background image

Zabójstwo na Halland Strasse 

 

 

   Ulica Halland nigdy nie cieszyła się dobrą sławą. Wzdłuż brukowanej kilkusetmetrowej 

linii prostej usytuowane były liczne burdele, pijalnie i meliny, a każdy kto wkroczył do tego 

półświatka  musiał  liczyć  się z kradzieżą czy  napaścią. Nikt jednak nie  był przygotowany  na 

tak  straszliwe  wieści,  jakie  obiegły  już  cały  Wiedeń.  Na  rogu  Halland  mieścił  się  także 

przytułek dla sierot, a dziś w nocy dokonano tam okrutnej zbrodni. Wszystkie dzieci oraz ich 

opiekunowie zostali zamordowani.  

 

٭٭٭ 

 

 

Na miejscu szybko pojawili się pierwsi ciekawscy, lecz nikt nie śmiał wejść do środka. 

Ogólny  gwar  na  ulicy  nieco  przycichł,  lecz  przyćmiewał  go  lament  praczki,  która  odkryła 

zwłoki i do tej pory nie potrafiła się uspokoić. Młody parobek, który właśnie skończył swoją 

pracę  przy  koniach,  przygotowując  powozy  dla  arystokratów  odwiedzających  domy 

publiczne, usłyszał o tym, co się stało, lecz  nie dawał dotąd wiary, że ktoś byłby zdolny do 

zabicia  z  zimną  krwią  czternastu  dzieci  oraz  dwóch  kobiet,  które  się  nimi  zajmowały. 

Podobno wszędzie było pełno krwi, a przygasłe oczy ofiar porażały wyrytym w nich na wieki 

strachem.  Parobek  nie  zamierzał  sprawdzać,  czy  opowieści  były  prawdziwe,  wolał  trzymać 

się z daleka,  by przypadkiem  nie oberwać od narwanych samozwańczych obrońców  miasta, 

którzy nagle zaczęli wyrastać spod ziemi. Nawoływali do nagonki na mordercę, lecz nikt nie 

wiedział  gdzie  go  szukać,  nikt  nic  nie  widział.  Jeśli  bardziej  doświadczeni  w  tego  typu 

sprawach,  stali  bywalcy  podobnych  miejsc  wiedzieli,  że  z  czasem  świadkowie  mogą  się 

znaleźć,  nikt  nie  zadał  sobie  trudu  by  przyjrzeć  się  ranom  ofiar.  Nikt  poza  pewną  grupą 

milczących mężczyzn i towarzyszącej im ciemnowłosej kobiecie. Zwróciła uwagę parobka ze 

względu  na  swój  odważny  strój  i  urodę,  lecz  jeśli  początkowo  wziął  ją  za  dziwkę,  szybko 

zmienił zdanie. Żadna prostytutka nie weszłaby do sierocińca, gdzie  leżały  martwe dzieci,  a 

kobieta zrobiła to bez wahania. Kim  była? Postawny parobek obserwował w zdumieniu,  jak 

jej  banda wchodzi do budynku  na rogu  i w pośpiechu przeszukuje  miejsce zbrodni.  Musieli 

się  śpieszyć,  bo  wezwano  już  gwardzistów,  którzy  otoczą  to  miejsce  szczelnym  kordonem, 

szukając winnych. Jeśli ich tam znajdą, to z pewnością aresztują. Parobek chciał uprzedzić ją, 

gdy tylko się pojawią, lecz kobieta zaskoczyła go, bo wyszła sama. Była zbyt sprytna, by dać 

się złapać. Nie wiedział, skąd miał tę pewność. Może patrząc na jej twarz, tę arogancką minę i 

pozę, jaką przybierała, opierając się dłońmi o biodra i wydając polecenia mężczyznom, którzy 

wychodzili  za  nią?  Poczuł  ciarki  na  plecach,  gdy  zwróciła  na  niego  uwagę  i  zmierzyła  go 

wzrokiem. Był w szoku, że do niego podeszła i zapytała: 

- Nie widziałeś tu przypadkiem wysokiego, czarnowłosego arystokraty? 

background image

- Nie… 

 odpowiedział, przełykając nerwowo ślinę. 

- Tak myślałam – westchnęła – Jeśli takiego zobaczysz, lepiej zejdź mu z drogi. Nie będzie 

tu zbyt bezpiecznie, gdy się pojawi. 

 

Nie  rozumiał  zupełnie,  o  czym  mówiła,  lecz  przytaknął  na  jej  słowa.  O  kim  mogła 

mówić?  Co  arystokrata  miałby  wspólnego  z  podobnym  makabrycznym  morderstwem?  Czy 

nie  dokonała  tego  kanalia  o  moralności  bestii?  Parobek  był  pewny,  że  na  Halland  ściągają 

wszyscy najgorsi w mieście złodzieje czy alfonsi, ale nie przypuszczał, że czaił się tu gdzieś 

morderca  i  to  nie  taki  zwyczajny.  Kto  zabija  dzieci?  Pomyślał,  że  musiał  być  diabłem  w 

ludzkiej  skórze,  nie  zdając  sobie  sprawy,  że  się  nie  mylił,  a  Susannah  Valinor  wiedziała  o 

tym,  jak  nikt  inny.  Postanowiła  poczekać.  Wiedziała,  że  Darius  Hayany  osobiście  wysłał 

łowcom  zaproszenie,  w  specyficznie  złośliwy,  straszny  sposób,  jak  miał  w  zwyczaju. 

Wypadało na nie odpowiedzieć, a jeśli tak to tylko po odpowiednim przygotowaniu. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Ostatnie kuszenie 

 

 

      Anita wróciła do kamienicy. Zawsze, gdy przekraczała próg dwupiętrowego budynku  i 

przechodziła ciemnym, obitym drewnem korytarzem, odczuwała niepewność i strach. Bała się 

co  zrobi  i  nie  była  pewna,  w  jakim  będzie  humorze  jej  mroczny  książę.  Miała  tego  dość  i 

zastanawiała się, jakim cudem udawało jej się to wytrzymywać przez pół wieku? Co zastanie 

po  wejściu  do  ich  sypialni?  Wiedziała,  że  tam  go  znajdzie.  Nigdy  nie  lubił  przebywać  w 

bibliotece,  której  nie  powstydziłby  się  żaden  tutejszy  arystokrata,  lecz  przy  zbiorach 

Klaudiusza  wypadłaby  marnie.  Darius  nie  należał  do  typów  zgłębiających  księgi.  Wolał 

zdecydowanie  inne  obszary  zdobywania  wiedzy,  zwłaszcza  praktycznej.  W  jego  przypadku 

odbywało się to z dużą ilością przemocy i zawziętością, która czasem graniczyła z obłędem. 

Czy był szalony? Nie zawahałaby się przed podobnym stwierdzeniem, bo wielokrotnie jej to 

udowadniał,  lecz  w  swej  chorej,  wyuzdanej  złośliwości  tkwiła  metoda.  Zwykle  osiągał  to, 

czego chciał  i tym razem zapewne  mu  się to uda. Wiedziała  już, czego oczekiwał,  bo zaraz 

gdy  tylko  weszła  do  sypialni,  zobaczyła  go  rozciągniętego  wygodnie  na  łożu,  a  jego  oczy 

żywo  zaświeciły,  gdy  się  pojawiła.  Zawsze  patrzył  na  nią  w  ten  sposób,  gdy  jej  pragnął  i 

doskonale  o  tym  wiedziała.  Nie  przewidziała  tylko,  że  będzie  zwlekał,  przedłużał  panujące 

między nimi napięcie, podsycał nabrzmiewającą namiętność, by w końcu wybuchnąć.  

   Czekał aż sama do niego przyjdzie. Jego oczy wysyłały nieme zaproszenie, które było 

tak  naprawdę  nakazem.  Był  jej  stwórcą  i  żądał  posłuszeństwa  we  wszystkim,  w  każdym 

najmniej znaczącym aspekcie jej istnienia, podporządkowując sobie jej życie, mając nad nim 

władzę na równi ze śmiercią. On właśnie mógł ją zadać i nie myślał nigdy, że ona się odważy. 

Walczyła  już z  nim, stawiała opór i  była  nieposłuszna. Nigdy  jednak  nie  mogła okłamywać 

się  w  kwestii  tego,  co  czuło  jej  ciało,  gdy  był  w  pobliżu.  Zawsze  reagowała  na  niego 

intensywnie,  znacznie  bardziej  niż  chciała  i  rzadko  kiedy  potrafiła  zanegować  ten  rodzaj 

władzy – tak działał jej instynkt. Przyciągało ją do zimnego w dotyku, choć twardego trupa, 

który  był  synonimem  śmierci,  a  tonąc  w  jego  ramionach  była  jej  coraz  bliższa.  Roztaczał 

wokół  siebie  aurę  mrocznej  mocy,  która  otumaniała  ją  i  oczarowywała  jednocześnie,  a 

najgorsza była świadomość, że on doskonale o tym wiedział. Gdy więc stanęła tuż przed nim, 

spoglądając na niego ciągle leżącego w łóżku, starała się zignorować jego złośliwy uśmiech i 

wpaść na tyle obojętną, na ile tylko potrafiła. 

-  Podobno  zostałeś  ranny?  –  starała  się  odnaleźć  wzrokiem  źródło  krwawienia,  bo  w 

powietrzu  wyczuwała  wyraźnie  zapach  jego  krwi  –  Sophia  powiedziała,  że  przez  jakiś  czas 

leżałeś nieprzytomny? 

-  Markiza  ma  skłonność  do  przesady.  Jak  widzisz,  moja  droga,  nic  mi  już  nie  dolega, 

poza…  odrobiną  tęsknoty,  rzecz  jasna  –  Darius  uśmiechnął  się  i  nieco  podniósł  na 

poduszkach, odsłaniając czerwoną plamę. Anita z łatwością ją spostrzegła. 

-  Nic?  A  to?  –  zapytała  i  podeszła  do  łóżka.  Usiadła  na  jego  brzegu  i  wskazała  na 

poplamioną poszewkę poduszki.   

background image

- Z pewnością potrafisz rozpoznać krew? 

-  Oczywiście,  że  potrafię!  –  zirytowała  się,  ale  spojrzała  mu  w  oczy  zaciekawiona  –  W 

szczególności  twoją.  Pokaż,  chcę  obejrzeć  twoją  głowę.  –  sięgnęła  ręką  w  kierunku  jego 

włosów, nawet nie próbował się uchylać, co przekonało ją o tym, że liczył na podobną troskę. 

- Nie ma już czego oglądać. Prawie się zagoiło – stwierdził uśmiechając się. 

- Może sama to ocenię? – ponieważ był od niej wyższy, a rana znajdowała się na czubku 

głowy, Anita miała trudności w dokładnym określeniu jej rozległości, dlatego chwyciła go za 

ramiona i przewróciła na łóżku. Nie protestował – Masz pękniętą czaszkę. 

-  Myślę,  że  ściana  jest  w  gorszym  stanie…  –  spojrzał  krótko  w  kierunku  przeciwległego 

rogu pokoju, gdzie na ścianie widniała pokaźna rysa, w miejscu, gdzie rzucił nim Klaudiusz. 

Anita próbowała go opatrzyć, lecz ponieważ ciągle odwracał głowę, nie miała na to okazji. W 

końcu powiedziała podniesionym tonem: 

- Czy możesz choć przez chwilę się nie ruszać? Próbuję usunąć ten skrzep. Chcesz potem 

stracić garść włosów, gdy sam odpadnie? 

- Zdaję się więc na twą łaskę i opiekę. Rób ze mną co zechcesz, moja pani – przewrócił się 

na plecy i spojrzał jej w oczy. Trzymała dłonie na jego ramionach, przyciskając go do łóżka, a 

choć  chciała  zająć  się  opatrzeniem  jego  głowy,  nie  potrafiła  skupić  się  na  zadaniach 

pielęgniarki.  Śnieżnobiały  uśmiech  księcia  i  jego  wydłużone  kły  skutecznie  odciągały  jej 

uwagę. 

- Uważaj o co prosisz… – wyszeptała z trudem. 

- Ja nie proszę, ja tego żądam! Pocałuj mnie. – Anita nie mogła się przed tym powstrzymać 

i pocałowała go w usta, krótko choć dogłębnie – Jeszcze raz… jeszcze… 

 

Gdy już zaczęła go całować, nie mogła przestać. Ich blade, chłodne usta zaczynały się 

zaróżowiać  i  ogrzewać.  Darius  przyspieszył  ten  proces  rozgryzając  sobie  wargę  i  dając  jej 

przedsmak  mocy,  płynącej  w  jego  żyłach.  Tej  samej,  którą  napoił  ją  pięćdziesiąt  dwa  lata 

wcześniej  i  która  wypełniła  każdy  skrawek  jej  ciała.  Był  w  niej,  choć  jeszcze  nie  zaczął  na 

dobre fizycznej penetracji. Jeśli przez moment sądziła, że rzeczywiście pozwoli jej zrobić, co 

będzie  chciała,  wiedziała,  że  podobna  łaskawość  nie  potrwa  długo.  I  nie  pomyliła  się,  bo 

zawsze  silnie  zaznaczona  w  nim  chęć  dominacji  brała  powoli  górę  w  ich  miłosnych 

igraszkach,  aż  w  końcu  to  on  położył  ją  na  plecach,  przygniatając  ją  ciężarem  swego 

potężnego, umięśnionego ciała. Skoro podzielił się z nią własną krwią, z pewnością liczył na 

ofiarność  z  jej  strony.  Długo  wpatrywał  się  w  jej  nadgarstek,  lecz  gdy  zaczął  muskać  go 

kciukiem,  chcąc  rozgrzać  skórę,  jego  oczy  zwróciły  się  ku  jej  szyi.  Jednak  nie  zamierzał 

wgryźć się w dobrze dostępną, widoczną gołym okiem tętnicę. Sunął dłońmi po jej gorsecie, 

ściskając ją w pasie coraz silniej, obniżając swój ucisk, by dotrzeć do kuszącego wnętrza jej 

uda. Uniósł w górę  jasnozieloną suknię, gładząc dłonią jej nogę. Jednym ruchem ręki zerwał 

pantalony, które mała na sobie, rzucając strzęp materiału w kąt pokoju. Robił to już tysiące, 

jeśli nie miliony razy i sporo kosztowały go wydatki na jej bieliznę. Nigdy o tym nie myślał, 

będąc już tak blisko najbardziej podniecającego momentu, gdy zatapiał swe kły w jej skórze i 

zaczynał  sączyć  zachłannie  płyn,  wypełniający  jej  żyły.  Miała  delikatny,  słodkawy  posmak, 

background image

zupełnie  inny  od  treściwych  czy  zatęchłych  zawartości  bardzo  wiekowych  wampirów.  Jej 

krwią  można  było  się  delektować,  pobudzała  wszystkie  zmysły  i  rozgrzewała  wnętrze.  Czy 

książę  sądził,  że  rozbudzi  w  niej  pradawną  moc,  której  miał  okazję  skosztować  Klaudiusz? 

Może miał taką nadzieję, lecz wiedział, że szanse na to były nikłe i groziłoby to walką, a on 

nie chciał z nią walczyć, może jedynie odrobinę pokazać swą wielką siłę, jak zwykle podczas 

zbliżeń.  Wniknął  w  nią  gwałtownie,  doprowadzając  do  rozkoszy  znacznie  szybciej  niż 

zamierzał. Była na niego gotowa, oczekiwała, że ją wypełni, chciała go poczuć, a książę nie 

zawiódł jej oczekiwań. Nigdy ich nie zawodził, a wręcz je przerastał. Wsunął się gładko w jej 

pochwę,  zajmując  całą  przestrzeń,  jaką  tylko  mógł  dysponować,  lecz  nawet  jego  męskość 

była niezaspokojona. Wnikał dalej, głębiej i silniej, na ile tylko był w stanie. Czuła, że jeszcze 

odrobina jego nacisku rozerwie ją na pół. Kłujący mocny dreszcz rozchodził się po całym jej 

brzuchu, a jej piersi sterczały w coraz ciaśniejszym gorsecie. Czy miała na sobie suknię, czy 

już  ją  ściągnął?  Nie  była  pewna.  Świat  wirował  wokoło,  a ona  nie  wiedziała  co  się  dzieje, 

gdzie  jest  ani  ile  upłynęło  czasu,  odkąd  poczuła  na  skórze  jego  chłodne  palce.  Teraz  były 

gorące, a każdy dotyk parzył, prowadząc do jeszcze większego podniecenia. Czy można było 

osiągnąć kolejny stopień rozkoszy tuż po tym nieosiągalnym i wymarzonym? Jak on to robił? 

Jak udawało mu się ją podniecać i otumaniać, jeśli go nienawidziła? A może go kochała? Nie 

potrafiła trzeźwo myśleć, a  i on zachowywał się  jak pijany.  Jej krew spoiła go niczym  silne 

wino.  

   Zaczynał  jej ulegać, pozwolił przewrócić się na łopatki i usiąść na sobie. Wsuwał swe 

smukłe palce między jej włosy, ciągnąc je znacznie w przeciwne strony, nie pozwalając jej na 

chwilę  zapomnieć,  kto  tu  rządził,  jednak  wzrokiem  ogarniał  jedynie  jej  jędrne  piersi.  Jego 

ręce  dotknęły  jej  ramion,  po  których  sunęły  nieustannie  w  dół,  wykonując  okrężne,  dobrze 

wyczuwalne ruchy wokół  jej sutków, a ona odginała głowę w tył, poddając  się pieszczotom 

kochanka.  Wreszcie  poczuła  jak  ponownie  w  nią  wniknął,  lecz  to  ona  była  na  górze. 

Dosiadała  go  i  przesuwała  się  raz  do  przodu,  raz  do  tyłu,  rytmicznie,  coraz  szybciej  i 

dogłębniej. Kolejny raz jej ciało wibrowało wraz z uniesieniami jej bioder w górę i w dół, a 

ruch  ten  przyspieszał  i  przyprawiał  ją  o  utratę tchu.  Gdy  był  pod  nią  nie  leżał  bezczynnie  - 

całował  łapczywie  jej  piersi,  zaczynał  je  ssać,  by  spijać  z  nich  krew.  Zdawało  jej  się,  że 

dosłownie każda część jej ciała jest muskana, całowana czy dotykana w różny sposób, bo siła 

jej  doznań  rosła  w  miarę  jego  przyrodzenia,  a  rozkosz  ogarniała  ją  coraz  dłuższymi  falami. 

Przestała mieć nad tym kontrolę. Co jakiś czas zamykała oczy, a gdy je otwierała patrzyła na 

jego  twarz,  równie  zadowoloną,  co  dalej  spragnioną.  Czuła  się  przez  niego  osaczona,  był 

niezwykle  blisko,  był  wszędzie.  Momentami  zastanawiała  się  jak  mocno  może  jeszcze  to 

odczuć,  jak  wysoko  sięgnie  poziom  jej  przyjemności.  Dał  jej  na  to odpowiedź.  On  nie  znał 

żadnych  granic,  a  ich  nieustanne  przekraczanie  w  każdej  sferze  życia  stanowiło  jego  siłę 

napędową.  Był  jak  przeszywający  powietrze  pocisk,  którego  nic  nie  było  w  stanie 

powstrzymać,  nawet  on  sam.  Zrzucił  ją  z  siebie  i  rozłożył  na  łożu,  wniknął  w  nią  równie 

gwałtownie  i  silnie,  jak  wcześniej.  Przytrzymywał  ją  za  pośladki  i  dosłownie  posuwał  do 

przodu, wtłaczając swoje napięte lędźwie w jej znacznie teraz rozciągniętą wolną przestrzeń 

background image

między  jędrnymi  udami.  Wiedziała,  że  nie  przestanie  dopóki  nie  zaspokoi  swojej  żądzy,  a 

trwało to dość długo. Nie miała siły nawet krzyczeć, gdyż momentami sprawiał jej ból, lecz 

tym większa była siła jej doznań. Trzymał jej rozsunięte ręce za nadgarstki, a sam wgryzał się 

w szyję, którą odginała w tył ilekroć przeszywał ją mocny dreszcz rozkoszy. Sycił się nią w 

każdej możliwej materii – chłonął jej namiętne uniesienie, jej pociąg do swojej własnej osoby, 

jej  obawy,  że  mógł  ją  w  każdej  chwili  zabić.  Takiego  zespolenia  w  krwi  i  jaźni  jeszcze  nie 

zaznali.  A  najbardziej  namiętna  noc,  jaką  przeżyli  miała  nigdy  się  nie  skończyć.  Mieli 

wieczność na jej powtarzanie, a jutro nie istniało.   

 

٭٭٭ 

 

 

Anita  nie  zorientowała  się,  kiedy  Darius  opuścił  łoże.  Zerwała  się  ze  strachem,  że  go 

przy niej nie ma, lecz uspokoiła się, gdy spostrzegła go w najciemniejszym rogu sypialni. Stał 

do  niej  odwrócony  tyłem,  lecz  doskonale  wiedział,  że  się  obudziła.  Podniosła  się  nieco  na 

poduszkach,  zasłaniając  się  prześcieradłem,  choć  niewątpliwie  nie  miałby  nic  przeciwko  jej 

nagości. On sam był już ubrany, mając na sobie spodnie i koszulę. W końcu na nią spojrzał i 

zaskoczył ją, bo miał w rękach jej suknię. „Czy to jakiś jego nowy fetysz?”, pomyślała, gdy 

rozwiał jej obawy, po tym jak zapytała: 

- Coś nie tak z moją suknią? 

- Jest zniszczona – stwierdził dla niej oczywisty fakt, lecz dość łagodnie. 

- Może uległa zniszczeniu, gdy ją ze mnie zdarłeś? – zapytała zadziornie. 

-  Moja  droga  –  nie  zdarłem  lecz  zdjąłem.  Mam  w  tym  wprawę,  jeśli  jeszcze  nie 

zauważyłaś. Poza tym, nie nadążyłbym z kupowaniem ci nowych sukien, gdybym wszystkie 

rozrywał. 

- Zamierzasz kupić mi nową? – jej oczy zaświeciły na samą myśl o tym. 

- Należy ci się nowa – rzucił jej lubieżne spojrzenie, lecz sprostował, by nie pomyślała, że 

to  z  wdzięczności  –  Nie  za  to,  na  co  mi  pozwoliłaś,  lecz  przez  twe  zmagania  z  łowcami  i 

Starszym. Dlaczego tak na mnie patrzysz? Nie chcesz? – Darius był zdziwiony, że chwilowo 

zaniemówiła. 

- Nie sądziłam, że tak chętnie pokryjesz wydatki księżnej. 

- Jestem  wyjątkowo dobry w pokrywaniu… – uśmiechnął  się  łobuzersko – …wydatków. 

Zresztą, kto ma to robić, jeśli nie twój książę? 

- Mój książę? – Anita zaczynała się nabijać, ale Darius był poważny. 

- Tak, tylko twój. 

   W  momencie zbliżył się do  łóżka  i wylądował tuż obok niej. Sięgnął ręką w kierunku 

jej  twarzy,  czym  nieco  ją  speszył,  lecz  nie  próbowała  się  odwracać.  Patrzył  jej  w  oczy, 

hipnotyzując głębią wyrazu, pogłębianą przez czerń jego tęczówek. Zazwyczaj były brązowe, 

lecz  dziś  wyjątkowo  ciemne,  przypominające  czarny.  Książę  bywał  wtedy  zwykle 

rozgniewany,  lecz  dziś  było  inaczej.  Był  zadowolony,  wyjątkowo  usatysfakcjonowany. 

background image

Czyżby  ona  była  tego  powodem?  Wyraźnie  to  w  nim  wyczuwała,  bo  w  przeciwieństwie  do 

swych  myśli,  których  nie  mogli  nawzajem  odczytać,  uczucia  zawsze  były  wyjątkowo 

klarowne.  Odnosiła  wrażenie,  że  to  coś  więcej  niż  zadowolenie. Nie  wiedziała  jednak,  co o 

tym sądzić, bo ponownie odwrócił jej uwagę. Zaczął ją całować, by w chwilę potem ssać z jej 

szyi. Jej wiecznie niezaspokojony książę wysączał ją z krwi, a ona mu na to pozwalała. Na co 

jeszcze  się  zgodzi?  Jak  długo  będzie  tolerować  jego  samowolę?  Teraz  nie  mogła  myśleć  o 

niczym  innym,  jak  o  jego  ognistym  krwawym  pocałunku  na  swej  szyi,  i  on  starał  się,  by  o 

niczym innym nie myślała.