background image

BÓG WSZECHŚWIAT I SENS ŻYCIA 

ATEISTA I WIERZĄCY – KONFRONTACJA DWÓCH LUDZI 

Autor Edoardo Boncinelli, George Coyne SJ 

Wydawnictwo “Bratni Zew” 

 

SPIS TREŚCI 

I. WSZECHŚWIAT I SENS ŻYCIA

   7 

1. Umiejętność dziwienia się

   7 

2. Realizm rezygnacji

   9 

3. Codzienność fizyki klasycznej

   12 

4. Błysk względności

   14 

5. Podróż niemożliwa

   18 

6. Umykający mikroświat

  20 

7. Zakrzywiona czasoprzestrzeń

    28 

8. Mezokosmos

    32 

9. Ciekawość świata

   34 

10. Zagadnienie terminologii

   41 

11. Pytanie o sens

    46 

II. ZNACZENIE „WARTOŚCI" W NAUKACH  
     PRZYRODNICZYCH

   49 

1. Podstawowa wartość

    49 

2. Bóstwa natury

   50 

3. Język naukowy

   51 

4. Matematyka

   52 

5. Trzy tradycje

   55 

6. Doświadczenie judeo-chrześcijańskie

   58 

7. Prawda ciągle poszukiwana

   62 

8. Nowa fizyka

   64 

9. Kryterium prawdziwości nauk

   67 

10. Wartość pochodna

   71 

11. Podsumowanie

   72 

background image

WSZECHŚWIAT I SENS ŻYCIA

 

1. Umiejętność dziwienia się 

„ D w i e  r z e c z y  n a p e ł n i a j ą  m o j e serce  w c i ą ż  n o w y m 

i  w c i ą ż  r o s n ą c y m  p o d z i w e m i  s z a c u n k i e m im częś-

ciej i  t r w a l e j  z a s t a n a w i a m się nad nimi: Niebo gwiaź-

dziste nade mną, prawo moralne we mnie" —  t a k 

K a n t kończy  s w o j ą  „ K r y t y k ę  p r a k t y c z n e g o rozumu". 

Co do obecności w nas  p r a w a  m o r a l n e g o , być  m o ż e 

m a m y  j a k i e ś wątpliwości, nie  m o ż e m y  j e d n a k mieć 
żadnych, co do obecności i znaczenia  g w i a ź d z i s t e g o 
nieba nad  n a s z y m i głowami.  O b s e r w u j e m y je od dzie-

cka. Od  z a w s z e  p r z y p o m i n a  n a m o  n a s z y c h ograni-
czeniach i o  t y m , że otaczający nas  w s z e c h ś w i a t jest 

n i e s k o ń c z o n y . Z  u p ł y w e m  w i e k ó w ,  o g r o m wszech-
świata  s t a w a ł się coraz bardziej  z a u w a ż a l n y i z każ-

d y m  d n i e m budził w nas coraz  w i ę k s z ą świadomość 

n a s z e j  m a t e r i a l n e j ograniczoności,  u ś w i a d a m i a j ą c 
n a m  r ó w n o c z e ś n i e  n i e z w y k ł o ś ć  p o s i a d a n y c h  p r z e z 
nas możliwości poznawczych. 

O b s e r w u j e m y to, co nas otacza, i nie  p r z e s t a j e m y 

się dziwić. Z czasem, nasze zdziwienie narasta i praw-
d o p o d o b n i e  w ł a ś n i e  t e r a z  o s i ą g a  s w ó j  n a j w y ż s z y 

— 7 — 

background image

poziom. Im więcej wiemy, tym więcej chcielibyśmy 

się jeszcze dowiedzieć, im więcej wiemy, tym więk-
sze odczuwamy zdziwienie, zadziwia nas nawet sama 

nasza umiejętność dziwienia się. 

W ciągu ostatnich stu lat zarówno w dziedzi-

nie fizyki, jak i w naukach biologicznych dokonane 

zostały odkrycia, które dobitnie uwiarygodniły zdanie 

Hamleta: „Więcej jest rzeczy na niebie i ziemi, Hora-

tio, niż o nich śniła wasza filozofia". Niektóre z tych 

odkryć wystawiły naszą wyobraźnię na dużą próbę, 
sprawiając, iż zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na 

pewno odnoszą się one do świata, w którym żyjemy. 

Można zaryzykować stwierdzenie, że w naszych 

czasach nauka zastąpiła mitologię. Przez wieki, zada-

niem mitów było wyjaśnianie pochodzenia świata 
i jego tajemnic. Wspierały one zwyczaje i tradycje, 

stanowiły podporę dla życia społecznego. Mity rozjaś-

niały nam dni i noce i nadawały sens naszej codzien-
ności. Otwierały przed naszą wyobraźnią bezkresne 

horyzonty i dodawały psychicznej otuchy, dostarcza-

jąc wyjaśnień dla rzeczy, które wcześniej miały zale-

dwie jedno wytłumaczenie, bądź nie miały go wcale. 

Mitologie proponowały możliwe przyczyny i roz-

wiązania, ale równocześnie dostarczały alibi dla wszel-

kiego zaniedbania i wykroczenia, oraz umożliwiały 

wyjaśnienie najprostszych i najbardziej naturalnych 

zdarzeń. Tak naprawdę przekształciły wszechświat 

rzeczy w ogromny warsztat, w którym tworzone są 
rozwiązania, skąd biorą początek najróżniejsze wyda-
rzenia, i skąd pilnie się je obserwuje, a wszystko 

z pomocą najróżniejszego rodzaju mitologicznych istot. 

Tak długo jak człowiek czuje się choćby niewielką 

ale integralną częścią tego prężnie działającego war-

sztatu, nie czuje się samotny. Mit jest w tej kwestii 

niezastąpiony. Rzeczywiście, nigdy tak naprawdę nie 

- 8 -

background image

został on zastąpiony, a jedynie przemieniony i wzbo-
gacony. Praktyczne zastosowanie nauki może wzbu-
dzać entuzjazm, niekiedy niepokój, ale niekończąca 
się przygoda poznawcza nauki ma w sobie nadal 
dużo elementów fantastycznych. Zawiera ona w sobie 
zarówno elementy mitologiczne, jak i magiczne. 

2. Realizm rezygnacji 

W naszych czasach, „świat mniej-lub-więcej", żeby 

posłużyć się słowami filozofa nauki Alexandre'a 

Koyre'a, stał się „uniwersum precyzji". Posiadamy tak 
wiele informacji o świecie jako takim, a w szczególno-

ści o świecie życia; mierzymy i definiujemy, opisujemy 
i wyjaśniamy. Jesteśmy w stanie opracować prognozy 
tego, co się stanie i dostarczać wyjaśnień dla tego, co 

się już wydarzyło. Naukowe dyskursy są więc coraz 

bardziej konkretne, według niektórych osób są wręcz 

zbyt niezrozumiałe i zbyt szczegółowe. Aby dojść do 
obecnego stanu rzeczy, musieliśmy jednak zapłacić 
dość wysoką cenę, rezygnując z niektórych, typowych 
dla naszej ludzkiej natury oczekiwań i ambicji. 

Przede wszystkim musieliśmy zrezygnować z bada-

nia natury wszystkiego i ze studiowania wszystkiego 

naraz. Zakładając, że „wszystko" istnieje i że daje 

się zdefiniować (czym jest tak naprawdę „wszystko"?), 

nie jesteśmy w stanie zbadać tego dostępnymi nam 
środkami. Stąd też naszą metodą postępowania jest 
metoda eksperymentowania. Poza tym, tam gdzie 

w grę wchodzi wiedza, którą zdobyliśmy jako ludz-

kość, często niezwykle ciężko jest nam, jako jed-

nostkom, tak naprawdę tę wiedzę sobie przyswoić; 

szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z tym, co 

nieskończenie wielkie, bądź co nieskończenie małe. 

- 9 -

background image

Kwestie te są bardzo trudne do ogarnięcia, szczegól-

nie druga z nich, ale również w przypadku pierwszej 
napotykamy na sporo problemów i, często, dużo roz-

czarowań. Nauka musi odkrywać tajemnice stopniowo, 

krok po kroku. Chcąc naprawdę coś zrozumieć, trzeba 

świadomie ignorować, przynajmniej w początkowej 
fazie badań, wiele aspektów obserwowanych zjawisk, 

aby móc się każdorazowo skupić jedynie na niektó-

rych z nich. Bardzo ważną cechą każdego naukowca 

jest umiejętność dokonania wyboru pomiędzy tym, 

co należy pominąć a tym, na czym należy się skupić. 

A wszystko to w celu wyodrębnienia tych pytań, na 

które można znaleźć odpowiedź, nie dając się zwieść 
urokiem niemożliwych do rozwiązania zagadek. 

Być może najsłynniejszym przykładem tego typu 

chwilowego i świadomego zaniedbania jest badanie 
zjawiska tarcia. Nie istnieją ruchy rzeczywiste pozba-

wione tarcia, bez tarcia nie moglibyśmy się w żaden 

sposób poruszać, o czym łatwo można się na włas-

nej skórze przekonać, próbując, jedynie o własnych 

siłach, przemieszczać się po tafli lodu. Niemniej jed-

nak, początkowo fizycy badali ruch ciał z pominięciem 

siły tarcia. Takie uproszczenie umożliwiło wyjaśnie-

nie ogromnej liczby zjawisk, których zrozumienie 

w innym przypadku nie byłoby możliwe. Ogólnie wia-

domo było, że tarcie istnieje, ale równocześnie silne 

było przekonanie, że uwzględnienie go wyraźnie spo-

wolni, bądź uniemożliwi odkrycie podstawowych praw 

ruchu. Rezygnacja z analizy zjawiska tarcia była oczy-

wiście jedynie chwilowa. Później tarcie zostało ponow-

nie wprowadzone do analizy problemów mechanicz-
nych i dzisiaj jesteśmy w stanie badać ruchy śmigła 

czy turbiny, których działanie właśnie na tej sile się 
opiera. Dziś można latać dzięki sile oporu powietrza, 

a nie pomimo tej siły, jak niesłusznie utrzymywał 

— 10 — 

background image

gołąb Kanta, który gdy „w wolnym locie przecina 

powietrze, czując jego opór, mógłby pomyśleć, że lepiej 

by mu sie łatało w pustej przestrzeni powietrza". 

Zjawisko tarcia jest jednym z przykładów, potwier-

dzających jak bardzo skomplikowana jest nasza rze-
czywistość. Aby możliwe było opracowanie naukowego 
obrazu praw rządzących ruchem obiektów, trzeba było 

jednak początkowo wykluczyć to zjawisko z badań. 

Każdy z nas od najmłodszych lat wie, że świat jest 

skomplikowany, jednak wychodząc od analizy jego 

ogólnej złożoności, nigdy nie zdołalibyśmy dojść do 

żadnych konkretnych wniosków. Trzeba było najpierw 

założyć, że rzeczy mają się zupełnie inaczej i że można 

postrzegać wszechświat w sposób uproszczony. Gdy 

już zdołamy pojąć najprostsze aspekty otaczającej nas 

rzeczywistości, można następnie przejść do naukowej 

analizy problemów bardziej skomplikowanych. Taki 

proces miał miejsce jakiś czas temu w zakresie fizyki, 

a dziś zachodzi on również w naukach przyrodniczych. 
Są osoby, którym ta prawie że makiaweliczna strategia 
zaplanowanego sekcjonowania i ponownego składania 

nie przypada do gustu, jednak póki co nie znaleziono 

dla niej żadnej sensownej alternatywy. Podobnie, nikt 

jeszcze nie zdołał wykazać, że nauka może brać pod 

uwagę rozważania dotyczące wartości. Kwestia ta jest 
być może największym wyrzeczeniem nauki w całej jej 

złożoności. Nauki, która każdego dnia wysila się, aby 
zajmować się najbardziej poruszającymi problemami 

w sposób jak najbardziej obiektywny. 

Po porzuceniu marzenia o zajmowaniu się wszyst-

kim naraz, naukowcy musieli z bólem zaakcepto-

wać fakt, że aby zrozumieć pewne zjawiska, trzeba 

niekiedy zrezygnować z możliwości ich wyobrażenia. 

Jak do tego doszło? Wszystko wzięło się stąd, iż czło-
wiek zapragnął wyjść poza własny świat, z którym 

— 11 — 

background image

ma do czynienia od tysięcy lat, aby stawić czoła temu, 

co zbyt małe lub zbyt ogromne. 

Z jednej strony mamy bowiem atomy, mniejsze od 

jednej milionowej części milimetra, oraz ich elementy 

składowe, z drugiej strony mamy gwiazdy i galaktyki, 

w przypadku których mowa jest o milionach i miliar-

dach kilometrów. My znajdujemy się mniej więcej 

pośrodku, mieszkamy w świecie zapełnionym obiek-
tami, których rozmiary mieszczą się w przedziale od 

milimetra do kilometra, i które uczestniczą w zda-

rzeniach trwających od sekundy do kilku lat. Jest to 
świat, w którym rozwinęło się życie na ziemi. Natu-
ralne jest, że wszystkie stworzenia, a wraz z nimi 
również człowiek, są w stanie z łatwością zrozumieć 
to, co dzieje się w takim przedziale czasowym i doty-

czy obiektów takich właśnie rozmiarów. 

Nasz umysł jest w stanie bez większego wysiłku 

obserwować i rozumieć zjawiska, które można mie-

rzyć w kategoriach metrów i minut. Niezbyt dobrze 

nam idzie natomiast pojmowanie zjawisk, które 
muszą być postrzegane w zupełnie innej skali. Co 

więcej, zdziwiliśmy się bardzo, gdy fizyka atomowa 

i nuklearna pokazały nam, że atomy i ich elementy 

składowe nie tylko są obiektami niezwykle małymi, 

ale również bardzo odmiennymi, oraz że obiekty 
dużych rozmiarów, znajdujące się w otaczającej nas 

przestrzeni, zachowują się w sposób zdecydowa-

nie odbiegający od normy określonej przez obiekty, 

z jakimi stykamy się na ziemi. 

3. Codzienność fizyki klasycznej

 

Zdaliśmy sobie z tego wszystkiego sprawę dość 

niespodziewanie, w krótkim okresie zaledwie trzy-

12 

background image

dziestu lat — dokładnie w ciągu trzech pierwszych 
dekad minionego wieku. W kolejnych dziesięciole-
ciach, docierający do nas obraz stawał się coraz bar-
dziej skomplikowany, zmuszając nas do mocniejszego 

wysilania wyobraźni, coraz bardziej oddalając nas 

od naturalnego dla nas sposobu pojmowania rzeczy. 

Jeżeli natomiast do szokujących odkryć współczesnej 

fizyki dodamy odkrycia biologii, które zmuszają nas 

do rozważania wszystkiego w kategoriach ewolucjo-

nistycznych, oraz odkrycia neurobiologii, które suge-
rują brak kodu niektórych składników tożsamości, 
nie możemy dziwić się poczuciu zagubienia i utracie 
pojęciowych punktów odniesienia, z jakimi boryka się 

współczesny człowiek. Taki jest właśnie rewolucyjny 

urok dzisiejszej nauki, posługującej się często meto-

dami z przeszłości, ale oferującej dużo większy niż 

kiedyś zakres wiedzy. 

Każdy z nas od urodzenia posiada pewne elemen-

tarne wiadomości dotyczące własności ciał stałych, 

wchodzące w zakres tej wrodzonej wiedzy, którą psy-

chologowie nazywają „fizyką naiwną". Pomiędzy tymi 

podstawowymi informacjami wyróżniają się z pew-
nością: ta, dotycząca identyfikacji obiektów i oceny 
ich wytrzymałości w określonych zastosowaniach, 

oraz ta, dotycząca struktury i budowy ciał stałych, 

na której opiera się filozoficzna definicja samej mate-

rii. Przykładem res extensa:, coś co zajmuje ograni-

czoną przestrzeń, której nie może dzielić z żadną inną 

rzeczą. Już niemowlę posiada niektóre z tych wiado-

mości, kolejne zdobywa już jako dziecko, a później 

jako nastolatek, obserwując przedmioty codziennego 

użytku i posługując się nimi. 

Zetknięcie się nowej fizyki siedemnastego wieku 

z astronomią i matematyką spowodowało gwałtowny 

rozwój nauk fizycznych, które osiągnęły najwyższy 

- 1 3 -

background image

poziom wraz z badaniami Newtona. Wykazał on mię-

dzy innymi, że Słońce, Księżyc, wszystkie planety 

i odpowiadające im satelity podlegają tym samym 
prawom, co nasze ziemskie przedmioty, począwszy 

od legendarnego jabłka, które spadło z drzewa, po 

spadające skały czy wiadra pełne wody w studni. 

Jednym słowem, nie ma przedmiotów uprzywilejowa-

nych ani na niebie ani na ziemi, a wszystko polega na 
przeprowadzeniu właściwego rozumowania i dokona-
niu stosownych pomiarów. 

Zadziwiający jest fakt, że nie potrzeba żadnej 

siły, aby utrzymać dane ciało w ruchu. Również przy 

braku siły tarcia ciało może kontynuować swój bieg 

w określony sposób, nawet jeżeli nie ma oddziaływa-

nia ze strony otoczenia. Wielka fizyka osiemnastego 

i dziewiętnastego wieku bardzo wyraźnie zgłębiała 
tę tematykę, podobnie jak całą naszą wiedzę o świe-

cie — wprowadzając pojęcia i wielkości opisujące 
ciepło, ruch falowy, jak również elektryczność i pole 

magnetyczne. Jej wnioski mogą być z łatwością przez 

wszystkich zrozumiane, ponieważ nie kontrastują 

zbytnio z naszym intuicyjnym postrzeganiem rze-
czywistości. 

4. Błysk względności

 

Na początku dziewiętnastego wieku można było 

odnieść ogólne wrażenie, że wszystko, co dało się 
odkryć, zostało już odkryte. W powietrzu jednak 

można było odczuć powiew nowości. To elektron, atom 

elektryczności, którego istnienie do tej pory ignoro-

wano, domagał się poświęcenia mu uwagi; był jak 

postać z opowiadania poszukująca autora. W pewnej 

chwili stwierdzono, że rezultatów niektórych nowych 

— 14 — 

background image

doświadczeń nie można wyjaśnić za pomocą dotych-
czas stosowanych i wiele razy potwierdzanych zasad, 
co spowodowało, że wspaniały pałac klasyczny zaczął 
się trząść w posadach. W pierwszym odruchu można 

było stwierdzić, że w takim razie wszystkie dotych-

czasowe zasady były błędne i należy ustanowić nowe; 

takie stanowisko zajmuje jeszcze po dziś dzień wielka 

część osób. Nie jest to jednak interpretacja właściwa. 

Prawa fizyki dziewiętnastego wieku, tak zwanej 

fizyki klasycznej, są, jak niegdyś, słuszne w odniesie-
niu do określonych zjawisk (szczególnie tych z życia 

codziennego, dotyczących obiektów o rozmiarach 
dla nas łatwiejszych do ogarnięcia). Aby zrozumieć 

innego rodzaju zjawiska, odnoszące się do innych 

czasów trwania zjawisk i do bardzo odmiennych roz-

miarów obiektów, należy natomiast opracować nową, 

bardziej odpowiednią koncepcję badań teoretycznych 
i doświadczalnych. Strategia ta mogła się różnić, i czę-

sto rzeczywiście różniła się od tej stosowanej przez 

fizykę klasyczną, względnie dla nas prostej, zarówno 

do zrozumienia, jak i do zastosowania. 

Niebo poznania przeszyły wówczas dwie błyska-

wice. Pierwszą z nich była teoria względności, opra-

cowana przez Einsteina w 1905 roku, teoria, która 

spadła na świat nauki jak grom z jasnego nieba. 

Czego tak naprawdę Einstein dowiódł? Przede 

wszystkim tego, że upływ czasu zależy od prędkości, 

z jaką poruszają się narzędzia pomiarowe; jest on 

bowiem różny dla nieruchomego obiektu i dla obiektu, 

który porusza się z dużą prędkością. Szybko poru-

szający się zegar zdaje się zwalniać tempo uderzeń, 

a spowolnienie to jest tym bardziej zauważalne, im 

bardziej zwiększa się jego prędkość. Jeżeli poruszałby 

się z prędkością światła, całkowicie by się zatrzymał, 

wcale nie pokazywałby upływu czasu. 

 15 — 

background image

W przypadku poruszającego się z dużą prędkoś-

cią ciała można zaobserwować nie tylko spowolnienie 

tempa jego ruchu, ale również zmniejszenie się jego 

wymiarów w kierunku ruchu i zwiększenie się jego 

masy; wszystko to związane jest z jego prędkością. 

A to wszystko aż do momentu osiągnięcia prędkości 

światła, kiedy to wymiary danego ciała maleją do zera, 

a jego masa staje się nieskończona. To dlatego żadna 

istota materialna nie może poruszać się z prędkością 
światła ani tym bardziej prędkości tej przekroczyć, 
bowiem z nieskończenie dużą masą poruszanie się 

jest niemożliwe. Jedynie światło, które jest niemate-

rialne, może podróżować z taką prędkością, nie może 

jej jednak przekraczać. Nie przez przypadek światło 

rozchodzi się właśnie z prędkością światła. 

Wszystko to wywodzi się oczywiście z prostej hipo-

tezy, która mówi, że wszystkie prawa fizyki muszą 
ukazywać się jako jednakowe dwóm obserwatorom, 
poruszającym się ruchem ustalonym, równolegle 

jeden względem drugiego. 

Jak już słusznie zauważył Galileusz, nie ma 

takiego eksperymentu, który mógłby wykazać obser-

watorowi, czy otoczenie, w którym się w danym 

momencie porusza, jest zupełnie nieruchome czy 

też może porusza się ono ruchem jednostajnym. Aby 

forma praw była ta sama, poszczególni obserwato-

rzy muszą obserwować i mierzyć różniące się między 

sobą wartości odpowiadające poszczególnym wielkoś-
ciom. Otrzymuje się w ten sposób prawa sprawdzone 

i odpowiadającą im miarę wielu wielkości fizycznych, 
takich jak na przykład różnice czasowe, rozmiary ciał 
i ich masa. 

Przy niewielkich prędkościach, różnica pomia-

rów u poszczególnych obserwatorów jest minimalna. 

Staje się ona warta uwagi jedynie dla układów poru-

— 1 6 — 

background image

szających się z bardzo dużą prędkością, a w szcze-

gólności dla tych, które poruszają się z szybkością 
zbliżoną do prędkości światła. Dlatego właśnie, nikt 

nigdy nie zdał sobie sprawy z występowania tych róż-
nic, a fizyka klasyczna jest w stanie wyjaśnić prawie 

wszystkie zjawiska, z którymi mamy do czynienia na 

co dzień. Niektóre z jej praw nie nadają się jednak do 
opisu tych zjawisk, które zachodzą z ogromną pręd-

kością — dostarczają bowiem tylko wyników przy-
bliżonych i muszą być w związku z tym zastąpione 

prawami teorii względności. 

Jak już mówiliśmy, aby prawa fizyki były jedna-

kowe dla wszystkich obserwatorów konieczne jest, 

aby mierzyli oni odmienne przestrzenie i odmienne 
odcinki czasowe. Nie istnieje uniwersalny czas ani 

uniwersalna przestrzeń. W ten sposób, poddane dys-

kusji zostaje również pojęcie jednoczesności, będące 

podstawą każdego klasycznego pomiaru czasu. Dwa 

wydarzenia dziejące się równocześnie dla jednego 

z obserwatorów, nie muszą odbywać się równocześ-

nie dla drugiego z nich. Czas staje się zbiorem czą-

stek czasu, zależnych od pozycji w przestrzeni. Aby 

uniknąć takiej sytuacji, konieczne byłoby, żeby jeden 

z obserwatorów mógł natychmiastowo porozumiewać 
się z drugim. 

Sygnały musiałyby więc podróżować z nieograni-

czoną prędkością, co nie jest możliwe, gdyż w najlep-

szym przypadku mogłyby podróżować z prędkością 

światła. Skończoność prędkości światła i niemożność 

jej przekroczenia wyznaczają granice dla ujawnienia 

równoczesności i ostatecznie rozbijają jedyny i uni-

wersalny czas Galileusza i Newtona w pył lokalnych 

czasów. Jeżeli czas zależy od położenia, wydarzenia 

mające miejsce we wszechświecie odbywają się na 

scenie czasoprzestrzennej, a nie odrębnie czasowej 

— 17 — 

background image

i przestrzennej, jak moglibyśmy przypuszczać w opar-

ciu o nasze obserwacje dotyczące istot ziemskich. 

Jeżeli więc oddzielanie czasu od przestrzeni nie 

ma sensu, możemy sobie wyobrazić czterowymia-
rowe kontinuum, czasoprzestrzeń, w której zachodzą 

wszystkie zdarzenia. Wprowadzenie pojęcia czaso-

przestrzeni jest jednym z najważniejszych elementów 
teorii względności. Jeżeli możliwe jest przedstawie-
nie tej abstrakcyjnej przestrzeni w czterech wymia-
rach, można w niej umieścić praktycznie wszystko, 
pod postacią kropki, krzywej, powierzchni, bądź 
hiperpowierzchni. 

Mógłbym na przykład przedstawić samego sie-

bie, w tym momencie, jako jakiś punkt w czasoprze-

strzeni. Jutro będę w innym punkcie, a pojutrze 

w jeszcze innym. Czterowymiarowa linia łącząca 

punkty określające moją pozycję czasoprzestrzenną 

nazywana jest moją linią wszechświata. Każda rze-

czywistość materialna ma swoją linię wszechświata, 
określającą jej położenie w każdym momencie. 

5. Podróż niemożliwa

 

Jedną z najbardziej interesujących kwestii jest 

nowa podstawa, na której Einstein opiera relacje 
pomiędzy przeszłością, teraźniejszością i przyszłoś-

cią. Mówimy tu po prostu o różnych obszarach cza-
soprzestrzeni, które nie mają obiektywnie przypisa-

nych wartości. Gdy widzimy gwiazdę świecącą na 
niebie, nie widzimy wcale jej teraźniejszości, ale jej 
przeszłość — z odległości lat, bądź tysięcy lat wstecz. 

Jej światło potrzebowało aż tyle czasu, aby móc do 

nas dotrzeć. Podobnie, gdy obserwujemy Słońce czy 

jakąkolwiek planetę z naszego układu słonecznego, 

—18 — 

background image

na przykład Jowisza, widzimy tak naprawdę ich 

obraz sprzed, odpowiednio, 8 i 40 minut. Najbardziej 
odległe galaktyki przedstawiają się nam natomiast 

w postaci sprzed miliardów lat. Innymi słowy, teraź-

niejszość jednego obserwatora może być przeszłością 

dla innego. Sam Einstein napisał do wdowy po jed-

nym ze swoich przyjaciół: „Rozróżnienie pomiędzy 
przeszłością, teraźniejszością a przyszłością jest jedy-
nie złudzeniem, choć mocno zakorzenionym i trud-
nym do usunięcia". 

Tutaj czas zlewa się z przestrzenią i zdaje się 

wcale nie upływać. Taka wizja mogłaby pomóc zli-

kwidować u podstaw wiele problemów związanych 

z samym pojęciem czasu, który biegnie nieodwracal-

nie w jednym tylko kierunku. Rzeczy mają się jed-
nak inaczej — kosmosem wcale nie rządzi podobna 
anarchia. Przeszłość jednego z obserwatorów może 

być teraźniejszością dla innego, wszystkie zależno-
ści pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami muszą 

się jednak stosować do zasady przyczynowości, która 

głosi, że żaden skutek nie może należeć do przeszłości 

własnej przyczyny. 

Dlatego właśnie, pomimo tego, co na ten temat 

powiedziano w licznych opowieściach i filmach fan-
tastycznych, niemożliwe jest podróżowanie w czasie 

wstecz, a tym bardziej wprzód, w przyszłość. Nie 

mogę przenieść się do własnej przeszłości, aby na 
przykład uniemożliwić spotkanie moich rodziców 
i moje narodziny... Jest to zabronione. 

W ten sposób, zasada przyczynowości stanowi 

kanon niemożliwy do pominięcia, rzeczywistą przy-

czynę porządkującą wszystkie zdarzenia. Z drugiej 
strony, jeżeli rzeczy miałyby się inaczej, niemożliwa 

byłaby jakakolwiek forma komunikacji, zrozumienia 

czy pamięci, ponieważ nie byłoby żadnego rozróżnienia 

 19 — 

background image

pomiędzy przeszłością a teraźniejszością, pomiędzy 

wydarzeniami a wspomnieniami o nich, pomiędzy 

przyczynami i skutkami, pomiędzy przepowiednią, 

oczekiwaniem a weryfikacją (czy rozczarowaniem). 

Naprawdę szokującą konsekwencją tego wszyst-

kiego jest fakt, że nie ma jakiejś zasadniczej różnicy 
pomiędzy materią a energią; jedna może przekształ-

cać się w drugą i na odwrót. Aby możliwe było zaob-
serwowanie tego zjawiska w praktyce, musieliśmy 
czekać aż do ery reakcji jądrowych oraz transmuta-
cji atomów i cząstek składowych. Nie może nie dzi-

wić fakt, że z serii surowych równań, wynikających 

z nowego sposobu postrzegania przestrzeni i czasu, 

powstała najprawdopodobniej najsłynniejsza formuła 

w historii Ε =mc

2

. Od tamtego momentu już nie mówi 

się, że materia się tworzy albo niszczy, ale że się 

przekształca. Ogólniej, mówi się, że materia/energia 
trwa, to znaczy nie powstaje ani nie zanika. Zasługą 

Einsteina było więc połączenie pojęć tak odmiennych 

jak materia (masa) i energia, przestrzeń i czas, nie 

mówiąc już o elektryczności i magnetyzmie. 

Zasady teorii względności odnoszą się do ciał wsze-

lakich rozmiarów, pod warunkiem, że poruszają się 

one z dużą prędkością. W naszym codziennym świe-
cie nie dzieje się to prawie nigdy, ale w przypadku 
cząsteczek i galaktyk owszem, względność dotyczy 

bowiem zarówno jednych, jak i drugich. Właśnie 

do cząsteczek odnosi się bohaterka drugiej wielkiej 

rewolucji XX wieku — teoria kwantowa. 

6. Umykający mikroświat

 

W odróżnieniu od teorii względności, pojawienie 

się teorii kwantowej nie było wcale tak zupełnie 

 20 — 

background image

niespodziewane. Z upływem lat nagromadziły się 

liczne obserwacje, których teoria klasyczna nie była 

w stanie wyjaśnić. Dotyczyły one przede wszystkim 

nowych dziedzin fizyki atomowej i subatomowej. 

Również badania nad radioaktywnością i kwestia 

stałości materii stanowiły niezwykłe wyzwanie dla 

koncepcji czasu. Atom, na przykład, postrzegany 
był jako miniaturowy system planetarny, w którym 

pewna liczba elektronów krąży wokół centralnie poło-

żonego jądra atomowego. 

Nie jest to wszystko jednak takie proste. Elek-

trony mają w sobie mały, elektryczny ładunek nega-
tywny, a ładunek poruszający się po kołowej orbicie 

emituje promieniowanie i stopniowo traci energię. 

Jeżeli elektron zachowywałby się w taki właśnie spo-

sób, szybko straciłby całą swoją energię i w mgnieniu 
oka runąłby na swoje jądro. Atomy w takim przy-

padku istniałyby tylko przez chwilę i cała materia 
uległaby rozpadowi. Stół, krzesło, ściany, sufit, pod-
łoga — wszystko by zniknęło. W związku z faktem, 

że tak się jednak nie dzieje, w przedstawionym rozu-
mowaniu musi być jakiś błąd. 

Błędny musiał być zatem cały dotychczasowy spo-

sób myślenia o świecie atomów. Nie tylko prawa odno-
szące się do ciał skończonych rozmiarów, ale również 

najbardziej podstawowe reprezentacje, jakie byliśmy 

w stanie im przypisać — wszystko to zdawało się tu 

nie pasować. Dziś wiemy już, że rzeczywiście trady-

cyjny opis nie miał w tym przypadku zastosowania. 

To, co nieskończenie małe, posiada swoje właściwo-

ści, które odróżniają go od wcześniej poznanych przez 
nas rzeczy. Fizyka kwantowa jest teorią wyjaśniającą 
poszczególne ruchy cząsteczek subatomowych i ich 
interakcję ze światłem. Teoria ta zyskała od razu 

dużą popularność i rzuciła nowe światło na strukturę 

21 

background image

atomów, a co za tym idzie, między innymi na cały 

świat chemii. 

Prawa tego mikroświata są bardzo odmienne od 

tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni, i do któ-
rych instynktownie się odwołujemy, chcąc zrozumieć 

otaczający nas świat. Konsekwencje, jakie za sobą 

pociągają nowe odkrycia, są bardzo odległe od tego, 

co podpowiada nam nasza intuicja, i nawet wielcy 

naukowcy pokroju Einsteina nigdy się z nimi w pełni 
nie oswoili, akceptując je jedynie dzięki ich niezwy-

kłej trafności w wyjaśnianiu i przewidywaniu zjawisk 

atomowych i subatomowych. Mechanika kwantowa 

w ciągu całego swego prawie stuletniego życia nigdy 

nie była podważana, a każdy przekaźnik telewizyjny, 
tranzystor, telefon komórkowy, którego używamy, 

jest namacalnym dowodem na słuszność tej odważnej 

teorii i potwierdzeniem wynikającego z niej skom-
plikowanego obrazu otaczającej nas rzeczywistości. 

Cząsteczki składowe materii, czyli cząstki z któ-

rych jest ona zbudowana, wykazują wiele nietypo-

wych cech, między innymi brak indywidualności. 

Wszystkie elektrony są identyczne, podobnie jak 

identyczne są wszystkie protony i neutrony. Nie-
możliwe jest, nawet dla samej tylko zasady, odróż-
nienie jednego elektronu od drugiego, niezależnie od 
tego, w jakiej części wszechświata się on znajduje. 

Ponadto, elektrony wcale się nie starzeją, jak anioły 

ze średniowiecznej ikonografii, i podobnie jak one 

mogą przemieszczać się z jednego miejsca w drugie 

bez potrzeby przechodzenia przez punkty pośrednie. 

Takie właśnie cechy są niezbędne dla zapewnie-

nia stabilności materii. Konieczne jest również, aby 

energia, jako materia, była natury ziarnistej bądź czą-
steczkowej. Odkryto bowiem, że energia nie może być 

wyzwalana czy pochłaniana w dowolnych ilościach. 

- 22 -

background image

Musi ona odpowiadać skończonym wielokrotnościom 

jednostki podstawowej, zwanej kwantem energii. 

Możemy mieć do czynienia z jednym kwantem, z tysią-

coma kwantami, z ich miliardem, ale nigdy z trzema 

i pół kwantami, czy z szesnastoma i sześdzięsięcioma 

ośmioma dziesiętnych kwanta. Gdy bierzemy pod 

uwagę wyzwalaną bądź pochłanianą dużą ilość energii, 

z jaką mamy do czynienia w większości przypadków 

przy codziennych zjawiskach, praktycznie niemożliwe 

jest zorientowanie się, iż składa się ona ze skończonej 

liczby ziaren, czyli właśnie kwantów, od których teoria 
ta bierze swą nazwę. Tłumaczy to, dlaczego zjawisko 
to zostało zauważone dopiero w XX wieku. 

Jeżeli jednak zaczniemy się przyglądać procesom, 

które pochłaniają niezwykle małą ilość energii, ich 
kwantowa natura staje się bardzo wyraźnie widoczna. 
Również światło, które nie jest niczym innym jak 
pewną ilością energii transportowaną przez grupę 

fal elektromagnetycznych, ma strukturę ziarnistą 
i składa się ze skończonej liczby kwantów, ogólnie 
nazywanych fotonami. Najważniejszym przesłaniem 

całej teorii jest fakt, że jeżeli materia i energia nie 

miałyby natury ziarnistej, nasz świat wogóle by nie 
istniał. 

Wróćmy jednak na chwilę do pytania, które posta-

wiliśmy sobie wcześniej: jak to możliwe, że elektrony 

krążąc wokół jądra atomu wcale na to jądro nie spa-

dają i, tym samym, nie tracą stopniowo energii? Po 

pierwsze, nie krążą one w dowolnej odległości od jądra. 

Każdy z nich usytuowany jest nieruchomo w danej 

pozycji, będącej częścią grupy ustalonych, inaczej 

mówiąc kwantowych, pozycji, i tak długo jak się na 

tej pozycji utrzymuje, nie promieniuje i nie traci ener-

gii. Wyzwala lub pochłania energię jedynie wtedy, 
gdy przechodzi z danego położenia w inne. I tak, gdy 

 23 — 

background image

przemieszcza się ze swojego położenia w inne, bliż-

sze jądra, wyzwala stałą ilość energii, a mianowicie 

jeden jej kwant. Gdy natomiast przemieszcza się 

na pozycję bardziej zewnętrzną — pochłania kwant 

energii. We wszystkich innych przypadkach nie traci 

ani nie zyskuje energii, ale pozostaje stabilny, nie-

kiedy na zawsze. Począwszy od największych planet 

aż po przedmioty życia codziennego — wszystkie 
ciała zawdzięczają swoją spójność własnej, ziarnistej 

naturze i możliwości przyjęcia jedynie pewnej liczby 
ustalonych pozycji, bez możliwości ciągłego przecho-

dzenia z jednej do innej. 

W przypadku cząsteczek tworzących materię nie-

możliwe jest uzyskanie o nich wielu informacji jedno-

cześnie. Mogę na przykład określić pozycję, lub pręd-

kość danej cząsteczki, ale nie mogę określić obu tych 

wartości równocześnie. Jeżeli mam dokładne infor-

macje dotyczące położenia cząsteczki, bez wątpienia 
nie będę miał pewności, jaka jest jej prędkość. Jeżeli, 

w odwrotnej sytuacji, znam jej dokładną prędkość, 

będę się musiał zadowolić jedynie przybliżoną znajo-

mością jej położenia. Skąd ta jedynie cząstkowa wie-

dza? Aby skwantyfikować jakąś wielkość, potrzebne 

jest odpowiednie narzędzie pomiarowe. Aby z dokład-

nością zobaczyć, gdzie znajduje się dany elektron, 
trzeba w niego uderzyć przynajmniej podstawowym 
promieniem światła, czyli fotonem. Czynność ta nie-
uchronnie spowoduje wywarcie pewnego nacisku na 

elektron, stąd niemożliwe stanie się precyzyjne okre-

ślenie zmiany jego położenia i jego prędkości przed 

wykonaniem pomiaru. 

Z jednej strony, jest to niezwykle jasne, z dru-

giej, dość niepokojące. Można zrozumieć, dlaczego 

nie będzie to wszystko miało żadnego znaczenia na 

przykład dla kostki cukru. Jeżeli uderzymy w nią 

 24 — 

background image

kilkoma fotonami nie odczuje żadnego oddziaływa-

nia i nie spowoduje to w jej przypadku zwiększenia 
prędkości, a jeżeli, to nieskończenie małe. Podobne, 

wzajemne wykluczanie się można zaobserwować 
w przypadku energii i czasu, niemożliwe jest ustale-

nie, jaka jest w konkretnej chwili dokładna energia 

danej cząsteczki. Mogę zbadać jej energię jedynie 

wtedy, gdy wezmę pod uwagę dość długi czas, jeżeli 

jednak mam do dyspozycji bardzo krótki czas, muszę 

zrezygnować z precyzyjnego ustalenia posiadanej 

przez tę cząsteczkę energii. 

Być może jednak, najtrudniejszy do zaakceptowa-

nia jest fakt, iż dana cząsteczka może się jednocześ-
nie znajdować w większej liczbie stanów, czyli w ich 

mieszaninie. Nie możemy na przykład wiedzieć, po 

jakim torze poruszał się elektron, o którym wiemy, 

że przemieścił się z punktu A do punktu B. Zacho-

wuje się on bowiem tak, jakby przebył kombinację 

różnych torów, mimo iż nie wszystkie mógł wybrać 

z tym samym prawdopodobieństwem. Analogicznie, 
elektron znajdujący się wewnątrz atomu może mieć 

wiele różnych położeń dla różnych poziomów ener-

getycznych. Z naszym umysłem, przyzwyczajonym 
do ciał względnie dużych rozmiarów i zdarzeń dzie-

jących się w stosunkowo krótkim czasie, ciężko jest 

nam zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, faktem jest 

jednak, że tak się dzieje. 

Jeżeli dobrze się nad tym wszystkim zastanowimy, 

to dochodzimy do wniosku — jak mogłoby być inaczej? 

Jak to możliwe, aby nasz stół był złożony z kawałecz-

ków drewna, a wewnątrz tych kawałeczków drewna 

znajdowałyby się inne, mniejsze kawałeczki, i tak 
dalej, i żeby wszystkie one miały dokładnie takie 
same właściwości? Dziś łatwo jest nam zrozumieć, że 

świat nie mógłby wtedy istnieć, wszystko by runęło. 

 25 — 

background image

W przypadku niezwykle małych obiektów mate-

rialnych nie można uniknąć posługiwania się opisem 

kwantowym, dla obiektów większych natomiast, jak 

na przykład dla stolików, krzeseł czy dla ludzi, stare, 

dawne formuły są zupełnie wystarczające. Istnieje 

w tej kwestii zasada zwana zasadą odpowiedniości, 

która nakazuje, aby każdy opis w terminach kwanto-

wych został następnie przekształcony na odpowiada-

jący mu opis klasyczny, gdy przechodzi się od bada-

nia świata w nanoskali do świata ciał o skończonych 

wymiarach, a więc obdarzonych pewną masą. 

Dlatego też, dla elektronu wystrzelonego w kie-

runku ściany teoretycznie nieprzenikalnej, istnieje 
prawdopodobieństwo, że jak za pomocą czarodziej-

skiej różdżki, może znaleźć się on po drugiej stronie. 

Zjawisko to, zwane efektem tunelowym, w świecie 

cząsteczek jest zjawiskiem codziennym, a człowiek 

wykorzystał je do zbudowania elektronicznego 

obwodu scalonego i innych wyspecjalizowanych urzą-
dzeń. Efekt tunelowy odnosi się oczywiście również do 

psów i do ludzi, jednak jego znaczenie jest znikome. 

Do tej pory jeszcze nie zdarzyło się, żeby człowiek po 

zderzeniu ze ścianą znalazł się po jej drugiej stronie, 
oczywiście nie burząc ściany, chociaż teoretycznie nie 

można tego wykluczyć. Jeżeli obliczy się prawdopodo-

bieństwo takiego zdarzenia, wynik wcale nie będzie 
równy zero — w fizyce zero nie istnieje — prawdopodo-
bieństwo to jest jednak niesłychanie małe. Konieczne 
byłoby więc, aby miliardy ludzi przez tysiące miliar-

dów lat zderzały się ze ścianą, abyśmy mogli być może 
zaobserwować takie zjawisko. Konsekwencją rozróż-

nienia cząsteczek od ciał o skończonych wymiarach 

jest na przykład fakt, że żyjemy w świecie dość deter-

ministycznym, podczas gdy mikroświat cząstek opiera 

się na zasadach prawdopodobieństwa i statystyki. 

 26 — 

background image

W naszym świecie, dzięki obecności swego rodzaju 

początkowych uwarunkowań, wydarzenia muszą, 
przynajmniej teoretycznie, podporządkowywać się 
pewnemu biegowi zdarzeń, w sposób zdetermino-

wany i przewidywalny. W świecie cząstek subatomo-
wych wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie można 

szczegółowo przewidzieć zachowania pojedynczej 
cząsteczki, nawet teoretycznie. Można przewidzieć 

jedynie zachowanie się dużej liczby cząsteczek znaj-

dujących się w jednakowych warunkach. Wracając do 

przykładu cząsteczki, która przemieszcza się z punktu 

A do punktu B, nie możemy absolutnie przewidzieć, 

jaką drogę tak naprawdę przebędzie. Możemy jedy-

nie obliczyć prawdopodobieństwo, że podąży drogą 1, 

czy drogą 2, czy drogą 3, i tak dalej. Pojedyncza czą-
steczka nie podlega żadnemu obowiązkowi podąża-

nia jakimś konkretnym szlakiem, nawet tym, którego 

wybór uważamy za najbardziej prawdopodobny. 

Jedynie po wielokrotnym powtórzeniu powyż-

szych obserwacji, po przestudiowaniu zachowania 
się dużej liczby identycznych cząsteczek można 
dojść do wniosku, że najbardziej prawdopodobnym 
szlakiem jest ten wybierany najczęściej, a najmniej 

prawdopodobnym jest ten, który wybierany był naj-
rzadziej. Przy obserwacjach zbiorowych, prawdopo-

dobieństwo wystąpienia przekształca się w częstotli-

wość zdarzenia, a statystyczne przewidywania stają 

się statystyczną rzeczywistością. Daleko nam do tej 

wizji fizyki klasycznej, która chlubiła się faktem, iż 

śledziła w najmniejszych szczegółach ruch danego 

ciała czy jakiekolwiek inne zjawisko, niekiedy przez 
długi czas. Przyszłość danego procesu była zdetermi-

nowana. Inaczej rzeczy mają się w świecie atomów — 

tutaj przyszłość jest zasadniczo kwestią, która pozo-

staje cały czas otwarta. 

— 2 7 — 

background image

Niektórzy utrzymują, że oznacza to, iż naukowe 

poznanie otaczającego nas świata jest niemożliwe. 

Oczywiście, nie jest to prawdą. Po pierwsze, to co 

powiedzieliśmy dotyczy obiektów mikroskopowych 
i traci jakiekolwiek znaczenie w odniesieniu do 

obiektów makroskopowych, znanych z życia codzien-

nego. Po drugie, jeżeli prawdą jest, że na podstawie 

tego, że pojedynczy elektron czy pojedynczy proton 

znajdują się w określonym stanie, to można będzie 
zaobserwować grupę elektronów w dokładnie okre-

ślonych stanach z częstotliwością bliską prawdo-
podobieństwom wystąpienia tych właśnie stanów. 

Jeżeli liczba cząsteczek jest duża, nie będzie miejsca 

na niespodzianki — zbiór cząsteczek zachowa się 

w oczekiwany sposób i wszystko pozostanie w zgodzie 

z klasycznymi kanonami naukowych przewidywań 

dotyczących ciał makroskopowych, zawierających 

miliardy miliardów cząsteczek. 

7. Zakrzywiona czasoprzestrzeń

 

Mikroświat jest więc zamieszkiwany przez byty 

efemeryczne i tajemnicze, które stosują się do żela-

znych, ale niezrozumiałych zasad. Co możemy nato-

miast powiedzieć o makroświecie goszczącym ogromne 

obiekty, takie jak planety, gwiazdy, galaktyki i sku-

piska galaktyk? Wewnątrz ciał niebieskich znajdują 

się cząsteczki, a niekiedy atomy. Zarówno jedne, jak 

i drugie podporządkowują się prawom fizyki kwan-
towej, a światło, jakie niektóre z nich emitują, jest 
konsekwencją działania tych dziwnych praw. Doo-
koła ciał niebieskich rozpościera się przestrzeń mię-

dzygwiezdna, dokładniej mówiąc — międzygwiezdna 
czasoprzestrzeń, z wszystkimi typowymi dla siebie 

 28 — 

background image

właściwościami. W minionym wieku odkryliśmy, że 

ciało o dużej masie deformuje, a konkretniej zakrzy-

wia otaczającą go czasoprzestrzeń, do tego stopnia, 

że nieznacznie zmodyfikowany zostaje nawet tor 
przechodzącego w jego pobliżu promienia światła. 

„Czarna dziura" jest właśnie pozostałością po 

takim wydarzeniu — czasoprzestrzeń zakrzywiła się 

w tym miejscu do tego stopnia, że pękła i zagięła się 

na danym ciele, i każdy obiekt, który przybliży się 

do tego punktu, zostanie przez nią wessany. Zanika 

w niej nawet światło, stąd też jej nazwa; nic nie może 

się z niej wydostać, nawet światło. Najprawdopodob-

niej w centrum każdej galaktyki znajduje się taka 

czarna dziura, bardzo trudno jest ją jednak zloka-

lizować. Z drugiej strony, mówi się, że jeżeli czło-

wiek zbliżyłby się do czarnej dziury i został przez 

nią wessany, najprawdopodobniej nawet by się nie 

zorientował. Inne osoby zaobserwowałyby, jak jego 
czas stopniowo spowalnia, i jak jego rozmiar stop-

niowo się zmniejsza, jednak sama osoba świadomie 

by tych procesów nie odczuwała. 

Spowalniający czas i kurczące się wymiary — 

przypomina nam to teorię względności. Słusznie. 

Około dziesięć lat po tym, jak zaszokował cały świat 

swoją teorią względności, Einstein przedstawił pra-

wie że naturalne jej rozszerzenie, pod nazwą ogólnej 

teorii względności. Obserwując kosmos i rządzącą 

nim siłę grawitacji, można zaobserwować dziwne zja-

wiska, o których wspomnieliśmy już wcześniej. Masy, 

szczególnie wielkie masy, zakrzywiają otaczającą je 
czasoprzestrzeń, powodując na przykład spowolnie-

nie zegarów znajdujących się w pobliżu. Jeżeli pole 

grawitacyjne jest naprawdę silne, spowolnienie to 

jest dość znaczące. Może zaistnieć również drobna 

różnica pomiaru pomiędzy dwoma identycznymi 

 29 — 

background image

zegarami znajdującymi się w tym samym wieżowcu, 

jednym w suterenie, a drugim na dachu. Pierwszy 

z nich będzie chodził trochę wolniej, gdyż znajduje 

się w silniejszym polu grawitacyjnym. Zostało to 

doświadczalnie udowodnione kilka lat temu. 

Koncepcja czasoprzestrzeni prezentowana przez 

ogólną teorię względności jest naprawdę niezwykła 

i niedościgniona. W tej, na dobrą sprawę abstrakcyj-

nej wizji, cała fizyka kosmosu zostaje sprowadzona 

do geometrii, a konkretnie do geometrii czasoprze-
strzeni. Dana planeta, bądź kometa, krąży wokół 

jakiejś gwiazdy, ponieważ jest to „jej droga". Czaso-

przestrzeń wokół gwiazdy jest przez nią deformowana 

w taki sposób, aby planeta, bądź kometa, podążały 

swoim naturalnym torem, utworzonym w lokalnej 
czasoprzestrzeni. 

Czas, przestrzeń, masa i grawitacja stapiają się 

więc w jedno proste i niezwykłe równanie opisujące 
wielką lokalną rzeczywistość i cały wszechświat. Jest 

jednak pewien mały problem: rozwiązanie tego równa-

nia pokazuje bezsprzecznie, że wszechświat nie może 

być statyczny, ale musi nieustająco się rozszerzać. 

Z biegiem lat ogólna teoria względności otrzymała 

wiele potwierdzeń, a idea rozszerzającego się wszech-

świata jest już powszechnie znana. Z drugiej strony, 
fakt, że w nocy niebo jest ciemne, a nie oświetlone 

oślepiającym blaskiem, nie może być wytłumaczony 

w inny sposób, jak poprzez założenie, że zarówno 

gwiazdy, jak i galaktyki ciągle się oddalają, od nas 

i od siebie wzajemnie. Podobnie ciężko jest zrozumieć 

dlaczego na dłuższą metę, gwiazdy i galaktyki na sie-

bie nie wpadają w wyniku działania siły grawitacji. 

Wytłumaczyć to możemy istnieniem mechanizmu 

ucieczki i rozprzestrzeniania się. Sam Einstein był 
niemile zaskoczony faktem, że jego równania wyka-

 30 — 

background image

zywały konieczność ciągłej ekspansji wszechświata 

i przez lata na próżno szukał alternatywnego roz-

wiązania, które ocaliłoby drogie mu pojęcie wszech-

świata stacjonarnego i wiecznego. 

Wszechświat rozszerza się jako całość i można 

się domyślać, że był kiedyś taki moment, w którym 

wszystko było skoncentrowane w jednym punkcie 

o nieskończonej gęstości. Uważa się, że miało to 

miejsce około czternastu miliardów lat temu. Wtedy 
to właśnie miał miejsce Wielki Wybuch. Od tamtej 

chwili wszechświat zaczął się rozszerzać. 

Nie wiemy jeszcze, czy ekspansja wszechświata 

będzie trwała zawsze czy też może dojdziemy 

do momentu, kiedy przestanie się on rozszerzać 

1 zacznie się kurczyć. Taki scenariusz przyprawia 

o gęsią skórkę, istnieją jednak liczne badania, które 

wykazują, iż rozumowanie to jest z naukowego 

punktu widzenia słuszne i możliwe do zaakceptowa-

nia. Wielu autorów uważa ponadto, że zjawisko roz-

szerzania się wszechświata jest ostatnim powodem 

nieodwracalności wydarzeń z naszego życia. Jeżeli 

coś tak podstawowego jest do tego stopnia, ewiden-

tnie asymetryczne, nie można wykluczyć próby spro-

wadzenia do niego wszystkich innych asymetryczno-

ści czasowych. 

W niezmierzonych gwiezdnych przestrzeniach 

przemieszczają się więc obiekty, które samą swoją 

obecnością zaginają ciągłą czasoprzestrzeń aż do jej 

pochłonięcia. Na tym jednak nie koniec. Ostatnio 

zaczęły się pojawiać rozważania o rzeczach jeszcze 

bardziej tajemniczych i fascynujących, a mianowicie 

o ciemnej materii i ciemnej energii. 

Chcąc wyjaśnić, dlaczego wszechświat rozszerza 

się z obecną prędkością, należy uznać, że zawiera on 

w sobie dużo więcej materii niż jesteśmy to w stanie 

 31 — 

background image

zaobserwować. Ta hipotetyczna materia, która 

mogłaby stanowić 90, a nawet 95 procent ogółu, 
nazwana została „ciemną", ponieważ nie jesteśmy 

w stanie jej dostrzec i nic o niej nie wiemy. Być może 

mamy tu do czynienia z formą materii zupełnie 

odmienną od wszystkiego, co do tej pory poznaliśmy. 

Nasze wnuki być może będą się uczyć w szkole o tym, 

że istnieją dwa różne typy materii... 

Ponadto, niezależnie od wszelkich wyjaśnień, 

obecna prędkość rozszerzania się wszechświata 
cały czas wzrasta. Galaktyki oddalają się od siebie 
z coraz większą prędkością. Musi więc istnieć coś, co 

je odpycha, coś, co dorównuje, a nawet i przewyższa 

siły grawitacji, które hamowałaby podobny ruch. To 

wewnętrzne oddziaływanie pochodzące z fabryki kos-

mosu nazwane zostało „ciemną energią". Nikt jednak 
nie wie, czym ona tak naprawdę jest. 

Przy badaniu świata, tego, co nieskończenie małe, 

bądź niezwykle duże, musimy zawierzyć mniej lub 
bardziej odpowiednim analogiom i wyobrażeniom lub 

formułom matematycznym, które nie dają się jednak 
łatwo zinterpretować. Formuły te, w odniesieniu do 

obiektów z naszego świata, są niczym więcej jak pod-
sumowaniem pewnej liczby doświadczeń. Jednak dla 
zjawisk, które mają miejsce w tych odległych świa-

tach, stanowią one jedyną dostępną formę poznania 
i jedyną podstawę do wysuwania jakichkolwiek przy-
puszczeń. 

8. Mezokosmos

 

Jednym z najczęściej spotykanych tematów w trak-

tatach średniowiecznych jest przedstawianie czło-

wieka jako mikrokosmosu, wszechświata w miniatu-

 32 — 

background image

rze i zarazem jego żyjącej syntezy. Anthrópos mikrós 

kosmos — człowiek jest małym światem, wszechświa-

tem w miniaturze, według fragmentu z czwartego 

wieku przed naszą erą, którego autorstwo przypi-

suje się Demokrytowi. Pojęcie to przewijało się wie-

lokrotnie w każdej epoce, ale szczególnie dużą wagę 

przywiązywało do niego obdarzone dużą fantazją 

Średniowiecze. Według tej właśnie wizji, człowiek 

jest światem w sobie zamkniętym, ale otwartym na 

nieskończoność. Jest obrazem i zbiorem wielkich pro-

jektów stworzenia, drzwiami i drogą, aluzją i stresz-

czeniem, symbolem nie dającej się zmniejszyć skoń-
czoności, która przechodzi samą siebie i spogląda 

w stronę wieczności. 

Dzisiaj wiele z tych koncepcji wywołuje uśmiech 

na twarzy, dzięki swoistej dwuznaczności i przyzna-

waniu każdemu człowiekowi swego rodzaju tytułu 

szlacheckiego. Człowiekowi, który jest jeden, ale 

jest również jedyny i niepowtarzalny, tak jak jeden, 
jedyny i niepowtarzalny jest wszechświat. Wywołują 

one uśmiech na twarzy i być może zdarzy nam się 

pomyśleć, że to wszystko już nas wcale nie dotyczy. 

Czy aby na pewno? 

W rzeczywistości, pomiędzy tym, co ogromnie 

wielkie, co nazywać będziemy gigakosmosem, a tym, 

co niezwykle małe, co nazywać będziemy nanokos-

mosem, znajduje się nasz codzienny świat, który 
nazwiemy mezokosmosem. W wyniku serii szczęśli-

wych przypadków znajdujemy się w środku, a dokład-

nie — tuż nad punktem środkowym na tej rosnącej 

skali. Rzeczywiście, najmniejszy dziś znany rozmiar 

to ułamek metra, odpowiadający 10 do potęgi -35, 

a rozmiar całego wszechświata można wyrazić jako 

liczbę metrów odpowiadającą 10 do 26 potęgi. Poni-

żej metra, czyli pod nami, mamy zatem 35 rzędów 

— 33 — 

background image

wielkości, a ponad nami: 26. Znajdujemy się więc 

nieco powyżej średniego wymiaru. 

Dokładnie po środku skali wielkości, jeżeli chcemy 

być precyzyjni, znajdują się nasze komórki, obiekty 

jako ogół makroskopowe, będące areną dla tysiąca 

mikroskopijnych zdarzeń. Dlatego właśnie znajdu-

jemy się niewiele ponad światem rządzonym prawami 

tego, co nieskończenie małe. Jesteśmy wystarczająco 

duzi, aby nie musieć podlegać dziwnym nakazom 

mechaniki kwantowej, ale równocześnie nie nazbyt 

duzi, aby nie móc skorzystać z niektórych jej rozwią-
zań. Jesteśmy po prostu częścią codziennego świata, 
ale zapuszczamy korzenie w terenie bogatym w zja-

wiska kwantowe. Krótko mówiąc, daliśmy radę prze-

trwać, choć z trudem, i obecnie staramy się utrzy-
mać równowagę na napiętej linie, która rozciąga się 
pomiędzy dwoma odległymi i tajemniczymi światami. 

W mezokosmosie, tym śródziemiu, znajduje się 

człowiek, to dziwne stworzenie w pół drogi pomię-
dzy ziemskimi zwierzętami a niebiańskimi aniołami, 

które jest w stanie zrozumieć i opisać to, co je otacza. 

To właśnie jest najgłębszy sens, jaki możemy dziś 

nadać wizji człowieka jako mikrokosmosu — jeste-
śmy w stanie sobie wszechświat wyobrazić, dlatego 
może się on odzwierciedlać w każdym z nas. 

9. Ciekawość świata 

Jesteśmy dziwnymi zwierzętami, zwierzętami cie-

kawskimi, którym mózg urósł trochę za bardzo, i które 

chcą zrozumieć bardzo dużo rzeczy, czasem nawet 

te, których zrozumieć nie sposób. Jakie inne zwie-
rzę dąży do zrozumienia wszystkiego? Jakie inne 

zwierzę poświęca się próbie zrozumienia, jak zbudo-

— 34 — 

background image

wany jest świat i jak ono samo jest zbudowane, aż po 

zagłębianie się w kwestie własnego genomu. Jeste-

śmy pierwszym i być może jedynym gatunkiem, który 
potrafi wyróżnić własny genom, czyli tekst biologicz-

nych instrukcji, które czynią z nas to, czym jesteśmy. 

Jesteśmy pierwszym gatunkiem, który spojrzał poza 

to, co są w stanie objąć jego zmysły. Obserwowaliśmy 

obiekty o rozmiarach wiele rzędów wielkości poniżej 

tego, co nasze oko jest w stanie zobaczyć, i zabrali-
śmy się za badanie głębi kosmosu, przebywając odle-

głości, które są wiele rzędów wielkości powyżej tego, 
czego jesteśmy w stanie doświadczyć na co dzień czy 
co jesteśmy w stanie intuicyjnie zrozumieć. 

Nasz umysł nie został stworzony do podobnych 

zadań. Jesteśmy efektem trzech miliardów i ośmiu-

set milionów lat ewolucji biologicznej, a dokładniej, 

konsekwencją kilku milionów lat ewolucji małp 

człekokształtnych. Rozwinęliśmy się, aby żyć na tej 
ziemi, w lesie czy na sawannie w pobliżu rzeki bądź 

jeziora, aby szukać pożywienia, aby uciekać przed 

dzikimi zwierzętami czy też aby rzucać się w pogoń 
za piękną dziewczyną lub zwabić pięknego chłopaka, 

w zależności od gustów. Nasz umysł został stworzony 

do tych właśnie zadań, i w tym zakresie działa cał-

kiem nieźle. Jesteśmy dobrze przygotowani do pew-

nych rzeczy, ale nie do wszystkich. Nie jesteśmy na 
przykład naturalnie przygotowani do rozwiązywania 

wymagających zadań rachunku prawdopodobieństwa 

czy oceny ryzyka, ani też do rozwiązywania skompli-

kowanych problemów logicznych. Podobnie, nie jeste-

śmy w stanie zrozumieć właściwości świata, którego 
rozmiary są zbyt małe lub zbyt duże w porównaniu 

z tymi, wśród których dorastaliśmy. 

Zostaliśmy stworzeni dla świata „śródziemia", aby 

skonfrontować się z rozmiarami przedmiotów, wśród 

— 35 — 

background image

których żyjemy. Pomimo stworzenia cudów literatury, 

dzieł architektonicznych, malarskich, muzycznych 

i mechanicznych, które spotkały się z wielkim uzna-
niem wielu pokoleń, do niedawna nie byliśmy jesz-

cze w stanie wyjść poza świat obiektów odpowiada-

jących nam, przynajmniej mniej więcej, rozmiarami. 
W minionym wieku nareszcie się nam to udało. Z teo-

rią względności z jednej strony i z teorią kwantową 

z drugiej, wraz z niezwykłymi odkryciami z dziedziny 

biologii z ostatnich pięćdziesięciu lat, weszliśmy na 

zakazane pola, do życia na których nie byliśmy i nie 

jesteśmy koncepcyjnie przygotowani. 

Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie budowy 

komórki ani niezwykłej liczby komórek, z których 

zbudowane jest nasze ciało. Nawet dzisiaj, nikt z nas 

nie jest w stanie samodzielnie wyobrazić sobie tego 

wszystkiego. Podobnie jak nie jesteśmy w stanie 

myśleć o czasie ewolucji biologicznej, który rozciąga 

się na setki milionów lat. Jedynie zbiorowość ludzka, 

dzięki ogromnemu wysiłkowi i przy użyciu prostych, 
ale żelaznych zasad wnioskowania logicznego wspar-

tego eksperymentem, dała radę zobaczyć to, czego nie 

mogła wcześniej dojrzeć, i zdołała o tym opowiedzieć. 

Można zauważyć, że współcześni fizycy przyzwy-

czaili się już do nowej sytuacji. Od kilku dziesięcioleci 
dołączyli do nich również genetycy. W latach trzydzie-
stych pewna grupa genetyków była nawet w stanie 
z dużą pewnością i naturalnością rozmawiać o genach, 

tak jakby je dopiero co dojrzeli. Po dziś dzień nikt jed-

nak ich tak naprawdę nie widział. Istnieje w człowieku, 
niezależnie od tego, czy jest on literatem, artystą czy 
naukowcem, ta niezwykła zdolność wyobrażania sobie, 
niemożliwego wychodzenia poza domniemania, poza 

codzienność, i wznoszenia się ponad własne ograni-
czenia. Niezależnie od wszystkiego. 

 36 — 

background image

Weźmy pod uwagę chociażby wymiary otacza-

jącego nas świata. Mamy pewną trudność już przy 

przedstawieniu trzech z nich — narysowanie czworo-

ścianu na kartce papieru czy na tablicy nie należy do 
najprostszych rzeczy na świecie, a co dopiero hiper-

sześcianu w czterech wymiarach! Tak naprawdę, ile 

istnieje wymiarów? Sto lat temu powiedziano nam, 

że wszechświat ma cztery wymiary. W porządku, ale 

teraz mówią nam, że ma ich dziesięć, jedenaście czy 

dwadzieścia sześć. Nasz mózg, pomimo dobrej woli, 

nie jest w stanie sobie tego wszystkiego wyobrazić, 

a pomimo to jest w stanie opracowywać teorie, spraw-

dzać je i dowodzić, że wynikają z nich tezy, które 

mogą zostać potwierdzone. 

Co możemy powiedzieć o wszechświecie i o jego 

nieskończonych przestrzeniach? Krążą w nim obiekty 
miliony milionów razy większe od tego, co nam znane, 
i obiekty o niewyobrażalnych temperaturach. Zycie 

obserwowane w tym świetle jest zupełną błahostką, 

jest jak narośl na czubku nosa wszechświata, pewien 

etap w jego historii. Znane nam życie rozwija się 

w bardzo mocno ograniczonym przedziale tempera-

tur: od mniej więcej dziesięciu stopni poniżej i do 
trzydziestu, czterdziestu stopni powyżej zera. Gdy-
byśmy spróbowali nagle podnieść temperaturę Ziemi 

do trzystu lub trzech tysięcy stopni — nie pozosta-

łaby na niej żadna forma życia. Zawdzięczamy nasze 
istnienie serii wyjątkowo sprzyjających warunków, 
które zaistniały równocześnie na powierzchni tej dość 

zimnej planety. Planeta nasza zachowuje praktycz-

nie stałą temperaturę, w przedziale możliwych dla 
nas do zaakceptowania wartości. 

Wszechświat w całej swej złożoności zbudowany 

jest w większości z wodoru z domieszką helu, czyli 

z dwóch niezwykle lekkich pierwiastków złożonych 

— 37 — 

background image

z bardzo niewielu cząstek podstawowych. My zbudo-

wani jesteśmy natomiast z atomów dużo cięższych, 

przede wszystkim z węgla. Jak to możliwe? Skąd 

wzięły się atomy, z których jesteśmy zbudowani? 

Wiemy, że węgiel, podobnie jak kilka innych pier-

wiastków, mógł powstać jedynie w pewnych konkret-

nych okolicznościach, wewnątrz szczególnie zbudowa-
nych gwiazd, które w pewnym momencie wybuchły, 

dosłownie „wystrzeliwując" elementy składowe na 

wszystkie strony, w taki sposób, że mogło pojawić się 

życie, które zawładnęło tymi pierwiastkami. 

Ponadto, człowiek i historia ludzkości zajmują 

bardzo wąską niszę czasoprzestrzeni. Należymy do 

niej i jesteśmy ją w stanie zrozumieć. Czy oznacza to, 
że nie istnieją inne światy lub że nie mają one właś-

ciwości, które my im przypisujemy? Wcale nie. Samo 

nasze istnienie jest najlepszym dowodem na niezbęd-
ność tego, co małe i co wielkie. Bez tych przeciwstaw-
nych biegunów nie bylibyśmy w stanie istnieć, a życie 
najprawdopodobniej nie istniałoby w ogóle. 

To drugie znaczenie, jakie dzisiejsza nauka może 

przypisać wizji człowieka jako mikrokosmosu, oparte 

jest na analogii odnoszącej się do reguł funkcjonowa-

nia prawdziwego kosmosu. Sama nasza egzystencja, 

jako istot żywych i inteligentnych, stanowi gwarancję 

dla istnienia gigakosmosu i nanokosmosu, a nawet 

tego wymaga, jako koniecznego, jeżeli nie wystar-

czającego warunku, abyśmy mogli być takimi, jakimi 

jesteśmy. 

Jeżeli nie istniałoby to, co nieskończenie małe, 

nie istniałaby również żywa materia jako taka. Stół, 

czy skała złożone są z cząsteczek i z atomów, jed-

nak, aby móc pojąć wiele z ich właściwości, można 
ten fakt chwilowo pominąć. Inaczej rzeczy mają 

się w kwestii życia, a szczególnie życia inteligen-

 38 — 

background image

tnego. Żywa istota składa się obowiązkowo z małych 
komórek, które zawierają organelle i inne, jeszcze 

mniejsze mikroukłady. Aby móc myśleć, istota taka 
musi posiadać również dużą liczbę komórek nerwo-

wych. Komórki są rodzajem małych, zorganizowa-

nych i wystarczająco autonomicznych światów, na 

które z kolei składa się duża liczba podstawowych 

jednostek składowych. Jeżeli cegły świata miałyby 

wymiary nam znane, chociażby z rzędu milimetrów, 

istoty żywe nie istniałyby, my byśmy nie istnieli. 

Czy moglibyśmy nie być zbudowani z komórek lub 

być zbudowani z komórek o większych rozmiarach? 
Nie możemy tego stwierdzić z całą pewnością, ale 

wygląda na to, że nie. 

Aby żyć, trzeba być zbudowanym z małych części, 

zawierających w sobie części jeszcze mniejsze, które 

nieustannie wchodzą we wzajemne relacje. Dużo 
mówi się dziś o nanotechnologii, czyli o zminiatury-

zowanych procedurach i praktykach technologicznych. 

Należy w tym miejscu zaznaczyć, że biologia jest 

sama w sobie „nano", ponieważ ważne procesy, które 

pozwalają nam żyć, odbywają się właśnie na poziomie 

„nano". Dosłownie, prefiks „nano" określa jedną miliar-

dową część czegoś, na przykład nanometr to jedna 

miliardowa część metra, jedna milionowa milimetra, 

wymiary garści małych atomów. Jeżeli komórki nie 

byłyby złożone z małych, dobrze rozmieszczonych 

i zorganizowanych części, życie nie mogłoby istnieć. 
Co więcej, jeżeli komórki nerwowe nie byłyby wystar-

czająco małe, ich miliardy nie mogłyby się pomieścić 

w naszym ciele i w naszej głowie, a jeżeli nie styka-

łyby się ze sobą jeszcze mniejszymi połączeniami — 
nie bylibyśmy w stanie myśleć. 

W naszym mózgu znajduje się sto miliardów komó-

rek nerwowych. Mamy tu więc do czynienia z liczbą 

— 39 — 

background image

ogromną, w pełnym tego słowa znaczeniu — astro-

nomiczną, ponieważ w galaktyce jest sto miliardów 

gwiazd i najprawdopodobniej we wszechświecie znaj-

duje się sto miliardów galaktyk. Nie wspominając 

już o nieskończonej liczbie mikro połączeń, zwanych 

w technicznym żargonie „synapsami", które pozwa-

lają poszczególnym komórkom mózgowym kontakto-

wać się między sobą. Przypada ich średnio dziesięć 

tysięcy na każdą komórkę. Jeżeli pomnożymy dzie-

sięć tysięcy przez sto miliardów otrzymamy niewiary-

godną liczbę miliona miliardów. Nasz mózg zawiera 

milion miliardów połączeń, więcej od jakiegokolwiek 

obecnie istniejącego na ziemi elektronicznego kalku-

latora. Nie może więc dziwić fakt, że jesteśmy zdolni 

do naprawdę zaskakujących popisów umysłowych, 

i że jesteśmy tak różni jeden od drugiego. Wystarczy, 

aby jedno z połączeń powstało w taki a nie inny spo-

sób i dwa mózgi nie są już identyczne, dając początek 
odrębnym i autentycznie jedynym w swoim rodzaju 

umysłom i rodzajom tożsamości. 

Fakt, że jesteśmy żywymi organizmami i że posia-

damy dość silny mózg, zawdzięczamy istnieniu świata, 

tego co niezwykle małe i wszystkim jego zadziwiającym 

właściwościom. Jednak nie tylko. Jeżeli wszechświat 

nie byłby tak wielki, nie miałby za sobą wystarczająco 

długiej historii. Jak już wspominaliśmy, szacuje się, że 

wszechświat ma mniej więcej czternaście miliardów 

lat. Wszechświat fizyczny jest tak ogromny, ponieważ 

od dawna się rozszerza. Jeżeli byłby mniejszy, a jego 

historia byłaby krótsza, nie byłoby wystarczająco dużo 

czasu, aby powstały pewne gwiazdy, które mogłyby 

następnie „wystrzelić" atomy pierwiastków ciężkich. 

Nie byłoby wystarczająco czasu, aby mogły powstać 

planety, i żeby niektóre z tych planet mogły się ostu-

dzić na tyle, aby przyjąć życie i zapełnić się dziw-

 40 — 

background image

nymi stworzeniami, które mogą żyć jedynie w pew-
nym zakresie temperatur i przy względnie stabilnych 

warunkach środowiskowych. 

Podsumowując, mamy naprawdę duże problemy 

z wyobrażaniem sobie tego, co ogromnie wielkie 

lub niezwykle małe, jednak sama nasza egzysten-

cja wymaga istnienia obydwu tych biegunów, i tym 

samym ich istnienie usprawiedliwia. Bez tego co tak 

małe, nie byłoby ani życia ani inteligencji. A gdyby 

wszechświat nie był tak ogromny, nie byłoby mate-

rialnego czasu na to, aby powstał nasz wspólny 

dom — Ziemia, i żeby mogła na niej zajść biologiczna 
ewolucja o tak niebywałym zakresie, która dopro-

wadziła do powstania takich cudów natury jak lilie, 

orchidee czy istoty ludzkie. 

Krótko mówiąc, dla naszego istnienia konieczne 

jest, aby świat zawierał realia, których nie jesteśmy 

w stanie ogarnąć, i które będą się zachowywać w spo-

sób zupełnie dla nas niezrozumiały. Naprawdę zaska-

kujący jest fakt, że jesteśmy w stanie przynajmniej 

częściowo je zrozumieć i że możemy o nich mówić. 

Budzą one przy tym duży szacunek i niemalże reli-

gijny podziw. 

10. Zagadnienie terminologii 

Być może zwróciliście uwagę, że do tej pory ani 

razu nie pojawiło się w tym tekście słowo Bóg. Cho-

ciaż opowiedziana przez nas historia nie wymagała 

Boskiej interwencji, nie oznacza to wcale, że ja wiem, 

czy że myślę, że On nie istnieje. Myślę, że już bez-
sprzecznie wykazano, że kwestia istnienia lub nie-

istnienia Boga jest sama w sobie niemożliwa do roz-

strzygnięcia. Istnieje jednakowa liczba argumentów 

 41 — 

background image

przedstawianych za i przeciw. W ciągu ostatnich 
trzystu lat nauka wykazała, że z jednej strony hipo-
teza istnienia Boga nie jest niezbędna, ale równocześ-

nie nie można jej też jednak całkowicie wykluczyć. 

Nauka i naukowe rozumienie świata mogą się roz-

wijać również bez odwoływania się do takiej hipotezy. 

Czy mamy tu do czynienia z materializmem? Zde-

finiujmy najpierw dokładnie terminologię. 

Przez wieki kierowaliśmy się podziałem na mate-

rię i niematerię. Ta ostatnia była nazywana na różne 

sposoby: myśl, Byt, nous, idea, forma, dusza, duch, 

umysł, energia życiowa bądź energia stwórcza i tak 

dalej. Jak ogólnie wiadomo, jedną z najważniejszych 

kodyfikacji wspomnianej antynomii jest ta zapropo-

nowana przez Kartezjusza, w postaci przeciwstaw-
nego dwumianu: res cogitans — res extensa, często 

uważanego za paradygmat wszelkiego dualizmu. 

Przez wieki głowiono się nad nadaniem nazwy 

rzeczywistości niematerialnej. Przeważnie jednak 
uznawano za oczywiste, że wszyscy doskonale wie-

dzą czym jest materia, czyli ta banalna część świata, 

będąca często obiektem wyraźnej pogardy intelek-

tualnej. W ostatnim stuleciu materia utraciła całą 

swoją spójność, a najwięcej uwagi poświęcono temu, 
co niematerialne, nie rezygnując jednak przy tym 

nigdy z naukowego punktu widzenia. 

Spójna i rozbudowana materia, do której jesteśmy 

przyzwyczajeni, rozbijała się na nieskończoną liczbę 

coraz mniejszych i coraz mniej materialnych elemen-

tów: najpierw na cząsteczki, potem na atomy, następ-
nie na cząstki subatomowe, kwarki i... zobaczymy, co 
będzie dalej. Co w tym wszystkim jednak niemate-
rialnego? Przede wszystkim, niewiarygodne rozmiary 
poszczególnych elementów i zależność pomiędzy 

„wypełnieniem" a „pustką"; po drugie, naprawdę nie-

 42 — 

background image

spotykane właściwości tych najmniejszych elemen-

tów. Przyjrzyjmy się każdemu punktowi oddzielnie. 

Cała materia: ożywiona i nieożywiona, stała, cie-

kła czy gazowa, zbudowana jest z cząsteczek, które 
poruszają się z dużą prędkością, mniej więcej nieza-
leżnie jedne od drugich. Jedynie w temperaturze zera 
bezwzględnego (-273 °C), przy warunku będącym 

materialnie niemożliwym do osiągnięcia, cząsteczki 

wcale się nie poruszają; podczas gdy przy jakiejkol-
wiek innej temperaturze pozostają w ciągłym ruchu, 

drgają, wirują i przemieszczają się. Stałość materii 

podstawowej jest więc jedynie pozorna. Cząsteczki 

zbudowane są z grup atomów tego samego rodzaju 

lub jeszcze częściej — z różnych ich rodzajów. 

W dużym uproszczeniu, atom jest swego rodzaju 

układem słonecznym w miniaturze, ze znajdującym 

się w centrum jądrem i z krążącymi wokół niego elek-

tronami. Obiekt ten wypełniony jest głównie próżnią. 

Jeżeli atom jakiegokolwiek elementu miałby wymiary 

boiska do piłki nożnej, jego jądro miałoby wymiary 

główki od szpilki, a elektrony nie byłyby nawet 

widoczne. Widzimy więc, że każdy atom, a w konse-

kwencji — cała materia składa się w przeważającej 

części z próżni, chociaż jest to próżnia wypełniona 

polami siłowymi. Jeżeli następnie uwzględnimy, że 

składniki jądra zbudowane są z kwarków, schodzimy 
do jeszcze mniejszych, zupełnie nienamacalnych wiel-

kości. Pamiętajmy przy tym dodatkowo, iż materia 
(masa) może się przekształcać w energię i na odwrót. 

To jednak jeszcze nie wszystko. Podstawowe 

cząstki, od protonu po elektron, posiadają pewne 
szczególne właściwości, które niewiele różnią się od 

właściwości dowolnie wybranych części znanej nam 

materii podstawowej. Świat subatomowy wypełniony 

jest zasadniczo bytami ulotnymi i tajemniczymi, 

— 43 — 

background image

które podlegają ustalonym, ale niezrozumiałym pra-

wom. Działające tam cząstki nie mają nawet indy-
widualnej tożsamości: elektrony są wszystkie jedna-

kowe, podobnie jak jednakowe są wszystkie protony 

i neutrony. Wiemy już, że cecha ta jest zupełnie nie-

zbędna dla stabilności znanej nam materii. 

Niezbędne są również inne właściwości cząsteczek 

subatomowych, jak na przykład: możliwość znajdo-

wania się w większej liczbie miejsc równocześnie 

czy poruszania się równocześnie wzdłuż większej 

liczby trajektorii. Być może najbardziej znaną ano-

malią omawianych cząstek jest ta opisana przez 
zasadę nieoznaczoności Heisenberga, według której 
niemożliwe jest uzyskanie równocześnie zbyt wielu 
informacji o obserwowanej cząstce. Możemy na przy-

kład ustalić albo gdzie się dokładnie w tym momen-

cie znajduje albo z jaką porusza się prędkością. Tak 

więc atom jest jeszcze bardziej pusty niż w przedsta-
wionej przez nas metaforze miniaturowego systemu 

słonecznego — nie jest niczym innym, jak teatrem 

wzajemnych interakcji cząstek, których nie można 

nawet dokładnie zlokalizować. 

Jeżeli będziemy stopniowo schodzić na niższe 

poziomy, od materii podstawowej po atomy, z któ-
rych jest złożona, od atomów po cząstki subato-

mowe, wykonując serię operacji w hołdzie temu, co 

zwykle określane jest jako redukcjonizm, stykać się 

będziemy z właściwościami niezwykle interesującymi, 

ale coraz mniej zrozumiałymi. W tej podróży współ-
czesnej fizyki i chemii, jak również współczesnej bio-

logii, zatraca się wszelki ślad materii podstawowej. 

Dużo można dowiedzieć się, śledząc tę drogę 

w odwrotnym kierunku: od elementów subatomo-
wych po atomy, od atomów po cząsteczki i agregaty 

cząsteczkowe; a dla materii ożywionej: od elemen-

— 44 — 

background image

tów subkomórkowych po komórki, od komórek po 
tkanki i organy, aż po organizmy, w całej ich złożo-

ności, i kończąc na całych narodach. 

Wszystko, co zostaje utracone przy schodzeniu na 

coraz niższe poziomy, zostaje odzyskane, gdy poru-

szamy się w przeciwnym kierunku, chociaż musimy 

na to spojrzeć w trochę inny sposób. To ponowne 
pojawianie się znanych i znajomych właściwości, 
począwszy od niezwykle małych, dziwnych obiektów, 

zostaje niekiedy opisane jako pojawianie się własno-

ści emergentnych, w procesie określanym jako emer-

gencja. Twardość marmuru czy przezroczystość wody 

są dwoma przykładowymi własnościami emergen-

tnymi, ponieważ cząsteczki marmuru nie są twarde, 

a cząsteczki wody nie są ani przezroczyste ani mokre. 

Zarówno pierwsza, jak i druga własność pojawia 

się i nabiera sensu jedynie wtedy, jeżeli bierze się pod 

uwagę obydwa wspomniane elementy, zatrzymując się 
ponad ich poziomem cząsteczkowym. W takiej optyce, 
również materialna natura dobrze nam znanych 

obiektów może zostać uznana za własność emergentną. 

Analogicznie, zdolność rozmnażania się jest włas-

nością komórek lub organizmów, a nie ich elemen-

tów subkomórkowych. Reaktywność jest własnością 

całego systemu nerwowego, a nie poszczególnych 

neuronów, a wola i inteligencja są własnościami 
mózgu, a nie poszczególnych układów nerwowych, 

z których jest on złożony. Wznosząc się na coraz 

wyższe poziomy agregacji materii można spotkać się 

z własnościami coraz nowszymi i coraz mniej mate-

rialnymi, nawet bez potrzeby obierania metafizycz-
nego punktu widzenia. 

Pośród najważniejszych własności emergentnych 

materii organicznej, ale nie tylko, znajdują się z całą 

pewnością organizacja i forma. Organizm, zbudowany 

— 45 — 

background image

z jednej tylko komórki, jak na przykład bakteria, czy 
z tysięcy miliardów komórek, jak człowiek, widziany 

jest przede wszystkim jako materia zorganizowana. 

Próbując zdefiniować tę ostatnią koncepcję nie można 

nie odwołać się do pojęcia informacji, wielkiej boha-

terki naszych czasów, podobnie jak wielkim bohate-
rem dziewiętnastego wieku było pojęcie energii. 

Ostatnie pięćdziesiąt lat było prawdziwym tryum-

fem informacji, będącej w stanie mierzyć, przy pomocy 

bitu i jego mnogości (bajtu, kilobajtu, megabajtu, 

gigabajtu...), znaczącą zawartość sekwencji genowej, 

jak również wiadomości zaszyfrowanej. Stała się 

ona cennym dobrem do zachowywania i chronienia 

w każdej transakcji, od kontroli działania komórki aż 

po działanie serwomechanizmu, od transmisji infor-

macji genetycznej z jednego pokolenia w następne, 

po nagrywanie i teletransmisję dźwięków i obrazów. 

W pojęciu informacji znajdujemy naprawdę niewiele 

materialności, może ona bowiem podróżować z pręd-

kością światła, co nie jest dane materii. 

Dzięki zastosowaniu trzech podstawowych pojęć: 

materii, energii i informacji, współczesna nauka 

jest w stanie wyjaśnić i badać wiele rzeczy, zarówno 

materialnych, jak i niematerialnych. Nie wyklucza 
to istnienia siły wyższej, ale wcale tego istnienia nie 

wymaga. 

11. Pytanie o sens 

Nieco inaczej mają się rzeczy wobec pytania o sens 

życia, jednego z najczęściej, a jednocześnie jednego 

z najgorzej stawianych pytań. Dlaczego życie mia-

łoby mieć jakiś sens? Ponieważ my uważamy, że ma. 

A powody, dla których tak uważamy są takie same 

— 4 6 — 

background image

jak te, które sprawiają, że nie jesteśmy sobie w sta-

nie wyobrazić hipersześcianu czy przedstawić tego, 

co niezwykle małe i tego, co bardzo duże. Nasz umysł 
ewoluował w pewien określony sposób i „naturalne" 

wydaje się nam tylko to, co stanowi część tego procesu. 

Nasz mózg nieustannie wysila się, aby zrozumieć 

przyczynę naszego działania, ale przede wszyst-
kim zachowań innych osób, i aby łączyć przyczyny 
i skutki, oraz, aby celom przyporządkowywać strate-

gie zastosowane do ich osiągnięcia. Jest to dla niego 

działanie naturalne, również wtedy, gdy nie znajduje 
ono usprawiedliwienia. Nasz umysł nie przyjmuje do 

wiadomości, że na przykład w świecie atomów nie ma 

połączenia pomiędzy przyczyną a skutkiem, że nie 
ma połączenia typu deterministycznego. Podobnie jak 
nie pojmuje, dlaczego jakaś rzecz miałaby nie mieć 

sensu, czyli przyczyny i celu. 

Problem w tym, że jeżeli zadawanie sobie pytań 

o sens danej czynności czy strategii dobranej do dłu-
gotrwałego działania ma sens, pytanie się o sens 
czynności nieświadomych, lub jeszcze gorzej — 
o sens wszystkiego... nie ma żadnego sensu. Mamy 

tu do czynienia z niepoprawną, chociaż zrozumiałą 

ekstrapolacją. Jest to pytanie w pełni zrozumiałe dla 

pewnych konkretnych i ograniczonych sytuacji, ale 

zupełnie nie na miejscu dla tak ogólnej kwestii, jaką 

jest egzystencja. 

Tak naprawdę, wiele z napotykanych przez nas 

trudności koncepcyjnych i filozoficznych wynika 

z niesłusznej ekstrapolacji kwestii jak najbardziej 

trafnych w jakimś zakresie szczegółowym, które są 
przywoływane również w rozważaniach bardziej ogól-
nych, a nawet totalizujących. Jedną z zasług nauki 

było rozpoznanie, że każde wytłumaczenie (i każda 
teoria) ma swój zakres obowiązywania — w jego 

— 47 — 

background image

obrębie wytłumaczenie to jest ważne i zasadne, poza 

nim jednak staje się ledwie przybliżone lub zupełnie 
niewystarczające. Jak ogólnie wiadomo, ta świadoma 

rezygnacja nauki z absolutnej, ogólnie obowiązującej 
prawdy stała się przedmiotem licznej krytyki. 

To wszystko jest jednak częścią gry. Człowiek chce 

pewności i obietnicy. Nauka nie dostarcza ani jed-

nej ani drugiej. Naturalne jest więc, że pojawiają się 

inne osoby, które zagospodarowują pozostałą, wolną 
przestrzeń. 

background image

II 

ZNACZENIE „WARTOŚCI" 

W NAUKACH PRZYRODNICZYCH 

1. Podstawowa wartość 

Podstawową wartością nauk przyrodniczych, 

podobnie jak wszystkich innych dyscyplin nauko-

wych, jest wrodzone prawo człowieka do poszukiwa-

nia prawdy. Nikt nie może pozbawić nas prawa do 
poszukiwania prawdy, tak jak nikt nie może pozbawić 
nas prawa do życia. Prawa te opierają się na samej 
naturze człowieka. W poszukiwaniu prawdy, poprzez 
rozwijanie coraz bardziej skomplikowanych dyscy-
plin naukowych, człowiek prześciga królestwo zwie-
rząt i dochodzi do punktu, w którym, dzięki swojej 
inteligencji, jest w stanie stworzyć kulturę. Ponadto, 

w poszukiwaniu tym często wychodzi poza czysto 

kulturowe aspekty, aby zapuścić się w sferę życia 

duchowego. Relację człowieka ze wszechświatem cha-

rakteryzuje fakt, że człowiek, podobnie jak wszyst-

kie otaczające nas obiekty, jest wynikiem ewolucji 

wszechświata, która rozpoczęła się 13,7 miliardów lat 

temu. Z biegiem lat, w ewoluującym wszechświecie 

— 49 — 

background image

powstawały początkowo najbardziej podstawowe czą-

steczki, 3,8 miliarda lat temu prymitywne organizmy 

żyjące i wreszcie — człowiek. Oczywiście, wszech-
świat podlega ciągłej ewolucji i na podstawie takiej 

właśnie, naukowej wizji ewolucji, która zmierzała 
w kierunku pojawienia się człowieka, opieramy pod-

stawową wartość — pełne prawo do poszukiwania 

prawdy. 

Poza tą naturalną podstawą budowania wartości, 

poszukiwania prawdy opartej na naturze człowieka, 

osoba wierząca mogłaby przyjąć również podstawę 
objawioną, opartą na słowie Bożym. Pierwsze chrześ-
cijańskie rozważania dotyczące wydarzeń historycz-

nych, szczególnie te zawarte w Ewangelii św. Jana, 

podkreślają interwencję Bożego planu, Bożej myśli, 

Bożego słowa (św. Jan używa odziedziczonego po 

Grekach słowa lógos-Słowo), w naszym wszech-
świecie: „Słowo Ciałem się stało". Chrześcijańskie 

doświadczenie z mocą oznajmia wcielenie się Bosko-

ści, a w związku z faktem, że Bóg jest źródłem zna-

czenia wszystkich rzeczy, również samo to znacze-

nie staje się ciałem. Aby móc docenić wagę tej wizji, 
przyjrzyjmy się również tym ją poprzedzającym. 

2. Bóstwa natury

 

Wszystkie starożytne cywilizacje, zarówno w Egip-

cie, w Mezopotamii, w Grecji czy w wielu innych częś-
ciach świata, pozostawiły po sobie ślady pierwszego 
stadium rozwoju intelektualnego, w którym kwestia 

natury wyrażana była we wspólnym języku komu-
nikacji międzyludzkiej. W konsekwencji, natura 

postrzegana była jako swojego rodzaju społeczność 
lub wszechogarniający stan, zarządzany przez pewną 

- 50 -

background image

liczbę bardziej lub mniej potężnych bóstw, duchów 
i demonów. Arbitralna wola bóstw natury była pod-

stawą dla wszelkiej rzeczy, dostarczając w ten spo-
sób ludziom rozumowe, a przynajmniej zrozumiałe 

wyjaśnienia dotyczące otaczającego ich świata. Nie 

istniał rozłam pomiędzy naturą a kulturą. 

Starożytna, mitologiczna koncepcja natury zaczęła 

stopniowo ustępować miejsca nowej, według której 

zjawiska natury nie były konsekwencją boskich decy-
zji, ale wynikały z obiektywnej konieczności, która 

sprawiała, iż działy się one w taki a nie inny spo-
sób. Takie podejście było ewidentnym zaprzeczeniem 

wiedzy z lat poprzednich i jako takie spowodowało 

radykalną zmianę w sposobie myślenia. Wszystkie 

kolejne „rewolucje naukowe" były jedynie lekkimi 

załamaniami na powierzchni oceanu myśli, począt-

kowo zainspirowanego przez grupę filozofów określa-

nych mianem jońskich Presokratyków. 

3. Język naukowy 

Istniejący język nie był w stanie wyrazić stop-

niowo opracowywanych przez filozofów pojęć. Dlatego 

też nowe ujęcie mogło okazać się projektem niemożli-

wym do wprowadzenia w życie i skazanym na niepo-
wodzenie. Nie ma jednak żadnego dowodu na to, że 

jońscy myśliciele przedstawiali napotkany problem 

za pomocą zbyt wielu słów; próbowali go rozwiązać 

na dwa różne sposoby: metaforą i matematyką. 

Na przestrzeni wieków, greccy filozofowie wyko-

nali wiele doświadczeń dotyczących metaforycznego 

zastosowania wspólnego języka. Powstał w ten spo-
sób nowy słownik pojęć technicznych, którego meta-

foryczne początki zostały zapomniane w trakcie 

— 51 — 

background image

długiego procesu asymilowania przez grecki świat 

idei dotyczącej innego niż mitologiczne wyjaśnie-
nia świata natury. Wcześniejsza, mitologiczna kon-

cepcja natury wpisana została w codzienny język 

ludzki, w którym po prostu nie było słów wyraża-

jących idee abstrakcyjne, charakterystyczne dla 

nowego sposobu rozumowania. Podsumowując, słow-
nik codziennego użytku został wyrwany ze swojego 

bieżącego kontekstu i wykorzystany na innym polu 

myślowym w sposób metaforyczny. Wszystko to po 
to, aby wyrazić pojęcia nie mające odpowiednika 

w języku wspólnym. Istnieją setki podobnych przy-

kładów. Podstawowa koncepcja właściwej naturze 
konieczności, fundamentalna dla nowego dyskursu, 

wyrażona została dzięki słowu ananke, które to okre-

ślenie zostało, wraz ze znaczeniem, zaczerpnięte 

z codziennego języka. Jego pochodzenie odsyła nas 
do opowiedzianej przez Herodota historii o pasterzu, 

który popełnił zbrodnię i został aresztowany przez 

strażników, a następnie został zmuszony do przyzna-

nia się do winy „przez naglącą konieczność ananke". 
Ogólnie, pojęcie ananke używane było dla określenia 

wszystkich środków — od perswazji aż po torturę — 

używanych, by zmusić zbrodniarza do przyznania się 

do winy, środkami, którym nie można się było oprzeć. 

Nowi filozofowie natomiast posługiwali się tym poję-

ciem do wskazania ukrytej zależności między siłami 

natury, dzięki której zjawiska naturalne miały nie-

odmiennie miejsce. 

4. Matematyka

 

Pitagorejczycy wybrali natomiast rozwiązanie 

bardzo odmienne od metafory. Alternatywą dla 

 52 — 

background image

metafory stała się dla nich matematyka. Od tam-
tej pory nauka nigdy już nie zapomniała, że procesy 

zachodzące w naturze rządzone są prawami koniecz-

ności, które mogą zostać wyodrębnione i opisane 

jedynie przez matematykę. Nowa wizja musiała jed-

nak mocno walczyć o przetrwanie. Już sam Arysto-

teles opierał się na wszelkie możliwe sposoby przed 

zastosowaniem matematyki w dyskursie dotyczą-
cym natury. W końcowym rozdziale Metafizyki ostro 

krytykuje on numerologiczne spekulacje, a czyni 
to w sposób bardzo mocno kontrastujący z właści-

wym mu stylem, co mogłoby sugerować jego emocjo-

nalne zaangażowanie w poruszaną kwestię. Jest to 

zapewne wynikiem arystotelesowskiego pojęcia wie-
dzy ogólnie mówiąc filozoficznej, a w szczególności 
znajomości natury. Kluczowym słowem jest dla niego 

„przyczyna". Każde rozumowanie dotyczące natury 

jest niepełne, jeżeli nie bierze się pod uwagę choćby 
jednej z czterech kolejnych przyczyn: materialnej, 

formalnej, sprawczej lub celowej. Jeżeli filozof nie 

odkryje wszystkich czterech przyczyn, oznacza to, 

że nie osiągnął pożądanego rezultatu. Co prawda, 

przyczyny celowe nie są kompetencją matematyka, 

ale filozof natury ma jednak obowiązek studiowania 

wszystkich czterech rodzajów przyczyn. Arystoteles 
w końcu odmówił wstępu do „królestwa przyczyny 

celowej" nie tylko matematykom, ale również fizy-

kom matematycznym, stwierdzając, że czysto mate-

matyczny dyskurs o naturze niczego nie wnosi do 

poszukiwania mądrości, a ponadto nie jest w stanie 

w żaden sposób wyjaśnić ostatecznych kwestii życia 

ludzkiego. Arystoteles odniósł sukces, ponieważ zdo-
łał zidentyfikować swojego Boga nie tylko z Pierw-

szą Siłą Sprawczą i z Pierwszą Przyczyną świata, 

ale również z Najwyższym Dobrem i z samym 

—53 — 

background image

Życiem, utrzymując, że było to źródło zarówno jed-
ności wszechświata, jak i etycznej teorii istnienia 

człowieka. Niezależnie od tego wszystkiego, trzeba 

przyznać, że arystotelesowski Bóg pozostał czystą 
konstrukcją rozumową, i że nie zdołał wedrzeć się 

do religijnej świadomości mas. 

Nie można zrozumieć tego co miało miejsce 

zarówno w hellenistycznej, jak i w późniejszej nauce, 

bez wzięcia pod uwagę istnienia innej wielkiej tra-

dycji, która słusznie bierze swą nazwę od imienia 

Archimedesa. Tradycję tę charakteryzuje posługiwa-

nie się językiem matematycznym i ogólna obojętność 

wobec rozważań przyczynowych i teleologicznych. 

Myśl Archimedesa została przejęta przez średnio-
wiecznych naukowców i okazała się bardzo płodną — 

zarówno Galileusz, jak i Kepler oparli się na niej, 

kładąc fundamenty pod współczesną astronomię 
i mechanikę. Mimo iż Archimedes nie poddał się pre-

sji Arystotelesa w kwestii wyjaśnień przyczynowych 

jako gwarancji jakości opisu naukowego, nie można 

pominąć faktu, że na przestrzeni wieków tradycja 

archimedejska była w stanie opracować coraz więk-

szy zespół teorii odnoszących się do połączeń zjawisk 

naturalnych, teorii zbudowanych dzięki dyskursowi 
matematycznemu, których nie dałoby się osiągnąć 

ani wyrazić w żaden inny sposób. Zastanawia rów-
nież fakt, że rezultaty osiągnięte przez Archimedesa 

w zakresie mechaniki są nadal aktualne, podczas gdy 

rozważania Arystotelesa dotyczące działania przy-

czynowego zostały już w dużej części zapomniane. 

Podsumowując, grecki kosmos był rozumową kon-

strukcją, opartą na podstawowym założeniu, zgodnie 

z którym wartości stałe opierały się na połączeniach 

lub koniecznych relacjach właściwych samej naturze, 

oraz że pozorne nieregularności musiały być w jakiś 

— 54 — 

background image

sposób sprowadzalne do praw koniecznych i regu-

larnych. W konsekwencji, zadaniem filozofa natury 
było znalezienie środków na wyjaśnienie material-

nej konieczności występowania zjawisk natury za 
pomocą logicznej konieczności zastosowanej w dys-

kursie o naturze. 

5. Trzy tradycje

 

Przez wieki trzy różne koncepcje konkurowały 

ze sobą o honorowe miejsce w dziedzinie filozofii 

natury. Pierwsza z nich stworzona została przez 

Platona, który doskonale znał pitagorejskie odkrycia 

z zakresu fizyki i był pod dużym wrażeniem rozwoju 
greckiej matematyki i jej umiejętności dowodzenia 

prawdziwości stwierdzeń jedynie za pomocą rozumu. 

Był jednak uwarunkowany doktryną eleacką, według 

której Istnienie, to, co jest naprawdę, musiało być 

absolutnie niezmienne. Dlatego też, zjawiska będące 
częścią świata zmysłów nie mogły być niczym wię-
cej jak jedynie pozornymi, niedoskonałymi, mate-

rialnymi przedstawieniami niezmiennych „idei" 
lub „form" istniejących w świecie niematerialnym, 

w świecie „oddzielnym", o którym prawda dostępna 

była jedynie dla rozumu. Obiekty matematyczne, 
które zajmują miejsce pomiędzy doskonałymi „for-

mami", są jedynie w przybliżeniu zarysowane w zna-
nych nam formach rzeczy materialnych; na przykład 
nieregularny brzeg koła zaledwie przypomina ide-

alny okrąg. Oznacza to, że natura daje się opisać 

w sposób matematyczny. Innymi słowy, „formy" czy 
wcześniej istniejące matematyczne struktury, znane 

jedynie rozumowi, używane są do odkrywania właś-

ciwości zjawisk występujących w naturze. Przykła-

— 55 — 

background image

dem może być fakt, że materia złożona jest z czte-

rech podstawowych elementów (ognia, powietrza, 

wody, ziemi), wywodzi się od geometrycznych właści-
wości pięciu regularnych wielościanów lub, w innym 
wyjaśnieniu, od pewnych algebraicznych zależności 

pomiędzy liczbami a opisywanymi przez nie wielkoś-

ciami. Innymi słowy, myśl Platona proponowała filo-
zofię natury, w której matematyka pełniła a priori 

rolę systemu prawd czysto intelektualnych, a opis 

natury musiał zgadzać się z tym, czego doświadczały 

zmysły, czy z eksperymentem w sposób w pełni nie-
zależny. 

W tradycji arystotelesowskiej mamy natomiast do 

czynienia z bardzo odmiennym obrazem rzeczywisto-

ści. Według Arystotelesa nie było żadnego „oddziel-

nego" świata idei do rozważania. Wszelkie poznanie 

wywodziło się według niego tak naprawdę z doświad-

czenia. Innymi słowy, abstrakcyjne i dedukcyjne zdol-

ności umysłu opracowywały tysiące wrażeń zmysło-

wych w taki sposób, aby mogły ujrzeć światło dzienne 
,formy" odpowiadające poszczególnym elementom 

natury. Również formy matematyczne ukazują 

się a posteriori, gdy badaniom poddaje się obiekty 

materialne z jakiegoś szczególnego punktu widze-
nia, nie skupiając się na ich strukturze materialnej 
i fizycznej, ale na określonych własnościach, takich 

jak liczba, rozmiar, forma. Dalsze, abstrakcyjne 

myślenie prowadzi do bardziej ogólnych i dopasowu-

jących się do każdej istoty zasad „metafizycznych", 

wśród których pojęcia „przyczyny" i „skutku" służą 

do zilustrowania koniecznych relacji występujących 

w naturze. „Każdy gatunek obdarzony zdolnością 

poznawania rozumowego — utrzymuje Arystoteles — 
ma do czynienia z przyczynami i normami", a „nauka 

filozoficzna zajmuje się przyczynami zjawisk". Pełne 

 56 — 

background image

wyjaśnienie danego zjawiska zakłada znajomość 

przyczyn je wywołujących, a konkretniej — przyczyn: 
materialnej, formalnej, sprawczej i celowej. Wydarze-

nia, którym nie można przyporządkować przyczyny, 

występują „przypadkowo" i nie posiadają nauko-
wego wyjaśnienia. To właśnie był jeden z powodów, 

dla którego Arystoteles odrzucił hipotezę atomistów 

mówiącą, że podstawą wszystkiego jest przypad-

kowy ruch atomów poruszających się w próżni. Od 

tamtej chwili, taka właśnie koncepcja nauki będącej 
poszukiwaniem wyjaśnienia przyczynowego całkowi-

cie zdominowała naukę. Trzeba dodać, że koncepcja 

ta zupełnie zignorowała problemy przez nią samą 

generowane, udając, że wcale nie istniały. Ujrzały 
one dużo później światło dzienne, wywołując kolejne 

trudne do rozwiązania problemy. 

Niekiedy historycy filozofii wykazywali tendencję 

do przyporządkowywania innych filozofów i naukow-
ców albo tradycji platońskiej albo tradycji arystote-

lesowskiej. Był to jednak podział zbyt uproszczony, 

istniał bowiem jeszcze trzeci rodzaj filozofii natury. 

Reprezentowany był on przede wszystkim przez 

badanie zjawisk akustycznych, prowadzone przez 
Pitagorejczyków, ale został doprowadzony do per-

fekcji dzięki badaniom Archimedesa w zakresie 
mechaniki, poświęconym równowadze ciał stałych. 

Również astronomia Almagestu Tolomeusza była 

częścią tej tradycji, którą można by nazwać trady-
cją archimedejską. Jej charakterystyczną cechą było 

połączenie pierwiastków matematycznego i empi-
rycznego. Nie wykorzystywała ona matematyki 

a priori, jak zalecał Platon, ale posługiwała się nią 
a posteriori, jako narzędziem do odkrywania istnie-

jących w naturze relacji za pomocą obserwacji lub 

eksperymentów. Z drugiej strony, zupełnie pomijała 

— 57 — 

background image

kwestie wyjaśnień przyczynowych, które Arystoteles 

uważał za tak niezwykle istotne. W konsekwencji, 

była niezależnym i odróżniającym się od innych spo-

sobem odczytywania księgi natury przy użyciu języka 

matematyki. Historia nauki uczy nas, że tradycja ta 

była niezwykle popularna. Od początku proponowała 

ona hipotezy, których nie dało się opracować w inny 
sposób, a jej rezultaty w większości bardzo dobrze 

przetrwały próbę czasu. Odkryta przez Archimedesa 

zasada działania dźwigni, pomimo metafizycznej pro-

stoty jest po dziś dzień aktualne. 

6. Doświadczenie judeo-chrześeijańskie

 

Chrześcijaństwo pojawiło się w Palestynie, 

w świecie podzielonym przeciwstawnymi wizjami, 

dotyczącymi właściwego podejścia do natury i do 
autentycznych relacji pomiędzy Boskością a czło-

wiekiem. Na początku wydawało się, że tradycja ta 

będzie się trzymała z dala od wojny filozoficznej, jak 

wojownik zupełnie niezainteresowany naukowymi 

zdobyczami Greków. W Nowym Testamencie nie ma 

żadnego traktatu o kosmologii i bardzo niewiele jest 

odniesień do poszczególnych elementów greckiej wizji 

wszechświata. Wszystkie wysiłki mają zatem służyć 

utrwaleniu przekonania, iż narodziny, życie i śmierć 

Jezusa radykalnie odmieniły sposób postrzegania 

relacji Boga ze światem. 

Chrześcijaństwo odziedziczyło po religii Izraela 

również przekonanie, że jedyny Pan świata jest rów-

nież jego Stworzycielem. Stary Testament wielokrot-
nie powtarza, że świat został stworzony. Stwierdzenie 

to prawie zawsze interpretowane jest w następujący 

sposób: świat powstał niezależnie od człowieka i bez 

 58 — 

background image

jego udziału. „Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? 

(Hi 38,4) to pytanie, z którym Bóg zwraca się do 

Hioba. Biblijna doktryna zdaje się jednak zawierać 

pewien paradoks. Z jednej strony, pomiędzy Panem 

a Jego stworzeniem rozciąga się przepaść, a w natu-

rze nie ma nic Boskiego, z drugiej zaś strony, mówi 

się, że stworzenie jest świadectwem Boskości jego 
Stworzyciela. Bóg musi być obecny w świecie w taki 
sposób, aby człowiek mógł rozpoznać, że świat został 
stworzony. Początek Ewangelii św. Jana dostar-
cza nam rozwiązania tegoż właśnie dylematu: „Na 

początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem 
było Słowo..." (J 1,1-3). Tutaj paulińska deklaracja, 

głosząca, że Jezus jest zbawicielem świata, została 
dopełniona przez konkretny dyskurs św. Jana, opi-
sujący Jezusa jako Boskie Logos (Słowo). Początek 
czwartej Ewangelii: „Na początku było Słowo" może 

w pierwszej chwili przywodzić na myśl wstęp do gre-

ckiego traktatu filozoficznego o arche czy początku 

wszechświata. Użycie tego właśnie słowa w kontek-

ście chrześcijańskim było ważnym krokiem na dro-

dze do przyswojenia koncepcji świata rozumianego 

jako struktura racjonalna, według podstawowych 

zasad greckiej filozofii. Ciężko wykluczyć możliwość, 

że chrześcijaństwo poprzez określenie Jezusa jako 
uniwersalne i Boskie Słowo i, jako takiego, jako pod-

stawę wszelkiego stworzenia, przynajmniej po części 

przyjęło grecką koncepcję wszechświata jako struk-
tury racjonalnej. 

Pomimo pozornego braku zainteresowania wiedzą 

naukową, Nowy Testament przedstawia chrześcijań-

stwo w sposób łączący w sobie pewne idee, z których naj-

prawdopodobniej wywodzi się powstałe później połą-

czenie naukowego dyskursu dotyczącego praw natury, 
z religijnym credo, według którego prawa natury są 

— 59 — 

background image

objawieniem Boskiego planu. Wiara w jednego Boga 
zakładała odrzucenie dyskursu o naturze jako micie. 

Fakt, że natura została stworzona, oznaczał, że jej 

wewnętrzne zależności zostały ustanowione bez inter-
wencji człowieka, który musiał je jedynie przyjąć, gdy 

zostały mu one objawione. Ponadto, transcendencja 

Boga niejako oddaliła strach przed wkroczeniem na 

zakazany teren, czy też lęk przed naruszeniem świę-

tości poprzez poddawanie praw natury badaniom 

naukowym. Na koniec, chrystologia Słowa sprawiła, 
że idea wszechobecnej racjonalności była dobrze 

zadomowiona w religii, głoszącej, iż Chrystus to Pan 

świata. Ciężko nie zauważyć związku pomiędzy takim 

sposobem myślenia a pojawianiem się w nauce metod 
doświadczalnych. 

W kolejnych wiekach jednak pojawiły się trady-

cje chrześcijańskie, które miały odmienne podej-

ście do kwestii racjonalnej struktury wszechświata. 

Św. Tomasz z Akwinu, na przykład, kładzie nacisk 

na stwierdzenie, że do naturalnego poznania Boga 
należy dojść w taki sam sposób, jak w każdym innym 

procesie poznawania. Oznacza to, że „nie wykracza 

ono poza ten typ poznania, którego doświadczamy 
za pomocą zmysłów". Bonawentura w swoim Itinera-

rium mentis in Deum proponuje bardziej tradycyjną 

koncepcję teologiczną, która przyporządkowuje natu-
ralnemu rozumowi bardziej ograniczoną sferę. Mamy 

tu zatem do czynienia z konfliktem pomiędzy dwoma 

odmiennymi spojrzeniami. Bonawentura bardzo obfi-
cie czerpie z augustyńskiej koncepcji wewnętrznego 

światła, którym Bóg oświeca duszę w taki sposób, iż 
nie może ona spoglądać na świat inaczej, jak tylko na 

coś z Nim połączonego. Było to stanowisko świado-

mie polemiczne wobec św. Tomasza, który utrzymy-

wał, iż ludzki rozum jest autonomiczny w zakresie 

 60 — 

background image

przypisanych mu ograniczeń, bez szczególnej obec-

ności łaski. 

Inną wielką tradycją myśli chrześcijańskiej jest 

myśl Jana Dunsa Szkota. Arystoteles wskazał jako 
największe ludzkie szczęście — intelektualne pozna-
nie boskości. Jan Duns Szkot był tego świadomy, ale 
podkreślał również, że ten typ poznania nie pokrywa 

się w pełni z ewangeliczną Dobrą Nowiną, dotyczącą 
zbawienia od grzechu i życia przed błogosławionym 
obliczem Boga, ale jest pozycją zdecydowanie teolo-

giczną, która nie może być oparta na czysto filozoficz-

nych racjach. Faktem jest, że osoba wierząca bierze 

pod uwagę elementy, które filozofowie po prostu igno-
rują. Łatwo to zauważyć przyglądając się na przy-
kład doktrynie stworzenia. Filozof nie jest w stanie 

opisać stworzenia inaczej jak za pomocą zależności 

przyczyny i skutku, dochodząc w konsekwencji do 

stwierdzenia, że świat z konieczności wywodzi się od 

Boga. Z drugiej strony, teolog wie, że świat powstał 

dzięki dobrowolnemu aktowi działalności Boga, tak 

jak człowiek został ocalony dzięki darowanej mu 

łasce. Oznacza to, że prawa natury są takie a nie 

inne w wyniku dobrowolnej decyzji Boga. Prawa 
te byłyby inne, jeżeli inna byłaby wola Boga. Roz-
poznanie przypadkowości praw natury w zależności 

od Boskiej woli było czymś więcej niż tylko częścią 

wywodu teologicznego — miało ono natychmiastowe 

konsekwencje w charakterze naukowego podejścia do 

natury. 

Podsumowując wcześniejsze teorie, którym dopiero 

co się przyjrzeliśmy, można stwierdzić, że wiele osób 
dostrzega w chrześcijańskim credo podstawę współ-
czesnej nauki. Próba obserwowania wszechświata 
w sposób systematyczny i analizowania tych obserwacji 

poprzez racjonalne działanie zostanie wynagrodzona 

— 61 — 

background image

jego zrozumieniem, ponieważ struktura wszechświata 
jest strukturą racjonalną i czeka, aż zostanie odkryta 

przez ludzką ciekawość. Bóg zamieszkał między nami 

w swoim Synu, dlatego my możemy odkryć sens 
wszechświata, a przynajmniej nabrać przekonania, 

że dążenie do jego odkrycia ma sens, ponieważ żyjąc 

we wszechświecie, wykorzystujemy naszą inteligen-

cję. W taki sposób, religijne doświadczenie dostarcza 

inspiracji do badań naukowych. 

7. Prawda ciągle poszukiwana

 

W naszych badaniach musimy jednak zawsze mieć 

na uwadze pewien oczywisty fakt: nasze poszukiwa-
nie prawdy nigdy nie będzie miało końca. Za naszym 

pośrednictwem wszechświat może sam się nad sobą 

zastanawiać. Jego ewolucja już nie jest procesem 

ślepym, nieświadomym i niezrozumiałym, jeżeli kie-

dykolwiek takim była. Dzięki człowiekowi ewolucja 

wszechświata staje się podróżą, w której jest miejsce 

na odcinki trudne ale również na spokojniejsze prze-
rwy na refleksje. Poruszamy się wprzód i w tył, sta-
rając się zrozumieć wszechświat i naszą w nim rolę, 
i działamy przy tym zawsze z determinacją. Mimo, 
iż jesteśmy niezmiennie świadomi własnej niewiedzy, 

odkrywamy, że mamy jeszcze silniejsze poczucie, że 
są rzeczy i zjawiska, których nie znamy. Świadomość 

naszej niewiedzy popycha nas do pielęgnowania coraz 

silniejszego pragnienia ciągłego poznawania i zdaje 
się, że jest w tym wszystkim nawet coś więcej niż chęć 

prostego zrozumienia nieznanego. Mamy dokuczliwe 
przeczucie, że nasze poznawanie nie będzie nigdy 
poznaniem pełnym, i że nasza droga ku zrozumie-
niu otaczającego nas świata nie będzie miała końca. 

 62 — 

background image

Wcale nas to nie zniechęca, ale raczej mobilizuje nas 

to do zastanawiania się nad tym, dlaczego tak właś-

nie jest, zapuszczając się w ten sposób coraz dalej 

w dążeniu do odkrycia „wszystkiego", nigdy jednak do 

całkowitego zrozumienia świata nie dochodząc. 

W świetle naszego niekończącego się poszukiwa-

nia prawdy, tytułem eksperymentu umysłowego dla 
połączenia naszego rozumienia praw natury z celo-

wością istnienia wszechświata, postawmy sobie naj-
ważniejsze pytanie, mające w sobie zarówno cechy 

definitywności, jak i tajemniczości. Jeżeli posiada-

libyśmy początkowe parametry fizyczne opisujące 

rozprzestrzeniający się wszechświat w epoce bliskiej 

Wielkiemu Wybuchowi (niewielkie ułamki czasu 

Plancka, czyli najmniejsza część sekundy), to czy 
bylibyśmy w stanie przewidzieć narodziny życia? Czy 

to właśnie życie jest skutkiem tak wielu rozwidleń, 
typowych dla nieliniowej termodynamiki? Czy jednak 
nie bylibyśmy w stanie przewidzieć jego pojawienia 

się, nawet gdybyśmy znali wszystkie prawa nauki 

w skali mikroskopowej i makroskopowej? 

Jest to pytanie w pewien sposób różniące się od 

kwestii, która pojawiła się w zasadzie antropicznej, 

zarówno w wersji słabej, jak i w wersji silnej. W tam-

tym przypadku, pytanie odnosiło się do interpreta-

cji i/lub wyjaśnienia zgodności wszystkich stałych 

wartości i warunków niezbędnych dla pojawienia się 

życia. Pojawia się tutaj następujące rozumowanie: 

załóżmy, że mielibyśmy określone wszystkie stałe 

wartości i znalibyśmy warunki niezbędne dla poja-
wienia się życia dzięki naszej wiedzy a posteriori, 
bylibyśmy zatem w stanie przewidzieć jego pojawie-

nie się? Po prostu tak się zdarzyło, że pojawiło się 
życie, czy też przy spełnieniu określonych warunków 

wiadomo było, że musiało się ono narodzić? Czy poja-

 63 — 

background image

wienie się życia było z góry zapisane w naturze? Czy 

też zostało stworzone z rozmysłem? Współczesna 
nauka, w szczególności nowa fizyka, poddaje naszej 
uwadze fakt, jak ważne jest rozpoznanie właściwego 

wszechświatowi indeterminizmu. 

8. Nowa fizyka

 

Narodzinom współczesnej nauki towarzyszyła 

natrętna myśl, jak miało to już miejsce w przypadku 

Pitagorejczyków, że fizycy odkrywają niezwykły, 

wymykający się zwykłemu ludzkiemu doświadcze-

niu obraz, będący integralną częścią wszechświata. 

Na przykład, jak mieliśmy już okazję zobaczyć, kon-

cepcja Słowa zakorzeniona w Ewangelii św. Jana 

była wyjątkowo trafna i odnosiła się w jakiś sposób 

do pitagorejskich i platońskich koncepcji świata nie-
zmiennych idei i transcendentalnego charakteru 

matematyki. Można rzeczywiście stwierdzić, że New-

ton, Kartezjusz, Kepler i inni w ten właśnie sposób 
podchodzili do fizyki i matematyki. Kepler na przy-
kład uważał, że Bóg podczas stworzenia oparł się na 
pewnym modelu geometrycznym. Posunął się nawet 

jeszcze dalej, uznając okrąg za transcendentalnie ide-

alny, linię prostą za w pełni stworzoną i określoną, 
a elipsę za połączenie dwóch wcześniejszych, będące 

w naszym świecie odzwierciedleniem idealnej geome-

trii ruchu ciał niebieskich w świecie idealnym. Proste 
równania, za pomocą których Newton wyraził prawo 

grawitacji i prawa ruchu, ukierunkowały na nowo 

rolę matematyki w fizyce na kolejne wieki. Matema-
tyka nie była już odtąd jedynie opisem tego, co obser-

wowane, ale stała się sposobem na dochodzenie do 

prawdziwej natury rzeczy. 

— 64 — 

background image

Jak zawsze w przypadku rewolucji naukowych, 

znaczenie procesu „matematyzacji" fizyki zostało 

w pełni zrozumiane dopiero po jego wypełnieniu 

się. Doszło do domyślnego zaakceptowania trójpo-

ziomowej koncepcji wszechświata, po części odzie-
dziczonej po tradycji platońsko-pitagorejskiej, która 

to koncepcja dojrzewała wyjątkowo powoli. Istnieje 

poziom czystej matematyki — matematyczne struk-
tury, z których tak naprawdę składa się świat. Na 

drugim poziomie znajdujemy matematykę opraco-

waną przez ludzi — struktury, które w znaczeniu 

platońskim są jedynie odbiciami poziomu pierw-

szego. W końcu, na poziomie trzecim, w konkretnej 

rzeczywistości, znajdują się obrazy autentycznych 

struktur matematycznych, które ludzie starają się 

pojąć za pomocą swojej matematyki, będącej odbi-

ciem tej prawdziwej. Tak czy inaczej, pojawia się 

tu również pewien proces, dobrze opisany przez 

Michaela Hellera, w którym, na drugim poziomie, 

matematyka nie jest jedynie językiem czy narzę-

dziem interpretacji fizyki (formalnym przedmiotem 

w szkolnej terminologii), ale staje się również „mate-

rią" idealnego świata fizyki (materialnym przedmio-
tem w szkolnej terminologii). W takim historycznym 
kontekście, „materia" ta pozostaje poddana empi-
rycznej weryfikacji: na przykład, na poziomie trze-

cim, obrazy w konkretnej rzeczywistości stanowią 

test prawdziwości struktur opracowanej przez nas 

matematyki. 

Na początku XX wieku, narodziny mechaniki 

kwantowej i teorii względności szybko osłabiły 
powiązanie pomiędzy dopiero co opisanym drugim 

i trzecim poziomem, wzmacniając związek pomię-

dzy poziomem pierwszym i drugim. Obrazy w kon-

kretnej rzeczywistości zdawały się nie być zbytnio 

 65 — 

background image

przydatne dla testowania matematycznej „materii" 
idealnego świata fizyki. W naturze nie istnieją ani 

właściwe obrazy ani reprezentacje, które odpowia-

dałyby „przestrzeniom Hilberta", czyli matema-

tycznemu „substratowi" teorii kwantowej. Podczas 

gdy ogólna teoria względności przetrwała wszyst-

kie dotychczasowe eksperymenty, mające na celu 

weryfikację jej empirycznych przewidywań, nie 

istnieją odpowiednie obrazy czy działania, które 

odpowiadałyby ruchom odbywającym się z prędkoś-
cią względną lub przy działaniu bardzo potężnych 

pól grawitacyjnych. W swojej „najczystszej" formie, 

zarówno fizyka świata subatomowego, jak również 

fizyka „ultrawzględna" są ściśle matematyczne, 

zgodnie z tradycją Platona i Pitagorasa, i najwi-
doczniej mają niewiele wspólnego z jakimikolwiek 

innymi treściami. 

Istnieje również inny, znaczący element nowej 

fizyki. Badanie dynamiki układów nieliniowych dało 
początek teorii chaosu i złożoności. W pewnym sen-

sie, oznacza to powrót fizyki kwantowej do świata 

fizyki makroskopowej. Jest to też w pewnym stopniu 

apologia arystotelesowego punktu widzenia, według 

którego świat zmysłów jest zbyt rozbudowany, aby 

mógł zostać opisany przez matematykę lub być w niej 

zawarty. We współczesnej nauce, pośród tego wszyst-

kiego, co zostało powiedziane o nowej fizyce, zdają 

się występować dwa sprzeczne nurty. Z jednej strony, 

mamy do czynienia z matematyzacją fizyki i z jej 

pozornie słabszym związkiem z doświadczeniem zmy-

słowym. Z drugiej strony, mamy do czynienia z przy-

jęciem faktu, że świat doświadczeń zmysłowych cha-

rakteryzuje wrodzona nieprzewidywalność, która 

nie pozwala mu na podporządkowanie się determi-
nistycznej analizie matematycznej. 

— 66 — 

background image

9. Kryterium prawdziwości nauk 

Skierujmy teraz naszą uwagę na inną dyscyplinę 

naukową i zastanówmy się, jakie są w naukach przy-
rodniczych epistemologiczne kryteria oceny popraw-
ności danego modelu naukowego bądź danej teorii? 

Moim zdaniem są to: 1) prostota bądź ekonomia; 

2) trafność przewidywania; 3) piękno; 4) moc łączenia. 

Zawsze, zanim jeszcze zacznie się wyjaśniać 

zebrane dane, trzeba przyjąć pewne założenia. Według 

kryterium prostoty — ta zasada lub ta teoria, która 

wymaga jak najmniejszej liczby założeń, uważana 

jest za najbardziej wiarygodną. W historii nauki kry-

terium to znane jest jako zasada „brzytwy Ockhama". 

Trafność przewidywania (kryterium numer 2) jest 

być może najbardziej znanym kryterium stosowanym 

w naukach przyrodniczych. Dowodem na to jest na 

przykład odkrycie najbardziej oddalonych planet, 
których położenie przewidziano na podstawie prawa 

grawitacji Newtona; czy też określenie pozycji gwiazd 

widocznych na brzegu słońca w czasie eklipsji, jako 

potwierdzenie względności Einsteina itd. To kryte-
rium podkreśla znaczenie świata zmysłów uznawa-
nego przez naukę. 

Mimo iż jest to kryterium trudne do zastosowa-

nia, piękno (kryterium numer 3) zawsze prowadziło 

do ważnych odkryć w badaniach naukowych. Piękno 

przedstawia się nam na wiele sposobów: poprzez 

symetrię, prostotę i uniwersalność teorematu mate-

matycznego, poprzez uśmiech Giocondy, poprzez 

kolory tęczy. W żadnym z tych przypadków piękno 

nie zostaje zawłaszczone, nie zostaje też w pełni 
przyjęte przez pozostałe przypadki. Piękna uśmiechu 
Giocondy nie da się wyjaśnić za pomocą matematycz-
nych formuł; piękna tęczy nie można w pełni wyrazić 

 67 — 

background image

analizą odbijania i załamywania się fal świetlnych 

w kroplach wody. 

W biblijnej opowieści o stworzeniu, w Księdze 

Rodzaju, po każdym akcie Bożego stworzenia przy-

toczony zostaje komentarz: „...i widział, że było 

dobre", tak naprawdę, hebrajski termin użyty w zna-
czeniu słowa „dobry" ma silną konotację estetyczną. 

Można by więc prawdopodobnie przetłumaczyć go 

jako „piękny", w ten sposób powyższy komentarz 

brzmiałby „...i widział, że było piękne". Możemy stąd 

wywnioskować, że każdy akt tworzenia jest generato-

rem piękna. Jest nim również akt budowania nowych 
teorii naukowych i ich doskonalenia. 

Ze Starego Testamentu dowiadujemy się, że pierw-

sze rozważania ludu żydowskiego koncentrowały się 

wokół faktu, iż wszechświat jest źródłem chwały ofia-

rowywanej Bogu, który uwolnił go z niewoli i wybrał 

go na swój lud. Podobne stwierdzenie odnajdujemy 

również w Księdze Psalmów, która w dużej mierze 
powstała przed Księgą Rodzaju: „Góry skakały jak 
barany, a pagórki — niby jagnięta" [(Ps 114 (113), 4.6]; 

„Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego niebo-

skłon obwieszcza" [Ps 19 (18), 2]. Jeżeli stworzenia 

wszechświata wielbiły Boga, musiały one być zarówno 

dobre, jak i piękne. Kontemplując ich piękno i dobroć, 

lud wybrany przez Boga wyczuł, że musiały one 
pochodzić od Boga. Do takiego samego wniosku docho-

dzą opowieści z Księgi Rodzaju, w której na koniec 

każdego dnia Bóg oświadcza, że to co stworzył jest 

dobre (piękne). Dlatego właśnie Księga Rodzaju mówi 

więcej o samym Bogu niż o wszechświecie i o jego 

początku, nie kładzie szczególnego nacisku na opis 
początków stworzonego świata, ale na jego piękno, 
i na źródło tego piękna, czyli na Boga. Wszechświat 

jest piękny i chwali za to Boga, a jest piękny dla-

— 68 — 

background image

tego, że właśnie przez Boga został stworzony. W tych 
prostych stwierdzeniach można odnaleźć podstawy 

nauki Zachodu. Piękno wszechświata zachęca nas do 

lepszego jego poznania, a dążenie poznawcze dowodzi, 

że jest w tym wszechświecie wrodzona racjonalność. 

W związku z faktem, że pod koniec poszukiwania 

prowadzonego w obrębie jakiejkolwiek dyscypliny 

naukowej okazuje się, że prawda jest tylko jedna, 
poszukiwania w obrębie jednej dyscypliny muszą, na 
tyle na ile to możliwe, łączyć się z poszukiwaniami 
prowadzonymi również w innych dyscyplinach (kry-
terium numer 4). Kryterium połączenia zdaje się 
rozciągać epistemologiczną naturę nauk przyrodni-

czych w stronę innych dziedzin, takich jak filozofia 

i teologia. Koncepcja ta ma na celu tylko i wyłącz-
nie połączenie wszystkich źródeł wiedzy i ciężko jest 

się jej oprzeć. Problemy pojawiają się przy próbach 

zastosowania tego kryterium, szczególnie wtedy, gdy 

łączenie źródeł wiedzy zamiast służyć powstawaniu 
prawdziwej jedności, zaburza proces poznania. Dzieje 

się tak, gdy próbuje się ocenić rezultaty badań z jednej 

dziedziny posługując się założeniami zaczerpniętymi 
z innej dziedziny wiedzy. Historia pełna jest tego typu 
epizodów i to z tego właśnie powodu naukowcy pod-
chodzili do stosowania tej metody z lekką nieufnoś-
cią. Kryterium to jednak, gdy stosowane poprawnie, 

jest jednym z najbardziej przydatnych na drodze roz-

woju nauki. Jego podstawą jest założenie, że istnieją 
wspólne fundamenty naszego poznania, a w związku 

z tym, iż podstawy te nie mogą być sprzeczne same 
ze sobą, to, co uda nam się poznać dzięki jednej gałęzi 

wiedzy, jest dopełnieniem tego, co poznajemy dzięki 
wszystkim innym jej dziedzinom. Przyjmując istnie-

nie wspólnych fundamentów pozostaje się wiernym 

własnej dziedzinie, niezależnie od tego czy mamy 

 69 — 

background image

do czynienia z naukami przyrodniczymi, z socjologią, 

filozofią, literaturą, teologią itd. W praktyce oznacza to, 
że zachowując to kryterium, akceptując prawdy jednej 

dziedziny, jesteśmy w stanie przyjąć i zaakceptować 

również wyniki badań z innych dziedzin. Nie chodzi 
tu o bierną akceptację, czyli o nie negowanie wyni-
ków badań innych dziedzin naukowych, ale o aktywne 
przyjęcie, czyli dopuszczenie możliwości połączenia 

tych wyników z wynikami, które osiągnęło się we 

własnej dziedzinie. Nie oznacza to oczywiście, że nie 

będzie żadnych konfliktów i sprzeczności pomiędzy 

wynikami badań z różnych dziedzin, szczególnie, jeżeli 

każda z nich jest świadoma faktu, iż sama nie może 

wypowiedzieć ostatecznego słowa nie tylko w kwe-

stiach ogólnych, ale nawet dotyczących własnego 

pola badawczego. Fakt, że badania naukowe nadal 
istnieją i są w stanie dostarczać rezultatów dowodzi, 
iż tak naprawdę to właśnie pojawianie się potencjal-
nych konfliktów, również w obrębie danej dyscypliny, 

stymuluje proces poznawczy. Jeżeli zaakceptuje się 

istnienie wspólnych fundamentów, o których przed 

chwilą wspominaliśmy, konflikty i sprzeczności stają 
się tymczasowe i pozorne. Mogą służyć za motywację 
dla tworzenia nowych, lepszych metod badawczych, 
gdyż próba zestawienia ze sobą zróżnicowanych wyni-

ków z całą pewnością prowadzi do lepszego i bardziej 

spójnego obrazu poznania rzeczywistości. 

W łączeniu odkryć i rezultatów badań różnych dzie-

dzin naukowych trzeba jednak pamiętać o tym, żeby 

nie przeskakiwać zbyt gwałtownie z jednej dziedziny 

w drugą. Wieki po Archimedesie i odkrytej przez niego 

zasadzie działania dźwigni, Newton, jeden z pionie-

rów współczesnej nauki, zaprezentował swoją wizję 
praw natury, która zrodziła bardzo dyskusyjną kon-

cepcję „Boga wypełniającego luki". Newton utrzymy-

 70 — 

background image

wał, że natura wykazuje pewną liczbę zjawisk mecha-

nicznych, dla których nie można znaleźć żadnego 

wyjaśnienia teoretycznego w zakresie teorii mającej 

opisywać wszystkie ruchy we wszechświecie. Opie-

rając się na takich właśnie założeniach, opracował 

on argumentację dotyczącą istnienia Boskości, której 

bezpośrednia interwencja mogłaby wyjaśnić niektóre 
braki obecne w dyskursie teoretycznym. Taki sposób 

rozumowania uczynił teologię natury Newtona nie-

zwykle delikatną. Jego sposób rozumowania utracił 
zdecydowanie na sile w momencie, gdy dyskurs zaczął 

kierować się w kierunku samodzielnego uzupełnia-

nia braków. W astronomii taka sytuacja miała już 
miejsce w XVIII wieku, gdy kilku genialnych fizyków 
matematycznych zastosowało prawa ruchu Newtona 

do opracowania bardzo wyszukanej mechaniki nieba. 

Zdawała się ona rozwiązywać te problemy, które 

zasady Newtona pozostawiły bez odpowiedzi. Na 

początku XIX wieku, badania Laplace'a i jego kolegów 
pokazały, że tak naprawdę sama mechanika Newtona 

jako taka była w stanie wypełnić braki, w których on 

umiejscowił Boskość. Stąd zrodziła się słynna aneg-

dota mówiąca o tym, że Napoleon pytając Laplace'a 
dlaczego w swojej Mecaniąue celeste (1799) nie mówi 
o Bogu, otrzymał odpowiedź: „Proszę Pana, ja wcale 

nie potrzebuję takiej hipotezy". 

10. Wartość pochodna

 

Celem badań naukowych jest również opracowa-

nie wyników badań pod kątem praktycznego zasto-

sowania praktycznej wiedzy. To właśnie na tym eta-

pie pojawiają się często dylematy etyczne i moralne. 
Należy przypomnieć, że samo poszukiwanie prawdy, 

 71 — 

background image

będącej wartością samą w sobie, nie ma żadnego 

odniesienia etyczno-moralnego. Etyka zyskuje ważny 

wymiar dopiero w zastosowaniach technologicznych 

i w metodach badawczych. W takiej perspektywie 

człowiek ma obowiązek okazywania szacunku natu-

rze, której sam zresztą jest częścią. Podejście czło-

wieka do otaczającego go wszechświata musi być 

naznaczone nie tylko szacunkiem, ale wręcz miłoś-

cią. Nieskończone bogactwo kosmosu, rozciągającego 

się od mikrokosmosu po makrokosmos, ujawnione 

nam przez naukę, namiętne i niegasnące pragnienie 
poznania i zrozumienia go, tajemnice i paradoksy, 

które nieustannie pojawiają się w trakcie badań, 

niezmienne wrażenie, że badania naukowe nigdy 
nie będą miały końca — wszystko to może zapro-

wadzić nas do źródła, które wykracza poza ludzkie 

zrozumienie, do którego łatwiej się przybliżyć, jeżeli 

myślimy o nim jako o miłości. Miłość ta uwidacznia 

się we wszystkich, nawet najmniejszych dylematach 
dzieła Stwórcy i prowadzi nas nie tylko do zrozumie-

nia istoty rzeczy, ale raczej, lub być może, głównie do 

tego, abyśmy nauczyli się kochać. Być może komuś 

wyda się dziwne, że rozważania o badaniach nauko-
wych dążących do poznania wszechświata i nas 

samych doprowadziły nas do tego punktu. Wydaje 

nam się jednak, iż mamy wystarczająco dużo przesła-
nek, które pozwalają nam z przekonaniem pozostać 

przy takim właśnie przekonaniu. 

11. Podsumowanie

 

Podstawową wartością nauk przyrodniczych jest 

samo poszukiwanie prawdy, będące wrodzonym pra-

wem człowieka. Jedynie wówczas, gdy w grę wcho-

 72 — 

background image

dzą metody badawcze czy praktyczne zastosowanie 

wyników badań, należy również wziąć pod uwagę 

kwestie etyczno-moralne. Oczywiście, takie kwestie 

są niezwykle ważne, jednak nie mogą one odciągać 

naszej uwagi od najważniejszej wartości samego 
poszukiwania prawdy, tej prawdy, której nigdy się 

w pełni nie dochodzi, ale której ciągle się poszukuje. 

Przegląd historii trzech największych tradycji pod 

kątem sposobu rozwijania metod naukowych pomaga 

docenić wartość badań naukowych jako takich. Kry-

teria prawdziwości metody naukowej pozwalają zdo-
być zaufanie do wyników badań i skłaniają nas do 
podejmowania prób połączenia zdobytej w ten sposób 

wiedzy ze zdobyczami naukowymi innych dziedzin.