background image

              Alan Loy McGinnis

         Sztuka Przyjaźni

        

Jak zbliżyć się do ludzi

  

na których Ci zależy

DEDYKACJA

Człowiek uczy się zarówno odnosząc powodzenia, jak i niepowodzenia w bliskich kontaktach z innymi
ludźmi. Osobiście nauczyłem się wiele w obu tych przypadkach. Książkę tę dedykuję ludziom, którzy
pomogli mi odnieść sukces, tym, którzy byli  moimi nauczycielami, doktorowi Taz Kinney'owi  oraz
Markusowi   Svenssonowi.   Nie   tylko   dlatego   spędzamy   wspólnie   całe   dnie,   że   czujemy   potrzebę
dyskutowania o różnych sprawach, ale potrzebujemy rozmawiać ze sobą o nas samych. Opowiadam im
o moich małych zwycięstwach i olbrzymich porażkach. Mogę tak postępować, ponieważ oni postępują
podobnie w stosunku do mnie. Dedykuję tę pracę także Dagny Svensson,  Katrinie Grant, Monice
Baaska, ColleonAcord. Każda z nich jest dla mnie kimś innym, każda też jest kimś więcej niż tylko
sekretarką.
Kontakty międzyludzkie mają charakter wielopokoleniowy. Spoglądając wstecz widzę, że wszystko, co
wiem o miłości zawdzięczam moim rodzicom, Alanowi UnezMcGinnis. Patrząc zaś w drugą stronę
dochodzę do wniosku, że moje dzieci - Sharon, Alan, Scott i Donna - są dawcami miłości innego
pokolenia. Uczę się jej także od nich.
Ale przede wszystkim książkę tę dedykuję Dianie, która twierdzi, że jestem jej najlepszym przyjacielem,
a która jednocześnie jest nim z pewnością dla mnie. To, że jesteśmy małżeństwem jest jednym z najws-
panialszych prezentów odżycia.

OD AUTORA

Na   wstępie   składam   podziękowanie   za   przeczytanie   tej   książki   i   cenne,   na   jej   temat   uwagi
następującym osobom: Jeffowi Hansenowi, Don fnezowiMcGinnis, dr. Walterowi Rayowi, Bobowi i
SuzanRitchie, Edowi Spanglerowi, dr. Bruce'owi Thieleman, dr. Johnowi Todo iKaren Todd.

background image

Pierwszym człowiekiem, który powiedział: "to się nadaje do druku!" był David Leek, natomiast Mikę
Somdal interesował się tą pracą od samego początku.
Wyrażam   wdzięczność   wydawnictwu   Simon   i   Schuster   za   pozwolenie   cytowania   książki   pt.   "Jak
zdobywać przyjaciół i wpływać na ludzi" (How to Win Friends and Influence People) Dale'a Carnegie
oraz   wydawnictwu   Word   Books   za   pozwolenie   cytowania   książki   pt.   "Już   nie   obcy"  (No   Longer
Strangers) Bruce'a Larsona.
Kolejność opisów różnych przypadków z mojej praktyki w poradni została zmieniona, a nazwiska,
miejsca i szczegóły są odpowiednio inne, ze względu na konieczność zachowania dyskrecji. Jednakże
problemy opisywanych tu ludzi są całkowicie prawdziwe.

                                                                                          "Życie należy umacniać wieloma przyjaźniami.

Kochać i być kochanym to największe

szczęście istnienia."

Sydney Smith

Wspaniałe nagrody przyjaźni

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak to się dzieje, że pewni ludzie są w stanie przyciągać
do siebie innych oraz zdobywać podziw i uczucia swoich przyjaciół? Niektórzy, czasami niepozornie
wyglądający   przyciągają   do   siebie   innych   jak   magnes   przyciąga   opiłki   żelaza.   Ludzie   zajmujący
kierownicze stanowiska, którym brakuje sukcesów mają często wielu lojalnych przyjaciół.
Tacy ludzie mogą być bogaci lub biedni, bardzo inteligentni lub nie, lecz gdzieś w ich osobowościach
znajduje się element, który powoduje, że są oni szanowani i podziwiani. Tym elementem jest przyjaźń.
Moja   praca   psychologa   umożliwia   mi   obserwowanie   wszelkich   współzależności   międzyludzkich.
Rozmawiałem z tysiącami ludzi o ich najbardziej intymnych sprawach, a obserwując to, co czynili ci,
którzy odnieśli sukces w miłości, poznałem niektóre z ich sekretów. Celem tej książki jest przekazanie
tych obserwacji.

Jak   poznanie   warunków   przyjaźni   może   uczynić   Cię   ekspertem   bliskich   stosunków
międzyludzkich

Podczas badań w naszej klinice odkryliśmy, że przyjaźń jest podstawą każdej miłości. Przyjaźń ma też
wpływ na inne ważne relacje w życiu. U ludzi, którzy nie mają przyjaciół obserwuje się zmniejszoną
zdolność do przeżywania jakiejkolwiek miłości. Mają oni tendencję do zawierania licznych małżeństw,
zrażania do siebie członków rodziny, często też borykają się z kłopotami w pracy zawodowej. Z drugiej
strony ci, którzy nauczyli się kochać swoich przyjaciół, przeżywają długie i przepełnione szczęściem
małżeństwa, dobrze współżyją ze współpracownikami i potrafią cieszyć się swoimi dziećmi.
Wkrótce po śmierci znanego w USA komika, Jacka Benny'ego, w telewizji przeprowadzono wywiad z
George   Burns.   "Przeżyliśmy   wspaniałą   przyjaźń   przez   te   55   lat   -   powiedziała.   -   Jack   nigdy  nie
wychodził   z   pokoju,   gdy  ja   śpiewałam,   a   ja   nigdy  nie   wychodziłam,   gdy  on   grał  na   skrzypcach.
Śmialiśmy się razem, bawiliśmy się razem, pracowaliśmy i jedliśmy wspólnie. Sądzę, że przez te lata
rozmawialiśmy ze sobą każdego wieczora."
Gdybyśmy nie wiedzieli nic więcej o tej parze, można byłoby założyć, że nie mieli konfliktów także w
innych sytuacjach życiowych. Dlaczego? Ponieważ przyjaźń jest modelem wszystkich bliskich spotkań.
Podstawowymi elementami dobrego małżeństwa, wg socjologa Andrew Gree-ley'a, są przyjaźń i seks.
A jak przedstawia się sprawa, jeżeli chodzi o stosunki z naszymi rodzicami i dziećmi? Henry Luce,
założyciel Time Life Inc., miał prawdopodobnie większy wpływ na literaturę i opinię światową niż
jakikolwiek inny wydawca. Jego czasopisma czyta ponad 13 milionów ludzi, a ich międzynarodowe

background image

wydania   docierają   do   200   krajów.   Zbudował   on   nie   tylko   imperium   finansowe,   ale   także
zrewolucjonizował współczesne dziennikarstwo.
Luce   był   synem   misjonarza   w   Shantung   w   Chinach   i   często   wspominał   swoje   chłopięce   lata.
Wieczorami   chadzali   na   długie   spacery,   a   ojciec   rozmawiał   z   nim   jak   z   dorosłym   człowiekiem.
Problemy   zarządzania   szkołą   i   pytania   filozoficzne   zajmujące   ojca   były   głównymi   tematami   ich
dyskusji.   "Traktował   mnie   jak   równego  sobie"   -   mówił   Luce.  Ich  więź   była  silna,   ponieważ   byli
przyjaciółmi i zarówno ojciec, jak i syn "żywili się" tym związkiem.

Dlaczego kobiety mają więcej przyjaciół

"Czy masz kogoś bliskiego? - spytałem. - Czy istnieje ktoś, komu możesz powiedzieć wszystko?" Ona
była nową pacjentką, załamaną
rozwodem, a ja próbowałem określić, czy można ją poddać psychoterapii. "Ależ tak - odpowiedziała
żywo. - Bez niej nigdy nie przebrnęłabym przez to wszystko. Jest co prawda o 26 lat starsza ode mnie,
ale opowiadamy sobie o naszych największych tajemnicach. Jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami."
Ta kobieta jest szczęśliwą kobietą. Po godzinie stwierdziliśmy wspólnie, że dopóki ma powiernicę, nie
potrzebuje się martwić. Dlaczego tego typu przyjaźnie są tak rzadkie wśród mężczyzn? Oczywiście z
powodu  różnych  uwarunkowań.  W   naszym  społeczeństwie   mężczyznom  nie  wolno   dotykać  się,   z
wyjątkiem podawania ręki przy powitaniu. Dick i Paula McDonald, współcześni pisarze amerykańscy,
wyjaśniają ten fenomen następująco:

"Większość   mężczyzn   nie   ma   pojęcia   o   sztuce   intymności,   ani   wzorów   do   naśladowania.   Małe
dziewczynki mogą iść do szkoły trzymając się za ręce, podtrzymywać się podczas jazdy na łyżwach,
brać się w objęcia i płacząc mówić: Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Potrzebuję cię. Kocham cię.
Mali chłopcy nie ośmieliliby się tak postępować. Olbrzymia czarna chmura homoseksualizmu zawsze
wisi  nad ich głowami,  a jej  niszczycielska siła działa od najmłodszych lat.  Pedzio - jest słowem,
którego tak bardzo boją się mali chłopcy i to właśnie wpływa na ich zachowanie w stosunku do innych
mężczyzn, którzy mogliby zostać ich przyjaciółmi."

Ostatecznie ma to, oczywiście, wpływ na zachowanie mężczyzny w stosunku do kobiet, które spotyka
w życiu.
Zapytano   kiedyś   kilku   spośród   najwybitniejszych   psychologów   i   terapeutów   amerykańskich,   ilu
mężczyzn ma prawdziwych przyjaciół. Ponure odpowiedzi brzmiały: "Zbyt mało". Zazwyczaj oceniano
tę liczbę na 10%. Richard Farson, profesor z Instytutu Psychologii Humanistycznej w San Francisco,
powiedział: "Miliony ludzi w Ameryce nie ma w swoim całym życiu nawet jednej chwili, w której
mogliby się wewnętrznie obnażyć i podzielić z kimś innym swoimi głębszymi uczuciami."
Ponieważ bardzo niewielu mężczyzn może sobie pozwolić na luksus otwartości i słabości, nie zdają
więc sobie nawet sprawy z pustki w ich życiu emocjonalnym. ICrótko mówiąc, nie wiedzą ile tracą.
Na   podstawie   niedawnych   badań   brytyjski   socjolog,   Marion   Crawford   stwierdził,   że   kobiety   i
mężczyźni w średnim wieku definiują przyjaźń za pomocą znacznie różniących się determinantów. W
przeważającej  większości   przypadków  kobiety  mówią   tu  o   zaufaniu   i  powiernictwie,   podczas   gdy
mężczyźni   określają   przyjaciela   (przyjaciółkę)   jako   kogoś,   z   kim   "chodzą"   lub   "osobę,   której
towarzystwo   lubią".   Na   ogół   przyjaźnie   mężczyzn   dotyczą   działalności   zawodowej,   natomiast
przyjaźnie kobiet
dzielenia się z drugą osobą problemami i sprawami dnia powszedniego. Mężczyzna mówi "mój bardzo
dobry przyjaciel" o osobie, z którą od czasu do czasu gra w tenisa, lub którą dopiero co poznał. Ale czy
są oni naprawdę przyjaciółmi? Raczej nie.
Jak wyjaśnia Paula McDonald, młode kobiety biorą sobie to wszystko bardzo do serca i są wybredne.
"Sądzę, że większość kobiet szuka dziś czułych mężczyzn - mówi Lynn Sherman - i naprawdę nie ma
różnicy, czy potrafi on podnieść tapczan jedną ręką czy dwiema. Uważam, że większość kobiet pragnie
znaleźć raczej mężczyznę - przyjaciela."

background image

Introwertyzm nie jest złą cechą
Kiedy zachęcam kogoś do poświęcenia się przyjaźni, nie twierdzę, że należy być ekstrawertykiem.
Niektórzy ludzie sądzą, że ich głównym problemem jest nieśmiałość.
Pewnego wieczora stałem z pewnym neurochirurgiem przy oknie i patrzyliśmy, jak zapalają się światła
miasta. Nie było mu łatwo zacząć rozmowę. W końcu wziął głęboki oddech, jak człowiek zamierzający
wskoczyć   do   basenu   z   zimną   wodą,   i   powiedział:   "Sądzę,   że   jestem   tutaj   dlatego,   ponieważ   nie
układają mi się stosunki z innymi ludźmi. Przez wszystkie te lata walczyłem o to, by stać się wybitnym
w swoim zawodzie, myśląc, że kiedy to osiągnę, ludzie będą mnie szanować i będą chcieli być blisko
mnie. Lecz tak się - niestety - nie stało."
Zgniótł w dłoni styropianowy kubek do kawy, jakby chciał podkreślić swoją determinację. "Uważam,
że   wzbudzam   szacunek   tam,   w   szpitalu   -   kontynuował   -   lecz   w   rzeczywistości   nie   mam   nikogo
bliskiego. Nie mam nikogo, w kim mógłbym znaleźć oparcie. Nie wiem, czy pan może mi pomóc - całe
życie byłem nieśmiały i pełen rezerwy. Wszystko, czego potrzebuję, to gruntowne przebadanie mojej
osobowości."
Gdybym   spotkał   tego   człowieka,   gdy   rozpoczynałem   pracę   po   studiach,   dwadzieścia   lat   temu,
prawdopodobnie spróbowałbym takiego gruntownego przebadania, jakiego oczekiwał. Lecz im dłużej
pracowałem z ludźmi, tym więcej czci miałem dla nieskończonej osobowości ludzkiej i tym bardziej
niechętnie próbowałem zmieniać kogokolwiek.
Jednym   z   niebezpieczeństw   bycia   psychologiem   -   reformatorem   jest   możliwość   ulegania   pokusie
podejmowania prób zmieniania pacjentów wg własnych wyobrażeń i wzorców. A przecież Bóg uczynił
każdego z nas niepowtarzalnym, a duszę ludzką otacza tajemniczość i piękno! Dobry psychoterapeuta
jest czasem podobny do astronoma. Poświęca swoje życie na studiowanie gwiazd i na podejmowanie
prób określenia, dlaczego pewne systemy gwiezdne zachowują się tak czy inaczej. Wyjaśnia istnienie
tak zwanych czarnych dziur, a w końcu wspaniałość tego wszystkiego przyprawia go o grozę.
Mimo że nigdy w pełni nie zrozumiałem moich pacjentów, moim celem jest być przy nich blisko, kiedy
próbują odnaleźć siebie. Wspólnie obserwujemy powstawanie i zmiany danej osobowości - a wszystko
to w celu lepszego jej zrozumienia. Zamiar jej dogłębnego poznania byłby z mojej strony równie
arogancki, jak ze strony astronoma zamiar przebudowania systemu słonecznego. Natomiast, jeżeli będę
w stanie pomóc pacjentowi zrozumieć, kim Bóg go stworzył, a potem pomóc mu być tym kimś, będzie
to dla mnie wystarczającą nagrodą.
Wobec   tego   powiedziałem   mojemu   nieśmiałemu   znajomemu,   że   nie   mam   ochoty  zmieniać   go   w
gadatliwego i towarzyskiego poklepywacza po plecach. Poza tym, to nie tyle jego cicha osobowość
wpędzała go w kłopoty, co raczej jego wzory postępowania w stosunku do innych ludzi. Kiedy miejsce
tych złych zwyczajów zajęła umiejętność dobrego współżycia, całe jego życie też się zmieniło. Odkrył
nagle, że swobodniej rozmawia ze swoimi pacjentami, a inni lekarze także zaczynają się przed nim
otwierać. Nadal jest on introwertykiem, ale zaprzyjaźnił się już mocno z trzema czy czterema osobami.
Kiedy go widziałem po raz ostatni, spostrzegłem, że coś się już w jego życiu zmieniło.
Fakt zostania lub nie duszą towarzystwa nie ma wpływu na naukę sztuki kochania i bycia kochanym. W
rzeczywistości   człowiek,   który  nie   pełni   takiej   roli,   może   lepiej   współżyć   z   innymi   niż   ten,   kto
rozwesela i zabawia całe towarzystwo.
W moim  rodzinnym mieście zmarł ostatnio pewien skromny hodowca drzew. Nazywał się Hubert
Bales i był najbardziej nieśmiałym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Kiedy mówił, płonął
ze wstydu, mrugał nerwowo oczami i nerwowo się uśmiechał. Nigdy nie bywał w kołach wpływowych.
Hodował swoje krzewy i drzewa, obrabiając własnymi rękami pozostawiony przez ojca kawałek ziemi.
Był typowym introwertykiem, lecz kiedy zmarł, jego pogrzeb był największym pogrzebem w historii
miasta. Było na nim tylu ludzi, że zajęty był nawet balkon w kościele.
Dlaczego nieśmiały człowiek zdobył sobie serca tak wielu ludzi? Po prostu dlatego, że z powodu swej
nieśmiałości wiedział, jak zdobywać przyjaciół. Opanował tę umiejętność do perfekcji i przez ponad 60
lat ludzie byli u niego zawsze na pierwszym miejscu. Być może spostrzegli oni, że hojność jego ducha

background image

była czymś niezwykłym. Dlatego tak bardzo go kochali.

Przyjaźń: rzecz cenna

Jezus   przywiązywał   wielką   wagę   do   kontaktów   międzyludzkich.   Większość   jednak   czasu   spędzał
raczej na pogłębianiu swego związku z kilkoma wybranymi osobami niż na zwracaniu się do tłumów.
Co więcej,
Jego nauki pełne były praktycznych rad dotyczących zdobywania sobie przyjaciół oraz odnoszenia się
do bliźnich. Przykazanie dotyczące tych spraw było tak ważne, że Chrystus zawarł je w słowach:
"Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i
wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się
wzajemnie miłowali." (J 13,34-35)
Te słowa zostały wypowiedziane 2000 lat temu, lecz ich aktualność potwierdzana jest również przez
współczesne badania. Dr James J. Lynch, angielski nauczyciel i autor, w swojej książce pt. "Złamane
serce" (The Broken Heart), wskazuje, że osoby samotne żyją wyraźnie krócej. Lynch, będąc specjalistą
chorób   psychosomatycznych,   cytuje   wiele   danych   statystycznych   dla   zademonstrowania   ujemnego
wpływu samotności oraz magicznej wręcz siły kontaktów międzyludzkich.
Nawet   z   punktu   widzenia   spraw   finansowych,   nasze   przyjaźnie   są   najcenniejsze.   Studia
przeprowadzone   przez   Carnegie   Institute   of   Technology   wykazały,   że   na   polu   inżynierii   sukces
finansowy  w   15   proc.   zależy  od  posiadanej   wiedzy  technicznej,   natomiast   aż   w   85   proc.   jest   on
uzależniony   od   umiejętności,   które   można   nazwać   "inżynierią   ludzką",   czyli   od   osobowości   i
umiejętności   kierowania   ludźmi.   Dr   William   Menninger,   znany   amerykański   psychiatra   i
psychoanalityk, stwierdził, że gdyby uwolnić ludzi od ich pracy w przemyśle i wówczas przeprowadzić
badania dotyczące podziału kompetencji oraz ich związku z niepowodzeniami, to okazałoby się, że
niekompetencja   społeczna   jest   powodem   aż   60-80%   niepowodzeń.   Jedynie   20-40%   niepowodzeń
powodowanych jest przez niekompetencję techniczną.

Można uniknąć powtarzania dawnych niepowodzeń
"Próbowałem wiele razy - powiedział pewien muzyk, który opuścił zespół. - Chyba już to zaakceptuję -
nie potrafię współdziałać z innymi. Z pewnością będę samotny już do końca życia." Przyszedł do
naszej  poradni  z zamiarem poddania się leczeniu antydepresyjnemu. Nie otrzymał  żadnych leków,
jedynie pomoc dotyczącą współżycia z innymi. Depresja znikła. Ja i moi koledzy pomogliśmy mu
zapomnieć o dawnych przeżyciach i skoncentrować się na nauce sztuki przyjaźni. Podczas terapii mógł
on analizować swoje niepowodzenia. Kiedy był odrzucany, nauczył się analizować i wyciągać wnioski
ze swoich błędów. Nie przychodziło to łatwo, ale z czasem wszystko zaczęło się dobrze układać.
Podczas   niedawnego   ślubu   owego   muzyka   zadowolenie   w   oczach   panny  młodej   potwierdziło,   że
nauczył się on bardzo dobrze sztuki kochania.
Lincoln uważał się w swej młodości za ponurego niedołęgę, jeśli chodzi o stosunki z innymi ludźmi.
Oświadczając się Mary Owens w roku 1837 dodał posępnie: "Według mnie, lepiej żebyś tego nie
zrobiła." Po tym, jak panna Owens odrzuciła jego propozycję, Lincoln napisał do jednego ze swych
dobrych  przyjaciół:   "Doszedłem   teraz   do   wniosku,   że   przestanę   już   myśleć   o   małżeństwie   -   a   to
dlatego, że nigdy nie usatysfakcjonowałaby mnie kobieta, która byłaby na tyle głupia, żeby wziąć mnie
za męża."
Lecz mimo to ów człowiek kontynuował naukę współżycia z ludźmi, a kiedy zmarł, minister wojny
Scanton - niegdyś wróg Lincolna - powiedział: "Teraz należy on już do wieczności."
Kolejnym przykładem na to, że można  nauczyć się kochać i być kochanym, jest życie Benjamina
Franklina. Będąc ambasadorem we Francji był najbardziej rozchwytywaną osobą. Lecz czy Franklin
zawsze był tak popularny? Raczej nie. W swojej autobiografii przedstawia on siebie jako zbłąkanego,
nieokrzesanego, mało interesującego młodego człowieka. Pewnego dnia w Filadelfii jeden z dobrze
znanych mu kwak-rów wziął go na stronę i smagnął następującymi słowami: "Ben, jesteś niemożliwy.
Twoje opinie są policzkiem dla każdego, kto choć trochę różni się od ciebie. Twoi znajomi czują się w

background image

towarzystwie lepiej, kiedy ciebie tam nie ma."
Jedną z najwspanialszych cech charakteru Franklina był sposób przyjęcia tak ciętego upomnienia. Był
on   na   tyle   mądrym   człowiekiem,   że   zdał   sobie   sprawę   z   tego,   iż   najwyraźniej   zmierza   ku
niepowodzeniu i katastrofie towarzyskiej; dzięki zasadom przyjaźni, do których się zastosował, zmienił
swoje postępowanie i siebie samego w radykalny sposób.

Nikt nie musi być samotny

Można nauczyć się zasad odnoszenia się do bliźnich tak dobrze, jak uczynili to Lincoln i Franklin. W
każdym z następnych rozdziałów podana będzie prosta reguła, której zastosowanie ułatwia współżycie
z   innymi   ludźmi.   Reguły  te   nie   zostały  stworzone   przeze   mnie.   Są   one   ekstraktem   doświadczeń
pacjentów, którzy zostali moimi przyjaciółmi. Zasady te mają również swe źródło w pracach filozofów
i psychologów, od Sokratesa do dr. Joyce Brothersa. Ponadto przeczytałem wiele książek historycznych
i setki biografii, aby określić, co spowodowało, że mieliśmy w historii tyle wielkich przyjaźni i miłości.
Sztuki   współżycia   z   innymi   można   nauczyć   się   tak,   j   ak   gry   na   pianinie,   czy   programowania
komputera. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że jest to łatwe - ten problem jest oczywiście bardzo
złożony.   Tego   rodzaju   umiejętności   można   się   jednak   nauczyć,   a   przeistoczenie   się   w   eksperta
przyjaźni będzie jedną z najcenniejszych rzeczy w życiu.

PIĘĆ SPOSOBÓW POGŁĘBIANIA KONTAKTÓW

TOWARZYSKICH

Część pierwsza

"Miłości trzeba się uczyć i jeszcze raz uczyć;

ten proces nie ma końca.

Nienawiść nie potrzebuje instrukcji;

wystarczy ją tylko sprowokować."

Katherine Annę Porter

Dlaczego niektórym ludziom nigdy nie brakuje przyjaciół

Człowiek, o którym tutaj mowa, był otoczony absolutną tajemnicą -był tak skryty i enigmatyczny, że
przez ponad 15 lat nikt nie mógł z pewnością stwierdzić, czy rzeczywiście żyje; nie mówiąc już o jego
wyglądzie i sposobie zachowania.
Howard Hughes był jednym z najbogatszych ludzi świata, mającym wpływ na tysiące ludzi, a może
nawet na rządy i mimo to jego życie pozbawione było słońca i radości. W późniejszych latach swego
życia miał zwyczaj latać samolotem z jednego kurortu do drugiego - Las Vegas, Nikaragua, Acapulco -
a jego wygląd zewnętrzny stawał się coraz bardziej dziwaczny. Rzadka broda zwisała mu do pasa;
włosy sięgały do połowy pleców. Jego paznokcie u rąk miały po 5 cm długości, a u nóg poskręcały się
na kształt korkociągu.
Przez 13 lat Hughes był mężem Jean Peters, jednej z najpiękniejszych kobiet świata. Ale ani razu przez
ten  okres  nie  widziano  tej  pary  razem,  nie  było wiadomo   też   o  istnieniu   choćby  jednej  wspólnej
fotografii. Przez jakiś czas zajmowali dwa oddzielne domki w Beverley Hills Hotel (płacili po 175
dolarów za dobę za każdy z nich); później ona mieszkała we wspaniałym i dobrze strzeżonym domu
French Regency na szczycie wzgórza Bel Air. Z czasem zaczęła coraz rzadziej odwiedzać swego męża
w Las Vegas. W końcu, w 1970 roku rozwiedli się.
"O ile wiem - wyznał później jeden z powierników Hughesa - on nigdy nie kochał żadnej kobiety. Po

background image

prostu nic dla niego nie znaczyły." Sam Hughes często mawiał: "Każdy człowiek ma swoją cenę,
inaczej tacy jak ja nie mogliby istnieć." Mimo to, nie było takiej sumy, która dałaby mu uczucie, że
ludzie są z nim związani. Większość jego pracowników twierdziła, że czuli do niego odrazę.
Dlaczego Hughes był tak samotnym człowiekiem? Dlaczego, mimo posiadania nieograniczonej ilości
pieniędzy, setek pomocników i tylu pięknych kobiet, nikt go nie kochał?
Proste - taki był jego własny wybór.
Od dawna wiadomo, że Bóg dał nam w posiadanie rzeczy po to, by ich używać i cieszyć się nimi.
Hughes nigdy nie potrafił cieszyć się otaczającymi go ludźmi. Zbyt zajęty był manipulowaniem nimi.
Interesowały go maszyny, przyrządy, technologie, samoloty i pieniądze. Były to zainteresowania tak dla
niego zajmujące, że nie było w jego życiu miejsca dla ludzi.

Pierwsze miłości
Podczas obserwacji ludzi bardzo kochanych przez innych stwierdziłem, że wierzą oni, iż ludzie są
podstawowym źródłem szczęścia. Dla takich osób ich bliscy są czymś bardzo ważnym. Bez względu na
to, jak bardzo byli zajęci, tak układali sobie życie, aby mieć zawsze czas na utrzymywanie dobrych
kontaktów towarzyskich.
Z   drugiej   zaś   strony,   rozmawiając   z   osobami   samotnymi,   często   mogłem   zauważyć,   że   mimo
narzekania   na   brak   bliskich   znajomych,  właściwie   nie   robią  nic,  żeby  mieć  przyjaciół.   Ludzie   ci,
podobnie jak Howard Hughes, są tak zajęci zarabianiem pieniędzy, osiąganiem stopni naukowych albo
powiększaniem swoich kolekcji znaczków pocztowych, że po prostu nie mają czasu na uczucia.
Emerson zauważył kiedyś, że:  "troszczymy się o swoje zdrowie, odkładamy pieniądze, urządzamy
mieszkania; lecz kto może powiedzieć
z całą pewnością, że nie jest prawdą, iż najbardziej potrzeba nam przyjaciół?"
Wobec tego pierwszą zasadą, która pogłębi waszą przyjaźń jest:

DAJ PIERWSZEŃSTWO KONTAKTOM TOWARZYSKIM

Miłość i strata
Czasami ktoś zadaje mi pytanie: "Doktorze McGinnis, czy sądzi pan, że miłość jest rzeczywiście tego
warta?" Często pytający jest osobą rozwiedzioną i obawia się, że kolejna miłość może oznaczać kolejne
rany.
Tacy ludzie prawdopodobnie nigdy nie zaznali prawdziwej miłości, bo jeżeli ktoś doświadczył choć raz
intymności i poświęcił jej swoje myśli, ten zgodzi się z poetami, którzy od wieków głoszą, że miłość
JEST tego warta. Po śmierci A. H. Hallama, angielskiego eseisty, Tennyson -najbardziej wpływowy
poeta epoki wiktoriańskiej - powiedział: "Lepiej jest kochać i stracić osobę kochaną, niż nie kochać w
ogóle."
Ja   też   miałem   znajomości,   które   się   skończyły.   W   kilku   przypadkach   niepowodzenia   były   dość
spektakularne   i  pozostawiły  po  sobie  ból  emocjonalny. Ale  bez   względu  na to,  jak  krótko  trwało
uczucie i jak bolesne było rozstanie, patrzę na nie z wdzięcznością za doświadczenia, których nabyłem
dzięki innym ludziom. Jeżeli rozstanie spowodowane było tylko przeprowadzeniem się przyjaciela,
miło jest mieć świadomość, że na drugim krańcu kraju jest ktoś, komu na nas zależy.
Moi rodzice mieszkają w Teksasie, ja w Kalifornii i nasze ścieżki rzadko się spotykają. W sumie byłem
poza  domem  dłużej  niż   tam mieszkałem.  Mimo  to  wątpię,  żebym przeżył choć jeden dzień  i  nie
pomyślał   o   rodzicach.   Kiedy   byłem   dzieckiem   otaczali   mnie   miłością,   a   i   teraz   okazują   duże
zainteresowanie tym, co robię i co czuję. Kiedy więc moje myśli biegną do nich, przynosi mi to spokój
i ciepło - po prostu dlatego, że się kochamy.
Helen   Keller  powiedziała  kiedyś:  "Razem   ze  śmiercią  kogoś,   kogo  kocham...umiera   cząstka   mnie
samej...lecz wkład takich ludzi do mojego szczęścia, siły i rozumienia daje mi nowe bodźce do życia na
tym świecie."

background image

Za mato czy zbyt wielu przyjaciół?
Dr Stephen Johnson sugeruje, aby zadać sobie następujące pytania dotyczące kontaktów towarzyskich:

1.Czy masz chociaż jedną osobę, do której możesz pójść w chwilach załamania?
2.Czy masz choć kilku takich znajomych, którym możesz złożyć niespodziewaną wizytę  bez

potrzeby usprawiedliwiania się?

3.Czy masz takich znajomych, z którymi spędzasz czas na rekreacji?
4.Czy masz  takich znajomych, którzy pożyczą  ci  pieniędzy, kiedy ich  potrzebujesz,  lub  takich,

którzy pomogą ci w sposób praktyczny, kiedy liczysz na taką pomoc?
Jeżeli twoje odpowiedzi są generalnie negatywne, to znaczy, że twoje życie towarzyskie hamuje rozwój
twoich   przyjaźni.   Niektórzy   ludzie   bywają   tak   zaabsorbowani   licznymi   przyjęciami   i   innymi
wydarzeniami towarzyskimi, że po prostu nie mają okazji związać się z kimś bliżej. Wynika to stąd, że
nie sposób jest mieć więcej niż kilku naprawdę bliskich przyjaciół. Czas na to nie pozwala. Prawdziwa
przyjaźń potrzebuje pielęgnacji - wspólnych wieczorów przy kominku, długich spacerów, a przede
wszystkim   mnóstwa  czasu  na  rozmowy.  Wymaga  to,   na  przykład,  wyłączenia   telewizora,  aby  nie
przeszkadzał. Jeśli twój kalendarz towarzyski jest zbytnio zapełniony, aby umożliwić tak bliskie zwią-
zanie się z kimś, należy go po prostu odpowiednio "okroić". "Prawdziwe szczęście - powiedział Ben
Jonson, angielski dramaturg i poeta - nie polega na posiadaniu niezliczonej liczby przyjaciół, lecz na
odpowiednim ich wyborze".
Są ludzie, którzy dzięki przebywaniu w dużych grupach mają silnie rozwinięte poczucie wspólnoty i w
takim   przypadku   nie   jestem   oczywiście   ani   "za",   ani   "przeciw"   bogatemu   życiu   towarzyskiemu.
Apeluję   jednak   bardzo   o   odpowiednie   ustalenie   "priorytetów"   towarzyskich.   Zacieśnienie   więzów
przyjaźni   z   kilkoma   tylko   osobami   jest   czymś   o   wiele   ważniejszym,   niż   zdobycie   aż   takiej
popularności, żeby otrzymywać 400 pocztówek z życzeniami świątecznymi.

Miłość drogą do szczęścia

George   Bernard   Shaw   powiedział:   "Najszybszym   sposobem   unieszczęśliwienia   się   jest   mieć   tyle
wolnego   czasu,   aby  móc   zastanawiać   się,   czy  jest   się   szczęśliwym,   czy   też   nie."   Zazwyczaj   nie
znajdujemy szczęścia, szukając go. Jest ono najczęściej produktem ubocznym, który otrzymujemy w
procesie dawania siebie innym. Jezus wiele razy i wieloma sposobami mówił, że znajdujemy siebie,
tracąc siebie.
Pewna   młoda   kobieta   tak   wyjaśniała   sobie   znaczenie   intymności:   "Dla   przyjaciół   trzeba   wiele
poświęcenia, a wtedy przełamuje się ową barierę. To jest wspaniałe: idę do domu, kładę się i nie śpię,
ponieważ tak wiele otwarło się w moim umyśle i w mojej duszy. Kiedy tak się dzieje, zapominam o
wszystkim.   To   nie   ma   nic   wspólnego   z   fizycznym  aspektem   życia.   Mogę   siedzieć   godzinami   ze
szklanką wody - nie potrzebuję papierosów, wina, seksu, ani jedzenia. To jest uczucie odkrycia, że coś ,
tutaj w tobie rośnie, otwiera się i rozprzestrzenia. A potem, następnego dnia jestem bardziej energiczna
i optymistycznie nastawiona. Dzielić się z innymi, angażować się - to się naprawdę liczy. To daje siłę i
energię."
Dlaczego tak rzadko potrafimy mocno się z kimś związać? Dlaczego tak nam brak przyjaźni? Istnieje
jeden prosty powód: zbyt słabo sami się angażujemy. Jeżeli  nasze kontakty towarzyskie mają być
czymś najcenniejszym w naszym życiu, to każdy z nas we wszystkich okolicznościach powinien dawać
pierwszeństwo przyjaźni. Niestety, wielu z nas nie posiada jej nawet na liście swoich celów życiowych.
Ludzie, którzy tak postępują, najwyraźniej zakładają, że miłość "po prostu się zdarzy".
Wiadomo jednak, że niewiele rzeczy naprawdę cennych w życiu człowieka "po prostu się zdarza".
Natomiast kiedy już się zdarzają, to są wynikiem tego, że zdajemy sobie sprawę, jak bardzo są one
ważne, oraz tego, że się im poświęcamy. Można mieć wszystko, czego naprawdę mocno się pragnie.
Można zarobić milion dolarów, jeśli się bardzo tego chce. Można przebiec Maraton Bostoński, jeśli
bardzo się tego zapragnie. Jeżeli chce się więc bardzo miłości, można mieć ją również. Zależy to

background image

jedynie od tego, czemu nada się pierwszeństwo. Cenne i znaczące kontakty towarzyskie mają ci, którzy
uważają je za coś ważnego i potrafią je odpowiednio pielęgnować.

Dlatego pierwszą naszą zasadą będzie:

Daj pierwszeństwo kontaktom towarzyskim

"Miłość to dwie samotności,

które spotykają się i wspierają ".

Reiner Maria Rilke

Sztuka otwierania się przed innymi

Ludzie posiadający głębokie i trwałe przyjaźnie mogą być introwertykami, ekstrawertykami, mogą być
młodzi, starzy, brzydcy, inteligentni, przystojni; ale jedyną ich wspólną cechą jest otwartość. Takich
ludzi cechuje swego rodzaju przejrzystość, pozwalająca innym dostrzec to, co jest w ich sercach.
Drugą zasadą pogłębiania kontaktów towarzyskich jest więc:

KULTYWUJ PRZEJRZYSTOŚĆ SWOJEJ OSOBOWOŚCI

Gdy Betty Ford stała się pierwszą damą Ameryki, wkrótce zwrócono na nią większą uwagę - dzięki jej
szczerości. Pytana przez wścibskich reporterów o wiele spraw odpowiadała im wprost. Pewnego razu
jeden z reporterów posunął się na tyle daleko, że spytał, jak często pani Ford "sypia" ze swoim mężem.
Odpowiedź   była   zaskakująca:   "Tak   często,   jak   tylko   mogę."   Nie   próbowała   też   ukrywać   swego
załamania nerwowego, ani walki z alkoholem i narkotykami.
Wszyscy ci, którzy potrafią być tak otwarci, jak pani Ford, zawsze są w stanie mieć dobre kontakty
towarzyskie. Nie twierdzę oczywiście, że taka otwartość zawsze prowadzi do popularności; pani Ford
doznała wielu przykrości od tych, którzy nie zgadzali się z jej sposobem bycia. Lecz gdy będziemy
otwartymi, znajdą się ludzie, którzy nie będą wręcz w stanic powstrzymać się od tego, by nas kochać.
Papież Jan XXIII, gdziekolwiek był, spotykał się z ciepłymi uczuciami ze strony ludzi; z pewnością po
części dzięki jego bezpretensjonalności. Będąc przez całe życie osobą otyłą, dzieckiem biednej rodziny,
nigdy nie próbował być kimś więcej, niż był. Kiedy zaś wybrano go papieżem, pierwszą rzeczą, jaką
wykonał   "z   urzędu",   była  wizyta  w   Regina   Coeli,   olbrzymim   więzieniu   w   Rzymie.   Błogosławiąc
więźniów, nadmieniał, że ostatnio był w więzieniu podczas odwiedzin u swojego kuzyna!
Oto człowiek, uważany przez miliony za prawdziwego sługę Chrystusa na ziemi. Mimo to (a może
właśnie dzięki temu) wiedział, jak dzielić smutki i radości innych, Conrad Barrs określił Jana XXIII
jako człowieka "bez maski".
Psycholog   Sidney   Jourard,   w   swojej   książce   "Przejrzysta   osobowość"   (The   Transparent   Self),
relacjonuje   badania   rzucające   światło   na   problem   otwartości.   Jego   głównym   odkryciem   było
stwierdzenie,   że   osobowość   ludzka   posiada   "wbudowaną",   naturalną   tendencję   do   "wewnętrznego
obnażania   się".   Kiedy  ta   tendencja   zostanie   zablokowana   i   zamykamy  się   w   sobie   przed   innymi,
prowadzi to do problemów i trudności emocjonalnych.
Dr Jourard wysunął tę koncepcję po przeanalizowaniu częstotliwości, z jaką jego pacjenci mówili do
niego: "Jest pan pierwszą osobą, z którą byłem całkowicie szczery."
"Byłem ciekaw - pisał Jourard - czy istniał związek pomiędzy niechęcią tych ludzi do ujawniania ich
osobowości   przed   współmałżonkiem,   rodziną   i   przyjaciółmi,   a   ich   potrzebą   skonsultowania   się   z
zawodowym  terapeutą".  Doprowadziło   go   to   do  wniosku,   że   stałe  odcinanie   się   i   wycofywanie   z
towarzystwa prowadzi do dezintegracji osobowości; z drugiej strony, do konkluzji, że szczerość może
być sposobem zabezpieczenia zdrowia, chroniącym zarówno przed chorobami umysłowymi, jak i przed
pewnymi dolegliwościami fizycznymi.
Bez   względu   na   to,   na   ile   prawdziwa   jest   teoria   dra   Jourarda,   nie   ma   wątpliwości,   że   szczerość

background image

wspaniale pomaga przyjaźni. Po prostu lubimy ludzi, którzy otwierają się przed nami.

Maski

Dlaczego więc tak często chowamy twarz za maską? Oscylujemy pomiędzy impulsami do otwarcia się
przed innymi, a chęcią zasłonięcia
się kurtyną prywatności. Pragniemy być zarówno znani, jak i pozostać w ukryciu.
Wznosimy mur wokół siebie z wielu powodów. Nasza kultura zdaje się podziwiać takich "zimnych"
bohaterów,   jak   James   Bond   -   silnych,   polegających   tylko   na   sobie,   oderwanych   od   wszelkich
kontaktów osobistych.
Często zdaje się nam, że będziemy bardziej lubiani, jeśli staniemy się takimi indywidualistami, którzy
nikogo nie dopuszczają do swego wnętrza. Owszem, pewna liczba ludzi będzie podziwiać takie cechy.
Jednak podziw niekoniecznie przecież prowadzi do zażyłości.
Najpoważniejszym powodem "zakładania" przez nas masek jest obawa przed odrzuceniem. Otwarcie
się, i wskutek tego utrata przyjaciela, może okazać się niszczące. Zatem wielu z nas wzniosło wokół
siebie fasady złudy, uważając, że gdyby inni zobaczyli to, co my sami w sobie widzimy, odeszliby.
Mimo   to,   podczas   moich   obserwacji   pacjentów   w   najróżniejszych   sytuacjach   interpersonalnych,
stwierdziłem,   że   ujawnienie   swojej   osobowości   daje   całkowicie   przeciwne   wyniki.   Kiedy   ludzie
zdejmują maski, inni po prostu do nich lgną.
Niektórzy z  nas  próbują  za   wszelką   cenę ukryć swoje  pochodzenie,  podczas  gdy jego  ujawnienie
"rozbroiłoby" ludzi dokoła i przyciągnęłoby ich do nas.
Soi   Hurok,   impresario   koncertowy,   nie   twierdził,   że   Marian   Anderson,   pierwsza   Murzynka
występująca w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, stała się wielką osobistością, ot tak, po prostu;
mawiał on, że stało się to dzięki jej prostocie. Mówił więc:

"Parę   lat   temu   pewien   reporter   przeprowadził   wywiad   z   Marian   i   poprosił   ją,   aby   wymieniła
najwspanialsze chwile swojego życia. Ja byłem akurat w jej garderobie i przypadkiem słyszałem jej
odpowiedź.   Wiedziałem,   że   było   w   czym   wybierać.   Pewnej   nocy   Toscanini   powiedział   jej,   że   ma
najwspanialszy głos stulecia. Kiedyś grała prywatny koncert w Białym Domu dla państwa Roosevelt
oraz dla angielskiej rodziny królewskiej. Otrzymała Nagrodę Boka w wysokości 10 000 dolarów jako
osoba, która zrobiła najwięcej dla swego rodzinnego miasta, Filadelfii. Wreszcie, pewnego roku w
Waszyngtonie,   podczas   Świąt   Wielkiej   Nocy,   stała   u   stóp   statuy   Lincolna   i   śpiewała   dla
siedemdziesięciopięciotysiecznego tłumu, w tym dla członków Gabinetu Sądu Najwyższego oraz dla
większości członków Kongresu."

Które z tych wielkich wydarzeń wybrała? - "Żadnego z nich - powiedział Hurok - Panna Anderson
odpowiedziała dziennikarzowi, że największym i najwspanialszym momentem w jej życiu był dzień, w
którym
poszła do domu i powiedziała swojej matce, że ta nie będzie już musiała brać prania do domu".
Budując więcej okien, a mniej ścian, zdobędziemy sobie więcej przyjaciół.

O odkrywaniu swoich myśli o seksie
Jedną z ostatnich barier, które należy przełamać, kiedy dwoje ludzi zaczynają łączyć coraz to bliższe
więzy,   jest   owa   tajemniczość   otaczająca   własne   odczucia   seksualne.   Jednym   z   najbardziej
zdumiewających odkryć w mojej praktyce był fakt, że większość małżeństw nigdy nie dyskutuje ze
sobą o sprawach seksu! Robią to przez 25 lat, lecz nigdy o tym nie mówią. Często zdarza się, że nie
znają nawet słownictwa potrzebnego do takich rozmów. Ona mówi o jego penisie "to", a oboje często
nie   wiedzą   co   to   znaczy   "clitoris"   (łechtaczka).   Nigdy  wręcz   nie   wypowiadają   pewnych   słów   w
obecności współmałżonka.
Lecz gdy zedrzemy z siebie maskę i pozwolimy się w pełni poznać, nasze doznania seksualne mogą
niepomiernie wzrosnąć. Ważne jest, aby dać się poznać od strony seksu; wtedy partner zrobi to samo.
Seks powinien przecież być wyrazem radości życia, dzieleniem się z partnerem tym, co w życiu dobre.

background image

Seks   przynoszący   zadowolenie   jest   chętnie   dawany   i   chętnie   przyjmowany,   przynosi   głębokie   i
wstrząsające   duszę   uniesienia,   powoduje   wreszcie,   że   małżonkowie   czasem   spojrzą   na   siebie   z
uśmiechem, mrugną okiem... Miło jest wspominać przeżyte radośnie chwile i myśleć o tych, które nam
jeszcze przyjdzie przeżyć.
W kontaktach towarzyskich pozbawionych seksu miarą bliskości może być właśnie to, czy obie osoby
potrafią swobodnie mówić o seksie. Rozmawiamy o tym na ogół z najbliższymi. Są, oczywiście, pewne
grupy ludzi ogarnięte wręcz obsesją tego tematu, natomiast zwykłe rozmowy o seksie są zazwyczaj
sztywne i napuszone. Ja zaś mówię tu o takiej przyjaźni, która jest na tyle głęboka, aby można było
mówić nie tylko o swoich doznaniach seksualnych, ale także o lękach i niepewnościach.
Również w układzie rodzice - dzieci należy w końcu dołączyć ten problem do repertuaru rozmów, a im
wcześniej przełamie się tutaj tę barierę, tym lepsze będą stosunki rodziców z dziećmi.
Pewien 34-letni adwokat rozmawiał ze mną przez prawie rok o swoich kłopotach w stosunkach z
rodzicami, którzy nie mieszkali razem z nim. Chciał on jednak przełamać wszystkie bariery, zwłaszcza
te, które dzieliły go od matki. Udał się więc do domu, żeby poinformować rodziców o zbliżającym się
nieuchronnie rozwodzie. "Nie miałem pojęcia, co na to powiedzą - opowiadał - W mojej rodzinie nie
było rozwodów, sądziłem więc, że nie przejdzie mi to gładko. A jednak! Były oczywiście łzy, ale,
ogólnie mówiąc, starali się podtrzymać mnie na duchu i wyrażali współczucie.
Jednak najważniejsze wydarzyło się wtedy, gdy po śniadaniu siedzieliśmy z matką przy stole w kuchni.
Żeby docenić znaczenie faktu, trzeba wiedzieć, że matka nigdy nie wymawiała w domu słowa seks.
Dowiadywałem się o sprawach z nim związanych z książek, od przyjaciół, a zwłaszcza od dziewcząt. I
tak oto siedzieliśmy, ja - dorosły mężczyzna -i moja matka, gdy w pewnej chwili powiedziała: »Przykro
mi, że nie układa ci się z Shirley. Szkoda, że nie łączy was to, co łączy mnie z twoim ojcem. Nigdy nie
przypuszczałam, że seks może przynieść tyle radości ludziom starym.« Nieśmiały błysk pojawił się w
jej oczach i dodała: »To wszystko, oczywiście, dzięki twojemu ojcu. Ciągle czyta te książki i obmyśla
różne nowości, których trzeba by popróbować.
Nie   potrafię   tego   wyjaśnić,   ale   coś   we   mnie   wtedy  przy  stole   pękło.   Nie   wiem,   czy  dlatego,   że
rozmawialiśmy o wręcz elementarnych sprawach dotyczących nas obojga, czy też dlatego, że dobrze
było dowiedzieć się, że moi »staruszkowie« tak miło spędzają czas w łóżku. Co by to nie było, od
tamtej pory patrzyłem na swoją matkę z zupełnie innej perspektywy."
James Joyce stwierdził, że czasem w takich chwilach na całą naszą egzystencję spada jakaś światłość.
Doświadczenie tego człowieka nazwałby Joyce "oświeceniem".

"Nie ma mnie już w jego życiu "

"Musi istnieć coś więcej, dla czego można by żyć - powiedziała. Jesteśmy małżeństwem od ponad 23
lat, ale jeżeli nic lepszego nie pojawi się przede mną w moim małżeństwie, jestem gotowa odejść". Jej
mąż był spokojnym człowiekiem, czasami nawet dumnym z tego, że potrafił zachować spokój we
wszystkich  sytuacjach.  Dla   jego  żony nie   było  to  jednak  zaletą.  "Nigdy nie   wiem,  co  on  myśli  -
narzekała -1 zdaje mi się, że nie ma mnie już w jego życiu."
Bardzo często zdarza się, że terapeuta zna takiego męża tylko dzięki relacjom małżonki; ktoś taki z
natury obawia się wypróbowania terapii i  z daleka omija  poradnię. Jednak  w tym przypadku cała
historia miała swój happy end. Joel chciał spróbować terapii małżeńskiej i okazało się, jak to często
bywa, że za jego "murem" krył się strach, fobie i poczucie niepewności. Obawiał się mówić o tych
elementach swojej osobowości, sądząc, że żona będzie patrzeć na niego z góry, gdy dowie się, jak
słabym człowiekiem jest jej mąż. Jednak całe nieporozumienie - o ironio! -
polegało na tym, że ona była już na granicy opuszczenia go właśnie z powodu "muru", jaki wzniósł
wokół siebie. Ale gdy zaczął ujawniać swoje niepewności, ona poczuła, że jest mu potrzebna i znowu
obdarzyła go czułością.

Ty i twoje wnętrze
Carl Jung, psychiatra szwajcarski, polecał swym pacjentom zapoznawać się z, jak to nazywał, "ciemną

background image

stroną", albo "niższymi partiami" osobowości. Rzeczywiście, istnieje pewna ukryta sfera w umyśle
człowieka, składająca się ze wspomnień przeszłości, które przyprawiają nas
0   strach, nie mówiąc już o owych niższych instynktach, których się wstydzimy i które staramy się
usprawiedliwiać na tysiące najróżniejszych sposobów.
Jesteśmy bardzo przeciwni ujawnianiu tej strony nas samych przed innymi ludźmi tak długo, jak długo
się tego boimy. Naturalnym przypuszczeniem jest, że jeśli pozwolimy innym ujrzeć tę ciemną stronę
naszej osobowości, będą nas oni nienawidzieć. Na ogół inni bywają dla nas bardziej tolerancyjni, niż
my jesteśmy sami dla siebie. Tutaj rozpoczyna się swoista reakcja chemiczna: ponieważ odkryliśmy
przed kimś nasze sekrety, zaczynamy samych siebie lepiej rozumieć.
Sądzę, iż mogę nawet powiedzieć, że nie możemy nigdy w pełni poznać samego siebie, dopóki nie
otworzymy się przed drugą osobą. W procesie tym człowiek dowiaduje się, jak pogłębić kontakty z
inną osobą oraz jak kierować na tej podstawie swoim losem. Jedna z mądrości delfickich powiada
"poznaj siebie", a my możemy ją jeszcze rozszerzyć
1 radzić: "daj się poznać innym, a wtedy poznasz siebie."
To poznanie jest źródłem olbrzymiej satysfakcji i energii, którą uzyskujemy dzięki przyjaźni. Jeżeli
ukochana przez nas osoba akceptuje nas razem z ciemnymi stronami naszej osobowości, to ów fakt
wiary pozwala nam lepiej akceptować samych siebie.
Chrześcijańska praktyka spowiedzi świętej uznawana była zawsze ze względu na swoje terapeutyczne
działanie. Biblia mówi: "Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego,
byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego." (Jk 5,16). Nie
przypadkiem mówił św. Jakub, że jeżeli poznamy nawzajem ciemne strony siebie samych, to dopiero
wtedy będziemy jasnością. W sposób, którego w pełni nie rozumiemy, samootwarcie się pomaga nam
lepiej   widzieć,   czuć,   wyobrażać   sobie,   mieć   nadzieję   na   rzeczy,   o   których   wcześniej   nawet   nie
pomyślelibyśmy. Zatem zachęta do przejrzystości jest w rzeczywistości zachętą do autentyczności.

Dlaczego skłaniamy się ku ludziom przejrzystym
Bruce Larson, wieloletni prezydent Faith at Work ("Czynna wiara") utrzymuje, że mamy przynajmniej
jedną taką osobę, której możemy wszystko powiedzieć. Zdziwiłem się, czytając tę myśl, ponieważ
nigdy w pełni nikomu się nie zwierzałem. Próbowałem oczywiście odkrywać przed innymi to i owo,
czasem nawet rzeczy bardzo intymne, ale totalne otwarcie się przed jedną osobą było zbyt wielką
próbą.
Jednakże kilka lat później dokonałem tego, a raczej mój przyjaciel dokonał tego wobec mnie, co z kolei
skłoniło mnie do podobnego zachowania się. Od tamtej pory znam to poczucie ulgi wynikające z
posiadania "brata", który mnie całkowicie akceptuje. Mark Svensson i ja różnimy się od siebie pod
wieloma względami. On jest 15 lat starszy ode mnie. Jest niski i ma czarną brodę; ja jestem niskim
blondynem.   Jest   zdolnym   pracownikiem   przemysłu,   chociaż   niezbyt   długo   poddawał   się   edukacji
formalnej;   ja   spędziłem   połowę   swego   dotychczasowego   życia   w   akademii.   On   jest   imigrantem
szwedzkim, ja rodowitym Amerykaninem. Mimo tych różnic mogę być SOBĄ w obecności Marka.
Akceptuje mnie bez względu na to, jak kapryśne miewam nastroje, a ja postępuję tak samo w stosunku
do niego. Oczywiście, on nie zawsze aprobuje moje zachowanie czy moje sądy, ale wiem, że bez
względu na to, na ile się nie zgadzamy, nie będzie mnie krytykował. I chociaż bywamy czasami źli na
siebie, nasza przyjaźń nie zostanie naruszona.
Marian Evans (George Eliot), angielska nowelistka, musiała zaznać takiej przyjaźni, skoro napisała:

"Cóż to za nieopisana ulga, mieć poczucie bezpieczeństwa przy innej osobie; nie musieć ważyć myśli,
ani mierzyć słów, lecz wylewać je wszystkie z siebie wiedząc, że wierna dłoń przyjmie je i zachowa...".

Najlepszy sposób przyciągania do siebie ludzi
Pewien znany psychiatra prowadził kiedyś sympozjum na temat skłaniania pacjentów do otwartości.
Psychiatra ów rzucił w pewnej chwili wyzwanie swoim kolegom, chwaląc się: "Założę się, że moja

background image

metoda pozwoli mi skłonić pacjenta do ujawnienia najskrytszych jego spraw podczas pierwszego z nim
spotkania, bez konieczności zadawania pytań z mojej strony." Na czym polegała ta metoda? Oto ona:
Rozpoczął spotkanie z pacjentem od ujawnienia czegoś bardzo osobistego, co mogłoby zniszczyć jego
karierę, gdyby zostało ujawnione. Pomimo wątpliwości, nasuwających się w związku z tą metodą,
osiągnięty został pożądany efekt: Pacjent odkrył swoje wnętrze.
Ta sama reguła odnosi się do wszystkich stosunków międzyludzkich. Jeżeli ośmielisz się otworzyć
swoje wnętrze, druga osoba najprawdopodobniej wyjawi swoje sekrety tobie.
Moim mentorem, któremu jakże chciałem dorównać, jest człowiek, którego nigdy nie spotkałem. Mimo
to   znam   go   bardzo   dobrze.   Znam   też   jego   prace,   dzięki   licznym   publikacjom.   Będąc   prostym   i
bezpretensjonalnym człowiekiem, dr Paul Tournier posiada z pewnością wspaniały dar leczenia.
Jaki jest jego sekret? Otóż, wskazuje on na pewien znaczący punkt zwrotny w jego karierze. Podczas
praktyki internistycznej w Genewie wziął udział w spotkaniu, podczas którego ludzie byli po prostu
sobą,   dzielili   się   swoimi   troskami,   radościami,   grzechami.   Chociaż   był   człowiekiem   religijnym,
Tournier stwierdził,  że w takim  klimacie doznał  transformacji duchowej. Gdy powrócił  do swojej
praktyki,   spostrzegł,   że   ludzie   otwierają   się   przed   nim.   Zamiast   mówić   jedynie   o   swoich   doleg-
liwościach fizycznych, pacjenci zaczynali opowiadać mu o swoich przeżyciach.
Ale dlaczego zaczęli to robić? Ponieważ on sam stał się osobą otwartą, a przecież otwartość rodzi
otwartość.
Jednym z najbardziej charakterystycznych aspektów życia Jezusa Chrystusa była przejrzystość Jego
postaci. W przeciwieństwie do większości guru, którzy pozostają niejako ponad swoimi uczniami,
Jezus przeżył swe życie razem z nimi. Łamiąc się z nimi chlebem, modląc się i płacząc z nimi, godząc
ich kłótnie, Chrystus był głęboko zaangażowany w ich wspólne życie. Raz po raz otwierał się przed
uczniami,   a   kiedy   nie   rozumieli   Go   -   cierpiał.   Aby   upewnić   się,   czy   uczniowie   rozumieją   Jego
samootwarcie,   mówił:   "Już   was   nie   nazywam   sługami,   bo   sługa   nie   wie,   co   czyni   pan   jego,   ale
nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wara wszystko, co usłyszałem od Ojca mego." (J
15,15).
Kiedy napotkamy na swej drodze kogoś tak otwartego, od razu jesteśmy "rozbrojeni". Samarytanka,
którą  Jezus  spotkał  w   Sychar, najpierw  spierała  się z  Nim,   zachowując  ostrożność,  ponieważ  był
obcym. Lecz wkrótce otwarła się przed nim z uczuciem ulgi.
W rzeczywistości nikt nie lubi przywdziewać maski. Być poznanym i zaakceptowanym przez Boga jest
wyzwalającym   i   uzdrawiającym   doświadczeniem   i   jest   zarazem   najlepszym   modelem   stosunków
międzyludzkich.

Czy totalna szczerość?
Czas teraz dodać kilka wyjaśnień w celu określenia, czego NIE rozumiem pod pojęciem przejrzystości.
Najpierw chciałbym wyjaśnić, że nie popieram kontrowersyjności. Ludzie próbujący być absolutnie
szczerymi, wyrażają swoją opinię na każdy poruszony temat. Jeśli zaryzykujesz twierdzenie, z którym
taki człowiek się nie zgadza, jego "otwartość" powoduje, że z miejsca wyraża on swoje przeciwne
zdanie.
Powyższy sposób jest ryzykownym sposobem życia. Czasami sprawą rozumu jest zachowanie opinii
dla   siebie   samego.   Dean   Martin,   popularny   piosenkarz   i   aktor   amerykański,   powiedział   kiedyś:
"Pokażcie mi chłopca, który nie wie, co to strach, a pokażę wam chłopca, którego często biją."
Po drugie, nie uważam, że należy całkowicie się "obnażać". Często sądzi się, że "nagość psychiczna"
jest zaletą. Jednak takie osoby mogą pozostawać bardziej poza kontrolą, niż zdają sobie z tego sprawę.
Przecież jednym z objawów ciężkiej psychozy jest niezdolność pohamowania się w wyrażaniu emocji.
Większość z nas ucieka przed ludźmi, którzy opowiadają swe szczegółowe życiorysy już w pierwszej
godzinie znajomości. Nie ma więc sensu otwieranie się w pełni przed każdym. Mamy prawo do ciszy i
każdy z nas musi sam decydować, jaką część swojej osobowości może ujawnić w danej sytuacji.
Ostatnia uwaga: oczywiście, będziemy unikać ujawniania uczuć i faktów, które mogłyby przynieść
szkodę innym lub zranić słuchającego. Mam tutaj na myśli wyjawianie niewierności seksualnej swemu

background image

partnerowi.   Wielu   psychologów,   zafascynowanych   ideą   szczerości   totalnej,   poleca   małżeństwom
wyjawić   wszystkie   dawne   złe   występki,   bez   względu   na   ich   druzgocące   następstwa.   Są   jednak
przypadki, kiedy partner, próbując ulżyć swojemu poczuciu winy, nieświadomie przerzuca ów ciężar na
ramiona ukochanej osoby.
Wiem, że w niektórych małżeństwach katharsis wspólnej spowiedzi przynosi korzyści, oraz że takie
oczyszczenie może bardziej zbliżyć partnerów. Jednak "spowiedź" nie zawsze przynosi takie efekty i
dlatego twierdzę, że należy posługiwać się nią bardzo ostrożnie.
Nasza naczelna zasada pozostaje mimo to niezmienna. Jeśli chcesz pogłębić swoje kontakty, zasadą
drugą będzie:

Kultywuj przejrzystość swojej osobowości

"Nasza opinia o innych ludziach zależy mniej od tego,

 co my widzimy w nich, a bardziej od tego,

 co dzięki nim widzimy w sobie samych."

Sara Grand

Jak okazywać uczucia

Kiedy Gale Sayers i Brian Piccolo, Murzyn i biały, obaj będący w drużynie futbolowej Chicago Bears,
zamieszkali razem w 1967 roku, okazało się to pierwszym tego typu zdarzeniem między zawodowymi
piłkarzami. Także dla każdego z nich było to pierwsze takie przeżycie. Sayers nigdy przedtem nie miał
białego   przyjaciela,   może   z   wyjątkiem   George'a   Halasa,   a   Piccolo   nigdy   NAPRAWDĘ   nie   znał
czarnego człowieka.
Jednym z sekretów ich wzrastającej przyjaźni było podobne poczucie humoru. Na przykład, przed grą
pokazową w Waszyngtonie w 1969 roku pewien poważny reporter wszedł do ich pokoju hotelowego w
celu przeprowadzenia wywiadu.
- "Jak się wam razem mieszka? - spytał dziennikarz.
- W porządku, dopóki on nie korzysta z łazienki - odrzekł Piccolo.
- A o czym rozmawiacie? - dziennikarz pytał dalej, ignorując śmiech swoich rozmówców.
- Głównie o sprawach rasowych - odrzekł Gale.
- Po prostu o rasizmie - dodał Piccolo.
- Gdybyście mieli wybierać - kontynuował reporter - kogo wybralibyście na współlokatora?
-   Jeżeli   pyta   pan,   jakiego   białego   włoskiego   obrońcę   z   Wake   Forest,   powiedziałbym,   że   Picka   -
odpowiedział Gale."
Ale pod przykrywką śmiechu i żartów ukryta była głęboka lojalność jednego względem drugiego, a w
filmie   "Brian's   Songs"   (Pieśni   Briana)   wyraźnie   pokazano,   że   przyjaźń   Sayersa   i   Piccolo   była
największą w historii sportu.
Potem, w sezonie 1969 roku, okazało się, że Piccolo jest chory na raka. Starał się jeszcze grać, chociaż
jeden sezon, ale w końcu więcej przebywał w szpitalu, niż na boisku. Gale Sayers starał się być razem
ze swoim przyjacielem tak często, jak tylko mógł.
Wcześniej planowali spędzić wspólnie razem z żonami obiad podczas Professional Writers (corocznej
imprezy pod nazwą Zawodowi Reporterzy Futbolu) w Nowym Jorku, gdzie Sayers miał otrzymać
nagrodę S. Halasa, przyznawaną najlepszemu zawodnikowi futbolu. Niestety, choroba przykuła Piccolo
do łóżka. A kiedy Sayers stał w oczekiwaniu na nagrodę, łzy pojawiły się w jego oczach. Na ogół
lakoniczny czarny atleta miał powiedzieć, przyjmując nagrodę:

"Wyrażacie uczucie dla mnie, dając mi tę nagrodę, ale oświadczam wam, że przyjmuję ją dla Briana
Piccolo. To on jest tym człowiekiem, który powinien otrzymać tę nagrodę. Kocham Briana Piccolo i
chciałbym, żebyście i wy go kochali. Gdy uklękniecie wieczorem do modlitwy, proszę pomódlcie się też

background image

za niego."

"Kocham Briana Piccolo". Jak często można usłyszeć mężczyznę wypowiadającego takie słowa? O ile
bogatsze mogłoby być nasze życie, gdybyśmy ośmielali się okazywać nasze uczucia tak, jak to zrobił
Sayers tamtego wieczoru w Nowym Jorku.
Zatem trzecią zasadą polepszenia stosunków interpersonalnych jest:

OŚMIELAJ SIĘ MÓWIĆ O SWOICH UCZUCIACH

Z obawy przed okazaniem się sentymentalnymi, wielu z nas powstrzymuje się od wyrażania uczuć i
dlatego tak wiele traci z bogactwa przyjaźni. Mówimy "dziękuję", gdy mamy na myśli "niech Bóg cię
błogosławi";   mówimy   "do   zobaczenia",   mając   na   myśli   "będzie   mi   ciebie   bardzo   brak".   G.   K.
Chesterton,   angielski   pisarz,   powiedział   kiedyś,   że   najmniej   uzasadniony   jest   strach   przed
sentymentalizmem.   A   przecież   tak   wiele   mogłoby   to   dać,   gdybyśmy   czuli   się   bardziej   wolni   w
wyrażaniu swoich uczuć. Jezus miał swoją metodę robienia tego. Na sto sposobów mówił uczniom, że
ich kocha, przez co w żaden sposób nie mogli mieć co do tego wątpliwości.
Dlaczego tak bardzo jesteśmy przeciwni otwartemu mówieniu, że nam na kimś zależy? Powodów jest
kilka.   Jednym  z   nich   jest   obawa,  że   nasze   uczucia   nie   będą   odwzajemnione,   oraz   że   zostaniemy
odrzuceni. A co gorsza, zwłaszcza między mężczyznami, boimy się wyśmiania nas przez innych z
powodu   naszej   sentymentalności.   Istnieje   niewiele   bardziej   przerażających   uczuć,   niż   poczucie
zmieszania i zakłopotania. Dlatego staramy się z całych sił nie dopuścić nawet do możliwości ich
powstania.
Jednak ludzie, których inni kochają, to tacy, którzy odrzucają obawy i deklarują otwarcie swoją miłość.
Na przykład Thomas Jefferson był prawdziwym mężczyzną, a mimo to był chyba najbardziej uczulony
na odrzucenie. W pewnym momencie jego kariery, kiedy był przybity po przegranej z Hamiltonem w
Waszyngtonie, wysłał swoje książki i meble do domu w Monticello, odwołał prenumeraty gazet, zerwał
swoje kontakty polityczne i przez następne 37 miesięcy praktycznie nie wytknął nosa z domu. Jak
widać, Jefferson był wręcz przesadnie czułym człowiekiem.
Ale czy powstrzymało go to od wyrażania miłości, gdy ta nadeszła? M. Brodie, biograf Jeffersona,
mówi:   "Listy Jeffersona  do  jego dwóch  dorosłych już  córek  ,  Marty i  Marii,  są tak  przepełnione
uczuciem i tak niewinnie uwodzicielskie, że stały się dla niego oknem na świat." A pisząc w roku 1819
do swojego przyjaciela, Johna Adamsa, Jefferson wypowiada tak "sentymentalne" zdanie, jak: "Uważaj
na siebie i bądź pewien, że jesteś mi ciągle miły."
Mimo obfitej korespondencji,  Jefferson i Lafayette nie widzieli  się już  od 35 lat, kiedy prezydent
Monroe zaprosił w 1824 roku wielkiego generała francuskiego do odwiedzenia Ameryki. Lafayette
miał wtedy 67 lat, a Jefferson 81. Po przyjeździe do USA Lafayette pozostał w Quincy i Massachusetts
tylko jeden dzień, a potem pospieszył na południe zobaczyć się z Jeffersonem.
Tego listopadowego ranka, gdy powóz Lafayette'a dotarł do Monticello, oczekiwał go tam już cały
tłum.   John   Randolf,   który  pomagał   w   urządzaniu   całej   uroczystości,   opowiadał,   jak   jego   dziadek
schodził po schodach z tarasu, kiedy Lafayette wysiadł z powozu. "Jefferson - powiedział - ruszył
starczym galopem, aż wreszcie padli sobie w objęcia ze łzami w oczach."
W pracy z ludźmi rozwiedzionymi, bardzo często chciałbym dać im lekcję tego, co tak wspaniale robili
Gale Sayers,  Thomas  Jefferson  i  Jezus  - śmiałości   w  pokazywaniu  uczuć.  Wiele  kobiet  sądzi,   że
powinny   okazywać   wręcz   oziębłość,   bo   inaczej   stracą   mężczyznę.   Chociaż   są   nim   oczarowane,
zachowują swe uczucia dla siebie. Ale przecież takie zachowywanie dystansu niszczy ich cel. Nie ma
nic tak przyciągającego mężczyznę, jak świadomość, że kobiecie na nim zależy.
Przykro jest, gdy spotyka się dwoje ludzi, którzy się polubią, ale z powodu nieśmiałości nie deklarują
swoich   uczuć.   Uczucie   wtedy   umiera.   Tragedią   jest,   jeżeli   miłość   nie   wraca,   ponieważ   jest
niezadeklarowana.

background image

Kobieta, którą trudno zdobyć
Jeżeli to, co powiedziałem wcześniej jest prawdą, to co mamy począć z trwającym wieki uczuciem do
kobiety zimnej i trzymającej wszystkich na dystans? Według powszechnej opinii kobieta, którą trudno
zdobyć jest bardziej pożądaną, niż kobieta ogólnie chętna do zawierania bliskich znajomości. Sokrates,
Owidiusz,   Kamasutra,   Dear   Abby,   wszyscy  oni   zgadzają   się,   że   osoba,   której   uczucia   łatwo   jest
pozyskać, prawdopodobnie nic wzbudzi wielkich uczuć u innych.
Jednakże dr Elaine Walster wraz z innymi badaczami ujawnili na łamach czasopisma "Psychology
Today" (Psychologia dzisiaj) wyniki eksperymentu przeprowadzonego z udziałem setek studentów, w
celu określenia ich reakcji na różne typy kobiet. Podczas wstępnego wywiadu okazało się, że wolą oni
kobiety "trudne", ponieważ mogą one być wybredne tylko wtedy, gdy są popularne. Twierdzili, że takie
kobiety są zazwyczaj atrakcyjne, ładne, seksowne - posiadają więc cechy, którym trudno się oprzeć.
Ale owa niedostępność bardzo studentów intrygowała. Z drugiej wszakże strony, studenci twierdzili, że
kobiety "łatwe" sprawiały niejakie kłopoty. Zazwyczaj bardzo chętnie umawiały się na randki, ale gdy
już znalazły "swego" mężczyznę, stawały się zbyt poważne, zbyt zależne i zbyt wymagające. Krótko
mówiąc, prawie wszyscy mężczyźni potwierdzają wyjściową hipotezę, że korzystne dla kobiety jest być
zimną.
Dane te jednak nie potwierdziły się zupełnie podczas wywiadu z mężczyznami na temat pierwszych
randek, zaaranżowanych przez komputer, z kobietami biorącymi udział w tworzeniu eksperymentu.
Poinstruowano je, aby w stosunku do połowy mężczyzn były oziębłe, a w stosunku zaś do drugiej
połowy były przyjazne, chętne do bliższego poznania prawie natychmiast. Twórcy testu zakładali, że
najbardziej poszukiwanymi do drugiej randki będą kobiety wybredne.
Ale   okazało   się   coś   zupełnie   przeciwnego.   Im  bardziej   romantyczne   zainteresowania   wykazywała
dziewczyna, studenci oceniali ją jako bardziej pożądaną. Jasne jest, że wszyscy kochają kochanków.
Wróćmy   zatem   do   tablicy.   Psycholodzy   byli   tak   poruszeni   wynikami   testu,   że   porzucili   swoje
wcześniejsze hipotezy i powrócili do przeprowadzenia wywiadów ze studentami. Tym razem pytania
były bardziej szczegółowe. Poproszono studentów, aby opowiedzieli o korzyściach i problemach w
przypadku kobiet "łatwych" i tych, które zdobyć jest trudno. Stwierdzono, że obydwa rodzaje kobiet są
równie   pożądane,   jak   i   zniechęcające.   Chociaż   kobieta   wymagająca   może   być   interesującym
materiałem   na   randki,   przysparza   ona   także   problemów.   Ponieważ   kobieta   taka   nie   wykazuje
szczególnego entuzjazmu zainteresowanym mężczyzną, może go pogrążyć i ośmieszyć w oczach jego
znajomych. Możliwe jest też, że taka kobieta będzie niesympatyczna, zimna, uparta: słowem może
posiadać cechy, których młody mężczyzna raczej nie oczekuje od swojej partnerki. Natomiast nawet
jeżeli kobieta jest "łatwa", może potraktować sprawę poważnie, tak że trudno jej się będzie pozbyć;
mimo to wzmocni "ego" mężczyzny i uczyni spotkania przyjemnymi. Prowadzący test zaczęli więc
dochodzić do wniosku, że korzyści i strony ujemne obu typów kobiet równoważą się.
Zapoznajmy się teraz z wnioskami. Twórcy eksperymentu stwierdzili, że jeżeli kobieta uważana jest za
trudną   do   zdobycia,   uważa   się   ją   za   godną   zainteresowania.   Taka   kobieta   jest   dynamitem   dla
mężczyzny, ponieważ ma opinię kobiety bardzo wybrednej; lecz kiedy napotka mężczyznę, którego
polubi,   nie   wstrzymuje   się   od   ujawniania   swych   uczuć.   Stąd   spotkania   z   nią   są   dla   mężczyzny
przyjemne i dają mu satysfakcję. Dlatego badacze polecają: zachowuj się wybiórczo. Jeśli posiadasz
cechy kobiety popularnej i pożądanej, a zachowasz się przyjaźnie w stosunku do mężczyzny, na którym
ci zależy - będziesz zwyciężczynią.

Jak wytwarzać pole emocjonalne
Czy zaakceptowalibyście sposób, dzięki któremu drugiej osobie zaczęłoby na was zależeć, a który
działałby w 90%? To jest tak proste, że wręcz nie wiem, jak to wyrazić. Znam przecież tak wielu ludzi,
którzy marzą o tym, żeby być kochanymi, a którzy nie korzystają w życiu z tej prawie niezawodnej
zasady. Przytoczę ją tutaj, chociaż nie ja ją stworzyłem. Seneka wyraził ją zwięźle 2000 lat temu: "Jeśli
chcesz być kochanym, kochaj." Ci, którzy puszczą wodze swego serca i otwarcie wyrażą swój dla

background image

kogoś podziw i uczucia, najprawdopodobniej nie zostaną odrzuceni.
W książce pt. "Miłość i wola" (Love and Will) Rollo May'a znajduje się następujący fragment, który
chciałbym tutaj przytoczyć:

"Istnieje taki dziwny fenomen w psychoterapii, że kiedy pacjent coś odczuwa - erotyzm, złość, alienację
lub nienawiść - terapeuta zwykle odkrywa po chwili, że zaczyna mieć te same uczucia. Bierze się to
stąd, że jeżeli ich stosunek do siebie jest szczery, to powstaje wspólne pole emocjonalne. Prowadzi to
do tego, że w życiu codziennym zakochujemy się w tych, którzy nas kochają. W tym też odnajdujemy
znaczenie słów »zalecać się« i »zdobywać«. Owa niepohamowana chęć kochania danej osoby wynika
dokładnie z jej lub jego uczucia do ciebie. Wielkie uczucia wywołują wielkie uczucia."

O ile wiem, to właśnie Rollo May opisuje po raz pierwszy tego typu "pola emocjonalne", a przecież
każdy z nas doświadczył kiedyś tego magnetycznego przyciągania do innej osoby. Gdy komuś na nas
zależy i okazuje to oczami, swoją uwagą i wyrażeniem swoich uczuć, stwierdzamy, że i w nas powstają
takie uczucia. Jak zacytowałem wcześniej, "owa niepohamowana chęć kochania danej osoby wynika
dokładnie z jej lub jego uczucia do ciebie."
Marlena Dietrich, zapytana kiedyś jak być kochaną przez mężczyznę? odpowiedziała niezwykle prosto
i jakże adekwatnie: "Kochać go".

W obronie miłości
Czy odczuwasz onieśmielenie, gdy masz powiedzieć komuś, że ci na nim zależy? Przyjrzyjmy się kilku
przykładom wielkich uczuć wyrażonych przez ekspertów miłości.
"Najdroższa, jakże marzę o tym, żebyś była tutaj." Tak pisał Woodrow Wilson do swej narzeczonej
Ellen Axon w 1884 roku. Dalej wyraża to, co można by nazwać zbyt sentymentalnym: "Tak wspaniale i
tak przyjemnie byłoby siedzieć razem w takich chwilach; mówić o przyszłości, o tym j ak wspólnie
będziemy wspierać naszą miłość, jak będziemy razem pracować, żeby stworzyć wokół nas jaśniejsze
miejsce na świecie." Sentymentalne? Może. Jednak to wielkie uczucie podbiło serce kobiety, tak jak
dzieje   się   to   od   wieków.   Oczywiście   sentymentalizm   może   osiągnąć   swe   ekstrema.   Pewna,
najprawdopodobniej nieautentyczna historia, dotycząca dramatopisarza z okresu Restauracji, Tomasza
Otway'a, była jakże faworyzowana przez romantyków. Mówi się, że Otway głodował przez trzy dni,
mając nadzieję, że w ten sposób "zmiękczy" serce aktorki Elizabeth Barry, a potem tak łapczywie
zaczął jeść chleb, że zadławił się na śmierć.
Jeśli   ktokolwiek   był   ekspertem   miłości,   był   nim   na   pewno   Teodor   Roosevelt.   Będąc   studentem
Harvardu, spotkał Alice Hathaway, kuzynkę jednego ze swych najlepszych przyjaciół. Zakochał się w
niej od pierwszego wejrzenia, co zresztą potwierdzają wyraźnie jego listy. Co więcej, prywatne notatki
w jego diariuszu wskazują, że jego uczucie nie było tylko na pokaz. Zapis przy dacie 25 stycznia 1880
roku brzmi:

"Podczas Święta Dziękczynienia w zeszłym roku powiedziałem sobie, że jeśli będzie to możliwe, zdobędę
ją. A teraz, gdy tak już się stało, celem całego mojego życia będzie uczynić ją szczęśliwą i chronić ją
przed wszystkim, co złe. O, jak będę wielbił moją księżniczkę! Jak ona, będąc tak czystą i piękną, może
myśleć o poślubieniu mnie - nie wiem. Ale dziękuję Bogu, że tak jest."

Na koniec jeszcze jeden przykład: Marian Evans, której pseudonim pisarski brzmiał George Eliot,
napisała w 1875 roku do panny Burns -Jones:

"Lubię nie tylko być kochaną, ale lubię też, gdy mówi się o tym, że się mnie kocha. Nie jestem pewna,
czy podzielasz moje zdanie. Wystarczająco dużo ciszy znajdziemy w grobie. Ten zaś świat jest światem
literatury i mowy, wobec tego pozwolę sobie wyrazić, jak bardzo jesteś mi droga."

Któż mógłby być nieczuły w stosunku do autora takiego listu?

W słowach "kocham cię " kryją się też pułapki

background image

W deklarowaniu miłości należy unikać pułapek, które są w niej ukryte. Osoby przesadnie wylewne, to
ludzie, którzy wyrzucają z siebie zdania pełne uczuć przy każdym otwarciu ust. Jeśli ktoś ciągle wyraża
niewłaściwe lub sztuczne uczucia, inni ludzie wkrótce przestaną wierzyć wszystkiemu, co mówi. Nie
mów więc o niczym, czego nie czujesz, ale wyrażaj wszystkie dobre uczucia, które rzeczywiście żywisz
w stosunku do innych.
Wymusza to osoba, która mówi "kocham cię" po to, aby skłonić drugą osobę do wypowiedzenia tych
właśnie słów w stosunku do niej samej. Nie oczekuj zatem komplementów w zamian za ujawnienie
swoich uczuć,  ani też  zobowiązań od drugiej osoby. Pozwól, żeby to, co mówisz,  było po prostu
wyrazem tego, co tkwi w tobie samym.
Ostatnia grupa ludzi to osoby "uparte". W rzeczywistości są to ludzie, którzy dużo mówią o swoich
uczuciach, lecz nie potrafią rozpoznawać właściwie reakcji innych. Dr Stephen Johnson uważa, że
proces zbliżania się do drugiej osoby opiera się na zasadzie trzech kroków: pierwszy -wyciągnij rękę;
drugi - zwróć uwagę na reakcję drugiej osoby; trzeci -kontynuuj to, co zacząłeś, zatrzymaj się albo
wycofaj, w zależności od napotkanej reakcji.

Tragedią jest czekać aż będzie za późno
Hugh był młodym komiwojażerem o kędzierzawych włosach i mocnym uścisku dłoni. Przyszedł do
mojej poradni, ponieważ dręczyła go niepewność co do jego kariery zawodowej. Poprosiłem go, żeby
opowiedział mi o swoim dzieciństwie. Szczególnie chciałem wiedzieć, czy było ono szczęśliwe?
"Hm, nie całkiem - odpowiedział. Mój ojciec był wymagający i zawsze bardzo krytyczny. Kiedy byłem
mały, bardzo starałem się zadowolić go, ale najwyraźniej trudno mu było powiedzieć cokolwiek dobre-
go o mnie. Kilka lat po śmierci ojca rozmawiałem z kilkoma spośród jego najlepszych znajomych,
którzy   opowiedzieli   mi   o   tym,   jak   dobre   zdanie   miał   o   mnie   mój   ojciec   tam,   w   fabryce.
Nieprawdopodobnie mnie to zaskoczyło. Nie miałem przecież pojęcia, że tak był ze mnie dumny."
Takich   tragedii   można   uniknąć,   jeśli   ludzie   ośmielą   się   mówić   od   razu   o   swoich   uczuciach.
Stwierdzenie "kocham cię" zawiera pewien magiczny wydźwięk. Twoje dzieci odpowiedzą na nie,
rodzice będą głęboko poruszeni, a przyjaciele będą cię kochać za to, że mówisz to do nich.
Być może mężczyznom trudniej jest między sobą wymawiać słowa "kocham cię", ale jest przecież
jeszcze tyle innych sposobów wyrażania swoich uczuć. Mężczyzna może przecież powiedzieć swemu
przyjacielowi, jak bardzo cieszy się ze spotkania z nim, oraz że wspólne zjedzenie posiłku wiele znaczy
dla niego. Może też powiedzieć, że jego przyjaźń jest dla niego najcenniejsza.
Czasem możemy zwielokrotnić efekt komplementu, mówiąc go trzeciej osobie. Na przykład, mówiąc
żonie znajomego, jak bardzo go cenisz, sprawisz przyjemność obojgu. Jej, dlatego że ona lubi, gdy inni
szanują jej męża; jemu, ponieważ - możesz być tego pewien - ona o tym opowie, jak tylko wróci do
domu!
To, co próbowałem powiedzieć w tym rozdziale Benjamin Franklin zawarł w jednym zdaniu: "Nie
mów źle o nikim, ale mów wszystko, co najlepsze o każdym."
Niech więc trzecią naszą zasadą będzie:
Ośmielaj się mówić o swoich uczuciach

"Najlepsza część życia ludzkiego,

to małe, bezimienne i zapomniane

akty dobroci i miłości."

William Wordsworth

Miłość jest czymś, co się tworzy

Frederick Speakman napisał kiedyś książkę zatytułowaną "Miłość jest czymś, co się tworzy". Tytuł jest

background image

bardzo   adekwatny   do   podjętego   przez   nas   tematu,   ponieważ   myśląc   o   miłości,   myślimy   o
spektakularnych uczuciach i bohaterskich czynach względem ukochanej osoby. A przecież tak niewiele
ludzkiego życia przebiega z równą im intensywnością.
Najlepsze   stosunki   międzyludzkie   powstają   jednak   poprzez   kumulowanie   wielu   drobnych   aktów
dobroci. Gdy w roku 1936 umarła żona Alberta Einsteina, jego siostra Maja przeprowadziła się do
niego, aby pomóc wielkiemu geniuszowi w sprawach domowych. W roku 1950 doznała ona pewnego
ataku, w wyniku którego straciła przytomność do końca życia. W związku z tym Einstein spędzał
każdego popołudnia dwie godziny przy jej łóżku, czytając głośno Platona. Chociaż Maja nie dawała
żadnego znaku zrozumienia, intuicja Einsteina mówiła mu, że część jej mózgu ciągle żyje, oraz że
wiele miłości można przekazać w ten właśnie sposób.
Wobec tego czwartą zasadą dla poprawienia naszych stosunków z innymi ludźmi będzie:

NAUCZ SIĘ GESTÓW MIŁOŚCI

Podczas   mojej   pracy   w   charakterze   doradcy   małżeńskiego   często   dziwiła   mnie   naiwność   par
małżeńskich, które doznały rozczarowania, gdy przeminęły już pierwsze romantyczne uczucia. Często
z olbrzymim poczuciem winy kobieta mówi: "Doktorze, wydaje mi się, że nie kocham już mojego
męża. Coś chyba jest ze mną nic tak." Oczywiście, nic złego się z taką kobietą nie dzieje. Może z
wyjątkiem tego, że zbyt dużo czasu poświęca na analizę swoich uczuć. Eksperci od spraw związanych
z miłością zdają sobie sprawę z faktu, że emocje przemijają i dlatego poszukują gestów miłości nawet
wtedy,   gdy   uczucia   małżonków   już   prawie   znikły.   Co   więcej,   takich   ludzi   nigdy   nie   zadowala
mówienie   osobom   drugim,   że   im   na   nich   zależy  -   starają   się   to   po   prostu   okazać   odpowiednim
zachowaniem. Mark Twain powiedział kiedyś: "Miłość jest szybka, ale mimo to charakteryzuje ją
najpowolniejszy ze wszystkich wzrost".
Małżonek  w   czasie przerwy  na  lunch  jedzie  samochodem   20  mil  do  domu,   żeby zabrać  żonę  do
ulubionej restauracji. Mężczyzna widzi  na wystawie interesującą książkę, więc kupuje ją  i wysyła
pocztą do przyjaciółki z krótkim listem. Kobieta słyszy, że jej znajoma mogłaby codziennie jeść do
obiadu chińską sałatę; wobec tego zawsze, gdy zaprasza ją na obiad, w domu jest chińska sałata,
choćby tylko dla znajomej. To wszystko są gesty, które wiążą ludzi i zapobiegają tarciom, gdy ich
wzajemne stosunki są zagrożone.
Rozmawiałem pewnego razu z mężczyzną, w którego małżeństwie po 18 latach zaczęło się źle dziać.
"Skąd pan wiedział, że to już po wszystkim?" - spytałem. "Kiedy przestała nakładać co rano pastę na
moją   szczoteczkę   do   zębów   -   odpowiedział.   Kiedy  się   pobraliśmy,   którekolwiek   z   nas   wstawało
pierwsze, wyciskało pastę na szczoteczkę drugiego i zostawiało na umywalce. W pewnym momencie
przestaliśmy   to   robić   i   od   tamtej   pory  wszystko   poleciało   jak   z   górki."   Powyższy  przykład   jest,
oczywiście,   przesadnym   uproszczeniem,   ale   tak   drobne   przysługi   naprawdę   się   liczą.   Nawet   nie
zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo.
Von Herder, niemiecki krytyk, historyk i teolog luterański, napisał: "Najgłębsza nawet miłość umiera,
gdy nie jest dobrze pielęgnowana." Natomiast Edna St. Vincent Millay lamentowała: "To nie miłość
rani moje dni, lecz to, że jest ona tak słaba."
To właśnie te najmniejsze akty dobroci mają tak wielką siłę, ponieważ to one naprawdę pokazują, że
komuś zależy na drugiej osobie. Trzeba więc czasami zastanowić się, co może przywołać te chwile
szczęścia. Galett Burgess, amerykański humorysta i ilustrator, wysłał swojej znajomej książkę, której
otrzymanie potwierdziła listownie. A po dwóch miesiącach napisała drugi list,  w którym wyraziła
swoje zdanie na temat tej książki, co potwierdziło, że ją przeczytała. Burgess napisał potem: "Jej serce
wie, w czym rzecz. Dzięki takim osobom wdzięczność staje się podobna do długu, który spłaca się na
raty."

Znaczenie rytuałów

Robert Brian, antropolog badający przyjaźń w kilku różniących się od siebie kulturach, mówi, że rytuał
jest   jednym   z   najbardziej   uniwersalnych   elementów   dobrych   kontaktów   międzyludzkich.   Przecież

background image

mężowie i żony cementują swoją miłość takimi zachowaniami, jak pocałunki na dobranoc, wspólne
obchodzenie różnych rocznic, przynoszenie drugiej osobie śniadania do łóżka, wspólne wychodzenie
na wieczorne spacery.
Osoba   pragnąca   pogłębić   swe   kontakty   z   innymi   będzie   zawsze   wypatrywać   u   nich   podobnych
rytuałów. Wspólny lunch co tydzień, stałe spotkania na polu golfowym, albo coroczne kilkudniowe
wycieczki na ryby - to wszystko są bardzo ważne wydarzenia. Uściski dłoni, żarty i przekomarzania - to
gesty umacniające miłość i pozwalające z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Kiedy mój syn był w szkole średniej, odwoziłem go codziennie samochodem na lekcje, a jedzenie po
drodze śniadania stało się naszym zwyczajem. Wypróbowaliśmy kilka barów, aż wreszcie znaleźliśmy
Vern's Coffee Shop, w którym podawali najlepiej na świecie wypieczone angielskie bułeczki "muffins"
z jajkiem. Bywało, że jedząc w ogóle nie rozmawialiśmy. Ale bywało też i tak, że dzieliliśmy się
wówczas naszymi najskrytszymi tajemnicami, których nie odkrylibyśmy przed nikim innym. Ów rytuał
wspólnego śniadania był nam pomocą także w późniejszych latach. Już jako dorosły mężczyzna, mój
syn mieszka w innym mieście, ale gdy przyjeżdża czasem do domu rodzinnego, wszyscy wiedzą, że
przynajmniej raz podczas jego pobytu musimy "zaliczyć" śniadanie u Verna.
Jednym z najlepszych sposobów pogłębiania kontaktów z innymi jest wspólne spożywanie posiłków.
Nie przypadkiem tak wiele istotnych wydarzeń między Jezusem a Jego uczniami miało miejsce wtedy,
gdy   siadali   razem   do   stołu.   W   łamaniu   się   chlebem   jest   coś   z   sakramentu.   Czy   zauważyłeś
kiedykolwiek,   jak   trudno   jest   spożywać   obiad   z   kimś,   kto   jest   twoim   wrogiem   i   jednocześnie
pozostawać wrogami?
Jeśli więc chcesz uczynić wroga swoim przyjacielem, spróbuj zaprosić go do domu i przedyskutować
istotę waszej wrogości, trzymając nogi pod jednym stołem. A jeśli chcesz polepszyć swe kontakty z
większą liczbą ludzi, zapraszaj na lunch każdego tygodnia innych lub oferuj wspólne wypicie kawy
przed pracą.
Inną metodą skumulowania dobrych wspomnień jest pomaganie przyjacielowi w wykonaniu jakiegoś
zadania. Praca ramię w ramię zbliża ludzi, nawet wtedy, gdy się w czasie jej wykonywania niewiele
rozmawia.   Rozejrzyj   się,   czy   ktoś   z   twoich   znajomych   nie   ma   jakiejś   niewdzięcznej   roboty   do
wykonania i zaproponuj, że pomożesz mu to zrobić. Będziesz z pewnością zaskoczony ciepłem, z
jakim spotkasz się ze strony tej osoby w przyszłości.
Małżonkowie także byliby z siebie bardziej zadowoleni, gdyby mogli więcej wspólnie pracować. Nasze
bezsensowne "podziały obowiązków" często powodują, że żona pozostaje w domu, aby pozmywać
naczynia, podczas gdy mąż wychodzi umyć samochód. A może by tak wspólnie wykonywać te zadania
i cieszyć się w tym czasie swym towarzystwem?
Część   bogactwa   w   najlepszych   kontaktach   to   rezultat   zbierania   całymi   latami   wielu   dobrych
wspomnień.   Wspomnienia   spełnionych   przysług,   pożyczonych   narzędzi,   wspólnych   wycieczek,
pożyczonych książek - to te tysiące drobnych aktów miłości.

O sztuce dawania prezentów
Jednym z najstarszych gestów miłości jest dawanie prezentów. Drogi prezent niekoniecznie musi być
wyrazem wielkiej miłości. Ważniejsza jest myśl towarzysząca prezentowi.
Moja   żona   znakomicie   potrafi   wyczuwać   upodobania   innych,   i   to   czyni   ją   najlepszym   dawcą
prezentów. Pióro, którym piszę kosztuje mniej niż dolara, a mimo to jest jednym z jej niezliczonych
małych prezentów, z których tak bardzo jestem zadowolony. Słyszała, jak mówiłem, że podoba mi się
tego typu pióro, ale że nie mogę nigdzie takiego znaleźć. Rozpoczęła więc poszukiwania. Kilka dni
później znalazłem na biurku dowód tego, jak bardzo moja żona myśli o mnie.
Wymiana prezentów jest także rzeczą ważną wśród zwierząt. Na przykład Empidae - rodzaj małych
muszek, które chmarami unoszą się w ciężkim letnim powietrzu - mają bardzo rozbudowany sposób
zalecania  się.  Gdy  samiec poszukuje   samicy,  wyszukuje   on  kilka   przysmaków,   "opakowuje" je   w
błyszczące kokoniki i "wręcza" swojej wybrance.
Pingwiny  Adeli,   żyjące  na   Antarktydzie,   nie   mają  zbyt  dużego  wyboru   prezentów   w   ich   surowej

background image

krainie. Zatem samiec dotąd szuka wśród skał, aż znajdzie wyjątkowo gładki kamień i ten właśnie
składa, jako cenny skarb, u stóp swojej wybranki.
Dr Lars Granberg, obecnie psycholog i szef college'u, gdy był studentem w Chicago, miał bardzo
ciężkie życie, gdyż były to jednocześnie pierwsze lata jego małżeństwa. Jego żona ciężko pracowała na
utrzymanie ich obojga. Granberg powiedział później:
"Głupio mi było, że jestem tak ubogi, a moja żona musi pracować, abym ja mógł skończyć studia. Ale
wykonałem pewną inwestycję, dzięki której mogłem poczuć się lepiej. Na jednej ze stacji kolejki, którą
wracałem co wieczór do domu, pewien Włoch miał kwiaciarenkę. Wysiadałem z pociągu i kupowałem
u niego jedną różę za ćwierć dolara. Ten starszy człowiek wypatrywał mnie potem i zawsze miał w
pogotowiu jedną różę, żebym mógł wy skoczyć z pociągu, kupić jąi jechać tym samym pociągiem
dalej. Gdy stawałem wieczorem w drzwiach z teczką w jednej, a różą w drugiej ręce, moja żona
zarzucała mi ręce na szyję i mówiła, że ta jedna róża znaczy dla niej więcej, niż gdyby ich było trzy
tuziny."
Merle Simpson opowiada, że gdy była w szpitalu, w odwiedziny przyszedł jej przyjaciel z pięcioletnim
synkiem. Gdy tylko weszli do pokoju, chłopiec położył na stoliku trzy prezenty. Były to trzy samocho-
dziki, z których farba zdarta była przez godziny zabawy.
"Próbowałam   odmówić   -   mówi   Simpson.   -   Ale   spostrzegłam   w   oczach   chłopca   taki   smutek,   że
odmowa z pewnością zraniłaby go. Były to przecież jego skarby, które mówiły o jego uczuciu do mnie.
Było to wiele lat temu, a chłopiec ów ma już  swoje dzieci. Ja jednak ciągle trzymam tamte jego
zabawki."

Dobroć rozchodzi się jak fala
Akty   dobroci   przenoszą   się   często   daleko   poza   ich   miejsce   występowania.   Norman   L.   Lobsenz
zastanawiał się - gdy jego żona poważnie zachorowała - jak da sobie radę z fizycznym i emocjonalnym
obciążeniem towarzyszącym opiece nad chorą żoną. Pewnego wieczoru przypomniał sobie dawno już
zapomniane zdarzenie:
"Miałem wtedy dziesięć lat i moja matka była bardzo chora. Pewnego razu wstałem w środku nocy,
żeby się czegoś napić. Kiedy przechodziłem obok sypialni rodziców, spostrzegłem światło. Zajrzałem
do środka. Mój ojciec siedział w szlafroku przy jej łóżku i nic nie robił. Matka spała. Wpadłem do
pokoju i krzyknąłem: - Co się stało? Dlaczego ty nie śpisz? - Ojciec uspokoił mnie i powiedział: -Nic
się nie stało. Po prostu jestem przy niej."
Sam nie wiedząc skąd, Lobsenz znalazł siłę do podołania swoim kłopotom, gdy przypomniał sobie
tamto dawne zdarzenie.
"To światło i ciepło z pokoju moich rodziców miało niesamowitą siłę, a słowa mojego ojca: »Po prostu
jestem przy niej« tchnęły coś we mnie. Rola, jaką miałem teraz spełnić, nie wydawała mi się aż tak
ciężka. To tak, jakby odezwało się coś z przeszłości albo z mojego wnętrza."

Uprzejmość wchodzi w nawyk

Ktoś kiedyś powiedział, że miarą ludzi wielkich jest ich stosunek do ludzi małych, oraz że gdy ktoś
potrafi rozwinąć w sobie zwyczaj poszukiwania gestów, które tworzą dobrą wolę, dobroć jest jego
drugą naturą.
Birch   Foracker   był   jednym   z   zarządzających   firmą   "New   York   Bell   Company".   Miał   reputację
człowieka, który wychodząc zimnym wieczorem z teatru zostawiał-swoje towarzystwo na chodniku, a
sam   wchodził   do   włazu   kanalizacyjnego   na   środku   ulicy,   żeby   upewnić   się,   czy   z   ludźmi   tam
pracującymi wszystko jest w porządku, oraz by im powiedzieć, jak bardzo docenia ich pracę. Taki akt
nie trwa dłużej niż minutę, ale czyni jego sprawcę osobą bardzo kochaną.
"Zbyt mało uwagi poświęca się temu, na ile ludzkie życie składa się z takich małych zdarzeń" - napisał
Samuel Johnson w jednym ze swych wspaniałych esejów. Życie ludzkie jest kształtowane i kierowane
zbiorem wielu drobnych zdarzeń, zatem naszą zasadą będzie:

background image

Naucz się gestów miłości

"Miłość nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego."

1 Kor 13,5

Zignoruj "to", a zobaczysz jak przyjaciele cię opuszczają

Istnieje taka cecha osobowości,  która jest w stanie zniszczyć więcej niż  każda inna. Do pewnego
stopnia tkwi ona w każdym z nas, lecz gdy wymknie się z rąk, zawsze działa niszcząco i zawsze
odpycha nas od ludzi. Mówię tutaj o tendencji do sprawowania kontroli nad innymi. Owa tendencja
często przebiera się w strój miłości. Przesadnie opiekuńcza matka mówi: "Kochanie, ja przecież robię
to tylko dla twojego dobra", a mężczyzna stale poprawiający swego przyjaciela myśli, że "to wszystko
dla jego korzyści". W rezultacie takie postępowanie jest dążeniem do kontrolowania kogoś i naprawdę
nie znam takiej osoby, która nie próbowałaby uciec od manipulatorów. Przypomnij sobie swoje własne
odrzucone przyjaźnie. Czy ludzie, których nie zaakceptowałeś, przypadkiem nie próbowali ci doradzać,
dominować nad tobą, kontrolować i osądzać cię?
"W sercu miłości - jak powiedział pewien mędrzec - jest pewien sekret: Kochankowie pozwalają sobie
nawzajem być wolnymi." Ci ludzie, którzy zaznali prawdziwej przyjaźni, zawsze zostawiają osobom
kochanym "wolną przestrzeń". Nie "posiadają" oni swoich przyjaciół, ale raczej pomagają im rozwijać
się i stawać się wolnymi.
Wobec tego naszą piątą zasadą będzie:

STWARZAJ PRZESTRZENIE WOLNOŚCI
W SWOICH KONTAKTACH TOWARZYSKICH

Wiosną   1887   roku   do   miejscowości   Tuscumbia   w   Alabamie   przyjechała   pewna   dwudziestoletnia
dziewczyna z zamiarem zaopiekowania się osobą głuchą i niewidomą. Była to Annę Sullivan, a jej
podopieczną   miała   być   Helen   Keller.   Jak   się   później   okazało,   miała   połączyć   je   -najbardziej
podziwiana w tamtym stuleciu - przyjaźń. W wieku siedmiu lat głuchoniema i niewidoma Helen Keller
była właściwie dzikim  zwierzęciem, wydającym z siebie niezrozumiałe dźwięki. W  szale potrafiła
zrzucać ze stołu talerze i padać razem z nimi na podłogę. Niejedna osoba mówiła wtedy pani Keller, że
jej dziecko jest idiotą.
Całymi   dniami   Annę   przemawiała   do  małej  dłoni   Helen,  lecz   jakoś   nie  mogła   przebić   się   do  jej
świadomości. Nagle, piątego kwietnia tegoż roku stało się coś cudownego. Oto wspomnienia Helen
Keller spisane ponad 60 lat później:
"Stało się to przy studni, kiedy ja trzymałam naczynie, a Annie pompowała wodę. Gdy woda przelała
się i zaczęła płynąć po mojej ręce, Annie wzięła moją drugą dłoń i powoli przeliterowała w-o-d-a. I
nagle zrozumiałam. Po raz pierwszy od czasu mojej choroby, szczęśliwa, wyciągnęłam rękę po zawsze
gotową do pomocy dłoń Annie, prosząc o podawanie coraz to nowych słów określających wszystko,
czego tylko dotykałam. Z dłoni na dłoń przeskakiwały iskierki znaczeń, aż zrodziła się przyjaźń. Od
studni odeszły dwa zachwycone stworzenia, mówiące do siebie: »Helen« i »nauczycielka«."
Annę   Sullivan   poświęciła   Helen   Keller   większość   swojego   życia.   Kiedy   j   ej   sławna   pupilka
postanowiła pój ść do college' u, Annę siadywała przy niej na każdych zajęciach w szkole w Redcliff.
Przekładała wyrazy na język jej dłoni i przemęczała swoje oczy nad książkami, które nie były pisane
Braillem.
Annę   Sullivan   zorientowała   się,   że   Helen   jest   wyjątkowo   utalentowana   i   że   ma   nieograniczone
możliwości   myślenia   i   odczuwania.   Nie   było  wątpliwości,   która   z   nich   ma   wyższy  współczynnik
inteligencji.   Przed   ukończeniem   dziesiątego   roku   życia   Helen   pisywała   listy   do   różnych   znanych

background image

osobistości w Europie w języku francuskim. Szybko opanowała pięć języków i wykazywała talent, o
jakim jej nauczycielka nawet nie marzyła.
Lecz czy to wszystko zmieniło Annę Sullivan?  Nie. Doznała wiele satysfakcji, będąc towarzyszką
Helen i pozwalając jej zachować własną osobowość. Jednym słowem, dała jej przestrzeń do rozwoju.

Tęsknota za wolnością
Pisząc   książkę   "Małżeństwo   bez   granic"   (Open   Marriage),   George   i   Nena   O'Neill   przeprowadzili
wywiady z setkami osób, pozostających w najróżniejszych stosunkach z innymi ludźmi. Rozmawiali z
ludźmi  rozwiedzionymi,  z  parami  żyjącymi  bez  ślubu, z  parami "spalonymi" małżeństwem oraz  z
małżeństwami, które przeżyły zgodnie dziesiątki lat.
Z zebranych danych najbardziej rzucały się w oczy dwie sprawy. Pierwsza - tęsknota za związaniem się
z kimś. Druga - potrzeba wolności. W najlepszych przyjaźniach i małżeństwach jest miejsce dla obu
tych potrzeb. Wszyscy przecież potrzebujemy powietrza do życia. A kiedy obiecująco rozwijająca się
przyjaźń  nagle  rozpada się,  jest  to   najczęściej   wynikiem  tego,  że   jeden  z  partnerów  manipulował
drugim.
Na nieszczęście, tendencja do kontrolowania i manipulowania osobą ukochaną - przez nas zresztą
odrzucana - rozpowszechniana jest przez niektórych współczesnych psychologów. Tacy psycholodzy
zachęcają   do   agresji   i   zastraszania.   Tragicznym   jednak   wydaje   się   takie   podejście   do   kontaktów
międzyludzkich, gdyż prowadzi ono do samotności. Zdobywanie przyjaciół przez zastraszanie może
przysporzyć pieniędzy, ale nigdy przyjaciół.
Jeżeli traktujesz wszystkie swoje kontakty z ludźmi jako walkę i jeżeli twoim celem jest dominacja nad
innymi, powinieneś prześledzić niżej zamieszczoną biografię człowieka, który kiedyś taki właśnie cel
przed sobą wytyczył. Alan Bullock napisał o nim:
"Wszystko   dookoła   niego   urządzone   było   dla   spełnienia   jego   chęci   sprawowania   władzy   i
dominowania".
Tym człowiekiem był Adolf Hitler.
Albert   Speer,   którego   wessała   hipnotyczna   siła   Hitlera,   a   który  za   tę   pomyłkę   zapłacił   20-letnim
pobytem w więzieniu w Spandau, wspominał potem:
"Nigdy nie spotkałem później w życiu nikogo takiego, przy kim odczuwałbym ów brak czegoś. Jedynie
wtedy, gdy razem z Hitlerem zagłębialiśmy się w planach architektonicznych, albo przeprowadzaliśmy
inspekcję   makiet   »Berlina   przyszłości",   widziałem   go   w   stanie   ożywienia,   przyjemności   i
spontaniczności. Nie wierzę, żeby Hitler był w stanie w ogóle kochać. No, może raz mu się to zdarzyło,
kiedy połączyły go kazirodcze stosunki z jego siostrzenicą Geli Raubal, którą zresztą doprowadził
potem do samobójstwa."

Czy jesteś manipulatorem?

Zdarza   się   często   tak,   że   kontrolujemy   osoby   ukochane,   nie   zdając   sobie   sprawy   z   faktu,   że
odmawiamy im tym samym wolności. Oto trzy główne typy manipulatorów, którzy potrafią wycisnąć
ostatnie soki ze swoich bliskich:
• Typ opiekuńczo-manipulacyjny - osoba, która MUSI być silniejsza i bardziej rozgarnięta niż ty, żeby
być z tobą szczęśliwa. Dla sprawdzenia, czy należysz do tej kategorii ludzi, przeprowadź na sobie
poniższy test:
a.  Czy zazwyczaj chodzimy do restauracji lub na film, który ja wolę?
b.  Czy lubię w rozmowie poprawiać błędy innych?
c.  Czy używam swego poczucia humoru dla upokorzenia przyjaciół?
d.  Czy muszę wiedzieć więcej niż inni na temat danej sprawy, żeby być zadowolonym z dyskusji na jej
temat?
Jeżeli   twoje   odpowiedzi   są   ogólnie   pozytywne,   to   prawdopodobnie   jesteś   w   niebezpieczeństwie.
Przyjaźń nie potrzebuje kontroli ze strony któregokolwiek z partnerów. Istnieje w niej równość, dzięki
której każdy z nich może pozwolić sobie czasem na chwile słabości bez obawy, że jego towarzysz

background image

"zdobędzie punkt".
C. S. Lewis, studiując w Oksfordzie, zaprzyjaźnił się na całe życie z kilkoma osobami, między innymi
z  Nevillem   Coghillem   i  Owenem   Barfieldem.   Niektórzy z   nich   zostali   pisarzami   i  mieli   zwyczaj
spotykać się i czytać sobie nawzajem swoje prace. Wkrótce sława Lewisa przyćmiła ich wszystkich, a
on sam pisał popularne książki w niezwykłym tempie. Mimo to, bardziej niż kiedykolwiek cenił sobie
swych starych przyjaciół. Owen Barfield powiedział potem: "Nie przypominam sobie ani jednej uwagi,
ani jednego słowa,  ani  spojrzenia..., które mogłoby  sugerować, że jego opinie  należałoby bardziej
szanować niż nasze... Ciekaw jestem, ilu jest sławnych ludzi, o których można by powiedzieć to samo."
Jeżeli  czujesz się bezpieczny, nigdy nie próbujesz sprawdzać, kontrolować ani wywyższać się nad
innych. Sarah Teasdale powiedziała kiedyś, że "nie można nigdy posiadać osoby godnej posiadania".
•  Typ "biedny-ja" to przeciwieństwo typu opiekuńczo-manipulacyjnego. Taka osoba dostosowuje do
siebie innych poprzez ukazywanie siebie jako osoby słabej.
Pewna   nieco   otyła   kobieta   siedzi   w   mojej   poradni,   prezentując   grupę   symptomów,   które   określa
"atakami   lęku".   Jej   kłopoty   fizyczne   przechodzą   ciągłe   mutacje.   Była   już   wiele   razy   w   szpitalu,
dręczyło ją wiele chorób, zawsze znajdowała się w kłopotach, zawsze w nieładzie emocjonalnym.
Mimo to jest kobietą bardzo inteligentną i wydaje się mieć wiele sił wewnętrznych. Skąd więc cały ten
łańcuch nieszczęść? Dlaczego nigdy nie może skorzystać z życia?
Nagle zaczyna to do mnie docierać. Dlaczego też nie wpadłem na to wcześniej? Największą tragedię
swojego życia przeżyła w domu, kiedy jej ojciec opuścił rodzinę dla innej kobiety. Jej matka była
przedsiębiorcza, zdołała dobrze wychować dzieci, a w końcu ponownie wyszła za mąż. Jednak po
latach okazuje się, że stosunki społeczne następnego pokolenia obciążone są ciągle tamtym faktem
rozbicia rodziny.
Pamiętając, co przydarzyło się matce, moja pacjentka za wszelką cenę starała się ukryć swoją siłę i
niezależność. Wygląda na to, że robi to z powodzeniem. Gdy ona dostaje "ataku lęku", jej mąż bardzo
się nią opiekuje i jest bardzo troskliwy.
Tym sposobem kobieta ta wpędza się w cierpienie, będąc przekonaną, że dopóki ma kłopoty, jej mąż
przy niej zostanie.
Nie   chcę   tutaj   oczywiście   oskarżać   mojej   pacjentki   o   świadome   udawanie   chorej,   ponieważ   jest
naprawdę chora i doznaje wiele bólu. Cały ten mechanizm działa nieświadomie, ale mimo  to jest
potężnym środkiem manipulowania.
W   końcu,   przecież   takiego   typu   uzależnianie   od   innych   zacznie   przynosić   zupełnie   inne   od
oczekiwanych efekty. Stephanie i Linda były od dzieciństwa bliskimi przyjaciółkami. "Wpadamy do
siebie kilkanaście razy w roku - mówi Stephanie. - Właściwie mamy wiele wspólnych zainteresowań, a
można  powiedzieć,  że  Linda  jest   osobą   samotną.  Ona jednak  tak  się  do  mnie  »przykleja«, że  od
momentu powitania przez trzy godziny opowiada mi o swoich kłopotach, tak że po prostu nie mogę już
tego znieść. Unikam więc jej tak, jak mogę."
•  Typ, który potrzebuje być potrzebnym. Nie należy sobie gratulować, jeśli się nie jest typem osoby
"przyklejonej".
Trzeba najpierw sprawdzić, czy nie jest się jej przeciwieństwem.
Pozwólcie, że poprę to przykładem. Oto matka dwóch zamężnych córek Nie pracuje i jest zazwyczaj
znudzona.   Wszelkie   roboty   domowe   wykonuje   do   10   rano.   Jednym   z   niewielu   momentów,
przerywających jej nudę jest telefon od jednej z córek. Gdy córka informuje, że ma jakieś kłopoty,
wówczas   wewnętrzny   mechanizm   matki   zaczyna   działać,   a   adrenalina   rozprzestrzenia   się   po   jej
organizmie jak błyskawica. Czuje
się potrzebna! Pędzi więc do domu córki, opiekuje się nią i wszystko jest znowu dobrze.
Ale jest to niebezpieczne. Matka może rozwinąć chorobliwą zależność i znowu traktować swoje córki
jak małe dziewczynki.

Jak pewna znana para połączyła intymność z wolnością

Zamiast obezwładniać się nawzajem uzależnianiem, dobre kontakty z drugą osobą mogą nas wyzwolić.

background image

Moi   małżonkowie   są   ludźmi   zdolnymi   i   agresywnymi,  cechy  te   zapewniają   wzajemne   pozytywne
oddziaływanie. Partnerzy nie przejmują się tym, kto jest silniejszy. Oto przykład:
Czasopismo "The Readers Digest" wydawane jest w i3 językach w 170 krajach, w łącznym nakładzie
30 milionów egzemplarzy miesięcznie. Dochód firmy ocenia się na 500 milionów dolarów rocznie.
Historia   powstania   takiego   imperium   finansowego  (zaczynającego  z   kapitałem   1800   dolarów)   jest
przykładem najwspanialszego sukcesu w amerykańskich annałach finansowych. Jest to również historia
sukcesu w stosunkach mąż-żona.
Kiedy Dewitt Wallace leczył swe rany od szrapnela w szpitalu wojskowym w Aix-les-Bains w 1918
roku, czytał każde czasopismo, które wpadło mu w ręce. W trakcie czytania doszedł do wniosku, że
artykuły są zbyt długie, więc zaczął eksperymentować i skracać je, pozostawiając niejako samą ich
esencję. Po wyjściu ze szpitala, Wallace wybrał kilka tych skondensowanych artykułów, nazwał je "The
Reader's   Digest"   i   rozesłał   próbki   do   różnych   wydawców   w   kraju.   Zaoferował   jednocześnie,   że
przekaże swe "skróty" temu wydawcy, który zgodzi się, żeby Wallace był edytorem.
Jednak specjaliści nie okazali zainteresowania. Spośród tych, którzy zadali sobie trud odpisania, tylko
William   Randolf   Hearst   uznał,   że   ten   pomysł  może   chwycić.   Przewidywał   jednak,   że   nakład   nie
przekroczy 30  tysięcy  egzemplarzy.  A  to  było dla   niego  zbyt  mało.  Wallace  niestety załamał   się.
Odrzucenie artykułów nie zdawało się być dobrym początkiem fortuny. Później w Minneapolis Wallace
znalazł pomocnika. Lila Bell Acheson przyjechała odwiedzić swego brata i wtedy poznali się. Podobnie
jak Dewitt, Lila wychowała się w rodzinie prezbiteriańskiej i tak jak on nie miała pieniędzy. Ale przed
wyjazdem z Minneapolis zakochała się w Dewitcie i dała się wciągnąć w sprawę "Digest".
W ciągu następnych kilku miesięcy, podczas gdy Lila była w Seattlc, Dewitt spędzał czas na wysyłaniu
listów   do   potencjalnych   subskryben-tów,   dołączając   do   każdego   z   nich   ręcznie   wykonaną   stronę
tytułową.  W tym też   czasie  zebrał  cały kufer  katalogów szkół  wyższych i  rozsyłał prowizoryczne
abonamenty do wymienionych w katalogach pracowni-
ków naukowych. Apelował do stowarzyszeń kobiecych i grup zawodowych, rozdzielając prenumeraty
nie istniejącego ciągle "The Reader's Digest". Gdy przeprowadzał się do Nowego Jorku, zabrał kufer ze
sobą i kontynuował wysyłanie szalonej ilości ofert.
Piętnastego października 1921 roku Lila i Dewitt pobrali się, a przed wyjazdem w podróż poślubną do
Poconos, Dewitt rozesłał ostatnią porcję listów.
Po powrocie czekała na nich sterta listów. Przekazy pieniężne opiewały na prawie 5000 dolarów.
Pożyczyli więc jeszcze 1300 dolarów i złożyli zamówienie na 5000 egzemplarzy w jednej z drukarni w
Pittsbur-gu. Numer 1, Tom 1 ukazał się w lutym 1922 roku, Dewitt Wallace i Lila Bell Acheson byli
współzałożycielami, współwydawcami i współwłaścicielami.
Lecz   jak   podołali   finansowo   wydawaniu   pierwszych   numerów?   Mieszkanie   w   Greenwich   Village
opłacała Lila, która była pracownikiem socjalnym (pracowała 8 godzin w ciągu dnia, a czasopismem
zajmowała się w nocy). Jeden pokój wynajęli pewnemu małżeństwu, wspólnie z nim korzystając z
kuchni i łazienki. Ponieważ nie było ich stać na prenumeratę czasopism, z których czerpali artykuły,
Dewitt   pracował   w   Nowojorskiej   Bibliotece   Publicznej,   pisząc   pracowicie   na   kawałkach   żółtego
papieru. Pracował dopóki oczy nie zachodziły mu mgłą i nie bolały ramiona. Wtedy wymykał się na
lunch i szybko wracał do pracy.
Wkrótce nakład czasopisma przewyższył najśmielsze oczekiwania ich obojga - 50 000 egzemplarzy w
1926 roku, a 228 000 egzemplarzy w roku 1929. Małżeństwo Wallace znalazło się w czołówce świata
wydawniczego Stanów Zjednoczonych. Ostatnio pewien wydawca powiedział o nich:
"Oni   oboje   wspierali   się   wspólnie   w   nieprawdopodobny   sposób.   On   potrzebował   kobiety,   która
uwierzy w to, co on robi; sądzę, że nie było wieczoru w ich życiu małżeńskim, żeby nie rozmawiali o
rękopisach.   Ona   pracowała   nad   szatą   graficzną   czasopisma   i   możecie   wierzyć,   że   chociaż   oboje
przekroczyli już osiemdziesiąty rok życia, nadal wybiera okładki do kolejnych numerów."
Natomiast sam Wallace powiedział: "Uważam, że to właśnie Lila przyczyniła się do powstania naszego
czasopisma." Przyjaźń może więc być wyzwalająca, a nie hamująca, jeżeli oboje partnerzy od początku

background image

zaczną stosować pewne reguły wolności.
Oto sześć sugestii co do tworzenia "wolnej przestrzeni".
1. Ostrożnie z krytycyzmem  -Niektórzy ludzie czerpią zadowolenie i poczucie wyższości z krytyki
swoich przyjaciół. Jeżeli jesteś dotknięty
tą "chorobą", pozbądź się tej infekcji jak najszybciej. Alice Miller proponuje bardzo pożyteczną zasadę:
"Jeśli krytykowanie przyjaciół sprawia ci ból, wszystko jest w porządku. Jeżeli zaś znajdujesz w tym
choćby najmniejszą przyjemność, powinieneś trzymać język za zębami."
Istniało coś, co odróżniało Jezusa od wielu reformatorów, którzy poświęcili się wskazywaniu innym jak
powinni   się   zmienić   i   kształtować.   To   faryzeusze   byli   samozwańczymi   krytykami   Chrystusa.
Posiadając cechę, którą Mark Twain nazwałby "kwaśną pobożnością" denerwowali innych. Natomiast
zwykłych   ludzi   przyciągało   do   Jezusa   to,   że   Jego   łagodność   pozwalała   Mu   rozumieć   powody
popełniania przez nich błędów. Jezus był pewien, że ludzie dobrze wiedzą, iż są grzesznikami; nie
trzeba więc było im o tym przypominać. Wszystko, czego potrzebowali, to nie większego poczucia
winy, lecz zbawienia.
Szarzy ludzie zawsze patrzyli "spod oka" na reformatorów, lecz instynktownie kochali świętych. Robili
to, ponieważ reformator jest pochłonięty grzechami innych ludzi, a święty zajmuje się swoimi włas-
nymi grzechami.
D. L. Moody był jednym z największych duszpasterzy chrześcijańskich, jacy kiedykolwiek żyli. Potrafił
on "trzymać tłum w jednej dłoni", zdobył tysiące wiernych i był założycielem kilkunastu instytucji
religijnych. Jednak nigdy nie tworzył wokół swej osoby atmosfery ważności, jak to czyni wielu w
naszych   czasach.   Był   on   człowiekiem   tolerancyjnym,   wyrozumiałym   i   rzadko   krytykował   innych.
Jednym z jego powiedzeń było: "Mam obecnie zbyt dużo kłopotów z niejakim D. L. Moody, abym
mógł   znaleźć   czas   na   szukanie   wad   u   innych."   Biorąc   pod   uwagę   tylko   ten   jeden   cytat,   zawsze
życzyłem sobie mieć D.  L. Moody'ego za  przyjaciela. Przebywanie w  jego towarzystwie zapewne
przynosiłoby mi ulgę, ponieważ  potrafiłby on zrozumieć,  że sam  staram się  pracować nad moimi
wadami. Przez tego rodzaju akceptację pomógłby mi rozwijać się. "Ludzie jakimś sposobem starają się
być tym, do czego się ich zachęca -nie tym, do czego się ich nakłania". Właśnie D. L. Moody był
jednym z tak zachęcających ludzi.
Kiedy zaś wszystko będzie już powiedziane i zrobione, duża część powodzenia w miłości zależeć
będzie od naszych zdolności akceptowania natury ludzkiej taką, jaka ona jest. Człowiek, który lubi
osądzać   innych  nigdy  nie   zdobędzie   sobie  wielu   przyjaciół.   Innymi   słowy, musimy  starać   się   tak
rozumieć innych, jak robimy to w stosunku do siebie samych. Indianie z plemienia Siuksów mieli taką
dewizę: "Nie będę sądził  swego brata, dopóki nie przechodzę dwa tygodnie w jego mokasynach".
Eksperci w sprawach dotyczących miłości zawsze próbują postawić siebie samych w położeniu swoich
ukochanych bliskich. Krótko mówiąc, są tolerancyjni.
Spośród   wszystkich   Amerykanów   posiadających   tę   cechę,   Abraham   Lincoln   jest   najlepszym
przykładem. Pełen cichej otwartości, wysłuchiwał opinii całych zastępów krytyków, doradców i innych
łudzi,   którzy   uważali   się   za   lepszych   od   prezydenta.   Tym   sposobem   wykazywał   on   dużą   dozę
łaskawości.   Jednym   z   ulubionych   cytatów   Lincolna   było   zdanie:   "Nie   sądź,   abyś   sam   nie   był
sądzonym." Kiedy podczas wojny Północy z Południem pani Lincoln w ostrych słowach wyrażała się o
ludziach   z   Południa,   Lincoln   odpowiedział:   "Nie   krytykuj   ich,   Mary;   będąc   na   ich   miejscu
postępowalibyśmy tak samo."
John F. Kennedy wypowiedział prawie identyczne zdanie w dniu wyborów w 1960 roku. Kennedy i
jego  doradcy  to  cieszyli  się,  to  znów   popadali  w  rozpacz,  czytając kolejne  doniesienia  wyborcze.
Najpierw wyprzedzali Nixona znaczną liczbą głosów, ale gdy nadszedł wieczór, ów margines zaczął się
niebezpiecznie zmniejszać. Na krótko przed północą sekretarz prezydenta Eisenhowera, Jim Hagerty,
zatelefonował i powiedział, że Nixon podda się i że telegram z gratulacjami od prezydenta jest już w
drodze. W końcu, o czwartej rano zmęczony Nixon wystąpił w telewizji. Powiedział on: "Jeżeli obecna
tendencja wyborcza utrzyma się, wybrany zostanie Kennedy". Owa wypowiedź miała miejsce na krótko

background image

przed całkowitym poddaniem się.
Ludzie zebrani wokół telewizora w domu Kennedy'ego ledwo wytrzymali nerwowo, natomiast sam
kandydat   był  bardzo   spokojny.   Spokojnie   wyłączył   telewizor   i   powiedział:   "Gdybym  był   na   jego
miejscu, zrobiłbym to samo", po czym poszedł spać.
Jeżeli  więc potrafimy nauczyć się stawiać siebie samych w sytuacji innych ludzi, tak jak to robili
Lincoln   i   Kennedy,   łatwiej   będzie   nam   być   tolerancyjnym.   Beethoven   powiedział:   "Wszyscy
popełniamy błędy, choć każdy z nas inne", a Goethe: "Wystarczy się trochę zestarzeć, aby stać się
bardziej   tolerancyjnym.  Nie   widzę   takiego  błędu,   którego  sam   nie   mógłbym  popełnić".  Natomiast
Samuel Jonson postawił kropkę nad "i", mówiąc: "Sam Bóg nie sądzi człowieka, dopóki ten żyje.
Dlaczego miałbym to robić ja lub ty?"
Nie   należy   tu   oczywiście   sądzić,   że   zalecam   absolutny   brak   stanowczości   lub   też,   że   propaguję
zgadzanie się z każdym i niemożność wyrażania swojej opini. Nie, nie odstępujcie od swojego zdania!
Wyrażajcie swą indywidualność tak głośno, jak potrzeba. Ale zawsze dawajcie ten sam przywilej swym
przyjaciołom.  Stanowczość  jest  dobrą  cechą,  dopóki   nie   prowadzi   do  posiadania,  ingerencji,  bądź
nadmiernych wymagań.
2.   Stosuj   język   akceptacji  -   Wiele   można   się   dowiedzieć   o   przyjaźni,   obserwując   jak   pracują
utalentowani psycholodzy. A to dlatego, iż wielu pacjentów twierdzi, że ich kontakt z terapeutą był
najlepszym spośród
wszelkich   kontaktów   międzyludzkich,   jakie   kiedykolwiek   mieli.   Dr   Paul   Tournier,   mieszkający  w
Genewie, stał się tak sławny, że wielu młodych lekarzy jeździ  do Europy uczyć się jego techniki
terapeutycznej. Tournier w typowy dla siebie sposób mówił o tym ostatnio. "To czasem żenujące dla
studentów   przyjeżdżać   tutaj   w   celu   poznania   moich   »technik«,   bo   zawsze   odjeżdżają   stąd
rozczarowani. A przecież wszystko, co robię, to akceptacja ludzi." Właśnie to jest prawdopodobnie
najważniejsze, co można powiedzieć o sztuce psychoterapii.
Jeżeli potrafimy nauczyć się akceptować integralność osobowości ludzi obok nas, znacznie wzrośnie
wartość naszych stosunków z nimi. Nie znaczy to, że należy ze wszystkim się zgadzać. Akceptacja jest
czymś zupełnie innym. Większość tego, co słyszę podczas pracy stoi w sprzeczności z moim własnym
kodeksem   moralnym:   opowiadanie   o   stosunkach   pozamałżeńskich,   o   niemądrych   planach   na
przyszłość, o wszelkiego rodzaju przestępstwach. Gdybym czuł się zobowiązany wydawać opinie o
wszystkich typach spraw i protestować, kiedy pacjent robi coś złego, sam stawiałbym się na miejscu
Boga. Jednocześnie sam "przygotowałbym się" do załamania nerwowego.
Podczas   mojej   praktyki   stwierdziłem,   że   mogę   okazać   akceptację   w   stosunku   do   pacjentów   bez
zgadzania lub też nie zgadzania się z nimi. Robię to, po prostu słuchając ich. A już najbardziej staram
się   przysłuchiwać   opowiadaniom   o   uczuciach   ludzi.   Najczęściej   podczas   terapii   zajmujemy   się
emocjami. Pewien mąż opowiada, jaki chciałby przeżyć stosunek płciowy z pewną młodą dziewczyną.
Nastolatek marzy o porzuceniu domu rodzinnego. Matka żałuje, że ma dzieci, a po chwili czuje się
winna, że ma takie myśli. Oto materiały na sesje terapeutyczne. Wobec tego robię wszystko, co mogę,
aby ludzie ci mogli zdać sobie sprawę z tego, że mają prawo do swoich uczuć, że ich uczucia nie są ani
złe, ani dobre, oraz że zdrowo jest się tak wygadać.
Dr   Thomas   Gordon   w   swej   wspaniałej   książce   "Nauka   efektywnego   rodzicielstwa"   (Parent
Effectiveness Training) sugeruje stosowanie "kluczy", gdy chce się spowodować, aby dzieci więcej o
sobie mówiły. Ale mają to być takie "klucze", które jednocześnie zapewniają dzieci, że wysłucha się
ich bez osądzania. Oto one: "Naprawdę?" "Aha, tak to zrobiłeś." "To ciekawe."
"Powiedz coś więcej o tym." "Ciekawa jestem twojego zdania na ten temat." "Zdaje mi się, że jest to
dla ciebie ważne."
3.   Zachęcaj   swych   bliskich   do   odrębności  -   Trzecia   rada,   pomagająca   uczynić   kontakty
międzyludzkie mniej napiętymi, dotyczy różnych dziwactw twoich przyjaciół, ich ekscentryczności i
osobliwych marzeń. Zamiast nakładać na swoich bliskich obowiązek dostosowywania do tak zwanych
"norm ogólnych", powinno się ich raczej zachęcać do odrębności. Każdy ma marzenia, właściwe tylko

background image

sobie, a ty możesz być kochany właśnie za zachęcanie do realizacji tych marzeń.
24 maja 1965 roku dziwny stateczek cicho wymknął się z portu Falmouth w Massachusetts i skierował
swój dziób na otwarty ocean. Jedyną osobą na pokładzie był Robert Manry, wydawca pisma "Plain
Dealer" w Cleveland. Po dziesięciu latach spędzonych przy biurku, Manry doszedł do wniosku, że ma
już dosyć i postanowił zrobić coś niezwykłego. Zakupił więc sekstans oraz tablice logarytmiczne i
zaczął układać plan rejsu do Anglii. Mająca 13,5 stopy długości "Tinkerbellc" miała być najmniejszą
łodzią, na której chciano pokonać ten dystans.
Z obawy przed tym, że jego przyjaciele będą się starali wyperswadować mu tę podróż. Manry po prostu
wziął urlop. Poinformował tylko kilkoro swoich znajomych, a jego siostra odpisała mu: "Wspaniale jest
spotkać kogoś, kto chce zrealizować swoje marzenia. Tak niewielu z nas próbuje to robić."
Ale najbardziej poparła ten pomysł żona Manry'ego, Virginia. "Nikt na świecie nie ma tak cudownej
żony jak ja - powiedział później Manry. - Mogła przecież nalegać, abym zachowywał się jak wszyscy
racjonalnie myślący ludzie i zaniechał tej »szalonej podróży«. Wiedziała jednak, że maszeruję w takt
innego rytmu i dała mi olbrzymi bodziec do samorealizacji, pozwalając dalej kroczyć w rytm muzyki,
którą słyszałem."
Podróż oczywiście nie była idyllą. Manry spędził wiele bezsennych nocy, próbując przekraczać trasy
przepływu wielkich frachtowców tak, aby któryś nie zmiażdżył jego łódki. Po tygodniach spędzonych
na morzu jedzenie przestało mieć smak, samotność powodowała halucynacje, ster złamał się trzy razy,
a flauta uniemożliwiała kontynuowanie rejsu. Sztormy wyrzucały go za burtę i tylko dzięki linie, którą
był opasany, udawało mu się wrócić na pokład. Ostatecznie po 78 dniach rejsu Manry wpłynął do portu
Falmouth w Anglii.
Podczas samotnych nocy spędzonych z rumplem w dłoni, Manry często zastanawiał się, co zrobi, kiedy
wyjdzie na ląd. Myślał o tym, żeby wynająć pokój w hotelu, zjeść samotnie dobry obiad w jakiejś
restauracji, a potem pójść do biura agencji Associated Press, żeby zobaczyć czy zainteresuje ich jego
przygoda. Ale wieść o jego zbliżaniu się do brzegów Anglii rozeszła się szeroko. Manry był absolutnie
nieprzygotowany na to, co go czekało. Trzysta jednostek pływających eskortowało go przy wejściu do
portu, dając sygnał syrenami. Na nabrzeżu wiwatowało 40000 ludzi, w tym tłum reporterów. Nagle stał
się bohaterem, a o jego wyczynie mówiono na całym świecie.
Jednak największym bohaterem spośród ludzi stojących na nabrzeżu była jego żona, Virginia. To ona
miała odwagę dać mężowi tę wolność do spełnienia marzeń.
Naturalnie, nie każda żona zgodzi się, aby jej mąż ryzykował życie. Ważne jest jednak, aby zauważyć
owe odrębne pomysły ukochanych osób. Bo jeżeli się kogoś kocha, kocha się również jego projekty
życiowe.  Należałoby tutaj  zapytać, kiedy  taka  ekscentryczność staje  się  przesadna.  Oto  znakomita
zasada   Williama   Jamesa:   "Najlepiej   jest,   gdy   nie   przeszkadzamy   innym   w   ich   sposobie   bycia
szczęśliwym, pod warunkiem, że ich metody w zasadniczy sposób nie przeszkadzają naszym."
Podobnie jak przesadnie pielęgnowane zalety, także wolność może stać się wadą. Nadużywanie zasady
"ty rób swoje, a ja swoje" może doprowadzić do rozpadu najlepszych nawet układów. Podobnie może
zadziałać przesadne zaangażowanie się w sprawy bliskich. Przecież tak jak różni są ludzie, tak różnej
skali niezależności i współzależności potrzebują.
4. Respektuj prawo do samotności - Dojrzałą przyjaźń cechuje szacunek dla instytucji prywatności.
Istnieje coś takiego, jak nadmiar bliskości. We wszystkich rodzajach kontaktów ludzie poruszają się
razem i oddzielnie. Oznaką dojrzałych relacji międzyludzkich jest fakt, że możesz odpocząć, kiedy
bliska ci osoba na krótko oddali się.
Dr Lawrence Hattere, profesor psychiatrii w Cornell Medical School, mówi: "Mam kilku przyjaciół
artystów, którzy są na ogół  bardzo  zaabsorbowani swoją pracą.  Rzadko  się z'nimi  widuję.  Ale to
właśnie z nimi mogę rozmawiać bardziej otwarcie niż z ludźmi, z którymi spotykam się na co dzień."
Szczególnie dzieci potrzebują tego zacisza, aby móc pomarzyć, aby móc zbadać własną dziką naturę i
wyobraźnię. Niektórzy rodzice o tym wiedzą. Pięcioletni Bili jest w swoim pokoju. W tym czasie do
jego matki  przychodzi  przyjaciółka  na pogawędkę.  Minęła  godzina  i owa  cicha nieobecność Billa

background image

wydała się gościowi złowieszczą. "Co on tam robi?" -spytała. Matka chłopca uśmiechnęła się pogodnie.
"Kto   wie?   Czasami,   gdy   jest   cicho   Bili   jest   Indianinem   podchodzącym   do   niedźwiedzia   albo
kosmonautą. On tworzy swój własny świat, do którego nigdy nie wchodzę, jeśli mnie nie zaprosi." Ta
kobieta rozumie, że dając dzieciom tę odrobinę intymności, umacniamy ich wiarę w siebie, której
przecież tak bardzo potrzebują.
To samo odnosi się do małżeństwa. Zdarza się, że jest się tak blisko siebie, iż nieomal można się od
tego nawzajem podusić. Oto komentarz niemieckiego poety, Reinera Marii Rilke:
"Dobre małżeństwo to takie, w którym każde z małżonków staje się strażnikiem wolności drugiego.
Jeżeli zaakceptuje się fakt,     że nawet pomiędzy najbliższymi sobie istotami istnieje nieskończona
przestrzeń, życie obok siebie będzie cudowne. Pod warunkiem że małżonkowie pokochają ten dzielący
ich dystans, który przecież pozwala doskonale widzieć na tle nieba całą postać ukochanej osoby."
5.   Dobrze   jest   mieć   wielu   przyjaciół  -Zazdrość   jest,   jak   określił   to   Szekspir,   "zielonookim
potworem", który niszczy wiele wspaniałych przyjaźni. Jeżeli wpadasz w złość, gdy twój najlepszy
przyjaciel spędza miło czas z innymi ludźmi, albo kiedy zaprzyjaźniona para "wyłącza" cię z niektórych
jej poczynań towarzyskich, powinieneś wystrzegać się niszczycielskiej siły zazdrości. Nikt nie posiada
wyłącznych praw do nikogo, więc spodziewając się, że jesteś jedyną liczącą się osobą, "wiążesz" ręce
swemu przyjacielowi.
Zachowanie   się   typu   "mocny   chwyt"   nadchodzi   wraz   z   "przemęczeniem"   naszych   kontaktów.
Antidotum dla zazdrości jest rozszerzanie zainteresowań i przyjaźnienie się z ludźmi z różnych grup.
Nie ma wyłącznie jednej osoby, która mogłaby cię "uszczęśliwić". Twoje życie powinno zawierać
wiele zainteresowań, pasji i przyjaźni, jeżeli chcesz uniknąć owego "tłoku" wokół ukochanej osoby.
Na przykład wielu   ludziom  brakuje  głębokiej  miłości   tylko  dlatego,  że  usłyszeli  kiedyś plotkę,  iż
szczęśliwe   małżeństwa   nie   potrzebują   przyjaciół.   "Mój   mąż   jest   jedynym   przyjacielem,   jakiego
potrzebuję" -powiedziała pewna młoda kobieta. Takie podejście do sprawy wywiera olbrzymią presję
na   małżeństwo.   Bez   względu   na   to,   jak   cudowne   jest   to   małżeństwo,   nie   ma   takiej   osoby,  która
mogłaby  spełnić   wszystkie   twoje   potrzeby.   Wobec   tego,   dobrze   zrobisz,   nawiązując   wiele   relacji
pozaseksualnych. Małżeństwo powinno być twoją najwspanialszą przyjaźnią, ale nie jedyną. Zubożysz
siebie, jeżeli nie będą cię łączyć bliskie kontakty z wieloma ludźmi.
Ludzie często wpadają w pułapkę sądząc, że po ślubie powinni zaniechać przyjaźni z lat kawalerskich i
panieńskich, a poszukać innych par małżeńskich, z którymi mogliby miło spędzać razem czas. Przecież
mało prawdopodobne jest, aby czwórka ludzi mogła się tak samo wzajemnie lubić.
Dobrze jest, gdy mąż i żona znajdą inną parę, która da się lubić. A jeżeli nie, co przecież często się
zdarza,   należy  bez   wahania   zawiązywać  przyjaźnie   osobiste,   w   których  współmałżonek   może   nie
uczestniczyć.
Marge i Dianę były w tym samym żeńskim kole studenckim w college'u i były na swoich ślubach.
Najpierw, mając małe dzieci w domu, niezbyt często rozmawiały ze sobą i zdawało się, że oddalają się
od siebie. Lecz teraz są bliżej i często jadają razem lunch w restauracji. Ich mężowie raczej nie znajdują
wspólnego języka, a wszelkie próby robienia czegokolwiek we czwórkę spełzły na niczym.
"Kiedy ja i Marge zdałyśmy sobie sprawę z faktu, że nasi mężowie wolą, gdy spotykamy się same -
powiedziała Dianę - i kiedy przestałyśmy czuć się winne, że razem jemy lunch, kiedy nam się to
podoba, nasza przyjaźń doznała swoistego uwolnienia. Obie mamy bzika na punkcie muzyki Bacha,
czego  nie  znoszą  Alan  i  Mark,  więc  czasami   chodzimy  razem  na koncerty  organowe.  Teraz,  gdy
wracam do domu, przytulam się w łóżku do Alana i jestem mu bardzo wdzięczna za to, iż nie oczekuje
ode mnie, że WSZYSTKIM będziemy się razem dzielić. A poza tym, dobrze się czuję, gdy mogę mu
opowiedzieć o czymś nowym. Połowę przyjemności, jaką sprawiały mi koncerty, był fakt, że mogłam
opowiedzieć Alanowi, jak ta muzyka na mnie działa." Zatem, dzięki przyjaźniom, małżeństwa Marge i
Dianę są wzbogacone, a nie zubożone.
6. Bądź przy gotowany do zmian swoich relacji -Weźmy pod uwagę taki przykład: Twoja młodsza
siostra wszędzie z tobą chodziła, gdy ty dorastałeś i oczywiście byłeś osobą dominującą. Jeżeli w życiu

background image

dorosłym mają was łączyć zdrowe stosunki, musisz dać swej siostrze więcej swobody, musisz pozwolić
jej być dorosłą, musisz uczynić ją równą sobie samemu. Jest to trudne, ponieważ lata uwarunkowań
stworzyły  zwichrowany  układ.  Jednak   musi  się   to  zmienić  i   oczywiście   może,   o  ile   jesteś   gotów
zmienić swój stosunek do innych.
Podobna modulacja jest niezbędna także w "uwalnianiu" kilkunastoletnich dzieci. Wydaje się, że to
było   tak   niedawno,   kiedy   zawiązywaliśmy   naszym   dzieciom   sznurowadła   i   braliśmy   je   za   rękę,
przechodząc przez jezdnię. Teraz należy oduczyć się tych zwyczajów, ponieważ to nie są już małe
dzieci i nie są już od nas tak zależne.
Pewna mądra matka powiedziała mi ostatnio: "Są dwie rzeczy, które chciałabym dać swoim dzieciom.
Jedna to korzenie, druga to skrzydła, to pierwsze jest jednak dużo łatwiejsze."
Henri Nouwen mówiąc o tym używa metafory gościnności.
"Dziwnym może się wydawać dyskutowanie o stosunkach między rodzicami i dziećmi w kategoriach
gościnności. Ale przecież jedna z głównych cech chrześcijaństwa mówi, że dzieci nie są czymś, co
można posiadać, ani czym można rządzić, lecz są one Darem, którym należy się opiekować i dbać o
niego. Nasze dzieci są naszymi najważniejszymi gośćmi, którzy wchodzą do naszych domów, proszą o
naszą opiekę, pozostają w nim trochę, a potem odchodzą swoimi własnymi drogami. "
Życzyłbym   sobie,   aby   każdy   rodzic,   przychodzący   do   mnie   po   radę   w   sprawie   problemów
emocjonalnych swoich dzieci, wieszał sobie to hasło na lustrze w łazience i czytał je pięć razy dziennie.
A to dlatego, że coraz częściej widzę tę "rzeź", której dokonują rodzice, zastępując miłość manipulacją.
Jeżeli chciałbyś przeczytać wspaniałą książkę o rodzicielstwie w ogóle i o tym, ile wolności dawać
dzieciom, polecam "Obietnice dla Piotra" (Promises to Peter) Charliego Shedda. Razem z żoną staramy
się czytać ją co roku. Dr Shedd opisuje w niej szczegółowo opracowany przez siebie plan "rosnącego
samorządu" dla dzieci. Oczywiście może się zdarzyć, że ktoś nie zechce dawać swoim dzieciom tyle
swobody, co rodzina Sheddów, ale jakiś  plan stopniowej emancypacji trzeba stosować, bo inaczej
nasze dzieci przestaną być naszymi przyjaciółmi.
Antropolog   Gregory   Bateson   był   pierwszym   człowiekiem,   który   dokonał   rozróżnienia   między
stosunkami komplementarnymi i symetrycznymi. Według niego stosunek komplementarny ma miejsce
w   przypadku   zachowań   niejednakowych,   charakteryzujących   się   zależnością   i   opiekuńczością,
poczuciem wyższości i kompleksem niższości. Zaś stosunek symetryczny ma miejsce w przypadku
osób   równych   sobie.   Używając   więc   tego   języka,   stosunki   między   rodzicami   i   dziećmi   powinny
zmieniać się od komplementarnych do symetrycznych.
Należy jednak pamiętać, że taka zmiana jest równie trudna dla dzieci, jak i rodziców i żeby pojąć
zażenowanie, jakiego doznaje dziecko, trzeba przyjrzeć się stosunkowi do własnych rodziców. Można
mieć własne dzieci i wnuki, a mimo to w obecności własnych rodziców zachowywać się właśnie tak,
jak dzieci.
Pewna  światowej   sławy  aktorka  skandynawska,  mająca  własną córkę  zapytana  została   kiedyś, czy
potrafiłaby odnosić się do swojej matki jak dorosły do dorosłego. "Bardzo bym chciała - powiedziała. -
To moje wielkie marzenia. Niestety, moja matka ciągle chce być matką, a ja mam być córką. Ona robi
to nieświadomie, ponieważ twierdzi, że tak nie jest. Tak już zostanie na zawsze. Być może i ja jestem
tu winna, ponieważ ciągle, choć mimowolnie, zachowuję się jak córka. Bardzo chciałabym wiedzieć,
kim moja matka jest naprawdę, poznać jej myśli, jej rozczarowania i nadzieje. Chciałabym ją poznać
jako kobietę."
Podobne   zmiany   mają,   a   przynajmniej   powinny   mieć   miejsce   w   małżeństwie.   Wiele   rozwodów
spowodowane   jest   tym,   że   silniejszy   partner   nie   jest   w   stanie   przystosować   się   do   wzrastającej
niezależności drugiego. Ma to zazwyczaj miejsce, gdy żona jest osobą pasywną i znajduje się jakby na
uboczu.   Jest   zaabsorbowana   wychowywaniem   dzieci   przez   kilkanaście   lat   i   nagle   "gniazdko"
pustoszeje. Kobieta przygląda się wtedy sobie samej i dochodzi do wniosku, że musi zacząć domagać
się należnego jej szacunku, aby przetrwać.
Mąż, który zawsze narzekał, że jego żona jest nieśmiała i usuwa się w cień, teraz jest zaskoczony i

background image

przerażony wzrostem jej pewności siebie.
Ten   mechanizm   może   oczywiście   zadziałać   odwrotnie.   Mężczyzna   po   czterdziestce,   który   był
człowiekiem agresywnym i przesadnie męskim, może zacząć bardziej interesować się domem oraz
delikatnymi   i   duchowymi   aspektami   życia.   Kobieta   zaś   może   mieć   w   tym   momencie   kłopoty   z
odnalezieniem się, w tak innej sytuacji domowej.
Nie   są   to   sprawy   łatwe,   ale   nasze   uzależnienia   wymagają   zmian,   a   zdrowe   stosunki   wymagają
elastyczności w reagowaniu na potrzeby takich zmian.
Gail Sheehy przeprowadziła kiedyś wywiad z mężczyzną w średnim wieku - wziętym projektantem - na
temat jego małżeństwa i tego, czym w średnim wieku powinna być miłość. Powiedział on: "Sądzę, że
miłość wymaga uznania własnych uzależnień. Dopiero potem można by zająć się czymś, co nie ma z
nimi  nic wspólnego. Na przykład, kiedy oboje partnerzy chcą widzieć drugiego jak dojrzewa, bez
względu na to, czy przyniesie im to jakiekolwiek korzyści."
"Myśli pan o znajdowaniu przyjemności w swobodnym przyglądaniu się wspólnemu życiu?" - spytała
Sheedy.
"Tak. To jest to, co o wiele częściej zdarza się w głębokich przyjaźniach, niż w małżeństwie."
Zasadą numer pięć jest więc:

Stwarzaj przestrzenie wolności w swoich kontaktach towarzyskich

PIĘĆ WSKAZÓWEK WZMOCNIENIA ZAŻYŁOŚCI

Część druga

"Istnieje jedna świątynia we wszechświecie - ciało ludzkie.

Dotykamy nieba, dotykając ciała ludzkiego"

Thomas Carlyle

Dotknij mnie, proszę

Kilka lat temu grupa studentów medycyny odbywała praktykę na oddziale dziecięcym pewnego dużego
szpitala. Wydawało się, że dzieci darzą szczególną sympatią jednego studenta, zawsze witały go z
radością. Inni studenci nie mogli tego pojąć. W końcu postanowili podpatrzyć w czym rzecz. Nie
zauważono niczego szczególnego do wieczora. Kiedy młody medyk wykonywał swój ostatni obchód,
poznano tajemnicę. Ów student całował każde dziecko na dobranoc.
Pierwszą więc wskazówką pogłębienia zażyłości jest:

UŻYWAJ SWEGO CIAŁA DLA OKAZYWANIA CIEPŁA

Najsilniejszy organ twego ciała
Nasze ciało może stać się najlepszym narzędziem pomocnym w osiągnięciu autentycznej intymności w
stosunku   do   ludzi   znajdujących   się   wokół   nas.   Gdyby  przyjrzeć   się   tym,   którzy   mają   doskonałe
stosunki z innymi, można by zauważyć, że - z pominięciem niewielkiej liczby tych, którzy zawzięcie
ściskają każdego, kto jest w zasięgu ręki - większość z nich "ustawia" delikatnie zmysł dotyku i używa
go we wszystkich kontaktach z ludźmi. Tacy ludzie słuchają oczami, stają blisko rozmówcy i często
używają dotyku jako środka komunikowania na poziomie tego właśnie ciepła.
Ashley Montagu napisał długą naukową książkę o sztuce dotykania. Demonstruje on w niej, że skóra
ludzka,   niegdyś   uważana   za   zwykłe   "okrycie"   ciała   ludzkiego,   jest   w   rzeczywistości   naszym
najsilniejszym organem. Ponad pół miliona receptorów czuciowych połączonych jest poprzez rdzeń

background image

kręgowy z  mózgiem. Człowiek  może  funkcjonować będąc pozbawionym wzroku, słuchu, węchu i
smaku,   ale   niemożliwe   jest   przetrwanie   bez   funkcji   pełnionych   przez   skórę.   Kiedyś   uważano,   że
zwierzęta liżą swoje małe tylko dla utrzymania ich w czystości. Montagu wykazał jednak, że mycie
służy o wiele głębszemu celowi. Odpowiednia stymulacja skóry jest sprawą zasadniczą dla rozwoju
organicznego i zachowawczego.

Powszechna potrzeba bycia dotykanym

Młode wszystkich ssaków przytulają się i ocierają o ciało swojej matki i rodzeństwa. Prawie każde
zwierzę lubi jak się je głaszcze lub w jakikolwiek inny sposób miło pobudza jego skórę. Psy zdają się
mieć nienasycone apetyty na pieszczoty, koty objawiają zadowolenie z pieszczot mruczeniem, a delfiny
również lubią być delikatnie dotykane.
W dziewiętnastym wieku ponad połowa dzieci umierała w pierwszym roku życia z powodu marazmu
(greckie   słowo   "marasmus"   znaczy   "uwiąd").   Według   Montagu   jeszcze   w   latach   dwudziestych
dwudziestego  wieku procent   umieralności   dzieci  w  pierwszym roku życia w   różnych sierocińcach
amerykańskich   dochodził   do   100!   Fascynującą   lekturą   o   tym   alarmującym   zjawisku   jest   praca
badawcza   dra   Henry'ego   Chapina.   Dr   Chapin,   znany   psychiatra   nowojorski,   zwrócił   uwagę,   że
niemowlęta trzymano w czystych i zadbanych pomieszczeniach, ale że rzadko były brane na ręce.
Chapin zatrudniał więc kobiety, których zadaniem było branie tych niemowląt na ręce, gaworzenie i
głaskanie ich. Procent umieralności znacznie się zmniejszył.
Kto ponosi odpowiedzialność za niepotrzebną śmierć tych wszystkich dzieci? Kierownicy sierocińców
nie, ponieważ działali na podstawie "najlepszych" osiągalnych dla nich informacji. Winnym tego jest
Emmet Holt Sr., profesor pediatrii w Columbia University. Holt był autorem broszury zatytułowanej
"Opieka nad dziećmi i karmienie ich" wydanej
po raz pierwszy w 1894 roku (w roku 1935 wyszło jej piętnaste wydanie). Przez długie lata Holt był
największym autorytetem, doktorem Spockiem swoich czasów. To właśnie w tamtej książeczce Holt
nalegał, aby matki zaniechały kołysania i nie brały dzieci na ręce, gdy płaczą - żeby ich nie rozpieścić
przesadną opieką. Czuła opieka uważana była za nienaukową.
Wiadomo obecnie, że małe dzieci denerwują się i stają się wyjątkowo aktywne, gdy pozbawione są
kontaktu cielesnego. W wielu eksperymentach z dziećmi normalnymi i nienormalnymi te, które miały
więcej kontaktu fizycznego z rodzicami lub innymi osobami zajmującymi się nimi, wcześniej uczyły
się chodzić i mówić oraz miały wyższy współczynnik inteligencji.
Dzieci bardzo pragną tego kontaktu z rodzicami. Howard Maxwell j est człowiekiem nowoczesnym,
więc kiedy jego czteroletnia córka "oszalała" na punkcie opowiadania o trzech świnkach i zażyczyła
sobie, aby czytać jej to opowiadanie co wieczór, pan Maxwell - zadowolony z siebie - nagrał bajkę na
taśmę magnetofonową. Gdy Melinda prosiła o bajkę, on po prostu włączał magnetofon. Funkcjonowało
to dobrze przez kilka wieczorów, ale pewnego dnia Melinda przyszła do ojca i wetknęła mu książeczkę
w ręce.
- "Ależ kochanie - powiedział ojciec - przecież wiesz, jak włączyć magnetofon. - Tak - odrzekła
Melinda - ale nie mogę mu usiąść na kolanach."
Wielu rodziców przestaje dotykać swoje dzieci, gdy mają pięć lub sześć lat. Wkrótce dzieci przestają
się dotykać nawzajem, naginając się w ten sposób do niesamowitej presji społecznej naszej kultury,
która rezygnację z dotykania się uważa za cechę dorosłości. Podczas gdy Włosi i Francuzi dotykają się
w trakcie rozmowy około stu razy w ciągu godziny, Amerykanie robią to mniej niż trzy razy. Gordon
Inkeles, który był instruktorem masażu na uniwersytetach w całych Stanach Zjednoczonych, mówi, że
skóra   większości   dorosłych   Amerykanów   jest   "za-morzona".   "Fakt,   że   skóra   »głodowała«   przez
większą część życia staje się widoczny już po dwóch godzinach masażu - pisze Inkeles. - W tych
chwilach ciszy, kiedy odbywa się masaż, można często zauważyć taki wyraz twarzy masowanego, który
zarezerwowany jest zazwyczaj dla świętych i dla bożków hinduskich."
Istnieją   tylko   dwie   sytuacje,   w   których  większość   z   nas   pozwala   innemu   dorosłemu   dotykać   się.
Mianowicie, podczas stosunków płciowych oraz w czasie zabiegów przeprowadzanych przez osoby

background image

"upoważnione" do dotykania - krawców, fryzjerów, terapeutów i masażystów. Ci z kolei starają się
zazwyczaj   być chłodnymi,  chyba że   dotykanie  ma  tutaj  być  wstępem  do  seksu.  Jednak   pomiędzy
seksem, a chłodem terapii istnieje cała gama doznań dotykowych.
Przyglądając  się  kontaktom  Jezusa  z   Palestyńczykami, obserwuje  się, jak Jezus  ciągle  dotyka ich.
"Wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: »chcę, bądź oczyszczony*. I natychmiast został oczyszczony z
trądu" (Mt 8, 3). Kiedy teściowa Piotra była chora, Jezus "ujął ją za rękę, a gorączka ją opuściła (...)
" (Mt 8, 15) Kiedy zaś matki przyniosły do Jezusa swoje chore dzieci, Jezus"(...) biorąc je w objęcia,
kładł na nie ręce i błogosławił je" (Mk 10, 16).

Jak komunikować serdeczność bez jednego słowa
Autobiografia aktorki Meliny Mercouri - "Urodziłam się Greczynką" - zaczyna się tak:
"Pierwszym człowiekiem, którego pokochałam, był Spiros. Był on nadzwyczaj przystojny i niezwykle
uwodzicielski. Jego usta miały zapach słodszy niż usta innych mężczyzn, których znałam. Kochałam
jego objęcia, objęcia pachnące różą i bazylią. Był silny i wysoki. Uwielbiał mnie. To uczyniło moje
dzieciństwo szczęśliwym. Spiros był moim dziadkiem."
Jeżeli   chcesz   zbliżyć   się   do   ludzi,   którzy   są   wokół   ciebie,   musisz   zdać   sobie   sprawę   z   siły
komunikowania, którą masz w swoich rękach. Podczas mojej pracy czasami nie wiem, co powiedzieć
w obliczu złożonych problemów moich pacjentów. Wtedy odruchowo wstaję z fotela i kładę dłoń na
ramieniu pacjenta, chcąc przekazać, co czuję.
Pewnego   dnia   przyszła  do   mej   poradni  zdenerwowana   i   załamana   dziewczyna.  Przez   prawie   całe
spotkanie  płakała.  Tydzień później   zamierzałem  dyskutować  z  nią  o  jej   sprawie,  lecz   ku  mojemu
zdziwieniu, dziewczyna nie wiedziała o czym poprzednio mówiliśmy! Jedno, co zapamiętała, to fakt,
że objąłem ją, gdy wychodziła. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zwierzają się często, że najbardziej
tęsknią za możliwością podejścia do ich partnerów i przytulenia się na chwilę.
Wylewność fizyczna jest równie odpychająca, jak wylewność werbalna. Ale gdy jest ona autentycznym
wyrazem uczuć, dotyk może zbliżyć nas do drugiej osoby bardziej niż tysiące słów. Mężczyźni także
mogą znaleźć męskie sposoby wyrażania swych uczuć w stosunku do siebie samych. Już zbliżenie się
na odległość wyciągniętej ręki jest nośnikiem komunikacji. Klepnięcie po plecach, żartobliwy cios w
brzuch   albo   ręka   położona   w   trakcie   rozmowy   na   ramieniu   rozmówcy   -   to   wszystko   powinno
znajdować się w słowniku twoich gestów.
W naszych kontaktach z przedstawicielami płci przeciwnej dotykanie nie musi być związane z seksem.
Za pomocą demonstracji fizycznych oferujemy ulgę, dajemy zachętę lub wyrażamy czułość.
Kiedy alkoholizm Marka trzymał go mocno w swych szponach, poniedziałki były dla niego najgorsze.
Po pijaństwie w czasie weekendu wlókł się jakoś do pracy, ale praca była ośmiogodzinnymi torturami.
"Gdy wracałem wieczorem do domu - mówił Mark - zerkałem na skrzynkę na listy i szedłem prosto do
sypialni. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Ale często zdarzało się, że gdy leżałem na łóżku, czytając
gazetę, moja córka Katrina wchodziła, żeby powiedzieć mi »cześć«. Widziała, że okropnie się czuję i
jakby wiedziała, jak bardzo potrzebuję wsparcia, chociaż nie proszę o nie. Kładła się więc obok mnie,
dotykając mej ręki. Bez słów czułem, że dzięki jej obecności trucizna opuszcza me ciało."

Dotyk zmysłowy

Najbliższa intymność dwóch osób może, oczywiście, być zwielokrotniona dzięki stymulacji zmysłowej
oraz   dzięki   samemu   seksowi.   W   uniesieniu   miłosnym  wielu   z   nas   potrafi   zakomunikować   głębię
miłości   lepiej,   niż   potrafią   dokonać   tego   słowa.   Jednakże   błędem   jest   ograniczanie   kontaktów
cielesnych do samego tylko stosunku płciowego. Żyjemy w dobie wyzwolenia seksualnego i łamania
wszelkich tabu, a jednak istnieje wiele par, które zdają się ignorować większą część ciała partnera.
Wolni seksualnie kochankowie wiedzą wszystko o tak zwanych miejscach erogennych, ale wielu z nich
ignoruje pozostałe 95% ciała partnera.

background image

W   naszej   pracy   z   parami,   mającymi   różne   problemy   seksualne   -najczęściej   kobiety   nie   doznają
orgazmu,   a   mężczyźni   są   impotentami   -prawie   zawsze   dochodzimy   do   wniosku,   że   mąż   i   żona
dosłownie nie dotykają się. To znaczy, że to, co znajdowało się w centrum ich związku - pieszczoty,
objęcia,   pocałunki   -   stopniowo   zaczęło   znikać.   Nic   więc   dziwnego,   że   zaistniały   takie   kłopoty
seksualne.
Kuracja wszelkich problemów seksualnych jest właściwie jedna: wszystkich nakłaniamy do dotykania
się. Masters i Johnson opracowali specjalne ćwiczenia dla pobudzania zakończeń nerwowych, które
przyniosą   ćwiczącemu   olbrzymią   przyjemność.   Oczywiście,   nie   potrzeba   chodzić   do   poradni
seksuologicznej,   aby   tam   dokonywać   tych   ćwiczeń.   Jest   to   bardzo   prosta   gra,   w   którą   można
znakomicie   "grać"  w  domu.   Gdyby  każda   para,   łącznie   z   tymi,   których  pożycie  seksualne  jest   w
porządku, wykonywały te pobudzające ćwiczenia co jakiś czas, okazałoby się, że ich związek bardzo na
tym korzysta.
Wybierzcie taki czas, kiedy będziecie mogli zamknąć się w sypialni bez obawy przeszkadzania wam ze
strony innych. Nie powinno się tego robić późno wieczorem - wówczas oboje jesteście już zmęczeni.
Teraz kładziecie się nago na łóżku. Przez pierwsze 20 minut jedna osoba jest dawcą, druga - biorcą.
Jedynym zadaniem biorcy jest leżeć spokojnie i
pozwolić   partnerowi   działać.   Nie   należy   się   odwzajemniać,   oglądać   ani   rozmawiać;   chyba,   żeby
powiedzieć partnerowi, kiedy dotyk sprawia przyjemność, gdzie powinien dotykać delikatnie, gdzie
mocniej.   Podczas   gdy   partner   delikatnie   pociera   twą   skórę   (dobrze   jest   stosować   jakiś   płyn,
zmniejszający   tarcie),   należy   zwracać   baczną   uwagę   na   różnorodność   odczuwanych   przez   skórę
bodźców. To, oczywiście, nie  ma być preludium  do  stosunku  płciowego i  dlatego w  czasie kilku
pierwszych sesji nie zalecamy dotykania piersi i genitaliów.
Oczywiście,   żadnego   seksu   potem!   Dlaczego?   Ponieważ   nie   myśląc   o   tam,   co   nadejdzie,   można
poświęcić 100 proc. swojej uwagi na doznania przenoszone przez skórę. Po 20 minutach partnerzy
zamieniają się rolami.
Wiele   par   przychodzi   do   naszego   biura   po   takich   ćwiczeniach   i   opowiada,   że   równie   dużo
przyjemności przyniosło im dawanie, jak i przyjmowanie pieszczot. Niektórzy ludzie po 20 czy 30
latach  małżeństwa,  przychodzą,  mówiąc:  "Wie  pan, nigdy  przedtem  nie znałam  tak  ciała swojego
partnera jak teraz i to mi się podoba!" Nie muszę pytać, żeby wiedzieć, iż druga strona też to polubiła.
Doszliśmy   też   do   wniosku,   że   mąż   i   żona,   którzy  różnią   się   pod   względem   zapotrzebowania   na
stosunki płciowe, będą spędzać więcej czasu na wspólnych pieszczotach, a ich potrzeby seksualne
niejako   wyrównają   się.   Partner   narzekający  wcześniej   na   niewystarczającą   ilość   seksu   (zazwyczaj
mąż), zadowala się rzadszymi stosunkami, dzięki przyjemności osiąganej podczas tego intensywnego
dotykania. Zaś partner, który wcześniej był "wyłączony" przez większość czasu, teraz staje się bardziej
pobudzony, dzięki tym nowym doświadczeniom i częściej pragnie stosunków płciowych.
Zatem wskazówką pierwszą dla kultywowania intymności z ukochaną osobą jest:

Używaj swego ciała dla okazywania ciepła

"Potrafię przeżyć dwa miesiące dzięki jednemu tylko

dobremu komplementowi''.

Mark Twain

O sztuce afirmacji

Swego czasu wykonano fascynującą pracę badawczą z uczniami drugiej klasy szkoły podstawowej.
Nauczycielka narzekała, że coraz trudniej jest jej sprawować kontrolę nad uczniami. Wstawali, chodzili
po klasie, rozmawiali - zamiast zajmować się pracą.
Dwóch   psychologów   spędziło   kilka   dni,   siedząc   z   tyłu   klasy   ze   stoperami   w   rękach.   Uważnie

background image

obserwowali zachowanie zarówno dzieci, jak i nauczycielki. Co 10 sekund notowali liczbę dzieci, nie
będących   na   swoich   miejscach.   Okazało   się,   że   w   każdym   dwudziestominutowym   okresie   dzieci
wstawały 360 razy, a nauczycielka 7 razy mówiła "siadaj!".
Psycholodzy zasugerowali, żeby nauczycielka świadomie częściej wypowiadała polecenie "siadaj". W
ciągu następnych kilku dni nauczycielka wołała "siadaj" średnio 27,5 razy w ciągu każdych 20 minut.
Czy zmieniło to zachowanie dzieci? Niestety, nie. Wstawały ze swych miejsc 540 razy w ciągu tego
czasu,   a   więc   o   50   proc.   częściej.   Dla   sprawdzenia   danych   badacze   poprosili   nauczycielkę,   aby
powróciła do swej poprzedniej częstotliwości upominania uczniów i okazało się, że w ciągu dwóch dni
ilość "wyjść" z ławek powróciła dokładnie do poprzedniego poziomu. Wobec tego przez dwa następne
dni ilość poleceń "siadaj" zwiększono i oczywiście dzieci częściej wstawały z miejsc.
Oto   rewelacja:   w   ostatnim   tygodniu   pracy   psychologowie   poprosili   nauczycielkę,   aby   całkowicie
powstrzymała   się   od   upominania   dzieci,   a   zamiast   tego,   żeby  spokojnie   chwaliła   te   dzieci,   które
pozostawały na miejscach i wykonywały swą pracę. Rezultat był zaskakujący: ilość wyjść z ławek
zmalała o 33 proc; był to więc najlepszy wynik w całym eksperymencie.
Wniosek jest oczywisty: dzieci będą wzmacniać każde zachowanie, które zwróci na nie uwagę, nawet
jeśli będzie to uwaga w negatywnym sensie tego słowa. W niebezpieczeństwie są więc rodzice, którzy
surowo karzą "szalejące" dzieci, a nie zwracają uwagi, kiedy ich pociechy bawią się ładnie i grzecznie.
Trzeba jednak powiedzieć, że te pryncypia nie zostały sformułowane w ostatnich latach. Już dawno
temu Lincoln powiedział: "Kropla miodu przyciągnie więcej much niż beczka żółci."
Jeżeli zatem szukasz sposobu powiększenia sukcesu w stosunkach z innymi ludźmi - ćwicz sztukę
afirmacji. To, co sprawdziło się w przypadku dzieci w szkole, z pewnością przyniesie dobre rezultaty w
stosunkach z twoimi pracownikami. W afirmacji jest coś z magii.
Drugą wskazówką będzie więc po prostu:

BĄDŹ HOJNY W POCHWAŁACH

W roku 1936 pewien nieznany instruktor YMCA (Związek Młodzieży Chrześcijańskiej) opublikował
niepokaźną książeczkę. Zrezygnował on z dobrze płatnej pracy handlowca i opuścił Warrensburg w
stanie   Missouri   z   zamiarem   nauczenia   zasad  kontaktów  międzyludzkich,   których  nauczył  się   jako
handlowiec. Dyrektorzy YMCA przy 23 Ulicy w Nowym Jorku nie chcieli płacić dwóch dolarów za
lekcję nieznanemu instruktorowi. Ale kiedy nalegał i zaproponował zorganizowanie i prowadzenie
kursu na zasadach komisyjnych, postanowili dać mu szansę.
W   ciągu   dwóch   lat   mężczyzna   ten   stał   się   niezwykle   popularny.  Zarabiał   trzydzieści   dolarów   za
wieczór, a nie dwa. Pewien wydawca zapisał się na jego kurs w Larchmont w stanie Nowy Jork.
Wywarł na nim takie wrażenie, że zachęcił on instruktora do zebrania swojej wiedzy w książkę. Ten
młody człowiek nazywał się Dale Carncgie, a jego książka "Jak zdobywać przyjaciół i wpływać na
ludzi" przez 10 lat pozostawała na "liście przebojów" gazety "The New York Times". Jeszcze nigdy nie
notowano takiego rekordu. W sumie sprzedano ponad 10 milionów egzemplarzy, a mimo to książka ta
nadal sprzedaje się w nakładzie 200 tys. egzemplarzy rocznie.
Na czym polega wiedza pana Carnegie? Zawarta jest w rozdziale pt. "Wielka tajemnica postępowania z
ludźmi". Oczywiście Carnegie nie stworzył wszystkiego tego, o czym pisze w swojej książce. Każdy
dobry kochanek, każdy pierwszorzędny kierownik, każdy dobry rodzic stosuje tę technikę codziennie.
Ty też używałeś jej w czasach, gdy najlepiej układały ci się stosunki z innymi. Właściwie całą tę
technikę Carnegie zawarł w jednym zdaniu: "Bądź serdeczny w aprobowaniu i hojny w pochwałach".
Charles Schwab, przyszły rekin amerykańskiego przemysłu stalowego, był chyba jednym z pierwszych
ludzi zarabiających milion dolarów rocznie. Dlaczego Andrew Carnegie, gdy został przemysłowcem,
płacił Schwabowi ponad 3000 dolarów dziennie? Czy dlatego, że wiedział o produkcji stali więcej niż
inni? Nie. Schwab zawsze mawiał, że dla Carnegie'a pracuje wielu ludzi, których wiedza techniczna
znacznie przerasta jego wiedzę.
Płacono mu tyle pieniędzy przede wszystkim za to, że wiedział jak należy postępować z ludźmi. Oto
jego sekret, opisany jego własnymi słowami:

background image

"Swoją umiejętność wzbudzania entuzjazmu u innych uważam za coś najbardziej wartościowego. To, co
najlepsze w człowieku, można rozwinąć najlepiej poprzez zachęcanie i wyrażanie uznania. Nie ma nic
bardziej zabójczego dla ambicji człowieka, jak krytycyzm ze strony przełożonych. Ja nigdy nikogo nie
krytykuję.   Wierzę   w   istnienie   podniet   do   pracy.   Więc   chętnie   chwalę   ludzi,   ale   wystrzegam   się
wyszukiwania u nich błędów. Jeżeli coś mi się podoba, jestem serdeczny w wyrażaniu aprobaty i hojny
w pochwałach."

Niektórzy   znani   krytycy   atakowali   tę   technikę   jako   nieszczerą   i   manipulacyjną.   Książka   Dale'a
Carnegie była wiele razy parodiowana i traktowana jako literatura naiwna. Cóż jednak nieszczerego i
manipulacyjnego   znajduje   się   w   wypowiadaniu   tego,   że   coś   nam   się   w   innych  ludziach   podoba?
Afirmacja   okazywana   tylko   dla   uczynienia   kogoś   szczęśliwym   jest   przecież   jedną   z
najprzyjemniejszych   czynności   dnia   codziennego.   Pozwólcie,   że   zilustruję   powyższe   rozważania
pewnym incydentem z życia Carnegie, opisanym przez niego w książce:

"Pewnego razu stałem w kolejce na poczcie na rogu 33 Ulicy i 8 Alei w Nowym Jorku, bo chciałem
nadać list polecony. Zauważyłem, że urzędnik był strasznie znudzony swoją pracą - ważeniem kopert,
wydawaniem znaczków, wypisywaniem potwierdzeń przyjęcia - monotonną dłubaniną przez okrągły
rok.   Powiedziałem   więc   do   siebie:   »Spróbuję   uczynić   tego   człowieka   takim,   jakim   ja   jestem.«
Oczywiście, żeby mogło mi się to udać, muszę mu powiedzieć coś miłego. Nie o sobie, ale o nim
samym. Zadałem sobie wobec tego pytanie: »Co w nim jest takiego, co mógłbym szczerze pochwalić ?«
To czasem trudno określić, zwłaszcza w przypadku obcych. W tym wypadku jednak sprawa była prosta.
Spostrzegłem nagle coś, co niezwykle mi się spodobało.
W czasie, gdy ważył moją kopertę, powiedziałem z entuzjazmem: »Chciałbym bardzo mieć takie włosy,
jak Pan.«
Spojrzał na mnie zaskoczony i uśmiech zabłysnął na jego twarzy. »No, nie są już takie, jak kiedyś« -
powiedział skromnie. Zapewniłem go, że choć może straciły już co nieco ze swej wspaniałości, to mimo
to godne są pozazdroszczenia. Zdawał się być niezwykle zadowolony. Porozmawialiśmy sobie miło
przez chwilę, a na koniec on powiedział:» Wielu ludzi podziwiało już moje włosy.«
Opowiedziałem tę historię kiedyś w towarzystwie i pewien mężczyzna zapytał mnie:
»Co chciał pan tym sposobem od niego uzyskać?«
Co ja próbowałem uzyskać od niego ?!!
Jeżeli będziemy tak niegodnie samolubni, to nigdy nie wyrazimy szczęścia i nie przekażemy odrobiny
uznania bez chęci wydębienia czegoś w zamian... spotka nas porażka, na którą tak bardzo zasługujemy.
Owszem, zyskałem wiele od tamtego człowieka; coś bezcennego. Zyskałem uczucie, że zrobiłem dla
niego coś, za co on w żaden sposób nie mógł mi się »zrewanżować«. Zyskałem uczucie, które płonie i
śpiewa w naszej pamięci jeszcze długi czas po zaistnieniu takiego wydarzenia."

Jeśli   nauczysz   się   wyszukiwać   pozytywne   cechy   u   innych   ludzi,   będziesz   zaskoczony,   jak   wiele
dobrego   można   u   nich   zaobserwować.   Ralph   Waldo   Emerson,   amerykański   poeta   i   wykładowca,
powiedział: "Każdy człowiek, którego spotykam, jest w jakiś sposób ode mnie lepszy." Jeżeli ktoś taki,
jak Emerson mógł wypowiedzieć takie zdanie, dlaczego my, prości ludzie, nie mielibyśmy potrafić
odkrywać w naszych bliźnich różnych wyróżniających ich cech.
Sztuka afirmacji nabędzie większej wartości, kiedy nauczymy się wyrażać pochwały, wtedy gdy nikt się
ich   nie   spodziewa.   Są,   oczywiście,   okazje,   na   przykład   po   smacznym   posiłku   lub   interesującej
przemowie.   Mówienie   komplementów   jest   swego   rodzaju   zwyczajem.   Sir   Henry   Taylor   w   swej
dziewiętnastowiecznej książce pt. "Mąż stanu" (The Statesman) twierdzi wręcz, że lepiej jest odczekać
i przypomnieć sobie szczegóły zdarzenia później:

"Wyraź   podziw   dla   przemowy,   kiedy   mówca   usiądzie,   a   weźmie   twój   komplement   za   zwykły   okaz
uprzejmości. Ale poczekaj trochę i potem powiedz, jak duże wrażenie wywarła na tobie ta przemowa, a
mówca będzie pamiętał twoją aprobatę dłużej niż ty jego wypowiedź."

background image

Jak rozwijać umiejętność samooceny
Kiedy nabędziesz już tego wspaniałego zwyczaju wyrażania aprobaty w stosunku do ludzi, z którymi
się   spotykasz,   spostrzeżesz   pewien   znakomity   efekt   kumulacyjny.   Dr   Paul   Roberts,   psycholog
dziecięcy,   mówi,   że   regularne   wyrażanie   akceptacji   i   miłości   są   bardzo   ważnymi   czynnikami   w
tworzeniu u dziecka obrazu samego siebie. Ta akumulacja powoduje, że dziecko dochodzi do wniosku:
"Wiem, że mnie akceptują", a nie do konkluzji:  "Może mnie akceptują, a może nie. Zobaczę, jak
zareagują następnym razem."
Czy rodzice mogą cokolwiek zrobić w celu wytworzenia się w dziecku poczucia zaufania do siebie?
"Tak,   mogą",   mówi   Ruth   Stafford   Peale,   współczesna  działaczka   religijna,   żona   znanego   w   USA
pastora:

"Rzecz   polega   na   tym,   aby   obserwować,   gdzie   znajdują   się   wrodzone   zdolności   dziecka,   potem
delikatnie (nie spodziewając się szybko wielkiego efektu) pokieruj je we właściwą stronę. Trudnym
może okazać się dla ojca sportowca zrozumienie i pomoc synowi, który wolałby grać w szachy niż w
piłkę nożną. Ale to właśnie szachy są tym, czego potrzebuje chłopak, aby mogła rozwinąć się w nim
pewność siebie. Jeżeli tę jedną rzecz będzie robił dobrze, wkrótce uwierzy, że także z innymi sprawami
może sobie poradzić, a co ważniejsze, nie będzie bał się próbować."

Wyrażając afirmację albo powstrzymując się od tego możemy wywierać olbrzymi wpływ na zdolność
samooceny innych ludzi. Podczas jednej z naszych terapii grupowych dyskutowaliśmy o problemie
dotyczącym wyobrażenia o własnej powierzchowności. Różni ludzie opowiadali, jak sami siebie widzą.
Wysoka i szczupła kobieta o pięknych długich włosach powiedziała:
- Widzę się grubą i pryszczatą.
- Czy to znaczy, że była pani kiedyś gruba i miała krosty? - zapytał ktoś.
- Nie, ja widzę siebie taką w tej chwili.
Jeśli już można było coś o niej powiedzieć, to była ona chuda, ale cerę miała jasną i ładną. Skąd więc
ten  wypaczony obraz  własnej  osoby?  Bez wątpienia  można  stwierdzić,  że  w pewnym stadium  jej
rozwoju osobowego, prawdopodobnie we wczesnej dojrzałości, kobieta ta nie była atrakcyjna. Ten
obraz utkwił w jej pamięci, a nie znalazł się nikt, kto by go zmienił. Był to przykład pięknej kobiety,
która nie wiedziała, że jest piękna, bo nikt jej o tym nie powiedział.

O sile pobudzania dobra
Ktoś kiedyś powiedział: "Aprobata to bodziec dla światłych umysłów." Wszyscy mamy więc dostęp do
tej olbrzymiej siły - możliwości
pobudzania innych za pomocą pochwały. Komplement nic przecież nie kosztuje, a mimo to są wśród
nas tacy, którzy zrobiliby cokolwiek lub wszystko, żeby tylko ich pochwalić. Przodujący psycholog
amerykański,   William   James,   mówi:   "Najgłębszym   pragnieniem   natury   ludzkiej   jest   chęć   bycia
docenianym."
Oto, co Dale Carnegie mówi o pragnieniu pochwał: "Niewielu jest  ludzi,  którzy szczerze potrafią
nasycić   ten   głód   serca   i   dzięki   temu   »mieć   w   ręce   innych«.   Gdy   taki   człowiek   umrze,   nawet
właścicielowi zakładu pogrzebowego jest przykro."
Gandhi   inspirował   miliony   ludzi   do   łamania   przestarzałych   "norm"   i   dokonywania   bohaterskich
czynów.   Louis   Fischer,   jeden   z   najwierniejszych   biografów   Gandhiego,   tak   mówi   o   sposobie
inspirowania ludzi, stosowanym przez geniusza Hindusów: "Gandhi nie szukał złych cech w ludziach.
Często zmieniał on ludzi, uważając ich nie za tych, którymi są, lecz za tych, którymi chcieliby być oraz
traktował ich tak, jakby dobro istniejące w nich było nimi samymi".
Większość z nas miała we wczesnych latach życia szczęście posiadania kogoś - nauczyciela, dziadka
czy przyjaciela, kto się nami bardziej interesował, puszczał płazem niemądre błędy, a wyciągał na
światło dzienne te ważne aspekty nas samych, których inni nie próbowali nawet szukać. Jeśli w ten
sposób będziesz postępował w stosunku do innych ludzi, staniesz się ich dożywotnim wierzycielem i

background image

będą cię oni pamiętać jeszcze długo po twoim odejściu.
Kiedy Annę Morrow  i Charles Lindbergh spotkali  się, on był już narodowym bohaterem.  Charles
otrzymał   nagrodę   40   000   dolarów   za   pokonanie   Atlantyku.   Latał   od   miasta   do   miasta,   lansując
lotnictwo. Ojciec Annę był ambasadorem w Meksyku. Podczas wizyty Lindbergha w tym państwie
rozkwitła między nimi   miłość,  która  miała  połączyć tę  parę na  47  lat.  Annę była nieśmiała,  lecz
pomimo tego że była żoną człowieka będącego zawsze w świetle reflektorów, została jedną z naj-
popularniejszych pisarek Ameryki.
Opisując swoje małżeństwo, mówi o tym, w jaki sposób osiągnęła sukces. Jej mąż wierzył w nią w
niewiarygodnym stopniu:

"Być bardzo zakochaną, znaczy posiadać siłę do osiągnięcia wolności ... W idealnym układzie oboje

małżonkowie   dają   sobie   nawzajem   wolność   do   poznania   nowych   i   różnych   światów.   Nie   byłam
wyjątkiem od tej reguły. Odkrycie, że jestem kochaną było niewiarygodne i całkiem zmieniło mój świat,
moje odczucia o życiu i o mnie samej. Otrzymałam pewność, siłę i prawie nowy charakter. Mężczyzna,
którego miałam poślubić, wierzył we mnie i w to, co robię, aż w końcu i ja uwierzyłam, że potrafię
zrobić więcej niż przedtem sądziłam".

Pozwólcie,   że   zilustruję   silę   afirmacji,   odnosząc   się   do   zdarzenia,   które   przytrafiło   się   mojemu
przyjacielowi Bruce'owi Larsenowi. Oto jego własny opis tej sprawy:
"Pewnego dnia wcześnie rano musiałem zdążyć na połączenie lotnicze zNewark w stanie New.Jersey
do Syracuse w stanie Nowy Jork. Poprzedniej nocy wróciłem późno z pewnej konferencji, a teraz
śpieszyłem się na następną.
Byłem zmęczony. Nie zaplanowałem sobie dobrze rozkładu zajęć i okazało się, że byłem zupełnie
nieprzygotowany do wypełnienia napiętego programu moich przyszłych działań. Wstałem wcześnie, w
pośpiechu zjadłem śniadanie i ruszyłem na lotnisko z poczuciem, którego nie można było nazwać
pozytywnym. Było mi żal samego siebie.
Siedząc w samolocie, z notatnikiem na kolanach, modliłem się: »O Boże, pomóż mi. Spraw, bym mógł
napisać coś, co przyda się twemu ludowi w Syracuse«.
Nic mi jednak nie przychodziło do głowy. Zanotowałem coś niecoś wyrywkowo i czułem się podle, z
minuty   na   minutę   coraz   bardziej   winny.   Taką   sytuację   można   by   porównać   do   swego   rodzaju
pomieszania zmysłów. Zaprzecza to wszystkiemu, co wiemy o Bogu i o jego zdolności wybawiania
ludzi z opresji. Mniej więcej w połowie tego krótkiego lotu pojawiła się stewardessa, roznosząc kawę.
Pasażerami w tym rejsie byli sami mężczyźni, ponieważ kobiety mają zbyt dużo rozsądku, żeby wybie-
rać   się   w   podróż   samolotem   o   tej   porze   dnia.   Stewardessa,   zbliżając   się   powoli   do   mnie,   nagle
wykrzyknęła:   Hej,   ktoś   tutaj   używa   wody   po   goleniu   »English   Leather«.  Nie   potrafię   oprzeć   się
mężczyźnie używającemu tej wody. Kto to jest?
Szybko podniosłem rękę i powiedziałem, że to ja.
Stewardessa natychmiast do mnie podeszła i powąchała mój policzek, a ja rozkoszowałem się tą uwagą
i wyrazem uznania w oczach innych pasażerów.
Przez   resztę   lotu,   gdy  tylko   stewardessa   przechodziła   obok   mnie,   żartowaliśmy   wesoło.   Ona   coś
komentowała, a ja odpowiadałem z humorem. Dwadzieścia minut później, kiedy samolot podchodził
do lądowania, zdałem sobie sprawę z tego, że moje »szaleństwo« minęło. Pomimo faktu, że nic mi się
nie udawało - rozplanowanie dnia, przygotowanie do konferencji, moja własna postawa - wszystko
nagle się zmieniło.  Ponownie wiedziałem, że kocham  Boga, i że On mnie kocha, pomimo  moich
niepowodzeń.
Co więcej, czułem, że kocham siebie i ludzi wokoło, i tych, którzy czekali na mnie w Syracuse. Byłem
jak ów szaleniec z Gerazim po tym, jak Jezus położył na nim swoje dłonie: odziany, przy zdrowych
zmysłach
i siedzący u stóp Jezusa. Spojrzałem na notatnik i ujrzałem stronę pełną myśli, które będą użyteczne
podczas tego weekendu.
»Boże - zadumałem się - jak to się stało ?«

background image

Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że ktoś wszedł w moje życie i przekręcił klucz. Był to całkiem
malutki kluczyk, przekręcony przez zupełnie nieoczekiwaną osobę. Lecz ten prosty akt afirmacji, ta
nieoczekiwana i niezasłużona uwaga ze strony innych, przywróciły mi jasność umysłu ".
Sztuka   afirmacji   to   cudowny   klucz.   Pablo   Casalas   powiedział:   "Dopóki   ktoś   potrafi   podziwiać   i
kochać,   pozostaje   na   zawsze   młodym".   Wobec   tego  drugą  wskazówką   do  pogłębiania   intymności
będzie:

Bądź hojny w pochwałach

"Odkryliśmy znakomite czteroliterowe słowo

dla psychoterapii: mowa ".

Penni i Richard Crenna

Koncepcja małżeństwa przy filiżance kawy

"Droga Anno,
Mój mąż nie rozmawia ze mną. On zwyczajnie siada przed telewizorem lub czyta gazetę. Gdy zapytam
go o coś, odpowiada:  "aha"

 lub  "no".

 Czasem nawet  i tego nie zrobi.  Wszystko, czego potrzebuje to

gospodyni i kogoś, z kim by się przespał, kiedy ma na to ochotę. Są takie chwile, kiedy zastanawiam
się, dlaczego on w ogóle się ożenił".
Tego typu narzekania nie są rzadkością. Z powodów, które są zupełnie jasne, wielu z nas ma tendencję
do   tego,   by   przestać   rozmawiać   z   najważniejszymi   ludźmi   w   naszym   życiu.   Niedawno   pewien
psycholog   przeprowadził   eksperyment,   mający   na   celu   określenie   ilości   czasu   poświęcanego   na
rozmowę   pomiędzy  przeciętnym  mężem   i   żoną   w   ciągu  jednego  tygodnia.   Aby  pomiar   mógł  być
dokładny, nasz badacz zaopatrzył każdego z partnerów w przenośny mikrofon i liczył w ten sposób
każde wypowiedziane słowo: rozmowy o niczym w drodze do sklepu,
prośby o podanie chleba podczas posiłku - dosłownie wszystko. W tygodniu jest 168 godzin, czyli 10
080 minut. Jak sądzicie, ile czasu przeciętne małżeństwo poświęca z tego na rozmowę? Nie, nie 10
godzin, nie godzinę, ani nawet nie pół godziny. Średnio rozmowy zajęły 17 (siedemnaście) minut!
Germaine Greer, współczesna pisarka amerykańska,  mówi:  "Samotność  jest najokrutniejsza  wtedy,
kiedy odczuwa się ją w towarzystwie bliskiej osoby, która zaprzestała komunikowania się".

Przyczyna pewnego romansu

Mówi się, że rozmowa niewiele kosztuje, ale jest ona zasadniczym elementem dobrych kontaktów
międzyludzkich. Już od wielu lat do mojej przychodni przychodzi kobieta zamężna, która ostatnio
nawiązała "romans" z jakimś mężczyzną. Sądziłem, że większość energii podczas ich potajemnych
spotkań tracą na seks. "Nie - powiedziała - szczerze mówiąc, spałam z nim tylko dwa czy trzy razy i nie
okazało się to wcale takie wspaniałe. Powodem, dla którego tak bardzo go kocham i dla którego chcę
być   przy   nim   jest   to,   że   możemy   ze   sobą   rozmawiać.   Dyskutujemy   o   różnych   rzeczach   całymi
godzinami. Boże! Jakie to wspaniałe rozmawiać z kimś takim jak on, opowiadać mu o tym, co się czuje
i otrzymywać w zamian to samo. Dlaczego ja i mój mąż nie potrafiliśmy nigdy się tak porozumieć?"
Prawdopodobnie jest wiele powodów, dla których to małżeństwo nie mogło się porozumieć. Jednym z
nich może być fakt, że małżonek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważnym czynnikiem jest rozmowa.
Eric Hoffer był dokerem w San Francisco. Spędzał całe wieczory na pisaniu książek o filozofii. Sławę
przyniosły   mu:   "Naprawdę   wierny"   (TheTrueBeliever),   "Próbazmiany"   (The   OrdealofChange),
"Żarliwość umysłu" (The Passionate State of Mind). Dzieciństwo Hoffera nie było łatwe. Matka zmarła
mu, kiedy miał siedem lat, a w tym samym roku sam Hoffer nagle i z niewyjaśnionych przyczyn stracił
wzrok. Aż do momentu odzyskania wzroku, w wieku 15 lat, opiekowała się nim wieśniaczka bawarska.
To ona nauczyła go, jak ważną rzeczą jest rozmawiać. Napisał o niej:
"Ta   kobieta   z   pewnością   mnie   kochała,   ponieważ   te   osiem   lat   ślepoty   uważam   za   szczęśliwe.

background image

Pamiętam, że dużo rozmawialiśmy ze sobą i śmialiśmy się. Musiałem dużo mówić, bo Martha ciągle
powtarzała: Pamiętam, jak mówiłeś... Ona rzeczywiście pamiętała wszystko, co powiedziałem i dlatego
przez   całe   życie   mam   wrażenie,   że   wszystko,   o   czym   myślę   i   wszystko,   co   mówię   warte   jest
wysłuchania i zapamiętania. To ona dała mi to poczucie".
Oczywiście, rozmowa niekoniecznie prowadzi do zbliżenia. Istnieją przecież różne rodzaje rozmów,
zwykła wymiana słów między ludźmi nie gwarantuje zażyłości. Niemniej jednak, zażyłość nie jest w
ogóle możliwa bez rozmawiania. Aby poznać i kochać, należy przez długie lata regularnie rozmawiać.
Wydaje   się   to   oczywiste,   ale   przecież   tak   wiele   kontaktów   towarzyskich   psuje   się   z   powodu
zaniechania rozmów. Wobec tego zasadą numer trzy będzie:

REZERWUJ SOBIE CZAS NA ROZMOWY

Od ponad 10 lat w każdy czwartek Stan i Richard grywali w golfa. Są oni zupełnie różnymi typami
ludzi.   Stan   ma   mały   warsztat   naprawy   telewizorów,   a   Richard   jest   aktorem   reklamowym.   Ale
popołudnia na polu golfowym są dla nich obu ważnym rytuałem i żaden z nich, o ile gdzieś nie
wyjeżdża, nie próbuje nawet w najmniejszym stopniu podważać tego zwyczaju.
"Robimy to dla zachowania sprawności fizycznej i jednocześnie traktujemy jako okazję do wyjścia z
domu - mówi Stan. Jednak najważniejszym powodem, o którym obaj wiemy, jest to, że mamy wtedy
okazję porozmawiać. Po prostu potrzebujemy spotykać się raz w tygodniu".

Plan rozmowy

Charlie Shedd napisał więcej i mądrzej na temat małżeństwa, niż ktokolwiek inny. On ma prawo
mówić na ten temat. Wychował pięcioro dzieci, a razem z Martą stworzyli jedno z najwspanialszych
małżeństw   w   Ameryce.   W   jednej   ze   swych   książek   Shedd   mówi   o   tym,   że   zawarł   z   żoną   dwa
porozumienia, dzięki którym ich stosunek wzajemny miał szansę dobrze się układać: raz w tygodniu
wspólny samotny posiłek i 15 minut codziennego wnikania w głąb siebie.
Pierwsze dotyczy posiłku spędzonego tylko we dwoje, bez gości, bez rozrywek. "To może być lunch -
wyjaśnia Charlie - ale gdziekolwiek i kiedykolwiek byśmy byli, opieramy łokcie na stole i spoglądamy
sobie głęboko w oczy. Zaglądamy do wnętrza naszych dusz".
Drugie   porozumienie   -   codzienne   piętnastominutowe   wnikanie   w   głąb   nie   jest   przeznaczone   na
dyskutowanie   o   rachunkach   albo   o   problemach   dzieci   lub   na   planowanie   pikniku.   Tematem   tej
rozmowy jest: "Co się dzieje tam, wewnątrz Marty i Charliego?"
Inna para, którą znam,  opowiada o ich "koncepcji małżeństwa przy filiżance kawy". Kiedy zjedzą
obiad, a naczynia znajdą się w zlewozmywaku, nalewają sobie jeszcze po jednej filiżance kawy i
opowiadają sobie o swoim dniu. Rąbka tajemnicy owej filiżanki kawy uchyla mąż: "Sądzę, że gdybym
kiedyś do końca zrozumiał moj ą żonę, nasze życie stałoby się mniej interesujące. Ona jednak nigdy nie
straciła dla mnie swego rodzaju tajemniczości i dlatego zawsze niecierpliwie wyczekuję naszych wie-
czornych rozmów, ponieważ wiem, że za każdym razem dowiem się o niej czegoś nowego".
Kolejna para małżeńska utrzymuje, że muszą chodzić do pobliskiej kawiarenki, aby tam porozmawiać
o poważnych sprawach. W domu łatwo jest opuścić ręce i zająć się bielizną albo oglądaniem zawsze
obecnego telewizora w czasie, gdy partner do ciebie mówi. Spróbuj zaprosić małżonka na kawę, usiąść
naprzeciw   niego,   wziąć   go  za   ręce,   a   zobaczysz,   co   to   znaczy  niczym  nie   zajęta   uwaga  podczas
rozmowy.
Faktem jest, że dobra i bogata konwersacja jest możliwa wtedy, kiedy jej naprawdę chcemy.

Jak rozmawiać z dziećmi

Również w przypadku dzieci, ważne jest, by znaleźć czas na rozmowę. W książce pt.: "Obietnice dla
Piotra" Charlie Shedd pisze o innym sekrecie, którego treść może pomóc Ci w domu. Kiedy jego dzieci
dorastały, miał zwyczaj każde z osobna zabierać raz w miesiącu na obiad do miasta. Zazwyczaj dzieci
wybierały restaurację. A po rozmowie wchodzili do pewnego sklepu i kupowali coś taniego za 50
centów. Shedd mówi, że nawet wtedy, gdy dzieci osiągają swój "wiek jaskiniowy" (okres wczesnej

background image

dorosłości, w którym przestają rozmawiać z rodzicami, mieszkają w czymś, co ledwie przypomina
pokój, eta), mimo wszystko znajdują zadowolenie w takich jak ich, rozmowach. "Czasami, dla żartu,
mówiłem   do   jednego   z   mieszkańców   jaskini:   Dzisiaj   wychodzimy!  Wolałbyś   raczej   nie   iść?   Nie
uwierzycie, ale nigdy nie spotkałem się z odmową".

Mówienie to wysiłek
Jednym z powodów, dla których unikamy regularnych rozmów jest fakt, że poważna rozmowa z bliską
osobą wymaga czasem wiele wysiłku. Pewna matka opowiedziała mi o tym, jak co wieczór przed
położeniem dzieci do łóżek przez jakieś pół godziny planują różne przyszłe zadania lub dyskutują o
tym,   co   się   danego   dnia   wydarzyło   albo   też   matka   daje   dzieciom   reprymendę,   co   zresztą   jest
najtrudniejsze. "Zupełnie dobrze daję sobie radę z moimi dziećmi, z opowiadaniem bajek, zabawami,
przygotowywaniem posiłków. Ale siedzenie z nimi i rozmawianie przychodzi mi naprawdę ciężko".
To rzeczywiście może być dla niej trudne, ale dzieci tej kobiety są szczęśliwe, że mają taką matkę.
Jeżeli więc jesteśmy tak bardzo zajęci różnymi codziennymi czynnościami, że nie mamy czasu na
rozmowę z dziećmi, to znaczy, że naprawdę jesteśmy ZBYT zajęci.
Pewnego dnia, Franciszek Ksawery zmęczony swą ciężką pracą misjonarską poszedł do swego pokoju,
wydając przedtem kategoryczne polecenie, aby mu pod żadnym pozorem nie przeszkadzano. Ale ledwo
drzwi   się   zamknęły,   zaraz   znów   się   otworzyły  i   Ksawery  dodał:   "Obudźcie   mnie   jednak,   gdyby
przyszło któreś dziecko".
Trzecią zasadą będzie więc:

Rezerwuj sobie czas na rozmowy

"Naczelnym obowiązkiem miłości jest słuchać".

PaulTillich

O polepszaniu umiejętności prowadzenia rozmowy

Znałem kiedyś kobietę, która nienawidziła przyjęć. Opowiadała mi o tym tak: "Zanim poszłam na
jakieś   spotkanie,   mówiłam   sobie:   postaraj   się   teraz.   Bądź   wesoła.   Wyrażaj   się   błyskotliwie.
Rozmawiaj. Ale żeby móc podołać temu zadaniu, musiałam sporo pić i w rezultacie wracałam do domu
załamana. Ja po prostu nie nadawałam się do tego".
"Ale teraz, zanim pójdę na party - mówi ta sama kobieta - mówię sobie, że mam słuchać z podziwem
każdego, kto mówi do mnie, że mam starać się poznać mówcę bez stosowania presji mojego własnego
intelektu;  bez  sprzeciwiania  się,  bez   zmieniania  tematu.  Moją  dewizą   jest  po  prostu:  powiedz  mi
więcej.   Wtedy  taka   osoba   pokazuje   mi   swoją   duszę.   Początkowo   są   to   bardzo   proste   i   skromne
rozmowy, jednak wkrótce twój rozmówca zacznie się przed tobą otwierać, pokaże swoje prawdziwe Ja.
Właśnie wtedy stanie się on, lub ona, wspaniale ożywiony".
Nie trzeba być psychologiem, żeby o tym wiedzieć. Dzięki takiej postawie kobieta ta jest poszukiwana
w towarzystwie przez  wiele osób. Ona po prostu  poznała sztukę  przyciągania do siebie innych w
trakcie rozmowy. Czwartą zasadą kultywowania zażyłości jest więc:

NAUCZ SIĘ SŁUCHAĆ

Wielu ludzi uważa się za zbyt cichych lub zbyt nerwowych w licznym towarzystwie i w związku z tym
są pełni obaw, związanych z tym, że nie mają nic ciekawego do powiedzenia. W rzeczywistości jednak
nie   trzeba   być   dowcipnym   i   gadatliwym,   aby   być   dobrym   rozmówcą.   Zasadniczą   sprawą   jest   tu
umiejętność słuchania.
Opiszę teraz prostą zasadę, dzięki której staniecie się interesującymi rozmówcami. Pamiętam jeszcze
ten dzień, kiedy poszedłem odwiedzić Billa Carrutha, który przybył do naszego małego miasteczka

background image

teksańskiego,   aby  nauczać   historii.   Człowiek   ten   wspaniale   się   ubierał   i   był  najdowcipniejszym   i
najbardziej   światowym   człowiekiem,   jakiego   znałem.   Dziwnym   jednak   trafem   zainteresował   się
cichym i zakłopotanym chłopakiem.
"Panie Carruth - powiedziałem - chciałbym, aby nauczył mnie pan rozmawiać z innymi ludźmi, tak jak
pan to robi. Zawsze jest mi trudno wymyśleć coś ciekawego do powiedzenia. Słuchaj - odpowiedział
-sekret bycia interesującym polega na byciu zainteresowanym".
Ta prosta zasada dobrze  funkcjonuje już  przez 25 lat  mojego zajmowania się  ludźmi  i mogę bez
przesady dodać, że w moim przypadku chodzi przecież o tysiące ludzi. Należy zadawać pytania, na
które rozmówcy będą z chęcią odpowiadać. Należy też zachęcać ludzi do opowiadania o sobie.

0 terapii słuchania

Pacjenci   przychodzą   do   przychodni   psychiatrycznych,   bo   wiedzą,   że   tak   niewielu   łudzi   potrafi
naprawdę słuchać innych.
Kiedy   pewna   kobieta   opowiadała   znajomym,   że   była   na   seansie   psychiatrycznym,   któraś   z   jej
uczęszczających do kościoła koleżanek, upomniała ją: "Masz przecież przyjaciół chrześcijan. Dlaczego
nie porozmawiasz  z  nimi, kiedy masz  kłopoty? No właśnie  - odpowiedziała - to prawdopodobnie
byłoby to, o co mi chodzi, gdyby tylko oni słuchali mnie naprawdę. Ale czy wiesz, jak szybko ci
znajomi wytrącają mnie z rytmu i zaczynają opowiadać o sobie samych? Trochę mnie krępuje płacenie
za to, ale gdy ktoś poświęca mi 50 minut i autentycznie uważnie mnie słucha przez ten czas, to dla
mnie jest prawdziwym lekarstwem".

Dlaczego słuchający jest zawsze lubiany

Ponieważ   tak   niewielu   ludzi   potrafi   uważnie   słuchać   innych,   ci,   którzy   się   tego   nauczą   mają
zagwarantowane wszystkie przyjaźnie i mogą być pewni zdecydowanego polepszenia swych obecnych
kontaktów towarzyskich. "Drogą do serca jest ucho" - powiedział kiedyś Wolter.
Dr Carl Rogers, jeden z najlepszych psychologów amerykańskich mówi, że czasami podczas rozmowy
z pacjentem zauważa nagle, że wokół oczu mówiącego pojawia się coś wilgotnego, co zdaje się mówić:
"Dzięki Bogu! Nareszcie ktoś mnie słucha!"
A jak rozmawiał sam Chrystus? Mówi się często, że był On wielkim Nauczycielem i Uzdrowicielem,
ale przecież Jego doświadczenia z ludźmi wykazują także to, że był On również uważnym Słuchaczem.
Zadawał   pytania   trędowatym,   rzymskim   oficerom,   ślepcom,   rabinom,   prostytutkom,   rybakom,
politykom, matkom, zagorzalcom religijnym, inwalidom i prawnikom.
Ta Jego cecha była czymś niezwykłym. Wielu tzw. geniuszów ma tylko wyjściowe obiegi komunikacji;
tacy bez przerwy mówią. Jezus pokazał jak należy uruchamiać swego rodzaju "kanały" wejściowe. On
najpierw słuchał innych.
Skoro więc jest to tak istotne, pomocne może okazać się zapoznanie się z cechami dobrych słuchaczy.
1. Dobrzy słuchacze słuchają oczami - Specjaliści od komunikowania się twierdzą, że nawet wtedy,
kiedy mamy usta zamknięte, możemy mówić. Gdy ktoś do ciebie mówi, odbiera wiele informacji na
temat tego, jak jesteś zainteresowany tym, co mówi. Pamiętaj więc: najlepszym sposobem na to, by
zostać  interesującym jest  bycie zainteresowanym,  a stopień twojego zainteresowania mierzony jest
sposobem "mowy" całego ciała.
Jednym z najlepszych wskaźników jest kontakt wzrokowy. Jeżeli gapisz się na ściany albo na innych
ludzi, mówiący do ciebie od razu rozumie, jak mało obchodzi cię to, o czym on mówi. Z drugiej zaś
strony, jeżeli będziesz patrzył swemu rozmówcy prosto w oczy, zdziwi cię na pewno to, w jak szybkim
tempie "odbierze" on ten komplement.
Po wizycie Gordona Gosby, duchownego z Kościoła Zbawiciela w Waszyngtonie, ktoś powiedział:
"Niesamowite jak ten człowiek potrafi słuchać. Gdy do niego mówisz, patrzy ci prosto w oczy. Wydaje
się, że o niczym innym nie myśli i chwyta każde wypowiedziane słowo. To schlebia, gdy ktoś poświęca
ci tyle uwagi."
Wzrok jest jak silny magnes w porozumiewaniu się z innymi. Dr Julius Fast, autor książki pt: "Język

background image

ciała" (Body Language), badał gesty zalotów i stwierdził, że najlepszym z nich jest dłuższy kontakt
wzrokowy.
"Jeżeli ktoś pochwyci twoje spojrzenie - mówi dr Fast - dłuższe, niż powiedzmy 2 sekundy, stanie się
jasne dla niego, że jesteś nim zainteresowany".
2. Dobry słuchacz oszczędnie szafuje radami  - W czasie ciemnych dni wojny, Lincoln napisał do
starego   przyjaciela   i   kolegi,   prawnika,   Lepnarda   Swetta   w   Springfield,   prosząc   go   o   przyjazd   do
Waszyngtonu. Napisałmu, że ma jakieś kłopoty, o których chciałby z nim porozmawiać.
Swett  pospieszył do  Białego Domu  i  Lincoln  mógł   rozmawiać   ze  swym przyjacielem  przez   kilka
godzin   na   temat   proponowanej   proklamacji   zniesienia   niewolnictwa.   Przedyskutował   wszystkie
argumenty za i przeciw, a potem przeczytał listy i artykuły z prasy, w których jedni potępiali go za to,
że jeszcze nie uwolnił niewolników, a inni robili to samo z obawy, że on tych niewolników uwolni.
Prowadził rozmowę aż do późnego wieczora, potem uścisnął dłoń swego przyjaciela i odesłał go z
powrotem do Illinois, nie zadając ani jednego pytania w tym względzie. Lincoln cały czas mówił sam.
Zdawało się, że rozjaśnia mu to umysł. "Wydawało mi się, że po tej wielogodzinnej przemowie Lincoln
poczuł się jakby lżej" - powiedział potem Sweet. On nie oczekiwał porad. On po prostu potrzebował
przyjacielskiego i uważnego słuchacza, przy którym mógłby zrzucić ciężar z serca.
Eksperci   w   sprawach   dotyczących   miłości   są   bardzo   ostrożni   w   udzielaniu   porad.   Kiedy   ludzie
przychodzą do ciebie ze swoimi problemami, może zdawać się, że poszukują rady. Ale często zdarza
się, że podziękują ci już za uważne wysłuchanie ich. Dzięki tobie bowiem wyrzucają z siebie swoje
problemy na stół między wami i sprawy stają się na tyle jasne, że sami potrafią podjąć własne decyzje.
W przypadku ludzi młodych należy bardzo uważać na to, by poprzez oferowanie nadmiernej ilości
porad nie przerwać rozmowy w ogóle. Philip Wylie, pisarz amerykański, analizując problem konfliktu
pokoleń mówi:

"Podstawowe narzekania młodych Amerykanów... nie dotyczą hipokryzji, kłamstw, błędów i problemów,
które odziedziczyli. Ich problemem jest natomiast to, że nie mogą, czy też nie potrafią rozmawiać z
dorosłymi   ...   Dochodzę   do   wniosku,   że   olbrzymia   większość   naszych   dzieci   nigdy   nie   doznała
prawdziwej przyjaźni ze strony choćby jednej dorosłej osoby. Dlaczego? Na to pytanie mamy tylko
jedną odpowiedź: ich wysiłki zmierzające do dogadania się z nami, niezmiennie i zawsze spełzają na
niczym".

3. Dobry słuchacz zawsze zachowuje  tajemnicę  - Jedną z oznak pogłębiającej się przyjaźni jest
powierzanie Ci  przez  innych swoich sekretów. Krok po kroku odbierasz cząstki informacji, które,
gdybyś je ujawnił,
mogłyby zaszkodzić twojemu partnerowi. Wobec tego czeka on i sprawdza, jak postępujesz z jego
tajemnicą. Jeżeli "obchodzisz się" właściwie z powierzonym sekretem, oddycha z ulgą i mówi więcej o
sobie.
Wobec   tego   naczelną   zasadą   dla   każdego,   kto   pragnie   głębokiej   przyjaźni   jest:   trzymać   język  za
zębami. Nie ma takiej rzeczy, która by szybciej odpychała innych od nas, jak odkrycie, że ujawniliśmy
ich sekrety, które nam powierzyli.
Jeżeli jesteś jak przedziurawiona dętka, inni wkrótce się o tym dowiedzą. Opowiadając innym rzeczy
powiedziane tylko tobie, od razu przyrównujesz się do ludzi określanych mianem konfidentów. Nie
trzeba być bardzo inteligentnym, żeby dojść do wniosku, że jeżeli powtarzasz swojemu rozmówcy
tajemnice innych, to wkrótce i jego sekrety spotka ten sam los.
Żeby więc móc stać się powiernikiem danej osoby, nie należy nikomu mówić, że jest się już kimś takim
dla   kogoś   innego.   Niektórym   z   nas   przychodzi   to   niełatwo,   ponieważ   nasza   potrzeba   bycia
aprobowanym popycha nas do pokazania innym, że są ludzie, którzy nam wierzą. Trzeba tutaj jednak
uważać: szybko może się okazać, że nikt nam nie ufa.
Pewien mężczyzna wychodził pijany z baru i omal nie przewrócił napotkanego przypadkowo pastora.
"O, pastorze, przykro mi, że widzi mnie pan w takim stanie. - Hm, nie wiem, dlaczego miałoby być ci
przykro, że JA widzę cię takiego. W końcu teraz przecież Pan Bóg patrzy na ciebie, nieprawdaż? - Tak,

background image

odpowiedział pijany - ale On nie jest takim plotkarzem, jak pan, pastorze".
4.  Dobry  słuchacz   zamyka   pętlę  -  W  książce   pt.:   "Miraże   małżeństwa"  (Mirrages  of  Marriage),
Lederer i Jackson  proponują ćwiczenie, dzięki któremu  zdobędziesz  przyjaciół  i  polepszysz swoje
isniejące już relacje z innymi. Ma ono na celu pomóc ludziom uzupełniać pętlę porozumienia.
Oto przykład nie zamkniętej pętli: małżonkowie jadą samochodem wzdłuż plaży. Ona mówi:
"Jaki piękny zachód słońca". Odpowiedź męża? Cisza. Absolutna cisza. Co to może dla niej oznaczać?
Cisza  w takim  przypadku może  zadziałać jak negatywne sprzężenie zwrotne. Tak  jak uszkodzona
aparatura pokładowa rakiety kosmicznej, która mówi ci, że coś nie jest w porządku, ale w żaden sposób
nie określi dokładnie co.
Trzeba więc posiąść zwyczaj uzupełniania pętli. Lederer i Jackson nakreślają trzy podstawowe stopnie
tego ćwiczenia:
1. Osoba A wypowiada coś.
2. Osoba B odbiera wiadomość.
3. Osoba A potwierdza odbiór informacji.
Na przykład:
- Mary: Czy odebrałeś rzeczy z pralni?
- Dick: Nie, nie odebrałem. Nie miałem gdzie zaparkować.
- Mary: Być może ja będę mogła zrobić to jutro.
Albo inny przykład:
- Joan: Wpadłam dzisiaj do Boba Bartleta.
- Gail: Co u niego słychać?
- Joan: Zdaje się, że wszystko w porządku.
Uważne słuchanie kogoś jest najlepszym komplementem. Pokazujesz wtedy, że cenisz to, co myśli
twój rozmówca.
Pewna   młoda   kobieta   została   zaproszona   na   kolację   przez   Williama   E.   Gladstone'a,   znanego
angielskiego   męża   stanu,   a   następnego   wieczora   przez   Benjamina   Disraeli,   równie   znanego
przeciwnika   Gladstone'a.   Zapytana   później,   jakie   wrażenie   wywarli   na   niej   ci   dwaj   panowie,
odpowiedziała z rozmysłem: "Po kolacji u pana Gladstone'a sądziłam, że jest on najinteligentniejszym
człowiekiem   w   Anglii.   Lecz   po   kolacji   z   panem   Disraeli,   doszłam   do   wniosku,   że   to   ja   jestem
najinteligentniejszą kobietą w tym kraju".
5. Dobry słuchacz okazuje wdzięczność, gdy ktoś mu się zwierza - Prawie zawsze, gdy ludzie się
zwierzają,   mają   obawy,  czy  nie   powiedzieli   zbyt  wiele.   Obserwują  rozmówcę,   aby  spostrzec,   czy
partner nie unosi brwi lub czy nie przestaje wierzyć.
Ważne,   wobec   tego,   jest   rozwianie   tych   wątpliwości.   Obserwując   ludzi,   którzy   się   przede   mną
otwierają,   czuję   się   bliższy   dla   nich   i   zadowolony,   że   mi   zaufali   i   powierzyli   swoje   najskrytsze
tajemnice. Zawsze staram się wtedy dziękować im. Mówię, że miło mi, iż to, co mówią nie pomniejsza
mojej opinii o nich.
Jest   wielkim   zaszczytem  posiadać  informacje,   które   mogą   -  gdyby  je   ujawnić   -  zaszkodzić  danej
osobie.   Jest   to   zaszczytem   dlatego,   że   twój   rozmówca   wziął   pod   uwagę   ryzyko   jeszcze   przed
wyjawieniem   swoich   sekretów.   Gdy  zatem   okażesz   otwarcie   wdzięczność,   otworzysz   tym   samym
drzwi do większej intymności.
Zapamiętaj czwartą zasadę:

Naucz się słuchać

"Zawsze żal mi było ludzi, którzy obawiają się uczuć,

sentymentalności, którzy nie potrafią płakać z całego serca.

Ci, którzy nie wiedzą jak płakać,

nie wiedzą też jak się śmiać".

background image

Golda Meir

Gdy łzy są darem Boga...

Pewien zrzędliwy przedsiębiorca budowlany opowiadał mi: "Wszędzie słyszę, że porozumienie jest
sekretem dobrego małżeństwa, ale kiedy przyjdzie co do czego, to nie wiem o czym rozmawiać z
kobietą, z którą przeżyłem 29 lat? Wiem, o czym ona myśli i znam jej zdanie prawie o wszystkim.
Znamy   swoje   poglądy   polityczne,   słyszała   moje   opowieści   już   setki   razy.   Kiedy   więc   wracam
wieczorem do domu zastanawiamy się wspólnie, co zjeść na kolację i na tym koniec".
Jeżeli w małżeństwie ograniczycie rozmowy do takich faktów, jakie opisałem powyżej, to rzeczywiście
będzie źle. Ale kiedy spróbujecie rozmawiać o uczuciach, zawsze znajdzie się temat, ponieważ każdy z
nas ma setki różnych odczuć w ciągu dnia. Świat uczuć jest czymś zmiennym, ma różne oblicza,
prawdziwa zażyłość jest właśnie spotkaniem dla poruszenia tematu uczuć.
Rozmowy   można   ogólnie   podzielić   na   trzy   kategorie:   mogą   dotyczyć   faktów,   opinii   i   uczuć.
Oczywiście każda rozmowa zawiera w sobie wszystkie te trzy elementy. Można jednak "zmierzyć", jak
bliscy są sobie ludzie, obserwując jak temat rozmowy przenosi się stopniowo z faktów poprzez opinie
do uczuć. Ludzie, którzy dopiero co poznali się ze sobą, najczęściej ograniczają rozmowę do faktów.
Potem,   gdy  zaczynają  już   sobie   ufać,   przechodzą   do   opinii.   W   końcu   stają   się   przyjaciółmi   i   na
pierwszy plan wychodzą uczucia.
Oto jak trzema sposobami można opowiedzieć koledze z biura o obiedzie:
a) same fakty: "Jedliśmy dziś z Tomem kanapki Reuben".
b)   włączając   opinie:   "Rozmawialiśmy   dzisiaj   z   Tomem   podczas   obiadu.   Nie   uważam,   żeby   jego
pomysł z komputerem był dobry".
c) włączając uczucia: "Załamałem się po dzisiejszym wspólnym obiedzie z Tomem. Nie podoba mi się
to, że Tom jest w dobrych stosunkach z szefem, a ja nie".
Badania wykazują, co nie jest zaskakujące, że młode małżeństwa rozmawiają ponad dwa razy więcej,
niż małżeństwa wieloletnie. Poza tym treść ich rozmów jest o wiele ważniejsza. Na początku więc są to
rozmowy, które lubiane są szczególnie przez bliskich przyjaciół: "badanie" i odkrywanie przekonań
oraz uczuć, opowiadanie o tym, co się lubi, a co nie, porównywanie opinii na temat seksu, problemów
estetycznych i planów na przyszłość. Potem tematy rozmów przenoszą się z wolna na sprawy bardziej
przyziemne: decyzje dotyczące pieniędzy, sprawy związane z gospodarstwem domowym, problemy
dotyczące dzieci. Pewna mężatka, która zakochała się w innym mężczyźnie zamyśliła się nad tym, o
czym rozmawiała ze swoimi dwoma mężczyznami. "W przypadku męża rozmawia się tylko o biurze, o
dzieciach, o kryzysach w domu. Rzadko mówiłam wierzę lub czuję. Teraz uczucia i przekonania wzras-
tają i mnożą się. Jeśli chodzi o tego drugiego mężczyznę, przymusem wręcz jest ujawnianie tajemnic,
uzewnętrznianie się, mówienie o zwykłych prawdach, które gdzieś tam tkwią we mnie".
Gdyby małżeństwa zadawały sobie trud niegmatwania i ujawniania uczuć, wspólne wieczory byłyby o
wiele bardziej ekscytujące.
Wskazówką numer pięć będzie więc:

MÓW OTWARCIE O SWYCH UCZUCIACH

Syndrom "zawsze muszę być silny "
Dlaczego   tak   rzadko   ujawniamy  nasze   głębokie   i   prawdziwe   uczucia,   nawet   przed   przyjaciółmi?
Prawdopodobnie istnieje wiele powodów; jednym z nich jest z pewnością fakt zasłyszenia przez nas
gdzieś kiedyś, że jeżeli ujawnimy nasze potrzeby lub będziemy uczuciowi, ludzie przestaną nas lubić.
Prawdą jest jednak coś zupełnie przeciwnego. Ludzie czują się bliżsi tym, którzy opowiadają im o
swoich potrzebach.
Kobieta,   która   niedawno   się   rozwiodła,   mówi,   że   jej   przyjaźnie   jakby  pogłębiły  się   od   momentu

background image

rozwodu. "Zawsze słyszałam o kłopotach innych ludzi, ale nigdy nie mówiłam o swoich. Teraz mogę to
wszystko z siebie wyrzucić. Pewnego dnia któraś z przyjaciółek powiedziała mi: Zawsze podziwiałam
twój charakter superkobiety. Teraz zaś wydajesz się być bardziej otwarta, cieplejsza."
Czasami   rozwijamy   w   sobie   zwyczaj   noszenia   maski   emocjonalnej,   który   jest   wynikiem
wcześniejszych złych doświadczeń. Oto, na przykład, piękna młoda kobieta, która nie jest w stanie
pokochać mężczyzny. Zachowuje się z rezerwą i jest jakby oderwana od rzeczywistości. W rezultacie
wszyscy mężczyźni zniechęcają się i odchodzą. Podczas naszych spotkań staramy się wydobyć z jej
pamięci coś, co było źródłem tej swoistej "polityki" emocjonalnej. Wreszcie jest! Gdy była dziewczyn-
ką, miała bardzo dużo włosów na całym ciele. Pewnego dnia, gdy kilkoro dzieci z sąsiedztwa przyszło
popływać, wraz z jej siostrami nazwały ją "wiecha".
"Zaczęłam płakać - opowiadała - i bardzo się tego płaczu wstydziłam. Pobiegłam więc do garażu i
zamknęłam za sobą drzwi. Pochlipywałam pewnie z pół godziny i tam właśnie postanowiłam, że już
nigdy nikomu nie pozwolę się tak zranić".
Jej tragedia polega na tym, że biorąc sobie tak bardzo do serca tamte słowa, nie tylko nie pozwalała się
ponownie zranić w podobny sposób, ale też nie pozwalała się kochać.
Przemawiając   na   konferencji   w   Beverly   Wilshire   Hotel,   dr   Roy   Menninger,   prezes   Fundacji
Menningera w Topeka w stanie Kansas, wyjaśnił, że mężczyźni są bardziej skłonni niż kobiety do
"zdobywania", jak to nazwał, syndromu: "zawsze muszę być silny". "Mężczyzna - mówił Menninger -
widzi siebie jako swoistą, bardzo silną maszynę, a nie jako system ludzkich potrzeb".
Wiara w siebie jest cenną cechą charakteru i jest zarazem głęboko wpleciona w zjawisko nazywane
"amerykańskim snem" (American dream). Lecz można ją doprowadzić do takiego stopnia, że człowiek
nie tylko staje się silny, ale i twardy. Ta cecha może się zmienić w stoicyzm i spowodować, że ludzie
staną się odizolowani, aroganccy, że zaczną uciekać od przyjaznych stosunków z innymi, jakby byli
dziećmi słabości i zależności.
Większość z nas uczono w dzieciństwie, że nie należy nosić naszych uczuć na ramieniu oraz że należy
zawsze   trzymać  głowę   wysoko   uniesioną.   Pewnego  razu   miałem   do   czynienia   z   pacjentem,   który
nauczył się tej lekcji zbyt dobrze i doprowadziło go to do samobójstwa. Był w mojej poradni tylko dwa
razy i wiele razy plułem sobie potem w brodę, że nie wyczułem, jak bardzo cierpi. Właściwie niewiele
mogło na to wskazywać. Miał wkrótce skończyć "cum laude" pewien elitarny college, był mężczyzną
wysokim, przystojnym, wesołym. Rodzina hojnie łożyła na jego edukację. Miał też kilka propozycji z
innych uczelni.
Dylemat, który go męczył, jest dobrym komentarzem dotyczącym współczesnego podejścia do seksu,
jak również do problemu tak zwanej siły charakteru. Kobieta, z którą sypiał przez kilka miesięcy,
zainteresowała się jego najlepszym przyjacielem i utrzymywała stosunki płciowe także z nim. Z jego
relacji wynikało, że problem nie polegał na "menage atrois". W jego odczuciu dojrzały i wytworny
mężczyzna   powinien   sobie   dobrze   poradzić   z   taką   sytuacją.   Dziwił   się   więc   sobie,   dlaczego   jest
zazdrosny i zdenerwowany.
Wewnątrz skręcał się z bólu i wściekłości, a mimo to czuł się zobowiązany zachować twarz i pozostać
wesołym   w   stosunku   do   swoich   przyjaciół   oraz   do   owej   młodej   kobiety;   to   znaczy   powinien
zachowywać się tak, jakby się nic nie działo. To było jednak zbyt wiele dla jego duszy. Pewnego
wieczoru pożyczył od znajomego samochód, pojechał na parking, włożył sobie lufę pistoletu w usta i
wypalił. Chociaż miało to miejsce już wiele lat temu, często wspominam tamtego młodego człowieka.
Jego przyjaciółka razem z kilkoma znajomymi zatelefonowali do mnie w dniu samobójstwa i kilka razy
umawialiśmy się na spotkania. Oprócz wielu innych rzeczy, mówili niemal ze złością: "Gdyby tylko
powiedział nam, co czuje!"
Czy jest sens cierpieć w samotności? Nie. Jeżeli Jezus otwarcie płakał, a Abraham Lincoln często miał
łzy w oczach, dlaczego my mielibyśmy zachowywać nasze emocje tylko i wyłącznie dla siebie samych?
Nie okazując innym swego bólu wcale nie jest się w stosunku do nich miłosiernym. W powieści pt.:
"Oliver  Twist"  Charles   Dickens   umieścił   postać   pana   Bumble,   który  mówi:   "Płacz   otwiera  płuca,

background image

obmywa oblicze, ćwiczy oczy i zmiękcza usposobienie więc płaczcie!"
Teraz W. Kinney, psychiatra kalifornijski, twierdzi, że mężczyzn alkoholików jest trzy razy więcej niż
kobiet, a to dlatego, iż nie potrafią tak spontanicznie płakać. Gdy są małymi chłopcami mówi się im,
żeby otarli łzy i zachowywali się jak mali mężczyźni. W konsekwencji szukają wsparcia w alkoholu.
Kilka głębszych pozwala im na tyle "rozluźnić się", że mogą wtedy wyrazić swoją złość lub smutek.
Łzy  są   wielkim   darem   Boga,   zaworem   bezpieczeństwa   dla   naszego   organizmu   i   nie   ma   powodu
wstydzić się płaczu.

Łzy drogą do zbliżenia

Płacz   nie musi  wcale być oznaką słabości,  ani  też  sposobem  narzucania  czegokolwiek świadkowi
tegoż. Przeciwnie płacz jest swego rodzaju uhonorowaniem osoby, która go widzi. Łzy mogą popłynąć
w chwilach radości lub nagłej ulgi. Ponadto mogą one być drogą do zbliżenia z kimś. Agnes Turnball
opowiada o swym podnieceniu, gdy wręczano jej honorowy stopień naukowy: "Kiedy stałam, czekając
na tę chwilę, łzy popłynęły po policzkach mego męża. Nigdy nie pomyślałam nawet, że może to dla
niego znaczyć tak wiele, żeby aż płakał!" Dzięki temu otwartemu wyrażeniu emocji, ich związek zyskał
więcej niż dzięki jakiejkolwiek kombinacji słów.
Poeta   Robert   Herrick   nazywa   łzy   "szlachetnym   językiem   oczu".   Skoro   eksperci   twierdzą,   że   w
większości porozumiewamy się bez słów, to łzy, jeżeli płyną szczerze, mogą być sposobem zbliżenia.
Moja   żona,   która   posiada   nieprzeciętny  zakres   różnych  uczuć,   zawsze   płacze,   kiedy  słyszy  jakieś
wstrząsające,   ale   dobre   wiadomości.   Kiedy,   na   przykład,   wchodząc   w   drzwi   mówię,   że   jakieś
czasopismo zamówiło u mnie artykuł, ona zarzuca mi ręce na szyję i płacze. Albo kiedy pochylamy
głowy w modlitwie, a nasza dziewięcioletnia córeczka dziękuje Bogu za swojego braciszka, mamę,
tatusia, ukochanego psa i hamburgery, wiem, że moja żona uniesie głowę, a w oczach jej pojawi się
błysk łez. Czy ta skłonność do łez oznacza jej słabość? Zupełnie przeciwnie! Ona jest najsilniejszą
kobietą spośród wszystkich, jakie znam. Płacząc, pozwala mi głębiej zajrzeć w swoje serce.

Dwa magiczne słowa: "Potrzebuję cię "
Naczelną zasadą wobec tego jest: nie ukrywaj, że jesteś w potrzebie. Trudno jest oprzeć się osobie,
która pokazuje nam swe słabe strony i mówi:  "potrzebuję cię". "Czy wie pan, kiedy poczułam się
najbliżej mojego męża? - spytała mnie pewna czarnooka i pewna siebie kobieta -To było wtedy, gdy
odkryłam, że mój mąż boi się niedźwiedzi!" Jej mąż jest pilotem, człowiekiem silnym i pewnym siebie,
a ona do tamtej pory nie wiedziała, że może on się czegokolwiek bać. Gdy jednak ukazał swoje słabe
punkty, jeszcze bardziej go pokochała.
Myśląc o mojej głębokiej przyjaźni z Markiem Svenssonem, zdaję sobie sprawę z tego, że wielka siła
tej przyjaźni powstała dzięki cierpieniom przeżywanym przez każdego z nas w obecności drugiego.
Często telefonowaliśmy do siebie, mówiąc: "Czy mógłbym wpaść do ciebie i porozmawiać? Stało się
coś, co zupełnie wytrąciło mnie z równowagi i potrzebuję cię".
"Potrzebuję cię". To wspaniałe słowa. Wszyscy przecież pragniemy, żeby ktoś nas potrzebował. Kiedy
więc nauczysz się wypowiadać je w chwilach potrzeby, drzwi mocno zamknięte przed innymi, przed
tobą szeroko się otworzą. Widziałem wielu mężczyzn, którzy przyciągali do siebie kobiety właśnie
dzięki  temu.  Kobiety, oczywiście, nie poszukują  mężczyzn o słabym charakterze, ale chcą takich,
którzy będą ich potrzebować.
Dyskutujemy tutaj na temat bardzo starej zasady dotyczącej kontaktów międzyludzkich: "Jeżeli chcesz,
żeby obca ci osoba stała się twoim przyjacielem, zwróć się do niej z jakąś prośbą". Kiedy apelujemy do
naturalnej ludzkiej uprzejmości, przyciągamy ludzi do siebie. Być może jest tak dlatego, iż więcej
satysfakcji znajdujemy w tym, że możemy być pomocni niż w tym, że ktoś może nam pomóc.

Wspólne cierpienie
Jesienią 1974 roku lekarze w National Naval Medical Center w Bethesada w stanie Maryland wykryli,
że Betty Ford ma raka piersi. Przez cały dzień wypełniała normalnie obowiązki pierwszej damy w

background image

kraju, a o godzinie 17.55 samochód zajechał pod szpital w Bethesada. Ówczesny prezydent Ford mówi,
że nigdy nie czuł się tak samotny, jak tamtego wieczoru, kiedy wracał sam do mieszkania w Białym
Domu. "Był bardziej zdenerwowany niż ja - powiedziała potem Betty Ford. - Wydaje mi się, że ja
podeszłam do sprawy bardziej na zasadzie stało się. Uważałam, że jest to jeden z wielu oczekujących
mnie jeszcze kryzysów i byłam pewna, że on także minie".
Pięć dni po operacji pani Ford przeżyła opóźnioną reakcję - ataki płaczu. Lekarz zapewniał ją, że jest to
normalna reakcja pooperacyjna i zachęcał, aby płakała, ile tylko chce. Jej umysł był jednak zaprzątnięty
pytaniem,   kiedy   będzie   mogła   wrócić   do   męża   i   kiedy   będzie   mogła   znowu   zacząć   normalnie
funkcjonować. Pierwszego dnia była w stanie unieść prawą ręką filiżankę kawy i była tym wręcz
zachwycona. Po tygodniu od momentu operacji czuła się na tyle silna, że wyszła do windy spotkać się z
mężem. Cztery dni po powrocie do domu oboje uroczyście obchodzili  dwudziestą szóstą rocznicę
ślubu. Oto, co pani Ford o tym napisała:
"To była wspaniała rocznica. Cudownie było być znów zdrową i w domu. Nie odniosłam żadnych ran
psychicznych ani nie czułam się beznadziejnie okaleczona. W końcu Jerry i ja jesteśmy małżeństwem
od wielu lat, a nasza miłość jest wypróbowana. Nie miałam powodu, aby wątpić w męża. Gdyby on
stracił nogę, również nie pozostawiłabym go. Byłam też pewna, że i on mnie nie opuści tylko dlatego,
że miałam to nieszczęście być dotkniętą mastektomią".
Pani Ford otrzymała kilkanaście listów od kobiet, które pisały, że nie mogły na siebie patrzeć po takiej
operacji; ona jednak była ciekawa efektu już w momencie, gdy lekarz zaczął zmieniać jej ubranie.
Przejmowała się tylko tym, czy będzie mogła zakładać tak, jak dawniej swoją nocną bieliznę. "Jerry
powiedział, że jestem głupia. - Jeżeli nie możesz mieć dekoltu z przodu, noś koszule z dekoltem z tyłu
- powiedział".
Ich wspólne cierpienie, oczywiście, zbliżyło ich jeszcze bardziej. Szwedzi mają takie powiedzenie:
"Dzielić się radością, to dwa razy tyle radości, dzielić się smutkiem, to połowa smutku".

Czytanie w myślach innych ludzi jest niemożliwe
Znałem pewnego mężczyznę, którego małżeństwo miało kłopoty. Przychodząc co tydzień na spotkania
grupy terapeutycznej, opowiadał nam, czego oczekuje od życia, mówił o wojnie, jaka panowała w jego
domu. Członkowie grupy zauważyli od razu, że nam mówił o swoich potrzebach, ale nigdy nie mówił o
nich swojej żonie. Pewnego razu zmarł jego najbliższy przyjaciel. "Stanąłem przy trumnie ostatni -
mówił -Ostatni rzuciłem garść ziemi na trumnę i ostatni wyszedłem z cmentarza. On był dla mnie
bardzo ważny. Wyobraźcie sobie jednak, że moja żona nawet nie wyraziła chęci, aby pójść ze mną na
pogrzeb. Potrzebowałem jej wtedy, ale nie było jej ze mną".
Wszyscy członkowie grupy jednym głosem  zadali  oczywiste  pytanie:  "Czy powiedziałeś  żonie,  że
chciałbyś, aby ona poszła z tobą? - Oczywiście, że nie - odpowiedział. Powinna przecież wiedzieć, że
będę jej tam potrzebował. Po tylu latach małżeństwa nie muszę jej chyba prosić o takie rzeczy".
Chcielibyśmy,   żeby   nasi   bliscy   byli   tak   z   nami   "zestrojeni",   by   instynktownie   wyczuwali   takie
potrzeby . To jednak rzadko się zdarza. Tylko dlatego, że jest się małżeństwem od wielu lat, nie należy
spodziewać się, że partner potrafi czytać w naszych myślach. W przypadku tego mężczyzny tragedia
polega na tym, że jego żona nigdy nie będzie w stanie spełniać jego potrzeb, dopóki ich nie pozna. Być
może z biegiem lat w jakiś sposób już się od siebie oddalili. Kiedyś prawdopodobnie poprosił o pomoc,
a ona mu odmówiła. Dlatego przestał prosić. Otwarcie mówiąc o swoich potrzebach człowiek naraża
się oczywiście na pewne ryzyko. Od czasu do czasu druga osoba nie odpowiada, ale jest to smutne,
kiedy  przestaje   się   wyrażać   swoje   potrzeby  tylko   dlatego,   że   czasem   bywa   się   rozczarowanym   i
przybiera się postawę rozczarowania na zawsze.
Zapamiętaj więc zasadę numer pięć:

Mów otwarcie o swoich uczuciach

JAK PRZECIWDZIAŁAĆ NEGATYWNYM EMOCJOM

background image

Część trzecia

"Gniewajcie się, a nie grzeszcie;

niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!"

Ef4,26

„Miły facet” postawa, która prowadzi donikąd

Istnieje taki typ człowieka, którym często zajmujemy się w klinikach psychiatrycznych. Na pewno go
znasz, ponieważ jest on wszędzie. Może nawet być członkiem twojej rodziny. Mam na myśli "miłego
faceta". Dużo się uśmiecha, jest wesoły w stosunku do każdego, nigdy się nie złości ani nie kłóci,
wszystkim wydaje się, że jest powszechnie lubiany i można by myśleć, że ma przynajmniej kilkoro
prawdziwych przyjaciół. Jednak w rzeczywistości tego typu osoby są skłonne do rozwijania w sobie
mnóstwa problemów natury psychologicznej. Co więcej, mają one tendencje do gmatwania swoich
kontaktów towarzyskich.
Może się to wydawać dziwne, ponieważ taki człowiek nie ma zwykle wrogów. Popularność nie jest
jednak równoznaczna z zażyłością, a człowiek sztucznie lubiany przez każdego, rzadko jest kochany
przez kogokolwiek. Na taki stan rzeczy składa się kilka elementów: Nigdy nie odbiera się go jako
otwartego. Ludzie zawsze, chronicznie
wręcz weseli, są "podejrzani".

Taki człowiek jest nieciekawy. Miło jest, gdy ma się go obok siebie raz czy dwa, ale na dłuższą metę

wolimy zazwyczaj ludzi z pasjami. Mogą oni nas czasem zdenerwować, ale nigdy nie będą nudzili.

Jeżeli nie potrafi okazać złości, nie potrafi też okazać miłości, nie pozwala mu na to jego ścisła

kontrola własnych emocji.

Bezwiednie zatruwa swoje stosunki z innymi bierną wrogością. Psychologowie na ogół nie zgadzają

się ze sobą w wielu kwestiach, ale wskazują nieprawdopodobną zbieżność poglądów, co do tego, że nie
istnieje ktoś taki, kto nigdy się nie denerwuje; są tylko tacy, którzy tłumią złość. A ukrywanie złości
"pod powierzchnią" może przecież prowadzić do poważnych problemów natury psychosomatycznej,
takich   jak:   wrzody,   migreny,   nadwrażliwość,   nadciśnienie;   jak   również   do   kłopotów   czysto
towarzyskich.

"Nigdy nie jestem wściekły, jestem tylko zraniony "

Bierna   wrogość   jest   niebezpiecznym   wężem   w   trawie   przyjaźni.   Oto   przykład.   Janet   i   Monica
otworzyły boutique. Są przyjaciółkami od lat, a teraz są partnerkami i muszą razem pracować każdego
dnia. Sklep otwierany jest o 10 rano, a w tym tygodniu Janet spóźniła się już dwa razy. Monica jest
podenerwowana, ale nie okazuje tego. Dzisiaj Janet wpada jeszcze później, kiedy Monica zrobiła już
wszystko co trzeba po otwarciu sklepu. Janet nie tłumaczy się i nie przeprasza, a Monica czuje się
urażona. Przez cały ranek pozostaje w magazynie, pracując w ciszy. Robi kwaśną minę i odpowiada na
pytania Janet półsłówkami i ze zdenerwowaniem. W końcu Janet pyta: "Jesteś wściekła, czy jak? - Kto,
ja? - Oczywiście, że nie" - odpowiada Monica.
To nie jest uczciwy sposób walki. Biernie wrodzy sobie ludzie są trudniejsi w "pożyciu", niż tacy,
którzy wybuchają szczerą i bezpośrednią złością. Dzieje się tak dlatego, ponieważ ich zachowanie
pokazuje w różny sposób, że czują się zranieni, a jednocześnie zaprzeczają aby cokolwiek było "nie
tak". W rezultacie kwas skumulowanej złości zżera przyjaźń. Wiele osób biernie wrogich nie kłamie,
kiedy mówią, że nie są źli, faktycznie mogą nie odczuwać złości. Ich system kontroli emocji jest tak
dobrze rozwinięty, że złość jest upychana gdzieś na samym dnie i mogą oni sobie nawet nie zdawać
sprawy z tego jak bardzo są wściekli.

Zasada czajnika z gwizdkiem

background image

Innym destruktywnie działającym rezultatem ukrywania złości jest to, że czasami wybuchamy. Różni
się   to   jednak   znacznie   od   spontanicznego   wyrażania   złości,   kiedy   ta   się   pojawi.   Gdy   tracimy
cierpliwość,   jest   to   zazwyczaj   wynikiem   kumulowania   się   złości   przez   długi   czas,   a   to   powolne
"gotowanie się" wytwarza tak wielkie ciśnienie pary, że kapturek z gwizdkiem spada z czajnika. Kiedy
tak zwany miły facet wybucha jak wulkan, nikt nie może zrozumieć, co się właściwie stało. W końcu
jego złość opada, a on sam zaczyna czuć się winnym, bardzo wszystkich przeprasza i... wraca do
swoich metod postępowania.

Nadmierna złość uniemożliwia porozumienie

Gdy człowiek biernie wrogi wybucha, jego złość jest niewspółmierna do jej powodu, ponieważ w
rzeczywistości   ów   wybuch   dotyczy   wszystkich   skumulowanych   wcześniej   krzywd.   W   rezultacie
uniemożliwia on porozumienie się z nim. Keith Miller, współczesny pisarz amerykański, opowiada o
tym, jak pewnego wieczoru odezwał się uwodzicielskim głosem do żony: "Kochanie, czy jesteś już
gotowa iść do łóżka? - Nie - odpowiada. - Chciałabym jeszcze skończyć artykuł, ale ty już idź".
Wobec tego, z urażoną dumą, Keith poszedł do sypialni i położył się przy samym brzegu łóżka po
swojej stronie. Następnego ranka zszedł na dół w kiepskim humorze, a tutaj, jak na złość, tosty były
przypalone. Nagle coś w nim pękło. Rzucił tostem o ścianę kuchni.
Żona powiedziała, że jak na przypalone tosty, to ta reakcja nie była na miejscu. Keith odpowiedział:
"Ależ rzecz nie w przypalonych tostach. Chodzi mi o seks!".
Innym niebezpieczeństwem "połykania" złości jest to. że kiedy wybuchamy, nasza złość jest często
kierowana pod innym adresem. Klasycznym przykładem jest mąż, który po nieudanym dniu, będąc
sfrustrowany  i   poirytowany  sprawami   zawodowymi,   wyładowuje   się   na   rodzinie.   Inni   członkowie
rodziny   otrzymują   tym   sposobem   "przesyłki"   adresowane   do   kogoś   zupełnie   innego.   Wtedy   cała
budowla, jaką jest rodzina zaczyna się chwiać.

Zdrowa złość

Ponieważ agresja, frustracja i złość są tak powszechnymi emocjami, najlepsze kontakty towarzyskie
mają niejako wbudowaną tolerancję dla tych negatywnych uczuć. Nie znam takich, najbliższych nawet
kontaktów międzyludzkich bez względu na długość ich trwania, które nie zawierałyby w sobie irytacji i
wrogości, oczywiście od czasu do czasu. Jeżeli dwoje ludzi wystarczająco wcześnie zaakceptuje w
przyjaźni uczucia negatywne, będzie to dla nich nieopisaną pomocą.
W  rzeczywistości złość może  być siłą pozytywną. Channing Pollock powiedział  kiedyś: "Ludzie i
samochody posuwają się naprzód, dzięki następującym po sobie wybuchom".
Złość powoduje przedostawanie się adrenaliny do krwiobiegu, a glikogenu do sfatygowanych mięśni
ożywiając je. Zdarzało się, że oczy Chrystusa błyszczały gniewem. Dr Neil Warren, dziekan Wydziału
Psychologii w Seminarium Teologicznym Fullera, opowiada o tym, jak wyglądała jego młodzieńcza
edukacja   religijna.   Mówiono   mu,   jak   zresztą   nam   wszystkim,   że   gniew   jest   grzechem.   Jezusa
przedstawiano   mu   jako   osobę   spokojną,   nie   doznającą   naszych,   ludzkich   emocji.   Lecz   późniejsza
lektura Biblii ujawniła, że Jezus wpadał czasami w gniew, a i sam Bóg nie powstrzymuje się przed
gniewem. Warren zauważa, że w Starym Testamencie słowo "gniew" użyte jest ponad 450 razy (słowo
"miłość" około 350 razy), a w 375 przypadkach dotyczy ono gniewu Boga.
Mahatma Gandhi zawsze będzie słynny, dzięki swemu poświęceniu się pacyfizmowi. Zapytany kiedyś
o najbardziej inspirujący go moment, opowiedział o pewnym burzliwym epizodzie w Mritzburgu w
Afryce Południowej.

"Było   to   w   1893  roku,  kiedy  będąc   wojowniczym   młodym  prawnikiem,   podróżowałem   do   Pretorii,
nieświadom   niepisanego   zakazu   podróżowania   pierv,'szą   klasą   przez   ludzi   kolorowych.   Strażnik
pociągu   poprosił   mnie,   abym   opuścił   przedział   i   zajął   miejsce   w   wagonie   bagażowym.   Kiedy
zaprotestowałem, konstabl policji wyrzucił mój bagaż na peron i pociąg odjechał. Ruszyłem więc w
stronę   poczekalni,   gdzie   było   mroczno   i   panował   miły   chłód.   Nie   mając   płaszcza,   spędziłem   noc

background image

skulony w kącie, drżąc ze złości na myśl o zniewadze. Nadszedł ranek i postanowiłem, że będę bronił
praw swojej rasy, bez względu na ryzyko z tym związane".

Czytając biografię prezydenta Jeffersona, natknąłem się na słowa, które zdawały się być niewłaściwą
generalizacją:   "Jefferson,   jak   wszyscy  wielcy   ludzie,   potrafił   bardzo   nienawidzić".   Wojowniczość
nigdy nie była cechą mojego charakteru, ale im dłużej rozmyślam nad oburzeniem dręczącym takich
ludzi jak Jefferson i Gandhi, tym więcej mądrości widzę w powyższym stwierdzeniu. Złość może być
czynnikiem inspirującym.

Jeżeli sam to robisz, musisz to tez akceptować

Oczywiście   jest   i   druga   strona   medalu.   Zdrowe   stosunki   pozostają   takimi   nie   tylko   dlatego,   że
wyrzucamy z siebie uczucia negatywne, wtedy, gdy one nadchodzą, lecz także dlatego, że pozwalamy
swoim   bliskim   robić   to   samo.   Nasi   przyjaciele   mają   szczęście,   skoro   nie   zawsze   muszą   być
przyjemnymi w towarzystwie to znaczy, że czasami mogą być nieznośni, wiedząc, że nie odrzucimy ich
z tego powodu.
Łatwiej będzie ci być takim przyjacielem, jeżeli zdasz sobie sprawę z tego, że wybuchy złości twoich
bliskich niekoniecznie muszą dotyczyć twojej osoby. Mogą oni być po prostu w podłym nastroju i
potrzebować wyrzucić z siebie tę truciznę z twoją pomocą. Sztuka polega jednak na tym, żeby potrafić
słuchać i nie komentować emocji przyjaciela.

Jak nie zgadzać się, a jednocześnie rozumieć

Jednym z najpewniejszych sposobów popsucia kontaktów z drugą osobą jest używanie zwrotu: "Nie
denerwuj się, proszę", który tak często pada w rozmowach.
Jest to chyba najgorsze, co można powiedzieć przyjacielowi, który ma kłopoty emocjonalne. Zwróć
uwagę, co się stanie, gdy dokonamy porównania:
Żona wraca do domu zła jak osa, ponieważ jakiś sprzedawca grubiańsko potraktował ją w sklepie.
"Nigdy więcej nie pójdę do tamtego sklepu" - mówi, a złość tryska z każdego milimetra jej ciała.
"Kochanie, nie denerwuj się tak -mówi uspokajająco mąż. - Pamiętaj, że tacy ludzie mało zarabiają, i
być może ów sprzedawca był zmęczony przy końcu dnia pracy".
Jaki był rezultat takiego uspokajania żony? Stała się jeszcze bardziej poirytowana, ponieważ wydawało
jej się, że małżonek trzyma stronę sprzedawcy.
Mąż miał dobre chęci, chciał uspokoić żonę. Prawdopodobnie czuł też, że żona trochę przesadzała,
złoszcząc się w takim stopniu. Ale nie potrafił sobie zdać sprawy z tego, że nie potrzebował się z nią
zgadzać lub nie. Jej prawdopodobnie nie chodziło o to; ona po prostu chciała być wysłuchana. Mąż,
wyrażając opinię o jej uczuciach, jeszcze bardziej ją rozzłościł. Co więcej, nagle stanęła między nimi
ściana,   ponieważ   ona   poczuła,   że   nie   jest   rozumiana   przez   męża,   co   jest   jednym   z   najbardziej
bolesnych uczuć.
Wiadome jest, że ludzie mają prawo być czasami w złym nastroju. Jeżeli więc kogoś kochamy, nie
powinniśmy nierozważnie skłaniać go do zaniechania swoich negatywnych uczuć. Należy zwyczajnie
dać mu wolność odczuwania.
Dr Edith Munger, jedna z moich ulubionych psychologów, wie dużo o poradnictwie małżeńskim i
mówi:
"Problem leży częściowo w tym, że zdaje nam się, iż musimy mieć gotową odpowiedź na każdą sprawę
poruszoną   przez   małżonka.   W   rzeczywistości   taki   związek   nie   ma   za   zadanie   rozwiązywania
problemów
czy odpowiedzi napytania. Celem najważniejszym powinno być wzajemne zrozumienie, zbliżenie się,
wspólne doświadczenia. Aby móc porozumiewać się z mężem, nie trzeba mieć gotowych odpowiedzi
na wszystko. Wystarczy być świadomą jego obecności, czuć go".

Pozwolić się trochę nienawidzić to też sztuka

background image

Mówiliśmy do tej pory o cnocie akceptowania uczuć negatywnych naszych bliskich, przejdziemy teraz
do sprawy o wiele poważniejszej. Co się dzieje, gdy czyjaś złość skierowana jest do ciebie?
Nie znam osoby, która lubiłaby być celem czyjejś złości. Ale od czasu do czasu tak się zdarza i z
pewnością   stosunkom   między   dwojgiem   ludzi   wyjdzie   na   dobre   stosować   się   do   pewnych   zasad
przyjmowania czyjegoś gniewu. Oto kilka sugestii:
a)  Nie wpadaj w panikę. Niektórzy myślą, że jeżeli znajdują się w centrum czyjegoś gniewu, dobre
stosunki muszą się skończyć. Oczywiście, niekoniecznie tak musi być. Burze zdarzają się w każdej
przyjaźni i jeżeli ma się tego świadomość, nie będzie to takie przerażające.
b) Nie tłum w sobie własnego gniewu. Nie musisz siedzieć spokojnie, gdy twoja ukochana osoba daje
upust swej złości. Nie należy ukrywać swoich uczuć. Walter Kerr, krytyk teatralny, często wywoływał
gniew u swych przyjaciół autorów, którym dawał złe recenzje. "Pozwalałem wściekać się im na mnie
przez jakiś czas - mówił. - Dawałem im pół roku na wyżycie się, ale gdy później jeszcze się dąsali,
uznawałem, że teraz ja mam prawo być na nich zły".
c) Me nadawaj swym emocjom cech trwałości. Błędem jest zakładać, że skoro twój przyjaciel dzisiaj
się na ciebie złości, także jutro będzie robił to samo. W rzeczywistości większość takich uczuć jest
krótkotrwała. Kobieta mówiąca "Nigdy nie zapomnę, co on mi powiedział" rani tylko samą siebie, bo
gdy już miną emocje, wypowiadający raniące słowa prawdopodobnie nie będzie już o tym pamiętał.
d) Pamiętaj, że można jednocześnie kochać i być na kogoś złym. Większość z nas doznaje uczucia
swego   rodzaju   mieszaniny   miłości   i   gniewu   we   wszystkich   bliskich   kontaktach.   Jeżeli   więc
przypomnisz sobie o tym, gdy twój partner wpada w gniew, z pewnością będzie ci to pomocne. Jeden z
popularnych w Stanach autorów, Charlie Shedd przypomina sobie, jak po jednej ze sprzeczek ze swój ą
żoną zauważył w kuchni kartkę ze słowami:

"Drogi Charlie, nienawidzę cię.
Twoja na zawsze Martha".

Alternatywne metody rozładowania gniewu
Niektórzy ludzie krzyczą na wszystkich ponieważ słyszeli, że jakiś psycholog powiedział, że wyrażanie
gniewu jest zdrowe. Nie polecam tego. Wybranie właściwego miejsca dla wyrażenia niezadowolenia
jest i ostrożnością, i miłosierdziem. Zrezygnowanie w gniewie z przezorności może spowodować, że
stracimy pracę, albo nawet nastąpi coś gorszego.
Niektóre  przypadkowe znajomości  po prostu nie  są warte wysiłku utarczki.   Odejdź.  Innym razem
możesz rozważyć czas, miejsce i szkody, jakie możesz wyrządzić wyrzuceniem z siebie gniewu. Jeśli
samoocena Twojego przyjaciela jest nadwerężona  w danym momencie, albo jeśli  Twoja ukochana
osoba polega teraz przede wszystkim na Tobie w ocenie swojej wartości, musisz się poruszać z wielką
ostrożnością.
Jedna z dróg wyjścia: rozładuj gniew z przyjacielem, a nie z tą osobą, która Cię drażni. Jeśli jesteś zły
jak osa na swojego przełożonego, wybuchnięcie na niego nie jest mądre, ale miejmy nadzieję, że masz
siostrę, przyjaciela albo małżonka, który pozwoli Ci pozłościć się trochę na szefa.
Alternatywa numer dwa: daj upust swojej agresji w formie fizycznej. Niektórzy ludzie po prostu mają
w sobie więcej wrogości i agresji niż inni i ważne jest, aby takie osoby miały więcej energicznych
ćwiczeń  -tym lepszych,  im   więcej   w  nich  rywalizacji.   Tenis,  odbijanie  piłki   rakietką,  strzelanie  z
torebki, bieganie pomoże Ci poradzić sobie z tym.
Stary   dowcip.   Zapytano   małżeństwo   z   pięćdziesięcioletnim   stażem   o   tajemnicę   ich   małżeńskiego
szczęścia. "Żona - wycedził staruszek - i ja zaraz po ślubie zawarliśmy porozumienie. Umowa polegała
na tym, że kiedy żonę coś dręczy, to ona zbeszta mnie i wyrzuci wszystko z siebie. Jeśli ja jestem na
nią o coś zły, to idę na spacer. Myślę, że nasz sukces małżeński można przypisać faktowi, że dużą
część życia spędziłem na świeżym powietrzu."

Niech gniew polepsza wzajemne kontakty

background image

Jeżeli żadne z partnerów nie wpada w panikę, gdy drugie wybucha złością i jeżeli stosują się do zasad
czystej walki, opisanych w niniejszym rozdziale, możliwe, że ich przyjaźń pogłębi się po catharsis
"wymiany" gniewu. Istnieje poczucie czystości uczuć po takim wyżaleniu się. Często też uczucia stają
się głębsze i cieplejsze niż przedtem.
W kilku przypadkach prawdziwa przyjaźń zaczęła się dla mnie właśnie po poważnej konfrontacji. W
końcu   "obnażaliśmy   się   wewnętrznie"   przed   sobą   do   końca,   przeżywaliśmy   autentyczne   wspólne
doświadczenia. Kiedy wreszcie problem został rozwiązany, czuliśmy się naprawdę bliscy.
Kiedy James Thurber pracował dla pisma "New Yorker", na początku obawiał się tego dziwacznego
wydawcy i założyciela, jakim był Harold Ross. W pierwszym roku Ross dał Thurberowi dwa tygodnie
urlopu. Thurber spóźnił się do pracy dwa dni, ponieważ szukał zaginionego psa. Oto co powiedział o
swym pracodawcy:
Ross unikał mnie przez cały dzień. Był w jednym z tych nastrojów, kiedy żal mu było samego siebie.
Wreszcie około siódmej wezwał mnie do swojego biura. W jego oczach widać było błyskawice, a w
głosie dawał się słyszeć grzmot.
"Rozumiem, że przedłużył pan sobie urlop z powodu zaginięcia psa - mruknął- Wydaje mi się jednak,
że coś tu nie gra".
Scena, która wówczas nastąpiła, była krótka, głośna i trudna do zrozumienia. Powiedziałem mu, co
może zrobić ze swoim pismem, i że już u niego nie pracuję. Zaproponowałem, że będę z nim walczył
tam i wtedy, powiedziałem mu, że ma serce z kamienia i zasugerowałem, żeby lepiej zawołał sobie
kogoś  do  pomocy. Ross  nienawidził   scen,  przemocy fizycznej  i   grożenia   nią,  złego zachowania  i
nieposłuszeństwa.
"Kogo proponuje mi pan wezwać? - spytał, a grzmot zniknął z jego głosu. -Alexandra Woolcotta!"
-wrzasnąłem, a on zaczął się śmiać. (A. Woolcott - pisarz amerykański, przyp. tłum.)
Jego   śmiech   był   wspaniały   i   wypełnił   całe   biuro.   Takim   właśnie   było   moje   pierwsze   z   nim
doświadczenie. Jego śmiech ostudził powietrze, jak letni deszcz. Godzinę później jedliśmy razem obiad
u Tony'ego..., a tego samego wieczora miała swój początek nasza wzajemna znajomość pozbawiona
biurowego makijażu. Był to zarazem początek naszej trwałej i głębokiej przyjaźni.

"Mądry sercem przyjmie nakazy; upadnie,

kto wargi ma nierozsądne"

Przysł 10,8

Pięć technik złoszczenia się

Czy możliwa jest czysta walka? Nie tylko możliwa, ale i konieczna w prawdziwej przyjaźni. Oto pięć
technik czystej walki.
1. Mów o swoich uczuciach, a nie błędach przyjaciela. - Scott i Gene mieszkają w jednym pokoju w
akademiku   i   na   ogół   żyje  im   się  zgodnie.   Postanowili   razem   mieszkać,   ponieważ   są   najlepszymi
przyjaciółmi i lubią swoje towarzystwo. Kiedy jednak zbliżają się egzaminy, ciśnienie emocjonalne
rośnie.   Obaj   stają   się   podatni   na   zdenerwowanie,   a   ich   przyjaźń   wkracza   w   stadium   kłopotów,
zwłaszcza, gdy ma miejsce taka na przykład rozmowa:
Gene: Czy ty "musisz budzić cały akademik, kiedy zabierasz się do roboty ?
Scott: A czy ty myślisz, że ja lubię wstawać o piątej rano, żeby iść pracować w tej śmierdzącej kuchni?
Szkoda, że mój ojciec nie pomaga mi przez cały rok. Ty za to jesteś największym leniem, jakiego
znam.
Gene: O, daj spokój. A kto uczył się do drugiej rano? Zresztą, czy ja o tym mówię ? Chcę tylko
wiedzieć, czy nie potrafisz trochę pomyśleć, kiedy wcześnie wstajesz.
Scott wolał raczej zamilknąć, niż powiedzieć, co naprawdę czuje; uczynił tak, jak większość z nas, gdy

background image

się zdenerwujemy. Gdy ktoś nas atakuje, milczenie jest odruchem instynktownym.
Okazanie  poirytowania,  za  które  uważamy się  odpowiedzialni,  nie  zapewnia  zabezpieczenia  przed
gniewem ze strony partnera, ale jest to o wiele lepsze niż milczenie. Gdyby Gene zaczął rozmowę tak:
"Muszę ci powiedzieć, że jestem zły. Być może jestem w ogóle podekscytowany egzaminami,  ale
wiedz, że uczyłem się do drugiej nad ranem. Więc kiedy mnie obudziłeś wstając o piątej, wpadłem w
szewską pasję. Zawsze mnie to denerwuje, gdy sprawiasz wrażenie, jakbyś nie myślał co robisz"
byłaby to czysta walka.
Scott mógł się w takiej sytuacji bronić, ale z pewnością nie zrobiłby tego, ponieważ: a) Gene mówił o
swoich   odczuciach,   a   nie   o   tym,   co   zrobił   Scott   i   b)   próbował   wyjaśnić   stan   swojego   wnętrza,
dopuszczając możliwość, że w ogóle jest przewrażliwiony.
Oto jeszcze jedna ilustracja: Jeżeli żona powie do męża: "Zupełnie nie zwracasz na mnie uwagi", to z
pewnością zadziała to na niego, jak czerwona płachta na byka. Odpowie mniej więcej tak:
"Co  masz  na  myśli  mówiąc,  że  nie   zwracam   już   na  ciebie uwagi?  A  co  z  sobotnim  wieczorem?
Pamiętasz? Czyżby dla ciebie nic nie znaczyło, że wychodzę wcześniej z pracy, żeby zabrać cię na ten,
hm, balet, podczas gdy w robocie wszystko wali mi się na głowę ?Naprawdę, Helen, nie wiem już
czym można cię zadowolić. Czego bym nie zrobił, psioczysz".
Dlaczego zachowuje się tak brutalnie? Ponieważ został zaatakowany. Wszyscy tak reagujemy, gdy ktoś
powie: "Ty nigdy..." albo "Ty zawsze...".
A jak żona mogła lepiej powiedzieć to, co chciała? Mogła po prostu opisać swoje uczucia. Na przykład:
"Wiesz, czuję się jakaś samotna i opuszczona w ostatnich dniach". To zdanie mówi dokładnie to samo,
co: "Już nie zwracasz na mnie uwagi". Ale uchwyćcie różnicę: ona go o nic nie oskarża. Po prostu
mówi to, co czuje.
Można uchronić się przed brutalnością, dopóki uchylamy się przed powiedzeniem: "Denerwujesz mnie,
gdy ...". Spróbuj więc wyrażać swe najsilniejsze emocje, ale mów tylko o nich, a nie o tym, co ktoś
zrobił:
"Tom, jestem na ciebie tak zła, że nie wiem! Powiedziałam ci, że potrzebuję samochód na siódmą
trzydzieści, a już jest prawie ósma. Chłopcze, czy wiesz, co to dla mnie znaczy? Im dłużej cię nie było,
tym bardziej gotowało się we mnie!"
Jednocześnie   odrobina   nieszczerości   też   nie   zaszkodzi.   Kobieta   mówiąca   do   męża:   "Postępujesz
nieładnie, wstając od stołu po obiedzie i maszerując prosto do telewizora" z pewnością nie poprawi
swoich stosunków z mężem. Tę samą myśl mogłaby przecież wyrazić tak: "Brakuje mi ciebie, kiedy
robię po obiedzie porządek na stole. Bardzo chciałabym, abyś towarzyszył mi aż skończę". Niewielu
jest mężów, którzy na taką prośbę odpowiedzą "nie".
2.  Mów   tylko  na  jeden  temat- Szybko nauczymy się,  jak  rozwiązywać  konflikty interpersonalne
stosując   zasadę   obowiązującą   w   sądownictwie:   zajmujmy   się   w   każdej   sprawie   tylko   jednym
przestępstwem. Jeżeli już zwracasz się z jakimiś uwagami do przyjaciela, sprawa powinna być zawarta
w jednym zdaniu, na przykład: "Przeszkadza mi, że kiedy skończymy obiad siadasz tam i dłubiesz w
zębach".
Trudno jest załatwić jakiś problem za jednym zamachem bez przypominania starych urazów. Dlatego
należy rozwiązywać konflikty wtedy, gdy powstają i nie przechowywać w sobie starej złości.
3. Pozwól przyjacielowi odpowiadać- Jeden z moich pacjentów opowiadał mi, z widoczną zazdrością,
o kłótni, którą widział w domu swoich przyjaciół. Natrafił akurat na poważny konflikt pomiędzy matką
a   jej   kilkunastoletnią   córką.   Obie   krzyczały  na   siebie   tak   głośno,   że   gość   wszedł   i   wyszedł   nie
zauważony.
Wpadł później, żeby zobaczyć, czy już jest po wszystkim. "Wspaniale walczyłyście - powiedział. -
Żałuję, że moja matka tak ze mną nie walczy. Zamiast tego wpada do mojego pokoju, krzyczy na mnie
i wypada z pokoju trzaskając drzwiami, zanim ja zdążę cokolwiek powiedzieć".
Ludzie, którzy wychodzą w czasie kłótni nie grają fair. Jeżeli jesteś zły na swojego przyjaciela, masz
prawo  to  wyrazić,  ale  masz  też   obowiązek   pozwolić jemu  zabrać głos.  Wtedy  istnieje  możliwość

background image

pozytywnego załatwienia sprawy lub kompromisu. Ale nigdy nie mów zbyt długo, żeby twój przyjaciel
też mógł zacząć i nie używaj takich znaków przestankowych, jak trzaskanie drzwiami.
4. Pamiętaj, aby dążyć do rozładowania się, nie do walki -  Można uniknąć wielu dni dąsów po
stoczonej walce, ale pod warunkiem, że nie wyraża się swojego gniewu dla odniesienia zwycięstwa
lecz dla wyrzucenia go z siebie. Wielu ludzi,  mając jeszcze resztki  starych urazów, mówi często:
"Dlaczego miałbym mówić memu ojcu o mojej złości? On i tak się nie zmieni i nic na to nie można
poradzić".
Rzecz jednak w tym, żeby pokazywać swoje negatywne uczucia bliskim osobom nie po to, żeby się
poddali lecz po to, żeby się ich pozbyć. Zbyt wiele par małżeńskich uważa, że jeżeli między nimi ma
miejsce kłótnia, to zawsze ktoś musi przepraszać. Przeprosiny są czasami na miejscu, a czasami nie. W
większości   przypadków   kłótnia  jest  wentylem  bezpieczeństwa   dla  emocji   i   małżeństwo   dalej   żyje
zgodnie. Nikt nie musi zwyciężać!
5. Należy równoważyć krytycyzm uczuciem - Kilka lat temu mój przyjaciel Mark Svensson rzucił mi
w twarz jakąś ostrą uwagę. Uważał, że popełniam wielki błąd postępując tak głupio i że załamuję tym
faktem jego i jeszcze kilka innych osób. Wpadłem do samochodu ... ale byłem wkurzony! Tym razem
całkowicie się mylił, bo nie wiedział, dlaczego podjąłem taką decyzję i okazał się przez to marnym
przyjacielem z powodu swego nietaktownego krytycyzmu.
Pojechałem wściekły do domu, a i następnego dnia też byłem bardzo zły. Odwołałem nasz wspólny
wtorkowy lunch, też z powodu mojej złości. W środę Mark zatelefonował, żeby zobaczyć, w jakim
jestem stanie. Odpowiadałem chłodno i zdawkowo. Rany nadal mnie bolały.
Mark wiedział, że mnie zranił, mimo to nie czuł, że musi mnie przepraszać. To, co zrobił tego dnia
przez telefon, zrobił osobiście następnego wieczora i konsekwentnie kontynuował to przez kilka nas-
tępnych dni. W specyficzny sposób wyrażał dla mnie swój podziw. Był oburzony moim zachowaniem.
Powiedział mi, co miał do powiedzenia i był z tego zadowolony. Mimo to, zdawał sobie sprawę, że
uraził mnie, ale zrozumiał też mój zły humor. Nie trwało długo, jak zapomniałem całkowicie o całej
sprawie, dzięki jego umiejętnemu okazywaniu swych ciepłych uczuć dla mnie.
Nauczyłem   się   wtedy  od   Marka   jednej   cennej   rzeczy:   można   wyrazić   bardzo   dużo   gniewu,   jeśli
zrównoważy się to mnóstwem miłości.

CO SIĘ DZIEJE, GDY TWOJE KONTAKTY Z LUDŹMI

ZACZYNAJĄ SIĘ PSUĆ

Część czwarta

"Nikt nie może cię poniżyć bez twojej zgody".

Eleonora Roosevelt

Jak ocalić słabnącą przyjaźń

Wszystkie przyjaźnie przechodzą swoje okresy prób i przeżywają różne nieporozumienia. Faktem jest,
że jednym z sekretów dobrych kontaktów z innymi jest akceptacja tego typu burz. Wiadomo, że każda
długotrwała   znajomość   będzie   przechodzić   swoje   ciężkie   czasy   i   nie   jest   się   zachwyconym,   gdy
przyjaźń zbacza z właściwego toru i upada.
Na szczęście, jeżeli spodziewasz się burz, będziesz przygotowany do odnowienia upadającej przyjaźni
dzięki niżej opisanym technikom. Oto pięć propozycji:
1.Zlokalizować defekt  - Przeprowadziłem ostatnio zdumiewającą rozmowę z pewnym mężczyzną,
który był bardzo załamany.

background image

Zadałem standardowe pytanie: "Czy ma pan bliskich przyjaciół?
- Nie. Rozmawiamy z sąsiadami, ale nikt nigdy do nas nie przychodzi.
- Dlaczego? - Dziesięć lat temu mieliśmy zaprzyjaźnioną parę. Często grywaliśmy razem w karty. Raz
nawet wyjechaliśmy wspólnie na urlop. Pewnego dnia nie przyszli do nas. Moja żona rozmawiała z
tamtą   kobietą   i   ona   powiedziała,   że   to   z   powodu   czegoś,   co   powiedziałem   w   żartach.   Wtedy
widzieliśmy ich po raz ostatni".
Jego opowiadanie zrobiło mi mętlik w głowie. "Ale co było powodem tego, że się obrazili? - spytałem.
- Nie mam pojęcia".
Nie dowierzałem. "Czy to znaczy, że nigdy nie zapytaliście, w czym rzecz? - Nie, pozostawiliśmy to
tak jak było. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli oni mają się na nas tak obrażać, to rozmowa na ten temat
nie ma sensu".
Dla mnie ta historia jest  bardzo  smutna.  Oto było czworo ludzi,  którzy wiele dla siebie znaczyli,
których łączyła przyjaźń, którzy wreszcie zainwestowali wiele lat w zbieranie dobrych wspomnień. A
teraz   z   powodu   jakiegoś   nieporozumienia,   przyjaźń   umarła.   A   ludzie   ci   nie   spróbowali   nawet
dowiedzieć się, o co chodziło.
Gdy   twój   samochód   się   zepsuje,   zazwyczaj   dajesz   go   do   naprawy.   Nie   wyrzucasz   go   na   złom,
ponieważ wiele za niego zapłaciłeś. Kiedy więc zainwestowało się w przyjaźń czy małżeństwo, nie
należy takiego związku zaraz "wyrzucać na złom". Najprawdopodobniej można je jeszcze naprawić.
Naturą   kontaktów   interpersonalnych   jest   rodzenie   czasowych   nieporozumień,   więc   trzeba   szukać
przyczyn tych zjawisk.
Sposobem diagnozy jest  spojrzenie za siebie i spróbowanie określenia, co złego się działo.  Gdzie
zaczęło się nieporozumienie? Jak doszło do tych pełnych złości zdarzeń?
Czasami też mądrym będzie dokonanie prewencyjnego "odstrzału" kłopotów w naszych przyjaźniach.
Laura  Huxley,   w   swej   książce   pt:   "Między  niebem   a   ziemią"   (Between   Heaven   and   Earth),   daje
następującą radę:
"Przyjrzyjmy   się   związkowi,   który   według   twych   odczuć   mógłby   być   zadowalającym,   a   jednak
pozostawia wiele do życzenia. Weźmy więc byka za rogi. Spytajmy partnera: Czego ja nie zauważam w
naszych kontaktach, a co dla ciebie jest oczywiste? Następnie należy uważnie wysłuchać odpowiedzi,
nawet jeśli się z nią nie zgadzamy. Nad sprawą należy się przecież bardziej zastanowić".
2. Przepraszaj, gdy nie masz racji - Może funkcjonowało to u Ali Mac-Graw i Ryana O'Neala, ale w
życiu codziennym? Nie zdarzyło mi się, by to potwierdzić. W ich filmie "Love Story" konkluzja jest
następująca: miłość oznacza, że można nigdy nie mówić przepraszam. Jasne, dobrze byłoby mieć takie
kontakty z innymi ludźmi, żeby nie musieć nigdy przepraszać. Jednak widziałem wiele par małżeńskich
i wielu ludzi połączonych przyjaźnią, którzy nigdy nie mówili "przepraszam" i ich związki kończyły się
w mojej poradni. W wielu przypadkach wyrządzono tyle szkód, że moja pomoc na nic nie mogła się
przydać. Wielu problemów rodzinnych można by uniknąć używając trzech prostych słów: "chyba masz
rację".
My wszyscy mylimy się wiele razy. Bez sensu jest więc powstrzymywać się z powodu dumy lub
niepewności   od   wypowiadania   tych   słów,   a   jednocześnie   narażać   na   niepowtarzalne   straty   swój
związek z inną osobą.
Norman Vincent Peale pisze: "Prawdziwe przeprosiny to coś więcej, niż zwykłe przyznanie się do
popełnienia błędu. Autentyczne przeprosiny to rozpoznanie, że było powiedziane lub zrobione coś, co
nadwątliło związek.  Jest to jednocześnie wyraz troski o to, aby związek ten został jak najszybciej
naprawiony".
W 1775 roku, podczas kampanii wyborczej do zgromadzenia w stanie Virginia dwudziestotrzyletni
pułkownik   George   Waszyngton   powiedział   coś   obraźliwego   do   pewnego   porywczego,   choć
niewielkiego wzrostem Payne' a, który natychmiast powalił pułkownika uderzeniem kij a. Żołnierze
pobiegli na pomoc młodemu pułkownikowi, ale ten zdążył podnieść się i powiedzieć, że da sobie radę
sam i że dziękuje.

background image

Następnego dnia napisał do PayneTa list z prośbą o spotkanie w tawernie. Kiedy Payne przybył na
umówione miejsce, oczywiście spodziewał się żądania przeprosin i wyzwania na pojedynek. Zamiast
tego,   Waszyngton   przeprosił   Payne'a   za   obraźliwe   słowa,   które   spowodowały   taką   jego   reakcję.
Wyraził też nadzieję, że Payne jest usatysfakcjonowany i wielkodusznie podał mu rękę.
Ludzie, którzy przyznają się do swoich błędów i przepraszają za nie, nie są wcale słabi. Trzeba być
silnym wewnętrznie, by przyznać się do błędu. Ponieważ kontakty interpersonalne są najtrudniejszą
rzeczą, jakiej podejmujemy się w życiu, wiadomo, że będziemy popełniać błędy. Ale gdy tak już się
stanie, przepraszając możemy zaoszczędzić sobie wielu utrapień.
3. Sprawdź, czy twoje nerwice nie niszczą twoich przyjaźni  - Jeżeli większość twoich przyjaźni
napełnia cię goryczą, dobrze zrobisz sprawdzając czy twoje nerwy i wzorce odnoszenia się do innych
nie są powodem takiego stanu rzeczy. Oto kilka elementów niszczących. Może niektóre z nich pasują
do ciebie?
Czasami   patrzymy   na   innych   przez   pryzmat   swoich   wcześniejszych   doświadczeń.   Dana   osoba
przypomina   nam   kogoś,   kogo   przedtem   znaliśmy,   albo   kojarzy   nam   się   ona   z   konkretnymi
niepowodzeniami.
Przez kilka miesięcy obserwowałem pewną trzydziestojednoletnią wdowę. Była kobietą drobną, miała
błyszczące niebieskie oczy, ale przy każdym ruchu drżała. Była dowcipna i odrzucała głowę do tyłu,
śmiejąc się. Miała odpowiedzialną pracę i bardzo dobre zarobki. Jej inteligencja była wyższa ponad
przeciętną.
Ale dokąd zaprowadziły ją te wszystkie atrybuty w stosunkach z mężczyznami? Nigdzie. Oczywiście,
była bardzo atrakcyjna i bardzo
chciała ponownie wyjść za mąż. Niestety bez przerwy mówiła i robiła takie rzeczy, które odstraszały
mężczyzn. Oni ją opuszczali, a ona znów przez jakiś czas lamentowała.
Próbowaliśmy znaleźć ten element, który powodował, że miała tyle kłopotów. W tym czasie zaczęła
przypominać sobie i opowiadać okropne zdarzenia towarzyszące przypadkowej śmierci jej męża. Cały
ten materiał był tak niemiły i tragiczny, że odrzuciła go ze swej pamięci. Kiedy udało mi się odkryć jej
przeszłość - najdelikatniej jak mogłem - raz nad tym wszystkim płakała, to znowu wpadała w złość.
Jednak w trakcie przyglądania się tej plątaninie emocji, zauważyła tę wojnę, która w niej się toczyła.
Zdała sobie też  sprawę z tego, jakiego spustoszenia dokonały te wspomnienia w jej stosunkach z
mężczyznami. Z jednej strony chciała ponownie wyjść za mąż, z drugiej obawiała się, że może znowu
stracić drogą jej osobę. Odpychał ją nawet widok ciała mężczyzny.
Przeszłość wpływała więc znacząco na teraźniejszość. Kiedy jednak zauważyła, co jej podświadomość
z  nią "wyprawia", zaczęła  postępować tak, aby nie dopuścić  do  skażenia teraźniejszości  dawnymi
zdarzeniami. Wkrótce jej kontakty z mężczyznami zaczęły wyglądać normalnie. Teraz od kilku lat jest
szczęśliwą mężatką.
Mam   jeszcze   jedną   pacjentkę,   która   ma   problemy   we   współżyciu   z   innymi,   również   z   powodu
przeszłych   doświadczeń.   W   tym   przypadku   kobieta   nie   ufa   kobietom.   Nie   była   potrzebna   jakaś
wyjątkowa   psychoanaliza,   żeby   stwierdzić   gdzie   ten   brak   wiary   ma   początek.   Jej   matka   była
alkoholiczką, nieosiągalną dla swej córki przez  większość czasu. Kiedy była trzeźwa, krytykowała
dziewczynkę i karała ją najsurowszymi karami. Dziewczynka była szczupła i miała słaby apetyt. Kiedy
nie jadła tyle, ile uważała za stosowne jej matka, rozstawiano dokoła niej swego rodzaju metalowy
ekran, aby nie rozpraszała się, patrząc na rodzeństwo przy stole. Jeżeli wtedy także nie jadła, kazano jej
siedzieć nad zimnym jedzeniem, czasem tak długo, aż inni szli już spać.
Moja pacjentka nie była dobrą uczennicą, a jej rodzice intelektualiści wymyślali jej za jej głupotę.
Prowadzili ją do psychiatrów (którzy orzekli, że dziewczynka nie jest umysłowo chora, lecz ma po
prostu średni współczynnik inteligencji), aż stargali jej poczucie pewności siebie do tego stopnia, że
jest ona teraz pełna lęków i błagalnie prosi mnie co tydzień o dodanie otuchy. Przywiera do pożywienia
emocjonalnego, jakie jej daję, jakby była głodującym dzieckiem w Kalkucie.
Ona nawet nie śmie mieć nadziei na miłość ze strony kobiet. Przeszłość jest wciąż od niej silniejsza.

background image

Leczenie tej kobiety z pewnością będzie długie i uciążliwe. Będę jej jednak pomagał, bez względu na
to, jak długo to potrwa.
4. Sprawdź, czy nie stosujesz przestarzałych metod współżycia z innymi  - Każdy z nas posiada
jakieś potrzeby emocjonalne i z czasem każdy z nas wypracował sobie swoje metody ich zaspokajania.
Niestety można nauczyć się metod, które zamiast pomagać, będą przysparzać nam coraz to nowych
kłopotów.
Pewien znajomy mi mężczyzna wzrastał w domu wystarczająco ustabilizowanym, w którym jednak nie
było dość miejsca na wyrażanie uczuć ani słownie, ani fizycznie - chyba, że zachorował. W takim
przypadku jego matka stawała się dość czuła, opiekowała się nim, wstawała w nocy, żeby go otulić i
poświęcała mu wiele uwagi.
Dziecko potrzebuje okazywania miłości, będzie więc chwytać się wszelkich metod jej osiągnięcia. W
tym przypadku metoda była prosta: chorować jak najwięcej. Nie, chłopak nie udawał, że jest chory. On
łatwo   zapadał   na   przeziębienia,   zawsze,   gdy  czuł   się   zagrożony  lub   znalazł   się   pod   presją,   albo
potrzebował nieco więcej miłości. Była to neurotyczna metoda otrzymywania potrzebnych bodźców,
ale przecież działała.
Potem chłopak ożenił się. Oczywiście większość swoich starych modeli współżycia z ludźmi przeniósł
do małżeństwa, włącznie ze sztuczką "zachoruj, kiedy potrzebujesz miłości".
Rzecz jednak polegała na tym, że jego żona nic chciała mieć nic wspólnego z chorobami i chorymi
ludźmi. Sama nigdy nie chorowała. Kiedy więc on okazywał swoje stare syndromy chorobowe, ona
zwracała na niego mniej uwagi zamiast więcej. Mimo to biedak wykorzystując prawie nieświadomie
stare metody dalej prosił o miłość, zapadając na przeziębienia. Oczywiście bez skutku.
Po latach niepowodzeń małżeńskich mężczyzna ten odkrył, w jaki sposób problemy psychosomatyczne
wpędzały   go   w   kłopoty,   dlaczego   rozwinął   w   sobie   to   zjawisko   i   jak   maje   zmienić   na   bardziej
bezpośrednie i przynoszące sukces w ubieganiu się o miłość żony.
Być może, że twoje metody są inne, ale przyjrzyj się twoim kontaktom z innymi i sprawdź, czy któraś z
dotychczas stosowanych przez ciebie metod nie działa przeciwnie do twoich planów.
5.   Sprawdź,   czy   nie   masz   zbyt   wygórowanych   potrzeb  -   Jednym   ze   zjawisk,   z   jakimi   my
psychoterapeuci spotykamy się na co dzień, jest to, że im większe mniemanie posiada ktoś o sobie, tym
lepszych przyjaciół będzie prawdopodobnie wybierał; dlatego, im lepsze stosunki interpersonalne, tym
bardziej   wzmacniane   jest   poczucie   swojej   wartości.   Natomiast   im   gorsze   ktoś   posiada   o   sobie
mniemanie,   tym   gorszych   wybiera   sobie   przyjaciół.   Stąd   też   jego   stosunki   prawdopodobnie   będą
marne, a samoocena będzie się obniżać.
Jak przerwać to błędne koło? Istnieją dwa podstawowe sposoby. Pierwszym jest próba zainicjowania
dobrych stosunków w poradni. Nie jest wykluczone, że będą one najlepsze z tych, które dany pacjent
posiada. Może nawet będzie to jedyny dobry kontakt.
To jednak nie wszystko, ponieważ ludzie, którzy uzależnieni są od ich aprobowania przez innych mogą
być rozczarowani; co więcej, ich silna potrzeba aprobaty może zniszczyć relację przez jej przeciążenie.
Psycholog M. Esther Harding dobrze przeanalizowała to powszechne zjawisko i dlatego mogła napisać:
"Kiedy ktoś nie jest pewny siebie, zawsze potrzebuje aprobaty innych lub ich pomocy i jest załamany
krytycyzmem z ich strony. Znaczy to, że nie posiada wewnętrznego kryterium oceny samego siebie.
Jeżeli takiego człowieka nie akceptują, załamuje się; jeżeli go nie zauważają, przestaje, egzystować, ale
jeżeli go chwalą, znajduje się w siódmym niebie. Ma on słabe poczucie własnej wartości, chociaż może
wydawać się osobą ego-tyczną, ponieważ zawsze poluje na pochwały. Mruczy z zadowolenia i pyszni
się, kiedy je otrzymuje, rozkoszując się atmosferą aprobaty. Jednocześnie, zazwyczaj, ukrywa siebie i
swoje urazy, jeśli ona nie nadchodzi. Jego środek ciężkości nie znajduje się w nim samym, lecz w
ludziach, którzy znajdują się dokoła niego".
Nauka płynąca z tego jest  oczywista: nie można być zależnym od innych jeśli chodzi o poczucie
własnej wartości. Musi ono wypływać z naszego wnętrza.

background image

"Przyjaźń jest jak pieniądze; łatwiej ją zdobyć,

niż zatrzymać przy sobie".

Samuel Butler

Sztuka twórczego przebaczania

Z tego, co do tej pory powiedziałem jasno wynika, że wierzę, iż można uratować upadające przyjaźnie.
Zdarza się, że współżycie z daną osobą zupełnie się nie układa, wtedy taki kontakt jest przerywany.
Najczęściej jednak nadwątlone stosunki interpersonalne pozostają takimi z powodu braku cierpliwości,
która pozwoliłaby partnerowi na wspomniane wcześniej uczucia negatywne, na czasowe zawieszenie
kontaktów, a w końcu na przebaczenie.
Czasem   w   samej   naturze   kontaktów   międzyludzkich   leży  tworzenie   konfliktów.   Gdy  porównamy,
trwającą prawie przez całe życie, korespondencję Tomasza Jeffersona z Jamesem Madisonem, która
była   z   zasady   bardzo   formalna   i   chłodna   (obaj   nigdy   się   nie   kłócili)   z   błyskotliwymi   i   czasem
swarliwymi listami tego pierwszego do Johna Adamsa, widać wyraźnie, że Jefferson o wiele bardziej
kochał Adamsa niż Madi-sona. Mimo to ta znana przyjaźń została przerwana przez jedenastoletnią
złowrogą   ciszę.   Obaj   czuli   się   nieszczęśliwi   z   powodu   urazy,   odwilż   okazała   się   jednak   bardzo
powolna.   Benjamin   Rush,  lekarz  i   polityk,  zwany  ojcem   psychiatrii,  znał   dobrze   obu   mężczyzn   i
wiedział, że obaj tęsknią za pojednaniem. Wobec tego przenosił informacje od jednego do drugiego, aż
ci dwaj zdecydowali się w końcu na podjęcie korespondencji. W ciągu następnych 14 lat, dopóki obaj
nie umarli w 1826 roku, wymienili wiele ciepłych listów, z których kilka było najwspanialszymi listami
Jeffersona w ogóle.

Wybaczanie jako siła pozytywna
Osoba przebaczająca jest czasami pojmowana jako osoba słaba, ale przecież prawda jest zupełnie inna.
Trzeba mieć wiele sił, żeby wybaczać, ponieważ wybaczanie zawiera w sobie ogromną moc. Zmienia
ono zarówno ciebie, jak i osobę tobie najbliższą.
Nienawiść zaś wyrządza wiele złego nienawidzącemu. Rozmawiałem kiedyś z pewną młodą matką,
najeżoną zawziętością. Rodzice jej męża powiedzieli jej coś niemiłego, miała miejsce nieprzyjemna
scena   i   kobieta   ta   powiedziała:   "Nigdy  już   nie  będę   miała   tego   samego   uczucia   do   teściów.   On,
przepraszali mnie, ale nie mogę zapomnieć, co powiedzieli".
Zrobiło mi się jej żal, ponieważ to ona bardziej cierpiała z powodu nienawiści, niż jej teściowie. W
rzeczywistości niebezpieczeństwo zawziętości, oszczerstw, gniewu i złości polega na tym, że takie
postawy zżerają nas samych jak kwas (porównaj Ef 4,31-32). Nasza zawziętość nie tylko przelewa się
na ludzi dokoła nas, ale pożera także nasze własne dusze.
Przyjaciółka Clary Barton, założycielki Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, przypomniała jej kiedyś
o pewnej brutalności, którą kiedyś jej wyrządzono. Zdawało się jednak, że Panna Barton nie pamięta
tego faktu.
- "Nie pamiętasz tego? - spytała przyjaciółka. - Nie - padła odpowiedź
- ale dobrze pamiętam, jak o tym zapomniałam".
Nie można być wolnym i szczęśliwym, przechowując w pamięci stare żale, pozbądź się ich więc.
Zbieraj   znaczki   pocztowe,   monety,   cokolwiek,   ale   nie   zbieraj   urazów.   Tak   jak   nasza   zawziętość
wyzwala   to   samo   uczucie   u   innych,   tak   miłość   fodzi   miłość.   Bogu   dzięki   za   tych   wszystkich
dynamicznych i twórczych ludzi, którzy mimo skrzywdzenia nie pozwalają na skumulowanie się na
świecie tak wielkiej ilości nienawiści. Tacy ludzie zamiast oddawać cios, przebaczają.
Kiedy byłem studentem, mieszkaliśmy w takiej dzielnicy Los Angeles, w której było bardzo dużo
dzieci, w tym wiele z biednych rodzin. Jedynym miejscem do zabawy była dla nich ulica i często
zatrzymywałem się, aby porozmawiać z chłopcami i dziewczynkami. Pewnego dnia jakiś miły głos
powiedział za mną: "Dzień dobry panie McGinnis".

background image

Odwróciłem się i ujrzałem małąpieguskę w wieku siedmiu lub ośmiu lat. Jechała, chwiejąc się, na
rowerze brata. Miała na sobie kostium kąpielowy i lizała lizaka. Jej oczy były niebieskie, jak zatoka w
Santa   Monica.   Opuściła   jedną   nogę,   żeby   się   zatrzymać,   a   ja   powiedziałem:   "Cześć   mała,   nie
widziałem cię już tutaj od paru dni.
- Byłam na wycieczce.
- Gdzie?
- Pojechałam na dwa tygodnie do mamy, do Santa Barbara. Widzi pan, ona się wyprowadziła i więcej
już z nią nie mieszkam".
Skrzywiłem się i zacząłem się zastanawiać, jak matka mogła zostawić tak wspaniałą dziewczynkę.
Oczywiście nie wiem dlaczego życie jej matki tak się ułożyło, być może okoliczności były dla niej nie
do przezwyciężenia. Jednak, czy nie zdaje sobie sprawy, jak zawzięta kobieta wyrośnie z jej córki?
Wówczas zatrzymałem się, żeby popatrzeć jak dziewuszka  odjeżdża  na rowerze, szczęśliwie liżąc
lizaka. Zdałem sobie sprawę z tego, że ona wcale nie jest zawzięta. Otrzymała cios, o który nie prosiła,
i na który nie zasługiwała. Nie oddaje go jednak dalej. Dla niej ważniejsze jest słońce i szczęście.
Zatrzymała się, by powiedzieć mi "Dzień dobry, panie McGinnis" i żeby opowiedzieć mi o swojej
podróży.  Jeżeli   więc   dalej   będzie   szła   przez   życie   nie   "kolekcjonując"   żali,   a   uśmiechając   się   w
odpowiedzi na cios, z pewnością wyrośnie z niej piękna i czarująca kobieta.

Bądź pierwszym, który zakopie topór wojenny

Jeżeli przebaczamy pozytywnie, przejmujemy inicjatywę. W tym miejscu mam wielką trudność. Gdy
ktoś przeprasza, zazwyczaj ma chęć zakopać topór, ale gorzej jest, gdy zostałem urażony (albo sądzę,
że tak było), a przeciwnik nie zdaje sobie nawet sprawy ze swego błędu.
Co począć z osobą, która jest na tyle nieznośna, że nigdy nie mówi "przepraszam"? W tym miejscu
wiele zrozumiemy, przyglądając się jak Chrystus nam przebacza. Wstrząsającą dla nas rzeczą jest, że
Bóg nie czekał aż Go przeprosimy, zanim przysłał nam swojego Syna. "Bóg zaś okazuje nam swoją
miłość przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami." (Rz 5,8) To znaczy nie
czekał   na   naszą   skruchę,   na   zmianę   naszego   sposobu   życia.   Gdyby   czekał,   oczywiście   nie
okazalibyśmy skruchy. Lecz On okazał nam swą Miłość przez to, że wybaczył nam, kiedy na to nie
zasługiwaliśmy, ani nawet o to nie prosiliśmy.
Kiedy ktoś tak cię pokocha, chcesz się zmienić. Pomyśl przez chwilę o ludziach, którzy mieli na ciebie
dobry wpływ, którzy wyłuskali z ciebie to, co w tobie najlepsze. Czy nie są to ludzie, którzy mieli
inicjatywę   w   stosunku   do   ciebie,   którzy   w   ciebie   wierzyli,   i   którzy   przebaczali   ci   twoje   błędy?
Zmieniłeś się, ponieważ zaakceptowali cię takim, jakim byłeś.
W powieści Jamesa Hiltona pt: "Do widzenia, panie Chips", bohater jest nieśmiałym, głupkowatym
nauczycielem, niezdarnym i nieatrakcyjnym na tuzin różnych sposobów. Spotyka kobietę, zakochują
się w sobie i pobierają się. Właśnie przez nią staje się miłym, łaskawym i przyjacielskim człowiekiem
na tyle, że w końcu staje się najbardziej kochanym nauczycielem w szkole. W miłości zawarta jest
potencjalna pozytywna siła.
Co miał na myśli św. Paweł pisząc w swym hymnie do miłości, że "Miłość (...) nie pamięta złego (...)"?
(1 Kor 13,5) Sądzę, że miał na myśli to, że aby kochać trzeba wierzyć, że charakter człowieka się
zmienia, że zmiany w ogóle istnieją, że ludzie okazują skruchę i że czasami się zmieniają. Innymi
słowy   twierdził,   że   kiedy   łączą   nas   z   kimś   stałe   kontakty,   należy   żyć   teraźniejszością,   a   nie
przeszłością, ponieważ wcześniej czy później, w każdej relacji międzyludzkiej, ktoś zostanie urażony.
W chwili słabości ukochana osoba zostawi nas, skrytykuje bardzo, onieśmieli, albo w ogóle od nas
odejdzie. Jeżeli zatrzymamy w pamięci te złe postępki, nasz kontakt będzie stracony. Prowadzenie zaś
szczegółowych "wykazów" czyichś postępków prowadzi nas do oskarżania bliskich, ponieważ mamy
zazwyczaj krótką pamięć, jeśli chodzi o nasze własne błędy.
Gdy więc chcemy autentycznie przebaczać, musimy tolerować postępowanie innych tak samo,  jak
tolerujemy  siebie   samych.  Zwróćmy   uwagę   na   to,   jak   wyrozumiali   potrafimy  być  w   stosunku   do
własnych   "faux   pas"   interpersonalnych:   nie   zamierzaliśmy   popełniać   błędu,   albo   nastąpił   on   w

background image

momencie stresu, albo nie byliśmy tamtego dnia w nastroju, albo następnym razem będzie już lepiej.
Nie widzimy siebie takimi, jakimi naprawdę jesteśmy, ale takimi, jakimi chcielibyśmy być, podczas
gdy innych widzimy dokładnie takimi, jakimi są. Jezus w takich kontaktach jak ze św. Pawłem, czy
kobietą   przy   studni,   widział   ich   takimi,   jakimi   próbowali   być   i   takimi,   jakimi   mogli   się   stać.
Rozszerzmy ten sposób rozumowania na wszystkich naszych bliskich, może on pomóc w budowaniu
prawdziwych głębokich przyjaźni.

Wybaczać proporcjonalnie
Pomocne   będzie   przypomnienie   sobie,   jak   wielkodusznie   wybaczył  nam   Bóg.   Generał   Oglethorpe
powiedział kiedyś do Johna Wesley'a, angielskiego ewangelisty i teologa: "Nigdy nie przebaczam i
nigdy nie zapominam". Wesley odpowiedział na to: "Wobec tego, sir, mam nadzieję, że nigdy pan nie
grzeszy". Bardzo trafnie, bo kiedy przypominamy
sobie, iłe nam Bóg przebaczył, nasze własne żale do innych okażą się wręcz mikroskopijne.
Modlenie się "Ojcze, odpuść nam nasze winy, tak jak i my odpuszczamy naszym winowajcom" może
nas zmienić. Pewien makler, którego nazwę Jerry, poróżnił się z innym maklerem z tego samego biura.
Pokłócili się z powodu pewnego klienta i od tego czasu, chociaż codziennie przechodzili obok siebie,
nie rozmawiali ze sobą. Pewnego dnia, kiedy Jerry modlił się w kościele modlitwą Pańską, doszedł do
fragmentu o przebaczeniu. "Nie miałem wątpliwości - powiedział - kto nie miał racji. Sam nie miał
racji, zabierając mi klienta. Ale to, że nie rozmawialiśmy ze sobą też nie było słuszne i musiałem coś z
tym zrobić.  Kiedy  inni  powtarzali  dalszą  część  modlitwy,  ja  prosiłem   Boga o  pomoc  w   relacji  z
Samem.   W   poniedziałek   rano,   kiedy  giełda   została   zamknięta   i   kończyłem   pracę,   jeszcze   raz   się
pomodliłem, podszedłem do biurka Sama i powiedziałem: "Sam, mówiłeś mi kiedyś, że Twoja żona
cierpi na artretyzm. Jestem ciekaw, jak sobie z tym daje radę".
Na początku Sam  wydawał  się  zaskoczony, ale później   zaczęły się sypać słowa - jak  to w  ciągu
ostatniego roku byli u trzech specjalistów i że ona czuje się teraz trochę lepiej. W trakcie rozmowy
powiedział o spacerze, jaki odbyli poprzedniego wieczora na odcinku dwóch bloków i że to się udało.
Wśród innych rzeczy powiedział, że jest zbyt szybki w mowie i że często robi rzeczy, których potem
żałuje. Chociaż nie powiedział tego wprost, wiedziałem, że w taki sposób mnie przeprasza.
Następnego ranka Sam przechodząc koło mojego biurka powiedział tak jak dawniej "Dzień dobry,
Jerry". Ja odpowiedziałem "Dzień dobry, Sam".

Przebaczanie z modlitwą
Jeszcze jedna rzecz. W ostatecznej analizie potrzebujemy Boskiej mocy, aby móc zapomnieć. Chociaż
próbujemy być podobni do Chrystusa i cierpliwi, chociaż z wysiłkiem staramy się kontrolować nasze
uczucia, jednak zgorzknienie i chęć zemsty czasem w nas wybucha i wylewa się wrząca lawa naszej
wściekłości. Potrzebujemy pomocy od Boga. Z pewnością nie przez przypadek Chrystus namawia nas
do modlitwy za tych, którzy nas prześladują. Kiedy modlimy się za naszych nieprzyjaciół, zdarzają się
zdumiewające rzeczy.
Rozmawiałem   z   młodym   mężczyzną,   który   niedawno   zdecydował   się   uwierzyć   i   oddał   Bogu
kierownictwo nad swoim życiem. Wcześnie został sierotą, miał ograniczone możliwości startu w życiu.
"Nigdy  nie  byłem  w  stanie  żyć  w  zgodzie   z   moimi   zwierzchnikami  - powiedział  -  a  szczególnie
pogardzałem moim majstrem. Wyglądało na to, że on mnie
nie   znosi,   a   ja   nie   mogłem   się   doczekać   okazji   do   zemsty.   Skoro   jednak   teraz   próbuję   być
chrześcijaninem, to zdecydowałem się modlić codziennie. Modliłem się za moją rodzinę, za sąsiadów,
a potem zaciskałem zęby i modliłem się za mojego majstra. Wyobraź sobie, od kiedy zacząłem to robić,
coś się z tym facetem zaczęło dziać. Minęło tylko kilka tygodni, ale on bardzo się zmienił i jesteśmy
teraz najlepszymi przyjaciółmi.
Oczywiście - uśmiechnął się - to chyba ja zmieniłem się najbardziej".

background image

Bóg może Cię zmienić, jeśli Go o to poprosisz. Jeśli system pamięci w Twoim umyśle gromadził
zgorzknienie, chęć zemsty i złośliwość, Chrystus chce tam wejść i skasować to wszystko, a w zamian
dać Ci miłość.
Chrystus jest kimś w rodzaju eksperta od przebaczania. To On powiedział "Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią".

"Spojrzenia ponad koktajlem,

Które zdawały się tak słodkie,

Nie są tak pełne miłości,

Nad ściętą pszenicą."

Benny Fields

Eros: jego siła i jego problemy

Przez   całą   tę   książkę   starałem   się   wykazać,   że   najlepsze   przyjaźnie   i   najlepsze   małżeństwa   mają
wolność   niejako   w   nie   wbudowaną.   Co   więcej,   powiedziałem,   że   powinniśmy   zawierać   bliskie
przyjaźnie z przedstawicielami płci przeciwnej, także poza małżeństwami.
Co jednak stanie się wtedy, gdy Eros uniesie swą głowę i zaangażujemy się seksualnie z jedną z tych
bliskich znajomych osób? Co wtedy, gdy ta druga osoba zacznie być dla ciebie czymś więcej niż twój
małżonek?   Wcześniej   czy  później   tak   się   stanie,   jeśli   będziesz   propagatorem   bliskości   i   będziesz
otwarcie wyrażał swoje ciepłe uczucia do innych.
Zanim zaczniesz  czytać dalej, powinieneś wiedzieć dokąd zmierzam. Bo może się zdarzyć, że nie
będziesz   chciał   tego   czytać.   Jestem   prawowiernym   chrześcijaninem,   który   mocno   wierzy   w
zobowiązania   małżeńskie   i   rodzinne.   Jako   psychoterapeuta,   rozmawiam   z   ludźmi   połączonymi
wszystkimi   z   możliwych  stosunków   seksualnych  i   im   więcej   dowodów   klinicznych  zbieram,   tym
bardziej jestem przekonany, że zakaz cudzołóstwa był dany nie po to, żeby nas pognębić, ale po to, aby
nas uchronić. Jeżeli więc spodziewasz się znaleźć w tym rozdziale jakieś usprawiedliwienie dla swych
pozamałżeńskich poczynań seksualnych, zawiedziesz się. Jeżeli jednak dokuczają Ci twoje ciągoty
seksualne i często czujesz się winny, przyda Ci się przeczytać ten rozdział.

Seksualizm trzeba akceptować

Pan Bóg stworzył nas istotami płciowymi i, co jasno widać, nie uczynił nas zainteresowanymi tylko
jedną osobą. Należy to stwierdzić na samym początku. Faktycznie powiedziałbym nawet, że pewna
ilość napięcia seksualnego wisi w powietrzu zawsze, kiedy mężczyzna i kobieta są razem. Zazwyczaj
nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale tak jest.
Czy to źle? Zdecydowanie nie. Jest to jedna z rzeczy, które "napędzają" świat.
Ostatnio jadłem obiad z pewną 85-letnią kobietą, pobożną chrześcijanką, ale jakby jednocześnie trochę
kokietką. Jedliśmy w  romantycznej restauracyjce i nie było wątpliwości,  seks wisiał w powietrzu.
Sądzę, że podobało jej się to i wiem, że mnie również!
Jednym z problemów ludzi mających taki zawód jak mój, jest to, że terapeuta mężczyzna ma stale
kontakt   z   atrakcyjnymi   kobietami,   które   odczuwają   głód   emocjonalny.   Według   pewnych   danych,
przynajmniej   10   proc.   psychiatrów   i   psychologów   dopuszcza   istnienie   stosunków   płciowych   z
pacjentkami. Osobiście wyrażam nad tym ubolewanie. Takie postępowanie zawiera w sobie wszelkiego
rodzaju szkodliwe psychologicznie rezultaty, nie mówiąc o aspekcie moralnym i etycznym. Ja jestem
więc uczciwy w stosunku do kobiet, które przychodzą do mnie po poradę. Czy to jednak ma znaczyć,
że nigdy moje pacjentki nie pociągają mnie? Nie. W rzeczywistości byłbym zdziwiony, gdyby od czasu
do czasu jakaś kobieta nie powiedziała mi, że odczuwa do mnie pociąg seksualny.

background image

W pewnych kołach religijnych tak wiele mówi się o kontrolowaniu instynktów, że ogromna większość
energii psychicznej zużywana jest na hamowanie fantazji seksualnej, żeby mieć "czyste myśli".
Istnieją   dwa   rezultaty  takiego   postępowania.   Pierwszym   jest   niepokój.   Nasz   popęd   seksualny  jest
ogromną siłą i próbowanie "wycofania go do podświadomości" podobne jest do próby "zakorkowania"
wulkanu; eksplozja jest bardziej niż tylko prawdopodobna. Często widzę to w mojej poradni. Osoby
religijne mówią:" Nie wiem co we mnie wlazło. Zawsze byłam świętoszką i nie interesował mnie nikt
poza moim mężem, aż nagle, ni stąd, ni zowąd, okazało się, że mam romans".
Drugim wynikiem takiego hamowania popędu jest stałe poczucie winy z powodu jej czy jego pociągu
seksualnego, ponieważ "wycofanie" nigdy nie jest w pełni osiągalne.
Chciałbym  teraz  zaproponować  inne   podejście  do  sprawy  odczuć   seksualnych: akceptuj  je  takimi,
jakimi są. Jak powiedzieliśmy wcześniej twoje odczucia nie są złe, problem zaczyna się, gdy zaczynasz
według nich postępować i wkraczasz w świat moralności. Pozwól więc sobie na to, by czuć wszystko.
Nie obawiaj się swojej podświadomości.
Wielu z moich religijnych pacjentów odczuwa ulgę, gdy dowiaduje się, że ludzie fantazjują podczas
stosunków płciowych i myślą wtedy o zupełnie innych osobach. Wydawało im się, że to tylko oni tak
postępują.
Kiedy Jezus  powiedział, że pożądając kobietę już dopuszcza się z nią cudzołóstwa, nie mówił, że
popełnia   się   grzech   za   każdym  razem,   kiedy  ma   się   "seksualne"  myśli.   Gdyby tak   było,  wszyscy
grzęźlibyśmy   w   błocie   codziennego   grzechu.   Przez   pożądanie   rozumiał   on   świadome   dążenie   do
uwiedzenia,   pozwalając   sobie   na   obsesję   pożądania   seksualnego.   Wtedy   właśnie   nadchodzi
niebezpieczeństwo, dzieje się tak jak powiedziano. Wcześniej czy później, na skutek obsesji, nastąpi
czyn.   Istnieje   przecież   różnica   między   przemijającym   zainteresowaniem,   co   jest   normalne,   a
konkretnym zamiarem uwiedzenia.

Czy przestałem kochać?

To pytanie często słyszę i naprawdę zawsze biorę je sobie głęboko do serca, ponieważ osoba zadająca
je boi się tego robić. Czuje się winna posiadania takich wątpliwości i prawie zawsze mówi: "A może ja
nigdy nie kochałam".
Ci,   którzy   mówią   o   zakochaniu   się,   jak   o   czymś,   co   niejako   zdarza   się   wbrew   ich   woli,   jak
przypadkowe wpadnięcie do wody, zazwyczaj odkochują się równie łatwo. Miłością nazywają to, co
miało miejsce pomiędzy Omarem Sharifem i Julie Christie, albo pomiędzy Clarkiem Gable i Carole
Lombard - nieprzezwyciężona pasja i chęć pozostania z osobą ukochaną do końca życia, nieodparte
uczucie, że On jest jedynym mężczyzną na świecie i że każda chwila spędzona bez Niego jest tortu-
rami. Wszystko to puste słowa. Idea istnienia na świecie tylko jednego mężczyzny albo tylko tej jednej
kobiety   jest   nonsensem.   Można   z   pewnością   kochać   więcej   niż   jedną   osobę   jednocześnie.   W
rzeczywistości byłbyś szczęśliwy, poślubiając jedną z wielu tysięcy osób.
Niektórym kobietom wydaje się niezrozumiałe to, że mogłaby kochać jednocześnie męża i jakiegoś
innego mężczyznę. Kiedy więc pojawia się jakiś inny, sądzą, że stara miłość już umiera. Kochać można
jednak więcej niż jedną osobę. Mężczyzna kocha matkę, żonę, córkę na różne sposoby, ale kocha
przecież wszystkie trzy. Kiedy zaś będzie miał kontakt z wieloma kobietami, będzie okazywał im
zainteresowanie w najróżniejszym stopniu, włącznie z pociągiem seksualnym.
Kiedy   więc   kobieta   mówi:   "Proszę   mi   pomóc,   nie   wiem   czy   jeszcze   kocham   swego   męża"
odpowiadam, że prośba ta nie ma sensu. Ona oczywiście kocha go, inaczej nie zależałoby jej w ogóle
na poruszaniu tej sprawy. Jej miłość będzie podlegać wielu zmianom i jeżeli nie wpadnie w panikę,
może od przyszłości oczekiwać tylko dobrego. Sensownym pytaniem będzie natomiast: "Czy pragnę
kontynuowania kontaktów z moim partnerem?" Kiedy miłość zniknęła, znaczy to prawdopodobnie tyle,
że to, co może się popsuć w stosunkach międzyludzkich, popsuło się, a zazwyczaj można to naprawić.
Fakt, że mężczyzna chciałby mieć czasem jedną z sex-bomb zamiast swojej żony, w rzeczywistości ma
niewielki   związek   z   przyszłością   małżeństwa.   We   wszystkich   trwałych  małżeństwach   jakie   znam,
każdy z partnerów w jakimś czasie interesował się osobą trzecią. Kiedy kobieta zauważy, że może

background image

rozmawiać   ze   swoim   szefem   o   poezji   i   odkrywa,  że   szef   jest   także   zafascynowany  Baudelairem,
wytwarza się owo napięcie, a żadne małżeństwo nie jest w stanie dostarczać regularnie takiego bodźca.
Stara plotka mówi, że ludzie nigdy nie szukają nikogo poza małżeństwem, jeśli w domu nie zacznie się
coś psuć, ale jest to, oczywiście, nieprawdą. Nie ma sposobu, aby długoletnie małżeństwo, bez względu
na to jak dobre, mogło uniknąć czasowych perturbacji.
Rzecz w tym, że nowe związki w końcu stają się starymi, a nuda od której się ucieka pojawia się na
nowo. Niektórzy ludzie raz po razie zmieniają partnerów, ale takie "seriale" pozostawiają za sobą rany i
w końcu prowadzi to do cynizmu w sprawach miłości.

Słabnąca miłość romantyczna
Centralnym   problemem   jest   tutaj   efemeryczna,   mijająca   ekstaza,   nazywana   miłością   romantyczną,
która pojawia się i znika jak światło świecy na wietrze. Większość z nas przeżyła coś takiego i wiemy,
że kiedy jesteśmy w to zaangażowani jest wspaniale. Oczywiście nie neguję jej, ponieważ jest ona
jedną z najwspanialszych rzeczy w życiu człowieka. Po wielu latach małżeństwa większość z nas
przeżywa   czasem   jej   powrót.   Szaleństwem   jednak   jest   spodziewać   się,   że   będzie   ona   nas
podtrzymywać przez całe małżeństwo.
Denis de Rougemont jest ekspertem w sprawach dotyczących romansu i napisał już wiele książek na
ten temat. Mówi on:
"W ciągu 7000 lat historii, kiedy jedna cywilizacja następowała po drugiej, nikt nie nadał miłości
znanej pod nazwą romansu tyle rozgłosu, co kino, druk i reklamy ... Żadna inna cywilizacja nie była tak
przeładowana zapewnieniem, że małżeństwo niebezpiecznie gryzie się z miłością tak pojętą, oraz że
należy małżeństwo uzależnić od miłości romantycznej".
James   Thuber,   reporter   "Chicago   Tribune"   i   "New   York   Times'a"   nie   jest   takim   erudytą   jak
Rougemont, ale okazuje się równie dobrym analitykiem, skoro pisze:
"Moją   antypatią   jest   ten   czysty   głos   przeciętnego   amerykańskiego   piosenkarza,   mężczyzny,   czy
kobiety, wyjącego lub zawodzącego w kiepskich piosenkach o miłości. Amerykanie wychowani są tak,
że nie potrafią odróżnić miłości od seksu. Uważamy, że jest rozwiązanie typu nacisnąć guzik, albo, że
jest   to   stała   kuracja   niezadowolenia   i   najpewniejsza   droga   do   szczęścia.   Nasza   ignorancja
sentymentalna powoduje, że traktujemy małżeństwo jako swego rodzaju środek uspokajający. Pewna
czterdziestosiedmioletnia   kobieta,   mająca   za   sobą   dwadzieścia   siedem   lat   małżeństwa   i   sześcioro
dzieci, i która naprawdę wie co to jest miłość, opisała mi ją kiedyś tak: Miłość jest wtedy, gdy już
nikogo nie potrzebujemy"'.

Korzenie impulsów błądzenia seksualnego

Przyjaźnie prowadzą czasami do cudzołóstwa, ponieważ gdzieś głęboko w umyśle każdego z nas tkwi
owa prowokująca idea. Taka tęsknota za czymś więcej, chęć wpadnięcia w pułapkę "wspaniałych"
przeżyć seksualnych młodości, nie może być lekko traktowana. Najczęściej jest to oznaką nudy. Często
zauważam, że mężczyzna jest nie więcej znużony żoną niż sobą samym. Dla niektórych życie jest po
prostu czasami nudne i nie ma od tego ucieczki. We wszystkim tkwi monotonność, stąd poszukiwanie
nowych przygód. Nie można za to winić mężczyzny czy kobiety, że chcą mieć osobę, która będzie za
nimi "szaleć", podziwiać ich i tęsknić za nimi. Kiedy jednak przyjrzeć się zjawisku bliżej, wiemy, że
pogoń za ciałem drugiej osoby nie zniweluje zupełnie poczucia nudy. Do tego należy dojść samemu.
Życie może być przygodą, jeżeli sami je takim uczynimy. Żadna osoba nie wyleczy nas ze znudzenia.
Często ludzie nudzą się, ponieważ nie starają się uczynić swego małżeństwa ekscytującym. Czasami
mówię osobie rozmyślającej nad niewiernością: "Czy sądzi pan (pani), że gdyby włożyć tyle samo
wysiłku w uszczęśliwienie swojego partnera, co w nowy związek, to czy małżeństwo zyskałoby na
tym?"   Taka   osoba   często   przyznaje,   że   małżeństwo   stało   się   monotonne   nie   z   powodu   wyboru
niewłaściwej osoby na partnera, ale dlatego, że spodziewała się, iż małżeństwo może być ekscytujące
bez podejmowania starań w tym kierunku.
Wcale nie kwestionuję, że w przypadku nowego partnera występuje pewna ilość dodatkowego niejako

background image

zainteresowania, ale jak powiedział
pewien   mężczyzna,   który   wiele   w   swym   życiu   błądził:   "Kiedy   wszystko   jest   już   powiedziane   i
zrobione, najlepszy na świecie seks przeżywa się ze swoją własną żoną w swojej własnej sypialni. Jest
się wolnym, należy się do siebie, a wiara i zaangażowanie pomiędzy małżonkami czyni ten fizyczny akt
wyjątkowo satysfakcjonującym".

O zdrowym rozsądku w przyjaźniach kobiet z mężczyznami

Oto   sześć   sugestii   przydatnych   w   kontrolowaniu   swoich   odczuć   seksualnych   dla   podtrzymania
przyjaźni:
1.  Nie ufaj zbytnio samemu sobie. Wiedz, że pożądanie seksualne zanika z czasem. Większość z nas
różni się pod względem ilości odczuć seksualnych i czasami ich siła może na nas spaść w najbardziej
niespodziewanej  chwili.  Gdy  twe uczucia  seksualne  znajdą  się w  stadium   "przypływu" uważaj  na
siebie.
2.   Wybieraj sobie towarzyszy, których małżeństwa są mocnymi związkami. Gdy partner poszukuje
miłości, trudno będzie utrzymać się w ryzach.
3. Bierz pod uwagę, gdzie i kiedy planujesz spotkania. Jedne bardziej pobudzają seksualnie, inne mniej.
Lunch, na przykład, z pewnością nie będzie prowadził do kłopotów, może natomiast kolacja spędzona
w restauracji, gdzie kochankowie spożywają wspólnie posiłki przy świetle świec.
4. Rozmawiaj o przyjaźniach. Sygnałem ostrzegawczym jest też fakt, że spotkania stają się potajemne.
Albo więc opowiedz o tej przyjaźni małżonkowi, albo uciekaj od niej.
5. Zakreśl sobie granice kontaktu fizycznego. Znajdź taką ilość afektacji fizycznej, która jest wygodna i
bezpieczna, ponieważ trudno jest kontrolować, gdy dotyk i pocałunki przekroczą pewne granice.
6. Uwalniaj się z sideł, gdy potrzeba. Czasem przyjaźń z przedstawicielem płci odmiennej wymyka się
nam z rąk i wiemy od razu do czego to doprowadzi. Jeśli więc zależy ci na małżeństwie, nie ma
wątpliwości, trzeba się wycofać, niezależnie od tego ile bólu będzie to kosztować.

Ufność cenniejsza od ekstazy
Nie zamierzam tu mówić, że dochowanie wierności małżeńskiej jest rzeczą łatwą. Od kilku tysiącleci
mężczyźni i kobiety walczą z faktem, że społeczeństwo domaga się monogamii, podczas gdy jesteśmy
jakby stworzeni do kochania większej liczby osób jednocześnie. Jest w nas równocześnie chęć bycia
wiernym jednej osobie, oraz dążenie do wielokrotnego kochania.
Zasadniczym pytaniem jest jednak, czy chcielibyśmy, aby nasz małżonek zaangażowany był w podobne
do omawianych flirty. Mężowie często mówią mi, że mogą mieć niewielkie przygody "na boku" bez
narażania na szwank swego małżeństwa. Lecz kiedy pytam, czy przyznaliby swoim żonom prawo do
takich tymczasowych stosunków bledną ze zdziwienia. Bertrand Russel, angielski filozof i matematyk,
laureat Nagrody Nobla, był wielkim propagatorem wolnej miłości, nie lubił jednak, gdy ktoś kręcił się
koło jego żony.
Na dłuższą metę istnieje jednak coś bardziej cennego niż uniesienie pochodzące z nowego seksualnego
skoku w bok. Tym czymś jest ZAUFANIE. Mam szczęście być mężem kobiety bardzo atrakcyjnej. Co
więcej ma ona cudowny uśmiech i zawsze wielu facetów wokół siebie, gdy jesteśmy w towarzystwie.
Ponieważ podoba mi się to, że moją żoną zachwycają się inni mężczyźni, i ponieważ nie mogę jej
przecież trzymać w zamknięciu, cieszę się, że zdołaliśmy w naszym małżeństwie wypracować sobie
wzajemne zaufanie.
Oboje mogliśmy przecież wybrać seksualną wolność, gdybyśmy chcieli pozostać w życiu sami, ale
zamiast tego chcieliśmy związku charakteryzującego się głębokim zaangażowaniem. Pozwala nam to
na   całkowicie   wolne   przyjazne   kontakty   z   przedstawicielami   płci   odmiennej.   Kiedy   zasiadamy
wieczorem razem do kolacji, żeby opowiedzieć sobie zdarzenia minionego dnia, nie potrzebujemy się
pytać wzajemnie o szczerość.
Czasami  zdaje  mi  się,  że jestem facetem  "sexy", ale nawet  w  chwilach wyjątkowych  złudzeń  nie
spodziewam się, żeby moja osobowość seksualna absolutnie wykluczała możliwość zainteresowania

background image

mojej   żony   innymi   mężczyznami.   W   rzeczywistości   jestem   pewien,   że   czasami   jakiś   mężczyzna
wydaje się jej bardziej atrakcyjny ode mnie. Jest to jednak w porządku, ponieważ nasz związek cechuje
coś mocnego: wspólne wzajemne zaangażowanie.

"Przyjaciel to ktoś, kto przychodzi, gdy inni wychodzą ".

Walter Winchell

Ważny składnik: wierność

Jeżdżę czasami do Valyermo, gdzie klasztor benedyktyński stoi u stóp Gór Gabriel. Jedzenie jest tam
dobre,   w   pokojach   nie   ma   telefonów   i   jest   tam   możliwość   robienia   długich   spacerów   pomiędzy
drzewami Jozuego.
A i podczas posiłków rozmowy są interesujące. Bracia są dobrze wykształceni, szczycą się doktoratami
z takich uniwersytetów jak Harvard, Louvain, czy Sorbona.
Pewnego dnia siedziałem naprzeciw Ojca Eleuteriusza. Jest on wysokim, ascetycznym mężczyzną,
który raz w tygodniu jeździ setki mil do Claremont Graduate School wygłaszać wykłady dla studentów.
Znany jest ze swych uczonych prac filozoficznych. Tamtego dnia jego umysł zaprzątnięty był czym
innym i niewiele mówił podczas posiłku, dopóki nie dowiedział się, że piszę książkę o przyjaźni. Jego
oczy ożywiły się i powiedział: "Aha, o przyjaźni"
Potem zamilkł na chwilę, dumając. Jego twarz spochmurniała i rzekł: "To smutne, że w Ameryce tak
mało uwagi przykłada się do przyjaźni. Moich prawdziwych przyjaciół tutaj nie ma. Jeden jest w
Indiach, drugi w Belgii. Rozumiem przez to, że cechuje nas swoista wierność. Ja jestem przywiązany
do nich, a oni do mnie".
Wierność. Przywiązanie. To zapomniane słowa przeszłości, które jakby zniknęły z naszego słownika.

Piękno długotrwałych związków

Ci, których łączy z innymi wiele związków, wydają się wierzyć w związki trwające całe życie. To
ludzie, którzy pozostają ze swymi partnerami na dobre i na złe, którzy nawadniają wysychające źródła
uczuć.
Mój ojciec miał 68 lat, gdy umarł jego najlepszy przyjaciel. Żal ojca po śmierci Huberta upewnił mnie,
że ich przyjaźń znaczyła dla nich więcej niż te 60 lat wspólnie przeżytych. Jako chłopcy wzrastali w
tym   samym   miasteczku,   razem   chodzili   na   ryby   i   razem   polowali.   Przypominając   sobie   ich
podobieństwa, ojciec powiedział: "Tak, Hubert i ja mieliśmy wiele wspólnego. Margaret i twoja matka
były jedynymi kobietami, z którymi którykolwiek z nas wychodził i pozostaliśmy małżeństwami przez
ponad 40 lat". Czasem ci dwaj mężczyźni rzadko się widywali z powodu mnogości najróżniejszych
zajęć. Istniała jednak między nimi ukryta siła wierności. Hubert zawsze przysyłał nam pomarańcze, gdy
jego sady owocowały jesienią, a ojciec często wpadał do ogrodu Huberta, gdzie rozmawiali  długo
spacerując między szpalerami krzewów. Przez prawie ćwierć wieku chodzili do tej samej grupy w
szkółce niedzielnej.

Stałość

Są ludzie, którym nigdy nie udaje się połączyć z kimś innym jakimś stałym związkiem, i którzy są stale
w   "ruchu",   przeskakują   z   jednej   przyjaźni   do   innej,   sądząc,   że   dzieje   się   tak   właśnie   z   powodu
przyjaciół. Tacy ludzie spodziewają się znaleźć gdzieś na świecie kogoś, z kim będzie im wreszcie
naprawdę dobrze. Będąc często skłóconymi z rodziną, prowadzą ciągłe wojny z sąsiadami i często
"przenoszą się" z jednego małżeństwa na drugie.
Weźmy jednak pod uwagę następujący fakt: wcześniej czy później trzeba się będzie zatrzymać, żeby
dawać, nawet jeżeli otrzymuje się niewiele.

background image

Dzisiejsze prawo małżeńskie umożliwia łatwe zrywanie małżeństw, ale czy ktokolwiek uważa, że dziś
ludzie   są   ogólnie   bardziej   szczęśliwi   żeniąc   się   w   życiu   wiele   razy,  niż   sto   lat   temu,   gdy  mimo
nieporozumień   zostawali   małżeństwem.   Z   moich   doświadczeń   wynika,   że   większość   ludzi
niezadowolonych ze swoich obecnych partnerów, będzie tak samo niezadowolona z nowych partnerów.
Nie osądzam tutaj, ani nie krytykuję tych, którzy decydują się przerwać niszczące związki. Czasami jest
to konieczne, aby przetrwać. Generalnie uważam jednak, że nie ma powodów do przeciwstawiania się
stanowczemu poleceniu biblijnemu, które dotyczy trwałości małżeństwa i rozwodu, jako manifestacji
naszej grzeszności.
W większości trwałych przyjaźni, spoiwem, które trzyma ludzi razem, jest zaangażowanie. Pozwólcie,
że poprę to przykładem. Co dwa tygodnie spotykam się z grupą mężczyzn, którzy mówią o swoich
przemyśleniach oraz uczuciach i modlą się za  siebie. Wszyscy oni w jakiś sposób kierują innymi
ludźmi, są księżmi w dużych kościołach albo zuchwałymi lekarzami. Gdy tacy ludzie spotykają się co
miesiąc,   nie   da   się   uniknąć   współzawodnictwa   i   czasami   depczemy   sobie   po   odciskach.   Jeden   z
członków grupy jest naukowcem i, jak do tej pory, to on właśnie wydaje mi się mieć najsilniejszy
intelekt. Łatwo jest mu opanować rozmowę i zboczyć na tematy, które go interesują, nie oglądając się
na innych.
Ponieważ celem naszych spotkań nie jest dyskutowanie o problemach intelektualnych, ów człowiek
najczęściej wpada w pułapkę, kiedy po pięciu minutach monologu nikt nie zachęca go do dalszych
wywodów. Czasem, gdy jesteśmy dla niego tak bezwzględni, przy końcu spotkania bywa mi go często
żal i zastanawiam się, czy jeszcze kiedykolwiek przyjdzie.
Ale oto ujawnia się rzecz wspaniała, nigdy nie brakuje go z powodu naszej krytyki. Bez wątpienia
znalazłby sobie inne zajęcia na ten czas, ale jest on człowiekiem szanującym zobowiązania. Zawarł z
nami pakt, że połączymy dłonie i będziemy się wzajemnie wspierać, jak bracia chrześcijanie i choć
czasami coś w naszych stosunkach "zgrzyta", on nie ucieka. Rezultat? Mężczyzna ten jest prawdziwym
przyjacielem dla każdego z nas i jest naprawdę niewiele rzeczy, których nie zrobilibyśmy dla niego.
Mówi on teraz, że nigdy nie miał tak dobrych towarzyszy, jak ta siódemka, z którą co dwa tygodnie się
spotyka. Twierdzi, że jesteśmy najlepszymi jego przyjaciółmi. Ma rację. Bardzo go kochamy i być
może jesteśmy względem niego lojalni właśnie dlatego, że znosił dzielnie nasze traktowanie go, słuchał
naszych uwag i był współtwórcą naszego związku.

O zbyt łatwym poddawaniu się

W trwałych związkach zdarzają się okresy, w których przyjaciel nie "funkcjonuje" najlepiej. Próba
polega na tym, czy potrafimy zostać i przetrwać.
Każdy z nas przeżywa okresy przejściowej niemożności. Nasz system umysłowy oddzielany jest przez
swego rodzaju pas graniczny od świata
nierzeczywistości i każdy z nas od czasu do czasu przekracza tę zieloną granicę. Najczęściej stan taki
trwa   krótko,   prawdopodobnie   krócej   niż   jeden   dzień,   a   dobry   sen   w   nocy   jest   tutaj   najlepszym
lekarstwem. Są jednak tacy, którzy w takich chwilach potrzebują wsparcia i pomocy ze strony tych,
którzy ich kochają.
Od   czasu,   gdy   sam   tego   doświadczyłem,   stałem   się   bardziej   wyrozumiały   dla   takich   "ataków"
irracjonalizmu u moich pacjentów. Kilka lat temu po bezsennej nocy stwierdziłem, że wymykam się
sam sobie spod kontroli. Kilka następnych miesięcy było dla mnie piekłem na ziemi. Prawdopodobnie
nigdy nie pojmę wszystkich powodów tamtego załamania. Nie mogłem sobie sam z tym poradzić i
zawsze będę wdzięczny tej garstce ludzi, głównie członkom mojego Kościoła, za to, że pomogli mi
przetrwać. Po kilku miesiącach odzyskałem równowagę i wróciłem do "normalności".
Oto klucz do sprawy: prawie zawsze udaje się ludziom przejść przez taki okres niestabilności. Utrata
kontroli  nad sobą jest czasowa. Dzięki  odrobinie spokoju, umysł wkrótce powróci  do normalnego
stanu.
Harry Emerson Fosdick, który później stał się szeroko znanym pastorem Riverside Church w Nowym
Jorku, przeżył w seminarium poważne załamanie nerwowe. Po kilku dniach i nocach wykańczającego

background image

napięcia,   poleciał   samolotem   do   rodziny   w   Buffalo   i   nie   był   w   stanie   wrócić   do   szkoły,   aż   do
następnego roku.
Jak Fosdick odzyskał równowagę? Głównie dzięki upływowi czasu. No i dzięki wyrozumiałej pomocy
jego narzeczonej i rodziny. W końcu najgorszy okres minął, ale jeszcze przez kilka miesięcy rozpaczał,
że nigdy już nie powróci do dawnego stanu swego umysłu i był na krawędzi samobójstwa. Pisząc
prawie 50 lat później o swojej podróży w ciemność, Fosdick powiedział, że nauczył się wtedy o Bogu
więcej niż potrafi nauczyć jakiekolwiek seminarium. Nauczył się modlić i poznał siłę tej garstki ludzi,
którzy nie opuszczają cię, gdy jesteś w kłopotach.
Otrzeźwiająco działa przypuszczenie, co by się zdarzyło, gdyby rodzina Fosdicka doszła do wniosku,
że jest on całkowitym szaleńcem i zostawiła go swemu losowi. Kościół straciłby jednego ze swoich
najwspanialszych liderów.
To,   do   czego   namawiam,   to   wytrwałość   w   kontaktach   międzyludzkich,   która   pomoże   przetrwać
najgorsze.
Wymaganie   absolutnej  wzajemności   przez  cały czas   może  zniszczyć przyjaźń.  Glenn  i  Harry  byli
blisko, odkąd zostali księgowymi w tej samej firmie 10 lat temu. Razem zmieniali pracę i nadal mają ze
sobą wiele wspólnego. Jednak Glenn dostał ostatnio awans na kierownicze stanowisko, pełne stresów i
pieniędzy, został też członkiem klubu, w którym zamierza bywać. Harry mówi sobie, że nie zazdrości
Glennowi  i  że   nie   chciałby  jego  pracy  nawet   na  minutę.   Uważa   jednak,   że   nowy  prestiż   uderzył
Glennowi do głowy i czuje się urażony brakiem czasu ze strony Glenna na wspólne wycieczki na ryby.
Zapewne jest prawdą, że nowa praca całkowicie zaprzątnęła uwagę Glenna przez kilka pierwszych
miesięcy. Gdyby Harry mógł zmierzyć jakoś to, co daje i to co dostaje w tej przyjaźni, okazałoby się, że
daje więcej, niż otrzymuje od Glenna. Na szczęście Harry jest człowiekiem zrównoważonym i bardzo
cierpliwym. Tak długo są przyjaciółmi, że nie obawia się, iż Glenn chce się go pozbyć, ale że po prostu
zajęty jest innymi sprawami. Ich wzajemny stosunek z pewnością wkrótce się polepszy, a na razie
Harry akceptuje tę mniejszą wzajemność w przyjaźni. Harry jest człowiekiem mądrym, ponieważ we
wszelkich kontaktach międzyludzkich istnieje stały ruch raz w kierunku bardziej bliskiej zażyłości, to
znowu w kierunku jakby wycofania się i dystansu. Czujący się bezpiecznie przyjaciel nie wpada w
panikę w momentach takiego wycofania się partnera.

Czy szukać numeru pierwszego?
Współczesna,  tak zwana pop-psychologia spowodowała powstanie całej fali  poradników i książek,
które zalecają stanowczość, dbałość o swoje sprawy, wykorzystywanie innych zanim oni wykorzystają
ciebie i polecanie ludziom, którzy nie dają tego, czego się po nich spodziewać, żeby po prostu zniknęli.
W rzeczywistości tendencja ta nie jest niczym nowym. Arogancja jest obecna wśród nas od dłuższego
już czasu.
Filozofii tej towarzyszy jednak patos. Jest nim mianowicie zamiar uszczęśliwienia ludzi w jakiś sposób
pogrążonych. Powiedziano im, że ignorowanie potrzeb ludzi, którzy ich otaczają i przebijanie się za
pomocą łokci naprzód, uczyni ich szczęśliwymi. Jednak moje doświadczenia wyraźnie wskazują, że
osoby, które odpychają innych, zastraszają swoich konkurentów i gardzą ludźmi od nich zależnymi,
dochodzą do szczytu i stwierdzają, że nie ma tam nikogo, kto byłby im pomocny. Jezus negował taki
styl życia mówiąc, że ci, którzy uratują swoje życie skończą tracąc je. Chrystus powiedział też, że ci
którzy   stracą   swe   życie   dla   Niego,   będą   uratowani,   a   Biblia   pełna   jest   fragmentów   opisujących
poświęcenie siebie, które w dalszej perspektywie prowadzi do szczęścia. Innymi słowy, szczęście nie
przychodzi zazwyczaj do tych, którzy go intensywnie poszukują. Szczęście jest przecież produktem
ubocznym.
Zauważyłem, że ludzie szczęśliwi nie przepychają się, nie zastraszają innych. Sąpewni swej wartości,
której część pochodzi z czynienia innych szczęśliwymi. Istnieje też nagroda za takie czyny, ponieważ
przyjaciel chętny do poświęcenia dla drugiego nigdy nie będzie zapomniany.
Oto kobieta, której mąż stracił pracę i pewność siebie. Życie z nim jest dla niej udręką, a on stał się z
tego powodu impotentem. W domu brakuje pieniędzy. Kobieta zapobiegawcza szybko znajdzie swój

background image

"numer jeden". Natomiast kobieta cierpiąca, która wierzy w wartości długotrwałego zaangażowania się,
rozpoznaje, że małżonek potrzebuje jej teraz bardziej, niż kiedykolwiek, oraz że istnieją takie okresy w
kontaktach międzyludzkich, że jedna strona daje z siebie wszystko.
Jest jakaś wrodzona dobroć w jej miłości, dzięki której inni ludzie bardzo ją kochają. Kto wie, może
kiedyś w przyszłości ona będzie potrzebować pomocy i po prostu będzie potrzebowała mieć coś lub
kogoś w zanadrzu.
A co powiedzieć o matkach, które przez całe swoje życie zajmują się swoimi kalekimi dziećmi? Czy
niepotrzebnie zadają sobie tyle trudu? Czy nie powinny poszukać swojego "numeru pierwszego"?
Rozmawiam   z   czterdziestoletnią   kobietą,   która   opiekuje   się   swoimi,   starszymi   już   rodzicami   i
zastanawiam się, czy nie jest zbytnio do nich przywiązana.
- "O, nie sądzę - odpowiada.
- "Ale czy naprawdę sprawia pani przyjemność chodzenie z nimi do lekarza itd?" - mówię z naciskiem.
Podejrzewam   u   niej   słabe   "ego"   i   staram   się   wypróbować   poprzez   rozmowę,   czy   nie   znajduje
przyjemności  w  karaniu  samej  siebie.  Jej  odpowiedź   jest  tak   przepełniona  zdrowym  rozsądkiem  i
wspaniałomyślnością, że zapominam o zamierzonej próbie i jestem onieśmielony zabawą w detektywa.
-   "Czy to lubię? Nie, jeżeli ma pan na myśli przyjemność w całym tego słowa znaczeniu. Kto lubi
przesiadywać całymi godzinami w poczekalniach tylko po to, żeby dowiedzieć się od lekarza, że ból w
plecach matki to tylko artretyzm, że ona po prostu starzeje się i że powinniśmy być przygotowani na
takie rzeczy?
Ale jeśli pod tym słowem rozumie pan satysfakcję - owszem, mam z tego bardzo dużo stysfakcji. Moi
rodzice przez tyle lat poświęcali się dla mnie, że i dziś nie wiem, czy należycie im się odpłacam. Nie
myśli się o tym, kiedy jest się młodym.
Teraz   więc,   kiedy   mogę   coś   dla   nich   zrobić,   cieszę   się.   Oczywiście,   wolałabym   rozmawiać
popołudniami z kimś innym, historyjki ojca słyszałam już setki razy, a on dodatkowo tak się podnieca
rozmowami o polityce. Czasami wybucham, kiedy nie mogę już wytrzymać.
Ale oni kochali mnie przez 40 lat i wiem, że nic mi nie ubędzie, kiedy będę się nimi opiekować.
Zresztą bardzo, bardzo ich kocham".
Ta   kobieta   zalicza   się   do   grupy   ludzi,   którzy   zdają   się   mieć   mało   czasu   na   przejmowanie   się
samooceną, samospełnieniem i innymi doświadczeniami. Ludzie tacy znajdują zadowolenie w dawaniu
siebie innym.
Motywacja do takiej wspaniałomyślności istnieje już 2000 lat i pochodzi od pewnego Człowieka z
Nazaretu, który, jak mówił pewien naoczny świadek, powiedział: "Idźcie i czyńcie dobro". On sam nie
tylko nauczał miłości, On także był ucieleśnieniem takiej miłości.
Po raz pierwszy widzimy Go w wieku 12 lat, kiedy otoczony jest ludźmi, z którymi wiele Go łączy.
Otwiera się przed bliskimi i coraz częściej widzimy Go, jak przejmuje inicjatywę miłowania innych,
wyrządzając przysługi obcym, broniąc potrzebujących, ryzykując siebie za innych, podczas gdy nie
istnieje możliwość uzyskania tego samego w zamian.
Jezus  oczywiście miał  właściwy obraz   samego  siebie.  Dlatego nie musiał  "wypróbowywać się" w
jakiejkolwiek potyczce słownej, czy w walce o władzę. Zamiast tego Chrystus wyrażał delikatność i
wspaniałomyślność. Jego Miłość przemieniła piaszczystą prowincję Imperium Rzymskiego w Ziemię
Świętą. On po niej chodził.
To wszystko mówi nam, że Chrystus nie był słaby. Brak agresywności nie oznacza bierności. I dziś
ludzie pełni miłości też nie są słabymi. Są mocni. Oni budują. Są twórcami. Nie dziedziczą nienawiści,
lecz zbierają miłosierdzie.

background image

„Ja po prostu idę naprzód i nie poddaję się”

Babę Ruth

Nie można zdobyć wszystkiego

Na   imię   miała   Cassandra.   Jej   uroda   zaczęła   już   znikać,   ale   oczy   jeszcze   żywo   błyszczały   i   jej
zachowanie   było   ciągle   eleganckie.   Gdy  poznaliśmy   się,   jej   pewność   siebie   zdawała   się   ginąć   w
oczach, a ona sama coraz bardziej upodabniała się do wystraszonego ptaka. Małżeństwo, które zawarła
skończyło się rozwodem 10 lat temu. Jej stosunki z ludźmi w supermarkecie, na stacji benzynowej, ze
sprzątaczkami były przyjacielskie, ale wieczory spędzała przed telewizorem. Nie miała prawdziwych
przyjaciół. W końcu znalazła się w mojej poradni; nikt przecież nie zniesie takiego odizolowania się.
Cassandra ma wielu braci i sióstr syjamskich - ludzi, którym brak miłości - ponieważ wybrali izolację,
samotność. Zranieni niepowodzeniem w pewnym momencie życia, doszli do wniosku, że nie mogą, lub
nie powinni próbować związać się ponownie.

Rozwód i jego następstwa
Jeżeli cokolwiek może w naszym dorosłym życiu zniechęcić nas do nawiązywania kontaktów z innymi
ludźmi, to tym czymś jest właśnie rozwód. Co roku, ponad półtora miliona Amerykanów rozwodzi się i
kiedy dokładniej przyjrzeć się tej statystyce, co dziewiąty uległ poważnemu urazowi.
Obserwator z zewnątrz mógłby podejrzewać, że ludzie rozwiedzeni będą za to winić swoich partnerów,
bez względu na naturę ludzką. Prawda jest jednak inna. Większość znanych mi rozwiedzionych ludzi
wini siebie za niepowodzenie małżeństwa. Niewykluczone, że ludzie, których spotykam mają mniejsze
mniemanie o sobie - szukają przecież porady. Zajmowałem się jednak wielokrotnie zarówno mężem,
jak i żoną rozbitego małżeństwa i okazywało się, że oboje oskarżali siebie samych, zresztą dość mało
przekonująco. Nikt z nich nie potrafił unieść bagażu miłości małżonka i zobowiązań wynikających z
nowych związków.
Oczywiście   arogancją   byłoby   lekko   traktować   kogoś,   kto   w   ogóle   nie   poczuwa   się   do
odpowiedzialności   za   rozwód.   Z   drugiej   jednak   strony,   tragiczne   jest,   gdy  ktoś   wyczołguje   się   z
nieudanego małżeństwa, będąc przekonanym, że nie powiedzie mu się już żaden przyszły związek. Za
żadną cenę nie wolno wycofywać się z życia, z powodu nieudanego małżeństwa. To właśnie w czasie
stresu   potrzebujesz   przyjaciół   i   rodziny   i   jeśli   pozwolisz   im   zaopiekować   się   tobą   choć   trochę,
stwierdzisz, że zdolność kochania powoli wraca.
Jedną z przyjemności w mojej pracy jest właśnie obserwowanie takiego zjawiska. Pewien mężczyzna
wchodzi na pierwszą wizytę, pozbawiony zupełnie energii, entuzjazmu, wiary w siebie, z udręką na
twarzy. Jego żona poinformowała go, że sypia z innym i że żąda rozwodu.
Ten znękany człowiek zaczyna się jednak niejako przegrupowywać. Żywotność i ożywienie powracają.
Zaczyna się śmiać. A potem pewnego dnia mówi mi o kobiecie, którą poznał.
Dodatkową nagrodą mojego zawodu jest fakt, że bywam na wielu szczęśliwych ślubach.

Błądzić - rzecz ludzka

Aby mieć dobre, bliskie kontakty z ludźmi, trzeba umieć popełniać błędy. Większość ludzi, którzy
zaznali wspaniałych przyjaźni wie, że od czasu do czasu to się zdarza. Starają się jak mogą podtrzymać
swoje przyjaźnie i związki rodzinne, lecz gdy czasami coś zaczyna się psuć, nie zakładają od razu, że to
z nimi dzieje się coś niedobrego. Przyjaźń, jak roślina, może czasem umrzeć śmiercią naturalną. Ludzie
odchodzą   od   swoich   bliskich   w   interesach   lub   dla   zaspokojenia   swoich   potrzeb.   Wszędzie   może
przecież wystąpić swoiste tarcie. Przyjaźń na całe życie może być cudowna, ale zdarza się bardzo
rzadko.   Przeżywszy   przyjaźń   kilkumiesięczną   lub   kilkuletnią,   powinniśmy   cieszyć   się,   a   nie
lamentować, że nie trwała ona całe wieki.

background image

Oznaka sukcesu: zdolność właściwego traktowania odrzucenia
Rozmawiałem kiedyś z pewnym dyrektorem do spraw handlowych, który wykształcił kilku spośród
najlepszych i najlepiej płatnych urzędników handlowych. "Czy wie pan co jest najlepszą wskazówką,
informującą o tym, że ktoś będzie dobrym handlowcem?" - spytał.
Zgadywałem: "Inteligencja? Ambicja? Wygląd zewnętrzny?
- To zdolność właściwego traktowania odrzucenia - powiedział. Jeżeli przeraża go niepowodzenie z
kilkoma klientami, nigdy do niczego nie dojdzie. Gdy jednak przetrzyma i będzie dalej próbował,
będąc pewnym, że w końcu znajdzie klienta - nie ma siły aby zatrzymać takiego człowieka".
Identyczna zasada funkcjonuje w kontaktach międzyludzkich. Umiejętność odkrywania miłości zależy
po   części   od   naszych  zdolności   do   dawania   sobie   rady  z   odrzuceniem   przez   innych.  Zdarzyć  się
przecież może, że czasami ktoś, z kim próbujemy zaprzyjaźnić się, odrzuci nas. Takie zdarzenie będzie
ranić do głębi. Wiadome jest przecież, że nie każdy cię polubi. Kiedy tak się dzieje, nie musi to
oznaczać twojej winy. Po prostu wspomniana już wcześniej reakcja chemiczna nie przebiega tak, jak
należy.
Nawet Jezus nie był lubiany powszechnie. W rzeczywistości też miał wrogów. Ciebie też to czeka,
nawet jeśli będziesz starał się prowadzić swe życie najlepszymi drogami. Rollo May, amerykański
psychoanalityk i psycholog, mówi w jednej ze swych książek, że jedną z korzyści mieszkania w małej
miejscowości jest to, że uczysz się tam współżyć z własnymi wrogami. Rzeczywiście jest to lekcja
godna uwagi, dzięki której możesz dojść do wniosku, że mimo iż pewna liczba ludzi nie będzie cię
lubić,   będziesz   mógł   mieć   więcej   przyjaciół,   niż   czasu   i   możliwości   do   podołania   wszystkim
potencjalnym przyjaźniom.

Radość z nowych przyjaciół

Nawet Samuel Johnson, ten najbardziej towarzyski człowiek, zauważył, że jego przyjaźnie podlegają
ciągłym  zmianom.   Stąd  jego  celna   uwaga:  "Człowiek  musi   ciągle   ulepszać   swoje   przyjaźnie.   Nie
poszukując nowych znajomości z upływem czasu, wkrótce można zostać samotnym".
Pisarz i myśliciel Paul Tournier powiedział w wieku 75 lat, że jedną z radości przejścia na emeryturę
jest fakt, że ma się zazwyczaj przyjaciół młodszych od siebie. Oto jego słowa:
"Czasami słyszy się, że nie jest łatwo nawiązywać nowe przyjaźnie kiedy nie jest się już młodym.
Gdyby tak rzeczywiście było, okazałoby się, że mam wyjątkowe szczęście. Moi najbliżsi przyjaciele z
lat dzieciństwa i młodości już prawie wszyscy nie żyją. Moja żona także straciła już wielu swoich
przyjaciół.   Mamy   jednak   mnóstwo   nowych   przyjaźni,   przyjaźni   wspaniałych   z   mężczyznami   i
kobietami, którzy w większości są od nas młodsi i którzy mają swój udział w tym, że mamy ciągle
młode dusze i serca. Niektórych naszych przyjaciół znamy dopiero od kilku lat".

Ażeby mieć wielu przyjaciół, należy ciągle próbować

W przyjaźni, jak we wszystkim innym, odnosi się sukces, jeśli nie zniechęca się niepowodzeniami i
rozczarowaniami,  a ciągle się próbuje.  Rzadko kto zauważył, że jeden z najlepszych zawodników
baseballu   w   Stanach,   Babę   Ruth,   zdobywając   rekord   trafnych   uderzeń   nie   notowany   od   40   lat,
jednocześnie ustanowił rekord bezskuteczności. W rzeczywistości nie trafiał dwa razy częściej. Ale
jedno, co ludzie pamiętają, to fakt, że zdobył 714 punktów wspaniałymi strzałami. Ktoś spytał Rutha o
sekret jego sukcesu. "Ja po prostu idę naprzód i nie poddaję się" - powiedział.

„Miłość nigdy nie ustaje (...)”

1 Kor 13,8

I ciebie ktoś pokocha

background image

Henry Drummond napisał kiedyś wspaniały esej o miłości, który zatytułował "Najwspanialsza rzecz na
świecie" (The Greatest Thing in the World). Nigdy nie spotkałem człowieka, który by zaprzeczał,
jakoby miłość nie była najwspanialszą rzeczą na świecie, ale często spotykam ludzi, którzy nie mają
nawet nadziei na jej znalezienie. Ludzie ci przekonani są, że nie da się ich kochać i rzeczywiście ich
przeszłość zdaje się to potwierdzać.
Jednak w ciągu tych wszystkich lat udzielania porad nie spotkałem takiej osoby, której absolutnie nie
dałoby   się   pokochać.   Być   może,   że   ktoś   rozwinął   w   sobie   tendencje   do   komplikowania   sobie
kontaktów z innymi ludźmi, ale w zasadzie każdy zdolny jest kochać i być kochanym.
Mam   zwyczaj   jadać   sobotni   lunch   z   jednym   z   moich   dawnych   pacjentów.   Wracam   zazwyczaj
zadowolony z tego, że jestem psychologiem, ponieważ wielu z moich pacjentów, będących w chwili
rozpoczynania terapii załamanymi swoimi kryzysami, jest teraz bardziej szczęśliwymi i lepiej dającymi
sobie radę z otaczającym ich światem.
Często jestem mile zaskoczony tym jak moi starzy przyjaciele dają sobie znakomicie radę w życiu beze
mnie. Czasem przecież dawałem im niewłaściwe dla nich rady, a teraz oni znakomicie funkcjonują i są
już bardzo daleko od punktu wyjścia. Dlaczego? Zawsze dlatego, że połączyli się z jedną lub kilkoma
osobami, które pokochali i które ich pokochały. Odkryli po prostu fenomen przyjaźni.
Oto   pewien   młody   człowiek,   który  przez   całe   swe   życie   był   nieśmiały   i   trzymał   się   na   uboczu,
przyszedł do nas. Jego depresja zdawała się go już pokonywać i obawiał się, że coś już niedługo
pęknie. Ostatnie spotkanie miał z nami trzy lata temu i wtedy zdawałem sobie sprawę, że może dojść
do nawrotu i że będzie musiał przyjść do nas ponownie. Ale oto siedzi naprzeciw mnie i opowiada mi o
klubie narciarskim, w którym jest skarbnikiem! Pytam więc, gdzie znalazł tyle sił i odwagi, aby podjąć
się tak odpowiedzialnego zajęcia.
"Podejrzewam, że po prostu odpowiednio się zmieniłem - odpowiada. Nie dlatego, że jestem typem
człowieka towarzyskiego nie, nic z tych rzeczy. Ja już po prostu nie boję się ludzi i to z pewnością
dzięki kilku przyjaźniom nawiązanym w biurze. Zacząłem poszukiwać innych nieśmiałych, z którymi
mógłbym znaleźć wspólny język i pewnego dnia trafiłem na jednego starszego faceta. On też jest
narciarzem i wiele rzeczy robimy wspólnie, ale najwspanialsze jest to, że mam z kim porozmawiać.
Mam tu na myśli rozmowy z prawdziwego zdarzenia. Mogę powiedzieć mu wszystko, nie obawiając
się,   że   będzie   mnie   pouczał.   A   i   on   mi   się   zwierza.   Nie,   nie   ma   w   naszej   przyjaźni   nic   z
homoseksualizmu   -   dodał   z   uśmiechem.   Z   pewnością   zainteresuje   pana   to,   że   mam   teraz   także
dziewczynę. Przez dłuższy już czas nie umawiałem się z nią i chwilami zaczynam mieć o nią obawy,
ale to dzięki Harv'owi odważyłem się związać z kobietą".
To działa zawsze.
Każdy, kto próbuje zasad miłości i kto zastosuje je w nowych przyjaźniach, zaczyna nabierać siły i
pewności siebie. Ta nowa pewność siebie pozwala na podejmowanie nowych kontaktów z ludźmi.
Założeniem tej książki było przekonanie, że życie może być przepełnione miłością. Bez względu na to,
na ile brakuje ci zacięcia towarzyskiego, albo jak słabo oceniasz swoje predyspozycje do nawiązywania
przyjaźni, możesz być osobą dającą się kochać. Dopóki nie zamkniesz się w osamotnionym domku na
Jukonie, z pewnością będziesz mógł zawiązać długotrwałe i głębokie przyjaźnie.
Miłość nie przychodzi od tych, którzy po prostu są przystojni lub utalentowani - piękno i talent nie są
podstawą   kontaktów   międzyludzkich.   Miłość   jest   czymś,   co   się   CZYNI,   jeśli   więc   zastosujesz
podstawowe prawa opisane w tej książce, z pewnością przeżyjesz wiele wspaniałych przyjaźni.

Siła miłości
W roku 1925 założono w Topeka w stanie Kansas mały szpital dla umysłowo chorych. W czasach, gdy
"kuracja wypoczynkowa" była modna w psychiatrii, grupa lekarzy - ojciec i dwóch synów po szkole
medycznej   -   postanowiła   stworzyć   rodzinną   atmosferę   wśród   pacjentów.   Pielęgniarkom   wydano
dokładne instrukcje jak mają zachowywać się w stosunku do określonych pacjentów: "Niech pani da
mu poznać, że pani go lubi i ceni". "Niech pani będzie uprzejma, ale stanowcza w stosunku do tej
kobiety".

background image

Tymi lekarzami byli Karl i Will Menninger, a klinika Menningera, stosując tak "rewolucyjne" metody,
stała się znana na całym świecie.
Podsumowując, Karl Menninger powiedział: "Miłość jest lekarstwem na choroby ludzkie. Można żyć
jeśli ma się miłość".
Podobna konkluzja pochodzi od innego psychiatry obecnie również bardzo znanego który doszedł do
tego wniosku w innym miejscu. Viktor Franki, Żyd wiedeński, więziony przez Niemców ponad trzy
lata. Przenoszono go z jednego obozu koncentracyjnego do drugiego. Kilka miesięcy spędził też w
Oświęcimiu.  Dr Franki powiedział, że dość wcześnie poznał  jedyny sposób  przeżycia - codzienne
golenie się rano, nawet gdyby brzytwą miał być kawałek szkła, bez względu na samopoczucie. A to
dlatego, że stając do porannego apelu, chorzy więźniowie, którzy nie mieli siły pracować, wysyłani byli
do gazu. Gdy zaś ktoś był ogolony, a jego twarz bardziej różowa, szansę na uniknięcie śmierci tego
dnia zwiększały się.
Musieli przeżyć, żywiąc się 300 gramami chleba i połową litra wodnistej zupy. Sypiali na gołych
deskach, po dziewięciu w rzędzie i mieli po dwa koce na każdych dziewięciu więźniów. Trzy piskliwe
gwizdki budziły ich o trzeciej rano do pracy.
Pewnego ranka, gdy wychodzili układać tory kolejowe na zamarzniętej ziemi wiele kilometrów od
obozu,  towarzyszący im  strażnicy wrzeszczeli na nich i popędzali  ich kolbami  swoich karabinów.
Każdy, kto miał poranione stopy, wspierał się na ramieniu towarzysza. Sąsiad Frankla, chowając usta
za podniesionym kołnierzem, wyszeptał:
"Żeby tak nasze żony nas teraz zobaczyły! Mam nadzieję, że lepiej im się dzieje w ich obozach i że nie
wiedzą co dzieje się z nami".
Franki pisze:

"To  przypominało   mi   o   mojej   żonie.   Wlokąc   się   tak   kilometrami,   ślizgając   się   na   zamarzniętych
kałużach, podtrzymując się i pomagając sobie iść, żaden z nas nic nie mówił. Ale obaj myśleliśmy o
naszych żonach. Od czasu do czasu spoglądałem w niebo, na którym gwiazdy już bledły, a różowe
światło poranka zaczynało rozchodzić się za ciężkimi
chmurami.   Moje   myśli   przy   lgnęły   jednak   do   obrazu   mojej   żony.   Słyszałem   jak   mi   odpowiada,
uśmiecha się i spogląda na mnie swym dodającym odwagi wzrokiem.
Przeszyła mnie pewna myśl: po raz pierwszy wżyciu ujrzałem prawdę, jaką opisują poeci w swych
pieśniach, którą obwieszczają najwięksi mędrcy. Prawdę, która mówi, że miłość jest podstawowym i
najwyższym   celem   ludzkich   dążeń.   Potem   uchwyciłem   znaczenie   tego   największego   z   sekretów,
przekazywanego przez ludzką poezję, ludzką myśl i ludzką wiarę: zbawienie nadchodzi przez miłość i w
miłości".

background image

Spis treści

Wspaniałe nagrody przyjaźni

 3

Część 1: Pięć sposobów pogłębiania kontaktów towarzyskich 7
Dlaczego niektórym ludziom nigdy nie brakuje przyjaciół 7
Sztuka otwierania się przed innymi 10
Jak okazywać uczucia 16
Miłość jest czymś, co się tworzy 21
Zignoruj "to", a zobaczysz jak przyjaciele cię opuszczają 24

Część 2: Pięć wskazówek wzmocnienia zażyłości 34
Dotknij mnie, proszę 34
O sztuce afirmacji 38
Koncepcja małżeństwa przy filiżance kawy 42
0 polepszaniu umiejętności prowadzenia rozmowy 45
Gdy łzy są darem Boga 49

Część 3: Jak przeciwdziałać negatywnym emocjom 53
"Miły facet" - postawa, która prowadzi donikąd 53
Pięć technik złoszczenia się 58

Część 4: Co się dzieje, gdy twoje kontakty z ludźmi zaczynają się psuć 60
Jak ocalić słabnącą przyjaźń 60
Sztuka twórczego przebaczania 64
Eros: jego siła i jego problemy 67
Ważny składnik: wierność 71
Nie można zdobyć wszystkiego 76
I ciebie ktoś pokocha 78