background image

Junkosiowy szał

 

14. Finał 

 

 

Co oni kombinują?! – Głośno myślałam, stojąc zestresowana i czekając na 

nieznane. 
Kuba 

zaciągnął Junkiego za róg domu, gdzie nie mogłam ich usłyszeć, a już tym 

bardziej zobaczyć. Denerwowałam się jak rzadko. 

Co  Kuba  mógł  mieć  mu  do  powiedzenia?  A  co,  jak  pogorszy  jeszcze  tę 

sytuację?! Kuba... – Jęknęłam z żalu. 

Po  dziesięciu  minutach  zatrważającej  niepewności  moim  oczom  ukazały  się 

dwie  męskie sylwetki. Obaj szli samodzielnie i nie widziałam u nich żadnych 
urazów. 
- Uff... S

ą cali – moje największe obawy dotyczące tego, iż mogą sobie zrobić 

krzywdę zniknęły. Chociaż te... Jednak ich wyrazy twarzy i tak mnie do końca 

nie uspokajały. 

Chłopcy szli w moją stronę z poważnymi minami. Z ich oczu również nie dało 

się  nic  wyczytać.  Zamiast  się  stopniowo  uspokajać,  martwiłam  się  coraz 
bardziej

.  W  pewnym  momencie  Junki  stanął  kilka  metrów  od  mojej  osoby, 

natomiast Kuba dokładnie przede mną. Położył mi ręce na ramionach i lekko się 

zgarbił, tak że jego oczy znalazły się na poziomie moich. 

Pati! Posłuchaj mnie teraz. Porozmawiałem sobie chwile z twoim znajomym i 

uważam, że zasługuje na poznanie prawdy. 
- O czym ty mówisz?!
 – 

Spytałam zaskoczona. 

Junki  to  fajny  chłopak,  powinien  w  końcu  się  dowiedzieć,  co  naprawdę  do 

niego czujesz. Powie

dz mu prawdę! Niech wie, że to mnie kochasz. Że zawsze 

kochałaś  i  nigdy  nie  przestałaś.  Ja  próbowałem,  ale  powiedział,  że  musi  to 

usłyszeć od ciebie. 

Jakub! Oszalałeś! 

Nie ma sensu tego dłużej ukrywać, powiedz wreszcie głośno, co nas łączy. 

- Co ty do diaska mówisz?! – 

Warknęłam. 

Jak to co?! Przed momentem jak rozmawiałem z Junkim, ona zapytał mnie co 

jest  między  nami?.  Tak  też  powiedziałem  mu  prawdę,  że  teraz  kiedy  wróciłem 

znów jesteśmy razem. 

Czułam  się  jak  główna  bohaterka  jakiejś  durnej  telenoweli  słuchając  tego,  co 
mówi do mnie Kuba. Z dwoma wielkimi znakami zapytania w oczach, 

odwróciłam się i spojrzałam na Junkiego. Wszystkie mięśnie jego twarzy były 

napięte,  natomiast  oczy  mogłyby  wywołać  kolejne  zlodowacenie.  Wróciłam 

wzrokiem do chłopaka stojącego przede mną. 

background image

 

Nie mogłam uwierzyć, że ta sytuacja dzieje się naprawdę. Przecież gdy ostatnio 

rozmawiałam z przyjacielem, wydawało mi się, iż doszliśmy do porozumienia i 

uzgodniliśmy,  ze  nasze  uczucia  względem  siebie  to  już  przeszłość?  Co  się  w 
takim 

razie zmieniło od tamtego czasu?! Byłam ogłupiała... 

Pati powiedz coś! Powiedz teraz nam obojgu, co w rzeczywistości kryje się w 

twoim sercu? – 

Zwrócił się do mnie po raz kolejny Kuba. 

Wiedziałam,  że  jeżeli  powiem  teraz  wszystko,  któregoś  z  nich  to  zaboli. Nie 

chciałam  rezygnować  z  żadnego.  Jeden  był  wspaniałym  i  nieocenionym 

przyjacielem,  na  którego  mogłam  liczyć  od  dzieciństwa.  Drugi  natomiast  był 

miłością  mojego  życia.  Właśnie...  Kochałam  go  i  co  by  się  nie  działo  nie 

mogłam stracić tej miłości! 

Gdy długo się nie odzywałam, zauważyłam jak Junki stopniowo się odwraca i 

zamierza odejść. 
- Czekaj! – 

Krzyknęłam w jego kierunku. 

Nie chcę wam przeszkadzać, lepiej już pójdę w swoją stronę – odpowiedział na 

moja zaczepkę. 

Najpierw daj mi coś powiedzieć, a potem zrobisz co będziesz chciał i nie będę 

cię zatrzymywać. – Zadziałało, stanął. 

Kubuś  słoneczko,  wiesz  że  cię  kocham?  –  Junki  zacinał  usta  i  napiął  chyba 

wszystkie  mięśnie  swojego  ciała,  a  ja  kontynuowałam  nie  czekając  na 

odpowiedź  Kuby  –  Ale kocham cię  jak  brata.  Jesteś  moim  najwspanialszym 
przyjacielem, jednak TYLKO przyjacielem.
  – 

Pierwsze  łzy,  które  już  dawno 

kręciły mi się w oczach, spłynęły po moich policzkach. Choćby następne słowa 

nie  wiem  jak  zraniły  Kubę,  musiałam  je  powiedzieć.  –  Wszystkie moje  myśli 

obecnie  zawładnięte  są  przez  Junkiego  –  Wzięłam  głęboki  oddech...  –  Moje 
serce bije tylko dla niego, kocham go i nic tego nie zmieni!
 - 

Powiedziałam to! 

Nie wierzę, ale powiedziałam to głośno! 

Kuba puścił moje ramiona i wyprostował się. Byłam przekonana, że jest na mnie 

wściekły,  a  przynajmniej  zły.  Jednak  on  miał  na  ustach  lekki  uśmieszek. 

Spojrzałam na Junkiego. Dalej stał spięty z poważną miną. 

A  nie  mówiłem?!  –  Słowa  skierowane  zostały  przez  Kubę  do  mojego 

ukochanego. 

Hę...?!  –  Nierozumiejąca  niczego,  przerzucałam  swoje  spojrzenie  z  jednego 

chłopaka na drugiego. 
Jakub 

ruszył w stronę Junkiego w dalszym ciągu opartego o maskę samochodu. 

Następnie  popchnął  go  w  moim  kierunku,  po  czym  sam  zajął  jego  miejsce 

chichocząc.  Junkoś  podszedł  i  stanął  dokładnie  przede  mną.  Jego  twarz  nie 

wyrażała  żadnych  emocji,  natomiast  w  oczach  coś  się  zmieniło.  Nie  były  już 

takie rażące lodem jak jeszcze chwilę temu. Spojrzał mi głęboko w oczy. Z obu 

stron  na  policzkach  oraz  linii  żuchwy  poczułam  jego  dłonie,  które  skierowały 

moją głowę delikatnie w swoją stronę. Kiedy jego twarz zbliżała się do mojej 

przymknęłam oczy, a na czole poczułam ciepły dotyk jego warg.  

Odsunął mnie od siebie na długość ramion. 

background image

Nie można było tak od początku? – Zapytał 

- Co? Czego? 
-  Nie 

mogłaś  mi  już  dawno  powiedzieć  o  swoich  uczuciach?  Powiedz  mi,  co 

chciałaś osiągnąć przez trzymanie mnie  w niepewności? Przecież wiesz co do 

ciebie czuję i chyba rozumiesz jakie było dla mnie trudne widzieć cię z innym 
facetem? Dodatkowo przyjacielem z dzi

eciństwa! 

Czekałam  na  odpowiedni  moment  –  Odpowiedziałam  z  łobuzerskim 

uśmieszkiem na ustach. – Przepraszam. - Wypowiadając to słowo wyciągnęłam 

głowę w jego kierunku i dotknęłam ustami jego ust. Moje ręce powędrowały na 

jego barki, szyję, a następnie kark, natomiast jego silne ramiona, objęły mnie w 
talii  i 

łapczywie przycisnęły do siebie, jakbym miała zaraz im gdzieś umknąć. 

Spragniona 

pocałunków  ukochanego  po  długiej  abstynencji,  wczepiłam  się 

energicznie 

w  jego  usta  nie  dając  ani  jemu,  ani sobie chwili wytchnienia. 

Wyglądało  na  to,  że  jego  uczucia  były  podobne,  bo  również  nie  próbował 

przerwać tej chwili. 
-  Ekhmmmm... N

ie chciałbym przeszkadzać, ale ja się będę już zbierał. Pa... – 

Pomachał i odszedł w stronę swojego samochodu. My jednak nie zwróciliśmy 

na to większej uwagi, byliśmy zbyt zajęci sobą. 
 
   

Junki  w  Polsce  przebywał  jeszcze  miesiąc.  Najpiękniejszy  miesiąc  mojego 

życia. Teraz gdy oboje wreszcie wiedzieliśmy, co do siebie czujemy, mogliśmy 

się  całkowicie  odprężyć  i  wykorzystywać  najlepiej  jak  się  da  dany  nam  czas. 

Kiedy  tylko  Junki  kończył  pracę,  natychmiast  pojawiał  się  u  mnie,  gdzie 

siedzieliśmy  rozkoszując  się  swoim  towarzystwem,  lub  wybieraliśmy  się  na 

wycieczki po okolicy. Równie często, zaglądaliśmy także do niego. Co nieraz 

kończyło  się  dopiero porannym powrotem do domu w moim przypadku. 

Musiałam to przyznać otwarcie, ja po prostu byłam całkowicie w nim zakochana 
i to jak nigdy w nikim. Gdy 

byłam z nim, nie było mi do szczęścia potrzeba nic 

więcej. Mogłabym nawet siedzieć w więziennej, zimnej celi, gdyby tylko koło 

mnie siedział mój najdroższy.  

Dni upływały nam niestety bardzo szybko i data wyjazdu Junkiego zbliżała się 

nieubłaganie. Do tego okrutnego momentu został już tylko tydzień, ale ja nadal 

nie potrafiłam przyjąć do wiadomości faktu, iż niedługo już nie będzie ze mną 

człowieka, za którego byłabym w stanie oddać życie. 

Kochanie musimy dzisiaj poważnie porozmawiać! – Powiedział tego ranka do 

mnie Junki przez telefon gdy, 

jak co dzień rozmawialiśmy po przebudzeniu się. 

Czy cos się stało? – Zapytałam lekko wystraszona. 

Nie  martw  się,  to  nic  takiego,  jednak  chciałbym  z  tobą  porozmawiać  o  tym 

osobiście. Przyjadę po ciebie koło trzynastej i zabiorę gdzieś na obiad. Wtedy 
porozmawiamy, dobrze? 

Zaczynam się bać, no ale dobrze. 

- Koch

am cię, pamiętaj o tym. Pa. 

Ja też cię kocham. Papa 

background image

Jego  słowa  niesamowicie  mnie  zaniepokoiły.  Nie  wiem  dlaczego,  ale  miałam 

jakieś  złe  przeczucia.  Zastanawiałam  się,  o  co  może  chodzić.  Jednak  nic 

sensownego  nie  chciało  mi  przyjść  do  głowy.  Pół  dnia  chodziłam  jak  struta, 

psując  tym  humor  innym  domownikom,  aż  nadszedł  czas  spotkania. 

Wyszykowałam  się  by  być  gotową  na  pierwsza  popołudniu  i niecierpliwie 

czekałam  momentu,  gdy  czerwona  Honda  zajedzie  przed  mój  blok.  Stałam  i 

stałam, gdy dochodziło już piętnaście po pierwszej. Junki nigdy się nie spóźniał, 

zaczynałam się poważnie martwić. Po kolejnych pięciu minutach Junkiego nadal 

nie  było  widać,  a  telefon  miał  wyłączony.  Pewnie  zdjęcia  się  przesunęły  – 

uspokajałam się w duchu. Zdecydowałam przejść się kawałek by rozruszać nogi, 

zdrętwiałe od stania w miejscu. Nie zdążyłam wyjść za blok, gdy na horyzoncie 

ujrzałam jadący z duża prędkością czerwoniutki samochód. To był on. Nikt inny 
nie ma 

tutaj takiego auta, jak również nikt inny nie jeździ tutaj z taką prędkością. 

Junki  stanął  praktycznie  przed  moimi  nogami  i  szybko  wysiadł,  od  drzwi 

tłumacząc  się  i  przepraszając  za  spóźnienie.  Nie  miałam  mu  tego  za  złe, 

rozumiałam  przecież,  że  z  pracą  to  różnie  bywa  i  nie  zawsze  się  nam  udaje 

wszystko. Dlatego też nie dając mu skończyć tego rozpaczliwie błagającego o 
wybaczenie monologu, 

szybkim ruchem zarzuciłam mu ręce na szyje i zatkałam 

mu, 

cały  czas  walczące  ze  mną  ciepłe  usta  swoimi  wargami.  Kiedy  po  kilku 

chwilach, przestał bełkotać pozwoliłam mu wziąć oddech. 

Jeżeli  powiedziałbyś  jeszcze  słowo  to  sama  bym  się  chyba  udusiła.  – 

Powiedziałam ciężko dysząc, ale szczerze i szeroko się do niego uśmiechając. 

To  zrobiłbym  ci  wtedy  oddychanie  usta-usta  –  odpowiedział  również 

uśmiechając  się  do  mnie,  a  w  następnej  chwili  już  całując  mnie  z  wielką 

żarliwością.  Tę  przyjemną  scenkę  zakłócił  niestety  pewien  dźwięk 

wydobywający  się  z    mojego  brzucha.  Ja  na  widok  Junkiego  zapominałam  o 

wszystkim,  jednak  jak  się  okazuje  moje  wnętrzności  nie  i  właśnie  w  tym 

momencie przypominały, iż czas na posiłek już minął i czas to nadrobić. 

Coś mi się wydaje, że moje spóźnienie nie spodobało się twojemu żołądkowi – 

wyszczerzył  zęby.  –  On na mnie warczy  –  powiedział  chichocząc  oraz 

przystawiając ucho w kierunku mojego żarłocznego żołądka. 

Uważaj bo cię ugryzie! 

Nie odważy się! 

Ja bym nie była tego taka pewna... Aaa... – Zapiszczałam kiedy Junki złapał 

mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. 

Dalej myślisz, że twój brzuch miałby ze mną jakiekolwiek szanse?! 

Oczywiście – odparłam wesoło, wisząc w dalszym ciągu głową w dół, wzdłuż 

jego pleców. 

Nasze  wygłupy  zrobiły  się  zbyt  głośne,  gdyż  ludzie  zaczęli  się  na  nas  gapić. 

Uznałam,  że  najwyższy  czas  się  stąd  wynieść,  tym  bardziej,  że  moi  rodzice 
nadal nie wiedzieli 

nic o moim nowych chłopaku. A nie miałam wtedy ochoty 

im tego wszystkiego tłumaczyć. 

background image

Jeżeli  nie  chcesz,  by  mój  głód  przemówił  pełnią  siły  to  może  chodźmy  już 

gdzieś coś zjeść? 

Niecałą  minutę  później,  jedynym  śladem,  który  mógł  wskazywać,  iż 

kiedykolwiek tu byliśmy, była chmura kurzu unosząca się spod kół. 

Wylądowaliśmy  w  małej  pizzerii  za  miastem,  gdzie  prawdopodobieństwo,  iż 

ktoś rozpozna Junkiego wynosiło minus dziesięć. Tam mogliśmy spokojnie coś 

zjeść zajmując się tylko sobą. Gdy weszliśmy, Junki poprowadził mnie w stronę 
stolik

a na uboczu. Gdy usiedliśmy, kelner zaraz wręczył nam menu. 

Zamawiaj na co masz ochotę. – Stwierdził chłopak siedzący na przeciw mnie. 

Hmmm... Niezły wybór. Może... 

Ja chcę Hawajską! 

Moja ulubiona! To ja poproszę to samo. – Powiedziałam ucieszona. 

Początkowo jedliśmy w milczeniu, w końcu jednak Junki zaczął rozmowę. 

Patuś wiesz już, że w przyszłym tygodniu musze wyjechać? 

-  Niestety  – 

spuściłam  wzrok  próbując  opanować  łzy  cisnące  się  do  oczu. 

Poczułam  ciepło  na  swojej  dłoni,  trzymanej  akurat  na  kolanach  pod  stołem. 

Spojrzałam z powrotem na niego. 

Uwierz, że mi wcale nie jest łatwiej. Nie chcę cię zostawiać. 

A naprawdę nie możesz zostać? 

Rozmawialiśmy  już  o  tym,  tłumaczyłem  że  nie  mogę.  Kontrakt  mi  na  to  nie 

pozwala. – 

Odpowiedział smutnym głosem. 

-  Tak, wiem, przepraszam, po prostu...  – 

Pierwsza  łza  spłynęła  po  policzku. 

Szybko wytarłam ją wierzchem dłoni, starając się by Junki tego nie zauważył. – 

Po  prostu  nie  wyobrażam  sobie  rozstania  z  tobą.  Będziesz  tak  daleko...  Ale 
obiecujesz codziennie 

dzwonić  i  pisać?!  A  może  kiedyś  wpadniesz  na  jakiś 

weekend?! 

No właśnie... Nie mogę ci tego obiecać... 

Co masz przez to na myśli?! 

Obawiam się, że nasz kontakt zerwie się i to nie za tydzień a za 2 dni. 

-  Junki o czym ty mówisz do cholery?!  Jak to z

erwać  kontakt?  –  Nic nie 

rozumiałam z tego co on mówił. Zerwać kontakt?! Dlaczego?! Ja nie chcę! 

Chodzi  o  to,  że...  Nie  mogę  zostać  do  następnego  poniedziałku  tak  jak 

myślałem.  W  piątek  musze  być  w  Korei,  co  oznacza,  iż  musze  wyjechać  w 

środę ,czyli za dwa dni! 

No  dobrze.  Musisz  wcześniej  wyjechać,  ale  dlaczego  chcesz  zrywać  kontakt. 

Przecież powiedziałeś, że mnie kochasz i teraz chcesz tak po prostu wyjechać i 

więcej się nie odzywać?! Nie rozumiem tego... Nie! – Wstałam od stołu z hukiem 
i szybkim krok

iem wyszłam przed lokal.  

Odeszłam kilka kroków od głównego wejścia by nie rzucać się aż tak w oczy, ze 

swoją  już  czerwoną  i  spuchniętą  od  płaczu  twarzą.  Po  kilku  sekundach  koło 

mnie pojawił się Junki. 

Pati wysłuchaj mnie! 

Nie! Nie chcę teraz z tobą rozmawiać, daj mi spokój! 

background image

- Patrycja! – 

Położył mi dłonie na ramionach i potrząsnął mną, próbując mnie w 

ten sposób uspokoić. – Daj mi najpierw coś powiedzieć! 

Nie chcę cię teraz słuchać! Zostaw mnie i... 

Idę do wojska! – Przerwał mi w pół słowa, a ja zaniemówiłam. – Dzwonili do 

mnie, że dostałem ostateczne wezwanie, od którego nie mam już się jak wykręcić.  

Więc to dlatego... 

A  co  myślałaś?!  Naprawdę  byłabyś  w  stanie  uwierzyć,  że  tak  dobrowolnie 

chciałbym cię porzucić?! Ty naprawdę uważasz, że taki jestem?! 
- To nie tak! Ja... 

Nieważne. – Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. 

Wojsko! Nie wierzę! To nie może być prawda! – Myślałam. Dobrze wiedziałam, 
co to oznacza

. Wojsko było jednoznaczne z co najmniej dwoma laty rozłąki. Jak 

ja mam to znieść?! Nienawidzę Korei! 
-  Wojsko...  – 

Westchnęłam,  a  łzy  ponownie  spłynęły  po  moich  policzkach. 

Pochlipując,  wtuliłam  twarz  głębiej  w  ramię  ukochanego,  który  już  niedługo 

miał mnie zostawić. 

Ostatnie  dwa  dni  minęły  jak  z  bicza  strzelił.. Jednak ani on, ani ja nie 

potrafiliśmy  się  cieszyć  ostatnimi  pozostałymi  nam  chwilami.  Prawie  ze  sobą 

nie rozstawaliśmy. Nie potrafiłam znaleźć żadnych dobrych stron tego wyjazdu. 

No może jedynie to, że jeżeli teraz odbędzie służbę, to później nie będzie musiał. 

Choć nie wiem czy to można nazwać dobrą stroną..?  

W  dniu  odlotu  pożegnaliśmy  się  pod  jego  domem.  Oboje  uzgodniliśmy,  że 

lepiej  będzie,  kiedy  nie  pojawię  się  na  lotnisku.  On  powiedział,  iż  boi  się,  że 

mógłby  jednak  się  wrócić  i  zrobić  coś  głupiego,  ja  natomiast  nie  chciałam 

odstawiać  histerii  w  miejscu  publicznym.  Tym  bardziej,  że  można  się  tam 

spodziewać  wielkiego  tłumu  fanów.  Obiecałam  sobie  też,  że  nie  będę  płakać 

przy pożegnaniu, by nie utrudniać ukochanemu tego wyjazdu jeszcze bardziej. 

Niestety nie wyszło to do końca. W momencie, kiedy Junki już spod samochodu, 

do którego wsiadał nagle się cofnął, by przytulić mnie po raz ostatni, kilka łez 

wypłynęło  spod  moich  powiek.  Szybko  starłam  słone  krople,  nie  chcąc  by  je 

zobaczył. 

Godzina trzecia w południe. Siedziałam w oknie swojego pokoju wpatrując się 

w  niebo.  Pomimo  łez  przesłaniających  widoczność,  starałam  się  zobaczyć  na 

niebie  przelatujące  samoloty.  Wtedy,  chyba  po  raz  pierwszy  w  życiu  miałam 

prawdziwą depresję... 
 

Miesiące  mijały.  Staraliśmy  się  z  Junkim  pisać  do  siebie  jak  najczęściej,  jak 

również dzwonić, gdy tylko dostał zgodę. Czasami wbrew sobie wręcz prosiłam 

go, by zamiast do mnie wykorzystał limit telefonów, dzwoniąc do rodziny. Tym 

bardziej,  że  limit  ten  wynosił  jeden  telefon  na  tydzień.  On  jednak  zawsze 
dz

wonił do mnie, a gdy nie odbierałam nie dawał za wygraną, aż się poddałam. 

background image

Było  wiele  ciężkich  chwil,  szczególnie  gdy  zobaczyłam  jak  moje  słoneczko 

straszliwie schudło w tym wojsku. Byłam gotowa z miejsca się ubrać i lecieć do 

niego z porządnym polskim obiadem. 

Po niecałym roku, kiedy zaczynałam już odliczać dni do wyjścia (nie żebym nie 

robiła tego od dnia wyjazdu Junkiego) znalazłam w skrzynce list pochodzący z 

Korei. Jednak nie  wyglądał jak te  wszystkie poprzednie, które dostawałam od 
Junkiego. 

Wróciłam  do  domu,  po  czym  szybko  otworzyłam  wiadomość  w 

zaciszu swojego pokoju. 
 

Witaj Patuś 

Dzisiaj  piszę  tylko  krótki  liścik,  mając  nadzieję,  iż  zgodzisz  się  na 

moje zaproszenie i wkrótce się zobaczymy. Na przyszły tydzień udało 

mi się dostać pięciodniową przepustkę z wojska, dlatego też bardzo 

zależałoby mi, byś przyjechała na ten czas do Korei. Bardzo za tobą 

tęsknię  i  niezmiernie  pragnę  cię  zobaczyć.  Jeżeli  się  zgadzasz 

oddzwoń na numer zapisany po drugiej stronie kartki. Mój manager 
przygotuje dla ciebie wszy

stko.  Oczywiście  nic  się  nie  martw  o 

koszta, wszystko jest już załatwione. 

Kocham Cię 

Zawsze twój, Junki” 

 

Moje  serce  miało  ochotę  wyskoczyć  mi  z  piersi.  I  on  jeszcze  pyta  czy 

chciałabym?!  Ach  zobaczę  go,  zobaczę!!!  Złapałam  za  telefon  i  wykręciłam 
podany 

w liście numer. Wyszło na to, że mam zafundowane bilety dla dwóch 

osób, a sam wyjazd wypada dokładnie za tydzień. 
-  Mamo!  – 

Wrzeszczałam  idąc  w  kierunku  sypialni rodziców. –  Za kilka dni 

wyjeżdżam! – Nie czekając na odpowiedz zdziwionej rodzicielki pobiegłam jak 

najszybciej powiedzieć o wszystkim przyjaciółce.  

Dwa  miejsca  oznaczały,  iż  mogę  kogoś  ze  sobą  zabrać.  A  kogo  miałabym 

większą ochotę mieć przy swoim boku, niż najlepszą przyjaciółkę?! 

Karolina  oczywiście  ochoczo  zgodziła  się  na  wyjazd.  Muszę  się  przyznać,  iż 

ostatnio trochę ją zaniedbywałam, ale kiedy nie było przy mnie Junkiego, jakoś 

nie miałam ochoty na spotkania towarzyskie. Karola jednak nie miała o to do 

mnie  żadnych  pretensji  i  już  po  pięciu  minutach  ustalałyśmy  listę  rzeczy  do 
spakowania. 
Dn

i ciągnęły mi się jeszcze bardziej, gdy z niecierpliwością czekałam na dzień 

wylotu.  

Kiedy  przeszłyśmy  już  z  przyjaciółką  odprawę  i  zajęłyśmy  miejsca  w 

samolocie, nadal nie potrafiłyśmy uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nawet 

moja nienawiść do latania nie potrafiła zniszczyć mojej euforii. 

Kara uszczypnij mnie! Jeszcze trochę i zobaczę Junkiego! 

Ach ciekawa jestem jak wygląda w takich krótkich włosach? 

background image

Jak  zwykle  pięknie  –  odpowiedziałam  z 

pewnością w głosie. – Chociaż musze przyznać, że 

wolałam go długich. 

Podróż była długa, jednak ja nie czułam zmęczenia, 

moja  ekscytacja  rosła  z  minuty  na  minutę.  Po 

kilkunastu  godzinach,  znalazłyśmy  się  wreszcie  u 
celu. 

Według  umowy  manager  Junkiego,  pan  Jo 

Tae 

Dong  miał  czekać  na  nas  na  lotnisku. 

Wypatrywałyśmy znajomego Koreańczyka, który miał nas zabrać do hotelu a 

następnie  na  spotkanie  z moim prywatnym gwiazdorem, jednak  nie  było  to 

proste  w  tym  tłumie.  Po  dłuższej  chwili  rozglądania  się  na  wszystkie  strony, 

usłyszałam  za  plecami  męski  głos  mówiący  w  moim  ojczystym  języku.  To 

musiał być on! 
- Panie Tae Dong! – 

Zawołałam w kierunku usłyszanego głosu. – Hallo, tutaj! 

– 

Pomachałam, gdy mężczyzna zareagował na swoje imię 

Witam panie! Jak wam minęła podróż? 

Bardzo  dobrze,  nie  miałyśmy  żadnych  problemów,  ale  teraz,  jeśli  można 

chciałabym jak najszybciej znaleźć się w hotelu, a potem u Junkiego. 

Dobrze, dobrze chodźmy już. 

Gdy  tylko  dostałam  się  do  swojego  pokoju  hotelowego,  rzuciłam  walizki  na 

łóżko  szukając  odpowiedniej  kreacji  powitalnej.  Nie  tracąc  czasu  na 

odpoczynek, przebrałam się, przeczesałam włosy i już byłam gotowa do dalszej 

drogi. Całe szczęście moja przyjaciółka zrobiła to samo, tak też pan manager 

nie miał wyjścia jak od razu wieść nas do jednostki. 

Dziewczyny, nie wiem czy już wam o tym wspominałem, ale Junki tak od razu 

nie wyjdzie. 
- Jak to?!
 – 

Zapytałam z przerażoną miną. 

Musi dać tam najpierw koncert dla innych służących w jednostce, a dopiero 

potem będziemy mogli go zabrać. 

Skrzywiłam się. 

Powinnaś  się  cieszyć,  chyba  jeszcze  nigdy  nie  widziałam  Junkiego  podczas 

koncertu na żywo, prawda? 

Prawda. To będzie pierwszy raz, gdy usłyszę go jak śpiewa i ujrzę na scenie na 

żywo. Może to i dobrze, że trafił się ten koncert? 

Na  miejscu  okazało  się,  iż  nie  jesteśmy  jedynymi  osobami  z  poza  jednostki, 

chcącymi  zobaczyć  ten  koncert.  Na  całe  szczęście  z  naszymi  vipowskimi 

wejściówkami, nie musieliśmy stać w kolejce, tylko od razu znaleźliśmy się w 

pierwszym rzędzie pod sceną. Nerwowo rozglądałam się, czy gdzieś nie widać 

może mojego ukochanego. Czy wie, że już tu jesteśmy? 

Wreszcie  światła  na  widowni  pociemniały,  a  scena  zabłysła.  Moim  oczom 

ukazał się on. Tak bardzo chciałam w tamtym momencie wskoczyć na scenę, a 

następnie tulić go i całować do utraty tchu. Musiałam się jednak opanować, a 

nie było to łatwe. Widownia szalała gdy przywitał się z wszystkimi przybyłymi. 

background image

Następnie zaczął coś opowiadać, tyle że ja nie znałam koreańskiego, tak też nic 

z tego nie rozumiałam. Wydaje się, że na początku opowiadał coś śmiesznego, 

gdyż widownia co chwila wybuchała śmiechem. Po kilku minutach jednak, na 

sali  nastała  nagła,  nienaturalna  cisza.  Zaczęłam  się  rozglądać  wokół  by 

zobaczyć o co chodzi i wtedy okazało się, że wzrok wszystkich skierowany jest 

na  mnie.  Mężczyźni  patrzyli  z  zaciekawieniem,  kobiety  natomiast  z  chęcią 
mordu. 

Karola co się dzieje?! 

Nie wiem właśnie! – Przyjaciółka odpowiedziała mi rozpaczliwie. 

W tym czasie Junki zaczął schodzić ze sceny w naszym kierunku. Podszedł do 

nas,  objął  mnie,  po  czym  powiedział  coś  do  mikrofonu.  Wydaje  mi  się,  iż  w 
tym z

daniu usłyszałam swoje imię. Na widowni dalej panowała cisza. 

- Witaj kochanie – 

zwrócił się wreszcie do mnie, a jego słowa były przekładane 

przez tłumacza dla ogółu obecnych. – Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem! 

Uwierz, że ja bardziej! – Przylgnęłam do niego. 

Mam do ciebie jednak, jedno małe pytanko! 

-  O co chodzi? – 

W tle usłyszałam to pytanie w przekładzie. Zaczynała mnie 

denerwować na mało prywatna rozmowa. 

Ale pamiętaj, że musisz odpowiedzieć mi tutaj od razu! 

- Dobrze... – J

akoś zaczynałam się martwić. 

Junki  wciągnął  mnie  na  scenę  i  powiedział  coś  po  koreańsku  do  wszystkich 
zgromadzonych

, na co ci zareagowali brawami. Rozglądałam się nerwowo po 

widowni.  Nigdy  nie  lubiłam  występów  publicznych,  a  stanie  przed  takim 

tłumem  było  rzeczą  okropną.  Nagle  uświadomiłam  sobie,  ze  cos  się  dzieje. 

Spojrzałam  z  powrotem  na  Junkiego.  Ten  nie  puszczając  moich  dłoni 

przyklęknął na jedno kolano i zapytał po polsku. 

Pati skarbie, wiem że to dość niespodziewane, ale nie chcę dłużej czekać! Czy 

wyjdziesz za mnie? 

Czułam  się  tak  jakby  trzasnął  mnie  piorun.  Byłam  w tamtej chwili 

najszczęśliwszą osobą na ziemi, jednak nie potrafiłam się odezwać.  Byłam w 

takim  szoku.  Nagle  zrobiło  mi  się  ciemno  przed  oczyma,  a  nogi  poddały  się 
grawitacji... 

Pati!  Pati  kochanie!  Słyszysz mnie?  –  Wydawało  mi  się,  ze  słyszę  głos 

Junkiego,  ale  to  było  niemożliwe.  Przecież  on  w  wojsku  jest!  Zaraz,  zaraz... 

Aaa...  Otworzyłam  szeroko  oczy  i  zobaczyłam  nad  sobą  pochylających  się 

Junkiego i Karolę. Wszystko mi się przypomniało. 

Uff...  Słońce,  ale  mi  stracha  napędziłaś  –  powiedział  mój  ukochany  z 

nieskrywaną ulgą w głosie. 

Podniosłam się na miękkich nogach. Dzięki bogu był obok mnie Junki, który w 

ostatniej  chwili  powstrzymał  mnie  przed  kolejnym  upadkiem.  W tym 

momencie  jego  twarz  znalazła  się  dokładnie  na  wysokości  mojej.  Zarzuciłam 

mu ręce na szyję. 
- Tak – 

szepnęłam. 

background image

Spojrzał na mnie. 

Kocham  cię  i  będę  szczęśliwa  mogąc  wyjść  za  ciebie.  –  Słowa  te 

potwierdziłam gorącym pocałunkiem. 

Chwile  rozkoszy  jednak  przerwało  nam  pytanie  kogoś  zza  kulis. Junki 

odpowiedział mu w ojczystym języku, po czym zostało to powtórzone jeszcze 

raz  wszystkim.  Sala  zaczęła  wiwatować,  więc  uznałam,  że  pytanie  pewnie 

dotyczyło tego czy się zgodziłam. Sekundę później podbiegła do mnie Karola 

zarzucając mi ręce na szyję i gratulując. 

Tak się cieszę Pati! Wreszcie wszystkim nam się układa! 

A komu to jeszcze się coś układa? – Zapytałam podejrzliwie. 

Eee... No bo wiesz... W czasie gdy ty, izolowałaś się od nas z tęsknoty, ja z 

Kuba jakoś tak się do siebie zbliżyliśmy... 

Kochana moja to gratuluję! 

Staliśmy wszyscy na scenie wzajemnie się obejmując i całkowicie zapominając 

o tysiącach ludzi nas otaczających. 
 

Epilog 

Mały-Bon Tam i Joon-Min siedzieli jak zaczarowani wysłuchując opowieści. 

Kto by przypuszczał, że tą dwójkę łobuzów tak zaciekawi ta historia.  
- Babciu to jak w bajkach! – 

Odezwała się entuzjastycznie dziewczynka. – Ty 

byłaś jak kopciuszek a dziadek jak waleczny książe! – Zaśmiałam się. 

Fakt. Też nie raz tak o tym myślałam. Chociaż upłynęło już ponad pięćdziesiąt 

lat,  dalej  nie  potrafię  uwierzyć  w  swoje  szczęście.  Uścisnęłam  mocniej  dłoń 

cały  czas  trzymająca  moją  rękę  i  spojrzałam  w  oczy  mężczyźnie  obok.  Jego 

spojrzenie  nadal  przypominało  mi  tego  słodkiego  chłopaka,  w  którym 

zakochałam się lata temu. 
- Mamo

! Tato! Dzieciaki! Starczy już tych wspomnień, chodźcie na obiad! 

Z  kuchni  wyjrzała  moja  cudowna  See-Yon.  Za  każdym  razem  gdy  na  nią 

patrzyłam, to tak jakbym widziała Junkiego w młodości. Nie dziwię się, że to 
córeczka tatusia. Od

kąd  ujrzał  ją  po  raz  pierwszy  w  szpitalu  nie  mógł  sobie 

wybaczyć, iż przez pracę nie był w stanie być obecnym podczas porodu. Chyba 

właśnie  dlatego,  nieraz  za  dużo  jej  pozwalał,  z  reszta  ja  też  przez  to  jej 

podobieństwo do ojca. Oboje do teraz często wykorzystują te swoje specyficzne 

spojrzenie i uroczy uśmiech, wiedząc jak to na mnie działa. 

Po raz kolejny zwróciłam wzrok na ukochanego człowieka, dziękując bogu, że 

dał mi go, a następnie córkę i wnuki... 
 

Mam nadzieję, że się podobało. Sporo mi zajęło napisanie tego ostatniego rozdziału, ale 

wydaje mi się, że wyszło przyzwoicie. 

Już wiem, iż będę bardzo tęsknić do Junkosiowego szału, jednak wolałam nie robić z niego 

kolejnej „Mody na sukces” 

Chciałabym tylko napisać jeszcze, iż niedługo pojawi się kolejne moje dzieło, dlatego też 

nie rozpaczajcie zbytnio. :D