background image

 

CHRISTOPHER CARTER

 

 
 

OSTATNIA ZBRODNIA   

AGATY CHRISTIE

 

 

(Tłumacz: Maria Demidowicz- Domanasiewicz) 

 
 

background image

ROZDZIAŁ I 

 
Abu  był  rosłym  i  przystojnym  Nubijczykiem,  mierzącym  dwieście 

dziesięć  centymetrów  wzrostu.  Miał  poważną  twarz  i  mocny  tors.  Już 
sam  jego  widok  wprawiał  w  zdumienie  turystów  mieszkających  w 
hotelu  Stara  Katarakta  w  Asuanie,  w  Górnym  Egipcie.  Szlachetność 
tego  olbrzyma  zrodzonego  w  głębi  Afryki  pozostawiała  w  nich 
niezatarte  wspomnienie.  Schodzili  mu  z  drogi,  a  on,  choć  był  tylko 
służącym, cieszył się powszechnym szacunkiem. 

Nubijczyk  był  dumny  ze  swego  pochodzenia  i  kultury.  Od  zarania 

ludzkości  jego  lud  umiał  przystosować  się  do  warunków,  jakie 
stworzyły prażące słońce, wylewy Nilu i nienasycony apetyt pustyni, z 
łapczywością pożerającej poletka ziemi stworzone ludzką pracą. 

Ale  czasy  się  zmieniały,  i  to  na  gorsze.  Nubię  dotknęły  pogarda, 

ucisk  i  zagłada,  a  synowie  tego  szlachetnego  kraju,  aby  przeżyć, 
musieli wyemigrować. 

Abu  znalazł  zatrudnienie  w  Starej  Katarakcie,  ulubionym  hotelu 

angielskich turystów, których obecność tworzyła  atmosferę  elegancji  i 
przytulności,  i  z  tego  właśnie  powodu  odbywały  się  tu  zawody 
brydżowe dla osób z towarzystwa. 

Hotel Stara Katarakta, wzniesiony w 1899 roku, pozostawał jednym 

z  klejnotów  Asuanu,  dużego  miasta  leżącego  w  południowej  części 
Egiptu, które z każdym dniem coraz bardziej poddawało się szturmowi 
nowoczesności  i  przemysłu.  Stary  budynek  z  jasnoczerwoną  fasadą  i 
gzymsowanymi narożnikami przyjmował pod swój dach znaczną liczbę 
osobistości,  pragnących  zwiedzić  Egipt,  a  zarazem  korzystać  z 
europejskich wygód. Któż nie marzył, by otwierać okna z widokiem na 
Nil,  połyskujący  za  sprawą  boga  Ra,  odradzającego  się  rankiem  po 
zwycięstwie nad ciemnościami? 

Ale jeśli piramidy i świątynie odniosły zwycięstwo nad czasem, to w 

przypadku  Starej  Katarakty  działo  się  akurat  odwrotnie.  Mimo  że 
początkowo  standard  był  wysoki,  teraz  kurki  zaśniedziały,  tapety 
wyblakły, a całość szacownego pałacu zdradzała swój wiek. 

Należało  więc  podjąć  w  końcu  decyzję,  od  dawna  krytykowaną 

przez  wielbicieli  przeszłości:  wyremontować  hotel  zgodnie  z 

background image

obowiązującą modą, co wiązało się nieodwołalnie z jego zamknięciem. 

Kilka  uprzywilejowanych  osób  mogło  jeszcze  oczywiście  pijać 

herbatę  na  tarasie  pod  daszkiem,  gdzie  siadały  swobodnie  w 
wiklinowych  fotelach,  by  kontemplować  zachód  słońca,  podobnie  jak 
ci rozkoszujący się tą wyjątkową chwilą egiptolodzy, którzy przyszli tu 
odpocząć  po  ciężkim  dniu  spędzonym  w  terenie  na  badaniach 
naukowych. 

Abu  uważał,  że  większość  z  nich  to  zarozumialcy  przesiąknięci 

wiedzą  książkową,  która  zamyka  im  oczy  i  serca.  Ale  Nubijczyk 
pilnował  się,  by  nie  ujawniać  swojej  opinii  przed  tymi  ludźmi  z 
Zachodu, przekonanymi o własnej wyższości. 

Także  pod  koniec  tamtego  popołudnia  w  Starej  Katarakcie  zjawiło 

się  sześciu  reprezentantów  owego  dziwnego  gatunku,  jakim  są 
egiptolodzy  -  czterech  mężczyzn  i  dwie  kobiety,  nie  licząc  miłośnika 
starożytności  odmiennego typu,  Abdel-Mosula,  godnego  spadkobiercy 
rodu złodziei i paserów. Mówili dużo i o niczym, wydawało się nawet, 
że sobie docinają. Cała ich wiedza nie dała im grama mądrości. 

Abu otrzymał ważne zadanie  i  miał zamiar wypełnić  je  z właściwą 

sobie  powagą.  Dlatego  wszedł  powoli  na  trzecie  piętro  Starej 
Katarakty, gdzie właśnie zakończono malowanie korytarzy. Za niecały 
miesiąc znów pojawią się tu zachwyceni turyści, wspominając ostatnią 
wycieczkę  i  oczekując  z  niecierpliwością  kolejnej.  Zaliczali  Egipt  w 
biegu, zapominając często o wdychaniu jego najważniejszego zapachu 
- zapachu wieczności. 

Na  trzecim  piętrze  znajdował  się  najsłynniejszy  pokój  -  ten,  w 

którym  mieszkała  angielska  pisarka  Agata  Christie.  Abu  nie  czytał 
żadnej jej powieści, ale słyszał, że ta wielce dystyngowana dama zbiła 
fortunę,  uśmiercając  kilkudziesięciu  nieszczęśników.  Doprawdy, 
dziwny sposób zarabiania na życie. 

Abu  miał  się  zająć  odnowieniem  apartamentu  zajmowanego  przez 

królową zbrodni w czasie  jej pobytów w Asuanie. Apartament składał 
się  z  sypialni,  salonu,  gabinetu  i  pokoju  kąpielowego.  Był  to 
prawdziwy  raj  dla  pisarza.  Okna  wychodziły  na  wyspę  Elefantynę  i 
świątynię boga-barana Chnuma, który nieustannie stwarzał świat i ludzi 
na  swoim  kole  garncarskim.  Abu  sądził,  iż  napawając  się  tym 
niezrównanym  widokiem,  pani  Christie  była  niezwykle  szczęśliwa  i 

background image

powinna była mieć zgoła nie zbrodnicze myśli. 

Ta raczej niegodna przeszłość miała wkrótce odejść w zapomnienie. 

Renowacja  apartamentu  miała  go  oczyścić  ze  wszystkich  ponurych 
myśli  zrodzonych  w  głowie  autorki  kryminałów.  Koniec  ze  starą 
wanną,  łożem  z  baldachimem,  sztychami  przedstawiającymi  angielską 
wieś, deszczową i zasnutą mgłami! Gusty turystów się zmieniły, trzeba 
też było zapewnić gościom nowoczesne wygody. 

Abu pchnął drzwi prowadzące do królestwa Agaty Christie. 
Nagle odczuł instynktownie, że wydarzyło się coś niezwykłego. Zło 

zaatakowało. Było tu nadal obecne. 

Nubijczyk zawahał się w progu. 
Palcem  wskazującym  prawej  dłoni  dotknął  wiszącego  na  szyi 

amuletu.  Byt  to  mały  fajansowy  krokodyl,  odziedziczony  po 
pradziadku. 

Odzyskawszy  odwagę,  Abu  wszedł  do  sypialni,  w  której  panowała 

cisza  i  wszystko  wydawało  się  normalne.  Na  chwilę  przystanął. 
Niepokój nadal go nie opuszczał. Spojrzał w stronę półotwartych drzwi 
łazienki, następnie w przeciwną, w kierunku gabinetu. 

Zobaczył buty. 
Buty i spodnie. 
Wolnym  krokiem  podszedł  do  gabinetu  i  dostrzegł  leżącego  na 

brzuchu mężczyznę. W jego plecach tkwił nóż. 

background image

ROZDZIAŁ II 

 
Szkocja, z wyjątkiem Spring Island - zagubionej wyspy ze swoistym 

mikroklimatem  -  tonęła  w  strugach  deszczu.  Spring  Island,  ukryta  w 
głębi  jeziora,  którego  wody  dzięki  Golfsztromowi  były  prawie  tak 
ciepłe  jak  wody  Morza  Śródziemnego,  była  sercem  rozległej  po-
siadłości  należącej  do  jednego  z  najstarszych  szkockich  klanów  - 
Kilvanocków.  Lord  Percival,  ostatni  z  rodu,  mieszkał  na  stałe  w 
Lonecastle, granitowym zamczysku wzniesionym na środkowym cyplu 
wyspy. 

Tuż  przed  południem,  jak  co  dzień.  Nestor  Pwryctswll,  walijski 

majordomus  liczący  siedemdziesiąt  lat  i  trzymający  służbę  żelazną 
ręką, przyniósł  lordowi Percivalowi kieliszek porto  „Noval  Nacional”, 
rocznik  1931,  pochodzącego  z  należących  do  arystokraty  winnic  nad 
górną Duerą. 

Walijczyk  zastał  lorda  Percivala  w  ogromnej  bibliotece, 

przypominającej  wersalską  Galerię  Lustrzaną  i  mieszczącej  kilkaset 
tysięcy  woluminów.  Spali  tu  snem  wiecznym  wszyscy  wielcy  autorzy 
dzieł  literatury  światowej,  ale  prawdziwym  konikiem  właściciela  była 
kryminologia.  Zgromadził  niemal  wszystkie  studia  i  prace  naukowe, 
dotyczące  rozlicznych  aspektów  zbrodniczej  działalności  człowieka, 
istoty o niewyczerpanej wyobraźni. 

Lord Percival, który zadowalał się tym skromnym tytułem, mimo iż 

lista  pokoleń  jego  szlachetnych  przodków  zajęłaby  całą  stronę,  był 
spokojnym czterdziestoletnim mężczyzną, eleganckim w każdym calu, 
podobnym  do  aktora  Aleca  Guinnessa.  Jego  szerokie  czoło  zdobiło 
kilka  dodających  mu  uroku  zmarszczek,  przypominając,  że  wiele  w 
życiu  przeszedł  i  że  za  swój  spokój  zapłacił  słoną  cenę.  Miał  bystre  i 
przenikliwe spojrzenie  i widać  było, że jego umysł  nieustannie czegoś 
poszukuje. 

Wchodząc  do  biblioteki,  majordomus  usłyszał  chrapliwy  oddech,  a 

następnie zobaczył rycerza, który, minąwszy go, gwałtownie wszedł w 
ścianę.  „Zły  znak”,  pomyślał  Walijczyk;  pojawienie  się  ducha  zamku 
Lonecastle  wróżyło  bowiem  rychłe  kłopoty.  Ów  nieszczęsny  rycerz  - 
obrońca praw pokrzywdzonych i niedoszły prywatny detektyw - został 

background image

zamordowany przez francuskiego zbója i nigdy się z tym nie pogodził. 
Od  czasu  do  czasu  przypominał  lordowi  Percivalowi,  że  jest  ostatnim 
prawdziwym  potomkiem  rycerzy  Okrągłego  Stołu  i  że  dewiza 
widniejąca  na  jego  herbie  głosi:  „Przywracać  prawdę,  to  uczestniczyć 
w harmonii”. 

- Pańskie porto, milordzie. 
- Dziękuję, Nestorze. Postaw na konsoli. 
- Przed chwilą widziałem ducha. 
Arystokrata spojrzał z uwagą na majordomusa. 
- Ach tak... - mruknął. - Czy to się stało dziś rano? 
-  Sądzę,  że  nie.  Pogoda  była  piękna  i  nie  było  żadnych 

nieoczekiwanych telefonów. 

Lord  Percival  z  największą  przyjemnością  wypił  znakomite  porto, 

po  czym  wspiął  się  po  krętych  schodach  na  blankowaną  wieżę,  by 
popatrzeć na swoje włości. 

U stóp zamku ścieliły się trawniki ozdobione marmurowymi wazami 

upamiętniającymi  przodków  klanu, 

lśniły 

otoczony  wieńcem 

kamyków,  muszli  i  strzyżonym  bukszpanem  basen  oraz  staw  dla 
wędrownych  ptaków.  W  dali  ciągnęły  się  wrzosowiska  i  jesionowe 
lasy, w których żyły dziki,  bażanty,  jelenie  i rude wiewiórki.  W górze 
polatywały orły. Żyły tam również wróżki i elfy, zamieszkujące drzewa 
i  potoki,  i  oczywiście  kelpies,  bóstwa  opiekuńcze  jeziora,  w  którego 
ciepłych wodach lord Percival co dzień zażywał kąpieli. 

Miał szczęście, że mieszkał w tym raju, z dala od coraz brzydszego i 

hałaśliwszego  świata.  Tutaj  niebo  i  ziemia  zachowały  jeszcze 
pierwotną  czystość  i  w  silnym  wietrze  unosiły  się  słowa  przodków,  z 
których niektórzy byli, prawdę mówiąc, tęgimi zabijakami. 

Charakterystyczny  dźwięk  przerwał  rozmyślania  lorda  Percivala: 

ktoś wspinał się po schodach. 

Był to Abercrombie, czarny pies,  mieszaniec owczarka szkockiego, 

labradora  i  kilku  innych  równie  potężnych  ras.  Reagował  jedynie  na 
pełną formę swego imienia, nigdy na poufałe zdrobnienia typu „Abie”, 
i uparcie protestował przeciwko dużej, ogrzewanej i wygodnej budzie, 
którą  dostał  od  swojego  pana.  Z  wyjątkiem  tych  dwóch  kaprysów 
Abercrombie  był  niezrównanym  powiernikiem  i  towarzyszem 
potwierdzającym  codziennie  słuszność  głębokiej  maksymy  jakiegoś 

background image

zagranicznego filozofa: „To co najlepsze w człowieku, to jego pies”. 

Abercrombie  stanął  na  tylnych  łapach,  przednie  oparł  w  otworze 

strzelniczym  i  podziwiał  wspaniały  krajobraz  w  towarzystwie  lorda 
Percivala. 

- Cudownie tu, prawda? Zaraz pójdziemy do lady Ofelii. 
Pies zawarczał radośnie. 
Już za chwilę czekał  ich długi  spacer przez wrzosowiska do zamku 

narzeczonej  lorda  Percivala.  Arystokrata  nie  mógł  się  z  nią  niestety 
ożenić, ponieważ ta młoda dama należała do wrogiego klanu, któremu 
Kilvanockowie  poprzysięgli  śmierć.  Szkocki  szlachcic  zaś  dotrzymuje 
słowa,  nawet  jeśli  dał  je  jeden  z  jego  przodków,  żyjący  przed 
dwunastoma wiekami. 

Lord  Percival  potajemnie  finansował  klinikę  swojej  narzeczonej, 

która leczyła w niej ginące zwierzęta zranione przez kłusowników. Jej 
najlepsza asystentka, Margaret, słonica indyjska, żyła tam za pan brat z 
Charlesem, pelikanem z Antylów. 

- Milordzie, milordzie! 
Ten  łagodny  glos,  wzywający  pomocy,  należał  do  Dorothei 

Pettigrew,  młodej  Angielki  z  nieskazitelnym  koczkiem,  osobistej 
sekretarki lorda Percivala, którą darzył pełnym zaufaniem w kwestiach 
zarządzania  swoimi  dobrami.  Panna  Pettigrew  była  wcieleniem 
uczciwości  i  wybitną  specjalistką  w  dziedzinie  lokat  finansowych; 
dzięki  niej  fortuna  lorda  Percivala  stale  rosła.  Urocza  panna  Dorothea 
mogłaby  znaleźć  zatrudnienie  w  każdym  banku  inwestycyjnym,  ale 
mimo  gwałtownej  niechęci,  jaką  żywiła  dla  majordomusa,  chciała 
mieszkać tutaj, w Lonecastle. 

Zadyszana panna Pelligrew wymachiwała jakimś listem. 
- Milordzie... 
- Proszę się uspokoić. Co takiego się stało? 
- To straszne... straszne! 
Zrozumiawszy, że duch nie ukazał się na próżno i że sekretarka nie 

zdoła przeczytać listu, lord Percival wziął od niej kartkę. 

Przeczytał go dwukrotnie. 
Sekretarka z napięciem wpatrywała się w pobladłego pracodawcę. 
-  Proszę  spakować  moje  walizki  i  polecić  mechanikowi,  aby 

przygotował helikopter. Lecę do Londynu. 

background image

On,  ekspert  w  dziedzinie  kryminologii,  miał  stawić  czoło 

rzeczywistości,  której  nigdy  nie  wyobrażał  sobie  w  tak  brutalnej 
formie. 

Czy los nie zmusi go, by przeszedł od teorii do praktyki? 

background image

ROZDZIAŁ III 

 
Nadinspektor  Angus  Dodson  z  racji  korpulentnej  i  barczystej 

sylwetki  nazywany  był  przez  niektórych  Falstaffem.  Syn  górnika  z 
Newcastle i sklepikarki, zanim został jednym z filarów najsłynniejszej 
policji  świata,  zaczął  pracę  w  Scotland  Yardzie  jako  zwykłe  hobby. 
Reprezentował starą szkołę  i dzielił  ludzi  na uczciwych  i  zbrodniarzy. 
Podanie  ręki  mordercy  było  według  niego  niemal  równoznaczne  z 
przestępstwem,  toteż  nie  darzył  szacunkiem  intelektualistów,  którzy 
starali się pokazywać piękno zbrodni. 

Dodson - miłośnik mocnego piwa i ciastek z kremem, zatwardziały 

kawaler  i  zwolennik  roweru,  który  umożliwiał  mu  zachowanie  jako 
takiej linii i ułatwiał poruszanie się po ulicach Londynu - miał zwyczaj 
prowadzić  śledztwo  twardą  ręką  i  przesłuchiwać  bez  współczucia  dla 
podejrzanych.  Obowiązkiem  funkcjonariusza  Scotland  Yardu  było 
zaprowadzanie  ładu,  aresztowanie  złoczyńców  i  ochrona  niewinnych. 
Dodson,  nawet  gdyby  był  ostatnim  dinozaurem,  pozostawałby 
nieugięty w tych zasadach. 

Z  racji  nienagannej  służby  Angusowi  Dodsonowi  pozwolono 

trzymać  w  biurze  Sherlocka,  wspaniałego  persa  o  błękitnawej  sierści. 
Zwierzak sypiał na kaloryferze pod osłoną grubosza na tyle potężnego, 
że  chronił  go  przed  nawiewem  z  klimatyzatora  i  miliardami  roz-
noszonych  przez  niego  zarazków.  Sherlock  był  kotem  spokojnym  i 
nieskazitelnie czystym; kiedy  miał okazję, darł pazurami źle związane 
akta,  które  nadinspektor  starannie  przeglądał  jeszcze  raz  przed 
przekazaniem ich wymiarowi sprawiedliwości. 

Do drzwi gabinetu Dodsona zapukał ordynans. 
- Proszę wejść. 
- Szefie, ktoś chciałby z panem rozmawiać.  
Dodson  zajrzał  do  notesu.  Dzisiejszy  limit  spotkań  został  już 

wyczerpany. 

- Niech przyjdzie jutro o dziewiątej. 
- Bardzo nalegał... Oto jego wizytówka, szefie. Angus Dodson rzucił 

okiem na kartonik, na którym po nazwisku lorda Percivala Kilvanocka 
następowała wyliczanka coraz to bardziej imponujących tytułów. 

background image

Policjant  sięgnął  do  rejestru  szlachty  Zjednoczonego  Królestwa, 

uzupełnionego  poufnymi  notatkami,  i  stwierdził,  że  jego  gość  to  nie 
byle  kto.  Ten  szkocki  arystokrata  oprócz  pokaźnego  majątku  miał 
znakomite  koneksje,  a  nawet  prawo  bywania  w  pałacu  Buckingham. 
Królowa  regularnie  udzielała  mu  prywatnych  audiencji  podczas 
wakacji  w  Balmoral.  Widziano  go  również,  jak  rozmawiał  z  nią 
podczas spaceru z królewskimi psami. 

-  Niech  wejdzie  -  ustąpił  Dodson,  obawiając  się,  czy  aby  to 

spotkanie nie zapoczątkuje serii kłopotów. 

Lord Percival ubrany był w niezwykle elegancki jasnoszary garnitur. 

Biała koszula uszyta  na  miarę,  bladozielona  muszka  i eleganckie  buty 
od  Lobba  nadawały  sylwetce  wygląd  tak  dystyngowany,  że  nikt  nie 
mógł wątpić w jego przynależność do starej szlachty. 

Mimo  to  jego  oczy  nie  kryły  cienia  pogardy.  Miał  natomiast  kilka 

uroczych  zmarszczek  i  czarujący  sposób  bycia.  Dodson  wiedział,  że 
Szkot nie przyszedł zamęczać go błahostkami. 

-  Jestem  szczęśliwy,  że  mogę  pana  poznać,  panie  nadinspektorze. 

Jak  przypuszczam,  zdążył  pan  zebrać  informacje  na  temat  mojej 
skromnej osoby? 

- No cóż... 
 
Sherlock,  perski  kot,  zwinnie  zeskoczył  z  kaloryfera  prosto  na 

kolana  lorda  Percivala.  Kiedy  tylko  Kilvanock  zaczął  go  głaskać, 
Sherlock zamruczał, jakby znał przybysza od lat. 

Arystokrata  docenił  przytulny  komfort  gabinetu  Angusa  Dodsona, 

który tworzyły:  fotele z okresu regencji,  mocno podniszczona kanapa, 
długi  wiejski  stół,  stary  mebel  z  cytrynowego  drewna  na  akta  i 
polakierowany dębowy pień na komputer, faks i telefon. 

- Jak pan już zapewne wie, panie nadinspektorze, kryminologia jest 

moją ulubioną rozrywką, z pewnością z racji pewnych wydarzeń, jakie 
zaszły w mojej rodzinie. Ale dziś dopada mnie współczesność. 

Dodson zadrżał. 
- Ale pan... Nie popełnił pan chyba zbrodni? 
- Proszę się uspokoić. Ktoś jednak to zrobił z nadzieją, że będzie to 

zbrodnia doskonała. 

- A pan zidentyfikował zabójcę? 

background image

-  Na  razie  znam  jedynie  nazwisko  ofiary.  Proszę,  niech  pan  to 

przeczyta. 

Lord  Percival  podał  nadinspektorowi  list,  który  wywołał  burzę  w 

jego pogodnym świecie. 

Angus Dodson przeczytał na głos: 
 
Szanowny Panie, 
W  Asuanie  został  właśnie  zamordowany  Pański  przyjaciel  Howard 

Langton.  Albo  zrobią  z  tej  zbrodni  wypadek,  albo  znajdą  fałszywego 
winowajcę. 

Musi Pan wkroczyć do gry. 
 
- Czy ten Langton był rzeczywiście pańskim przyjacielem? - zapytał 

Dodson.  

- To dzielny, ale biedny chłopak, któremu pomogłem w ukończeniu 

studiów,  ponieważ  jego  ojciec,  jeden  z  moich  dzierżawców, 
przedwcześnie  zmarł.  Howard  został  wybitnym  egiptologiem  i 
wyjechał  niedawno  do  Egiptu,  by  objąć  stanowisko  szefa  prac 
wykopaliskowych prowadzonych przez Brytyjczyków. 

- Ten list to może być żart. 
-  Niestety,  tak  nie  jest.  Udało  mi  się  skontaktować  z  władzami 

Asuanu.  Potwierdzili  śmierć  Howarda  Langtona,  ale  uczynili  to  w 
słowach  tak  niejasnych,  tak  rozmyślnie  pokrętnych,  że  zaczynam 
wierzyć autorowi tego anonimu. 

-  Przykro  mi,  ale  nie  wiem,  co  mógłby  w  tej  sprawie  uczynić 

Scotland Yard... Egipt ma swoją policję. 

-  Widzi  pan,  nadinspektorze,  uważam.  że  muszę  spełnić  święty 

obowiązek  względem  Howarda  i  znaleźć  jego  zabójcę.  W  gruncie 
rzeczy  moja  przeszłość  przygotowała  mnie  do  tego  zadania  i  mam 
zamiar niezwłocznie się z nim zmierzyć. 

- Bez urazy, milordzie, ale nie jest pan profesjonalistą! 
-  To  wspaniała  okazja,  żeby  nim  zostać.  Potrzebuję  pomocy 

człowieka doświadczonego. Myślę o panu.  

Angus Dodson poderwał się gwałtownie: 
- Nie mam prawa wkraczać w kompetencje egipskiej policji! 
-  To  prawda,  ale  może  pan  z  nią  współpracować...  jak  również  ze 

background image

mną. 

-  Trzeba  by  nie  kończących  się  korowodów  administracyjnych, 

żeby... 

-  Ten  drobny  szczegół  został  właśnie  załatwiony  przez  Foreign 

Office, które zna skuteczną moc łapówki. Obaj jesteśmy więc oficjalnie 
oczekiwani. 

- Ależ ja... ja nie wiem absolutnie nic o tym miejscu! 
- Ja wiem o nim co nieco i zapewniam pana, że czeka nas niełatwe 

zadanie. Dlatego zwróciłem się do najbardziej gorliwego nadinspektora 
Scotland Yardu. 

- Moi zwierzchnicy się nie zgodzą na... 
-  Polecenie  wyjazdu  zostało  już  podpisane.  Pozostało  panu  jedynie 

spakowanie walizek. Wyjeżdżamy jutro rano. Dziękuję za spontaniczną 
reakcję na propozycję współpracy, nadinspektorze. Tego się właśnie po 
panu spodziewałem.

 

background image

ROZDZIAŁ IV

 

 
Zimą  temperatura  w  Egipcie  była  wyższa  niż  latem  w  Anglii,  a 

widok miasta zapierał dech. 

Ze  swego  pokoju  w  Starej  Katarakcie  lord  Percival  ponownie 

odkrywał  Asuan  i  przywoływał  w  pamięci  czarujące  wspomnienia. 
Przeżył tu wiele szczęśliwych chwil, które kształtują życie mężczyzny i 
nadają  mu  sens.  Urzekające  miasto  południowego  Egiptu  zostało 
niestety oszpecone  nowoczesnymi  budynkami,  na których  budowę  nie 
zezwoliłby  żaden  faraon,  ale  i  tak  jego  wyjątkowy  urok  nadal  cieszył 
oczy. 

Ruiny  na  Elefantynie  i  grobowce  na  zachodnim  brzegu 

przypominały o wielkości antycznych czasów. Widok złotego piasku  i 
cudownie  zielonych  palm  koił  duszę,  a  obraz  Nilu,  po  którym  powoli 
przesuwały  się  feluki  z  dużymi  białymi  żaglami,  przesłaniał 
nowoczesność, zakotwiczając myśli w wieczności. 

Lord  Percival  chciał  poczuć  się  jak  zwykły  turysta,  wolny  od 

wszelkich  trosk,  błądzący  pełnym  zachwytu  wzrokiem  po  cudach 
wyspy  kwiatów  lub  kolumnach  świątyni  na  wyspie  File,  poświęconej 
wielkiej czarodziejce Izydzie. 

Niestety, te spokojne miejsca skaziła zbrodnia i lord Percival musiał 

jak najszybciej znaleźć zabójcę. Ktoś zapukał do drzwi pokoju. 

- Proszę wejść, panie Dodson. 
Nadinspektor  zajmował  sąsiedni  pokój.  Egipskie  władze  oddały  do 

dyspozycji  Brytyjczyków  ten  wspaniały  hotel,  aby  zamanifestować 
swoją dobrą wolę. 

-  Co  za  upał  -  skarżył  się  Dodson  -  i  co  za  pył!  Należałoby 

gruntownie zamieść ten kraj. Na szczęście nie musimy się tym martwić. 
Zabójca  Howarda  Langtona  został  zidentyfikowany  i  zatrzymany. 
Jesteśmy  umówieni  z  nadkomisarzem  Asuanu,  aby  zakończyć  tę 
sprawę. 

 
Mężczyźni wynajęli jedną z ostatnich bryczek pozostawionych przez 

Anglików,  aby  przejechać  z  fasonem  wzdłuż  brzegu  Nilu.  Lord 
Percival  poprosił  woźnicę,  bezzębnego  i  uśmiechniętego  staruszka, 

background image

żeby nie używał bata i pozwolił koniowi biec własnym rytmem. 

Dodson zdziwił się: 
- Mówi pan po arabsku, milordzie? 
-  Bardzo  słabo,  panie  nadkomisarzu.  Tyle,  ile  trzeba,  żeby  sobie 

poradzić w trudnych sytuacjach. 

Siedziba  komendy  głównej  w  Asuanie  różniła  się  mocno  od 

komisariatów  Scotland  Yardu,  toteż  nadkomisarz  zastanawiał  się,  czy 
woźnica  nie  pomylił  adresu.  Wyszedł  im  naprzeciw  szeroko 
uśmiechnięty pięćdziesięciolatek z wydatnym brzuszkiem. 

-  Miło  mi,  że  mogę  panów  gościć  w  Asuanie.  Nazywam  się  Omar 

Abdel-Atif,  jestem  nadkomisarzem.  Zapraszam  na  szklaneczkę  do 
mojej ulubionej kawiarni. 

Wewnątrz podłoga wysypana trocinami, drewniane stoły, mężczyźni 

palący  fajki  wodne,  czytający  gazety  lub  grający  w  karty.  Ani  jednej 
kobiety. 

-  Dla  panów  z  pewnością  herbata?  -  zaproponował  Egipcjanin.  - 

Doprawdy  czuję  się  zaszczycony,  mogąc  gościć  tak  znakomite 
osobistości. Uczynię wszystko, aby byli panowie zadowoleni z pobytu. 

- Tutejsza kawiarnia zrobi bardzo dobry interes, panie Abdel-Atif. 
Napój był bardzo gorący i gorzki. Dodson, który wolałby starą dobrą 

szkocką whisky, pił podejrzliwie. 

- Co panowie sądzą o Asuanie? 
-  Czyż  Egipt  nie  jest  najpiękniejszym  krajem  na  świecie?  - 

odpowiedzią! pytaniem lord Percival. 

-  Dziękuję,  że  pan  to  przyznał,  milordzie...  Na  szczęście  będą 

panowie  mogli  skorzystać z kilku dni wakacji  i docenić uroki tej pory 
roku. 

- A więc przeprowadził pan błyskawiczne śledztwo? 
- Och, to nie było trudne, poza tym miałem szczęście. Mają panowie 

ochotę na jakieś ciasteczko? Tutaj są naprawdę wyborne. 

Dodsonowi  wcale  nie  smakowały  „anielskie  włosy”,  którym  wszak 

nie  brakowało  kremu.  Daleko  im  było  jednak  do  placka  jabłkowego 
podlanego  półkwartą  ciemnego  piwa.  Lord  Percival  uważał,  że 
komisarz  Ahdel-Atif  to  chytra  sztuka.  Mimo  iż  nie  dokonano 
prezentacji,  wydawało  się,  że  doskonale  zna  zarówno  jego,  jak  i 
Dodsona,  ponieważ  wcześniej  starannie  przejrzał  dossier  obu 

background image

Brytyjczyków. 

- Kto jest mordercą? - zapytał lord Percival. 
-  To  nie  ma  znaczenia  -  odparł  dość  sucho  Omar  Abdel-Atif.  - 

Sprawa  jest zamknięta  i tylko to się  liczy.  Asuańska policja wykonała 
dobrą robotę i  morderca waszego rodaka zostanie osądzony  i ukarany. 
Jesteśmy bezwzględni dla zbrodniarzy. 

- Proszę przyjąć  nasze gratulacje, komisarzu. Jednak  nadinspektor i 

ja  chcielibyśmy  nieco  bliżej  poznać  sprawę.  Zwykła  zawodowa 
ciekawość, którą tak znakomity śledczy jak pan z pewnością zrozumie. 

Twarz Egipcjanina stężała. 
- Nie mają panowie do mnie zaufania? 
-  Ależ  oczywiście,  że  mamy  -  zapewnił  Szkot  -  ale  otrzymaliśmy 

dokładne instrukcje. Howard Langton był ważną osobistością, więc... 

- Tak... myślę, że panowie nie mają do mnie zaufania. 
Lord Percival spojrzał na Egipcjanina z uprzejmym uśmiechem. 
-  Przypuśćmy,  że  jest  pan  na  naszym  miejscu,  komisarzu:  czy  nie 

domagałby się pan tego samego? Nie chodzi o to, że Scotland Yard jest 
lepszy od policji w Asuanie. To wymagania czysto zawodowe lub, mó-
wiąc prościej,  ludzkie. Czy zgodziłby się pan podjąć tak długą podróż 
na  zlecenie  pańskiego  rządu  i  zwierzchników,  i  nawet  nie  zobaczyć 
mordercy? 

Egipski policjant poskrobał się w czoło. 
-  No  dobrze,  dobrze...  Z  tego  punktu  widzenia  nie  są  panowie  tak 

zupełnie bez racji. Ale uprzedzam: to niebezpieczne bydlę. 

- Wiemy, że zapewni nam pan bezpieczeństwo. 
-  Jak  wszyscy  mordercy  twierdzi,  że  jest  niewinny.  Przede 

wszystkim nie dajcie się panowie ponieść emocjom. 

- To dla nas nic nowego, komisarzu. Żaden zabójca nie ułatwia nam 

zadania. 

-  Muszę  dodać,  że  chodzi  o  Nubijczyka  -  sprecyzował  z 

rozdrażnieniem  Abdel-Atif.  -  Jest  członkiem  szczególnie  mściwego  i 
niebezpiecznego plemienia. Nie  miałbym panom  za złe, gdybyście  nie 
chcieli się z nim zobaczyć. 

-  Pańskie  ostrzeżenia  są  bardzo  cenne  -  przyznał  lord  Percival  -  i 

weźmiemy  je  pod  uwagę.  Kiedy  zatem  moglibyśmy  spotkać  się  z 
zabójcą? 

background image

Abdel-Atif  zajrzał  do  notesu  niczym  biznesmen  przeciążony 

spotkaniami. 

- Powiedzmy że... jutro, późnym rankiem. 
- Czy mógłbym pana prosić o ogromną przysługę?  
Abdel-Atif  popatrzył  podejrzliwie  na  lorda  Percivala.  Ten 

obcokrajowiec  miał  w  sobie coś wschodniego:  fascynował  i  zniewalał 
poważnym głosem i niewzruszonym spokojem. 

- Proszę mówić... 
-  Czy  nie  sądzi  pan,  że  dobrze  by  było  spotkać  się  z  mordercą  w 

miejscu  zbrodni?  Pod  wpływem  wstrząsu  powie  nam  całą  prawdę  z 
najdrobniejszymi szczegółami. 

- Znakomity pomysł - potwierdził Dodson. - Jestem przekonany, że 

o tym samym myślał nasz egipski kolega. 

- Oczywiście, panowie, oczywiście... 
-  Do  jutra,  drogi  komisarzu  -  powiedział  lord  Percival, 

rozpromieniony.  -  Wykorzystamy  tych  kilka  godzin  wolności  na 
zwiedzanie. 

 
Dodson,  mający  trudności  z  aklimatyzacją,  wolał  schronić  się  w 

pokoju hotelowym, aby nadrobić brak snu. 

Lord  Percival,  w  nienagannym  białym  garniturze,  zapuścił  się  w 

uliczki  Asuanu.  Po  chwili  szła  za  nim  gromada  żądnych  napiwków 
naganiaczy.  Kiedy  zauważyli,  że  cudzoziemiec  mówi  ich  językiem, 
system  informatorów  zaczął  funkcjonować  normalnie  i  nikt  już  nie 
naprzykrzał  się  przechodniowi,  który  przeżywał  wspomnienia  z 
młodości. 

Zachodzące  słońce,  zanim  zniknęło  skąpane  w  ciemnej  czerwieni  i 

oranżu,  ozłociło  wzgórza  i  posrebrzyło  Nil,  tymczasem  białe  żagle 
feluk przesuwały się w półmroku. 

Lord  Percival  nie  cieszył  się  tym  widokiem,  ponieważ  myślał  o 

nieszczęsnym  Howardzie  Langtonie  i  zastanawiał,  czy  uda  mu  się 
zidentyfikować mordercę i autora anonimowego listu. 

background image

ROZDZIAŁ V 

 
Po  niespokojnej  nocy  nadinspektor  Angus  Dodson  wstał  z  łóżka 

lewą  nogą  w  przekonaniu,  że  spóźnił  się  do  swego  biura  w  Scotland 
Yardzie. 

Promień  słońca  oświetlający  pokój  rozproszył  koszmar.  Egipt... 

prawda,  przecież  był  w  Egipcie.  I,  otworzywszy  okiennice,  ujrzał 
słońce wychylające się znad wzgórz otaczających Asuan. 

Zegarek wskazywał siódmą dziesięć, powietrze było rześkie. Angus 

Dodson,  nie  całkiem  jeszcze  rozbudzony,  zszedł  ciężkim  krokiem  w 
kierunku tarasu, gdzie podano śniadanie. 

Lord Percival już tam był, ubrany w dziewiczo biały garnitur. 
- Czy dobrze pan spał, drogi Dodsonie? 
- Tak sobie... 
- Proszę usiąść i podziwiać spektakl. Kazałem przygotować dla pana 

śniadanie tradycyjne, które będzie pan mógł zjeść bez obaw. 

Ta  uwaga  wzruszyła  nadinspektora,  któremu  zaczynał  doskwierać 

głód. 

-  Pod  żadnym  pretekstem  nie  wolno  opuszczać  wschodu  słońca  w 

Egipcie - ciągnął Szkot. - To moment, kiedy słońce ogłasza zwycięstwo 
nad ciemnościami  i  ukazuje się  w  formie  nowego słońca, które ożywi 
całe  stworzenie.  Starożytna  filozofia  egipska  nie  przestaje  nas 
zaskakiwać. 

Tosty,  dżem  pomarańczowy,  plastry  bekonu  i  smażone  kiełbaski 

bardzo smakowały Dodsonowi, który jadł z dużym apetytem. 

-  Dużo  o  panu  myślałem,  milordzie,  i  sądzę,  że  to  śledztwo  może 

być  niebezpieczne.  Proszę  nie  zapominać,  że  otrzymał  pan  anonim. 
Niewykluczone, że jego autor zamierza wciągnąć pana w pułapkę. 

- Takiej hipotezy nie można wykluczać, nadinspektorze. 
-  Cieszę  się,  że  jest  pan  rozsądnym  człowiekiem.  Byłoby  lepiej, 

gdyby  został  pan  w  hotelu  i  pozwolił  działać  profesjonalistom.  Nie 
znam tego kraju, to jasne, ale  morderstwo to morderstwo i  miejscowy 
komisarz na pewno zgodzi się współpracować. 

- Czy nie jest pan tu, by mnie bronić, gdybym wpadł w pułapkę? 
-  Tu  chodzi  o  prawdziwe  morderstwo,  milordzie.  Mógłby  pan 

background image

gorzko żałować, że pan w to wdepnął. 

Szkot  nie  odpowiedział  na  zaskakującą  myśl  nadinspektora, 

ponieważ  podszedł  do  nich  niewysoki  Egipcjanin  o  smagłej  cerze,  w 
grubych rogowych okularach i z ciężką czarną walizeczką. 

Lord Percival wstał. 
-  Cieszę  się,  że  znów  pana  widzę,  doktorze  Butros!  Przedstawiam 

panu nadinspektora Angusa Dodsona ze Scotland Yardu. 

Niewysoki,  poważny  mężczyzna  w  brązowym  garniturze  uścisnął 

dłoń Anglika. 

Nagle  Dodson  zaniepokoił  się:  dlaczego  lord  Percival  wezwał 

lekarza, skoro nie cierpiał na żadną chorobę? 

Doktor, widząc wzburzenie Anglika, wyjaśnił: 
- Proszę się uspokoić, nadinspektorze. Jestem lekarzem sądowym. 
-  Wydaje  się,  że  nasz  wielki  przyjaciel,  komisarz  Ab-del-Atif,  nie 

zlecił  szczegółowej  sekcji  zwłok  Langtona  -  wyjaśnił  lord  Percival.  - 
Chcąc  jak  najszybciej  pozbyć  się  tej  sprawy,  powierzył  ciało 
nieszczęsnego 

chłopaka 

lekarzowi 

mającemu 

dużo 

mniejsze 

doświadczenie  niż  doktor  Butros,  którego reputacja  jest  już  od  dawna 
ustalona. 

- Abdel-Atif będzie wściekły! 
-  To  możliwe,  ale  nie  zaryzykuje  i  nie  odprawi  z  kwitkiem 

specjalisty  tej  klasy  co  doktor  Butros.  A  rzetelna  sekcja  zwłok  denata 
może się okazać niezwykle przydatna. 

 
Pod nieobecność komisarza Abdel-Atifa, którego zatrzymały ważne 

sprawy  natury  administracyjnej,  rozmowa  była  bardzo  zwięzła.  Jego 
zastępca  nie  znał  doktora  Butrosa  i  dopiero  kilka  telefonów  do 
ministerstw w Kairze odblokowało sytuację. 

Wreszcie  rozpoczął  się  taniec  pieczątek,  które  wznosiły  się 

rytmicznie, a następnie opadały z impetem na stosy mniej lub bardziej 
sprzecznych  ze  sobą  dokumentów,  które  zalegną  na  podobnych 
zwałach  makulatury.  Mimo  komputerów  nic  nigdy  nie  zastąpi 
sakramentalnego przyłożenia pieczęci. 

Dzięki  specjalnemu  pozwoleniu  doktor  Butros  mógł  dokonać 

oględzin  ciała  Howarda  Langtona  i,  jeśli  to  konieczne,  powtórzyć 
sekcję. 

background image

Doktor  Butros,  lord  Percival  i  nadinspektor  Dodson  spotkali  się  na 

tarasie Starej Katarakty. 

-  Klasyczny  przypadek  -  ocenił  doktor  Butros.  -  Langton  zmarł  na 

skutek ciosu sztyletem w plecy, zadanego z wyjątkową siłą. 

- A więc raczej mężczyzna - rzucił Angus Dodson. 
- Kobieta przepełniona nienawiścią również  byłaby do tego zdolna, 

nadinspektorze.  Złość  wyzwala  niewyobrażalną  siłę,  nawet  w 
jednostkach  uważanych  z  delikatne.  Co  do  reszty,  wydaje  się,  że  mój 
kolega  z  Asuanu  wykonał  dobrą  robotę.  W  Egipcie  jesteśmy  przecież 
specjalistami od mumii... 

Rozbawiony własnym dowcipem medyk sądowy, który był koptem, 

wypił  szkocką  whisky,  podaną  jemu  i  Dodsonowi.  Bardzo  mu 
smakowała. 

- Oczywiście  - ciągnął dalej  -  brakuje kilku  szczegółów, zwłaszcza 

dokładnej godziny śmierci. 

- Sądzi pan, że mógłby to ustalić? - zapytał lord Percival. 
- Trzy fiolki z próbkami pojadą dziś do najlepszego laboratorium w 

Kairze. Jak tylko otrzymam wyniki analizy, dam panom znać. 

- Dziękujemy za pańską bezcenną pomoc. Bardzo lubiłem Howarda 

Langtona i chciałbym, żeby morderca został zidentyfikowany. 

- Oby Bóg pana wysłuchał, milordzie. Do zobaczenia.  
Patrząc  za  odchodzącym  medykiem,  Angus  Dodson  zaczynał 

pojmować, dlaczego tylu Brytyjczyków lubi spędzać zimę w Asuanie i 
mieszkać w Starej  Katarakcie.  Mimo upału  i  wszechobecności słońca, 
ogarniała  go  powoli  radość  życia,  przenikająca  podstępnie  duszę  i 
ciało. 

Spokój  Nilu,  majestat  emanujący  ze  skał  Elefantyny,  uświęconej 

przez  starożytnych  Egipcjan,  którzy  wznieśli  tu  świątynie,  i  czysty 
błękit  nieba  sprawiły,  że  nadinspektor  prawie  zapomniał  o  swoim 
przytulnym biurze w Scotland Yardzie. 

Przybycie grupy zdenerwowanych policjantów, strofowanych przez 

komisarza Abdel-Atifa, wyrwało go z rozmarzenia. 

Umundurowani  mężczyźni  otaczali  czarnoskórego  olbrzyma 

zakutego w kajdanki, który spoglądał na nich z pogardą. 

Abdel-Atif wybiegł naprzeciw lordowi Percivalowi.  
-  Oto  nasz  winowajca...  Jeszcze  raz  pana  ostrzegam;  jest  groźny  i 

background image

nieprzewidywalny. 

Nubijczyk  i  arystokrata  patrzyli  na  siebie  z  jednakowym 

zaskoczeniem.  Lorda  uderzyła  szlachetność  Abu,  Nubijczyka  zaś 
spokojna siła cudzoziemca. 

-  Sądzę,  że  to  wystarczy  -  ocenił  egipski  komisarz.  -  Zobaczył  pan 

to, co chciał pan zobaczyć. 

-  Powinniśmy  pójść  na  miejsce  zbrodni  -  zaproponował  Angus 

Dodson. 

- To zbyteczne, on nic wam nie powie.  
Szkot podszedł do olbrzyma. 
- Jestem lord Percival, a to nadinspektor Dodson. Czy zgadza się pan 

odpowiadać na nasze pytania? 

Cisza,  która  zapanowała  po  tych  słowach,  zdawała  się  nie  mieć 

końca. 

- Nazywam się Abu i powiem, co mam do powiedzenia.

 

background image

ROZDZIAŁ VI

 

 
- A więc jest pan gotów nam pomóc - zapytał lord Percival. 
- Pokój waszej dostojności - powiedział Nubijczyk. 
- Pokój panu i miłosierdzie Boga i Jego błogosławieństwo. 
Wzrok Nubijczyka wyrażał wdzięczność. 
-  Wasza  dostojność  -  powiedział  spokojnie  i  dobitnie  -  jestem 

pracownikiem  hotelu  Stara  Katarakta od  ponad  dziesięciu  lat  i  nikogo 
nie zabiłem. 

Te słowa wywołały wściekłość komisarza Omara Abdel-Atifa. 
- Przestań kłamać, Abu! Złapano cię na gorącym uczynku. 
- Niezupełnie. To ja znalazłem zwłoki  i  ja zawiadomiłem policję,  i 

to mnie oskarżono, żeby uniknąć poszukiwań prawdziwego  mordercy. 
Następnym razem, kiedy natknę się trupa, oddalę się najszybciej, jak to 
będzie możliwe. 

-  Czy  mógłby  pan  nam  przedstawić  swoją  wersję  wydarzeń?  - 

zapytał lord Percival. 

-  Tracimy  czas  -  ocenił  komisarz  Abdel-Atif.  -  Lepiej  od  razu 

odesłać tego drania do więzienia! 

Nubijczyk wyciągnął skute ręce w stronę Egipcjanina: 
-  Omar,  bądź  przynajmniej  szczery;  zrobiłeś  mi  to,  żeby  jak 

najszybciej pozbyć się tej cuchnącej sprawy, która cię przerasta i przez 
którą  możesz  mieć  spore  kłopoty.  W  gruncie  rzeczy  jesteś  uczciwym 
człowiekiem,  ale  boisz  się  swoich  przełożonych.  Dobrze  wiesz,  że 
jestem  niewinny.  Pozwól  działać  temu  cudzoziemcowi:  on  odkryje 
prawdę, a ty będziesz spał spokojnie. 

Omar Abdel-Atif zaniemówił. Stał z półotwartymi ustami, nie będąc 

w stanie wydusić z siebie ani słowa. Policjanci odwrócili wzrok. 

-  Wszyscy  jak  tu  jesteśmy,  staramy  się  dotrzeć  do  prawdy  - 

potwierdził  lord  Percival.  -  Jeśli  pan  skłamał,  panie  Abu,  będziemy  o 
tym wiedzieli. 

„Panie  Abu...”  Nigdy  nie  obdarzono  go  takim  określeniem.  Mimo 

kajdanek poczuł  się prawie wolny. Przygotowywał  się  na  najgorsze, a 
miał  szansę  z  tego  wyjść.  On,  który  nie  był  zbyt  gadatliwy  i  nie  lubił 
rozmawiać  o  innych,  miał  opowiedzieć  temu  cudzoziemcowi 

background image

przybyłemu z zimnego i mglistego kraju wszystko, co wie. 

- Chodźmy na taras - zaproponował lord Percival. 
Abu osłupiał. 
Nigdy  nie  wyobrażał  sobie,  że  pewnego  dnia  usiądzie  w  jednym  z 

tych  wygodnych  foteli,  w  których  większość  turystów  popijała  zimne 
napoje i prowadziła błahe rozmowy. 

Komisarz  Abdel-Atif,  jak  obity,  poszedł  za  nimi.  Egipcjanin, 

Nubijczyk i obaj Brytyjczycy zajęli miejsca wokół okrągłego stołu pod 
zdumionym wzrokiem policjantów. 

Była to chwila niezwykłego spokoju. Gra świateł na Nilu i skały na 

Elefantynie przywodziły na myśl zaginiony świat, w którym panowała 
harmonia. 

- Wasza dostojność - zaczął Abu - zostałem wezwany do hotelu, aby 

wypełnić  jasno  określone  zadanie:  miałem  przygotować  renowację 
apartamentu  Agaty  Christie.  Za  niecały  miesiąc  miał  być  znów  jak 
nowy, co wydawało mi się absolutną mrzonką. 

- A więc hotel był zamknięty dla turystów? 
-  Tak,  wasza  dostojność.  Ale  uprzywilejowani  goście  mogli  pić  na 

tarasie  aperitif  lub  herbatę.  Kiedy  późnym  popołudniem  wszedłem  do 
hotelu, siedziało tam siedem osób. 

- Czy wie pan, kto to był? 
- Kiedy się pracuje w luksusowych hotelach, lepiej mieć pamięć do 

twarzy.  Rozpoznałem  inspektora  do  spraw  starożytności  Ahmeda  al-
Fostata i czterech egiptologów. Dwie kobiety: Niemkę, panią Strauss, i 
Francuzkę,  panią  Abletout,  oraz  dwóch  mężczyzn:  Anglika,  pana 
Faxmore'a,  i  Francuza,  pana  Glotoniego.  Był  tam  jeszcze  jeden 
Europejczyk, ubrany na czarno, z orlim nosem, którego nigdy przedtem 
nie widziałem, i Abd el-Mosul, głowa bogatego rodu z Południa. 

- Czy ten człowiek interesuje się egiptologią? 
- Powiedzmy, że... antykami w ogóle. 
- Czy miał pan okazję bywać u tych egiptologów? 
- Widywałem  ich tylko z daleka, kiedy przychodzili do hotelu. Oni 

zaś nie utrzymują kontaktów ze służbą. 

- Wydaje się, że nie bardzo ich pan lubi, panie Abu. 
- Oni mają swoje życie, a ja swoje. Pracują tu kilka tygodni w roku, 

a ja nie jestem przekonany, że naprawdę kochają Egipt. 

background image

Komisarz Abdel-Atif otrząsnął się z odrętwienia. 
-  Twoja  opinia  nikogo  nie  interesuje,  Abu!  Liczą  się  tylko  fakty. 

Jeśli będziesz pleść trzy po trzy, każę cię wsadzić do izolatki! 

-  To  ja  zadałem  niezręczne  pytanie  -  usprawiedliwił  się  lord 

Percival. - Pan Abu tu nie zawinił. 

Egipski  policjant,  któremu  słowa  arystokraty  wytrąciły  broń  z  ręki, 

zasępił się. Lord Percival zwrócił się do Nubijczyka: 

- Proszę mówić dalej. 
-  Wszedłem  na  trzecie  piętro  -  ciągnął  Abu  -  i  pchnąłem  drzwi 

apartamentu  Agaty  Christie,  tej  dziwnej  osoby,  która  żyła  ze  śmierci 
innych.  Nagle  poczułem,  że  wydarzyła  się  jakaś  tragedia.  Atmosfera 
była  przytłaczająca.  Dotknąłem  amuletu,  by  nie  ulec  złemu  oku,  ale 
zrobiłem  to  zbyt  późno.  Znajdowałem  się  już  w  kręgu  zła.  Przez 
moment sądziłem, że się mylę, ale po chwili w gabinecie zauważyłem 
zwłoki mężczyzny z nożem wbitym w plecy. 

- Czy czegoś pan dotykał? 
- Nie, wasza dostojność. 
- Czy zauważył pan jakiś niezwykły szczegół? 
- Byłem tak wstrząśnięty, że nic do mnie nie docierało... Wyszedłem 

stamtąd  tyłem  i  udałem  się  na  posterunek,  żeby  zgłosić  o  moim 
ponurym  odkryciu.  Natychmiast,  nie  wysłuchawszy  mnie,  oskarżyli 
mnie o morderstwo i wtrącili do więzienia. 

Komisarz Abdel-Atif podniósł pięść. 
- Wystarczy, Abu! Lepiej zrobisz, przyznając się do winy! 
Nubijczyk wytrzymał wzrok policjanta. 
- Powiedziałem prawdę i ty o tym wiesz. A teraz szukajcie winnego. 

Jeśli  go  nie  znajdziecie,  dusza  zmarłego  nie  zazna  spokoju.  Howard 
Langton to jeden z  nielicznych egiptologów, którzy prosili  mnie,  bym 
opowiadał o moim kraju, o jego pięknie, tradycjach... Howard Langton 
był  dobrym  człowiekiem,  nie  kradł  i  nie  zadzierał  nosa.  Z  pewnością 
dlatego ktoś go załatwił. 

background image

ROZDZIAŁ VII 

 
Lord Percival spojrzał komisarzowi Abdel-Atifowi prosto w oczy. 
-  Mam  do  pana  trzy  prośby:  po  pierwsze,  chciałbym  osobiście 

obejrzeć  miejsca  związane  z  tragedią,  po  drugie,  chciałbym  obejrzeć 
narzędzie  zbrodni,  i po trzecie,  proszę, żeby  Abu był przetrzymywany 
w znośniejszych warunkach, ponieważ jest tylko podejrzanym. 

Nadinspektor  Dodson  poczuł  nagłą  suchość  w  gardle.  Policjanci 

zwykle nie lubią, aby mówiono do nich tym tonem. 

Szkot  i  Egipcjanin  przez  dłuższą  chwilę  mierzyli  się  wzrokiem.  W 

końcu komisarz Abdel-Atif spasował: 

-  Oczywiście,  oczywiście...  Proszę  bardzo,  apartament  Agaty 

Christie stoi przed panami otworem. 

- A dwie pozostałe prośby? 
- Zgoda, zgoda! Póki co, odprowadzę Abu do więzienia. 
Patrząc  ukosem  na  arystokratę,  który  go  paraliżował  wzrokiem, 

komisarz obszedł się z Nubijczykiem przyzwoicie. 

Lord  Percival  nie  bez  wzruszenia  wchodził  po  monumentalnych 

schodach prowadzących na piętro, na którym znajdował się apartament 
Agaty  Christie.  Jako  przyjaciółka  egiptologa  Stephena  Glanville'a, 
zwiedzała kraj faraonów w roku 1931 wraz, ze swoim mężem Maxem 
Mallowanem. Poznała wówczas Howarda Cartera, odkrywcę grobowca 
Tutanchamona.  Egipt  tak  bardzo  zafascynował  królową  zbrodni,  że 
napisała  sztukę  teatralną  poświęconą  faraonowi  Echnatonowi  i 
królowej Neferetiti, nie zapominając o samym Tutanchamonie. 

Powieściopisarka miała monumentalny rozmach, ponieważ w swojej 

sztuce  przewidziała  dwadzieścia  dwie  role  główne  oraz  całą  masę 
drugoplanowych.  Ecknaton  nie  został  wystawiony,  ustępując  miejsca 
Herkulesowi Poirot. 

Lord  Percival  musiał  jednak  zapomnieć  o  magii  Starej  Katarakty  i 

zająć  się  szukaniem  śladów  mordercy,  który  znieważył,  z  pewnością 
niechcący, pamięć Agaty Christie. 

Apartament pisarki pozostał nietknięty. 
Salon,  łoże  z  baldachimem,  biurko,  biblioteczka,  toaletka  z 

dzbankiem  i  nocnikiem,  schodki  po  których  wchodzono  do  wygódki, 

background image

delikatne  ryciny  przedstawiające  owce,  mgłę  i  angielską  wieś  oraz 
wspaniałe okna wychodzące na Nil i Elefantynę... 

Nadinspektor  Dodson  z  trudem  nadążał  za  lordem  Percivalem. 

Dogoniwszy go, uszanował  jego  milczenie w tym apartamencie, który 
przypominał muzeum. 

Szkot poruszał się niczym kot, miękko i lekko, jak gdyby nie chciał 

pozostawić najmniejszego śladu swojej obecności. Dodson patrzył, jak 
przystępuje do skrupulatnego i cierpliwego przeszukania. 

-  To  niezwykłe  -  powiedział,  kiedy  skończyli.  -  Coraz  bardziej 

przypomina pan zawodowca, milordzie. 

-  Niestety,  królestwo  Agaty  Christie  pozostało  nieme  i  nie 

dostarczyło mi żadnej wskazówki. 

 
Komisarz  Omar  Abdel-Atif  położył  na  biurku  niezwykły  sztylet, 

bardzo  charakterystyczny  z  powodu  żelaznego  ostrza  i  rękojeści  z 
kryształu górskiego. 

-  No  cóż  -  powiedział  Abdel-Atif,  prezentując  sztylet  lordowi 

Percivalowi  i  Dodsonowi.  -  Oto  narzędzie  zbrodni!  Oryginalne,  co? 
Można  by  sądzić,  że  to  antyk...  Proszę  go  wziąć  do  ręki,  panowie. 
Zobaczcie, jaki jest solidny! 

Lord Percival ostrożnie obracał  nim w ręku,  jak  gdyby trzymał coś 

bardzo kruchego. 

- Rzeczywiście, wydaje się, że to stara broń.  
Abdel-Atif zainteresował się: 
- Stara... jak bardzo? 
-  Jeśli  się  nie  mylę,  całkowicie  przypomina  sztylet  ze  skarbca 

Tutanchamona.  

Egipcjanin podskoczył. 
- Mam nadzieję, że pan żartuje? 
- Mam bardzo nikłą wiedzę w dziedzinie egiptologii - wyznał Szkot 

- ale nie sądzę, żebym się mylił. 

-  Jeśli  pana  dobrze  rozumiem,  milordzie,  morderca  miałby  ukraść 

sztylet  Tutanchamona  z  witryny  kairskiego  muzeum,  aby  zadać  nim 
cios  w  plecy  nieszczęsnego  egiptologa  Howarda  Langtona...  To 
zupełnie nieprawdopodobne! Skarb Tutanchamona jest strzeżony dzień 
i noc i żaden złodziej nie może się do niego zbliżyć! 

background image

- Byłby pan jednak uprzejmy to sprawdzić? 
-  To  śmieszne!  Ale  ponieważ  pan  nalega...  Komisarz  Abdel-Atif 

podniósł  słuchawkę.  Co  najmniej  dziesięć  razy  ponowił  próbę,  zanim 
uzyskał połączenie z pracownikiem technicznym  biura  muzeum, który 
kazał  mu  czekać,  następnie  połączył  go  z  innym  pracownikiem,  który 
powiedział, że jest niekompetentny i odłożył słuchawkę. 

Rozwścieczony  Abdel-Atif  ponownie  zadzwonił  do  muzeum  i 

wyładował  się  na  pierwszej  osobie,  która  odebrała  telefon,  grożąc,  że 
wyśle  ją za kratki. Groźba okazała  się  skuteczna. Niecałe pół godziny 
później komisarzowi udało się połączyć z jednym z zastępców jednego 
z asystentów jednego z konserwatorów. 

Pominąwszy  wszelkie  formułki  grzecznościowe,  komisarz  polecił 

mu  natychmiast  sprawdzić,  czy  sztylet  Tutanchamona  znajduje  się 
nadal w witrynie. 

Pracownik  muzeum  sprzeczał  się  przez  kwadrans  dla  zasady, 

tłumacząc, że nie ma pracowników pod ręką i że sam nie może wyjść z 
pokoju  z  powodu ogromnej  odpowiedzialności  spoczywającej  na  jego 
barkach.  Kiedy  Abdel-Atif  zdenerwował  się  nie  na  żarty,  muzealnik 
wreszcie ustąpił. 

Znowu trzeba  było czekać. Brytyjczykom podano kawę  i karkadę  - 

orzeźwiający napój z hibiskusa. Zirytowany Abdel-Atif przekładał w tę 
i z powrotem papiery upstrzone pieczęciami. 

- Gdzie mieszkał Howard Langton? - zapytał lord Percival. 
- W niedużej willi, blisko centrum miasta. 
- Czy miał pan czas przeprowadzić tam dokładne przeszukanie? 
- No cóż... 
- Czy mogę pana wyręczyć w tym przykrym obowiązku, komisarzu? 
Omar  Abdel-Atif  zamyślił  się.  W  gruncie  rzeczy,  dlaczego  nie?  Ta 

rewizja  nie  dostarczy  prawdopodobnie  żadnych  ważnych  dowodów,  a 
on miał ochotę uciąć sobie drzemkę. 

-  Proszę  bardzo,  panowie...  Zaprowadzi  was  jeden  z  moich  ludzi. 

Później poproszę o raport. 

Wreszcie telefon zadzwonił. Abdel-Atif podniósł słuchawkę: 
-  Tak,  to  ja...  Jest  pan  absolutnie  pewny?  Doskonale!  Egipcjanin 

rozłączył się. Z szerokim uśmiechem zakomunikował: 

Pańska 

hipoteza 

jest 

nieprawdziwa, 

milordzie. 

Sztylet 

background image

Tutanchamona nadal znajduje się na swoim miejscu. 

background image

ROZDZIAŁ VIII 

 
Wiał  łagodny  wiatr,  powietrze  było  wyjątkowo  czyste.  Lord 

Percival,  w  jasnym  kapeluszu  z  szerokim  rondem,  wszedł  do 
niewielkiego  białego  domu,  w  którym  mieszkał  Howard  Langton. 
Zasapany  Angus  Dodson  z  trudnością  nadążał  za  Szkotem.  Pył,  upał, 
słońce, silna woń wschodniego miasta, stanowiąca mieszaninę perfum i 
nieco  mniej  szlachetnych  aromatów  sprawiły,  że  nadinspektor  tęsknił 
za 

wilgotnymi 

chodnikami 

Londynu 

swoim 

wygodnym, 

nowoczesnym biurem. Jeśli komisarz Abdel-Atif miał rację, i mordercą 
był nubijski olbrzym, oględziny nie potrwają długo. 

Nagie  ściany  pobielone  wapnem,  na  wykafelkowanej  podłodze 

dywan  o  drobnej  fakturze,  meble  z  białego  drewna...  Wnętrze  willi 
świadczyło o tym, że angielski egiptolog dopiero co wprowadził się do 
nowego mieszkania i nie miał jeszcze czasu, by je zagospodarować. 

W  salonie  piętrzyły  się  fachowe  książki:  słowniki  hieroglifów,  

wśród  nich  słynny  egipsko-niemiecki  Worterbuch,  podręczniki 
archeologii,  raporty  z  wykopalisk,  studia  poświęcone  bogom  i 
przeglądy  specjalistyczne,  jak  „Journal  of  Egyptian  Archaeology”  czy 
„Zeitschrift  für agyptische Sprache”.  Wreszcie tysiące  fiszek  starannie 
poukładanych w kartonowych pudełkach. 

Lord Percival obejrzał kilka z nich. 
- Co spodziewał się pan znaleźć? - zapytał nadinspektor. 
- Jest już jakiś punkt zaczepienia: Howard Langton był egiptologiem 

wykształconym. 

- A nie zawsze tak jest? 
-  W  tym  zawodzie,  podobnie  jak  w  wielu  innych,  machlojki  i 

koneksje liczą się często bardziej niż kompetencje. W tym wypadku nie 
ma  wątpliwości:  Langton  miał  żądane  kwalifikacje  i  solidne 
doświadczenie, tak w dziedzinie hieroglifów, jak i w archeologii. 

Na  niewielkim  biurku  leżały  pióra,  notatniki  i  tekst  hieroglificzny 

napisany ręką zmarłego 

Lord Percival dłuższą chwilę stał pochylony nad dokumentem. 
- Dziwne - powiedział. 
- Pan... Zna pan hieroglify? - spytał zaskoczony Dodson. 

background image

- Jestem tylko amatorem. Stary uczony z Eton nauczył mnie podstaw 

i zapoznał z najważniejszymi tekstami. Ten jest znany. To rozdział VI z 
Księgi umarłych. 

- O czym mówi? 
-  Jeśli  zmarły  został  powołany  do  pracy  w  zaświatach,  uprawiania 

pól  lub  nawadniania  brzegów,  odwoływał  się  do  magicznej  figurki, 
zwanej  odpowiadaczem,  która  ożywała  w  cudowny  sposób,  żeby  za 
niego pracować. 

- To bardzo znany tekst, a jednak coś pana w nim zaskoczyło! 
-  Nie  sam  tekst,  ale  słowo  „Uwaga!”  napisane  i  podkreślone  przez 

Langtona. 

- Co to oznacza? 
-  Być  może  to  mało  znaczące  spostrzeżenie,  a  być  może  ważna 

wskazówka... Kontynuujmy nasze poszukiwania. 

W  sypialni  pod  lampką  nocną  lord  Percival  znalazł  poczwórnie 

złożoną kartkę z notatką: „powstrzymać Abd el-Mosula”. 

-  Najwidoczniej  ten  Abd  el-Mosul  nie  był przyjacielem  Langtona  - 

stwierdził nadinspektor. - Ale dlaczego tak ukrył tę kartkę? 

-  Albo  dlatego,  że  zamierzał  szczegółowo  opisać  swój  plan 

działania, albo dlatego, że to początek wiadomości, którą chciał komuś 
przesłać. Z całą pewnością nie miał czasu, żeby pisać dalej. 

-  Trzeba  będzie  zebrać  jak  najwięcej  informacji  O  tym  człowieku; 

Abd el-Mosul staje się naszym pierwszym podejrzanym. 

-  Czyżby  pan  zapomniał  o  Abu?  -  zapytał  Szkot  z  lekkim 

uśmiechem. 

- Nie, oczywiście, że nie! Ale może miał wspólnika. Lord Percival i 

Angus  Dodson  uważnie  i  wytrwale  kontynuowali  rewizję.  W 
prymitywnej  łazience,  w  której  woda  leciała  tylko  przez  kilka  godzin, 
Szkot  zatrzymał  się  przy  antycznym  glinianym  dzbanie  stojącym 
między pędzlem a miseczką do rozrabiania piany do golenia. 

- Prawdziwy antyk? 
-  Współczesny  wyrób  bez  wartości  artystycznej,  ale  dobrze 

wykonany - ocenił lord Percival, wdychając zapach wnętrza naczynia, i 
wlał odrobinę płynu do szklanki. 

- Chyba nie zamierza pan tego wypić... 
- Trzeba podejmować pewne ryzyko. 

background image

-  Nie  wierzę  w  klątwę  faraonów,  milordzie,  ale  jednak  byli  oni 

znawcami trucizn i... 

Ostrzeżenie nadinspektora było zbyteczne. Szkot wypił łyk. 
-  Tak  myślałem:  przereklamowane.  Chce  pan  skosztować, 

nadinspektorze? 

Oficer Scotland Yardu nie cofa się przed niczym; 
Dodson pociągnął łyk. 
- Ależ... Co to za obrzydliwe piwo! 
- Delikatnie pan to ujął. Zaledwie nadaje się do picia. 
Na  podstawce  dzbanka  widniał  głęboko  wyryty  napis:  „Scottish 

Brewer”. 

-  To  wstyd  dla  Szkocji  -  ocenił  arystokrata.  -  Powinien  pan 

zatelefonować  do  Scotland  Yardu,  nadinspektorze.  Niech  znajdą  tę 
wytwórnię, jeśli w ogóle istnieje. 

Lord  Percival  ponownie  zainteresował  się  materiałami  naukowymi 

Howarda Langtona i długo je przeglądał. 

- Nie wiedziałem, że Howard był taki skryty. 
- Skąd ten wniosek? - zapytał Dodson. 
-  Ponieważ  nowy  dyrektor  centrum  archeologicznego  powinien 

pisemnie  przedstawić  szczegółowy  projekt.  Brak  choćby  jednego 
dokumentu  odnoszącego  się  do  tego  projektu  jest  zaskakujący,  by  nie 
rzec nienormalny. 

Nadinspektor zmarszczył brwi. 
-  Istnieje  proste  wytłumaczenie:  morderca  ukradł  te  dokumenty, 

ponieważ w taki czy inny sposób zdradzały jego tożsamość. 

- Tak właśnie myślę. Sądzę też, że je zniszczył. W takim razie Abu 

byłby niewinny. 

Jeśli  nawet  hipoteza  była  dobra,  sprawiła  przykrość  Angusowi 

Dodsonowi.  W  jaką  pułapkę  się  wpakował,  i  to  z  dala  od  Anglii? 
Nawet gdyby uwierzył wewnętrznemu głosowi, który mu podpowiadał, 
że zmaga się z groźnym przestępcą, nie poddałby się. 

Rozpocznijmy 

przeszukiwanie 

domu 

zadecydował 

niezmordowany lord Percival. 

Z  największą  dokładnością  obaj  mężczyźni  centymetr  po 

centymetrze  obejrzeli  ostatnie  mieszkanie  egiptologa  Hovarda 
Langtona, jednak bez powodzenia. 

background image

ROZDZIAŁ IX 

 
Mina komisarza Abdel-Atifa nie zapowiadała nic dobrego. 
- Dwukrotnie czytałem pański raport, nadinspektorze, ale wyciągam 

z niego zgoła  inne wnioski  niż, pan. Nie  ma podstaw formalnych, aby 
uniewinnić Abu! 

-  Ani  też  żadnych  podstaw,  aby  go  oskarżyć  -  przypomniał  lord 

Percival. 

Egipcjanin  zapalił  papierosa  i  natychmiast  wcisnął  go  w 

popielniczkę wypełnioną niedopałkami. 

-  Wszyscy  jesteśmy  uczciwymi  i  sumiennymi  zawodowcami.  Czy 

koniecznie  trzeba  szukać  tajemnic  tam,  gdzie  ich  nie  ma?  Abu  jest 
Nubijczykiem,  a  Nubijczycy  są  uparci.  Z  pewnością  w  końcu  się 
przyzna. 

-  Fakty  również  są  uparte  -  powiedział  Dodson  poważnie.  - 

Szanowny kolego, musimy rozszerzyć nasze śledztwo. 

Abdel-Atif westchnął głęboko: 
-  Tego  się  właśnie  obawiałem...  Mieliście  jasne  i  ewidentne  fakty, 

ale  szukacie  innych.  A  jeśli  panowie  się  mylą,  tak  jak  w  przypadku 
narzędzia zbrodni? 

- A właśnie - przerwał Szkot łagodnie. - Chciałbym, żeby ekspert, w 

tym przypadku inspektor Ahmed al-Fostat, rzucił na nie okiem. 

- A to z jakiego powodu? 
- Czy nie powinniśmy wiedzieć coś więcej o tym sztylecie? 
- Wiemy już najważniejsze: tą bronią zabito Langtona.  
Sumienie zawodowe Dodsona zbuntowało się: 
-  Czy  wydał  pan  polecenie,  by  szukano  ewentualnych  odcisków 

palców? 

- Oczywiście, panie nadinspektorze... Ale ta broń przechodziła z rąk 

do rąk, a Abu z pewnością wytarł rękojeść w ubranie. W tej kwestii nie 
ma się czego spodziewać. 

Dodson powstrzymał gniew. 
-  Czy  zechce  pan  wezwać  inspektora  al-Fostata?  -  zapytał  z 

naciskiem lord Percival. 

Egipski policjant bardzo chciałby się sprzeciwić swemu rozmówcy, 

background image

ale  ten  cudzoziemiec  o  wyrafinowanej  elegancji,  na  którego  czole  nie 
perliła się najmniejsza kropla potu, nie przestawał go hipnotyzować. 

W dodatku podniósł słuchawkę. 
Inspektor  Ahmed  al-Fostat,  liczący  około  czterdziestki,  był  niski, 

nerwowy  i  irytujący.  Jego  twarz  w  kolorze  kakao  stanowiła 
zadziwiający  kompromis  pomiędzy  twarzą  kairskiego  mieszczucha  i 
obliczem  wieśniaka  z  Południa.  Wydatny  nos,  oczy  małe  i 
oskarżycielskie, grube wargi i łysina nie zjednywały mu sympatii. Miał 
nieskazitelnie  białą koszulę  i pomięte czarne  spodnie, był przekonany, 
że ma wielką władzę i autorytet i zależało mu, żeby i inni natychmiast o 
tym wiedzieli. 

-  Dlaczego  mnie  pan  niepokoi,  komisarzu?  -  zapytał  gniewnie,  nie 

spojrzawszy nawet na cudzoziemców. 

- Chodzi o ekspertyzę. 
-  Proszę  wypełnić  formularz,  zaadresować  do  mnie  i  czekać  na 

odpowiedź. 

- Cieszę się, że pana widzę, panie al-Fostat  - powiedział  uprzejmie 

Szkot.  -  Prawdę  mówiąc,  zależy  nam  na  jak  najszybszym  uzyskaniu 
pańskich  światłych  porad  w  sprawie  dotyczącej  zarówno Egiptu,  jak  i 
Anglii.  Ależ  zachowałem  się  niewybaczalnie!  Zapomniałem  się 
przedstawić.  Jestem  lord  Percival  Kilvanock,  a  to  mój  kolega, 
nadinspektor Angus Dodson, ze Scotland Yardu. 

Ahmed  al-Fostat  spojrzał  porozumiewawczo  na  komisarza  Abdel-

Atifa,  który  wzruszył  ramionami,  aby  dać  mu  do  zrozumienia,  że  tak 
jest i nic na to nie poradzi. 

- Jesteśmy tu u  siebie  - stwierdził  inspektor skrzekliwym głosem.  - 

Już od dawna nie jesteśmy kolonią angielską. Scotland Yard nie może 
więc wydawać mi żadnych poleceń. 

-  Potrzebowalibyśmy  rady  eksperta  -  powiedział  spokojnie  Szkot  - 

ponieważ nie znamy się na archeologii. Pan mógłby nam pomóc. 

- Dlaczego miałbym to zrobić? 
- Ponieważ chodzi o morderstwo.  
Inspektor wydął wargi. 
- A... kto jest ofiarą? 
-  Egiptolog  Howard  Langton.  Przez  usta  Ahmeda  al-Fostata 

przemknął cień uśmiechu. 

background image

-  No  proszę...  Nowy  szef  angielskiej  misji  archeologicznej!  Nie 

pomieszkał sobie długo w Egipcie, biedaczek... Smutny los. W imieniu 
jego  egipskich  kolegów  oraz  Egipskiej  Służby  Starożytności  składam 
panom  wyrazy  współczucia.  Przypuszczam,  że  nasza  policja  ener-
gicznie poszukuje sprawcy. 

- Być może już go znaleźliśmy - przerwał komisarz Abdel-Atif. 
- Czy mógłbym wiedzieć, kto to jest? 
- Abu, Nubijczyk, który pracuje w Starej Katarakcie.  
W oczach archeologa błysnął gniew i pogarda. 
- To z pewnością on! 
- Czyżby miał pan dowód? - zapytał Angus Dodson. 
-  Nubijczycy  są  zdolni  do  wszystkiego.  Należy  ich  unikać;  zawsze 

byli złodziejami i mordercami. 

- Czy zna go pan osobiście? - zapytał Szkot. 
- Oczywiście że nie. Nie zadaję się z wykolejeńcami jego pokroju. 
- Czy byłby pan łaskaw obejrzeć tę broń?  
Lord  Percival  wskazał  sztylet  leżący  na  biurku  komisarza  Abdel-

Atifa.  Ahmed  al-Fostat  niechętnie  obrzucił  go  wzrokiem,  po  czym 
zważył w ręku. 

- Co mam panom powiedzieć? 
- Z jakiej dynastii pochodzi ten sztylet.  
Archeolog wybuchnął śmiechem: 
-  Pan  rzeczywiście  nie  zna  się  na  egiptologii,  milordzie!  To 

niezręczna  podróbka,  nieudolna  imitacja  sztyletu,  który  wchodzi  w 
skład  skarbu  Tutanchamona.  Mógłby  go  pan  kupić  za  dwa  funty 
szterlingi,  gdyby  nie  był  narzędziem  zbrodni.  Turyści,  zwłaszcza 
nieobyci,  uwielbiają  przedmioty  tego  rodzaju  i  dają  się  oszukiwać 
zawodowym fałszerzom, których wytwórnie pracują tu pełną parą. 

- Czy u podstawy ostrza nie ma czasem hieroglifów? 
- Fałszerz wyrył byle co... Wyroby tego typu często mają skazy. 
- Wygląda jak „I”, „T” lub „N”... 
Ahmed al-Fostat spojrzał na Szkota nieufnie. 
- Umie pan czytać hieroglify? 
-  Trochę...  Wszędzie  sprzedają  pocztówki,  a  nawet  zasady 

odczytywania  alfabetu  hieroglificznego.  Myślałem,  że  rozpoznałem 
trzy litery. 

background image

-  Są  tak  niestarannie  wyryte,  że  można  byłoby  odczytać  wszystko! 

Jeśli pan chce, żebym wybawił pana z tego kłopotu, komisarzu... 

- Chodzi o bardzo ważny dowód - przerwał zbulwersowany Dodson. 

- Musi pozostać w rękach policji. 

-  Czy  mógłbym  pana  prosić  o  przysługę  zupełnie  prywatną?  - 

zapytał lord Percival. 

Ahmed al-Fostat zacisnął mięsiste wargi. 
- A o co chodzi? 
- Wiele słyszałem o asuańskim  nilomierzu. Czy  wyświadczyłby  mi 

pan grzeczność i objaśnił, do czego służył? 

background image

ROZDZIAŁ X 

 
Ruiny  antycznej  świątyni  Chnum  drzemały  w  zimowym  słońcu, 

nawiedzane  przez  boga-barana,  pana  katarakty  i  władcy  wylewów. 
Tymczasem  lord  Percival  i  Ahmed  al-Fostat  wynajęli  felukę,  aby 
popłynąć na Elefantynę, do niewielkiego pomostu przy muzeum. 

Skromne  asuańskie  muzeum,  w  niepowtarzalnym  pół-kolonialnym, 

pół-laotańskim  stylu,  było  w  rzeczywistości  willą  angielskiego 
inżyniera Williama Wellicocksa. Zaprojektował on Pierwszą Kataraktę, 
w imię postępu, którego zgubne skutki Szkot, jako jeden z nielicznych, 
potępiał.  Zapora  została  otwarta  w  1902  roku  w  obecności  księcia 
Connaught i Winstona Churchilla. Można pozazdrościć Wellicocksowi, 
który  z  wysokości  werandy,  zajmowanej  obecnie  przez  sarkofagi, 
cieszył  oczy  wspaniałym  pejzażem,  w  którym  niepodzielnie  panował 
Nil. 

Kilka  kroków  od  budynku  otoczonego  krzewami  znajdował  się 

słynny  nilomierz  -  rodzaj  kamiennych  schodów  wykutych  w  skale  i 
schodzących do wody. 

- Jest pan niezwykle uprzejmy, że poświęcił mi pan odrobinę swego 

cennego czasu - powiedział lord Percival do pełnego dystansu Ahmeda 
al-Fostata. - Dzięki panu będę nieco mniejszym ignorantem. 

Inspektor przybrał poważną minę. 
-  Grecki  geograf  Strabon  objaśniał,  że  kreski  wyryte  w  kamieniu 

miały  pokazywać  wysokość  poziomu  wody  podczas  wylewów.  W  ten 
sposób z biegiem lat powstała prawdziwa kronika wylewów. 

- Czy można je przewidywać? 
- Inżynierowie faraonów podejmowali to ryzyko. 
- W życiu ryzykuje się wielokrotnie, panie al-Fostat. Przychodząc w 

zeszłym tygodniu do Starej Katarakty, nie wiedział pan, że wokół krąży 
śmierć.  Morderca  znajdował  się,  być  może,  w  niewielkim  kręgu  osób 
siedzących na tarasie. 

Ahmed al-Fostat zatrzymał się na pierwszym stopniu nilomierza. 
- O co panu właściwie chodzi? Dobrze pan wie, że mordercą jest ten 

przeklęty Nubijczyk! 

- Pewne informacje mogą wskazywać, że tak nie jest. 

background image

- Istotne? 
- Tak je traktujemy. Co pan sądził o Howardzie Langtonie? 
Egipcjanin 

zszedł 

schodek 

niżej. 

Do 

Nilu 

prowadziło 

dziewięćdziesiąt stopni. 

- Nic. Nigdy się z nim nie spotkałem. 
- Z racji swojej funkcji musiał się z panem kontaktować. 
Ahmed al-Fostat uśmiechnął się ironicznie. 
-  Anglicy  są  w  większości  zarozumiali  i  powściągliwi...  Szef  misji 

archeologicznej nie przejmował się jakimś miejscowym inspektorem... 
Proszę zauważyć, że być może był w błędzie. 

- Co pan chce przez to powiedzieć? 
- Nic... Nic konkretnego.  
Mężczyźni powoli schodzili. 
-  W  dniu,  kiedy  popełniono  zbrodnię  -  przypomniał  lord  Percival  - 

przyszedł  pan  na  taras  Starej  Katarakty,  żeby  się  spotkać  z... 
przyjaciółmi, jak przypuszczam. 

- Tak, to miało być zwykłe towarzyskie spotkanie. 
-  Z  jednym  wyjątkiem.  Myślę  o  Abd  el-Mosulu.  Czy  nie  ma  on 

reputacji cokolwiek... podejrzanej? 

- Myśli pan, że wszystko pan wie, milordzie! Istotnie, Abd el-Mosul 

tam  był,  ale  pańskie  przypuszczenia  są  już  nieaktualne.  Mój  rodak 
popełnił w przeszłości kilka błędów, ale czasy się zmieniły. Niech pan 
nie wierzy we wszystko, co mówią. Legenda o Abd el-Mosulu to tylko 
legenda. 

Szkot  wpatrywał  się  w  linie  wyciosane  w  skale  przez  hydrologów 

faraona.  Przypominały  o  szczęśliwych  czasach,  kiedy  wylew,  niczym 
zakochany  młodzieniec  spieszący  na  podbój  krain,  użyźniał  czarną 
ziemię Egiptu i żywił jego mieszkańców, pokrywając ją płodnymi ma-
dami. 

- A czy pani Albertine Abletout była wobec pana bardziej uprzejma 

niż brytyjscy archeolodzy?  

Ahmed al-Fostat zareagował gwałtownie: 
- Osoba ta ma wyraźne skłonności do robienia przedstawień. Jest nie 

tylko egiptologiem, ale i aktorką! Jedynym obiektem jej zainteresowań 
jest  ona  sama.  Kiedy  przyjeżdża  do  Egiptu,  wie  o  tym  cały  kraj.  Jest 
chora, kiedy się o niej nie mówi. 

background image

- Przecież dokonała ważnych odkryć? 
- Przede wszystkim udało jej się przekonać o tym innych! Słuchając 

tej  damy,  odniesie  pan  wrażenie,  że  osobiście  zbudowała  wszystkie 
egipskie  świątynie!  Odznaczenia  i  honory  są  dla  niej  ważniejsze  niż 
praca w terenie. Moja rada,  milordzie:  im dalej od niej, tym  lepiej dla 
pana. 

- Był jeszcze jeden francuski egiptolog w Starej Katarakcie, prawda? 
- Rzeczywiście,  był tam ten dziwak Villabert Glotoni! Przeciętniak 

oddelegowany  do  obsługi  śmietanki  towarzyskiej,  co  mu  najbardziej 
odpowiada. 

Oprowadza 

wybitnych 

gości 

po 

stanowiskach 

archeologicznych i, racząc ich mało precyzyjnymi objaśnieniami, bawi 
się w wytrawnego archeologa. Poza tym to kpiarz, który  bez  namysłu 
rozgłasza najgorsze oszczerstwa. 

Zamyślony Ahmed al-Fostat zszedł kilka stopni niżej. 
-  Zaniepokoił  mnie  pan,  milordzie...  A  jeśli  morderca  rzeczywiście 

znajdował się w gronie osób, które piły aperitif w Starej Katarakcie? 

- Czy coś mogło wzbudzić pańskie podejrzenia? 
- Domenica Strauss, niemiecka egiptolog, była kochanką Langtona. 

To kobieta z głową, zawzięta i gwałtowna, zdolna do wszystkiego. 

-  A  zatem  sądzi  pan,  że  mogło  to  być  zabójstwo  w  afekcie?  - 

zasugerował Szkot. 

-  To  niewykluczone...  Ale  gdybym  miał  wskazać  podejrzanego, 

byłby  to  raczej  Steven  Faxmore,  To  człowiek  twardy,  sprawny  w 
działaniu i ambitny, który nieustannie kłócił się z władzami egipskimi, 
tak  bardzo  je  lekceważy.  Nie  tylko  wobec  nich  jest  agresywny... 
Podobno poważnie pokłócił się z Langtonem. Faxmore jest Szkotem... 
Może to dlatego. Wiem, że Anglicy i Szkoci się nienawidzą. 

- Wie pan coś więcej o tej kłótni? 
- Nic, zwykłe plotki. 
Wzburzony Ahmed al-Fostat zszedł szybko aż do rzeki. Trzy stopnie 

przed ostatnim schodkiem zatrzymał się. 

- Proszę spojrzeć, milordzie... Ale proszę nie podchodzić! 
Na ostatnim stopniu leżała duża żmija. 
-  Do  góry,  tylko  powoli...  Jeśli  nie  będziemy  wykonywać 

gwałtownych ruchów, nie zaatakuje. 

Wydawało  się,  że  Egipcjanin  stracił  pewność  i,  aby  się  nie 

background image

pośliznąć,  oparł  się  o  ścianę  nilomierza.  Lord  Percival  nie  okazał 
najmniejszych oznak emocji. 

-  Według  zeznań  Abu  w  Starej  Katarakcie  był  ktoś  jeszcze  - 

mężczyzna w czerni, którego nazwiska nie znam. 

Ahmed al-Fostat odpowiedział dopiero na szczycie nilomierza: 
- To doktor Alan Qerry... Dobrze, że pan o nim wspomina! On także 

znakomicie  nadaje  się  na  podejrzanego.  Sporo  czasu  minęło,  odkąd 
mieszka  w  Egipcie,  robi  to,  co  lubi,  i  nikomu  się  nie  tłumaczy. 
Prowadzi  laboratorium  w  Kairze,  gdzie,  między  innymi,  zajmuje  się 
badaniem mumii. To nie mogło trwać wiecznie... Wiadomo, że Howard 
Langton  miał  zamiar  skontrolować  badania  Qerry'ego  i  opracować 
własny „program mumie”. Szykował się poważny konflikt. 

Grupa turystów przypuściła szturm na muzeum. 
- Dziękuję za pouczającą wycieczkę - powiedział Szkot. 
-  A  tak  na  przyszłość,  milordzie,  proszę  mnie  nie  nachodzić.  Nie 

mam nic wspólnego z tą zbrodnią i jestem bardzo zajęty. 

background image

ROZDZIAŁ XI 

 
Lord Percival poprosił przewoźnika, żeby się nie spieszył i pozwolił, 

by  feluka  płynęła  swobodnie  z  prądem  rzeki.  Starszy,  ale  jeszcze 
sprawny  i  energiczny  mężczyzna  zręcznie  sterował  i,  ryzykując 
skręcenie karku, udowodnił Szkotowi, że ciągle jeszcze potrafi wspiąć 
się na maszt. 

Widząc,  z  jaką  przyjemnością  cudzoziemiec  poddaje  się  falowaniu 

wody, właściciel feluki zataczał kręgi, igrając z wiatrem i prądami. 

Nie  ma  oczywiście  lepszego  klimatu  i  piękniejszego  pejzażu  niż  w 

Szkocji, ale arystokrata uległ, jak niegdyś, magii Egiptu, w którym czas 
się zatrzymał. Kiedy Stwórca postanowił celebrować fantastyczne gody 
wody  i  pustyni,  nie  omieszkał  rzucić  gdzieniegdzie  majestatycznych 
skał, na których skrybowie faraona opisywali podboje awanturników - 
odkrywców  Dalekiego  Południa.  A  oddech  Amona,  ukryty  początek, 
nadal  objawiał  się  w  wydęciu  białego  żagla  feluki,  bezszelestnie 
płynącej pod doskonale czystym niebem. 

Na pomoście niecierpliwie czekał na arystokratę Angus Dodson. 
- Dowiedział się pan czegoś ważnego, milordzie? 
- To zależy. A co ze Scottish Brewer? 
-  Nie  można  się  połączyć  ze  Scotland  Yardem:  kierunek  zajęty. 

Będę  jeszcze  próbował.  Potrzebuję;  pańskiej  niezwłocznej  pomocy: 
Albertine  Abletout  grozi,  że  skąpie  Egipt  w  ogniu  i  krwi,  jeśli  nie 
przyjmiemy jej zaproszenia na śniadanie w Starej Katarakcie. 

- Nie ma potrzeby wywoływać kolejnego konfliktu, nadinspektorze. 
Mimo że hotel był oficjalnie zamknięty, francuska egiptolog dopięła 

swego:  otwarto  wielką  odświętną  jadalnię  i  przyniesiono  jej  ulubione 
danie składające się z puree z bobu, szaszłyka z jagnięcia, marchewki i 
groszku.  Mimo  kuszących  nazw,  jak  „Omar  Chajjam”,  „Kleopatra”  i 
„Egipski  Rubin”,  lepiej  było  unikać  win,  których  wypicie  groziło 
błyskawiczną ruiną przewodu pokarmowego. Zamówiono więc lekkie i 
ułatwiające trawienie lokalne piwo. 

Ubrana  w  ciemnofioletowy  kostium  Albertine  Abletout,  kobieta 

około  sześćdziesięcioletnia,  średniego  wzrostu  i  nieco  korpulentna, 
obdarzona niewyczerpaną energią, wydawała się bardzo rozgniewana: 

background image

-  Nie  za  późno,  panowie?  Co  się  stało  ze  słynną  brytyjską 

grzecznością? 

-  Kłania  się  pani  do  stóp  -  powiedział  Szkot  -  z  przeprosinami 

śledczych tropiących zabójcę.  

Szare oczy Francuzki pociemniały. 
-  Co  to  za  historia  z  tym  morderstwem?  Jeszcze  jeden  wymysł 

Brytyjczyków,  żeby  utrudnić  Francuzom  poszukiwania?  Pomyśleć,  że 
nadal  zaprzeczacie,  iż  to  Jean-Francois  Champollion  jako  pierwszy 
odczytał  hieroglify!  Wasi  erudyci,  panowie,  zostali  zwyciężeni.  Oto 
cała prawda. 

- Z przyjemnością się z panią zgadzam. 
- Tym lepiej. Pokonałam większych uparciuchów niż wy! Siadajcie i 

jedzcie, panowie. To, co zamówiłam, jest wyborne: tak dla mnie, jak  i 
dla innych. A więc, o jaką zbrodnię chodzi? 

- Zamordowano pani kolegę, Howarda Langtona. 
-  Tylko  tego  brakowało!  Ten  biedny  chłopak  nie  był  w  stanie 

dźwignąć  odpowiedzialności,  jaką  mu  powierzono.  Jesteście  panowie 
pewni, że nie chodzi o samobójstwo? 

-  Jesteśmy  pewni  -  odpowiedział  Dodson,  poirytowany  tupetem 

Francuzki.  -  Rzadko  popełnia  się  samobójstwo,  zadając  sobie  cios 
nożem w plecy. 

-  To  przykre,  zwłaszcza  dla  niego...  Ale  nie  będziemy  długo 

opłakiwać  waszego  Langtona.  Był  tylko  przeciętnym,  zapracowanym 
praktykiem,  pozbawionym  cech,  dzięki  którym  naukowiec  zyskuje 
sławę i uznanie. Chciałabym się panom z czegoś zwierzyć. 

Widząc  uważne  spojrzenia  obu  mężczyzn,  Alhertine  Abletout  z 

satysfakcją oceniła efekt swojej deklaracji. 

-  To  dla  nas  wielki  zaszczyt  -  powiedział  lord  Percival  z 

przekonaniem. - Dziękujemy, że uważa pani, iż jesteśmy tego godni. 

Francuska egiptolog wyciągnęła szyje: 
-  Mogę  panom  wyznać,  że  poleciłam  Howardowi  Langtonowi 

opuścić Egipt i jak najszybciej wrócić do londyńskiego biura. Było dla 
mnie jasne, że ten biedaczek nigdy nie przyzwyczai się do tego kraju i 
dozna tu tylko rozczarowań. Gdyby mnie posłuchał, jeszcze by żył. 

Puree z bobu  było wyśmienite, a tutejsze piwo, nawet jeśli okazało 

się  o  wiele  za  słodkie  dla  podniebienia  Dodsona,  to  jednak  działało 

background image

orzeźwiająco. 

-  Przypuszczam,  że  pani  „rada”  nie  spodobała  się  Langtonowi  - 

wtrącił nadinspektor. 

- Mniejsza z tym - zagrzmiała Francuzka. - Zwykle mówię wszystko 

prosto  z  mostu,  nie  przejmując  się  reakcją  moich  rozmówców.  Ten 
Langton winien  mi  był szacunek  i przezornie  nie odpowiedział.  Znam 
się na ludziach! Ale do rzeczy... Zatrzymaliście winnego? 

- Egipska policja uważa, że to Abu... 
- Abu... Ten nubijski osiłek, który pracuje w hotelu? 
- Ten sam. 
Francuska egiptolog zamyśliła się. 
-  Proszę  mi  podać  szaszłyk,  ten  najbardziej  wypieczony...  Abu, 

dziwaczny  kolos,  jakich  umiała  stworzyć  antyczna  Nubia.  Wszyscy 
byli  żołnierzami  w  armii  faraona  i  uchodzili  za  znakomitych 
wojowników.  Myślałam  czasem,  żeby  zatrudnić  go  jako  robotnika  w 
mojej ekipie wykopaliskowej, ale tak się nie stało. 

- Czy odmówił? 
- Nikt nigdy mi nie odmawia! Nie, sama zrezygnowałam z powodu 

jego reputacji... Podobno jest gwałtowny, ma długi karciane, nieznośny 
charakter i nienawidzi rozkazów. Ja zaś nie znoszę, żeby dyskutowano 
moje polecenia. 

- A więc byłby doskonałym przestępcą.  
Sugestia Dodsona nie wzbudziła entuzjazmu Albertine Abletout. 
-  Doskonałym?  To  nie  jest  takie  pewne...  Proszę  mi  nalać  piwa. 

Nubijczycy  są  rozważni,  nie  działają  pochopnie.  Nie  mówię,  że  nie 
zabił Langtona, ale jeśli to zrobił, musiał mieć poważny powód. Bardzo 
poważny. 

-  A  czy  doszły  panią  słuchy  o  jakiejś  kłótni  między  Abu  a 

Langtonem? - zapytał lord Percival. 

- Nie, wiedziałabym o tym.  Abu  miał  natomiast problemy z osobą, 

którą warto wziąć pod włos.  

- Czy chodzi o Abd el-Mosula?  
Francuzka podskoczyła. 
- Skąd pan wie, milordzie? 

background image

ROZDZIAŁ XII 

 
-  Intuicja,  droga  pani.  Sława  Abd  el-Mosula  przekroczyła  granice 

jego prowincji. Francuzka wybuchnęła: 

- Wie pan więcej, niż pan mówi! 
-  Niestety  nie.  Gdyby  tak  było,  już  bym  zidentyfikował  mordercę. 

Czy zna pani źródło kłopotów, o których pani wspomniała? 

-  Nie...  Nie  utrzymuję  kontaktów  z  takimi  osobami  jak  Abd  el-

Mosul i radzę panu, podobnie jak pańskiemu koledze, byście pozwolili 
działać  lokalnej  policji.  Jeśli  chodzi  o  pewną  nieco  mętną  sprawę 
pomiędzy Egipcjanami, w którą Langton niepotrzebnie się wmieszał, to 
nie miała tu nic do roboty. Proszę nałożyć mi marchewkę. 

- Sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje - ocenił lord 

Percival.  -  Z  jednej  strony  Howard  Langton  był  uważany  w  Anglii  za 
ważną osobistość; z drugiej strony zaś wina Abu jest wątpliwa. 

-  Powtarzam  panom:  pozwólcie  działać  miejscowej  policji.  Tutaj 

wasze metody nie będą skuteczne. 

Albertine Abletout miała wilczy apetyt. Dodson, który mógłby z nią 

rywalizować,  nie  miał  zaufania  do  podanego  jedzenia  i  zadowalał  się 
chlebem z masłem. 

- Czy zna pani projekty Howarda Lanytona? 
- Nie było żadnego, inspektorze. 
- Czy to nie dziwne? 
-  Bynajmniej!  On  budował  zamki  z  piasku,  jak  byle  szczur 

biblioteczny. Później zetknął się z twardymi realiami terenu i spuścił z 
tonu. Musiał wyrzucić do kosza swoje niedorzeczności i stwierdzić, że 
nie ma szans na poważne odkrycia. 

-  Czy  nasz  nieszczęsny  rodak  nie  miał  żadnego  sojusznika?  - 

wypytywał Dodson. 

Francuzka zaatakował drugi szaszłyk. 
-  O  tak,  miał  przyjaciółkę,  głuptas!  To  niejaka  Domenica  Strauss, 

niemiecka egiptolog, niewiarygodnie pretensjonalna. Usidliła go. 

- Czy ją również uważa pani za niekompetentną? 
- Ta Strauss... Ani  na krok nie rozstaje się ze  swoimi słownikami  i 

notatkami! Gabinetowy egiptolog,  jakich  nienawidzę,  i to najgorszego 

background image

gatunku! 

-  Czy  mamy  rozumieć,  że  panna  Strauss  była  kochanką  Howarda 

Langtona? 

-  Oczywiście!  Ta  pozbawiona  uroku  harpia  była  zazdrosna  jak 

tygryska  i  nie dopuszczała do swojego Anglika żadnej kobiety. Ale to 
nie  wszystko:  jest  nieprawdopodobnie  ambitna,  marzy  jej  się  rola 
pierwszoplanowa. Pewnie uwierzyła, że Langton ją urządzi... Niestety, 
sytuacja  rozwijała  się  nie  tak,  jak  tego  oczekiwała.  Wasz  rodak  był 
zdezorientowany, ale mimo to nie stracił do reszty zmysłu krytycznego. 

- Czy zerwałby z panną Strauss? 
- Miał jej dosyć, to jasne. Żeby mieć spokój, musiał ją porzucić. Kto 

by  zniósł  taką  pijawkę?  Być  może  była  mniej  niebezpieczna  niż  ta 
śmieszna  kreatura  Faxmore.  Egiptolog...  Akurat!  Chciał  raczej 
rozciągnąć  swoje  królestwo  na  cały  kraj.  Bardziej  interesowały  go 
pieniądze  niż  archeologia.  Projekt  komercyjny...  Oto  co  go  prze-
śladowało! Ale który? W każdym razie groził Langtonowi. 

- Z jakiego powodu? 
-  Nie  wiem,  milordzie.  Langton,  nawet  nie  wiedząc  o  tym,  z 

pewnością stanął na jego drodze. To konflikt między Anglikami. Ja się 
do tego nie mieszam! Niech się nawzajem wykańczają, to ich sprawa. 

Deser  zaskoczył  Dodsona:  tarta  z.  jabłkami  przykryta  śmietaną, 

zamówiona  przez  Albertine  Abletout.  Ale  z  czego  była  śmietana? 
Ostrożny nadinspektor wolał się powstrzymać. 

-  Na  szczęście  -  ciągnęła  Francuzka,  pożerając  łapczywie  ciastko  - 

mój zawód przynosi  jednak  satysfakcję, dzięki  niemu  mogę poznawać 
ludzi  wyrafinowanych,  jak  wytworny  Villabert  Glotoni,  erudytu  bez 
wieku, cudowny chłopak, który jest chodzącą grzecznością. 

- Ma obowiązek zajmowania się wybitnymi gośćmi, prawda? 
-  To  zadanie  pasuje  do  niego  jak  ulał!  Jako  znakomity  archeolog, 

może  oprowadzać  dostojnych  gości  po  dowolnych  stanowiskach  i 
odkrywać  przed  nimi  cuda  Egiptu  faraonów.  Nikt  lepiej  od  niego  nic 
umiałby  wypełnić  tego  trudnego  zadania...  Wielcy  tego  świata  mają 
zwykle  niewiele  czasu  na  zwiedzanie  Sahary,  Luksoru  czy  Karnaku  i 
potrzeba  wielkiego  talentu  Villaberta  Glotoniego,  aby  streścić  to  co 
najważniejsze w kilku zdaniach. On również odpowiada za kontakty z 
prasą, tymi wspaniałymi dziennikarzami, którzy z racji moich dokonań 

background image

nieustannie zasypują mnie pochwałami. Pomaga im lepiej poznać naszą 
piękną dyscyplinę. 

Albertine  Abletout  wzięła  jeszcze  kawałek  ciasta,  kelner  przyniósł 

kawę po turecku. 

- Miałem okazję rozmawiać z inspektorem Ahmedem al-Fostatem - 

wyznał  lord  Percival  -  i  pokazać  mu  narzędzie  zbrodni,  ordynarną 
podróbkę sztyletu Tutanchamona. 

-  Zapukał  pan  do  właściwych  drzwi!  Ahmed  al-Fostat  jest 

człowiekiem  oddanym  i  znakomitym  inspektorem  do  spraw 
starożytności,  bez  wątpienia  jednym  z  najlepszych.  Zdobył  solidne 
wykształcenie  i  dobrze  zna  tereny  wykopalisk.  Jeśli  powiedział  panu, 
że sztylet jest fałszywy, to znaczy, że tak jest. 

Talerz  orientalnych  słodyczy  nie  skusił  nadinspektora,  który 

niekiedy usiłował walczyć z otyłością. Przy takim upale i przymusowej 
diecie ryzykował, że wróci do Londynu szczuplejszy. 

Lord Percival potarł skroń. 
-  W  waszym  spotkaniu  w  Starej  Katarakcie  uczestniczyła  pewna 

zagadkowa osoba, doktor Alan Qerry. 

- Zagadkowa, dobre słowo! A  jednak  mnie  bawi. Jakie  myśli  mogą 

mu  krążyć  po  głowie  wskutek  obcowania  z  mumiami?  Qerry  mieszka 
w Egipcie od wielu lat, ale z nikim się nie zaprzyjaźnił, a swoje prace 
trzyma  w  największej  tajemnicy.  Ciekawe,  co  robi  na  terenach 
wykopaliskowych?  Jestem  głęboko  przekonana,  że  tajemniczy  doktor 
Qerry  jest  człowiekiem  niebezpiecznym.  Kiedy  się  na  niego  patrzy, 
natychmiast  przychodzi  do  głowy  myśl,  że  ma  twarz  mordercy!  Ale, 
jak  to  mówią,  nie  dajmy  się  zwieść  pozorom.  Chociaż  w  jego 
przypadku miałoby się na to ochotę! 

-  Jeśli  dobrze  panią  rozumiem,  doktor  Qerry  nie  ma  zwyczaju 

uczestniczyć  w  spotkaniach  towarzyskich  podobnych  do  tego,  które 
odbyło się w Starej Katarakcie. 

-  Istotnie...  W  gruncie  rzeczy  to  jego  sprawa!  Widocznie  ten  jeden 

raz miał ochotę się rozerwać, wymknąwszy się na kilka godzin swoim 
mumiom!  Zróbcie  tak  jak  on,  panowie:  zapomnijcie  o  tragediach  i 
korzystajcie z pięknej pogody w tym  fantastycznym kraju. Jest tu tyle 
rzeczy do obejrzenia, że zdążycie je zaledwie musnąć. 

- Czy będziemy mieli jeszcze przyjemność spotkać panią? 

background image

- Wątpię, milordzie; mam dużo pracy. 

background image

ROZDZIAŁ XIII 

 
Poniżej  Starej  Katarakty  Brytyjczycy  wynajęli  felukę  i,  po  ponad 

piętnastu  minutach  targowania  się  o  cenę,  popłynęli  w  kierunku 
nekropolii  książąt  Asuanu.  Ci  potężni  dostojnicy,  żyjący  w  Egipcie 
Faraonów,  polecili  wydrążyć  swoje  groby  w  stromych  zboczach 
wzgórza  zwieńczonego  Kubbat  al-Hawą,  skąd  można  podziwiać 
najpiękniejszą panoramę miasta, Elefantynę i głazy tworzące Pierwszą 
Kataraktę, niegdyś trudną do przebycia. 

Kiedy  Dodson,  ubrany  w  niemodny  garnitur  w  stylu  kolonialnym, 

zobaczył kamienne schody wiodące do grobowców, cofnął się. 

- Chyba nie będziemy się tędy wspinać! 
- Stok nie  jest tak niebezpieczny,  jak się wydaje  - uspokoił go  lord 

Percival. - Wystarczy wchodzić powoli. 

Marynarka i białe spodnie arystokraty, wykonane z czystej bawełny, 

były  nieskazitelne.  Zważywszy  na  okoliczności,  wybrał  klasyczną 
yardelyowską wodę Fine Lavande, której zapach odstraszał owady. 

Dodson  zaatakował  podejście  z  godną  szacunku  energią, 

dostosowując się do tempa Szkota wzruszonego ponownym widokiem 
tych magicznych miejsc, gdzie mieszkali obok siebie władcy prowincji 
i odkrywcy  Dalekiego Południa, którzy uwiecznili swoje dokonania w 
tekstach  hieroglificznych,  upamiętniających  ich  odwagę  i  zmysł 
przygody. 

Rampy 

używane 

do 

wciągania 

sarkofagów 

tworzyły 

brunatnożółtym  piasku  falezy  szerokie  bruzdy,  prowadzące  do  domu 
wieczności,  gdzie  po  wsze  czasy  odradzała  się  dusza  książąt 
Elefantyny. Kiedy zdyszany Dodson zobaczył malowidło zdobiące dno 
grobowca Sarenputa II, musiał przyznać, że włożony wysiłek  był tego 
wart. Książę, szlachetny i wyniosły, siedział przy obficie zastawionym 
stole ofiarnym, a każdy hieroglif, narysowany niezwykle kunsztownie, 
był  małym  arcydziełem.  Słoń,  który  dał  nazwę  Elefantynie,  wyglądał 
zabawnie.  Posągi  zmarłego,  wyobrażonego  jako  Ożywiony  Ozyrys, 
zrobiły na nadinspektorze wielkie wrażenie. 

Lord  Percival  zaprowadził  Dodsona  do  grobowca  Sarenputa  I, 

poprzedzonego  szerokim  dziedzińcem.  Na  ścianie  widniały  postaci 

background image

kobiet  w  czarnych  perukach  i  odsłaniających  piersi  długich  białych 
sukniach na szelkach. 

Młoda  blondynka,  drobna,  a  zarazem  postawna,  pochylała  się  nad 

jedną  z  tych  zachwycających  figurek  i  precyzyjnie  ją  rysowała.  Miała 
dużo  uroku  mimo  płóciennych  spodni  i  zielonej,  dość  zniszczonej 
koszuli. 

Szkot zakasłał. 
-  Najmocniej  przepraszam...  Przypuszczam,  że  pani  nazywa  się 

Domenica Strauss. 

Zaskoczona egiptolog odwróciła się. 
- Ależ... Kim pan jest? 
- Lord Percival Kilvanock. A to jest nadinspektor Dodson. 
- Ze... Scotland Yardu, tutaj, w Egipcie? 
- Uczestniczymy w śledztwie dotyczącym zabójstwa naszego rodaka 

Howarda Langtona. 

- Ach... 
Na  sam  dźwięk  imienia  nieszczęsnego  Langtona  zielone  oczy 

Domeniki Strauss zamgliły się smutkiem. 

- Chciałabym wyjść z tego grobowca. Wspominanie Howarda w tym 

miejscu jest dla mnie nie do zniesienia. 

- Czy poinformowano panią o śmierci pana Langtona? 
-  Ja  i  pozostali  pytaliśmy  o  niego,  ponieważ  już  od  dawna  go  nie 

widzieliśmy... Władze odmówiły nam odpowiedzi. Miał być obecny na 
spotkaniu w Starej Katarakcie, ale nie przyszedł. A przecież to było do 
niego niepodobne... A teraz... 

Kobieta  wybuchnęła  płaczem,  zakryła  twarz,  później  znów 

usiłowała robić dobrą minę. 

- Jakie badania pani tu prowadzi? - zapytał lord Percival. 
- Czyżbyście się panowie interesowali egiptologią? 
- Sądzę, że grobowce z XII dynastii, jak te tutaj, nie są zbyt liczne i 

że ich szczegółowe badanie potrwa jeszcze długo. 

To 

prawda... 

Jeśli 

chodzi 

mnie, 

to 

rozpoczęłam 

inwentaryzowanie wszystkich postaci kobiecych z tej epoki. 

Domenica  Strauss,  lord  Percival  i  Dodson  wyszli  z  grobowca. 

Oślepiło ich słońce. 

- Cudowny kraj - powiedziała, - Wszędzie światło, obecne nawet na 

background image

malowidłach  i  w  tekstach,  jeśli  umie  się  je  zobaczyć.  Zima  jest  tu 
bardzo  łagodna.  Trudno  sobie  nawet  wyobrazić,  ze  istnieje  deszcz  i 
śnieg.  Szkoda,  że  Howard  nic  mógł  długo  delektować  się  tym 
szczęściem... 

Głos Domeniki załamał się. 
-  Wydaje  się,  że  tragiczne  odejście  pana  Langtona  bardzo  panią 

poruszyło - zauważył lord Percival.  

Kobieta usiadła na skalnym bloku, 
-  Howard  był  znakomitym  egiptologlem  i  uroczym  mężczyzną... 

Jego  śmierć  jest  ogromna  stratą  dla  archeologii.  Dlaczego...  Dlaczego 
ktoś go zabił? Nie rozumiem... 

Domenica Strauss ze smutkiem patrzyła w niebo. 
-  Czyż  według  starożytnych  mitów  dusze  uczciwych  ludzi  nie  żyją 

stale  wśród  gwiazd?  Chwilami  chciałabym  wierzyć,  że  Egipcjanie 
zwyciężyli  śmierć  i  przekazali  nam  swoją  wiedzę.  Ale  to  inny  świat  i 
Howard już do nas nie powróci. 

Lord  Percival  uszanował  bolesne  rozważania  kobiety.  W  tym 

spokojnym  miejscu,  którego  uroda  oparła  się  działaniu  czasu,  każda 
tragedia wydawała się niestosowna. 

- Gdzie pani poznała Howarda Langtona? 
-  W  Luksorze.  Od  razu  odczuliśmy  do  siebie  sympatię.  Był  pełen 

zapału,  dumny  i  szczęśliwy,  że  zajmuje  tak  ważne  stanowisko,  że 
będzie  mógł  w  końcu  sprawdzić  w  terenie  swoje  teorie  zrodzone  w 
ciszy  bibliotek.  Dla  egiptologa  to  marzenie  jak  z  bajki!  Poza  tym 
Langton  nosił  to  samo  imię  co  Howard  Carter,  odkrywca  grobowca 
Tutanchamona. 

- Czy rozmawialiście szczegółowo o jego najbliższych projektach? 
Domenica Strauss zawahała się. 
- Zdradził mi to w zaufaniu, milordzie. 
-  Howard  Langton  został  zamordowany.  Najmniejsza  wskazówka 

może być dla nas bardzo przydatna.  

Niemiecka egiptolog przygryzła wargi. 
-  Rozumiem,  milordzie,  rozumiem...  Wolałabym  zachować  ten 

sekret  dla  siebie,  jako  ostatni  dowód  uczucia...  Ale  to  byłby  skrajny 
egoizm. Tak, Howard zwierzył mi się ze swego najbliższego projektu: 
chciał odkryć legendarny grób. 

background image

ROZDZIAŁ XIV

 

 
Błękitne oczy arystokraty wpatrywały się w niemiecką egiptolog. 
- Czy mogłaby to pani uściślić? 
- Niestety nie, milordzie. 
- Przypuszczam, że musiało to panią szalenie zaciekawić. 
-  Oczywiście  że  tak,  ale  Howard  poza  określeniem  „legendarny 

grobowiec” nie chciał nic więcej powiedzieć. 

- Według policji egipskiej Howarda  miał  zabić  Abu, ten Nubijczyk 

zatrudniony w Starej Katarakcie.  

Blondynka wzruszyła ramionami. 
-  Kompletny  absurd!  Znam  tego  Nubijiczyka...  To  najłagodniejszy 

człowiek i bardzo porządny  facet. Nie mógłby popełnić morderstwa. 

-  Ktoś  jednak  zasztyletował  Howarda  Langtona,  a  on  był  jedną  z 

osób obecnych na tarasie Starej Katarakty w dniu morderstwa. 

Domenica  Strauss  zmarszczyła  brwi.  Delikatne  zmarszczki 

niepokoju pojawiły się w kącikach warg. 

- Jedno z najbanalniejszych spotkań towarzyskich... 
- Czy przypomina pani sobie, kto w nim uczestniczył? 
-  Tak,  oczywiście...  Był  tam  ktoś,  kogo  bym  się  nie  spodziewała! 

Abd  el-Mosul,  szef  starego  klanu  rabusiów,  którego  członkowie 
trudnili,  się  niegdyś  poszukiwaniem  plądrowaniem  starorożytnych 
skarbców. 

- Niegdyś... a obecnie? 
- Pan dobrze zna Egipt milordzie. 
- Nigdy nie jest wystarczająco dobrze. 
Kobieta uśmiechnęła się. 
-  Howard  bardzo  by  pana  cenił.  Powiedzmy...  że  niektórzy 

przypuszczają,  iż  Abd  el-Mosul  nie  całkiem  zrezygnował  ze  swojej 
karygodnej  działalności.  Chodzą  nawet  słuchy,  że  ostatnio  podobno 
znowu jest na tropie skarbu. 

- Jakiego skarbu, panno Strauss? 
- Mówiono o jakimś przedmiocie ze złota, specjalności jego rodziny 

od wielu pokoleń. Ale ja w to nie wierzę. 

- Z jakiego powodu? - zapytał Szkot. 

background image

- To byłoby zbyt piękne! Prawie wszystkie groby królewskie zostały 

ogołocone. Nadzieja na odkrycie przedmiotów tak niezwykłych jak te z 
grobowca Tutanchamona jest naprawdę niewielka. 

- To jednak nie jest niemożliwe - powiedział arystokrata. 
- Przyznaję, że Egipt jest krajem cudów! A jednak pierwsza bym się 

zdziwiła... 

- Gdybym się ośmielił... 
W oczach dziewczyny zajaśniał błysk rozbawienia. 
- Co chciałby pan wiedzieć, milordzie? 
- Czy mogłaby pani oprowadzić nas po grobowcu mędrca Heka-iba, 

który, jeśli się nie mylę, był uważany za swego rodzaju świętego? 

- Ma pan rację! Żył pod koniec okresu Starego Państwa, a po śmierci 

wzniesiono  dla  jego  duszy  małą  świątynię  na  Elefantynie.  To  co, 
idziemy? 

Grobowiec  Heka-iba  już  z  zewnątrz  przedstawiał  się  dość 

imponująco:  dziedziniec,  kolumny  i  ciemnożółta,  zniszczona  słońcem 
fasada.  Ściany  zdobiły  malowidła,  niekiedy  w  stylu  naiwnym, 
zwłaszcza 

przedstawieniach 

twarzy. 

Teksty 

hieroglificzne 

zasługiwały jednak na dokładne obejrzenie. 

-  Z  tego,  co  pani  mówi,  wynika,  że  Howard  Lungton  miał  bardzo 

stanowczy  charakter  -  kontynuował  lord  Percival,  oglądając  postaci 
osób składających ofiary. 

-  Czy  mogę  stąd  wnosić,  że  wzbudzał,  być  może  nieświadomie, 

niechęć? 

Domenica  Strauss  położyła  palec  wskazujący  na  wargach  i  przez 

dłuższy czas zastanawiała się. 

- Trzeba przyznać, że Howard nie był wielkim dyplomatą... A wśród 

osób obecnych w Starej Katarakcie wiele zaczęło już mieć go dość! 

- Na przykład Albertine Ahletout? 
-  Podał  pan  dobry  przykład,  inspektorze.  Ta  pani  od  wielu  lat 

zajmuje  się  starożytnościami  okręgu  asuańskiego  i  części  Nubii,  a 
ściślej  mówiąc,  udaje  jej  się  przekonać  innych,  że  to  właśnie  robi.  W 
rzeczywistości ta porywcza Francuzka ma przede wszystkim zmysł do 
robienia  sobie  reklamy  i  nie  znam  nikogo,  kto  lepiej  niż  ona  umiałby 
się tak przesadnie wychwalać. 

- Jak rozumiem, podważa pani jej kompetencje zawodowe? 

background image

-  Są  raczej  przeciętne  -  oceniła  Domenica  Strauss  -  ale  istnieją. 

Mimo to daleko jej do posiadania warsztatu i erudycji koniecznej, aby 
rzetelnie wypełniać swoją funkcję. 

- Jak sobie wobec tego radzi?- zapytał zaintrygowany Dodson. 
- Nasza droga Albertine zleca pracę swoim  uczniom, którzy,  mając 

nadzieję na otrzymanie posady, muszą siedzieć cicho i zgadzają się na 
wykorzystywanie wyników swoich badań. 

- Czy Howard Langlon mógł to zauważyć? 
-  Tak,  inspektorze.  Miał  wiele  zalet,  miedzy  innymi  był  bystry. 

Howard  miał  zbyt  wysokie  pojecie  o  etyce  naukowca,  aby  tolerować 
taką sytuację. 

- Jak na to zareagował? 
- Howard miał zamiar sporządzić raport o rzeczywistej działalności 

Albertine  Abletout  i  przedstawić  go  wpływowym  reprezentantom 
środowiska  egiptologów.  Krótko  mówiąc,  zaproponował  odesłanie 
francuskiej  egiptolog  na  emeryturę,  po  uprzednim  przyznaniu  jej 
wysokiego  odznaczenia  honorowego,  a  przede  wszystkim  jak 
najszybszym zastąpieniu jej kimś innym. 

- Miał jakieś sugestie co do nazwisk? 
- Nic mi o tym nie wiadomo. 
- Czy pani Abletout wiedziała o tym? 
- Oczywiście. Howard nie należał do ludzi podstępnych. Spotkał się 

z nią i przedstawił motywy swojej decyzji. 

- Idealna zabójczym!  - podsumował  Angus Dodson.  - Gwałtowna  i 

niepewna swego. Ta Francuzka postanowiła pozbyć się Anglika, który 
groził, że strąci ją z piedestału. 

Domenica Strauss przytaknęła: 
-  Na  pierwszy  rzut  oka  rozumowanie  nie  do  podważenia, 

nadinspektorze...  Ale  droga  Albertine  musiałaby  być  jedyną 
podejrzaną. A moim zdaniem tak nie jest. 

background image

ROZDZIAŁ XV

 

 
Domenica Strauss w zamyśleniu wyszła z grobowca. Za nią wyłonili 

się  lord  Percival  i  oblepiony  słońcem  Dodson.  Przeszli  kilka  kroków 
wzdłuż grobowców i usiedli w miejscu, gdzie jeszcze był cień. 

- Howard miał dość burzliwą rozmowę z inspektorem Ahmedem al-

Fostatem - wyjaśniła Niemka. - Właściwie była to prawdziwa kłótnia. 

- Stare animozje między Egipcjanami i Anglikami? 
- Znacznie gorzej, milordzie! Prawdę mówiąc, obaj mieli całkowicie 

odmienne  charaktery.  Ich  pierwsze  oficjalne  spotkanie  było  jednym  z 
najgwałtowniejszych,  ale  Howard  nie  poprzestał  na  tym.  Chcąc 
zrozumieć  powody  tak  okropnego  przyjęcia,  zażądał  raportu 
dotyczącego  rzeczywistej  działalności  al-Fostata.  Ponieważ  władze 
egipskie  wykręciły  się,  przeprowadził  własne,  bardzo  wnikliwe 
śledztwo.  Howard  wykazał  przy  tym  szczególną  zawziętość.  Odkrył 
więc,  że  ten  nadęty  i  arogancki  inspektor  to  oszust.  W  dziedzinie 
egiptologii jest absolutnym ignorantem, ale jako administracyjny tyran 
nie ma sobie równych. 

- Czy pan Langton zamierzał wystąpić przeciwko niemu? 
-  Naturalnie!  Howard  nienawidził  nieuczciwości  i  kłamstwa. 

Dlatego  odwiedził  wszystkie  stanowiska  archeologiczne  podległe  al-
Fostatowi.  Wszystkie  były  zaniedbane!  Mogą  sobie  panowie  łatwo 
wyobrazić jego złość... Tak naprawdę al-Fostat kupił swoje stanowisko 
i  był  gotów na wszystko, aby  je zatrzymać ze względu  na związane z 
tym  korzyści  materialne.  Ale  Howardowi  było  mało.  Postanowił 
sporządzić  obciążający  raport,  udowodnić  niekompetencję  al-Fostata  i 
wznowić poszukiwania przerwane z jego winy. 

- Czy Ahmed al-Fostat o tym wiedział? 
-  Domyślał  się  -  oceniła  Domenica  Strauss.  -  Howard  nie  umiał 

ukryć  i  rozmawiał  o  swoich  zamiarach  Z  wysokimi  urzędnikami 
egipskimi,  którzy  z  pewnością  nie  omieszkali  ostrzec  Ahmeda  al-
Fostata. 

Dodson  zmartwił  się.  Inspektor  do  spraw  starożytności  też  był 

idealnym podejrzanym. 

Na  starożytnym  murze,  tuż  obok  lorda  Percivala,  usiadł  dudek. 

background image

Wspaniały ptak otrząsnął się i odleciał. 

- Dobry znak - powiedziała Niemka. - Podobno dudek obdarza ludzi, 

których lubi, przeczuciem. 

- Czy w Starej Katarakcie nie było mężczyzny ubranego na czarno? 

- zapytał Angus Dodson. 

- Tak, to dziwny, niepokojący człowiek... Widziałam go tam po raz 

pierwszy  i  przeraził  mnie.  Z  ponurą  miną  i  w  ciemnym  ubraniu 
wyglądał  jak  diabeł  z  piekła  rodem.  Ale  wiem,  że  nie  należy  ufać 
pozorom. 

- Czy Howard Langton mówił pani o doktorze Qerry? 
- Tylko raz, i to niezbyt pochlebnie... Ponieważ Qerry od trzydziestu 

lat  prowadzi  pracownię  zajmującą  się  badaniem  mumii,  Howard 
oczekiwał interesujących rezultatów. Strasznie się zawiódł. Wydaje się, 
że Alan Qerry nie zajmował się ani egiptologią, ani mumiami, lecz miał 
inną  pasję,  i  to  o  wiele  bardziej  podejrzaną...  Doktor  zaoponował  i 
bronił  się,  twierdząc,  że  zebrał  ważne  dane,  mimo  iż  jeszcze  nic  nie 
opublikował. 

- Czy Qerry mógł myśleć, że jego stanowisko jest zagrożone? 
-  Jeśli  mierzył  Howarda  swoją  własną  miarką,  to  na  pewno! 

Ponieważ  ten  spec  od  mumii  wydaje  się  zdolny  do  najgorszego...  Ale 
może  się  mylę... Nie znam tego człowieka, a rzucam  na  niego ciężkie 
oskarżenia... Proszę nie brać tego pod uwagę. Śmierć Howarda tak mną 
wstrząsnęła, że tracę rozum. 

Płowowłosa  piękność  czule  pogłaskała  stary    kamień,  jakby  dawał 

jej oparcie. 

- Gdybym miała wskazać mordercę Howarda - ciągnęła poważnie - 

wymieniłabym Stevena Faxmore'a.  

Dodson podskoczył. 
- Skąd ta pewność, panienko? 
- Pewność to przesada... ale byłam świadkiem ponurej sceny, kiedy 

Howard i Steven Faxmore strasznie się pokłócili. 

- O co poszło? 
- Przyznaję, że  nie  zrozumiałam  powodu tej kłótni...  Wydawało  mi 

się,  że  Howard  podejrzewał  Faxmore'a,  iż  nie  jest  uczciwym 
naukowcem i że chce podjąć komercyjną eksploatację starożytności. 

- Jaką, panno Strauss? 

background image

-  Tego  nie  wiem.  Howard  był  wyciekły,  ale  nie  miał  jeszcze 

pewności, więc nie chciał wnosić oskarżenia bez dowodów. 

- Mimo wszystko pokłócili się. 
-  Przez  Faxmore'a.  To  furiat,  kapany  w  gorącej  wodzie,  który  na 

najmniejszą  aluzję    zareagował  nieprawdopodobnym  wybuchem. 
Howiard  chciał  jedynie  porozmawiać  i  wyjaśnić  sytuacje,  a  wpadł  na 
minę. Faxmore z całą pewnością miał sobie coś do zarzucenia. 

Lord  Percival  zrobił  kilka  kroków  w  zwycięskim  słońcu,  które 

pochłaniało ostatni skrawek cienia. 

- A pani nie ma sobie nic do zarzucenia, panno Strauss? 
Jasnowłosa Niemka podniosła się, 
- Co... co pan chce przez, to powiedzieć?  
Szkot patrzył na Nil. 
- Proszę mi wybaczyć niedyskrecję, ale z pani słów wynika, że była 

pani blisko związana z Howardem Langtonem. 

Domenica  Strauss  zacisnęła  pięści  i  odważnie  popatrzyła  mu  w 

oczy. 

- Tak, byłam kochanką Howarda i kochałam go. 
-  Czy  zamierzaliście  się  pobrać?  -  zapytał  nadinspektor  zawsze 

czujny w sprawach moralności. 

-  Ani  Howard,  ani  ja  nie  zadawaliśmy  sobie  tego  pytania...  Po  co 

troszczyć się o przyszłość? Liczyło się tylko uczucie. 

-  Dlaczego  zapomniała  pani  powiedzieć  nam  o  francuskim 

egiptologu Villabercie Glotonim, obecnym w Starej Katarakcie? 

- Ponieważ... Ponieważ nie mam o nim nic do powiedzenia. 
Lord Percival nie wydawał się zbytnio przekonany. 
- Glotoni usiłował pani szkodzić, prawda?  
Domenica Strauss spuściła wzrok. 
-  Villabert  Glotoni  kazał  mi  wyjechać  z  Egiptu.  Groził,  że  w 

przeciwnym  razie  ujawni  mój  związek  z  Howardem  Langtonem  i 
wywoła  duży  skandal,  który  zrujnuje  karierę  Howarda.  Oczywiście 
miałam  także  oddać  mu  moje  akta  z  wynikami  badań,  które  by  na 
pewno wykorzystał do publikacji artykułów pod swoim nazwiskiem. 

- Czy była pani zdecydowana wyjechać? 
- A czy chronienie Howarda nie było najważniejsze? 

background image

ROZDZIAŁ XVI 

 
W  palącym  słońcu  Dodson  z  coraz  większym  trudem  utrzymywał 

tempo  narzucone  przez  niewzruszonego  lorda  Percivala,  któremu 
południowy  skwar  najwyraźniej  nie  przeszkadzał.  W  eleganckim 
białym  kapeluszu  z  szerokim  rondem,  chroniącym  go  przed  coraz 
dokuczliwszym  upałem,  rozmyślał  o  zachowaniu  Domeniki  Strauss, 
która, nie mogąc powstrzymać łez ukryła się w grobowcu. 

- Może już pora wracać do hotelu? - zasugerował nadinspektor. 
- Niestety, mamy jeszcze jedno spotkanie. Proszę przyjąć moją radę 

i osłonić głowę. 

- Zgubiłem czapkę... 
-  Proszę  sobie  sprawić  jedną  z  tych  chust,  które  sprzedają  obnośni 

handlarze. O właśnie idzie jeden z nich... Wytarguję coś dla pana. 

Z  należycie  owiniętą  głową  nadinspektor  znalazł  w  sobie  odrobinę 

energii, by udać się w stronę osobliwej budowli z różowego piaskowca, 
w  której  mieściło  się  mauzoleum  Aghi  Khana.  Wzniesione  na  wzór 
meczetu,  kryło  zwłoki  duchowego  przywódcy  ismaelitów  -  ruchu 
religijnego liczącego cztery miliony wyznawców. 

Aby  dojść  do  mauzoleum,  mężczyźni  minęli  willę  Begum,  żony 

Aghi  Khana.  Nadal  tam  mieszkała,  ciesząc  się  wyjątkową  panoramą, 
której uroda urągała śmierci. 

- Z kim mamy się spotkać? 
-  Z  człowiekiem,  który  co  tydzień  przychodzi  medytować  przed 

białym, marmurowym sarkofagiem Aghi Khana. 

- Czyżby pan znalazł autora anonimowego listu? 
- Kto wie, nadinspektorze. 
Budowla  wznosiła  się  na  wzgórzu  ponad  palmami  i  kobiercem 

kwiatów otaczającym  willę  Begum.  Zbyt  regularne  warstwy  kamienia 
nadawały mauzoleum nieco surowy wygląd. Aby dostać się do wejścia, 
należało pokonać półokrągłe schody. 

Lord Percival zwrócił się do Dodsona: 
-  Przez  szacunek,  proszę  założyć  na  buty  te  płócienne  ochraniacze. 

Podłoga mauzoleum musi pozostać czysta. 

Wnętrze było skromne i pozbawione ozdób. Pod kopułą znajdowało 

background image

się  sanktuarium,  w  którym  poczesne  miejsce  zajmował  marmurowy 
grób z narożnikami zdobionymi wersetami Koranu. 

-  Czy  ten  Agha  Khan  nie  był  czasem  miliarderem?  -  zapytał 

nadinspektor. 

- W dniu swoich pięćdziesiątych urodzin - przypomniał lord Percival 

-  poprosił,  by  go  zważono.  Na  drugiej  szali  położono  równoważny 
ciężar w... diamentach. Jego uczniowie mogli tylko pogratulować sobie 
jego hojności. 

Jedyny  odwiedzający  to  miejsce  gość  jak  co  dzień  medytował,  by 

uczcić  pamięć  zmarłego,  wpatrując  się  w  czerwoną  różę  leżącą  na 
grobie. 

Był  wysoki,  wyglądał  władczo.  Egiptolog  Steven  Faxmore  miał 

ponad  pięćdziesiąt  lat  i  kanciastą  twarz  pooraną  głębokimi 
zmarszczkami. Nosił  czarne  spodnie  i  nieco  jaskrawą zieloną koszulę. 
Bokobrody zachodziły mu na policzki, a spiczasty podbródek wyglądał 
złowieszczo. 

- Czy możemy przerwać panu medytację, panie Faxmore? - zapytał 

lord Percival półgłosem. 

Mężczyzna odwrócił się, poruszony do żywego. 
- Skąd pan zna moje nazwisko? 
- W Asuanie jest pan sławny, a każdy właściciel feluki zna pańskie 

zwyczaje. 

- Kim panowie są? - zapytał Szkot ochrypłym głosem. 
-  Lord  Percival  Kilvanock  i  nadinspektor  Dodson.  Za  zgodą 

egipskich  władz  prowadzimy  śledztwo  w  sprawie  zabójstwa  naszego 
rodaka Howarda Langtona. 

- A więc został zamordowany... Krążyły takie plotki, ale nie można 

było  ich  sprawdzić,  jak  zwykle  zresztą.  Czy  egipska  policja  do  tego 
stopnia lekceważy tę sprawę, że aż przysłała nam arystokratę? 

- Zatrzymała podejrzanego - powiedział Angus Dodson. 
- No proszę... I kto to jest? 
- Abu, pracownik Starej Katarakty. 
-  Ach,  ta  zabawna  kreatura!  Zaproponowałem  mu,  żeby  wstąpił  do 

mojej  ekipy  wykopaliskowej,  ale  odmówił.  Szkoda...  Mając  takie 
warunki,  mógłby  pracować  za  pięciu.  Marzenie  archeologa!  Ale  ten 
osioł wolał swoje zajęcie. 

background image

- Uważa pan, że mógłby być winnym? 
- Nie mam pojęcia, panowie! Jeśli się nie mylę, to wasz problem, a 

nie mój. Wystarczą mi własne kłopoty. 

- Nie interesuje pana, kto zabił? - zapytał lord Percival. 
-  Myślicie,  że  praca  w  Egipcie  tu  bajka!  Kraj  jest  cudowny,  ale 

znajdźcie robotnika, który przychodzi  na czas  i prawidłowo wykonuje 
polecenia...  Zaangażowanie  się  w  program  wykopaliskowy  i  próba 
doprowadzenia  go  do  finału  to  prawie  niewykonalne.  Trzeba  by  nie 
mieć nerwów, a ja je mam. Tutaj dewiza wszystkich brzmi:  „Odłóż na 
jutro, co mógłbyś zrobić dziś, później na pojutrze, w końcu zdaj się na 
wolę Allaha”. Z czasem zostajesz fatalistą i zasypiasz u stóp antycznej 
kolumny w nadziei, że dobry duch wyjdzie z ruin, będzie przekopywał 
piach  za  ciebie  i  złoży  skarby  u  twoich  stóp.  Zżera  cię  rezygnacja  i 
powoli poddajesz się... chyba że jesteś Szkotem! My w Szkocji nigdy z 
niczego  nie  zrezygnowaliśmy.  A  zwłaszcza  z  wyzwolenia  się  spod 
jarzma Anglików. 

-  Czy  mamy  rozumieć,  że  traktował  pan  Howarda  Langtona  jako 

potencjalnego wroga? 

- Nie potencjalnego, milordzie, ale po prostu - jako wroga! Widzieć, 

jak  przyjeżdża  tu  młody  angielski  archeolog  i  obejmuje  stanowisko, 
które mnie się należało - to jak wypowiedzenie wojny! 

- A jak zamierzał pan zwalczać swojego wroga?  
Steven Faxmore oparł się o ścianę. 
-  Niestety,  miałem  przeciw  niemu  tylko  jedną  broń.  Langton 

przyjechał w aureoli dyplomów i swojej wiedzy... I nikt nie mógł tego 
podważyć. To był  naprawdę  łebski gość  i pierwszorzędny egiptolog o 
bardzo  rozległych  kompetencjach.  Jego  nominacja  była  rozsądna.  Ale 
mnie on przeszkadzał! W dodatku był narwany... 

- I miał liczne projekty. 
- To jasne, jestem jednak ostatnią osobą, której by je zlecił! Langton 

szybko zrozumiał, że obejmując władzę, zepchnął mnie na margines,  i 
że naprawdę nie miałem ochoty robić dobrej miny do złej gry. 

- Czy miał pan ochotę pozbyć się tak niebezpiecznego przeciwnika? 

- zapytał lord Percival. 

- Jeśli szukacie specjalisty od śmierci, zwróćcie się raczej do doktora 

Qerry. 

background image

ROZDZIAŁ XVII 

 
- Co ma pan do zarzucenia Alanowi Qerry, panie Faxmore? 
Egiptolog pogładził palcem wskazującym czerwoną różę świadczącą 

o jego przywiązaniu do zmarłego Aghi Khana. 

- Co się tyczy  specjalisty od  mumii, to tylko specjalista od  mumii! 

Ale jeden z najniebezpieczniejszych... Już samo jego zajęcie jest raczej 
ekscentryczne,  a  w  jego  wydaniu  staje  się  po  prostu  karygodne.  Na 
szczęście dla Aghi Khana jego doczesne szczątki nie dostały się w ręce 
Qerry'ego. 

- Proszę mówić jaśniej - zażądał nadinspektor.  
Steven Faxmore wpatrywał się w sarkofag. 
-  Qerry  to  podejrzany  typ,  to  wszystko,  co  wiem.  Na  waszym 

miejscu zainteresowałbym się jego działalnością. Nikomu nie udało się 
ustalić, co właściwie robi... Być  może  jako profesjonaliści  mielibyście 
więcej  szczęścia.  Ja  się  poddaję.  Już  na  sam  jego  widok  dopada  mnie 
chandra.  Co  dopiero,  kiedy  z  nim  rozmawiam...  Ale  ponieważ 
popełniono morderstwo, nie zdziwiłbym się, gdyby ten szatan był w nie 
w taki czy inny sposób zamieszany. 

- To poważne oskarżenie - zauważył nadinspektor. 
-  Co  najwyżej  domniemanie.  Gdyby  trzeba  było  podejrzewać  o 

morderstwo wszystkie kanalie, z którymi ostatnio miałem do czynienia, 
należałoby w pierwszym rzędzie postawić tego starego łajdaka Abd el-
Mosula.  Mówią,  że  z  wiekiem  stał  się  nieszkodliwy,  ale  ja  w  to  nie 
wierzę.  Jeśli  jest  na  tropie  prawdziwego  skarbu,  może  z  zimną  krwią 
usunąć wszystkich, którzy stoją na jego drodze. 

- I... tak jest w tym przypadku? 
-  Zobaczycie!  A  niby  dlaczego  był  w  Starej  Katarakcie  na  tym 

przerwanym zebraniu egiptologów? 

Steven  Faxmore  zrobił  kilka  kroków  w  stronę  sarkofagu  Aghi 

Khana. 

-  Czy  mam  rozumieć  -  podsunął  lord  Percival  -  że  niektórzy 

egiptolodzy kontaktowali się z Abd el-Mosulem? 

Faxmore podniósł ręce do nieba. 
-  Dajcie  spokój,  nie  udawajcie  naiwnych!  Wielu  poszukiwaczy 

background image

zwracało się do miejscowych wywiadowców, aby odszukać grobowce, 
których  położenie  znały  tylko  rodziny  szabrowników.  Bez  nich 
większość  badań  zakończyłaby  się  klęską.  Wystarczy  sprawdzić,  czy 
stary Abd el-Mosul jest nadal aktywny, czy też rzeczywiście przeszedł 
na emeryturę. 

- A pańskim zdaniem? 
- Trudno powiedzieć. Jest sprytniejszy niż żmija piaskowa! Zawsze 

uśmiechnięty i uprzejmy, a równocześnie zawsze gotowy zadać cios w 
plecy... Zupełnie jak jego rodak Ahmed al-Fostat... Inspektor do spraw 
starożytności! Co za bzdura! Nie jest nawet w stanie odczytać kolumny 
hieroglifów. Nie ma też co go pytać o różnicę pomiędzy stelą z okresu 
Starego  Państwa  a  rzeźbioną  tablicą  z  okresu  Ptolemeuszy...  Kiedy 
Langton go poznał, przeżył szok! Już po chwili zorientował się, że al-
Fostat  jest  niekompetentny.  Krzyczał,  aż  ściany  drżały.  Nie  muszę 
mówić, że Egipcjanin bardzo źle to przyjął... Tym bardziej, iż Langton 
oznajmił,  że  przygotuje  szczegółowy  raport,  by  zmusić  go  do  jak 
najszybszej dymisji! 

- A więc był pan świadkiem tej sceny. 
-  I  czułem  się  mocno  zażenowany.  Kiedy  w  grę  wchodziła  etyka 

zawodowa,  Langton  był  bezwzględny.  Ja  chciałem  po  prostu 
przedstawić mu al-Fostata, żeby nawiązali dobre stosunki. Tymczasem 
nic z tego nie wyszło. Nie muszę mówić, że najchętniej skryłbym się w 
mysią dziurę, aby uniknąć krzyków. 

- Czy Howard Langton i Ahmed al-Fostat spotkali się po tej kłótni? 
- Nic o tym nie wiem. Nie wiem też, czy Langton dowiedział się, że 

al-Fostat był zamieszany w brudną aferę. 

- Jakiego rodzaju? - zapytał Dodson. 
-  Al-Fostata  podejrzewano  o  kradzież  w  muzeum  w  Asuanie. 

Chodziło  o  mały  amulet  przedstawiający  żabę,  którego  wartość 
handlowa  była dość znaczna. Nigdy go nie odnaleziono. Al-Fostat nie 
przyznał  się  i  nie  można  było  dostarczyć  przeciwko  niemu  żadnych 
dowodów. Ale taka historia nie powinna figurować w aktach inspektora 
Służby Starożytności... 

- Czy rozmawiał pan o tym z Howardem Langtonem? - zapytał lord 

Percival. 

-  Starałem  się  nic  dolewać  oliwy  do  ognia,  poza  tym  nie  lubię 

background image

donosić. W każdym razie Langton i tak by się w końcu dowiedział, a to 
tylko pogorszyłoby jego zdanie o inspektorze. 

- Czy jego stosunki z Albertine Abletout były lepsze?  
Gdyby  nie  powaga  miejsca,  Steven  Faxmore  wybuchnąłby 

śmiechem. 

-  Pan  żartuje,  milordzie!  Ta  zarozumiała  i  nieznośna  Francuzka, 

którą  w  środowisku  przezywają  Castafiorą  egiptologii,  nienawidzi 
angielskich  kolegów,  którzy  odpłacają  jej  tym  samym.  Langton  nie 
omieszkał dopiec jej do żywego, pytając, czy skończy w terminie swój 
doktorat o grobowcach Meri-re i Mehu. Szkoda, że nie widział pan jej 
reakcji... 

Prawdziwa 

furia! 

Langton 

potrzebował 

ogromnej 

stanowczości,  żeby  się  jej  przeciwstawić,  tym  bardziej,  że  uderzył 
celnie.  Przypomnienie  drogiej  Albertine,  że  jest  niezupełnie  w 
porządku  w  kwestiach  naukowych,  z  pewnością  nie  sprawiło  jej 
przyjemności.  Proszę  zauważyć,  że  miała  uczniów.  Weźmy  Villaberta 
Glotoniego,  który  jeszcze  nie  skończył  swojej  pracy  o  magicznych 
statuetkach  uchebti...  Zresztą,  to  są  nasze  drobne  kłótnie  w  gronie 
specjalistów, które jednak zwykle nie kończą się morderstwem. 

- A jakie jest pańskie zdanie o Domenice Strauss? 
- Cholernie poważna... Skończyła swój doktorat. 
- Na jaki temat? 
- Stożków zmartwychwstania... Nic nadzwyczajnego, przyznaję, ale 

ta  śliczna  blondynka  jest  prawdziwym  egiptologiem,  oddanym 
badaniom. Mam wrażenie, że straciła głowę dla Langtona. 

- Czy był wrażliwy na wdzięki panny Strauss? 
-  Anglik  tego  pokroju,  a  kto  to  może  wiedzieć!  To  prawda,  że 

stanowili  ładną parę.  Ale Straussówna  miała zbyt wiele wad, żeby  się 
jej udało. 

- Co to za wady? - zapytał Dodson. 
-  Zbyt  uczciwa,  zbyt  pracowita  i  zbyt  rygorystyczna...  Na  dłuższą 

metę  to  się  staje  nudne.  Nie  potrafi  ani  intrygować,  ani  rozdawać 
kuksańców,  które  pozwalają  zrobić  błyskotliwą  karierę.  Domenica 
Strauss  pozostanie  zwykłą  badaczką  i  nigdy  nie  dostanie  ważnego 
stanowiska.  Langton  mógłby  jej  zapewnić  piękną  przyszłość...  Los 
jednak zadecydował inaczej. 

- Tym razem przybrał kształt zbrodniczej ręki. 

background image

- Co to zmienia? Któregoś dnia i tak trzeba umrzeć. Teraz Langton 

jest wolny od wszystkich materialnych trosk.  

Nadinspektor był zbulwersowany. 
- Jak pan może mówić w ten sposób, panie Faxmore? 
- Widać, że nie zna pan Wschodu. Tutaj życie, śmierć i upływ czasu 

nie mają żadnej wartości. Wszyscy skończymy w tym samym niebycie. 
Jeśli panowie mnie już nie potrzebują, chętnie wrócę do siebie. 

- Kiedy zamierza pan wrócić do Szkocji? - zapytał lord Percival. 
- Jeszcze nie teraz... Ale kto może powiedzieć, co będzie jutro? 
Steven  Faxmore  oddalił  się  wolnym  krokiem,  pozostawiając 

czerwoną różę jej własnej samotności. 

background image

ROZDZIAŁ XVIII 

 
Barwny  asuański  bazar,  równoległy  do  drogi  biegnącej  wzdłuż 

brzegu,  był  miejscem  chętnie  odwiedzanym  przez  turystów,  którzy 
wpadali w zachwyt na widok wyrobów z bawełny, toreb z jaszczurczej 
skóry, koszy, muszel z Morza Czerwonego, hebanowych maczug przy-
pominających o wojowniczym charakterze starożytnych Nubijczyków, 
i  różnorodnych  przypraw  korzennych,  w  tym  szafranu,  pieprzu  i 
kolendry. 

Villabert  Glotoni  lubił  mieszać  się  z  tłumem,  łyknąć  orzeźwiającej 

karkady i wałęsać się, nie myśląc o pracy i obowiązkach. 

Ostatnimi czasy francuski egiptolog mocno przytył, ale nie zmieniło 

to  jego  dziwacznego  wyglądu:  duża,  prawie  kwadratowa  głowa  bez 
szyi,  osadzona  była  na  szerokim  tułowiu  podtrzymywanym  przez 
krótkie  nogi.  Płaski,  niemal  murzyński  nos,  gęste  brwi,  niesforny 
kosmyk  nieustannie  opadający  na  czoło  i  wąsik,  który  od  czasu  do 
czasu  golił.  Villabert  Glotoni  nie  był  ideałem  piękności,  ale  umiał  się 
podobać  i  czarować.  Dzięki  temu  uchodził  za  egiptologa,  dystansując 
specjalistów  doświadczonych,  lecz  nie  obdarzonych  umiejętnością 
współżycia z ludźmi. 

Dziś  Glotoni  był  jednym  z  filarów  egipskiej  archeologii.  Nic  nie 

mogło się odbywać bez jego wiedzy i zgody. 

To poczucie władzy było warte więcej niż byle upojenie. Postanowił 

to wykorzystać aż do zaspokojenia pragnienia. 

- Co za pasjonujące miejsce, panie Glotoni, prawda? 
Francuski egiptolog obrócił się. 
Mężczyzna,  który  go  zagadnął,  mógł  być  tylko  Anglikiem. 

Zdradzały  go  nieskazitelnie  biały  garnitur  i  odziedziczony  po  kilku 
pokoleniach kulturalnych przodków wygląd dżentelmena. Za to tęgawy 
i  niegustownie  ubrany  jegomość  po  jego  lewicy  przypominał  raczej 
amerykańskiego turystę, który stracił swoje korzenie. 

-  Proszę  pozwolić,  że  przedstawię  nadinspektora  Dodsona  ze 

Scotland Yardu. Ja jestem lord Percival Kilvanock. 

- Miło mi... panowie... panowie mnie znają? 
- Któż pana nie zna, panie Glotoni?  

background image

Francuz pokraśniał z zadowolenia. 
- Panowie zwiedzają Asuan? 
-  Niestety,  mamy  bardzo  mało  wolnego  czasu,  ponieważ 

prowadzimy  śledztwo  w  sprawie  śmierci  naszego  nieszczęsnego 
rodaka, Howarda Langtona. 

-  Ach,  ten  biedak!  Co  za  nieszczęście,  co  za  straszne  nieszczęście! 

Przyjechał  do  Egiptu,  żeby  objąć  odpowiedzialne  stanowisko  i  został 
zamordowany! 

- Jest pan dobrze poinformowany, panie Glotoni. 
- Ależ skąd, milordzie! Rozmawiał pan z naszą wspaniałą Albertine 

Abletout,  a ona  wszędzie  rozpowszechniła  tę  wiadomość.  Ma  już  taki 
charakter  i  nikt  tego  nie  zmieni:  jak  wszystkie  kobiety,  niczego  nie 
potrafi  zachować  dla  siebie.  Tak  więc  dowiedziałem  się,  że  śmierć 
Howarda Langtona była o wiele tragiczniejsza, niż sobie wyobrażałem. 
Pomyśleć,  że  umówiliśmy  się  wraz  z  kilkoma  kolegami  na  małe 
spotkanie w Starej Katarakcie i czekaliśmy na niego na próżno. 

-  Pierwsze  wyniki  śledztwa  wskazują,  że  zabójca  znajdował  się 

wśród osób obecnych na tarasie hotelu. 

- Mój Boże, to okropne! Czy panowie są tego pewni? Słyszałem, że 

policja już zatrzymała winnego. 

- To tylko podejrzany. 
- A... Czy można wiedzieć, kto to taki? 
- Abu, pracownik hotelu. 
-  Ten  nubijski  olbrzym,  ten  wspaniały  mężczyzna?  Nie  do  wiary! 

Zauważcie  panowie,  że  jest  bardzo  silny  i  porywczy.  Słyszałem,  że 
wcześniej z powodu jakiejś ponurej historii rodzinnej zabił kuzyna. Ale 
to oczywiście O niczym nie świadczy. 

Handlarz  podetknął  Glotoniemu  pod  nos  koszyczek  nieudolnie 

zdobiony przez dwójkę ze swoich osiemnaściorga dzieci. 

- Sto funtów egipskich, niedrogo...  
Znużony  Glotoni  pozbył  się  natręta  kilkoma  celnymi  arabskimi 

słowami. 

-  Egipt  to  bardzo  spokojny  kraj,  panowie...  Tragiczna  śmierć 

Langtona wszystkich nas poruszyła. 

- To bolesna strata dla egiptologii. 
Villabert Glotoni skrzywił się i potarł górną wargę. 

background image

-  Tu  się  z  panem  nie  zgodzę,  milordzie.  Sądzę,  że  warto  by 

zmodyfikować  pańskie  zdanie...  Być  może  Langton  był  czarujący  i 
dobrze  wychowany,  ale  był  kiepskim  egiptologiem.  Według  mnie 
znalazł  swój  dyplom  w  skarpetce  z  prezentami.  Wystarczyło  zapuścić 
sondę, aby  się przekonać,  iż  nie  miał żadnych kompetencji  i  był tylko 
urzędnikiem wysłanym z Londynu, który miał postarać się zaprowadzić 
porządek 

na 

terenach 

brytyjskich 

wykopalisk. 

Powiedziałem 

„postarać”,  ponieważ  jeszcze  żadnemu  urzędasowi  nie  udało  się 
wprowadzić swoich metod w terenie. Langton połamałby sobie na tym 
zęby, tak jak inni. 

Francuz zatrzymał się nad piramidą szafranu. 
-  Czy  wiedzą  panowie,  że  to  najdroższa  przyprawa  na  świecie?  A 

tutaj  jest  tego  pod  dostatkiem!  Doprawiam  nią  niemal  każdą  potrawę. 
Pozwolą panowie, że im podaruję. 

Targowanie  się  ze  sprzedawcą  trwało  z  dziesięć  minut.  Villabert 

Glotoni,  mający  spore  doświadczenie,  postawił  na  swoim.  Dodson,  z 
dwoma rożkami wypełnionymi szafranem, czuł  się nieco zakłopotany, 
ale nie dal po sobie poznać. 

-  Poza  tym  -  ciągnął  Francuz  -  biedny  Langton  wydawał  mi  się 

niepoprawnym  i  zupełnie  niedzisiejszym  romantykiem.  Postrzegał 
Egipt jako swego rodzaju raj utracony, gdzie ukryto niezliczone skarby. 
Archeologia  naukowa  już  dawno  odeszła  od  tego  rodzaju  mrzonek. 
Skorupa naczynia mówi nam więcej niż skarby Tutanchamona. 

-  Jeśli  dobrze  rozumiem  -  powiedział  lord  Percival  -  nie  lubił  pan 

denata. 

- Stosunki między Anglikami i Francuzami są dość skomplikowane, 

zwłaszcza w naszej dziedzinie... Ale próbowałem to załagodzić. Gdyby 
ten biedny Langton żył dłużej, z pewnością by mi się to udało. Zresztą, 
moim zdaniem, nie zagrzałby tu miejsca. O, widział pan to? 

background image

ROZDZIAŁ XIX 

 
Villabert  Glotoni  wpadł  w  zachwyt  nad  małym  wypchanym 

krokodylem. 

-  To  już  dzisiaj  rzadkość!  Niektórzy  twierdzą,  że  to 

najskuteczniejszy talizman chroniący przed złym okiem. Należy jednak 
uważać na podróbki i twardo negocjować cenę, oko w oko. We trzech 
nie mamy najmniejszej szansy. Ponieważ obaj panowie jesteście bardzo 
sympatyczni, pokażę wam coś wyjątkowego. 

Francuz zanurkował w sklepiku wypełnionym od podłogi aż po sam 

sufit miedzianymi talerzami i podniósł jeden z nich. 

-  Zobaczcie  -  szepnął.  -  To  groty  zatrutych  strzał.  Przynajmniej 

handlarz tak twierdzi. Osobiście nigdy bym się nie odważył ich kupić; 
podobno zranienie może być śmiertelne. 

Glotoni 

podał 

sprzedawcy 

jednofuntowy 

banknot, 

prawie 

nieczytelny  wskutek  ciągłego  przechodzenia  z  rąk  do  rąk,  aby  mu 
podziękować za ten pokaz. 

- Tak dobrze zna pan Egipt - powiedział lord Percival - z pewnością 

myślał pan o tej tragedii i zastanawiał się, kto mógłby być sprawcą. 

Francuz nerwowo wytarł czoło chusteczką. 
- Wręcz przeciwnie, milordzie. Starałam się odpędzić wszystkie złe 

myśli! Nie wolno zatruwać sobie umysłu takimi okropnościami. 

- Mimo to chyba zgodzi się pan nam pomóc.  
Egiptolog sposępniał. 
-  Ależ  oczywiście...  W  miarę  moich  możliwości,  rozumie  się  samo 

przez się. 

- Wspomniał pan panią Abletout... 
-  Cudowna  kobieta!  Wszyscy  chylimy  czoło  przed  jej  wiedzą  i 

niewyczerpaną  energią.  Bez  jej  działalności  egipska  archeologia  nie 
byłaby  tym,  czym  jest.  Udało  jej  się  zmienić  obyczaje,  pokonać 
konformizm  i  właściwie  ukierunkować  swoje  ekipy  poszukiwawcze.  I 
to z jakim zdumiewającym skutkiem! 

- A więc nie wyobraża pan jej sobie w kostiumie zbrodniarki. 
-  Nie  mówi  pan  poważnie,  milordzie.  Pani  Abletout  ,  zaledwie 

dostrzegała Howarda Langtona. On, początkujący, świeżo mianowany, 

background image

musiał  dopiero  pokazać,  że  jest  coś  warty...  Tym  bardziej,  że  był 
Anglikiem!  To  przecież  Francuzi  stworzyli  egipską  archeologię  i  do-
konali  największych  odkryć.  Panowie  Anglicy  powinni  byli  spuścić 
głowy, prawda? O, przepraszam, zapomniałem, że... 

- Proszę nas nie przepraszać - odparł Szkot. - Pańskie rozumowanie 

jest słuszne. 

- Gra pan fair, milordzie. 
-  Jestem  tylko  obiektywny,  nawet  jeśli  wielcy  angielscy 

archeolodzy,  jak  Putrie  i  Howard  Cartcr,  odkrywca  grobowca 
Tutanchamona,  dorzucili  swój  kamyczek  do  tej  budowli.  Wydaje  mi 
się, że teraz coraz więcej egiptologów to Egipcjanie. 

- Rzeczywiście, to nieodwracalna tendencja. 
-  A  jednak  usłyszałem  niejedną  krytykę  pod  adresem  inspektora 

Ahmeda al-Fostata. 

-  Złe  języki!  -  gwałtownie  zaprotestował  Glotoni.  -  Ahmed  jest 

uroczym  człowiekiem,  który  wykonuje  swój  zawód  z  największą 
sumiennością  zawodową.  Jest  najlepszym  inspektorem  egipskim,  z 
jakim  się  zetknąłem.  Oczywiście,  kilku  zawistnych  kolegów 
zazdrościło  mu  jego stanowiska, ale to ludzkie, prawda? Po kilku  nie-
wielkich sprzeczkach, nieuniknionych między ludźmi, którzy się słabo 
znają, w końcu doceniliby się wzajemnie i skutecznie współpracowali. 

-  Jak  przypuszczam,  nie  mógłby  pan  tyle  powiedzieć  o  Abd  el-

Mosulu? 

- Dlaczego mi pan o nim wspomina? 
- Ponieważ był w Starej Katarakcie w dniu morderstwa. 
-  To  prawda...  Ale  Abd  el-Mosul  nie  zasługuje  na  tak  paskudną 

opinię, jaka do niego przylgnęła. To prawda, że jest ofiarą niechlubnej 
przeszłości  rodzinnej,  ale  dziś  jest  tylko  sympatycznym  staruszkiem, 
któremu  sprawia  przyjemność  rozpowszechnianie  mniej  lub  bardziej 
przerażających 

historyjek. 

Egipcjanie 

są 

niezrównanymi 

gawędziarzami  i  bez  umiaru  koloryzują.  Działalność  Abd  el-Mosula 
należy do zamkniętej przeszłości, którą lubi upiększać. 

- Czy bardziej niepokoi pana zachowanie doktora Qerry? 
Villabert Glotoni ze zdziwienia szerzej otworzył oczy: 
-  Dlaczego  miałoby  mnie  niepokoić?  Allan  Qerry  ubiera  się  dość 

ponuro,  przyznaję,  ale  nie  można  oceniać  ludzi  po  wyglądzie.  Qerry 

background image

jest specjalistą od mumii,  jednym  z  najlepszych.  Przeszkadza  mu  jego 
trudny  charakter  i  niezwykła  skłonność  do  samotności.  Czy  to 
zbrodnia?  O,  proszę  spojrzeć!  Rzeźbiony  ząb  hipopotama.  Pochodzi  z 
daleka,  bo  w  Nilu  już  od  dawna  nie  ma  hipopotamów.  Sprzedaż  tego 
rodzaju  artykułów  jest  częściowo  zakazana,  ale  tu  wszystko  można 
załatwić przy odrobinie dyplomacji. 

- Czy hipopotam nie był zwierzęciem boga Setha, niszczyciela? 
-  W  rzeczy  samej,  milordzie.  Niszczyciela,  takiego  jak  Faxmore, 

Szkot, którego wszyscy się boją. 

- Z jakiego powodu? - zapytał Dodson. 
-  Ponieważ  uważa  się  za  ucieleśnienie  księcia  piekieł,  dzierżącego 

nóż ścinający głowy śmiałkom, którzy mu się przeciwstawiają. 

- Przypuszczam, że to głupie żarty. 
-  Wcale  nie!  Groził  wielu  osobom,  także  mnie,  ogromnym 

rzeźnickim  nożem  i  nie  wyglądał,  jakby  żartował.  „Jestem  bogiem 
mścicielem i pożeraczem dusz”, krzyczał. 

- W takim razie trzeba go zamknąć! 
-  Jesteśmy  w  Egipcie,  nadinspektorze,  a  Faxmore'owi  daleko  do 

szaleństwa. Widzi starożytność na swój sposób i doskonale sobie radzi. 
Przyjazd  Langtona  był  mu  nie  w  smak,  to  jasne,  ale  od  tego  do 
oskarżenia... 

- Wiem, że Langton miał przyjaciółkę, Domenicę Strauss. 
- Ach, co to za straszna kobieta! To wszystko przez nią! 
Francuski egiptolog poczerwieniał ze złości: 
- Czy mógłby pan mówić jaśniej? - zapytał lord Percival. 
-  Co  pan  chce,  żebym  panu  jeszcze  powiedział?  Ta  Domenica 

intrygowała od momentu swego przyjazdu do Egiptu i Bóg  jeden wie, 
co  mogła  wymyślić,  żeby  złowić  Howarda  Langtona  w  swoje  sieci. 
Gdybyście  poszukali  od  tej  strony,  nie  zawiedlibyście  się.  No,  ale 
bardzo  mi  przykro.  Pilne  spotkanie  zmusza  mnie  do  opuszczenia 
panów.  Mam  nadzieje,  że  nie  mają  mi  panowie  za  złe?  Być  może  się 
spotkamy. Byłaby to dla mnie przyjemność. 

Villabert Glotoni zgrabnie i szybko wmieszał się w tłum. Po chwili 

zniknął. 

-  Na  dłuższą  metę  ten  typ  jest  trudny  do  zniesienia  -  ocenił 

nadinspektor. - Zastanawiam się, czy gra, czy też jest szczery. 

background image

-  Czy  mogę  pana  zaprosić  do  hotelu  na  zimne  piwo,  mój  drogi 

Dodsonie? 

- Mam wrażenie, że drepczemy w miejscu, milordzie. 
- I tak, i nie. Opracowaliśmy już kilka ścieżek. Niektóre z nich mogą 

nas doprowadzić do celu. 

-  Egipska  policja  będzie  nam  prawdopodobnie  rzucać  kłody  pod 

nogi. 

- A więc będziemy musieli nauczyć się omijać przeszkody. 
-  Proszę  mi  powiedzieć,  milordzie...  Czy  za  tym  Glotonim  nie 

ciągnie się jakiś nieznośny zapach? 

-  To  zapach  różanego  olejku,  typowy  dla  Egiptu.  Można  go  łatwo 

kupić na bazarze. 

background image

ROZDZIAŁ XX 

 
Zachód słońca, kiedy wydmy stroiły się w złoto, a Nil w srebro, był 

zawsze  magiczny.  Wydawało  się,  że  nawet  odgłosy  miasta  cichną 
wobec  spokoju  wieczoru,  tej  uroczej  chwili,  w  której  dzień  i  noc 
świętują fantastyczne gody. 

Upal zelżał, a piwo było wyborne. Angus Dodson odzyskał siły, ale 

obawiał się, że nie wytrzyma już długo w tym klimacie, beznadziejnie 
pozbawionym deszczu i mgły. 

Nad nadinspektorem pochylił się kierownik sali w czerwonej liberii: 
- Pańska rozmowa. 
- Czy to Scotland Yard? 
- Tak mi powiedziano. Przed chwilą uzyskaliśmy połączenie. 
Dodson  zerwał  się  z  postanowieniem  nierozłączania  się  do 

momentu,  aż  otrzyma  upragnioną  wiadomość.  Bojowym  krokiem 
poszedł w kierunku telefonu. 

Kierownik  sali  pochylił  się  również  nad  Szkotem.  Na  miedzianej 

tacy leżała koperta. 

-  Wiadomość  dla  pana,  milordzie.  Arystokrata  otworzył  kopertę. 

Wiadomość była krótka: 

 
Jeśli chce pan poznać prawdę, proszę iść do pokoju 102. 
 
Zawierała  błąd  ortograficzny:  słowo  „prawda”  napisano  przez  „f; 

oprócz tego słowa „pan” oraz „iść” były napisane wspak, od prawej ku 
lewej. 

Lord  Percival,  oceniwszy,  że  Dodson  nie  wróci  przed  upływem 

kwadransa, postanowił przedsięwziąć wyprawę, do której namawiał go 
tajemniczy korespondent. 

O tej godzinie remontowany hotel był cichy i wyludniony. 
Szkot  szedł  bezszelestnie  ciemnym  korytarzem  prowadzącym  do 

pokoju 102. 

Nagle odniósł wrażenie, że ktoś go śledzi. 
Nieopodal zaskrzypiał parkiet. 
Anglik  wstrzymał  oddech,  przystanął,  po  chwili  powoli  cofnął  się, 

background image

chcąc zaskoczyć szpiega. 

Lord  Perciyal  nie  był  ani  emerytowanym  bokserem,  ani 

doświadczonym wojownikiem, ale uprawiał wiele sportów i  nigdy  nie 
unikał walki. W Eton nie uległ trzem londyńczykom, którzy wymieniali 
niegrzeczne  uwagi  pod  adresem  Szkotów.  Zostali  na  placu  boju  z 
kilkoma guzami i złamanym nosem. 

Podłoga  znowu  skrzypnęła,  ale  był  to  tylko  trzask  drewna.  Nie 

dostrzegłszy śladów obecności człowieka, arystokrata poszedł dalej. 

Przekręcił  gałkę  w  drzwiach  pokoju  102,  które  nie  były  zamknięte 

na klucz, i wśliznął się zręcznie jak kot. 

Odnowiony pokój był komfortowy. 
Na łóżku leżała duża koperta miejscowej produkcji. 
Lord  Percival  otworzył  ją.  W  środku  znajdował  się  fajansowy 

amulet - krokodyl z wykonanym na grzbiecie czerwonymi wersalikami 
napisem  „Howard  Langton”.  Przedmiot  absolutnie  współczesny, 
pochodzący z podrzędnej wytwórni podróbek. 

Szkot uśmiechnął się. 
Uczciwość  zawodowa  kazała  mu  obejrzeć  pokój.  Tak  jak 

przewidywał, nie znalazł nic więcej. Wzbogacony o cenną wskazówkę, 
wrócił  na taras  i czekał  na Dodsona, rozkoszując się ciszą zapadającej 
nocy. 

Nadinspektor pojawił się pól godziny później, wycierając czoło. 
-  Rozmawiałem  ze  Scotland  Yardem!  -  zaanonsował  triumfalnie.  - 

W  Londynie  wszystko  w  porządku:  wielki  smog  i  żaden,  nawet 
najmniejszy  skandal  nie  dotyczył  Jej  Królewskiej  Mości.  Za  to  na 
moim biurku piętrzą się raporty i wszyscy z niecierpliwością oczekują 
mojego  powrotu,  tym  bardziej,  że  sam  szef  otrzymał  telegram  od 
komisarza  Abdel-Atifa,  który  donosi,  że  sprawa  została  rozwiązana,  a 
winny siedzi w areszcie. Tłumaczyłem, że mamy odmienne zdanie, ale 
nie doszliśmy jeszcze do ostatecznych wniosków. 

- A co ze Scottish Brewer? 
-  To  bardzo  znana  marka,  która,  według  kartoteki  Yardu,  nie  ma 

nawet  nielegalnych  destylatorni.  Ma  za  to  kairskie  biuro,  w  którym 
prowadzi  się  badania  nad  możliwością  otwarcia  rynku  w  Egipcie.  Od 
około roku prowadzone są pertraktacje, ale strasznie się ciągną. 

- Interesujące - ocenił lord Percival. - Ma pan adres? 

background image

- Adres i nazwisko egipskiego przedstawiciela. 
- Znakomicie, mój drogi Dodsonie. Ja również nie traciłem czasu. 
- Co się działo? 
- Ktoś stara się nam pomóc, nadinspektorze. 
- Pomóc nam?... W jaki sposób? 
- Wskazując nam ścieżkę prowadzącą do mordercy. 
- Ale... kto jest tym nieoczekiwanym współpracownikiem? 
-  Osoba  raczej  niezręczna,  która  pozostawia  zdecydowanie  zbyt 

dużo śladów. Same wskazówki zaś są bardzo wymowne. 

Arystokrata pokazał Dodsonowi amulet w kształcie krokodyla. 
-  Przedmiot  tyle  zabawny,  co  okropny...  Ale  jest  tu  nazwisko 

Howarda Langtona! 

- Co pan sądzi o kolorze atramentu? 
- Czerwony... Czy ma to jakieś szczególne znaczenie? 
-  W  takiej  sytuacji  to  rodzaj  uroku.  Ktoś,  kto  napisał  czerwonym 

kolorem nazwisko Langtona na tym krokodylu, źle mu życzył. 

-  Inaczej  mówiąc,  ta  okropna  zabawka  miałaby  należeć  do 

mordercy? 

- Pańskie rozumowanie jest logiczne. 
- A... o kim pan myśli? 
-  Kto  nosi  amulet  w  kształcie  krokodyla,  jeśli  nie  Abu,  nubijski 

wielkolud  zatrzymany  przez  egipską  policję?  Jeśli  właściwie 
interpretować  tę  wskazówkę,  oznacza  ona,  że  Abu  rzucił  urok  na 
Howarda Langtona i chciał pożreć swoją zdobycz jak krokodyl. 

- Abu byłby więc winny... 
-  Przynajmniej  ktoś  chce,  żebyśmy  w  to  uwierzyli  i  jak  najprędzej 

opuścili ten kraj. 

- A... co zamierza pan zrobić, milordzie? 
-  Jeszcze  przez  kilka  minut  rozmyślać  o  bogactwie  dynastii 

faraonów, zjeść skromną kolację, dobrze się wyspać, a później pójść do 
autora tej wiadomości, który oskarża Abu, i zapytać, czy jego rewelacje 
są prawdziwe. Proszę się nacieszyć Starą Kataraktą, mój drogi Dodso-
nie; chwile snu na jawie to w życiu rzadkość. 

background image

ROZDZIAŁ XXI 

 
Lord  Percival  i  Dodson  zaskoczyli  komisarza  Omara  Abdel-Atifa, 

kiedy  nadziewał  świeżym  pomidorem  i  cebulą  gorący  podpłomyk 
kupiony w sąsiedniej piekarni. 

- Drodzy przyjaciele! Ranne z was ptaszki. 
- Czy to nie znakomita pora na pracę? - zapytał Szkot. 
-  Jest  jeszcze  trochę  chłodno,  ale  mają  panowie  rację...  Co 

przyniosły przesłuchania? 

-  W  pełnym  poszanowaniu  prawa,  krok  po  kroku,  posuwamy  się 

naprzód, komisarzu. 

-  Bardzo  się  z  tego  cieszę!  A  ja  mogę  panom  powiedzieć,  że  mam 

przeczucie: Abu już wkrótce się przyzna. 

- Interesujące... 
Omar Abdel-Atif uważnie spojrzał na rozmówcę. 
- Co pana tak dziwi, milordzie? 
- Nieoczekiwana wskazówka potwierdzająca pańską hipotezę. 
Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz Egipcjanina. 
- No widzi pan! Byłem pewien, że w końcu rozsądek zwycięży. 
- Ściślej mówiąc, wszystko wskazuje na to, że ktoś chce, żeby Abu 

uchodził  za  winnego,  co  zwiększa  moje  przekonanie  o  jego 
niewinności. 

Uśmiech zgasł. 
- Zupełnie pana nie rozumiem, milordzie. 
-  Drogi  komisarzu,  jestem  panu  winien  kilka  wyjaśnień.  Ktoś 

dostarczył  mi  wskazówkę,  szytą  raczej  grubymi  nićmi,  chcąc  mnie 
przekonać, że Abu usiłował rzucić urok na Howarda Langtona. Inaczej 
mówiąc,  że  próbował  go  zabić.  A  ponieważ  czarna  magia  okazała  się 
nieskuteczna,  Nubijczyk  przeszedł  do  czynu  i  ugodził  sztyletem 
człowieka, którego nienawidził. 

-  Oto  doskonała  rekonstrukcja  faktów,  milordzie!  Co  pan  jej 

zarzuca? 

- Chodzi mi o kilka niejasnych szczegółów... Autor listu wiedział, że 

mieszkam  w  Starej  Katarakcie.  Nie  znał  biegle  mojego  języka, 
ponieważ  zrobił  błędy  ortograficzne.  Jest  Egipcjaninem,  ponieważ 

background image

pewne słowa zapisał z prawa na lewo, a nie z lewa na prawo. I wreszcie 
zależy  mu  na  tym,  żeby  śledztwo  zostało  zakończone  jak  najszybciej, 
aby  uniknąć  kłopotów  administracyjnych  i  pozbyć  się  tej 
skomplikowanej  sprawy.  Musiał  mnie  więc  przekonać,  że  winny  jest 
Abu. 

Twarz  komisarza  Omara  Abdel-Atifa  przybrała  dziwny  odcień, 

między  bladym  brązem  a  ciemnym  popieleni.  Zduszonym  głosem 
powiedział: 

- Rozumiem, że nie traktuje pan tego poważnie... 
- Uważam ten liścik za swego rodzaju żart - powiedział lord Percival 

niczym srogi nauczyciel do ucznia, którego podejrzewa o oszustwo. 

Omar Abdel-Atif przełknął ślinę. 
-  Pańska  postawa  wydaje  mi  się  przekonująca,  milordzie.  Może 

lepiej  zapomnieć  o  tym  incydencie  i  nie  odnotowywać  go  w  żadnym 
dokumencie. 

- Takie jest właśnie moje zdanie.  
Egipski policjant odetchnął z ulgą. 
-  Zapomnijmy,  zapomnijmy  -  namawiał  gorliwie.  -  Biurokracja  to 

jedna z naszych wad, lepiej nie zwracać na to uwagi. 

Uświadomiwszy  sobie  nagle  bardzo  nieprzyjemną  sytuację, 

komisarz Abdel-Atif znowu się zdenerwował: 

- Jeżeli Abu nie jest winny, to kogo panowie podejrzewają? 
-  Za  wcześnie  na  formułowanie  rozsądnych  hipotez,  ale 

nadinspektor  Dodson  i  ja  nie  rezygnujemy  z  odkrycia  prawdy. 
Chciałbym pana poprosić o drobną przysługę. 

- Do usług, milordzie. 
- Czy mógłby mi pan zorganizować nieoficjalne spotkanie z Abd el-

Mosulem?  Przypuszczam,  że  nie  będzie  chętny  do  rozmowy  ze 
śledczymi, ale koniecznie muszę z nim pomówić. 

-  Gdyby  pan  mógł  zrezygnować  z  tego,  milordzie...  Abd  el-Mosul 

jest starszym człowiekiem,  mówią, że  nie  jest tak groźny  jak  niegdyś, 
ale, moim zdaniem, trzeba zachować ostrożność... Jeśliby to spotkanie 
nie było naprawdę konieczne... 

- Naprawdę jest konieczne. 
- No cóż... A pan nie jest człowiekiem, który zmienia zdanie? 
- Rzadko, kiedy gra jest warta świeczki. 

background image

- Dobrze, dobrze... Zrobię, co będę mógł. 
- Tego się właśnie spodziewałem, komisarzu. Podwładny komisarza 

zapowiedział wizytę doktora Butrosa. 

Koptyjski  lekarz,  jak  zawsze  w  swoim  siermiężnym  brązowym 

garniturze, z ciężką czarną walizką, przywitał się, usiadł, przetarł grube 
szkła okularów w kościanych oprawkach i powiedział uroczyście: 

-  Panowie,  współczesna  nauka  jest  istotną  zdobyczą  ludzkiego 

umysłu. Dzięki niej możemy skutecznie zwalczać przestępczość. 

Te  słowa  zachwyciły  nadinspektora  Dodsona.  W  jednej  chwili 

znalazł  się  w  Scotland  Yardzie,  wspomagany  przez  wszystkie 
najnowocześniejsze nowinki techniczne. 

- Dzięki specjalistom z mojego laboratorium - podjął doktor Butros - 

udało mi się ustalić niemal pewną godzinę morderstwa. 

Lord Percival wyczuł, że  jego koptyjski przyjaciel stopniuje efekt  i 

powstrzymał  się  od  zadawania  pytań.  Po  około  pół  minuty  doktor 
Butros zgodził się podać najważniejszą wiadomość. 

-  Możecie  panowie  przyjąć,  że  Howard  Langton  został 

zamordowany między szesnastą trzydzieści a siedemnastą. 

- Czy pan jest całkowicie pewien? - zapytał komisarz Abdel-Atif. 
- Nie  ma wątpliwości.  Ale to nie wszystko: ponieważ zaintrygował 

mnie  kołnierz  koszuli  ofiary,  zleciłem  przeprowadzenie  bardzo 
szczegółowej  analizy.  Mogę  więc  panom  oznajmić,  że  kołnierz  został 
nasączony perfumami. 

- Może Langton lubił się perfumować - podsunął nadinspektor. 
- Nieprawdopodobne, żeby aż do tego stopnia - sprzeciwił się doktor 

Butros. - Przyzwoity Brytyjczyk tej klasy  nie perfumowałby  się w ten 
sposób. Jeśli nie jestem już panom potrzebny, wracam do Kairu. 

Lord  Percival,  chociaż  pogrążony  w  myślach,  nie  omieszkał 

podziękować lekarzowi sądowemu za współpracę. 

background image

ROZDZIAŁ XXII

 

 
Komisarz  Omar  Abdel-Atif  skrzyżował  dłonie  na  wydatnym 

brzuchu. 

-  Proszę  posłuchać,  milordzie.  Mimo  wszystko  nie  mogę  wyrazić 

zgody na pańskie prośby! 

- Rozumiem, komisarzu. Ale w tym przypadku  musi pan przyznać, 

że chodzi o postępowanie czysto techniczne. 

- Właśnie - potwierdził Dodson. - Z raportu lekarza sądowego jasno 

wynika,  że  Howard  Langton  został  zamordowany  na  godzinę  przed 
spotkaniem  egiptologów  na  tarasie  Starej  Katarakty.  Stąd  wszyscy 
podejrzani,  którzy  przedstawią  solidne  alibi  na  czas  zbrodni,  będą 
uniewinnieni. 

-  Ja  jednak  nie  zamierzam  przesłuchiwać  tych  wszystkich  osób! 

Poza tym mogliby kłamać... A jak to sprawdzić? Robi się to jedynie w 
przypadkach grożących zatargiem dyplomatycznym. 

-  Sprawdźmy  tylko  jedno  alibi  -  zaproponował  Szkot.  -  Myślę  o 

Abu. 

- Czy to konieczne? 
Dodson potakująco skinął głową. Komisarz Abdel-Atif westchnął: 
- Jak zamierzają panowie to zrobić? 
- Proszę wezwać Abu - zasugerował lord Percival. 
- Ponieważ nie ma innego sposobu...  
Dwaj  policjanci  przyprowadzili  nubijskiego  olbrzyma.  Na  jego 

twarzy malowała się obojętność. 

- Jak się pan miewa, panie Abu? - zapytał lord Percival. 
- Dobrze na tyle, na  ile to możliwe, wasza dostojność. Dzięki panu 

traktowali  mnie  dobrze.  Jedzenie  słabe,  więzienie  potwornie  smutne, 
ale dają mi spokój. A ponieważ zawarłem ugodę z mijającym czasem, 
wszystko idzie ku lepszemu. 

- Nasze  śledztwo postępuje,  muszę panu zadać ważne pytanie. Czy 

zgadza się pan odpowiedzieć? 

- Tak, wasza dostojność. 
-  Gdzie  pan  był  w  dniu  morderstwa  Howarda  Langtona  między 

godziną szesnastą trzydzieści a siedemnastą? Nubijczyk przez dłuższy 

background image

czas milczał. 

- Normalnie miałbym pewne trudności z precyzyjną odpowiedzią na 

takie pytanie. 

-  No  widzicie!  -  zawołał  komisarz  Abdel-Atif.  -  Nie  ma  żadnego 

alibi! 

-  Tamten  dzień  był  jednak  niepodobny  do  innych  -  ciągnął 

Nubijczyk,  nie  pozwalając  sobie  przerwać.  -  Służbę  miałem  dopiero 
pod wieczór. Na Wschodzie nie przywiązujemy wielkiego znaczenia do 
czasu,  ale  jeśli  się  chce  utrzymać  posadę  w  Starej  Katarakcie,  lepiej 
nagiąć  się  do  zachodnich  zwyczajów.  Zgodnie  z  poleceniem 
przyszedłem o siedemnastej trzydzieści do mojego zwierzchnika, który 
powierzył  mi  nowe  zadanie:  miałem  dokładnie  obejrzeć  pokój  Agaty 
Christie, aby go przygotować do remontu. 

- To cię bynajmniej nie uniewinnia - ocenił komisarz. 
- Co robiłeś wcześniej? 
-  Odpoczywałem  u  babci,  na  wiosce,  i  wyszedłem  stamtąd  o 

siedemnastej piętnaście. 

-  Jak  możesz  podawać  tak  dokładny  czas!  -  zaprotestował  Abdel-

Atif. - Opowiadasz bzdury! 

-  Mówię  prawdę  -  potwierdził  spokojnie  Abu.  -  Syn  mojej  siostry 

dostał  wtedy  zegarek  na  urodziny  i  był  bardzo  dumny,  że  może  mi 
podać godzinę, kiedy wsiadałem do feluki, aby przepłynąć Nil. 

- Przestań kłamać, Abu! Pogarszasz swoją sytuację! 
- Proponuję, żebyśmy to sprawdzili - powiedział nadinspektor. 
Omar  Abdel-Atif  zagłębił  się  w  fotelu,  nie  będąc  w  stanie  się 

przeciwstawić  funkcjonariuszowi  Scotland  Yardu.  Jednak  jeśli  było 
miejsce, gdzie nie chciałby się udać, to była właśnie wioska Abu. 

Część  Elefantyny  zajmowała  nubijska  wioska  drzemiąca  w  cieniu 

palm. Domy, których fasady pomalowane były na żółto, żółtobrązowo, 
zielono  lub  niebiesko,  dzieliły  wąskie  uliczki,  w  których  królował 
dobroczynny cień. 

Abu,  eskortowany  przez  dwóch  umundurowanych  policjantów, 

prowadził obu Brytyjczyków i komisarza do rodzinnego gniazda, które 
mieściło  się  w  kompleksie  budynków.  Na  jednej  ze  ścian  widniał 
niczym komiks obraz podróży wielkiego ojca do Mekki, od wyjazdu Z 
Elefantyny,  poprzez  niezapomnianą  podróż  samolotem,  aż  po 

background image

przybycie do świętego miejsca. 

- Abu! - krzyknęła starsza kobieta w czerni, ale z odkrytą twarzą.  - 

Co ci się stało? 

-  Nic  takiego,  babciu.  Prawda  w  końcu  zatriumfuje.  Policja 

chciałaby porozmawiać z Mohamedem. 

- Gra w piłkę z kolegami. Wejdźcie napić się zimnej wody. 
Dodsona  zdumiało  zachowanie  komisarza  Abdel-Atifa.  Chował  się 

za  swoimi  ludźmi,  aby  nie  zauważyła  go  starsza  pani,  która  pchnęła 
pomalowane  na  niebiesko  drzwi  i  wpuściła  gości  na  zacienione 
podwórko.  W  rogu  znajdowała  się  terakotowa  „kapliczka”,  na  której 
stal duży dzban zimnej wody. 

Usiedli  na  drewnianych  ławach,  a  babcia  uroczyście  nalewała 

każdemu po trochę cennego płynu. 

Zobaczyła komisarza: 
- Omar! Co za głupstwo jeszcze popełnisz, aby wspiąć się wyżej w 

tej  twojej  przeklętej  hierarchii?  Dobrze  wiesz,  że  Abu  to  porządny 
chłopak, absolutnie uczciwy! 

Jak  większość  mężczyzn  w  Egipcie,  komisarz  Abdel-Atif 

najbardziej  obawiał  się  starych  kobiet,  które  same  stanowiły  prawo  i 
nie uznawały żadnej innej władzy. 

- To nieco skomplikowana sprawa i policja musi... 
- Przestań pleść  bzdury! Musisz dać się komuś we znaki z powodu 

twojego awansu i wybrałeś Abu, ponieważ nie było nikogo innego pod 
ręką,  a  ten  biedny  chłopak  nie  może  się  bronić.  To  źle,  bardzo  źle,  i 
cała wieś się zbuntuje, jeśli go natychmiast nie uwolnisz! 

Kobieta już miała wybuchnąć gniewem, na szczęście dla komisarza 

do domu wbiegł młody Mohamed. 

Na ręce miał nowy zegarek. 
- Wygraliśmy trzynaście do zera - oświadczył dumnie. 
Komisarz  usiłował  znów  zapanować  nad  sytuacją  i  zażądał  od 

młodego  sportowca  zeznania  na  temat  tego,  co  robił  Abu  w  dniu 
zbrodni. 

Mohamed  potwierdził  słowa  olbrzyma,  podobnie  jak  babcia  i 

dziesiątka  innych  członków  rodziny,  którzy  stali  na  zewnątrz  domu, 
domagając się, żeby komisarz dokładnie zapisał ich zeznania. 

- Drogi kolego - zauważył Dodson - czy wniosek nie nasuwa się sam 

background image

przez się? 

Omar Abdel-Atif usiłował jeszcze wyjść z honorem: 
- Nie wiem, co pan chce powiedzieć... 
-  Każdy  trybunał  uwolniłby  Abu.  Dłuższe  przetrzymywanie  go  w 

areszcie może zaszkodzić pańskiej karierze. 

Egipcjanin musiał przyznać, że jego kolega ma rację. 
- Dobrze... Zajmę się formalnościami. Ale jeśli nie on, to znaczy, że 

mordercą jest ktoś inny! I kogo ja zaaresztuję? 

background image

ROZDZIAŁ XXIII

 

 
Słońce  wschodziło  nad  świątynią  w  File,  królestwem  wielkiej 

czarodziejki  Izydy.  File,  którą  francuski  powieściopisarz  Pierre  Loti 
nazwał „perłą Egiptu”, zajmowała całą powierzchnię niewielkiej wyspy 
długości  około  czterystu  i  szerokości  stu  trzydziestu  metrów.  Tu  nie 
było  miejsca  dla  świeckich.  Kapłani  starożytnego  Egiptu  czcili  tu 
„odległą  boginię”,  wściekłą  lwicę  powracającą  z  Dalekiego  Południa, 
która  dzięki  obrzędom  zmieniała  się  w  łagodną  i  miłą  kotkę.  Na  File 
królowały  muzyka  i  miłość,  w  tym  niepowtarzalnym  miejscu  bogini 
Izyda odkrywała wiernym tajemnicę zmartwychwstania. 

Mimo że Dodson czuł się nieswojo w niewielkiej barce motorowej, 

którą  jechał  na  wyspę  w  towarzystwie  lorda  Percivala,  zapomniał  o 
swoich obawach, zafascynowany pejzażem. 

W  jednej  chwili  współczesny  świat  zniknął.  Były  tylko  wznoszące 

się ku niebu pylony świątyni Izydy, sanktuarium położone na wodzie, z 
dala od ludzkich niegodziwości. 

Nadinspektor,  z  głową  owiniętą  białą  chustą,  wbity  w  przyciasny 

kolonialny  garnitur,  cierpiał  na  chorobę  morską.  Lord  Percival,  w 
swoim dziewiczo białym garniturze i w kapeluszu z szerokim rondem, 
otoczony  wyrafinowanym  zapachem  lawendy,  w  skupieniu  kon-
templował File. 

Barka dobiła do małego pomostu. Kapitan pomógł Dodsonowi wstać 

i przejść wąską kładką na ląd. 

Lord  Percival  i  Dodson  pokonali  współczesne  schody,  następnie 

arystokrata skierował się w lewo, aby pokazać 

Abd el-Mosul lekko się uśmiechnął. 
- Jeden z moich synów chciał go zatrudnić jako służącego w swoim 

domu w Luksorze. Abu za bardzo kocha Asuan, aby opuścić to miasto, 
więc  odmówił.  Mój  syn  potraktował  tę  odmowę  jako  zniewagę  i 
podniósł  głos.  Musiałem  interweniować,  żeby  go  uspokoić  i  wszystko 
wróciło  do  normy.  Oto  mój  jedyny  spór  z  Abu,  który  cieszy  się 
powszechnym  szacunkiem  i  wykonuje  dobrą  robotę  w  Starej 
Katarakcie. Jest zresztą bardzo ceniony przez swoich zwierzchników  i 
przez turystów. 

background image

Fasada  pierwszego  pylonu  świątyni  Izydy  była  jednocześnie 

elegancka i potężna. Wielkich rozmiarów bogini, przedstawiona po obu 
stronach  bramy,  wydzielała  magiczne  fluidy,  dzięki  którym  faraon 
mógł  pokonać  swoich  widzialnych  i  niewidzialnych  wrogów  i  został 
przyjęty do kręgu bóstw. 

- Co pan sądził o Howardzie Langtonie? - zapytał lord Perci val Abd 

el-Mosula. 

Egipcjanin przez dłuższą chwilę milczał. 
- To był człowiek z zewnątrz. Całkowicie z zewnątrz. 

background image

ROZDZIAŁ XXIV 

 
Abd  el-Mosul,  lord  Percival  i  Angus  Dodson  przekroczyli  bramę 

świątyni  Izydy  i  weszli  na  wielki  dziedziniec  zamknięty  drugim 
pylonem,  przesuniętym  względem  pierwszego.  Po  lewej  stronie 
dziedzińca znajdowało się inammisi, niewielkie sanktuarium, w którym 
świętowano  narodziny  Horusa,  syna  zmartwychwstałego  Ozyrysa. 
Dzięki swojej mocy i znajomości leków Izyda miała ochraniać dziecko 
przed  złymi  uczynkami  Setha,  aby  mogło  dorosnąć  i  w  przyszłości 
zostać  faraonem.  W  ten  sposób  wielka  bogini  walczyła  ze  złem  i 
ciemnymi mocami. 

Abd el-Mosul zatrzymał się. 
- W moim długim życiu poznałem wielu Europejczyków - zwierzył 

się 

egiptologów, 

biznesmenów, 

podróżników, 

wielkie 

indywidualności,  krótko  mówiąc,  ludzi  różnego  pokroju...  Ale  ten 
Howard  Langton  miał  dziwną  cechę:  był  na  wskroś  uczciwy.  Nie 
trochę  uczciwy  czy  uczciwy  okazyjnie  lub  tylko  w  pewnych  oko-
licznościach,  lub  z  obowiązku;  nie:  był  z  gruntu  człowiekiem 
uczciwym, a w konsekwencji dziwakiem. Dzięki temu miał szansę stać 
się obiektem muzealnym. 

- Dlaczego jest pan tak kategoryczny? - zapytał lord Percival. 
-  Instynkt  starego  człowieka  można  porównać  do  instynktu  rybaka 

lub myśliwego - nigdy nie zawodzi. 

- Co pan jeszcze wie o Langtonie? - dopytywał się lord Percival. 
-  Już  nic  więcej.  W  moim  wieku  człowiek  szykuje  się  na  tamten 

świat i nie interesuje się już życiem innych. 

-  Czy  jego  kolega  Steven  Faxmore  pozostawał  z  nim  w  dobrych 

stosunkach? 

-  Trudne  pytanie.  Jak  mogę  oceniać  relacje  między  dwoma 

Brytyjczykami:  Anglikiem  i  Szkotem?  Według  mojej  wiedzy  ta 
odmienność  stworzyła  między  nimi  przepaść  szczególnie  trudną  do 
pokonania. 

- Przypuszczam, że poznał pan Faxmore'a? 
- To człowiek, którego wszędzie pełno i który wie o Egipcie mniej, 

niż mu się wydaje. W gruncie rzeczy nie interesuje się moim krajem i 

background image

goni za mrzonką, która niewątpliwie nie ma wiele wspólnego z nauką. 
Faxmore  to  człowiek  niebezpieczny,  to  jasne,  nie  wolno  go 
lekceważyć,  ale  połamie  sobie  zęby,  bo  ma  większą  ambicję  niż 
możliwości. 

- A jaka jest, pańskim zdaniem, ta ambicja? - zapytał Dodson. 
- Skąd miałbym wiedzieć? 
Abd  el-Mosul  przystanął  przed  wejściem  do  drugiego  pylonu 

świątyni Izydy. 

Nadinspektor zauważył jego pomieszanie. 
- Nie chce pan zwiedzić sali kolumnowej? 
-  Nie,  panie  Dodson.  Niech  sobie  mówią,  że  chodzi  tylko  o 

stanowisko archeologiczne i że bogini Izyda nie żyje; ja w to nie wierzę 
i  lękam  się  jej  magii.  Jestem  dobrym  muzułmaninem  i  chcę  nim 
pozostać. Wejście do takiej świątyni jak ta jest ryzykowne, a ja unikam 
ryzyka. Chodźmy do pawilonu Trajana, to cudowne miejsce. 

Trójka  mężczyzn  opuściła  świątynię  bogini  i  udała  się  w  kierunku 

eleganckiego  pawilonu  z  czternastoma  kolumnami,  zbudowanego  za 
panowania cesarza rzymskiego Trajana dla barki bogini. 

- Wydaje się, że niemiecka egiptolog Domenica Strauss była bardzo 

związana z Howardem Langtonem - powiedział lord Percival. - Też pan 
tak uważa? 

- Nie znam jej - odpowiedział Abd el-Mosul. 
- Za to musi pan dobrze znać Albertine Abletout. 
Stary Egipcjanin podniósł wzrok ku niebu. 
-  Jest  jedyna  w  swoim  rodzaju,  inspektorze,  a  to  już  dużo!  Tak 

naprawdę  o  wiele  za  dużo  dla  innych.  Jeśli  chce  pan  zaznać  trochę 
ciszy i spokoju, lepiej się do niej nie zbliżać. 

- Jej rodak, Villabert Glotoni, wydaje się sympatyczniejszy. 
-  Wszystko  zależy  od  tego,  co  pan  rozumie  przez  słowo 

„sympatyczny”... To osoba, której nie mam ochoty znać i z którą się nie 
widuję. 

Abd el-Mosul zaprowadził Brytyjczyków do małej świątyni Hathor. 

To  właśnie  tam  bogini  była  przyjmowana  przez  muzyków  i 
muzykantki, którzy łagodzili jej gniew grą na lirze i śpiewem. 

- Co pan sądzi o doktorze Alanie Qerry? - zapytał lord Percival. 
- Nic. Nie przyjeżdża do południowych prowincji. 

background image

- Wyznam panu, że mnie on intryguje. 
- Czyżby podejrzewał go pan o... zbrodnię? 
- Nie mam jeszcze żadnej wyraźnej wskazówki zmierzającej w tym 

kierunku, ale jego rola w tej sprawie wciąż pozostaje zagadkowa. 

- Jeśli właściwie postrzegam pańską determinację, milordzie, jestem 

przekonany,  że  uda  się  to  panu  rozwikłać.  Z  pewnością  nie  zniechęci 
się  pan  i  nie  pozostawi  w  cieniu  tego,  co  powinno  wyjść  na  światło 
dzienne. 

- Czy jest pan przyjacielem inspektora Ahmeda al-Fostata? 
Po raz pierwszy starzec okazał zirytowanie. 
-  Al-Fostat  uprawia  swój  zawód  tak,  jak  go  rozumie.  To  jego 

sprawa, nie moja. 

-  Czy  mam  rozumieć,  że  jego  postępowanie  wydaje  się  panu 

podejrzane? 

-  Powinien  pan  zrozumieć,  że  nie  jesteśmy  w  tym  samym  obozie  i 

nie wchodzimy sobie w drogę. 

-  Przyszła  mi  do  głowy  pewna  myśl,  bez  wątpienia  niedorzeczna  - 

powiedział Szkot poufnym tonem. - Czy nie jest pan na tropie czegoś w 
rodzaju skarbu? 

Twarz Abd el-Mosula stężała. 
-  Wiem,  że  przeszłość  to  przeszłość  -  ciągnął  lord  Percival  -  i  że 

nielegalne poszukiwania stają się coraz rzadsze, niemal nie istnieją. Ale 
przypuśćmy,  że  otrzymałby  pan  wiadomość  o  istnieniu  obiektów 
archeologicznych  dużej  wartości  w  miejscu  trudno  dostępnym.  Jaka 
byłaby pańska reakcja? 

-  Sam  pan  sobie  odpowiedział:  to  już  przeszłość  i  w  żaden  sposób 

mnie  nie  dotyczy.  Robi  się  gorąco,  a  ja  jestem  już  stary.  Proszę 
spokojnie  kontynuować  zwiedzanie  świątyni  na  File.  Ja  pójdę 
odpocząć. 

background image

ROZDZIAŁ XXV 

 
Komisarz  Abdel-Atif  wydawał  się  skrajnie  wyczerpany.  To  była 

jego dwunasta kawa po turecku od rana. 

- Widzieliście się z Abd el-Mosulem? 
- Na File, jak było ustalone - odpowiedział lord Percival. 
Egipcjanin był wyraźnie zaniepokojony. 
- Czy spotkanie przebiegło pomyślnie? 
- Dobrze się zaczęło, gorzej skończyło. 
- Chce pan powiedzieć... źle skończyło? 
- Abd el-Mosulowi nie podobało się moje ostatnie pytanie - wyznał 

arystokrata. 

- O co go pan zapytał? 
- Czy nie wpadł na trop ukrytego skarbu.  
Komisarz zaniemówił. 
- Ależ... Ależ... To jedyny temat, którego należało unikać! 
- Wprost przeciwnie, przyjacielu! Jak panu potwierdzi nadinspektor, 

Abd  el-Mosul  ograniczał  się  do  mało  konkretnych  rozważań,  a  o 
niektórych podejrzanych zachował bezpieczne milczenie. Pozostało mi 
tylko jedno: sprowokować go. 

- I udało się panu? 
- Zobaczymy. 
- Abd el-Mosul zareaguje gwałtownie! 
- A moim zdaniem jego pozycja jest słaba. Odnoszę nawet wrażenie, 

że czuje się zagrożony naszymi pytaniami. Inaczej mówiąc, ma coś na 
sumieniu. 

Komisarz opróżnił filiżankę kawy i bezwiednie przeżuwał fusy. 
- Nic gorszego nie  mogło się  zdarzyć... Abd  el-Mosul stoi  na czele 

prawdziwej siatki i nie pozostanie bezczynny! Powinniście przestać się 
mu naprzykrzać. Tutaj jest górą. 

- Proszę wybaczyć mój upór, ale uważam, że mamy dobrą kartę. 
- Jaką? 
-  Abd  el-Mosul  zaniepokoił  się.  Myśli,  że  mamy  informacje,  które 

mogłyby mu zaszkodzić i będzie musiał coś zrobić, żeby się ukryć. W 
jego wieku z pewnością nie chce mu się walczyć z policją. 

background image

Egipcjanin odzyskał pewność siebie. 
- Co pan proponuje? 
-  W  miarę  możliwości  niech  pan  każe  śledzić  Abd  el-Mosula  i 

proszę mi powiedzieć, jeśli wyjedzie lub jeśli się będzie niecodziennie 
zachowywał. 

- To raczej ryzykowne... 
-  Ma  pan  z  pewnością  kilku  speców  od  śledzenia  i  kilku  dobrze 

rozstawionych  tajniaków.  Nie  ma  potrzeby  zmieniać  stałych 
dyspozycji, komisarzu, niech tylko będą w pogotowiu. 

Komisarz w odpowiedzi niewyraźnie mruknął. 
- Chcielibyśmy przesłuchać doktora Qerry - dorzucił lord Percival. 
- O właśnie! Wszędzie go szukam! Wyszedł z hotelu i nie ma go w 

Kairze.  A  ponieważ  nie  mam  mu  nic  konkretnego  do  zarzucenia,  nie 
mogę rozesłać za nim listów gończych po całym kraju. 

-  Jest  jednak  w  kręgu  podejrzanych!  -  zaprotestował  Dodson.  - 

Powinien pan zrobić wszystko, żeby go odnaleźć. 

- Dobrze, dobrze... Zajmę się tym. A propos, kazałem uwolnić Abu. 

Od tej strony sprawa jest zamknięta. 

W  Starej  Katarakcie  prace  postępowały  w  umiarkowanym  tempie 

mimo ponaglających próśb  biur podróży, które chciały  jak  najszybciej 
wypuścić  falę  turystów  pragnących  zamieszkać  w  tym  prestiżowym 
hotelu. 

Brytyjczycy  zostali  potraktowani  szczególnie  ciepło  i  z  prawdziwą 

satysfakcją zobaczyli Abu, który podszedł do nich z tacą. 

-  Dyrekcja  prosi  panów  o  przyjęcie  szklaneczki  prawdziwej 

szkockiej whisky. 

Morale Dodsona poszło w górę. 
-  Wasza  dostojność  -  powiedział  wysoki  Nubijczyk,  pochylając  się 

w stronę lorda Percivala. - Chcę panu podziękować za to, że się pan za 
mną  wstawił.  Musi  pan  wiedzieć,  że  jestem  pańskim  dozgonnym 
dłużnikiem. 

-  Czy  to  nie  największa  radość,  kiedy  się  patrzy,  jak  prawda 

zwycięża? 

-  Poza  tym,  wasza  dostojność,  nie  dopuścił  pan  do  gwałtownej 

śmierci. 

- O czym pan mówi? - zapytał zaintrygowany Dodson. 

background image

-  Gdyby  nie  pańska  interwencja,  moja  babcia  najprawdopodobniej 

zabiłaby komisarza Abdel-Atifa. 

- Czy może pan coś dla mnie zrobić, panie Abu? 
- Oby Bóg pozwolił mi panu pomóc, wasza dostojność. 
- Szukamy doktora Alana Qerry, tego dziwnego osobnika w czerni. 

Być może wrócił do Kairu, a być może jest jeszcze gdzieś tutaj. 

- Jeśli tak jest, będą panowie wkrótce wiedzieć.  
W  cieniu,  w  wygodnym  fotelu  ze  szklanką  whisky  w  dłoni, 

nadinspektor rozkoszował się chwilą rzadkiej przyjemności. 

Na  brzegu  Nilu  bawiły  się  dwa  psy.  Lord  Percival  myślał  o 

Abercrombiem. Przez telefon dowiedział się, że z powodu nieobecności 
pana  pies  padł  ofiarą  lekkiej  depresji,  którą  majordomus  leczył 
podwójną porcją koziego sera i befsztyku oraz codzienną wizytą u lady 
Ofelii. Jej słodycz łagodziła smutek czarnego psa. 

Czy  tu,  w  Asuanie,  można  sobie  wyobrazić  istnienie  zbrodni? 

Słońce, Nil, palmy i pustynia utworzyły raj na ziemi, gdzie najbardziej 
zagubiona dusza mogłaby znaleźć odpoczynek. 

Któż nie miałby ochoty zostawić tu swoich bagaży, marzyć o tysiącu 

istnień  i  zwierzać  się  bogom  i  boginiom,  które,  mimo  zasłon  islamu, 
pozostawały obecne w sercu skał i w prądzie rzeki? 

- Czy mogę panu przeszkodzić, wasza dostojność? 
- Bardzo proszę, panie Abu. 
- Doktor Qerry nie opuścił Asuanu. 
- Gdzie się ukrył? 
-  W  miejscu  raczej  niezwykłym,  wasza  dostojność.  Myślał  z 

pewnością,  że  nikt  go  nie  zauważy,  ale  oczy  są  wszędzie,  nawet  na 
bezludnej pustyni. Jeśli pan chce, zaprowadzę pana. 

Wieczorną ciszę przerwał świst. Abu chwycił Szkota i pociągnął do 

tyłu, ale lord poczuł pieczenie w prawym przedramieniu. 

Strzała,  która  go  drasnęła,  zakończyła  lot  na  przybrzeżnym 

kamieniu. 

- Wasza dostojność, jest pan ranny? 
- Lekko... Myślę, że uratował mi pan życie, Abu. Przynajmniej... 
Lord  Percival  zabrał  strzałę:  czy  jej  grot  nie  został  umoczony  w 

truciźnie? 

background image

ROZDZIAŁ XXVI 

 
Dodson  chodził  tam  i  z  powrotem  przed  pokojem  lorda  Percivala. 

Abu  stał  w  bezruchu  ze  skrzyżowanymi  ramionami  i  oczami 
utkwionymi w jeden punkt. 

- Co tam robią ci lekarze! - złościł się nadinspektor. - Badają go już 

przeszło godzinę... I nadal żadnej diagnozy! 

W  głębi  duszy  Nubijczyk  zastanawiał  się,  czy  słynna  brytyjska 

samokontrola nie była mitem. 

-  W  wypadku  zatrucia  -  ciągnął  Dodson  -  trzeba  natychmiast 

przewieźć  lorda  Percivala  do  szpitala  specjalistycznego.  Przecież  nie 
możemy mu pozwolić tak po prostu umrzeć! 

Wreszcie drzwi do pokoju otworzyły się. 
Trzej  lekarze  wyszli  ze  skupionymi  twarzami  i,  rozmawiając, 

przepadli w korytarzu. 

Pojawił się lord Percival. Dodson i Abu wstrzymali oddech. 
-  Diagnoza  jest  bezlitosna  -  powiedział.  -  Rękaw  marynarki 

rzeczywiście został rozdarty. Co zaś się tyczy reszty, mam tylko lekkie 
draśnięcie i ani śladu trucizny. 

-  Trzeba  jak  najszybciej  odnaleźć  sprawcę  -  stwierdził  Dodson.  - 

Może ponowić atak. 

-  Inszallah,  i  wszystko  w  swoim  czasie,  nadinspektorze.  Mamy 

pilniejsze sprawy. 

Nadinspektor  tęsknił  za  brzegami  Nilu.  Panował  tam  nieznośny 

upał, ale lekki wiatr przynosił brytyjskiemu turyście wyraźną ulgę. 

Tu, na pustyni, wydawało się, że skały i piach wzmagają jeszcze żar 

słońca.  Abu  odwiózł  gości  jeepem,  który,  mimo  iż  można  by  było 
uważać go za antyk, zdołał pokonać wszelkie przeszkody na egipskich 
drogach, od wybojów po nieoczekiwane pochyłości. 

Opuścili  Asuan od strony południowej  i wjechali w dziwny pejzaż, 

na  który  składały  się  różnej  wielkości  bloki  skalne  i  połacie  pustyni, 
najwyraźniej  niechętne  wszelkiej  obecności  człowieka.  Mimo  to 
technika  i  przemysł wydały walkę tym pustkowiom. Słupy wysokiego 
napięcia  powoli  opanowywały  królestwo  demonów  pustyni,  które, 
według tutejszych bajarzy, prędzej czy później wezmą za to odwet. 

background image

Jeep zatrzymał się. 
Dodson wysiadł z trudnością. 
-  Jesteśmy  w  kopalni  granitu  należącej  do  faraonów  -  powiedział 

Abu. - To właśnie stąd pochodziły bloki używane przy wznoszeniu ich 
gigantycznych budowli. 

- Czy długo będziemy musieli iść? - zaniepokoił się nadintendent. 
-  Nie  -  odpowiedział  Nubijczyk.  -  Doktor  Qerry  od  dwóch  dni 

ukrywa się w szopie, którą widać o jakieś sto metrów stąd. 

Trzej mężczyźni powoli szli w kierunku baraku skleconego z desek, 

którego drzwi byty zamknięte. 

-  Doktorze  Qerry  -  powiedział  spokojnie  Szkot  -  chcemy  z  panem 

porozmawiać. 

Wewnątrz baraku coś się poruszyło. Do szpary przywarło oko. 
-  Jestem  lord  Percival  Kilvanock,  a  to  nadinspektor  Dodson.  Czy 

może pan otworzyć drzwi?   

Zapytany ani drgnął. 
- Pozwoli pan, że ja się tym zajmę, wasza dostojność?  
Arystokrata skinął głową. 
Nubijski  siłacz  wyjął  z  zawiasów  drzwi  baraku  i  położył  je  na 

podłodze. 

Wewnątrz siedział skulony niewysoki mężczyzna ubrany na czarno, 

zakrywający twarz rękami w rękawiczkach. 

- Wynoście się stąd, natychmiast! 
- Nie ma się pan czego obawiać, doktorze. 
-  Co  pan  o  tym  wie?  Ukrywam  się,  ponieważ  grozi  mi  śmiertelne 

niebezpieczeństwo! 

-  Wasza  dostojność,  czy  życzy  pan  sobie,  żebym  wziął  doktora  i 

wsadził go do jeepa? 

- Niech ten potwór mnie nie dotyka! - ryknął Alan Qerry. 
- Jeśli chce pan uniknąć jego interwencji - zasugerował lord Percival 

-  powinien  pan  wstać  i  pójść  z  nami,  żebyśmy  mogli  spokojnie 
porozmawiać. 

-  Mówię  wam,  że  ktoś  chce  mnie  zabić!  Jeśli  stąd  wyjdę,  zastrzeli 

mnie  strzelec  wyborowy  lub  fanatyk  uzbrojony  w  nóż  ugodzi  mnie  w 
plecy. Nie mam sobie nic do zarzucenia i nie chcę być kolejną ofiarą! 

-  Jest  nas  trzech,  doktorze,  i  obronimy  pana.  Chodźmy  do  nie 

background image

skończonego obelisku. Są tam już turyści, będziemy bezpieczni. 

- Zostaję tutaj i nie chcę z wami rozmawiać. 
- Szkoda, doktorze Qerry, ponieważ komisarz Ab-del-Atif wszędzie 

pana szuka i ma zamiar oskarżyć pana o dokonanie zabójstwa. 

Alan Qerry zerwał się na równe nogi. 
- Mnie? A to głupiec! 
Specjalista  od  mumii  miał  orli  nos,  wystające  kości  policzkowe  i 

bardzo wąskie wargi, a na policzkach kilkudniowy zarost. 

Qerry uderzył się w pierś. 
-  Jestem  niewinny,  absolutnie  niewinny,  ale  wiem  wszystko!  A 

ponieważ wiem wszystko, zabiją mnie! 

Głos Alana Qerry byt równie dziwny, jak jego zachowanie. Wysoki, 

to znów niski, nieustannie wznosił się i opadał. 

-  Jesteśmy  tu,  aby  panu  pomóc  -  potwierdził  lord  Percival.  -  Jeśli 

zgodzi się pan wyjaśnić swoje zachowanie i wskaże mordercę Howarda 
Langtona, wyjdzie pan z tej historii bez szwanku. 

Alan Qerry patrzył na Szkota spod oka, z najwyższą nieufnością. 
- Może mi pan przysiąc? 
- Ma pan moje słowo, doktorze. 
- I nie wtrąci mnie pan do więzienia? 
- Nie ma o tym mowy. 
-  Czy  idąc  tutaj,  zauważyli  panowie  jakichś  podejrzanych 

osobników? 

- Nikogo. Nasz przyjaciel Abu doskonale zna okolicę i dzięki niemu 

zapewnimy panu ochronę. 

- Proszę podejść, milordzie. 
Doktor Qerry powiedział coś arystokracie na ucho. 
-  Widziałem  go  w  Starej  Katarakcie...  to  Nubijczyk,  a  ja  nie  lubię 

Nubijczyków. To kłamcy i gwałtownicy. Boję się ich. Czy jest go pan 
pewien? 

-  Mamy  dowód,  że  Abu  nie  odegrał  żadnej  roli  w  morderstwie 

Howarda Langtona. 

- Znaczący dowód? 
- Znaczący. 
Doktor Qerry zamyślił się. 
-  Dobrze...  Chciałbym  panom  wierzyć.  Niech  ten  Abu  idzie  przed 

background image

nami. Pan i pański kolega będziecie szli po bokach. 

Tak zrobili. 
Dodson  zobaczył  niezwykłe  miejsce:  w  skale  tkwił  uwięziony 

gigantyczny obelisk, który po postawieniu mierzyłby czterdzieści sześć 
metrów wysokości i ważył by nie mniej niż tysiąc dwieście ton. Byłby 
więc najwyższym, jaki kiedykolwiek wznieśli starożytni Egipcjanie, ale 
pozostał  w  kopalni,  ponieważ  z  powodu  trzęsienia  ziemi  pękł. 
Budowniczowie  porzucili  więc  gigantyczny  kamień,  martwy  jeszcze 
przed narodzinami. 

Czwórka  mężczyzn  niewielkimi  schodami  wspięła  się  na  obelisk  i 

szła po kolosalnym granitowym  cielsku dożywającym  wieczności pod 
słońcem Asuanu. Wyraźnie zdenerwowany doktor Qerry nie przestawał 
się rozglądać. 

- Dlaczego jest pan taki niespokojny? - zapytał lord Percival. 
- Ponieważ wiem wszystko o morderstwie Howarda Langtona. 

background image

ROZDZIAŁ XXVII 

 
- Mówi pan poważnie, doktorze Qerry? - spytał Angus Dodson. 
-  Jestem  naukowcem,  nadinspektorze,  i  nie  mam  zwyczaju  mówić 

byle  czego.  Jeśli  mówię,  że  wiem  wszystko,  to  dlatego,  że  tak  jest. 
Również dlatego moje życie jest w poważnym niebezpieczeństwie. 

- Powinniśmy usiąść  - zaproponował  lord Percival. Dodson  i Qerry 

usiedli  na  brzegu  obelisku  z  nogami  wiszącymi  w  powietrzu.  Abu,  ze 
skrzyżowanymi 

ramionami, 

stał, 

śledząc 

wzrokiem 

okolicę. 

Arystokrata zwrócił się do medyka: 

-  Doktorze  Qerry,  przypuszczam,  że  znał  pan  dobrze  Howarda 

Langtona. 

-  Myli  się  pan!  Zetknąłem  się  z  nim  tylko  raz,  na  oficjalnym 

przyjęciu w Kairze, tuż po jego przybyciu do Egiptu. W każdym razie 
nie  było  powodu,  żebyśmy  się  spotykali,  ponieważ  każdy  z  nas 
pracował w swojej dziedzinie, a  nasza działalność w żaden  sposób się 
nie pokrywała. 

- Czy Langton był naukowcem wysokiej klasy? 
- Został mianowany na stanowisko dyrektora, to wszystko, co wiem. 
- Kto panu powiedział, że został zamordowany?  
Na twarzy Alana Qerry malowało się zdziwienie. 
- Ależ... to przecież  jasne! Stanął  na czele  brytyjskich archeologów 

w Egipcie i zniknął! A więc został zamordowany. 

- Z jakiego powodu, doktorze? 
- Ponieważ wszyscy go nienawidzili. 
- Czy określenie „wszyscy” obejmuje Abd el-Mosula? 
-  Nie...  On  nie  jest  egiptologiem,  lecz  potomkiem  rabusiów.  Sam 

pewnie  uczestniczył  w  kilku  niewielkich  kradzieżach,  ale  już  dawno 
tego  zaniechał  i  cieszy  się  spokojną  starością.  „Wszyscy”  oznacza 
egiptologów! 

- Również Stevena Faxmore'a? 
-  Faxmore  chciał  położyć  łapę  na  wszystkich  wykopaliskach! 

Zamierzał  opanować  cały  Egipt,  a  tu  nagle  przyjeżdża  Langton! 
Nietrudno  wyciągnąć  wniosek.  Przedtem  jego  śmiertelnym  wrogiem 
była Francuzka Abletout. Przez lata prowadzili cichą wojnę, nie cofając 

background image

się przed ciosami poniżej pasa. Ponieważ specjalnością Faxmore'a jest 
wiedzieć wszystko o wszystkich, wykorzystuje najmniejsze potknięcia. 
Ale  Francuzka  nie  ustąpiła  mu  piędzi  ziemi  i  aż  do tej  pory  był  to  w 
pewnym sensie mecz remisowy. Każde z nich zajęło określoną pozycję 
i  w  końcu  zadowolili  się  obroną  swoich  terenów.  Przyjazd  Langtona 
całkowicie  odmienił  sytuację.  Korzystniejsze  było  zjednoczenie  niż 
walka,  oraz  połączenie  sił,  przynajmniej  na  jakiś  czas,  aby 
wyeliminować niebezpiecznego przeciwnika. 

- Pan mnie zadziwia, doktorze; pani Abletout wydaje się osobą miłą 

i uprzejmą. 

-  Ona  miła  i  uprzejma?  Widać,  że  pan  jej  dobrze  nie  zna.  To 

najgorsza  zaraza.  Ile  karier  zdusiła,  ile  powołań  złamała,  ile  cudzych 
odkryć wpisała na swój rachunek! Najokrutniejsza tygrysica dobrze by 
zrobiła,  uciekając  przed  nią.  Nieszczęsny  Langton  nie  miał  czasu,  by 
uświadomić sobie grożące mu niebezpieczeństwo. 

- Langton miał przynajmniej sojuszniczkę, Domenikę Strauss. 
-  Nienawidzę  jej!  Dlaczego  interesuje  się  mumiami?  Powinna 

ograniczyć  się  tylko  do  swojej  specjalizacji,  zamiast  mieszać  się  do 
cudzych spraw! Ona wcale nie kochała Langtona, zajmowała ją jedynie 
własna kariera. 

A kiedy poproszono ją o pomoc, aby ostatecznie pozbyć się intruza, 

zrobiła to bez najmniejszych skrupułów. 

- Jeśli dobrze rozumiem - przerwał Angus Dodson - stawia pan tezę 

o spisku zawiązanym przeciwko Howardowi Langtonowi. 

-  To oczywiste,  nadinspektorze!  A  wśród  spiskowców  był  również 

Villabert  Glotoni,  ten  Francuz,  na  pozór  lekkomyślny,  którego 
niekompetencja  rzuca  się  w  oczy,  a  który  jest  jednocześnie 
kolekcjonerem broni. 

- Jaką broń zbiera najchętniej? 
- Afrykańskie sztylety i zatrute strzały. Ale nic panowie u niego nie 

znajdą.  Zaraz  po  morderstwie  sprzedał  wszystko  na  bazarze.  W 
wypadku rewizji będzie czysty jak śnieg. 

- Skąd pan wie o istnieniu tej kolekcji? 
-  Pokazał  mi  ją!  Tylko  dla  mnie  zarezerwował  ten  przywilej, 

wiedząc,  że  jestem  człowiekiem  dyskretnym  i  małomównym.  Ale 
zostało popełnione morderstwo... więc nie mogę milczeć. 

background image

-  Mimo  to  -  zauważył  lord  Percival  -  Glotoni  nie  miał  powodu,  by 

bać się Howarda Langtona. 

- Proszę w to nie wierzyć! Chodziły słuchy, że Langton miał zamiar 

zaprowadzić  porządek  na  wszystkich  terenach  wykopaliskowych  i 
usunąć  nierobów  i  parszywe  owce...  Zasłona  dymna  otaczająca 
Glotoniego  zostałaby  wkrótce  rozwiana!  Inni  także  mieli  pójść  do 
odstrzału,  na  przykład  inspektor  do  spraw  starożytności  Ahmed  al-
Fostat. 

- Co pan mu zarzuca? 
-  W  ogóle  nie  zna  się  na  egiptologii  i  kupił  swoje  stanowisko,  aby 

móc  prowadzić  działalność  przynoszącą  o  wiele  większe  korzyści  niż 
nadzorowanie terenów wykopaliskowych. Mam na myśli kradzież. Raz 
o mały włos  złapano by go za rękę, ale przekupił sędziów  i  nie został 
skazany.  Oczywiście  robi  to  nadal,  tyle  że  stara  się  kraść  przedmioty 
drobne,  za  to  dużej  wartości.  Ponieważ  al-Fostat  jest  wystarczająco 
zręczny, aby nie zostawiać śladów, działa zupełnie bezkarnie. 

- Wszystkie te osoby zebrały się wówczas w Starej Katarakcie, aby 

zadecydować o usunięciu Howarda Langtona? 

- To właśnie odkryłem, milordzie, i dlatego chcą mnie teraz usunąć, 

żebym milczał! 

- No to przegrali - ocenił Dodson - ponieważ miał pan czas, aby nas 

o tym poinformować. 

Zdawszy  sobie  nagle  sprawę  z  tej  nowej  sytuacji,  Alan  Qerry 

podrapał się w ucho. 

- I... będziecie interweniować? 
- Oczywiście. Dlatego jest pan teraz poza zasięgiem wrogów. 
- Ach tak... 
-  Dlaczego  był  pan  w  Starej  Katarakcie  w  dniu  morderstwa, 

doktorze Qerry? 

-  Czysty  przypadek...  Lepiej  by  było,  gdybym  się  znalazł  gdzie 

indziej! 

- Otóż nie, ponieważ pańska obecność pozwoli nam ująć sprawcę. 
- Patrząc na to z tego punktu widzenia... Wracam do Kairu. Czekają 

na mnie moje mumie. 

background image

ROZDZIAŁ XXVIII 

 
„Zwyciężczyni”,  „matka  świata”:  taki  był  Kair,  którego  widok 

oszołomił  Angusa  Dodsona.  To oczywiste,  że  w  godzinach  szczytu  w 
londyńskim City panował ruch, ale w porównaniu z rwącym potokiem 
poruszającym niemal bezustannie sercem stolicy współczesnego Egiptu 
była to tylko spokojna rzeka. 

Samodzielna  jazda  byłaby  szaleństwem.  Jedyne  rozwiązanie  to 

zdanie  się  na  taksówkarza,  z  nadzieją,  że  jego  samochód  będzie 
wyposażony  w  hamulce.  Ponieważ  do  narodowych  sportów  należało 
wpadanie  na  pieszych  usiłujących  pokonać  potok  samochodów, 
niektórzy  kierowcy  upodobali  sobie  pedał  gazu.  Rollsy  i  mercedesy 
mieszały się z ledwo identyfikowalnymi przedmiotami jeżdżącymi, a to 
bogato  ozdobionymi  talizmanami  i  amuletami,  a  to  pozbawionymi 
jednych lub dwojga drzwi, a nawet dźwigni zmiany biegów. 

Autobusy  były  oczywiście  niedostępne  dla  Europejczyka.  Po 

pierwsze, nie umiałby zgadnąć, dokąd jadą, po drugie zaś, nie był dość 
zręczny,  by  doczepić  się  do  ludzi  oblepiających  szczelnie  wypełniony 
po  brzegi  pojazd  i  uczepionych  wszystkiego,  co  tylko  wystawało  na 
zewnątrz. 

Kiedy  jakiś  kairski  autobus  wpadał  do  Nilu,  liczba  ofiar  była 

znaczna. 

Nadinspektor zamknął oczy. 
Taksówka  o  włos  minęła  osła  ciągnącego  wózek  siana,  na  którym 

siedziało dziesięcioro rozbawionych dzieciaków. 

Lord Percival zwrócił się do kierowcy: 
-  Powiedz  mi,  przyjacielu,  czy  jest  pan  pewien,  że  dobrze  pan 

jedzie? 

- Jedziemy, profesorze, jedziemy. Ale nie trzeba się spieszyć. 
-  Jeśli  chce  pan  dostać  przyzwoity  napiwek,  lepiej  niech  pan 

zawróci,  pojedzie  wzdłuż  brzegu  w  kierunku  Muzeum  Egipskiego,  a 
następnie skręci w ulicę Champolliona. Tam wskażę panu dalszą drogę. 

Kierowca  taksówki  nie  odważył  się  już  więcej  dyskutować.  Po  raz 

pierwszy  trafił  na  turystę,  który  tak  znakomicie  orientował  się  w 
egipskiej stolicy. 

background image

Kiedy taksówka zwolniła, Dodson otworzył oczy i zobaczył barwny 

korowód  zachwycających  dziewcząt  ubranych  po  europejsku, 
zakwefionych  kobiet,  mężczyzn  w  dżellabach  lub  wyrafinowanych 
strojach,  biegających  podrostków,  obnośnych  sprzedawców,  którzy 
proponowali herbatę i krokiety warzywne. 

Pęknięta  rura  kanalizacyjna  spowodowała  monstrualny  korek. 

Taksówkarz  ominął  go,  jadąc  po  chodniku,  potem  pod  prąd  i 
przejeżdżając  na czerwonym  świetle, które nigdy nie zmieniało się  na 
zielone. 

Samochód zahamował, wbijając się kołami w chodnik. 
- Proszę bardzo, profesorze. Może pan być ze mnie zadowolony. 
Lord  Percival  hojnie  zapłacił  za  kurs  i  poprosił  kierowcę,  żeby  na 

nich  zaczekał.  Wydawało  się,  że  silnik  samochodu  pociągnie  do 
wieczora. 

Przed wejściem do budynku Szkot podniósł głowę. 
- Na co pan patrzy? - zapytał nadinspektor. 
-  Są  w  Kairze  domy  zwane  nagłą  śmiercią.  Pierwotny  projekt 

przewidywał  trzy  lub  cztery  kondygnacje,  a  konstrukcja  liczy  ponad 
dziesięć.  Byle  trzęsienie  ziemi,  a  cały  budynek  wali  się  jak  domek  z 
kart. Ten jest wystarczająco stary, żeby trzymać się jeszcze jakiś czas. 

W progu stał starszy strażnik. 
- Pan prezes kogoś szuka? 
- Pana Mohameda Rashida. 
Strażnik  dyskretnie  wyciągnął  rękę  i  lord  Percival  wsunął  do  niej 

banknot wartości jednego funta egipskiego. 

- Drugie piętro, drzwi na prawo. Proszę nie jechać windą, często się 

psuje. 

Zielona farba łuszczyła się ze ścian. Arystokrata zadzwonił do drzwi 

z wizytówką „Mohamed Rashid, dyrektor”. 

Otworzył młody mężczyzna w białej koszuli, pod krawatem. 
- Pokój wam. 
-  Pokój  panu  i  miłosierdzie  Allaha  i  jego  błogosławieństwo  - 

odpowiedział lord Percival. - Czy pan dyrektor przyjmuje? 

- Zobaczę. Proszę usiąść i poczekać.  
Rozpoczęła się próba sił. Oczekiwanie  mogło trwać pięć  minut, ale 

także pięć godzin. 

background image

- To może być niepotrzebne - prorokował pesymistycznie Dodson. - 

Zastanawiam  się,  czy  nie  zrobilibyśmy  lepiej,  gdybyśmy  przycisnęli 
tego  doktora  Qerry,  który  wydaje  się  dość  niezrównoważony 
umysłowo. 

-  Chyba  że  jest  znakomitym  aktorem.  Młody  mężczyzna  znów  się 

pojawił. 

- Pan dyrektor pyta, czy ma pan wizytówkę. 
-  Oczywiście  -  odpowiedział  lord  Percival,  podając  gęsto  zapisany 

kartonik. 

Pół  minuty  później  drzwi  biura  stały  przed  nimi  otworem. 

Arystokrata  nie  zdradził  Dodsonowi,  że  wybrał  wizytówkę,  którą 
pokazywał  rzadko,  ponieważ  wypisane  były  na  niej  imiona  jego 
wszystkich szlacheckich przodków. 

Mohamed  Rashid  był  człowiekiem  szczęśliwym,  promiennym  i 

łakomym.  Ważył  sto  dziesięć  kilogramów  i  przepadał  za  wybornymi, 
niestety nieco tłustymi ciastkami. 

-  Jestem  nadzwyczaj  szczęśliwy,  że  mogę  gościć  tak  wybitne 

osobistości. 

- Cały zaszczyt po naszej stronie - powiedział Szkot. - Pańska sława 

wykracza poza granice pańskiego kraju. 

- Naprawdę?  
-  Firma,  która  nas  zatrudnia,  uważa  pana  za  jednego  z  najbardziej 

błyskotliwych  egipskich  przemysłowców...  ale  nie  pochwala  pańskiej 
współpracy ze Scottish Brewer, z którym bezpośrednio konkurujemy. 

- Ach... To niezręczna sytuacja. 
-  Bardzo  niezręczna,  przyznaję,  ale  nie  tracimy  nadziei,  że 

wejdziemy  na  rynek  egipski....  Należałoby  tylko  unieważnić  stare 
kontrakty i zobaczyć, jak moglibyśmy sporządzić nowy plan z pańskim 
udziałem. 

- Nie mam nic przeciwko temu - powiedział Egipcjanin - ale jestem 

związany  z  doradcą  technicznym,  z  którym  Scottish  Brewer 
współpracuje  bliżej  niż  z  innymi.  A  nie  będzie  łatwo  obejść  jego 
zgodę... 

-  Możemy  próbować  go  przekonać,  bez  pańskiego  udziału 

oczywiście. Jeśli się nam nie uda, będzie pan nadal pracować z naszym 
konkurentem.  Jeśli  zaś  się  powiedzie,  podniesiemy  w  sposób  istotny 

background image

pańskie wynagrodzenie. 

Oczy dyrektora rozbłysły. 
-  To  dobrze...  bardzo  dobrze.  Mój  doradca  techniczny  nazywa  się 

Andrew Johnson i mieszka przy Sharia el-Din. 

background image

ROZDZIAŁ XXIX 

 
Znalezienie  Sharia  el-Din  nie  było  łatwe.  Z  powodu  ciągłego  i 

gwałtownego  wzrostu  liczby  ludności  żaden  kairczyk  nie  znał  już 
wszystkich ulic w mieście. 

Na  szczęście  taksówkarz  znał  byłego  strażnika  budynku.  Dla  jego 

kuzyna, właściciela kawiarni, stolica nie miała sekretów. 

Rozmawiali  długo  przy  wybornej  herbacie  miętowej,  ale  konkluzja 

była jasna i ostateczna: Sharia el-Din to nowa uliczka na przedmieściu, 
gdzie niedawno pobudowano bloki. 

Mimo dość dokładnych wskazówek kierowca wielokrotnie się gubił, 

zanim w końcu trafił na właściwą grupę budynków. 

Żaden  blok  nie  był  skończony.  Wokół  betonowych  fasad  wznosiły 

się  drewniane  rusztowania  i  nikt  nie  wiedział,  kiedy  robotnicy  znów 
zabiorą  się  do  pracy.  Aby  uniknąć  opłat  za  ukończenie  budowy, 
inwestorom  opłacało  się  raczej  pozostawić  niektóre  budynki  w  obe-
cnym stanie. 

-  Jeśli  trzeba  pukać  do  drzwi  każdego  mieszkania,  nie  wyjdziemy 

stąd przed miesiącem! - stwierdził Dodson. 

- Potrzebujemy informatorów. 
Lord  Percival  podszedł  do  zamiatacza  przesuwającego  dostojnym  i 

bardzo  powolnym  ruchem  kupkę  śmieci,  które  wiatr  nieustannie 
zwiewał w to samo miejsce. 

- Szukam Andrew Johnsona. Mieszka w jednym z tych domów. 
Zamiatacz uśmiechnął się. 
-  Pochodzę  z  Południa  i  znam  tylko  członków  mojej  rodziny.  Ale 

mogę ci polecić kolegę. 

Suty  napiwek  umożliwił  Szkotowi  spotkanie  z  rzeczonym  kolegą, 

wyraźnie  stojącym  wyżej  w  hierarchii,  ponieważ  za  skromną  opłatą 
pilnował samochodów z dzielnicy. 

-  Andrew  Johnson?  Tak,  mieszka  tutaj.  Na  parterze  ostatniego 

bloku. Teraz go nie ma. 

- Czy często tu przychodzi? 
- Nie, nie często. I z nikim nie rozmawia. 
Mimo  kolejnego  napiwku  arystokracie  nie  udało  się  dowiedzieć 

background image

niczego więcej. 

Na  drzwiach  mieszkania  należącego  do  Andrewa  Johnsona  wisiała 

tabliczka z napisem: „A.J., Ltd.” w alfabecie łacińskim i arabskim. 

Stróż porządku śledził Brytyjczyków kątem oka. 
- Johnson to nasz przyjaciel - powiedział Dodson. - Prosił, żebyśmy 

poczekali w środku. 

- Czy macie klucze? 
- Oczywiście. 
Mimo iż z solidnego angielskiego pnia, nadinspektor Angus Dodson 

od  wczesnej  młodości  używał  jednego  z  najbardziej  legendarnych 
wynalazków  ludzkiego  umysłu:  prawdziwego  szwajcarskiego  noża. 
Tym  narzędziem  był  w  stanie  naprawić  każdą  maszynę,  otworzyć 
każdą butelkę i każde drzwi. 

Ostatni napiwek rozwiał nieufność dozorcy. Grunt to nie wtrącać się 

do spraw obcokrajowców. 

Dodson znalazł włącznik. 
Duża  żarówka  oświetliła  garaż  przerobiony  na  pracownię.  Stoły 

stolarskie,  metalowe  kuwety,  różnej  wielkości  naczynia,  miedziane 
alembiki. 

Nadinspektor  uczynił  kilka  kroków,  aby  zbadać  to  osobliwe 

królestwo. 

-  Jeśli  się  nie  mylę,  to  jest  mały  browar!  Lord  Percival  otworzył 

jutowy worek i skosztował znajdującego się w nim produktu. 

- Ma pan rację, mój drogi Dodsonie. A oto i surowiec: jęczmień. 
Na 

etażerce 

zobaczyli 

kolekcję 

dzieł 

egiptologicznych 

poświęconych  skarbom  odkrytym  w  grobowcu  Tutanchamona.  Szkot 
przekartkował je i znalazł teczkę z fotografiami. 

Przedstawiały  stare ceglane konstrukcje, zawierające resztki pieca  i 

małe pomieszczenia, gdzie przechowywano dzbany. 

- O co tu chodzi? 
- Coś mi świta, nadinspektorze, ale trzeba to sprawdzić na miejscu. 
Inna  teczka  zawierała  rysunki  ze  scenami  przedstawianymi  na 

ścianach egipskich grobowców i liczne teksty hieroglificzne. 

- Co tu jest napisane? 
- Nie  jestem w  stanie odczytać dokładnie, ale  jedno słowo stale się 

przewija: henket, co znaczy piwo. 

background image

- Ale po co by urządzano nielegalny browar na przedmieściu Kairu? 
W  szafie  znajdowały  się  liczne  mikroskopy,  niektóre  bardzo 

precyzyjne, oraz probówki zawierające barwne płyny. 

-  Ten  Andrew  Johnson  prowadzi  doświadczenia.  Ale  czego  tak 

naprawdę szuka? 

- Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję go o to zapytać. 
- Zamierza pan spędzić tutaj noc, milordzie? 
-  Obawiam  się,  że  tak.  A  jeśli  Johnson  nie  wróci,  trzeba  będzie 

uzbroić się w cierpliwość. Nikt nie pomoże nam go odnaleźć, a jest on 
być może najważniejszym ogniwem łańcucha, który doprowadzi nas do 
prawdy. 

Dodson zmarkotniał. Już widział siebie, jak spędza wiele dni i nocy 

w tym nieprzytulnym pomieszczeniu. 

Mimo dokładnej rewizji nie znaleźli ani jednej butelki piwa. 
Dla otuchy Dodson rozmyślał o swoim nowoczesnym biurze, gdzie 

miał do dyspozycji wszystkie  naukowe techniki policyjne. Dzięki  nim 
morderca Langtona nie pozostawałby długo w ukryciu. 

Tuż przed północą ktoś włożył klucz do zamka. Dodson natychmiast 

oprzytomniał.  Lord  Percival  skoczył  do  drzwi  wejściowych,  które 
powoli się otworzyły. 

Do warsztatu wszedł mężczyzna i zapalił światło. 
- Dobry wieczór, panie Johnson. 
Przerażony  mężczyzna  popatrzył  na  Szkota,  następnie  na 

nadinspektora. Kiedy usiłował uciec, ten ostatni schwycił go za rękaw i 
przyparł do ściany. 

Dodson przyglądał mu się surowo. 
- Dlaczego każe pan nazywać się Andrew Johnson, doktorze Qerry? 

background image

ROZDZIAŁ XXX

 

 
Doktor Alan Qerry tym razem ubrany był w niebieski kombinezon i 

brązową koszulę. 

- Ale... co panowie tutaj robią? 
- Jesteśmy na tropie mordercy Howarda Langtona i jest możliwe, że 

właśnie dotarliśmy do winnego. 

Specjalista  od  mumii,  przyparty  do  muru  silnym  ramieniem 

Dodsona, na próżno się wyrywał. 

- Jesteście w błędzie... Jestem niewinny, całkowicie niewinny! 
- W takim razie proszę się wytłumaczyć - zażądał lord Percival. 
- Co chcecie, żebym wam powiedział? 
- Wynajmuje pan to mieszkanie pod fałszywym nazwiskiem i warzy 

pan  tutaj  nielegalnie  piwo.  Przypuszczam,  że  Howard  Langton  odkrył 
pańską  pokątną  działalność  i  miał  zamiar  zamknąć  to  pseudonaukowe 
laboratorium. 

-  Nie,  absolutnie  nie!  Mylicie  się!  W  tej  sprawie  jestem  tylko 

skromnym  pośrednikiem.  Przyszedłem  tu  dziś  wieczór,  aby  się 
upewnić,  że  wszystko  jest  w  porządku  i  trochę  tu  ogarnąć...  Te 
urządzenia,  fiolki,  całe  to  eksperymentowanie...  Nie  mam  z  tym  nic 
wspólnego! 

Dodson poczerwieniał. 
- Niech pan przestanie mydlić nam oczy! 
-  Na  głowę  Jej  Królewskiej  Wysokości,  przysięgam,  że  mówię 

prawdę. Jestem tylko pośrednikiem i pracuję dla kogoś, kto potrzebuje 
tego pomieszczenia i nie chce się ujawniać. 

- Kto to jest? 
-  Honor  i  uczciwość  nie  pozwalają  mi  podać  jego  nazwiska. 

Obiecałem, że nie powiem, niezależnie od okoliczności. 

Jedynie  fakt  przynależności  do  Scotland  Yardu,  co  wymagało 

przestrzegania  pewnych  zasad,  nie  pozwolił  Dodsonowi  przejść  do 
rozwiązań ekstremalnych. 

-  Dobrze  -  zgodził  się  lord  Percival.  -  Więcej  nie  będziemy  pana 

nachodzić. 

Nadinspektor był zaskoczony, ale Szkot podtrzymał swoją decyzję. 

background image

-  Widziałem  wystarczająco  dużo,  doktorze.  Proszę  dobrze 

posprzątać  lokal,  dobrze  mu  to  zrobi.  I  proszę  pozdrowić  ode  mnie 
prawdziwego właściciela. 

W taksówce jadącej w stronę Gizy Angus Dodson wybuchnął: 
- Ten Qerry co otworzy usta, to skłamie. 
- Mniej więcej, nadinspektorze. 
-  Był  w  naszych  rękach,  należało  zmusić  go,  żeby  powiedział 

wszystko, co wie! 

-  Musi  pan  odpocząć.  U  stóp  piramid  jest  wspaniały  hotel  Mena 

House,  gdzie  przeniesie  się  pan  we  śnie  do  złotego  wieku  Starego 
Państwa.  A  kiedy  o  świcie  otworzy  pan  okno  swojego  pokoju,  sen 
będzie  trwał  nadal:  ujrzy  pan  wielką  piramidę  faraona  Cheopsa  -  to 
niezrównane arcydzieło zniszczone przez czas. 

- A więc nie wierzy pan w winę doktora Qerry? 
-  Tyle  osób  kłamie  w  tej  sprawie...  która  z  nich  posunęła  się  do 

morderstwa? Oto jedyne ważne pytanie. 

Przez  moment  Dodson  przestał  rozumieć  metodę,  którą  posługiwał 

się  Szkot.  W  tej  samej  chwili,  kiedy  wydawało  się,  że  prawda  jest  na 
wyciągnięcie  ręki,  lord  Percival  oddalił  się  od  niej  i  obrał  inną  drogę 
dla czystej tylko przyjemności włóczęgi. 

-  Gdyby  się  to  zdarzyło  w  Anglii  -  powiedział  nadinspektor  - 

zaaresztowałbym  Qerry'ego  i  wziąłbym  go  w  krzyżowy  ogień  pytań. 
Twierdził,  że  wie  wszystko o  morderstwie  Howarda  Langtona,  a  jego 
zachowanie dowodzi, że jest w to w jakimś stopniu zamieszany. 

-  Proszę  sobie  przypomnieć,  nadinspektorze:  sztylet,  którym  zabito 

Langtona,  notatkę  sporządzoną  ręką  ofiary,  kołnierzyk  koszuli 
przesiąknięty  zapachem,  rozdział  VI  z  Księgi  umarłych,  małą  amforę 
przechowywaną przez Langtona... Czy wszystkie te ślady  nie układają 
się  w  jasny  obraz,  który  skrywa  jeszcze  główny  motyw,  ale  którego 
kontury zaczynają się już pojawiać? 

-  To  nie  jest  takie  proste...  Czy  czasem  ktoś  nie  stara  się  zamydlić 

nam oczu? 

-  Dokładnie  tak,  mój  drogi  Dodsonie.  Przede  wszystkim  nie 

spieszmy  się.  Prawda  jest  być  może  na  wyciągnięcie  ręki,  ale  jeśli 
pomylimy obiekt, może się wymknąć. 

W  świetle  pełni  księżyca  odcinał  się  ogromny,  doskonały  trójkąt. 

background image

Wielka piramida, ucieleśnienie wieczności, jaśniała w mroku. 

 
Dodson był zasapany. 
Mimo  ran,  jakie  zadali  jej  arabscy  zdobywcy,  pozbawiając 

piaskowcowych  bloków  stanowiących  jej  ozdobę,  gigantyczna 
piramida  faraona  Cheopsa  nadal  panowała  na  płaskowyżu  w  Gizie, 
głosząc zwycięstwo Egiptu faraonów nad śmiercią. 

Lord Percival uprzedzał Dodsona, ale wrażenie było niezapomniane: 

otworzyć  okno  na  jeden  z  ocalałych  siedmiu  cudów  świata  -  to 
prawdziwa  przyjemność.  Nadinspektor  przez  kilka  minut  stał  jak 
skamieniały,  niezdolny  oderwać  wzroku  od  ogromnej  piramidy, 
kamiennego ucieleśnienia promienia pierwotnego światła. 

Kiedy odnalazł arystokratę w  jadalni  Mena House, był tym  jeszcze 

mocno  poruszony.  Bekon,  jajecznica  i  zielony  groszek  z  miętą 
sprowadziły go na ziemię. 

-  Proponuję  zwiedzanie  dużej  piramidy,  nadinspektorze,  później 

umówimy  się  na  małą  wycieczkę  do  Średniego  Egiptu.  Zobaczy  pan, 
krajobraz jest tam cudowny. 

Kiedy weszła do sali restauracyjnej, Dodson przerwał jedzenie. 
-  Ależ...  To  Domenica  Strauss!  Niemiecka  egiptolog  zauważyła 

mężczyzn i podeszła do nich. 

- Dobry wieczór panom. Zwiedzają panowie piramidy? 
- Tak - odparł lord Percival. - Jak nie poddać się magii tego miejsca? 
- Czyżby śledztwo się skończyło? 
- Robimy  co w  naszej  mocy,  ale droga prowadząca do prawdy  jest 

czasem  kręta.  A  pani,  czy  próbuje  pani  uwolnić  się  od  okropnego 
dramatu, który pani przeżyła? 

-  Ponowne  ujrzenie  piramid  to  silne  antidotum  na  cierpienie.  Nie 

znam  skuteczniejszego.  Tutaj  wszystko  wydaje  się  efemeryczne  i 
ulotne.  Spędzając  dzień  na  płaskowyżu  w  Gizie,  mam  wrażenie,  że 
jestem naprawdę wierna pamięci Howarda. Proszę mi wybaczyć... Tak 
bardzo potrzebuję ciszy. 

background image

ROZDZIAŁ XXXI 

 
- Nic tu nie  ma,  milordzie!  - zawołał  Angus Dodson na widok Tall 

al-Amarina w Środkowym Egipcie. 

- Prawie nic - poprawił arystokrata. 
Tu było Miasto Słońca, stolica faraona Echnatona i jego królewskiej 

małżonki Neferetiti. 

Przeciętnego  turystę  rzeczywiście  spotykał  tu  silny  zawód. 

Spodziewał się, że zobaczy wspaniały pałac mieniący się dekoracjami, 
wielką świątynię, w której Echnaton i Neferetiti składali ofiary Słońcu, 
z główną aleją, gdzie królewska para  jeździła w  rydwanie podziwiana 
przez  lud.  Wszystko  to  jednak  zniknęło.  Pozostała  jedynie  rozległa, 
trochę  nijaka  równina  ciągnąca  się  wzdłuż  Nilu,  zamknięta  falezą,  w 
której  wykuto  groby  dla  szlachetnie  urodzonych  dworzan  Echnatona. 
Były  puste,  ponieważ  po  śmierci  faraona  wszyscy  egipscy  urzędnicy 
powrócili  do  Teb,  poprzedniej  stolicy  i  miasta  boga  Amona,  które 
Echnaton opuścił. 

Angus  Dodson  odniósł  jednak  korzyść  z  niezwykłej  wycieczki, 

ponieważ  Szkot  pokazał  mu  widoczne  na  ziemi  ślady  nieistniejących 
budowli. Nadinspektor zrekonstruował w wyobraźni królewską wolierę 
pełną  egzotycznych  ptaków,  pokoje  władcy  połączone  z  pałacem 
kładką  wiszącą  nad  główną  ulicą  miasta,  siedzibę  ministerstwa  spraw 
zagranicznych,  bogate  domy  arystokracji  otoczone  wspaniałymi 
ogrodami  i  upiększone  basenem.  W  ten  sposób  za  sprawą  kilku 
ceglanych 

murków, 

jeszcze 

widocznych 

planów 

scen 

przedstawionych w grobowcach ożył cały nieistniejący świat. 

W oddali dostrzegli tuman pyłu. 
- Jakiś jeździec zbliża się w naszą stronę - stwierdził nadintendent. 
Mężczyzna  spiął  konia  o  kilka  metrów  od  śledczych,  którzy 

zmuszeni  byli  zamknąć  oczy,  aby  nie  dostały  się  do  nich  drobiny 
piasku. 

- Nie macie prawa przebywać tutaj! - wrzasnął inspektor Ahmed al-

Fostat. 

- Pokój z panem - powiedział arystokrata. 
- Nie czas na formułki grzecznościowe, milordzie. Znajdujecie się w 

background image

strefie  archeologicznej  zamkniętej  dla  turystów,  co  podlega  surowej 
karze.  Tym  razem  puszczę  to  w  niepamięć,  ale  macie  się  stąd 
natychmiast wynieść! 

- Wydaje mi się, że sprawuje pan władzę nad dystryktem asuańskim, 

panie al-Fostat, a my jesteśmy daleko. 

Inspektor do spraw starożytności uśmiechnął się złośliwie. 
-  Niech  pan  nie  próbuje  dyskutować,  powołując  się  na  przepisy 

administracyjne,  które  znam  lepiej  od  pana.  Jeżeli  będzie  pan  się 
upierać przy swoim, wypiszę wam mandat. 

-  Jesteśmy  upoważnieni  do  prowadzenia  śledztwa  -  przypomniał 

Dodson. - Czy w związku z tym zechciałby mi pan powiedzieć, co pan 
robi w Tali al-Amarinie? 

-  Proszę  nie  zmieniać  tematu!  Przekroczyliście  granice  prawa  i 

poniesiecie konsekwencje tego czynu! 

Lord  Percival  pokazał  dokument  w  języku  arabskim  ze  swoją 

fotografią, ozdobiony tuzinem pieczęci. 

-  Czy  wystarczy  panu  zezwolenie  na  odwiedzenie  wszystkich 

stanowisk  archeologicznych  w  Egipcie,  wystawione  osobiście  przez 
dyrektora Służby Starożytności? 

Egipcjanin zsiadł z konia i obejrzał dokument. 
- Czyżby pan znał dyrektora Służby? 
- To jeden z moich starych przyjaciół. 
- Proszę mi wybaczyć. Wykonywałem tylko swoje obowiązki. Brak 

czujności  z  naszej  strony  sprawia,  że  nieświadomi  turyści  codziennie 
niszczą cenne zabytki, których nie potrafią zidentyfikować. Oczywiście 
byłbym  zobowiązany,  gdyby  mógł  pan  puścić  w  niepamięć  ten 
incydent i nie wspominać o nim dyrektorowi. 

-  Na  razie,  panie  al-Fostat,  zechce  pan  odpowiedzieć  na  moje 

pytanie: co pan tutaj robi? 

-  Wypełniam  rutynowe  zadanie...  Kolega  poprosił  mnie,  żebym  go 

zastąpił  przez  dwa-trzy  dni  i  zrobił  inspekcję  tego  stanowiska.  Sam 
pojechał z wizytą do rodziny mieszkającej w delcie Nilu. 

- Kiedy wraca pan do Asuanu? 
- Dziś wieczór. A... pan? 
- Zrobimy sobie małą wycieczkę 
- Czy śledztwo już się zakończyło? 

background image

- Jeszcze trwa, panie al-Fostat, i nie tracimy nadziei, że dotrzemy do 

prawdy. 

-  Tym  lepiej,  tym  lepiej.  Jeżeli  po  powrocie  do  Asuanu  będą 

panowie  mieli  ochotę  zwiedzić  mniej  znane  stanowiska,  proszę  bez 
wahania się ze mną skontaktować. Ułatwię to panom. 

- Dziękujemy za pomoc. 
Egipcjanin wsiadł na konia i oddalił się galopem. 
- Jeśli chodzi o podstępność, ten typ nie ma sobie równych  - ocenił 

Dodson. - Ale po jakiego diabła za nami jechał? 

- Wkrótce się tego dowiemy. A poza tym nie jest sam. 
Lord  Percival  podał  nadinspektorowi  miniaturową  lornetkę 

wyregulowaną  przez  jednego  z  jego  przodków,  oficera  marynarki; 
dzięki  niej  można  było  dostrzec  nieprzyjaciela  na  dowolnym  terenie  i 
przy dowolnej pogodzie. 

- Proszę spojrzeć w stronę grobów dostojników. 
- Rzeczywiście, widzę mężczyznę, który zdaje się nas śledzić... Ma 

kaszkiet... Ależ to Faxmore, Steven Faxmore! 

-  We  własnej  osobie.  Chodźmy,  nadinspektorze,  pokażę  panu  coś 

interesującego. 

- Nie chce pan przepytać Faxmore'a? 
- To nie będzie konieczne. 
- Ale on także nas śledzi! 
- To dobry znak, nadinspektorze. 
- Nie jestem tego taki pewien... Może nas zaatakować. 
- Z panem czuję się bezpiecznie. 
Szkot zaciągnął Angusa Dodsona do dzielnicy rzemieślników, gdzie 

znaleziono  słynną  głowę  Neferetiti,  przechowywaną  w  muzeum  w 
Berlinie. Uważnie, zgodnie z planem, szedł wzdłuż domów rzeźbiarzy i 
tkaczy, i w końcu znalazł pozostałości budynku, którego szukał. 

- Co pan o tym sądzi, mój drogi Dodsonie? 
-  Ściany  z  surowej  cegły,  resztki  pieca,  małe  pomieszczenia,  gdzie 

składowano dzbany... właśnie to miejsce sfotografował Qerry! 

- Nie ma wątpliwości. 
- Skąd takie zainteresowanie tym antycznym warsztatem? 
- Ponieważ to najstarszy znany browar - odpowiedział w zamyśleniu 

lord Percival. 

background image

ROZDZIAŁ XXXII 

 
Nie było wiatru, więc wydawało się, że słońce świeci tu ostrzej niż 

w  Asuanie.  Dodson  spływał  potem,  ale  lord  Percival  czuł  się  równie 
dobrze, jak gdyby przechadzał się po ścieżce w Szkocji. 

-  Czy  czuje  się  pan  na  siłach,  by  iść  aż  do  grobowców, 

nadinspektorze? 

- Aby przesłuchać Faxmore'a? 
-  Nie,  ucieknie,  kiedy  tylko  zobaczy,  że  idziemy  w  jego  kierunku. 

Chciałbym, żeby pan poznał jednego z moich starych przyjaciół. 

- Jeśli to konieczne... 
-  Proszę  popić  wody  z  manierki.  Jest  letnia  i  z  cytryną.  Pójdziemy 

powoli i wszystko będzie dobrze. 

Nekropolia Tali al-Amarina, której groby wydrążone były w falezie 

wznoszącej  się  nad  nieistniejącą  stolicą,  wyglądała  patetycznie,  w 
odróżnieniu od Gizy, Sakkary, Teb i innych wielkich nekropolii Egiptu 
faraonów.  Miejsce  to,  zaplanowane  jako  wieczny  dom  dygnitarzy 
Echnatona,  miało  jedynie  charakter  tymczasowy.  Poza tym  skała  była 
miękka  i  płaskorzeźby,  bardzo  zniszczone,  były  w  większości 
nieczytelne. 

Pokonawszy  zbocze,  na  tyle  strome,  że  zabrakło  im  tchu,  Szkot 

wyprzedził  Dodsona  i  jako  pierwszy  dotarł  do  grobowca  słynnego 
Ejego, który służył najpierw Echnatonowi, później Tutanchamonowi, a 
po przedwczesnej śmierci młodego króla sam został faraonem. 

„Tu przynajmniej jestem w cieniu”, pomyślał Dodson. 
Lord Percival pozwolił Dodsonowi odzyskać siły, następnie pokazał 

mu  słynny  Hymn  do  Atona  ułożony  przez  samego  Echnatona  i 
zamieszczony  w  jego  grobowcu  przez  wiernego  Ejego.  Tekst 
wychwalał  słońce,  którego obecność  dawała  życie  i  radość  wszystkim 
stworzeniom.  W  Tali  al-Amarinie  najważniejszym  momentem  była 
adoracja wschodzącego słońca, uważanego za stworzyciela wszystkich 
rzeczy. 

Na  progu  pojawił  się  wysoki  Egipcjanin  w  białej  dżellabie,  w 

turbanie na głowie i z długą laską w prawej ręce. 

- Pokój wam, przyjaciele. 

background image

- Pokój tobie, Mohamedzie, i twojej rodzinie - odpowiedział Szkot. - 

Twój starszy syn jest już pewnie dojrzałym mężczyzną. 

-  Został  inżynierem,  ożenił  się,  jest  szczęśliwy,  ale  wyjechał  do 

Kairu...  Dziś  młodzież  nie  umie  już  cenić  uroków  wsi.  Czy  twój  dom 
nadal jest taki piękny? 

- Dbam o niego, jak na to zasługuje. 
-  To  obowiązek  człowieka  o  wielkim  sercu,  przyjacielu.  Jestem 

szczęśliwy, że znowu cię widzę na tej ziemi. 

- Przyjechałem tu z powodu morderstwa popełnionego w Asuanie, i 

chciałem się z tobą przywitać. 

-  Nasza  młodość  uleciała,  ale  wiek  pozwala  nam  patrzeć  na  nasze 

życie  i życie  innych z większym dystansem. Morderstwo w Asuanie... 
Cały  kraj  mówi tylko o tym.  Wszyscy wiedzą, że  już kazałeś uwolnić 
niewinnego człowieka. I zaaresztujesz, ma się rozumieć, prawdziwego 
mordercę. 

- Jeśli Bóg tak chce, Mohamedzie. 
- Należysz do  ludzi, którzy chętnie pomagają Bogu wypełniać  jego 

zamysły. 

Mówiąc  biegle  po  francusku  i  po  angielsku,  Mohamed  używał 

niekiedy  zaskakujących  wyrażeń,  ale  nie  umniejszało  to  szlachetności 
promieniującej od jego osoby. 

-  Czy  przypominasz  sobie,  przyjacielu,  nasz  długi  spacer  w  krainie 

duchów, kiedy zaprowadziłem cię aż do grobu Echnatona? 

-  Szedłem  za  tobą  bez  najmniejszej  obawy,  mimo  że  droga  była 

trudna, a nawet niebezpieczna. 

- Ale grób został splądrowany... 
- A ty, Mohamedzie, ciągle jesteś przekonany, że istnieje drugi grób. 
-  Jestem  tylko  fellachem,  nie  archeologiem.  Ale  ostatnio  zrobił  się 

tutaj  spory  ruch,  jak  gdyby  specjaliści  podzielali  moją  opinię.  Nawet 
słynny Abd el-Mosul przyjechał rozejrzeć się po okolicy. 

- Czyżby rozpoczął nielegalne poszukiwania? 
-  Jest  dostatecznie  sprytny,  żeby  nie  wzbudzać  czujności  władz  i 

nigdy  nie  działa  osobiście.  Ale  powtarzam  ci,  wiele  się  tu  ostatnio 
dzieje... 

Z  racji  funkcji  burmistrza  Mohamed  nie  mówił  wprost,  a  lord 

Percival  nie  mógł go wypytywać z obawy, że go urazi. Należało więc 

background image

wdać  się  w  długą  rozmowę,  w  której  padło  wiele  pytań  o  przyszłość 
licznych  dzieci  czcigodnego  starca,  który  miał  tylko  dwie  żony. 
Mohamedowi 

niezbyt 

odpowiadały 

zmiany 

zachodzące 

we 

współczesnym  świecie,  a  jeszcze  mniej  podobała  mu  się  inwazja 
turystów. 

-  Jakiś  egiptolog  usiłuje  kupić  kilka  pięknych  przedmiotów  za 

niewielkie  pieniądze  -  poinformował  Egipcjanin.  -  W  okolicy  do 
niedawna nikt go nie znał. 

- Kiedy widziałeś go ostatni raz? 
-  Dzisiaj  rano.  O  tej  porze  powinien  już  być  w  pobliżu  promu, 

którym popłynie na drugi brzeg. 

- Czy mógłbyś zatrzymać ten prom? 
- Czego się nie robi dla takiego przyjaciela jak ty, Percivalu? 
Dodson  nieprędko  zapomni  doświadczenie,  jakim  była  przejażdżka 

promem  zwanym  wieśniaczym.  Wciśnięty  między  motorynkę  i  owce, 
usiłował  uśmiechać  się  do  starej  zakwefionej  Egipcjanki,  która 
przyglądała mu się z zainteresowaniem. 

Duża tratwa płynęła trasą obliczoną na wyczucie. 
Lord  Percival  dostrzegł  egiptologa,  o  którym  opowiadał  mu 

Mohamed. 

Yillabert Glotoni, w  białym kaszkiecie, oparty plecami o  metalowy 

słup, za wszelką cenę usiłował pozostać nie zauważonym. 

- Pan Glotoni! Jak miło pana widzieć. 
Duża kwadratowa głowa Francuza poruszyła się. 
-  A,  lord  Percival!  Co  za  niespodzianka...  Zrobił  pan  sobie  małą 

wycieczkę? 

-  Chciałem  pokazać  nadinspektorowi  niezwykłe  położenie  Tali  al-

Amariny,  rzadko  odwiedzanej  przez  turystów.  Miejsce  mało 
widowiskowe, ale dotyka się tu prawdziwej archeologii. 

- Tak, tak, to prawda... 
- A pan, panie Glotoni, przechadzał po okolicy? 
-  Och  nie!  Przy  takim  ogromie  pracy  to  niemożliwe.  Pojechałem 

sprawdzić  pogłoskę  o  odkryciu  posążka  ibisa.  Niestety  to  nieprawda, 
jak  to  często  bywa.  Ale  to  żelazna  reguła  zawodu  archeologa  i  trzeba 
się z tym pogodzić. Czy panowie skończyli już dochodzenie? 

- Niezupełnie, panie Glotoni. Ale  nadinspektor i  ja  mamy  nadzieję, 

background image

że to wkrótce nastąpi. 

background image

ROZDZIAŁ XXXIII 

 
Właściciel  kawiarni  pokropił  wodą  kafle,  przeciągnął  wiekową, 

pamiętającą  czasy  okupacji  brytyjskiej  szmatą,  następnie  posypał  je 
grubą warstwą wiórów. 

Komisarz Abdel-Atif, siedząc przy swoim stoliku, palił fajkę wodną 

z grudką haszyszu. 

Na widok wchodzących Brytyjczyków skinął ręką. 
- Proszę usiąść! Co panowie piją? 
- Kawa po turecku dla nadinspektora i napar z kozieradki dla mnie. 

Po powrocie do Asuanu poszliśmy na komisariat i powiedzieli nam, że 
znajdziemy pana tutaj. 

- To ustronne miejsce rozmów... W komisariacie ściany mają uszy - 

a jest zbyt wielu podwładnych, którzy czyhają na moje miejsce. Jak się 
przedstawiają rezultaty waszych działań? 

-  Nienadzwyczajnie,  komisarzu,  mamy  jednak  kilka  intrygujących 

poszlak, które usiłujemy połączyć w jedną całość. 

- Intrygujących? W jakim sensie? 
- Jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. 
-  Panowie,  szczerze  mówiąc,  oczekiwałem  was  z  niecierpliwością! 

Mój  przełożony  bombarduje  mnie  telefonami,  pytając  o  tożsamość 
mordercy,  a  z  kolei  on  sam  jest  nieustannie  wzywany  przez  ministra 
spraw  wewnętrznych,  którego  dyskretnie  ponagla  ambasador  Wielkiej 
Brytanii.  Tak  więc,  jeśli  w  krótkim  czasie  nie  doprowadzą  panowie 
sprawy do końca, pozostanie nam Abu. 

-  Wykluczone  -  sprzeciwił  się  Dodson  -  ponieważ  mamy  dowody 

jego niewinności. 

- Tym gorzej, nadinspektorze. Jeśli nie zaniknę tej sprawy, wylecę. 
-  Proszę  uważać  na  babkę  Abu  -  doradził  lord  Percival.  -  To 

Nubijka... A pan lepiej ode mnie zna jej magiczną moc. 

Komisarz  Abdel-Atif  zasępił  się.  Takiego  ostrzeżenia  nie  wolno 

było lekceważyć. 

- Co zamierzają panowie teraz robić? 
- Czekać. 
-  Jak  to  czekać!  Przecież  każda  kolejna  godzina  gra  na  naszą 

background image

niekorzyść! 

- Rzuciłem  kilka ziaren tu  i ówdzie  i  mam  nadzieję, że doczekamy 

się  plonów.  Trzeba  być  fatalistą,  komisarzu,  czyż  nasz  los  nie 
spoczywa w rękach Boga? 

Egipskie słońce  było czerwone o świcie,  lśniąco białe w południe  i 

fioletowe  pod  wieczór.  Śledzenie  jego  toru  o  każdej  porze  dnia  to, 
według  starożytnych  Egipcjan,  uczestniczenie  w  bezustannych 
metamorfozach  istoty  boskiej,  która,  ciągle  zmieniając  swoje  oblicze, 
pozostawała niezmienna. 

Lord  Percival  nie  bez  niepokoju  uczestniczył  w  tym  bajecznym 

widowisku,  stojąc  na  balkonie  sypialni.  Z  długiej  rozmowy 
telefonicznej  z  sekretarką  dowiedział  się,  że  na  giełdzie  odnotowano 
zwyżkę,  a  zwłaszcza  że  Abercrombie  zaczął  poważnie  cierpieć  z 
powodu nieobecności swego pana. Jeszcze  nie odmawiał swojej porcji 
koziego  sera,  ale  wzrok  mu  przygasł  i  mimo  pieszczot  lady  Ophelii 
stracił energię. 

Dorothea  Pettigrew  prosiła  lorda,  by  nie  przedłużał  pobytu  w 

Egipcie, gdyż stan zdrowia Abercrombiego pogarsza się. 

Nestor  Pwryctswll,  walijski  majordomus,  potwierdził  te  obawy, 

zapewniając jednocześnie, że w domu wszystko w porządku. Nestor nie 
rozumiał, dlaczego ktoś tak szlachetnie urodzony jak jego pan pojechał 
do odległego  i  dzikiego  kraju,  ale  wypełniał  swoje  zadania  ze  zwykłą 
starannością. 

Zadzwonił telefon. 
Szkot podniósł słuchawkę. 
- Lord Percival? - zapytał przytłumiony głos. 
- Przy telefonie. Kto mówi? 
- To nie ma znaczenia. Mam panu coś do powiedzenia. 
- Jestem gotów pana wysłuchać. 
- Nie przez telefon. 
- Proszę mi wyznaczyć spotkanie. 
- Czy zna pan wyspę kwiatów? 
- Dość dobrze. 
-  Proszę  przyjść  w  południe  pod  najstarszą  sykomorę.  Niech  pan 

będzie  sam,  a  przede  wszystkim  proszę  nie  informować  komisarza 
Abdel-Atifa. 

background image

- Na świętego Andrzeja, milordzie! - zawołał wzburzony Dodson. - 

Chyba nie będzie pan ryzykował wpadnięcia w pułapkę! 

- Proszę się uspokoić, nadinspektorze. Wyspa kwiatów to mały raj, z 

którego wypędzono przemoc. 

- Jestem przekonany, że pański rozmówca spróbuje się pana pozbyć. 
- Zobaczymy. Myślę, że zaczynamy zbierać owoce naszych działań. 
- Każmy przynajmniej policji otoczyć wyspę! 
- Tylko nie to. Myślę, że zidentyfikowałem mego rozmówcę  - dość 

nieumiejętnie  zmienił  głos.  Natychmiast  zorientuje  się  w  rozmiarach 
nadzwyczajnych  środków  ostrożności.  Jeśli  nie  wrócę  do  czternastej, 
niech pan podejmie stosowne kroki... 

Dodson  zrozumiał,  że  nie  należy  nalegać.  Ale  poczuł  ukłucie  w 

sercu,  kiedy  zobaczył  Szkota  oddalającego  się  w  feluce  w  kierunku 
wyspy kwiatów. 

Hibiskusy,  poinsecje,  bugenwile,  klematisy,  drzewa  namorzynowe, 

figowce,  sykomory,  drzewa  kapokowe,  palmy  i  inne  cuda  tworzyły 
prawie  nierealny  pejzaż  wyspy  kwiatów  i  drzew,  na  zachód  od 
północnego  krańca  Elefantyny.  Raj  ten  nie  powstał  spontanicznie,  ale 
zrodził  się  z  botanicznej  pasji  brytyjskiego  oficera,  lorda  Kitchenera, 
pogromcy 

pierwszego 

islamskiego 

fanatyka 

ery 

nowożytnej, 

Mahdiego, który  miał  nadzieję, że podbije Sudan  i Egipt. Żołnierz ten 
był  w  głębi  serca  miłośnikiem  natury  w  jej  najbardziej  kuszących 
formach; dlatego lord Kitchener sprowadził na wyspę liczne rzadkie ro-
śliny  z  Azji  i  Afryki  i  zakomponował  rajski  ogród  pełen  ptaków  i 
wyrafinowanych  zapachów.  Tylko  Egipt  mógł  zmienić  wojownika  w 
twórcę ogrodu botanicznego. 

Zgodnie  z  otrzymanymi  instrukcjami  Szkot  podążał  zadbaną  aleją 

wprost  do  najstarszej  sykomory  na  wyspie  -  ogromnego  drzewa, 
dającego  zbawczy  cień.  Lord  Percival  szedł  powoli,  poddając  się 
nostalgicznym wspomnieniom. 

Realia  śledztwa  jednak  powróciły,  kiedy  dostrzegł  mężczyznę, 

którego spodziewał się zobaczyć. Był to Ahmed al-Fostat, inspektor do 
spraw starożytności! 

background image

ROZDZIAŁ XXXIV 

 
Egipcjanin  siedział  na  murku,  w  sporej  odległości  od  olbrzymiego 

pnia. Arystokrata usiadł po jego lewej ręce, nie patrząc na niego. 

- Z pewnością nie spodziewał się pan mnie ujrzeć, milordzie. 
- Pański telefon był bardzo tajemniczy, panie al-Fostat. 
-  Musi  pan  zrozumieć,  że  mam  skrępowane  ręce.  Na  moim 

stanowisku  muszę  być  bardzo  dyskretny.  Gdyby  nas  tu  przyłapano, 
moje życie byłoby w niebezpieczeństwie. 

- Czyżby posiadł pan tajemnicę zbyt ciężką na pańskie barki? 
- Istotnie, i nie mam ochoty nadstawiać głowy dla kogoś, kto usiłuje 

mną manipulować i kto przy pierwszej lepszej okazji mnie opuści... 

- Czy mógłby pan mówić jaśniej? 
- Pod warunkiem, że obieca mi pan pomoc. 
- Wszystko zależy od tego, o co mnie pan poprosi, panie al-Fostat. 
Egipcjanin wyrwał kilka ździebeł trawy i zwinął je, jakby próbował 

odczynić urok. 

- Jestem naprawdę w bardzo trudnym położeniu... Moja rola polega 

na ochronie egipskich zabytków przed rabusiami, a teraz znalazłem się 
w potrzasku i będę miał nie lada kłopot, żeby się z niego wydostać. A 
przecież budowałem swoją karierę krok po kroku, skrupulatnie, i nawet 
nie  przypuszczałem,  że  jakiś  diabeł  zastawi  na  mnie  pułapkę  na 
zakręcie drogi. 

- Inaczej mówiąc, ktoś pana szantażuje. 
-  Tak,  milordzie.  Ktoś,  kto  chce  wykorzystać  moją  wiedzę  i 

autorytet,  aby  prowadzić  nielegalną  działalność.  Jeśli  nie  zareaguję, 
zostanę  wbrew  sobie  wciągnięty  w  to  całe  zamieszanie,  a  jestem 
całkowicie niewinny. 

- Czy zgodzi się pan podać mi nazwisko tej osoby? 
- Muszę... I liczę trochę na pana jako na wybawcę. 
- Dlaczego nie ma pan zaufania do komisarza Ab-del-Atifa? 
-  Ponieważ  to tchórz,  który  myśli  jedynie  o  swojej  karierze.  Nigdy 

nie odważy się pokrzyżować planów Abd el-Mosula. 

- Abd el-Mosul... A więc nie przestał szukać skarbów! 
- Tak naprawdę ustatkował się, ale nadarzyła się znakomita okazja i 

background image

jego stare odruchy wzięły górę. 

- Chodzi o skarb? 
- O niesplądrowany grób. 
- To wyjątkowa rzadkość - zdziwił się lord Percival. 
- Sam w to nie wierzyłem...  Ściślej  mówiąc, chodzi o nienaruszoną 

część grobowca w Dolinie Orła w Tebach. Wszyscy byli przekonani, że 
tam nie ma już nic do odkrycia, ale mylili się. Abd el-Mosul dowiedział 
się  oczywiście  o  moich  wcześniejszych  poszukiwaniach  i  zabronił  mi 
sporządzać  raport  dla  Służby  Starożytności  pod  groźbą  represji  w 
stosunku  do  mnie  i  członków  mojej  rodziny.  Ponieważ  skorumpował 
policję,  czułem  się  beznadziejnie  sam,  aż  do  pańskiego  przyjazdu... 
Najpierw  uważałem,  że  będzie  pan  wrogiem,  co  wyjaśnia  moją 
postawę.  Później  zrozumiałem,  że  ponad  wszystko  stawia  pan 
uczciwość. Teraz liczę tylko na pana, bo tylko pan może przeszkodzić 
Abd el-Mosulowi w kolejnym rabunku. 

-  Jeśli  dobrze  rozumiem,  prosi  pan,  żebym  jak  najszybciej  obejrzał 

ten grób? 

-  Decyzja  należy  do  pana,  milordzie.  Ale  tak  naprawdę  o  to  mi 

właśnie chodzi. Może nakryje pan wreszcie Abd el-Mosula na gorącym 
uczynku, dzięki czemu mógłby pan posłać go do więzienia i wyzwolić 
Egipt  od  jednej  z  plag.  Ale  jeśli  poinformuje  pan  komisarza  Abdel-
Atifa o pańskich zamiarach, on uprzedzi Abd el-Mosula i znajdzie pan 
jedynie ograbiony i zdewastowany grób. 

- Czy pójdzie pan ze mną? 
- To niestety  niemożliwe.  Jeżeli  się pojawię,  ludzie  Abd el-Mosula 

doniosą mu o tym. A ja mam jedną słabość - zależy mi na życiu. 

- A któż inny mógłby mnie powiadomić, jeśli nie pan? 
-  Komisarz.  Ponieważ  jego  stanowisko  jest  zagrożone  i  potrzebuje 

na gwałt winnego, mógłby wskazać panu ten trop, aby nakryć w końcu 
Abd  el-Mosula  na  gorącym  uczynku.  Wziąwszy  pod  uwagę,  że  to 
ważne miejsce, będzie tam osobiście, aby kierować akcją. Nie zdziwił-
bym  się,  gdyby  już  zaczął...  Musi  się  oczywiście  wystrzegać  patroli 
lokalnej policji, ale z pewnością przekupił kilka osób, które podały mu 
dokładne  godziny  obchodów.  W  ten  sposób  nikogo  nie  będzie  można 
posądzić o grabież, ponieważ przepisy będą skrupulatnie przestrzegane. 
Jeśli pan chce, milordzie, ten ruch może należeć do pana. 

background image

-  Czy  to  oznacza,  że  Abd  el-Mosul  jest  mordercą  Howarda 

Langtona? 

- Nie mogę tego potwierdzić, bo nie mam dowodów jego winy.  Ale 

przypuśćmy,  że  Langton  miał  odważny  pomysł  zaatakowania  Abd  el-
Mosula,  aby  ujawnić,  że  nadal  trudni  się  grabieżą...  W  takich 
okolicznościach  ten  ostatni  mógłby  zareagować  gwałtownie.  Ale, 
powtarzam,  to  tylko  hipoteza.  Oczywiście,  gdyby  Abd  el-Mosul  był 
pod kluczem, z pewnością  musiałby  mówić  i wyznać wszystkie swoje 
zbrodnie, nie tylko po to, by się tym chełpić. 

- To rzeczywiście możliwe. 
- A więc... Czy zgodzi się pan mi pomóc? 
- Jeśli chcę odkryć prawdę, nie mam wyboru. 
- Wskażę panu położenie tego grobu. 
Cienkim  i  ostrym  patykiem  Ahmed  al-Fostat  narysował  na  piasku 

plan 

pokazał 

lordowi 

Percivalowi 

najlepsze 

dojście 

do 

niesplądrowanego sanktuarium. 

- Proszę wziąć ze sobą mocną linę i latarkę - poradził Egipcjanin. - I 

niech  pan  będzie  bardzo  ostrożny.  Skały  są  śliskie,  a  dostęp  do  grobu 
jest  utrudniony.  Gdyby  miał  pan  pozwolenie,  warto  byłoby  mieć  przy 
sobie  broń.  Ale  Abd  el-Mosul  nigdy  się  do tego nie  posuwa.  I  będzie 
tak wściekły, że został nakryty, że podda się bez walki. 

Inspektor  do  spraw  starożytności  wstał  i  rozejrzał  się  wokół.  O  tej 

godzinie wyspa kwiatów była pusta. 

-  Proszę  stąd  odejść  po  upływie  kwadransa  -  poradził  Szkotowi.  - 

Pozwolę sobie życzyć panu szczęścia. 

background image

ROZDZIAŁ XXXV 

 
Mimo  znakomitej  szkockiej  whisky  i  cudownego  cienia  na  tarasie 

Starej Katarakty, rozmowa była krótka. 

- To wykluczone, milordzie. 
- Jako nadinspektor nie powinien pan działać w terenie. Biorę to na 

siebie. 

- Czyżby uważał  mnie pan za  biurokratę?  - zaprotestował wyraźnie 

wzburzony  Dodson.  -  Prawda  wymaga  wszelkich  poświęceń!  A  ja 
jestem  gwarantem  pańskiego  bezpieczeństwa.  Jeśli  podejmie  pan  tę 
wyprawę, pójdę z panem. 

- Za bardzo cenię sobie wolność jednostki, by panu zabronić. 
- Ahmed al-Fostat nie wzbudza zaufania - stwierdził nadinspektor - 

Ale dostarczy nam, być może, klucz do rozwiązania tej zagadki. Proszę 
mi  powiedzieć  szczerze,  milordzie...  Czy  umiejscowienie  tego  grobu 
wydaje się panu prawdopodobne? 

- Oczywiście, mój drogi Dodsonie. Znam dobrze tę ścieżkę; niegdyś 

wielokrotnie  tamtędy  chodziłem.  Mam  nadzieję,  że  nie  ma  pan 
zawrotów głowy? 

- Nie aż takie, żeby się rozchorować. Ale... skąd weźmiemy linę? 
- Wziąłem ze sobą. 
- Jak mógł pan przewidzieć... 
-  Jest  kilka  przedmiotów,  których  nie  wolno  nigdy  zapominać, 

wyjeżdżając  ze  Szkocji.  Kiedyś  archeolodzy  oprowadzili  mnie  po 
niemal  wszystkich  grobach  Doliny  Możnych  Notabli  w  Tebach 
Zachodnich. Gdzieniegdzie musieliśmy się wspinać. 

Dodson  zrozumiał,  że  to  nie  koniec  jego  udręki  i  że  zdecydowanie 

lepiej  było  nigdy  nie  opuszczać  nowoczesnego  biura  w  Scotland 
Yardzie oraz londyńskiego bruku. 

 
Kto  po  raz  pierwszy  ujrzał  zachodni  brzeg  Teb,  zdawał  sobie 

sprawę,  że  życia  byłoby  mało,  by  ogarnąć  te  wszystkie  cuda.  Dolina 
Królów,  Dolina  Królowych,  grobowce  Możnych  Notabli,  istniejące  tu 
od  milionów  lat  świątynie  Setiego  I,  Ramzesa  II  i  Ramzesa  III  i  tyle 
innych pamiątek przyszłości, z których wiele pozostawało nie znanych 

background image

szerszej  publiczności,  czyniły  z  tego  magicznego  miejsca  najbogatsze 
stanowisko  archeologiczne  na  świecie.  Tutaj,  przez  wieki,  starożytni 
Egipcjanie,  zgodnie  z  ich  własnymi  słowami,  „stworzyli  niebo  na 
ziemi” i łączyli się duchowo z niewidzialnym. 

Taksówka,  która  wiozła  obu  Brytyjczyków  do  podnóża  falezy  Ad-

Dajr  al-Bahri,  nie  miała  ani  hamulców,  ani  reflektorów,  ani  kilku 
innych  nieistotnych  drobiazgów,  ale  została  bogato  ozdobiona  ręką 
Fatimy.  Mechanik  nie  byłby  w  stanie  wyjaśnić,  w  jaki  sposób  ten 
samochód  jeździ,  ale  kierowca  był  bardzo  grzeczny,  nawet  jeśli  miał 
irytującą skłonność do przejeżdżania tuż obok rowerów i osłów. 

Słońce  jak  zwykle  silnie  operowało  na  tarasie  przed  świątynią 

Hatszepsut,  wzniesioną  przez  faworyta  i  architekta  królowej  ku  czci 
boga Amona, posiadającego tajemnicę stworzenia. Niezwykła budowla 
wzniesiona  na  tarasach  była  ściśle  połączona  z  falezą  i  przyciągała 
licznych  turystów.  W  czasach  królowej  Hatszepsut  ta  wspaniała 
świątynia  była  częściowo  ukryta  za  zasłoną  zieleni  i  ogrodów,  gdzie 
rosły drzewa żywiczne. 

Lord  Percival  wybrał  okrężną  ścieżkę.  Była  dłuższa  od  tej,  którą 

wskazał  Ahmed  al-Fostat,  ale  ta  ostrożność  pozwalała  uniknąć 
ewentualnego niepożądanego spotkania. 

Grupka chłopców usiłowała iść za Brytyjczykami, ale kiedy zbocze 

stało  się  zbyt  strome,  odpuścili.  Jedynie  kilku  poganiaczy  osłów 
zapuściło się na te kamieniste ścieżki, które biegły między szczytami  i 
dominowały nad głównymi stanowiskami archeologicznymi. 

Szkot  szedł  umiarkowanym  tempem  doświadczonego  wspinacza, 

który  umie  oszczędzać  siły.  Dodson  miał  więc  czas  na  podziwianie 
niezwykłego pejzażu, zapominając o upale i wysiłku. 

Dolina  Orła  zasługiwała  na  swoją  nazwę.  Dzika,  niemal 

nieprzyjazna,  jeszcze  niedawno  była  królestwem  drapieżników,  z 
których kilka ciągle jeszcze nawiedza te niedostępne miejsca. 

Lord Percival podniósł wzrok. 
- Proszę spojrzeć, wejście do grobowca jest tam, w górze. 
Dziewiętnaście metrów nad ziemią widać było otwór w skale. 
-  Nie  czuję  się  na  siłach,  żeby  odbyć  taką  wspinaczkę  -  wyznał 

przygnębiony Dodson. 

- Nie będziemy się wspinać, lecz schodzić.  

background image

Szkot zaprowadził nadinspektora na ścieżkę, która wiodła na szczyt 

falezy. 

Lina wpięta w hak sięgnęła wejścia do grobowca. 
- Al-Fostat nie kłamał - stwierdził lord Percival.- Ktoś już tu był. 
Arystokrata wpiął w hak linę asekuracyjną. 
-  Proszę  na  mnie  czekać,  nadinspektorze.  Jeśli  będzie  nam  coś 

groziło, uprzedzę pana. 

Angus  Dodson  nie  miał  czasu,  żeby  zaprotestować.  Lord  Percival 

dość zręcznie rozpoczął zjazd. 

Udało  mu  się  łagodnie  wylądować  na  małej  półce  skalnej,  skąd 

schodziło się do świątyni. 

Zapalił latarkę i zniknął w wąskim przejściu. 
Kilka metrów niżej poczuł ucisk w sercu. 
Lord  Percival  widywał  już  trupy,  czasem  naznaczone  cierpieniem, 

ale po raz pierwszy ujrzał takie piekło. 

Pożar  poczernił  ściany  grobowca,  gdzie  wszystkie  płaskorzeźby 

zostały  okaleczone.  Na  podłodze  walały  się  szczątki  mumii, 
powyrywane  ramiona,  poucinane  nogi,  rozbite  czaszki.  Wandale  nie 
wykazali najmniejszego szacunku dla osób, które wierzyły, że znajdą tu 
wieczny spoczynek. 

Wstrząśnięty takim barbarzyństwem lord Percival wszedł głębiej do 

ponurego grobowca. 

W  rogu  zobaczył  otwór  wznoszący  się  nad  dwoma  belkami. 

Powyżej  drugą  salę,  w  której  powinny  się  znajdować  naczynia  i 
sarkofag. 

 
- Milordzie! - zawołał zaniepokojony Dodson. - Gdzie pan jest? 
Potężny  huk  przerwał  panującą  w  górach  ciszę.  Drapieżne  ptaki 

opuściły kryjówki i przeleciały nad inspektorem. 

Z wejścia do grobowca wydostał się obłok dymu. 
- Niech się pan odezwie, milordzie. Proszę! 
Na arystokratę musiało runąć sklepienie grobowca. 

background image

ROZDZIAŁ XXXVI

 

 
Angus Dodson ubezpieczył się jako tako liną i opuścił się w czeluść. 

Być może istniała jakaś szansa na uratowanie lorda Percivala. 

Już  po  chwili  zobaczył  postać  wynurzającą  się  z  pyłu,  która 

wychodziła z grobowca. 

- Czy to pan, milordzie? 
- Proszę wracać, mój drogi Dodsonie. Zbiorę siły i przyjdę do pana. 
- Czy nie jest pan ranny? 
- Wszystko w porządku... Ale zaczęło mi brakować powietrza. 
Szkot pewnie wszedł na szczyt falezy. 
- Co się stało? 
-  Nad  progiem  tej  części  grobu,  która  powinna  być  nieograbiona, 

jest  współczesne  rusztowanie.  Byłem  ostrożny,  ponieważ  ta  licha 
konstrukcja  wskazywała,  że  ktoś  tu  był.  Kiedy  dotknąłem  wyższej 
belki, całość runęła. Zaledwie miałem czas, żeby uciec do wyjścia. 

- Al-Fostat świadomie wysłał pana na śmierć! 
- Możliwe... 
- Jeszcze pan w to wątpi? 
- Muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz. 
- Co takiego? 
-  Chciałbym  wiedzieć,  czy  dno  grobowca  rzeczywiście  nie  zostało 

zbadane. 

- Jak chce się pan o tym przekonać? 
-  Poczekam,  aż  opadnie  pył,  i  wrócę  do  tego  grobowca,  w  którym 

rabusie wyrządzili okropne spustoszenie. 

- Niech pan nawet o tym nie myśli! 
- Przypuszcza pan, że moglibyśmy znaleźć ciało na dnie grobowca? 
- Myśli pan o... Abd el-Mosulu? 
-  Wkrótce  się  tego  dowiemy,  nadinspektorze.  Szkot  spędził  ponad 

dwie  godziny  w  zdewastowanym  grobowcu.  Tym  razem  nic  się  nie 
wydarzyło. 

Kiedy  lord  Percival  pojawił  się  ponownie  na  powierzchni,  Dodson 

odetchnął  z  ulgą.  Jako  umysł  ścisły  nie  wierzył  w  przekleństwo 
faraonów, ale w takich okolicznościach należało zachować ostrożność i 

background image

nikomu nie dowierzać. 

- Co pan o tym sądzi, milordzie? 
-  Ten  grób  został  całkowicie  zdewastowany  już  dawno.  Złodzieje 

wyżyli się nawet na nieszczęsnych mumiach. Ale znalazłem to! 

Otworzył  prawą  dłoń  i  pokazał  Dodsonowi  niewielki  przedmiot  - 

amulet w kształcie żaby. 

- Czy to autentyczne? 
- Starożytne i autentyczne, nadinspektorze. 
Tuzin  policjantów  ponaglanych  przez  podekscytowanego  Ahmeda 

al-Fostata wspinał się na szczyt, gdzie Brytyjczycy chwilę odpoczywali 
przed zejściem do doliny. 

Kiedy  inspektor  do  spraw  starożytności  zobaczył  obu  mężczyzn, 

głośno  dziękował  Allahowi  i  przez  dobrą  minutę  śpiewał  hymny  na 
jego cześć. 

-  Tak  się  bałem,  tak  okropnie  się  bałem!  -  wyznał,  ściskając  dłoń 

magnata.  -  Zrozumiałem,  że  Abd  el-Mosul  wciągnął  nas  w  pułapkę, 
pana  i  mnie,  ale  sądziłem,  że  przybędę  za  późno.  Co  się  stało  w 
grobowcu? 

-  Banalny  wypadek:  zawaliły  się  belki  stoczone  przez  robaki. 

Miałem dużo szczęścia, że uszedłem stamtąd z życiem. 

-  Jak  mógłbym  błagać  pana  o  przebaczenie,  milordzie?  Byłem 

naiwny, taki naiwny! 

-  No  cóż,  proszę  mi  wyjaśnić,  w  jaki  sposób  rozszyfrował  pan 

podstęp Abd el-Mosula. 

-  To  czysty  przypadek...  Znaleźć  coś  tak okropnego!  To  potworne, 

aż trudno mi o tym mówić. Myślę o mumiach... 

Wydawało się, że Ahmed al-Fostat za chwilę zemdleje. 
-  Wracajmy  do  Asuanu  -  zaproponował  lord  Percival.  -  W  drodze 

dojdzie pan do siebie. 

W  Luksorze  lekarz  zrobił  inspektorowi  zastrzyk  uspokajający, 

następnie  al-Fostata  i  obu  Brytyjczyków  odwieziono  służbowym 
samochodem do Asuanu. 

- Czy już może pan udzielić wyjaśnień, panie al-Fostat? 
-  Tak,  już  mi  lepiej...  dużo  lepiej.  Co  za  straszna  historia!  Tak 

przerażająca,  że  powinna  istnieć  tylko  w  wyobraźni  pisarzy!  Nigdy 
bym nie uwierzył, że może się zdarzyć coś tak odrażającego. 

background image

Ahmed al-Fostat mówił urwanymi zdaniami, jakby miał trudności z 

dobraniem właściwych słów. 

-  Na  pustyni  na  zachód  od  Asuanu  odkryto  niedawno  mały  grób. 

Wewnątrz było około dziesięciu mumii w lepszym lub gorszym stanie. 
Archeolog, który dokonał odkrycia, przedstawił raport, który wydał mi 
się  dość  niejasny.  W  podobnych  wypadkach  lubię  sam  pojechać  w 
teren, żeby sprawdzić na miejscu, czy nie przeoczono czegoś istotnego. 
Zwykle przyjeżdżam na stanowisko około dziewiątej rano i odjeżdżam 
przed  południem.  Ale  tym  razem  zepsuł  się  mój  jeep  -  na  szczęście 
udało  mi  się  go  naprawić  samemu.  Kiedy  doszedłem  do  grobowca, 
zostawiwszy  wóz  w  pewnej  odległości,  dochodziło  pół  do  pierwszej. 
Miejsce wydawało się wyludnione, ale usłyszałem głosy. Natychmiast 
wzmogłem 

czujność.  Niekiedy  złodzieje 

próbują 

splądrować 

znalezisko,  zanim  policja  zapewni  mu  ochronę.  Ukryłem  się  w  cieniu 
wydmy, żeby obserwować, sam nie będąc widzianym. I wie pan, kogo 
tam zobaczyłem? 

- Przypuszczam, że Abd el-Mosula. 
- Tak, ale nie był sam! Targował się z doktorem Qerry. Ten ostatni 

coś mu podawał. Abd el-Mosul twardo kłócił się o cenę. 

Dodson zbladł. 
- A to coś... To chyba nie była... 
- Tak, nadinspektorze! To był kawałek  mumii! Qerry tłumaczył, że 

wybrał najlepszą, że ma jeszcze dwie lub trzy inne wartościowe. 

- Najlepszą... do czego? 
Ahmed al-Fostat spuścił głowę, głęboko zasmucony. 
-  Niektórzy  ciągle  jeszcze  wierzą,  że  sproszkowana  mumia  ma 

właściwości afrodyzjaku. Abd el-Mosul jest już stary, rozumie pan... 

-  To  odrażające!  -  krzyknął  Angus  Dodson,  którego  sumienie 

zawodowe doznało gwałtownego wstrząsu. 

-  Byłem  tak  zbulwersowany  -  ciągnął  Egipcjanin  -  że 

potrzebowałem  czasu,  aby  zrozumieć,  że  jeśli  Abd  el-Mosul  oddawał 
się tej obrzydliwej transakcji w Asuanie, to historia z niesplądrowanym 
grobem  była  pułapką!  Natychmiast  pobiegłem  do  Luksoru  i 
zawiadomiłem policję. Na szczęście jest pan cały i zdrowy. 

background image

ROZDZIAŁ XXXVII 

 
Lord Percival kończył zawiązywać swój nieskazitelny biały krawat, 

kiedy ktoś zapukał do drzwi. 

- To ja, Omar Abdel-Atif, proszę otworzyć!  
Szkot  założył  białą  marynarkę  i  skropił  się  wodą  toaletową, 

następnie  bez  pośpiechu  otworzył.  Egipski  komisarz  był  wyraźnie 
zdenerwowany. 

-  Już  nie  mogę,  milordzie,  jestem  na  dnie.  Ale  co  się  z  panem 

działo? 

- Byłem na wycieczce w Tebach. 
-  Też  coś...  Śledztwo  trwa,  zewsząd  naciski,  a  pan  sobie  urządza 

wycieczki! 

- Jakieś kłopoty, drogi kolego? 
- Ktoś o mały włos nie zastrzelił Albertine Abletout! Wyobraża pan 

sobie ten skandal... Wezwała  już całą  lokalną prasę, a  jutro zwróci się 
do korespondentów zagranicznych dzienników. 

Omar Abdel-Atif opadł na fotel. 
- Jestem zgubiony... ta tragedia  będzie  miała dwie ofiary: Howarda 

Langtona i mnie. 

- Niech pan nie będzie takim pesymistą. 
- Nie ma już najmniejszego światełka nadziei... Gdyby przynajmniej 

pozwolił mi pan zaaresztować Abu... To by uspokoiło umysły, zostałby 
uniewinniony  w  trakcie  procesu  i  cała  sprawa  umarłaby  w  piaskach 
pustyni. 

- Moim zdaniem to nie jest dobre rozwiązanie. 
- Więc niech pan przynajmniej spróbuje uspokoić panią Abletout! 
- Zrobię co w mojej mocy. 
Ktoś  znowu  zapukał  do  drzwi.  Otworzył,  żeby  wpuścić  Angusa 

Dodsona. 

- Znalazłem ten liścik pod poduszką - oznajmił nadinspektor. 
W  brązowej  kopercie  była  biała  kartka.  Zawierała  kilka  stów 

napisanych po angielsku na maszynie: 

 
Klucz  znajduje  się  u  Domeniki  Strauss.  Wiklinowy  kosz  pod  oknem 

background image

w, saloniku. 

 
-  Czy  mogę  przeczytać?  -  zapytał  komisarz.  Dodson  pokazał  list 

swemu  egipskiemu  koledze.  Szeroki  uśmiech  rozjaśnił  twarz  Omara 
Abdel-Atifa. 

- Być może jesteśmy uratowani! Autorem tego listu może być tylko 

Faxmore.  Musiał  znaleźć  najważniejszą  poszlakę  i  wskazuje  nam  ją, 
ponieważ  Domenica  Strauss  nie  jest  Angielką.  Domenica  Strauss,  tak 
blisko związana z Langtonem! Dramat namiętności... Doskonale! Nikt 
nie  zaoponuje,  a  dziennikarze  będą  zachwyceni.  Chodźmy,  drodzy 
koledzy! 

Nadinspektor  przeklinał  szczupłość  środków  technicznych,  które 

miał do dyspozycji. W Londynie taki dokument zostałby prześwietlony 
ze  wszystkich  stron  w  laboratorium  Scotland  Yardu  i  dostarczyłby  z 
pewnością mnóstwo interesujących informacji. 

Tutaj, mimo wszechobecnego słońca, trzeba było brnąć we mgle. 
-  Szybciej,  szybciej!  -  ponaglał  co  kilkanaście  sekund  komisarz 

Abdel-Atif  kierowcę,  który  maltretował  skrzynię  zmiany  biegów 
starego peugeota. 

- Czy ma pan nakaz rewizji? - zapytał Dodson Egipcjanina. 
- W nagłych  sytuacjach prawo zwalnia z tego obowiązku.  A to jest 

właśnie taki przypadek. 

Pojazd  zahamował  gwałtownie  przed  budynkami  niemieckiej  misji 

archeologicznej i komisarz Abdel-Atif wyskoczył z niego energicznie. 

Strażnik usiłował dowiedzieć  się,  jaki  jest powód tego najazdu, ale 

ostra 

odpowiedź 

egipskiego 

policjanta 

spowodowała 

jego 

natychmiastowy powrót do wartowni. Czasami lepiej nic nie widzieć i 
nic nie słyszeć. 

Drzwi  mieszkania  Domeniki  Strauss  były  zamknięte  na  klucz. 

Komisarz  Abdel-Atif  podniósł  kamień,  stłukł  kwadratową  szybkę, 
otworzył okno i wszedł do środka. 

-  Chyba  nie  będziemy  iść  za  nim  -  powiedział  skonsternowany 

Dodson. 

-  To  nie  będzie  konieczne  -  ocenił  lord  Percival.  Komisarz 

pośpieszył  prosto  do  wiklinowego  kosza.  To,  co  w  nim  znalazł, 
wprawiło  go  w  niemałe  zakłopotanie.  Sądząc,  że  zaszła  pomyłka, 

background image

zabrał się do przeszukiwania całego mieszkania. 

Przygnębiony  wyszedł  drzwiami,  które  były  zamknięte  na  zwykłą 

zasuwę. 

-  Znalazłem  tylko  tę  niemiecką  książkę  -  powiedział,  pokazując  ją 

nadkomisarzowi. 

-  Śmierć  na  Nilu  -  przetłumaczył  Dodson.  -  Jeśli  się  nie  mylę,  to 

powieść Agaty Christie. 

Omar Abdel-Atif uderzył się w czoło zamkniętą pięścią. 
-  No  jasne...  To  jest  klucz,  oczywiście!  Howard  Langton  został 

zamordowany w apartamencie Agaty Christie w Starej Katarakcie, a ta 
Domenica  Strauss  jest  czytelniczką  powieściopisarki!  A  zatem...  Ktoś 
był świadkiem morderstwa i w ten sposób wskazuje nam sprawcę. 

Abdel-Atif popukał palcem wskazującym w książkę. 
- Być może ten sposób odkrycia mordercy nie przynosi nam chwały, 

panowie,  ale  liczy  się  skutek. Teraz  musimy  jak  najszybciej  odszukać 
pannę Strauss. Miejmy nadzieję, że nie uciekła! 

 
Niemiecka 

egiptolog 

pracowała 

bibliotece 

centrum 

archeologicznego, kiedy strażnik zawiadomił ją, że policja splądrowała 
jej pokój. 

Początkowo  nie  dowierzając,  młoda  kobieta  odłożyła  przegląd 

specjalistyczny,  który  czytała,  wyszła  z  biblioteki,  przeszła  przez 
piaskowy  dziedziniec 

i  zauważyła  dwóch  Brytyjczyków  w 

towarzystwie komisarza Abdel-Atifa. 

Podchodząc bliżej, szacowała szkody. 
- Panowie stłukli szybkę i przeszukali moje mieszkanie! 
Komisarz stawił jej czoło. 
- To było konieczne, proszę pani. 
- Konieczne... Z jakiego powodu? 
- Niech pani nie pogarsza swojej sytuacji. Najlepszym rozwiązaniem 

dla  pani  byłoby  przyznanie  się.  Sędziowie  z  pewnością  nie  będą  dla 
pani zbyt surowi. 

- Mam się przyznać? Ale do czego? 
- Do zamordowania Howarda Langtona. 
- Ależ to kompletna bzdura, komisarzu! 
- Nie ma co zaprzeczać.. Mamy dowód pani winy. 

background image

ROZDZIAŁ XXXVIII 

 
Drobna, jasnowłosa niemiecka egiptolog zachowała zimną krew. 
- Co to za dowód, komisarzu?  
Dodson przyszedł z pomocą swemu egipskiemu koledze: 
- Czy jest pani skłonna się przyznać? 
-  Nie  wiem,  dlaczego  zmontowali  panowie  przeciwko  mnie  tę 

intrygę, ale nie przestanę twierdzić, że jestem niewinna. 

- Ten dowód... - kontynuował Dodson. 
- Wymyśliliście go! - zaprotestowała Domenica Strauss. - Dlaczego 

nie chcecie mi go pokazać? 

Egipcjanin gotów był go ujawnić, ale wyperswadował mu to wzrok 

lorda Percivala. 

- Zechce pani nie opuszczać miejsca zamieszkania aż do odwołania. 
- Panowie mnie aresztują? 
-  Oczywiście!  -  krzyknął  Abdel-Atif.  -  Ponieważ  jest  pani 

cudzoziemką, nie chciałbym odsyłać pani do więzienia, ale będzie pani 
pod  ścisłym  nadzorem.  Przede  wszystkim  niech  pani  nie  usiłuje 
uciekać! 

Niemka dumnie stawiła mu czoło. 
-  Doskonale.  Kiedy  uznacie  swój  błąd,  będę  się  domagała 

oficjalnych przeprosin. 

Omar Abdel-Atif nie przestawał się złościć. 
- Dlaczego nie pokażemy jej dowodu? Na pewno by pękła! 
- Obawiam się, komisarzu, że pańska strategia przyniosłaby mizerne 

rezultaty. Panna Strauss  jest bardzo opanowana, a ta sprawa  ma wiele 
niejasnych aspektów. 

Głos komisarza zadrżał: 
- Powinien się pan postawić w moim położeniu, milordzie: nareszcie 

mamy  prawdopodobnego  mordercę!  Domenica  Strauss  była  kochanką 
Howarda  Langtona,  on  ją  porzucił.  A  ona  go  z  zemsty  zabiła  - 
klasyczna  zbrodnia  w  afekcie.  Jeśli  będzie  miała  dobrego  adwokata, 
niewiele  ryzykuje.  Pan  i  ja  zakończylibyśmy  ten  dramat  ku 
zadowoleniu władz egipskich i angielskich. 

- To moje  najgorętsze życzenie, komisarzu. Ale ów  „dowód” może 

background image

się okazać za słaby. 

- Rozumiem... Chce go pan użyć podczas procesu, aby nie dać szans 

Domenice Strauss? 

- Powiedzmy. 
-  Dobry  pomysł,  bardzo  dobry...  Wy,  Brytyjczycy,  jesteście 

mistrzami  strategii.  Kiedy  się opanowało świat z  małej, zasnutej  mgłą 
wyspy, naprawdę wiadomo, jak się do tego zabrać! 

Hołd  złożony  potędze  imperium  ucieszył  Angusa  Dodsona. 

Nadinspektor  zawsze  uważał,  że  jedynie  polityka  królowej  Wiktorii 
była godna uwagi. 

Komisarz  Abdel-Atif  zaczął  się  już  rozluźniać,  gdy  nagły  niepokój 

ścisnął mu gardło. 

-  Zapomniałem  o  pani  Abletout!  Jestem  pewien,  że  okupuje  moje 

biuro, żeby dostać policyjną ochronę. 

Komisarz nie mylił się. 
Francuska egiptolog przemierzała wszerz i wzdłuż pokoje asuańskiej 

policji,  grożąc  wszystkim  funkcjonariuszom,  którzy  znaleźli  się  na  jej 
drodze, że ześle ich na ciężkie roboty, jeśli nie potraktują jej przypadku 
jako  priorytetowego.  Pod  nieobecność  komisarza  jego  podwładni  nie 
wiedzieli,  co  powinni  zrobić.  Jeden  przez  drugiego  zapewniali 
Albertine Abletout o swoim najgłębszym szacunku i przyrzekali jej, że 
egipska policja zmobilizuje wszystkie siły w jej sprawie. 

Kiedy  Francuzka  zobaczyła  Brytyjczyków,  natychmiast  do  nich 

podeszła.  Omar  Abdel-Atif  ukrył  się  za  barczystym  Angusem 
Dodsonem. 

- To prawdziwy skandal, panowie! Ktoś usiłuje mnie zabić, a ja nie 

znajduję  nikogo,  kto  zapewniłby  mi  ochronę  i  powstrzymał  bandytę, 
który chciał mnie usunąć! 

-  Proszę  się  uspokoić  -  powiedział  lord  Percival  poważnie.  - 

Chcielibyśmy wiedzieć, co się właściwie stało. 

-  Nareszcie  ktoś  mnie  słucha!  Jak  dorwę  komisarza  Abdel-Atifa, 

powiem mu, co o tym wszystkim myślę!  

Egipski policjant na wszelki wypadek ulotnił się. 
- Kiedy to się stało? 
- Tej nocy. Z powodu tysiąca i jednego kłopotu związanych z moją 

pracą  spałam  płytko  i  usłyszałam  hałas.  Początkowo  sądziłam,  że  się 

background image

pomyliłam, później jednak znowu usłyszałam hałas. Wydawało mi się, 
że  to  kroki  na  parkiecie.  Zapaliłam  nocną  lampkę  i  w  półmroku 
zobaczyłam  w  drzwiach  mężczyznę  z  wymierzoną  we  mnie  strzelbą. 
Nie  jestem  strachliwa,  ale  krzyknęłam  z  przerażenia!  Moja  reakcja 
zaskoczyła  napastnika,  przez  moment  zawahał  się,  później  uciekł. 
Złapałam  oddech,  wyskoczyłam  z  łóżka,  narzuciłam  szlafrok  i 
pobiegłam za nim. Ale zniknął. Zaalarmowałam sąsiadów, ale nie udało 
nam się złapać bandziora. 

- Czy może go pani opisać? 
Wydawało się, że Albertine Abletout jest niezadowolona. 
- Jestem naukowcem i mam zwyczaj podawać precyzyjny opis tego, 

co  widzę...  Ale  w  tym  przypadku  sama  jestem  zawiedziona!  W  kącie, 
gdzie stał napastnik, było dość ciemno, poza tym miał na głowie coś w 
rodzaju  turbanu.  Wszystko,  co  mogę  stwierdzić  bez  wahania,  to to  że 
był wysoki i atletycznie zbudowany. 

- A strzelba? 
-  Niestety,  zupełnie  nie  znam  się  na  broni  palnej.  Ale  lufa  nie 

wydawała się zbyt długa... 

- Prawdopodobnie spiłowana - rzucił Dodson. 
-  Proszę  się  dobrze  zastanowić  -  nalegał  lord  Percival.  -  Czy 

zauważyła pani jakiś szczegół, choćby najmniejszy? 

Albertine Abletout zamyśliła się. 
- Bardzo chciałabym wam pomóc... Ale nie sądzę. 
-  Czy  zgadza  się  pani,  żebyśmy  obejrzeli  miejsce  zdarzenia? 

Będziemy się starali znaleźć jakiś ślad. 

-  Oczywiście...  Żądam  opieki  policji.  Ten  człowiek  wróci,  jestem 

tego pewna! 

- Myślę, że ma pani rację. 

background image

ROZDZIAŁ XXXIX 

 
Feluka  wolno  sunęła  po  Nilu.  Słońce  igrało  z  jej  białym  żaglem, 

dając  miękkie  refleksy,  które  łączyły  się  z  błękitem  nieba.  Przez 
tysiąclecia Egipcjanie wykorzystywali tę rzekę, odzwierciedlenie rzeki 
niebiańskiej,  by  podróżować  między  miastami  i  przewozić  ogromne 
bloki skalne używane do budowy piramid i świątyń. 

Lord Percival delektował się tymi chwilami, kiedy życie toczyło się 

z  niezrównanym  spokojem.  W  tej  krainie  cudów  cud  odnawiał  się 
nieprzerwanie. Abu zszedł z masztu i zręcznie sterował, płynąc zgodnie 
z prądem rzeki. 

-  Doskonale  mnie  pan  zastąpił,  kiedy  rozwijałem  żagiel,  wasza 

dostojność. 

- W moim kraju miałem okazję żeglować.  
Lord  Percival  starał  się  unikać  trudów  wyjaśniania  morskiej 

przeszłości  swego  klanu,  którego  liczni  członkowie  okryli  się  sławą, 
pływając na angielskich statkach, a kilku zostało korsarzami. 

- Dokąd chciałby pan popłynąć? 
- Z wiatrem. 
- Moja dusza się smuci... 
- Z jakiego powodu? 
- Ponieważ mam wrażenie, że pan mnie podejrzewa. Pan wie, że nie 

zabiłem  Howarda  Langtona,  ale  zastanawia  się  pan,  czy  nie  byłem 
świadkiem zdarzeń, które staram się ukryć. 

- Aby kogoś chronić, na przykład? 
-  Jest  pan  człowiekiem  prawym,  wasza  dostojność,  i  zauważa  pan 

fałsz. Niełatwo pana oszukać. 

-  Jak  wszystkim,  brak  mi  czasem  przenikliwości;  najważniejsze 

jednak, że nie zawodzi mnie ona w najtrudniejszych sytuacjach. 

- Jest pan przekonany, że nie powiedziałem panu całej prawdy. 
- Mylę się, czy mam rację? 
- Z całym należnym panu szacunkiem, pan się myli. Gdyby któryś z 

moich  nubijskich  braci  był  zamieszany  w  to  morderstwo, 
prawdopodobnie bym się zabił. Ale tak nie jest, a ja nie mam żadnego 
powodu,  by  cokolwiek  przed  panem  ukrywać.  Wszystko  przebiegało 

background image

tak, jak powiedziałem, i nie mogę nawet wysunąć jasnych podejrzeń. 

- Dziękuję za współpracę, panie Abu. Szkot miał nadzieję, choć nie 

do  końca  w  to  wierzył,  że  nubijski  olbrzym  wyłuska  z  pamięci  jakiś 
znaczący szczegół. Ten szlak był czysty, nie pozostawało mu więc nic 
więcej,  jak  tylko  wypuścić  się  na  trudniejsze  drogi.  Ale  lord  Percival 
nie poddawał się przygnębieniu po śmierci Howarda Langtona; jedynie 
zidentyfikowanie mordercy pozwoliłoby mu spocząć w pokoju. 

Piękna, zadbana feluka podpłynęła na wysokość feluki Abu. 
Na jej pokładzie byli dwaj wioślarze i Abd el-Mosul. Dumny starzec 

trzymał  się  olinowania.  Obie  łodzie  wyrównały  prędkość  i  płynęły 
burta w burtę. 

- Chciałbym przez chwilę z panem porozmawiać, milordzie. 
- Jestem do pańskiej dyspozycji. 
- Płyńmy na brzeg, w jakieś ustronne miejsce.  
Feluka  Abd  el-Mosula  ruszyła  pierwsza,  Abu  za  nią.  Żeglarze 

sprawnie zacumowali łodzie pod osłoną skał. 

-  Czy  zrozumiał  pan  wszystkie  wiadomości,  które  do  pana 

wysyłałem, milordzie? 

- Mam nadzieję. 
- W takim razie orientuje się pan znacznie lepiej w tej zagmatwanej 

sprawie. 

- Staram się. 
-  Egipt  to  stare  państwo,  ja  zaś  jestem  starym  człowiekiem.  Czas 

płynie  tutaj  wolniej  niż  gdzie  indziej,  a  tradycja  jest  silna.  Pan  z 
pewnością nie należy do ludzi, którzy lubią burzyć zastaną harmonię  i 
siać  niezgodę  tam,  gdzie  panuje  milcząca  zgoda.  Czy  niszczenie  nie 
oznacza porażki? 

- Czy nie chciał mi pan powierzyć kilku sekretów?  
Egipcjanin uśmiechnął się zagadkowo. 
-  Gdybym  popełnił  błąd  tego  rodzaju,  milordzie,  nie  byłbym  tym, 

kim jestem. Pomogłem panu, myślałem nawet, że ta pomoc będzie dla 
pana  cenna.  Ponieważ  pan  wie,  kto  zabił  Howarda  Langtona,  czy  nie 
byłoby dobrze zatrzymać go dyskretnie i zakończyć wreszcie tę smutną 
sprawę? 

- Żeby dojść do prawdy, będę jeszcze potrzebował pańskiej pomocy, 

jutro wieczorem w Starej Katarakcie. 

background image

Wydawało  się,  że  Abd  el-Mosul  nie  jest  zadowolony  z  tego 

zaproszenia. 

- Miałem nadzieję, że będę mógł odpocząć w Delcie... 
-  To  nie  potrwa  długo  -  przyrzekł  lord  Percival  -  ale  pańska 

obecność jest konieczna. 

Stary Egipcjanin zrobił zwrot i jego feluka powoli odpłynęła. 
- Panie Glotoni! - zawołał Angus Dodson. - Właśnie pana szukałem. 
Francuski  egiptolog,  w  bladozielonej  bawełnianej  koszuli  i 

obcisłych spodniach, wkładał do taksówki swoje walizki. 

- Cieszę  się, że pana  widzę, nadinspektorze, ale  bardzo się spieszę. 

Samolot do Kairu nie będzie na mnie czekał. 

-  Bardzo  mi  przykro,  ale  trzeba  będzie  trochę  przesunąć  pański 

wyjazd. 

- Co to ma znaczyć? 
- W związku z  naszym śledztwem chcielibyśmy  przeprowadzić coś 

w  rodzaju  rekonstrukcji  wydarzeń,  jutro  wieczorem,  w  Starej 
Katarakcie.  Mam  nadzieję,  że  nie  widzi  pan  przeszkód.  Pańskie 
zeznanie mogłoby być dla nas bardzo cenne. 

- Sądzę, że pan się myli... Wszystko już powiedziałem i nie wiem, w 

czym jeszcze mógłbym pomóc. 

-  Często  w  głębi  duszy  chowamy  skarby,  o  których  nie  mamy 

pojęcia. 

- A gdybym odmówił? 
-  Bylibyśmy  zmuszeni  prosić  komisarza  Abdel-Atifa  o  użycie  siły. 

Ale po co się posuwać do środków ostatecznych, jeśli nie ma pan sobie 
nic do zarzucenia. 

Villabert Glotoni z wściekłością wyjął walizki z taksówki. 

background image

ROZDZIAŁ XL

 

 
- Jak tam Domenica Strauss? - spytał lord Percival komisarza Abdel-

Atifa. 

-  Ta  zbrodniarka  ma  stalowe  nerwy!  Spędza  czas  na  czytaniu  i 

sporządzaniu  fiszek,  jakby  nigdy  nic!  Pracuje,  czasem  rozmawia  z 
policjantami, którzy jej pilnują, i zdaje się nie przejmować ciążącym na 
niej  oskarżeniem!  Aż  trudno  w  to  uwierzyć...  To  prawda,  że  po 
kobietach  można  się  spodziewać  wszystkiego!  Gdybym  wam 
opowiedział na przykład o babce Abu... 

Dzwonek telefonu przerwał wywody komisarza. 
- Tak, to ja... Kto?... Proszę go zatrzymać, oczywiście! Już jedziemy. 
Omar Abdel-Atif wyglądał jak drapieżnik. 
- Steven Faxmore został właśnie zatrzymany przez policyjny patrol 

między  Asuanem  i  Abu Simbel. Nie  ma pozwolenia  na poruszanie  się 
w tym rejonie, a jego wyjaśnienia są raczej mętne. 

Lord  Percival  był  zadowolony,  że  znów  ujrzał  pustynię,  która 

ciągnęła  się  od  Pierwszej  Katarakty  w  kierunku  antycznej  Nubii  i 
współczesnego Sudanu. Po obu stronach drogi nagromadzenia kamieni 
i  piachu  tworzyły  piramidy,  niektóre  całkiem  wysokie.  Poza  tym 
powietrze było tu czyste i panowała szczególna, nie znana gdzie indziej 
cisza,  miraże  przejmowały  dreszczem  ziemię,  która  wyglądała  jak 
zmącona fala i, niekiedy, ciągnęła karawana wielbłądów prowadzonych 
przez starego samca znającego każdą przeszkodę na drodze. 

Pięciu policjantów otaczało mocno zdenerwowanego Faxmore'a. 
- Dobrze, że panów widzę! Po raz pierwszy robią mi takie kłopoty z 

powodu głupich spraw papierkowych! 

- Dokąd zamierzał pan jechać? - zapytał komisarz. 
- Chciałem zrobić mały wypad do Abu Simbel. 
-  Ta  świątynia  nie  wchodzi  w  zakres  pańskiego  programu  badań  - 

zauważył lord Percival. 

- No to co? Nie mam już prawa zwiedzać jej jako turysta? 
- Tak czy inaczej - podsumował Omar Abdel-Atif - przekroczył pan 

prawo i wróci pan z nami do Asuanu. 

-  Dobrze  się  składa,  ponieważ  chcemy  zaprosić  pana  na  rodzaj 

background image

przyjęcia w Starej Katarakcie - uściślił Szkot. 

Dwaj  policjanci  o  poważnym  wyglądzie  ze  srogimi  wąsami 

wepchnęli doktora Alana Qerry do biura komisarza Abdel-Atifa. 

-  Protestuję  przeciwko  takiemu  traktowaniu,  ta  mnie  poniża!  - 

krzyknął Qerry kogucim głosem. - To skandal, ja... 

Dobra, 

dobra, 

doktorze! 

Mógłby 

pan 

uniknąć 

tych 

nieprzyjemności,  gdyby  nie  usiłował  pan  opuścić  Kairu  na  pokładzie 
samolotu 

lecącego 

do 

Rzymu, 

nie 

załatwiwszy 

spraw 

administracyjnych. 

- Zawracają mi głowę bzdurami! 
- Co zamierzał pan robić w Rzymie? 
- Moje życie prywatne to nie wasza sprawa. 
-  Jak  pan  chce...  Na  razie  Scotland  Yard  i  ja  będziemy  pana 

potrzebowali tutaj, w Asuanie. 

-  Dlaczego  mam  skorzystać  z  tego...  zaproszenia?  -  zapytał 

zdenerwowany Ahmed al-Fostat. 

- Ponieważ to więcej niż zaproszenie - odpowiedział nadinspektor. 
- Miałem zamiar wyjechać na wakacje i nie zmienię planów! Zresztą 

nie muszę słuchać angielskiego policjanta. 

- Ma pan rację, ale spełniam tu tylko rolę wysłannika. 
- A... jeśli nie przyjdę do Starej Katarakty, to co się stanie? 
- W najlepszym wypadku zaaresztują pana pod zarzutem ucieczki, w 

najgorszym pod zarzutem morderstwa. 

- Pan żartuje, nadinspektorze! 
-  Przed  rekonstrukcją  zbrodni  humor,  nawet  angielski,  jest  nie  na 

miejscu. 

Wrząca  woda  w  czajniku  nie  syczałaby  wścieklej  niż  Albertine 

Abletout na widok lorda Percivala. 

- Jeśli dobrze pana rozumiem, wzywa mnie pan na konfrontację! 
- To zależy od punktu widzenia, droga pani. 
- To nadużycie władzy. Pożałuje pan tego, zobaczy pan! 
- Niestety, będzie pani musiała opóźnić o kilka godzin swój powrót 

do Paryża. 

-  Przez  pana  stracę  koktajl  i  uroczystą  dekorację!  Czy  zdaje  pan 

sobie z tego sprawę? 

- Być może niedostatecznie, ale współczuję pani. 

background image

- A jeśli wyjadę? 
-  Bez  pani  nasze  małe  spotkanie  w  Starej  Katarakcie  nie  miałoby 

żadnego smaku. 

Ten argument podziałał na Francuzkę kojąco. 
-  Zgadzam  się  przyznać  panu  tę  łaskę,  milordzie,  ale  to  będzie  już 

ostatnia! 

-  Czy  Abd  el-Mosul  zmienił  coś  w  swoich  zwyczajach?  -  zapytał 

lord Percival komisarza Abdel-Atifa. 

-  Moi  wywiadowcy  niczego  mi  nie  sygnalizowali.  Jest  zupełnie 

spokojny. 

- A zatem kolej na nas. 
-  Ale...  Mamy  winną!  Przy  okazji  rekonstrukcji  poruszymy  wiele 

drażliwych kwestii i gdyby pan tak nie nastawał... 

- Być może będziemy mieli kilka niespodzianek, drogi przyjacielu. 
Za  niecałe  dwie  godziny  Szkot  spróbuje  zidentyfikować  mordercę 

Howarda Langtona i rozplatać nici intrygi, z której angielski egiptolog 
nie umiał się wymknąć. 

Lord  Percival  będzie  również  rozmyślał  nad  brzegiem  Nilu  o 

zaostrzeniu strategii, kontemplując jednocześnie jeden z tych zachodów 
słońca, które sprawiają, że człowiek rozumie, dlaczego warto żyć. 

background image

ROZDZIAŁ XLI 

 
Abd  el-Mosul,  ubrany  we  wspaniałą  jasnobłękitną  dżellabę,  stawił 

się  w  Starej  Katarakcie  o  zachodzie  słońca.  W  ciągu  kilku  minut  nad 
Egiptem zapanowała noc. Na ulicach i uliczkach jeszcze dwie lub trzy 
godziny rozprawiano na progach domów, przekazując sobie zebrane tu 
i ówdzie plotki, popijając kawę lub herbatę. 

Egipcjanina powitał Angus Dodson: 
- Jest pan ostatni... Proszę za mną. 
Abd  el-Mosul  myślał,  że  zostanie  przyjęty  na  słynnym  hotelowym 

tarasie,  ale  nadinspektor  zaprowadził  go  na  trzecie  piętro,  aż  do 
apartamentu Agaty Christie. 

-  Proszę  wejść  -  polecił  z  napięciem  komisarz  Abdel-Atif.  - 

Pozostali uczestnicy rekonstrukcji już są. 

Na  lewo  od  drzwi  siedział  Ahmed  al-Fostat  ze  skrzyżowanymi 

ramionami  i  nieprzeniknioną twarzą. Inspektor do spraw starożytności 
założył przyciasny szary garnitur i pomarańczowy krawat. 

Na prawo od drzwi - Nubijczyk Abu, którego lord Percival poprosił 

o interwencję, gdyby zidentyfikowany morderca usiłował zbiec. 

Po  stronie  łoża  z  baldachimem  -  doktor  Alan  Qerry  w  swoim 

smętnym czarnym garniturze, usiłował pozostać nie zauważony. Obok 
niego,  oparty  plecami  o  drewnianą  ściankę  oddzielającą  sypialnię  od 
salonu  -  Steven  Faxmore  w  swojej  dyżurnej  czerwonej  marynarce  i 
ciemnych spodniach. 

Na  wygodnym  fotelu,  przed  oknem  salonu,  siedziała  Albertine 

Abletout  w  fioletowym  kostiumie,  spoglądając  na  wyraźnie 
zdenerwowanego Villaberta Glotoniego, który przemierzał pokój w tę i 
z powrotem, mnąc bez ustanku jedwabny biały krawat. 

Domenica  Strauss,  zachwycająca  w  jasnej  bluzce  i  zielonych 

spodniach zharmonizowanych z kolorem oczu, stała w progu gabinetu 
Agaty Christie, skąd wyszedł lord Percival. 

Tu 

właśnie 

znaleziono 

zwłoki 

Howarda 

Langtona 

zasztyletowanego ciosem w plecy - powiedział. - Tak było, panie Abu?    

Nubijczyk skinął twierdząco głową. 
Abd  el-Mosul  wszedł  do  salonu  i  usiadł  na  jasnożółtym  krześle, 

background image

między Ahmedem al-Fostatem i Domeniką Strauss. 

- Zależało mi na tym, aby was tutaj zebrać - powiedział lord Percival 

poważnie  -  ponieważ  z  wyjątkiem  Abu,  którego  niewinność  została 
dowiedziona, wszyscy jesteście podejrzani. 

- Nie chcę tego dłużej słuchać! - krzyknął Villabert Glotoni. - Może 

pan  sobie  oskarżać  kogo  pan  chce,  ale  nie  mnie...  To  znaczy  nie  nas, 
którzy jesteśmy znanymi i poważanymi uczonymi! 

- Proszę się uspokoić  - polecił Szkot.  - Czyż  francuskie przysłowie 

nie głosi, że złość jest złym doradcą? 

Wzburzony Glotoni obrócił  się plecami do  lorda Percivala  i patrzył 

przez okno. 

- Doszedłem do pierwszej konkluzji -ciągnął lord Percival. - Howard 

Langton  był  szlachetnym  człowiekiem  i  kochał  swój  zawód.  Nie  miał 
mentalności  karierowicza  ani  człowieka  egzaltowanego,  żądnego 
sensacji.  Przyjechał  do  Egiptu  podniecony  jedną  myślą:  wypełnić 
misję, która została mu powierzona, niezależnie od trudności. 

Glotoni wzruszył ramionami. 
- Zaczynając w ten sposób, może się pan bardzo szybko pogubić!  - 

zaprotestowała Albertine Abletout. 

- Może nie, droga pani. Jeśli staramy się zrozumieć motywy zbrodni, 

musimy najpierw odpowiedzieć na podstawowe pytanie: dlaczego kilku 
egiptologów,  oraz  Abd  el-Mosul,  zebrało  się  na  tarasie  Starej 
Katarakty?  Prawdę  mówiąc,  było  to  spotkanie  wyjątkowe,  jeśli 
weźmiemy pod uwagę fakt, że hotel był zamknięty z powodu remontu, 
oraz  tożsamość  uczestników.  Tego  pytania  każdy  z  was  starannie 
unikał,  aby  uprawdopodobnić  tezę  o  zwykłym,  przypadkowym 
spotkaniu  towarzyskim.  To  właśnie  pani  opinia,  prawda,  panno 
Strauss? Wydawało się, że Niemka jest zdziwiona. 

- Tak, tak właśnie sądziłam... 
- A więc Howard Langton nie powiadomił pani. 
- Nie powiadomił o czym? 
-  Sądzę,  że  Howard  Langton  nie  znosił  ani  kłamstwa,  ani 

niekompetencji. Z młodzieńczą werwą i uskrzydlony świeżą nominacją 
zdecydował  się  „zrobić  porządek”,  używając  potocznego  określenia, 
kiedy  zauważył,  że  niektórzy  kpią  z  jego  misji  i  przynoszą  szkodę 
egiptologii,  chowając  się  za  tytułami  i  nabytymi  przywilejami.  Kiedy 

background image

zakończył  śledztwo,  postanowił  wezwać  osoby,  które  uważał  za 
niegodne, i zmusić je do zmiany postępowania. 

-  Jeżeli  dobrze  pana  rozumiem  -  analizowała  Domenica  Strauss  - 

Howard chciał się zabawić w sędziego! 

- W pewien sposób. 
- Z pewnością ma pan rację, milordzie. To cały on. 
- To śmieszne - stwierdził Villabert Glotoni. 
-  Nie  -  zaprotestowała  Niemka.  -  Takie  postępowanie  znakomicie 

odpowiadało charakterowi Howarda. 

-  Przypadek  nie  odegrał  więc  żadnej  roli  w  tym  zebraniu  - 

podsumował Szkot. - Howard Langton wyznaczył spotkanie wszystkim 
tym, którym chciał udzielić upomnienia. 

-  Niech  pan  przestanie  opowiadać  te  bzdury!  -  ucięła  Albertine 

Abletout.  -  Czy  sądzi  pan,  że  podporządkowałabym  się  wymaganiom 
tego małego, pozbawionego polotu erudyty? 

-  W  tej  sytuacji  tak,  droga  pani,  ponieważ  Howard  Langton 

zajmował  ważne  stanowisko  i  mógłby  pani  zaszkodzić.  Podobnie  jak 
inni,  potraktowała  pani  jego  pogróżki  poważnie,  a  ciekawość  zmusiła 
panią do szczegółowego zapoznania się z jego zamiarami. 

Gdyby  oczy  francuskiej  egiptolog  były  miotaczami  ognia, 

arystokrata byłby już garstką popiołu. 

Chrapliwy  głos  Stevena  Faxmore'a  wypełnił  apartament  Agaty 

Christie: 

-  Jeśli  chcemy  uciec  od  tej  wydumanej  hipotezy,  wystarczy  skupić 

się  na  faktach.  Abu  został  uniewinniony,  zgoda,  ale  nigdy  nie 
wiadomo...  Poza  tym  słyszałem,  że  egipska  policja  znalazła  nowego 
winnego i ma konkretne zarzuty. 

Omar Abdel-Atif popatrzył na lorda Percivala, rzucając mu milczące 

wezwanie o pomoc. 

- Tak jest, panie Faxmore - przyznał arystokrata. - Panna Strauss jest 

rzeczywiście podejrzana o popełnienie morderstwa. 

background image

ROZDZIAŁ XLII 

 
Wszystkie spojrzenia powędrowały na niemiecką egiptolog. 
- Miała pani czas na zastanowienie, panno Strauss. Czy zdecydowała 

się pani przyznać? 

- Moje sumienie jest absolutnie spokojne, lordzie Percival. 
-  Powiedz  prawdę,  dziecko  -  radziła  Albertine  Abletout.  -  To 

przyniesie pani ukojenie, a nam wszystkim zaoszczędzi czasu. 

- Nasza koleżanka ma rację - poparł ją Faxmore. 
- Na pewno istnieje jakieś wytłumaczenie pani czynu i wyrok będzie 

łagodny. 

-  Nie  nalegajcie,  drodzy  przyjaciele!  -  odparowała  ironicznie 

Domenica  Strauss.  -  Wasza  troska  mnie  wzrusza,  ale  moja  decyzja 
pozostaje niezmienna. 

- Tylko pogarsza pani swoją sytuację - wyszeptał Glotoni. - Jakie te 

kobiety potrafią być czasami uparte!  

Lord Percival kontynuował: 
- Nie oskarżyła pani Abu i nic nie wskazuje na jakikolwiek związek 

pani  z  Abdel  el-Mosulem.  Jest  pani  natomiast  uważana  za  kobietę  z 
głową, zawziętą, nie pozbawioną gwałtownych uczuć. Ahmed al-Fostat 
sądzi, że jest pani osobą „zdolną do wszystkiego”. 

- Dlaczego nie, zwłaszcza  jeśli  chodzi o przeciwstawienie się złym 

językom. 

Inspektor do spraw starożytności patrzył na swoje stopy. 
- Nikt nie podważa pani kompetencji zawodowych - ciągnął Szkot. - 

Pani  Abletout  sądzi  nawet,  że  pani  najlepszym  towarzystwem  są 
słowniki i fiszki. 

-  Być  może  moja  szanowna  koleżanka  uważa,  że  praca  techniczna 

jest  zbędna.  Ja  nie  podzielam  tej  opinii.  Egiptologia  rozwija  się  tak 
błyskawicznie,  że  nie  starcza  dnia  i  nocy,  żeby  się  wszystkiego 
dowiedzieć. Odrobina lenistwa i zostajesz z tyłu. 

- Pfff! - wydała z siebie w odpowiedzi Francuzka. 
-  Ach,  o  czymś  zapomniałem:  ktoś  jeszcze  przedstawiał  panią  w 

złym  świetle  -  to  Villabert  Glotoni.  On  również  uważa,  że  jest  pani 
zdolna  do  wszystkiego  i  że  aby  zidentyfikować  sprawcę,  należy 

background image

skierować śledztwo w pani stronę. 

Śliczna Niemka uśmiechnęła się. 
- Czy pan Glotoni jest zdolny kochać kogoś oprócz siebie? 
- Zabraniam pani! - krzyknął Francuz. 
-  Pan  pozwala  sobie  oskarżać  mnie  o  morderstwo,  a  ja  nie  mogę 

nazwać pana narcyzem! 

Domenica Strauss wyraźnie się zdenerwowała. Glotoni wycofał się. 
- Przyznaje pani, że była kochanką Howarda Langtona? 
- Nie  stwarzałam pozorów, milordzie; wszyscy wiedzieli, że  byłam 

jego  kochanką  i  że  się  kochamy.  Związek  ten  nie  przeszkadzał  nam 
stawiać  pracy  na  pierwszym  miejscu  i  wywiązywać  się  terminowo  z 
obowiązków. 

-  Według  pani  Abletout  Howard  Langton  uważał,  że  jest  pani  zbyt 

zaborcza i zdecydował się zerwać ten związek. Nie mogąc tego znieść, 
zabiła go pani z zemsty. 

-  Moja  droga  koleżanka  nie  wie,  że  Howard  Langton  był  bardzo 

niezależnym  człowiekiem,  a  ja  pod  tym  względem  w  niczym  mu  nie 
ustępowałam.  Gdybyśmy  któregoś  dnia  zdecydowali  się  rozstać,  nie 
byłaby to dla nas tragedia. 

- Jest jednak dowód - przypomniał nieśmiało komisarz Omar Abdel-

Atif. 

-  Nie  zapomniałem  o  tym  -  zapewnił  go  Szkot.  -  Ale  przedtem 

jeszcze jeden szczegół: zajmuje się pani mumiami doktora Qerry? 

- Poprosiłam go tylko o informacje - wyjaśniła niemiecka egiptolog 

-  ale  on  nigdy  mi  nie  odpowiedział.  Czy  pokażecie  mi  w  końcu  ten 
słynny dowód, który czyni ze mnie zbrodniarkę? 

Lord Percival udał się do gabinetu Agaty Christie i wyszedł stamtąd 

z książką w ręku. 

- Oto on: niemieckie wydanie Śmierci na Nilu Agaty Christie. 
Domenica Strauss wydawała się zaskoczona. 
- Ale to nie jest moja książka! Poza tym nie czytuję kryminałów. To 

oczywiste, że ktoś mi go podrzucił! 

Komisarz  Abdel-Atif  spodziewał  się,  że  lord  Percival  podąży  tym 

tropem  i zmusi podejrzaną do przyznania się.  Ale reakcja Szkota była 
zupełnie inna. 

-  Dokładnie  do takiego  wniosku  doszedłem,  panno  Strauss.  Jest on 

background image

tym  bardziej  słuszny,  że  sztuczka  z  książką  była  spóźniona  i 
niezręczna. Jest jednak jeden punkt niejasny dotyczący pani. 

Niemka, przez moment rozluźniona, nagle znów zaniepokoiła się: 
- Jaki? 

Kołnierz 

koszuli 

Howarda 

Langtona 

został 

nasączony 

wonnościami. Czy pani doktorat nie dotyczył stożków wonności, które 
nosili  na  głowach  goście  zaproszeni  na  przyjęcie  w  zaświatach,  jak 
widać to na płaskorzeźbach licznych grobowców tebańskich? 

- Tak, ale... 
-  Czy  po  zamordowaniu  kochanka  nie  oddała  mu  pani  ostatniej, 

bardzo  egiptologicznej,  przysługi,  aby  mógł  spokojnie  dotrzeć  w 
zaświaty? 

-  Ależ  nie,  milordzie!  Byłby  to  całkowicie  szalony  pomysł... 

Przysięgam panu, że nie zabiłam Howarda Langtona! 

Szkot odwrócił się od Niemki i podrapał w skroń. 
-  Możliwe,  że  mordercą  jest  mężczyzna  i  że  chce  jeszcze 

zaatakować, ponieważ groził pani Abletout. Chyba że chodzi o spisek... 

Komisarz  Abdel-Atif  pomyślał,  że  lord  Percival  zupełnie  się 

pogubił. Już wyobrażał sobie gwałtowne protesty obecnych po wyjściu 
z tej nieudanej konfrontacji i nieuchronną utratę swego stanowiska. 

Lord Percival zwrócił się do Villaberta Glotoniego. 
- Czy to nie pan był tym mężczyzną ze strzelbą? 

background image

ROZDZIAŁ XLIII 

 
Zaskoczony  pytaniem  Szkota,  Villabert  Glotoni  pociągnął  swój 

biały jedwabny krawat, ryzykując, że się zadusi. 

- Dlaczego... dlaczego ośmiela się pan tak uważać, milordzie? 
- Wydaje się, że nikt pana nie lubi. 
-  I  co  z  tego?  Nie  muszę  już  udowadniać  moich  kompetencji,  są 

dobrze znane!  W tym kraju  i w  mojej dziedzinie  jestem  niezbędny  i z 
tego powodu niektórzy czują do mnie nienawiść! 

- Jest pan jednak szydercą, na przykład w stosunku do Abu. Wyrażał 

się  pan  za  to  pochlebnie  o  inspektorze  al-Fostacie,  o  którym  przecież 
trudno powiedzieć, że jest „uroczym człowiekiem”. 

- Kwestia gustu, milordzie. Ocena jest subiektywna, moja taka sama 

dobra jak pańska. 

-  Zgodzi  się  pan  jednak,  że  przedstawienie  mi  Abd  el-Mosula  jako 

„sympatycznego staruszka” ma się nijak do rzeczywistości. Pan dobrze 
zna kraj i działalność tego pana... Dlaczego pan kłamał? 

- Abd el-Mosul jest dziś osobą szanowaną i ja... 
- Jak pan nazwie to, co pan robił na stanowisku w Tali al-Amarinie, 

jeśli nie był to dość osobliwy handel? Miał pan możliwość zbliżyć się 
do środowiska drobnych złodziejaszków antyków i usiłował pan kupić 
kilka przedmiotów, które przeszłyby koła nosa muzeom, czy tak? 

-  To  oskarżenie  jest  zupełnie  bezpodstawne  i  wniosę  skargę  o 

zniesławienie! 

- Pan pochlebiał doktorowi Qerry  - przypomniał  lord Percival  - ale 

on nie omieszkał wskazać pana jako mordercę Howarda Langtona. 

Villabert Glotoni najpierw przez chwilę milczał z oburzenia, później 

rzucił się na Alana Qerry. 

-  Coś  ty  się  ośmielił  mówić,  łajdaku?  Dopiero  silna  pięść  Abu 

uniemożliwiła  Francuzowi  uduszenie  specjalisty  od  mumii,  który  z 
trudem odzyskał oddech. 

- Nic... nic nie mówiłem - wyjęczał doktor Qerry. 
-  Jeśli  jest  pan  winny,  to  pański  problem,  nie  mój!  Statystyki 

dowodzą,  że  znacznie  więcej  zbrodniarzy  jest  wśród  Francuzów  niż 
wśród innych nacji.  

background image

Villabert Glotoni odparł z pogardą: 
-  Gadanina  farbowanego  naukowca,  nic  więcej!  Nie  zajdzie  pan  z 

tym daleko. 

-  Mógłby  pan  jednak  zostać  skazany  za  próbę  szantażu  na  osobie 

Domeniki Strauss - sprecyzował lord Percival. 

Tym razem Glotoni nie zaprotestował. 
-  Jest  pan  łajdakiem  -  rzuciła  Niemka,  a  jej  spojrzenie  wyrażało 

najwyższą pogardę. 

-  Nie  ma  pani  nic  do  roboty  w  Egipcie!  -  wrzasnął  Francuz.  -  Im 

szybciej pani stąd wyjedzie, tym lepiej. W gruncie rzeczy próbowałem 
oddać pani przysługę. 

- Pan wyjedzie pierwszy - rzuciła proroczo Niemka - ponieważ pan 

kocha siebie, a nie Egipt. 

Szkot zrobił kilka kroków i zatrzymał się przed Albertine Abletout. 
- Czy mogę pani wyznać, że podejrzewałem panią? 
-  Nie  wiedziałam,  że  człowiek  pańskiego  pokroju  miewa  takie 

chwile słabości! 

Lord Percival spojrzał do notatek. 
- Ta hipoteza nie była tak całkowicie bezpodstawna. Czy z powodu 

szczególnego charakteru nie złamała pani wielu karier? 

-  Moi  oszczercy  już  nie  wiedzą,  co  mają  wymyślić  na  mój  temat! 

Mam  to  w  nosie,  ponieważ  zwykle  idę  naprzód  i  odsuwam  od  siebie 
niezdolnych i bezużytecznych. 

-  Boją  się  pani  z  powodu  pani  wybuchowego  temperamentu  i 

teatralnych zachowań. Ktoś powiedział, że im dalej od pani, tym lepiej 
się czuje. 

Francuska egiptolog nie wydawała się bynajmniej zażenowana. 
- Czy to podstawa pańskiego oskarżenia, milordzie? 
- Abd el-Mosul nie lubi pani, a pani twierdzi, że go nie odwiedza. 
- A pan mi nie wierzy? 
- Tak, proszę pani. 
Francuzka wydawała się przez chwilę zbita z tropu. 
- No ale... Co mi pan zarzuca? 
-  Według  Domeniki  Strauss,  Howard  Langton  uważał,  że  pani 

działalność  w  terenie  nie  odpowiadała  pani  reputacji,  którą  pani 
starannie sama podtrzymywała. 

background image

- Kłamstwa godne pogardy! 
-  Langton  był  człowiekiem  drobiazgowym  i  zauważył,  że 

wykopaliska, za które była pani odpowiedzialna, nie są prowadzone w 
sposób  zadowalający.  Miał  również  zamiar  żądać,  w  sposób  jak 
najbardziej  dyskretny,  pani  przeniesienia.  Nie  chciał  pani  szkodzić 
osobiście,  ale  pragnął,  by  w  pani  sektorze  badania  były  prowadzone 
kompetentnie. 

- To niedorzeczne! 
- Dla pani zaś największa zniewaga. 
-  Jak  mogłabym  czuć  się  dotknięta  równie  śmiesznymi 

wypowiedziami? Moja reputacja mówi sama za siebie! 

Lord Percival naciskał: 
-  Myślę,  że  doszło  do  prawdziwego  starcia  między  Howardem 

Langtonem  i panią  i  że pani zażądała,  by opuścił Egipt.  „Gdyby  mnie 
posłuchał,  jeszcze  by  żył”,  powiedziała  mi  pani.  I  to  wyznanie  panią 
uniewinnia. 

-  Chciałam,  żeby  jak  najszybciej  wyjechał,  to  prawda,  ponieważ 

bałam się katastrofy. Nie myślałam o morderstwie. 

- Ja zaś - wyznał lord Percival, idąc w kierunku Stevena Faxmore'a - 

nie sądziłem, że jedynym celem uczonych może być wykorzystywanie 
swojej wiedzy w celu zdobycia pieniędzy. 

background image

ROZDZIAŁ XLIV 

 
Steven  Faxmore,  o  kanciastej  twarzy  pooranej  głębokimi 

zmarszczkami,  z  gęstymi  bokobrodami  zakrywającymi  policzki, 
szpiczastym  podbródkiem,  chrapliwym  głosem,  pociągnął  poły  swojej 
czerwonej marynarki, jakby chciał ochronić swoją godność. 

-  Czy  to  pan  był  tym  człowiekiem  ze  strzelbą?  -  zapytał  lord 

Percival. 

- Nienawidzę broni palnej. 
- A co z bronią białą? 
- Podobnie. 
-  Jeśli  dobrze  rozumiem,  jest  pan  pacyfistą  i  człowiekiem 

bezceremonialnym? 

- Dokładnie. 
-  Bezceremonialnym...  To  z  pewnością  wiele  znaczy,  panie 

Faxmore.  Zaszliśmy  już  tak  daleko,  czy  nie  powinien  się  pan  teraz 
przyznać? 

-  Pańska  metoda  prowadzi  donikąd.  Dobrze  pan  wie,  że  jestem 

niewinny, nie ma sensu mnie prowokować. 

- Niewinny... Jest pan tego taki pewien? W oczach arystokraty czaiła 

się ironia. 

- Niech mi pan udowodni, że nie. 
-  Według  doktora  Qerry  wie  pan  wszystko o  wszystkich.  Dlaczego 

nie poda mi pan nazwiska mordercy Howarda Langtona? 

-  Ponieważ  go  nie  znam.  Qerry  przypisuje  mi  cechy,  których  nie 

posiadam. 

- Jest pan  Szkotem, Langton był  Anglikiem. Jest co najmniej  jeden 

świadek pańskiej kłótni z ofiarą. 

-  To  jasne,  Szkocja  i  Anglia  nigdy  nie  zawrą  pokoju,  a  jedynym 

rozwiązaniem  jest  przyznanie  Szkocji  niepodległości.  Ale  od  tego  do 
zamordowania kolegi daleka droga... 

- Pan sam jednak przyznał, że Langton był niebezpiecznym rywalem 

i stanowił zagrożenie dla pańskiego spokoju i stanowiska. 

Steven Faxmore uczynił wymijający gest. 
-  Takie  jest  życie...  Kiedy  młody  specjalista  osiąga  zaszczytną 

background image

funkcję,  stara  się  wszystkich  zniszczyć,  żeby  łatwiej  narzucić  swoją 
władzę. Tak jest zawsze i zawsze się to odbywa w taki sam sposób. Nie 
ma  sensu robić z tego ceregieli... Langton by  się  opamiętał  i  w końcu 
doszlibyśmy do porozumienia. 

- Trudno mi uwierzyć, że nie znał pan planów Howarda Langtona. 
-  Ale  to  prawda,  milordzie.  Nie  miał  zresztą  żadnego  powodu,  by 

mnie wtajemniczać. Nielogiczne byłoby przypuszczać, że było inaczej. 

-  Logiczne  jest  stwierdzenie,  że  miał  pan  motyw,  by  się  pozbyć 

Langtona.  Oprócz  tego,  według  Villaberta  Glotoniego,  uważa  się  pan 
za pożeracza dusz i kata, który chętnie posługuje się nożem. 

Skrzeczący śmiech zatrząsł wielkim cielskiem Faxmore'a. 
-  Dzielny  Glotoni  przypomniał  bal  maskowy,  na  którym 

rzeczywiście  pojawiłem  się  w  takim  przebraniu...  Proszę  być 
spokojnym, nikogo nie zabiłem. 

- O czym pan marzy? 
Pytanie lorda Percivala zaskoczyło Faxmore'a. 
- O czym marzę? Dlaczego to pana interesuje? 
- Być może pozwoliłoby to wyjaśnić morderstwo. 
- Byłbym zaskoczony... 
-  Niech  pan  nie  będzie  taki  tajemniczy,  panie  Faxmore.  Pani 

Abletout  przesadzała,  jak  zwykle  zresztą,  utrzymując,  że  chciał  pan 
objąć  władzą  cały  Egipt,  ale  miała  rację,  przypuszczając,  że  ma  pan 
„plan komercyjny”, co potwierdził Abd el-Mosul, zaznaczając, że pana 
prawdziwym celem nie jest rozwój nauki. 

-  Pogłoski  są  często  nieprawdziwe,  milordzie,  a  ci,  na  których  się 

pan  powołuje,  nie  lubią  mnie.  Mają  więc  interes  w  tym,  żeby  mi 
szkodzić. 

-  Nadinspektor  Dodson  i  ja  widzieliśmy  pana  w  mauzoleum  Aghi 

Khana. Nie wierzymy w to, żeby należał pan do jego wyznawców i że 
modli się pan  za  spokój  jego duszy. Ten  multimiliarder  jest  natomiast 
wymarzonym  ucieleśnieniem  wszystkich  pańskich  planów.  Pamięta 
pan,  panie  Faxmore...  podczas  urodzin  Aghi  Khana  jego  ciężar  w 
diamentach  na  szali...  Myśli  pan,  że  umiejętność  robienia  interesów 
pozwoli je panu zagarnąć. 

- Pan się myli, milordzie! Jestem tylko zwykłym egiptologiem. 
-  Jak  doktor  Qerry,  pański  przyjaciel  i  wspólnik?  Specjalista  od 

background image

mumii zaprotestował: 

- To nie tak! Jestem samotnikiem, nie mam żadnego przyjaciela. 
Lord Percival odwrócił się do Alana Qerry. 
-  Steven  Faxmore,  aby  odwrócić  moje  podejrzenia,  określił  pana 

jako ponurego osobnika prowadzącego działalność mętną, wręcz godną 
potępienia.  Każdy  zdawał  sobie  sprawę,  że  niczego  pan  nie  odkrył,  a 
pańskie  wyniki  badań  nie  znajdują  potwierdzenia...  krótko  mówiąc, 
zajmuje się pan czymś innym, nie mającym związku z nauką. Langton 
dowiedział  się,  co  to  jest  i  stwierdził,  że  nie  ma  to  związku  z  pańską 
oficjalną funkcją. 

- Moją specjalnością są mumie, i nic innego! 
-  Zapomina  pan  o  kłamstwie,  panie  Qerry:  czyż  nie  zapewniał  nas 

pan,  że  nigdy  nie  spotkał  się  z  Howardem  Langtonem?  To  poważny 
błąd...  Langton  z  pewnością  skontaktował  się  ze  wszystkimi,  co  do 
których miał podejrzenia, zanim wezwał ich do Starej Katarakty. Czu-
jąc  na  szyi  zaciskającą  się  pętlę,  wymyślił  pan  tezę  o  spisku.  Ale 
marzyło  się  panu  to  samo  co  pańskiemu  przyjacielowi  Faxmore'owi: 
obaj  chcieliście  się  wzbogacić.  Od  lat  sprzedaje  pan  kawałki  mumii 
Abd el-Mosulowi, który wierzy w ich właściwości pobudzające popęd 
płciowy, a ten drobny handel przynosił panu skromne korzyści. 

- Kto panu naopowiadał tych głupstw? 
- Naoczny świadek, którego zeznanie wystarczy, żeby odesłać pana 

do więzienia. Doktor Qerry poczerwieniał. 

- Nie mówi pan poważnie! 
-  Nawet  pański  klient  pana  oskarżył.  Ale  to  nie  wszystko:  pan, 

podobnie  jak  Faxmore,  nie  doceniliście  determinacji  Howarda 
Langtona i nie sądziliście, że jest zdolny odkryć prawdę. Miał u siebie 
małą  amforę  zawierającą  poślednie  piwo,  ale  które  uchodziło  za 
oryginalne.  Wiązaliście  z  tym  wszystkie  wasze  nadzieje,  doktorze 
Qerry i panie Faxmore. 

Qerry i Faxmore spoglądali na siebie zbici z tropu. Przerażony Qerry 

milcząco błagał Faxmore'a o pomoc. 

background image

ROZDZIAŁ XLV 

 
- Zgoda - przyznał Steven Faxmore. - Ma pan rację. Jeśli się dobrze 

zastanowić,  Qerry  i  ja  nie  popełniliśmy  żadnego  przestępstwa.  Nie 
zaprzeczam, że chcieliśmy zarobić, ale co w tym złego? 

- W oczach Howarda Langtona to było karygodne - zaoponował lord 

Percival. 

-  Bo  on  był  purystą!  To  ja  dałem  mu  próbkę,  którą  pan  u  niego 

znalazł, żeby zobaczył, że produkt nie jest jeszcze gotowy. 

- A jednak wezwał pana do Starej Katarakty. 
- By dać mi ostateczną odpowiedź. 
- A gdyby zażądał, żeby opuścił pan stanowisko i wrócił do Wielkiej 

Brytanii? 

Steven Faxmore wydawał się przygnębiony. 
-  Musiałbym  się  podporządkować,  Qerry  także.  Ani  on,  ani  ja  nie 

jesteśmy mordercami. 

 Lord Percival uśmiechnął się. 
- Dziękuję za anonimowy list, panie Faxmore. 
- Jak pan na to wpadł? 
-  Nie  lubi  pan  ani  tytułów,  ani  arystokratów,  więc  mimo  że  pan 

wiedział,  kim  jestem,  zaczął  pan  list  od  zwykłego  „szanowny  panie”. 
Poza tym jedynie pan, jako Szkot, mógł być autorem liściku do rodaka. 
Dzięki  panu  dowiedziałem  się,  że  mój  przyjaciel  Langton  został 
zamordowany. 

-  Spełniłem  tylko  swój  obowiązek  -  powiedział  Faxmore  z 

godnością. - Langton mówił mi o panu w samych superlatywach, więc 
wiedziałem, że mogę liczyć na pańską interwencję. 

Lord  Percival  zwrócił  się  w  stronę  Abd  el-Mosula,  który  nie  zdjął 

swej skórzanej czapeczki zdobionej złotą lamówką. 

- Spotkał się pan z Howardem Langtonem i prosił go pan, aby się z 

panem pogodził. Ale on był nieprzejednany. 

- Niewybaczalny błąd młodości, milordzie. 
-  Niektórzy  mówili  o  panu  jako  o  spokojnym  staruszku,  który 

porzucił swoją przestępczą działalność. To niestety nie jest prawda. 

- Mówi pan o handelku częściami mumii z doktorem Qerry? Zwykła 

background image

zabawa,  milordzie. Zresztą nie kupowałem towaru proponowanego mi 
przez tego doktorka... Potwierdzi to wielu świadków godnych zaufania. 

-  Mówiłem  o  poważnym  przestępstwie  -  sprecyzował  Szkot.  - 

Chodzi o ograbianie niesplądrowanych grobów. 

- Romantyczne marzenie... 
-  Nie  w  pańskim  przypadku.  Howard  Langton  wezwał  pana  do 

Starej  Katarakty,  ponieważ  wiedział,  że  wyruszył  pan  na  polowanie  i 
podąża  interesującym  tropem.  Takie  jest  znaczenie  odręcznej  notatki, 
którą znaleźliśmy u ofiary: „Powstrzymać Abd el-Mosula”. 

- Langton się mylił, inspektorze. 
-  Oddalił  się  pan  od  swoich  baz,  żeby  eksplorować  pustynie  w 

pobliżu  Tall  al-Amariny,  ponieważ  dowiedział  się  pan,  że  w  tym 
rejonie  odkryto  legendarny  grób.  Pański  instynkt  kazał  panu 
przedsięwziąć nadzwyczajne poszukiwania, czyż nie? 

- Marzenie, milordzie, tylko marzenie... 
- Oczywiście  jest pan chodzącą ostrożnością  i  nie pokazuje się pan 

nigdy  w  pierwszym  szeregu.  Dlatego  potrzebował  pan  dobrze 
ustawionego  wspólnika,  najlepiej  inspektora  do  spraw  starożytności. 
Pana, panie Ahmedzie al-Fostat. 

Wąskie oczy Egipcjanina rozszerzyły się. 
-  Robi  pan  błąd,  milordzie!  Jestem  uczciwym  człowiekiem  i 

pomogłem panu, proszę sobie przypomnieć! 

- Pańskie dossier  nie  jest  nadzwyczajne, panie al-Fostat. Do swego 

stanowiska doszedł pan pokrętną ścieżką, a przede wszystkim oszukał 
mnie pan. 

- Ja? Nigdy bym się nie ośmielił! 
-  Z  jednej  strony,  starał  się  pan  mnie  przekonać,  że  nie  jest  pan 

wspólnikiem Abd el-Mosula: z drugiej zaś, twierdził pan, że nigdy nie 
zetknął  się  z  Howardem  Langtonem.  Według  Domeniki  Strauss, 
Langton odkrył pańską niekompetencję i układy i chciał oznajmić panu, 
że  postanowił  prosić  pańskich  przełożonych,  aby  usunęli  pana  z 
zajmowanego stanowiska. 

- Niech pan nie słucha tej kobiety, milordzie. 
-  Steven  Faxmore  potwierdził  słowa  panny  Strauss,  a  nawet  brał 

udział w scenie, podczas której Langton pana zdemaskował. Ponieważ 
chciał zrujnować pańską karierę, nie miał pan innego wyjścia, jak tylko 

background image

go usunąć. 

- Nigdy nie podjąłbym takiego ryzyka! 
- Na tym pańska rola się nie skończyła - ciągnął Szkot. - W Tali al-

Amarinie  pan  nas  śledził,  zgodnie  z  instrukcjami  pańskiego 
prawdziwego  szefa,  Abd  el-Mosula,  żeby  się  dowiedzieć,  czy 
znaleźliśmy  grób,  na  którym  tak  wam  zależało.  Próbował  pan  nawet 
odciągnąć nas od tego miejsca. 

-  Pan  mnie  prześladuje...  Gdybym  był  Anglikiem,  nie  traktowałby 

mnie pan w ten sposób! 

- W grobie, gdzie wciągnął mnie pan w pułapkę, znalazłem dowód, 

że jest pan złodziejem. 

Ahmed al-Fostat zbladł, słysząc to oskarżenie. 
- To niemożliwe... 
Lord Percival wyjął z kieszeni niewielki przedmiot w kształcie żaby. 
- Oto amulet, który pan skradł w muzeum w Asuanie. Zgubił pan go, 

przygotowując pułapkę. 

-  To  nieprawda!  Sprzedałem  amulet  Abd  el-Mosulowi  i  to  on  go 

zostawił w grobowcu, żeby mnie oskarżono! 

Podczas  gdy  al-Fostat  dał  się  ponieść  emocjom,  Abd  el-Mosul 

zachowywał spokój. 

-  Pański  szef  wiedział,  że  pan  go  zdradzał  -  dodał  lord  Percival  -  i 

zaczął  się  wycofywać.  Egipski  wymiar  sprawiedliwości  zajmie  się 
wami  obydwoma,  ale  jest  coś  poważniejszego:  chodzi  o  narzędzie 
zbrodni. 

Ahmed al-Fostat cofnął się, jakby usiłując wtopić w ścianę. 
- Nic nie wiem. 
-  Potwierdził  pan,  że  antyczny  sztylet,  którym  zamordowano 

Howarda Langtona, jest fałszywy. Dlaczego, panie al-Fostat? 

- Już nie pamiętam. 
- Proszę sobie przypomnieć. 
Egipcjaninowi puściły nerwy. Strasznie się zdenerwował i zaczął na 

przemian kląć i pomstować. 

- Wystarczy - przerwał komisarz Abd el-Atif. - Albo się zamkniesz, 

albo zrobi to za ciebie Abu!  

Groźba podziałała. 
-  Ten  sztylet,  jak  najbardziej  autentyczny,  pochodził  z  grobu, 

background image

którego  pan  poszukiwał,  panie  al-Fostat  -  podjął  lord  Percival.  -  To 
jasne,  że  starał  się  pan  odciągnąć  mnie  stamtąd,  ponieważ  pańskim 
jedynym  celem  była  grabież.  Morderstwo  Langtona  nie  zostało 
przewidziane w pańskim planie, a wręcz go rozbiło. 

- A więc przypuszcza pan, że ani ja, ani Abd el-Mosul nie zabiliśmy 

Langtona? 

-  W  rzeczy  samej,  ponieważ  morderca  zapłacił  wam,  żebyście 

kłamali  w  sprawie  narzędzia  zbrodni.  Obiecał  wam  również  zgrabną 
sumkę po umorzeniu sprawy. 

Po tych słowach zapanowała długa cisza. Angus Dodson wstrzymał 

nawet oddech. 

Lord Percival podszedł do okna  i patrzył  na Nil.  - Co pani  myśli o 

mojej teorii, pani Abletout? 

background image

ROZDZIAŁ XLVI 

 
Francuska egiptolog zareagowała gwałtownie: 
- Dlaczego pan mnie o to pyta, milordzie? 
-  Ponieważ  stwierdziła  pani,  że  można  mieć  całkowite  zaufanie  do 

ekspertyzy  Ahmeda  al-Fostata.  Miała  pani  nadzieję,  że  niczego  nie 
zauważę  i  potraktuję  ten  stary  sztylet  jak  ordynarną  podróbkę.  Pani 
największym błędem jest lekceważenie innych i przekonanie o własnej 
wyższości.  Moja  wiedza  egiptologiczna  jest  ograniczona,  wystarcza 
jednak,  bym  rozpoznał  broń  bardzo  podobną  do  słynnego  sztyletu 
Tutanchamona,  z  istotną  różnicą:  inskrypcją  hieroglificzną  ITN  u 
podstawy  ostrza,  czyli  z  imieniem  boga  Atona,  którego  wielbił 
Echnaton, heretycki faraon. 

- Każdy to wie! - powiedziała drwiąco Albertine Ableout. 
- Skąd mogło pochodzić to małe dzieło sztuki? Z grobu z tej samej 

epoki  lub  z  grobu  samego  Tutanchamona,  o  którym  wielu  sądzi,  że 
pozostał nie odkryty, lub też z grobu któregoś z jego dostojników. Czy 
przedmiotem pani doktoratu, zresztą nie dokończonego, nie były groby 
Mehu i Merire? 

Francuzka wczepiła się w podłokietniki. 
- Tak, ale... 
-  Mehu  był  szefem  policji  Echnatona  w  jego  stolicy  Tali  al-

Amarinie, a Meri-re to wielki kapłan słonecznej tarczy, Atona. A zatem 
zgodnie  z  zeznaniami  Domeniki  Strauss,  Howard  Langton  był  o  krok 
od odkrycia słynnego grobowca, właśnie w Tell al-Amarinie, jak wska-
zywały  poszukiwania  Abd  el-Mosula  i  Ahmeda  al-Fostata.  Jestem 
nawet  pewien,  że  go  odkrył,  ponieważ  pokazał  pani  ten  sztylet,  który 
stamtąd  pochodził.  Cóż  za  zniewaga!  Pani,  specjalistka  w  tej 
dziedzinie, uprzedzona, a nawet przyćmiona przez młodego i błyskotli-
wego egiptologa! Langton nie dość, że chciał panią zwolnić, to jeszcze 
pokonał  panią  na  jej  własnym  terenie...  A  to  już  było  za  wiele.  Pani 
„zabiła”  już  wielu  obiecujących  naukowców,  łamiąc  ich  kariery,  ale 
tym razem poszła pani o wiele dalej, niszcząc ludzkie życie. 

Komisarz  Abdel-Atif  osłupiał.  Jak  francuska  egiptolog  mogła  się 

posunąć aż do morderstwa? 

background image

Albertine  Abletout  mimo  rozdrażnienia  zdołała  zachować  pozory 

spokoju. 

-  Jeśli  to,  co  pan  mówi,  jest  prawdą,  niech  pan  to  udowodni, 

milordzie. 

-  Zgubiła  panią  Agata  Christie.  Howard  Langton  wezwał  panią, 

podobnie  jak  pozostałych,  do  Starej  Katarakty,  ale  to  pani 
zaproponowała  mu  spotkanie  w  apartamencie  pisarki  z  mocnym 
postanowieniem  wyduszenia  z  niego  całej  prawdy  na  temat  jego 
poszukiwań  archeologicznych.  Czy  zaplanowała  pani  morderstwo? 
Prawdopodobnie  tak,  ale  Langton  dostarczył  pani  wymarzoną  okazję, 
pokazując  sztylet  i  dając  pewność,  że  popełnia  pani  morderstwo 
doskonałe,  które  przypisano  by  profesjonalnemu  złodziejowi,  Abd  el-
Mosulowi.  Dwa  szczegóły  zdradzają  pani  uwielbienie  dla  Agaty 
Christie:  podobnie  jak  ona,  ubiera  się  pani  na  fioletowo,  a  pani 
ulubionym  deserem  jest tarta  jabłkowa  ze  śmietaną,  nawet  w  Egipcie. 
Ale popełniła pani dwa błędy. Po pierwsze: podrzuciła pani Domenice 
Strauss  powieść  Agaty  Christie  i  wskazała  nam  pani  trop  w  postaci 
wiadomości  pisanej  po  angielsku,  obciążającej  pani  niemiecką 
koleżankę. Tylko że panna Strauss nie czyta powieści tego typu, a pani 
o tym  nie  wiedziała.  Drugi  błąd:  wymyślenie  mężczyzny  uzbrojonego 
w  strzelbę,  który  miał  na  panią  napaść  w  nocy.  De  facto,  chodziło  o 
zjawę,  która  straszyła  Agatę  Christie,  grożąc  jej  w  snach.  W  gruncie 
rzeczy  padła  pani,  jak  pani  literacki  model,  ofiarą  przekleństwa 
Echnatona.  Agata  Christie  tak  bardzo  się  nim  interesowała,  że 
poświęciła  mu  sztukę  teatralną,  która  zrobiła  klapę;  ten  faraon  pani 
również nie przyniósł szczęścia. 

- Pan się myli... Nie zamordowałam Howarda Langtona! 
- Rzeczywiście, nie pani trzymała  sztylet. Ponieważ zadbała pani o 

to, żeby był z panią Villabert Glotoni, który tak nienawidził Langtona, 
jak  uwielbiał  panią.  To  na  pani  rozkaz  Glotoni  śledził  nas  w  Tall-al-
Amarinie, żeby zobaczyć, czy znajdziemy ten grób. 

Lord  Percival  utkwił  wzrok  w  oczach  wyraźnie  przerażonego 

Villaberta Glotoniego. 

-  Howard  Langton  wiedział,  kim  pan  jest  i  trzymał  się  od  pana  z 

daleka.  To  pan  jest  autorem  pracy  o  uchebti,  magicznych  figurkach 
pracujących  zamiast  zmarłego  w  zaświatach,  o  czym  jest  mowa  w 

background image

rozdziale  szóstym  Księgi  zmarłych.  Howard  Langton  dokładnie 
przestudiował ten tekst, aby wykazać pańską niekompetencję i dorzucił 
wykrzyknik:  „Uwaga!”.  Niestety,  nie  był  dość  czujny...  Ale  czy  mógł 
przypuszczać, że ugodzi go pan w plecy  starożytnym  sztyletem, który 
przed chwilą powierzył pani  Abletout, aby  stwierdziła  jego autentycz-
ność. 

Wielka kwadratowa głowa Villaberta Glotoniego nie przestawała się 

kiwać. 

- Pan... pan nie ma prawa mnie oskarżać! 
-  Po  naszym  pierwszym  spotkaniu  -  ciągnął  lord  Percival  - 

wystraszył  się  pan,  więc  postanowił  pan  mnie  poważnie  ostrzec, 
posyłając  strzałę,  która  miała  mnie  zranić  i  przekonać,  że  zostałem 
otruty.  Doktor  Qerry  zdradził  mi,  że  zbiera  pan  afrykańskie  sztylety  i 
strzały, a pan okazał tupet - lub głupotę - by pokazać mi to na targu w 
Asuanie. Z wrodzoną próżnością sądził pan, że się przestraszę i porzucę 
śledztwo. 

Glotoni był blady. 
Wzrok Percivala ciął jak brzytwa. 
-  Posłuszny  swojej  szefowej,  po  zamordowaniu  Langtona,  pan, 

miłośnik  wyrobów  egzotycznych,  które  kupuje  pan  na  targu,  nasączył 
pan  perfumami  kołnierz  koszuli  pańskiej  ofiary,  aby  obciążyć 
Domenikę  Strauss,  specjalistkę  od  egipskich  wonności.  Brudna 
sztuczka,  która  pana  zdradziła,  ponieważ  znaleźliśmy  ślady  pańskich 
perfum różanych na kołnierzu koszuli. 

Nozdrza  Francuza  rozszerzyły  się  i  wymierzył  palec  wskazujący  w 

Albertine Abletout. 

-  To  ona  wszystko  zorganizowała,  ona  kazała  mi  zabić  Langtona, 

ona... 

Egiptolog  w  fioletowym  kostiumie  spoliczkowała  Glotoniego  i  z 

zaskakującą żwawością usiłowała uciec. 

Ale  odbiła  się  od  nubijskiego  giganta  Abu,  monumentalnego  jak 

starożytny egipski kolos. 

background image

EPILOG 

 
Lord  Percival  spędził  cudowny  dzień.  Domenica  Strauss  pokazała 

mu wszystkie asuańskie grobowce znajdujące się na zachodnim brzegu, 
tłumacząc  teksty  hieroglifów,  przypominających  niezwykłe  losy 
odkrywców  Dalekiego  Południa,  których  duch  żył  w  tych  miejscach 
wiecznego  spoczynku.  Angus  Dodson,  zmęczony  upałem,  z  coraz 
większym trudem nadążał za arystokratą. 

Kiedy  promienie  zachodzącego  słońca  zmusiły  egiptolog  do 

przerwania,  nadinspektor  przysiadł  na  murku,  marząc  o  wilgotnym 
bruku  brytyjskiej  stolicy  i  o  kwarcie  mocnego  piwa  w  tradycyjnym 
pubie. 

-  Jak  pani  dziękować?  -  zapytał  Szkot.  -  Z  takim  talentem  ożywiła 

pani ten cudowny świat! 

-  A  pan,  milordzie,  rozwiązał  tyle  zagadek..  Czy  nie  odkryłby  pan 

grobu, który spowodował tyle nieszczęść? 

-  Dokona  tego tylko  doświadczony  archeolog.  Poza  tym  nie  trzeba 

wszystkiego  odkrywać...  Czy  mumie  nie  zasługują  na  to,  żeby 
spoczywać w pokoju? 

- To niezbyt naukowe podejście! 
-  Pozwoli  pani,  że  będę  jej  życzył  długiego  pobytu  w  Egipcie  i 

przeżycia tu samych szczęśliwych chwil.  

Wzruszona Domenika Strauss uśmiechnęła się. 
- Egipt to tajemniczy kraj, milordzie, ale w końcu dowiadujemy się 

wszystkiego.  Dlatego  dowiedziałam  się,  że  ofiarował  pan  sporą  sumę 
pieniędzy  Abu,  by  mógł  wspomóc  w  trudnościach  swoich  nubijskich 
braci. On jest zbyt dumny, żeby panu podziękować. Za to ja... 

- Po co bogactwo, jeśli nie dawałoby odrobiny szczęścia? 
- Ponieważ jutro będzie pan już w Szkocji, pozwolę panu cieszyć się 

ostatnim zachodem słońca nad Nilem. 

W feluce, która wiozła lorda Percivala i Angusa Dodsona do Starej 

Katarakty,  nadinspektor  odważył  się  zadać  dwa  pytania,  które  paliły 
mu usta. 

-  Te  ślady  perfum  Glotoniego  na  kołnierzu  koszuli  ofiary...  Czy 

powiedział panu o tym medyk sądowy, czy też komisarz Abdel-Atif? 

background image

-  Ani  jeden,  ani  drugi,  drogi  Dodsonie,  ale  czy  to  nie  było 

oczywiste?  Gdyby  miał  pan  do  dyspozycji  laboratorium  Scotland 
Yardu,  dostarczono  by  panu  ten  dowód  natychmiast.  Miałem  więc 
wrażenie, że korzystam z pańskiej gwarancji moralnej. 

Jak  obawiał  się  Angus  Dodson,  Szkot  nie  przejął  się  ścisłą 

procedurą. 

W  Londynie  nadinspektor  wystąpiłby,  przynajmniej  dla  formy,  z 

gwałtownym  protestem,  ale  tutaj...  I  jeszcze  jedno  prześladujące  go 
pytanie: 

- Proszę mi powiedzieć, milordzie... Jaki jest pański sekretny sposób 

na  upał?  Nawet  kiedy  wspinaliśmy  się  po  stromych  zboczach,  na 
pańskim czole nie było ani kropelki potu! 

-  Tajemnica  tkwi  w  kapeluszu  -  wyznał  Szkot.  -  Zawdzięczam  ten 

wynalazek jednemu z moich przodków, który badał Afrykę, a nie znosił 
upałów. 

Z  przodu  kapelusza  z  szerokim  rondem  był  zainstalowany 

miniaturowy, bezszelestny wiatraczek, który bezustannie chłodził czoło 
szczęśliwego właściciela. 

Słońce  gasło  za  górą  na  zachodzie,  aby  przygotować  swoje 

zmartwychwstanie,  a  nad  Asuanem  zapadała  spokojna  noc.  Bogini 
nieba  już  nie  zwlekała  z  przemianą  duszy  Howarda  Langtona  w 
światło.