background image

1iUXb1

JÓZEF AUGUSTYN SJ

ABY

NAS BOLAŁO 

CIERPIENIE 

INNYCH

Medytacje 

w codzienności 

życia

r

Wydawnictwo  WAM 

Księża  Jezuici 

Kraków 2011

background image

Wstęp

Lektura  medytacji  zebranych  w  tomie 

Aby  nas  bolało 

cierpienie  innych  z  pewnością  nie  pozwala  pozostać 
czytelnikowi  obojętnym.  W  dobie  relatywizmu  mo­

ralnego,  kwestionowania  wszelkich  norm  i  autory­

tetów  Autor  medytacji  przestrzega  przed  zbyt  po­

chopnym  lekceważeniem  zła  i  cierpienia,  zwłaszcza 

zadawanego  przez  systemy  nieprawości  budowane 

ludzkimi  umysłami,  sercami  i  rękami.  W  sposób  mą­

dry  i  przenikliwy  pisze  o  tym,  co  staje  się  nieludzkie 

w naszej jakże ludzkiej egzystencji.

„Gdzie  droga,  tam  można  zbłądzić"  -  słowa  Zyg­

munta  Baumana 

doskonale  oddają  doświadczenie 

pokoleń  rządzonych  przez  spiżowe  prawa  syste­

mów  totalitarnych.  Autor  medytacji  ocala  pamięć 

o  ofiarach  terroru  -  represjonowanych,  zmuszanych 

do  okrutnych  i  ostatecznych  wyborów,  męczenni­

kach,  tych,  którzy  przeszli  piekło  gułagów  i  obozów 
koncentracyjnych. 

Oddaje 

głos 

prześladowanym, 

żyjącym  świadkom,  utrwalonym  na  piśmie  wspo­

mnieniom.  Unika  przy  tym  ocen.  Nie  wiedząc  bo­

wiem, jakich sami dokonalibyśmy wyborów, nie

S

background image

mamy  prawa  oceniać  tych,  którzy  znaleźli  się  w  try­

bach  historii.  Nie  powinniśmy  jednak  banalizować 

zła,  ponieważ  nikt  z  nas  nie  jest  wolny  od  jego  za­

trutych ziaren.

Mimo  bolesnej  lekcji,  jaką  przyniosła  historia  XX 

wieku,  wydaje  się,  że 

summa  wszelkiego  okrucień­

stwa  jeszcze  się  nie  dopełniła.  Obojętność  świata  wo­

bec  skrajnego  ubóstwa  milionów  ludzi,  dzieci  z  ka­

rabinem  w  ręku,  waśnie  na  tle  religijnym  to  tylko 

fragment  współczesnej  litanii  zła.  Lektura  medytacji 

prowokuje  do  postawienia  kolejny  raz  tych  samych 

trudnych  pytań:  Kim  jest  człowiek?  Skąd  bierze  się 

zło?  Czy  historią  rządzi  tylko  ślepa  siła?  Gdzie  jest 

Bóg,  kiedy  cierpi  człowiek?  W  tym  kontekście  warto 

przywołać  słowa  Czesława  Miłosza:  „W  tym  świecie 

za  dużo  ohydy  i  brzydoty,  /  Więc  musi  gdzieś  być 

prawda i dobro, to znaczy musi być Bóg".

Autor  pokazuje,  że  warto  szukać  śladów  obecno­

ści  Stwórcy  i  Jego  działania  nie  tylko  w  historii,  ale 

również  w  naszym  życiu-społecznym,  politycznym 

i  rodzinnym.  Szczególnie  sytuacje  skrajnie  trudne, 
jak  choćby  tragedia  smoleńska,  mogą  wybudzić  su­

mienie  z  letargu  i  przypomnieć,  że  człowiek  człowie­

kowi  nie  ma  być  wilkiem,  ale  bliźnim.  Burze,  które 

przetaczają  się  nad  społecznościami  i  narodami,  po­

maga  przetrwać  zakotwiczenie  w  rodzinie.  Daje  to 

siłę,  by  trwać  na  przekór  przeciwnościom  losu  i  nie 

poddawać  się  rozpaczy.  Autor  z  dużym  wyczuciem, 

popartym 

zresztą 

długoletnim 

doświadczeniem 

duszpasterskim, pisze o rodzinie i rodzicielstwie.

6

background image

Szczególnie  zaś  młodym  przypomina:  „Tylko  dobry 
syn  może  być  dobrym  ojcem  i  tylko  dobra  córka  mo­
że być dobrą matką".

Autor  kończy  medytacje  osobistym  akcentem.  Pi­

sze:  „W  pierwszy  dzień  wiosny  zaczynam  sześćdzie­

siątkę".  Być  może  truizmem  będzie  przypominanie, 
że  każdy  etap  w  życiu  ma  swoje  trudności,  nadzie­
je  i  sukcesy.  Jest  czas  siania  i  czas  owocowania.  Bez 
względu  jednak  na  moment  życiowy,  w  którym  się 
znajdujemy,  zawsze  pragniemy  doświadczać  pełni 
żyda  i  doznawać  jego  radośd.  Aby  jednak  mogło 

się  to  urzeczywistnić,  musimy  nauczyć  się  niełatwej 
sztuki - jak żyć tu i teraz.

Teksty  składające  się  na  niniejszą  książkę  były 

w  większośd  publikowane  na  łamach  „Gazety  Kra­
kowskiej'  w  ramach  weekendowego  cyklu  „Słowo 

na niedzielę".

Katarzyna Sokołowska

7

background image

KOMUNIZM I JEGO KONSEKWENCJE

background image

Zbrodnicze żarciki Stalina

Josif  Wissarionowicz  Stalin  jest  mi  dziwnie  „bliski". 
Nasłuchałem  się  bowiem  o  nim,  czytając  wspomnie­
nia  łagrowe  (Warłam  Szałamow,  Eugenia  Ginzburg, 
Aleksander  Sołżenicyn)  czy  też  historyczne  powie­
ści  poświęcone  tamtym  koszmarnym  czasom  (Wasi­
lij  Grossman,  Anatolij  Rybaków).  Stąd  też,  gdy  „Ga- 
zeta.ru"  zorganizowała  wystawę  autografów  Stalina 
(Xn 2009), bardzo mnie to zainteresowało.

Na  artystycznych  aktach,  męskich  i  kobiecych, 

autorstwa  rosyjskich  pieriedwiżników  (przedstawi­
cieli  prądu  reaUstyczno-demokratycznego  w  malar­
stwie  rosyjskim  drugiej  połowy  XIX  wieku)  „wielki 
znawca  sztuki"  umieszczał  niewybredne  komenta­
rze,  często  o  charakterze  seksualnym.  Tych  nie  będę 

przytaczał.  Nie  warto.  Można  je  potraktować  jako 
„ciekawostkę".  Niektórzy  dopatrują  się  w  nich  ma­

skowanej  homofobii  generalissimusa.  Jednak  są  inne 
dopiski,  które  brzmią  złowieszczo.  Stają  się  bowiem 
aluzją  do  cynicznie  zaplanowanych  i  wykonanych 
cudzymi  rękami  zbrodni.  W  akcie  męskim  autor­

stwa  Wasilija  Surikowa  Stalin  dopatrzył  się  podo­

background image

bieństwa  do  Karola  Radka  (sympatyka  Trockiego), 
który  został  osądzony  w  „procesie  siedemnastu" 

w  1937  roku  i  zamordowany  w  łagrze.  Mężczyźnie 
z  aktu  Stalin  dorysował  czerwonym  kolorem  czu­

prynę  i  podpisał:  „Ryży  parszywiec  Radek.  Nie  si­
kałbyś  pod  wiatr,  nie  byłbyś  zły  -  byłbyś  żywy".  Jak 

wynika  z  kontekstu,  gdy  Stalin  to  pisał,  Radek  był 

już  martwy.  To  jawne  dowody  motywów  zbrodni, 
istne  odciski  palców  zostawione  przez  mordercę. 

Ot, tak przez nieuwagę.

Znany  badacz  osobowości  Stalina,  Edward  Ra- 

dziński,  twierdzi,  że  zbędne  są  ekspertyzy  prezen­

towanych  autografów.  Gołym  okiem  widać  bowiem 
„specyficzny  język,  grubiański  humor",  który  miał 

być  czytelny  dla  ludu.  „To  żarciki  mordercy"  -  sko­

mentował  Nikita  Pietrow,  historyk  i  archiwista  z  ro­

syjskiego  Memoriału.  Wystawa  autografów  Stalina 
to  doskonały  podgląd  jego  paranoicznej  osobowo­

ści,  przepełnionej  lękiem,  podejrzliwością,  agresją, 

brutalnością  i  cynizmem.  Stalin  był  geniuszem  ka­

muflażu,  maski,  manipulacji.  Będąc  tyranem,  który 
na  całe  dziesięciolecia  uruchomił  machinę  zbrodni, 

uchodził  jednocześnie  za  „Ojca,  Twórcę,  Inspiratora, 
Organizatora,  Koryfeusza,  Gospodarza..."  -  jak  iro­

nicznie lubiła mawiać Ginzburg.

Kiedy  podano  wiadomość  o  śmierd  Stalina,  cała 

potęga  Związku  Radzieckiego  zamarła.  Nikt  w  Ra­

diu  Moskwa  nie  śmiał  wydarzenia  komentować. 

Przez  kilka  dni  trwała  „mistyczna  zaduma".  Nada­

wano niemal wyłącznie muzykę... religijną Johanna

12

background image

Sebastiana  Bacha.  W  (akcie  śmierci  Stalina  -  zauważa 
Ginzburg  -  było  coś  ze  skandalu,  coś  nieprzyzwoite­
go.  Ludzie  bowiem  nawykli,  że  „w  sowieckiej  Rosji 
umiera  się  wyłącznie  na  osobiste  polecenie  towa­
rzysza  Stalina.  Aż  tu  nagle...".  Z  czyjego  polecanie 
umarł sam Stalin?

Mistyczna  adoracja  osoby  Stalina  trwa.  Potwier­

dza  to  niewiarygodne  poparcie  dla  geniusza  kamu­
flażu, kłamstwa i zbrodni w posowieckiej Rosji.

background image

Rocznica

wielkiego głodu na Ukrainie

Głód  srożyt  się  w  mieście  i  nie  było  już  chleba  dla  ludno­

ści kraju

 (Jr 52,6).

Ukraina  obchodziła  siedemdziesiątą  piątą  rocz­

nicę  wielkiego  głodu  w  latach  1932-1933.  Przed  Mi­
chałowską  Katedrą  w  Kijowie  dla  upamiętnienia 

ofiar  zapalono  trzydzieści  trzy  tysiące  zniczy.  Plac 

przed  cerkwią  na  kilka  godzin  przybrał  postać  wiel­
kiego cmentarza.

W  okresie  komunizmu  klęska  głodu  nawiedziła 

Ukrainę  trzykrotnie:  w  latach  1921-1923,1932-1933 
oraz  1946-1947.  Życie  straciło  wówczas  dziesięć  mi­

lionów  ludzi.  Najwięcej  ofiar  przyniósł  jednak  wiel­

ki  głód  z  lat  trzydziestych.  Czarna  księga  komunizmu. 

Zbrodnie,  terror,  prześladowania  (Warszawa  2001)  po­
daje,  że  z  głodu  zmarło  wówczas  ponad  sześć  milio­

nów  osób.  Wielki  głód  dotknął  najbogatsze  rolniczo 

regiony  Ukrainy,  miażdżąc  wszelki  opór  bogatszego 

chłopstwa.  Historycy  twierdzą,  że  sterowana  przez 

Moskwę  klęska  ukraińskiego  głodu  z  lat  trzydzie­

stych  była  ostatnim  etapem  rozpoczętej  w  1918  roku 

walki bolszewików z ukraińskimi kułakami.

---------------------------— w ---------------------------------------

background image

I

O  ile  w  czasie  pierwszej  klęski  głodu  władza  so­

wiecka  poprosiła  o  międzynarodową  pomoc,  o  tyle 
klęskę  głodu  z  lat  trzydziestych  zagłuszała  propa­
gandą,  posługując  się  między  innymi  naiwnością 
intelektualistów  zachodnich,  którzy  po  wizycie 

w  Związku  Radzieckim  pisali  o  „wspaniale  nawod­
nionych  i  uprawianych  kołchozach  warzywnikach" 
i  „wspaniałych  żniwach".  Przywódca  Francuskiej 
Partii  Radykalnej  Edouard  Herriot  po  powrocie 
z  Ukrainy  donosił:  „Przejechałem  Ukrainę.  A  więc! 
Ręczę  wam,  że  widziałem  ją  podobną  do  przynoszą­
cego obfity plon ogrodu".

Nikołaj  Bucharin,  polityczny  wróg  Stalina,  twier­

dził,  że  głód  był  wywołany  sztucznie  przez  nowy 
„wojskowo-feudalny" 

system 

wyzysku 

chłop­

stwa  wprowadzony  w  czasie  przymusowej  kolekty­
wizacji.

Michaił  Szołochow,  autor  Cichego  Donu,  przejęty 

losem  rodaków  prosił  Stalina,  by  przysłał  na  Ukrai­
nę  „prawdziwych  komunistów,  którym  starczy  od­
wagi,  by  zdemaskować  tych  wszystkich",  którzy  są 
winni  klęski  głodu.  W  odpowiedzi  Stalin  upomniał 

ostro  pisarza:  „Wasze  listy  to  nie  literatura,  lecz 
czysta  polityka".  Zarzucił  mu,  że  nie  widzi  drugiej 
strony:  „A  druga  strona  jest  taka,  że  szanowni  rol­

nicy  z  waszego  rejonu,  i  nie  tylko  z  waszego  -  pisał 
cynicznie  Stalin  -  strajkowali,  dokonywali  sabotażu 
i  byli  gotowi  pozostawić  robotników  i  żołnierzy  Ar­
mii  Czerwonej  bez  chleba!  Fakt,  iż  sabotaż  ten  był 

cichy  i  pozornie  pokojowy  (bez  przelewu  krwi),  nie

15

background image

zmienia  w  niczym  istoty  rzeczy,  to  znaczy  tego,  iż 
szanowni  rolnicy  prowadzili  skrytą  wojnę  z  władzą 

sowiecką.  Wojnę  na  śmierć  i  żyde,  drogi  towarzyszu 

Szołochow. Wasz J. Stalin".

Ukraino,  Ukraino, 

któż  się  użali  nad  tobą?  -  spus­

toszenie  i  zagłada,  głód  i  miecz  -  któż  cię  pocieszy? 

(Iz 51,19).

background image

Człowieczeństwo 

w męce białego piekła

„Każde  moje  opowiadanie  to  policzek  wymierzony 

stalinizmowi" (Warłam Szałamow).

Minęła  setna  rocznica  urodzin  rosyjskiego  pisa­

rza  Warłama  Szałamowa  (1907-1982),  klasyka  litera­
tury  łagrowej.  W  Polsce  nie  zauważono  tej  rocznicy, 
a  w  księgarniach  nie  ma  choćby  jednej  jego  książ­
ki.  Szałamow  był  synem  popa.  Jako  student  prawa 
utrzymywał  kontakty  z  kręgami  lewicowej  opozycji. 
Dwukrotnie  aresztowany  (1929,  1937),  trzykrotnie 

osądzany,  spędził  w  więzieniach  i  obozach  przy­
musowej  pracy  na  Uralu  i  Kołymie  ponad  siedem­
naście  lat.  Jego  cierpienie  nie  skończyło  się  bynaj­
mniej  wraz  z  wyjściem  na  wolność.  Po  powrocie  do 
Moskwy  odeszła  od  niego  żona,  a  córka  wyparła  się 
go.  Kiedy  jego  pisarstwo  zyskało  sławę,  był  nękany 
przez służby bezpieczeństwa.

W  Opowiadaniach  kołymskich,  na  które  składa  się 

sto  trzy  opowiadania  (opublikowane  pierwszy  raz 
w  Anglii  w  1978  roku),  Szałamow  odsłonił  „wstrzą­
sającą rzeczywistość stalinowskich obozów pracy.

------------------------------------  17 ------------------------------------------

UIBŁIOTKA DUOMMMl

background image

Nie  poprzestał  jednak  na  samych  tylko  drastycz­
nych  faktach.  Próbował  dotrzeć  do  mechanizmów 

systemu  organizacji  życia  łagrowego,  obnażając  jego 
dehumanizację  stosunków  międzyludzkich"  (Bogu­
sław  Mucha).  Szałamow  mawiał:  „To,  co  ja  widzia­
łem,  tego człowiek nie powinien widzieć i nawet nie 
powinien  wiedzieć".  Zdaniem  Gustawa  Herlinga- 
-Grudzińskiego,  który  sam  spędził  rok  w  sowieckim 
łagrze,  to  Wielki  Pisarz,  który  jako  jeden  z  pierw­
szych  pokazał  światu  stalinizm;  był  „największym 
eksploratorem,  kartografem,  kronikarzem  nieznane­

go  archipelagu,  piekła  zgotowanego  ludziom  przez 
ludzi".

Szałamow,  walcząc  o  swoje  człowieczeństwo 

w łagrach, usiłował dostrzec je i obudzić także w ka­
tach.  Kiedy  jeden  ze  strażników  bił  go,  przezywając 
faszystą  i  symulantem,  ponieważ  upadł  przytłoczo­

ny ciężarem kloca, powiedział do prześladowcy: „To 

nie ja jestem faszystą. Jestem chory i głodny. To ty je­

steś faszystą. Czytałeś w gazetach, jak faszyści mor­
dują  ludzi?  Pomyśl  o  tym,  jak  będziesz  opowiadał 

swojej narzeczonej, co sam robiłeś na Kołymie?".

Herling-Grućtóński,  oceniając  postawę  duchową 

Szałamowa, pisze: „Jeżeli u progu śmierci wrócił do 

Boga, to nie na klęczkach, z błaganiem o łaskę ocale­

nia wiecznego, lecz z dumą świadomości, że potrafił 

w męce białego piekła sam ocalić własny ludzki skarb 

godności, niezależności i wewnętrznej wolności".

Czyż jednak Bóg żąda od człowieka czegoś więcej 

niż ocalenia własnej godności, niezależności i wol-

18

background image

nośd?  Czyż  nie  dlatego  Syn  Boży  stał  się  Człowie­
kiem, by  ocalić dla człowieka jego własne człowie­
czeństwo? Czyż życie wieczne nie jest zachowaniem 
na wieki naszego człowieczeństwa?

background image

Czekamy

na film o sowieckich łagrach

Trwa  realizacja  filmu  Wichry  Kołymy.  Będzie  to  opo­

wieść  o  ludzkich  losach  w  nieludzkich  czasach  sta­

linowskiego  terroru.  Scenariusz,  opracowany  przez 

Marleen  Gorris  i  Nancy  Larson,  powstał  w  oparciu 

o  biografię  rosyjskiej  dysydentki  Eugenii  Ginzburg 

(1904-1977).  W  1937  roku  ideowa  komunistka,  wy­

kładowca  literatury  na  uniwersytecie  w  Kazaniu, 

żona  i  matka  dwójki  synów,  zostaje  aresztowana 

na  podstawie  fałszywego  oskarżenia.  Po  długim 

śledztwie  skazano  ją  najpierw  na  dziesięć  lat  łagrów 

o  zaostrzonym  rygorze,  a  potem  -  zgodnie  z  przyję­

tym  wówczas  zwyczajem  -  dołożono  jeszcze  osiem 

lat.  Nieludzkie  warunki  kołymskie  nie  załamały  jej. 

Wręcz  przeciwnie,  zmobilizowały,  by  odnajdywać 

w sobie wewnętrzną siłę i odwagę do przetrwania.

Wspomnienia  Eugenii  Ginzburg  są  nie  tylko 

oskarżeniem  pod  adresem  Stalina  i  komunistyczne­

go  systemu,  ale  także  portretowaniem  spotkanych 

oprawców,  którzy  -  wyzbywszy  się  człowieczeń­

stwa - najpierw wcielali w praktykę paranoiczne

background image

idee  stalinowskie,  a  następnie  sami  stawali  się  ich 
ofiarami.  Szczerość  relacji  autorki  czyni  ze  wspo­

mnień  Eugenii  Ginzburg  wiarygodne  świadectwo 
tamtych okrutnych czasów.

„Moje  dzieci!  Sieroty  bez  ojca  i  matki  -  pisze, 

wspominając  aresztowanie  także  jej  męża.  -  Bez­

radne, małe, ufne, wychowane w przeświadczeniu

ludzkiej  dobroci.  Pamiętam,  jak  kiedyś  Waśka 

(4  lata)  zapytał:  Mamusiu,  a  jakie  zwierzę  jest  najbar­
dziej  «drapne»?  Byłam  idiotką.  Nie  powiedziałam 

mu, że najbardziej «drapne» zwierzę to człowiek

1  jego  przede  wszystkim  należy  się  wystrzegać.  Już 

nie  walczę  z  ogarniającą  mnie  rozpaczą.  Jestem  teraz 
jednym  wielkim  bólem.  (...]  Ból,  którego  doświad­

czyłam  tamtej  nocy,  był  tak  dojmujący,  że  przez 

wiele  lat  nie  mogłam  się  od  niego  uwolnić.  Czuję  go 

i  dziś,  po  prawie  ćwierćwieczu.  (...1  Zło  przez  duże 
«Z»,  nieomal  mistyczne  w  swej  niezgłębionej  istocie, 

ukazuje mi swoją wykrzywioną gębę".

Eugenia,  pisząc  swoje  wspomnienia  w  latach 

sześćdziesiątych,  przeczuwała,  że  jej  książka  może 

być  podstawą  filmu.  W  Stromej  ścianie,  opowiadając 

o  Wewersie,  kapitanie  NKWD,  zaznacza:  „W  filmie 
należałoby  pokazać  te  oczy  w  dużym  zbliżeniu.  Są 

nagie.  Nie  próbują  niczego  ukrywać  ani  cynizmu, 

ani  okrucieństwa,  ani  lubieżnego  przedsmaku  cier­
pienia,  które  za  chwilę  staną  się  udziałem  ofiary. 
Przy  takim  spojrzeniu  zbędne  stają  się  wszelkie 
wyjaśnienia".  Film  realizowany  jest  w  koprodukcji 

niemiecko-polsko-francusko-belgijskiej. 

Udział 

Po­

21

background image

laków  w  filmie  jest  znaczny.  Na  czterdzieści  trzy  dni 

zdjęciowe  aż  dwadzieścia  dziewięć  było  realizowa­

nych  w  Polsce.  Pod  koniec  marca  2008  roku  zakoń­

czono  zdjęcia.  Jak  władze  komunistyczne  usiłowały 

kiedyś  nie  dopuścić  do  publikacji  Archipelagu  Gulag 

Sołżenicyna,  tak  dzisiaj  postkomunistyczne  władze 

chciały  zablokować  projekt  filmu  o  łagrach  przez 

wykupienie  praw  autorskich  do  wspomnień  Euge­

nii  Ginzburg.  Na  szczęście  nie  udało  się.  Film  trafi 

do kin jesienią 2010 roku.

background image

Rosjanie zaczynają przyznawać się 

do sowieckich zbrodni

Opowiedzcie nam, jak dokonano tej zbrodni! (Sdz 20,3).

Prezydent  Miedwiediew  zaskoczył  Rosjan  wpi­

sem  na  blogu  z  okazji  Dnia  Pamięci  Ofiar  Represji 
obchodzony  30  października,  a  ustanowiony  w  1991 
roku.  Zwięzły  i  jasny  tekst  odstaje  od  wszystkie­
go,  co  do  tej  pory  słyszeliśmy  z  ust  rosyjskich  pre­
zydentów  na  temat  stalinowskich  zbrodni.  Putin, 
wychowanek  KGB,  gloryfikował  sowiecką  historię, 
a  jej  zbrodnie  pomniejszał  do  granic  przyzwoitości. 
Gorbaczow  i  Jelcyn,  choć  zrobili  niemało,  by  Rosja 

zerwała  z  destrukcyjną  ideologią  marksistowskiego 
komunizmu, nie mieli odwagi mówić całej prawdy
0  zbrodniach  Stalina,  jego  zmieniających  się  ekipach 
(kaci  nieustannie  przemieniali  się  w  ofiary)  i  setkach 

tysięcy członków NKWD, którzy na mordowaniu
1 gnębieniu  niewinnych  ludzi  robili  kariery  i  dobrze 
zarabiali na wygodną egzystencję.

„Trudno  sobie  wyobrazić  skalę  terroru,  którego 

ofiarą  były  wszystkie  narody  naszego  kraju  -  pisze 
Miedwiediew.  -  W  ciągu  dwudziestu  przedwojen­

------------------------------------  23 -----------------------------------------

background image

nych  lat  unicestwiono  całe  warstwy  naszego  narodu. 

Praktycznie  zlikwidowano  kozactwo.  Rozkułaczono 

i  wykrwawiono  chłopów.  Represjom  politycznym 

podlegała  inteligencja,  robotnicy,  wojskowi.  Prze­

śladowani  byli  przedstawiciele  wszystkich  wyznań 

politycznych".

Ta  wypowiedź  prezydenta  Rosji  zbiega  się  z  no­

wym  wydaniem  w  naszym  kraju  autobiograficz­

nej  książki  Stroma  ściana  (Warszawa  2009)  Eugenii 

Ginzburg,  Rosjanki,  która  -  jak  miliony  innych  - 

w  1937  roku  została  aresztowana,  osądzona  i  ska­

zana  na  łagry  tylko  dlatego,  że  nie  zadenuncjowa- 

ła  podejrzanego  o  sprzyjanie  trockistom  Elwowa, 

kolegi  z  pracy.  Trafiła  na  Kołymę.  Eugenii,  żarliwej 

do  tej  pory  komunistce,  szczęśliwej  żonie  i  matce 

dwojga  dzieci,  oczy  otworzyły  się  dopiero  za  dru­
tem  kolczastym.  Zdumiała  się  tym,  czego  wcześniej 

nie  dostrzegała:  rozmiarem  stalinowskich  zbrodni. 

1  zdumienie  to  będzie  jej  siłą  w  ciągu  osiemnastu  lat 

lagrowego piekła.

„Różne  uczucia  nurtowały  mnie  przez  te  lata  - 

pisze  we  wstępie  do  książki  -  lecz  najistotniejszym 

i  dominującym  było  zdumienie.  Czy  to  możliwe? 

Czy  to  wszystko  dzieje  się  naprawdę?  Chyba  właś­

nie  to  zdumienie  sprawiło,  że  uszłam  z  życiem.  Jak 

to  wszystko  potoczy  się  dalej?  Czyżby  coś  takiego 

miało  pozostać  bez  konsekwencji?  Bez  sprawied­

liwej  kary?  Nieposkromiona  ciekawość  wobec  nie­

znanych  mi  dawniej  stron  życia  i  natury  ludzkiej 

pozwalała zmagać się z cierpieniem".

24

background image

f

Eugenia Ginzburg, która nie usłyszała za życia 

odpowiedzi na zadawane sobie pytania, byłaby

usatysfakcjonowana  słowami  Miedwiediewa:  „Je­
stem  przekonany,  że  żaden  rozwój  kraju,  żadne  jego 
sukcesy,  ambicje  nie  mogą  być  realizowane  za  cenę 
ludzkich  tragedii  i  strat  Nic  nie  może  być  stawiane 
ponad  wartością  żyda  ludzkiego.  I  nie  ma  uspra­
wiedliwienia dla represji", dla zbrodni.

25

background image

Archipelag Gułag

 Sołżenicyna 

w rosyjskiej szkole

Pytanie  internetowego  quizu:  „Jaka  książka  została 

właśnie  wprowadzona  do  kanonu  lektur  obowiązko­

wych  w  Rosji:  Ogniem  i  mieczem;  Archipelag  Gułag, 

Mistrz  i  Małgorzata?".  Odruchowo  wybrałem  Buł­

hakowa.  Oczywiste  było,  że  to  nie  Sienkiewicz,  a  nie 

wierzyłem,  że  może  to  być  Sołżenicyn.  A  jednak 

Sołżenicyn. Wreszcie uczniowie Rosji będą uczyć się

0  nieogarnionej  krzywdzie,  jaką  komunizm  wyrzą­

dził  kilkunastu  milionom  ofiar  wszystkich  narodów 

Europy, a zwłaszcza Rosjanom.

Archipelag Gułag opowiedział o koszmarnym złu

1  rozprawił  się  z  diabelskim  kłamstwem,  jakie  o  so­

wieckich  łagrach  krążyło  na  Zachodzie  dzięki  komu­

nistycznej  propagandzie.  Prawda  o  Gułagu  należy  się 

wnukom  i  prawnukom  ofiar  zamęczonych  w  łagrach. 

A  temat  jest  ciągle  wstydliwy  dla  milionów  Rosjan, 

żywych  i  zmarłych,  zaangażowanych  bezpośrednio 

i  pośrednio  w  monumentalne  łagrowe  przedsięwzię­

cie:  przy  śledzeniu  potencjalnych  ofiar  na  wolności, 

aresztowaniu ich, prowadzeniu śledztwa, tworzeniu

26

background image

dokumentacji,  transporcie,  organizowaniu  wynisz­

czającej  pracy,  pilnowaniu  w  łagrach,  nieustannym 

przerzucaniu  ich  z  łagru  do  łagru,  w  końcu  katowa­

niu i mordowaniu.

Sołżenicyn  spędził  osiem  lat  w  łagrach  za  krytykę 

Stalina  w  liście  do  przyjaciela.  Temat  był  mu  dobrze 

znany.  Wiarygodnie  „przedstawi!  piekło  Gułagu  jako 

kwintesencję  sowieckiego  eksperymentu  dziejowe­

go.  Łagry,  terror,  prześladowania  i  zbrodnie  ukaza­

ne  zostały  jako  część  samej  istoty  komunizmu,  bez 

której  był  on  niemożliwy.  Przemoc  i  pogarda  wobec 

jednostek  ludzkich,  widzianych  z  wyżyn  ideologii, 

stanowią  według  Sołżenicyna  san)  rdzeń  komuni­

zmu, nie zaś jego specyficzną, rosyjską przypadłość’*
-  zauważa  Dariusz  Tołczyk  w  książce  Gułag  w  oczach 

Zachodu  (Warszawa  2009).  Zasadnicze  ostrze  kry­

tyki  komunizmu  przedstawione  przez  Sołżenicyna 
było  wymierzone  w  samą  ideologię,  której  korzenie 

sięgały  jakobińskich  tradycji:  „Ideologia  -  to  ona  do­

starcza upragnionego usprawiedliwiania łotrostwa

i  koniecznej,  wieloletniej  odporności  -  zbrod­

niarzowi  Potrzebna  mu  jest  teoria  społeczna,  która 

pomoże  mu  -  przed  sobą  samym  i  przed  innymi  - 
wybielić  własne  postępki  i  słyszeć  nie  wyrzuty,  nie 

przekleństwa,  tylko  pienia  pochwalne  i  wyrazy  czci. 
W  ten  sposób  inkwizytorzy  szukali  oparcia  i  uspra­
wiedliwienia w chrześcijaństwie; konkwistadorzy
-  w  chwale  ojczyzny;  kolonizatorzy  -  w  cywiliza­

cji;  jakobini  i  bolszewicy  -  w  równości,  braterstwie 
i szczęściu przyszłych pokoleń”.

27

background image

Wyzwiska,  jakie  sowiecka  prasa  miotała  pod  adre­

sem  autora  -  zdrajca,  judasz,  sługus  imperializmu, 

prostytutka  i  inne  nie  mniej  wybredne  -  świadczyły 

o  tym,  że  dzieło  Sołżenicyna  było  śmiertelną  raną 

zadaną  czerwonej  sowieckiej  bestii.  Po  niespełna 

dwudziestu  latach  od  pierwszego  wydania  Archipe­

lagu 

Gułag 

spadkobiercy 

leninowsko-stalinowskie- 

go  państwa  powiedzieli:  „Dość  zbrodni  i  cierpienia 

niewinnych  ludzi  w  imię  obłąkanej  ideologii”  i  sami 

rozwiązali Związek Radziecki. To był Boski cud.

.1

28

background image

Piękna książka Grossmana 

o człowieczeństwie

Jedną  z  ważniejszych  moich  lektur  ostatnich  mie­
sięcy  było 

Życie  i  los  Wasilija  Grossmana  (Warsza­

wa  2009).  Grossman  (1905-1964)  przeszedł  z  Ar­
mią  Czerwoną  jako  korespondent  wojenny  gazeiy 
„Krasnaja  Zwiezda"  cały  szlak  bojowy  od  Moskwy 
po Berlin. Poznał hekatombę wojenną od podszew­
ki,  przeniknął  zarówno  istotę  nazizmu,  jak  i  komu­
nizmu. W książkach pisanych już po wojnie zrównał 

oba systemy, co w Radzieckiej Rosji po zwycięstwie 
nad Rzeszą okupionym milionami ofiar .było aktem 
obrazoburczej zuchwałości' (Maciej Stasiński).

Adam  Pomorski we wstępie  do książki  pisze, że 

jej  „podstawową  wartością  -  i  w  wymiarze  ideo­

wym,  i  w  literackim  -  jest  właśnie  prawda.  To  się 
w  niej  słyszy  i  to  się  czuje".  To  nie  tylko  prawda 
o  brutalności wojennej, niemieckiej  pysze i arogan­

cji,  które  stały  się  przyczyną  klęski  Hitlera,  czy  też 
prawda  o  cynizmie  Józefa  Wisarionowicza  Stalina, 
który wykorzystał morze przelanej krwi dla umoc­

nienia swojej władzy i zniewolenia narodów Europy

--------------------------------------  29 

-------------------------------------

background image

środkowej  i  Wschodniej.  I  choć  w  pierwszych  dniach 

klęski,  gdy  Niemcy  zbliżali  się  do  Moskwy,  wołał 

jak  ksiądz  z  ambony:  „Bracia  i  siostry,  przyjaciele', 

to  jednak  nadal  sprawował  swą  tyrańską  władzę, 

a  system  represji  -  potężne  NKWD  oraz  archipelag 

Gulag - działał w najlepsze.

Nade  wszystko  jednak  Los  i  życie  objawia  prawdę 

o  samej  istocie  ludzkiego  życia,  której  nie  było  w  sta­

nie  zniszczyć  bolszewickie  bezprawie  i  cały  ogrom 

cierpienia,  jakie  przeżywały  narody  w  czasach  opi­

sanych  przez  autora.  Ta  najważniejsza,  najgłębsza 

prawda  nie  rodzi  się  sama  z  siebie,  spontanicznie, 

ale  musi  być  wywalczona:  „Codziennie  -  pisze 

Grossman  -  w  każdej  godzinie,  rok  za  rokiem  trzeba 

toczyć  walkę  o  prawo  do  bycia  człowiekiem,  bycia 

dobrym  i  czystym.  I  w  tej  walce  nie  wolno  odczu­

wać  pychy  ani  nawet  dumy,  tylko  pokorę.  A  jeśli 

w  strasznym  czasie  nadejdzie  godzina,  kiedy  nie  bę­

dzie  wyjścia,  człowiek  nie  powinien  bać  się  śmierci, 

nie może się bać, jeśli chce pozostać człowiekiem".

Wbrew  opisowi  bezprawia  nazizmu  i  komuni­

zmu  oraz  niegodziwośd  ludzi,  którzy  budowali 

oba  systemy,  z  Losu  i  życia  Grossmana  bije  nadzie­

ja  i  wiara  w  człowieka.  Jedna  z  bohaterek  powieści, 

siedemdziesięcioletnia  Aleksandra  Władimirowna, 

matka  i  babcia,  uosobienie  koheletowej  mądrości, 

szlachetności  i  odwagi,  myśląc  o  swym  udręczonym 

życiu i życiu swych bliskich, dochodzi do samej isto­

ty  człowieczeństwa:  „Ani  losy  świata,  ani  wyroki  hi­

storii, ani gniew państwa, ani rezultaty bitew nie są

30

background image

V

w  stanie  zmienić  tych,  którzy  zwą  się  ludźmi,  i  czy 

za  trudy  czeka  ich  nagroda,  czy  też  samotność,  roz­
pacz,  nędza,  obóz  i  śmierć,  przeżyją  swoje  życie  jako 
ludzie  i  umrą  jako  ludzie,  a  d,  którzy  zginęli,  potra­
fili umrzeć jako  ludzie  -  i  na tym  polega ich wieczne, 
gorzkie  ludzkie  zwycięstwo  nad  wszystkim,  co  po­
tężne  i  nieludzkie,  nad  wszystkim,  co  na  tym  świecie 
było i będzie, co przychodzi i odchodzi".

31

background image

Eliminowanie 

niższych klas społecznych

Dokumentalny  film  Somet  story  (reż.  Edvins  Sno- 

re),  ukazujący  historię  zbrodni  sowieckiego  reżimu, 
mówi  nie  tylko  o  faktach,  ale  także  o  idei  masowego 

ludobójstwa.  Prekursorem  był  Karol  Marks,  który 

pisał,  że  klasy  zbyt  słabe,  które  nie  są  w  stanie  wziąć 

udziału  w  rewolucji,  muszą  zginąć  „w  rewolucyj­

nym  holokauście".  Podobnie  myślał  Engels.  W1849 

roku  na  łamach  „Neue  Reinische  Zeitung"  ubole­

wał,  że  w  Europie  istnieje  wiele  „prymitywnych  klas 

społecznych,  które  są  o  dwa  poziomy  do  tyłu.  Nie 

są  one  nawet  kapitalistyczne".  Nazywał  je  „ludzkim 

śmietnikiem",  który  winien  być  wyniszczony,  po­

nieważ będzie opierał się światowej rewolucji.

Idee  Marksa  i  Engelsa  wcielił  w  życie  Lenin,  za­

kładając  pierwsze  marksistowskie  państwo,  które  od 

samego  początku  posługiwało  się  ludobójstwem  ja­

ko  narzędziem  tworzenia  nowego  ustroju.  Stalin  nie 

był  oryginalny,  jedynie  kontynuował  dzieło  założy­

ciela.  Dobrym  uczniem  Marksa  był  też  Hitler.  „Ca­

ły  narodowy  socjalizm  był  oparty  na  marksizmie  -

31

background image

twierdzi  prof.  George  Watson.  -  Wielu  ludzi  nie  wie, 
że  w  XIX  i  XX  wieku  tylko  socjaliści  publicznie  po­

pierali  ludobójstwo.  To  jest  niestety  mało  znany  fakt. 

Prowadziłem  wykłady  na  ten  temat  w  Cambridge 
i  w  innych  uniwersytetach  i  zawsze  spotykało  się  to 
z  zaskoczeniem".  Władimir  Bukowski  mówi  niemal 
identycznie:  „Ludzie  zapominają,  że  nazistowski  re­
żim  w  Niemczech  był  socjalistyczny.  Nazywali  siebie 
Narodowo-Socjalistyczną  Partią  Robotniczą.  Jest  to 
gałąź  socjalizmu.  Sowieci  byli  międzynarodowymi 
socjalistami, a Niemcy narodowymi socjalistami".

Idea  soqalizmu,  a  wraz  z  nią  masowego  elimino­

wania  klas  niższych,  głęboko  zakorzeniła  się  także 
w  europejskiej  inteligencji.  „Wszyscy  musicie  znać 
przynajmniej  pół  tuzina  ludzi,  z  których  nie  ma  żad­
nego  pożytku  na  tym  świede,  którzy  są  większym 
kłopotem  niż  są  tego  warci  -  mówił  w  jednym  z  wy­
kładów  Bernard  Show,  dramaturg  angielski.  -  Zapy­
taj  ich:  «Czy  mógłbyś  być  tak  uprzejmy  i  uzasadnić 

swoje  istnienie.  Jeżeli  nie  możesz  uzasadnić  swojej 
egzystencji,  jeżeli  nie  produkujesz  tyle,  ile  konsu­

mujesz,  to  społeczeństwo  nie  może  utrzymywać  cię 
przy żydu»".

Konsekwencje  takiego  myślenia  były  proste.  Nie 

dziwi  więc,  że  w  1934  roku  piał:  „Apeluję  do  che­
mików,  by  odkryli  ludzki  gaz,  który  będzie  zabijać 

natychmiast  i  bezboleśnie.  Śmiertelny,  ale  ludzki  - 
nie  okrutny".  Kiedy  po  niespełna  dziesiędu  latach 

niemieccy  naukowcy  wynaleźli  Cyklon-8,  Eich- 
mann zapewniał, że ludzie umierają w komorach

------------------------------------  33 -----------------------------------------

Aby na* bolało->3

background image

gazowych  bez  bólu.  „Cykoln-B  jest  ludzkim  gazem*. 

Eichmann użył określenia Showa.

Lewica  sprzeciwiła  się  nazizmowi  dopiero  wtedy 

gdy  Hitler  napadł  na  Związek  Radziecki.  Był  to  jaw­

ny  dowód,  że  Hitler  zniekształcił  ideę  marksizmu. 

Gazowanie  ludzi  oparte  na  narodowości  było  nie 

do  przyjęcia.  Należało  bowiem  eliminować  niższe 

klasy.  Kiedy  więc  po  zwycięskiej  wojnie  Stalin  da­

lej  więził,  mordował,  deportował,  zsyłał  na  Syberię 

niższe  klasy,  cała  zachodnia  lewica  marksistowska 

czciła go jako ikonę światowej rewolucji.

background image

Gdyby tu była moja mama

Spotkanie  z  Ludmiłą  Ludwikowną  Gusiewą,  córką 
Polaków  wywiezionych  z  Ukrainy  na  Syberię  w  cza­

sach  stalinowskich.  Ma  siedemdziesiąt  jeden  lat,  ale 
nadal  pracuje jako  niańka  w domu dziecka w Nowo­
sybirsku.  W  ten  sposób  dorabia  do  emerytury,  z  któ­
rej nie mogłaby wyżyć.

Pani  Lusia  -  jak  każe  zwracać  się  do  siebie  -  wy­

wózki  na  Sybir  nie  pamięta,  ale  pamięta  rewizję 
w  1938  roku,  w  czasie  której  miliq'ant  rozdeptał  jej 

lalkę,  przysłaną  jej  przez  babcię  z  Polski.  Pamięta  też 

jak  przez  mgłę  aresztowanie  ojca.  Przez  dwadzieścia 
lat  rodzina  nie  otrzymała  żadnych  informacji  o  jego 
losie,  ale  matka  powtarzała  uparcie,  że  go  rozstrze­
lano.  Dopiero  za  Chruszczowa  przyszedł  dokument 
rehabilitacyjny,  w  którym  napisano,  że  przyczyną 

śmierd  ojca  było  „schorzenie  głowy".  Za  Jelcyna 
przyszło  jeszcze  jedno  pismo,  w  którym  podano 
prawdę:  ojciec  został  rozstrzelany  w  Nowosybirsku 
dwa  miesiące  po  aresztowaniu.  Pani  Lusi,  jako  cór­

ce  represjonowanego  ojca,  przyznano  z  tego  tytułu 
kilka  ulg:  pięćdziesiędoprocentową  ulgę  w  opłatach 

za  mieszkanie,  energię,  wodę  i  ogrzewanie,  prawo

background image

do  bezpłatnych  przejazdów  oraz  dodatek  do  eme­

rytury  w  wysokości  98  rubli,  równa  wartość  10-12 
złotych.

„Mama  była  pobożna,  sama  wiele  się  modliła,  ale 

nie  wychowywała  nas  religijnie  -  wspomina  pani 

Lusia.  -  Nie  nauczyła  nas  modlitwy.  Po  śmierci  ojca 

było  jej  ciężko.  Często  chorowała,  a  mimo  to  musia­

ła  ciężko  pracować,  by  nas  utrzymać.  Bardzo  bała 

się  o  nas.  Była  jakąś  fatalistką.  Przeczuwając  swoją 

śmierć,  kazała  wszystkie  ikony  i  książeczki  do  nabo­

żeństwa  włożyć  sobie  do  trumny.  Powiedziała:  «Dzie- 

ci,  wam  to  niepotrzebne.  Wiary  już  nie  ma.  Pocho­

wajcie  te  wszystkie  rzeczy  razem  ze  mną».  Uważała, 

że  wiara  w  Boga  już  nie  powróci.  Starsi  bracia  zostali 

ochrzczeni  jeszcze  na  Ukrainie,  na  Wołyniu,  ja  już 

nie.  Kiedy  po  upadku  komunizmu  otwarto  w  Nowo­

sybirsku  kościół  i  poszłam  tam  po  raz  pierwszy,  roz­

płakałam  się:  «Mój  Boże,  gdyby  teraz  była  tu  ze  mną 

moja  mama  i  zobaczyła  to  wszystko  na  własne  oczy». 

Chodziłam  na  Msze,  ale  nie  przyjmowałam  Komunii. 

Nie  byłam  przecież  ochrzczona.  Wszystko,  co  działo 

się  w  kościele,  chłonęłam,  ale  długo  nie  mogłam  zde­

cydować  się  na  chrzest.  Stopniowo  Bóg  przyprowa­

dził  mnie  do  Kościoła.  Z  trudem  uczyłam  się  modlić, 

spowiadać  Przyjęłam  chrzest  w  1999  roku  w  wieku 

sześćdziesięciu  czterech  lat.  Po  moim  chrzcie  razem 

z  braćmi  zamówiliśmy  Mszę  za  mamę  i  tatę,  którą 

odprawił  nasz  biskup  Josił  Verth.  Było  wspaniale. 

Bracia  byli  bardzo  wzruszeni.  Po  Mszy  pojechaliśmy 

na grób mamy. Grobu ojca nie znamy".

36

background image

Wspomnienia syna 

polskich zesłańców na Syberię

Spotkanie  z  Leonidem  Ostrowskim,  doktorem  hi­
storii  na  Uniwersytecie  w  Nowosybirsku  badającym 
dzieje  Polaków  na  Syberii.  Jego  dziadek  wraz  z  całą 
rodziną  był  deportowany  z  Ukrainy  do  Kazachstanu 

jesienią 1936 roku.

„Na  spakowanie  niezbędnych  rzeczy  dano  im  24 

godziny  -  opowiada  pan  Ostrowski.  -  Podróżowali 
w  wagonach  towarowych.  Po  wielu  dniach  podró­
ży  wysadzono  ich  z  pociągu  na  staqi  Taincza.  Życie 
było  bardzo  ciężkie.  Z  czasem  jakoś  się  urządzili. 
Kolejna  tragedia  rodzinna  zdarzyła  się  w  1941  ro­
ku.  NKWD  aresztowało  dziadka  ze  strony  mamy. 
Przyczyna  była  prosta.  Lubił  sobie  wypić.  I  zdarzyło 
mu  się  na  zakrapianym  spotkaniu  powiedzieć,  że 
Niemcy  mają  niezłą  technikę  i  mogą  wygrać  wojnę. 
Usłyszał  to  przewodniczący  wiejskiej  świetlicy  Ba- 

szyński,  i  poinformował  kogo  trzeba.  Dziadek  zgi­
nął w którymś z karagandzkich łagrów. Otrzymałem 
dokument  o  jego  rehabilitacji,  w  którym  podano,  że 

zginął w 1943 roku. Trudno ufać jednak takim doku-

37

background image

mentom.  Jako  historyk  dobrze  poznałem  tę  machi­

nę  zbrodni.  Mógł  też  zostać  rozstrzelany  zaraz  po 
aresztowaniu".

-  Czy  w  polskich  rodzinach  odbywał  się  przekaz 

wiary?  -  pytam.  „W  małym  stopniu.  Ludzie  bardzo 

się  bali.  Nie  było  kapłanów,  a  kościoły  zostały  poza­

mykane.  Mimo  to  modlono  się  po  domach.  Pamię­

tam,  że  kobiety  spotykały  się  na  różańcu,  chrzciły 

dzieci.  Ja  dwukrotnie  zostałem  ochrzczony:  przez 

moje  babcie,  a  potem  przez  księdza.  Wszystkie  prak­

tyki  religijne  odbywały  się  w  ukryciu.  Ludzie  byli 

zastraszeni.  Kiedy  zacząłem  chodzić  do  szkoły,  dużo 

czytałem.  Przynosiłem  też  do  domu  polskie  książ­

ki.  Moja  mama  była  przerażona.  Powtarzała:  «Stare 

czasy  mogą  wrócić  i  znowu  będą  ludzi  łapać...».  Ten 

strach  utkwił  w  nich  na  zawsze,  nie  potrafili  w  żaden 

sposób  się  go  pozbyć.  Ja  urodziłem  się  już  w  Kazach­

stanie  w  1943  roku,  nie  przeszedłem  całej  tej  grozy 

i  mniej  się  bałem.  Starsze  pokolenie  udało  się  zastra­

szyć  do  głębi.  Komunizm  to  był  diabelski  system. 

Doskonale  sportretował  go  Bułhakow  w  Mistrzu 

i  Małgorzacie.  Woland  i  jego  diabelska  banda  to  por­

tret  Stalina  i  jego  towarzyszy.  Rzeczywiście,  dobrali 

się  jak  wataha  drapieżnych  wilków  i  robili  z  ludźmi, 

co  chcieli.  Tak  rozumiem dzieło  Bułhakowa i podzie­

lam pogląd tych, którzy tak go interpretują".

„Jeszcze  teraz  nie  mam  swobody  badań.  Nie 

wiem,  dlaczego  archiwa  FSB  dotyczące  lat  trzydzie­

stych  są  ciągle  zamknięte.  To  już  prawie  osiemdzie­

siąt lat. Czego oni się jeszcze boją? Musi przeminąć

background image

f

kilka  pokoleń,  by  nastąpiła  prawdziwa  zmiana.  Ja 
to  dobrze  rozumiem.  I  ja  -  choć  wbrew  sobie  -  by­

tem  w  komunistycznej  partii,  wychowywałem  się 
w  Komsomole.  To  z  pewnością  jakoś  odcisnęło  się 
i  na  mnie.  W  Rosji  wszyscy  wyszliśmy  spod  tego  sa­
mego płaszcza (por. Mikołaj Gogol, Płaszcz)".

background image

Młodzież europejska 

wczoraj i dzisiaj

Uczestniczę  w  Międzynarodowym  Spotkaniu  Dusz­
pasterstwa  Apostolstwa  Modlitwy  w  Centrum  Du­

chowości  w  Częstochowie.  Biorą  w  nim  udział  jezu­
ici  z  Europy  Wschodniej  i  Zachodniej.  Dyskutujemy 

na  temat:  Młodzież  europejska  wczoraj  i  dzisiaj.  Nasi  za­

chodni  koledzy  zarzucają  młodym  Europy  Wschod­

niej,  że  nie  doceniają  jeszcze  zaangażowania  społecz­

nego i politycznego.

Ale  czy  to  takie  dziwne?  Tłumaczę,  że  winna  jest 

temu  żelazna  kurtyna,  na  którą  Zachód  tak  łatwo  się 

zgodził,  a  która  podzieliła  Europę  na  czterdzieści 

pięć  lat.  To  ona  zróżnicowała  postawy  i  zachowania 

społeczne  ludzi  młodych  po  obu  stronach.  Uprawia­

nie  polityki  i  jakakolwiek  działalność  społeczna  były 

u  nas  zarezerwowane  wyłącznie  dla  osób  powiąza­

nych  z  komunistami.  Stąd  też  zdecydowana  więk­

szość  młodzieży  izolowała  się  od  jakiejkolwiek  dzia­

łalności  społecznej  i  politycznej,  a  tak  zwane  czyny 

społeczne  odbierała  jako  rodzaj  pracy  przymusowej

40

background image

i  przejaw  politycznego  zniewolenia.  Każdą  formę 
sprzeciwu  wobec  takich  działań  „społecznych"  trak­
towano jako wyiaz odwagi i „walki o wolność".

Pamiętam  z  liceum,  a  były  to  lata  sześćdziesiąte, 

dwóch  moich  kolegów,  piętnastolatków.  Nie  chcąc 
uczestniczyć  w  pierwszomajowej  paradzie,  „zgu­
bili"  gdzieś  po  drodze  czerwone  flagi,  które  mieli 

nieść  w  pochodzie.  W  ocenie  dyrektora  szkoły  była 
to  jawna  dezercja  i  działanie  na  szkodę  ludowego 
państwa.  Dla  nas  byli  prawdziwymi  bohaterami. 
Dyrektor  zagroził  im  wyrzuceniem  z  liceum  i  „wil­
czym  biletem",  który  uniemożliwiał  dalszą  naukę 
w  jakiejkolwiek  szkole.  Jednak  ich  „skrucha",  inter­
wencja  rodziców  oraz  łaskawość  ludowej  władzy 
sprawiły,  że  zostali  ukarani  dwutygodniowym  za­

wieszeniem  w  prawach  ucznia,  po  czym  mogli  wró­

cić do ławki szkolnej.

Jednak  tak  łagodne  wyroki  wobec  młodzieży  za 

„działania  wrogie  państwu"  były  tylko  w  Polsce  Lu­
dowej.  Zupełnie  inaczej  wyglądało  to  w  Czechosło­
wacji,  Niemieckiej  Republice  Demokratyczną  czy 
tym  bardziej  w  republikach  Związku  Radzieckiego. 

Od  początku  lat  siedemdziesiątych  przyjaźniłem  się 
z  pewną  czeską  rodziną,  której  najstarszy  syn  wstą­
pił  do  jedynego  w  kraju  seminarium  duchownego 
w  Ołomuńcu.  Wysoką  cenę  za  tę  decyzję  poniosła 

reszta rodziny. Jego młodsza siostra nie została przy­

jęta  na  studia,  a  młodszego  brata  nie  przyjęto  nawet 
do  liceum.  Chłopak,  mimo  dużych  zdolności,  swoją 
edukację zakończył na szkole zawodowej. W wie-

41

background image

ku  siedemnastu  lat  musiał  podjąć  pracę,  choć  chciał 
uczyć się dalej.

Zdecydowana  większość  młodych  wychowywa­

na  w  klimacie  przymusu  politycznego  i  ideologicz­
nego  nabierała  niechęci  do  jakiegokolwiek  zaanga­
żowania  społecznego  i  wycofywała  się  we  własny 

wewnętrzny  świat.  Obecna  niska  świadomość  spo­
łeczna dorosłych i młodzieży oraz brak zaangażowa­
nia politycznego w Europie Wschodniej to ciągle nie- 
przekroczone jeszcze dziedzictwo żelaznej kurtyny.

background image

NAZIZM I JEGO ZBRODNIE

background image

*

Krwawią rany 

zadane przez Hitlerjugend

„Moje  lata  jako  nastolatka  były  zrujnowane  przez 

złowrogi  reżim,  któremu  zdawało  się,  że  ma  na 

wszystko  odpowiedź.  Jego  wpływ  rósł,  reżim  prze­

nikał  także  do  szkół  i  do  organizacji  obywatelskich, 

a  nawet  do  religii,  zanim  rozpoznano,  jakim  był  po­

tworem"  -  wyznał  Benedykt  XVI  młodzieży  amery­

kańskiej  w  czasie  pielgrzymki  do  Stanów  Zjednoczo­
nych.  Joseph  Ratzinger  w  wieku  czternastu  lat  został 

przymusowo  wcielony  do  Hitlerjugend,  a  trzy  lata 

później do Wehrmachtu.

Te  szczere,  ale  jakże  bolesne  słowa  łatwiej  zrozu­

mieć  po  przeczytaniu  książki  Brenda  Ralpha  Lewisa 

Hitlerjugend  w  czasach  wojny  i  pokoju  1933-1945  (War­
szawa  2008).  Ukazuje  ona  całą  złowrogość  systemu, 
który  rujnowanie  ludzkiego  życia  rozpoczynał  od 

wczesnych  lat  dziecięcych,  wcielając  sześciolatków 
do  Jungyolk,  a  następnie  -  po  ukończeniu  czternastu 
lat  -  do  Hitlerjugend.  Nazizm,  jak  mu  się  zdawało, 
„miał  odpowiedź  na  wszystko",  ponieważ  ubrał  się 
w boskie szaty - szaty religii. Hitler czuł się właśó-

I

45

background image

eielem  młodzieży  i  przemawiał  do  niej  jak  bóg,  a  ci, 
którzy  w  niego  wierzyli,  oddawali  mu  chwałę,  jaką 

oddaje się tylko Bogu.

W1933  roku  mówił:  „Popatrzcie  na  tych  młodych 

mężczyzn  i  chłopców!  Co  za  tworzywo!  Z  nimi  mo­

gę  stworzyć  nowy  świat.  Bohaterski  czas  młodości; 
z  niej  wyłoni  się  człowiek  twórczy,  boski.  Gdy  wróg 

powiada:  «Nie  przejdę  na  waszą  stronę»,  mówię  mu 

spokojnie:  «Twoje  dziecko  już  należy  do  nas...  Kimże 
sam  jesteś?  Przeminiesz#".  Boski  władca  ustalał  no­

we  zasady  pedagogiczne  dla  młodzieży  III  Rzeszy: 

„Nie  nakazuję  ćwiczenia  intelektu.  Wiedza  zaszko­

dzi  mojej  młodzieży.  Gwałtowni  i  aktywni,  ambitni 

i  agresywni  młodzi  -  oto,  do  czego  dążę.  (...)  Muszą 

wyzbyć  się  słabości  i  delikatności.  Pragnę  ujrzeć  na 

własne  oczy  ich  błysk  dumy  i  niezależności  bestii, 

polujących na inne".

A  d,  których  Hitler  uwiódł,  bluinierczo  modli­

li  się  do  niego,  naśladując  Ojcze  nasz:  „Adolfie  Hit­

lerze,  tyś  naszym  wielkim  wodzem.  Wróg  drży  na 

dźwięk  twego  imienia.  Twoja  III  Rzesza  nadchodzi, 

a  tyś  sam  prawem  na  tej  ziemi.  Słyszymy  co  dnia 

twój  głos  i  twe  rozkazy;  prowadź  nas,  będziemy  po­

słuszni  tobie  do  końca  i  oddamy  za  ciebie  nawet  ży- 

de. Chwalimy Cię. Heil Hitler".

Alfons  Heck,  siedemnastoletni  przywódca  okrę­

gowego  oddziału  Hitlerjugend,  który  dał  się  uwieść, 

a  walkę  kontynuował  jeszcze  po  kapitulacji,  gdy 

przejrzał  na  oczy,  mówił  rozżalony:  „Nabrałem  głę­

bokiej  niechęd  do  naszych  wychowawców.  Poddali

46

background image

1

nas,  dzieci,  okrutnej  władzy  nowego  boga.  Mówi  się 
nieraz:  «Pogadamy  o  tym  i  puścimy  w  niepamięć#. 
Rzecz nie wygląda tak prosto. Można rozmawiać
0  przeszłości w nocy, ale wtedy rany otwierają się
1 zaczynają na nowo krwawić".

Benedykt XVI pokornie wyznał, że krwawią i je­

go rany zadane przez Hitlerjugend.

Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego (Pwt 

4,35).

background image

Wspomnienia z piekła 

Charlotte Delbo

Ja zaś jestem robak, a nie człowiek

 (Ps 22,7).

27  stycznia  1943  roku,  dokładnie  dwa  lata  przed 

wyzwoleniem  Auschwitz,  przywieziono  do  Birke­

nau  dwieście  trzydzieści  francuskich  kobiet.  Więk­

szość  z  nich  brała  udział  w  ruchu  oporu.  Kobiety, 

nieświadome  swego  tragicznego  losu,  wchodząc  do 

pociągu,  który  miał  ich  zawieźć  do  „niemieckiego 

piekła"  na  ziemi,  śpiewały  Marsyliankę.  Był  to  jedyny 

transport  więźniarek  politycznych  wysłany  z  Fran­

cji do Auschwitz-Birkenau.

W  Birkenau  przez  dwa  tygodnie  przechodziły 

kwarantannę  na  bloku  numer  14,  po  czym  skiero­

wano  je  do  bloku  numer  26.  Kwarantanna  zbierała 

krwawe  żniwo.  Po  sześciu  miesiącach  z  dwustu  trzy­

dziestu  kobiet  pozostało  przy  życiu  zaledwie  pięć­

dziesiąt  siedem.  Przed  niechybną  śmiercią  pozostałe 

uratował  transport  do  Ravensbriick.  „Gdyby  kwa­

rantanna  zaczęła  się  miesiąc  później,  żadna  z  nas  nie 
wyszłaby  żywa"  -  wspomina  Charlotte  Delbo  (1913- 

1985), jedna z ocalonych, numer 31661. W książce

-------------------------------  48

background image

Żaden  z  nas  nie  powróci  (Oświęcim  2002)  opisała  swój 
sześciomiesięczny  pobyt  na  bloku  26.  Styl  jej  książki 

różni  się  od  „klasycznych"  obozowych  wspomnień. 
Autorka  nie  snuje  systematycznego  opowiadania, 

jak  czyni  to  większość  autorów,  ale  -  nie  licząc  się 

zbytnio  z  wrażliwością  czytelnika  -  w  realistyczny, 
wręcz  brutalny,  sposób  (choć  niepozbawiony  poezji) 
maluje  pojedyncze  sytuacje  obozowej  niedoli.  Przed­
stawia  obrazy  zimowych  apeli,  pracę  ponad  ludzkie 

siły,  choroby,  głód,  poniżenie,  katowanie  i  mordowa­
nie  więźniów.  I  choć  książka  zawiera  zaledwie  kil­
kadziesiąt  krótkich  opowiadań  -  obrazów,  to  jednak 
doskonale oddaje koszmar Auschwitz-Birkenau.

„Esesmani  tresują  psy.  Widać  ich,  gdy  idą  z  psami 

na  smyczy,  uwiązanymi  po  dwa.  Esesman  na  prze­
dzie  niesie  manekina,  wielką,  słomianą  kukłę  ubra­
ną  jak  my,  w  wyblakły  pasiak,  brudny,  ze  zbyt  dłu­
gimi  rękawami.  Esesman  trzyma  go  za  jedno  ramię. 
Ciągnie  jego  kończyny  po  kamieniach.  Doczepili  mu 

nawet  drewniaki.  «Nie  patrz.  Nie  patrz  na  tego  ma­
nekina.  Nie  patrz  na  siebie»".  Charlotte  Delbo  pisze 
dalą,  jak  skuteczna  była  esesmańska  tresura  psów. 

„Mężczyzna  już  nie  nadąża.  Pies  rzuca  się  na  niego 

z  tyłu.  Mężczyzna  nie  zatrzymuje  się,  idzie  z  psem 
uczepionym  na  dwóch  łapach,  jego  pysk  wbity 

jest  w  ciało.  Mężczyzna  idzie.  Nie  krzyknął  nawet. 

Krew  znaczy  długi  ślad  na  spodniach.  Od  wewnątrz 

plama  rozlewa  się  jak  na  bibule.  Mężczyzna  idzie 

z  kłami  psa  w  ciele.  «Spróbujde  spojrzeć.  Spróbujcie 
widzieć*".

0

Aby nasboltło... 

*4

background image

Jak  woda  się  rozlewam  i  rozłączają  się  loszystłae  mo­

je  kości;  jak  wosk  się  staje  moje  serce,  we  wnętrzu  moim 

topnieje.  Moje  gardło  suche  jak  skorupa,  język  mój  przy­
wiera  do  podniebienia,  kładziesz  mnie  w  prochu  śmierci.
 

Bo  psy  mnie  opadają,  osacza  mnie  zgraja  złoczyńców.  [...] 
Ty  zaś,  o  Panie,  nie  stój  z  daleka;  Mocy  moja,  śpiesz  mi  m 
ratunek! (P$ 22,15-17.20).

background image

Wigilia w obozie koncentracyjnym 

w Dachau

Albowiem 

nieprzyjaciel 

mnie 

prześladuje, 

moje 

życie 

todeptai  w  ziemię,  pogrążył  mnie  w  ciemnościach  jak 
dawno  umartych.  A  we  mnie  duch  mój  omdlewa,  serce  we 
mnie zamiera (Ps 143,3-4).

Rok  po  śmierci  kard.  Adama  Kozłowieckiego  S] 

(1911-2007)  ukazało  się  trzecie  wydanie  jego  obozo­

wych  wspomnień 

Ucisk  i  strapienie  (Kraków  2008). 

Jest  to  monumentalne  dzieło,  w  którym  autor  wyka­
zał  się  fenomenalną  pamięcią,  rekonstruując  metodą 

pamiętnika  -  dziennika  dzień  po  dniu  sześć  lat  nie­
woli  więziennej  i  obozowej:  w  Krakowie  na  Monte­
lupich, w Wiśniczu, Oświęcimiu i Dachau.

Większość  autorów,  pisząc  obozowe  wspomnie­

nia,  stosuje  metodę  sumowania  i  uogólnień.  Kozło- 

wiecki  snuje  zaś  wspomnienia  wokół  szczegółów 

obozowej 

codzienności, 

które 

najlepiej 

pokazują 

poniżenie,  pogardę,  ciągłe  zagrożenie  żyda,  strach, 

głód,  pracę  ponad  ludzkie  siły. 

Ucisk  i  strapienie  to 

także  wielkie  świadectwo  świętośd  niezłomnych 

kapłanów, między innymi bł. bp. Michała Kozala,

51

background image

bł.  ks.  Stefana  W.  Frelichowskiego,  o.  Józefa  Cyrka, 
o.  Mariana  Morawskiego.  Autor  obdarzony  niezwy­

kłym  poczuciem  humoru,  przywołuje  wiele  sytuaq'i 
komicznych,  co  świadczy  o  jego  wewnętrznej  wol­

ności  i  dystansie  zachowanym  w  obozowym  piekle. 

Później  jako  biskup  i  kardynał,  w  udzielanych  wy­
wiadach,  czas  spędzony  w  obozie  nazywał  niekiedy 

z  ironią  .wakacjami  zafundowanymi  przez  Hitle­

ra".  I  choć  z  odwagą  i  poświęceniem  pomagał  wielu 
współwięźniom,  nie  czyni  z  siebie  bohatera.  Wręcz 

przeciwnie,  przytacza  z  pokorą  trudne  chwile  odsła­

niające jego ludzką kruchość.

Na  cztery  miesiące  przed  wyzwoleniem,  w  Wi­

gilię  Bożego  Narodzenia  1944  roku,  przeżył  wyjąt­
kowo  bolesną  pokusę  rozpaczy:  „Już  szósta  Wilia 

w  tych  warunkach  -  pisał  po  latach.  -  Połamaliśmy 

się  opłatkiem.  Wymuszając  z  siebie  uśmiech,  zło­

żyłem  życzenia  i  uciekłem  prędzej,  bo  «rozebrało» 

mnie na dobre. Poszedłem na plac apelowy i chodzi­
łem  sam.  j...j  Targała  mną  czarna  rozpacz.  Chciał­

bym,  aby  się  to  wszystko  już  skończyło!  Tak  czy 

owak,  ale  niech  by  się  skończyło,  bo  z  tą  nieznośną 

męką  w  sercu  wytrzymać  już  nie  mogę.  Chwilami 

mam  żal  do  Pana  Boga,  że  odebrał  mi  wszystko,  co 

mi jest drogie. J...J Przekleństwo ciśnie się mi na us­

ta na wrogów, co szczęście nasze zburzyli, i na tych, 

co nas zdradzili, co nami handlują. A w sercu budzi 

się  nienawiść  do  wszystkich,  do  całego  świata.  Co­

raz  bardziej  staję  się  mizantropem.  I  znowu  żal  mi 

bardzo, że życia odebrać sobie nie wolno; och, gdy­

52

background image

by  mi  wolno  było,  nie  zawahałbym  się  ani  chwili. 
A  Ty,  Boże?  Czyż  nas  skażesz  na  wieczną  tułaczkę? 
Czyż  po  tylu  cierpieniach  nam  jednym  nie  pozwo­
lisz  wrócić  do  tego,  co  nam  jest  tak  drogie?  Za  co, 
Panie? Za co?!  Czyż  większe od innych popełniliśmy 
zbrodnie?  A  Ty,  Królowo  Polski,  czy  lud  swój  opuś­
cisz? Och, wrócić! Wrócić...!".

background image

Holokaust 

ołpińskich Żydów

„To, 

co  mam  do  nadrobienia,  to  ból,  że  tak  wiele  lat 

swego życia byłem utrzymywany w niewiedzy na te­

mat  prawdziwego  kształtu  Holokaustu.  Mieszkając 
w  Otwocku,  chodziłem  na  cmentarz  żydowski.  Nie 

wiedziałem,  że  trzy  czwarte  mieszkańców  Otwocka 

to  byli  Żydzi.  Otwoccy  Żydzi  zostali  wywiezieni 

do  Treblinki  we  wrześniu  1942  roku,  osiem  tysię­
cy  osób,  jeden  dzień,  jeden  transport,  jeden  pociąg, 

jedna  lokomotywa.  Mnie  nikt  o  tym  nie  powiedział 

-  ani  szkoła,  ani  rodzice.  Muszę  to  odreagować.  Jeż­

dżę do Treblinki” (Mirosław Bałka, artysta).

Gmina  żydowska  w  (Spinach,  w  mojej  rodzinnej 

wiosce,  została  założona  w  XVI  wieku.  Rozwijała 

się  prężnie:  w  1835  roku  wieś  liczyła  199  Żydów, 

a  pod  koniec  XIX  wieku  było  ich  512;  w  okresie  mię­

dzywojennym  liczba  ta  nieco  spadła.  Społeczność 

Żydów  ołpińskich  posiadała  synagogę,  cmentarz, 

rabina,  stowarzyszenia  charytatywne.  Po  decyzji 

nazistów  o 

Endldsung  -  „ostatecznym  rozwiązaniu 

kwestii żydowskiej”, podjętą początkiem 1942 roku,

54

background image

przystąpiono  w  okupowanej  Polsce  do  likwidacji 
Żydów,  w  tym  także  Żydów  w  Ołpinach.  Zdaniem 
historyka  Adama  Bartosza,  latem  1942  roku  hitle­
rowcy  przesiedlili  część  ołpińskich  Żydów  do  getta 

w  Gorlicach.  Ci  zginęli  w  samym  gorlickim  getcie, 

w  Stróżówce  lub  zostali  wywiezieni  do  obozu  zagła­
dy  w  Bełżcu.  Dalsza  część  ołpińskich  Żydów  mogła 

zostać  przesiedlona  do  getta  w  Rzepienniku  Strzy­
żewskim  i  tam  wraz  z  innymi  11  sierpnia  1942  roku 

rozstrzelana w pobliskim lesie Dąbry.

Żydowski  Instytut  Historyczny  zachowuje  opis 

egzekucji  w  Rzepienniku  Strzyżewskim,  sporzą­
dzony  w  1987  roku  przez  Mariannę  Kiesler:  „Jeden 

Niemiec  tylko  strzelał.  Trwało  to  do  wieczora.  Resz­

ta  zebranych  czekała  na  łące  przy  wąwozie,  gdzie 
musieli  się  rozbierać.  Po  dziesięć  osób  rozebranych, 

dwieście  metrów  przez  krzaki  musieli  iść  do  ławki, 
siadać,  tam  ich  rozstrzeliwano  po  kolei.  Jakiś  chło­
pak  wrzucał  zamordowanych  do  dołu  i  przysypywał 
wapnem.  Na  koniec  zostało  jeszcze  dziecko,  wzięli  je 

za nogi, trzasnęli o ławkę i rzucili do mogiły".

Niedobitki  ołpińskich  Żydów  błąkały  się  jeszcze 

po  okolicznych  wsiach  i  lasach,  ale  i  tych  gestapo  sy­
stematycznie  wyłapywało  i  rozstrzeliwało  na  miej­
scu.  Spośród  kilkuset  Żydów  z  getta  w  Rzepienniku 

Strzyżewskim,  dzięki  ofiarnej  pomocy  okolicznych 
chłopów, Holokaust przeżyło kilka osób.

Po  Żydach  w  Ołpinach  pozostała  skromna  sy­

nagoga;  zdewastowana  przez  hitlerowców  tuż  po 
wojnie  została  przez  władzę  ludową  przekształco­

55

background image

na  na  warsztat  naprawy  maszyn  rolniczych.  Dziś 

opuszczona  stoi  w  centrum  wsi.  A  ponieważ  nie  ma 

żadnej  tablicy  informacyjnej  czy  napisu,  we  wsi  ma­

ło  kto  zdaje  sobie  sprawę,  że  jest  to  dawna  synago­

ga.  W  odległości  półtora  kilometra  na  południe  od 

synagogi  znajduje  się  cmentarz  żydowski;  obecnie 

jego  teren  jest  nieużytkiem  porośniętym  krzewami, 

a  z  ziemi  wystają  mało  co  widoczne  płyty  nagrobne 

- macewy.

„Żydzi  nie  tylko,  że  zostali  wymordowani  przez 

nazistów,  lecz  także  zostali  wymazani  z  pamięd 

współobywateli  Polaków.  Przez  całe  lata  pobytu 

w  tym  mieście  -  zaledwie  pięć  lat  po  wojnie  -  ani 

razu  nie  usłyszałem  słowa  «Żyd»"  -  pisał  Stanisław 

Musiał S] o jednym z podkarpackich miasteczek.

Ciągle  jednak  mamy  szansę,  by  przywrócić  pa­

mięć  o  naszych  starszych  braciach  w  wierze,  którzy 

wiele  stuleci  żyli  pośród  nas  i  chwalili  tego  samego 
Boga, co my, chrześcijanie.

background image

Żyją obok masowych 

grobów żydowskich

W  dniach  1-3  października  2007  roku  na  Sorbonie 
w  Paryżu  odbyło  się  kolokwium  naukowe  ni.  Shoah 
na  Ukrainie,  które  zajmowało  się  martyrologium  lud­

ności  żydowskiej  w  czasie  drugiej  wojny  światowej. 

Jak  stwierdza  ks.  Patrick  Desbois,  sekretarz  Komisji 

Episkopatu  Francji  do  spraw  dialogu  z  Żydami  oraz 

uczestnik  kolokwium,  jest  to  bardzo  zaniedbany 
problem  w  historycznych  badaniach.  Dla  sowiec­

kich  komunistów  pojęcie  Shoah  było  wymysłem 

„zgniłego"  Zachodu.  Władze  sowieckie  traktowały 

Żydów  jako  swoich  obywateli,  stąd  w  statystykach 
ofiar  drugiej  wojny  światowej  nie  wyróżniały  lud­
ności żydowskiej.

Przed  wojną  wspólnota  żydowska  na  Ukrainie 

liczyła  2,7  miliona,  czego  dowodzi  spis  ludności, 

jaki  miał  miejsce  w  1939  roku.  Z  rąk  niemieckich 
nazistów  zginęło  1,5  miliona  ludności  żydowskiej. 
Ocaleli  tylko  d,  którzy  tuż  po  hitlerowskiej  inwazji 
zdążyli  jeszcze  uriec  w  głąb  Związku  Radzieckiego. 
Tylko  20  proc.  zginęło  w  obozach  koncentracyjnych

-------------------------------------- 57 -------------------------------------------

background image

w  Bełżcu,  Sobiborze  i  Auschwitz.  Pozostałe  80  proc. 
zostało  zamordowanych  bezpośrednio  przez  specjal­
ne  niemieckie  komanda  Einsatzgruppen.  Jak  podaje 
ks.  Desbois,  znawca  problematyki,  Einsatzgruppea 
składały  się  wyłącznie  z  Niemców  lub  Austriaków, 
zazwyczaj  młodych  mężczyzn.  Towarzyszyła  im 
często  ukraińska  policja,  którą  sami  tworzyli.  Kadra 
morderców  była  doskonale  przygotowana.  Działała 
sprawnie  i  skutecznie.  Całą  akcją  kierował  Himmler. 
Istniały  specjalne  nagrody,  jak  na  przykład  gatunko­

we  alkohole  sprowadzane  z  Niemiec,  które  każde 
komando miało prawo pić po egzekucji.

Przeciwko  masakrze  Żydów  protestował  metro­

polita  Kościoła  greckokatolickiego  we  Lwowie  An­

drzeja  Szeptycki,  dziś  kandydat  na  ołtarze.  1  choć 
początkowo  metropolita  postrzegał  Niemców  jako 

wyzwolicieli  z  komunizmu,  to  jednak  szybko  zdał 
sobie  sprawę  z  ogromu  zagrożenia.  Wielokrotnie  pi­

sał  do  Watykanu  o  tragedii  ukraińskich  Żydów.  Na­

kazał  też  księżom  głosić  kazania  na  temat  piątego 

przykazania  Nie  zabijaj.  Tam,  gdzie  miało  miejsce  ta­

kie  przepowiadanie,  ludność  nie  brała  udziału  w  lu­

dobójstwie.  W  procesie  beatyfikacyjnym  Szczeptyc* 

kiego Żydzi zgodnie świadczą na jego korzyść.

Ks.  Desbois,  który  prowadzi  badania  zagłady 

Żydów  na  Ukrainie,  podkreśla,  że  dziś  o  zbrodniach 

Niemców  dają  świadectwo  przede  wszystkim  ludzie 
ze  wsi:  .Pamiętają  dobrze  Żydów,  których  zabijano 

na  ich  oczach.  Uważają,  że  to  ich  obowiązek.  Są  to 

ludzie  wiernego  świadectwa.  Od  czasu  wojny  nie

background image

zmieniali oni miejsca zamieszkania. Żyją obok maso­
wych  grobów  żydowskich.  Pamiętają  dobrze  szcze­
góły  topograficzne.  Kiedy  odwiedza  się  z  nimi  miej­
sca zbrodni, proszą, by się razem z nimi pomodlić".

background image

Fascynacja trupimi czaszkami

Czytam  Łaskawe  Jonathana  Littella  (Kraków  2008). 

Od  chwili  wydania  we  Francji  w  2006  roku  to  best­

seller  osiągający  gigantyczne  nakłady,  tłumaczony 

na  dziesiątki  języków,  nagradzany  prestiżowymi 

nagrodami,  littell  (ur.  1967),  amerykański  pisarz,  ży­

dowskiego  pochodzenia,  piszący  po  francusku,  kre­

uje  w  powieści  postać  oficera  SS  Maximiliana  Aue, 

amatora  literatury,  filozofii  i  muzyki,  a  jednocześnie 

nazistowskiego  żbrodniarza.  Aue  brał  udział  w  ma­

sowych  mordach  na  Żydach  na  froncie  wschodnim. 

Po  kapitulacji  IU  Rzeszy  uniknął  odpowiedzialności 

i znalazł schronienie we Francji.

Łaskawe  to  skandalizujący  portret  nazisty  -  este­

ty.  Na  wstępie  swego  opowiadania  Aue  deklaruje 

cynicznie,  że  niczego  w  życiu  nie  żałuje,  a  każdy 

z  czytelników  na  jego  miejscu  robiłby  to  samo,  co 

on.  „Mogę  was  zapewnić,  że  do  samego  końca  [mo­

je  wspomnienia]  będą  wolne  od  wszelkiej  skruchy. 

Nie  żałuję  niczego:  taką  miałem  pracę  i  już.  [...]  Je­

żeli  urodziliście  się  w  kraju  lub  w  epoce,  w  której  nie 

tylko nikt nie zabija waszych żon i dzieci, lecz także

60

background image

nikt  nie  każe  wam  zabijać  dzied  i  żon  innych  ludzi, 

chwalcie  Boga  i  idźcie  w  pokoju.  Ale  w  głowach 
niech  na  zawsze  pozostanie  wam  ta  myśl:  macie  być 

może  więcej  szczęścia  ode  mnie,  ale  nie  jesteście  ode 

mnie lepsi".

Littell  długo  przygotowywał  się  do  pisania 

książki.  Wielu  chwali  ją  za  historyczną  rzetelność. 

„Wszystko  się  zgadza,  nazwiska  ludzi  i  nazwy  miej­

scowości"  -  pisał  Claude  Lanzmann.  Niektórzy  kry­
tycy  spekulowali  nawet,  że  za  opowiadaniem  lite­

rackim  kryje  się  realna  postać,  jedni  wpisali  Littella 

do  litanii  wielkich  pisarzy:  Prousta,  Stendhala,  Do­
stojewskiego  czy  Tołstoja,  inni  zaś  określali  Łaskawe 

literackim  wygłupem,  perwersyjną  prowokacją  czy 

też  brutalną  pornografią  zbrodru.  Amos  Oz,  izrael­

ski  pisarz,  stwierdza,  że  książka  nie  podoba  mu  się, 
ponieważ  „autor  jest  zafascynowany  złem.  A  co  gor­

sza,  sprawia  mu  ono  przyjemność.  Bohater,  Aue,  to 
człowiek,  którego  nic  tak  nie  podnieca  jak  zbrodnie, 
które  ogląda  i  wyrządza".  Zdanie  Oza  zdaje  się  po­
twierdzać  sam  Littell,  który  w  jednym  z  wywiadów 
powiedział:  „Skupiam  się  na  ponurym  aspekcie  ży­

da, bo jest bardziej widoczny".

Jeżeli  Oz  ma  rację,  to  książka  -  paradoksalnie 

rzecz  ujmując  -  jest  tym  ciekawsza,  ponieważ  dzię­
ki  niej  możemy  zobaczyć  świat  Holokaustu  oczyma 
zbrodniarza.  Ciekawsza,  owszem,  ale  i  bardziej  nie­

bezpieczna,  ponieważ  trupie  czaszki  SS  mają  swoje 

trupie  piękno,  które  wdąż  fascynuje  pewne  kręgi 

ludzi.  Stąd  też  sam  czytam  powieść  tak,  jak  zażywa

61

background image

się  niebezpieczne  lekarstwo,  które  w  minimalnych 

dawkach  prowokuje  w  organizmie  procesy  leczenia, 

ale w większych dawkach staje się trucizną.

Cyniczny  Aue  ma  racje,  gdy  twierdzi,  że  nie  je­

steśmy  od  niego  lepsi.  Ale,  ponieważ  liczymy  się 

z  własnym  sumieniem,  jesteśmy  moralnie  zdrowsi 

i  dlatego  -  jak  wierzę  -  nie  robilibyśmy  w  tych  sa­
mych warunkach tego samego, co on.

background image

Wizyta w Auschwitz 

po trzydziestu latach

Czemuż to Pan tak uczynił tej ziemi? (Pwt 29,23).

Po  trzydziestu  latach,  z  młodymi  jezuitami 

z  Francji,  zwiedzam  ponownie  Auschwitz-Birke- 
nau.  Tym  razem  uderzył  mnie  monstrualny,  iście 
diabelski  rozmach  i  precyzja  nazistowskiego  przed­
sięwzięcia.  Widoczne  są  one  zwłaszcza  w  Birke­
nau.  Fronton  z  czerwonej  cegły  z  wjazdową  bramą 
w  centrum  ma  piękną,  wręcz  uroczystą  architekturę. 

Dalej  szerokie  perony,  miejsce  selekcji,  które  mogły 
pomieścić  tysiące  ludzi.  Najwięksi  tyrani  w  historii 
nie  przypisywali  sobie  takiej  władzy  nad  ludzkimi 

istotami  jak  esesmani  na  kolejowym  peronie  w  Bir­
kenau.  Jednym  gestem  skazywano  na  śmierć  lub  na 
życie.  Działali  w  sposób  profesjonalny,  z  niemiecką 
precyzją.  Zdjęcia  dokumentalne  przedstawiające  se­

lekcję  pokazują,  że  więźniowie  obdarzeni  łaską  do­
datkowych  kilku  tygodni  czy miesięcy  żyda (rzadko 

jednak  lat)  są  zdrowsi,  silniejsi,  stoją  bardziej  zwana 
i  uporządkowani. G zaś przeznaczeni  do komór ga­
zowych  wyglądają  nędznie,  tłoczą  się,  stoją  w  spo-

a

background image

1

sób  chaotyczny.  Decyzje  bogów  z  trupią  czaszką  nie 

był>’  przypadkowe.  Likwidacja  dziesiątków  tysięcy 

istnień  ludzkich  trwała  krótko.  Należało  się  spieszyć; 

kolejne  pociągi  stały  w  kolejce.  Przed  zagazowa­

niem  ofiar  i  spaleniem  ich  zwłok  należało  przecież 

wyrwać  im  złote  zęby  i  obciąć  włosy.  To  cenne  su­

rowce,  na  które  z  Reichu  przychodziły  zamówienia 

i  za  które  niemieckie  firmy  dobrze  płaciły.  Wszystko 
zaś  dokonywało  się  w  największej  dyskrecji,  tak  że 

ofiary  na  ogół  nie  były  świadome  swojego  tragicz­

nego  losu  aż  do  ostatniej  chwili.  Pomocna  dla  katów 

była  niewątpliwie  naturalna  skłonność  człowieka  do 
łudzenia  się,  że  może  oto  w  ostatniej  chwili  zdarzy 

się jakiś cud i ocali swoje życie.

Jednak  cudów  nie  było.  Tych  zaś,  którym  chwi­

lowo  darowano  życie,  po  ograbieniu  ze  wszystkie­

go  pędzono  do  brudnych  baraków,  a  następnie  do 

nieludzkiej  pracy,  karmiąc  ich  głodowymi  racjami 

Zagrabione  rzeczy  (zwiezione  z  całej  Europy),  już 

zamordowanym  i  chwilowo  jeszcze  żyjącym,  sami 

więźniowie  pod  czujnym  okiem  esesmanów  sor­

towali  i  ładowali  do  wagonów,  które  wysyłano  do 

Rzeszy.  W  ciężkich  wojennych  czasach,  gdy  cały 

przemysł  działał  na  rzecz  wojny,  przydawało  się 

wszystko.

Zwiedzając  komory  gazowe,  gdzie  w  strasznych 

mękach konały setki tysięcy istnień ludzkich, dozna­

łem  zimnego  dreszczu,  a  w  półmroku  -  jak  mi  się 

zdawało  -  czaiła  się,  jeszcze  do  dzisiaj,  czarna  roz­

pacz. Ściany zdawały się powtarzać jęk Hioba i nie-

background image

zliczonej  rzeszy  jego  rodaków:  Czemuż  wywiodłeś 
mnie z łona? Bodajbym zginął i nikł mnie nie widział (Hi 
10,18).  Nagle  pośrodku  komory  gazowej  dostrze­
głem  malutki  płomyk  lampki.  To  on  stał  się  ratun­
kiem  dla  moich  oczu,  przypominając,  że  człowiek 
i w życiu, i w śmierci należy do Pana (por. Rz 14,8).

65

Aby 

hm

 bolało..-5

background image

Marylko, gdybyśmy byli 

w posiadaniu cyjanku...

Nakładem  Państwowego  Muzeum  na  Majdanku 
ukazał 

się  Dziennik  z  warszawskiego  getta  (2008),  bru­

lion znaleziony w jednym z baraków obozowych.

Z  kilkuset  stron 

Dziennika  ocalało  zaledwie  68  (od 

267  do  334).  Brzegi  brulionu  były  nadpalone,  niektó­
re  kartki  wydarte.  Ocalały  tekst  można  jednak  łatwo 

odszyfrować.  Pozostaje  tajemnicą,  jak  zachował  się 

brulion  w  warunkach  obozowych,  mimo  ciągłych 

surowych rewizji.

Nieznane  pozostaje  nazwisko  autorki 

Dziennika. 

Raz  jedynie  wymienia  swoje  imię,  przytaczając  sło­

wa  skierowane  do  niej  przez  znajomych:  „Marylko, 

gdybyśmy  byli  w  posiadaniu  cyjanku,  już  byś  nas 

nie  oglądała".  Z  zachowanych  kart 

Dziennika  nie­

wiele  też  możemy  wywnioskować  o  rodzinie  autor­

ki.  Opowiada  o  matce,  o  jakimś  Adasiu,  o  sąsiadach. 

Autorka posługuje się doskonale językiem polskim.

Zachowany  fragment  brulionu  opisuje  kilkana­

ście  dni  kwietnia  1943  roku,  w  tym  początek  powsta­

nia w żydowskim getcie. Maryla pisze bez przerwy.

66

background image

V

Na  żywo  opowiada  o  tragicznych  wydarzeniach 

w  likwidowanym  getcie,  o  własnych  przeżyciach. 

Opisuje  również  beznadziejne  próby  ratowania  się 

Żydów  po  stronie  aryjskiej,  napomyka  o  szpiclach, 
szantażach,  o  cennikach  za  ukrywanie  Żydów  po 

aryjskiej  stronie;  wspomina  o  szlachetnych  gestach 

Polaków 

pomagających 

„ściganym 

zwierzętom". 

Nie  przestaje  pisać  także  wówczas,  gdy  nagle  zna­
lazła  się  w  dusznym  bunkrze  w  czasie  powstania 

w  getcie.  Czytając  Dziennik,  odnosi  się  wrażenie,  że 

autorka  pragnie  utrwalić  dla  historii  agonię  swojego 
narodu.

Opisując  tragiczne  wydarzenia,  nie  traci  filozo­

ficznego  dystansu.  Ocalały  fragment  dziennika  roz­

poczyna  się  słowami:  „Patrzyłam  na  usta,  przeważ­

nie  wyszminkowane,  opowiadające  teraz  prawie 
że  beztrosko  jakieś  nieważne  wydarzenia;  te  usta, 

z  których  przeważnie  płyną  niesamowite  w  swojej 
grozie  historie  własnych,  tragicznych  doznań  i  po­

myślałam  sobie,  że  człowiek  to  mimo  wszystko  ja­
kiś  cudowny  twór,  że  jednak  się  może  oderwać,  że 

jednak  może  zapomnieć  teraz,  kiedy  tkwi  po  uszy 

w  tym  bagnie,  które  mu  grozi  w  każdej  chwili  zala­

niem.  Każdy  (...)  nosi  w  sobie  niezabliźnioną  ranę 
w  sercu  i  mimo  ciągle  spadających  razów  jeszcze 

potrafi  się  wziąć  w  karby,  jeszcze  potrafi  podnieść 
głowę".

Ocaleńcy  -  zdaniem  autorki  -  nie  mogą  zapo­

mnieć  o  wielkiej  zbrodni  niemieckiej,  ale  winni  szu­
kać świętej zemsty. Po słowach o zemście reflektuje

67

background image

się  jednak  i  dodaje:  „Sama  widzę,  że  uniosłam  się  za 

bardzo.  Nie  winię  całego  narodu,  nie  wierzę,  żeby 

naród  niemiecki  był  cały  zatruty  tym  jadem  szaleń­

stwa i zła”.

Dziennik  z  mrszawskiego  getta  to  wielkie  oskarże­

nie  nazistowskich  oprawców  i  jeszcze  większe  świa­

dectwo  godności,  z  jaką  skazani  na  nieuchronną  za­

gładę szli na śmierć męczeńską.

background image

Piekło Powstania Warszawskiego

Jak  długo  występni,  o  Panie,  jak  długo  będą  się  chełpić 

występni,  będą  pleść  i  gadać  bezczelnie,  i  przechwalać  się 
będą  wszyscy  złoczyńcy  ?  Lud  Twój,  o  Panie,  depczą  i  uci­
skają  Twoje  dziedzictwo,  mordują  wdowę  i  przychodnia
 

i zabijają sieroty (Ps 94,3-6).

Spotykam  w  Londynie  o.  Tadeusza  Spornego, 

zakonnego  współbrata,  który  jako  dwudziestolatek 
brał  udział  w  Powstaniu  Warszawskim.  Z  trudnoś­
cią  udało  mi  się  namówić  go  na  rozmowę  o  tamtych 
dramatycznych  chwilach.  Bo  choć  odległe  w  czasie, 
to jednak są głęboko i boleśnie wryte w pamięć.

-Jak Ojciec wspomina powstanie?
„Na  początku  towarzyszył  nam  ogromny  entu­

zjazm.  Przez  pierwszy  tydzień  to  była  młodzień­
cza  euforia,  tym  bardziej  że  powstańcom  udało  się 

zdobyć  wiele  domów  i  ulic.  Na  dachach  i  w  oknach 
powiewały  polskie  flagi,  śpiewaliśmy  patriotyczne 
pieśni.  Czuło  się  wolność.  Po  latach  niewoli  chcieli­

śmy  zacząć  walczyć  z  Niemcami.  Ten  entuzjazm  nie 
gasł,  nawet  gdy  zaczęło  brakować  amunicji  i  żyw­

ności.  Wszyscy  z  nadzieją  patrzyli  w  niebo,  ocze­

------------------  

69

 -------------------

background image

kując  alianckich  zrzutów,  i  za  Wisłę  -  spodziewając 

się  pomocy  Armii  Czerwonej.  Większość  zrzutów 

spadała  na  stronę  niemiecką,  a  Armia  Czerwona  za­

klęcie  milczała.  1  tak  powoli  gasły  nadzieje,  a  kiedy 

hitlerowcy  rozpoczęli  metodyczne  bombardowania 

miasta,  przyszło  to  najgorsze.  Spuszczali  na  Warsza­

wę  bomby  zapalające,  ulica  po  ulicy.  To  było  strasz­

ne.  Cale  miasto  płonęło.  Patrzyliśmy  na  to  z  okien 
ostatniego  piętra  Gimnazjum  im.  Górskiego,  w  któ­

rym  stacjonowaliśmy.  Trudno  było  znieść  duszący 
dym,  swąd  spalenizny  i  odór  rozkładających  się  tru­

pów.  To  było  naprawdę  piekło.  A  kiedy  z  budynku 
w  którym  stacjonował  mój  oddział,  zaczęła  nada­

wać  powstańcza  radiostacja,  Niemcy  namierzyli  go 

i  zbombardowali.  Pod  gruzami  zginęło  wielu  moich 

kolegów.  Przeżyłem  tylko  dlatego,  że  w  tym  czasie 

pomagałem  przy  ratowaniu  ludzi  w  gmachu  Pocz­

ty  Głównej  przy  placu  Napoleona.  Nie  byłem  tam 

specjalnie  potrzebny,  ale  w  taki  sposób  Opatrzność 

zachowała mnie przy życiu".

- Czy był Ojciec w Muzeum Powstania Warszaw­

skiego?

„Byłem. W jakimś stopniu oddaje ono klimat po­

wstańczych  walk,  ale  by  całkowicie  go  oddać,  mu­

siałby tam jeszcze zapanować ten straszny swąd pa­

lonych  i rozkładających się dał, ogarniający wszyst­

ko  dym,  nieustający  zaduch  i  kurz  wzbijany  przez 

walące się budynki. Tego oddać się nie da".

background image

- Czy powstanie miało sens? Czy warto było wal­

czyć?

„Było  to  ostatnie  polskie  powstanie  romantycz­

ne,  zryw  głównie  młodych  ludzi,  którzy  podjęli  go 
pełni  patriotycznych  uczuć.  Wśród  moich  rówieśni­
ków  nikt  nie  myślał  o  wielkiej  polityce.  Cena  była 
jednak  bardzo  wysoka:  około  osiemnastu  tysięcy 
poległych  żołnierzy  i  sto  osiemdziesiąt  tysięcy  cy­

wilnych  mieszkańców  miasta.  Wśród  poległych  elita 
narodu.  Dla  mnie  powstańcy  na  zawsze  pozostaną 
bohaterami  gotowymi  oddać  życie  za  ojczyznę.  Mu­
szę  jednak  powiedzieć,  że  w  powstańczych  oddzia­

łach  zdarzali  się  także  ludzie  o  mniej  szlachetnych 

pobudkach...".

background image

Dwa niemieckie sumienia 

w Powstaniu Warszawskim

Na  kanale  TV  Discovery  wypowiedzi  dwu  żołnie­

rzy  Wehrmachtu,  którzy  brali  udział  w  tłumieniu 

Powstania Warszawskiego.

Ludwig  Kerstiens  (ur.  1924):  „Patrzyliśmy  na 

płonącą  Warszawę,  nie  zastanawiając  się  nad  tym, 

co  dzieje  się  z  ludźmi  w  płomieniach.  To  był  czysto 

wizualnie  piękny  widok.  Odbieraliśmy  to  estetycz­

nie,  a  nie  tylko  emocjonalnie.  [...]  W  czasie  powsta­

nia  nie  czytałem  dla  zabicia  czasu,  ale  żeby  nie  stra­

cić  kontaktu  ze  światem,  który  wyniosłem  z  domu 

i  ze  szkoły,  światem  niemieckiej  literatury.  Chciałem 

się  z  nim  identyfikować,  nawet  w  takiej  sytuacji. 

To  byty  bardzo  ambitne  teksty.  [...]  Naczelną  za­

sadą  Wehrmachtu  była  wiara  w  umiejętność  walki 

i  obchodzenia  się  z  wrogiem.  Ale  SS  to  byli  dla  nas 

bandyci,  więksi  niż  ci  bandyci  w  Warszawie".  „Czy­

li  niż  powstańcy?"  -  dopytuje  dziennikarka.  „Niż 

powstańcy"  -  potwierdza  z  lekkim  uśmiechem  Ker­

stiens.  To  wiemy  prototyp  zdemoralizowanego  ge­

stapowca Aue z książki Laskowe Jonathana Littella,

72

background image

który  po  dziesiątkach  lat  wspomina  swoje  zbrodnie 

bez denia skruchy.

Mathi  Schenk  (ur.  1926):  .Nie  można  sobie  wy­

obrazić  tych  okrudeństw,  na  które  patrzyliśmy.  Któ­

regoś  dnia  musieliśmy  szturmować  szpital.  Wpadło 
SS.  Zastrzelili  polskich  rannych.  Później  wzięli  pie­

lęgniarki  i  jeszcze  jednego  lekarza  i  popędzili  ich  na­

go  przed  siebie.  A  teraz  najgorsze.  Powiesili  ich  za 

stopy  i  strzelili  w  brzuchy.  Później  ktoś  z  Wehrmach­

tu  podszedł  do  nich  i  uwolnił  ich  od  męczarni  strza­
łem  w  głowę.  Teraz  dowiedziała  się  pani  czegoś  na 

temat  Warszawy.  I  tak  było  codziennie.  Innego  dnia 

z  budynku  wyszły  dzied  i  wszystkie  z  podniesiony­
mi  rączkami  mówiły:  «Nie  jesteśmy  powstańcami**. 

Stanęły  na  schodach.  My,  żołnierze  Wehrmachtu, 

opuściliśmy  broń,  ale  w  tym  momencie  SS  otworzy­

ło  ogień.  Do  dziś  słyszę  wydany  rozkaz  dowódcy: 

•■ Oszczędzać  amunicję.  Używać  kolb».  Pani  rozu­
mie?  Nie,  pani  nic  nie  rozumie!  Nie  strzelać.  Zatłuc. 
Tego nie można sobie wyobrazić".

„Zobaczyłem  kiedyś  małą  dziewczynkę,  może 

dziesięcioletnią.  Była  wystraszona.  Machałem  jej,  by 
do  mnie  podbiegła,  chciałem,  by  zeszła  z  linii  ognia. 
Była  może  krok  ode  mnie,  gdy  ujrzałem,  jak  jej  głów­
ka  rozpada  się  na  tysiące  kawałków.  Strzelił  do  niej 
podporucznik  Wehrmachtu.  Wieczorem  przyszedł 
do  mnie  i  powiedział:  «Ależ  to  był  mistrzowski 
strzał*.  Wie  pani,  co  mu  odpowiedziałem:  «Pocze- 
kaj,  ty  też  dostaniesz  swój  mistrzowski  strzał*.  Nie 
wródł do domu. Gdyby pani widziała, jak kobietom

background image

wyrywano  dzieci  z  ramion  i  wrzucano  do  ognia, 

gwałcono  kobiety  i  też  wrzucano  do  ognia.  Tego 

bie  pani  nie  może  wyobrazić.  Nikt  nie  może.  To  znę­

canie  się...  Są  rzeczy,  o  których  nie  byłem  w  stanie 

nigdy  pisać  i  mówić.  Do  dziś  nie  jestem...  Nie,  nie 

wszyscy  tacy  byli.  Ale  i  my,  w  Wehrmachcie,  takich 

mieliśmy.  Zabici  w  powstaniu  nigdy  nie  umierają. 

Tej nocy znów do mnie wrócą".

Oto dwa sumienia żołnierzy Wehrmachtu po 

sześćdziesięciu pięciu latach.

background image

Szukanie odpowiedzialnych 

za Holokaust

„W  latach  okupacji  szantażowanie  Żydów  i  de- 

nuncjowanie  tych,  którzy  szantażowi  nie  ulegli,  by­

ło  w  Polsce  powszechniejsze,  niż  się  uważa"  -  pisze 

Sebastian  Duda  w  artykule  Za  garść  złotówek  („New­

sweek",  21/2008).  Cały  tekst  jest  budzeniem  „pol­

skiego  poczucia  winy",  że  oto  w  czasach  Holokau­

stu  nie  okazaliśmy  się  jako  naród  dość  wielkoduszni 

i  bohaterscy,  wręcz  przeciwnie,  wykorzystywaliśmy 

tragedie  braci  Żydów  dla  osobistych  i  narodowych 

interesów.  Wielu  szmalcowników  -  twierdzi  Duda 

-  odczuwało  dumę  z  popełnionych  wobec  Żydów 

niegodziwości,  ponieważ  w  ich  pojęciu  „występu­

jąc  przeciwko  Żydom,  działali  na  rzecz  polskości". 

Szumowiny  polskie,  żerując  na  tragedii  Żydów,  kie­

rowały  się  w  swoim  brudnym  procederze  patrioty­

zmem.  Tylko  pogratulować  autorowi  spójności  oraz 

psychologicznej i moralnej głębi stawianej tezy.

O  odpowiedzialności  za  Holokaust  można  mó­

wić  tylko  językiem  moralności  i  sumienia.  Nie  ma 

zbiorowej odpowiedzialności. Wyrażenie „sumie-

75

background image

nie  narodowe"  jest  pojęciem  analogicznym.  Naród 

jako  wspólnota  nie  odpowiada  za  zbrodnie  jego 

członków.  Lata  panowania  „szatańskiego  łajna",  jak 

określił  Hermann  Hesse  narodowy  socjalizm,  były 

czasem  ciężkiej  próby  dla  wszystkich:  dla  Niemców, 

Polaków,  Litwinów,  Ukraińców,  a  także  dla  samych 

Żydów.  Józef  Bau,  uratowany  cudem,  w  książce  Czas 

zbezczeszczenia  (Kraków  2006),  pisze  o  „żydowskich 

policjantach  z  biczem  w  ręku  i  obelgą  w  pysku, 

o  płatnych  donosicielach  i  wszelkiego  rodzaju  słu­

gusach  i  pomagierach  reżimu"  królujących  na  uli­

cach krakowskiego getta.

I  choć  dziesiątki  -  a  może  setki  -  tysięcy  Niemców 

brało  udział  -  pośredni  lub  bezpośredni  -  w  zbrod­

ni  ludobójstwa,  to  jednak  nikt  o  zdrowych  zmysłach 

nie  powie,  że  cały  naród  niemiecki  jest  za  nią  odpo­

wiedzialny.

Każdy,  kto  ocenia  zachowania  ludzi  w  czasach 

powszechnego  ludobójstwa,  winien  najpierw  sam 

postawić  sobie  pytanie,  jak  zachowałby  się,  gdyby 

miał  do  wyboru:  cudze  lub  własne  życie;  gorzej  - 

lub  życie  swoich  najbliższych.  Kiedy  tego  pytania 

zabraknie,  pisanie  o  odpowiedzialności  moralnej 
będzie  miało  „poczciwy"  charakter,  zgodnie  z  po­

wiedzeniem  Franęois-Rene  de  Chateaubriand:  „Nie 

znam  sumienia  zbrodniarza.  Znam  tylko  sumienie 

poczciwego człowieka, a ono jest straszne".

background image

Humor i żarty 

w koszmarnych czasach

Niezwykły  numer  „Biuletynu  IPN"  (7/2008)  po­

święcony  w  całośd  satyrze,  żartowi  i  dowcipowi 
w  czasach  okupacji  niemieckiej  i  niewoli  komuni­
stycznej.

„Wykpiwanie  przeciwnika  -  pisze  Justyna  Bła- 

żejowska  w  artykule  Żarty  z  misia  -  jest  orężem 
mocnym  i  skutecznym,  a  do  tego  dostępnym  nawet 

słabym  i  uciśnionym  -  «to  proca  Dawida,  stojące­
go  przed  Goliatem#.  W  okresie  rozbiorów,  a  potem 
pierwszej  i  drugiej  wojny  światowej  stanowiło  jed­

no  z  nielicznych  skutecznych  form  przezwyciężania 

strachu  i  grozy,  a  zarazem  samoafirmacji.  Po  wpro­
wadzeniu  stanu  wojennego  pocieszano  się:«  W  razie 
psychicznego  załamania,  sięgnij  po  książki  z  humo­

rem  okupacyjnym. Przekonasz się,  że bywało gorzej 

jeszcze,  a  nie  traciliśmy  ducha.  Pierwszym,  kto  po­
konał  Hitlera,  nie  był  wojskowy,  pierwszy  dokonał 
tego dowcip warszawski*".

Na szczególną uwagę zasługuje artykuł Jerzy Wil­

czura i zbiorek żartów okupacyjnych Agnieszki Pietrzak

77

background image

w

(wnuczki  Jerzego  Wilczury),  w  którym  autoria 

omawia  zeszyt  zawierający  żarty  i  dowcipy  z  okresu 

okupacji niemieckiej zebrane przez jej dziadka.

Lektura  lipcowego  numeru  „Biuletynu  IPN'  to 

nie  tylko  okazja  do  rozrywki,  ale  nade  wszystko 

piękne  świadectwo  wolności  wewnętrznej,  hartu 

ducha,  zdrowego  dystansu  i  krytycznego  myślenia 

naszych  rodziców  i  dziadków,  którym  przyszło  żyć 

w  skrajnie  trudnych  warunkach  okupacji  nazistow­

skiej  i  komunistycznej.  Bylibyśmy  dzisiaj  i  my  o  wie­

le  pogodniejsi,  szczęśliwsi  i  zdrowsi,  gdybyśmy  ich 

wzorem  uczyli  się  patrzeć  na  nasze  codzienne  trud­
ności  z  większym  dystansem.  Humor,  żart,  satyrą, 

szczypta  ironii  -  to  doskonałe  sposoby  nabierania 

coraz  większej  wolności  wobec  tego,  na  co nie mamy 

wpływu  i  z  czym  musimy  się  jednak  w  życiu  godzić 

jeżeli  nasi  ojcowie  w  tak  ekstremalnie  trudnych  wa­

runkach  zniewolenia  politycznego,  społecznego 

i  ekonomicznego  potrafili  się  jeszcze  śmiać,  o  ileż 

bardziej  możemy  robić  to  my,  którzy  żyjemy  prze­

cież w wolnym i niepodległym kraju.

„Niemiec  złapał  Żyda  uciekającego  z  getta.  Szar­

pie  nim,  krzyczy  i  grozi,  że  go  zabije.  Nieszczęśliwy 
błaga  o  litość.  Po  namyśle  Niemiec  mówi:  «Daruję  d 

żyae,  ale  zgadnij,  które  oko  mam  sztuczne?*.  Żyd, 

trzęsąc  się  ze  strachu,  spogląda  na  Niemca  i  mówi: 

«Lewe».  «Masz  szczęśde,  zgadłeś.  Ale  jak to pozna­

łeś?*. «Bo ono tak ludzko na mnie popatrzyło*".

„Rok  1943.  «Wiesz,  podobno  ma  być  rekwizycja 

krzeseł w Generalnej  Guberni*. «Co  ty mówisz dla­

background image

czego?».  «Bo  Niemcy  tak  długo  stoją  pod  Stalingra­
dem, że aż nogi ich zabolały®".

„W  przepełnionym  tramwaju  dwóch  mocno  pod- 

gazowanych  facetów  znajduje  się  przy  barierce  od­
dzielającej  resztę  tramwaju  od  nur  fur  Deutsche.  Je­
den  z  nich,  nie  mogąc  utrzymać  równowagi,  oparł 
się  na  niej  całym  ciężarem.  Towarzysz  zwraca  mu 
głośno  uwagę:  «Felek,  uważaj,  bo  na  pysk  do  chle­
wu wpadniesz®".

„Rozmawia  dwóch  mężczyzn.  «Co  pan  zrobi, 

jak  pan  wygra  sto  tysięcy?*.  «Pojadę  na  wczasy  do 
Związku  Radzieckiego*.  «A  jak  pan  wygra  milion?*. 

•Zafunduję sobie  dłuższy pobyt  w Związku Radzie­
ckim*.  «Czy  pan  nie  zna  innych  krajów?*.  «Znam, 

ale pana nie znam*".

background image

Pycha i arogancja 

największych bogaczy

Kto ufa bogactum, upadnie (Prz 11,28).

Gdybym  czytał  o  tym  w  jednym  z  brukowców, 

nie  uwierzyłbym.  Pomyślałbym  -  pewnie  to  plotka 
miłośników  spiskowej  teorii  dziejów.  Ale  rozpisywa­

ła  się  o  tym  szeroko  codzienna  prasa,  komentowano 
tę  informację  w  telewizji.  W  maju  2009  roku  na  Man­

hattanie  w  Nowym  Jorku  miało  miejsce  tajne  zebra­
nie  najbogatszych  tego  świata.  Brał  w  nim  udział 

między  innymi  Ted  Turner,  król  mediów,  oraz  Bill 

Gates,  założyciel  Microsoftu.  Obradowali  na  temat 
przeludnienia  planety.  „Światowa  populacja  osiąg­

nie  9,3  miliarda  w  2040  roku.  Za  pomocą  kontroli 
narodzin  możemy  zatrzymać  wzrost  na  poziomie 

około  8,3"  -  perorował  Gates.  To  nie  tylko  jałowe 
obrady.  Za  nimi  idą  wielkie  pieniądze.  Bufłer,  naj­

bogatszy  człowiek  świata,  finansował  pigułkę  abor­
cyjną  RU-486  (w  Polsce  niedostępna),  a  Gates  swymi 
miliardami wspiera kliniki aborcyjne.

Św.  Ignacy  Loyola  w  Ćwiczeniach  duchownych  daje 

medytację o królestwie szatana. Opisuje w niej Lu-

background image

cyfera,  który  zwołuje  swych  podwładnych  i  rozsyła 

ich  po  całym  świecie.  Napomina  ich,  by  zarzucali  ta 

ludzi  swe  piekielne  sieci.  Najpierw  mają  ich  kusić 

chciwością  bogactw.  A  kiedy  nasycą  swą  chciwość, 

szatani  mają  ich  nakłaniać  do  próżnej  chwały.  A gdy 

i  to  zdobędą,  wysłannicy  Lucyfera  winni  kusić  ich 

do bezmiernej pychy. Gdy bowiem tę posiądą, otwo­

rzy się przed nimi droga wszelkiego występku.

W  historii  świata  nikt  nigdy  nie  sterował  roz­

wojem  całej  ludzkości.  A  kierujący  się  bezmierną 

pychą  tyrani,  którzy  usiłowali  zdobyć  panowanie 

nad  światem,  po  ograbieniu  i  wymordowaniu  wielu 

narodów  sami  kończyli  żałośnie.  W  swym  pysznym 

zaślepieniu  podejmowali  decyzje  leżące  u  źródeł  ich 

klęski.  Tak  było  w  starożytności,  średniowieczu i  tak 

było w XX wieku - wieku tyranów ludobójców.

jeden  z  biografów  Getesa  podaje,  że  multimibar- 

der  nie  tylko  panicznie  boi  się  przeludnienia,  ale  też 
bardzo nie lubi religii. Nic dziwnego. Nie ma na nie­

bie miejsca dla dwóch bogów. Wszyscy tyrani lekce­

ważyli  religię  i  nienawidzili  jej.  Żołnierze  Napoleo­

na bezcześcili kościoły i gwałcili zakonnice tak samo 

jak  bolszewicy.  Naziści  robili  to  samo,  wykazując 

się  przy  tym  swoim  umiłowaniem  do  porządku. 

Pomiędzy  cynicznym  promowaniem  aborcji  w  kra­

jach  rozwijających  się  a  nazistowską,  bolszewicką, 

maoistowską  i  każdą  rasistowską  przemocą,  która 

ma zapewnić własnym narodom czy całej ludzkości 

świetlaną  przyszłość,  przebiega  bardzo  cienka  gra­

nica lub też nie ma jej wcale.

84

background image

We  wszystkich  tych  wypadkach  chodzi  przecież 

o  jedno:  przybieranie  pozy  boga,  który  przypisuje 
sobie  władzę  nad  żydem  i  śmierdą  innych.  I  nie  jest 
już  ważne,  czy  morduje  się  kapitalistów,  kułaków. 
Żydów,  Tutsi,  Hutu  czy  „tylko"  nienarodzone  dzie- 
d.  To  przedeż  istoty  ludzkie.  One  chcą  żyć.  I  mają 
do  tego pełne prawo. Historia dowiodła aż nadto, że 
mordowanie  jednych,  by  mogli  żyć  drudzy,  to  pie­
kło na ziemi.

15

background image

1

Zbrodnie i pochówek mordowanych

Na  dnie  szwajcarskiego  jeziora  Zurych,  niedaleko 

kliniki  „Dignitas"  -  „Godność",  w  której  za  słone 

pieniądze  pomaga  się  chorym  umrzeć,  znaleziono 

trzysta  um  oznakowanych  logo  zakładu.  Jego  dzia­

łalność  jest  możliwa,  ponieważ  prawo  Szwajcarii 

zezwala  na  wspomagane  samobójstwo.  Klinika  po­

mogła  tysiącom  ludzi  przenieść  się  na  drugi  świat, 

a  na  „wizytę"  w  niej  czeka  sześć  tysięcy  osób.  Wspo­

magane  samobójstwo  rozwiązuje  wszystkie  proble­

my  klientów  „Godności".  Ale  właścicielowi  pozo­

staje  kłopotliwy  problem  trupów.  To  przecież  corpus 

delicti.

Zabić  człowieka  to  rzecz  najprostsza  pod  słoń­

cem.  Ludzka  istota,  jak  każdy  organizm  w  przyro­

dzie,  jest  krucha.  Wystarcza  kilka  gramów  ołowiu 

w  tył  głowy.  A  kiedy  go  brakuje  lub  po  prostu  go 

szkoda  (jak  miało  to  miejsce  w  ciężkich  czasach  wo­

jennych),  dość  jednego  pchnięcia  bagnetem  czy  no­

żem.  Gilotyna  -  to  metoda  historyczna.  Wymyślne 

sposoby,  jak  na  przykład  trude  spalinami  w  specjal­

nych  dężarówkach,  okazało  się  niepraktyczne  i  zbyt

i

background image

1

kosztowne.  Ale  nie  mając  nic  pod  ręką,  można  czło­

wieka  po  prostu  zatłuc,  bo  to  istota  krucha.  Daw­

ka  pentobarbitolu,  stosowana  przez  „Dignitas",  to 

„humanitarne"  rozwiązanie.  Nie  trzeba  patrzeć  na 

krew.

Trudniejszy  od  zabijania  okazuje  się  problem 

trupów.  Wszyscy,  którzy  masowo  mordowali  w  XX 

wieku,  mieli  z  tym  poważne  kłopoty.  Długo  by  opi­

sywać,  jak  Niemcy  uczyli  się  radzić  sobie  z  trupami 
mordowanych  Żydów,  Cyganów,  Polaków,  Rosjan. 

Grzebanie  w  trumnach  na  cmentarzach  nie  wcho­

dziło  nigdy  w  grę.  Masowe  groby  zostawiają  ślady. 

Palenie  w  krematoriach  okazało  się  „racjonalnym" 
wyjściem. 

Po 

mordowanych 

zostawała 

jedynie 

garstka  popiołu,  choć  trzeba  było  znosić  nieznośny 
słodka wy zapach.

jak  jednak  palić  zabitych  na  Kołymie  przy  czter- 

dziestostopniowym  mrozie?  Składano  więc  ich  ciała 
za  drutami  obozu,  gdzie  zmarznięte  i  przysypane 

śniegiem  czekały  do  wiosny.  Potem  zagrzebywano 

je  kamieniami.  „Na  Kołymie  ciała  nie  przekazuje  się 
ziemi,  lecz  kamieniom.  [...|  W  podziemiach  Kołymy 

znajduje  się  więc  nie  tylko  złoto,  nie  tylko  cyna,  nie 
tylko  wolfram  i  uran,  ale  i  niedające  się  zniszczyć 

ludzkie  ciała"  (Warłam  Szałamow).  Kiedy  w  czasie 

wojny  Amerykanie  przysłali  swoim  sojusznikom  ra­

dzieckim  ciężkie  buldożery,  d  na  Kołymie  używali 
ich  do  grzebania  więźniów:  „Buldożery  zgarniały  te 
zastygłe  trupy,  tysiące,  tysiące  podobnych  do  szkie­

letów martwych ciał. Wszystko pozostało nienam-

-------------------------------------- J7 ------------------------------------------

background image

szone,  powykręcane  palce  rąk,  ropiejące  palce  nóg  - 

kikuty  po  odmrożeniach,  porozdrapywana  do  krwi 

sucha  skóra  i  płonące  głodowym  blaskiem  oczy" 

(Warłam Szałamow).

jak  pouczał  towarzystwo  zebrane  na  przyjęciu 

Iwan  Karamazow  u  Dostojewskiego  -  kiedy  Boga 

nie  ma,  „egoizm  posunięty  do  niegodziwości  winien 

być  nie  tylko  dozwolony,  ale  uznany  wręcz  za  nie­

zbędny,  najrozsądniejsze  i  omal  nie  najszlachetniej­
sze wyjście w sytuacji człowieka".

background image

Szczyt chciwości Hollywood

Korzeniem wszelkiego zła jest chciwoić pieniędzy (1 Tm

6

,

10

).

Kiedy  kręcono  w  Bombaju  film  Slumdog.  Milioner 

z  ulicy,  do  odegrania  scen  w  slumsach  zaangażowa­
no  najpierw  dzieciaki  z  bogatych  rodzin,  które  bie­
gle  mówiły  po  angielsku.  Ale  szybko  zorientowano 
się,  że  ich  gra  jest  sztuczna.  „Przesłuchaliśmy  setki 
dzieci  mówiących  po  angielsku  i  byliśmy  załamani' 

-  opowiada  jeden z reżyserów. Wówczas ktoś wpadł 
na  pomysł, by  - rezygnując z angielskiego - zaanga­
żować  ubogie  dzieci  żyjące  w  slumsach.  „Efekt  byt 
piorunujący.  Postacie  ożyły.  Upewniliśmy  się,  że  to 

jest  właśnie  droga.  Znaleźliśmy  wspaniałych  akto­
rów".  Byli  to  między  innymi  Azharuddin  Maham- 
med  Ismail,  który  zagrał  małego  Salima,  oraz  Rubi- 
na Ali, która grała Latikę, jego przyjaciółkę.

Film  odniósł  wielki  sukces.  Zdobył  wiele  presti­

żowych  nagród:  między  innymi  Nagrodę  Publicz­
ności na Festiwalu w Toronto, nagrodę British Inde­

pendent Film Awers, cztery Złote Globy oraz osiem 

Oscarów.  Ubogie  dzieci  ze  slumsów  wraz  z  osobi-

background image

stośdami  światowego  kina  świętowały  rozdanie 

Oscarów  w  Hollywood  w  2009  roku.  Slumdog  zarobił 

niemal  pół  miliarda  dolarów.  Honoraria  dzieci  były 

jednak  śmiesznie  niskie  -  nie  przekraczały  tysiąca 

dolarów.

Przez  kilka  tygodni  zainteresowanie  ubogimi  ak­

torami  ze  slumsów  było  ogromne.  Po  uroczystej  ga­

li  w  Hollywood  media  pokazały  ich  w  naturalnym 
środowisku,  w  którym  się  wychowują-w  slumsach. 

Ismail  skarżył  się,  że  w  nocy  jest  mu  zimno,  ponie­
waż  śpi  jedynie  pod  kocem.  W  ostatnich  tygodniach 

sprawa  małych  aktorów  ze  Slumdoga  wróciła  w  me­

diach,  ponieważ  władze  Bombaju  nakazały  zburzyć 

dzielnicę  slumsów,  w  których  mieszkał  dziesięcio­
letni  dziś  Ismail.  Płacząc,  skarżył  się  przed  kame­

rą,  że  jest  mu  wstyd,  ponieważ  -  choć  zdobył  suk­
ces  i  jest  bohaterem  -  teraz  nie  ma  gdzie  mieszkać. 

Media  wielokrotnie  krytykowały  twórców  filmu,  że 

nie  podzieliły  się  zyskami  z  ubogimi  dziećmi  i  ich 

rodzicami.

Ale...  Prawdę  powiedziawszy,  byłoby  doprawdy 

dziwne,  gdyby  się  podzieliły.  Wszak  wielkie  kino  to 

kwintesencja  współczesnej  cywilizacji  zachodniej, 

którą  nakręca  chciwość.  Obecny  kryzys  ekonomicz­

ny  i  gospodarczy  to  przecież  efekt  chciwości  najbo­

gatszych.  Pieniądze  to  ich  powietrze,  woda  i  chleb. 

Zarabiają dosłownie na wszystkim: na polityce, woj­

nie,  seksie,  skandalach,  umieraniu  przed  kamerami, 

zbrodniach  popełnianych  jawnie  i  skrycie.  Niedaw­

no austriacki potwór Josef Fritzl ogłosił światu, że

90

background image

zamierza  napisać  książkę...  dla  córki,  którą  więził 
i  gwałcił  przez  ponad  dwadzieścia  lat.  A  ponieważ 
tygodniami  pokazywano  go  na  pierwszych  stronach 
gazet całego świata, nieźle by na tym zarobił.

Slumdog  to  doskonały  przykład,  jak  można,  wy­

korzystując  ubogich, robić wielkie pieniądze na opo­
wiadaniu o ich ubóstwie. To szczyt arogancji

background image

Codziennie umiera z głodu 

25 tysięcy osób

Głupi  wygłasza  niedorzeczności  i  jego  serce  obmyśla 

nieprawość,  żeby  się  dopuszczać  bezbożności  i  mówić 

przewrotnie  o  Panu,  żeby  żołądek  głodnego  pozostawić 

pustym i spragnionego pozbawić napoju (Iz 32,6).

Pod  koniec  grudnia  2008  roku  Niemiecka  Funda­

cja  Ludności  Świata  (DSW)  podała,  że  ludzkość  liczy 

aktualnie  6  miliardów  750  milionów  osób.  W  tym  sa­

mym  czasie  w  raporcie  za  2008  rok  ONZ  ogłosił  że 

z  powodu  niedożywienia  i  głodu  cierpi  962  miliony 

ludzi,  (jeszcze  rok  temu  podawano  o  100  milionów 

osób  mniej).  ONZ  ostrzega,  że  w  związku  z  panują­

cym  kryzysem  gospodarczym,  w  najbliższym  czasie 

liczba głodujących może znacznie wzrosnąć.

W  krajach  rozwijających  się  dziesiątki  milionów 

ludzi  nie  ma  możliwości  zjedzenia  choćby  jednego 

posiłku  dziennie.  Każdego  dnia  umiera  z  niedoży­

wienia  i  głodu  około  25  tysięcy  osób,  w  tym  18  ty­

sięcy  dzieci.  Statystycznie  co  3,6  sekundy  na  świecie 

z  głodu  umiera  jedna  osoba.  Dwie  trzecie  ludzi  cier­

piących  z  powodu  niedożywienia  i  głodu  żyje  w  In­

92

background image

w

diach,  Oiinach,  Demokratycznej  Republice  Konga, 

Bangladeszu, Indonezji, Pakistanie i Etiopii.

Liczby  i  cyfry  są  martwe.  Stąd  też  strony  inter­

netowe  poświęcone  problemowi  głodu,  chcąc  po­

budzić  ludzką  wyobraźnię,  zamieszczają  zdjęcia  ży­

wych  szkieletów  obleczonych  w  skórę,  wychudzone 
matki  z  niemowlętami  na  ręku,  zapłakane  dziecię­

ce  twarzyczki  oblepione  muchami.  A  wszystko  to 

w  epoce  niesamowitych  możliwości  technicznych 

oraz  szerokiego  dostępu  do  informacji.  Mamy  moż­

liwości  zaradzenia  tej  straszliwej  pladze,  ale  brakuje 

nam  dobrej  woli,  zaangażowania  na  rzecz  innych, 

bezinteresowności i hojności serca.

Dorota  Ceynowa-Szmołda  z  Ruchu  na  rzecz 

Ochrony  Planety  Green  Angels  zauważa,  że  za  cenę 
dziesięciu  bombowców  Stealth  lub  za  dwudniowe 

światowe  wydatki  na  cele  wojskowe  można  by  ura­
tować  przed  śmiercią  głodową  100  milionów  dzie­
ci.  A  za  „cenę  jednego  pocisku  rakietowego  szkoła 

pełna  głodnych  dzieci  mogłaby  przez  pięć  lat  wyda­
wać  codzienny  obiad.  Statystycznie  suma  pieniędzy 
wydana  w  ciągu  tygodnia  na  zbrojenia  jest  równa 
kosztom  wyżywienia  głodujących  ludzi  na  całym 

świede przez jeden rok".

Rodzi  się  pytanie:  Po  co  o  tym  mówić,  skoro  my, 

prości  ludzie  z  ulicy,  niewiele  możemy  zrobić?  Ta­
kie  myślenie  to  jednak  wielka  pokusa.  Mamy  bo­
wiem  -  jak  mówił  Jan  Paweł  O  -  „kształtować  opinię 
publiczną,  która  będzie  się  domagała  rozwiązania 
dręczących  problemów  głodu  i  zacofania.  Trzeba,

------------------  

93

 -------------------

background image

żeby  problem  głodu  był  dziś  lepiej  znany  światowej 

opinii  w  całej  swojej  przerażającej  realności”.  Wiel­

cy  tego  świata,  którzy  lubią  przybierać  maski  do­

broczyńców,  unikają  tego  tematu.  Nasz  stanowczy 

i  zdecydowany  nacisk  może  skłonić  ich  do  szukania 

rozwiązania  tak  wstydliwego  dla  bogatego  Zachodu 

problemu.

94

background image

Dzieci - żołnierze na wojnie

„Żyjemy  w  świecie  pełnym  taniej  broni,  nienawi­

ści,  niezrozumienia  i  głupoty  i  jeśli  nie  uda  się  nam 

porozumieć, 

wzajemnie 

się 

wyniszczymy. 

Może­

my  jednak  próbować  żyć  inaczej"  (Ryszarad  Ka­

puściński).

Książka  Dzieci  żołnierze  Giuseppe  Carrisi  (Kra­

ków  2007)  -  to  wstrząsające  świadectwo  wykorzy­

stania  nieletnich  jako  żołnierzy  na  wojnie.  Według 

szacunkowych  danych  około  trzystu  tysięcy  dzieci 

poniżej 

osiemnastego 

roku  życia  zaangażowanych 

jest  w  dziesiątki  zbrojnych  konfliktów  w  różnych 

zakątkach  ziemi.  Autor,  analizując  sytuacje  poszcze­

gólnych  krajów,  ukazuje  zakres  tego  zjawiska,  bada 

jego przyczyny i polityczne uwarunkowania.

Do 

serca 

czytelnika 

najbardziej 

przemawiają 

świadectwa  dzieci-żołnierzy,  które  przeszły  piekło 

wojny.  Niezręcznym  językiem  opowiadają  o  hraumie 

oraz  o  zbrodniach:  tych,  jakich  same  doznały,  i  tych, 

które  popełniły.  Czternastoletni  Emilio  z  Gwatemali 

wspomina:  „Wojsko  było  koszmarem.  Bez  przerwy 

nas bito, bez powodu, tylko po to, żebyśmy żyli

95

background image

w  ciągłym  terrorze.  Mam  nadal  ostre  bóle  żołądka 

na skutek bycia kopanym przez żołnierzy".

Piętnastoletni  Fabio  z  Kolumbii  wyznaje  ze  skru­

chą:  „Kiedy  byłem  wśród  paramilitarnych,  zamor­

dowałem  jednego  z  moich  kolegów,  który  nie  dawał 

rady  znosić  tego  życia.  Nie  był  w  stanie  dotrwać  do 

końca  szkolenia.  Żołnierze  dali  mi  do  ręki  macze­

tę,  żebym  go  żywcem  poćwiartował.  Był  związany. 

Prosił  mnie,  żebym  go  nie  zabijał.  Komendant  pa­

trzył  na  mnie  i  mówił:  «Uderz,  uderz».  I  ja  to  w  koń­

cu zrobiłem. Potem wybuchnąłem płaczem".

Podobne 

wyznanie 

czyni 

szesnastoletni 

Susan 

z  Ugandy;  „Jeden  chłopiec  próbował  uciec,  ale  zo­

stał  złapany,  [...j  Pięciu  mężczyzn  deptało  po  jego 

ciele.  Miał  związane  nadgarstki.  Potem  kazali  nam, 

dzieciom,  zabić  go  kijami.  Zrobiło  mi  się  słabo.  Zna­

łem  tego  chłopaka,  bo  byliśmy  z  tej  samej  wioski. 

Nie  chciałem  go  zabijać  i  spróbowałem  stawić  opór, 

ale  oni  powiedzieli,  że  zabiją  i  mnie.  Wymierzyli  we 

mnie pistolet i nie miałem wyboru".

Than 

Birmy 

opowiada: 

„Zostałem 

porwany 

sprzed  szkoły,  kiedy  miałem  szesnaście  lat.  Niektó­

rzy  koledzy  zginęli  w  walce.  Wielu  zabiły  choroby, 

innych  przymusowe  prace.  Kazali  nam  wspinać  się 

po  górach,  a  jeśli  się  zatrzymywaliśmy,  bili  nas  kija­

mi. Ciała zmarłych chłopców były palone".

Dzieci  poszły  w  niewolę  [gnanel  przed  ciemięzcą 

(Lm  1,  5).  1  choć  wszystko  to  dzieje  się  -  jak  nam 

się  zdaje  -  gdzieś  daleko  od  nas,  to  jednak  czujemy 

współczucie i ból. Jesteśmy przecież jedną wiel-

%

background image

ką  ludzką  rodziną,  „Ciałem  Boga".  Nasza  pamięć 

przed  Ojcem  wszelkiego  miłosierdzia  o  krzywdzo­

nych  dzieciach  w  odległej  Azji,  Afryce  czy  Ameryce 

Południowej  daje  odwagę  najpierw  nam,  by  próbo­

wać żyć inaczej.

background image

Demon ludobójstwa 

krąży nad ludzkością

„Nie  chodzi  o  myślenie  dzikich,  ale  raczej  o  dzikie 

myślenie.  Taka  forma  jest  dorobkiem  całej  ludzkości 

i  możemy  ją  odnaleźć  w  sobie,  ale  wolimy  szukać 

jej  w  społeczeństwach  egzotycznych"  (Claude  Lćvi- 

-Strauss).

Książka  Svena  Lindqvista,  szwedzkiego  dzienni­

karza,  Wytępić  całe  to  bydło  (Warszawa  2009)  poka­

zuje,  że  Holokaust  nie  jest  samotną  wyspą  na  ocea­

nie  ludzkości,  ale  jedną  z  wielu  w  archipelagu  ma­

sowych  zbrodni  ludobójstwa,  zbrodni  wojennych 

i  czystek  etnicznych  dokonanych  na  bezbronnych 

narodach  w  okresie  kolonializmu  w  XIX  i  XX  wie­

ku.  Tylko  w  samym  Kongo  w  okresie  kolonializmu 

wymordowano  od  4  do  8  milionów  Afrykańczyków. 

Nikt  tego  dziś  nie  jest  w  stanie  dokładnie  policzyć. 

Świat  dowiedział  się  o  zbrodni  dzięki  opisom  i  zdję­

ciom misjonarzy.

Wy  tępić  całe  to  bydło  opowiada  nie  tylko  o  kolo­

nialnych  zbrodniach,  ale  także  o  filozofii  unicestwia­

nia niższych ras w imię Lebensraum, powiększania

98

background image

f

życiowej  przestrzeni  dla  wyższej  rasy  narodów  eu­

ropejskich.  Wielu  antropologów  czasu  kolonialnego 

posługiwało  się  pojęciami:  „dzikie  rasy"  lub  „niższe 

rasy",  sugerując,  że  wszystkie  one  -  jak  pisał  James 

C.  Prichard  -  „są  nie  do  uratowania".  W  XIX  wieku 

Amerykanie  w  Stanach,  Argentyńczycy  na  stepach 

Ameryki  Południowej,  Brytyjczycy  w  Azji  i  Afryce, 

Francuzi,  Belgowie  i  Niemcy  w  Afryce  stosowali 

sztukę  „przyspieszania  procesu  wymierania  «ubo- 

gich  kulturowo  narodów#",  właśnie  owych  „dzikich 

ras" - pisze Lindqvist.

Swój  pogląd  autor  ilustruje  niemiecką  zbrodnią 

wobec 

południowoafrykańskiego 

ludu 

Hererów. 

Pod  koniec  XIX  wieku  na  ziemiach  należących  do 

Hererów  Niemcy  założyli  kolonię:  Niemiecką  Afry­
kę  Południowo-Zachodnią.  Wzorem  Amerykanów 

w  Stanach  Zjednoczonych,  Hererów  skierowano  do 
rezerwatów,  a  ich  pastwiska  przekazano  niemieckim 

gospodarzom.  Hererowie  wzniecili  bunt,  ale  z  po­
mocą  prymitywnej  broni  nie  byli  w  stanie  stawić 
czoła  korpusowi  ekspedycyjnemu  dowodzonemu 
przez  generała  Lothara  von  Trothy.  Po  klęsce  pod 

Warterbergiem  Hererowie  wycofali  się  na  pustynię 
Kalahari,  gdzie  nie  było  jednak  wody.  Von  Trotha 
zablokował  na  terenach  okupowanych  dostęp  do 
wody  i  wydał  rozkaz  zabicia  każdego  spotkanego 
Herera.

Rzeź  była  okrutna.  W  raporcie  po  wygranej  woj­

nie  generał  pisak  „Trwająca  cały  miesiąc  i  przepro­
wadzona z żelaznym rygorem blokada terenów

99

background image

pustynnych 

ukoronowały 

dzido 

eksterminacji. 

Rzężenie  konających  i  przeraźliwe  krzyki  obłędu 

rozbrzmiewały  w  podniosłej  ciszy  nieskończoności 

Wyrok 

został 

wykonany". 

Wymordowano 

wów­

czas  siedemdziesiąt  tysięcy  Hererów.  To  był  tylko 

„skromny 

niemiecki 

początek". 

Rozkwit 

zbrodni 

nastąpił  kilkadziesiąt  lat  później  w  imię  tej  samej 

idei Lebensraum.

Zdaniem  Lindqvista,  demon  masowych  zbrodni 

nadal  zagraża  ludzkości,  ponieważ  ciągle  jedne  na­

rody  uzurpują  sobie  władzę  nad  innymi.  Wytfpić  ca­

łe  to  bydło  zaczyna  się  i  kończy  słowami:  „Wiesz  już 

wystarczająco  dużo.  Ja  też.  To  nie  wiedzy  nam  bra­

kuje.  Brak  nam  odwagi,  by  zrozumieć  to,  co  wiemy, 

i wyciągnąć z tego wnioski".

100

background image

p

Historia antysemityzmu 

Leona Poliakova

Jest  to  naród  złupiony  i  ograbiony;  wszystkich  spftano  po 
jaskiniach 

oraz 

zamknifto 

wifzieniaeh; 

na 

łup 

zostali 

wydani  i  nikł  ich  nie  ratuje;  na  rcbunek  i  nikt  nie  powie: 

.Oddaj!’ (Iz 42,22).

Historia 

antysemityzmu 

(Kraków 

2008) 

Lćona 

Poliakova  (1910-1997),  wybitnego  francuskiego  hi­

storyka,  Żyda,  to  jedno  z  najważniejszych  dzieł  po­
święconych  antysemityzmowi.  Polskie  dwutomowe 

wydanie  jest  skróconą  wersją  pierwotnego  czteroto­
mowego  wydania  francuskiego.  Autor  badał  temat 
i  pisał  swoje  dzieło  ponad  dwadzieścia  lat.  Na  pyta­

nie,  dlaczego  je  stworzył,  odpowiedział:  „Chciałem 
wiedzieć,  dlaczego  chciano  mnie  zabić.  To  była  pra­

wie sprawa osobista'.

Poliakov  szczegółowo  dokumentuje,  jak  głębo­

ko  antysemityzm  wpisał  się  w  europejską  polity­
kę,  ekonomię,  kulturę,  obyczajowość  i  religię.  Wy­
pomina  antysemityzm  najwybitniejszym  twórcom 

europejskiej  kultury,  m.in.:  Wolterowi,  Racine'owi 
Bossuetowi  i  Wagnerowi.  „Żydzi  to  naród  przekłę-

101

background image

ty,  który  nie  ma  ni  ogniska,  ni  miejsca,  żyjący  bez 

kraju  i  we  wszystkich  krajach,  niegdyś  najszczęśliw­

szy  na  świecie,  a  dzisiaj  wyszydzony  i  znienawidzo­

ny  przez  cały  świat:  nędzny,  choć  niegodzien  lito­

ści,  stał  się  w  swoim  upadku,  przez  ciążące  na  nim 

przekleństwa,  pośmiewiskiem  nawet  dla  najbardziej 

statecznych"  -  pisał  ]acques-Benigne  Bossuet  (1627- 

1704),  luminarz  francuskiej  myśli  politycznej,  biskup 

i członek Akademii Francuskiej.

Jako  dowód,  iż  antysemickie  myślenie  przeni­

kało  do  nauczania  kościelnego,  Poliakov  przytacza 

katechizm  A.  Gamberta:  „Czy  ciężkim  grzechem  jest 

przyjąć  komunię,  będąc  tego  niegodnym?  To  naj­

cięższy  spośród  wszystkich  grzechów,  gdyż  stajemy 

się  winni  ciała  i  krwi  Jezusa  Chrystusa,  tak  jak  Ju­

dasz  i  Żydzi;  i  to  na  nas  spada  wina  za  sąd  nad  Nim 

i skazanie Go na śmierć".

Antysemityzm 

niewątpliwie 

należy 

osadzić 

w  kontekście  historycznym,  politycznym,  społecz­

nym  czy  ekonomicznym,  nie  można  go  jednak  mo­

ralnie  usprawiedliwić.  „Wrogość  wielu  chrześcijan 

w  stosunku  do  Żydów  w  ciągu  historii  jest  boles­

nym  faktem  historycznym  i  powodem  do  głębokich 

wyrzutów  sumienia"  -  mówi  Jan  Paweł  II,  szczegól­

ny  świadek  pojednania  chrześcijan  i  Żydów.  Książka 

Potiakova  przekonuje,  że  czas  najwyższy  przerwać 
historię  wzajemnej  wrogości  pomiędzy  obu  religia- 

mi,  jaka  ciągnie  się  od  czasów  Chrystusa.  I  choć  my, 

żyjący  w  XXI  wieku,  nie  jesteśmy  personalnie  odpo­

wiedzialni za grzechy popełnione w przeszłości, to

102

background image

f

jednak  ciąży  na  nas  „zła  pamięć"  nasycona  wzajem­

ną  nieufnością  czy  niechęcią.  Od  naszego  zaanga­

żowania  w  uzdrowienie  pamięci  zależy  więc,  kiedy 

skończy się historia antysemityzmu.

„Jako  następca  Apostoła  Piotra  zapewniam  lud 

żydowski,  że  Kościół  katolicki  jest  głęboko  zasmuco­

ny  z  powodu  nienawiści,  prześladowań  i  wszelkich 

przejawów  antysemityzmu,  jakich  Żydzi  doznali  od 
chrześcijan  w  jakimkolwiek  czasie  i  w  jakimkolwiek 

miejscu"  -  mówił  do  Żydów  Papież  z  Polski,  który 

od  wczesnego  dzieciństwa  miał  żydowskich  kole­

gów i przyjaciół.

103

background image

Bp Williamson na temat Holokaustu

Wiemy świadek nie kłamie (Prz 14,5).

„Jak  fizyk,  który  nie  zna  teorii  kwantowej,  nie  jest 

fizykiem,  tak  samo  antysemita,  który  nie  uwzględ­

nia  Auschwitz,  nie  może  być  prawdziwym,  że  tak 

powiem,  poważnym  i  kompetentnym,  przynajmniej 

w  swojej  manii,  i  dobrze  wykwalifikowanym  anty­

semitą" (Imre Kertesz).

W  1988  roku  zbuntowany  przeciw  Papieżowi 

abp  Marcel  Lefebvre  konsekrował  czterech  bisku­

pów,  którzy  popadli  w  ekskomunikę  latae  sententiae. 

Tak  powstała  w  Kościele  nowa  schizma.  By  uniknąć 

rozszerzania  się  jej,  21  stycznia  2009  roku  Papież 

Benedykt  XVI  zdjął  ze  schizmatyckich  biskupów 

kościelną  karę.  Gest  ten  zyskałby  z  pewnością  uzna­

nie,  gdyby  nie  dziwaczne  poglądy  jednego  z  nich, 

Richarda  Williamsona,  konwertyty  z  anglikanizmu, 

który  kwestionuje  fakt  Holokaustu.  Głosi  między 

innymi,  że  w  obozach  koncentracyjnych  nie  było  ko­

mór gazowych.

Kontrowersyjny biskup, z wykształcenia mate­

matyk, twierdzi, że problem zbadał naukowo i nie

IM

background image

kieruje  się  emocjami.  „Mnie  zresztą  nie  interesuje 

słowo  antysemityzm.  To  słowo  jest  bardzo  niebez­

pieczne"  -  dodaje.  Williamson,  dopuszczony  do 

godności  biskupa  przez  Lefebvre'a,  nie  przez  Papie­

ża,  to  przedstawiciel  skamieliny  poglądów  antyse­

mickich  z  najciemniejszego  okresu  historii  Europy. 

Włoskie  „II  Giomale"  donosi,  że  w  Watykanie  krążą 

hipotezy,  jakoby  za  zachowaniem  Williamsona  krył 

się spisek przeciwko Papieżowi.

Środowiska  żydowskie  bowiem  ostro  zaprotesto­

wały.  Instytut  Pamięci  Ofiar  Holokaustu  w  Jerozoli­
mie  Yad  Vashem  uznał  decyzję  zdjęcia  ekskomuniki 

zbp.  Williamsona  za  skandal:  „Negowanie  Holokau­
stu  stanowi  nie  tylko  obrazę  dla  ocalonych,  dla  pa­

mięci  o  ofiarach  i  Sprawiedliwych  Wśród  Narodów, 

którzy  ryzykowali  własnym  żydem,  by  uratować 

Żydów, ale jest także brutalnym aktem na prawdę".

Bp  Mieczysław  Cisło,  przewodniczący  Komitetu 

Episkopatu  Polski  do  spraw  Dialogu  z  Judaizmem, 

stwierdza,  że  rekcja  środowisk  żydowskich  jest 
zrozumiała.  Bp  Tadeusz  Pieronek  zaś  w  rozmowie 

z  włoskim  portalem  Pontifex  powiedział,  że  w  Pol­

sce  bp  Williamson  byłby  już  w  więzieniu:  „Jeżeli 
w  przypadku  zwykłego  wiernego  negowanie  Shoah 
to  coś  dężkiego,  znacznie  cięższe  jest  w  przypadku 
duchownego".

Rzecznik  Stolicy  Apostolskiej  tłumaczy,  że  znie­

sienie  ekskomunilu  nie  oznacza,  iż  Watykan  po­
dziela  opinię  bp.  Williamsona  na  temat  Holokaustu. 

Jednak ta i inne jeszcze wypowiedzi Kośdoła nie

105

background image

uspokoiły  sytuacji.  Izraelski  minister  do  spraw  reli- 

gii  Icchak  Cohen  w  rozmowie  z  tygodnikiem  „Der 

Spiegel"  doradza  swemu  rządowi  „całkowite  ze­

rwanie  kontaktów  z  organizacją,  której  członkami  są 

kłamcy oświęcimscy i antysemici".

„Antysemityzm  jest  grzechem  przeciwko  Bogu" 

(Jan  Paweł  II).  Rana  zadana  wzajemnym  relacjom 

chrześcijańsko-żydowskim  jest  bardzo  głęboka.  Bę­

dzie  jeszcze  długo  krwawić.  Dyplomacja,  choćby 

i  watykańska,  już  tu  nie  wystarcza.  Konieczna  staje 

się  głęboka  skrucha.  Zaczęła  się  ona  od  ultimatum 

skierowanego  przez  Sekretariat  Stanu  do  bp.  Wil- 

liamsona:  Jeżeli  biskup  chce  być  dopuszczony  do 

pełnienia  biskupich  funkcji,  musi  publicznie  wyrzec 

się swoich antysemickich poglądów.

Benedykt  XVI  potrzebuje  teraz  naszej  modlitwy, 

duchowego wsparcia i pokuty.

106

background image

Oddzielić politykę od religii

Mieszkam 

w  Nowym  Domu  Polskim  Sióstr  Elżbie­

tanek  na  skraju  dzielnicy  Mea  Sharim,  dzielnicy  Ży­

dów  ortodoksyjnych  w  Jerozolimie.  W  ostatni  szabat 

odwiedziłem  kilka  synagog  i  byłem  świadkiem  nie­

zwykle  żarliwej  modlitwy  Żydów.  Wzruszający  jest 

ich  kuJt  Tory,  która  stanowi  integralną  część  Biblii. 

Dwa  razy  w  tygodniu,  w  poniedziałki  i  czwartki, 

na  placu  przed  Ścianą  Płaczu  dziesiątki  trzynasto­

latków  w  obrzędzie  bar  micwy  zostaje  uznanych  za 

synów  prawa.  Kilkakrotnie  uczestniczyłem  w  tych 

obrzędach;  w  ich  centrum  jest  czytanie  i  komento­

wanie  Tory.  Wszystko  to  unaocznia  mi,  jak  bardzo 

nasze  religie  są  sobie  bliskie  przez  miłość  i  cześć  dla 

Słowa  Bożego.  Wierność  Jezusowi,  który  był  wier­

nym  Żydem,  nie  domaga  się  niechęci  i  wrogości 

wobec  Jego  braci,  którzy  pozostali  w  kręgu  Starego 

Przymierza.

W  takim  nastroju  przeczytałem  na  polskich  por­

talach  relacje  z  wypowiedzi  ks.  bpa  Tadeusza  Pie­

ronka  dla  www.pontifex.roma.it.  Z  bólem  wręcz 

czyta  się  sam  tekst  a  tym  bardziej  komentarze  in-

107

background image

temautów.  Biskup  miał  powiedzieć  między  innymi, 

że  „Shoah  jest  wymysłem  żydowskim"  oraz  że  Ży­

dzi  wykorzystują  go  obecnie  „jako  broń  propagan­

dową,  w  celu  osiągnięcia  nieuzasadnionych  często 

korzyści".  Biskup  oskarża  też  Izrael  o  nieludzkie 

traktowanie  Palestyńczyków.  Biskup  tłumaczy  się, 

że  dziennikarz  źle  zinterpretował  jego  wypowiedź. 

Dyrekcja  portalu  wyraża  jednak  sprzeciw.  Niezależ­

nie  od  tego,  czy  i  na  ile  słowa  biskupa  zostały  źle 

zrozumiane  przez  włoskiego  dziennikarza,  sprawa 

jest niezwykle ważna.

Licytowanie  się,  kto  więcej  cierpiał  w  czasie  na­

zistowskiego  piekła,  wydaje  mi  się  wręcz  nieprzy­

zwoite.  Urąga  Bogu.  Wobec  cierpienia,  męczeńskiej 

śmierci 

milionów 

wszystkich 

narodów 

przystoi 

milczenie  i  modlitwa.  Żydzi  byli  skazani  na  zagładę 

jako  naród.  Nie  było  innego  powodu.  Temu  zaprze­

czyć  nie  wolno  i  to  właśnie  ich  najbardziej  boli.  Ból 

ten  należy  uszanować.  Podstawowy  błąd  przytacza­

nej  wypowiedzi  Księdza  Biskupa  (zastrzegam  -  o  ile 

to  powiedział)  polega  na  tym,  że  miesza  cierpienia 

narodów  w  czasach  nazizmu  z  polityką  powojenną 

i  współczesną.  Jeżeli  nawet  dzisiejsze  władze  Izrae­

la  zachowują  się  niesprawiedliwie  wobec  Palestyń­

czyków,  to  jest  to  zupełnie  inny  -  polityczny  prob­

lem  i  nie  można  go  przytaczać  w  kontekście  ofiar 

Holokaustu.

Wkład  Jezusa  w  światową  kulturę  dla  wszystkich 

narodów  polega  na  tym,  że  nauczał  nas  sztuki  od­

dzielania polityki od religii, narodowości od wiary.

108

background image

Na  grzech  mieszania  religii  i  polityki,  narodowości 

i  wiary  narażony  jest  nie  tylko  islam,  ale  każda  inna 

religia.  Oddaj  cezarowi,  co  cezara,  a  Bogu,  co  Boskie 

(por.  Mt  22,21).  Jako  chrześcijanie  mamy  oddać  Je­

zusowi,  co  do  Niego  należy:  miłość  do  wszystkich, 

nawet  jeżeli  ma  to  być  miłość  nieprzyjaciół.  Jeżeli 
dzisiaj  chcemy  wnieść  ewangeliczny  wkład  w  hi­

storię  świata  i  historię  kultury,  musimy  naśladować 

Jezusa  w  Jego  oddzielaniu  polityki  i  religii,  narodo­

wości i wiary.

background image

1

Dialog międzyreligijny jest trudny

„Musimy  wszyscy  działać  na  rzecz  wzrastającego 

zaangażowania 

dialog 

międzyreligijny, 

wielki 

znak  nadziei  dla  narodów  świata.  (...)  Będzie  on 

źródłem  licznych  form  współpracy,  przede  wszyst­

kim  w  wypełnianiu  obowiązku  pomocy  biednym 

i  słabym.  To  właśnie  świadczy  o  prawdziwości  na­

szej czci Boga" (Jan Paweł II).

Kościół  Soboru  Watykańskiego  H  odżegnując  się 

od  utrwalonego  przez  długie  stulecia  „katolickiego 

patrzenia  z  góry"  na  „pogan",  zaprasza,  aby  wierzą­

cy  ze  szczerym  szacunkiem  odnosili  się  do  innych 

religii  i  ich  wyznawców,  nie  odrzucali  niczego,  co 

w  nich  jest  prawdziwe  i  święte,  oraz  by  poprzez 

wzajemne  rozmowy  i  współpracę  z  nimi  poznawali, 

zachowywali  i  rozwijali  te  dobra  duchowe  i  moral­

ne, które one zawierają (por. Nostra aetate, 2).

W  polskiej  świadomości  religijnej,  z  jej  emocjonal­

nym  przywiązaniem  do  katolicyzmu,  owo  szczytne 

soborowe  zaproszenie  pozostaje  ciągle  jeszcze  teo­

rią.  Żyjąc  bowiem  przez  ostatnie  dziesięciolecia  za 

żelazną kurtyną i troszcząc się przede wszystkim

----------------------------  HO ----------------------------

background image

w

o  własne  polskie  i  katolickie  sprawy,  bywamy  kusze­

ni  do  nieufności  wobec  „obcych",  a  w  szczególności 

wobec  wyznawców  innych  religii.  W  katolickich 

pismach  parafialnych,  diecezjalnych  i  ogólnokra­

jowych  rzadko  rzetelnie  i  życzliwie  piszemy  o  reli- 

giach  niechrześcijańskich  i  ich  wyznawcach.  A  kiedy 

ktoś, dzieląc się swoim doświadczeniem, opowiada

0  bogactwie  jakiejś  religii,  na  przykład  buddyzmu 

czy  judaizmu,  bywa  natychmiast  oskarżany  o  pod­
ważanie prawdziwej wiary katolickiej.

Obawy  przed  czytaniem,  słuchaniem  i  dialogo­

waniem  o  religiach  niechrześcijańskich  nie  płyną 

bynajmniej z głębokiego umiłowania katolicyzmu

1  zakorzenienia  w  nim.  Wręcz  przeciwnie.  Są  wyra­

zem  braku  znajomości  katolickiej  doktryny,  moral­

ności  i  duchowości.  Nie  znając  własnej  religii,  oba­

wiamy  się,  by  „obce"  nam  idee  religijne  i  moralne 
nie  spowodowały  zamieszania  i  chaosu  w  naszych 
umysłach i sercach.

Dialog  międzyreligijny  jest  trudny,  ponieważ  wy­

maga  nie  tylko  otwartości  na  wyznawców  innych 
religii,  ale  także  głębokiego  zakorzenienia  w  Ewan­

gelii  Jezusa  oraz  intelektualnego  poznania  Biblii 
i  Tradycji.  „Dialog  bowiem  nie  polega  na  szukaniu 
wspólnego  mianownika  dla  wielu  religii  i  rezygnacji 

z  tego,  co  stanowi  istotę  i  odmienność  danej  wiary. 
To  otwartość  na  działanie  Boga  w  drugim  człowieku 
i  w  jego  religii"  (Zbigniew  Kubacki  SJ).  Każdy  prze­

jaw  wrogości  wobec  wyznawców  innych  wyznań 

i religii jest antyświadectwem danym Chrystusowi.

111

I

background image

Kolejna wojna w Strefie Gazy

On  uśmierza  wojny  aż  po  krańce  ziemi.  On  kruszy  lu­

ki,  łamie  tołócznie,  tarcze  pali  w  ogniu.  „Zatrzymajcie  sif 

i  wiedzcie,  że  Ja  jestem  Bogiem,  jestem  ponad  narodami, 

jestem ponad ziemią!" (Ps 46,10-11).

Od  półtora  roku  Strefa  Gazy  (półtora  milionów 

mieszkańców)  znajduje  się  pod  całkowitą  kontrolą 

Hamasu,  ale  zawarto  półroczny  rozejm  z  Izraelem. 

Pod  koniec  grudnia  2008  roku  Harnaś  nie  zgodził  się 

przedłużyć  go  i  nasilił  rakietowy  ostrzał  ziem  izrael­

skich.  Codziennie  na  Izrael  spadało  średnio  siedem­

dziesiąt  -  osiemdziesiąt  rakiet  i  pocisków  moździe­

rzowych.  Izrael  stracił  cierpliwość  i  w  odwecie  27 

grudnia rozpoczął bombardowanie Strefy Gazy.

W  pierwszej  fali  nalotów,  w  której  wzięło  udział 

sześćdziesiąt 

samolotów, 

śmierć 

poniosło 

dwustu 

pięciu  Palestyńczyków,  a  ponad  dwustu  zostało  ran­

nych.  Wieczorem  tego  samego  dnia  rozpoczęła  się 

druga  fala  nalotów.  Agencje  prasowe  publikowały 

zdjęcia  zmasakrowanych  dał  Palestyńczyków  leżą­

ce na ulicy, pokazywały dramatyczne akcje ratun-

112

background image

kowe,  zrozpaczone  kobiety  i  mężczyzn  nad  ciałami 

zmarłych.

Jaka  jest  przyszłość  obu  narodów,  Żydów  i  Pa­

lestyńczyków,  żyjących  obok  siebie  na  jednej  ziemi, 

którzy  przyjmują  wobec  siebie  postawę  wrogości, 

odwołującą  się  do  przemocy?  Dlaczego  obie  religie, 

judaizm  i  islam,  z  którymi  tak  głęboko  związane  są 

oba  narody,  nie  inspirują  wzajemnej  zgody  i  pojed­

nania?  Dlaczego  modlitwa  i  wierność  prawu  religij­

nemu,  nie  każe  Żydom  i  muzułmanom  przekroczyć 

narosłych  przez  dziesiątki  lat  krzywd  i  urazów?  Dla­

czego  nienawiść  i  chęć  zemsty  okazują  się  silniejsze 

od  przebaczenia  i  pojednania,  do  którego  wzywają 

przecież  obie  religie?  Dlaczego  myśl  o  lepszej  przy­

szłości  własnych  dzied  i  wnuków,  których  jednako­

wo  przedeż  kochają  Żydzi  i  Palestyńczycy,  nie  zobo­

wiązuje ich do kompromisu i wzajemnej zgody?

Ponieważ  obie  strony  toczące  wojnę  używają  reli- 

gii  jako  ideologicznego  zaplecza  w  dążeniu  do  zwy- 
rięstwa  własnego  narodu  i  własnego  państwa.  To 

ludzka  wyniosłość,  chęć  zemsty,  żądza  władzy  każe 
człowiekowi  stawać  ponad  Bożym  prawem  i  wyko­
rzystywać  je  dla  własnych  celów.  Kiedy  religia  zo­

staje  użyta  dla  polityki,  odmienia  swe  oblicze  i  staje 
się  pseudoreligią:  podpowiada  Bogu,  co  On  winien 
czynić,  zamiast  Go  słuchać.  Pseudoreligią  jednych 

kocha,  ochrania  i  broni,  innych  nienawidzi,  zabija 
i niszczy.

Powrót do czystej religii obu zwaśnionych 

stron, 

to jedyna droga do pokoju. Chwal. Jertmlimo. 

Pana

------------------------------------ - 113 ----------------------------------------

background image

-  Jerozolimo  żydowska  i  palestyńska  -  chwal  Boga 

twego,  Syjonie!  Umacnia  bowiem  zawory  bram  twoich 

i  błogosławi  synom  twoim  w  tobie.  Zapewnia  pokój  twoim 

granicom.  (...)  Na  ziemię  zsyła  swoje  orędzie,  mknie  chy­

żo jego słowo (Ps 147,12-15).

background image

Uczniowska zbrodnia 

w szwedzkiej szkole

W  Finlandii  szok.  7  listopada  2007  roku  w  Tuusula 

osiemnastoletni  uczeń  Pekka-Eric  Auvinen  zastrze­

lił  osiem  osób,  po  czym  sam  popełnił  samobójstwo. 

Był  członkiem  strzeleckiego  klubu.  Na  krótko  przed 

zbrodnią  kupił  swój  pierwszy  pistolet  którym  do­
konał  masakry.  Właściciel  klubu,  do  którego  należał 

Pekka-Eric,  twierdzi,  że  nie  zauważył  u  niego  obja­

wów  choroby  psychicznej.  Koledzy  mówią,  że  miał 

jednak  obsesję  na  punkcie  broni.  Przed  dokonaniem 
zbrodni  osiemnastolatek  ogłosił  swój  rewolucyjny 

manifest,  w  którym  wzywał  do  wojny  przeciwko  - 

jak to sam określił - „masom półgłówków".

Na  forach  internetowych  pojawiają  się  komen­

tarze,  które  wzywają,  by  popatrzeć  na  Auvinena 

jak  na  bohatera,  który  poświęcił  życie,  by  walczyć 

z  ogłupiającym  systemem  edukacyjnym  i  politycz­
nym.  Jego  śmierć  powinna  -  zdaniem  tych  komenta­
rzy  -  wstrząsnąć  światem,  powodując  falę  odnowy 

moralnej  w  świecie.  „Ten  młody  człowiek  poświę­

cił swoje żyde, by coś Iudzkośd przekazać - pisze

115

background image

Sofian.  -  Nikt  się  nie  zastanawia,  co  go  doprowadzi­

ło  do  rozpaczy.  Wszyscy  myślą  jedynie,  jak  zabroni! 

posiadania broni i lepiej kontrolować Internet".

Internauta  szwedzki  Dylan  twierdzi,  że  manifest 

Auvinena 

„bardzo 

dobrze 

opisuje 

rzeczywistość 

w  obozach  koncentracyjnych,  czyli  nordyckich  lice­

ach,  gdzie  masy  «półgłówków»  są  manipulowane 

przez  rząd,  żeby  zostali  posłusznymi  konsumen­

tami  i  niewolnikami.  Swobodne  myślenie,  nieza­

leżność  i  oryginalność  są  niedopuszczalne.  Ludzie 

o  inteligencji  powyżej  przeciętnej,  po  konfrontacji  ze 

skandynawską  szkołą,  powinni  reagować  jak  Auvi- 

nen,  nie  w  sensie  zabijania  niewinnych,  ale  w  swoim 

poczuciu  wyższości  i  wrogości  wobec  opresyjnego 

systemu  totalitarnego".  Ten  sposób  cynicznego  ro­

zumowania,  w  którym  człowiek  przypisuje  sobie 

prawo  dysponowania  cudzym  życiem  w  imię  włas­

nych  idei,  zdemaskował  już  dawno  Dostojewski 

Biesach.

Łatwy  dostęp  do  broni  w  osiemnastym  roku 

żyda,  możliwość  publikowania  złowrogich  mani­

festów  całemu  światu  zaprzecza  tezie  o  „obozach 

koncentracyjnych", 

duszeniu 

swobodnego 

myśle­

nia  i  niezależność.  Miał  jej  ów  młody  człowiek  zbyt 

wiele  i  nadużył  jej  przedwko  niewinnym  kolegom 

ze  szkoły.  I  choć  zrozumienie  społecznych  mechani­

zmów,  które  przyczyniły  się  do  tragedii,  jest  ważne; 

to  jednak  one  same  nie  usprawiedliwiają  popełnio­

nej  zbrodni.  Zbrodnia  dokonana  na  niewinnych 

nie może być nigdy metodą przekazywania światu

background image

I

jakiegokolwiek  przesłania.  Czyniąc  w  ten  sposób, 

największych 

zbrodniarzy 

świata 

przemieniliby­

śmy  w  wielkich  proroków.  Czyn  Auvinena  jest  tylko 

zbrodnią. Niczym więcej.

Słuchajcie  słowa  Pana,  synowie  Izraela,  bo  to  jest 

spór  Pana  z  mieszkańcami  kraju,  nie  ma  bowiem  wier­

ność  i  miłość  ani  poznania  Boga  na  ziemi.  Przekleństwo, 

kłamstwo,  mord,  kradzież  i  cudzołóstwo.  Gwałcy,  a  zabój­
stwo  idzie  za  zabójstwem.  Dlatego  kraj  jest  okryty  żałoby
 

(Oz 4,1-3).

117

background image

Zamordował w szkole dziesięć osób

Przez  długi  czas  był  Izrael  bez  Boga  prawdziwego  [...] 

ibezPrawa.  (...)  W  owych  ło  czasach  nie  było  pokoju  wy­

chodzącego  i  wracającego,  albowiem  zawisł  wielki  niepo­

kój nad wszystkimi mieszkańcami kraju (2 Km 15,3.5).

listopada 

2007 

roku 

osiemnastoletni 

uczeń 

Pekka-Eric  Auvinen  zastrzelił  w  szkole  osiem  osób: 

pięciu  chłopców,  dwie  dziewczyny  oraz  dorosłą  ko­

bietę  -  dyrektorkę  szkoły,  po  czym  sam  popełnił  sa­

mobójstwo.  Miało  to  miejsce  w  Tuusula  w  Finlandii. 

Niemal  w  rocznicę  tej  zbrodni,  23  września  2008  ro­

ku,  dwudziestodwuletni  Matti  Juhani  Saari  zamor­

dował  dziesięć  osób  w  szkole  zawodowej  Kauhajoki 

w  północnej  Finlandii,  po  czym  popełni  samobój­

stwo, strzelając sobie w głowę.

Obaj  mordercy  zamieszczali  w  Internecie  narcy­

styczną,  cyniczną  twórczość,  w  której  pozowali  na 

myślicieli  i  rewolucjonistów.  „To  ja  dokonam  selekcji 

naturalnej,  wyeliminuję  tych,  którzy  są  nieprzysto­

sowani  i  przynoszą  wstyd  ludzkiej  rasie’  -  pisał  cy­

nicznie  osiemnastoletni  Auvinen.  Saari  wypowiadał 

się cudzym wierszem: „Niespodziewanie wybuchła

118

background image

*

wojna i matki, które krzyczą / O zemstę i odwet,

0  następną  wojnę.  /1  niespodziewanie  i  niespodzie­

wanie,  /  Niespodziewanie  wybuchła  wojna,  z  udrę­

ką  i  śmiercią.  /  I  będziesz  walczył  samotnie,  jeśli 

wybuchnie następna wojna. / Całe życie jest wojną

1  całe  życie  jest  bólem.  /1  będziesz  walczył  samotnie 

we własnej wojnie".

Lewicujący  francuski  filozof  Emmanuel  Todd, 

który  w  sposób  chłodny,  bez  emocji,  opisuje  śmierć 

Boga  w  kulturze  zachodniej,  stwierdził,  że  kom­

batanci  świata  bez  Boga  nie  mają  się  tak  napraw­

dę  z  czego  cieszyć.  Człowiek  bowiem  pozbawiony 

Stwórcy  nie  okazał  się  bynajmniej  lepszy,  a  kultura 

humanistyczna  Zachodu  nie  wypracowała  własne­

go  odpowiednika  religii,  który  mógłby  stać  się  straż­

nikiem  moralności  osobistej  i  społecznej.  „Po  śmierci 
religii  rozpoczęła  się  podskórna  rewolucja  psycho­
społeczna,  coś  znacznie  radykalniejszego  od  wzro­

stu  tendencji  indywidualistycznych  -  to  powszech­
ny  rozkwit  narcyzmu"  -  stwierdza  Todd.  Sam  do­
dałbym:  I  powszechny  rozkwit  szaleństwa.  Teraz, 
po  uśmierceniu  Boga  i  religii  w  kulturze  Zachodu, 
powstało  pytanie:  Co  może  zobowiązać  człowieka 

do  moralnego  zachowania  wobec  swego  bliźniego? 
Odpowiedź brzmi: Nic. Dosłownie nic.

Nieprawość  mówi  do  bezbożnika  w  głębi  jego  serca; 

bojaźni  Boga  nie  ma  przed  jego  oczyma.  Bo  jego  własne 
oczy  [zbyt]  mu  schlebiają,  by  znaleźć  swą  winę  i  ją  znie­
nawidzić.  Słowa  jego  ust  to  nieprawość  i  podstęp,  zanie­
chał mądrości i czynienia dobrze. Na swoim tożu zamyśla

119

background image

nieprawość,  wkracza  na  niedobrą  drogę,  nie  stroni  od  złe­

go.  Łaska  Twoja,  Panie,  dosięga  nieba,  a  Twoja  wierność 

samych  obłoków.  [...]  Albowiem  w  Tobie  jest  źródło  życia 

i  w  Twej  światłości  oglądamy  światłość.  Zachowaj  łaskę 

Twą  dla  tych,  co  Ciebie  znają,  i  sprawiedliwość  Twą  dla 

ludzi prawego serca (Ps 36,2-6.10-11).

120

background image

O mrocznych ludzkich żądzach

Siedemdziesięciotrzyletni  Josef  Fritzl  przyznał  się, 

że  więził  córkę  przez  dwadzieścia  cztery  lata  w  piw­

nicy,  gwałcił  ją  i  miał  z  nią  siedmioro  dzieci.  Po­

twierdziły  to  badania  DNA.  Przy  tej  okazji  dziennik 

„Le  Parisien'  przypomniał  o  podobnej  tragedii  we 
Francji  i  opisał  przypadek  czterdziestopięcioletniej 

Lydii  Gouardo,  molestowanej  przez  ojczyma  przez 

dwadzieścia  osiem  lat.  W  wyniku  gwałtów  na  świat 

przyszło  sześcioro  dzieci.  Josef  Fritzl  dostał  się  na 
pierwsze  strony  gazet  na  całym  świede  tylko  dlate­
go,  że  jest  potworem  pośród  normalnych  ludzi  i  w 
normalnych czasach.

Historia  zna  wielu  potworów.  Rodzili  się  oni 

zwykle  w  „czasach  potwornych":  przewrotów  re­

wolucyjnych,  wojen,  pogromów.  Zbrodnicze  syste­
my  nazizmu,  komunizmu,  rasizmu  trwały  dziesię­
ciolecia  w  wielu  krajach  tylko  dlatego,  że  służyły 
im  niezliczone  rzesze  potworów,  które  z  gnębienia 
i  zabijania  ludzi  czerpały  korzyści.  Pisze  o  tym  Jo- 

sif  Brodzki  w  sławnym  liście  do  prezydenta  Havla. 
Wspomnienia obozowe i łagrowe opowiadają o ca-

121

background image

m

łych  zastępach  potworów,  dzięki  którym  fabryki 

ludzkiej  udręki  i  zbrodni  „doskonale"  funkcjono­

wały.  Szałamów  opowiada  o  inżynierze  Kisielowie, 

który  bijąc  więźniów,  dawał  przykład  swoim  współ­

pracownikom:  „Kisielów  już  po  zakończonej  pracy 

chodził  od  baraku  do  baraku,  wyszukując  ludzi,  któ­

rych  mógłby  bezkarnie  znieważyć,  uderzyć,  pobić. 

Żyjąca  w  duszy  Kisielowa  mroczna  żądza  zabijania 

znalazła  w  warunkach  bezprawia  Kołymy  warunki 

rozwoju.  Nie  chodziło  o  to,  aby  tylko  zwalić  z  nóg  - 

takich  amatorów  było  wielu  wśród  wielkich  i  małych 

naczelników  na  Kołymie;  swędziały  ich  ręce,  bili,  by 

sobie  dogodzić,  a  już  po  minucie  potrafili  zapomnieć 

o  wybitym  zębie,  zakrwawionej  twarzy  aresztanta, 

w  którego  pamięci  owo  uderzenie  naczelnika  pozo­

stało  na  całe  życie.  [...]  Niemało  więźniów  widziało 

przy  swej  twarzy  żelazne  okucia  Kisielowowskich 

butów".

Potwory  nie  mają  płci.  Eugenia  Ginzburg  opo­

wiada  o  Walentynie  Zimmerman,  która  podpisa­

ła  niezliczoną  ilość  rozporządzeń  o  umieszczeniu 

w  karcerze,  po  którym  więźniowie  tracili  zdrowie 

na  całe  życie.  A  „kiedy  lekarz-więzień  Marków  pro­

sił  o  zastosowanie  sulfonamidów  dla  zeków  chorych 

na  zapalenie  płuc,  prawie  zawsze  kreśliła  swoim 

wyraźnym 

charakterystycznym 

pismem: 

«Odmó- 

wić», skazując ich tym samym na pewną śmierć".

W  potwornych  czasach  mnożą  się  potwory  jak 

szczury  w  czasie  dżumy  opisanej  przez  Alberta  Ca­

musa. Dawniejsze zbrodnie na Ormianach i Żydach,

m

background image

V

jak  też  całkiem  niedawne  zbrodnie  w  Argentynie, 

Rwandzie,  Czeczenii,  Iraku,  Tybecie,  na  Bałkanach 

i  w  wielu  innych  miejscach,  były  możliwe  dzięki 

ludzkim potworom.

Potwory  są  bardzo  blisko  nas.  Więcej.  One  są 

możliwe  i  w  nas.  Grzech  leży  u  mól  i  czyha  na  ciebie, 

a  przecież  ty  masz  nad  nim  panować  (Rdz  4,7)  -  powie­

dział  Bóg  do  Kaina.  Zalążki  mrocznej  żądzy,  z  której 

rodzi  się  zło  i  każda  ludzka  krzywda  -  także  ta  naj­

mniejsza  -  muszą  być  codziennie  wyrywane  z  serca, 

jak  ziarna  baobabu  z  planety  Małego  Księcia  Antoine 

de Saint-Eicuper/ego.

123

background image

Strzeżcie waszych rodzin 

przed pornografią

Seksoholicy  w  Polsce  („Duży  Format",  12  XI  2007), 

reportaż  z  mityngu  anonimowych  erotomanów,  ma­

luje  dramat  osób  uzależnionych  od  doznań  seksu­

alnych,  w  szczególności  od  pornografii.  Autor,  cy­

tując 

wypowiedzi 

uczestników 

spotkania, 

odsłania 

gehennę 

ludzi 

naznaczonych 

nałogiem: 

„Zacząłem 

znikać  z  domu.  (...)  Wychodziłem  i  zaczynałem  krą­

żyć.  Gdy  podchodziłem  do  kiosku  i  już  miałem  ku­

pić  porno,  włączał  się  głos:  «Co  ty  robisz?  Jesteś  nie­

normalny*  i  odchodziłem.  A  potem  szedłem  do  sex 

shopu.  Dotykałem  klamki  i  z  powrotem  do  kiosku. 

W  końcu  coś  kupowałem.  (...)  Potem  się  to  kończy 

i  zostaje  straszne  cierpienie.  Jestem  tak  pełen  niena­

wiści,  że  myślę,  że  dobrze,  że  tak  mnie  boli.  I  wte­

dy  podejmuję  zobowiązanie,  że  nigdy  więcej".  Oto 

szczere wyznania uczestników mityngu.

Do 

erotomanii 

prowadzi 

pustka 

wewnętrzna, 

która 

doznaniach 

zmysłowych 

szuka 

swoiste­

go  uśmierzenia  bólu  bezsensu  własnej  egzystencji. 

Szczególnie  ludzie  młodzi,  głęboko  zranieni  emo­

----------------------------------------  124 ------ ---------------------------------------

background image

cjonalnie, 

wykorzystani 

seksualnie 

dzieciństwie, 

postawieni  wobec  propozycji  pornograficznych  by­

wają  zupełnie  bezradni.  Korzystanie  z  pornografii 

racjonalizują  przy  tym  potrzebą  zetknięcia  się  z  ży­

ciem dorosłym.

Pojęcie  pornografii  pochodzi  z  greckiego  porno- 

graphie,  które  oznacza  „rysowanie"  kobiet  lekkich 

obyczajów.  Jan  Paweł  II  w  katechezie  Czy  ciało  ludz­

kie  może  być  tematem  dzieła  artystycznego  zauważa,  że 

wyrażenie  pornografia,  pornmizja,  mimo  swej  anty­

cznej  etymologii,  jest  pojęciem  nowym.  „Tradycyjna 

terminologia  łacińska  posługiwała  się  wyrażeniem 

obscaena  (od  obscenus  -  „nieprzyzwoity"),  wskazując 

w  ten  sposób  na  wszystko,  co  winno  być  otoczone 

należytą  dyskrecją  -  co  nie  może  być  poddane  bez 

wyboru ludzkim spojrzeniom".

Viktor  E.  Franki  uważa,  że  pornograficzne  izo­

lowanie  seksualizmu  z  całej  ludzkiej  osoby  jest 

sprzeczne 

naturalnymi 

tendencjami 

integracyj­

nymi  i  sprzyja  rozwijaniu  się  nerwic.  Dezintegracja 

seksualizmu,  wyrwanie  go  z  tiansseksualnych  po­

wiązań  osobowych  i  międzyosobowych  prowadzi 

do  regresji.  W  tych  właśnie  tendencjach  regresyw- 

nych  przemysł  rozrywkowy  zwęszył  okazję  do  ro­

bienia  świetnego  interesu  i  tak  rozpoczyna  się  „ta­

niec  wokół  złotej  świni"  -  jak  to  z  humorem  nazywa 

austriacki twórca logoterapii.

„O  jakąż  prawdę  może  chodzić  w  filmach  i  przed­

stawieniach 

zdominowanych 

przez 

pornografię? 

Czy jest to właściwa służba prawdzie o człowieku!

---------------- — 

125

 ------------------

background image

Oto  pytania,  które  trzeba  stawiać  tym,  którzy  pra­

cują  w  tej  dziedzinie  i  są  za  nią  odpowiedzialni.  [...] 

Strzeżcie  waszych  rodzin  przed  pornografią,  która 

dzisiaj  pod  różnymi  postaciami  wdziera  się  w  świa­

domość  człowieka,  zwłaszcza  młodzieży  i  dzieci"  - 

wzywał Jan Paweł II.

126

background image

Seks, władza i pieniądze

Gwarantem  sukcesu  niemal  każdego  medialnego 

przedsięwzięcia  jest  obecnie  seks.  Dotyczy  to  tak­

że  dziennikarstwa.  Wystarczy,  że  artykuł  okrasi  się 

„z  odwagą"  wyrażeniami  „seksualnej  anatomii", 

a  z  pewnością  tekst  wzbudzi  uwagę.  Jak  do  tej  po­
ry  nie  pojawiają  się  w  prasie  wulgaryzmy  seksual­

ne,  a  jedynie  wykropkowane  ich  zastępniki.  Resztki 

przyzwoitości  nakazują  autorom  po  pierwszej  lub 
po  drugiej  spółgłosce  wstawić  trzy  kropki.  G  zaś, 
którzy  o  inteligencji  czytelników  nie  mają  zbyt  wy­
sokiego  mniemania,  podają  po  owych  kropkach 
także  ostatnie  litery  używanych  przez  siebie  słów. 

Wiele  jednak  wskazuje  na  to,  że  i  taka  autocenzura 
przejdzie  do  historii.  „Literatura  piękna"  z  proble­
mem  już  dawno  się  uporała  i  trudno  dziś  spotkać 

nowoczesną  powieść  bez  obfitości  słów  na  wszyst­

kie możliwe litery ze słownika seksu.

Prym  w  używaniu  tego  rodzaju  frazeologii  wio­

dą  internauci.  Nie  tylko  bez  żenady  używają  wyra­
zów  istniejących,  ale  dorzucają  własne  neologizmy, 
wykazując się przy tym niezwykłą pomysłowością

127

background image

i  zapałem  godnym  lepszej  sprawy.  Także  politycy 

chętnie  okraszają  „seksownymi  wyrażeniami"  swo­

je  doniosłe  mowy  czy  intymne  zwierzenia,  by  poka­

zać  ludzką  twarz.  Seksowne  słówka,  subtelne  aluzje, 

wyszukane  porównania,  a  nawet  gadżety  przyno­

szone  na  konferencje  prasowe  nie  tylko  zastępują 

rzeczowe  argumenty  i  kompetencje,  ale  gwarantują 

tak  zwany  medialny  szum  na  całe  miesiące  czy  lata. 

Dziennikarze  docenią  odważnego  polityka  i  nie  po­

zwolą mu zniknąć z medialnej przestrzeni.

Seks  w  reklamie  i  kinie  to  normalka  z  bogatymi 

tradycjami.  Trudno  wyobrazić  sobie  kasowy  film 

bez  tak  zwanych  momentów.  Za  filmem  poszedł 

i  teatr.  Aktorzy  biegający  nago  po  scenie  w  wielu 

współczesnych  sztukach  wypełniają  ważną  misję: 

mają  być  listkiem  figowym  zakrywającym  wstydli­

wą  pustkę  granych  przez  siebie  sztuk.  Wszak  sam 

seks  „na  żywo”  to  przecież  doniosłe  treści  i  ważne 

przesłanie.

Moda  na  seksfrazeologię  nie  ominęła  nawet  księ­

ży,  choć  -  jak  by  się  mogło  zdawać  -  d  ze  względu  na 

celibat  winni  się  jej  oprzeć.  Pokusa  jednak  jest  zbyt 

wielka.  Wystarczy  przedeż  trochę  seksu  -  oczywi­

ście  w  wydaniu  małżeńskim,  bo  Kośdół  innego  nie 

uznaje  -  a  wszystkie  media  dokładnie  skomentują 

nowoczesne nauczanie odważnego duszpasterza.

„Czego,  oprócz  możliwych  rozkoszy,  domagamy 

się  od  seksu,  że  go  aż  tak  nagabujemy?"  -  pyta  Mi­

chel  Foucault  w  Historii  seksualności.  Władzy  i  korzy­

ść ekonomicznych - odpowiada. „Rozkosz i władza

128

background image

nie  wykluczają  się  wzajemnie,  nie  występują  prze­

ciwko  sobie,  lecz  wzajemnie  się  prześcigają,  zacho­

dzą  na  siebie,  wprawiają  w  ruch.  (...)  Rozprzestrze­

nianie  się  zjawisk  o  charakterze  seksualnym  za  spra­

wą  powiększania  zasięgu  władzy  (...)  począwszy 

od  XIX  wieku  wzmacniane  jest  i  zastępowane  przez 

niezliczone korzyści ekonomiczne".

background image

Niemoralne przywileje 

świata kultury i polityki

Jednym  z  gorących  obrońców  Romana  Polańskie­

go,  aresztowanego  przez  Szwajcarów  we  wrześniu 

2009  roku  za  pedofilię  sprzed  trzydziestu  jeden  lat, 

był  francuski  minister  kultury  Federick  Mitterand, 

zdeklarowany  homoseksualista.  Wyrażał  oburzenie 

na  Amerykanów,  którzy  domagali  się  zatrzymania 

i  ekstradyq'i  sławnego  reżysera.  Oburzony  był  tak­

że  francuski  minister  spraw  zagranicznych  Bernard 

Kouchner,  który  razem  z  naszym  szefem  dyplomacji 

Radosławem  Sikorskim  nalegał  na  Amerykanów,  by 

wybaczyli  Polańskiemu  jego  „grzechy  młodości". 

Hillary  Clinton,  sekretarz  stanu  USA,  do  której  zo­
stał  skierowany  list  obu  szefów  dyplomacji,  odpo­

wiedziała  chłodno  i  zupełnie  niedyplomatycznie,  że 

sprawą  zajmuje  się  wymiar  sprawiedliwości,  a  jej  nic 

to tego.

Ta  gorliwa  obrona  Polańskiego  skończyła  się  fa­

talnie  dla  samego  obrońcy,  francuskiego  ministra 

kultury,  ponieważ  przypomniała  opinii  publicznej 

jego autobiograficzną książkę, w której przyznał się

-------------------------------------  130 —----------------------------------------

background image

otwarcie  do  seksturystyki  w  tajlandzkich  domach 

publicznych,  gdzie  -  jak  napisał  -  „mnogość  mło­

dych  atrakcyjnych  chłopców  wprawiła  go  w  stan 

pożądania,  którego  nie  musiał  już  hamowań  ani 

ukrywać",  jak  z  pewnością  czynił  to  wielokrotnie 

w  ojczyźnie.  Podobnie  jak  wcześniej  Polańskiego, 

teraz  i  jego  oskarżono  o  pedofilię.  Minister  kultury 

tłumaczył  się  jednak,  że  użyte  przez  niego  pojęcie 

chłopcy  (fr.  garęons)  należy  rozumieć  szerzej  i  że  nie 

chodziło o dzieci, ale o starszych mężczyzn.

Scyniczały  stary  satyr  (ur.  1947)  sam  -  i  to  dwu­

krotnie  -  podłożył  się  opinii  publicznej  i  mediom, 

ale  tylko  dlatego,  że  stracił  kontakt  z  rzeczywistoś­

cią.  Zepsucie  moralne  zawsze  owocuje  tym,  że  czło­

wiek  trąd  rozsądek  i  zdrowy  rozum.  Tak  jest  zawsze 

we  wszystkich  skandalach.  Opinia  publiczna  zaczę­
ła  domagać  się  od  Nicolasa  Sarkoz/ego  głowy  Mit- 

teranda  -  usunięcia  go  ze  stanowiska.  A  ponieważ 
w  polityce  „ręka  rękę  myje",  minister  zachował  po­
sadę dzięki protekcji Carli Broni, żony prezydenta.

Surowy  natomiast  wyrok  sąd  wymierzył  dwom 

francuskim  osobistośdom  zamieszanym  w  afery  pe­
dofilskie  -  syna  byłego  prezydenta  Franq'i  Franęois 
Mitterranda  -  Jean-Christophe  Mitterranda  -  sąd 

skazał  na  dwa  lata  więzienia  w  zawieszeniu  i  375 
tysięcy  euro  grzywny,  a  Paula-Loupa  Sulitzera,  pisa­
rza,  na  karę  piętnastu  miesięcy  więzienia  w  zawie­

szeniu i 100 tysięcy euro grzywny.

„Wielu  artystów  i  autorytetów  kulturalnych 

Francji podpisało petycję wzywającą do uwolnienia

131

background image

Polańskiego.  «Bycie  artystą  czy  intelektualistą  jest 

w  naszym  kraju  uznawane  za  przywilej*  -  tłuma­

czył  Christian  Viviani,  wykładowca  sztuki  filmowej 

na  jednej  z  paryskich  uczelni.  Profesor  wskazuje,  że 

wybitni  francuscy  intelektualiści  i  artyści  naprawdę 

uważają,  że  z  racji  wykonywanej  pracy  przysługuje 

im  większa  moralna  swoboda  działania.  Z  «przy- 

wileju»  takiego  pełną  garścią  korzystają  także  poli­

tycy"  -  napisał  w  komentarzu  do  sprawy  Matthew 

Campbell, dziennikarz „The Timesa".

background image

Współczesna moda na ateizm

Półnauka  to  najgorszy  bicz  ludzkości,  straszniejszy 

od  moru,  głodu  i  wojny,  nieznany  aż  do  naszego  stu­

lecia.  „Półnauka  jest  tyranem  jakiego  jeszcze  nigdy 

dotychczas nie znano" (Fiodor Dostojewski).

Atakowanie  Teligii  stało  się  modne.  Ateistyczni 

autorzy  oskarżają  religię,  że  promuje  egoizm,  sieje 
nienawiść,  głosi  nietolerancję  i  wzywa  do  przemocy. 

Wszystkie  religie,  ich  dogmaty  i  zasady  moralne  au­

torzy  ci  wrzucają  do  jednego  worka  i  -  zgodnie  z  za­
potrzebowaniem  -  wyciągają  te,  które  są  im  potrzeb­
ne  w  polemice.  To  religie  -  ich  zdaniem  -  odpowia­

dają  za  większość  konfliktów,  jakie  nadal  powstają 
w  świecie.  Jeżeli  ludzie  wyrzekną  się  wiaiy,  dopiero 
wtedy  będzie  możliwy  pokój  i  braterstwo  -  dowo­
dzą.  Powołują  się  przy  tym  na  ateistyczne  argumen­

ty znane od stuleci, nie dodając przy tym niczego no­
wego.  Jedna  z  bardziej  znanych  książek  tego  nurtu 

to Bóg urojony Richarda Dawkinsa (Warszawa 2009).

Autor,  posługując  się  nietolerancyjnym  języ­

kiem,  stara  się  wykazać,  że  wszyscy  ludzie  wierzący, 

a  w  szczególności  chrześcijanie,  są  ofiarą  urojenia 
mentalnego. Usiłuje zdemaskować i ośmieszyć ich

-------------------------- _ 133 ----------------------------

background image

wierzenia,  wykazując  ich  szkodliwość.  Dawkinsnie 

zna  się  na  teologii.  Jego  interpretacja  prawd  religij­

nych  urąga  intelektualnej  uczciwości.  Miast  do  ar­

gumentów odwołuje się do ironii. Przykład.

„W  roku  1981  w  Rzymie  -  pisze  Dawkins  -  doko­

nano  zamachu  na  papieża,  a  swoje  ocalenie  Jan  Paweł 

II  przypisał  wstawiennictwu  Matki  Boskiej  Fatim­

skiej.  «Jedna  ręka  trzymała  pistolet,  a  inna  prowadzi­

ła  kulę»  -  powiedział  później.  [...]  Ktoś  inny  mógłby 

napomknąć,  że  zespół  chirurgów,  którzy  przez  sześć 

godzin  operowali  papieża,  też  zasługuje  na  pewną 

wdzięczność  -  choć  zapewne  matczyna  dłoń  kiero­

wała  również  skalpelami.  Ale  najważniejsze  w  tym 

wszystkim  jest,  że  zdaniem  papieża  to  nie  po  prostu 

Matka  Boża  «prowadziła  kulę».  To  konkretnie  Matka 

Boża  Fatimska.  A  co  robiła  w  tym  czasie  Najświętsza 

Panienka  z  Lourdes,  nasza  Pani  z  Gwadelupę...  -  czy 

akurat miały inne sprawy na głowie?".

To 

argumentacja 

na 

poziomie 

zbuntowanego 

gimnazjalisty.  Ateizm  jest  doskonale  znany  Biblii. 

Polemiczny  język  biblijnych  autorów  wcale  nie  jest 

łagodniejszy  od  tego,  jakiego  używają  współcześni 

ateiści.  Mówi  głupi  w  swoim  sercu:  „Nie  ma  Boga".  Oni 

są  zepsuci,  ohydne  rzeczy  popełniają,  nikł  nie  czyni  do­

brze.  (...)  Wszyscy  zbłądzili,  stali  się  nikczemni,  nie  ma 

takiego,  co  dobrze  czyni,  nie  ma  ani  jednego.  Czyż  się  nie 
opamiętają  wszyscy,  którzy  czynią  nieprawość,  którzy  lud 

mój  pożerają,  jak  gdyby  chleb  jedli,  którzy  nie  wzywają 
Pana?  Wtedy  zadrżeli  ze  strachu,  gdyż  Bóg  jest  z  pokole­

niem sprawiedliwym (Ps 14,1.3-5).

134

background image

Internetowy pseudonim 

nie może być kominiarką

Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34).

Kiedy  czytam  w  Internecie  artykuły  dotyczące 

religii  czy  moralności,  przeglądam  wybiórczo  tak* 

że  reakcje  internautów.  Są  tam  wypowiedzi  szcze­

re  i  poważne,  ale  -  może  częściej  -  sformułowania 

pełne  cynizmu,  ironii  i  gniewu.  Anonimowość,  chro­

niona  w  internetowej  przestrzeni,  ośmiela  do  wyra­

żania  sądów  i  opinii,  za  które  wielu  nie  bierze  żadnej 

odpowiedzialności.  Piszący  w  ten  sposób  nie  liczą 

się  z  faktem,  że  ich  słowa  głęboko  nieraz  ranią.  Nie 

będę  przytaczał  przykładów.  Każdy,  kto  surfuje  po 

Internecie,  dobrze  zna  problem.  Gdyby  internauci 

byli  zobowiązani  podpisywać  swe  teksty  imieniem 

i  nazwiskiem,  z  pewnością  pisaliby  inaczej.  Pseudo­

nim  daje  wielu  „pseudo"  odwagę  do  wyrażania  my­

śli  i  uczuć,  których  z  pewnością  nie  wypowiedzieli­

by nigdy twarzą w twarz.

Osoby  zaś,  którym  bliskie  jest  doświadczenie  re­

ligijne,  opinie  te  czytają  z  niesmakiem  i  przykrością. 

Wielu  wierzących  odcina  się  zdecydowanie  od  lektu­

13

$

background image

ry  takich  tekstów.  Ta  postawa  izolacji,  do  której  mają 

prawo,  jest  pewną  formą  ochrony  własnego  świata 

wartości.  Nikt  nie  ma  obowiązku  czytania  tekstów, 

które  godzą  w  niego.  Stosowanie  jednak  na  dłuższą 

metę  takiej  obronnej  metody  może  prowadzić  do  po­

stawy  izolacji  wobec  ludzi  niechętnych  religii.  Jezus 
nie  dzielił  ludzi  na  religijnych  i  niereligijnych,  złych 

i  dobrych,  cynicznych  i  niecynicznych,  ale  przeko­

nywał,  że  Bóg  Ojciec  kocha  wszystkich  tą  samą  mi­

łości  i  troszczy  się  o  każdego.  Miast  więc  obrażać  się 

na  komentarze  i  opinie  antyreligijne,  antykościelne 
czy  też  antyklerykalne,  trzeba  raczej  usiłować  zro­

zumieć  autorów  oraz  przesłanie  zawarte  w  ich  wy­

powiedziach.

Dla  mnie  osobiście  tego  typu  wypowiedzi  nie  są 

najpierw  atakiem  na  religię  i  moralność,  ale  wyrazem 
braku  szacunku  dla  samego  siebie  oraz  bezradności 

wobec  własnego  świata  powikłanych  emocji.  Każ­
dy  dzieli  się  z  innymi  tym,  czym  sam  żyje.  Ów  brak 

szacunku  do  siebie,  połączony  zwykle  z  gniewem  na 
bliźnich, rodzi desperacką agresję, która każe na oślep 

wywijać  ostrym  mieczem  słowa,  nie  bacząc,  w  kogo 

one  uderzą  i  jaki  wywołają  skutek.  Wszystko  to  zaś 

dokonuje  się  w  klimacie  cynizmu,  który  nie  uznaje 
jakiegokolwiek  systemu  wartości  ani  we  własnym 

życiu,  ani  w  żydu  bliźnich.  Każdy  uporządkowany 
system  wartości  budzi  u  takich  osób  irytacje,  która 

jest de facto rozdrażnieniem wobec swego żyda.

Zrozumienie tych mechanizmów, które - jako 

pokusę - możemy obserwować i u siebie, daje nam

background image

możliwość  zdystansowania  się  wobec  wypowiedzi, 

które  nas  dotykają,  bulwersują  i  ranią.  Zamiast  więc 
odpowiadać  agresją  na  agresję,  gniewem  na  gniew, 
cynizmem  na  cynizm,  możemy  zdobyć  się  na  od­
ruch  współczucia  i  miłosierdzia  wobec  ludzi,  którzy 
z  pogardą  piszą  o  tym,  co  jest  dla  nas  najdroższe. 
Każdy  bowiem,  kto  rani  ostrym  słowem  bliźniego, 
nie wie tak naprawdę, co czyni.

background image

Homo homini frater

Angielski 

filozof 

Tomasz 

Hobbes 

(1588-1679) 

gło­

sił 

materializm 

mechanistyczny 

i  sensualizm, 

któ­

ry 

doświadczenie 

człowieka 

sprowadza 

do 

wra­

żeń  zmysłowych.  Twierdził  też,  że  najważniejszym 

motywem  ludzkiego  postępowania  jest  egoizm,  co 

-  jego  zdaniem  -  najlepiej  wyraża  adagium:  homo  ho­

milii  lupus  - 

„człowiek 

człowiekowi 

wilkiem". 

Od­

rzucając  religię  i  religijną  moralność,  Hobbes  uznał 

umowę  społeczną  za  podstawę  wszelkiej  moralno­

ści  i  porządku  społecznego.  W  swoim  materializmie 

Hobbes  był  konsekwentny  do  bólu.  Pewnie  też  dla­

tego  -  jak  się  zdaje  -  jego  radykalne  stwierdzenia  nie 

miały  większego  wpływu  na  życia  społeczne.  Sko­

ro  drugj  człowiek  jest  tylko  wilkiem,  należy  się  go 

strzec.  A  przecież  i  wilki  żyją  w  harmonii  w  swych 

stadach.

Filozofom 

oświeceniowym 

twierdzenie 

Hobbesa 

nie  podobało  się,  ponieważ  nie  brzmiało  dość  huma­

nistycznie.  Zabrakło  w  ram  ślepej  wiary  w  rozum  ja­

ko  źródła  wszelkiej  ludzkiej  mądrości  oraz  najważ­

niejszego kryterium dobra i zła. Niemiecki myśliciel

138

background image

Ludwik 

Feuerbach 

(1804-1872) 

przeciwstawia 

się 

więc  stwierdzeniu  Hobbesa.  Redukując  całą  teolo­

gię  do  antropologii,  mówi,  że  dla  człowieka  nie  ma 

innego  Boga  jak  tylko  drugi  człowiek:  Homo  homini 

Deus - „człowiek człowiekowi Bogiem*.

Jednak  to  właśnie  twierdzenie  Feuerbacha,  a  nie 

Hobbesa,  stało  się  trucizną  ludzkości.  „Oświece­

nie,  wynosząc  człowieka  do  godności  potencjalnie 

wszechmocnego  stwórcy,  zdegradowało  go  w  rze­

czywistości 

do 

poziomu 

zwierzęcego; 

odróżnienie 

dobra  i  zła  zastąpiły  kryteria  utylitarne.  Fundamen­

talne  więzi,  co  podtrzymywały  ludzką  wspólnotę 

-  rodzinę  i  religię  -  zostały  wyszydzone  i  gwałtem 

rozerwane"  -  komentował  filozofów  oświecenia  Le­

szek Kołakowski.

Kiedy  w  połowie  XX  wieku  świat  obiegły  obrazy 

z  Auschwitz,  a  Aleksander  Sołżenicyn  opublikował 

Archipelag  Gułag,  wielka  literatura  i  brukowa  prasa 

powtarzały  za  Hobbesem:  Homo  homini  lupus.  Ale 

tylko  dlatego  że  zapomniano  o  słowach  Boga  skie­

rowanych  do  Kaina:  Cóżeś  uczynił?  Krew  brata  twego 

głośno  woła  ku  Mnie  z  ziemi  (Rdz  4,10).  Człowiek  czło­

wiekowi  nie  jest  ani  Bogiem,  ani  wilkiem,  ale  zawsze 

tylko bratem. I aż bratem. Homo homini frater.

139

background image

Biesy

 Dostojewskiego 

na krakowskich scenach

Teatrze 

STU 

Krakowie 

Biesy 

reżyserii 

Krzysztofa  Jasińskiego,  znanego  mistrza  teatru.  Po 

sławnej  inscenizacji  Andrzeja  Wajdy  (1971  rok)  to 

udana  próba  scenicznego  przybliżenia  dzieła.  W  do­

bie  relatywizmu  moralnego  Biesy  pozostają  wstrzą­

sającym 

świadectwem 

realnego 

zagrożenia, 

jakim 

pozostaje  zło  i  Zły.  Niezwykły  efekt  Dostojewski 

uzyskał  przez  to,  że  w  jednym  utworze  zgroma­

dził  niezliczoną  wręcz  ilość  opisów  zła.  jak  pisze  C 

Wodziński,  Biesy  to  „drobiazgowy  rejestr  zbrodni 

i  morderstw,  gwałtów  i  wieloimiennej  grzeszności, 

niezawinionych 

cierpień 

zgubnych 

namiętności, 

aktów 

niewolnictwa 

brutalnej 

przemocy, 

samo­

bójstw z rozpaczy i z zachwytu".

Dostojewski  pokazuje,  że  źródłem  zła,  jakie  po­

pełnia  człowiek,  jest  jego  pycha.  To  ona  skłania  Sta- 

wrogina  do  haniebnych  czynów,  łącznie  ze  zbrodnią 

i  pedofilią,  ona  każe  mu  opisać  je  i  ogłosić  całemu 

światu,  a  w  końcu  wyznacza  mu  karę:  samobójczą 

śmierć.  Ta  sama  pycha  kieruje  też  Kiryłowem,  któ­

background image

ry  co  prawda  nie  popełnia  zbrodni,  ale  żywi  w  so­

bie  opętańczą  wolę  ubóstwienia  siebie,  by  w  ten 

sposób  zdobyć  absolutną  wolność.  „Trzy  lata  szuka­

łem  atrybutu  mojej  boskości  i  znalazłem  -  wyznaje 

przyjacielowi.  Jest  nim  -  samowola.  Bo  dzięki  niej 

mogę  w  najważniejsze  rzeczy  zamanifestować  swo­

ją  niepokomość  i  wykazać  moją  nową,  straszliwą 

wolność.  [...]  Zabijam  siebie,  aby  zamanifestować 

niepokomość i swoją straszliwą, nową wolność".

Jedyną  drogą  do  zbawienia  od  zła,  według  Do­

stojewskiego, 

jest 

upokorzenie 

się 

przed 

Bogiem 

i  pokuta.  Ojciec  Tichon  (rola  Jerzego  Nowaka  gra­

na  w  sposób,  jakby  sam 

spędził 

w  prawosławnym 

klasztorze  całe  życie)  namawia  Stawroginą,  by  po­

niechał  publikacji  broszury  opisującej  swoje  zbrod­

nie:  „Niech  Pan  porzuci  to  pragnienie,  schowa  bro­

szurę  i  poniecha  swego  zamiaru  -  wówczas  odniesie 

pan  całkowite  zwycięstwo.  Przezwycięży  pan  pychę 

swoją  i  poskromi  swego  biesa!  Zostanie  pan  zwy­

cięzcą,  osiągnie  pan  wolność".  Stawrogin  nie  posłu­

chał.  Precyzyjnie  przygotował  i  wykonał  na  sobie 

wyrok - śmierć przez powieszenie.

Wajda  nie  oszczędzał  widzów  i  w  końcowej  sce­

nie  zaproponował  im  mocny  obraz  samobójstwa 

Stawrogina.  I  choć  minęło  trzydzieści  sześć  lat  od 

czasu,  gdy  oglądałem  Biesy  Wajdy,  scena  ta  jak  żywa 

stoi  przed  moimi  oczami.  Jasiński  wybrał  „mięklde" 

rozwiązanie:  Stawrogin  wchodzi  na  strych  i  wciąga 

za  sobą  drabinę.  Jeżeli  widz  nie  zna  dzieła,  scena  ta 

przypominać  będzie  raczej  wniebowstąpienie  niż  sa­

141

background image

mobójstwo.  Kara,  jaką  wymierzył  sobie  Stawrogin, 

nie  została  tu  uwyraźniona.  A  to  przecież  klucz  do 

powieści.  Dostojewski  w  ostatnim  zdaniu  dzieła  pod­

kreśla,  że  Stawrogin  zdecydował  się  na  śmierć  z  całą 

świadomością:  „Lekarze  [...]  stanowczo  i  całkowicie 
odrzucili myśl o obłędzie Mikołaja Stawrogina".

background image

Esther Vilan 

Starość jest piękna

Latem  2008  roku  na  placu  Konstytucji  w  Warszawie 

Teatr  Polonia  grał  sztukę  Esther  Vilar  pt  Starość  jest 

piękna w reżyserii Łukasz Kosa.

Vilar to znana autorka powieści, dramatów i roz­

ważań  z  pogranicza filozofii, etyki  i socjologii.  Uro­
dziła się w Buenos Aires w 1935 roku jako córka emi­

grantów  niemieckich.  Jej  rodzice  -  matka  Niemka, 
ojciec  Żyd -  po  dojściu Hitlera do władzy wyjechali 
z III Rzeszy. Esther wychowała się w Argentynie; tu 

ukończyła  medycynę,  po  czym  powróciła  do  Euro­
py. W roku 1980 opublikowała swoją słynną książkę 

Starość  jest  piękna,  w  której  ostro  przeciwstawiła  się 
bałwochwalczemu  kultowi  młodości  w  zachodnich 
mediach.  Książka  zdobyła  dużą  popularność.  Zo­

stała  też  zaadaptowana  przez  autorkę  dla  potrzeb 
sceny.

Rozważania Vilar o starości - jak się zdaje - mają 

podwójne dno. Z jednej strony, to manifest ludzi sta­
rych, którzy przeciwstawiają się młodym i ostro kh 

oskarżają o lekceważenie i chęć wyeliminowania Ich

— i/ł

background image

z  życia.  Ale  z  drugiej  strony  -  w  moim  odczuciu  -  to 

niewątpliwie  przestroga  i  pytanie  zadane  młodym, 

ku jakiej starości zmierza ich życie.

„Kłamliwie  oferujecie  nam  pomoc  fałszywie  za­

troskani  -  żalą  się  starzy  na  młodych  w  książce  Vilar. 

-  «Wiesz,  że  w  domu  seniora  -  mówicie  -  byłoby  a 

lepiej.  Nie  czułbyś  się  tak  samotny.  Pomyśl  tylko,  a 

wszyscy  seniorzy...  Miałbyś  towarzystwo.  Tam  się 

zawsze  coś  dzieje:  wycieczki  z  równolatkami,  gim­

nastyka 

grupowa, 

pływanie 

zdrowotne, 

partyjki 

brydża.  1  zawsze  lekarz  na  miejscu.  Tam  naprawdę 

nic  złego  nie  może  ci  się  staó>.  No  i  nawet  się  nie 

obejrzymy,  a  już  tam  lądujemy.  Kto  byłby  w  stanie 

wam  się  oprzeć?  Przecież  nie  chcemy  wam  sprawiać 

kłopotów.  A  wy?  No  nie,  nie  zapominacie  o  nas.  Co 

drugą  niedzielę  spędzacie  z  nami,  ze  swoimi  czysto 

ubranymi  dziećmi.  [...)  Mówicie  do  nas  głośno,  jak 

do  idiotów  lub  dzieci.  [...]  «Wy  hieny!  Grabarze! 

Kanalie! 

Złodzieje! 

Oszuści! 

Gangsterzy! 

Chciwa 

bando!  Myśleliście,  że  nie  zauważymy,  co  z  nami 

wyprawiacie?  Naprawdę  uważacie  nas  za  tak  naiw­

nych?  Naprawdę  uważacie  nas  za  tak  głupich?  Ma­

cie 

nas 

naprawdę 

za 

półgłówków? 

Bezbronnych? 

Zastrachanych? 

Pełnych 

wdzięczności 

poddańczo 

uniżonych? Za takich nas macie?»".

Dzisiejsze 

poczucie 

wyższości, 

lekceważenia 

i  pogardy  młodych  wobec  starych,  zaowocuje  ju­

tro 

zgorzknieniem, 

rozczarowaniem 

pretensjami 

starych  wobec  młodych  -  oto  przesłanie  płynące 

z rozważań Esther Vi)ar o starości. Pogodną starość

-------------------- ------ iii ------------

background image

buduje  każdy  z  nas  już  od  wczesnych  młodzień­

czych  lat.  Młodość  bowiem  -  jak  powiada  Kohelet 

-  szybko  przemija  niby  mgła  poranna  (por.  Koh  11, 

10).  A  modlitwa  Psalmu  71  -  /  w  starości,  i  w  wieku 

sfdziwym  nie  opuszczaj  mnie,  Boże  (Ps  71,18)  -  nie  jest 

bynajmniej  dla  ludzi  starych.  To  starość  objawi,  jak 

przeżyliśmy młodość i całe nasze dorosłe życie.

background image

Abraham J. Heschel: 

Modlitwa królową przykazań

„Spośród wszystkich świętych uczynków na pierw­

szym miejscu jest modlitwa" (Abraham J. Heschel).

Książka 

Heschela 

Człowiek 

szukający 

Boga. 

Szki­

ce  o  modlitwie  i  symbolach  (Kraków  2008)  to  ostatnia 

część  jego  trylogii.  Dwie  poprzednie  to:  Człowiek  nie 

jest  sam.  Filozofia  religii  (Kraków  2001)  oraz  Bóg  szuka­

jący człowieka. Filozofia judaizmu (Kraków 2008).

Abraham  J.  Heschel  (1907-1972)  to  jeden  z  naj­

wybitniejszych  myślicieli 

żydowskich 

XX 

wieku, 

który  miał  zasadniczy  wpływ  na  odnowę  stosun­

ków  chrześdjańsko-żydowskich.  Urodził  się  i  wy­

chował  w  Warszawie.  Był  najmłodszy  z  szóstki  ro­

dzeństwa.  Uczył  się  w  żydowskiej  szkole  -  jesziwie. 

Swoje  wychowanie  wspominał  po  latach:  „Miałem 

wielkie  szczęście,  że  jako  młody  chłopak  żyłem 

w  środowisku  ludzi,  których  mogłem  czcić,  łudzi 

zainteresowanych  duchowością  i  etyką.  Ludzie  d 

mieli  wielkie  współczude  dla  bliźnich".  Studiował 

na  Uniwersyteae  w  Berlinie,  gdzie  obronił  doktorat 

pt.  Prorocy.  Z  powodu  nazistowskich  prześladowań

-------------------------  ii* ________

background image

opuścił  Rzeszę.  Przez  Warszawę  i  Londyn  udał  się 

do  Stanów  Zjednoczonych.  Wiele  lat  był  profesorem 

etyki  i  mistyki  żydowskiej  w  Jewish  Theological 

Seminary  of  America  w  Nowym  Jorku.  Aktywnie 

wspierał  Martina  L.  Kinga  w  jego  walce  z  rasizmem, 

działał  na  rzecz  wolności  Żydów  z  Rosji,  spotkał  się 

z  Janem  XXIII  i  Pawłem  VI,  miał  poważny  wpływ 

na  soborową  deklarację  Nostra  aełate,  która  zmieniła 

stosunek Kościoła do Żydów.

Heschel,  podobnie  jak  młodszy  od  niego  Thomas 

Merton,  trapista,  krytykował  zarówno  tradycyjną 

skostniałą  religijność,  jak  też  nowoczesny  relaty­

wizm.  „Kryzys  żyda  duchowego  nastąpił  dlatego  - 
pisał  -  że  wymieniliśmy  świętość  na  wygodę,  wier­

ność  na  sukces,  mądrość  na  informację,  modlitwę  na 
kazania,  tradycję  na  modę".  „Prawdziwym  proble­

mem  współczesnego  człowieka  -  twierdził  -  nie  jest 
najpierw  doktryna,  ale  prawdomówność  uczciwość 
i  szczerość".  Jego  zdaniem,  cała  ludzka  egzystencja 

winna  być  zmaganiem  się  o  wewnętrzną  prawość 

i  niekończącą  się  wojną  z  fałszem.  Dopiero  śmierć 
kładzie kres poszukiwaniu szczerości i prawdy.

Cziawiek  szukający  Boga  to  jedna  z  najpiękniejszych 

rozpraw  o  modlitwie,  jakie  czytałem.  „Modlić  się,  to 
zwródć  uwagę  na  cud,  to  odzyskać  zmysł  tajemnicy, 

która  ożywia  wszystkie  istoty.  Modlitwa  jest  naszą 
pokorną  odpowiedzią  na  niepojętą  niespodziankę 
żyda.  [...]  Jakże  wdzięczny  jestem  Bogu,  że  istnieje 

obowiązek  modlitwy,  prawo  przypominające  mo­
jemu rozproszonemu umysłowi, że czas pomyśleć

n

background image

o  Bogu,  czas  zapomnieć  o  moim  «ego»  przynajmniej 

na  chwilę!  Jakież  to  szczęście  należeć  do  porządku 

Bożej  woli!  [...]  Modlitwa  nie  istnieje  ze  względu  na 

coś  innego.  Modlimy  się,  aby  się  modlić.  Modlitwa 

jest 

królową 

wszystkich 

przykazań. 

Modlitwa 

jest 

kryterium,  za  pomocą  którego  odkrywamy,  czy  słu­

żymy  Bogu.  Modlitwa  stanowi  sprawdzian  wszyst­

kiego, co robimy".

background image

Izaak Cylkow 

- hebrajski Jakub Wujek

stulecie  śmierci  Izaaka  Cylkowa  (1841*1908),  ra­

bina,  uczonego,  patrioty  polskiego,  Humacza  Biblii 
hebrajskiej  na  język  polski,  ukazał  się  reprint  Psal­

mów  w  jego  tłumaczeniu  (Kraków  2008).  Cylkow 

był  synem  nauczyciela  rabinistycznej  szkoły.  Stu­

diował  medycynę  w  Warszawie  i  filozofię  w  Berlinie 

i  Halle,  gdzie  uzyskał  stopień  doktora  filozofii  i  ję­

zyków  semickich.  Po  powiodę  do  Warszawy  objął 

urząd  .kaznodziei'  oraz  prowadził  szkołę  religijną. 

Wbrew  tradycji  żydowskiej  i  carskim  ukazom  swoje 

kazania synagogalne głosił w języku polskim.

Izaak  Cylkow  cieszył  się  wielkim  autorytetem 

zarówno  wśród  Żydów,  jak  i  Polaków.  Zdecydowa­

nie  opowiadał  się  za  wzajemną  tolerancją  i  zgod­

nym  współżydem  obu  narodów.  W  przemówieniu 

wygłoszonym  na  otwarciu  Wielkiej  Synagogi  na 

Tłomackiem  w  Warszawie  w  1878  roku  powiedział: 

.Religie  nie  po  to  istnieje  aby  jątrzyć  i  roznamięt- 

niać;by  ludzi  rozdwajać  i  rozdzielać  i  ziarno  niezgo­

dy  między  nimi  rozsiewać,  lecz  po  to  jedynie,  żeby

background image

uspokajać  i  miarkować,  żeby  ich  zbliżać  do  siebie 

i  do  jednomyślnego  działania  ku  wspólnemu  dobra 

pobudzać.  Prawdziwą  religią  jest  ta,  która  w  każdej 

religii  prawdę  uznaje  i  w  każdej  wierze  wiarę  sza­

nuje.  [...]  Nikt  wyłącznego  przywileju  do  nieba  nie 

nabył  ani  też  wyłącznego  przywileju  do  ziemi.  (...) 

Na  niebie  i  na  ziemi  jeden  tylko  panuje  Bóg,  który 

jedną  tylko  ma  miłość  dla  wszystkich  i  jedną  tylko 

sprawiedliwość dla wszystkich".

Cylkow  wpisał  się  w  historię  kultury  polskiej  ja­

ko  pierwszy  tłumacz  Biblii  hebrajskiej  na  język  pol­

ski.  Krytycy,  a  wśród  nich  Miłosz,  zwracają  uwagę, 

że  jego  przekład  jest  z  jednej  strony  poetycko  bardzo 

piękny,  z  drugiej  zaś  wiemy  hebrajskiemu  orygina­
łowi.  Jako  Żyd  Cylkow  był  bardziej  wrażliwy  niż 

tłumacze  katoliccy  na  modulację  hebrajskiej  frazy 
i  uwzględnił  to  w  swoim  tłumaczeniu.  Natomiast 

przekłady  katolickie  i  protestanckie  Biblii  ulegają 
często  wpływowi  składni  łacińskiej,  języka  królują­

cego  w  Kościele.  Cylkow  trzyma  się  ściślej  składni 
hebrajskiej,  co  czyni  jego  tekst  bliższy  oryginałowi 

hebrajskiemu.

We  wstępie  do  tłumaczenia  Psalmów  Cylkow 

napisał:  „Wszechświat  staje  się  świątynią,  niebo  na­

miotem,  słońce  oblubieńcem,  ziemia  podnóżkiem 
stóp,  lasy  śpiewają,  rzeki  klaszczą  w  dłonie  itd.  To 

bogactwo  porównań  i  przenośni  nadaje  psalmom, 

jak  w  ogóle  poezyi  hebrajskiej  niepospolitą  śmia­

łość  i  okazałość,  tylko  utworom  wschodniej  litera­

tury właściwą''. Oddaleni od hebrajskiego języka

background image

i  ducha  często  nie  umiemy  odkryć  piękna  poezji 
biblijnej.  Może  nam  w  tym  ogromnie  pomóc  dzieło 
Izaak  Cylkowa,  hebrajskiego  Jakuba  Wujka.  „Naj­
wyraźniej  praca  całego  życia,  dzieło  Cylkowa,  trwa 

jako  samotny  monument  na  cmentarzysku  polskich 
Żydów" (Czesław Miłosz).

background image

Konfrontacja ze śmiercią

„Czas 

już 

zacząć 

konfrontować 

najgłębszą 

ze 

wszystkich  decyzji,  odpowiedź  śmierci,  akceptację 

wyroku  śmierci  i  to  z  radością,  pamiętając  o  zwycię­

stwie Chrystusa" (Thomas Merton).

Barbara  Skarga,  filozof,  radziła  sobie  ze  śmiercią 

bez  zadawania  pytań  o  Boga  i  żyde  wieczne,  a  w  oce­

nie  ludzkiego  bytu  była  surowa.  Człowiek  to  nie  jest 

piękne  zwierzę  -  taki  tytuł  dała  jednej  z  ostatnich  swo­

ich  książek  (Kraków  2007).  I  miała  prawo  po  tym,  co 

przeżyła  w  sowieckich  łagrach  w  dągu  jedenastu  lat. 

Pytana  o  sens  żyda  odpowiadała  z  niederpliwoś- 

rią:  „Po  co  wam  to  słowo  «sens»7".  Nie  żyła  jednak 

w  rozpaczy.  „Nie  lubię  słowa  rozpacz  -  powtarzała. 
-  Na  takie  uczutia  nie  wolno  sobie  pozwalać,  trze­
ba  być  twardym,  a  nie  płakać  nad  sobą.  Nie  płaczę". 

O  śmierci  mówiła:  „Śmierć  to  absolutna  tajemnica, 

tak  pisano  wielokrotnie.  Faktem  jest,  że  gdy  przyj­

dzie  do  mnie,  nic  o  niej  innym  powiedzieć  nie  będę 
mogła.  Jest  widocznie  momentem  najgłębszej  samot­

ności,  zerwaniem  wszelkich  kontaktów,  zerwaniem 

nagłym  i  nieodwracalnym,  którego  sensu  nie  da  się

IM__________

background image

wypowiedzieć.  [...]  Im  więcej  myślimy  o  niej,  tym 

silniej  umacnia  się  poczucie  bezsensu,  bezsensu  by­

cia,  które  zostało  dane,  ale  się  zawsze  kończy.  To  ona 

przerywa  tok  działań  i  dni,  nie  pozwala  na  realizaq'ę 

zamierzeń, istniejących jeszcze możliwości".

Leszek  Kołakowski,  myśliciel  i  filozof,  zmarły 

17  sierpnia  2009  roku,  dwa  miesiące  przed  Skargą, 

z  większym  optymizmem  patrzył  na  koniec  ludz­

kiego  bytowania  na  ziemi,  a  po  śmierci  spodzie­

wał  się  „Pełni  Istnienia",  przez  duże  „P"  i  duże  „I": 

„Najgłębszym  dnem  każdej  samotności  jest  przecież 

śmierć.  Poza  śmierć  nie  mamy  dostępu.  Nikt  z  nas 

za  życia  nie  jest  tak  bardzo  samotny,  jak  człowiek 

umierający.  [...]  Wierzę,  że  bolesna  samotność  zwią­

zana  ze  śmiercią  otworzy  przed  nami  inny  sposób 

istnienia,  inną  więź,  więź  ostateczną,  wieczną.  Sa­
motność  ostateczna  stworzy  bowiem  przestrzeń  dla 

Pełnej Obecności, Pełnego Istnienia".

Tadeusz  Różewicz  zaś,  ceniony  polski  poeta, 

o  którym  mój  nauczyciel  języka  polskiego  czterdzie­
ści  lat  temu  mówił,  że  był  ponoć  ateistą  opowiada 
o  śmierci  w  jednym  ze  swoich  wierszy:  „Dostojew­

ski  mówił,  /  że  gdyby  mu  kazano  wybierać  /  między 
prawdą  i  Jezusem,  /  wybrałby  Jezusa.  /  Kończąc  /  za­
czynam  rozumieć  /  Dostojewskiego.  /  Narodziny,  ży­

cie,  śmierć,  /  zmartwychwstanie  Jezusa  /  są  wielkim 
skandalem  /  we  wszechświede.  /  Bez  Jezusa  /  nasza 
mała ziemia / jest pozbawiona wagi. / Ten Człowiek,

/  syn  boży,  jeśli  umarł,  /  zmartwychwstanie  /  o  świ­
cie każdego dnia, / w każdym / kto go naśladuje".

background image

Św.  Ignacy  Loyola  w  Ćwiczeniach  duchownych 

doradza, by przed podjęciem ważnego wyboru ży­
ciowego  przywołać  chwilę  własnej  śmierci,  która 
kiedyś nastąpi,  i  zastanowić się,  „jaką decyzję  wte­
dy chciałbym widzieć zastosowaną w tym obecnym 

wyborze".

Co  będzie ważne  przy  moje śmierci? Kto będzie 

się naprawdę wtedy liczył? Jak będą mnie wspomi­
nać najbliżsi nad moją trumną?

background image

Domosławskiego 

Kapuściński non-fiction

„Zbyteczne mówić, jakom stał się łupem 
słów jego, zdradą chytrych bałamutną, 

iż mię uczynił jeńcem, potem trupem.
Osądź więc krzywdę, słysząc powieść smutną' 
(Dante Alighieri, Boska Komedia, Piekło).
„Artur Domosławski pod płaszczykiem szukania 

prawdy o Kapuścińskim wpadł w schizofreniczny 
kanał  zaistnienia  za  wszelką  cenę'  -  ten  brutalny 

wpis jednego z internautów oddaje reakcje wielu na 
książkę Kapuściński non-fiction.

Dla każdego, kto znał PRL, jest oczywiste, że Ka­

puściński musiał mieć doskonałe układy w sferach 
partyjnych i rządowych, by otrzymywać przez dzie­

siątki lat zezwolenia, delegacje, środki materialne na 
podróże po całym świecie, a potem publikować teks­
ty w oficjalnych organach państwowych. Nie ma też 

nic zdrożnego w tym, że Domosławski pokazał że 
serce Kapuścińskiego od wczesnej młodości „biło po 
lewej stronie". W tamtych czasach wielu ambitnych 
twórców demonstracyjnie przyznawało się - z prze­

background image

konania  lub  częściej  z  konformizmu  -  że  ich  serca 
biją  właśnie  „po  lewej  stronie".  Tylko  w  ten  sposób 

mogli  korzystać  ze  wsparcia  układów  partyjno-rzą- 

dowych.  Ci,  którzy  uważają,  że  bijące  serce  „po  pra­

wej  stronie",  od  niemowlęctwa  aż  po  grobową  de­
skę,  jest  konieczne,  aby  dostać  się  do  nieba,  nie  mogą 

im  tego  przebaczyć,  niezależnie  od  ich  póiniejszydi 
dokonań,  losów  życia  oraz  wyrażanej  skruchy.  Inny 

wielki  zarzut  Domosławskiego  -  Kapuściński  ubar­
wia  fakty,  miesza  je  z  literacką  fikcją.  Nic  dziwnego, 

wszak uważał się za pisarza.

Gdyby  książkę  o  Kapuścińskim  ograniczyć  do 

tej  sfery,  byłaby  uczciwa.  Jednak  biograf  posunął  się 
za  daleko:  odsłonił  bardzo  intymne  życie  Kapuściń­

skiego  i  całej  jego  rodziny,  wykorzystując  w  tym  ce­
lu  okazane  mu  zaufanie.  Domosławski  zdradził.  Co 

miałoby  w  książce  usprawiedliwić  rozdział:  Ucieah 
Zojki  poświęcony  córce  pisarza?  Obsmarował  w  nim, 

w  dosłowny  sposób,  całą  rodzinę  Kapuścińskiego: 
jego  żonę,  córkę,  jej  męża,  a  nawet  jedenastoletnie­

go  wnuka:  „Jedenastoletni  wówczas  Brendan  siedzi 
całymi  dniami  sam  w  domu,  w  półmroku;  chodzi  do 

szkoły, kiedy  chce, a  kiedy mu się nie chce - nie cho­

dzi.  W  czasie  nieobecności  Zojki  wnuk  informuje  go, 
że  żywią  się  głównie  fasolą  w  sosie  pomidorowym 

z puszki".

„Nie  bez  racji  Dante  umieścił  w  ruskim  kręgu 

piekła  tych,  co  nadużywają  zaufania  swoich  przyja­
ciół,  a  za  przyjaciela  domu  państwa  Kapuścińskich 

uważał się podczas pracy nad książką" - powiedział

background image

Tomasz  Łubieński.  Jeszcze  głębiej  w  piekle  Dante­
go  smażą  się  zdrajcy  dobroczyńców.  Kapuściński 
mógłby  przecież  uchodzić  za  dobroczyńcę  swojego 
biografa.

Najwyższa  dyskrecja  w  traktowaniu  osobistych 

intymnych zachowań, w trosce o dobre imię bliźnie­
go,  weszła  na  trwałe  do  fundamentalnych  wartości 

chrześcijańskich.  (W  Kościele  wyraża  się  to  między 
innymi  w  tak  zwanej  tajemnicy  spowiedzi.  Jest  ona 
nienaruszalna).  Kiedy  jednak  rozgłos,  sława  i  pie­

niądze traktujemy jako religijną niemal wartość, sta­

jemy się nieludzcy. Chcąc je zdobyć, gotowi jesteśmy 
poświęcić  wszystko-nawet  własnych  przyjaciół.  Na 
taki styl żyda nie możemy się godzić.

background image

Pamięci Hemyka {fałkowskiego

Szczęśliwy 

[...] 

naród,  który  On  wybrał  na  dziedzictwo 

dla siebie (Ps 33,12).

1  stycznia  2009  roku  zmarł  Henryk  Halkowski, 

znany  krakowski  historyk,  tłumacz,  wybitny  znawca 

chasydyzmu,  sekretarz  Żydowskiego  Stowarzysze­

nia  Społeczno-Kulturalnego  w  Krakowie.  Jego  pa­

sją  był  krakowski  Kazimierz.  Był  duszą  Kazimierza. 

„Nie  ma  Krakowa  bez  Henryka  Halkowskiego,  i  nie 

ma  Henryka  Halkowskiego  bez  Krakowa.  Niech  nam 

żyją  oba"  -  pisał  Grigori  Kanovich,  nowelista  żydow­

ski,  pochodzenia  litewskiego.  Halkowski  był  czło­

wiekiem  otwartym,  chętnym  do  współpracy,  życz­

liwym  wobec  wszystkich.  Współpracowałem  z  nim 

w  ramach  redakcji  „Żyda  Duchowego".  W  grudniu 
2008  roku  przyjął  nasze  zamówienie  na  artykuł  o  du­
chowości  żydowskiej.  Niestety,  już  go  dla  nas  nie 

napisze.  W  dniu  dzisiejszym,  gdy  Kośdół  katolicki 

obchodzi  Dzień  Judaizmu,  chdałbym  przywołać 

w  tłumaczeniu  Henryka  Halkowskiego,  dla  uczcze­

nia  jego  pamięti,  Trzynaście  zasad  judaizmu  Mojże­

sza Majmonidesa (1135-1204), żydowskiego filozofa.

background image

„1.  Wierzę  pełnią  wiary,  że  Stwórca,  błogosła­

wione jest Jego Imię, tworzy wszystkie stworzenia 

i kieruje nimi i tylko On sam wszystko uczynił, czyni 
i będzie czynił. 2. Wierzę pełnią wiary, że Stwórca, 
błogosławione jest Jego Imię, jest Jeden i nie istnieje 
w żaden sposób inna taka jedność jak Jego i że tylko 

On sam jest naszym Bogiem, który był, jest i będzie. 3. 

Wierzę pełnią wiary, że Stwórca, błogosławione jest 

Jego Imię, nie ma ciała i że nie odnosi się do niego ża­
den fizyczny atrybut i że niczego w ogóle nie można 
z Nim porównać. 4. Wierzę pełnią wiary, że Stwórca, 
błogosławione jest Jego Imię, był pierwszy i będzie 

ostatni.  5.  Wierzę pełnią  wiary, że właściwym jest 
modlenie się tylko i wyłącznie do Boga. Nie należy 
modlić się do nikogo i do niczego innego. 6. Wierzę 

pełnią wiary, że wszystkie słowa proroków są praw­
dziwe. 7. Wierzę pełnią wiary, że proroctwo Mojże­

sza, naszego nauczyciela, niech spoczywa w pokoju, 

jest prawdziwe. I że był on ojcem wszystkich proro­

ków (najważniejszym z wszystkich proroków) - za­
równo tych przed nim, jak i tych po nim. 8. Wierzę 

pełnią wiary, że Tora, którą posiadamy, jest tą, która 

została dana Mojżeszowi, naszemu nauczycielowi, 
niech spoczywa w pokoju. 9. Wierzę pełnią wiary, że 
ta Tora nigdy nie zostanie zmieniona i że nie będzie 

nigdy żadnej innej Tory danej przez Stwórcę, błogo­
sławione jest Jego Imię. 10. Wierzę pełnią wiary, że 
Stwórca, błogosławione jest Jego Imię, zna wszyst­

kie uczynki i myśli człowieka. (...] 11. Wierzę pełnią 
wiary, że Stwórca, błogosławione jest /ego Imię, n»-

background image

gradza  dobrem  tych,  którzy  przestrzegają  Jego  przy- 

kazań,  a  karze  tych,  którzy  gwałcą  Jego  przykazania. 

12.  Wierzę  pełnią  wiary  w  nadejście  Mesjasza  i  cho­

ciaż  nawet  on  zwleka,  to  nie  przestaję  czekać  na  nie­

go  każdego  dnia.  13.  Wierzę  pełnią  wiary,  że  zmarli 

zmartwychwstaną  do  życia,  kiedy  tylko  Stwórcą 

błogosławione jest Jego Imię, tego zechce".

background image

Najlepszy koncert 

rapera Pei

Od  miesięcy  śledziłem  z  uwagą  losy  polskiego  ra­

pera  Pei  -  Ryszarda  W.  Andrzejewskiego  (ur.  1976), 

laureata  Fryderyka  w  2002  roku.  Nie  dlatego,  by 

interesowało  mnie  rapowanie.  Nie  ten  wiek,  nie  ta 

epoka  muzyczna  i  nie  ten  styl.  Nie  mam  za  złe  mło­
dym, że śpiewają coś, w czym nie smakuję.

Peja  jako  piosenkarz  zainteresował  mnie,  kiedy 

12  września  2009  roku  namawiał  otwarcie,  przez  mi­

krofon,  swoich  fanów  na  koncercie  w  Zielonej  Gó­

rze,  by  d  pobili  piętnastolatka,  który  wśród  kilkuset, 

a  może  i  tysięcy  uczestników,  nie  chaał  zachowywać 
się  jak  wszyscy,  ale  stał  nieruchomo  jak  rzeźba  gre­

cka  i  „obrzydliwie"  pokazywał  artyśće  wskazujący 

palec,  podczas  gdy  wszyscy  kołysali  się  w  rytmie 
uwielbienia i hołdu.

Artysta  nie  był  jednak  zadowolony  z  uwielbienia 

tysięcy,  ale  całą  swoją  uwagę  skoncentrował  na  tym 
zbuntowanym  i  niepoprawnym  „antyfanie",  który 

nie  chaał  poddać  się  artystycznemu  czarowi.  Peja 

śledził go z uwagą, aż wreszcie powiedział sobie:

background image

dość... Przerwał koncert i puścił wiązankę w jego 

stronę. I tu Peja okazał się prawdziwym mistrzem. 

Sztukę wulgarnego, zbuntowanego przeciw całemu 

światu śpiewania i mówienia opanował w najwyż- I 

szym stopniu. Państwo pozwolą, że dla zobrazo- f 

wania sprawy przytoczę słowa artysty: „Jak ja ra- 

[i.

powałem, k..., ty dziwko, to ty żeś nawet, k..., nie 

'j

wiedział, jak się, k..., wysr..., ty k... Wiecie co robić, 

nie? Wiecie, co z nim zrobić, nie?!". Co za artystycz­

ne bogactwo języka. Dalej nie będę cytował, bo nie j 

wypada.

Oszalały  tłum  rzucił  się  na  nieszczęśnika  i  potur-  , 

bował  go  tak,  że  ten  trafił  do  szpitala.  Kiedy  dziś  | 

w Googlach wpisze się: „Wiecie, co z nim zrobić?"

- wyskakuje opis artystycznego występu Pei w Zie­

lonej Górze. Sprawa trafiła do sądu. Wlokła się przez 

miesiące. Nie był to jednak czas stracony dla nasze­

go artysty. Wykorzystał go znakomicie. Udzielał 1 

dziesiątki wywiadów, opowiadał o swoim trudnym J 

dzieciństwie, o ciężkiej pracy artystycznej, wielkich 
artystycznych dokonaniach, o planach na przyszłość 

J

i... przygotował nową płytę. 

i

1 tak wyrok sądu dziwnie zbiegł się z promocją | 

nowej płyty. Okazało się, że występ w Zielonej Górze 

I

należał do najbardziej udanych w całej karierze arty- 

1

stycznej Pei. Polowa, a pewnie i więcej Polaków nie I 
słyszałaby o nim, gdyby nie ów historyczny koncert I 

w Zielonej Górze. A niezawisły Sąd Rzeczypospoli­

tej okazał się łaskawy dla artysty. Peja nie pójdzie do

więzienia, ale zapłaci za swój zielonogórski wybryk

background image

sześć  tysięcy  złotych  grzywny,  trzy  tysiące  nawiązki 

dla  Ośrodka  Integracji  Społecznej  w  Zielonej  Górze, 

a  pobitemu  buntownikowi  wypłaci  pięć  tysięcy  od­

szkodowania,  ponadto  zwróci  koszta  ustalenia  peł­

nomocnika itd.

Musisz  być  jak  owca  w  stadzie.  Jeżeli  nie,  zosta­

niesz  ciężko  ukarany.  Młodzi  mogą  się  buntować 

przeciwko  rodzicom,  szkole,  Kościołowi,  ale  nigdy 

przeciw tym, którzy do buntowania ich namawiają.

background image

Jeden dzień 

miejskiego żebraka

Płaczliwie  prosi  ubogi,  lecz  bogacz  twardo  odpowiada 

(Prz 18,23).

Na  portalu  Onet.pl  z  cyklu  .Ukrytą  kamerą' 

niezwykły  reportaż  pt.  Dzień  z  żyda  żebraka.  .Mam 

pięćdziesiąt  dwa  lata.  Daję  sobie  radę.  Nie  tam  żeby 

po  koszach  zbierać  albo  po  śmietnikach.  Ja  idę  do 

ludzi.  Idę  na  klamkę,  jak  to  się  mówi.  Dzwonią  daję 

puszkę:  «Proszę  mi  dać  trochę  zupy,  albo  coś  z  obia- 

du». I dają" - przedstawia się bezdomny.

Kamerzysta 

towarzyszy 

bezdomnemu 

jego 

codziennej  pracy  -  w  żebraniu.  Ten  podchodzi  do 

przechodniów  na  ulicy  i  prosi  o  wsparcie.  Zdecydo­

wana  większość  odmawia.  Wielu  niecierpliwi  się, 

reaguje  nerwowo,  bywa,  że  niegrzecznie  i  agresyw­

nie.  Tylko  nieliczni  zatrzymują  się,  by  go  wesprzeć. 

Oto zarejestrowane sytuacje.

„Dzień dobry. Da mi pani kawałek bulki. Głodny 

jestem". Sprzedawczyni daje w milczeniu...

.Pozwoli pan złotówkę". Otrzymawszy ją, dzię­

kuje: „O, to fajnie. Dziękuję".

background image

„Pozwoli  pan  czterdzieści  groszy".  „Nie  mam; 

idź  chłopie"  -  odpowiada  nerwowo  mężczyzna. 
„Nie  poradzisz,  nie  poratujesz?"  -  pyta  z  żalem  bez­

domny.

„Daj  pani  zapalić.  Tak  się  palić  chce.  Ani  peta  nie 

mam,  nic".  „Daj  mi  pan  spokój"  -  irytuje  się  kobieta. 

„Dobra. Nic się nie stało" - komentuje żebrak.

„Daj  pan  pięćdziesiąt  groszy?".  „A  skąd  ja  mam 

wziąć  pięćdziesiąt  groszy?"  -  odpowiada  zdziwio­

nym tonem przechodzień.

„Szanowna  pani,  czterdzieści  groszy?".  „Proszę 

mnie  nie  dotykać"  -  krzyczy  starsza  pani,  choć  ten 

nawet się do niej nie zbliża.

„Pozwoli  pan  sześćdziesiąt  groszy.  Pozwól.  Sześć­

dziesiąt  groszy.  Bulkę  mam  i  chcę  kupić  coś  do  buł­
ki".  „Mam  tylko  dwadzieścia  pięć  grosz/'.  „Zawsze 

to coś".

„Pozwoli  pan  czterdzieści  groszy".  „Nie"  -  odpo­

wiada  sucho  i  z  pewną  pogardą  mężczyzna.  „I  panu 
nie wstyd? Bo ja mam już wstyd" - mówi żebrak.

Ileż  upokorzenia  zarejestrowała  kamera  w  ciągu 

kilku  minut.  Bezdomni  nie  proszą  najpierw  o  pie­
niądze,  ale  o  odrobinę  szacunku  dla  swojego  poni­

żonego  życia.  Nie  musimy  im  dawać  pieniędzy.  Oni 
umieją  przyjąć  z  godnością  naszą  odmowę.  Odma­

wiając  jednak,  nie  pogardzajmy  nimi,  nie  wywyż­
szajmy  się,  nie  ubliżajmy  im,  nie  traktujmy  ich  jak 

uliczne śmieci.  I nie kłammy  w żywe oczy. Szacunek 
należy  się  każdemu  człowiekowi,  a  szczególnie  te­
mu. którego życie upokorzyło ponad ludzką miarę.

background image

Byłem  głodny,  a  daliście  Mi  jeść;  byłem  spragniony, 

a  daliście  Mi  pić;  byłem  przybyszem,  a  przyjęliście  Mnie; 
byłem  nagi,  a  przyodzialiście  Mnie;  byłem  chory,  a  odwie­
dziliście  Mnie;  byłem  w  więzieniu,  a  przyszliście  do  Mnie
 

(Mt 25,35-36).

background image

Potestas corrumpit

 - władza psuje

Lata  temu  rozmawiałem  z  młodym  mężem  i  oj­

cem,  przyjacielem  z  lat  młodości.  Zadzwonił  do 

mnie  późnym  wieczorem,  niemal  w  nocy,  i  bardzo 

zdenerwowanym  głosem  powiedział:  „Ja  z  nią  dłu­

żej  nie  wytrzymam.  Ja  się  z  nią  rozejdę".  Mówił  to 

o  swojej  żonie,  z  którą  w  narzeczeństwie  chodził 

wiele  lat  i  w  której  kiedyś  był  zakochany.  „Jak  to  się 

z  nią  rozejdziesz?  -  pytam.  -  Jeszcze  miesiąc  temu 

było  wszystko  dobrze".  „No,  bo  wiesz...".  I  tu  na­

stąpił  potok  krytycznych  słów  pod  jej  adresem.  Pod 

swoim - zaledwie kilka oględnych zdań.

Wiedziałem,  że  wobec  tych  gorzkich  emocji 

wszelkie 

racjonalne 

argumenty 

zabrzmią 

pusto. 

Wysłuchałem  więc  tylko,  mówiąc  na  koniec  jedy­

nie:  „Tego  twojemu  trzyletniemu  synowi  nie  możesz 

zrobić.  Jak  mógłbyś  go  porzucić  lub  -  jeszcze  gorzej 
-  jak  mógłbyś  zabrać  mu  matkę?".  Konflikt  ciągnął 

się  miesiącami,  ale  w  końcu  dotarli  się,  jakoś  się  do­

gadali  i  potem  było  w  miarę  normalnie.  Z  pierwsze­

go  kryzysu  wyciągnęli  wnioski,  stąd  też  kolejne  były 
już  krótsze  i  łagodniejsze.  Dziś  są  zwyczajną  rodzi­

background image

ną,  w  której  da  się  żyć.  Wychowali  dwoje  dzieci,  dziś 

już dorosłych, które mają swoje szczęśliwe rodziny.

Historia  ta  przyszła  mi  na  myśl,  gdy  prasa  roz­

pisywała  się  o  polityku,  który  opowiadał  na  łamach 

brukowców,  i  nie  tylko,  o  swojej  nowej  miłości,  ob­

wieszczając  rozwód  z  żoną.  Reakcja  Polaków  i  Polek 

była  zgodna.  Mężczyźni  bezlitośnie  drwili  i  kpili, 

kobiety  -  jako  że  w  tych  sprawach  są  nieco  poważ­

niejsze - deklarowały swoje najwyższe oburzenie.

Dorota  Gawryluk  pisała:  „...dał  Polakom  mate­

rię  na  wielką  powieść  pt.  Człowiek  wobec  pokus  świata. 

Powieść  o  tym,  jak  nieoczekiwany  sukces  może  czło­

wieka  ściągnąć  na  manowce.  Po  ludzku  bowiem  pa­
trząc,  cała  ta  historia  jest  dla  mnie  potwierdzeniem, 

że  nic  tak  nie  psuje  jak  sukces  i  pieniądze.  Może  na­

prawdę  lepiej  jest  być  biednym,  ale  wiernym  swoim 

zasadom.  Pan  [...]  jest  w  tej  epopei  bohaterem  wy­
raźnie  zagubionym  i  obawiam  się,  że  będzie  kiedyś 

żałował  swego  postępowania".  Rzymianie  mówili: 

potestas corrumpit - władza psuje.

Opisany  fakt  miał  miejsce  tygodnie  temu  i  dłu­

go  zastanawiałem  się,  czy  mnie,  księdzu,  wypada 
w  ogóle  o  tym  pisać.  Oczywiście  nie  zaglądam  do 
cudzego sumienia. Nie moja to sprawa i nie mój inte­
res.  Jednak  postępowanie  polityka,  który  obnosi  się 

„po  bulwarówkach"  ze  swoimi  personalnymi  wybo­
rami,  automatycznie  nabiera  wymiaru  społecznego 
i politycznego.

W dobie szukania przez wielu mężczyzn w re­

lacjach męsko-damskich przede wszystkim własnej

background image

satysfakcji  trzeba  głośnio  przypominać,  szczególnie 

przy  takich  okazjach,  prostą  zasadę  uczciwości:  Nie 

zostawia  się  kobiety  po  wielu  latach  wspólnego  po­

życia  z  nią  tylko  dlatego,  że  znalazło  się  młodszą 

i  bardziej  atrakcyjną.  To  jest  po  prostu  nieludzkie. 

Tak  się  w  życiu  nie  robi.  Człowiek  nie  ma  prawa  szu­

kać emocjonalnego szczęścia kosztem bliźniego.

O Wędach, jakie kobiety popełniają w swych mał­

żeństwach, napiszę przy innej okazji.

background image

Przełożony bogiem nie jest

Rozmowa  w  podróży.  Mój  rozmówca  uskarża  się, 
że jego  szef w pracy mocno naciska na większą wy­
dajność,  grozi  ograniczeniem  zarobków,  wyrzuce­
niem  itp.  „Takie  zachowanie  rodzi  moje  zniechęce­
nie, znieś ma czenie. Jestem na skraju depresji" - mó­

wi. „Jak mam na to patTzeć? Jak to ocenić? Czy mam 
się zbuntować?" - pyta bezradnie.

Podstawowym  błędem  szefa,  który  wpędza  ludzi 

w  stany  zniechęcenia,  wypalenia  i  depresji,  jest  brak 
szacunku  dla  pracowników,  poniżanie  ich,  lekcewa­
żenie,  niesprawiedliwe  manipulowanie,  wyniosłość. 
Ludziom  pracującym  nie  chodzi  przecież  jedynie 

o  pieniądze,  ale  także  o  uszanowanie,  ludzką  życz­
liwość,  proste  uznanie  dla  wykonywanej  pracy.  Im 

człowiek  jest  bardziej  ubogi,  tym  wyżej  ceni  szacu­
nek swojego przełożonego- Kiedy szef swoim zacho­
waniem  daje  podwładnym  do  poznania,  że  od  jego 
władzy  wszystko  zależy  -  czy  oni  będą  mieli  pracę; 
na  jakim  stanowisku  będą  pracować;  ile  zarobią  -  d 
czują  się  poniżeni  i  upokorzeni  Pracownicy  wielu 

firm dobrze wiedzą, że jest kryzys i godzą się na

173

background image

pewne  ograniczenia,  ale  muszą  być  one  uzgodnione 
we  wzajemnym  dialogu. 

Nie  tylko  pracownicy  za­

wdzięczają  pracę  i  pieniądze  szafowi,  ale  i  on  wiele 
zawdzięcza swoim podwładnym.

„Do  jakiego  stopnia  człowiek  ma  akceptować 

niesprawiedliwe  traktowanie  szefa?"  -  pyta  dalej 

mój  rozmówca.  Kiedy  powiedzieć:  dość?  Jak  wyczuć 

taki moment?

Każdy  ma  swoją  miarę.  Podstawowa  zasada:  za 

otrzymywane  pieniądze  nie  wolno  płacić  własną 

godnością  i  rezygnacją  z  szacunku.  Życie  jest  waż­

niejsze  od  tego,  co  się  ma  -  mówi  Jezus  (por.  Lk  12, 

15).  Gdy  ktoś  pyta  wprost:  „Mam  szefowi  powie­

dzieć,  czy  nie?"  -  nigdy  nie  daję  rad.  Każdy  musi 

podjąć  decyzję  sam,  bo  sam  ponosi  konsekwencje 
swego 

zachowania. 

Styl 

„otwartego"  mówienia 

i  asertywnośd  w  wielu  sytuacjach  jest  dwuznaczny. 

Można  przyjąć  inny  styl.  Można  znosić  cierpliwie. 

Psychologiczna  asertywność  różni  się  od  ewange­

licznej.  Zmusza 

cię  ktoś,  żeby  iść  z  nim  tysiąc  kroków,  idź 

dwa  tysiące  -  doradza  Jezus  (Mt  5,  41).  Gdy  jednak 

sługa  najwyższego  kapłana  uderzył  Go  w  policzek, 

Chrystus  zaprotestował.  Kiedy  ktoś  przyjmie  ewan­

geliczny  styl,  może  znieść  wiele  niesprawiedliwości, 

ale  nie  musi  tego  robić.  To  jego  wybór.  Każdy  ma 

prawo  powiedzieć  szefowi,  co  czuje  i  myśli,  zakła­

dając, że poniesie konsekwencje swojego wyboru.

Szef bogiem nie jest. Ma tylko firmę, w której lu­

dzie pracują, i trochę więcej pieniędzy, ale nic więcej. 

Ludzie wpadają w zniechęcenie, wypalenie, depre-

m

background image

sję, gdy uzależniają się od szefa, od jego pracy, pie­
niędzy, kaprysów, chorych ambicji czy jego erotoma­
nii.  Niedawno  była  w  Polsce  głośna  afera  „seks  za 

pracę". Jeżeli ktoś ma trochę inicjatywy i nie boi się 
szukania nowej pracy, nie warto znosić stresu zwią­
zanego  ze  złym  klimatem  stwarzanym  przez  chci­
wego czy nieuczciwego szefa.

background image

O  Klechistanie  i  potrzebie  milczenia

„Postanowiłam  pójść  za  głosem,  nie  tyle  serca,  co 

prawdy.  Dlatego  przepraszam.  Przepraszam  za 

Kościół  katolicki  w  Polsce.  Za  to,  że  -  jak  napisałam 
kilka  lat  temu  -  jest  pięć  razy  be.  Bogaty,  bezkarny, 

bezideowy,  bezduszny  i  bezczelny.  (...)  Za  to,  że  za­

miast  ewangelizować  w  ramach  swojej  misji,  bierze 

pieniądze  z  budżetu  państwa.  (...)  Przepraszam,  że 
Kościół,  z  pomocą  poddanych  sobie  prawicowych 

polityków, uczynił naszą Ojczyznę Klechistanem...'.

Ten  fragment  wypowiedzi  pani  poseł  Joanny  Se- 

ny szyn, zamieszczonej na jej blogu, jest jedynie odpo­

wiedzią  na  uprzednie,  równie  mało  uprzejme  słowa, 
skierowane  pod  jej  adresem  „ze  strony  kościelnej". 
Okoliczność  ta  nie  usprawiedliwia  autorki,  ale  -  mi­

mo  wszystko  -  umieszcza jej  słowa w kontekście. Nie 
oceniam  wspomnianego  tu  finansowania  muzealnej 

części  Świątyni  Opatrzności.  Nie  widzę  żadnej  raqi, 

dla  której  miałbym  odmówić  zaufania  osobom,  które 

przyjęły  takie,  a  nie  inne  rozwiązanie.  Jednak  czyta­
jąc  wypowiedź  pani  poseł,  lepiej  zamilczeć.  1  o  po­

trzebie milczenia, gdy padają takie słowa, chcę pisać

176

background image

Uważam,  że  takie  reakcje,  jak  przytoczona  po­

wyżej,  są  oczywiste  tam,  gdzie  dzieje  się  cokolwiek 
dobrego.  Każde,  najprostsze  dobro,  bywa  poddane 

próbie. Niekiedy wydaje nam się, jak wydaje się ma­
łym  dzieciom,  że  dobry  czyn  winien  znaleźć  uznanie 
i  pochwałę.  Nic  bardziej  fałszywego.  Niesprawied­

liwy  osąd,  oskarżenie,  krytyka  -  to  stały  element 
próby,  jakiej  poddane  jest  każde  dobro.  To  pośród 
niesprawiedliwych  oskarżeń  sprawdza  się,  jak  złoto 
w  tyglu,  dobry  czyn.  Im  szlachetniejsze  bywają  na­

sze zamiary, tym gwałtowniejsze bywają reakcje.

Paradoksalnie  mówiąc,  .takie  słowa",  choć  spra­

wiają  ból,  bywają  nam  nieraz  bardzo  potrzebne, 

a  bywa,  że  wręcz  konieczne.  Kiedy  spotykamy  się 
z  pochwałą  i  uznaniem,  łatwo  ulegamy  pokusie  sa­
mozadowolenia z tego, kim jesteśmy, jak żyjemy i co 
robimy. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was bę­

dą.  Tak  samo  bowiem  przodkowie  ich  czynili  faiszyurym 
prorokom - mówi Jezus (Łk 6,26).

Przyjąć  postawę  milczącą  wobec  niesprawied­

liwych  słów  nie  znaczy  bynajmniej  potwierdzić 
oskarżenia  w  nich  zawarte.  Nagromadzona  prze­

sada  w  ocenie  i  emocjach  bywa  nieraz  tak  wielka, 
że  słowa  same  z  siebie  demaskują  się  i  padają  pod 
własnym  ciężarem.  Milczenie  ma  też  zatrzymać 
szermierkę, w której stosowane argumenty, brutal­

ność  języka  i  „złe  emocje"  nie  mają  już  nic  wspól­
nego z dialogiem, a są jedynie wyrazem nieżyczli­
wości. A tam, gdzie brakuje odrobiny choćby serca, 

tam nie ma spotkania i prawdy. Prawda musi mieć 
ludzki charakter.

177

background image

Przekonań moralnych 

nie zostawia się w przedpokoju

„Jestem  przekonana  o  tym,  że  [...]  nasze  przeko­

nania,  z  którymi  na  co  dzień  żyjemy,  chodzimy  do 

pracy,  mieszkamy  ze  swoimi  najbliższymi,  zosta­

wiamy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy.

[...] Wychowałam się w rodzinie katolickiej i chodź; 
do  kościoła.  Nie  mam  powodu  w  tej  chwili  do  te­
go, aby mieć poczucie jakiejkolwiek winy. (...) Mam 

pewien dyskomfort wynikający z moich przekonań, 
ale  niezależnie  od  tego  -  jako  urzędnik  dopełniłam 
swojej  roli".  Tak  odpowiada  Pani  Minister  Zdrowia 

tym, którzy sugerują, że z powodu współpracy przy 
przerwaniu ciąży (wskazała szpital, w którym doko­
nano zabiegu czternastolatce) popadła w ekskomu­

nikę.  Kanon  1398  Prawa  Kanonicznego  stwierdza, 

że  kto  „powoduje  przerwanie  dąży,  po  zaistnieniu 
skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą same­

go prawa".

Nie dokonuję publicznego osądu wiary i sumie­
nia Pani Minister. Nie deklaruję, że podlega eks-

background image

komunice,  czy  też  jej  nie  podlega.  Spowiednik,  po 

szczerej  rozmowie  z  penitentem,  może  dopiero  roze­

znać,  czy  zaistniały  wszystkie  okoliczności  koniecz­

ne  do  zaciągnięcia  kary  ekskomuniki.  Chciałbym 

jedynie  odnieść  się  do  sformułowanej  przez  Panią 

Minister  zasady:  Urzędnicy  wraz  z  objęciem  funk­

ii  zostawiają  w  przedpokoju,  gdzie  urzędują,  swoje 

przekonania,  z  którymi  na  co  dzień  żyją,  chodzą  do 

pracy, mieszkają ze swoimi najbliższymi.

To  niebezpieczna  zasada.  Z  pewnością  Pani  Mi­

nister  sformułowała  ją  na  gorąco,  w  emocjach,  by 

się  jakoś  obronić.  Tak  przecież  bronili  się  urzędnicy 

rządów  nazistowskich,  komunistycznych  i  innych 

dyktatur,  którzy  mieli  na  swoich  sumieniach  ciężkie 

zbrodnie.  Przekonań  moralnych  i  sumienia  nie  moż­

na  zostawić  jak  parasola  w  przedpokoju  swojego 

urzędu.  Demokratyczna  legalność  władzy  nie  prze­

kłada  się  na  legalność  moralną  i  religijną  praw,  któ­
rymi  kierują  się  urzędnicy.  Prawa  moralne  są  ponad 
prawami  państwowymi.  Jeżeli  prawo  państwowe 

sprzeciwia  się  prawu  moralnemu,  w  sumieniu  rodzi 
się  konflikt.  Pełnienie  urzędu  w  państwie  (niezależ­
nie  od  panującego  ustroju),  którego  stanowione  pra­
wo  stoi  w  sprzeczności  z  prawem  moralnym,  wy­

maga  osobistych  decyzji  urzędnika,  niekiedy  wręcz 
heroicznych.  Żadna  ludzka  władza  państwowa  czy 

kościelna,  żadne  prawo  stanowione  nie  jest  w  stanie 
zwolnić  człowieka  z  wierności  prawu  moralnemu, 
w  tym  przypadku  zapisanemu  w  Dekalogu:  „Nie 

zabijaj".

background image

Jako  studenci  teologii  pytaliśmy  kiedyś  naszego 

kanonistę,  ks.  prof.  Mariana  Żurowskiego:  „Dlacze­

go  Kościół  nakłada  ekskomunikę  na  osoby  dokonu­

jące  przerwania  ciąży,  a  nie  nakłada  jej  na  pospoli­

tych  morderców?  Odpowiedź  była  prosta:  Wszyst­

kie  zbrodnie  dokonane  na  żyjących,  narodzonych, 

ścigane są przez państwo. Ono wymierza kary i Koś­

ciół  nie  chce  dodatkowo  karać.  Natomiast  prawo  do 

żyda  dzieci  nienarodzonych  nie  jest  chronione  przez 

państwo  i  dlatego  Kośdół  tak  stanowczo  chroni  ich 

żyda.  Są  najsłabsi,  nie  mogą  jeszcze  mówić,  dlatego 

Kośdół zabiera głos w ich imieniu".

background image

Kiedy Kościół przeżywa trudności...

W  oczekiwaniu  na  ingres  nowego  metropolity 
warszawskiego abp. Stanisława Wielgusa media do­
konały  bezpardonowej  lustracji  nominata.  W  Inter­

necie  opublikowano dokumenty 1PN mające świad­
czyć  o  wieloletniej współpracy  duchownego z  orga­
nami  bezpieczeństwa.  Nominat  broni  się,  ale  jego 
argumenty  wobec  przedstawianych  faktów  nie  są 
przekonywające.  Polacy  są  podzieleni.  Jedni  bronią 

duchownego,  inni  go  atakują.  Napięcie  trwa  aż  do 
dnia  ingresu  wyznaczonego  na  7  stycznia  2007  ro­

ku.  Podczas  Mszy  świętą,  która  miała  inaugurować 
posługę  pasterską  nowego  arcybiskupa,  ogłoszona 
została jego rezygnacja z pełnienia funkcji, którą już 
wcześniej przyjął Benedykt XVI.

Jako  ludzie  wierni  Kościołowi  nie  mamy  pra­

wa  protestować  przeciwko  postanowieniom  Sto­
licy  Apostolskiej,  ale  mamy  prawo  do  wyrażania 
naszych  uczuć.  Stąd  też  nie  wolno  nam  -  mimo 

wszystko - zamykać ludziom ust, szczególnie pro­
stym wiernym, i zakazywać im wyrażać swoich obo­

lałych emocji. Jeżeli nie jest grzechem modlitewne

I»1

background image

„oskarżanie  Boga",  w  którym  naśladując  Psalmistę 

wyrażamy  z  pokorą  i  skruchą  przed  Panem  wszyst­

ko  to,  co  jest  w  naszej  duszy  obolałe,  to  jak  możemy 

obciążać  poczuciem  winy  ludzi,  którzy  z  należytym 

szacunkiem  i  stosowną  dyskrecją,  mówią  o  tym, 

co  ich  boli  w  Kościele?  Lojalność  i  posłuszeństwo 

wobec  władzy  kościelnej  nie  obejmuje  naszych 

przeżyć  i  uczuć,  ale  nasze  świadome  i  dobrowolne 

działanie.

Co  robić,  gdy  Kościół  przeżywa  trudności?  Jesz­

cze  bardziej  go  miłować  jako  najlepszą  Matkę.  Mod­

lić  się  za  tych,  którym  powierzona  została  większa 

odpowiedzialność. 

Większa 

odpowiedzialność 

to 

większa  łaska,  ale  jednocześnie  większa  pokusa  nie­

wierności.  Był  tego  świadom  kard.  Karol  Wojtyła, 

którego  konklawe  wybrało  na  papieża.  Jan  Paweł  n 

dał  temu  wyraz  w  Testamencie  -  swoistym  dzienni­

ku  duszy,  który  Ojciec  Święty  zaczął  pisać  zaledwie 

lalka  miesięcy  po  swoim  wyborze.  Z  jakąż  trwogą 

i  lękiem  myślał  o  powierzonej  mu  misji.  Jakże  drżał 

na  samą  myśl,  że  w  czymkolwiek  mógłby  się  sprze­

ciwić  powierzonej  mu  odpowiedzialności  z  powodu 

swojej ludzkiej słabości.

„Wyrażam  najgłębszą  ufność  -  pisał  w  Testamen­

cie-że  przy  całej  mojej  słabości  Pan  udzieli  mi  każ­

dej  łaski  potrzebnej,  aby  sprostać  wedle  Jego  Woli 
wszelkim 

zadaniom, 

doświadczeniom 

cierpie­

niom,  jakich  zechce  zażądać  od  swego  sługi  w  ciągu 

żyda".  Był  też  świadom,  że  tylko  Bóg  może  stanąć 
na jego drodze i przeszkodzić mu, gdyby miał zro-

!*»___

background image

bić  jakiś  fałszywy  krok.  „Ufam  też,  że  nie  dopuści, 
abym  kiedykolwiek  przez  jakieś  swoje  postępowa­

nie:  słowa,  działanie  lub  zaniedbanie działań, mógł 
sprzeniewierzyć się moim obowiązkom na tej świę­
tej Piotrowej Stolicy".

Co  jeszcze  mamy  robić,  gdy  Kościół  przeżywa 

trudności?  Modlić  się  gorąco  za  pasterzy  Kościoła, 

aby z pokorą wsłuchiwali się zarówno w natchnie­
nia Ducha Świętego, jak również w najgłębsze ocze­
kiwania i pragnienia wiernych.

183

J

background image

Tragedia pod Smoleńskiem

10  kwietnia  2010  roku  w  Smoleńsku  tragedia. 
W  drodze  do  Katynia  na  uroczystości  siedemdzie­

siątej  rocznicy  sowieckiego  mordu  na  polskich  ofi­

cerach  w  katastrofie  lotniczej  ginie  dziewięćdziesiąt 

sześć  osób,  w  tym  prezydent  Lech  Kaczyński  z  żoną 

cały  sztab  wojska  polskiego,  dziesiątki  polityków 
sprawujących najważniejsze funkcje w państwie.

Tragedia  jest  Szokiem  dla  wszystkich  Polaków. 

Szczególnie  jednak  poruszyła  cały  świat  polityków. 

Zmarli  należeli  do  różnych  frakcji  politycznych:  od 

prawicy  przez  centrum  po  lewicę.  Niejednokrotnie 

prowadzili  między  sobą  ostrą  walkę  polityczną:  za­
żarte  dyskusje,  spory,  kłótnie,  wzajemne  oskarżenia. 

W  kilka  sekund  wszystkich  połączył  ten  sam  tra­
giczny  los.  Wczorajszych  politycznych  wrogów  jed­

nakowo  okrył  całun  śmierci.  Różnice  zapatrywań, 

poglądów  i  celów  politycznych  dziś  są  już  nieistot­
ne, nieważne, a niektóre wręcz śmieszne.

Śmierć  bliskich  nam  ludzi  -  członków  rodziny, 

przyjaciół,  znajomych  -  boli;  zwykle  bardzo  boli.  Zo­

stają zerwane silne więzy, które podtrzymują żyde,

----------------------  Igą ---------------------

background image

I

karmią  je,  dają  radość,  stają  się  źródłem  energii,  siły, 

odwagi,  poczucia  bezpieczeństwa.  Gdy  nasi  bliscy 

są  z  nami,  mamy  dla  kogo  żyć,  trudzić  się,  cierpieć. 

Kiedy  zaś  umierają,  pozostaje  po  nich  pustka,  ży­

ciowa  ciemna  dziura,  a  my  nie  wiemy  już,  dla  kogo 

mamy  żyć.  Wielu  z  nas  wpada  wówczas  w  depre­

sję.  Trzeba  nieraz  długich  lat,  by  uporać  się  ze  stratą 

osób bliskich.

Jednak  boli  nas  także  śmierć  tych,  z  którymi 

wcześniej  żyliśmy  w  skłóceniu  i  niezgodzie,  z  któ­

rymi  prowadziliśmy  małe  wojny:  domowe,  sąsiedz­

kie,  polityczne.  Ta  śmierć  boli  inaczej.  Nieraz  boli 
nawet  głębiej.  Robi  nam  bowiem  w  sposób  brutal­

ny  rachunek  sumienia  z  naszego  odnoszenia  się  do 

nich:  demaskuje  naszą  małość,  skąpstwo,  brak  życz­

liwości,  szlachetności,  współczucia,  przebaczenia. 

Jeżeli  przez  całe  lata  wieszaliśmy  na  kimś  psy,  po 

jego  śmierci  wszystkie  one,  w  naszym  sumieniu,  za­
czynają  na  nas  szczekać  i  ujadać.  To  bolesne  do­
świadczenie.

Tragedia  smoleńska  to  wielkie  wyzwanie  dla  na­

szej  polityki.  Od  lat  w  kraju  trwają  dągie  spory,  kłót­

nie,  afery.  Brak  wzajemnego  szacunku,  poniżanie  się 
i  upokarzanie  sprawiają,  że  z  przykrością  śledzimy 

wydarzenia  polityczne.  Oby  ta  śmierć  odnowiła  na­

sze  życie  polityczne.  .Ileż  można  się  kłócić?  Mamy 
tylko  jedno  żyde'  -  powiedział  nastolatek,  harcerz 
pytany o komentarz po powrode z Katynia.

Wszyscy codziennie uczestniczymy w żyriu poli­

tycznym: uprawiając politykę bezpośrednio czy też

IB

background image

może  tylko  interesując  się  nią  i  rozmawiając  o  niej 

w gronie rodziny i przyjaciół. Polityka to istotny ele­
ment  życia.  Ona  w  sposób  decydujący  wpływa  na 

ludzkie  losy.  Może  pomagać  ludziom  żyć  godniej, 
ale  może  też  stać  się  narzędziem  przemocy,  oktu- 
cieństwa  i  zbrodni.  Ofiary  mordu  katyńskiego,  któ­

rym  polegli  w  katastrofie  chcieli  oddać  hołd  w  sie­
demdziesiątą  rocznicę  śmierci,  były  owocem  stali­
nowskiej polityki.

Ta bolesna śmierć może nam pomóc zrobić sobie 

rachunek  sumienia  ze  stylu  uprawiania  życia  spo­
łecznego  i  politycznego.  Ból  po  tragedii  leczy  nas 
z  zacietrzewienia  i  zaślepienia.  Pomaga  nam  lepią 

widzieć,  ile  w  życiu  społecznym  i  politycznym  nie- 
szczerości,  zakłamania,  przemocy,  szukania  włas­
nej  chwały.  Ileż  stosowania  nieczystych  chwytów, 
szukania  własnego  interesu.  Ileż  wyniosłości,  upo­
korzenia  politycznego  wroga,  braku  szacunku  do 

prostego  człowieka,  lekceważenie  ludzi  ubogich 
i słabych. Ileż cynizmu religijnego, pogardy dla pod­
stawowych  zasad  moralnych.  Trzeba  się  modlić,  by 
ta  bolesna  śmierć  stała  się  doświadczeniem  oczysz­
czającym, 

kałharsis  naszej  polityki  i  życia  społeczne­

go w ogóle.

background image

f

Rób, co chcesz, 

ale pamiętaj o śmierci

Tragedia  narodowa,  jaka  miała  miejsce  pod  Smo­

leńskiem,  nakłada  się  na  rocznicę  śmierci  Ojca  Świę­

tego  Jana  Pawła  II.  Pięć  lat  temu  odszedł  bliski  nam 

Człowiek,  który  przywiązał  nas  do  siebie  mocno. 
Odszedł  jednak  po  latach  cierpienia.  Jego  pogłębia­

jąca  się  choroba  przygotowała  nas  stopniowo  na  jego 

odejście.  Obłożna  choroba  i  śmierć  Papieża  Polaka 
były  bolesne,  ale  naturalne.  Tej  śmierci  spodziewali­
śmy się z dnia na dzień. Nie była zaskoczeniem.

Naturalne  też  było  i  to  -  trzeba  to  powiedzieć  ze 

skruchą  -  że  śmierć  Jana  Pawła  II  nie  odmieniła  wie­
le,  albo  prawie  niczego,  w  naszym  żydu  społecznym, 
politycznym,  medialnym,  i  tak  na  przykład  wrogo 

nastawione  do  siebie  dwa  obozy  kibiców  w  Krako­
wie,  które  w  okresie  żałoby  organizowały  wspólne 
marsze  i  Msze  na  stadionach  sportowych,  szybko 

wróciły  do  swoich  zwyczajowych  bójek.  Niemal 

nad  trumną  Zmarłego 

2

aczęła  się  też  lustracja  pro­

wadzona  brutalnymi  metodami,  wykorzystywana 
nierzadko do walki politycznej.

187

background image

Ta  śmierć,  którą  teraz  przeżywamy,  jest  inna:  za­

skakująca,  gwałtowna.  Nikt  się  jej  nie  spodziewał. 
Przyszła  nieoczekiwanie,  jak  złodziej.  Wdarła  się 

bezceremonialnie  na  scenę  życia  społecznego  i  po­

litycznego,  bezpardonowo  zmieniając  cały  misternie 

zbudowany  przez  lata  układ  sił.  Zmiotła  z  szachow­

nicy  politycznej  ustawiane  od  lat  pionki.  Odebrała 

nam  wszystkim  poczucie  bezpieczeństwa.  Także  po­

litykom.  Zaprzestali  gwałtownych  sporów,  kłótni. 

PiS, PO czy SLD - dziś to nie są już te same partie.

Śmierć  -  samowolnie,  nie  konsultując  się  z  nikim 

-  wyznaczyła  nowy  termin  wyborów  prezydenckich. 

Nie  potrzebowała  głosowania  w  Sejmie  i  Senacie,  ni­

kogo  nie  prosiła  o  podpis  i  zgodę.  Nie  tylko  przypo­

mniała  nam  o  swoim  istnieniu,  ale  także  o  wielkiej 

władzy, jaką posiada nad ludzkim życiem.

„Rób,  co  chcesz,  ale  pamiętaj  o  śmierci"  -  mawia­

li  starożytni.  To  wielka  mądrość,  o  której  w  ferworze 

walki,  nawale  pracy  czy  też  w  upojeniu  zmysłowym 
zapominamy.  Chwilowe  powodzenie,  sława,  odro­

bina  władzy,  trochę  pieniędzy  zaślepia  nas  i  pozba­

wia  wręcz  rozumu.  Wydaje  się  nam,  że  to  my  rządzi­
my  życiem:  własnym  i  innych.  Zaczynamy  wówczas 

lekceważyć  podstawowe  zasady,  którymi  rządzi  się 
ludzkie życie: własne i bliźnich.

Ta  narodowa  tragedia  przypomina  nam,  jako 

narodowi,  że  wszystko,  co  robimy,  prywatnie  i  pub­
licznie,  otwarcie  i  skrycie,  szczerze  i  w  zakłamaniu, 

z  pokorą  czy  pychą,  ma  swoje  ściśle  określone  gra­

nice. To granice naszej własnej śmierci. Nie można

188

 --------

background image

dobrze  żyć,  pracować  kochać  bliźnich,  odpoczywać 

bawić  się,  modlić  się,  kiedy  zapomni  się  o  śmierci. 

A  kiedy  ludzie  władzy  zapominają  o  własnej  śmier­

ci,  stają  się  tyranami,  a  ich  rządy  zatrute  są  jadem 

domniemanej nieśmiertelności, ich pychy.

background image

Śmierć orędowniczką 

zgody i pojednania

Chorobę  i  śmierć  bliskich  przeżywamy  zwykle  pry­

watnie  -  w  naszych  rodzinach,  w  gronie  przyjaciół. 

Z  bólem  po  stracie  bliskich  raczej  się  nie  obnosimy. 
W  takich  momentach  unikamy  raczej  ludzi.  Wszyst­

ko,  co  dzieje  się  wokół  śmierci,  odbywa  się  na  ogół 

dyskretnie.  Klimat  żałoby  i  śmierci  nie  przenika  do 
żyda  społecznego  i  medialnego.  Z  naszych  miast, 
dużych  i  małych,  zniknęły  kondukty  pogrzebowe. 
Śmierć  wycofała  się  z  przestrzeni  publicznej  do  za­
kładów  pogrzebowych,  kośriołów  i  na  cmentarze. 
Stała się sprawą prywatną, kłopotliwą i wstydliwą.

Nieprzypominanie 

śmierd 

to 

dziś 

kwestia 

poprawność 

politycznej. 

Usiłujemy 

więc 

udawać 

przed  sobą  i  przed  innymi,  że  śmierć  nie  ma  nam 

wiele  do  powiedzenia.  Żyjemy  często  w  nieświa­

domość  własnej  śmierci  jak  ludzie  przed  potopem, 

o  których  Jezus  mówi: 

jedli  i  pili,  żenili  się  i  za  mąż  wy­

dawali  (Mt  24,38),  kupowali  i  sprzedawali  aż  do  dnia 

katastrofy.  Planujemy  własne  żyrie,  a  nieraz  i  żyće 

bliźnich, jak głupi bogacz z Ewangelii, nie zdając

----------------------------------_ MA -----------------

background image

sobie  sprawy,  że  śmierć  czyha  tuż,  za  progiem  (por. 

Łk  12,17-20).  Od  czasu  do  czasu  można  pani  śmierć, 

nie  zważając  na  przyjęte  konwenanse,  staje  przed 

nami  i  brutalnie  zdziera  teatralne  maski,  które  sobie 

zakładamy, aby bawić się w teatr życia.

Życie  jest  kruche,  a  z  jego  końcem  trzeba  się  li­

czyć.  Nie  jest  to  bynajmniej  wyraz  pesymizmu. 

Wręcz  przeciwnie  odwrotnie.  Na  wielu  portretach 

świętych,  malowanych  w  dawnych  czasach,  przed­

stawiano  ich  z  czaszką  w  tle.  Jednym  z  ważnych 

znaków  świętości  jest  bowiem  świadomość  upły­

wającego  czasu  i  odpowiedzialności  za  życie  przed 
własnym  sumieniem,  bliźnimi  i  Bogiem.  W  życio­

rysie  św.  Alojzego  Gonzagi,  jezuickiego  scholastyka 

pochodzącego  z  królewskiego  rodu,  który  zmarł, 
mając  dwadzieścia  trzy  lata,  czytamy,  że  jednego 

dnia  w  czasie  wspólnotowej  rekreaq'i  ktoś  zadał  mu 

pytanie:  .Co  robiłbyś,  gdybyś  się  dowiedział,  że  za 

godzinę  umrzesz?".  Święty  odpowiedział:  .Dalej 
rozmawiałbym z wami .

Żyć  tak,  aby  w  każdej  chwili  życia być gotowym 

na  śmierć.  Oto  szczyt  mądrości  i  doskonałości. 

1  to 

nie  tylko  ze  względu  na  Boga  i  życie  wieczne,  ale 
także  ze  względu  na  ludzi:  naszych  bliskich  i  tych, 

z którymi żyjemy na co dzień. Śmierć bliskich, z któ­
rymi  żyliśmy  w  konflikcie,  diametralnie  zmienia 

nasze  relacje  z  nimi.  Uczucia  niechęci,  wrogości, 
nienawiści  gdzieś  znikają  a  w  ich  miejsce  pojawia 

się:  pokora,  trwoga  przed  tajemnicą  żyda  wiecz­
nego, głębokie poczucie winy. Wielu wielkich poli-

background image

tyków  było  w  ostrym  konflikcie  ze  świętej  pamięci 

Lechem  Kaczyńskim.  Jeden  z  nich  po  jego  śmierci 
powiedział,  że  jest  mu  bardzo  przykro,  ponieważ 

miał  z  nim  niezałatwione  sprawy: „Przebaczam mu 
i proszę Boga, aby Bóg mi przebaczył". Inny wyznał 

„Cieszę się, że zdążyłem Kaczyńskiego przeprosić'.

Śmierć  nie  jest  mścicielką,  która  wyrównuje  ra­

chunki,  ale  wielką  orędowniczką  zgody  i  pojedna­

nia między ludźmi.

192

background image

Tej śmierci nie możemy zmarnować

Bólowi  po  tragedii  pod  Smoleńskiem  towarzyszy 
poczucie  bezsilności  i  niemocy.  Spontanicznie  rodzi 

się  pokusa  szukania  winnych:  na  ziemi  i  w  niebie, 
jednak  nawet  jeżeli  wskażemy  na  nich,  oni  niczego 
nam nie wyjaśnią; możemy jednie usiłować rozłado­

wać  nasze  frustracje. Dziś  nawet  wielkanocna wiara 
w  zwycięstwo  Zmartwychwstałego  nad  grzechem 
i  śmiercią,  choćby  najsilniejsza,  okazuje  się  mimo 
wszystko bezradna wobec gwałtownych emocji: po­
czucia  krzywdy,  niesprawiedliwości  losu,  bezsensu 
śmierci.  Wiara  miast  przynieść  nam  natychmiasto­
we pocieszenie i ulgę, zostaje poddana próbie i mu­
si  zmagać  się  o  przetrwanie.  Nie  jest  ona  przecież 
spiżowym  posągiem,  ale  wiosenną  kruchą  roślinką, 
której wiele zagraża. Nasza wolność staje przed dra­
matycznym wyborem, po której stronie się opowie­
dzieć: po stronie bolesnych emocji czy też po stronie 
wiary.  Wiara,  choć  mniejsza  niż  ziarnko  gorczycy, 
wbrew wszelkim naszym uczuciom uchyla nam jed­

nak  rąbka  tajemnicy  ludzkiego losu,  który  nie koń­
czy się wraz ze śmierdą.

193

background image

Aby  wiara  w  nasze  życie  -  ziemskie  i  niebieskie, 

przyrodzone  i  nadprzyrodzone  -  wyszła  zwycięsko 
z  tej  próby,  musimy  trwać  przed  Panem  na  modli­

twie.  Dziecięca  szczera  rozmowa  z  Nim  pocieszy 

nas,  złagodzi  ból,  osuszy  łzy,  uspokoi  rozedrgane 

nerwy.  Nie  tylko  pomoże  przeżyć  tragedię,  ale  na­

tchnie  nas  także  odwagą,  by  wyciągnąć  z  niej  wnio­

ski na przyszłość.

Przedziwne  są  wszak  człowiecze  losy.  Mieszają 

się  w  nich  ludzkie  zaniedbania  i  niefrasobliwości 

z  wyrokami  Najwyższego,  których  nie  jesteśmy 

w  stanie  ani  przewidzieć,  ani  też  pojąć.  Trzeba  nam 
prosić  Boga  nie  o  zrozumienie  tajemnicy  żyda,  ale 

o  jej  przyjęde.  W  jakim  celu?  By  doświadczyć  pełni 

żyda,  doznać  jego  radości.  Wszystko,  co  nas  spotyka 

na  tej  ziemi,  musi  służyć  życiu:  naszemu  i  bliskich; 
życiu  doczesnemu  i  wiecznemu.  W  tym  objawiła  sit 
miłość  Boga  ku  nam,  że  zesłał  Syna  swego  jednorodzont- 
go  na  świat,  abyśmy  życie  mieli  dzięki  Niemu  (1J  4,9). 

W  Wieczerniku,  przed  swoją  męką,  Jezus  zapewnia 
uczniów,  że  wszystko,  co  dla  nich  robi,  służy  jedne­

mu:  aby  Jego  radość  była  w  nich  i  aby  radość  ta była 
pełna (por. J15,11).

Nie  możemy  ulec  pokusie  zgorszenia,  oskarżania 

Boga.  Nie  możemy  zatrzymać  się  przy  kamieniu  na 
drodze,  o  który  potknęliśmy  się  i  który  nas  zranił. 
Trzeba  się  dźwignąć  i  iść  dalej.  Z  większą  pokorą, 
z  większym  szacunkiem  dla  tajemnicy  żyda,  z  więk­

szą  szlachetnośdą  i  hojnością  wobec  bliźnich,  także 

tych,  którzy  inaczej  myślą  i  postrzegają  świat  a  na­

-------------------------------------— m —----------------------------------------------

background image

de  wszystko  z  większą  otwartością  na  Tego,  dla  któ­
rego  wszystkie  narody  są  jak  kropla  wody  na  wiadrze, 

znaczy  tyle,  co  pytek  na  szali.  Oto  wyspy  ważą  tyle  co 
ziarnko prochu (Iz 40,15).

background image

Szanujmy ludzi, 

póki jeszcze żyją

Tragedia  w  Smoleńsku  ukazała,  że  dobre  funkcjono­

wanie  państwa  jest  podstawowym  dobrem  wszyst­

kich  obywateli.  I  choć  nie  było  żadnego  bezpośred­

niego  zagrożenia  w  funkcjonowaniu  państwa,  to 
doświadczyliśmy,  na  jak  kruchych  podstawach  jest 

ono  zbudowane  -  na  ludzkim  życiu.  Poczuliśmy,  jak 

mało  brakuje  do  naruszenia  naszego  poczuda  bez­
pieczeństwa.

Wzruszenie,  załzawione  całymi  godzinami  oczy, 

ból  niemal  fizyczny,  kwiaty  i  znicze,  niezliczone  tłu­
my,  które  wyległy  na  ulice  Warszawy  i  Krakowa,  by 

towarzyszyć  prezydentowi  Lechowi  Kaczyńskiemu 
w  jego  ostatniej  drodze,  te  i  inne  gesty  pokazują,  że 

Polacy  doceniają  tych,  którzy  pracują  dla  dobrego 
funkcjonowania  ich  państwa.  Państwo  traktują  jako 
własny dom.

Prości  ludzie  nie  mają  praktycznie  żadnej  możli­

wości,  aby  wpływać  na  politykę,  tę  wielką  i  tę  małą. 
Większość  nie  wierzy,  że  ich  jeden  głos,  oddany  raz 

na kilka lat, może coś zmienić. I właśnie dlatego wie-

196

background image

lu, widząc zachowania polityków, które ich irytują 
i budzą gniew, rezygnuje z pójścia do wyborów. To 

bezradny protest nie przeciwko państwu czy polity­
ce, ale aroganckim zachowaniom ludzi władzy.

Ludzi  bardzo  boli,  kiedy  sprawowanie  władzy 

i korzyści z niej płynące traktowane są jako naczelne 
dobro polityki. Obywatele czują się poniżeni, kiedy 
walka  polityczna  staje  się  wzajemnym,  personal­

nym wyniszczaniem siebie, a nie debatą i dyskusją
0 programie politycznym. Kiedy zaś ludzie władzy 
wzajemnie się ośmieszają, obrażają, w brudny spo­
sób wyciągają sobie sprawy obyczajowe, obywatele 

czują się upokorzeni i poniżeni. Podobnie jak poni­
żony  czuje  się  syn  w  oczach  swoich  kolegów,  gdy 
jego ojciec zachowuje się bez kultury.

Służba  państwu  jest  służbą  obywatelom.  Oby 

ta  tragedia  przypomniała  politykom  ze  wszystkich 
ugrupowań  o  ich  misji  i  odpowiedzialności.  Upra­
wianie  polityki,  rządzenie  państwem,  pełnienie 

funkcji  na  wszystkich  szczeblach  państwowości, 
winno  być  traktowane  jako  praca  na  rzecz  dobra 
wspólnego.

Sami  politycy,  opinia  społeczna,  a  także  media 

winny protestować wobec zachowania tych polity­
ków,  którzy  -  dla  zwrócenia  na  siebie  uwagi  -  po­

sługują się teatralną błazenadą, bezceremonialnym

aroganckim kłamstwem oraz innymi nieuczciwymi 

metodami. Polityka jako służba narodowi winna być 
uprawiana  z  należytą  powagą,  z  poszanowaniem 
dla wszystkich, także politycznych oponentów.

background image

1

Modlitwa  to  jeden  z  naszych  najważniejszych 

sposobów  wpływania  na  tych,  którzy  uprawiają  po­

litykę.  Tak  obficie  korzystaliśmy  z  niego  w  okresie 

stanu  wojennego.  Czuliśmy  się  wtedy  w  pułapce, 

jak  Żydzi  ścigani  przez  faraona.  Wody  Morza  Czer­

wonego  ustąpiły,  a  my  suchą  nogą,  bez  rozlewu 

krwi,  weszliśmy  do  ziemi  obiecanej,  wolnej  ojczy­

zny. Chciejmy i dzisiaj nasz gniew na polityków, nie­

zadowolenie  z  ich  działania  przekuć  na  modlitwę. 

„Czas  schować  zęby.  Szanujmy  ludzi,  póki  jeszcze 

żyją"  -  powiedział  jeden  z  polityków,  komentując 

tragiczne chwile, jakie przeżywamy.

-----

198

background image

Pojednanie polsko-rosyjskie

Obie  tragedie,  ta  sprzed  siedemdziesięciu  laty  i  ta 

z  kwietnia  2010  roku,  miały  miejsce  na  ziemi  rosyj­

skiej.  I  obie  są  związane  z  Katyniem.  Mord  katyński, 

dokonany  przez  bolszewików  na  polecenie  Stalina, 

stal  się  przyczyną  konfliktu  Polaków  i  Rosjan  na 

dziesięciolecia.  Związek  Radziecki  w  sposób  cynicz­

ny  przez  cały  czas  swego  istnienia  negował  zbrodnię 

katyńską,  usiłując  obciążyć  nią  Niemców.  Katyń  stał 

się  raną,  która  krwawiła  i  nadal  krwawi.  W  czasach 

Polski  Ludowej  za  rozpowszechnianie  prawdy  o  Ka­

tyniu groziło dwa lata więzienia.

Przekazanie  dokumentów  o  zbrodni  katyńskiej 

przez  prezydenta  Borysa  Jelcyna  prezydentowi  Le­

chowi  Wałęsie  i  udział  Władimira  Putina,  premiera 

Rosji,  w  obchodach  siedemdziesiątej  rocznicy  mor­

du  stały  się  początkiem  objawiania  się  całej  praw­

dy  o  zbrodni.  Tuż  po  tragedii  w  Smoleńsku  Putin 

ponownie  dał  wyraz  dobrej  woli  w  wyjaśnieniu  ka­

tyńskiego  mordu,  otwarcie  stwierdzając,  że  był  on 

zemstą  Stalina  za  klęskę  bolszewickiej  Rosji  w  woj­

nie  z  Polską  w  1920  roku.  Te  słowa  z  ust  byłego

199

background image

pracownika  radzieckich  służb  specjalnych,  byłego 

prezydenta  Rosji,  obecnego  premiera,  który  jeszcze 

kilka  lat  temu  po  tragedii  w  Biesłanie  wyrażał  żal 

z  powodu  rozpadu  Związku  Radzieckiego,  graniczą 
wręcz z cudem.

Wbrew  wszelkim  zaszłościom,  najbardziej  bo­

lesnym,  narody  muszą  żyć  w  zgodzie,  by  budować 

lepszą  przyszłość  dla  siebie  i  swoich  dzieci.  Nikt, 

tym  bardziej  całe  narody,  nie  mogą  sobie  pozwolić 

na  nieustanne  wpatrywanie  się  w  doznane  krzywdy, 

podtrzymywanie  poczucia  żalu.  Życie  idzie  dalej. 

Także życie narodów.

Jak  podkreśla  wielu  polityków  i  komentatorów, 

nasza  narodowa  tragedia  pod  Smoleńskiem  ma szan­
sę  stać  się  momentem  przełomowym  w  relacjach 

polsko-rosyjskich  i  przyczynić  się  do  pojednania.  Od 

dłuższego  czasu  pracuje  specjalna  mieszana  komisja 
kościelna  polsko-rosyjska,  która  ma  za  zadanie  opra­

cowanie deklaracji o pojednaniu obu narodów.

Wieki  wzajemnych  konfliktów  naznaczone  woj­

nami  i  przemocą  ciągle  rzucają  się  cieniem  na  wza­
jemne  relacje  we  wszystkich  sferach:  polityczną, 

ekonomicznej,  kulturalnej,  religijnej.  I  choć  w  obu 

naszych  narodach  płynie  ta  sama  słowiańska  krew, 
a  nasze  kultury  mają  wspólne  chrześcijańskie  korze­

nie,  to  jednak  ciągle  dominuje  wrogość.  Krew  pol­

ska,  która  ponownie  wsiąkła  w  rosyjską  ziemię,  tym 

razem  z  powodów  losowych,  ukazuje  cały  bezsens 
nieustannego  rozdrapywania  starych  ran,  wzajem­
nych oskarżeń, podtrzymywania animozji.

background image

Pochówek prezydenta Kaczyńskiego 

na Wawelu

Prezydent  Lech  Kaczyński  spoczął  na  Wawelu. 

Wielu  pytało  i  pyta  nadal:  Czym  sobie  zasłużył? 

Dlaczego  Wawel  dla  polityka,  który  był  postrzegany 

jako  jeden  z  wielu,  wcale  nie  najwybitniejszy,  a  nie­

które  jego  decyzje  były  uważane  za  kontrowersyjne? 
Czym  się  okupił,  że  leży  teraz  obok  Piłsudskiego,  Ja­

na 111 Sobieskiego czy Stefana Batorego?

Na  Wawelu  spoczął  nie  tylko  z  powodu  osobi­

stych  zasług.  Zginął  w  czasie  pełnienia  służby;  po­

legł  w  drodze  do  Katynia,  miejsca  dla  Polaków  bo­

lesnego  i  zarazem  świętego.  Poległ  wraz  z  ludźmi 
pełniącymi  najwyższe  urzędy  w  państwie.  Wawelski 

pochówek  Kaczyńskiego  urasta  do  rangi  wielkiego 
symbolu.  Będzie  przypominać  nie  tylko  jego  zasługi 
jako  Prezydenta,  ale  także  podwójną  tragedię  katyń­
ską:  tę  sprzed  siedemdziesięciu  laty  i  tę  z  kwietnia 
2010  roku.  Przy  sarkofagu  Kaczyńskiego  i  jego  żony 
będziemy  modlić  się  także  za  dziewięćdziesiąt  czte­

ry  osoby,  które  poległy  z  nimi  pod  Smoleńskiem. 
Prezydent  zabierze  do  wawelskich  podziemi  pa­

201

background image

mięć  o  tych,  którzy  mu  towarzyszyli  w  jego  ostat­

niej  misji.  Lista  nazwisk  tragicznej  katastrofy  pod 

Smoleńskiem  zostanie  umieszczona  obok  sarkofagu 

Kaczyńskich.

Lech  Kaczyński  świętym  nie  był.  Nie  był  też 

z  pewnością  przywódcą  na  miarę  Piłsudskiego.  Był 

jednak  człowiekiem  prawym,  zatroskanym  o  dobro 

Polski.  Jego  zaangażowanie  w  czasie  kryzysu  na 

Ukrainie  i  w  Gruzji  przejdzie  do  historii  jako  wyraz 

wielkiej  odwagi.  Powiedział  głośno  to,  co  bali  się  po­

wiedzieć  najwięksi  światowi  przywódcy.  Jego  poli­

tyczna  gra  była  niekiedy  twarda.  Sam  bywał  uparty. 

Ale  za  jego  twardością  polityczną  krył  się  wrażliwy 

i dobry człowiek, delikatny, niekiedy wręcz miękki.

Wobec  zwyczajnego  chamstwa,  i  to  wcale  nie  po­

litycznego,  zdawał  się  zupełnie  bezradny.  Robił  minę 

niesprawiedliwie  bitego  chłopa.  Nie  zabierał  głosu, 

gdy  brutalnie  ingerowano  w  jego  życie  prywatne, 

oskarżano  o  najgorsze  jego  samego  i  jego  brata;  kie­

dy  pytano  -  a  media  powtarzały  to  bezmyślnie  -  czy 

aby  nie  ma  problemów  ze  zdrowiem,  z  alkoholem, 

z  życiem  rodzinnym,  a  jego  brat...  z  orientaq'ą  sek­

sualną.  Politycy  z  przeciwnego  obozu  milczeli,  choć 

zachowania ich kolegów były moralnie brudne.

W  tym  kontekście  pochówek  Kaczyńskiego  na 

Wawelu  -  w  moim  odczuciu  -  jest  pstryczkiem  hi­
storii  w  zadarte  nosy  ludzi,  którzy  patrzą  na  wszyst­

kich  z  góry,  poniżają  ich,  mówią  z  pogardą,  na  jaką 
żaden  człowiek  nie  zasługuje,  także  polityk.  Wobec 

przeciwników  politycznych  wymagana  jest  wyższa

202

background image

kultura niż wobec partyjnych kompanów. Pochówek 
Kaczyńskiego na Wawelu to wielka lekq'a, jaką daje 

nam Opatrzność. To nie my, wyborcy czy wybiera­
ni,  decydujemy  ostatecznie  o  losach  kraju,  świata, 
ludzkości.  Nie  my!  Tym zaś, którym  wydaje się, że 
decydują,  historia  nierzadko  dmucha  w  nos.  Same 
narzucają  się  słowa  Jezusa: 

Każdy  [...],  kto sit wywyż­

sza,  bfdzie  poniżony,  a  kto  się  uniża,  będzie  wywyższony 
(Łk 18,14).

background image

Nie ma odpowiedzialności zbiorowej 

za zbrodnie

Problemów  wzajemnej  koegzystencji  narodów  są­

siadujących  ze  sobą  nie  da  się  rozwiązać  politycz­
nymi  deklaracjami.  My,  Polacy,  jesteśmy  powiązani 

przez  trudną  historię  z  Żydami,  Niemcami,  Rosja­

nami,  Ukraińcami,  Litwinami,  a  nawet  Czechami. 

A  i  Szwedom  przy  okazji  wspominania  historii  Jas­
nej  Góry  wypominamy  potop,  ale  że  to  sprawa  od­

legła  w  czasie,  czynimy  to  bez  emocji.  Może  jedynie 
ze  Słowakami  nie  mamy  otwartych  konfliktów,  ale 
pewnie  tylko  dlatego,  że  oni  swoje  państwo  stwo­

rzyli  dopiero  w  XX  wieku.  Fakt,  że  Niemcy  w  cza­
sie  drugiej  wojny  światowej  zniszczyli  krakowski 

pomnik  bitwy  pod  Grunwaldem,  a  Polacy  go  potem 
odbudowali  (a  teraz  zamierzają  zrobić  wielkie  świę­

towanie  grunwaldzkiego  zwycięstwa  po  sześciuset 
latach),  pokazuje  jedynie,  jak  głęboko  w  historii  za­

korzeniony jest konflikt polsko-niemiecki.

Ze  wszystkimi  sąsiadami  utrzymujemy  obecnie 

co  prawda  poprawne  relacje  polityczne,  ekonomicz­

ne i kulturalne, ale to jedynie zewnętrzna powłoka.

---------------------------------------  204 ----------------------------------------------

background image

Przy  okazji  ważnych  wizyt  politycznych  mówimy 
o  dobrej,  przyjacielskiej  współpracy,  ale  wystarczy 

jedno  niefortunne  wydarzenie  polityczne  czy  spo­
łeczne,  a  natychmiast  z  zakamarków  narodowej  du­
szy  wyłażą  demony  wzajemnych  narodowych  ani­
mozji,  konfliktów,  niewybaczonych  jeszcze  krzywd. 

Zaczynają  się  wzajemne  oskarżenia,  wrogie  deklara­

cje,  listy  protestacyjne  itd.,  itp.  Wystarczy  przywołać 
choćby  kontrowersyjną  decyzję  prezydenta  Ukrainy 

Juszczenki  sprzed  jego  odejścia  ze  stanowiska.  Na­

dał  on  (22  1  2010)  tytuł  bohatera  narodowego  Ukra­

iny  Stepanowi  A.  Banderze,  przywódcy  Organizacji 

Ukraińskich  Nacjonalistów,  który  zdaniem  polskich 

historyków  winien  być  sądzony  za  zbrodnie  ludo­

bójstwa  na  Polakach  na  równi  z  niemieckimi  nazi­

stami.  Tyle  znaczą  wielokrotne  deklaracje  o  współ­

pracy i przyjaźni.

Przyjaźń  między  narodami  może  być  oparta  jedy­

nie  na  prawdzie  i  sprawiedliwości  A  prawdą  jest  to, 

że  naród  nigdy  jako  całość  nie  jest  odpowiedzialny 

za  zbrodnie  na  innych  narodach,  ale  konkretne  oso­

by,  organizacje,  grupy  interesu.  Wszystkie  zbrodnie, 

te  indywidualne  i  popełnione  masowo,  mają  swoich 

własnych  zbrodniarzy.  Tych  trzeba  wskazywać,  im 

je  przypisać,  ich  pociągać  do  odpowiedzialność.  Mó­

wienie:  Polacy  współpracowali  z  Niemcami  w  mor­

dowaniu  Żydów,  Ukraińcy  mordowali  Polaków-jest 

zawsze stwierdzeniem z gruntu niesprawiedliwym.

Etty  Hillesum,  holenderska  Żydówka,  patrząc 

na zagładę własnego narodu dokonywaną przez

205

background image

niemieckich  nazistów  pisała  w  dzienniku:  „Narasta 

ogromna  nienawiść  do  Niemców,  która  zatruwa  du­

szę.  «Niech  ich  wszystkich  potopią,  hołota,  do  gazu 
z  nimi»  -  takie  wypowiedzi  stanowią  stały  element 

codziennych  konwersacji  i  czasem  stwarzają  wraże­

nie, że w tych czasach nie da się już żyć. Aż nagle pa­

rę  tygodni  temu  wpadła  mi  do  głowy  zbawcza  myśl, 

która  sterczy  w  górę  jak  ociągające  się,  młodziutkie 

źdźbło  trawy  między  morzem  chwastów:  choćby 

istniał  tylko  jeden  przyzwoity  Niemiec,  wart  byłby 

tego,  by  go  chronić  przed  całą  barbarzyńską  bandą 

i  przed  nienawiścią  do  całego  narodu".  Za  zbrodnie 

nie ma odpowiedzialności zbiorowej.

206

background image

Wakacyjna lektura

ramach  wakacyjnej  lektury  przeczytałem  Moje 

życie  nielegalne  ks.  Isakowicza-Zaleskiego  (Kraków 

2008).  Autor  opowiada  szczerze  o  sobie,  co  pozwa­
la  czytelnikowi  uwolnić  się  od  lustracyjnego  nalotu 

w spojrzeniu na jego życie.

Ks. Zaleski to najpierw człowiek pełen twórczego 

niepokoju, któremu nie trzeba pokazywać palcem, co 
można  zrobić  dobrego,  bo  sam  to  doskonale  widzi. 
Przeciera nowe szlaki. Z własnej inicjatywy i na włas­

ną  odpowiedzialność  posługiwał  „Solidarności", 
prowadził działalność na rzecz niepełnosprawnych, 

zakładał  schronisko  w  Radwanowicach.  Z  własnej 
też  inicjatywy  zaangażował  się  w  duszpasterstwo 

Ormian,  w  niebezpieczny  temat  lustracji  duchow­
nych,  dopominał  się  o  pamięć  o  ofiarach  Wołynia. 

Jego  działalność  nacechowana  jest  wrażliwością  na 
ludzkie  cierpienie,  uporem  oraz  -  co  sam  podkre­

śla  z  odcieniem  autoironii  -  ormiańskim  sprytem. 
Twardy  i  nieustępliwy  ale  jednocześnie  współczu­

jący  i  wrażliwy.  Czytając  jego  szczere  wypowiedzi 
o sobie, można zapytać i siebie: A któż nie reaguje

207

background image

emocjonalnie?  Któż  z  nas  nie  ma  słabości  i  obolało­

ści,  szczególnie  gdy  biją  go  „za  darmo"?  Choć  nie 

musimy  podzielać  jego  radykalizmu  lustracyjnego 

czy  też  dochodzenia  sprawiedliwości  za  wszelką 

cenę,  to  winniśmy  docenić  jego  wielkie  zaangażo­

wanie  na  rzecz  ubogich  i  pokrzywdzonych  oraz  jego 

twórczą pasję.

Ostatnia  część  książki  Moje  życie  nielegalne  to  opo­

wiadanie  o  bezradności  w  lustracyjnej  wojnie...  Nie 
tylko  jego  osobistej  bezradności,  ale  także  i  Kościoła 

w  Polsce.  Zasadniczą  metodą  bronienia  się  ks.  Za­
leskiego  w  chwilach  bezradności  nie  była  polemika 
na  argumenty,  ale  właśnie  szczerość  do  bólu,  która 

kazała  mu  publicznie  mówić  o  tym,  co  go  dotyka, 

upokarza  i  poniża.  Cierpiąc,  domagał  się  sprawied­

liwego  traktowania.  Zaleski,  odsłaniając  swoje  słabe 
miejsca,  pokazywał,  że  nie  jest  z  żelaza,  ale  jest  czło­

wiekiem  kruchym  i  wrażliwym.  Wielokrotnie,  nie 
wytrzymując  napięcia,  wycofywał  się  i  obrażał,  ale 
po  namyśle  deklarował  trwanie  na  stanowisku.  Ta 

właśnie szczerość broni go najbardziej.

To  partner  wymagający.  Głośno  mówi,  co  myśli, 

a  jego  opinie  o  tym,  co  dzieje  się  w  Kościele,  bywają 
niekiedy  gorzkie.  Sam  będąc  szczery,  żąda  szczero­
ści  od  wszystkich,  z  którymi  dialoguje  i  których  lu­

struje,  jakby  nie  liczył  się  z  faktem,  że  nie  wszyscy 
są  do  niej  zdolni.  Może  dlatego  ma  tylu  wrogów... 

Ale  wiernych  przyjaciół  ma  z  pewnością  więcej.  Bez 
ich  pomocy  nie  mógłby  przecież  robić  tego  dobra, 

które robi.

208

background image

NASZE RODZINY

background image

Człowiek

nie jest własnym stwórcą

Robię  recenzję  podręcznika  szkolnego  dla  gimna­
zjum: Kim 

jestem? Wychowanie do życia w rodzinie. To 

jest ważne

  autorstwa  Tomasza  Garstki,  Michała  Ko- 

strzewskiego  i  Jacka  Królikowskiego.  Kiedy  auto­
rzy  mówią  o  związkach  heteroseksualnych,  słowo: 
„małżeństwo, małżonek" biorą w nawias: „Będziesz 
mógł  w  przyszłości  zaplanować  wspólnie  z  part­
nerem (małżonkiem) ciążę”. Ale... kiedy mówią

0  „małżeństwach cywilnych między osobami tej sa­
mej płci", pojęcia „małżeństwa” nie tylko nie podają 
w  nawiasie,  ale  wręcz  przeciwnie  -  wyróżniają  tłu­

stym  drukiem:  „Po  prostu  w  świetle  prawa  docho­
dzi  do  zawierania  «małżeństw  cywilnych  między 

osobami tej samej płd» (tłusty druk]*. I tak podręcz­
nik  dla  nastolatków  ośmiesza  pojęcie  małżeństwa, 
a  wraz  z  nim  niszczy  świat  uznanych  norm  moral­
nych i waitośd społecznych.

Wszystko jednak, co ludzie robią wbrew Bogu

1 Jego prawom wpisanym w naturę człowieka, obra­
ca się przeciwko nim samym, także wówczas, kiedy

-------------------------------  211

background image

-  jak  się  im  wydaje  -  szukają  większego  szczęścia 

własnego  i  bliźnich.  Człowiek  nie  jest  bowiem  włas­

nym  stwórcą  i  nie  może  stworzyć  nowych  praw 

i  reguł  dla  miłości  małżeńskiej  oraz  rodzicielstwa. 

Jest  natomiast  zobowiązany  odkrywać,  przyjmować 

i  wprowadzać  w  życie  te,  które  Bóg  swoim  aktem 

stwórczym  w  niego  wszczepił.  I  tylko  w  ten  sposób 

może  osiągać  dojrzałość  oraz  stawać  się  szczęśliwy 

i uszczęśliwiać innych.

Możemy  zapytać:  „Cóż  zatem  mamy  czynić?" 

(por.  Dz  2,  37).  Aby  uzdrowić  nasze  więzi  małżeń­

skie  i  rodzinne,  trzeba  na  nowo  odkryć  fundamen­

talny  związek  człowieka  z  Bogiem.  Tylko  tak  mo­

żemy  odnaleźć  miłość  oraz  radość  dzielenia  się  nią 

z  bliźnimi.  Jeśli  nie  staniemy  się  dziećmi  Ojca  nie­

bieskiego,  nie  wejdziemy  do  królestwa  Jego  miłość 

(por.  Mt  18,  3).  Oto  prawdziwe  lekarstwo  na  nie­

prawości  i  grzechy  zachodniej  cywilizacji  przeciwko 

ludzkiej miłości, małżeństwu, rodzinie i ojcostwu.

Miast  zatruwać  się  postawą  jałowego  gorszenia 

się,  oburzania,  gniewu  i  lęku  przed  przyszłośdą, 

trzeba  nam  nieustannie  powierzać  siebie  i  cały  świat 

miłosiernemu  Ojcu  oraz  pełnić  uczynki  miłosierdzia 
wobec  ludzi,  którzy  doznali  krzywdy  w  rozbitych 

małżeństwach  i  poranionych  rodzinach.  „Żądam  od 

ćebie  uczynków  miłosierdzia,  które  mają  wypływać 
z  miłości  ku  Mnie.  Podaję  d  trzy  sposoby  czynienia 

miłosierdzia  bliźnim:  pierwszy  -  czyny,  drugi  -  sło­
wo,  trzeci  -  modlitwa"  -  mówi  Jezus  do  św.  Siostry 

Faustyny (Dzienniczek, 742) i do każdego z nas.

----------------------------------------------- 212

background image

Jeżeli  współczesny  kryzys  małżeństwa  i  rodziny 

podejmiemy  jako  ważne  wezwanie  do  modlitwy, 

dobrych  uczynków  i  nieustannego  wzywania  Boże­

go  miłosierdzia  dla  nas  i  całego  świata,  stanie  się  on 

dla  nas  niepowtarzalną  okazją  do  odkrywania  ciągle 

na  nowo  piękna  miłości:  ludzkiej  i  Boskiej,  małżeń­

skiej i rodzicielskiej.

background image

Goniłeś mnie, ojcze, 

w moich snach

Chwała  (...)  człowieka  płynie  ze  czci  ojca.  (...)  Synu, 

(...) 

nie zasmucaj go w jego życiu (Syr 3,11-12).

List  do  ojca  z  Biblioteki  „Gazety  Wyborczej"  (War­

szawa  2008)  zawiera  sto  czterdzieści  listów,  wybra­

nych  z  ponad  tysiąca,  jakie  napisali  czytelnicy  do 

swych  ojców  w  odpowiedzi  na  ankietę.  Książka  jest 

świadectwem,  nierzadko  bardzo  bolesnym,  o  potę­

dze  ojcowskiej  miłości  oraz  wielkim  wołaniem  dzie­

ci  -  niezależnie  od  ich  wieku  -  o  jego  obecność,  sza­

cunek,  życzliwość  i  wsparcie.  Książka  przeczy  hipo­

tezom  psychologicznym  o  względności  ojca  w  życiu 

dziecka.

List  do  ojca  winni  przeczytać  wszyscy  ojcowie, 

niezależnie  od  tego,  ile  lat  mają  ich  dzieci.  Ojcowskiej 

miłości  potrzebujemy  całe  życie,  także  wtedy,  kiedy 

sami  mamy  już  własne  dzieci.  W  szczególny  sposób 

książkę  polecam  tatusiom,  których  dzieci  mają  kilka 

-  kilkanaście  lat.  Ona  pomoże  im  zrozumieć,  że  ojco­

stwo  jest  ich  najważniejszym  i  najpiękniejszym  dzie­

łem żyda, ich żydową misją, bez spełnienia której

----------------------------------  2M ---------- ------------------------------

background image

nie  będą  nigdy  szczęśliwi.  Wszystko,  co  mężczyźni 

tworzą  na  polu  zawodowym,  jest  wtórne  i  względne 

wobec ich ojcowskiej roli.

List  do  ojca  jest  bardzo  ważną  lekturą  także  dla 

mam,  szczególnie  zaś  tych,  które  -  niezadowolone 

ze  swoich  mężów  lub  rozwiedzione  z  nimi  -  prze­

słaniają  sobą  i  swoją  lękliwą,  a  posesywną  miłością 

swoim  dzieciom  ich  ojca.  Dziecko  potrzebuje  ojca 

w  takim  samym  stopniu  jak  matki.  Także  wówczas, 

kiedy  relacje  między  małżonkami,  rodzicami  dzie­

cka,  są  bardzo  konfliktowe.  Odgradzanie  dzieci  od 

ich  ojców,  oskarżanie  ich  przed  nimi  jest  krzywdą, 

nie  mniejszą  niż  ta,  którą  być  może  wcześniej  wy­

rządził  ojciec,  jedna  krzywda  wówczas  dopisuje  się 

do drugiej.

Książka  jest  zaproszeniem  do  rachunku  sumie­

nia.  Najpierw  z  relacji  z  własnym  ojcem.  Czytając  ją, 

nie  sposób  nie  myśleć  o  swoim  tacie:  jego  postawie, 

zachowaniu,  prowadzonych  z  nim  rozmowach.  Nie 

sposób  zapomnieć  o  najpiękniejszych,  ale  i  najboleś­
niejszych  chwilach  z  nim  spędzonych.  Książka  jest 

wyzwaniem,  by  samemu  napisać  własny  list  do  ojca. 

Niekoniecznie  po  to,  by  wysłać  go  do  gazet  ale  by 
uczyć  się  bycia  ojcem  od  własnego  ojca:  przyjąć  od 

niego  z  wdzięcznością  to,  co  godne  naśladowania, 

a  przebaczyć  mu  to,  co  było  bolesne  i  raniące.  Ust  do 

ojca  pozwala  nam  zrozumiej  że  wszyscy  najpierw 

jesteśmy  dziećmi:  synami  -  córkami.  Mężczyzna, 
stając  się  dobrym  synem  swego  ojca,  może  sam  być 

dobrym ojcem dla własnych dzieci. A kobieta, bę-

2IS

background image

dąc  dobrą  córką  swego  taty,  może  docenić  rolę  ojca 

w życiu własnych dzieci.

„Goniłeś  mnie,  [ojcze],  w  moich  snach,  a  ja  nie 

miałem  dokąd  uciekać.  Wyrzucałem  sobie,  że  nie 
myślę  o  Tobie  dobrze.  [...]  Tęsknię,  Tato"  (Marcin, 

List do ojca).

216

background image

W głowach mają wykreowane 

obrazy rodziny

Zaprawdę,  powiadom  wam:  Wszystko,  co  uczyniliście 

jednemu  z  tych  braci  moich  najmniejszych,  Mnieście 

uczynili (Mt 25,40).

Jedna  ze  stacji  telewizyjnych  nadała  wzruszają­

cy  reportaż  Sylwii  Walendowskiej  ze  zdjęciami  Da­

niela  Wudniaka  z  zakładu  opiekuńczo-leczniczego 
w  Jaszkotlu  koło  Wrocławia  o  pragnieniach  i  ma­

rzeniach  niepełnosprawnych  dzieci.  I  choć  od  jego 

emisji  upłynęło  kilka  tygodni,  chciałbym  do  niego 
wrócić. Reportaż był dla mnie ważny.

„Dzieci  szukają  miłości,  tego,  czego  im  najbar­

dziej  w  życiu  brakuje"  -  mówi  redaktorka  we  wpro­

wadzeniu.  Jedna  z  opiekunek,  bawiąc  się  z  dziećmi, 

komentuje:  „Każda  pracująca  tutaj  osoba  próbuje 

dać  całe serce  tym  biednym dzieciom. Ale  jest  ich tak 

dużo,  że  «jeden  na  jeden*  -  nigdy  tak  nie  będzie". 
Bo  gdyby  było  dość  opiekunek,  niepełnosprawne 

dzieci  nie  musiałyby  leżeć  samotnie  w  łóżeczkach 

spragnione  najdrobniejszych  ludzkich  gestów:  doty­

ku,  przytulenia,  uśmiechu,  zabawy.  Ośrodek  szuka

217

background image

więc  współpracowników  -  wolontariuszy,  którzy 

regularnie  zajmowaliby  się  dziećmi:  zabierali  je  na 

niedzielę,  na  święta,  na  wakacje,  przychodzili  w  cią­

gu tygodnia pobawić się z nimi".

Te  dzieci  nie  mają  szczególnych  życzeń  czy  wy­

magań  -  słyszymy  w  komentarzu.  Pytane  o  marze­

nia  nie  wspominają  o  najnowszych  modelach  kom­

puterów,  grach,  drogich  zabawkach  czy  ubraniach. 

Wiedzą  dobrze,  że  to,  czego  tak  bardzo  pragną,  nie 

da  się  nabyć  za  pieniądze.  Niepełnosprawna  dziew­

czynka,  może  sześcioletnia,  mówi  prosto:  „Chciała­

bym  mieć  rodzinę  zastępczą".  Ona  już  doskonale 

zna  różne  rodzaje  rodziny...  Kilkuletni  niepełno­

sprawny  chłopiec  zapytany  o  swoje  marzenia  mówi 

z  niemałym  wysiłkiem:  „Mieć  mamę,  ciocię,  tatę". 

A  dorastająca  dziewczynka  na  to  samo  pytanie  od­

powiada  elokwentnie:  „Chciałabym  mieć  rodzinę  ta­

ką  kochającą,  dobrą,  chciałabym  mieć  rodzeństwo- 

malutkie,  żeby  się  móc  bawić,  bo  lubię  małe  dzieci". 

„Marzenia?  -  powtarza  pytanie  nastoletni  chłopiec, 

gestykulując  swą  niepełnosprawną  ręką.  -  Chciałem 

być  weterynarzem,  ale  podobno  z  taką  ręką  mnie  nie 

dopuszczą.  Więc  musiałem  się  z  tego  wycofać.  A  w 

ogóle...  Wystarczy  mi  normalna  praca,  dom,  rodzi­

na, żona. Będzie cacy".

„W  głowach  od  lat  mają  wykreowane  obrazy 

rodziny"  -  stwierdza  redaktorka.  Dokładnie  wie­

dzą,  jaka  powinna  być  mama,  jaki  winien  być  tato. 

1  cierpliwie  czekają  na  spełnienie  swych  życzeń. 

Kilkuletni  Sebastian  pytany,  jak  miałaby  wyglądać

218

background image

jego  rodzina,  mówi:  „Mama?  Chciałbym,  żeby  miała 

opuszczone  włosy".  „A  tato?"  -  dopytuje  redaktor­

ka. „Normalnie" - odpowiada mały marzyciel.

Reportaż  to  gorący  apel  do  ludzkich  serc  o  za­

angażowanie  na  rzecz  pomocy  niepełnosprawnym 
dzieciom.  Siostra  Halina  Borowska,  dyrektorka  za­

kładu,  zaprasza:  „Można  zgłosić  się  do  nas  i  ofiaro­

wać  tym  dzieciom  taką  czy  inną  pomoc:  swój  czas, 

uwagę,  w  zależności  od  tego,  co  każdy  z  nas  chciał­

by  tutaj  wnieść.  Niepełnosprawne  dzieci!  One  są 

dziś  naszymi  nauczycielami.  Pozbawione  kochają­
cych rodziców mówią  nam, co  dla nich i dla każdego 

z nas jest najważniejsze - kochająca się rodzina".

background image

Docenią przekazaną im wiarę 

w życiu dorosłym

Rodzice  nie  mogą  zapisać  w  testamencie  dzieciom 

swojej  wiary.  Matka  -  ojciec  mogą  jedynie  dać  wie­

rze  pokorne  świadectwo.  Klimat  wiary,  jaki  stwarza­

ją  w  domu,  jest  decydujący  dla  ich  wzrostu  ducho­

wego,  religijnego  i  moralnego.  W  rodzinie  wierzącej 

dzieci  nasiąkają  wiarą  od  niemowlęcych  lat.  Ponie­

waż  nie  posiadają  własnej  autonomicznej  wiary, 

uczestniczą  w  wierze  swych  rodziców.  Oni  też  nie 

muszą  podejmować  szczególnych  starań  wychowa­

nia  religijnego  swych  pociech,  jeżeli  cenią  swą  wiarę, 

starają się nią żyć i włączają w nią dzieci.

To  dzięki  wierze  rodziców  mały  człowiek  do­

świadcza,  że  „Bóg  po  prostu  jest". 

Jestem,  który  jestem 

-  oto,  w  jaki  sposób  Jahwe  przedstawia  się  Mojże­

szowi;  każe  mu  też  mówić  do  Izraela; 

Jestem  posłał 

mnie  do  was  (Wj  3,14).  To  „dziecinnie  prosty"  argu­
ment.  Jednak  tylko  dla  dzieci.  Ktoś,  kto  „istnieje"  dla 

rodziców,  „istnieje"  także  dla  dziecka;  jeżeli  zaś  „nie 

istnieje"  dla  rodziców,  „nie  istnieje"  też  dla  dzieci. 
„Jak  może  Bóg  nie  istnieć,  skoro  mama  i  tata  co­

-------------------------— 220 ------------------------------------

background image

dziennie  z  Nim  rozmawiają,  kierują  do  Niego  swoje 

prośby,  dziękują  Mu  za  ich  wysłuchanie,  przywołują 

Jego  słowa,  powołują  się  na  Jego  nakazy  i  zakazy?"  - 

myśli kilkuletni człowiek.

Zasadniczą  metodą  wychowania  do  wiary  jest 

codzienna  wspólna  modlitwa  dziecka  z  rodzicami. 

Może  być  krótka,  ale  regularna;  najlepiej  rano  i  wie­

czór.  Matka  -  ojciec  nie  muszą  wówczas  namawiać 

swych  dzieci  do  modlitwy.  Dla  niego  jest  bowiem 

oczywiste,  że  rozmowa  z  Bogiem  jest  tak  samo 

ważną  czynnością  jak  spacer,  posiłek,  sen,  zabawa, 

kąpiel.  To  bowiem,  co  cenią  sobie  tata  i  mama,  ceni 

sobie  także  ich  dziecko.  Dzięki  wspólnej  modlitwie 

z  rodzicami  dzieci  zaczynają  rozumieć,  że  Bóg  jest 

„Wszechmogący"  (jest  to  niemal  imię  własne  nada­

wane  przez  Żydów  Jahwe),  a  każdy  człowiek  -  na­

wet  najsilniejszy  i  najbardziej  znaczący  -  do  Niego 

należy i od Niego zależy.

W  wychowaniu  religijnym  nie  chodzi  więc  naj­

pierw  o  przekazywanie  treści  i  pojęć,  o  uczenie  kate­

chizmu  na  pamięć,  ale  o  tworzenie  atmosfery  wiary. 

Zaniedbanie  codziennej  modlitwy,  lekceważące  roz­

mowy  o  religii  i  Kościele,  którym  przysłuchują  się 

dzieci,  rozbieżność  pomiędzy  codziennym  postępo­

waniem  a  wiarą  -  wszystko  to  sprawia,  iż  wyrastają 

one  w  klimacie  nieobecności  Boga  i  obojętność  wo­

bec  Niego.  Wspólna  modlitwa  rodziców  z  dzieckiem 

uświadamia  mu  także,  że  Bóg  jest  dobry  i  troszczy 

się  o  każdego  z  nas.  Jeżeli  On  troszczy  się  o  wróble 

i zieloną trawę, jakże miałby zaniedbać ludzi? 

Jeże-

221

background image

li  śledzi  losy  każdego  włosa  na  naszej  głowie,  jakże 

miałby  zapomnieć  o  nas?  Takim  prostym  językiem 

Jezus  rozmawia  z  nami,  a  my  winniśmy  rozmawiać 

z dziećmi (por. Mt 10,30).

Rodzice  mogą  być  pewni,  a  przekonuje  nas  o  tym 

doświadczenie,  że  ich  synowie  i  córki  nie  zlekcewa­
żą  w  życiu  dorosłym  daru  wiary,  nawet  jeżeli  chwi­

lowo w okresie dorastania będą odnosić się do niego 

I

z dystansem.

222

background image

Czcij ojca i matkę swoją

Czcij  twego  ojca  i  twoją  matkę,  abyś  długo  żył  na  ziemi, 

którą  Pan,  Bóg  twój,  ci  daje  (Wj  20,  12).  Słuchaj  ojca, 

który  cię  zrodził,  i  nie  gardź  swą  matką,  bo  jest  staruszką 

(Prz23,22).

Relacje  młodego  człowieka  z  rodzicami  bywają 

nieraz  trudne,  a  nawet  bardzo  tmdne.  Ojciec  i  matka 

nie  są  w  stanie  wczuć  się  w  pragnienia,  oczekiwania 

i  ambicje  swoich  dorastających  pociech.  Czasami  za­

pominają  o  latach  własnego  dorastania  i  problemach, 

które  przeżywali  w  tym  okresie.  Zapracowani,  zajęci 

karierą,  a  nierzadko  także  konfliktami  małżeńskimi, 

nie  mają  ani  czasu,  ani  cierpliwości,  by  rozmawiać 

z  dorastającymi  dziećmi  w  klimacie  zrozumienia, 

akceptacji i życzliwości.

Stąd  też  bardzo  wielu  młodych  ludzi  samotnie 

stawia  czoła  trudnościom.  Emocjonalna  samotność 

i  brak  zrozumienia  ze  strony  mamy  i  taty  budzą 

nieraz  u  nastolatków  odruchowy  głęboki  żal  we­

wnętrzny  gniew,  rozczarowanie.  Młodzi  mruczą  do 

siebie  pod  nosem:  „Nie  obchodzi  ich,  co  się  ze  mną 

dzieje"  lub  też  mówią  głośno:  „Wy  nic  nie  rozumie­

cie".  W  taki  sposób  nastolatki  dolewają  oliwy  do

223

background image

ognia,  stwarzając  dodatkowe  napięcia  w  relacjach 

z  ojcem  i  matką,  które  i  tak  bywają  trudne.  Twarda 

konfrontacja  nie  jest  jednak  drogą  do  rozwiązania 

napięć i rodzinnych nieporozumień.

Dorastający  młody  człowiek  nie  jest  już  małym 

dzieckiem,  wokół  którego  musi  obracać  się  całe  ży­

cie  rodzinne  i  któremu  wszystko  się  należy.  Rodzice 

nie  muszą  się  już  poświęcać  dla  niego  tak,  jak  miało 

to  miejsce  w  okresie  niemowlęcych  lat.  Teraz  i  on  wi­

nien  podjąć  wysiłek,  aby  zbudować  więzy  z  rodzi­

cami.  1  on  powinien  okazywać  im  pełną  akceptację 

i  zrozumienie.  Nie  może  myśleć  jedynie  o  sobie  i  we 

wszystkim  szukać  swojej  korzyści.  Rodzice  nie  mogą 

też  być  traktowani  przez  niego  jako  służący,  którzy 

mają  zaspokajać  wszystkie  jego  potrzeby  i  zachcian­

ki. O tym wyraźnie tTzeba mówić młodym ludziom.

W  trudnych,  spornych  sytuacjach  dorastających 

dzieci  z  rodzicami  trzeba  szukać  mądrego  kompro­

misu.  Na  konflikt  dzieci  z  rodzicami  trzeba  patrzeć 

w  duchu  zrozumienia,  miłosierdzia  i  współczucia. 

Analizując  relacje  z  nimi,  musimy  brać  pod  uwagę 

wszystko:  nie  tylko  ich  postawę  wobec  nas,  ale  tak­

że  nasze  zachowanie  wobec  nich;  nie  tylko  to,  co  od 

nich  otrzymujemy,  ale  także  i  to,  co  sami  im  dajemy. 

W  okresie  młodości  trzeba  jakby  na  nowo  zbudować 

więzi  z  własnymi  rodzicami  na  zasadach  wzajem­

nego  szacunku,  partnerskiej  przyjaźni,  dialogu  oraz 
synowskiej  uległości.  Młody  człowiek  winien  pa­
miętać;  że  tylko  dobry  syn  może  być  dobrym  ojcem, 
i tylko dobra córka może być dobrą matką.

--------------------------------------- — 

224

 --------------------------------------------------------

background image

Nietoksyczni rodzice

Weseli się twój ojciec i matka (Prz 23,25).

Przez  lata  w  psychoterapii  panowała  moda  na 

oskarżanie  rodziców.  Książka 

Toksyczni  rodzice  (War­

szawa  1992)  Susan  Forward,  amerykańskiej  psycho- 
terapeutki,  zrobiła  światową  karierę,  a  w  komen­
tarzach  do  niej  pisano,  że  rodzice  są  okrutnymi  ty­

ranami  nieustannie  nękającymi  swoje  dzieci.  I  choć 

odniesienia  rodziców  do  swego  potomstwa  bywają 
naznaczone  ludzką  ułomności  -  rodzicielskie  kłót­

nie,  rozwody,  niecierpliwość,  brak  czasu,  przemoc, 
kazirodztwo  -  to  jednak  opisywanie  ich  wyłącznie 

językiem  oskarżeń  i  doznanych  krzywd  jest  dodat­

kowym zatruwaniem dziecięcych dusz i tak już nie­

raz bardzo zranionych.

Psychoterapeutyczne wzywanie skrzywdzonych 

dzieci do surowego sądzenia, oskarżania i karania, 

a  nawet  symbolicznego  zabijania  własnych  rodzi­
ców („musisz zabić swego ojca w sobie") utwierdza 
je  w  fałszywym  przekonaniu,  że  to  jedynie  „oni", 
owi  źli rodziciele, ponoszą całą odpowiedzialność 
za ich życiowe niepowodzenia. Nic bardziej 

tai-

22

$

background image

szywego.  Na  szczęście  owa  „toksyczna  moda"  na 

„toksycznych  rodziców"  stopniowo  mija.  Widać  to 

choćby  na  przykładzie  pism  Berta  Hellingera,  nie­

mieckiego  terapeuty.  I  choć  nie  musimy  traktować 

jako  dogmatu  całego  nurtu  jego  terapii  systemowej, 

to  jednak  trzeba  docenić  jego  ludzki  sposób  pisania 

o relacji dzieci - rodzice.

„Cała  rodzina  powinna  znaleźć  miejsce  w  na­

szej  duszy.  Nie  możemy  mieć  innych  rodziców,  niż 

mamy.  [...]  Zauważyłem,  że  większość  problemów 

powstaje  wtedy,  kiedy  ludzie  tracą  kontakt  z  matką. 

Nawet  po  twarzy  człowieka  łatwo  poznać,  czy  ko­

cha  swoją  matkę,  czy  nie.  A  ludzie,  którzy  są  kochani 

przez  innych,  kochają  swoje  matki.  Natomiast  więk­

szość  osób,  które  nie  kochają  swych  matek,  nie  jest 

kochana  przez  innych.  (...J  Jeżeli  czujemy  związek 

z  matką,  jesteśmy  bardziej  wolni  i  jest  nam  łatwiej 

żyć" - pisze Hellinger.

Niewątpliwie  zasługą  Hellingera  jest  i  to,  iż  do­

ceniał,  na  gruncie  psychoanalizy  i  psychoterapii, 

jak  niewielu  dotąd,  mądrość  czwartego  przykaza­

nia  Dekalogu.  My,  dorastające  -  dorosłe  już  dzie­

ci,  zajęte  swoimi  licznymi  sprawami,  łatwo  nieraz 

zapominamy  o  naszych  rodzicach.  Brak  serca  dla 

nich 

tłumaczymy 

zapracowaniem, 

zmęczeniem, 

mnogością  zajęć.  Nie  zdajemy  sobie  jednak  sprawy, 

że  w  ten  sposób  uczymy  nasze  pociechy,  jak  mają 

w  przyszłości  odnosić  się  do  nas  jako  rodziców.  Kie­

dyś  i  one  przecież  dorosną.  Nasza  dzisiejsza  hojność 

wobec  rodziców  wróci  nawet  po  wielu  latach  w  hoj­

226

background image

nym  Bożym  błogosławieństwie.  Wszak  Biblia  nie 

zwodzi  nas,  kiedy  obiecuje:  Czcij  swego  ojca  i  swoją 

matkę,  [...]  abyś  długo  żył  i  aby  ci  się  dobrze  powodziło  na 

ziemi  (Pwt  5,16).  Jednak  gdy  lekceważymy  czwarte 

przykazanie,  przestrzega:  Temu,  kto  ojca  i  matkę  prze­

klina, z nadejściem nocy lampa zagaśnie (Prz 20,20).

background image

Nie jesteś moim bogiem 

i nie będziesz mnie krzywdził

Boże,  Tyś  jest  Panem  moim;  nie  ma  dla  mnie  dobra  poza 

Tobą (Ps 16,2).

W  czasie  rekolekcyjnych  spotkań  kobiety  roz­

mawiają  najczęściej  o  jednym:  o  swoich  trudnych 

relacjach  małżeńskich  i  rodzinnych.  Podpowiadam 

dyskretnie:  zadbaj  o  siebie,  zatroszcz  się  o  swój  wy­

poczynek,  dokształcenie,  wiarę,  modlitwę.  Dla  wie­

lu  z  nich  to  trudna  mowa.  Całe  ich  dotychczasowe 

życie  było  bowiem  nastawione  niemal  wyłącznie 

na  zaspokojenie  potrzeb  męża  i  dzieci.  Spełniają 

dokładnie  wszystkie  swoje  obowiązki,  ale  czują  się 

nieraz  przy  tym  jak  niewolnice.  A  przecież  tylko  ko­

bieta  wolna  może  być  dobrą  żoną  i  matką.  Kobieta 
zniewolona,  której  jedynym  sensem  żyda  jest  mąż 

i  dzieri,  bywa  wiecznie  rozżalona  i  sfrustrowana.  Na 

starość  mówi:  „Wszystko  oddałam  mężowi  i  dzie- 
riom. Co z tego mam?".

Sw.  Ignacy  Loyola  w  Ćwiczeniach  duchownych  pi­

sze:  „Człowiek  stworzony  jest,  aby  Boga  chwalił". 
Wszystko inne jest jedynie środkiem do tego celu.

----------------------------------------------- 

228

 ----------------------------------------------------

background image

p

Także  małżeństwo  i  macierzyństwo.  Najpierw  Bóg, 

potem  troska  o  własne  życie,  a  po  nich  dopiero  mał­

żeństwo  i  rodzina.  Oto  prawdziwa  hierarchia  warto­

ści. 

Zainteresowania 

intelektualne, 

zaangażowania 

społeczne,  a  nade  wszystko  głębokie  życie  duchowe 

są  istotne  dla  tożsamości  kobiety.  Wiele 

nich,  pra­

cując 

poświęceniem  dla  rodziny,  nie  czuje  się  by­

najmniej  sfrustrowana,  ale  dlatego,  że  mąż  i  dzieci 

nie  są  ostatecznym  sensem  ich  żyda.  Człowiek  nie 

może  oddać  się  człowiekowi,  choćby  i  dziedom,  jak 

oddaje się Bogu.

Jezus  nie  daje  własnej  koncepcji  wzajemnych  re­

lacji  kobiety  i  mężczyzny,  ale  każe  wródć  „do  Po­

czątku"  -  do  Księgi  Rodzaju.  A  tam  jest  napisane, 

że  Adam  i  Ewa  są  wobec  Boga  równi  i  obydwoje 

pozostają  ludźmi  wolnymi.  Ewa  nie  jest  niewolnicą 

Adama,  a  on  nie  jest  jej  panem.  Gdyby  Adam  był  pa­

nem  Ewy,  jak  mogłaby  ona  realizować  przykazanie: 
Będziesz  [...)  miłował  Pana,  Boga  twojego,  z  całego  swego 
serca,  z  całej  duszy  swojej,  ze  wszystkich  swych  sił  (Pwt 

6,  5)?  Jeżeli  kobieta  nie  ma  swojego  żyda,  tworzy 

zwykle powikłane relacje małżeńskie i rodzinne.

Najgłębszym  fundamentem  małżeństwa  i  rodzi­

ny  jest  „Szema  Jisraer: 

Słuchaj,  Izrodu,  Pan  jest  na­

szym  Bogiem  -  Pan  jedynie  (Pwt  6,4).  Słowa  te  Żydzi 

czczą  jak  my,  katolicy.  Najświętszy  Sakrament  Nk 

nam  nie  może  przesłonić  Boga,  nawet  własne  dziec­

ko,  mąż,  rodzic.  Czyż  Jezus  nie  powiedział  że  kto 

bardziej  kocha  męża,  żonę,  dziecko  niż  Jego,  nie  jest 

Go godzien (por. Mt 10,37)? Gdy mężczyzna - kim-

229

background image

kolwiek  by  był:  mężem,  ojcem,  szefem,  kochankiem 

-  usiłuje  stosować  przemoc  wobec  kobiety,  ta  winna 

mu  rzucić  w  twarz:  „Nie  jesteś  moim  bogiem  i  nie 

będziesz  mnie  krzywdził.  Moim  Bogiem  jest  mój 

Stwórca, Pan nieba i ziemi".

Niewiastę  dńelną  kto  znajdzie?  Jej  wartość  przewyż­

sza  perły.  [...  j  Otwiera  usta  z  mądrością,  na  języku  jej  mi­

ła  nauka.  [...]  Powstają  synowie,  aby  ją  wysławiać,  i  mąż 

jej, by ją uwielbiać (Prz 31,10.26.28).

230

background image

Wakacyjne przyjaźnie

Olejek,  pachnidlo  radują  serce  i  słodycz  przyjaciela  ze 

szczerej rady (Prz 27,9).

„Od 

początku 

podstawówki 

przyjaźniłam 

się 

z  chłopakiem.  Nagle  poczułam,  że  się  zakochałam. 

Powiedziałam  mu  o  tym  i...  oboje  się  teraz  męczymy. 

Chyba  zniszczyłam  naszą  piękną  przyjaźń'  -  wy­

znaje  szesnastolatka.  To  cenna  rada,  tek  dla  nasto­

latków,  jak  i  dla  dorosłych,  by  przedwczesnymi  wy­

znaniami  nie  popsuć  pięknych  spotkań,  zauroczeń 

i  przyjaźni.  Szczególnie  w  czasie  wakacji,  kiedy  ła­

two  rodzą  się  takie  przyjaźnie,  należałoby  pamiętać 

o  refleksji,  do  jakiej  doszła  cytowana  szesnastolatka. 

Nie  należy  się  spieszyć  z  elokwentnym  opisywaniem 

swoich  uczuciowych  uniesień,  które  rodzą  się  nagle 

bądź  też  przeciwnie  -  dojrzewają  powoli  w  długie 

wakacyjne 

wieczory. 

Przyjaźń  stwarza 

przestrzeń 

dla  wymiany  myśli  i  doświadczeń,  ponieważ  jest 

wolna od absorbującego duszę i dało pożądania.

W  wakacyjnym  klimarie  nietrudno  jednak  dys­

kretną  wzajemną  sympatię  rozbujać  i  przekształcić 

w zakochanie podsycone zmysłowym pożądaniem.

231

background image

Clive  S.  Lewis  z  właściwym  sobie  poczuciem  humo­
ru  powie,  że  kiedy  dwie  osoby  płci  odmiennej,  które 

są  spragnione  uczuć,  odkryją,  że  idą  tą  samą  tajemną 
drogą,  „ich  przyjaźń  może  się  odmienić  -  i  to  w  cią­

gu  pierwszej  półgodziny  -  w  zakochanie,  o  ile  nie  są 
sobie  wstrętni  fizycznie".  Dzieje  się  tak  dlatego-wy­

jaśnia  Elred  z  Rievaulx,  średniowieczny  mistyk  -  że 
„uczucie  często  wyprzedza  przyjaźń,  nigdy  jednak 

nie  należy  mu  ulegać,  jeżeli  nie  kieruje  nim  rozum, 

nie powściąga cnota, nie rządzi sprawiedliwość".

To  nie  uczucie  i  związane  z  nim  zmysłowe  prag­

nienie  rządzą  przyjaźnią,  ale  miłość  do  cnoty  i  pra­

wości  oraz  zgodność  w  sprawach  boskich  i  ludzkich, 

połączona  z  ludzką  życzliwością,  współczuciem 

i  troską  o  siebie  nawzajem.  Tak  rozumiana  przyjaźń 
jest  najpiękniejszym  darem,  jaki  człowiek  może  ofia­

rować  człowiekowi.  Cyceron  powie,  że  z  wyjątkiem 

jednej  może  mądrości,  nic  lepszego  niż  przyjaźń 

bogowie  nie  udzielili  tutaj,  na  ziemi,  człowiekowi. 

Tę  opinię  potwierdzają  wszyscy  wielcy  myśliciele: 

„Przyjaźń  jest  najsłodszą  słodyczą  ziemi"  -  napisze 

św.  Augustyn,  a  kard.  John  H.  Newman  powie,  że 

na  tym  zmiennym  świede  nie  ma  nic  droższego  niż 

niezmienna przyjaźń.

Ci,  którzy  wykorzystują  rodzącą  się  sympatię 

i  przyjaźń  dla  swoich  egoistycznych  celów,  ranią  nie 

tylko  bliźniego,  ale  i  siebie  samych.  Zdaniem  Cyce­

rona,  nie  można  bowiem  traktować  przyjaźni  jako 

związku,  który  otwiera  swobodną  drogę  do  wszel­

kiego  rodzaju  rozwiązłości  i  wykroczeń:  „Natura

232

background image

dała  nam  bowiem  przyjaźń  jako  wspomożytielkę 

cnót,  a  nie  jako  współtowarzyszkę  przywar,  aby 

skoro  cnota  nie  może  dojść  samotnie  do  najwyższe­

go  celu  -  dotarła  doń  w  połączeniu  i  przymierzu 

z przyjaźnią".

Zanim  zrobimy  jakieś  „wielkie"  i  „szczere"  wy­

znanie  co  dopiero  poznanemu  przyjacielowi  -  przy­

jaciółce,  chciejmy  przewidzieć  odpowiedź  na  pyta­

nie, jakie niechybnie padnie: „A teraz co dalej...?".

background image

Pierwszy dzień wiosny

Jaki  ma  być  człowiek,  co  miłuje  życie  i  pragnie  dni,  by 

zażywać szczęścia? (Ps 34,13).

W  pierwszy  dzień  wiosny  zaczynam  sześćdzie­

siątkę.  Patrząc  wstecz,  narzuca  mi  się  nieodparcie,  że 

życie  ludzkie  mierzy  się  dwudziestkami:  od  urodzin 

do  dwudziestki;  od  dwudziestki  do  czterdziestki;  od 

czterdziestki  do  sześćdziesiątki;  od  sześćdziesiątki 

do...  Bóg  jeden  wie  dokąd.  Miarą  ludzkiego  życia 

jest  lat  siedemdziesiąt  lub,  gdy  jesteśmy  mocni,  osiem­

dziesiąt  (Ps  90,10).  W  Polsce  wypełnia  się  dokładnie 

mądrość  Psalmisty.  Statystyczny  Polak  żyje  trosz­

kę  ponad  siedemdziesiąt  lat,  a  statystyczna  Polka 

prawie  siedemdziesiąt  dziewięć.  A  ponieważ  Boga 

statystyka  nie  obowiązuje,  zawsze  możliwe  jest  roz­

wiązanie nadzwyczajne.

Pierwsza 

dwudziestka. 

Człowiek 

się 

rodzi 

i  wszystkiego  uczy.  No,  niemal  wszystkiego,  ponie­

waż  sztuka  ssania  jest  mu  wrodzona.  (Jakże  oszuku­
jemy  niemowlęta,  dając  im  zamiast  piersi  kawałek 
gumy).  Co  prawda  wiele  zwierząt  tuż  po  przyjściu 

na świat porusza się samodzielnie: choidzi lub pły-

234

background image

wa, 

homo  sapiens 

sztuki  tej  uczy  się  niemal  cały  rok. 

Uczymy  się  chwytać  przedmioty,  rozpoznawać  je, 
mówić,  panować  nad  „naturalną  potrzebą",  a  w  dal­
szych  latach  czytać,  pisać...  A  kiedy  już  człowiek  na­
uczy  się  niemal  wszystkiego,  by  samodzielnie  żyć, 
przychodzi  nowy  impuls  natury  -  dojrzewanie,  któ­
re  dokonuje  totalnego  zamieszania.  Wtedy  dowia­
dujemy  się,  że  nie  umiemy  jeszcze  najważniejszego: 
przyjmować  i  dawać  miłości.  1  tak  piękne  dzieciń­

stwo  przemienia  się  niekiedy  w  mały  koszmar  czasu 
dorastania.

Jednak  tuż  przed  ukończeniem  pierwszej  dwu­

dziestki  nabieramy  pewności  siebie...  i  zaczyna  się 

druga  dwudziestka.  To  czas  budowania  własnej  au­

tonomii:  uczymy  się  zawodu,  zaczynamy  pracować, 

szukamy  „drugiej  połówki",  urządzamy  dom,  cie­

szymy  się  miłością,  rodzimy  i  wychowujemy  dzieci, 

robimy  karierę  lub  -  co  częstsze  -  przyzwyczajamy 

się  do  codziennej  ciężkiej  pracy.  To  czas  zmagań, 

wysiłku  i  ofiar.  W  miarę  upływu  lat,  dni  mijają  nam 

coraz szybciej.

Przejście  od  drugiej  do  trzeciej  dwudziestki  bywa 

dla  wielu  z  nas  niełatwe.  Czujemy  się  jeszcze  mło­

dzi,  ale  już  nie  te  siły.  O  ile  akceptujemy  farbowanie 

siwych  włosów  u  kobiet,  u  mężczyzn  uważamy  to 

za  śmieszne  „oszustwo".  Wielu  z  nas,  między  drugą 

a  trzecią  dwudziestką,  łudzi  się,  że  można  by  zacząć 

wszystko  jeszcze  raz,  od  nowa,  choćby  szukając  no­

wej  połówki.  (Mieliśmy  ostatnio  kilka  głośnych  tego 

przykładów...). Błogosławieni, którzy nie dają się

BS

background image

skusić  złudzeniami  „drugiej  młodości"  i  wejdą  spo­

kojnie  w  trzecią  dwudziestkę.  Ta  staje  się  wówczas 

czasem  owocowania:  zaczynamy  powoli  rozumieć 

życie,  nabieramy  dystansu  do  pracy,  lubimy  zaci­

sze  domowe,  przyglądamy  się  dorastaniu  pociech, 

uspokajamy  się  nieco,  a  wielu  z  nas  Pana  Boga  trak­

tuje trochę poważniej.

A kiedy zaczynamy czwartą dwudziestkę... 

o tym dopiero w roku przyszłym...


Document Outline