background image

 
 

JUDE DEVERAUX 

 
 

Oszustka

 

Tytuł oryginału: Counterfeit Lady 

 

 
 
 
 

background image

 

 

 

W  czerwcu tysiąc siedemset dziewięćdziesiątego czwartego 

roku róże zakwitły wyjątkowo pięknie, a trawy nabrały odcienia 
soczystej  zieleni  znanego  tylko  w  Anglii.  W  hrabstwie  Sussex 
stał  niewielki,  kwadratowy,  jednopiętrowy  dom;  skromny, 
otoczony  niskim,  żelaznym  płotem.  Dawniej  była  to  chatka 
ogrodnika lub gajowego  i  stanowiła część większej posiadłości, 
którą  podzielono  i  sprzedano,  by  spłacić  długi  rodziny 
Malesonów. 

Wszystko, 

co 

pozostało 

niegdysiejszej 

wspaniałości tego rodu, to właśnie ów mały, zaniedbany domek, 
Jakub Maleson i jego córka Bianka. 

Jakub  Maleson  siedział  przed  pustym  kominkiem  w 

gabinecie  na  parterze.  Był  niskim,  raczej  otyłym  mężczyzną. 
Nad  wydatnym  brzuchem  rozchylały  się  poły  rozpiętej  do 
połowy  kamizelki.  Płaszcz  leżał  rzucony  niedbale  na  sąsiednie 
krzesło.  Szerokie  bryczesy  zapięte  pod  kolanami  na  brązowe 
sprzączki  okrywały  grube  uda  właściciela,  bawełniane 
pończochy  opinały  łydki,  a  przydeptane  skórzane  pantofle 
zdobiły  stopy.  Wielki,  drzemiący  obok  terier  irlandzki  oparł  na 
poręczy fotela głowę, którą pieściła bezwiednie ręka Jakuba. 

Jakub  od  dzieciństwa  przywykł  do  prostego,  wiejskiego 

życia. Szczerze powiedziawszy, wolał mieć nawet skromniejszy 
dom,  nieliczną  służbę,  a  co  za  tym  idzie,  mniej  kłopotów  na 
głowie.  Wspominał  wielką  posiadłość  z  czasów  dzieciństwa 
jako  pustą,  niepotrzebną  nikomu  przestrzeń,  miejsce  które 
pochłaniało zbyt wiele czasu i energii jego rodziców. Teraz miał 
psa, którym mógł się cieszyć, dobrą kuchnię oraz wystarczająco 
wysokie  dochody,  by  zapewnić  jemu  i  jego  córce  stabilne, 
dostatnie życie, i był z tego zadowolony. 

Ale nie jego córka. 

background image

 

Bianka  stała  przed  lustrem  w  swoim  pokoju  na  piętrze  i 

wygładzała  długą,  muślinową  suknię  na  wysokim,  pulchnym 
ciele.  Za  każdym  razem,  gdy  przymierzała  nowe  francuskie 
modele,  czuła  niesmak.  Po  drugiej  stronie  kanału  motłoch 
zbuntował  się przeciw  arystokracji,  która  nie  była w stanie  nad 
nim  zapanować,  a  teraz  cały  świat  musiał  za  to  płacić. 
Wszystkie  kraje  patrzyły  na  Francję  z  obawą,  że  w  nich  także 
może  się  zdarzyć  coś  podobnego.  We  Francji  zaś  wszyscy 
zapragnęli upodobnić się do ludu; praktycznie porzucono satynę 
i jedwabie. Nowe suknie szyto z muślinu, perkalu i pluszu. 

Bianka  studiowała  swoje  odbicie.  Oczywiście  nowe  suknie 

pasowały  idealnie.  Żal  zrobiło  jej  się  kobiet  mniej  hojnie 
wyposażonych  przez  naturę.  Głęboko  wycięty  dekolt  w 
niewielkim  tylko  stopniu  przysłaniał  pełne,  białe  piersi. 
Bladobłękitna, indyjska gaza związana była szeroką wstążką tuż 
pod  stanikiem,  więc  niżej  opadała  miękko  do  biegnącego 
wzdłuż  jej  brzegu  pasa  frędzli.  Ciemnoblond  włosy  Bianka 
ściągnęła do tyłu wstążką. Mocno skręcone loki spływały na jej 
nagie  ramiona.  Twarz  miała  okrągłą,  co  było  w  modzie,  oczy 
błękitne  jak  jej  suknia,  delikatne  brwi  i  rzęsy.  Niewielkie, 
różowe  usteczka  układały  się  w  kształt  idealnego  pączka  róży. 
Gdy  się  uśmiechała,  w  lewym  policzku  tworzył  się  maleńki 
dołek. 

Bianka  przesunęła  się  od  wysokiego  lustra  do  toaletki 

przybranej,  jak  prawie  każdy  sprzęt  w  tym  pokoju,  różowym 
tiulem.  Bianka  lubiła  wszystko,  co  łagodne,  delikatne  i 
romantyczne. 

Na  toaletce  leżało  solidnie  napoczęte  pudełko  czekoladek. 

Zerknęła  na  nie  i  zmarszczyła  wdzięcznie  nos.  Ta  okropna 
wojna  we  Francji  unieruchomiła  manufakturę  produkującą 
najlepsze karmelki, więc Bianka musiała się teraz zadowolić ich 
nędzną,  angielską  namiastką.  Gdy  po  zjedzeniu  czwartej 
oblizywała  ubrudzone  palce,  zobaczyła  wchodzącą  do  pokoju 
Nicole Courtalain. 

background image

 

Kiepskie  czekoladki,  tanie  tkaniny  i  obecność  Nicole. 

Wszystko to  było  wynikiem  rewolucji  francuskiej.  Sięgnęła  po 
kolejną  czekoladkę,  obserwując,  jak  Nicole  szybko  porusza  się 
po  pokoju,  zbierając  suknie,  które  Bianka  porozrzucała  po 
pokoju. Dzięki niej Bianka mogła w pełni uświadomić sobie, jak 
szlachetna jest ona sama oraz wszyscy Anglicy. Gdy Francuzów 
wyrzucano  z  ich  własnego  kraju,  to  właśnie  Anglicy  ich 
przygarnęli.  Prawda,  że  większość  uciekinierów  była  w  stanie 
utrzymać  się  samodzielnie,  Francuzi  wprowadzili  nawet  w 
Anglii  nie  znaną  dotąd rzecz,  jaką  jest  restauracja.  Ale  byli  też 
tacy  jak  Nicole  –  bez  pieniędzy,  bez  rodziny,  bez  zajęcia. 
Właśnie  w  takich  przypadkach  Anglicy  mogli  okazać  swoją 
prawdziwą szlachetność... Jeden po drugim zaczęli przyjmować 
tych życiowych rozbitków do swoich domów. 

Blanka  pojechała  do  jednego  z  portów  wschodniego 

wybrzeża na spotkanie statku wiozącego uciekinierów. Nie była 
w dobrym nastroju. Ojciec poinformował ją właśnie, że nie stać 
ich na opłacanie pokojówki. Kłócili  się zajadle. I  wtedy Bianka 
przypomniała  sobie  o  imigrantach.  Poczuła  nagły  przypływ 
poczucia  obowiązku  wobec  tych  biednych,  bezdomnych 
Francuzek  i  pospieszyła sprawdzić,  czy  nie  będzie  miała okazji 
okazać swej dobroci którejś z nich. 

Gdy tylko ujrzała Nicole, była pewna, że znalazła to, czego 

chciała. Drobna, młoda osoba o ciemnych włosach ukrytych pod 
słomkowym  kapeluszem;  twarz  w  kształcie  serca  i  ogromne 
brązowe  oczy  ocienione  krótkimi,  gęstymi,  ciemnymi  rzęsami. 
Oczy te przepełnione  były  głębokim  smutkiem.  Wyglądała  tak, 
jak  gdyby  życie  przestało  dla  niej  mieć  jakąkolwiek  wartość. 
Bianka  wyczuła,  że  taka  kobieta  będzie  jej  wdzięczna  za 
okazaną wspaniałomyślność. 

Teraz,  po  trzech  miesiącach,  niemal  żałowała  swojej 

decyzji.  Nie  dlatego,  żeby  dziewczyna  okazała  się  niezaradna; 
była  aż  nazbyt  zaradna.  Czasem  patrząc  na  jej  wdzięczne, 
szybkie ruchy, Bianka czuła się niezgrabna i ociężała. 

background image

 

Znów  spojrzała  w  lustro.  Cóż  za  absurdalna  myśl!  Jej 

kształty  były  majestatyczne,  okazałe  –  wszyscy  to  mówili. 
Rzuciła  Nicole  nieprzyjemne  spojrzenie  i  pociągnęła  za  koniec 
wstążki we włosach. 

–  Nie  podoba  mi  się  sposób,  w  jaki  mnie  dziś  rano 

uczesałaś  –  powiedziała,  przechylając  się  na  krześle,  by  wziąć 
dwie następne czekoladki. 

Nicole  podeszła  w  milczeniu  do  toaletki  i  wyjęła  z  niej 

grzebień. Zaczęła rozczesywać dość cienkie włosy Bianki. 

–  Nie  otworzyła  panienka  jeszcze  listu  od  pana 

Armstronga. – Jej głos był spokojny, bezbarwny, choć starannie 
wypowiadała każde słowo. 

Bianka lekko machnęła ręką. 
–  Wiem, co ma mi do powiedzenia. Chce wiedzieć, kiedy 

pojadę do Ameryki, żeby wyjść za niego za mąż.  

Nicole powoli rozczesywała jeden z loków. 
–  Myślałam, że panienka wyznaczy jakiś termin. Przecież 

panienka chce wyjść za mąż. 

Bianka spojrzała na jej odbicie w lustrze. 
–  Jak  ty  niewiele  wiesz!  Ale  przecież  nie  mogę 

oczekiwać,  żeby  jakaś  Francuzka  mogła  pojąć  dumę  i 
wrażliwość  Anglików.  Clayton  Armstrong  jest  Amerykaninem! 
Jakże  mogłabym  ja,  córka  szlachcica,  poślubić  jakiegoś 
Amerykanina? 

Nicole starannie zawiązywała wstążkę na włosach Bianki. 
–  Nie  rozumiem.  Sądziłam,  że  zaręczyny  już  zostały 

ogłoszone. 

Bianka  cisnęła  na  podłogę  tekturkę  oddzielającą  warstwy 

czekoladek. Uwielbiała karmelki. 

–  Mężczyźni!  Kto  ich  zrozumie?  Muszę  za  niego  wyjść, 

żeby  stąd  uciec  –  zaczęła  wyjaśniać  z  pełnymi  ustami.  Gestem 
dłoni wskazała otaczający ją pokój. 

–  Ale  mężczyzna,  za  którego  wyjdę,  będzie  zupełnie  inny 

niż  Clayton. Słyszałam,  że  niektórzy  tam,  w koloniach,  bywają 
całkiem  dobrze wychowani,  na  przykład ten pan  Jefferson.  Ale 

background image

 

Claytonowi daleko do niego. Czy wiesz, że wszedł do gabinetu 
w  ciężkich  butach?  Gdy  zasugerowałam  mu  kupno  kilku  par 
jedwabnych  pończoch,  wyśmiał  mnie  i  powiedział,  że  nie 
wytrzymałby  w  jedwabiach  na  polu  bawełny.  –  Bianka 
wzdrygnęła  się.  –  Bawełna!  To  wieśniak.  Gruboskórny, 
bezczelny amerykański wieśniak. 

Nicole wyprostowała ostatni lok. 
–  Ale  mimo  to  zdecydowała  się  panienka  przyjąć  jego 

oświadczyny. 

–  Oczywiście.  Dziewczyna  nigdy  nie  może  narzekać  na 

nadmiar  propozycji,  one  sprawiają,  że  gra  staje  się  bardziej 
ekscytująca.  Gdy  jestem  na  przyjęciu  i  rozmawiam  z 
mężczyzną,  który  mi  się  nie  podoba,  mówię,  że  jestem 
zaręczona. Gdy widzę kogoś odpowiedniego dla kobiety z mojej 
sfery,  mówię  mu,  że  właśnie  zastanawiam  się  nad  zerwaniem 
zaręczyn. 

Nicole  odwróciła  się  od  niej  i  podniosła  z  podłogi  pustą 

bombonierkę.  Wiedziała,  że  nie  powinna  się  odzywać,  ale  nie 
mogła wytrzymać. 

–  A  co  z  panem  Armstrongiem?  Czy  to  lojalne  wobec 

niego? 

Bianka przeszła przez pokój i zatrzymała się przed komodą, 

z  której  wyciągnęła  na  podłogę  trzy  szale,  zanim  zdecydowała 
się na cienki, wełniany, z delikatnym szkockim deseniem. 

–  A  cóż  Amerykanie  mogą  wiedzieć  o  lojalności?  Okazali 

niewdzięczność,  ogłaszając  niezależność  od  nas  po  tym 
wszystkim,  co  dla  nich  zrobiliśmy.  Już  sama  propozycja 
poślubienia  kogoś  takiego  jest  dla  mnie  obrazą.  Aż  mnie 
przestraszył  tymi  swoimi  butami  i  swoją  arogancją.  Wolał 
oglądać dom z konia niż przyjść do salonu. Jak mogłabym wyjść 
za kogoś takiego?  Poza tym  oświadczył  się po zaledwie dwóch 
dniach  znajomości.  Dostał  jakiś  list,  że  jego  brat  i  bratowa 
zostali zabici, a zaraz potem nagle poprosił mnie o rękę. Jest taki 
niewrażliwy!  Chciał,  żebym  natychmiast  pojechała  z  nim  do 
Ameryki! Oczywiście odmówiłam. 

background image

 

Nie  pozwalając,  by  Bianka  zobaczyła  wyraz  jej  twarzy, 

Nicole  zaczęła  składać  szale.  Wiedziała,  że  jej  oczy  często 
zdradzały uczucia. Gdy przybyła do domu Malesonów, była tak 
odrętwiała, że nie docierały do niej tyrady Bianki o nieudolności 
Francuzów  czy  niewdzięczności  i  okrucieństwie  Amerykanów. 
Wszystkie  jej  myśli  zdominowała przerażająca  wizja rewolucji, 
schwytani  rodzice,  dziadek,  którego...  Nie!  Nie  była  w  stanie 
wrócić pamięcią do tamtej  burzliwej  nocy.  Możliwe,  że Bianka 
mówiła  już  jej  o  narzeczonym,  ale  umknęło  to  jej  uwadze.  To 
wysoce prawdopodobne. Dopiero niedawno poczuła, że zaczyna 
budzić się z koszmaru. 

Trzy  tygodnie temu,  gdy  czekała  przed  sklepem,  w którym 

Bianka przymierzała suknię, spotkała swoją kuzynkę. Miała ona 
za dwa miesiące otworzyć własny mały sklepik i zaproponowała 
jej  spółkę.  Po  raz  pierwszy  pojawiła  się  przed  Nicole 
perspektywa  osiągnięcia  niezależności,  dzięki  której  mogłaby 
stać 

się 

czymś 

więcej 

niż 

tylko 

obiektem 

czyjejś 

dobroczynności. 

Uciekając  z  Francji,  zabrała  ze  sobą  złoty  medalion  i  trzy 

szmaragdy  zaszyte  w  skraj  sukni.  Po  spotkaniu  z  kuzynką 
sprzedała  kamienie.  Nie  dostała  za  nie  dużo,  gdyż  rynek  pełen 
był  francuskiej  biżuterii  sprzedawanej  przez  imigrantów,  zbyt 
głodnych,  by  się  targować.  Nicole  przesiadywała  do  późna  w 
nocy  w  swym  pokoju  na  poddaszu,  by  szyć  i  w  ten  sposób 
zarobić  trochę  pieniędzy.  W  skrzyni  stojącej  w  jej  pokoiku 
spoczywała,  starannie  schowana,  prawie  taka  suma,  jakiej 
Nicole potrzebowała. 

–  Nie  możesz  szybciej?  –  zapytała  niecierpliwie  Bianka.  – 

Ciągle chodzisz z głową w chmurach. Skoro wszyscy są tam tak 
leniwi  jak  ty,  to  nic  dziwnego,  że  w  twoim  kraju  trwa  wojna 
domowa. 

Nicole wyprostowała się i uniosła głowę. Jeszcze tylko kilka 

tygodni. Potem będzie wolna. 

Mimo  odrętwienia  Nicole  odkryła  pewną  istotną  cechę 

charakteru Bianki – jej niechęć do fizycznej bliskości mężczyzn. 

background image

 

Bianka  za  żadne  skarby  nie  pozwoliłaby  się  żadnemu  dotknąć. 
Uważała  ich  za  istoty  nieokrzesane,  głośne  i  niewrażliwe.  Raz 
tylko  uśmiechnęła  się  do  mężczyzny,  a  był  nim  młodzieniec 
drobnej  budowy,  którego  ręce  wyłaniające  się  z  suto 
marszczonych,  koronkowych  mankietów  trzymały  misternie 
zdobioną  tabakierę.  Bianka  nie  wyglądała  na  przestraszoną  i 
nawet  pozwoliła  ucałować  swą  dłoń.  Nicole  podziwiała  jej 
starania  czynione  w  kierunku  przezwyciężenia  niechęci  do 
mężczyzn,  by  wyjść za  mąż  i,  co  za tym  idzie,  poprawić swoją 
sytuację materialną. A może Bianka nie miała pojęcia o tym, co 
dzieje się pomiędzy mężem i żoną? 

Zeszły  obie  wyłożonymi  dywanem  głównymi  schodami  i 

wyszły z domu. Na jego tyłach znajdowała się nieduża stajnia  i 
powozownia.  Zabudowania  te  utrzymywane  były  przez  pana 
Jakuba  w  o  wiele  lepszym  stanie  niż  sam  dom.  Codziennie  o 
wpół  do  drugiej  Nicole  i  Bianka  przejeżdżały  przez  park  w 
eleganckim,  dwuosobowym  powozie  zaprzężonym  w  jednego 
konia. Dawniej teren ten stanowił część posiadłości Malesonów, 
teraz  zaś  należał  do  ludzi,  których  Bianka  uważała  za 
parweniuszy. Nigdy  ich  nie pytała, czy  może przemierzać park, 
ale też nikt dotąd się temu nie sprzeciwiał. Podczas przejażdżek 
wyobrażała sobie, że jest panią tych włości jak jej babka. 

Ojciec  nie zgodził  się  na  wynajęcie  stangreta,  a Bianka  nie 

zgodziłaby  się  jechać  z  koniuszym.  Jedyne,  co  mogła  w  tej 
sytuacji zrobić, to kazać powozić Nicole, która nie bała się koni. 

Nicole  lubiła  to  zajęcie.  Czasem,  wcześnie  rano,  po  wielu 

godzinach szycia, zanim Bianka się obudziła, Nicole chodziła do 
stajni,  by  przywitać  się  z  urodziwym  kasztanem.  We  Francji, 
zanim  rewolucja  zniszczyła  jej  dom  i  życie,  często  wyprawiała 
się  przed  śniadaniem  na  długie  wycieczki  konne.  Te  pogodne 
poranki  w  stajni  sprawiały,  że  niemal  zapominała  o  śmierci  i 
pożarze, których przyszło jej być świadkiem. 

Park  wyglądał  w  czerwcu  wyjątkowo  pięknie.  Drzewa 

ocieniały wygrabione alejki. Promienie słońca kładły na ziemi  i 
sukniach jasne plamy. Bianka trzymała nad głową parasolkę, by 

background image

 

osłonić  bladą  skórę.  Krzywiła  się  z  niesmakiem  patrząc  na 
Nicole.  Ta  głupia  dziewczyna  odłożyła  słomkowy  czepek  na 
siedzenie, pozwalając, by wiatr bawił się jej lśniącymi, czarnymi 
włosami.  Jej  oczy  błyszczały  w  słońcu,  a  mocne,  szczupłe ręce 
pewnie  trzymały  wodze.  Bianka,  zdegustowana,  odwróciła 
wzrok.  Jej  własne  ramiona  były  białe  i  krągłe,  takie,  jakie 
powinny być ramiona kobiety. 

–  Nicole  –  sapnęła.  –  Czy  choć  raz  mogłabyś  zachowywać 

się  jak  dama?  Lub  przynajmniej  nie  zapominać,  że  ja  nią 
jestem?  Wystarczy,  że  muszę  się  pokazywać  publicznie  z  na 
wpół ubraną kobietą, a ty jeszcze pędzisz jak szalona. 

Nicole  osłoniła  ramiona  cienkim,  bawełnianym  szalem,  ale 

nie  założyła  czepka.  Posłusznie  cmoknęła  na  konia  i  ściągnęła 
wodze. Jeszcze trochę, a nie będzie musiała podporządkowywać 
się poleceniom Bianki. 

Nagle  ciszę  popołudnia  zmącił  tętent  końskich  kopyt.  Na 

ciężkich  koniach,  bardziej  odpowiednich  do  wozu  niż  do  jazdy 
wierzchem, jechało czterech obcych mężczyzn. Rzadko zdarzało 
się,  by  ktoś  zaglądał  do  parku.  A  na  dodatek  mężczyźni  ci  nie 
wyglądali  na  dżentelmenów.  Ich  ubrania  były  zmięte, 
sztruksowe  spodnie  zachlapane  błotem.  Jeden  z  jeźdźców  miał 
na sobie bawełnianą koszulę w szerokie czerwone i białe pasy. 

Ostatni  rok  we  Francji  Nicole  żyła  w  atmosferze  terroru. 

Gdy wzburzony tłum szturmował zamek jej rodziców, ukryła się 
z  dziadkiem  w  skrzyni  na  siano,  by  potem  uciec  pod  osłoną 
gęstego  czarnego  dymu  spowijającego  płonący  dom.  Teraz 
zareagowała błyskawicznie. Wyczuła zagrożenie i zacięła batem 
konia, zmuszając go do galopu. 

Bianka  z  jękiem  opadła  ciężko  na  oparcie  powozu,  by 

następnie zaatakować Nicole: 

–  Co ty wyprawiasz? Nie pozwolę się tak traktować! 
Nicole puściła jej okrzyk mimo uszu. Obejrzała się za siebie 

na  czterech  mężczyzn  pędzących  po  alejce,  tuż  za  nimi.  Zdała 
sobie  sprawę,  że  znacznie  oddaliły  się  od  domu  i  wątpiła,  by 
ktokolwiek mógł usłyszeć krzyk. 

background image

 

10 

Ściskającej  kurczowo  rączkę  parasola  Biance  udało  się 

odwrócić. Zobaczyła, co przyciągnęło uwagę Nicole. Ale widok 
mężczyzn jej nie przestraszył. Przede wszystkim zdziwiła się, że 
ludzie  tak  niskiego  stanu  mieli  '  czelność  wkroczyć  na  teren 
majątku.  Jeden  z  jeźdźców  zachęcał  gestem  ręki  innych,  by 
podążali  za  uciekającym  powozem.  Pochylili  się,  wrośnięci  w 
siodła, ściągając wodze, ponaglając konie. 

Spojrzawszy  na  Nicole,  Bianka  zdała  sobie  sprawę  z  tego, 

że są ścigane. 

–  Nie możesz pogonić tej szkapy? – krzyknęła, trzymając 

się kurczowo. 

Ale powóz nie nadawał się do wyścigów. 
Mężczyźni  jednak,  choć  przywarli  do  końskich  karków, 

musieli  pogodzić  się  z  tym  że  nie  zdołają  dogonić  powozu  na 
swoich  ciężkich  koniach.  Ten  w  czerwono--białej  koszuli 
wyciągnął  zza  szerokiego  pasa  pistolet  i  wystrzelił.  Kula 
poszybowała  nad  powozem,  ledwie  tylko  muskając  lewe  ucho 
konia. 

Wałach rzucił się w tył, a powóz uderzył z impetem w jego 

tylne  nogi.  Nicole  zdołała  zatrzymać  zwierzę,  stanąwszy  na 
szeroko  rozstawionych  nogach  i  ściągnąwszy  mocno  wodze. 
Bianka  ponownie  krzyknęła  i  skuliła  się  w  swoim  kącie 
zasłaniając twarz dłonią. 

–  Spokojnie,  mały  –  rozkazała  Nicole,  a  koń  przestał 

szaleć, choć nadal rozglądał się dziko dokoła. 

Przywiązawszy cugle do poręczy, Nicole wysiadła, podeszła 

do  konia  i  zaczęła  gładzić  jego  szyję,  mówiąc  coś  cicho  po 
francusku, po czym przytuliła chrapy do swego policzka. 

–  Popatrz,  kolego.  Ona  wcale  się  nie  boi  tego 

krwawiącego zwierzęcia. 

Nicole podniosła wzrok na otaczających ją mężczyzn. 
–  Umie  pani  sobie  poradzić  z  koniem,  młoda  damo  – 

powiedział  jeden  z  nich.  –  Czegoś  takiego  jeszcze  nie 
widziałem. 

–  I do tego taka mała. Miło będzie zabrać ją ze sobą. 

background image

 

11 

–  Zaraz –  powstrzymał  ich  mężczyzna w koszuli  w pasy. 

Widocznie  był  ich  przywódcą.  –  Skąd  wiemy,  że  to  ona?  A 
tamta? 

Wskazał Biankę, która nadal kuliła się na siedzeniu, usiłując 

ukryć się przed ich wzrokiem. Strach sprawił, że krew odpłynęła 
z jej twarzy. 

Nicole  stała  spokojnie,  przytrzymując  w  dłoniach  głowę 

konia.  Dla  niej  to  wszystko  oznaczało  powrót  do  koszmaru, 
który  przeżyła  we  Francji,  i  wiedziała,  że  musi  teraz  zachować 
spokój, by znaleźć drogę ucieczki. 

–  To  ona  –  powiedział  jeden  z  mężczyzn,  wskazując 

Nicole. – Potrafię odróżnić damę. 

–  Która  z  was  jest  Bianką  Maleson?  –  ostro  spytał 

mężczyzna  w  pasiastej  koszuli.  Miał  szeroką  szczękę  pokrytą 
kilkudniowym zarostem. 

A  więc  to  porwanie  –  pomyślała  Nicole.  Kobiety  mogły 

tylko przekonać tych ludzi, że ojca Bianki nie stać na zapłacenie 
okupu. 

–  Ona  –  powiedziała  Bianka,  prostując  się  i  wskazując 

pulchną  ręką  Nicole.  –  Ona  jest  tą  cholerną  szlachcianką.  Ja 
tylko dla niej pracuję. 

–  Miałem rację? Ta nie mówi jak dama. 
Nicole stała nieruchomo, wyprostowana, z uniesioną głową. 

Przechwyciła pełne triumfu spojrzenie Bianki. Wiedziała, że nic 
nie może już zrobić. Porywacze zabiorą właśnie ją. Oczywiście, 
gdy  dowiedzą  się,  że  nie  ma  grosza  przy  duszy  i  jest 
uciekinierką  z  Francji,  zwrócą  jej  wolność,  bo  nie  dostaną 
okupu. 

–  No  dobrze,  młoda  damo.  Musisz  z  nami  jechać.  Masz 

chyba dość rozsądku, by nie sprawiać nam kłopotu? 

Nicole  lekko  potrząsnęła  głową.  Mężczyzna  wyciągnął  ku 

niej rękę, a ona przyjęła ją  i wspięła się po strzemieniu  na  jego 
siodło. 

background image

 

12 

–  Bystra,  prawda?  Nic dziwnego,  że on  chce,  żeby  mu  ją 

dostarczyć.  Jak  tylko  ją  zobaczyłem,  wiedziałem,  że  to  ona. 
Damę zawsze można poznać po zachowaniu. 

Uśmiechnął  się  zadowolony  ze  swej  domyślności.  Objął 

Nicole  włochatym  ramieniem  i  z  pewnym  trudem  odwrócił 
konia od powozu. 

Przez  kilka  chwil  Bianka  siedziała  bez  ruchu,  patrząc  za 

odjeżdżającymi.  Cieszyła  się,  że  jej  zdecydowanie  uchroniło  ją 
przed  porwaniem,  ale  jednocześnie  była  zła,  że  ci  głupcy  nie 
dostrzegli,  że  to  właśnie  ona  jest  damą.  Gdy  w  parku  znów 
zapanował 

spokój, 

rozejrzała 

się. 

Była 

opuszczona, 

pozostawiona samej  sobie.  Nie umiała powozić,  jak więc  miała 
dostać się do domu? Mogła tylko iść na piechotę. Gdy dotknęła 
stopą  ziemi,  a  ostry  żwir  wbił  się  w  miękką  podeszwę 
trzewików, zaklęła. To przez Nicole musiała doświadczać takiej 
niewygody.  Podczas  długiej,  bolesnej  wędrówki  jeszcze 
wielokrotnie  przeklinała  Nicole,  toteż  gdy  w  końcu  dotarła  do 
domu,  zapomniała  o  porwaniu.  Dopiero  potem,  jedząc  z  ojcem 
obfitą  kolację,  wspomniała  o  uprowadzeniu.  Na  wpół  śpiący 
Jakub Maleson zapewnił  ją, że Nicole zostanie uwolniona, a on 
nazajutrz  rano  powiadomi  o  zajściu  władze.  Bianka usunęła się 
do swego pokoju wściekła, że musi poszukać nowej służącej. Co 
za niewdzięczna zgraja! 

.  -Parter  zajazdu  stanowiła  podłużna  izba  o  kamiennych 

ścianach,  które  sprawiały,  że  wewnątrz  było  chłodno  i  ciemno. 
Znajdowało  się  tam  kilka  prostych  stołów.  Wokół  jednego  z 
nich  zasiadło  czterech  porywaczy.  Przed  nimi  stały  ciężkie, 
kamionkowe  misy  wypełnione  pokrojoną  na  nierówne  kawałki 
duszoną  wołowiną  oraz  wysokie  kufle  z  zimnym  piwem. 
Mężczyźni  siedzieli  sztywno  na  twardych  ławach.  Dzień 
spędzony w siodle był dla nich nowym doświadczeniem i płacili 
teraz za nie odparzeniami. 

–  Nie ufam jej, mówię wam – zaczął jeden z nich. 
–  Jest  za  spokojna.  Te  jej  oczy  wyglądają  niewinnie,  ale 

mówię  wam,  że  ona  coś  kombinuje.  I  to  coś  wpędzi  nas  w 

background image

 

13 

kłopoty.  –  Pozostali  słuchali  go  skrzywieni.  On  zaś  ciągnął:  – 
Wiecie,  jaka  ona  jest.  Nie  chcę  ryzykować,  że  ją  zgubimy. 
Muszę  ją  tylko  zabrać  do  Ameryki,  do  niego,  jak  kazał,  i  nie 
chcę, żeby coś poszło nie tak. 

Mężczyzna w pasiastej koszuli pociągnął tęgi łyk piwa. 
–  Joe  ma  rację.  Kobieta,  która  tak  dobrze  radzi  sobie  z 

koniem,  nie  zawaha  się  spróbować  ucieczki.  Który  chce 
popilnować jej w nocy? 

Jęknęli,  czując  ból  w  sponiewieranych  mięśniach.  Myśleli 

nawet  o  związaniu  więźnia,  ale  rozkazy  były  jasne.  Nie  wolno 
im wyrządzić jej najmniejszej krzywdy. 

–  Pamiętasz, Joe, jak doktor wyciągał ci szwy z piersi? 
Joe przytaknął zażenowany. 
–  Pamiętasz to białe świństwo, które ci dał, żebyś zasnął? 

Możesz trochę tego zdobyć? 

Joe przyjrzał się twarzom siedzących w zajeździe ludzi – od 

mętów z rynsztoka po tkwiącego samotnie w kącie dżentelmena. 
Joe był pewien, że mógłby od nich kupić wszystko. 

–  Coś się znajdzie – odparł krótko. 
Siedząc  spokojnie  na  łóżku,  Nicole  rozejrzała  się  po 

brudnym  pokoju  na  piętrze.  Zdążyła  już  zauważyć  rynnę  pod 
oknem  i  dach  szopy.  Może  po  zmierzchu,  gdy  ustanie  ruch  na 
podwórzu,  będzie  mogła  zaryzykować  ucieczkę.  Mogłaby  też 
wyjawić  napastnikom,  kim  jest  naprawdę,  ale  było  jeszcze  za 
wcześnie.  Od  domu  Bianki  dzieliło  ich  zaledwie  kilka  godzin 
jazdy. Zastanawiała się, kiedy Bianka dotrze do domu, ile czasu 
zajmie jej wędrówka na piechotę. Trzeba dać trochę czasu panu 
Malesonowi  na  zawiadomienie  władz  hrabstwa  i  rozesłanie 
wiadomości o porwaniu. Dziś w nocy  spróbuje uciec, a jeśli się 
nie  uda,  wyjaśni  nieporozumienie.  Wtedy  ją  uwolnią.  Boże  – 
modliła się – żeby nie wpadli we wściekłość. 

Gdy  otworzyły  się  drzwi,  ujrzała  wszystkich  czterech 

mężczyzn. 

–  Przynieśliśmy  coś  do  picia.  Prawdziwa  czekolada  z 

Ameryki Południowej. Jeden z nas to stamtąd przywiózł. 

background image

 

14 

Żeglarze  –  pomyślała,  biorąc  kubek.  Dlaczego  nie 

zauważyła tego wcześniej? Dlatego tak źle jeździli konno, a ich 
ubrania wydzielały osobliwą woń. 

Pijąc  przepyszną  czekoladę,  rozluźniła  się  i  poczuła,  jak 

bardzo  jest  zmęczona.  Próbowała  skupić  się  nad  planem 
ucieczki,  ale  myśli  rozbiegły  się,  ulatywały  gdzieś.  Patrzyła  na 
kręcących  się  mężczyzn,  którzy  dziwnie  jej  się  przylądali. 
Wyglądali jak wielkie, siwe, zaniepokojone czymś niańki, a ona 
miała  ochotę  powiedzieć  im,  że  czuje  się  dobrze.  Przymknęła 
oczy i zapadła w sen. 

Następnych  dwudziestu  czterech  godzin  nie  pamiętała 

wcale.  Wydawało  jej  się,  że  ktoś  niesie  ją  delikatnie  jak  małe 
dziecko. Czasem wyczuwała czyjś niepokój o siebie i próbowała 
się  uśmiechnąć,  powiedzieć,  że  nic  jej  nie  jest,  ale  nie  była  w 
stanie  wymówić  słowa.  Przed  oczyma  pojawiał  jej  się  pałac 
rodziców,  przypomniała  jej  się  huśtawka  w  ogrodzie  pod 
wierzbą.  Uśmiechała  się  do  szczęśliwych  chwil  spędzonych  z 
dziadkiem u młynarza. Czuła, że kołysze się w hamaku, a wokół 
jest gorąco. 

Gdy  w końcu otworzyła  oczy,  stwierdziła,  że kołysanie  nie 

było  tylko  częścią  snu.  Ale  zamiast  drzew  ujrzała  nad  głową 
jakieś  płótna.  Ktoś  zbudował  nad  hamakiem  dach,  tylko 
zastanawiała się, kto i po co. 

–  Obudziła się panienka wreszcie! Mówiłam tym 
żeglarzom, że dali za dużo opium. Cud, że się panienka 
w ogóle ocknęła. I zaufaj tu takim nieudacznikom. 
Proszę, zrobiłam kawę. Jest dobra i gorąca. 
Nicole  odwróciła  głowę.  Jakaś  wysoka  kobieta  silnym 

ramieniem  dźwignęła  ją  na  łóżku.  Nie  znajdowała  się  już  w 
parku,  lecz  w  jakimś  niewielkim  pokoju.  Może  narkotyk 
wywołał złudzenie falowania. Pewnie hamak też jej się przyśnił. 

–  Gdzie  jesteśmy?  Kim  pani  jest?  –  udało  jej  się 

wykrztusić, gdy przełknęła mocną, gorącą kawę. 

background image

 

15 

–  Nadal czuje się panienka otumaniona, prawda? Mam na 

imię Janie. Wynajął mnie pan Armstrong, żebym się opiekowała 
panienką. 

Nicole  popatrzyła  uważniej.  Nazwisko  Armstrong  było  jej 

znane,  ale  nie  wiedziała  skąd.  Gdy  dzięki  kawie  zaczęła 
przychodzić  do  siebie,  przyjrzała  się  Janie.  Była  to  wysoka, 
mocno  zbudowana  kobieta  o  szerokiej  twarzy  i  wiecznie 
zarumienionych  policzkach.  Przypominała  Nicole  nianię,  która 
się  nią  kiedyś  opiekowała.  Janie  roztaczała  wokół  siebie  aurę 
zaufania  i  zdrowego  rozsądku,  poczucia  bezpieczeństwa  i 
spokoju. 

–  Kto to jest pan Armstrong? 
Janie  odebrała  jej  puste  naczynie  i  ponownie  napełniła  je 

kawą. 

–  Za  dużo  panience  dali  tego  środka  nasennego.  Pan 

Armstrong.  Clayton  Armstrong.  Przypomina  sobie  panienka? 
Ma panienka wyjść za niego za mąż. 

Nicole zatrzepotała powiekami, a potem dolała sobie kawy z 

dzbanka stojącego na małym piecyku węglowym. Zaczęła sobie 
wszystko przypominać. 

–  Obawiam  się,  że  zaszła  pomyłka.  Nie  jestem  Bianką 

Maleson ani nie jestem zaręczona z panem Armstrongiem. 

–  Nie  jesteś...  –  zaczęła  Janie,  siadając  na  dolnym 

posłaniu  piętrowego  łóżka.  –  Kochanie,  myślę,  że  powinnaś  mi 
wszystko opowiedzieć. 

Gdy Nicole skończyła swą relację, uśmiechnęła się. 
–  Widzi  pani  teraz,  że  gdy  dowiedzą  się,  kim  jestem, 

wypuszczą mnie. 

Janie milczała. 
–  Nie zrobią tego? 
–  Nie  wiesz  jeszcze  wszystkiego,  panienko.  Przede 

wszystkim już od dwunastu godzin płyniemy do Ameryki. 

 
  

background image

 

16 

 

Nicole  rozejrzała  się  zaskoczona.  Statek.  Gładkie  dębowe 

ściany,  sufit,  niewielkie  okno  i  dwa  piętrowe  łóżka  naprzeciw. 
W  jednym  końcu  pomieszczenia  znajdowały  się  drzwi,  w 
drugim piętrzyły  się pudła i kufry związane dla bezpieczeństwa 
przymocowującą  je do ściany  liną.  W rogu stała niska szafka, a 
na  niej  piecyk.  Nagle  Nicole  zdała  sobie  sprawę,  że  kołysanie, 
które wyczuwała, było spowodowane łagodnym ruchem morza. 

–  Nie  rozumiem  –  powiedziała.  –  Dlaczego  ktokolwiek 

miałby mnie, a raczej Biankę, porywać do Ameryki? 

Janie  podeszła  do  jednego  z  kufrów  i  podniosła  wieko,  by 

wyjąć niewielką skórzaną teczkę związaną wstążką. 

–  Powinna panienka to przeczytać. 
Zmieszana Nicole otworzyła teczkę.  Wewnątrz  spoczywały 

dwa arkusze papieru pokryte śmiałym pismem. 

Moja najdroższa Bianko! 
Mam nadzieję, że Janie już Ci wszystko wyjaśniła. Liczę też 

na to, że nie będziesz mi miała za złe dość nietypowego sposobu, 
w  jaki  chcę  Cię  do  siebie  sprowadzić.  Wiem,  jak  uległą  i 
posłuszną jesteś córką oraz jak bardzo troszczysz się o zdrowie 
ojca.  Z  początku  miałem  zamiar  wstrzymać  się  aż  do  jego 
wyzdrowienia, ale czuję, że dłużej już czekać nie mogę. 

Wybrałem  statek  pocztowy,  gdyż  jest  najszybszy.  Janie  i 

Amos  otrzymali  instrukcje,  by  dostarczać  Ci  w  czasie  podróży 
jedzenie,  a  także,  by  zadbać  o  Twoją  garderobę,  jako  że 
pośpiech  pozbawił  Cię  Twojej  własnej.  Janie  jest  wspaniałą 
szwaczką. 

Mimo  że  jesteś  już  w  drodze,  chciałbym  być  pewien 

pomyślnego  zakończenia  sprawy.  Nakazałem  więc  kapitanowi, 
by  udzielił  nam  ślubu  per  procura.  Dzięki  temu,  jeżeli  nawet 
Twój  ojciec  odnalazłby  Cię,  zanim  dotrzesz  do  Ameryki,  i  tak 
będziesz  już  moja.  Wiem,  że  to  zuchwałość,  ale  musisz  mi 

background image

 

17 

wybaczyć i  pamiętać,  że robię to, ponieważ Cię kocham i  czuję 
się bez Ciebie bardzo samotny. 

Gdy  zobaczymy  się  następnym  razem,  będziesz  już  moją 

żoną. Liczę godziny. 

Kocham Cię. Clay. 
Nicole  przez  kilka  chwil  trzymała  list  z  poczuciem,  że 

wnika  w  czyjeś  intymne  sprawy,  o  których  nawet  nie  powinna 
wiedzieć.  Uśmiechnęła  się  słabo.  Zawsze  słyszała,  że 
Amerykanie  są  mało  romantyczni,  a  tymczasem  ten  człowiek 
przygotował  drobiazgowy  plan  porwania,  by  zdobyć  ukochaną 
kobietę. 

Popatrzyła na Janie. 
–  Ktoś,  kto  jest  tak  bardzo  zakochany,  musi  być  miłym 

człowiekiem. Zazdroszczę Biance. Kim jest Amos? 

–  Clay  wysłał  go  ze  mną,  ale  mieliśmy  tu  epidemię.  – 

Janie  spuściła  wzrok  na  wspomnienie  śmierci  pięciu  osób.  – 
Amos nie wyszedł z tego. 

–  Przykro  mi  –  powiedziała  Nicole  wstając.  –  Muszę 

znaleźć kapitana i wyjaśnić mu całą sprawę. 

–  Urwała,  spojrzawszy  na  swoje  odbicie  w  lustrze  nad 

stołem. Rozczochrane włosy opadały w nieładzie na jej twarz. – 
Czy jest tu jakiś grzebień? 

–  Usiądź,  panienko,  uczeszę  cię.  Nicole  posłusznie 

usiadła. 

–  Czy on zawsze jest taki... taki gwałtowny? 
–  Kto? Ach. – Janie uśmiechnęła się życzliwie. 
–  Nie  wiem,  czy  jest  tak  samo  gwałtowny  jak  arogancki. 

Zwykle dostaje to,  czego  chce.  Gdy  układał ten plan,  mówiłam 
mu,  że  może  się  nie  udać,  ale  wyśmiał  mnie  tylko.  Kiedy 
zobaczy panienkę, to ja będę się z niego śmiała. 

Odwróciła głowę Nicole i zbliżyła jej twarz do światła. 
–  Nie  sądzę  jednak,  by  jakikolwiek  mężczyzna  mógł 

śmiać  się  z  panienki  –  powiedziała,  przyglądając  się  uważnie 
Nicole. 

background image

 

18 

Uwagę  przyciągały  wielkie,  wyraziste  oczy,  ale  Janie 

wiedziała,  że najbardziej  musiały  intrygować  mężczyzn niezbyt 
szerokie, ale pełne, ciemnorożowe usta. Górna warga była nieco 
większa od  dolnej,  co  stanowiło  połączenie  tyleż  niespotykane, 
co interesujące. 

Nicole odwróciła się lekko zarumieniona. 
–  Przecież  i  tak  nie  poznam  pana  Armstronga.  Muszę 

wrócić  do  Anglii.  Mam  tam  kuzynkę,  która  zaproponowała  mi 
wspólne  prowadzenie  sklepu  z  garderobą.  Już  prawie 
zaoszczędziłam potrzebną na to sumę. 

-  Chciałabym  wierzyć,  że zawrócimy.  Ale  nie podobają  mi 

się  ci  ludzie  na  górze.  Mówiłam  o  tym  Clayowi,  ale  on  nie 
chciał  mnie słuchać. Jest najbardziej upartym człowiekiem,  jaki 
się kiedykolwiek urodził. 

Nicole spojrzała na list. 
–  Zakochanemu mężczyźnie można wiele wybaczyć. 
–  Hm!  –  chrząknęła  Janie.  –  Mówisz  tak,  panienko,  bo 

nigdy nie miałaś z nim do czynienia. 

Opuściwszy  kabinę,  Nicole  wspięła  się  na  górny  pokład 

wąskimi  schodami.  Poczuła  na  włosach  muśnięcie  morskiego 
powietrza  i  uśmiechnęła  się.  Zatrzymały  ją  nagle  skupione  na 
niej  spojrzenia  kilku  mężczyzn.  Żeglarze  patrzyli  na  nią  tak 
pożądliwie,  że  odruchowo  szczelniej  okryła  się  szalem.  Miała 
wrażenie, że jest prawie naga, ponieważ cienka, lniana sukienka 
nie mogła ukryć jej kształtów. 

–  Czekasz na coś, panienko? – zapytał jeden z marynarzy, 

mierząc ją wzrokiem. 

Z  trudem  powstrzymała  się  od  tego,  żeby  się  cofnąć,  i 

odpowiedziała: 

–  Chciałabym widzieć się z kapitanem. 
–  On z tobą też. 
Zignorowała  wybuch  śmiechu  i  ruszyła  za  jednym  z 

mężczyzn  w  kierunku  drzwi  na  dziobie  statku.  Gdy  usłyszała 
przyzwalające  mruknięcie,  żeglarz  otworzył  drzwi  i  prawie 
wepchnął ją do środka. 

background image

 

19 

Potrzebowała  dobrej  chwili,  by  przyzwyczaić  się  do 

półmroku. Kabina była dwa razy większa od tej, którą dzieliła z 
Janie.  Znajdowało  się  w  niej  okno,  ale  tak  brudne,  że  nie 
przepuszczało światła. Pod nim stało brudne, nie posłane łóżko, 
a na środku duży, ciężki stół przymocowany do podłogi, pokryty 
zwojami map i wykresów. 

Nicole  drgnęła,  gdy  przez  podłogę  przebiegł  szczur.  Cichy 

śmiech  kazał  jej  spojrzeć  ku  ciemnemu  kątowi  pokoju,  gdzie 
siedział  mężczyzna  o  mrocznej  twarzy  i  zbyt  długich 
bokobrodach.  Jego  ubranie  było  wymięte,  a  w  rękach  trzymał 
butelkę rumu. 

–  Mówią,  że  jesteś  jakąś  cholerną  damą.  Lepiej  spróbuj 

przyzwyczaić  się  do  szczurów  na  tej  łajbie.  Tych  na  dwu  i  na 
czterech nogach. 

–  Czy  pan  jest  kapitanem?  –  zapytała,  robiąc  krok 

naprzód. 

–  Tak. Jeśli to jest statek, to ja jestem jego kapitanem. 
–  Czy mogę usiąść? Chciałabym z panem pomówić. 
Machnął butelką w kierunku krzesła. I  Nicole  szybko  i 

dokładnie  opowiedziała  swoją  historię.  Gdy  skończyła,  kapitan 
milczał jeszcze przez chwilę. 

–  Jak pan sądzi, kiedy wrócimy do Anglii? 
–  Nie wracam do Anglii. 
–  A  jak  inaczej  ja  się  tam  dostanę?  Pan  nie  rozumie.  To 

jakaś straszna pomyłka. Pan Armstrong... 

–  Wiem tyle, że Clayton Armstrong wynajął mnie, żebym 

porwał jakąś damę i zawiózł mu ją do Ameryki 

–  przerwał  jej  kapitan.  Zmrużył  oczy.  –  Gdy  ci  się 

przyglądam,  muszę  stwierdzić,  że rzeczywiście  nie pasujesz  do 
jego opisu.  ' 

–  Bo ja nie jestem jego narzeczoną. 

Machnąwszy lekceważąco ręką, nabrał tęgi łyk rumu. 

–  A  co  mnie  obchodzi,  kim  jesteś?  Mówił,  że  możesz 

sprawiać pewne kłopoty, gdy przyjdzie do zawarcia małżeństwa, 
ale mam sobie z tobą poradzić. 

background image

 

20 

Nicole wstała. 
–  Małżeństwo?!  Nie  sądzi  pan  chyba,  że...  –  zaczęła,  ale 

umilkła  w  połowie  zdania.  –  Pan  Armstrong  kocha  i  chce 
poślubić  Biankę  Maleson.  Ja  nazywam  się  Nicole  Courtalain.  
Nigdy nawet nie widziałam pana Armstronga. 

–  To  ty  tak  twierdzisz.  Dlaczego  nie  powiedziałaś  tego 

moim ludziom od razu? Na co czekałaś tak długo? 

–  Pomyślałam,  że  gdy  im  powiem,  uwolnią  mnie,  ale 

jednocześnie  chciałam  znaleźć  się  możliwie  daleko  od  Bianki, 
bo wiedziałam, że ona pragnie być bezpieczna. 

–  Czy Bianka to ta gruba, która cię nam pokazała? 
–  Tak.  To  Bianka.  Ale  myślała,  że  nic  złego  mi  się  nie 

stanie. 

–  Jasne,  myślała!  Chcesz,  żebym  uwierzył,  że  trzymałaś 

buzię  na  kłódkę  dla  takiej  suki,  która  cię  podsunęła 
porywaczom? Nie wierzę! Chyba uważasz mnie za głupka. 

Nicole nie miała już nic do powiedzenia. 
–  No,  dobra.  Wyjdź  stąd,  a  ja  sobie  to  przemyślę.  Po 

drodze powiedz temu, który cię tu przyprowadził, że chcę się z 
nim widzieć. 

Po jej wyjściu kapitan został sam z bosmanem. 
–  Chyba już wiesz, skoro podsłuchiwałeś? 
Bosman  uśmiechnął  się  i  usiadł.  Znał  kapitana  od  dawna  i 

zdawał sobie sprawę, że zawsze warto wiedzieć, co on knuje. 

–  Co  robimy?  Armstrong  każe  nas  zamknąć  za  ten 

zaginiony  w  zeszłym  roku  ładunek  tytoniu,  jeśli  nie 
przywieziemy mu żony. 

Kapitan pociągnął łyk rumu. 
–  Żona. Tego chce i to mu damy. Bosman pokręcił głową. 
–  A jeśli ona mówi prawdę i to nie ta? 
–  Na wszystko można patrzeć na dwa sposoby. Jeśli to nie 

ona, tylko tamta druga  nazywa się Maleson, to Armstrong chce 
się ożenić z suką, która kłamie i potrafi zdradzić swoją najlepszą 
przyjaciółkę.  Z  drugiej  strony  ta  ciemnowłosa  panienka  może 

background image

 

21 

być Bianką i kłamać, żeby uniknąć małżeństwa z Armstrongiem. 
Tak czy inaczej jutro rano powinien się odbyć ślub. 

–  A co z Armstrongiem? Jeśli  się okaże, że ożeniłeś go z 

niewłaściwą kobietą? Nie chciałbym być przy tym. 

–  Pomyślałem i o tym. Chcę odebrać pieniądze, zanim on 

ją  zobaczy,  i  natychmiast  ruszać  z  Wirginii.  Nie  zamierzam 
nawet sprawdzać, czy to o nią chodziło. 

–  Zgadzam  się.  A  jak  nakłonimy  tę  panienkę  do  ślubu? 

Chyba jej ten pomysł nie przypadł do gustu. 

Kapitan podał bosmanowi butelkę. 
–  Zastanowię  się  nad  sposobem,  który  podziała  na  tę 

lalunię. 

–  Widzę, że nie udało się namówić kapitana na powrót do 

Anglii – stwierdziła Janie, gdy Nicole wróciła do kajuty. 

–  Nie  –  odpowiedziała,  sadowiąc  się  na  łóżku.  –  Przede 

wszystkim  nie  uwierzył,  gdy  powiedziałam,  kim  jestem.  Z 
jakiegoś powodu uznał, że kłamię. 

Janie chrząknęła. 
–  Ludzie  jego  pokroju  sami  nigdy  nie  mówią  prawdy, 

więc  nie widzą powodu,  by  komuś  wierzyć.  My  możemy  tylko 
uczynić  tę  podróż  jak  najprzyjemniejszą.  Mam  nadzieję,  że 
panienka nie straciła ducha? 

Starając się ukryć swoje uczucia, Nicole uśmiechnęła się do 

tej  wysokiej  kobiety.  Tak.  Była  rozczarowana.  Zanim  dopłynie 
do Ameryki, jej kuzynka może sobie znaleźć innego wspólnika. 
Myślała też o  zaoszczędzonych  pieniądzach ukrytych w pokoju 
na  poddaszu.  Dotknąwszy  palców  pokaleczonych  igłą  w  ciągu 
wielu  nocy  spędzonych  na  szyciu  przy  małej,  taniej  świeczce, 
przypomniała  sobie,  jak  ciężko  pracowała  na  te  centy. 
Postanowiła jednak nie ujawniać przed Janie tego, co czuła. 

–  Zawsze  chciałam  zobaczyć  Amerykę  –  oświadczyła.  – 

Może  przed  powrotem  do  Anglii  uda  mi  się  tam  zatrzymać  na 
kilka dni. O, Boże! 

–  Co takiego? 

background image

 

22 

–  Jak  ja zapłacę za powrót? – zapytała z rozszerzonymi  z 

przerażenia oczyma. 

–  Zapłacić? – wybuchnęła Janie. –  Clayton  Armstrong za 

to  zapłaci,  zapewniam  panienkę.  Tyle  razy  powtarzałam  mu, 
żeby tego wszystkiego  nie  robił,  ale  jakbym  mówiła do  ściany. 
A może, gdy zobaczy panienka Amerykę, nie zechce wracać do 
Anglii? Też mamy wiele sklepów z sukniami. 

Nicole powiedziała jej o swoich ukrytych oszczędnościach. 
Przez  kilka  chwil  Janie  milczała.  W  wersji  porwania 

opowiedzianej przez Nicole Bianka była  niewinna, robiła to, co 
należało zrobić. Ale Janie potrafiła wyczuć, co kryło się za tymi 
słowami  i  zastanawiała  się,  czy  Nicole  po  powrocie  znajdzie 
swoje pieniądze. 

–  Jesteś  głodna,  panienko?  –  zapytała,  otwierając  kufer 

leżący na szczycie sterty pod ścianą. 

–  Tak, 

jestem... 

Rzeczywiście 

jestem 

głodna. 

– 

odpowiedziała Nicole i podeszła bliżej, by zajrzeć do kufra. 

Zanim przystosowano statki do przewozu pasażerów, każdy 

z podróżnych musiał sam zabierać dla siebie prowiant. Zależnie 
od  zręczności  nawigatora,  zwrotności  statku,  wiatru,  burz  i 
piratów,  rejs  mógł  trwać  od  trzydziestu  do  dziewięćdziesięciu 
dni, o ile w ogóle statek docierał do celu. 

Kufer  pełen  był  suszonego  grochu  i  fasoli.  Podniesione 

przez  Janie  wieko  innego  odsłoniło  soloną  wołowinę  i  ryby. 
Następny zawierał owies, ziemniaki, pęczki ziół, mąkę, suchary 
i paczkę cytryn. 

–  Clayton  kazał  też  kapitanowi  kupić  żółwie,  więc 

będziemy miały świeżą zupę żółwiową. 

Nicole popatrzyła na te zapasy. 
–  Pan 

Armstrong 

jest 

wyjątkowo 

przezornym 

człowiekiem.  Zaczynam  żałować,  że  to  nie  ze  mną  chce  się 
ożenić. 

Janie  pomyślała  to  samo,  gdy  zza  znajdujących  się  w  rogu 

kajuty drzwi oddzielających komórkę wyciągnęła wąską wannę. 

background image

 

23 

Można  w  niej  było  usiąść  z  podciągniętymi  nogami,  a  wtedy 
woda zakrywała ramiona. 

Nicole zatrzepotała powiekami. 
–  Cóż to za luksus!  Kto  by  pomyślał,  że podróż statkiem 

może być tak wygodna. 

Janie  uśmiechnęła  się  zaróżowiona  z  radości.  Obawiała  się 

podróży  przez  ocean,  przebywania  w  małej  kabinie  razem  z 
jakąś  angielską  damą.  Myślała,  że  wszystkie  Angielki  to 
monarchistki  i  snobki.  No,  ale  Nicole  była  Francuzką,  a  tam 
znali się na rewolucjach. 

–  Obawiam się, że musimy do tego użyć morskiej wody i 

podgrzewanie  jej  zajmie  dużo  czasu.  Zawsze  to  jednak  lepsze 
niż miska z gąbką. 

Kilka godzin później, po wspaniałej kąpieli, Nicole leżała na 

dolnej koi czysta, syta i zmęczona. Długo trwało grzanie wody, 
by  dwa  razy  napełnić  wannę.  Z  początku  Janie  protestowała  i 
chciała, żeby Nicole wykąpała się pierwsza, ale Nicole z uporem 
twierdziła,  że skoro  nie  jest  narzeczoną Claytona,  Janie  nie  jest 
jej  służącą  tylko  towarzyszką  podróży  i  poprosiła,  by  Janie 
zwracała się do niej po_ imieniu. Nicole uprała i rozwiesiła swą 
jedyną suknię, a potem łagodny ruch statku ukołysał ją do snu. 

Wcześnie rano następnego dnia Janie zaczesała jej włosy w 

kok,  by  później  móc  ułożyć  modne  w  tym  czasie  chignon. 
Wydobyła  skądś żelazko  i  zaczęła prasować  suknię,  a  Nicole  z 
rozbawieniem  stwierdziła,  że  pan  Armstrong  pomyślał  o 
wszystkim. 

Nagle  drzwi  otworzyły  się  z trzaskiem, ukazując  jednego  z 

porywaczy. 

–  Kapitan chce panienkę widzieć. Teraz. 
Pierwszą  myślą  Nicole  było,  że  może  kapitan  zdecydował 

się odesłać ją do Anglii, toteż posłusznie poszła za marynarzem. 
Za  nimi  Janie.  Żeglarz  jednym  zdecydowanym  szarpnięciem 
wepchnął ją z powrotem do kajuty. 

–  Ciebie nie chce. Tylko ją. 
Janie chciała zaprotestować, ale Nicole ją powstrzymała. 

background image

 

24 

–  Nic mi się nie stanie, jestem pewna. Może zrozumiał, że 

mówiłam prawdę. 

Gdy tylko weszła do kajuty kapitana, stwierdziła, że coś jest 

nie  tak.  Zastała  tam  dowódcę  statku,  bosmana  i  kilku  innych 
mężczyzn, których przedtem nie widziała. Wszyscy wyraźnie na 
coś czekali. 

–  Może  was  przedstawię  –  zaczął  kapitan.  –  Wszystko 

musi  być w porządku. To jest doktor. Może cię zaszyć i co tam 
jeszcze  chcesz.  To  jest  Frank.  Mój  bosman.  Już  się  chyba 
spotkaliście. 

Szósty  zmysł,  wyczulony  podczas  koszmaru  we  Francji, 

ostrzegł  Nicole  przed  niebezpieczeństwem.  Oczy,  jak  zwykle, 
zdradziły jej uczucia. 

–  Nie  uciekaj  –  powiedział  Frank.  –  Chcemy  z  tobą 

porozmawiać.  A  poza  tym  dziś  dzień  twojego  ślubu.  Nie 
chciałabyś, by cię uznano za oporną pannę młodą, prawda? 

Nicole zaczynała rozumieć. 
–  Nie  jestem  Bianką  Maleson.  Wiem,  że  pan  Armstrong 

kazał  wam  przygotować  ślub  per  procura,  ale  ja  nie  jestem 
kobietą, której on pragnie. 

Frank rzucił jej lubieżne spojrzenie. 
–  Myślę, że każdy mógłby cię pragnąć. 
Wtedy odezwał się doktor. 
–  Młoda 

damo, 

czy 

ma 

pani 

jakiś 

dokument 

potwierdzający pani tożsamość? 

Zrobiwszy  krok  do  tyłu,  potrząsnęła  przecząco  głową. 

Nieliczne dokumenty, które ocalały po bezładnej ucieczce przed 
terrorem, zniszczył dziadek. Powiedział, że od tego może kiedyś 
zależeć ich przeżycie. 

–  Nazywam  się  Nicole  Courtalain.  Uciekłam  z  Francji  i 

mieszkałam u panny Maleson. To jest pomyłka. 

–  Rozmawialiśmy  już  na ten  temat  i  zdecydowaliśmy,  że 

to nieważne – odpowiedział jej kapitan. – Mój kontrakt nakazuje 
mi  przywieźć  do  Ameryki  panią  Claytonową  Armstrong  i 
właśnie to zamierzam zrobić. 

background image

 

25 

Nicole wyprostowała się. 
–  Nie wyjdę za mąż wbrew mej woli. 
Kapitan  skinął  nieznacznie  głową,  a  Frank  przeciął  pokój  i 

mocno  chwycił  Nicole.  Jedną  ręką  objął  ją  w  pasie,  a  drugą 
opasał jej plecy i unieruchomił ręce. 

–  Ta twoja odwrócona do góry nogami buziuni spodobała 

mi się już dawno – mruknął, przyciskając usta do jej warg. 

Nicole  była  tak  przerażona,  że  nie  zdążyła  zareagować 

wystarczająco  szybko.  Nikt  jeszcze  jej  tak  nie  potraktował. 
Nawet gdy mieszkała z rodziną młynarza, ludzie z jej otoczenia 
wiedzieli,  kim  jest,  więc  okazywali  jej  szacunek.  Ten 
mężczyzna  śmierdział  rybą  i  potem  –  ohydny,  duszny, 
pozbawiający  tchu  fetor.  Dotknięcie  jego  ust  przyprawiało  ją  o 
mdłości. Szarpnęła się. 

–  Nie! – krzyknęła. 
–  Będzie tego jeszcze trochę – powiedział Frank i uderzył 

ją  dość  mocno  w  szyję,  po  czym  przesunął  brudną  rękę  do 
przodu. 

Nagłym  ruchem  rozdarł  suknię  i  koszulę,  odsłaniając  jej 

piersi.  Jego  wielka  dłoń  chwyciła  jedną  z  nich,  a  kciuk  zaczął 
szorstkim ruchem pocierać brodawkę. 

–  Nie, proszę – wyszeptała Nicole, szarpnąwszy się. 
Zbierało jej się na wymioty. 
–  Wystarczy – rozkazał kapitan. 
Frank nie puścił jej od razu. 
–  Mam  nadzieję,  że nie wyjdziesz  za  mąż za Armstronga 

–  szepnął,  owiewając  jej  twarz  gorącym,  śmierdzącym 
oddechem. 

Odsunął  się.  Nicole  starała  się  zasłonić  rozdartą  suknię. 

Opadła  na  krzesło  i  przesunęła  dłonią  po  ustach  pewna,  że  już 
nigdy nie zetrze z nich śladów tego pocałunku. 

–  Wygląda  na  to,  że  nie  podobasz  jej  się  za  bardzo  –

 

zaśmiał się kapitan, po czym spoważniał  i usiadł na krześle 

naprzeciw Nicole. – Poznałaś już smak tego, co cię spotka, jeśli 

background image

 

26 

nie  zgodzisz  się  na  ślub.  Jeśli  nie  zostaniesz  żoną  Armstronga, 
potraktujemy cię jak pasażera na gapę. 

Będziesz moja, kiedy i jak tylko zechcę. Ale najpierw usunę 

tę wielką kobietę, którą przysłał tu Armstrong. 

Nicole podniosła wzrok. 
–  Janie? Ależ ona nie ma z tym nic wspólnego. To będzie 

morderstwo! 

–  Co  mnie  to  obchodzi?  Myślisz,  że  kiedykolwiek  będę 

mógł  zbliżyć  się  do  wybrzeży  Wirginii,  jeżeli  nie  wypełnię 
poleceń  Armstronga?  Nie  potrzebuję  świadka  tego,  co  zrobią  z 
tobą moi ludzie. 

Nicole  skuliła  się  na  krześle  i  zagryzła  dolną  wargę.  Oczy 

miała szeroko otwarte. 

–  Widzisz,  panienko  –  powiedział  Frank.  –  Dajemy  ci 

wybór.  To  wielka  uprzejmość  z  naszej  strony.  –  Nie  spuszczał 
wzroku  z  rozdarcia  sukni,  którego  brzegi  ściskała  na  piersi.  – 
Albo  poślubisz  Armstronga,  albo  trafisz  do  mojej  koi. 
Oczywiście  będę  drugi  po  kapitanie.  Wątpię,  czy  potem  coś  z 
ciebie  zostanie.  –  Pochylił  się  i  dotknął  palcem  jej  warg.  – 
Nigdy  nie  miałem  kobiety  z  takimi  ustami.  Ciekawe,  co  one 
mogłyby dla mnie zrobić... 

Nicole  odwróciła  głowę,  czując,  jak  żołądek  podchodzi  jej 

do gardła. 

Kapitan obserwował ją uważnie. 
–  No, to który? Armstrong, ja czy Frank? 
Starając się uspokoić oddech, usiłowała myśleć. 
Zdawała  sobie  sprawę,  że  musi  zachować  przytomność 

umysłu. 

–  Wyjdę  za  mąż  za  pana  Armstronga  –  oświadczyła 

dobitnie. 

–  Wiedziałem,  że  jesteś  bystra  –  podsumował  kapitan.  – 

Zatem  do  dzieła,  moja  droga.  Miejmy  to  już  za  sobą.  Pewnie 
chcesz wrócić już do swojej... kryjówki. 

Nicole  potwierdziła  skinieniem  głowy  i  wstała,  ściskając 

rozdartą suknię. 

background image

 

27 

–  Frank zastąpi Armstronga. Wszystko jest legalne. 
Armstrong podpisał papier, że sam mam wybrać zastępcę. 
Nicole  stanęła  zdrętwiała  obok  Franka,  naprzeciwko 

kapitana,  który  miał  poprowadzić  ceremonię,  i  doktora 
pełniącego funkcję świadka. 

Frank  skwapliwie  odpowiadał  na  pytania  kapitana,  ale  gdy 

padło:  „Bianko,  czy  bierzesz  sobie  tego  mężczyznę  za  męża?”, 
Nicole odmówiła odpowiedzi. To nie było w porządku! Została 
uprowadzona,  zabrana  z  kraju,  do  którego  właśnie  zaczęła  się 
przyzwyczajać,  a  teraz  miała  wyjść  za  mąż  wbrew  swej  woli. 
Zawsze  marzył  jej  się  ślub  w  błękitnej,  satynowej  sukni  i  w 
otoczeniu  róż.  A  teraz  stała  w  brudnej  kajucie,  w  podartym 
ubraniu,  z  ohydnym  smakiem  na  wargach.  Przez  minione  trzy 
dni czuła się jak liść porwany przez wartki strumień. Nie wyprze 
się jednak swego nazwiska. Chociaż na nic już nie ma wpływu, 
to jedno zachowa. 

–  Nazywam  się  Nicole  Courtalain  –  powiedziała 

zdecydowanie. 

Kapitan  chciał  coś  odpowiedzieć,  ale  doktor  trącił  go 

łokciem. 

–  Co  mnie  to  w  końcu  obchodzi?  –  mruknął  i  przeczytał 

zdanie ponownie, wstawiając imię Nicole zamiast Bianki. 

Pod  koniec  ceremonii  wyjął  pięć  złotych  obrączek  i 

wepchnął najmniejszą z nich na palec Nicole. Nareszcie było po 
wszystkim. 

–  Czy  dostanę  buziaka  od  panny  młodej?  –  Frank  łypnął 

okiem. 

Doktor  chwycił  Nicole  mocno  za  ramię  i  poprowadził  do 

stołu  przymocowanego  na  środku  pokoju.  Wziął  pióro,  napisał 
coś i odwrócił się do niej. 

–  Musisz  to  podpisać  –  powiedział,  podsuwając  jej  akt 

ślubu. 

Jej oczy wypełniły się łzami, więc by coś zobaczyć musiała 

je  otrzeć.  Doktor  wpisał  jej  prawdziwe  nazwisko  na 

background image

 

28 

dokumencie.  Ona,  Nicole  Courtalain,  była  teraz  panią 
Claytonową Armstrong. Szybko złożyła podpis w rogu. 

Doktor  trzymając  ją  wciąż  mocno  za  ramię,  wyprowadził 

Nicole  z  kajuty  kapitańskiej.  Była  tak  oszołomiona,  że  dopiero 
po  chwili  zdała  sobie  sprawę,  że  stanęła  obok  pomieszczenia, 
które przyznano jej i Janie. 

–  Proszę posłuchać,  moja droga –  zaczął  wtedy doktor.  – 

Przykro  mi  bardzo,  ponieważ  wierzę,  że  nie  jest  pani  panną 
Maleson.  Ale  proszę  mi  zaufać,  że  lepiej  było  przejść  przez  tę 
ceremonię.  Nie  znam  pana  Amstronga,  ale  jestem  pewien,  że 
gdy dotrze pani do  Ameryki, uda się anulować ten  ślub. Mogło 
być o wiele  gorzej.  A  teraz  pozwoli  pani,  że  dam  jej  radę. 
Wiem,  że  podróż  potrwa  długo,  ale  proszę  starać  się  nie 
opuszczać kajuty. Kapitan nie jest wiele wart, ale umie pilnować 
swoich  ludzi.  A  pani  powinna  mu  w  tym  pomóc  i  spławić,  by 
zapomnieli  o  pani  obecności  na  tak  długo,  jak  to  możliwe. 
Rozumie mnie pani? 

Nicole potwierdziła. 
–  I  proszę się uśmiechnąć.  Nie  jest  tak źle.  Ameryka  jest 

piękna. Może nawet nie będzie pani chciała wracać do Anglii. 

Udało się jej uśmiechnąć. 
–  Janie też tak mówi. 
–  No,  już  lepiej.  Proszę  pamiętać,  co  powiedziałem,          i 

poczekać cierpliwie do końca tej podróży. 

– Dobrze. I dziękuję – odrzekła i weszła do kajuty. 
– Tak długo cię nie było – powitała ją zdenerwowana Janie. 

– Co się stało z twoją suknią? Co ci zrobili? 

Nicole opadła na łóżko, zasłaniając ręką oczy. 
Nagle  Janie  podniosła  jej  lewą  dłoń,  żeby  przyjrzeć  się 

błyszczącej, złotej obrączce. 

–  Byłam  przy  tym,  gdy  Clay  to  kupował. Wziął  w  pięciu 

rozmiarach, żeby mieć pewność, że będzie pasowała. Założę się, 
że kapitan zatrzymał resztę dla siebie. Mam rację? 

Nicole  nie  odezwała  się,  lecz  tylko  przyjrzała się  obrączce. 

Cóż  ona  oznacza?  Czy  dla  tego  kawałka  złota  i  musiała 

background image

 

29 

dotrzymać  obietnicy,  że  będzie  kochać  i  szanować  człowieka, 
którego nigdy nie widziała? 

–  Jak  cię  do  tego  zmusili?  –  zapytała  Janie,  dotykając 

rosnącego w oczach siniaka na szyi Nicole. 

Nicole skrzywiła się. W to miejsce uderzył ją Frank. 
–  Nie  musisz  mi  mówić  –  mruknęła  Janie.  –  Mogę  się 

sama domyślić. Kapitan chciał być pewien, że dostanie od Claya 
pieniądze  –  ciągnęła  zaciskając  usta.  –  Niech  diabli  wezmą 
Claytona  Armstronga!  Wybacz,  wszystko  to  jego  wina.  Gdyby 
nie był takim upartym osłem, nic złego by się nie stało. Ale nikt 
nie mógł przemówić mu do rozumu. Nie! On chciał mieć swoją 
Biankę  i  musiał  ją  dostać.  Czy  wiesz,  że  był  na  czterech 
statkach,  zanim  znalazł  kapitana  wystarczająco  podłego  na  to, 
by  zgodził  się  na  dokonanie  porwania?  A  teraz  popatrz!  Jesteś 
tu, niewinna, bezbronna, w rękach bandy brudasów, zastraszona 
w  niewybredny  sposób,  zmuszona  do  poślubienia  kogoś,  kogo 
nie znasz i, jak sądzę, nie chcesz znać. 

–  Proszę, Janie. Nie jest aż tak źle. Doktor powiedział, że 

ci ludzie dadzą nam spokój, gdy zostanę żoną pana Armstronga. 
Ciebie  też  nie  skrzywdzą.  Jestem  pewna,  że  na  miejscu,  w 
Ameryce, uda się ten ślub anulować. 

–  Mnie! – powiedziała ze złością Janie. – Powinnam była 

się  domyślić,  że  te  szumowiny  zaszantażują  cię  groźbami  pod 
moim  adresem.  Przecież  ty  mnie  nawet  nie  znasz.  –  Położyła 
rękę  na  ramieniu  Nicole.  –  Jeżeli  zażądasz  czegoś  od  Claya, 
unieważnienia ślubu czy czegokolwiek innego, dopilnuję, żebyś 
to  dostała.  Czuję,  że  usłyszy  ode  mnie,  jak  nigdy  dotąd. 
Przysięgam, że wynagrodzi ci czas zmarnowany na podróż tam i 
z  powrotem,  odda  pieniądze  zaoszczędzone  na  sklep  i...  – 
urwała w połowie zdania i wlepiła wzrok w kufry. 

Nicole dźwignęła się na koi. 
–  O co chodzi? 
Szeroką twarz Janie rozjaśnił diabelski uśmiech. 

background image

 

30 

–  „Kupuj  wszystko  co  najlepsze”,  powiedział.  Stał  na 

brzegu,  patrząc  na  wszystko  okiem  posiadacza  i  mówił,  żebym 
wybierała to, co najlepsze. 

–  O czym ty mówisz? 
Janie wyglądała tak, jakby była w transie. Patrzyła na kufry. 

Podeszła do nich. 

34 
  
OSZUSTKA 
–  Powiedział, że nic nie może być zbyt dobre dla 
jego żony. – Rozpromieniła się jeszcze bardziej. – O, 
Claytonie Armstrongu. Drogo za to zapłacisz. 
Nicole  opuściła  nogi  z  koi  i  patrzyła  na  Janie  nic  nie 

rozumiejąc. O czym ona mówi? 

W  trakcie  rozwiązywania  sznurów,  którymi  kufry 

przymocowano do ściany, Janie ciągnęła swą myśl. 

–  Clay  dał  mi  woreczek  złota  i  kazał  kupić  najlepsze 

dostępne  tkaniny,  najdroższe  dodatki.  Powiedział,  że  w  czasie 
podróży  mogę  przygotować  suknie  dla  jego  żony.  – 
Zachichotała. – Futra uszyje kuśnierz w Ameryce. 

–  Futra?  –  Nicole  przypomniała  sobie  list,  –  Janie,  te 

rzeczy  są  dla  Bianki,  a  nie  dla  mnie.  Suknie  nie  będą  na  nią 
pasowały. 

–  Nie  mam  zamiaru  szyć  dla  kobiety,  której  nigdy  nie 

widziałam  –  odparła  Janie,  mocując  się  z  węzłem.  –  Clay 
powiedział, że to dla jego żony, a o ile wiem, jesteś jego jedyną 
żoną. 

–  Nie! Nieprawda. Nie mogłabym przyjąć czegoś, co jest 

przeznaczone dla kogoś innego. 

Janie  sięgnęła  pod  poduszkę  w  pierwszym  kufrze  i  wyjęła 

pęk kluczy. 

–  To  dla  mnie,  nie  dla  ciebie.  Choć  raz  chciałabym 

zobaczyć,  jak  Clayton  nie  może  czegoś  kupić  lub  choćby 
wyprosić.  Wszystkie  kobiety  i  dziewczęta  w  Wirginii  tracą  dla 

background image

 

31 

niego  głowę,  a  on  wymarzył  sobie  Angielkę,  która  zapewne 
wcale go nie chce. 

Uniosła  potężne  wieko  kufra  i  uśmiechnęła  się  do tego,  co 

zawierał. 

Nicole  nie  mogła  już  dłużej  hamować  ciekawości.  Minęła 

Janie, zajrzała do kufra i aż otworzyła usta na widok cudownych 
rzeczy,  które  się  w  nim  znajdowały.  Od  lat  nie  widziała 
jedwabiu, a już na pewno w tym gatunku. 

–  Anglicy  boją  się  tego,  co  nazywają  niższymi  klasami, 

więc  udają,  że  do  nich  należą.  W  Ameryce  wszyscy  są  równi. 
Jeśli  stać  cię  na  ładne  rzeczy,  nie  musisz  bać  się  ich  nosić.  – 
Janie  wyciągnęła  kupon  migotliwego,  szafirowego  jedwabiu, 
okręciła  wokół  ramion  Nicole  i  opuściła  wzdłuż  jej pleców,  po 
czym luźno związała w talii. – Co o tym sądzisz? 

Podniósłszy  skraj  materiału  do  światła,  Nicole  potarła  nim 

swój policzek i poruszyła się lekko, by poczuć delikatną tkaninę 
na  nagich  ramionach.  Była to  jakaś  zmysłowa,  niemal  grzeszna 
przyjemność. 

Janie otwierała już następny kufer. 
–  A to na szarfę. 
Wyciągnęła  szeroką,  satynową  wstążkę  w  kolorze  nocnego 

nieba  i  przewiązała  nią  Nicole  w  pasie.  Ten  kufer  pełen  był 
wstążek i szarf. 

Otworzyła jeszcze jeden. 
–  A  może  szal,  moja  pani?  –  Janie  roześmiała  się  i,  nie 

czekając  na  odpowiedź,  wyciągnęła  przynajmniej  tuzin 
barwnych  tkanin:  wzorzystych  wełen  ze  Szkocji,  kaszmirów  z 
Anglii, bawełnianych z Indii, koronkowych z Chantilly. 

Nicole  pochłaniała  wzrokiem  wszystkie  te  wspaniałości, 

podczas  gdy  Janie  podnosiła  kolejne  wieka.  Pod  nimi  leżały 
aksamity,  perkale,  miękkie  wełny,  mohery,  puch  łabędzi, 
podszewki,  kretony,  tiule,  organdyny,  krepy  i  delikatne, 
francuskie koronki. 

Janie  nurzała  się  w  tym  wszystkim.  Nicole  nagle 

wybuchnęła  śmiechem.  Za  dużo  tego.  Usiadła  na  skraju  koi,  a 

background image

 

32 

Janie  zaczęła  ją  okrywać  materiałami.  Obie  śmiały  się, 
wygładzając  szkarłaty  i  turkusy,  zielenie  i  róże.  To  były 
niemądre choć wesołe chwile. 

–  Nie  widziałaś  jeszcze  najlepszego  –  zakomunikowała 

Janie,  ściągając  z  głowy  różowy  tiul  i  czarną  normandzką 
koronkę. Otworzyła wielki, stojący najdalej kufer i wyciągnęła z 
niego ogromną, futrzaną mufkę. 

–  Wiesz,  z  czego  to?  –  zapytała,  rzucając  puszystą  kulę  na 

kolana Nicole. 

Nicole wtuliła twarz w gęste,  miękkie  futro, zapominając o 

sześciu pasach barwnego jedwabiu owiniętego wokół jej ramion 
i  przezroczystej  gazie  indyjskiej  osłaniającej  jej  szyję.  Tylko 
jedno zwierzę miało włos tak długi, ciemny i piękny. 

–  Sobole – powiedziała cicho, z namaszczeniem. 
–  Tak – potwierdziła Janie. – Sobole. 
Ciągle trzymając mufkę, Nicole rozejrzała się,  Mała kabina 

pełna  była  kolorowych  materiałów,  połyskliwych  i  matowych, 
leżących  nieruchomo  lub  sprawiających  wrażenie  żywych, 
oddychających.  Nicole  miała  ochotę  przytulić  je  wszystkie  do 
siebie. Od czasu opuszczenia zamku  jej rodziców niewiele było 
piękna w jej życiu. 

–  Od czego zaczynamy? 
Nicole popatrzyła na Janie i wybuchnęła śmiechem. 
–  Od  wszystkiego.  –  Przycisnęła  do  piersi  mufkę  i 

kopnęła łabędzie pióra tak, że wzbiły się w powietrze. 

Odwinąwszy  z  nóg  szyfonowy  szal,  Janie  wyjęła  z  kufra 

żurnale. 

–  „Galeria  mody  Heidledoffa”  –  obwieściła.  –  Wybierz 

broń,  droga  pani  Armstrong,  a  ja  pokażę  ci  mój  arsenał:  igły  i 
szpilki. 

–  Ależ, Janie. Doprawdy nie mogę. 
Głos  Nicole  zdradzał  absolutny  brak  przekonania.  Gładząc 

mufkę pomyślała, że mogłaby z nią spać. 

background image

 

33 

–  Nie  chcę  słyszeć  ani  słowa.  Teraz,  jeśli  uznasz,  że 

możesz wyciągnąć spod tego choć jedną rękę, zdejmij wszystko 
z siebie i zaczynamy. Mamy przecież tylko miesiąc. 

  

 

Na 

początku 

sierpnia 

roku 

tysiąc 

siedemset 

dziewięćdziesiątego  czwartego  niewielki  statek  pocztowy 
zawinął  do  portu  w  Wirginii.  Janie  i  Nicole,  przechylone  nad 
relingiem,  wypatrywały  niecierpliwie  basenu  portowego 
przylegającego  do  gęstego  lasu.  Czuły  się  tak,  jakby  ktoś 
uwolnił  je  z  więzienia.  W  ciągu  ostatniego  tygodnia  podróży 
rozmawiały  tylko  o  jedzeniu.  Świeżym  jedzeniu:  warzywach, 
wszystkich roślinach, które powinny właśnie owocować, o tym, 
jak  można  przyprawiać  potrawy  świeżą  śmietaną  i  masłem. 
Snuły plany,  że  będą teraz  jadły  wszystko  po kolei.  Ale Nicole 
pragnęła  przede  wszystkim  zobaczyć  zieleń  traw  i  drzew 
porastających słodko pachnącą ziemię. 

Spędziły  wiele  dni  szyjąc  pracowicie  i  trudno  byłoby 

znaleźć choćby  strzęp tkaniny  nie wykorzystanej do ozdobienia 
sukien dla Janie czy Nicole. Teraz Nicole miała na sobie muślin 
haftowany  w  delikatne  fiołki,  obrzeżony  u  dołu  wstążką  o  ton 
ciemniejszą,  taką  samą  jaką  miała  wplecioną  we  włosy. 
Pozwalała,  by  promienie  zachodzącego  słońca  ogrzewały  jej 
odsłonięte ramiona. 

W czasie szycia wiele rozmawiały. Nicole częściej słuchała, 

bo  nie  chciała  mówić  o  tym,  jak  straciła  rodziców,  a  potem 
dziadka.  Opowiadała  o  swoim  dzieciństwie  spędzonym  w 
rodzinnym pałacu, który przedstawiła jako mały, wiejski domek, 
oraz  o  roku  spędzonym  z  dziadkiem  u  młynarza.  Janie 
uśmiechała się, słysząc fachowe uwagi o jakości ziarna. 

Jednak  to  właśnie  od  niej  pochodziła  większa  część 

opowieści.  Janie  opisała  swoje  dzieciństwo  na  małej,  biednej 

background image

 

34 

farmie  znajdującej  się  w  odległości  kilku  mil  od  Arundel  Hall, 
jak  nazywano  dom  Claytona.  Była  obecna  przy  narodzinach 
Claya,  potem  nosiła  go  na  barana.  Miała  kilkanaście  lat,  gdy 
wybuchła  wojna  o  niepodległość.  Jej  ojciec,  jak  większość 
farmerów  w  Wirginii,  obsiał  całą  ziemię  tytoniem,  więc 
zbankrutował,  gdy  zamknięto  rynek  angielski  dla  towarów  z 
kolonii.  Przez  kilka  lat  Janie  mieszkała  w  Filadelfii,  miejscu, 
które znienawidziła. Po śmierci ojca wróciła tam, gdzie czuła się 
u siebie. Do Wirginii. 

Powiedziała, że przez ten czas wiele zmieniło się w Arundel 

Hall. Rodzice Claya umarli na cholerę wiele lat wcześniej. Jego 
starszy brat poślubił Elizabeth Stratton, córkę zarządcy plantacji 
Armstrongów.  Potem  Clay  wyjechał  do  Anglii,  a  James  i 
Elizabeth zginęli w wypadku. 

Janie  nie  znalazła  już  tego  chłopca,  z  którym  się  kiedyś 

bawiła.  Jego  miejsce  zajął  arogancki,  pewny siebie  mężczyzna. 
Tytan  pracy.  Podczas  gdy  inne  plantacje  padały  jedna  po 
drugiej, Arundel Hall kwitł i rozrastał się. 

–  Spójrz – powiedziała w pewnej chwili Nicole. 
– Czy to nie kapitan? 
Zwalisty  mężczyzna  siedział  w  małej  łódce,  a  jeden  z 

marynarzy pochylał się nad wiosłami. 

–  Chyba płynie do tamtego okrętu. 
Kilkadziesiąt metrów dalej stała okazała fregata 
o  burtach  naznaczonych  rzędami  dział.  Wielu  ludzi 

przemierzało  szeroki  trap,  niosąc  pakunki  w  górę  i  w  dół. 
Kapitan  wpłynął  do  basenu  portowego  na  kilka  chwil  przed 
swoim  statkiem.  Wspiął  się po trapie  na pokład fregaty i ruszył 
w kierunku rufy. 

Kobiety  znajdowały  się  na  tyle  daleko,  że  trudno  im  było 

rozpoznać twarze, ale mimo to Janie krzyknęła nagle: 

–  To Clay! 
Nicole 

popatrzyła 

zaciekawiona 

na 

człowieka 

rozmawiającego  z  kapitanem,  ale  z  tej  odległości  niczym 
szczególnym się nie wyróżniał. 

background image

 

35 

–  Skąd wiesz? 
Janie wybuchnęła śmiechem.  Cieszyła się,  że  nareszcie  jest 

w domu. 

–  Zrozumiesz,  gdy  go  poznasz  –  odparła  i  zostawiła 

Nicole samą. 

Wpatrując  się  w  postać  mężczyzny,  który  był  jej  mężem, 

Nicole nerwowo obracała obrączkę na palcu. 

–  Proszę – powiedziała Janie, gdy wróciła po chwili. 
– Przyjrzyj się. 
Nawet  przez  lunetę  wszyscy  wydawali  się  mali,  ale  Nicole 

widziała  teraz  trochę  dokładniej.  Mężczyzna  rozmawiający  z 
kapitanem postawił niedbale nogę na beli bawełny. Pochylił się, 
oparł  ręce  na  kolanie.  Nawet  w  tej  pozycji  był  wyższy  od 
kapitana.  Miał  na  sobie  dość  porządne,  jasnobeżowe  spodnie  i 
czarne,  skórzane  buty  do  kolan.  Stroju  dopełniała  rozpięta  pod 
szyją  koszula,  której  zawinięte  do  łokci  rękawy  odsłaniały 
opalone  ręce.  Nicole  nie  mogła  dojrzeć  jego  twarzy,  ale 
zauważyła, że miał brązowe włosy związane luźno na karku. 

Odłożyła lunetę i odwróciła się do Janie. 
–  O, nie! – krzyknęła Janie. – Setki razy widziałam już ten 

wyraz  twarzy.  Nie  możesz  się  poddawać  tylko  dlatego,  że  jest 
wysoki  i  przystojny.  Dostanie  szału,  kiedy  się  dowie,  co  się 
stało. Jeśli nie stawisz mu czoła, zrzuci winę na ciebie. 

Nicole odwróciła się do przyjaciółki z wesołym błyskiem w 

oczach. 

–  Nie  mówiłaś,  że  jest  wysoki  i  przystojny  –  rzuciła  od 

niechcenia. 

–  Ale  też  nie  mówiłam,  że  jest  brzydki.  A  teraz  idź  do 

kajuty  i  czekaj,  bo  o  ile  znam  Claya,  zaraz  tu  będzie.  Chcę 
dopaść go  pierwsza  i  dowiedzieć się,  co  mu  ten  kundel kapitan 
nagadał. Zmykaj! 

Nicole  usłuchała  i  wróciła  do  małego,  ciemnego  już 

pomieszczenia.  Ogarnął  ją  żal,  że  będzie  musiała  je  opuścić. 
Spędziła tu z Janie czterdzieści dni, podczas których serdecznie 
się zaprzyjaźniły. 

background image

 

36 

Ledwie  jej  oczy  przyzwyczaiły  się  do  ciemności,  drzwi 

kajuty  się  otworzyły.  Mężczyzna,  który  niewątpliwie  był 
Claytonem  Armstrongiem,  wpadł  do  środka,  niemal  całkowicie 
zasłaniając  swym  szerokim  torsem  resztki  wpadającego  z 
zewnątrz światła. Nicole miała wrażenie, że pokoik skurczył się 
nagle. 

Clay  nie  czekał,  by  oczy  oswoiły  się  z  panującym  w 

pomieszczeniu  mrokiem,  wystarczało  mu,  że  widział  zaledwie 
zarys  postaci  swojej  żony.  Wyciągnął  ramię  i  przycisnął  ją  do 
siebie. 

Nicole  chciała  zaprotestować,  ale  poczuła  jego  usta  na 

swoich  wargach  i  już  zaprotestować  nie  mogła.  Były  czyste, 
silne,  chciwe,  choć  jednocześnie  delikatne.  Gdy  próbowała  się 
od  nich  oderwać,  objął  ją  mocniej,  uniósł  lekko  i  przytulił  jej 
kruche, kobiece ciało do swej szerokiej piersi. Serce zaczęło  jej 
mocniej bić. 

Do  tej  pory  w  ten  sposób  pocałował  ją  tylko  Frank.  Ale  to 

nie  dało  się  porównać!  Nagle  Clay  odwrócił  twarz  i  przycisnął 
jej  głowę  do  swojej.  Nicole  poczuła  się  tak,  jakby  miała 
zemdleć. Otoczyła mu szyję ramionami i przytuliła się mocniej. 
Poczuła na policzku jego oddech. 

Gdy dotknął zębami jej ucha, kolana się pod nią ugięły. Jego 

język  wędrował  po  jej  szyi.  Jednym,  szybkim  ruchem  wziął  ją 
na  ręce.  Oszołomiona  Nicole  wiedziała  tylko,  że  pragnie  go 
coraz bardziej i nastawiła usta do pocałunku. 

Całował ją namiętnie, a ona odpowiadał mu równie gorąco. 

Gdy niosąc ją przed sobą, ruszył w stronę koi, i wydało jej się to 
zupełnie  naturalne.  Chciała  go  dotykać,  mieć  go  blisko  siebie. 
Clay, nie przerywając pocałunków, ułożył ją obok siebie i wtedy 
poczuła  na  brzuchu  jego  silną  nogę,  a  na  ramionach  jego 
ruchliwe  ręce.  Gdy  przez  suknię  dotknął  jej  piersi,  jęknęła  i 
wygięła się w łuk. 

–  Bianko – szepnął. – Moja słodka Bianko. 

background image

 

37 

Nicole  nie oprzytomniała od  razu,  jej  namiętność  była zbyt 

silna.  Po  chwili  dotarło  do  niej,  gdzie  się  znajduje  i  kim  jest,  a 
przede wszystkim – kim nie jest. 

–  Proszę  –  powiedziała,  lecz  jej  głos  był  słaby  i 

zmieniony. 

–  Dobrze,  kochanie  –  odrzekł,  muskając  oddechem  jej 

policzek. 

–  Tak  bardzo  chciała  dotknąć  jego  pachnących  ziemią 

włosów. Na chwilę zamknęła oczy. 

–  Tak długo na ciebie czekałem, kochanie. Miesiące, lata, 

wieki. Teraz już będziemy zawsze razem. 

Te słowa ocuciły Nicole. Były  bardzo osobiste, a co więcej 

–  przeznaczone  dla  innej  kobiety.  Mogła  przyjąć  pieszczoty, 
które niemal pozbawiły ją przytomności, ale te słowa nie zostały 
skierowane do niej. 

–  Clay – powiedziała łagodnie. 
–  Tak, kochanie – odparł, całując ją za uchem. 
Czuła  na  sobie,  obok  siebie,  jego  duże,  silne  ciało.  Nie 

wiedzieć  czemu  miała  wrażenie,  że  na  tę  chwilę  czekała  przez 
całe  życie.  Tak  łatwo  byłoby  przyciągnąć  Claya  do  siebie. 
Przeszło jej przez myśl, że mogłaby mu wyznać prawdę dopiero 
rano. Pomyślała jednak, że to czysty egoizm. 

–  Clay, ja nie jestem Bianką. Jestem Nicole. 
Zawahała się, czy powiedzieć mu, że jest jego żoną. 
Jeszcze  ją  całował,  ale  po  chwili  oderwał  się  od  niej.  Jego 

całe  ciało  zesztywniało.  Błyskawicznie  zerwał  się  z  łóżka. 
Próbował jej się przyjrzeć mimo ciemności. 

W  jednej sekundzie Nicole trzymała go w ramionach, a  już 

w następnej jej ramiona były puste. Poczuła się strasznie. 

Clay najwyraźniej znał to pomieszczenie lub jemu podobne, 

bo  wiedział,  gdzie  znaleźć  świecę,  toteż  po  chwili  zrobiło  się 
jasno. 

Mrużąc  oczy,  Nicole  usiadła  i  przyjrzała  się  swojemu 

mężowi.  Janie  miała  rację,  mówiąc  o  arogancji.  Miał  ją 
wypisaną na twarzy. Jego włosy okazały się nieco jaśniejsze, niż 

background image

 

38 

Nicole  się  spodziewała;  brązowe,  lekko  spłowiałe  od  słońca. 
Gęste  brwi  ocieniały  ciemne  oczy.  Miał  pięknie  wyrzeźbiony 
nos  nad  miękkimi  ustami,  zaciśniętymi  teraz  w  gniewie,  i 
szeroką, mocną szczękę. 

–  Dobrze.  To  kim,  do  diabła,  pani  jest?  Gdzie  jest  moja 

żona? 

Nicole  nadal  miała  zamęt  w  głowie.  On  widocznie  potrafił 

szybciej ochłonąć. 

–  To jest straszna pomyłka. Chodzi o to, że... 
–  ...ktoś  obcy  jest  w  kajucie  mojej  żony.  O  to  chodzi!  – 

Uniósł  świecę  i  popatrzył  na  kufry  pod  ścianą.  –  To  jest 
własność Armstrongów, jak sądzę? 

–  Tak.  Jeśli  pan  pozwoli,  wytłumaczę  wszystko.  Byłam 

razem z Bianką, gdy... 

–  Czy ona tutaj jest? Podróżowałyście razem? 
Trudno  było  cokolwiek  mu  wytłumaczyć,  skoro  ciągle  jej 

przerywał. 

–  Bianki  tu  nie  ma.  Nie przyjechała  ze  mną.  Jeśli zechce 

pan posłuchać, to ja... 

Postawił świecę na stole i przysunął się do Nicole. Stanął na 

szeroko rozstawionych nogach, ręce oparł na biodrach. 

–  Nie  przyjechała  z  panią?  Co  to,  u  diabła,  ma  znaczyć? 

Zapłaciłem  kapitanowi  za  udzielenie  ślubu  per  procura  i 
przywiezienie  mojej  żony  do  Ameryki.  Chcę  wiedzieć,  gdzie 
ona jest. 

Nicole także wstała. Nie przeszkadzało jej ani to, że sięgała 

Clayowi ledwie do ramienia, ani że rozmiary kabiny wymuszały 
bliskość. Byli teraz wrogami, nie kochankami. 

–  Próbowałam  to  wyjaśnić.  Ale  pański  absolutny  brak 

manier uniemożliwia mi jakiekolwiek porozumienie. A zatem... 

–  Oczekuję wyjaśnień, a nie tyrad pedagogicznych. 
W Nicole wezbrał gniew. 
–  Ty bezczelny, prostacki...! Dobrze. Wyjaśnię. Ja jestem 

pańską 

żoną. 

To 

znaczy, 

jeśli 

pan 

jest 

Claytonem 

background image

 

39 

Armstrongiem. A nie jestem tego pewna, gdyż pańska arogancja 
uniemożliwia jakąkolwiek rozmowę. 

Postąpił krok w jej kierunku. 
–  Pani natomiast nie jest moją Bianką. 
–  Miło  mi  stwierdzić,  że  istotnie  nią  nie  jestem.  Jakże 

mogłabym  zgodzić się  na  ślub  z takim  nieznośnym...  –  urwała, 
starając się pohamować gniew. 

Miała  przecież  cały  miesiąc  na  oswojenie  się  z  myślą,  że 

jest  panią  Claytonową  Armstrong,  on  zaś  oczekiwał,  że  statek 
przywiezie Biankę, a dostarczono mu zupełnie inną kobietę. 

–  Jest  mi  bardzo  przykro,  panie  Armstrong.  Zaraz 

wszystko panu wyjaśnię. 

Odsunął się od niej i usiadł na kufrze. 
–  W  jaki  sposób  pani  dowiedziała  się,  że  kapitan  nigdy 

nie widział Bianki? – zapytał spokojnie. 

–  Obawiam się, że nie rozumiem. 
–  Jestem pewien, że pani rozumie. Musiała się pani skądś 

dowiedzieć,  że  jej  nie zna,  i  zdecydowała się pani podszyć pod 
Biankę.  Czyżby  pani  sądziła,  że  każda  kobieta  jest  równie 
dobra? Muszę przyznać, że wie pani, jak zadowolić mężczyznę. 
Uważa pani, że to słodkie małe ciałko skłoni mnie do tego, bym 
zapomniał o Biance? 

Nicole  wyprostowała  się  zdumiona.  Rzuciła  mu  wściekłe 

spojrzenie, czuła, że wszystko jej się w środku przewraca. Clay 
zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. 

–  Podejrzewam,  że  jest  jeszcze  gorzej.  Pewnie  sama 

namówiła pani kapitana, żeby udzielił nam ślubu. 

Nicole potrząsnęła tylko głową. Oczy zaszły jej łzami. 
–  Czy  to  nowa  suknia?  Nawet  Janie  pani  uwierzyła? 

Czyżby pani przez przypadek sprawiła sobie nowe stroje na mój 
koszt?  –  Znowu  wstał.  –  W  porządku.  Uznajmy,  że  należą  do 
pani. Stracone pieniądze oduczą mnie naiwności i ufania innym. 
Ale pani nie dostanie już ode mnie ani centa. Pojedziemy razem 
na plantację, a to małżeństwo, skoro już zostało zawarte, będzie 

background image

 

40 

anulowane. Gdy to załatwimy, wsadzę panią na pierwszy  statek 
odpływający do Anglii. Czy to jest jasne? 

Nicole z trudem przełknęła ślinę. 
–  Wolałabym  spać  na  ulicy  niż  spędzić  jeszcze  choć 

chwilę z panem – powiedziała cicho. 

Przysunął  się  do  niej,  oświetlając  jej  twarz  płomieniem 

świecy, po czym przesunął palcem po jej górnej wardze. 

–  A gdzie indziej  mieszkałaś? –  zapytał i wyszedł,  zanim 

zdążyła odpowiedzieć. 

Nicole  oparła  się  o  drzwi.  Serce  tłukło  się  w  niej  jak 

oszalałe.  Łzy  napłynęły  do  oczu.  Gdy  Frank  ściskał  ją  swoimi 
brudnymi  rękami,  udało  jej  się  zachować  godność.  Ale  gdy 
dotykał  jej  Clay,  zachowała  się  jak  uliczna  dziewka.  Dziadek 
zawsze  przypominał  jej,  kim  jest,  że  w  jej  żyłach  płynie 
królewska  krew.  Nauczyła  się  chodzić  wyprostowana  z 
podniesionym czołem. Nawet wtedy, gdy rozszalały tłum zabrał 
jej matkę, Nicole stała z podniesionym czołem. 

Czego  nie  była  w  stanie  zrobić  z  córką  prastarego  rodu 

Courtalainów  rewolucja  francuska,  tego  dokonał  jeden 
bezczelny,  wyniosły  Amerykanin.  Ze  wstydem  przypomniała 
sobie, jak poddawała się jego dłoniom, jak bardzo chciała zostać 
z nim tam, na koi. 

Chociaż prawie już straciła dla niego głowę, zrobi wszystko, 

by odzyskać honor. Patrząc ze smutkiem na kufry pomyślała, że 
pełne są uszytych dla niej toalet. 

Skoro nie mogła zwrócić materiałów, może kiedyś będzie w 

stanie zapłacić za nie panu Armstrongówi. 

Szybko  zdjęła  cienką  muślinową  suknię  i  włożyła  cięższą, 

bardziej  praktyczną,  z  jasnobłękitnego  perkalu.  Zwinęła 
delikatny  muślin  i  schowała  go  do  kufra.  Suknia,  w  której 
wsiadła  na  statek,  podarta  przez  Franka,  została  już  wyrzucona 
przez Janie. 

Wziąwszy  arkusz  papieru  listowego,  pochyliła  się  nad 

stołem i zaczęła pisać: 

Szanowny Panie Armstrong! 

background image

 

41 

Mam  nadzieję,  że  Janie  odnalazła  już  Pana  i  wyjaśniła 

okoliczności,  w  jakich  doszło  do  skutku  nasze  niefortunne 
małżeństwo. 

Co do sukien, ma Pan całkowicie rację. Próżność sprawiła, 

że  ukradłam  je  Panu.  Uczynię  wszystko,  by  jak  najszybciej 
zwrócić  Panu  równowartość  materiałów.  Może  to  trochę 
potrwać.  Postaram  się  zrobić  to  jak  najszybciej.  Jako  pierwszą 
ratę zostawiam Panu medalion posiadający pewną wartość. Jest 
to jedyna cenna rzecz, jaką mam. Proszę wybaczyć, że wart jest 
tak niewiele. 

Jeżeli chodzi o małżeństwo, dołożę starań, by unieważnić je 

możliwie najszybciej i wysłać Panu potwierdzenie. 

Z poważaniem Nicole Courtelain Armstrong 
Nicole  przeczytała  list,  po  czym  położyła  go  na  stole. 

Drżącymi rękami zdjęła medalion.  W  Anglii,  nawet gdy bardzo 
potrzebowała  pieniędzy,  nie  potrafiła  rozstać  się  z  tym  złotym, 
filigranowym  cackiem  zawierającym  owalne,  porcelanowe 
płytki z portretami rodziców. Zawsze miała go przy sobie. 

Teraz  ucałowała  portrety,  jedyną  pamiątkę  po  rodzicach,  i 

położyła  medalion  na  liście.  Skoro  wypadło  jej  zmierzyć  się  z 
nowym,  obcym  lądem,  może  lepiej  będzie  zupełnie  zerwać  z 
przeszłością? 

Zapadł  już  mrok,  ale  rozległe  nabrzeże  oświetlone  było 

licznymi pochodniami. Nicole nie zauważona przemknęła przez 
pokład, a  następnie po trapie zeszła  na ląd. Żeglarze zajęci byli 
swoją  pracą.  Jedna  strona  wybrzeża  pozostała  przerażająco 
ciemna,  ale  Nicole  czuła,  że  właśnie  tam  musi  się  udać.  Gdy 
dotarła do skraju lasu, w świetle pochodni dostrzegła Claytona i 
Janie. Ona mówiła ze złością coś, czego on słuchał w milczeniu. 

Nie  miała  czasu  do  stracenia.  Tyle  jeszcze  musiała  zrobić. 

Dotrzeć  do  najbliższego  miasta,  znaleźć  pracę  i  schronienie. 
Zostawiła  za  sobą  światła  przystani,  a  wtedy  las  dosłownie  ją 
pochłonął.  Drzewa  wydawały  się  wyjątkowo  wysokie,  ciemne, 
przerażające.  Przypomniały  jej  się  wszystkie  opowieści  o 

background image

 

42 

Ameryce,  krainie  krwiożerczych  Indian,  nieznanych  bestii 
niszczących ludzi i ich domy. 

Ciszę  mąciły  jedynie  jej  ciche  kroki,  ale  Nicole  wydawało 

się, że słyszy jakieś piski, jęki, szmery, głośne, ciężkie stąpanie. 

Mijały godziny. Zaczęła podśpiewywać francuską piosenkę, 

której  nauczył  ją  dziadek.  W  końcu  stwierdziła,  że  musi 
odpocząć,  bo  nogi  nie  poniosą  jej  ani  kroku  dalej.  Ale  gdzie? 
Szła wąską ścieżką, której oba końce ginęły w ciemnościach. 

– Nicole – szepnęła sama do siebie. – Nie ma się czego bać. 

W nocy las jest taki sam jak w dzień. 

To  pełne  brawury  stwierdzenie  niewiele  pomogło,  ale 

zebrała  całą  odwagę  i  usiadła  pod  drzewem.  Wilgotny  mech 
zmoczył  suknię.  Ale  Nicole  była  zbyt  zmęczona,  by  się  tym 
przejąć.  Skuliła  się,  podciągnęła  kolana do piersi,  oparła głowę 
na rękach i zasnęła. 

Gdy  się  obudziła,  poczuła  na  sobie  spojrzenie  wielkich 

oczu.  Z  trudem  łapiąc  oddech,  usiadła  i  zobaczyła  małego, 
dziwnego  królika,  który  ją  obserwował.  Rozśmieszył  ją  ten  jej 
głupi  strach,  więc  rozejrzała  się  wokół  siebie.  Oświetlony 
porannym,  przebijającym  się  przez  korony  drzew  słońcem  las 
wyglądał  miło,  wręcz  zachęcająco.  Ale  gdy  Nicole  potarła 
zesztywniała szyję  i  spróbowała wstać,  stwierdziła, że ciało  ma 
obolałe, suknię mokrą, a ręce zimne. Włosy rozsypały się i teraz 
zwisały w nieładzie wokół szyi. Pospiesznie spięła je szpilkami. 

Tych  kilka  godzin  snu  dodało  jej  wigoru  i  z  nową  energią 

ruszyła wąską ścieżką. Zeszłej nocy nie była jeszcze pewna, czy 
postąpiła słusznie, ale ten poranek utwierdził  ją w przekonaniu, 
że podjęła właściwą decyzję. Usłyszawszy takie oskarżenia, nie 
mogłaby  mieszkać u  pana  Armstronga.  Teraz postara się oddać 
mu dług i odzyskać honor. 

Jeszcze przed południem  poczuła się głodna.  Przez ostatnie 

dwa dni podróży jadły z Janie niewiele, teraz żołądek zaczął jej 
o tym przypominać. 

W  południe  dotarła  do  płotu  otaczającego  kilkaset  jabłoni. 

Na drzewach  pośrodku  sadu  wisiały  dorodne,  czerwone owoce. 

background image

 

43 

Stała  tuż  przy  ogrodzeniu,  gdy  przypomniała  sobie  wymówki 
Claytona  Armstronga.  Jakże  bardzo  się  zmieniła  od  przyjazdu 
do Ameryki! Stała się złodziejką, człowiekiem bez honoru. 

Z  ociąganiem  odwróciła  się  od  płotu.  Była  z  siebie 

zadowolona, ale organizm nadal dopominał się o swoje prawa. 

Po  południu  znalazła  strumień  o  stromym  brzegu.  Nogi 

przeszywał palący ból. Odniosła wrażenie, że idzie już od wielu 
dni  i  nadal  jest  daleko  od  cywilizowanych  miejsc.  Ten  płot 
stanowił  chyba  jedyny  dowód,  że  człowiek  postawił  kiedyś 
stopę na tej ziemi. 

Nicole powoli podeszła do strumienia, usiadła na kamieniu, 

rozwiązała  trzewiki,  zdjęła  je  i  włożyła  pokryte  pęcherzami 
stopy do chłodnej wody. 

Jakieś  zwierzę  wyskoczyło  z  krzaków  i  pobiegło  w  stronę 

potoczku. Nicole aż podskoczyła i rozejrzała się. Mały szop był 
nie mniej przestraszony niż ona. Nagle odwrócił się i dał susa do 
lasu,  a  Nicole  uśmiechnęła  się  do  siebie  i  swoich  obaw.  Gdy 
odwróciła się w stronę wody, zobaczyła, że jej buty płyną w dół 
strumienia.  Podkasawszy  suknię,  pobiegła  za  nimi,  ale  nurt 
okazał  się  bardziej  wartki,  a  woda  głębsza,  niż  początkowo 
sądziła.  Uszła  może  dziesięć  kroków,  gdy  pośliznęła  się, 
zaplątała  w  zwoje  materiału  i  upadła,  uderzając  udem  o  coś 
ostrego. 

Dojście do siebie i walka z mokrą garderobą zajęły jej kilka 

dobrych  chwil.  Gdy  Nicole  spróbowała  wstać,  noga  odmówiła 
jej posłuszeństwa. Chwyciła wystający nad wodę konar drzewa i 
dzięki  niemu  dotarła  do  brzegu.  Tam  podciągnęła  suknię,  by 
zbadać  skaleczenie.  Na  wewnętrznej  stronie  lewego  uda 
zobaczyła  długie,  poszarpane  na  brzegach  rozcięcie,  z  którego 
obficie  ciekła  krew.  Oderwała  brzeg  halki  i  przetarła  nim 
energicznie  ranę,  zaciskając  z  bólu  zęby.  Drugi  kawałek 
przycisnęła  mocno  do  brzegów  rozcięcia  i  po  kilku  minutach 
krwawienie  ustało.  W  końcu  zabandażowała  nogę  kawałkiem 
lnu. 

background image

 

44 

Ból w nodze, wyczerpanie, oszołomienie wywołane głodem 

–  to  zbyt  wiele.  Położyła  się  na  piasku  obok  strumienia  i 
zasnęła. 

Obudził  ją  deszcz.  Słońce  stało  nisko.  Las  znowu 

pociemniał.  Nicole  gwałtownie  podniosła  się,  a  potem  zaraz 
przyłożyła  dłonie  do  czoła,  chcąc  powstrzymać  ogarniającą  ją 
słabość.  Ból  w  nodze,  pojawiły  się  mdłości.  Całe  ciało  miała 
obolałe,  ledwie trzymała się na nogach, ale deszcz przypomniał 
jej,  że  powinna  znaleźć  jakieś  schronienie.  Pokryte  pęcherzami 
stopy  piekły  niemiłosiernie,  lecz  szukanie  trzewików  w 
ciemnościach i deszczu nie miałoby sensu. 

Szła przez kilka godzin, dopóki siły nie opuściły jej do tego 

stopnia, że zobojętniała na ból. Pocięte stopy krwawiły, mimo to 
posuwała  się  dalej.  Deszcz  ustąpił  miejsca  zimnej  mżawce, 
niebawem  zaczęło  się  przejaśniać.  Zimne  i  mokre  włosy 
oblepiały plecy Nicole, bo dawno już wypadły z nich wszystkie 
szpilki. 

Nagle  zaczęły  się  do  niej  zbliżać  jakieś  dwa  wielkie 

zwierzęta.  Miały  wąskie  pyski  i  błyszczące  oczy.  Cofnęła  się, 
przywarła do drzewa i patrzyła na nie z przerażeniem. 

–  Wilki – wyszeptała. 
Bestie  podeszły  bliżej,  a  ona  przytuliła  się  mocniej  do 

drzewa.  Wiedziała,  że  nadeszła  ostatnia  godzina  jej  krótkiego 
życia, że zostanie  jeszcze tyle rzeczy, których  nigdy  nie uda jej 
się dokonać. 

Wtedy  w  pobliżu  zamajaczył  jakiś  większy  kształt  – 

człowiek  na  koniu.  Próbowała  dojrzeć,  czy  to  coś  jest 
prawdziwe,  czy  może  należy  do  świata  jej  wyobraźni,  ale  nie 
mogła odwrócić głowy. 

Mężczyzna,  zjawa,  czy  cokolwiek  to  było,  zeskoczył  z 

konia i schylił się do ziemi. 

–  Wynocha stąd! – krzyknął i rzucił kamieniem w psy. Te 

odwróciły się i natychmiast uciekły. 

Mężczyzna podszedł do Nicole. 
–  Dlaczego, u diabła, nie kazała pani im po prostu odejść? 

background image

 

45 

Nicole  popatrzyła  na  niego.  Głosu  Claytona  Armstronga 

nawet w ciemnościach nie dałoby się z żadnym innym pomylić. 

–  Myślałam, że to wilki – szepnęła. 
–  Wilki! – parsknął. – Daleko im do tego. Zwykłe kundle 

szukające padliny.  Mam dość. Dość  już tych  bzdur. Jedzie pani 
ze mną. 

Odwrócił się, przypuszczając, że Nicole podąży za nim. Ona 

zaś nie miała sił, by mu się sprzeciwić. Nie miała już sił na nic. 
Odsunęła  jedną  stopę od  pnia.  Potem  nogi  ugięły  się  pod  nią  i 
zemdlała. 

 

 

Clay  ledwo  zdążył  chwycić  ją,  by  nie  upadła.  Przeklinał 

głupotę  kobiet,  gdy  nagle  zdał  sobie  sprawę  z  tego,  że  Nicole 
jest  nieprzytomna.  Jej  nagie  ramiona  były  zimne  i  mokre. 
Ukląkł,  oparł  Nicole  sobie  na  piersi  i  okrył  swoim  płaszczem. 
Gdy  ją  podnosił,  zdziwił  się,  że  jest  aż  tak  lekka.  Posadził  ją 
przed sobą na koniu. 

Podróż na plantację trwała długo. 
Nicole  starała  się  trzymać  prosto,  by  nie  dotykać  Claya. 

Mimo wyczerpania wyczuwała jego wściekłość. 

–  Oprzyj się, odpocznij. Obiecuję, że cię nie ugryzę. 
–  Nie – szepnęła. – Ty mnie nienawidzisz. Powinieneś był 

zostawić mnie wilkom. Tak byłoby lepiej dla wszystkich. 

–  Mówiłem  ci,  że  to  nie  wilki  i  że  cię  nie  nienawidzę. 

Uważasz, że traciłbym tyle czasu na poszukiwania, gdybym cię 
nienawidził? No, oprzyj się. 

Obejmujące  ją  ramiona  były  duże  i  silne,  a  gdy  położyła 

głowę  na  jego  piersi,  zdała  sobie  sprawę,  jak  bardzo  zatęskniła 
za  bliskością  drugiego  człowieka.  Wspomnienia  wydarzeń 
ostatnich dni całkowicie zawładnęły jej umysłem. Wydawało jej 

background image

 

46 

się,  że  płynie  przez  rzekę  i  ścigają  ją  czerwone  trzewiki.  Buty 
miały czerwone oczy i warczały na nią. 

–  Cicho  już, cicho. Jesteś  bezpieczna.  Ani wilki, ani  buty 

cię nie dosięgną. Jestem z tobą i nic ci nie grozi. 

Nawet przez sen usłyszała ten głos i rozluźniła się czując, że 

Clay głaszcze ją po ramieniu łagodnie i ciepło. 

Gdy zatrzymali się, ujrzała spory dom. Clay zsiadł z konia i 

wyciągnął  ręce  do  Nicole.  Odświeżona  snem,  starała  się 
zachowywać godnie. 

–  Dziękuję.  Nie  potrzebuję  pomocy  –  powiedziała  i 

próbowała zsiąść z konia. 

Ale  słabe,  wyczerpane  wędrówką,  wygłodzone  ciało 

zdradziło  ją,  toteż  opadła  ciężko  na  Claya.  On  tylko  lekko  się 
pochylił i chwycił ją pewnie. 

–  Sprawiasz  więcej  kłopotów  niż  sześć  innych  kobiet 

razem wziętych – skomentował, niosąc ją do domu. 

Zamknęła oczy i oparła się o niego czując mocne, rytmiczne 

bicie jego serca. 

W  domu  Clay  posadził  Nicole  na  wielkim,  skórzanym 

fotelu, otulił szczelniej płaszczem i podał jej szklankę brandy. 

–  Masz tu siedzieć i wypić to. Rozumiesz? Wrócę za kilka 

minut.  Muszę  zająć  się  koniem.  Jeśli  się  stąd  ruszysz,  zanim 
przyjdę, przełożę cię przez kolano i zbiję. Czy to jasne? 

Skinęła głową. Clay wybiegł. Było dość ciemno, ale Nicole 

odgadła,  że  pokój  w  którym  się  znajduje,  jest  biblioteką, 
ponieważ  pachniało  w  nim  skórą,  tytoniem  i  olejem  lnianym. 
Nabrała powietrza w płuca. Pokój zdecydowanie musiał należeć 
do mężczyzny. Popatrzyła na szklankę pełną brandy. Upiła mały 
łyk. Pyszne! Tak dawno nie miała nic w ustach. Gdy zrobiło jej 
się  cieplej,  zaczerpnęła  drugi  łyk.  Dwudniowy  post  wyczerpał 
ją,  więc  brandy  natychmiast  uderzyła  jej  do  głowy.  Gdy wrócił 
Clay,  uśmiechała  się  przewrotnie,  kołysząc  w  palcach 
kryształową szklankę. 

background image

 

47 

–  Już  nie  ma  –  powiedziała.  –  Nie  ma  ani  kropelki.  – 

Język nie plątał jej się tak jak zwykłemu pijakowi, ale wyraźnie 
była podchmielona. 

Clay odebrał od niej naczynie. 
–  Jak długo nie jadłaś? 
–  Dni, tygodnie, lata... nigdy, zawsze. 
–  Tego mi było trzeba – mruknął. – Druga w nocy i pijana 

kobieta na karku. No, wstawaj! Zjemy coś. 

Chwycił  ją  za  rękę  i  pociągnął  w  górę.  Zraniona  noga 

odmówiła 

jej 

posłuszeństwa. 

Nicole 

uśmiechnęła 

się 

przepraszająco, bo bezwładnie opadła na mężczyznę. 

–  Skaleczyłam się w nogę. 
Wziął ją na ręce. 
–  Skaleczyły  cię  czerwone  buty  czy  wilki?  –  zapytał 

sarkastycznie. 

Zachichotała,  ocierając  się  policzkiem  o  jego  szyję.  -  To 

były psy? Czy czerwone buty naprawdę mnie goniły? 

–  Psy  były  prawdziwe,  tylko  buty  ci  się  przyśniły. 

Mówisz  przez  sen.  Teraz  bądź  cicho,  bo  inaczej  obudzisz  cały 
dom. 

Czuła  się  tak  cudownie  lekka.  Przytuliła  się  i  objęła  go  za 

szyję. Zbliżyła usta do jego ucha i wyszeptała: 

–  Czy  ty  naprawdę  jesteś  tym  okropnym  panem 

Armstrongiem?  Nie  przypominasz  go.  Jesteś  moim  rycerzem-
wybawcą i nie możesz być tym okropnym człowiekiem. 

–  Uważasz, że jest aż tak zły? 
–  O,  tak  –  potwierdziła  stanowczo.  –  Powiedział,  że 

jestem złodziejką. Powiedział, że ukradłam czyjeś suknie. I miał 
rację! Zrobiłam to rzeczywiście. Ale mu pokazałam! 

–  Co zrobiłaś? – zapytał cicho Clay. 
–  Byłam bardzo głodna i zobaczyłam jabłka w sadzie, ale 

ich nie wzięłam. Nie ukradłam ich. Nie jestem złodziejką. 

–  Głodziłaś  się  po  to,  żeby  mu  udowodnić,  że  nie  jesteś 

złodziejką? 

–  Sobie też. Ja też się liczę. 

background image

 

48 

Clay  podszedł  w  milczeniu  do  drzwi  w  końcu  korytarza. 

Otworzył  je  i  ruszył  do  przylegającej  do  głównego  budynku 
kuchni. 

Nicole  podniosła  głowę  opartą  na  jego  ramieniu  i  głośno 

wciągnęła powietrze przez nos. 

–  Co tak pachnie? 
–  Kapryfolium – odrzekł krótko. 
–  Daj mi – zażądała. – Mógłbyś mnie tam zanieść, żebym 

sobie urwała kawałek? 

Powstrzymał się od komentarza i usłuchał. 
Ceglaną  ścianę  długości  dwóch  metrów  porastało  wonne 

kapryfolium.  Nicole  oderwała  sześć  gałązek,  zanim  Clay 
pohamował  ją  i  zaniósł  do  kuchni.  Posadził  kobietę  na  dużym 
stole  na  środku  pomieszczenia,  jakby  była  małym  dzieckiem. 
Rozpalił ogień. 

Rozleniwiona  Nicole  bawiła  się  leżącymi  na  kolanach 

gałązkami. 

Odwróciwszy  się  od  kuchni,  Clay  zauważył,  że  suknia 

Nicole  jest  podarta i  brudna,  a nagie,  pocięte kamieniami  stopy 
krwawią. W długich włosach opadających w nieładzie na plecy, 
igrały  błyski  płonącego  ognia.  Wyglądała  na  nie  więcej  niż 
dwanaście Jat. Zauważył na sukni jakąś ciemniejszą plamę. 

–  Co sobie zrobiłaś? –  zapytał szorstko. – To wygląda na 

krew. 

Popatrzyła na niego zaskoczona,  jakby nie pamiętała, że on 

tu jest. 

–  Wywróciłam  się  –  powiedziała  po  prostu  i  przyjrzała 

mu  się  uważniej.  –  Ty  jesteś  panem  Armstrongiem.  Wszędzie 
poznałabym ten ton. Powiedz, czy ty się czasem uśmiechasz? 

–  Tylko wtedy, gdy  mam do tego jakiś powód, a teraz go 

nie  mam  –  odrzekł,  opierając  sobie  na  biodrze  jej  stopę. 
Podwinął suknię, by obejrzeć ranę. 

–  Czyja  naprawdę  jestem  dla pana takim  ciężarem,  panie 

Armstrong? 

background image

 

49 

Na  pewno  nie  jesteś  uosobieniem  spokoju.  –  Delikatnie 

odwinął  pas  zakrwawionego  lnu.  –  Przepraszam  –  powiedział, 
gdy skrzywiła się i chwyciła go n\ ramię. 

Rana  była  brudna,  ale  nie  głęboka.  Wystarczy  ją  porządnie 

umyć,  a  zagoi  się  szybko.  Położył  Nicole  na  boku  i  poszedł 
zagrzać wodę. 

–  Janie  mówiła,  że  szaleje  za  tobą  połowa  kobiet  w 

Wirginii. To prawda? 

–  Janie za dużo mówi. Lepiej dam ci jeść. Wiesz, że jesteś 

pijana? 

–  W  życiu  nie  byłam  pijana  –  odpowiedziała  z  całą 

godnością, na jaką było ją stać. 

Proszę,  zjedz  to.  –  Podał  jej  grubą  pajdę  chleba 

posmarowaną masłem. Skupiła się najedzeniu. 

Clay  napełnił  miskę  ciepłą  wodą  i  zabrał  się  do 

przemywania  rany.  Pochylał  się  nad  nią,  gdy  nagle  otworzyły 
się drzwi. 

–  Panie Clay! Gdzie się pan podziewał przez całą noc I co 

pan robi w mojej kuchni? Wie pan, że tego nie lubię. 

Pouczenia  kolejnej  kobiety,  która  u  niego  pracowała,  Były 

ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebował. Jeszcze dźwięczały mu 
w uszach  słowa  Janie.  Krzyczała  na  niego przez dobrą  godzinę 
tylko  dlatego,  że  pisał  list  z  przeprosinami  do  Bianki,  żeby 
dostarczyć  go  na  fregatę,  która  miała  niebawem  odpłynąć, 
podczas gdy Nicole błądziła po lesie. 

–  Maggie,  to  jest  moja...  żona.  –  Po  raz  pierwszy  użył 

tego słowa. 

–  Aha  –  zainteresowała  się  Maggie.  –  Czy  to  ta,  która 

zgubiła się w lesie, jak mówiła Janie? 

–  Wracaj  do  łóżka,  Maggie.  –  Clay  starał  się  zachować 

spokój. 

Nicole  obejrzała  się  przez  ramię,  podniosła  w  geście 

powitania dłoń, w której trzymała chleb i powiedziała: 

–  Bonjour, madame. 

background image

 

50 

–  Czy ona nie mówi po angielsku? – zapytała scenicznym 

szeptem Maggie. 

–  Nie, nie mówię – odrzekła Nicole i odwróciła się od niej 

z błyskiem w oczach. 

Clay  podniósł  się  i  rzucił  jej  ostrzegawcze  spojrzenie,  a 

potem ujął Maggie za rękę i zaprowadził do drzwi. 

–  Wracaj  do  łóżka.  Ja  się  nią  zajmę.  Możesz  być  pewna, 

że sobie poradzę. 

–  Jestem  pewna.  Nieważnie,  jakim  mówi  językiem; 

wygląda na tak szczęśliwą, jak tylko może być kobieta. 

Groźne spojrzenie Claya kazało jej opuścić kuchnię. 
–  Jesteśmy  małżeństwem,  tak?  –  zapytała  Nicole, 

oblizując  resztki  masła  z  palców.  –  Czy  ja  wyglądam  na 
szczęśliwą? 

Clay  wylał  brudną  wodę  do  wiadra  i  ponownie  napełnił 

miskę. 

–  Większość pijaków jest szczęśliwa – mruknął i powrócił 

do obmywania rany. 

Nicole  dotknęła  jego  włosów,  a  on  podniósł  na  chwilę 

głowę, po czym pochylił się znowu. 

–  Przykro  mi,  że  nie  dostałeś  tej,  której  chciałeś. 

Naprawdę  nie  zrobiłam  tego  specjalnie.  Chciałam  namówić 
kapitana, żeby zawrócił, ale się nie zgodził. 

–  Wiem. Nie musisz mi nic wyjaśniać. Janie mi wszystko 

powiedziała.  I  nie  martw  się.  Porozmawiam  z  sędzią  i  wkrótce 
będziesz mogła wrócić do domu. 

–  Do domu – szepnęła. – Oni spalili mój dom... – urwała i 

rozejrzała się. – To twój dom? 

Wyprostował się. 
–  Jego część. 
–  Jesteś bogaty? 
–  Nie. A ty? 
–  Też nie. 
Uśmiechnęła  się  do  niego,  ale  odwrócił  się,  by  wziąć 

ogromną  patelnię  wiszącą  przy  kuchni.  W  milczeniu  patrzyła, 

background image

 

51 

jak roztopił  na niej  masło  i wbił pół tuzina jajek. Potem sięgnął 
po następną i  zabrał się do smażenia plastrów szynki.  W końcu 
dołożył do tego posmarowany masłem chleb. 

Po  kilku  minutach  pojawił  się  na  stole  półmisek  pełen 

dymiącej jajecznicy z grzankami. 

–  Nie zjem tyle – powiedziała Nicole stanowczo. 
–  Więc  ci  pomogę.  Przegapiłem  kolację.  Podniósł  ją  i 

posadził na krześle. 

–  Przeze mnie nie jadłeś kolacji? 
–  Nie. Przeze mnie i mój charakter – wyjaśnił, nakładając 

jajecznicę na talerze. 

–  Masz  okropny  charakter,  prawda?  Byłeś  dla  mnie 

bardzo niegrzeczny. 

–  Jedz! – rozkazał. 
Jajecznica była wyśmienita. 
–  Jednak powiedziałeś mi coś miłego – powiedziała nagle 

rozmarzona.  –  Że  wiem,  jak  zadowolić  mężczyznę.  To  był 
komplement, prawda? 

Popatrzył  na  jej  usta  w  taki  sposób,  że  się  zarumieniła. 

Jedzenie  otrzeźwiło  ją  nieco,  ale  fizyczna  bliskość  Claya  i 
rozgrzewająca  jej  ciało  brandy  sprawiały,  że  wspomnienie 
pierwszego spotkania z Clayem było wciąż żywe w jej pamięci. 

–  Proszę  mi  powiedzieć,  panie  Armstrong,  czy  istnieje 

pan  także  w  dzień,  czy  jest  pan  tylko  nocną  zjawą,  czymś,  co 
wymyśliłam? 

Nie odezwał się. Jadł i przyglądał się Nicole. Gdy skończyli, 

Clay odstawił talerze i dolał wody do miski. Bez słowa posadził 
Nicole na stole. 

Była bardzo zmęczona i śpiąca. 
–  Przez  pana  czuję  się  jak  jakaś  rzecz.  Jakbym  nie  miała 

rąk ani nóg. 

–  Masz  jedne  i  drugie,  ale  wszystkie  brudne.  –  Zaczął 

namydlać jej rękę. 

Przesunęła  palcami  po  bliźnie  przebiegającej  łukiem  tuż 

koło jego oka. 

background image

 

52 

–  Jak to się stało? 
–  Upadłem,  gdy  byłem  dzieckiem.  Daj  drugą  rękę. 

Westchnęła. 

–  Myślałam,  że  to  coś  bardziej  romantycznego,  jakaś 

pamiątka z wojny o niepodległość. 

–  Przykro  mi,  że  cię  rozczarowałem.  To  była  tylko 

zabawa w wojnę. 

Pogłaskała go namydloną ręką po policzku i zarysie szczęki. 
–  Dlaczego się dotąd nie ożeniłeś? 
–  Ożeniłem. Z tobą. Mam rację? 
–  Ale to się nie liczy. To nie jest prawdziwe małżeństwo. 

Nawet nie byłeś na ślubie. Był tylko ten Frank. Pocałował mnie, 
wiesz?  Powiedział,  że  ma  nadzieję,  że  nie  wyjdę  za  ciebie  za 
mąż,  a  wtedy  będzie  mógł  mnie  pocałować  jeszcze  raz. 
Powiedział, że mam usta odwrócone do góry nogami. Ty tak nie 
uważasz? 

Popatrzył na jej wargi  i znieruchomiał, by za chwilę zacząć 

namydlać jej twarz. Bez słowa. 

–  Nikt  mi  dotąd  nie  mówił,  że  jestem  brzydka.  Nie 

wiedziałam.  –  Łzy  napłynęły  jej  do  oczu.  –  Przykro  mi,  że  nie 
podobało ci się, jak mnie całowałeś i że było śmiesznie zamiast 
tak, jak trzeba. 

–  Czy  przestaniesz  wreszcie  mówić?  –  Przerwał  jej 

gniewnie  Clay,  ale  gdy  spłukiwał  jej  twarz,  zobaczył  łzy  i 
odgadł,  że  jeszcze  nie  wytrzeźwiała.  Pocieszał  się,  że  to  tylko 
brandy  i  Nicole  nie  zawsze  jest  taka  naiwna.  –  Nie,  twoje  usta 
nie są brzydkie – powiedział w końcu. 

–  Nie są do góry nogami? 
Wycierał jej ręce i twarz. 
–  Są  oryginalne.  A  teraz  bądź  cicho,  to  zaniosę  cię  do 

twojego  pokoju,  żebyś  się  mogła  wyspać  –  zarządził,  biorąc  ją 
na ręce. 

–  Moje kwiatki! 

background image

 

53 

Westchnął  i  schylił  się,  żeby  je  mogła  wziąć  ze  stołu. 

Zaniósł  ją  do  domu,  potem  na  górę  po  schodach  do  sypialni. 
Przytuliła się do niego. 

–  Mam  nadzieję,  że  już taki  zostaniesz  i  nie zmienisz  się 

w  tego  drugiego.  Obiecuję,  że  nie  będę  już  kradła.  Nie 
odpowiedział.  Otworzył  drzwi  sypialni,  wszedł  do  środka. 
Kładąc  ją  na  łóżku,  stwierdził,  że  jej  suknia  jest  nadal  mokra. 
Półprzymknięte,  zmęczone  oczy  Nicole  powiedziały  mu,  że 
sama nie będzie się w stanie rozebrać. Klnąc pod nosem, zaczął 
zdejmować  z  niej  podartą  suknię  i  halkę.  Nie  mógł  sobie 
poradzić z guzikami, szarpnął materiał. 

Jej  ciało  było  piękne.  Wąskie  biodra  i  talia,  bezwstydnie 

uniesione  piersi.  Poszedł  do  garderoby  po  rocznik,  klnąc  na 
czym  świat  stoi.  Czy  ona  uważa,  że  on  jest  z  kamienia?! 
Najpierw musiał obmyć jej udo, a teraz miał wytrzeć ją całą jak 
małe dziecko. A ona przecież wcale nie wyglądała jak dziecko! 

Rozbudziło  ją  energiczne  wycieranie.  Gdy  uśmiechnęła  się 

zadowolona,  przykrył  Nicole  kołdrą  i  odetchnął  z  ulgą. 
Odwrócił się, by wyjść, ale chwyciła go za rękę. 

–  Panie  Armstrong  –  powiedziała  sennie  –  dziękuję,  że 

mnie pan znalazł. 

Pochylił się i odgarnął jej włosy z czoła. 
--  To  ja  powinienem  przepraszać,  że  pani  przeze  mnie 

uciekła. Teraz już proszę spać, porozmawiamy jutro. 

Nie puściła jego ręki. 
–  Powiedz. Nie podobało ci się, gdy mnie całowałeś? Czy 

ty też czułeś, że mam usta do góry nogami? 

Zza  okna  docierało  do  pokoju  słabe  światło  wstają-i  ego 

dnia.  Clay  widział  gęste włosy  Nicole rozrzucone na poduszce. 
Wspomnienie  tamtego  pocałunku  zdecydowanie  nie  było 
przykre.  Nachylił  się,  by  pocałować  ją  lekko,  ale  jej  usta  były 
tak  kuszące,  że  nie  mógł  się  pohamować.  Chwycił  delikatnie 
zębami  górną  wargę  i  pieścił  językiem.  Nicole  przyciągnęła  go 
do siebie, objęła mocno za szyję i rozchyliła usta. 

background image

 

54 

Clay  stracił  panowanie  nad  sobą,  lecz  już  po  chwili 

zdecydowanie  odepchnął  Nicole  i  poprawił  kołdrę.  Nicole 
uśmiechała się marzycielsko z zamkniętymi oczyma. 

– Nie, ty nie uważasz, że są brzydkie – wymamrotała. 
Wstał  i  wyszedł  z  pokoju.  Zamierzał  pójść  do  sypialni,  ale 

wiedział, że nie zaśnie. Potrzebował teraz kąpieli w lodowatym 
strumieniu,  a  potem  dnia  pełnego  ciężkiej  pracy.  Z  tą  myślą 
poszedł w kierunku stajni. 

Pierwszą  rzeczą,  którą  Nicole  zauważyła  zaraz  po 

obudzeniu  się,  było  słońce.  Drugą  –  potworny  ból  głowy. 
Usiadła  ostrożnie  i  przyłożyła  dłonie  do  skroni.  Podciągnęła 
kołdrę,  zastanawiając  się,  dlaczego  jest  naga.  Dostrzegła  swoją 
suknię, która podarta leżała obok łóżka. 

Starała  się  zebrać  myśli.  Przypomniała  sobie  Claytona 

rzucającego  kamieniem  w  psy  i  wsadzającego  ją  na  konia. 
Podróż była ledwie cieniem wspomnienia, reszta – białą plamą. 

Rozejrzała  się  i  stwierdziła,  że  musi  znajdować  się  w 

sypialni  w  Arundel  Hall.  Pokój  był  piękny,  duży  i  jasny,  o 
dębowej  podłodze  i  białych  ścianach.  Nad  dwojgiem  drzwi  i 
trzema oknami wyrzeźbiono proste choć eleganckie fryzy. Jedną 
ze  ścian  zajmował  kominek,  po  przeciwnej  stronie  pokoju 
zbudowano  szerokie  siedzisko-skrzynię.  Łóżko  otaczały 
zawieszone  na  czterech  słupach  zasłony  z  takiego  samego 
białego  płótna  w  ciemnoniebieskie  wzory,  z  jakiego  uszyto 
pokrycie  ławy.  Przed  kominkiem  znajdował  się  wielki, 
granatowy  fotel,  dalej  –  białe  krzesło  w  stylu  Chippendale'a. 
Drugie,  wraz  z  niewielkim  stolikiem  na  trzech  nogach,  stało  w 
pobliżu  łóżka.  Szafa  w  tym  samym  stylu  oraz  orzechowy 
sekretarzyk 

intarsjowany 

jaworem 

falistym 

uzupełniały 

wyposażenie pokoju. 

Przeciągając się, Nicole stwierdziła, że ból głowy stopniowo 

ją  opuszcza.  Odrzuciła  kołdrę  i  podeszła  do  szafy.  Wisiały  w 
niej wszystkie suknie, które uszyły z .Janie. Uśmiechnęła się na 
ten gest powitania;  miała  wrażenie,  że ten pokój  przygotowano 
specjalnie dla niej. 

background image

 

55 

Wśliznęła  się  w  cienką,  bawełnianą  halkę  haftowaną  w 

pączki róż i narzuciła na nią suknię z indyjskiego muślinu. Talię 
przepasała  szeroką,  aksamitną  wstążką.  Dekolt  przykryła 
cieniutka  gaza.  Nicole  odrzuciła  włosy  do  tyłu  i  przewiązała 
zieloną, aksamitną wstążką, taką samą,  jaką wcześniej  związała 
suknię. 

Przystanęła  przed  południowym  oknem  wychodzącym  na 

ogród i rzekę. Spodziewała się zobaczyć typowy angielski park i 
otworzyła usta w zdumieniu. Prawie wieś. 

Po  lewej  stronie  stało  sześć  budynków  połączonych  z 

domem ceglanym murem. Z dwóch kominów uchodził dym. Po 
prawej  było  więcej  zabudowań,  w  większości  ukrytych  pod 
rozłożystymi orzechowcami. 

Na  wprost  znajdował  się  przepiękny  ogród,  poprzecinany 

regularnymi  ścieżkami  obrzeżonymi  wysokimi  ścianami 
angielskiego  bukszpanu.  W  środku  błyszczała  wyłożona 
mozaiką sadzawka, na prawo zaś –  biała altana ukryta w cieniu 
dwu  magnolii.  Obok  wygospodarowano  miejsce  na  grządki  z 
kwiatami  i  warzywami  otoczone ceglanym  murem  porośniętym 
kapryfolium. 

Za  ogrodem  teren  opadał  stromo,  ustępując  miejsca  polom 

obsianym  bawełną,  pszenicą,  jęczmieniem  i  czymś,  co 
przypominało  tytoń.  Dalej  płynęła  rzeka.  Wszędzie  widać  było 
stodoły, szopy i ludzi zajętych swoją pracą. 

Wdychając  słodkie,  letnie  powietrze  przesycone  zapadłem 

wielu  roślin,  Nicole  z  ulgą  stwierdziła,  że  ból  głowy  ustąpił. 
Zapragnęła obejrzeć to wszystko z bliska. Nicole! – zawołał ktoś 
nagle. 

Uśmiechnęła  się  i  pomachała  do  Janie.  Zejdź,  żeby  coś 

zjeść. 

Uświadomiła  sobie,  że  jest  straszliwie  głodna.  W  hallu 

znajdowało się kilka portretów, krzeseł i dwa stoły. 

Gdziekolwiek  zwróciła  oczy,  widziała  rzeczy  proste  i 

piękne.  Schody  kończyły  się  na  parterze  zwieńczone  uroczym, 

background image

 

56 

rzeźbionym, podwójnym  łukiem. Janie pojawiła się, gdy Nicole 
przystanęła, zastanawiając się, dokąd ma pójść. 

–  Dobrze  spałaś?  Gdzie  cię  Clay  znalazł?  Dlaczego  tak 

nagle uciekłaś? Clay nie chciał mi powiedzieć, czym cię obraził, 
ale przypuszczam, że było to coś strasznego. Zeszczuplałaś. 

Nicole z uśmiechem podniosła ręce w geście poddania. 
–  Umieram  z  głodu.  Powiem  ci,  ile  będę  mogła, 

podwarunkiem że dasz mi coś do jedzenia. 

–  Oczywiście! Nie powinnam cię tu zatrzymywać. 
Nicole  poszła  za  nią  do  drzwi  prowadzących  do  ogrodu. 

Wybudowano  tam  ośmiokątny  portyk,  od  którego  rozchodziły 
się  trzy  linie  schodów.  Janie  wyjaśniła,  że  te  po prawej  stronie 
prowadzą  do  gabinetu  Claya  i  do  stajni,  centralne  –  do 
cienistych, tajemniczych ścieżek ogrodu. Janie skręciła w lewo, 
w kierunku zabudowań kuchni. 

Kucharka  nazywała  się  Maggie.  Ta  rosła kobieta  o  rudych, 

kędzierzawych  włosach  była  –  jak  zresztą  większość 
pracowników  Claya  –  kiedyś  oficjalnie  zatrudnioną  służącą,  a 
teraz,  gdy  wygasła  jej  umowa,  zdecydowała  się  pozostać  w 
Arundel Hall. 

–  Co  z  pani  nogą?  –  zapytała  Maggie.  –  Nie  zagoiła  się 

chyba mimo tak czułej opieki, jaką miała pani ostatniej nocy? 

Nicole popatrzyła na nią zdziwiona i już chciała zapytać, co 

znaczą te słowa, gdy wtrąciła się Janie: 

–  Bądź cicho, Maggie! – Można było jednak wyczuć w jej 

głosie ślad jakiegoś cichego porozumienia. Popchnęła Nicole w 
stronę stołu, by uciąć dalszą rozmowę. 

Maggie  napełniła  talerz  Nicole.  Znalazły  się  na  nim  jajka, 

szynka,  maślane bułeczki, pudding  jaśminowy, pieczone jabłka. 
Nicole  udało  się  zjeść  zaledwie  połowę  tego  wszystkiego. 
Zaczęła przepraszać, że reszta przez nią się zmarnuje. Maggie ze 
śmiechem uświadomiła jej, że trzy razy dziennie musi wydawać 
posiłki  dla  sześćdziesięciu  osób  i  na  pewno  nic  się  tutaj  nie 
wyrzuca. 

background image

 

57 

Po  śniadaniu  Janie  pokazała  Nicole  „przyległości”,  jak 

nazywano  część  zabudowań  gospodarczych  plantacji.  Zaraz  za 
kuchnią  znajdowało  się  pomieszczenie,  gdzie  ubijano  masło  i 
dojrzewały  sery,  dalej  –  długi,  wąski  budynek,  w  którym 
pracowało trzech tkaczy. Obok była pralnia z baliami i kostkami 
mydła.  Baraki  pracowników  zamieszkiwali  niewolnicy  z  Haiti, 
robotnicy związani umowami i pracownicy sezonowi. Palarnia i 
wytwórnia słodu znalazły miejsce za kuchnią. 

Z kuchni prowadziła ścieżka do ogrodu warzywnego, gdzie 

jakiś człowiek z trójką dzieci pielił chwasty. Janie przedstawiała 
wszystkim  Nicole  jako  panią  Armstrong.  Ta  dwa  razy 
próbowała zaprotestować, mówiąc, że jej pobyt jest ograniczony 
czasowo i jest tu jedynie gościem. 

Janie udawała  głuchą,  mrucząc tylko, że Clay  jest taki  sam 

jak każdy mężczyzna i jeszcze się doigra. 

Za częścią ogrodu, którą Nicole miała poznać później sama, 

znajdował  się  kantor  Claya,  spory  ceglany  budynek  ocieniony 
klonami.  Janie  nie  chciała  jej  tam  zaprowadzić,  ale  uśmiechała 
się  widząc,  jak  Nicole  zagląda  przez  okno  do  środka.  Pod 
cedrami  stały  baraki  robotników,  chłodnia,  skład,  domy 
ogrodnika  i  zarządcy,  stajnia,  powozownia,  garbarnia,  warsztat 
ciesielski i bednarski. 

W końcu, już na szczycie wzgórza, tuż przy skarpie, Nicole 

złapała się za głowę. 

–  To  rzeczywiście  jest  gospodarstwo.  –  W  uszach 

dźwięczały jej jeszcze wyjaśnienia Janie. 

Ta uśmiechnęła się z dumą. 
–  Tak musi być. Można się stąd wydostać właściwie tylko 

przez  morze  lub  rzekę.  Clay  ma  nawet  dwudziestostopowy 
żaglowiec.  Daleko  na  północy  są  miasta  podobne  do 
angielskich, ale tu każdy plantator  musi  być samowystarczalny. 
Nie widziałaś jeszcze wszystkiego. Tam jest zagroda dla krów i 
gołębnik,  trochę  dalej  kurnik.  Poza  tym  nie  widziałaś  nawet 
połowy robotników. Są tam. 

background image

 

58 

Nicole zobaczyła na polu około pięćdziesięciu ludzi, część z 

nich na koniach. 

–  O,  jest  Clay.  –  Janie  wskazała  mężczyznę  w  szerokim, 

słomkowym kapeluszu, siedzącego na wysokim, czarnym koniu. 
–  Był  tam  już  przed  świtem.  –  Rzuciła  Nicole  znaczące 
spojrzenie. 

Najwyraźniej  chciała dowiedzieć się czegoś o tym, co stało 

się ostatniej nocy. 

Nicole  zaś  nic  nie  mogła  jej  powiedzieć,  ponieważ  sama 

niewiele pamiętała. 

–  A czym ty się tutaj zajmujesz? 
–  Nadzoruję  pracę  w  tkalni.  Maggie  odpowiada  za 

kuchnię,  a  ja  za  farbiarnię,  tkalnię  i  przędzalnię.  Musimy  tu 
robić derki, koce, ubrania, a nawet płótno potrzebne do wyrobu 
sera. 

Nicole odwróciła się, by popatrzeć na dom. Dzięki idealnym 

proporcjom  był  piękny  w  swej  prostocie.  Miał  tylko  około 
dwudziestu metrów długości, ale delikatne fryzy nad drzwiami i 
oknami  nadawały  mu  elegancki  charakter.  Dwie  pełne 
kondygnacje  oraz  mansarda  z  kilkoma  oknami.  Jedynym 
odstępstwem od prostoty był ośmiokątny, uroczy portyk. 

–  Chcesz zobaczyć coś jeszcze? – zapytała Janie. 
–  Chciałabym  zobaczyć  dom.  Znam  tylko  jeden  pokój. 

Czy reszta jest równie piękna jak ta sypialnia? 

–  Umeblowanie  całego  domu  zostało  zamówione  przez 

matkę Claya. Przed wojną, oczywiście. – Janie ruszyła w stronę 
domu  aleją  między  rzędami  bukszpanu.  –  Muszę  cię  jednak 
ostrzec,  że  w  ciągu  ostatniego  roku  Clay  zapuścił  dom. 
Gospodarstwo utrzymuje w  idealnym stanie,  ale twierdzi, że na 
dom szkoda mu czasu. Nie dba o to, co je i gdzie śpi. Większość 
nocy  spędza  pod  drzewem  w  polu,  bo  nie  chce  mu  się  iść  do 
domu. 

Gdy  weszły  do  domu,  Janie  przeprosiła  ją,  że  powinna  już 

wracać do tkalni, bo czeka na nią praca. 

background image

 

59 

Nicole była zadowolona, że nie musi się spieszyć. Na parter 

składały  się  cztery  duże  pokoje  i  dwa  przedpokoje,  z  których 
jeden  przechodził  w  wyłożone  kobiercem  schody  i  służył  do 
przyjmowania  gości.  Wąskie  przejście  łączyło  go  z  jadalnią  i 
pokojem porannym oraz częścią kuchenną domostwa. 

Na  ogród  wychodziły  okna  salonu  i  pokoju  porannego,  w 

przeciwnym  kierunku,  na  północ,  na  rzekę  –  okna  biblioteki  i 
jadalni. 

Przyjrzawszy się pobieżnie każdemu z pomieszczeń, Nicole 

doszła  do  wniosku,  że  osoba,  która  je  urządziła,  wykazała  się 
umiarem,  ale  i  smakiem.  Pokoje  były  skromne,  lecz  każdy  z 
mebli stanowił godny przykład sztuki użytkowej. 

Biblioteka  zdradzała  męską  rękę:  ciemne,  orzechowe  półki 

wypełnione  książkami  w  skórzanej  oprawie.  Sporą  część 
pomieszczenia  zajmowało  ciężkie  orzechowe  biurko.  Przed 
kominkiem stały dwa czerwone, skórzane fotele. 

Jadalnię  charakteryzowały  akcenty  wschodnie.  Ściany 

pokrywała  ręcznie  malowana  jedwabna  tapeta  o  delikatnym 
zielonym  wzorze  gdzieniegdzie  ozdobionym  delikatnymi 
rysunkami ptaków. Wszystkie meble zrobione były z mahoniu. 

Salon robił  imponujące wrażenie.  Wychodzące  na południe 

okna czyniły go jasnym i miłym. Krzesła pokrywała tapicerka z 
różowego aksamitu. Obita satyną w zielono-różowe pasy kanapa 
stała  bokiem  do  kominka.  Na  ścianach  przybito  bladoróżową 
tapetę  wykończoną  u  góry  ciemniejszym  pasem.  W  rogu 
przysiadło niewielkie palisandrowe biurko. 

Ale  najbardziej  podobał  się  Nicole  pokój  poranny.  Był 

żółto-biały.  Na  ciężkich,  białych  zasłonach  wyhaftowano  żółte 
pączki  róż.  Ściany  pomalowano  na  biało.  Kanapa  i  trzy  krzesła 
pokryte były bawełnianym  materiałem w białe i złote pasy. Pod 
jedną ze ścian stał wiśniowy szpinet na cienkich nóżkach, a przy 
nim stołek. Wyżej wisiały dwa pozłacane świeczniki. 

Wszystko  jednak  było  brudne.  Te  przepiękne  pokoje 

wyglądały  tak,  jakby  od  lat  nikt  do  nich  nie  wchodził. 
Zmatowiałą  politurę  mebli  pokrywała  gruba  warstwa  kurzu, 

background image

 

60 

szpinet był rozstrojony, a zasłony i kilimy – ciężkie od nabitego 
w nie kurzu. Przykro było patrzeć na tak zaniedbany dom. 

Nicole przystanęła w hallu, by przyjrzeć się schodom. Miała 

chęć obejrzeć resztę domu, ale czuła,  że nie zniesie już widoku 
brudnych, zaniedbanych mebli. 

Spojrzawszy  na  swą  muślinową  suknię,  Nicole  ruszyła 

korytarzem  w  kierunku  kuchni.  Może  u  Maggie  znajdzie  się 
jakiś fartuch, a w pralni – mydło do prania. Przypomniała sobie 
słowa Janie, że Clay nie dba o to, co je. W pomieszczeniu, gdzie 
robiono  masło  i  sery,  dojrzała  coś,  co  wyglądało  tak,  jakby  od 
lat  nikt  tego  nie  używał  –  maszynkę  do  lodów.  Może  Maggie 
wygospodaruje  trochę  śmietany  i  jajek  oraz  namówi  dziecko, 
które zechce kręcić korbą? 

Nicole  dość  późno  zaczęła  przebierać  się  do  obiadu. 

Włożyła  szafirową  jedwabną  suknię  z  długimi,  obcisłymi 
rękawami  i  głęboko  wyciętym  dekoltem.  Może  nawet  zbyt 
głęboko  –  pomyślała,  przeglądając  się  w  lustrze.  Ale 
uśmiechnęła  się  jeszcze  raz  bezskutecznie  próbując  podciągnąć 
materiał.  Nareszcie pan  Armstrong  zobaczy  ją w  czymś,  co nie 
jest brudne i podarte. 

Drgnęła, gdy zapukano do drzwi. 
Usłyszała męski głos, niewątpliwie należący do Claya. 
– Czy moglibyśmy zobaczyć się w bibliotece? 
Zaraz  potem  jego  ciężkie  buty  zastukały  o  drewnianą 

posadzkę. Po chwili umilkły, stłumione dywanem na schodach. 

Nicole  miała  tremę  przed  tym  pierwszym  prawdziwym  ich 

spotkaniem.  Wyprostowała  się,  przypominając  sobie  słowa 
matki,  że  mimo  wszelkich  obaw  i  przeciwności  losu  kobietę 
zawsze  powinna  cechować  odwaga,  która  jest  dla  niej  równie 
ważna jak dla mężczyzny. Zeszła po schodach. 

Otwarte 

drzwi 

biblioteki 

ukazywały 

oświetlone 

zachodzącym  słońcem  wnętrze.  Clayton  stał  za  biurkiem,  na 
którym  leżała  otwarta  książka.  Milczał,  a  mimo  to  jego 
obecność była wyraźnie wyczuwalna. 

–  Dobry wieczór panu – powitała go spokojnie Nicole. 

background image

 

61 

Czytał jeszcze przez chwilę, po czym zamknął książkę. 
–  Proszę  usiąść.  Sądzę,  że  powinniśmy  porozmawiać  o 

tej...  sytuacji.  Czy  przed  kolacją  mogę  zaproponować  coś  do 
picia? Może wytrawne sherry? 

–  Nie, dziękuję. Obawiam się, że mam dość słabą głowę – 

odpowiedziała Nicole, siadając w jednym ze skórzanych foteli. 

Nie  wiedzieć  czemu  po  tych  słowach  brew  Claytona 

powędrowała do  góry.  Nicole widziała go teraz dużo wyraźniej 
niż  przedtem.  Na  jego  twarzy  malowała  się  powaga,  mocno 
zacisnął usta. Zmarszczka pomiędzy brwiami sprawiała, że jego 
ciemne oczy nabrały smutnego wyrazu. 

Clay nalał sobie sherry. 
–  Mówi  pani  bardzo  ładnie  po  angielsku.  Prawie  bez 

obcego akcentu. 

–  Dziękuję.  Przyznaję,  że  czasem  kosztuje  mnie  to  wiele 

pracy. Zbyt często myślę po francusku i tłumaczę na angielski. 

–  Ale czasem się pani chyba zapomina? 
Zdumiała się. 
–  Tak,  to  prawda.  Gdy  jestem  zmęczona  lub... 

zdenerwowana. Wtedy wracam do mojego ojczystego języka. 

Usiadł za biurkiem, otworzył skórzaną teczkę i wyjął  jakieś 

papiery. 

–  Sądzę,  że  powinniśmy  wyjaśnić  nasze  sprawy.  Gdy 

Janie  opowiedziała  mi  o  tym,  co  się  stało,  wysłałem  gońca  do 
zaprzyjaźnionego  prawnika,  z  listem  opisującym  niezwykłe 
okoliczności zawarcia małżeństwa i prośbą o poradę. 

Nicole  skinęła  głową.  Zaczął  działać  jeszcze  przed 

powrotem do domu. 

–  Dziś  przyszła  odpowiedź.  Zanim  powiem,  co  ona 

zawiera,  chciałbym  zadać  pani  kilka  pytań.  Ile  osób 
uczestniczyło w ceremonii? 

–  Trzy.  Kapitan,  który  ją  prowadził,  bosman,  który  pana 

zastępował, i doktor jako świadek. 

–  A  co  z  drugim  świadkiem?  Na  akcie  jest  jeszcze  jeden 

podpis. 

background image

 

62 

–  W kabinie było nas tylko czworo. 
Clay 

pokiwał 

głową. 

Niewątpliwie 

podpis 

został 

sfałszowany lub złożony później. To kolejny nielegalny element 
całej sprawy. 

–  A Frank, ten człowiek, który pani groził? Czy zrobił to 

w obecności doktora? 

Nicole  zdziwiła się,  że Clay  zna  imię  bosmana  i  wie,  że  to 

właśnie on jej groził. 

–  Tak.  To  wszystko  wydarzyło  się  w  kajucie  kapitana  w 

ciągu kilku minut. 

Clay  wstał  i  przeszedł  przez  pokój;  usiadł  tuż  przed  nią. 

Nadal  miał  na sobie  robocze  ubranie: ciemne spodnie,  wysokie 
buty i białą, lnianą koszulę rozpiętą pod szyją. Wyciągnął przed 
siebie nogi. 

–  Tego się obawiałem – stwierdził. 
Uniósł kieliszek sherry, przez chwilę obracał go w palcach, 

a  potem  popatrzył  na  Nicole.  Przesunął  wzrok  z  jej  twarzy  na 
głębokie wycięcie jedwabnej sukni odsłaniające jędrne piersi. 

Nicole,  choć  napominała  się  w  duchu,  że  ma  nie 

zachowywać się jak dziecko, odruchowo zasłoniła się dłonią. 

–  Prawnik przysłał mi rozprawę na temat obowiązujących 

w  Anglii  praw  dotyczących  małżeństwa.  Obawiam  się,  że  nie 
tracą  one  swej  ważności  i  w  Ameryce.  Wymienione  są  tam 
przyczyny,  dla  których  można  starać  się  o  unieważnienie 
małżeństwa.  Na  przykład  choroba  umysłowa  lub  bezpłodność. 
Przypuszczam,  że  pani  jest  zdrowa  zarówno  na  ciele  jak  i  na 
umyśle. – W jego oczach znów pojawił się błysk. 

Nicole uśmiechnęła się lekko. 
–  Tak sądzę. 
–  A  zatem  jedynym  wyjściem  z  tej  sytuacji  jest 

udowodnienie,  że  do  poślubienia  mnie  została  pani  zmuszona 
siłą.  –  Nie  pozwolił  sobie  przerwać.  –  Przy  czym  kluczem  do 
całej  sprawy  jest  słowo  „udowodnienie”.  Musimy  przestawić 
świadka, który zezna, że działała pani pod przymusem. 

background image

 

63 

–  A moje słowo nie wystarczy? Lub pańskie? Sam fakt, że 

nie jestem Bianką Maleson ma przecież znaczenie. 

–  Gdyby  pani  podpisała  się  jej  nazwiskiem,  a nie  swoim, 

byłyby  jakieś  szanse.  Widziałem  świadectwo  ślubu,  a  na  nim 
podpis: Nicole Courtalain. Zgadza się? 

Pomyślała o chwili zawahania w kajucie kapitana. 
–  A co z doktorem? Był dla mnie miły. Czy nie może być 

świadkiem? 

–  Mam  nadzieję,  że  może.  Problem  polega  na  tym,  że 

doktor  przebywa  na  statku  płynącym  do  Anglii.  Na  fregacie, 
którą  ładowano,  gdy  przyjechaliście.  Wysłałem  za  nim 
umyślnego,  ale  cała  sprawa  zajmie  kilka  miesięcy.  Dopóki  nie 
będzie  świadka,  sąd  nie  unieważni  małżeństwa.  Nazywają  to 
mariażem  w  majestacie  prawa.  –  Dopił  sherry  i  postawił 
kieliszek na brzegu stołu. 

Gdy powiedział, co miał do powiedzenia, zapadła cisza. 
Nicole pochyliła głowę, przyglądając się swoim dłoniom. 
–  Ma pan zatem związane ręce tym małżeństwem. 
–  Oboje  mamy  związane  ręce.  Janie  powiedziała  mi  o 

pani  planach  przystąpienia  do  spółki  z  kuzynką  i  o  tym,  że 
pracowała  pani  nocami,  żeby  zaoszczędzić  parę  groszy.  Wiem, 
że  przeprosiny  to  mało,  ale  nie  mam  innego  wyjścia,  jak  tylko 
prosić o wybaczenie. 

Wstała i położyła rękę na oparciu fotela. 
–  Ależ  wybaczam  panu.  Chciałabym  tylko  jeszcze  o  coś 

poprosić. – Zauważyła, że Clay przygląda się jej uważnie. 

–  O co tylko pani zechce. 
–  Ponieważ  muszę przez  jakiś czas  pozostać w Ameryce, 

będę  zmuszona  na  siebie  zarabiać.  Nie  znam  tu  nikogo.  Czy 
mógłby  mi  pan  pomóc  w  znalezieniu  pracy?  Jestem 
wykształcona,  znam  cztery  języki  i  sądzę,  że  nadaję  się  na 
guwernantkę. 

Clay wstał gwałtownie. 
–  Nie  ma  mowy  –  stwierdził  kategorycznie.  –Nieważne, 

jak  doszło  do  tego  ślubu.  Jest  pani  teraz  oficjalnie  moją  żoną  i 

background image

 

64 

nie pozwolę pani  pracować  jak  moim  robotnikom ani wycierać 
zasmarkanych  nosów.  Nie!  Pozostanie  pani  tu  do  czasu,  aż 
odnajdę  doktora.  Wtedy  porozmawiamy  o  planach  na 
przyszłość. 

Nicole zdumiała się. 
–  Czy próbuje pan planować za mnie moje własne życie? 
W jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. 
–  Raczej  tak,  ponieważ  pozostaje  pani  teraz  pod  moją 

opieką. 

–  Nie  z  własnej  woli  –  odpowiedziała  dumnie.  – 

Chciałabym,  żeby  mi  pan  pomógł  znaleźć  jakąś  pracę.  Mam 
rachunki do zapłacenia. 

–  Rachunki?  Czegoś  pani  tu  brakuje?  Mogę  posłać  po  to 

do  Bostonu.  –  Zobaczył,  że  Nicole  gniecie  w  dłoniach  brzeg 
sukni.  Podniósł  z biurka  jakiś papier.  Był to list, który  napisała 
do niego przed ucieczką. 

–  Ma  pani  pewnie  na  myśli  suknie?  Przepraszam,  że 

oskarżyłem panią o kradzież. – Znów uśmiechnął się dziwnie. – 
Stroje są prezentem. Proszę przyjąć je wraz z przeprosinami. 

–  Nie mogę tego zrobić. Są warte majątek. 
–  A  czy  stracony  czas  i  przykrości,  jakich  pani  doznała, 

nie  są  nic  warte?  Wyrwałem  panią  z  domu,  zawiozłem  do 
obcego kraju i na koniec obraziłem. Byłem bardzo rozgniewany 
tamtego  wieczoru  i  obawiam  się,  że  mój  temperament  wziął 
górę  nad rozsądkiem.  Tych  kilka  sukni  to niska  cena  za  to,  jak 
bardzo panią skrzywdziłem. A poza tym... co, u diabła miałbym 
z nimi zrobić?! Wyglądają na pani dużo lepiej niż w szafie. 

Uśmiechnąwszy się, dygnęła nisko. 
–  Merci beuacoup, M'sieur. 
Podszedł  bliżej  i gdy podnosiła się, wyciągnął do niej rękę. 

Jego dłoń była duża i ciepła. 

–  Mam nadzieję, że noga goi się dobrze. 
Popatrzyła  na  niego  zmieszana.  Rana  znajdowała  się 

wysoko na udzie i Nicole zastanawiała się, skąd on o niej wie. 

background image

 

65 

–  Czy  zeszłej  nocy  powiedziałam  albo  zrobiłam  coś 

niewłaściwego? Byłam chyba bardzo zmęczona. 

–  Nic pani nie pamięta? 
–  Tylko  tyle,  że  odgonił  pan  psy  i  wsadził  mnie  na 

swojego konia. Reszta się zatarła. 

Przyglądał  się  jej  przez  jakiś  czas.  Tak  długo  zatrzymał 

wzrok na jej ustach, że oblała się rumieńcem. 

–  Była  pani  urocza  –  powiedział  w  końcu.  –  Nie  wiem, 

jak pani, ale ja jestem bardzo głodny. – Nadal trzymał jej dłoń  i 
nic  nie  wskazywało  na  to  by  zamierzał  ją  puścić.  –  Dawno  już 
przy moim stole nie zasiadała tak piękna kobieta. 

 

 
Gdy  Nicole  się  przebierała,  Maggie  zastawiła  jedzeniem 

duży  mahoniowy  stół.  Przygotowała  zupę  z  krabów,  pieczone 
gołębie  faszerowane  ryżem,  kraby  w  muszlach,  gotowanego 
jesiotra, jabłecznik  i  francuskie wino. Wystawność tego posiłku 
zaskoczyła Nicole, ale Clay  najwyraźniej  uznał to za normalne. 
Niemal  wszystkie  surowce,  które  posłużyły  do  przygotowania 
tego posiłku, pochodziły z plantacji. 

Usiedli,  gdy  drzwi  otworzyły  się  gwałtownie  i  dały  się 

słyszeć podniesione głosy. 

–  Stryju Clay! Stryju Clay! 
Clay  rzucił  serwetkę  na  stół  i  zrobił  dwa  wielkie  kroki  w 

kierunku drzwi. 

Nicole patrzyła zdumiona. Jego twarz, zawsze tak poważna, 

zmieniła  się.  Nie  uśmiechał  się  właściwie.  Nicole  nigdy  nie 
widziała,  by  się  uśmiechał,  ale  nigdy  też  nie  widziała  w  jego 
oczach  tyle  radości.  Przykląkł  na  jedno  kolano  i  rozpostarł 
ramiona,  a  dwoje  małych  dzieci,  które  wpadły  z  impetem  do 
pokoju,  otoczyło  jego  szyję  ramionami  i  nadstawiło  buzie  do 
pocałunków. 

Nicole stanęła za plecami Claya. ' 

background image

 

66 

Clay przytulił dzieci i zaczął zadawać im pytania: 
–  Byliście grzeczni? Dobrze się bawiliście? 
–  O,  tak,  stryju  Clay  –  odpowiedziała  dziewczynka, 

wpatrując się w niego z uwielbieniem. – Panna Ellen pozwoliła 
mi pojeździć na swoim koniu. Kiedy ja dostanę swojego konia? 

–  Kiedy  twoje  nóżki  będą  wystarczająco  długie,  by 

dosięgnąć do strzemion. A co u ciebie, Alex? Czy panna Ellen  i 
tobie pozwoliła pojeździć na koniu? 

Alex żachnął się, jakby koń był drobnostką. 
–  Roger pokazał mi, jak się strzela z łuku. 
–  Naprawdę?  Może  zrobić  ci  łuk?  A  ty,  Mandy?  Chcesz 

łuk? 

Ale  Mandy  nie  słuchała  już  stryja.  Zerkała  spoza  jego 

pleców  na  Nicole.  Pochyliła  się  i  zapytała  szeptem,  który  było 
słychać aż w kuchni: 

–  Kto to jest? 
Clay  odwrócił  się  i  Nicole  mogła  lepiej  przyjrzeć  się 

dzieciom.  Były  to  niewątpliwie  bliźnięta,  mniej  więcej 
siedmioletnie,  o  ciemnych,  kręconych  włosach  i  niebieskich, 
szeroko rozstawionych oczach. 

–  To jest panna Nicole – wyjaśnił im Clay. 
–  Jest  ładna  –  zauważyła  Mandy,  a  Alex  uroczyście 

potwierdził opinię siostry skinieniem głowy. 

Nicole uniosła suknię i dygnęła z uśmiechem. 
–  Dziękuję bardzo, M'sieur, Mademoiselle. 
Clay  postawił  bliźnięta  na  podłodze.  Alex  stanął  przed 

Nicole. 

–  Jestem  Alexander  Clayton  Armstrong  –  powiedział 

godnie,  chowając  za  sobą  jedną  rękę,  a  drugą  przykładając  do 
piersi.  Skłonił  się,  zerkając  ciekawie  w  stronę  Nicole.  -- 
Podałbym pani rękę, ale byłoby to... jak to się mówi? 

–  Niewłaściwe – podpowiedział Clay. 
–  Tak.  Dżentelmen  powinien  poczekać,  aż  dama  poda 

rękę pierwsza. 

background image

 

67 

–  Czuję  się  zaszczycona  –  odpowiedziała  Nicole, 

wyciągając dłoń. 

Mandy stanęła obok brata. 
–  Jestem Amanda Elizabeth Armstrong. – Dygnęła. 
–  No,  udało  się  wam.  Ale  mogliście  na  mnie  poczekać. 

Cała czwórka odwróciła się, by zobaczyć wysoką, ciemnowłosą 
kobietę  około  czterdziestki,  przystojną,  o  wydatnym  biuście  i 
czarnych, błyszczących oczach. 

–  Nie  wiedziałam,  Clay,  że  masz  towarzystwo.  Jestem 

Ellen  Backes  –  powiedziała,  wyciągając  rękę.  –  Mój  mąż, 
Horacy, ja i naszych trzech chłopców mieszkamy w sąsiedztwie, 
pięć mil stąd. Bliźnięta były u nas przez kilka dni. 

–  Jestem  Nicole Courtalain...  –  Zawahała się  i popatrzyła 

na Claya przez ramię. 

–  Armstrong – dokończył. – Nicole jest moją żoną. 
Ellen stała przez chwilę, trzymając dłoń Nicole. 
Potem rzuciła się jej na szyję. 
–  Żona!  Taka  jestem  szczęśliwa.  Nie  mogła  pani  znaleźć 

sobie  lepszego  mężczyzny.  No,  może  poza  moim  mężem.  – 
Puściła  Nicole,  by  uścisnąć  Claya.  –  Dlaczego  nam  nie 
powiedziałeś?  Całe  hrabstwo  przyszłoby  na  ślub.  A  my  już  na 
pewno.  Nie  ma  z  kim  porozmawiać  od  czasu  śmierci  Jamesa  i 
Beth. 

Nicole  wyczuła  gwałtowną  reakcję  Claya  na  słowa  Ellen. 

Pozornie  nawet  nie  drgnął,  ale  w  jego  spojrzeniu  coś  się 
zmieniło. 

Z oddali dobiegł niski dźwięk rogu. 
–  To Horacy – wyjaśniła Ellen, zwracając się do Nicole. – 

Musimy  się  spotkać.  Mam  pani  tyle  do  powiedzenia.  Clay  ma 
wiele  wad,  a  jedną  z  nich  jest  jego  upodobanie  do  bycia 
odludkiem.  Teraz  się  wszystko  zmieni.  Beth  byłaby  szczęśliwa 
widząc,  że  ten  dom  znów  tętni  życiem.  No,  bliźniaki.  Proszę 
mnie teraz uściskać. 

background image

 

68 

Przytuliła dzieci  i gdy ponownie zadęto w róg, wybiegła na 

ścieżkę  prowadzącą  w  kierunku  rzeki,  gdzie  w  zakotwiczonym 
przy brzegu jednożaglowcu czekał na nią mąż. 

Gdy odeszła, w hallu zrobiło się bardzo cicho. Clay i dzieci 

wpatrywali się w otwarte drzwi w których zniknęła przyjaciółka. 
Nicole ocknęła się pierwsza. 

–  Chodźcie  –  powiedziała  z  uśmiechem.  –  Może  nie 

jestem Ellen, ale sądzę, że zdołam was  jakoś rozchmurzyć. Czy 
któreś z was wie, co to są lody? 

Dzieci  nieśmiało ujęły  ją za ręce i poprowadziły  do jadalni. 

Nicole  pobiegła  potem  do  chłodni.  Wróciła,  dźwigając  cynowe 
misy  tak  zimne,  że  musiała  je  nieść  na  podstawkach.  Gdy 
bliźnięta  spróbowały  smakołyku,  popatrzyły  na  nią  z 
wdzięcznością graniczącą z uwielbieniem. 

–  Chyba  już  je  zdobyłaś  –  stwierdził  Clay,  obserwując 

dzieciaki grzebiące z zapałem w misie. Dla siebie i Claya Nicole 
przygotowała porcje przybrane owocami w likierze. 

Kilka  godzin  później,  gdy  dzieci  poszły  spać,  uświadomiła 

sobie,  że  ani  ona,  ani  Clay  właściwie  nie  jedli  jeszcze  kolacji. 
Gdy zeszła po schodach, spotkała Claya z tacą w dłoni. 

–  Osobiście wolę bardziej obfite posiłki. Przyłączysz się? 
Weszli  do  biblioteki.  Nicole  spodobało  się  to  pospiesznie 

przygotowane  nietypowe  danie.  Clay  zrobił  kanapki  z  grubych 
kromek  chleba  i  wędzonych  ostryg  umoczonych  w  mocnej 
musztardzie z Dijon. 

–  Kim oni są? – zapytała Nicole pomiędzy jednym kęsem 

a drugim. 

–  Masz na myśli  bliźnięta? – Usiadł w fotelu i oparł  nogi 

na brzegu biurka. – Dzieci mojego brata. 

–  Jamesa i Beth, o których mówiła pani Backes? 
–  Tak – odpowiedział tak zwięźle, że prawie opryskliwie. 
–  Czy mógłbyś mi o nich opowiedzieć? 
–  Mają siedem lat. Znasz ich imiona i... 
–  Nie.  Myślałam  o  twoim  bracie  i  bratowej.  Bianka 

mówiła, że umarli, gdy byłeś w Anglii. 

background image

 

69 

Zaczerpnął potężny  łyk piwa. Wyglądał,  jakby walczył sam 

ze sobą. Gdy przemówił, jego głos był obcy, daleki. 

–  Żaglowiec mojego brata przewrócił się. Utonęli oboje. 
Nicole wiedziała, co znaczy utracić kogoś bliskiego. 
–  Rozumiem – powiedziała cicho. 
Clay wstał nagle, niemal przewracając krzesło. 
–  Nie  możesz  rozumieć.  Nikt  nie  jest  w  stanie  tego 

zrozumieć. 

Wybiegł z pokoju. 
Zaskoczona  jego  gwałtownością,  Nicole  przypomniała 

sobie, jak Bianka opowiadała jej, że Clay nie przejął się śmiercią 
brata, tylko, jak gdyby nic się nie stało, poprosił ją o rękę. Teraz 
zaś  miała okazję zobaczyć,  jak reagował na samo  wspomnienie 
ich imion. 

Wstała  i  zaczęła  sprzątać  talerze  po  kolacji,  ale  zaraz 

porzuciła  to  zajęcie.  Miała  za  sobą  długi  dzień  i  była  bardzo 
zmęczona.  Opuściła  więc  zakurzoną  bibliotekę,  by  pójść  do 
swojej  sypialni,  gdzie zaledwie  się rozebrała,  już  wskoczyła do 
łóżka i natychmiast zasnęła. 

Następnego  ranka  blask  słońca  oraz  wdzięk  elegant  kich 

mebli  w sypialni  nastroiły  ją pogodnie.  Może ten  pokój należał 
kiedyś  do  Beth?  Podchodząc  do  szafy  pomyślała,  że  być  może 
wkrótce  zajmie  go  Bianka.  Nie  spodobała  jej  się  ta  myśl,  więc 
przestała ją roztrząsać. 

W  trakcie  przeglądania  zawartości  szafy  nagle  usłyszała 

jakiś  hałas.  Nie  zdążyła  wczoraj  zbadać  piętra.  Jedne  drzwi 
sypialni prowadziły na korytarz, drugie zatem powinny stanowić 
połączenie  z  pokojem  bliźniąt.  Uśmiechnięta  otworzyła  je  i 
zastygła zaskoczona na widok na wpół ubranego Claya. 

–  Dzień  dobry  –  powiedział,  nie  zwracając  uwagi  na  jej 

rumieniec.  i 

–  Przepraszam,  nie  wiedziałam.  Myślałam,  że  to 

bliźnięta... 

Sięgnął po koszulę. 

background image

 

70 

–  Masz ochotę na kawę? – zapytał, wskazując dzbanek na 

stole.  –  Zamówiłbym  ci  herbatę,  ale  my,  Amerykanie,  nie 
podzielamy waszego do niej upodobania. 

Oszołomiona  Nicole  podeszła  do  dzbanka.  Pokój  zdradzał 

upodobania  mieszkańca:  orzechowe  meble,  zajmujące  większą 
część  pomieszczenia  łóżko.  Ubrania  porozrzucane  były  po 
krzesłach i stolikach tak, że trudno było dostrzec spod nich same 
meble. Obok dzbanka stały dwie filiżanki. Najwyraźniej Maggie 
przypuszczała,  że  razem  napiją  się  kawy.  Nicole,  napełniwszy 
filiżankę,  zaniosła  ją  Clayowi.  Siedział  na  brzegu  łóżka  w 
rozpiętej koszuli  i wciągał  buty. Nie mogła powstrzymać się od 
popatrzenia na jego owłosiony, masywny tors. 

–  Dziękuję.  –  Obserwował,  jak  Nicole  wraca  do  siołu.  – 

Nadal się mnie boisz? 

–  Ależ skąd –  zaprzeczyła,  nalewając sobie kawę, ale nie 

śmiała spojrzeć mu w oczy. – Nigdy się nie bałam. 

–  Pomyślałem, że może powinnaś. Podobają mi się twoje 

włosy,  kiedy  nie  są  spięte.  Co  masz  na  sobie?  To  leż  mi  się 
podoba. 

Posłała mu promienny uśmiech. 
–  To  koszula  nocna  –  odrzekła  zadowolona,  że  nie 

przesłoniła  jej  peniuarem.  Sięgający  pod  samą  brodę  stanik 
uszyty  był  z  kremowej  brukselskiej  koronki,  a  dół  z  cienkiego, 
niemal przezroczystego jedwabiu. 

–  Późno już. Trzymaj. – Podał jej swoją filiżankę. 
Z  uśmiechem  odebrała od  niego  naczynie,  ale  nie  odsunęła 

się, dopóki nie skończył wkładać drugiego buta. 

–  Skąd masz tę bliznę nad okiem? 
Już  chciał  coś  powiedzieć,  ale  gdy  spojrzał  na  Nicole, 

zmienił zamiar. Jego oczy błysnęły, a usta przez chwilę nie były 
tak mocno zaciśnięte jak zwykle. 

–  Rana od bagnetu. Z czasów rewolucji. 
–  Mam wrażenie, że żartujesz sobie ze mnie.  
Pochylił się ku niej. 

background image

 

71 

–  Nigdy nie śmiałbym żartować z pięknej kobiety stojącej 

przy moim łóżku w samej tylko koszuli – powiedział, muskając 
palcem  jej  wargi.  –  A  teraz  odstaw  to  –  wskazał  filiżankę.  –  I 
wracaj do siebie. 

Usłuchała.  Zamarła  jednak z ręką na klamce,  gdy  usłyszała 

swoje imię. 

–  Nicole! 
Drgnęła. 
–  Będę zajęty przez kilka godzin. O dziewiątej przyjdę na 

śniadanie do kuchni. 

Nie odwracając się, skinęła głową w odpowiedzi i poszła do 

swojego pokoju. Gdy zamknęła drzwi, oparła się o nie plecami. 
Zawołał  ją po  imieniu. Powiedział, że jest piękna. Łajając samą 
siebie  za  to,  że  zachowuje  się  jak  pensjonarka,  ubrała  się 
pospiesznie  w  prostą  suknię  z  brązowego  perkalu  i  wyszła  z 
pokoju. 

Przez  cały  ranek  szukała  bliźniąt.  Myślała,  że  jeszcze  śpią, 

lecz  ich  łóżka  były  puste.  Wypytywała  ludzi  na  plantacji,  lecz 
oni  tylko  wzruszali  ramionami.  Najwyraźniej  nikt  nie wiedział, 
gdzie są dzieci. 

O wpół do ósmej  poszła do  kuchni,  przygotowała  ciasto na 

naleśniki  i  odstawiła  na  chwilę.  Potem  straciła  kolejną  godzinę 
na  bezowocnych  poszukiwaniach,  aż  zrezygnowana  wróciła  do 
kuchni.  Smażyła  naleśniki,  podczas  gdy  Maggie  obierała 
brzoskwinie  tak  dojrzałe  i  soczyste,  że  rozpadały  się  w  rękach. 
Nicole skropiła je potem likierem migdałowym domowej roboty 
i zawinęła w cienkie naleśniki. Umoczyła je w miodzie i pokryła 
bitą śmietaną. 

Gdy pojawił się Clay, Maggie i jej trzy pomocnice wyniosły 

się  z  kuchni,  wymawiając  się  jakąś  bliżej  nieokreśloną  pracą. 
Nicole postawiła przed Clayem talerz z naleśnikami i gdy ugryzł 
pierwszego, zadała powtarzane od kilku godzin pytanie: 

–  Gdzie są bliźnięta? 

background image

 

72 

Nie  przerywał  jedzenia  i  wyraźnie  miał  zamiar  zbyć  ją 

wzruszeniem  ramion.  Nicole  rozzłościła  się.  Mierząc  w  niego 
widelcem, podniosła głos. 

–  Claytonie  Armstrongu!  Jeżeli  ośmielisz się powiedzieć, 

że nie wiesz, to ja cię... ja cię... 

Patrząc jej w oczy, spokojnie wyjął jej widelec z ręki. 
–  Gdzieś są. Przychodzą, gdy są głodne. 
–  Chcesz  powiedzieć,  że  nie  mają  opieki?  Wolno  im 

chodzić,  gdzie  chcą?  A  jeśli  zrobią  sobie  krzywdę?  Nikt 
przecież nawet nie wie, gdzie ich szukać. 

–  Znam  większość  ich  kryjówek.  Co to jest?  Jeszcze  nigdy 

tego nie jadłem. Ty to zrobiłaś? 

–  Tak  –  odpowiedziała  niecierpliwie.  –  A  co  z  ich 

wykształceniem? 

Zajęty  jedzeniem  Clay  nie  trudził  się  nawet,  by  jej 

odpowiedzieć. 

Mrucząc  coś  gniewnie  po  francusku,  Nicole  zabrała  mu 

sprzed nosa naleśniki i uniosła wysoko. 

–  Chcę, żebyś się skupił i raczył mi odpowiedzieć.  
–  Mam tego dość. 
Clay zerwał się, stanął za Nicole i objął ją w pasie, kiedy już 

zabrakło jej tchu, sięgnął po talerz, by postawić go z powrotem 
przed sobą. 

 

 Nie  powinnaś  przerywać  posiłku  mężczyźnie  – 

Zażartował, ale nadal trzymał ją mocno. Dopiero, gdy poczuł, że 
Nicole  słabnie,  zwolnił  uścisk  i  pozwolił  jej  zaczerpnąć 
powietrza.  –  Nicole!  –  Odwrócił  ją  twarzą  do  siebie  –  Nie 
chciałem  ci  zrobić  krzywdy.  –  Trzymał  ją  teraz  delikatnie, 
czekając, aż zacznie oddychać normalnie. 

Nicole oparła się o  niego,  modląc się  niemal,  żeby  jej  i  nie 

odepchnął. 

Posadził ją łagodnie. 
–  Jesteś  pewnie  głodna.  Proszę,  jedz  –  powiedział 

Podsuwając jej talerz, zanim znów zajął się swoimi naleśnikami. 

background image

 

73 

Nicole  przełknęła  ślinę  i  zauważyła  błysk  w  oczach  Claya, 

gdy ją na tym przyłapał. 

Po  śniadaniu  Clay  poprosił  Nicole,  by  poszła  za  nim. 

Zatrzymał  się  dopiero  przy  ocienionym  wysokim  cedrem 
budynku  mieszkalnym  dla  służby.  Pod  drzewem  siedział  stary 
człowiek i strugał coś z drewna.  

–  Gdzie są bliźnięta, Jonatanie? 
–  Na tym starym orzechu włoskim przy domu nadzorcy. 
Clay skinął głową i odwrócił się. 
–  To pewnie ta pana nowa żona? 
–  Zgadza się. – Clay powiedział to dziwnie miękko. 
Jonatan odsłonił w uśmiechu bezzębne dziąsła. 
–  Jakoś  mi  się wydawało,  że  ma  być  jaśniejsza,  wyższa  i 

trochę bardziej w sobie niż ta tutaj. 

Chwyciwszy  nadgarstek  Nicole,  Clay  pociągnął  ją  za  sobą. 

Przystanął  dopiero  wtedy,  gdy  przestali  słyszeć  gromki  śmiech 
starca.  Nicole  miała  ochotę  zadać  Clayowi  kilka  pytań,  ale  nie 
starczyło jej odwagi. 

Bliźnięta  rzeczywiście  siedziały  na  starym  drzewie.  Nicole 

poprosiła,  żeby  zeszły,  bo  chce  z  nimi  porozmawiać. 
Zachichotały i wspięły się jeszcze wyżej. 

Odwróciła się do Claya. 
–  Może  usłuchają,  jeśli  ty  je  poprosisz.  Wzruszył 

ramionami. 

–  Mnie na tym nie zależy. Ja mam co robić. Popatrzyła na 

niego z niesmakiem i ponownie kazała 

dzieciom  zejść  z  drzewa.  Zerkały  na  nią  rozbawione. 

Zrozumiała, że musi wygrać ten pojedynek,  jeżeli chce mieć na 
nie jakikolwiek wpływ. Ponownie odwróciła się do Claya. 

–  Co  byś  zrobił,  gdybyś  chciał,  żeby  zeszli?  Nakrzyczał 

na nich? 

–  Nie  słuchają  mnie  bardziej  niż  ciebie  –  odparł,  patrząc 

na  bliźnięta  porozumiewawczo.  –  Ja  bym  po  nich  po  prostu 
poszedł. 

background image

 

74 

Chichot dzieci był wyzwaniem. Kłamstwo Claya – również. 

Nicole  ani  przez  chwilę  nie  wierzyła  w  to,  co  powiedział. 
Uniosła suknię i zrzuciła trzewiki. 

–  Czy mógłbyś mnie podsadzić? Oczy Claya zapłonęły. 
–  Z  przyjemnością.  –  Schylił  się  i  splótł  ręce.  Wiedziała, 

że  mógł  podsadzić  ją  tak,  by  sięgnęła  do  pierwszej  gałęzi,  ale 
specjalnie nie chciał jej ułatwiać /udania. Nie zdawał sobie tylko 
sprawy  z  tego,  że  Nicole  doskonale  potrafiła  wspinać  się  na 
drzewa.  W  parku  jej  rodziców  rosła  jabłoń,  którą  znała  na 
pamięć.  Podciągnąwszy  się,  ujrzała  drabinę  opartą  z  drugiej 
strony pnia i Claya, który stał na szeroko rozstawionych nogach, 
rękami  na  biodrach  i  przyglądał  się  ciekawie.  Najwyraźniej 
dobrze się bawił. 

Wspinaczka  po  drzewie  sprawiła,  że  jej  suknia  podwinęła 

się do kolan. Mimo to Nicole weszła wyżej, aż dosięgła Alexa i 
zmusiła go do zejścia na dół, do Claya, który okazał się na tyle 
uprzejmy, że zdjął chłopca z drzewa. 

Mandy  zaś  wdrapała  się  jeszcze  wyżej  na  cienką  gałąź  i 

stamtąd  uśmiechała  się  wyczekująco.  Nicole  odpowiedziała 
uśmiechem i zaczęła się piąć do niej. Wtedy gałąź zatrzeszczała, 
a Mandy krzyknęła: 

–  Jesteś za ciężka! 
Potem spojrzała w dół  i  wołając:  „Łap  mnie,  stryju  Clay!”, 

skoczyła prosto w ramiona Claya. 

Zbyt późno Nicole zorientowała się, że gałąź nie  wytrzyma 

jej  ciężaru.  Ktoś  krzyknął:  „Skacz!”,  a  ona  niewiele  myśląc 
usłuchała i wylądowała w objęciach Claya. 

–  Uratowałeś  ją,  stryju  Clay!  Uratowałeś  ją!  –wołał 

podekscytowany Alex. 

Nicole,  bardziej  wystraszona,  niż  miałaby  ochotę przyznać, 

popatrzyła na Claya. Uśmiechał się! Nigdy nie widziała u niego 
takiego uśmiechu. Może Clay nareszcie poczuł się dobrze? 

–  Jeszcze  raz  –  zawołała  Mandy,  ruszając  w  kierunku 

drzewa. 

background image

 

75 

–  Nie!  –  zaoponował  ostro  Clay.  –  Złapała  was.  Teraz 

należycie do niej. Musicie robić to, co wam każe  panna Nicole. 
A  jeśli dojdą  mnie  słuchy,  że  jesteście  niegrzeczni...  – zmrużył 
oczy, a dzieci cofnęły się. 

–  Chyba  już  możesz  mnie  puścić  –  zaproponowała 

spokojnie Nicole. 

Uśmiech spełzł z jego twarzy. Popatrzył na nią dziwnie. 
–  Niesamowite. Czy zawsze dotąd tak często wpadałaś w 

tarapaty, czy to jakaś nowa właściwość? 

Uśmiechnęła się złośliwie. 
–  Sama  się  porwałam  i  zmusiłam  do  poślubienia  ciebie. 

Wszystko dla twojej przyjemności. 

Jej głos pełen był zjadliwej ironii, ale on odebrał to inaczej. 

Patrząc  na  jej  odsłonięte  nogi  oparte  na  jego  ramieniu  i  suknię 
zaplątaną powyżej jej kolan, uśmiechnął się znowu. 

–  Sam  nie wiem, co  mi  się bardziej podoba: to czy kiedy 

stałaś pod światło w tej nocnej koszuli. 

Gdy  zrozumiała,  co  miał  na  myśli,  spłonęła  rumieńcem. 

Postawił ją na ziemi. 

–  Choć  bardzo  chciałbym  tu  zostać,  żeby  zobaczyć,  co 

jeszcze się wydarzy, to jednak muszę wracać do pracy. 

Uśmiechając się nadal, ruszył w stronę pól. 
 
Tej nocy Nicole nie mogła zasnąć. Wmawiała sobie, że to z 

powodu  upału.  Włożyła  cienki,  jedwabny  szlafrok  i  zeszła 
cichutko do ogrodu. Spacerowała po cienistych  ścieżkach, aż w 
końcu  przysiadła  na  brzegu  sadzawki  i  zanurzyła  stopy  w 
wodzie. 

Noc  tętniła  życiem.  Odzywały  się  żaby  i  świerszcze,  a 

powietrze przesycone było zapachem kapryfolium. Gdy napięcie 
minęło,  Nicole  zaczęła  się  zastanawiać.  Nigdy,  nawet  w  ciągu 
tych  strasznych  lat  rewolucyjnego  terroru,  gdy  młynarz 
przygarnął  ją  i  dziadka,  nie  poddawała  się.  Wierzyła,  że 
pewnego dnia koszmar się skończy i rzeczywiście tak się stało. 

background image

 

76 

Przeczuwała  nadejście  nowej  katastrofy,  ale  tym  razem 

okłamywała się, że ona nie będzie miała końca. Była Francuzką, 
Francuzki  zaś  znane  są  ze  swojego  praktycyzmu.  Tymczasem 
ona zachowywała się jak naiwne, romantyczne dziecko. 

Musiała  przyznać  się  sama  przed  sobą,  że  zakochała  się  w 

Claytonie  Armstrongu.  Nie  wiedziała,  jak  i  kiedy  to  się  stało. 
Może  podczas  ich  pierwszego  spotkania,  kiedy  on  ją  całował? 
Wiedziała  tylko,  że  wszystkie  jej  myśli,  uczucia,  całe  jej  życie 
zdominował ten mężczyzna. Wiedziała, że chce wywołać w nim 
gniew,  bo  wtedy  Clay  brał  ją  w  objęcia.  Wiedziała,  że  chce 
znów  paradować  przed  nim  w  swej  cienkiej,  przezroczystej 
koszuli. 

Podciągnąwszy  kolana,  oparła  na  nich głowę.  Czuła się  jak 

dziewka  uliczna,  choć  z  drugiej  strony  świadoma  była  tego,  że 
oddałaby wszystko za dotknięcie jego ręki. 

A co on o niej myślał? Nie była „jego Bianką” jak nazywał 

ją podczas nocy na statku. Wkrótce pozbędzie się jej na zawsze. 
I wtedy ona może go już nigdy więcej nie zobaczyć. 

Musiała  być  na to  przygotowana.  Minione dni  były  piękne, 

ale to  nie  może trwać wiecznie.  Bardzo  kochała rodziców,  lecz 
ich  jej  zabrano.  Potem  przelała  swoje  uczucia  na  dziadka  i  też 
została  sama.  Za  każdym  razem,  kiedy  oddawała  komuś  swoje 
serce,  traciła  ukochaną  osobę.  Wtedy  miała  ochotę  umrzeć.  To 
już się nie może powtórzyć. Nie może sobie pozwolić na miłość 
do  Claytona,  bo  zobaczy  go  w  końcu  u  boku  kobiety,  którą on 
naprawdę kocha. 

Patrząc  na  ciemne  okna  domu,  dostrzegła  maleńki, 

czerwony ognik, który  mógł  być  jedynie żarzącym się cygarem 
Claya.  Clay  wiedział,  że Nicole siedzi  tutaj,  wiedział, że o  nim 
myśli.  Ona  zaś  zdawała  sobie  sprawę,  że  mogłaby  wcisnąć  się 
do jego łóżka, ale pragnęła czegoś więcej niż tylko jednej nocy, 
nawet  najpiękniejszej,  pragnęła  jego  miłości  i  tego,  by 
wypowiedział kiedyś jej imię w taki sposób, jak imię Bianki. 

Wstała  i  podążyła  w  stronę  domu.  Podest  na  piętrze  był 

pusty, ale w powietrzu unosił się jeszcze zapach tytoniu. 

background image

 

77 

 
Nicole  podniosła  wzrok  znad  trzymanej  książki,  by  i 

zobaczyć  idącego  w  stronę  domu  Claya.  Miał  rozerwaną: 
koszulę,  zabłocone  buty  i  spodnie.  Gdy  popatrzył  w  jej  ; 
kierunku, szybko przeniosła wzrok na książkę, udając, że go nie 
zauważyła. 

Siedziała  z  bliźniętami  pod  magnolią,  w  południowo--

wschodnim  krańcu ogrodu.  W  ciągu  minionych  trzech tygodni, 
które  minęły  od  samotnych  rozmyślań  nad  sadzawką,  Nicole 
większość  czasu  spędzała  z  dziećmi.  Claya  i  widywała  rzadko. 
Czasem chciało się jej płakać, gdy prosił ją, by mu towarzyszyła 
przy  kolacji  lub  śniadaniu,  a  ona  ;  wymawiała  się  zmęczeniem 
lub pracą. Po jakimś czasie : przestał prosić. Coraz częściej jadał 
w kuchni w towarzystwie Maggie. Zdarzało też mu się nocować 
poza  domem,  w  barakach  robotników,  a  może  robotnic  –  nie 
wiedziała. ; 

Janie  zajęta  była  w  tkalni  przygotowaniami  do  zimy.  ;; 

Nicole  często  zaglądała  do  przyjaciółki,  która  nigdy,  w 
przeciwieństwie do Maggie, nie zadawała pytań. 

Wszedłszy  do  domu,  Clay  przez  jakiś  czas  obserwował 

siedzącą  z  dziećmi  w  ogrodzie  Nicole.  Nie  rozumiał  przyczyn 
jej  nagłej  oziębłości.  Nie  wiedział  dlaczego  ta  dotąd  miła, 
roześmiana  kobieta  zmieniła  się  w  wiecznie  zapracowaną  i 
zmęczoną osobę. 

Chodząc  nerwowo  po  sypialni,  zdjął  podartą  koszulę,  po 

czym  rzucił  ją  niedbale  na  krzesło.  Otworzył  szufladę  komody 
pełną  czystych,  wyprasowanych  koszul  i  sięgając  po  jedną  z 
nich  zamarł  w  bezruchu.  Rozejrzał  się.  Po  raz  pierwszy  od 
śmierci brata pokój był czysty. Ktoś zebrał brudne ubrania, uprał 
je i naprawił. 

Wciągając  czystą  koszulę,  przeszedł  do  pokoju  Nicole.  Tu 

także  pachniało  świeżością.  Na  skrzyni  stał  ogromny  wazon  z 
rozłożystym  bukietem,  a  na  szafce  obok  łóżka  małe  naczynie  z 

background image

 

78 

trzema  czerwonymi  różami.  Na  tamborku  naciągnięte  było 
płótno  pokryte  drobnym  haftem.  Dotknął  błyszczących, 
jedwabnych nici. 

Nie  upłynął  nawet  miesiąc  od  przyjazdu  Nicole,  a w domu 

tak  wiele  się  zmieniło.  Poprzedniego  wieczoru  Alex  i  Mandy 
pokazali  mu  z  dumą,  że  potrafią  się  podpisać.  Jedzenie 
podawane na plantacji zawsze było dobre, a przynajmniej obfite. 
Lecz za sprawą Nicole pojawiły się nowe dania. 

Zawsze wydawało mu się, że nie przywiązuje wagi do tego, 

jak  wygląda  dom  –  interesowały  go  tylko  pola.  Teraz  jednak 
stwierdził,  że  lubi  zapach  wywoskowanych  podłóg  i  cieszą  go 
zadbane  dzieci.  Brakowało  mu  tylko  towarzystwa  Nicole,  jej 
śmiechu, którym potrafiła go zarazić. 

Schodząc  na  parter,  zastanawiał  się,  kto  mógł  jej  pomóc 

przy  sprzątaniu.  Wszyscy  na plantacji  mieli  swoją pracę i, o ile 
wiedział,  nikt  jej  nie  zaniedbywał.  Domyślił  się,  że  Nicole 
wyszorowała to wszystko sama. Nic dziwnego, że jest wiecznie 
zmęczona! 

Uśmiechnął  się  i  wziął  jabłko  ze  stojącej  w  hallu  patery. 

Nicole zapewne wymyśliła, że w ten sposób /,;  i  płaci  mu  za te 
piekielne  suknie.  Poszedł  do  kuchni  i  kazał  Maggie  znaleźć 
kilka  dziewcząt  do  pomocy  przy  sprzątaniu  domu,  a  potem 
ruszył do ogrodu. 

–  Koniec  lekcji!  –  obwieścił,  zabierając  Nicole  książkę. 

Bliźnięta zniknęły w okamgnieniu. 

–  Dlaczego to robisz? Jeszcze nie skończyłam. 
–  Potrzebują odpoczynku. Ty też. Odwróciła się od niego. 
–  Mam dużo pracy.  
Clay skrzywił się. 
–  Co  się  z  tobą  dzieje?  Dlaczego  zachowujesz  się  tak, 

jakbyś się mnie bała? 

–  Nie  boję  się.  Po  prostu  w tak dużym  domu  zawsze  jest 

coś do zrobienia. 

–  Chcesz powiedzieć, że powinienem wracać do pracy? 
–  Ależ nie. Ja tylko... 

background image

 

79 

–  Ponieważ  nie  jesteś  w  stanie  sama  dokończyć  tego 

zdania,  pozwól,  że  ja  to  zrobię.  Pracujesz  zbyt  ciężko. 
Zachowujesz  się,  jakbyś  była  moją  służącą,  tyle  że  ja  nie 
wymagam od służby aż tak wiele jak ty od siebie. – Chwycił ją 
za  rękę  i  przyciągnął.  –  Maggie  przygotowuje  jedzenie  na 
piknik.  Resztę  dnia  spędzimy  na  błogim  nieróbstwie.  Umiesz 
jeździć konno? 

–  Tak, ale... 
–  Nie zgadzam się na odmowę, więc lepiej nic nie mów. 
Nie wypuścił jej ręki, gdy szli do stajni, gdzie Clay osiodłał 

dla  niej  łaciatą  klacz,  na  którą  ją  potem  wsadził.  Następnie 
ruszył do kuchni. Maggie z promiennym uśmiechem podała mu 
wypchane torby. 

Jechali  przez  godzinę,  przemierzając  wzgórze,  na  którym 

stał dom i zabudowania gospodarskie, oraz położone niżej pola. 
Żyzna równina ciągnęła się aż do rzeki otaczającej łukiem  lany 
bawełny,  tytoniu,  lnu  i  pszenicy.  Na  wschodzie  rozciągały  się 
łąki,  gdzie pasły  się krowy  i  owce.  Wszędzie  widzieli  stodoły  i 
szopy  na  narzędzia.  Spotkali  po  drodze  dwa  piękne  konie, 
którym dali po jabłku. Gdy Clay opowiadał o jakości bawełny  i 
metodach  pielęgnacji  tytoniu,  Nicole  wyczuła  w  jego  głosie 
dumę oraz głęboką troskę o ziemię i pracujących na niej ludzi. 

Słońce  stało  już  wysoko,  kiedy  Nicole  zauważyła  coś 

znajomego  –  młyn  wodny.  Pod  wpływem  tego  widoku 
napłynęły  wspomnienia.  Kiedyś  żyła  w  luksusie.  Każdą  jej 
potrzebę zaspokajano, zanim zdążyła o niej pomyśleć, ale gdy w 
czasie  rewolucji  musiała  ukrywać  się  z  dziadkiem  we  młynie, 
nauczyła  się  sztuki  przetrwania.  Ubierali  się  jak  prości  ludzie  i 
tak  samo  pracowali.  Nicole  dwa  razy  w  tygodniu  szorowała 
kuchnię, nauczyła się obsługiwać młyn, gdyż mężczyźni jeździli 
po ziarno. I uśmiechnąwszy się, wyciągnęła rękę przed siebie.  
– 

Czy to młyn? 

– 

Tak – obojętnie odpowiedział Clay.  

– 

Czyj  on  jest?  Dlaczego  nie  działa?  Moglibyśmy  go 

zobaczyć? 

background image

 

80 

Clay popatrzył na nią zdziwiony. 
–  Na które pytanie mam najpierw odpowiedzieć? Jest mój 

i  nie  działa,  ponieważ  państwo  Backes  mielą  moją  ziarno.  Ale 
dobrze,  możemy  go  obejrzeć.  Wyżej  jest  dom.  Widać  go przez 
drzewa. Chcesz tam podjechać?  

–  Tak.  
Przy  brzegu  rzeki  znaleźli  przycumowaną  łódkę.  Clay 

wrzucił  do  niej  prowiant  i  pomógł  wsiąść  Nicole.  Powiosłował 
na  drugą  stronę.  Po  chwili  Nicole  ruszyła  przez  zarośniętą 
ścieżkę w stronę młyna. 

–  Wygląda na to, że jest w dobrym stanie. Mogę obejrzeć 

kamienie w środku? 

Clay  wyjął  ze  schowka  klucz,  żeby  otworzyć  podwójne 

drzwi  i  patrzył,  jak  Nicole  bada  stan  kamieni,  mrucząc  coś  o 
osiach. Zakończywszy inspekcję, zaczęła zadawać pytania. Clay 
uniósł ręce w niemym proteście. 

–  Będzie szybciej, jeśli sam wyjaśnię. Po śmierci brata nie 

mogłem sam sobie ze wszystkim poradzić i gdy w zeszłym roku 
umarł młynarz, nie szukałem nikogo na jego miejsce. 

–  A co z ziarnem? Mówiłeś, że sąsiedzi mają młyn. Mały, 

ale wystarcza. Łatwiej wysłać do nich ziarno niż pilnować tego. 

–  A inne rodziny? Ludzie tacy jak ojciec Janie potrzebują 

młyna. Oni też oddają ziarno do Backesow? To chyba daleko? 

Clay wyprowadził ją na zewnątrz. 
–  Zjemy  lunch.  Wtedy  zaspokoję  twoją  ciekawość.  Na 

szczycie tego wzniesienia jest bardzo ładne miejsce. 

Lecz  gdy  już  rozłożyli  na  obrusie  pieczoną  szynkę, 

marynowane ostrygi i ciastka morelowe, to Clay zaczął zadawać 
pytania.  Ciekawiło  go,  skąd  bierze  się  zainteresowanie  Nicole 
młynem. 

Ona czuła jego fizyczną bliskość i zdawała sobie sprawę, że 

są sami w lesie. 

–  Mój  dziadek  i  ja  pracowaliśmy  jakiś  czas  w  młynie. 

Wiele się wtedy nauczyłam. 

background image

 

81 

–  Twój  dziadek  –  powtórzył,  wyciągając  się  na  ziemi  z 

głową  opartą  na  rękach.  –  Mieszkamy  już  dość  długo  pod 
jednym  dachem,  a  ja  tak  mało  o  tobie  wiem.  Czy  zawsze 
mieszkałaś z dziadkiem? 

Milczała,  patrząc  na  ręce.  Nie  chciała  rozmawiać  o  swojej 

rodzinie. 

–  Nie, nie zawsze – odpowiedziała i popatrzyła na młyn. – 

Czy nie myślałeś o sprzedaży młyna? 

–  Nigdy.  A  co  z  twoimi  rodzicami?  Czy  też  byli 

młynarzami? 

Dopiero  po  chwili  zrozumiała,  o  co  mu  chodzi.  Myśl  o 

starannie ubranej matce o włosach upudrowanych, pedantycznie 
zaczesanych w finezyjny kok, z trzema delikatnymi pieprzykami 
wymalowanymi  przy  kącikach  oczu,  w  ciężkiej  brokatowej 
sukni pracującej we młynie była tak niedorzeczna, że Nicole się 
roześmiała.  Jej  matka wierzyła,  że chleb  od  początku do  końca 
powstaje w kuchni. 

–  Co w tym wesołego? 
–  Wyobraziłam  sobie  matkę  pracującą  we  młynie. 

Mówiłeś coś o domu. Możemy go zobaczyć? 

Szybko zebrali  naczynia, a następnie Clay pokazał jej dom. 

Był  zaniedbany  choć  solidny  i  mocny.  Składał  się  z  jednego 
pokoju i poddasza. 

–  Wracajmy do rzeki. Chcę ci coś pokazać i porozmawiać 

przez chwilę. 

Clay  tym  razem  nie  popłynął  prosto  na  drugą  stronę,  lecz 

powiosłował  w  górę  rzeki.  Minął  pola,  by  zatrzymać  się  przy 
stromym brzegu porośniętym krzewami i zwieszającymi gałęzie 
aż do wody wierzbami. 

Clay  wyskoczył  z  łodzi,  przywiązał  ją  do  ukrytego  w 

gąszczu  słupka.  Wyciągnął  ramię  do  Nicole  i  pomógł  |oj 
postawić  stopę  na  skrawku  wolnego  miejsca  na  brzegu.  Potem 
odsunął wielki krzak mirtu, odsłaniając wąską ścieżkę. 

–  Ty pierwsza – powiedział. 

background image

 

82 

Gałązki  krzewu  wróciły  na  swoje  miejsce,  zasłaniając 

przejście. 

Ścieżka  zaprowadziła  ich  do  trawiastej,  otoczonej  zewsząd 

zaroślami polany, która wyglądała jak pozbawiony sufitu pokój. 
Z  boku  rosły  kwiaty,  mnóstwo  kwiatów.  Nicole  rozpoznała 
kilka  wiecznie  zielonych  roślin,  które,  mimo  że  obrośnięte 
chwastami, kwitły teraz pięknie. 

–  To jest śliczne – powiedziała, wykonując obrót i czując 

miękką  trawę  pod  stopami.  –  Ktoś  musiał  to  robić,  bo  samo 
przecież tak nie wyrosło. 

Clay  usiadł  na  trawie  i  oparł  się  o  kamień,  który  ktoś 

najwyraźniej ustawił tu dla wygody. 

–  My  to  zrobiliśmy.  Kiedy  jeszcze  byliśmy  dziećmi. 

Zajęło  to  wiele  czasu,  ale  spędzaliśmy  tu  każdą  wolną  chwilę. 
Chcieliśmy mieć coś własnego. 

–  I  udało  się  wam.  Można  przejść  tuż  obok  i  nie 

zauważyć. Ten krzak mirtu jest taki gęsty. 

Clay patrzył przed siebie niewidzącymi oczyma. 
–  Matka  myślała,  że  to  psy  wygrzebują  sadzonki.  Gdy 

wyjeżdżała z wizytą i potem wracała, zawsze jednej brakowało. 
Ciekawe, czy nas podejrzewała. 

–  „Nas”, czyli twojego brata i ciebie? 
–  Tak – odparł cicho. 
Nicole zmrużyła oczy. 
–  Ale  wy  dwaj  nie  sadziliście  kwiatów.  Nie  wyobrażam 

sobie chłopców ryzykujących burę dla kilku kłączy irysów. Czy 
była też jakaś dziewczynka?  

Jego rysy stwardniały i dopiero po chwili wyjaśnił: 
–  Elizabeth sadziła kwiaty. 
Sposób,  w  jaki  to  powiedział,  wskazywał,  że  Elizabeth 

wiele  dla  niego  znaczyła,  ale  trudno  byłoby  stwierdzić,  czy 
kochał ją czy nienawidził. 

–  James i Beth – powiedziała Nicole, siadając obok Claya. 

– Czy to ich śmierć jest przyczyną twojego smutku? Dlatego tak 
rzadko się uśmiechasz? 

background image

 

83 

Odwrócił się do niej ze złością. 
–  Dopóki  ty  nie  będziesz  miała  ochoty  do  zwierzeń,  nie 

żądaj ich ode mnie. 

Nicole  była  zaskoczona.  Sądziła,  że  dość  zręcznie  unikała 

odpowiedzi  dotyczących  jej  rodziny,  ale  Clay  okazał  się 
wystarczająco  wrażliwy,  by  wyczuć,  że  coś  ukrywała. 
Widocznie jego wspomnienia były równie, bolesne. 

–  Wybacz  –  szepnęła.  –  Nie  chciałam  cię  do  niczego 

zmuszać. 

Siedzieli w milczeniu. 
–  Powiedziałeś, że chcesz o czymś ze mną porozmawiać – 

przypomniała Nicole. 

Clay  przeciągnął  się,  porzucając  ponure  myśli  o  zmarłym 

bracie i bratowej. 

–  Myślałem  o  Biance.  –  Jego  oczy  pociemniały.    Gdy 

planowałem  to  porwanie,  wysłałem  list,  który  powinien  był 
dotrzeć do jej ojca w tydzień po wypłynięciu statku pocztowego 
z Anglii. Nie chciałem, żeby się o nią martwił, a z drugiej strony 
wolałem,  żeby  nie  mógł  przeszkodzić  w  zawarciu  naszego 
małżeństwa.  Dlatego  przygotowałem  ślub  per  procura,  który 
zresztą nie odbył się tak, jak się spodziewałem. 

Nicole  prawie  nie  słuchała.  Nie  spodziewała  się,  że  słowa 

Claya  mogą  jej  sprawić  tyle  bólu,  więc  starała  się  myśleć  o 
młynie.  Mogłaby  się  nim  zająć.  Może uda  jej  się  znaleźć pracę 
w  Ameryce?  Może  uda  się  żyć  i  pracować  we  młynie  i...  być 
blisko Claya. 

–  Czy  pamiętasz  fregatę,  która  wpłynęła  do  portu  tuż 

przed  twoim  statkiem?  Wysłałem  na  niej  list  do  Bianki. 
Wszystko  jej  wyjaśniłem.  Napisałem,  że  przez  pomyłkę 
poślubiłem  kogoś  innego,  ale  niedługo  to  małżeństwo  zostanie 
unieważnione.  Oczywiście  było  to  przed  otrzymaniem  listu  od 
prawnika. 

–  Oczywiście – potwierdziła słabo Nicole. 
–  Wysłałem  Biance  pieniądze  na  podróż  do  Ameryki. 

Napisałem, że nadal jej pragnę i proszę o wybaczenie. 

background image

 

84 

Wstał i zaczął nerwowo spacerować.  
–  Cholera!  Jak  to  wszystko  mogło  się  stać!  Nie  mogę 

pojechać  do  Anglii,  bo  jestem  jedynym  zarządcą  plantacji. 
Pisałem  do  Bianki  wielokrotnie,  prosząc,  by  przyjechała,  ale 
zawsze znajdowała jakąś wymówkę. Najpierw ojciec był chory, 
potem  nie  chciała  go  zostawić  samego.  Po  prostu  bała  się 
wyjechać z Anglii. Niektórzy Anglicy mają dziwne wyobrażenie 
o Amerykanach. – Popatrzył na Nicole oczekując potwierdzenia, 
ale ona milczała. Zatem  mówił dalej. – Upłyną miesiące, zanim 
Bianka dostanie  mój  list,  a potem  następne,  zanim  odpowie tak 
lub  nie.  Tak  to  wygląda.  –  Znów  zrobił  przerwę,  by  Nicole 
mogła  coś  wtrącić,  ale  niepotrzebnie.  –  Nie  wiem,  co  do  mnie 
czujesz.  Z  początku  myślałem,  że  odpowiada  ci  moje 
towarzystwo, ale ostatnio... Widzisz, tak niewiele o tobie wiem. 
W  ciągu  tych  kilku  tygodni  zacząłem  cię  bardzo...  szanować. 
Mój  dom  znów  jest  wesoły,  bliźniaki  cię  uwielbiają,  a  służba 
słucha.  Masz  wytworne  maniery  i  wiem,  że  poradzisz  sobie  w 
każdej sytuacji. Miło będzie znów przyjmować gości. 

–  Co chcesz przez to powiedzieć? 
Nabrał powietrza w płuca. 
–  Jeśli Bianka mnie nie zechce, chciałbym utrzymać nasze 

małżeństwo. 

Jej oczy pociemniały. 
–  Małżeństwo, którego owocem będą dzieci, jak sądzę? 
Clay uśmiechnął się nieznacznie. 
–  Oczywiście. Muszę przyznać, że jesteś dość atrakcyjna. 
Nigdy jeszcze Nicole nie była tak wściekła. Czuła, że płonie 

od stóp do głów. Wstała niespiesznie. 

–  Nie. Nie sądzę, żeby to było możliwe. 
Wyciągnął rękę, by ją zatrzymać. 
–  Dlaczego nie? – spytał. – Czy Arundel Hall nie jest dość 

duży  dla  ciebie?  Czy  uważasz,  że  z  twoją  urodą  mogłabyś 
znaleźć sobie coś lepszego? 

Mocne  klaśnięcie  dłoni  o  policzek  rozniosło  się  echem  po 

lesie. 

background image

 

85 

Clay wstał i chwycił Nicole silnie za ramię. 
–  Chyba zasługuję na wyjaśnienie? – zapytał zimno. 
Odskoczyła od niego. 
–  Cochon! Ty próżny głupcze! Jak śmiesz czynić mi takie 

propozycje?! 

–  Takie 

propozycje! 

Właśnie 

zaproponowałem 

ci 

małżeństwo  i  sądzę,  że  przez  ostatnie  tygodnie  okazywałem  ci 
dość szacunku. A poza tym prawnie jesteś moją żoną. 

–  Szacunek!  Nawet  nie  wiesz,  co  to  słowo  oznacza. 

Owszem, dałeś mi oddzielną sypialnię, ale dlaczego? Żeby mnie 
uszanować, czy żeby móc powiedzieć swojej ukochanej Biance, 
że mnie nie dotknąłeś? 

Jego spojrzenie wystarczyło za odpowiedź. 
–  Popatrz  na  mnie!  –  krzyknęła.  Miała  teraz  silny,  obcy 

akcent.  –  Jestem  Nicole  Courtalain.  Jestem  człowiekiem.  Mam 
swoje uczucia.  Jestem  czymś  więcej  niż tylko  pomyłką.  Jestem 
czymś  więcej  niż  kimś,  kto  nie  jest  twoją  Bianką.  Proponujesz 
mi  małżeństwo,  ale  zobacz  sam,  co  proponujesz.  Teraz  jestem 
panią tej plantacji, nazywaną przez wszystkich panią Armstrong. 
Ale  cała  moja  przyszłość  wisi  na  włosku.  Jeśli  Bianka  cię 
przyjmie,  zostanę  stąd  usunięta.  Jeśli  cię  odrzuci,  będę  jej 
namiastką.  Nie!  Nigdy  nie  będę  niczyją  namiastką.  Nawet  jeśli 
przez  przypadek  trafiłam  na  czyjeś  miejsce.  Nabrała  powietrza 
w  płuca.  –  Niewątpliwie  planowałeś,  że  zostanę  guwernantką 
bliźniąt, gdy Bianka tu przyjedzie? 

–  A co w tym złego? 
Była tak poruszona, że nie mogła mówić. Odchyliła do tyłu 

nogę  i  kopnęła  go  z  całej  siły.  Uderzenie  okazało  się  bardziej 
bolesne  dla  niej  niż  dla  niego,  ale  nie  dbała  o to.  Obrzuciła  go 
jakimiś  francuskimi  przekleństwami  i  odwróciła  się  w  stronę 
ścieżki. 

Chwycił ją za rękę. W nim też wezbrał gniew. 
–  Nie  rozumiem.  Mógłbym  mieć  połowę  kobiet  w  tym 

hrabstwie, ale oświadczyłem się tobie. Co w tym złego? 

background image

 

86 

–  Może  powinnam  czuć  się  zaszczycona?  Zaszczycona 

tym,  że  pozwolisz  mnie,  biedactwu,  zostać  przy  sobie  Czy 
sądzisz,  że  przez  całe  życie  marzyłam  o  tym,  by  być  jedynie 
przedmiotem  litości? Może to pana zaskoczy, panie Armstrong, 
ale ja potrzebuję choć odrobiny miłości. Chcę mężczyzny, który 
mnie będzie kochał  jak ty Biankę. Nie potrzebuję małżeństwa z 
rozsądku.  Czy  to  już  wszystko  wyjaśnia?  Wolę  głodować  z 
człowiekiem, który  mnie będzie kochał,  niż opływać w dostatki 
w  twoim  pięknym  domu  z  tobą,  który  wiecznie  będziesz 
opłakiwał swą utraconą miłość! 

Popatrzył  na  nią  tak  dziwnie,  że  się  zmieszała.  Po  raz 

pierwszy zobaczył w niej kogoś więcej niż ofiarę pomyłki. 

–  Bez  względu  na  to,  jak  ty  to  widzisz  –  powiedział 

spokojnie  –  ja  nie  chciałem  cię  obrazić.  Dzięki  tobie  ta 
niezręczna  sytuacja  okazała  się  znośna.  Przynajmniej  dla 
twojego otoczenia, jeśli nie dla ciebie. My wszyscy, a ja przede 
wszystkim,  bardzo  cię  wykorzystywaliśmy.  Szkoda,  że 
wcześniej nie powiedziałaś, jak jesteś nieszczęśliwa. 

–  Nie jestem nieszczęśliwa – zaczęła, ale łzy napłynęły jej 

do oczu, a słowa uwięzły w gardle. 

Jeszcze chwila, a rzuci mu się na szyję i powie, że zostanie z 

nim, nie oglądając się na nic. 

–  Wracajmy już. Pozwól mi to przemyśleć, a wtedy może 

znajdę jakieś rozwiązanie możliwe dla ciebie do przyjęcia. 

 

 

Clayton  zostawił  ją  w  stajni.  Nicole  nie  wiedziała,  jakim 

cudem  udało  jej  się  dotrzeć  do  domu.  Starała  się  iść  z 
podniesioną  głową  i  dlatego  przez  całą  drogę  patrzyła  prosto 
przed siebie – na dom. 

background image

 

87 

Szlochać  zaczęła  dopiero,  gdy  zamknęła  za  sobą  drzwi 

sypialni. Rok spędzony w ukryciu nauczył ją płakać bezgłośnie. 
Rzuciła się na łóżko wstrząsana łkaniem. 

Nic, co powiedziała,  nie miało  sensu. Clay zupełnie inaczej 

oceniał swą propozycję małżeństwa. I do tego mówił o „znośnej 
sytuacji”.  Ile  czasu  jej  zostało  do  i  li  wili,  gdy  zostanie 
odesłana?  A czy po przyjeździe  Bianki  będzie w stanie patrzeć, 
jak Clay ją całuje, przytula? Czy za każdym razem, gdy zamkną 
się drzwi ich sypialni, Nicole będzie płakać w nocy? 

Maggie  i  Janie  pukały  do  jej  drzwi,  pytając,  co  się  lalo. 

Zdołała wykrztusić, że przeziębiła się i nie chce nikogo zarazić. 
Jej  głos  rzeczywiście  brzmiał  tak,  jakby  miała  katar.  Potem 
słyszała  szepczące  za  drzwiami  bliźnięta,  ale  dzieci  nie 
odważyły  się  zapukać.  W  końcu  Nicole  wstała,  stwierdziwszy, 
że dość już się nad sobą użalała. Umyła twarz i zmieniła suknię. 
Jednak gdy usłyszała kroki Claya,  stanęła wstrzymując oddech. 

Jeszcze  nie  była  w  stanie  się  z  nim  spotkać.  Wiedziała,  że 

zdradzą ją oczy. Przy obiedzie mogłaby go błagać, by pozwolił 
jej zostać, choćby po to, by mogła mu czyścić buty. 

Przebrała  się  w  nocną  koszulę.  Tę  z  koronki  i  jedwabiu, 

która  tak  się  podobała  Clayowi.  Nie  wiedziała,  która  jest 
godzina,  lecz  poczuła  się  na  tyle  zmęczona,  że  postanowiła  iść 
do  łóżka.  Za  oknami  zbierały  się  burzowe  chmury.  Gdy 
usłyszała  pierwszy  grzmot,  zacisnęła  powieki.  Nie  może  teraz 
przypominać sobie dziadka! Za żadne skarby! 

Powróciła  ta  potworna  noc.  Deszcz  walił  o  szyby,  a 

błyskawice rozjaśniały  podwórko  za  młynem.  W  świetle  jednej 
z nich zobaczyła dziadka. 

Zaczęła krzyczeć.  Zakryła uszy  dłońmi,  więc  nie  usłyszała, 

że drzwi otworzyły się i Clay wszedł do pokoju. 

–  Spokojnie.  Jesteś  bezpieczna.  Nikt  cię  nie  skrzywdzi  – 

powiedział, biorąc ją w objęcia. 

Jak  dziecko  przytuliła  się  do  jego  nagiej  piersi.  Kołysał  ją 

lekko, głaszcząc po głowie. 

–  Opowiedz mi. Co się stało? 

background image

 

88 

Potrząsnęła głową i przywarła do niego mocniej. 
Zdała  sobie  sprawę,  że  to,  co  zobaczyła,  wydarzyło  się 

naprawdę,  i  nigdy  nie  obudzi  się  z  tego  koszmaru.  Jeszcze  raz 
błysnęło za oknem, a Nicole aż podskoczyła, kurczowo wtulając 
się w Claya. 

–  Widzę,  że powinniśmy  porozmawiać –  stwierdził  Clay, 

biorąc ją na ręce. Potrząsnęła przecząco głową. 

Zaniósł  ją  do  swojej  sypialni,  posadził  na  krześle  i  nalał 

kieliszek sherry.  Wiedział, że Nicole  nie jadła od wielu godzin, 
więc alkohol uderzy jej do głowy. I tak się stało. 

Gdy  stwierdził,  że  zaczyna  się  rozluźniać,  odebrał  jej 

kieliszek  i  napełnił  ponownie.  Dla  siebie  przygotował  drugą 
porcję.  Potem  posadził  Nicole  sobie  na  kolanach,  okrywając 
kołdrą  zabraną  z  jej  sypialni.  Siedzieli  w  ciemnym  pokoju 
odcięci od świata przez burzę. 

–  Dlaczego  wyjechałaś  z  Francji?  Co  stało  się  u 

młynarza? 

Przytuliła się do niego mocno i potrząsnęła głową. 
–  Nie! – wyszeptała. 
–  No,  dobrze.  Opowiedz  mi  o  dobrych  dniach.  Czy 

zawsze mieszkałaś z dziadkiem? 

Po  wypiciu  sherry  Nicole  czuła  się  otumaniona. 

Uśmiechnęła się niewyraźnie. 

–  To był piękny dom. Należał do dziadka i miał go kiedyś 

odziedziczyć  mój  ojciec.  Było  w  nim  dość  miejsca  dla. 
wszystkich.  Miał  różowe  ściany.  Każde  z  nas  miało  własny 
pokój. W  moim  były  namalowane aniołki spadające z obłoków. 
Czasem budziłam się, nadstawiałam dłonie, żeby je złapać. 

–  Mieszkałaś z rodzicami? 
–  Wschodnie skrzydło zajmował dziadek, a ja mieszkałam 

z  rodzicami  w  środkowej  części  domu.  Zachodnie  skrzydło 
oczywiście oddawaliśmy królowi, gdy nas odwiedzał. 

–  Oczywiście – potwierdził Clay. – Co stało się z twoimi 

rodzicami? 

background image

 

89 

Łzy  znów  zaczęły  spływać  po  jej  twarzy.  Clay  podał  jej 

następną porcję trunku. 

–  Powiedz mi – poprosił cicho. 
–  Dziadek  wrócił  właśnie  od  króla.  Często  wyjeżdżał. 

Wrócił,  bo  w Paryżu zrobiło  się niebezpiecznie.  Ojciec uważał, 
że do czasu, aż wszystko się uspokoi, powinniśmy wyjechać do 
Anglii,  ale  dziadek  stwierdził,  że  Courtalainowie  mieszkali  w 
tym zamku od wieków i on nie zamierza uciekać. Powiedział, że 
tłum  nie  ośmieli  się  zaatakować  pałacu.  Uwierzyliśmy  mu. 
Dziadek był taki duży i silny. 

–  I co się wtedy stało? 
–  Pojechałam  z  dziadkiem  konno  do  parku.  Był  piękny, 

wiosenny dzień. Potem nagle nad drzewami zobaczyliśmy dym. 
Dziadek  ruszył  galopem  przed  siebie.  Ja  za  nim.  Gdy 
wypadliśmy zza drzew, zobaczyłam to. Mój piękny dom płonął. 
Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć. Dziadek zaprowadził mojego 
konia do stajni i zdjął mnie z niego. Kazał mi tam zostać. Stałam 
i  patrzyłam,  patrzyłam,  jak  ogień  pochłania  różowe  ściany 
mojego domu i one stają się czarne. 

–  A rodzice? 
–  Byli  gdzieś  z  wizytą  i  mieli  zostać  do  późna.  Nie 

wiedziałam wtedy, że mama rozdarła sobie suknię, więc wrócili 
wcześniej. – Łkanie odebrało jej głos. 

Clay przytulił ją mocniej. 
–  Mów. Wyrzuć to z siebie. 
–  Dziadek  wrócił  do  stajni.  Niósł  pod  pachą  małą 

drewnianą  szkatułkę.  Jego  ubranie  było  osmalone  dymem, 
miejscami  nadpalone.  Chwycił  mnie  za  rękę  i  wciągnął  do 
stajni.  Wyrzucił  całe  siano  ze  skrzyni  i  wcisnął  mnie  do  niej. 
Potem  sam  tam  wszedł.  Kilka  minut  później  usłyszeliśmy 
krzyki.  Konie  rżały  przestraszone  smrodem,  więc  chciałam  do 
nich iść, ale dziadek trzymał mnie mocno. 

Przerwała, a Clay podał jej sherry. 
–  Co stało się, gdy ludzie odeszli? 

background image

 

90 

–  Wyszliśmy ze skrzyni. Było chyba już ciemno, ale dom 

płonął,  więc  zrobiło  się  jasno  jak  w  dzień.  Gdy  chciałam  się 
odwrócić, dziadek mi  nie pozwolił.  „Zawsze patrz przed siebie, 
dziecko.  Nigdy  wstecz” –  powiedział.  Szliśmy  przez całą  noc  i 
cały  dzień.  O  zachodzie  słońca  dziadek  przystanął  i  otworzył 
szkatułkę.  Były  tam  papiery  i  szmaragdowy  naszyjnik  mojej 
matki.  –  Westchnęła  przypomniawszy  sobie,  jak  dzięki  tym 
szmaragdom  uratowali  młynarza,  a  resztę  sprzedała,  by  móc 
przystąpić do spółki z kuzynką. – Jeszcze nie wiedziałam, co się 
wtedy  stało.  Byłam  tylko  naiwnym,  bezbronnym  dzieckiem. 
Dziadek  stwierdził,  że  czas,  bym  poznała  prawdę.  Ci  ludzie 
chcieli  nas  zabić,  ponieważ  mieszkaliśmy  w  pięknym,  wielkim 
domu.  Powiedział,  że  musimy  teraz  ukrywać,  kim  jesteśmy. 
Dlatego spalił wszystkie papiery. Ale kazał mi zawsze pamiętać, 
że Courtalainowie są krewnymi królów. 

–  Wtedy ukryliście się we młynie? 
–  Tak  –  odpowiedziała  bezbarwnie.  Najwyraźniej  nie 

zamierzała powiedzieć nic więcej. 

Clay podał jej kieliszek. Nie chciał jej upić, ale wiedział, że 

to  jedyny  sposób,  żeby  znów  zaczęła  mówić.  Od  dłuższego 
czasu wyczuwał, że Nicole coś ukrywa. 

Gdy  podczas  pikniku  zapytał  ją  o  rodzinę,  dostrzegł  w  jej 

oczach cień przerażenia. 

Odgarnął  jej  wilgotne  od  potu  włosy  z  czoła.  Była  laka 

mała,  a  tak  wiele  już  przeżyła.  Zrozumiał,  że  słusznie 
rozgniewała  się  na  niego  dziś  rano.  Nigdy  dotąd nie  patrzył  na 
nią  nie  myśląc  o  jasnowłosej  Biance.  '  Teraz,  gdy  uświadomił 
sobie,  czego  dokonała  od  chwili  przyjazdu  do  Ameryki,  zdał 
sobie sprawę, że Nicole nie jest niczyją namiastką. 

Odebrał jej pusty kieliszek. 
–  Dlaczego opuściłaś Francję i  młyn? Byłaś tam przecież 

bezpieczna. 

–  Byli  bardzo  mili.  –  Jej  obcy  akcent  znów  stał  się 

wyraźny.  Niektóre  słowa  wymawiała  gardłowo.  –  Dziadek 
powiedział, że powinnam się nauczyć robić coś pożytecznego, a 

background image

 

91 

mielenie  ziarna  to  pożyteczne  zajęcie.  Co  prawda  młynarz 
stwierdził,  że  dziewczyna  nigdy  nie  zrozumie kamieni  i  ziarna, 
ale dziadek go wyśmiał... 

Urwała  i  uśmiechnęła  się.  –  Mogłabym  zająć  się  twoim 

młynem. Zacząłby przynosić dochód. 

–  Nicole  –  powiedział  łagodnie,  choć  stanowczo. 

Dlaczego boisz się burzy? Dlaczego opuściłaś dom młynarza? 

Patrzyła,  jak  deszcz  uderza  o  okna.  Jej  głos  był  bardzo 

cichy. 

–  Wiele  razy  nas  ostrzegano.  Młynarz  wrócił  wtedy  z 

miasta  wcześniej,  chociaż  nie  sprzedał  ziarna.  Powiedział,  że 
nadciąga jakaś  banda z Paryża, a przecież wszyscy w okolicy o 
nas wiedzą. Dziadek zawsze zachowywał się jak arystokrata, bo 
był  już  za  stary,  żeby  się  zmienić.  Przy  tym  wszystkich 
traktował  jednakowo,  czy  rozmawiał  z  samym  królem,  czy  ze 
stajennym  chłopcem.  Gdy  zmarł  Ludwik  XIV,  dziadek 
stwierdził, że nie ma już mężczyzn na świecie. 

–  Młynarz wrócił wcześniej – przypomniał jej Clay. 
–  Kazał  nam  się  ukryć  albo  po  prostu  uciec.  Bardzo 

kochał dziadka.  Ale dziadek wyśmiał go tylko. Nadeszła burza, 
a  z  nią  tłum  z  miasta.  Byłam  na  strychu  i  liczyłam  worki. 
Wyjrzałam  przez  okno  i  w  świetle  błyskawicy  zobaczyłam 
ludzi.  Mieli  widły  i  kosy.  Niektórych  znałam,  bo  mieliłam  im 
ziarno. 

Clay poczuł, że Nicole zadrżała i objął ją. 
–  Czy twój dziadek też ich widział? 
–  Zastawił drzwi  na strych. Chciałam razem z nim stanąć 

naprzeciw  tłumu.  Przecież  też  nazywam  się  Courtalain. 
Powiedział,  że  nie  chce,  żeby  Courtalainowie  wyginęli,  a  ja 
jestem ostatnią z rodu, która ocalała. Mówił to tak, jakby już nie 
żył.  Wziął pusty worek  i założył  mi go na głowę. Chyba byłam 
zbyt  oszołomiona,  by  protestować.  Zawiązał  worek,  zaklinając 
mnie  na  miłość  do  niego,  żebym  się  nie odzywała.  Porozrzucał 
wokół  mnie  pełne  worki.  Słyszałam,  jak  schodził  po  schodach. 

background image

 

92 

Minutę później tłum wtargnął do domu młynarza. Przeszukiwali 
dokładnie strych i tylko cudem mnie nie znaleźli. 

Clay  pocałował  ją  w  czoło,  przytulił  jej  głowę  do  swego 

policzka. 

–  A co stało się z dziadkiem? – szepnął. 
–  Gdy  odeszli,  wydostałam  się  z  worka.  Chciałam  wyjść 

przed  młyn,  żeby  zobaczyć,  czy  dziadek  jest  bezpieczny. 
Wyjrzałam przez okno i... 

Przez  jej  ciało  przebiegł  silny  skurcz.  Nicole  konwulsyjnie 

przywarła do Claya. 

–  Co było za oknem? 
Odepchnęła go i uderzyła pięścią w jego pierś. 
–  Tam był mój dziadek! Uśmiechał się do mnie! 
Clay patrzył na nią, nie rozumiejąc. 
–  Nie rozumiesz?! Byłam  na strychu. Odcięli mu głowę i 

nadziali  na  kij!  Nosili  to  jak  trofeum  wojenne!  Błysnęło  i 
zobaczyłam go! 

–  O,  Boże  –jęknął  Clay  i  przytulił  ją  do  siebie,  choć 

próbowała mu się wyrwać. 

Zaczęła  znowu  płakać,  a  on  gładził  ją  po  włosach,  pieścił, 

kołysał. 

–  Młynarza  też  zabili  –  zaczęła  po  chwili.  –  Jego  żona 

kazała  mi  uciekać,  bo  nie  mogła  mnie  dłużej ukrywać.  Zaszyła 
mi  w  suknię  trzy  szmaragdy  i  wysłała  statkiem  do  Anglii. 
Szmaragdy  i  medalion  były  wszystkim,  co  mi  pozostało  z 
dzieciństwa. 

–  A  potem  zamieszkałaś  u  Bianki  i  zostałaś  przeze  mnie 

porwana. 

Pociągnęła nosem. 
–  Mówisz  tak,  jakby  całe  moje  życie  było  nieudane. 

Miałam  bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Mieszkałam w wielkim 
pałacu  i  miałam  setki  kuzynów,  kuzynek  i  przyjaciół  z którymi 
się bawiłam. 

Ucieszył  się,  że Nicole zaczyna dochodzić  do siebie.  Może 

się uspokoi, gdy wyjawiła już mu swoją tragedię? 

background image

 

93 

–  A ile serc złamałaś? Czy wszyscy się w tobie kochali? 
–  Nikt.  Jeden  z  kuzynów  pocałował  mnie  kiedyś,  ale  nie 

podobało  mi  się.  Nie  pozwoliłabym  na  to  drugi  raz.  Ty  jesteś 
jedynym  człowiekiem...  –  urwała,  uśmiechnęła  się  i  dotknęła 
palcem jego ust. Clay pocałował go, a ona powiedziała cichutko: 
– Głupia, głupia Nicole. 

–  Dlaczego miałabyś być głupia? 
–  To  doprawdy  komiczne.  Jednego  dnia  jestem  w  parku, 

drugiego  budzę  się  na  statku  płynącym  do  Ameryki.  Potem 
muszę  poślubić  mężczyznę,  który  następnie  nazywa  mnie 
złodziejką.  – Nie zauważyła,  że  i  Clay  wzdrygnął  się.  –  Z  tego 
byłaby  doskonała  sztuka.  Piękna  Bianka  jest  zaręczona  z 
przystojnym  Claytonem.  Ich  plany  krzyżuje  wtargnięcie 
podstępnej  Nicole.  Publiczność  przyrosłaby  do  krzeseł  aż  do 
finału,  kiedy  to  miłość  zwycięża,  a  Bianka  i  Clay  mogą  być 
razem. 

–  A co z Nicole? 
–  Ach...  Sędzia daje  jej  papiery  zaświadczające,  że nigdy 

nie istniała i że czas spędzony u naszego bohatera się nie liczy. 

–  Czy nie tego chce Nicole? – spytał cicho. 
Przybliżyła pocałowany przez niego palec do swoich ust. 
–  Biedna,  głupia  Nicole  zakochała  się  w  naszym 

bohaterze.  Czy  to  nie  śmieszne?  W  czasie  ich  przelotnego 
małżeństwa on nigdy na nią nawet nie spojrzał, a ona się w nim 
zakochała. Czy wiesz, że powiedział kiedyś, że Nicole może się 
podobać? A ta głupia,  bezrozumna istota siedzi tu teraz i błaga, 
by  przyjął  jej  uczucie.  I  jeszcze  stara  się  go  przekupić, 
opowiadając mu o sobie. 

–  Nicole... – zaczął. 
Zachichotała i przeciągnęła się w jego ramionach. 
–  Czy  wiesz,  że  mam  już  dwadzieścia  lat?  Dwadzieścia! 

Połowa  moich  kuzynek  wyszła  za  mąż  przed  ukończeniem 
osiemnastu.  Ale  ja  byłam  inna.  Mówili,  że  jestem  zimna, 
nieczuła i nikt mnie nie zechce. 

background image

 

94 

–  Mylili  się.  Gdy  się  ode  mnie  uwolnisz,  zobaczysz  co 

najmniej setkę mężczyzn proszących cię o rękę. 

–  Jak  najszybciej  chciałbyś  się  mnie  pozbyć,  prawda? 

Wolałbyś  sny  o  Biance  niż  mnie?  Jestem  głupia.  Bezpłciowa, 
nudna dziewica Nicole, zakochana w człowieku, który nawet nie 
wie, że ona żyje. 

Popatrzyła  na  niego.  Jakaś  trzeźwa  część  jej  umysłu 

zarejestrowała  uśmiech  na  jego  twarzy.  Śmiał  się.  Śmiał  się! 
Łzy znów napłynęły do jej oczu. 

–  Puść  mnie!  Zostaw!  Jutro  będziesz  mógł  się  ze  mnie 

pośmiać. Ale nie dziś! – Próbowała wyrwać się z jego objęć, ale 
trzymał ją mocno. 

–  Nie śmieję się z ciebie, tylko z tego, że powiedziałaś, że 

jesteś  bezpłciowa.  –  Dotknął  jej  ust.  –  Naprawdę  tak  myślisz? 
Teraz  rozumiem,  dlaczego  kuzyni  czuli  się  onieśmieleni.  To 
właśnie twoja zmysłowość trzymała ich z daleka. 

–  Wypuść mnie, proszę – szepnęła. 
–  Jak taka piękna kobieta może nie być świadoma swojej 

urody?  –  Chciała  mu  coś  odpowiedzieć,  ale  powstrzymał  ją 
gestem dłoni. – Posłuchaj. Tego wieczoru, gdy pocałowałem cię 
na  statku...  –  Uśmiechnął  się  na  to  wspomnienie.  –  Żadna 
kobieta  jeszcze  mnie  tak  nie  całowała.  Nie  chciałaś  nic  w 
zamian.  Tylko  dawać.  Później,  gdy  zobaczyłem  atakujące  cię 
psy,  pomyślałem,  •AC  poszedłbym  dla  ciebie  w  ogień.  Czy  ty 
jeszcze  nie rozumiesz,  jak  na  mnie działasz? Mówisz,  że nigdy 
na  ciebie  nie  spojrzałem.  Prawda  jest  taka,  że  robię  to  ciągle. 
Wszyscy  na  plantacji  śmieją  się,  że  pod  byle  pozorem 
przychodzę wciąż do domu. 

–  Myślałam,  że nawet nie zdajesz sobie sprawy /  lego, że 

tu jestem. Naprawdę myślisz, że jestem ładna? To znaczy, moje 
usta?  Dla  mnie  ładna  kobieta  powinna  być  blondynką  i  mieć 
niebieskie oczy. 

Pochylił się i pocałował ją długo i czule. Przebiegł językiem 

po  zarysie  jej  ust,  potem  zagryzł  lekko  zęby  na  jej  górnej 
wardze, czując jaka jest pełna i jędrna. 

background image

 

95 

–  Czy  to  wystarczy  za  odpowiedź?  Wiele  razy  musiałem 

spać na polu,  żeby  odpocząć.  Tu,  w pokoju obok, nic  jestem  w 
stanie w nocy usnąć. 

–  Może  powinieneś  był  przyjść  do  mnie?  –  powiedziała 

ochryple. – Chyba bym cię nie wyrzuciła. 

–  To  dobrze –  wyszeptał,  całując  jej  ucho,  potem  szyję  – 

ponieważ  dziś  chcę  się  z  tobą  kochać,  nawet  Gdybym  miał  cię 
zgwałcić. 

Objęła go za szyję. 
–  Clay – powiedziała cicho. – Kocham cię. 
Zaniósł  ją  do  łóżka.  Zapalił  świecę  na  nocnym  stoliku. 

Powietrze w pokoju przesycone było zapachem wawrzynu. 

–  Chcę cię widzieć – powiedział, siadając obok Nicole. 
Stanik  koszuli  zapięty  był  na  siedemnaście  maleńkich, 

obszytych  satyną guziczków.  Powoli,  ostrożnie Clay odpinał  je 
jeden  po  drugim.  Gdy  dotknął  ręką  nagich  piersi,  Nicole 
zamknęła oczy. 

–  Czy  wiesz, że sam rozebrałem cię tej nocy, kiedy byłaś 

atakowana  przez  psy?  Zostawienie  cię  w  pokoju  okazało  się 
najcięższym zadaniem, jakiego kiedykolwiek się podjąłem. 

–  To dlatego moja suknia była podarta. 
Nie odpowiedział. Po kolei uwalniał jej ramiona z koszuli, a 

potem  Nicole  już  sama  się  z  niej  wysunęła.  Przesunął  dłonią 
wzdłuż  jej  ciała,  zatrzymując  się  na  łuku  bioder.  Była  drobna, 
ale  niezwykle  proporcjonalnie  zbudowana.  Wysokie,  pełne 
piersi,  szczupłe  nogi,  biodra  i  talia.  Pochylił  się,  by  pocałować 
płaski brzuch, przytulić do niego policzek. 

–  Clay – szepnęła, chwytając go za włosy. – Boję się. 
Uniósł głowę i uśmiechnął się do niej. 
–  To, co nieznane, zawsze przeraża. Czy widziałaś kiedyś 

nagiego mężczyznę? 

–  Tylko jednego z kuzynów, gdy miał dwa lata. 
–  To  coś  zupełnie  innego  –  odrzekł  wstając.  Zaczął 

rozpinać spodnie, jedyną rzecz, którą miał na sobie. 

background image

 

96 

Zawstydziła  się,  kiedy  upadły  na  podłogę  i  uporczywie 

wpatrywała się w jego twarz. On czekał. Jego tors był ogorzały, 
szeroki i pięknie umięśniony. Płaski brzuch. Popatrzyła na stopy 
Claya,  na  mocne  kostki  i  muskularne  uda,  które  zdradzały,  że 
wiele  godzin  dziennie  spędzał  na  koniu.  Przeniosła  wzrok  na 
jego twarz. Clay nadal czekał. 

Posłusznie  spojrzała  niżej.  To,  co  zobaczyła,  nie  przeraziło 

jej.  To  przecież  Clayton,  człowiek,  którego  kocha.  Nie  bała się 
go. Zaśmiała się gardłowo, czując ulgę. 

–  Chodź do mnie – wyszeptała. 
Z uśmiechem położył się obok niej. 
–  Taki  piękny  uśmiech  –  powiedziała,  muskając  palcem 

jego wargi. – Może kiedyś mi zdradzisz, dlaczego widuję go tak 
rzadko. 

–  Może  –  przerwał  jej  niecierpliwie  i  zakrył  jej  usta 

swoimi. 

Nicole  czuła  dotyk  silnego  ciała.  Przy  Clayu  wydawała  się 

sobie  mała  i  kobieca.  Gdy  całował  jej  szyję,  przesunęła  mu 
dłonią  po  ramieniu,  badając  jego  kształt.  Nagle  zdała  sobie 
sprawę,  że  Clay  należy  do  niej,  że  wolno  jej  go  odkrywać  i 
smakować.  Wygięła  się  i  pocałowała  uśmiechnięte  usta,  potem 
dotknęła  językiem  śnieżnobiałych  zębów.  Ugryzła  go  lekko  w 
szyję,  pociągnęła  delikatnie  zębami  za  ucho.  Poruszyła 
nieznacznie nogą, która spoczywała między jego nogami. 

Clay zaśmiał się bezgłośnie. 
–  Chodź tu, moja mała francuska złośnico. 
Przyciągnął  Nicole  do  siebie  i  razem  przetoczyli  się  przez 

łóżko.  Położył  ją  na  sobie  i  gładził  jej  włosy,  potem  piersi,  aż 
nagle jego twarz stężała. 

–  Chcę ciebie – szepnął. 
–  Tak – odpowiedziała. – Tak. 
Delikatnie  ułożył  ją  na  łóżku  i  przykrył  swoim  ciałem. 

Alkohol wypity  na pusty  żołądek, ulga wywołana wyrzuceniem 
z  siebie  przykrych  wspomnień,  wszystko  i  o  podziałało  na 
Nicole  odprężająco.  Wiedziała  tylko  jedno:  jest  z  mężczyzną, 

background image

 

97 

którego  kocha.  Nie  bała  się,  gdy  wszedł  w  nią.  Przez  moment 
bolało, ale starała się wtedy myśleć o tym, że jest blisko Claya. 

Chwilę  później  jej  oczy  rozszerzyły  się  ze  zdziwienia.  (idy 

zastanawiała  się  kiedyś,  na  czym  polega  uprawianie  miłości, 
wyobrażała  sobie  to  jako  dość  umiarkowaną  przyjemność, 
ciepło  czyjegoś  ciała,  czyjąś  bliskość.  Uczucie,  którego  teraz 
doświadczała, nie miało z tym nic wspólnego. To był ogień. 

– Clay – szepnęła, odchylając głowę. Jej  całe ciało wygięło 

się ku niemu. 

Z początku poruszał się wolno, kontrolował się, wiedząc, że 

to jej pierwszy raz.  Ale reakcje Nicole rozpaliły  go. Odgadł, że 
instynktownie  wyczuwała,  na  czym  to  polega,  ale  nie 
spodziewał  się  aż  takiego  wybuchu  namiętności.  Widział 
pulsujące żyły na jej odsłoniętej szyi. Chwyciła go drapieżnie za 
biodra. Czuł, że przeżywa to tak mocno, jak on sam. Kobiety, z 
którymi  dotąd  miał  do  czynienia,  domagały  się  od  niego 
pieszczot lub starały się zachowywać dystans. 

Oparł  się  na  niej,  a  jego  pchnięcia  stały  się  szybsze, 

mocniejsze. Oplótłszy  w pasie  nogami przyciągała go do siebie 
bliżej i bliżej. Gdy eksplodowali jednocześnie, ich spocone ciała 
przywarły do siebie spazmatycznie. 

Dla  Nicole  było  to  nowe,  cudowne  odkrycie.  Oczekiwała 

czegoś  niebiańsko  łagodnego.  Nie  wiedziała  nawet,  że  może 
istnieć  taka  zwierzęca  wręcz  namiętność,  której  właśnie 
doświadczyła. Zasnęła w ramionach Claya. 

On nie wypuszczał jej z objęć. Choć już tyle nocy spędził w 

łóżku  z  kobietami,  miał  wrażenie,  że  ta  była  pierwsza.  Po  raz 
pierwszy zasnął z uśmiechem na ustach. 

 
Gdy  Nicole  obudziła  się  rano,  przez  kilka  chwil  nie 

otwierała  oczu.  Przeciągnęła  się  leniwie,  pewna,  że  zobaczy 
zastawioną  ciemnymi  meblami  sypialnię  Claya  i  poduszkę, 
której  dotykał.  Wyczuła,  że  nie  ma  go  obok  niej,  ale  to  nie 
mąciło jej szczęścia. 

background image

 

98 

Rozejrzała  się  wokół  i  ze  zdumieniem  rozpoznała  białe 

ściany  swojego  pokoju.  Pomyślała,  że  Clay  nie  chciał,  by 
została  u  niego  w  łóżku,  ale  stwierdziła,  że  to  absurd.  Raczej 
wolał, by nie zawstydziła się, że ktoś ją tam zobaczy. Odrzuciła 
kołdrę. 

Podeszła do szafy i włożyła bladobłękitną muślinową suknię 

o  wysokim  stanie  i  spódnicy  zmarszczonej  w  granatową 
satynową  wstążkę.  Na  toaletce  leżała  kartka:  „Śniadanie  o 
dziewiątej. Clay”. Uśmiechnęła się i drżącymi palcami zapinała 
guziki. 

Zegar w hallu wybił siódmą. Nicole zastanawiała się, jakim 

cudem  dotrwa  do  dziewiątej,  kiedy  zobaczy  Claya.  Szelest  w 
pokoju  dziecinnym  powiedział  jej,  że  bliźnięta  już  się  ubrały  i 
właśnie zamierzają wyjść. 

Zeszła do ogrodu  i zatrzymała się w ośmiokątnym portyku. 

Zwykle  szła  na  lewo,  do  kuchni.  Nagle  obróciła  się  na  pięcie  i 
ruszyła schodami po prawej stronie w kierunku kantoru Claya. 

Nigdy  tam  jeszcze  nie  była.  Zresztą  chyba  niewiele  osób 

odwiedzało  to  miejsce.  Była  to  miniatura  głównego  budynku  o 
równie stromym dachu. Brakowało tylko mansardy i fryzów. 

Zapukała  lekko  do  drzwi.  Nie  usłyszawszy  odpowiedzi, 

zajrzała  do  wnętrza.  Ciekawa  była  wyglądu  miejsca,  gilzie 
mężczyzna, którego kochała, spędzał tyle czasu. 

Rosnące  obok  domku  jawory  sprawiały,  że  pokój  był 

chłodny  i  dość  ciemny.  Ścianę  naprzeciw  drzwi,  w  której  były 
dwa  okna,  zasłaniały  poustawiane  gęsto  na  półkach  książki. 
Nicole  weszła  do  środka.  Zobaczyła  ogromną  półkę  założoną 
pozwijanymi  w  rulony  dokumentami.  Książki  dotyczyły  prawa 
obowiązującego  w  Wirginii,  geodezji,  uprawy  roślin.  Nicole 
uśmiechnęła się, gładząc skórzane grzbiety. Były czyste. Na tyle 
już poznała przyzwyczajenia Claya, by wiedzieć, że nie dlatego, 
by je odkurzał, lecz widocznie często z nich korzystał. 

Podeszła  do  kominka.  Nagle  jej  uśmiech  zgasł.  Zobaczyła 

ogromny portret... Bianki. Wyglądała na nim ślicznie, była może 
nieco  szczuplejsza.  Jasne  pukle  odsłaniały  twarz  i  spływały  na 

background image

 

99 

nagie  ramiona.  Niebieskie,  na  wpół  przymknięte  oczy  i  lekko 
uśmiechnięte usta zdobiły tę twarz o figlarnym wyrazie, którego 
Nicole  nigdy  u  Bianki  nie  widziała.  Był  on  przeznaczony  dla 
osoby, którą kochała. 

Zaskoczona  Nicole  zbliżyła  się  do  kominka.  Leżał  tam 

nieduży,  czerwony  beret  z  aksamitu,  jaki  kiedyś  widziała  u 
Bianki, oraz złota bransoletka z wygrawerowanym napisem: „B. 
z wyrazami miłości, C”. 

Zrobiła  krok  w  tył.  Portret,  beret  i  bransoletka  stanowiły 

wyzwanie.  Gdyby  była  tu  obca,  mogłaby  pomyśleć,  że  to 
pamiątki po zmarłej kobiecie. 

Jak  mogła  z  tym  walczyć?  Ostatniej  nocy  ze  strony  Claya 

nie padło ani jedno słowo o miłości. Niech go piekło pochłonie! 
Wiedział, jak ona zareaguje na alkohol. Często żartowano z niej 
w  rodzinie,  że  aby  poznać  jej  sekrety,  wystarczy  dać  jej  choć 
kroplę wina. 

Ale dziś  Nicole  była  inna.  Dziś  musi się postarać uratować 

resztki  swojej  dumy.  Wróciła  do  kuchni  i  zjadła  śniadanie. 
Maggie  pozwoliła  sobie  na  uwagę,  że  pan  Clay  niebawem 
wróci,  a  Nicole  powinna  jadać  razem  z  nim.  Puściła  to 
stwierdzenie mimo uszu. 

Potem wzięła ze służbówki potrzebne do sprzątania rzeczy i 

wróciła do sypialni. Przebrała się w granatową roboczą suknię z 
perkalu, po czym zeszła do pokoju porannego. Może przy pracy 
uda jej się to wszystko przemyśleć. 

Właśnie  czyściła  szpinet,  gdy  Clay  musnął  lekko  wargami 

jej szyję. Drgnęła. 

–  Brakowało mi cię przy śniadaniu – powiedział. 
–  Zostałbym tu z tobą, gdyby nie zbliżające się żniwa. 
Oczy mu pociemniały. 
Nicole nabrała powietrza w płuca. Jeśli zostanie z Clayem w 

tym domu, będzie spędzać z nim noce do czasu, gdy on wreszcie 
zdobędzie kobietę, którą kocha. 

–  Chciałabym z tobą porozmawiać. 

background image

 

100

Wyczuł  w  jej  słowach  chłód.  Zesztywniał.  Leniwy, 

uwodzicielski uśmiech zniknął z jego twarzy. 

–  O co chodzi? – zapytał równie zimno. 
–  Nie  mogę  tu  zostać  –  odpowiedziała  zdecydowanie, 

starając  się,  by  nie  odgadł  jej  udręki.  –  Bianka...już  samo 
wymówienie  tego  imienia  sprawiło  jej  ból.  Bianka  pewnie 
wkrótce  przyjedzie  do  Ameryki.  Jestem  przekonana,  że 
dostawszy  od  ciebie  list  i  pieniądze  na  podróż,  wsiądzie  na 
pierwszy statek. 

–  Ale  przecież  nie  masz  dokąd  iść.  Musisz  tu  zostać. 

Zabrzmiało to jak rozkaz. 

–  I być twoją kochanką? – wybuchnęła. 
–  Jesteś  moją  żoną.  Jak  mogłaś  o  tym  zapomnieć,  skoro 

ciągle mi wypominasz, że zmusiłem cię do małżeństwa? 

–  Tak,  jestem  twoją  żoną.  Na  chwilę.  Ale  jak  długo  to 

potrwa?  Czy  nadal  będziesz  mnie  chciał,  gdy  twoja  droga 
Bianka przekroczy próg tego domu? 

Milczał. 
–  Chcę, żebyś mi odpowiedział. Zasługuję na to. Wczoraj 

upiłeś  mnie  z  premedytacją.  Wiedziałeś,  jak  na  mnie  działa 
sherry. Wiedziałeś, że nie pamiętam nocy, gdy znalazłeś mnie w 
lesie. 

–  Tak.  Wiedziałem.  Ale  też  zdawałem  sobie  sprawę,  że 

musisz  uwolnić  się  od  przykrych  wspomnień.  Tylko  o  to  mi 
chodziło. 

Odwróciła się. 
–  Jestem przekonana, że nie. Ale już się stało. Siedziałam 

na twoich kolanach i błagałam, żebyś się ze mną kochał. 

–  To nie tak! Musisz przecież pamiętać, że... –zrobił krok 

w jej kierunku. 

–  Wszystko  pamiętam.  –  Starała  się  uspokoić.  – 

Wysłuchaj  mnie,  proszę.  Mam  swój  honor,  nawet  jeśli  czasem 
tego  nie  widać.  Zbyt  wiele  ode  mnie  wymagasz.  Nie  mogę  tu 
zostać  jako  twoja  żona,  prawdziwa  żona,  wiedząc,  że  to  może 

background image

 

101

się  kiedyś  skończyć.  –  Zakryła  twarz  rękami.  –  Już  zbyt  wiele 
spraw skończyło się w moim życiu! 

–  Nicole... – Dotknął jej włosów. Odskoczyła od niego. 
–  Nie  dotykaj  mnie!  Zbyt  długo  już  igrałeś  z  moimi 

uczuciami.  Wiedziałeś,  co  do  ciebie  czuję,  i  wykorzystałeś  to. 
Proszę, nie rań mnie więcej. Proszę.  

Odsunął się. 
–  Uwierz  mi.  Nie  chciałem  cię  skrzywdzić.  Powiedz, 

czego chcesz. Wszystko, co mam, należy do ciebie. 

Chciała mu krzyknąć prosto w twarz: „Chcę twego serca!”. 
–  Młyna  –  powiedziała  zdecydowanie.  –  Zbliżają  się 

żniwa. Mogę go uruchomić w ciągu paru tygodni. Dom wygląda 
solidnie i da się w nim zamieszkać. 

Już chciał jej odmówić, ale zrezygnował. Podniósł kapelusz 

i odwrócił się w stronę drzwi. 

–  Jest  twój.  Wyślę  ci  też  dwóch  mężczyzn  i  kobietę. 

Przyda ci się pomoc. 

Włożył kapelusz i wyszedł. 
Nicole  poczuła  się  tak,  jakby  uszły  z  niej  wszystkie  siły. 

Usiadła ciężko na krześle. Upojna noc i tragiczny poranek. 

  

 

Nicole  nie  zwlekając  opuściła  dom.  Wiedziała,  że  nie  jest 

dość  silna,  by  wytrwać  przy  swym  postanowieniu.  Sama 
przeprawiła się do młyna. Stał na wzgórzu, tuż przy drewnianej 
rynnie  łączącej  niewysoki  wodospad  z  kołem.  Był  to  wysoki, 
wąski budynek o kamiennym fundamencie i ceglanych ścianach. 
Pokryty  był  drewnianym,  spękanym  gontem.  Wzdłuż  ściany 
frontowej  biegł  długi  ganek.  Młyńskie  koło  sięgało  drugiej 
kondygnacji budynku. 

Nicole  przyjrzała  mu  się  przez  dwuskrzydłowe  drzwi 

balkonowe, gdy wspięła się na piętro. Stwierdziła, że łopatki są 

background image

 

102

w dość dobrym stanie, choć należało się spodziewać, że część z 
nich pozostająca tak długo w wodzie mogła już zbutwieć. 

Kamienie  młyńskie  miały  średnicę  pięciu  stóp  i  grubość 

ośmiu  cali.  Nicole  przesunęła  po  nich  ręką,  wyczuwając 
nieregularny rysunek kryształków kwarcu. pochodziły  z Francji 
i  były  w  najlepszym  gatunku.  Zostały  pewnie  przywiezione  do 
Ameryki  jako  balast  statku,  a  potem  przetransportowane  na 
plantację  Armstrongów.  Głębokie  wyżłobienia  rozbiegały  się 
promieniście  od  środka.  Nicole  zauważyła  z  zadowoleniem,  że 
kamienie  są  idealnie  wyważone  i  nie  stykają  się  choć  są 
umieszczone bardzo blisko siebie. 

Powędrowała  do  domku  młynarza.  Niewiele  mogła  o  nim 

powiedzieć,  bo  okna  i  drzwi  zabite  były  deskami.  Jej  uwagę 
przyciągnął ruch na brzegu rzeki. 

–  Nicole!  Jesteś  tam?  –  zawołała  Janie,  wspinając  się  na 

wzgórze. 

Miło  było  znów  zobaczyć  tę  rosłą,  rumianą  kobietę,  toteż 

Nicole rzuciła się jej  na szyję,  jakby  nie widziały się od chwili, 
gdy opuściły statek. 

–  Nie wyszło, tak? 
–  Tak – odpowiedziała Nicole. – Nie wyszło. 
–  Myślałam, że skoro jesteście małżeństwem, no i... 
–  Co tu robisz? – Nicole chciała zmienić temat. 
–  Clay  przyszedł  dziś  do  tkalni.  Powiedział,  że  się  tu 

przenosisz  i  że  chcesz  poprowadzić  młyn.  Kazał  mi  wybrać 
dwóch  silnych  ludzi,  zabrać  potrzebne  narzędzia  i  pomóc  ci. 
Mogę tu zamieszkać, a on będzie mi płacił tyle co dotąd. 

Nicole  odwróciła  wzrok.  Hojność  Claya  była  stanowczo 

zbyt wielka. 

–  Chodźcie  tu,  wy  dwaj!  –  krzyknęła  Janie.  –  Mamy 

robotę. 

Przedstawiła  mężczyzn  Nicole.  Vernon  był  wysoki,  rudy, 

Lukę  zaś  –  niski,  ciemnowłosy.  Pod  nadzorem  Janie  oderwali 
deski od drzwi frontowych. 

background image

 

103

Wewnątrz  było  nadal  ciemno,  ale  Nicole  stwierdziła,  że 

dom  jest  uroczy.  Parter  stanowiła  jedna,  obszerna  izba  z 
ośmiostopowej  długości  kominkiem  i  schodami  o  ręcznie 
rzeźbionej  balustradzie,  zajmującymi  róg  pokoju.  W  izbie 
znajdowały  się  trzy  okna  rozmieszczone  na  dwóch  ścianach. 
Pod  jednym  z  nich  stała  stara  sosnowa  komoda,  na  środku 
pokoju – długi, szeroki stół. 

Gdy  mężczyźni  odbili  zasłaniające  okna  deski,  pokój  nie 

wydał się wiele jaśniejszy. 

–  Fu!  –  obruszyła  się  Janie,  marszcząc  nos.  – 

Doprowadzenie tego miejsca do porządku zajmie trochę czasu. 

– No, to lepiej zacząć od razu. 
Do  zachodu  słońca  udało  im  się  sporo  zrobić.  Na  górze 

znajdowało  się  niskie  pomieszczenie  ograniczone  opadającym 
stromo  po  bokach  sufitem.  Kurz  skrywał  solidną,  precyzyjnie 
wykonaną  konstrukcję.  Wewnętrzne  ściany  pokryto  gipsem, 
toteż  by  wyglądały  jak  nowe,  wystarczyło  je  pobielić  wapnem. 
Czyste szyby przepuszczały teraz sporo światła. 

Vernon, który zajęty był przybijaniem obluzowanego gontu, 

zauważył nagle, że zbliża się jakaś barka. Zeszli na dół. Jeden z 
ludzi  Claya  przycumował  właśnie  do  brzegu.  Barka  zawierała 
meble. 

–  Czekaj, Janie. Nie mogę tego przyjąć. Już dość dla mnie 

zrobił. 

–  Nie czas na dumę. Będziemy tego potrzebować, -i poza 

tym  to są  rzeczy  z poddasza.  Nic go  to  nie kosztowało.  Chodź, 
chwyć  tę  ławę  z  drugiej  strony.  Howard!  Mam  nadzieję,  że 
przywiozłeś pościel i materace? 

–  To  dopiero  pierwszy  kurs.  Zanosi  się  na  to,  że  cały 

Arundel  Hall  zostanie  przeniesiony  na  drugą  stronę  rzeki  – 
odparł. 

Janie, Nicole i obaj mężczyźni przez trzy dni pracowali przy 

domu. Mężczyźni spali we młynie, a kobiety opadały co wieczór 
bez sił na wypełnione słomą materace położone na piętrze. 

Czwartego dnia pojawił się niski, nieforemny mężczyzna. 

background image

 

104

–  Słyszałem  tu  o  jakiejś  kobiecie,  której  wydało  się,  że 

potrafi poprowadzić młyn. 

Janie już chciała go odprawić, ale powstrzymała ją Nicole. 
–  Jestem  Nicole  Armstrong  i  zamierzam  zająć  się  tym 

młynem. Czym mogę służyć? 

Mężczyzna  przyjrzał  się  jej  uważnie,  po  czym  wyciągnął 

przed siebie lewą rękę wnętrzem dłoni w dół. 

Janie  znów  chciała  powiedzieć,  co  myśli  o  manierach  tego 

człowieka,  gdy  Nicole  przyjęła  jego  dłoń,  ujęła  w  obie  ręce  i 
odwróciła,  by  zobaczyć,  że  jej  wnętrze  jest  pokiereszowane, 
pokryte  szarawymi  zgrubieniami.  Nicole  pogładziła  ją  i 
uśmiechnęła się do niego promiennie. 

–  Jest pan przyjęty – powiedziała krótko. 
Zamrugał powiekami. 
–  Widzę,  że  pani  wie,  co  robi.  Poradzi  sobie  pani  z  tym 

młynem.  

Gdy  odszedł,  Nicole  wytłumaczyła  Janie,  że  ten  człowiek 

zajmował  się  pasowaniem  kamieni.  Za  pomocą  dłuta  ostrzył 
brzegi rowków. Do pracy zakładał na prawą dłoń rękawicę, lewą 
rękę  pozostawiając  bez  osłony.  Z  biegiem  czasu  coraz  więcej 
okruchów kamienia pozostawało pod skórą. Tacy ludzie z dumą 
pokazywali  zniszczoną  lewą  dłoń.  Potwierdzała  ona  ich 
doświadczenie.  Nazywało  się  to:  „Pokazać  mettle”.  Mettle  to 
stare angielskie słowo oznaczające pokruszony kamień. 

Janie  powróciła  do  pracy,  mrucząc  coś  o  tym,  że  rękawice 

robi się na obie ręce. 

Gdy rynna została oczyszczona i popłynęła nią woda, dał się 

słyszeć huk ruszającego koła. 

Nicole  nie  zdziwiła  się,  gdy  następnego  dnia  przybył 

pierwszy  klient  z  ziarnem  do  zmielenia.  Wiedziała,  że  Clay 
rozesłał ludzi z wiadomością o ponownym uruchomieniu młyna. 

Minęły  już  prawie  dwa  tygodnie  od  czasu,  gdy  się  ostatni 

raz  widzieli,  a  nie  było  chwili,  by  Nicole  o  Clayu  nie  myślała. 
Dwukrotnie  dostrzegła  poprzez  drzewa  zarys  jego  sylwetki  na 
koniu, ale odwracała się wtedy, starając się na niego nie patrzeć. 

background image

 

105

Tego  ranka,  gdy  młyn  pracował  już  czwarty  dzień,  Nicole 

obudziła  się  bardzo  wcześnie.  Jeszcze  było  ciemno  i  słyszała 
głęboki  oddech  Janie  śpiącej  po  przeciwnej  stronie  pokoju. 
Szybko ubrała się i, nie spiąwszy włosów, wyszła z domku. 

Nie zaskoczył  jej widok stojącego przed kołem Claya. Miał 

na sobie jasne zamszowe spodnie i  wysokie buty z zawiniętymi 
cholewami.  Stał  odwrócony  do  niej  tyłem.  Jego  koszula  i 
kapelusz  wydawały  się  rażąco  białe  w  bladym  świetle 
wstającego dnia. 

–  Dobra  robota  –  powiedział,  nie  zmieniając  pozycji.  – 

Szkoda,  że  od  moich  robotników  nie  mogę  wymagać  choć 
połowy twojej pracowitości. 

–  Po prostu musiałam. 
Odwrócił się i popatrzył na nią uważnie. 
–  Nie,  nie  musiałaś.  W  każdej  chwili  możesz  wrócić  do 

mojego domu. 

–  Nie – odpowiedziała cicho. – Tak jest lepiej. 
–  Bliźnięta wypytują o ciebie. Chcą się z tobą zobaczyć. 
Uśmiechnęła się. 
–  Stęskniłam się za nimi. Nie mógłbyś ich tutaj przysłać? 
–  Myślałem,  że  to  ty  je  odwiedzisz.  Moglibyśmy  zjeść 

razem  kolację.  Wczoraj  przybył  statek.  Przywiózł  z  Francji 
trochę  rzeczy.  Sery,  wino  burgundzkie  i  szampana.  Dziś  to 
wszystko dotrze tutaj rzeką. 

–  Brzmi to kusząco, ale... 
Podszedł bliżej i chwycił ją za ramiona. 
–  Nie  możesz  wiecznie  mnie  unikać.  Czego  ode  umie 

chcesz? Czy  mam  ci powiedzieć,  jak bardzo mi ciebie brakuje? 
Wszyscy  na  plantacji  mają  mi  za  złe,  że  pozwoliłem  ci  odejść. 
Posiłki  Maggie  są  albo  przypalone,  albo  surowe.  Bliźnięta 
popłakały  się  wczoraj  wieczorem,  bo  nie  umiałem  im 
opowiedzieć  jakiejś  przeklętej  francuskiej  bajki  o  damie 
zakochującej się w potworze. 

–  Piękna  i  bestia.  –  Nicole  uśmiechnęła  się.  –  A  zatem 

chcesz, żebym wróciła po to, żebyś mógł lepiej jeść? 

background image

 

106

Uniósł brwi. 
–  Nie  odwracaj  kota  ogonem.  Nigdy  nie  chciałem,  żebyś 

odeszła. Czy przyjdziesz na kolację? 

–  Tak – odpowiedziała. 
Przycisnął  ją  do  siebie  i  obdarzył  szybkim,  mocnym 

pocałunkiem, a potem odszedł. 

–  Podobno  wam  nie wyszło  –  powiedziała  nagle  Janie za 

plecami Nicole. 

Ta,  nic  nie  mówiąc,  odeszła  w  stronę  domu,  by  zająć  się 

codzienną pracą. 

Przez  cały  długi  dzień  Nicole  z  trudem  maskowała 

podniecenie  wywołane  perspektywą  wspólnej  kolacji.  Gdy 
Vernon  ważył  worki  i  podawał  jej  ich  ciężar,  wielokrotnie 
musiała  go  prosić,  by  powtórzył  liczby.  Pamiętała  jednak,  by 
przesłać  Maggie  przepis  na  Dindon  a  la  Daube  –  obranego  z 
kości, 

faszerowanego 

indyka, 

którego 

podaje 

się 

kamionkowym  garnku.  Maggie  uwielbiała  wyrafinowane 
potrawy i z pewnością pokusi się o przygotowanie dwóch porcji; 
jednej dla domu, a drugiej dla siebie i swych pomocnic. 

O szóstej  przybiła do  brzegu  łódź Claya,  a  w  niej  zarządca 

Anders,  wysoki,  jasnowłosy  mężczyzna.  Mieszkał  z  żoną  i 
dwojgiem  dzieci  w  domku  stojącym  nieco  na  południe  od 
kantoru  Claya.  Jego  dzieci  często  bawiły  się  z  bliźniętami. 
Nicole zapytała go o rodzinę. 

–  Wszyscy  zdrowi.  Brakuje  nam  tylko  pani.  Karen robiła 

wczoraj przetwory z brzoskwiń i chciałaby pani trochę podesłać. 
Czy młyn działa? Jest chyba wielu klientów. 

–  Pan 

Armstrong 

poinformował 

okolicznych 

mieszkańców,  że  młyn  pracuje  i  mam  coraz  więcej  ziarna  do 
mielenia. 

Popatrzył na nią dziwnie. 
–  Clay jest tu szanowany. 
Gdy  dotarli  do  brzegu,  Nicole  spostrzegła,  że  Anders 

popatruje w górę rzeki. 

–  Czy coś jest nie w porządku? 

background image

 

107

–  Barka 

powinna 

była 

już 

wrócić. 

Wczoraj 

dowiedzieliśmy  się,  że  do  portu  zawinął  statek  i  dziś  wcześnie 
rano Clay wysłał barkę. 

–  Ale pan się nie martwi, prawda? 
–  Nie – odpowiedział, pomagając jej wysiąść. – Przyczyn 

opóźnienia  może  być  wiele.  Choćby  to,  że  mężczyźni  popili 
sobie  piwa.  To  chodzi  o  Claya.  Od  utonięcia  Jamesa  i  Beth 
niepokoi się, gdy barka spóźnia się choć o godzinę. 

Szli obok siebie w stronę domu. 
–  Czy znał pan Jamesa i Beth? 
–  Bardzo dobrze. 
–  Jacy  byli?  Czy  Clay  był  aż  tak  bardzo  zżyty  ze  swoim 

bratem? 

Zawahał się, zanim odpowiedział. 
–  Wszyscy troje byli sobie bliscy.  Rośli razem. Obawiam 

się, że Clay przeżył ich śmierć zbyt mocno, zmienił się. 

Nicole  miała  ochotę  zadać  mu  jeszcze  wiele  pytań.  W  jaki 

sposób  się  zmienił?  Jaki  był  przed  ich  śmiercią?  Ale  nic 
wypadało  pytać o  to  Andersa.  Jeśli  Clay zechce,  sam  jej  o tym 
opowie, tak jak ona powierzyła swoje sekrety jemu. 

Anders  zostawił  ją  przy  wejściu.  Dom  wyglądał  jeszcze 

piękniej  niż  we  wspomnieniach  Nicole.  Nie  wiadomo  skąd 
wyskoczyły bliźnięta, chwyciły  ją za ręce i pociągnęły na górę. 
Przygotowały  całą  listę  bajek,  jakie  ma  im  przeczytać  przed 
snem. 

Clay czekał u podnóża schodów. Wyciągnął dłoń. 
–  Jesteś  jeszcze  ładniejsza  –  powiedział  wesoło  i 

popatrzył na nią pożądliwie. 

Odwróciła się i ruszyła ku jadalni, a on wciąż I rzymał ją za 

rękę. Miała na sobie lekko marszczoną, 1'leboko wyciętą suknię 
z  jedwabnej  surówki  o  lekkim  połysku.  Spódnica  w  kolorze 
brzoskwini zebrana została nieco ciemniejszą satynową wstążką. 
Cieniutkie  rękawy  i  cały  gorset  wyszyte  były  perełkami,  które 
dodawały 

blasku 

skórze 

Nicole. 

Włosy 

przeplotła 

brzoskwiniową wstążką i sznurkami pereł. 

background image

 

108

Gdy szli do jadalni, Clay nie mógł oderwać od niej oczu. 
Nicole  stwierdziła,  że  Maggie  przeszła  samą  siebie.  Stół 

dosłownie się uginał. 

–  Mam  nadzieję,  że  Maggie  nie  spodziewa  się,  że  to 

wszystko zjemy. – Uśmiechnęła się Nicole. 

–  Raczej  chce  mi  dać  do  zrozumienia,  że  jeśli  ty  tu 

będziesz, jedzenie się poprawi. I powinno. 

–  Czy barka już przybyła? 
Zobaczyła, że przez jego twarz przebiegł skurcz. Potrząsnął 

głową. 

Usiedli  właśnie  do  stołu,  gdy  do  jadalni  wpadł  jeden  z 

robotników. 

–  Panie Clay! Nie wiedziałem, co robić – wybuchnął. 
W rękach miętosił kapelusz. Był bardzo zdenerwowany. 
–  Powiedziała,  że  przyjechała  tu  ż  daleka  i  pan  mnie 

powiesi, jeśli jej tu nie przywiozę. 

–  Uspokój  się,  Roger.  O  czym  ty  mówisz?  O  kim?  –

 

Odłożył serwetkę na pusty talerz. 
–  Nie  wiedziałem,  czy  jej  wierzyć.  Podejrzewałem,  że 

jakaś angielska szumowina chce  mi  zamydlić oczy.  Ale gdy  jej 
się  przyjrzałem,  zobaczyłem,  że  jest  bardzo  podobna  do  panny 
Beth i pomyślałem, że to ona. 

Ani  Nicole,  ani  Clay  już  go  nie  słuchali.  W  drzwiach  stała 

Bianka.  Ciemnoblond  pukle  zwisały  ciężko  wokół  jej  okrągłej 
twarzy.  Grymas  drobnych  ust  zdradzał  niezadowolenie.  Nicole 
prawie już zapomniała, jaką osobą była Bianka. Jej własne życie 
tak bardzo się zmieniło w ciągu ostatnich  miesięcy,  że odnosiła 
wrażenie, że nigdy nie była w Anglii. Teraz przypomniała sobie, 
jak Bianka potrafi traktować ludzi. 

Nicole  popatrzyła  na  Claya  i  aż  zmartwiała,  widząc  jego 

minę.  Wyglądał  tak,  jakby  zobaczył  ducha.  Wpatrywał  się  w 
Biankę w zachwycie, a jednocześnie z niedowierzaniem. Nicole 
poczuła,  że  robi  jej  się  słabo.  Zrozumiała,  że  w  głębi  serca 
liczyła na to, że zobaczywszy Biankę, Clay zda sobie sprawę, że 
jej  nie  kocha.  Łzy  zapiekły  w  oczy;  Nicole  poczuła,  że 

background image

 

109

przegrała. Na nią nigdy tak nie patrzył. Odetchnęła, starając się 
uspokoić, i podeszła do Bianki. Wyciągnęła rękę. 

–  Miło powitać w Arundel Hall. 
Bianka rzuciła jej spojrzenie pełne nienawiści i udała, że nie 

dostrzega wyciągniętej dłoni. 

–  Zachowujesz się tak, jakbyś była tu panią – powiedziała 

cicho,  a  potem  uśmiechnęła  się  niewinnie  do  Claya.  –  Nie 
cieszysz  się  z  mojego  widoku?  –  zapytała,  i  w  jej  lewym 
policzku  ukazał  się  dołek.  –  Przebyłam  długą  drogę,  żeby  być 
blisko ciebie. 

Omal  nie  wywrócił  krzesła,  gdy  zerwał  się,  by  podbiec  do 

Bianki. Chwycił ją za ramiona, wpatrując się w jej twarz. 

Witaj  –  wyszeptał  i  pocałował  ją  w  policzek.  Nie 

zauważył, że się skrzywiła. – Roger! Zabierz kufry na górę. 

Roger  wyszedł.  Spędził  z  tą  jasnowłosą  kobietą  sześć 

godzin  na  barce  i  wiele  razy  musiał  się  hamować,  by  jej  nie 
wyrzucić  za  burtę.  Wydawało  się  niewiarygodne,  ile  rzeczy  w 
tak  krótkim  czasie  i  w  tak  ograniczonym  miejscu  może 
skrytykować  jedna  kobieta.  Wyrzucała  mu  typowo  męski  brak 
wrażliwości.  Oczekiwała,  że  wszyscy  mężczyźni  będą  bez 
szemrania  spełniać  jej  życzenia.  Im  bardziej  barka  zbliżała  się 
do  plantacji  Amstrongów,  tym  mocniej  Roger  utwierdzał  się  w 
przekonaniu, że popełnił błąd przywożąc tutaj tę Angielkę. 

Teraz był  zdezorientowany,  widząc,  w  jaki  sposób  Clay  na 

nią  patrzy.  Jak  może,  mając  u  boku  śliczną  pannę  Nicole? 
Kobietę  z  sercem  na  dłoni.  Roger  wzruszył  ramionami.  Dzięki 
Bogu to łodzie, a nie kobiety były jego specjalnością. 

–  Clayton!  –  powiedziała  ostro  Bianka,  wyrywając  się  z 

jego  objęć.  –  Czy  nie  zamierzasz  zaproponować  mi,  żebym 
usiadła?  Po  tak  długiej  podróży  czuję  się  całkowicie 
wyczerpana. 

Clay  chciał  wziąć  ją  za  rękę,  ale  ją  odsunęła.  Wskazał 

krzesło u szczytu stołu. 

–  Musisz  być bardzo głodna – powiedział,  siadając obok, 

tuż przy gablotce w stylu Chippendale. 

background image

 

110

Nicole stała w drzwiach i patrzyła na tę parę. Clay troszczył 

się  o  Biankę  jak  zazdrosna  kwoka.  Bianka  zdjęła  z  ramion 
zielony  szal  z  gazy  i  usiadła.  Ostatnimi  czasy  wyraźnie 
przybrała  na  wadze,  utyła  przynajmniej  dwadzieścia  funtów. 
Była  jednak  dość  wysoka,  a tusza  nie  zniekształciła  jej  twarzy, 
lecz  jej  uda  i  biodra  zaokrągliły  się  znacznie.  Wysoko 
podniesiona  talia  modnych  sukien  ukrywała  to  w  pewnym 
stopniu, ale brak rękawów odsłaniał ciężkie, tłuste ramiona. 

–  Opowiedz  mi  wszystko  –  poprosił  Clay,  nachylając  się 

ku niej. – Jak się tu dostałaś? Jak upłynęła ci podróż? 

–  To  było  straszne  –  odpowiedziała  Bianka,  opuszczając 

blade  rzęsy.  –  Gdy  mój  ojciec  dostał  list,  wpadłam  w  rozpacz. 
Zrozumiałam,  jak  straszna  to  była  pomyłka.  Oczywiście, 
wsiadłam na pierwszy statek. 

Uśmiechnęła  się  do  niego.  Gdy  ojciec  pokazał  jej  list, 

śmiała  się  do  rozpuku  z  żartu,  jaki  los  spłatał  biednej,  głupiej 
Nicole, ale dwa dni później przyszedł drugi list. Jej dalsi kuzyni 
mieszkali  w  Ameryce  blisko  plantacji  Claya  i  napisali,  że 
gratulują Biance łupu. Przypuszczali, że Bianka wie o bogactwie 
Claya i prosili o pożyczkę. Bianka natychmiast zbyła kuzynów, 
ale gdy czytała o zamożności Claya, targała nią furia. Dlaczego 
ten  głupiec  nie  powiedział,  że  jest  bogaty?  Jej  gniew  szybko 
obrócił  się  przeciw  Nicole.  Ta  podstępna,  mała  suka  jakoś 
dowiedziała  się  o  Clayu  i  wcisnęła  się  na  jej  miejsce.  Bianka 
natychmiast obwieściła ojcu, że rusza do Ameryki. Pan Maleson 
roześmiał  się  i  powiedział,  że  jeżeli  uda  jej  się  zarobić  na 
podróż,  może  jechać  choćby  dziś.  Nie  miało  to  dla  niego 
większego znaczenia. 

Bianka  zwróciła  się  do  stojącej  w  progu  Nicole. 

Uśmiechnęła się wdzięcznie. 

–  Zjesz z nami? – zapytała słodko. – Jakaś twoja kuzynka 

wypytywała o ciebie. Opowiadała niesamowitą historię o twojej 
z nią spółce. Powiedziałam jej, że pracujesz dla mnie i nie masz 
pieniędzy.  Ona  wtedy  wymyśliła  coś  o  sprzedaży  jakichś 
szmaragdów  i  szyciu  po  nocach.  Bardzo  mnie  to  rozbawiło  – 

background image

 

111

poinformowała, gdy Nicole zajęła miejsce przy stole. – Żeby się 
upewnić,  osobiście  przeszukałam  twój  pokój.  –  Jej  oczy 
błyszczały.  Przejazd  do  Ameryki  jest  drogi,  prawda?  Ale  tobie 
nikt  tego  wtedy  nie  mówił.  Mój  bilet  kosztował  tyle,  ile  twój 
udział w sklepie. 

Nicole  nie spuściła  głowy.  Nie chciała pokazać Biance,  jak 

przykre są dla niej te słowa. Ale dotknęła palców pokłutych igłą. 

–  Tak  dobrze,  że  tu  jesteś  –  powiedział  Clay.  –  To  tak, 

jakby spełniły się marzenia. Znów mam cię przy stole. 

–  Znów?  –  zapytała  Bianka  i  obie  kobiety  popatrzyły  na 

niego. Clay  przyglądał  się  Biance  z dziwnym wyrazem  twarzy. 
Po  chwili  opanował  się.  –  Chciałem  powiedzieć,  że  tak  często 
myślałem  o  tobie,  że  teraz  czuje  się  tak,  jakbyś  do  mnie  skądś 
wróciła.  –  Uniósł  miseczkę kandyzowanych owoców.  – Musisz 
być głodna. 

–  Ależ  nie!  –  zaprzeczyła,  chociaż  ani  na  chwilę  nie 

spuszczała  wzroku  z  jedzenia.  –  Nie  mogłabym  przełknąć  ani 
kęsa.  Tak  naprawdę  w  ogóle  nie  jem  dużo.  –  Uśmiechnęła  się 
zadowolona.  –  Czy  wiesz,  gdzie  mnie  ulokowano  na  tej 
okropnej  fregacie?  Na  dolnym  pokładzie!  Razem  z  załogą  i 
inwentarzem. To przechodzi  ludzkie pojęcie! Okna przeciekały, 
dach też i przez wiele dni siedziałam w ciemnościach. 

Clay skrzywił się. 
–  Dlatego  przygotowałem  dla  ciebie  kabinę  na  statku 

pocztowym. 

Bianka odwróciła się, by spojrzeć na Nicole. 
–  No,  ale  to  nie  ja  doświadczyłam  takich  luksusów. 

Przypuszczam, że miałaś też lepsze jedzenie. 

Nicole ugryzła się w język, by nie odpowiedzieć, że jeśli nie 

jakość, to ilość była aż nadto wystarczająca. 

–  Może  zaradzą  temu  umiejętności  kulinarne  Maggie.  – 

Clay znów podsunął jej miseczkę. 

–  Może odrobinę. 
Nicole patrzyła, jak Bianka po kolei nakłada sobie odrobinę 

każdej  z  dwudziestu  kilku  potraw  znajdujących  się  na  stole. 

background image

 

112

Nigdy nie brała za dużo na raz, by nie było widać, ile zjadła. Nie 
zainteresowany  obserwator  powiedziałby,  że  potrafi  zachować 
umiar.  Był  to  wybieg,  który  stosowała  od  lat,  by  zamaskować 
łakomstwo. 

–  Skąd  masz  tę  suknię?  –  zapytała  Bianka,  smarując 

miodem chleb. 

Nicole poczuła, że się rumieni. Aż nazbyt dobrze pamiętała, 

że Clay oskarżył ją o kradzież. 

–  Są  sprawy,  o  których  musimy  porozmawiać  –  odezwał 

się Clay. 

Uchronił  w  ten  sposób  Nicole  od  konieczności  udzielania 

wyjaśnień.  Zanim  zdążył  rozpocząć następne zdanie,  do jadalni 
wpadła Maggie. 

–  Słyszałam,  że  ktoś  przypłynął  na  barce.  Czy  to 

przyjaciółka pani Armstrong? 

–  Pani  Armstrong? – Bianka popatrzyła  na Nicole.  – Czy 

ona mówi o tobie? 

–  Tak – odpowiedziała spokojnie Nicole. 
–  Co się tu dzieje? – zdenerwowała się Bianka. 
–  Maggie,  czy  możesz  zostawić  nas  samych?  –  zapytał 

Clay. 

Maggie była bardzo ciekawa,  jak wygląda kobieta, na którą 

Roger  skarżył  się  jej  od  godziny.  Trzeba  było  czterech  kufli 
piwa, żeby się uspokoił. 

–  Chciałam tylko zapytać, czy mogę już podać deser. Jest 

sernik  z  migdałami,  ciastka  z  brzoskwinią  i  jabłkiem  oraz 
kremówki. 

–  Nie  teraz,  Maggie!  Są  rzeczy  ważniejsze  od  jedzenia, 

które trzeba omówić. 

–  Clay – upomniała go łagodnie Bianka. – Tak dawno nie 

jadłam nic smacznego. Może moglibyśmy zjeść te ciastka? 

–  Oczywiście  –  poprawił  się  natychmiast.  –  Przynieś  je, 

Maggie. Wybacz, Bianko. Przyzwyczaiłem się rozkazywać. 

Nicole miała ochotę wyjść. Chciała uciec od tego człowieka, 

którego kochała, a który nagle stał się jej obcy. Wstała. 

background image

 

113

–  Nie zmieszczę już deseru. Wybaczcie, ale muszę wracać 

do domu. 

Clay wstał również 
–  Nicole,  proszę,  ja  nie chciałem...  – Urwał,  spojrzawszy 

na stół, gdzie Bianka przykryła jego dłoń swoją. 

Po raz pierwszy dotknęła go z własnej woli. 
Nicole poczuła nagły spazm  bólu, widząc spojrzenie Claya. 

Wybiegła z pokoju w ciemną, chłodną noc. 

–  Clay – odezwała się Bianka. 
Gdy  tylko  Nicole  zniknęła,  zabrała  swą  dłoń,  ale  zdążyła 

zauważyć, jaką władzę ma nad nim jej dotyk. Clay budził w niej 
taką  samą  niechęć  jak  dawniej.  Miał  opiętą  koszulę  i  nie  uznał 
za stosowne włożyć fraka. Bianka nie znosiła dotyku Claya, nie 
znosiła  nawet  być  blisko  niego,  ale  gotowa  była  wiele 
wycierpieć,  by  zostać  właścicielką  tej  plantacji.  Jadąc  z  portu, 
rozglądała  się  po  zabudowaniach,  o  których  ów  okropny 
człowiek  z  łodzi  mówił,  że  należą  do  Claya.  Jadalnia  była 
bogato 

umeblowana. 

Wiedziała, 

że 

tapety 

zostały 

zaprojektowane 

pomalowane 

specjalnie 

dla 

tego 

pomieszczenia. 

Meble 

zdradzały 

swą 

wartość 

nie 

przeszkadzało  jej,  że  nie  są  liczne.  O  tak!  Jeśli  będzie  musiała 
dotykać  Claya  po  to,  by  zdobyć  ten  majątek,  zrobi  to.  Potem, 
gdy się pobiorą, każe mu się trzymać od siebie z daleka. 

Maggie  wniosła  wielką  tacę,  a  na  niej  gorące  ciastka  i 

chłodny  sernik.  Kremówki  pokryte  były  brzoskwiniowym 
lukrem. 

–  Dokąd poszła pani Armstrong? 
–  Do młyna – odrzekł zwięźle Clay. 
Maggie rzuciła  mu  podejrzliwe spojrzenie  i wyszła.  Bianka 

patrzyła  na  tacę.  Pomyślała,  że  skoro  tak  niewiele  zjadła  na 
kolację, może sobie teraz pofolgować. 

–  Czekam na wyjaśnienie. 
Kiedy  Clay  skończył  mówić,  Bianka  była  przy  drugiej 

kremówce. 

background image

 

114

–.  .A  więc  jestem  tu  niepotrzebna?  Mam  rację?  Cała  moja 

miłość do ciebie i niewygody, jakich doświadczyłam, żeby tutaj 
dotrzeć,  nie  znaczą  nic.  Clayton,  gdybyś  tylko  pozwolił  tym 
porywaczom  powiedzieć,  że  to  ty  ich  nasłałeś,  pojechałabym  z 
nimi dobrowolnie. Wiesz, że źle mi bez ciebie. 

Wygięła  lekko  usta,  starając  się  wycisnąć  z  oczu  łzy.  Były 

prawdziwe.  Myśl  o  utracie  majątku  Claya  doprowadzała  ją  do 
rozpaczy. Niech diabli porwą Nicole! Oportunistka! 

–  Proszę,  nie  mów  tak.  Tu  jest  twoje  miejsce.  I  zawsze 

było. 

Jego słowa brzmiały dziwnie, ale nie przejęła się tym. 
–  Czy  gdy  wróci  świadek  twojego  ślubu,  uzyskasz 

unieważnienie?  Nie  pozwolisz  mi  chyba  tu  mieszkać,  by 
potem... potem mnie wyrzucić? 

Uniósł dłoń. 
–  Nie. Na pewno nie. 
Bianka uśmiechnęła się do niego i wstała. 
–  Jestem bardzo zmęczona. Czy mogę teraz odpocząć? 
–  Oczywiście. 
Ujął ją pod ramię, by zaprowadzić na górę, ale wyrwała się. 
–  Gdzie  jest  służba?  Gdzie  są  pokojówki  i  lokaje?  Clay 

szedł za nią po schodach. 

–  Jest kilka kobiet, które pomagają Nicole, a właściwie jej 

pomagały,  dopóki  nie  przeniosła  się  za  rzekę,  ale  śpią  w 
pomieszczeniach przy tkalni. Nie sądziłem, że potrzeba tu lokai 
i pokojówek. 

Zatrzymała  się  u  szczytu  schodów  z  sercem  bijącym  z 

wysiłku. Uśmiechnęła się niewinnie. 

–  Ale teraz masz mnie. Wszystko się musi zmienić. 
–  Wszystko, co tylko rozkażesz – odpowiedział potulnie i 

otworzył drzwi sypialni, w której kiedyś mieszkała Nicole. 

–  Proste – oceniła Bianka – ale gustowne. 
Clay  podszedł  do  brzuchatego  sekretarzyka  i  dotknął 

porcelanowej figurki. 

–  To był pokój Beth – powiedział i odwrócił się do niej. 

background image

 

115

W oczach miał rozpacz. 
–  Clay!  –  krzyknęła,  przykładając  rękę  do  piersi.  Omal 

mnie nie przeraziłeś. 

–  Przepraszam – odrzekł szybko. – Zostawię cię samą. 
Wyszedł z pokoju. 
–  Ze wszystkich tych bezczelnych, prostackich... - zaczęła 

pod nosem i wzdrygnęła się. 

Nareszcie  się  go  pozbyła.  Rozejrzała  się  po  pokoju.  Zbyt 

skromny dla niej. Dotknęła granatowo-białej draperii. Różowe – 
pomyślała.  Przyozdobi  to  łóżko  rzędami  falbanek  z  różowego 
tiulu.  Ściany  się  pokryje  tapetą  i  nalewaną  w  kwiaty,  także 
różową. Orzechowe i jaworowe meble muszą oczywiście zostać 
stąd wyniesione. A zamiast nich ustawi się pozłacane. 

Rozebrała  się  niespiesznie  i  rzuciła  suknię  na  krzesło, 

zdenerwowała  się,  przypomniawszy  sobie  brzoskwiniowy 
jedwab  Nicole.  Kim  jest  Nicole,  żeby  nosić  jedwabie,  podczas 
gdy  ona,  Bianka  musi  się  męczyć  w  gazach  i  muślinach?  Ale 
poczekajcie,  ciemni 

mieszkańcy  kolonii, 

pokażę  wam 

prawdziwy styl! Zamówi suknie, przy których garderoba Nicole 
będzie wyglądać na tanią. 

Wśliznęła  się  w  koszulę  nocną  wyjętą  z  kufra 

przyniesionego przez Rogera i weszła do  łóżka. Materac okazał 
się  nieco  zbyt  twardy  jak  na  jej  gust.  Zasypiała,  myśląc  o 
zmianach, jakie poczyni na plantacji. Przede wszystkim dom był 
za  mały.  Dobuduje  dla  siebie  jedno  skrzydło,  żeby  nie  musiała 
ciągle spotykać się z Clayem,  gdy  się pobiorą. Zamówi  powóz. 
Lepszy nawet od tego, który ma królowa angielska. Będzie miał 
dach  oparty  na  złoconych  figurkach  aniołków.  Zasnęła 
uśmiechnięta. 

 
Clay  szybko  wyszedł  do  ogrodu.  W  sadzawce  odbijało  się 

jasne  światło  księżyca.  Clay  zapalił  długie  cygaro  i  stanął  w 
cieniu  krzewów.  Patrząc  na  Biankę,  czuł  się  tak,  jakby  widział 
ducha,  jakby wróciła Beth. Tym razem  nic mu jej nie odbierze: 
ani brat, ani śmierć. Już na zawsze będzie do niego należeć. 

background image

 

116

Rzucił cygaro i przydepnął je butem. Wytężył słuch, starając 

się pochwycić dźwięk wody  spływającej po młyńskim kole, ale 
było  za  daleko.  Nicole.  Nawet  teraz,  po  przyjeździe  Bianki, 
myślał o Nicole. Przypomniał  sobie jej uśmiech i jak przytulała 
się  do  niego  płacząc.  A  przede  wszystkim  jej  miłość...  –  do 
wszystkich.  Nie  było  na  plantacji  osoby,  której  serca  by  nie 
podbiła.  Nawet  stary,  leniwy  Jonatan  mówił  o  niej  same  dobre 
rzeczy. 

Powoli odwrócił się i poszedł do domu. 
 
Bianka  obudziła  się  dość  późno.  Wygodne  łóżko  i  dobre 

jedzenie  były  luksusem  po  wielu  godzinach  spędzonych  na 
statku. Nie miała trudności z przypomnieniem sobie, gdzie jest i 
po co. Śniła o tym przez całą noc. 

Odrzuciła  kołdrę  i  skrzywiła  się.  Doprawdy  wymagano  od 

niej  zbyt  wiele,  każąc  jej,  pani  tego  domu,  spać  w  lnianej 
pościeli.  Jedyne,  co  byłaby  w  stanie  zaakceptować,  to  jedwab. 
Wyciągnęła z  kufra  różową,  bawełnianą  suknię  i  pomyślała,  że 
to niesmacznie, że Clay zostawił ją bez pokojówki. 

Przechodząc  do  hallu  rozejrzała  się  raczej  obojętnie.  Nie 

ciekawił  jej  ten  dom.  Wystarczy,  żeby  należał  do  niej. 
Zainteresowała  się  kuchnią,  którą  wskazano  jej  poprzedniego 
wieczoru. 

Przeklinała pomysł umieszczenia jej tak daleko. Jeszcze dziś 

zadba, by przynoszono posiłki. Nie zamierzała na nie chodzić. 

Wkroczyła  do  kuchni  z  godnością  królowej.  Czuła,  że  sen 

się  spełnia.  Zawsze  wiedziała,  że  urodziła  się  po  i  o,  by 
rozkazywać.  Ten  idiota,  jej  ojciec,  śmiał  się,  gdy  domagała  się 
odzyskania 

majątku 

Malesonów. 

Oczywiście 

plantacja 

Armstrongów  nigdy  nie  będzie  mogła  równać  się  angielskim 
siedzibom szlacheckim. Jak Ameryka mogłaby się porównywać 
z Anglią? 

–  Dzień dobry – powitała ją grzecznie Maggie, otrzepując 

ręce  unurzane  w  mące  po  łokcie.  Przygotowywała  ciasto  na 
obiad. – Czy mogę w czymś pomóc? 

background image

 

117

Kuchnia  kipiała  życiem.  Jedna  z  pomocnic  pilnowała 

garnków  stojących  na  płycie.  Jakiś  chłopczyk  leniwie  obracał 
mięso  na  ruszcie.  Inna  kobieta  ucierała  ciasto  w  drewnianej 
misie, podczas gdy dwie dziewczyny kroiły całą górę warzyw. 

–  Tak  –  odpowiedziała  ostro  Bianka.  Wiedziała  z 

doświadczenia, że służbę najlepiej od razu ustawić. 

–  Życzyłabym  sobie,  żebyś  ty  i  cała  służba  ustawiała  się 

w szeregu i czekała na moje polecenia. Od dziś macie przerywać 
pracę,  gdy  wchodzę  do  kuchni,  i  okazywać  mi  należyty 
szacunek. 

Sześć  osób  istotnie  przerwało  pracę  i  patrzyło  na  Biankę  z 

szeroko otwartymi ustami. 

–  Słyszeliście?! – krzyknęła Bianka. 
Powoli,  z  ociąganiem  stanęli  pod  wschodnią  ścianą. 

Wszyscy oprócz Maggie. 

–  A kim pani jest, żeby nam rozkazywać? 
–  Nie  muszę  odpowiadać  na  twoje  pytania.  Służba 

powinna znać  swoje  miejsce.  Taka  służba,  która chce utrzymać 
swoją  pracę  –  zagroziła.  Starała  się  zignorować  wyzywające 
spojrzenie  Maggie  i  fakt,  że  nie  posłuchała  rozkazu  ustawienia 
się w szeregu. – Chciałabym pomówić o jedzeniu wychodzącym 
z tej kuchni. Sądząc po   »j  wczorajszej kolacji, jest zbyt mdłe. 
Trzeba mu więcej  I sosów. Na przykład polewa do szynki była 
wyśmienita,  i 

–  Uśmiechnęła  się,  wierząc,  że  pochwała  osłodzi  im  ten 

dzień. – Ale powinno jej być więcej. 

–  Polewy? – zapytała Maggie. – Przecież to czysty cukier. 

Czy mam przynosić całą miskę lukru? 

Bianka posłała jej miażdżące spojrzenie. 
–  Nie proszę o komentarze. Jesteście tu po to, by spełniać 

moje  życzenia.  Śniadanie  będzie  podawane  w  jadalni 
punktualnie o jedenastej. Ma być dzbanek czekolady: trzy części 
śmietany na jedną część mleka. Chciałabym więcej tych ciastek, 
które jadłam wczoraj wieczorem. Do obiadu należy nakrywać na 
wpół do pierwszej. 

background image

 

118

–  I  wytrzyma  pani  tak  długo  tylko  o  tych  kilku  tuzinach 

ciastek?  –  zapytała  złośliwie  Maggie,  zdejmując  fartuch,  który 
następnie rzuciła na stół. – Idę porozmawiać z Clayem, żeby się 
dowiedzieć, kim pani jest –  powiedziała mijając Biankę. 

–  Jestem  panią  tej  plantacji  –  ostrzegła  Bianka,  prostując 

się. – Jestem twoją panią. 

–  Pracuję dla Claya  i  jego  żony,  którą, dzięki Bogu,  pani 

nie jest. 

–  Ty krnąbrna kobieto! Dopilnuję, by Clay cię wyrzucił. 
–  Może  nie  zdążyć  –  skwitowała  to  Maggie,  ruszając  w 

stronę pól. 

Odnalazła Claya w suszarni pełnej długich liści tytoniu. 
–  Chcę 

panem 

porozmawiać! 

– 

stwierdziła 

kategorycznie. 

Pracując od lat u Armstrongów, Maggie nigdy nie sprawiała 

im  kłopotu.  Była  raczej  otwarta  i  często  jej  rady  dotyczące 
usprawnienia pracy na plantacji, okazywały się użyteczne, a już 
jej skargi były zawsze uzasadnione. 

Clay bezskutecznie usiłował zetrzeć z rąk czarny, tytoniowy 

sok. 

–  Coś cię zdenerwowało? Znów zatkał się komin? 

Tym  razem  to  coś  więcej  niż  komin.  Kim  jest  ta 

kobieta? 

Clay znieruchomiał i popatrzył na nią. 
–  Przyszła dziś rano do kuchni  i zażądała, by wszyscy jej 

usługiwali.  Chce  jeść  śniadanie  w  jadalni.  Uważa,  że  jest  za 
dobra na to, by jeść w kuchni jak wszyscy. 

Clay ze złością odrzucił brudną szmatę. 
–  Byłaś  w  Anglii.  Wiesz,  że  ludzie  szlachetnie  urodzeni 

nie  jadają  w  kuchni.  Robi  tak  wielu  właścicieli  plantacji.  Nie 
wygląda to na dziwną prośbę. Wszystkim nam przyda się lekcja 
dobrych manier. 

–  Prośba! – syknęła Maggie. – Ta kobieta nawet nie wie, 

co to słowo oznacza! – Urwała, a potem mówiła już spokojniej. 
–  Clay,  kochanie,  znam  pana  od  dziecka.  Co  pan  wyprawia? 

background image

 

119

Ożenił  się  pan  z  najsłodszą  istotą,  jaka  się  kiedykolwiek 
urodziła,  a  ona  uciekła  stąd  i  mieszka  po  drugiej  stronie  rzeki. 
Teraz  sprowadza  pan  do  domu  jakąś  diablicę,  która  jest 
lustrzanym  odbiciem  Beth.  –  Położyła  mu  rękę  na  ramieniu.  – 
Wiem, że kochał pan ich oboje, ale ich nie można wskrzesić. 

Popatrzył  na  nią.  Przez  chwilę  na  jego  twarzy  malował  się 

jeszcze większy gniew. Odwrócił się. 

–  Pilnuj  swoich  spraw.  I  rób  wszystko,  czego  zechce 

Bianka. 

Odszedł  z  wysoko  podniesioną  głową  i  kapeluszem 

wciśniętym głęboko na czoło, by ukryć pełne bólu spojrzenie. 

Późnym popołudniem Bianka opuściła Arundel Hall. 
  
Spędziła wiele godzin rozmawiając z robotnikami, dając im 

rady, ale nigdzie nie okazano jej należytego szacunku. Zarządca 
Anders  wyśmiał  jej  pomysł  zrobienia  powozu.  Powiedział,  że 
drogi  w  Wirginii  są  tak  fatalne,  że  połowa  ludzi  nie  ma 
powozów, a już na pewno nikt nie ma złotych aniołków. Dodał, 
że  wszystkie  podróże  odbywane  są  drogą  wodną.  Przynajmniej 
nie  śmiał  się  z  listy  tkanin,  jakie  mu  poleciła  kupić.  Otworzył 
tylko szeroko oczy. 

–  Chce 

pani 

różowe, 

jedwabne 

prześcieradła 

monogramem? 

Poinformowała go, że wszystkie najlepsze rodziny w Anglii 

mają właśnie taką pościel.  Zignorowała  jego  uwagę,  że nie  jest 
w Anglii. 

Wszędzie  słyszała  imię  Nicole.  Nicole  pomagała  w 

ogrodzie.  Bianka  skrzywiła  się.  Dlaczego  ta  Francuzka  nie 
miałaby  tego  robić?  Była  tylko  jej  służącą  i  nie  posiadała 
utytułowanych przodków jak ona. 

Po  jakimś  czasie  miała  tego  dość.  Denerwowało  ją  też,  że 

wszyscy nazywają tę małą Nicole panią tego majątku. Poszła na 
brzeg  rzeki,  żeby  przeprawić  się  do  młyna.  Zamierzała 
poinformować Nicole, kto tu rządzi. 

background image

 

120

Roger  przewiózł  ją  na  drugą  stronę  i  rozgniewał  swoim 

zuchwalstwem.  Zakomunikował  bowiem  Biance  bez  ogródek, 
że nie chce z nią już mieć do czynienia. 

Bianka  musiała  pokonać drewniane  stopnie  łączące pomost 

z  brzegiem,  a  potem  stromą  ścieżkę  prowadzącą  do  domu. 
Górna połowa drzwi była otwarta i zobaczyła wewnątrz wysoką 
kobietę  pochylającą  się  nad  wielkim  kominkiem.  Stanęła  w 
progu. 

–  Gdzie jest Nicole? – zapytała głośno. 
Janie  wyprostowała  się  i  spojrzała  na  nią.  Nicole  wróciła 

wczoraj bardzo wcześnie. Janie udało się z niej wyciągnąć tylko 
tyle,  że  przyjechała  Bianka.  Choć  nie  powiedziała  ani  słowa 
więcej,  jej  twarz  zdradzała  wszystko,  a  oczy  pełne  były 
głębokiego  smutku.  Dziś  zabrała  się  jak  zwykle  do  pracy,  ale 
Janie zorientowała się, że jej przyjaciółka czyni to bez zwykłego 
u niej zapału. 

–  Chce pani  wejść? – spytała. – Pani pewnie jest Bianką. 

Właśnie robię herbatę. Może przyłączy się pani do nas? 

Bianka rozejrzała się z niesmakiem po izbie. Nie dostrzegła 

nic  ładnego  w  gipsowych  ścianach,  skośnie  opadającym  dachu 
czy  kołowrotku  stojącym  przy  kominku.  Dla  niej  to  była  nora. 
Zanim usiadła, strzepnęła palcami niewidoczny kurz z krzesła. 

–  Proszę mi  sprowadzić Nicole. Powiedz jej, że czekam  i 

nie mam zbyt wiele czasu. 

Janie  postawiła  czajnik  na  stole.  Taka  więc  jest  piękna 

Bianka,  dla  której  oszalał  Clay.  Kobieta o  bezbarwnej  twarzy  i 
powiększającym się w przerażającym tempie ciele. 

–  Nicole jest zajęta. Przyjdzie, gdy będzie mogła. 
–  Dość  już mam zuchwalstwa sług  Claya. Ostrzegam cię, 

że jeśli... 

–  Jeśli co, moja pani? Niech się pani dowie, że pracuję dla 

Nicole, a nie dla Claya – skłamała. – A poza tym... 

–  Janie! – rzuciła od progu Nicole. Przeszła przez pokój. – 

Mamy  gościa  i  musimy  być  uprzejme.  Czy  ma  pani  ochotę  na 

background image

 

121

coś  słodkiego,  Bianko?  Ze  śniadania  zostało  kilka  chrupiących 
bułeczek. 

Bianka  nie  odpowiedziała,  a  Janie  mruknęła  coś  o  tym,  że 

sądząc z wyglądu, Bianka mogłaby zjeść całe ziarno we młynie. 

Ta  zaś  sączyła  herbatę  i  jadła  delikatne,  słodkie  bułeczki  z 

taką miną, jakby się do tego zmuszała. 

–  A  więc  to  tu  mieszkasz?  Nieco  upokarzające,  prawda? 

Clayton  z  pewnością  pozwoliłby  ci  zostać  na  plantacji.  Może 
jako pomocy kuchennej... 

Nicole położyła rękę na ramieniu Janie, żeby ją uspokoić. 
–  Z  własnej  woli  opuściłam  Arundel Hall.  Chciałam  móc 

się  utrzymać  sama.  Gdy  dowiedziałam  się  o  młynie,  pan 
Armstrong był na tyle grzeczny, że mi go podarował. 

–  Podarował!  –  wybuchnęła  Bianka.  –  Chcesz  przez  to 

powiedzieć,  że  miał  go  kiedyś  i  tak  po  prostu  ci  go  oddał?  Po 
tym wszystkim, co jemu i mnie zrobiłaś? 

–  Chciałabym  wiedzieć,  co  ona  pani  zrobiła  –  nie 

wytrzymała Janie. – Wydawało mi się, że Nicole jest niewinna. 

–  Niewinna!  Skąd  dowiedziałaś  się,  że  Clayton  jest 

bogaty? 

–  Nie rozumiem. 
–  A  dlaczego  tak  łatwo  zgodziłaś  się  pojechać  z 

porywaczami?  Dosłownie  wskoczyłaś  na  tego  konia.  I  jak 
zmusiłaś  kapitana,  by  udzielił  ci  ślubu  z  moim  narzeczonym? 
Czy  posłużyłaś  się  swoim  małym,  chudym  ciałkiem,  żeby  go 
uwieść? Wy, z nizin społecznych, zawsze tak robicie. 

–  Janie, nie! – powiedziała ostro Nicole, a potem zwróciła 

się do Bianki. – Lepiej, żeby pani już sobie poszła. 

Bianka wstała, uśmiechając się lekko. 
–  Chciałam  cię  tylko  ostrzec.  Arundel  Hall  jest  mój. 

Plantacja Armstrongów jest moja i nie chcę, byś mi wchodziła w 
drogę.  Już  dość  mi  zabrałaś  i  nie  zamierzam  ci  dać  nic  więcej. 
Trzymaj się z daleka od tego co moje. 

–  A Clay? –  zapytała spokojnie Nicole.  –  On też do pani 

należy? 

background image

 

122

Bianka wydęła usta. 
–  Ach  to  tak?  Owszem,  do  mnie.  Do  mnie  to  mało. 

Wyłącznie  do  mnie.  Gdybym  mogła  dostać  te  pieniądze  bez 
niego,  zrobiłabym  to.  Ale  to  niemożliwe.  Powiem  ci  jeszcze 
jedno. Nawet gdy będę się mogła go pozbyć, dopilnuję, żebyś ty 
go nie dostała. Przez ciebie spadają na mnie same nieszczęścia i 
prędzej  umrę,  niż  oddam  ci  cokolwiek.  –  Uśmiechnęła  się 
szeroko.  –  Pewnie  boli  cię,  że  on  na  mnie  tak  patrzy?  Tu  go 
mam. 

Wyciągnęła  swą  pulchną,  białą  dłoń  i  powoli  zacisnęła 

pięść. Z uśmiechem wyszła z domu, zostawiając za sobą otwarte 
drzwi. 

Janie  usiadła  przy  stole  obok  Nicole.  Czuła  się  lak,  jakby 

przez cały dzień przetaczała młyńskie kamienie. 

–  To  po  takiego  anioła  wysłał  mnie  Clay  do  Anglii?  -

potrząsnęła  głową  z  niedowierzaniem.  –  Ciekawe,  czy  urodził 
się kiedykolwiek mężczyzna, który znałby  się na kobietach. Co 
on, do licha, w niej widzi? 

Nicole patrzyła w otwarte drzwi. Nie cierpiałaby tak bardzo, 

gdyby  straciła  Claya  dla  kobiety,  która  go  kocha,  ale  widok 
Bianki  ranił  boleśnie  jej  serce.  Wcześniej  czy  później  Clay 
odkryje,  jaką  kobietą  jest  jego  wybranka,  ale  wtedy  będzie  już 
za późno. 

Do domu wpadły bliźnięta. 
–  Kim jest ta gruba pani? – zapytał Alex. 
–  Alex!  –  krzyknęła  Nicole,  ale  nie  mogła  utrzymać 

groźnej  miny,  zaś  Janie  wybuchnęła  śmiechem.  Nicole  starała 
się  zachować  powagę.  –  Nie  można  mówić  o  kimś,  że  jest 
gruby. 

–  Nawet jeśli taki jest? 
Śmiech  Janie  był  zaraźliwy.  Nicole  postanowiła  nie 

poruszać problemu tuszy Bianki. 

–  Jest gościem stryja Claya – powiedziała w końcu. 
Dzieci  wymieniły  porozumiewawcze  spojrzenia,  a  potem 

odwróciły się i pędem wybiegły na ścieżkę. 

background image

 

123

–  Jak myślisz, dokąd one poszły? – zapytała Janie. 
–  Pewnie  chcą  się  przedstawić.  Od  czasu,  gdy  Ellen 

Backes  nauczyła  je kłaniać  się  i  dygać,  starają  się wykorzystać 
każdą okazję. 

Popatrzyły na siebie i szybko wyszły z domu. Nie ufały ani 

Biance, ani dzieciom. 

Przyszły  akurat  w  chwili,  gdy  Alex  skłonił  się  nisko  przed 

Bianką.  Stali  na  brzegu  rzeki.  Biance  spodobały  się  sztywne 
maniery dzieci, mimo że ich twarze i ubrania były nieco brudne. 
Mandy stała obok brata, uśmiechając się dumnie. 

Nagle  Alex  stracił  równowagę  i  żeby  nie  wpaść  do  wody, 

chwycił  najbliższą  sobie  rzecz,  to  jest  suknię  Bianki.  Materiał 
rozdarł się na szwie, pozostawiając wielką, ziejącą dziurę. 

–  Ty  wstrętna,  mała  bestio!  –  krzyknęła  Bianka  i  zanim 

ktokolwiek zdążył zareagować, mocno uderzyła Alexa w twarz. 

Chłopiec  zachwiał  się,  chwilę  przebierał  w  powietrzu 

rękoma,  po  czym  upadł  do  tyłu  do  rzeki.  Nicole  rzuciła  mu  się 
na pomoc. Wypłynął i uśmiechnął się, widząc jej przerażenie. 

–  Stryjek Clay mówi, że nie powinno się pływać w butach 

–  powiedział,  usiadł  na  brzegu  i  zaczął  rozwiązywać  swoje 
trzewiki.  Popatrzył  przy  tym  na  przemoknięte  pantofle  stojącej 
w wodzie Nicole. 

Uśmiechnęła się do niego i wyszła na suchy ląd. Serce nadal 

biło jej mocno. 

Podczas  gdy  uwaga  Janie  i  Nicole  skupiła  się  na  Alexie, 

Mandy  przyglądała  się  obcej  kobiecie.  Nie  znosiła  nikogo,  kto 
podniósł  rękę  na  jej  brata.  Zbliżyła  się  do  Bianki,  wbiła 
obcasami w grunt. Popchnęła ją raz a mocno i błyskawicznie się 
cofnęła. 

Wszyscy  odwrócili  się,  usłyszawszy  okrzyk  przerażenia. 

Brak  kondycji  i  słabość  mięśni  sprawiły,  że  Bianka  spadała 
powoli,  ciężko.  Jej  tłuste,  rozcapierzone  palce  bezskutecznie 
usiłowały chwycić powietrze. 

Gdy  uderzyła  o  powierzchnię  wody,  fala  zakryła  pomost. 

Mandy była zachwycona. Miała mokrą z przodu sukienkę, z rzęs 

background image

 

124

i nosa dziewczynki kapała woda. Uśmiechała się triumfalnie do 
brata. Janie znowu się roześmiała. 

–  Przestańcie! – rozkazała Nicole głosem zdradzającym  z 

trudem hamowany śmiech. 

Bianka  wyglądała  prześmiesznie.  Nicole  podeszła  do 

pomostu, reszta podążyła za  nią.  Bianka powoli  gramoliła  się z 
wody.  Była  cała  mokra,  mimo  że  woda  sięgała  jej  ledwie  do 
kolan.  Jasne  włosy  przykleiły  się  prostymi,  cienkimi  pasmami 
do  twarzy.  Po  pracowicie  zakręcanych  żelazkiem  lokach  nie 
pozostał  nawet  ślad.  W  oblepiającej  ciało  sukni  wyglądała  tak, 
jakby  była  naga.  Utyła  bardziej,  niż  to  dawało  się  przedtem 
zauważyć.  Jej  uda  i  biodra  zrobiły  się  prawie kwadratowe,  a w 
miejscu,  gdzie  się  powinna  znajdować  talia,  widniał  szeroki 
zwał tłuszczu. 

–  Ależ  ona  jest  gruba!  –  westchnął  Alex,  rozszerzając 

oczy ze zdumienia. 

–  Nie  stójcie  tak!  Wyciągnijcie  mnie  stąd!  –  zażądała 

Bianka. – Ugrzęzłam w błocie. 

–  Chyba  trzeba  zawołać  mężczyzn  –  zauważyła  Janie.  – 

Nie jesteśmy dość silne, żeby wyciągnąć tego wieloryba. 

–  Cicho! –  zgasiła  ją Nicole  i  wzięła z  łodzi  wiosło.  Ona 

nie  lubi  mężczyzn.  Trzymaj,  Bianko.  Chwyć się  lego,  proszę,  a 
ja  i  Janie  cię  wyciągniemy.  Janie  posłusznie  chwyciła  koniec 
wiosła. 

–  A ja myślę, że ta kobieta lubi tylko samą siebie. 
Wyciągnięcie Bianki z błota okazało się pracą nie lada. Nie 

była silna, za to duża i ciężka. Gdy stanęła na brzegu, zza drzew 
wyłonił się Roger, który  musiał  stać lam  już od  jakiegoś czasu. 
Gdy  pomagał  Biance  wsiąść  do  łódki  i  dziarsko  zabrał  się  do 
wiosłowania, oczy mu błyszczały. 

 
 
 
 

background image

 

125

 

Godzinę  przed  zachodem  słońca  Clay  stał  nachylony  nad 

pniem  starego  drzewa  i  zakładał  łańcuchy  na  jego  potężne 
korzenie,  kiedy  w  oddali  pojawił  się  jeździec.  Clay  był 
zmęczony, bolały go wszystkie mięśnie. Już od wielu dni ciężko 
pracował, nie pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. 

Zaczepiwszy  wreszcie  wszystkie  łańcuchy  wokół  pnia, 

przymocował je do uprzęży dużego perszerona. Koń zapadał się 
w ziemię, spod jego potężnych kopyt wylatywały grudki  błota i 
kępki  trawy,  kiedy  posłuszny  rozkazowi  pana  usiłował 
wyciągnąć  drzewo.  Po  pewnym  czasie  pień  drgnął  i  zaczął 
wychodzić z ziemi. 

Clay  wyciągnął  długą  siekierę  i  odrąbywał  korzenie.  Gdy 

uporał  się  z  pniakiem,  poprowadził  konia  wlokącego  za  sobą 
drzewo na skraj karczowiska. Odczepił  łańcuchy i położył je na 
ziemi. 

–  Dobra  robota  –  odezwał  się  przybysz.  –  Dawno  nie 

widziałem  nic  równie  porywającego.  No,  może  z  wyjątkiem 
tancerek w Filadelfii. Ale one miały znacznie lepsze nogi. 

Clay spojrzał ostro, ale po chwili się uśmiechnął. 
–  Wesley! Kopę lat! Co słychać? Zebraliście już tytoń? 
Wes  Stanford  zeskoczył  z  konia,  przeciągnął  się.  Nie 

dorównywał  wzrostem  Clayowi,  ale  był  masywny,  z  potężnym 
torsem i mocno umięśnionymi udami. Miał gęste, ciemne włosy 
i  bardzo  ciemne  oczy,  w  których  często  pojawiały  się  iskierki 
śmiechu. Wzruszył ramionami. 

–  Znasz Travisa. Uważa, że sam  jeden poradziłby sobie z 

całym  światem.  Dlatego  pozwoliłem  mu,  by  zarządzał  jego 
drobną cząstką. 

–  Znowu się pokłóciliście? 
Wes uśmiechnął się szeroko. 
–  Travis nawet diabłu by radził, jak kierować piekłem. 

background image

 

126

–  A diabeł niewątpliwie by go posłuchał. 
Mężczyźni spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem. 
Mieszkali  w  sąsiedztwie,  przyjaźnili  się  od  wielu  lat.  Obaj 

byli  młodszymi  braćmi  i  to  stanowiło  początek  ich  przyjaźni. 
Clay  zawsze  pozostawał  w  cieniu  Jamesa,  zaś  Wesley  musiał 
sobie  radzić  z  Travisem.  Ilekroć  Clay  miał  do  czynienia  z 
Travisem,  zawsze  dziękował  Bogu  za  Jamesa.  Nie  zazdrościł 
Wesowi brata. 

–  A dlaczego sam karczujesz swoje pola? – spytał Wes. – 

Czyżbyś już nie miał nikogo do pracy? 

–  Gorzej – odparł  Clay, ocierając chustką pot z twarzy.  – 

Mam kłopoty z kobietami. 

–  A  więc  to  tak  –  uśmiechnął  się  Wes.  –  W  sam  raz  coś 

dla  mnie.  Chcesz  pogadać?  Przywiozłem  wódkę,  mamy  dla 
siebie całą noc. 

Clay  usiadł  na  ziemi,  opierając  się  o  drzewo  i  wziął  z  rąk 

Wesa, który spoczął obok, dzban mocnego trunku. 

–  Kiedy  pomyślę,  co  się  wydarzyło  w  moim  życiu  w 

ciągu  ostatnich  kilku  miesięcy,  to  sam  nie  wiem,  jakim  cudem 
jeszcze żyję. 

–  Pamiętasz  to  straszne  lato,  kiedy  była  taka  wielka 

susza? Wtedy spłonęły ci trzy pola tytoniu i padła połowa krów. 
Jak to teraz ma się do tamtego? 

–  Niebo a ziemia. Wtedy chodziłem wypoczęty. 
–  Niedobrze  –  stwierdził  z  powagą  Wes.  –  Napij  się 

jeszcze trochę i powiedz, co się stało. 

Wesa zachwycił plan porwania Bianki i ślubu na morzu. 
–  I co się stało, kiedy przypłynęła? 
–  Nie  przypłynęła.  A  przynajmniej  nie  z  Janie  na  statku 

pocztowym. 

–  Mówiłeś  przecież,  że  zapłaciłeś  kapitanowi  za 

przeprowadzenie ceremonii? 

–  Toteż  mnie  ożenił,  jak  mu  kazałem.  Ale  nie  z  Bianką. 

Porywacze przywieźli inną kobietę. 

background image

 

127

Wes z rozszerzonymi oczami i otwartymi ustami wpatrywał 

się w przyjaciela. Dopiero po chwili odzyskał mowę. 

–  To  znaczy,  że  pojechałeś  po  swoją  oblubienicę,  a  na 

miejscu okazało się, że ożenili cię z kobietą, której w życiu  nie 
widziałeś na oczy? 

Claya ponure skinienie głową sprawiło, że Travis pociągnął 

jeszcze łyk. 

–  Jak wyglądała? Pewnie jakaś wiedźma, co? 
Clay odchylił głowę i zapatrzył się w niebo. 
–  Drobniutka,  Francuzka.  Ma  ciemne  włosy,  olbrzymie, 

brązowe  oczy  i  najwspanialsze  usta,  jakie  kiedykolwiek 
widziałem. A figurę taką, że za każdym razem, kiedy przechodzi 
przez pokój, ręce mi się pocą. 

–  No to czym się martwisz? Powinieneś skakać z radości. 

Chyba że jest głupia albo złośliwa. 

–  Ani  jedno,  ani  drugie.  Jest  wykształcona,  inteligentna, 

nie  boi  się  pracy.  Bliźnięta  za  nią  przepadają,  a  wszyscy  na 
plantacji wprost ją uwielbiają. 

Wes napił się jeszcze trochę. 
–  To w czym problem?  Aż mi się nie chce wierzyć, że to 

taka chodząca doskonałość. Musi mieć jakąś wadę. 

–  Poczekaj,  jeszcze  nie koniec – stwierdził Clay, sięgając 

po  dzbanek.  –  Kiedy  tylko  się  dowiedziałem  o  tym 
niefortunnym  małżeństwie,  napisałem  do  Bianki  i  wszystko 
wyjaśniłem. 

–  Bianka, to ta kobieta, z którą chciałeś się ożenić? Jak to 

przyjęła? Nie sądzę, żeby była uszczęśliwiona, że się ożeniłeś z 
kimś innym. 

–  Bardzo  długo  nie  odpisywała.  A  ja  spędzałem  coraz 

więcej czasu z Nicole, moją oficjalną żoną. 

–  Tylko oficjalną, nic poza tym? 
–  Nic.  Postanowiliśmy  wystąpić  o  unieważnienie  ślubu, 

ale potrzebny był świadek, który by potwierdził, że małżeństwo 
zostało  zawarte  pod  przymusem,  lecz  jedyny  człowiek,  który 
mógł to zrobić, właśnie wypłynął do Anglii. 

background image

 

128

–  Więc  zostałeś  zmuszony  do  spędzania  czasu  w 

towarzystwie  pięknej,  czarującej  żony.  Biedaczek.  Twoje  życie 
musiało zmienić się w piekło. 

Clay nie zareagował na docinki Wesa. 
–  Po  pewnym  czasie  przekonałem  się,  jak  wartościową 

kobietą  jest  Nicole.  Postanowiłem  zaproponować  jej  układ. 
Gdyby Bianka po przeczytaniu  mojego  listu uznała, że nie chce 
mieć  ze  mną  nic  wspólnego,  chętnie  pozostanę  mężem  Nicole. 
Ostatecznie wobec Bianki miałem wcześniejsze zobowiązania. 

–  Uczciwe postawienie sprawy. 
–  Też  mi  się  tak  wydawało.  Ale  Nicole  była  innego 

zdania.  Wrzeszczała  na  mnie  pół  godziny.  Stwierdziła,  że  nie 
pozwoli się żadnemu  mężczyźnie traktować jak zapchajdziura  i 
że...  już  sam  nie  pamiętam.  Niewiele  z  tego  zrozumiałem. 
Wiedziałem  tylko,  że  nie  była  zbyt  zadowolona.  Tej  samej 
nocy... – umilkł. 

–  Mów  dalej.  Dawno  nie  słyszałem  czegoś  równie 

pasjonującego. 

–  Tej samej  nocy – podjął Clay  – spała w pokoju Beth, a 

ja  się  położyłem  w  sypialni  Jamesa.  Dlatego  natychmiast 
usłyszałem  jej  krzyk.  Musiała  się  czegoś  śmiertelnie 
przestraszyć,  więc  dałem  jej  sherry  i  pociągnąłem  trochę  za 
język.  –  Zasłonił  dłońmi  oczy.  –  Przeszła  przez  prawdziwe 
piekło.  Francuscy  rewolucjoniści  zaciągnęli  jej  rodziców  na 
gilotynę,  spalili  jej  dom,  potem  zabili  dziadka.  Widziała,  jak 
obnosili  na  kiju  jego  ściętą  głowę.  Wes  skrzywił  się  z 
niesmakiem. 

–  A następnego dnia? 
Nie chodzi o to, co się wydarzyło następnego dnia. Chodzi o 

to, co się stało tej nocy – pomyślał  Clay. Od tej pory nie sypiał 
po  nocach,  przypominając  sobie,  jak  wtedy  tulił  Nicole  w 
ramionach, kochał się z nią. 

–  Następnego dnia odeszła – powiedział spokojnie.  – Nie 

tyle  ode  mnie,  co  z  mojego  domu.  Przeniosła  się  do  starego 
młyna za rzeką. Teraz nim zarządza i świetnie sobie z tym radzi. 

background image

 

129

–  A ty chcesz, żeby wróciła? 
Clay milczał. Wes potrząsnął głową. 
–  Mówiłeś,  że  masz  kłopoty  z  kobietami,  a  nie  kobietą. 

Co jeszcze się stało? 

–  Kiedy  Nicole  zadomowiła  się  we  młynie,  pojawiła  się 

Bianka. 

–  Jaka ona jest? 
Clay  nie wiedział,  co  odpowiedzieć.  Już  od dwóch tygodni 

mieszkała pod jego dachem, ale na dobrą sprawę prawie w ogóle 
jej  nie  znał.  Rano,  kiedy  wychodził,  jeszcze  spała,  a  kiedy 
wracał  była  już  w  łóżku.  Co  prawda  Anders  napomknął  parę 
razy, że Bianka wydaje za dużo pieniędzy, ale Clay  nie zwrócił 
uwagi na narzekania zarządcy. W końcu stać go na to, by kupić 
swojej przyszłej żonie kilka sukien. 

–  Nie  wiem.  Wtedy,  w  Anglii,  zakochałem  się  w  niej  od 

pierwszego  wejrzenia.  I  ciągle  ją  kocham.  Jest  piękna, 
rozkoszna, wdzięczna i dobra. 

–  Zdaje  się,  że  już  mnóstwo  o  niej  wiesz.  W  takim  razie 

podsumujmy. Jesteś mężem niezwykłej kobiety, a równocześnie 
kochasz inną, równie wspaniałą istotę. 

–  Mniej więcej – uśmiechnął się Clay. – W twoich ustach 

to brzmi jak coś godnego pozazdroszczenia. 

–  Znam gorsze sytuacje. Na przykład smutną dolę starego 

kawalera, takiego jak ja. 

Clay prychnął niecierpliwie. Wes nie mógł narzekać na brak 

kobiet w swoim życiu. 

–  Powiem  ci,  co  zrobię  –  stwierdził  z  uśmiechem  Wes, 

klepiąc  przyjaciela  w  kolano.  –  Obejrzę  je  obie  i  którąś  sobie 
wezmę. Możesz zatrzymać tę, której  nie zechcę,  i w ten sposób 
nie będziesz musiał wybierać. 

Żartował,  ale  Clay  nawet  się  nie  uśmiechnął.  Wes 

zmarszczył  brwi.  Chciał  żeby  jego  przyjaciel  przestał  się 
zamartwiać. 

–  Głowa do góry, Clay, jakoś to się rozwiąże. 

background image

 

130

–  Nie  wiem  –  odparł  Clay.  –  Ostatnio  niczego  już  nie 

jestem pewien. 

Wes  wstał  i  potarł  kark  w  miejscu,  gdzie  weszła  mu 

drzazga. 

–  Czy  Nicole  nadal  mieszka  we  młynie?  Jak  sądzisz, 

mogę się z nią spotkać? 

Dostrzegł nagły błysk w oczach Claya. 
–  Oczywiście. Jest z nią Janie. Jestem pewny, że przyjmą 

cię z otwartymi  ramionami.  Zdaje  się,  że Nicole  prowadzi  dom 
otwarty. 

W jego głosie zabrzmiała nutka niechęci. 
Wes  obiecał,  że  przyjedzie  później  do  Arundel  Hall,  żeby 

skosztować  smakołyków  Maggie.  Potem  wsiadł  na  konia  i 
ruszył w stronę tamy. Jechał powoli znajomą ścieżką, żeby sobie 
wszystko  przemyśleć.  Tyle  czasu  się  nie  widzieli,  spotkanie  z 
Clayem  było  dla  niego  wstrząsem.  Wes  miał  wrażenie,  że 
rozmawia  z  kimś  obcym.  Jako  chłopcy  obaj  wspólnie  spędzali 
większość  czasu.  Potem  wybuchła  epidemia  cholery,  która 
zabrała  rodziców  Claya  i  ojca  Wesa.  Matka  zmarła  wkrótce 
potem.  Obie  rodziny  połączyło  wspólne  nieszczęście.  Zdarzały 
się  długie  okresy  niewidzenia,  kiedy  mężczyźni  pracowali  na 
swoich  plantacjach,  wszyscy  czterej  starali  się  jednak  spotykać 
jak najczęściej. 

Wes  uśmiechnął  się  na  wspomnienie  przyjęcia  w  Arundel 

Hall, kiedy on  i Clay  mieli  po szesnaście lat. ' | Założyli  się, że 
każdy  podbije  serce  jednej  z  czarujących  i  bliźniaczek 
Cantonów i namówi wybrankę na spacer po ogrodzie. Obaj  bez 
trudu  wygrali,  ale  Travis  dowiedział  się  o  całej  sprawie,  złapał 
ich za karki i wrzucił do sadzawki. 

Gdzie  się  podział  tamten  Clayton?  –  zastanawiał  się  Wes. 

Claya, którego znał, ta absurdalna sytuacja z dwiema kobietami 
tylko  by  rozśmieszyła.  Nie  namyślając  się  długo,  chwyciłby 
wybrankę  i  zaniósł  do  sypialni.  Mężczyzna,  który  zaplanował 
porwanie Angielki, owszem, to był człowiek, jakiego znał Wes. 

background image

 

131

Ale Clay, zachowujący się tak, jakby się bał wrócić do domu, to 
ktoś zupełnie inny, obcy. 

Wes zatrzymał się przy drzewie obok tamy, zsiadł z konia i 

rozkulbaczył  go.  Podejrzewał,  że  źródłem  kłopotów  Claya  jest 
Francuzka.  Clay  wspomniał  coś,  że  pracowała  u  Bianki  –  na 
pewno  była  jej  służącą.  Postanowiła  złowić  bogatego 
Amerykanina, dlatego w jakiś sposób przekonała porywaczy, że 
jest  Bianką,  a  teraz  pewnie  szantażuje  Claya,  więc  jego 
przyjaciel  nie  może  uzyskać  unieważnienia  małżeństwa.  Na 
razie udało jej się zdobyć młyn i trochę ziemi. 

A  co  z  Bianką?  Wes  na  myśl  o  biedaczce  poczuł  litość. 

Przypłynęła  aż  do  Ameryki  z  nadzieją,  że  poślubi  swego 
ukochanego,  a  tu  się  okazało,  że  na  jej  miejscu  jest  już  ktoś 
inny. 

Przywiązał  konia,  wsiadł  do  łódki  i  przeprawił się na drugi 

brzeg.  Dość  dobrze  znał  te  okolice,  w  dzieciństwie  młyn  był 
jego  ulubioną  kryjówką  i  miejscem  zabaw.  Uśmiechnął  się  na 
widok 

bliźniąt, 

które 

przykucnąwszy, 

zafascynowane 

obserwowały znudzoną, nieruchomą ropuchę. 

–  A wy co tutaj robicie? – spytał groźnie. 
Dzieci  najpierw  podskoczyły,  potem  się  odwróciły  i  z 

uśmiechem spojrzały na Wesa. 

–  Wujek Wes! – powitały przyszywanego wujka. 
Wdrapały  się  na  brzeg,  gdzie  Wes  czekał  z  otwartymi 

ramionami. 

Chwycił  ich  oboje  w  pasie  i  okręcał,  a  dzieci  chichotały 

radośnie. 

–  Tęskniliście za mną? 
–  O,  tak  –  śmiała  się  Mandy.  –  Wujek  Clay  w  ogóle  już 

nie przychodzi, ale za to Nicole jest z nami cały czas. 

–  Nicole? – spytał. – Lubicie ją, prawda? 
–  Jest  ładna –  powiedział  Alex.  –  Na początku  była  żoną 

wujka Claya, ale nie wiem, jak jest teraz. 

–  Oczywiście,  że  cały  czas  jest  jego  żoną  –  zapewniła 

Mandy. 

background image

 

132

Wes postawił dzieci na ziemi. 
–  Czy jest teraz w domu? 
–  Chyba tak. Albo we młynie. 
Wes potargał dzieciom włosy. 
–  Spotkamy  się  później.  Może  będziecie  mogli  ze  mną 

przepłynąć przez rzekę. Idę na kolację do wujka Claya. 

Bliźnięta odsunęły się od niego, jakby kłuł. 
–  Zostaniemy tutaj – powiedział Alex. – Nie musimy tam 

wracać. 

I  nim  Wes  zdążył  o  cokolwiek  zapytać,  odwróciły  się  i 

pobiegły do lasu. Ruszył pod górę do małego domku. W środku 
siedziała  Janie,  zajęta  przędzeniem.  Wes  cicho  otworzył  drzwi, 
zakradł się na palcach i głośno cmoknął ją w kark. 

Janie nawet nie drgnęła. Nie wyglądała na zaskoczoną. 
–  Miło cię znowu widzieć, Wes – oświadczyła  spokojnie. 

Odwróciła się do niego z błyskiem w oku. Jak to dobrze, że nie 
urodziłeś  się  Indianinem.  Nawet  w  czasie  szalejącej  burzy  nie 
udałoby  ci  się  nikogo  podejść.  Słyszałam,  jak  rozmawiałeś  z 
bliźniakami. 

Wstała,  uścisnęła  go  na  powitanie.  Wes  objął  ją  mocno  i 

podniósł. 

–  Nie  można  powiedzieć,  żebyś  ostatnio  głodowała  – 

roześmiał się. 

–  A ty  owszem.  Schudłeś  na wiór. Siadaj,  dam  ci coś do 

jedzenia. 

–  Ale niewiele. Idę na kolację do Claya. 
–  Pfff  –  prychnęła  Janie,  nalewając  na  talerz  dużą  porcję 

grochówki z kawałkami mięsa. 

Na  drugi  talerz  nałożyła  zimne,  chrupiące  raki,  a  obok 

ustawiła miskę roztopionego masła. 

–  Radzę ci,  najedz  się tutaj.  Maggie  wstąpiła  na  wojenną 

ścieżkę i nie gotuje już tak jak kiedyś. 

–  Przypuszczam,  że  to  ma  związek  z  kobietami  Claya  – 

powiedział z ustami pełnymi rączego mięsa. 

Uśmiechnął się, widząc pełny zdumienia wzrok Janie. 

background image

 

133

–  Spotkałem go po drodze i wszystko mi opowiedział. 
–  Clay nie wie wszystkiego. Jest zaślepiony. 
–  Nie rozumiem.  Sprawa  jest  zupełnie prosta.  Musi  tylko 

zdobyć  unieważnienie  małżeństwa  z  tą  Nicole,  a  wtedy  będzie 
mógł się ożenić z Bianką, kobietą, którą kocha. I będzie znowu 
szczęśliwy. 

Słysząc to, Janie tak się rozgniewała, że zabrakło jej słów. A 

że  właśnie  trzymała  w  ręku  chochlę,  którą  nalewała  zupę, 
grzmotnęła nią Wesa w głowę. 

–  Chwileczkę! –  krzyknął  Wes,  macając  się  po  mokrych, 

lepkich włosach. 

Janie  natychmiast  minęła  cała  złość.  Za  nic  w  świecie  nie 

skrzywdziłaby Wesa. Chwyciła ręcznik i zmoczyła go w zimnej 
wodzie, żeby wytrzeć Wesowi głowę. 

Kiedy  Nicole  weszła  do  kuchni,  Janie  stała  pochylona  nad 

Wesem, zasłaniając  mu  widok.  Najpierw  chciała  się przesunąć, 
żeby  Nicole  zobaczyła  gościa,  ale  zmieniła  zdanie.  Wes  zerkał 
ciekawie zza masywnej postaci Janie. 

–  Janie  –  spytała  Nicole  –  nie  wiesz,  gdzie  się  podziały 

bliźnięta?  Jeszcze  przed  chwilą  je  widziałam,  a  teraz  gdzieś 
zniknęły. 

Nicole  zdjęła  słomkowy  kapelusz  i  powiesiła  go  na 

drewnianym kołku przy drzwiach. 

–  Chciałam je trochę pouczyć przed kolacją. 
–  Same  wrócą,  a  zresztą  jesteś  zbyt  zmęczona,  żeby  się 

nimi zajmować. 

Wes  zdawał  sobie  sprawę,  że  Janie  specjalnie  go  zasłania, 

tak  żeby  Nicole  go  nie  widziała,  podczas  gdy  on  mógł  jej  się 
przyglądać.  Po  pierwsze  –  pomyślał  •  Nicole  poruszała  się  z 
gracją,  która  świadczyła  o  tym,  że  z  pewnością  nigdy  nie  była 
niczyją służącą. A po drugie Clay  nie oddał sprawiedliwości  jej 
urodzie.  Wes  miał  ochotę  rzucić  jej  pod  stopy  bukiet  róż  i 
błagać, by zechciała zostawić Claya i wyjść za niego. 

–  Clay  przesłał  wiadomość  –  ciągnęła  Janie.  Nicole 

zatrzymała się z dłonią na poręczy. 

background image

 

134

–  Clay? 
–  Jeszcze  go  nie  zapomniałaś?  –  spytała  Janie, 

przyglądając  się  Wesowi.  –  Pytał,  czy  nie  zechciałabyś  przyjść 
dziś na kolację. 

–  Nie – odparła spokojnie Nicole. –  Ale może powinnam 

coś mu podesłać. Maggie ostatnio nie najlepiej gotuje. 

–  Nie  będzie gotować  dla tej  kobiety  i doskonale  i  o tym 

wiesz – prychnęła Janie. 

Nicole  odwróciła  się,  żeby  coś  powiedzieć.  Przyjrzała  się; 

uważniej  Janie,  której  nie  wiadomo  skąd  przybyły  dwie  nogi. 
Zeszła ze schodów, żeby to dokładniej zbadać. 

–  Witam panią – odezwał się Wes. Odepchnął ręce Janie i 

wstał. – Nazywam się Wesley Stanford. 

-  Miło  mi,  panie  Stanford  –  odparła  uprzejmie,  wyciągając 

do niego rękę. 

Spojrzała ze zdziwieniem na Janie. Dlaczego chowała przed 

nią tego mężczyznę? 

–  Zechce pan spocząć. Może coś panu podać? 
–  Nie, dziękuję. Janie już się o to zatroszczyła. 
–  Chyba  pójdę  rozejrzeć  się  za  bliźniakami  –  stwierdziła 

Janie i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wyszła z domu. 

–  Jest pan przyjacielem Janie? – spytała Nicole, nalewając 

Wesowi dzbanek zimnego jabłecznika. 

–  Bardziej Claya niż Janie. 
Przyglądał  się  Nicole  uważnie,  uparcie  wracając  wzrokiem 

do jej górnej wargi. 

–  Wychowaliśmy  się  razem,  a  przynajmniej  spędziliśmy 

w swoim towarzystwie większość dzieciństwa. 

–  Niech mi pan o nim opowie – poprosiła, wpatrując się w 

niego z ciekawością. – Jaki był jako chłopiec? 

–  Zupełnie  inny  –  odparł,  przyglądając  się  jej.  Ona  go 

kocha – pomyślał. 

–  Sądzę,  że  to...  ta  sytuacja  go  tak  gnębi  –  mruknął. 

Wstała i podeszła do paleniska za jego plecami. 

 

background image

 

135

–  Wiem. 

Przypuszczam, 

że 

panu 

wszystkim 

opowiedział. – Nie czekała, aż potaknie. – Wyprowadziłam się, 
żeby  mu  ją  ułatwić.  Nie,  nieprawda.  Wyprowadziłam  się,  żeby 
mnie  było  lżej.  On  będzie  znowu  szczęśliwy,  kiedy  nasze 
małżeństwo  zostanie  unieważnione  i  będzie  mógł  się  pobrać  z 
Bianką. 

–  Czy w Anglii pani u niej pracowała? 
–  Można  by  to  tak  określić.  Wielu  Anglików  z  dobroci 

serca przyjęło nas pod swój dach, kiedy zostaliśmy wyrzuceni z 
własnego kraju. 

–  Jak  to  się  stało,  że  porywacze  zabrali  panią,  a  nie 

Biankę? – zapytał obcesowo. 

Nicole poczerwieniała na wspomnienie tamtej chwili. 
–  Proszę, panie Stanford, porozmawiajmy o panu. 
Jej  rumieniec  powiedział  Wesowi  więcej  niż  wszelkie 

słowa.  Jaka  kobieta  zdobyłaby  się  na  to,  żeby  zaoferować,  że 
przygotuje  ukochanemu  posiłek,  wiedząc,  że  ten  spożyje  go  z 
inną?  Wes  już  raz  dokonał  pochopnej  oceny,  teraz  z 
wyrobieniem opinii poczeka, aż sam obejrzy Biankę. 

Po  godzinie  niechętnie  opuszczał  spokojne,  schludne 

domostwo  Nicole.  Nie  chciało  mu  się  jechać  na  kolację  do 
Arundel  Hall,  ale  z  drugiej  strony  niecierpliwie  czekał  na 
spotkanie z Bianką. Jeśli Clay przedkładał ją nad Nicole, to owa 
Bianka musi być istnym aniołem. 

 
–  I  co  o  niej  sądzisz?  –  spytał  Clay,  witając  Wesa  na 

skraju ogrodu. 

–  Zastanawiam  się,  czy  by  nie  wysłać  do  Anglii  kilku 

porywaczy. Jeśli spiszą się choć w połowie tak dobrze jak twoi, 
niczego mi nie będzie już brakować do szczęścia. 

–  Jeszcze  nie  widziałeś  Bianki.  Jest  w  domu  i  nie  może 

się już ciebie doczekać. 

Dla  Wesa  widok  Bianki  był  prawdziwym  szokiem.  Miał 

wrażenie,  że  znów  stoi  przed  nim  Beth,  żona  Jamesa. 
Przypomniał  sobie  czasy,  kiedy  dom  rozbrzmiewał  śmiechem, 

background image

 

136

był  pełen  miłości.  Beth  potrafiła  sprawić,  że  każdy  czuł  się  tu 
jak  u  siebie.  Jej  głośny  śmiech  dźwięczał  wszędzie.  Dla 
każdego,  nawet  wędrownego  handlarza,  znalazło  się  miejsce za 
jej stołem. 

Beth  była  dość  masywna,  wysoka  i  silna,  tryskała  energią. 

Mogła  cały  ranek  przepracować  na  plantacji,  a  po  południu 
wybrać  się  z  Jamesem  i  Clayem  na  polowanie.  Zaś  sądząc  po 
stałym  uśmiechu  zadowolenia  na  twarzy  Jamesa,  starczało  jej 
jeszcze  sił,  by  kochać  się  z  nim  przez  całą  noc.  Często 
przygarniała dzieci, tuliła je do siebie. Potrafiła jedną ręką robić 
ciasto, a drugą obejmować trójkę malców. 

Wesowi  na  chwilę  mgła  przesłoniła  oczy.  Beth  była  tak 

pełna życia, iż można było uwierzyć, że wróciła na ziemię. 

–  Panie  Stanford  –  przemówiła  Bianka.  –  Zechce  pan 

wejść? 

Wes  poczuł  się  jak  głupiec  i  z  pewnością  na  takiego 

wyglądał.  Zamrugał  oczami,  żeby  odgonić  łzy,  potem  spojrzał 
na Claya. Rozumiał teraz jego uczucia. 

–  Tak  rzadko  nas  tu  ktoś  odwiedza  –  mówiła  Bianka, 

prowadząc  mężczyzn  do  jadalni.  –  Clayton  obiecał,  że  już 
wkrótce  będziemy  mogli  znowu  przyjmować.  To  znaczy,  jak 
tylko uda się rozwiązać tę niefortunną sytuację i będę naprawdę 
panią tego domu. Zechce pan spocząć. 

Wes ciągle był pod wrażeniem Bianki i jej podobieństwa do 

Beth. Jednak mówiła inaczej, inaczej się poruszała, a w policzku 
miała dołek, którego nie miała Beth. Zajął miejsce naprzeciwko 
Bianki, Clay zasiadł między nimi. 

–  Jak  się pani  podoba nasz kraj?  Czy  bardzo się różni  od 

Anglii? 

–  O,  tak  –  odparła  Bianka,  polewając  sobie  hojną  ręką 

szynkę sosem. Podała Wesowi srebrną sosjerkę. – Ameryka jest 
o  wiele  bardziej  prymitywna.  Nie  ma  miast,  ani  miejsc,  gdzie 
można  by  robić  zakupy.  A  brak  towarzystwa,  odpowiedniego 
towarzystwa, jest wprost przerażający. 

background image

 

137

Wes zamarł z chochelką od sosjerki w ręku. Bianka właśnie 

obraziła  jego  kraj,  jego  współobywateli,  ale  najwyraźniej  nie 
zdawała sobie sprawy ze swojego braku taktu. Głowę pochyliła 
nad talerzem. Wes nalał sobie trochę sosu i skosztował. 

–  Dobre nieba, Clay! Od kiedy to Maggie zaczęła zalewać 

szynkę morzem cukru? 

Clay  obojętnie  wzruszył  ramionami.  Jadł,  przyglądając  się 

Biance. 

W Wesleyu zaczęły się rodzić pewne podejrzenia co do tego 

związku. 

–  Niech  mi  pani  powie,  pani  Armstrong...  –  zaczął  i 

ugryzł  się  w  język.  –  Ogromnie  przepraszam.  Przecież  nie  jest 
pani panią Armstrong... na razie. 

–  Nie, nie jestem – odparła Bianka, gniewnie spoglądając 

na  Claya.  –  Moja  służąca  podała  się  za  mnie,  w  ten  sposób 
znalazła się na statku, gdzie przekonała kapitana, że się nazywa 
Bianka Maleson i została zaślubiona mojemu narzeczonemu. 

Wesowi  ta  kobieta  coraz  bardziej  przestawała  się  podobać. 

Wystarczyło  kilka  minut,  aby  otrząsnął  się  z  wrażenia,  jakie 
robiło  jej  podobieństwo  do  Beth.  A  teraz  owo  podobieństwo 
coraz  bardziej  nikło.  Beth  była  silna  i  dobrze  zbudowana,  zaś 
Bianka miękka i pulchna. 

–  Mówi pani, że ta kobieta to jej służąca? Mówiono mi, że 

to  uciekinierka  z  Francji.  Sądziłem,  że  tylko  arystokracja 
musiała opuścić kraj. 

Bianka machnęła widelcem. 
–  Tak twierdzi Nicole. Rozpowiada dokoła, że jej dziadek 

był księciem de Levroux. Tak przynajmniej mówiła jej kuzynka. 

–  Ale pani wie swoje, prawda? 
–  Oczywiście.  Pracowała  u  mnie  kilka  miesięcy,  chyba 

powinnam  wiedzieć.  Przypuszczam,  że  była  kucharką  albo 
szwaczką na jakimś dworze. Ale, panie Stanford – powiedziała z 
uśmiechem – chyba nie chce pan rozmawiać o mojej służącej? 

–  Oczywiście  że  nie  –  uśmiechnął  się  do  niej  Wes.  - 

Porozmawiajmy  o  pani.  Tak  rzadko  mi  się  trafia  równie 

background image

 

138

czarujące  towarzystwo.  Niech  mi  pani  opowie  więcej  o  swojej 
rodzinie i o tym, co pani sądzi o Ameryce. 

Wes jadł wolno, przysłuchując się Biance, choć trudno było 

pogodzić  jedzenie  ze  słuchaniem.  Zapoznała  go  ze  swoim 
drzewem genealogicznym, opowiedziała o domu,  który  niegdyś 
należał  do  jej  ojca.  Oczywiście  nic  w  Ameryce  nawet  się  nie 
umywało  do  tego,  co  było  w  Anglii,  szczególnie  ludzie. 
Wyliczała 

dokładnie 

przewinienia 

całej 

służby 

Claya, 

rozwodziła  się  nad  tym,  jak  źle  ją  traktują,  jak  lekceważą  jej 
rozkazy.  Wes  co  pewien  czas  wtrącał  jakieś  współczujące 
słówko,  w  duchu  zdumiewając  się  ilością  pochłanianego  przez 
nią jedzenia. 

Co  jakiś  czas  ukradkiem  zerkał  na  Claya.    Ten  sprawiał 

takie wrażenie, jakby nie słyszał albo nie rozumiał słów Bianki. 
Raz po raz spoglądał na nią niewidzącym wzrokiem. 

Kolacja  ciągnęła  się  w  nieskończoność.  Wesa  zdumiewała 

pewność  siebie  Bianki.  Zdawało  się,  że  ani  przez  chwilę  nie 
wątpi,  że  ona  i  Clay  wkrótce  się  pobiorą  i  że  zostanie  panią 
Arundel  Hall.  Kiedy  zaczęła  mówić  o  rozebraniu  wschodniej 
ściany  budynku  i  dostawieniu  ozdobnego  skrzydła  „nie  tak 
bezbarwnego jak cały ten dom”, Wes uznał, że ma już dość. 

–  Czemu bliźnięta mieszkają we młynie? – zwrócił się do 

Clay a. 

Clay zmarszczył brwi. 
–  Nicole  może  im  zapewnić  wykształcenie,  a  poza  tym 

chciały tam zamieszkać – stwierdził obojętnie. – Czy pójdziesz z 
nami do biblioteki, kochanie? 

–  Uchowaj  Boże  –  odparła  słodko  Bianka.  –  Jakże  bym 

śmiała  wam  przeszkadzać?  Zechcecie  panowie  darować,  ale 
chyba pójdę już do siebie. To był męczący dzień. 

–  Oczywiście – powiedział Clay. 
Wes wymamrotał coś na pożegnanie, odwrócił się i wyszedł 

z  pokoju.  Kiedy  znalazł  się  już  w  bibliotece,  nalał  sobie  sporą 
porcję  whisky  i  jednym  haustem  opróżnił  szklankę.  Właśnie 
nalewał sobie drugą porcję, kiedy do pokoju wszedł Clay. 

background image

 

139

–  Gdzie portret Beth? – spytał Wes przez zaciśnięte zęby. 
–  Przeniosłem  go  do  gabinetu  –  odpowiedział  Clay, 

nalewając sobie koniaku. 

–  Żeby  cały  czas  mieć  ją  blisko  siebie?  W  domu  masz 

żywą kopię Beth, a w gabinecie, gdzie spędzasz większość dnia, 
portret. 

–  Nie wiem, o czym mówisz – odparł gniewnie Clay. 
–  Wiesz i to doskonale. Chodzi mi o tę próżną, zapasioną 

dziwkę, którą wziąłeś sobie, żeby mieć namiastkę Beth. 

W oczach Claya pojawił się groźny błysk. Był silny, twardy, 

wyższy od Wesa. Jego przyjacielowi też niczego nie brakowało. 
Nigdy jeszcze ze sobą nie walczyli. 

Nagle Wes ochłonął. 
–  Słuchaj, Clay, nie chcę się z tobą kłócić. Moim zdaniem 

w  tej  chwili  najbardziej  potrzebujesz  prawdziwego  przyjaciela. 
Czy ty nie  widzisz,  w co  się pakujesz?  Ta  kobieta wygląda  jak 
Beth.  Kiedy  ją  zobaczyłem,  w  pierwszej  chwili  sądziłem,  że to 
naprawdę ona. Ale to nieprawda! 

–  Zdaję sobie z tego sprawę. 
–  Czyżby?  Wpatrujesz  się  w  nią  jak  w  bóstwo,  ale  czy 

kiedykolwiek  posłuchałeś,  co  mówi?  Poza  wyglądem  nie  ma  z 
Beth nic wspólnego! To próżna, arogancka hipokrytka. 

Zaraz potem pięść Claya wylądowała na twarzy Wesa. Wes 

zachwiał  się,  oparł  o  stół,  po  czym  poleciał  w  tył  i  opadł  na 
jeden ze skórzanych  foteli.  Rozmasował  szczękę, w ustach czuł 
smak  krwi.  Przez  chwilę  rozważał,  czyby  nie  oddać  Clayowi. 
Może  jak się go  porządnie stuknie,  to  rozum  mu  wróci? Bijący 
się Clay to byłby przynajmniej człowiek, którego znał. 

–  Beth  nie  żyje  –  wyszeptał.  –  Ona  i  James  nie  żyją  i 

choćbyś nie wiem jak próbował, nie przywrócisz ich do życia. 

Clay spojrzał na przyjaciela, który siedział skulony w fotelu, 

masując brodę. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Zbyt wiele 
było  do  powiedzenia,  a  zarazem  zbyt  mało.  Odwrócił  się  i 
wyszedł  z  domu,  kierując  się  w  stronę  pól  tytoniowych.  Może 

background image

 

140

wielogodzinna praca przyniesie mu spokój i pozwoli zapomnieć 
o Beth i Nicole, nie... o Biance i Nicole? 

  

10 

 

Nadchodziła  jesień.  Drzewa  w  promieniach  słońca  lśniły 

złotem  i  czerwienią.  Nicole  stanęła  na  szczycie  wzgórza,  skąd 
widać  było  młyn  i  dom.  Przez  korony  drzew  spoglądała  na 
migoczącą w oddali czystą, roztańczoną wodę. 

Minęło  dziesięć  dni  od  wizyty  Wesleya  Stanforda  i  ponad 

miesiąc  od  owej  strasznej  nocy,  kiedy  Bianka  wróciła  do  jej 
życia. Nicole sądziła, że znajdzie zapomnienie w ciężkiej pracy 
we młynie, ale nie udawało jej się zapomnieć o Clayu. 

–  Rozkoszujesz się ciszą? 
Podskoczyła,  słysząc  głos  Claya.  Nie  widziała  go  od 

przyjazdu Bianki. 

–  Janie  powiedziała,  że  tu  jesteś.  Mam  nadzieję,  że  nie 

przeszkadzam. 

Powoli  się  odwróciła  i  spojrzała  na  niego.  W  promieniach 

słońca  końce  jego  kręconych  ciemnych  włosów  wydawały  się 
złote. Wyglądał  na zmęczonego, postarzał się. Pod oczami  miał 
głębokie cienie, jakby ostatnio źle  [ sypiał. 

–  Nie,  nie  przeszkodziłeś  –  powiedziała  z  uśmiechem.  – 

Dobrze  się  czujesz?  Skończyłeś  już  zbiór  tytoniu?  Zacięte  usta 
rozchyliły się w łagodnym uśmiechu. 

Usiadł na ziemi, wyciągnął się i przez złoto-czerwone liście 

popatrywał  na  niebo.  Natychmiast  się  odprężył.  Sama  bliskość 
Nicole wystarczyła, żeby się lepiej poczuł. 

–  Widzę,  że  młyn  dobrze  prosperuje.  Przyszedłem  cię  o 

coś  poprosić.  Ellen  i  Horacy  Backesowie  wydają  przyjęcie  na 
naszą  cześć.  To  ma  być  przyjęcie  z  prawdziwego  zdarzenia  – 
potrwa  co  najmniej  trzy  dni,  a  ty  i  ja  będziemy  honorowymi 
gośćmi. Ellen chce powitać moją żonę w naszym okręgu. 

background image

 

141

Kiedy  tak  leżał  wygodnie  u  jej  stóp  z  wyciągniętymi 

nogami,  z mięśniami  naprężonymi pod rozpiętą koszulą, Nicole 
czuła, jak miękną jej kolana. Chciała osunąć się na ziemię obok 
niego,  przytulić  policzek  do  jego  opalonej  skóry.  Był  spocony 
po  całym  dniu  pracy.  Nicole  wyobraziła  sobie,  że  całuje  jego 
szyję i niemal poczuła na języku słony smak. Jednak widząc, jak 
Clay  się odpręża w jej  obecności,  nagle zmieniła zamiar. Teraz 
chciała  mu  porządnie  dogryźć.  Ją  ogarnia  ogień,  a  Clay 
zachowuje  się  tak,  jakby  wszedł  do  spokojnego,  cichego  domu 
swojej matki. 

Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów. 
–  Przypuszczam,  że  znajdziesz  się  w  dość  krępującej 

sytuacji,  kiedy  będziesz  musiał  wytłumaczyć  Ellen,  że 
odmawiam przyjścia, prawda? 

Uchylił jedną powiekę. 
–  Poznała cię i wie, że jesteśmy małżeństwem. 
–  Ale  nie  wie,  że  już  niedługo  przestaniemy  nim  być. 

Nicole  odwróciła  się  i  zaczęła  schodzić  po  zboczu,  ale  Clay 
złapał ją za kostkę. Potknęła się i upadła na kolana. Wstał, wziął 
ją pod ramiona i podniósł. 

–  Dlaczego  jesteś  na  mnie  zła?  Nie  widziałem  cię  od 

tygodni,  a  kiedy  wreszcie  się  spotkaliśmy,  zapraszam  cię  na 
przyjęcie. Sądziłem, że będziesz zadowolona, a ty się boczysz. 

Przecież nie mogła mu powiedzieć, że to jego spokój tak ją 

denerwuje. Usiadła na trawie, z dala od jego rąk. 

–  Po  prostu  nie  wydaje  mi  się  rozsądne,  żebyśmy 

występowali  publicznie  jako  małżeństwo,  skoro  za  kilka 
miesięcy  nasz  związek  zostanie  unieważniony.  Należałoby  się 
spodziewać,  że  będziesz  wolał  pójść  z  Bianką  i  opowiedzieć 
wszystkim o  tej  głupiej  pomyłce.  Jestem  przekonana,  że  byliby 
zachwyceni tą historią. 

–  Ellen cię poznała – upierał się. 
Nie  miał  odpowiedzi  na  jej  argumenty.  Wiedział  tylko,  że 

na  myśl  o  spędzeniu  z  nią  trzech  dni  –  i  trzech  nocy  –  po  raz 
pierwszy od miesiąca czuł się szczęśliwy. 

background image

 

142

Ujął  jej  dłoń  spoczywającą  na  jego  kolanie  i  przez  chwilę 

uważnie  jej  się  przyglądał.  Taka  drobna  rączka,  taka  czysta  i 
zgrabna, i tyle potrafiła dać mu rozkoszy! 

Uniósł  ją  do  ust  i  pocałował  jeden  za  drugim  wszystkie 

delikatne opuszki palców. 

–  Proszę  cię,  pójdź  –  mówił  cicho.  –  Będą  tam  wszyscy 

moi  przyjaciele,  ludzie,  których  znam  od  dzieciństwa.  Przez 
ostatnie  kilka  miesięcy  tak  ciężko  pracowałaś.  Zasłużyłaś  na 
odpoczynek. 

Czuła,  jak mięknie od dotyku  jego ust na swoich  palcach, a 

równocześnie  coś  w  niej  aż  kipiało  ze  złości.  Mieszka  z  inną 
kobietą,  którą,  jak  twierdzi,  kocha,  a  jednak  przychodzi  tutaj, 
całuje ją, dotyka, zaprasza na przyjęcia. Czuła się jak kochanka, 
kobieta,  którą  trzyma  się  w  ukryciu,  potrzebuje  tylko  do 
zaspokojenia  żądzy.  A  jednak  chce,  żeby  poznała  jego 
przyjaciół. 

–  Clay,  błagam  –  powiedziała  słabo.  Językiem  muskał 

wnętrze jej dłoni. 

–  Pójdziesz? 
–  Tak – szepnęła, przymykając oczy. 
–  Dobrze  –  odezwał  się  normalnym  głosem,  puszczając 

jej dłoń  i wstał. – Jutro o piątej przyjadę po ciebie i  bliźniaki. I 
Janie  też.  Aha,  byłoby  dobrze,  gdybyś  przygotowała  coś  do 
jedzenia.  Może  jakieś  francuskie  danie.  Jeśli  zabraknie  ci 
czegoś, powiedz Maggie, żeby ci dała ze spiżarni. 

Odwrócił się i pogwizdując ruszył w dół zbocza. 
–  Ty nieznośny, wstrętny... – zaczęła Nicole, ale po chwili 

się roześmiała.  Może gdyby  go  rozumiała,  nie kochałaby  go aż 
tak bardzo. 

 
Clay  myślał  o  jutrzejszej  nocy.  Będzie  sam  z  Nicole,  będą 

dzielić  sypialnię  w  ogromnym,  pełnym  zakamarków  domu 
Horacego.  Dzięki  tej  myśli  nie  uległ  pokusie  igraszek  na 
wzgórzu, gdzie każdy ich mógł zobaczyć. 

background image

 

143

Ledwo Clay zniknął  jej z oczu, Nicole zerwała się na nogi. 

Jeśli ma przygotować jedzenie na trzy dni, powinna szybko brać 
się  do  pracy.  Schodząc  zboczem,  planowała  dania.  Zrobi 
pieczonego  kurczaka  w  musztardzie  z  Dijon,  pasztet  w  cieście, 
jarzyny  na  zimno,  cassoulet.  I  ciasta  z  dyni,  legumina  z 
rodzynkami,  szarlotka,  ciastko  z  gruszkami  i  jeżynami.  Do 
domu wpadła zadyszana. 

 

Dzień  dobry!  –  zawołał  Clay,  cumując  niewielki 

żaglowiec do tamy po stronie młyna. 

Uśmiechnął  się do  Nicole,  Janie  i  bliźniąt,  stojących wśród 

licznych wyładowanych po brzegi koszy. 

–  Nie  wiem,  czy  statek  to  wszystko  udźwignie, 

szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę jedzenie, które przygotowała 
Maggie. 

–  Tak  też  podejrzewałam,  że  gdy  się  dowie,  że  zabierasz 

Nicole, postanowi jednak coś ugotować – stwierdziła Janie. 

Clayton puścił jej uwagę mimo uszu i zaczął podawać kosze 

Rogerowi,  który  układał  je  pod  pokładem.  Dzieci  roześmiały 
się, kiedy dosłownie rzucił je prosto w ramiona Rogera. 

-  Widzę,  że  jesteś  dzisiaj  we  wspaniałym  nastroju 

powiedziała  Janie.  –  Czyżby  to  znaczyło,  że wreszcie  wrócił  ci 
rozum? 

Clay schwycił Janie wpół i serdecznie ucałował w policzek 
–  Może  i  tak,  ale  jeśli  nie  przestaniesz  zrzędzić,  wrzucę 

cię na statek tak samo jak bliźniaki. 

–  Może pan ją sobie i rzucać, ale obiecuję, że nie będę jej 

łapał – szybko i dobitnie zapewnił Roger. 

Janie prychnęła z niesmakiem  i ujęła dłoń Claya, wstępując 

na pokład. 

Clay wyciągnął rękę do Nicole. 
–  Tę mogę spróbować złapać – roześmiał się Roger. 
–  Ona jest moja – oświadczył Clay. 
Mocno  trzymał  Nicole  w  objęciach,  kiedy  wnosił  ją  na 

statek. 

background image

 

144

Nicole  wpatrywała  się  w  niego  szeroko  otwartymi  oczami. 

To  był  zupełnie  inny,  nieznany  Clay.  Clay,  którego  znała,  był 
poważny  i  spokojny.  Ale  ten  nowy  mężczyzna  też  jej  się 
podobał. 

–  Ruszajmy,  stryju!  –  krzyknął  Alex.  –  Bo  się  spóźnimy 

na wyścigi! 

Clay  wolno  postawił  Nicole,  potem  przez  chwilę  lekko 

przytrzymał ramieniem. 

–  Wyglądasz  dziś  wyjątkowo  ślicznie  –  powiedział, 

gładząc jej ucho. 

Bez  słowa  spojrzała  na  niego.  Serce  tłukło  jej  się  w  piersi 

jak oszalałe. Gwałtownie wypuścił ją z ramion. 

–  Alex, odwiąż cumy!  Mandy,  pomóż Rogerowi  nas stąd 

wyprowadzić. 

–  Tak jest, kapitanie Clay! – roześmiały się dzieci. 
Nicole siadła obok Janie. 
–  O, to człowiek,  którego  pamiętam  – oświadczyła  Janie. 

– Coś się musiało wydarzyć. Nie wiem  co, ale chciałabym  móc 
podziękować temu, komu to zawdzięczamy. 

Odgłosy  zabawy  było  słychać  na  milę  przed  tamą 

Backesów.  Dochodziła  szósta  rano,  ale  pół  okręgu  wyległo  już 
na trawniki. Część gości nieco dalej polowała na kaczki. 

–  Stryju,  czy  wysłałeś  Złotą  Dziewczynę  do  państwa 

Backesów? – spytał Alex. 

Clay spojrzał na chłopca z oburzeniem. 
–  Co by to była za zabawa, gdybym nie opróżnił kieszeni 

połowy towarzystwa? 

–  Sądzi  pan,  że  wygra  z  Irlandzkim  Dziewczęciem  pana 

Backesa? – wtrącił Roger. – Słyszałem, że to szybki koń. 

–  Nie ma szans – warknął Clay. 
To  mówiąc,  zapiął  koszulę  i  z  koszyka  na  przodzie  statku 

wyciągnął  fular.  Szybko  zawiązał  go  pod  szyją  i  włożył 
jasnobrązową, jedwabną kamizelkę, a na nią dwurzędowy surdut 
w  kolorze  czekolady.  Dopasowane  spodnie  z  koźlej  skóry 
obciskały  jego zgrabne nogi, na które wciągnął wysokie buty, z 

background image

 

145

cholewami  z  przodu  sięgającymi  kolan.  Kawałkiem  bawolej 
skóry przetarł  buty, żeby  lśniły pełnią  blasku. Na głowę włożył 
ciemnobrązowy cylinder z miękko wywiniętym rondem. 

Odwrócił się do Nicole, by podać jej ramię. 
Nicole  do  tej  pory  widziała  go  tylko  w  ubraniu  roboczym. 

Teraz  mężczyzna  ścinający  tytoń  zmienił  się  w  dżentelmena  w 
stroju godnym Wersalu. 

Widocznie  dostrzegł  jej  wahanie,  bo  uśmiechnął  się 

szeroko. 

–  Musiałem 

przecież 

postarać 

się 

dorównać 

najpiękniejszej pannie młodej świata, prawda? 

Nicole  odpowiedziała  uśmiechem,  zadowolona,  że  tak 

starannie  się  ubrała.  Miała  na  sobie  suknię  z  białego, 
delikatnego  jedwabiu,  niebiańskiego  w  dotyku.  Na  materiale 
wyszyto  haftem  angielskim  złociste  bukieciki  żonkili.  Stanik 
sukni  wykonano  z  takiego  samego  jak  kwiaty,  ciemnozłotego 
aksamitu. Dekolt i mankiety zdobiły białe lamówki. Ciemne loki 
związała białą i złotą wstążką. 

Kiedy  Roger  przycumował  stateczek  przy  jednej  z  tam  na 

granicy posiadłości Backesów, Clay zawołał: 

–  Niewiele  brakowało,  a  bym  zapomniał!  Mam  coś  dla 

ciebie. 

Sięgnął do kieszeni i wyjął złoty medalion, który, wydawało 

się, przed wiekami zostawiła na statku. Nicole mocno zacisnęła 
dłoń na pamiątce. 

–  Dziękuję – powiedziała, uśmiechając się do Claya. 
–  Później  mi  porządnie  podziękujesz  –  odparł,  całując  ją 

w czoło. 

Potem  odwrócił  się  i  zaczął  rzucać  kosze  do  Rogera,  który 

stał już na brzegu. Wreszcie podniósł Nicole i tuląc ją mocno do 
siebie, przeniósł na suchy ląd. 

–  Są wreszcie! – krzyknął ktoś, gdy podchodzili do domu. 
–  Clay,  myśleliśmy, że ma jakąś  skazę, tak ją przed nami 

chowałeś! 

background image

 

146

–  Chowałem ją z tych samych przyczyn, z jakich chowam 

mój  koniak.  Koniakowi  i  żonom  szkodzi  zbyt  wiele  łakomych 
spojrzeń! – odkrzyknął Clay. 

Nicole spuściła oczy. Dziwił ją ten nowy Clay, to ogłaszanie 

wszem  i  wobec,  że  jest  jego  żoną.  Czuła  się  niemal  tak,  jakby 
naprawdę nią była. 

–  Witajcie – odezwała się Ellen Backes. – Clay, odstąpisz 

mi ją na chwilę? Ty się nią cieszyłeś od miesięcy. 

Clay niechętnie wypuścił dłoń Nicole. 
–  Nie zapomnisz o mnie, dobrze? – spytał, mrugając. 
Potem z grupą mężczyzn udał się na miejsce, gdzie miał się 

odbyć  wyścig.  Nicole  widziała,  jak  z  kamiennego  dzbana 
wychyla potężny łyk piwa. 

–  Przemieniła  go  pani  –  powiedziała  Ellen.  –  Od  śmierci 

Jamesa  i  Beth  nie widziałam  go  tak szczęśliwym.  To tak jakby 
gdzieś na długo wyjechał i wreszcie wrócił do domu. 

Nicole  nie  wiedziała,  co  odpowiedzieć.  Ten  roześmiany, 

rozbawiony  Clay  był  dla  niej  kimś  zupełnie  nowym.  Ellen  nie 
dała  jej  szansy porozmawiania,  od razu zaczęła  ją  przedstawiać 
gościom.  Nicole natychmiast  zarzucono  pytaniami o  jej  toaletę, 
rodzinę,  o  to  jak  poznała  Claya,  gdzie  się  pobrali.  Zasadniczo 
mówiła  prawdę,  choć  ani  słowem  nie  wspomniała,  że  została 
porwana, ani że ją zmuszono do małżeństwa. 

Olbrzymią  rezydencję  Ellen  wzniesiono  nad  rzeką.  Nicole 

widziała  bardzo  niewiele  amerykańskich  domów,  lecz  ten 
stanowił  prawdziwe  zaskoczenie.  Dom  Claya  zbudowano  w 
czystym, 

klasycznym 

stylu 

georgiańskim 

początku 

osiemnastego  wieku,  zaś  siedziba  Ellen  i  Horacego  była 
mieszanką  wszelkich  możliwych  tendencji  architektonicznych. 
Wyglądało to tak, jakby każde pokolenie dodało jedno skrzydło 
w  swoim  ulubionym  stylu.  Dom  składał  się  więc  z  długich  i 
krótkich  skrzydeł  oraz  przejść  łączących  główny  budynek  z 
innymi. 

Ellen dostrzegła wzrok, jakim Nicole mierzyła dom. 

background image

 

147

–  Robi wrażenie,  prawda? Ja  dopiero  po  roku nauczyłam 

się po nim poruszać. Środek jest jeszcze gorszy niż to, co widać 
na  zewnątrz.  Znajduje  się  tam  mnóstwo  korytarzy  wiodących 
donikąd  i  przejść,  z  których  wpada  się  wprost  do  czyjejś 
sypialni. To naprawdę straszne. 

–  A pani najwyraźniej go kocha – uśmiechnęła się Nicole. 
–  Nie  zmieniłabym  ani  jednej  ściany.  Choć  zastanawiam 

się nad dostawieniem następnego skrzydła. 

Nicole  spojrzała  zdumiona,  ale  po  chwili  parsknęła 

śmiechem. 

–  A  może  by  pani  zbudowała  kolejne  piętro?  Wszystkie 

skrzydła mają najwyżej po dwa. 

–  Mądre  z  pani  dziecko  –  przyznała  Ellen.  –  Chyba 

naprawdę czuje pani mój dom. 

Ktoś odwołał Ellen i dwie kobiety zaczęły o coś wypytywać 

Nicole,  zajętą  nakładaniem  potraw  na  talerz.  Na  trawniku 
rozstawiono  co  najmniej  dwadzieścia  stołów.  Część  uginała  się 
pod  ciężarem  półmisków,  przy  innych  ustawiono  ławki.  Każda 
rodzina najwyraźniej przywiozła tyle samo jedzenia, co Nicole i 
Janie.  W  ziemi  wykopano  dół,  gdzie  piekły  się  setki  ostryg. 
Kilku niewolników obracało ogromnego świniaka, polewając go 
sosem.  Ktoś  wyjaśnił  Nicole,  że  to  nowy  sposób  pieczenia 
rodem z Haiti. Nazywa się to barbeque. 

Nagle z drugiego końca plantacji dobiegł dźwięk rogu. 
–  Już czas! – zawołała Ellen, zdejmując fartuch. – Wyścig 

zaraz się zacznie! 

Wszystkie  kobiety  jak  jeden  mąż  zdjęły  fartuchy,  uniosły 

suknie i ruszyły biegiem. 

–  Skoro  zebrały  się  już  nasze  piękne  panie,  możemy 

zaczynać – powitał je jakiś mężczyzna. 

Nicole  stanęła  nieco  z  boku,  przyglądając  się  kobietom, 

które  gromadziły  się  wokół  starannie  ogrodzonego  owalnego 
toru. Jej włosy rozwiały się w czasie biegu. Wsunęła lśniący lok 
pod wstążkę. 

–  Poczekaj, ja to zrobię – odezwał się zza jej pleców Clay. 

background image

 

148

Jego pomoc nie przyczyniła się do uporządkowania fryzury, 

ale  dotyk  jego  palców  sprawił,  że  Nicole  przeszedł  rozkoszny 
dreszcz. Clay odwrócił ją do siebie. 

–  Dobrze się bawisz? 
Skinęła  głową,  wpatrując  się  w  niego.  Dłonie  oparł  na  jej 

ramionach, jego twarz była tuż przy jej twarzy. 

–  Mój  koń  zaraz  wystartuje.  Nie  pocałujesz  mnie  na 

szczęście? 

Jak zwykle odpowiedź wyczytał z jej oczu. Objął ją w pasie 

i  przyciągnął  do  siebie.  Tulił  Nicole  przez  chwilę,  chowając 
twarz w jej włosach. 

–  Tak  się  cieszę,  że  ze  mną  przyjechałaś  –  wyszeptał, 

przesuwając  usta  po  jej  policzku,  dopóki  nie  znalazł  jej  warg. 
Nicole  poczuła,  że  nagle  słabnie,  nogi  się  pod  nią  ugięły, 
mocniej przywarła do Claya. 

–  Clay!  –  krzyknął  ktoś.  –  Będziesz  miał  na  to  całą  noc. 

Wracaj do swoich koni. 

Clay uniósł głowę. 
–  Całą  noc –  szepnął  i  powiódł  palcem po  górnej  wardze 

Nicole. 

Gwałtownie  wypuścił  żonę  z  ramion  i  podszedł  do 

mężczyzny,  który  wyglądał  jak  większa  wersja  Wesleya. 
Mężczyzna klepnął Claya w plecy. 

–  Choć  ja  pierwszy  nie  rzucę  w  ciebie  kamieniem.  Jak 

sądzisz, zostało w Anglii jeszcze trochę takich ślicznotek? 

–  Nie, ta była ostatnia, Travis – roześmiał się Clay. 
–  Tak  czy  owak,  chyba  sam  się  kiedyś  wybiorę  i  się 

rozejrzę. 

Nicole  stała,  przyglądając  się  odchodzącym  mężczyznom. 

Prawdopodobnie  przedstawiono  ją  już  bratu  Wesleya,  ale 
wszystkie twarze i nazwiska zlały jej się w jedno. 

–  Nicole!  –  zawołała  Ellen.  –  Zajęłam  pani  miejsce  obok 

siebie! 

Nicole pospieszyła ku niej, żeby obejrzeć wyścigi. 

background image

 

149

Trzy  godziny  później  wszyscy  goście  wrócili  do 

zastawionych  jedzeniem  stołów.  Nicole  była  zarumieniona  od 
śmiechu i słońca. Ostatni raz tak dobrze się bawiła jeszcze przed 
rewolucją.  Jej  krewniacy  zwykle  narzekali  na  ponuractwo 
Anglików, którzy, ich zdaniem, żyli tylko po to żeby pracować i 
się  modlić,  a  nie  mieli  zielonego  pojęcia  o  zabawie.  Powiodła 
wzrokiem  po  otaczających  ją  Amerykanach.  Wiedziała,  że  jej 
kuzyni by ich polubili. Cały ranek śmiali się i krzyczeli. Kobiety 
ochrypły od głośnych uwag na temat koni. Nie zawsze chwaliły 
konie ze stajni swoich mężów. Ellen wielokrotnie zakładała się z 
Horacym i teraz głośno się przechwalała,  że mąż będzie  musiał 
jej  skopać  miejsce  pod  nowy  ogród  i  zamówić  z  Holandii 
pięćdziesiąt cebulek tulipanów. 

Nicole  stała  cicho  z  boku,  nie  biorąc  udziału  w  zabawie, 

dopóki  Travis  nie  zauważył,  jak  krytycznie  przygląda  się 
jednemu z koni Claya. 

–  Clay,  twoja  żona  nie  jest  chyba  zadowolona  z  tego 

konia. 

Clay nawet nie zerknął na Nicole. 
–  Moje  kobiety  trzymają  ze  mną  –  stwierdził,  patrząc 

znacząco na Horacego. 

Nicole  spojrzała  na  odwróconego  plecami  Claya,  który 

właśnie  poprawiał  siodło.  Dżokej  stał  obok.  Znała  się  na 
koniach.  Francuzi  przepadali  za wyścigami,  a konie  jej  dziadka 
regularnie wygrywały z królewskimi. Uniosła brew. A więc tak? 
Jego kobiety z nim trzymają? Jeszcze się okaże. 

–  Nie wygra – oświadczyła pewnie. – Jest źle zbudowany: 

ma za długie nogi w stosunku do klatki piersiowej. Takie konie 
nigdy dobrze nie biegają. 

Wszyscy,  którzy  to  usłyszeli,  zamarli  z  kuflami  piwa  w 

dłoniach. 

–  No  i  jak,  Clay?  Co  powiesz  na  takie  wyzwanie?  –

 

roześmiał się Travis. – Wygląda na to, że twoja żona zna się 

na rzeczy. 

Clay na ułamek sekundy przestał zaciskać popręg. 

background image

 

150

–  Chcesz się założyć? 
Spojrzała na niego. Wiedział, że nie ma pieniędzy. 
–  Niech mu pani obieca śniadanie do  łóżka przez tydzień 

– namawiała Ellen. – Nie ma lepszej zachęty dla mężczyzny. 

Donośny  głos  Ellen  niósł  się  po  torze.  Tak  jak  wszyscy,  z 

wyjątkiem Nicole, za dużo wypiła. 

–  Może być –  uśmiechnął  się Clay  i  mrugnął do Travisa, 

dziękując za sprowokowanie tej sytuacji. 

Najwyraźniej sądził, że zakład został już sfinalizowany. 
–  A  co  dostanę,  jeśli  koń  przegra?  –  spytała  głośno 

Nicole. 

–  Może  to  ja  będę  ci  przynosił  śniadanie  do  łóżka?  –

 

odparował,  zrobił  oko  i  mężczyźni  roześmiali  się  z 

uznaniem. 

–  Wolałabym  nowy  płaszcz  na  zimę  –  odparła  chłodno 

Nicole i odwróciła się, żeby wrócić na widownię. –Z czerwonej 
wełny – dorzuciła przez ramię. 

Tym  razem  roześmiały  się  kobiety,  a  Ellen  spytała,  czy 

Nicole aby na pewno urodziła się Francuzką, nie Amerykanką. 

Kiedy koń Claya przegrał o trzy długości, Clay musiał przez 

dłuższy czas znosić docinki. Proponowano, aby Nicole zajęła się 
całą plantacją, skoro tak dobrze zna się na koniach. 

Teraz, wracając do domu, kobiety ze śmiechem rozprawiały 

o swoich wygranych i klęskach. Jakaś ładna, młoda dziewczyna 
zobowiązała  się,  że  przez  miesiąc  będzie  osobiście  glansowała 
mężowskie buty. 

–  Ale  nie powiedział,  którą  stronę –  śmiała  się.  –  Będzie 

jedynym  człowiekiem  w  Wirginii,  którego  skarpety  będą  się 
mogły przejrzeć w bucie. 

Nicole popatrzyła na hałdy jedzenia i uświadomiła sobie, że 

umiera  z  głodu.  Kamienne  talerze  ustawione  na  jednym  ze 
stołów  były  ogromne,  bardziej  przypominały  tace  niż  zwykłe 
talerze. Nicole nałożyła sobie wszystkiego po trochu. 

–  Myślisz,  że  zmieścisz  to  wszystko?  –  przekomarzał  się 

Clay, stanąwszy za jej plecami. 

background image

 

151

–  Możliwe,  że  zjem  jeszcze  dokładkę  –  roześmiała  się.  – 

Gdzie mogę usiąść? 

–  Ze mną, jeśli wytrzymasz jeszcze chwilę. 
Złapał talerz i nałożył sobie znacznie większą porcję. 
Potem wziął Nicole pod rękę i zaprowadził ją pod duży dąb. 

Jeden  ze  służących  Backesów  uśmiechnął  się  i  na  trawie  obok 
dębu  postawił  kilka  dużych  cynowych  kufli  z  pokrywką,  w 
których  znajdował  się  poncz.  Clay  usiadł  na  ziemi,  postawił 
sobie  talerz  na  kolanach,  po  czym  zaczął  jeść.  Spojrzał  na 
Nicole, która ciągle stała z talerzem w ręku. 

–  Co się stało? 
–  Nie chcę sobie zaplamić trawą sukni. 
–  Daj  talerz  –  powiedział  Clay,  odstawiając  swój  na 

trawę. 

Kiedy  jej  talerz  znalazł  się  obok  talerza  Claya,  mężczyzna 

chwycił Nicole za rękę i posadził sobie na kolanach. 

–  Clay!  –  zawołała,  próbując  wstać.  Ale  Clay  trzymał  ją 

mocno. 

–  Clay, proszę. Wszyscy nas widzą. 
–  I nic ich to nie obchodzi – odparł, nosem łaskocząc ją w 

ucho.  –  O  wiele  bardziej  pochłania  ich  jedzenie,  niż  to,  co 
robimy. 

Odsunęła się od niego.  
– Jesteś pijany? – spytała podejrzliwie.  
Roześmiał się. 
–  Zachowujesz  się  jak  prawdziwa  żona.  Tak,  jestem 

trochę  pijany.  Wiesz,  czego  mi  brakuje?  –  Nie  czekał  na  jej 
odpowiedź.  –  Jesteś  zupełnie  trzeźwa.  Wiesz,  że  kiedy  jesteś 
pijana, stajesz się po prostu rozkoszna? 

Ucałował  czubek  jej  nosa  i  chwycił  kufel  rumowego 

ponczu. 

–  Masz, napij się. 
–  Nie, nie chcę się upić – powtarzała uparcie. 
–  Przytknę  ci  to  do  ust.  Masz  do  wyboru:  albo  wypijesz, 

albo zniszczysz sobie suknię. 

background image

 

152

Rozważała  możliwość  sprzeciwu,  ale  Clay  wyglądał  tak 

czarująco jak niegrzeczny chłopczyk, a jej tak bardzo chciało się 
pić. Poncz był przepyszny. Zrobiono go z trzech gatunków rumu 
i  czterech  soków  owocowych.  W  zimnym  napoju  pływały 
kawałki  lodu.  Poncz  natychmiast  uderzył  jej  do  głowy, 
zaczerpnęła głęboko powietrza. Poczuła, że znika całe napięcie. 

– Lepiej? 
Spojrzała na  niego spod gęstych rzęs i przeciągnęła palcem 

po jego policzku. 

–  Jesteś 

najprzystojniejszy 

nich 

wszystkich 

– 

powiedziała sennie. 

–  Przystojniejszy nawet od Stevena Showa? 
–  Tego blondyna z dołkiem w brodzie? 
–  Powinnaś  była  powiedzieć,  że  nie  masz  pojęcia,  o  kim 

mówię – skrzywił się Clay.  

–  Proszę  –  podał  jej  talerz  –  zjedz  coś.  Kto  to  widział, 

żeby Francuzka tak szybko się upijała? 

Złożyła  mu  głowę  na  ramieniu  i  przytuliła  wargi  do  jego 

ciepłej skóry. 

–  Siadaj prosto – powiedział zdecydowanie i włożył jej do 

ust kawałek chleba kukurydzianego. – Podobno byłaś głodna. 

Jej  spojrzenie  sprawiło,  że  poruszył  się,  niezręcznie 

poprawiając nogi. 

–  Jedz! – rozkazał. 
Nicole  niechętnie  skupiła  uwagę  na  jedzeniu.  Siedzenie  na 

kolanach Claya było takie przyjemne. 

–  Podobają  mi  się twoi przyjaciele –  stwierdziła z ustami 

pełnymi  sałatki  ziemniaczanej.  –  Czy  dziś  po  południu  będą 
jeszcze wyścigi? 

–  Nie – odparł Clay. – Zwykle dajemy koniom i dżokejom 

chwilę  wytchnienia.  Większość  gości  gra  w  karty,  szachy  albo 
backgammona.  Reszta  odnajduje  sypialnie  w  tym  straszydle, 
które Ellen nazywa swoim domem i ucina sobie drzemkę. 

Nicole  przez  chwilę  jadła  spokojnie,  po  czym  spojrzała  na 

Claya. 

background image

 

153

–  A co my będziemy robić? 
Clay uśmiechnął się jednym kącikiem warg. 
–  Sądziłem,  że dam  ci  jeszcze trochę rumu  i  spytam o to 

samo. 

Nicole  wpatrywała  się  w  niego  przez  moment,  potem 

sięgnęła  po  swój  kufel.  Wychyliwszy  potężny  łyk  ponczu, 
odstawiła naczynie na trawę. Nagle szeroko ziewnęła. 

–  Zdaje  się,  że  rzeczywiście  mała...  drzemka  dobrze  mi 

zrobi. 

Clay spokojnie zdjął surdut, rozciągnął go na ziemi i usadził 

na nim Nicole. Widząc jej zdziwienie, ucałował ją lekko w kącik 
ust. 

–  Jeśli  mam  cię  dowlec  jakoś  do  domu,  muszę  być  w 

przyzwoitej formie. 

Nicole spuściła oczy, spojrzawszy  na wzgórek w spodniach 

Claya. Potem zachichotała. 

–  Jedz, ty mała jędzo! – nakazał z udawną surowością. 
Po  kilku  minutach,  Clay  zabrał  Nicole  na wpół opróżniony 

talerz  i  pociągnął  ją  do  góry.  Przerzucił  sobie  surdut  przez 
ramię. 

–  Ellen! – zawołał, kiedy zbliżyli się do domu. 
–  Gdzie jest nasza sypialnia? 
–  Północno-wschodnie  skrzydło,  pierwsze  piętro,  trzeci 

pokój – odparła szybko. 

–  Jesteś zmęczony, Clay? – roześmiał się ktoś. 
–  Dziwne jak tym młodożeńcom ciągle chce się spać. 
–  A  tobie  zazdrość,  co,  Henry?  –  odkrzyknął  Clay  przez 

ramię. 

–  Clay! – odezwała się Nicole, kiedy już weszli do domu. 

– Zawstydzasz mnie. 

–  To ja czerwienieję od twoich spojrzeń – warknął Clay. 
Powiódł  ją  przez  plątaninę  korytarzy.  Nicole  zdążyła  tylko 

dostrzec,  że  obrazy  i  meble  stanowiły  przedziwną  zbieraninę. 
Obok  siebie  stały  meble  w  stylu  elżbietańskim,  dworskim 
francuskim  i  prymitywne  amerykańskie.  Na  ścianach  w 

background image

 

154

towarzystwie  malowideł  godnych  Wersalu  wisiały  tak  straszne 
bohomazy, że musiały chyba wyjść spod ręki dziecka. 

Clayowi  udało  się  jakoś  znaleźć  ich  sypialnię.  Wciągnął 

Nicole  do  środka  i  chwycił  w  ramiona,  równocześnie  stopą 
zamykając  drzwi.  Całował  gwałtownie,  jakby  nie  mógł  się 
Nicole  dość  nasycić.  Trzymał  jej  twarz  w  dłoniach,  odchylając 
nieco w tył. 

Poddała  mu  się  zupełnie.  W  głowie  jej  szumiało  od  jego 

bliskości. Przez bawełnianą koszulę biło ciepło jego nagrzanego 
słońcem ciała. Usta miał twarde i miękkie zarazem, język słodki. 
Na  biodrach  czuła  natarczywe,  a  równocześnie  proszące 
dotknięcie jego nóg. 

–  Tak  długo  na  to  czekałem  –  wyszeptał,  biorąc  w  usta 

płatek jej ucha. Lekko pociągnął go zębami. 

Nicole gwałtownie się odsunęła. Zaskoczony przyglądał się, 

jak  przechodzi  przez  pokój,  unosi  ramiona  i  zgrabnie  zaczyna 
wyjmować  szpilki  z  włosów.  Clay  stał  nieruchomo,  patrzył  na 
nią.  Nawet  się  nie  poruszył,  kiedy  walczyła  z  guzikami  sukni. 
Właśnie o tej chwili  marzył: by widzieć ją,  by znaleźli się sami 
w sypialni. 

Pochyliła ramiona, suknia spłynęła na dywan. Pod nią miała 

cienką,  bawełnianą  halkę.  Głęboki  dekolt  ozdabiały  różowe, 
haftowane  serduszka.  Pod  biustem  koszulkę  przytrzymywała 
wąska,  różowa  jedwabna  tasiemka.  Spod  delikatnej,  prawie 
przezroczystej tkaniny prześwitywały nabrzmiałe piersi. 

Nicole wolno, bardzo powoli rozwiązała tasiemkę. Koszulka 

zsunęła się na podłogę. 

Clayton  powiódł  wzrokiem  za  materiałem,  spojrzeniem 

obejmując  jędrne,  pełne  piersi,  szczupłą  talię  i  zgrabne  stopy. 
Kiedy  znowu  popatrzył  na  jej  twarz,  Nicole  wyciągnęła  ku 
niemu  ramiona.  Jednym  susem  przemierzył  pokój,  uniósł  ją  w 
powietrze  i  delikatnie  złożył  na  łóżku.  Stanął  nad  nią, 
przyglądając  się  uważnie.  Leżała  w  promieniach  słońca 
przeświecającego  przez  zasłony.  Na  jej  ciele  nie  było 
najmniejszej skazy. 

background image

 

155

Usiadł  obok  Nicole  i  dłonią  przesunął  po  jej  skórze.  W 

dotyku była równie wspaniała: miękka i ciepła. 

–  Clay – szepnęła Nicole. 
Uśmiechnął  się  do  niej.  Pochylił  się  i  ucałował  ją  w  szyję 

tam, gdzie pulsuje tętnica. Potem przesunął się w dół, do piersi. 
Bawił się nimi, smakował nabrzmiałe, różowe sutki. 

Zanurzyła palce w jego gęstych włosach. Wygięła się w łuk 

i odchyliła głowę. 

Clay położył się obok. Był w ubraniu, więc Nicole czuła na 

skórze  chłodny  dotyk  mosiężnych  guzików  jego  surduta. 
Spodnie z delikatnej koźlej skóry grzały, długie buty drapały jej 
nogi.  Dotyk  ubrania  na  jej  gołej  skórze,  skóra  i  mosiądz  –  to 
wszystko stanowiło uosobienie męskości, siły Claya. 

Kiedy  się  na  niej  położył,  potarła  nogą  o  jego  but.  Koźla 

skóra  pieściła  wnętrze  jej  ud.  Clay  zsunął  się  z  Nicole  i  zaczął 
rozpinać guziki surduta. 

–  Nie – szepnęła. 
Przez  chwilę  na  nią  patrzył,  a  potem  znowu  ją  pocałował, 

głęboko, namiętnie. 

Kiedy  uniósł  nogę  i  pogładził  ją  śliskim  butem  po  udzie, 

roześmiała się gardłowo. Rozpiął guziki z boku spodni  i Nicole 
jęknęła, czując pierwszy dotyk jego męskości. 

Położył  się  na  niej,  trzymając  mocno,  jakby  się  bał,  że  mu 

ucieknie. 

Po  jakimś  czasie  Nicole  bardzo  powoli  wróciła  do  życia. 

Przeciągnęła się i głęboko westchnęła. 

–  Czuję się, jakbym się pozbyła ogromnego ciężaru. 
–   To  wszystko?  –  roześmiał  się  Clay,  przytulony 

policzkiem  do  jej  szyi.  –  Miło  mi,  że  się  na  coś  przydałem. 
Może następnym razem powinienem przypiąć ostrogi. 

–  Naśmiewasz się ze mnie? 
Clay uniósł się na łokciu. 
–  Skądże znowu! Jeżeli już to z siebie. Dużo się od ciebie 

nauczyłem. 

–  Naprawdę? A czegóż to takiego? 

background image

 

156

Powiodła  palcem  po  półokrągłej  bliźnie  koło  oka.  Odsunął 

się i usiadł. 

–  Nie teraz. Może kiedy  indziej ci powiem.  Zgłodniałem. 

Godzinę temu nie pozwoliłaś mi się porządnie najeść. 

Uśmiechnęła  się  i  przymknęła  oczy.  Czuła  się  tak 

niewiarygodnie  szczęśliwa.  Clay  wstał  i  przyglądał  się  Nicole. 
Ciemne włosy rozrzucone na poduszce wspaniale kontrastowały 
z kształtną sylwetką. Widział, że Nicole już zasypia. Pochylił się 
i ucałował ją w czubek nosa. 

–  Śpij, maleńka – wyszeptał i przykrył ją narzutą. 
Na palcach wyszedł z pokoju. 
Nicole  po  przebudzeniu  najpierw  leniwie  się  przeciągnęła, 

nie otwierając oczu. 

–  Pobudka  –  odezwał  się  matowy  głos  z  drugiego  końca 

pokoju. 

Z uśmiechem uniosła powieki. Clay goląc się, przyglądał się 

jej w lustrze. Jego koszula leżała na krześle. 

–  Spałaś  prawie  całe  popołudnie.  Czyżbyś  się  chciała 

spóźnić na tańce? 

–  Nie – uśmiechnęła się. 
Chciała wstać z  łóżka,  ale uświadomiła  sobie,  że  jest  naga. 

Rozejrzała  się  w  poszukiwaniu  czegoś  do  przykrycia.  Kiedy 
zobaczyła, jak Clay przygląda jej się ciekawie, odrzuciła narzutę 
i  podeszła  do  szafy,  gdzie  Janie  powiesiła  jej  stroje.  Clay 
zachichotał i wrócił do golenia. 

Kiedy skończył, stanął za Nicole. Miała na sobie morelowy 

szlafroczek  i  przeglądała  kreacje,  zastanawiając  się,  którą 
wybrać. 

Nagle Clay chwycił aksamitną suknię w kolorze cynamonu. 
–  Janie twierdziła, że powinnaś włożyć tę. 
Trzymał ją przed sobą i krytycznie zmierzył spojrzeniem. 
–  Zdaje się, że z przodu czegoś brakuje. 
–  Już  ja  sobie  z  tym  poradzę  –  oświadczyła  buńczucznie 

Nicole, zabierając mu suknię. 

–  Czyli to ci się nie przyda? 

background image

 

157

Odwróciła się i zobaczyła, co Clay trzymał w rękach. Perły! 

Cztery sznury, połączone czterema długimi, złotymi zapięciami. 
Wzięła  naszyjnik,  przesuwając  palcami  po  delikatnych 
klejnotach.  Nie  miała  pojęcia,  jak  to  się  nosi.  Naszyjnik 
przypominał raczej długi pasek. 

–  Ubierz  się,  pokażę  ci,  jak  to  się  zakłada  –  powiedział 

Clay. – Moja matka sama wymyśliła ten naszyjnik. 

Nicole  szybko  włożyła  halkę,  potem  suknię.  Stanik  był 

bardzo  głęboko  wycięty,  a  ramiona  odsłonięte.  Clay  zapiął 
suknię  z  tyłu.  Na  środku  przyczepił  pierwsze  zapięcie 
naszyjnika.  Drugie  do  wąskiego  ramiączka,  trzecie  na  środku 
głębokiego dekoltu, czwarte na drugim ramieniu. Ostatnią część 
naszyjnika dołączył do pierwszego zapięcia. Sznury były różnej 
długości,  tak  że  dwa  pierwsze  zakrywały  piersi,  a  pozostałe 
spływały na aksamit. 

–  Jakież  to  piękne  –  westchnęła  Nicole,  przeglądając  się 

w lustrze. – Dziękuję, że pozwoliłeś mi to włożyć. 

Pochylił się i ucałował jej odsłonięte ramię. 
–  Matka  kazała,  bym  podarował  je  swojej  żonie.  Oprócz 

niej nikt nigdy jeszcze tego nie nosił. 

Zwróciła ku niemu twarz. 
–  Nie rozumiem, przecież nasze małżeństwo jest... 
Położył jej palec na wargach, nie pozwalając dokończyć. 
–  Zapomnij  o  wszystkim.  Cieszmy  się  tą  chwilą.  Jutro 

zdążymy porozmawiać. 

Kiedy się ubierał, Nicole stała odwrócona do niego plecami. 

Słyszała,  że  muzycy  zaczęli  grać  na  trawniku  pod  oknem. 
Bardzo  chętnie  odłożyła  myślenie  na  później,  cieszyła  się  tą 
chwilą.  Rzeczywistość  to  Bianka  i  Clay  w  jego  domu. 
Rzeczywistość to jego miłość do innej kobiety. 

Wyszli z sypialni. Clay przez plątaninę korytarzy powiódł ją 

do  ogrodu.  Stoły  uginały  się  pod  ciężarem  kolejnych  potraw. 
Wokół krążyli goście, jedząc i pijąc. Nicole właściwie nie miała 
kiedy  spróbować  dań,  bo  Clay  pociągnął  ją  na  specjalnie 

background image

 

158

wybudowany  z  desek  krąg  taneczny.  Po  energicznym  reelu  z 
Wirginii szybko zabrakło jej tchu. 

A  po  czterech  tańcach  Nicole  błagała  Claya  o  chwilę 

odpoczynku.  Odeszli  nieco  od  gości,  by  schronić  się w  małym, 
ośmiokątnym  pawilonie  pod  wierzbami.  Zajęci  tańcem,  nie 
zauważyli, kiedy zapadła noc. 

–  Jakie piękne gwiazdy, prawda? 
Clay  objął  Nicole  ramieniem,  mocno  tuląc  ją  do  siebie. 

Milczał. 

–  Chciałabym,  żeby  ta  chwila  trwała  wiecznie  – 

wyszeptała. – Żeby nigdy się nie skończyła. 

–  Czyżby  inne  były  aż  tak  straszne?  Aż  tak  ci  źle  w 

Ameryce? 

Przymknęła oczy i potarła policzkiem o jego ramię. 
–  Spędziłam tu najszczęśliwsze, a zarazem najżałośniejsze 

chwile mojego życia. 

Nie chciała o tym mówić. Uniosła głowę. 
–  Dlaczego  Wes  nie  przyjechał?  Czy  musiał  wrócić  i 

zająć się plantacją pod nieobecność brata? I co to za kobieta się 
kręciła przy Travisie? 

Clay parsknął śmiechem i znowu przygarnął ją do siebie. 
–  Wes  nie  przyjechał,  bo  pewnie  mu  się  nie  chciało.  A 

jeśli  chodzi  o  Travisa,  gdyby  się  uparł,  mógłby  kierować 
plantacją  nawet  z  Anglii.  Zaś  ta  ruda  to  Margo  Jenkins.  O  ile 
wiem,  postanowiła  zdobyć  Travisa,  czy  mu  się  to  podoba,  czy 
nie. 

–  Mam  nadzieję, że go  nie zdobędzie –  mruknęła Nicole. 

– Pokłóciłeś się z Wesem? 

Czuła, jak cały zesztywniał. 
–  Dlaczego pytasz? 
–  Podejrzewam,  że  to  twój  wybuchowy  temperament 

podsunął mi tę myśl. 

Odprężył się i roześmiał. 
–  To prawda, trochę się poszarpaliśmy. 
–  Bardzo? 

background image

 

159

Odsunął ją i spojrzał prosto w oczy. 
–  Możliwe, że odbyłem z  nim  jedną z  najpoważniejszych 

rozmów  w  swoim  życiu.  –  Uniósł  głowę.  –  Chyba  grają  reela. 
Gotowa? 

Uśmiechnęła  się  w  odpowiedzi,  a  on  chwycił  ją  za  rękę  i 

poprowadził do grupy tancerzy. 

Nicole  zdumiewała  żywotność  Wirgińczyków.  Ona  była 

straszliwie zmęczona mimo popołudniowej drzemki. Po trzecim 
ziewnięciu Clay wziął ją za rękę i zaprowadził na górę. Pomógł 
żonie  się  rozebrać,  ale  kiedy  chciała  wejść  do  łóżka,  podał  jej 
długi peniuar. Spojrzała na niego zdziwiona. 

–  Sądziłem, że może będziesz miała ochotę na kąpiel przy 

świetle księżyca – powiedział. 

Rozbierał  się  i  włożył  hinduski  bawełniany  szlafrok  z 

długimi rękawami. 

Nicole cicho stąpała za nim przez kolejne korytarze. Ku  jej 

zdziwieniu  wyszli  na  skraj  lasu.  Niedaleko  słychać  było  szum 
rzeki. 

Przemknęli  przez  gęste  krzaki  i  trafili  na  miejsce,  gdzie  w 

załomie  rzeki  powstała  rozkoszna  zatoczka.  Clay  zostawił 
mydło  i  ręcznik  na  brzegu,  zrzucił  szlafrok,  wziął  mydło  i 
wszedł do wody. Nicole w świetle księżyca przyglądała się grze 
mięśni na jego plecach. Zgrabnie zanurzył się w wodzie, prawie 
nie  było  słychać  plusku,  kiedy  popłynął  na  środek  zatoczki. 
Przekręcił się na plecy i spojrzał na Nicole. 

–  Chcesz tak stać całą noc? 
Pospiesznie  rozwiązała  peniuar,  zrzuciła  go  na  ziemię  i 

ruszyła za Clayem. Zniknęła pod wodą. 

–  Nicole! – zawołał Clay, kiedy się nie wynurzała. W jego 

głosie brzmiał niepokój. 

Wypłynęła  za  nim,  uszczypnęła  go  w  plecy  i  znowu 

zanurkowała. Warknął i złapał ją w talii. 

–  Chodź  tu,  ty  mała  jędzo  –  powiedział,  całując  ją  w 

czoło. 

background image

 

160

Objęła  go  za  szyję  i  pocałowała  mocno,  głęboko.  Dotyk 

jego skóry był cudowny, woda ciepła i rozkoszna. 

Clay  odsunął  Nicole  od  siebie  i  zaczął  mydlić  dłonie,  a 

potem  gładził  ją  nimi  powoli  i  czule.  Kiedy  skończył,  zabrała 
mu mydło i ona z kolei go umyła. Śmiali się, rozkoszując wodą i 
sobą nawzajem.  Clay  zaczął  myć  jej  włosy.  Zanurkowała,  żeby 
je spłukać. Długie pasma falowały na wodzie. 

Clay  przyglądał  się  Nicole,  potem  wolno  przygarnął  do 

siebie.  Pocałował  ją  lekko,  przyciągając  bliżej.  Odsunął  się  i 
spojrzał  jej  w  oczy,  jakby  o  coś  pytał.  Najwyraźniej  znalazł  w 
nich odpowiedź, bo wziął ją w ramiona i wyniósł na brzeg. 

Delikatnie  złożył  ją  na  trawie  i  zaczął  całować  tam,  gdzie 

przedtem dotykał  jej  namydlonymi dłońmi. Nicole uśmiechnęła 
się  z  zamkniętymi  oczami.  Uniosła  głowę  i  przyciągnęła  Claya 
ku  sobie.  Rękami  wodziła  po  jego  ciele,  rozkoszując  się  jego 
dotykiem, jego siłą. 

Przykrył ją sobą. Czekała na niego. 
–  Najsłodsza Nicole – wyszeptał, ale nie słyszała. 
Świat  zewnętrzny  przestał  dla  niej  istnieć,  cała  skupiła  się 

na namiętności, jaką Clay w niej obudził. Uniosła biodra. 

Jakiś  czas  potem  Clay  zsunął  się  na  ziemię  i  przyciągnął 

Nicole do siebie. Nogę przerzucił przez jej uda. Usta trzymał tuż 
przy jej uchu. Jego odech był słodki i ciepły. 

–  Wyjdziesz za mnie? – spytał. 
. Nie była pewna, czy się nie przesłyszała. 
–  Odpowiesz, czy nie? Nicole poczuła nagłe napięcie. 
–  Przecież  jestem  twoją  żoną.  Pochylił  się  nad  nią, 

opierając głowę na ramieniu. 

–  Chcę,  żebyś  jeszcze  raz  za  mnie  wyszła,  tym  razem  w 

obecności  całego  okręgu.  Tym  razem  chcę  być  obecny  na 
naszym ślubie. 

Milczała. Palcem powiódł po jej górnej wardze. 
–  Kiedyś  powiedziałaś,  że  mnie  kochasz.  Oczywiście, 

byłaś  wtedy  pijana,  ale  tak  właśnie  powiedziałaś.  Czy  to 
prawda? 

background image

 

161

–  Tak – szepnęła bez tchu, patrząc mu prosto w oczy. 
–  To dlaczego nie chcesz za mnie wyjść? 
–  Czy ty ze mnie kpisz? Bawisz się mną? Uśmiechnął się 

i wargami musnął jej kark. 

–  Czy naprawdę tak trudno ci uwierzyć, że mam odrobinę 

rozsądku?  Jak  możesz  kochać  mężczyznę,  którego  uważasz  za 
głupca? 

–  Clay,  wytłumacz  mi.  Nie  rozumiem,  o  czym  mówisz. 

Nigdy nie uważałam cię za głupca. 

Znów na nią spojrzał. 
–  A powinnaś. Wszyscy na plantacji okazywali ci miłość, 

tylko  nie  ja.  Nawet  moje  konie  są  mądrzejsze  ode  mnie. 
Pamiętasz,  kiedy  pierwszy  raz  cię  pocałowałem?  Wtedy  na 
statku?  Byłem  wściekły,  bo  właśnie  straciłem  coś  bardzo 
cennego...  ciebie.  Nie  chciałem  cię  utracić,  a  ty  stałaś  przede 
mną  i  mówiłaś,  że  nie  jesteś  moja.  Gotowałem  się  ze  złości, 
czytając  twój  list,  prawie  oszalałem,  kiedy  nie  mogłem  cię 
znaleźć. Sądzę, że Janie już wtedy wiedziała, że cię kocham. 

–  Ale  przecież  Bianka...  –  zaczęła  Nicole,  ale  Clay 

położył jej palec na ustach. 

–  Bianka  to  przeszłość.  Chcę,  żebyśmy  od  tej  chwili 

zaczęli  od  początku.  Ellen  wie,  że  małżeństwo  zawarliśmy  per 
procura  i  zrozumie,  jeśli  będziemy  chcieli  tutaj  powtórzyć  nasz 
ślub. 

–  Powtórzyć nasz ślub? Tutaj? 
Clay z uśmiechem pocałował ją w nos. Jego oczy błyszczały 

w świetle księżyca. 

–  Czy  to  naprawdę  aż  takie  straszne?  Będziemy  mieli  co 

najmniej  setkę  świadków,  którzy  przysięgną,  że  nikt  nas  nie 
przymuszał  do  małżeństwa.  Nie  chcę,  żebyś  potem  miała 
jakiekolwiek  podstawy  do  unieważnienia.  –  Uśmiechnął  się 
psotnie. – Nawet jeśli będę cię bił. 

Napięcie ją opuściło. 
–  Pożałowałbyś. 
–  Naprawdę? – roześmiał się. – A co takiego byś zrobiła? 

background image

 

162

–  Powiedziałabym  Maggie,  żeby  przestała  gotować, 

opowiedziałabym  o  wszystkim  bliźniętom,  żeby  one  też  cię 
znienawidziły i... 

–  Znienawidzić mnie? 
Nagle spoważniał i przyciągnął Nicole do siebie. 
–  Jest  nas  tylko  dwoje,  ja  i  ty.  Mamy  tylko  siebie. 

Przysięgnij, że nigdy mnie nie znienawidzisz. 

–  Clay  –  odparła,  z  trudem  chwytając  powietrze.  – 

Żartowałam.  Jakże  mogłabym  cię  znienawidzić,  skoro  tak 
bardzo cię kocham? 

–  Ja  też  cię  kocham  –  powiedział,  rozluźniając  uścisk.  – 

Przypuszczam,  że  przygotowania  do  ślubu  potrwają  jakieś  trzy 
dni, ale zgadzasz się, prawda? 

Roześmiała się. 
–  Jak  możesz  pytać,  czy  zgadzam  się  na  coś,  czego  w 

życiu najbardziej pragnę? Oczywiście, że za ciebie wyjdę. Kiedy 
tylko zechcesz. 

Gwałtownie zaczął całować ją w szyję. 
Nicole  czuła  się  jak  w  siódmym  niebie.  Pragnęła,  żeby  ten 

dzień  nigdy  się  nie  skończył.  Może  już  nigdy  nie wrócą czasy, 
kiedy Clay  mieszkał w jednym  domu, a ona w innym? Jeśli  się 
pobiorą  przed  powrotem,  wreszcie  poczuje  się  bezpieczna. 
Będzie  miała  świadków,  że  Clay  kocha  właśnie  ją  i  tylko  jej 
pragnie. 

Przez  myśl  przemknęła  jej  Bianka,  ale  pocałunki  Claya 

sprawiły,  że  szybko  o  niej  zapomniała.  Trzy  dni,  powiedział. 
Cóż się może zdarzyć przez trzy dni? 

  

11  

 

Następnego  dnia  po  przebudzeniu  Nicole  nie  mogła 

uwierzyć  w  to,  co  się  wydarzyło  ubiegłej  nocy.  Było  zbyt 
piękne,  by  mogło  być  prawdziwe.  Leżała  sama  w  sypialni 

background image

 

163

skąpanej  w  porannym  słońcu.  Uśmiechnęła  się,  słysząc  pod 
oknem podniesione głosy. Zaraz rozpocznie się wyścig. Szybko 
wyskoczyła  z  łóżka,  ubrała  się  w  prostą  suknię  z  muślinu  w 
kolorze miodu. 

Dopiero  po  dłuższym  błądzeniu  udało  jej  się  dotrzeć  do 

przygotowanych  do  śniadania  stołów.  Właśnie  kończyła 
jajecznicę,  kiedy  usłyszała,  jak  nagle  cichną  szmery  rozmów. 
Wszyscy goście jeden po drugim milkli. 

Wstała,  spoglądając w  kierunku  śluzy.  Serce zamarło  jej  w 

piersi. Oto w kierunku domu zmierzali  Wesley i  Bianka. Do tej 
pory –  z dala od  Bianki  –  Nicole czuła  się tu  bezpieczna,  teraz 
jednak czuła, jak jej świat zaczyna się walić. 

Bianka pewnym krokiem zbliżała się do grupy gości. Miała 

na  sobie  kasztanową,  jedwabną  suknię  ozdobioną  pasem 
dużych, czarnych kwiatów wyhaftowanych na spódnicy. Wokół 
dekoltu  i  talii  biegła  szeroka  taśma.  Kolorowa  suknia  bardziej 
odsłaniała, niż zakrywała obfity  biust. Kobieta w ręku trzymała 
parasolkę z takiego samego materiału. 

Przyglądając  się  nadchodzącej  parze,  Nicole  szukała 

wyjaśnienia  dziwnego  zachowania  pozostałych  gości.  To,  że 
obecność  Bianki  przygnębiła  ją,  było  zrozumiałe,  ale  dlaczego 
zrobiła takie wrażenie na innych, którzy jej nie znali? Przyjrzała 
się sąsiadom i dostrzegła na ich twarzach zdumienie. 

–  Beth – słyszała, jak powtarzają. – Beth. 
–  Wesley!  –  zawołała  Ellen.  –  Ależ  nas  przeraziłeś! 

Ruszyła  przez  trawnik  w  ich  kierunku.  –  Witajcie  wyciągnęła 
rękę. 

Zbliżali się do stołów. Nicole nie mogła się ruszyć / miejsca. 

Wesley  zostawił  Biankę,  która  zdążyła  już  wziąć  talerz. 
Otoczyły ją kobiety. 

–  Dzień  dobry  –  przywitał  się  z  Nicole.  –  Jak  ci  się 

podobają tutejsze przyjęcia? 

Nicole spojrzała na niego oczami pełnymi łez. 

background image

 

164

Dlaczego?  –  zastanawiała  się.  –  Dlaczego  przywiózł 

Biankę?  Czyżby  mnie  nienawidził  i  chciał  mnie  rozłączyć  z 
Clayem? 

–  Nicole  –  powiedział  Wesley,  kładąc  jej  dłoń  na 

ramieniu. – Zaufaj mi. Proszę. 

Zdołała  tylko  skinąć  głową.  Nie  mogła  zdobyć  się  na 

odpowiedź. 

Ellen zaszła Wesleya od tyłu. 
–  Skąd ją wziąłeś? Czy Clay ją widział? 
–  Widział  –  odparł  z  uśmiechem  Wes.  Podał  Nicole 

ramię. 

–  Pójdziesz  ze  mną  obejrzeć  wyścigi?  Bez  słowa  wzięła 

go pod rękę. 

–  Co wiesz o Beth? – spytał, kiedy oddalili się od gości. 
–  Tylko  tyle  że  zginęła  razem  z  bratem  Claya  -  odparła. 

Nagle  umilkła.  –  Bianka  jest  do  niej  podobna,  prawda?  – 
wykrztusiła po chwili. 

–  Na  pierwszy  rzut  oka  podobieństwo  jest  uderzające. 

Dopóki stoi  bez ruchu, bardzo przypomina Beth, ale wystarczy, 
żeby otworzyła usta, a całe podobieństwo znika. 

–  W takim razie Clay... – zaczęła. 
–  Nie wiem. Nie mogę za niego mówić. Wiem tylko, że ja 

w  pierwszym  momencie  sądziłem,  że  to  Beth.  Moim  zdaniem 
Claya... odurzyło zewnętrzne podobieństwo Bianki do Beth. Nie 
może  to  być  nic  więcej,  jako  że  Bianka  nie  należy  do 
szczególnie  miłych  osób.  –  Uśmiechnął  się.  –  Clay  i  ja 
ucięliśmy sobie pogawędkę na ten temat. – Pomasował brodę. – 
Pomyślałem, że może dobrze mu zrobi, kiedy zobaczy was dwie 
równocześnie. 

Nicole zdawała sobie sprawę, że chciał jak najlepiej, ale tyle 

razy  widziała  pełen  uwielbienia  wzrok,  jakim  Clay  wpatrywał 
się w Biankę. Teraz już by nie zniosła, gdyby patrzył na inną w 
ten sposób. 

–  Jak się skończyły wczorajsze wyścigi? Czy Clay wygrał 

z Travisem? Mam nadzieję że tak. 

background image

 

165

–  Zostali  pogodzeni  –  roześmiała się Nicole,  zadowolona 

ze  zmiany  tematu.  –  Ale  może  chcesz  posłuchać  o  moim 
najnowszym czerwonym płaszczu na zimę? 

Na przyjęciach  w  Wirginii  obowiązywała  niepisana zasada, 

że goście sami się zabawiają. Wszędzie stało jedzenie, pod ręką 
były wszelkie możliwe rozrywki i służba, gotowa spełnić każde 
żądanie.  Dlatego  kiedy  rozległ  się  dźwięk  rogu  oznajmiający 
początek  rannych  wyścigów,  kobiety  czuły  się  zwolnione  z 
obowiązku bawienia Bianki, skoro stwierdziła, że nie ma ochoty 
na  wyścigi.  Oczu  nie  mogła  oderwać  od  suto  zastawionych 
stołów.  Ta  okropna Maggie  po  wyjeździe  Claya  stwierdziła,  że 
nie będzie dla niej gotować. 

–  Czy  to  ty  jesteś  ta  Malesonówna,  o  której  tyle  żem 

słyszał? 

Bianka oderwała wzrok od talerza, na który nakładała sobie 

jedzenie i zobaczyła przed sobą wysokiego, straszliwie chudego 
mężczyznę.  Brudny,  zniszczony  surdut  wisiał  na  nim  jak  na 
kołku. Twarz niemal całkowicie zasłaniały opadające w strąkach 
czarne  włosy  i  rzadka  czarna  broda.  Miał  wydatny  nos,  bardzo 
wąskie usta, tylko oczy żarzyły się  jak dwa czarne węgle. Były 
tak małe i tak blisko osadzone, że zdawały się stykać kącikami. 

Bianka skrzywiła się i odwróciła wzrok. 
–  O  coś  cię  pytałem,  kobieto!  Jesteś  z  Malesonów? 

Zmierzyła go zimnym spojrzeniem. 

–  Nie pański interes. A teraz proszę mnie przepuścić. 
–  Patrzcie,  ile  sobie  tego  nawaliła!  –  stwierdził, 

spoglądając  na  stertę  na  jej  talerzu.  –  Obżarstwo  to  grzech, 
będziesz się w piekle smażyć. 

–  Proszę mnie natychmiast zostawić, bo zacznę krzyczeć. 
–  Tato, ja z nią porozmawiam. To ładna dziewczyna. 
Bianka z ciekawością spojrzała  na  młodzieńca,  który do tej 

pory  stał  schowany  za  plecami  ojca.  Był  silny,  zdrowy,  nie 
liczył  sobie  więcej  niż  dwadzieścia  pięć  lat,  ale  niestety 
odziedziczył  twarz  swojego  ojca.  Małymi,  ciemnymi  oczkami 
błądził po miękkim, białym biuście Bianki. 

background image

 

166

–  Matka  była  z  domu  Maleson.  Słyszeliśmy,  że 

przyjeżdżasz do  Ameryki, żeby  wyjść za Claytona Armstronga. 
Napisaliśmy list do Anglii. Nie wiem, czy doszedł. 

Bianka  świetnie  pamiętała  tamten  list.  A  więc  to  ta  hołota 

śmiała się podawać za jej rodzinę. 

–  Nie otrzymałam żadnego listu. 
–  Za grzechy czeka cię śmierć! 
Głos mężczyzny niósł się po całej plantacji. 
–  Tato,  tam  ludzie  grają  i  stawiają  pieniądze  na  konie. 

Powinieneś  pójść  przemówić  im  do  sumień,  a  my  tymczasem 
zapoznamy się z naszą krewniaczką. 

Bianka  odwróciła  się  i  odeszła.  Nie  miała  zamiaru 

rozmawiać  z  żadnym  z  tych  typów.  Ledwo  zdążyła  opaść  na 
ławkę,  a  już  obok  niej  znalazło  się  dwóch  młodzieńców. 
Naprzeciwko  usiadł  ten,  którego  wcześniej  widziała,  a  obok 
młodszy,  drobniejszy.  Mógł  liczyć koło  szesnastu  lat,  wyglądał 
nieco  lepiej,  bo  oczy  miał  jaśniejsze,  większe,  nieco  szerzej 
osadzone. 

–  Ten  tu  to  Izaak  –  przedstawił  starszy  syn  –  a  ja  jestem 

Abraham Simmons. Tamten człowiek to nasz ojciec. – Ruchem 
głowy  wskazał  starca,  który  z  Biblią  pod  pachą  pospieszył  w 
stronę toru. – Tata całe życie głosi kazania. O niczym innym nie 
myśli. Ale ja i Ike mamy inne plany. 

–  Czy  nie  zechcielibyście  panowie  usiąść  gdzie  indziej? 

Chciałabym w spokoju spożyć śniadanie. 

–  To,  co  masz  na  tym  talerzu,  wystarczyłoby  na  cały 

dzień, damo – powiedział Ike. 

–  Co tak zadzierasz nosa? – spytał Abe. – Kto inny by się 

ucieszył, że może pogadać z rodziną. 

–  Nie  jesteście  moją  rodziną  –  oświadczyła  wyniośle 

Bianka. 

Abe  nachylił  się  nad  stołem  i  świdrował  ją  wzrokiem. 

Zmrużył  wąskie  oczka,  tak  że  było  widać  tylko  dwie  ciemne 
szparki. 

background image

 

167

–  Coś  nie  wygląda,  żebyś  musiała  się  oganiać  od 

przyjaciół.  Ponoć  masz  się  żenić  z  Armstrongiem  i  rządzić  w 
Arundel Hall? 

–  Jestem  panią  majątku  Armstronga  –  oznajmiła  dumnie 

między jednym kęsem a drugim. 

–  To  kim  w  takim  razie  jest  ta  ślicznotka,  którą  Clay 

przedstawia jako swoją żonę? 

Bianka 

wysunęła 

szczękę, 

cały 

czas 

metodycznie 

przeżuwając. Ciągle jeszcze nie ochłonęła z gniewu na wieść, że 
Clay zostawił ją w domu, a zabrał Nicole. Od tamtej nocy, kiedy 
gościli  na  kolacji  tego  miłego  pana  Stanforda,  Clay  zaczął  się 
dziwnie  zachowywać.  Cały  czas  ją  obserwował  i  Biankę  coraz 
bardziej to drażniło. 

Wspomniała  coś  o  dostawieniu  nowego  skrzydła,  ale  on 

tylko  przyglądał  jej  się  w  milczeniu.  Rozzłoszczona  Bianka 
wyszła z pokoju, przysięgając sobie, że Clay  jeszcze jej zapłaci 
za swoje grubiaństwo. 

I  wtedy  niespodziewanie  wyjechał.  Początkowo  się 

ucieszyła,  bo  jego  nieustanna  obecność  działała  jej  na  nerwy. 
Godzinami planowała, co każe sobie podać, gdy jego nie będzie. 
Wściekła  się,  kiedy  ta  obrzydliwa  Maggie  przygotowała 
zaledwie  połowę  dań.  Właśnie  stała  w  kuchni,  mówiąc 
kucharce, że jeśli ceni sobie swoją posadę, to powinna wziąć się 
do roboty, kiedy pojawił się Wesley. Powiedział jej o przyjęciu i 
o tym, że Clay zabrał tam Nicole. 

Bianka  niechętnie  zaczęła  się  szykować  do  podróży  na 

plantację Backesów. Miała wyjechać z Wesem  następnego dnia 
rano. 

Jak  ta  wstrętna  Nicole  śmie  odbierać  jej  jej  własność!  O, 

Bianka jeszcze jej pokaże! Wystarczy, że się uśmiechnie, a Clay 
będzie jej jadł z ręki, tak samo jak pierwszego wieczoru. O, tak, 
kobiety  z  jej  rodziny  miały  władzę  nad  mężczyznami,  a  ona 
doskonale znała jej siłę. 

–  Ta  kobieta  była  kiedyś  moją  służącą  –  oświadczyła 

wyniośle. 

background image

 

168

–  Twoją  służącą!  –  roześmiał  się  Abe.  –  Zdaje  się,  że 

teraz służy Clay owi. 

–  Idź  sobie  stąd  razem  ze  swoimi  brudnymi  myślami  - 

powiedziała, wstając, żeby pójść po dokładkę. 

–  Słuchaj  –  mówił  Abe,  idąc  za  nią.  Już  się  nie  śmiał.  – 

Myślałem,  że  się  ożenisz  z  Clayem  i  będziesz  mogła  nam 
pomóc.  Tacie  zawsze  były  w  głowie  tylko  kazania.  Mamy 
trochę  ziemi  blisko  plantacji  Claya,  ale  nie  mamy  inwentarza. 
Myśleliśmy,  żebyś  nam  pożyczyła  byka.  No  i  że  nie 
pożałowałabyś krewniakom kilku jałówek. 

–  I  kurczaków  –  dodał  Ike.  –  Mama  chciałaby  trochę  -

więcej kurczaków. To twoja ciotka. 

Bianka odwróciła się na pięcie. 
–  Nie  jestem  waszą  kuzynką!  Jak  śmiecie  snuć  plany  w 

związku  ze  mną  i  moją  przyszłością!  Jak  śmiecie  mówić  do 
mnie o... zwierzętach! 

Abe dłuższą chwilę nie odpowiadał. 
–  Coś mi tu nie pasuje, panno Zarozumialsza – powiedział 

wreszcie.  –  Wygląda  na  to,  że  nie  zobaczysz  ani  grosza  z 
pieniędzy  Claya.  Przyjechałaś  aż  z  Anglii,  a  ten  zdążył  się  już 
ożenić z twoją służącą zamiast z tobą! 

–  Abe  zaczął  się  śmiać.  –  To  dopiero  historia!  Dawnom 

się tak nie ubawił! Poczekaj tylko, aż ją rozpowiem po okolicy. 

–  To nieprawda! – zawołała Bianka. W jej oczach zalśniły 

łzy.  –  Clayton  się  ze  mną  ożeni!  Ja  będę  rządzić  plantacją 
Armstronga. To wszystko tylko kwestia czasu. Clayton zamierza 
unieważnić małżeństwo z moją poko jówką. 

Abe  i  Ike  spojrzeli  po  sobie,  z  trudem  panując  nad 

śmiechem. 

–  Unieważni,  co?  –  prychnął  Abe.  –  Wczoraj  kiedy 

siedziała  mu  na  kolanach,  nie  wyglądał,  jakby  chciał  się  jej 
pozbyć. 

–  A  wtedy,  jak  w  środku  dnia  zabrał  ją  do  sypialni?  –

 

dodał Ike. 

background image

 

169

Wszedł właśnie w wiek, kiedy zaczyna się interesować płcią 

przeciwną. Godzinę przeleżał pod drzewem, wyobrażając sobie, 
co Clay robi ze swoją śliczną żonką. 

–  Wieczorem, kiedy znowu się pokazali, uśmiechał się od 

ucha do ucha. 

Co  za  ladacznica  –  pomyślała  Bianka.  –  Ta  szmata 

wyobraża sobie, że dzięki swym wdziękom odbierze jej, Biance, 
Claya i jego plantację. 

Oderwała  wzrok  od  jedzenia  i  spojrzała  na  tor,  gdzie 

odbywały  się  wyścigi.  Zje  śniadanie,  a  potem  rozprawi  się  z 
Nicole.  Uniosła  dumnie  brodę  i  odeszła,  zostawiając  dwóch 
młodzieńców. 

–  Kiedyś  jeszcze  możesz  znaleźć  się  w  potrzebie!  - 

zawołał  Abe.  –  My  nie  zapominamy  o  rodzinie  tak  szybko  jak 
ty,  ale  od  tej  pory  nasza  cena  będzie  znacznie  wyższa.  Ruszaj, 
Ike, trzeba zabrać stamtąd tatę. 

Dopiero  po  godzinie  Bianka  wreszcie  dotarła  na  miejsce, 

gdzie odbywały się wyścigi. Kobiety głośno dopingowały konie, 
ale  Nicole  milczała,  wyraźnie  czymś  zmartwiona.  Raz  po  raz 
spoglądała  na  drugi  koniec  toru,  gdzie  stał  Clay  w  otoczeniu 
innych mężczyzn. 

Bianka czubkiem parasolki postukała Nicole w ramię. 
–  Chodź  tutaj  –  zakomenderowała,  kiedy  Nicole  się 

odwróciła. 

Nicole posłusznie ruszyła za nią. 
–  Co ty tu robisz? – zaatakowała Bianka, gdy już się nieco 

oddaliły. – Doskonale wiesz, że nie powinnaś się tu pokazywać. 
Nawet  jeśli  nie  przez  wzgląd  na  Claya  i  na  mnie,  to  przez 
wzgląd  na  samą  siebie.  Słyszałam,  że  zachowywałaś  się  jak 
ulicznica.  Zastanów  się,  co  ludzie  powiedzą,  kiedy  Clay  się 
ciebie pozbędzie i ożeni ze mną? Myślisz, że ktoś ciebie zechce? 
Taki towar z drugiej ręki? 

Nicole przyglądała się rywalce. W wizji snutej przez Biankę 

przeraziła ją jedynie myśl o życiu z innym mężczyzną niż Clay. 

background image

 

170

–  Może pójdziemy z nim porozmawiać? – spytała pewnie 

Bianka.  –  Nie  pamiętasz  już,  jak  szybko  o  tobie  zapomniał, 
kiedy przyjechałam z Anglii? 

Nicole pamiętała. Te kilka minut na zawsze wryło jej  się w 

serce. 

–  Musisz  się  nauczyć,  że  mężczyzna  najpierw  musi 

kobietę  szanować,  dopiero  potem  kochać.  Jeśli  ktoś  się 
zachowuje jak dziewka, tak też będzie i traktowany. 

–  Nicole  –  odezwała  się  Ellen,  stając  nagle  za  Bianką  – 

dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. 

–  Chyba za długo byłam na słońcu. 
–  Czyżbyś się  spodziewała  maleństwa?  – uśmiechnęli  się 

Ellen. 

Nicole  położyła  rękę  na  brzuchu.  Jak  bardzo  chciała,  żeby 

Ellen miała rację! 

–  Prawdopodobnie to od jedzenia – wtrąciła się Bianka. – 

Nie powinna się przejadać i wychodzić potem na słońce. Myślę, 
że pójdę już do domu. Nicole, chyba powinnaś iść ze mną. 

–  Tak, masz rację – poparła ją Ellen. 
Spacer  z  Bianką  był  ostatnią  rzeczą,  na  którą  Nicole  miała 

ochotę,  ale  właśnie  podchodzili  ku  nim  mężczyźni,  wśród  nich 
Clay.  Nie  zniosłaby  pełnego  miłości  spojrzenia,  jakim  Clay 
przywitałby Biankę. 

W  rezydencji  Ellen  były  co  najmniej  trzy  ogromne  sale, 

teraz zapełnione gośćmi. Nagła ulewa wypłoszyła ich z ogrodu i 
sprawiła,  że  przybiegli  szukać  schronienia  pod  dachem.  W 
całym  domu  rozpalono  w  kominkach  i  w  miarę  jak  się 
nagrzewały, w pokojach robiło się coraz cieplej. 

Clay  z  kuflem  jasnego  piwa  w  ręku  siedział  w  skórzanym 

fotelu  na  biegunach,  przyglądając  się,  jak  iskry  strzelają  w 
kominku.  Parę  minut  temu  był  na  górze,  ale  okazało  się,  że 
Nicole śpi. Niepokoił się o nią, bo cały ranek ludzie opowiadali 
mu o kobiecie uderzająco podobnej do Beth. 

–  Zechce pani spocząć – usłyszał znajomy głos. 

background image

 

171

Odwrócił  się  i  zobaczył  Wesa,  który  stał  niedaleko,  twarzą 

do  niego.  Zaś  plecami  do  niego  stała  kobieta,  której  obfite 
kształty poznałby wszędzie. 

Clay  nie  chciał  jeszcze  rozmawiać  z  Bianką.  Najpierw 

zamierzał  się  zobaczyć  z  Nicole,  zapewnić  ją  o  swoich 
uczuciach,  rozwiać  jej  niepokój.  Uniósł  się  z  fotela,  ale  Wes 
rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Wzruszył ramionami i usiadł 
z  powrotem.  Może  Wes  chce  porozmawiać  z  Bianką  w  cztery 
oczy? 

–  To  musi  być  dla  pani  prawdziwy  szok  –  odezwał  się 

Wes. 

Clay słyszał każde słowo. 
–  Nie rozumiem, co ma pan na myśli – odparła Bianka. 
–  Może  być  pani  ze  mną  szczera.  Clay  opowiedział  mi 

całą  historię.  Przyjechała pani  aż z Anglii,  spodziewając się,  że 
wyjdzie  za  mąż  za  Claya,  a  tymczasem  okazało  się,  że  on  się 
ożenił z inną. I otwarcie z nią żyje. 

–  Pan 

naprawdę 

mnie 

rozumie! 

– 

zawołała 

wdzięcznością.  –  Wszyscy  sprzysięgli  się przeciwko  mnie,  a  ja 
nawet  nie  wiem,  dlaczego.  Powinni  bronić  mnie,  nie  tej 
okropnej Nicole. To ja zostałam oszukana. 

–  Niech  mi  pani  powie,  dlaczego  chciała  pani  poślubić 

Claya? 

Milczała. 
–  Trochę nad tym myślałem – ciągnął Wes. – Zdaje się, że 

moglibyśmy  sobie  pomóc.  Oczywiście,  wie  pani,  że  Clay  to 
dość zamożny człowiek. 

Uśmiechnął się, widząc jak skwapliwie potaknęła. 
–  Od kilku lat moja plantacja przestała przynosić dochód. 

Pani, jako właścicielka Arundel Hall, mogłaby mi trochę pomóc. 

–  Jak? 
–  Od  czasu  do  czasu  mogłoby  zniknąć  kilka  buszli 

pszenicy,  albo  jakieś  zwierzęta  znalazłyby  się  na  moim 
pastwisku. Clay by nawet nie zauważył. 

–  Nie wiem... 

background image

 

172

–  Ale  przecież  byłaby  pani  jego  żoną.  Pół  plantacji 

należałoby do pani. 

–  Oczywiście –  rozpogodziła  się Bianka.  –  A  pomoże  mi 

pan?  Najpierw  byłam  przekonana,  że  zostanę  jego  żoną,  ale 
ostatnio już nie jestem taka pewna. 

–  Oczywiście,  że  zostanie  pani  jego  żoną.  Jeśli  pani  mi 

trochę pomoże, to i ja pani pomogę. 

–  Obiecuję.  Ale  jak  się pozbyć tej  okropnej  Nicole?  Przy 

byle okazji narzuca mu się jak jakaś ladacznica, a ten głupiec się 
z tego cieszy. 

–  Dość tego – odezwał się głucho Clay, stając nad Bianką. 
Odwróciła się, unosząc dłoń do szyi. 
–  Clay!  Ależ  mnie przeraziłeś!  Nie  miałam  pojęcia,  że tu 

jesteś. 

Clay nie zwrócił na nią uwagi. 
–  Właściwie  to  przedstawienie  nie  było  potrzebne  – 

powiedział-  do  Wesa.  –  Trochę  to  potrwało,  ale  wreszcie 
przejrzałem na oczy. Ona nie jest Beth. 

–  Nie – odparł cicho Wes. – Nie jest.  
Wstał, spoglądając to na Claya, to na Biankę. 
–  Zdaje się, że musicie porozmawiać. 
Clay potaknął, wyciągając do Wesa rękę. 
–  Jestem twoim dłużnikiem. 
Wes uśmiechnął się i uścisnął dłoń przyjaciela. 
–  Nie zapomniałem jeszcze twojego uderzenia. Kiedyś się 

policzymy. 

–  Poradzę sobie z tobą i Travisem – roześmiał się Clay. 
Wes  prychnął  pogardliwie  i  odszedł,  zostawiając  Claya  z 

Bianką,  do  której  zaczęło  docierać,  że  Clay  słyszał  całą  jej 
rozmowę z Wesem i że Wes specjalnie ją zaaranżował. 

–  Jak śmiałeś podsłuchiwać moją rozmowę? – wysyczała, 

kiedy Clay usiadł naprzeciwko. 

–  Niczego  nowego się z  niej  nie dowiedziałem. Powiedz, 

czemu przyjechałaś do Ameryki? – Nie czekał na odpowiedź. – 
Przez  pewien  czas  wydawało  mi  się,  że  cię  kocham,  dlatego  ci 

background image

 

173

się oświadczyłem. Przez dłuższy czas nie mogłem się wyzwolić 
spod  twojego...  wpływu,  ale  teraz  wiem,  że  nigdy  cię  nie 
kochałem i nigdy właściwie cię nie znałem. 

–  Co ty wygadujesz? Mam listy, w których piszesz, że się 

ze mną ożenisz. Wycofanie się z narzeczeństwa jest karalne. 

Clay przyglądał jej się zdumiony. 
–  Jak  możesz  mówić  o  złamaniu  obietnicy  małżeństwa, 

skoro  już  jestem  żonaty?  Żaden  sąd  na  świecie  nie  każe  mi 
porzucić żony, by ożenić się z inną. 

–  Każe,  jeśli  powiem,  jakie  były  okoliczności  zawarcia 

tego małżeństwa. 

Clay zacisnął szczęki. 
–  A  więc,  czego  chcesz?  Pieniędzy?  Zapłacę  ci  za 

stracony czas. Zresztą zdążyłaś już zgromadzić sporą garderobę. 

Bianka  z  trudem  powstrzymywała  łzy.  Jak  ten  kolonialny 

gbur  może  pojąć  jej  pragnienia?  W  Anglii  z  powodu  braku 
majątku  nie  mogła  się  obracać  nawet  w  gronie  ludzi,  którzy 
niegdyś  służyli  jej  rodzinie.  Ci,  których  towarzystwo  musiała 
znosić  ze  względu  na  swój  niższy  status,  za  jej  plecami 
wyśmiewali  się z amerykańskiego  narzeczonego. Twierdzili,  że 
nikogo  lepszego  nie  udało  jej  się  złapać.  Bianka  co  prawda 
dawała  do  /rozumienia,  że  ma  za  sobą  wiele  propozycji 
małżeńskich, ule to nie była prawda. 

A więc czego  naprawdę chciała? Chciała tego wszystkiego, 

co  kiedyś  miała  jej  rodzina:  bezpieczeństwa,  pozycji,  majątku, 
dzięki  któremu  zniknęłoby  widmo  licytatora,  świadomości,  że 
jest potrzebna i kochana. 

–  Chcę plantacji Armstrongów – odparła cicho. 
Clay rozparł się wygodniej w fotelu. 
–  Tylko  tyle?  Co  za  skromność.  Nie  mogę  i  nie  chcę  ci 

tego  oddać.  Pokochałem  Nicole  i  pragnę,  by  pozostała  moją 
żoną. 

–  Nie możesz! Przyjechałam tutaj aż z Anglii! Musisz się 

ze mną ożenić! Clay uniósł brew. 

background image

 

174

–  Wrócisz  do  Anglii  najwygodniejszym  statkiem,  na  jaki 

będzie mnie stać. Postaram się wynagrodzić ci stracony czas i... 
wypłacić  odszkodowanie  za  niedotrzymanie  obietnicy.  To 
wszystko, co mogę ci zaoferować. 

Bianka zmierzyła go wzrokiem. 
–  Za  kogo  ty  siebie  masz,  ty  obrzydliwy,  niewychowany 

prostaku?  Sądzisz,  że  chciałam  za  ciebie  wyjść?  Przyjechałam 
dopiero,  kiedy  się  dowiedziałam,  że  masz  trochę  pieniędzy. 
Myślisz,  że  się  mnie  pozbędziesz  jak  zbędnego  balastu? 
Myślisz, że wrócę tak do Anglii, żeby wszyscy mogli mówić, że 
zostałam porzucona? 

Wstał. 
–  Nic  mnie  to  nie  obchodzi.  Wrócisz  do  Anglii  i  to 

szybko.  Nawet  gdybym  musiał  osobiście  załadować  cię  na 
pokład. 

Obrócił się  na pięcie  i  zostawił  Biankę samą.  Gdyby został 

jeszcze  choć  chwilę,  mógłby  nie  wytrzymać  i  uderzyć  tę 
kobietę. 

Bianka  gotowała  się  ze  złości.  Nie  dopuści,  żeby  ten  cham 

ją  porzucił.  Wyobrażał  sobie,  że  może  ją  prosić  o rękę,  a teraz 
sądzi,  że wystarczy  jego  jedno  słowo,  a sobie pójdzie  jak  jakaś 
służebna dziewka.  Jak  Nicole!  To  Nicole była służącą,  nie ona. 
A  jednak  Clay  porzucił  ją,  Biankę,  dla  takiej  nisko  urodzonej 
kuchty. 

Zacisnęła dłonie w pięści. Nie pozwoli mu na to! Jeden z jej 

przodków  znał  osobiście  siostrzeńca  królu  Anglii.  Pochodzi  z 
dobrej rodziny, silnej i wpływowej. 

Rodzina  –  pomyślała.  –  Ci  ludzie,  którzy  dziś  rano  ją 

zaczepiali, twierdzili, że są jej krewniakami. Tak – uśmiechnęła 
się.  –  Oni  jej  pomogą.  Zdobędą  dla  niej  tę  plantację.  I  nikt  już 
nie odważy się z niej śmiać! 

 
Clay  schronił  się  pod  dachem  jednego  z  licznych 

przedsionków  domu  Ellen.  Wokół  siekł  lodowaty  deszcz, 
oddzielając go od świata. Clay wyjął z kieszeni cygaro, zapalił i 

background image

 

175

głęboko  się  zaciągnął.  Od  kilku  dni  wielokrotnie  już  wymyślał 
sobie od głupców, ale dziś wymyślanie nie wystarczało. 

Nie  powiedział  Wesowi  prawdy.  Dopiero  kiedy  się 

przekonał,  jaka  naprawdę  jest  Bianka,  przejrzał  na oczy.  Do tej 
pory cały czas widział w niej Beth. 

Przysiadł  na  murku,  jedną  nogę  opierając  na  ziemi  i 

przypatrywał  się cichnącej ulewie. Zza drzew powoli zaczynało 
wyglądać słońce. 

Nicole  wiedziała,  jaka  jest  Bianka  –  myślał.  –  A  jednak 

zawsze  była  dobra  i  miłosierna  wobec  tej  kobiety,  nigdy  nie 
okazała jej wrogości ani nie dała się ponieść gniewowi. 

Uśmiechnął  się  i  rzucił  niedopałek  na  mokry  trawnik.  z 

dachu  skapywała  jeszcze  woda,  ale  słońce  odbijało  się  już  w 
kroplach deszczu drżących  na wilgotnych źdźbłach trawy.  Clay 
zerknął na okna pokoju, w którym spała Nicole. A może nie śpi 
już? – dumał. – Jak zareagowała na obecność Bianki? 

Wszedł  do  domu  i  przez  plątaninę  korytarzy  ruszył  do  ich 

sypialni.  Nicole  była  najmniej  samolubną  ze  wszystkich 
znanych  mu  istot.  Będzie  kochała  jego,  jego  dzieci,  służbę, 
nawet zwierzęta, nie żądając niczego w zamian. 

Wystarczył jeden rzut oka, żeby się przekonać, że nie spała. 

Podszedł  od  razu  do  szafy,  złapał  prostą  sukienkę  z 
ciemnobrązowego perkalu. 

– Ubierz się – powiedział. – Chcę ci coś pokazać. 
  

12 

 

Wolno  odrzuciła  kołdrę  i  naciągnęła  na  siebie  halkę. 

Zmuszała  się  do  najmniejszego  ruchu,  tak  była  otępiała, 
nieszczęśliwa. 

Tyle dobrze, że o mnie zupełnie nie zapomniał – myślała. – 

Widać  tym  razem  obecność  najmilszej  Bianki  nie  całkiem  go 

background image

 

176

zaślepiła. A może zabiera ją, Nicole, z powrotem do młyna,  jak 
najdalej od Bianki? 

Nie  pytała,  dokąd  jadą.  Drżącymi  palcami  bezskutecznie 

usiłowała  zapiąć  suknię.  Wreszcie  Clay  odsunął  jej  ręce  i  sam 
zapiął  guziki.  Zajrzał  w  ogromne,  wilgotne  od  łez  oczy  Nicole 
pełne niepokoju i tęsknoty. 

Pochylił się i ucałował ją delikatnie. Natychmiast przywarła 

do niego ustami. 

–  Chyba  niewiele  dałem  ci  powodów,  byś  mogła  mi  ufać, 

prawda? 

Nie odpowiedziała, ze ściśniętym gardłem wpatrywała się w 

Claya. 

Uśmiechnął  się  do  niej  łagodnie,  potem,  ujął  ją  za  rękę  i 

wyprowadził z sypialni. Wyszli do ogrodu. Nicole uniosła długą 
spódnicę, by  jej  nie zmoczyć o wilgotna, trawę. Clay  pociągnął 
ją  za  sobą,  nie  zwracając  uwagi,  że  Nicole  musi  biec,  żeby 
dotrzymać mu kroku. 

Bez słowa pomógł jej wskoczyć na pokład statku. 
Odcumował  go  i  rozwinął  żagiel.  Elegancki  stateczek 

gładko,  równo  sunął  po  rzece.  Nicole  siedziała  spokojnie, 
przyglądając  się,  jak  Clay  startuje.  Potężna  sylwetka  Claya 
kojarzyła jej się z górą: niezgłębioną, tajemniczą, czymś, co się 
kocha, choć się nie pojmuje. 

Widząc,  że  kierują  się  w  stronę  plantacji  Armstrongów, 

Nicole  poczuła,  jak  serce  ściska  jej  się  w  piersi.  Miała  rację! 
Odwozi  ją  do  młyna.  Żelazna  obręcz  zacisnęła  się  jeszcze 
mocniej  wokół  piersi,  tak  że  nie  mógł  się  z  niej  dobyć  nawet 
szloch.  Dopiero  gdy  przepłynęli  przez  śluzę  obok  młyna, 
poczuła że uścisk się rozluźnia i ogarnęła ją fala radości. 

Kiedy  się  zatrzymali,  w  pierwszym  momencie  nie 

rozpoznała  miejsca.  Stali  przed  zwartą  ścianą  krzewów.  Clay 
zszedł  z  żaglowca  i  brodząc  po  kostki  w wodzie,  przycumował 
go  do  brzegu,  potem  wyciągnął  ręce  do  Nicole.  Dziewczyna  z 
westchnieniem  ulgi  niemal  rzuciła  się  w  szeroko  otwarte 
ramiona. Przez chwilę przyglądał jej się z rozbawieniem; potem 

background image

 

177

przez  ukryte  wejście  wniósł  ją  na  cudowną  polanę  pełną 
kwiatów. Niedawny deszcz odświeżył roślinność, przywrócił do 
życia,  promienie  słońca  tańczyły  w  kroplach  rosy  wiszącej  na 
kielichach kwiatów. 

Clay  postawił  Nicole  na  ziemi,  potem  usiadł  wśród 

kwiatów.  Oparłszy  się  o  duży  kamień,  posadził  sobie 
dziewczynę na kolanach. 

–  Wiem,  jak  bardzo  się  boisz,  żeby  nie  poplamić  trawą 

sukni – przekomarzał się. 

Ale Nicole była poważna. Spojrzała na niego. W jej oczach 

widać było lęk i niepokój. Przygryzła górną wargę. 

–  Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? 
–  Sądzę, że powinniśmy porozmawiać. 
–  O  Biance?  –  wyszeptała  z  trudem.  Przyjrzał  jej  się 

badawczo. 

–  Skąd ten strach w twoich oczach? Boisz się mnie? 
Zamrugała, by odgonić łzy. 
–  Nie, nie ciebie, ale tego, co chcesz mi powiedzieć. Tego 

się boję. 

Przyciągnął  ją  do  siebie,  położył  jej  głowę  na  swoim 

ramieniu? 

–  Jeśli  jesteś  gotowa  mnie  wysłuchać,  chciałbym  ci 

opowiedzieć o sobie, swojej rodzinie i o Beth. 

Mogła  tylko  bez  słowa  skinąć  głową.  Chciała  wiedzieć  o 

nim wszystko. 

–  Moje  dzieciństwo  przypominało  jedną  z  tych  bajek, 

które  opowiadasz  bliźniętom  –  zaczął.  –  James  i  ja  mieliśmy 
najwspanialszych  rodziców,  jakich  można  sobie  wymarzyć. 
Kochali  nas  i karali.  Moja  matka była  cudowną,  dobrą  kobietą. 
Miała wspaniałe  poczucie  humoru,  uwielbiała  płatać nam  figle. 
Często  kiedy  wybieraliśmy  się  na  ryby,  a  ona  pakowała  nam 
jedzenie,  po  otwarciu  kosza  znajdowaliśmy  w  nim  olbrzymią 
żabę. Ileż razy zawstydziła nas, łowiąc więcej ryb niż my obaj! 

Nicole uśmiechnęła się, wyobrażając sobie tę kobietę. 
–  A twój ojciec? 

background image

 

178

–  Uwielbiał  ją.  Nawet  kiedy  już  podrośliśmy,  potrafili 

ganiać  się  i  bawić  jak  dwójka  dzieciaków.  Byliśmy  bardzo 
szczęśliwą rodziną. 

–  Beth  –  szepnęła  Nicole  i  poczuła,  jak  Clay  na  chwilę 

sztywnieje. 

–  Beth  była  córką  naszego  zarządcy.  Jej  matka  zmarła 

przynosząc  ją  na  świat.  Beth  nie  miała  żadnego  rodzeństwa, 
więc  matka,  jakby  to  się  rozumiało  samo  przez  się, 
zaopiekowała się dziewczynką.  To  samo  zrobiliśmy  ja  i James. 
James  miał  wtedy  osiem  lat,  ja  cztery.  Ani  przez  chwilę  nie 
byliśmy  zazdrośni  o  dziecko,  któremu  mama  poświęcała  tyle 
czasu.  Pamiętam,  że  sam  nosiłem  Beth  na  rękach.  Kiedy  tylko 
zaczęła  chodzić,  nie  odstępowała  nas  ani  na  krok.  Nie  było 
mowy,  żebyśmy  mogli  spędzić  dzień  bez  kręcącej  się  pod 
nogami  małej  Beth.  Kiedy  uczyłem  się  jeździć  konno,  Beth 
siedziała mi za plecami. 

–  I w pewnym momencie się w niej zakochałeś. 
–  Niedokładnie  tak.  Ja  i  James  zawsze  się  w  niej 

kochaliśmy. 

–  A jednak wyszła za Jamesa. 
Clay przez chwilę milczał. 
–  To  też  niezupełnie  tak.  Nie  przypominam  sobie,  żeby 

ktokolwiek  wspomniał  o  tym  chociaż  słowem,  ale  zawsze  było 
wiadomo,  że  Beth  wyjdzie  za  Jamesa.  Podejrzewam,  że  James 
właściwie  nigdy  się  jej  nie  oświadczył.  Pamiętam,  że  w  czasie 
przyjęcia z okazji  jej  szesnastych  urodzin James  spytał,  czy  nie 
pora już wyznaczyć daty ślubu. Nim skończyła siedemnaście lat, 
na świat przyszły bliźnięta. 

–  Jaka ona była? 
–  Radosna  –  odparł  cicho  Clay.  –  Nie  znałem 

pogodniejszej  od  niej  istoty.  Tylu  ludzi  kochała.  Tryskała 
energią, zawsze się śmiała. Któregoś roku był taki nieurodzaj, że 
obawialiśmy  się,  czy  nie  będziemy  musieli  sprzedać  Arundel 
Hall.  Nawet  matka  przestała  się  uśmiechać.  Ale  nie  Beth. 
Powiedziała,  żebyśmy  przestali  się  nad  sobą  litować  i  wreszcie 

background image

 

179

zakasali rękawy. Do końca tygodnia opracowaliśmy plan, dzięki 
któremu  udało  nam  się  przetrwać  zimę.  To  nie  było  łatwe, 
musieliśmy  mocno  zacisnąć  pasa,  ale  plantacja  ocalała.  I  to 
dzięki Beth. 

–  A  jednak  wszyscy  oni  pomarli  –  szepnęła  Nicole, 

myśląc o swojej i Claya rodzinie. 

–  Tak.  Wybuchła  epidemia  cholery.  W  całym  okręgu 

zmarło mnóstwo ludzi. Pierwszy umarł ojciec, potem matka. Nie 
sądziłem,  że  kiedykolwiek  się  z  tego  otrząśniemy,  lecz 
właściwie cieszyłem się, że odeszli razem. Nigdy nie chcieli żyć 
osobno. 

–  Ale przecież ciągle miałeś Jamesa, Beth i bliźnięta. 
–  Tak – uśmiechnął się. – Nadal byliśmy rodziną. 
–  Nie  chciałeś  założyć  własnego  domu,  mieć  własnej 

żony, dzieci? 

Potrząsnął głową. 
–  Wiem,  że  to  może  teraz  brzmieć  dziwnie,  ale  byłem 

zadowolony. Kobiet miałem w bród. Wystarczyło sięgnąć. Była 
taka jedna ślicznotka, tkaczka...  –  Umilkł  i parsknął  śmiechem. 
– Ale chyba to cię szczególnie nie ciekawi. 

Nicole ochoczo potaknęła. 
–  Wydaje mi się, że po prostu nigdy nie spotkałem kogoś, 

kto  by  pasował  do  naszej  trójki.  Razem  się  wychowaliśmy, 
znaliśmy  swoje  myśli,  pragnienia.  James  i  ja  razem 
pracowaliśmy,  niewiele  się  nawet  do  siebie  odzywając,  potem 
wracaliśmy do domu, do Beth. Ona... Nie wiem, jak to wyrazić, 
ale  sprawiała,  że  czuliśmy  się  dobrze.  Wiem,  że  była  żoną 
Jamesa, ale nigdy nie przestała się zajmować i mną. Zawsze coś 
dla mnie ugotowała, szyła mi koszule. 

Umilkł,  przyciągnął  bliżej  Nicole  i  wtulił  twarz  w  jej 

pachnące włosy. 

–  Opowiedz mi o Biance – szepnęła. 
–  Na  jednym  z przyjęć wydanych  przez Beth  – zaczął  po 

chwili bardzo cichym głosem – jeden z gości, przybysz z Anglii, 
ciągle  się  w  nią  wpatrywał,  wreszcie  powiedział,  że  ostatnio 

background image

 

180

poznał  dziewczynę,  która  mogłaby  być  jej  bliźniaczką.  James  i 
ja roześmialiśmy mu się prosto w twarz, bo wiedzieliśmy, że na 
całym  świecie  nie  ma  nikogo  takiego  jak  nasza  Beth. Ale Beth 
ogromnie  to  zaciekawiło.  Wypytała  mężczyznę  bardzo 
dokładnie  i  zapisała  adres  Bianki.  Powiedziała,  że  jeśli 
kiedykolwiek  wybierze  się  do  Anglii,  spróbuje  odnaleźć  pannę 
Maleson. 

–  Ale pierwszy pojechałeś ty. 
–  Tak.  Stwierdziliśmy,  że  cena,  jaką  uzyskujemy  na 

brytyjskim  rynku  za  naszą  bawełnę  i  tytoń,  jest  za  niska. 
Początkowo mieli pojechać James i Beth, ja zaś miałem zostać z 
bliźniętami.  Jednak  Beth  odkryła,  że  spodziewa  się  kolejnego 
dziecka.  Stwierdziła,  że  za  nic  nie  zaryzykuje  podróży  przez 
ocean,  która  mogłaby  ją  kosztować  utratę  dziecka,  dlatego 
stanęło na tym, że pojadę ja. 

–  I Beth poprosiła, żebyś obejrzał Biankę. 
Clay cały zesztywniał, ściskając mocno Nicole. 
–  James  i  Beth  utonęli  zaledwie  w  kilka  dni  po  moim 

wyjeździe,  ale  wiadomość  o  ich  śmierci  dotarła  do  Anglii 
dopiero  po  kilku  miesiącach.  Właśnie  załatwiłem  wszystkie 
interesy  i  jechałem  do  Bianki.  Straszliwie  już  tęskniłem  za 
domem,  miałem  serdecznie  dość  źle  przygotowanych  potraw  i 
pilnowania, by ktoś zajął się moimi koszulami. Chciałem wrócić 
do  domu,  do  rodziny.  Wiedziałem  jednak,  że  Beth  by  mi  nie 
darowała, gdybym  nie zdobył  się na jeszcze jeden wysiłek i  nie 
pojechał obejrzeć kobiety, która ponoć wyglądała dokładnie tak 
samo  jak  ona.  Ów  Anglik,  który  powiedział  Beth  o  Biance, 
zaprosił  mnie  do  siebie.  Kiedy  Bianka  weszła  do  pokoju,  w 
pierwszej  chwili  odebrało  mi  mowę.  Wpatrywałem  się  w  nią 
tylko. Potem chciałem ją chwycić w objęcia, uścisnąć i wypytać, 
co  u  Jamesa  i  bliźniąt.  Nie  chciało  mi  się  wierzyć,  że  to  nie 
Beth. 

Umilkł na chwilę. 

background image

 

181

–  Następnego  dnia  przyjechał  człowiek  z  wiadomością  o 

śmierci Jamesa i Beth. Wysłali go Ellen i Horacy. Długo trwało, 
nim wreszcie mnie odnalazł. 

–  To  spadło  na  ciebie  jak  grom.  Ból  pomieszany  ze 

zdumieniem – powiedziała Nicole, która sama znała to uczucie. 

–  Nie  mogłem  się  otrząsnąć.  Nie  chciałem  wierzyć,  ale 

tamten  człowiek  widział,  jak  wyciągano  z  rzeki  ich  ciała. 
Myślałem tylko o tym, że kiedy wrócę do Arundel Hall, zastanę 
pustkę.  Moi  rodzice  odeszli,  teraz  James  i  Beth.  Przez  chwilę 
zastanawiałem  się,  czy  by  nie  zostać  w  Anglii  i  poprosić 
Horacego, żeby sprzedał majątek. 

–  Ale była Bianka. 
–  Tak,  była  Bianka.  Zacząłem  sobie  wyobrażać,  że  Beth 

właściwie  nie  odeszła,  uznałem  za  omen,  że  wiadomość  o  jej 
śmierci  przyszła  w  chwili,  gdy  poznałem  kobietę  tak  do  niej 
podobną. Tak mi się przynajmniej wydawało. Wpatrywałem się 
w  Biankę  i  powtarzałem  sobie,  że  Beth  nie  umarła,  że  ciągle 
jeszcze  żyje  ktoś,  kto  mnie  kocha.  Oświadczyłem  się  Biance. 
Chciałem,  żeby  razem  ze  mną  wróciła  do  Wirginii.  Wtedy  nie 
musiałbym  sam  wchodzić  do  pustego  domu.  Jednak  ona 
twierdziła,  że potrzebuje  czasu.  Ja  go  nie  miałem. Wiedziałem, 
że  muszę  już  wracać.  Czułem,  że  ze  świadomością,  że  Bianka 
wkrótce  do  mnie  dołączy,  mogę  jechać  na  plantację.  Poza  tym 
miałem  nadzieję,  że  ciężka  praca  pozwoli  mi  o  wszystkim 
zapomnieć. 

–  Nic nie pozwoli ci o tym zapomnieć. 
Pocałował ją w czoło. 
–  Pracowałem  za  dwóch,  a  może  i  za  trzech,  ale  nic  nie 

stępiło bólu. Trzymałem się z dala od domu. Nie mogłem znieść 
tej  dźwięczącej  w  uszach  pustki.  Sąsiedzi  usiłowali  mi  pomóc, 
próbowali nawet wyszukać mi żonę, ale ja tylko chciałem, żeby 
wróciło to, co odeszło. 

–  Chciałeś, żeby z powrotem byli tu Beth i James. 
–  Z  dnia  na  dzień  myśl  o  Beth,  która  znowu  siądzie  u 

mego  boku,  stawała  się  coraz  natarczywsza.  Pogodziłem  się  ze 

background image

 

182

śmiercią  Jamesa,  ale  Bianka  nie  dawała  mi  spokoju.  Sądziłem, 
że zastąpi Beth. 

–  Dlatego zorganizowałeś to porwanie? 
–  Tak,  to  był  rozpaczliwy  krok,  ale  sam  już  nie 

wiedziałem, co robić, czułem, że niedługo oszaleję. 

Nicole potarła policzkiem o jego pierś. 
–  Nic  dziwnego,  że  tak  się  rozgniewałeś,  kiedy  się 

dowiedziałeś,  że  zostałeś  poślubiony  mnie,  nie  Biance. 
Oczekiwałeś wysokiej blodynki, a dostałeś... 

–  Drobną, ciemnowłosą piękność o niesamowitych ustach 

–  roześmiał  się.  –  Zasłużyłem  wtedy,  żebyś  przyłożyła  mi  do 
piersi pistolet. Tyle przeze mnie przeszłaś. 

–  Przecież  oczekiwałeś  Bianki  –  broniła  go,  unosząc 

głowę, żeby na niego spojrzeć. 

Clay znowu przyciągnął jej głowę do siebie. 
–  I  dzięki  Bogu,  że  jej  nie  dostałem!  Jakimż  głupcem 

byłem sądząc, że jakikolwiek człowiek może zastąpić innego. 

Od jego słów przeszył ją dreszcz. 
–  Kochasz jeszcze Biankę? 
–  Nigdy  jej  nie  kochałem.  Teraz  to  wiem.  Wszystko,  co 

widziałem,  to  jej  podobieństwo  do  Beth.  Kiedy  tu  przyjechała, 
słuchałem jej, myślałem o niej przez pryzmat Beth. Ale nawet w 
tym  zaćmieniu  zdawałem  sobie  sprawę,  że  coś  nie  jest  w 
porządku. Sądziłem, że kiedy Bianka pojawi się w moim domu, 
wszystko  wróci  do  ludu,  że  będę  znowu  się  czuł  jak  wtedy, 
kiedy żyła Beth. 

–  Ale tak nie było? – spytała z nadzieją w głosie Nicole. 
–  I  to  dzięki  tobie.  Choć,  jak  mówiłem,  właściwie  nie 

słuchałem  Bianki.  Podświadomie  wyczuwałem,  że  coś  jest  nie 
tak. Wiedziałem tylko, że nie chcę wracać  na noc do domu i że 
pracuję  ciężej  niż  przez  cały  ostatni  rok.  Kiedy  ty  ze  mną 
mieszkałaś,  miałem  ochotę  wracać.  Zaś  kiedy  rządziła  Bianka, 
wolałem pola, szczególnie te bliżej młyna. 

Nicole uśmiechnęła się i ucałowała go przez koszulę. Nigdy 

nie słyszała wspanialszych słów. 

background image

 

183

–  Potrzebowałem Wesa, żeby wrócił mi rozum – podjął. – 

Widziałem,  jakie  to  na  nim  zrobiło  wrażenie,  kiedy  Wes 
pierwszy  raz zobaczył  Biankę.  Poczułem się usprawiedliwiony, 
że mam w domu ją, a nie ciebie. Wiedziałem, że Wes zrozumie. 

–  Zdaje się, że Wesley nie przepada za Bianką. 
Clay parsknął śmiechem i pocałował Nicole w czubek nosa. 
–  Oględnie powiedziane.  Kiedy  oświadczył, że Bianka to 

próżna,  arogancka  dziwka,  uderzyłem  go.  Ogarnęło  mnie 
obrzydzenie.  Nie  wiem,  czy  dlatego,  że  uderzyłem  przyjaciela, 
czy też dlatego, że usłyszałem słowa prawdy. Uciekłem z domu. 
Nie  było  mnie  przez  dwa  dni.  Przez  ten  czas  wszystko  sobie 
dokładnie  przemyślałem.  Trochę  to  mi  zajęło,  ale  wreszcie 
zobaczyłem,  co  narobiłem.  I  zmusiłem  się  do  uznania,  że  Beth 
naprawdę  nie  żyje.  Próbowałem  ją  wskrzesić  przez  Biankę,  ale 
nic  z  tego  nie  wyszło.  To,  co  mi  zostało,  a  co  przez  tyle  czasu 
lekceważyłem,  to  bliźnięta.  Jeśli  Beth  i  James  żyją,  to  nie  w 
jakiejś  obcej  kobiecie,  ale  w  swoich  dzieciach.  Jeśli  chcę  coś 
Beth  podarować, to  powinna tym  być dobra  matka dla  bliźniąt, 
które tak bardzo  kochała,  a  nie kobieta,  która  wepchnęła  Alexa 
do rzeki, tylko dlatego, że rozdarł jej sukienkę. 

–  Jak się o tym dowiedziałeś? 
–  Dzięki  Rogerowi,  Janie,  Maggie  i  Luke'owi  –  odparł  z 

niesmakiem. – Każde z nich uznało za swój obowiązek mi o tym 
powiedzieć.  Wszyscy  oni  znali  Beth  i  przypuszczam,  że 
wyczuwali,  że  do  Bianki  przyciągnęło  mnie  przede  wszystkim 
jej podobieństwo do zmarłej. 

–  Dlaczego  zaprosiłeś  mnie  na  przyjęcie?  –  spytała 

wstrzymując dech. 

Roześmiał się i mocno ja przytulił. 
–  Zdaje  się,  że  oboje  mamy  równie  małe  rozumki. 

Pojąwszy,  że  chciałem  Bianką  zastąpić  Beth,  uświadomiłem 
sobie  równocześnie,  czemu  tak  wiele  czasu  spędziłem, 
spoglądając  na  śluzę  przy  młynie,  która,  notabene,  wymaga 
naprawy. W drugiej części majątku Backesów jest jeszcze jeden 
młyn. 

background image

 

184

–  Clay! 
Znowu się roześmiał. 
–  Kocham  cię.  Nie  widziałaś  o  tym?  Wszyscy  inni 

wiedzieli. 

–  Nie – wyszeptała. – Nie byłam pewna. 
–  Serce  mi  pękało  tej  nocy,  kiedy  opowiedziałaś  mi  o 

swoim  dziadku  i  wyznałaś,  że  mnie  kochasz.  –  Przerwał.  – 
Następnego  dnia  mnie  zostawiłaś  –  podjął  po  chwili.  – 
Dlaczego? Spędziliśmy cudowną noc, a następnego ranka byłaś 
wobec mnie taka zimna. 

Doskonale pamiętała portret w gabinecie Claya. 
–  Ta  kobieta  na  obrazie  w  twoim  gabinecie  to  Beth, 

prawda? 

Skinął głową. 
–  Sądziłam,  że to  Bianka.  Wyglądało  to  jak relikwia.  Jak 

mogłam konkurować z kobietą, którą uwielbiałeś? 

–  Już  go  tam  nie  ma.  Wrócił  na  swoje  miejsce  nad 

kominkiem  w  jadalni.  Ubrania  zamknąłem  w  kufrze  wraz  z 
innymi. Może Mandy kiedyś będzie chciała z nich skorzystać. 

–  Clay, i co teraz? 
–  Już ci mówiłem. Chcę, żebyśmy jeszcze raz się pobrali, 

publicznie, wobec jak największej liczby świadków. 

–  A co z Bianką? 
–  Już jej powiedziałem, że ma wrócić do Anglii. 
–  I jak to przyjęła? 
Zmarszczył brwi. 
–  Nie  wyglądała  na  uszczęśliwioną,  ale  będzie  musiała 

ustąpić.  Zapłacę  jej.  Dobrze,  że  tak  szybko  oprzytomniałem. 
Zdążyła  już  wydać  mnóstwo  pieniędzy.  –  Nagle  przerwał  i 
głośno  się  roześmiał.  –  Jesteś  prawdziwym  wyjątkiem.  Nie 
znam innej kobiety, która by okazywała wrogowi tyle serca. 

Nicole odsunęła się od niego i spojrzała zdziwiona. 
–  Bianka nie jest moim wrogiem. Właściwie powinnam ją 

kochać, bo to ona mi ciebie podarowała. 

background image

 

185

–  Nie  sądzę,  żeby  „podarować”  było  odpowiednim 

słowem. 

–  Ja  też –  zachichotała Nicole.  Clay  z uśmiechem gładził 

jej skronie. 

–  Wybaczysz mi, że byłem taki głupi i ślepy? 
–  Tak – szepnęła, nim jego usta spoczęły na jej wargach. 
Świadomość, że Clay ją kocha, sprawiła, że Nicole poczuła, 

jak  ogarnia  ją  gorąca  fala  namiętności.  Mocno  objęła  go 
ramionami za szyję i przywarła do niego ze wszystkich sił. 

Żadne nie zauważyło pierwszych kropli deszczu. Rozłączyli 

się  dopiero,  kiedy  niebo  rozcięła  pierwsza  błyskawica  i 
chlusnęły na nich lodowate strugi. 

–  Schowajmy  się!  –  krzyknął  Clay,  wstając  i  pociągając 

za sobą Nicole. 

Chciała ruszyć w stronę żaglowca,  ale Clay poprowadził  ją 

w przeciwnym kierunku. Pobiegli na drugą stronę polany. Kiedy 
Nicole  stała  w  strugach  deszczu,  rozcierając  zmarznięte 
ramiona, Clay wyciągnął nóż i zaczął ścinać krzaki. 

–  Niech  to  licho!  –  zaklął,  najwyraźniej  nie  mogąc 

znaleźć tego, czego szukał. 

Nagle za krzakami pojawiło się coś, co wyglądało jak mała 

piwniczka. Clay objął Nicole i prawie wepchnął ją do środka. 

Drżała. Suknia całkiem przemokła na lodowatym deszczu. 
–  Cierpliwości.  Zaraz  rozpalę  ogień  –  powiedział  Clay, 

klękając w kącie izby. 

–  Co to za miejsce? – spytała, klękając obok. 
–  Znaleźliśmy  tę  piwnicę...  James,  Beth  i  ja...  i  właśnie 

dlatego  posadziliśmy  tutaj  drzewa  i  krzaki.  James  poprosił 
jednego z murarzy, by mu pokazał, jak się buduje palenisko. 

Ruchem  głowy  wskazał  dość  prymitywną  konstrukcję,  z 

którą  właśnie  się  zmagał.  Kiedy  ogień  wreszcie  zapłonął,  Clay 
usiadł na piętach. 

–  Byliśmy przekonani, że nikt nie zna naszej kryjówki, ale 

kiedy  dorosłem,  zrozumiałem,  że  dym  zdradzał  nas  lepiej,  niż 
gdybyśmy  wywiesili  flagę.  Nic  dziwnego,  że rodzice  nigdy  nie 

background image

 

186

protestowali przeciwko naszym „zniknięciom”. Wystarczyło, by 
zerknęli przez okno, a już wiedzieli, gdzie jesteśmy. 

Nicole  wstała,  żeby  się  rozejrzeć.  Piwnica  miała  około 

dwunastu  stóp  długości  i  dziesięciu  szerokości.  Pod  ścianami 
ustawiono  proste  ławy  i  sporą  sosnową  skrzynię,  z  której 
nieheblowanych  ścianek  sterczały  drzazgi.  W  zagłębieniu  w 
ścianie  coś  połyskiwało.  Nicole  podeszła,  żeby  się  temu 
przyjrzeć.  Ręka  natrafiła  na  coś  chłodnego  i  gładkiego.  Wyjęła 
to  i  odwróciła  w  stronę  ognia.  W  dłoni  trzymała  bryłkę 
zielonkawego  szkła,  w  którym  zatopiono  maleńki,  srebrny 
medalik w kształcie jednorożca. 

–  Co to? 
Clay  odwrócił  się  i  uśmiechnął.  Potem  na  chwilę 

spoważniał, wyjął Nicole z ręki bryłkę. Nicole usiadła przy nim. 
Po  chwili  Clay  zaczął  mówić,  cały  czas  obracając  i  oglądając 
kulę. 

–  Tego  jednorożca  ojciec Beth  przywiózł  jej w  prezencie 

z  Bostonu.  Ogromnie  jej  się  podobał.  Pewnego  dnia 
siedzieliśmy  tutaj  razem,  James  właśnie  skończył  rozpalać 
ognisko  i  Beth  powiedziała,  że  ma  nadzieję,  że  na  zawsze 
pozostaniemy  przyjaciółmi.  Nagle  odczepiła  z  łańcuszka 
jednorożca i powiedziała, że pójdziemy oglądać, jak się dmucha 
szkło. James i ja poszliśmy za nią, wiedząc, że Beth coś planuje. 
Poprosiła starego Sama, żeby wydmuchał dla nas kulę. Wszyscy 
troje  dotknęliśmy  jednorożca  i  poprzysięgliśmy  sobie  wieczną 
przyjaźń,  a  Beth  wrzuciła  srebrny  medalik  do  roztopionego 
szkła. W ten  sposób, powiedziała,  nikt inny  nie będzie mógł go 
już dotknąć. 

Jeszcze raz spojrzał na przedmiot i oddał go Nicole. 
–  To  było  głupie  i  dziecinne,  ale wtedy  sądziliśmy, że to 

bardzo wiele znaczy. 

–  To wcale nie wydaje mi się głupie i, jak widać, okazało 

się skuteczne – uśmiechnęła się Nicole. 

Clay  potarł  dłonie,  po  czym  spojrzał  na  nią  pociemniałymi 

oczami. 

background image

 

187

–  Czy  deszcz  aby  nie  przerwał  nam  jakiegoś  bardzo 

interesującego zajęcia? 

Nicole popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Istne 

uosobienie niewinności. 

–  Nie rozumiem, co możesz mieć na myśli. 
Clay wstał, podszedł do rozpadającej się ze starości skrzyni 

i wyciągnął z niej dwa najbardziej zakurzone i pogryzione przez 
mole koce, jakie świat widział.  . 

–  Gdzież  wam  do  różowych,  jedwabnych  prześcieradeł  – 

powiedział,  śmiejąc  się  z  dowcipu,  którego  Nicole  nie 
rozumiała. – Ale lepsze to niż goła ziemia.  : 

Odwrócił  się  i  wyciągnął  ramiona  do  Nicole.  Podbiegła  do 

niego i mocno się w niego wtuliła. 

–  Kocham  cię,  Clay  –  wyszeptała.  –  Kocham  cię  tak 

bardzo, że aż mnie to przeraża. 

Pospiesznie  zaczął  wyciągać  z  jej  włosów  szpilki.  Gładził 

gęste, ciemne, lśniące loki. 

–  Czego  miałabyś się bać? – spytał  cicho, wodząc ustami 

po  jej  szyi.  –  Jesteś  moją  żoną,  jedyną,  której  pragnę.  Żadnej 
innej nigdy nie będę miał. Myśl o nas, o naszych dzieciach. 

Clay  musnął  językiem  płatek  jej  ucha  i Nicole poczuła,  jak 

uginają się pod nią nogi. 

–  Dzieci  –  powtórzyła  bez  tchu.  –  Chciałabym  mieć 

dzieci. 

Odsunął się od niej i uśmiechnął. 
–  Tworzenie dzieci nie jest łatwe. Wymaga wiele, hmm... 

ciężkiej pracy. 

Nicole roześmiała się, jej oczy promieniały szczęściem. 
–  Może  powinniśmy  spróbować?  –  odparła  z  powagą.  – 

Wszystko  staje  się  prostsze,  jeśli  tylko  często  i  wytrwale  się... 
ćwiczy. 

–  Chodź  tu,  ty  mała  jędzo  –  powiedział,  biorąc  ją  w 

ramiona. 

background image

 

188

Ostrożnie  złożył  ją  na  kocach.  W  powietrzu  unosił  się 

zapach  stęchlizny.  To  miejsce  zamieszkiwały  duchy.  Duchy, 
które, Nicole czuła to wyraźnie, teraz się do nich uśmiechały. 

Clay rozpiął guziki  mokrej sukni, odsłonił kawałek nagiego 

ciała i ucałował. Ściągnął Nicole ubranie, jakby była dzieckiem. 
Nicole sama zdjęła halkę. Nie mogła się doczekać dotyku Claya 
na nagiej skórze. 

–  Jesteś  taka  piękna  –  powiedział,  przyglądając  się  jej  w 

migotliwym blasku płomieni. 

–  Nie czujesz się rozczarowany, że nie jestem blondynką? 
–  Cii –  nakazał z udawaną surowością. – Niczego bym w 

tobie nie zmienił, ani jednego kawałeczka. 

Odwróciła  się,  żeby  na  niego  spojrzeć,  potem  zaczęła 

rozpinać  mu  koszulę.  Pierś  miał  twardą,  muskularną,  gładką. 
Brzuch mocny i płaski. Nicole czuła, jak cała się pręży na widok 
tej  pięknej  sylwetki.  Jego  smukłe,  twarde  dało  kontrastowało  z 
jej  krągłościami  i  miękkością.  Podobało  jej  się.  Lubiła  patrzeć, 
jak  się  porusza,  lubiła  obserwować  pracę  mięśni,  kiedy  Clay 
ujarzmiał  konia,  albo  kiedy  rzucał  stufuntowe  worki  zboża. 
Zadrżała,  przyciskając  wargi  do  ciepłej,  brązowej  skóry  jego 
brzucha. 

Clay  przyglądał  się  Nicole,  w  jej  wyrazistych  oczach 

odbijały  się  wszystkie  uczucia.  Kiedy  wreszcie  źrenice 
pociemniały  z  pragnienia,  nabierając  koloru  ciemnego  brązu, 
poczuł  nagły dreszcz. Żadna kobieta nigdy jeszcze na niego tak 
nie  działała.  Zapomniał  o  słowach  miłości,  po  prostu  chciał  ją 
mieć.  Niemal  zdarł  z  siebie  ubranie,  w  rekordowym  tempie 
ściągnął długie, obcisłe buty. 

Jego  pocałunki  nie  były  już  czułe  i  delikatne,  a  kiedy 

schwycił w usta jej ucho, wydawało  się, że je oderwie. Ustami, 
językiem,  zębami  wodził  po  jej  szyi,  ramionach,  wracając 
wreszcie do piersi. 

Nicole  wyprężyła  się  pod  jego  dotykiem.  Muśnięcia  jego 

języka na jej piersiach sprawiały, że raz za razem przechodził ją 
ogień.  Wargi  przesunęły  się  w  dół,  do  brzucha,  który  cały  się 

background image

 

189

napiął pod słodkim naporem ust Claya. Zanurzyła dłonie w jego 
gęstych włosach, przyciągając z powrotem głowę mężczyzny do 
swojej. 

– Clay – szepnęła, nim wargami zamknął jej usta. 
Położył się na niej, a Nicole uśmiechnęła się z zamkniętymi 

oczami,  czując  na  sobie  ciężar  jego  ciała  Należał  do  niej. 
Całkowicie i wyłącznie do niej. 

Kiedy  w  nią  wszedł,  jak  zwykle  poczuła  zaskoczenie  i 

rozkosz, odkrywając na nowo  jego  męskość.  Wypełniał  ją sobą 
tak całkowicie, iż myślała, że umrze z uniesienia. 

Poruszali  się  razem,  najpierw  wolno,  dopóki  Nicole  nie 

stwierdziła,  że  dłużej  już  tego  nie  zniesie.  Dłońmi  gładziła 
twarde, gładkie plecy, pośladki, czując pracę jego mięśni, czując 
siłę,  która  drzemała  pod  tą  gorącą  skórą.  Wreszcie  oboje 
wybuchli,  Nicole  czuła,  jak  sztywnieje  od  bioder  aż  do  stóp. 
Kiedy  Clay  zsunął  się  na  ziemię  i  przygarnął  ją  do  siebie,  jej 
nogi drżały. Uśmiechnęła się i wtuliła się w niego, całując go w 
ramię, smakując jego pot. 

Zasnęli w swoich ramionach. 
  

13 

 
W  pierwszej  chwili  po  przebudzeniu  Nicole sądziła,  że  jest 

nadal w piwniczce.  Ale czując na sobie promienie słońca, które 
przez  koronkowe  firanki  Ellen  zaglądało  do  sypialni, 
natychmiast  wróciła  do  rzeczywistości.  Miejsce  obok  było 
puste,  na  poduszce  zostało  wgłębienie,  świadectwo  niedawnej 
obecności Claya. 

Nicole  przeciągnęła  się  rozkosznie,  prześcieradło  zsunęło 

się  z  jej  nagiego  ciała.  Wczoraj  wieczorem,  po  tym  jak  się 
kochali  w piwniczce, spali przez kilka godzin. Obudziwszy się, 
zobaczyli,  że księżyc  już  świeci  na  niebie,  a ogień w palenisku 
wygasł.  Oboje  byli  przemarznięci.  Szybko  wciągnęli  na  siebie 

background image

 

190

wilgotne  ubrania  i  pobiegli  na  statek.  Clay  wolno  zawrócił  do 
posiadłości Backesów. 

Kiedy dotarli na miejsce, Clay zakradł się do kuchni i wrócił 

stamtąd,  dźwigając  wielki  kosz  pełen  owoców,  sera,  chleba  i 
wina.  Rozbawiło  go,  kiedy  Nicole  zaledwie  po  połowie 
kieliszka  trunku  nabrała  ochoty  na  miłość.  Kochali  się  wśród 
porozrzucanego  jedzenia,  całowali  się  i  jedli,  śmiali  się  i 
żartowali, aż wreszcie znowu zasnęli w swoich objęciach. 

Nicole  poruszyła  się  i  wyjęła  spod  uda  ogryzek  jabłka.  Z 

uśmiechem  odłożyła  go  na  stolik.  Wiedziała,  że  na 
prześcieradłach  Ellen  po  wsze  czasy  pozostaną  plamy  –  ślady 
ich  szalonej  nocy.  Ale  jak  się  z  czegoś  takiego  wytłumaczyć? 
Przecież  nie  może  powiedzieć,  że  nalała  wina  w  zagłębienie 
między  łopatkami  Claya,  a  on  zamiast  poczekać  cierpliwie,  aż 
ona  wszystko  do  końca  wyliże,  odwrócił  się  na  plecy.  Nie, 
takich rzeczy nie mówi się uprzejmej pani domu. 

Odrzuciła  kołdrę,  rozmasowała  sobie  ramię.  W  powietrzu 

unosił się już zapach  jesieni.  W szafie wisiała aksamitna suknia 
w kolorze wina,  dokładnie takiego  samego,  jakie  pili  wczoraj z 
Clayem.  Nicole  włożyła  ją  szybko,  zapinając  na  małe  perełki. 
Suknia  miała  długie  rękawy,  wysoki  kołnierz  i  opinała  ściśle 
biust.  Spódnica  spływała  ku  ziemi  w  luźnych  fałdach.  Prosta, 
ciepła,  elegancka  suknia,  dokładnie  taka,  jakiej  Nicole 
potrzebowała w ten chłodny poranek. 

Podeszła  do  lustra,  żeby  ułożyć  włosy.  Chciała  dziś 

wyglądać  szczególnie  dobrze.  Clay  zamierzał  poinformować 
wszystkich w czasie obiadu o ich zamiarze powtórnego zawarcia 
małżeństwa  i  zaprosić  na  ślub  w  święta  Bożego  Narodzenia. 
Nicole  udało  się  go  przekonać,  że  lepiej  będzie,  jeśli  jeszcze 
trochę  poczekają  i  przygotują  w  Arundell  Hall  prawdziwe 
wesele.  Goście  Ellen  zaczną  się  rozjeżdżać  dziś  po  południu, 
więc Clay chciał oficjalnie  ich powiadomić o ślubie,  nim zdążą 
opuścić posiadłość Backesów. 

Nicole tylko raz zmyliła drogę i dość szybko znalazła się na 

trawniku,  gdzie  uginały  się  świeżo  nakryte  stoły.  Wszędzie 

background image

 

191

kręcili  się  goście,  rozmawiając  leniwie  i  jedząc.  Wszyscy 
wyglądali  na  zmęczonych,  widać  było,  że  mieli  już  dość 
zabawy. Nicole nie mogła się doczekać, kiedy wróci do Arundel 
Hall – jako jego pani. 

Przy  niewielkim  stoliku  pod  wiązem  siedziała  samotnie 

Bianka.  Nicole  gnębiły  wyrzuty  sumienia.  W  końcu  to  trochę 
nie  w  porządku,  że  ta  Angielka  przebyła  tak  długą  drogę tylko 
po  to,  żeby  się  dowiedzieć,  że  jej  narzeczony  jest  już  żonaty. 
Niepewnie  postąpiła  krok  do  przodu.  I  wtedy  Bianka  uniosła 
wzrok  znad talerza załadowanego  jedzeniem, patrząc na Nicole 
oczami pełnymi łez nienawiści. 

Zmieszana Nicole uniosła rękę do ust i odeszła. Poczuła się 

jak  hipokrytka.  Skoro  to  ona,  Nicole  wygrała,  to  oczywiście, 
teraz stać ją  na okazanie współczucia  Biance.  Zwycięzcy  łatwo 
się  zdobyć  na  łaskawość.  Wróciła  do  stołów,  ale  raptem 
przestała być głodna. 

Nagle wyrósł przed nią jakiś nieznajomy. 
–  Przepraszam, pani Armstrong. Nicole spojrzała na niego 

znad talerza. 

–  Słucham. 
Mężczyzna  był  wysoki,  silny,  ale  jego  małe,  blisko 

osadzone, lśniące dzikim blaskiem oczy nie dawały jej spokoju. 

–  Pani mąż kazał powiedzieć, że czeka na panią na statku. 
Nicole  natychmiast  wstała  i  obeszła  stół,  podchodząc  do 

mężczyzny. 

–  Lubię takie posłuszne kobiety. Widać Clay dobrze sobie 

panią ułożył – zarechotał. 

Nicole  otworzyła  usta,  żeby  mu  odpowiedzieć,  ale  dała 

sobie spokój. Wiedziała, że do tego gruboskórnego typka nic by 
nie dotarło. 

–  Sądziłam,  że  pan  Armstrong  ogląda  wyścigi  konne  – 

odparła,  akcentując  owo  „pan  Armstrong”,  ale  poszła  za 
mężczyzną, który ruszył w stronę rzeki. 

background image

 

192

–  Mężczyzna nie musi się wiecznie opowiadać kobiecie – 

prychnął,  mierząc  Nicole  wzrokiem  i  przez  dłuższą  chwilę 
zatrzymując spojrzenie na jej biuście. 

Nicole gwałtownie przystanęła. 
–  Myślę,  że  będzie  lepiej,  jeśli  wrócę  do  domu.  Zechce 

pan przekazać mojemu mężowi, że będę tam na niego czekała. 

Wykręciła się na pięcie i zawróciła w stronę domu. 
Nie  zrobiła  nawet  dwóch  kroków,  kiedy  mężczyzna 

zatrzymał ją, kładąc ciężką dłoń na jej ramieniu. 

–  Słuchaj  no,  Francuzeczko  –  powiedział,  wykrzywiając 

wargi.  –  Wiem  o  tobie  wszystko.  Ostrzegano  mnie,  żeś 
kłamliwa i wykrętna. Wiem, coś zrobiła mojej kuzynce. 

Nicole przestała się wyrywać i spojrzała na niego. 
–  Jakiej  kuzynce?  Proszę  mnie  puścić,  albo  będę 

krzyczała. 

–   Tylko spróbuj, a twój mężulek nie dożyje jutra. 
–  Clay?  Co  wyście  mu  zrobili?  Gdzie  on  jest?  Jeśli  się 

okaże, że coś mu się stało, to ja... to ja... 

–  No,  co?  O,  jaka  panienka  gorąca.  Mówiłem  tacie,  żeś 

niewiele  lepsza  od  byle  suki.  Widziałem,  jak  sic  uganiałaś  za 
Clayem, jak się na nim uwieszałaś. Żadna przyzwoita kobieta by 
się tak nie zachowała. 

–  Czego pan chce? 
Oczy  Nicole  były  ogromne,  rozszerzone  strachem. 

Mężczyzna uśmiechnął się do niej. 

–  Nieważne,  czego  chcę,  ważne,  co  wezmę,  jasne? 

Słuchasz mnie? 

Bez słowa potaknęła, czując, jak ogarniają ją mdłości. 
–  Pójdziesz  ze  mną do  śluzy,  do  naszej  łodzi.  Pewnie,  że 

nie jest taka wytworna, jak ta na której do tej pory pływałaś, ale 
dla takiej ladacznicy wystarczy. Potem spokojnie, bez szarpania 
wejdziesz na pokład i wybierzemy się razem na przejażdżkę. 

–  Do Claya? 
–  Jasne,  złotko.  Mówiłem  ci,  że  jeśli  będziesz  posłuszna, 

Clayowi nic się nie stanie. 

background image

 

193

Nicole  skinęła  głową.  Mężczyzna,  nie  zwalniając  uścisku, 

wziął ją po ramię. Jedyne, o czym w tej chwili potrafiła myśleć, 
to że Clayowi grozi niebezpieczeństwo i że musi mu pomóc. 

Mężczyzna  poprowadził  ją  na  stary,  zniszczony  statek, 

przycumowany nieco na uboczu. Tam czekali na nich dwaj inni. 
Jeden był stary, kościsty i brudny. Pod pachą trzymał Biblię. 

–  Oto  nadchodzi!  –  zawołał.  –  Występna  Jezabel,  upadła 

grzesznica! 

Nicole spojrzała na niego i  już chciała odpowiedzieć, kiedy 

jej  towarzysz  mocno  ją  popchnął.  Potknęła  się  i  upadła  na 
niedorostka, która stał obok starca. 

–  Mówiłem,  że  masz  być  cicho  –  warknął  ten,  który  ją 

popchnął.  –  Zajmij  się  nią,  Izaak.  I  dopilnuj,  żeby  się  nie 
odezwała. 

Nicole spojrzała na chłopca, który  lekko oparł dłonie na jej 

ramionach.  Rysy  miał  delikatniejsze,  nie  tak  ostre  jak  dwaj 
pozostali  mężczyźni.  Zachwiała  się,  kiedy  statek  odbił  od 
brzegu,  ale  chłopiec  ją  przytrzymał.  Odwróciła  się,  żeby 
popatrzeć  na  dom  Backesów.  Tam  przez  trawnik,  w  białym 
kapeluszu  na  głowie  jechał  Clay.  Na  szyi  konia,  którego 
dosiadał,  zawieszono  girlandę  kwiatów.  Najwyraźniej  Clay 
wygrał i teraz świętował zwycięstwo. 

Nicole  natychmiast  pojęła,  co  się  stało.  Ci  ludzie  nie  mieli 

Claya,  wcale go  nie uwięzili.  Wiedziała,  że  jej krzyk  usłyszano 
by  na  brzegu.  Otworzyła  usta,  zaczerpnęła  głęboko  powietrza, 
ale  nim  zdążyła  krzyknąć,  olbrzymia,  twarda  dłoń  wylądowała 
na jej twarzy. Nieprzytomna osunęła się w ramiona Izaaka. 

–  Po coś to zrobił, Abe? 
–  A  co,  może  jeszcze  miałem  czekać?  Gdybyś  się  tak  w 

nią nie wgapiał, może byś zauważył, że chciała narobić wrzasku. 

–  Ale  mogłeś  ją  powstrzymać  w  inny  sposób.  Przecież 

mógłbyś ją zabić! 

–  Pewnie, ty byś jej zamknął usta pocałunkami – prychnął 

Abe. – Założę się, że to by jej nie zdziwiło. A może chcesz się z 
nią teraz zabawić? My z tatą będziemy pilnować. 

background image

 

194

–  To grzech, chłopcze – odezwał się Eliasz Simmons. 
– Ta kobieta to nierządnica, grzesznica i zabieramy ją, żeby 

zbawić jej duszę. 

–  Oczywiście,  że  tak,  tato  –  odparł  Abe,  mrugając 

porozumiewawczo do Izaaka. 

Izaak odwrócił wzrok. Nie zwracał uwagi na pomruki brata, 

lecz usiadł  na pokładzie i oparł się o maszt, nie wypuszczając z 
ramion Nicole. Nie sądził, że będzie taka lekka. Zdawało mu się, 
że trzyma w objęciach dziecko, a nie dorosłą kobietę. 

Skrzywił  się,  kiedy  Abe  rzucił  mu  sznur,  brudną  chustkę  i 

kazał  związać  Nicole.  Tyle  dobrze,  że  jeśli  on  to  zrobi,  więzy 
nie poranią jej delikatnej skóry. 

Od wczoraj, od chwili kiedy  Abe oznajmił, że mają porwać 

śliczną  panią  Armstrong,  Izaak  zmagał  się  ze  sobą.  Abe 
powiedział ojcu, że Clay tak naprawdę jest mężem ich kuzynki, 
Bianki,  i  że  ta  ladacznica,  Nicole,  tak  oplatała  Claya,  że  ten 
opuścił  Biankę  i  żył  z  francuską  dziwką.  To  wystarczyło 
Eliaszowi,  który  gotów  był  natychmiast  ukamienować 
dziewczynę. 

Ale Izaak od początku był przeciwny porwaniu. Nie wierzył 

Biance,  choć  to  jego  kuzynka.  Wcale  nie  wyglądała  na 
uszczęśliwioną,  kiedy  się  pierwszy  raz  spotkali.  Jednak  Abe 
ciągle  powtarzał,  jaką  to  krzywdę  wyrządzono  Biance. 
Twierdził,  że  przetrzymają  Nicole  tylko  do  czasu  uzyskania 
unieważnienia. Wypuszczają, kiedy Bianka poślubi Claya. 

Teraz zaś,  trzymając  Nicole  na  kolanach,  Izaak  nie potrafił 

sobie  wyobrazić,  żeby  kłamała,  albo  była  łasa  na  pieniądze 
Claya.  Zdaje  się,  że  ona  naprawdę  go  kochała.  Jednak  Abe 
twierdzi,  że  nie  może  być  przyzwoitą  kobieta,  która  patrzy  na 
mężczyznę  tak  jak  Nicole  na  Claya.  Żony  muszą  być 
przyzwoite,  spokojne,  niewyzywające  –  takie  jak  ich  matka. 
Izaaka  zdziwiły  te  słowa,  bo  gdyby  to  zależało  od  niego, 
wybrałby  sobie  na  żonę  kobietę  taką  jak  Nicole,  a  nie  taką  jak 
ich matka. Ale może po prostu on nie potrafi odróżnić dobra od 
zła i tak samo jak Nicole jest skazany na potępienie? 

background image

 

195

–  Izaak!  –  rozległ  się  głos  Abego.  –  Przestań  marzyć  i 

słuchaj,  co  do  ciebie  mówią.  Wraca  jej  przytomność,  nie  chcę, 
żeby się darła. Zaknebluj ją. 

Izaak posłuchał brata, bo to robił od dzieciństwa. 
Nicole powoli otworzyła oczy. Straszliwie bolała ją szczęka 

i  głowa,  wszystko  było  takie  zamazane.  Chciała  poruszyć 
ustami, ale coś jej przeszkadzało, dusiło. 

–  Niech się pani nie rusza. Przy mnie nic pani nie grozi – 

szepnął  Izaak  tak,  by  tylko  ona  słyszała.  –  Wyciągnę  knebel, 
kiedy  tylko  dotrzemy  na  miejsce.  Niech  pani  zamknie  oczy  i 
odpocznie. 

–  Już  się  obudziła,  ta  córka  szatana?  –  zawołał  Eliasz  do 

młodszego syna. 

Nicole  spojrzała  na  chłopca.  Nie  chciała  ufać  żadnemu  z 

tych  mężczyzn,  ale  nie  miała  wyboru.  Izaak  mrugnął  do  niej. 
Posłusznie  zamknęła  oczy,  chroniąc  je  przed  promieniami 
słońca. 

–  Nie, tato – odkrzyknął Izaak. – Śpi. 
 
Wes  –  spytał  Clay,  marszcząc  brwi  –  nie  widziałeś  gdzieś 

Nicole? 

Wes oderwał wzrok od ładnej rudowłosej dziewczyny, która 

trzepotała do niego rzęsami. 

–  Już  ją  zgubiłeś?  Chyba  będę  musiał  ci  udzielić  kilku 

lekcji, jak utrzymać przy sobie kobietę – zażartował. 

Jednak  widząc  twarz  przyjaciela,  natychmiast  spoważniał. 

Odstawił kufel i razem z Clayem odszedł od stołu. 

–  Niepokoisz się? Kiedy ostatnio ją widziałeś? 
–  Dziś  rano.  Spała,  kiedy  poszedłem  na  wyścigi.  Ellen 

mówiła,  że  widziała,  jak  Nicole  wychodzi  do  ogrodu.  Potem 
straciła ją z oczu. Pytałem kobiet, ale żadna jej nie spotkała. 

–  A gdzie Bianka? 
–  Je  –  odparł  Clay.  –  Pierwsza  rzecz  to  to  sprawdziłem. 

Ale i tak niewiele mogła zrobić. Kobiety mówiły, że od rana nie 
ruszała się od stołu. 

background image

 

196

–  A  może  Nicole  poszła  się  przespacerować?  Może 

potrzebowała trochę spokoju? 

Zmarszczka na czole Claya jeszcze bardziej się pogłębiła. 
–  W  czasie  obiadu  mieliśmy  ogłosić,  że  w  czasie  świąt 

zamierzamy  się  powtórnie  pobrać.  Chcieliśmy  wszystkich 
zaprosić na przyjęcie. 

–  Obiad  skończył  się  godzinę  temu  –  mruknął  Wes, 

przyglądając  się,  jak  goście  zaczynają  się  kierować  w  stronę 
śluzy. Wracali już do domów. – O tym by nie zapomniała. 

–  Nie – odparł głucho Clay. – Nie zapomniałaby. 
Mężczyźni spojrzeli po sobie. Obaj mieli jeszcze w pamięci 

śmierć  Jamesa  i  Beth.  Skoro  nawet  taki  świetny  żeglarz  jak 
James zatonął... 

–  Idziemy po Travisa – zadecydował Wes. 
Clay  potaknął  i  ruszył  w  stronę  gości,  którzy  jeszcze  nie 

odjechali. Niepokój ściskał mu serce. 

Na  wieść,  że  Nicole  może  grozić  niebezpieczeństwo, 

wszyscy  goście  zareagowali  natychmiast.  Wszelkie  zajęcia 
odłożono,  zabawy  przerwano.  Kobiety  szybko  zaplanowały 
poszukiwania  w  lasach  wokół  plantacji,  dzieci  biegały  od 
budynku do budynku, mężczyźni ruszyli w stronę rzeki. 

–  Umie pływać? – zapytał Horacy. 
–  Tak  –  odparł  Clay,  patrząc  w  wodę,  czy  nie  dostrzeże 

tam drobnej sylwetki z długimi, ciemnymi włosami. 

–  A  może  się  pokłóciliście?  Może  wróciła  konno  do 

Arundel Hall? – spytał Travis. 

–  Nie!  Powtarzam  ci,  że  nie!  Nie  pokłóciliśmy  się!  Nie 

wyjechałaby bez słowa! 

Travis położył Clayowi dłoń na ramieniu. 
–  A  może  zbiera  w  lesie  orzechy  i  zapomniała  o  całym 

świecie? 

Ale  w  jego  głosie  nie  było  pewności.  Zdążył  już  na  tyle 

poznać młodą żonę Claya, żeby wiedzieć, że to mądra, rozważna 
kobieta. 

–  Horacy – powiedział cicho – trzeba ściągnąć psy. 

background image

 

197

Clay  odwrócił  się  i  ruszył  w  stronę  domu.  Tylko  w  ten 

sposób  mógł  zapanować  nad  gniewem.  Był  wściekły  na  siebie, 
że  choć  na  kilka  chwil  opuścił  Nicole,  i  na  nią,  że  go  tak 
zostawiła.  Jednak  najgorsze  w  tym  wszystkim  było  poczucie 
własnej bezradności. Nicole równie dobrze mogła znajdować się 
o  kilka kroków od  niego  albo  o  kilkadziesiąt  mil  stąd,  a on  nie 
miał pojęcia, gdzie jej szukać. 

Nikt nie zwracał uwagi  na Biankę, która uśmiechnięta stała 

z  boku,  trzymając  pełny  talerz.  Zrobiła,  co  miała  do  zrobienia, 
teraz pora  wracać  do  domu.  Miała  już dość  ludzi,  którzy  ciągle 
wypytywali, kim jest i dlaczego mieszka u Claya. 

Psy  niespokojnie  biegały  z  miejsca  w  miejsce.  Otaczało  je 

zbyt wielu ludzi i zbyt wiele zapachów. Co chwila odnajdowały 
gdzieś kolejny trop i najprawdopodobniej się nie myliły. 

Horacy  zajął  się  psami,  zaś  Clay  wypytywał  gości. 

Rozmawiał  z  każdym  mężczyzną,  kobietą  i  dzieckiem.  Ale 
odpowiedź  była  ciągle  taka  sama:  nikt  sobie  nie  przypominał, 
żeby tego ranka widział  Nicole.  Jeden  z niewolników pamiętał, 
że podawał jej jajecznicę, ale nie wiedział, co potem zrobiła. 

Kiedy  zapadła  noc,  mężczyźni  wyruszyli  z  latarniami  do 

lasu.  Czterej  inni  wypłynęli  statkami  na  rzekę,  wołając  Nicole. 
Przeszukano  wodę  i  brzegi,  ale  nigdzie  nie  znaleziono  żony 
Claya. 

Z  nastaniem ranka mężczyźni zaczęli wracać do domu. Nie 

patrzyli 

Clayowi 

oczy, 

nie 

mogli 

znieść 

jego 

rozgorączkowanego, pełnego niepokoju spojrzenia. 

–  Clay! – zawołała jakaś kobieta. 
Natychmiast  uniósł  głowę  i  zobaczył  Amy  Evans,  która 

biegła od śluzy, wymachując czepkiem. 

–  Czy to prawda, że twoja żona gdzieś zniknęła? 
–  Wiesz coś? – spytał Clay. 
Oczy  miał  zapuchnięte,  był  nie  ogolony.  Amy  uniosła  rękę 

do piersi, żeby uspokoić oddech po biegu. 

–  Ubiegłej nocy jeden z mężczyzn wstąpił do nas, pytając, 

czy  nie  widzieliśmy  twojej  żony.  Ben  i  ja  powiedzieliśmy,  że 

background image

 

198

nie,  ale dziś rano  Debora, nasza  najstarsza córka, przypomniała 
sobie, że nad śluzą widziała Nicole i Abrahama Simmonsa. 

–  Kiedy? – zawołał Clay, potrząsając przysadzistą kobietą 

za ramiona. 

–  Wczoraj  rano.  Posłałam  Deborę,  żeby  przyniosła  szale, 

bo się zrobiło chłodno. Powiedziała, że widziała, jak Abe szedł z 
ręką na ramieniu Nicole. Zmierzali w stronę rzeki. Debora nigdy 
za nim  nie przepadała,  więc  nie podeszła,  tylko wzięła  szale ze 
statku i szybko wróciła. 

–  Czy widziała, jak Nicole wsiada na statek Simmonsów? 
–  Nie,  nic  nie  widziała.  Zasłaniał  ich  ten  duży  cyprys. 

Poza tym Debora chciała zdążyć na wyścigi. Zapomniała o całej 
sprawie,  przypomniała  sobie  dopiero  dziś  rano,  kiedy  przy 
śniadaniu rozmawialiśmy z Benem i zniknięciu twojej żony. 

Clay  wpatrywał  się w  Amy.  Jeśli  Nicole wsiadła  na statek, 

to znaczy, że ciągle jeszcze żyje. Nie utonęła,  jak zaczął się już 
lękać.  A  mogło  istnieć  mnóstwo  powodów,  _dla  których 
popłynęła  z  Abe Simmonsem.  Wystarczyło,  aby  powiedział, że 
ktoś jej potrzebuje, poszłaby bez chwili namysłu. 

Clay  zacisnął  ręce  na  ramionach  Amy.  Potem  schylił  się  i 

głośno cmoknął ją w usta. 

–  Dziękuję – szepnął. Do jego oczu wrócił blask. 
–  Do usług, Clay – odparła ze śmiechem. 
Clay  wypuścił  kobietę.  Przyjaciele  i  sąsiedzi  stali  w 

milczeniu. Żaden z nich przez całą noc nie zmrużył oka. 

–  Ruszajmy  –  powiedział  Travis,  klepiąc  Claya  po 

ramieniu.  –  Żona  Eliasza  najprawdopodobniej  rodziła  kolejne 
dziecko i Abe złapał pierwszą kobietę, jaka mu się nawinęła pod 
rękę. 

Clay  i  Travis  przez  dłuższą  chwilę  patrzyli  sobie  w  oczy. 

Żaden  z  nich  w  to  nie  wierzył.  Eliasz  był  szaleńcem  i  to 
niebezpiecznym.  Zaś  popędliwy,  zawsze  nachmurzony  Abe 
nigdy  nie  ukrywał  zawiści,  jaką  żywił  wobec  innych, 
zamożnych plantatorów. 

background image

 

199

Ktoś dotknął ramienia Claya. Odwrócił się i zobaczył Janie, 

która podawała mu koszyk pełny jedzenia. 

–  Weź to – powiedziała cicho. 
Jej  twarz poszarzała,  rumieńce  gdzieś  zniknęły.  Clay  nigdy 

jeszcze nie widział jej tak zmartwionej. 

Wziął  kosz  i  mocno  uścisnął  dłoń  Janie.  Potem spojrzał  na 

Travisa  i  na  Wesleya,  który  stanął  obok  brata.  Skinął  głową  i 
wszyscy  trzej  szybkim  krokiem  ruszyli  w  stronę  statku  Claya. 
Wes  najpierw  podbiegł  do  swojego.  Kiedy  dołączył  do  Claya  i 
Travisa,  w  ręku  trzymał  pistolety.  Mężczyźni  bez  słowa  się 
uśmiechnęli,  odbili  od  brzegu  i  popłynęli  w  stronę  farmy 
Simmonsów. 

 
Przez cały dzień Nicole poruszała się na granicy jawy i snu. 

W chwilach przytomności przyglądała się koronom drzew, które 
układały się w nierzeczywisty wzór z plam słońca i cienia. Izaak 
oparł  ją  troskliwie  na  zwojach  sznurów  i  starych  worków. 
Rytmiczne  kołysanie  statku  i  ból  w  szczęce  sprawiły,  że  leżała 
spokojnie,  nie  myśląc  o  związanych  dłoniach  i  nogach  ani  o 
zakneblowanych ustach. 

Rzeki w Wirginii łączą się, tworząc skomplikowany system. 

Niewielki żaglowiec płynął dopływami i kanałami, które łączyły 
ze  sobą  kolejne  rzeki.  Czasem  przesmyk  był  tak  wąski,  że 
mężczyźni musieli sięgać po wiosła, by odpychać się od drzew. 

–  Dokąd my płyniemy, Abe? – pytał Izaak. 
Abe  uśmiechał  się  tajemniczo.  Nie  miał  zamiaru  mówić 

tego młodszemu bratu. Wiele lat temu trafił na pewną wysepkę i 
postanowił  ją  sobie  zapamiętać,  w  razie  gdyby  kiedyś  okazała 
się  potrzebna.  Kazał  ojcu  wracać  na  farmę.  Zdawał  sobie 
sprawę,  że  mężczyźni  z  pewnością  rozpoczną  poszukiwania,  a 
stary  Eliasz  na  jakiś  czas  ich  zajmie.  Z  pewnością  przyzna  się, 
że  porwali  tę  kobietę,  ale  minie  wiele  godzin,  nim  ktokolwiek 
pojmie  coś  z  jego  bezładnej  gadaniny.  Abe  uśmiechnął  się  na 
myśl  o  swoim  sprycie.  Teraz  musi  już  tylko  jakoś  się  uporać  z 

background image

 

200

małym.  Spojrzał  na  związaną  kobietę,  która  leżała  nieruchomo 
na stercie worów. Uśmiechnął się i oblizał. 

Słońce  już  zachodziło,  kiedy  Abe  skierował  statek  ku 

brzegowi. 

Izaak  wstał  i  zmarszczył  brwi.  Ponad  godzinę  temu  minęli 

ostatnie  siedlisko  ludzkie.  Od  jakiegoś  czasu  płynęli  w 
nieruchomym, zielonym szlamie. W powietrzu śmierdziało. 

–  Zbierajmy  się  stąd  –  powiedział,  rozglądając  się 

wokoło. – Nie sposób wytrzymać w tym smrodzie. 

–  Właśnie o to chodziło.  Zeskocz do tej  łódki. Żwawo! – 

nakazał Abe, gdy  Izaak usiłował zaprotestować. 

Chłopiec  zbyt  był  wdrożony  do  posłuszeństwa,  .by  nie 

usłuchać.  Nie  podobała  mu  się  ta  okolica.  W  wodzie  dostrzegł 
długą  sylwetkę  węża.  Zeskoczył  z  żaglowca  i  zapadł  się  po 
kostki  w  zielonkawym  mule.  Brnął  po  kolana  w  pienistym 
szlamie, aż doszedł do  łódki. Odwiązał  ją, wskoczył do środka, 
wziął  wiosła  i  podpłynął  do  statku.  Abe  stał  na  pokładzie, 
trzymając Nicole. Podał dziewczynę bratu, po czym sam zsunął 
się do łódki. 

–  Połóż ją na dnie i bierz się za wiosła – rozkazał. – Przed 

nami jeszcze kawał drogi. 

Izaak  zrobił,  jak  mu  nakazano,  oparłszy  sobie  Nicole  o 

kolano. Martwił go strach, który dojrzał w jej oczach, i chciał ją 
jakoś uspokoić. 

–  Wybij  ją  sobie  z  głowy,  mały  –  prychnął  Abe, 

spoglądając na brata. – Ona wie, do kogo należy. 

Izaak odwrócił  wzrok, przypomniawszy sobie o Clayu.  Ani 

przez chwilę nie podejrzewał, że brat może mieć ha myśli kogoś 
innego. 

Wiosłowanie  przez  szlam  nie  było  łatwe.  Izaak  musiał 

wielokrotnie  się  zatrzymywać  i  czyścić  wiosła  z  mułu.  Robiło 
się  coraz  ciemniej,  resztki  światła  nie  mogły  się  przebić  przez 
korony  wysokich  drzew.  Chłopiec  uniósł  głowę.  Zdawało  mu 
się,  że  drzewa  nachylają  się  ku  niemu,  jakby  chciały  go 
przygnieść. 

background image

 

201

–  Abe,  nie  podoba  mi  się  tutaj.  Nie  możemy  jej  tu 

zostawić. Dlaczego nie chcesz zabrać jej na farmę? 

–  Dlatego  żeby  ją  tam  znaleziono,  ot  co.  A  poza  tym 

chyba  nic  nie  wspominałem,  że  chcę  ją  tutaj  zostawić.  Dobra, 
przybijaj. 

Izaak  odpychał  łódź  od  dna  wiosłami,  wreszcie  przybił  do 

brzegu.  Abe  wyskoczył  na  ląd  i  przez  chwilę  gmerał  obok 
drzewa.  Kiedy  znalazł  latarnię,  mruknął  zadowolony:  była  tam 
gdzie ją zostawił. 

–  Chodźcie za mną. 
–  Jeszcze chwilę, niedługo zdejmę więzy – szepnął Izaak, 

podnosząc Nicole. 

Ledwie skinęła, opierając głowę na jego ramieniu. 
Abe uniósł wysoko latarnię, która oświetliła niskie drzwi. W 

mroku  wydawało  się,  że  wyrastają  z  niczego  i  donikąd 
prowadzą. 

 –  Znalazłem  to  miejsce  wiele  lat  temu  –  oświadczył  z 

dumą, otwierając rygiel. 

Znaleźli  się  w  kamiennej  piwnicy  składającej  się  z  jednej 

izby. W  brudnym,  zaśmieconym  liśćmi  pomieszczeniu  nie  było 
żadnych  mebli.  Izaak  postawił  chwiejącą  się  Nicole  na  ziemi  i 
wyjął  jej  z ust  knebel.  Głęboko  zaczerpnęła powietrza,  do oczu 
napłynęły  jej  łzy  wdzięczności.  Chłopiec  zdjął  jej  więzy  z  rąk, 
ale kiedy klęknął, żeby uwolnić nogi, Abe ryknął na niego: 

–  Co  ty,  u  licha,  wyprawiasz?  Nie  kazałem  ci  jej 

rozwiązywać! 

Izaak w mroku wpatrywał się w brata. 
–  Przecież  i  tak  nic  nie  zrobi.  Nie  widzisz,  że  ledwo 

trzyma  się  na  nogach?  Znajdzie  się  tu  coś  do  jedzenia?  Gdzie 
jest woda? 

–  Niedaleko jest stare źródło. 
–  Co  to  za  miejsce?  –  spytał  Izaak,  rozglądając  się  ze 

wstrętem. – Nie rozumiem, jak można było tu coś budować, 

–  Przypuszczam,  że  nie  zawsze  tu  były  moczary.  Rzeka 

musiała  zmienić  bieg  i  odcięła  tę  część  od  lądu.  Trafiają  się  tu 

background image

 

202

dziki,  jest  mnóstwo  zajęcy,  niedaleko  brzegu  rośnie  kilka 
jabłonek.  A teraz przestań  nudzić,  tylko  idź po  wodę.  Ostatnim 
razem zostawiłem tu cynowe wiadro. 

Izaak niechętnie wyszedł w mrok. 
Nicole oparła się o mur. Bolały ją nadgarstki i kostki, ciągle 

nie  miała  czucia  w  stopach  i  dłoniach.  Wymęczona, 
półprzytomna, nie zauważyła, kiedy Abe się do niej przysunął. 

–  Zmęczona, co? – spytał cicho, gładząc ją po szyi dużym 

łapskiem.  –  Jutro,  kiedy  już  z  tobą  skończę,  będziesz  jeszcze 
bardziej zmęczona. Nikt cię tak nie pieścił, jak ja cię popieszczę. 

–  Nie – szepnęła, odsuwając się od niego. 
Zdrętwiałe  stopy  nie  chciały  się  ruszyć,  Nicole  upadła  na 

ręce i kolana. 

–  Coś  ty  jej  zrobił?  –  rozległ  się  głos  Izaaka,  który 

właśnie stanął w drzwiach. 

Schylił się i podniósł Nicole. 
–  Oj, mały, mały – roześmiał się Abe. – Zachowujesz się, 

jakbyś  się  zakochał.  A  kim  ona  dla  ciebie  jest?  Sam  słyszałeś. 
To ladacznica, niewiele więcej warta od byle dziewki. 

–  Nic ci nie jest? – spytał chłopiec, przytrzymując Nicole. 
–  Nie. 
Odsunął się od niej, potem dał jej wody z cynowego kubka. 

Wypiła łapczywie. 

–  Wystarczy  –  powiedział.  –  Chodź,  siądziemy  i 

odpoczniesz. 

Objął ją ramieniem i poprowadził pod ścianę. 
–  Ależ  z  ciebie  jeszcze  smarkacz  –  powiedział  z 

niesmakiem Abe. Chciał coś dodać, ale się powstrzymał. 

Izaak  usiadł  na  podłodze  i  pociągnął  Nicole,  żeby  siadła 

obok. 

–  Nie bój się – wyszeptał, gdy cała się naprężyła. – Nic  ci 

nie zrobię. 

Była  zbyt  osłabiona,  zmarznięta  i  obolała,  żeby  się 

przejmować regułami dobrego wychowania.  Kiedy usiadła przy 

background image

 

203

chłopcu,  położył  sobie  jej  głowę  na  ramieniu  i  oboje 
natychmiast zasnęli. 

–  Izaak! – zawołał Abe, szarpiąc brata za ramię. 
–  Wstawaj! 
Nie  odrywał  wzroku  od  Nicole.  Złościło  go,  że  ta  dziewka 

tak dobrze się dogaduje z jego bratem. Izaak to jeszcze dzieciak, 
nie  skończył  szesnastu  lat  i  nigdy  nie  miał  kobiety.  A  jednak, 
proszę,  zachowywał  się,  jakby  się  na tym  znał.  Abe  przyglądał 
się  im  już  od  godziny,  od  kiedy  światło  poranka  zaczęło 
docierać  do  piwnicy.  Nicole  spała.  Włosy  miała  w  nieładzie, 
wokół  twarzy  wiły  się  małe  kędziorki  –  wpływ  wilgotnego 
powietrza.  Gęste  rzęsy  rzucały  cień  na  policzki.  I  te  usta! 
Doprowadzały go do szaleństwa. Niedobrze mu się robiło, kiedy 
patrzył  na  ramię  Izaaka,  którym  brat  opasywał  mocno 
dziewczynę,  spoczywające  na  aksamitnej  sukni  tuż  pod 
piersiami Nicole. 

–  Izaak! – powtórzył. – Długo jeszcze będziesz tak spał? 
Chłopiec  wreszcie  się  przecknął.  Ramieniem  mocniej  objął 

Nicole i uśmiechnął się do niej. 

–  Wstawajże  wreszcie  –  poganiał  Abe.  –  Idź  na  statek  i 

przynieś stamtąd jedzenie. 

Izaak skinął głową. Nie pytał, czemu to właśnie on ma tam 

iść, a nie Abe. Zawsze słuchał brata. 

–  Dobrze się czujesz? – spytał tylko Nicole. 
Bez słowa skinęła głową. 
–  Po co mnie tu przywieźliście? – przemówiła wreszcie. – 

Zażądacie od Claya okupu? 

–  Idź  po  jedzenie  –  rozkazał  Abe,  widząc,  że  Izaak 

otwiera usta. – Ja jej odpowiem. No, ruszaj się! – ponaglił, kiedy 
chłopiec się zawahał. 

Abe  stanął  w  drzwiach  i  przyglądał  się,  jak  młodszy  brat 

idzie ścieżką. 

Kiedy  tylko  została  z  nim  sama,  Nicole  natychmiast  zdała 

sobie  sprawę,  że  Abe  stanowi  zagrożenie.  Wczoraj  była 
półprzytomna, 

jednak 

dzisiaj 

wyraźnie 

widziała 

background image

 

204

niebezpieczeństwo. Izaak był niewinnym chłopcem, ale w Abem 
nie było nic niewinnego. Wstała. 

–  Nareszcie  sami  –  powiedział  Abe,  odwracając  się  do 

niej.  –  Uważałaś  mnie  za  łachmytę,  z  którym  nie  warto  się 
zadawać? Sądziłaś, żem nie widział, jak się uczepiłaś Izaaka, jak 
pozwalałaś,  żeby  cię  macał  i  ściskał?  –  Podszedł  do  niej.  – 
Lubisz  takich 

młodzieniaszków?  Wolisz  chłopców  od 

doświadczonych mężczyzn? 

Nicole  stała  prosto  jak  struna.  Nie  dopuści,  żeby  ten 

straszny człowiek zobaczył jej strach. Przypomniała sobie słowa 
dziadka:  „W  żyłach  Courtalainów  płynie  królewska  krew”. 
Popatrzyła  na  drzwi.  Może  uda  jej  się  go  wyminąć  i  uciec  na 
zewnątrz. 

Z gardła Abego dobył się stłumiony śmiech. 
–  Nie  wyminiesz  mnie.  Lepiej  od  razu  się  połóż, 

zobaczysz, będzie przyjemnie. I nie licz na to, że mały przyjdzie 
ci z odsieczą. Wróci dopiero za kilka godzin. 

Nicole  przesuwała  się  wzdłuż  ściany.  O,  nie,  nie  podda  się 

bez walki. 

Nie  zdążyła  jednak  nawet  postawić  kroku,  kiedy  Abe 

chwycił  ją  za  włosy.  Wolno,  bardzo  powoli  owijał  je  sobie 
wokół dłoni, przyciągając Nicole do siebie. 

–  Jakie  czyste  –  szepnął.  –  W  życium  nie  widział  takich 

czystych  włosów.  Niektórzy  mężczyźni  nie  lubią  czarnych,  ale 
ja  tak.  –  Parsknął  śmiechem.  –  Masz  prawdziwe  szczęście,  że 
lubię czarne, wiesz? 

–  Nie  sądzę,  żebyś  dostał  duży  okup,  jeśli  zrobisz  mi 

krzywdę. 

Ich twarze były  bardzo blisko. Abe wpatrywał  się w Nicole 

pociemniałymi  oczami.  Bił  od  niego  smród  potu  i  zepsutych 
zębów. 

–  Twarda  z  ciebie  sztuka  –  stwierdził  z  uśmiechem.  – 

Dlaczego jeszcze nie beczysz i nie błagasz o litość? 

Zmierzyła  go  lodowatym  spojrzeniem.  Nie  okaże  lęku.  Jej 

dziadek  stał  twarzą  w  twarz  z  rozszalałym  motłochem  i 

background image

 

205

wytrzymał.  Czymże w porównaniu z tamtym  jest jeden  brudny, 
opętany łajdak? 

Przyciągnął  ją  jeszcze  bliżej  za włosy.  Drugą ręką powiódł 

po jej ramieniu i w dół, kciukiem gładził jej pierś. 

–  Twoja cena jest bez znaczenia. A póki żyjesz, mogę się 

trochę z tobą zabawić. 

–  Nie rozumiem. 
Nicole  miała  nadzieję,  że  zdoła  mówieniem  odwrócić  jego 

uwagę. 

–  Nieważne.  Nie  mam  ochoty  ci  się  zwierzać.  Jego  dłoń 

przesunęła się na jej biodro. 

–  Ładna sukienka, ale mi przeszkadza. Ściągaj to! 
–  Nie – odparła spokojnie. 
Pociągnął  ją  znowu  za  włosy,  odchylając  jej  głowę  w  tył. 

Nicole  zakręciły  się  w  oczach  łzy  bólu,  ale  nie  chciała  ustąpić. 
Nie  rozbierze  się.  Nie  pozwoli,  by  ktokolwiek  traktował  ją  jak 
dziwkę. 

Puścił ją gwałtownie. Roześmiał się. 
–  Widzicie ją, wielka pani. 
Podszedł  do  drzwi  i  wziął  sznury  rzucone  przez  Izaaka  na 

podłogę. 

–  Skoro  nie  chcesz  sama,  chyba  będę  musiał  ci  pomóc. 

Wiesz, nigdy nie widziałem całkiem gołej kobiety. 

–  Nie  –  szepnęła  Nicole,  cofając  się.  Rękami  na  próżno 

usiłowała znaleźć jakieś oparcie. 

Abe  roześmiał  się,  rzucił  się  na  nią  i  chwycił  za  ramię. 

Usiłowała  się  wyrwać,  ale  grube  palce  mężczyzny  zbyt  mocno 
wbiły się w ciało. Zmusił ją, by uklękła. Nicole nachyliła się i z 
całej  siły  ugryzła  go  w  nogę  tuż  nad  kolanem.  Wściekły  Abe 
pchnął ją, tak że poleciała w drugi róg. 

–  Ty dziwko! – zaklął. – Zapłacisz mi za to. 
Złapał ją za nogę i obwiązał sznur wokół kostki. 
Twarda  lina  poraniła  już  i  tak  opuchniętą  skórę.  Nicole 

wyrywała  się,  kopała,  ale  bezskutecznie.  Abe  nie  zwolnił 
uścisku. Chwycił ją za ręce i związał nadgarstki. W ścianie tkwił 

background image

 

206

hak,  na  którym  kiedyś  wieszano  ubitą  zwierzynę.  Abe 
przeciągnął  przez  niego  koniec  sznura,  którym  związał 
dziewczynie  ręce,  i  pociągnął  ją  do  góry  tak,  że  z  trudem 
dotykała stopami klepiska. 

Wyciągnięte  ramiona  bolały.  Nicole  głośno  wciągnęła 

powietrze. Abe związał  jej  stopy  i zaplątał sznur  dokoła innego 
haka. Została całkowicie unieruchomiona. Potem odsunął się, by 
podziwiać swe dzieło. 

–  No  i  gdzie  się  podziała  nasza  wyniosła  dama?  – 

powiedział, masując nogę w miejscu, gdzie go ugryzła. 

Z kieszeni wyciągnął długi nóż. 
Oczy Nicole rozszerzyły się z przerażenia. 
–  Widzę,  że  zaczynasz  nabierać  respektu  wobec 

mężczyzn.  Tak, trzeba przyznać,  że tato  na  jednym  się zna:  jak 
trzeba traktować kobiety. Obrzydzenie bierze, kiedy spojrzeć na 
babska u Backesów:  mężowie pozwalają  im  pyskować, dają  im 
pieniądze,  żeby  stawiały  na  konie.  Można  by  pomyśleć,  że  są 
równe mężczyznom. A  niektóre uważają się nawet za lepsze od 
nich. Rok temu poprosiłem jedną, żeby za mnie wyszła i wiesz, 
co  zrobiła?  Wyśmiała  mnie!  Robiłem  jej  łaskę,  powinna  być 
zaszczycona,  a śmiała  mi  się prosto  w twarz! Tak samo  jak ty! 
O,  pasujesz  do  nich.  Ładniutka,  żona  bogatego  plantatora. 
Nawet byś nie zwróciła na mnie uwagi. 

Ból  w  ramionach  był  zbyt  silny,  by  Nicole  potrafiła 

logicznie  myśleć.  Gadanina  Abego  docierała  do  niej  jak  przez 
mgłę.  Może  poczuł  się  dotknięty,  że  go  ignorowała,  zadzierała 
nosa? 

–  Proszę, uwolnij mnie – wyszeptała. – Clay zapłaci ci, ile 

zechcesz. 

–  Clay! – prychnął. – Co on może mi dać? Czy zapłaci mi 

za  życie  spędzone  z  ojcem  niespełna  rozumu?  Czy  sprawi,  że 
prawdziwa  dama  zgodzi  się  wyjść  za  mnie  za  mąż?  Nie!  Ale 
może mi podarować kilka godzin zabawy ze swoją damą. 

Przysunął się do Nicole. Nóż trzymał wzniesiony. W oczach 

błyszczała  groźba.  Odciął  pierwszy  guzik  sukni.  Dziewczyna 

background image

 

207

wciągnęła powietrze, czując na skórze zimny dotyk stali. Guzik 
odskoczył i poleciał w drugi koniec piwnicy. 

Guziki  odpadały  jeden  po  drugim,  wreszcie  Abe  rozciął 

jedwabną  szarfę,  która  przytrzymywała  suknię  pod  biustem. 
Wyciągnął  ręce  i  delikatnie  rozchylił  materiał.  Przez  cienką 
bieliznę pogładził prawą pierś Nicole. 

–  Przyjemne – szepnął. – Bardzo przyjemne. 
Czubkiem  noża  rozciął  koszulkę.  Teraz  miał  przed  sobą 

obie  piersi,  niczym  nie  osłonięte.  Nicole  zacisnęła  powieki,  w 
kącikach  oczu  lśniły  łzy.  Aby  cofnął  się,  żeby  się  dokładniej 
przyjrzeć. 

–  Już nie wyglądasz jak dama – uśmiechnął się. 
–  Wyglądasz  dokładnie  tak  samo  jak  te  kobiety  w 

Bostonie. Przepadały za mną. Błagały, żebym do nich wrócił. – 
Nagle  uśmiech  znikł  z  jego  twarzy.  –  Teraz  sobie  zobaczymy 
resztę. 

Przyłożył nóż do stanika sukni  i  bardzo wolno rozciął  ją aż 

do 

rąbka 

spódnicy. 

Suknia 

się 

rozchyliła, 

ukazując 

półprzezroczystą halkę. 

–  Koronki – szepnął Abe, unosząc kraj halki. 
–  Mama zawsze  marzyła o  skrawku koronki, żeby  móc  z 

niej  zrobić  kołnierzyk  do  niedzielnej  sukni.  A  ta  tutaj  nosi 
koronkową bieliznę. 

Jednym,  brutalnym  ruchem  rozdarł  bieliznę  Nicole. 

Przyglądał  się  jej  nagiemu  ciału:  krągłym  biodrom,  szczupłej 
talii,  piersiom  uniesionym  wysoko  przez  wyciągnięte  ramiona. 
Przeciągnął dłonią po jej udzie. 

–  A  więc  tak  wyglądają  damy  pod  tymi  warstwami 

jedwabiu i aksamitu. Nic dziwnego, że Clay, Travis i cała reszta 
pozwalają, żeby pyskowały. 

–  Abe!  –  rozległo  się  wołanie  Izaaka  wchodzącego  do 

piwnicy. – Jesteś tam? Wiosło się złamało i... 

Urwał  w  pół  słowa.  Zrobiło  mu  się  niedobrze.  Nicole 

wisiała  przywiązana  do  ściany,  z  rękoma  wyciągniętymi  nad 

background image

 

208

głową.  Abe  zasłaniał  sobą  dziewczynę,  ale  Izaak  widział 
skrawki jej sukni i halki. Zdumienie ustąpiło miejsca gniewowi. 

–  Obiecałeś,  że  jej  nie  skrzywdzisz  –  powiedział  przez 

zaciśnięte zęby. – Ufałem ci. 

Abe odwrócił się do brata. 
–  A  ja  ci  kazałem  pójść  po  żywność.  Dałem  ci  rozkaz  i 

sądziłem, że go wypełnisz. 

Nadal  trzymał  w  ręku  nóż.  Tym  razem  ostrze  skierował  na 

Izaaka. 

–  A  ty  będziesz  mógł  ją  wykorzystać?  Dlatego  chciałeś 

się  mnie  pozbyć?  Chciałeś  z  nią  zrobić  to  samo,  co  z  jedną  z 
tych  małych Samuelówień? Rodzice musieli  ją potem wysłać w 
inne miejsce. Bała się spać, bała się, że wrócisz. Nie chciała się 
przyznać, kto jej to zrobił, ale ja widziałem, że to ty. 

–  I  co  z  tego?  –  odparł  Abe.  –  Awanturujesz  się,  jakby 

chodziło o jakieś niewinne dziecko. A przecież była zaręczona z 
jednym  z  Petersonów.  Dawała  jemu,  to  czemu  miała  nie  dać  i 
mnie? 

–  Ty potworze! – wykrztusił Izaak. – Żadna kobieta ciebie 

nie  zechce.  Widziałem,  że  niektóre  próbowały  ci  się 
przypodobać, ale ty zawsze wolałeś te, które ciebie nie chciały. 

Złapał wiadro, które stało u jego stóp i rzucił nim w brata. 
–  Mam  dość  przyglądania  się,  jak  wykorzystujesz 

kobiety! Mam dość! Natychmiast ją rozwiąż! 

Abe uchylił się przed wiadrem i roześmiał się groźnie. 
–  Pamiętasz,  co  się  stało,  kiedyś  próbował  mi  się 

sprzeciwić? – spytał. 

Krążył przyczajony, przerzucając nóż z ręki do ręki. 
Kiedy  Abe  się  odsunął,  Izaak  zerknął  na  Nicole.  Widok 

związanej,  nagiej  kobiety  nie  podniecił  go.  Raczej  wywołał 
obrzydzenie. Znowu spojrzał na brata. 

–  Pamiętam,  że  wtedy  miałem  dwanaście  lat  –  odparł 

spokojnie. 

–  A  więc  chłoptaś  uważa,  że  zrobił  się  z  niego 

mężczyzna? – roześmiał się Abe. 

background image

 

209

–  Tak, właśnie tak. 
Izaak  tak  szybko  rzucił  się  na  brata,  że  ten  nie  miał  czasu 

zareagować.  Przyzwyczaił  się  do  niezgrabnego,  łatwego  do 
opanowania  dziecka.  Nie  zauważył,  że  to  dziecko  zdążyło 
dorosnąć. 

Kiedy  Abe  poczuł  na  twarzy  pierwsze  uderzenie,  był 

zaskoczony.  Upadł  na  kamienną  ścianę,  z  trudem  chwytając 
powietrze.  Ale  gdy  się  wyprostował,  jego  wściekłość 
dorównywała  wściekłości  Izaaka.  Zapomniał,  że  walczy  z 
bratem. 

–  Uważaj!  –  krzyknęła  ostrzegawczo  Nicole,  kiedy  Abe 

rzucił się na Izaaka. 

Nóż  utkwił  w  nodze  chłopca.  Abe  wyciągnął  ostrze.  Izaak 

syknął  i  odskoczył  w  bok.  Rana  była  zbyt  głęboka,  by  od  razu 
krwawić.  Chwycił  brata  za  nadgarstek,  zmuszając  go  do 
uklęknięcia.  Nóż upadł  na ziemie.  Izaak rzucił się  jak kot. Abe 
też  próbował  po  niego  sięgnąć,  ale  w  tej  samej  chwili  poczuł 
ukłucie w ramię. 

Odskoczył  w  bezpieczne  miejsce  obok  drzwi  i  ręką  ścisnął 

ranę. Po chwili między palcami pojawiła się krew. 

–  Chcesz jej dla siebie? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. 

– To ją sobie bierz! 

Odwrócił  się  i  szybko  zniknął  za  uchylonymi  drzwiami. 

Zatrzasnął  je  za  sobą  z  hukiem.  Po  chwili  Nicole  i  Izaak 
usłyszeli szczęk zamykanego rygla. 

Chłopiec pokuśtykał do drzwi i rzucił się na nie, próbując je 

wyważyć. Rana zaczynała krwawić, powoli tracił przytomność. 

–  Izaak!  –  zawołała  Nicole,  widząc,  że  chłopak  zamyka 

oczy i opiera się o drzwi. – Rozetnij mi więzy, to będę mogła ci 
pomóc. Izaak! – powtórzyła, gdy nie zareagował. 

Półprzytomny  z  bólu  zaczął  iść  ku  niej  i  podniósł  rękę  do 

sznurów, zaciśniętych wokół jej rąk. 

–  Przetnij  je,  Izaak  –  ponagliła,  bo  chłopiec  zdawał  się 

zapominać, gdzie jest i co powinien zrobić. 

background image

 

210

Resztkami sił przeciął na wpół przegniłą linę i osunął się na 

brudne  klepisko.  Uwolniona  Nicole  upadła  na  kolana, 
podpierając się rękami. Szybko rozwiązała sznury wokół kostek. 

Zakrwawiony nóż Abego leżał na podłodze. Nicole rozcięła 

halkę, podarła ją na pasy. Potem przecięła nogawkę spodni, żeby 
obejrzeć  ranę.  Była  głęboka,  ale  czysta.  Dziewczyna  mocno 
obwiązała udo, by powstrzymać krwawienie. Izaak był w szoku, 
nic  nie  mówił,  ani  się  nie  poruszał.  Opatrzywszy  nogę,  podała 
mu wodę, lecz nie chciał pić. 

Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Usiadła,  oparła się 

o  ścianę  i  położyła  sobie  na  kolanach  głowę  chłopca.  Ten  gest 
najwyraźniej  go  uspokoił.  Odgarnęła  mu  włosy  z  czoła,  potem 
oparła  głowę  o  ścianę.  Choć  siedzieli  zamknięci  w  kamiennej 
piwnicy,  bez  jedzenia  i  picia,  na  opustoszałej  wyspie,  o  której 
nikt  nie  wiedział,  Nicole  po  raz  pierwszy  od  dwudziestu 
czterech godzin poczuła się bezpieczna. Zasnęła. 

  

14 

 
Farma  Simmonsów  znajdowała  się  na  uboczu,  jakieś 

dwadzieścia mil w górę rzeki od plantacji Armstrongów. Ziemia 
była  tam  skalista,  nieurodzajna.  Dom  niewiele  różnił  się  od 
chłopskiej  chaty:  nędzy, zaniedbany, z przeciekającym dachem. 
Na  podwórku,  po  twardej,  zbitej  ziemi  biegały  kurczęta,  psy, 
stado świń i liczne, na wpół ubrane dzieci. 

Travis  cumował  żaglowiec  do  gnijącej  śluzy,  a  Clay 

zeskoczył na brzeg i ruszył w stronę zabudowań. Travis podążył 
za  nim.  Dzieci,  zajęte  swoimi  pracami,  zmierzyły  intruzów 
mrocznym, obojętnym spojrzeniem. Choć takie małe, także były 
bite.  Ich  życie  upływało  na  ciężkiej  pracy  i  wysłuchiwaniu 
kazań  ojca,  który  nieustannie  groził  im  ogniem  piekielnym  i 
wiecznym potępieniem. 

–  Eliaszu Simmons! – zawołał Clay,  nie zwracając uwagi 

na dzieci. 

background image

 

211

W progu stanął kościsty starzec. 
–  Czego tam? – spytał. 
Wzrok  miał  nieprzytomny,  jakby  go  właśnie  przebudzono 

ze  snu.  Spojrzał  na  jedno  z  dzieci,  najwyżej  czteroletnią 
dziewczynkę,  która  trzymała  kurczaka  i  z  wysiłkiem 
wyskubywała mu pierze. 

–  Ty,  mała! – zwrócił się do córki. – Żeby mi nie zostało 

na nim ani piórka, bo cię zamknę w drewutni. 

Clayton z obrzydzeniem spojrzał na starucha. 
–  Chcę z tobą porozmawiać. 
Stary  powoli  przytomniał,  jego  oczka  zwęziły  się,  tak  że 

było widać tylko małe szparki. 

–  A  więc  tak!  Bezbożnik  przyszedł  szukać  zbawienia. 

Musisz odpokutować za twe bezeceństwa. 

Clay chwycił starucha za koszulę i podniósł go, tak że ten z 

trudem dotykał ziemi. 

–  Nie potrzebuję twoich kazań. Gdzie moja żona? 
–  Twoja  żona?  –  splunął  mężczyzna.  –  Nierządnic  nie 

bierze się za żonę. To córka szatana i powinno się ją zgładzić. 

Pięść  Claya  wylądowała  na  chudej,  kościstej twarzy  starca, 

który uderzył głową o klamkę i wolno osunął na ziemię. 

–  Clay  –  mitygował  Travis,  kładąc  dłoń  na  ramieniu 

przyjaciela.  –  Z  niego  nic  nie  wyciągniesz.  To  wariat.  Gdzie 
wasza matka? – zwrócił się do dzieci. 

Dzieci podniosły wzrok znad kurczaków i fasoli i wzruszyły 

ramionami.  Tak  często  były  bite  i  karcone,  że  nawet  widok 
poturbowanego ojca nie zrobił na nich wrażenia. 

–  Tu jestem – rozległ się cichy głos za plecami mężczyzn. 
Pani  Simmons  była  jeszcze  chudsza  niż  mąż.  Oczy  i 

policzki miała zapadnięte. 

–  Dowiedzieliśmy  się,  że  ostatnio  widziano,  jak  moja 

żona wsiadała na statek pani syna. Nie ma jej już od dwóch dni. 

Pani  Simmons  ze  znużeniem  skinęła  głową,  tak  jakby  ta 

wiadomość jej nie zdziwiła. 

–  Nie widziałam ani jej, ani nikogo obcego. 

background image

 

212

Pomasowała sobie  plecy  w krzyżu.  Była  w zaawansowanej 

ciąży.  Nawet  nie  próbowała  twierdzić,  że  jej  syn  nie  ma  nic 
wspólnego ze zniknięciem Nicole. 

–  Gdzie jest Abe? – spytał Wesley. 
Pani  Simmons  wzruszyła  ramionami.  Jej  wzrok  pobiegł  w 

stronę  męża,  który  powoli  odzyskiwał  przytomność.  Sprawiała 
takie  wrażenie,  jakby  chciała  uciec,  nim  mąż  w  pełni  wróci  do 
siebie. 

–  Nie ma go już od dłuższego czasu. 
–  Nie  wie  pani,  gdzie  może  być?  A  może  on  wie?  Clay 

ruchem głowy wskazał Eliasza. 

–  Abe  nigdy  się  nie  opowiada.  On  i  Izaak  wzięli  statek  i 

gdzieś popłynęli. Często nie wracają tygodniami. 

–  Nie wie pani, dokąd popłynęli? – dopytywał się Clay. 
Travis odciągnął go za ramię. 
–  Ona  nie  wie,  stary  pewnie  też  nie.  Abe  nikomu  nie 

opowiada  o  swoich  planach.  Lepiej  roześlijmy  ludzi,  niech 
jeżdżą od domu do domu i pytają, czy ktoś czegoś nie zauważył. 

Clay  skinął  głową.  Wiedział,  że  to  ma  sens,  ale 

poszukiwania potrwają tyle czasu. Za wszelką cenę usiłował nie 
myśleć o  Abem  i  Nicole.  Abe  nie  był  normalny,  lata życia pod 
bezwzględnymi  rządami  Eliasza  zrobiły  swoje.  Clay  odwrócił 
się i ruszył w stronę statku. Rozsadzała go wściekłość, nie mógł 
znieść własnej bezradności. Płonął żądzą zniszczenia, krwi, a tu 
tylko gadanie, gadanie, gadanie. 

Wes  śladem  Claya  i  Travisa  kierował  się  w  stronę  statku. 

Przystanął, kiedy spadł na niego grad kamyków. 

–  Psss... Tutaj! 
Wes spojrzał  na krzewy  przy  rzece.  Po  chwili  wypatrzył w 

nich  drobną,  dziecięcą  figurkę.  Kiedy  się  zbliżył,  z  krzaków 
wynurzyła się dość  ładna dziewczynka o olbrzymich, zielonych 
oczach,  ubrana  w  połataną,  bawełnianą  sukienczynę,  fakt,  że 
czystszą niż u pozostałych dzieci Simmonsów. 

–  Chciałaś czegoś ode mnie? 
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. 

background image

 

213

–  Pan  jest  jednym  z  tych  bogaczy,  tak?  Tych,  co  to 

mieszkają w tych wielkich domach nad rzeką? 

Wes  wiedział,  że  dla  tego  dziecka  jest  istnym  krezusem. 

Skinął głową. Rozejrzała się, żeby się upewnić, czy nikt ich nie 
podsłuchuje. 

–  Chyba wiem, gdzie pojechał Abe – szepnęła.  
Wes natychmiast przyklęknął obok dziewczynki. 
–  Gdzie? 
–  Mama  ma  kuzynkę,  prawdziwą  damę.  Aż  trudno  w  to 

uwierzyć, co? Ta kuzynka przyjechała do Wirginii i Abe mówił, 
że  da  nam  pieniędzy.  On,  tata  i  Izaak  pojechali  na  przyjęcie, 
prawdziwe przyjęcie – szepnęła. –  Nigdy 

nie 

byłam 

na 

przyjęciu. 

–  I co Abe powiedział? – spytał niecierpliwie Wes. 
–  Wrócił  do  domu  i  słyszałam,  jak  mówił  Izaakowi,  że 

zabiorą jakąś damę, żeby ją schować. I wtedy kuzynka mamy da 
nam trochę krów pana Armstronga. 

–  Claya? – upewnił się z niedowierzaniem Wes. 
–  Dokąd  zabrali  tę  damę?  Kto  jest  tą  kuzynką  twojej 

matki? 

–  Abe  powiedział  tylko,  że  wie,  gdzie  zabrać  damę  i  że 

nawet Izaakowi nie powie, gdzie to jest. 

–  A ta kuzynka? 
–  Nie  pamiętam,  jak  się  nazywała.  Mówił,  że  to ona  jest 

naprawdę żoną pana Armstronga, a ta mała to kłamczucha i chce 
zabrać to, co się Abemu należy. 

–  Bianka – powiedział w zadumie Wes. 
Od  początku  czuł,  że  musiała  w  tym  maczać  palce.  Teraz 

był tego pewien. Przez chwilę patrzył na dziewczynkę, wreszcie 
uśmiechnął się do niej. 

–  Skarbie,  gdybyś  była  starsza,  chyba  bym  cię  za  to 

ucałował.  Masz  –  sięgnął  do  kieszeni  i  wyciągnął  złotą 
dwudziestodolarówkę.  –  Dała  mi  to  matka.  Teraz  to  należy  do 
ciebie. 

background image

 

214

Wcisnął  dziecku  do  ręki  kawałek  złota.  Dziewczynka 

zacisnęła  mocno  palce  i  wpatrywała  się  w  niego  z  otwartymi 
ustami.  Nikt  nigdy  niczego  jej  nie  podarował.  Do  tej  pory 
słyszała  tylko  przekleństwa  i  dostawała  razy. Czysty,  pachnący 
Wes wydał jej się aniołem z nieba. 

–  Ożeni  się  pan  ze  mną,  jak  dorosnę?  –  spytała  bardzo 

cicho. 

–  Całkiem  niewykluczone  –  uśmiechnął  się  szeroko 

Wesley. 

Wstał i nagle serdecznie ucałował ją w policzek. 
–  Przyjdź do mnie, jak dorośniesz. 
Odwrócił się szybko i poszedł do statku, gdzie Clay i Travis 

niecierpliwie  na  niego  czekali.  Wiadomość,  że  Bianka  była 
zamieszana  w  całą  sprawę  i  mogła  wiedzieć,  gdzie  Abe 
przetrzymuje Nicole, sprawiła, że Wes natychmiast zapomniał o 
dziewczynce. 

Ale  ona  stała  w  milczeniu,  spoglądając  za  odpływającym 

statkiem.  Wszystkie  trzynaście  lat  swego  życia  spędziła  z  dala 
od  ludzi,  tylko  z  rodziną.  Do  tej  pory  zaznała  wyłącznie 
surowości matki i pokrzykiwań ojca. Nikt nigdy nie był dla niej 
dobry,  nigdy  jej  nie  pocałował.  Dotknęła  policzka,  w  miejscu, 
gdzie  Wes  dał  jej  całusa.  Po  chwili  odwróciła  się  i  ruszyła  z 
miejsca.  Musi  znaleźć  kryjówkę,  w  której  jej  skarb  będzie 
bezpieczny. 

 
Bianka  zobaczyła,  jak  Clay  pospiesznie  zdąża  do  domu  i 

uśmiechnęła się do siebie. Spodziewała się, że Clay w pewnym 
momencie  odkryje,  że  miała  udział  w  zniknięciu  Nicole  i  była 
przygotowana do rozmowy. Dopiła do końca czekoladę, dojadła 
jabłko i delikatnie wytarła usta. 

Siedziała w  sypialni  na górze  i  z uśmiechem rozglądała  się 

po  pokoju.  Przez  ostatnie  dwa  miesiące  bardzo  się  zmienił. 
Wreszcie  nabrał  uroku.  Wszędzie  udrapowano różowe zasłonki 
z  tiulu,  pojawiło  się  złocone  łóżko.  Nad  kominkiem  stały 

background image

 

215

porcelanowe  figurki.  Westchnęła.  Oczywiście,  wiele  jeszcze 
brakuje do doskonałości, ale już ona tym się zajmie. 

Clay  wpadł  do  sypialni.  Już  z  daleka  było  słychać  stukot 

jego ciężkich butów o drewnianą podłogę. Bianka skrzywiła się 
na  brak  ogłady  Claya  i  zapamiętała,  żeby w  najbliższym  czasie 
zamówić więcej dywanów. 

–  Gdzie ona jest? – spytał obcesowo Clay. 
–  Z  twego  pytania  wnoszę,  że  powinnam  wiedzieć,  o 

czym mówisz. 

Bianka rozcierała pulchne ramiona,  myśląc  o  futrach,  które 

obstalowała na zimę. 

Clay  jednym  susem  znalazł  się przy  niej. Przyglądał  jej  się 

spod zmrużonych powiek. 

–  Spróbuj mnie dotknąć, a nigdy jej nie znajdziesz. 
Cofnął się. 
–  Obrzydliwość  –  parsknęła  Bianka.  –  Tak  się  kulić  na 

samą myśl, że tej dziewce mogło by się coś stać. 

–  Mów natychmiast, gdzie ona jest, jeśli ci życie miłe. 
–  A  jeśli  tobie  jej  życie  miłe,  trzymaj  się  ode  mnie  z 

daleka. 

Clay zacisnął zęby. 
–  Czego chcesz? Dam ci połowę majątku, wszystkiego, co 

mam. 

–  Połowę? Sądziłam, że wyżej ją cenisz. 
–  W takim razie wszystko. Przepiszę ci całą plantację. 
Bianka z uśmiechem podeszła do okna i poprawiła zasłonkę, 

pieszczotliwym ruchem gładząc różowy jedwab. 

–  Nie  wiem,  dlaczego  wszyscy  uważają  mnie  za  idiotkę, 

podczas  gdy  ja  nią  wcale  nie  jestem.  Co  się  stanie,  jeśli 
przepiszesz  mi  plantację  i  odjedziesz  z  tą  swoją  kochaną 
Francuzeczką? 

Clay zacisnął pięści. Z trudem się powstrzymywał, żeby nie 

udusić tej  baby.  Ale  musiał  wytrzymać.  Nie zrobi  nic,  przez co 
mógłby zaszkodzić Nicole. 

background image

 

216

–  Powiem  ci,  co  się  stanie  –  ciągnęła  Bianka.  –  Po  roku 

zbankrutuję. Wy, Amerykanie, budzicie we mnie wstręt. Służba 
uważa  się  za  równie  dobrych  jak  państwo.  Nie  słucha  moich 
rozkazów.  A  potem,  kiedy  zbankrutuję,  co  się  stanie?  Mógłbyś 
wrócić i odkupić całość za psie pieniądze. Ty miałbyś wszystko, 
czego pragniesz, a ja? Ja nie miałabym niczego. 

–  A więc co jeszcze mam ci dać? – warknął Clay. 
–  Zastanawiam  się,  na  ile  naprawdę  kochasz  moją 

służącą... 

Clay  wpatrywał  się w  nią  bez słowa,  zastanawiając się,  jak 

choć przez chwilę mógł sądzić,, że Bianka jest podobna do Beth. 

–  Twierdzisz,  że  chętnie  oddałbyś  za  nią  cały  swój 

majątek, ale czy dla jej ocalenia stać by cię było na coś więcej? 
Pozwól,  że  ci  wyjaśnię.  Wiesz,  jak  sądzę,  że  mam  tutaj 
kuzynów.  Oczywiście,  nie  pokazałabym  się  z  nimi  w 
towarzystwie,  ale trzeba przyznać,  że są dość użyteczni.  Nawet 
bardzo.  Ten  Abe  zgodził  się  na  wszystko,  co  mu 
zaproponowałam. 

–  Dokąd ją zabrał? 
–  Sądzisz,  że tak od razu ci  powiem?  Po  tym wszystkim, 

co zrobiłeś? Upokorzyłeś mnie, wykorzystałeś. Mieszkam tu już 
od  miesięcy,  czekając,  cierpliwie  czekając,  podczas  gdy  ty 
publicznie obłapiasz się z tą dziewką. Teraz ty sobie poczekasz. 
O czym to ja mówiłam?  Aha, o moich drogich krewniakach.  W 
zamian  za  kilka  krów  zgodzili  się  zrobić  wszystko,  co  im 
rozkażę,  z  morderstwem  włącznie,  co  do  tego  nie  ma 
najmniejszych wątpliwości. 

Clay cofnął się o krok. O morderstwie nie pomyślał. Bianka 

uśmiechnęła się, widząc jego reakcję. 

–  Widzę,  że  zaczynasz  rozumieć.  A  teraz  powiem  ci, 

czego  chcę.  Chcę  być  panią  tej  plantacji.  Chcę,  żebyś  ty  nią 
zarządzał, a ja będę korzystała z jej bogactw. Kiedy się pojawię 
w  towarzystwie,  chcę  by  mnie  traktowano  z  szacunkiem 
należnym  mężatce,  a  nie  jak  nikomu  niepotrzebny  grat,  jak  to 
było na przyjęciu u Backesów. Chcę, żeby służba mnie słuchała. 

background image

 

217

Odwróciła się. Po chwili znowu spojrzała na Claya i podjęła 

spokojnie. 

–  Słyszałeś  coś  o  rewolucji  francuskiej?  Wszyscy 

przypominają  mi  o  krewniakach  mojej  byłej  służącej.  O  ile 
wiem, większość z nich zginęła. Lud we Francji nadal jest żądny 
krwi,  nada  szuka  arystokratów,  żeby  ich  zgilotynować.  – 
Przerwała.  –  Tym  razem  Abe  zabrał  ją  tylko  na  odległą  wyspę 
na  jednej  z  licznych  rzek  Wirginii,  ale  następnym  razem 
zostanie wsadzona  na  statek do  Francji.  – Uśmiechnęła  się.  –  I 
nie  myśl  sobie,  że  pozbywając  się  Abego,  pozbędziesz  się 
kłopotów.  Abe  ma  wielu  krewnych  i  wszyscy  oni  chętnie  mi 
pomogą.  A  żeby  ci  nie  przyszły  do  głowy  różne  dziwne 
pomysły, to spieszę powiadomić, że zostawiłam pewną sumkę  i 
instrukcje,  aby,  w  razie gdyby  mi  się  cokolwiek  stało, odwieźć 
Nicole do Francji. 

Clay  czuł  się  tak,  jakby  dostał  kopniaka  w  brzuch.  Cofnął 

się o  kolejny  krok  i  opadł  na krzesło.  Gilotyna! Świeżo  miał  w 
pamięci  historię  o  obnoszonej  przez  motłoch  ściętej  głowie 
dziadka  Nicole.  Pamiętał,  jak  Nicole  tuliła  się  do  niego, 
przerażona  tym,  co  widziała  i  przeżyła.  Nie  dopuści,  żeby 
wróciła do tego piekła. 

Uniósł  głowę.  Znajdzie  dla  niej  schronienie,  nieustannie 

będzie  jej  pilnował,  ani  na  chwilę  nie  spuści  z  oczu.  Wiedział 
jednak,  że  to  nic  by  nie  dało.  U  Backesów  zostawił  ją  samą 
tylko  na  dwie  godziny.  Musiałaby  żyć  jak  więzień.  A  potem 
wystarczyłaby chwila nieuwagi i... 

I co? Śmierć? Terror gorszy od tego, który już przeżyła? 
Nie  zrobi  niczego,  co  by  ją  wystawiło  na  takie 

niebezpieczeństwo. 

–  Dam ci  dość  pieniędzy,  żebyś  miała odpowiednio  duży 

posag  –  próbował  się  targować.  –  Z  posagiem  na  pewno 
znajdziesz w Anglii męża. 

–  Widać, że w ogóle nie znasz kobiet – prychnęła. – 

Anglii  byłabym  zhańbiona.  Wszyscy  mężczyźni  mówiliby,  że 
wolałeś  mi  zapłacić,  byle  się  mnie  pozbyć.  Oczywiście,  że 

background image

 

218

znalazłabym męża, ale on by się ze mnie wyśmiewał, wystawiał 
mnie na pośmiewisko. Coś więcej mi się należy od życia. 

Clay wstał, wywracając krzesło. 
–  A  co  byś  zdobyła,  poślubiając  mnie?  Wiesz,  że  mogę 

cię tylko nienawidzić. Chciałabyś tego? 

–  Każda  kobieta  wolałaby,  żeby  ją  nienawidzono,  niż 

żeby z niej szydzono. W nienawiści jest bowiem zawsze element 
szacunku  i  poważania.  Zresztą  moim  zdaniem  stanowilibyśmy 
świetną  parę.  Kierowałabym  gospodarstwem,  pełniłabym 
honory  domu,  wydawała  wspaniałe  przyjęcia.  Byłabym  idealną 
żoną. Zaś ty nigdy  nie  musiałbyś się lękać, że będę ci urządzać 
sceny  zazdrości.  Wystarczyłoby  mi,  żebyś  dobrze  zarządzał 
plantacją,  w  pozostałych  sprawach  dawałabym  ci  wolną  rękę, 
także jeśli chodzi o kobiety. – Wzdrygnęła się. 

–  Tak długo, jak długo trzymałbyś się z dala ode mnie. 
–  Mogę  cię  zapewnić,  że  o  to  możesz  być  całkowicie 

spokojna. Za nic bym cię nie dotknął. 

–  Jeśli  sądziłeś,  że  mnie  urazisz,  byłeś  w  błędzie  –

 

stwierdziła z uśmiechem. – Nie życzę sobie, by jakikolwiek 

mężczyzna mnie dotykał. 

–  A co z Nicole? 
–  Oczywiście,  musielibyśmy  kiedyś  się  nad  tym 

zastanowić.  Jeśli  się  ze  mną  ożenisz,  nic  jej  nie  grozi.  Może 
nawet  zostać  we  młynie  i  możesz  ja  odwiedzać,  by  zaspokajać 
swoje...  hmmm...  przyziemne  potrzeby.  Jestem  przekonana,  że 
obojgu wam będzie to sprawiać ogromną przyjemność. 

–  Jaką  mam  gwarancję,  że  po  naszym  ślubie  któryś  z 

twoich kuzynów nie pojawi się u niej w środku nocy z bronią w 
ręku? 

Bianka na chwilę się zamyśliła. 
–  Obawiam  się,  że  niczego  nie  mogę  ci  zagwarantować. 

Może  w  ten  sposób...  wiedząc,  że  nigdy  nie  będziesz  o  nią  do 
końca spokojny... zyskam pewność, że dotrzymasz umowy. 

Clay  stał  bez  ruchu.  Żadnych  gwarancji.  Życie  jego 

ukochanej  będzie  zależeć  wyłącznie  od  humorów  tej  pazernej, 

background image

 

219

samolubnej  suki.  Ale czy  ma  wybór?  Mógłby  odrzucić żądania 
Bianki i nie rozwodzić się z Nicole, ale wtedy cały czas żyłby w 
strachu o nią. Czyżby kochał  ją tak egoistycznie, by ryzykować 
jej  życie  dla  kilku  miesięcy  rozkoszy?  W  końcu  to  nie  jemu 
grozi niebezpieczeństwo, ale życiu Nicole. Przez chwilę myślał, 
by  najpierw  się  z  nią  porozumieć,  ale  wiedział,  że  podjęłaby 
każde  ryzyko,  byle  z  nim  zostać.  Czyżby  jego  miłość  była  tak 
słaba, by nie mógł się dla niej poświęcić? 

–  Wiesz, gdzie ona jest? 
–  Mam  mapę.  –  Bianka  uśmiechnęła  się.  Wiedziała,  że 

zwyciężyła.  –  Zanim  ci  ją  dam,  chcę  żebyś  się  zgodził  na 
wszystkie postawione przeze mnie warunki. 

Clay z trudem przełknął ślinę. 
–  Małżeństwa  nie  będzie  można  unieważnić,  dopóki  nie 

przyjedzie  lekarz  i  nie  potwierdzi,  że  zawarto  je  pod 
przymusem. Do jego powrotu z Anglii niewiele da się zrobić. 

–  Muszę  się  z  tym  zgodzić.  Ale  spodziewam  się,  że 

natychmiast  po  jego  powrocie  tamto  małżeństwo  zostanie 
unieważnione i będziemy mogli się pobrać. Gdyby sprawa choć 
trochę zaczęła się przeciągać, Nicole zniknie. Czy to jasne? 

–  Jak słońce. Jaśniej nie dało się tego powiedzieć. Daj mi 

tę mapę. 

Bianka podeszła do sekretarzyka i z jednej z porcelanowych 

figurek wyjęła zwitek papieru. 

–  Rysunek  jest  dość  niewyraźny,  ale  chyba  da  się 

odczytać.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Drogi  Abe  jest  z  Nicole  już  od 
dwóch dni, przypuszczam, że dotrzecie na miejsce dopiero jutro 
rano.  Wspominał,  że  ma  zamiar  się  z  nią  zabawić.  Jestem 
przekonana, że miał i będzie jeszcze miał na to mnóstwo czasu. 
Oczywiście,  dziewczyna  jest  chyba  do  tego  przyzwyczajona, 
prawda? A właśnie, czy nie zastanowiło cię, czemu tak ochoczo 
poszła  z  Abem?  Dlaczego  nie  krzyczała?  Przecież  w  pobliżu 
śluzy kręcili się ludzie. Na pewno ktoś by ją usłyszał. 

Clay  ruszył  w  jej  stronę,  ale  się  powstrzymał.  Bał  się,  że 

jeśli  jej dotknie, straci  nad sobą panowanie i  zabije tę babę.  Co 

background image

 

220

prawda nie miałby z tego powodu wyrzutów sumienia, wiedział 
jednak,  że  ona  nawet  zza  grobu  potrafiłaby  się  zemścić. 
Wyszedł z pokoju, mocno ściskając w dłoni mapę. 

Bianka stała w oknie i przyglądała się, jak Clay pospiesznie 

idzie  do  śluzy.  Wygrała!  Już  ona  im  pokaże!  Jeszcze  się 
przekonają!  Wszyscy!  Ojciec  śmiał  się  z  niej,  kiedy  się 
pakowała  przed  podróżą  do  Ameryki.  Mówił,  że  Clay  niezbyt 
się  zmartwi,  kiedy  się  przekona,  z  jaką  śliczną,  zgrabniutką 
Francuzeczką się ożenił. Uważał całą tę historię za tak zabawną, 
że  opowiedział  ją  co  najmniej  dwudziestu  znajomym.  To  było 
jeszcze  przed  jej  wyjazdem  z  Anglii.  Ilu  osobom  zdążył  ją 
zrelacjonować do tej pory? 

Bianka wysunęła szczękę. Wiedziała, co wszyscy mówili za 

jej  plecami.  Twierdzili,  że  jest  taka  sama  jak  matka,  która 
wpuszczała  do  swojego  łóżka  każdego  chętnego.  Bianka,  jako 
mała dziewczynka, słuchając odgłosów dobiegających z sypialni 
matki,  poprzysięgła  sobie,  że  nigdy  nie  pozwoli,  by  jakiś 
mężczyzną  ją skalał  i  swoimi  łapczywymi, szorstkimi  łapskami 
dotykał jej delikatnego ciała. 

Kiedy oświadczyła, że jedzie do Ameryki, ojciec stwierdził, 

że  jest  dokładnie  taka  sama  jak  matka,  że  pcha  się  temu 
prymitywnemu,  nieokrzesanemu  Amerykaninowi  do  łóżka.  Jak 
może  teraz  wrócić  do  Anglii,  spędziwszy  kilka  miesięcy  u 
Claya? Bez obrączki, ale z mnóstwem pieniędzy – tak samo jak 
przed  wielu  laty  jej  matka  ze  swoich  długich  wojaży.  Choć  od 
Anglii  dzieliło  ją  wiele  tysięcy  mil,  słyszała  te  prychnięcia  i 
widziała  uśmieszki  znajomych,  którzy  snuliby  domysły,  w  jaki 
sposób zdobyła swoje pieniądze. 

Nie! – tupnęła. – Musi zostać panią na Arundel Hall! I to za 

wszelką  cenę.  A  potem  –  uśmiechnęła  się  na  myśl  o  tym  – 
zaprosi  tu  ojca.  Niech  zobaczy  jej  bogactwo,  jej  męża  i  ich 
osobne  sypialnie.  Wtedy  ona  udowodni,  że  nie  jest  taka  jak  jej 
matka. Tak – znowu się uśmiechnęła. – Już ona im pokaże. 

 

background image

 

221

I  jak,  powiedziała?  –  spytał  Wes,  kiedy  Clay  wszedł  na 

statek. 

–  Powiedziała – odparł głucho Clay. 
–  Co za suka!  A  ciebie powinno  się wysmagać,  za  to  żeś 

ją tu w ogóle ściągnął. I pomyśleć, że niewiele brakowało, a byś 
się z nią ożenił! Mam nadzieję, że kiedy już wrócimy i upewnisz 
się, że Nicole nic nie grozi, pierwszą rzeczą, jaką zrobisz będzie 
wsadzenie  tego  tłustego  babiszona  na  statek  i  wysłanie  go  na 
koniec świata. 

Clay  stał  bez  słowa,  wpatrując  się  w  rzekę.  Nic  nie 

odpowiedział  na tyradę Wesleya. Bo i cóż miał powiedzieć? Że 
najprawdopodobniej jednak ożeni się z Bianką? 

–  Clay?  –  spytał  niespokojnie  Travis.  –  Co  ci  jest? 

Czyżbyś się bał, że twojej żonie coś się stało? 

Clay  odwrócił  się  do  niego.  Travis  zmarszczył  się,  widząc 

twarz przyjaciela. 

–  A  jak  byś  się  czuł,  gdybyś  właśnie  sprzedał  duszę 

diabłu? – odparł cicho Clay. 

 
Izaak  obgryzł  starannie  królika  i  skończył  pieczone  jabłka. 

Odłożył  patelnię,  usiadł  na  trawie,  opierając  się  o  ścianę  i 
wyciągając  obolałą  nogę.  Rana,  owinięta  mocno  bandażami 
zrobionymi  z  halki  Nicole,  swędziała,  lecz  chłopiec  przymknął 
oczy  i  z  uśmiechem  wygrzewał  się  na  słońcu.  W  powietrzu 
unosił  się  smród,  w  wodzie  aż  roiło  się  od  jadowitych  węży, 
praktycznie  nie  było  szansy  ocalenia,  ale  Izaak  nie  chciał  stąd 
uciekać.  W  ciągu  ostatnich  dwóch  dni  jadł  lepiej  niż 
kiedykolwiek  w  domu,  choć  Nicole  miała  do  dyspozycji  tylko 
jedną  patelnię.  Mógł  odpoczywać  –  kolejna  rzecz,  której  nigdy 
przedtem nie zaznał. 

Słysząc  znajomy  szelest  sukni,  uśmiechnął  się  jeszcze 

szerzej.  Otworzył  oczy  i  pomachał  do  Nicole.  Oddarła koronkę 
od  halki,  a  następnie  zrobiła  z  niej  małe  kokardki,  którymi 
związała  suknię,  tam  gdzie  ją  rozciął  Abe.  Izaak  nie  mógł  się 
dość nadziwić. Do tej pory zawsze uważał, że te bogate kobiety 

background image

 

222

do  niczego  się  nie  nadają.  Jednak  kiedy  walczył  z  Abem  na 
noże,  Nicole  nie  okazała  śladu  paniki,  a  potem  opatrzyła  mu 
ranę,  żeby  się  nie  wykrwawił,  po  czym  spokojnie  położyła  się 
spać. 

Rano okazało się, że drzwi wiszą na skórzanych zawiasach. 

Nicole  wzięła  jego  nożyk  i  zaczęła  przecinać  grubą  skórę, 
podczas gdy on plecami podpierał drzwi. Później z całej siły na 
nie  naparli;  uchyliły  się  na  tyle,  że  można  się  było  przez  nie 
przecisnąć.  A  kiedy  odpoczywał,  Nicole  z  tasiemki  od  halki 
zrobiła  wnyki,  w  które  złapała  królika.  Skąd  ona  to  wszystko 
wiedziała? Nicole roześmiała  się  i  powiedziała,  że nauczyła  się 
tego od dziadka. 

–  Lepiej  się  czujesz?  –  spytała  teraz,  uśmiechając  się  do 

niego. Gęste, rozpuszczone włosy sięgały jej aż do pasa. 

–  Tak.  Tyle,  że  brak  mi  towarzystwa.  Posiedzisz  przy 

mnie? 

Z uśmiechem usiadła obok chłopca. 
–  Dlaczego  się  nie  boisz?  –  spytał  Izaak.  –  Każda  inna 

umarłaby tu ze strachu. 

Nicole na moment się zamyśliła. 
–  Sądzę,  że  to  wszystko  jest  względne.  Bywałam  w 

sytuacjach,  kiedy  bardzo,  bardzo  się  bałam.  W  porównaniu  z 
nimi  to  miejsce  wydaje  się  bezpieczne.  Mamy  jedzenie,  picie, 
nie marzniemy, twoja noga się goi, jakoś się stąd wydostaniemy. 

–  Jesteś pewna? A widziałaś, co pływa w tej wodzie? 
–  Nie  boję  się  węży  –  odparła  z  uśmiechem.  –  Tylko 

ludzie mogą naprawdę skrzywdzić. 

Izaaka  znowu  ogarnęły  wyrzuty  sumienia.  Nicole  ani  razu 

nie  spytała,  dlaczego  on  i  Abe  ją  porwali.  A  przecież  mogła,  a 
może nawet powinna, dać mu się wykrwawić na śmierć. 

–  Dlaczego tak na mnie patrzysz? – spytała. 
–  Co będzie, kiedy wrócimy? 
Nicole poczuła nagłą radość. 
Clay  –  pomyślała.  –  Oddam  młyn  komu  innemu  i  razem  z 

bliźniętami  znowu  zamieszkam  w  Arundel  Hall.  Jak  dawniej 

background image

 

223

będziemy  tam  razem  z  Clayem,  tyle  że  tym  razem  Bianka  już 
nas nie rozdzieli. 

Potem jej myśli wróciły do Izaaka. 
–  Przypuszczam, że nie chcesz wracać do domu, prawda? 

Może  być  pracował  u  mnie  we  młynie?  Jestem  pewna,  że 
znajdzie się tam dla ciebie zajęcie. 

Izaak mienił się na twarzy. 
–  Jak  możesz  dać  mi  pracę  po  tym  wszystkim,  co  ci 

zrobiłem? – wyszeptał. 

–  Ocaliłeś mi życie. 
–  Ale  to  ja  cię  tu  przywiodłem!  Gdyby  nie  ja,  nigdy  byś 

się nie znalazła w tej sytuacji! 

–  Doskonale  wiesz,  że  to  nieprawda.  Gdybyś  się  nie 

zgodził  jechać  z  Abem,  znalazłby  kogoś  innego,  albo  zrobił  to 
sam.  I  co  by  się  wtedy  ze  mną  stało?  –  Położyła  mu  dłoń  na 
ramieniu.  –  Jestem  twoją dłużniczką.  Choć w ten sposób  mogę 
spróbować ci się odwdzięczyć. 

Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. 
–  Jesteś damą, najprawdziwszą damą. Myślę, że od kiedy 

cię poznałem, moje życie stało się lepsze. 

Roześmiała się, promienie słońca tańczyły w jej włosach. 
–  A  pan,  łaskawy  panie,  umiałby  się  znaleźć  nawet  na 

najwytworniejszym  dworze.  Jestem  pod  wrażeniem  pańskiej 
galanterii. 

Uśmiechnął się do niej, szczęśliwy  jak  nigdy. Nagłe Nicole 

zerwała się na nogi. 

–  Co to? 
Izaak siedział bez ruchu, nasłuchując. 
–  Daj mi nóż – szepnął – i schowaj się gdzieś. Ukryj się w 

tych  mokradłach,  tam  nikt  cię  nie  znajdzie.  I  nie  ruszaj  się 
stamtąd, dopóki niebezpieczeństwo nie minie. 

Nicole  uśmiechnęła  się  z  rozczuleniem.  Nie  miała 

najmniejszego zamiaru zostawiać tego rannego dziecka na łasce 
owych  poruszających  się  cicho  gości.  A  już  zupełnie  nie  miała 

background image

 

224

ochoty siedzieć na mokradłach. Podała Izaakowi nóż. Ale kiedy 
chciała mu pomóc wstać, odepchnął ją niecierpliwie. 

–  Idź już! 
Nicole  schowała  się  wśród  wikliny,  która  rosła  na  skraju 

wyspy  i  wolno  ruszyła  w  stronę,  skąd  ktoś  cicho  się  skradał. 
Najpierw  zobaczyła  Travisa,  nikt  inny  nie  mógł  mieć  takich 
barów.  Łzy  przysłoniły  jej  oczy.  Szybko  je otarła  i  przyglądała 
się odchodzącemu mężczyźnie. 

Nie słyszała Claya, ale natychmiast wyczuła jego obecność. 

Obróciła się gwałtownie i stała jak skamieniała. 

Bez słowa otworzył ramiona. 
Rzuciła się w nie, wtuliła twarz w jego szyję, przywarła do 

niego mocno. Na policzku czuła dotyk jego skóry i wiedziała, że 
nie tylko jej oczy są wilgotne. 

Nie wypuszczając jej z objęć, Clay ujął Nicole pod brodę. 
–  Nic ci nie jest? – wyszeptał. 
Pokręciła  głową  nie  odrywając  od  niego  spojrzenia.  Coś 

było źle, bardzo źle. Czuła to wyraźnie. 

Znowu ją do siebie przygarnął. 
–  Myślałem,  że  oszaleję.  Drugi  raz  bym  czegoś  takiego 

nie zniósł. 

–  Nie będziesz musiał – uśmiechnęła się, odprężając się  i 

rozkoszując  ciepłem  i  siłą  jego  ciała.  –  Wszystkiemu  winna 
moja naiwność. Nie będę już taka nierozważna. 

–  Następnym razem nie będziesz miała wyboru. 
–  Clay, co masz na myśli, mówić „następnym razem”? 
Usiłowała się wyrwać. Odchylił  jej głowę i zaczął całować. 

Czując  dotyk  jego  warg  na  swoich  ustach,  Nicole  natychmiast 
przestała myśleć. Tak dawno już nie byli razem. 

Nagle  za  jej  plecami  rozległo  się  chrząknięcie.  Clay  uniósł 

głowę i zobaczył przed sobą Travisa i Wesleya. 

–  Widzę,  że ją znalazłeś – odezwał  się Wes, uśmiechając 

się szeroko. – Przykro mi, że wam przerywam, ale to naprawdę 
obrzydliwe  miejsce,  więc  chcielibyśmy  jak  najszybciej  stąd  się 
wyrwać. 

background image

 

225

Clay spoważniał, na jego czole pojawiła się zmarszczka. 
–  A co z nim? – spytał Travis z obrzydzeniem, pokazując 

Izaaka,  który  nieprzytomny  leżał  w  błocie.  Bandaże  na  jego 
nodze zaczynały się czerwienić od krwi. Na szczęce, w miejscu, 
gdzie wylądowała pięść Travisa, pojawiła się opuchlizna. 

–  Izaak!  –  zawołała  Nicole,  wyrywając  się  Clayowi.  W 

jednej  chwili  znalazła  się  obok  chłopca.  –  Jak  mogłeś?  – 
zwróciła  się  z  wyrzutem  do  Travisa.  –  Przecież  on  ocalił  mi 
życie! Nie pomyślałeś, skąd ta rana na jego nodze? Gdyby to on 
mnie porwał, uciekłabym mu w ciągu pięciu minut. 

Travis przyglądał się jej z rozbawieniem.  
–  Obawiam  się,  że  nie  miałem  czasu  na  myślenie. 

Wyszedłem zza rogu, a on rzucił się na mnie z nożem. – W jego 
oczach  pojawiły  się  iskierki  rozbawienia.  –  Przypuszczam,  że 
powinienem  był  się  cofnąć  i  jeszcze  raz  wszystko  dokładnie 
przemyśleć. 

–  Przepraszam. Chyba jestem trochę podenerwowana. 
Zaczęła rozwijać opatrunek na nodze chłopca. 
–  Clay,  daj  mi  swoją  koszulę.  Potrzebuję  świeżych 

bandaży. 

Kiedy  się odwróciła,  zobaczyła trzech  rozebranych do  pasa 

mężczyzn, podających jej trzy koszule. 

–  Dziękuję  wam  –  szepnęła,  mrugając  oczami,  żeby 

odpędzić łzy. 

Jak dobrze będzie znowu wrócić do domu. 
  

15 

 

Nicole  przerwała  robotę  i  siedziała  nieruchomo  z.  igła  w 

ręku,  po  raz  setny  wyglądając  przez  okno.  Nie  musiała 
powstrzymywać  łez,  bo  wszystkie  już  wypłakała.  Mijały  dwa 
miesiące,  odkąd  ostatni  raz  widziała  Claya.  Przez  pierwszy 
miesiąc  chodziła  oszołomiona,  zdziwiona,  niepewna.  Potem 

background image

 

226

płakała.  A  teraz  była  jak  otępiała.  Wyrwano  jej  serce,  a  ona 
powoli się z tym oswajała. 

Po  powrocie  z  wyspy  Clay  odwiózł  ją  do  młyna.  W  czasie 

całej tej długiej podróży ani  na chwilę nie wypuścił  jej z objęć, 
ściskając  tak  mocno,  że  czasem  brakowało  jej  tchu.  Nie 
protestowała. Pragnęła bowiem tylko czuć go blisko siebie. 

Kiedy  dopłynęli  do śluzy,  Clay powiedział Travisowi, żeby 

najpierw się zatrzymał przy młynie. Nicole spojrzała zdziwiona. 
Sądziła  bowiem,  że popłyną od  razu do  domu.  Clay  uścisnął  ją 
mocno,  niemal  rozpaczliwie,  potem  gwałtownie  ją  wypuścił, 
wskoczył z powrotem na pokład i odpłynął, nie oglądając się za 
siebie. 

Przez  wiele  dni  Nicole  wyglądała  Claya,  a  kiedy  się  nie 

pojawiał,  wynajdowała  dla  niego  kolejne  usprawiedliwienia. 
Wiedziała, że Bianka nadal mieszka we dworze. Może Clay nie 
może znaleźć statku do Anglii? 

Minął  miesiąc  bez  żadnej  wiadomości.  Wtedy  zaczęła 

płakać.  Przeklinała  go  i  przebaczała,  rozumiała  go  i  znowu 
przeklinała.  Czyżby  kłamał,  kiedy  mówił,  że  ją kocha?  Czyżby 
Bianka miała nad nim większą władzę, niż Nicole sądziła? Była 
zbyt wściekła, żeby myśleć logicznie. 

–  Nicole – odezwała się cicho Janie; od jakiegoś czasu we 

młynie mówiono niemal wyłącznie szeptem – może byś poszła z 
dziećmi  uciąć  ostrokrzewu?  Zanosi  się  na  śnieg.  Zaraz 
przyjedzie Wes, przyozdobimy dom na święta. 

Nicole posłusznie wstała, choć jej nastrój trudno by nazwać 

świątecznym. 

 
–  Nie pozwolę ci tknąć wschodniego skrzydła – oznajmił 

twardo Clay. 

Bianka prychnęła z niesmakiem. 
–  Ten  dom  jest  za  mały!  W  Anglii  nawet  stróż  ma 

większą chatę! 

–  W takim razie może byś wróciła do Anglii? 

background image

 

227

–  Nie  będę  znosić  twoich  obelg,  rozumiesz?  Czyżbyś 

zapomniał o moich krewniakach? 

–  Trudno  żebym  zapomniał,  skoro  co  chwilę  o  nich 

wspominasz.  A  teraz  muszę  wracać  do  moich  zajęć.  Wynoś się 
stąd! 

Popatrzył  na  nią  znad  księgi  rachunkowej.  Bianka  uniosła 

dumnie podbródek i wymaszerowała z gabinetu. 

Kiedy  zniknęła  za  drzwiami,  Clay  nalał  sobie  drinka.  Miał 

już  jej  serdecznie  dość.  W  życiu  nie  widział  równie  leniwego 
stworzenia.  Chodziła  wściekła,  bo  służba  jej  nie  słuchała. 
Początkowo Clay bez przekonania usiłował zmusić służących do 
posłuszeństwa, ale szybko dał sobie spokój.  Wystarczy, że jego 
życie  zamieniło  się  w  koszmar,  po  co  jeszcze  innych 
unieszczęśliwiać? 

Wyszedł z domu i podążył w stronę stajni. Spędził z tą suką 

już  dwa  miesiące.  Codziennie  usiłował  się  utwierdzić  w 
przekonaniu  o  własnej  szlachetności,  powtarzał sobie,  że  w ten 
sposób  odsuwa  od  Nicole  groźbę  śmierci.  Ale  wystarczy  już 
tego  umartwienia.  Teraz,  kiedy  miał  więcej  czasu,  żeby  się  nad 
tym  zastanowić,  znalazł  rozwiązanie.  On  i  Nicole  uciekną  z 
Wirginii.  Któregoś  dnia  wyjadą  tak,  żeby  przez  jakiś  czas  nie 
zauważono  ich  nieobecności,  i  ruszą  na  zachód.  Nad  Missisipi 
powstają nowe gospodarstwa. Chciałby obejrzeć tę rzekę. 

W  jednym  Bianka  się  nie  myliła:  sama  w  ciągu  niecałego 

roku  zbankrutuje.  Umówiłby  się  z  Travisem,  żeby  kupił 
majątek,  kiedy  Bianka  wystawi  go  na  licytację.  Travis  i  Wes 
znaleźliby  sposób  odesłania  jej  stąd  tak  daleko,  żeby  ta 
zapasiona suka nie mogła zrobić krzywdy Nicole. 

Clay  zatrzymał  konia  nad  skrajem  rzeki.  Z  komina  domu 

Nicole  unosił  się  dym.  Początkowo  Clay  trzymał  się  od  niej  z 
daleka,  bo  widok  ukochanej  kobiety  sprawiał  mu  zbyt  wiele 
bólu.  Jednak  ostatnio  dość  często  stawał  na  zboczu  i 
obserwował,  co  się  dzieje  po  drugiej  stronie  rzeki.  Jak  bardzo 
pragnął  wtedy  pójść  po  Nicole,  porozmawiać  z  nią!  Ale  nie 

background image

 

228

mógł  tego  zrobić,  dopóki  nie  będzie  miał  planu.  Teraz  już  go 
ma. 

Z  nieba  zaczęły  padać  duże,  grube  płatki  śniegu.  Clay  stał 

zapatrzony,  kiedy  nagle  usłyszał  stukanie  młotka.  Na  szczycie 
młyna stał ktoś, przybijając obluzowany gont. 

Clay  z  uśmiechem  zsiadł  z  konia,  klepnął  go  w  zgrabny, 

czarny  zad  i  przyglądał  się,  jak  wierzchowiec  biegnie  w  stronę 
stajni. Potem wsiadł do łódki i przepłynął na drugi brzeg. 

Ze  skrzynki  z  narzędziami,  która  stała  przy  drabinie,  wziął 

drugi młotek i wspiął  się na dach.  Wesley  spojrzał zaskoczony, 
uśmiechnął  się  i  bez  słowa  podał  mu  garść  gwoździ.  Clay 
szybko  ułożył  wszystkie  łebkami  w  jedną  stronę  i  zaczął 
przybijać  jeden  po  drugim,  przytrzymując  je  lewą  ręką.  Po 
kłótni z Bianką fizyczny wysiłek dobrze mu robił. 

Zapadał  zmrok,  kiedy  obaj  mężczyźni,  spoceni  i  zmęczeni, 

ale  uśmiechnięci,  zeszli  z  drabiny.  Weszli  do  ciepłego  młyna, 
gdzie  czekała  na  nich  balia  gorącej  wody.  Śnieg  padał  coraz 
gęstszy. 

–  Dawnośmy  cię  tu  nie  widzieli  –  powiedział  Wes  z 

naganą. 

Clay bez słowa zdjął koszulę i zaczął się myć. 
–  Janie  mówiła,  że Nicole od  tygodni  płacze  w poduszkę 

–  ciągnął  Wes.  –  Ale  może  ciebie  to  nie  obchodzi.  W  końcu 
ciebie pewnie grzeje ta zapasiona imitacja Beth. 

Clay zmierzył przyjaciela wzrokiem. 
–  Zbyt pospiesznie ferujesz wyroki. 
–  Więc może byś mi wytłumaczył, o co tu chodzi? 
Clay spokojnie się wycierał. 
–  Znamy  się  od  dziecka.  Czym  zasłużyłem  na  taką 

wrogość? Co takiego zrobiłem? 

–  Co  takiego  zrobiłeś?  Niech  cię  licho,  Clay!  Nicole  to 

piękna kobieta! A w dodatku, kochana... 

–  Nie  musisz  mi  tego  tłumaczyć  –  przerwał  Clay.  – 

Myślisz, że z własnej woli jej unikam? Nigdy ci nie przyszło do 

background image

 

229

głowy, że zaistniały okoliczności, na które nie mam już żadnego 
wpływu? 

Wes  przez  chwilę  stał  bez  ruchu.  Źle  zrobił,  nie  ufając 

przyjacielowi. Położył mu rękę na ramieniu. 

–  Zajrzysz  do  domu?  Nicole  obiecała,  że  usmaży  pączki. 

A i bliźnięta się ucieszą na twój widok. 

–  Widzę, że nieźle się tu zadomowiłeś – stwierdził zimno 

Clay. 

–  O,  to  już  brzmi  lepiej.  Skoro  ty  nie  chciałeś  się  nią 

zająć, ktoś musiał cię wyręczyć. 

Clay  odwrócił  się  i  wyszedł  z  młyna,  ruszając  w  stronę 

domu  Nicole.  Nie  był  w  środku, od  kiedy  się tam  sprowadziła. 
Już  stojąc  pod  drzwiami,  poczuł  bijące  stamtąd  ciepło.  I  nie 
chodziło tylko o ciepło ognia, który płonął w wielkim kominku, 
ale  o  coś  nieuchwytnego,  co  czuło  się  nie  tyle  na  skórze,  co  w 
sercu. 

Zimowe  słońce  zaglądało  przez  lśniące,  czyste  szyby. 

Mieszkanie  było  bardzo  skromnie  umeblowane,  większość 
wyposażenia stanowiły meble, które jakiś czas temu tu przysłał. 
Talerze,  które  stały  w  szafce  obok  paleniska,  były 
wyszczerbione, z różnych kompletów, brakowało garnków. 

A  mimo  to  Clay  bez wahania zamieniłby  swój  bogaty  dom 

na  to  skromne  domostwo.  Janie  stała  pochylona  nad  żelaznym 
garnkiem  z  wrzącym  tłuszczem  i  przewracała  wypływające  na 
na  wierzch  pączki.  Przy  niej  czatowały  bliźnięta,  tak 
zaaferowane,  że  nie  zauważyły  stojących  za  ich  plecami 
mężczyzn. 

–  Mandy – odezwała się Janie – poczekaj, aż przestygną, 

inaczej poparzysz sobie buzię. 

Mandy  zachichotała,  złapała  świeżo  usmażonego  pączka  i 

odgryzła kęs. W oczach zalśniły jej łzy, ale zacisnęła zęby i nie 
okazała bólu. 

–  Uparta tak samo jak jej stryj – stwierdziła z niesmakiem 

Janie. 

Clay parsknął śmiechem. Janie gwałtownie się obróciła. 

background image

 

230

–  Uważaj, kiedy o kimś mówisz, bo może cię usłyszeć. 
–  Stryj 

Clay! 

– 

zawołały 

dzieci, 

nim 

zdążyła 

odpowiedzieć. 

Rzuciły  mu  się  w  ramiona.  Clay  złapał  każde  pod  pachę  i 

obracał. Kiedy je uniósł, objęły go za szyję. 

–  Dlaczego  nie  przychodziłeś?  Chcesz  zobaczyć  mojego 

szczeniaczka? Chcesz pączka? Są dobre, ale bardzo gorące. 

Clay roześmiał się i mocno przytulił dzieci. 
–  Tęskniliście za mną? 
–  Tak,  bardzo.  Nicole  mówiła,  że  musimy  poczekać,  aż 

sam przyjdziesz, i że nie możemy pierwsi do ciebie iść. 

–  Czy ta gruba pani ciągle jeszcze tam mieszka? 
–   Alex  –  odezwała  się  Nicole,  stając  na  schodach  gdzie 

się podziało twoje dobre wychowanie? 

Wolno  szła  w  stronę  Claya.  Serce  waliło  jej  jak  młotem. 

Była  przerażona,  że  jego  obecność  tak  nią  wstrząsnęła. 
Widocznie  bardzo  mało  dla  niego  znaczyła,  skoro  tak  łatwo 
potrafił ją porzucić. 

–  Spocznij, proszę – zwróciła się do niego oficjalnie. 
–  Taaa,  Clay  –  uśmiechnął  się  Wes.  –  Usiądź  wygodnie. 

Jak myślisz, Janie, pączki już wystygły? 

–  Prawie  –  odparła,  stawiając  talerz  na  stole.  –  Gdzieżeś 

ty  się  podziewał,  ty  przeklęty,  niewdzięczny...  –  syknęła, 
szukając  wystarczająco  mocnego  słowa,  które  by  ogarnęło 
bezmiar jego win. – Jeszcze raz ją skrzywdzisz, a pożałujesz. 

Clay  uśmiechnął  się  do  niej,  potem  chwycił  jej  twarde, 

spracowane dłonie i ucałował. 

–  Wspaniała  z  ciebie  obrończyni,  Janie.  Gdybym  cię  nie 

znał, to bym się przestraszył. 

–  Może powinieneś – warknęła, ale w jej oczach tańczyły 

wesołe iskierki. 

Nicole  stała  odwrócona  plecami,  spokojnie  nalewając 

ajerkoniak. Drżącymi dłońmi postawiła naczynie przed Clayem. 
Nie spuszczając z niej wzroku, uniósł kubek do ust. 

–  Ajerkoniak – powiedział. – Zawsze piłem to w święta. 

background image

 

231

–  Bo to są święta! – roześmiały się dzieci. 
Clay  rozejrzał  się.  Dostrzegł  wreszcie  gałązki  świerku  i 

ostrokrzewu  nad  kominkiem.  Zapomniał  o  świętach.  Ostatnie, 
koszmarne miesiące spędzone na słownych utarczkach z Bianką 
odpływały w zapomnienie. 

–  Nicole  piecze  jutro  indyka.  Zaprosiła  wuja  Wesleya  i 

wujka Travisa – powiedziały bliźnięta. 

–  Jak  sądzisz,  znajdzie  się  miejsce  dla  jeszcze  jednego 

gościa? – spytał Clay, patrząc na Wesa. 

Mężczyźni wymienili spojrzenia. 
–  To zależy od Nicole. 
Clay  wpatrywał  się  w  żonę,  czekając  na  jej  odpowiedź. 

Nicole ogarnęła wściekłość.  Wykorzystywał ją!  Najpierw  wziął 
ją do  łóżka,  zapewniał,  że kocha,  a potem  wyrzucił  jak zbędny 
bagaż. Miesiącami się nie odzywał, a teraz jak gdyby nigdy  nic 
przychodzi  do  niej  i  co?  Może  się  spodziewa,  że  będzie  go  po 
rękach  całować?  Wyprostowała  się  i  odwróciła  do  niego 
plecami. 

–  Oczywiście,  oboje  z  Bianką  jesteście  mile  widziani. 

Jestem  przekonana,  że  chętnie  przyjdzie  świętować  razem  z 
nami. 

Widząc 

zmarszczkę 

na 

czole 

przyjaciela 

Wesley 

powstrzymał parsknięcie. 

–  Bianka nie potrafiłaby... – zaczął Clay. 
–  Nalegam – upierała się Nicole. – Czy  muszę mówić, że 

bez niej możesz nie przychodzić? 

Nagle  Clay  nie  mógł  już  dłużej  wytrzymać  atmosfery  tego 

miejsca.  Najwyraźniej  nie  zdawali  sobie  sprawy,  jaki  sielski 
obrazek tworzą: Wesley rozparty w krześle i palący fajkę, którą 
wziął  znad  kominka,  dzieci  objadające  się  pączkami.  Na  samą 
wzmiankę  o  Biance  przypomniał  sobie,  jak  okropny  jest  teraz 
jego dom. 

–  Nicole, mogę z tobą porozmawiać? – spytał, wstając. 

background image

 

232

–  Nie –  odparła  zdecydowanie.  –  Jeszcze  nie teraz.  Skłonił 

się  i opuścił  ciepły,  przytulny  dom.  Bianka  czekała  na  niego  w 
Arundel Hall. 

–  A więc tak! Widzę, że długo bez niej nie wytrzymałeś. 
Minął ją bez słowa. 
– Stajenny przyszedł tutaj, żeby spytać, gdzie jesteś. Bał się, 

czy  ci  się  coś  nie  stało,  bo  koń  wrócił  sam.  Ci  ludzie  wiecznie 
się  o  was  niepokoją,  to  o  ciebie...  to  o  nią.  A  ja  nikogo  nie 
obchodzę! 

–  Wystarczająco  się  o  siebie  troszczysz.  Czy  wiesz,  że 

jutro są święta? 

–  Oczywiście!  Kazałem  służbie  przygotować  bardziej 

wykwintny posiłek.  Ale oczywiście, o  ile znam tę hołotę, i   nie 
zrobi niczego, jeśli ty tego nie załatwisz. 

–  Jedzenie! Tylko to ci w głowie! – Gwałtownie nachylił 

się  i  zaczął  nią  potrząsać.  –  A  więc  dobrze,    stanie  się  wedle 
twego życzenia. Jutro idziemy do Nicole na kolację. 

Może  kiedy  Nicole  zobaczy  ich  razem,  pojmie,  jak  bardzo 

jest nieszczęśliwy? A poza tym tak bardzo pragnął spędzić z nią 
choć  jeden  dzień,  że  był  gotów  narzucić  pozostałym  gościom 
towarzystwo Bianki. Zresztą, może Bianka zajmie się jedzeniem 
i będzie siedzieć cicho? 

Bezskutecznie  próbowała  mu  się  wyrwać.  Jego  bliskość 

napawała ją obrzydzeniem. 

–  Nigdzie nie pójdę! 
–  W  takim  razie  każę,  żeby  jutro  przez  cały  dzień  nie 

podawano żadnego jedzenia. 

–  Nie zrobisz tego – szepnęła przerażona. 
Odepchnął ją od siebie, aż poleciała na ścianę. 
–  Niedobrze mi się robi, kiedy na ciebie patrzę. Pójdziesz, 

choćbym  miał  cię  tam  zanieść.  –  Zmierzył  ją  wzrokiem.  – 
Oczywiście,  o  ile  bym  cię  udźwignął.  Boże,  jak  cudownie 
będzie się ciebie pozbyć. 

Urwał  przerażony  swoimi  słowami.  Odwrócił  się  i  poszedł 

do biblioteki. Zatrzasnął za sobą drzwi. 

background image

 

233

Bianka przez chwilę stała bez ruchu, wpatrując się w drzwi. 

Co miał na myśli, mówiąc o pozbyciu się jej? 

Obróciła się i wolno poszła po schodach na górę. Nic się nie 

układało  zgodnie  z  planem.  Wkrótce  po  tym  jak  dała  Clayowi 
mapę,  zgłosił  się  Abe.  Miał  zakrwawione ramię,  o mało co  nie 
zemdlała.  Zażądał  pieniędzy,  żeby  uciec  z  Wirginii  i  schronić 
się  przed  zemstą  Claya.  Musiała  się  włamać  do  szkatułki  w 
bibliotece i wyciągnąć stamtąd kilka sztuk srebra. 

Kazała  Abemu  kręcić  się  w  pobliżu,  żeby  był  w  zasięgu 

ręki,  gdyby  znowu  go  potrzebowała.  Ale  ten  odrażający  typ 
roześmiał  jej  się  prosto  w  twarz.  Obwiązał  sobie  ranę  i 
oświadczył,  że  przez  nią,  Biankę,  stracił  rodzinę  i  dziedzictwo. 
Potem w bardzo niegrzeczny sposób powiedział, co może zrobić 
ze swoimi przyszłymi potrzebami. 

Teraz  została  zupełnie  sama.  Straszyła  Claya  innymi 

krewniakami,  ale  to  były  czcze  pogróżki.  Gdyby  rzeczywiście 
postanowił  ją wysłać z powrotem do  Anglii,  nikt by  nie porwał 
w  odwecie  Nicole.  W  ogóle  nic  by  się  nie  stało.  Ona,  Bianka, 
zostałaby porzucona i nikt, nikt na całym świecie by się tym nie 
przejął. 

Zamknęła  za  sobą  drzwi  od  sypialni,  po  czym  wyjrzała  na 

ciemny ogród. Wyglądał pięknie, cały okryty śniegiem. Czyżby 
musiała  to  wszystko  oddać?  Do  tej  pory  czuła  się  bezpieczna, 
ale teraz znowu zaczęła się niepokoić. 

Musi  coś  przedsięwziąć.  I  to  szybko.  Musi  się  pozbyć 

Nicole,  nim  ta  francuska  przybłęda  wszystko  zabierze.  Abego 
nie  ma,  więc nie da się zrealizować groźby  wysłania Nicole do 
Francji. Oczywiście, Clay  nic o tym  nie wie – na razie. Nie ma 
wątpliwości, że wcześniej czy później się dowie. 

Zmięła  w dłoniach  różową jedwabną zasłonę.  Istny  cud,  że 

Nicole  jeszcze  nie  zaszła  w  ciążę.  Bianka  widziała  Claya  z 
bliźniętami i  była przekonana, że gdyby Nicole spodziewała się 
dziecka, jego dziecka, nic już by go nie powstrzymało. 

Nagle  wypuściła  z  rąk  materiał  i  zaczęła  go  delikatnie 

gładzić.  A  gdyby  kto  inny  nosił  jego  dziecko?  Co  by  się wtedy 

background image

 

234

stało z naszą Francuzeczką?  A gdyby Clay zaczął podejrzewać, 
że Nicole sypia z kim innym? Zresztą pewnie tak robi – myślała 
Bianka.  –  Takie  jak  ona  nie  wytrzymają  dłużej  bez  chłopa. 
Możliwe, że przespała się z Izaakiem. Albo z Wesleyem! 

Bianka  z  uśmiechem  pogładziła  się  po  brzuchu.  Od  I 

myślenia  zawsze  robiła  się  głodna.  Ruszyła  w  stronę  j  drzwi. 
Powinna  przemyśleć  sporo  rzeczy,  przyda  jej  się  j  jakieś 
wzmocnienie. 

 
Wesołych  świąt!  –  zadudnił  Travis,  kiedy  Clay  z  Bianką 

przestąpili próg mieszkania Nicole. 

Bianka  była  nadęta,  obrażona.  Nie  zwróciła  uwagi  na 

Travisa.  Wzrok  utkwiła  w  jedzeniu.  Wyrwała  się  Clayowi  i 
ruszyła na środek pokoju, w stronę obficie zastawionego stołu. 

–  I  ty  przedkładasz  coś  takiego  nad  Nicole?  –  warknął 

Travis. 

–  Pilnuj  własnego  nosa  –  odciął  się  Clay  i  odszedł,  żeby 

nie słyszeć donośnego śmiechu Travisa. 

Janie  podała  mu  mały  kieliszek  alkoholu.  Wychylił  go 

szybko:  potrzebował  czegoś  ciepłego  i  mocnego.  Wypiwszy, 
gwałtownie wciągnął powietrze. Coś wspaniałego! 

–  Co to jest? 
–  Burbon – wyjaśnił Travis. – To coś nowego, z terenów 

Kentucky. Kupiłem tydzień temu od wędrownego handlarza. 

Clay znowu podstawił kieliszek. 
–  Uważaj, żeby nie przeholować, to mocny trunek. 
–  Przecież  mamy  święta!  –  zawołał  z  udaną  wesołością 

Clay. – Pora jedzenia, picia i wesela! 

Uniósł kieliszek w stronę Bianki, która krążyła wokół stołu, 

nakładając sobie niewielkie porcje. 

Kiedy  weszła  Nicole,  wszyscy  zamilkli.  Miała  na  sobie 

szafirową,  aksamitną  suknię  bez  ramion,  głęboko  wyciętą. 
Wokół talii  biegła  niebieska  koronka.  W  rozpuszczone,  ciemne 
włosy  spływające  na  dół  w  lokach,  wplotła  ciemnoniebieskie 
wstążki ozdobione setkami drobnych perełek. 

background image

 

235

Clay stał i wpatrywał się w nią tęsknie, ale ona unikała jego 

spojrzenia. Świadomość, że miała prawo się gniewać, wcale nie 
zmniejszała bólu. 

Wes postąpił o krok i podał Nicole ramię. 
–  Nie potrzebuję  już żadnego  prezentu  na  święta, Nicole. 

Sam  twój  widok  jest  najwspanialszym  prezentem.  Zgodzisz  się 
ze mną, Clay? 

Clay nie odrywał wzroku od Nicole. 
–  Czy  to  nie  jeden  z  materiałów,  przeznaczonych  dla 

mnie?  –  spytała  słodko  Bianka.  –  Tych,  które  sobie  z  Janie 
przywłaszczyłyście? 

–  Clay!  –  zawołał  Travis.  –  Zrób  coś  z  tą  kobietą,  bo 

inaczej ja się nią zajmę! 

–  Proszę  uprzejmie  –  odparł  spokojnie  Clay,  nalewając 

sobie kolejną porcję burbona. 

–  Napijcie się ajerkoniaku – wtrąciła się Nicole, nadal nie 

patrząc Clayowi w oczy. – Pójdę po dzieci. Są we młynie, cieszą 
się nowymi szczeniętami. Za chwilę wracam. 

Clay  odstawił  pusty  kieliszek  i  poszedł  za  nią  do  drzwi, 

gdzie z drewnianego wieszaka zdjął jej pelerynę. 

–  Nie zbliżaj się do mnie – syknęła. – Proszę zostań tutaj. 
Clay nie zwrócił na to najmniejszej uwagi, otworzył drzwi i 

wyszedł  za  nią.  Uniosła  dumnie  głowę  i  szła,  udając,  że  nie 
zwraca na niego uwagi. 

–  Masz taki śliczny nosek. Szkoda by go stłuc, więc lepiej 

nie zadzieraj go tak wysoko, bo się potkniesz. 

Stanęła i gwałtownie obróciła się ku niemu. 
–  Świetny  żart,  prawda?  Dla  ciebie  wszystko  to  żart,  ale 

dla  mnie  to  kwestia  życia  i  śmierci.  Ale  tym  razem  nie 
ułagodzisz  mnie  słodkimi  słówkami.  Zbyt  wiele  razy  mnie 
zraniłeś  i  upokorzyłeś.  Spojrzała  na  niego  ogromnymi, 
pałającymi  oczami.  Usta  zacisnęła  tak  mocno,  że  dolna  warga 
niemal  zupełnie  zniknęła.  Została  tylko  pełna,  delikatna  górna. 
Clay aż do bólu pragnął ją pocałować. 

background image

 

236

–  Nigdy  nie  chciałem  cię  zranić  –  powiedział  cicho.  –  Ani 

tym bardziej upokorzyć. 

–  Zatem  mimochodem  znakomicie  ci  się to udało! Świetna 

robota, jak na kogoś, kto nie chce zranić ani upokorzyć. W pięć 
minut  po  naszym  poznaniu  nazwałeś  mnie  dziwką.  Później 
wziąłeś do prowadzenia domu, żeby w chwili, gdy droga Bianka 
przekroczy próg, wyrzucić jak psa. 

–  Przestań!  –  zawołał,  potrząsając  nią.  –  Wiem,  że  nasz 

związek jest nietypowy... 

–  Nietypowy!  –  powtórzyła  z  przekąsem.  –  W  ogóle  nie 

jestem pewna, czy można to nazwać związkiem. Bo ja czuję się 
jak dziwka! Jestem gotowa na każde twoje skinienie. 

–  Chciałbym,  żeby  tak  było  naprawdę  –  odparł  z 

rozbawieniem. 

Z  czymś,  co  z  pewnością  było  jakimś  francuskim 

przekleństwem, kopnęła go boleśnie w goleń. 

Wypuścił  ją  i  schylił  się,  żeby  rozmasować  nogę.  Kulejąc 

podbiegł za nią i chwycił za ramię. 

–  Musisz mnie wysłuchać! 
–  Tak  samo  jak  wtedy,  kiedy  opowiedziałeś  mi  o  Beth? 

Albo kiedy poprosiłeś, żebyśmy jeszcze raz się pobrali? Sądzisz, 
że  będę  na  tyle  naiwna,  żeby  po  raz  kolejny  ci  uwierzyć?  A 
kiedy  ustąpię  i  ulegnę,  znowu  się  mną  znudzisz  i  wrócisz  do 
swojej najmilszej Bianki. Istnieją pewne granice, których nawet 
zakochana kobieta nie przekroczy. 

–  Nicole – powiedział, trzymając ją mocno za jedno ramię 

i gładząc drugie – wiem, że cierpisz. Ja też cierpię. 

–  Moje  biedactwo  –  uśmiechnęła  się.  –  Musisz  się 

zadowolić jedynie dwiema kobietami. 

Zacisnął szczęki. 
–  Wiesz,  jaka  jest  Bianka.  Zielenieje,  kiedy  zbliżę  się  do 

niej na krok. 

Nicole patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Jej głos 

przeszedł w pisk. 

–  I może mam ci współczuć?! 

background image

 

237

Mocniej zacisnął ręce na jej ramionach. 
–  Pragnę twojego zaufania. Twojej miłości. Czy mogłabyś 

na  chwilę  przestać  mnie  nienawidzić  i  pomyśleć  logicznie? 
Może  były  powody,  dla  których  nie  mogłem  się  z  tobą 
spotykać?  Czy  naprawdę  żądam  aż  tak  wiele?  Po  tym 
wszystkim, co przeszedłem? Może rzeczywiście miałaś powody, 
żeby przestać mi ufać, ale to w niczym  nie zmienia tego, że cię 
kocham. Czy to dla ciebie minie znaczy? 

–  Dlaczego?  –  spytała,  mrugając  powiekami,  by  odgonić 

łzy.  –  Zostawiłeś  mnie  bez  słowa,  porzuciłeś,  jakby  wszystko 
było  skończone.  Wtedy  na  wyspie  myślałam  tylko  o  tym,  że 
wrócimy do domu, że razem zamieszkamy w Arundel Hall. 

Przygarnął ją do siebie, jej łzy kapały mu na koszulę. 
–  Czy Izaak nic nie wspominał o swojej kuzynce? 
Wydarzenia z wyspy pamiętała jak przez mgłę. 
–  Chciałem  ci  wszystko  od  razu  wytłumaczyć,  ale  nie 

mogłem.  Byłem  zbyt  przerażony,  by  móc  o  tym  z  tobą 
rozmawiać. 

Próbowała unieść głowę, ale mocniej przytulił ją do siebie. 
–  Przerażony? Przecież byłam już bezpieczna. Abe uciekł. 

Nie bałeś się chyba Izaaka? 

–  Bianka  jest  kuzynką  Izaaka.  To  między  innymi  dzięki 

nim  przyjechała  do  Ameryki.  Obiecała  Abemu  byka  i  kilka 
jałówek  w  zamian  za  porwanie  ciebie  i  przetrzymanie  w 
bezpiecznym  miejscu  do  chwili  unieważnienia  małżeństwa. 
Jedna z córek Eliasza opowiedziała o tym Wesowi, 

–  To Bianka powiedziała ci, gdzie jestem? 
Przyciągnął ją jeszcze bliżej. 
–  Nie za darmo. Groziła, że jeśli się z nią nie ożenię, każe 

jednemu z licznych krewniaków, by odstawili cię do Francji. 

Poczuł,  jak  Nicole  się  wzdryga.  Sama  myśl  była  dla  niej 

równie straszna jak dla niego. 

–  Dlaczego  mi  nie  powiedziałeś?  Dlaczego  zostawiłeś 

mnie bez słowa? 

background image

 

238

–  Bo  natychmiast  poszłabyś  do  Bianki  i  kazała  jej 

zrealizować tę groźbę. 

–  I miałabym rację. 
–  Nie,  nie  mogę  ryzykować,  że  cię  stracę  –  odparł, 

gładząc jej włosy. 

Odsunęła się od niego. 
–  Więc  dlaczego  mówisz  mi  to  teraz?  Czemu  przestałeś 

się chować za obszerną spódnicą Bianki? 

Parsknął śmiechem i pokręcił głową. 
–  Rozmawiałem  z  Izaakiem,  kiedy  zaczął  u  ciebie 

pracować.  Mówił,  że dlatego tak spokojnie poszłaś z Abem,  bo 
sądziłaś, że grozi mi niebezpieczeństwo. Czyż i ja nie musiałem 
postąpić tak samo, wiedząc, że twoje życie jest zagrożone? 

–  Chodźmy do domu. Porozmawiajmy z Bianką. 
–  Nie!  –  To  był  rozkaz.  –  Nie  będę  ryzykować, 

rozumiesz? Wystarczy, że znowu zorganizuje porwanie. Nie, nie 
będę ryzykował. 

–  To  znaczy,  że  proponujesz,  żebyśmy  po  kres  naszych 

dni  spotykali  się  raz  do  roku,  w  czasie  świąt?  I  to tylko  po  to, 
żeby Bianka miała to, czego chce. 

Musnął palcem jej górną wargę. 
–  Co  za  ostry  języczek.  Wolę,  kiedy  go  używasz  do 

innych celów niż kłucie. 

–  A  ja  myślę,  że  przydałaby  ci  się  porządna  szpila. 

Przecież widać, że boisz się Bianki. 

–  Niech  to  licho  porwie!  Byłem  cierpliwy,  ale  mam  już 

dość  tych  obelg!  Nie  boję  się  Bianki!  Wiesz,  ile  mnie 
kosztowało,  żeby  nie  zatłuc  tej  suki?  Wiedziałem,  że  jeśli  ją 
zabiję, to tak jak bym zabił i ciebie. 

–  Izaak twierdzi, że Abe uciekł z Wirginii. Jesteś pewien, 

że Bianka ma więcej krewnych? Mogła kłamać. 

–  Wes jeszcze raz spotkał się z tą dziewczynką, która nam 

wcześniej  pomogła.  Mówiła,  że  Bianka  jest spokrewniona z  jej 
matką, a matka ma setki kuzynów. 

background image

 

239

–  Ale  z  pewnością  nie  wszyscy  zrobią  to,  co  im  Bianka 

rozkaże. 

–  Dla  pieniędzy  ludzie  zrobią  wszystko  –  odparł  z 

obrzydzeniem.  –  A  Bianka  ma  do  dyspozycji  całą  plantację 
Armstrongów. 

Nicole objęła go ramionami i mocno doń przywarła. 
–  Cóż nam pozostaje? Musimy zaryzykować, Clay, Może 

ona blefuje? 

–  Możliwe,  ale  tego  nie  możemy  być  pewni.  Długo  nad 

tym myślałem i wreszcie znalazłem rozwiązanie. Uciekniemy na 
zachód. Zmienimy nazwiska i wyjedziemy z Wirginii. 

–  Wyjechać z Wirginii? – spytała, odsuwając się od niego. 

– Ależ tu jest twój dom! Kto będzie zarządzał plantacją? 

–  Bianka,  jak  sądzę.  Dawałem  jej  cały  majątek,  ale 

powiedziała, że chce i męża, który by nim zarządzał. 

–  Mojego męża! 
–  Tak,  tylko  twojego.  Słuchaj,  już  za  długo  nas  nie  ma. 

Czy mogłabyś przyjść jutro do naszego kątka? Trafisz tam? 

–  Tak – odparła z wahaniem. 
–  Nie ufasz mi, prawda? 
–  Sama nie wiem, Clay. Ilekroć ci zaufam, zacznę wierzyć 

w  naszą  wspólną  przyszłość,  zawsze  musi  się  stać  strasznego. 
Już więcej tego  nie zniosę.  Nie  masz  pojęcia,  jak  okropne były 
dla  mnie  ostatnie  miesiące.  Brak  wiadomości,  niepewność, 
domysły. 

–  Teraz wiem, że powinienem był od razu ci o wszystkim 

powiedzieć. Ale wtedy sam potrzebowałem czasu do namysłu. – 
Umilkł. – Ty przynajmniej  nie musiałaś  mieszkać z Bianką pod 
jednym dachem. Czy wiesz, że ona chce dobudować skrzydło do 
domu? Gdyby to od niej zależało, zrobiłaby  z niego takie samo 
straszydło jak dom Horacego i Ellen. 

–  Jeśli wyjedziesz, będzie mogła z nim zrobić, co zechce. 
–  Wiem – odparł po chwili. – Chodźmy po bliźnięta, pora 

wracać do domu. 

Wypuścił ją z objęć i poszli, trzymając się za ręce. 

background image

 

240

Przez  całą  długą,  męczącą  kolację,  Nicole  biła  się  z 

myślami. Teraz musiała walczyć nie tylko z Bianką, ale także z 
Arundel  Hall.  Wiedziała,  jak  bardzo  Play  kochał  ten  dom,  z 
jakim  szacunkiem o  nim  mówił. Nawet kiedy wydawało się, że 
o  nim  zapomniał,  bo  więcej  czasu  spędzał  na  plantacji  niż  w 
domu,  zauważył  wysiłki  Nicole,  by  przywrócić  posesji  dawną 
świetność.  Zresztą  Nicole  zawsze  podejrzewała,  że  to  było 
głównym  bodźcem  jego  pierwszych  oświadczyn,  a  właściwie 
propozycji,  żeby  pozostali  małżeństwem,  gdyby  Bianka  się 
rozmyśliła. 

 
Nicole  nakładała  sobie  potrawy,  jednym  uchem  słuchając 

Travisa,  który  opowiadał  o  swoich  planach  wyjazdu  wiosną  do 
Anglii.  Clay się nie mylił,  nie ufała mu. Zbyt często ofiarowała 
mu  serce, a on je odrzucał. Na samo wspomnienie,  jak ją upił  i 
sprowokował do wyznania mu miłości, zalewała się rumieńcem. 
Później zaprosił ją do siebie, ale wystarczyło, żeby pokazała się 
Bianka,  a  natychmiast  o  niej  zapomniał.  Kochali  się  u 
Backesów, ale zaraz po tym ją porzucił. Oczywiście, za każdym 
razem  miał  wspaniałe  usprawiedliwienie.  Najpierw  historia 
Beth,  teraz  intrygi  Bianki.  Wierzyła  mu  –  wszystkie  te  historie 
były  zbyt  nieprawdopodobne,  żeby  mógł  je  zmyślić.  Ale  teraz 
twierdził,  że  chce  opuścić  Wirginię...  i  Biankę...  żeby  mogli 
razem  zamieszkać.  Twierdził,  że  nienawidzi  Bianki,  a  mimo  to 
ciągle mieszkał z nią pod jednym dachem. 

Wbiła nóż w indyka. Musi wierzyć Clayowi! Oczywiście, że 

Clay  nienawidzi  Bianki,  a  kocha  ją,  Nicole.  Musi  istnieć 
logiczne wytłumaczenie, dlaczego to Bianka, nie ona mieszka z 
nim  w  Arundel  Hall.  Tyle  że  w  tym  momencie  nie  potrafiła 
znaleźć żadnego. 

–  Nie musisz tak dźgać tego indyka, on  już od dawna nie 

żyje – mruknął Wes, który siedział u jej boku. 

–  Och – ocknęła się z zadumy i usiłowała się uśmiechnąć. 

– Obawiam się, że niezbyt miła ze mnie dzisiaj gospodyni. 

background image

 

241

–  Jeśli  ktoś  wygląda  tak  pięknie  jak  ty,  nie  musi  już  nic 

mówić, ani robić – powiedział z uśmiechem Travis. – Nadejdzie 
dzień,  kiedy  znajdę  sobie  jakąś  ślicznotkę  i  zamknę  ją  w 
szklanej kuli. Będę ją wypuszczał tylko wtedy, kiedy ja zechcę. 

–  Czyli  co  najmniej  trzy  razy  w  ciągu  nocy  –  stwierdził 

Wesley, nakładając sobie kolejną porcję ziemniaków w cukrze. 

–  Nie życzę sobie takich rozmów – oświadczyła Bianka. – 

Wy,  mieszkańcy  kolonii,  musicie  pamiętać,  że  przebywacie  w 
towarzystwie damy. 

–  Prawdziwe  damy  nie  mieszkają  pod  jednym  dachem  z 

mężczyzną,  który  nie  jest  ich  mężem.  Przynajmniej  tak  mnie 
uczono – odpalił Travis. 

Bianka  poczerwieniała  ze  złości,  zerwała  się,  przewróciła 

krzesło i zaczepiła suknią o stół. 

–  Nie  pozwolę  się  obrażać!  Jestem  właścicielką  Arundel 

Hall  i...  –  umilkła  i  nagle  wydarła  się  na  zapatrzoną  Mandy,  z 
której talerza na suknię Bianki zsunęła się spora porcja żurawin. 
– Ty wstręciucho, zrobiłaś to umyślnie! 

Uniosła  rękę,  żeby  uderzyć  dziewczynkę.  Wszyscy  zerwali 

się na nogi, żeby ją powstrzymać, ale w tej samej chwili Bianka 
się zachłysnęła,  w  jej  oczach  zalśniły  łzy. Odskoczyła od stołu, 
trzymając  jedną  stopę  w  górze.  Na  grubej  kostce  spoczywała 
porcja gorącego puddingu śliwkowego. 

–  Zdejmijcie  to  ze  mnie!  –  wrzeszczała  Bianka, 

wymachując nogą. 

Nicole  rzuciła  jej  ręcznik,  ale  poza  tym  nikt  się  nie  ruszył, 

żeby  pomóc  wytrzeć  lepką  masę.  Travis  wywlókł  spod  stołu 
Alexa. 

–  Zdaje się,  że poparzył  sobie palce –  mruknął  Travis do 

Janie. 

–  Tyle  dobra  się  zmarnowało  –  powiedział  ze  smutkiem 

Wes,  przyglądając  się  Biance,  która,  podskakując  na  jednej 
nodze,  machnięciami  ścierki  usiłowała  strząsnąć  z  nogi  gorący 
pudding.  Ale  wielki  brzuch  skutecznie  uniemożliwiał  jej 
sięgnięcie do własnej kostki. 

background image

 

242

–  Nie  zmarnowało  się  –  odparła  Janie.  –  To 

najwspanialszy deser w moim życiu. 

–  Claytonie  Armstrong!  –  piszczała Bianka.  – Jak  śmiesz 

stać spokojnie i pozwalać, by ci ludzie mnie znieważali! 

Wszyscy  spojrzeli  na  Claya.  Nikt  nie  zauważył,  że  przez 

całą  kolację  pił  burbona.  Teraz  jego  oczy  błyszczały  i  bez 
szczególnego  zainteresowania  przyglądał  się  podskokom 
Bianki. 

–  Clay  –  odezwała  się  cicho  Nicole  –  sądzę,  że 

powinieneś zabrać Biankę... do domu. 

Clay  uniósł  się  powoli  i,  nie  zwracając  uwagi  na 

pozostałych gości, chwycił Biankę pod ramię i powlókł w stronę 
drzwi, nie reagując na jej rozpaczliwe krzyki, że pudding parzy 
ją  w  stopę.  Po  drodze  udało  jej  się  złapać  pelerynę,  zaś  Clay 
wziął  dzbanek  z  burbonem.  Na  dworze  było  tak  zimno,  że 
Bianka obawiała się, czy lepki deser nie przymarznie do stopy. 

Posłusznie,  choć  niechętnie,  kuśtykała  za  mężczyzną. 

Suknia  nadaje  się  do  wyrzucenia.  Na  udzie  czuła  zimne 
żurawiny,  bolała  ją  poparzona  i  zmrożona  kostka.  Łzy 
przesłaniały  oczy.  Clay  znowu  ją  upokorzył.  Zresztą  od  jej 
przyjazdu do Ameryki nie robił nic innego. 

Kiedy  doszli  do  śluzy,  Clay  uniósł  Biankę  i  stękając 

posadził w łódce. 

–  Jeszcze  trochę  przytyj,  to  zatoniemy  –  powiedział 

niewyraźnie. 

Więcej już tego nie zniosę – pomyślała. 
–  Zdaje  się,  że  ten  nowy  alkohol  bardzo  przypadł  ci  do 

gustu  –  odezwała  się  słodko,  wskazując  na  kamienny  dzbanek, 
który położył na dnie łódki. 

–  Przynosi mi chwile zapomnienia. A to najważniejsze. 
Bianka uśmiechnęła się w mroku. Kiedy przybili do brzegu, 

wsparła  się  o  Claya,  wyskoczyła  na  brzeg  i  szybkim  krokiem 
ruszyła za nim do domu. Przy drzwiach od strony ogrodu drżała, 
bo wiedziała, co wkrótce nastąpi. Na samą myśl o tym robiło jej 
się niedobrze. 

background image

 

243

Clay  postawił  dzbanek  na  stole  w  hallu  i  wyszedł  z 

powrotem do ogrodu. 

–  Gbur!  –  mruknęła  Bianka  i,  uniósłszy  spódnicę,  mimo 

bólu w nodze, szybko wbiegła po schodach. 

Serce  waliło  jej  jak  młotem,  kiedy  otworzyła  szufladę  i 

wyciągnęła stamtąd buteleczkę laudanum. Burbon w połączeniu 
z opium sprawi, że Clay nie będzie wiedział, co się z nim dzieje. 
Zdążyła  w  samą  porę,  żeby  nalać  do  szklanki  trochę  burbona  i 
wpuścić  do  napoju  kilka  kropel  narkotyku.  Śmierdziało  to 
obrzydliwie! 

Clay  uniósł  brwi, kiedy podała  mu  burbona. Był  już jednak 

zbyt  pijany,  by  się  zastanawiać,  dlaczego  to  zrobiła.  Uniósł 
szklaneczkę w geście toastu  i  jednym  haustem wychylił trunek. 
Potem odstawił naczynie i uniósł do ust dzbanek. 

Widząc  ten  kompletny  brak  ogłady,  Bianka  tylko  lekko  się 

uśmiechnęła.  Obserwowała,  jak  Clay  wspina  się  po  schodach. 
Kiedy  usłyszała  skrzyp  drzwi  jego  sypialni  i  stuk  zrzucanych 
butów, wiedziała, że nadszedł już czas. 

Stała samotnie w ciemnym hallu i nasłuchiwała. Ogarniał ją 

coraz  większy  wstręt.  Nie  znosiła  dotyku  mężczyzn  równie 
silnie,  jak  jej  matka  go  kochała.  Po  raz  ostatni  powiodła 
wzrokiem  po  hallu.  Wiedziała,  że  jeśli  nie  wsunie  się  teraz  do 
łóżka  Claya,  straci  to  wszystko.  Złapała  więc  buteleczkę 
laudanum i poszła na górę. 

W sypialni rozebrała się, po czym drżącymi dłońmi włożyła 

jasnoróżową,  jedwabną  nocną  koszulę.  Popłakując,  wychyliła 
łyk laudanum. Może dzięki temu mniej będzie czuła. 

W  świetle  księżyca  Bianka  zobaczyła  rozciągniętego  w 

poprzek  łóżka  Claya.  Był  nagi,  w  srebrnej  poświacie  księżyca 
wyglądał  jak  posąg  wykuty  ze  złota.  Jednak  Bianka  nie 
dostrzegła  niczego  pięknego  w  nagim  mężczyźnie.  Laudanum 
zaczynało działać. Czuła się jak we śnie. 

Wolno wsunęła się do łóżka, spoczęła obok Claya, myśląc z 

przerażeniem,  że  może  będzie  musiała  go  jakoś  zachęcać.  Nie 
wiedziała, czy się na to zdobędzie. 

background image

 

244

Clay  nie  potrzebował  zachęty.  Śniła  mu  się  Nicole  i 

natychmiast  zareagował  na  dotyk  jedwabnej  koszuli  i  słodki 
zapach włosów. 

– Nicole – wyszeptał, przytulając Biankę. 
Ale, choć pijany  i zamroczony, Clay wyczuł, że to nie jego 

ukochana. Wyciągnąwszy rękę, trafił na miękkie sadło. Warknął 
coś i odwrócił się na drugi bok, by śnić dalej o Nicole. 

Zesztywniała  Bianka  czekała,  aż  nad  mężczyzną  weźmie 

górę  zwierzęca chuć.  Minęła dłuższa chwila,  nim  kobieta zdała 
sobie  sprawę,  że  Clay  jej  nie  dotknie.  Klnąc  śpiącego  w  żywy 
kamień,  Bianka  poinformowała  go,  co  sądzi  o  jego  męskości. 
Gdyby nie to, że tak bardzo jej zależy na tej plantacji, oddałaby 
go Nicole. Ta by go przyjęła z otwartymi ramionami. 

Teraz  jednak  trzeba  coś  zrobić.  Jutro  rano  Clay  musi  być 

przekonany, że pozbawił Biankę dziewictwa, albo wszystkie jej 
starania  obrócą  się  wniwecz.  Kulejąc,  niepewnym  krokiem 
ruszyła w stronę kuchni.  W głowie jej  się kręciło od laudanum, 
ale nawet półprzytomna trafiłaby do celu – kuchni. 

Na dużym stole leżała wołowina w marynacie. Bianka wlała 

do dzbanka soku z marynaty. W nagrodę za swój spryt, wzięła z 
szafki sześć bułeczek, które zostały z kolacji, i wróciła na górę. 

Kiedy już zjadła bułeczki, resztkami sił, z trudem pokonując 

senność,  wsunęła  się  do  łóżka  obok  Claya  i  polała  się  krwią 
zwierzęcia.  Dzbanek  schowała  głęboko  pod  łóżko,  po  czym 
zapadła  w  sen,  przeklinając  śpiącego,  że  przez  niego  musiała 
przez to wszystko przejść. 

  

16 

 

Poranne  słońce  odbijało  się  w  lekko  zmrożonym  śniegu  i 

boleśnie raziło Claya w zaczerwienione oczy. Ból promieniował 
na  czaszkę,  pod  którą  rozszalały  się  demony.  Clay  miał 
wrażenie,  że waży  tysiąc  funtów,  każdy  ruch  przychodził  mu z 

background image

 

245

trudem:  nawet  sięgnięcie  po  kolejną  garść  śniegu  i  przyłożenie 
jej do wyschniętego, opuchniętego języka. 

Jednak  gorsze  od  rozsadzającego  czaszkę  bólu  i  mdłości 

było  wspomnienie  dzisiejszego  poranka.  Po  przebudzeniu  u 
swego  boku  zobaczył  Biankę.  Najpierw  tylko  się  w  nią 
wpatrywał, zbyt obolały, by o czymkolwiek myśleć. 

Bianka  otworzyła  szybko  oczy,  na  jego  widok  gwałtownie 

wciągnęła powietrze. Usiadła, zasłaniając się prześcieradłem. 

– Zwierzę! – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Bydlę! 
Kiedy  powiedziała,  że  zawlókł  ją  do  łóżka  i  zgwałcił, 

początkowo  odebrało  mu  mowę.  Potem  wybuchnął  śmiechem, 
bo nie wierzył, żeby mógł aż tak się upić. 

Ale  kiedy  wstała  z  łóżka,  na  prześcieradle  i  na  jej  koszuli 

nocnej  zobaczył  ślady  krwi.  Nim  zdążył  w  jakikolwiek  sposób 
zareagować,  Bianka  zaczęła  mówić,  że  jest  damą  i  że  nie 
pozwoli,  by  ja  traktował  jak  dziwkę,  a  jeśli  będzie  miała 
dziecko, będzie musiał się z nią ożenić. 

Clay nic nie odpowiedział, wstał i zaczął się szybko ubierać. 

Chciał jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od niej. 

Teraz,  siedząc  na  polanie,  którą  zrobili  z  Jamesem  i  Beth, 

usiłował 

odtworzyć 

wydarzenia 

ubiegłej 

nocy. 

Może 

rzeczywiście był tak pijany, że się przespał z Bianką? Ostatnie, 
co pamiętał, to to, że wychodzili od Nicole. 

Właśnie  o  nią  najbardziej  się  martwił.  Co  będzie,  jeśli 

Bianka zaszła w ciążę? Odsunął tę myśl jak najdalej. 

–  Clay? – zawołała Nicole. – Jesteś tu? 
Uśmiechnął się i wstał, żeby ją przywitać. 
–  Nie  powiedziałeś,  o  której  się  mamy  spotkać.  Och, 

Clay!  Wyglądasz  okropnie!  Czy  oczy  cię  bolą  tak  jak  na  to 
wyglądają? 

–  O  wiele  bardziej  –  zachrypiał,  wyciągając  ku  niej 

ramiona. 

Nicole  już  prawie  w  nie  wpadła,  ale  zatrzymała  się  o  krok 

przed Clayem. 

–  Nie wiem, co jest gorsze, twój wygląd, czy ten smród. 

background image

 

246

–  Podobno miłość jest ślepa – skrzywił się Clay. 
–  Nawet  ślepcy  mają  węch.  Usiądź  i  odpocznij,  albo 

rozpal  ognisko  w  kryjówce.  Przyniosłam  trochę  jedzenia, 
wczoraj wieczorem prawie niczego nie tknąłeś. 

–  Nie przypominaj mi ostatniej nocy – jęknął. 
Minęła  godzina,  zjedli  śniadanie,  mała  piwniczka  się 

nagrzała.  Dopiero  wtedy  Nicole  zdecydowała  się  wysłuchać 
Claya.  Oparła  się  o  ścianę,  kolana  przykryła  kocem.  Na  to,  by 
przytulić się do niego, ciągle jeszcze nie miała ochoty. 

–  Mało spałam tej nocy – zaczęła. – Cały czas myślałam o 

tym, co mi powiedziałeś o Biance i jej kuzynach. Chciałabym ci 
wierzyć...  ale  to  takie  trudne.  Jedyne,  co  wiem,  to  że  jestem 
twoją  żoną,  a  jednak  to  ona  z  tobą  mieszka.  Wygląda  to  tak, 
jakbyś pragnął nas obu. 

–  Naprawdę tak uważasz? 
–  Staram  się  nie.  Ale  wiem,  że  Bianka  ma  nad  tobą 

ogromną władzę. Może po prostu sam nie zdajesz sobie sprawy, 
jak  bardzo  Arundel  Hall  jest  dla  ciebie  ważny?  Wczoraj 
wieczorem  mówiłeś,  że  po  prostu  odejdziesz,  zostawisz  to 
wszystko.  A  jednak  kilka  miesięcy  temu  chciałeś  porwać 
kobietę,  tylko  dlatego,  że przypominała  ci  kogoś,  kto kiedyś tu 
mieszkał. 

–  Znaczysz dla mnie więcej niż plantacja. 
–  Czyżby?  –  W  jej  olbrzymich,  ciemnych  oczach  lśniły 

łzy.  –  Mam  nadzieję,  że  tak  –  szepnęła.  –  Mam  nadzieję,  że 
znaczę dla ciebie aż tyle. 

–  Ale nie jesteś tego pewna – powiedział głucho. 
Przed  oczami  ciągle  widział  Biankę  w  swoim  łóżku,  jej 

krew  na prześcieradłach.  Czyżby  Nicole  miała rację,  że  mu  nie 
ufała?  Wstał,  podszedł  do  małej  niszy,  w  której  stała  szklana 
kula z zatopionym w środku jednorożcem i wziął ją do ręki. 

–  Nad tą kulą złożyliśmy kiedyś przysięgę – przemówił. – 

Wiem,  że  byliśmy  jeszcze  dziećmi  i  nie  znaliśmy  życia,  ale 
nigdy jej nie złamaliśmy. 

background image

 

247

–  Czasem  takie  niewinne  śluby  są  najszczersze  – 

uśmiechnęła się Nicole. 

Clay trzymał kulę w dłoniach. 
–  Kocham się, Nicole i przysięgam, że będę cię kochał po 

kres moich dni. 

Nicole stanęła za nim  i położyła ręce na jego dłoniach. Coś 

nie dawało  jej spokoju. Beth, James  i  Clay dotknęli jednorożca, 
a potem  Beth  zatopiła go  w szklanej  kuli,  żeby  nikt  inny  nigdy 
go nie dotknął. Oczywiście, Nicole zdawała sobie sprawę, że to 
głupie,  ale  nie potrafiła zapomnieć o  portrecie Beth, tak bardzo 
przypominającym  jej  Biankę.  Czy  kiedykolwiek  będę  godna 
dotknąć tego, co trzymała w ręku Beth? – pomyślała. 

–  Tak,  Clay,  kocham  cię  –  szepnęła.  –  Zawsze  cię 

kochałam i nigdy nie przestanę. 

Ostrożnie  odstawił  kulę  na  miejsce,  nie  dostrzegając 

zmarszczki  na  czole Nicole.  Odwrócił  się  i  przyciągnął kobietę 
do siebie. 

–  Wiosną  będziemy  mogli  pojechać  na  zachód.  Ciągle 

organizują  kolejne  wyprawy.  Wyruszymy  osobno,  nikt  się  nie 
dowie, że jedziemy razem. 

Clay  mówił  dalej,  ale  Nicole  nie  słuchała.  Do  wiosny 

jeszcze  daleko.  Wiosną  ziemia  budzi  się do  życia,  wiosną  sieje 
się  zboże.  Czy  Clay  będzie  umiał  odejść,  zostawić  wszystkich 
tych zależnych od niego ludzi? 

–  Drżysz – wyszeptał. – Zmarzłaś? 
–  Boję się – wyznała szczerze. 
–  Nie masz powodów do strachu. Najgorsze już za nami. 
–  Czy aby na pewno, Clay? 
–  Cii – uspokoił ją, dotykając wargami jej ust. 
Od przyjęcia u Backesów nie byli razem. Teraz wystarczyło, 

że Clay  ją pocałował, a przestała  logicznie rozumować, zniknął 
wszelki  lęk. Objęła go za szyję, przyciągnęła ku sobie. Całował 
ją  natarczywie,  aż  rozchyliła  wargi.  Pragnął  jej,  chciał 
kosztować  słodyczy,  zmyć  brud  nocy  spędzonej  z  Bianką,  ale 

background image

 

248

wizja  Beth  mieszała  się  z  widokiem  różowej  koszuli  nocnej  i 
poplamionego krwią prześcieradła. 

–  Clay? Co się stało? 
–  Nic, po prostu za dużo wczoraj wypiłem. Nie odchodź – 

wyszeptał,  tuląc  ją  mocno  do  siebie.  –  Tak  bardzo  cię 
potrzebuję.  Nie  mam  chwili  spokoju,  ciągle  ktoś  mnie 
prześladuje, ale ty wnosisz w mój świat życie, ciepło. Pomóż mi 
zapomnieć. 

–  Tak – szepnęła – tak. 
Clay  położył  ją  na  narzucie,  rozłożonej  na  gołej  ziemi.  W 

piwniczce  było  ciepło,  unosił  się  zapach  palonego  drewna. 
Nicole pragnęła mieć Claya natychmiast, od razu, ale on się nie 
spieszył.  Guzik  za  guzikiem  rozpiął  przód  jej  sukni  i  wsunął 
rękę  pod  materiał,  obejmując  jej  pierś,  kciukiem  gładząc 
delikatną, nabrzmiałą brodawkę. 

–  Jak ja za tobą tęskniłem – szepnął. 
Kiedy  ustami  przywarł  do  jej  piersi,  wygięła  się  w  łuk, 

przed  oczami  migotały  jej  barwne  plamy.  Bezskutecznie 
zmagała  się  z  guzikami  jego  surduta.  Dotyk  ust,  rąk  Claya 
sprawiał,  że  nie  potrafiła  wykonać  najprostszej  czynności. 
Widząc  jej  niezgrabne ruchy,  Clay  uśmiechnął  się  i  odsunął  od 
Nicole.  Oczy  miała  zamknięte,  gęste,  podwinięte  rzęsy  rzucały 
cień  na  policzek.  Clay  palcem  wodził  po  jej  wargach.  Czułość 
ustąpiła  miejsca  namiętności.  Szybko  rozpiął  guziki  surduta, 
ściągnął spodnie, zrzucił buty. 

Nicole leżała na plecach, oparta na ramieniu, w migotliwym 

świetle  ognia  przyglądając  się  Clayowi.  Z  zachwytem  patrzyła 
na  grę  jego  mięśni,  rozkoszne  wzgórki  i  zagłębienia.  Palcem 
powiodła po  jego  plecach.  Odwrócił  się  i  stanął  przed nią nagi, 
złocistobrązowy.  

–   Jesteś piękny – szepnęła. 
Uśmiechnął  się  do  niej  i  znowu  pocałował,  zsuwając  z  jej 

suknię  z  ramion,  gładząc  gładkie,  jędrne  ciało,  sycąc  się  nim, 
odkrywając  na  nowo,  jakby  pierwszy  raz go  dotykał.  Pociągnął 
ją na siebie. Uniosła biodra, wskazując mu drogę. 

background image

 

249

–  Clay! – zachłysnęła się. 
Poruszał  jej  biodrami,  najpierw  wolno,  potem  coraz 

szybciej, aż z całej siły przywarła do niego, ściskając go mocno 
dłońmi. Wreszcie opadła na niego, słaba, drżąca, syta. 

 
–  Postawmy  sprawę  jasno  –  powiedział  byczkowaty 

młodzieniec  i  strzyknął  tytoniem.  Zabarwiona  plwocina 
wylądowała tuż koło jej stopy. – Chce  pani,  żebym  dał  jej 
dziecko?  Nie  jedno  z  tych,  które  tu  się  kręcą,  ale  jeszcze  nie 
narodzone? Chce pani, żebym ją zapłodnił, tak? 

Bianka  stała  bez  ruchu,  nie  spuszczając  z  mężczyzny 

wzroku.  Znalezienie  go  nie  wymagało  wiele  wysiłku. 
Wystarczyło trochę popytać. Olivier Hawthorne za pieniądze był 
gotów zrobić wszystko, a równocześnie umiał trzymać język za 
zębami.  Początkowo  chciała  go  nająć,  żeby  wyekspediował 
Nicole  do  Francji,  ale  Hawthorne'owie  cieszyli  się  reputacją 
stosunkowo  uczciwych,  a  w  każdym  razie  uczciwszych  niż 
Simmonsowie. 

Kiedy  jej  plan  uwiedzenia  Claya  się  nie  powiódł, 

zrozumiała, że musi coś zrobić, inaczej cała jej przyszłość stanie 
pod znakiem zapytania.  Clay  już  niedługo się zorientuje, że tak 
naprawdę Bianka  nie  ma nad  nim  żadnej  władzy.  Dlatego musi 
jak najszybciej zajść w ciążę. I to za wszelką cenę! 

–  Tak,  panie  Hawthorne,  chcę  mieć  dziecko.  Dość 

dokładnie wywiedziałam się o pańską rodzinę. Zdaje się, że jest 
dość płodna. 

–  Wywiadywała się pani, co? 
Uśmiechnął się, mierząc ja wzrokiem. Był niski, krępy, miał 

złamany przedni ząb. Jej tusza mu nie przeszkadzała, lubił duże, 
silne  kobiety,  chętne  i  pomysłowe  w  łóżku.  Jedyne,  co  mu 
przeszkadzało,  to  jej  wymuskanie,  wyglądała  jakby  nigdy  w 
życiu nie splamiła się pracą. 

–  Czy  to  ma  znaczyć,  że  Hawthorne'owie  potrafią  robić 

dzieci,  nawet  jeśli  nie  potrafią  zmusić  tytoniu,  żeby  wyrósł  na 
ich polu? 

background image

 

250

Skinęła  głową.  Wolałaby  jak  najszybciej  zakończyć  tę 

sprawę i jak najmniej przy tym mówić. 

–  Oczywiście,  nikt  nie  może  się  o  tym  dowiedzieć.  W 

miejscach  publicznych  będę  się  zachowywać,  jakbym  pana  nie 
znała i tego samego spodziewam się po panu. 

Olivierowi zabłysły oczy.  Cały czas  miał wrażenie, że śni  i 

że  zaraz  się  obudzi.  Oto  ta  kobieta  jest  gotowa mu  zapłacić  za 
jedno, albo więcej spotkań – tyle, ile będzie potrzeba, by zaszła 
w  ciążę.  Czuł  się  trochę  jak  ogier  parzony  z  klaczą,  ale 
zasadniczo pomysł przypadł mu do gustu. 

–  Oczywiście, proszę pani, jak pani sobie życzy. Będę się 

tak  zachowywał,  jakbym  pierwszy  raz  widział  na  oczy  panią, 
albo dziecko, choć muszę ostrzec, że cała moja szóstka wygląda 
kropka w kropkę jak ja. 

Pomyślała,  jak  by  to  było  wspaniale,  gdyby  Clay  musiał 

uznać za swoje dziecko,  które tak  ewidentnie będzie wyglądało 
na  czyjeś  inne.  Niech  będzie  niskie  i  krępe,  w  przeciwieństwie 
do wysokiego, szczupłego Claya. 

–  Doskonale  –  powiedziała.  W  jej  lewym  policzku 

pojawił  się  dołek.  –  Może  pan  przyjść  jutro  o  trzeciej  za 
garbarnię na plantacji Armstrongów? 

–  Armstrongów?  Czyżby  Clay  nie  potrafił  sam  zrobić 

dziecka? 

Bianka zesztywniała. 
–  Nie  zamierzam  odpowiadać  na  żadne  pytania  i 

wolałabym, żeby pan o nic nie pytał. 

–  Jasne – odparł Olivier i ostrożnie rozejrzał się dokoła. 
Znajdowali  się  na  drodze,  kilka  mil  od  plantacji 

Armstrongów,  w  miejscu  wyznaczonym  przez  Biankę  w  liście, 
w którym prosiła o spotkanie. Wyciągnął rękę, żeby pogładzić ją 
po ramieniu, ale Bianka odskoczyła jak oparzona. 

–  Niech  pan  mnie  nie  rusza  –  syknęła  przez  zaciśnięte 

zęby. 

background image

 

251

Zdziwiony  zmarszczył  brwi.  Przyglądał  się,  jak  kobieta 

zawraca i rozzłoszczona idzie w stronę powozu, który czekał na 
nią za zakrętem. 

Dziwna jakaś – pomyślał. Nie chce, żeby jej dotykać, a chce 

mieć  z  nim  dziecko.  Zachowuje  się,  jakby  się  go  brzydziła,  a 
równocześnie chce się z nim jutro kochać. 

I  to  w  biały  dzień!  Na  samą  myśl  o  tym  poczerwieniał  i 

wsadził  rękę  w  spodnie,  żeby  poprawić  wzwiedziony  członek. 
Cóż, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Może więcej 
takich  damulek  zacznie  do  niego  przychodzić,  szukając 
pociechy,  której  nie  znajdą  u  swoich  słabowitych  mężów.  A 
wtedy on, Olivier, zbije  na tym  majątek i  będzie mógł rzucić w 
diabły tytoń. Wyprostowany ruszył z powrotem do domu. 

 
Przez  następny  miesiąc  Nicole  była  zadowolona,  jeśli  nie 

szczęśliwa.  Często  spotykała  się z  Clayem  w  ich kryjówce  nad 
rzeką.  Kochali  się  i  snuli  plany  na  przyszłość.  Byli  jak  małe 
dzieci: zastanawiali się, co ze sobą wezmą w podróż na zachód, 
ile sypialni będzie w ich przyszłym domu,  ile będą mieć dzieci, 
wymyślali  dla  nich  imiona.  Planowali,  kiedy  najlepiej 
powiedzieć o wszystkim  bliźniętom  i Janie –  bo oni oczywiście 
wyjadą razem z nimi. 

Pewnego  wieczoru  pod  koniec  lutego  niebo  pociemniało  i 

rozszalała się burza. Pioruny uderzały tuż obok domku Nicole. 

–  Co  się  z  tobą  dzieje?  –  spytała  Janie.  –  Toż  to  tylko 

burza. 

Nicole odłożyła robótkę do koszyka na podłodze. Nie miało 

sensu  próbować  dalej  dziergać.  Taka  pogoda  zawsze 
przypominała jej noc, kiedy zabrano dziadka. 

–  Martwisz się, że nie możesz się spotkać z Clayem?  
Na twarzy Nicole pojawiło się zdumienie. 
–  Nie musiałaś mi nic mówić – roześmiała się Janie. 
–  Wszystko  było  wypisane  na  twojej  twarzy.  Czekałam 

tylko, aż sama mi powiesz.  

Nicole usiadała przed paleniskiem. 

background image

 

252

–  Jesteś dla mnie taka dobra i wyrozumiała. 
–  To ty jesteś wyrozumiała – prychnęła Janie. 
–  Inna nigdy by się na coś takiego nie zgodziła. 
–  Są powody... – zaczęła Nicole. 
–  Jeśli  chodzi  o  kobiety,  to  mężczyźni  zawsze  mają 

„powody”.  –  Urwała.  –  Nie  powinnam  była  tego  mówić.  Nie 
wiem przecież o wszystkim.  Może rzeczywiście Clay  ma jakieś 
ważne racje, by odwiedzać potajemnie własną żonę. 

W oczach Nicole zatańczyły ogniki. Uśmiechnęła się. 
–  Potajemnie?  Może  kiedyś,  kiedy  już  zamieszkamy 

razem  i  będę  go  miała  na  co  dzień,  zatęsknię  za  tymi  czasami, 
gdy byłam uwielbiana i adorowana. 

–  Przyznaj  się,  sama  to  w  nie  wierzysz.  Od  dawna 

powinnaś  mieszkać  w  Arundel  Hall,  być  jego  panią.  A 
tymczasem rządzi się tam ta gruba... 

Ostry  błysk  przerwał  jej  wpół  słowa.  Nicole  pisnęła  i 

chwyciła się za serce. 

–  Nicole!  –  zawołała  Janie,  zrywając  się  z  krzesła. 

Robótka spadła na podłogę. – Coś tu jest nie w porządku. 

Obejmując dziewczynę, posadziła ją z powrotem na krześle. 
–  No,  usiądź,  już  dobrze.  Zrobię  nam  herbaty,  a  tobie 

doleję trochę koniaku. 

Nicole  posłusznie  usiadła,  ale  się  nie  uspokoiła.  Gałęzie 

uderzały  o  dach,  wiatr  szalał  za  oknami,  unosząc  zasłonki.  Na 
dworze było ciemno i strasznie. 

–  Masz  –  powiedziała  Janie,  wciskając  Nicole  w  ręce 

kubek parującej herbaty. – Wypij to, a potem marsz do łóżka. 

Próbując  zapanować  nad  lękiem,  Nicole  popijała  herbatę. 

Czuła, jak koniak powoli ją rozgrzewa, ale była zbyt napięta, by 
się uspokoić. 

Słysząc  walenie  do  drzwi,  podskoczyła,  wylewając  sobie 

herbatę na sukienkę. 

–  To  musi  być  Clay  –  uśmiechnęła  się  Janie,  łapiąc 

ręcznik.  –  Wie,  jak  się  boisz  burzy  i  przyszedł  cię uspokoić.  A 
teraz wytrzyj się i uśmiechnij słodko na jego powitanie. 

background image

 

253

Drżącymi  dłońmi  Nicole  wycierała  zaplamioną  suknię,  po 

czym  specjalnie  dla  Claya  usiłowała  przywołać  na  twarz 
uśmiech. 

Janie  otwierała  drzwi,  szykując  w  myślach  tyradę,  którą 

przywita  gościa.  Już  ona  mu  powie,  co  myśli  o  zaniedbywaniu 
ślubnej małżonki. 

Jednak w drzwiach stanął nie Clay, ale niski, wątły blondyn. 

Rzadkie  włosy  opadały  na  kołnierzyk  zielonego,  aksamitnego 
surduta.  Biały  jedwabny  szalik  obwiązał  wokół  szyi  tak,  by 
zakrył drugi podbródek. Mężczyzna miał małe oczka, ostry nos i 
drobne, wydatne usta. 

–  Czy  tutaj  mieszka  Nicole  Courtalain?  –  spytał, 

przechylając  głowę,  jakby  chciał  spojrzeć  na  Janie  z  góry,  co 
było o tyle trudne, że znacznie przewyższała go wzrostem. 

Mówił  z tak silnym  akcentem,  że Janie  nie rozumiała,  o  co 

mu  chodzi.  Dla  niej  to  brzmiało  jak:  „Czi  tuti  mjeszka...?”  a 
nazwisko było jej zupełnie obce. 

–  Kobieto!  –  rozgniewał  się  mężczyzna.  –  Zapomniałaś 

języka w gębie, czy co? 

–  Janie – odezwała się cicho Nicole. – To o mnie chodzi. 

Nazywam się Nicole Courtalain Armstrong. 

Wyraźnie  pod  wrażeniem  jej  urody,  mężczyzna  przemówił 

mniej gniewnie, 

–  Qui. Jesteś jej córką. 
Obrócił się na pięcie i zniknął w mroku. 
–  Kto to był? – spytała Janie. – W ogóle nie rozumiałam, 

co mówił. Czy to jakiś twój znajomy? 

–  Nie. Nie znam go. Janie! Z nim jest kobieta! 
Obie wybiegły przed dom. Nicole podtrzymywała kobietę z 

jednej strony, mężczyzna z drugiej, a Janie złapała kufer. 

Kiedy  już  weszli  do  środka  i  posadzili  przybyłą  na  krześle 

przy ogniu, Janie dała jej herbaty z koniakiem, zaś Nicole poszła 
po koc. Podając wyczerpanej kobiecie napój, Janie pierwszy raz 
uważniej jej się przyjrzała. 

background image

 

254

Zdawało  jej  się,  że patrzy  na starszą  wersję Nicole.  Gładka 

twarz  bez  śladu  zmarszczek,  usta  dokładnie  takie  same  jak 
Nicole – to samo połączenie niewinności i zmysłowości. Jednak 
jej oczy były puste, bez życia, 

–  Zaraz  się  pani  rozgrzeje  –  powiedziała  Nicole  otulając 

kobietę kocem. 

Spojrzała  na Janie  i  zobaczyła,  że ta dziwnie  na nią patrzy. 

Nie  wstając  z  klęczek,  uniosła  głowę,  by  przyjrzeć  się 
nieoczekiwanemu  gościowi.  Zamarła  z  dłonią  na  kocu.  Na 
widok  znajomych  rysów,  jej  oczy  napełniły  się  łzami,  które 
wolno, jedna za drugą zaczęły spływać po policzkach. 

–  Mama – szepnęła. – Mama. 
Schyliła się i ukryła twarz na jej kolanach. 
Janie  zauważyła,  że  kobieta  w  ogóle  nie  zareagowała  na 

słowa ani gest Nicole. 

–  Miałem  nadzieję... – odezwał  się mężczyzna. – Miałem 

nadzieję, że widok córki przywróci jej zdrowie. 

Teraz  Janie  zrozumiała  to  puste  spojrzenie:  to  było 

spojrzenie kogoś, kto nie chce już niczego więcej widzieć. 

–  Możemy położyć ją do łóżka? – spytał mężczyzna. 
–  Ależ oczywiście  –  odparła  szybko  Janie,  klękając  obok 

przyjaciółki.  –  Nicole,  twoja  matka  jest  bardzo  zmęczona. 
Musimy ją zaprowadzić na górę i położyć spać. 

Nicole bez słowa wstała z klęczek. Twarz miała wilgotną od 

łez,  nie odrywała oczu od  matki.  Ciągle oszołomiona,  pomogła 
wprowadzić ją na górę i rozebrała, nie zauważając, że matka nie 
odezwała się do niej ani słowem. 

Na  dole  Janie  przygotowała  kolejną  porcję  herbaty  z 

koniakiem, pokroiła szynkę i ser na kanapki dla mężczyzny. 

–  Sądziłam,  że  oboje  moi  rodzice  nie  żyją  –  powiedziała 

cicho Nicole. 

Mężczyzna jadł szybko, widać było, że jest bardzo głodny. 
–  Twój  ojciec  tak,  widziałem  jak  go  ścinali.  –  Nie 

zauważył  chyba  grymasu  bólu  na  twarzy  Nicole.  –  Razem  z 
moim  ojcem  chodziłem  oglądać,  jak  gilotynują  więźniów. 

background image

 

255

Zresztą  wszyscy  to  robili,  to  była  jedyna  rozrywka,  jaka  nam 
pozostała,  i  dzięki  temu  na  chwilę  udawało  się  zapomnieć  o 
głodzie.  Ale  mój  ojciec  był...  jak  wy  to  mówicie?... 
romantykiem. Codziennie wracał do domu, siadał przy kopycie i 
litował  się nad  biednymi, ściętymi pięknymi kobietami. Mówił, 
że nie może patrzeć, jak te śliczne głowy wpadają do koszyka. 

–  Czy  mógłby  pan  darować  sobie  te  szczegóły?  – 

przerwała Janie, kładąc Nicole rękę na ramieniu. 

Mężczyzna uniósł porcelanowy słoiczek z musztardą. 
–  Dijon – skonstatował. – Miło zobaczyć coś francuskiego 

w tym barbarzyńskim kraju. 

–  Kim  pan  jest?  Jak  pan  ocalił  moją  matkę?  –  spytała 

cicho Nicole. 

Odgryzł kęs sera, hojnie posmarowanego musztardą. 
–  Jestem  twoim  ojczymem,  córeńko  –  powiedział  z 

uśmiechem.  –  Ożeniłem  się  z twoją  matką.  – Wstał  i  ujął  ją  za 
rękę.  –  Jestem  Gerard  Gautier,  członek  wspaniałego  rodu 
Courtalain. 

–  Courtalain?  Sądziłam,  że  tak  brzmiało  panieńskie 

nazwisko Nicole? 

–  Tak  jest  –  odparł  Gerard,  znowu  siadając  za  stołem.  – 

To  jeden  z  najstarszych,  najbogatszych,  najpotężniejszych 
rodów  w  Europie.  Żałuj,  żeś  nie  widziała  ojca  mojej  żony. 
Widziałem go raz. Byłem wtedy dzieckiem. Był wielki jak góra 
i silny jak tur. Królowie lękali się jego gniewu. 

–  Królowie  lękali  się  byle  pachołka  –  odparła  z  goryczą 

Nicole. – Niech pan powie, jak pan poznał moją matkę. 

Gerard spojrzał na Nicole z pogardą. 
–  Jak  już  wspomniałem,  często  chodziłem  z  ojcem 

oglądać  gilotynowanie.  Adele,  twoja  matka,  szła  za  twoim 
ojcem.  Była  taka  piękna,  taka  majestatyczna.  Miała  na  sobie 
białą  suknię  i  z  tymi  ciemnymi  włosami  wyglądała  jak  anioł. 
Ludzie milkli, kiedy przechodziła. Widać było, że jej mąż był  z 
niej dumny. Ręce  mieli związane, tak że nie mogli się dotknąć, 
ale ich oczy co chwila się spotykały.  Ludzie sarkali, widząc, że 

background image

 

256

tych  dwoje  tak  się  kocha.  Ojciec  szturchnął  mnie  i  powiedział, 
że nie pozwoli,  żeby  ścięli tak piękne stworzenie. Próbowałem, 
go powstrzymać, ale... – wzruszył ramionami. –  Mój 

ojciec 

zawsze musi postawić na swoim. 

–  Jak  ją  ocaliliście?  –  nalegała  Nicole.  –  Jak  wam  się 

udało przedrzeć przez tłum? 

–  Sam  nie  wiem.  Tłum  co  dnia  zmienia  oblicze:  czasem 

płacze,  gdy  spadają głowy,  innym  razem  śmieje się  i wiwatuje. 
Przypuszczam,  że  to  zależy  od  pogody.  Tamtego  dnia  był  w 
nastroju  romantycznym.  Widziałem,  jak  ojciec  się  przepycha, 
chwyta jej związane dłonie i ciągnie w tłum. 

–  Co na to strażnicy? 
–  Gapiom spodobał się czyn ojca i ochraniali go. Zasłonili 

go  sobą.  Kiedy  strażnicy  próbowali  go  schwytać,  ludzie 
kierowali  ich  w  przeciwnym  kierunku.  –  Zamilkł,  uśmiechnął 
się i dopił duży kieliszek wina. 

–  Stałem na murze i wszystko widziałem. Cóż to był za 

widok!  Ludzie  kierowali  strażników  to  w  jedną,  to  w  drugą 
stronę, a ojciec z Adele spokojnie szli do warsztatu. 

–  Ocaliliście  ją  –  wyszeptała  Nicole,  patrząc  na  dłonie, 

które złożyła na kolanach. – Jak wam się odwdzięczę? 

–  Zajmij  się  nami  –  odparł  szybko.  –  Przebyliśmy  długą 

drogę. 

–  Co  zechcecie.  Wszystko  co  moje,  jest  wasze.  Musi  pan 

być zmęczony, pewnie chce pan odpocząć. 

–  Chwileczkę!  –  wtrąciła  się  Janie.  –  Nie  dokończyłeś 

swojej opowieści. Co się działo z matką Nicole po tym, jak twój 
ojciec  ją  ocalił?  Dlaczego  opuściliście  Francję?  W  jaki  sposób 
odnalazłeś Nicole? 

–  Co to za kobieta? Nie lubię, kiedy służba się do mnie w 

ten sposób odnosi. Moja żona jest księżną de Levroux. 

–  Rewolucja  zniosła  wszelkie  tytuły  –  powiedziała 

Nicole.  –  W  Ameryce  wszyscy  są  równi,  a  Janie  jest  moją 
przyjaciółką. 

background image

 

257

–  Wielka  szkoda  –  stwierdził,  przyglądając  się  skromnej 

izbie.  Ziewnął  szeroko,  wstał.  –  Czuję  się  zmęczony.  Czy 
znajdzie się tu przyzwoita sypialnia? 

–  O  sypialni  nic  mi  nie  wiadomo,  ale  jest  gdzie  skłonić 

głowę – odezwała się wrogo Janie. – Na strychu śpią bliźnięta i 
my trzy. Są wolne łóżka we młynie. 

–  Bliźnięta? 
Uważnie przyjrzał się sukni Nicole. Jego uwagi nie uszło, że 

suknia  była  uszyta  z  bardzo  dobrej  wełny.  Spojrzeli  sobie  w 
oczy. 

–  W jakim wieku? 
–  Sześć lat. 
–  Nie twoje? 
–  Jestem ich opiekunką. 
Uśmiechnął się. 
–  Dobrze.  Widzę,  że  muszę  się  zadowolić  młynem.  Nie 

lubię, kiedy dzieci wyrywają mnie ze snu. 

Nicole sięgnęła po pelerynę, ale Janie ją zatrzymała. 
–  Idź  do  matki  i  sprawdź,  czy  jej  czegoś  nie  brakuje.  Ja 

się nim zajmę. 

Uśmiechając się z wdzięcznością, Nicole pożegnała Gerarda 

i  poszła  na  górę,  gdzie  spała  jej  matka.  Burza  przycichła,  za 
oknami  wirowały  płatki  śniegu.  Nicole  ujęła  ciepłą  dłoń  i 
przyglądała  się  śpiącej.  Wróciły  wspomnienia:  matka  przed 
wyjściem  na  bal  unosi  ją  i  obie  wirują,  matka  czyta  jej  bajkę, 
buja  na  huśtawce.  Kiedy  Nicole  miała  osiem  lat,  Adele 
zamówiła  dla  nich  dwie  identyczne  sukienki.  Król  powiedział, 
że  za  kilka  lat  będą  jak  siostry  bliźniaczki,  bo  Adele  nigdy  się 
nie zestarzeje. 

–  Nicole  –  odezwała  się  Janie  –  nie  możesz  tu  siedzieć 

całą noc. Twoja matka musi odpocząć. 

–  Nie będę jej przeszkadzać. 
–  Ale  też  i  nie  pomożesz.  Jeśli  się  nie  prześpisz,  jutro 

będziesz zmęczona i do niczego nie będziesz się nadawała. 

background image

 

258

Nicole wiedziała, że Janie ma rację, ale mimo to westchnęła. 

Bała  się,  że  gdy  tylko  przymknie  oczy,  Adele  zniknie. 
Niechętnie wstała, ucałowała śpiącą i zaczęła się rozbierać. 

Godzinę  przed  wschodem  słońca  mieszkańców  małego 

domku  obudził  straszliwy  krzyk,  krzyk  niewypowiedzianego 
przerażenia. Bliźnięta wyskoczyły z łóżek i podbiegły do Janie, 
Nicole rzuciła się do matki. 

–  Mamo,  to  ja,  Nicole.  Nicole!  Twoja  córka.  Mamo,  leż 

spokojnie, jesteś bezpieczna. 

W  rozszerzonych  od  strachu  oczach  było  widać,  że  do 

kobiety  nie  dociera  ani  jedno  słowo.  Choć  Nicole  mówiła  po 
francusku,  słowa  nie  odnosiły  żadnego  skutku.  Adele  nadal  się 
bała,  nadal  krzyczała,  bez  przerwy  krzyczała,  jakby  ją 
rozszarpywano. 

Dzieci  zasłoniły  uszy  i  schroniły  się  w  fałdach  koszuli 

nocnej Janie. 

–  Sprowadź  pana  Gautiera –  krzyknęła Nicole,  trzymając 

za ręce wyszarpującą się kobietę. 

–  Już jestem – odezwał się ze schodów. – Podejrzewałem, 

że tak może się obudzić. Adele! – zawołał ostro. 

A  kiedy  nie  reagowała,  mocno  uderzył  ją  w  twarz.  Krzyki 

natychmiast  ustały,  kobieta  spojrzała  na  niego,  zamrugała, 
potem  z  płaczem  rzuciła  się  w  ramiona  Gerarda.  Chwilę  ją 
przytrzymał i szybko położył do łóżka. 

–  Powinna  zasnąć  na  jakieś  trzy  godziny  –  powiedział, 

wstając i ruszając na dół. 

–  Panie  Gautier!  –  zawołała  za  nim  Nicole.  –  Przecież 

musi  być jakiś sposób! Nie możemy tak po prostu sobie pójść  i 
jej zostawić. 

Odwrócił się i uśmiechnął do dziewczyny. 
–  Tutaj  nic  się  nie  poradzi.  Twoja  matka  całkowicie 

postradała zmysły. 

I  wzruszywszy  ramionami,  jakby  ta  sprawa  niewiele  go 

obchodziła, zszedł po schodach. 

Nicole chwyciła w przelocie szlafrok i pobiegła za nim. 

background image

 

259

–  Jak  pan  może  powiedzieć  coś  takiego  i  spokojnie 

odejść?  Moja  matka  przeżyła  koszmar.  Teraz  potrzebuje 
odpoczynku,  a  kiedy  pozna  otoczenie,  uspokoi  się,  na  pewno 
wyzdrowieje. 

–  Może. 
Do izby weszła Janie, tuż za nią bliźnięta. Na mocy niemego 

porozumienia  wszelkie  dyskusje  odłożono  na  później,  kiedy 
wszyscy  zjedzą  śniadanie  i  dzieci  zostaną  wyekspediowane  z 
domu. 

Janie właśnie zbierała naczynia, gdy Nicole zwróciła się do 

Gerarda. 

–  Proszę mi powiedzieć, co się stało z moją matką, kiedy 

pański ojciec ją ocalił. 

–  Nigdy  już  nie  wróciła  do  siebie  –  odparł.  –  Wszyscy 

podziwiali, że tak dzielnie idzie na śmierć, ale prawda była taka, 
że  już  dawno  straciła  kontakt  z  rzeczywistością.  Bardzo  długo 
siedziała  w  więzieniu,  widziała  jak  jej  przyjaciółki,  jedna  za 
drugą,  są  prowadzone  na  ścięcie.  Przypuszczam,  że  po  jakimś 
czasie  jej  umysł  po  prostu  odmówił  uznania  faktu,  że  i  ją  to 
czeka. 

–  Ale kiedy była już bezpieczna, czy to jej nie uleczyło? 
Gerard uważnie przyglądał się paznokciom u rąk. 
–  Ojciec  nie  powinien  był  jej  ratować  i  brać  do  domu. 

Ściągnął  na  nas  niebezpieczeństwo.  Tamtego  dnia  tłum  stał  po 
jego  stronie,  ale  następnego  ktoś  mógł  donieść  na  nas  do 
komitetu  obywatelskiego.  Znaleźliśmy  się  w  ogromnym 
niebezpieczeństwie.  Moja  matka  płakała  po  nocach.  Krzyki 
Adele  budziły  sąsiadów.  Nic nie  mówili  o  ukrywanej przez nas 
kobiecie,  ale  zastanawialiśmy  się,  kiedy  skusi  ich  nagroda  za 
głowę księżny. 

Popijając  kawę,  którą  podała  mu  Janie,  przez  chwilę 

przyglądał  się  Nicole.  W  świetle  poranka  wyglądała 
prześlicznie:  świeża  cera,  olbrzymie,  lśniące  oczy,  cała 
zamieniona  w  słuch.  Podobało  mu  się,  jak  na  niego  patrzyła:  z 
oczekiwaniem, ciekawością. 

background image

 

260

–  Kiedy  usłyszeliśmy  o  śmierci  księcia  –  podjął  – 

wybrałem  się  do  młyna,  w  którym  się  ukrywał.  Chciałem  się 
dowiedzieć,  czy  ocalał  ktoś  z  rodziny.  Żona  młynarza  była 
rozgniewana,  bo  jej  mąż  zginął  razem  z  księciem.  Dopiero  po 
dłuższym  czasie  udało  mi  się  z  niej  wydobyć  wiadomość  o 
córce  Adele  i  o  tym,  że  wyjechałaś  do  Anglii.  Kiedy  po 
powrocie opowiedziałem rodzicom historię młynarza, bardzo się 
przerazili. Wiedzieliśmy, że musimy się pozbyć Adele z domu. 

Nicole wstała i podeszła do ognia. 
–  Nie mieliście dużego wyboru. Musieliście albo oddać ją 

w  ręce  komitetu,  albo  wywieźć  z  kraju,  oczywiście  pod 
przybranym nazwiskiem. 

Gerard  uśmiechnął  się,  widząc,  jak  szybko  pojęła  ich 

sytuację. 

–  A  jak  najprościej  zmienić  nazwisko?  Pobraliśmy  się  z 

Adele i wyjechaliśmy w podróż poślubną. W Anglii odnalazłem 
pana  Malesona,  który  powiedział,  że  byłaś  pokojówką  jego 
córki  i  że  obie  wyjechałyście  do  Ameryki.  Pan  Maleson  to 
dziwny  człowiek  –  ciągnął.  –  Opowiedział  mi  przedziwną 
historię,  połowy  w  ogóle  nie  zrozumiałem.  Twierdził 
mianowicie,  że  wyszłaś  za  mąż  za  męża  jego  córki.  Jak  to 
możliwe?  Czyżby  tutaj  mężczyzna  mógł  mieć  dwie  żony?  I 
prawo na to pozwala? 

Nim  Nicole  zdążyła  odpowiedzieć,  Janie  prychnęła  z 

pogardą. 

–  W  tej  okolicy  Clayton  Armstrong  jest  jedynym  dawcą 

praw. 

–  Armstrong?  Tak,  właśnie  o  tym  człowieku  mówił 

Maleson.  To  twój  mąż,  prawda?  Dlaczego  go  tu  nie  ma? 
Wyjechał w interesach? 

–  Interesy!  Bodajby  tak  było!  Clay  mieszka  na  drugim 

brzegu rzeki w wielkim, pięknym domu, w którym szarogęsi się 
gruba,  pazerna  snobka,  podczas  gdy  prawowita  małżonka 
mieszka w chacie młynarza. 

–  Janie! – ucięła Nicole. – Dość już powiedziałaś. 

background image

 

261

–  Za  to  ty  za  mało.  Godzisz  się  z  każdym  jego  zdaniem. 

Wiecznie tylko: „Tak, Clay. Proszę, Clay. Co zechcesz, Clay”. 

–  Janie! Dość już tego! Nie zapominaj, że mamy gościa! 
–  Niczego  nie  zapominam  –  sarknęła  i  odwróciła  się  do 

ognia, stając plecami do Nicole i Gerarda. 

Ostatnio na samą myśl o Clayu i o tym, jak traktuje Nicole, 

kipiała  ze  złości.  Nie  wiedziała,  co  ją  bardziej  denerwuje:  czy 
zachowanie  Claya,  czy  spokój,  z  jakim  Nicole  to  znosi.  Janie 
uważała,  że  Clay  nie  jest  godny  Nicole  i  że  Nicole  powinna 
unieważnić  małżeństwo  i  poszukać  sobie  innego  męża.  Ale  na 
samą wzmiankę o tym, Nicole przerywała w pół słowa, mówiąc, 
że ufa Clayowi równie mocno, jak go kocha. 

Zapadło milczenie. Nagle ze strychu rozległ się krzyk. Odbił 

się echem  po  małym  domku,  a kryło  się w nim  tyle strachu,  że 
Janie i Nicole przeszły ciarki po plecach. 

Gerard uniósł się powoli, ze zmęczeniem. 
–  To  nowe  miejsce  tak  ją  przeraziło.  Kiedy  się 

przyzwyczai, ataki będą rzadsze. 

Ruszył w stronę schodów. 
–  Sądzi pan, że kiedyś mnie rozpozna? – spytała Nicole. 
–  Kto  wie?  Przez  pewien  czas  miewała  przebłyski 

świadomości, ale ostatnio ciągle jest przerażona. 

Wzruszył ramionami  i  zniknął  na strychu.  Po  chwili krzyki 

ucichły. 

Nicole  weszła  cicho  na  górę.  Gerard  siedział  na  skraju 

łóżka. Jedną ręką obejmował Adele, która przywarła do niego, z 
przerażeniem rozglądając się po pokoju. Na widok Nicole w jej 
oczach pojawił się błysk paniki, ale nie zaczęła krzyczeć. 

–  Mamo – przemówiła dziewczyna cicho, powoli – jestem 

Nicole,  twoja  córka.  Pamiętasz,  jak  raz  tata  przyniósł  mi 
króliczka? Jak królik wydostał się potem z klatki i nikt nie mógł 
go znaleźć? Przeszukaliśmy cały zamek, ale nigdzie go nie było. 

Adele  wpatrywała  się  w  córkę,  z  jej  oczu  zaczął  znikać 

strach. 

background image

 

262

–  Pamiętasz,  co  wtedy  zrobiłaś?  –  podjęła  Nicole,  biorąc 

matkę  za  rękę.  –  Chciałaś  spłatać  ojcu  figla  i  wypuściłaś  trzy 
króliczyce.  Pamiętasz  te  młode,  które  tato  znalazł  w  swoich 
butach  do  polowania?  Ależ się  wtedy  śmiałaś!  A tato  śmiał  się 
jeszcze  bardziej,  kiedy  znaleziono  kolejne  gniazdo  królików  w 
kufrze  z  twoją  suknią  ślubną.  Pamiętasz,  co  zrobił  dziadek? 
Powiedział, że ty i tato ciągle psocicie, zupełnie jak małe dzieci. 

–  Zrobił  polowanie  –  szepnęła  Adele.  Głos  miała 

schrypnięty od krzyku. 

– Tak – wyszeptała Nicole ze łzami w oczach. 
–  W  tym  samym  tygodniu  przyjechał  król.  On,  dziadek 

piętnastu  żołnierzy,  wszyscy  uzbrojeni  po  zęby,  szukali 
wszędzie królików. Pamiętasz, co było potem? 

–  Przebrałyśmy się za żołnierzy. 
–  Tak,  dałaś  mi  ubrania  jednego  z  kuzynów.  Potem  ty  i 

kilka  innych  pań  ubrałyście  się  w  stroje  żołnierzy.  Pamiętasz 
starą ciotkę królowej? Ależ śmiesznie wyglądała w spodniach! 

–  Tak  –  szepnęła  Adele,  dając  się  porwać  opowieści.  –A 

na kolację była ryba. 

–  Tak  –  uśmiechnęła  się  Nicole.  –  Wyłapałyśmy 

wszystkie  króliki  i  wypuściłyśmy  je  na  pola.  A  żeby  ukarać 
mężczyzn,  że  tacy  słabi  z  nich  żołnierze,  kazałaś  podać  na 
kolację wyłącznie rybę. A pamiętasz ten pasztet z łososia? 

–  Kucharz ulepił z niego  małe króliczki, setki króliczków 

– odparła Adele. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. 

Nicole czekała, z policzkami mokrymi od łez. 
–  Nicole!  –  powiedziała  ostro  matka.  –  A  co  ty  masz  na 

sobie?  Tyle  razy  ci  powtarzałam,  że  prawdziwa  dama  nie  nosi 
wełny.  To  zbyt  pospolite,  prostackie.  Jeśli  ktoś  lubi  wełnę, 
powinien zostać pasterzem. Idź i włóż jedwabną suknię, materię, 
która pochodzi od motyli, a nie z tych obrzydliwych, wstrętnych 
owiec. 

–  Tak, mamo – posłusznie zgodziła się córka, całując ją w 

policzek. – Zjadłabyś coś? Przynieść ci śniadanie? 

background image

 

263

Adele  oparła się  o  ścianę.  Nawet  nie  zauważyła,  że Gerard 

cofnął ramię. 

–  Przyślij  coś  lekkiego.  Niech  podadzą  na  biało-

niebieskiej  zastawie  z  Limoges.  Po  śniadaniu  odpocznę,  potem 
przyślij  kucharza,  zaplanujemy  posiłki  na  najbliższy  tydzień. 
Królowa  ma  nas  odwiedzić  i  chcę,  żeby  przygotował  coś 
wyjątkowego.  Aha,  i  jeśli  przyjadą  ci  włoscy  aktorzy,  każ  mi 
poczekać,  później  z  nimi  porozmawiam.  I  ogrodnik!  Muszę  z 
nim  zamienić  słowo.  Chodzi  o  róże.  Tyle  mam  do  zrobienia,  a 
jestem taka zmęczona. Jak sądzisz, Nicole,  mogłabyś mi dzisiaj 
trochę pomóc? 

–  Oczywiście,  mamo.  Odpocznij,  a  ja  sama  przyniosę  ci 

coś do jedzenia. I osobiście porozmawiam z ogrodnikiem. 

–  Działasz  na  nią  uspokajająco  –  powiedział  Gerard, 

schodząc za Nicole. – Od dawna nie widziałem jej tak pogodnej. 

Nicole  kręciło  się  w  głowie,  kiedy  spokojnie  szła  przez 

pokój.  Jej  matka  wierzy,  że  ciągle  żyje  w  pałacu,  otoczona 
służbą,  która  nie  ma  innych  zajęć,  tylko  pomóc  jej  się  ubrać. 
Nicole  była  na  tyle  młoda,  że  potrafiła  się  dostosować  do 
twardego, bezwzględnego świata, gdzie nikt jej nie rozpieszczał, 
ale wątpiła by matce to się udało. 

Wolno  zdjęła  ze  ściany  niewielką  patelnię  i  zaczęła  wbijać 

jajka na omlet. 

–  Clay  –  pomyślała,  wierzchem  dłoni  ocierając  łzy  –  jak 

mogę teraz z tobą uciekać? 

Teraz ma pod swoją opieką matkę, która jej potrzebuje. Jest 

też  potrzebna  Janie.  I  bliźniętom.  Odpowiada  za  Izaaka.  Teraz 
doszli  jeszcze  Gerard  i  Adele.  Nie  ma  prawa  użalać  się  nad 
sobą. Powinna dziękować losowi, że nie jest zupełnie sama. 

Z  góry  dobiegło  stukanie,  to  Adele  niecierpliwiła  się,  że 

musi  tak  długo  czekać  na  posiłek.  Nagle  drzwi  wejściowe 
szeroko  się  otworzyły,  do  izby  wpadł  powiew  zimnego 
powietrza. 

background image

 

264

–  Przepraszam,  Nicole  –  odezwał  się  Izaak  –  nie 

wiedziałem,  że  masz  gości.  Ale  przyjechał  człowiek  z  nowym 
sitem. Chce, żebyś na nie zerknęła. 

–  Przyjdę tam, kiedy tylko skończę. 
–  Mówi,  że  się  spieszy.  Zanosi  się  na  śnieżycę  i  chce 

zdążyć wrócić do Backesów. 

Stukanie Adele przybrało na sile. 
–  Nicole!  –  zawołała  głośno.  –  Gdzie  moja  pokojówka? 

Co ze śniadaniem? 

Nicole  pospiesznie  ustawiła  jedzenie  na  tacy  i  w  biegu 

minęła Izaaka. 

Adele  popatrzyła  na  zwykłą,  wiklinową  tacę,  brązowe, 

gliniane  talerze,  gorący  omlet.  Wzięła  w  dwa  palce  chrupiący 
chleb. 

–  A  to  co?  Chleb?  Jedzenie  wieśniaków?  Ja  muszę  mieć 

rogaliki! 

I nim Nicole zdążyła cokolwiek powiedzieć, wrzuciła chleb 

w omlet. 

–  Ten  kucharz  mnie  obraża!  Odnieś  to  z  powrotem  i 

powiedz  mu,  żeby  nigdy  więcej  nie  ośmielił  się  mi  czegoś 
takiego przysłać! 

Wzięła  dzbanek  z  herbatą  i  wylała  ją  na  jedzenie.  Herbata 

przez gałązki wikliny skapywała na pościel. 

Patrząc  na  ten  bałagan,  Nicole  nagle  poczuła  ogromne 

zmęczenie.  Narzutę  trzeba  uprać  –  i  to  w  ręku.  Śniadanie  od 
nowa przygotować. Potem będzie musiała jakoś namówić matkę 
do zjedzenia tego, co jej się poda, i to tak, by nie dostała znowu 
ataku. A do tego Izaak potrzebował jej we młynie. 

Zniosła na dół ociekającą herbatą tacę. 
–  Nicole!  –  Janie  wpadła  do  izby,  o  mało  nie  zwalając  z 

nóg  Izaaka.  –  Dzieci  zniknęły!  Powiedziały  Luke'owi,  że 
uciekają, bo w ich domu mieszka jakaś zwariowana pani. 

–  To dlaczego ich nie zatrzymał? 
Nicole  gwałtownie  odstawiła  tacę  na  stół.  Na  górze  Adele 

już stukała niecierpliwie w podłogę. 

background image

 

265

–  Myślał,  że  żartują,  bo  tu  przecież  nie  mieszka 

zwariowana dama. 

Nicole uniosła bezradnie ręce. 
–  Izaak,  weź  jeszcze  kogoś  i  pójdźcie  ich  poszukać.  Jest 

za zimno, żeby same chodziły po lesie. Zechce pan przygotować 
mojej matce coś do jedzenia? – zwróciła się do Gerarda. 

Uniósł brwi. 
–  Nie zajmuję się kobiecymi robotami. 
–  Słuchaj no... – zaczęła groźnie Janie. 
–  Janie!  –  przywołała  ją do  porządku Nicole.  – Dzieci  są 

teraz ważniejsze. Zaniosę jej na górę chleb i ser. Będzie musiała 
się tym zadowolić. Proszę cię – dodała, widząc spojrzenie, jakim 
Janie  mierzyła  Gerarda.  –  Potrzebuję  pomocy.  Proszę,  nie 
utrudniaj jeszcze sytuacji. 

Janie  i  Izaak  wyszli  z  domu,  Nicole  zajęła  się  wkładaniem 

chleba  i  sera  do  koszyka.  Stukanie  Adele  przybierało  na  sile, 
toteż młoda kobieta nie zdawała sobie sprawy, że Gerard, oparty 
nonszalancko o szafę, bacznie jej się przygląda. 

Miała  wyrzuty  sumienia,  bo  niemal  rzuciła  matce  jedzenie 

na kolana,  a  Adele popatrzyła  na  nią  z  bólem.  Nicole  czuła  się 
winna,  że  tak  ją  zostawia,  ale  musiała  iść  na  poszukiwanie 
dzieci.  Wybiegła  z  domu  i  zaczęła  nawoływać.  W  tej  samej 
chwili na drugim końcu podwórka dostrzegła dwie małe figurki, 
które pędziły ku niej z wyciągniętymi ramionami. 

  

17 

 

Nicole  odwróciła  się  od  paleniska  i  podchodząc  do  stołu 

zerknęła  na  zegar,  który  stał  na  szafce  przy  drzwiach.  Za 
dziesięć  minut  powinna  wyrobić  drożdżowe  ciasto  na  bułkę. 
Dzieci  bawiły  się  spokojnie  w  drugiej  części  izby:  Alex 
drewnianymi  figurkami  zwierząt,  Mandy  lalką  z  porcelanową 
buzią. Lalka odgrywała rolę żony farmera. 

background image

 

266

–  Nicole  –  spytał  Alex  –  czy  po  śniadaniu  będziemy 

mogli wyjść? 

–  Mam  nadzieję,  że  tak  –  westchnęła.  –  Może  przestanie 

padać  i  udałoby  wam  się  namówić  Izaaka,  żeby  pomógł  wam 
lepić bałwana. 

Dzieci uśmiechnęły się radośnie i znowu zajęły się zabawą. 
Otworzyły  się  drzwi,  do  izby  wtargnął  podmuch  mroźnego 

powietrza. 

–  Co  za  mróz!  Nie  pamiętam  równie  zimnego  marca  – 

powiedziała  Janie,  grzejąc  dłonie  nad  ogniem.  –  Wątpię,  czy 
wiosna kiedykolwiek nadejdzie. 

–  Ja też – szepnęła Nicole. 
Zacisnęła  rękę  i  pięścią  uderzyła  gwałtownie  w  wyrośnięte 

ciasto. 

Wiosna! – myślała. Wiosną ona i Clay mieli uciec. 
Janie  mówiła,  że  nigdy  jeszcze  nie widziała w  Wirginii  tak 

zimnej  i  mokrej  zimy.  Ciągle  padał  śnieg  i  wszyscy  czworo 
dorosłych  i  dwójka  dzieci  –  gnieździli  się  w  małym  domku. 
Minął już miesiąc od przybyciu Gerarda i Adele, a ona tylko raz 
widziała  się  z  Clayem.  Wyglądał  na  zgnębionego,  czymś 
wyraźnie się martwił, 

–  Jaki  miły  poranek  –  odezwał  się  Gerard,  schodząc  na 

dół. 

Młyn  na długo  mu  nie wystarczył,  bardzo  szybko przeniósł 

się do mieszkania i teraz razem z Adele spał na strychu, w łóżku 
bliźniąt.  Dzieci  nocowały  na  materacach,  które  co  wieczór 
rozkładano dla nich  na dole. Janie  i Nicole zostały  na górze, za 
zasłoną, która oddzielała je od małżeństwa. 

–  Ładny  mi  poranek!  –  sarknęła  Janie.  –  Dochodzi 

południe! 

Gerard jak zwykle nie zwrócił na nią uwagi. Oboje pałali do 

siebie gorącą nienawiścią. 

–  Nicole  –  odezwał  się  prosząco  –  czy  mogłabyś  coś 

poradzić na te poranne hałasy? 

background image

 

267

Nicole  milczała,  zbyt  zmęczona  gotowaniem  i  bezustanną 

krzątaniną, żeby cokolwiek powiedzieć. 

–  No  i  pobrudziły  się  mankiety  przy  moim  lawendowym 

surducie.  Mam  nadzieję,  że  uda  ci  się  je  wyczyścić  -  ciągnął, 
wyciągając rękę i spoglądając z troską na rękawy. 

Miał  na  sobie  niebieski,  dopasowany  w  pasie  i  obszyty 

szeroką,  czarną  taśmą  surdut  do  kolan,  który  rozchylał  się 
ukazując  szczupłe  nogi  odziane  w  pumpy,  ściągnięte  pod 
kolanami,  jedwabne  pończochy  i  miękkie  pantofle.  Na  białą, 
jedwabną  koszulę  włożył  żółtą,  satynową  kamizelkę  haftowaną 
w  jasnoniebieskie  gwiazdy.  Dzieło  wieńczył  zielony  fular 
zawiązany  pod  szyją.  Gerard  był  przerażony,  kiedy  odkrył,  że 
Nicole nie wie,  iż zielony  fular świadczy o jego  przynależności 
do francuskiej szlachty. 

–  Te drobiazgi odróżniają nas od motłochu – stwierdził. 
Ze  strychu  dobiegło  stukanie.  Nicole  zerknęła  do  góry. 

Adele obudziła się wcześniej niż zwykle. 

–  Pójdę do niej – odezwała się Janie. 
–  Wiesz,  że  jeszcze  do  ciebie  nie  przywykła  – 

uśmiechnęła się Nicole. 

–  Czy ona zaraz zacznie krzyczeć? – zaniepokoił się Alex. 
–  Możemy wyjść? – spytała Mandy. 
–  Nie i nie – odparła Nicole. – Wyjdziecie później 
Chwyciła  tacę,  nalała  do  szklanki  słodkiego  jabłecznika  i 

zaniosła go na górę. 

–  Dzień  dobry,  kochanie  –  przywitała  ją  matka  –  Nie 

wyglądasz dziś najlepiej. Czyżbyś źle się czuła? 

Jak  zwykle  mówiła  po  francusku,  nie  dała  się  Nicole 

namówić do używania angielskiego, który znała dość dobrze. 

–  Jestem trochę zmęczona, to wszystko. 
Adele uśmiechnęła się figlarnie. 
–  Ten niemiecki hrabia tak cię zmęczył? Tańczyliście całą 

noc. 

Nie  miało  sensu  tłumaczyć,  więc  Nicole  tylko  przytaknęła. 

Jeśli  matka  choć  na  chwilę  odzyskiwała  przytomność, 

background image

 

268

natychmiast  zaczynała  krzyczeć  i  trzeba  było  ją  uspokajać 
silnymi  lekami.    Czasem  przechodziła od histerii  do pozornego 
spokoju.  Opowiadała  wtedy  o  mordach  i  śmierci,  o  dniach 
spędzonych  w  więzieniu,  o  przyjaciółkach,  które  wychodziły  z 
celi  i  nigdy  nie  wracały.  Te  chwile  były  dla  Nicole  najgorsze, 
zbyt  wiele  z  tych  kobiet  kiedyś  znała.  Pamiętała  te  rozkoszne, 
frywolne damy  przez całe życie otoczone  luksusem.  Na  myśl o 
tym, jak szły na śmierć, z trudem powstrzymywała się od łez. 

Z izby dobiegł czyjś głos. 
Wesley!  –  pomyślała  z  radością.  Niespokojnie  zerknęła  na 

matkę,  ale  ta  oparła  się  o  poduszkę  i  przymknęła  oczy.  Co 
prawda Adele rzadko wychodziła z łóżka, ale czasem żądała, by 
spędzić z nią wiele godzin. 

Jak  zwykle  z  lekkim  poczuciem  winy,  Nicole  opuściła 

matkę i zeszła na dół przywitać gościa. Nie widziała Wesleya od 
ponad  trzech  miesięcy  –  od  owej  koszmarnej  kolacji 
świątecznej. 

Był  pogrążony  w  rozmowie  z  Janie,  Nicole  odgadła,  że 

przyjaciółka opowiadała mu o Gerardzie i Adele. 

–  Wesley! – zawołała. – Jak miło znowu cię zobaczyć! 
Odwrócił  się  do  niej  z  szerokim  uśmiechem,  ale  uśmiech 

natychmiast znikł. 

–  Wielkie  nieba, Nicole! Co się z tobą stało! Schudłaś ze 

dwadzieścia funtów, i wyglądasz, jakbyś nie spała od stu lat. 

–  Bo i tak jest – skomentowała z rozdrażnieniem Janie. 
Przyjrzawszy się kobietom, Wes stwierdził, że obie są w nie 

najlepszej formie. Rumieńce zniknęły z policzków Janie. Z tyłu 
stał  jakiś  drobny  mężczyzna,  który  z  wyrazem  niesmaku 
przyglądał się dzieciom. 

–  Alex,  Mandy,  macie  jakieś  ciepłe  buty  i  płaszcze? 

Nicole, Janie, ubierajcie się, wychodzimy na spacer. 

–  Wes  –  zaczęła  Nicole  –  naprawdę  nie  mogę.  Muszę 

upiec  chleb,  a  moja  matka...  –  urwała.  –  Tak,  chętnie  się 
wybiorę na spacer. 

background image

 

269

Pobiegła  na górę  po  nową pelerynę,  którą  zamówił  dla  niej 

Clay, przegrawszy zakład  na przyjęciu u Backesów. Wykonano 
ją z  mięsistego  ciemnobrązowego  kamletu,  mieszanki  moheru  i 
jedwabiu.  Brzegi  peleryny,  jak  i  wnętrze  kaptura  obszyto 
czarnym, lśniącym futrem z norek. 

Nicole  zarzuciła  ją  na  ramiona  i  wybiegła  na  śnieg. 

Zaciągnęła  się  świeżym,  czystym  powietrzem.  Płatki  śniegu 
osiadały  na  rzęsach.  Nicole  włożyła  kaptur,  ciemne  futro 
obramowało jej twarz. 

–  Co tu się dzieje? – spytał Wes. 
Odciągnąwszy  Nicole  na  stronę,  przyglądał  się,  jak  Janie, 

bliźnięta i Izaak bez przekonania bawią się w śnieżki. 

–  Sądziłem,  że  po  przyjęciu  u  Backesów  i  tym  porwaniu 

między tobą i Clayem wszystko będzie już dobrze. 

–  Bo i będzie – odparła pewnie. – To tylko kwestia czasu. 
–  Czuję w tym rękę Bianki. 
–  Proszę,  nie  rozmawiajmy  o  tym.  Co  słychać  u  ciebie  i 

Travisa? 

–  Nudy  na pudy. Mamy  już siebie serdecznie dość Travis 

wiosną wybiera się do Anglii, żeby sobie znaleźć żonę. 

–  Aż  do  Anglii?  Przecież  w  okolicy  jest  mnóstwo 

ślicznych kobiet. 

Wes wzruszył ramionami. 
–  Też mu to mówiłem, ale zdaje się, że go rozpuściłaś. Ja 

tam poczekam na ciebie, jeśli Clay szybko nie zmądrzeje, to mu 
cię ukradnę. 

–  Proszę,  nie  mów  tak  –  wyszeptała.  –  Chyba  jestem 

przesądna. 

–  Nicole, coś się nie układa, tak? 
Łzy napłynęły jej do oczu. 
–  Jestem  taka  zmęczona  i...  Nie  widziałam  Claya  już  od 

tygodni.  Nie  wiem,  co  się  u  niego  dzieje.  Tak  się  boję,  że  się 
zakochał w Biance i nie chce mi tego powiedzieć. 

Wes  uśmiechnął  się  i  objął  ją  ramieniem,  mocno 

przytulając. 

background image

 

270

–  Za dużo masz na głowie, zbyt wiele na ciebie spadło. A 

ostatnią  rzeczą,  którą  możesz  się  przejmować,  to  to,  że  Clay 
ciebie  nie kocha.  Kto  by  pokochał  taką  jędzę  jak  Bianka? Clay 
musi  mieć  jakieś  powody,  żeby  ją  nadal  trzymać  w  Arundel 
Hall,  a  ciebie  tutaj.  -  Umilkł.  –  Przypuszczam,  że  chodzi  mu  o 
twoje bezpieczeństwo, nic innego nie utrzymałoby go z dala od 
ciebie. 

Z uśmiechem skinęła głową. 
–  Mówił ci? 
–  Trochę,  ale  niewiele.  Chodź,  pomożemy  im  lepić 

bałwana,  a  jeszcze  lepiej  ulepimy  swojego  i  zobaczymy,  czyj 
będzie lepszy. 

–  Dobrze. 
Uśmiechnęła  się  i  wysunęła  mu  się  z  objęć.  Otarła  łzy 

wierzchem dłoni. 

–  Zachowuję się jak dziecko. 
Ucałował ją w czoło. 
–  Prawdziwy  dzieciuch.  Szybko,  bo  zużyją  nam  cały 

śnieg! 

Zatrzymali się, słysząc wołanie znad rzeki. 
–  Jest tam kto? 
Odwrócili  się  i  ruszyli  w  stronę  śluzy.  W  ich  kierunku 

zmierzał  krępy  mężczyzna  w  średnim  wieku,  ze  świeżą  blizną 
na  policzku.  Był  w  stroju  marynarza,  przez  ramię  miał 
przerzucony tornister. 

–  Pani Armstrong? – spytał, zatrzymując się przed Nicole. 

–  Pamięta  mnie  pani?  Jestem  doktor  Donaldson  z  „Prince 
Nelson”. 

Twarz  wydała  jej  się  znajoma,  ale  nie  mogła  sobie 

przypomnieć, gdzie ją widziała. 

Mężczyzna  się  uśmiechnął.  W  kącikach  oczu  pojawiły  się 

zmarszczki. 

–  Przyznaję,  że  spotkaliśmy  się  w  niezbyt  przyjemnych 

okolicznościach, ale widzę, że wszystko dobrze się skończyło. 

Wyciągnął rękę do Wesleya. 

background image

 

271

–  Pan Armstrong, nieprawdaż? 
–  Nie – odparł Wes, ściskając rękę lekarza. – Jestem jego 

sąsiadem, nazywam się Wesley Stanford. 

–  A  więc tak.  To  znaczy,  że  jednak  mogę  być potrzebny. 

Miałem nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży. Ta młoda dama 
jest taka ładna i dobra. 

–  Lekarz ze statku! – poznała wreszcie Nicole. – Świadek 

ślubu! 

–  Tak – odparł z uśmiechem. – Kiedy wróciłem do Anglii, 

dostałem  wiadomość,  że  mam  jak  najszybciej  wrócić  do 
Wirginii, jako że tylko ja mogę zaświadczyć, że zmuszono panią 
do  małżeństwa.  Czym  prędzej  wyruszyłem  do  Ameryki  i 
zostałem  skierowany  do  młyna.  Nie  rozumiałem,  o  co  chodzi. 
Plantacja  Armstrongów  gdzie  indziej,  pani  gdzie  indziej. 
Zaryzykowałem i najpierw wstąpiłem tutaj. 

–  Tak  się  cieszę.  Może  pan  zgłodniał?  Zrobię  panu 

jajecznicę, mamy szynkę, bekon i fasolę. 

–  Nie każę się prosić. 
Potem,  kiedy  wszyscy  troje  siedzieli  przy  stole,  lekarz 

opowiadał  im  swoje  dalsze  losy.  Kapitan  „Prince  Nelson”  i 
bosman Frank zginęli. Utonęli w drodze powrotnej do Anglii. 

–  Po tym,  co  pani  zrobili,  nie chciałem  już więcej  z nimi 

pływać.  Może  powinienem  był  ich  powstrzymać,  ale  wtedy 
pewnie  znaleźliby  innego  świadka.  Zresztą  wiedziałem,  że 
małżeństwo  da  się  unieważnić,  a  ja  byłbym  odpowiednim 
świadkiem, gdyby pani kiedykolwiek się na to decydowała. 

–  W  takim  razie  dlaczego  pan  tak  szybko  wrócił  do 

Anglii? – spytał Wes. 

–  Nie  miałem  wyboru  –  uśmiechnął  się  lekarz.  –  Po 

przyjeździe  poszliśmy  do  tawerny  świętować  szczęśliwy 
powrót.  Następnego  dnia obudziłem  się  na statku  z potwornym 
bólem głowy. Dopiero po trzech dniach z grubsza doszedłem do 
siebie. 

Jego  opowieść  przerwało  głośne  stukanie.  Nicole  zerwała 

się na nogi. 

background image

 

272

–  Moja matka! Zapomniałam o jej śniadaniu. Przepraszam 

na chwilę. 

Nicole  zręcznie  wylała  jajko  na  gorącą  wodę,  potem 

ostrożnie ułożyła  je  na  kromce  świeżej  bułki  i ustawiła  na tacy 
obok  talerzyka  z  szarlotką  i  kubka  z  gorącą  kawą  z  mlekiem. 
Wzięła tacę i pospiesznie wbiegła na górę. 

–  Posiedź za mną chwilę – prosiła Adele. – Taka tu jestem 

samotna. 

–  Na  dole  czeka  na  mnie  gość,  ale  przyjdę  do  ciebie 

później i pogawędzimy. 

–  Co to za gość? Jakiś mężczyzna? 
–  Tak. 
–  Mam  nadzieję,  że  to  nie  żaden  z  tych  okropnych 

rosyjskich książąt – westchnęła Adele. 

–  Nie, to Amerykanin. 
–  Amerykanin!  Nadzwyczajne!  Tak  niewielu  z  nich  jest 

godnych miana prawdziwego dżentelmena. W żadnym razie nie 
pozwól,  aby  używał  w  twojej  obecności  wulgarnego  języka.  I 
przypatrz się, jak chodzi. Prawdziwego dżentelmena poznaje się 
po  chodzie.  Twój  ojciec  nawet  w  łachmanach  wyglądałby  jak 
książę! 

–  Tak, mamo – odparła posłusznie Nicole i zeszła na dół. 
Jak  mało  rady  matki  przystawały  do  jej  obecnego  życia. 

Gdzież  jej  teraz  w  głowie  sprawdzanie,  czy  ktoś  jest 
dżentelmenem, czy nie! 

–  Wesley  mówi,  że  pan  Armstrong  mieszka  po  drugiej 

stronie rzeki. Czyli pani małżeństwo nie jest udane? 

–  Rzeczywiście, nie było łatwe, ale nie tracę nadziei. 
Usiłowała się uśmiechnąć, ale nie zdawała sobie sprawy, że 

jej twarz zdradza  każdą  jej  myśl,  a głębokie cienie pod oczami 
świadczą nie tyle o nadziei, co o zmęczeniu i... rozpaczy. 

–  Dobrze się pani ostatnio odżywiała, młoda damo? spytał 

doktor Donaldson, marszcząc brwi. – Ile pani sypia? 

–  Nicole  przygarnia  ludzi  tak,  jak  niektórzy  przygarniają 

kocięta – odparł Wesley, nim zdążyła zaprotestować. – Ostatnio 

background image

 

273

przyjęła pod swój dach następnych dwoje. Opiekuje się dziećmi 
zmarłego  brata  Claya,  choć  i  to  nie  ona  powinna  się  nimi 
zajmować, teraz doszła jej matka, która wymaga obsługi godnej 
królowej i mąż matki, który uważa siebie za króla Francji. 

–  Z  tego,  co  mówisz,  można  by  pomyśleć,  że  jestem 

prawdziwą  męczennicą  –  roześmiała  się  Nicole.  -A  tymczasem 
prawda  jest  taka,  panie  doktorze,  że  wszystkich  ich  bardzo 
kocham i nikogo bym nie oddała. 

–  Nic  takiego  nie  twierdziłem  –  bronił  się  Wes.  – 

Uważam tylko, że powinnaś mieszkać po drugiej stronie rzeki,  i 
że to Maggie powinna gotować posiłki, nie ty. 

Doktor  Donaldson  wyciągnął  z  kieszeni  fajkę  i  wygodniej 

usadowił  się  na  krześle.  Nie  ułożyło  się  tej  biednej 
Francuzeczce.  Ten  młodzieniec,  Wes,  miał  rację,  twierdząc,  że 
zasługiwała  na  lepszy  los.  Wszyscy  ją  wykorzystują, 
dziewczyna  zaharowuje  się  na  śmierć.  Początkowo  lekarz 
zamierzał pojechać na północ, do Bostonu, ale teraz postanowił, 
że zatrzyma się w Wirginii na kilka miesięcy. Czuł się poniekąd 
współodpowiedzialny  za  ów  nieszczęsny  związek.  Teraz  musi 
być w pobliżu, w razie, gdyby Nicole go potrzebowała. 

 
Nicole  zrzuciła  kaptur  i  wystawiła  twarz  na  powiew 

lekkiego wiatru.  Płynęła  łódką.  Ziemię  nadal przykrywał  śnieg. 
Na drzewach nie było jeszcze pąków, ale w powietrzu unosił się 
już  zapach  wiosny.  Minęły  dwa  tygodnie  od  pierwszej  wizyty 
lekarza.  Uśmiechnęła  się  na  wspomnienie  jego  obietnicy,  że 
będzie  w  pobliżu,  w  razie  gdyby  go  potrzebowała.  A  po  cóż 
miałaby  go  potrzebować?  Tak  bardzo  chciała  mu  powiedzieć, 
powiedzieć  wszystkim  jej  bliskim,  że  już  wkrótce  ona  i  Clay 
opuszczą Wirginię. 

Od  miesięcy  snuła plany.  Oczywiście dzieci  i Janie wyjadą 

razem  z  nią.  Ze  smutkiem  myślała  o  rozstaniu  z  matką,  ale 
przecież Gerard z nią zostanie, a kiedy ona i Clay będą już mieć 
dom, sprowadzą Adele do siebie. Izaak poradzi sobie z młynem, 
część  pieniędzy  będzie  oddawał  Gerardowi  i  Adele,  resztę 

background image

 

274

będzie  mógł zachować dla siebie.  Kiedy  Adele dołączy do nich 
na  zachodzie,  Izaak  dostanie  młyn.  Lukę  pomoże  mu  nim 
zarządzać. 

O, tak, wszystko będzie doskonale. 
Wczoraj  Clay  przesłał  jej  list,  w  którym  prosił,  żeby  dziś 

rano spotkała się z nim na ich polanie. Przez całą noc prawie nie 
zmrużyła  oka.  Marzyła  o  spotkaniu  z  Clayem,  o  tym  jak 
przystąpią do realizacji swoich zamierzeń. 

Zaciągnęła  się  czystym,  chłodnym  powietrzem.  Poczuła 

zapach  dymu.  Clay  już  na  nią  czekał.  Rzuciła  linę  w  krzaki, 
zeszła na brzeg i przywiązała łódkę. 

Pobiegła  niewidoczną  ścieżką.  Jak  sobie  wymarzyła,  Clay 

stał  z  wyciągniętymi  ramionami.  W  kilku  susach  przemierzyła 
dzielącą  ich  odległość  i  rzuciła  mu  się  w  objęcia.  Był  taki 
wysoki,  silny,  a  jego  pierś  taka  mocna.  Przytulił  Nicole  do 
siebie,  tak,  że  musiała  wstrzymać  oddech.  Ale  po  co  jej 
powietrze?  Jedyne,  czego  pragnęła,  to  stopić  się  z  Clayem  w 
jedno,  stać  się  jego  częścią.  Chciała  zapomnieć  o  sobie  i  żyć 
tylko z nim. 

Ujął  Nicole  pod  brodę  i  spojrzał  na  nią.  W  jego  oczach 

widziała  głód,  pragnienie,  żądzę.  Przeszedł  ją  ogień.  Jakże  za 
tym tęskniła! Wyciągnęła się i zębami chwyciła Claya za wargę. 
Z jej gardła dobył się stłumiony dźwięk, ni to jęk, ni to śmiech. 

Clay dotknął językiem kącika jej ust. Zaledwie muśnięcie. 
Nicole poczuła, jak uginają się pod nią kolana. 
Clay  roześmiał  się,  wziął  ją  w  ramiona  i  oboje  zniknęli  w 

przyjaznej, ciemnej piwniczce. 

Rzucili  się  na  siebie,  wygłodniali,  spragnieni,  niecierpliwi. 

W  obojgu  płonął  ten  sam  ogień,  żądając,  by  go  natychmiast 
uwolnić.  W  kilka  sekund  pozbyli  się  ubrań,  rzucając  je 
bezładnie na ziemię. 

Połączywszy  się,  nie  potrzebowali  żadnych  słów,  mówiły 

ich  ciała,  ich  skóra.  Bez  reszty  poddali  się  namiętności.  Nicole 
wyprężyła  się,  pod  zamkniętymi  powiekami  widziała  blask.  A 
kiedy ciało przeszło znajome drżenie, uśmiechnęła się. 

background image

 

275

–  Clay – wyszeptała. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. 
Trzymał ją mocno w ramionach. Przy uchu czuła jego lekki, 

delikatny oddech. 

–  Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. 
W jego głosie brzmiał smutek. 
Odsunęła się, a potem ułożyła tak, by jej głowa spoczywała 

mu na ramieniu. 

–  Dzisiaj pierwszy raz poczułam w powietrzu wiosnę. Tak 

długo  na  nią  czekałam,  że  wydawało  się,  że  już  nigdy  nie 
nadejdzie. 

Clay  sięgnął  po  pelerynę  Nicole  i  oboje  ich  przykrył.  Na 

gołej skórze poczuli dotyk futra z norek. 

Nicole  uśmiechnęła  się  z  rozkoszą  i  potarła  udem  o  nogę 

Claya.  Miała  wrażenie,  że  trafiła  do  nieba  –  leżeli  w  swoich 
ramionach, sami, zaspokojeni, ich ciała pieścił dotyk miękkiego 
futra. 

–  Jak się czuje twoja matka? – spytał Clay. 
–  Nie krzyczy  już tak często jak przedtem. Cieszę się,  bo 

dzieci strasznie się tego bały. 

–  Nicole,  tyle  razy  powtarzałem,  żebyś  odesłała  je  do 

mnie. Przecież u ciebie nie ma dla nich miejsca. 

–  Proszę, pozwól im zostać. 
Przytulił ją mocniej. 
–  Wiesz  doskonale,  że  nie  chcę  ci  ich  odebrać.  Ale  jest 

was tam za dużo, a ty masz zbyt wiele na głowie. 

Ucałowała go w ramię. 
–  Miło, że tak się o mnie troszczysz, ale z bliźniętami nie 

mam najmniejszych problemów. Za to gdybyś zaproponował, że 
zabierzesz  Janie  i  Gerarda,  o,  nad  tym  mogłabym  się 
zastanowić. 

–  Czyżby Janie przysparzała ci kłopotów? 
–  Nie,  właściwie  nie.  Ona  i  Gerard  się  nie  znoszą,  toteż 

nieustannie  wzajemnie  sobie  dogryzają.  Po  prostu  zmęczyło 
mnie wysłuchiwanie tego, to wszystko. 

background image

 

276

–  Jeśli  Janie  kogoś  nie  znosi,  to  zwykle  ma  po  temu 

powody. Właściwie nic nie wiem o twoim ojczymie. 

–  Moim ojczymie – uśmiechnęła się Nicole. – To dziwne 

myśleć o Gerardzie jako o następcy mojego ojca. 

–  Powiedz mi, co się u ciebie dzieje. Tak mało wiem. 
Znowu się uśmiechnęła, czując jak otacza ją jego miłość. 
–  Gerard  ma  obsesję  na  punkcie  przynależności  do 

francuskiej  arystokracji.  Zabawne,  jeśli  wziąć  pod  uwagę,  ilu 
ludzi we Francji chciałoby należeć do plebsu. 

–  Z  tego,  co  słyszałem,  jego  pobyt  u  ciebie  to  nic 

zabawnego. Chyba wiesz, że gdybyś czegokolwiek... 

Położyła mu palec na ustach. 
–  Tylko ciebie potrzebuję.  Czasem,  kiedy robi  się szum  i 

wszyscy  ciągle  czegoś  ode  mnie  żądają,  staję  i  myślę  o  tobie. 
Dziś,  gdy  po  przebudzeniu  poczułam  w  powietrzu  wiosnę, 
byłam taka podniecona. Sądzisz, że na zachodzie pogoda będzie 
taka  sama  jak  tu?  I  czy  naprawdę  potrafiłbyś  zbudować  dom? 
Jak  myślisz,  kiedy  będziemy  mogli  wyjechać?  Już  dawno 
chciałam  zacząć się pakować,  ale wydawało  mi się,  że na razie 
lepiej nie wtajemniczać Janie w nasze plany. 

Umilkła.  Clay  nie  odpowiadał.  Uniosła  się  na  łokciu  i 

bacznie przyjrzała się mężowi. 

–  Clay, czy wszystko jest w porządku? 
–  Jak  najbardziej  –  odparł  głucho.  –  A  przynajmniej 

będzie. 

–  Nie rozumiem. Coś musiało się stać. Czuję to. 
–  Nie,  a  przynajmniej  nic  poważnego.  Nic  nie  stanie  na 

przeszkodzie naszym planom. 

Zmarszczyła brwi. 
–  Clay,  znam  cię dobrze  i  widzę,  że  masz  jakieś kłopoty. 

Ani  słowem  nie  wspomniałeś  o  Biance,  choć  ja  cię  zanudzam 
swoimi problemami. 

–  Nie potrafiłabyś zanudzać nikogo swoimi problemami – 

odparł z lekkim uśmiechem. – Jesteś taka dobra, taka kochająca, 
zawsze gotowa wybaczyć. Ludzie cię wykorzystują. 

background image

 

277

–  Wykorzystują? Mnie? Ależ nikt mnie nie wykorzystuje! 
–  A  ja!  A  bliźnięta?  Twoja  matka,  jej  mąż,  nawet  Janie. 

Wszyscy zrzucamy na ciebie swoje ciężary. 

–  Mówisz, jakbym była jakąś świętą. Chcę wiele od życia, 

ale równocześnie jestem praktyczna. Wiem, że muszę poczekać, 
żeby zdobyć to, czego pragnę. 

–  A czego pragniesz? – spytał cicho. 
–  Ciebie.  Pragnę  mieć  ciebie,  własny  dom  i  bliźnięta.  I 

może jeszcze inne dzieci... twoje dzieci. 

–  Będziesz  to  miała,  przysięgam!  Będziesz  miała  to 

wszystko! 

Wpatrywała się w niego przez dłuższą chwilę. 
–  Chcę  wiedzieć,  co  jest  nie  w  porządku.  To  musi  mieć 

jakiś  związek  z  Bianką.  Czyżby  wykryła,  jakie  mamy  plany? 
Znowu ci grozi? Tym  razem  nie pozwolę,  żeby  cię zastraszyła. 
Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. 

Clay objął ją mocno i oparł jej głowę na ramieniu. 
–  Posłuchaj  mnie,  ale  nie  mów  nic,  dopóki  nie  skończę, 

dobrze? – Zaczerpnął głęboko tchu. – Przede wszystkim pragnę 
cię zapewnić, że to w żaden sposób nie wpłynie na nasze plany. 

–  To? 
Próbowała unieść głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. 
–  Najpierw  mnie  wysłuchaj,  potem  będziesz  pytała  - 

Zapatrzył  się  w  sufit.  Trzy  tygodnie  temu  Bianka  powiedziała 
mu,  że  spodziewa  się  dziecka.  Początkowo  ją  wyśmiał, 
powiedział,  że  kłamie.  A  ona  tylko  stała  z  tym  uśmieszkiem 
samozadowolenia  na  twarzy.  Potem  sprowadziła  lekarza,  który 
ją zbadał. Od tamtej pory życie Claya zmieniło się w piekło. Nie 
chciał  uwierzyć.  Długo  trwało,  nim  wreszcie  uznał,  że  Nicole 
znaczy dla niego więcej niż dziecko, które nosi Bianka. 

–  Bianka  jest  w  ciąży  –  powiedział  cicho.  –  Lekarz  to 

potwierdził  –  podjął,  gdy  Nicole  nie zareagowała.  – Długo nad 
tym  myślałem  i  wreszcie  postanowiłem,  że  to  nie będzie  miało 
wpływu na nasze plany. Nadal chcę z tobą wyjechać z Wirginii. 

background image

 

278

Uciekniemy,  gdzie  indziej  zbudujemy  nasz  dom,  nasz  własny 
dom. 

Nicole  nadal  milczała.  Leżała  spokojnie  na  jego  ramieniu, 

tak spokojnie, jakby niczego nie powiedział. 

–  Nicole, słyszałaś mnie? 
–  Tak – odparła cicho. 
Rozluźnił  uścisk,  odsunął  się  od  niej,  żeby  spojrzeć  jej  w 

oczy. 

Nie patrząc na niego, siadła, odwróciła się do niego plecami 

i zaczęła się ubierać. 

–  Nicole,  powiedz  coś!  Nie  mówiłbym  ci  o  tym,  gdyby 

nie  to,  że  Bianka  rozgadała  to  już  w  całym  hrabstwie.  Nie 
chciałem,  żebyś  się dowiedziała od  kogoś innego. Sądziłem,  że 
powinienem ci powiedzieć. 

Nadal  bez  słowa  Nicole  włożyła  przez  głowę  suknię, 

wciągnęła jedną wełnianą pończochę, potem drugą. 

–  Nicole! – zawołał, złapał ją za ramię i obrócił do siebie. 
Wreszcie  na  niego  spojrzała.  Clay,  widząc  jej  wzrok, 

gwałtownie  wciągnął  powietrze.  Brązowe  oczy,  zwykle  tak 
ciepłe i pełne miłości, spoglądały na niego lodowato. 

–  Nie sądzę, żeby było tu jeszcze coś do powiedzenia. 
Przyciągnął ją do siebie, ale była sztywna i napięta. 
–  Proszę,  powiedz  coś.  Wyrzućmy  z  siebie  wszystko, 

porozmawiajmy.  Potem  może  uda  nam  się  wszystko  na  nowo 
zaplanować. 

Wpatrywała się w niego z lekkim uśmieszkiem. 
–  A co takiego? Jak uciec i zostawić niewinne dziecko na 

pastwę  matki  takiej  jak  Bianka?  Czyżbyś  nie  zdawał  sobie 
sprawy, jaka z niej będzie cudowna matka? 

–  A co mnie, u licha, obchodzą jej talenty macierzyńskie? 

Chcę ciebie, tylko i wyłącznie ciebie. 

Uniosła ręce i odepchnęła Claya. 
–  Ani  razu  nie  powiedziałeś,  że  to  dziecko  nie  może  być 

twoje. 

background image

 

279

Patrzył jej prosto w oczy. Spodziewał się tego i postanowił, 

że nie będzie kłamał. 

–  Byłem  pijany,  to  był  tylko ten  jeden  raz.  Wlazła  mi do 

łóżka. 

Uśmiechnęła się lodowato. 
–  Przypuszczam,  że  powinnam  ci  wybaczyć,  skoro 

zrobiłeś  to  pod  wpływem  alkoholu.  W  końcu  mnie  też  się  to 
zdarzało. Kiedy pierwszy raz się ze mną kochałeś, byłam pijana. 

–  Nicole. 
Wyciągnął ku niej ręce. Odskoczyła. 
–  Nie  dotykaj  mnie  –  syknęła.  –  Nigdy  więcej  mnie  nie 

dotykaj. 

Mocno chwycił ją za ramię. 
–  Jesteś moją żoną, mam prawo cię dotykać. 
Wyrwała mu rękę i z całej siły uderzyła go w twarz. 
–  Twoją  żoną?  Jak  śmiesz  tak  mnie  nazywać?  Czy 

kiedykolwiek  byłam  dla  ciebie  czymś  więcej  niż  dziwką? 
Przychodzisz do mnie zaspokoić swoje żądze. Czy Bianka ci nie 
wystarcza? Czyżbyś potrzebował więcej kobiet? 

Ślad jej uderzenia odcinał się wyraźnie na bladym policzku. 
–  Wiesz, że to nieprawda. Wiesz, że zawsze byłem z tobą 

uczciwy. 

–  Wiem? A cóż ja wiem o tobie? Znam twoje ciało, wiem, 

jaką  masz  nade  mną  władzę.  Wiem,  że  zawsze  robię,  co  ty 
zechcesz, że uwierzę w każdą twoją brednię. 

–  Wysłuchaj  mnie.  Uwierz  mi.  Kocham cię.  Wyjedziemy 

razem. 

Odrzuciła głowę i wybuchnęła śmiechem. 
–  To ty mnie nie znasz. Przyznaję, w twoim towarzystwie 

nie  wykazywałam  szczególnej  godności.  Wystarczyło,  żebyś 
wszedł, a już kładłam się na plecy, klękałam, albo układałam się 
na tobie. O nic nie pytałam, po prostu słuchałam. 

–  Przestań! Nie poznaję cię! 
–  Nie poznajesz? A czy w ogóle znasz prawdziwą Nicole? 

Wszyscy  traktujecie  mnie  jak  niańkę,  mam  was  karmić, 

background image

 

280

przyjmować  na  siebie  odpowiedzialność  za  was,  niczego  w 
zamian  nie  żądając.  Otóż  nie!  Nicole  Courtalain  to  prawdziwa 
kobieta, kobieta z krwi i kości, która tak jak inne ulega żądzom i 
namiętnościom.  O  ileż  mądrzejsza  ode  mnie  jest  Bianka.  Ona 
wie, czego chce,  i dopina swego. Nie siedzi w domu, nie czeka 
cierpliwie na wiadomość, że jutro rano ma przyjść na igraszki z 
panem. Wie, że nie tak się osiąga cel. 

–  Nicole, błagam, uspokój się. Przecież tak nie myślisz. 
–  O, nie – uśmiechnęła się. – Chyba pierwszy raz w życiu 

mówię  to,  co  naprawdę  myślę.  Wszystkie  te  miesiące  w 
Ameryce  spędziłam  na  ciągłym  czekaniu.  Najpierw  czekałam, 
aż  mi  powiesz,  że  mnie  kochasz,  potem  czekałam,  aż  się 
zdecydujesz, którą z nas wybierzesz, Biankę czy mnie. Jakaż ja 
byłam  głupia,  jaka  naiwna,  dziecinna.  Ufałam  ci.  –  Parsknęła 
śmiechem.  –  Czy  wiesz,  że  Abe  zdarł  ze  mnie  ubranie  i 
przywiązał  do  ściany?  I  wiesz,  o  czym  ja,  głupia,  wtedy 
myślałam?  Bałam  się,  że  jego  dotyk  mnie  zbruka,  że  nie  będę 
ciebie  godna.  Wyobrażasz  sobie?  A  ty  pewnie  w  tym  samym 
czasie  zabawiałeś  się  z  Bianką,  podczas  gdy  ja,  jak  ostatnia 
idiotka,  robiłam  wszystko,  żeby  być  dla  ciebie  dostatecznie 
czysta. 

–  Mam dość. Nie będę tego więcej słuchał. 
–  Proszę,  proszę.  Nasz  wymagający  pan  Armstrong  ma 

dość.  Ciekawe  której  z  nas?  Kształtnej  Bianki  czy  kościstej 
Nicole? 

–  Przestań  i  posłuchaj.  Mówiłem  ci,  że  to  nie  ma 

najmniejszego znaczenia. Uciekniemy, tak jak planowaliśmy. 

Patrzyła na niego, górną wargę wydęła pogardliwie. 
–  Dla  mnie  ma  znacznie!  Myślisz,  że  spędzę  życie  z 

człowiekiem,  który  tak  łatwo  porzuca  własne  dziecko?  A  co 
będzie,  jeśli  pojedziemy  na  zachód  i  ja  będę  miała  dziecko?  A 
jeśli  zobaczysz  inną,  młodszą,  ślicznotkę  i  uciekniesz  z  nią, 
zostawiając nasze dziecko? 

Cofnął się urażony. 
–  Jak możesz tak mówić? 

background image

 

281

–  A czemu nie? Czy zrobiłeś coś, żebym mogła ci zaufać? 

Byłam  głupia  i  zakochałam  się  w  tobie.  Nie  wiem  dlaczego, 
może  to  przez  te twoje  szerokie  bary,  może  dla  innych  równie 
głupich powodów. A ty, dojrzały mężczyzna, wykorzystałeś dla 
własnych celów mój brak doświadczenia i pożądanie. 

–  Naprawdę tak uważasz? – spytał spokojnie. 
–  A  jak  mam  uważać?  Cały  czas  tylko  czekałam,  ciągle 

czekałam, aby zacząć żyć. Nigdy więcej! 

Gniewnie  wciągnęła  trzewiki,  wstała  i  ruszyła  w  stronę 

wyjścia. 

Clay pospiesznie włożył spodnie i pobiegł za Nicole. 
–  Nie możesz tak odejść – powiedział,  łapiąc ją za ramię. 

– Musisz mnie zrozumieć. 

–  Ależ  ja  wszystko  rozumiem.  Dokonałeś  wyboru. 

Podejrzewam,  że  to  był  swego  rodzaju  wyścig:  która  pierwsza 
zajdzie w ciążę,  ta wygrywa.  Jaka szkoda,  że kobiety  z  mojego 
rodu  nigdy  nie  były  szczególnie  płodne,  wtedy  może  bym 
zwyciężyła.  Czy  wtedy  zamieszkałabym  we  dworze?  Miała 
służbę? – Urwała. – Dziecko? 

–  Nicole. 
Spojrzała na jego dłoń na swoim ramieniu. 
–  Puść mnie – powiedziała zimno. 
–  Nie puszczę cię, dopóki mnie nie zrozumiesz. 
–  To  znaczy,  że  mam  tu  zostać,  dopóki  mnie  nic 

przekabacisz  na  swoją  stronę,  dopóki  ci  nie  przebaczę  i  nie 
padnę  ci  w  ramiona?  Nie.  Między  nami  wszystko  skończone. 
Skończone, rozumiesz? 

–  Nie mówisz tego poważnie. 
Kiedy się odezwała, jej głos brzmiał bardzo spokojnie. 
–  Dwa  tygodnie  temu  przyszedł  mnie  odwiedzić  lekarz, 

który był świadkiem ślubu na statku. 

Clay wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczyma. 
–  Tak, świadek, którego kiedyś tak bardzo potrzebowałeś, 

jest  w  Ameryce.  Powiedział,  że  pomoże  mi  uzyskać 
unieważnienie. 

background image

 

282

–  Nie – szepnął Clay. – Nie chcę... 
–  Przestało mnie obchodzić, czego chcesz, albo czego nie 

chcesz.  Miałeś  wszystko,  a  raczej  każdą,  której  chciałeś.  Teraz 
moja kolej. Koniec wiecznego czekania! Zaczynam żyć. 

–  O czym ty mówisz? 
–  Najpierw  zdobędę  unieważnienie,  potem  zamierzam 

powiększyć  swój  majątek.  Czemuż  nie  miałabym  skorzystać  z 
szansy, jaką mi oferuje ten piękny kraj? 

Trzasnęła szczapa w palenisku. Ogień oświetlił szklaną kulę 

z  zatopionym  w  środku  jednorożcem.  Nicole  spojrzała  w 
tamtym kierunku, i roześmiała się z goryczą. 

–  Powinnam  była przejrzeć na oczy, kiedy  składaliśmy te 

dziecinne  śluby.  Nie  byłam  dość  czysta,  by  dotknąć  samego 
jednorożca,  prawda?  Tylko  twoja  najdroższa,  ukochana  Beth 
była tego godna. 

Odepchnęła  go  i  wyszła.  Owiało  ją  chłodne  powietrze. 

Spokojnie  wsiadła  do  łodzi  i  popłynęła  z  powrotem  do  młyna. 
Dziadek mówił, by nigdy nie oglądała się wstecz. Niełatwo było 
nie  płakać  po  Clayu.  Wyobraziła  sobie  zadowoloną,  noszącą 
potomka  Claya  Biankę,  która  z  satysfakcją  trzyma  rękę  na 
wzgórku,  gdzie  rośnie  jego  dziecko.  Zerknęła  na  swój  płaski 
brzuch i dziękowali! niebiosom, że nie jest w ciąży. 

Kiedy  dotarła  do  śluzy,  czuła  się  już  lepiej.  Wstała  i 

popatrzyła na swój dom. Pogodziła się z myślą, że będzie w nim 
mieszkać  na  stałe.  Potrzebuje  więcej  miejsca,  salonu  na  dole, 
dwóch sypialni na górze Natychmiast uświadomiła sobie, że nie 
ma  żadnych  pieniędzy.  Do  młyna  przylegał  kawałek  równej, 
żyznej  ziemi.  Janie chyba wspominała,  że  jest na sprzedaż.  Ale 
na ziemię Nicole też nie miała pieniędzy. 

Wtedy  przypomniała sobie o  swoich  strojach. Na pewno  są 

dużo warte. Sama sobolowa mufka... Och, jak bardzo by chciała 
móc  rzucić  to  wszystko  Clayowi  w  twarz!  Zapakować  całą 
garderobę i zostawić w hallu 

Ale  nie  stać  jej  na  to.  U  Backesów  kobiety  podziwiały  jej 

suknie. Nagle z żalem pomyślała o podszytej norkami pelerynie, 

background image

 

283

którą  zostawiła  w  piwniczce.  Ale  jej  noga  nigdy  już  tam  nie 
postanie. Nigdy! 

Kiedy  wchodziła  do  izby,  w  głowie  aż  jej  szumiało  od 

pomysłów i planów. Janie, zaczerwieniona, stała pochylona nad 
ogniem.  Gerard  siedział  rozwalony  na  krześle,  bezczelnie 
nakładając  sobie  pączki  na  talerz  Dzieci  przycupnęły  w  kącie, 
chichocząc nad książką. 

Janie spojrzała na Nicole. 
–  Co się stało? 
–  Nic  –  odparła  Nicole  –  a  przynajmniej  nic  nowego. 

Przyjrzała się uważnie Gerardowi. 

–  Gerard,  przyszło  mi  do  głowy,  że  świetnie  byś  się 

nadawał na sprzedawcę. 

Uniósł brwi. 
–  Ludzie z mego stanu... – zaczął. 
Nicole przerwała mu, zabierając talerz sprzed nosa. 
–  Jesteś  w  Ameryce,  to  nie  Francja.  Kto  nie  pracuje,  ten 

nie je. 

Popatrzył na nią rozzłoszczony. 
–  A co tutaj można sprzedać? Nie znam się na mące 
–  Mąka  sama  się  sprzedaje.  Chcę,  żebyś  przekonał 

tutejsze  śliczne,  młode  damy,  że  będą  jeszcze  śliczniejsze  w 
jedwabiach i sobolach. 

–  Sobolach? – spytała Janie. – Nicole, co ty opowiadasz? 
Umilkła, widząc spojrzenie dziewczyny. 
–  Chodź na górę, pokażę ci garderobę.  
Odwróciła się do dzieci. 
–  A wy zabierzecie się do nauki. 
–  Ależ  Nicole  –  wtrąciła  się  Janie  –  nie  masz  czasu. 

Młynarz czeka na ciebie. 

–  To nie ja będę je uczyć – oznajmiła Nicole. – Na górze 

jest  wykształcona  kobieta,  która  z  ogromną  przyjemnością 
przekaże swą wiedzę dzieciom. 

background image

 

284

–  Adele? – spytał pogardliwie Gerard. – Ona w ogóle nie 

zrozumie,  czego  od  niej  chcesz.  A  jeśli  nawet  zrozumie,  nie 
zgodzi się na to. 

–  Nie  lubimy  tej  pani.  Ona  krzyczy  –  powiedział  Alex, 

cofając się i biorąc Mandy za rękę. 

–  Dość  tego!  –  krzyknęła  Nicole.  –  Mam  dość  tych 

ciągłych  narzekań!  Janie  i  ja przestaniemy  prowadzić darmowy 
hotel.  Gerard,  pomożesz  mi  zebrać  pieniądze  na  zakup  ziemi. 
Mama  zajmie  się  dziećmi,  które  wreszcie  powinny  zacząć  się 
uczyć. Od tej pory jesteśmy rodziną, a nie wielkim państwem ze 
swoją służbą. 

Odwróciła  się  i  poszła  na  górę.  Janie  uśmiechnęła  się 

szeroko. 

–  Nie  wiem,  co  się  jej  stało,  ale  wiem,  że  to  mi  się 

podoba! 

–  Jeśli ona sądzi, że będę... – zaczął Gerard. 
Janie pogroziła mu gorącą, lepką chochlą. 
–  Albo  się  bierzesz  do  roboty,  albo  wyślemy  cię  z 

powrotem  do Francji,  gdzie albo  ci  zetną głową,  albo wrócisz  i 
będziesz szył buty, jak twój ojciec. Jasne? 

–  Nie możesz mnie tak traktować! 
–  Mogę i  będę. Ruszaj  na górę, jak kazała Nicole, albo  ci 

przyłożę w tę szczurowatą buźkę. 

Gerard  chciał  coś  odpowiedzieć,  ale  umilkł,  widząc 

zaciśniętą  pięść  Janie  tuż  przy  swojej  twarzy.  Janie  była  silną, 
potężną kobietą. Cofnął się. 

–  Jeszcze się policzymy. 
Idąc  po  schodach,  mamrotał  pod  nosem  francuskie 

przekleństwa. 

Janie odwróciła się do bliźniąt, popatrzyła na nie groźnie, po 

czym klasnęła w dłonie. Dzieci pędem ruszyły na górę. 

 
 
  

background image

 

285

18 

To  Wes  zawiózł  Nicole  w  górę  rzeki,  tam  gdzie  się 

zatrzymał doktor Donaldson, i razem udali się do sędziego. Wes 
nic nie powiedział, kiedy Nicole oznajmiła mu swoją decyzję o 
unieważnieniu  małżeństwa.  Tak  naprawdę  to  nikt  nic  na  to  nie 
powiedział, więc Nicole odniosła wrażenie, że wszyscy uważali 
to za nieuniknione. Ona ostatnia straciła wiarę w Claya. 

Zdumiewające,  jak  mało  czasu  było  trzeba,  by  rozwiązać 

małżeństwo.  Nicole  obawiała  się,  czy  nie  będzie  miała  jakichś 
kłopotów,  skoro  tyle  osób  widziało  ją  szczęśliwą  z  Clayem  i 
skoro  małżeństwo  zostało  skonsumowane,  ale  okazało  się,  że 
mogliby  nawet  mieć dzieci –  sam  fakt, że związek zawarto pod 
przymusem, wystarczał, by uzyskać unieważnienie. 

Sędzia znał Claya i Wesleya od dziecka, a Nicole spotkał na 

przyjęciu  u  Backesow.  Gdyby  mógł,  nie  unieważniłby  tego 
małżeństwa,  ale  świadectwo  lekarza  brzmiało  jednoznacznie. 
Poza  tym  słyszał  pogłoski  o  jakiejś  kobiecie,  z  którą  Clay 
mieszka.  Postanowił,  że  przy  okazji  wpadnie  do  Claya  i  powie 
mu,  co  sądzi  o  jego  gorszącym  zachowaniu.  Ze  współczuciem 
popatrzył  na  śliczną,  drobną  Francuzeczkę.  Niczym  sobie  nie 
zasłużyła na cierpienia, jakich przysporzył jej Clay. 

Ogłosił, że małżeństwo Nicole i Claya jest nieważne. 
–  Nicole?  –  spytał  Wes,  kiedy  wyszli  od  sędziego.  –

 

Dobrze się czujesz? 
–  Oczywiście  –  stwierdziła  obojętnie.  –  A  jak  się  mam 

czuć? Słuchaj,  jeśli chce się kupić ziemię, to gdzie się powinno 
najpierw udać? 

–  Przypuszczam, że do jej właściciela. A czemu pytasz? 
–  Znasz pana Irwina Rogersa? 
–  Jasne. Mieszka jakąś milę stąd. 
–  Mógłbyś mnie tam zabrać i przedstawić? 
–  Nicole, o co ci chodzi? 
–  Chcę  wykupić  tereny  w  pobliżu  młyna.  Pomyślałam 

sobie, że można by tam posiać jęczmień. 

background image

 

286

–  Jęczmień?  Po  co,  przecież  Clay  może  ci  dać...  –

 

umilkł, gdy spiorunowała go wzrokiem. 
–  Nie  jestem  już  w  żaden  sposób  związana  z  Claytonem 

Armstrongiem  i  nie  mam  z  nim  nic  wspólnego.  Od  tej  pory 
chodzę swoimi drogami. 

Chciała pójść dalej ulicą, ale Wes chwycił ją za ramię. 
–  Nie mogę uwierzyć, że między tobą a Clayem naprawdę 

wszystko skończone. 

–  Przypuszczam,  że  między  nami  od  dawna  nic  już  nie 

było, ale ja byłam zbyt ślepa, żeby to zauważyć. 

–  Nicole...  –  zaczął  Wes,  przyglądając  jej  się uważnie  W 

jej  oczach  odbijały  się  promienie  słońca,  no  i  ta  niesamowita 
górna warga... – A  może  byś  wyszła  za  mnie?  Nie  widziałaś 
jeszcze  mojego  domu.  Jest  tak  olbrzymi,  że  zmieściliby  się  w 
nim  wszyscy  twoi  podopieczni.  Mamy  z  Travisem  tyle 
pieniędzy, że sami nie wiemy, co z nimi zrobić. Nie musiałabyś 
pracować. 

Przez  chwilę  wpatrywała  się  w  niego,  potem  się 

uśmiechnęła. 

–  Wesley, jesteś kochany. Ale tak naprawdę to nie chcesz 

się ze mną ożenić. 

Odwróciła się od niego. 
–  Ależ  tak,  chcę!  Byłabyś  idealną  żoną!  Poradziłabyś 

sobie z całą plantacją, a poza tym wszyscy za tobą przepadają. 

–  Daj  spokój  –  roześmiała się.  –  Czuję  się  jak zgrzybiała 

staruszka.  –  Stanęła  na  palcach  i  pocałowała  go w  kącik  ust.  – 
Dziękuję  ci  za  oświadczyny,  ale  nie  po  to  zrywałam  jeden 
związek,  żeby  natychmiast  pakować  się  w  drugi.  –  Zmrużyła 
oczy. – Ale jeśli się ośmielisz westchnąć z ulgą, nigdy więcej się 
do ciebie nie odezwę. 

Uniósł jej dłoń do ust, ściskając mocno za palce. 
–  Jeśli już, to będę wzdychał ze smutku. 
Roześmiała się i cofnęła rękę. 

background image

 

287

–  W  tej  chwili  bardziej  potrzebuję  przyjaciół  niż 

kochanka.  Jeśli  naprawdę  chcesz  mi  pomóc,  namów  pana 
Rogersa, żeby tanio sprzedał mi ziemię. 

Wesley  przyglądał  jej  się  przez  chwilę.  Oświadczył  się 

Nicole pod wpływem impulsu, ale teraz pomyślał, jak by to miło 
ożenić  się  z  kimś  takim  jak  ona.  Zdziwiłby  się,  gdyby  go 
przyjęła, ale żałował, że tak się nie stało. 

–  Stary  Rogers  tak  się  ucieszy,  że  ktoś  chce  kupić  ten 

kawałek ziemi, że odda ci go praktycznie za darmo. 

–  Nie będę się upierać – roześmiała się Nicole. 
–  No,  może  przez  chwilę,  ale  nie  dłużej  –  zawtórował 

Wes. 

–  Nie dłużej. 
Oboje się roześmiali i ruszyli w stronę domu pana Rogersa. 
Za  ziemię  zapłacili  rzeczywiście  niewiele.  Nicole  uzyskała 

bardzo  mało  gotówki  za  stroje,  które  sprzedał  Gerard,  ale  pan 
Rogers zgodził się rozłożyć resztę spłat na raty. Poza tym przez 
trzy lata będzie mógł za darmo mielić zboże u Nicole. 

–  Nie można powiedzieć, żeby oddał nam ziemię za nic – 

stwierdził  Wesley  po  wyjściu.  –  Przez  trzy  lata  będzie  miał 
mąkę za darmo! 

–  Poczekaj,  aż  dostanie  rachunek  za  czwarty  rok!  –

 

odparła Nicole z błyskiem w oku. 
Udali  się  też  do  drukarni,  gdzie  Nicole  zamówiła  u  nowy 

cennik opłat. 

–  Nicole!  –  zawołał  Wes,  słysząc,  ile  sobie  liczyła  za 

mielenie.  –  I  jak  ty  chcesz  zbić  pieniądze?  Przecież  Horacy 
bierze trzy razy tyle! 

–  O to właśnie chodzi. Gdzie byś zawiózł zboże? Do mnie 

czy do Horacego? 

–  Tu  cię  złapała,  Wes  –  uśmiechnął  się  drukarz.  –

 

Powiem  o  tym  szwagrowi.  Możesz  być  spokojny,  że 

pojedzie do pani. 

Wesley popatrzył na Nicole z szacunkiem. 

background image

 

288

–  Nie miałem pojęcia, że za tą śliczną buzią kryje się taka 

mądra głowa. 

Spoważniała. 
–  Ja sama o tym  nie wiedziałam – odparła. – Do tej pory 

ta  mądra  głowa  była  wypełniona  dziecinnymi,  naiwnymi 
wyobrażeniami o romansach. 

Na czole Wesleya pojawiła się zmarszczka. Podejrzewał, że 

Nicole  cierpi  bardziej,  niż  się  do  tego  przyznaje.  Niech  licho 
porwie tego Claya! Nie miał prawa tak jej wykorzystać! 

Po  powrocie do  domu  Nicole  miała kłopoty z Gerardem.  Z 

pogardą odrzucił jej propozycję. 

–  Sprzedawanie  damskich  sukien  było  wystarczająco 

upokarzającym zajęciem. 

Przerwał  i  poprawił  sobie  włosy  ostrzyżone  w  modnym 

ostatnio  stylu  a’la  Brutus.  Włosy  w  założeniu  miały  być 
kręcone,  lekko  rozwiane  w  artystycznym  nieładzie,  tymczasem 
nędzne kosmyki Gerarda smutno zwisały wokół twarzy. 

–  Oczywiście, 

kobiety 

za 

mną 

przepadały, 

przeciwieństwie  do  mieszkańców  tego  domu.  Bardzo  chętnie 
słuchały historii mej rodziny, wspaniałego rodu Courtalainów. 

–  Od  kiedy  to  wywodzisz  się  z  rodziny  Nicole?  - 

przerwała Janie. 

–  Widzisz! Nikt mnie tutaj nie docenia! 
–  Przestańcie  –  powiedziała  Nicole.  –  Mam  dość  tych 

waszych 

wiecznych 

sprzeczek. 

Gerard, 

wspaniale 

się 

sprawdziłeś jako sprzedawca. Kobiety uwielbiają twój francuski 
akcent i nieskazitelne maniery. 

Słysząc te komplementy, aż pokraśniał. 
–  Mógłbyś roznosić ulotki wśród żon farmerów. Uważam, 

że to byłby świetny pomysł. 

–  Ulotki  z  cenami  mąki  to  nie  to  samo  co  jedwab  – 

mruknął. 

–  Ale  jeść  byś  chciał  –  włączyła  się Janie.  –  Więc  pracuj 

jak my wszyscy. 

background image

 

289

Gerard, wykrzywiając wargi,  postąpił  ku  Janie,  lecz Nicole 

powstrzymała  go,  kładąc  mu  rękę  na  ramieniu.  Spojrzał  na  jej 
dłoń, zajrzał w oczy, potem znowu popatrzył na rękę i przykrył 
ją swoją. 

–  Dla ciebie wszystko – powiedział. 
Nicole odsunęła się spokojnie, tak by go nie urazić. 
–  Popłyniecie 

łodzią. 

Izaak 

dowiezie 

cię 

do 

poszczególnych domów. 

Gerard  uśmiechnął  się  do  niej,  jakby  byli  kochankami  i 

wyszedł. 

–  Nie ufam mu – powiedziała Janie. 
–  Jest  niegroźny  –  machnęła  ręką  Nicole.  –  Po  prostu 

chce,  żeby  go  traktować  jak  udzielnego  księcia.  Niedługo  mu 
przejdzie. 

–  Jesteś  zbyt  pobłażliwa.  Posłuchaj  mojej  rady  i  trzymaj 

się od niego z daleka. 

 
Wiosna  na  dobre  zagościła  w  Wirginii,  a  wraz  z  nią 

nadeszła  pora  zbiorów  zbóż.  Niebawem  wielkie  młyńskie 
kamienie  znów  zaczęły  się  obracać  po  długiej  zimowej 
przerwie.  Ulotki  rozesłane  przez  Nicole  przyniosły  efekty  – 
farmerzy z całej okolicy przywozili do niej ziarno. 

Nicole pracowała  bez wytchnienia.  Najęła człowieka,  który 

obsiał  jej  pola  jęczmieniem  i  pszenicą.  Gerard  co  prawda 
pomagał  we  młynie,  ale  cały  czas  dawał  Amerykanom  do 
zrozumienia,  że uważa  ich  za gorszych  od  siebie.  Nicole ciągle 
musiała  mu  przypominać,  że  jej  dziadek,  który  był  księciem, 
przez dwa lata pracował we młynie i wcale się tego nie wstydził. 

Nikt  ani  słowem  nie  wspomniał  o  oddaniu  Clayowi  dzieci, 

co  Nicole  uznała  za  dowód  zaufania.  Raz  w  tygodniu  Izaak 
przeprawiał się z nimi na drugi brzeg, by odwiedziły stryja. 

–  Źle  wygląda –  powiedział  któregoś razu po  powrocie  z 

Arundel Hall. 

Nicole nawet nie spytała, kogo ma na myśli. Mimo ciężkiej 

pracy ani na chwilę nie zapomniała o Clayu. 

background image

 

290

–  Za dużo pije. Nigdy wcześniej tyle nie pił. 
Nicole odwróciła głowę.  Powinna się cieszyć,  że  tak z nim 

źle, sam sobie na to zasłużył.  Ale jakoś nie potrafiła.  Zostawiła 
Izaaka  i poszła do  ogrodu.  Może kilka godzin pielenia pomoże 
jej zapomnieć o Clayu. 

Po  godzinie  wymachiwania  motyką  zrobiła  sobie  chwilę 

odpoczynku.  Zgrzana,  zmęczona  stanęła  pod  drzewem,  ręką 
otarła pot z czoła. 

–  Mam  coś  dla  ciebie  –  odezwał  się  Gerard,  dając  jej 

szklankę chłodnej lemoniady. 

W  podziękowaniu  skinęła  głową  i  jednym  haustem 

opróżniła  naczynie.  Gerard  strzepnął  źdźbło  trawy  z  rękawa 
bawełnianej sukienki Nicole. 

–  Nie  powinnaś  pracować  na  słońcu.  Niszczy  twoją 

śliczną, delikatną skórę. 

Ręką  pociągnął  po  jej  ramieniu.  Nicole  nie  zareagowała, 

zbyt zmęczona, żeby się odsunąć. Stali w cieniu, wśród gęstych 
drzew, tak że nie było ich widać z domu ani z młyna.  –  Cieszę 
się, że wreszcie jesteśmy sami – powiedział, przysuwając się do 
niej  bliżej. – Jakie to dziwne,  mieszkamy pod jednym dachem, 
a tak rzadko możemy się spotkać, porozmawiać w cztery oczy. 

Nicole  nie  chciała  go  obrazić,  ale  równocześnie  nie 

zamierzała go zachęcać. Odsunęła się. 

–  Zawsze  możesz  ze  mną  porozmawiać,  chyba  o  tym 

wiesz. 

Znowu się przysunął, gładził ją po ramieniu. 
–  Tylko  ty  mnie  rozumiesz  –  mówił  po  francusku.  Jego 

twarz  była  coraz  bliżej  jej  twarzy.  –  Mamy  tę  samą  ojczyznę, 
tych samych rodaków. Tutaj  nikt nie wie,  jaka jest Francja. My 
wiemy, oboje mamy to we krwi. 

–  Ja uważam się za Amerykankę – odparła po angielsku. 
–  Jak  możesz?  Jesteś  Francuzką,  tak  samo  jak  ja  jestem 

Francuzem. Oboje należymy do wielkich Courtalainów. Pomyśl, 
jak wspaniałych potomków moglibyśmy mu przynieść! 

background image

 

291

Nicole  gwałtownie  się  wyprostowała  i  spojrzała  mu  prosto 

w oczy. 

–  Jak śmiesz! – zawołała bez tchu. – Czyżbyś zapomniał o 

mojej  matce?  Jesteś  jej  mężem,  a  równocześnie  napastujesz 
mnie jak jakąś dziewkę kuchenną! 

–  Myślisz, że choć na chwilę mogę o niej zapomnieć? Jej 

wrzaski  mi  na  to  nie  pozwalają.  Sam  chyba  niedługo  od  nich 
oszaleję!  A  ona,  cóż  może  mi  dać?  Czy  może  mi  dać  dzieci? 
Jestem  mężczyzną,  zdrowym,  pełnym  sił  i  zasługuję  na  to,  by 
mieć dzieci. – Schwycił Nicole mocno i przyciągnął do siebie. – 
Tylko  ty  jedna.  W  tym  przeklętym  kraju  tylko  ty  jedna  jesteś 
godna stać się  matką  moich  dzieci.  Jesteś  z rodu Courtaleinów. 
W żyłach naszych dzieci będzie płynęła królewska krew. 

Dopiero  po  chwili  Nicole  pojęła  znaczenie  jego  słów.  A 

kiedy już zrozumiała, zrobiło jej się niedobrze. Żadne słowa nie 
potrafiłyby  wyrazić  jej  obrzydzenia  i  wstrętu.  Mocno  uderzyła 
Gerarda w twarz. 

Natychmiast ją puścił i przyłożył dłoń do policzka. 
–  Zapłacisz mi za to – wyszeptał. – Gorzko pożałujesz, że 

potraktowałaś  mnie  jak  jednego  z tych  brudnych  Amerykanów. 
Jeszcze mnie popamiętasz. 

Nicole wykręciła się na pięcie i wróciła do ogrodu. Okazało 

się,  że  Janie  jednak  miała  rację.  Nicole  poprzysięgła  sobie,  że 
będzie się trzymać z daleka od tego małego Francuza. 

Dwa  tygodnie  później  Wesley  przywiózł  wiadomość,  że 

Clayton  poślubił  Biankę.  Nicole  przyjęła  to  spokojnie,  nie 
okazując bólu. 

–  Próbowałem  mu  przemówić  do  rozsądku  –  mówił  Wes 

– ale wiesz, jaki on jest uparty. Nawet na chwile nie przestał cię 
kochać. Kiedy się dowiedział o unieważnieniu, przez cztery dni 
bez  przerwy  pił.  Jeden  z  jego  i  ludzi  znalazł  go  niedaleko 
moczarów w południowej części majątku. 

–  Mam  nadzieję,  że  na  wesele  wytrzeźwiał  –  odparła 

Nicole chłodno. 

background image

 

292

–  Twierdził,  że  robi  to  dla  dziecka.  Niech  go  licho 

porwie! Nie wiem, jak on wytrzymuje z tą krową w łóżku! 

W  tej  samej  chwili  Nicole  obróciła  się  na  pięcie,  ale  Wes 

zatrzymał ją ramieniem. 

–  Przepraszam.  Nie  powinienem  był  tego  mówię.  Nie 

chciałem cię zranić. 

–  Przecież mnie nie zraniłeś. Pan Armstrong nic dla mnie 

nie znaczy. 

Wesley  stał  bez  ruchu  i  patrzył  za  odchodząca  Z  rozkoszą 

udusiłby Claya za to, co zrobił z tą śliczną kobietą. 

 
Arundel  Hall  był  brudny  i  zapuszczony.  Nie  sprzątano  w 

nim  od  miesięcy.  Bianka  siedziała  za  stołem,  jedząc  lody  i 
cukierki.  Brzuch  miała  tak  wielki,  że  wyglądała,  jakby  lada 
chwila miała urodzić. 

Clay wszedł do domu, stanął w drzwiach do jadalni. 
Ubranie miał zabłocone, koszulę podartą. Pod oczami widać 

było głębokie cienie, spocone włosy lepiły mu się do czoła. 

–  Cóż za rozkoszny widok. Aż chce się wracać do domu – 

powiedział  głośno.  –  Moja  żona,  a  wkrótce  i  matka  mojego 
dziecka. 

Nie  zwracając  na  niego  uwagi,  Bianka  dalej  jadła  pyszne, 

zimne lody. 

–  Jemy za dwoje, co, kochanie? 
Nie  doczekawszy  się  odpowiedzi,  poszedł  na  górę.  Na 

podłodze  walały  się  brudne  ubrania.  Otworzył  szufladę.  Była 
pusta.  Gdzie  te  czasy,  kiedy  czekały  tam  na  niego  czyste, 
pocerowane koszule? 

Zaklął  i  z  hukiem  zatrzasnął  szufladę,  po  czym  wyszedł  z 

domu,  kierując  się  w  stronę  rzeki.  Ostatnio  większość  czasu 
spędzał na polu, zaś wieczorami siedział samotnie w bibliotece i 
pił, dopóki nie uznał, że teraz już będzie mógł zasnąć. Ale nawet 
wtedy rzadko mu się to udawało. 

Nad  rzeką  rozebrał  się  i  zanurzył  w  wodzie.  Po  kąpieli 

wyciągnął się na porośniętym trawą brzegu i zasnął. 

background image

 

293

Kiedy  się obudził,  była już noc i przez chwilę nie wiedział, 

gdzie  się  znajduje.  Półprzytomny,  zaspany  ruszył  w  stronę 
domu. 

Gdy wszedł do środka, usłyszał jęk. Szybko otrząsnął się ze 

snu. U stóp schodów leżała skulona Bianka,  ręką trzymając  się 
za brzuch. Przyklęknął przy niej. 

–  Co się stało? Upadłaś?  
Popatrzyła na niego. 
–  Pomóż mi – jęknęła. – Dziecko. 
Clay  nie  ruszył  jej,  wybiegł  szukać  położnej.  Wrócił  po 

kilku  minutach  razem  z  kobietą.  Bianka  nadal  leżała  skulona. 
Zapalił  latarnię,  położna  pochyliła  się  nad  nieruchomą  Bianką, 
by ją zbadać. Kiedy się podniosła, ręce miała całe we krwi. 

–  Czy może ją pan zanieść na górę? – spytała. 
Clay  odstawił  latarnię  i  podniósł  Biankę.  Żyły  napięły  mu 

się  na  karku,  kiedy  dźwigał  ją  po  schodach.  Delikatnie  położył 
żonę na łóżku. 

–  Niech  pan  sprowadzi  Maggie  –  nakazała  położna.  –

 

Sama tu sobie nie poradzę. 
Clay  siedział  w  bibliotece  i  pił,  podczas  gdy  Maggie  i 

położna zajmowały się Bianką. 

Po jakimś czasie drzwi się uchyliły i weszła Maggie. 
–  Poroniła  –  odezwała  się  cicho.  Clay  patrzył  na  nią 

zdumiony. Potem się uśmiechnął. 

–  Poroniła, powiadasz? 
–  Clay  –  powiedziała  Maggie.  Nie  podobał  jej  się  wyraz 

jego oczu. – Nie powinieneś tyle pić. 

Nalał sobie kolejną szklankę burbona. 
–   Dlaczego  mnie  nie  pocieszysz?  Nie  powiesz,  że  będą 

jeszcze inne dzieci? 

–   Nie będzie – odezwała się położna, wchodząc.– Pańska 

żona  jest  ciężka,  upadek  spowodował  wiele  obrażeń 
wewnętrznych. Szczególnie jej  narządów kobiecych. Nie wiem, 
czy przeżyje. 

Clay wychylił burbona i nalał sobie jeszcze jedną porcję. 

background image

 

294

–  Przeżyje,  o  to  mogę  być  spokojny.  Ludzie  tacy  jak 

Bianka tak łatwo nie umierają. 

–   Clayton! –  zawołała Maggie. – Opanuj się! – Podeszła 

do  niego  i położyła  mu  rękę  na ramieniu.  –Proszę cię,  przestań 
pić. Jutro nie będziesz w stanie pójść do pracy. 

–  Pracy?  –  spytał  z  uśmiechem.  –  A  po  co  miałbym 

pracować?  Dla  kogo?  Dla  mojej  drogiej  małżonki?  Dla  syna, 
którego dopiero co poroniła? 

Wypił  jeszcze  trochę  burbona  i  zaniósł  się  nieprzyjemnym 

rechotem. 

–  Clay – mitygowała Maggie. 
–  Wynoście się stąd! Czy człowiek nie może mieć chwili 

spokoju? 

Kobiety z ociąganiem wyszły z biblioteki. 
Kiedy wzeszło słońce, Clay ciągle jeszcze pił, ciągle czekał 

na zapomnienie, które przyniesie alkohol. 

Robotnicy  wyszli  na  pola.  Zdziwili  się,  nie  widząc  Claya. 

Po  południu  zwolnili  tempo.  Miło  się  pracowało,  nie  czując  na 
sobie ciągłego spojrzenia gospodarza. Po czterech dniach, kiedy 
Clay ani  razu nie pojawił  się na polu,  niektórzy z  nich w ogóle 
nie stanęli do pracy. 

  

19 

 

Minął 

rok, 

był 

sierpień 

roku 

tysiąc 

siedemset 

dziewięćdziesiątego szóstego. 

Nicole  stała  na  szczycie  wzgórza  i  patrzyła  na  swoją 

posiadłość.  Rozmasowała  zmęczone  mięśnie.  Ból  ustępował, 
jeśli wiedziała, co było przyczyną zmęczenia. Sierpniowe słońce 
pieściło  długie  liście  tytoniu.  Bawełna  niedługo  zakwitnie. 
Złocista, już prawie dojrzała pszenica kołysała się na wietrze. Z 
daleka  dobiegał  szmer  pracującego  młyna.  Rozległ  się  okrzyk 

background image

 

295

któregoś  z  bliźniąt.  Nicole  z  uśmiechem  słuchała  ostrej 
reprymendy Janie. 

Już od ponad roku nie była żoną Claya. Uświadomiła sobie, 

że  czas  mierzy  od  chwili,  kiedy  sędzia  oficjalnie  rozwiązał  jej 
małżeństwo.  Od  tamtej  pory  dnie  wypełniała  pracą.  Co  rano 
wstawała  grubo  przed  świtem,  doglądała  młyna,  pilnowała 
siewu  i  zbioru  zbóż.  Gdy  pierwszy  raz  pojechała  na  targ 
sprzedać  swoje  zbiory,  mężczyźni  śmiali  się,  uważali,  że 
wytargują niską cenę. Jednak Nicole nie dała się oszukać. Kiedy 
targ się skończył, to ona się uśmiechała, podczas gdy mężczyźni 
marszczyli  brwi  i  kręcili  głowami.  Wesley  szedł  u  jej  boku, 
zaśmiewając się głośno. 

Wszystkie  pieniądze  ze  sprzedaży  przeznaczyła  na  zakup 

ziemi i w ten sposób stała się właścicielką stu dwudziestu pięciu 
akrów  nad  rzeką.  Gleba  była  żyzna,  lekka.  Co  prawda  rzeka 
wypłukiwała  część  gruntu  i  dlatego  Izaak  spędził  zimowe 
miesiące  układając  tamy.  Wykarczowali  też  trochę  lasu.  Mimo 
mrozu  pracowali  ciężko  i  zrobili  wszystko,  co  zaplanowali. 
Wiosną  posadzili  tytoń,  na  pozostałych  polach  zasiali  zboże. 
Pojawił się ogródek przy domu, kilka krów i kurczęta. 

Sam  dom  w  niczym  się  nie  zmienił.  Nicole  każdy  grosz 

wkładała w uprawę. Adele i Gerard nadal zajmowali jedną część 
strychu,  Janie  i  Nicole  drugą.  Dzieci  spały  na  dole  na 
materacach.  Było  tłoczno  i  ciasno,  ale  jakoś  się  do  tego 
przyzwyczaili. Janie i Gerard prawie się do siebie nie odzywali, 
oboje  udawali,  że  się  nie  widzą.  Adele  nadal  żyła  w  świecie 
sprzed rewolucji. Nicole udało się jej wmówić, że bliźnięta to jej 
wnuki  i  że  Adele  musi  osobiście  pokierować  ich  edukacją. 
Zazwyczaj doskonale się spisywała w tej roli. Ubarwiała lekcje 
fascynującymi opowieściami z życia dworu. Wspominała swoje 
dzieciństwo,  mówiła  o  przedziwnych  obyczajach  króla  i 
królowej  Francji.  Za  takie  przynajmniej  uznawały  je  dzieci. 
Pewnego  razu  opowiedziała  im,  jak  to  królowa  zażądała,  żeby 
stroje  przynoszono  jej  w  wiklinowych  koszach  ozdobionych 
zieloną  taftą.  Materiał  po  jednokrotnym  użyciu  oddawano 

background image

 

296

służącym.  Dzieci  przyczepiły  sobie do  ubrań  liście  i  bawiły  się 
w służących Adele. Była zachwycona. 

Czasem  jednak  wystarczał  jakiś drobiazg,  by  Adele dostała 

napadu  szału.  Kiedyś  Mandy  zawiązała  sobie  wokół  szyi 
czerwoną wstążkę. Adele przypomniało to jej przyjaciółki, które 
zginęły  na  gilotynie,  i  przez  wiele  godzin  nie  dawała  się 
uspokoić.  Dzieci  nie  bały  się  już  jej  krzyku.  Wzruszały 
ramionami i uciekały, albo wołały Nicole. Przez kilka dni Adele 
kuliła  się  ze  strachu,  opowiadała  o  śmierci  i  morderstwach,  aż 
wreszcie  wróciła  do  swego  wyimaginowanego  świata.  Nie 
przyjmowała  do  wiadomości,  że  mieszka  w  Ameryce  i  że  jest 
daleko  od  Francji.  Uznawała  jedynie  Nicole  i  bliźnięta,  Janie 
tolerowała,  zaś  Gerarda  traktowała  jak  powietrze.  Nie 
pozwalano,  by  stykała  się  z  obcymi,  których  śmiertelnie  się 
bała. 

Gerard  wyglądał  na  zadowolonego,  że  jego  żona  nie  ma 

pojęcia,  kim  on  jest.  Przy  Nicole  zapominała  o  czasie 
spędzonym  w  więzieniu  i  u  rodziców  Gerarda.  Rozmawiała  z 
nią  o  swoim  mężu  i  ojcu,  jakby  ciągle  jeszcze  żyli,  jakby  w 
każdej chwili mogli wejść do pokoju. 

Gerard  trzymał  się  z  dala  od  reszty  mieszkańców  domu 

Nicole.  Zrobił  się  z  niego  odludek.  Od  dnia,  kiedy  Nicole 
uderzyła go w twarz, bardzo się zmienił. Czasem znikał na kilka 
dni i wracał w środku nocy bez słowu wyjaśnienia. Kiedy był w 
domu,  często  siadał  przy  ogniu  i  wpatrywał  się  w  Nicole  tak 
intensywnie,  że  aż  upuszczała  robótkę  albo  kłuła  się  w  palec. 
Nigdy  ani  słowem  nie  wspomniał  już,  że  chciałby  się  z  nią 
ożenić,  choć  Nicole  czasem  żałowała,  że  tego  nie  robi.  Nieraz, 
widząc  jego  natarczywe  spojrzenie,  pragnęła,  żeby  zaczął 
wreszcie  mówić,  żeby  porządnie  się  pokłócili.  Ale  zawsze 
karciła  się za takie  myśli.  Przecież  nic złego  jej  nie robi, kiedy 
tak się w nią wpatruje. 

Cokolwiek  by  mówić  o  Gerardzie,  miał  poważny  wkład  w 

wysokie  dochody  z  młyna.  Jego  wytworne  maniery  i  silny 
francuski  akcent  przysporzyły  Nicole równie wielu  klientów  co 

background image

 

297

konkurencyjne  ceny.  Mnóstwo  młodych  kobiet  przyjeżdżało  ze 
swoimi  ojcami  do  młyna  i  Gerard  wszystkie  je  traktował  jak 
francuskie  arystokratki,  nieważne:  stare  czy  młode,  grube  czy 
chude,  ładne czy  brzydkie. Kiedy  brał  je pod rękę i oprowadzał 
po  młynie,  krygowały  się  i  chichotały.  Nigdy  jednak  nie 
dopuścił, by choć na chwilę zniknęły z oczu swoim rodzicielom. 

Tylko  raz  Nicole  udało  się  przyłapać  Gerarda.  Jakaś 

wyjątkowo  nieinteresująca  dziewczyna  wznosiła  z  za  chwytu 
oczy, kiedy Gerard całował ją w rękę, mrucząc coś przy tym po 
francusku. Wiatr zawiał w stronę Nicole i dosłyszała jego słowa. 
Z  promiennym  uśmiechem  nazywał  kobietę  świńskim  łajnem. 
Nicole  wzruszyła  ramionami  i  odeszła.  Nie  chciała  nic  więcej 
słyszeć. 

Wyprostowała  się  i  spojrzała  na  drugi  brzeg  rzeki.  Nie 

widziała  Claya  od  dnia,  kiedy  jej  powiedział,  że  Bianka 
spodziewa się dziecka. Wydawało jej się, że to było wieki temu, 
a  równocześnie  miała  wrażenie,  że  zaledwie  przed  paroma 
minutami.  Co  noc  wzywała  Claya,  myślała  o  nim.  Także  jej 
ciało  pragnęło  Claya.  Nicole  nieraz  była  bliska  napisania  do 
niego  z  prośbą,  by  się  z  nią  spotkał  na  polanie.  Nic  ją  nie 
obchodziła godność własna czy wzniosłe ideały. Chciała poczuć 
na skórze silny, gorący dotyk jego ciała. 

Potrząsnęła  głową,  żeby  odpędzić  te  myśli.  Lepiej  nie 

wracać do tego, co było, a czego nie ma. Żyje jej się dobrze, są z 
nią jej najbliżsi. Nie ma prawa narzekać ani czuć się samotna. 

Przyglądała  się  plantacji  Armstrongów.  Nawet  z  tej 

odległości  widziała,  że  majątek  jest  zaniedbany.  W  ubiegłym 
roku  nie  zebrano  plonów.  Serce  jej  się  ściskało,  kiedy  na  to 
patrzyła, ale nie mogła nic zrobić. Izaak na bieżąco informował 
ją,  co  się  dzieje  w  Arundel  Hall.  Większość  najemnych 
robotników  odeszła  dawno  temu,  część  służby  i  niewolników 
sprzedano. Została tylko garstka ludzi. 

Z  nadejściem  wiosny  obsiano  część  pól,  ale  to  było 

wszystko. Reszta leżała odłogiem. Izaak twierdził, że Claya nic 
nie obchodzi, a Bianka sprzedawała wszystko, co jej wpadło pod 

background image

 

298

rękę,  żeby  zapłacić  za  kreacje  i  kolejne  przeróbki  domu.  Jego 
zdaniem  jedyną  osobą,  która  naprawdę  tam  pracowała,  była 
kucharka. 

– Smutny widok, prawda? 
Nicole  obróciła  się  gwałtownie  i  zobaczyła  obok  siebie 

Izaaka.  On  też patrzył  na plantację  Armstrongów. Przez  ostatni 
rok Nicole bardzo się z nim zaprzyjaźniła. 

Zbliżyło ich wspomnienie wspólnie przeżytej tragedii. 
Nicole  zawsze  miała  wrażenie,  że  ludzie,  którzy  u  niej 

pracują, należą do Claya. Nawet Janie. Tylko z Izaakiem łączyła 
ją  szczególna  więź.  Zaś  on  często  patrzył  na  Nicole  wzrokiem, 
który wskazywał, że chłopiec był gotów oddać za nią życie. 

–  Jakoś by sobie poradził, gdyby plon był dobry, a jak na 

razie pogoda jest wspaniała – powiedziała.    

–  Clay  nie  będzie  miał  dość  energii,  żeby  zebrać tytoń,  a 

co dopiero mówić o sprzedaniu! 

–  Bzdury! Clayton Armstrong jest najbardziej pracowitym 

człowiekiem... 

–  Był  –  uciął  Izaak.  –  Kiedyś  rzeczywiście  pracował,  ale 

teraz  największy  wysiłek,  na  jaki  go  stać,  to  unieść  butelkę  do 
ust. Zresztą, co by mu przyszło z pracy? Jego żona wydaje tyle, 
że cztery plantacje by nie nastarczyły na pokrycie jej wydatków. 
Ile  razy  zawożę  tam  dzieci,  na    Claya  czyha  ktoś  z  zaległym 
rachunkiem.  Jeśli  nie  zbierze  tytoniu,  wszystko  straci.  Majątek 
pójdzie pod młotek. 

Nicole ruszyła w stronę domu. Nie chciała tego słuchać. 
–  Zdaje  się,  że  mam  jakąś  papierkową  robotę.  Czy 

Morrisonowie  przywieźli  dodatkową  porcję  jęczmienia,  jak 
prosiłeś? 

–  Dziś rano – odparł, idąc za nią. 
Głęboko  zaczerpnął  tchu  i  po  raz  tysięczny  pomyślał,  że 

Nicole powinna trochę odpocząć, nawet jeśli nie ze względu na 
siebie, to na niego. Żałował, że Wes nic może ich odwiedzić, ale 
Travis  wyjechał  do  Anglii  i  zostawił  mu  na  głowie  całą 

background image

 

299

plantację.  Jedynie  Wesley  potrafił  choć  na  chwilę  oderwać 
Nicole od pracy. 

Gerard stał oparty o drzewo i przyglądał się Izaakowi, który 

szedł za Nicole do młyna. Często się zastanawiał, co łączy tych 
dwoje.  Spędzali  ze  sobą  mnóstwo  czasu.  Przez  ten  rok  Gerard 
spotkał  setki  ludzi  i  większość  łatwo  dawała  się  sprowadzić  na 
interesujący go temat. Z opowieści dowiedział  się, że Nicole to 
namiętna  kobieta.  Z  relacji  wynikało,  że  na  przyjęciu  u 
Backesow  zachowywała  się  jak  ulicznica  –  i  to  na  oczach 
wszystkich. Ale jego spoliczkowała, gdy tylko jej dotknął. 

Nie  było  dnia,  żeby  nie  rozpamiętywał,  jak  uderzyła  go  w 

twarz,  jak  patrzyła  na  niego  z  pogardą.  Wiedział,  dlaczego  go 
odrzuciła. Uważała się za lepszą od niego. W końcu pochodziła 
z  rodu  Courtalainów,  którzy  byli  z  królami  za  pan  brat.  A  on 
kimże  był?  Synem  szewca.  Sądził,  że  Nicole  go  przyjmie,  gdy 
się dowie,  że  jest  z nią  spokrewniony,  ale  się pomylił.  Dla  niej 
zawsze pozostanie synem szewca i nic już tego nie zmieni. 

Gerard  pomyślał  o  tym,  co  przez  ostatni  rok  przecierpiał. 

Zmusiła  go,  by  się  zniżył  do  tych  prymitywnych  Amerykanek, 
które  nie  mają  za  grosz  ogłady  i  nie  znają  języków.  Uwielbiał 
patrzeć w te zachwycone oczy, kiedy on po francusku wymyślał 
im od najgorszych. Były zbyt głupie, żeby zrozumieć, co mówi. 

Potem  co  noc  Nicole  igrała  z  nim,  wystawiała  jego 

cierpliwość na próbę. Ich sypialnie dzieliła tylko kotara. Leżał w 
ciemnościach,  obok  chrapiącej  Adele  i  słuchał,  jak  Nicole  się 
rozbiera.  Rozpoznawał  szelest  każdej  części  jej  garderoby. 
Wiedział, kiedy  przez ułamek sekundy  stoi naga,  zanim wsunie 
przez głowę koszulę nocną. Wyobrażał sobie jej delikatną skórę, 
wyobrażał  sobie,  jak  on  otwiera  ramiona,  a  ona  się  w  nie 
wsuwa. Wtedy by jej pokazał! Pożałowałaby, że śmiała na niego 
podnieść rękę! 

Odsunął  się  od  drzewa.  Nadejdzie  dzień,  kiedy  Nicole 

pożałuje,  że  miała  się  za  lepszą  od  niego.  Jeszcze  przyjdzie  na 
klęczkach,  będzie go  błagać.  Tak! To  namiętna kobieta,  ale  nie 
dotknie  jej,  dopóki  nie  przyjdzie  na  kolanach.  Jeszcze  się 

background image

 

300

przekona,  że  syn  szewca  jest  równie  dobry  jak  ci  jej 
snobistyczni francuscy krewniacy. 

Zanurzył  się  w  las,  byle  dalej  od  młyna.  Jakże  on 

nienawidził 

tego 

miejsca! 

Tych 

ludzi, 

roześmianych, 

rozgadanych – pewnie o nim tak rozprawiają. Raz, usłyszał, jak 
dwaj mężczyźni mówią o nim per „ten Francuzik”. W pierwszej 
chwili  chciał  rzucić  w  nich  kamieniem,  ale  po  namyśle  znalazł 
lepszy  sposób,  żeby  się  zemścić.  Tej  jesieni  obaj  mężczyźni 
stracili cały swój zbiór tytoniu. Jeden z nich zbankrutował. 

Gerard  uśmiechnął  się  na  to  wspomnienie.  Szedł  dalej 

wzdłuż rzeki. Nagle dostrzegł coś po drugiej stronie. Jakaś duża, 
masywna  kobieta  jechała  konno.  Zatrzymał  się  i  chwilę  się  jej 
przyglądał. Ostatnio coraz rzadziej ktoś się tam pojawiał. Gerard 
nigdy  szczególnie się  nic  interesował  historią związku Nicole  z 
Armstrongiem.  Wiedział  tylko,  że  kiedyś  była  jego  żoną  i  na 
przyjęciu  u  Backesów  oboje  bezwstydnie  się  obłapiali.  Ile  razy 
wyobrażał  sobie,  że  Nicole  zachowuje  się  tak  w  stosunku  do 
niego. Kiedy wkrótce po jego przyjeździe Nicole postarała się o 
unieważnienie  małżeństwa,  Gerard  poczuł  się  mile  połechtany. 
Sądził, że zrobiła to ze względu na niego, żeby móc go poślubić. 
Poczekam  chwilę  –  myślał  wtedy  z  podnieceniem  –  a  potem 
dam jej znać, że chętnie ją wezmę do łóżka. 

Teraz  na  samo  wspomnienie  zgrzytał  zębami.  Bawiła  się  z 

nim, kusiła go lub zachowywała się tak, jakby ją obraził. 

Dalej  przyglądał  się  kobiecie.  Uniosła szpicrutę i mocno 

smagnęła  konia  w  zad.  Koń  skoczył,  po  czym  opuścił  głowę  i 
gwałtownie  wyrzucił  jeźdźca  z  siodła  Kobieta  upadła  na  plecy, 
wokół niej wzbił się tuman liści i kurzu. 

Gerard przez moment się zawahał, potem biegiem ruszył  w 

stronę śluzy. Nie miał pojęcia, co zrobi, ale wiedział, że musi się 
dostać do tej kobiety. 

– Nic się pani nie stało? – spytał, kiedy się do niej zbliżył. 
Bianka  nieruchomo  siedziała  na ziemi.  Wszystko  ją  bolało. 

Nie  dość,  że  koń  ja  zrzucił,  to  jeszcze  wcześniej  to  przeklęte 
zwierzę  wytrzęsło  ją  jak  worek  kartofli.  Otarła  usta  z  kurzu  i 

background image

 

301

ponuro  spoglądała  na  brudną  rękę.  Na  widok  Gerarda  aż 
podskoczyła  z  wrażenia.  Tak  dawno  już  nie  spotkała 
prawdziwego  dżentelmena,  a  poza  tym  natychmiast  rozpoznała 
francuską  modę.  Mężczyzna  miał  na  sobie  zielony  surdut  z 
aksamitnymi  wyłogami  i  mankietami.  Do  tego  białą,  jedwabną 
koszulę i fular zawiązany tak, by zasłaniać brodę. Szczupłe nogi 
obleczone  w  brązowe  spodnie  zapięte  pod  kolanami  na  sześć 
perłowych  guzików.  Efektu  dopełniały  jedwabne  pończochy  w 
żółte i zielone pasy. 

Bianka  głośno  westchnęła.  Jak  dobrze  wreszcie  zobaczyć 

mężczyznę ubranego w jedwab, a nie skórę! I do tego smukłego, 
eleganckiego a nie jakiegoś byczka! 

–  Potrzebuje  pani  pomocy?  –  spytał  jeszcze  raz,  kiedy 

milczała. 

Znał  to  spojrzenie.  Amerykanki  nie  raz  tak  na  niego 

patrzyły: kobiety są spragnione kultury i dobrego smaku. 

Popatrzył  na  nieznajomą  i  wyciągnął  do  niej  rękę.  Była 

gruba,  bardzo  gruba.  Głęboko  wycięta,  czerwona  suknia 
odsłaniała potężny,  obwisły  biust.  Tłuste ramiona wylewały  się 
z  rękawów  sukni.  Twarz  kobiety  nosiła  ślady  urody,  ale  teraz 
była  nalana,  tłusta.  Choć  ani  suknia,  ani  materiał  nie  były  zbyt 
modne, Gerard od razu zauważył, że na pewno dużo kosztowały. 

–  Proszę,  niech  się  pani  na  mnie  wesprze.  Jeśli  zostanie 

pani  dłużej  na  słońcu,  może  pani  sobie  zniszczyć  tę  śliczną, 
delikatną cerę. 

Bianka  spłonęła  rumieńcem  i  chwyciła  wyciągniętą  dłoń. 

Gerard  zaparł  się  ze  wszystkich  sił  i  pomógł  jej  się  podnieść. 
Kiedy  wstała,  okazało  się,  że  jest  większa  niż  przypuszczał: 
przewyższała go  wzrostem,  o  jakieś dwa cale  i  wagą –  o dobre 
sześćdziesiąt funtów. Nie wypuścił jej ręki, delikatnie pociągnął 
Biankę  za  sobą  w  cień  drzew.  Jednym  ruchem  zdjął  surdut  i 
rozłożył go na trawie. 

–  Proszę  –  powiedział  z  ukłonem.  –  Musi  pani  odpocząć 

po takim upadku. Taka delikatna młoda dama jak pani powinna 
na siebie uważać. 

background image

 

302

Bianka  niezręcznie  usiadła  na  surducie,  potem  spojrzała  za 

odchodzącym w stronę rzeki Gerardem. 

–  Nie zostawi mnie pan, prawda? 
Obejrzał  się  przez  ramię,  jego  powłóczyste  spojrzenie 

wyraźnie  mówiło,  że  na  pewno  jej  nie  zostawi.  Jakże  by  mógł 
porzucić taki skarb? 

Gerard  zatrzymał  się  przy  brzegu  i  wyciągnął  chusteczkę. 

Właściwie  należała  do  Adele,  ostatnia,  która  jej  pozostała:  z 
czystego jedwabiu, obszyta brukselską koronką, z monogramem 
AC. Gerard starannie wypruł A i zostawił C – przecież i on jest 
teraz jednym z rodu Courtalainów. 

Zmoczył  chusteczkę  i  wrócił  do  Bianki.  Przyklęknął  obok 

kobiety. 

–  Pobrudziła  sobie  pani  policzek.  Pozwoli  pani  –  dodał, 

kiedy się nie ruszyła. 

Ujął  ją  pod  brodę  i  ostrożnie  zaczął  wycierać  brud.  Bianka 

zdziwiła się, że nie czuje odrazy. W końcu to mężczyzna. 

–  Po... pobrudzi pan sobie chusteczkę – wyjąkała. 
Uśmiechnął się do niej wyrozumiale. 
–  Czymże jest jedwab wobec tak delikatnej, pięknej cery? 
–  Pięknej? 
Szeroko  otworzyła  błękitne  oczy,  które  ginęły  w  masie 

tłuszczu. Dołeczek w policzku także zniknął, 

–  Już bardzo dawno nikt nie nazwał mnie piękną. 
–  To  dziwne  –  stwierdził  Gerard.  –  Myślałem,  że  pani 

mąż, bo dama tak wielkiej urody z pewnością musi być mężatką, 
powtarza to pani codziennie. 

–  Mój mąż mnie nienawidzi – odparła Bianka. 
Gerard  przez  chwilę  to  przetrawiał.  Czuł,  że  kobieta 

potrzebuje przyjaciela, kogoś, przed kim  mogłaby się wygadać. 
Wzruszył  ramionami.  I  tak  nie  miał  dziś  nic  do  roboty,  a  takie 
opuszczone kobiety czasem mówią bardzo interesujące rzeczy. 

–  A kto jest pani mężem? 
–  Clayton Armstrong. Uniósł brew. 
–  Właściciel tego majątku? 

background image

 

303

 
–  Tak  –  westchnęła  Bianka.  –  A  przynajmniej  tego,  co  z 

niego  pozostało.  Clayton  nie  chce  pracować,  bo  mnie 
nienawidzi.  Twierdzi,  że  najchętniej  by  się  zabił,  ale  nie  zrobi 
tego, żebym nie mogła sobie kupić kilku drobiazgów. 

–  Drobiazgów? – spytał zachęcająco. 
–  Przecież  jestem  bardzo  oszczędna.  Nie  wyrzucam 

pieniędzy.  Kupuję  tylko  to,  co  niezbędne  kobiecie  o  mojej 
pozycji: kilka prostych kreacji, powóz, trochę mebli do domu. 

–  To okropne, że pani mąż jest taki samolubny.' 
–  To  wszystko  przez  nią  –  stwierdziła  Bianka,  patrząc  w 

stronę  młyna.  –  Gdyby  nie  ona,  wszystko  byłoby  dobrze.  Ale 
ona dotąd się narzucała mojemu mężowi... 

–  Sądziłem,  że  Nicole  była  przez  jakiś  czas  jego  żoną.  – 

Gerard nawet nie próbował udawać, że nie wie, o kim mowa. 

–  Bo  i  tak  było,  ale  ja  to  załatwiłam.  Myślała,  że  mi 

odbierze moją własność, coś na co ciężko zapracowałam, ale się 
myliła. 

Gerard rozejrzał się po okolicy. 
–  Jak duża jest właściwie plantacja Armstronga? 
–  Ogromna –  odparła z  błyskiem  w oku.  – Jest bogaty,  a 

raczej  mógłby  być,  gdyby  choć  trochę  wziął  się  do  pracy.  Ma 
też bardzo ładny dom, choć nieco za mały. 

–  I Nicole wszystko to oddała? – powiedział właściwie do 

siebie. 

Bianka aż poczerwieniała ze złości. 
–  Nie  oddała.  Prowadziłyśmy  grę  i  ja  zwyciężyłam  To 

wszystko. 

–  Niech  mi  pani  opowie  o  tej  grze.  Bardzo  chętnie  tego 

wysłucham – poprosił zaciekawiony. 

Siedział  i z uwagą wysłuchał  historii Bianki. Był  zdumiony 

jej  sprytem.  Wreszcie  znalazł  pokrewną  dusze  Śmiał  się,  kiedy 
opowiadała,  jak  przekupiła  Abego,  żeby  porwał  Nicole.  Z 
podziwem i lękiem słuchał, jak weszła Clayowi do łóżka. 

background image

 

304

Od  przyjazdu  do  Ameryki  Bianka  nie  spotkała  nikogo,  kto 

by  jej  słuchał  z  takim  zainteresowaniem  Zawsze  uważała,  że 
wykazała ogromny spryt w manipulowaniu Clayem i Nicole, ale 
nikt  nie  okazał  jej  podziwu  Gerard  wydawał  się  szczerze 
zaciekawiony,  więc  opowiedziała  mu,  jak  zapłaciła  Oliverowi 
Hawthorne'owi,  żeby  ją  zapłodnił.  Na  samo  wspomnienie 
ogarniał ją wstręt, zwierzyła się Gerardowi, jak musiała zaciskał 
zęby, żeby znieść dotyk mężczyzny. 

–  A  więc  to  nawet  nie  było  jego  dziecko!  –  wybuchnął 

śmiechem  Gerard.  –  Wspaniała  historia!  Nicole  musiała  się 
gotować  ze  złości,  kiedy  się  dowiedziała,  że  jej  drogi  mąż  nie 
tylko sypia z inną, ale także zrobił je| dziecko! – Schwycił tłustą 
dłoń  Bianki  i  serdecznie  ucałował.  –  Jaka  szkoda,  że  pani 
poroniła.  Bardzo  by  Armstrongowi  było  dobrze, gdyby  dziecko 
wyglądało kropka w kropkę jak sąsiad. 

–  Tak  –  westchnęła  tęsknie  Bianka.  –  Och,  jakże  bym 

chciała  wystawić  go  na  takie  samo  pośmiewisko,  na  jakie  on 
mnie wystawił wcześniej. Uważał mnie za głupki. 

–  Któżby  mógł  panią  uważać  za  głupią?  Sam  chyba 

musiał być skończonym głupcem. 

–  O, tak – szepnęła. – Pan mnie naprawdę rozumie. 
Przez  chwilę  siedzieli  w  milczeniu.  Bianka  myślała,  że 

wreszcie znalazła przyjaciela, kogoś, kto ja rozumie. Do tej pory 
wszyscy stawali po stronie Claya i Nicole. 

Gerard  sam  jeszcze  nie  wiedział,  jak  wykorzystać  ie 

bezcenne  informacje,  ale  był  pewny,  że  na  pewno  mu  się 
przydadzą. 

–  Pozwoli pani, że się przedstawię. Jestem Gerard Gautier 

z rodu Courtalainów. 

–  Courtalainów! Przecież tak brzmi nazwisko Nicole! 
–  Rzeczywiście, jesteśmy... spokrewnieni. 
Oczy Bianki natychmiast wypełniły się łzami. 
–  Wykorzystał  mnie pan –  szepnęła zrozpaczona. Słuchał 

mnie pan, a tymczasem stoi pan po stronie tamtej! 

background image

 

305

Chciała wstać, ale przeszkadzał  jej w tym olbrzymi brzuch. 

Gerard złapał ją za ramiona i pchnął z powrotem na ziemię. 

–  To, że jestem z nią spokrewniony, wcale nie znaczy, że 

stoję  po  jej  stronie.  Wręcz  przeciwnie.  Jestem  gościem  w  jej 
domu  i  przy  każdej  okazji  nie  omieszka  mi  wytknąć,  komu 
zawdzięczam chleb. 

Bianka mrugała powiekami, żeby odgonić łzy. 
–  A  więc  sam  pan  się  przekonał,  że  nie  jest  znowu  taką 

biedną, skrzywdzoną świętą, za jaką wszyscy ją mają. Odebrała 
mi  mojego  narzeczonego.  Chciała  mi  zabrać też Arundel  Hall  i 
cały  majątek.  A  mimo  to  wszyscy  uważają,  że to  ja  jestem  zła. 
Odebrałam tylko moją własność. 

–  Tak  –  zgodził  się  Gerard.  –  Przypuszczam,  że  przez 

„wszystkich”  rozumie  pani  Amerykanów.  Ale  w  końcu  czego 
można  się  spodziewać  po  tych  prymitywnych,  nieokrzesanych 
ludziach? 

–  Wszyscy oni to głupcy – uśmiechnęła się Bianka. – Nikt 

nie  zauważył,  jak  pokątnie  się  zabawiała  z  tym  wstrętnym 
Wesleyem Stanfordem. 

–  Czy  Izaakiem  Simmonsem  –  uzupełnił  z  niesmakiem 

Gerard. – Ileż ona czasu spędza z tym łachmytą! 

Dobiegło  ich  bicie  dzwonu  wzywającego  robotników  na 

kolację. 

–  Muszę już iść – powiedziała Bianka. – Czy moglibyśmy 

jeszcze kiedyś... się spotkać? 

Gerard  użył  całych  swoich  wątłych  sił,  żeby  podnieść 

Biankę. A nie było to łatwe zadanie. Włożył surdut. 

–  Nawet gdyby pani nie chciała, sam bym panią odnalazł. 

Czy  mogę  wyznać,  że  pierwszy  raz  od  przyjazdu  do  Ameryki 
czuję, że znalazłem przyjazną duszę? 

–  Tak  –  odparła  cicho  Bianka.  –  I  ja  odnoszę  podobne 

wrażenie. 

Ujął jej dłoń i pieszczotliwie ucałował. 
–  A więc do jutra? 
–  Tutaj, w południe. Przyniosę coś do jedzenia.  

background image

 

306

Szybko skinął głową i odszedł. 
  

20 

 

Bianka  przez  chwilę  patrzyła  za  Gerardem.  Był  doprawdy 

uroczym  mężczyzną  –  wszystko  było  w  nim  tak  delikatne, 
wyrafinowane,  tak  dalekie  od  niezręczności  Amerykanów. 
Odwróciła się w stronę domu i westchnęła na myśl o czekającej 
ją  drodze.  To  wina  Claya.  Chciała,  żeby  ktoś  obwoził  ja 
powozem  po  plantacji,  ale  on  wyśmiał  ją  mówiąc,  że  nie  ma 
zamiaru  robić dróg tylko  dlatego, że ona  jest  zbyt  leniwa,  żeby 
chodzić. 

Podczas mozolnej wędrówki do domu  myślała o Gerardzie. 

Dlaczego nie mogła poślubić kogoś takiego? Dlaczego dostał jej 
się ten skąpy, okrutny Clayton? Z człowiekiem takim jak Gerard 
mogłaby  być  szczęśliwa.  Kilkakrotnie  powtórzyła  jego  imię. 
Tak, życie z nim  byłoby  słodkie.  Nigdy  by  na nią  nie krzyczał, 
ani nie mówił przykrych, bolesnych rzeczy. 

Jej  euforia  zniknęła,  gdy  weszła  do  domu.  Było  tam 

niewyobrażalnie brudno. Nie sprzątano w nim od ponad roku. Z 
sufitów zwisały  pajęczyny.  Podłogi  były  matowe,  zakurzone.  Z 
dywanów  unosiły  się  obłoczki  pyłu,  gdy  się  po  nich  chodziło. 
Ubrania, papiery i zwiędłe kwiaty zaśmiecały stoły i komody. 

Bianka  starała  się  zatrzymać  służbę,  ale  Clay  zawsze 

wtrącał  się  do  spraw  dyscypliny  i  stawał  po  stronie  służących. 
Po  kilku  miesiącach  odmówił  zatrudniania  kogokolwiek. 
Powiedział, że sumienie nie pozwala mu zmuszać ludzi do takiej 
pracy. Pokłóciła się z nim Stwierdziła, że on nie ma pojęcia, jak 
należy traktować służbę. Nawet tego nie słuchał. 

–  Oto  cała  moja,  ośmielę  się  powiedzieć,  żoneczka  – 

powitał ją teraz. 

Jego  śmiech  rozległ  się  na  schodach  i  hallu.  By  w  białej 

niegdyś  koszuli,  teraz  brudnej  i  podartej,  rozpiętej  do  pasa  i 

background image

 

307

niedbale  wetkniętej  w  spodnie.  Jego  wysokie  buty  oblepiało 
błoto.  W  dłoni  trzymał  szklankę  burbona,  jak  zresztą  ostatnio 
prawie nieustannie. 

–  Spodziewałem  się,  że  dzwon  na  kolację  sprowadzi  cię 

do  domu  –  powiedział  niedbale.  Potarł  dłonią  nieogoloną 
szczękę.  –  Nieważne,  gdzie  jesteś,  sama  tylko  wzmianka  o 
jedzeniu wystarczy, by zmusić cię do biegu 

–  Jesteś obrzydliwy – syknęła i weszła do jadalni. 
Maggie  była  jedną  z  tych  nielicznych  sług,  które  pozostały 

w  majątku.  Bianka  usadowiła  się  wygodnie  na  krześle  i 
rozpostarła  na  kolanach  lnianą  serwetkę,  przyglądając  się 
jednocześnie potrawom. 

–  Co  za  głód!  –  powiedział  od  progu  Clay.  -  Gdybyś 

potrafiła spojrzeć tak na mężczyznę, byłby twój, Ale mężczyźni 
cię nie interesują, prawda? Zajmujesz się tylko jedzeniem i samą 
sobą. 

Bianka nałożyła sobie na talerz trzy bułeczki. 
–  Nie  znasz  mnie.  Może zainteresuje  cię  fakt, że są  tacy, 

którym się podobam. 

Clay głośno zaczerpnął łyk burbona. 
–  Żaden  mężczyzna  nie  może  być  aż  tak  głupi.  Mam 

nadzieję,  że  jestem  jedynym  idiotą,  który  zwrócił  na  ciebie 
uwagę. 

Bianka jadła nieprzerwanie, powoli. 
–  Czy  wiesz,  że  twoja  droga,  utracona  Nicole  spała  z 

Izaakiem  Simmonsem?  –  Uśmiechnęła  się,  widząc  wyraz  jego 
twarzy. – Zawsze była dziwką. Starała się z tobą widywać nawet 
wtedy,  gdy  mieszkałeś ze  mną.  Kobieta tego typu nie  może  się 
obyć  bez  mężczyzny,  kimkolwiek  by  był.  Założę  się,  że  spała 
też  z  Abem.  Prawdopodobnie  posłużyła  się  mną  jako  swatką, 
gdy wysłałam ich na wyspę. 

–  Nie wierzę ci – powiedział Clay przez zaciśnięte zęby. – 

Izaak jest jeszcze chłopcem. 

–  A  jakim  szesnastolatkiem  ty  byłeś?  Teraz,  gdy  się  od 

ciebie uwolniła, może robić, co chce i z kim chce. Założę się, że 

background image

 

308

nauczyłeś  ją  kilku  brudnych  sztuczek,  które  pokazuje  teraz 
drogiemu, niewinnemu Izaakowi. 

–  Milcz!  –  krzyknął  i  rzucił  w  nią  szklanką.  Był  jednak 

zbyt  pijany,  by  wycelować,  a  może  to  ona  posiadła  już  sztukę 
robienia uników, bo chybił. 

Wypadł z domu w kierunku stajni. Ostatnio rzadko bywał w 

kantorze.  Nie wydawało  mu  się to  potrzebne.  W  stajni  chwycił 
butelkę burbona i pogalopował w stronę rzeki. 

Usiadł  ciężko  na  brzegu  i  oparł  się  o  drzewo.  Widział  stąd 

świetnie utrzymane pola Nicole. Dobrze, że chociaż dom i młyn 
były  zasłonięte.  Zastanawiał  się,  czy  Nicole  myśli  o  nim 
czasem,  czy  go  jeszcze  pamięta.  Mieszkała  z  tym  małym 
Francuzem,  według  słów  Maggie,  opluwanym  przez  większość 
kobiet  w  Wirginii.  Odrzucił  pomysł  z  Izaakiem.  Umysł  Bianki 
był chory. 

Łyknął  burbona.  Coraz  więcej  go  potrzebował,  żeby 

zapomnieć.  Czasem  budził  się  w  nocy  wyrwany  ze  snu,  w 
którym  rodzice,  Beth  i  James  oskarżali  go  o  to,  że  o  nich 
zapomniał  i  że zniszczył  to,  co  niegdyś  do  nich  należało.  Rano 
budził  się  z  nową  nadzieją,  planami  na  przyszłość.  Potem 
widział Biankę, brudny dom, zaniedbane pola. Zza rzeki dobiegł 
go wybuch śmiechu  jednego z bliźniąt. Bez namysłu sięgnął po 
trunek.  Przytępiał  jego  zmysły,  sprawiał,  że  zapominał  i  nie 
musiał słyszeć ani myśleć. 

Nie  zwrócił  uwagi  na  zbierające  się  chmury.  W  miarę 

upływu  czasu  niebo  ciemniało  coraz  bardziej.  Chmury 
wędrowały  leniwie  ale  zdecydowanie.  W  oddali  jakaś 
błyskawica  przecięła  niebo.  Upał  ustąpił,  a  wiatr  stawał  się 
coraz  mocniejszy.  Szarpał  rozpiętą  koszulę.  Ale  dzięki  whisky 
Clay  nie czuł  zimna.  Nie poruszył  się  nawet wtedy,  gdy spadły 
pierwsze  krople deszczu.  Uderzały  o  jego  kapelusz, spływały  z 
ronda  na  twarz.  Nie  zauważył,  że  mokry  materiał  przylgnął  do 
jego ciała. Po prostu siedział i pił. 

 

background image

 

309

Nicole  westchnęła,  wyglądając  przez  okno.  Od  dwóch  dni 

nie  przestawało  padać  ani  na  minutę.  Musieli  unieruchomić 
młyn,  ponieważ poziom  wody  w rzece podniósł  się tak bardzo, 
że  nie  sposób  było  kontrolować  jej  przepływu.  Izaak  zapewnił 
ją,  że  dopóki  trzymają  się  kamienne  umocnienia,  zboże  jest 
bezpieczne.  Woda podmywała tarasy pól. Nic im nie zagrażało, 
dopóki nie zacznie się erozja. 

Podskoczyła, słysząc walenie do drzwi. 
–  Wesley! – zawołała zadowolona z jego widoku – Jesteś 

cały przemoczony. Wejdź. 

Zdjął płaszcz i strzepnął. Janie odebrała mu go i rozwiesiła, 

żeby wysechł. 

–  Po  co,  na  Boga  Ojca,  wychodziłeś  na  taką  pogodę?  –

 

zapytała Janie. – Macie jakieś kłopoty z rzeką? 
–  Mnóstwo.  Jest  kawa?  Jestem  równie  zmarznięty  jak 

mokry. 

Nicole  podsunęła  mu  dużą  filiżankę.  Wypił  na  stojąco, 

grzejąc się przy ogniu. Gerard przysiadł w kącie, cichy, pozornie 
nie  zainteresowany,  lecz  uważnie  obserwował  sytuację.  Wes 
słyszał  dochodzące  z  piętra  głosy  bliźniąt  bawiących  się 
prawdopodobnie  z  matką  Nicole,  kobietą,  którą  widział 
zaledwie raz w życiu. 

–  No,  czekamy  –  upomniała  go  Janie.  –  Co  cię  tu 

sprowadza? 

–  Właśnie szedłem do Claya. Jeśli ten deszcz się utrzyma, 

zanosi się na powódź. 

–  Powódź? – zapytała Nicole. – Czy Clayowi coś grozi? 
Janie posłała jej ostre spojrzenie. 
–  Chyba raczej: czy nam nic nie grozi? 
Wes obserwował Nicole. 
–  Terenom  Claya  zawsze  groziło  zalanie,  przynajmniej 

niższym  partiom.  Raz  już  była  tam  powódź,  gdy  byliśmy 
dziećmi.  Ale  oczywiście  pozostałe  pola  starego  pana 
Armstronga były wtedy również obsiane. 

–  Nie rozumiem. 

background image

 

310

Wes ukląkł i kawałkiem patyka zaczął szkicować plan ziem 

Claya, gruntów Nicole oraz rzeki. Tuż za młynem rzeka skręcała 
ostro w kierunku  posiadłości  Armstrongów,  podmywając  brzeg 
pól i powodując ich stałe obniżanie się. Po stronie Nicole brzeg 
był  wysoki,  jednak  pola  Claya  stanowiły  potencjalny  zbiornik 
nadmiaru wody. 

Nicole popatrzyła znad rysunku. 
–  A zatem  moja ziemia stanowi zagrożenie dla jego pól  i 

dodatkowo podnosi poziom wody. 

–  Może  to  tak  wygląda,  ale  nie  wierzę,  żeby  to  z  twojej 

winy Clay miał utracić zbiory. 

–  Utracić? Wszystko? 
Wes skreślił narysowaną mapę. 
–  To  jego  wina.  Wie  o  powodziach.  Za  każdym  razem, 

gdy  obsiewał  te  pola,  podejmował  ryzyko,  ale  opłacało  się,  bo 
ziemia  tam  jest  wyjątkowo  żyzna.  Ratował  się  zawsze 
obsiewaniem  wyżej  położonych  terenów.  Jego  ojciec  zawsze 
uważał plony z tego kawałka za uśmiech losu. 

Nicole wstała. 
–  Ale w tym roku obsiano tylko tarasy. 
Wes stanął obok niej. 
–  Uważał,  że  wie  lepiej.  Mógł  przewidzieć,  co  się  może 

stać. 

–  Czy  można  coś  zrobić?  Czy  on  naprawdę  straci 

wszystko? 

Wes objął ją ramieniem. 
–  Nie  możesz  opanować  deszczu.  Gdybyś  mogła  go 

powstrzymać,  uratowałabyś  Claya,  ale  to  jedyna  rzecz,  którą 
można zrobić. 

–  Czuję  się  taka  bezradna.  Tak  chciałabym  coś  na  to 

poradzić. 

–  Wesley  –  powiedziała  ostro  Janie.  –  Na  pewno  jesteś 

bardzo głodny. Chcesz coś zjeść? 

Uśmiechnął się do niej. 

background image

 

311

–  I to jeszcze jak! Opowiedz mi, co u was słychać. Może 

mógłbym zobaczyć się z bliźniakami? 

Janie stanęła obok schodów. 
–  Książę  Wesley  chciałby  zobaczyć  się  z  Waszymi 

Wysokościami. 

Wes patrzył na Nicole z niedowierzaniem. Zamknęła oczy  i 

potrząsnęła  głową  z  westchnieniem.  Ręce  uniosła  w  geście 
bezradności.  Śmiech  utknął  mu  w  gardle.  Dzieci  zbiegły  ze 
schodów,  przeskakując  po  dwa  stopnie,  i  rzuciły  mu  się  na 
szyję. Zakręcił się, unosząc je wysoko, aż piszczały z radości. 

–  Powinieneś  się  ożenić,  Wes  –  powiedziała  Janie 

śmiertelnie poważnie, patrząc znacząco na Nicole. 

–  Ożenię  się,  gdy  tylko  zgodzisz  się  mnie  poślubić  – 

roześmiał  się.  –  Nie,  nie  mogę.  Przypomniałem  sobie,  że 
obiecałem już jednej z siostrzyczek Izaaka. 

–  Doskonale  –  sapnęła  Janie.  –  Oświadcz  mi  się,  a  cię 

przyjmę. Odstaw teraz na bok dzieciaki i chodź coś zjeść. 

Później,  jedząc  i  odpowiadając  na  pytania  bliźniąt,  Wes 

przyjrzał  się  wyrazowi  twarzy  Nicole.  Wiedział,  co  ją  gnębiło. 
Sięgnął przez stół i uścisnął jej dłoń. 

–  Jeszcze będzie dobrze, zobaczysz. Travis i ja zadbamy o 

to, by Clay nie stracił plantacji. 

Nicole błyskawicznie uniosła głowę. 
–  Co  masz  na  myśli?  Przecież  utrata  zbiorów  z  jednego 

roku nie oznacza jeszcze utraty całego gospodarstwa. 

Wes i Janie wymienili spojrzenia. 
–  Normalnie  nie,  ale  rzadko  się  zdarza,  by  ktoś  utracił 

cały zbiór. Clay powinien był obsiać wyższe pola. 

–  Przecież  jeśli  nawet  przepadną  plony,  Clay  ma  dość 

wolnej  gotówki,  żeby  przeżyć.  Nie  wierzę,  żeby  całe 
gospodarstwo mogło upaść w ciągu jednego tylko roku. 

Wes odsunął talerz. Deszcz bębnił o dach. 
–  Powinnaś  poznać  prawdę.  W  zeszłym  roku  Clay 

pozwolił,  by  zboże  zgniło  na  polach,  ale  ponieważ  wcześniej 
ciężko  pracował,  ponieważ  jego  ojciec  dbał  o  plantację, 

background image

 

312

przetrwał.  Natomiast  Bianka...  –  Urwał,  widząc  oczy  Nicole. 
Choć starała się nadać im obojętny wyraz, odgadł, że już dźwięk 
tego  imienia  sprawia  jej  ból.  –  Bianka  –  ciągnął  –  zaciągnęła 
niezwykle wysokie długi. Widziałem się miesiąc temu z Clayem 
i  powiedział,  że  pożycza  pieniądze  pod  zastaw  plantacji  po  to, 
żeby  wysłać  swemu  teściowi  do  Anglii.  Najwyraźniej  Bianka 
stara się wykupić to, co kiedyś należało do jej rodziny. 

Nicole  wstała,  podeszła  do  kominka  i  zaczęła  bezmyślnie 

grzebać w popiele. Przypomniała sobie park przy domu Bianki. 
Bianka nigdy nie przestawała mówić o jego odzyskaniu. 

–  I  Clay  zgodził  się  zastawić  ziemię?  To  do  niego 

niepodobne. 

Wes zawahał się, a potem odpowiedział: 
–  Nie  wiem,  czy  to  on.  On  się  zmienił.  Wcale  mu  nie 

zależy  na  tym,  co  się  stanie  z  nim  lub  jego  ziemią.  On  się  w 
ogóle  nie  rusza  bez  szklanki  whisky  w  dłoni.  Daremnie 
próbowałem  przemówić  mu  do  rozumu.  Po  prostu  mnie 
zignorował.  To  jest  gorsze  niż  jakiekolwiek  inne  nieszczęście. 
Clay  zawsze  miał  gorący  temperament  i  uderzał,  zanim  zdążył 
pomyśleć, a teraz... – umilkł, nie kończąc zdania. 

–  A zatem Clay stracił zbiory z tego i ubiegłego roku. Czy 

chcesz przez to powiedzieć, że jest bankrutem? 

–  Nie.  Travis  i  ja  rozmawialiśmy  z  wierzycielami  Claya, 

jesteśmy  jego  żyrantami.  Ale  powiedziałem  też  Clayowi,  żeby 
powstrzymał wydatki Bianki. 

Odwróciła się do niego. 
–  A  czy  powiedziałeś  mu  też,  że  odpowiadasz  za  jego 

długi? 

–  Oczywiście. Nie chciałem go martwić. 
–  Mężczyźni!  –  podsumowała  gniewnie  Nicole,  po  czym 

powiedziała 

kilka 

słów 

po 

francusku, 

co 

kazało 

przysłuchującemu  się  Gerardowi  podnieść  brwi.  –  Jak  mogłeś 
powiedzieć człowiekowi,  że nie radzi  sobie ze swoim  własnym 
gospodarstwem,  ale  ma  się  nie  martwić,  bo  ktoś  się  nim 
zaopiekuje?! 

background image

 

313

–  To  nie  tak!  Jesteśmy  przyjaciółmi.  Zawsze  nimi 

byliśmy. 

–  Przyjaciele sobie pomagają, a nie niszczą się nawzajem. 
–  Nicole!  –  ostrzegł  Wes,  czując  wzbierającą  złość.  – 

Znam go od zawsze i... 

–  A teraz wiążesz kamień do szyi tonącemu. Ot co! 
Wes  wstał  z  poczerwieniałą  twarzą,  zaciskając  dłonie  na 

brzegu stołu. 

Wtedy wtrąciła się Janie. 
–  Przestańcie  obydwoje!  Zachowujecie  się  jak  dzieci. 

Nawet gorzej, bo nawet bliźnięta nie urządzają takich scen. 

Wes opanował się. 
–  Przepraszam.  Nie  chciałem  się  na  ciebie  złościć,  ale 

oskarżyłaś mnie o brzydkie sprawki. 

Nicole  odwróciła  się  do  ognia,  trzymając  nadal  w  ręku 

pogrzebacz.  Odtworzyła  nim  szkic,  który  narysował  Wes. 
Patrząc na swoje dzieło, powiedziała: 

–  Nie  to  miałam  na  myśli.  Tylko  Clay  jest  taki  hardy. 

Kocha tę plantację i raczej umrze, niż ją utraci. 

–  To nie ma sensu. 
Wzruszyła ramionami. 
–  Może nie ma. A może tylko ja nie potrafię wyrazić, o co 

mi  chodzi.  Wes,  czy  istnieje  jakiś  sposób,  żeby  powstrzymać 
rzekę? 

–  Modlić się. Jeśli przestanie padać, woda opadnie. 
–  Dlaczego rzeka nie zalewa pól co roku? Dlaczego jest to 

tak rzadkie zjawisko? 

–  Bieg rzeki zmienia się ciągle. Dziadek Claya opowiadał 

nam,  że  kiedy  był  dzieckiem,  nie  było  tych  tarasów,  ale  z 
każdym  rokiem  rzeka  odsuwała  się  nieco,  zostawiając  skrawek 
lądu. 

–  Masz – powiedziała, odstępując od szkicu i podając mu 

pogrzebacz. – Pokaż mi, jak to wygląda. 

Przykucnął nad paleniskiem. 

background image

 

314

–  Wydaje mi się, że koryto rzeki zagina się coraz bardziej. 

Ten zakręt był kiedyś łagodniejszy, ale zmienił się z biegiem lat. 

Przyjrzała się mapie. 
–  Mówisz,  że rzeka pochłania  mój  ląd  i  buduje tarasy  po 

stronie należącej do Claya. 

Wes popatrzył na nią zdziwiony. 
–  Nie  sądzę,  byś  miała  się  czym  martwić.  Ziemi  ubędzie 

ci dopiero za jakieś pięćdziesiąt lat. 

Nie zwróciła uwagi na jego spojrzenie. 
–  A jeśli damy władcy tej rzeki to, czego chce? 
–  O  czym  ty  mówisz?  –  szepnął  Wes.  Pomyślał,  że  jest 

samolubna, bo martwi się tym, że rzeka zabiera jej ziemię. 

–  Nicole...  –  wtrąciła  się  Janie.  –  Nie  podoba  mi  się  ten 

ton. 

Nicole wzięła do ręki patyk. 
–  Co  stanie  się,  jeśli  przetnie  się  moją  ziemię  w  tym 

miejscu? –  Narysowała  linię  łączącą proste odcinki rzeki.  –  Co 
się wtedy stanie? 

–  Ziemia 

jest 

wilgotna 

rozmiękła, 

zatem 

prawdopodobnie obsunie się do rzeki. 

–  A jak to wpłynie na poziom wody? 
Jego oczy zaczęły się rozszerzać, w miarę jak pojmował, co 

ona ma na myśli. 

–  Nicole,  nie  możesz  tego  zrobić.  To  jest  kilka  dni 

kopania, a poza tym ta ziemia jest obsiana pszenicą. 

–  Nie odpowiedziałeś mi. Czy to obniży poziom wody? 
–  Dałoby  to  jakieś  ujście  jej  nadmiarowi...  może.  Skąd 

można wiedzieć? 

–  Pytam o twoją opinię, a nie wyrok. 
–  Tak,  do  diabła!  Rzeka  pewnie  chętnie  pochłonęłaby 

twoją ziemię zamiast Claya. Co tej cholernej wodzie zależy! 

–  Byłabym ci wdzięczna, gdybyś powściągnął swój  język 

w obecności dzieci – powiedziała Nicole poważnie. 

–  A  teraz,  będziemy  potrzebowali  łopat,  motyk  do 

kamieni i korzeni oraz... 

background image

 

315

Wes przerwał jej. 
–  Wyglądałaś  przez  okno?  Deszcz  jest  tak  gęsty,  że 

mógłby zabić, a ty mówisz o pracy na zewnątrz. 

–  Inaczej  nie  da  się  wykopać  rowu.  A  może  ty  nam  go 

przyniesiesz do ciepłego i miłego domu? 

–  Nie mogę ci na to pozwolić – zaprotestował Wes. 
–  Clay poradzi sobie bez twojego poświęcenia. Travis i ja 

pożyczymy  mu  pieniędzy,  a  następny  rok  na  pewno  będzie 
lepszy. 

Nicole rzuciła mu lodowate spojrzenie. 
–  Na  pewno?  Na  pewno  przyszły  rok  będzie  lepszy? 

Popatrz,  co  z  nim  zrobiliśmy.  Wszyscy  go  opuściliśmy.  On 
potrzebuje rodziny. Był  szczęśliwy,  mając przy sobie rodziców, 
Jamesa,  Beth  i  bliźnięta.  Potem  jeden  po  drugim,  wszyscy  go 
opuścili.  Kiedyś  i  ja  ofiarowałam  mu  moją  miłość,  ale 
odebrałam  mu  ją...  razem  z  bliźniętami.  –  Uniosła  rękę  i 
wyciągnęła  w  kierunku  Arundel  Hall.  –  Kiedyś  był  to 
szczęśliwy dom pełen osób, które kochał i które jego kochały. I 
co mu pozostało? Nawet dzieci jego własnego brata mieszkają u 
obcej osoby. Musimy mu okazać naszą troskę. 

–  Ale Travis i ja... 
–  Pieniądze!  Jesteś  jak  mąż,  który  daje  swojej  żonie 

pieniądze  zamiast  opieki  i  miłości,  której  ona  potrzebuje.  Clay 
nie  potrzebuje  pieniędzy;  potrzebuje  kogoś,  kto  mu  udowodni, 
że myśli o nim. Musi czuć, że nie jest sam na tym świecie. 

Wes,  Janie  i  bliźnięta  wstali,  patrząc  na  nią.  Gerard 

przymknął oczy, by ukryć błysk zainteresowania. 

–  Sądzisz,  że  wiesz,  co  czuje  Clay?  –  zapytał  spokojnie 

Wes. – A może tylko mówisz o swoich odczuciach? Może to ty 
czujesz się samotna i potrzebujesz czyjejś opieki? 

Nicole starała się uśmiechnąć. 
–  Nie wiem. Nie mam teraz czasu, żeby o tym rozmyślać. 

Każda stracona chwila to groźba zalania tytoniu Claya. 

Wes nagle chwycił ją i przytulił mocno. 

background image

 

316

–  Jeżeli kiedyś znajdę kobietę, która będzie mnie kochała 

choć  w  połowie  tak,  jak  ty  kochasz  Claya,  nie  pozwolę  jej 
odejść. 

Nicole wysunęła się z jego objęć i otarła oczy. 
–  Chciałabym  zachować dla siebie kilka  moich  sekretów. 

Proszę.  Poza tym  nie  wątpię  że  i  ty,  i  Clay  zachowywalibyście 
się  tak  samo  jak  ja.  No!  –  powiedziała  ostro.  –  Przygotujemy 
się. Nie masz przypadkiem kilku łopat? 

Janie  odwiązała  fartuch  i  powiesiła  go  na  kołku  na 

drzwiach. Potem chwyciła płaszcz Wesa. 

–  Dokąd się wybierasz? – spytał jego właściciel. 
–  Podczas  gdy  wy  dwoje  będziecie  sobie  tu  gawędzić,  ja 

zamierzam  coś  zrobić.  Przede  wszystkim  pożyczę  od  Izaaka 
jakieś  okrycia.  Nie  mam  ochoty  biegać  po  deszczu  w 
przemoczonym ubraniu. Potem pójdę po Claya. 

–  Po Claya! – zakrzyknęli jednocześnie Wes i Nicole. 
–  Może  wy  macie  go  za  inwalidę,  ale  ja  wiem  lepiej. 

Nadaje się do kopania równie dobrze jak każdy inny, a poza tym 
zostało  mu  jeszcze  kilku  ludzi.  Szkoda,  że  nie  ma  czasu,  żeby 
sprowadzić tu Travisa. 

Nicole i Wes siedzieli, wpatrując się w nią. 
–  Czy  chcecie  wypuścić  korzenie?  Nicole,  chodź  ze  mną 

do młyna. Ty, Wes, idź zobaczyć, gdzie należy wykopać rów. 

Wes chwycił ramię Nicole i pociągnął ją w kierunku drzwi. 
–  Chodźmy! Przed nami wiele pracy! 
  

21 

 
Janie doznała wstrząsu, widząc stan, w jakim znajdował się 

Arundel  Hall.  W  dachu  zrobiły  się  ogromne  dziury,  więc  cała 
podłoga  została  zalana.  Drzwi  stały  otworem,  toteż  brzeg 
chodnika w  hallu  był  przemoczony.  Weszła do  środka,  usiłując 
zamknąć drzwi. Ciągła wilgoć panująca w domu wypaczyła je i 
nie dawało się ich zatrzasnąć. Janie podwinęła brzeg dywanu, aż 

background image

 

317

jęknęła  widząc  zniszczoną  podłogę.  Trzeba  będzie  wymienić 
całą dębową klepkę. 

Rozejrzała  się  z  niezadowoleniem  po  hallu.  Przenikliwa 

wilgoć  sprawiła,  że  brud  zaczął  śmierdzieć.  Przymknęła  oczy, 
prosząc  w  myśli  matkę  Claya  o  wybaczenie.  Ruszyła  do 
biblioteki. 

Bez pukania otworzyła drzwi. Okazało się, że było to jedyne 

nietknięte pomieszczenie, choć także nie było sprzątane. Stała w 
progu przez kilka chwil, starając się dojrzeć coś w półmroku. 

–  Chyba  już  umarłem  i  poszedłem  do  nieba  –  dobiegł  ją 

niski,  nieco  bełkotliwy  głos  z  kąta.  –  Moja  piękna  Janie  w 
męskich spodniach. Uważasz, że to stanie się modne? 

Janie  podeszła  do  biurka  i  zapaliła  lampę.  Zdumiała  się, 

widząc  Claya.  Miał  zaczerwienione  oczy  i  brudną,  zarośniętą 
twarz. Wątpiła, by mył się ostatnio. 

–  Janie,  dziewczyno,  czy  mogłabyś  podać  mi  ten  kufel  z 

biurka? Chciałem go wziąć sam, ale chyba nie starczy mi sił. 

Janie przyglądała mu się przez chwilę. 
–  Kiedy ostatnio jadłeś? 
–  Jadłem?  Nie  ma  co  jeść.  Nie  wiedziałaś,  że  wszystko 

zjada  moja  droga  żona?  –  Chciał  usiąść,  ale  był  to  zbyt  duży 
wysiłek. 

Janie pomogła mu. 
–  Śmierdzisz! 
–  Dzięki,  moja  droga.  To  najmilsza  rzecz,  jaką  ostatnio 

usłyszałem. 

Pomogła mu wstać. Chwiał się na nogach. 
–  Masz ze mną iść! 
–  Oczywiście. Pójdę, dokądkolwiek zechcesz. 
–  Najpierw  wyprowadzę  cię  na  deszcz.  Może  to  cię 

otrzeźwi, a przynajmniej umyje. Potem do kuchni. 

–  O  tak  –  odpowiedział  Clay.  –  Kuchnia.  Ulubione 

pomieszczenie  mojej  żony.  Biedna  Maggie  ma  teraz  więcej 
roboty,  niż  gdy  gotowała  dla  całej  plantacji.  Czy  wiesz,  że 
wszyscy odeszli? 

background image

 

318

Oparł się na Janie, idąc do bocznych drzwi. 
–  Nigdy  nie  widziałam  bardziej  żałosnego  przypadku 

litowania się nad samym sobą. 

Zimny  deszcz  uderzył  w  oboje  z  dziką  siłą.  Janie  schyliła 

głowę przed jego naporem, ale Clay wyglądał tak, jakby nic nie 
czuł. 

Potem  Janie  rozpaliła  ogień  pod  kuchnią.  Szybko  wstawiła 

wodę  na  kawę.  Kuchnia  wyglądała  jak  chlew,  w  niczym  nie 
przypominała  lśniącego  czystością  pomieszczenia  sprzed  roku. 
Sprawiała wrażenie niepotrzebnej, opuszczonej. 

Janie pomogła Clayowi usiąść, po czym wybiegła na deszcz, 

szukać Maggie. Potrzebowała pomocy, by otrzeźwić Claya. 

W ciągu następnej godziny udało się obu kobietom wmusić 

w  niego  niewyobrażalną  ilość  kawy  oraz  jajecznicę  z  sześciu 
jajek. Przez cały ten czas Maggie mówiła. 

–  To już nie ten sam szczęśliwy dom. Ta kobieta wszędzie 

wciska  swój  nos.  Chce,  żebyśmy  się  jej  bez  przerwy  kłaniali  i 
całowali  jej  tłuste stopy.  Śmialiśmy  się z  niej,  zanim  wyszła za 
pana  Claya.  –  Przerwała,  by  posłać  mu  pełne  wyrzutu 
spojrzenie.  –  Ale  potem  nie  można  jej  było  znieść.  Kto  tylko 
mógł,  wyniósł  się.  Po  tym,  jak  zaczęła  obcinać  racje  jedzenia, 
uciekło nawet kilku niewolników. Wiedzieli, że Clay nie będzie 
ich szukał. I mieli rację. 

Clay zaczynał trzeźwieć. 
–  Janie  nie  ma  ochoty  na  wysłuchiwanie  naszych 

problemów. Ludzie z nieba nie lubią słuchać o piekle. 

–  Sam pan wybrał to piekło! – Maggie wyraźnie zasadziła 

się na dłuższy, znany już obojgu wykład. 

Janie położyła jej rękę na ramieniu. 
–  Clay  –  powiedziała.  –  Czy  wytrzeźwiałeś  na  tyle,  by 

mnie posłuchać? 

Spojrzał na nią znad jajecznicy. Jego brązowe oczy zapadły 

się  w  głąb  czaszki.  Usta  były  wąskie,  spękane  w  kącikach. 
Postarzał się. 

–  Co chcesz mi powiedzieć? – zapytał obojętnie. 

background image

 

319

–  Czy  zdajesz  sobie  sprawę  z  tego,  że  deszcz  niszczy 

twoje zbiory? 

Skrzywił  się  i  odepchnął  talerz.  Janie  podsunęła  mu  go 

znowu. Posłusznie wrócił do jedzenia. 

–  Może  jestem  pijany,  ale  nie  byłem  w  stanie  zapobiec 

temu, co się stało. Może sam  byłem tego przyczyną. Doskonale 
wiem,  co  robi  deszcz.  Nie  sądzisz,  że  to  świetne  zakończenie? 
Po  tym  wszystkim,  czego  dokonała  moja  żona,  żeby  dostać  tę 
plantację, wygląda na to, że stracimy ją oboje. 

–  I ty na to pozwolisz? – krzyknęła Janie. – Clay, jakiego 

znałam,  nie  poddałby  się  bez  walki.  Pamiętam,  jak  kiedyś 
kłóciłeś się z Jamesem przez trzy dni. 

–  Ach, James – westchnął. – Wtedy mi zależało. 
–  Może tobie nie zależy na samym sobie – odpowiedziała 

zdecydowanie – ale innych twój  los obchodzi.  Właśnie teraz, w 
tym  deszczu,  Nicole  i  Wesley  usiłują  odciąć  kawał  jej  ziemi, 
żeby  uratować  twoje  pola.  A  ty  tylko  siedzisz  i  nurzasz  się  w 
swej głupiej dumie. 

–  Duma? Nie mam jej od... pewnego poranka w jaskini. 
–  Przestań! – krzyknęła Janie. – Przestań myśleć o sobie i 

posłuchaj  mnie.  Nie  słyszałeś,  co  mówiłam?  Wes  powiedział 
Nicole,  że  twoje  pola  prawdopodobnie  zostaną  zalane,  a  ona 
wymyśliła sposób, żeby je uratować. 

–  Uratować?  –  Uniósł  głowę.  –  Można  tylko  zatrzymać 

deszcz, albo wybudować tamę w górze rzeki. 

–  Albo  znaleźć  miejsce,  którędy  będzie  mogła  spłynąć 

woda, omijając twoje pola... 

–  O czym ty mówisz? 
Maggie usiadła obok niego. 
–  Powiedziałaś, że Nicole chce ocalić zbiory pana Claya? 

Jak? 

Janie  przeniosła  wzrok  z  jednej  pary  wpatrzonych  w  nią  z 

ciekawością oczu, na drugą. 

–  Znacie  ten  ostry  zakręt  rzeki  tuż  pod  młynem?  –  Nie 

czekała na potwierdzenie. – Nicole wymyśliła, że jeżeli wykopie 

background image

 

320

się rów, rzeka popłynie tamtędy, zamiast zalać pola, gdzie rośnie 
tytoń. 

Clay przechylił się do tyłu na krześle, wpatrując się w Janie. 

Rozumiał,  o  czym  mówi.  Nadmiar  wody  potrzebował  ujścia  i 
każde miejsce było do tego dobre. Po chwili przemówił: 

–  Jeśli  rzeka  zmieni  bieg,  Nicole  straci  ładnych  parę 

akrów ziemi. 

–  To samo twierdzi Wes. – Janie nalała całej trójce kawy. 

–  Próbował  wybić  jej  to  z  głowy,  ale  ona  powiedziała...  – 
urwała, patrząc na Claya. – Powiedziała, że potrzebujesz kogoś, 
kto by w ciebie wierzył. Kogoś, komu by na tobie zależało. 

Clay zerwał się z krzesła i podszedł do okna. Deszcz był tak 

gęsty, że trudno byłoby coś dostrzec za ścianą wody. Pomyślał o 
Nicole.  Przez  prawie  rok  był  ustawicznie  pijany  i  nie  czuł  nic, 
nie  myślał,  nie  mógł  nawet  pracować.  W każdej  chwili  jednak, 
pijany  czy  trzeźwy,  myślał  o  niej,  o  tym,  co  mogłoby  się 
wydarzyć,  co  wydarzyłoby  się,  gdyby  tylko  on...  Im  więcej  o 
tym myślał, tym więcej pił. 

Janie  miała  rację,  roztkliwiał  się  nad  sobą.  Zawsze  odnosił 

wrażenie,  że  panuje  nad  swoim  życiem,  ale  nagle  zabrakło 
rodziców,  potem  Jamesa  i  Beth.  Sądził,  że  pragnie  Bianki,  ale 
Nicole  zmąciła  to  wrażenie.  Gdy  zdał  sobie  sprawę  z  tego,  jak 
bardzo ją kocha, było już za późno. Zranił ją wtedy tak głęboko, 
że nigdy chyba mu już nie zaufa. 

Strumienie  deszczu  chłostały  szyby.  Gdzieś  tam,  w 

powodzi,  Nicole  pracowała  dla  niego.  Poświęciła  dla  niego 
swoją  ziemię  i  zbiory  oraz  narażała  swoich  ludzi.  Co 
powiedziała  Janie?  Chciała  mu  pokazać,  że  komuś  na  nim 
zależy. 

Odwrócił się do Janie. 
–  Na plantacji zostało  jeszcze sześciu mężczyzn. Zwołam 

ich i zdobędę łopaty. – Ruszył ku drzwiom. – Będą chcieli jeść. 
Opróżnij spiżarnię. 

–  Tak, proszę pana! – odpowiedziała rześko Maggie. 

background image

 

321

Gdy  wyszedł,  obie  kobiety  patrzyły  jeszcze  chwilę  na 

zamknięte drzwi. 

–  Nasza  słodka,  mała  pani  ciągle  go  jeszcze  kocha, 

prawda? – zapytała Maggie. 

–  Ani  na  chwilę  nie  przestała,  chociaż  oczywiście 

starałam się wybić jej to z głowy. Uważam, że żaden mężczyzna 
nie jest godny jej uczucia. 

–  A co z tym Francuzem, który z nią mieszka? 
–  Maggie, nie wiesz, o kim mówisz. 
–  Mam  kilka  godzin  na  słuchanie  –  powiedziała, 

wrzucając żywność do jutowych worków. 

Ugotują  posiłek  we  młynie.  Lepiej  było  wziąć  to  wszystko 

teraz,  niż  potem  nieść  gorące  dania  w  deszczu.  Janie 
uśmiechnęła się. 

–  Zabierzmy  się do  roboty.  Mam  do  opowiedzenia  plotki 

z całego roku. 

Deszcz był tak gęsty, że Clay z trudem mógł dojrzeć swoich 

ludzi  przeprawiających  się  przez  rzekę.  Woda  przelewała  się 
przez burty płytkiej łodzi, grożąc zmyciem ich z pokładu. Rzeka 
podniosła się już na tyle, że pochłonęła kilka rzędów tytoniu. 

Gdy dotarli na brzeg, wzięli łopaty na ramię i ruszyli w górę 

ścieżką,  pochylając  głowy,  by  ronda  kapeluszy  choć  trochę 
osłoniły  twarze  przed  lodowatymi  strugami  wody.  Znalazłszy 
się  na  miejscu,  bezzwłocznie  przystąpili  do  pracy.  Clayton, 
który  obudził  się  z  letargu  i  sam  przyszedł  do  nich,  zasługiwał 
na to, by go usłuchać. 

Clay zagłębił łopatę w grząskiej ziemi. Nie było czasu, żeby 

myśleć o tym, że pomaga Nicole w jej pełnej poświęcenia pracy. 
Nagle  ratowanie  zbiorów  stało  się  znów  dla  niego  ważne. 
Pragnął  zebrać  ten  tytoń  tak,  jak  jeszcze  nigdy  nie  pragnął 
niczego. 

Kopał ze zdumiewającą energią. Zachowywał się tak, jakby 

w  niego  wstąpił  demon.  Tak  bardzo  skupił  się  na  odrzucaniu 
ziemi,  że  nie  poczuł  czyjejś  ręki  na  ramieniu.  Gdy  wrócił  do 
rzeczywistości, zobaczył przed sobą Nicole. 

background image

 

322

Po  tak  długim  czasie  jej  widok  stanowił  dla  niego  wstrząs. 

W gęsto padającym deszczu byli sami. Z szerokich kapeluszy na 
ich twarze spływały strumienie wody. 

–  Proszę!  –  powiedziała,  starając  się  przekrzyczeć  huk 

ulewy. – Kawa. – Podała mu kubek zakryty dłonią. 

Przyjął go i opróżnił bez słowa. 
Odebrała puste naczynie i odeszła. 
Stał  przez  chwilę  nieruchomo,  patrząc,  jak  ona  przedziera 

się przez błoto. W męskim ubraniu i wysokich butach wydawała 
się  jeszcze  drobniejsza.  Dookoła  niego,  unurzane  w  błocie, 
chwiały się łany pszenicy. Jej pszenicy. 

Clay  po  raz  pierwszy  rozejrzał  się  wokoło.  Piętnastu  ludzi 

kopało  rów.  Rozpoznał  Wesa  i  Izaaka  na  jednym  końcu.  Po 
lewej  stronie  była  ziemia,  którą  zamierzali  odciąć.  Pszenica 
uginała  się  smagana  deszczem,  ale  pochyły  stok  gwarantował 
skuteczne  odprowadzanie  wody.  Tuż  obok  znajdował  się 
kamienny  murek  ograniczający  taras.  Clay  widział,  jak  Izaak  i 
Nicole  budowali  takie  ogrodzenia.  Za  każdym  razem,  gdy 
podnosiła kamień, on pociągał łyk z butelki. Teraz cała ta praca 
pójdzie na marne, jakby nie miała żadnego znaczenia. Dla niego 
miała ogromne. 

Ponownie  zagłębił  łopatę  w  ziemi,  tym  razem  z  jeszcze 

większą zaciętością. 

I  tak  ciemny  dzień  miał  się  ku  końcowi.  Nicole  znów  do 

niego  podeszła,  próbując  namówić  go  gestem,  by  odpoczął  i 
zjadł coś, ale potrząsnął tylko głową, nie przerywając kopania. 

Nadeszła noc, a oni wciąż zmagali  się z ziemią. Nie można 

było  zapalić  latarni,  więc  pracowali  częściowo  na  wyczucie,  a 
częściowo  sterowani  przez  Wesleya,  który  starał  się  utrzymać 
ich w wyznaczonych miejscach. 

Nad  ranem  do  Claya  podszedł  Wes.  Ruchem  głowy  kazał 

mu  podążyć  za  sobą.  Wszyscy  byli  bardzo  zmęczeni,  ich 
przemarznięte  ciała  bolały.  Samo  kopanie  okazało  się 
wystarczająco  ciężkie.  Połączone  z  ulewnym  deszczem 
doprowadziło ich do granic wytrzymałości. 

background image

 

323

Clay  poszedł  za  Wesem  aż  do  końca  rowu.  Brakowało  już 

niewiele.  Jeszcze  godzina  lub  dwie,  a  dowiedzą  się,  czy  nie 
pracowali  na darmo.  Clayowi  przemknęło przez  myśl,  że rzeka 
może  nie  przyjąć  ofiary  Nicole.  Może  nie  chcieć  wpłynąć  do 
kanału. 

Wes  spoglądał  na  niego  pytająco,  starając  się  ustalić 

najlepszy  kształt  ujścia  rowu.  Rzeka  huczała  tak  głośno,  że 
wszelka  rozmowa  była  niemożliwa.  Clay  wskazał  odcinek  tuż 
przy zakręcie i po chwili obaj zaczęli kopać. 

Niebo  powoli  się  rozjaśniało.  Mężczyźni  widzieli  teraz, 

gdzie  mają  kopać.  Do  zakończenia  pracy  brakowało  zaledwie 
sześciu stóp. 

Wes  i  Clay  wymienili  spojrzenia  nad  głową  Nicole. 

Pracowała razem ze wszystkimi, nie podnosząc głowy. Wszyscy 
myśleli  o  tym  samym.  W  ciągu  kilku  minut  dowiedzą  się,  czy 
się im udało, czy nie. 

Nagle  rzeka  sama  odpowiedziała  na  ich  pytanie.  Zbyt  była 

niecierpliwa,  by  czekać,  aż  ludzie  pokonają  sześć  stóp.  Woda 
wpadła  do  kanału  z  obu  stron  jednocześnie.  Mokra,  miękka 
ziemia  łatwo  się  jej  poddała.  Ledwie zdążyli  odskoczyć,  by  nie 
porwała  ich  rzeka.  Clay  chwycił  mocno  Nicole  w  pasie,  by 
odstawić ją na bezpieczne miejsce. 

Wszyscy stali patrząc, jak rzeka pochłania obsianą pszenicą 

ziemię.  Grunt  opadał  grubymi,  ciemnymi  płatami.  Skotłowana 
woda wdzierała się jak wulkaniczna lawa. 

–  Patrzcie! – krzyknął Wes. 
Wszyscy spojrzeli na rzekę. Tak pochłonięci byli widokiem 

opadającej  skarpy,  że  nie  zwracali  uwagi  na  pola  Claya.  Gdy 
rzeka zapełniła  lukę  po  ziemi  Nicole,  niesionej  teraz z prądem, 
poziom  wody  znacznie  się  obniżył.  Widać  było  zalane  jeszcze 
wczoraj rzędy tytoniu, teraz zniszczone, ale bezpieczne. 

–  Hurra! – krzyknęła jako pierwsza Nicole. 
Nagle wszystkich opuściło zmęczenie. Pracowali przez całą 

noc dla osiągnięcia konkretnego celu i udało im się. Niepewność 

background image

 

324

ustąpiła  miejsca  radości.  Zaczęli  wymachiwać  łopatami  w 
powietrzu. 

Izaak  chwycił  Luke'a  za  rękę  i  wykonali  w  błocie  coś  w 

rodzaju skocznego irlandzkiego tańca. 

–  Zrobiliśmy to! – zawołał Wes, starając się przekrzyczeć 

deszcz. 

Chwycił  Nicole  i  podrzucił  ja  do  góry.  Potem,  jak  gdyby 

była  workiem  ziarna  cisnął  ją  w  ramiona  Claya.  Clay 
uśmiechnął się szeroko. 

–  Ty tego dokonałaś – roześmiał się i chwycił ją mocno. – 

Ty  tego  dokonałaś.  Moja  piękna,  wspaniała  żona!  –  Przycisnął 
ją do siebie i pocałował mocno, głęboko, pożądliwie. 

Na  chwilę  Nicole  zapomniała  o  wszystkim.  Całowała  go, 

wkładając w to całe swoje uczucie. Miała wrażenie, że tylko on 
jest w stanie zaspokoić głód, jaki odczuwała. 

–  Będzie  na  to  jeszcze  dość  czasu  –  przerwał  im  Wes  i 

klepnął Claya po ramieniu. 

W jego oczach kryło się ostrzeżenie. Reszta patrzyła na nich 

zdumiona.  Nicole  wpatrywała  się  w  Claya,  czując,  że  jej  łzy 
mieszają  się  z  kroplami  deszczu.  Ociągając  się,  postawił  ja  na 
ziemi.  Odsunął  się  od  niej  szybko,  jakby  parzyła,  ale  nie 
przestawał patrzeć na nią z zachwytem, pytająco. 

–  Chodźmy  jeść  –  krzyknął  Wes.  –  Mam  nadzieję,  że 

kobiety  przygotowały  coś  dobrego,  bo  mógłbym  zjeść  tyle,  co 
cała armia. 

Nicole  odwróciła  się  od  Claya.  Czuła  się  ożywiona  jak 

nigdy dotąd. 

–  Jest tu Maggie, a zatem  bądźcie pewni, że będzie aż za 

dużo jedzenia. 

Wes  uśmiechnął  się,  objął  ja  ramieniem  i  poprowadził  do 

młyna. 

Na  krzyżakach  rozstawiono  blat,  na  którym  było  tyle 

potraw,  że  wystarczyłoby  go  dla  setki  zgłodniałych  ludzi.  Był 
świeżo upieczony chleb, gorący i wonny, osełki masła, ragout z 
żółwia,  gotowany  jesiotr,  ostrygi,  kraby,  szynka,  indyk, 

background image

 

325

wołowina i kaczka. Osiem rodzajów ciasta, dwanaście gatunków 
jarzyn,  cztery  rodzaje  deseru,  trzy  rodzaje  piwa  oraz  mleko  i 
herbata. 

Nicole  trzymała  się  z  dala  od  Claya.  Zabrała  swój  talerz  i 

usiadła pod stertą pokruszonych kamieni. Nazwał ją swoją żoną 
i  przez  chwilę  czuła  się  tak,  jakby  nią  była  naprawdę. 
Szczęśliwe  czasy  wydawały  się  tak  odległe,  choć  wiedziała,  że 
nigdy  do  końca  nie  była  jego  żoną.  Tylko  w  czasie  kilku  dni 
spędzonych w domu Backesów czuła się na miejscu. 

–  Zmęczona? 
Podniosła wzrok,  by  zobaczyć  Claya.  Zdjął  mokrą  koszulę, 

owinął  się  ręcznikiem.  Wyglądał  na  bezradnego  i  samotnego. 
Nicole aż do bólu zapragnęła przytulić go i pocieszyć. 

–  Mogę usiąść obok? 
W  milczeniu  skinęła  głową.  Za  stertą  kamieni  byli  ukryci 

przed wzrokiem innych. 

–  Nie  zjadłaś  dużo  –  powiedział,  wskazując  jej  talerz.  – 

Może  potrzebujesz  trochę  ruchu,  żeby  nabrać  apetytu.  –  Jego 
oczy błysnęły. 

Próbowała się uśmiechnąć, ale jego bliskość wywoływała w 

niej silne zdenerwowanie. 

Wziął kawałek szynki z jej talerza i zjadł. 
–  Maggie i Janie przeszły same siebie. 
–  Jedzenie  zabrały  z  twego  domu.  Podziwiam  twoją 

hojność. 

Jego oczy pociemniały. 
–  Czy naprawdę jesteśmy sobie tak obcy, że nie potrafimy 

rozmawiać? Nie zasługuję na to, co dziś dla mnie zrobiłaś! Nie! 
–  krzyknął,  gdy  chciała  mu  przerwać.  –  Pozwól  mi  skończyć. 
Janie  powiedziała,  że  lituję  się  nad  samym  sobą.  Tak  było. 
Myślałem,  że  nie  zasłużyłem  na  to,  co  mnie  spotkało.  Ale  tej 
nocy  miałem  wiele  czasu,  by  wszystko  przemyśleć.  Zdałem 
sobie  w  końcu  sprawę,  że  życie  jest  takie,  jakim  je  sobie 
ułożymy.  Kiedyś  powiedziałaś,  że  nie  możesz  mnie  zmienić. 
Miałaś  rację.  Chciałem  wszystkiego  i  wydawało  mi  się,  że  to 

background image

 

326

dostanę, poprosiwszy tylko. Byłem zbyt słaby,  by zaryzykować 
próbę. 

Położyła mu rękę na ramieniu. 
–  Nie jesteś wcale słaby. 
–  Nie  sądzę,  byś  mnie  znała  lepiej  ode  mnie. 

Wyrządziłem  ci  straszną  krzywdę,  choćby  to...  –  Nie  mógł 
skończyć.  Jego  głos  załamał  się.  –  Wróciłaś  mi  nadzieję, 
nieobecną  w  moim  życiu  od  tak  długiego  czasu.  Przykrył  jej 
dłoń swoją. – Obiecuję, że już nigdy cię nie zawiodę. Nie chodzi 
mi  tylko  o  tytoń.  Chodzi  o  całe  życie.  Popatrzył  na  jej  dłoń, 
pogładził  palce.    –  Nie  przypuszczałem,  że  to  możliwe,  ale 
kocham cię bardziej niż kiedykolwiek. 

Poczuła ucisk w gardle. 
Popatrzył jej w oczy. 
–  Nie ma dość słów, by wypowiedzieć, co do ciebie czuję, 

i podziękować ci za to, co dla mnie zrobiłaś. – Przerwał nagle. – 
Żegnaj – wyszeptał. 

Szybko  opuścił  młyn,  zostawiwszy  w  nim  koszulę,  nie 

zwracając uwagi na wołania ludzi, żeby został. Nie zdawał sobie 
sprawy,  że  deszcz  przemienił  się  w  zimną  mżawkę.  W  świetle 
poranka  zobaczył,  jak  wiele  się  zmieniło.  Ziemia  Nicole, 
dawniej  opadająca  łagodnym  stokiem  do  wody,  teraz  kończyła 
się  stromym  urwiskiem.  Rzeka  wyglądała  spokojniej,  jak 
wielka, nareszcie syta bestia, trawiąca swój łup. 

Clay przeprawił się na drugą stronę. Powoli szedł do domu. 

Czuł,  że  budzi  się  z  trwającego  cały  rok  snu.  Czuł  nad  sobą 
wzrok Jamesa przerażonego zniszczoną, a kiedyś uroczą i żyzną 
plantacją. 

Zobaczył,  jak  bardzo  zaniedbany  jest  dom.  Przeskoczył 

przez kałużę, która zebrała się na dębowej podłodze. 

U  stóp  schodów  stała  Bianka.  Miała  na  sobie  obszerny, 

bladobłękitny  jedwabny  płaszcz,  a  pod  spodem  –  różową 
satynową  suknię.  Przy  dekolcie,  rękawach,  wzdłuż  brzegu 
biegły rzędy nastroszonych, kolorowych piór. 

–  To tak! Tu jesteś! Znów nie było cię przez całą noc. 

background image

 

327

–  Tęskniłaś?  –  zapytał  Clay  ironicznie.  Jej  wzrok 

wystarczał za odpowiedź. 

–  Gdzie są wszyscy? I dlaczego nie podano śniadania? 
–  Myślałem, że chodziło ci o mnie, teraz widzę, że tylko o 

robotę Maggie. 

–  Czekam na odpowiedź. Gdzie jest śniadanie? 
–  Śniadanie  jest  teraz  podawane  za  rzeką,  w  młynie 

Nicole. 

–  U  niej!  Tej  fladry!  Więc  to  tam  byłeś.  Powinnam  była 

wiedzieć,  że  nie  wytrzymasz  bez  zaspokojenia  tych  swoich 
obrzydliwych,  prymitywnych  potrzeb.  Co  zrobiła  tym  razem, 
żeby cię uwieść? Czy mówiła coś o mnie? 

Clay popatrzył w bok z obrzydzeniem. 
–  Dzięki  Bogu  nawet  nie  wspomnieliśmy  twojego 

imienia. 

–  Przynajmniej  tego  się  nauczyła.–  Bianka  uśmiechnęła 

się  z  wyższością.  –  Jest  wystarczająco  bystra,  by  się 
zorientować,  że  ją  przejrzałam  i  wiem,  kim  ona  jest.  Wy 
wszyscy  jesteście  zbyt  ślepi,  by  dostrzec,  jaką  jest  podstępną, 
zachłanną kłamczucha. 

Clay  odwrócił  się  do  niej  z  grymasem  wściekłości, 

Wskoczył  jednym  susem  na  cztery  schody,  by  stanąć tuż przed 
nią. Chwycił ją za kołnierz sukni i cisnął mocno o ścianę. 

–  Ty  śmieciu!  Nie  masz  prawa  nawet  wymawiać  jej 

imienia.  Nigdy  w  życiu  nie  zrobiłaś  nic  dobrego,  a  śmiesz 
oskarżać ją o to, że jest taka jak ty. Tej nocy Nicole oddała kilka 
dobrych  akrów swojej  ziemi,  żeby  uratować moje  pole.  To tam 
byłem przez całą  noc,  kopiąc u  boku  jej  i  ludzi,  którzy  wiedzą, 
czym jest życzliwość i hojność. 

Znów pchnął ją na ścianę. 
–  Już dosyć mnie wykorzystywałaś. Od tej chwili ja będę 

tu rządził, nie ty. 

Bianka  z  trudem  chwytała  oddech.  Jego  uścisk  tamował 

krążenie krwi. Wydęła tłuste policzki. 

background image

 

328

–  Nie  możesz  do  niej  odejść.  Ja  jestem  twoją  żoną.  To 

wszystko jest moje. 

–  Żoną!  –  zadrwił.  –  Patrząc  na  to,  co  zrobiłem,  myślę 

czasem, że na ciebie zasłużyłem. – Puścił  ją i zrobił krok w tył. 
–  Popatrz  na  siebie!  Nie  podobasz  się  nikomu,  bo  nawet  sama 
już nie możesz znieść swojego widoku. 

Odwrócił się od niej, wspiął się na schody, wszedł do swojej 

sypialni, rzucił się na łóżko i natychmiast zasnął. 

Po  jego  odejściu  Bianka  stała  nieruchomo  jak  marmurowy 

posąg.  O  co  mu  chodziło,  gdy  powiedział,  że  sama  nie  znosi 
swojego  widoku?  Pochodziła  ze  starej,  dobrej  angielskiej 
rodziny. Dlaczego nie miałaby być z siebie dumna? 

Zaburczało jej w brzuchu i odruchowo przyłożyła tam rękę. 

Powoli  poszła  do  kuchni.  Nie  znała  się  na  gotowaniu,  toteż 
baryłki z mąką i innymi produktami na nic jej się nie zdały. Była 
bardzo głodna, a nie mogła znaleźć nic do jedzenia. Gdy wyszła 
do ogrodu, miała oczy pełne łez. 

W  odległym  zakątku  znajdowała  się  altanka,  ukryta  pod 

dwiema  starymi  magnoliami.  Usiadła  ciężko  na  ławce,  ale 
stwierdziwszy,  że  jest  mokra,  poderwała  się.  Jakie  to  ma 
znaczenie? Suknia i tak jest zniszczona. Skubała kolorowe pióra, 
a łzy płynęły po jej twarzy. 

–  Czy  mogę  przeszkodzić?  –  zapytał  miły  głos  z  obcym 

akcentem. Bianka uniosła głowę. 

–  Gerard!  –  krzyknęła,  a  nowa  fala  łez  napłynęła  jej  do 

oczu. 

–  Płakałaś – powiedział współczująco. 
Już chciał usiąść, gdy zauważył, że ławki są mokre. Wybrał 

jedną  z  nich,  po  czym  wytarł  ją  chusteczką,  oczywiście  nie  tą 
jedwabną, należącą do Adele. 

–  Powiedz,  proszę,  co  się  stało.  Wyglądasz  tak,  jakbyś 

bardzo potrzebowała przyjaciela. 

Bianka zakryła twarz dłońmi. 

background image

 

329

–  Przyjaciela!  Nie  ma  przyjaciół!  Wszyscy  w  tym 

wstrętnym  kraju  mnie  nienawidzą.  Dziś  rano  mój  mąż 
powiedział, że nawet sama siebie nie znoszę. 

Gerard  pochylił  się  ku  niej  i  dotknął  jej  włosów.  Nie  były 

zbyt czyste. 

–  Nie wiesz, że on zrobiłby każdą rzecz, żeby cię zranić? 

On  chce  tylko  Nicole.  Zrobi  i  powie  wszystko,  żeby  ją  dostać. 
Chce cię stąd usunąć, żeby mieć ją. 

Bianka 

popatrzyła 

na 

niego 

swymi 

małymi, 

zaczerwienionymi oczkami znad spuchniętych policzków. 

–  Nie może jej mieć. Ożenił się ze mną. 
Gerard uśmiechnął się do niej jak do dziecka. 
–  Jakże ty jesteś niewinna. Jesteś taka słodka i bezbronna, 

nie wyrafinowana. Czy powiedział ci, gdzie był zeszłej nocy? 

Machnęła ręką. 
–  Mówił coś o powodzi i Nicole ratującej jego ziemię. 
–  To  jasne,  że  uratowała  jego  ziemię.  Przecież  myśli,  że 

kiedyś do niej będzie należała. Zrobiła to tak, żeby wyglądało na 
wielkie poświęcenie, ale tak naprawdę powiększyła tylko obszar 
żyznych tarasów. Liczy na to, że plantacja Armstrongów kiedyś 
do niej wróci. 

–  Ale  jak?  Przecież  byli  świadkowie  mojego  ślubu  z 

Clayem. Nie można tego unieważnić. 

Gerard poklepał ją po dłoni. 
–  Jesteś  prawdziwą  damą.  Nawet  nie  potrafisz  sobie 

wyobrazić  perfidii  tych  dwojga.  Kilka  razy  pokrzyżowałaś  im 
plany, ale to były tylko sztuczki, nic takiego, co mogłoby kogoś 
skrzywdzić.  Nawet  samo  porwanie  nie  było  groźne.  Ale  teraz 
ich plany nie są tak niewinne... czy uczciwe. 

–  Co masz na myśli? Rozwód? 
Gerard milczał przez chwilę. 
–  Chciałbym,  żeby  to  był  tylko  rozwód.  Uważam,  że  oni 

planują... morderstwo. 

Bianka  patrzyła  na  niego  z  otwartymi  ustami.  Z  początku 

nie  dotarło  do  niej,  kto  miałby  być  ofiarą.  Wizja  Nicole 

background image

 

330

spadającej ze skarpy dość jej się spodobała. Gdy Nicole zniknie, 
jej, Bianki, życie znacznie się poprawi. 

Ale zdziwiło ją, dlaczego Clay miałby zabijać Nicole. 
Powoli docierało do niej to, co miał na myśli Gerard. 
–   Mnie? – wyszeptała. – Chcą zamordować mnie? 
Gerard mocno trzymał ją za rękę. 
–   Obawiam się, że byłem tak samo naiwny  jak ty. Długo 

trwało,  zanim  zorientowałem  się,  co  się  wokół  dzieje.  Nie 
mogłem  zrozumieć,  dlaczego  Nicole  z  własnej  woli  chce  się 
pozbyć  kawałka  ziemi.  Musiała  mieć  jakiś  ukryty  powód.  Dziś 
rano  zrozumiałem.  Ci  barbarzyńcy  tak  hałasowali,  że  nie 
mogłem  spać.  Zrozumiałem,  że  gdy  Nicole  znów  stanie  się 
panią plantacji, wiele zyska na tym dodatkowym kawałku ziemi. 

–  Ale... morderstwo! Niemożliwe, żebyś miał rację. 
–  Czy Armstrong nie próbował cię skrzywdzić? 
Uderzył cię kiedykolwiek? 
–  Dziś  rano.  Pchnął  mnie  na  ścianę.  Ledwo  mogłam 

oddychać. 

–   Właśnie  o  to  mi  chodziło.  Jest  porywczy.  Zaczyna 

tracić  kontrolę  nad  sobą.  Niedługo  znajdziesz  cienki  sznurek 
przywiązany  tuż  nad  schodami.  Gdy  na  nie  wejdziesz, 
spadniesz. 

–  Nie! – krzyknęła Bianka, przyciskając rękę do piersi. 
–  Oczywiście  Armstrong  będzie  daleko  od  domu,  gdy  to 

się  stanie.  Potem  wystarczy  odwiązać  sznurek.  Stanie  się 
niepocieszonym  wdowcem,  podczas  gdy  ty  będziesz  leżała  w 
trumnie. 

Jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu. 
–  Nie mogę na to pozwolić. Muszę coś zrobić. 
–  Musisz  zachować  ostrożność.  Także  ze  względu  na 

mnie. 

–   Na ciebie? – zdziwiła się. 
Gerard ujął jej dłoń w obie swoje ręce. 
–  Myślisz  pewnie,  że  jestem  łajdakiem,  że  jestem  zbyt 

śmiały. Nie, nie powiem. 

background image

 

331

–  Proszę. Powiedziałeś, że jesteśmy przyjaciółmi. Możesz 

mi zdradzić, co myślisz. 

Popatrzył na podłogę, ale stwierdził, że jest zbyt mokra, by 

na niej klęknąć. Zniszczyłby jedwabne pończochy. 

–  Kocham  cię  –  powiedział  z  desperacją  w  głosie.  –  Nie 

mam nawet nadziei, że mi uwierzysz. Spotkaliśmy się tylko raz, 
ale  od  tego  czasu  ciągle  o  tobie  myślałem.  Nie  dajesz  mi 
spokoju.  Każda  moja myśl dotyczy  ciebie. Proszę, nie śmiej się 
ze mnie. 

Bianka  wpatrywała  się  w  niego  zdumiona.  Nigdy  nikt  nie 

oświadczył jej się z takim uczuciem. W Anglii poprosił ją o rękę 
Clay, ale zachował przy tym dystans, jak gdyby myślał o czymś 
innym.  Spojrzenie  Gerarda  przyspieszyło  rytm  jej  serca. 
Naprawdę  ją  kochał,  czuła  to.  Od  czasu  ich  pierwszego 
spotkania wielokrotnie o nim myślała, wyczuwając w nim kogoś 
delikatnego,  wyrozumiałego.  Teraz  zobaczyła  go  w  innym 
świetle.  Mogłaby  go  pokochać.  Mogłaby pokochać kogoś o tak 
świetnych manierach. 

–  Nie mogłabym się z ciebie śmiać. 
–  Czy 

mam 

zatem 

prawo 

mieć 

nadzieję 

na 

odwzajemnienie  choć  ułamka  mojego  afektu?  Nie  śmiałbym 
prosić o więcej, widuję cię tak rzadko. 

–  Ależ,  oczywiście  –  odpowiedziała  Bianka,  jeszcze  nie 

otrząsnąwszy się z szoku. 

Wstał i poprawił fular. 
–  Muszę  już  iść.  Przyrzeknij  mi,  że  będziesz  ostrożna. 

Jeśli  coś  ci  się  stanie,  jeśli  spadnie  choć  jeden  śliczny  włos  z 
twojej  głowy,  pęknie  mi  serce.  –  Uśmiechnął  się  do  niej,  po 
czym  zobaczył  coś  na  balustradzie.  –  Byłbym  zapomniał.  Czy 
przyjmiesz ten skromny dowód mojego uczucia? 

–  Podał  jej  pięciofuntowe  pudełko  czekoladek.  Dostał  je 

za jedną z sukienek Nicole od córki farmera. 

Bianka wyrwała mu z rąk pudełko. 
.– Jeszcze nic nie jadłam – wymamrotała. – Nie pozwolił mi 

nic  zjeść  dziś  rano.  –  Rzuciła  wstążkę  na  podłogę  i  otworzyła 

background image

 

332

opakowanie.  Pochłonęła  pięć  karmelków,  zanim  Gerard  zdążył 
nabrać tchu. 

Bianka zamarła z kroplą czekolady w kąciku ust. 
–  Co ty sobie o mnie pomyślisz? 
–  A  cóż  innego,  niż  to,  że  cię  kocham?  –  odpowiedział 

Gerard,  otrzeźwiawszy  ze  wstrząsu,  który  wywoływał  w  nim 
sposób,  w  jaki  Bianka  zaatakowała  bombonierkę.  –  Nie  wiem, 
czy zdajesz sobie sprawę z tego, że kocham cię taką, jaką jesteś. 
Nie  chcę  zmian.  Jesteś  kobietą,  pełną,  piękną  kobietą.  Nie 
potrzebuję  chudej,  niezgrabnej  dziewczynki.  Kocham  cię  taką, 
jaką jesteś. 

Bianka  popatrzyła  na  niego  niemal  takim  wzrokiem  jak  na 

czekoladki. Gerard uśmiechnął się. 

–  Czy  możemy  się  jeszcze  spotkać?  Może  za  trzy  dni,  w 

południe. Przyniosę prowiant na piknik. 

–  O, tak – westchnęła. – Będę szczęśliwa. 
Skłonił się przed nią, ujął jej dłoń i pocałował. 
Zauważył,  że  Bianka  wciąż  zerka  na  czekoladki.  Gdy 

zostawił  ją  samą,  przystanął  w  cieniu  drzewa,  by  zobaczyć,  że 
pochłonięcie pięciu  funtów pomadek było dla niej sprawą kilku 
minut. Uśmiechnął się do siebie i ruszył do młyna. 

 
Trzy dni później siedział naprzeciw niej w ustronnym końcu 

plantacji  Armstrongów.  Pomiędzy  nimi  leżały  resztki  uczty, 
której przygotowanie zajęło Janie cały poranek. Gerard skrzywił 
się,  przypomniawszy  sobie,  że  w  pierwszej  chwili  Janie 
odmówiła  wypełnienia  jego  polecenia.  Dopiero  interwencja 
Nicole  załatwiła  sprawę.  Nie  lubił,  by  kobiety  przekraczały 
ustalone granice. 

–  Próbuje  mnie  zagłodzić  –  powiedziała  Bianka  z  ustami 

pełnymi  kremu  karmelowego  i  migdałów.  –  Dziś  rano  na 
śniadanie dostałam tylko dwa gotowane jajka i trzy biszkopty. I 
odwołał moje zamówienia na nowe sukienki. Nie wiem, co mam 
na  siebie  wkładać.  Ci  głupi  Amerykanie  nawet  nie  potrafią 
porządnie szyć. Suknie bez przerwy prują się w szwach. 

background image

 

333

Gerard patrzył z ciekawością na ilość jedzenia, którą była w 

stanie  pochłonąć  Bianka.  Zamówił  porcję  na  sześć  osób,  ale 
teraz nie był pewien, czy to wystarczy. 

–  Powiedz mi – zaczął łagodnie. – Czy uważałaś na siebie 

ostatnio? Unikałaś niebezpiecznych sytuacji? 

Jego  słowa  okazały  się  dla  niej  na  tyle  ważne,  że  odłożyła 

widelec. Zakryła twarz dłońmi. 

–  Nienawidzi  mnie.  Wszędzie  widzę  oznaki  jego  pasji. 

Nie pozwala mi jeść. Wynajął kobiety do sprzątania w domu, ale 
nie  słuchają  mnie,  gdy  wydaję  im  polecenia.  Zupełnie,  jakbym 
nie była panią tej plantacji. 

Gerard rozwinął cieniutki sernik pokryty czekoladą. Dotknął 

jej  ramienia  i  podsunął  ciasto.  Jej  oczy  zabłysły  przez  łzy,  gdy 
sięgnęła po smakołyk. 

–  Gdybyśmy to my dwoje byli właścicielami tej plantacji, 

wszystko wyglądałoby inaczej. 

–  My? Jak moglibyśmy ją dostać? – Zjadła już całe ciasto 

i patrzyła, jak Gerard odpakowuje następne. 

–  Po  śmierci  Armstronga,  mogłabyś  odziedziczyć  to 

wszystko. 

–  Jest tak nieprzyzwoicie zdrowy jak jego muły. Liczyłam 

na to, że zapije się, ale od tej powodzi nawet nie tknął alkoholu. 

–  Ile  osób  o  tym  wie?  Wiadomo  powszechnie,  że  już  co 

najmniej od roku pije na umór.  A gdyby tak wydarzył mu  się... 
wypadek po pijanemu? 

Bianka przechyliła się do tyłu, patrząc na jedzenie. 
Niewiele go już zostało, ale serce ściskało się jej na myśl, że 

się  zmarnuje.  Jednak  nie  była  w  stanie  wepchnąć  w  siebie  ani 
kęsa. 

–   Mówiłam ci, że już nie pije – powiedziała roztargniona. 
Gerard zagryzł zęby, rozzłoszczony jej bezmyślnością. 
–   Nie  sądzisz,  że  moglibyśmy  zaaranżować  taką 

sytuację? 

Bianka powoli uniosła głowę, by na niego popatrzeć. 
–  Co masz na myśli? 

background image

 

334

–  Clayton  Armstrong  jest  złym  człowiekiem.  Przywiózł 

cię  tu  podstępnie.  A  gdy  już  trafiłaś  do  tego  strasznego  kraju, 
wykorzystał, cię, znęcał się nad tobą. 

– O, tak – powiedziała szeptem. – Tak.  
–  Nie  ma  na  tym  świecie  sprawiedliwości,  jeżeli  to  ma  tak 

dłużej trwać. Jesteś  jego żoną, a on traktuje cię jak śmiecia. Na 
litość  boską, on  nawet  zabrania ci  jeść! Bianka pogładziła swój 
wielki brzuch. 

–  Masz rację, ale co możemy zrobić? 
–  Pozbyć się go. – Uśmiechnął się, widząc  jej zdumienie. 

–  Tak,  wiesz,  co  mam  na  myśli.  –  Pochylił  się  nad  brudnymi 
półmiskami  i  ujął  jej  dłoń.  –  Masz  do  tego  prawo.  Jesteś  tak 
niewinna,  że  nie  rozumiesz.  Teraz  sprawa  dotyczy  już  życia 
jednego  z was:  jego  lub  twojego.  Czy  sądzisz,  że człowiek taki 
jak  Clayton  Armstrong  zawaha  się  przed  popełnieniem 
morderstwa? Wpatrywała się w niego przerażona. 

–  A  cóż  innego  mu  pozostaje?  Pragnie  Nicole,  ale 

poślubił ciebie. Czy prosił cię o rozwód? 

Potrząsnęła przecząco głową. 
–  Ale zrobi to. Zgodzisz się? 
Znów zaprzeczyła. 
–  Więc  nie  będzie  innego  sposobu  na  pozbycie  się  nie 

chcianej żony. 

–  Nie  –  szepnęła  Bianka.  –  Nie  wierzę  ci.  –  Chciała  się 

podnieść, ale była zbyt gruba i za dużo zjadła. 

Gerard  wstał  i  wyciągnął  do  niej  ręce,  zaparłszy  się  mocno 

nogami. 

–  Przemyśl  to  –  powiedział,  gdy  już  udało  mu  się  ją 

podnieść. – To sprawa przeżycia. Albo on albo ty. 

Odwróciła się. 
–  Muszę iść. 
W  głowie  kłębiły  jej  się  straszne  myśli  o  tym,  co  przed 

chwilą  od  niego  usłyszała.  Powoli  ruszyła  ku  domowi.  Zanim 
weszła,  sprawdziła,  czy  nikt  nie  ukrywa  się  za  drzwiami. 
Mozolnie wspinała się po schodach, wypatrując sznurka. 

background image

 

335

Minął  tydzień,  zanim  Clay  po  raz  pierwszy  wspomniał  o 

rozwodzie.  Bianka  była  osłabiona  brakiem  jedzenia  i 
wypoczynku.  Od  czasu  pikniku  z  Gerardem  nie  jadła  pełnego 
posiłku.  Clay  wydał  polecenie,  by  Biankę  trzymać  na  ścisłej 
diecie.  Nie  odpoczywała  wcale,  wyobrażając  sobie  Claya 
zaczajonego  na  nią  z  nożem,  wrzeszczącego,  że  albo  on  albo 
ona. 

Gdy  Clay  wspomniał  o  rozwodzie,  stwierdziła,  że  koszmar 

zaczyna się spełniać. 

–  Co  możemy  sobie  wzajemnie  zaofiarować?  –  pytał 

Clay. – Jestem  przekonany,  że  tak samo  ci  nie  zależy  na  mnie, 
jak mnie na tobie. 

Bianka uparcie potrząsnęła głową. 
–  Tobie o nią chodzi. Chcesz mnie odepchnąć po to, by ją 

mieć. Obydwoje to sobie zaplanowaliście. 

–  To  najbardziej  absurdalna  rzecz,  jaką  kiedykolwiek 

słyszałem. – Zaczynał tracić cierpliwość. – To ty zmusiłaś mnie 
do  ślubu.  –  Zmrużył  oczy.  –  To  ty  skłamałaś,  że  nosisz  moje 
dziecko. 

Zaparło  jej  dech  w  piersiach.  Przyłożyła  dłoń  do  zwałów 

tłuszczu spowijających jej szyję. 

Clay  odwrócił  się  i  podszedł  do  okna.  Dopiero  niedawno 

dowiedział  się  o  Oliverze  Hawthorne'ie.  Człowiek  ten  stracił 
swe  szczupłe  zbiory.  Dwaj  jego  synowie  umarli  na  tyfus. 
Przyszedł  do  Claya,  żeby  szantażem  wymusić  pieniądze. 
Powiedziawszy  mu,  że  Bianka  poroniła,  Clay  wyrzucił  go  z 
plantacji. 

–  Nienawidzisz mnie – szepnęła. 
–  Nie – odparł spokojnie. – Już  nie. Chcę tylko, żebyśmy 

się  od  siebie  uwolnili.  Będę  ci  wysyłać  pieniądze.  Dopilnuję, 
byś żyła spokojnie. 

–  Jak  chcesz  tego  dokonać?  Myślisz,  że  jestem  aż  tak 

głupia,  by  nie  wiedzieć,  że  wszystko,  co  zarobisz,  wkładasz  z 
powrotem  w  plantację?  Wyglądasz  na  bogacza,  bo  masz  dużo 

background image

 

336

ziemi,  ale  nie  jesteś  nim  naprawdę.  Jak  mógłbyś  utrzymywać 
plantację i wysyłać mi pieniądze? 

Jego oczy pociemniały od gniewu. 
–  Nie,  nie jesteś głupia, tylko niewiarygodnie samolubna. 

Nie  rozumiesz,  jak  bardzo  pragnę  się  ciebie  pozbyć?  Nie 
widzisz,  że  napawasz  mnie  odrazą?  Wolałbym  sprzedać 
plantację po to, żeby nie musieć oglądać tego tłustego ohydztwa, 
które ty nazywasz twarzą. 

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale urwał i szybko wyszedł z 

pokoju. 

Bianka  siedziała  nieruchomo  na  sofie.  Nie  mogła  uwierzyć 

w to, co powiedział Clay. Myślała o Gerardzie. Jak miło byłoby 
mieszkać z nim w Arundel Hall. Ona byłaby panią na włościach, 
planującą  menu,  doglądającą  kuchni,  a  on  robiłby  wszystko to, 
co mężczyźni  robią poza domem.  Wieczorem przychodziłby  na 
uroczą kolację, a potem całował jej dłoń na dobranoc. 

Rozejrzała  się  po  pokoju,  porównując  go  z  jego  dawnym 

stanem. Był teraz pusty i nieciekawy. Gerard nie powstrzyma jej 
od przemeblowania. Nie, bo ją kocha. Ona go też. 

Wstała powoli. Czuła, że musi zobaczyć się z człowiekiem, 

którego  kocha.  Nie  miała  innego  wyjścia.  Gerard  miał  rację. 
Clay zamierzał się jej pozbyć w każdy możliwy sposób. 

  

22 

 

Co  ty  tu  robisz?  –  zapytał  zdenerwowany  Gerard, 

pomagając  Biance  wysiąść  z  łodzi  na  brzegu  należącym  do 
Nicole. Rozejrzał się z przestrachem. 

–  Musiałam się z tobą zobaczyć. 
–  Nie mogłaś przesłać wiadomości? Przyszedłbym.  
Oczy Bianki wypełniły się łzami. 
–  Proszę,  nie  złość  się  na  mnie.  Mam  już  dość  złości. 

Gerard pomyślał chwilę. 

background image

 

337

–  Chodź  ze  mną,  musimy  zniknąć  z  pola  widzenia. 

Skinęła  głową  i  poszła  za  nim.  Chodzenie  ją  męczyło  i 
dwukrotnie musiała przystanąć, żeby złapać oddech. 

Gdy  znaleźli  się  na  szczycie  wzniesienia,  Gerard  pozwolił 

jej się zatrzymać. 

–  Powiedz mi teraz, co się stało. – Wysłuchał jej długiego 

wywodu.  –  Czyli  on  wie,  że  dziecko,  które  nosiłaś  nie  było 
jego? 

–  Czy to źle? 
Gerard rzucił jej pełne niesmaku spojrzenie. 
–  Sąd zainteresuje się cudzołóstwem. 
–  Sąd? Jaki sąd? 
–  Sąd, który przyzna mu rozwód i zabierze ci wszystko. 
Bianka osunęła się po drzewie na ziemię. 
–  Tak  ciężko  na  to  wszystko  pracowałam!  Nie  może  mi 

tego odebrać. Nie może! 

Gerard ukląkł przed nią. 
–  Nie  rozumiesz?  Jest  tylko  jeden  sposób,  by  ustrzec  cię 

przed tą kradzieżą. 

Popatrzyła na niego. 
–  Masz na myśli morderstwo? 
–  A  czy  on  nie  próbuje  zabić  ciebie?  Jak  mogłabyś 

powrócić  do  Anglii  jako  rozwódka?  Każdy  uznałby,  że  nie 
potrafisz zatrzymać mężczyzny. Co powiedziałby twój ojciec? 

Bianka  przypomniała  sobie,  jak  często  ojciec  się  z  niej 

śmiał. Powiedział, że Clay jej nie zechce, jeżeli posmakował już 
Nicole.  Nie  dałby  jej  nigdy  zapomnieć,  że  wróciła  w  tak 
żałosnych okolicznościach. 

–  Jak? – wyszeptała. – Kiedy? 
Gerard  przysiadł  w  kucki.  W  jego  oczach  pojawiło  się 

dziwne światło. 

–  Wkrótce.  Musimy  zabić  Claya  wkrótce.  Nie  możemy 

pozwolić mu, by komukolwiek powiedział o swoich planach. 

Bianka pochwyciła kątem oka jakiś ruch. 
–  Nicole! – krzyknęła, po czym zakryła usta dłonią. 

background image

 

338

Gerard odwrócił się natychmiast. Za nim stała Adele, ukryta 

pomiędzy  drzewami.  Nicole  długo  musiała  ją  przekonywać,  że 
dla  bezpieczeństwa  powinna  spacerować  jedynie  po  lesie  za 
domem. To był jej trzeci samodzielny spacer. 

Podszedł do niej i chwycił swoją żonę za rękę. 
–  Co usłyszałaś? – zapytał, wpijając palce w jej ciało. 
–  Morderstwo  –  odrzekła  przerażona.  Gerard  uderzył  ją 

mocno w twarz. 

–  Tak!  Morderstwo!  Twoje!  Rozumiesz?  Powiesz  o  tym 

choć  słowo,  a  zaprowadzę  Nicole  i  bliźnięta  na  gilotynę.  Czy 
chcesz patrzeć, jak ich głowy toczą się do koszyka? 

Wyraz  twarzy  Adele  wskazywał,  że  przeszła  już  granice 

przerażenia i doświadcza czegoś, co znają jedynie ludzie, którzy 
otarli się o śmierć. 

Przesunął palcem po jej szyi. 
–  Pamiętaj – zakończył i odepchnął ją. 
Opadła  na  kolana,  ale  szybko  podniosła  się  i  pobiegła  w 

stronę domu. 

Gerard poprawił fular i zwrócił się do Bianki. Stała oparta o 

drzewo, patrząc na niego z przerażeniem. 

–  Co ci się stało? 
–  Nigdy cię takim nie widziałam – szepnęła. 
–  To  znaczy,  że  nigdy  jeszcze  nie  widziałaś  mężczyzny 

broniącego  ukochanej  kobiety.–  Zauważył,  że  się  skrzywiła.  – 
Musiałem  się  upewnić,  że  nikomu  nie  powie  o  tym,  co  tu 
słyszała. 

–  Ale ona powie! 
–  Nie! Nie po tym, co jej powiedziałem. Jest nienormalna, 

nie wiedziałaś o tym? 

–  Kto to jest? Wygląda jak Nicole. 
Zawahał się. 
–  Jej matka. – Nie pozwolił jej zadać następnego pytania. 

–  Spotkamy  się  o  pierwszej  tam,  gdzie  byliśmy  na  pikniku. 
Wtedy pomyślimy, co trzeba robić. 

–  Przyniesiesz lunch? – zapytała pożądliwie. 

background image

 

339

–  Oczywiście. Teraz musimy iść, zanim ktoś nas zobaczy. 

Nie powinniśmy się razem pokazywać... jeszcze – dodał. 

Wziął ją za rękę i poprowadził w kierunku rzeki. 
 
Gdy Nicole wróciła do młyna, Janie powitała ją w drzwiach 

z poważną miną. 

–  Twoja matka ma atak. Nikt jej nie może uspokoić. 
Domem wstrząsnął przeraźliwy krzyk, więc Nicole wbiegła 

na schody. 

–  Mamo!  –  Próbowała  ją  objąć.  Twarz  Adele  była  tak 

wykrzywiona, że trudno byłoby ją rozpoznać. 

–  Dzieci!  –  krzyczała  przeraźliwie,  wymachując  dziko 

rękoma.  –  Dzieci!  Ich  głowy!  Zamordują  je!  Zabiją!  Wszędzie 
krew! 

–  Mamo,  proszę.  Jesteś  bezpieczna!  –  tłumaczyła  jej  po 

francusku Nicole. 

Janie stanęła u szczytu schodów. 
–  Chyba niepokoi się o bliźnięta. Czy o tym mówi? 
Nicole szamotała się z matką. 
–  Chyba tak. Mówi o dzieciach.  Może myśli o którymś  z 

moich kuzynów. 

–  Nie  sądzę.  Wpadła  do  domu  i  natychmiast  kazała 

bliźniętom schować się do komórki pod schodami. 

–  Mam nadzieję, że się nie wystraszyły. 
Janie żachnęła się. 
–  Już  się  przyzwyczaiły.  Siedziały  tam  dotąd,  aż 

zaprowadziłam je na górę. 

–  On  je  zabije!  –  Krzyknęła  Adele.  –  Nie  znałam  go. 

Nigdy go nie znałam. Ta gruba kobieta też je zabije. 

–  Co ona teraz mówi? – zapytała Janie. 
–  To  nonsens.  Czy  możesz  przynieść  trochę  laudanum? 

Sądzę, że uspokoi się dopiero wtedy, kiedy zaśnie. 

Gdy  Janie  odeszła,  Nicole  próbowała  uspokoić  matkę,  ale 

Adele nadal dziko rzucała się krzycząc. Powtarzała wciąż coś o 

background image

 

340

morderstwie,  gilotynie  i  grubej  kobiecie.  Gdy  w  końcu 
wymieniła imię Claytona, zdołała przyciągnąć uwagę Nicole. 

–  Co z Claytonem? 
–  Clay!  Jego  też  zabiją.  I  moje  dzieci,  wszystkie  moje 

dzieci. Wszystkie dzieci. Zabili królową. Zabiją Claya. 

–  Kto zabije Claya? 
–  Oni. Zabójcy dzieci! 
Janie stanęła za plecami Nicole. 
–  Wygląda  na  to,  że  ona  próbuje  ci  coś  powiedzieć. 

Wydaje mi się, że usłyszałam imię Claya. 

Nicole odebrała od niej filiżankę herbaty. 
–  Wypij to, mamo. Poczujesz się lepiej. 
Nie  trzeba  było  długo  czekać  na  efekt  działania  laudanum. 

Do domu wchodził właśnie Gerard. 

–  Gerardzie  –  zaczęła  Nicole  –  czy  stało  się  dziś  coś,  co 

mogło wyprowadzić matkę z równowagi? 

Odwrócił się do niej powoli. 
–  Nie  widziałem  jej.  Czy  znów  ma  jeden  ze  swoich 

ataków? 

–  Jakby  to  miało  dla  ciebie  jakiekolwiek  znaczenie!  – 

wtrąciła  się  Janie,  przechodząc  obok  Nicole.  –  Jako  jej  mąż 
powinieneś bardziej się o nią troszczyć. 

–  O  ciebie  na  pewno  bym  się  nie  troszczył  –  odciął  się 

Gerard. 

–  Przestańcie! – rozkazała Nicole. – I tak żadne z was nie 

zajmuje się moją matką. 

Gerard machnął ręką. 
–  To  tylko  jeden  z  jej  ataków.  Powinnyście  były  już 

dawno się do nich przyzwyczaić. 

Nicole przysunęła się do stołu. 
–  Ale  ten  jest  jakiś  inny.  Zupełnie  jakby  chciała  mi  coś 

powiedzieć. 

Gerard spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. 
–  Cóż takiego mogła powiedzieć, czego by już ze sto razy 

nie mówiła? Cały czas mówi o śmierci i morderstwach. 

background image

 

341

–  Prawda  –  odrzekła  z  namysłem  Nicole.  –  Tyle,  że  tym 

razem wspomniała o Clayu. 

–  Clay! – krzyknęła Janie. – Przecież  nawet nigdy  go nie 

widziała, prawda? 

–  Nic  o  tym  nie  wiem.  I  mówiła  jeszcze  o  jakiejś  grubej 

kobiecie. 

–  Nietrudno zgadnąć, kto to taki – rzuciła Janie. 
–  Oczywiście – wtrącił się Gerard z niezwykłym dla niego 

entuzjazmem.  –  Musiała  zobaczyć  Claya  i  Biankę  razem,  a 
ponieważ  są  jej  obcy,  przestraszyła  się  ich.  Wiesz,  jak  ona  boi 
się obcych. 

–  Masz rację – zgodziła się Nicole. – Ale wyglądało to na 

coś więcej. Powtarzała, że ktoś chce zabić Claya. 

–  Ciągle  mówi,  że  ktoś  chce  kogoś  zabić  –  rzucił  ze 

złością Gerard. 

–  Może, 

ale 

nigdy 

nie 

mieszała 

przeszłości 

teraźniejszością. 

Zanim Gerard zdążył odpowiedzieć, wtrąciła się Janie. 
–  Nie  ma  sensu  się  o  to  teraz  martwić.  Rano  spróbujesz 

porozmawiać z matką. Może gdy  się dobrze wyśpi, będzie ci  w 
stanie coś wyjaśnić. Teraz siadajcie do kolacji. 

 
Domek  stał  ciemny  i  cichy.  Na zewnątrz  spokojnie płynęła 

rzeka,  wyrównując  swój  bieg.  Było  wyjątkowo  ciepło  jak  na 
wrzesień i wszyscy czworo spali na piętrze bez kołder. 

Adele  była  niespokojna.  Nawet  po  silnej  dawce  środka 

nasennego  wierciła  się,  rzucała,  pobudzona  zmieniającymi  się 
obrazami  jej  wyobraźni.  Była  pewna,  że  musi  coś  powiedzieć, 
ale  nie  wiedziała  co.  Król  i  królowa  Francji  mylili  jej  się  z 
farmerem  o  imieniu  Clayton,  człowiekiem,  którego  twarzy  nie 
znała. Ale widziała jego śmierć, śmierć wszystkich. 

Gerard  zgasił  cienkie  cygaro  i  cicho  wstał  z  łóżka.  Stanął 

nad  swoją  żoną.  Tak  dawno  nie  miał  jej  w  ramionach.  We 
Francji czuł się zaszczycony, mając żonę o nazwisku Courtalain, 
nawet  jeśli  była w wieku Adele.  Ale od chwili poznania Nicole 

background image

 

342

jego  uczucie  umarło.  Nicole  była  młodszą,  piękniejszą  wersją 
swojej matki. 

Cichutko,  starając  się,  by  nie  skrzypnęła podłoga,  podszedł 

do  posłania  żony  i  usiadł  obok  niej.  Pochylił  się  nad  nią,  by 
wziąć poduszkę. 

Otworzyła  oczy  na  chwilę  przedtem,  nim  poduszka  opadła 

na jej twarz. Zaczęła się szamotać, ale potem dała spokój. Na to 
czekała od dawna. W każdej minucie w czasie lat spędzonych w 
więzieniu  oczekiwała  śmierci.  W  końcu  nadeszła,  a  ona  była 
gotowa ją przyjąć. 

Gerard  zdjął  poduszkę  z  twarzy  Adele.  Wyglądała  teraz 

młodziej,  ładniej  niż  kiedykolwiek  przedtem.  Wstał  i  przeszedł 
za zasłonę z koca, gdzie spały Janie i Nicole. 

Długo  przyglądał  się  tej  ostatniej.  Nocna  koszula  ledwie 

skrywała  jej  kształty.  Zapragnął  dotknąć  wyraźnej  linii  jej 
bioder. 

– Już niedługo – szepnął. – Niedługo. 
Wrócił  do  łóżka  i  wyciągnął  się  obok  żony,  którą  właśnie 

zamordował.  Pomyślał  tylko,  że  jej  majaczenia  wreszcie  nie 
będą mu już przeszkadzały. 

 
Gdy  Nicole  odkryła  rano  nieruchome  ciało  matki,  nikogo 

nie  było  w  domu.  Bliźnięta  i  Janie  poszli  zrywać  jabłka,  a 
Gerard zniknął gdzieś jak zwykle. 

Usiadła spokojnie  na brzegu  łóżka, wzięła w ręce  jej  dłoń  i 

pogładziła policzek. Potem wstała, odwróciła się i bardzo wolno 
wyszła z domu. 

Weszła  na wzgórze nad  młynem.  Nagle poczuła  się  bardzo 

samotna.  Przez  całe  lata  sądziła,  że  jej  rodzina  nie  żyje. 
Pojawienie  się  matki  podtrzymało  ją  nieco  na  duchu.  Teraz 
został jej tylko Clay. 

Popatrzyła na Arundel Hall doskonale oświetlony porannym 

słońcem.  Pomyślała,  że  już  nigdy  nie  będzie  miała  Claya.  Dla 
niej jest stracony tak, jak jej matka. 

background image

 

343

Usiadła  na  ziemi,  podciągnęła  kolana  i  oparła  na  nich 

głowę. Nigdy nie przestanie go kochać i potrzebować. Pragnęła, 
by wziął  ją teraz w ramiona i pocieszał, że mimo śmierci matki 
życie  toczy  się  dalej.  Nawet  ostatnie  słowa  Adele  dotyczyły 
Claya. 

Podniosła  nagle  głowę.  Jakaś  gruba  kobieta  chce  zabić 

Claya!  Oczywiście!  Adele  przewidziała,  że  Bianka  będzie 
usiłowała go zamordować. 

W  jej  głowie  kłębiły  się  wszystkie  możliwe  rozwiązania. 

Bianka  mogła wynająć  kogoś i  spotkać się z  nim  po tej  stronie 
rzeki. Po śmierci Claya ona odziedziczy plantację. 

Nicole  poderwała  się.  Przeprawiła  się  przez  rzekę  w 

rekordowym czasie. Podciągnęła spódnicę  i puściła się biegiem 
w stronę Arundel Hall. 

–  Clay! – wołała, biegając od pokoju do pokoju. 
Pomimo napięcia wyczuwała, że ten dom jest jej przyjazny. 

Portret Beth przeniesiono do jadalni. Nicole wydało się, że w jej 
oczach dostrzegła błysk zainteresowania. 

W  końcu  wbiegła  do  biblioteki.  Od  razu  wyczuła  w  niej 

obecność  Claya.  Biurko  pokryte  było  papierami,  ale  czyste. 
Świadczyło o tym, że tu pracował. 

Wyczuła, że stanął za nią, ale nie odwróciła się. Zapach jego 

ciała  mieszał  się  z  zapachem  skóry  foteli.  Wciągnęła  głęboko 
powietrze i obróciła się. 

Rzadko  widywała  go  tego  roku.  Milczący,  przygnębiony 

Clay, który  przyszedł  kopać rów,  był  dla  niej kimś obcym.  Ale 
teraz  stała  przed  człowiekiem,  w  którym  się  zakochała.  Miał 
rozpiętą  koszulę,  odsłaniającą  pokrytą  potem  pierś;  jego  ręce 
poplamione  były  tytoniem.  Stał  na  szeroko  rozstawionych 
nogach, z rękami na biodrach. Wyglądał dokładnie tak samo, jak 
wtedy, gdy go zobaczyła przez lunetę. 

–  Płakałaś – powiedział łagodnie. 
Jego  głos  przyprawił  ją  o  dreszcz  i  zapomniała,  po  co  tu 

przyszła. Odwróciła się i zrobiła krok w kierunku drzwi. 

–  Nie! – rozkazał, a ona usłuchała. – Popatrz na mnie. 

background image

 

344

Odwróciła się z ociąganiem. 
–  Co  się  stało?  –  Jego  głos  zdradzał  szczere 

zainteresowanie. 

Łzy zakręciły się w jej oczach. 
–  Moja matka... umarła. Muszę iść do domu.  
Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. 
–  Nie wiesz, że tu jest twój dom? 
Była  bliska  płaczu.  Nie  spodziewała  się,  że  Clay  nadal  ma 

na nią tak silny wpływ. Potrząsnęła głową, a jej usta ułożyły się 
tak, jakby chciała powiedzieć „nie”. 

–  Chodź  tutaj.  –  Jego  głos  był  spokojny,  ale 

zdecydowany. 

Nicole  nie  usłuchała.  W  jej  umyśle  tkwiło  jeszcze  ziarno 

rozsądku,  który  podpowiadał  jej,  że  nie  należy  zaczynać  od 
początku  tego,  co  już  skończone.  Ale  jej  stopy  nie  okazały  się 
tak rozsądne. Jedna uniosła się i przesunęła nieco naprzód. 

Clay patrzył na Nicole tak intensywnie, że wydawało się, że 

można dotknąć linii łączącej ich oczy. 

–  Chodź – powtórzył. 
Podbiegła  do  niego,  a  łzy  popłynęły  strumieniem.  Chwycił 

ją w ramiona, prawie miażdżąc w uścisku. Zaniósł ją na sofę, by 
uspokoić ją kołysaniem. 

–  Jeśli  masz  płakać,  zawsze  rób  to  tam,  gdzie  powinnaś, 

na ramieniu twojego mężczyzny. 

Gładził  jej  włosy,  a  ona  wypłakiwała  smutek  po  śmierci 

matki.  Zaczął  zadawać  pytania.  Chciał,  żeby  opowiadała  mu  o 
matce,  o  szczęśliwych  czasach.  Mówiła  o  przyjaźni  matki  z 
bliźniętami, że bawili się razem jak troje małych dzieci. 

Nagle wyprostowała się i powiedziała mu, co ją przywiodło 

do Arundel Hall. 

–  Przyszłaś  mnie  ostrzec,  że  ktoś  będzie  mnie  usiłował 

zabić? 

–  Nie  ktoś.  Bianka.  Myślę,  że  matka  chciała  mi 

powiedzieć, że Bianka będzie próbowała cię zamordować. 

Zastanawiał się przez chwilę. 

background image

 

345

–  A  jeśli  tylko  słyszała  Izaaka  lub  któregoś  z  mężczyzn 

mówiącego  o  Biance?  Ktoś  mi  kiedyś  powiedział,  że  gdyby 
ożenił się z taką kobietą, zabiłby ją. 

–  To  wstrętne  –  oburzyła  się  Nicole,  a  Clay  wzruszył 

ramionami. 

–  Adele mogła usłyszeć coś takiego. Taka tam gadanina. 
–  Ale, Clay... 
Powstrzymał ją, kładąc jej palec na ustach. 
–  Cieszę  się,  że  zależy  ci  na  mnie,  na  tyle,  by  mnie 

ostrzec.  Ale  Bianka  nie  jest  morderczynią.  Brakuje  jej  sprytu  i 
odwagi.  –  Popatrzył  na  jej  usta  i  przesunął  po  nich  palcem.  – 
Brakowało  mi  twoich  śmiesznych  ust  odwróconych  do  góry 
nogami. 

Chciała  się  od  niego  odsunąć,  co  okazało  się  dość  trudne, 

jako że siedziała mu na kolanach. 

–  Nie zmieniłeś się nic a nic. 
Uśmiechnął się do niej. 
–  Prawda.  Nic  się  nie  zmieniło  między  nami  od  czasu, 

gdy  cię  niemal  zgwałciłem  na  statku.  Pokochaliśmy  się  od 
pierwszej chwili, a to się już nigdy nie zmieni. 

–  Nie,  proszę  –  zaczęła  błagalnie.  –  To  skończone. 

Bianka... 

Uniósł brwi. 
–  Nie chcę już słyszeć  jej  imienia. Miałem dość  czasu na 

myślenie po tej powodzi. Zdałem sobie sprawę, że ty nadal mnie 
kochasz. To nie Bianka była przyczyną naszych kłopotów tylko 
nasz upór. Wiedziałaś, że boję się utracić plantację, a sam sobie 
nie poradzę. Ty zaś nie dość we mnie wierzyłaś. 

–  Clay – zaczęła. Czuła, że Clay  ma rację, ale nie chciała 

tego słuchać. 

–  Już  dobrze,  kochanie.  Zaczniemy  od  nowa.  Ale  tym 

razem nic nas nie rozdzieli. 

Patrzyła  na  niego.  Tak  wiele  przeszli,  a  jednak  ich  miłość 

przetrwała. Wiedziała, że im się uda. 

Oparła się o niego, czując obejmujące ją ramiona. 

background image

 

346

–  Wydaje mi się, że nigdy stąd nie odchodziłam. 
Pocałował jej włosy. 
–  Musisz  teraz  zejść  z  moich  kolan,  a  jeśli  nie,  to  rzucę 

cię zaraz na sofę i zajmę się tobą po swojemu. 

Miała ochotę pośmiać się z nim i podroczyć jeszcze, ale ból 

spowodowany śmiercią matki był zbyt silny. 

–  Chodź,  kochanie.  Wróćmy  do  młyna  i do twojej  matki. 

Potem zastanowimy się nad wszystkim. – Uniósł ręką jej brodę. 
– Ufasz mi? 

–  Tak – powiedziała zdecydowanie. – Ufam. 
Postawił  ją  na  podłodze  i  stanął  obok.  Oczy  Nicole 

rozszerzyły się na widok wybrzuszenia w jego spodniach. Nagle 
zrobiło jej się gorąco. 

–  Chodź –  powiedział  ochryple.  –  I  przestań  tak  na  mnie 

patrzeć. 

Wziął ją za rękę i wyprowadził z pokoju. 
 
Żadne z nich  nie zauważyło Bianki  stojącej w jadalni.  Była 

poza  domem,  gdy  spostrzegła  biegnącą  Nicole.  Pospieszyła  za 
nią, chcąc zrugać ją za przekroczenie granic. Potem usłyszała, że 
Nicole biega po domu jak po swoim własnym, trzaska drzwiami, 
krzyczy.  Nicole  była  zbyt  szybka,  by  tak  ciężka  kobieta  jak 
Bianka  mogła  ją dogonić.  Gdy  pojawił  się Clay,  przystanęła za 
drzwiami nasłuchując. 

Ucieszyła  ją  śmierć  żony  Gerarda.  Nigdy  nie  rozmawiali  o 

tym związku, ale Bianka wiedziała, że Adele jest już stara i  nie 
pożyje długo. 

Zamarła,  kiedy  Nicole  powiedziała,  że  Bianka  chce  zabić 

Claya.  Gdy  dowiedziała  się,  że  nie  jest  dość  odważna  i  bystra, 
pojęła,  że  już  się  zdecydowała.  Jej  lód  przemienił  się  w  ogień. 
Wiedziała,  że  jest  w  stanie  zrealizować  plan  Gerarda.  Clayton 
Armstrong zasługiwał na śmierć po tym, co o niej powiedział. 

Wyszła  z  domu,  żeby  poszukać  dziecka,  które  zaniosłoby 

wiadomość do Gerarda. Wiedziała, że pozostało niewiele czasu, 
dopóki Clay nie podejmie kroków, żeby się jej pozbyć. 

background image

 

347

Nicole  stała  przed  młynem  i  piła  łapczywie.  Zimna, 

orzeźwiająca  woda  była  ukojeniem  po  pracowitym  poranku. 
Zboże obrodziło i nie miała ani chwili wytchnienia. 

Praca  pozwalała  jej  nie  myśleć  o  planach,  jakie  mieli  z 

Clayem.  Pochowali  Adele  obok  matki  Claya.  „Będzie  zawsze 
blisko  nas”  –  powiedział  wtedy.  Potem  oboje poszli  do Bianki, 
żeby  porozmawiać  o  przyszłości.  Powiedział,  że  dość  ma 
tajemnic  i  chce  postawić  sprawę  jasno.  Bianka  spokojnie 
wysłuchała  jego  słów.  Propozycja  utrzymywania  jej  do  końca 
życia  była  słusznym  rozwiązaniem,  choć  nakładała  na  nich 
ciężkie  obowiązki.  Clay  przez cały  czas  czuł,  że  Nicole trzyma 
go  za  rękę  pod  stołem.  Było  między  nimi  silne,  milczące 
porozumienie. 

Po tym  spotkaniu,  nie  mówiąc  nic  więcej, poszli  do  swojej 

kryjówki  nad  rzeką.  Mimo  że  ponad  rok  się  nie  kochali,  nie 
spieszyli  się.  Patrzyli  na  siebie,  badali,  smakowali.  Odkrywali 
siebie na nowo. 

Nie  padły  żadne  wyjaśnienia  ani  wyrzuty.  Nie  myśleli  o 

tym, co  ich czeka.  Była to  ogromna  radość, że znów są  razem. 
Stali  się  jedną  i  tą  samą  osobą,  a  nie  dwojgiem 
niedowierzających sobie, nie rozumiejących się ludzi. 

–  Nicole! – Głos Gerarda wyrwał Nicole z jej marzeń. 
–  Tak? 
–  Wszędzie  cię  szukaliśmy.  Jedno  z  bliźniąt  spadło  ze 

skarpy. Janie chce, żebyś przyszła. 

Odrzuciła  naczynia,  uniosła  spódnicę  i  pobiegła,  Gerard  za 

nią. Na brzegu było pusto. 

–  Gdzie oni są? 
Gerard stanął blisko niej. 
–  Wszystko  byś dla  nich  zrobiła,  prawda?  Wszystkim  się 

oddajesz, tylko nie mnie. 

Odsunęła się od niego o krok. 
–  Gdzie są bliźnięta? 
–  Diabła  tam  wiem!  Chciałem  cię  tu  ściągnąć  samą. 

Czeka cię mała wyprawa. 

background image

 

348

–  Mam pracę. Ja... – urwała, widząc w jego dłoni pistolet. 
–  Teraz  mnie  słuchasz.  A  może  słuchasz  każdego 

mężczyzny, który celuje w ciebie czymś dużym i twardym? 

Nicole zaklęła po francusku, zagryzając wargi. 
–  Całkiem zgrabne! A teraz pójdziesz ze mną... spokojnie. 
–  Nie. 
–  Spodziewałem  się,  że  tak  będzie.  Czy  pamiętasz,  jak 

moja droga żona przewidziała, że Bianka będzie próbować zabić 
Armstronga? Raz w życiu ta wariatka miała rację. 

Nicole patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma. 
–  Zamordowałeś moją matkę – wyszeptała. 
–  Bystra dziewczynka. Zbyt bystra. Ale jeśli chcesz zastać 

swego  kochanka  żywego,  posłuchasz  mnie.  –  Poruszył 
pistoletem. – Tędy. I pamiętaj, że jego życie zależy od ciebie.  

Przeszli  przez  las  do  rzeki,  gdzie  Gerard  ukrył  łódkę.  Był 

zachwycony,  że  to  Nicole  musi  wiosłować,  podczas  gdy  on 
tylko sterował i rozkazywał. Mówił ciągle o swojej inteligencji, 
o tym, jak Nicole uwodziła go od czasu jego przyjazdu. 

Wylądowali  na  odległym  końcu  plantacji  Armstrongów. 

Była tym pusta szopa na narzędzia, ukryta pod drzewem. Drzwi 
wisiały na wyłamanych zawiasach. 

Podeszli, gdy zza drzew wyłoniła się Bianka. 
–  Gdzie byłeś? A co ona tu robi? 
–  Nieważne – prychnął Gerard. – Zrobiłaś to? 
Jej  oczy,  niemal  schowane  za  obrzękłymi  policzkami, 

błyszczały nienaturalnie. 

–  Nie  pojechał  na  przejażdżkę.  Nie  zrobił  tego,  co  miał 

zrobić.  Włożyłam  mu  pod  siodło  kieliszek,  tak  jak  kazałeś,  ale 
on nie pojechał. 

–  Co się stało? – domagał się odpowiedzi Gerard. 
Bianka ściskała przez cały  czas  brzegi  sukni.  Teraz puściła 

je. Na przodzie widniała wielka plama z krwi. 

–  Zastrzeliłam  go.  –  Wydawała  się  zaskoczona  swoimi 

słowami. 

background image

 

349

Nicole  krzyknęła  i  ruszyła  biegiem  w  kierunku  domu,  ale 

Gerard złapał ją za rękę. Uderzył ją mocno w twarz i wrzucił do 
szopy. 

–  Czy jest martwy? – zapytał. 
–  O  tak  –  odparła  Bianka.  Mrugała  powiekami  i  mówiła 

dziecinnym  głosem.  Wyciągnęła  drugą  rękę  zza  siebie.  – 
Przyniosłam drugi pistolet. 

Gerard chwycił go i wycelował w nią. 
–  Wchodź tam! 
Bianka  uniosła  brwi  zaskoczona  i  posłusznie  weszła  do 

szopy. 

–  Dlaczego jest tu Nicole? Po co mi teraz pokojówka? 
–  Bianko!  –  krzyknęła  Nicole.  –  Gdzie  jest  Clay?  Ta 

odwróciła  się  powoli,  by  popatrzyć  na  przyciśniętą  do  ściany 
Nicole. 

–  Ty! – syknęła. – To ty zrobiłaś. 
Opadła  na  Nicole  z  palcami  zakrzywionymi  jak  szpony. 

Swym ciężarem pozbawiła ją niemal tchu. 

–  Zostaw ją, ty tłusta dziwko! – rozkazał Gerard. 
Rzucił  jeden  z  pistoletów  na  podłogę  przed  sobą,  drugi 

zatknął za pas i zaczął odciągać Biankę. 

–  Zabiję  ją!  –  darła  się  Bianka.  –  Pozwól  mi  ją  teraz 

zabić! 

Gerard wyciągnął pistolet i wycelował w nią. 
–  To ty umrzesz, nie ona. 
Bianka uśmiechnęła się. 
–  Nie wiesz, co mówisz. To ja, pamiętasz? Kobieta, którą 

kochasz. 

–  Kocham!  –  parsknął.  –  A  kto  mógłby  cię  pokochać? 

Wolałbym zbratać się ze świnią! 

–  Gerard  –  zawołała  błagalnie  Bianka.  –  Coś  ci  się 

pomyliło. 

–  Ty  głupia,  pusta  świnio!  I  pomyśleć,  uwierzyłaś,  że  ja, 

Courtalain, mogłem kiedykolwiek kochać taką jak ty! Znajdą cię 

background image

 

350

martwą,  samobójczynię,  przerażoną  widokiem  martwego  męża, 
niewątpliwie zabitego przez rabusiów. 

–  Nie – szepnęła Bianka, rozcapierzając palce. 
–  O, tak. – Uśmiechnął się.  Wyraźnie dobrze się bawił. – 

Majątek  Armstrongów  dostanie  się  tym  zasmarkanym 
bliźniakom, a ponieważ nie mają krewnych, Nicole zostanie ich 
opiekunką, a ja jej mężem. 

–  Jej  mężem!  –  parsknęła  Bianka.  –  Mówiłeś,  że  jej 

nienawidzisz. 

Roześmiał się. 
–  To  była  gra,  pamiętasz?  Ty  i  ja  graliśmy  w  nią,  ale  ja 

wygrałem. 

Nicole  zaczęła  myśleć.  Może  uda  jej  się  odciągnąć  uwagę 

Gerarda do czasu, aż ktoś ich znajdzie? 

–  Nikt nie uwierzy, że Bianka zabiła się z powodu Claya. 

Wszyscy wiedzą, że go nienawidzi. 

Bianka  popatrzyła  na  nią  z  nienawiścią.  Nagle  zrozumiały 

się. 

–  Tak.  Robotnicy  sezonowi  i  służba  domowa  wiedzą,  że 

rzadko się nawet widywaliśmy. 

–  Ale  ostatnio  ludzie  mówią,  że  poprawiłaś  się,  a 

Armstrong  przestał  pić  i  stał  się  idealnym  mężem  –  zauważył 
Gerard. 

Bianka stała przerażona. 
–  Bianka  jest  angielską  damą  –  spróbowała  jeszcze  raz 

Nicole.  –  Jej  przodkowie  byli  parami  Anglii,  a  we  Francji  już 
szlachty nie ma. Byłaby wspaniałą żoną. 

–  Jest  niczym!  –  odpowiedział  jej  Gerard.  –  Niczym! 

Wszyscy wiedzą, że we Francji nastąpi przywrócenie monarchii. 
A ja będę wtedy  mężem wnuczki książąt. Dzięki mnie przeżyje 
linia świetnych Courtalainów. 

–  Ale... – zaczęła Nicole. 
–  Dość!  –  krzyknął  na  nią  Gerard.  –  Myślisz,  że  jestem 

głupi,  prawda?  Myślisz,  że  nie  przejrzałem  twojej  gry  i  nie 
wiem,  że  chcesz  zyskać  na  czasie?  –  Machnął  pistoletem  w 

background image

 

351

kierunku  Bianki.  –  Nie  chciałbym  jej,  nawet  gdyby  była  samą 
królową angielską. Jest gruba, brzydka i niewyobrażalnie głupia. 

Bianka rzuciła się na niego, wyciągając ręce do jego twarzy. 

Siłował się z nią przez chwilę. 

Pistolet  wypalił,  a  Bianka  powoli  osunęła  się  na  ziemię  z 

rękami  zaciśniętymi  na  brzuchu.  Spomiędzy  palców  zaczęła 
sączyć się krew. 

Nicole od dłuższego czasu patrzyła na pistolet, który Gerard 

niedbale  rzucił  na podłogę,  ale  szamocząca  się para odgradzała 
ją  od  niego.  Rozejrzała  się  po  pustej  szopie  i  zobaczyła 
obluzowaną  deskę  w  ścianie.  Nadludzkim  wysiłkiem  wyrwała 
ją. 

W  chwilę  po  tym,  jak  pistolet  wypalił,  Nicole  uderzyła 

Gerarda deską. Zatoczył się, gdy Bianka upadła na podłogę. 

–  Zraniłaś  mnie  –  wyszeptał  po  francusku,  dotykając 

palcami  rany  na  skroni.  –  Zapłacisz  za  to  każdą  chwilą  swego 
życia. 

Zrobił krok w jej kierunku, a ona cofnęła się pod ścianę. 
Leżąca  w  kałuży  krwi  Bianka  zobaczyła  niewyraźnie,  że 

Gerard zbliża się do  jej  nieprzyjaciółki. Pistolet leżał w zasięgu 
ręki.  Ostatnim  wysiłkiem  podniosła  się  i  wystrzeliła.  Umarła, 
zanim okazało się, że jej strzał był celny. 

Nicole  stała  nieruchomo,  a  Gerard  nagle  zesztywniał. 

Zareagował,  zanim  usłyszała  strzał.  Jego  oczy  wyrażały 
zaskoczenie  tym,  co  się  z  nim  działo.  Po  leni  bardzo  powoli 
opadł na ziemię martwy, nadal wytrzeszczając oczy. 

Nicole odsunęła się od niego. Na podłodze leżały dwa ciała. 

Gerard  spoczywał  z  rozpostartymi  ramionami  w  poprzek  ciała 
Bianki. Nagle martwa dłoń kobiety zacisnęła się w pośmiertnym 
skurczu na dłoni mężczyzny. Po śmierci, ale dostała go! 

Nicole wybiegła z szopy. Musi znaleźć Claya! 
Na podłodze w bibliotece nie znalazła nic prócz krwi. Czuła 

się tak, jakby jej serce stanęło. 

background image

 

352

Nagle opadła na sofę i ukryła twarz w dłoniach. Jeśli ma go 

znaleźć,  potrzebuje  trochę  czasu,  żeby  ochłonąć.  Może  ktoś  go 
znalazł i wyniósł? Nie, wtedy dom pełen byłby ludzi. 

Dokąd mógł pójść? 
Wstała, bo zgadła, gdzie może go znaleźć. W kryjówce, 
Płacząc przebiegła tę milę dzielącą ją od jaskini. Choć płuca 

bolały,  a serce mało  nie pękło z wysiłku,  nie zatrzymała się ani 
na chwilę. 

Przebiegła  przez  sekretne  przejście  i  zobaczyła  go.  Leżał 

nad wodą wygodnie oparty, z wyciągniętą ręką. 

–  Clay – wyszeptała, klękając przy nim. 
Otworzył oczy i uśmiechnął się do niej. 
–  Myliłem  się  co  do  Bianki.  Okazała  się  dość  odważna, 

by próbować mnie zabić. 

–  Daj  zobaczyć  –  powiedziała,  odsuwając  zakrwawioną 

koszulę z jego ramienia. Rana była czysta. Clay osłabł jednak z 
powodu  upływu  krwi.  Nicole  odczuła  ogromną  ulgę.  – 
Powinieneś  był  zostać  w  domu  –  powiedziała,  odrywając  pas 
płótna od halki. Potem obwiązała mu ranę. 

Przyglądał się jej. 
–  Skąd wiedziałaś? 
–  Jeszcze  będzie  na  to  czas  –  odpowiedziała  szorstko.  – 

Potrzebujesz teraz lekarza. 

Chciała wstać, ale chwycił ją za rękę. 
–  Powiedz mi! 
–  Bianka i Gerard nie żyją. 
Przyglądał  jej się przez dłuższą chwilę. Jeszcze będzie czas 

na szczegóły. 

–  Idź do jaskini i przynieś jednorożca. 
–  Clay, nie czas teraz na... 
–  Idź! 
Z wahaniem poszła do jaskini i przyniosła małego srebrnego 

jednorożca  uwięzionego  w szkle.  Clay  postawił kulę  na ziemi  i 
rozbił kamieniem. 

–  Clay! – zaprotestowała. 

background image

 

353

Pochylił się z uwolnionym jednorożcem w dłoni. 
–  Powiedziałaś  kiedyś,  że  nie  uważam  cię  za  godną 

dotykania przedmiotów, które dotykała Beth. Nie rozumiałaś, że 
to ja  byłem  nieczysty.  –  Uniósł  się  na  łokciu,  choć niewiele sił 
mu pozostało po stłuczeniu szkła, i wrzucił jej figurkę za dekolt. 
Posłał jej krzywy uśmiech. 

–  Potem go znajdę.  
Uśmiechnęła się do niego przez łzy. 
–  Muszę iść po doktora.  
Chwycił brzeg jej sukni. 
–  Wrócisz do mnie? 
–  Zawsze.  –  Przesunęła  ręką  po  wycięciu  sukni.  –  Kłuje 

mnie tam jakiś mały róg i ktoś musi mi go wyjąć. 

Uśmiechnął się i zamknął oczy. 
–  Zgłaszam się do tego. 
Ruszyła ku wyjściu.