background image

 

 

background image

ROZDZIAŁ XX. Gra skończona 

 

Płakałam  całą  noc  i  nie  poszłam  do  szkoły  następnego  dnia.  W  południe 

pobiegłam do Dworu. Trzęsłam bramą dotąd aż myślałam, że się przewróci. W 
końcu  wspięłam  się,  skoczyłam  na  drugą  stronę  i  zaczęłam  walić  wężową 
kołatką. Zasłony na strychu poruszyły się, ale nikt nie odpowiedział. 

Po  powrocie  do  domu  zadzwoniłam  do  Dworu  i  rozmawiałam  z 

Jamesonem,  który powiedział, że Alexander spał. 

- Powiem mu, że dzwoniłaś. – powiedział. 

- Proszę, powiedz mu, że przepraszam. 

Bałam się, że Jameson znienawidzi mnie tak bardzo jak Alexander. 

Dzwoniłam co godzinę; za każdym razem, Jamseon i ja prowadziliśmy taką 

samą rozmowę. 

 

-  Od  teraz  będę  się  uczyć  w  domu!  –  wrzasnęłam  kiedy  mama  próbowała 

wyciągnąć  mnie  z  łóżka  następnego  dnia.  Alexander  nie  odbierał  moich 
telefonów, a ja nie odbierałam tych od Becky. – Nigdy nie wrócę do szkoły! 

- Dojdziesz do siebie po tym, kochanie. 

- Doszłabyś do siebie, gdyby tata odszedł? Alexander był jedyną osobą we 

wszechświecie, która rozumiała mnie! I całkiem to schrzaniłam! 

-  Nie,  Trevor  Mitchell  to  spieprzył.  Byłaś  miła  dla  tego  młodego 

człowieka. Był szczęściarzem, że cię miał.  

-  Tak  myślisz?  –  zaczęłam  płakać  łzami  dworskiej  wielkości.  –  Myślę,  że 

zniszczyłam mu życie! 

Mama  usiadła  na  krawędzi  mojego  łóżka.  –  On  cię  uwielbia,  kochanie.  – 

pocieszała,  i  przytulała  jakbym  była  płaczącym  Billy  Boyem.  Mogłam  wyczuć 
morele  w  jej  umytych  szamponem,  aksamitno-kasztanowych  włosach  i  słodki 
delikatny  zapach  jej  perfum.  Teraz  potrzebowałam  mojej  mamy.  Potrzebuję  jej 
by  mówiła  mi,  że wszystko będzie dobrze. – Mogłam zobaczyć jak bardzo cię 

background image

uwielbia,  gdy  przyszedł  do  nas  do  domu.  –  kontynuowała.  –  To  wstyd  żeby 
ludzie mówili o nim w ten sposób. 

- Byłaś jedną z tych ludzi. – westchnęłam. – I myślę, że ja też. 

- Nie, ty nie. Lubiłaś go takim jakim był.  

- Lubiłam- znaczy lubię. Naprawdę lubię. Ale teraz jest za późno. 

- Nigdy  nie jest za późno. Ale  mówiąc  o spóźnieniu, ja jestem spóźniona! 

Miałam odebrać ojca z lotniska. 

-  Zadzwoń  do  szkoły.  –  zawołałam  do  niej  w  wejściu.  –  Powiedz  im,  że 

jestem chora z miłości. 

Pociągnęłam  kołdrę  na  głowę.  Nie  mogłam  się  ruszyć  aż  do  nocy. 

Musiałam  zobaczyć  mojego  Alexandra,  w  pewnym  sensie  wstrząsnąć  jego 
bladym  ciałem.  Błagać  o  jego  przebaczenie.  Nie  mogłam  iść  do  Dworu,  i    nie 
mogłam  się  włamać-  mógłby  teraz  zadzwonić  na  policję.  Było  tylko  jedno 
miejsce, gdzie mogłam pójść- jedyne inne miejsce, gdzie mógłby być. 

 

Włamałam  się  na  miejski  cmentarz  z  bukietem  żonkili  w  plecaku.  Szłam 

szybko między nagrobkami, próbując odtworzyć drogę, którą raz szliśmy razem. 
Byłam  tak  podekscytowana  jak  byłam  zdenerwowana.  Wyobraziłam  go  sobie 
czekającego  na  mnie,  podbiegającego,  i  przytulającego  mnie,  i  obsypującego 
mnie pocałunkami.  

Ale  wtedy  pomyślałam,  Czy  on  mi  wybaczy?  Czy  to  była  nasza  pierwsza 

kłótnia- czy ostatnia? 

W końcu znalazłam pomnik jego babci, ale Alexandra tam nie było. 

Położyłam kwiaty na mogile.  Mój brzuch zabolał jakby się poddał. 

Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. 

-  Babciu,  -  powiedziałam  głośno,  rozglądając  się  wkoło.  Ale  kto  mógłby 

mnie  usłyszeć? Równie dobrze  mogłabym krzyczeć  gdybym chciała.  –  Babciu, 
schrzaniłam  to,  schrzaniłam  to  i  to  bardzo.  Nie  ma  na  świecie  osoby,  która 
lubiłaby bardziej twojego wnuka niż ja. Możesz mi pomóc? Tęsknię za nim tak 
bardzo!  Według  Alexandra,  myślę,  że  on  jest  inny,  i  ja  rzeczywiście  tak 

background image

uważam-  ale  inny  od  pozostałych  ludzi,  nie  ode  mnie.  Kocham  go.  Pomożesz 
mi?  

Czekałam,  czekając  na  znak,  na  coś  magicznego,  na  cud-  nietoperza 

latającego  koło  głowy  czy  głośnego  pioruna.  Czegokolwiek.  Ale  słychać  było 
jedynie świerszcze. Może na cud lub jakiś znak trzeba czekać dłużej. Mogę mieć 
tylko nadzieje. 

Jeden  dzień  choroby  miłość  przekształciło  się  w  dwa  dni,  które 

przekształciło się w trzy i cztery dni. 

-  Nie  możesz  mnie  zmusić  bym  poszła  do  szkoły!  –  krzyczałam  każdego 

ranka, przekręcałam się na drugi bok i wracałam do spania. 

Jameson  ciągle  powtarzał,  że  Alexander  nie  może  podejść  do  telefonu.  – 

On potrzebuje czasu. – proponował – Bądź cierpliwa. 

Cierpliwa? Jak mogę być cierpliwa, kiedy każdą sekundę naszego rozstania 

odczuwam jak wieczność. 

Sobotniego  poranka  miałam  niepożądanego  gościa.  –  Wzywam  cię  na 

pojedynek!  –  powiedział  tata,  trzymając  niedbale  rakietę  tenisową  na  moim 
łóżku. Rozsunął zasłony i wpuścił słońce, które oślepiło mnie. 

- Odejdź! 

-  Potrzebujesz  ćwiczeń.  –  rzucił  mi  na  łóżko  biały  podkoszulek  i  białą 

tenisową spódniczkę. – To jest mamy! Nie sądzę, że znajdę coś białego w twojej 
szafie. Szybko! Nasz czas na korcie zaczyna się za pół godziny. 

- Ale ja w tym roku nie grałam! 

-  Wiem.  Dlatego  cię  zabieram.  Chcę  dzisiaj  wygrać.  –  powiedział, 

zamykając za sobą drzwi. 

- Myślisz, że wygrasz! – krzyknęłam przez zamknięte drzwi. 

 

Country  club  w  Dullsville  był  dokładnie  taki  jak  zapamiętałam  po  tych 

wszystkich latach- snobistyczny i nudny. Profesjonalny sklep był zaopatrzony w 
tenisowe spódniczki i skarpetkami od znanych projektantów, neonowe piłeczki, 
i rakiety o zawyżonej cenie. Była nawet cztero-gwiazdkowa restauracja, która za 

background image

szklankę  wody  liczyła  sobie  pięć  dolarów.  Niemal  tu  pasowałam  w  białych 
ubraniach  mamy,  za  wyjątkiem  czarnej  szminki.  Ale  tata  pozwolił  mi  w  niej 
wyjść. Myślę, że był szczęśliwy, że byłam w pionowej pozycji. 

Goniłam  za  tatą  z  wielkim  zapałem,  bo  każda  piłka  miała  twarz  Trevora 

Mitchella.  Uderzałam  w  piłkę  najmocniej  jak  mogłam,  i  oczywiście  albo 
uderzały w siatkę albo w ogrodzenie. 

-  Zawsze  pozwalałeś  mi  wygrać.  –  powiedziałam  kiedy  zamawialiśmy 

lunch.  

-  Jak  mogę  pozwolić  ci  wygrać  skoro  każdy  strzał  leci  na  siatkę? 

Wymachuj powoli i wykończ uderzenie. 

-  Domyślam  się,  że  ostatnio,  dużo  razy  uderzam  piłkę  w  złym  kierunku. 

Nigdy  nie  powinnam  pozwolić,  by  Trevor  był  lepszy  ode  mnie.  Nigdy  nie 
powinnam uwierzyć w plotkę, lub chcieć w nią uwierzyć. Tak bardzo tęsknię za 
Alexandrem. 

Na  lunch,  kelner  przyniósł  mi  sałatkę  ogrodową  i  kanapkę  z  tuńczykiem 

dla  taty.  Wpatrywałam  się  w  moje  pomidory,  jajka  i  sałatkę  rzymską.  –  Tato, 
myślisz, że spotkam znowu kogoś takiego jak Alexander? 

- A ty jak myślisz? – spytał, zjadając kawałek swojej kanapki. 

-  Myślę,  że  nie.  Myślę,  że  on  jest  tym  jedynym.  On  jest  jednym  z  tych 

wyjątkowych  ludzi,  których  można  znaleźć  tylko  w  filmach  lub  wylewnych 
powieściach romantycznych. Jak Heathcliff lub Romeo. 

W moich oczach zebrały się łzy. 

-  Już  dobrze,  kochanie.  –  powiedział,  wręczając  mi  swoją  serwetkę.  – 

Kiedy  spotkałem  twoją  mamę,  założyłem  okulary  w  stylu  Johna  Lennona  i 
miałem  włosy  do  połowy  pleców.  Nie  wiedziałem  co  to  para  nożyczek  lub  jak 
wyglądała  brzytwa!  Jej  ojciec  nie  lubił  mnie  przez  to  jak  wyglądałem  i  moją 
radykalną  politykę.  Ale  ona  i  ja  postrzegaliśmy  świat  w  ten  sam  sposób.  I 
wszystko  inne  nie  miało  znaczenia.  Była  środa  kiedy  po  raz  pierwszy 
zobaczyłem  twoją  mamę,  na  uniwersyteckim  trawniku,  w  rdzawoczerwonych 
dzwonach  i  w  białej  bluzce 

wiązanej  na  szyi,  bez  pleców.  Jej  długie  brązowe 

włosy  kręciły  się.  Gapiła  się  w  górę.  Podszedłem  do  niej  i  spytałem  na  co  się 
patrzy. „Matka ptaków karmi swoje małe. Czy to nie piękne?” powiedziała. „To 

background image

jest  kruk!”  I  zacytowała  parę  linijek 

Edgara  Allana  Poe’a.  Zaśmiałem  się.  „Z 

czego się śmiejesz?” spytała mnie. 

I powiedziałem jej, że  to wrona, a  nie kruk. „O, to jest to, co dostałam za 

zbyt ostre imprezowanie wczoraj w nocy.” (Przyp. tłum. crow – wrona/kokaina) 
powiedziała,  śmiejąc  się  ze  mną.  „Ale  czy  one  nie  są  piękne  same  w  sobie?”  I 
powiedziałem,  że  ma  rację  i  że  tak,  są  piękne.  „Ale  ona  była  piękniejsza.”  
- Powiedziałeś tak? 

-  Nie  powinienem  był  ci  tego  mówić.  Zwłaszcza  tej  części  o 

imprezowaniu! 

-  Mama  mówiła  mi  jak  dostałam  moje  imię,  ale  nie  wspomniała  nic  o 

imprezach.  

Podziękowała wszechświatu, że moi rodzie oglądali tego dnia kruka, a nie 

wiewiórkę. Skutki mogły być dla  mnie katastrofalne! (Przyp. Tłum. Wiewiórka 
– squirrel) 

- Tato, co ja mam robić? 

- Musisz sama do tego dojść. Jeśli jednak piłka wyląduje na twoim korcie, 

nie  ścinaj  ją  przez  ogrodzenie.  Po  prostu  otwórz  oczy  i  odbij  ją  całkowicie 
prawidłowo. 

Zrezygnowaliśmy  z  mojej  sałatki,  bo  nie  mogłam  przeżuwać  jej  i 

tenisowych metafor jednocześnie. 

Byłam całkowicie skonfundowana. Nie wiedziałam co robić. Uderzyć piłkę 

czy  poczekać  aż  przyleci  do  mnie?  Mój  tata  obijał  się  z  przyjacielem  kiedy 
usłyszałam głos, mówiący – Kiepsko grasz, Raven! 

Odwróciłam  się  i  zobaczyłam  Matta  wychylającego  się  zza  przedniego 

kortu. 

- Nie gram zbyt dobrze w tenisa. – odpowiedziała zaskoczona. Rozejrzałam 

się za Trevorem. 

- Nie mówię o tenisie. 

- Nie rozumiem. 

- Mówię o szkole, o Trevorze. Nie martw się, nie ma go tutaj. 

background image

-  Więc  próbujesz  zacząć  coś  ze  mną?  –  zapytałam,  ściskając  kurczowo 

rakietę. – Tutaj, w klubie? 

-  Nie,  próbuje  to  skończyć.  Mam  na  myśli  to,  co  on  robi  tobie,  Becky  i 

wszystkim.  Nawet  mnie.  A  ja  jestem  jego  najlepszym  przyjacielem.  Ale  ty 
stajesz  w  obronie  każdego  tutaj.  A  nawet  nas  nie  lubisz.  –  zaśmiał  się.  – 
Jesteśmy niedobrzy dla ciebie i ty ciągle oddalasz od nas Trevora. 

- Czy jesteśmy w ukrytej kamerze? – spytałam rozglądając się za ukrytym 

urządzeniem. 

-  Dodajesz  pikanterii  temu  miastu,  razem  ze  swoimi  modnymi  ciuchami  i 

postawą.  Nie  dbasz  o  to,  co  ludzie  myślą,  a  to  miasto  opiera  się  na  tym,  co 
ludzie

..

myślą.  

- Czy Trevor ukrywa się w sklepie z pamiątkami?- zapytałam spoglądając ponad 
niego.  
-  Śnieżny  Bal  naprawdę  zmienił  wiele  ludzkich  umysłów.  Trevor  używał  całej 
szkoły, a na koniec zrobił ze wszystkich idiotów. Myślę, że to był dla nas sygnał 
do

..

pobudki. 

Zrozumiałam,  że  nie  było  tam  ukrytej  kamery  ani  ukrytego  Trevora.  Matt  nie 
żartował.  
-  Chciałabym,  żeby  Alexander  usłyszał  to,  co  teraz  mówisz.  -  powiedziałam  w 
końcu.  -  Nie  widziałam  się  z  nim.  I  chyba  już  nigdy  go  nie  zobaczę.  Trevor 
wszystko 

zrujnował.- 

Moje 

oczy 

znowu 

wypełniły 

się 

łzami.  

-

..

Pieprzony

..

Trevor! 

Kilka ludzi odwróciło się, bo to nie było mile widziane, aby przeklinać w klubie, 
nawet 

jeśli 

zezłościłeś 

się 

na 

korcie 

po 

utracie 

strzału.  

-  Muszę  lecieć,  Raven  –  na  razie.  -  powiedział  Matt  i  zmył  się.  
- Chciałbym, abyś zapoznała się z moim starym znajomym, Raven.- powiedział 
mój ojciec, zbliżając się z uderzająco opalonym mężczyzną, po odejściu Matta.  
-  Miło  cię  poznać,  Raven.-  odezwał  się  -  Minął  już  jakiś  czas.  Teraz  bardzo 
wyrosłaś. 

Nie 

poznałbym 

cię 

bez 

szminki. 

Pamiętasz 

mnie?  

Jak  mogłabym  go  zapomnieć?  Pierwszy  raz  weszłam  do  Dworku,  okno  w 
suterenie, czerwona czapka. Ciepły całus  na  policzku  od  przystojnego,  nowego 
faceta,

.

próbującego

..

się

..

dopasować.  

-  Jack  Patterson!  Oczywiście,  że  cię  pamiętam,  ale  nie  mogę  uwierzyć,  że  ty 
pamiętasz

..

mnie! 

-

..

Zawsze

..

będę

..

cię

..

pamiętać. 

-  Jak  to  możliwe,  że  wy  dwoje  się  znacie? 

-  zapytał  tata.  

background image

Ze 

szkoły. 

odparł 

Jack 

błyskiem 

oku.  

- To  kim teraz jesteś?- spytał  mnie Jack. - Plotka  mówi, że teraz wchodzisz do 
Dworku

..

frontowymi

..

drzwiami. 

-

..

Tak,

..

wchodziłam,

..

ale… 

- Jack ostatnio przeprowadził się z powrotem do miasta i przejął sklep swojego 
ojca.

..

-

..

wtrącił

..

mój

..

tata.  

-  Tak,  wpadaj  czasami.  -  potwierdził  Jack  -  Dam  ci  zniżkę. 

Czy 

sprzedajesz 

glany 

czarne 

kosmetyki?  

Jack  Patterson  roześmiał  się  -  Niektóre  rzeczy  chyba  nigdy  się  nie  zmienią!  
Matt  nagle  wrócił.  -  Gotowy  do  odejścia,  Matt?  -    spytał  Jack.  

Znasz 

Matta? 

 

zapytałam 

zaskoczona.  

- Jesteśmy kuzynami. Cieszę się, że się przeprowadziłem – mam zastrzeżenia co 
do tłumu, w którym on się kręci.