką na czapce, cały ten splot wypadków wywołał w mojej jaźni silny wstrząs, który z
kolei wyzwolił we mnie drzemiące nieznane siły psychiczne, poruszył jakiś mechanizm w
ośrodkach mózgu, obudził nadświadomość, dzięki której zacząłem przenikać
psychofizyczną strukturę człowieka. Zacząłem dostrzegać w pewnych momentach za
niektórymi ludźmi ciągnący się jakby film ze scenami ich przeŜyć i przeszłości. Czułem
wyraźnie, Ŝe w mojej sferze psychicznej nastąpił jakiś przełom, zaistniało coś, i to coś nie
jest anormalne, lecz raczej ponadnormalne. Wkrótce to „coś” skierowało moją uwagę na
10
fotografię człowieka. Dostrzegłem na niej wypisany jak gdyby jego Ŝyciorys. Fotografia
stała się później narzędziem praktyki parapsychicznej.
Po tym odkryciu próbowałem mych sił w tym kierunku. Mówiłem ludziom: „PokaŜ
mi swoją fotografię, a powiem, kim jesteś i coś w swym Ŝyciu robił”. Pragnąłem upewnić
się, czy moje spostrzeŜenia są zgodne z prawdą, czy to, co widzę na fotografii, pokrywa się
z rzeczywistością, to znaczy czy odpowiada cechom charakteru i przeŜyciom danego
osobnika. Zacząłem zaciekawionym odczytywać z fotografii ich przeŜycia obecne i dawne,
stan zdrowia, upodobania, uzdolnienia itp. I takich przypadków rozszyfrowania losów
człowieka uzbierało się z biegiem czasu sporo. Początkowo stanowiło to dla mnie
rozrywkę, ale dla wielu ludzi było prawdziwą sensacją. I przywiązywałem do tego
większej wagi, mimo Ŝe zdarzały się przypadki zastanawiające. Kilka z nich przedstawiam.
W czasie kiedy nienawiść hitlerowska ścigała Polaków całym kraju i Ŝyciu kaŜdego
towarzyszyła niepewność Jutra, wyczuwałem dość dokładnie, skąd się zbliŜa
niebezpieczeństwo, dzięki czemu mogłem go uniknąć. To mnie uchroniło od śmierci lub
kaźni obozu koncentracyjnego, chociaŜ nie siedziałem w spokojnym ukryciu.
Mieszkałem w małej chatynce pewnej wdowy w Przylęku pod Zwoleniem. Pewnej
nocy budzę się nagle ze snu, zrywam się z posłania, szybko się ubieram, czuję bowiem
prawie dotykalne, zagraŜające mojemu Ŝyciu groźne niebezpieczeństwo. Siadłem na rower
i w ciemną noc uciekłem do Gniewoszowa oddalonego o osiemnaście kilometrów. Zaraz
po moim wyjeździe weszło do mojego pokoju kilku bandytów z zamiarem dokonania
morderstwa. Zabili wtedy kilka osób w sąsiedztwie.
W jakiś czas później przypadkowo spotkanej w Rudzie kobiecie przepowiedziałem
tragiczną wizję aŜ dwóch naraz pogrzebów w jej domu. Zaledwie w tydzień potem
hitlerowcy zamordowali jej dwóch braci.
W roku 1943, w kwietniu, miałem wykonywać trzydniową obowiązkową pracę w
Ciepielowie. Od pierwszego juŜ dnia opanował mnie targający niepokój, potęgujący się z
kaŜdą następną godziną. Czułem zbliŜającą się masakrę cywilnej ludności polskiej w
pobliskiej wsi, a moŜe nawet i samym Ciepielowie. Po zakończeniu pracy szybko
opuściłem zagroŜony teren. Po drodze spotkałem jednego z mieszkańców, który nazywał
się Posłuszny. Namawiałem go usilnie, aby natychmiast opuścił swój dom i wyjechał
gdzieś na cały tydzień, inaczej bowiem zginie. Minęło parę dni od tego spotkania, kiedy
hitlerowcy otoczyli Ŝelaznym pierścieniem kilka wsi – jedna z nich nazywała się
Ranachów, o ile dobrze pamiętam – wybrali z nich wszystkich męŜczyzn i na miejscu
rozstrzelali. Wśród zamordowanych znalazł się równieŜ ostrzegany przeze mnie ów
nieposłuszny Posłuszny wraz ze swoim bratem. A zatem istotnie odbyły się dwa
jednocześnie przepowiedziane pogrzeby.
Wyczuwanie zbliŜających się groźnych wydarzeń w opisanych przypadkach
tłumaczyłem wówczas raczej wyczuleniem nerwowym wskutek ciągłego napięcia strachu
w tych czasach terroru.
Z tego okresu podam jeszcze mały szczegół, juŜ typowy, parapsychologiczny.
W Chotczy nad Wisłą przy budowie mostu pracowali, zaangaŜowani przez
Niemców, polscy inŜynierowie. Jednemu z nich – nazwiska juŜ dziś nie pamiętam –
opisałem na podstawie jego fotografii szczegółowo dotychczasowy przebieg Ŝycia jego
własnego i jego Ŝony: przedstawiłem mu drobiazgowo rozkład ich mieszkania w
Warszawie, ustawienie mebli, określiłem nawet kolor kapy na łóŜku w sypialni.
Oznajmiłem takŜe, Ŝe jego Ŝona jest juŜ od trzech miesięcy w ciąŜy i urodzi Baśkę.
„Wszystko się zgadza co do joty – powiedział inŜynier – prócz jednego. Mam Ŝonę
bezdzietną, juŜ sześć lat minęło od ślubu, a nic nie wskazuje na to, abym miał z nią
potomstwo, czego bym bardzo pragnął”. Wnet po naszej rozmowie wybrał się inŜynier do
Ŝ
ony. Po powrocie z Warszawy spotkał mnie w towarzystwie malarza Michalaka i od razu
11
z dumą nieomal krzyknął: „Przepowiednia się chyba spełni, Ŝona moja jest rzeczywiście w
ciąŜy!”. W dziesięć lat później spotkałem się przypadkowo z owym inŜynierem w
Gdańsku. Na powitanie mnie powiedział: „Przepowiednia jakŜeŜ pięknie się sprawdziła,
mamy rzeczywiście córeczkę, której nadaliśmy imię Baśka”.
Nastał rok 1947, kiedy to nieznane zostało poznane dokładnie i uznane za
rzeczywistość. Do tego poznania prowadziła długa mozolna droga.
Zaraz po wojnie objąłem samodzielne stanowisko w staroŜytnym miasteczku w
Prabutach. Tam się zaczęła cięŜka i odpowiedzialna praca, pochłaniająca wiele czasu i
energii. Chodziło przede wszystkim o zorganizowanie Ŝycia i roztoczenie opieki nad
ludźmi przybywającymi zza Buga na nowe tereny w celu osiedlenia się. Nie było czasu ani
ochoty na metafizyczne kontemplacje i filozofowanie. Zdarzają się, niestety, w Ŝyciu
ludzkim paradoksalne sytuacje, które zmuszają nas do czynienia tego, od czego byśmy
chcieli uciec.
Po wojnie wiele rodzin było zdekompletowanych. W całym kraju nie było prawie
rodziny, z której by kogoś nie wyrwała wojna i nie rzuciła w szeroki świat. Wszędzie
słyszało się dręczące pytanie: „śyje czy nie, a jeśli Ŝyje, to gdzie się znajduje i czy wróci?”
Czerwony KrzyŜ nie mógł podołać swemu zadaniu w udzielaniu Ŝądanych informacji o
zaginionych. Część tego trudnego zadania wbrew mojej woli spadła i na mnie.
Nieprzewidziany los wciągnął mnie do słuŜby na rzecz cierpiących i potrzebujących
pomocy... I tak się zaczęło.
Po wielu latach odwiedziłem swego kolegę biologa w Łodzi, dziś juŜ nieŜyjącego.
Ten mi w toku rozmowy pokazał dwa zdjęcia dwóch Ŝołnierzy zaginionych w czasie
wojny. O jednym z nich orzekłem, Ŝe spłonął na jakimś storpedowanym okręcie, o drugim
– Ŝe padł podczas bitwy we Francji i spoczywa na cmentarzu w trzecim od bramy
wejściowej szeregu mogił w pobliŜu małego miasteczka. Prawdziwość mojego
wyjaśnienia losów Ŝołnierzy wnet potwierdził Polski Czerwony KrzyŜ. Na drugi dzień ten
sam kolega przyniósł fotografię swojej znajomej z prośbą, bym coś o niej powiedział. „Jest
to osoba zbyt lekkomyślna – orzekłem – chciwa i kochliwa. Jest chyba Ŝoną zegarmistrza,
bo widzę wiele w jej otoczeniu zegarków. Nosi w sobie zastarzały Ŝal do dawno zmarłego
dziadka o jakiś złoty sygnet, który był jej obiecany, a podarowany został komu innemu.
Przed kilku dniami wywołała w tramwaju niesmaczną awanturę z pasaŜerami o połamany
w ścisku jej parasol”. Za dwie niespełna godziny mój kolega sprawdził wszystko
osobiście. Okazało się, Ŝe to, co powiedziałem o tej kobiecie, było jak najściślej zgodne z
prawdą.
Po swym powrocie znalazłem na biurku kilka listów w sprawie zaginionych.
Załatwiłem je. Ale z kaŜdym dniem napływ w tej sprawie listów zaczynał się powiększać.
Załatwiałem wszystkie, jakby to była rzecz zwyczajna, codzienna. W odpowiedzi na
listowne prośby dawałem pisemne informacje, gdzie się znajduje zaginiony, czy wróci i
kiedy. Liczba listów z kaŜdym dniem progresywnie zaczęła wzrastać, dochodząc do setki
dziennie. W takiej sytuacji juŜ nie było mowy o moŜliwości załatwiania próśb ludzkich.
Odmówiłem przyjmowania listów w sprawie odszukiwania zaginionych. Zainteresowani
zareagowali na to osobistym przyjazdem do Prabut. Wkrótce Prabuty stały się Mekką
nieprzerwanych pielgrzymek nieszczęśliwych ludzi, którzy pragnęli ode mnie coś usłyszeć
o swoich najdroŜszych zabłąkanych w świecie. Załatwiałem wszystkich, nie zastanawiając
się początkowo nad niezwykłością całej sytuacji. Byłem chwilowo tym zbiegowiskiem i
moja dla nich pracą jakby odurzony. Wnet jednak zawisłem w próŜni między fikcją a
realnością, między złudzeniem a rzeczywistością.
12
Odkrycie rzeczywisto
ś
ci
Ten, co w nic nie wierzy, zdradza ubóstwo swej myśli,
ten zaś, co wierzy we wszystko,
wykazuje swoją głupotę.
Kiedy napływ ludzi do mnie stał się masowy, poczułem zaniepokojenie, zacząłem
się zastanawiać, czy ja mimo swej dobrej woli nie oszukuję zbolałych ludzi i siebie
samego, czy nie zaciągam moralnej odpowiedzialności względem udręczonych istot i
względem obiektywnej prawdy. CzyŜ jest moŜliwe widzieć w zakrytej dali człowieka: w
mogile czy wśród Ŝyjących?
I kiedy tak udręczony wątpliwościami siedziałem w ogrodzie, zjawiła się przede
mną Niemka spod Olsztyna, chcąc zasięgnąć jakiejś wieści o swym męŜu zaginionym na
froncie wschodnim. Ledwie rzuciłem okiem na fotografię zaginionego, zawołałem
gwałtownie: „AleŜ on zginął dwudziestego czwartego czerwca w pobliŜu jeziora Pejpus!”
„Och, mein Gott! – krzyknęła podekscytowana Niemka. – Das ist Wahr! Teraz mi
pokazuje pismo z Wehrmachtu zawiadamiające ją o śmierci męŜa poległego tego dnia i
miesiąca nad brzegiem jeziora Pejpus. Przypadek fen zrobił na mnie silne wraŜenie.
Dlaczego, na jakiej podstawie podałem dokładnie datę i miejsce śmierci niemieckiego
Ŝ
ołnierza? MoŜe uchwyciłem to drogą telepatyczną przez jego Ŝonę, która wiedziała o
ś
mierci męŜa, jedynie u mnie szukała potwierdzenia. Nie byłem jednak pomimo trafności
swej informacji przekonany o moŜliwości widzenia rzeczy zakrytych, nieznanych.
Sądziłem, Ŝe moŜe i ten przypadek jest tylko zwykłym przypadkiem.
Zjawił się pewnego dnia u mnie przedstawiciel jakiegoś tygodnika, chcąc ze mną
przeprowadzić wywiad w sprawie moich praktyk. Odmówiłem stanowczo rozmowy na ten
temat, zaznaczając, Ŝe nie wolno wprowadzać w błąd opinii publicznej w sprawach, w
które ja sam nie wierzę.
Potem otrzymałem zaproszenie od profesorów uniwersytetu w Łodzi, gdzie
zorganizowano
naukowe
posiedzenie
eksperymentalne
z
zakresu
zjawisk
parapsychologicznych. Zebranie odbyło się w prywatnym mieszkaniu prorektora, doktora
psychiatrii – Wilczkowskiego, przy ulicy Moniuszki 1. Podano mi kolejno szereg
fotografii nie znanych mi osób. Miałem opisać charakter, stan zdrowia i bodajŜe jakiś
jeden fakt z ich przeszłego Ŝycia. Eksperyment udał się w dziewięćdziesięciu pięciu
procentach. Wskutek tak zachęcających wyników postanowiono przeprowadzić
następnego dnia bardziej skomplikowany eksperyment.
KaŜdy z profesorów miał przynieść przygotowaną mu przez kogoś fotografię osoby
trzeciej, nie znanej ani mnie, ani profesorowi. W zamkniętej kopercie prócz zdjęcia
znajdować się miał Ŝyciorys tej osoby, napisany własnoręcznie. Chodziło bowiem o
wykluczenie wszelkich wpływów telepatycznych. Zdjęć takich przyniesiono około
dwunastu sztuk.
Zaczynamy doświadczenie. Biorę zamkniętą kopertę do ręki, otwieram, Ŝyciorys
odkładam na środek stołu, daleko od siebie, wyciągam fotografię i próbuję ją odczytać.
KaŜde moje słowo zapisuje sekretarka. Kiedy skończyłem opis oglądanej fotografii, a
właściwie osoby na fotografii, porównujemy moje informacje z Ŝyciorysem danej osoby.
Niestety, nie było prawie Ŝadnej zgodności. Odczytanie następnej fotografii dało zgodność
13
z Ŝyciorysem zaledwie w trzydziestu procentach, co moŜna uznać za przypadkową tylko
zbieŜność
wyniku.
Eksperyment
wyraźnie
się
nie
udał.
Zrobiliśmy
więc
kilkunastominutową przerwę, po której odczułem w sobie przypływ jakiejś energii,
poczułem pewne prądy, jakiś błogostan, wiem prawie na pewno, Ŝe dalszy ciąg
eksperymentu się uda. Zaczynamy doświadczenie na nowo. Biorę z kolei trzecie zdjęcie,
które przedstawiało kapitana wojsk polskich, i referuję, co następuje. Widzę go wyraźnie,
jak pada ugodzony kulą w bitwie pod Kutnem. Został pochowany samotnie na
skrzyŜowaniu szosy z piaszczystą drogą polną pod pochyloną brzozą. Narysowałem przy
tym miejsce jego mogiły. Na moje słowa wstaje jeden z uczestników naszego zebrania i
oświadcza: „Orzeczenie naszego gościa jest jak najbardziej zgodne z faktycznym stanem
rzeczy. Ja go sam pochowałem. Byliśmy obaj w jednej kompanii piechoty. Mój kolega
padł podczas ataku niemieckich czołgów na nasze stanowiska umocnień”. Odczytany teraz
Ŝ
yciorys nieŜyjącego kapitana, napisany przez jego siostrę, potwierdził zgodność mojego
orzeczenia. Potem juŜ swobodnie, bez pomocy fotografii, kaŜdemu z uczestników zebrania
powiedziałem wiele z jego przeszłości.
Pod koniec posiedzenia nakreśliłem psychiczny obraz synka profesora
Wilczkowskiego, dokładnie, ze szczegółami z jego przeŜyć i jego uzdolnień. Niektórych
faktów nawet własny ojciec dziecka nie znał, i teraz dopiero skojarzył je i potwierdził. Dla
uzupełnienia całości dodałem, Ŝe malec, czyli synek profesora, postanowił dwuletni kurs
muzyki przerobić w jednym roku. Profesor, znany psychiatra, był tym wszystkim mocno
zaskoczony. Wiedział przecieŜ, Ŝe ja o jego synku nic absolutnie nie wiedziałem, a
powiedziałem tyle tak trafnych drobiazgów o nim, Ŝe jak sam profesor się wyraził, nic juŜ
do tego dodać nie moŜna. Wszyscy zebrani goście byli zaskoczeni tym, czego stali się
ś
wiadkami. Wynik eksperymentu w sumie był pozytywny. Powstał projekt, aby dla dobra
nauki kontynuować doświadczalną pracę na przyszłość.
Najciekawszy fragment przedstawionego eksperymentu opiszę w następnym
rozdziale.
Pomimo jednak niezaprzeczalnego sukcesu opisanego eksperymentu i licznych
osiągnięć w moich praktykach w odnajdywaniu zaginionych mój sceptycyzm co do
moŜliwości widzenia rzeczy niewidzialnych jeszcze mocno tkwił we mnie. Ciągle jeszcze
nie wierzyłem, Ŝe moje specyficzne widzenie rzeczy zakrytych przed wzrokiem
zmysłowym nie jest złudzeniem ani szczęśliwym trafem, Ŝe moŜe być ono
rzeczywistością.
Pozostawałem nadal w dręczącej rozterce. Oszukiwać niechcący innych,
naduŜywać, chociaŜ wbrew swojej woli, zaufania ludzkiego, robić ogólne zamieszanie w
społeczeństwie – to wszystko jest stanowczo za duŜo na uczciwego człowieka. A za
takiego chciałem uchodzić wobec ludzi i samego siebie.
Niedługo jednak trzeba było czekać na rozstrzygnięcie moich wątpliwości.
Zaistniał bowiem fakt, który mnie przekonał, iŜ moje widzenie rzeczy i zdarzeń leŜących
poza sferą zmysłów jest zgodne z rzeczywistością, poparte niezbitymi dowodami.
Przyjechał do mnie spod Ornety, o ile dobrze pamiętam, młody, złamany
nieszczęściem, człowiek. Pokazał mi fotografię swojej jedenastoletniej córki, która w
Nowy Rok poszła do swojej ciotki mieszkającej w sąsiedniej wiosce. Zaznaczył, Ŝe w
krytycznym dniu nie był obecny w domu, pozostała tylko jego Ŝona, macocha zaginionej.
A był to czerwiec. Minęło zatem pół roku od czasu zaginięcia małej.
W trakcie wnikliwego wpatrywania się w fotografię zaginionej dziewczynki
wyłonił się nagle przed moim okiem ducha wstrząsający tragizmem obraz, który opisałem
następująco. Widzę w kierunku południa jego wsi las, na skraju którego biegnie szosa ze
wschodu na zachód, łącząca dwa małe osiedla. Na wschodzie rozciągają się pola, a na
północy są niewielkie pagórki, na nich zaś gdzieniegdzie rozsiane gospodarskie budynki.
14
Pośrodku tej konfiguracji terenowej znajduje się mała grupa olszyn, okalających małe
bajorko brudnej cuchnącej wody. W tej właśnie wodzie jest zanurzony worek, w którym
znajduje się posiekane na kawałki ciało jego córki. Jest ono w pełnym rozkładzie, tylko
wystaje jeszcze z wody sczerniała lewa ręka.
Tym makabrycznym widokiem sam byłem wstrząśnięty. Dlatego prosiłem tego
człowieka, aby po znalezieniu zwłok córki we wskazanym miejscu przyjechał do mnie na
mój własny koszt i potwierdził moją wizję niezwykłej sytuacji. Na trzeci dzień zjawiły się
u mnie dwie jego sąsiadki, które wyjaśniały, Ŝe zbolały ojciec nie ma sił przyjechać tutaj,
gdyŜ jest zbyt mocno wstrząśnięty straszliwym odkryciem, często mdleje i płacze. Kazał
im donieść, Ŝe rzeczywiście kawałki ciała swej córki znalazł we wskazanym miejscu. Owe
sąsiadki widziały to równieŜ.
W tym samym mniej więcej czasie zjawił się u mnie pewien młody człowiek z
prośbą o wskazanie przynajmniej w przybliŜeniu grobu jego ojca rozstrzelanego przez
hitlerowców w roku 1939. Na oglądanej fotografii nieŜyjącego pojawiła się jakby nowa
klisza, na której dostrzegam nieco zamgloną topografię okolic Grudziądza. Za chwilę juŜ
widzę wyraźnie na zboczu niewielkiego wzniesienia, słabo zalesionego, dwa wspólne
groby pomordowanych Polaków. Nieco dalej od grobów zbiorowych, w kierunku na
południowy zachód, widzę samotną mogiłę, dość dobrze jeszcze zauwaŜalną, w której
znajdują się zwłoki zamordowanego ojca. „Łatwo go będzie zidentyfikować –
zaznaczyłem – po przyszytym do spodni wojskowym guziku z orzełkiem”.
Po kilku dniach przyjechał ten sam młodzieniec z informacją, Ŝe kierując się moimi
wskazaniami znalazł grób swego ojca. Podkreślił, Ŝe wszelka pomyłka jest wykluczona,
gdyŜ jego matka poznała ów guzik, który sama na początku wojny przyszyła do spodni
męŜa.
Nie mogę pominąć w tym miejscu najciekawszego przykładu.
Jednej pani z Warszawy, poszukującej swego brata zaginionego podczas
powstania, wskazałem dokładny adres, pod którym naleŜy go szukać. Widzę go przy ulicy
Pawiej nr 18 zgniecionego, w pozycji siedzącej, przez zwaloną ścianę kamienicy. Na jego
szyi widnieje złoty łańcuszek z medalikiem.
Nie wiedziałem, Ŝe przygnieciony ścianą powstaniec był księdzem. Za kilka dni
otrzymałem od owej pani list z zawiadomieniem, Ŝe znalazła swego brata rzeczywiście pod
wskazanym numerem kamienicy. Miał istotnie na szyi łańcuszek, ten sam, jaki mu
ofiarowała, w dniu jego święceń. Nie było więc Ŝadnej wątpliwości co do toŜsamości
znalezionego.
Był to przypadek pierwszy w mojej praktyce wskazywania dokładnego adresu.
Później było jeszcze kilka takich przypadków.
Przytoczyłem kilka przykładów celowo takich, w których wystąpił najwyŜszy
poziom moŜliwości moich sił parapsychicznych.
Po przedstawieniu historii powstania i przebiegu rozwoju moich sił
paranormalnych oraz opisie tak śmiałych rozwiązań zawiłych spraw ludzkich postawię w
imieniu czytelników pytanie – czy nie było w moich praktykach gorzkich pomyłek, czy
wszystkie sprawy rozstrzygnąłem bezbłędnie? O tym mogliby wydać sąd ci wszyscy,
którzy w swych sprawach zetknęli się ze mną w ciągu wielu lat mojego Ŝycia. Ja zaś na to
pytanie odpowiadam następnym rozdziałem. Chcę tylko podkreślić, Ŝe nie szukałem ani
rozgłosu, ani taniej popularności dla siebie. Narzucony okolicznościami obowiązek
usiłowałem spełniać sumiennie, z ciągłą obawą pomyłki, wprowadzenia w błąd innych i
siebie samego, albowiem kaŜda pomyłka pociąga za sobą wiele przykrych konsekwencji.
15
Z głównego toru na bocznice
Nawet najściślejsze prawa rządzące wszechświatem
podlegają pewnym wahaniom i odchyleniom
od normy.
Podobnie jak w roślinach istnieje nieprzeparta tendencja dąŜenia ku światłu, zwana
prawem światłozwrotności, tak w duszy ludzkiej tkwi silny pociąg do szukania prawdy i
ujęcia jej w całości. Ale tam, gdzie jest światło, występują i cienie w zaleŜności od kata
nachylenia promieni świetlnych padających na dany przedmiot. Tak samo w obrębie
najściślejszej prawdy czai się błąd. Wynika to z samej struktury psychofizycznej
człowieka.
Nikt absolutnie nie potrafi, patrząc na jeden przedmiot, wyeliminować z pola
widzenia swego wzroku przedmiotów leŜących obok przedmiotu głównego, przed i za
nim. śaden człowiek równieŜ nie jest zdolny iść za swoją jedną myślą bez natręctwa
innych, niezamierzonych, o silnym nieraz zabarwieniu uczuciowym. Z tego powodu nawet
ludziom rozsądnym zdarzają się pomyłki w myśleniu i postępowaniu. W jasnowidzeniu
jeszcze łatwiej moŜna się zagubić i pobłądzić.
Strumień energii jasnowidzenia jest w swej istocie tak czuły jak sejsmograf, tak
wraŜliwy jak świeŜa rana na ciele, jak delikatna źrenica oka. AŜeby więc mogła działać
bezbłędnie, precyzyjnie w odkrywaniu obiektywnej prawdy, musi mieć ku temu
odpowiednie, sprzyjające warunki. Energia parapsychiczna biegnie po swym torze do
zamierzonego celu szybciej niŜ nasza myśl lub wzrok, prędzej niŜeli promień słoneczny ku
ziemi i gwiazdom. Wszelkie jednakŜe przeszkody pojawiające się na jej torze docelowym
spychają ją na tory boczne i mogą nawet zepchnąć na bezdroŜa. Straszliwa energia
promieni słonecznych przebiega w ciągu jednej sekundy 300 000 kilometrów bez Ŝadnych
przeszkód, a mała chmurka wisząca nad ziemią rozbija ten promień słoneczny, rozprasza
na wszystkie kierunki. Podobnie w praktykach jasnowidzenia mała drobnostka, tak jak
nieodpowiednie miejsce, nawet pora dnia, utrudniają uchwycenie Ŝądanej sprawy.
Spośród licznych przeszkód utrudniających jasnowidzenie chciałbym omówić
najwaŜniejsze, a mianowicie:
a)
nieprzychylne nastawienie osób obecnych podczas pracy (seansu) jasnowidza;
b)
wpływ obcej osoby na odczytywaną fotografię;
c)
rozum i wnioskowanie;
d)
strach przed nieudanym wynikiem;
e)
skrzyŜowanie fal informacyjnych;
f)
nieodpowiednia pora dnia, miejsca, aury;
g)
niedyspozycja jasnowidza.
Czynnikami sprzyjającymi, ułatwiającymi i potęgującymi siły parapsychiczne są:
a)
przyjazna atmosfera otoczenia;
b)
aktualność samego faktu;
c)
intensywność wydarzenia;
d)
ś
wieŜość fotografii.
Wpływ na wynik pracy jasnowidza ze strony osób przychylnie lub negatywnie
nastawionych omówimy w jednym wspólnym odcinku ze względu na treść sporządzonych
16
protokołów wyjaśniających nasze załoŜenia.
Nastawienie uczestników
Mówca ogniściej i lepiej przemawiać będzie do oddanych mu słuchaczy, śpiewak
na estradzie precyzyjniej zaśpiewa, aktor nawet przeciętny zagra swą rolę doskonalej na
scenie, kiedy czuje i spodziewa się ze strony widowni rzęsistych oklasków. Wszyscy
natomiast trzej załamią się w środowisku dla siebie wrogim. Praca twórcza poety, pisarza,
malarza jest jeszcze bardziej wraŜliwa na pochlebną lub ostrą krytykę prasy czy
publiczności. Niewątpliwie najbardziej uwraŜliwiony jest jasnowidz. Jego zdolność
twórcza najsilniej podlega uczuleniu na atmosferę środowiska ludzkiego w
demonstrowaniu swych paranormalnych właściwości. W otoczeniu osób przyjaznych,
szukających prawdy, wyniki jasnowidza będą wysokie, w atmosferze nieprzyjaznej
natomiast wyniki wyjdą nikle albo Ŝadne. Podaję dwa sprawozdania z moich publicznych
występów pokazowych w Warszawie, ilustrujące dokładnie omawiane zagadnienia.
Sprawozdanie pierwsze
1
W dniu 15 XI 1963 r. przeprowadziliśmy z Czesławem Klimuszko doświadczenie z
zakresu jasnowidzenia w Warszawie. Obecnych było 5 osób: profesor J. Szuleta, biolog
UW, adiunkt UW, wydział przyrodniczy, dr S.K., dr medycyny F. Chmielewski i J.K.
Chmielewska, studentka UW wydziału politechnicznego.
Profesor J. Szuleta okazał kolejno trzy zdjęcia. Dwie odpowiedzi były trafne, jedna
tylko częściowo trafna. C. Klimuszko oświadczył o osobie pierwszej przedstawionej na
fotografii: nie Ŝyje, zginął w Powstaniu Warszawskim, leŜy jeszcze dotąd pod gruzami
małego domku połoŜonego między Cytadelą a mostem Śląsko-Dąbrowskim.
Orzeczenie fotografii drugiej: nie Ŝyje, został rozstrzelany w czasie powstania. O
trzecim zdjęciu C. Klimuszko orzekł: chyba nie Ŝyje, ale on był chory na serce.
Przedstawiało ono zmarłego na zawał serca przed kilku laty K.B., prof. UW. NaleŜy
zaznaczyć, Ŝe fotografia zmarłego była bardzo stara i niewyraźna, mogła utrudnić
rozeznanie prawdziwego stanu rzeczy.
Następnie C. Klimuszko oglądał fotografię pani J.T. przekonany, Ŝe ta osoba jest
lekarzem. „Czym się pani doktor zajmuje, gdyŜ widzę koło niej w duŜej sali zioła, kwiaty,
słoiki, probówki...”. Owa pani wówczas była rzeczywiście adiunktem przyrodników UW.
Z kolei CK. zaczął wyliczać szczegóły z prywatnego Ŝycia tejŜe osoby. „Miała pani
uszkodzoną prawą nogę w kostce, ale juŜ jest dobrze, był to jakiś wypadek na rowerze.
Pani lubi ładne pończochy, na resztę ubrania mniej zwaŜa. Miała pani narzeczonego –
ciągnie dalej CK. – ale nie warto go Ŝałować ani o nim myśleć, to człowiek nieciekawy.
Zresztą mieszka on pod Warszawą, ma Ŝonę i dwoje dzieci, moŜna to sprawdzić. Sic!!! Nie
moŜe pani przeboleć śmierci swojej jedynej siostry, była ona jakaś ułomna, miała, zdaje
się, garb...” „O tak – brzmiała odpowiedź zainteresowanej. – I wszystko inne, co
słyszałam, jest zgodne z prawdą”.
Profesorowi J. Szulecie między innymi trafnymi wypowiedziami na temat jego
Ŝ
ycia dodał marginesowo, Ŝe niedawno jakiś typ naciągnął go na 1500 zł. Profesor temu
zaprzeczył, ale za chwilę wykrzyknął: „AleŜ tak! Rzeczywiście tak było”. Jakiś
wczasowicz rzekomo okradziony prosił go o poŜyczenie mu wymienionej sumy na
opłacenie pokoju i utrzymanie. Było to w lecie nad morzem. „Za parę dni miał mi dług
zwrócić z podziękowaniem. Nie widziałem go juŜ więcej na oczy” – zakończył profesor,
który początkowo zapomniał o całej tej przygodzie.
Doktorowi S.K. Klimuszko powiedział wiele rzeczy zgodnych z prawdą o nim
samym i jego nieobecnej córce. Dodał jeszcze, oglądając fotografię doktora: „Ojciec pana
1
Sprawozdanie sporządzone dla Polskiego Towarzystwa Przyrodników Sekcji Bioelektroniki w
Warszawie.
17
był to bardzo ciekawy człowiek – energiczny, wspaniały organizator, był chyba
dyrektorem gimnazjum, ale młodo umarł”. „Tak jest istotnie” – potwierdził doktor.
„Rodzice pana doktora mieli trzech synów – ciągnie dalej CK. - „Nie! – odpowiada doktor
- było nas pięciu braci!” „To dlaczego ja widzę trzech tylko?” – mówi nieco speszony
informator CK. „Bo tylko trzech nas Ŝyje” – wyjaśnia doktor. „Pan doktor ma chore serce”
-kontynuuje nasz informator. „Zgadza się. Mam zaburzenia wieńcowe” – oznajmia
zdziwiony doktor.
Wiele jeszcze ciekawych rzeczy i zgodnych z prawdą mówił C. Klimuszko, czym
byliśmy zaskoczeni i urzeczeni.
DR F. CHMIELEWSK:
przewodniczący Sekcji Bioelektroniki
(m.p.)
Teoria o dodatnim wpływie na pozytywny wynik doświadczenia potwierdzona
została dowodami z przedstawionego sprawozdania. Było grono osób dla mnie
Ŝ
yczliwych, szukających naukowego potwierdzenia zjawisk parapsychicznych. Sprzyjało
równieŜ zacisze domowej atmosfery, przytulny i miły nastrój. To wszystko razem wzięte
spotęgowało moje siły psychiczne do tego stopnia, Ŝe mogłem widzieć osoby nieobecne,
będące w bliskim związku z osobami biorącymi udział w naszym doświadczalnym
zebraniu. Widziałem moŜliwie dokładnie przeŜycia i sytuacje osób, z którymi po raz
pierwszy się zetknąłem.
W następnym roku, korzystając z zaproszenia, znalazłem się w gronie wybitnych
naukowców takich jak: znakomity profesor biolog K. Bogdanski; profesor biochemii M.
Szulc, znana z prasy i telewizji jako specjalistka zagadnień teoretycznych i praktycznych
hipnotyzmu; dr inŜ. Kwiatkowski; dr S. Grabieć, wnikliwy badacz i odkrywca w
dziedzinie parazytologii; dr medycyny F. Chmielewski i jego córka. Chodziło równieŜ o
doświadczenia naukowe w przedmiocie zjawisk paranormalnych. Po swoim krótkim
wykładzie o zjawiskach parapsychicznych wyprzedzających czas zademonstrowałem
doświadczenie praktycznie. Profesorowi Bogdańskiemu przepowiedziałem, co go oczekuje
w najbliŜszych kilku latach. Przepowiednie moje sprawdziły się. Powiedziałem wówczas
takŜe o katastrofalnej powodzi, jaka miała nastąpić w północnych Włoszech. Podkreśliłem,
Ŝ
e najbardziej dotknie ona Florencję i Wenecję. W kilka lat przepowiednia się sprawdziła.
Sam miałem sposobność oglądać osobiście skutki tej katastrofy. Mogłem w czasie
opisanego zebrania wiele rzeczy trafnie przepowiedzieć, poniewaŜ atmosfera naszego
grona była sympatyczna i przyjacielska.
Kiedy natomiast w kilka miesięcy później na oficjalnym zebraniu naukowym w
„Klubie Lekarza” w Warszawie wystąpiłem z zademonstrowaniem swoich moŜliwości
parapsychicznych, eksperyment po raz pierwszy nie udał się. Wpłynęły na to fatalne
warunki eksperymentowania. Wskutek niesprzyjających okoliczności nie mogłem
odczytać publicznie ani jednej fotografii. Odczytane zostały tylko te, które były do mnie
przysłane uprzednio pocztą. Pomimo pochwały, jaką otrzymałem z ust przewodniczącego
zebrania, nie zmobilizowało to moich sił. Najlepiej wyjaśni całą sytuację następujące
sprawozdanie.
Sprawozdanie drugie
Dnia 15 XI 1964 r. w Warszawie w „Klubie Lekarza” odbyło się posiedzenie
naukowe, w którym wzięło udział około trzydziestu osób, w tym dziesięciu profesorów
Akademii Medycznej, biologii oraz politechniki, wreszcie kilku lekarzy specjalistów z
róŜnych dziedzin. Reszta – to inŜynierowie i przedstawiciele wolnych zawodów.
Po referacie doktora I. Chmielewskiego pt. O tak zwanej parapsychologii i
jasnowidzeniu C. Klimuszko z nadesłanych mu uprzednio fotografii odczytał swe
orzeczenia o przedstawionych tam osobach nie znanych ani prelegentowi, ani C.
18
Klimuszce. Na pięć fotografii, przysłanych na ręce przewodniczącego i organizatora
naukowej imprezy doktora Chmielewskiego, w czterech pisemnych relacjach – jak
potwierdzili właściciele oraz zainteresowani fakty podane były zupełnie zgodne z prawdą.
Przy osobach nieŜyjących CK. podawał i określał przyczyny i okoliczności śmierci. Dane
natomiast o osobie na piątej fotografii były zgodne tylko częściowo.
Wynik odczytanych fotografii przez C. Klimuszltę w 80% byt trafny, w 20%
pozostał wątpliwy. Taki wynik jest wysoki i lepszy od osiąganych przez innych mi
znanych telepatów – zawyrokował wybitny badacz paranormalnych zjawisk, profesor S.
Manczarski.
Fotografie były wysłane uprzednio, aby wykluczyć działanie czynników
telepatycznych.
Natomiast próba odczytania zdjęć podanych na sali wobec całego grona
uczestników posiedzenia nie powiodła się wcale. C. Klimuszko opisał dzieje i właściwości
właściciela fotografii, a me osoby na niej przedstawionej. Gwoli Ścisłości trzeba dodać, Ŝe
warunki na przeprowadzenie eksperymentu były niekorzystne. Uczestniczyło zbyt wiele
osób, o róŜnych poglądach i zainteresowaniach. Sala była za duŜa. Z sąsiedniej sali
dochodziły hałaśliwe rozmowy i krzyki.
Kiedy jednak po zakończeniu oficjalnego eksperymentu zebraliśmy się w zacisznej
małej salce w gronie niewielkiej grupy profesorów wyŜszych uczelni, nowa próba
eksperymentu udała się nadzwyczajnie.
Na prośbę profesora biochemii N. Bułgara, C. Klimuszko z fotografii Ŝony
profesora podał zadziwiająco ścisłe szczegóły z jej Ŝycia, jej rodziców i synka. Opisał
charakter Ŝony profesora, zajęcie fachowe, upodobania, przeŜycia i aktualne troski. Podał
nawet ogólną treść jej ostatniego listu do męŜa. W liście tym opisuje ona trudności w pracy
w przedszkolu i prosi męŜa o przysłanie jej dwu par pończoch z Polski. O synku profesora
powiedział, Ŝe ma wybitne zdolności do obcych języków i Ŝe kiedyś topił się w zatoce
Horza Czarnego. Dalej opisał rozkład mieszkania profesora w Bułgarii, skąd widać z okna
rozległy malowniczy widok na wybrzeŜe morza. Dodał na zakończenie, Ŝe ojciec profesora
zmarł kilka lat temu, matka Ŝyje pod Sofią.
Bułgar był tym wszystkim oszołomiony, potwierdził niespotykaną zgodność z
rzeczywistą prawdą. My wszyscy takie byliśmy pod silnym wraŜeniem sił telepatycznych
C. Klimuszki.
DR F CHMIELEWSKI
kierownik Sekcji Bioeleklronikl
(m.p.)
Przyjazne otoczenie nie tylko podbudowuje, ośmiela, potęguje siły wewnętrzne
jasnowidza, lecz nadto bezwiednie pomaga mu w uzyskaniu wysokich wyników.
Uczestnicy przychylnie nastawieni do jasnowidza w czasie badania powierzonej mu
sprawy wysyłają ze swego biopola prądy jakby równolegle z jego prądem, przez co
poszerzają kierunek jego sił biegnących do celu. Wpływa to znacznie na poszerzenie toru
kierunkowego. Natomiast sceptycyzm uczestników doświadczenia wysyła ich prądy
biopola w poprzek kierunku jasnowidzenia, co moŜe zepchnąć siły jasnowidza na tor ślepy
innokierunkowy i tym samym zniweczyć, a w najlepszym wypadku utrudnić jego wysiłki.
Wpływ osoby obcej na fotografi
ę
Dla łatwiejszego zrozumienia takiego zjawiska posłuŜmy się przykładem. Zygmunt
przez dłuŜszy czas nosił przy sobie w portfelu fotografię swej narzeczonej – nazwijmy ją
Heleną. Teraz Zygmunt pokazuje mi fotografię Heleny, chcąc o niej uzyskać pewne
informacje. Patrząc na fotografię Heleny, widzę zamiast niej Zygmunta. Skąd taka
nieprzewidziana sytuacja? Rzecz jasna i prosta. Zygmunt, trzymając dłuŜszy czas zdjęcie
19
narzeczonej przy sobie, przepromieniował je swym Ŝywym biopolem. Czy kaŜdy człowiek
przez dłuŜszy kontakt z fotografią innej osoby jest zdolny ją oŜywić i sobą przesłonić?
Wydaje się, Ŝe tylko ten to potrafi uczynić, kto ma bardzo silne biopole. Faktem jednakŜe
pozostaje niezaprzeczalnym, Ŝe takie zjawiska niekiedy występują. Klasycznym
przykładem tego rodzaju przesunięcia z pola widzenia dawnej osoby i przesłonięcia jej
sobą był fakt następujący.
Podczas naukowego eksperymentu, opisanego w poprzednim rozdziale, jaki się
odbył w Łodzi, podano mi fotografię kilkunastoletniej dziewczyny chorej na serce. Patrząc
na zdjęcie, referuję: „Jest to sierota, przyjechała z Dalekiego Wschodu, gdzie jej rodzice
zmarli na dur brzuszny. Obecnie znajduje się w jakimś zakładzie opiekuńczym, którego
kierowniczką jest starsza, samotna kobieta o wysokim wzroście, nosząca imię Anna.
Przezywa ona straszliwe przykrości z powodu tej właśnie podopiecznej. Dziewczyna jest
małym potworem albo typową psychopatką”.
„Wszystko się zgadza dosłownie, co zostało wypowiedziane o dziewczynie –
powiedział profesor Wilczkowski – ale fotografia odczytana tak wyjątkowo trafnie nie
przedstawia potwora, lecz moją własną córkę”. Sic! Skąd ta fatalna rozbieŜność i nieomal
tragiczne nieporozumienie? Profesor zaraz wyjaśnia całą sprawę: „OtóŜ opisaną
szczegółowo, zgodnie z rzeczywistością, dziewczynę znam dobrze. Wydarła ona prawie
siłą fotografię mojej córki i nosiła ją przy sobie za stanikiem przez dwa tygodnie. A więc
na fotografii odbił się jakby nowy obraz osoby noszącej fotografię. Obraz ten uchwycił
jasnowidz w całej pełni, z pominięciem obrazu rzeczywistego. Jest to spostrzeŜenie bardzo
waŜne dla badaczy parapsychologii” – dodał profesor Wilczkowski.
Dana fotografia musiałaby czas dłuŜszy pozostać w mieszkaniu profesora albo w
pokoiku jego córki, by moŜna było prawidłowo ją odczytać.
Jeszcze jeden podobny przypadek. Przyjechała do mnie pewna korpulentna pani,
aby zasięgnąć informacji o swoim zaginionym podczas wojny męŜu. Usiadła naprzeciw
mnie i podała zdjęcie swojego męŜa. Usiłuję je rozszyfrować, ale nic mi nie wychodzi.
Nigdzie nie widzę poszukiwanego, przesłania mi zbyt mocno moje pole widzenia jakaś
kobieta. „Dziwna rzecz – odzywam się do tej pani, nie patrząc na nią wcale. – Nie widzę
pani męŜa, widzę natomiast jego Ŝonę”. W momencie tym kompletnie zapomniałem, Ŝe
przecieŜ ona siedzi przede mną. „Jest to kobieta lat około czterdziestu – referuję –
korpulentna szatynka, ubrana w granatową suknię w białe oczka. „AleŜ to ja jestem!” –
krzyknęła kobieta. Błyskawicznie uświadomiłem sobie powstałą dziwną sytuację... Czy
wówczas powstał w polu mojego widzenia obraz poszukiwanego, dziś nie pamiętam. Sam
fakt natomiast pozostał w mojej pamięci.
Rozum i wnioskowanie
Twierdzenie, Ŝe rozumowe wnioskowanie i zdrowy osąd przeszkadzają w
poszukiwaniu prawdy obiektywnej na drodze sil parapsychicznych wydaje się wielkim
paradoksem i nieporozumieniem. PrzecieŜ te najwyŜsze władze duszy stoją na straŜy
postępowania człowieka. Chronią go przed błędami jego Ŝycia oraz wznoszą ponad świat
zwierzęcy. One stanowią o wartości i osobowości człowieka. Dzięki tym władzom
duchowym człowiek sięga do gwiazd. CzyŜ jest moŜliwe, aby logiczne rozumowanie stało
się przeszkodą w działaniu człowieka? Wszak kaŜdy z nas chciałby uchodzić w oczach
ludzkich za człowieka rozsądnego.
A jednak, niestety, w praktykach spostrzegania ponadzmysłowego stanowią one,
przynajmniej w niektórych przypadkach, pewną przeszkodę w uchwyceniu prawdy i
Ŝą
danej informacji. Dzieje się tak chyba dlatego, Ŝe zjawiska paranormalne nie mieszczą
się w wymiarach przesłanek normalnego myślenia. W tych zjawiskach występują inne
kryteria ocen, inne kategorie myśli. Same zjawiska występują w innych wymiarach, na
20
innej płaszczyźnie, rozumowo nieuchwytnej. Rozum i świadomość mogą jedynie śledzić
zupełnie biernie przebieg i wyniki zjawisk paranormalnych bez moŜliwości wpływania na
samo zjawisko. Podobnie jak widz oglądający na scenie aktora bez moŜności wpłynięcia
na sposób zagrania przez niego roli.
Dla zilustrowania przytoczę następujący znamienny przykład.
Siedemnaście lat temu zwróciła się do mnie p. Beberowska z usilną prośbą o
wskazanie, co stało się z jej siostrą, która przed miesiącem wyjechała z Sokółki
Białostockiej do Gdyni. Nie dojechała jednak do celu i nie powróciła do swego domu.
Patrząc wnikliwie na fotografię zaginionej, wyjaśniłem, Ŝe losy jej siostry rozstrzygnęły
się tragicznie na skraju lasu znajdującego się w pobliŜu duŜego miasta w odległości około
trzystu metrów od torów kolejowych biegnących w kierunku wschód-zachód. Na pytanie,
przy jakim to mieście – odpowiedziałem, Ŝe chyba Białystok. Dlaczego Białystok?
Wnioskowałem logicznie i rozumowo. Na trasie kolejowej z Sokółki do Gdyni z
większych miast jedynie Białystok otoczony jest z kilku stron lasami. Przemawiało za tym
i to, Ŝe wtedy podróŜni jadący z Sokółki musieli w Białymstoku się przesiadać po dwóch
godzinach czekania na pociąg jadący na WybrzeŜe. Sądziłem równieŜ, Ŝe poszukiwana,
mając wiele czasu do pociągu gdyńskiego, oddaliła się od dworca na peryferie miasta, skąd
mogła być porwana albo zwabiona podstępnie do lasu, gdzie ją zamordowano. A
tymczasem po trzech miesiącach od chwili zaginięcia znaleziono zwłoki w lesie pod
Olsztynem. Okolice obu tych miast są w duŜym stopniu do siebie podobne. Wymienione
wyŜej okoliczności, na rozum rzecz biorąc, przemawiały raczej za Białymstokiem, a nie
Olsztynem. A więc widzenie parapsychiczne samego wydarzenia, czyli istota widzenia
faktu i najbliŜszego otoczenia (las) miejsca zbrodni, było bezbłędne, okoliczności
natomiast i podanie innego miasta wskutek rozumowania okazały się błędne.
Czasami zdrowy rozsądek w widzeniu paranormalnym jest zaskoczony
nieprawdopodobieństwem danej sytuacji i w imię zdrowej logiki protestuje przeciw
niektórym okolicznościom towarzyszącym danemu wydarzeniu, co wywołuje mylne
orzeczenia. Oto przykład takiego zjawiska.
W roku 1947 pewien inŜynier S. z Warszawy zwrócił się do mnie w sprawie
swojego syna zaginionego w czasie Powstania Warszawskiego. Wskazałem mu miejsce,
gdzie ma szukać zwłok młodego bohatera. Było to miejsce w rowie przy szosie Warszawa
– Sochaczew, na pięćdziesiątym trzecim kilometrze licząc od rogatki warszawskiej. LeŜy z
nim jego kolega, przy obu znajduje się broń palna w postaci automatów. Widzenia takiego
nie mogłem Ŝadną miarą zrozumieć. Dlaczego, jakim prawem przy zabitych pozostawiono
broń, skoro obaj zostali przez Niemców rozstrzelani? Niepodobna, aby Niemcy mogli przy
nich broń zostawić. To by się sprzeciwiało zdrowej logice. A jednak broń była zostawiona
rzeczywiście, co stwierdzono w czasie ekshumacji zwłok.
A więc oko ducha człowieka jest niekiedy pewniejsze niŜ mędrca szkiełko i oko,
nawet niŜ sama myśl logiczna.
Strach przed kompromitacj
ą
Szeroko znana w świecie naukowym, zwłaszcza na Zachodzie, telepatka i zarazem
jasnowidząca miss Piper przyznała się, Ŝe zawsze przed kaŜdym swoim pokazowym
występem wobec publiczności przeŜywała tortury strachu. Obawa przed niepowodzeniem i
kompromitacją jest dla jasnowidza zbyt szarpiącym nerwy przeŜyciem. Tłum bowiem jest
zawsze, choćby się składał z naukowców i ludzi kulturalnych, nieufny, zmienny, kapryśny
i niesprawiedliwy. Jedno potknięcie, jedno niepowodzenie w akcji jasnowidza budzi w
niektórych ludziach zwątpienie w przypadki nawet uwieńczone największym
powodzeniem. Jest to zjawisko powszechne, mające swe podłoŜe w psychice ludzkiej. W
psychice kaŜdego człowieka tkwi błędna ocena swoich i cudzych czynów. Swoich błędów
21
się nie dostrzega, a cnoty wznosi się na szczyty doskonałości. U innych ludzi natomiast
wady się potęguje, a zalet się nie dostrzega.
KaŜdy człowiek, który się podejmuje jakiejkolwiek roli wobec publiczności,
pragnie ją odegrać najlepiej i sumiennie, a im powaŜniej pojmuje odpowiedzialność
przedsięwziętego zadania wobec siebie i ludzi, tym silniej przeŜywa niepokój o
oczekiwany wynik. Najznakomitszy aktor, śpiewak, muzyk ma swą rolę czy partyturę, jak
to się mówi potocznie, dobrze „wykutą”, mimo to kaŜdy z nich przeŜywa tremę przed
publicznym występem. A przecieŜ jasnowidz zbliŜa się do rozwiązania powierzonej mu
sprawy z zawiązanymi oczyma, całkiem po omacku i nigdy nie wie, co i czy przed nim się
zjawi, czy ukaŜe mu się wyczekiwany obraz czy nie, a moŜe nic nie wyjdzie z całej
zamierzonej imprezy. Wynik sprawy nie zaleŜy od najwybitniejszego nawet jasnowidza.
Jest on jedynie narzędziem tajemniczej siły informacyjnej pochodzącej z jakiegoś
psychicznego aparatu telewizyjnego. KaŜda więc sprawa powaŜna, podjęta przez
jasnowidza, jest nerwowa, wyczerpująca, onieśmielająca go i utrudniająca czasem
skuteczność działania.
Pod jesień w roku 1948 w niedzielne popołudnie przyjechał do mnie starszy
herbowy pan w sprawie uzyskania jakichkolwiek informacji o swoim synu, który od dnia
wybuchu wojny nie daje Ŝadnego znaku Ŝycia. Nie zapytałem o miejsce ostatniego pobytu
syna. Patrząc na fotografię poszukiwanego, orzekłem w ten sposób: „Widzę go jadącego
motocyklem z Łuninca w stronę Pińska. W drodze nagle zakrywa go jakaś gęsta chmura
gazu w postaci kulistej, i tu mi znika z oczu. Według mnie – on nie Ŝyje”.
Po moich słowach ów pan się zrywa nerwowo z krzesła i mówi: „Nie wiem, jak
mam pana przeprosić za wyrządzenie mu krzywdy moralnej. Ja przyjechałem pana
zdemaskować jako oszusta. Uczyniłem nawet zakład z kilkoma osobami, Ŝe pana przyłapię
na oszustwie lub kuglarstwie. To było głównym celem mojego tutaj przyjazdu. Sprawa
syna to rzecz uboczna, drugorzędna, gdyŜ mam wiadomość, Ŝe mojego syna zlikwidowały
bandy ukraińskie. W moim zdrowym mózgu w Ŝaden sposób nie chce się pomieścić to, Ŝe
z fotografii moŜna widzieć coś więcej poza samą podobizną przedstawionej na niej osoby.
A przecieŜ pan mi powiedział rzecz zdumiewającą, co przekracza ludzkie moŜliwości.
Najbardziej mnie uderzyła wymieniona nazwa miasta, gdzie mój syn mieszkał jako
inŜynier zaangaŜowany w osuszaniu błot poleskich. PrzecieŜ mało kto słyszał z Polaków o
małym, nędznym miasteczku zagubionym na Polesiu, Łunińcu. Teraz przez ten naoczny
fakt staję się najgorętszym propagatorem pana niezwykłych zdolności, to przecieŜ jest coś
fenomenalnego”.
„Panie – odpowiedziałem mu na to – ta dziwna moja władza psychiczna jest i dla
mnie niezrozumiałą zagadką. Otacza nas jeszcze wiele niezbadanych tajemnic. My sami
jesteśmy wielką nierozwiązalną zagadką”.
Nie ulega wątpliwości, Ŝe gdybym był wiedział, iŜ ten przyjezdny człowiek ma
zamiar mnie zdemaskować, uwaŜając mnie za oszusta, nic bym na pewno nie widział z
fotografii jego syna. Świadomość jego podstępu i wrogie nastawienie nie pozwoliłyby mi
się skoncentrować. Nie mógłbym widzieć ani miasteczka, ani tym bardziej jego nazwy, ani
losów jego syna.
W tym miejscu ktoś mógłby mi postawić zarzut: jak to być moŜe – co za
jasnowidz, skoro nie wie, Ŝe jakiś osobnik przyjechał do niego z przygotowanym
podstępem? Takiego gościa nie powinien przyjąć, a jeśli przyjął, to naleŜało go
zdemaskować. Pozornie wygląda to na wnioskowanie logiczne. Tak jednak nie jest. Trzeba
wiedzieć, Ŝe jasnowidz ma na oku jeden tor tylko, po którym zmierza do celu, tutaj –
szukanie zaginionego. Inne zaś drogi omija. Nadto nastawia się na to, Ŝe kaŜdy przybywa
do niego w uczciwej sprawie, odpędza od siebie wszelki sceptycyzm. W sferze władz
parapsychicznych tylko prawda odbija się blaskiem, nie zdrada, podobnie jak w
22
promieniach słońca złoto, a nie gnojówka, błyszczy. Jest niemoŜliwością dodatkowo
jeszcze się koncentrować i rozpraszać swe siły psychiczne na to, kto z jakim uczuciem i z
jakimi zamiarami przybywa. Jasnowidz ufa kaŜdemu, nie podejrzewa zdrady, chyba Ŝe jest
ona bardzo oczywista. Bajeczka, jaką słyszałem w ParyŜu, tutaj nie ma Ŝadnego
zastosowania. Brani ona tak.
Zainteresowany klient zapukał do drzwi jasnowidza i czeka. Wtem słyszy od
wewnątrz pokoju pytanie: „Kto tam?” „Jasnowidz, który nie wie, kto się za drzwiami
znajduje, to Ŝaden jasnowidz” – wypowiedział głośno przybyły i odszedł.
Skrzy
Ŝ
owanie fal informacyjnych
Jak to sformułowanie naleŜy rozumieć, przedstawmy przykładowo. Oto nasi
Ŝ
ołnierze idą pod gradem kul do ataku na nieprzyjacielskie linie pod Kołobrzegiem. Nagle
jeden Ŝołnierz pada i zaczyna obficie krwawić. Jego serdeczny kolega, z tej samej wsi
pochodzący, zatrzymał się na moment. Przekonany, Ŝe jego kolega został zabity, poszedł w
brawurowym ataku dalej. W kilka dni później zawiadamia on listem rodzinę swego kolegi
o śmierci Józka, tak mu było na imię. Był on najmocniej przekonany, Ŝe Józek nie Ŝyje.
Tymczasem, jak się okazało później, Józek nie zginął, tylko został cięŜko ranny i
znajdował się w szpitalu. Wkrótce potem i Józek pisze do swoich rodziców list, w którym
donosi, Ŝe jest zdrowy i dobrze mu się obecnie dzieje. Rodzice zostali pogrąŜeni w bolesną
niepewność, gdyŜ w liście Józek nie podał, gdzie się znajduje. List nie posiadał daty. Nie
wiadomo więc było, która z tych dwu wiadomości jest prawdziwa.
OtóŜ mysi kolegi Józka, chociaŜ błędna, jest silna, jest on bowiem przekonany o
jego śmierci. Myśl Józka jest słaba, bo pochodzi od chorego, za to jest prawdziwa. Dwie
zatem fale krzyŜują się ze sobą, tworząc pewien chaos. Ten stan rzeczy utrudnia
jasnowidzowi natrafienie na falę właściwą o charakterze prawdziwym. Trzeba więc w
danym wypadku ogromnego wysiłku, aby uchwycić obraz prawdziwy.
Chcę przy tej okazji zaznaczyć, Ŝe moja teoria fal informacyjnych, nie jest ani
naukowa, ani teŜ dostatecznie udowodniona. Próbuje jedynie przez analogię do fal
radiowych lub telepatycznych ułatwić przynajmniej w przybliŜeniu zrozumienie
omawianego zjawiska.
Dla lepszego uzmysłowienia, jak dalece niepoŜądane zamieszanie wprowadzają
myśli ludzkie w sferę parapsychicznotelepatycznych zjawisk, niech nam posłuŜy na dowód
tego głośna w całym kraju sprawa porwania Bogdana Piaseckiego.
Zwrócono się wówczas do mnie z prośbą o wyjaśnienie, co się z nim stało i gdzie
moŜe przebywać.
W pierwszym rzucie oka na fotografię nieszczęsnego chłopca ujrzałem całą
tragedię. „Chyba tego trupa mamy szukać – wyrzekłem stanowczo. – Od siedmiu dni on
juŜ nie Ŝyje. Ma strzaskaną lewą skroń jakimś tępym Ŝelazem. LeŜy w jakiejś łazience, bo
nie widzę tam podłogi, tylko beton. Widzę u góry małe okienko, a po ścianach biegną
Ŝ
elazne rury”.
Widzenie moje dotyczące przyczyny śmierci i miejsca, gdzie leŜały zwłoki, było
zdumiewająco prawidłowe. Dowiedziałem się o tym po kilku latach osobiście. Było to w
piwnicy urządzonej na wzór łazienki identycznie tak, jak ją widziałem. Znajdowała się pod
wielką kamienicą na Lesznie. W piwnicy tej znaleziono zwłoki Bogdana Piaseckiego.
Nie mogłem natomiast Ŝadną miarą bliŜej określić i podać miejsca zbrodni. Fale
mojego biopola zaplątały się w ogromnej sieci fal myślowych tysięcy ludzi, którzy,
zwabieni obiecaną nagrodą w prasie, szukali miejsca pobytu Bogdana, nie wiedząc nic o
jego śmierci. Ten chaos, ta plątanina myśli mnóstwa ludzi uniemoŜliwiła mi prawidłowe
ustalenie. W podobnych sytuacjach zjawisko takie prawie zawsze występuje. Nie mają
natomiast Ŝadnego wpływu na zniweczenie, a nawet na zakłócenie mojego widzenia losu i
23
miejsca poszukiwanego człowieka sugestie jednej lub niewielkiej liczby osób, jeśli
opierają się one tylko na przypuszczeniu. Większa bez porównania jest siła fali wysyłanej
w eter przez człowieka przeŜywającego swój własny dramat śmierci niŜeli natęŜenie fal
osób postronnych, chociaŜby z nim były związane silnymi więzami uczuciowymi. A oto
przykład.
Przy końcu grudnia 1965 roku zgłosiła się do mnie w Elblągu młoda jeszcze
kobieta i oznajmiła, Ŝe jej mąŜ wyjechał 5 grudnia rowerem z wędką na połów ryb w
Jeziorze Drwęckim w Ostródzie i więcej do domu nie wrócił. „Od nikogo nie otrzymałam
Ŝ
adnej o nim wiadomości. Co mogło zaistnieć?” - pytała, zaniepokojona. Z jego zdjęcia
widziałem wyraźnie, ale nie Drwęckie, tylko jezioro Jakubka. W tym właśnie jeziorze,
połoŜonym bliŜej miasta, zobaczyłem go w szuwarach od strony miasta przy samym
brzegu. Tam poleciłem go szukać. Roweru jego nie widziałem, wydaje mi się, iŜ został
wrzucony w jezioro nieco dalej od brzegu. Po kilku tygodniach znaleziono ciało jej męŜa
w miejscu wskazanym, rower natomiast nie został znaleziony. Okazało się, Ŝe błędne
informacje Ŝony nie zepchnęły mojego widzenia na fałszywe tory. Podobnych przypadków
mógłbym przedstawić bardzo wiele.
Niedyspozycja jasnowidza
Ilekroć słyszę ten wyraz pod swoim adresem, zawsze odczuwam pewne
nieprzyjemne zaŜenowanie. Albowiem pod tym mianem kryje się wielkie ryzyko, udręka i
odpowiedzialność. Nie lubię tej nazwy, lecz muszę się nią posługiwać, gdyŜ nie znam
zastępczej.
Niektórzy badacze parapsychologii utrzymują, Ŝe w miarę starzenia się jasnowidza
zanikają lub zmniejszają się jego zdolności pozamaterialnego widzenia. Nie podzielam
takiego poglądu. Brak na to dowodów. Owszem, siły parapsychiczne powoli zanikają, gdy
się ich nie uŜywa. Natomiast utrzymują się na stałym poziomie, a nawet się potęgują bez
względu na wiek i stan zdrowia, jeśli się często nimi operuje. W wieku podeszłym moŜe
jedynie występować u jasnowidzów szybsze rozładowanie koncentracji oraz większe
wyczerpanie.
Na czasową lub aktualną niedyspozycję wpływają przeróŜne czynniki: osobiste
cięŜkie przeŜycie moralne, wycieńczające choroby, zwłaszcza przewodu pokarmowego,
bezsenność, naduŜywanie alkoholu, zbytnie folgowanie rozbrykanym zmysłom, przykre
otoczenie na co dzień, warunki atmosferyczne oraz jakaś próŜnia psychiczna, która często
nawiedza takŜe twórców sztuki pięknej i pisarzy. Malarze, rzeźbiarze, kompozytorzy oraz
pisarze i poeci muszą mieć równieŜ swoje natchnienia, wizje twórcze, nie znane
przeciętnym ludziom, bez tych wizji twórczych nie byłoby Ŝadnych arcydzieł sztuki i
literatury. JakŜe często, niestety, ci twórcy odczuwają w sobie nieraz czas dłuŜszy nawet
całkowitą próŜnię, jałowość, brak wszelkiej myśli, natchnienia, koncepcji, chęci do pracy,
słowem, przeŜywają kryzys swojego ducha. Podobne przejawy występują i u jasnowidzów.
Wtedy oni takŜe nie są zdolni wznieść się tak wysoko, by mogli dojrzeć rzeczy leŜące poza
horyzontem. Jeśli chce się odczytać sprawy wyŜszego rzędu w stanie takiego bezwładu
psychicznego, trzeba na to ogromnego wysiłku.
Na powodzenie lub fiasko akcji jasnowidza wpływa nawet pora dnia. Dla mnie jest
najtrudniej załatwić sprawę odczytania z fotografii w godzinach przedpołudniowych,
najłatwiej zaś wieczorem. Z tego powodu moje występy eksperymentalne od-bywały się
zawsze w godzinach wieczornych. Być moŜe, jest to rzecz indywidualna. Raz tylko
załatwiłem waŜną sprawę ku memu zdziwieniu i innych osób w godzinach rannych, ale na
to złoŜyły się specyficzne bodźce całej sytuacji. Było to w Lucernie w Szwajcarii.
Wiceprezes pewnej instytucji, będąc na urlopie, gdzieś zaginął. Sądzono, Ŝe zginął
24
ś
miercią tragiczną, runął na pewno w jakąś przepaść w Alpach. Szukano go wszędzie bez
rezultatu. Będąc gościem w zespole członków danej instytucji i słuchając opowiadania o
wiceprezesie, zaproponowałem im swoją pomoc w wyjaśnieniu losów zaginionego. Było
miłe towarzystwo, dobre wino, pogodny nastrój, świadomość ambicji narodowej, przecieŜ
jestem Polakiem, wszystkie te okoliczności stały się bodźcem do podjęcia śmiałego
zadania.
Patrząc na podaną mi fotografię zaginionego, pokazałem na mapie Szwajcarii
miejsce pobytu poszukiwanego. Po moim oświadczeniu w towarzystwie niczym w ulu
pszczół powstało niesamowite poruszenie. „Ist es mıglich? Czy to moŜliwe ze zdjęcia
widzieć, gdzie się kto obraca? I co dalej, gdzie wobec tego nasz wiceprezes się znajduje?”
– sypią się ze wszech stron pytania. „Obecnie znajduje się – ciągnę dalej – w południowo-
zachodniej Austrii u pewnej wdowy i wygląda na to, Ŝe dla jakichś względów nie zamierza
on juŜ powrócić do Szwajcarii”. Szwajcarzy byli tym wszystkim mocno zaskoczeni. Jak
się potem dowiedziałem – moje orzeczenie było prawdziwe.
W przypadkach gdy na przeszkodzie do załatwienia sprawy w drodze
jasnowidzenia stoi niedyspozycja jasnowidza, moŜna ją prawie zawsze usunąć i kryzys
przełamać wieloma sposobami. Najprostszy z nich jest taki: wyłączyć siebie fizycznie i
psychicznie z otoczenia, zawiesić swe myśli w próŜni i wyczekiwać na przypływ energii
psychicznej. Kiedy to się nie udaje, moŜna pobudzić swój system nerwowy kieliszkiem
wina albo filiŜanką kawy.
Inny sposób – przed publicznym wystąpieniem, kiedy chodzi o naukowe
doświadczenie, powinien jasnowidz sam rozładować zbyt sztywną urzędowość otoczenia,
wytworzyć wśród uczestników towarzyski nastrój, odpręŜoną, przyjemną atmosferę. W tak
wytworzonej sytuacji jasnowidz wiele potrafi dać z siebie i kaŜdy eksperyment dla dobra
nauki zawsze się uda. Jako przykład takiego rozładowania podaję opis swojego naukowego
występu w Klubie Lekarza w Warszawie. Odbył się on kilkanaście lat temu i pozostał dla
mnie miłym wspomnieniem.
Było nas w sumie piętnaście osób zupełnie mi nie znanych. Na wstępie, w celu
rozładowania sztywnego nastroju, sprowokowałem towarzystwo do opowiadania
dowcipnych anegdotek. Dopiero potem poprosiłem o ciszę i rozpoczęcie naszego
urzędowania. Teraz dopiero wygłosiłem krótką prelekcję na temat parapsychologicznych
zjawisk, po czym przystąpiłem do eksperymentów z tejŜe dziedziny. Zanim zacząłem
odczytywać fotografie poszczególnych uczestników zebrania, powiedziałem Ŝartobliwie,
Ŝ
e wśród nas znajduje się jeden wielki sceptyk odnośnie do zjawisk paranormalnych.
Sceptyka tego pokazałem palcem. Jak się dowiedziałem, był to docent Akademii
Medycznej.
Eksperyment się udał ponad wszelkie oczekiwanie. Z łatwością odczytałem
kaŜdego z obecnych na podstawie jego zdjęcia. Kiedy temu docentowi powiedziałem wiele
szczegółów z jego Ŝycia, między innymi i to, Ŝe na lewe ucho nie słyszy, ten się załamał w
swym sceptycyzmie i stał się moim serdecznym zwolennikiem.
W sferze psychiki ludzkiej rządzą prawa analogiczne do praw rządzących światem
zewnętrznym. Odbiór radiowy i telewizyjny jest zawsze uzaleŜniony od wielu czynników
kosmicznych. Jeśli nie ma w atmosferze zakłócających czynników, a przeciwnie, panuje
harmonia, wówczas fale radiowe i telewizyjne przekazują czysty głos i obraz. Podobnie
aparat psychotelepatyczny jasnowidza tym lepszy będzie miał odbiór, im w lepszych
warunkach będzie pracował.
25
Czynniki ułatwiaj
ą
ce wizje
W toku nieustannych przemian form świata
dostrzegamy najlepiej zjawiska najbliŜsze i
największe.
KaŜde wydarzenie w skali narodowej, jak równieŜ nasze własne przeŜycia z
bliŜszej przeszłości lepiej pamiętamy i silniej przeŜywamy niŜeli dawno minione. Echo
ś
wieŜych wydarzeń pozostaje czas dłuŜszy nie tylko w naszej pamięci, ale i w atmosferze.
Właściwe rozstrzygnięcie sprawy ułatwiają: aktualność wydarzenia, intensywność
wydarzenia i świeŜość fotografii.
Aktualno
ść
wydarzenia
W pierwszej połowie marca 1966 roku przybyła do mnie niejaka p. Leokadia, aby
zasięgnąć informacji w sprawie swojej siostry Heleny Matuszczak, która 22 lutego późnym
wieczorem poŜegnała się z dziećmi, wyszła z domu i wszelki ślad po niej zaginął. Z
przedstawionej mi fotografii zaginionej zobaczyłem wyraźnie denatkę leŜącą w wodzie
jakiegoś jeziora przy samym brzegu. Ukazał mi się równieŜ tamtejszy krajobraz ze
wszystkimi szczegółami. Narysowałem całą konfigurację terenu i pokazałem
zainteresowanej siostrze miejsce w jeziorze, gdzie miały się znajdować zwłoki
poszukiwanej. Trup jej nie mógł wypłynąć na powierzchnię wody, gdyŜ był zahaczony
swetrem o jakiś patyk pod wodą. Widziałem to wyraźnie.
Po dziesięciu blisko miesiącach od tego czasu otrzymałem od jej-siostry w tej
sprawie list, którego treść z pominięciem rzeczy nieistotnych podaję.
Wielce szanowny Panie!
Nowa Wieś, 26 I 1967
r
Pan sobie przypomina, kiedy w pierwszej połowie marca ubiegłego roku byłam u
Fana zasięgnąć rady w sprawie Heleny Matuszczak. I Pan Ŝyczył sobie, Ŝebym napisała,
gdy ją znajdę. OtóŜ wszystko tak było, jak Pan mówił. Zwłoki mojej siostry znaleziono
przypadkowo pierwszego maja w jeziorze 5 m od brzegu przy ujściu rowu, zahaczone
swetrem w sitowiu, w tym miejscu, gdzie była przerębla... A wszystko było jak Pan mówił.
- „Widzę ją w wodzie, w jakiejś bluzce (to był sweter), nie moŜe wypłynąć, bo jest za coś
zahaczona. Są tu jakieś pastwiska, w dali las, który jest nieco dalej...” Dla lepszego
przypomnienia załączam komunikat Milicji Obywatelskiej oraz notatkę prasową o
znalezieniu zaginionej.
Z naleŜną czcią i szacunkiem LEOKADIA BURATTA
Oryginał listu posiadam, a i komunikat z prasy załączam poniŜej.
Oto treść komunikatu MO.
Komenda Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Bydgoszczy poszukuje Helenę
(Janinę) Matuszczak z d. Marszał, c. Jacentego i Marii z d. Oasis, ur. 6.09.1935 r. w
26
Złotnikach Kujawskich, pow. Inowrocław, ostatnio zamieszkałą w Januszkowie, gromada
Nowa Wieś Wielka, która w dniu 22 lutego 1966 r. ok. godz. 22.20 w Januszkowie pow.
bydgoskiego zaginęła w nieznanych okolicznościach. Ktokolwiek wiedziałby o losie
zaginionej, proszony jest o zgłoszenie w Komendzie Powiatowej Milicji Obywatelskiej, ul.
Dworcowa 80, pokój 13, lub w najbliŜszej jednostce MO.
Do komunikatu dołączono fotografię zaginionej. A oto treść notatki prasowej o
znalezieniu zwłok.
Samobójstwo?
Jak informowaliśmy, 22 lutego br. wyszła z domu i zaginęła 30-letnia Helena
Matuszczak zam. w Januszkowie. Ub. niedzieli w Jeziorze Jezuickim w Chmielnikach
odnaleziono zwłoki zaginionej. Oględziny i sekcja wykazały, Ŝe śmierć nastąpiła przez
utonięcie.
Dochodzenie w tej sprawie prowadzi Pow. Kom. MO. Prawdopodobnie H.
Matuszczak popełniła samobójstwo, osierocając dwoje małych dzieci.
Przykład drugi podobnej sprawy.
W tym samym mniej więcej czasie zwrócono się do mnie z usilną prośbą o
wyjaśnienie przypadkowego zaginięcia młodego człowieka, który, niedawno wracając z
zabawy tanecznej do domu, gdzieś po drodze zaginął. Bez Ŝadnego z mojej strony wysiłku
wkroczyłem na właściwy tor poszukiwania. Podczas oglądania zdjęcia zaginionego
ukazała mi się mała polanka leśna niedaleko brzegu lasu. Na skraju tej polanki w gęstwinie
pod nieduŜym świerkiem zobaczyłem nieŜywego człowieka, przykrytego gałęziami. „To
on” – powiedziałem jego siostrze. Rodzina poszła na wskazane miejsce, gdzie zgodnie z
moim opisem znaleziono ciało zabitego ich syna, o czym za kilka dni zawiadomiono mnie
następującym listem:
Szanowny Panie!
W dniu 4 lutego wyszedł mój brat Toj, lat 19, grać na zabawie tanecznej w
Dabutach, skąd nad ranem wracał do domu. Niestety, do domu nie przyszedł, i nigdzie od
nikogo nie mogliśmy się o nim dowiedzieć ani go znaleźć. Z tego powodu 10 lutego byłam
u Pana, aby Pan mógł nam pomóc odnaleźć mego brata. Po okazaniu Panu jego fotografii
Pan nakreślił plan okolicy i wskazał miejsce, gdzieśmy jego nieŜywego znaleźli. Za pomoc
w odnalezieniu naszego brata rodzina cała składa bardzo, bardzo serdeczne
podziękowanie.
TOJ CZESŁAWA
W liście nie było ani daty pisania, ani adresu autorki.
Dlaczego tak łatwo moŜna było znaleźć obie zaginione osoby, jest rzeczą nietrudną
do wytłumaczenia. Wszak emanacja ciał nieŜyjących, jak równieŜ myśli Ŝywych oraz myśl
samobójcy czy zabójcy jest jeszcze skondensowana, nie rozładowana, nie rozproszona.
Dlatego łatwo je moŜna wyłowić z atmosfery. Wszelkie natomiast wydarzenia powstałe w
dalekiej przeszłości są mniej uchwytne, albowiem prądy fal biomagnetycznych
związanych z wydarzeniami, a pochodzących od aktorów wydarzenia są rozrzedzone,
słabe. Podobne prawo występuje w intensywności wydarzenia, czyli w sile danego
wydarzenia.
Intensywno
ść
wydarzenia
Kryminolodzy i psychologowie wiedzą dobrze, Ŝe we wszystkich cięŜkich
zbrodniach morderstwo chodzi niby cień za sprawcą zbrodni. ChociaŜby zbrodniarz był
najbardziej wyrafinowany, sam strach przed wykryciem jego czynu wywołuje w nim silne
27
napięcie nerwowe i zmusza do nieustannego myślenia o tym. Morderca do miejsca zbrodni
kieruje nie tylko swe myśli, ale najczęściej tam osobiście sam się udaje. Przez to napięcie
psychiczne zamienia się w krótkofalową stację nadawcza swych myśli. Wskutek tego
jasnowidz z duŜą łatwością wychwytuje owe fale z eteru i po nich dociera do miejsca
zbrodni i jej ofiary.
Na poparcie twierdzenia, Ŝe jasnowidz najłatwiej się orientuje w wypadkach
większej kradzieŜy i morderstwa, mógłbym napisać sporą broszurę przykładów. Wystarczy
jednak podać przynajmniej dwa.
Około piętnastu lat temu został obrabowany w Wołowie na Dolnym Śląsku
Narodowy Bank Polski na sumę 12 000 000 złotych. Nieco okręŜną drogą poproszono
mnie o jakiekolwiek naświetlenie tej sprawy. W przypadku tym nie moŜna się było
posłuŜyć Ŝadną fotografią. A Ŝe w eterze czy w sferze nadziemnej napięte myśli złodziei
krąŜyły, uchwyciłem je przynajmniej w ogólnych zarysach. Moja wizja rozszczepiła się na
dwa miasta o nazwie na literę W: Wołów – Wałbrzych. „Tylko w tych dwu miastach
złodzieje się obracają” – zaakcentowałem mocno. Zaznaczyłem przy tym, Ŝe jeden ze
złodziei ma jakiś warsztat, gdyŜ widzę go w niewielkiej hali wśród Ŝelaznych rupieci i
małych maszyn. Okazało się później, Ŝe istotnie jeden ze złodziei miał zakład ślusarski.
Okazało się równieŜ, Ŝe wszyscy złapani złodzieje pochodzili z Wołowa.
Drugi przypadek dotyczył morderstwa.
W końcu października zjawił się u mnie przedstawiciel organów śledczych z
prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadkowego morderstwa małŜonków w podeszłym wieku.
Zdarzyło się to w województwie olsztyńskim. Urzędnik zaznaczył, Ŝe czuje się
skrępowany prosząc o pomoc, ale waŜność sprawy jest istotniejsza od wszelkich
względów. Fotografii ofiar nie posiadał. Skoncentrowałem się mocno, i wnet uchwyciłem
obraz przebiegu wydarzenia. Morderstwo zostało dokonane tępym narzędziem. Mordercą
jest męŜczyzna lat około czterdziestu, szczupły, średniego wzrostu, szatyn, uczesany na
jeŜa, ma szczelinę między zębami górnej szczęki, ubrany w krótką skórzaną kurtkę,
przepasaną wąskim rzemiennym paskiem, na nogach ma buty z cholewami. Pochodzi z
Lubelszczyzny, zajmuje się rzekomo handlem, w rzeczywistości ma inne cele na widoku.
Zatrzymuje się na noc u pewnej samotnej Niemki, mieszkającej w małym, osamotnionym
domu. Ten rzekomy handlarz jest mordercą. Trzeba go aresztować.
Po raz pierwszy w swym Ŝyciu wziąłem na siebie tak straszliwą odpowiedzialność.
PrzecieŜ znam zasadę prawniczą, Ŝe lepiej winnego uniewinnić, niŜeli niewinnego skazać.
Wiem teŜ, Ŝe moŜna się pomylić. W tym jednak wypadku byłem przekonany o
prawdziwości odtworzonego obrazu wydarzeń.
Rola świeŜości fotografii
Fotografia będzie omawiana wszechstronnie w następnym rozdziale. Pragnę tylko
podkreślić, Ŝe fotografia jako klucz do praktyk parapsychicznych powinna być nie
retuszowana i nie starsza ponad lat dziesięć. Im świeŜsza, tym lepsza. Nie moŜe być czas
dłuŜszy przez inną osobę noszona ani teŜ razem z innymi fotografiami innych osób
przechowywana. Do naszych celów najlepsza, chociaŜ nie najświeŜsza, jest z dowodu
osobistego. Ona jest bowiem przepromieniowana właścicielem, przez to utrwala na sobie
obraz człowieka ją noszącego. Powinny być robiona raczej w cieniu, nie na słońcu. Słońce
nanosi zbyt duŜo na twarz ludzką energii kosmicznej, która powoli się rozładowuje. Nie
moŜe być równieŜ fotografowany człowiek będący w stanie odurzenia alkoholowego.
Alkohol zmienia na pewien czas w duŜym stopniu osobowość człowieka i prawidłowość
funkcjonowania kory mózgowej.
28
Dlaczego fotografia?
Obiektyw kamery widzi nas lepiej niŜeli nasze
oko.
Stawny nasz Scherman odczytywał charakter człowieka i określał stan jego
zdrowia posługując się grafologią. Ossowiecki, jak równieŜ Yalentino, chcąc uzyskać
informację o człowieku, zwłaszcza zaginionym, musieli brać do ręki jakikolwiek
przedmiot, który miał styczność fizyczną z tymŜe człowiekiem. Jest to tak zwana
psychometria. Dla mnie natomiast w moich praktykach, których przedmiotem będzie
człowiek, kluczem rozwiązującym zadanie jest przewaŜnie, chociaŜ nie wyłącznie,
fotografia człowieka.
Dlaczego fotografia, a nie Ŝywy człowiek? Wszak Ŝywa twarz ludzka ma się tak do
swej fotografii jak Ŝywy człowiek do swojego trupa. JuŜ samo zrównowartościowanie tych
obu pojęć wydaje się niedorzecznością. Postawienie w ocenie wyŜej fotografii niŜeli Ŝywej
ludzkiej twarzy naleŜałoby uznać za zuchwalstwo. Rozpatrzmy jednak tę paradoksalną
kwestię.
Twarz
Ŝ
ywa a jej odbicie
Przyjmując nawet przypuszczenie, Ŝe dla pewnych jednostek obdarzonych
zdolnością parapsychiczną fotografia moŜe być kodem do nawiązania jakiegoś kontaktu z
człowiekiem zagubionym w świecie, trudno uwierzyć, aby z niej dało się łatwiej odczytać
stan psychofizyczny człowieka aniŜeli z jego Ŝywej twarzy. Wszak doświadczony lekarz
trafnie postawi diagnozę z Ŝywej twarzy chorego. Wnikliwy psycholog łatwiej zdoła
odczytać z niej charakter i historię przeŜyć człowieka aniŜeli z martwej papierowej odbitki.
Twarz ludzka to najpiękniejsze arcydzieło w całej oŜywionej przyrodzie, to
przepotęŜna encyklopedia, z której malarz, rzeźbiarz, antropolog, filozof, psycholog,
lekarz moralista, pedagog, słowem, kaŜdy coś dla siebie wyczyta. W ludzkiej twarzy
stykają się duch i materia. W niej się koncentrują wszystkie przejawy psychiczne i
fizjologiczne. O twarzy ludzkiej moŜna pisać ogromne tomy rozpraw, bo kaŜda z nich
niepowtarzalna, pełna indywidualności.
Najcenniejszą atoli perłą i ozdobą oblicza ludzkiego jest oko. Kto z nas nie był
oczarowany pięknem kryjącym się w oczach dziecka lub kochanej i kochającej osoby. W
głębi oka ludzkiego pozostaje ogrom prawdy psychologicznej – piękna i dobra,
cuchnącego bagna i demonizmu. JuŜ w staroŜytności twierdzono, Ŝe oko ludzkie jest
obrazem duszy, czyli odzwierciedleniem duchowego wnętrza człowieka. My na porządku
dziennym tę prawdę wypowiadamy – z oczu tego człowieka dobrze patrzy, i na odwrót, źle
mu patrzy z oczu. Spójrz w głębie oczu szlachetnego człowieka, dojrzysz tam jakiś
zniewalający czar, chwytający za serce. W oczach natomiast zwyrodnialca nie ma Ŝadnej
głębi i nic prócz demonizmu nie dostrzeŜesz. JakŜe są straszne oczy chorego psychicznie
człowieka; jak smutne przybitego nieszczęściem.
29
Obserwacja oka ludzkiego dała początek nowej gałęzi wiedzy medycznej, zwanej
homeopatią. Na tęczówce oka uwidocznione są wszystkie schorzenia organizmu i, na niej
opierając się, homeopaci stawiają niezawodną diagnozę.
TakŜe na podstawie kształtów czaszki oraz rysów twarzy budowano teorie
naukowe, z których zwłaszcza dwie były znane – frenologia i fizjonomika.
Twórcą frenologii był lekarz niemiecki F.J. Gali. W myśl tej teorii moŜna w
kształcie czaszki, w jej wypukłościach dopatrywać się najrozmaitszych cech
charakterystycznych, uzdolnień człowieka – do matematyki, muzyki, literatury itp.
Fizjonomika natomiast usiłowała określić na podstawie poszczególnych rysów i
znamion twarzy prawdziwy obraz psychologiczny danego człowieka. Według tej teorii na
przykład wysokie czoło znamionuje zdolności krasomówcze, odstające długie uszy
ś
wiadczą o talencie muzycznym, usta mięsiste cechują zmysłowca, wąskie zaś skąpca,
szczęka dolna wysunięta do przodu oznacza władczy charakter, twardą wolę. Dlatego
widocznie dyktator Włoch Mussolini, przemawiając publicznie, wysuwał swą szczękę do
przodu, chcąc przez to zaakcentować swój stalowy charakter.
Przytoczone teorie w świetle dzisiejszej nauki straciły swą moc przekonującą.
MoŜna, owszem, w duŜym przybliŜeniu poznać z rysów twarzy człowieka jego
inteligencję albo bezdenną głupotę, dobroć lub cynizm i egoizm, ale tylko w ogólnym
ujęciu. Nawet szczery uśmiech odzwierciedla w duŜym stopniu charakter człowieka.
Wszystko to pozornie dowodzi, Ŝe w zestawieniu fotografii z twarzą Ŝywą
fotografia wypada nędznie, blado. Nie widać na niej ani głębi, ani blasku ócz, ani
rumieńców i świeŜości skóry.
MoŜna by stąd wysnuć wniosek, Ŝe tylko Ŝywa twarz ludzka powinna
odzwierciedlać prawdziwy stan osobowości człowieka, a nie martwa jej odbitka... A
jednak – o dziwo – tak nie jest, lecz odwrotnie. Dlaczego? Zaraz się o tym przekonamy.
Ponad wszelką wątpliwość śmiało moŜna twierdzić, Ŝe my nigdy nie widzimy i nie
jesteśmy nawet w stanie widzieć twarzy ludzkiej Ŝywej w jej obiektywnej rzeczywistości.
Widzimy ją najczęściej w krzywym zwierciadle. Na zniekształcenia obrazu wpływają
przeróŜne czynniki, które kolejno omówimy.
PrzeŜycia psychiczne oraz stan zdrowia
Ten sam człowiek będzie miał inny wygląd, gdy wygra na loterii milion, a inny,
kiedy straci najdroŜszą osobę lub całe swoje mienie. Inaczej człowiek będzie wyglądać
będąc zdrowym, inaczej zaś, gdy zaatakuje go jakaś choroba. Nawet zwykłe zmęczenie,
niewyspanie, mała niedyspozycja zmieniają w jednym dniu, a nawet w jednej godzinie całą
twarz człowieka i jego postawę. Stąd logiczny wniosek – człowieka obserwujemy tylko
fragmentarycznie, w małych odcinkach. Chwytamy z jego codziennego Ŝycia
poszczególne małe scenki, jak na ekranie długiego filmu, nie powiązane ze sobą w całość.
Na takich małych fragmentach nie moŜna budować oceny właściwej o danym człowieku.
Nawet uczesanie włosów, pudry, pomadki. strój zmieniają za kaŜdym razem wygląd
kobiety, a męŜczyznę zmienia nie ogolona twarz i nie ostrzyŜone włosy na głowie. TakŜe
ś
wiatło sztuczne odmładza twarz ludzką, dzienne postarza.
Czynniki emocjonalne
Na zniekształcenie obiektywnego obrazu twarzy ludzkiej wpływają czynniki
subiektywne i emocjonalne. Zakochany widzi w swej ukochanej wybrance niezrównany
ideał piękna. Jej twarz jest najpiękniejsza, jedyna na świecie, jej charakter anielski. Kiedy
jednak inna kobieta zaczyna powoli wdzierać się w jego serce, poprzedni ideał zacznie
szybko blednąc i pryśnie jak bańka mydlana. Osobnik będzie mocno zdziwiony, Ŝe dotąd
nie zauwaŜył jej brzydoty. Pensjonarka patrzy na pierwszego wybrańca swojego serca jak
na wcielone bóstwo, ale po niedługim czasie to uwielbiane bóstwo straci swe piękne
cechy, gdy tylko na drodze jej Ŝycia stanie inny młodzian i oczaruje ją.
30
Dla kaŜdej matki jej własne dziecko będzie zawsze najpiękniejsze i gdyby nawet w
rzeczywistości było brzydkie, to i tak dla niej pozostanie i piękniejsze, i mądrzejsze od
dziecka sąsiadki. My zresztą patrzymy wszyscy na siebie wzajemnie przez pryzmat
emocjonalny. Ten człowiek jest dla nas miły i sympatyczny, którego darzymy przyjaźnią,
zaufaniem. W momencie zaś gdy ten sam człowiek stanie się naszym wrogiem, wzbudzać
będzie w nas wstręt i odrazę.
Odmienność rasy
Obiektywną ocenę jednostki ludzkiej utrudnia nam równieŜ odmienność rasy.
Japończyk, student uniwersytetu w Krakowie, pisze do swoich rodziców w ten
sposób: „Polacy są bardzo mili, dowcipni, gościnni, ale mam jedną trudność z poŜyciu z
nimi, Ŝe nie potrafię odróŜnić jednego od drugiego. Wszyscy są do siebie podobni. Jedynie
mogę odróŜnić ich po nosach, bo mają zbyt długie, lecz o niejednakowym wymiarze. My
znowu, na odwrót, z trudnością odróŜniamy Japończyka od Chińczyka. A juŜ Eskimosów i
Murzynów, a zwłaszcza Hotentotów i Buszmenów, widzimy wszystkich jako identycznych
pod względem wyglądu. Oni zapewne widzą nas tak samo”.
Kolor skóry, odmienność budowy twarzy, identyczność uwłosienia, typowość rasy,
niska kultura – to wszystko jak barwny reflektor zaciera cechy indywidualne jednostek. I
gdzieŜ tu jest obiektywizm?
A przecieŜ wiemy, Ŝe wśród ogromnej masy ludzkiej kaŜdy człowiek ma swój
własny kręgosłup psychiczny, swoje własne oblicze moralne, własny obraz duchowy,
charakter, wygląd. Jest to stan indywidualny, uformowany kierowniczym nakazem woli
własnej albo reakcjami podświadomości, albo praktykami swego zawodu, albo nakazami
postulatów społecznych lub wpływami środowiska.
Mimo jednak ciągłych zmian, występujących w naszej osobowości i na twarzy
człowieka z powodu wpływu przeróŜnych bodźców i przeŜyć, w tej samej twarzy
pozostaje wciąŜ coś stałego, niezmiennego, habitualnie utrwalonego pod nawarstwieniem
licznych naleciałości. ChociaŜ nasze oko tego czegoś nie dostrzega, to jednak obiektyw
kamery ujmuje ten nieuchwytny wewnętrzny obraz naszego „ja”. Przenosi go wiernie na
kliszę i papier, prawie bezbłędnie. Ten właśnie indywidualny obraz moŜna odczytać z
fotografii.
To nic, Ŝe uczony A. Carrel zdeprecjonował wartości informacyjne fotografii,
twierdząc, iŜ rysunek bardziej podkreśla i uwypukla rysy charakteru oraz wierniej oddaje
psychikę człowieka niŜ fotografia. W twierdzeniu tym tkwi jednak duŜe nieporozumienie.
Silniejsze argumenty przemawiają za tym, Ŝe jest odwrotnie. Najlepszy obraz malarski,
najwierniejsza rzeźba nie oddadzą wiernie osobowości człowieka w całej pełni tak jak
fotografia. Braknie w obu sztukach autentyzmu. Będzie w nich więcej podmiotowości
osoby twórcy niŜ przedmiotowości osoby odtwarzanej. W kaŜdym dziele przejawia się
jego twórca, który nas zmusza patrzeć na nie jego własnymi oczyma. Nawet taki geniusz
jak Leonardo da Vinci przedstawia zwykle wszystkie prawie twarze kobiece mocno do
siebie zbliŜone podobieństwem, jak gdyby kopiowane z jednego modelu.
Poza tym artysta uwypukla specjalnie jakiś jeden upatrzony z góry rys
charakterystyczny twarzy ludzkiej w celu podkreślenia jej indywidualności, z pominięciem
cech drugorzędnych. Fotografia natomiast ujmuje całość.
Co mo
Ŝ
na wyczyta
ć
z fotografii?
Trzeba najpierw wyjść z załoŜenia – jaką chcę uzyskać informację o danym
człowieku, czyli co mam poznać: charakter czy jego losy Ŝyciowe.
Jeśli chodzi o charakter, inteligencję, morale, stan zdrowia, to te cechy moŜna
wyczytać z samej fotografii, i to tym łatwiej, im bardziej one u danego osobnika się
uwydatniają. Nietrudno ze zdjęcia poznać idiotę, kretyna, zwyrodniałe a, jak równieŜ
31
geniusza, ascetę, mistyka. MoŜna ich odróŜnić od ludzi normalnych, zwykłych. Zarówno
piętno złych ludzi, zwłaszcza zwyrodnialców, jak i bogate piękno wnętrza ludzi o wysokiej
etyce i dobroci jaskrawo malują się na ich twarzach. Klisza fotograficzna uwypukla je
jeszcze bardziej.
Gdy chodzi o osobników krańcowo odrębnych psychicznie, kaŜdy potrafi to
odczytać z ich zdjęć. Sprawa komplikuje się, gdy zdjęcia dotyczą ludzi przeciętnych,
zwyczajnych lub zamaskowanych. Na to potrzeba uzdolnień parapsychicznych. Ale nawet
dla jasnowidza fotografie niektórych osobników są trudne do rozszyfrowania.
Wiele jest osób takich, których twarze na ich zdjęciach reprezentują się w aureoli
szlachetności, a w rzeczywistości są to osobniki demoniczne. Niejeden osobnik, chcąc
ukryć swe wady przed najbliŜszym otoczeniem, stara się uwydatniać sztucznie jakąś zaletę
jako antytezę wady, przez co z czasem wypracuje fałszywy rys szlachetny. Inny znów
człowiek z natury swej zgorzkniały pesymista, zgnębiony jeszcze dodatkowo licznymi
cierpieniami, w obawie przed całkowitym załamaniem wyrobi w sobie pewien optymizm i
spokojne spojrzenie na Ŝycie. Teraz fotografia tego człowieka wykaŜe podwójne odbicie
jego wnętrza, podwójny obraz psychiczny. TakŜe aktor, grający przez dłuŜszy czas rolę
herszta bandy, przybierze z czasem jakby obcą osobowość, co w pewnej mierze ujawni się
na fotografii.
Wzrok jasnowidza, pokonując wymienione przeszkody, w jakiś sposób przez
fotografię danego człowieka dociera do jego wnętrza i ujmuje cały obraz
charakterologiczny, chociaŜby on był podświadomie czy świadomie zamaskowany.
W małej mieścinie, Odechów, mój znajomy nauczyciel S. wprowadził mnie
pewnego dnia do swoich znajomych. Podczas pogawędki nauczyciel poprosił swojego
ucznia, dwunastoletniego chłopaka, o pokazanie nam swojej fotografii. Podając mi ją do
ręki, nauczyciel powiedział do rodziców chłopca: „No, teraz wielu rzeczy się dowiecie o
waszym synku, czym on teŜ będzie i jak się sprawuje”. Na te słowa rodzice jakoś dziwnie
zareagowali niespokojnym spojrzeniem. Wyraźnie zostali przygaszeni, stracili chęć do
dalszej rozmowy. Patrząc na zdjęcie chłopca, rzuciłem parę zdawkowych zdań, następnie
zaznaczyłem, Ŝe coś więcej powiem przyjacielowi po drodze. Wkrótce poŜegnaliśmy
naszych gospodarzy i wyszliśmy z domu. „AleŜ ten chłopak to przyszły bandyta” –
powiedziałem nauczycielowi. „Niestety, tak – odpowiedział nauczyciel. – JuŜ kilku
chłopaków w szkole poŜgał noŜem. Z kolegami stacza brutalne bójki na porządku
dziennym”.
Twarz tego chłopaka nie zdradzała Ŝadnych anomalii psychicznych, fotografia
natomiast wykazała jego niebezpieczny charakter bardzo wyraźnie.
W tej kwestii przedstawiam mocniejszy jeszcze przykład.
W roku 1967 uległ wypadkowi samochodowemu w Warszawie trzynastoletni
chłopak. Wskutek tego wypadku pozostawał szesnaście miesięcy w szpitalu nieprzytomny
i bezwładny. Oglądałem go w czternaście miesięcy po wypadku w szpitalu, i w jego
twarzy nie mogłem dojrzeć nic specjalnie nienormalnego. Wyglądał jak kaŜdy chory na
jakąkolwiek przypadłość chorobową. Przed tragicznym wypadkiem był to chłopak bystry,
inteligentny, zdolny. Kiedy jednak na moje Ŝądanie zrobiono jego fotografię, wówczas
dostrzegłem na niej symptomy cięŜkich powikłań fizycznych mózgu i psychiki chorego.
Dopiero na fotografii ujawniły się wstrząsowe uszkodzenia mózgu. Co więcej – po
zastosowaniu moich wskazówek leczenia chory po sześciu tygodniach kuracji odzyskał
przytomność. I co waŜniejsze, w miarę jego powolnego wracania do zdrowia kaŜda
fotografia, co pewien czas robiona, najwyraźniej wykazywała polepszenie stanu zdrowia
fizycznego psychicznego.
W praktykach z dziedziny parapsychologii nie chodzi o poznanie charakteru
człowieka na podstawie jego fotografii, lecz o jego losy. Sztuki tej nie da się nauczyć.
32
A teraz mówiąc konkretnie – co ja mogę wyczytać o człowieku z jego fotografii.
OtóŜ na pierwszy rzut oka uwydatnia się dość wyraźnie na zdjęciu danego człowieka jego
inteligencja, zdolności specjalistyczne, morale, aktualny stan zdrowia, ślady cięŜkich
przeŜyć z przeszłości. Niekiedy zauwaŜalne są jego skłonności i predyspozycje
psychiczne, zamiłowania i hobby. I na tym w zasadzie kończą się spostrzeŜenia i
moŜliwości czytania z samej fotografii. Ale jednocześnie podczas jej czytania wyłaniają
się jeszcze inne zjawiska powiązane z danym człowiekiem – jego dom, rozkład
mieszkania, osoby bliskie i wszelkie wydarzenia Ŝyciowe, jakie zaistnieją w przyszłości.
Zjawiska te zachodzą niewątpliwie juŜ poza zasięgiem informacyjnym samej fotografii,
czyli nie dają się wyczytać z niej samej. Nawiązanie kontaktu z osobą zaginioną, obojętnie
– Ŝywą czy umarłą, na podstawie jedynie treści wyczytanych z samej fotografii byłoby
rzeczą absolutnie niemoŜliwą. Tutaj muszą wkraczać z pomocą wyŜsze siły psychiczne –
dzięki nim wzrok mojego ducha sięga tam, dokąd wzrok zmysłowy nie sięga. A zatem w
przypadkach wyŜszego stopnia widzenia, to jest widzenia poza przestrzenią, materią i
czasem, musza działać jakieś wielkie energie ponadnormalne. W tych przypadkach
fotografia jest tylko bodźcem wprawiającym w ruch ową energię, jest równieŜ pomostem
łączącym mnie z człowiekiem oddalonym przestrzenią, czasem, a nawet śmiercią. Jest ona
jakby kontaktową gałką, za pomocą której włącza się aparat psychotelewizyjny o
niezmiernie szerokim zasięgu i róŜnorodności fal. Fotografia jest więc obrazem i
jednocześnie bodźcowym oraz pomocniczym narzędziem w uzyskiwaniu samorzutnej czy
teŜ Ŝądanej informacji, jednakŜe nie jedynym.
Termin wa
Ŝ
no
ś
ci fotografii
Opierając się na swojej długoletniej praktyce, doszedłem do przekonania, Ŝe
fotografia jako narzędzie pomocnicze ma moc informacyjną na okres mniej więcej
dziesięciu lat, później ją zatraca. Jeśli natomiast chodzi o przeŜycie tragiczne człowieka, to
ono wyciska głęboki siad w jego psychice, co się odbije nawet na fotografii, wówczas
termin jej waŜności przesuwa się daleko wstecz, nawet do lat dwudziestu.
W myśl takiego załoŜenia powstaje pytanie, czy z fotografii robionej dziesięć lat
wstecz moŜna w tej chwili odczytać wydarzenie, które zaszło niedawno, przypuśćmy,
przed tygodniem, wczoraj, ewentualnie te, które mają nastąpić w najbliŜszej przyszłości. I
na odwrót – czy fakty, przeŜycia, nieszczęśliwe wypadki, cięŜkie przebyte choroby,
wszystkie te wydarzenia, które nastąpiły przed dziesięciu laty, moŜna odczytać z fotografii
wykonanej wczoraj lub dzisiaj. Na te pytania moŜemy odpowiedzieć twierdząco. Oto
dowody.
W Suchowoli kierownik apteki, pokazując mi fotografię swej chorej małŜonki,
prosił o jakąś poradę co do jej zdrowia. „PrzecieŜ ona od tygodnia karmi swą piersią
własne dziecko” powiedziałem sam nieco zdziwiony. „Dziś właśnie mija tydzień, jak moja
Ŝ
ona powiła mi córeczkę – potwierdził magister ale od dzisiaj nie moŜe, niestety, karmić
dziecka piersią, poniewaŜ mocno gorączkuje”.
Fotografia Ŝony magistra była zrobiona do dowodu osobistego przed siedmiu laty,
a mimo to dało się z niej odczytać obecny stan zdrowia i aktualne przeŜycia
przedstawionej na siej osoby.
A oto dowód dotyczący drugiego pytania.
Przed kilkunastu laty przyjechał do mnie do Nieszawy, wracając ze Stanów
Zjednoczonych, profesor uniwersytetu w celu uzyskania mojej pomocy w trudnej sprawie.
Patrząc na jego fotografię wykonaną niedawno do paszportu zagranicznego, oświadczam
na wstępie, bo mi to najpierw się ujawniło: „Przed laty ktoś pana mocno uderzył w prawą
nogę. Wskutek tego pękła wzdłuŜ kość udowa”. „Tak było istotnie – potwierdził profesor.
– Miało to miejsce jeszcze w czasach akademickich, mój własny kolega uderzył mnie
33
butem w nogę powyŜej kolana. Kość od uderzenia rzeczywiście pękła, wskutek czego
jeszcze odczuwam przy zmianie pogody ból w nodze”.
Ś
wieŜa fotografia pozwoliła więc odtworzyć wydarzenie oddalone czasowo o wiele
bardziej, niŜ to dopuszczał termin jej waŜności.
Biorąc jednak pod uwagę, Ŝe ta sama fotografia ujawnia fakty i wydarzenia
występujące w róŜnych okresach tych dziesięciu mniej więcej lat, dochodzimy do
logicznego wniosku, iŜ nie jest ona ani ekranem, na którym przesuwają się sceny Ŝyciowe
człowieka, ani teŜ, jak juŜ zaznaczyłem, absolutnym kluczem do rozwiązywania spraw
zakrytych przed wzrokiem zmysłowym. Jest jedynie stymulatorem wprawiającym w ruch
nasz mechanizm telepatyczny. A Ŝe najczęściej w swoich praktykach posługuję się
fotografią jako środkiem pomocniczym, chyba tylko dlatego, iŜ ją, a nie inny przedmiot,
obrałem. Ale i mnie nie zawsze zdjęcie jest potrzebne. Zresztą w poszukiwaniu człowieka
gdzieś zaginionego fotografia przestaje być dla mnie odzwierciedleniem człowieka i
streszczeniem jego losów w tym momencie, kiedy na nią swój wzrok skieruję. Patrząc na
fotografię poszukiwanego, nie wpatruję się w rysy jego twarzy, nie biorę ich wcale pod
uwagę, dostrzegam najwyŜej sam zarys oblicza, nawet sama fotografia schodzi mi z oczu.
Mimo to w tym momencie wyłania się w dali postać poszukiwanego i zaczynają się
uwidaczniać miejsce pobytu jego oraz cała topografia okolic i połoŜenia.
34
Widziany obraz i jego tło
Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga.
(A. Mickiewicz, Oda do młodości)
Wspomniałem juŜ, Ŝe fotografia poszukiwanego człowieka oglądana przeze mnie
wywołuje najczęściej nagle, jakby pod dotknięciem czarodziejskiej róŜdŜki, postać
szukanego i stawia ją przed moim wzrokiem psychicznym, następnie ukazuje szereg scen
ubocznych związanych z tym człowiekiem. Te wszystkie uboczne obrazy tła i wielu
innych okoliczności mają ogromne znaczenie w poszukiwaniu zaginionego. Na nich
moŜna określić dokładnie miejsce, w którym się obraca Ŝywy lub gdzie spoczywa juŜ
nieŜyjący człowiek. W tych przypadkach jasnowidzenie juŜ się nie błąka w próŜni, bo ma
do swej dyspozycji wiele pomocniczych czynników do osiągnięcia zamierzonego celu.
NiechŜe tę sprawę lepiej wyjaśni przykład.
Dnia 7 czerwca 1964 roku odwiedziłem po raz pierwszy świeŜo zapoznanych ludzi
w Chojnicach przy ulicy Mickiewicza 31. Po godzinie mojego pobytu u znajomych
zostałem zaproszony przez p. Cecylię Marks, mieszkającą w tym samym domu na górze.
Nie znałem tej pani przedtem i nigdy jej nie widziałem. Zaledwie zjawiłem się u niej, jej
córka zdjęła szybko ze ściany juŜ nieco przyblakłą, oprawioną w ramy fotografię swego
brata. Rozdarła oprawę, wyjęła z ram zdjęcie i poprosiła o przeczytanie napisu
znajdującego się na jego odwrotnej stronie. Poznałem swoje własne pismo sprzed piętnastu
lat. Treść pisma była następująca: „śyje na pewno, widzę go wśród skał w potokach
słońca, w dali widnieją fale morskie. Znajduje się przy jakimś poselstwie...” „Dobrze –
pytam nieco zaniepokojony – czy zostało to potwierdzone?” „Wszystko jest prawdą –
odpowiada matka. – Kiedy od zakończenia wojny nie otrzymaliśmy znikąd Ŝadnej o
naszym synku wiadomości, zaczęliśmy przez Polski Czerwony KrzyŜ robić poszukiwania.
Niestety, bezskutecznie! Wówczas skierowano mnie do pana, i otrzymaliśmy to właśnie
orzeczenie. Po uzyskaniu tej wiadomości skierowaliśmy na nowo listy poszukujące. Po pół
roku otrzymaliśmy bezpośrednio listowną wiadomość od naszego synka, Ŝe się znajduje w
Wenezueli, zatrudniony przy poselstwie, gdzie dotąd przebywa”. Nie pytałem, jakie to
poselstwo i w jakim charakterze w nim jej syn jest zatrudniony. Byłem mocno zaskoczony
tak trafnym ujęciem całości sytuacji dotyczącej poszukiwanego.
CzyŜ potrzeba dokładniejszej informacji od tej, jaką uzyskałem na podstawie
fotografii? Opis wulkanicznego krajobrazu Wenezueli, jej klimatu, i najwaŜniejsza
informacja – konkretne podanie miejsca pracy poszukiwanego – były całkowicie zgodne z
prawdą.
Warto podać inny przypadek, kiedy widzenie jednego szczegółu ułatwiło
znalezienie topielca.
Przed kilku laty pewien ojciec rodziny zamieszkałej na wsi wybrał się do Iławy po
ś
wiąteczne zakupy 24 grudnia. Nie wrócił do domu ani w tym dniu, ani na święta. Zaraz w
35
początkach stycznia przybyła do mnie jego Ŝona z prośbą o wyjaśnienie niepokojącej
sytuacji.
Mój wzrok od oglądanej fotografii kieruje się w okolicę Iławy i zaraz dostrzega to,
co opisuję. Widzę jej męŜa zdąŜającego z miasta w kierunku daleko połoŜonej wsi. Ma w
rękach dwa pakunki. Zaczyna wnet słabnąć (był chory na serce). Siada więc pod drzewem
stojącym na stromo spadającym do jeziora brzegu. Za chwilę wstaje, zatacza się i spada do
zatoczki jeziora, gdzie leŜy dotąd. Na podstawie tego opisu Ŝona łatwo i szybko znalazła
ciało swego męŜa w wodzie jeziora, o czym zaraz po jego pogrzebie zawiadomiła mnie
osobiście.
Czasami tylko jeden szczegół ubocznego widzenia pozwala rozstrzygnąć sprawę
główną i zawiłą. Klasycznym przykładem tego było wydarzenie następujące.
Będąc w Nieszawie, otrzymałem z Elbląga list takiej treści: „W sylwestrowy
wieczór udał się nasz ojciec do swego kolegi, u którego zabawił do północy. Chcąc
powitać Nowy Rok w gronie własnej rodziny, poŜegnawszy kolegę wracał do własnego
domu. Niestety, ojciec nasz do domu nie powrócił. Zaznaczam, Ŝe ojciec byt chory na
sklerozę. Być moŜe, Ŝe sobie trochę popił, co mogło spowodować po drodze jakieś
nieszczęście. Załączam jego zdjęcie i prosimy o wyjaśnienie, co mu się mogło przytrafić i
gdzie mamy go szukać. Od tego wypadku minął juŜ miesiąc, a sytuacja dotąd się nie
wyjaśniła”.
Na list odpowiedziałem listem, w którym postawiłem zasadnicze pytanie: czy
zaginiony miał kogoś z krewnych w Olsztynku. Zjawiło mi się bowiem miasteczko
Olsztynek, jak równieŜ ukazała mi się wyraźnie w tym miasteczku postać młodej kobiety,
mającej jakąś łączność z zaginionym. Wkrótce po moim liście zjawili się u mnie w
Nieszawie dwaj oficerowie, o ile dobrze pamiętam, major i kapitan, w towarzystwie jednej
kobiety. Byli to synowie i córka zaginionego. Uderzyła ich wzmianka w moim liście o
Olsztynku i o krewnej osobie. Dlatego, zainteresowani tą informacją, przyjechali osobiście,
aby dokładniej wyświetlić skomplikowaną sprawę. Oznajmili, Ŝe ich ojciec ma faktycznie
w Olsztynku własną córkę, Teraz juŜ byłem pewny, Ŝe w poszukiwaniu staruszka
wkraczam na właściwe ślady prowadzące do celu. W tym momencie krótko się
skoncentrowałem. Wnet zjawiła się przed moim wzrokiem scena, którą podaję.
Po kolacji zakropionej pewną dawką alkoholu wracał staruszek w róŜowym
nastroju do domu. Po drodze przypomniał sobie, Ŝe przecieŜ ma on jeszcze córkę w
Olsztynku. Być moŜe, iŜ w zamroczeniu tracąc świadomość co do odległości, szedł tam
odwiedzić córkę albo planując samobójstwo, posłał do niej swą myśl poŜegnalną. Czy tak
było, czy inaczej trudno wiedzieć, faktem jest, Ŝe go zobaczyłem w momencie, jak
przekraczał barierkę mostu nad kanałem w Elblągu i runął do wody. Kazałem go szukać w
szuwarach po lewej stronie kanału niedaleko mostu. I tam go rzeczywiście znaleziono.
Niekiedy w moich widzeniach występują obok obrazu głównego dziwne zjawiska,
nie dające się wyjaśnić Ŝadną teorią, związane jednakŜe z obrazem głównym. Na dowód
tego posłuŜę się przykładem, który i dla mnie jest wielkim kuriozum, wprost
nieprawdopodobnym, a jednak prawdziwym. Na potwierdzenie tego znajduje się u mnie
ś
wiadectwo konkretne i Ŝywy świadek mieszkający w Olsztynie.
Zdjęcie przedstawia człowieka zaginionego podczas ostatniej wojny. Jego matka
zwróciła się do mnie z tym zdjęciem w roku 1947 z pytaniem, czy on jeszcze Ŝyje. Na
stronie odwrotnej fotografii napisałem o jego losach te słowa: „Wrócić powinien, nie
widzę jego śmierci, znajduje się w K... – Gdy śnieg sypać będzie od północy – dom jego
witać powinien”.
Styl jest godny poŜałowania, ale tu nie chodzi o formy stylistyczne, lecz o istotę
sprawy. Pisze się w tych przypadkach tak, jak się sceny i myśli nasuwają. Sens treści
orzeczenia jest jasny. Miał wrócić z Dalekiego Wschodu do rodzinnego domu w dniu,
36
kiedy zadymka wiać będzie od północy.
Po szesnastu latach przyjechała znów ta sama pani, matka odnalezionego syna, i
podaje mi raz jeszcze to samo zdjęcie z zapytaniem, czy ja poznaję pismo na stronie
odwrotnej zdjęcia. Po przeczytaniu pytam ją, czy treść odpowiada prawdzie. „Dlatego
właśnie przyjechałam – odpowiada – aby opowiedzieć, jak to było. Mój syn przebywał w
Krasnojarsku. Zjawił się u nas pod koniec stycznia niespodziewanie w niespełna rok od
mojej bytności u pana. Była w tym dniu zamieć śnieŜna, w mieszkaniu zrobiło się zimno,
gdyŜ wiatr się przeciskał przez słabo uszczelnione okna. Schroniliśmy się do kuchni, gdzie
było cieplej. Około godziny dziesiątej ktoś zapukał w okno. Był to mój ukochany
oczekiwany syn”.
Wizja niepojęta. To, Ŝe Ŝyje i ewentualnie wróci do domu rodzinnego, jest istotą
rzeczy i moŜe by się dała wytłumaczyć za pomocą praw telepatycznych. Ale na jakiej
podstawie moŜna było widzieć okoliczności jego powrotu – trudno zrozumieć. Trudno teŜ
przypuścić, aby dwie okoliczności były jednocześnie przypadkową zbieŜnością – pora
roku i aura dnia.
Spotkałem się równieŜ i z takim przypadkiem, gdy portret malarski zastąpił
fotografię danej osoby, o której los Ŝycia chodziło.
W pracowni malarza K. Kłosowskiego w Zakopanem spojrzałem na wiszący na
ś
cianie portret pewnej kobiety i zauwaŜyłem jej śmiertelną chorobę. „Mistrzu – mówię do
malarza – ta kobieta jest chora na gruźlicę. Kto to jest?” „Jest to moja pierwsza Ŝona, juŜ
zmarła, niestety, na gruźlicę” - odpowiedział malarz.
37
Jak powstaje jasnowidzenie
W całym wszechświecie nic nie powstaje
bezprzyczynowo.
Paranormalne widzenia ze względu na przyczyny ich powstawania moŜemy
podzielić na trzy główne rodzaje: wywołane, bodźcowe i samorzutne, czyli spontaniczne.
Widzenie wywołane
Ten rodzaj widzenia nie jest właściwie wizja na zawołanie ani nie moŜe być
wywołany „na siłę”, lecz opiera się na świadomym postawieniu danej sprawy i spokojnym
wyczekiwaniu Ŝądanej informacji. Przy tego rodzaju widzeniu nie moŜna dopomóc
czynnie. NaleŜy się mocno skoncentrować i wyczekiwać pojawienia się Ŝądanej wizji. I im
większa jest koncentracja, tym szybciej pojawi się wizja dotycząca przedmiotu danej
sprawy. Dla jasnowidza ten rodzaj widzenia jest najtrudniejszy i najbardziej wyczerpujący.
Tak się jednak składa, Ŝe jasnowidz prawie wszystkie swe parapsychiczne praktyki opiera
na takim widzeniu. Jest on do tego zmuszany przez licznych klientów narzucających mu
swoje powikłane sprawy. Weźmy jeden z setek innych podobnych przykładów.
Przed kilkunastu laty zwrócił się do mnie znękany starszy człowiek o pomoc w
odnalezieniu jego zaginionej córki.
„Moja córka – zaczyna opowiadać załamany człowiek – jako kierowniczka apteki
wyszła z domu, jak co dzień, do pracy. Wzięła jak zwykle ze sobą drugie śniadanie. Nie
zdradzała wyraźnie jakichś cięŜkich przeŜyć, zachowywała się normalnie. Do domu juŜ nie
powróciła. Od krytycznego dnia minął miesiąc, a o córce nic nie wiadomo; gdzieś
zaginęła”.
Patrzę z duŜym natęŜeniem na fotografię i nic nie widzę. Trwa to dość długo.
Dopiero po długim wysiłku dostrzegam zwłoki zaginionej w wodzie, przy brzegu, w
kanale. W określonym miejscu na drugi dzień odnaleziono ciało zaginionej. Towarzyszyły
temu bardzo dziwne okoliczności. W momencie kiedy ojciec błądził po brzegu kanału,
szukając swej córki, flisacy odczepili od brzegu tratwy i odepchnęli je na środek, wówczas
spod tratwy wypłynęło ciało denatki.
Zdarza się, Ŝe za pierwszym razem nie da się danej sprawy załatwić i trzeba czekać
nawet kilka dni na pojawienie się wizji w Ŝądanej sprawie.
Widzenie bod
ź
cowe
Przyczyna wywołująca widzenie leŜy zarówno w przedmiocie, to znaczy w samej
rzeczy i charakterze sprawy, jak i podmiocie, czyli w jasnowidzu. WaŜniejsza jest druga.
Nie zawsze jasnowidz jest dysponowany do prawidłowego rozstrzygnięcia powierzonej
mu sprawy. Zdarzają się sytuacje, kiedy nastąpi coś niespodziewanie, co spotęguje władze
38
psychiczne jasnowidza do tego stopnia, Ŝe potrafi on dojrzeć przedmioty ukryte pod
ziemią. Oto dowód.
Mieszkałem w pięknej willi połoŜonej w ogrodzie, w Kwietnikach, na Dolnym
Ś
ląsku. Dochodziły mnie wieści od autochtonów, Ŝe na terenie ogrodu lub w obrębie
budynków znajduje się wiele zakopanych rzeczy. Mając duŜo czasu, bawiłem się często w
poszukiwacza ukrytych skarbów, ale bez rezultatu. Pewnego dnia zauwaŜyłem w pustej
stodole na klepisku zapadniętą ziemię w formie leja. W tym miejscu odkopałem radio. To
rozsypane radio stało się silną podnietą do skumulowania sił parapsychicznych. Poczułem
w sobie przypływ jakichś dziwnych prądów i nagle spostrzegłem szczupłą kobietę
wychodzącą z budynku z łopatą w ręku i kierującą się do ogrodu, gdzie coś pod ścianą
stodoły zaczyna zakopywać. Za chwilę wizja się rozpływa. Ale to mi wystarczyło.
Jednocześnie ukazały się jeszcze trzy miejsca w stodole, gdzie były zakopane róŜne
rzeczy. JuŜ bezbłędnie trafiłem na wszystkie punkty kryjące w sobie zakopane kryształy,
porcelanę i wszelkie inne rozmaitości, wśród których znalazło się czternaście flaszek
starego koniaku.
A więc silnym bodźcem do wywołania widzenia pozazmysłowego stała się
zapadnięta ziemia i zepsute radio. Bodźce, które pobudzają i potęgują zdolności
jasnowidzenia, mogą być róŜnego rodzaju. Widzenia bodźcowe nie są męczące dla
jasnowidza i są pewniejsze w skutkach.
Widzenie samorzutne
Wizja samorzutna, czyli spontaniczna, rodzi się nagle, w nieprzewidzianych
okolicznościach. Posiada największy zakres w obejmowaniu rzeczy zakrytych oraz
przeróŜnych nieoczekiwanych zjawisk i jest prawie nieomylna. Jawi się bez zamiaru, bez
udziału jasnowidza, bez Ŝadnej fotografii, bez Ŝadnej sugestii. Przedstawmy tę rzecz
praktycznie.
Po raz pierwszy pojechałem do wsi Mściwojów odwiedzić swego kolegę.
Przechodząc z nim przez szerokie podwórze wśród gospodarczych budynków, rzuciłem
okiem na drzwi jednego pomieszczenia, przed którymi to drzwiami coś mnie nagle
zatrzymało. Za tymi drzwiami w pustym składzie na drzewo ukazała mi się zakopana
skrzynia z zawartością jakichś rzeczy. „Weź łopatę – mówię do kolegi – i chodź ze mną, a
coś ci pokaŜę”. Gdyśmy weszli do pustego pomieszczenia, nakreśliłem na ziemi koło, w
ś
rodku którego poleciłem kopać. Gdy zaczął kopać, nastawiony sceptycznie, nagle
krzyknął: „O rety! Coś tutaj jest naprawdę!” Wykopaliśmy skrzynię porcelany i trochę
innych drobiazgów.
Niekiedy się zdarza, gdy jestem w towarzystwie kilku osób, Ŝe zaczynam raptem
widzieć historię Ŝycia kaŜdej z nich.
Muszę podkreślić jeszcze jedno dziwne zjawisko, jakie we mnie występuje często
w róŜnych rodzajach i odmianach widzeń paranormalnych. Zjawiska tego nie moŜna
nazwać jasnowidzeniem, poniewaŜ Ŝadna wizja w nim nie występuje, a tylko powstaje
wewnętrzny nakaz. Podczas rozstrzygania podjętej sprawy, obojętnie, czy posługuję się
fotografią, czy nie, zarówno w widzeniu spontanicznym, jak i w zamierzonym, powstaje
we mnie silny przymus. Jakiś nakaz zmusza mnie mówić tak lub inaczej. Przymus ten jest
tak silny, Ŝe po prostu trudno mu się oprzeć. I nigdy nie zawodzi w wyraŜaniu prawdy
informacyjnej.
39
Zakres moich para psychicznych mo
Ŝ
liwo
ś
ci
Wie ma ludzi nieograniczonych w ich moŜliwościach.
Pewnego dnia zjawił się u mnie stary człowiek w niecodziennej sprawie – były
Ŝ
ołnierz z pierwszej wojny światowej. Będąc w armii generała Samsonowa, brał udział w
bitwach w Prusach Wschodnich. Kiedy owa trzystutysieczna armia została pod
Stembarkiem przez Niemców otoczona, dowództwo rosyjskie wydało rozkaz zakopania w
lesie dywizyjnej kasy zawierającej złoto, aby nie dostała się w ręce wroga. Ten właśnie
Ŝ
ołnierz z kilkoma kolegami zakopywał ów skarb. Dziś wskutek zmian topograficznych,
jakie dokonały się w ciągu pięćdziesięciu lat, nie potrafi odnaleźć miejsca, gdzie
prawdopodobnie dotąd leŜą złote pieniądze w Ŝelaznych skrzyniach. Prosił więc mnie o
wskazanie tego szczęśliwego miejsca.
Musiałem poszukiwaczowi skarbu dać odmowną odpowiedź. Nigdy bowiem nie
szukałem złota w ziemi ani dla siebie, ani teŜ innym nie ofiarowywałem swej
problematycznej pomocy. Sądzę zresztą, Ŝe w przypadku wspomnianego Ŝołnierza Ŝadną
miarą by się ta rzecz nie udała. Za duŜa przestrzeń lasu, za długi czas dzieli od zaistniałego
faktu. Raz jeden tylko w Gdańsku znajomemu inŜynierowi pokazałem pod krzakiem
agrestu miejsce, gdzie podczas wojny zakopał małą szkatułkę z biŜuteria z niewielką
ilością złota i potem zapomniał, w którym miejscu. Ale to wydarzyło się w małym
ogrodzie, gdzie łatwiej moŜna było się skoncentrować i odczuć wibrujące prądy.
Czasami otrzymuję listy od graczy w toto-lotka z prośbą o wskazanie szczęśliwych
numerów. Musiałem jednak kaŜdego amatora spodziewanej fortuny uświadomić, Ŝe jeŜeli
pod moje dyktando ktokolwiek skreśli numerki, nie będzie miał ani jednego trafnego.
Jestem najmocniej przekonany, Ŝe nie ma na świecie ani jednego jasnowidza,
którego by moŜliwości były wszechstronne. Taki byłby mitycznym półbogiem, a nie
człowiekiem z krwi i kości. Największe zdolności parapsychiczne kaŜdego jasnowidza
ograniczają się do jednej lub zaledwie kilku specjalności.
Przedmiotem moich moŜliwości i praktyk jest tylko człowiek, jego przeŜycia,
częściowo jego losy oraz stan zdrowia. Najłatwiej mi jest odszukać człowieka
zaginionego, i koło tej sprawy moje praktyki prawie wyłącznie były i są ogniskowane. I w
tym zakresie rzadko występuje błąd.
Być moŜe, iŜ skala moich moŜliwości jest szersza. Mam przecieŜ na swym koncie
zanotowanych kilka widzeń rzeczy ukrytych pod ziemią, kilka przewidzianych wydarzeń
międzynarodowych, dotyczących równieŜ klęsk Ŝywiołowych. JednakŜe nie chcę i nie
mogę budować twierdzenia opartego na niewielkiej liczbie faktów. Przedstawiam jedynie
w imię uczciwości fakty konkretne i potwierdzone jako pewne. A było ich niemało. Wśród
tych faktów odnoszących się do odnajdywania zaginionych drugie miejsce zajmuje
40
stawianie diagnozy.
Najwybitniejszym lekarzom najwięcej trudu przysparza postawienie pacjentowi
trafnej diagnozy. A przecieŜ wiemy, Ŝe postawienie dobrej diagnozy skraca leczenie i daje
lepsze wyniki. Często, niestety, się zdarza, Ŝe wszystkie sposoby badania łącznie z
analizami i prześwietleniem nie potrafią wykryć schorzenia, a raczej jego źródła. Często
wszystkie wyniki badań są pozytywne, a pacjent cierpi i gorączkuje.
Córka profesora Akademii Medycznej w Poznaniu zapadła na jakąś zagadkową
chorobę. Wystąpiła wysoka gorączka, a po kilku dniach silny skurcz zaczął zginać jej lewą
nogę w kolanie i usztywniać. Konsultacja lekarzy poznańskich nie potrafiła wykryć
przyczyn dziwnych objawów chorobowych.
Zrozpaczona matka, a takŜe lekarz zwracają się do mnie o pomoc. Z fotografii
dziecka widzę ognisko ropne wielkości ziarna fasoli w mózgu. Wnet stwierdzono trafność
mojej diagnozy i skierowano leczenie na odpowiednie tory.
W roku 1968 przyjechała do mnie kasjerka Opery Bałtyckiej w Gdańsku ze swą
dwudziestodwuletnią córką, cierpiącą na silne bóle głowy. Matka zdąŜyła mi szepnąć po
cichu, Ŝe według orzeczenia lekarskiego ma mieć guz na mózgu. Patrząc wnikliwie na
fotografię chorej, nie dostrzegam Ŝadnego guza, lecz widzę coś zupełnie innego. „Coś mi
się grubo nie podoba górny ząb pani – oświadczam, pokazując go palcem – trzeba go
koniecznie natychmiast zbadać. Wydaje mi się, iŜ tutaj tkwi źródło bólu głowy i infekcji
organizmu. Widzę wyraźnie szkaradny ropień zęba górnej szczęki”. I kiedy po powrocie
do Gdańska chora udała się do dentystki, a ta wskazany ząb wyrwała, trysła spod niego
obficie cuchnąca ropa. Po kilku dniach ból głowy ustał całkowicie. Chora szybko wróciła
do zdrowia i po dwóch tygodniach poszła do pracy. Nie było, jak się okazało, Ŝadnego
guza, tylko wezbrana ropa spod spróchniałego korzenia zęba zaczęła atakować mózg.
JakŜe często z fotografii moŜna odkryć kaŜdą chorobę, jaka człowiekowi zagraŜa w
przyszłości. Z wielu tego rodzaju faktów przytoczę jeden. Wydarzył się on niedawno na
terenie szpitala w Elblągu.
Pani K.Z., lekarz specjalista od gruźlicy płuc, pokazała mi swoją fotografię dla
zwykłej tylko ciekawości, co teŜ jej powiem. Była wówczas zupełnie zdrowa i dzielnie
wykonywała swój fach. „AleŜ musi pani uwaŜać na swoje nerki, unikać alkoholu i
kwasów, bo są zagroŜone cięŜkimi powikłaniami” – powiedziałem. „Nigdy dotąd nie
miałam Ŝadnych sensacji z nerkami” – odparła mi na to. W niecały rok potem wystąpiły u
niej nagle cięŜkie powikłania zapalno-ropne nerek w tak ostrej formie, Ŝe musiała przez
szereg tygodni przeleŜeć w łóŜku z niebezpiecznymi dla Ŝycia symptomami.
Bardzo trudne natomiast lub wręcz niemoŜliwe jest odkrycie przyczyny
niepłodności kobiet, oczywiście z fotografii. Przydatki są zdrowe, jajowody droŜne,
budowa macicy normalna, układ hormonalny prawidłowy, a jednak ciąŜa nie następuje. W
takich przypadkach niepłodność danej kobiety ma podłoŜe w niezgodności
biomagnetyzmów między nią a jej męŜem. Jest to najnowsza hipoteza, będąca w toku
badań naukowych.
Widzeń swoich o charakterze ogólnoludzkim ani teŜ Ŝadnych przepowiedni nie
podaję chociaŜby dlatego, aby nie były fałszywie interpretowane. Na marginesie
zaznaczam, Ŝe widziałem tragiczne losy trzech narodów. Jeśli chodzi o nasz naród, to
mogę nadmienić, Ŝe gdybym miał Ŝyć jeszcze lat pięćdziesiąt i miał do wyboru stały pobyt
dla siebie w dowolnym kraju na świecie, wybrałbym bez wahania jedynie Polskę, pomimo
jej nieszczęśliwego połoŜenia geograficznego. Nad Polską bowiem nie widzę cięŜkich
chmur, lecz promienne blaski przyszłości.
Na koniec podaję jeszcze jedną uwagę, a mianowicie łatwiej mi jest rozszyfrować
człowieka pierwszy raz spotkanego niŜeli bliŜszego znajomego, a zwłaszcza spotykanego
codziennie w pracy czy w mieszkaniu. Tego, kogo się często spotyka, prądy biopola
41
mieszają się z prądami moimi, przez co powstaje zamieszanie w obrazach i w interpretacji
zjawisk.
Rado
ś
ci i udr
ę
ki jasnowidza
Istnieć – to promieniować prawdą i pięknem.
Kochać – to tworzyć dobro ludzkości
(Nauki jogi)
Zabierz, o zabierz tę smutny jasność widzenia;
Zabierz mi z oczu to okrutne światło!
Straszna to rzecz być śmiertelnym naczyniem
Twojej prawdy!
Takie słowa, wyjęte z wiersza F. Schillera, wkłada w usta jasnowidza Ch.W.
Leadbeater, autor ksiąŜki pt. Jasnowidzenie.
W słowach powyŜszych, jak w kaŜdej poezji, występuje pewna doza przesady,
niemniej odzwierciedlają one rzeczywiste przeŜycia jasnowidza w wielu momentach.
Samo powstawanie i przebieg jasnowidzenia napina nerwy do najwyŜszych granic
wytrzymałości. Dochodzą do tego jeszcze inne czynniki, na pozór błahe, w sumie jednakŜe
nie są bagatelne. W tłumie ludzi jasnowidz ze swoim własnym cięŜarem jest sam. Nie
dzieli go z nikim. UciąŜliwe jest natręctwo ciekawskich, Ŝądnych sensacji i sceptycyzm
tłumu ujawniany w formie niewybrednych docinków pod adresem jasnowidza. NuŜy
banalność narzucanych niektórych spraw. CięŜko jest pozostawać w słuŜbie dla
społeczeństwa!
Najbardziej wstrząsającym przeŜyciem jasnowidza jest widzenie dramatycznych
scen rozgrywającego się wydarzenia, wobec którego musi pozostać biernym widzem bez
Ŝ
adnej moŜliwości wpływu na przebieg akcji w dramacie. Podobny, jeśli nie silniejszy,
wstrząs rodzi w duszy jasnowidza świadomość odpowiedzialności za wynik powierzonej
mu sprawy do rozstrzygnięcia.
Na poparcie słuszności omawianego tematu pozwolę sobie przedstawić dwa fakty
widzenia samorzutnego potwierdzone historycznie oraz dwa z moich praktyk stwierdzone
przez naocznych świadków.
Jasnowidzenie Apoloniusza z Tiany
„W czasie kiedy wypadki te (zamordowanie cezara Domicejana) rozgrywały się w
Rzymie, widział je Apoloniusz z Tiany w Efezie. Domicjan został napadnięty przez
Klemensa koło południa, a tego samego dnia Apoloniusz nauczał w ogrodach
przylegających do kolumny gimnazjonu. W pewnej chwili głos jego przycichł, ogarnęło go
nagłe przeraŜenie, zbladł i zaczął się trząść na całym ciele. Nie przerwał jednak swego
wykładu, wszelako mowa jego nie miała zwyczajnej siły, podobnie jak to zdarza się tym,
którzy mówiąc, myślą o czym innym. Nagle zamilkł, spojrzał przeraŜonym wzrokiem na
ziemię, postąpił parę kroków naprzód i zawołał: <Przebij tyrana!>
Rzec moŜna było, Ŝe
42
widzi on nie odbicie faktu, lecz sam fakt w całej grozie jego rzeczywistości. Efezjanie byli
zdumieni i przeraŜeni. Apoloniusz znieruchomiał jak człowiek, który czeka na wynik
dokonującego się czynu. Po chwili znów zawołał: „Bądźcie dobrej myśli, tyran został
zabity dzisiaj, co mówię dzisiaj? Zabity został tej samej chwili, kiedy przestałem mówić”
Słuchacze przypuszczali, Ŝe Apoloniusz postradał zmysły, pragnęli gorąco, aby to, co
powiedział, było prawdą, jednocześnie obawiali się, aby z jego słów nie wynikło dla nich
niebezpieczeństwo. Wkrótce wszakŜe przyszli gońcy, którzy oznajmili im radosną nowinę
i stwierdzili prawdziwość widzenia Apoloniusza”
2
.
Widzimy, jak mocno przeŜywał grecki mędrzec dramat, który rozgrywał się daleko
od niego i nic dotyczył bezpośrednio jego własnej osoby.
Bez porównania silniej przeŜywał wstrząs wewnętrzny słynny jasnowidz szwedzki,
kiedy wzrokiem ducha widział zagroŜony swój dom i całe mienie przez poŜar, o czym
piszemy szczegółowo.
Widzenie Swedenborga
Wizja Swedenborga tak była dokładna i wszechstronnie zbadana, Ŝe poruszyła
umysły oświeconych ludzi w XVIII wieku w całej Europie. Nawet filozof niemiecki E.
Kant przeprowadził badanie tego zjawiska za pośrednictwem jednego ze swoich
szwedzkich przyjaciół – zamieszkałego w Gıteborgu – u którego ten fakt się zdarzył.
„Fakt, który tutaj opowiem, posiada – jak mi się zdaje – jak największą siłę
przekonującą i powinien przeciąć wszelkie wątpliwości co do jego prawdziwości. Działo
się to w Gıteborgu w roku 1759 pod koniec września.
P. Swedenborg w drodze powrotnej z Anglii wylądował pewnej soboty koło
czwartej po południu w Gıteborgu, gdzie został zaproszony do domu p. W. Caltela.
Wieczorem koło szóstej p. Swedenborg, który się oddalił na krótką chwilę, wszedł nagle
do sali blady i zmieszany, oznajmiając, Ŝe w tej chwili wybuchł poŜar w Sztokholmie na
Sudermanie i Ŝe ogień dociera z wielką gwałtownością do jego domu... Po chwili dodał, Ŝe
dom jego przyjaciela, którego nazwał po imieniu, spłonął, a jego własny dom znajduje się
w bezpośrednim niebezpieczeństwie. O godzinie ósmej, po krótkiej przerwie, zawołał
głosem radosnym: <Bogu najwyŜszemu dzięki, poŜar wygasł niedaleko mojego domu>.
TegoŜ wieczora zawiadomiono o tym gubernatora. W niedzielę rano wezwał on
Swedenborga do siebie, aby go zbadać w tej sprawie. Swedenborg opisał dokładnie poŜar,
jego początek, trwanie i koniec. Tego samego dnia wieść ta obiegła miasto, wywołując
tym większe wraŜenie, Ŝe sprawą zainteresował się gubernator. W poniedziałek wieczorem
przyszła sztafeta, którą wysłali kupcy sztokholmscy. W ich listach poŜar opisano w sposób
zupełnie zgodny z opisem Swedenborga. CóŜ moŜna przytoczyć na dowód
nieautentyczności tego faktu? Przyjaciel, który o tym pisał, zbadał wszystko na miejscu
zarówno w Gıteborgu, jak i w Sztokholmie”
3
.
A teraz podam kilka tego rodzaju faktów z naszego podwórka.
Opowiadała mi osobiście Ŝona słynnego jasnowidza Ossowieckiego następujący
wypadek. Pewna zamoŜna rodzina prosiła usilnie wizjonera o wskazanie jej. w którym z
dwu wspólnych grobów Ŝołnierskich z pierwszej wojny światowej znajduje się poległy
syn, oficer. Ossowiecki udał się na miejsce bliźniaczych grobów. Tam się wysilał do
najwyŜszych granic swych parapsychicznych moŜliwości i nic nie uchwycił konkretnego z
upragnionej informacji. Dopiero po dwudziestu minutach szalonego napięcia nerwów i
wszystkich władz psychicznych nagle poszukiwany oficer ukazał się mu w jednym
zbiorowym grobie, w którym po odkopaniu rodzice rozpoznali swego syna. Ale
Ossowiecki w momencie pokazania grobu swa ręką zemdlał, runął na ziemię i przez
2
Edward Schure, Wiekp wtkjemniczeni, Warszaw 1911.
3
List do p. Charlotte de Knobloch zamieszczony przez Malera w śyciu Swedsnborga.
43
pewien czas leŜał półprzytomny. Grób Ŝołnierza wskazał, ale jakim kosztem!
Wątpię, czy jakikolwiek wizjoner podjąłby się takiego rodzaju zadania. Wszelka
zbiorowość ludzi zarówno Ŝywych, jak i zmarłych wchłania jednostkę w gęstwinę sieci
licznych róŜnorodnych bioprądów, z których daną jednostkę trudno uchwycić, jest to
prawie niemoŜliwe. Jeśli taka rzecz się komu uda, to nadludzkim tylko wysiłkiem.
W Lubomierzu na Podkarpaciu patrzyłem pewnego dnia przez okno swego pokoju
na robotników piłujących cyrkularką opałowe drzewo. Nagle zobaczyłem, odczułem
prawie dotykalnie, Ŝe jeden z nich za chwilę cięŜko się skaleczy. PrzeŜywałem silne
napięcie nerwowe. Nie widziałem, jak mam postąpić. Ostrzec go, to tym prędzej
zasugerowany moŜe podsunąć rękę pod ostrze piły albo przerwie pracę, co znów
spowoduje zamieszanie i niezadowolenie pracodawcy. Nie ostrzec – to znowu zdawało mi
się, iŜ będę winnym jego nieszczęścia. Zaledwie upłynęły dwie minuty takiego napięcia,
usłyszałem nagle przeraźliwy krzyk. Zobaczyłem, Ŝe jeden z pracowników trzyma w dół
zwisającą rękę z odciętym prawie całkowicie palcem, z którego broczy obficie krew. Stało
się to, co miało się stać i co widziałem w swej wizji.
Dla kaŜdego człowieka mniej straszne jest spotkanie nieszczęścia i nawet jego
przeŜywanie niŜeli świadome na nie czekanie.
Aby dobrze zrozumieć przeŜycia jasnowidza, musi się znać jego specyficzny
charakter. Jasnowidz, jak kaŜdy inny człowiek, moŜe mieć mnóstwo wad, szkaradnych
nawyków i Ŝyciowych załamań, ale musi posiadać mocną, niezachwianą, stałą i wielką
miłość do ludzi oraz gotowość przyjścia im z pomocą w ich cierpieniach i potrzebach
zawsze bezinteresownie, z serdecznym współczuciem. Cierpi on w tej samej skali, co
cierpiący jego towarzysz ludzkiej niedoli.
Parę lat wstecz znalazłem się na przyjęciu imieninowym bardzo dla mnie bliskiej
osoby. Nastrój wśród gości panował miły, przyjemny, jak to zwykle bywa w takich
okolicznościach. Sokmizantka zachowywała się wesoło, pogodnie, ze szczerym
uśmiechem z zadowolenia i szczęścia. Kiedy spojrzałem na nią z bliska, nagle dostrzegłem
na jej jelitach nowotworowy guz, który juŜ zdąŜył porobić w tkankach daleko idące
spustoszenie, prysł dla mnie cały pogodny nastrój, popadłem w smutek i przygnębienie.
Dziwne są losy ludzkie. W tydzień po moim wyjeździe otrzymałem od niej listowną
wiadomość juŜ ze szpitala, Ŝe ją czeka operacja. Wkrótce nastąpiła nieunikniona
katastrofa.
Innym znów razem, będąc na weselnym przyjęciu mojej podopiecznej, czułem zbyt
dotkliwie, zbyt mocno jakiś tragizm zagraŜający pannie młodej. W sześć dni po ślubie
zginął jej mąŜ w katastrofie kolejowej.
Sądzę, Ŝe kaŜdy jasnowidz boleśnie odczuwa cierpienie ludzkie zarówno aktualne,
jak, przewidywane, tym mocniej, Ŝe przed nimi nie potrafi nikogo uchronić.
Nic teŜ dziwnego, Ŝe sławna, podziwiana przez świat uczonych jasnowidząca miss
Piper po swym zamąŜpójściu tak się wypowiedziała: „śałuję tych lat straconych dla swego
osobistego szczęścia”. A przecieŜ stojąc na słuŜbie spraw ludzkich przeŜywała ogrom
cierpień, obaw i udręki. Dla siebie, prócz dymku sławy, nie miała nic więcej.
Są niewątpliwie i radosne przeŜycia dla jasnowidza, kiedy dzięki swym
zdolnościom parapsychicznym potrafi przynieść ulgę tym, co cierpią.
Znany pisarz polski W.M. utracił w zawierusze wojennej swą ukochaną Ŝonę. Od
wybuchu wojny nie miał o niej Ŝadnej wiadomości. Zwrócił się w końcu o pomoc do mnie.
..Czy ona jeszcze Ŝyje – zapytał trwoŜnie – i czy ją jeszcze w swym Ŝyciu zobaczę, czy teŜ
juŜ jestem wdowcem, a moje dzieci sierotami?”.
Z pokazanego mi jej zdjęcia widzę ją wyraźnie mieszkającą na wsi pod miastem
Orzeł na terenie Rosji. „Panie – zawołałem – aleŜ ona Ŝyje i wróci do was na pewno!” Po
niecałym miesiącu Ŝona pisarza rzeczywiście wróciła do stęsknionego męŜa i
44
uszczęśliwionych dzieci.
Kończąc niniejszy rozdział, chciałbym nieśmiało wyrazić swą myśl słowami: jeśli
jestem świadom, Ŝe w wieloletniej swej pracy o specjalnym charakterze bodajŜe jedną
iskierkę radości wniosłem w skołatane serca ludzkie, to chyba nie Ŝyję daremnie.
Analiza zjawisk parapsychologicznych
Im głębiej człowiek sięga w dziedzinę ludzkiej
duszy, tym bardziej zagadkowa mu się wydaje;
im dalej zapuszcza się w tajemny labirynt mózgu
ludzkiego, tym lepie] spostrzega, Ŝe dotąd
stoi w punkcie wyjścia.
(JAMES)
MoŜliwość przenikania przestrzeni, materii i czasu, jaką mają niektóre jednostki
ludzkie, oraz widzenie wydarzeń i przedmiotów poza ich granicami nazywamy zdolnością
para-psychologiczną. Nauka o tych fenomenach, nie mieszczących się w poznanych
prawidłach psychologii, nazywa się parapsychologią. Parapsychologia teoretycznie
obejmuje trzy pojęcia: jasnowidzenie, telepatię, intuicję.
Zanim przystąpimy do omówienia kaŜdego z tych pojęć, musimy na wstępie
zasygnalizować liczne przeszkody napotykane w analizie i w naukowym ujmowaniu
zjawisk parapsychologicznych przez badaczy.
Aczkolwiek juŜ od wielu lat zagadnienia zjawisk parapsychologicznych zaprzątają
umysły uczonych, usiłujących je wyjaśnić, to jednak są one nadal dla nauki nie
rozwiązane. Sam człowiek bowiem jest istotą zagadkową, nieznaną. Istota ludzka w swej
psychofizycznej strukturze jest zbyt złoŜona, aby ją moŜna było w całości ogarnąć i
zrozumieć. Wielki uczony, laureat nagrody Nobla, A. Carrel, w swym dziele pt. Człowiek
istota nieznana, wywodzi słusznie, Ŝe nie ma metody do uchwycenia człowieka w całości,
do powiązania jego części i jego stosunku ze światem zewnętrznym. „Człowiek poznany
przez specjalistów nie jest człowiekiem konkretnym, rzeczywistym, gdyŜ jest
rozczłonkowanym przez anatomów trupem; jest zaobserwowaną świadomością dla
psychologów; jest nieuchwytną osobowością dla siebie samego. Dla chemików jest
substancją chemiczną, która tworzy tkanki i ciecze organizmu, dla fizjologów jest
cudownym zbiorem komórek, których prawa współistnienia badają. A przecieŜ człowiek
stanowi zespól organów władz psychicznych ściśle ze sobą złączonych”.
Współczesna nauka juŜ poznała dokładnie zespoły organów i ich współdziałanie. Z
kaŜdym rokiem odkrywa skomplikowane układy komórek organicznych. Coraz śmielej
badawczy umysł uczonych wdziera się w precyzyjny aparat ludzkiego mózgu. Olbrzymie
natomiast dziedziny świata psychiki ludzkiej, jej wszechstronne funkcje pozostają nadal
dla nas głębią tajemnicy.
CzymŜe bowiem jest nasza myśl, świadomość, pamięć? Jest to wszystko tylko
wytworem mózgu, kombinacją fal elektromagnetycznych czy jakąś wielowymiarową
energią? A moŜe to coś niematerialnego, co istnieje poza granicami mózgu, co przedostaje
się do naszego mózgu w nieznany sposób? A dalej, co wytwarza naszą świadomość i gdzie
45
się znajduje jej siedlisko – w mózgu czy poza nim? A jeśli w mózgu, to w jakiej jego partii
i jaki jest jej zasięg? MoŜemy mnoŜyć pytania w nieskończoność, nie znajdując
odpowiedzi. Teoria lokalizacji pewnych części mózgu wyjaśnia zaledwie funkcjonowanie
zmysłów, ale i nie potrafi wyjaśnić ani istoty naszej psychiki, ani jej działania. Najnowsza
nauka biologii odkryła w ludzkim mózgu trzy rodzaje prądów elektrycznych, prądy
specyficzne, czynnościowe i spazmatyczne. Ale i one jeszcze niczego nie wyjaśniają.
Wśród uczonych panują jakŜe liczne i odmienne poglądy na psychikę i jej
powiązanie z mózgiem człowieka. Przedstawmy kilka z nich bodajŜe szkicowo.
Bergson utrzymuje, Ŝe pamięć, świadomość, wyobraźnia i wszelkie przejawy
psychiczne powstają nie w mózgu, lecz w samym duchu. Mózg jedynie utrzymuje procesy
ś
wiadomości w napięciu i nastawia je do praktycznego Ŝycia.
W. James uwaŜa, Ŝe mózg ludzki nie wytwarza świadomości, lecz jedynie
przepuszcza ją z innego świata, podobnie jak soczewka przepuszcza Światło i je zmienia.
Ś
wiadomość ludzka stanowi drobną cząstkę ducha, który istnieje poza mózgiem, i cały
ś
wiat psychiczny bytuje w dziedzinie ponadzmysłowej.
Dla większości jednak naukowców jedynie mózg jest głównym siedliskiem
wszystkich władz psychicznych. W nim one powstają i manifestują się w róŜnej formie na
zewnątrz W splocie tak licznych poglądów, najczęściej sprzecznych, na Ŝycie psychiczne
człowieka i jego przejawy na co dzień, powstaje zasadnicze pytanie – czy w ogóle istnieje
jakakolwiek moŜliwość ujęcia w pewne kryteria naukowe zjawisk parapsychicznych. Na to
pytanie usiłuję dowodami pro i kontra dać pewne, chociaŜ słabe naświetlenie.
Jasnowidzenie, telepatia i intuicja to jakby ta sama energia płynąca trzema
strumieniami do punktu informacyjnego. Nie moŜna w praktyce między tymi pojęciami
przeprowadzić rozgraniczenia. W toku działania zjawisk parapsychicznych występują one
koordynacyjnie, synchronicznie i są równomiernie ze sobą powiązane, tak jak zespół
sercowo-płucny w organizmie ludzkim. MoŜna jedynie o tych trzech fazach
parapsychicznych mówić w aspekcie teoretycznym.
Jasnowidzenie
Musimy wyjść z zasadniczego załoŜenia, a mianowicie czy istnieje jakakolwiek
moŜliwość spostrzegania pozazmysłowego. Zagadnienie to wywołuje wśród uczonych
liczne kontrowersje. BodajŜe jeszcze większość naukowców, nastawionych z góry
negatywnie do wszelkich zjawisk nieempirycznych, zdecydowanie odrzuca moŜliwość
widzenia pozazmysłowego. Cała parapsychologia jest dla nich rzeczą niegodną
prawdziwego uczonego, by się nią moŜna zająć. Usiłują nawet zwalczać tego rodzaju
zagadnienia. Jednym z takich zaciekłych przeciwników wszelkich zjawisk paranormalnych
jest niejaki C.E. Hansel. W swej ksiąŜce wydanej w roku 1969 pt. Spostrzeganie
pozazmysłowe zwalcza z całą namiętnością istnienie zjawisk paranormalnych. Broni
swego poglądu niezbyt wybrednymi argumentami.
Wszyscy telepaci i jasnowidzowie – według niego – to oszuści i szarlatani, co
swoje sukcesy uzyskują sztuczkami kuglarskimi, a badacze zjawisk paranormalnych to
niedołęgi, bo w ciągu tylu lat nie umieli stworzyć odpowiednich warunków
uniemoŜliwiających wszelkie oszustwo uprawiane przez rzekomych jasnowidzów. Autor
sugeruje zarazem niedwuznacznie, Ŝe niejednokrotnie nawet naukowcy stawali się
wspólnikami oszukańczych machinacji jasnowidzów.
Niektórzy znów naukowcy zjawiska parapsychiczne zaliczali do dawno juŜ
przebrzmiałego spirytyzmu. Inni zacieśniali szeroka dziedzinę parapsychologii do wąskich
ram telepatii.
Spojrzenie na te sprawy wielkiej rzeszy powaŜnych współczesnych uczonych we
wszystkich krajach świata jest inne, bezstronne, naukowe. Według ich przekonania
46
jasnowidzenie, jako najwyŜszy stopień parapsychologii, jest faktem bezspornym i
niezaprzeczalnym. I dzisiaj Ŝaden prawdziwie wszechstronny i bezstronny naukowiec, tym
bardziej badacz zjawisk parapsychicznych, nie będzie powtarzać przestarzałych i
oklepanych banałów, na wzór Hansela, o oszustwie telepatów czy jasnowidzów. W
ubiegłym wieku, owszem, powstrzymywały uczonych od badań zjawisk paranormalnych
cudeńka pokazywane na rynkach i salach przez róŜnych fakirów, kuglarzy, iluzjonistów i
magików oraz przepowiadanie przyszłości i przeszłości przez obłąkanych specjalnym
tańcem derwiszów. W tym galimatiasie trudno było odróŜnić ziarno od plew.
W dobie dzisiejszej jeszcze wielu uczonych powstrzymuje od zaangaŜowania się w
dziedzinę parapsychologii niemoŜność ujęcia zjawisk paranormalnych w ramy naukowe.
Ale to - jak podkreśla A. Carrel – Ŝe uczeni nie maja metody, nie znają sposobu badania
zjawisk paranormalnych, nie jest Ŝadnym dowodem, iŜ jasnowidzenie nie istnieje.
Dzisiaj na całym świecie powiększa się liczba wielkich uczonych z róŜnych
specjalności: biologii, psychologii, biochemii, fizjologii i medycyny, którzy usiłują poznać
mechanizm powstawania zjawisk pozazmysłowych, ich istotę oraz moŜliwości
praktycznego zastosowania.
Nazwa i definicja jasnowidzenia
Jasnowidzenie – to wyraz najbardziej nieodpowiedni dla samego jego pojęcia, nie
oddaje bowiem ani istoty, ani przebiegu powstania i działania, ani teŜ przedmiotu tego
pojęcia. To specyficzne widzenie nie jest tak jasne jak dzień słoneczny. Przeciwnie, stawia
ono jasnowidza w głębi ciemnego jak noc labiryntu, skąd musi on wyjść po omacku na
ś
wiatło dzienne. Jasnowidz podczas usiłowania odkrycia wizji jest podobny do alpinisty co
wdziera się wśród skał i przepaści w ciemnej jak ołów chmurze na szczyt górski, skąd
dopiero moŜe w blaskach słonecznych dojrzeć szerokie krajobrazy.
Właściwsza juŜ byłaby nazwa: psychowizja, transpsychowizja, parapsychowizja,
psychotelewizja lub coś podobnego.
Jeszcze większą trudność sprawia definicja jasnowidzenia. jest ono tak bogate w
treść, obejmuje tak wielką ilość róŜnorodnych zjawisk i przebiega po nieznanej
płaszczyźnie w nieuchwytnych wymiarach, Ŝe niełatwo znaleźć dlań odpowiednią i
dokładną definicję. Zresztą w kaŜdej dziedzinie naukowej Ŝadna definicja nie jest zdolna
określić ściśle i w pełni swego przedmiotu, nikt będzie adekwatna do treści i charakteru
samego pojęcia.
Spróbujmy zdefiniować jasnowidzenie w sensie najwłaściwszym. Jasnowidzenie
jest to specyficzna ludzka zdolność widzenia rzeczy i wydarzeń poprzez materię,
przestrzeń i poza granicami czasu Albo – jest to wiedza o przedmiocie lub wydarzeniu
nabyta bez udziału zmysłów. Jeszcze inaczej – jest to osiągnięcie celu bez zastosowania do
tego pomocniczych środków. Albo wreszcie – jest to widzenie pozazmysłowe rzeczy
podpadających pod zmysły.
Chcę tutaj nadmienić, Ŝe według mojego mniemania określanie zdolności
jasnowidzenia jest absurdem. Po pierwsze dlatego, Ŝe nie wiadomo, czy człowiek ma
rzeczywiście tylko pięć zmysłów, czy czasami nie więcej. Po drugie, cóŜ ma ten najwyŜszy
atrybut naszej psychiki, zdolność jasnowidzenia, wspólnego ze zmysłami? Nauka poznała
dokładnie wszystkie pięć zmysłów pod względem ich anatomii, fizjologii, lokalizacji i
działania. Istota natomiast jasnowidzenia jest dla nauki jeszcze nieuchwytna, tajemna,
wkraczająca poniekąd w dziedzinę metafizyki.
W kaŜdym razie jasnowidzenia nie moŜna wtłoczyć w sferę zmysłów.
Istota jasnowidzenia
Jaka jest forma energii czynnej w porozumieniu telepatycznym i w jasnowidzeniu –
nie wiemy. Wszystkie nauki, których przedmiotem jest człowiek, są nadal niezupełne.
Wiemy tylko z psychologii, biologii i filozofii, Ŝe wszystko, co dotyczy świadomości,
47
musi przejść przez system nerwowy i zmysły. Jasnowidz natomiast, dzięki jakiejś
nadświadomości, chwyta wprost rzeczywistość. Widzi obrazy, wydarzenia w odległej
przestrzeni i czasie. Dla niego zarówno przeszłość, jak i przyszłość są niekiedy aktualną
teraźniejszością.
Następuje z kolei drugie zagadnienie. Jeśli więc pewna niewymierna energia
stwarza zjawiska jasnowidzenia, to z jakiego rodzaju aparatu pochodzi i gdzie ten
cudowny aparat się mieści. W jaki sposób się go uruchamia, aby za jego pomocą uzyskać
informacje ze świata zewnętrznego. A moŜe zjawiska świata zewnętrznego na mocy
jakiegoś prawa znajdują swój odzew w naszej sferze psychicznej. Ale i w tym przypadku
musi w nas tkwić odbiorczy aparat zjawisk leŜących poza sferą, naszych zmysłów.
Nauka o człowieku, tj. medycyna, anatomia, fizjologia, biologia, zwłaszcza
submolekularna, i psychiatria, wystarczająco poznała wszelkie procesy fizjologiczne i
psychologiczne oraz źródła ich powstawania, zbadała akcje i reakcje występujące w
odruchach warunkowych, spostrzegła paranormalne fenomeny występujące u osobników
będących w transie hipnotycznym. Nauka nie natrafiła jednak dotąd na Ŝaden ślad wiodący
do rozwiązania zagadnień parapsychicznych. Na ten temat powstało wiele hipotez, z
których waŜniejsze uwzględnimy.
Pogląd filozofii Wschodu, zabarwionej okultyzmem, utrzymuje, Ŝe wszelkie
zjawiska parapsychologiczne powstają w szyszynce mieszczącej się w międzymózgowiu.
W płatach czołowych obrazy informacyjne się odbijają i są odczytywane przez jasnowidza.
Jest to teoria nie do przyjęcia, brak jej racjonalnego uzasadnienia. Przede wszystkim
jeszcze nikt dotąd ostatecznie nie zbadał, jaką rolę odgrywa szyszynka w naszym
organizmie i w sferze psychicznej. Wydaje się, iŜ szyszynka nie ma specjalnego wpływu
na jakąkolwiek funkcjonalność psychiczną mb fizjologiczną, przynajmniej w późniejszym
okresie Ŝycia człowieka. Według mojego mniemania jest ona, owszem, pewnym
regulatorem i transformatorem energii elektromagnetycznej oraz biologicznych prądów w
ustroju człowieka przed jego dojrzałością i pełnią wzrostu. Z chwilą osiągnięcia tych
postulatów organicznych szyszynka traci swą rację bytu i jako juŜ niepotrzebna zaczyna
zanikać przez zrogowacenie.
Wybitny znawca i wnikliwy badacz bioelektroniki, profesor S. Manczarski,
tłumaczy zjawiska parapsychiczne teorią śladowości oraz fal elektromagnetycznych.
Według tej teorii kaŜe dotknięty przez człowieka przedmiot posiada odbity na sobie
pewien ślad substancji subtelnej w formie jakby fotografii Ŝywego obrazu. Substancja ta,
w momencie kiedy jasnowidz weźmie do ręki przedmiot dotknięty przez daną osobę,
zostanie przez niego, dzięki receptorom skóry, wchłonięta do ustrój potęguje się w nim na
mocy procesów chemicznych, dostaje i do systemu nerwowego i w ten sposób pozwala
jasnowidzowi odczuć oŜywiony obraz osoby zostawiony na dotkniętym przez nią
przedmiocie.
JeŜeli moja interpretacja teorii profesora Manczarskiego jest prawidłowa, to by
wyśmienicie wyjaśniała istotę psychometrii i psychoskopii, które polegają na tym, Ŝe
jasnowidz przez dotykanie przedmiotu, mającego uprzednio jakąkolwiek styczność z
danym człowiekiem, nawiązuje tą drogą kontakt z n i uzyskuje aktualną o nim informację.
Jako klasyczny przykład psychometrii niech nam posłuŜ takt, jaki wydarzył się w
naszym kraju przed wojną.
Polacy, biorący udział w międzynarodowym wyścigu balonowym, pewnego dnia
gdzieś zaginęli nad terenem Rosji. Wszelka radiowa łączność z nimi została przerwana.
Wówczas przyniesiono Ossowieckiemu stare ubranie jednego z zaginionych. Ossowiecki
wziął ubranie do ręki, mocno się skoncentrował i po krótkiej chwili rzekł: „Widzę ich
mocno wycieńczonych, kroczących po zaspach śnieŜnych w kierunku południa. Dookoła
nich straszliwe pustkowie. Jest to Syberia”. I rzeczywiści wkrótce potem radziecka
48
ekspedycja odnalazła rozbitków tajgach syberyjskich i odesłała ich do Polski.
W ostatnich czasach pojawiła się jeszcze inna hipoteza usiłująca wyjaśnić zjawiska
parapsychiczne. Opiera ona swe i wody równieŜ na układzie i działaniu fal
elektromagnetycznych. W kaŜdej komórce naszego mózgu znajdują się potencje
elektryczne. Między sąsiednimi komórkami następują wciąŜ w przestrzeniach
międzykomórkowych wyładowania elektryczne.
Wyładowania te niekiedy bywają tak silne (małe pioruny), Ŝe funkcjonalność
naszych władz psychicznych potęgują aŜ do granic jasnowidzenia.
Wszystkie teorie dotyczące wyjaśnienia zjawisk paranormalnych nie wykraczają
poza wartość mniej lub więcej przekonujących hipotez, lecz Ŝadna z nich nie jest
kompletna.
Podczas moich prelekcji, jakie wygłaszałem w gronie naukowców, pytano mnie
przede wszystkim, jak ja osobiście pojmuję zjawiska parapsychiczne. Powinienem je
najlepiej rozumieć, skoro one przeze mnie i we mnie się. przejawiają. Owszem, przez
dwadzieścia pięć lat badałem te zagadnienia obiektywnie, opierając się na obserwacjach i
posługując się wypracowaną metodą. I jakie uzyskałem rezultaty? Takie, których
prawdopodobieństwo moŜna porównać z ogłaszanymi codziennie przez sympatycznego
„Wicherka” prognozami pogody na dzień następny i dalsze dni. Kiedy sądziłem, Ŝe juŜ
uchwyciłem nareszcie coś racjonalnego, jakiś istotny, przekonujący sens zjawisk
paranormalnych, wtem nagle wydawało się coś zupełnie nowego, co burzyło cały gmach
myśli I teorii na naukowych nasadach zbudowany. Zresztą niech sam czytelnik osądzi na
podstawie bogatej faktografii oraz wielostronnych wywodów, jakie w niniejszym rozdziale
przedstawiam.
AŜeby mogło zaistnieć jasnowidzenie, muszą być dwa pojęcia: podmiot i
przedmiot, czyli jasnowidz i drugi człowiek oraz świat zewnętrzny. Łącznikiem między
jasnowidzem a światem zewnętrznym lub drugim człowiekiem są fale prądów
biologicznych, kosmicznych i elektromagnetycznych oraz wiele innych jeszcze nie
odkrytych, lecz z duŜym prawdopodobieństwem istniejących. Na układzie tych fal
niewątpliwie opiera się i nimi, się posługuje wszelkie pozazmysłowe widzenie. Ma ono
coś z telepatii, coś z telewizji oraz coś z nieznanych źródeł.
Jasnowidzenie telepatyczne
Organizm, a zwłaszcza mózg kaŜdego człowieka, jest naładowany nie tylko energią
elektromagnetyczną, lecz równieŜ energią biomagnetyczną. W kaŜdym ludzkim mózgu
jest gdzieś w jego ośrodkach umieszczony aparat nadawczo-odbiorczy, oparty w swym
działaniu na falach wymienionych energii. Aparat ten pozostaje zasadniczo u kaŜdego
człowieka w stanie nieczynnym, potencjalnym, tylko w wyjątkowych wypadkach kilka
zaledwie razy w Ŝyciu zadziała. Wyjątkowo natomiast u niektórych jednostek pozostaje on
w stanie czynnym, a spotęgowany bodźcami, staje się tak precyzyjny, Ŝe chwyta myśli,
przeŜycia drugiej osoby na odległość, jak równieŜ procesy i wydarzenia ze świata
zewnętrznego. Najlepiej jednakŜe odbiera obraz psychiczny drugiego człowieka. Na
przykład poszukiwany nie jest znany jasnowidzowi ani nie wie, Ŝe jest poszukiwany przez
niego, a mimo to jest nadajnikiem jakichś fal, które docierają do jasnowidza jako odbiorcy.
Weźmy bardzo znamienny pod tym względem przykład.
W Kwietnikach na Dolnym Śląsku zgłosił się do mnie kompletnie załamany
człowiek, któremu jakaś kobieta przed tygodniem porwała siedmioletniego synka.
Fotografii dziecka nie posiadał. Dlatego musiałem wytęŜyć swe siły koncentracji do
najwyŜszego stopnia, by uchwycić jakikolwiek obraz z zaistniałej sytuacji – gdzie dziecko
się znajduje i czy jeszcze Ŝyje. Nigdzie, niestety, dziecka nie dostrzegłem. Natomiast
zaczęła się wyłaniać przed moim wzrokiem stara kamienica, ciągnąca się daleko w głąb
duŜego placu, zaznaczona numerem 15. Dziecka trzeba szukać w najdalszej kondygnacji
49
kamienicy, na prawo od podwórza, na parterze. Nazwę ulicy podałem, chyba Wojska
Polskiego, ale dziś po dwudziestu latach nie jestem pewny, czy rzeczywiście taką nazwę
podałem. Musiałem jednak podać dobry adres, pod nim bowiem znaleziono dziecko, tylko
nie to, którego się szukało, lecz inne, takŜe porwane przed czterema laty przez bezdzietne
małŜeństwo.
Zawiedziony ojciec znowu przyjechał do mnie błagać o pomoc. I znowu usiłuję
trafić na właściwy ślad, wiodący do celu. Nie mogę nawiązać Ŝadnego kontaktu z
porwanym dzieckiem. Znowu się skupiam. W tej chwili ukazała się bardzo wyraźnie
sprawczyni porwania. Tak ją opisałem: „Widzę ją dokładnie. Jest starą panną, wysokiego
wzrostu, blondynka, o nieciekawej przeszłości, pochodzi z Częstochowy. Idzie z
dzieckiem na ręku w stronę Będzina”. Jedno zaakcentowałem mocno, Ŝe dziecko na pewno
się znajdzie. Na tym moja rola się skończyła.
W kilka miesięcy po moim wyjeździe z Kwietnik do Wyszogrodu na stały pobyt
otrzymałem radosny list z zawiadomieniem, Ŝe dziecko juŜ zostało znalezione w Będzinie
u opisanej przeze mnie prostytutki, rodem z Częstochowy. Przeniosła się ona do koleŜanki
do Będzina tylko z tego powodu, by łatwiej tam się ukryć. Porwała dlatego, Ŝe zapragnęła
mieć dziecko, a poniewaŜ swojego mieć nie mogła, więc porwała obce, by być dla niego
matką.
Zachodzi teraz pytanie – dlaczego widziałem tak wyraźnie porywaczkę, jej wygląd,
miejsce pochodzenia, zawód, morale oraz miejsce jej pobytu z porwanym dzieckiem, a nie
mogłem dojrzeć szukanego dziecka. I pytanie drugie – na jakiej podstawie znalazłem
dziecko inne, nie będące przedmiotem mojego zainteresowania, a nie natrafiłem na ślad,
przynajmniej początkowo, dziecka poszukiwanego.
OtóŜ zgodnie z załoŜeniem opartym na falach telepatyczno-informacyjnych nie
będzie trudno zrozumieć, dlaczego moje widzenie szło do właściwego celu drogą okręŜną.
PrzecieŜ ani jedno, ani drugie dziecko nie zdawało sobie sprawy ze swojego połoŜenia, Ŝe
jest oderwane od własnych rodziców, nie mogło Ŝadne z nich wysłać fali myślowej ani
biomagnetycznej. Nie mogłem od razu ich odnaleźć, bo nie było Ŝadnego z nimi
połączenia falowego, Ŝadnego pomostu. Porywacze natomiast myśleli stale o rodzicach
porwanych dzieci, Ŝyli w ciągłej obawie przed odpowiedzialnością za swe nieludzkie
czyny. I dlatego dopiero włączając się w nurt prądów porywaczy trafiłem pośrednio do
samych dzieci.
Spróbujmy to skomplikowane zjawisko przedstawić graficznie.
Wiemy, Ŝe wszystkie fale od swojego źródła rozchodzą się w róŜnych kierunkach
albo w formie koncentrycznych kół, albo szeregowo na wzór łańcucha ogniw, albo
sferycznie jak chmury, albo wreszcie promieniście strzałkowo w kształcie gwiazdy. My
dla najprostszej orientacji przedstawimy nasz wykres na liniach prostych.
Literą R oznaczamy rodziców porwanych dzieci, P – porywaczy, D — dzieci
poszukiwane, J — jasnowidza.
50
Prądy rodziców są w tym wypadku bez znaczenia gdyŜ płyną na w róŜne strony
ś
wiata na ślepo, giną w próŜni. Ze strony dzieci Ŝaden prąd nie płynie, ani myślowy, ani
uczuciowy. Pozostały jedynie w sferze naziemnej prądy falowe, i to silne porywaczy,
skierowane w stronę rodzin porwanych dzieci. Moje zaś siły telepatyczne biegną takŜe w
róŜnych kierunkach swej drodze napotykają strumień prądu porywacza P2, gdyŜ był
silniejszy, jakby podwójny, płynący od dwojga małŜonków, i po tym strumieniu trafiłem
na dziecko nr 2 czyli przypadkowo. Skoro juŜ teraz jedna linia prądu została skasowana,
łatwiej, włączyłem się na linię porywaczki właściwej P1, i w ten sposób znalazłem miejsce
pobytu dziecka poszukiwanego.
Przedstawiona teoria jasnowidzenia opartego na prawach telepatyczno-wizualnych
wydaje się dosyć łatwa i przekonywująca. W dalszej natomiast i szerszej analizie
przekonywujemy się, Ŝe ma ona, niestety, duŜe luki i w wielu wypadkach zawisa w próŜni,
nie posiada Ŝadnej wartości dowodowej.
Odbiornik działa bez stacji nadawczej
Ilekroć oglądałem fotografie zaginionych Ŝołnierzy w czasie wojny, to prawie
zawsze w wypadku ich śmierci występowało dziwne niezrozumiałe zjawisko, a
mianowicie – jednych się widzi w momencie ich śmierci, jak ugodzeni kulą lub
odłamkiem pocisku zwalają się na ziemię, krwawią i umierają, innych natomiast widziało
się juŜ w grobie, jaki jest stopień rozkładu ciała, w jakiej pozycji leŜa, nawet jeszcze
strzępy munduru są widoczne.
Weźmy teraz pod uwagę przypadek pierwszy. śołnierz śmiertelnie raniony posyła
w jakimś ułamku sekundy swą myśl poŜegnania do najbliŜszych. Owa myśl spotęgowana
strachem umierania i wszystkie w momencie śmierci przeŜycia przemieniają się w jakąś
energię, która znów w formie obrazów telewizyjnych krąŜy w sferze ziemskiej czy
kosmicznej i jasnowidz je chwyta. Takie tłumaczenie ma pewne walory przekonujące. Ale
oto Ŝołnierz znienacka zabłąkanym pociskiem armatnim zostaje w ułamku sekundy
rozniesiony na drobne strzępy. Nie miał czasu na Ŝadną myśl, nie poszła od niego w świat
Ŝ
adna energia, Ŝadna fala telepatycznego prądu. Na jakiejŜe zasadzie moŜna widzieć
ś
mierć Ŝołnierza w tym wypadku, kiedy nie ma z nim Ŝadnego połączenia? Trudniej
jeszcze pojąć, na jakich prawach moŜna widzieć Ŝołnierza leŜącego od dawna w grobie.
Podczas posiedzenia naukowego w Warszawie podano mi fotografię
przedstawiającą mgliście zarysowany kontur pochylonej postaci męskiej na tle ponurego
czerwonego nieba. Zapytano mnie, co ja widzę z tej fotografii. Jakiś wewnętrzny przymus
nakazywał mi powiedzieć, Ŝe jest to Ŝołnierz norweski, lecz mu się oparłem i nic nie
51
odpowiedziałem. Bałem się po prostu strzelić gafę, bo skądŜe Ŝołnierz, i to norweski?
Powiedziano mi wówczas, Ŝe na mogile poległego norweskiego Ŝołnierza ukazuje się taka
właśnie postać, którą nawet moŜna sfotografować.
To ostatnie zjawisko moŜna chyba ująć w ten sposób. Z trupa mogą emanować
albo gazy przybierające postać człowieka, albo wydobywają się pewne nieznane nam
substancje, które formują w nieznany sposób obraz pogrzebanego, i taki obraz równieŜ
chwyta jasnowidz z oddalenia przestrzeni i czasu.
Dotychczas mówiliśmy o wizjach jasnowidza dotyczących człowieka zarówno
Ŝ
ywego, jak i umarłego. Ale jaką teorią da się wyjaśnić widzenie lub wydarzenia
odnoszące się do rzeczy martwych?
Do Lubomierza przyjechał do mnie profesor Tobiasz z Krakowa z prośbą o pomoc
w odszukaniu zaginionej ksiąŜki o Ŝyciu królowej Jadwigi. W toku naszej rozmowy na
róŜne tematy historyczne profesor podsunął mi sugestywne pytanie, co mogą kryć w sobie
podziemia pod prezbiterium katedry na Wawelu. Zacząłem się koncentrować. Wtem
wyłonił się przed moim wzrokiem wąski korytarz, idący od absydy, obok pierwszego filara
po prawej stronie wielkiego ołtarza (po naszej lewej ręce, patrząc na ołtarz), skręcający ku
nawie bocznej. Zdziwiłem się anomalią widzenia. PrzecieŜ o ile pamiętam z historii sztuki,
w budownictwie katedr czegoś takiego się nie spotyka. Bo i jaki byłby tego cel? To by
osłabiało podstawę filara. Pośrodku Unii magistralnej prezbiterium wskazałem pod ziemią
dwa małe przedmioty. Były to, jak się później okazało, przedmioty królewskie: sygnet i
małe berło.
W jakiś czas później rzeczywiście rozkopywano prezbiterium katedry. Gdy się o
tym dowiedziałem, pojechałem specjalnie do Krakowa, aby się przekonać, czy moja wizja
była fikcją, czy prawdą. Okazało się, Ŝe moje widzenie było zgodne z rzeczywistością.
Co wobec tego mogło przekazać do mojej sfery psychicznej obraz rzeczy
zakopanej przed wielu wiekami? Wszak po budowniczym katedry i tego korytarza juŜ
dawno wszelki ślad zaginął; nadajnik przed wiekami został zniszczony. Wszelka myśl,
energia, ich formy przypuszczalnie juŜ dawno zostały rozproszone w nicość. A moŜe na
mocy prawa niezniszczalności wszelkiej energii myśli ludzkie takŜe nigdy nie giną. MoŜe,
zamknięte w murach budowli, pozostają przez tysiące lat i są zawsze podatne do
uchwycenia przez jasnowidza. W myśl filozofii Wschodu ciało człowieka jest otoczone,
jakby spowite jakąś materią czułą, jakąś subtelną substancją, nazwaną fluidalną lub
ektoplazmatyczną. MoŜe zatem ta forma ciała fluidalnego pozostaje długo tam, gdzie Ŝywy
człowiek się obracał, i jeszcze jest zdolna promieniować biomagnetycznymi energiami
docierającymi do specyficznej aparatury odbiorczej jasnowidza. RównieŜ sama materia i
wszystkie przedmioty martwe promieniują. TakŜe ziemia jest spowita sferą niewidzialnej
wraŜliwej materii, przez którą przepływają prądy materii nieoŜywionej podobne do fal
Hertza, docierających w formie informacji o sobie do władz psychicznych jasnowidza. A
moŜe w człowieku tkwi przyrząd, który na wzór aparatu rentgenowskiego dociera poprzez
materię i przestrzeń czasu do przedmiotów dalekich i je rejestruje. Są to, oczywiście,
mocno skomplikowane hipotezy. JednakŜe w tych hipotezach jest coś z prawdy. Przytoczę
tu jeszcze fakt, który podwaŜa dotychczasowe rozumowanie i pozostaje dla mnie samego
nierozwiązalną zagadką.
Znany homeopata M. Szymkowiak w Poznaniu podał mi raz wieczorem fotografię
młodej dziewczyny i zapytał: „Co moŜna o tej dziewczynie powiedzieć?” Patrząc na
fotografię, nic nie mogłem specjalnie dojrzeć. Natomiast cisnął mi się uparcie na usta
dziwaczny wyraz, który usiłowałem wymówić głośno: erazja, eurazja, enurazja. W końcu
wypowiadam - enuresis. Pytam, czy jest taki wyraz w medycynie. Szymkowiak przyniósł
katalog chorób, w którym przeczytałem: enuresis nocturna znaczy moczenie mimowolne,
jakie często występuje u dzieci nerwowych. Zgodnie z logiką powinienem określić rodzaj
52
schorzenia dziewczynki, a nie nazwę choroby. Skąd tedy pojawiła się nazwa, o której
nigdy przedtem nie słyszałem. Takiego zjawiska nie potrafię zrozumieć i wątpię, czy
ktokolwiek inny zrozumie.
Prekognicja
NajwyŜszym stopniem jasnowidzenia i najtrudniejszym do rozwikłania jest
prekognicja. Ten rodzaj jasnowidzenia nie mieści się w Ŝadnych kategoriach przesłanek
rozumowych. Polega na widzeniu wydarzeń, faktów, tragicznych wypadków, jakie mają
nastąpić w bliŜszej lub dalszej przyszłości. Wiemy juŜ dzisiaj, co ma nastąpić jutro.
Widzenia tego rodzaju stoją w wyraźnej sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i z wszelką
logiką. Skutek wyprzedza swą przyczynę. Rzecz nie do przyjęcia. Zając padł, zanim
strzelił do niego myśliwy. Wszelkie przemiany w naturze martwej, wszelkie procesy
rozmnaŜania, powstawania, rozwoju i wzrostu w przyrodzie Ŝywej nie mogą wybiegać
nigdy naprzód poza stałe tempo biegu określone i zdeterminowane. Bieg praw przyrody
nie moŜe przeskakiwać ogniw łańcucha rozwojowego. Jedynie myśl ludzka wybiega
daleko w przyszłość, ale ona moŜe się opierać jedynie na fantazji, moŜe widzieć obrazy i
wydarzenia stworzone jedynie w wyobraźni, nigdy zaś w rzeczywistości. Widzenie
przyszłości wypływające z czynników emocjonalnych lub fantazji jest fikcją. A przecieŜ
zjawiska parapsychiczne w większości przypadków wiąŜą się ściśle i nierozwiązalnie z
prekognicja. Jak to jedno z drugim pogodzić? Najlepiej ilustrują te zagadnienia konkretne
fakty, z których kilka przedstawiam.
Wielce Szanowny Panie!
Chojnice, dnia 26 VI 1967 r.
Nie wiem, czy przypomina Pan sobie o naszym wypadku w Londynie. Na kilka dni
przed naszym wyjazdem do Anglii gościliśmy Pana w Chojnicach. Ostrzegał nas Pan o
wypadku, jaki nas czeka w Londynie. Sprawdziło się. Mieliśmy wypadek samochodowy w
Londynie. Najwięcej obraŜeń odniosła moja siostra, która przeleŜała kilka dni w szpitalu.
Po wypadku sprawa została skierowana do sądu o odszkodowanie... Chciałabym się
dowiedzieć, czy warto robić starania za pośrednictwem adwokata w Polsce. Nie wiem, jak
dalej postąpić.
Łączę serdeczne pozdrowienia
JADWIGA MARKS
Spośród wielu najwspanialszym przykładem widzenia przyszłości był fakt, który
szerokim echem odbił się w społeczeństwie, a zwłaszcza w sferach kościelnych, i dotarł aŜ
do Watykanu. Fakt ten wydarzył się w roku 1947 w Olsztynie. Byłem tam wówczas w
sprawach słuŜbowych i musiałem się zetknąć z licznym gronem osób róŜnych zawodów,
między innymi księŜy. Po omówieniu spraw urzędowych zaczęto mnie zasypywać
pytaniami na róŜne aktualne tematy. Jeden z księŜy zapytał o losy Kościoła na najbliŜszą
przyszłość w Polsce. Wśród wielu rzeczy, jakie wówczas wypowiedziałem, najwaŜniejsza
była jedna, a mianowicie dokładna przepowiednia śmierci kardynała A. Hlonda, prymasa
Polski. Dosłownie po wiedziałem tak: „Widzę niespodziewana śmierć kardynała Hlonda
24 października. Przyczyna jego śmierci będą płuca, chyba grypę zaziębi. Po nim zaraz
pójdzie do grobu drugi dygnitarz kościelny, mniejszego kalibru”, co w stylistycznej
poprawnej formie tak brzmieć powinno: zaraz po śmierci kardynała Hlonda umrze nagle
drugi dostojnik duchowny, nieco niŜszy w hierarchii kościelnej. Przepowiednia za cztery
miesiące spełniła się dosłownie we wszystkich szczegółach. Kardynał zmarł na zapalenie
płuc po operacji wyrostka robaczkowego, biskup Łukomski, wracając z pogrzebu
kardynała Hlonda, zginał w wypadku samochodowym.
Mieć odwagę zrozumieć istotę zjawisk prekognicji, toby było to samo, co chcieć za
pomocą kieszonkowej bateryjnej lampki oświetlić i poznać tajemnice dna oceanu. JeŜeli
53
oprzemy się na jakiejkolwiek hipotezie usiłującej wyjaśnić zagadnienia widzenia
przyszłości, napotykamy zawsze barierę nie do przełamania.
Twierdzenie, Ŝe kaŜdy fakt zostaje odbity w eterze kosmicznym, a przeszłość czy
przyszłość jest tylko kwestią jakiegoś koła nieznanego obiegu wydarzeń, nie jest
przekonujące. Trudno pojąć, aby prądy naszego mózgu oraz jego świadomość czy
podświadomość mogły wybiegać w przyszłość i obejmować rzeczy aktualnie jeszcze nie
istniejące. AŜeby moŜna było uchwycić istotny sens widzenia przyszłości, musielibyśmy
znać dokładnie dwa zasadnicze pojęcia, na których prekognicja się opiera. Pojęcia te to
człowiek i czas. Tymczasem człowiek jest istotą nieznaną, czas rozumowo nieuchwytny.
JakŜe więc moŜna z nieznanych przesłanek wyciągnąć odpowiedni wniosek prawdziwej
wartości?
Problem ten zmusza do postawienia raz jeszcze pytania, czym jest w swej
rzeczywistości człowiek. Musimy w nim uznać zasadniczy dualizm, czyli istnienie dwóch
odrębnych pierwiastków, to jest ciała w jego strukturalnych złoŜonych formach oraz duszy
w jej nieprzeliczonych przejawach działania. Organizm człowieka znamy, dusza natomiast
nadal pozostaje dla rozumu nieuchwytna. Dusza ludzka to nie jest tylko spiraculum wtae,
nie sama psyche, to iriesuina przejawów psychicznych. Jest o wiele bardziej złoŜona i
bogatsza od tej, jaką nam przedstawia psychologia. MoŜe to coś, co nie ma odpowiednika
w świecie materialnym, a jej bytowanie i przejawy, zwłaszcza wyŜsze, jak na przykład w
jasnowidzeniu, odbywają się na innej, nie znanej nam płaszczyźnie, w innych wymiarach.
Tego nie wiemy!
Jeszcze bez porównania trudniejszym dla nas problemem jest pojęcie czasu, w
którym fakty i wydarzenia umieszczamy.
Co to jest czas? Czy ma swoją egzystencję? Czy jest tylko pojęciem
subiektywnym, umownym, potrzebnym do praktycznego układu Ŝycia ludzkiego? Od
zarania dziejów myśli ludzkiej aŜ do dnia dzisiejszego Ŝaden geniusz nie potrafił ani
wyjaśnić, ani zdefiniować pojęcia czasu.
Czas moŜna nazwać bezkresnym torem, po którym cały wszechświat się posuwa.
Nic teŜ nie przeszkadza nazwać go wieczystym trwaniem, w jakim chwilowo się
obracamy. MoŜemy go jeszcze uwaŜać za nieustanny ruch, w którym bierzemy pewien
udział.
Filozofia rozróŜnia czas – subiektywny, czyli psychologiczny, i obiektywny, czyli
kosmiczny, a ściślej, astronomiczny. MoŜe jest jeszcze forma czasu metafizycznego albo
parapsychicznego?
W praktyce kaŜdy z nas rozumie, czym jest czas, w ramach jego bowiem
umieszczamy wszystkie nasze czynności. Nawet dla celów praktycznych podzieliliśmy
czas na trzy fazy: przeszły, teraźniejszy i przyszły. JakiŜ to prosty i łatwo zrozumiały
podział czasu! Czy istotnie? Niestety! Dla filozofa, matematyka i dla kaŜdego logicznie
myślącego człowieka taki podział czasu, pozornie łatwy i prosty, stanowi najtrudniejszy,
wręcz nieroz-wiązalny problem.
KaŜdemu człowiekowi się zdaje, Ŝe wciąŜ stoi na odcinku czasu teraźniejszego, a
tylko czasami rzuca spojrzeniem w czas przeszły oraz wyczekuje czasu przyszłego. Jest to
złudzenie. Ujmując poglądowo czas teraźniejszy, jest to odcinek trwania czy ruchu,
zaleŜnie, jak kto pojmuje, między nieskończoną przeszłością a nieskończoną przyszłością.
Jaka więc jest długość tego odcinka? Jest on absolutną małością, jeśli nie całkowitą
nicością. Na przykład – juŜ iskra elektryczna wyskoczyła z chmury i leci w kierunku
stodoły. Zanim piorun uderzy w stodołę, ten odcinek czasu będzie czasem przyszłym, w
momencie jego uderzenia stanie się przeszłym. Ile czasu trwało samo uderzenie, czyli jak
długo trwał czas teraźniejszy? Idźmy w naszym rozumowaniu dalej. Wytwórzmy iskrę,
której trwanie od zaistnienia do jej zagaśnięcia wynosiłoby jedną trylionową sekundy.
54
Takiego czasu teraźniejszego najśmielsza wyobraźnia nie zdoła uchwycić. Podobnie jest z
przebiegiem naszej myśli. Nim ona w nas się zjawi, naleŜy jeszcze do przyszłości, z chwilą
zaś jej powstania w naszej świadomości – juŜ się znalazła w przeszłości. A zatem gdzie
jest właściwie czas teraźniejszy, jaki jest jego wymiar? Nasuwa się uzasadniona
wątpliwość, azali w ogóle czas teraźniejszy istnieje. A nam się wydaje, Ŝe my tkwimy
wciąŜ w czasie teraźniejszym.
Nie istnieje równieŜ dla nas czas ani przeszły, ani przyszły. Człowiek znajduje się
w kaŜdym momencie w punkcie między czasem zapadniętym w przeszłej nicości a czasem
mającym nadejść. Człowiek z Ŝadnym z nich nie ma Ŝadnej styczności. MoŜna śmiało
zaryzykować twierdzenie, Ŝe jest jedna forma czasu dla wszystkich zjawisk wszechświata.
Jak Ŝeglarz w swej łodzi pozostaje nieruchomy posuwając się w dal, tak i my tkwimy w
jednym stałym punkcie pewnej formy czasu i posuwamy się wśród zjawisk w pewnym
określonym tempie, w jednym kierunku. To posuwanie się mówi nam, Ŝe fakty i
wydarzenia przybliŜają się do nas i obok nas przechodzą. Podział czasu jest tylko
względnym sposobem widzenia rzeczy.
MoŜna się silić na róŜne hipotezy i porównania, Ŝadna z nich nie da
wystarczającego wyjaśnienia widzenia przyszłości. Wiem tylko, jeśli chodzi o mnie, Ŝe
widzę ją i odczuwam, ale dlaczego, jaką drogą do tego dochodzę – nie wiem.
Telepatia
Nie będę powtarzać tego, co juŜ inni badacze napisali na temat zjawisk
telepatycznych. Chciałbym jedynie dla uzupełnienia dodać maty przyczynek w tejŜe
materii.
Na wstępie muszę zaznaczyć, Ŝe telepatia to nie tylko – jak się powszechnie uwaŜa
– przekazywanie myśli na odległość między osobami powiązanymi pokrewieństwem,
uczuciem lub wspólnym zainteresowaniem, lecz równieŜ przekazywanie wzruszeń,
przeŜyć, nastrojów i przeczuć.
W gimnazjum im. Sienkiewicza we Lwowie było w mojej szóstej klasie dwóch
braci bliźniaków. PoniewaŜ obaj przejawiali te same gesty, reakcje i cechy charakteru,
przeto posadzono ich kaŜdego w oddzielnej, dalej połoŜonej ławce. Mimo to ich
wypracowania pisemne z języka polskiego miały nie tylko podobną treść, ale i podobne
błędy gramatyczne lub stylistyczne.
Jest to zjawisko znane. Wypływa ono jakby z jednej dwoistej osobowości.
Bliźniacy jednojajowi tworzą jakby jedną osobę w dwóch egzemplarzach. Stąd ich wygląd
zewnętrzny, cechy psychiczne są prawie identyczne. Dlatego pomiędzy bliźniakami
występują zjawiska telepatyczne najbardziej typowe. Jest sprawą oczywistą, Ŝe takie
przypadki nie stanowią charakterystycznego przykładu zjawisk telepatycznych w ścisłym
tego słowa znaczeniu, jakie występują między osobami nie krewnymi.
Typowym przykładem telepatii, jaka stale występowała między pewnym moim
znajomym profesorem a jego narzeczoną, było ciągłe porozumiewanie się bez słów.
Łączyło ich głębokie uczucie. Ilekroć jedno z nich bez umówienia się wyruszyło za miasto
w pole lub do lasu na przechadzkę, tylekroć drugie bezwiednie spieszyło na to samo
miejsce, gdzie się oboje spotykali.
A teraz przykład z mojego przeŜycia w związku z telepatią.
Podczas wybuchu ostatniej wojny straciłem wszelki kontakt ze swą najmłodszy
siostrą, którą w lipcu 1939 roku zostawiłem w Mierzanach, nad granicą łotewską. Od tego
czasu minęło parę lat. W któryś majowy poranek budzę się nagle o godzinie piątej rano ze
snu i pędzę do okna z niezachwianym przeświadczeniem, Ŝe poza bramą zobaczę swoją
siostrę. Niestety, nikogo nie zobaczyłem. CzyŜby zaszła pomyłka w moich przeczuciach?
Nie mogłem jednak zasnąć na nowo, gdyŜ prawie namacalnie odczuwałem obecność
55
siostry w pobliŜu. Po godzinie wyszedłem za bramę ogrodzenia i zobaczyłem siostrę sie-
dzącą na walizce. „Jak długo tu czekasz?” – zapytałem. „Od godziny piątej, ale nie
chciałam tak wcześnie robić sobą zamieszania i dlatego skryłam się za filarem bramy i
czekałam, aŜ się obudzisz”.
Przekaz i odbiór telepatyczny występują nie tylko między osobami sobie bliskimi.
Podczas okupacji niemieckiej pewien świetny organizator podziemia i dowódca
oddziałów leśnych kapitan J.S. nocował zwykle w swym własnym domu. Pewnego dnia
coś go ostrzegło, aby kilka dni w domu nie nocował. Wiedziony złym przeczuciem,
postanowił pozostać w lesie ze swoim oddziałem i spędzać tam noce z partyzantami. Po
trzech dniach pobytu w lesie rankiem wrócił do domu. Bardzo ostroŜnie podkradł się w
pobliŜe parkanu i, ukryty w zboŜu, obserwował swój dom. Wtem, o zgrozo, zobaczył, Ŝe
cały dom otoczony jest przez gestapowców. Zawrócił błyskawicznie i uszedł do lasu.
Gestapo było więc aparatem nadawczym, a kapitan odbiorczym.
Niekiedy myśli i przeŜycia telepatyczne są tak silne, Ŝe się konkretyzują,
przybierają realne kształty tej postaci, od której pochodzą.
W Augustowie siedziała przy stole do późna w nocy zrozpaczona matka A.M.,
której córkę aresztowali Niemcy jako łączniczkę AK. O godzinie dwudziestej trzeciej
matka słyszy lekkie pukanie do okna. Patrzy w okno i dostrzega swą córkę. Rozradowana,
wybiega szybko na podwórze, aby ją powitać. Niestety, córki nigdzie nie dostrzega. Na
drugi dzień odczytuje na plakacie, Ŝe właśnie o dwudziestej trzeciej jej córka została
rozstrzelana.
W człowieku tkwi jakiś dynamizm, który czasami pod silnym napięciem
psychicznym wydziela się na zewnątrz i materializuje. Parapsychologowie takie zjawisko
nazywają telepatią. Tego rodzaju zjawisk nie moŜna tłumaczyć halucynacją lub
personifikacją własnych pragnień.
Telepatyczne moŜliwości, tkwiące w kaŜdym człowieku potencjalnie, moŜna
wywołać przez niektóre środki narkotyzujące, przewaŜnie roślinne.
Indiańskie plemiona Ameryki Południowej, mieszkające nad górną Amazonką,
znają wiele roślin, z których piją wywar w celu wywołania w sobie stanów
paranormalnych. Jedna z takich roślin nazywa się ava-huasca. Napar z niej wywołuje wizje
słuchowe i wzrokowe o charakterze jasnowidztwa oraz percepcje ponadzmysłowe aŜ do
przewidywania pewnych wydarzeń. Cytujemy z artykułu pt. Zwierzęta i rośliny w sztukach
wróŜbiarskich – pióra Anny Czapik, zamieszczony w listopadowym numerze
„Wszechświata".
„Bardzo interesujące są przeŜycia jednego z eksperymentatorów, pułkownika
Custodio Morales, który w sprawozdaniu nadesłanym do Kolumbijskiego Towarzystwa
Przyrodniczego opisywał swoje wraŜenia po wypiciu wywaru z ayage. Najpierw zobaczył
dwa olbrzymie węŜe, które wynurzały się obok jego hamaka i pełzły ku niemu. Następnie
pojawiły się wizje gadów, rzek, wodospadów, olbrzymie bagna – wszystko w
olśniewających kolorach. Następnego dnia eksperymentator obudził się z wraŜeniem, Ŝe
odbył długą podróŜ przez dŜunglę. W innych okolicznościach ten sam eksperymentator
miał sen, w którym ujrzał miasto, gdzie mieszkał jego ojciec i siostra. Pułkownik nie miał
od nich juŜ od szeregu tygodni Ŝadnej wiadomości. Ojciec wydawał mu się umarły, a
siostra cięŜko chora. Mimo ostrzeŜeń wodza Indian pułkownik nie brał tego snu na serio.
W miesiąc później do placówki, którą kierował, dotarł wreszcie list, pułkownik dowiedział
się, Ŝe w dniu, kiedy wypił ayage, umarł jego ojciec, a siostra po cięŜkiej chorobie z wolna
wraca do zdrowia.
Nic dziwnego, Ŝe po podobnych doświadczeniach niektórzy farmakolodzy
zaproponowali, aby narkotyk zawarty w ayage nazwać telepatyną”.
Zawsze jednak trzeba pamiętać, Ŝe wszelkie wywoływanie w człowieku sił
56
paranormalnych sztucznymi środkami dla innych celów niŜ naukowe lub lecznicze będzie
czymś amoralnym, niegodnym człowieka i szkodliwym dla jego zdrowia.
Intuicja
W głębi jaźni ludzkiej występują trzy stopnie świadomości, stanowiące zasadniczą
całość: podświadomość, świadomość i nadświadomość. Pierwsza przejawia się w intuicji i
przeczuciach; druga tworzy sądy, wyciąga wnioski, przeprowadza analizę spostrzeŜeń,
doświadczeń wszelkich zjawisk oraz odpowiednio stosuje je w praktyce; trzecia, czyli
nadświadomość, osiąga rzeczywistość i prawdę zjawisk bezpośrednio bez pomocy
zwyczajnych środków. Ta ostatnia występuje tylko u nielicznych jednostek, które dzięki
niej potrafią widzieć rzeczy w sposób ponadzmysłowy.
Te trzy stopnie świadomości występują zawsze w jasnowidzeniu, z tą jedynie
róŜnicą, Ŝe w nim ujmują one obrazy, sceny i osoby wydarzeń. W intuicji natomiast
opierają się one na przeczuciu wydarzeń subiektywnych i przedmiotowych. Intuicja jest
pod względem swej treści i moŜliwości przenikania pozamaterialnie bogatsza od telepatii.
MoŜna by dokonać podziału intuicji na odkrywczą, wynalazczą, twórczą,
psychologiczną i parapsychologiczną. A moŜe intuicja jest jednością w swej istocie, a
tylko jej operatywność przejawia się w róŜnych formach. NaleŜy przypuszczać, Ŝe Ŝaden
badacz naukowy nie osiągnie pozytywnych wyników w swych dociekaniach tylko przez
rozumowanie bez inspiracji intuicyjnej. Podobnie i lekarz, i psychiatra nie postawią
właściwej diagnozy bez pomocy intuicji. Jest ona wybitną pomocą dla kaŜdego człowieka
w jego Ŝyciu i zawodzie.
Wspomnijmy chociaŜby marginesowo o znaczeniu intuicji w dziedzinie
wynalazków.
Piętnastoletni chłopak nazwiskiem Edison kręci się koło wagonów prywatnej kolei
i sprzedaje pasaŜerom gazety, słodycze, papierosy. Później zostaje wciągnięty przez
zamoŜnego obywatela do obsługi telegrafu. Jest prawie analfabetą. I ten sam Edison bez
wyŜszego przygotowania naukowego w parędziesiąt lat później w samych Stanach
Zjednoczonych opatentowuje 1903 wynalazki, a poza Ameryką 3000. Jest jakimś
fenomenem. Pozostał przecieŜ nadal tylko samoukiem. SkądŜe w nim tak ogromnie liczne
koncepcje. Musiał bez wątpienia ten człowiek mieć nieprzeciętny umysł praktyczny, ale
teŜ musiał posiadać potęŜną intuicję, za pomocą której łatwo wdzierał się w tajniki praw
fizyczno-chemicznych i umiejętnie wykorzystywał je do celów praktycznych.
Nam chodzi głównie o intuicję parapsychiczną, która częściowo pokrywa się z
jasnowidzeniem, częściowo od niego się róŜni. Ten rodzaj intuicji posiada w Ŝyciu kaŜdy
człowiek, tylko nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę. Starzy Ŝołnierze opowiadają, Ŝe
prawie zawsze przed atakiem w wojnie pozycyjnej wiedzieli, który z ich kolegów w
danym dniu polegnie. Jego zachowanie się było w tym dniu jakieś inne niŜ zwykle, a
najczęściej on sam przeczuwał swoją śmierć, tylko nie zawsze o niej wspominał.
Kazimierz Pułaski w wojnie wyzwoleńczej Stanów Zjednoczonych przeczuwał wyraźnie
swoją bliską śmierć, kiedy mówił do swego przyjaciela w dzień przed bitwą pod
Savannah: „Duch czuje drogę, bracie mity, jam się spodziewał w ojczyźnie mogiły”.
Zginął faktycznie w tym dniu w bitwie z Anglikami.
A teraz weźmy przykład z naszego terenu.
Pracownik kolejowy nazwiskiem Kamiński w towarzystwie świeŜo poślubionej
swej Ŝony wracał pociągiem z Iławy do Prabut. Był dziwnie smutny, zgnębiony, milczący.
Na pytanie swej małŜonki, dlaczego dzisiaj jest taki nieswój, odpowiedział, Ŝe przeczuwa
jakieś dla siebie wielkie nieszczęście, i to tak mocno, Ŝe nie potrafi się opanować.
Zaledwie upłynęło pól godziny od tej rozmowy, na stacji w Prabutach następuje katastrofa
kolejowa, w której ginie Kamiński. Byłem naocznym świadkiem tej katastrofy. Widziałem
57
rozpacz Ŝony zabitego, kiedy patrzyła tępym wzrokiem na zwłoki swego męŜa
wydobytego spod rumowiska wagonu. Było to jesienią 1946 roku.
A oto inny przykład intuicji ostrzegawczej.
W roku 1953 wracałem w słoneczny spokojny dzień wrześniowy z Bolkowa do
Kwietnik na Dolnym Śląsku. Droga prowadziła przez duŜy gęsty las. Nagle coś mi kaŜe
zejść z szosy, jakaś nieprzeparta siła zmusza mnie formalnie do wkroczenia na ścieŜkę
idącą obok rowu między gęstymi krzewami zasłaniającymi szosę a lasem wysokopiennym.
Nagle spostrzegam wyłaniającą się z zakrętu szosy jakąś potworną postać męŜczyzny
atletycznej budowy. Miał wzrok obłąkańca czy pijaka. Ubranie na nim było poszarpane.
Wszystko to razem wzięte zrobiło na mnie przeraŜające wraŜenie. W ręku trzymał za nogi
pokrwawionego koguta i dzierŜył duŜy nóŜ. Słyszałem, jak stale powtarzał pod nosem:
„Dwóch oprawiłem! Skryłem się za gęstwiną krzaku i przeraŜony czekałem, aŜ ten
niesamowity człowiek odejdzie dalej.
Czy była to ostrzegawcza intuicja, przeczucie, podświadomy odruch przed
niebezpieczeństwem?
Studiując Ŝyciorysy wielkich historycznych postaci, moŜemy zauwaŜyć, Ŝe oni juŜ
w latach chłopięcych przeczuwali swą rolę, jaką mieli później odegrać.
Intuicja a instynkt
KaŜda rzecz ma swe wartości.
Intuicja jest atrybutem jedynie człowieka i występuje w nim w wyjątkowych
okolicznościach. Instynkt natomiast jest istotną cechą charakteru zwierząt, przejawiającą
się stale we wszystkich etapach Ŝycia i decydująca o jego bytowaniu. Jakie znaczenie
teoretyczne i praktyczne mają te dwa pojęcia, rozpatrzymy bardziej szczegółowo.
W pierwszym rozdziale niniejszej pracy podałem wzmiankę o wyczuwaniu przeze
mnie w latach chłopięcych właściwości ziół leczniczych i trujących. Wiedza ta a priori o
właściwościach roślin jest niczym innym jak tylko atawistycznym echem psychiki
pierwotnego człowieka.
Człowiek pierwotny nie był zorganizowany w większą społeczność. Pozostawał
całkowicie bezbronny i uzaleŜniony od twardych praw przyrody i od jej potęgi, wobec
których był słaby. AŜeby więc mógł się utrzymać przy Ŝyciu, musiał szukać odpowiednich
ś
rodków w celu przystosowania się do cięŜkich warunków bytowych. Jednym z tych
ś
rodków, w braku rozwinięcia intelektu, była w człowieku rozwinięta silna intuicja,
połączona niewątpliwie z instynktem i wyostrzeniem zmysłów. Dzięki tym właściwościom
wrodzonym człowiek jaskiniowy wyczuwał, skąd mu zagraŜa niebezpieczeństwo, jakie
pokarmy roślinne są dla niego poŜyteczne, które rośliny i owoce lecznicze, a które
szkodliwe. Są jeszcze dzisiaj zamieszkałe w dŜunglach półdzikie szczepy, które
zadziwiająco znają leki roślinne, nawet przeciw rakowe, i trucizny, o jakich nie śniło się
naszej współczesnej nauce. Rozwój cywilizacji, zmieniając środowisko i warunki bytowe
człowieka, zmienił równieŜ jego osobowość. W związku z tym człowiek dzisiejszy zatracił
zarówno instynkt, jak i intuicję. Zwierzęta natomiast pozostając w swoim własnym
ś
rodowisku i nie mogąc się posługiwać rozumem, zachowały swój niezmienny instynkt
kierowniczy, obronny, samozachowawczy, jako istotny warunek własnego bytu.
Spośród wielu rodzajów instynktów przejawiających się u zwierząt weźmy pod
obserwację najciekawsze.
Instynkt ostrzegawczo – profilaktyczny
Wszystkie zwierzęta wyczuwają nieomylnie trucizny kryjące się w pokarmach
roślinnych. Mogą się jedynie pomylić w pokarmach zatrutych przez człowieka i podstępnie
im podrzuconych. Koza wyczuwa i odróŜnia około 400 roślin trujących, krowa blisko 200.
Koń jest najsłabszym botanikiem, bo zna zaledwie 80 trucizn ziołowych, ale wykazuje za
to duŜą ostroŜność i jest znakomitym higienistą. Nie będzie pił brudnej czy lekko nawet
58
cuchnącej wody, chyba Ŝe zmusi go do tego ostateczna konieczność.
Hodowane w klatkach domowych ptaki, takie jak kanarki, papuŜki, chińskie
szpaki, wyczuwają przy najmniejszym dotknięciu dziobka jakość ziarna karmowego,
zamkniętego w zdrowej łupince. Miałem w swym pokoju w klatce oswojonego szczygła,
którego lubiłem karmić z ręki konopnym siemieniem. Wybrałem raz celowo ziarnko, w
którym zauwaŜyłem malutką dziurkę w łupince. Kiedy podniosłem to ziarnko i
podsunąłem je pod dziobek ptaszka, ten zaledwie je dotknął, wpadł w istną furię, cały się
najeŜył, zaskrzeczał i zaczął ze złością walić dziobem w mój palec. Myślał, Ŝe go
oszukuje., a nie wiedział o moim doświadczeniu. Rozłupałem ziarnko i okazało się, Ŝe
było zbutwiałe.
Na naszych łąkach rośnie powszechnie drobna roślinka podobna do przekwitłej
prymulki. Na niej Ŝyją gromadnie insekty podobne do wszy odzieŜowej. Ziela tego Ŝadne
roślinoŜerne zwierzę nie dotknie. A jeŜeli przypadkiem wraz z trawą je zerwie, wyplunie
natychmiast. Jest to roślina bardzo szkodliwa nawet dla zwierzęcych Ŝołądków.
Zwierzęta unikają pokarmów roślinnych trujących, co poniekąd jest zrozumiale, ale
znają teŜ dobrze rośliny zabezpieczające przed chorobami, a w razie popadnięcia w
chorobę umieją sobie zaaplikować leki roślinne. KaŜdy juhas wie najlepiej, jak chciwie
owce na górskich polanach Gorców poŜerają jadalne grzyby, za którymi uparcie gonią
między leśnymi krzakami. Grzyby bowiem chronią owce przed motylicą i innymi
chorobami.
W Alpach, zwłaszcza w Dolinie Simentalskiej w Szwajcarii, gdzie najsilniej
operują promienie ultrafioletowe, tamtejsze bydło poszukuje skwapliwie małych roślinek z
rodziny prymulkowatych, które je chronią przed szkodliwym działaniem tychŜe promieni.
Będąc w Szwajcarii, zadałem sobie wiele trudu, aby się o tym przekonać naocznie.
Na pustyniach, zwłaszcza arabskich, brakuje tych roślinek lub innych pokrewnych i
dlatego często padają całe stada bydła i owiec od chorób, zwanych przez Arabów
chorobami pustynnymi. Nie są to choroby epidemiczne, powodują je promienie słoneczne
o większym nasileniu promieni ultrafioletowych. Gdy zwierzę zachoruje samo, bez recepty
lekarza znajdzie dla siebie lekarstwo w przyrodzie.
Wybitny polski zielarz, dr Biegański, opisuje bardzo pouczającą scenę, jakiej był
naocznym obserwatorem.
Głodna świnia wiejska, wyrwawszy się z chlewa na podwórze, znalazła pod płotem
zdechła zepsutą kurę, którą łapczywie poŜarła. Zepsutego ścierwa nie wytrzymał nawet
Ŝ
ołądek świński. Poczuła się źle. PołoŜyła się pod płotem i stęka. Po krótkiej sjeście zrywa
się nagle i zaczyna poŜerać rosnący gęsto na podwórzu rdest ptasi. Po spoŜyciu ziela znów
się połoŜyła. Wkrótce raz jeszcze lek powtórzyła. I to ją uratowało.
SpostrzeŜenie to nasunęło Biegańskiemu myśl, Ŝe moŜe rdest ptasi byłby
skutecznym lekarstwem i dla człowieka.
Dzisiaj rdest ptasi (Poligonium aviculare) jest jednym z podstawowych leków w
ziołolecznictwie. Nawet więc pogardzana świnia moŜe człowieka inteligentnego czegoś
nowego nauczyć. Od niej bowiem, jako od odkrywcy leku, rdest nosi teŜ nazwę świńskiej
trawy.
Instynkt orientacyjny
W ciągu wielu lat badałem wnikliwie Ŝycie zwierząt i niektórych owadów.
Nagromadziłem sporo materiału o reakcjach i „psychologii” świata zwierzęcego. Nie
sposób w niniejszej pracy podać wszystkiego, tym bardziej Ŝe nie piszę studium
przyrodniczego. Ograniczę się tylko do niektórych spostrzeŜeń i przedstawię je
fragmentarycznie.
JakŜe cudowną orientację w rozmieszczeniu mórz i lądów, a na nich połoŜonych
odpowiednich miejsc wykazują ptaki wędrowne. Zaskakująca jest równieŜ znajomość
59
okresów przelotów. Bociany na przykład odlatują do Afryki i wracają z niej do Europy
zawsze w tych samych terminach. Wiedzą teŜ dokładnie, gdzie się znajdują najwęŜsze
rozdzielenia lądów przez Morze Śródziemne – mam tu na myśli Gibraltar i Dardanele.
Tylko tamtędy przelatują. Swego czasu stado gołębi zamknięte w zasłoniętych klatkach
wywieziono z Polski do Hiszpanii. Po niedługim czasie trzy czwarte z nich wróciło do
kraju. Reszta prawdopodobnie padła z wycieńczenia lub pod strzelbami myśliwych czy w
szponach skrzydlatych drapieŜców. Dzisiejsza nauka dowiodła, Ŝe ptaki wędrowne, jak i
gołębie kierują się za pomocą radaru znajdującego się w ośrodkach mózgu ptasiego. Ale
czy tylko on jest środkiem kierowniczym? Nauka dowiodła i to, Ŝe ptasie radary przy
pewnych zaburzeniach biegunów ziemskich zawodzą. Musi tu działać niezawodny instynkt
przewyŜszający wszelkie radary.
Z domowych zwierząt największą inteligencję wykazują pies i koń. O niezwykłych
wyczynach psów, zwłaszcza rasy alzackich owczarków i bernardynów, mamy przebogatą
literaturę we wszystkich językach świata. Ale podam tylko jeden fragment umiejętności
zwykłego kundla wiejskiego.
Mieszkając w czasie okupacji na wsi, zaprzyjaźniłem się z kierownikiem szkoły.
WyjeŜdŜaliśmy często furmanką do sąsiada na brydŜa. Za kaŜdym wyjazdem pies
kierownika pędził za nami, łudząc się, Ŝe go zabierzemy na furmankę. Nic z tego nie
wychodziło. Odpędzaliśmy go zawsze do pilnowania chałupy. Ale od czego psia głowa.
Kundel wymyślił nowy manewr. Przed naszym wyjazdem duŜo wcześniej wybiegał na
drogę, która mieliśmy jechać. Tam się ukrywał za kamieniem lub krzakiem i czekał na nas.
Gdyśmy się do niego zbliŜyli, wyskakiwał nagle z ukrycia i władowywał się na furmankę.
ś
al nam go było wypędzać, lecz musieliśmy. Zawiedziona psina ze spuszczonym ogonem,
smutna, powracała do siebie. To jeszcze nic nadzwyczajnego. Tak kaŜdy pies postępuje.
Ale wnet nastąpiła rzecz ciekawsza...
Wybieraliśmy się w gościnę do innego znajomego sąsiada. Droga do niego
prowadziła w odwrotnym kierunku, przy czym jechaliśmy tam pierwszy raz w tym roku.
Ujechaliśmy juŜ przeszło kilometr za naszą wsią, kiedy spostrzegliśmy naszego psa
wyłaŜącego nieśmiało spod kupy ziemniaczanych łętowin. Kiedy zbliŜyliśmy się, pies
wskoczył na furmankę. Byliśmy zaskoczeni tak niesamowitym zjawiskiem. Skąd pies
wiedział, Ŝe tym razem tą drogą i w tym kierunku pojedziemy, a nie dawną trasą? Wszak
takie postępowanie psa wkracza jak gdyby juŜ w dziedzinę jasnowidzenia. Tego zjawiska
nie da się pojąć. CzyŜby instynkt miał aŜ tak szeroki zakres działania?
Drugim zwierzęciem wykazującym wspaniałą orientację w terenie jest koń.
W zimie jechałem sankami zaprzęŜonymi w dwa konie do stacji kolejowej. Za wsią
konie, będąc w biegu, skręciły nagle na lewo, w pole. Zdziwiony, zapytałem gospodarza,
co to ma znaczyć, wszak tu nie widać Ŝadnej drogi. Śnieg bardzo głęboki pokrywał
wszędzie pola. „Tutaj jest zasypana polna droga, którą w jesieni woziłem nawóz na pole, i
widać z tego, Ŝe konie jeszcze to pamiętają” – wyjaśnia gospodarz.
CzymŜe więc te konie się kierowały? Wzrokiem? NiemoŜliwe. Gruba płaszczyzna
ś
niegu zrównała wszystkie nierówności. Nie było teŜ w pobliŜu Ŝadnego przedmiotu
orientacyjnego, który by kojarzył wzrok konia z drogą. Dotykiem? TakŜe nie. Kopyta
wszędzie dotykały miękkości śniegu. Tak samo w najciemniejszą noc koń nigdy nie
zbłądzi z właściwej drogi. Wystarczy dla niego, by tylko raz jeden daną drogę uprzednio
przeszedł, zawsze trafi do własnej zagrody. MoŜna wnioskować, Ŝe w głowie konia tkwi
albo precyzyjny radar, albo wysubtelniony instynktowny zmysł orientacyjny, albo coś
jeszcze, czego nie znamy, a co mu pomaga w orientacji w kaŜdym terenie.
Instynkt społeczny
Wielu uczonych poświęciło całe swe Ŝycie na badania idealnej społeczności
mrówek, pszczół oraz ptaków. Uczeni ci tyle wykryli z Ŝycia tych małych stworzonek
60
rzeczy mądrych i poŜytecznych, Ŝe wiele z tego przydałoby się przyswoić przez ludzkie
społeczeństwo. Organizacja, praca, solidarność – to podstawowe wartości, na jakich się
opiera gromadne Ŝycie drobnych zwierzątek. O tych sprawach obszernie opisanych kaŜdy
moŜe wiele się dowiedzieć z literatury fachowej. Ja tylko podaję te fragmenty z Ŝycia
zwierząt, które zaobserwowałem osobiście.
Przedstawię jedno wstrząsające w swym realizmie widowisko, jakiego byłem
naocznym świadkiem i którego nie da się łatwo zapomnieć.
Pod koniec sierpnia na przestronnej łące opodal lasu odbywało się ostatnie zebranie
bocianów szykujących się bezpośrednio do odlotu do Afryki. Na znaną im tylko komendę
przewodnika cała gromada bocianów, licząca około stu sztuk, ustawiła się w regularne
półkole. Ptaki długo stały nieruchomo i coś tam radziły. Po pewnym czasie przewodnik
wyprawy zaczął robić przegląd, przesuwając się powoli przed szeregiem swych
podopiecznych, i kaŜdemu z nich z bliska bacznie się przypatrywał. Wtem się zatrzymał
przed jednym bocianem i długo mu się przyglądał. Nagle się zbliŜył do niego i wymierzył
brutalny dwukrotny cios dziobem w obojczyk nieszczęśnika. Po celnych ciosach skrzydło
biednej ofiary losu zwisło i opadło w dół. Teraz przewodnik raz jeszcze obszedł swe
szeregi bocianie, wzbił się w górę, zatoczył koło i skierował się na południe. Całe stado
trójkątem za nim. Biedny kaleka, opuszczony, próbował lotu. Niestety, podskoczył tylko
kilkakrotnie do góry, wrzasnął przeraźliwie i, zrezygnowany, pozostał samotny na zagładę
na ziemi.
Prawo okrutne, ale widocznie dla dobra całości poświęca się jednostkę. Być moŜe,
Ŝ
e zostawiony bocian musiał być chory lub tak słaby, Ŝe byłby wielką przeszkody w
dalekiej wędrówce stada. Musiał więc pozostać. Tymi samymi prawami rządzą się równieŜ
pszczoły.
Instynkt gospodarczy
Na pustyni Sahara Ŝyją dziki króliki, które, wieczorem wychodząc na Ŝer, zrywają
tylko po jednym listku z kaŜdej roślinki, aby jej nie osłabiać, bo i tak tych roślinek jest
niewiele. Kto nauczył królika tak racjonalnej gospodarki? Instynkt samozachowawczy.
Późną jesienią napotkałem w Puszczy Augustowskiej duŜe mrowisko zamknięte w
wysokim kopcu. Musiałem postąpić z nim nieco po barbarzyńsku. Nie dla pustej zabawy,
lecz w celach badawczych. Zburzyłem jedną trzecią kopca i w jego wnętrzu znalazłem
sporą ilość świeŜych, zdrowych jeszcze gąsienic, których juŜ dawno nie było ani na
kapuście, ani na liściach innych roślin. Świadczyło to o tym, Ŝe mrówki zakonserwowały
swymi kwasami gąsienice po to, aby mogły mieć z nich dla siebie zdrowy pokarm na
dłuŜszy czas. Na drugi dzień kopiec juŜ był całkowicie naprawiony, ku mojemu
zadowoleniu.
Oprócz mszyc i mrówek wiele jest takich zwierząt, które swych ofiar
przeznaczonych na pokarm w czasie zimy nie zabijają, lecz paraliŜują je jadem lub
pogrąŜają w sen. W ten sposób chronią je przed zepsuciem.
O celowym, mądrym instynkcie zwierząt moŜna pisać tomy dzieł, moŜna go
podziwiać. JednakŜe instynkt, nawet jeśli posiadał go człowiek jaskiniowy, w zestawieniu
z intuicją człowieka traci na swej sile i wartości. Kierowniczy i samozachowawczy
instynkt zwierząt jest conditio sine qua non ich bytowania, a mimo to w zmienionych
warunkach zawodzi. Jest on zbyt zdeterminowany, jednostronny, bezkombinacyjny,
bezrefleksyjny. Wystarczy na przykład przenieść ul pszczeli o kilka zaledwie metrów od
miejsca, gdzie stał dotąd czas dłuŜszy, a juŜ pszczoły wracające z miodobrania nie trafią do
niego. Siadać będą na ziemi tam, skąd ul przeniesiono. Taka nawet drobnostka potrafi
zrujnować cały porządek, a nawet byt w królestwie pszczół tak podziwianych pod innymi
względami za ich mądre zachowanie się. Gdy jedna owca z duŜego stada, przeskakując
nad przepaścią, przypadkiem w nią spadnie, całe stado runie za nią w dół, tracąc instynkt
61
samozachowawczy. Bywają lata, Ŝe bociany przylatują do nas przed nadejściem wiosny,
kiedy pola i łąki pokryte są grubym śniegiem, a wody ścięte jeszcze lodem. Wiele z nich
ginie nie znalazłszy pokarmu. Dlaczego ich instynkt nie ostrzegł i nie zatrzymał na pewien
jeszcze czas w krajach południowych?
W człowieku natomiast, nawet pierwotnym, wszelkie wyczucie intuicyjne było
nieomylne, wielostronne, opierało się na porównywaniu, doświadczeniu, refleksji,
kombinacji i rozumnym zastosowaniu praktycznym.
Zjawy senne w moim poj
ę
ciu
Zjawy senne nie są złudzeniem, lecz psychiczną rzeczywistością.
Bogate
zjawiska
snów
są
swym
charakterem
pokrewne
zjawiskom
parapsychicznym. Sam problem snu musimy rozpatrywać w dwóch aspektach: sen
fizjologiczny i sen psychologiczny łącznie ze snem parapsychologicznym.
Czym jest właściwie sen pod względem fizjologicznym? Mimo licznych na ten
temat wypowiedzi wielkich uczonych dokładnie jeszcze nie wiemy. Wiadomo tylko, Ŝe
jest to cykliczna nieustanna odnowa energii wyŜszych Ŝywych organizmów. ChociaŜ
naleŜy przypuszczać, Ŝe równieŜ i w świecie drobnoustrojów, a nawet roślin występuje coś
w rodzaju snu, w celu regeneracji sił witalnych. Organizm ludzki, wyczerpany pracą
fizyczną i umysłową oraz procesami fizjologicznymi, podobnie jak wyczerpany
akumulator musi być na nowo naładowany energią witalną przez sen do dalszej
operatywności. Jaki mechanizm i w jaki sposób powoduje sen, pozostaje dotąd nie
rozstrzygnięte. Wśród wielu na ten temat teorii największe powodzenie ma teoria
Pawłowa. Według niej praca mózgu i wszelkie procesy z nim związane zatrzymują się dla
wypoczynku przez hamowanie i zatrzymywanie wszelkich impulsów zarówno
zewnętrznych jak wewnętrznych.
Wydaje mi się, Ŝe właściwsza by była teoria nie hamowania, lecz wyłączania na
wzór pracy pojazdów mechanicznych. Tak jak w pojazdach mechanicznych lub w innych
maszynach rozłączamy za pomocą sprzęgła siłę napędową motoru od kół, co powoduje
unieruchomienie pojazdu, mimo Ŝe motor pracuje dalej, podobnie mechanizm naszego
mózgu wyłącza w czasie zmęczenia organizmu automatycznie pracę systemu nerwowego,
62
przez co organizm zapada w stan spoczynku, czyli sen, podczas którego odbywa się
regeneracja całego ustroju. Interesuje nas tu jednak nie sen fizjologiczny, lecz głównie
zagadnienia zjaw sennych, obrazów, przeŜyć, doznań, jakie w nas występują podczas
sennego spoczynku. Są one niekiedy tak wyraziste i o tak potęŜnej sile emocjonalnej, Ŝe
przewyŜszają wszelkie przeŜycia zachodzące na jawie. Nie wolno nikomu tych zjawisk
ignorować ani ośmieszać banalnym frazesem: „Aha, wyczytałeś w senniku egipskim
znaczenie twojego snu?” KaŜdy, kto z góry odrzuca istnienie danego zjawiska dlatego
tylko, Ŝe tak ogół chce, lub dlatego, Ŝe się go nie rozumie, nie wychodzi swym umysłem
poza ciasne swoje podwórko. Dziś wielcy naukowcy, którzy usiłują poznać istotę ludzką
dogłębnie, badają nawet daktyloskopię i układ dłoni ludzkiej, bo przecieŜ to musi mieć
takŜe swoje znaczenie i powiązanie z odrębną indywidualnością kaŜdego człowieka. A
zjawy senne muszą mieć jeszcze głębsze powiązanie z naszą psychiką i z jej reakcjami.
Ś
wiat staroŜytny przypisywał wielkie znaczenie treści zjaw sennych, a ich
interpretację brał często za dyrektywy postępowania w sprawach Ŝyciowych, ówcześni
władcy niejednokrotnie kierowali się zarówno w sprawach osobistych, jak i państwowych
wskazaniami wykładaczy snów i wróŜbitów. Dlatego królowie trzymali na swych dworach
prócz astrologów równieŜ tłumaczy znaczenia symbolów zjaw sennych. W
najpopularniejszej księdze świata, zwanej Biblią, spotykamy liczne opowiadania o
opatrznościowych męŜach, którzy dokonali wielkich czynów w dziedzinie społecznej,
politycznej i religijnej pod wpływem przestróg i nakazów odebranych we śnie. Józef
egipski dzięki trafnej interpretacji snu faraona o siedmiu krowach chudych i tyluŜ tłustych
uchronił Egipt od klęski głodowej, a sobie zapewnił wysokie stanowisko. Drugi Józef, z
Nazaretu, dzięki nakazowi otrzymanemu we śnie, ratuje przed zemstą Heroda Dziecię
Betlejemskie. Prorok Daniel ratuje swe Ŝycie dzięki trafnemu wyjaśnieniu snu
królewskiego.
Nie kaŜdy chce wierzyć w opowiadania biblijne, ale kaŜdy musi uznać, Ŝe one
faktycznie zrodziły potęŜne siły twórcze, dzięki którym powstały w ciągu wielu stuleci
najwspanialsze i najliczniejsze arcydzieła sztuki sakralnej.
Jakie stanowisko wobec zagadnień zjaw sennych zajmuje nauka współczesna?
Niewiele rozpraw zostało ex professo na ten temat napisanych. Są liczne fragmenty
dotyczące zagadnienia snu, ale w sensie snu fizjologicznego. O zjawach sennych napotyka
się zaledwie małe wzmianki. A przecieŜ zjawy senne stanowią integralną część
psychologii i naszej osobowości. Karol du Prel w swym dziele pt. Filozofia mistyki posuwa
się aŜ do twierdzenia: „Istnieje w nas jaźń ukryta. Ta jaźń objawiająca się we śnie, jest
jaźnią istotna, nadziemską i duchową”.
Nie zamierzam wcale uciekać się do pojęć metafizycznych ani mistycznych, chcę
jedynie wyjaśnić swój punkt widzenia na zagadnienie marzeń, widzeń i przeŜyć w snach
na podstawie przesłanek czysto rozumowych oraz własnych doświadczeń.
KaŜdy człowiek ma widzenia i przeŜycia w stanie snu, z ta tylko róŜnicą, Ŝe jeden
po obudzeniu się nic z nich nie pamięta, inny natomiast odebrane wraŜenie we śnie
przeŜywa tak silnie, Ŝe nie potrafi nawet go się wyzbyć przez całe swoje Ŝycie. W czasie
snu następuje wyzwolenie naszej jaźni z utartych schematów codziennego Ŝycia i
przybiera ona inny charakter. Potęgują się nasze władze psychiczne tak dalece jak nigdy na
jawie. ToteŜ we śnie potrafimy wygłaszać tak płomienne mowy, tak mocno argumentować
jak nigdy w pełnej świadomości na jawie. Niejeden człowiek spokojny, łagodny, który nie
potrafi zwierzęcia nawet uderzyć, we śnie będzie Ŝgał noŜem swojego wroga bez Ŝadnych
skrupułów.
Skąd powstają przeŜycia i zjawy senne, ich treść, intensywność i czy mają one dla
nas wartość praktyczną?
Tyle jest źródeł powstawania zjaw sennych, ile się kryje moŜliwych reakcji w
63
naszej psychice i systemie nerwowym. Nie wszystkie źródła powstawania zjaw sennych są
znane nauce. Omówimy jedynie nam dostępne i w duŜym stopniu zbadane.
Stan zdrowia
Nie trzeba chyba dowodzić, jak bardzo stan zdrowia wpływa na nasze
usposobienie, reakcje i na całą osobowość. Człowiek zdrowy, gdy nie przeŜywa Ŝadnej
przykrości moralnej, ma usposobienie pogodne, ma chęć do pracy. Tworzy niebosięŜne
plany Ŝyciowe. Wydaje mu się, Ŝe cały świat do niego naleŜy. Ten sam człowiek, gdy go
przygniecie cierpienie fizyczne lub nerwicowe, staje się zgorzkniałym pesymistą, niekiedy
strzępem człowieka. Trzeba jeszcze dodać, Ŝe jakościowa róŜnica schorzeń róŜnicuje i stan
psychiczny człowieka. W chorym organizmie ulegają daleko idącym zmianom całe układy
wraz z korą mózgową i systemem nerwowym wskutek zatrucia jadami bakteryjnymi.
Takie zmiany zmieniają i naszą psychikę. Mają swój oddźwięk we snach i zjawach
sennych.
W związku z tym chorzy na dolegliwości przewodu pokarmowego, jak katar
Ŝ
ołądka, wrzód Ŝołądka i dwunastnicy, wszelkie przypadłości wątrobiane, mają sny
cięŜkie, wręcz koszmarne. Śnią im się trupy, morderstwa, ciemne piwnice, cięŜkie
wspinanie się na górę itd. Cierpiący na niedomogi serca we snach spadają z wierzchołków
drzew i gór w przepaść. Przeciwnie zaś, chorzy na gruźlicę płuc, oprócz raka, mają sny
lekkie, niekiedy piękne, zdaje im się, Ŝe szybują wysoko ponad ziemią i lasami, albo bez
wysiłku pływają po jeziorze, jakby byli w stanie niewaŜkości.
Czym wytłumaczyć takie zjawisko? Schorzenia przewodu pokarmowego z rakiem
włącznie zatruwają cały ustrój wraz z systemem nerwowym, co wywołuje w chorych
rozdraŜnienie, pesymizm, przygnębienie. Natomiast u chorych na gruźlicę płuc jad
prątków narkotyzuje lekko korę mózgową.
Do tej kategorii zjaw sennych moŜna zaliczyć sny powstałe z zakłócenia
czynników czysto fizjologicznych. Pochodzą one z nadmiaru lub niedosytu. śołądek
przeładowany nadmiarem pokarmów, zwłaszcza cięŜkich, powoduje sny cięŜkie. Osobnik
przesycony ma cięŜki oddech, odczuwa duszenie. Widzi na stole obfitość mięsiwa, do
którego ma wstręt i obrzydzenie. Głód natomiast, który straszliwie szarpał wnętrza
więźniów w obozach koncentracyjnych, wywoływał marzenie senne wprost przeciwne.
Pragnieniem więźniów było raz przynajmniej się najeść do syta. Pragnienie to
przeistaczało się w marzenia senne. KaŜdemu z nich się śnił stół pełen smakołyków. W
nałogowych palaczach, którzy rzucą palenie, jeszcze po wielu latach odzywa się we śnie
nieprzeparta chęć zapalenia papierosa. Śni im się, Ŝe palą ze smakiem dobrego papierosa.
W przypadku młodzieŜy nadmiar sił seksualnych nie mających naturalnego rozładowania
wywołuje we śnie sny erotyczne, róŜne miłosne gry, obrazy tak wyraziście i Ŝywo, Ŝe
powodują niekiedy zmazę nocne.
Kontynuacja procesów odebranych wra
Ŝ
e
ń
Wszelkie przeŜycia o silnym zabarwieniu emocjonalnym zapadają głęboko w jaźń
ludzką i utrwalają się na cafe Ŝycie. Ich proces w ośrodkach nerwowych i korze mózgowej
rozwija się dalej i utrwala. Dlatego świeŜe przeŜycia wstrząsowe, doznane na jawie, w
najbliŜszych dniach odŜywają na nowo we śnie w tej samej lub większej wyrazistości.
Człowiek uratowany z płonącego domu będzie jeszcze przez pewien czas przeŜywał we
ś
nie poŜar i grozę swego połoŜenia. Wędkarzowi udało się złowić na wędkę w jeziorze
dziesięciokilogramowego sandacza. Emocja niesamowita, wędkarz jest pijany z wraŜenia.
W najbliŜszą noc śni mu się, Ŝe wyławia z wody sandacza, ale juŜ aŜ
dwudziestokilogramowego. Tak więc proces silnego przeŜycia trwa nadal w człowieku i
rozwija się. Silny odbiór niezwykłego wraŜenia, wstrząsające przeŜycia jeszcze często
64
odzywają się w czasie snu z tą samą wyrazistością, z jaką występowały rzeczywiście przed
ubiegłymi laty. JakŜe często we śnie przeŜywamy strach przed zdawaniem matury taki
sam, jak kilkadziesiąt lat temu przeŜywaliśmy w realnej rzeczywistości. śołnierz w swej
starości śni często zbyt Ŝywo grozę i odczuwa strach przed walką na biała broń, jak
odczuwał faktycznie przed laty na polu bitwy. Kochana osoba jeszcze długo po swej
ś
mierci pojawia się przed nami we śnie jak Ŝywa.
Do omawianej kategorii snów naleŜą jeszcze sny dla nas niezrozumiałe. Nie znamy
ich podłoŜa, nie wiemy, skąd pojawiają się w wizjach sennych krajobrazy, gmachy,
których w naszym przekonaniu nigdy nie widzieliśmy. Jak to wytłumaczyć? Najlepiej
zrozumiemy to zagadnienie na przykładzie, jaki mnie samemu się przydarzył.
Zwiedzając wnętrze Pałacu Narodów w Genewie, podziwiałem przede wszystkim
wspaniałe, symboliczne malowidła na ścianach sal obradowych oraz róŜne odmiany
marmurów posadzki Przejęty wraŜeniami, wyszedłem z pałacu bocznymi drzwiami w
stronę miejskiego parku. Rzuciłem okiem na lewą podłuŜną stronę pałacu, ale go wcale nie
widziałem, bo zafascynował mnie olbrzymi plastyczny globus stojący w pobliŜu.
Sfotografowałem go i dopiero na odbitce fotograficznej spostrzegłem poza globusem
dokładnie boczną stronę pałacu.
MoŜna patrząc nie widzieć i widzieć nie patrząc, ale wszystkie przedmioty, których
dotknie choćby przelotnie nasz wzrok, pozostają odbite w naszej jaźni na zawsze. A nasze
oko gdy nie widzi przedmiotu tylko pojedynczego. Oko nasze, ciąŜ jest skierowane na
jeden przedmiot główny, widzi jednocześnie przeróŜne inne przedmioty w pobliŜu
głównego połoŜone, tylko mniej wyraziście. Tak samo i myśl nasza, skupiona około
jednego przedmiotu, nawet jednego punktu, obejmuje jednocześnie wiele rzeczy,
przedmiotów i spraw z główną myślą związanych. Bieg myśli naszej moŜna porównać do
nurtu rzeki. Jak w korycie rzeki prócz nurtu głównego, płynącego środkiem, płyną z nim
zarazem prądy uboczne, które się wiją, zbaczają i znów wpadają w nurt główny, tak w
nurcie naszej myśli występuje wiele myśli ubocznych, podświadomych, nie zawsze
powiązanych z myślą główną, a które drogą skojarzeń mogą stwarzać swoje idee. KaŜda
zatem myśl, kaŜdy widziany przedmiot rodzi w nas pewne przeŜycia, idee, doznania. W
ciągu więc całego Ŝycia gromadzimy i magazynujemy w ośrodkach naszego mózgu jakby
klisze, na których zostają utrwalone o róŜnym stopniu natęŜenia i wyrazistości
naświetlenia liczne obrazy świata zewnętrznego, uchwycone zmysłami, oraz sceny, idee,
odczucia stworzone wyobraźnią. „Fotografie” te są uporządkowane odpowiednio i
zachowane w naszych ośrodkach mózgowych na całe Ŝycie i pozostają potencjalnie
niezniszczalne w naszej podświadomości, nawet te, które nie zostały przez nas świadomie
zarejestrowane. Podczas snu, kiedy nasza świadomość jest zawieszona, nie kontrolowana,
wyłaniają się z zapomnienia równieŜ i te obrazy. Łącznie z przeŜyciami świadomymi oraz
nieświadomymi przenoszą się jak sceny filmu na nasze ośrodki korowe mózgu, tak Ŝe
przeŜywamy je na nowo w róŜnych wariantach.
Bod
ź
ce zewn
ę
trzne
Do bodźców zewnętrznych, wywołujących odpowiednie zjawy senne u ludzi,
naleŜą czynniki: termiczne – ciepło i zimno; somatyczne – ból, wstrząs fizyczny;
akustyczne – hałas, muzyka, śpiew, huk; atmosferyczne – ciśnienie, wilgotność powietrza,
pogoda. Rozpatrzymy niektóre z nich.
Ciepło i zimno
Na całej powierzchni skóry ciała ludzkiego znajduje się około 200 000 receptorów
wraŜliwych na odbiór ciepła, 300 000 odbierających uczucie zimna i 500 000 reagujących
na ból. Nie są to liczby ścisłe, lecz orientacyjne, podane w przybliŜeniu. Wskutek takiego
układu receptorów organizm ludzki jest najmniej wraŜliwy na odczucie ciepła, natomiast
65
na zimno, a zwłaszcza na ból, reaguje bardzo mocno. Dlatego człowiek potrafi bez szkody
dla siebie wytrzymać temperaturę ciepła nawet do 100° C, pod warunkiem, Ŝe
pomieszczenie, w jakim się znajduje, będzie stopniowo podgrzewane. Słoneczna
temperatura w wysokości 80° jest zabójcza. W temperaturze niskiej, na przykład poniŜej
50°, człowiek ginie w ciągu 20 minut, jeŜeli nie jest ubrany.
W związku z takim układem receptorów największe gorąco rzadko wywoła w
ś
piącym obraz łaźni lub rozgrzanego piasku pustyni. Zimno natomiast wywoła podczas
snu obrazy i odczucia zawieruchy śnieŜnej lub lodowatej kąpieli w jeziorze.
Pewien kapitan artylerii podaje swoje pod tym względem przeŜycia. Od lat
chłopięcych miał zwyczaj spać w pokoju przy otwartym oknie w celu zahartowania się.
Raz w zimie w nocy miał we śnie przykre przeŜycie. Zdawało mu się, Ŝe został porwany
przez bandytów, skrępowany powrozem i nagi rzucony pod drzewem duŜego lasu. Czuł
straszliwy chłód aŜ do fizycznego bólu i cierpienia. Miał Ŝal do rodziców, Ŝe go nie
szukają i Ŝe go wszyscy zostawili na pastwę losu. JuŜ zaczyna umierać. Nagle się budzi,
cały skostniały od zimna. Wtedy spostrzega otwarte okno.
Trzeba zaznaczyć, Ŝe nie wszystkie zjawy i przeŜycia we śnie wymykają się spod
kontroli naszej świadomości. W większości przypadków we śnie myślimy bardzo
logicznie, oceniamy sytuację, w jakiej się znajdujemy, planujemy, jak mamy postąpić w
danej sprawie.
Ból fizyczny
Przedstawiam przykład, powtarzany często przez profesorów na lekcjach
psychologii, jedynie ze względu na jego pouczającą wartość.
W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej pewien profesor miał bardzo
dramatyczny sen. Śniło mu się bowiem, Ŝe został przez Konwent aresztowany i wtrącony
do lochu, gdzie przeŜywał swój tragizm. Wiedział, Ŝe w tych czasach wyjątkowego terroru
nikt nie wychodzi z więzienia na wolność, lecz kaŜdy swe Ŝycie kończy pod noŜem
gilotyny. Po krótkiej rozprawie sądowej zapadł na niego wyrok śmierci. Prowadzony na
szafot, przeŜywał strach przed śmiercią i świadomość swej niewinności. Smutnym
spojrzeniem poŜegnał ParyŜ i całe swe Ŝycie. PołoŜył głowę pod gilotynę. Usłyszał
złowrogi zgrzyt gilotyny, poczuł w tym momencie uderzenie ostrza noŜa o szyję i nagle się
zbudził. Stwierdził, Ŝe luźnie zawieszony na końcu drąŜka od firanki krąŜek spadając
uderzył w jego szyję. Jeszcze zauwaŜył, jak ów krąŜek potoczył się po podłodze jego
pokoju. To uderzenie krąŜka o kark profesora wywołało w jego nie całą bogatą scenerię
obrazów i dramatycznych przeŜyć.
W snach tego rodzaju, jak i w innych prawie zawsze występuje bardzo ciekawe
zjawisko, o którym powinno się napisać cały osobny rozdział, a mianowicie – ogromna
dysproporcja między trwaniem bodźca a okresem wizji sennej powstałej w jego wyniku.
Bodziec wywołujący obraz i przeŜycia senne trwa zwykle ułamek sekundy, jak w
przypadku uderzenia krąŜka w szyję profesora, a przeŜycia nim wywołane mogą we śnie
trwać długie godziny. MoŜemy o tym zjawisku przekonać się z codziennego
doświadczenia naszego Ŝycia.
Budzimy się pewnego poranku i, patrząc na zegarek, widzimy, Ŝe jeszcze mamy
trochę czasu, na przykład dziesięć minut, do codziennego wstawania. Często w takim
wypadku znów zasypiamy. W czasie snu przeŜywamy wydarzenia z realnego Ŝycia.
Idziemy do kina, śledzimy do końca ciekawy film. Potem wracamy do domu. Po drodze
spotykamy znajomego, trochę pogawędzimy, zapalimy papierosa. Nagle znów się budzimy
i z przeraŜeniem patrzymy na zegarek, czy nie spóźnimy się do pracy. Okazuje się, Ŝe nasz
sen trwał akurat tylko dziesięć minut.
Na podstawie tych zjawisk moŜna wysnuć logiczny wniosek, Ŝe wszelkie nasze
koncepcje, plany, zamiary powstają w nas daleko wcześniej, niŜ zostaną zarejestrowane w
66
naszej świadomości.
Hałas
W drugim roku ostatniej wojny przebywał czas jakiś ze mną w Wierzbicy profesor
Politechniki Lwowskiej J.K. Pewnego popołudnia przybiegł do mnie do ogrodu trochę
podekscytowany i zaczął opowiadać sen, jaki miał przed chwilą.
Siedząc wygodnie w półleŜącej pozycji na kanapie, lekko się zdrzemnął i podczas
tej drzemki miał taki sen. Słyszy silny warkot niemieckich bombowców dokonujących
nalotu na naszą osadę Wierzbicę. Dziwi się bardzo, bo zdaje sobie sprawę, Ŝe przecieŜ
Niemcy od roku okupują nasz kraj, po cóŜ więc urządzają nalot. Nagle słyszy wstrząsający
wybuch bomby. Budzi się i słyszy za oknem na ulicy warkot traktora i strzelanie motoru z
powodu zanieczyszczenia paliwa. Dowodzi to, Ŝe hałas i huk pochodzący od zewnątrz,
poruszając nerwy słuchowe, za pomocą których dostaje się do ośrodków kory mózgowej,
wywołuje bogate wizje senne.
Wstrząs fizyczny
Przed kilkoma laty, jadąc pociągiem w wagonie sypialnym z Katowic do Poznania,
przeŜyłem we śnie niesamowitą przygodę. Byłem rzekomym kierownikiem licznej grupy
wycieczkowiczów. Nasza marszruta prowadziła przez Bieszczady. W drodze złapała nas
gwałtowna burza połączona z ulewą i piorunami. Schroniliśmy się do samotnego starego
drewnianego koś ciołka, który, na szczęście, był otwarty. Słychać było coraz głośniejsze
wycie wichury i uderzenia piorunów. Wiatr się wzmógł do takiego stopnia, Ŝe pod jego
naporem trzeszczały ściany i całe wiązania dachu. Kościółek zaczął się chwiać, groŜąc
zawaleniem. Powstała panika. Jedni cisnęli się do ołtarza, inni się skupiali koło mnie z
pytaniem, co robić. Powziąłem decyzję opuszczenia kościółka: „Niech kilku silnych
męŜczyzn pchnie drzwi na zewnątrz i mocno trzyma, aŜ wszyscy wyjdą”. Drzwi
otworzono z wysiłkiem, ale pod naporem wichru znowu się zatrzasnęły z hukiem tak
silnym, Ŝe... w tym momencie się obudziłem. Stwierdziłem, Ŝe rzeczywiście wagon się
chwieje dziwacznie, i usłyszałem miarowe uderzenia w przednią ścianę wagonu. Za chwilę
dowiedziałem się od konduktora, Ŝe pociąg zatrzymał się w polu, poniewaŜ odkręciły się
ś
ruby łączące wagony. Zerwał się łańcuch, którego luźnie wiszący koniec uderzał w ścianę
sypialnego wagonu.
A więc wstrząsy, huśtanie i huk wywołały podczas snu w mojej psychice cały
dramat o Ŝywej akcji i silnej emocji.
O wpływie czynników barometrycznych nie ma co pisać. Wystarczy tylko
zaznaczyć, Ŝe w dni słotne marzenia senne są liczniejsze, ale ich akcja jest wolna,
monotonna bez większych zabarwień emocjonalnych i przeŜyć.
Indywidualne reakcje psychiczne
Wspomnieliśmy, Ŝe wszelkie przeŜycia realne, jak równieŜ powstałe w naszej
podświadomości, odŜywają nieraz po wielu latach na nowo w naszej jaźni podczas snu,
tylko w innej formie, w innym wymiarze i układzie, na innej płaszczyźnie.
„Nie pójdę dziś z wami na wycieczkę” – powiedział Ryszard swoim kolegom. „A
to niby dlaczego?” – zapytali. „Bo się boję rozchorować. Śniły mi się dzisiejszej nocy
zgniłe ryby, a taki sen u mnie zapowiada chorobę”. „Ach tak! To ci się śniło, wyczytałeś z
sennika egipskiego, babski argument” – zadrwili z niego koledzy.
KaŜdy przejaw przeczucia lub wewnętrznej przestrogi wypowiedziany wobec
najbliŜszego otoczenia prawie zawsze zostanie skwitowany kpiącym frazesem: „Chyba tak
ci się śniło!”
Przyjęło
się
wszelką
rzeczywistość
trudną
do
zrozumienia
nazywać
niedorzecznością, co naleŜy uznać za największą niedorzeczność. Dla kaŜdego wizja senna
wiąŜe się z jakąś subiektywną rzeczywistością. W wymienionym przypadku zgniłe ryby
67
dla Ryszarda były zapowiedzią choroby. Musiał on prawdopodobnie w latach jeszcze
dziecięcych, kiedy zakres jego wraŜeń był mały, doznać jakiegoś szoku, urazu na widok
zgniłej ryby, albo jej się przestraszył, gdy się rzucała na stole, jak to zwykle robi karp, albo
zjadł rybę nieświeŜą, co mu zaszkodziło. Jakiś uraz na tle ryby pozostał w jego
podświadomości. Dlatego zgniła ryba dla Ryszarda była symbolem zbliŜającej się
choroby. Rzeczywiście Ryszard w tym dniu, kiedy odmówił swego udziału w wycieczce,
zachorował po południu na zapalenie wyrostka robaczkowego.
Oprócz pewnych urazów psychicznych świadomych lub podświadomych na rodzaj
zjaw sennych ma jeszcze wpływ odbiór wraŜeń ze świata zewnętrznego. Dla jednego na
przykład wysokie szczyty gór będą przedmiotem zachwytu, dla innego czymś, co wzbudza
grozę. Na jednego morze będzie działać kojąco, uspokajać nerwy, w innym wywoła
przygnębienie, nudę. KaŜda ludzka jednostka reaguje indywidualnie. Stąd teŜ odbiór zjaw
sennych u poszczególnych ludzi jest róŜny. RóŜne powstają skojarzenia o róŜnym
natęŜeniu i znaczeniu.
Z doświadczenia wiemy, Ŝe sny najczęściej są bardzo dziwaczne, niedorzeczne, bez
Ŝ
adnego sensu i logicznego powiązania, wręcz fantastyczne. Czy naleŜy się temu dziwić?
A czyŜ w nas na kaŜdym prawie kroku nie przewalają się jak tabuny dzikich koni na stepie
przeróŜne myśli, tak niedorzeczne, sprzeczne ze sobą, dziwaczne, takie wyobraŜenia,
zachcianki, które gdybyśmy mogli zmaterializować, uchwycić na kliszę i spojrzeć na nie
trzeźwo, wywołałyby zaŜenowanie. Jeśli chcesz się o tym przekonać, spróbuj! Siądź
podczas zabawy tanecznej w cichym kąciku i zacznij śledzić swe myśli i swoje odruchy
wewnętrzne, zobaczysz siebie dokładniej. Sądzę, Ŝe chyba to miał na myśli filozof
francuski, kiedy wypowiedział znamienne słowa: „Nie znam serca zbrodniarza, znam tylko
serce uczciwego człowieka, wiem, jest ono okropne”. Wypowiedź ta nie mówi zapewne,
Ŝ
e człowiek z natury swej jest okropny, zły, przewrotny. Zaznacza, Ŝe w kaŜdym
człowieku, nawet najlepszym, znajduje się wielki śmietnik, gdzie leŜą perły pomieszane z
cuchnącym błotem. W sercu człowieka wre nieustanna walka pomiędzy zachciankami
ciała a wymogami ducha, między skłonnościami do zła a szlachetnymi ideałami. Człowiek
sam z tej gmatwaniny dobra i zła wybiera dla siebie to, co uwaŜa za najlepsze. Podczas snu
nad tą całą gmatwaniną uczuć, pragnień, doznań człowiek nie sprawuje Ŝadnej kontroli.
Stąd wynika pozorne nieprawdopodobieństwo sennych rojeń.
Wiele symbolów sennych jest tłumaczonych jednoznacznie. Na przykład gdy śni
się łaszący się pies, oznacza to spotkanie przyjaciela. Ukąszenie przez złego psa znaczy, Ŝe
ktoś nas oczerni. Kwiecista łąka to niespodzianka radosna. Słowem, jaka jest rzecz jawiąca
się we śnie, takie jej znaczenie.
Mogą teŜ być symbole wspólne dla wszystkich, przekazane w drodze atawizmu z
zamierzchłej przeszłości. Na przykład przejście przez most oznacza pomyślny wynik
przedsięwziętej sprawy lub spełnienie upragnionego marzenia.
Być moŜe, człowiek pierwotny w poszukiwaniu dla siebie pokarmu, kiedy był
zmuszony przejść po prymitywnej kładce połoŜonej nad głęboką przepaścią w górach lub
nad rwącym potokiem, doznawał pewnego lęku, przeŜywał napięcie nerwowe. Po
przejściu zaś kładki odczuwał ulgę i zadowolenie. I te przeŜycia prawdopodobnie utrwaliły
się w psychice ludzkiej i przeszły na następne pokolenia. Dlatego w snach most jest
symbolem pomyślności.
Podło
Ŝ
e parapsychiczne
W związku z tragiczną śmiercią Juliusza Cezara w senacie historia staroŜytna
podaje takie zdarzenie. Augur Calpurnius przestrzega J. Cezara przed niebezpiecznym dla
niego dniem, przypadającym na 15 marca. W krytyczny dzień Augur zabiega drogę
Cezarowi i nakłania go usilnie, aby dziś nie szedł do senatu. „PrzecieŜ dziś jest 15 marca, a
68
mnie dotąd nic złego się nie stało” – rzecze Cezar. „Tak, ale dzień dzisiejszy jeszcze nie
minął” – odpowiedział Calpurnius. W tym właśnie dniu Cezar został zasztyletowany przez
spiskowców w senacie.
Być moŜe, Augur mógł coś wiedzieć o przygotowanym spisku na Ŝycie Cezara. Ale
gdyby tak było, to niezawodnie powiedziałby o tym Cezarowi otwarcie. Obliczenia
astrologiczne albo wróŜba z jelit zwierzęcych chyba tak dalece w swej dokładności by nie
sięgały. Pozostaje przypuszczalnie tylko sen parapsychiczny, którym często się
posługiwano w staroŜytności.
Przytoczę sen swój własny, bardziej przekonujący, który swym realizmem
wstrząsnął mną do głębi.
W roku 1940, będąc w Kaliszu, miałem sen tej treści. Przychodzi do mnie młody
gestapowiec o wyglądzie rzezimieszka w cywilnym ubraniu i zabiera mnie na
przesłuchanie. Idąc z nim na posterunek gestapo, zastanawiam się – a moŜe wymierzyć
cios w nos gestapowca i samemu uciec w boczną uliczkę. Powstrzymuje mnie obawa, Ŝe
jeŜeli cios chybi albo okaŜe się za słaby, niechybnie zginę od kuli. W pokoju gestapo
widzę długi stół bez nakrycia, a przy nim czterech umundurowanych gestapowców.
Był to tylko sen. Wkrótce jednak przemienił się w realną rzeczywistość.
Około godziny jedenastej przyszedł rzeczywiście gestapowiec widziany we śnie i
zabrał mnie ze sobą na przesłuchanie w gestapo. Po drodze faktycznie zastanawiałem się,
jak uciec. Czy nie grzmotnąć go pięścią w łeb? Rozsądek kazał mi przyjąć bierną postawę.
Gdy tylko przekroczyłem próg sali na posterunku gestapo, oniemiałem z wraŜenia.
Zobaczyłem ten sam stół, te same postacie gestapowców siedzących przy stole. Całą
scenerię widzianą we śnie ujrzałem w pełnej rzeczywistości.
Sen opisany miał podwójny charakter telepatyczny i typowo parapsychiczny.
Sny .telepatyczne były częstym ostrzeŜeniem przed grozą aresztowania w czasie
okupacji dla wielu Polaków, których myśl stale była napięta trwogą przed niepewnym
jutrem, przez co stała się podatna na wpływy telepatyczne. Odbiór we śnie zamierzeń
wroga w tych przypadkach był bardziej precyzyjny i niezawodny.
69
Hipnotyzm
To, cośmy osiągnęli umysłem,
wykorzystujmy dla dobra człowieka, czego zaś nie umiemy jeszcze
wyjaśnić, otaczajmy szacunkiem.
Literatura hipnologiczna jest tak obszerna na całym świecie i tak wszechstronnie
opracowana, Ŝe mogłoby się zdawać, iŜ nic juŜ nowego na ten temat dodać nie moŜna.
Niemiecki profesor J.H. Schultz napisał pięciotomowe wyczerpujące dzieło o hipnotyzmie
w teorii i praktyce. Dzieło to w sposób naukowy kładzie kres wszelkim wątpliwościom co
do zagadnień hipnotyzmu.
Tymczasem poglądy dotyczące samego istnienia hipnotyzmu, a jeszcze bardziej
zastosowania jego zbawiennych sił w praktykach, pozostają nadal kontrowersyjne. Kilka
lat temu pojawił się w prasie artykuł, którego autor lekarz arbitralnie oświadcza, Ŝe wszelki
hipnotyzm, a zwłaszcza jego wartość w praktyce lecznictwa, jest dobrą bajeczką dla dzieci.
Wypowiedź taka w dobie dzisiejszej, i to pochodząca z ust lekarza, mocno zaskakuje. Jest
jeszcze, niestety, wielu nawet powaŜnych naukowców, którzy zjawiska hipnotyczne
traktują jako jedną z form iluzjonistycznych praktyk, demonstrowanych dla towarzyskiej
rozrywki.
W gmatwaninie ścierających się sprzecznych ze sobą poglądów na zjawiska
hipnogenne musi być zawsze jakaś obiektywna prawda, dla której warto trochę trudu
poświęcić.
W związku z tym chciałbym zabrać głos na temat hipnotyzmu, jego sił i wartości.
Czynię to, pomijając inne motywy, jeszcze i dlatego, Ŝe zjawiska hipnotyczne występują w
formie autohipnozy w moich praktykach parapsychicznych. Hipnotyczna sugestia
skuteczniej w wielu przypadkach leczy schorzenia chroniczne niŜ znane leki
70
farmaceutyczne. Pominę milczeniem kwestię, jaką rolę odgrywa sugestia hipnotyczna w
dziedzinie parapsychologii, poruszą tylko pobieŜnie jej znaczenie w lecznictwie.
Hipnotyzm nie jest odkryciem doby współczesnej. Wiele danych wskazuje, Ŝe
znany był juŜ w staroŜytnym Egipcie, gdzie posługiwano się nim w lecznictwie i w innych,
nie zawsze godziwych praktykach. Mistrzami tej sztuki byli kapłani.
U nas zainteresowano się hipnotyzmem dopiero na przełomie XIX i XX wieku.
Zupełnie niesłusznie za twórcę nowoczesnego hipnotyzmu uwaŜa się wiedeńskiego lekarza
F. Mesmera. Stosował on w leczeniu swych pacjentów biomagnetyzm, nazwany przez
niego samego zwierzęcym magnetyzmem, a nie hipnotyzm. Przez długi czas jednak nauka
nie zajmowała wobec zjawisk liipnotycznych Ŝadnego oficjalnego stanowiska. Po-
wszechnie uwaŜano je za niegodne zainteresowania naukowego.
W tym miejscu przypomina mi się znamienne zdanie, jakie wypowiedział profesor
hydrogeologii J. Gołąb na zjeździe naukowym Polskiego Towarzystwa Przyrodników w
Warszawie: „Gdyby więcej naukowców było bardziej bezstronnych i uczciwych, a mniej
pysznych, daleko byśmy wiece] odkryli zjawisk dotyczących człowieka i świata
zewnętrznego”. Jest to opinia dość skrajna. Sądzę, Ŝe ludziom nauki moŜna jedynie
zarzucić niechęć do badania tych zjawisk, które wykraczają poza przyjęte dziedziny nauki,
wymykają się spod obiektywu mikroskopu i nie nadają się do obserwacji w probówkach.
Dopiero w roku 1965 na Międzynarodowym Kongresie w ParyŜu hipnozy zmówi nadano
prawo obywatelstwa w nauce i podniesiono go do rangi środka leczniczego. Nowy ten
dział nauki nazwano hipnologią, a nazwa „hipnotyzm” została zastąpiona wyrazami
„sugestia hipnogenna”.
W ostatnich latach siły hipnogenne stały się przedmiotem badań naukowych. Coraz
częściej są stosowane w praktyce leczniczej, zwłaszcza na zachodzie Europy i w Stanach
Zjednoczonych. W mieście Jena w Niemczech powstał ośrodek badawczy sugestii
hipnogennej oraz przychodnia lecznicza, gdzie w leczeniu wszelkich nerwic i chorób na
ich tle powstałych lekarze posługują się wyłącznie hipnozą.
U nas ta sprawa pozostaje dotąd zaledwie w projekcie. A przecieŜ mamy takŜe
znakomitych specjalistów hipnologii, którzy oprócz znajomości teoretycznej oddaje
wielkie usługi społeczeństwu stosując hipnozę w praktyce. Spośród nich warto wymienić
bodaj dwa nazwiska znane z prasy i telewizji: profesor Maria Szulc, były kierownik
Katedry Biochemii w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, i lekarz
medycyny Jan Rublewski. Specjalnością M, Szulc jest leczenie nałogowych alkoholików i
zdeprawowanych jednostek aspołecznych. JakŜe wiele dobrego czyni ta ofiarna
bezinteresowna kobieta, przywracając społeczeństwu zdrowych fizycznie i moralnie
pracowników, a nieszczęsnym rodzinom – wyleczonych z alkoholizmu i upadku
moralnego ojców, męŜów i synów. Cudowna metamorfoza dokonuje się za pomocą
zbawiennej siły hipnogennej.
Lekarz J, Rublewski leczy sugestią hipnogenną schorzenia powstałe na podłoŜu
nerwowym. Do wprowadzenia chorego w stan hipnozy stosuje on odrębna metodę,
odrębna od powszechnie przyjętej. Jest to metoda tybetańska: prosta i szybka. Nie
powtarza on nad swym pacjentem monotonnych słów usypiających lecz mocno się
koncentruje, chwilkę wyczeka, dotknie tylko swymi palcami lekko powiek oczu swego
klienta, i ten natychmiast popada w stan hipnotyczny. Nie bez znaczenia teŜ pozostają
pewne kwalifikacje hipnotyzera. Musi on mieć umiejętność i moc koncentracji oraz
intensywne biomagnetyzmy zdrowego biopola. Hipnotyzer wcale nie musi mieć, jak to
wielu wyobraŜa sobie, demonicznego wzroku. Całkiem przeciwnie, wzrok jego moŜe być
bardzo łagodny, przyzwalający, jak u profesor M. Szulc, nawet matczyny, lecz o mocy
wewnętrznej, zniewalający. TakŜe lekarz J. Rublewski nie ciska wzrokiem iskier, a siły
hipnogenne ma zadziwiające. Wiele razy byłem naocznym Świadkiem jego moŜliwości
71
pod tym względem. Przedstawię jego eksperymenty pokazowe, jakie zademonstrował na
sali podczas naukowego zebrania FTP w Warszawie w 1957 roku.
Zahipnotyzowanego marynarza posadzono na krześle doktor F. Chmielewski w
towarzystwie dwóch lekarzy jako świadków zmierzył puls uśpionego. Puls jest normalny,
wynosi 68 uderzeń na minutę. Ciśnienie krwi 120/80. Teraz hipnotyzer mówi do śpiącego:
„Wyobraź sobie, kolego, Ŝe wznosisz się na samolocie w górę, jesteś na wysokości 5000
metrów, no, jeszcze trochę, juz jesteś na wysokości 6000 metrów, juŜ samolot osiągnął
7000 metrów. Jak teraz kolega się czuje?” – pyta hipnotyzer. W tej chwili marynarz
zaczyna się krztusić, wykrzywia twarz, otwiera usta, łapie z trudem powietrze jak ryba
wyciągnięta z wody. Teraz doktor znowu mierzy jego puls i ciśnienie, i o dziwo – puls
wynosi 120 na minutę, ciśnienie zaś wzrosło do 160/90. Nie ma tu Ŝadnej wątpliwości.
Aparatura rejestruje bezbłędnie stan rzeczywisty, nie ulega Ŝadnym złudzeniom.
Następuje dalszy ciąg eksperymentu. PołoŜono uśpionego marynarza na dwóch
krzesłach, na jednym głowę, a na drugim pięty nóg. Cały korpus usztywniony pozostawał
w powietrzu. Teraz podłączono do przegubu jego ręki aparat podobny do galwanometru.
Wskazówka aparatu stoi na punkcie zerowym. Hipnotyzer mówi: „Wyobraź sobie, kolego,
Ŝ
e dźwigasz pakunek waŜący 20 kilogramów”. Ręka marynarza ani drgnie, natomiast
wskazówka aparatu przesunęła się natychmiast i stanęła na cyfrze 20 kilogramów, jakby
ręka rzeczywiście dźwigała cięŜar dwudziestokilogramowy.
Zjawisko to opiera się na teorii czynników ideomotorycz-nych. Stwierdza ona, Ŝe
wyobraŜenia pewnych ruchów są ściśle związane z ich wykonaniem.
Eksperyment trwa nadal. Lekarz Rublewski przykłada rozŜarzony papieros do gołej
ręki śpiącego w hipnozie marynarza. Skóra ręki zaczyna się smaŜyć. Ukazuje się lekki
dymek, rozchodzi się woń spalenizny, robi się czerwony bąbel. Kobiety zaczynają piszczeć
z przeraŜenia, a ręka uśpionego ani drgnie. Ból nie jest odczuwany przez
hipnotyzowanego. Po obudzeniu się z transu na ręku jego pozostały zaledwie małe
zaczerwienienia w miejscu przypalania papierosem skóry, które w krótkim czasie znikły
całkowicie.
MoŜna równieŜ na ciele ludzkim sugestią hipnogenną wywołać stany chorobowe.
Kawałek cienkiej bibułki zamoczyć w wodzie, przykleić do skóry i powiedzieć
pogrąŜonemu w transie hipnotycznym, Ŝe ma pod bibułką ranę na skórze. Po zdjęciu
bibułki zobaczymy powstałe rzeczywiście ropne bąble, które po krótkim czasie po
obudzeniu uśpionego znikną zupełnie bez szkody dla organizmu.
JeŜeli siła hipnogenną powoduje natychmiast tak wielkie zmiany fizjologiczne i
biochemiczne w organizmach ludzkich, to przy umiejętnym kierowaniu nią ileŜ chorób
przeróŜnych moŜna zlikwidować. JuŜ się zaczyna stosować nawet i u nas hipnozę w
zabiegach chirurgicznych, w tych zwłaszcza przypadkach, kiedy pacjentowi nie moŜna
zastosować narkozy. Stanowi to w medycynie duŜy krok naprzód, ale to są dopiero
początki tego, czego moŜna w lecznictwie dokonać.
Umysł ludzki usiłuje zawsze rzeczy trudne, zjawiska tajemnicze zgłębić
rozumowo. Wiele teŜ trudów włoŜyli uczeni w badanie, czym jest właściwie ta potęŜna
sugestia hipnogenna, która tak głęboko wdziera się w jaźń człowieka. Cały wysiłek
naukowców pozostał, niestety, dotąd bez pozytywnych wyników. Nie wiemy nawet, czy
sen hipnotyczny jest snem w ścisłym tego słowa znaczeniu, czy tylko czymś do niego
podobnym. Wydaje się, iŜ sen hipnotyczny jest snem tylko pozornym. Jest to raczej
wyłączenie człowieka na jawie z jego stanu naturalnego, ze świadomości, a nawet w
pewnym stopniu z własnej osobowości, i przejście w stan alienacji na rozkaz hipnotyzera.
Stąd by wynikało, Ŝe między hipnotyzerem a hipnotyzowanym zachodzi związek
przyczynowy – pierwszy musi posiadać siłę hipnogenna nadawczą, drugi zaś dyspozycję
odbiorczą. Dlatego nie kaŜdy potrafi hipnotyzować, jak równieŜ nie kaŜdy jest podatny na
72
działanie sugestii hipnogennej. Najmocniejszy hipnotyzer nie potrafi zahipnotyzować
psychicznie chorego, takŜe dzieci i starcy nie są podatni na hipnogenne sugestie. Nie ma
po prostu i być nie moŜe Ŝadnego kontaktu między tymi grupami osobników a
hipnotyzerem. Chodzi tu oczywiście o kontakt psychiczny. Trudno jest takŜe wprowadzić
w trans hipnotyczny wyrafinowanych prowodyrów chuliganów i hersztów band
aspołecznych. Oni są nastawieni psychicznie na wydawanie rozkazów i nakazów, nie zaś
na przyjmowanie i podporządkowywanie się takowym. Najłatwiej podlegają sile
hipnotycznej ludzie z natury swej sugestywni, ludzie inteligentni, wraŜliwi oraz
zdyscyplinowani w dłuŜszej subordynacji, jak wojskowi, wychowankowie konwiktów itp.
Hipnotyzer w jakiś sposób swoimi bioprądami własnego biopola oddziaływa na
strukturalne ośrodki mózgu drugiej osoby, podporządkowując jej całą jaźń swojemu
władaniu. Pod nakazem hipnotyzera spełni zahipnotyzowany kaŜdą, najbardziej nawet
niedorzeczną czynność, nie tylko w danej chwili, ale i w przyszłości. Polecenie
hipnotyzera trwa u zahipnotyzowanego potencjalnie tak długo, jak długo on nakazu nie
odwoła.
Na uniwersytecie w Rzymie profesor psychologii przeprowadził ze studentem
następujące doświadczenie. Zahipnotyzował go i kazał mu następnego dnia o godzinie
jedenastej przynieść z Forum Romanum niewielki kamień. Jednocześnie wtajemniczył w
swój plan rektora uczelni i poprosił go, aby tego studenta jutro zaangaŜował do bardzo
waŜnego zajęcia równieŜ na jedenastą godzinę i nie pozwolił mu się ani na moment
oddalić. Wpół do jedenastej wpada student jak bomba do rektora i prosi go o pozwolenie
wyjścia na miasto. Rektor absolutnie nie pozwala mu na przerwanie powierzonego zajęcia
i oddalenie się. Zakaz rektora nie ma znaczenia dla niego. Rzuca wszystko i pędzi jak
szalony do miasta. Po upływie pół godziny przynosi profesorowi kamień spod Colosseum,
kładzie na biurku, a sam wychodzi.
Byłem świadkiem ciekawszego pod tym względem zdarzenia.
Przyszedł jąkała do hipnotyzera na kurację wady wymowy. Hipnotyzer wprowadził
go w trans, przeprowadził leczniczy seans i w końcu w celu próby kaŜe mu przenieść o
godzinie dwudziestej minut cztery flakonik ze stoliczka stojącego w kącie pokoju na szafę.
Po skończonym seansie i obudzeniu pacjenta zaczęliśmy rozmowę na temat malarstwa. W
pewnym momencie pacjent, nie patrząc wcale na zegarek, zerwał się, chwycił flakon ze
stoliczka i przeniósł na szafę. Na pytanie, dlaczego to zrobił, nie potrafił dać odpowiedzi.
Charakterystyczne jest, Ŝe nakaz hipnotyzera nie potrafi skłonić do popełnienia
złego czynu osoby o wysokim poziomie moralnym i etycznym. Na przykład skromna
panienka na rozkaz hipnotyzera nie obnaŜy się publicznie. Jej poziom moralny, utrwalony
wieloletnim trudem, jest mocniejszy od sugestywnej siły hipnotyzera. Jedynie niemoralny i
nieuczciwy hipnotyzer przez częste ujemne oddziaływanie hipnotyczne na daną osobę
moŜe jej morale obniŜyć albo całkiem zniweczyć.
Takim wyjątkowym, wprost legendarnym fenomenem, który swych potęŜnych sił
hipnotycznych uŜywał prawie wyłącznie dla swoich własnych celów, był Rasputin. Ta
niezwykła postać stała się przedmiotem dociekań naukowych najwybitniejszych
psychologów i lekarzy. Na temat jego osoby powstała obszerna literatura polityczna i
naukowa. JuŜ sam fakt opanowania przez Rasputina rodziny cara Mikołaja II i całego
carskiego dworu świadczy o jego potęŜnej sile psychicznej. Był to prosty syberyjski chłop,
syn koniokrada. Karierę swą zaczął od wyleczenia w nieznany sposób z nieuleczalnej
choroby, zwanej hemofilią, carewicza, następcę tronu. Niezwykłe to wydarzenie podniosło
w oczach elity dworskiej znaczenie Rasputina i otoczyło jego osobę nimbem
tajemniczości. Zaczęto go uwaŜać za niezwykłego cudotwórcę. W tej sytuacji Rasputin
zaczął wywierać na otoczenie jakiś wpływ demoniczny do tego stopnia, Ŝe nie tylko damy
dworu carskiego z Wyrubową i carycą na czele, ale większość arystokratek Petersburga
73
zaczęły ulegać temu wpływowi i woli „cudotwórcy”. Wiele dam uprawiało stosunki
seksualne z Rasputinem. Jedna przed drugą chlubiły się, Ŝe je cudotwórca odwiedza.
Rasputin nie stosował hipnozy metodycznie. Siła demoniczna jego wzroku i
biomagnetyzmy obezwładniały ludzi. Za pomocą swych sił psychicznych mógł z łatwością
rządzić nie tylko kobietami, ale i carskimi dygnitarzami. Dysponował niewątpliwie siłami
hipnotycznymi, które przy lada natęŜeniu jego woli działały szybko i skutecznie.
Ówczesny ambasador angielski w Piotrogrodzie nie wierzył w opowiadania o
straszliwej sile wzroku ani o zniewalającym wpływie osobowości Rasputina na innych.
Twierdził, Ŝe Rosjanie są skłonni do mistycyzmu, dlatego łatwo ulegają wpływom swojego
cudotwórcy. Chcąc się przekonać o słuszności swego poglądu, postanowił spotkać się
osobiście z Rasputinem na neutralnym terenie. Gdy zaplanowane spotkanie nastąpiło na
towarzyskiej herbatce w gronie wielu osób, ambasador zbliŜył się do Rasputina, aby móc z
nim wszcząć rozmowę. Kiedy skrzyŜowały się ich spojrzenia, Anglik zadrŜał z doznanego
niesamowitego wraŜenia. Nie mógł wytrzymać wzroku syberyjskiego chłopa. Szybko się
wycofał z rozmowy i poszedł na swoje miejsce. „W oczach Rasputina i w całej jego
postaci tkwi jakiś demon” – wyraził się później do swoich znajomych. Dodał, Ŝe ten
człowiek jest niebezpieczny.
Hrabina S.R., mieszkająca obecnie w Sopocie, opowiadała mi o ciekawym
wydarzeniu, jakiego była naocznym świadkiem w ówczesnym Piotrogrodzie, gdzie
wówczas przebywała. Ktoś poradził jej przyjaciółce, Ŝonie doktora I.B., Ŝe przecieŜ ona
moŜe łatwo przez protekcję Rasputina ściągnąć swego męŜa z frontu do domu. Rada
kusząca. Trzeba z niej skorzystać.
„Doktorowa prosi mnie, bym jej towarzyszyła w wyprawie do protektora – ciągnie
opowiadanie hrabina S.R. – Zdecydowanie udajemy się obie do Rasputina, który z łaski
carycy miał luksusowy apartament. W poczekalni czekało na niego wiele osób. Za chwilę
wszedł tam Rasputin i powiódł po otoczeniu swym dziwnym spojrzeniem. DłuŜej
zatrzymał wzrok na Ŝonie doktora i, rzecz dziwna, poza kolejką zaprosił ją do swego
gabinetu. Wizyta trwała około pół godziny. Doktorowa wyszła jakaś lekko zmieszana. Za
parę tygodni doktor rzeczywiście wrócił z frontu do domu, zwolniony z wojska. Ale nie na
tym koniec całej historii. Od czasu swej pierwszej wizyty Ŝona doktora zaczęła codziennie
regularnie o godzinie piętnastej odwiedzać swego protektora. Doktor po ustaleniu, komu
jego małŜonka tak skrupulatnie składa codzienne wizyty, postanowił połoŜyć temu kres.
Zaprosił uprzednio do siebie kilka znajomych, wśród nich i mnie, kwadrans przed
piętnastą i wtajemniczył panie w swe plany, a sam udając chorego, połoŜył się do łóŜka.
Prosił, aby jego Ŝona siedziała przy nim.
Punktualnie o godzinie piętnastej Ŝona doktora szybko się ubrała i chciała wyjść na
miasto. Wszelkie perswazje pań i męŜa pozostawały bez echa. Kiedy próbowała wyjść,
doktor nagle zerwał się z łóŜka i zamknął drzwi. Kobieta najpierw szarpała za klamkę,
następnie cała zaczęła drŜeć i padła zemdlona. Po pewnym dopiero czasie oprzytomniała i
zapytała, co się z nią stało. Później pod presją męŜa przyznała się, Ŝe miała iść do
Rasputina, Ŝe ją do tego zmuszała jakaś siła, której nie potrafiła się oprzeć. A przecieŜ
Rasputin był brzydkim, nieokrzesanym chłopem. CzymŜe więc zniewalał damy z
„towarzystwa”?
Na koniec postawmy zasadnicze pytanie — czy hipnotyzowanie jest dla
hipnotyzowanego szkodliwe? Jedni twierdzą, Ŝe tak Ŝe to jest profanacja godności
ludzkiej, wdzieranie się brutalnie w duszę i burzenie osobowości. Inni natomiast
utrzymują, Ŝe stosowanie hipnozy nie przynosi pacjentowi Ŝadnej szkody na zdrowiu, ani
fizycznym, ani psychicznym. Jak w kaŜdej sytuacji kontrowersyjnej jądro prawdy
obiektywnej znajduje się w środku.
Człowiek jest strukturą psychofizyczną bardzo delikatną, subtelną, złoŜoną, a
74
hipnoza jest siłą potęŜną, która, nieumiejętnie stosowana albo brutalnie uŜyta, zwłaszcza
dla celów innych niŜ ratowanie zdrowia, moŜe przynieść człowiekowi nieobliczalne
szkody. Nie wolno partaczom stosować sił hipnotycznych nawet dla celów leczniczych. A
jeszcze bardziej nie wolno ich uŜyć dla celów niecnych, niemoralnych. MoŜna natomiast, i
jest wskazane, posługiwać się hipnozą w celach leczniczych, ale tylko przez specjalistów
sumiennych, doświadczonych i jedynie w tych przypadkach, gdy zawiodą inne metody.
Najlepsi fachowcy w miarę moŜności nie powinni w czasie leczenia chorego, prócz
wypadku zabiegu chirurgicznego, pogrąŜać pacjenta w stan transsomnambuliczny, czyli
kataleptyczny, gdyŜ po takich stanach mogą wystąpić w ośrodkach mózgowych pewne
zmiany patologiczne. Mogą być one minimalne, zawsze są jednak niepoŜądane. We
wszystkich innych przypadkach stosowanie lekkiej sugestii hipnogennej nie przynosi
zdrowiu chorego Ŝadnej szkody. Gdyby nawet hipnoza w zwalczaniu chorób przynosiła
minimalną szkodę, jej uboczne działanie będzie bezwzględnie mniejsze od szkody
wyrządzonej ubocznym działaniem leków medycznych. Z dwojga złego wybiera się
zawsze zło mniejsze. NóŜ chirurgiczny pozostawia na naszym ciele nieprzyjemną bliznę, a
mimo to pozwalamy lekarzowi dla ratowania swojego Ŝycia przecinać tkanki naszego ciała
i wycinać zepsute części danego narządu. Tak samo w stanach cięŜkich przewlekłych
chorób moŜemy powierzyć siebie specjaliście leczącemu sugestią hipnogenną, wierząc, Ŝe
w wyniku takiego leczenia zyskamy więcej korzyści, niŜ poniesiemy ewentualne szkody.
Uzupełnienie
Poznaj człowieka, a poznasz cały wszechświat! Aforyzm ten, tak często dzisiaj
głoszony w świecie nauki, zawiera w sobie bogatą treść. Sugeruje bowiem ogrom
problemów czekających na rozwiązanie przez umysł ludzki. JednakŜe sens aforyzmu jest
tylko częściowo uzasadniony. Wydaje się bowiem, Ŝe przeogromny wszechświat jest w
swej strukturze mniej skomplikowany niŜeli malutka istota ludzka w swej małej, lecz jakŜe
treściowej złoŜoności, dla której nie ma odpowiednika w całym makrokosmosie. Człowiek
to nie jest compositum fizyko-chemiczne, lecz niepojęte połączenie – dwóch
egzystencjonalnych form: struktury fizycznej i świata psychicznego. ChociaŜ człowiek pod
względem fizycznym jest w ogromie wszechświata prawie niezauwaŜalnym
ultramikroskopijnym pyłkiem, to jednak dzięki swej duszy z całym jej bogactwem
pozostaje większy i bardziej skomplikowany niŜeli wszechświat. Nic dziwnego, Ŝe W.
Hugo tak się o niej wyraŜa: „Jest większe widowisko niŜeli niebo, to wnętrze duszy
ludzkiej”. Dzięki niej właśnie człowiek potrafi myślą cały świat w sobie pomieścić.
Ten istotny dar właściwie jedynie człowiekowi udzielony, czy go nazwiemy
psyche, czy anima, stanowi dla nas niepojętą tajemnicę. Umysł ludzki poznał w duŜym
przybliŜeniu składowe elementy ciał niebieskich, ich liczbę, ruch, potrafi na trzysta lat
naprzód obliczyć, kiedy, w którym miesiącu, dniu, nawet godzinie ma nastąpić zaćmienie
słońca. Nikt natomiast nie zgłębił sfery psychicznej, jej bogactwa, jej moŜliwości.
Człowiek przez umiejętność koncentracji i odpowiednie ćwiczenie swych władz
psychicznych moŜe osiągnąć stan w pewnym sensie nadczłowieczeństwa. Widzimy tę
moŜliwość na przykładzie uprawiających wskazania jogi. Niektórzy joginowie przez
długoletnie ćwiczenia osiągają w wysokim stopniu sublimację ducha, tak Ŝe potrafią
75
przepowiadać przeszłość i przyszłość, leczyć ludzi z najcięŜszych chorób, panować nad
swoim ciałem tak dalece, iŜ w wyjątkowych przypadkach wyjmują je spod prawa
fizycznego.
Prawdziwy
jogin
potrafi
opanować
głód
do
granic
wprost
nieprawdopodobnych, potrafi chodzić po śniegu i lodzie boso, bez Ŝadnej szkody dla
swego zdrowia. Co więcej, moŜe chodzić bosymi nogami po rozŜarzonych węglach, nie
parząc tkanek. Praktykują to nawet zbiorowo pewne sekty w Tybecie podczas swych
obrzędów religijnych. Trudno w to ogółowi uwierzyć, a jednak są to fakty niezaprzeczalne.
Nam chodzi o to, aby nauka współczesna dokładnie poznała ukryte w naszej jaźni
potęgi i potrafiła kierować nimi tak, aby człowieka dzisiejszego uchronić przed
niszczycielskimi czynnikami, jakie niesie obecna cywilizacja.
PoŜyteczną jest rzeczą poznać świat, ale zbawienną poznać człowieka i
uszczęśliwić go.
ZAMIAST WSTĘPU 1
Do Ciebie, Czytelniku 3
Pierwsze spotkanie z nieznanym 6
Nieznane uchyla rąbek swej tajemnicy 9
Odkrycie rzeczywistości 12
Z głównego toru na bocznice 15
Czynniki ułatwiające wizje 25
Dlaczego fotografia? 28
Widziany obraz i jego tło 34
Jak powstaje jasnowidzenie 37
Zakres moich para psychicznych moŜliwości 39
Radości i udręki jasnowidza 41
Analiza zjawisk parapsychologicznych 44
Zjawy senne w moim pojęciu 61
Hipnotyzm 69
Uzupełnienie 74