background image

Anthony Piers

Kr g Walki: Neq Miecz

Prze

:

MICHA  JAKUSZEWSKI

Tytu  orygina u:

 BATTLE CIRCLE volume 3 NEQ THE SWORD

Wersja angielska 1975

Wersja polska 1994

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  pierwszy

- Ale ty jeste  za m ody,  eby walczy  w Kr gu! - zawo

a Nemi.

- W takim razie ty jeste  za m oda na t  bransolet , na któr  si  gapi

! Masz

czterna cie lat, tak jak ja!

Nosi  to samo imi , co ona, gdy  Nemi by a jego bli niacz  siostr . Nie chcia  go

jednak u ywa , gdy  uwa

,  e przesta  by  dzieckiem.

Wybra  ju  sobie m skie imi : Neq Miecz. Gdyby  tylko móg  dowie

 swej warto ci

w Kr gu Walki!

Nemi przygryz a wargi, by si  zaczerwieni y. By a dobrze rozwini ta, lecz niska,

podobnie jak jej brat. Nie mog a si  uwa

 za doros , dopóki nie zdob dzie bransolety

wojownika, przynajmniej na jedn  noc. Potem odrzuci dziecinne imi  i przybierze 

sk

form  imienia wojownika, którego zaspokoi a. Po oddaniu bransolety stanie si
bezimienna, lecz b dzie ju  kobiet . Po dwakro  kobiet , gdy urodzi dziecko.

- Za

 si ,  e stan  si  doros a szybciej od ciebie! - zawo

a i u miechn a si

przekornie.

Poci gn  j  za jeden z br zowych warkoczy, a  zapiszcza a ze z

ci, ca kiem jak

dziecko. Wtedy pu ci  j  i uda  si  w stron  Kr gu, gdzie  wiczyli dwaj wojownicy, jeden z
pa kami, drugi z dr giem. By  to przyjacielski pojedynek o jak

 nieistotn  spraw , lecz

metalowe bronie szybko migota y w s

cu, a ich szcz k rozlega  si  woko o.

To by  cel jego  ycia. Chwa a zdobyta w Kr gu! Cztery lata temu wzi  miecz z pó ki

w gospodzie. Or

 by  tak ci

ki,  e Nemi ledwie móg  go podnie

. Jednak od tego czasu

wiczy  pilnie. Ojciec, Nem Miecz, uczy  go ch tnie, nigdy jednak nie pozwoli  synowi

stan

 do prawdziwej walki.

Dzisiaj uko czy  czterna cie lat! Zgodnie z Kodeksem Honorowym, uznawanym

przez koczowników, oboje z siostr  nie byli ju  skr powani rodzicielskimi zakazami. On
móg  walczy , a ona po yczy  bransolet , kiedy tylko poczuj  si  gotowi.

Wojownik z pa kami trafi  przeciwnika, nabijaj c mu guza. Za chwil  obaj wyszli z

Kr gu.

- Krew rozgrza a si  we mnie od tej walki! - krzykn  zwyci zca. - Musz  zaraz

na

 jakiej  dziewczynie bransolet . Mo e tej ma ej córce Nema.

Nawet nie zauwa yli Neqa. Wyzwanie siostry: „Za

 si ,  e zrobi  to szybciej od

ciebie” zad wi cza o mu w uszach. Cho  byli sobie tak bliscy, jak to mo liwe tylko w
przypadku bli ni t, rywalizowali ze sob  zawsze i o wszystko. Neq mia  wi c podwójny
powód, by rzuci  wyzwanie.

- Zanim za

ysz bransolet  córce Nema - odezwa  si  g

no, zdumiewaj c obu

czyzn,- spróbuj najpierw przy

 pa

 jego synowi. Je li zdo asz.

Wojownik u miechn  si , by ukry  zak opotanie.
- Nie wystawiaj mnie na prób , ch opcze. Nie chcia bym skrzywdzi  bezimiennego

dziecka.

Neq wyci gn  miecz i wkroczy  do Kr gu. Z powodu jego ma ego wzrostu bro

wydawa a si  olbrzymia.

- No, dalej. Skrzywd  dziecko.
-  eby odpowiada  przed Nemem? Ch opcze, twój tata jest dobry w Kr gu. Nie chc

z nim walczy  po tym, jak wy oj  ci skór . Zaczekaj, a  b dziesz pe noletni.

- Jestem. Od dzisiaj. Domagam si  respektowania moich praw.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

To uciszy o wojownika z pa kami, który nie zna  s owa „respektowa ”.
- Nie jeste  pe noletni - odpar  drugi, spogl daj c na Nemi z góry. - Ka dy to widzi.
W tej chwili pojawi  si  Nem, za którym pod

a Nemi.

- Twój syn szuka guza - powiedzia  mu wojownik z dr giem. - Hig nie chce mu zrobi

krzywdy, ale...

- Jest pe noletni - odpar  z  alem Nem. On równie  nie by  wysokim m

czyzn , ale

pewno

, z jak  nosi  miecz, wskazywa a,  e nie nale y lekcewa

 go w Kr gu. - Chce

zosta  m

czyzn . Nie mog  ju  d

ej go powstrzymywa .

- Widzisz? - zapyta  Nemi, u miechaj c si  g upkowato. - Musisz najpierw pokaza

swoje pa ki, zanim poka esz co  innego mojej siostrze...

Wszyscy trzej m

czy ni zesztywnieli. To by a zniewaga. Teraz Hig musia  walczy ,

gdy  w przeciwnym razie sam Nem móg  go wyzwa  w obronie czci córki. Wszyscy
wiedzieli,  e Nem wr cz ubóstwia

liczn  Nemi.

Hig zbli

 si  do Kr gu, wyci gaj c pa ki.

- Musz  to zrobi  - powiedzia  przepraszaj cym tonem.
Nemi podesz a do brata.
- Ty idioto! - szepn a gwa townie. -  artowa am tylko!
- No wi c ja nie  artowa em! - odpar  Nemi czuj c jak ogarnia go l k. - Oto moja

bro , Hig.

Hig spojrza  na Nema, wzruszy  ramionami i podszed  do bia ej kraw dzi Kr gu. By

wysoki, przystojny i muskularny, nie by  jednak bieg ym wojownikiem. Nemi obserwowa
go, jak walczy .

Hig wkroczy  do Kr gu. Nemi zaatakowa  natychmiast, by zdusi  w zarodku swój

strach. Wykona  fint  mieczem w sposób, który  wiczy  bez ko ca, na laduj c technik
ojca. Przeciwnik uskoczy . Ch opiec u miechn  si , by okaza  pewno

 siebie wi ksz

ni  rzeczywi cie odczuwa .

gn  w tu ów Higa zanim ten zd

 odzyska  równowag . Nemi s dzi ,  e jego

sztych zostanie zbity. Lepiej by o jednak atakowa  z jak najwi ksz  zaci to ci . W
przeciwnym razie przeciwnik móg  zepchn

 go do obrony, co nie by o korzystne dla

miecza. Zw aszcza w walce przeciwko szybkim pa kom. Lecz trafi .

Strach doda  mu szybko ci. Miecz zag bi  si  w brzuch Higa. Ten krzykn

przera liwie i szarpn  si  do ty u. Krew wytrysn a, gdy miecz zosta  wyrwany z rany. Hig
upad  na ziemi . Wypu ci  z r k pa ki i z apa  si  za otwart  jam  w brzuchu.

Neq stan  oszo omiony. Nigdy si  nie spodziewa ,  e b dzie to takie  atwe i takie

okropne. Traktowa  to pchni cie jako wybieg taktyczny. By  przygotowany na to,  e
oberwie kilka razy zanim znajdzie okazj , by zada  rozstrzygaj cy cios. Ale  eby
sko czy o si  to w taki sposób...

- Hig si  poddaje - oznajmi  wojownik z dr giem. To oznacza o,  e Neq mo e opu ci

Kr g nie robi c przeciwnikowi dalszej krzywdy. Z regu y zwyci zc  zostawa  ten, kto

ej utrzyma  si  w Kr gu, bez wzgl du na to, co sta o si  w jego obr bie, gdy

niektórzy wojownicy potrafili zadawa  ciosy mimo odniesionych ran, b

 sprytnie udawali

rannych, by zmyli  przeciwnika.

Neq poczu  md

ci. Wyszed  chwiejnym krokiem z Kr gu i nie zwa aj c na nic

zacz  wymiotowa . Dopiero teraz zrozumia , dlaczego jego ojciec traktowa  Kr g z tak
ostro no ci .

Miecz nie by  zabawk , a walka nie by a zabaw .
Rozejrza  si  w poszukiwaniu Nemi.
- To by o okropne! - powiedzia a. Nie pot pia a go jednak. Nigdy tego nie robi a, gdy

w gr  wchodzi o co  wa nego. - Jednak wygra

. Jeste  teraz m

czyzn . Przynios am

to dla ciebie z gospody.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Wyci gn a z ot  bransolet , god o doros

ci. Neq opar  si  o jej rami  i zacz

aka .

- Nie by o warto - chlipa .
Nemi r bkiem swej sukienki otar a mu twarz. Potem za

 bransolet .

A jednak by o warto. Hig nie umar . Zabrano go do prowadzonego przez Odmie ców

szpitala i tam zaszyto mu brzuch. Neq nosi  bezcenn  bransolet  wokó  lewego
nadgarstka, coraz bardziej dumny z jej ci

aru. Przyjaciele gratulowali mu i na ka dym

kroku okazywali swój podziw. Nawet Nemi wyzna a,  e poczu a ulg , gdy okaza o si ,  e
to nie Hig b dzie jej pierwszym m

czyzn . Postanowi a zosta  kobiet  dopiero za par

tygodni!

Na cze

 nowego m

czyzny - Neqa urz dzono uczt , podczas której og osi  on swe

imi . Niebawem zapisano je na tablicy w gospodzie, by Odmie cy mogli si  o tym
dowiedzie . By  jednak pewien k opot - noc z kobiet ...

Neq obawia  si  zako czy  ceremoni  po egnania z dzieci stwem w zwyczajowy

sposób. Prawda by a taka,  e nie bardzo wiedzia , co robi ... Neq z m

czyzn  w Kr gu to

by o proste. Ale Neq z kobiet  w 

ku... - to wydawa o si  bardziej niebezpieczne...

Zamiast wybra  dziewczyn  na noc za piewa  dla go ci. Jego pi kny tenor wywar

na wszystkich wra enie. Nemi do czy a si . Jej alt dobrze harmonizowa  z jego g osem.
Wprawdzie nie byli ju  bratem i siostr , lecz takie wi zy nie p ka y za jednym uderzeniem
miecza.

Nazajutrz Neq wyruszy  w drog  jak przysta o m

czy nie i wojownikowi. Mia  i

przed siebie, pozostawiaj c rodzinne plemi . Oczekiwano od niego,  e b dzie walczy , by
doskonali  swe umiej tno ci, a tak e po ycza  bransolet . Móg  wróci  za miesi c, za rok,
albo nigdy. Ten okres mia  potwierdzi  to,  e zdobycie praw m

czyzny nie by o

przypadkiem. Odt d wszyscy koczownicy mieli traktowa  go z szacunkiem. Nigdy ju  nie

dzie „dzieckiem Nema”. Sta  si  wojownikiem.

Ceremonia po egnania by a wspania a. Mia

ci ni te gard o, gdy rozstawa  si  z

Nemem, Nem  i Nemi, ale musia  to ukry . Ujrza zy w oczach siostry, która nie zdo

a

nic powiedzie . By a pi kna. Neq musia  si  odwróci , by samemu si  nie rozp aka .

Ruszy  przed siebie. W tej okolicy gospody by y oddalone jedna od drugiej o

dwadzie cia mil. Tak  drog  mo na by o pokona  w ci gu dnia, o ile nie zwleka o si
zbytnio. Neq jednak zwleka . Tak wiele rzeczy by o nowych: zakr ty i prze cze,  cie ki i
obszary pastwisk, lasy oraz napotykani od czasu do czasu wojownicy. By o ju  ciemno,
gdy dotar  do pierwszej kwatery.

Mia  sp dzi  t  noc samotnie. Gospoda by a pusta. Da  sobie rad  sam, korzystaj c

z urz dze  Odmie ców. Neq nie rozumia  tych ludzi. Mieli wspania  bro , której nie

ywali, znakomite jedzenie, którego nie jedli i te wygodne gospody, w których nigdy nie

spali. Zostawiali wszystkie te rzeczy tak,  eby ka dy móg  je sobie wzi

. Je li z gospody

zabrano wszystkie zapasy, Odmie cy szybko i bez s ów dostarczali nowe. Je li jednak
jaki  m

czyzna u ywa  broni poza Kr giem, zabija  innych z  uku lub zabrania  komu

wst pu do gospody, i nikt go nie powstrzymywa , Odmie cy przerywali dostawy. Sprawiali
wra enie jakby nie obchodzi o ich to,  e ludzie umieraj , a tylko w jaki sposób i gdzie.

Sama gospoda by a cylindrem o  rednicy dziesi ciu kroków, wysokim na

wyci gni cie r ki m

czyzny, z dachem w kszta cie sto ka, który w jaki  sposób chwyta

wiat o s

ca i zmienia  je w moc nap dzaj

 znajduj ce si  wewn trz lampy i maszyny.

W  rodku cylindra znajdowa  si  gruby filar, w którym umieszczono urz dzenia toaletowe,
spi arni  oraz sprz t do gotowania. By y tam równie  otwory, które w zale no ci od
potrzeby wydmuchiwa y zimne lub gor ce powietrze.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq wyj  mi so z lodówki i upiek  je w piecu. Nala  sobie kubek mleka z dzbanka.

Jedz c spogl da  na pe ne pó ki bransolet, ubra  i broni. Wszystko to mo na by o sobie
wzi

!

W ko cu roz

 tapczan umieszczony na zewn trznej  cianie i zasn .

Rankiem w

 do swojego plecaka zapasowe skarpetki i koszulk , nie zawraca

sobie jednak g owy dodatkowymi pantalonami, kurtk  czy trampkami. Brud nie mia
znaczenia, lecz przepocone cz

ci odzie y nale

o cz sto zmienia  i zostawia  w

specjalnym pojemniku w gospodzie. Neq zapakowa  te  chleb i reszt  mi sa.
Marnotrawstwo by o kolejn  rzecz , której Odmie cy nie lubili, mimo  e sami pope niali je
porzucaj c te wszystkie rzeczy w gospodach. Na koniec Neq zabra  ze sob

uk oraz

sk adany namiot, gdy  mia  zamiar polowa , a tak e obozowa  pod go ym niebem. Mo na
by o od czasu do czasu korzysta  z gospod, lecz prawdziwy koczownik wola  radzi  sobie
sam.

Drugiej nocy rozbi  namiot. Czu  si  w nim bardzo samotny, a ponadto zapomnia

zabra  ma ci odstraszaj cej komary. Trzeciej nocy skorzysta  z gospody, dziel c j  z
dwoma wojownikami - Mieczem i Maczug . Zachowywali si  przyja nie i nie traktowali go
z góry, cho  z pewno ci  widzieli, jaki jest m ody. Rano ca a trójka  wiczy a razem w
Kr gu i obaj wojownicy pochwalili umiej tno ci Neqa, co znaczy o,  e wci zjest

todziobem. W powa nej walce nie potrzeba by o pochwa . Umiej tno ci mówi y same

za siebie.

Czwartej nocy napotka  kobiet . Przygotowa a mu posi ek, bez porównania

smaczniejszy od tych, które sam przyrz dza , lecz nie próbowa a si  do niego zaleca .
Neq za  przekona  si ,  e jest zbyt nie mia y, aby ofiarowa  jej bransolet . By a starsza
od niego i w

ciwie niezbyt  adna. Zdoby  si  tylko na to, by wzi

 prysznic w jej

obecno ci,  eby mog a dostrzec, i  ma w osy na l

wiach. Spali na s siednich

tapczanach. Rankiem  yczy a mu szcz

cia i poca owa a go jak matka. Neq wyruszy  w

dalsz  drog  czerwony ze wstydu. Przeklina  siebie za to,  e nie zdoby  si  na odwag ,
wiedzia  jednak,  e jeszcze bardziej obawia si  tego, i  zrobi co

le i zostanie wy miany.

Zastanawia  si  jak nale y udawa  do wiadczonego w tych sprawach.

Pi tego dnia, gdy by o jeszcze widno, przyby  do gospody po

onej nad pi knym,

ma ym jeziorem. Napotka  tam m

czyzn  o  adnej, niemal kobiecej twarzy, który wydawa

si  niewiele starszy od Neqa. Nie by  on od niego o wiele wy szy, zachowywa  si  jednak
jak do wiadczony wojownik.

- Jestem Soi, Mistrz Wszystkich Broni - oznajmi . - Walcz  o panowanie.
To zaniepokoi o Neqa. Panowanie oznacza o,  e pokonany musi si  przy czy  do

plemienia zwyci zcy. Poniewa  umowa przed walk  by a dobrowolna, nie stanowi o to
pogwa cenia ustanowionego przez Odmie ców zakazu pozbawiania ludzi wolno ci.
Honorowy wojownik musia  jednak dotrzyma  uzgodnionych warunków. Neq walczy  do tej
pory tylko raz i troch

wiczy . Wola  nie próbowa  szcz

cia w powa nym starciu.

Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie chcia  na razie przy cza  si  do  adnego plemienia.

- U ywasz wszystkich broni? - zapyta , ignoruj c ukryte w s owach tamtego

wyzwanie. - Miecza, dr ga, pa ek... wszystkich?

Soi skin  z powag  g ow .
- Nawet morgenszternu? - Neq spojrza  na kolczaste kule le

ce na pó ce.

Soi ponownie skin  g ow . Najwyra niej nie by  zbyt rozmowny.
- Nie chc  walczy  - oznajmi  Neq. - Nie o panowanie. Ja... dopiero w zesz ym

tygodniu zosta em m

czyzn .

Soi wzruszy  ramionami. Nie by  ura ony.
O zmierzchu pojawi a si  kobieta. Mia a na sobie pomara czow  sukni ,

oznaczaj

,  e jest kobiet  do wzi cia, lecz by a chyba jeszcze starsza i mniej  adna ni

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

ta, któr  Neq napotka  uprzednio. Musia a w swoim czasie po yczy  wiele bransolet, lecz

aden m

czyzna nie zatrzyma  jej przy sobie. Soi nie zwróci  na ni  uwagi. Nie mia

bransolety, co oznacza o,  e jest  onaty. Ponownie wszystko zale

o od Neqa, ale i tym

razem nie uczyni  nic.

Ona przygotowa a kolacj  dla nich obu, co nale

o do obowi zków kobiety

szukaj cej m

a. Obchodzi a si  z garnkami równie pewnie, jak Soi ze sw  broni . Ta

gospoda musia a by  jej terytorium. Zapewne od dawna us ugiwa a wszystkim

czyznom, którzy tu przychodzili, w nadziei,  e który  z nich prze

y umiej tno ci

ponad urod  i pojmie j  za  on .

Zanim podano posi ek przyby  trzeci m

czyzna. By  to wielki, brzuchaty wojownik

pokryty wieloma bliznami.

- Jestem Mok Morgensztern - przedstawi  si .
- Sol, Mistrz Wszystkich Broni.
- Neq Miecz.
Kobieta nie powiedzia a nic. Postawi a na stole nast pne nakrycie.
- Walcz  o panowanie - oznajmi  Soi.
- Masz plemi ? Ten ch opiec i kto jeszcze?
- Nie. Neq jest wolny. Moje plemi

wiczy w Z ym Kraju.

- W Z ym Kraju! - zaskoczenie Moka by o równie wielkie, jak Neqa. - Tam nikt nie

chodzi!

- Niemniej jednak - odrzek  Soi.
- Ale Rentgeny - duchy  mierci...
- Czy w tpisz w moje s owa? - zapyta  Soi. Mok obruszy  si  na jego ton.
- Ka dy wie...
- Musz  si  zgodzi  - powiedzia  Neq i natychmiast zda  sobie spraw ,  e nie

powinien si  odzywa . To nie by  jego spór.

- W Kr gu dowiod  prawdziwo ci swych s ów! - oznajmi  Soi. Spojrza  na

przezroczyste, obrotowe drzwi gospody i zauwa

,  e na zewn trz jest ju  ciemno.

- Jutro.
Mok i Neq wymienili spojrzenia. Teraz nie mieli wyj cia.
- Jutro - zgodzi  si  Mok. - O panowanie. Po chwili zastanowienia doda :
- Zobaczysz jednak,  e moja bro  nie nadaje si  do zabawy.
Kobieta u miechn a si  do Moka, który odwzajemni  ten u miech, g aszcz c sw

bransolet . Noc  Sol i Neq roz

yli tapczany po wschodniej stronie gospody. Mok zabra

kobiet  na stron  zachodni , za

ywszy przedtem bransolet  na jej nadgarstek.

Neq le

 w ciemno ci i nas uchiwa  uwa nie. Jednak rytmiczne skrzypienie tapczanu

ciwie nic mu nie powiedzia o.

Sol mia  ze sob  wózek wype niony broni .
- Z czym chcesz si  zmierzy  w Kr gu? - zapyta  Moka.
- Naprawd  u ywasz ich wszystkich? Niech wi c b dzie morgensztern.
Soi wyci gn  w asn  kul  na 

cuchu. Neq by  zafascynowany. Nigdy jeszcze nie

widzia  morgenszternu w akcji, a nawet nie s ysza  o pojedynku dwóch tych broni w Kr gu.
To by  niepewny, lecz przera aj cy or

, który zupe nie nie nadawa  si  do obrony.

Masywna, kolczasta kula trafia a w cel albo nie. Od tego zale

 wynik walki. Ci

kie rany

by y w takim pojedynku niemal pewne.

Dwaj m

czy ni wkroczyli do Kr gu z przeciwnych stron. Ka dy z nich wymachiwa

morgenszternem tak szybko,  e 

cuchy rozmaza y si  w szare okr gi. Kule wygl da y

pi knie. L ni y w promieniach s

ca niczym ogniste pier cienie, podczas gdy obaj

czy ni wyginali rytmicznie torsy. Walka musia a by  krótka.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rzeczywi cie by  krótka. Dwa b yszcz ce  uki przeci y si , 

cuchy skrzy owa y, a

kule uderzy y w siebie gwa townie, sypi c iskrami. Zarówno Mok, jak i Soi, podskoczyli,
gdy poczuli szarpni cie 

cuchów, lecz tylko Soi utrzyma  morgensztern w r ku. Uchwyt

broni wy lizn  si  z d oni Moka, który zosta  rozbrojony.

Neq zrozumia ,  e w

nie to Soi pragn  osi gn

. Celowo zaatakowa  bro

przeciwnika, wcale nie próbuj c trafi  w jego cia o i szarpn  gwa townie, gdy dosz o do
zetkni cia 

cuchów. Mok oczekiwa ,  e morgenszterny zap acz  si , utrudniaj c

zadanie obu wojownikom, dzi ki czemu b dzie móg  wykorzysta  w zwarciu swój wi kszy
ci

ar i si . Jednak rozwaga i zr czno

 Sola przewa

y.

A mo e to by o czyste szcz

cie?

- Z czym pragniesz si  zmierzy ? - zapyta  Sol Neqa. M ody wojownik zblad . Z

pewno ci  nie z morgenszternem! Czy Sol okazywa  w ten sposób uprzejmo

, czy

pewno

 siebie? Co odpowiedzie ?

Miecz czy sztylet w do wiadczonej d oni mog y go ci

ko zrani , jak Higa. Pa ki by y

pe, lecz ich para mog a porz dnie wy oi  mu skór . Maczuga by a t pa i powolna, lecz

gdy trafi a w cel, jej cios by  druzgoc cy. Dr g...

- Z dr giem!
Jeden kawa ek, bez ostrzy, powolny, bezpieczny.
Soi spokojnie wyci gn  swój dr g.
Wkroczyli do Kr gu i wykonali pierwsze ruchy. Neq czu  si  g upio z powodu swego

tchórzostwa. Prawdziwy wojownik wybra by w asn  bro , by zagro enie dla obu
walcz cych by o równe. Dr g by  bezpieczny, lecz trudno by o go obej

. Neq

wyprowadzi  sztych...

Gdy si  ockn , le

 na tapczanie w gospodzie, a g owa pulsowa a mu bólem.

Kobieta, której Mok da  bransolet , czyli Moka, wyciera a mu twarz g bk .

Neq powstrzyma  si  przed zapytaniem, co si  sta o. Najwyra niej powali  go cios,

którego nawet nie dostrzeg . Czy Mok móg  go uderzy  z ty u? Nie, to by oby ohydne
pogwa cenie Kodeksu Kr gu. Soi i Mok na pewno nie byli lud mi, którzy u ywaliby tak
haniebnych metod, b

 tolerowali je. Dr g musia  chyba spa

 z nieba...

Dotkn  ciemienia. Obmacuj c guza wielko ci po ówki jaja, przypomnia  sobie

wszystko. Zdumiewaj co zr czny manewr. Dr g min  jego miecz, jakby to by a mg a i
uderzy ... Neq sykn  z bólu.

Có , by  teraz cz onkiem plemienia Sola. Plemienia ze Z ego Kraju. Je li nawet by y

tam duchy-zabójcy, to nie zaszkodzi y one zbytnio Solowi! W sumie nie by o to z e
rozwi zanie. Nem zawsze powtarza ,  e s

ba u silnego przywódcy ma swoje zalety. W

zamian za utrat  niezale no ci zyskiwa o si  opiek  i bezpiecze stwo. Oczywi cie pod
warunkiem,  e trafi o si  do dobrego plemienia...

Neq nie by  ca kiem pewien, czy w jego przypadku tak by o. Nadal mia  w tpliwo ci,

czy Soi rzeczywi cie jest znakomitym wojownikiem, w ko cu w

ciwie nie widzia  go w

walce... Mo e Soi mia  tylko szcz

cie? Neq zrobi  jednak dobr  min  do z ej gry.

Wyruszy  razem z Mokiem, kieruj c si  wskazówkami otrzymanymi od Sola, który

uda  si  w przeciwn  stron . Po drugiej nocy Mok odebra  kobiecie sw  bransolet . Neq
nie zadawa  mu pyta . Mo e tamten nie chcia  po prostu zabiera  ze sob

ony do Z ego

Kraju, cho  Soi powiedzia ,  e Rentgeny wycofa y si  ju  z miejsca, gdzie sta  obóz.
Sp dzili na szlaku kilka dni.

Plemi  Sola, a przynajmniej ta jego cz

, do której si  przy czyli, sk ada o si  z

trzydziestu m

czyzn obozuj cych w gospodzie i najbli szej okolicy. Tutaj rz dzi a  ona

wodza - Sola. By a ona pi kn , zmys ow  kobiet  w wieku oko o szesnastu lat. Mia a
zwyczaj odpowiada  ostro, gdy si  do niej zwracano, i co raz pogr

 si  w ponurym

milczeniu. Mimo to z dum  nosi a z ot  bransolet .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Obozowali tam przez dwa tygodnie. Ich liczba zwi ksza a si  o kolejnych

wojowników przysy anych przez Sola. Wielu m

czyzn mia o rodziny, wi c zapasy w

gospodzie wyczerpywa y si  szybko. Musieli polowa , mimo i  furgon Odmie ców
przyje

 dwukrotnie, by uzupe ni  zapasy.

Odmie cy wygl dali tak  miesznie! Dok adnie tak, jak wskazywa a na to ich nazwa:

dziwacznie ubrani, nie uzbrojeni, niemal zupe nie pozbawieni mi

ni i niedorzecznie

czy ci. Niemniej jednak ich ci

arówka by a potworem, który móg by zmia

 wielu

wojowników, gdyby zboczy  z drogi. Dlaczego Odmie cy s

yli koczownikom, skoro tak

atwo mogliby nimi rz dzi ? Niektórzy uwa ali, i  Odmie cy byli na to zbyt s abi i g upi.

Neq w tpi  jednak, by by o to takie proste.

W ko cu Soi powróci , prowadz c kolejnych pi tnastu m

czyzn, przez co liczebno

plemienia wzros a do ponad pi

dziesi ciu. Nast pnie ca a grupa wymaszerowa a do

ego Kraju. Neq spogl da  z niepokojem na czerwone znaki ostrzegawcze ustawione

przez Odmie ców. Wiedzia ,  e oznaczaj  one granice terytorium Rentgenów. Odmie cy
podobno wykrywali te niewielkie istoty za pomoc  tykaj cych skrzynek. Nic z ego si
jednak nie wydarzy o.

Na pustkowiu, w pobli u rzeki, znajdowa  si  obóz otoczony fos  pe

 wody. Jego

przywódc  by  Tyl, Mistrz Dwóch Broni, prawdziw  w adz  sprawowa  jednak Sos
Nieuzbrojony.  wiczy  on wojowników bezlito nie. Podzieli  wszystkich na grupy, w
zale no ci od broni, i przyzna  ka demu m

czy nie miejsce w tabeli zale ne od jego

umiej tno ci. Neq zacz  jako ostatni miecz z dwudziestu. Zmartwi o go to, lecz trening
wyszed  mu na dobre i na koniec zosta  czwartym w ród pi

dziesi ciu. Obóz rós  ca y

czas, gdy  Soi nadal w drowa  i przysy

 wci

 nowych wojowników. Neq nigdy nie

widzia  silniejszego i bardziej zdyscyplinowanego plemienia.

Dziwne,  e wszystko to by o dzie em cz owieka, który sam nigdy nie walczy  w Kr gu.

Sos wiedzia  wiele o walce, nie by  te  s abeuszem. Mimo to nosi  na ramieniu ma ego
ptaszka, robi c tym z siebie po miewisko. By o te  oczywiste,  e kocha  Sol , cho  nie
przyznawa  si  do tego g

no. Neq widzia  raz, zim , jak zakrad a si  ona do jego

namiotu i pozosta a tam do  witu. Ca a ta sytuacja by a dla  nie do poj cia.

Gdy nadesz a wiosna, plemi  wyruszy o. Neq by  ju  wtedy jednym z najlepszych

mieczy. Z niecierpliwo ci  oczekiwa  zapowiedzianych podbojów.

Jego rado

 m ci a tylko jedna rzecz: nie zdoby  si  jeszcze na odwag , by

ofiarowa  bransolet  jakiej  dziewczynie. Pragn  to zrobi , lecz nie sko czy  jeszcze
pi tnastu lat, a wygl da  na trzyna cie.  ywa, naga kobieta to by o wi cej ni  móg  sobie
wyobrazi . Ile b dów mo na pope ni !

Niekiedy marzy  o Soli. Nie chodzi o o to,  e j  kocha  czy cho by lubi . By a po

prostu cudownie zbudowan  dziewczyn , która nocowa a w namiocie innego m

czyzny,

cho  jej m

 by  wodzem plemienia. Ha ba... lecz jak e bole nie poci gaj ca! Ona z

pewno ci  dochowa aby tajemnicy...

Nie mia

 wobec kobiet Neq nadrabia  w Kr gu. By  to jeden z powodów, dla

których zrobi  tak wielkie post py w sztuce walki mieczem. Neq sp dza  ca y wolny czas
na  wiczeniach, podczas gdy inni zajmowali si  swoimi sprawami lub odpoczywali.
Uwa ano go za pilnego, w rzeczywisto ci jednak by  udr czony.

Którego  dnia w ko cu musia  zosta  m

czyzn !

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  drugi

Neqowi powodzi o si  w walce. Z  atwo ci  wygrywa  swoje pojedynki. Jego

pierwszym rywalem by  najlepszy miecz ma ego plemienia, którego wódz nie chcia
walczy . Neq by  jednym z kilku wybranych krzykaczy, których docinki sprowokowa y go
do tego. Jego przeciwnik w Kr gu umia  wiele, ale d ugi trening w Z ym Kraju uczyni  Neqa
lepszym od rywala.

Walcz c, Neq przypomnia  sobie jak Sos kaza  mu stawa  w Kr gu nie tylko

przeciwko mieczom, lecz równie  przeciw wszystkim innym broniom. Neq  wiczy  te
walk  w parach z ró nymi wojownikami przeciwko innym parom. To by a ci

ka praca, a

poniewa  w Z ym Kraju nigdy nie walczono do krwi, tylko ocena wystawiana przez Sosa
Doradc  okre la a umiej tno ci Neqa. S owa Nieuzbrojonego mia y jednak swoj  wag .
Gdy tylko Neq dostrzeg  drobne niedostatki w umiej tno ciach przeciwnika, zrozumia ,  e
Sos mia  racj . Nieudolne zwyci stwa i  enuj ce pora ki nie by y mu ju  pisane.
Naprawd  by  Mistrzem Miecza.

Pewnego dnia, nieoczekiwanie, Sos Doradca odszed . Mo na by o zapyta , kogo

nape ni o to wi kszym  alem: Sola, czy Sol ? Czy Sol dowiedzia  si  o wszystkim? Plemi
jednak nadal 

o tak, jak zorganizowa  je Sos. Sola urodzi a dziewczynk , cho  dziewi

miesi cy temu jej m

 by  nieobecny...

Podboje uczyni y plemi  tak wielkim,  e trzeba je by o rozbi  na pi

 mniejszych,

które razem tworzy y Imperium. Jednym z nich dowodzi  Sol, a pozosta ymi jego
najwa niejsi namiestnicy: Tyl, Mistrz Dwóch Broni, który mia  najlepszych wojowników,
dalej: Sav Dr g, który przej  obóz w Z ym Kraju, gdzie nadal  wiczono m odych
wojowników, i który by  drugim z pie niarzy Imperium. Nast pni byli: Tor Miecz z wielk ,
czarn  brod ... i sam Neq. Ka de z plemion Imperium uda o si  w swoj  stron ,
zdobywaj c nowych wojowników, wszystkie jednak podlega y Solowi.

Z pocz tku by o to wspania e. Rzeczywisto

 za mi a wszystkie marzenia Neqa o

chwale. Mia  pod sob  stu pi

dziesi ciu wojowników, wi cej ni  liczy a sobie wi kszo

niezale nych plemion. Odwiedzi  rodzin , by pochwali  si  tym, co osi gn . Jego siostra
wysz a za m

 i przenios a si  w inne strony. Tych spo ród miejscowych, którzy w tpili w

jego umiej tno ci, szybko o nich przekona . Wys

 wszystkich sze ciu do obozu w Z ym

Kraju. Neq zmierzy  si  te  z ojcem, Nemem. Nie bili si  jednak do krwi, ani o panowanie.
Tutejsi mieszka cy nigdy nie widzieli nikogo, kto w ada by mieczem lepiej od Neqa.
Cieszy  si ,  e si  o tym dowiedzieli. Jednak po up ywie roku takie rzeczy straci y dla
urok. Obowi zki wodza nie pozwala y mu  wiczy  w Kr gu tak du o, jak by chcia . Odnosi
wra enie,  e ze wszystkich stron otaczaj  go wa nie i wrogowie. W ko cu zrozumia ,  e w

bi serca nie jest przywódc , lecz wojownikiem.

Pod koniec drugiego roku mia  ju  tego wszystkiego serdecznie do

, wydawa o si

jednak,  e nie ma innej drogi. Pragn  tylko uciec, by móc walczy  w Kr gu na uczciwych
warunkach, bez przeszkód wynikaj cych z jego pozycji w plemieniu.

Ponadto... nadal pragn  kobiety. Mia  ju  szesna cie lat i by  m

czyzn  w ka dym

calu, lecz sama my l o zaproponowaniu bransolety jakiejkolwiek dziewczynie nape nia a
go l kiem. Gdyby która  go poprosi a, gdyby da a mu wyra nie do zrozumienia,  e jest
ch tna, to co innego. Jednak  adna tego nie uczyni a.

Neq podejrzewa ,  e jest najbardziej nie mia ym m

czyzn  w ca ym Imperium, cho

na pozór nie mia  po temu  adnych powodów. Móg  bez zmru enia oka rozkazywa

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

czyznom, z ufno ci  we w asne si y zmierzy  si  z ka

 broni  i rz dzi  plemieniem

licz cym setki cz onków.  eby jednak na

 sw  bransolet  kobiecie... chcia  to zrobi ,

lecz nie móg  si  na to zdoby .

Nagle na Imperium spad o nieszcz

cie. Pojawi  si  Bezimienny - nie uzbrojony

czyzna, który wkracza  do Kr gu i pokonywa  najlepszych wojowników go ymi r kami.

Wydawa o si  to niemo liwe, lecz Bezimienny zdoby  najpierw plemi  Sava,  ami c mu

, potem grup  Ty a, roztrzaskuj c mu kolana, a nast pnie plemi  Tora, zabijaj c

Goga Maczug  - jedynego wojownika, którego nawet Soi nie zdo

 pokona . W ko cu

zmusi  do wst pienia do Kr gu samego Sola, odebra  mu ca e Imperium, a tak e Sol , i
wys

 go razem z córk  na Gór , by tam umar .

Plemi  Neqa przebywa o daleko od miejsca, w którym to si  zdarzy o. Zanim tam

dotarli sprawa by a ju  rozstrzygni ta. Soi odszed . Neqowi nie pozosta o nic innego, jak
podporz dkowa  si  nowemu Wodzowi. Tyl pozosta  drugim wojownikiem. Rz dzi  w
imieniu olbrzymiego, nie uzbrojonego zwyci zcy, który nie okazywa

adnego

zainteresowania codziennymi sprawami Imperium.

- Id , dok d chcesz - poradzi  Neqowi Tyl na osobno ci - i walcz, gdzie tylko

zechcesz, ale nie o panowanie. Przepytaj swych wojowników i zwolnij tych, którzy chc
odej

. Tak zarz dzi  Bezimienny.

- Po co wi c zdobywa  Imperium? - zapyta  zdumiony Neq.
Tyl wzruszy  tylko ramionami z niesmakiem. Neq wiedzia ,  e Ty owi bardzo nie

podoba si  ten stan rzeczy, by  on jednak cz owiekiem honoru, godnym swego
stanowiska, i nie mia  zamiaru wyst pi  przeciw nowemu Wodzowi. Neq post pi  zgodnie
z rad  Ty a. Na sze

 lat Imperium zamar o. Neq przekaza  swe obowi zki innym i zacz

drowa  samotnie. Czasami walczy  w Kr gu, lecz jego umiej tno ci sprawia y,  e takie

spotkania nie mia y sensu i doprowadzi y do tego,  e szybko zacz to go rozpoznawa ,
gdziekolwiek si  pojawi . Jego bransoleta nadal nie opu ci a ani razu swego miejsca na
nadgarstku, cho

ni  o kobietach, i to co noc.

W wieku dwudziestu czterech lat, po dziesi ciu latach nauki, podbojów i w drówek,

Neq Miecz wkroczy  w smug  cienia. Nie mia  przysz

ci, tera niejszo ci ani Imperium.

I wtedy Wódz, przy pomocy plemienia Ty a oraz swego w asnego, dokona  najazdu

na Gór , po czym znikn . Tyl powróci , przynosz c wie ci,  e forteca mieszcz ca si  pod
Gór  sp on a i  e ci, którzy w przysz

ci pójd  na Gór , zgin  naprawd , bez wzgl du

na to, jak si  sprawy mia y w przesz

ci. Tyl nie móg  jednak obwo

 si  przywódc

Imperium. Nikt nie zwyci

 Nieuzbrojonego, który móg  wróci  albo nie.

Namiestnicy: Tyl, Neq, Sav, Tor i inni spotkali si , i po naradzie postanowili,  e

Imperium zostanie u pione do chwili powrotu Wodza. Ka dy z nich mia  zosta  wodzem
wolnego plemienia, postanowili jednak,  e nie b

 walczy  ze sob .

Neq, który pragn  tylko wolno ci, rozwi za  swoj  grup  ca kowicie. Jego najlepsi

wojownicy natychmiast zacz li tworzy  w asne, ma e plemiona i przenosi  si  z nimi w
inne miejsca. Neq, znów niezale ny, wyruszy  na samotn  w drówk .

Gdy po raz trzeci szukaj c noclegu w gospodzie stwierdzi ,  e zosta a ona

obrabowana i zniszczona, by  zdumiony i w ciek y. Kto to robi  i dlaczego? Gospody by y
nietykalne i otwarte dla wszystkich w drowców. Gdy któr

 z nich zniszczono, cierpieli na

tym wszyscy. Gdyby takie przest pstwa sta y si  zbyt cz ste, mog oby to zaszkodzi
ca emu ludowi koczowników.

Nie by o nadziei na szybkie schwytanie sprawców. Od chwili, gdy dokonano tego

czynu, up yn y tygodnie.  atwiej by o zapyta  o to Odmie ców, którzy wiele wiedzieli o
sprawach koczowników.

Neq, który do tej pory nudzi  si  okrutnie, ucieszy  si  na my l o nowej przygodzie.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Miejscowa siedziba Odmie ców by a obl

ona. Jej szklane okna wybito. Oblegani

zabarykadowali otwory okienne kawa kami drewnianych i metalowych mebli. Otaczaj ce
budynek klomby podeptano. Dwóch wojowników pe ni o wart  kr

c dooko a budynku.

Trzech innych gaw dzi o ze sob  przy pobliskim ognisku.

Neq podszed  do bli szego z wartowników, wielkiego wojownika z mieczem.
- Kim jeste cie i co tu robicie?
- Zje

a}, p taku - odpar  tamten. - To prywatny teren.

Neq nie by  ju  ani m ody, ani porywczy. Odpowiedzia  spokojnie:
- Odnosz  wra enie,  e napadli cie Odmie ców. Czy macie jaki  powód?

czyzna wyci gn  miecz.

- To jest mój powód. Kapujesz, kurduplu?
Neq ujrza ,  e pozostali napastnicy dostrzegli go i zbli aj  si  szybko. Wszyscy byli

uzbrojeni w miecze. Neq nie ust pi .

- Czy wyzywasz mnie do walki w Kr gu?
- Hej, ten karze  si  stawia! - krzykn  rozbawiony wartownik.
- Utnij mu jaja, je li je ma! - zawo

 jeden z pozosta ych, zbli aj c si  z wyci gni tym

mieczem.

Neq by  ju  pewien,  e s  to nie uznaj cy Kr gu bandyci - nieudolni wojownicy,

którzy zebrali si , aby gromadnie napada  na bezbronnych. Podobnych  otrów nigdy
dot d nie tolerowano na terytoriach Odmie ców, za  Imperium  ciga o ich bez lito ci.
Schwytanych tracono, zmuszaj c ich w walki w Kr gu z dobrymi wojownikami na  mier  i

ycie. Nie mo na by o pozwoli , by Odmie cy przerwali dostawy w powodu post pków

bandytów.

Lecz Imperium ju  nie istnia o, wi c chwasty zacz y si  rozplenia . Takich tchórzy

mo na by o zabija  bez wyrzutów sumienia. Neq musia  si  jednak upewni :

- Podajcie mi swoje imiona. Otoczyli go pier cieniem.
- Podamy ci twoje zakrwawione flaki! - zawo

 pierwszy. Pozostali roze miali si .

- Wi c ja podam warn moje. Jestem Neq Miecz - wyci gn  bro . - Pierwszy, który

mnie zaatakuje, wytyczy granice Kr gu.

- Hej... s ysza em o nim! - krzykn  jeden z bandytów. Jest niebezpieczny. Mia

asne plemi ...

Lecz pozostali, którzy nie znali historii Imperium, ruszyli ze wszystkich stron, w

nadziei,  e zmia

 intruza liczebn  przewag .

Gdy tylko podeszli bli ej, Neq zaatakowa . Zada  b yskawiczne pchni cie w pier

przeciwnika znajduj cego si  przed nim. Natychmiast wyrwa  bro  i zatoczy
zakrwawionym ostrzem  uk w lewo, trafiaj c nast pnego bandyt  w szyj , nim ten zd
unie

 miecz. Taka r banina na odlew nie mog aby by  skuteczna przeciw dobrze

wyszkolonym wojownikom, lecz to by y niedouczone niedo gi. Neq ci  w prawo, lecz
trzeci napastnik zd

 wreszcie podnie

 gard  i miecz uderzy  o miecz.

Neq odskoczy  na bok i przebieg  pomi dzy dwoma zakrwawionymi m

czyznami.

Pozosta o dwóch, gdy  pi ty rozpoznawszy Neqa uciek . Neq odwróci  si  w ich stron .
Patrzyli przera eni na le

cych na ziemi towarzyszy. Nowicjusze boj cy si  krwi!

- Zabierajcie rannych i wyno cie si  st d! - zawo

 do nich. - Je li was jeszcze raz

zobacz , zabij  natychmiast.

Neq z pogard  odwróci  si  do nich plecami i podszed  do budynku. Zapuka  do

drzwi. Odpowiedzi nie by o.

- Obl

enie sko czone! - zawo

. - Jestem Neq Miecz, wojownik Kr gu. Macie mnie

w swoich rejestrach.

Ci gle milczenie. Neq wiedzia ,  e Odmie cy zapisuj  imiona wszystkich

koczowniczych przywódców.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Sta  tak, abym ci  widzia  - zawo

 wreszcie jaki  g os.

Neq podszed  do wybitego okna. Ujrza ,  e bandyci oddalaj  si  wlok c swych

towarzyszy.

- Jest tu zapisany Neq Miecz - us ysza  inny g os. - Zapytaj go, kim jest jego ojciec.
- Nem Miecz - odpar  Neq, nie czekaj c na pytanie. - Moj  siostr  jest Boma. Przyj a

bransolet  Borna Sztyleta i urodzi a mu dwóch ch opców.

- Tego nie mamy w kartotece - odpowiedzia  po krótkiej przerwie drugi g os - ale

brzmi to prawdopodobnie. Czy on s

 w koczowniczym Imperium Sola, Mistrza

Wszystkich Broni?

- Bom? Nie. Je li jednak widzieli cie mnie przed chwil , to macie dowód,  e ja w nim

em.

-  Musimy  mu  zaufa   -  stwierdzi   pierwszy  g os.  Neq  wróci   do  drzwi.  Rozleg   si

odg os przesuwanych z mozo em mebli. Potem szcz kn y klucze i drzwi si  otworzy y.

Wewn trz sta o dwóch starych m

czyzn. Byli to typowi Odmie cy: mieli g adko

wygolone twarze, krótko obci te w osy uczesane z przedzia kiem, okulary, bia e koszule z

kawami, d ugie spodnie z kantem oraz sztywne, wypastowane, skórzane buty. Ich

mieszne stroje nie nadawa y si  do jakiejkolwiek walki. Obaj jeszcze si  trz

li.

Najwyra niej nie byli przyzwyczajeni do niebezpiecze stwa, a tak e bali si  samego
Neqa.

- W jaki sposób uda o warn si  ich powstrzyma ? - zapyta  zaciekawiony Neq.

Wojownik wygl daj cy tak, jak ci dwaj, móg by co najwy ej wykopa  dla siebie mogi .

Jeden z Odmie ców wyci gn  instrument przypominaj cy troch  miecz.
- To jest wiertarka elektryczna. W cza em j  i dotyka em ich r k, kiedy usi owali

przedosta  si  do budynku. To mog o przyprawi  o md

ci, ale by o skuteczne.

- Mamy te  bro  - doda  drugi - ale nie umiemy si  ni  dobrze pos ugiwa .
- Jak d ugo to trwa o?
- Dwa dni. Podobne napady powtarzaj  si  ostatnio, lecz dot d nasze ci

arówki

zaopatrzeniowe zawsze rozp dza y napastników. Tym razem ci

arówka nie przyjecha a.

- Zapewne wpad a w pu apk  - odpar  Neq po namy le. - Widzia em ju  trzy

ograbione gospody. Te szakale nigdy przedtem nie wa

y si  was atakow . Jaki jest tego

powód?

- Nie wiemy. Wyst pi y braki w dostawach i nie byli my w stanie zaopatrywa  gospod

w wystarczaj cym stopniu. To dlatego koczownicy wypowiedzieli nam wojn .

- Nie koczownicy! To byli bandyci! Spojrzeli na niego z pow tpiewaniem.
- Nie kwestionujemy twoich s ów, ale...
- Czy macie dowody na to, co mówicie? - przerwa  mu rozgniewany Neq.
- Tak s dzimy.
- Ale  to g upota! Nie jeste my ca kowicie zale ni od gospod, ale umo liwiaj  nam

one wygodne  ycie. Ich nietykalno

 zawsze szanowano.

- Tak nam si  zdawa o. Sam jednak widzia

... Neq westchn .

- Widzia em. Có , chc , by cie si  dowiedzieli,  e nie b

 tolerowa  podobnego

zachowania i s dz , i  wi kszo

 koczowników zgodzi oby si  ze mn . W jaki sposób

móg bym warn pomóc?

Obaj Odmie cy wymienili spojrzenia.
- Czy zechcia by  zanie

 wiadomo

 do naszego centralnego o rodka?

- Ch tnie, ale teraz potrzebujecie obrony tutaj. Je li odejd , nie po yjecie d ugo.
- Nie mo emy opu ci  naszej placówki - odpar  jeden z m

czyzn smutnym g osem.

- Lepsze to ni

mier  - powiedzia  Neq.

- To kwestia zasad. Neq wzruszy  ramionami.
-L)latego nazywaj  was Odmie cami. Naprawd  jeste cie stukni ci.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Je li zaniesiesz wiadomo

...

- Zanios . Najpierw jednak zbior  kilku ludzi...
- Nie. Nigdy nie pracowali my w ten sposób.
- Pos uchajcie, Odmie cy - powiedzia  gniewnie Neq. - Je li teraz nie zaczniecie

pracowa  w ten sposób, jest pewne,  e wasza placówka wkrótce pójdzie z dymem, a wy
zostaniecie pod ni  pochowani. Nie mo ecie udawa ,  e nic si  nie zmieni o.

- To przekonuj cy argument - przyzna  jeden z m

czyzn. - Niew tpliwie masz

do wiadczenie w walce. Je li jednak nie b dziemy post powa  zgodnie z nasz  filozofi ,
nie ma powodu, dla którego mieliby my robi  cokolwiek.

Neq potrz sn  g ow .
- Odmie cy - powtórzy , podziwiaj c ich upart  odwag . - Dajcie mi t  swoj

wiadomo

.

Centralny o rodek by  szko . Wiadomo

 by a przeznaczona dla niejakiego doktora

Jonesa i Neq zamierza  dor czy  mu j  osobi cie.

oda, jasnow osa dziewczyna, siedz ca za biurkiem w pokoju przylegaj cym do

gabinetu doktora Jonesa, by a zdecydowana chroni  swego wodza przed wszelkimi
intruzami.

- A kto chce si  z nim widzie ? - zapyta a obserwuj c bacznie Neqa. By a umyta do

czysta, co irytowa o go lekko.

- Neq Miecz.
- NEK czy NEG? Spojrza  na ni  zak opotany.
- Och, jeste  analfabet  - powiedzia a po chwili. - Doktor Jones przyjmie ci  teraz.
Wszed  do gabinetu i przekaza  pisemn  wiadomo

. Starszy,  ysiej cy Odmieniec

ama  natychmiast piecz

 i zacz  przygl da  si  zabazgranej kartce papieru. Jego

twarz przybra a powa ny wyraz.

- Gdyby my tylko mogli przeci gn

 kable telefoniczne... A wi c nasze ci

arówki

nie docieraj  do celu?

Niew tpliwie znal odpowied  na to pytanie.
- Ci dwaj m

czy ni prawdopodobnie ju  nie  yj  - odrzek  Neq. - Nie pozwolili si

przekona . Chcia em zapewni  im ochron , ale...

- Nasze idea y ró ni  si  od waszych. W przeciwnym razie sami byliby my

koczownikami. Wielu z nas w m odo ci nimi by o.

- By

 wojownikiem? - zapyta  z niedowierzaniem Neq. - Jakiej broni u ywa

?

- Miecza, tak jak ty. Ale to by o czterdzie ci lat temu.
- Dlaczego przesta

 nim by ?

- Odkry em doskonalsz  filozofi .
- Odmie cy gin  z powodu swojej filozofii. Lepiej ich odwo aj.
- Zrobi  to.
Przynajmniej ten Odmieniec mia  odrobin  rozs dku!
- Dlaczego to si  dzieje? Te ataki na wasze siedziby i na gospody. Nigdy przedtem

tego nie by o.

- By  mo e nigdy za twojej pami ci. Mog  ci to wyja ni  - doktor Jones siedzia  za

biurkiem, licz c co  na palcach, które by y d ugie i pokryte zmarszczkami. - W ostatnich
miesi cach nie byli my w stanie zaopatrywa  gospod w nale yty sposób. W rezultacie
niektóre z nich sta y si  bezu yteczne dla koczowników. Kiedy do tego dochodzi,
niektórzy ludzie reaguj  niech ci , a  e brak im og ady, jak  daje cywilizacja, uderzaj  na

lep. S  g odni, chc  ubra  oraz broni, a nie dostaj  tego. Wydaje im si ,  e

niesprawiedliwie odmówiono im tych rzeczy.

- Ale dlaczego nie mo ecie ich ju  zaopatrywa ?

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Dlatego,  e nasze w asne dostawy zosta y odci te. Zajmujemy si  przede

wszystkim dystrybucj . Nie produkujemy sprz tu. Mamy pewn  ilo

 zmechanizowanych

farm, lecz  ywno

 stanowi tylko cz

 naszych us ug.

- Dostajecie bro  i ca  reszt  od kogo  innego? - Neq nie zdawa  sobie z tego

sprawy.

- Do niedawna tak by o. Jednak e od kilku miesi cy nie otrzymali my dostaw, a

nasze w asne zapasy s  na wyczerpaniu. Szczerze mówi c, nie mo emy ju  zaopatrywa
koczowników. Sam widzia em fatalne skutki tej sytuacji.

- Czy nie powiedzieli warn, co si  sta o? To znaczy ci, którzy was zaopatruj ?
- Nie mamy z nimi kontaktu. Programy telewizyjne urwa y si  nagle. Wydaje si ,  e

dosz o do powa nej utraty mocy. Nasze ci

arówki nie wróci y. Obawiam si ,  e

wzburzenie spowodowane przerwaniem dostaw zwraca si  przeciwko nam. To efekt
sprz

enia zwrotnego. Sytuacja jest powa na.

- Czy gospody mog  przesta  istnie ?
- Obawiam si ,  e ten sam los spotka nasze szko y, szpitale i farmy. Tak. Nie

mo emy wytrzyma  skoordynowanych ataków wielkiej liczby uzbrojonych ludzi. Je li nie
uporamy si  szybko z tym problemem, to obawiam si ,  e grozi nam ca kowita
dezintegracja struktury naszego spo ecze stwa.

- Chcesz przez to powiedzie ,  e wszyscy mamy k opoty - upewni  si  Neq.
Doktor Jones skin  g ow .
- Wyra asz si  bardzo zwi

le.

- Potrzebujecie kogo , kto pójdzie sprawdzi , co si  sta o. Kogo , kto umie walczy .

Je li kierowcy waszych ci

arówek przypominaj  ludzi, których spotka em na placówce...

Jones ponownie skin  g ow .
- Ja to zrobi , je li chcecie.
- Jeste  bardzo wspania omy lny, ale brak ci znajomo ci sytuacji. Potrzebny by nam

by  pisemny raport...

- Nie umiem pisa , ale móg bym strzec kogo , kto umie.
Jones westchn .
- Nie powiem,  e twoja propozycja nie jest kusz ca. By oby jednak nieetyczne,

gdyby my wykorzystali ci  w ten sposób. Ponadto móg by  mie  trudno ci z ochron
„Odmie ca”.

- Masz racj . Nie mog  pomóc cz owiekowi, któremu nie mo na nic wyt umaczy .
- A wi c dzi kuj  ci za przys ug , któr  nam zrobi

 dostarczaj c t  wiadomo

 -

Jones wsta  z miejsca. - Mo esz pozosta  u nas jak d ugo zechcesz, s dz  jednak,  e
nasze spokojne  ycie szybko ci  znudzi.

- Wydaje mi si ,  e nie jest ju  ono spokojne - odpar  Neq. - Ale to nie zgadza si  z

moj ... moj  filozofi  - po

 d

 na r koje ci miecza. - Na tym opiera si  moje  ycie.

- Doktorze...
Obaj m

czy ni spojrzeli na stoj

 w drzwiach jasnow os  dziewczyn .

- S ucham, panno Smith? - odezwa  si  doktor Jones.
- S ucha am przez interkom - powiedzia a zmieszana, lecz z buntownicz  min . -

Us ysza am propozycj  pana Neqa...

- Jestem pewien,  e przez „Q” - wtr ci  si  z u miechem Jones. - Jeden z najlepiej

adaj cych mieczem koczowników w dzisiejszych czasach.

Neq poczu ,  e si  czerwieni, gdy dziewczyna popatrzy a na niego z podziwem.
- Mog abym pojecha  z nim - ci gn a panna Smith. Na jej  adnej twarzy pojawi  si

rumieniec. - Nie zapomnia am ca kowicie dzikiego  ycia i mog abym napisa  raport.

Jones posmutnia . Jego twarz znakomicie potrafi a to wyrazi .
- Moja droga, to nie jest przedsi wzi cie...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Doktorze, wie pan,  e wszystko si  zawali, je li czego  nie zrobimy! - krzykn a. -

Nie mo emy siedzie  bezczynnie!

Neq nie wtr ca  si  do rozmowy. Obserwowa  dziewczyn . By a m oda i ca kiem

atrakcyjna. Pod spódniczk  kry y si  zgrabne i pi kne nogi. Mimo dziwacznych szat by a
warta uwagi m

czyzny. S ysza ,  e okre lenie „panna” w odniesieniu do Odmie ca-

kobiety oznacza o,  e nie ma ona jeszcze m

a. Odmie cy u ywali s ów zamiast

bransolet.

Jones spojrza  na Neqa.
- To troch  niezr czna sytuacja, ale w zasadzie ona ma racj . Bezwarunkowo

musimy co  zrobi , a ona nadaje si  do tego zadania. Oczywi cie nie jeste
zobowi zany...

- Mog  pilnowa  kobiety równie  atwo, jak Odmie ca-m

czyzny - odpar  Neq. - Pod

warunkiem,  e b dzie robi  to, co jej ka

. Nie mog  pozwoli ,  eby upiera a si  przy

„zasadach”, gdy zostaniemy napadni ci.

- Zrobi  wszystko, co mi ka esz - powiedzia a po piesznie.
- Nie atwo mi podj

 t  decyzj  - rzek  Jones. - Ale potrzebujemy informacji. Nawet

negatywny raport, a bardzo powa nie obawiam si ,  e takiego nale y si  spodziewa ,
umo liwi nam przygotowanie planów przetrwania. Je li oboje si  zgadzacie...

Neq zastanowi  si  nad tym g biej. Jak wielk  odleg

 zdo a pokona  w ci gu dnia

objuczony t

adn  jak lalka „pann ”? B dzie mdla a na widok krwi i padnie z nóg zanim

przejd  sze

dziesi t mil. A ponadto jak

mieszno ci  si  okryje, w druj c w

towarzystwie Odmie ca, a zw aszcza kobiety! Równie dobrze, zwyczajem Sosa, móg by
posadzi  sobie na ramieniu ma ego ptaszka...

- To si  nie uda - powiedzia . Nawiedzi o go znajome uczucie zawodu. Wiedzia ,  e

nie mia

 wobec kobiet wp yn a na jego decyzj  w wi kszym stopniu ni  logika.

- Musi si  uda  - odpar a. - Doktor Jones potrafi dokona  zdumiewaj cych rzeczy,

ale tylko wtedy, gdy ma dok adne informacje. Je li si  obawiasz,  e nie dotrzymam ci
kroku, to we miemy ci

arówk . Nie musz  te  wygl da  w ten sposób. Zdaj  sobie

spraw  z twojej pogardy. Mog  si  ubra  jak koczowniczka, a nawet troch  pobrudzi ...

Jones omal si  nie u miechn , lecz Neq wzruszy  ramionami, jak gdyby nie by o to

dla niego wa ne. My l o podró y z atrakcyjn  dziewczyn , nawet Odmie cem, stawa a si
coraz bardziej kusz ca. Ostatecznie udzielenie pomocy Odmie com by o spraw
honorow  i to przewa

o.

- Zgoda - oznajmi .
- Zgoda? - wygl da a na zaskoczon .
- Ubrud  si  troch , we  ci

arówk  i pojedziemy. Spojrza a oszo omiona na Jonesa.

- Zgoda?
Doktor Jones westchn .
- Moim zdaniem nie jest to najlepszy pomys , ale je li oboje jeste cie ch tni...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  trzeci

Zmiana, która zasz a w jasnow osej pannie Smith, by a zdumiewaj ca. Rozpu ci a

swe d ugie w osy na wzór koczowniczek i owin a si  w jednocz

ciowy strój kobiet do

wzi cia. Znikn y gdzie  jej osobliwe maniery. Odzywa a si  tylko wtedy, gdy do niej
mówiono, znaj c swe miejsce w obecno ci wojownika. Gdyby Neq nie zna  jej
pochodzenia, móg by da  si  nabra .

Niemniej to ona musia a prowadzi  ci

arówk . Neq widywa  czasami pojazdy

Odmie ców, lecz nigdy dot d nie by  wewn trz  adnego z nich. By o oczywiste,  e
obs uga takiej machiny wymaga a niezwyk ych umiej tno ci. Neq siedzia  obok
dziewczyny z mieczem  ci ni tym mi dzy kolanami. Wciska o go w siedzenie, gdy ko a
podskakiwa y na wybojach. Pr dko

 tej machiny by a zatrwa aj ca. Neq ci gle

oczekiwa ,  e pojazd zacznie dysze  i zwolni bieg. Przecie  nikt nie móg  tak gna  bez
ko ca! Kiedy  mówiono mu,  e ci

arówka na dobrej drodze mo e w ci gu godziny

pokona  odleg

 równ  ca emu dniu marszu. Teraz w to uwierzy .

Podró  nie by a przyjemna. Droga, wystarczaj co dobra dla pieszych w drowców,

przy tej szybko ci sta a si  niebezpieczna. Neqa ogarn  l k. Teraz zrozumia , dlaczego
Odmie cy dbali o swe drogi a  do przesady, wycinaj c krzaki i usuwaj c g azy. Takie
naturalne przeszkody by y dla p dz cego pojazdu gro ne jak cios mieczem. Neq nie
okazywa  strachu, lecz jego zaci ni te na mieczu d onie by y lepkie od potu, a mi

nie

zesztywnia y mu z napi cia.

Z czasem jednak przyzwyczai  si . Zacz  obserwowa  ruchy panny Smith.

Kierowa a ona ci

arówk , obracaj c specjalnym ko em. Gdy chcia a si  zatrzyma ,

naciska a metalowy peda  na pod odze. Prowadzenie samochodu nie by o jednak takie
trudne!

Jechali przez ca y dzie . Zatrzymywali si  tylko wtedy, gdy nie przyzwyczajony do

ko ysania Neq musia  zwymiotowa  lub w celu uzupe nienia paliwa. To pierwsze by o
upokarzaj ce, lecz panna Smith udawa a,  e nic nie widzi, a z czasem wn trzno ci Neqa
pogodzi y si  z sytuacj . Benzyna mia a dziwny zapach, a Neq za nic nie móg  zrozumie ,
po co w

ciwie przelewa si  j  z jednego pojemnika do drugiego.

- Dlaczego benzyna nie mo e lecie  wprost z tych blaszanych pude ? - zapyta .
- Te ci

arówki zaprojektowali i zbudowali Staro ytni - odpar a panna Smith - a oni

robili mnóstwo niewyt umaczalnych rzeczy, takich jak baki na benzyn  zbyt ma e na ca y
dzie  jazdy. Mo e lubili nalewa  j  z kanistrów.

Neq roze mia  si .
- A to dopiero! Odmie cy uwa aj  Staro ytnych za odmie ców!

miechn a si . Nie by a obra ona.

- Wydaje si ,  e zdrowie psychiczne jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia

cywilizacji.

„Odwrotnie proporcjonalne”, wiedzia , co to znaczy, podobnie jak wszyscy, którzy

przeszli przez obóz w Z ym Kraju. U ywano tam liczb do okre lania miejsca wojownika w
tabeli. Im mniejszy by  numer wojownika, tym wy sz  zajmowa  on pozycj .

Jechali przed siebie, a  wreszcie musieli si  zatrzyma , by usun

 przeszkod

le

 na drodze. Z pobliskiego wzgórza osun a si  na ni  lawina g azów. Tutaj Neq

okaza  si  u yteczny, gdy  panna Smith z pewno ci  nie zdo

aby sama zepchn

 na

bok wszystkich kamieni ani przerzuci

opat  zwa u piasku i ziemi.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Mimo tej zw oki Neq oceni ,  e do wieczora przebyli odcinek, do pokonania którego

pieszo potrzebowa by pi ciu dni marszu.

- Ile z regu y przechodzisz w ci gu dnia? - zapyta a panna Smith, kiedy jej o tym

powiedzia .

- Trzydzie ci mil, je li jestem sam. Wi cej, kiedy si

piesz . Razem z plemieniem

dwadzie cia.

- A wi c uwa asz,  e przejechali my dzi  sto pi

dziesi t mil.

Neq sprawdzi  to, licz c na palcach. Umia  rachowa , lecz to zadanie ró ni o si  od

tych, z którymi zwykle mia  do czynienia.

- Tak - odpar .
- Wed ug licznika dziewi

dziesi t cztery - rzek a. - Musia o ci si  wydawa ,  e

jedziemy szybciej ni  w rzeczywisto ci. Na równej drodze pokonaliby my dwa razy wi cej.

- Ci

arówka zapami tuje przejechan  tras ? - zapyta  zdumiony. - Mo e

zapomnia a policzy  odcinek mi dzy tankowaniem i napraw  drogi?

Ponownie si  roze mia a.
- Mo liwe! Maszyny nie s  zbyt m dre.
Nigdy przedtem nie rozmawia  z kobiet  w ten sposób. By  zdumiony przekonuj c

si ,  e to nie jest trudne.

- Jak daleko jest do tego dostawcy?
- Oko o tysi ca mil od szko y, w prostej linii. Tymi le nymi drogami troch  dalej.
Neq ponownie dokona  rachunków.
- A wi c przed nami jakie  dziesi

 dni drogi.

- Mniej. Niektóre odcinki s

atwiejsze do pokonania od innych. Daj map , to poka

ci drog . My

,  e najgorsze ju  za nami.

- Nie.
- Nie? - zamar a z map  w r ku.
- Najgorsze jest to, co nie pozwoli o wróci  waszym ci

arówkom.

- Och... - zamy lona wygl da a  adnie. - Có , przekonamy si . Tamci nie mieli ze

sob  uzbrojonego stra nika.

Roz

a map  i zacz a pokazywa  Neqowi ró ne linie i kolorowe plamy.

Wi kszo

 z tego nie mia a jednak dla niego znaczenia. Nie potrafi  odczyta  znaków na

mapie.

- Gdy ju  tam dotrzemy, trafi  z powrotem - zapewni  j .
- To wystarczy.
Przygl da a si  mapie jeszcze przez chwil , po czym z

a j  z cichym

westchnieniem.

Mieli ze sob

ywno

 w puszkach oraz mro on . Wieczorem panna Smith zapali a

ma  kuchenk  gazow  i ugotowa a na niej fasol , rzep  i bekon, po czym otworzy a
lodówk  i nala a mleko do kubków. Neq od lat nie mia  kobiety, która by us ugiwa a tylko
jemu. To by o intryguj ce do wiadczenie. Oczywi cie panna Smith tylko wygl da a jak
kobieta. W rzeczywisto ci by a Odmie cem.

Spali w ci

arówce. On z ty u przy pojemnikach z benzyn , ona w kabinie.

Najwyra niej uwa

a,  e by oby nie w porz dku, gdyby oboje spali z ty u, cho  by o tam

znacznie wi cej miejsca i musia a wiedzie ,  e  aden honorowy koczownik nie zak óci by
jej spoczynku, nie dawszy jej uprzednio bransolety. Oczywi cie nie mia a poj cia,  e Neq
nigdy nie 

 z  adn  kobiet  i  e jedyn  dziewczyn , któr  zna  bli ej, by a jego siostra.

W gruncie rzeczy, gdyby panna Smith nie by a Odmie cem, czu by si  strasznie
niepewnie. W obecnej sytuacji jego niepokój by  nieco mniejszy, cieszy  si  jednak,  e  pi
sam.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Lecz w jego snach kobiety by y wszechobecne, a on nie odczuwa  nie mia

ci. Ale

tylko w snach...

W drugim dniu podró y nie wydarzy o si  nic szczególnego. Pokonali prawie

dwie cie mil. Jazda nie by a ju  dla Neqa nowo ci . Patrzy  wi c oboj tnie na mijaj ce ich

yskawicznie zaro la, a ukradkiem na praw  pier  panny Smith, wyra nie rysuj

 si

pod ubraniem dziewczyny, która w tej chwili mniej ni  zwykle przypomina a Odmie ca.

Zacz  nuci , najpierw po cichu, do swego miecza, a gdy panna Smith nie

zaprotestowa a, za piewa  g

no piosenk , której nauczy  si  od Sava Dr ga w

radosnych dniach, gdy rodzi o si  Imperium.

miali byli synowie proroka, Nie powstrzyma  ich strach ani ból, Lecz naj mielszy by

z nich, jak to mówi , Emir Abdullah Balbul.

Nazwy wyst puj ce w piosence nie mia y znaczenia, podobnie jak imiona, lecz

melodia zawsze sprawia a mu przyjemno

. Odpowiada  mu jej wojowniczy nastrój. Od

czasu do czasu odczuwa  pokus , aby zmieni  troch  s owa i dostosowa  je do rzeczy,
które zna , ale nigdy nie o mieli  si  na to: „ miali byli wojownicy Imperium...”. Nie,
piosenki musia y by  nietykalne. W przeciwnym razie traci y sw  magi .

Po pewnym czasie zda  sobie, wstrz

ni ty, spraw ,  e panna Smith  piewa razem z

nim harmonijnym kobiecym g osem, jak niegdy  robi a to Nemi. Umilk  nagle mocno
speszony. Panna Smith przerwa a i nic nie powiedzia a.

Trzeciego dnia natkn li si  na barykad . Drzewo le

o w poprzek drogi.

- To nie jest naturalna przeszkoda - stwierdzi  Neq, przeczuwaj c k opoty. - Popatrz,

tego drzewa nie zwali  wiatr. Zosta o  ci te.  aden koczownik nie zostawia drzewa, które

ci .

Zatrzyma a ci

arówk . Po chwili pojawili si  wojownicy.

- No dobra, Odmie cy, wy azi ! - wrzasn  ich przywódca.
- Zosta  na miejscu - rozkaza  Neq. - To b dzie dla ciebie nieprzyjemne. Mo e lepiej

schyl g ow ,  eby nie patrze .

Wyskoczy  na zewn trz jednym susem i uniós  bro .
- Jestem Neq Miecz - oznajmi .
Tym razem nikt nie rozpozna  jego imienia.
- Patrzcie, jaki sprytny - powiedzia  wielki wojownik z maczug . - Ubra  si  jak

czyzna. Wiemy,  e jeste cie Odmie cami. Co masz w ci

arówce?

Panna Smith nie us ucha a rozkazu Neqa. Jej blada twarz ukaza a si  w oknie

kabiny.

- Hej! - krzykn  przywódca. - Mamy tu samic  Odmie ca!
Neq ruszy  w jego stron .
- Nie tkniecie tej ci

arówki. Jest pod moj  opiek . M

czyzna roze mia  si

chrapliwie i machn  maczug . Zgin  roze miany.

Neq pozwoli  mu upa

 na ziemi , po czym zwróci  si  w stron  nast pnego

napastnika - pokrytego bliznami wojownika ze sztyletami. Patrzy  uwa nie, czy kto  nie
ma  uku. Bandyci byli zdolni do wszystkiego. Gdyby strza y pomkn y w jego kierunku,
mia by nielichy k opot.

- Uciekaj - poradzi

yczliwie nadchodz cemu.

czyzna spojrza  na zakrwawione zw oki towarzysza i uciek . Bandytów

rzeczywi cie  atwo by o przestraszy .

Neq zaatakowa  przywódc , który równie  u ywa  sztyletów. Ten przynajmniej mia

troch  odwagi. Wyci gn  no e i zacz  wymachiwa  nimi nieudolnie.

Ju  dawno stwierdzono,  e dobre sztylety przegraj  z dobrym mieczem, je li walka

jest powa na. Ale ten m

czyzna nie by  dobry i Neq powali  go w pierwszym starciu.

Za moment nie pozosta  ju  ani jeden napastnik.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Krzyknij, je li co  zobaczysz - powiedzia  pannie Smith. - Pójd  si  rozejrze  po

okolicy.

Musia  si  upewni ,  e wszyscy rzeczywi cie uciekli, zanim we mie si  za drzewo.
Panna Smith siedzia a nieruchomo z kamienn  twarz . Wiedzia ,  e nie spodoba o jej

si  to, co widzia a. Odmie cy i kobiety byli do siebie podobni pod tym wzgl dem, a ona
by a i jednym, i drugim.

Odszuka  obóz bandytów. By  pusty. Tchórzliwy wojownik ze sztyletami nie traci

czasu. Zd

 ostrzec pozosta ych. S dz c po  ladach by y tam przynajmniej dwie kobiety

i czterech m

czyzn. Có , teraz pozosta y dwie kobiety i dwóch m

czyzn. Neq w tpi , by

chcieli jeszcze atakowa  jakie  ci

arówki.

Wróci  do pojazdu.
- Wszystko w porz dku - powiedzia  pannie Smith. - Usu my z drogi ten pie .
Wydawa o si , jakby dopiero teraz si  obudzi a. Neq obejrza  drzewo i uzna ,  e jest

za du e, by móg  je poruszy  nie przeci wszy go najpierw na pó . Wyci gn  miecz i
zamachn  si , lecz panna Smith zawo

a do niego:

- Jest  atwiejszy sposób.
Wyci gn a sznur i przywi za a go do podstawy pnia. Drugi koniec umocowa a do

przedniego zderzaka ci

rowki. Nast pnie w czy a silnik i zacz a powoli cofa

samochód, który poci gn  za sob  drzewo, a  u

o si  ono wzd

 drogi. Neq gapi  si

na to z podziwem i zak opotaniem.

Gdy panna Smith sko czy a, Neq pozbawi  drzewo ga zi i stoczy  go y pie  z drogi.
Zwin  sznur i wrócili do kabiny.
- Jed my - powiedzia  ochryp ym g osem. Prowadzi a samochód nie patrz c na

niego.

- Zaskoczy

 mnie - powiedzia  po chwili. - Nigdy bym nie wpad  na to, by u

ci

arówki w taki sposób.

Nie odpowiedzia a. Spojrza  na ni  i dostrzeg ,  e wargi ma zaci ni te i niemal

ca kowicie bia e, a oczy przymru one, cho

wiat o nie by o silne.

- Wiem,  e wy, Odmie cy, nie lubicie przemocy - ze zdumieniem stwierdzi ,  e si

umaczy - ale ostrzega em,  eby  nie patrzy a. Zabiliby nas, gdybym tego nie zrobi . Nie

zastawili zasadzki tylko po to,  eby nas pozdrowi .

- Nie o to chodzi.
- Je li natkniemy si  na wi cej podobnych band, b dzie to wygl da o tak samo. To

dlatego wasze ci

arówki nie wracaj . Wy, Odmie cy, nie walczycie. My licie,  e jak

dziecie dla wszystkich mili, to nikt nie zrobi wam krzywdy. Mo e kiedy  tak by o, ale ci

bandyci tylko si  z tego  miej .

- Wiem o tym.
- Có , tak to ju  jest. Wykonuj  tylko prac , której si  podj em. Zapewniam ochron

ci

arówce - wci

 jednak czu  si  niezr cznie. - Mnie te  si  zrobi o niedobrze, kiedy w

pierwszej swojej walce zrani em cz owieka. Mo na si  jednak do tego przyzwyczai .
Lepsze to ni  samemu oberwa .

Przez chwil  prowadzi a w milczeniu. Potem zatrzyma a samochód.
- Chc  ci co  pokaza  - powiedzia a. Jej twarz z agodnia a.
Wysiedli. Panna Smith podesz a do roz

ystego d bu, rosn cego przy drodze.

Stan a i odwróci a si  do Neqa, oddychaj c szybko. Zab kany promie  s

ca roz wietli

na chwil  jej z ote w osy. W tej pozie wyda a mu si  naj adniejsz  dziewczyn , jak  w

yciu widzia .

- Rzu  si  na mnie. Neq zbarania .
- Nie chcia em ci  obrazi . Stara em si  tylko wyt umaczy ... Nigdy nie zaatakowa em

kobiety... - zapl ta  si  w s owach.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Udawaj,  e jeste  bandyt , który chce mnie zgwa ci . Co by  wtedy zrobi ?
- Nigdy bym...
Neq poczu  si  tak, jakby miecz przeciwnika prze lizn  si  przez jego gard  i wbi

prosto w serce.

Panna Smith potrz sn a d oni  i nagle zjawi  si  w niej nó . Nie kobiecy no yk do

obierania jarzyn, lecz bojowy sztylet. Nie zaciska a palców na r koje ci niepewnie ani zbyt
kurczowo. Panna Smith, sekretarka doktora Jonesa, trzyma a sztylet dok adnie w taki
sposób, jak wojownik wst puj cy do Kr gu.

Nagle miecz Neqa nie wiedzie  kiedy znalaz  si  w jego r ku. Oczy wojownika

spocz y na sztylecie. Stan  pewnie na obu nogach. Nie mo na by o lekcewa

 no a

trzymanego w ten sposób!

Panna Smith nie zaatakowa a go jednak. Odwin a swój strój, ods aniaj c j drne,

wie e piersi i wsun a sztylet do p askiego futera u ukrytego pod pach .

- Chcia am tylko,  eby  zrozumia  - powiedzia a.
- Nigdy bym ci  nie uderzy  - odrzek  Neq, oszo omiony zarówno jej gotowo ci  do

ycia broni, jak i widokiem piersi. Zabrzmia o to jednak  miesznie, gdy  wci

 sta  z

uniesionym mieczem. Po piesznie schowa  go do pochwy.

- Oczywi cie,  e nie. Sprawdzi am ci  w kartotece, gdy tylko ustali am, jak si  pisze

twoje imi . By

 wodzem plemienia, ale nigdy nie wzi

 sobie kobiety. Chodzi o mi o to,

eby  zrozumia  mnie. To,  e kiedy  by am dzika. Nie jestem prawdziwym Odmie cem.

Nie w naprawd  wa nych sprawach.

- Czy... walczy

 kiedy  sztyletem?

- Kiedy zobaczy am, jak si  star

 z tymi bydlakami, t  krew... Poczu am si , jakbym

zrzuci a z siebie dwana cie lat i znowu sta a si  koczowniczk . Tam w kabinie by am
gotowa ci pomóc.

- Dwana cie lat! Walczy

 jako ma e dziecko? Skrzywi a usta.

- Jak my lisz, ile mam lat?
- Dziewi tna cie?
Wi kszo

 zam

nych kobiet wcze nie traci a urod . W wieku pi tnastu lat by y

godne najwy szego po

dania, dziesi

 lat pó niej wi

y. Kobietom niezam

nym brak

by o nawet tej pocz tkowej  wie

ci. Panna Smith najwyra niej mia a ju  za sob  kwiat

pierwszej m odo ci, jednak wci

 by a  adna.

- Zgodnie z ocen  doktora Jonesa mam dwadzie cia osiem. Nikt nie wie dok adnie,

bo nie mia am rodziny.

Trzy lata starsza od samego Neqa? To by o niewiarygodne!
- Kiedy mia am dziewi tna cie... - zacz a z g bokim namys em. - Kiedy mia am

dziewi tna cie lat pozna am pewnego wojownika. Silny, ciemnow osy m

czyzna. Mo e o

nim s ysza

. Sos... Sos Sznur?

Neq potrz sn  g ow .
- Zna em kiedy  jednego Sosa, ale on nie nosi  broni. Nie wiem, co si  z nim sta o.
- Odesz abym z nim do koczowników, gdyby mnie
0to poprosi  - zastanowi a si  przez chwil , oddychaj c szybko. - Odesz abym z

ka dym.

Sytuacja by a niezr czna. D onie Neqa pokry  lepki pot. Nie wiedzia , co ma

powiedzie .

- Przepraszam - odezwa a si . - To przez t  krew i walk . Zareagowa am w nie

cywilizowany sposób. Nie powinnam by a chwali  si  no em.

- My la em,  e zrobi o ci si  niedobrze. Tam w kabinie...
- Niezupe nie. Zapomnijmy o tym.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Wdrapali si  z powrotem do kabiny, lecz Neq o tym nie zapomnia . Stara  si

zrozumie  to, co zobaczy  i us ysza . Stercz ce piersi i dwadzie cia osiem lat... Jak
tajemnic  znali Odmie cy,  e potrafili tak d ugo zachowywa  urod  kobiety?

I jeszcze jej nó . Poruszy a nim szybko i pewnie. Naprawd  musia a by  kiedy

dzika. Takich umiej tno ci nie zdobywa o si

atwo, a kobiety nie nosi y broni, je li nie

umia y si  ni  pos ugiwa . Ale doktor Jones mówi ,  e wielu Odmie ców, w tym on sam,
by o kiedy  koczownikami.

W ko cu zatrzymali si  i odgrzali kolacj . Po posi ku Neq przyst pi  do rzeczy:
- Dlaczego pojecha

 ze mn ?

- Pytasz o prawdziwy powód? W przeciwie stwie do tego, który poda am?
Skin  g ow .
- My

,  e wci

 pragn  tego, czego nie mog  zdoby . Innego sposobu  ycia...

wolno ci od odpowiedzialno ci... m

czyzny.

Przeszy  go na wpó  przyjemny dreszcz.
- W ród Odmie ców te  s  m

czy ni.

- M

czyzny - powtórzy a z naciskiem. - Takiego jak ty.

- Czy... czy prosisz mnie o bransolet ?
Nawet po ciemku móg  dostrzec,  e jej twarz pokry a si  rumie cem. Mia  nadziej ,

e jego w asne policzki nie zdradz  go w równie bezlitosny sposób.

- Kobieta nie prosi.
Serce bi o mu mocno. Nagle poczu  gwa towne po

danie mimo jej wieku i

odmienno ci. Na swój sposób poprosi a go i by a bardziej przyst pna ni  kobiety, które
spotyka  dot d. Umiej ca czyta , w adaj ca no em, dwudziestoo mioletnia kobieta -
Odmieniec!

Najpierw widzia  w niej tylko Odmie ca. Dopiero pó niej zacz  my le  o niej jak o

kobiecie i kochance. To co  znaczy o. Trzy dni... d

ej ni  kiedykolwiek sp dzi  w

towarzystwie kobiety... z wyj tkiem Nemi.

- Nigdy nie da em nikomu bransolety. Nawet na jedn  noc.
- Wiem o tym. Nie rozumiem tylko, dlaczego.
- No... ba em si  odmowy - nigdy dot d si  do tego nie przyzna . - Albo tego,  e mi

nie wyjdzie.

- Czy to naprawd  by oby takie straszne? Gdyby ci nie wysz o?
Ujrza  teraz,  e jej ubranie drga rytmicznie pod wp ywem uderze  serca. Ta rozmowa

wywo ywa a w niej takie samo napi cie, jak w nim. To mu pomaga o... ale te
przeszkadza o.

- Nie wiem.
Na zdrowy rozum nie mia o to sensu, gdy  móg  si  pogodzi  z pora

 w Kr gu nie

prze ywaj c podobnego wstydu. Gdy jednak w gr  wchodzi a kobieta, jego strach
wydawa  si  nie do przezwyci

enia.

- Jeste  przystojny i silny - zauwa

a. - Chyba nigdy nie widzia am atrakcyjniejszego

koczownika. Umiesz te  pi knie  piewa . Nie s dz , by  spotka  si  z odmow .

Ponownie przyjrza  si  jej uwa nie, zastanawiaj c si  nad znaczeniem jej s ów. By o

teraz ciemniej, lecz jego przyzwyczajone do mroku oczy widzia y j  wyra niej ni
kiedykolwiek. Dr

 z napi cia pe en niedowierzania i po

dania. Si gn  powoli praw

 do lewego nadgarstka i dotkn  znajduj cej si  tam z otej bransolety.

Panna Smith nie poruszy a si , wpatrzona w jego d onie.

apa  za bransolet  i poci gn .  lizga a si  wokó  nadgarstka, ale nie chcia a zej

.

Musia  j  odrobin  rozgi

. Jego d

 odmawia a mu pos usze stwa.

Panna Smith wci

 patrzy a. Na twarzy wci

 mia a rumieniec, który dodawa  jej

uroku.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq zmusi  wreszcie swe palce do uleg

ci i wepchn  je w szczelin  w bransolecie.

Zacz  powoli naciska . Pot sp ywa  mu po karku, a r ka dr

a nerwowo.

W ko cu uda o mu si

ci gn

 metalowy przedmiot. Jego nadgarstek wyda  mu si

niedorzecznie nagi. Uniós  bransolet  i ujrza  na niej  lady potu. Wytar  j  o koszul , a
nast pnie bardzo powoli zacz  zbli

 si  do panny Smith.

Ta unios a lew  r

. Ich dr

ce d onie zetkn y si  ze sob . Z oto dotkn o jej

nadgarstka.

Gwa townie cofn a r

.

- Nie... nie... Nie mog ! - krzykn a.
Neq pozosta  z bransolet  w wyci gni tej r ce. Spe ni o si  to, czego obawia  si

przez te wszystkie lata. Odmówiono mu.

- Och Neq, przepraszam ci ! - zawo

a. - Nie chcia am,  eby to tak wysz o. Nie

wiedzia am,  e tak si  stanie.

Neq wci

 trzyma  bransolet  w wyci gni tej r ce, wpatruj c si  w pann  Smith. Nie

potrafi  okre li , co czu .

- To nie to, co my lisz - ci gn a. - Wezm  j . Pierwszy szok... - ponownie podnios a

nadgarstek... i opu ci a go. - Nie mog !

Neq za

 bransolet  z powrotem i powoli, lecz mocno, zacisn  rozgi ty metal.

- Tak mi wstyd - mówi a panna Smith. - Nigdy nie my la am... Prosz , nie gniewaj

si .

- Nie gniewam si  - odpar . J zyk i krta  mia  jak z drewna.
- Chcia am powiedzie , nie czuj si  odrzucony. To moja wina, nie twoja. Ja nigdy...

jestem gorsza od ciebie. Och, to okropne!

- Nigdy nie mia

 m

czyzny?

Neq odkry ,  e znacznie  atwiej mu przychodzi zrozumie  jej problem ni  zrobi  co

ze swym w asnym.

- Nigdy - odpar a, zmuszaj c si  do  miechu. - Gdybym by a normaln

koczowniczk , by abym ju  babci .

Nie min a si  z prawd .
- A co z tym Sosem?
- Chyba mnie nawet nie zauwa

. G ow  wype ni a mu jaka  koczowniczk . Dlatego

przyszed  do szko y.

- My

,  e dobrze si  sta o - powiedzia  Neq po krótkiej przerwie.

- Nie rozumiem.
Teraz, gdy skurcz gard a ju  min , powiedzia  zupe nie swobodnie:
- Tak naprawd  nie chcia em ci da  bransolety, a tylko przekona  si , czy potrafi  to

zrobi .  ebym nie musia  uwa

 si  za tchórza.

- Och.
Zrozumia ,  e by  dla niej okrutny. Ponadto by o to k amstwo.
- Nie chcia em powiedzie ,  e ciebie nie pragn . Chodzi o... zasad .
Teraz on sam mówi  jak Odmieniec i nadal by o to k amstwo.
- Rzecz w tym,  e jeste  stara... starsza ode mnie i jeste  Odmie cem.
- Tak.
Nie by a jednak prawdziwym Odmie cem. Ironia losu polega a na tym,  e gdyby by a

koczowniczk , w ogóle nie spróbowa by ofiarowa  jej bransolety.

Jej prosta zgoda na jego k amstwa i pó

amstwa pogarsza a sytuacj .

- Nie wygl dasz staro. Gdyby  mi nie powiedzia a...
- Czy mo emy zmieni  temat?

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Powinien by  milcze  od pocz tku. To zaoszcz dzi oby mu niepotrzebnego wstydu i

poprawi o jej wyobra enie o nim. Zawiód ... nie dlatego,  e nie da  jej bransolety, lecz
dlatego,  e próbowa  o tym rozmawia .

Porzucili wi c ten temat. Lecz nie na d ugo.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  czwarty

Nast pnego dnia pada o bez przerwy. Starali si  jecha  dalej, lecz droga stawa a si

coraz bardziej grz ska. Gdyby dzisiaj tu utkn li, jutro mogliby si  nie wydosta . Panna
Smith wjecha a na szczyt niskiego wzgórza i zatrzyma a tam ci

arówk .

- B dziemy musieli d ugo poczeka  - stwierdzi a. - Minie co najmniej dzie , zanim te

koleiny obeschn  i stwardniej .

Neq spojrza  na zewn trz, na padaj cy nieustannie deszcz, i wzruszy  ramionami.

Deszcz nigdy dot d mu nie przeszkadza , lecz teraz by  powa nym utrudnieniem w ich
misji. Neq mia  zamiar pój

 do lasu, by znale

 co  do jedzenia i rozejrze  si  po okolicy.

Nie móg  jednak zostawi  panny Smith samej. Jej nó  nie pomóg by jej wiele, gdyby
nadeszli bandyci.

- No wi c - powiedzia a z nut  udawanej weso

ci - czy spróbujemy jeszcze raz?

Neq spojrza  na ni , niepewny o co jej chodzi.
- Utkn li my tu na pewien czas - wyt umaczy a. - Obojgu nam potrzebne jest

do wiadczenie. Wczoraj by o kiepsko, ale dzi  czuj  si  silniejsza. Je li nie przestaniemy
próbowa , to mo e... Och, bransoleta!

- W tej chwili? Tutaj?
- Mo e za dnia jest  atwiej ni  w nocy. Mniej strachów. Czy masz co  lepszego do

roboty? A mo e rzeczywi cie nie chcesz...

- Nie!
To by a odpowied  na oba pytania.
- Mo e je li zrobimy to szybko, nie sp oszymy si . Nagle wyda o mu si ,  e to dobry

pomys . By o mu przykro,  e obrazi  j  poprzedniego dnia. Teraz dawa a mu szans
naprawienia tego. Nie czu a urazy. On sam dopiero zaczyna  si  poci . Je li potraktuj
ca  spraw  jak walk  w Kr gu, dzia aj c odruchowo, to mo e ka de z nich zdo a
wykona  swoje zadanie, zanim narastaj cy strach znowu ich obezw adni.

apa  r

 bransolet , zerwa  j  i wyci gn  w stron  panny Smith. Ich r ce spotka y

si  w po owie drogi.

Nadgarstki zderzy y si  ze sob . Bransoleta upad a na pod og .
- Cholera! - krzykn a, u ywaj c przekle stwa Odmie ców. - Podnios  j .
Pochyli a si  w tej samej chwili co Neq. Zderzyli si  g owami. Zawstydzony Neq

zacz  si

mia .

- To nie jest zabawne - powiedzia a. - Staram si  znale

...

Pod wp ywem nag ego impulsu z apa  j  za szczup e ramiona i podci gn  do góry.

Przysun  jej twarz do swojej twarzy i poca owa  j .

Nie by o w tym  adnej magii. Wargi panny Smith, zaatakowane z zaskoczenia, by y

md e. Bransoleta zawis a w jej palcach.

- Za

 j  - szepn . - My

,  e nam si  uda. Popatrzy a na z oty przedmiot, a potem

z powrotem na niego.

Nagle co  uderzy o w szyb  po jej stronie.
- Padnij! - krzykn  Neq. Sam ju  dzia

. Pochyli  si , otworzy  drzwi i zeskoczy  w

oto obok ko a. Z mieczem w r ku przykucn  obok ci

arówki, rozgl daj c si  za

wrogiem.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozpozna  odg os uderzaj cej strza y. To oznacza o atak bandytów.

Prawdopodobnie nie by  dobrze przygotowany, gdy  zatrzymali si  w przypadkowym
miejscu, jednak nie mo na by o tego zlekcewa

.

Mia  racj . W ród deszczu us ysza  g osy dwóch m

czyzn. Zastanawiali si , czy

podej

 do pojazdu, czy te  spróbowa  jeszcze paru strza . Nie zauwa yli,  e drzwi z

drugiej strony kabiny otworzy y si .

Postanowili zaatakowa .
- Ci Odmie cy nie umiej  walczy  - powiedzia  jeden z nich. - Po prostu otwórz drzwi

i wyci gnij ich na zewn trz.

Podeszli do ci

arówki i gdy dotkn li drzwi od strony kierowcy, Neq zaatakowa  ich z

boku. Walka by a krótka. Po chwili w krwawym b ocie le

y dwa cia a.

- Uciekajmy - zawo

 do panny Smith.

- Jak? - otworzy a z wysi kiem drzwi. - Nie mo emy ruszy ...
- Nie ci

arówk . Sami. Tam, gdzie by o dwóch bandytów, mo e ich by  wi cej. Nie

mo emy ryzykowa .

Wyskoczy a na zewn trz potykaj c si  o zw oki. Szybko odzyska a równowag .
Cho  nie byli ubrani odpowiednio na deszcz, nie zwlekali. Pobiegli do lasu, daleko od

ci

arówki.  adne z nich si  nie odezwa o.

Neq odnalaz  s kat , 

 brzoz  i wspi  si  na ni  w poszukiwaniu miejsca, gdzie

by by niewidoczny z ziemi. Panna Smith pod

a za nim. Usadzi  j  okrakiem na grubym,

okr

ym konarze, a sam zaj  miejsce na drugim. Woda  cieka a im po plecach, by a to

jednak dobra pozycja obronna i widzieli st d ci

arówk .

Czekali tak trzy godziny.
W ko cu pojawi  si  m

czyzna z maczug . Przeszed  w odleg

ci dziesi ciu

kroków od ich drzewa. Najwyra niej kogo  szuka .

Dostrzeg  ci

arówk  i to, co le

o przy niej. Natychmiast zawróci . By  sam. Neq

zeskoczy  z drzewa.

- Hej, bandyto!
Tamten odwróci  si  w jego stron , unosz c maczug .
- Zabi em ich - oznajmi  Neq. - Ciebie równie  zabij , je li nie...
Napastnik nie by  tchórzem. Rzuci  si  na Neqa, wymachuj c zawzi cie maczug . To

by o wszystko, czego Neq pragn  si  dowiedzie . Prawdziwy koczownik zaprotestowa by,
gdyby nazwano go bandyt , i za

da  satysfakcji w Kr gu. Nie zaatakowa by od razu.

Neq uchyli  si  przed ciosem i ci  w odpowiedzi mieczem. Chcia  wzi

 napastnika

ywcem. Potrzebna mu by a informacja.

Przeciwnik zamachn  si  po raz drugi. Tym razem Neq odparowa  cios. Ostrze

miecza ze lizn o si  po maczudze i obci o napastnikowi jeden palec. Nie by a to
powa na rana, wystarczy a jednak, aby go zniech ci  do walki. Zreszt  i tak nie mia
szans.

- Powiedz mi wszystko, co chc  wiedzie , a puszcz  ci  wolno.

czyzna skin  g ow . Neq cofn  si . Napastnik odetchn  z ulg . Panna Smith

pozosta a na drzewie. To by  m dry post pek. Lepiej,  eby bandyta nie wiedzia  o jej
obecno ci.

- Je li mnie ok amiesz, rusz  twoim tropem i zabij  ci  - oznajmi  Neq. - Zemszcz

si , je li mnie oszukasz.

Tamten ponownie skin  g ow . Zemsta by a czym , co nawet bandyci rozumieli

dobrze. Ten cz owiek móg  zdradzi  Neqa. Z pewno ci  jednak nie chcia  ryzykowa

ow .

- Ilu cz onków liczy wasze plemi ?
- Dwunastu. Teraz dziesi ciu. I ich kobiety.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Sami bandyci?
- Nie. Jeste my uczciwym plemieniem, ale utrzymujemy si  z tego, co znajdziemy.
- A jak znajdziecie ci

arówk  Odmie ców, zabieracie j  dla siebie, tak?

- Nigdy przedtem tego nie robili my. To by  pomys  Soga. Kiedy zobaczy ,  e

zatrzyma a si  i ugrz

a...

- A waszego wodza to nie obchodzi?
- On te  musi je

. W gospodach nie ma ju ...

- Dlatego,  e bandyci napadaj  na ci

arówki! - odpar  Neq. - Odmie cy nie mog

zaopatrywa  gospod, je li ich samochody s  ograbiane.

- Nic na to nie poradz  - odpowiedzia  tamten ponuro.
Neq odwróci  si  z niesmakiem. Mia  nadziej ,  e tamten zaatakuje go od ty u, daj c

mu powód do zadania  miertelnego pchni cia. Bandyta jednak post pi  uczciwie. By
mo e zdawa  sobie spraw ,  e to pu apka.

- Id  do swojego wodza i powiedz mu,  eby trzyma  si  z dala od tej ci

arówki -

powiedzia  na koniec Neq. - Zabij  ka dego, kto si  do niej zbli y.

czyzna podniós  swój obci ty palec i oddali  si . Neq upewni  si ,  e bandyta

naprawd  odszed , i powróci  na drzewo.

- Czy my lisz,  e to poskutkuje? - zapyta a panna Smith. Dygota a, lecz zapewne z

powodu zimna i wilgoci.

- Zale y od wodza. Je li jest bandyt , spróbuje nas zaatakowa . Je li jednak zosta o

mu troche honoru, zostawi nas w spokoju.

- W takim razie dlaczego pozwoli

 temu cz owiekowi odej

? Teraz jego plemi  si

dowie, gdzie jeste my.

- Chc  si  upewni , co naprawd  zatrzymuje te ci

arówki. To jeden ze sposobów,

by to sprawdzi .

Zesz a z drzewa. Ubranie przylepia o si  jej do tu owia. By a sina z zimna.
- Wola abym,  eby by  jaki

atwiejszy sposób...

- Nie ma takiego. Gdybym go nie powstrzyma  i tak sprowadzi by tu ca e plemi , a

gdybym go zabi , inni przyszliby go szuka .  adne plemi  nie mo e pozwoli ,  eby jego
cz onkowie po prostu znikali. Lepiej by o ich ostrzec.

- To si  mo e zdarza  za ka dym razem, gdy która  z ci

arówek si  zatrzyma -

powiedzia a. - Czy wszyscy koczownicy s  teraz bandytami?

- Nie. Ja nie jestem. Je li jednak tylko jeden na pi ciu jest bandyt , to  adna

ci

arówka si  nie przedostanie.

- Bardzo szybko zwrócili si  przeciw swym dobroczy com!
Neq wzruszy  ramionami.
- Tak, jak powiedzia  ten wojownik, musz  je

.

- Nie spodziewa am si ,  e to b dzie tak.
- Wró my do samochodu.
- Ale je li zaatakuj ...
- Dlatego musimy teraz tam wróci . Zastawi  kilka pu apek i b

 sta  na stra y. Ty

mo esz si  przespa .

- Nie mog  spa , w ka dej chwili spodziewaj c si  ataku!
- W takim razie ja si  prze pi , a ty stój na stra y - wzi

piwór i ruszy  z powrotem

w stron  pojazdu.

Odci gn  zw oki i pozostawi  je przy 

tej brzozie jako ostrze enie dla innych, po

czym sprawdzi  kabin .

- Gdzie jest moja bransoleta? Panna Smith zaczerwieni a si .
- Ja... - wyci gn a r

 spod przemoczonego ubrania. Mia a na niej bransolet .

Mo e troch  zbyt wysoko, ale...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Za

 j ! - powiedzia  zdumiony.

- Nie mog am z ni  zrobi  nic innego, kiedy wyskoczy

 z ci

arówki - t umaczy a

si .

- W porz dku, Neqa. Krzyknij, je li co  zobaczysz.
- Oddam ci j ! - zapewni a. - Nie chcia am...
- Chcia

, wi c niech tam zostanie. Nigdy dot d nie spoczywa a na r ce kobiety.

- Aleja nadal nie mog ...
- A my lisz,  e ja mog ? Niemniej jednak chcia bym. Mo e za par  dni...
Co dziwne, kiedy to mówi , nawet si  nie zaj kn . Po prostu mówi  jak m

 do  ony,

a ona pos usznie s ucha a.

- Tak - powiedzia a. - To by by o pi kne.
- Zacisn  j  mocniej.
Uj  jej bezw adn  r

, przesun  bransolet  w dó , do nadgarstka, i nacisn

kciukami grube kraw dzie. Z oto ust pi o i bransoleta zacisn a si  na przedramieniu
Neqi.

- Eufemizmy znacznie to u atwiaj  - szepn a. - Dzi kuj  ci. Wci

 dygota a, cho  w

kabinie by o ciep o. Ba a si  zarówno bandytów, jak i tego, co oznacza a bransoleta

czyzny na jej r ce. Potrzebowa a opieki.

- Nikt mnie jeszcze nie ca owa ... - powiedzia a, jak gdyby od tamtej chwili nic si  nie

wydarzy o.

Czy rzeczywi cie to zrobi ? Nagle poczu  si  s abo, zupe nie jakby miecz zadrasn

jego krta .

Po

 si  z ty u ci

arówki i zasn , nie zwracaj c uwagi na nieustann  m awk .

By  wojownikiem. Móg  spa  gdziekolwiek bez wzgl du na pogod . Panna Smith -
chwilowo Neqa - potrzebowa a schronienia pod dachem.

Pogr

 si  w snach. Potraktowa  lekko przekazanie bransolety, lecz by a to sprawa

o olbrzymim znaczeniu. Po raz pierwszy kobieta przyj a j  od niego. Byli teraz
ma

stwem, bez wzgl du na to, jak s abe mog  by  te wi zy. Reszta z pewno ci

przyjdzie z czasem. To by o jak sen: pi kna kobieta, która nosi a jego bransolet  i kocha a
go.

- Neq!
Zerwa  si  natychmiast, z mieczem w r ku. Mia a racj : do ci

arówki zbli ali si

jacy  m

czy ni. Po wys uchaniu jego ostrze enia mog o im chodzi  tylko o jedno. Nie

oka

 mi osierdzia.

Neq zeskoczy  bezg

nie z samochodu i skry  si  za nim. Napastnicy nie umieli

skrada  si  cicho. Sze ciu, siedmiu, o miu, mo e wi cej...

Zapada  zmierzch. Niebo by o jeszcze jasne, lecz pod drzewami by o ciemno. To by o

korzystne dla Neqa, gdy  móg  zaatakowa  ka dego, podczas gdy napastnicy musieli
uwa

 na siebie nawzajem.

Neq nie marnowa  czasu. Podbieg  bezszelestnie do najbli szego z m

czyzn.

Chwyci  go za gard o i przebi  mieczem. Bandyta skona  zanim zd

 pomy le  o obronie.

Neq zaj  jego miejsce i podkrada  si  do ci

arówki razem z innymi. W kabinie nie by o

wida  nikogo. Neqa si  schowa a. Dobrze.

- Widzia

 co ? - zapyta  wojownik z maczug , gdy si  zbli yli do siebie. - Ten facet

jest niebezpieczny.

By  to ten sam m

czyzna, z którym Neq rozmawia  pod brzoz . Podszed  teraz do

niego, jakby chcia  odpowiedzie  mu szeptem, i jednym ci ciem odr ba  bandycie g ow .
Plusk krwi zaalarmowa  pozosta ych.

- To on! - krzykn  kto .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq zaatakowa  w ciekle. Ta czy  tu i tam, zadawa  ciosy, gdzie tylko móg  si gn

, i

uskakiwa  daj c wspania y pokaz sztuki szermierczej. Otoczy o go sze ciu m

czyzn;

dwóch z mieczami, dwóch z maczugami i po jednym z dr giem i sztyletami. Neq
najbardziej obawia  si  dr ga, gdy  ta bro  mog a  atwo zbija  ciosy miecza, umo liwiaj c
pozosta ym okr

enie go. Zacz  wycofywa  si  w stron  ci

arówki.

Jeszcze dwóch m

czyzn wybieg o z lasu i zacz o si  wdrapywa  na samochód.

- Bro  si , Neqa! - krzykn  Neq. By  otoczony i nie móg  po pieszy  jej z pomoc .

Jeden z napastników otworzy  szarpni ciem drzwi.

- Kobieta!
Wskoczy  do  rodka, po czym run  do ty u z j kiem bólu. W ciasnej przestrzeni

kabiny sztylet Neqi by  skuteczniejszy ni  miecz.

Drugi z m

czyzn wycofa  si  i do czy  do pozosta ych. Siedmiu bandytów. Neq

liczy  na to,  e zd

y zabi  wi cej ni  dwóch napastników, zanim pozostali otrz sn  si  z

zaskoczenia. Gdyby pozosta o trzech czy czterech sprawnych przeciwników, móg by
powali  ich wszystkich. Siedmiu stanowi o jednak zbyt wielk  przewag , chyba  eby by y
to wyj tkowo nieudolne  amagi. Lecz nie zanosi o si  na to. Neq móg  stosowa  uniki i
ucieka , w ko cu jednak musia  zosta  zraniony, a wreszcie zabity.

Nagle silnik ci

arówki rykn  g

no. W czy y si  reflektory o lepiaj c wszystkich.

Spod jej tylnych kó  trysn y grudy mokrej ziemi. Silnik zawy , jak drapie ne zwierz , i

pojazd potoczy  si  w stron  grupy m

czyzn.

Neq rzuci  si  na bok uskakuj c spod kó . Trysn o na niego b oto.
Nie wszyscy bandyci równie szybko zdali sobie spraw  z niebezpiecze stwa. Nie

jechali w tej maszynie trzy dni i nie nauczyli si  szacunku dla jej mo liwo ci. Gapili si
wi c, zbici z tropu.

Przedni zderzak trafi  dwóch. Przy tej pr dko ci nie uderzy! wystarczaj co mocno, by

zabi , niemniej z  atwo ci  powali  ich na ziemi . Jeden krzykn  przera liwie, gdy ko o
przejecha o po nim. Drugiemu ci

arówka zgniot a tylko stop .

W zamieszaniu Neq ci  w twarz jednego z uzbrojonych w miecz wojowników.

Jeszcze jeden! Dwóch, licz c tego, który dosta  si  pod ko a. Neq stara  si  trzyma
mo liwie blisko pojazdu.

Pot

na maszyna uderzy a w drzewo i rozbi a reflektor. Ko a zakr ci y si  w miejscu,

wyrywaj c dziury w ziemi. Silnik zawy . Samochód cofn  si , wyskakuj c z rowu
pot

nym zrywem.

Neq podbieg  i wskoczy  na skrzyni . Wojownik z maczug , który zrozumia  co si

dzieje, spróbowa  pod

 za nim. Cios na odlew rzuci  go w b oto.

Neqa zawróci a. Bandyci rozpierzchli si . Pojedynczy reflektor schwyta  jednego z

nich. Przek adnie za omota y i pojazd pogna  w jego stron . M

czyzna uciek  w bok,

wymachuj c r kami. Jasne  wiat o reflektora pod

o za nim.

Neq nigdy do tej pory nie pomy la ,  e ci

arówka mo e by  broni , i to tak straszn .

Nikt nie móg  wytrzyma  jej ataku, mimo  e w tym b ocie porusza a si  niezbyt pewnie.
Panna Smith, Neqa! zamieni a j  w szalej cego potwora, który sia

mier  i przera enie.

Jednooka bestia kr ci a si  w obie strony, rozrzucaj c b oto, atakuj c wszystko, co

porusza o si  w  wietle jej reflektora i podskakuj c na le

cych cia ach. Jeden z

czyzn zosta  pogrzebany twarz  w dó  w czarnym b ocie tak,  e wystawa y tylko jego

nogi.

Napastnicy znikn li. Sze ciu z nich zgin o. Neq wiedzia ,  e pozostali s  ranni i

przera eni. Bitwa by a wygrana.

Ci

arówka zatrzyma a si . Silnik zgas , podobnie jak reflektor. Neq zszed  ze

skrzyni, okr

 samochód i podszed  do kabiny

- Czy to ty, Neq? - zawo

a. Ujrza  b ysk jej no a.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Ja.
Wdrapa  si  do  rodka.
- O Bo e! - rozp aka a si  niczym ma a dziewczynka. Neq obj  j  ramionami i

przycisn  do piersi. Przytuli a si  do niego w nag ym przyp ywie ulgi.

- Tak si  ba am,  e podziurawi  opony! - zawo

a.

- Nie przysz o im to do g owy - odpar  Neq.
- Och! - krzykn a i zacz a chichota . Z jakiego  powodu by o to g upie i  mieszne

zarazem.

Mia a jego bransolet , trzyma  j  w ramionach, ona oszo omiona tym, co si

wydarzy o, potrzebowa a go i... nic wi cej. Chwila nie by a odpowiednia.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  pi ty

Nast pnego dnia Neq znowu zacz

piewa . S

ce przebi o si  przez chmury i

suszy o drog , która znowu stawa a si  twarda. Udawa ,  e  piewa do swej broni, w
rzeczywisto ci jednak  piewa  do niej i ona o tym wiedzia a.

Znam mojej mi ej kroków brzmienie
I znam jej w osów cudne l nienie
Znam te  dobrze jej strój niebieski
Có  ja poczn , gdy opu ci mnie?
- Bardzo  adnie  piewasz - powiedzia a, rumieni c si  lekko.
- Wiem o tym. Ale nie wszystko z tego jest prawd . Kiedy  piewam o walce, to wiem,

co ona oznacza. Ale mi

... tych s ów nie rozumiem.

- Sk d to wiesz?
Sprawia a wra enie, jakby ba a si  zada  to pytanie, lecz by o to silniejsze od niej.

Neq spojrza  na swój nagi nadgarstek.

- Nigdy nie da em...
Unios a do góry lew  r

 na której by a zaci ni ta ci

ka, z ota bransoleta.

- Da

. Ja przyj am. Czy to jest mi

?

- Nie wiem.
Jego oddech by  urywany.
- Ja te  nie wiem, Neq - przyzna a. - Nie czuj  si  inna. To znaczy, nadal jestem

sob , ale wydaje mi si ,  e to z oto mnie pali, prowadzi naprzód, nie wiem dok d. Chc
si  tego dowiedzie . Pragn  da  ci... wszystko. Staram si . Jestem jednak stara, jestem
Odmie cem i boj  si ,  e nie mam nic do dania.

- Jeste  pi kna, dobra i odwa na. To, co zrobi

 ci

arówk ...

- Nienawidz  tego! To znaczy zabijania. Musia am jednak to zrobi . Ba am si  o

ciebie.

- To musi by  mi

.

- Podobaj  mi si  twoje s owa, Neq, ale wiem,  e to nieprawda. Nawet gdybym ci

nienawidzi a i tak by by  mi potrzebny. Je li co  ci si  stanie, nie zdo am wróci  do domu.

To by o niezwyk e; ba a si  go tak samo, jak on jej. Wola a walczy  ni  pozwoli , by

co  mu si  sta o, lecz nie potrafi a przyj

 do niego w pokoju. Musia a wynajdowa

powody, aby usprawiedliwia  to, co nie wymaga o usprawiedliwienia. On zreszt  robi  to
samo.

- Poka  mi swoje piersi - poprosi .
- Co?
Nie by a zgorszona, po prostu go nie rozumia a.
- Twój nó ... Kiedy go chowa

...

- Nie rozumiem. Rozumia a jednak.
- Poka  mi swoje piersi.
Powoli, rumieni c si  a  po koniuszki uszu, odwin a górn  cz

 sukni, ods aniaj c

biust.

- One maj  dziewi tna cie lat - powiedzia . - Podniecaj  mnie.  adna z nich nie

mo e by  stara, by  Odmie cem, ba  si , czy nie mie  nic do dania. Trzeba je kocha .

Spojrza a na siebie.
- Przez ciebie czuj  si  rozwi

a...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Za piewam dla twoich piersi.
Zaczerwieni a si  ponownie i jej biust zaró owi  si  równie . Nie zakry a go jednak.
- Gdzie si  nauczy

 tych wszystkich piosenek?

- S  ogólnie znane. Niektórzy mówi ,  e pochodz  sprzed Wybuchu, ale ja w to nie

wierz .

Troch  jednak w to wierzy , zbyt wiele piosenek nie mia o sensu w  wiecie

koczowników.

- Ksi

ki te  pochodz  sprzed Wybuchu - jej rumieniec zacz  wreszcie znika .

Za piewa , spogl daj c na jej piersi:
Czarne w osy ma moja dziewczyna Usta czerwone niczym p atki ró  Zgrabne d onie,

buzi  jak malina Kocham nawet pod jej stopami kurz.

Znowu si  zarumieni a.
- Kiedy  piewasz, brzmi to tak prawdziwie. Ciesz  si ,  e moje w osy nie s  czarne.
- Naprawd ?
Poczu  si  odrobin  rozczarowany.
- Nie. Wola abym,  eby s owa do mnie pasowa y.
- Wi kszo

 pasuje. Wszystko oprócz w osów.

- Naprawd ? - zapyta a pe na nadziei.
- Nie. Chcia bym,  eby pasowa y... Neqa - doda  po chwili.
Wci

 nie mog a uwolni  si  od rumie ca.

- Wszystko mi si  miesza, kiedy mówisz do mnie Neqa.
- To z powodu bransolety.
- Wiem. Dopóki j  nosz , jestem twoj

on . Ale to nie jest prawda.

- Mo e kiedy  b dzie. Gdyby  to by o takie proste!
- Wy, koczownicy, po prostu dajecie bransolet  i to wszystko. Natychmiastowa

mi

, na godzin  albo na ca e  ycie. Nie rozumiem tego.

- Przecie  by

 kiedy  koczowniczk .

- Nie. By am dzik  dziewczyn  bez rodziny. Odmiericy przyj li mnie, uczyli i uczynili

podobn  do nich. Robi  to dla ka dego, kto tego potrzebuje. Nigdy nie by am cz

ci

spo eczno ci koczowników.

- Mo e dlatego nie rozumiesz, jak to jest z bransolet ?
- Mo e. A co z tob ?
- Ja rozumiem, ale po prostu nie potrafi  tego zrobi .
- Mo e na tym polega nasz problem. Ty jeste  zbyt  agodny, a ja zbyt boja liwa -

roze mia a si  nerwowo. - To  mieszne po tym, jak zabili my tych wszystkich ludzi.

agodny i boja liwa!

- Mogli my trzyma  si  w nocy w obj ciach. To powinno pomóc.
- A co, je li bandyci wróc ? Westchn .
- B

 sta  na stra y.

- Robi

 to wczoraj. Tej nocy kolej na mnie.

- Zgoda.
Roze mia a si  ponownie, z wi ksz  swobod . Jej piersi poruszy y si  figlarnie.
- Jeste  taki rzeczowy! A co, je li powiem: we  mnie w ramiona, przytul mocno,

kochaj si  ze mn !

Zastanowi  si  nad t  mo liwo ci .
- Móg bym spróbowa , je li powiesz to zanim stan  si  zbyt przera ony.
- Nie mog  tego powiedzie , mimo  e chc .
- Pragniesz to zrobi , ale nie mo esz mnie poprosi ?
- Nie potrafi  ci na to odpowiedzie . Tym razem zapomnia a si  zarumieni .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Chc  to zrobi  - ci gn a powa nym tonem. - Nie mog  tylko postawi  pierwszego

kroku. Gdyby  ty mnie poprosi . Ale nawet wtedy... Wiesz, to  mieszne. Wiemy, czego
chcemy, wiemy, co ka de z nas czuje, ale nie mo emy przej

 do czynów. Potrafimy

rozmawia , jak to by by o, gdyby my o tym rozmawiali, ale nie umiemy mówi  o tym
wprost.

- Mo e jutro - powiedzia .
- Mo e.
Serce wojownika zatrzyma o si  na chwil , a potem zabi o gwa townie pod wp ywem

sknego spojrzenia, jakie pos

a mu Neqa zakrywaj c piersi.

Nast pnego dnia pogoda znów by a  adna, do po udnia droga wysch a ca kowicie.

Zw oki le

ce wokó  ci

arówki zacz y puchn

 i  mierdzie . W dalsz  drog  ruszyli wi c

nie zwlekaj c.

Tej nocy Neqa spa a razem z nim, w jego  piworze. Przycisn a si  do niego i

znieruchomia a. On te  nic nie uczyni . Obojgu by o przykro. Rozmawiali o tym ze sob  i
zgodzili si ,  e ca a sprawa jest  mieszna, lecz na tym koniec.

Musieli mie  si  na baczno ci przed bandytami, spali wi c na zmian . Gdy Neqa

zasn a, Neq zapragn  dotkn

 jej piersi, lecz nie zrobi  tego... Gdy jednak przysz a znów

jego pora czuwania, obudzi  si  z d oni  na jej biu cie.

Nast pnej nocy spali razem nago. Dotyka  delikatnych sutków Neqi i jej j drnych

po ladków. Rozp aka a si , gdy nie mog a mu odwzajemni  pieszczoty i na tym si
sko czy o.

Kolejnej nocy za piewa  dla niej i poca owa  j . Po raz pierwszy sama zacz a go

dotyka . Przycisn a si  do niego i spróbowa  w ni  wej

... Gdy krzykn a ze strachu i

bólu, wycofa  si  przera ony. Neqa p aka a cicho przez jaki  czas.

W tym czasie coraz bardziej zbli ali si  do miejsca, sk d pochodzi y dostawy. Nie

dope niwszy swego zwi zku dotarli do gospody po

onej u stóp Góry, z której stoków

stercza y pos pne, zardzewia e d wigary zas aniaj ce szczyt. Kiedy  mieszka a tam

mier . Tak przynajmniej s dzili koczownicy.

Lecz Tyl, Mistrz Dwóch Broni i Wódz obiegli t  twierdz , gdy  w jej  rodku znajdowali

si  jednak  ywi ludzie. Od tamtej pory Góra by a naprawd  martwa.

- Tak, to tutaj.
- Czy to st d... pochodzi y wasze dostawy? - zapyta  zdumiony Neq.
- To Helikon. Ale co  tu jest nie w porz dku.
- Zniszczyli my go - powiedzia  Neq. - To znaczy Nieubrojony to zrobi . Mnie przy tym

nie by o. Mog em to powiedzie  doktorowi Jonesowi, gdybym wiedzia ,  e chodzi mu o
Gór !

- Och, nie! - krzykn a. - W Helikonie produkowano wszystkie urz dzenia techniczne!

Nie poradzimy sobie bez niego!

- Mo e wewn trz kto  jeszcze  yje.
Znaj c solidno

 Ty a Neq w tpi  w to. Nie chcia  jednak rozwiewa  z udze  Neqi.

Tymczasem ona obesz a doko a  rodkowy filar gospody. Wyra nie szuka a czego . Tej
gospody nie ograbiono, nie by o w niej jednak jedzenia. Neqa otworzy a drzwi prowadz ce
do prysznica i wesz a do  rodka.

- Nie zdj

 ubrania - upomnia  j  Neq.

- Wiem,  e to tu jest - odezwa a si , nie zwracaj c uwagi na jego s owa. - Dok adnie

zapami ta am instrukcje.

Policzy a kafelki na  cianie i nacisn a na jeden z nich. Policzy a je w innym kierunku

i nacisn a jeszcze raz. Potem znowu. Nic si  nie wydarzy o.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Musisz odkr ci  kurki - powiedzia  jej. - Jeden do gor cej wody, drugi do zimnej. Ale

nie ma potrzeby,  eby  bra a prysznic. Dopiero zaczynasz pachnie  jak prawdziwa
koczowniczka...

- Na pewno zrobi am to za wolno - mrukn a do siebie. - Teraz, kiedy ju  wiem, które

kafelki nacisn

, spróbuj  to wykona  szybciej.

Powtórzy a tajemniczy rytua . Neq przygl da  si  temu z wyrozumia

ci . Ci

Odmie cy byli ca kiem zwariowani!

Nagle za zewn trzn

cian  co  trzasn o. Neqa nacisn a kolejny kafelek, który

odchyli  si , ods aniaj c klamk . Neq otworzy  usta z wra enia. Nigdy by nie pomy la ,  e
za  cian  prysznica ukrywaj  si  klamki! Je li nie s

y do puszczania gor cej i zimnej

wody, to w takim razie do czego?

Neqa poci gn a za ni . Szarpn a mocno i ca a  ciana obróci a si  w jej stron .
Za prysznicem, w samym  rodku kolumny podtrzymuj cej dach gospody, znajdowa o

si  ma e pomieszczenie!

- Chod  - powiedzia a, wchodz c do  rodka.
Neq pod

 za ni , zaciskaj c d

 na mieczu. Wewn trz ledwie starcza o miejsca

dla dwojga. Neqa zamkn a  cian  i nacisn a znajduj cy si  w pomieszczeniu guzik.
Rozleg o si  brz czenie, a potem pod oga zacz a opada .

Neq szarpn  si , zaniepokojony, lecz Neqa parskn a  miechem.
- To jest cywilizacja, koczowniku! To urz dzenie nosi nazw  windy. Mamy je w

naszych budynkach. Podziemie równie  ich u ywa. W tej gospodzie odbierali my cz

ci

towarów produkowanych przez Helikon.

Pod oga zatrzyma a si  po d

szej chwili. Neqa otworzy a jedn  ze  cian. Przed nimi

rozci ga  si  tunel, który zakr ca  i znika  w ciemno ci.

- Niedobrze - powiedzia a. - Winda czerpie energi  z gospody, która otrzymuje j  z

promieni s

ca, ale ten tunel jest zasilany z Helikonu. To oznacza,  e Podziemie

rzeczywi cie zosta o zniszczone, tak jak mówi

.

czy a latark .

- Musimy to jednak sprawdzi  - dorzuci a.
Tunel prowadzi  do pomieszczenia, w którym le

y puste skrzynie.

- Kto  tu by  - zauwa

a Neqa. - Zabrali towary, ale skrzy  ju  nie nape niono na

nowo.

- Zapewne ostatnia ci

arówka. Ta, która nie wróci a.

- Nasi ludzie docierali tylko do tego miejsca - ci gn a - z pewno ci  jednak mo na

dy doj

 do Helikonu. Chod my.

- To mo e by  niebezpieczne - mrukn  Neq. S ysza  opowie ci o pu apkach i

podziemnych tunelach wype nionych trupami.

- Wiem o tym.
Poca owa a go. By a z siebie dumna,  e potrafi to zrobi . Potem znowu zacz a

naciska  ró ne miejsca na  cianie.

- Je li nie chcieli,  eby cie wchodzili do  rodka, nie otworzysz drzwi w ten sposób -

stwierdzi  Neq. - Mog  tam nawet by  pu apki.

- Nie s dz  - odpar a. - Nie zrobiliby nic, co mog oby zrazi  do nich Odmie ców.

Helikon potrzebowa  nas nie mniej ni  my jego. Pozbyli si  wi kszo ci swoich upraw
hydroponicznych i nie mogli uprawia  jadalnych ro lin. Rzecz jasna nie mieli te  drewna.
Op aca a im si  wymiana z nami. Dzi ki niej mogli si  skoncentrowa  na przemy le
ci

kim, z którym my nie potrafili my sobie poradzi . Doktor Jones mo e mówi  o tych

rzeczach bez ko ca. Twierdzi,  e tego rodzaju wzajemne zale no ci s  podstaw
cywilizacji.

- A wi c uwa asz,  e mo emy tam wej

? - spyta  Neq.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Nadal stuka a w p ytki, lecz bez skutku. Neq przyjrza  si  uwa nie  ladom na

pod odze.

- Tutaj - powiedzia , dotykaj c fragmentu  ciany. - Otwiera si  tutaj.
Podbieg a do niego natychmiast.
- Jeste  pewien? Wygl da na lit  ska .
Bez s owa wskaza  jej  lady na pod odze. Zrozumia a. Chwil  potem odnale li

wyra

 szczelin .

- Nie otwieraj  si  do  rodka - stwierdzi . - Po tej stronie nie ma zawiasów.
- Nie mog  znale

adnej innej szczeliny - odpar a. - Musz  si  jako  otwiera . -

Udrzy a w ska  trzonkiem latarki. - Chyba,  e porusza si  na rolkach...

Neq wepchn  kling  miecza w szczelin  i podwa

.  ciana odsun a si , ale tylko

kawa ek.

- S  zamkni te - stwierdzi .
- Dasz rad  je otworzy ?
- Nie mieczem. Mo emy jednak przynie

om z ci

arówki.

Wrócili do pojazdu i zabrali z niego narz dzia. Po pewnym czasie drzwi ust pi y. Za

nimi znajdowa y si  szyny.

- U ywali kolei! - zawo

a zdziwiona Neqa. -- Jak sprytnie pomy lane!

Nie by o tu jednak  adnego wózka, musieli wi c w drowa  mi dzy szynami na

piechot . Neq by  niespokojny. Nie lubi  zamkni tej przestrzeni. Neqa jednak najwyra niej
nie mia a nic przeciwko temu. Uj a jego d

 i u cisn a j .

Neq zacz  liczy  kroki. Przeszli ponad mil , zanim szyny si  sko czy y. Ujrzeli

zastawione skrzyniami pomosty oraz bocznice, na których sta y wózki. Neq otworzy  jedn
ze skrzy . W  rodku by y pa ki, mo e z pi

dziesi t sztuk.

A wi c to by a prawda. Bro  koczowników produkowano w Podziemiu. Czy

Nieuzbrojony o tym wiedzia , gdy postanowi  je zniszczy ?

Dotarli do ko ca pomostu. Dalej zaczyna a si  prowadz ca w gór  pochylnia. Ruszyli

dy, przeszli przez wypalony otwór i znale li si  w wi kszej hali. Tutaj unosi  si

nieprzyjemny zapach spalenizny. Neqa o wietli a pod og .

Woko o le

y popio y. Tu i ówdzie wznosi y si  zw glone wzgórki.

- Co si  sta o? - zapyta a zak opotana.
- Ogie  - odpar  Neq. - Nie zd

yli wydosta  si  na czas.

- Kto?
Rozpozna a kszta t najbli szego wzgórka i krzykn a. To by y szcz tki cz owieka.
Neq poprowadzi  j  z powrotem w dó  rampy.
- Popatrz. Kiedy ju  byli martwi, to drewniane drzwi w ko cu si  przepali y. Musia y

by  zamkni te albo zablokowane...

Wy czy a latark  i zwróci a si  ku niemu w ca kowitej ciemno ci.
- Koczownicy to zrobili?
- Tyl mówi ,  e to si  sta o, zanim wdarli si  do  rodka. Ogie  wci

 si  tli  i wsz dzie

pe no by o dymu, wi c nie zostali tu d ugo. Nie wiem.

Neqa zakrztusi a si  spazmatycznie. Neq poczu  co  ciep ego na ramieniu i

zrozumia ,  e zwymiotowa a oparta o niego.

- Helikon by  ostatni  nadziej  ludzko ci! - zawo

a z rozpacz .

- Chyba nie musimy ogl da  nic wi cej - stwierdzi  Neq. Wzi  latark  z jej bew adnej

ki i poprowadzi  dziewczyn  do windy.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  szósty

Neqa upiera a si ,  e musi napisa  raport.
- Je li co  si  stanie, on opowie o wszystkim - wyja ni a. - Chc  opisa  to, co

widzieli my, i jak najszybciej o tym zapomnie .

Tej nocy spali w ci

arówce. Tapczany w gospodzie by y wygodniejsze, lecz

siedztwo tunelu prowadz cego do grobowca, jakim sta  si  Helikon, by o nie do

zniesienia. Wydawa o im si ,  e wydostaj  si  stamt d opary  mierci. W Helikonie Neq
zachowywa  zimn  krew, lecz w nocy jego wyobra nia wyolbrzymia a widziane tam
okropno ci.  mier  w Kr gu, czy z r ki bandyty, by a niczym w porównaniu z zag ad  w
podziemiach bez  adnej drogi ucieczki.

Nie próbowali si  kocha . Przytulili si  do siebie, aby przetrwa  ciemno

 nocy.

Nast pnego dnia Neqa sporz dzi a raport i zamkn a go w skrytce pod tablic

rozdzielcz . Ruszyli w drog . Neq nie rozumia  sensu spisywania tego, co widzieli.
Helikon by  martwy, to wszystko. Podobny Raport nie przyniesie Odmie com  adnego
pocieszenia. I tak czeka ich koniec, a koczownicy stan  si  barbarzy cami.

Zastanawia  si , jakie szale stwo pchn o Nieuzbrojonego do obl

enia Helikonu?

Zdo

 go zniszczy , a wraz z nim Odmie ców i koczowników. Czy tego w

nie chcia ?

Zaczyna a si  epoka ciemno ci.

Neqa równie  nie mówi a wiele. Neq by  pewien,  e dr cz  j  podobne my li. Je li

szukali tylko wiedzy, ich misja zako czy a si  pomy lnie... Los zakpi  z nich okrutnie!

Drugiego dnia podró y powrotnej natkn li si  na barykad  na drodze. Neq od razu

chwyci  za miecz.

- Przypadek? - zapyta a Neqa.
- Niemo liwe. Widzieli nas przedtem i wiedzieli,  e b dziemy wraca  t  sam  drog .

Dlatego ustawili barykad .

Musieli si  zatrzyma .
- Je li mamy szcz

cie, napotkamy tylko jednego stra nika albo dwóch. Nie mogli

wiedzie , kiedy dok adnie b dziemy wraca  - powiedzia  Neq.

Nie mieli szcz

cia. Z obu stron otoczyli ich m

czy ni. Przynajmniej dwudziestu

wojowników uzbrojonych w miecze, maczugi i dr gi. Kilku sta o z boku z naci gni tymi

ukami.

- Czy my lisz,  e w tym miejscu zgin y pozosta e ci

arówki? - zapyta a Neqa.

- Na pewno wi kszo

 z nich - mrukn . - To jest dobrze przygotowana zasadzka -

rozejrza  si  uwa nie. - Jest ich zbyt wielu, walka nie ma sensu. Nie mo emy si  teraz
wycofa . Popatrz,  ucznicy celuj  w opony. B dziemy musieli z nimi rozmawia .

czyzna uzbrojony w miecz podszed  wielkimi krokami do kabiny.

- Jeste  wojownikiem. Co robisz w ci

arówce Odmie ców?

Zanim Neq zd

 odpowiedzie , kto  z drugiej strony zawo

:

- Hej, tu jest kobieta!
- Mamy szcz

cie! - opowiedzia  inny. - Czy jest m oda?

- Oko o dwudziestki...
- Dobrze. Wy azi  oboje! - zawo

 pierwszy z wojowników.

Neq by  w ciek y, lecz spojrzawszy na wycelowane w nich strza y, us ucha  rozkazu.

aden uczciwy koczownik nie u

by my liwskiego  uku przeciwko cz owiekowi. W niczym

jednak nie zmienia o to faktu,  e by a to bardzo skuteczna bro . Neqa prze lizn a si  na

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

fotel m

a, by wysi

 razem z nim. Trzyma a si  blisko, sta a jednak tak, by nie

przeszkodzi  mu w wyci gni ciu miecza. Wiedzia ,  e jest gotowa, by z apa  za sztylet.
Ca a by a napi ta.

- Wiesz, co sobie my

? - odezwa  si  pierwszy z napastników. - Oboje s  pewnie

Odmie cami, którzy udaj  koczowników. Chc ,  eby my pomy leli,  e sami porwali
ci

arówk , i zostawili ich w spokoju. Popatrz, ona ma g adkie r ce, a on jest za ma y,

eby da  sobie rad  z mieczem. Poza tym nie ma ani jednej blizny.

- Bardzo sprytne - odrzek  wojownik z dr giem.
- Odmie cy s  strasznie sprytni, ale strasznie g upi.
- No dobra, Odmie cu! - zawo

 pierwszy. - Zabawimy si  w t  gr . Mamy czas. Jak

si  rzekomo nazywasz?

- Neq Miecz.
- Czy kto  s ysza  o jakim  Nequ Mieczu? - krzykn  m

czyzna.

- Ja - powiedzia  wojownik ze sztyletami.
- Ja te  - oznajmi  drugi, z maczug . By  w plemieniu Sola. - Jeden z lepszych

Mieczy, trzeci, albo czwarty spo ród setki, jak s ysza em.

Pytaj cy u miechn  si .
- Odmie cu, wybra

 sobie z e imi . Teraz b dziesz musia  udowodni ,  e

powiedzia

 prawd . W Kr gu. A twoja laleczka b dzie si  przygl da . Je li ci si  nie

uda...

Neq nie odpowiedzia . Kr g by  dok adnie tym miejscem, w którym pragn  si

znale

. To z pewno ci  byli bandyci, lecz by o ich tylu,  e musieli przestrzega  regu

Kodeksu Kr gu. Jeden silny m

czyzna móg  sobie podporz dkowa  kilkunastu

wojowników, lecz przy trzydziestu czy czterdziestu potrzebna by a hierarchia w adzy.
Kodeks Kr gu nie by  tylko kwesti  honoru, lecz równie  praktyczn  metod  zapanowania
nad wielk  liczb  m

czyzn i narzucenia im pos usze stwa.

A tam, gdzie istnia  Kodeks Kr gu, Neq mia  szans . Rzeczywi cie by  trzecim

Mieczem spo ród setki. Pierwszym by  Tyl, który zajmowa  si  g ównie rz dzeniem w
imieniu Wodza Imperium, drugi Miecz zgin  w wypadku poza Kr giem. Ponadto Neq
przez ca y czas  wiczy . W rezultacie w chwili rozpadu Imperium by  uznawany za
drugiego spo ród trzech tysi cy Mieczy. Potrafi  walczy  przeciwko wszystkim rodzajom
broni, a na dodatek wiedzia  jak radzi  sobie z dowoln  par  przeciwników.

Tak wi c w Kr gu Neq nie obawia  si  nikogo.
Zaprowadzono ich do obozu przypominaj cego imperialny. Wielki brezentowy namiot

by  otoczony przez szereg ma ych. Nieco dalej znajdowa  si  Kr g oraz kuchnia i kilka
ziemianek.

Wodzem tego plemienia by  wielki wojownik z mieczem, posiwia y i pokryty bliznami.

Wodzowie z regu y u ywali mieczy. T  broni  bowiem naj atwiej by o zabija . Równie
sprawny wojownik pos uguj cy si  dr giem nie móg by wzbudza  podobnego postrachu.
Tutejszy wódz by  znacznie wy szy od Neqa.

- Neq Miecz, h ? - mrukn . - Ja jestem Yod Miecz. I ona nosi twoj  bransolet ?
- Tak.
- Otó  s ysza em o Nequ - stwierdzi  Yod. - By  mo e najlepszym mieczem w

Imperium, kilka lat temu. Nigdy nie da  bransolety  adnej kobiecie. Czy to nie dziwne?

Neq wzruszy  ramionami. Yod my la ,  e bawi si  ze swym wi

niem.

- Có , przekonamy si  - ci gn  Yod. - Oprowadz  ci  po obozie.
Tak te  zrobi .
- Mam pó  setki znakomitych wojowników - oznajmi , wskazuj c na namiot - ale

mamy za ma o m odych kobiet, przez co m

czy ni s  niespokojni. Tak wi c dziewczyna

ma u nas zapewnione miejsce.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neqa zbli

a si  do m

a, ukazuj c bransolet  w obronnym ge cie.

- Mam dosy  zapasów na wiele miesi cy - chwali  si  Yod. - Popatrz.
Za g ównym namiotem sta y cztery ci

arówki Odmie ców. Nie by o ju  w tpliwo ci,

kto jest najgro niejszym bandyt . Nie mia o to jednak wi kszego znaczenia, skoro Helikon
nie istnia .

- Mam te  co  dla rozrywki - Yod wskaza  na wisz

 klatk .

Neq spojrza  na ni  zaciekawiony. W  rodku siedzia  m

czyzna owini ty w brudny

koc. Na pod odze z pr tów le

y metalowe naczynia, w których podawano mu jedzenie.

Odchody gromadzi y si  pod klatk . Wi zie  móg  si  w niej porusza , przy czym ca a
klatka ko ysa a si  i podskakiwa a. S dz c po wygl dzie i zapachu m

czyzna musia  tam

siedzie  od kilku miesi cy.

- Z apali my tego Odmie ca, jak spa  w naszej gospodzie - wyja ni  Yod. - Twierdzi ,

e jest chirurgiem, dali my mu wi c szans , by wykroi  dla siebie wolno

. Nie lubimy

oszustów - spojrza  znacz co na Neqa.

- Chirurgiem? - zapyta a Neqa. - Nie mamy...
Urwa a, przypomniawszy sobie,  e zachowuje si  niestosownie. To jednak

powiedzia o Neqowi,  e wi zie  nie jest Odmie cem, gdy  w przeciwnym razie s ysza aby
o nim. By  mo e zas ugiwa  na swoj  kar .

Wi zie  spogl da  na niech t po. By  to niski m

czyzna z siwiej cymi w osami,

wed ug poj

 koczowników bardzo stary.

- Mówi,  e umie czyta  i pisa ! - powiedzia  ze  miechem Yod. - Poka  naszym

go ciom swoje pismo, Dick.

- Wszyscy Odmie cy nosz

mieszne imiona - doda  zerkaj c na Neqa.

Wi zie  pomaca  wokó  siebie i znalaz  postrz piony kawa ek. Uniós  go ku górze.

By  pokryty liniami przypominaj cymi pismo u ywane przez Odmie ców.

- Czy to co  dla ciebie znaczy? - zapyta  Yod Neqa.
- Nie.
- Dlatego,  e nie umiesz czyta , czy  e on nie umie pisa ?
- Nie umiem czyta . Nie wiem, jak jest z nim. Mo e nie umie pisa .
- Mo liwe. Przyda by nam si  kto , kto umie czyta . Znale li my troch  ksi

ek i nie

wiemy, co w nich jest. Mo e co  dobrego?

- Dlaczego nie wypróbujecie ich na Odmie cu w klatce? - zapyta  Neq.
- Sk ama , mówi c,  e jest chirurgiem. Przynie li my mu rannego i dali my sztylet, a

on nie chcia  operowa . Mówi ,  e nie jest czysty, czy co  w tym rodzaju. Z ksi

kami te

by nas ok ama . Móg by nam powiedzie  byle co. Sk d by my wiedzieli, czy to prawda?

Neq wzruszy  ramionami.
- Nie mog  wam pomóc.
Wiedzia ,  e Nega by mog a, lecz nie mia  zamiaru zdradzi  jej pochodzenia.
- Nadal jeste  Neqiem Mieczem?
- Zawsze nim by em.
- Je li to udowodnisz, nie zabijemy ci  i b dziesz móg  si  przy czy  do mojego

plemienia. Zabierzemy ci, rzecz jasna, twoj  dziewczyn , ale dostaniesz swoj  kolejk .

- Ka dy, kto jej dotknie, zginie - ostrzeg  Neq, dotykaj c r

 miecza.

Yod roze mia  si .
- Dobrze powiedziane.  wietnie si  wyuczy

 swej roli. Teraz b dziesz móg  j

odegra . Oto Kr g.

Rozejrza  si  wko o i machn  r

. Gotowi na jego wezwanie cz onkowie plemienia

zebrali si  przy Kr gu.

Korzystaj c z chwilowego zamieszania Neqa szepn a do m

a:

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Ten cz owiek w klatce rzeczywi cie umie pisa . Mo e nie jest lekarzem, ale jest

ocalonym z Helikonu. Oni mieli najlepszego chirurga, o jakim s ysza am. Warto go
wypyta .

Neq zastanowi  si  nad tym. Je li ktokolwiek ocala  z Helikonu...
- Uwolnij go, gdy b

 walczy . Ja odwróc  ich uwag . Zabierz go do ci

arówki i

uciekaj. Nie wahaj si  u

 no a. To niebezpieczna banda. Znajd  ci  pó niej.

- Ale jak...
- Dam sobie rad . Chc ,  eby  st d znikn a, zanim si  zacznie.
Przycisn  j  nagle do siebie i poca owa . Ten przelotny poca unek smakowa  bardzo

odko.

- Kocham ci .
- Kocham ci  - powtórzy a. - Neq! Teraz ju  mog  to powiedzie ! Naprawd  ci

kocham!

- Wzruszaj ce - stwierdzi  Yod, przerywaj c im. - Oto twój pierwszy przeciwnik,

Odmie cu.

Neq pu ci  j  i zwróci  si  w stron  Kr gu. Sta  tam, rozgrzewaj c si , wielki wojownik

uzbrojony w maczug . Wi kszo

 m

czyzn u ywaj cych tej broni z uwagi na jej ci

ar

odznacza a si  pot

 budow . Z regu y poruszali si  oni niezgrabnie i nie byli szybcy.

Mimo to nikt nie móg  lekcewa

 mia

cego uderzenia maczugi, które w najlepszym

razie mog oby wyrzuci  Neqa z Kr gu. Legendarny Gog Maczuga nie przejmowa  si

adnym przeciwnikiem!

Neq przypomnia  sobie, w jakich okoliczno ciach Gog zosta  powstrzymany. Raz

dokona  tego Soi, Mistrz Wszystkich Broni, najlepszy wojownik wszechczasów, a drugi raz
Nieuzbrojony, który zabi  go,  ami c mu kark kopniakiem w brod . Pomi dzy tymi dwoma
walkami dokona  tego te  wojownik, którego Neq nie potrafi  sobie dot d przypomnie .
Sznur! Sos Sznur! M

czyzna, którego zapami ta a panna Smith. Owin  on lin  wokó

maczugi, rozbroi  Goga, a nast pnie namówi  go do wspólnej walki w parze. Ci gle
jeszcze wspominano ten zuchwa y wyczyn. W ko cu jednak Sznur posun  si  za daleko i
wyzwa  samego Sola, który wys

 go na Gór .

Neq postanowi  opowiedzie  o tym  onie, kiedy ju  wydostan  si  z tych tarapatów.

Zapyta j , czy jej Sos przypadkiem nie nosi  na ramieniu ma ego ptaszka. Co prawda dzi
to ju  nie mia o znaczenia.

- To jest Nam Maczuga - oznajmi  Yod. - Powiedzia ,  e wygrzmoci twoj  jasnow os

zaraz po tym, jak wygrzmoci ciebie. Nie powinien by  k opotem dla... czwartego miecza
spo ród stu, ha, ha!

Neq u cisn  na po egnanie rami  Neqi i popchn  j  lekko w kierunku klatki z

wi

niem. Znajdowa a si  ona za gromad  gapiów, cz

ciowo ukryta przed ich wzrokiem

przez drzewo, na którym wisia a. Je li wszyscy zwróc  si  w stron  Kr gu Walki i b dzie
dostatecznie du o ha asu, Neqa powinna bez trudu wykona  swoje zadanie. Musia  tylko
narobi  zamieszania...

Neqa odesz a na bok, a on podszed  powoli do namalowanego na ziemi Kr gu,

wyci gaj c miecz. Wkroczy  do  rodka bez wahania.

Nam rykn  i rzuci  si  do ataku. Neq uskoczy  na bok, pozosta  jednak wewn trz

Kr gu. Przeciwnik, nie napotkawszy oporu, wylecia  na zewn trz.

- Jeden z g owy - oznajmi  Neq. - Grzmoci  to jednak trzeba umie . Na oba

sposoby...

Chcia  obrazi  zarówno Nama, jak i ca e plemi . Gdy b

li, zapragn  zobaczy ,

jak obcy obrywa. Neq nie chcia , by ktokolwiek z nich odszed  od Kr gu zbyt wcze nie.

Nam rykn  i wpad  z powrotem do Kr gu. Udowodni  w ten sposób,  e jest

pozbawionym honoru bandyt . Nie zas ugiwa  na lito

. Jednak Neq nie zamierza  zbyt

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

wcze nie ujawnia , jak biegle w ada mieczem. Gdyby to zrobi , gra by aby sko czona,
gdy  wszyscy zrozumieliby,  e naprawd  jest tym, za kogo si  podaje i  e  aden z nich
nie ma z nim szans. Yod b dzie gra  uczciwie tylko tak d ugo, dopóki b dzie pewny
zwyci stwa.

Neq walczy  wi c z Namem. Robi  uniki przed jego nieudolnymi ciosami w jego

kierunku, ta czy  wokó  niego i w pewnym momencie skaleczy  go w ty ek. Widzowie
zawyli z w ciek

ci. Neqa tymczasem zbli

a si  do klatki. Sz a ty em, krok po kroku.

Gdy Neq spostrzeg ,  e zainteresowanie zaczyna opada , zada  Namówi nieudolne

pchni cie, bardzo podobne do tego, którym powali  Higa Pa ki podczas swej pierwszej
walki. Tak jak tego pragn  Neq, wygl da o to na przypadkowe trafienie zadane przez
nowicjusza.

- A wi c umiesz walczy  - zauwa

 Yod. - My

 jednak,  e nie tak dobrze, by

zas

 na swe imi . Tif!

W stron  Kr gu ruszy  wojownik z mieczem. Zakrwawionego, j cz cego Nama

odci gni to na bok. Neq na pierwszy rzut oka pozna ,  e Tif jest znakomitym
wojownikiem. Stawka zosta a podniesiona. Bandyci gapili si  z rosn cym
zainteresowaniem.

Neqa by a ju  blisko klatki.
Walka z Tifem nie by a zabaw . Jego ataki by y szybkie i pewne. Nie pozostawia y

one Neqowi zbyt wielkiego wyboru. Tif nie stanowi  jednak  adnego zagro enia. Ta czyli
wokó  siebie. Miecze uderza y z brz kiem jeden o drugi, przyci gaj c uwag  widzów.
Ka dy koczownik lubi  dobre widowisko, nawet bandyta.

Nagle Tif cofn  si .
- On si  ze mn  bawi - zawo

 do Yoda. - To mistrz. Nie mog  nawet dotkn

...

Neq chlasn  go w szyj . Z rozci tej t tnicy trysn a krew. Tif pad  martwy na ziemi .

By o ju  jednak za pó no. Tajemnica si  wyda a.

Neqa by a zaj ta przy klatce.
- A wi c rzeczywi cie jeste  Neqiem Mieczem! - zawo

 Yod. - W takim razie nie

mo emy ci zaufa . B dziesz chcia  zaw adn

 plemieniem.

- Rozwi za em plemi  dziesi ciokrotnie liczniejsze od tego! - odpar  z pogard  Neq. -

To jest dla mnie niczym, podobnie jak ty sam. Nazwa

 mnie jednak Odmie cem, walcz

wi c ze mn  o swoje plemi !

To mog oby by  najlepsze wyj cie: zdoby  plemi , ponownie zrobi  z nich uczciwych

koczowników i przyprowadzi  wszystkie ci

arówki z powrotem do doktora Jonesa.

Yod parskn

miechem.

- Nie jestem a  takim durniem. B dziemy musieli ci  zastrzeli .
Je eli ponownie wyci gn

uki, szans  Neqa b

 znikome.

- S uchajcie, 

ni tchórze! - krzykn . - Pokonam w pojedynk  ka dych dwóch

spo ród was!

Yod szybko skorzysta  z szansy cz

ciowego uratowania twarzy. Zawsze lepiej

wygl da o, gdy wódz kaza  zabi  swego rywala w honorowej walce. W przeciwnym razie
szybko pojawiliby si  nowi 

dni w adzy wojownicy, którzy rzuciliby mu wyzwanie.

- Jut! Mip! - krzykn .
Wyst pi o dwóch wojowników uzbrojonych w sztylety i dr g. Nie byli ju  jednak tak

skorzy do walki, jak ich poprzednicy. Neq zna  powód. Oni wiedzieli,  e je li maj  go
pokona , to jeden z nich musi zgin

. Szybko przekonaj  si ,  e szansa na zadanie

Neqowi decyduj cego ciosu znajdzie si  tylko wtedy, gdy jego miecz na chwil  utknie w
ciele którego  z nich. Ani Sztylet, ani Dr g nie chcia  wyst pi  w tej roli. Ponadto bandyci
wyra nie zaczynali zastanawia  si  nad mo liwo ci  zmiany wodza. Je li Neq by

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

lepszym wojownikiem ni  Yod, ich los móg  si  poprawi  pod jego w adz . Pozycja Yoda
uleg a wi c zachwianiu, a on z pewno ci  zdawa  sobie z tego spraw .

To by a sprytnie dobrana para. Dr g móg  blokowa  ataki Neqa i zapewnia  os on

obydwu wojownikom, podczas gdy sztylet móg  uderza  zza tej zas ony.

Neq jednak, jak wszyscy wojownicy dawnego Imperium, by  dobrze wyszkolony w

walce przeciwko parze. Jego reakcje odruchowo przestawi y si  na sytuacj : „Partner
pokonany, przeciwnicy Dr g i Sztylety”. Na dodatek nie mia  za sob  rannego partnera,
którego nale

o os ania . To u atwia o mu zadanie.

Zawdzi cza  to wszystko Sosowi. Nie ko cz ce si

wiczenia przeciwko wszystkim

mo liwym parom wydawa y si  strat  czasu, gdy  regu  by a walka w pojedynk . Sos
jednak twierdzi ,  e czo owy wojownik powinien by  przygotowany na ka
ewentualno

. Mia

wi

 racj !

Wda  si  w walk  widz c,  e Neqa wci

 pracuje przy klatce. Wkrótce uwolni

wi

nia.

Neq stara  si , by pojedynek wygl da  efektownie. Nie ukrywa  ju  niczego ze swych

umiej tno ci. Ci

ymi pchni ciami miecza trzyma  sztylety na dystans i zmusza  dr g do

odwrotu, atakuj c trzymaj ce go d onie. Przeciwnicy nie walczyli dot d w parze. W
krytycznych momentach przeszkadzali sobie nawzajem. Móg  ich pokona . To by a tylko
kwestia czasu. Tamci wiedzieli o tym. Byli zdesperowani, ale nie mieli wyj cia.

Tymczasem plemi  przygl da o si  temu. Ich lojalno

 sk ania a si  coraz bardziej w

stron  silniejszego kandydata na wodza.

- Odmieniec ucieka! - wrzasn  Yod.

owy odwróci y si  w stron  klatki. Neqa i Dick Chirurg biegli w stron  lasu.

Niewiele brakowa o, by podst p Neqa si  uda . Wszystko popsu o przypadkowe

spojrzenie Yoda, szukaj cego rozpaczliwie sposobu przerwania niekorzystnego dla siebie
biegu wydarze .

Teraz Neq musia  drogo za to zap aci .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  siódmy

- Za nimi! - krzykn  Yod. - Nie zabijajcie dziewczyny!
Bandyci pos uchali rozkazu. Gdyby Neqa i cz owiek z klatki zd

yli uciec daleko, Neq

mia by szans  podwa

 autorytet Yoda Miecza, zabi  go i przej

 w adz  nad

plemieniem. Z y los unicestwi  t  mo liwo

.

Wyskoczy  z Kr gu i rzuci  si  na Wodza. Mia  jeszcze szans . Móg  wzi

 Yoda jako

zak adnika, by zyska  na czasie, albo wytargowa  w zamian za niego wolno

 dla siebie i

pozosta ej dwójki. Móg  te  zabi  go natychmiast, nie pozostawiaj c plemieniu wyboru.

Yod by  jednak na to za sprytny. Skoczy  na Neqa z wyci gni tym mieczem i zacz

zwo ywa  swych ludzi.

Wojownicy zawrócili, ale nie zbli ali si  zbytnio do dwójki walcz cych. Neq wci

móg  zwyci

, wi c czekali na rozstrzygni cie, uniemo liwiaj c mu tylko ucieczk .

Wyci gni to  uki, lecz Neq i Yod poruszali si  tak szybko, a t ok wokó  nich by  tak wielki,

e  ucznicy nie odwa yli si  strzela .

- Pistolet! - krzykn  Yod.
Neqa ogarn a rozpacz. Wiedzia , co to jest pistolet. Plemi  Ty a wróci o z Góry

uzbrojone w pistolety i granaty. Wiele razy pokazywali ich dzia anie, strzelaj c do celu.
Karabinów i pistoletów u ywano podczas obl

enia Góry. Za pomoc  takiej broni byle

kaleka móg  zabi  Mistrza Miecza.

Tyl uzna  pó niej,  e bro  palna zagra a trwa

ci spo ecze stwa koczowników.

Odebra  wi c wojownikom bro  paln  i gdzie  j  ukry . Nie mia  jednak w adzy nad ca ym
Imperium i niektóre sztuki znikn y...

Je li plemi  Yoda ma pistolet, Neqa i chirurg nie zdo aj  uciec. Kula mog a przebi

kabin  ci

arówki.

Neq zaatakowa  z rozpacz . Omin  zas on  Yoda i zrani  go w udo. W tym

momencie rozleg  si  g

ny huk i co  uderzy o w jego w asn  nog . Nie by a to strza a.

Wystrzelono do niego z pistoletu.
W pierwszej chwili poczu  ulg ,  e nie strzelali do Neqi.
Potem zda  sobie spraw ,  e oznacza to jego zgub . Mogli go zabi  z tej broni. Nigdy

ju  nie spotka Neqi, która b dzie musia a wraca . Chirurg na pewno jej nie obroni. Nie
potrafi  nawet ustrzec si  przez zamkni ciem w klatce!

- Poddaj si ! - wydysza  Yod. - Poddaj si , albo ci  zastrzelimy!
Neq nie mia  wyboru. To nie by a czcza pogró ka. Bandyci mogli go zabi , nawet gdy

si  podda, ale z pewno ci  zrobi  to, je li zaraz nie z

y broni. Neqa mia a ju

wystarczaj co du o czasu, by uciec. Nie móg  jej pomóc, przed

aj c walk .

Neq odrzuci  miecz. Sta  i czeka .
- Jeste  m dry - powiedzia  Yod, gdy jego ludzie z apali Neqa za ramiona. -

Uratowa

 sobie  ycie - dotkn  ostro nie swej nogi. - Udowodni

 te , kim jeste .

aden gorszy wojownik nie móg by mnie zrani  w uczciwej walce.

To by a przesada. Yod by  dobry, ale ka dy z pierwszych dwudziestu Mieczy

Imperium móg by go z  atwo ci  pokona . Neq nie mia  jednak zamiaru rozw ciecza  go,
mówi c to g

no. By  zdany na jego  ask  i im bardziej Yod b dzie si  czu  jak honorowy

zwyci zca, tym bardziej honorowo si  zachowa.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Narobi

 nam mnóstwo niepotrzebnych k opotów przez to,  e nie podda

 si

wcze niej - ci gn  Yod. - I nie mo emy ci zaufa . Obieca em darowa  ci  ycie,
zastanowi  si  jednak, jak ci  ukara . Zwi

cie go.

Bandyci us uchali go natychmiast. Zwi zali Neqowi r ce z ty u oraz sp tali mu nogi w

kostkach. Potem przywi zali go jeszcze do drzewa, na którym wisia a pusta klatka, i zaj li
si  swoimi sprawami. Rana na nodze piek a coraz bardziej. Otwór by  ma y, lecz
znajdowa  si  w jednym z wielkich mi

ni uda. Pocisk musia  zatrzyma  si  gdzie  w

rodku. Krwi by o niewiele. Rana zadana mieczem wygl da aby gorzej, ale ostrze nie

pozostawi oby od amków, dzi ki czemu  atwiej by si  zagoi a.

Rozleg y si  krzyki. To wracali  cigaj cy.
- Mamy j ! - zawo

 jeden z m

czyzn.

Neq z rozpacz  stwierdzi ,  e to prawda. Dwóch bandytów ci gn o Neq . Jej

ubranie by o podarte, ale chyba nie zosta a zraniona.

- Mia a nó . D gn a nim Bafa - powiedzia  drugi bandyta. - To prawdziwa dzikuska.

Nie zrobili my jej jednak krzywdy.

- Odmieniec uciek  - doda  kolejny. - Ale to niewa ne. Zabanda owano ran  Yoda,

która nie by a powa na.

Zapewne odczuwa  taki sam ból jak Neq, nie okazywa  tego jednak. Musia  zachowa

twarz przed swoimi lud mi.

- A wi c uwolni a Odmie ca i zrani a no em jednego z naszych ludzi - Yod zamy li

si . - A jej m

czyzna oszuka  nas wszystkich, udaj c,  e jest Odmie cem i zabi  Tifa.

Spojrza  na Neqa zadumany.
- No dobra, damy im obojgu porz dn  nauczk . Yod podszed  do Neqi. Podczas gdy

czy ni trzymali j  za r ce, zdar  z niej resztki ubrania i cisn  je na bok. Rozleg  si

radosny ryk.

- Patrzcie, ale pi kno

!

Neq szarpa  si  z wi zami. Trzyma y jednak mocno. Niektórzy z obserwuj cych go

bandytów parskn li  miechem. Tak samo patrzyliby na Yoda, gdyby sprawy potoczy y si
inaczej.

- Han! - krzykn  Yod.

odziutki wojownik uzbrojony w sztylety zbli

 si  niepewnie. Neq dostrzeg ,  e by

to nowicjusz, mo e czternastoletni.

- Nigdy jeszcze nie by

 z kobiet , prawda? - zapyta  Yod.

- Nie... nie - odpar  Han, nie patrz c na nago

 Neqi.

- Teraz masz szans . Do roboty. Han cofn  si .
- Nie rozumiem.
- To laleczka Odmie ców z g adk  skór  i s odkimi piersiami... Ty dostaniesz j

pierwszy. W tej chwili.

Han spojrza  na Neq , po czym zawstydzony opu ci  wzrok.
- Ale ona... ma jego bransolet !
- Tak. Na tym polega zabawa. Zostaw j  tam gdzie jest.
- Ale...
- B dzie si  temu przygl da . Z jego w asn  bransolet . To kara dla niego. I cz

kary dla niej.

Cia o Hana dr

o.

- To nie w porz dku. Nie mog  tego zrobi .
Neq szarpn  si  w ciekle, lecz zdo

 tylko zetrze  sobie skór  na nadgarstkach.

- Zabij  ka dego, kto jej dotknie! - krzykn . Neqa sta a z zamkni tymi oczyma, wci

trzymana przez dwóch m

czyzn. Sprawia a wra enie,  e nie zwraca uwagi na to, co

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

dzieje si  wokó . Neq widzia ,  e niektórzy bandyci wr cz  lini  si  na jej widok. Yod
roze mia  si .

- B dziesz musia  zabi  nas wszystkich, s ugusie Odmie ców. Dlatego,  e ka dy

czyzna w tym plemieniu j  we mie. Tutaj, na twoich oczach.

- Nie! - krzykn  Han i rzuci  si  na Yoda. Ten powali  go jednym ciosem na odlew.
- Straci

 swoj  szans , smarkaczu. Teraz moja kolej. Han ocieraj c krew z ust

oddali  si  chwiejnym krokiem i siad  obok Neqa. Jeden z jego sztyletów upad  na ziemi .
Yod opu ci  pantalony. Bandyci znów wybuchn li  miechem. Neqa otworzy a oczy,
szarpn a si  w milczeniu i kopn a go.

- Z apcie j  za nogi - rozkaza  Yod. Jeszcze dwóch m

czyzn skoczy o z gromady i

chwyci o Neq  za nogi.

Neq tr ci  Hana zwi zanymi nogami. Gdy m odzieniec spojrza  na niego

nieprzytomnie, Neq wskaza  g ow  na sztylet le

cy pod drzewem.

Han popatrzy  na czterech m

czyzn, którzy z apali opieraj

 si  Neq  i rozpostarli

 na ziemi, po czym przesun  sztylet w stron  Neqa. Ten jednak wci

 nie móg  go

dosi gn

.

Nagle Neqa krzykn a. Neq nie patrzy  w tamt  stron . Musia  natychmiast chwyci

nó . Przekr ci  si , upad  na bok i si gn  po sztylet zwi zanymi d

mi. Ostrze skaleczy o

go w r

, jednak zdo

 je z apa .

Nikt nic nie zauwa

. Wszyscy skupili uwag  na przedstawieniu, które urz dza  Yod.

Nega krzykn a rozdzieraj co, gdy opad o na ni  cia o wodza bandytów. Wi a si  i

szarpa a. Wyrwa a jedn  r

, lecz Yod pozosta  na niej. Chrz kn . M

czy ni

trzymaj cy j  za nogi u miechn li si .

Neq obróci  nó , nie móg  jednak przystawi  go do wi zów pod odpowiednim k tem.

onie mia

liskie od w asnej krwi. Wreszcie w ókna zacz y powoli puszcza , gdy ostrze

wciska o si  pomi dzy nie.

Wydawa o si ,  e minie wieczno

 zanim sznur ust pi.

Wódz bandytów podniós  si . Brak mu by o tchu. Neqa  ka a nierówno.
- Hej, ona by a dziewic ! - zawo

 Yod. - Popatrzcie na to!

czy ni skupili si  wokó  niego, by si  przyjrze . Neq, zoboj tnia y na ból, wci

pi owa  piekielny sznur.

- W takim razie dlaczego nosi a jego bransolet ? - zapyta  kto .
- S ysza em,  e on poza Kr giem nie by  prawdziwym m

czyzn !

Wi zy wci

 trzyma y. Han Sztylet podniós  si  i uciek . Wygl da , jakby mia

zwymiotowa .

- No dobra, ustawi  si  w kolejce - rozkaza  Yod. - Wszyscy. Ona jest niez a.

czy ni wykonali polecenie. Neqa przesta a p aka . Trzech bandytów nadal j

trzyma o.

Jeszcze trójka m

czyzn zd

a zrobi  swoje, zanim r ce Neqa wreszcie sta y si

wolne. Przeci  sznur kr puj cy mu stopy i zerwa  si  na nogi, po czym zatopi  nó  w
plecach pi tego z gwa cicieli. Zosta o czterech.

- Hej! Uwolni  si !
Rzucili si  na niego ca  gromad . Neq walczy  zaciekle, lecz sztylet nie by  jego

broni , a przeciwnicy mieli ogromn  przewag . Po chwili znowu by  wi

niem.

Musia  patrze  bezradny, jak jeszcze czterdziestu czterech m

czyzn zgwa ci o jego

on .

To jednak nie by  koniec.
- Zabi  drugiego z nas - powiedzia  Yod. - I zrani  jeszcze trzech.
- Zabij go! - krzykn o kilku m

czyzn.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie. Darowa em mu  ycie. Chc ,  eby ten sukinsyn cierpia  - Yod zastanowi  si .

Utniemy mu obie d onie.

Podniós  miecz.
Neqa, o której na chwil  zapomniano, d wign a si  powoli. Sztylet, którym walczy

Neq, le

 na ziemi obok niej. Podnios a go wstaj c.

Jednym skokiem rzuci a si  na Yoda. Nó  ze lizn  si  po jego twarzy i trafi  w oko.
Yod odwróci  si  b yskawicznie i machn  odruchowo mieczem. Ostrze wry o si  w

szyj  Neqi.

- Cholera! - krzykn  Yod, najwyra niej nie zdaj c sobie sprawy z tego, jak powa

ran  sam odniós . - Nie chcia em jej zabi ! Potrzebujemy kobiet!

Neqa upad a na ziemi , brocz c krwi . Neq odepchn  trzymaj cych go m

czyzn z

tak  si ,  e wszyscy si  przewrócili.

Dla Neqi by o ju  za pó no. Wyszczerzy a z by w agonalnym skurczu. Jej czerwona

krew wyp ywa a na such  ziemi .

- Cholera! - powtórzy  Yod. - To jego wina. Trzymajcie go!
Zgodnie z rozkazem herszta bandyci zwi zali z przodu obie r ce Neqa. Drugim

sznurem opasano go w po owie tu owia. Ka

 lin  chwyci o po dwóch m

czyzn. Na

znak Yoda poci gn li za sznury wyci gaj c do przodu ramiona Neqa.

Yod podszed  i zamachn  si  mieczem, jakby mia  zamiar r ba  drewno.
Neq poczu  potworny ból i zemdla .
Odzyska  przytomno

 natychmiast, a przynajmniej tak mu si  zdawa o. Ból

wzmocni  si  jeszcze. By  nie do zniesienia. Nozdrza wype ni  mu odór spalenizny. Kikuty
przypalano pochodniami. Mi so kipia o i skwiercza o.

Potem nie czu  ju  nic.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  ósmy

Ockn  si  o zmierzchu. Ko ce jego ramion pokrywa y wielkie bry y banda y. Ból by

straszliwy. Neqa le

a przy nim, bia a i zimna. Bransoleta wci

 spoczywa a na jej

nadgarstku.

Gdy obudzi  si  ponownie te  by o ciemno. Dygota  z zimna. Nie zmieni o si  nic,

oprócz godziny.

Przed  witem zacz  majaczy .
Znowu by o jasno i kto  si  nim opiekowa . To by  cz owiek z klatki.
- B dziesz 

. Pochowam j . Uratowali cie mnie. Jestem warn to winien.

- Ja j  pochowam! - krzykn  s abym g osem Neq. Nie mia  jednak r k.
Przeklina  bezradnie, gdy patrzy  jak Dick zasypuje ziemi  jej  liczn  twarz, jego

bransolet , jego sny, jego mi

. Panna Smith odesz a na zawsze. Neqa nie 

a.

Czas up ywa . Okaza o si ,  e Dick Chirurg nie by  oszustem. Zna  si  na leczeniu.

Gor czka i dreszcze ust pi y, si y powraca y powoli. Rana na udzie, oczyszczona, zagoi a
si . D onie jednak znikn y, a wraz z nimi mi

. Dick robi  wszystko co móg .

- Jestem ci to winien - powiedzia . - To wszystko przeze mnie - jej  ycie i twoje r ce.
- I tak by to zrobili - odrzek  Neq. By o mu wszystko jedno, jak wina zostanie

rozdzielona. - Wpadli my w zasadzk . Kiedy zobaczyli my ciebie, byli my ju  wi

niami.

- Min o kilka minut zanim wydosta a mnie z tej klatki. Odczeka a jeszcze, a  wróci

mi kr

enie w nogach,  ebym móg  i

. Gdyby nie to, uda oby si  jej uciec.

- Nie mo esz wróci  jej  ycia. Je li chcesz si  mi odwzajemni , zabij mnie równie .

Wtedy nie b

 ju  cierpia .

- Jestem dawc

ycia, nie  mierci. W porównaniu z zag ad  Helikonu to, co sta o si

tutaj, by o tylko drobnym nieporozumieniem. Odwdzi cz  ci si , ale nie w ten sposób -
rozejrza  si  woko o. - Powinni my odej

 st d. Ludzie Yoda zaci gn li was oboje do lasu

i zostawili, ale w ka dej chwili mog  wróci . Mia em szcz

cie,  e mnie nie zauwa yli, gdy

ich  ledzi em.

Neq nie by  w stanie d

ej si  z nim spiera . Tylko drobna cz

 jego  wiadomo ci

by a zaj ta rozmow  z Dickiem. Reszt  wype nia y powracaj ce wci

 my li o tym, co si

sta o, i o jego bezsilno ci wobec przemocy.

Tylko jedna rzecz trzyma a go przy  yciu. Z pocz tku by o to nieuchwytne, mgliste

uczucie, które dodawa o mu si , cho  nie potrafi  go nazwa . Stopniowo, z up ywem dni,
stawa o si  ono silniejsze, a  wreszcie wype ni o ca  jego  wiadomo

 i wtedy pozna

jego nazw .

Zemsta.
- Jeste  chirurgiem - powiedzia  Neq. - Podobno najlepszym na  wiecie.
- Niekoniecznie. Wyszkoli  mnie mistrz, który mia  równie  innych uczniów.

ysza em,  e na Aleutach dokonuj  nadzwyczajnych operacji.

- Nie rozumiem ci , gdy mówisz jak Odmieniec. Czy mo esz mnie zoperowa ?
- Bez narz dzi, laboratorium, lekarstw i bieg ych asystentów, nigdy.
- Czy to samo powiedzia

 Yodowi?

- Mniej wi cej. Chirurgia bez sterylizacji i  rodków znieczulaj cych...
- Moje nadgarstki wysterylizowano bardzo dobrze. P on cymi pochodniami!
- Wiem o tym. Yod jest bandyt , ale dotrzymuje s owa. Chcia ,  eby  wy

.

- Ja te  dotrzymuj  s owa - odpar  Neq. - Ale je li s  sposoby sterylizacji, dlaczego

nie mog

...

- Spróbuj u

 p on cej pochodni przy operacji brzucha!

Neq skin  g ow .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Yod doszed  do wniosku,  e k amiesz.
- I tak nie zamierza em mu pomóc. Ka de  ycie, które móg bym uratowa  dla niego,

oznacza oby  mier  dla innych. Jego plemi  zas uguje na ca kowit  zag ad .

- To jeszcze mo e si  zdarzy  - powiedzia  Neq, wola  jednak nie mówi  na ten temat

nic wi cej. - Znajdziemy gdzie  narz dzia.

- Je li warunki b

 odpowiednie, mog  dokona  operacji. Ale jakiej? Nie mog  ci

zwróci  r k. Nikt nie potrafi by tego dokona .

- Tyl mówi ,  e Bezimiennego, ostatniego Wodza Imperium, Nieuzbrojonego - nie

wiem, pod jakim imieniem go znasz - uczyni  silnym chirurg z podziemia. Ty nim by

?

- Mia em wielu asystentów, a i tak istnia o du e ryzyko niepowodzenia. Zreszt , jak

ysza em, uczyni em go bezp odnym.

- Je li mog

 to zrobi  dla niego, mo esz i dla mnie.

- Co mam ci da ?
Neq uniós  go góry kikut prawej r ki.
- Mój miecz.
- Bez r ki?
- Miecz zast pi mi r

. Dick przyjrza  mu si  uwa nie.

- Tak, móg bym tego dokona . Wszczepi  w ko

 metalow  klamr , przytwierdzi  do

niej miecz... Nie móg by  zgina  r ki w nadgarstku, ale si a uderzenia
zrekompensowa aby t  niedogodno

.

Neq skin  g ow .
- B dzie ci niewygodnie spa  i je

 - ci gn  Dick, zastanawiaj c si  nad tym g biej.

- Nie b dziesz móg  u ywa  tej r ki do niczego innego, poza r baniem drewna. Gdy
jednak przyzwyczaisz si  do niej, b dziesz móg  powróci  do Kr gu. Jestem pewien,  e
wi ksza cz

 twoich umiej tno ci mie ci si  w mózgu. Brak d oni to powa ny problem,

ale przy odpowiednich  wiczeniach dasz sobie z tym rad . Nie b dziesz takim
wojownikiem jak niegdy , lecz wci

 lepszym ni  wi kszo

.

Neq ponownie skin  g ow .
- Móg bym na drugim kikucie umie ci  hak, mo e nawet szczypce, by umo liwi  ci

ubieranie si  i jedzenie.

- Zacznij ju  teraz.
- Mówi em ci,  e potrzebuj

rodków znieczulaj cych, narz dzi, sterylizacji...

- Og usz mnie. Ogrzej nó  nad ogniem. Dick roze mia  si  bez krzty weso

ci.

- To niemo liwe! - Po chwili doda : - Mówisz powa nie?
- Ka dy dzie , gdy ona le y w grobie, a jej mordercy  yj , jest dla mnie tortur .

Musz  mie  miecz.

- Ale w

ciwie tylko Yod j  zabi .

- Wszyscy s  winni. Ka dy, który jej dotkn ... wszyscy zgin .
Dick potrz sn  g ow .
- Boj  si  ciebie. My la em,  e nauczy em si  absolutnej nienawi ci podczas pobytu

w klatce, gdy d awi  mnie smród w asnych odchodów, obawiam si  jednak tego, co
uczynisz.

- Nie b dziesz musia  na to patrze .
- B

 jednak odpowiedzialny.

- Je li si  nie zgadzasz, powiedz mi to, a potem zabij mnie we  nie.
Dick zadr

.

- Zgoda. Doprowadz  ci  do porz dku, ale zrobi  to na swój sposób. B dziemy

musieli uda  si  do ruin Helikonu po moje narz dzia. Nie wszystkie sp on y. Wróci em
tam raz,  eby si  upewni . Okropny widok.

- Wiem o tym. Ale taka podró  wymaga czasu! Dick spojrza  na niego.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Mo esz nie zwraca  uwagi na ból, gdy walczysz w Kr gu, lub poza nim, ale kiedy

jeste  spokojny... pozwól mi na ma y pokaz. Wyci gnij r

.

Neq uniós  zabanda owany kikut.
Dick uj  go w d

 i zacz  naciska .

Ból narasta  powoli, lecz wkrótce sta  si  prawie nie do zniesienia. Neq wytrzymywa

go bez s owa. Zdawa  sobie jednak spraw ,  e to tylko próba... Nie wiedzia , jak d ugo
zdo a j  wytrzyma .

- To by  tylko ucisk d oni - powiedzia  Dick. A teraz, jakby ci si  spodoba o, gdybym

zacz  ci

? Zdrapywa

wie

 tkank  bliznowat , odsuwa

ywe mi so, ods ania

mi

nie i  ci gna, i przytwierdza  do nich druty? Wbija  jeden pr t w ko

 promieniow ,

to jest jedna z ko ci przedramienia, a drugi w  okciow , aby  móg  obraca  ostrzem
miecza, jak niegdy  obraca

 d oni . Masz szcz

cie,  e uci to ci d onie poni ej

nadgarstków. Dzi ki temu d ugie ko ci wci

 s  po czone, co da nam znacznie wi cej

swobody przy rekonstrukcji. Jednak e ból... - mówi c to szarpn  Neqa za r

.

- Og usz mnie! - krzykn  z furi  wojownik.
- Nie mog  og uszy  ci  na tak d ugi czas. Doda bym tylko wstrz s mózgu do braku

k. B dzie mi te  potrzebna twoja wspó praca ze wzgl du na brak asystentów. Musisz

zachowa  przytomno

. To oznacza tylko znieczulenie miejscowe. Krótko mówi c: b dzie

porz dnie bola o. Jak teraz.

Neqa obla  pot. Nie wiedzia ,  e w jego obci tych ko czynach pozosta o a  tyle bólu.
- Pójdziemy de Helikonu.
- Jeszcze jedno - dorzuci  Dick. - Nie chc  wykorzystywa  twojej s abo ci, targuj c

si  z tob  teraz, musz  jednak zadba  o w asne interesy. Gdy ju  b dziesz mia  swój
miecz, nie b dziesz potrzebowa  ani pragn  mojego towarzystwa.

- To prawda.
- Nie jestem silny. Sp dzi em w tej klatce tygodnie, mo e miesi ce. Straci em

rachub  czasu. Mog em si  troch  gimnastykowa , nigdy jednak nie by em wystarczaj co
silny, by samemu da  sobie rad . Dzicy znowu mnie z api , albo zabij .

- Tak.
- Odprowad  mnie do Odmie ców, zanim rozpoczniesz swoj  zemst .
- Ale to zajmie miesi ce!
- Ukradniemy jedn  z ci

arówek Yoda. Przy okazji mo esz zabi  paru bandytów.

Umiem prowadzi . Ty równie  mo esz si  tego nauczy , nawet z protezami r k. To jest
rzecz, któr  warto umie .

- Dobrze - zgodzi  si  Neq. Zrozumia ,  e Dick odwdzi czy  si  ju  za uwolnienie z

klatki, gdy zaopiekowa  si  nim i przynosi  mu jedzenie, które krad  z plemienia Yoda
ryzykuj c g ow . Gdyby nie to, Neq by umar . Operacja oznacza a nowe zobowi zanie,
wi c propozycja Dicka by a uczciwa.

Ponadto po tym, kiedy ukradn  ci

arówk  i by  mo e zabij  stra nika, bandyci

 si  strzec. Neq w tym czasie odwiezie Dicka do Odmie ców i wróci, gdy tamci

uznaj ,  e niebezpiecze stwo min o.

W sumie wi c by o to korzystne rozwi zanie.
Dick zna  inne wej cie do Helikonu. By a to klatka schodowa ukryta pod grobow

yt  na koczowniczym cmentarzu. Schody wiod y do przejmuj co wilgotnego tunelu, który

z kolei prowadzi  do g ównych pomieszcze  podziemi. Neq pomy la ,  e z pewno ci
istnieje wiele takich wej

. To znaczy o,  e wi cej ludzi mia o szans  uciec przed

po arem.

Znale li lekarstwa i narz dzia. Wi ksza cz

 Helikonu by a nietkni ta przez ogie .

Gdyby mieszka cy podziemi mieli troch  odwagi, mogliby je szybko odbudowa .
Koczownicy z pewno ci  by to zrobili.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq móg  nosi  plecak.
Dick musia  mu go tylko pakowa  i rozpakowywa . W ten sposób we dwóch

przenie li wszystko, czego potrzebowali do operacji, do pobliskiej gospody.

Up yn o kilka dni.
Gdy Neq ockn  si  z otumanienia wywo anego narkotykami i bólem, jego prawa

ka zako czona by a bojowym mieczem przytwierdzonym do niej na sta e. Na ko cu

lewej znajdowa y si  t pe szczypce. Neq móg  je otwiera  i zamyka , co pocz tkowo
przychodzi o mu z du ym trudem.

Gdy pierwszy raz próbowa

wiczy  mieczem, ból by  nie do wytrzymania, kiedy

jednak cia o otaczaj ce metal pokry o si  blizn  oraz wytworzy y si  stwardnienia skóry,
problem ten przesta  istnie . Po pewnym czasie Neq móg  ju  zadawa  silne uderzenia
nie krzywi c si  z bólu.

Brak nadgarstka sprawia ,  e móg  porusza  mieczem tylko za pomoc

okcia i

barku, ale za to nikt nie by  w stanie wytr ci  mu broni! Umiej tno ci powraca y w miar

wicze . Ca y talent szermierczy Neqa przetrwa  w jego umy le i teraz przystosowa  si

do nowej sytuacji.

Neq musia  równie  nauczy  si  korzystania ze szczypiec.  wiczy  nimi ka dego

dnia, nie mniej ni  mieczem. Gdy nauczy  si  nale ycie nad nimi panowa , okaza o si ,  e
ich mo liwo ci s  ca kiem du e. Po miesi cu móg  ju  chwyta  drobne i delikatne
przedmioty, nie uszkadzaj c ich. Szczypce dysponowa y równie  wielk  si .

Po dwóch miesi cach Neq i Dick wrócili na terytorium Yoda, by ukra

 ci

arówk .

Natkn li si  na stra nika. Neq powali  go jednym ciosem, uderzaj c mieczem niczym
toporem. Ma o brakowa o, a g owa odpad aby od tu owia. Zemsta zosta a rozpocz ta...

- Znajd  dobry samochód - poleci  chirurgowi. - Za aduj mnóstwo paliwa. Ja b

pilnowa , czy nikt si  nie zbli a.

- Dobra - odpowiedzia  Dick i oddali  si  po piesznie. Neq wiedzia ,  e chirurg nie

lubi  zabijania, mimo jego nienawi ci do ludzi, którzy si  nad nim zn cali. Nienawi

 Dicka

by a uczuciem, którego nie potrafi by skierowa  przeciwko  adnemu cz owiekowi. U Neqa
wygl da o to ca kiem inaczej...

Gdy znalaz  si  sam, odci gn  trupa na bok, chwyciwszy go szczypcami. Mia

zamiar obci

 cz onek, który zha bi  Neq , zda  sobie jednak spraw ,  e nie by oby to

do

 wymowne. Potrzebowa  wyra nego symbolu, który pojm  wszyscy cz onkowie

plemienia Yoda.

Uderzy  mieczem w okrwawion  szyj . Gdy zada  drugi cios, g owa odpad a.
Zostawi  j  na ziemi, podszed  do m odego drzewka i  ci  je jednym uderzeniem.

Uj  pie  w szczypce i zacz  oczyszcza  go z ga zi. Na koniec zaostrzy  mieczem oba
ko ce tyczki i wróci  do le

cej na ziemi g owy. Nadepn  j  stop  i zacz  d ga

erdzi .

Po kilku próbach uda o mu si  wbi  ko ek w mózg. Podniós  trofeum do góry
przytrzymuj c tyczk  szczypcami i mieczem, po czym spróbowa  wetkn

 drugi drewniany

szpic w ziemi .

Nic z tego. Neq by  w ciek y. Zda  sobie spraw ,  e ryzykuje marnuj c tak wiele

czasu. Po piesznie zrobi  mieczem jam  w ziemi, opu ci  do niej koniec  erdzi i przydepta
mocno. Sta a krzywo, ale wystarczaj co pewnie.

Znak by  gotowy. Wpatrzona przed siebie i usmarowana ziemi , stercza a na tyczce

owa jednego z m

czyzn, którzy zgwa cili  on  Neqa.

Pierwszego z gwa cicieli zabi  sztyletem na gor cym uczynku. Ten by  drugi. Zosta o

jeszcze czterdziestu czterech...

Je li nawet bandyci us yszeli odje

aj

 ci

arówk , by o ju  za pó no. Nikt nie

ruszy  za nimi w po cig. Gdyby byli tak nieuwa ni wtedy, gdy jechali t dy Neq i Neqa...
Neq my la  o tym ze  ci ni tym gard em.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Dick poradzi  sobie  wietnie. Mieli nie tylko zapas benzyny, lecz równie  koce,

narz dzia i  ywno

. Najwyra niej Yod u ywa  samochodów jako magazynów, a równie

pilnowa , by ich nie uszkodzono.

Droga powrotna przebiega a bez wi kszych przeszkód. Natkn li si  na kilka barykad,

ustawionych przez pomniejsze plemiona. Neq nie mia  wi kszych trudno ci ze
zniech caniem napastników. By y to znakomite  wiczenia dla jego ramienia oraz broni.

Nauczy  si  te  prowadzi  ci

arówk  przy u yciu miecza wetkni tego mi dzy

ramiona kierownicy. Szczypce i stopy wykona y reszt  roboty.

Dostarczy  Dicka do doktora Jonesa. Raport Neqi pozosta  wprawdzie w innym

poje dzie, ale Dick, który prze

 obl

enie i po ar Helikonu, móg  powiedzie  Jonesowi

znacznie wi cej.

Wreszcie Neq wyruszy  z powrotem. Sam prowadzi  ci

arówk . Oczekiwa a na

niego misja. Czterdziestu czterech m

czyzn...

Zemsta.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  dziewi ty

W obozie Yoda wzmocnione stra e sta y co noc przez ca y okres nieobecno ci Neqa.
Dobrze. Chcia ,  eby si  bali. Pragn  ich l ku i cierpienia. Zn cali si  nad nim, a

teraz on odp aci im tym samym. Chcia ,  eby ka dy z nich ca y czas pami ta , co ich
plemi  uczyni o tego dnia, w którym zgin a Neqa i czu ,  e nadchodzi dzie  zap aty.
Dzie , w którym g owy wszystkich m

czyzn z plemienia Yoda zostan  zatkni te na

tyczkach.

Najpierw zabija  stra ników, po jednym ka dej nocy. Gdy zacz li chodzi  parami, po

dwóch. Gdy pojawi y si  czwórki, zaprzesta  ataków. To by o zbyt ryzykowne. Nie zale

o

mu na  yciu, nie chcia  jednak zgin

, ani zosta  powa niej okaleczonym, zanim nie

dope ni zemsty.

Dwa razy zakrada  si  do obozu, unikaj c stra y. Zabija  wojownika we  nie i zabiera

jego g ow . Potem ju  wszyscy bandyci w obozie mieli si  na baczno ci; jeden spa , drugi
pracowa , trzeci pilnowa . Liczba cz onków plemienia spad a do trzydziestu siedmiu.
Wszyscy byli przera eni.

Przez nast pny tydzie  Neq nie zabi  nikogo, pozwalaj c im zm czy  si  wzmo on

czujno ci , po czym, gdy si  nieco uspokoili, uderzy  ponownie, dwa razy. To
doprowadzi o ich do szale stwa.

Nast pnego dnia zacz li przeczesywa  las, by uwolni  si  od czaj cej si  w nim

grozy. Wtedy Neq zabi  kolejnych dwóch i zostawi  ich g owy tam, gdzie mogli je znale
wspó poszukiwacze.

Wojownicy Yoda zacz li si  ba  w asnych cieni. Na ich twarzach wida  by o brak

snu. Musieli jednak czasem opuszcza  obóz, aby przynie

 wod , polowa , czy szuka

ywno ci. Trzech m

czyzn odpoczywaj cych w lesie ogarn o zm czenie. Zasn li i nie

obudzili si  ju  nigdy.

Zosta o trzydziestu.
W obozie by o pi tna cie kobiet i dwadzie cioro dzieci. Teraz zacz y one strzec

swych m

czyzn i ojców. Ta sytuacja nie podoba a si  Neqowi. Nie my la  o tym, co si  z

nimi stanie, gdy m

czy ni zgin . Kobiety jednak te  by y winne, gdy  nie stara y si

sk oni  m

czyzn do opami tania. Przez ca y dzie , w którym dosz o do tego  otrostwa,

adna z nich nie pokaza a si  ani na chwil . Lecz dzieci nie zawini y.

Neq przypomnia  sobie jednak rozdzieraj cy krzyk Neqi, to, jak usi owa a si  wyrwa ,

gdy Yod j  gwa ci , a potem nie mog a ju  nawet p aka . Jego serce stwardnia o. Jak
cz sto takie rzeczy zdarza y si  tutaj przedtem? Kobiety i dzieci wiedzia y o tym, lecz nie
czyni y nic. Nikt, niezale nie od wieku, kto nie zaprotestowa  g

no przeciw tak

oczywistemu z u, nie zas ugiwa  na lito

, gdy skutki tego z a spada y na niego.

Trzech kolejnych m

czyzn wyruszy o do lasu. Jeden z maczug , dwóch ze

sztyletami. Prowadzi  ich pies. Musieli go kupi  od jakiego  innego plemienia, gdy
przedtem w obozie nie by o  adnych zwierz t. Neq spodziewa  si , i  dojdzie do tego,  e
ma e grupki b

 go tropi  bez przerwy. By  na to przygotowany.

Zatoczy  p tl , aby zmyli  psa, po czym zaatakowa  ich od ty u. Zabi  jednego z

posiadaczy sztyletów, zanim ten zd

 si  odwróci , i ruszy  w stron  drugiego.

- Zaczekaj! - krzykn  tamten. - My...
Miecz Neqa przeszy  mu gard o, uciszaj c go na zawsze. Gdy jednak ostrze zada o

cios, Neq rozpozna  ofiar  i zda  sobie spraw ,  e pope ni  b d.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

To by  Han Sztylet.
Ch opiec, który odmówi  zgwa cenia Neqi. Który pomóg  Neqowi uwolni  si . Han

uciek , gdy trwa a ponura orgia, lecz przedtem stara  si  j  powstrzyma .

- Zaczekaj! - krzykn  trzeci m

czyzna, uzbrojony w maczug . Tym razem Neq

powstrzyma  cios. - My tego nie zrobili my. Popatrz, mam blizn  - pokaza  na swój brzuch.
- Trafi

 mnie tutaj, kiedy walczyli my w Kr gu i...

Teraz Neq rozpozna  równie  jego.
- Nam Maczuga. Pierwszy z ludzi Yoda, z którym walczy em - powiedzia .
Nam by  ju  zdrowy, lecz wtedy, gdy rana by a  wie a, nie móg  wzi

 udzia u w

gwa cie.

- Ten trzeci to Jut - wyja ni  Nam, wskazuj c na pierwszego z zabitych. - Walczy

 z

nim i Mipem Dr giem jednocze nie. Nie zrani

 ich, ale Jut si  schowa . Wiedzia , co si

wi ci. On nigdy...

Neq zamy li  si . Zda  sobie spraw ,  e nie widzia  twarzy Juta po ród gwa

cych.

Przed chwil  zabi  dwóch niewinnych ludzi.

Niezupe nie. Jut nie gwa ci , lecz równie  nie protestowa . Uciek  i pozwoli , by do

tego czynu dosz o. Nawet Han mia  wi cej odwagi.

- W plemieniu Yoda by o czterdziestu dziewi ciu m

czyzn, plus sam Yod - zacz

Neq. - Razem pi

dziesi ciu. Czterdziestu sze ciu zgwa ci o Neq , us yszawszy moj

przysi

. Je li wy trzej nie brali cie w tym udzia u... Kto jeszcze jest niewinny?

Tif - odpar  Nam. - Tif Miecz. Zabi

 go w Kr gu zanim...

- Zgadza si  - Neq zawaha  si . Gdy spojrza  w dó , na Hana, ogarn y go md

ci. -

Tifa nie 

uj , gdy  to by a uczciwa walka. Juta móg bym oszcz dzi , gdybym tylko

wiedzia . Ale pomóg  mi i... - s owa uwi

y mu w gardle.

- Dlatego w

nie przyszli my do ciebie - powiedzia  Nam. - Wiedzieli my,  e nie

masz powodu, by si  na nas m ci . My leli my...

- Chcieli cie zdradzi  w asne plemi ?
- Nie! Przyszli my b aga  o lito

 dla niego! Neq przyjrza  mu si .

- Pos uchaj, Namie Maczugo. Chwali

 si ,  e wygrzmocisz moj

on . Czy

zgwa ci by  j , gdyby  nie by  ranny?

czyzna zacz  dygota .

- Ja...
Neq uniós  miecz. Z klingi skapywa a krew.
- Jestem kiepskim wojownikiem - powiedzia  z wysi kiem Nam. - Ale nigdy nie by em

amc . I jestem wierny swemu wodzowi.

- Czy by

 przyjacielem Hana Sztyleta?

- Nie bardziej ni  wszyscy. To by  dzieciak. Mia  mi kkie serce.
Tak jest, Nam nie by  k amc .
- Oszcz dz  ci  - powiedzia  Neq. - W zamian za tego ch opca, który by  niewinny i

którego nies usznie zabi em. Ch tnie po

bym ci  trupem, ale daruj  ci  ycie. Przeka

jednak Yodowi t  wiadomo

: nie oszcz dz  nikogo wi cej.

- Zabij mnie wi c teraz - odrzek  prosto Nam. - Yod jest dobrym przywódc . Nie lubi,

gdy mu si  sprzeciwia  i jest straszny, gdy si  rozgniewa. Kiedy wi c ka e nam co
zrobi , nawet co  takiego, musimy go s ucha , gdy  w przeciwnym razie zostaliby my
srogo ukarani. On jednak dba o swoje plemi . Musia  da  przyk ad.

- Nie na mojej  onie!
- Chodzi o o pos usze stwo. Musia  pokaza ... Miecz Neqa wyprzedzi  my l. L ni ce

ostrze odr ba o nos oraz cz

 ust mówi cych te s owa. Ujrzawszy to zawstydzony Neq

dobi  Nama jednym ciosem.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Potem zacz  wymiotowa , zupe nie jak wtedy, gdy jako czternastoletni ch opiec

pierwszy raz w  yciu przela  krew.

Na koniec pochowa  cia a z honorem. Wykopa  mieczem grób i uklepa  p azem

mogi . Nie nadzia  ich g ów na tyczki.

Wkrótce zosta o dwudziestu pi ciu. Gin li teraz  atwiej ni  dot d, lecz Neq dope nia

rytua u zemsty z poczuciem daremno ci. Wiedzia ,  e nie przywróci do  ycia Neqi, ani nie
naprawi krzywdy, jak  uczyni  cz onkom plemienia nie bior cym udzia u w gwa cie. Han
Sztylet - tego morderstwa nie mo na by o usprawiedliwi . Neq by  winny. Pope ni  czyn
równie z y, jak te, które pope niono przeciwko niemu. Nie móg  si  jednak zatrzyma .

Druga grupa, która go odszuka a, sk ada a si  z samych kobiet. Neq nie zaatakowa

ich. By o ich pi

 i by y m ode. Wyszed  i stan  naprzeciw nich.

Ci gn y za sob  wózek nakryty brezentem. Neq przyjrza  si  mu i oceni ,  e jest

wystarczaj co du y, by móg  si  w nim ukry  m

czyzna z pistoletem. Stara  si  wi c sta

w taki sposób, by zawsze jedna z dziewcz t znajdowa a si  pomi dzy nim a wózkiem.

- Nequ Mieczu - powiedzia a najstarsza kobieta. - Nasze plemi  wyrz dzi o ci wielk

krzywd . Pragniemy ci to wynagrodzi . Przyjmij jedn  z nas w zamian za swoj

on .

Zaskoczony przyjrza  si  uwa niej. Wszystkie by y  adne. Naj adniejsze w plemieniu

Yoda.

- Nie mam nic przeciwko kobietom - odpar  - oprócz tego,  e nie stan

cie w

obronie przedstawicielki waszej p ci. Nie mog  warn jednak zaufa  i nie chc  was. Wasi

czy ni musz  umrze .

- To nasz wódz by  winien - odpowiedzia a kobieta. - Pozostali musieli spe ni  jego

rozkazy, albo zgin

 w okrutny sposób. Zabij Yoda i b dziesz mia  swoj  zemst .

- Jego zabij  na ko cu - o wiadczy  rozw cieczony Neq. - Musi cierpie  tak, jak ja

cierpia em przez niego. Nawet tego b dzie za ma o. Neqa by a warta wi cej ni  ca e
wasze 

osne plemi .

Kobieta przez chwil  milcza a zmieszana. Wyra nie zbiera a odwag .
- Przynios

my ci go - powiedzia a.

Skin a d oni  i pozosta a czwórka podesz a do wózka.
Neq chwyci  j  b yskawicznie i zas oni  si  ni  jak tarcz  przed pistoletem Yoda. Nie

opiera a si . Jej po ladki dotkn y jego ud.

Kobiety unios y brezent, ods aniaj c m

czyzn  le

cego w  rodku.

By  to Yod. Nie mia  jednak pistoletu. By  martwy. R ce mu odr bano, a z jego ust

stercza a r koje

 sztyletu. Ca y by  zalany w asn  krwi .

- Nasi m

czy ni bali si  go - powiedzia a kobieta, któr  trzyma . - Ale my nie.

Przynios

my ci twoj  zemst , by  oszcz dzi  pozosta ych wojowników, gdy  nasze

dzieci zgin  z g odu je li ich zabraknie.

- To nie jest zemsta - odrzek  zmieszany Neq. - Pozbawi

cie mnie mojej zemsty.

- Wi c zabij nas, gdy  to my, w pi tk , u mierci

my Yoda. Tylko potem opu

 to

miejsce.

Neq zastanowi  si , czy nie zabi  ich, tak jak tego chcia y. W ten sposób mia y zamiar

kupi

ask  dla winnych. Ogarn o go zniech cenie. Najpierw odebrano mu Neq , a teraz

zemst . Có  wi cej mu pozosta o?

Pu ci  kobiet , która nie odesz a, oczekuj c na jego odpowied .
Pozosta e sta y nieruchomo niczym  ywe trupy. Wszystkie by y m ode i  adne, lecz

strach, zm czenie i napi cie odcisn y swe pi tno na ich twarzach. Zbrodnia, któr
pope ni y, równie  zostawi a swój  lad.

Neq uniós  miecz i dotkn  nim biustu przywódczyni. Ta poblad a, lecz nie cofn a

si . Czubkiem miecza rozci  jej strój kobiety do wzi cia i ukryty pod nim stanik. Tkanina
rozsun a si  ods aniaj c piersi. By y pe ne i bujne.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq zamierza  tylko sprawdzi , czy dziewczyna nie ma broni. Gdyby mia a przy sobie

nó , wiedzia by,  e by  przeznaczony dla niego i to pozwoli oby mu j  zabi  bez wyrzutów
sumienia. No a jednak nie by o. Te piersi za  tak bardzo przypomina y piersi Neqi... I
wtedy Neq zapragn  tylko zapomnie .

Zemsta by a zbyt skomplikowana.
Odepchn  kobiet  i odszed .

Rozdzia  dziesi ty

Up yn y trzy lata, zanim ponownie zastanowi  si  nad swoim  yciem. By  pokrytym

bliznami, dwudziestoo mioletnim weteranem. Bardzo niewielu wojowników do

o a  tylu

lat. Neq zabi  wi cej ludzi ni  jakikolwiek koczownik, o którym s ysza . Wi kszo

 tych

walk stoczy  poza Kr giem, gdy  Kodeks Kr gu by  martwy.

I nagle Neq zda  sobie spraw  z dwóch rzeczy, a mo e to w

nie one sk oni y go do

zadumy. Po pierwsze, mia  teraz tyle samo lat co Neqa, w chwili, gdy j  pozna . Po drugie,
zemsta niewiele zmieni a, bo rzeczywistym winowajc  nie by  Yod i jego plemi , lecz
sytuacja, która spowodowa a rozk ad Kodeksu Kr gu. W dawnych czasach nie
napastowano  adnej kobiety, a  aden m

czyzna nie musia  walczy , je li tego nie chcia .

Zrozumia ,  e tylko zmiana tego stanu rzeczy przyniesie mu spokój. Zabijanie mog o

by  jedynie dora

 kar . Nale

o zlikwidowa  nie ludzi, którzy wyrz dzili mu krzywd ,

lecz system, który ich do tego sk oni .

To znaczy o,  e trzeba odbudowa  Helikon.
By  mo e pod wiadomie my la  o tym przez ca y czas. Ta my l dojrzewa a powoli,

 w ko cu znowu odnalaz  sw  misj . Ból wywo any utrat  Neqi zel

, a krew na jego

mieczu zyska a usprawiedliwienie. Neq nie pragn  ju  zadawa

mierci. Pozna  zabijanie

do g bi i wiedzia ,  e nie prowadzi ono do niczego. Nie musia  wzbudza  zachwytu
kobiet, gdy  istnia a dla niego tylko jedna. Niepotrzebne mu by o plemi  ani Imperium,
gdy  dawno ju  pozna  smak szczytów w adzy i sam z tego zrezygnowa . Mia  now  misj
i to by o najwa niejsze.

Je li Helikon zostanie odbudowany, Kodeks Kr gu powróci. Odmie cy b

 mieli

towary, dzi ki którym b

 mogli znowu zaopatrywa  gospody, i b

 to robi  na

asnych warunkach. Koczownicy, chc c nie chc c, podporz dkuj  si  i wróci  wiat, jaki

zna  Neq. Zapewne nie szybko. Mo e to potrwa  dziesi ciolecia, lecz stanie si  tak z
pewno ci . Gdy Kodeks Kr gu o yje, bandyci tacy jak Yod nie b

 mieli szans. Kobiety

 chodzi  swobodnie od gospody do gospody i od bransolety do bransolety, nie

przymuszane i nie krzywdzone. Kodeks Kr gu to by a cywilizacja, a jej podstaw  by
Helikon.

Na pocz tek pomaszerowa  do ruin Góry. Wszed  do  rodka wej ciem Dicka

Chirurga. Pogrzeba  wszystkie ko ci i usun  popio y. Odbudowa  uszkodzone wej cia tak,
jak móg , i zamkn  je, by uniemo liwi  intruzom dostanie si  do  rodka. Stopniowo
doprowadzi  do tego,  e podziemie znów sta o si  zdatne do zamieszkania. Pracowa
powoli i systematycznie. Robi  przerwy tylko na posi ki i poszukiwanie zapasów. Stwierdzi ,

e zdumiewaj ca ilo

 wyposa enia ocala a przed p omieniami. Prawdopodobnie ogie

zgas  z braku powietrza wkrótce po  mierci ludzi. Wi kszo

 znajduj cych si  wewn trz

Helikonu maszyn nadawa a si  do u ytku. Neq nie prosi  nikogo o pomoc, cho  jego
metalowe ko czyny  le nadawa y si  do pracy innej ni  zabijanie. Przesuwanie mieczem
szmat po nieko cz cych si  pod ogach,  cianach i sufitach, by zetrze  sadz  i brud, by o
uci

liwe. Jego szczypce nie by y odpowiednim narz dziem do umocowywania zawiasów

w nowych drzwiach. To jednak by o miejsce, które dzieli  z Neq  i jej wspomnienie by o
dla  niczym b ogos awie stwo.

Gdy sko czy  sw  prac , up yn  rok.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Nast pnie wyruszy  do Odmie ców.
Ich mniejsze placówki ju  dawno przesta y istnie , lecz przypominaj cy fortec

budynek administracyjny doktora Jonesa sta  nienaruszony. Stary wódz Odmie ców
rz dzi  w nim tak, jak zawsze. Doktor Jones wygl da  jakby nigdy nie by  m ody i wcale si
nie starza .

Tylko za biurkiem w jego sekretariacie nie siedzia  ju  nikt.
- Jak uda o si  warn przetrwa  bez  adnej obrony? - zapyta  Neq. - Min y cztery

lata, kiedy by em tu ostatni raz. Ludzie  yj  wed ug prawa miecza. Nikt mnie jednak nie
zatrzyma , gdy tu wchodzi em. Ka dy móg  spl drowa  ten budynek.

Jones u miechn  si .
- Czy stra nik przeszkodzi by ci w wej ciu do  rodka? Gdy Neq spojrza  wymownie

na swój miecz, Jones podj :

- Chcia bym móc ci powiedzie ,  e nasza pacyfistyczna filozofia odnios a triumf...

lecz nie by aby to ca a prawda. Mieli my nadziej ,  e us ugi w zmniejszonym zakresie,
które oferowali my, powstrzymaj  koczowników przed przemoc , wydaje si  jednak,  e
zawsze znajdzie si  bardziej barbarzy skie plemi , do którego cz onków rozum nie
przemawia. Nasze centrum zosta o spustoszone wiele razy.

- Ale  yjecie wci

 tak samo?

- Tylko na pozór, Neq. Ka dy dzie  jest ryzykiem. Doktor Jones zacz  rozpina  sw

mieszn  kamizelk . S dziwy Odmieniec musia  si  kry , gdy nadchodzili bandyci -

pomy la  Neq. Gdy okolica znowu stawa a si  bezpieczna, wychodzi  z ukrycia i
rozpoczyna  odbudow . Bandy nie mog y pozostawa  tu d ugo, gdy  w budynku nie by o
wiele jedzenia, a sam gmach by  czym  budz cym niepokój. Wygl da o na to,  e doktor
Jones musia  posiada  zdolno ci i odwag , które na pierwszy rzut oka nie by y widoczne.

Odmieniec wreszcie upora  si  z guzikami. Nie wiedzie  czemu rozchyli  kamizelk  i

zabra  si  do czystej, bia ej koszuli pod spodem.

- Sk d mnie znasz? - zapyta  Neq. Zada  to pytanie by sprawdzi , czy staremu

Odmie cowi przypadkiem nie pomiesza  si  rozum.

- Spotkali my si  ju , nie pami tasz? Zabra

 pann  Smith i uwolni

 doktora

Abrahama...

- Kogo?
- Chirurga z Helikonu. By  dla nas bardzo pomocny. Czy rozpoznajesz jego robot ?
Rozchyli  koszul , ods aniaj c ko cist  klatk  piersiow .
By a pokryta bliznami. Wygl da o to, jakby sztylet otworzy  jego cia o, przecinaj c

ebra i rozpruwaj c chudy brzuch. W jaki  sposób jednak wszystko to zosta o posk adane

z powrotem i zagoi o si  jak nale y.

- Dick Chirurg - powiedzia  Neq. - Tak, mnie równie  operowa .
- S dz , i  mo na za

,  e ten incydent doprowadzi by do mojego zgonu -

wiadczy  doktor Jones, przyst puj c do d ugotrwa ego zadania, jakim by o ponowne

pozapinanie koszuli i kamizelki. - Jednak e doktor Abraham przywróci  mnie do zdrowia.
Poniewa  nie by by tu obecny, gdyby nie twoja udzielona w odpowiedniej chwili pomoc,

dz ,  e konkluzja, i  zawdzi czam me ocalenie w

nie tobie, nie jest naci gana.

- Na ka dego cz owieka, którego mog em ocali  - odpar  Neq - przypada

pi

dziesi ciu, których zabi em.

Wydawa o si ,  e doktor Jones tego nie us ysza .
- I, rzecz jasna, jego raport umo liwi  nam zaprzestanie dalszych wypraw w okolice

Helikonu.

- Neqa zgin a.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Panna Smith... twoja bransoleta... tak... - szepn  doktor Jones. - Doktor Abraham

poinformowa  nas o tym. Mówi ,  e byli cie ze sob  bardzo blisko. Z rado ci  si  o tym
dowiedzia em. Ona by a wspania  kobiet , lecz bardzo samotn .

Nie powiedzia  nic wi cej, ale Neq by  pewien,  e s dziwy Odmieniec wie wszystko.
- Przyszed em, by j  pom ci .
- Dotar a do nas twoja s awa m ciciela. Czy s dzisz,  e dalsze zabójstwa

wynagrodz  twoj  strat ?

- Nie!
Neq wyjawi  swoje podejrzenia odno nie prawdziwej przyczyny  mierci Neqi i

wiadczy ,  e jest zdecydowany odbudowa  Helikon.

Doktor Jones nie odpowiedzia . Siedzia  nieruchomo, jakby cierpia  z powodu swej

rany. Oczy mia  przymkni te. Oddycha  p ytko.

Neq odczeka  kilka minut, po czym podniós  szczypce, by go dotkn

 i sprawdzi ,

czy nic mu nie jest.  mier  ze staro ci by a czym , z czym nigdy dot d si  nie spotka , ale

ysza  o niej. Nie wiedzia  tylko, jakie by y jej objawy...

Jednak e doktor Jones 

. Jego oczy otworzy y si  na nowo.

- Czy pragniesz ujrze  dowód,  e naprawd  by em w Górze? - zapyta  Neq. -

Przynios em ze sob  papiery. Nie wiem, co w nich jest.

Zabra  ze sob  te przypalone karty ze wzgl du na to,  e Neqa umia a czyta .

Wszelkie pismo przypomina o mu o niej.

Tym razem Odmieniec zareagowa .
- Papiery z Helikonu? Jestem w najwy szym stopniu zainteresowany! Nie poddaj

jednak w w tpliwo

 twej prawdomówno ci. Moje my li na chwil  pow drowa y gdzie

indziej.

Na chwil ? Gdzie indziej? No tak, Odmie cy zawsze byli zwariowani!
Nagle doktor Jones wsta  i wyszed  z pokoju.
Zbity z tropu Neq pozosta  w gabinecie.
Po kilku minutach doktor Jones powróci  w towarzystwie drugiego m

czyzny,

grubego Odmie ca w okularach.

- Opowiedz, prosz , o swoich planach doktorowi Abrahamowi - zwróci  si  do Neqa. -

Tak samo, jak opowiedzia

 mnie.

To by  Dick Chirurg - cz owiek, którego Neqa uwolni a z klatki! Zupe nie nie

przypomina  teraz wychudzonego zbiega sprzed czterech lat.

Neq powtórzy  mu swe przemy lenia i swój plan.
- Dlaczego przyszed

 do nas? - zapyta  Dick.

- Dlatego,  e jestem wojownikiem, a nie budowniczym. Nie umiem czyta , ani

obs ugiwa  maszyn z Helikonu. Wy Odmie cy to potraficie.

- Zna granice swych mo liwo ci - zauwa

 doktor Jones.

- Ale jest zabójc .
- Jestem - zgodzi  si  Neq. - Ale mam ju  dosy  zabijania.
Uniós  r

.

- Chcia bym przeku  swój miecz...
- Na lemiesz? - zapyta  doktor Jones.
Neq nie odpowiedzia , gdy  nie zna  tego s owa.
- Czy wasz dawny przywódca, Robert z Helikonu, nie by  cz owiekiem bezlitosnym? -

zapyta  Dicka doktor Jones.

- Robert? Och, chodzi ci o Boba. Tak, by  okrutny, lecz skuteczny w dzia aniu. Mo e

masz racj  - Dick spojrza  na Neqa. - To brzydka sprawa, ale... Neq nie rozumia  wi kszej
cz

ci ich rozmowy.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Oczy ci em Gór  i przywróci em j  do porz dku, nie mog  jednak zrobi  nic wi cej

bez waszej pomocy. Nie zdo am wype ni  jej lud mi, którzy wprawi  maszyny w ruch.
Dlatego przyszed em tutaj.

- Ale  cz owiek w twoim stanie potrzebowa by co najmniej roku, by zrobi  porz dek w

tej rze ni! - zawo

 Dick.

- Zgadza si .
Zapad a cisza. Odmie cy nie sprawiali wra enia ucieszonych.
Wreszcie doktor Jones wydoby  kartk  papieru.
- Sprowad  mi tych ludzi - powiedzia , wr czaj c j  Neqowi. - Tych spo ród nich,

którzy jeszcze  yj .

- Nie umiem czyta . Czy to jest przys uga, której 

dacie w zamian za wasz

pomoc?

- W pewnym sensie. Musz  ci  prosi , by  nikomu nie mówi  o swoim planie, a

równie  ostrzec,  e twoja bro  nie przyda ci si  w tym przedsi wzi ciu, a nawet mo e by
zawad .

Wydawa o si ,  e to koniec jego odpowiedzi. Neq spojrza  na miecz. Zastanowi  si ,

czy powinien przypomnie  s dziwemu Odmie cowi,  e nie mo e rozsta  si  ze sw
broni , bez wzgl du na to, czy jest dla niego u yteczna, czy nie.

- Wymie  mi ich imiona.
- Potrafisz zapami ta  je dok adnie?
- Tak.
Doktor Jones wzi  kartk  ze szczypiec Neqa i zacz  czyta :
- Sos Sznur, Tyl, Mistrz Dwóch Broni, Jim Pistolet. Neq przerwa  mu zdumiony.
- Sos Sznur poszed  na Gór ... och, rozumiem, mo e si  okaza ,  e mimo to  yje.

Tyl jest wodzem najwi kszego istniej cego plemienia. Jim Pistolet...

- Mo esz zna  Sosa pod jego pó niejszym mianem: Nieuzbrojony.
- Nieuzbrojony!? Wódz Imperium?
Oczywi cie. To si  zgadza o. Sos poszed  na Gór , a Nieuzbrojony z niej wyszed .

Po to, by zdoby

on , której zawsze pragn  - Sol . Neq powinien by  ju  dawno si  tego

domy li .

- Czy zmieni

 zdanie?

Rozgniewany Neq zastanawia  si  w milczeniu. Odmie cy zamierzali obarczy  go

zadaniem nie do spe nienia! Czy chcieli by  pewni,  e mu si  nie uda? A mo e w ten
okr

ny sposób odmawiali mu pomocy? Albo Jones mówi  powa nie, uznawszy,  e aby

odbudowa  Helikon trzeba najpierw zabi  tych, którzy go zniszczyli?... Nieuzbrojony, Tyl i
Jim Pistolet byli twórcami zguby Helikonu. Nieuzbrojony dostarczy  powodu, Tyl ludzi, a
Jim broni.

By  mo e mia o to sens. Jak jednak odnale

 teraz Nieuzbrojonego! Je li on 

,

Imperium wci

 istnia o i sam Neq nadal by  jego poddanym!

- My

,  e Nieuzbrojony nie  yje - powiedzia  wreszcie.

- Sprowad  wi c jego  on .
- Albo dziecko - dorzuci  Dick.
- Czy, je li sprowadz  wam tych ludzi, udzielicie mi pomocy niezb dnej do odbudowy

Helikonu?

- Jest tu jeszcze wi cej imion.
Doktor Jones odczyta  je. Wszystkie by y nieznane.
- Sprowadz  wszystkich, którzy  yj ! - krzykn  nierozwa nie Neq. - Czy wtedy mi

pomo ecie?

Doktor Jones westchn .
- B

 si  czu  do tego zobowi zany.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie wiem, gdzie ich wszystkich odnale

.

- Wyrusz  z tob  - obieca  Dick Chirurg. - Znam z widzenia wielu uciekinierów z

Helikonu. Mam te  pewne wyobra enie, gdzie mogli si  ukry . Twoim zadaniem b dzie
przekonanie ich, by poszli z nami. Nie mo esz ich zmusza , ani zabija .

Neq zastanowi  si  nad tym. Nie u miecha o mu si  towarzystwo chirurga, ale mog o

to u atwi  wykonanie zadania.

- Nie mog  im nic powiedzie , nie mog  nikogo zabi , ale mam ich jednak namówi ,

by tu przyszli. Najwi kszych wojowników dawnego Imperium,  cznie z cz owiekiem,
który... - zirytowany potrz sn  g ow . - I wszystko dlatego,  e chc  odbudowa  Helikon -
wasze  ród o dostaw, by cie mogli przywróci  Kodeks Kr gu.

Doktor Jones najwyra niej nie zrozumia  ironii Neqa.
- Wyrazi

 sedno sprawy, wojowniku.

ciek y i rozczarowany Neq wyszed  z pokoju. Dick Chirurg pod

 za nim.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  jedenasty

Plemi  Ty a nie by o tak liczne, jak w dniach rozkwitu Imperium. Ponios o du e straty

podczas obl

enia Helikonu oraz w wyniku anarchii, która nasta a pó niej. Terytorium

Ty a by o jednak wi ksze ni  ongi  ze wzgl du na znaczne zmniejszenie liczby
koczowników w ostatnich latach. By a to wyspa w oceanie barbarzy stwa. Budowano tu
domy, uprawiano pola, produkowano bro  i przestrzegano Kodeksu Kr gu. Najcz

ciej

ywanym or

em by y teraz drewniane dr gi, maczugi i pa ki, gdy  metal produkowany

przez koczowników by  o wiele gorszy ni  ten pochodz cy z Helikonu. Stara bro  by a w
coraz wy szej cenie. Ci, którzy nosili miecze, byli do wiadczonymi wojownikami. W tych
czasach m

czyzn  wyzywano do walki o jego bro  równie cz sto, jak o jego kobiet  czy

ycie.

- Przyszed

, aby mnie wyzwa ? - zapyta  z niedowierzaniem Tyl. - Czy

zapomnia

 o Kodeksie Imperium? Namiestnicy Nieuzbrojonego nie mog  walczy

przeciwko sobie.

- Nie mog  walczy  o panowanie - odpar  Neq. - Nie, nie zapomnia em. Imperium

jednak jest martwe, a wraz z nim jego prawa.

- Nie jest martwe, dopóki nie dowiemy si  na pewno,  e Nieuzbrojony nie  yje, a jego

nie atwo jest zabi . Wiedzia by  o tym, gdyby  kiedykolwiek zmierzy  si  z nim w Kr gu.
Równie  Kodeks Kr gu nie jest martwy tam, gdzie przechodzi moje plemi .

- Ginie jednak wraz z jego odej ciem.
Mimo wszystko Neqowi podoba  si  stary porz dek utrzymywany przez Ty a.
- Nie powiedzia em,  e chc  ci  wyzwa  do walki - doda  szybko. - Podczas tej misji

nie wolno mi u ywa  miecza. Gdyby jednak kto  podda  w w tpliwo

 moje umiej tno ci

w Kr gu, z ch ci  mu je zademonstruj . Nie b

 jednak walczy  o panowanie czy  ycie,

tylko na pokaz, bez rozlewu krwi. Wyzywam ci , by  zrobi  przys ug  mnie i by  mo e
wszystkim koczownikom.

Tyl u miechn  si .
- Zrobi bym ci przys ug  nawet bez gro by Kr gu, gdy  w lepszych dniach byli my

przyjació mi. Ch tnie te  pomóg bym ludowi koczowników, gdybym tylko wiedzia  jak.
Czego pragniesz?

- Chod  ze mn  do Odmie ców. Tyl roze mia  si .
- Mimo wszystko - powiedzia  z naciskiem Neq, przypominaj c sobie, jak Soi

zareagowa  na niedowierzanie, wiele lat temu.

Tyl przyjrza  mu si  uwa niej.
- S ysza em, to by a tylko plotka,  e zosta

 ranny w starciu z bandytami.

- Wiele razy.
- Chodzi o pierwszy raz. Mówiono,  e pi

dziesi ciu ludzi uzbrojonych w pistolet

wzi o ci  do niewoli i  e obci to ci d onie.

Neq spojrza  w dó , na swe skryte pod p aszczem r ce i skin  g ow .
- I  e mimo to dokona

 zemsty.

- Zabili moj

on .

- By a Odmie cem?
- Tak.
- I teraz znowu zosta

 ich sprzymierze cem? Miecz Neqa poruszy  si  nerwowo

pod p aszczem.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Czy chcesz obrazi  moj

on ?

- W  adnym wypadku - odpar  po piesznie Ty . - Chcia em ci tylko zwróci  uwag ,  e

prze

 przygody, których ja nie do wiadczy em, i  e z pewno ci  do podj cia tej misji

sk oni y ci  powa ne powody.

Neq wzruszy  ramionami.
- Pójd  do Odmie ców - oznajmi  Ty . - Ale je li nie znajd  powodu, by tam zosta ,

wróc  do mojego plemienia.

- To wystarczy.
- Czy mog  ci pomóc w czym  jeszcze? - zapyta  Ty  osch ym tonem.
- Gdyby  potrafi  mi powiedzie , gdzie jest Nieuzbrojony...
Tyl z trudem zapanowa  nad swym zaskoczeniem.
- By  nieobecny przez pi

 lat. W tpi , by przebywa  na terytoriach Odmie ców.

- A jego  ona?
- Jest moim go ciem. Zaprowadz  ci  do niej.
- Dzi kuj  ci.
Tyl podniós  si  z miejsca. Mimo swego wieku by  wci

 silnym i zwinnym

wojownikiem.

- Teraz, skoro za atwili my ju  nasze sprawy, chod  ze mn  do Kr gu. Chc  pokaza

moim ludziom szermierk  w dawnym stylu. Bez warunków i rozlewu krwi.

Teraz Neq móg  si  u miechn

. Na takich zasadach wolno mu by o wst pi  do

Kr gu. Min o wiele czasu, odk d ostatni raz walczy  dla przyjemno ci, zgodnie z regu ami
obowi zuj cymi w Imperium.

Rzeczywi cie by a to przyjemno

. Nikt nie móg  powiedzie , czy Tyl wci

 jest od

niego lepszy, gdy  sposób walki Neqa z konieczno ci bardzo si  zmieni , a poza tym nie
walczyli na powa nie. Sztuka walki Ty a by a jednak wspania a, godna porównania z
umiej tno ciami Sola, Mistrza Wszystkich Broni. Pokaz urz dzony przez nich sprawi ,  e

odsi cz onkowie plemienia gapili si  z ustami otwartymi z wra enia. Pchni cie i

parowanie, atak i obrona. S

ce b yszcza o i migota o na  ywych ostrzach. Melodia walki

porywa a serca.

Gdy sko czyli, zdyszani i zlani potem, koczownicy nadal siedzieli w milczeniu wokó

Kr gu - cztery zwarte pier cienie uzbrojonych, pe nych podziwu m

czyzn.

- Opowiada em wam o Solu - zawo

 Tyl. - I o Torze i Nequ. Teraz ujrzeli cie Neqa.

Jest wojownikiem, cho  utraci  obie r ce. Takie by o nasze Imperium.

Neq poczu  przyjemne ciep o, którego nie do wiadczy  od lat. Tyl publicznie wyrazi

mu uznanie. Nagle znowu zat skni  za Imperium i wszystkimi dobrymi rzeczami, jakie z
sob  przynios o. Jego pragnienie, aby dope ni  misji mimo przeszkód wznoszonych przez
Odmie ców, wzros o w dwójnasób.

Sola postarza a si . Neq pami ta  j  jako niezwyk  pi kno

 - obiekt marze

samotnego m

czyzny. Teraz by a przygarbiona, a jej twarz pokrywa y bruzdy. D ugie,

ciemne w osy nie uk ada y sie ju  w fale. Sta y si  rzadkie. Trudno by o uwierzy ,  e jest
tylko dwa, albo trzy lata starsza od Neqa.

- To jest Neq Miecz - powiedzia  do niej Tyl i wyszed .
- Nie pozna abym ci  - odrzek a Sola. - Wygl dasz staro. A przecie  masz mniej lat

ode mnie. Gdzie si  podzia  ten m ody, nie mia y wojownik z zaczarowanym mieczem i

otym g osem?

- Czy Nieuzbrojony  yje?
- Obawiam si ,  e nie. Zreszt  nawet gdyby 

, nie wróci by do mnie.

Neq by  zaskoczony.
- A do kogo?
- Do swej drugiej  ony. Kobiety z podziemi. Zainteresowanie Neqa wzros o.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- S ysza

 o Helikonie?

- Wiem,  e mój m

 przyst pi  do obl

enia Góry dlatego,  e ta kobieta tam by a.

Nosi a jego bransolet  i imi .

- Czy ona  yje?
- Nie wiem. Czy w ogóle ktokolwiek ocala  spo ród tych, którzy byli tam w chwili, gdy

wybuch  po ar?

- Tak - powiedzia  Neq. - Tak przynajmniej mówi  - dorzuci  po piesznie.
Sola natychmiast zauwa

a jego przej zyczenie. Nigdy nie by a g upia. To ona

uczy a wojowników rachowa .

- Je li ktokolwiek ocala , to na pewno ona. Jestem tego pewna. Odszukaj j  i

powiedz jej,  e chc  si  z ni  spotka . Zapytaj j ... zapytaj, czy moje dziecko...

Neq czeka , lecz Sola tylko p aka a w milczeniu.
- Musisz i

 do Odmie ców - powiedzia  wreszcie.

- Dlaczego nie? Nie mam ju  po co 

.

- Ta kobieta Nieuzbrojonego, czyje imi  nosi?
- Jego dawne imi  brzmia o Sos. To ja bym je nosi a, gdybym nie by a g upi

smarkul  za lepion  blaskiem w adzy. Kiedy go w ko cu zdoby am, nie nale

 ju  do

mnie i by  bezimienny.

- Wi c ona jest Sos . S dzisz,  e b dzie wiedzia a, czy Nieuzbrojony  yje?
- Je li  yje, jest z ni . Ale moje dziecko... zapytaj j ... Neq skojarzy  to wreszcie.
- Twoje dziecko? To, które posz o z Solem na Gór ?
- Mniej wi cej - odpar a.
Pomy la  o nadpalonych szkieletach, które wynosi  z podziemnych sal. Wiele z nich

by o ma ych - nale

y do dzieci. Istnia o jednak kilka wyj

 podobnych do tego, z którego

skorzysta  Dick Chirurg. By o te  kilka komór, do których p omienie nie dotar y, a tak e
tunele kolejki prowadz ce do rozsianych po okolicy sk adów. Niektórzy z doros ych uciekli,
by  mo e wielu. Nikt nie wiedzia , ilu mieszka ców liczy  Helikon. Niektóre dzieci równie
mog y prze

...

- Mam dla ciebie jeszcze jedno imi  - powiedzia a Sola. - Var. Var Pa ki.
Neq przypomnia  sobie niejasno tego wojownika - pomocnika Nieuzbrojonego, który

znikn  w tym samym czasie, co on.

- Czy on b dzie wiedzia , gdzie znale

 twojego m

a?

- Musi wiedzie  - odpar a  arliwie. - By  jego przyjacielem. Obaj byli bezp odni.
Neq zada  sobie pytanie, sk d Sola mog a wiedzie  podobn  rzecz. Przypomnia

sobie jednak plotki, jakie kr

y o tej kobiecie oraz to, jak zakrad a si  do namiotu Sosa w

obozie w Z ym Kraju, i zrozumia .

- Poszukam Sosy - obieca . - I Vara Pa ki.
- I mojego dziecka, Soli. Ma teraz trzyna cie lat, prawie czterna cie. Ma ciemne

osy i... - zawaha a si . - Pami tasz, jak kiedy  wygl da am?

- Tak.
Jej kszta ty pi tna cie lat temu podnieca y go niejeden raz.
- My

,  e jest podobna do mnie.

W takim razie Soli musia a by  pi kna. Neq skin  g ow .
- Je li  yj , przyprowadz  ich wszystkich do Odmie ców.
- B

 tam czeka a.

Z jakiego  powodu rozp aka a si . By  mo e by a to s abo

 starej kobiety, która

dzi a,  e nigdy ju  nie zobaczy m

a ani córki, i  e ich ko ci le

 zw glone w pobli u

Góry  mierci.

W ci gu najbli szych kilku miesi cy Dick Chirurg odnalaz  garstk  uciekinierów o

niezwyk ych imionach, takich jak: John, Charles i Robert. Byli to starzy i s abi m

czy ni,

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

zupe nie nie nadaj cy si  do  ycia w ród koczowników, mimo  e sp dzili ostatnie lata
pomi dzy nimi. Niektórzy z nich byli ocalonymi z Helikonu, inni wygl dali na Odmie ców
odci tych od centrali przez upadek cywilizacji. Gdy Dick przemówi  do nich, na ich
zrozpaczonych twarzach pojawi  si  u miech nadziei. Zgodzili si  pój

 z Neqiem, który z

trudem pow ci gn  sw  niech

. Musia  szuka  dla nich  ywno ci i strzec ich przed

bandytami, gdy  sarni nie mogliby dotrze  do doktora Jonesa. To by o  mieszne -

czyzna pozbawiony r k opiekuj cy si  m

czyznami pozbawionymi charakteru.

Te niedo gi prze

y dot d dzi ki temu,  e posiada y umiej tno ci, których

potrzebowa y niektóre plemiona, jak czytanie i pisanie, znajomo

 rzemios  czy broni

palnej. Wydawa o si ,  e wi kszo

 ludzi na li cie nie ocala a. Niew tpliwie to w

nie ich

ko ci Neq uprz tn  z Helikonu.

Wsz dzie, gdzie móg , dopytywa  si  o najwa niejsze imiona: Var, Sosa, Soli.

Jednak nikt z koczowników nie s ysza  o nich od chwili zniszczenia Helikonu.

Min  prawie rok zanim doprowadzi  sw  ma  grupk  do siedziby Odmie ców.
- Czy nadal jeste  zdecydowany odbudowa  Helikon? - zapyta  wtedy doktor Jones.
- Tak.
O ma o nie doda : „Na przekór wara”.
- Nie odnalaz

 wszystkich osób na li cie.

- Nie sko czy em jeszcze poszukiwa . Po prostu doprowadzi em do was tych, którzy

nie mogli przyj

 sami. Wielu z pozosta ych nie  yje. Widzia

 si  z Ty em i Sol ?

- S  tutaj.
A wi c Tyl zosta ! Co takiego ten Odmieniec mu powiedzia ?
- Nie znalaz em Nieuzbrojonego, ale szukam teraz jego  ony z podziemi, Sosy, a

tak e dziecka Soli oraz Vara Pa ki. Oni pomog  mi odnale

 jego, lub jego mogi .

- To ciekawe,  e wymieni

 te imiona - szepn  doktor Jones. - O ile pami tam nie

umiesz czyta .

- Jestem wojownikiem.
- Te dwie umiej tno ci, czytanie i walka, nie musz  si  nawzajem wyklucza .

Niektórzy z wojowników umiej  czyta . Nie orientujesz si , co si  znajdowa o w
zapiskach, które nam dostarczy

?

- Nie.
- W takim razie pozwól, bym przeczyta  ci kilka fragmentów.

dziwy Odmieniec wydoby  z biurka plik papierów.

4 SIERPNIA W 118 - Ataki usta y, lecz nastrój pozostaje ponury. Bob zorganizowa

jaki  rodzaj pojedynku reprezentantów, nie wybra  jednak jeszcze nikogo, kto wyst pi by w
naszym imieniu. To szale stwo. Nie jeste my przygotowani do tej ich walki w Kr gu.
Mamy tutaj Sola Koczownika, jednego z najgro niejszych barbarzy skich wojowników tej
epoki, wiem jednak,  e on nie zgodzi si  wyst pi  z broni  w r ku przeciw swym
pobratymcom. Nienawidzi Helikonu. On naprawd  przyszed  tu umrze . Ma do nas
pretensj  o to,  e zmusili my go do pozostania przy  yciu ratuj c jego córk . Sosa
uspokoi a go w jaki  sposób. Nie wiem, jak ta cudowna kobieta to robi. Córka Sola jest
ca ym jego  yciem.

Za du o jednak pisz  o cudzych sprawach, jak ka dy stary mól ksi

kowy. Z

pewno ci  mam dosy  w asnych zmartwie . Dr czy mnie przeczucie,  e zbli amy si  do
zag ady  ycia, które znali my, a mo e nawet ca ej cywilizacji...

- Góra! - zawo

 Neq. - Obl

enie Helikonu.

- To s  zapiski Jima Bibliotekarza. By  wykszta conym i wra liwym cz owiekiem.
- On jest na twojej li cie! To cz owiek z podziemi!
- Tak, oczywi cie, lecz ju  nie trzeba go szuka .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Chodzi o wam o odbudow ! - krzykn  Neq, który wreszcie zrozumia , w czym

rzecz. - Szukacie ludzi, którzy maj  wiedz !

- Oczywi cie. Koczownicy z pewno ci  nie zdo aliby bez niczyjej pomocy uruchomi

nieznanej im techniki Helikonu, bez wzgl du na to, jak szlachetne by yby ich motywy. Gdy
jednak ocaleni z Helikonu utworz  zacz tek, do którego doda si  najzdolniejszych
spo ród koczowników i, hmm, Odmie ców, a tak e silnego i uczciwego przywódc ,
podejrzewamy,  e mog oby si  to okaza  mo liwe. - Doktor Jones popatrzy  na Neqa ze
wspó czuciem.

- Mam nadziej ,  e nie jeste  rozczarowany, i  nie uwa amy ci  za odpowiedniego

kandydata do pokierowania odbudow  - ci gn . - To, co próbujesz osi gn

, jest

szlachetne i z pewno ci  spotkasz si  z nale nym uznaniem za twe wysi ki i po wi cenie,
lecz skomplikowane zagadnienia techniki i utrzymanie dyscypliny...

- Masz racj  - odpar  Neq z mieszanymi uczuciami. By  rozczarowany, lecz

równocze nie poczu  ulg . - Nigdy nie mia em zamiaru pozosta  w Helikonie. Tylko
Odmie com mog oby si  podoba

ycie z dala od s

ca i drzew... - mówi c to zrozumia ,

dlaczego Tyl znalaz  si  na li cie. Potrzebowali silnego i rozumnego przywódcy, a on nim
by . Zajmowa  drugie miejsce w Imperium po Nieuzbrojonym, a przedtem po Solu, Mistrzu
Wszystkich Broni. Mia  najwi cej do wiadczenia w rz dzeniu lud mi. By  te  wielkim
wojownikiem, który nigdy nie pozwala  na rozlu nienie dyscypliny. Nowy Helikon b dzie
czym  w rodzaju Imperium.

- Ciesz  si ,  e to rozumiesz. Praktyka i do wiadczenie maj  podstawowe

znaczenie. W krytycznej sytuacji, gdy miecze i maczugi nie przynios  rozwi zania...

- Ale Nieuzbrojony... to on zniszczy  Helikon! Dlaczego mia by teraz pomóc w jego

odbudowie?

Najwyra niej jednak doktor Jones liczy  nie tylko na Nieuzbrojonego.
- Sos Nieuzbrojony wywodzi  si  z Helikonu. Doktor Abraham uczyni  go tym, czym

by , na niefortunny rozkaz swego przywódcy - Wódz Odmie ców pogr

 si  na chwil  w

rozmy laniach. - On nie zdawa  sobie sprawy z politycznych uwarunkowa , które
doprowadzi y do katastrofy. Spa , gdy po ar wybuch , a kiedy uciek , wci

 by

oszo omiony. S dzi ,  e to koczownicy podpalili Helikon.

- A nie zrobili tego?
- Nie. Oto ostatnia z notatek Jima.
8 SIERPNIA W118 - Jak mam wyrazi  groz , któr  czuj ? Soli by a równie  moim

dzieckiem, w tym sensie,  e nauczy em j  czyta  i kocha em jak w asn  córk .
Przychodzi a do biblioteki niemal codziennie, czaruj ca dziewczvnka. Wierz ,  e dzieli a
swój czas równo pomi dzy moje ksi

ki i bro  swego ojca. Teraz jednak...

Obci

am win  siebie. Nie dalej jak trzy dni temu przysz a do mnie zap akana i

opowiedzia a histori , w któr  nie chcia em uwierzy . Mówi a,  e Bob zamierza zabi  Sos
i So a, je li ona nie zgodzi si  uda  na niebezpieczn  misj  na zewn trz. Twierdzi a,  e
przysi

a zachowa  tajemnic , gdy  Bob zagrozi , i  zabije ich oboje, je li komukolwiek

 zdradzi, musia a to jednak komu  powiedzie . Zgodzi em si  nie powtarza  tego nikomu

w przekonaniu,  e jest to wytwór dzieci cej fantazji. Zapewni em j ,  e musia a  le
zrozumie  Boba,  e jemu le y na sercu wy cznie dobro Helikonu i  e chodzi o mu o to, i

ycie jej rodziców mo e by  zagro one, tak, jak  ycie nas wszystkich, przez nie ko cz ce

si  obl

enie. Poradzi em jej, aby zgodzi a sie na t  tajn  misj , gdy  z pewno ci  mia a

ona na celu wysianie jej daleko, w bezpieczne miejsce. „Cenimy nasze dzieci ponad
wszystko” - t umaczy em jej jak kretyn.

Teraz Soli nie  yje, a ja mog  tylko op akiwa  moj  beznadziejn  naiwno

. Bob

wys

 j  na Gór  Muz, by stan a do walki z reprezentantem koczowników, i rzecz jasna

to zwierz  j  zabi o. Koczownicy  wi tuj . Docieraj  do nas odg osy ich ohydnej hulanki.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

„Var Pa ki!” - krzycz , nie wierz  jednak, by wiedzieli, i  ich znakomity, barbarzy ski
reprezentant, na p askowy u, na szczycie góry odleg ej o dwana cie mil na po udnie st d,
zmaga  si  z o mioletni  dziewczynk .

Do diab a z obietnic , któr  z

em Soli! Powtórzy em Sosie wszystko, co

powiedzia a Soli, gdy  to Sosa jest prawdziw  matk  tej kochanej dziewczynki, a nie jaka
koczownicza dziewucha, która j  wydala na  wiat. I tak zreszt  wkrótce by si  o tym
dowiedzia a. Z pewno ci  opowie o wszystkim Solowi. Wol  nie my le  o tym, do czego
teraz dojdzie. Gdybym by  typem wojownika, z pewno ci  w takiej sytuacji zem ci bym si
okrutnie. Jestem jednak tylko starym, bezu ytecznym cz owiekiem. Zamierzam za
trucizn .

Nast pi a przerwa.
- Var Pa ki by  reprezentantem koczowników? Zabi  dziecko Sola?
- Na to wygl da. Gdyby  by  na miejscu Sola...
- To jasne! Zatkn bym g ow  Vara na  erdzi w lesie tak, aby wszyscy mogli j

ujrze ! I Boba. I wszystkich, którzy byli odpowiedzialni. I...

Doktor Jones z

 d onie w charakterystyczny dla siebie sposób.

- I co...?
- I nie osi gn bym nic - odpar  powoli Neq. - Zemsta to nie jest rozwi zanie. To tylko

zemsta. Przynosi jedynie wi cej smutku.

Doktor Jones skin  g ow .
- S dz ,  e potrafisz zrozumie  motywy, które kierowa y post powaniem Sola w

tamtej chwili i pó niej. Mimo lat, które sp dzi  w Helikonie, by  on koczownikiem z krwi i
ko ci. Czy móg by podpali  znajduj ce si  tam magazyny substancji  atwopalnych?

- Nie wiem tego - odpar  Neq, który nie zrozumia  terminu „substancje  atwopalne”. -

My

 jednak,  e by a tam benzyna i inne rzeczy, które si  pal . S dz ,  e Soi podpali  to

wszystko. W imi  zemsty. Te cia a by y spalone!

- A pó niej... czy by wróci ?
- By obejrze  ruiny, gdy ju  zrozumia ,  e to nic nie da o? Nie, nie wróci by...
- Rozumiem. Je li jednak mamy odbudowa  Helikon, w jaki sposób mo emy si

upewni ,  e podobna rzecz si  nie powtórzy?

- Nie wiem - odpar  szczerze Neq.
- Pójd  si  dowiedzie .
- Ale zgodzili cie si  mi pomóc, je li sprowadz  tych ludzi!
- Zrobimy to. Jaka jednak b dzie korzy

 z odbudowy Helikonu, je li mo e on zosta

zniszczony z tych samych powodów, co uprzednio?

Neq nie potrafi  udzieli  na to odpowiedzi.
- Zapomnij o reszcie imion na li cie - powiedzia

yczliwym tonem doktor Jones. -

Mamy wystarczaj co du o ludzi na pocz tek. Zamiast tego odszukaj Sola, Sos  i Vara,
je li w jaki  sposób umkn  on przed zemst  Sola. Dowiedz si , czy Sos Nieuzbrojony by
w to bezpo rednio zamieszany. By  mo e jego znikni cie ma co  wspólnego z t  spraw .
Ustal prawd  i znajd  sposób zapobie enia powtórzeniu si  tej sytuacji. Dopijsro wtedy

dziemy spokojni o przysz

 naszego przedsi wzi cia.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  dwunasty

Trop Vara Pa ki i Sosy musia  zaczyna  si  w Helikonie. Sze

 lat temu Var przyby

tu z koczownikami, a ona przebywa a w Podziemiu. Oboje znikn li wkrótce po pojedynku
na szczycie Góry Muz. Prawdopodobnie oboje nie  yli, lecz w takim przypadku wyprawa
Neqa by a skazana na niepowodzenie. Soi i Nieuzbrojony mieli znacznie wi ksze szans
na prze ycie, lecz  aden z nich nie zna  tego, co sta o si  przyczyn  upadku Helikonu,
czyli tajemnic kryj cych si  w umy le Boba. Gdyby bowiem Bob nie wys

 niewinnego

dziecka na  mier , zarówno on, jak i Helikon mogliby przetrwa  obl

enie. Umocnienia

Podziemia by y z pewno ci  wystarczaj co pot

ne. Dlaczego Bob, o którym wszyscy

mówili,  e by  zdolnym przywódc , pope ni  tak brutalny i straszliwy w skutkach b d? Czy
jego nast pca post pi podobnie?

Neq zasta  Helikon taki, jakim go opu ci , zamkni ty i czysty. Ponownie zbada  kilka

wyj

, zastanawiaj c si , czy kobieta mog aby wykorzysta  które  z nich do ucieczki. Z

pewno ci  tak! Sosa, która wiedzia a, co zamierza Soi, mia a najwi ksz  szans
prze ycia ze wszystkich mieszka ców Podziemia. Soi móg  zosta  odci ty przez

omienie, które sam roznieci , za  przebywaj cy na zewn trz Nieuzbrojony móg  wej

do  rodka w rozpaczliwej próbie odnalezienia Sosy i zgin

.

Neq ponownie zbada  zewn trzne stoki Helikonu i poszed  na Gór  Muz, aby

sprawdzi , gdzie móg  si  uda  Var po zabiciu dziecka. Neq nie zdo

 jednak wdrapa  si

na sam szczyt. Wtedy przypomnia  sobie,  e Tyl mówi , i  widzia  Vara po pojedynku
reprezentantów i  e znikn  on nast pnego dnia, a wkrótce po nim Nieuzbrojony.  aden z
nich nie uprzedzi  go, co ma si  zdarzy . Nie by o dowodów na to, by padli ofiar
przemocy.

W pobli u Helikonu koczowa y zdzicza e plemiona. Neq i Dick znali ju  niektóre z

nich. Nikt z ich cz onków nie s ysza  o Varze czy Sosie. Bardzo trudno by o znale
koczowników, którzy sze

 lat temu mieszkali w tej okolicy. Na dodatek napotkani

wojownicy niech tnie odpowiadali na pytania Neqa. Cz sto potrzebny by  miecz, aby
zmusi  ich do mówienia. Mimo to Neq nie dowiedzia  si  niczego.

Ruszy  w drog , zataczaj c wielkie kr gi wokó  Helikonu. Szuka  ludzi i plemion,

których nie spotka  wcze niej. Wiele razy ostrze miecza sp yn o krwi , zanim pytania
Neqa spotyka y si  z odpowiedziami. Zawsze jednak by y one przecz ce. Up yn o
zaledwie sze

 lat, a wielu z tych ludzi nie wiedzia o nawet o co mu chodzi, gdy mówi  o

„Helikonie”.

Mija y miesi ce. Zataczane przez niego kr gi by y coraz szersze. Nie osi gn  jednak

nic. Mimo to Neq nie zamierza  si  zatrzyma . Zacz  zadawa  bardziej ogólne pytania:

- Czy sze

, mo e siedem lat temu nie przechodzi  przez wasze ziemie kto  obcy?

Samotny wojownik z pa karni? Ma a kobieta? Kto  zamaskowany, ukrywaj cy si , lub
ranny? Wreszcie uda o mu si !

- Widzia em wtedy nieznajomego - rzek  pewien stary wojownik Imperium. - Bladego,

szczup ego m

czyzn , który nie odzywa  si  ani s owem.

Ten opis nie przypomina  Vara Pa ki, który by  niskim m odzie cem o skórze pokrytej

tkami.

- Jak  mia  bro ?

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie widzia em tego. Mia  plecak, z którego wystawa  dr g i przypomina  mi Sola,

Mistrza Wszystkich Broni. To jednak niemo liwe, bo Soi poszed  na Gór  sze

 lat

wcze niej.

A wi c szuka  Sosy, a znalaz  Sola! I to by o dobre! Z pewno ci  uciekli z Helikonu

razem. Poszukiwania Neqa zako czy y si  sukcesem, chocia ...

Nagle  lad sta  si  wyra ny. Istnia y prze cze, przez które przechodzi  Soi i miejsca,

w których obozowa . Neq wyruszy  jego tropem. Spotyka  wielu ludzi, którzy widzieli
milcz cego wojownika. Niektórzy wyzywali go do walki w Kr gu, lecz on zawsze
odmawia . Nikt, kogo Neq spotka , nie twierdzi ,  e walczy  w Kr gu z tym cz owiekiem.

To dowodzi o,  e mówili prawd . Soi by  najwi kszym walcz cym w Kr gu

wojownikiem wszystkich czasów, z wyj tkiem sztucznie stworzonego olbrzyma -
Nieuzbrojonego, a i z nim Soi stoczy  walk  tak wyrównan ,  e tylko przypadek
zadecydowa  o zwyci stwie. Móg  utraci  sprawno

 przez sze

 lat pobytu w Helikonie,

lecz tam  wiczy  ze sw  córk . Dlatego ka dy, kto zmusi by Sola do walki wbrew jego
woli, musia  ponie

 kar . Tylko ci, którzy z nim nie walczyli, mogli prze

.

Dlaczego Soi unika  walk? Teraz by o to oczywiste. Mia  wa niejsz  spraw  na

owie. Szed  dok

.

Lecz, jak si  zdawa o, nie w towarzystwie Sosy. Nikt jej nie widzia . Soi w drowa

sam. Dlaczego?

Neq zna  odpowied . Soi  ciga  cz owieka, który zabi  jego córk . Vara Pa ki.
Zemsta.
Soi opu ci  Helikon i wyruszy  na pó nocny zachód, omijaj c Z e Kraje. Dlaczego na

pó nocny zachód? Z pewno ci  w tym kierunku ucieka  Var Pa ki.

Tak by o! Neq us ysza  teraz wzmianki o m

czy nie z c tkowan  skór , który

równie  nie by  rozmowny, lecz znakomicie w ada  pa kami... i towarzysz cym mu
ch opcu.

Ch opcu?
I nagle... pojawi  si  Nieuzbrojony. - To niewiarygodne, lecz on równie  pod

 t

sam  drog . Czy  ledzi  Vara, czy Sola? Mo e chcia  obroni  pierwszego przed drugim?

Nikt z nich jednak nie wróci . Ca a czwórka gdzie  znikn a. Dok d si  udali?
I sk d wzi  si  ch opiec, który towarzyszy  Varowi Pa ki? Czy mia  on m odszego

brata? Po ca ych miesi cach, w ci gu których dowiadywa  si  zbyt ma o, Neq dowiedzia
si  nagle zbyt wiele!

Nieust pliwie szuka  dalej. Jego nadzieje na odbudow  Helikonu by y zbyt mocno

zwi zane z t  tajemnic , by móg  zrezygnowa . Nie spocznie, póki nie znajdzie
odpowiedzi. A wi c: trzej m

czy ni i ch opiec... Wszyscy w drowali na pó nocny zachód,

lecz kto kogo  ciga ?

Trop urywa  si  w pobli u dawnej pó nocnej granicy terytorium Odmie ców. Neq

kr

 tam przez miesi c mimo coraz ostrzejszej zimy, lecz tubylcy nie wiedzieli nic.

Musia  albo si  podda , albo opu ci  obszary zamieszkane przez koczowników, jak
najwyra niej zrobili ci, których szuka .

Neq nie móg  si  zdecydowa , by ruszy  dalej na pó noc. Jego metalowe ko czyny

dobrze nadawa y si  do walki, lecz mówiono mu,  e na pó nocy cz

ciej spotyka si  bro

paln . On sam nie móg  z niej strzela , a to oznacza o wi ksze ryzyko. Na dodatek nie
zna  j zyka ludzi z pó nocy. Utraciwszy nadziej  na rozwik anie zagadki, Neq zacz
oswaja  si  z my

 o pora ce.

Wtedy, niespodziewanie, odnalaz  go Tyl, Mistrz Dwóch Broni. By  sam.
- Czy jeste  gotów przyj

 moj  pomoc? - zapyta , jak gdyby nigdy nic.

- Z wielk  ch ci  - odpar  Neq.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Tyl nie wdawa  si  w wyja nienia. By o oczywiste,  e dotar a do niego wiadomo

 o

niepowodzeniu Neqa.

- Nie chc  targowa  si  z towarzyszem z Imperium, ale Odmieniec postawi  mi

pewne warunki, tak samo jak tobie. Za moj  pomoc za

dam zap aty.

Doktor Jones by  niew tpliwie znacznie m drzejszym przywódc  ni  mo na by o

dzi  po pozorach.

- Jakiej? - spyta  Neq.
- Powiem to w odpowiedniej chwili.
Neq pami ta ,  e Tyl jest uczciwym cz owiekiem.
- Zgoda.
- Idziemy na pó noc?
- Tak.
Tak wi c poszukiwania zosta y wznowione.
- Soi Mistrz Wszystkich Broni, Nieuzbrojony, Var Pa ki, Ch opiec. Wszyscy poszli na

pó noc - rzek  Neq. -  aden z nich nie wróci . Je li znajdziemy którego  z nich, mo e
dowiemy si , dlaczego upad  Helikon. Var móg  us ysze  prawd  z ust Soli, zanim zgin a
ona z jego r ki. Soi móg  dowiedzie  si  tego od Boba, zanim go zabi . Nieuzbrojony...
równie  mo e co  wiedzie , gdy  rozmawia  z Bobem uzgadniaj c warunki walki
reprezentantów. Ch opiec... nie wiem.

Tyl zastanowi  si .
- Tak. Bob i Soli znali tajemnic . Szkoda,  e oboje nie  yj ... - przerwa ,

zastanawiaj c si  nad czym , nie wyrazi  jednak swej my li g

no.

Tyl mia  pistolet i potrafi  si  nim pos ugiwa . Mia  równie  r ce, a tak e zna  j zyk

ludzi z pó nocy. Wkrótce odnale li  lad.

Poszli wzd

 niego a  do pó nocnego oceanu i dotarli do wylotu podmorskiego

tunelu. Tu  lad znów si  urwa .

- Je li weszli do  rodka - twierdzili tubylcy - nigdy nie wróc . Maszyna-demon

poch ania wszystkich  mia ków.

Tyl nie mia  zaufania do tunelu z innych powodów.
- Widzia em potwory wybiegaj ce z tunelu, gdy Góra p on a. Zwierz ta z ogromnymi

oczyma i paszczami, których miecz nie móg  zatrzyma . Szczury bez oczu. Niektórzy z
moich ludzi umarli od samego dotkni cia tych stworze . Jim Pistolet powiedzia ,  e by y
na nich duchy zabójcy - Rentgeny. Us ysza  je dzi ki swojej tykaj cej skrzynce. Nie wejd
do tego tunelu nie maj c ze sob  armii.

Neq zgodzi  si  z nim. On równie  widzia  szkielety spalonych mutantów w

podziemiach Helikonu. Nocami za  s ysza  g osy stworze , które prze

y zag ad  Góry.

Od niektórych pomieszcze  w Helikonie odchodzi y mroczne korytarze prowadz ce nie
wiadomo gdzie. Neq nigdy tam nie wchodzi . By oby szale stwem zapuszcza  si  w ten
nieznany tunel, chyba  eby nie mieli innego wyj cia.

Po naradzie ruszyli na pó noc, wzd

 wybrze a... i ponownie us yszeli o Solu i

Bezimiennym!

Pewnego dnia Tyl znalaz

lady koczowniczego obozowiska.

- Popatrz, tu rozpalili ognisko, a tutaj rozbili namiot i okopali go przed deszczem.

Tubylcy tego nie robi .

- Ale to s

wie e  lady. Najwy ej pi

, sze

 dni. To nie mog  by  oni.

- To prawda. Co jednak robi  tu koczownicy? Powinni my ich wypyta .
- Spytajmy tubylców. Niektórzy z nich mogli widzie  przechodz cych koczowników.
Tyl skin  g ow  w zamy leniu.
- Dziwne,  e dot d nic o nich nie s yszeli my.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Wypytali tubylców i dowiedzieli si ,  e dwoje koczowników, m

czyzna i kobieta,

przesz o t dy, w druj c na po udnie.

- Na po udnie? - zapyta  Neq. - Sk d przyszli? Tubylcy wzruszali tylko ramionami. Nie

dbali o to, co robi  barbarzy cy, ani dok d si  udaj .

Soi i Nieuzbrojony poszli na pó noc, tych dwoje stamt d wraca o. Ich drogi mog y si

przeci

.

W tej sytuacji Tyl i Neq zawrócili na po udnie. Poszli  ladem nieznajomych. Droga

prowadzi a niebezpiecznie blisko Z ych Krajów. Wkrótce dowiedzieli si  wi cej
szczegó ów. Przed nimi w drowali brzydki, ma omówny m

czyzna oraz  adna kobieta,

którzy unikali towarzystwa i posuwali si  szybko naprzód. Tyl wypytywa  mieszka ców
okolicznych wiosek, podczas gdy Neq bada  teren w poszukiwaniu dalszych  ladów.

Pewnego popo udnia, gdy podniós  wzrok, ujrza  przygl daj cego mu si ,

dziwacznego m

czyzn . By  on wielki, kud aty i przygarbiony, jego skór  pokrywa y c tki.

W r kach trzyma  pa ki w asnej roboty. Na pierwszy rzut oka przypomina  raczej besti  ze

ego Kraju ni  koczownika. By  jednak tym drugim. Zd

 ju  przyj

 postaw  bojow .

Jego d ugie ramiona i masywna klatka piersiowa  wiadczy y o du ej sile. Musia  by
gro nym wojownikiem. Pa ki...

tkowana skóra...

- Var Pa ki! - krzykn  zdumiony Neq.
Tamten odpowiedzia  mu, lecz brzmia o to jak warczenie. Skupiwszy si , Neq zdo

rozró ni  s owa.

-  ledzi

 mnie od wielu dni. Podaj mi powód, dla którego to robisz.

Neq odkry  swój miecz.
- To jest wystarczaj cy powód. Musisz jednak najpierw odpowiedzie  na moje

pytania. Szuka em ci  przez d ugi czas.

- Odmieniec! - zawo

 Var chrapliwym g osem, ujrzawszy r ce Neqa. - Czy znasz

zasady walki w Kr gu?

Neq by  zdumiony.
- Ty mówisz o Kr gu? Ty, zabójca dzieci?
- Nigdy! - rykn  Var, skacz c w stron  Neqa. Z jego nogami by o co  nie w

porz dku. Cho  mia  na nich buty, nie stawia  ich jak cz owiek. Prawdziwa bestia w skórze
koczownika...  atwo si  by o domy le , co zrobi  z Soli. Prawdopodobnie j  zjad !

Var uderzy . Neq odbi  jego cios, u miechaj c si  ponuro. Nie obawia  si  drewnianej

broni. Najpierw jednak musia  si  dowiedzie ...

Var okaza  si  zr czniejszym wojownikiem, ni  wskazywa  na to jego wygl d. Gdy

Neq uskoczy  w bok, zrobi  to samo tak,  e stan  z nim twarz  w twarz. Jedna pa ka
pomkn a w stron  twarzy Neqa, podczas gdy druga zablokowa a cios jego miecza.
Wygl da o na to,  e Var nie raz ju  walczy  przeciw broni Neqa.

Neq móg  za to u ywa  szczypiec do blokowania ciosów, podczas gdy jego miecz

przecina  ze  wistem powietrze. Najpierw spróbowa  uderzy  w pa

 przeciwnika, by

przeci

 j  na pó . Wola  rozbroi  tego potwora stopniowo, powoli, nie czyni c mu

krzywdy. A  do chwili, gdy dowie si  prawdy...

- Zanim ci  powal  - wychrypia  Var - podaj mi swoje imi .
- Neq Miecz.
Uprzejmo

 wymaga a, by przedstawi  si  nawet zwierz ciu.

Var walczy  przez chwil , wyra nie zastanawiaj c si  nad czym .
- S ysza em o tobie - mrukn  strosz c brwi.
Nie okazywa  jednak strachu, jedynie ostro no

.

Stawa o si  coraz bardziej oczywiste,  e nie by  on niedouczonym niedo

. Sposób

walki Vara by  niezwyk y. Mia  on przy tym mniej lat od Neqa i by  od niego wy szy,

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

pomimo swego garbu. Z pozoru prymitywne, pa ki Vara by y mocniejsze ni  si  zdawa o.
Blokowa  nimi ciosy miecza z du

 pewno ci . Ostrze grz

o w drewnie zamiast odbija

si  od niego, a to by o bardzo niebezpieczne. Pa ki Vara wybija y szybki rytm na
metalowych ko czynach Neqa. Si a uderze  zmusza a go do cofania si . Gdyby miecz nie
by  cz

ci  jego cia a, Neq szybko zosta by rozbrojony.

Var atakowa  z wielk  zawzi to ci  i zr czno ci . Znakomicie utrzymywa

równowag . Nie zatrzymuj c si  ani na chwil , zrzuci  z nóg buty i ods oni  nagie, pokryte
zrogowacia  skór  stopy. Od tej chwili nie porusza  si  ju  niezgrabnie. By  zdumiewaj co
zwinny, lecz nie wykonywa

adnych zb dnych ruchów.

Neq zrozumia ,  e ma przed sob  mistrza pa ek. Dot d napotka  tylko dwóch

wojowników walcz cych pa kami z podobn  si  i zr czno ci . Pierwszym by  Tyl, a
drugim Soi... którego miejsce pobytu Var musia  zna .

Jednak e pa ki nie by y mieczem, a miecz Neqa nie by  jak inne. Nie mo na go by o

wytr ci  z d oni. Cho  Neq nie by  ju  m ody, nie zna  w dzisiejszych czasach nikogo,
oprócz Ty a, kto móg by mu sprosta  w uczciwej walce. Var by  w stanie powstrzymywa
go przez pewien czas, z pewno ci  jednak w ko cu zacznie pope nia  b dy. Bardziej
do wiadczony Neq spokojnie czeka  na ten moment.

Neq parowa  ciosy przeciwnika, szukaj c okazji do zadania decyduj cego uderzenia.

By o to trudne, gdy  Var ta czy  wokó  niego na swych kopytach, a czasami unikaj c ci
pochyla  sw  kud at  g ow  niemal do kolan. Nie ods ania  jej jednak ani na chwil .

- Wiele potrafisz, cz owieku o  elaznych r kach - mrukn  Var. - Jak przysta o

namiestnikowi Wodza.

Neq przesta  na chwil  walczy . By a to okazja, aby dowiedzie  si  czego . Je li Var

zamierza  u pi  jego czujno

 za pomoc  rozmowy, to i tak mu si  to nie uda.

- Ty te  wiele potrafisz. S ysza em,  e Nieuzbrojony uczy  ci  osobi cie.
- Wódz nie  yje - odpar  Var, zwalniaj c atak.
Neq pozwoli , by tempo os ab o, lecz wci

 zachowywa  czujno

. Towarzyszka Vara

mog a by  w pobli u, gotowa zada  zdradziecki cios. Jaka kobieta zwi za aby si  z tego
rodzaju m

czyzn , je li nie kobieta-zwierz ?

- Nie zdo

by  zabi  Nieuzbrojonego.

- Nie w Kr gu - odrzek  ponurym g osem Var. Neq zesztywnia . W tym momencie

przeciwnik móg by go trafi , gdyby by  czujny. Po chwili wznowili wymian  ciosów.

- Pod

 za tob  Soi, Mistrz Wszystkich Broni. Jego równie  nie zdo

by  zabi .

- Nie pa kami.
Tym razem Neq zesztywnia  celowo, oferuj c przeciwnikowi pozorn  szans . Var

jednak nie uderzy . By  albo za sprytny, albo za g upi.

- Przyznajesz,  e zabi

 ich drog  zdrady?

- Promieniowanie.
Ta jego c tkowana skóra! Neq przypomnia  sobie teraz,  e opowiadano, i  ch opiec-
zwierz  potrafi  wyczu  promieniowanie i omin

 gniazda Rentgenów, prowadz c

innych w pu apk . A wi c by a to prawda. Var zgubi  zarówno swego przyjaciela, jak i
wroga, zwabiaj c ich do Z ego Kraju. Teraz odwa

 si  wróci  ze sw  dziwk , s dz c,  e

o jego zbrodni nie wiedziano, lub zapomniano.

A wi c ci, których poszukiwa  Neq, zgin li. Musia  si  jednak dowiedzie  jeszcze

jednego.

- Soli... dziecko Helikonu. Var naprawd  si  u miechn .
- Soli ju  nie istnieje. Neq zaniemówi  na moment.
- Promieniowanie? - spyta  w ko cu ze zgry liw  ironi .
Var jednak unikn  odpowiedzi na to pytanie. Neq uzna ,  e w jego przeciwniku

ockn y si  resztki sumienia.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie mamy powodów do sporu - odezwa  si  Var. - Poka

 ci Var .

Neq wykorzysta  szans  i jego miecz trafi  celnie.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  trzynasty

Tyl wróci  o zmierzchu, prowadz c kogo .
- Neq! Neq! Popatrz, co znalaz em w wiosce!
Neq podniós  wzrok znad mogi y, któr  formowa . Gdy tamci podeszli bli ej, ujrza ,  e

przybysz jest kobiet .

- Tak si  ciesz ,  e ci  znalaz am! - zawo

a.

Neq spojrza  na ni  z niedowierzaniem. By a Odmie cem! Mimo zimna mia a na

sobie spódniczk  i bluzk , a jej d ugie, ciemne w osy by y zwi zane na sposób
Odmie ców. By a te

liczna.

- Neqa... - szepn . Przypomnia  sobie z bólem sw  ukochan , cho  w rzeczywisto ci

mi dzy obiema kobietami nie by o wi kszego podobie stwa. Nieznajoma by a tylko
schludna a  do przesady, podobnie jak panna Smith, oraz pi kna na jej delikatny sposób.
Zupe nie nie pasowa a do otaczaj cej ich dziczy. Inteligentna, wykszta cona, niewinna...
Serce Neqa zabola o, jak uk ute sztyletem.

- To jest jedna z dwóch osób, które  ledzili my - oznajmi  Tyl. - Posz a na zwiady do

tej samej wioski, co ja, i gdy si  spotkali my...

- W drowa a z koczownikiem? - zapyta  Neq, wci

 oszo omiony jej podobie stwem

do Neqi.

- Jestem Vara - odpar a. - W druj  z m

em. Powinien by  gdzie  w okolicy.

Neq ci gle nie móg  si  otrz sn

 z oszo omienia.

- Var Pa ki?
- Tak! Czy go spotka

? S dz c z tego, co mówi Tyl, mamy wspólne zadanie.

Neq zrozumia  potworn  prawd . Dotkn  stop

wie o usypanego grobu.

- Tak... spotka em go.
Tyl spojrza  na niego i na mogi . Odgad  wszystko. Si gn  po miecz, lecz zamar  z

oni  na r koje ci i odwróci  wzrok.

Vara podesz a do mogi y, usun a ostro nie fragment kamiennej obudowy i wykopa a

smuk ymi palcami  wie

 ziemi  oraz piasek. Neq przygl da  si  temu. Wreszcie ukaza a

si  stopa z t pymi, kopytkowymi palcami. Vara dotkn a jej i wyczu a ch ód.

By  wieczór. Vara wpatrywa a si  w zdeformowan  stop  a  do chwili, gdy zapad a

ca kowita noc. Potem zakry a j  delikatnie ziemi , zasypa a otwór i ponownie u

a

kamienie.

- Obaj moi ojcowie nie  yj  - powiedzia a pe nym smutku g osem. - Teraz mój m

równie  zgin . Có  mam zrobi ?

- Spotkali my si . Walczyli my ze sob  - rzek  Neq nieswoim g osem.
- S

em Solowi - odezwa  si  Tyl z ciemno ci. Nie patrzy  na Neqa. W jego g osie

brzmia  tak wielki ból, jakiego Neq nigdy dot d nie s ysza . - S

em Nieuzbrojonemu.

Var Pa ki by  moim przyjacielem. Zabroni bym ci wst powa  z nim do Kr gu, gdybym by
pewien tego, co podejrzewa em. Gdy ujrza em Var , upewni em si . Spotka

 si  z

Varem zbyt wcze nie.

- Nie wiedzia em,  e by  twoim przyjacielem - odrzek  Neq  ami cym si  g osem. -

Zna em go tylko jako podst pnego zabójc . Jako morderc  dziecka z Helikonu.

- Os dzi

 go  le - odpowiedzia  Tyl tym samym spokojnym tonem, jakim

przemawia a Vara. - By  odwa ny w walce, lecz  agodny. Posiada  te  bezcenny talent.

- Var zabija  tylko w ostateczno ci - dorzuci a Vara. - A i wtedy nie zawsze.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq czu  si  coraz gorzej, cho  by a to uczciwa walka. Uderzy  za szybko, jak to ju

nie raz zdarzy o si  przedtem. Jego miecz wyprzedzi  rozum. Móg  przerwa  walk  i
zaczeka  na powrót Ty a. Teraz musia  broni  swego czynu.

- A jaki mia  powód, by zabi  dziecko Sola? Vara zwróci a si  ku niemu w ciemno ci.
- Ja jestem dzieckiem Sola.
Neq poczu  md

ci na my l,  e kolejny raz dopu ci  si  nie usprawiedliwionego

zabójstwa. Wiedzia , na co si  zanosi.

- Zabi  Soli na Górze Muz, gdy mia a osiem lat. Wszystkie opowie ci, które

ysza em, zgadzaj  si  co do tego.

- Wszystkie oprócz jednej - odpar a. - Tej, która jest prawdziwa. Powiedzia ,  e mnie

zabi , aby zwyci stwo przypad o koczownikom i obaj moi ojcowie mogli by  znowu razem.
Nie mog am jednak wróci , by powiedzie  Solowi prawd , a Nieuzbrojony szuka  Vara, by
wywrze  na nim zemst ...

- Zemst !
To s owo by o jak przekle stwo!
- Musieli my wi c ucieka . Dotarli my a  do Chin i gdy osi gn am odpowiedni wiek,

przyj am jego bransolet . Soli ju  nie istnieje.

Dopiero teraz Neq rozpozna  jej twarz, mimo  e nie by o ju  nic wida . Mia a rysy

swej matki! Strój kobiety-Odmie ca nie pozwoli  mu dostrzec tego od razu.

- Ch opiec, z którym Var w drowa  na pó noc... - szepn . - To by a dziewczynka z

ukrytymi w osami.

- Tak.  eby nikt si  nie dowiedzia ,  e nie zgin am.
- Soi równie  was  ciga , nie wiedz c... musia  spotka  Nieuzbrojonego po drodze!
- Poznali prawd  w Chinach. I po wi cili  ycie, wnosz c radioaktywne kamienie do

nieprzyjacielskiej twierdzy, aby umo liwi  nam ucieczk . Var zawsze uwa

,  e to przez

niego zgin li, ale to by a moja wina. Wiedzia am,  e to zrobi .

Var czu  si  winny... Pewnie dlatego nie zaprzeczy  oskar eniom Neqa. Teraz

przej ta przez tamtego wina spad a na Neqa podwójnym ci

arem.

- To by a pomy ka - odezwa  si  wreszcie Tyl. - Var og osi ,  e zabi  reprezentanta

Góry. Sam Helikon podpalono i zniszczono, by pom ci  to morderstwo. Mniejsza o to, kto
to zrobi . Neq o niczym nie wiedzia . Tylko ja zdawa em sobie spraw ,  e Var nie zabi by
dziecka. Wiedzia em te , jakie warunki zwyk a stawia  Sola. By a  askawa dla Vara, lecz z
pewno ci  cen  za to by o  ycie jej córki.

- Tak - przyzna a Vara. - Mój m

 mówi ,  e poprzysi

 zabi  cz owieka, który mnie

skrzywdzi. Ponadto przez d ugi czas zachowywa  pow ci gliwo

, mimo  e mnie kocha ...

Neq przypomnia  sobie uwag  Soli na temat bezp odno ci Vara. Co za straszna,

szalona kobieta!

- Wiedzia em jednak,  e to mog o si  zdarzy  - ci gn  Tyl. - Góra Muz jest wysoka i

stroma, a na jej szczycie le

 g azy, które mo na ciska  w dó . Gdyby  zaatakowa a go

kamieniami, podczas gdy si  wspina , móg by by  zmuszony do podj cia walki zanim
dowiedzia by si  kim jeste . Istnia a wi c mo liwo

,  e ci  zabi , i nie mia em prawa

zabroni  Neqowi pojedynku z nim, dopóki si  nie upewni em. To by  mój b d. Ja jestem
winien  mierci twojego m

a...

- Nie! - krzykn li Neq i Vara jednocze nie.
Ponownie zapad a cisza. Wszyscy troje patrzyli w przesz

. Ca a rozmowa

wydawa a si  czym  nierzeczywistym, cho by ze wzgl du na to, i  g osy dobiega y z
ciemno ci. Uczucia Neqa zamar y.

- Dlaczego mnie nie przeklinasz? - szepn . - Dlaczego nie p aczesz? Zabi em...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Zabi

 go, poniewa  nic nie rozumia

 - odpar a Vara. - Cz

 winy spada na

mnie, poniewa  zgodzi am si  udawa  martw . Dzi  w nocy wszystko ci wyt umacz .
Jutro ci  zabij . Potem b

 op akiwa  was obu.

Mówi a powa nie. By a podobna do panny Smith, która umar a jako Neqa. Zmieni a

imi , by a cudowna ponad wszelkie wyobra enie i wierna swemu m

owi. Neqa

próbowa a zabi  Yoda, gdy ten przygotowywa  si  do obci cia r k Neqowi. Czy Vara
mog a uczyni  mniej?

Yod zabi  Neq  przypadkiem. Teraz Neq przez przypadek zabi  Vara. Wina by a

jednakowa i tak samo musia o by  z zemst .

Varze nie uda si  jej osi gn

, podobnie jak jemu. Neq zgi  r

 w  okciu, odchyli

ow  i dotkn  mieczem swego gard a. Powinien by  umrze  ju  dawno.

- Domagam si  zap aty, o której ci mówi em - odezwa  si  Tyl, zaskakuj c Neqa w

chwili, gdy jego mi

nie napr

y si  do ostatniego pchni cia.

W takiej chwili! Neq mia  jednak d ug honorowy i musia  go sp aci .
- Wymie  j .
- Zwró  to, co dzisiaj zabra

.

Neq zwleka  z odpowiedzi , staraj c si  zrozumie  znaczenie s ów Ty a. Nie móg

przecie  przywróci  Vara do  ycia.

- Zrób to, co masz zrobi , przed  witem - powiedzia a spokojnym g osem Vara. - Gdy

wstanie dzie  zabij  ci  w Kr gu.

- W Kr gu? - Neq nie móg  zg bi  równie  znaczenia jej s ów. Kobiety przecie  nie

walczy y. - Jakiej broni u ywasz?

- Pa ek.
Ponury nastrój nie zdo

 zgasi  ciekawo ci Ty a.

- Wi c So  rzeczywi cie uczy  ci  walki!
- Tak. Codziennie  wiczyli my razem wewn trz Góry. Mia  nadziej ,  e którego  dnia

zabierze mnie z Helikonu, lecz Sosa nie chcia a na to pozwoli .  wiczy am bez przerwy.

W g osie Ty a pojawi a si  nuta zatroskania.
- Same  wiczenia nie zmieni  kobiety w m

czyzn . Moja córka jest starsza od

ciebie i ma ju  w asne dziecko. Nie prze

aby jednak tylu lat, gdyby usi owa a

na ladowa  m

czyzn. Kr g nie jest dla ciebie.

- Mimo to. Prawdziwe dziecko Sola!
- Ten m

czyzna... - przekonywa  j  Tyl. - Ten m

czyzna, Neq Miecz, by  drugim

wojownikiem w Imperium po mnie w chwili, gdy odszed  Nieuzbrojony. Nie ma teraz d oni,
lecz nadal ma bro . Dzi ki temu sta  si  gro niejszy ni  przedtem, gdy  nie mo na go
rozbroi . Jego miecz jest szybszy ni  jego umys . S dz ,  e  aden wojownik nie mo e si
z nim mierzy .

- Mimo to.
- Nie mog  pozwoli  na t  walk  - powiedzia  Tyl.
- Twoje pozwolenie nie jest konieczne - odrzek a ch odnym tonem.
- Var by  moim przyjacielem. Nauczy  mnie strzela  z pistoletu. Bolej  nad jego

mierci  podobnie jak ty. Musz  ci jednak powiedzie : nie podno  pa ek przeciwko

Neqowi Mieczowi. Nie mo emy powtórzy  tego strasznego b du.

- Var by  dla mnie czym  wi cej ni  przyjacielem - zauwa

a zjadliwie.

- Mimo to.
- Nie masz prawa - odrzek a.
Tyl nie odpowiedzia  jej i rozmowa urwa a si .
Neq nie wiedzia  czy on, lub kto  z pozosta ych, spa  tej nocy. Koszmar, w którym

trwa , przypomina  sen. Nie mo na go by o odró ni  od jawy. Powoli nadszed

wit.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Vara zmieni a strój. Nie przypomina a ju  wyszukanej lalki-Odmie ca. To musia o by

przebranie na u ytek okolicznych wie niaków, którzy ubierali si  podobnie do
Odmie ców. Chcia a si  porusza  w ród nich swobodnie. Teraz mia a na sobie strój
koczowniczki. D ugie, rozpuszczone w osy sp ywa y z obu stron na ramiona i owija y si
wokó  kszta tnych wzgórków jej piersi. By a ol niewaj ca.

Mia a ze sob  pa ki, których u ywa  Var.
Neq ponownie poczu  dreszcz. Zgodnie z obyczajem panuj cym w ród koczowników

pochowa  bro  Vara razem z nim. Rozcina  mieczem ziemi , kopa  j , szczypcami
przenosi  kamienie... Ta praca zaj a mu kilka godzin. W r kach Vary by y jednak pa ki
Vara! Widnia y na nich  wie e  lady miecza. Neq potrafi  rozpozna  uszkodzenia
pozostawione przez swoj  bro  równie  atwo, jak ludzk  twarz.

- B

 walczy a z tob  tak, jak ty walczy

 z moim m

em - oznajmi a Vara. - Zabij

ci , jak ty zabi

 jego, i pochowam, jak ty jego pochowa

. Z honorem. Dopiero wtedy

rozpocznie si  moja 

oba.

- Neq nie b dzie walczy  z kobiet  - powiedzia  Tyl. - Znam go równie dobrze, jak

zna em Vara.

Vara unios a pa ki i stan a obok usypanego grobu.
- Mo e walczy  albo ucieka , jak zechce. Tutaj jest Kr g! Przy mogile mego m

a.

Ca y  wiat jest Kr giem. Zemszcz  si .

Te s owa uderza y Neqa niczym ciosy pa ek. Jej uczucia tak bardzo przypomina y to,

co on sam czu  w chwili, gdy zgin a Neqa! Nie potrafi  wybaczy  Yodowi i jego plemieniu
gwa cicieli. Nie wybaczy  im do dzi . Jedynie ostrze jego zemsty zmieni o cel. Zwróci o si
teraz przeciwko ca emu spo ecze stwu bandytów i jego korzeniom, którymi by y popio y
Helikonu. Nadal jednak by a to zemsta. Jak móg  jej powiedzie ,  e  ycie za  ycie to za
ma o?

- Var by  moim przyjacielem - powtórzy  Tyl. - Okry  mnie wstydem przed moim

plemieniem, gdy by  jeszcze dzieckiem, dzikim ch opcem ze Z ego Kraju. Gdy sta  si

czyzn , chcia em go za to ukara  w Kr gu, lecz Sola wstawi a si  za nim, gdy go

rozpozna em...

Vara zacisn a d onie na pa kach i zacz a zbli

 si  do Neqa. W jej oczach

dostrzeg  bezlitosny  al, ten sam, który on niegdy  odczuwa . Taki  al odsuwa  na bok
my l o honorze, pozwala  na bezmy lne morderstwa i nie prowadzi  do niczego. Neq by
jednak winny. Zabi  bez powodu. Nie u yje swego miecza, by powi kszy  z o...

Tyl stan  pomi dzy nimi.
- Var by  moim przyjacielem - powtórzy  jeszcze raz. - Ch tnie pom ci bym go sam.

Tej walki jednak zabraniam.

Vara nie odpowiedzia a. Uderzy a jedn  pa

 Ty a, nie spuszczaj c wzroku z Neqa.

To nie by o s abe uderzenie zadane kobiec  r

. Vara umia a si  pos ugiwa  broni .

Cios by  b yskawiczny i mocny.

Tyl przyj  go na przedrami .
- A wi c uderzy

 mnie - powiedzia agodnie, cho  na jego skórze pojawi a si  sina

pr ga. Gdyby to uderzenie zada  silny m

czyzna, lub gdyby Tyl by  na nie

nieprzygotowany, r ka zosta aby z amana.

- Pozwól teraz,  e pójd  po bro , gdy  jest to ju  moja walka.
Vara czeka a jak pora ona. By o oczywiste,  e nie chcia a walczy  z Ty em, a ju

zw aszcza w tej chwili. Uderzy a go jednak, a on nie mia  broni. Zgodnie z Kodeksem
Kr gu nie mia a teraz wyj cia.

Tyl wydoby  pa ki. Neq odetchn  z ulg . Gdyby Tyl wyci gn  przeciw niej miecz, jej

mier  obci

aby sumienie Neqa. Na szcz

cie Tyl pragn  j  tylko powstrzyma .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Dlaczego jednak zadawa  sobie ten trud? Najpierw przeszkodzi  Neqowi, gdy ten

chcia  pope ni  samobójstwo, teraz nie pozwala  Varze go zabi . Chroni  jego  ycie, cho
sam powinien by  zadowolony, gdyby si  zako czy o.

Vara zrzuci a suknie i stan a nago. Nie zwa

a na ch ód. By a najpi kniej

zbudowan  kobiet , jak  Neq kiedykolwiek widzia . Mia a pe ne piersi i w sk  tali .
Dobrze wyrobione mi

nie nie ujmowa y jej kobieco ci. Czarne, si gaj ce do bioder w osy

powiewa y ze szmerem.

Pe ne piersi... Neq by  zafascynowany. Ka da z nich by a okr

a i kszta tna. Kiedy ,

tak dawno temu,  piewa  serenady do podobnych piersi... By o s uszne,  e piersi te
szuka y na nim zemsty.

Tyl jednak sta  pomi dzy nimi i je li Vara pragn a oszo omi  go sw  kobieco ci , i w

ten sposób zmniejszy  jego czujno

, to zapomnia a,  e ma on córk  starsz  od niej.

Przyst pi a do walki, zniecierpliwiona post powaniem Ty a. Pragn a tylko dobra  si

do Neqa. Ten za  nawet si  nie poruszy .

Pa ki furcza y i uderza y. Drewno trafia o w metal. Lepsza bro  heliko skiej produkcji

oraz wi cej lat do wiadczenia, ni  liczy a sobie Vara, zapewnia y Ty owi przewag .
Parowa  jej uderzenia bez wysi ku.

Neq nie potrafi  si  zmusi  do zainteresowania walk  lub jej wynikiem. Podwójny

wstrz s wywo any nie uzasadnionym zabójstwem Vara oraz pojawieniem si  Vary i
ujawnieniem jej to samo ci sprawi ,  e opanowa o go ca kowite zniech cenie. Odkry , co
by o nie w porz dku w Helikonie? Nie potrafi  nawet ustali , co by o nie w porz dku z nim
samym!

Tymczasem m

czyzna i kobieta walczyli ze sob . Vara uchyla a si  przed ciosami

Ty a i obraca a b yskawicznie. W osy omiata y jej piersi i biodra niczym lekki p aszcz.
Nagle zza tej ruchomej os ony wyskoczy y pa ki, by uderzy  mocno w nadgarstek Ty a.
Sprytny manewr! Vara w ada a pa kami lepiej ni  jej m

.

Tyl jednak cofn  szybko d

 z ich drogi i skontrowa  w sposób, który sprawi ,  e

Vara zatoczy a si  do ty u ze znacznie mniejsz  gracj .

- Bardzo pi knie, dziewczynko! Twój ojciec, Soi, rozbroi  mnie w podobny sposób i

uczyni  swym poddanym jeszcze zanim si  urodzi

. Dobrze ci  wyszkoli !

Vara nie wiedzia a,  e od tamtej pory Tyl nigdy wi cej nie przegra  walki na pa ki.
Gdyby Neq by  na jego miejscu, poczucie winy uniemo liwi oby mu nawet

najprostsz  obron . Gdyby jednak zdo

 si  przemóc, to ta cz ce piersi Vary pojawiaj ce

si  i znikaj ce za zas on  z czarnych w osów oszo omi yby go ca kowicie i uczyni y
niezdolnym do uderzenia tak pi knego, gibkiego cia a. Kobieco

 Vary by a równie gro

broni , jak jej pa ki.

Nagle odwróci a si  i wymierzy a kopniaka w ty , próbuj c uderzy  Ty a pi

 w

kolano. I tym razem zd

 si  on odsun

.

- Nieuzbrojony, twój drugi ojciec, okaleczy  mnie takim ciosem, gdy zdobywa

Imperium. Odk d jednak moje kolana wyzdrowia y, nabra y sprytu i ju  nigdy nikt ich nie
zrani  - stwierdzi  Tyl.

Je li Vara nie domy la a si  dot d,  e walczy z drugim wojownikiem dawnego

Imperium, teraz z pewno ci  ju  to zrozumia a. Tyl nie by  m ody, lecz nic poza mieczem
Neqa nie mog o mie  nadziei na pokonanie go w Kr gu. Vara mia a pi tna cie lat i by a
kobiet . Tych przeszkód nie by a w stanie przezwyci

.

Tyl, rzecz jasna, jedynie zbija  jej ciosy. Nie zale

o mu na tym, by zrani

dziewczyn . Chcia  j  jedynie przekona , by zaniecha a zemsty.

Lecz Var  nie atwo by o przekona . Kr ci a si  w kó ko, blokowa a uderzenia i

zasypywa a Ty a gradem ciosów. Zna a zdumiewaj co du o ró nych sztuczek, ale  adna
z nich nie mog a zrównowa

 wi kszego zasi gu ramion, si y i do wiadczenia Ty a.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

W ko cu, zdyszana, ust pi a na tyle, by zada  pytanie:
- Czego 

dasz, wojowniku?

- Neq zabi  Vara w uczciwej walce. Podobnie jak ja móg bym teraz rozbroi  ciebie,

tak Neq móg  pokona  Vara. Ja sam nie odwa

bym si  stawi  Neqowi czo a z pa kami.

Wyrzeknij si  swojej zemsty.

- Nie! - zawo

a i ponownie zasypa a go lawin  uderze .

- Nie! - krzykn  Neq. - To nie by a uczciwa walka! Var przesta  atakowa  i opu ci

gard , mówi c,  e nie mamy powodów do sporu. Wtedy go zabi em.

Tyl cofn  si , przera ony jego s owami.
- To niepodobne do ciebie, Neq.
- To a  za bardzo podobne do mnie! Zabija em ju  przedtem niewinnych ludzi. Nie

zrozumia em tego w por . My la em,  e to b d albo podst p. Mój miecz...

- Zaprzesta  walki, dziewczyno - powiedzia  Tyl, takim tonem jakby Vara by a jego

córk , a ich walka zabaw .

Kobieta znieruchomia a.
- Neq, stawiasz mnie w niezr cznej sytuacji - rzek  Tyl powoli.
- Pozwól jej si  zem ci . To sprawiedliwe.
- Tego zrobi  nie mog .
- Przyznajesz,  e zabi

 go podst pnie! - wybuchn a Vara.

- Tak. Podobnie jak innych.
- W imi  zemsty? - spyta  Tyl patrz c na niego badawczo.
- W imi  zemsty - przyzna  Neq, pragn c by to wszystko sko czy o si  jak najszybciej

i na zawsze.

- W imi  zemsty - powtórzy a Vara. Na jej policzkach pojawi y si

zy.

- Mog

 go jednak zabi  w uczciwej walce - stwierdzi  Tyl. - I my la

,  e m cisz si

za ni .

-  le zrozumia em jego gest. Nie pozwoli em mu si  wyt umaczy . Zabi em go bez

powodu. Jestem ju  zm czony zabijaniem, mieczem i  yciem - Neq zwróci  si  w stron
Vary. - Chod , wdowo. Uderz. Nie podnios  broni przeciwko tobie.

- Je li to zrobisz - zwróci  si  do niej Tyl - staniesz si  winna tej samej zbrodni, któr

chcesz pom ci .  wiadomie.

- Mimo to - odpar a podchodz c i unosz c pa

.

- Zrozum go najpierw. Dopiero wtedy b dziesz usprawiedliwiona. Dowiedz si  kim

jest i jakie s  jego plany.

- Bez wzgl du na to kim jest i co planuje, nie zwróci mi tego, co mi ukrad ! -

krzykn a.

- Mimo to.
Zakl a po chi sku, rzuci a pa ki na ziemi  i wybuchn a p aczem. Nie mia a ju

wyj cia. Podobnie jak Neq.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  czternasty

- Przeku ? - zapyta  kowal z niedowierzaniem. - To jest stal wykuta i zahartowana

przez Staro ytnych. W moim palenisku nawet nie zmi knie.

- Wi c od am to - odrzek  Neq.
- Nie zrozumia

 mnie. Potrzebny by mi by  specjalny m ot i diamentowe wiert o,

eby naruszy  ten metal. Nie mam takich narz dzi.

Kowal przesadza , gdy  miecz Neqa wykuto nie wcze niej ni  kilkana cie lat temu w

Helikonie. Jednak e mieszka cy pó nocy mieli du o rzeczy sprzed Wybuchu - posiadali
bro  paln , grzejniki oraz troch  dzia aj cych maszyn i przez to czuli wi kszy podziw dla
Staro ytnych. Neqa równie  ogarn o to uczucie, gdy si  dowiedzia , co przechowywano
w Helikonie. By  mo e kowal by  przes dny. Tak czy owak, nie chcia  si  podj

 tej pracy.

- Musz  si  od tego uwolni  - powiedzia  stanowczo Neq.
Jak d ugo mia  miecz, pozostawa  zabójc . Kto b dzie nast pn  ofiar ? Vara? Tyl?

Doktor Jones? Miecz musia  znikn

.

Kowal potrz sn  g ow .
- Musia bym odr ba  ci r

 poni ej  okcia, a to by ci  zapewne zabi o, gdy  nie

mamy tu doktora, który opatrzy by ci ran . Odszukaj cz owieka, który ten miecz
przymocowa . Niech ci go teraz zdejmie.

- On jest trzy tysi ce mil st d.
- B dziesz wi c musia  ponosi  go jeszcze przez jaki  czas.
Zawiedziony Neq spojrza  na swój miecz. L ni ce ostrze sta o si  dla niego

przekle stwem. Nie zazna spokoju, dopóki b dzie ono cz

ci  jego cia a.

Rozejrza  si  po ku ni. Nie zamierza  zrezygnowa  tak  atwo. Na wszystkich

cianach wisia y metalowe przedmioty: ko skie podkowy, lemiesze, siekiery i worki pe ne

gwo dzi. Wszystko to by o dzie em kowala. Najwyra niej zna  si  on na swojej robocie.
Musia o mu si  nie le powodzi . W jednym k cie ku ni wisia  zakrzywiony kawa  metalu z
umocowanym do  szeregiem p ytek ró nej wielko ci. Neq nie umia  sobie wyobrazi , do
czego mog o to s

.

Oczy kowala pod

y za jego wzrokiem.

- Czy wy koczownicy wiecie, co to jest muzyka?
- To harfa! - zawo

 Neq. - Zrobi

 harf !

- Nie ja - odpar  ze  miechem kowal. Delikatnie zdj  instrument ze  ciany. - To nie

jest harfa. Nie ma strun. Ale to rzeczywi cie instrument muzyczny. Cymba ki. Popatrz, to
jest czterna cie p ytek ustawionych od najwi kszej do najmniejszej. Ka da wydaje inny
ton. Da em za to sto funtów budowlanych gwo dzi. Nie jestem muzykiem, ale kocham
pi kn  robot  w metalu! Nie mam poj cia, kto je zrobi , ani kiedy. Mo e przed Wybuchem.
Gra si  na nich pa eczk . Pos uchaj.

Kowal, bardzo o ywiony, wyj  ma , drewnian  pa eczk  i zacz  uderza  ni  w

ytki. D wi k przywodzi  na my l dzwonki. Ka dy ton byl czysty i rozbrzmiewa  d ugo. To

by o pi kne.

Neq s ucha , zachwycony. Przebudzi y si  dawne, przyjemne wspomnienia. By  czas,

gdy jego g os by  znany równie szeroko, jak jego miecz... Dzia o si  to przed upadkiem
Imperium i okropno ciami, które nast pi y pó niej. Potem  piewa  dla Neqi...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Nie móg  pozby  si  miecza, ani przeku  go na lemiesz, co  artobliwie radzi  mu

kiedy  doktor Jones, ale za to wpad  mu do g owy inny pomys . Wystarczy, je li uczyni
sw  bro  nieprzydatn  do walki.

- Te cymba ki - rzek  - przymocuj do mojego miecza tak, by nie mo na ich by o zdj

.

- Do miecza! Taki cudowny instrument?! - kowal by  przera ony.
- Mam ró ne rzeczy na wymian . Czego za nie 

dasz?

- Chyba oszala

! Za nic nie sprzedam ich bezmy lnemu barbarzy cy, który je tylko

zniszczy. Ozdoba do miecza. Czy nie rozumiesz? To jest instrument muzyczny!

- Znam si  na muzyce. Daj mi t  pa eczk .
- Nie pozwol  ci si  zbli

 do takiego antyku! Wyno  si  z mojej ku ni!

Neq zacz  unosi  miecz, powstrzyma  si  jednak. To w

nie by  odruch, który

znienawidzi  - najpierw miecz, potem rozum. Musia  przekona  kowala, a nie zastraszy
go.

Ponownie rozejrza  si  wko o. Przy wielkim kowadle sta a beczu ka z wod . Chcia o

mu si  pi . W drowa  z Ty em i Var  przez ca y dzie . Przyszed  do wioski pod wp ywem
nag ej my li, która nawiedzi a go, gdy ujrza  ku ni . Gdyby tylko zdo

 wyt umaczy

kowalowi...

Ca y dzie  ju  w drujemy Bez cho  jednej kropli wody.
Czystej, zimnej wody!
Dan i ja obaj spragnieni
Tylko odrobiny wody.
Czystej, zimnej wody!
Kowal popatrzy  na niego zdumiony.

- Umiesz  piewa ! Nigdy nie s ysza em pi kniejszego g osu!
Neq nie wiedzia ,  e za piewa. Nagle poczu ,  e chce i mo e to zrobi , i trwaj ce

sze

 lat milczenie zosta o przerwane.

- Znam si  na muzyce - powtórzy .

czyzna zawaha  si , po czym przesun  cymba ki w jego stron .

- Popróbuj z tym.
Neq uj  pa eczk  w szczypce i uderzy  w jedn  z p ytek. D wi k przeszy  go

dreszczem. By  doskonalszy ni  jakikolwiek ludzki g os. Zmieni  ton i zacz  uderza  ca y
czas w t  sam  p ytk , by podda  sobie rytm.

Bardzo zimno jest tej nocy
Nie ma znik d pomocy
Gwiazdy l ni  jak bry ki lodu
- czystej, zimnej wody!
Kowal zamy li  si .
- Nigdy bym w to nie uwierzy ! Potrzebujesz ich do grania?
Neq skin  g ow .
- Nie chodzi o mi o cen . Teraz rozumiem,  e trudno by ci by o na nich gra , je li nie

by yby odpowiednio przytwierdzone. Tak, to si  da zrobi ... musia bym przylutowa  je do
klingi... ale ju  nigdy nie b dziesz móg  walczy . Zdajesz sobie z tego spraw ?

Dobili targu i kowal wykona  robot . Neq Miecz zmieni  si  w Neqa Cymba ki.
- Na co? - zapyta a zdumiona Vara. Popatrzy a na niego podejrzliwie. - Przeku

swój miecz na co?

- Na cymba ki. Instrument muzyczny. Na moim mieczu by o zbyt wiele krwi.
Odwróci a si , rozgniewana. Tyl u miechn  si .
Szli na po udniowy wschód. Tyl i Neq wracali do doktora Jonesa, aby z

 mu

raport. Vara, cho  o tym nie wiedzia a, by a w

nie tym raportem. Ona jedna pozosta a

przy  yciu spo ród tych, którzy mogli wyja ni  przyczyny zag ady Helikonu. Sama Vara

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

by a przekonana,  e idzie z nimi tylko po to, aby si  zem ci  na Nequ. Nie zamierza a
pozwoli  mu uciec.

Tyl nie wszczyna

adnych rozmów, Neq tym bardziej nie mia  ochoty na pogaw dki,

a Vara by a w 

obie. Mieli do pokonania prawie trzy tysi ce mil. Mia o im to zaj

 trzy lub

cztery miesi ce. Nie by a to przyjemna podró .

Musieli jednak ze sob  wspó pracowa , gdy  tubylcy cz sto odnosili si  do nich

wrogo. Maszerowali przez kraj, który niegdy  nosi  nazw  zachodniej Kanady. Mieli
zamiar przej

 pomi dzy po udniowymi brzegami wielkich jezior, a pó nocn  granic

najgorszego ze Z ych Krajów. Tyl mia  map  Odmie ców. Wynika o z niej,  e taka droga
istnieje.

Codziennie kto  musia  poszukiwa  po ywienia. Ka dej nocy kto  musia  sta  na

warcie. Trzeba by o równie  uwa

 na bandytów. Pocz tkowo wi ksz  cz

 tej pracy

wykonywa  Tyl. Pó niej Vara zacz a mu pomaga .

Neq, pozbawiony miecza, nie móg  ani walczy , ani zdobywa

ywno ci. By  zale ny

od pozosta ych dwojga. Ta sytuacja upokarza a go, ale nie skar

 si . Wyrzek  si  broni i

zamierza  wytrwa  w tym postanowieniu. Jedyne, co móg  robi , to sta  na stra y, lecz
wymaga o to powstrzymywania si  od snu, co nie by o  atwe po dwunastu godzinach
marszu ka dego dnia.

Pewnej nocy, gdy obozowali nad rzek , Neq szukaj c pocieszenia zacz  uderza

koniuszkiem szczypiec o p ytki cymba ków. Nie próbowa  na nich gra  od chwili, gdy
opu ci  ku ni . Teraz nie zabrzmia o to jednak jak nale y. D wi k metalu uderzaj cego o
metal irytowa  go. Wyj  wi c drewnian  pa eczk  i zacz  tr ca  ni  p ytki. Sz o mu coraz
lepiej. Po chwili opanowa  instrument. Pozosta a dwójka spa a. Neq stwierdzi  nagle,  e
mo e zagra  ca  melodi . Zacz  wi c nuci , dopasowuj c g os do czystych tonów
instrumentu. Muzyka i  piew wype ni y go rado ci .

I nagle na wolno

 wyrwa  si  g os, który u piony przetrwa  czas zemsty i zabijania.

Neq za piewa , przygrywaj c sobie na cymba kach:

Powiedz tylko,  e zechcesz by  moja A b dziemy szcz

liwi we dwoje

Fale rzeki powoli nas mijaj  Gdy stoimy nad brzegami Ohio.
Jego g os, mimo podziwu kowala, nie by  tak d wi czny jak niegdy . Instrument

jednak da  Neqowi wyczucie rytmu, którego dotychczas mu brakowa o. Duch melodii
wype ni  by ego wojownika osobliwym zachwytem.

Ko ysa  si ,  piewaj c, opanowany ow  pi kn , dr cz

 wizj . M oda kobieta

stoj ca nad brzegiem rzeki nie zgodzi a si  po lubi  zalotnika, który grozi  jej no em
przystawionym do piersi, a w ko cu j  zabi . Ponura historia, ale pi kna piosenka. By a
jedn  z jego ulubionych, dopóki  ycie nie uczyni o jej blisk  rzeczywisto ci. Oczy Neqa
zasz y  zami.

- Czy swoj

on  równie  zabi

?

Nie zdziwi o go,  e Vara nie  pi. Wiedzia ,  e nie mo e za piewa  g

no, nie

wzbudzaj c jej ciekawo ci, lub gniewu.

- Chyba tak.
- Pytam tylko dlatego,  e musz  - wyja ni a z gorycz . - Tyl za

da , bym ci

pozna a, zanim ci  zabij . Zauwa

am,  e nie masz bransolety.

- Ona by a Odmie cem - odpar . Nie obchodzi o go, co my li Vara.
- Odmie cem? Co masz wspólnego z Odmie cami?
- Pragn  odbudowa  Helikon.
- K amiesz! - krzykn a, zaciskaj c r ce na pa kach, które zawsze nosi a ze sob .
Neq spojrza  na ni  zm czonym wzrokiem.
- Jestem zabójc , ale nie k amc . Odwróci a si .
- Powinnam by a ci  zabi ! - sykn a.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Czy chcesz, by Góra pozosta a martwa?
- Nie!
- Powiedz mi wi c, czym by  dla ciebie Helikon? Wi ziono ci  tam, a na koniec

zdradzono. Czy mimo to go nie nienawidzisz?

- Helikon by  moim domem! Kocha am go! Przyjrza  si  jej w  wietle ksi

yca,

zak opotany.

- Czy wi c chcesz go odbudowa , podobnie jak ja?
- Nie! Tak! - krzykn a i rozp aka a si .
Neq da  jej spokój. Wiedzia , czym jest 

oba i pal ce pragnienie zemsty. A tak e

poczucie daremno ci. Vara odczuwa a bole nie to wszystko, podobnie jak on po  mierci
Neqi. A nawet teraz. Mog  min

 miesi ce, a nawet lata, zanim Vara wróci do siebie i nie

dzie ju  wtedy taka  adna.

Ponownie uderzy  w p ytki cymba ków, wydobywaj c now  melodi . Gdy za piewa ,

Vara nie sprzeciwi a si .

Znam mojej mi ej kroków brzmienie I znam jej w osów cudne l nienie...
Tyl nie obudzi  si , cho  ich rozmowa nie by a cicha.
- Gdy pierwszy raz ujrza am mego m

a - powiedzia a Vara - sta  na p askowy u na

szczycie Góry Muz, spogl daj c w dó  zza kraw dzi urwiska. Móg  spu ci  na mnie
kamie , lecz nie uczyni  tego, gdy  nigdy nie post powa  nieuczciwie.

- Dlaczego kto  mia by zrzuca  na ciebie kamie ? - zapyta  Neq. Zaniepokoi a go

wzmianka o zmar ym.

- Mieli my stoczy  ze sob  pojedynek. Przecie  wiesz o tym.
- Dlaczego Bob wys

 dziecko?

Czy prawda wreszcie znalaz a si  w zasi gu r ki?
- Po walce, gdy by o zimno, przytuli  mnie do siebie, bym nie dygota a z zimna.

yczy  mi swego ciep a, gdy  zawsze by  szlachetny.

Ich cele by y ró ne.
- Czy ty ogrza by  swego wroga, gdyby mu by o zimno? - zapyta a.
- Nie.
- Sam widzisz. Var by  dawc

ycia, nie  mierci. Chcia a go zrani  i uda o jej si  to.

Jak móg  odda  tej smutnej dziewczynie to, co jej odebra ?

- Zasadzka - szepn  Tyl. - Dobrze zastawiona. Zbyt pó no j  dostrzeg em. Wy

uciekajcie, a ja b

 os ania  odwrót.

Neq i Vara mimowolnie wymienili spojrzenia.  adne z nich nic nie zauwa

o, lecz

je li Tyl powiedzia ,  e jest tu zasadzka, to na pewno tak by o. Las wydawa  si
opustosza y.

Vara odwróci a si  i ruszy a tam, sk d przyszli. Neq pod

 za ni , podczas gdy Ty

zagwizda  od niechcenia i uda  si  pod drzewo, jakby mia  zamiar opró ni  p cherz. By o
ju  jednak za pó no. Pu apka si  zamkn a, a oni znale li si  w jej  rodku.

Z przodu, z ty u i z boków pojawili si  uzbrojeni m

czy ni. Zacz li si  do nich

zbli

. Mieli ze sob  maczugi, dr gi i pa ki, lecz, co dziwne,  adnych mieczy ani

sztyletów. Teraz Neq zrozumia , dlaczego nie ujrzeli pu apki wcze niej. Bandyci wyszli z
do ów wykopanych w ziemi, które z wierzchu by y pokryte darni  i zamaskowane li

mi

tak,  e dopóki si  nie otworzy y, nie mo na ich by o dojrze .

Napastnicy bardzo si  napracowali przygotowuj c t  zasadzk ! Nie mieli te  ostrej

broni! Dlaczego?

Vara podbieg a do Ty a. Oboje stan li z pa kami w r kach, opieraj c si  o siebie

plecami. Neq pozosta  na miejscu. Odruchowo chcia  unie

 miecz, ale przypomnia  sobie,

e nie jest ju  uzbrojony. Gdyby do czy  do Ty a i Vary, by by im tylko zawad .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Napastnicy otoczyli ich. Neq przypomnia  sobie wydarzenie sprzed sze ciu lat, gdy

wrogie plemi  otoczy o ci

arówk . Gdyby zdo

 ich dostrzec na czas, Neqa by 

a!...

- Poddajcie si  - powiedzia  przywódca napastników.
Nikt nie odpowiedzia . Zbyt dobrze znali sposoby post powania bandytów, by

wiedzie ,  e  mier  w walce b dzie  atwiejsza. Tak staranne przygotowania z pewno ci
nie s

y jedynie zdobywaniu nowych cz onków plemienia!

- Poddajcie si , albo zginiecie! - zawo

 herszt. Jeden kr g ustawi  si  wokó  Ty a i

Vary, drugi wokó  Neqa.

- Kim jeste cie?
- Tyl, Mistrz Dwóch Broni.
- Vara... Pa ki.
Przywódca zastanowi  si .
- S ysza em o tylko jednym Tylu, Mistrzu Dwóch Broni. Jego terytorium le y daleko

st d.

Tyl nie zada  sobie trudu, by odpowiedzie . Pa ki mia  przygotowane. Miecz wisia  w

zasi gu r ki.

- Je li to on, nie we miemy go  ywcem - stwierdzi  przywódca. - Ani jego kobiety.
Vara nie raczy a wyprowadzi  go z b du. Jej pa ki równie  by y gotowe.
- Dlaczego mia by w drowa  bez swego plemienia? - spyta  inny m

czyzna. - I to z

dziewczyn  tak m od ,  e mog aby by  jego córk ?

- Mo e to w

nie jest powód - odpar  przywódca. Zbli

 si  do Neqa. - Ten tutaj nic

nie mówi i ukrywa sw  bro . Kim jeste ?

Neq powoli uniós  lew  r

. P aszcz odsun  si  i zab ys y stalowe szczypce. W

grupie rozleg y si  szepty. Przywódca zawaha  si .

- S ysza em o cz owieku, któremu obci to r ce. Kaza  przytwierdzi  sobie miecz do

kikuta i...

Neq skin  g ow .
- Tamci te  zastawiali zasadzki... - przypomnia . Otaczaj cy go kr g przesta  istnie .

czy ni cofn li si  w pop ochu.

- Mamy pistolet - oznajmi  przywódca. - Nie chcemy was zabija , ale je li si

poruszycie...

- Przechodzimy t dy tylko - odpar  Neq. - Niczego od was nie chcemy. - Przemówi ,

aby odwróci  ich uwag  od Ty a, który móg  teraz niepostrze enie wydoby  w asny
pistolet. Mimo to bandytów by o zbyt wielu, by w drowcy mogli ich pokona . Gdyby jednak
miecz Neqa by  wci

 narz dziem  mierci, sytuacja wygl da aby zupe nie inaczej.

- To my chcemy czego  od was - rzek  przywódca. - 

damy przys ugi. Je li zrobicie

to, co chcemy, b dziecie mogli odej

 wolni z bogactwem naszego plemienia na plecach.

Je li warn si  nie uda, zginiecie.

Neq s uchaj c tego zadygota  z w ciek

ci. Temu n dznemu bandycie wydawa o

si ,  e jego gro by s  co  warte! Skoro jednak wyrzek  si  miecza, musia  teraz prze

,

lub zgin

 bez niego.

- Czego 

dacie?

- Sp

cie noc w lesie, w którym straszy. Neq parskn

miechem.

- Boicie si  duchów?
- Nie bez powodu. W dzie  nikomu nie dzieje si  tam krzywda. Ten las to nasz

najbogatszy teren  owiecki. Jest kilka mil st d. Duchy atakuj  tych, którzy wchodz  tam w
nocy. Najpierw u ywa y ostrych broni, potem równie  t pych. Wygnajcie te demony.
Sp

cie w ród nich noc i wró cie  ywi. Je li z amiecie czar, wynagrodzimy was hojnie.

Jedzenie, kobiety...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Zostawcie sobie te b ahostki! Nakarmcie nas dzisiaj, a noc  rzucimy wyzwanie

waszym duchom. Nie dlatego,  e tego chcecie, lecz dlatego,  e tamt dy biegnie nasza
droga.

- Czy nie odkryjesz miecza podczas pobytu w obozie?
- Nie odkryj  prawej r ki, je li nikt mnie nie zaczepi.
- A ty? - herszt zwróci  si  do Ty a.
- Ja te .
Vara równie  skin a g ow .
Otaczaj cy ich m

czy ni powoli opu cili bro .

Gdy s

ce sk ania o si  ku zachodowi, zaprowadzono ich na skraj nawiedzonego

lasu. Wygl da  zwyczajnie; brzozy, buki, jesiony, troch  sosen, a gdzieniegdzie polany

sto poro ni te traw . Króliki ucieka y im spod nóg. Rzeczywi cie by  to dobry teren

owiecki!

- Czy s  w pobli u znaki ostrzegaj ce przed promieniowaniem? - zapyta  Tyl.
- Troch . Ale niebezpiecze stwo min o. Mamy tykaj

 skrzynk . Rentgeny ju  st d

odesz y.

- A mimo to ludzie gin  - rzek  Tyl.
- Tylko noc .
Zatem nie wchodzi o w gr  promieniowanie.
- Gdyby Var by  z nami... - zacz a Vara, lecz urwa a w pó  zdania.
- Dziesi

 mil st d - powiedzia  wódz plemienia - mamy drugi, mniejszy obóz w dole

rzeki. Czasami musimy przej

 z jednego obozu do drugiego po zmierzchu i jeste my

zmuszeni i

 wokó  góry, a to jest dwa razy d

sza droga. Noc  nikt nie mo e przej

przez t  dolin .

- Rzeka wygl da na czyst  - zauwa

 Tyl. - Czy  cie ka jest bezpieczna?

- Ca kowicie. Nie ma tu  adnych naturalnych pu apek ani niebezpiecznych zwierz t.

Kiedy  by y ryjówki, ale je wyt pili my. Teraz mo na tu spotka  jelenie, króliki, ptaki
wodne, ale  adnych drapie ników.

- Czy znajdowali cie zw oki?
- Zawsze. Niektóre bez  ladów, inne okaleczone. Cz

 ludzi zgin a w walce. Nigdy

nie wys ali my nikogo samotnie, ani bez broni, a mimo to wszyscy gin .

A wi c polowali na spokojnych w drowców, by ich tu wys

 - pomy la  Neq. Bardzo

sprytne, ale niezbyt m dre. Najwyra niej nie przysz o im do g owy,  e temu, kto upora si
z niebezpiecze stwem czyhaj cym w nawiedzanym lesie, mo e si  nie spodoba  sposób,
w jaki tam trafi ! Gdyby kto  taki postanowi  si  zem ci , rozwi zanie zagadki mog oby
okaza  si  dla tubylców katastrof .

Tyl wszed  w las. Neq i Vara pod

yli za nim. Nie by o jeszcze ciemno, lecz noc

mia a zapa

 niebawem. Dziesi ciomilowa nocna przechadzka po posi ku i odpoczynku,

to by by drobiazg, gdyby nie duchy...

Gdy tylko oddalili si  od skraju lasu, natychmiast rozdzielili si  i zeszli ze  cie ki, by

znikn

 z oczu tubylcom. Nie odezwali si  ani s owem. Ca a trójka dobrze zna a ten

sposób. Najwi ksze niebezpiecze stwo mog o grozi  im nie ze strony duchów, lecz ludzi z
ty u. By  mo e rozmy lnie zabijali oni obcych w tym lesie, by podtrzyma  z  s aw
okolicy.

Ty a, Neqa i Vary nikt jednak nie  ledzi . Ca a trójka ostro nie posuwa a si  naprzód.

Tyl szed  od strony lasu, Vara od strony rzeki, za  Neq, który nie móg  walczy , pod

rodkiem. Trzyma  w szczypcach  erd , któr  szuka  wilczych do ów. Szed  przygarbiony,

by unikn

 przeci gni tego przez  cie

 drutu, czy zwisaj cej p tli. Spodziewa  si

natkn

 na co

miertelnie gro nego, co jednak nie b dzie duchem!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

W ci gu godziny pokonali mniej ni  dwie mile. Jak dot d nie pojawi o si

adne

niebezpiecze stwo. Pozosta o jednak jeszcze osiem mil i osiem godzin ciemno ci.

Droga by a pi kna, nawet w nocy.  wiat o ksi

yca w pe ni pada o z góry na skryte w

mroku drzewa. Cicho szemra a rzeka. Na ziemi le

y wielkie pn cza o kwiatach

otwieraj cych si  w nocy. Ich pi mowa wo  otacza a w drowców coraz g

ciej. Wia  lekki,

od wie aj cy wietrzyk.

Neq zacz  wspomina  dzieci stwo. By o mu wtedy dobrze. Mia  rodzin  i siostr .

Ca a pó niejsza chwa a i zag ada Imperium nie mog y si  równa  z tym, co by o wtedy.
Dlaczego opu ci  rodzinne strony?

Hig Pa ki! M

czyzna, który zwróci  swój lubie ny wzrok na Nemi, bli niacz  siostr

Neqa! Chcia  zacisn

 d

, w której trzyma  miecz, wspominaj c sw  w ciek

... lecz

przypomnia  sobie,  e nie ma d oni. Zabra  mu j  Yod Bandyta...

Czas przesta  p yn

. Przesz

 pomiesza a si  z tera niejszo ci . By o ciemno,

lecz Neq widzia  wystarczaj co wyra nie w rozproszonym  wietle ksi

yca. Zbli

 si  do

niego jaki  cz owiek. By  to Yod, którego plugawe l

wie...

Neq b yskawicznie wyci gn  swój l ni cy miecz i rzuci  si  na bandyt . Dzi  w nocy

jego g owa zostanie zatkni ta na tyczce!

Trafi ! Co  jednak by o nie w porz dku. Jego miecz wyda  z siebie nieharmonijmy

brz k.

Przypomnia  sobie, wstrz

ni ty,  e nie ma miecza. To by y cymba ki.

Przyjrza  si  uwa niej swemu przeciwnikowi.
- Ty ! Czemu podnosisz na mnie swój miecz? Zaskoczony Tyl cofn  si  o krok.
- Neq! Wzi em ci  za kogo  innego. Ale on nie  yje... Na pewno jestem zm czony.

Nie podniós bym miecza przeciwko tobie.

Odst pili od siebie. Obaj byli wstrz

ni ci. Jak mog o doj

 do takiej pomy ki? Gdyby

cymba ki nie zad wi cza y, mogliby zacz

 walk  i Tyl zabi by go, zanim napotkaliby

czaj ce si  w tym lesie niebezpiecze stwo!

Nast pna posta  podesz a do niego znienacka. Neq tym razem nie da  si

zaskoczy . To nie by  Tyl. To nawet nie by  m

czyzna!

Neqa! Jasnow osa panna Smith! Podbieg  do mej, by j  przytuli .
- Minosie! - krzykn a. By a naga. Jej piersi pow drowa y w gór , gdy unios a pa ki.
Pa ki? To nie mog a by  Neqa! To musia a by ... Vara. Przysz a, by go zabi .

Szuka a zemsty. Opu ci a jednak bro .

- Nie zdo am ci si  oprze , Minosie. Chod , nadziej mnie na swój potworny cz onek.

Pozwól tylko odej

 Varowi.

Rozpostar a ramiona, jak gdyby chcia a wzi

 go w obj cia.

Co si  sta o z ni , z nim i z Ty em? Neq my la ,  e widzi przed sob  Neq , a teraz

ona wzi a go za Vara. Czy Minosa, kimkolwiek on by . Ty  zaatakowa ...

Neq wycofa  si , by zastanowi  si  nad tym, lecz w jego mózgu wci

 wirowa y

pomieszane ze sob  obrazy. Drzewa wydawa y si  gro ne, rzeka wygl da a jak wielki

, nawet sama ciemno

 dusi a go. Czu  potrzeb  walki, zabijania, niszczenia.

Tyl wróci . Trzyma  w r kach pa ki. Vara równie . Neq po piesznie zszed  im z drogi.

Ta sytuacja nie podoba a mu si . Tyl móg

ywi  do niego jak

 uraz , a Vara mia a

powód, aby go zabi .

Tymczasem Tyl natkn  si  na Var .
- Wyno  si  z mojego obozu, ty dziwko! - krzykn , podnosz c pa ki.
-  Nie,  Bob,  nie!  -  zawo

a.  Cofa a  si ,  lecz  patrzy a  mu  prosto  w  oczy.  -  Je li  mnie

dotkniesz, zabij  ci !

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Mieli zamiar walczy  ze sob  i to nie z powodu Neqa. Byli jak demony, kr

ce

wokó  siebie w mroku nocy, zbyt ostro ni, by zada  cios, zanim nie zdob

 pewno ci,  e

dzie on  miertelny. Ca kiem jak bandyci, zabójcy Neqi...

Neq rzuci  si  do ataku unosz c miecz.  mier  im obojgu! Zdarzy o si  jednak co ,

co nigdy dot d mu si  nie przytrafi o. Potkn  si  o le

ce na ziemi pn cze i upad  jak

ugi. Zbutwia e igliwie i li cie oblepi y mu twarz. Cymba ki ponownie wyda y z siebie

zupe nie niedorzeczny brz k.

Neq podniós  si  na czworaki, wypluwaj c  ció

. Jego cia o zosta o sponiewierane,

lecz umys  na chwil  sta  si  jasny. To w

nie by y duchy! Ogarni ci sza em ludzie, którzy

atakowali siebie nawzajem! To by a  mier  czaj ca si  w tym lesie!

Ponownie pojawi  si  zapach nocnych kwiatów, który wype ni  mu nozdrza. Las

zawirowa . Co  jak alkohol oszo omi o jego umys .

Nadesz a pora, by si  wzi

 do zabijania! Duchy by y tu  tu . Neq zerwa  si  na

równe nogi i zbieg  po stromym brzegu prosto do rzeki. Lodowata woda przywróci a mu
pe

 jasno

 umys u.

Tutaj rzeczywi cie czyha a  mier . Kwiaty wydziela y co , co rozbudza o mordercze

nami tno ci. Ten eteryczny zabójca nie pozostawia

ladów stóp. Duch lasu. Neq wiedzia

ju , czym on jest, nie by o jednak sposobu, by go unikn

. Cz owiek musia  oddycha !

Wstrz sy i zimno mog y zmniejszy  dzia anie kwiatów jedynie na chwil . Zdradziecka wo
znów przenikn a przez nozdrza i p uca do jego mózgu, zmieniaj c widziany przez niego

wiat. Znowu nadesz y zwidy...

Miecz nie by  tu w

ciw  broni ! Tylko samotny, nie uzbrojony cz owiek mia  szans

prze ycia, lecz któ  poszed by do tego lasu bez broni!

Neq spojrza  na b yszcz ce cymba ki. Metal l ni

agodnie w  wietle ksi

yca.

Instrument na jego oczach znowu zacz  przybiera  kszta t miecza. By  to jednak
widmowy miecz. Jego prawdziwa bro  by a martwa. Taki miecz móg  mu przynie
jedynie  mier , gdy  staj c do walki, by by bezbronny, nie wiedz c o tym.

Nagle Neq poczu  si  bardzo samotny. Nigdy dot d jego  ycie nie wydawa o mu si

równie bezcelowe.

Stukn  w miecz, odnajduj c cymba ki za pomoc  dotyku. Ich d wi k! On

przypomina  mu,  e to co widzi, nie jest prawd . Neq zacz  wygrywa  pojedyncze tony
stoj c po pas w wodzie, która wydawa a mu si  g st , ciep  krwi . D wi ki by y pi kne i
czyste. Melodia zacz a nabiera  kszta tu. Ka dy ton zachowywa  w asne  ycie. Muzyka
rozszerza a si , by ogarn

 ca y  wiat. By  to marsz. Ka de uderzenie wydawa o si

krokiem ku jasno ci. D wi ki wznosi y si  ku niebu.

Neq za piewa :
Musisz przej

 t  odludn  dolin  Musisz przej

 j  zupe nie sam! Nikt nie zrobi tego

za ciebie...

Melodia da a mu wspania , cho  smutn  moc i wyprowadzi a go z rzeki na brzeg.
Musimy przej

 t  odludn  dolin ...

Dwie postacie - kobieta i m

czyzna - rzuci y si  w jego stron , lecz muzyka

powstrzyma a je. Oddzia  nut otoczy  napastników i pozbawi  ich woli walki. Neq  piewa ,
pi kniej ni  kiedykolwiek w  yciu.

Musimy przej

 j  zupe nie sami Nikt nie zrobi tego za nas...

Nagle tamte postacie przy czy y si  do niego: Musimy przej

 j  zupe nie sami...

Z narastaj

 pewno ci  siebie Neq rozpocz  now  zwrotk . Ociekaj c wod  ruszy

wzd

cie ki. Pozosta a dwójka pod

a za nim.

Tylko strapiony cz owiek  piewa strapion  pie

!

Echo przy czy o si  do niego i za piewali razem:
Tylko strapiony cz owiek  piewa strapion  pie

!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Dzi  jestem strapiony, Lecz jutro b dzie nowy dzie !
Zwyci ski Neq nie milkn . Rzuca  do boju wci

 nowe piosenki i zwrotki, gdy

poprzednie traci y sw  moc obezw adnione upiorn  woni . Szed  pewnie przez ciemny
las. Skupiony na s owach i melodii wyprowadza  swych towarzyszy z wrogiej okolicy.

Nagle by o po wszystkim. Neq przesta

piewa , stwierdziwszy,  e ochryp .

Maszerowa

piewaj c przez sze

 godzin. Tyl i Vara byli przy nim. Potrz sali g owami,

jakby budzili si  z koszmarnego snu.

Wstawa

wit.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  pi tnasty

- Trzymajcie si  z dala od tubylców - ostrzeg  ich Tyl. - Niech my

,  e zgin li my. W

przeciwnym razie mog  nas zabi , aby chroni  sw  tajemnic . B dziemy dzisiaj spa  w
lesie.

- W lesie, w którym straszy? - zapyta a nerwowo Vara.
- W dzie  jest tam bezpiecznie. W nocy odwiedzimy go ponownie.
- Ponownie! - Neq nie móg  w to uwierzy . - O ma o si  nawzajem nie pozabijali my!

Duchy...

- Ocali

 nas przed nimi - odpar  Tyl. - Twoja bro  pokona a je i wyprowadzi a nas

stamt d. Nasze zwyci stwo nie b dzie jednak pe ne, dopóki si  nie dowiemy, co jest tego
przyczyn  i dlaczego to plemi  bandytów wysy a tu niczego nie wiadomych w drowców.
Z pewno ci  znaj  odpowied . Nie mog  by  tak g upi, by 

 w pobli u tajemnicy i nie

zg bi  jej. Nigdy dot d nie ucieka em, ani nie zostawi em  adnego wroga za swoimi
plecami.

Tyl mia  racj . Zlekcewa ony nieprzyjaciel by  podwójnie niebezpieczny.
- To s  kwiaty - powiedzia  Neq. - Kwitn  w nocy.
Tyl pozby  si  swej broni.
- Ty we  pa ki - powiedzia  do Vary. - A ty miecz, Neq.
Neq nie móg  dobrze z apa  miecza w szczypce, zrozumia  jednak, co chce zrobi

Tyl.

Mistrz Dwóch Broni podszed  do kwitn cego pn cza i zerwa  zamkni ty p czek.

Otworzy  go, zbli

 sobie do nosa i pow cha .

- S aby zapach. Nie ten sam.
Poci gn  nosem drugi raz, g boko, a potem trzeci. Wtedy zasz a w nim zmiana.

renice nagle rozszerzy y mu si , a potem skurczy y. Szybko si gn  po miecz. Po chwili

miechn  si  i upu ci  kwiat na ziemi .

- To jest to! - krzykn . - Podzia

o na mnie, ale wiem, co si  dzieje. Nie! Nie

zbli ajcie si  jeszcze!

- Nie powinni my zostawa  tu na noc - stwierdzi a Vara. - To rozpala nasze

nami tno ci.

Tak by o. Zemsta Vary jeszcze si  nie dope ni a... Tyl podszed  do rzeki i zanurzy  w

niej g ow . Wróci  ociekaj cy wod , ale triumfuj cy.

- Znamy ju  tego ducha!
- Ale Vara ma racj  - stwierdzi  Neq, zwracaj c mu miecz. - Raz nam si  uda o, ale

by oby lekkomy lno ci  nara

 si  na to ponownie.

Tyl zastanowi  si .
- Masz racj . Wiedzia em,  e jestem pod jego wp ywem, ale by o mi to oboj tne.

Gdybym mia  bro ...

- Ze mn  w nocy by o tak samo - przyzna  Neq. - Mia em jednak tylko piosenki.
- Te kwiaty s  broni  - mrukn  Tyl. - Z ich pomoc  mo na by zniszczy  ca e plemi .

Gdyby inni o nich wiedzieli, sadzono by je wsz dzie. Musimy je zdoby  dla siebie.

Vara potar a oczy. Nikt z nich jeszcze nie spa , a wkrótce mogli si  pojawi  tubylcy.

Tyl mia  racj : bandytom zale

o na zachowaniu tajemnicy, a nie na jej rozg oszeniu.

Zabici podtrzymywali z  s aw  lasu. Dzi ki nim inne plemiona nie przychodzi y tutaj

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

polowa . Rzecz jasna, ofiarami mogli by  tylko obcy. Nadszed  czas, by ukry  si  gdzie  i
przespa . Tyl skin  g ow .

- Zbudujemy sza as nad wod , tu  pod skarp . B dziemy spa  razem, nie

wystawiaj c stra y. Je li nas znajd , mo emy si  broni  a  do zmierzchu albo wskoczy
do rzeki.

Tubylcy byli zbyt pewni siebie, lub zbyt g upi, by szuka  dok adnie. W drowców nikt

nie znalaz . Wypocz ci ruszyli w drog  gdy kwiaty zacz y si  otwiera . Oczywi cie, nikt z
bandytów nie pilnowa  skraju lasu. Przy okazji sta o si  jasne, dlaczego tubylcy unikali
ostrej broni. Miecze i sztylety powodowa y znacznie gro niejsze rany ni  pa ki i dr gi, a
zapewne miejscowym nie raz zdarza o si  poczu  zapach kwiatów.

- A mo e kielichy zamykaj  si  pod wp ywem  wiat a... - pomy la  g

no Tyl i

skierowa  si  prosto ku wielkiej grupie otwieraj cych si  w

nie kwiatów.

- Uwa aj.  wiat o ksi

yca nie powstrzyma o ich wczoraj - ostrzeg  go Neq.

- Kto wie - odezwa a si  Vara. - Mo e w

nie dzi ki temu uda o nam si  przedosta .

Poczuli my tylko cz

 ich zapachu...

- Sta cie tam, sk d wieje wiatr - powiedzia  Tyl i wydoby  z plecaka ma  lamp

naftow . By a niepor czna i dotychczas Tyl rzadko z niej korzysta .

Zapali  lamp , nastawi  p omie  na najwi ksz  jasno

, poprawi  zwierciad o i

podszed  do pn cza. Kwiaty zamkn y si  powoli.

- A wi c rzeczywi cie otwieraj  si  tylko w ciemno ci - rzek  Tyl. - Gdyby my wzi li

pn cze ze sob ...

- Zgin oby - odpar  Neq, zaniepokojony tym pomys em.
-  ywe pn cze, razem z ziemi . Umie ciliby my je w skrzynce, razem z t  lamp .
- To bro ! - zawo

a Vara. Zrozumia a, co Tyl ma na my li. - Mo na je zostawi

ród nieprzyjació ...

Tyl skin  g ow .
- A gdy b

 martwi zabra  je, w czy

wiat o i ruszy  w dalsz  drog  - doko czy .

- Przeno na zasadzka - stwierdzi a Vara. Wydawa o si ,  e jej oczy zal ni y w

ciemno ciach.

Jeszcze wi cej zabijania - pomy la  z niech ci  Neq. Nie by o temu ko ca. Je li nie

miecz, to kwiaty... Ten plan mia  jednak pewne zalety.

- Ale czy to pn cze b dzie ros o poza tym lasem? - odezwa a si  Vara. - To jest jaki

ro linny mutant, jedyny w swoim rodzaju.

- Przekonamy si  - stwierdzi  Tyl.
Oboje wykopali po piesznie jedno pn cze i przygotowali dla niego skrzynk . Neq by

jednak niespokojny. Jedno przeoczenie i kwiaty mog  ich zabi . To by  niepewny
sprzymierzeniec.

- Var umia  si  po wi ca  - zacz a niespodziewanie Vara. - Zawsze mi pomaga ,

nawet gdy udawa am,  e jestem ch opcem. Kiedy spali my w  niegu i u

dli a mnie  ma

ze Z ego Kraju, zaniós  mnie do jedynej gospody w okolicy, mimo  e sam skr ci  kostk .
Potem walczy  broni c mojego spokoju, cho  ledwie móg  usta . By  wyczerpany i stopa
mu spuch a...

Neq musia  tego s ucha . Taki by  cz owiek, którego zabi . Nie zdo a wynagrodzi

Varze tej straty, zanim nie pojmie, co jej odebra . Rozumia  j . Vara, nie mog c u
przeciw niemu broni, uciek a si  do s ów. Jej wspomnienia o Varze by y dla Neqa tortur .
Przypominaj c szlachetno

 zmar ego zwielokrotnia a ból wywo any jego  mierci .

Jej post powanie by o zimne i przemy lane. Neq wiedzia  o tym, lecz nie mia  nic na

swoj  obron . Zabi  jej m

a, cz owieka, który powinien by  jego przyjacielem. Czasami,

gdy ona mówi a,.Var”, s ysza  „Neqa”. Sam by  teraz Yodem - zabójc  niewinnych.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Pn cze przyj o si  dzi ki opiece Ty a. Ma y p omie  lampy naftowej wystarcza  do

zamkni cia niebezpiecznych kwiatów. Zwykle jednak zostawiali ro lin  w pewnej
odleg

ci od miejsca, w którym rozbijali na noc obóz, i pozwalali kwiatom si  otwiera , by

nie zak óca  zbytnio ich naturalnego rytmu  ycia. Nie obawiali si ,  e zjedz  je jakie
zwierz ta. Wo  pn czy p oszy a je bardzo skutecznie. Czasami jednak, gdy wiatr zmienia
kierunek i zaczyna  wia  z stron  obozowiska, trójka w drowców musia a wyt

 wol ,

by powstrzyma  budz ce si  w nich mordercze instynkty.

Pewnego dnia natkn li si  na kolejn  zasadzk . Zabarykadowali si  wtedy w

zrujnowanej gospodzie i bronili przez godzin , trzymaj c bandytów w szachu dzi ki
pistoletowi Ty a. W tym czasie ukryte w ciemno ci pn cze otworzy o swe kwiaty. Neq
zacz

piewa  i gra  na cymba kach, gdy tylko poczu  ich zapach. Tyl i Vara przy czyli

si  do niego. Bandyci najpierw wybuchn li  miechem, a zaraz potem zacz li k óci  si
mi dzy sob . Wo  kwiatów nie by a zbyt silna, lecz bandyci byli agresywni i nie
podejrzewali niczego.

Wkrótce zapanowa  w ród nich zam t. Nie rozumieli, co si  dzieje. Silne nami tno ci

- zwyk a rzecz u bandytów i innych wyrzutków, wystarczy y, by raz rozpocz ta awantura
podtrzymywa a si  dalej sama.

Neq pope ni  b d i za piewa  piosenk  mi osn . Nagle z ca  ostro ci  odczu

obecno

 Vary, która mia a prawie szesna cie lat i by a u szczytu kobieco ci. Ogarn o go

podniecenie. Przesta  zwa

 na wszystko, co zasz o mi dzy nimi. Ty  jednak by  tu  obok

i jego obecno

 sprawi a,  e Neq zda  sobie spraw  z niebezpiecze stwa. Zmusi  si  do

zmiany piosenki. Kocha  Var ? Bezpieczniej by oby poca owa

 ze Z ego Kraju!

By  ju  czas rusza  w drog .
- Naprzód, chrze cija scy 

nierze! - za piewa  Neq. S owa by y niezrozumia e, lecz

duch melodii odpowiedni.

Przemaszerowali ze  piewem przez dokonuj ce si  wokó  spustoszenie i jatk . Tylko

od czasu do czasu musieli si  broni  przed atakiem. Niektóre pary po czy a ze sob
walka, inne mi

, gdy  kobiety równie  znalaz y si  tutaj. Jaka  kobieta i m

czyzna

gry li si  nawzajem i dusili w samym  rodku mi osnego u cisku. Dzieci walczy y ze sob
równie zawzi cie, jak doro li. Niektóre by y ju  martwe.

Nami tno ci mia y niebawem przemin

, lecz to plemi  ju  nigdy nie odzyska

spokoju.

owne ataki Vary nie ustawa y. Neq dowiedzia  si , jak Var uratowa  j  przed

potworn  maszyn  w tunelu, tym samym, do którego on nie odwa

 si  wej

, oraz w

gnie dzie kobiet-os, a potem jak zas oni  j  w asnym cia em przed strza ami
przeznaczonymi dla niej. Walczy  te  z bogiem-zwierz ciem Minosem, by uratowa  j  od
gwa tu i  mierci.

Var mia

ycie krótkie, lecz pe ne przygód. Opowie

 o nim zaj a Varze ponad

miesi c. W miar  jak posuwali si  na po udniowy wschód klimat stawa  si  coraz
cieplejszy, lecz j zyk dziewczyny nie traci  na ostro ci, a jej s owa wci

 by y lodowate.

Omówiwszy wszystkie cnoty swego zmar ego m

a, Vara zacz a wylicza  jego

wady.

- Var nie by adny - przyzna a. - By  kud aty i mia  przygarbione plecy. Jego d onie i

stopy by y zniekszta cone, a skóra c tkowana.

Neq widzia  to wszystko, wi c nie móg  poj

, po co Vara to mówi.

- Jego g os by  tak niewyra ny,  e trudno go by o zrozumie .
Tak. Gdyby Var mia  wyra niejsz  wymow , Neq móg by zrozumie  wi cej i

powstrzyma  ostatni cios.

- W ogóle nie umia

piewa . I tak go kocham.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq zrozumia  sens tej nowej taktyki. On sam by  przystojny, pomijaj c okaleczone

ce oraz siatk  blizn, które zdoby  w ci gu minionych lat. Mia  g adki g os, nad którym

dobrze panowa . Umia  pi knie  piewa . Vara wykorzysta a jego zalety przeciwko niemu,
sprawiaj c,  e zacz  si  ich wstydzi .

To przypomina o dzia anie narkotyku zawartego w pn czu. Neq wiedzia , do czego

zmierza Vara, nie potrafi  si  jednak oprze . Musia  jej s ucha . Musia  nienawidzi
samego siebie tak samo, jak ona nienawidzi a jego. By  tylko n dznym zabójc .

Tyl si  nie wtr ca .
W nast pnym miesi cu podró y nastrój Vary sta  si  szczególnie pos pny. Jej s owa

chybia y, gdy  Neq przyjmowa  z pokor  stawiane mu zarzuty.

- Mia am wszystko! - zawo

a nagle zrozpaczona. - Teraz nie zosta o mi nic. Nawet

zemsta.

Zaczyna a rozumie .
Przez ca y tydzie  milcza a. Potem oznajmi a:
- Nie mam nawet jego dziecka.
Var by  bezp odny. Jej ojciec, Soi, by  kastratem. Zosta a pocz ta z jego bransolet ,

lecz sp odzi  j  Sos Sznur, który potem, w Helikonie, da  sw  bransolet  Sosie.

Neq znal ju  t  skomplikowan  histori . Rozumia  dlaczego Nieuzbrojony, który ongi

by  Sosem,  ciga  Vara. Znowu zemsta! Vara jednak trudno by o z apa , zw aszcza w

ym Kraju, gdy  jego c tkowana skóra by a wra liwa na promieniowanie. Ta zdolno

kosztowa a go jednak utrat  p odno ci.

- Moja matka, Sosa, by a bezp odna - p aka a Vara. - Czy mnie równie  to czeka?
Tyl spojrza  znacz co na Neqa.
Var by  dobry. Neq nie. Udowodniono mu to setki razy w ci gu ostatnich dwóch

miesi cy, ku jego nies awie. To go jednak oszo omi o. Zrozumia  nagle, czego 

da  Tyl.

Vara chcia a mie  dziecko...
Wydawa o si  jednak,  e nie wie, co powiedzia a, ani nie rozumie, dlaczego Tyl

powstrzyma  j  przed natychmiastowym zabiciem Neqa.

Co jednak dzia o si  w umy le Ty a? Je li uwa

,  e jest wa ne, by Vara mia a

dziecko, by y na to inne sposoby. Tyle sposobów, ilu by o m

czyzn na  wiecie. Dlaczego

Neq? Jej nieprzyjaciel? Dlaczego ha ba?

Istnia a na to odpowied . Vara nie pragn a jakiegokolwiek dziecka, lecz dziecka

Vara. Niemowl , które urodzi, b dzie Van - dziedzicem Vara, podobnie jak ona sama
urodzi a si  jako Soli - dziecko kastrata Sola. Bransoleta, a nie m

czyzna, okre la a

ojcostwo w oczach koczowników. Lecz który m

czyzna nadu

by bransolety Vara i

splami  w asny honor, godz c si  na podobne cudzo óstwo, bez wzgl du na to jak pi kna
by a Vara?

Oczywi cie tylko m

czyzna pozbawiony w asnej bransolety i o honorze tak

splamionym zbrodniami,  e jedna nieprawo

 wi cej nie zrobi ju  wi kszej ró nicy.

czyzna zobowi zany przysi

 do zwrócenia odebranego  ycia.

Tym m

czyzn  by  Neq!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  szesnasty

Teraz przysz a kolej na Ty a. By  to ju  trzeci miesi c podró y. Pocz tkowy gniew

Vary przygas  i dziewczyna by a teraz gotowa s ucha .

Ty  zacz  ostro nie. Jednego dnia zada  jej pozornie niewinne pytanie, na które

odpowied  zmusi a Var  do zastanowienia si  nad w asnym post powaniem. Drugiego
dnia zapyta  o co  Neqa, przywo uj c jaki  drobny szczegó  z jego przesz

ci. W ten

sposób pokaza ,  e Vara by a najbli ej zwi zana z Solem, a nie ze swym naturalnym
ojcem, i z Sos , a nie z Sol  - prawdziw  matk . Ponadto,  e Soi i Sosa  yli razem,

wiadomie nadu ywaj c swych bransolet, by stworzy  rodzin  dla Soli.

- W Helikonie jest inaczej - zaprzeczy a Vara, broni c ich. - Nie ma tam prawdziwych

ma

stw. Za ma o jest kobiet. Wszyscy m

czy ni dziel  si  wszystkimi kobietami, bez

wzgl du na to, kto nosi bransolety. Inaczej by oby niesprawiedliwie.

Cho  zna a prawd , mówi a tak, jakby Helikon nadal istnia .
- Czy Sosa równie  odwiedza a wszystkich m

czyzn? - spyta  Tyl mimochodem,

jakby - chodzi o o jaki  drobiazg. - Nawet tych, których nie lubi a?

- Nie. Nie by o sensu,  eby to robi a. Nie mog a pocz

 dziecka. Och, my

,  e jak

kto  nalega , to od czasu do czasu... rozumiesz, by a ca kiem  adna. Ale to nie mia o
znaczenia. Naprawd  wa ne w Helikonie by o to,  eby kobiety mia y dzieci.

Podobnie jest w ród koczowników - pomy la  Neq.
- A co by by o, gdyby  tam zosta a? - ci gn  Tyl.
- Dlaczego mia abym by  inna? Mia am tylko osiem lat, gdy opu ci am Helikon, ale

ju ... - urwa a.

Tyl nie odezwa  si , wi c po chwili Vara poczu a si  zmuszona, by wyja ni :
- Jeden z m

czyzn... Chyba lubi  m ode dziewczynki... Nie czu am si  jeszcze

gotowa, wi c zdzieli am go pa kami i to wszystko. Nigdy nie powiedzia am Solowi, bo
mog yby by  k opoty.

Z pewno ci  by by y! Neq przypomnia  sobie co , co krzycza a w lesie kwiatów.

Grozi a wtedy jakiemu  napastuj cemu j  m

czy nie.

- Ale gdyby  by a starsza... - nie ust powa  Tyl.
- My

,  e bym z nim posz a. Tak to ju  jest w Helikonie. Uczucie nie ma tu nic do

rzeczy.

- Ale potem wysz

 za Vara. Czy wróci aby  z nim do Góry?

- Tam w

nie si  udawali my! Musia a wyt umaczy  to dok adniej.

- Var by to zrozumia . Zatrzyma abym jego bransolet . Vara by a jednak naiwna.

Wci

 nie rozumia a, do czego Tyl zmierza.

Potem przysz a kolej na Neqa. Tyl prowadzi  te rozmowy w podobny sposób, dzie

za dniem, w czasie gdy maszerowali, walczyli i odpoczywali. Neq odpowiada  niech tnie,
lecz Tyl by  sprytniejszy od niego. Zadawa  takie pytania,  e milczenie równie  by o
odpowiedzi . Stopniowo zmusi  Neqa do opowiedzenia o tym co robi  w Imperium, o jego
mistrzowskim opanowaniu miecza oraz o zasadach, wed ug których 

. O tym,  e zabija

wiele razy jako wódz jednego z plemion Imperium, lecz nigdy poza Kr giem, lub bez
powodu.  e nie raz czyni  to na rozkaz Sola, lecz nigdy na rozkaz Nieuzbrojonego, który
nie stara  si  powi ksza  Imperium.

Vara wci

 by a ponura. Nie podoba o jej si  to, co s ysza a.

Potem Tyl przeszed  do historii  ycia Neqa po upadku Imperium.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Dlaczego poszed

 do Odmie ców?

- Imperium si  rozpada o, a wraz z nim spo ecze stwo koczowników. Bandyci

pl drowali gospody. Nie by o  ywno ci, dobrej broni ani innych towarów. Chcia em si
dowiedzie , dlaczego Odmie cy zaprzestali dostaw.

- Dlaczego?
- Byli zale ni od Helikonu, a ich ci

arówki nie mog y si  przedosta . Powiedzia em

wi c,  e pójd  si  rozejrze .

Potem nast pi  opis tego, co Neq znalaz  wewn trz Góry. Oboj tno

 Vary za ama a

si . Po jej policzkach pop yn y  zy.

- Wiedzia em,  e Helikonu ju  nie ma - p aka a. - Zrobili to moi dwaj ojcowie, a my z

Varem im pomogli my. Nie wiedzieli my jednak,  e to by o takie okropne...

W ten sposób Tyl zdo

 udowodni ,  e Neq by  w istocie obro

 cywilizacji,

podczas gdy So  i Nieuzbrojony, a nawet Var, okazali si  jej niszczycielami. Wyobra enia
Vary leg y w gruzach!

Maszerowali w milczeniu przez kilka dni, po czym Tyl znowu zapyta :
- Czy uda

 si  do Helikonu sam?

Neq nie odpowiedzia . Mimo up ywu lat te wspomnienia wci

 by y otwart  ran . Nie

chcia  o tym mówi .

Nieoczekiwanie to Vara zacz a pyta :
- O eni

 si  z dziewczyn -Odmie cem! Pami tam,  e sam to przyzna

. Czy ona

by a tam z tob ?

Neq wci

 milcza , lecz Tyl odpowiedzia  za niego:

- Tak.
- Kim ona by a? Dlaczego tam si  uda a? - dopytywa a si  Vara.
- Nazywa a si  panna Smith. By a sekretark  doktora Jonesa, wodza Odmie ców -

odpowiedzia  Tyl. - Pojecha a z Neqiem, aby wskaza  mu drog  i napisa  raport. Jechali
ci

arówk  przez ca  Ameryk . Ameryka to staro ytna nazwa terytorium Odmie ców.

- Wiem - odpar a krótko Vara.
- Czy ona by a  adna? - zapyta a nast pnego dnia.
- Tak - odrzek  Tyl. - Tak jak tylko cywilizowane kobiety potrafi  by

adne.

- Ja jestem  adna!
- By  mo e ty równie  jeste  cywilizowana. Vara skrzywi a si  na my l o tym.
- Umia a czyta ?
- Oczywi cie.
Niewielu koczowników umia o czyta , lecz wszyscy Odmie cy opanowali t

umiej tno

. Vara to potrafi a, ale Tyl i Neq nie.

Min  jeszcze jeden dzie .
- Czy by a... prawdziw  kobiet ?
- Odrzuci a Nieuzbrojonego, poniewa  nie chcia  pozosta  w ród Odmie ców.
Tym razem to Neq si  skrzywi . W opowie ci Neqi wygl da o to nieco inaczej.
- I kocha a Neqa? - zapyta a Vara z niesmakiem.
- A jak my lisz? - odrzek  Tyl z nut  zniecierpliwienia w g osie.
Up yn  kolejny dzie .
- Jak wykszta cona, cywilizowana kobieta mog a go kocha ?
- Musia a wiedzie  co , czego my nie wiemy - odpowiedzia  Tyl z ironi .
- W jaki sposób zgin a? - nie wytrzyma a w ko cu Vara.
W tym momencie Neq zerwa  si  na równe nogi. Ba  si  dowiedzie , jak du o Tyl o

nim wie. Mistrz Dwóch Broni zna  zawstydzaj co wiele szczegó ów z  ycia Neqa, cho
przedtem nie da  tego po sobie pozna .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Neq bieg  przez las, a  zabrak o mu tchu, po czym rzuci  si  na suche li cie i zacz

ka . To by o jak bezlitosne rozdarcie starej, g bokiej rany. Ból by  nie do zniesienia.

Le

 tak przez pewien czas. By  mo e zasn . Gdy zapad a ciemno

, ujrza

ponownie krew na le nej  ció ce i poczu  ogie  w odr banych r kach. Pod wp ywem
rozpaczy wywo anej utrat  Neqi sze

 lat sta o si  zaledwie sze cioma godzinami.

Jaki jednak by  sens zemsty, skoro ka de plemi  by o równie krwio ercze jak to,

które zniszczy ? Ka de z tych bandyckich plemion mog o zrobi  to samo. Jedynym
wyj ciem by o zamkn

 na to oczy lub zniszczy  je wszystkie. Lub przynajmniej zniszczy

ich barbarzy stwo. Uderzy  w korzenie z a. Odbudowa  Helikon.

Zamiast dokona  tego, sta  si  ofiar  rozgoryczonej dziewczyny, która uwa

a go za

bezmy lnego barbarzy

. Nie bez powodu. Jak barbarzy ca móg  zniszczy

barbarzy stwo?

To wszystko by o bez sensu. Nic nie przywróci do  ycia kobiety, któr  kocha . Neqa

le

a przy nim martwa i oboj tna na wszystkie jego wysi ki.

Po chwili wsta , by pochowa  zw oki. By  barbarzy

, nie potrafi  pomóc sam sobie,

lecz móg  pomóc Odmie com. Kocha  jedn  z ich kobiet - w

nie t . W pewnym sensie

kocha  przez to wszystkich Odmie ców. Nachyli  si , aby dotkn

 cia a. Wiedzia ,  e jego

ka poczuje co  innego, to, co tu naprawd  le

o. By  mo e kamie . Dotkn  cia a i to

ciep ego. Cia a kobiety.

- Neqa! - zawo

 w przyp ywie szalonej nadziei. Po chwili j  pozna .

- Vara - mrukn , odwracaj c si  z niesmakiem. - Có  to za niedorzeczny podst p?
Ruszy a za nim i obj a go od ty u w pasie.
- Tyl opowiedzia  mi... opowiedzia , dlaczego zabija

. Ja zrobi abym to samo!

Nies usznie ci  oskar

am!

- Nie - odpar , bezskutecznie staraj c si  odepchn

 jej ramiona szczypcami. - To, co

zrobi em, nic nie da o. Przynios o tylko wi cej 

oby. Poza tym zabi em Vara.

Jego umys  znowu si  zm ci . Vara wygl da a jak Neqa.
- Tak! - krzykn a, wieszaj c si  na nim, gdy ruszy  naprzód. - Nienawidz  ci  za to!

Ale teraz rozumiem! Rozumiem, jak do tego dosz o.

- Zabij mnie.

agano go o to samo, gdy polowa  na cz onków plemienia Yoda.

- Wype ni

 ju  wol  Ty a. Mo esz to teraz zrobi .

- Ale ty jeszcze nie spe ni

 jego  yczenia! - Jej u cisk przybra  na sile.

- W pobli u jest pn cze - zorientowa  si  Neq. - Czuj  jego zapach. Pu

 mnie

zanim... zanim zapomn .

- Ja je przynios am! Po to, by mi dzy nami zapanowa a prawda!
Odpycha  jej r ce zamkni tymi szczypcami.
- Mi dzy nami nie mo e by  prawdy! Tyl chce,  eby my poha bili nasze bransolety...
- Wiem! Wiem! Wiem! - krzycza a. - Sko cz ju  z tym, Minosie! Uwolnij mnie!
Wdrapa a si  na niego, si gaj c ustami do jego twarzy. By a naga ju  od pierwszej

chwili, kiedy jej dotkn . W ten sposób udawa a trupa Neqi.

Narkotyk zawarty w kwiatach wzbudza  niesamowite odczucia. Pod jego wp ywem

Neq zareagowa  na t  kobiec  prowokacj  ze zwierz

 nami tno ci . Przycisn  Var  do

siebie  yw  cz

ci  ramion i dotkn  wargami jej ust.

Poca unek by  okrutnie s odki.
Rozlu ni a si  i przytuli a do niego mocniej. Szczypce uderzy y z brz kiem o

cymba ki. Ten d wi k otrze wi  go na chwil . W ci gu tego momentu oderwa  si  od niej.
Jego cia o p on o z po

dania, lecz umys  krzycza : ha ba! Neq rzuci  si  do ucieczki.

Pobieg a za nim r czo.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nienawidz  ci  - wydysza a. - Nienawidz  twojej przystojnej twarzy! Twojego

cudownego g osu! Twojego p odnego cz onka! Musz  jednak to zrobi !

Wpad  po ciemku w zaro la. Odwróci  si  gwa townie, by nie zapl ta  si  w nie. Vara

ponownie skoczy a na niego. Broni  si  przed ni  szczypcami. Stara  si  nie zrobi  jej
krzywdy, by  jednak zdecydowany utrzymywa  j  na odleg

, dopóki narkotyk nie

przestanie dzia

. Jak d ugo czu  do niej po

danie, musia  powstrzymywa  jej zapa .

Teraz ona zacz a walczy  z nim. Znalaz a gdzie  po drodze jak

 ga

 i uderzy a

go mocno. Przy drugim ciosie Neq odbi

erd , schwyta  j  w szczypce i wyrwa

dziewczynie z r ki. Jednak nie zaprzesta a ataku. Go ymi d

mi uderza a go w czu e

miejsca, wywo uj c przenikliwy ból. Naprawd  zna a sztuk  walki Nieuzbrojonego!

Neq móg  powali  j  w ka dej chwili, uderzaj c wystarczaj co mocno szczypcami.

Jednak Vara nie zamierza a naprawd  go pokona . Chcia a tylko by  jak najbli ej niego,
by jego podniecenie sta o si  nie do przezwyci

enia.

Oddalili si  jednak od pn cza. Powietrze sta o si  czyste, a umys  Neqa jasny. Nie

mia  ju  halucynacji i reagowa  normalnie. Zwyci

.

Vara zrozumia a to i zatrzyma a si  nagle.
- A wi c nie uda o si  - powiedzia a takim tonem, jak gdyby chodzi o o  le ugotowan

zup . - Ale próbowa am, prawda?

- Tak.
Czy mo na by o j  zrozumie ? Kobiet ?
- I teraz widzimy prawd .
- Tak.
Neq zacz  podnosi  si  z ziemi. Vara rozp aka a si .
- Ty potworze! Zabra

 mi moj  mi

 i moj  zemst . Czy chcesz mi równie

zabra  moje poni enie?

Nie by aby bardziej poni ona ni  on!
- Tak.
Ponownie rzuci a si  na niego z p aczem i zacz a go ca owa , przewracaj c go z

powrotem na ziemi . Na jej ciele by a krew, tam gdzie podrapa y j  ga zie i ciernie.

- Zwracam si  do ciebie po imieniu! Nequ Mieczu! Nie ma mi dzy nami  adnych

podst pów.  adnego oszustwa.

- Ani poni enia - odpar .
- Ani poni enia! Czy we miesz mnie jako kobiet , a ja wezm  ciebie jako

czyzn ? Niech tak si  stanie!

To trwa o ju  zbyt d ugo, a Vara by a taka pi kna! Wytrzyma

 Neqa mia a swoje

granice.

- Niech tak si  stanie - westchn .
Kochali si  po piesznie. Vara robi a wi cej ni  Neq, który nie móg  u ywa  r k.
- Nigdy z ni  tego nie zrobi em - wyzna  zadowolony, lecz równocze nie

rozgoryczony. - Ba a si ...

- Wiem - odrzek a Vara. - Tak samo, jak ty.
Po chwili doda a:
- Zrobili my to ju . Nie ma pomi dzy nami zobowi za . Zosta , je li chcesz.
- To jest tylko nami tno

. Nie pragn  ci  kocha .

- Kochasz mnie ju  od miesi ca - odpar a. - Tak, jak ja ciebie. Zosta .
Neq zosta . Pierwszy raz posiad  kobiet . Vara musia a o tym wiedzie , lecz nie

okaza a tego. Nie mówili nic. Nie by o to ju  konieczne.

Za drugim razem posz o znacznie lepiej. Vara pokaza a mu pewne mi osne sposoby.

Wydawa o si ,  e ma ona w tej dziedzinie tyle do wiadczenia, co Neq w walce na miecze.
Przede wszystkim jednak by a to niczym nie skr powana nami tno

.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  siedemnasty

Miesi c pó niej ich podró  dobieg a kresu. Ca a trójka stawi a si  u doktora Jonesa.

Tyl przemówi  w imieniu ich wszystkich. Opisa , jak Neq poszukiwa  zaginionych ludzi, a
potem sw  w drówk  z nim, spotkanie z Varem i Var  oraz podró  powrotn . Pomin
milczeniem tylko to, co zasz o pomi dzy Neqiem a Var .

- Z tego powodu Neq wyrzek  si  miecza - zako czy  Tyl. - Nosi teraz cymba ki.

Wci

 jednak potrafi by  wodzem.

Doktor Jones skin  g ow , jak gdyby us ysza  co  wa nego.
- Pozostali z pewno ci  wezm  to pod uwag .
Tyl i Wódz Odmie ców udali si , by wezwa  „pozosta ych”. W tym czasie Neq i Vara

wynie li pn cze na zewn trz, gdzie by o wi cej  wiat a. Potem usiedli pod roz

ystym

drzewem.

- Tyl b dzie w adc  Helikonu - powiedzia a Vara. - Potrafi rozmawia  z Odmie cami.
Neq zgodzi  si .
- Potrafi te  sk oni  ludzi do wspólnego dzia ania...
- Ty i ja i tak musieliby my dzia

 razem - stwierdzi a z kobiec  pewno ci  siebie. -

Ty zaproponowa

 odbudow  Helikonu i ty powiniene  nim w ada .

- Z tym? - zapyta , odkrywaj c cymba ki.
- Pod spodem wci

 jest miecz.

Neq uzna ,  e t umaczenie jej, i  nigdy nie brano go pod uwag  jako przysz ego

Wodza Helikonu, by oby zbyt skomplikowane.

- Gdybym znów zacz  nosi  miecz, musia aby  mnie zabi  - odpar .
Vara zmarszczy a brwi, zaskoczona.
- My

,  e tak.

Ma y, mniej wi cej czteroletni ch opiec zauwa

 ich i podszed  bli ej.

- Kim jeste cie? - zapyta

mia o.

- Neq Cymba ki.
- Vara Pa ki.
- Ja jestem Jimi. Masz dziwne r ce.
- S  z  elaza - wyja ni  Neq. Zdziwi  si ,  e ch opiec si  nie przestraszy . - S

 do

grania muzyki.

- Mój tata, Jim, ma  elazne pistolety. Robi z nich bach!
- Muzyka jest lepsza.
- Nieprawda!
- Pos uchaj.
Neq uniós  cymba ki, uj  pa eczk  w szczypce i zacz  gra . Za piewa :
Pewien farmer szed  do miasta Hej! Bum-fa-le-la bum fa-le-la lej!
Ujrza  wron  na czubku drzewa Hej! Bum-fa-le-la bum fa-le-la lej!
- Co to jest miasto? - zapyta  ch opiec. By  pod wra eniem.
- Obóz koczowników z budynkami jak u Odmie ców.
- Wiem, co to jest bum falela. Pistolet! Vara roze mia a si .
- Chc  mie  takiego jak on - szepn a.
- Musisz si  zg osi  do Jima Pistoleta.
- Nast pnym razem - odpar a, klepi c si  po brzuchu. Neq, wstrz

ni ty, za piewa

dla ch opca nast pn  zwrotk :

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Jednym ruchem wzi  pistolet
Hej! Bum fa-le-la!
I zastrzeli  z niego wron
Hej! Bum fa-le-la!
- Mówi em ci,  e pistolety s  lepsze!
Pióra zabra  na poduszk
Hej! Bum fa-le-la!
A na wid y jedn  nó
Hej! Bum fa-le-la!

- Jak wielka by a ta wrona? - zapyta  zaciekawiony Jimi.
- Mniej wi cej taka - Neq zagra  g

ny ton.

- Aha - odpowiedzia  ch opiec, usatysfakcjonowany. - A co to jest?
- Kwitn ce pn cze.
- Nieprawda.
- Kwiaty otwieraj  si  tylko po ciemku. Dziwnie wtedy pachn  i sprawiaj ,  e ludzie

robi  dziwne rzeczy.

- Jak wrony z wid ami? Vara ponownie si  roze mia a.
- Mniej wi cej - odpowiedzia a. Tyl wyszed  z budynku.
- Ju  si  zebrali - oznajmi .
Vara podnios a doniczk  z pn czem i weszli razem do  rodka. Jimi pod

 za nimi.

- On ma dziwne r ce - rzek  ch opiec do Ty a - ale jest fajny.
Wszyscy byli na miejscu: grupa starych Odmie ców o dziwnych imionach, których

przyprowadzi  Neq, a tak e Dick Chirurg, Sola oraz kilku innych, których nie zna .
Najwyra niej doktor Jones podczas jego nieobecno ci odnalaz  wi cej ludzi ze swojej
listy. Niektórzy z obecnych, m

czy ni i kobiety, byli koczownikami. Jimi podbieg  do

jednego z zebranych, który z pewno ci  by  Jimem Pistoletem. By  to niski, stary
koczownik o 

tych, kr conych w osach.

Vara, dotychczas spokojna, nagle z apa a Neqa za rami .
- Kto to jest? - szepn a, wskazuj c g ow  na jedn  z obecnych kobiet.
- Sola - odpowiedzia , zanim zda  sobie spraw  z tego, co to oznacza.
Przera ona Vara chwyci a go kurczowo za rami . To zachowanie by o do niej

zupe nie niepodobne. Tyl podszed  do nich.

- Sola... Vara. Zna

cie si  ju  kiedy .

Sola nie zrozumia a go, gdy  nie s ysza a o ma

stwie Vara, lecz pozostali

dostrzegli podobie stwo, gdy obie kobiety stan y obok siebie.

- Matka i córka... - powiedzia  Dick.
- Obie s  teraz wdowami - doda  Tyl.
Jego s owa wydawa y si  okrutne, lecz w rzeczywisto ci tak nie by o. Tyl po prostu

wyja ni  od razu spraw  budz

 najwi cej niepewno ci. Dzi ki temu nie b dzie ju

wi cej pyta  na ten temat. To z kolei oznacza o,  e inne, bardziej skomplikowane i
niehonorowe zwi zki nie zostan  ujawnione.

Mimo to sytuacja by a niezr czna. Sola i Vara rozsta y si  trzyna cie lat temu, kiedy

ta druga by a jeszcze ma ym dzieckiem. Co mog y sobie powiedzie ?

Po raz drugi Tyl po pieszy  im z pomoc .
- Obie dobrze zna

cie Vara. I Sola. I Nieuzbrojonego. Ja równie  ich znalem.

dziemy musieli wkrótce porozmawia  o wielkich ludziach.

- Tak - odrzek a Sola. Vara przytakn a milcz co.
- Jak widzisz - powiedzia  doktor Jones do Neqa - uda o nam si  pod twoj

nieobecno

 pozyska  jeszcze troch  ochotników. Dobrali my ich tak starannie, jak to

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

by o mo liwe i wierzymy,  e stworz  dobry zespól. Oczywi cie pod warunkiem,  e pojawi
si  odpowiedni przywódca.

- Widz  tu wielu przywódców - odrzek  Neq zastanawiaj c si , czego ten Odmieniec

od niego chce.

- Fakt zniszczenia poprzedniego Helikonu wskazuje,  e jego przywództwo nie by o

odpowiednie - stwierdzi  doktor Jones. - Byli my wi c zmuszeni do wprowadzenia
pewnych ogranicze .

Neq zastanowi  si  nad tym. Najwyra niej proszono go nie tylko o poparcie, lecz o

wyznaczenie przywódcy!

- Wiem,  e nie zgodzicie si  wspó pracowa  z ka dym, ale z pewno ci  mo ecie

wybra  Ty a...

- Wkrótce wracam do swego plemienia - odrzek  Mistrz Dwóch Broni. - Wykona em

ju  swoje zadanie. Nie jestem cz onkiem tej grupy. Nie opuszcz  moich koczowników, ani
nie zabior  rodziny pod Gór .

Neq by  zdumiony. A wi c Tyl tylko wspiera  plan odbudowy Helikonu, a nie kierowa

nim!

- S ysza em o Jimie Pistolecie - odezwa  si  znowu. - To on dostarczy  Imperium

broni do ataku na...

- Pope ni em b d! - przerwa  mu Jim. - Nie chc  pope ni  nast pnego. Nie mam

zamiaru kierowa  tym, co niegdy  niszczy em.

Najwyra niej doktor Jones wcale nie przygotowa  wszystkiego tak starannie, jak si

wydawa o!

- Jakie s  wasze wymagania? - zapyta  Neq Odmie ca. - Umiej tno

 czytania i

pisania? Znajomo

 Helikonu? Co jeszcze?

- Te rzeczy by yby wskazane - przyzna  doktor Jones. - Bardzo mocno pragn liby my

odnale

 Nieuzbrojonego. Teraz jednak wa niejsze s  inne cechy. Musimy pracowa  z

lud mi, których mamy.

- Dlaczego nie Neq? - zapyta a Vara.
- Zmieni em swoje przywództwo na piosenki - roze mia  si  zak opotany. - Ju  nigdy

nikogo nie zabij .

- To w

nie jest jedno z naszych 

da  - powiedzia  doktor Jones. - By o za du o

rozlewu krwi.

- W takim razie 

dacie niemo liwego - odpar  ponurym tonem Neq. - Helikon by

zbudowany na krwi.

- Ale nie zostanie na niej odbudowany! - zawo

 doktor Jones z niezwyk  dla siebie

gwa towno ci .

- Historia ujawni a, jakim szale stwem jest opieranie si  na przemocy i podst pie.
Wielu zebranych w pokoju ludzi skin o g owami na znak zgody. Neq jednak

pomy la  o tym,  e trzeba b dzie poskromi  bandytów i zrozumia , i  marzenie o
cywilizacji wolnej od przemocy jest niemo liwe do zrealizowania.

- Nequ Mieczu - odezwa a si  Sola. - Znamy twoj  histori  i nie pot piamy ci .

Twierdzisz,  e nikogo ju  nie zabijesz. Jak mo emy ci uwierzy , je li ca e twoje  ycie
opiera o si  na zem cie wymierzonej za pomoc  miecza?

Neq wzruszy  ramionami. Zrozumia ,  e ka dy, kto ca kowicie wyrzek by si

przemocy, nie móg by by  dobrym przywódc  Helikonu. On sam nie chcia , ani nie móg
ju  zabija , lecz podczas podró y zgodzi  si  na zadawanie  mierci przy u yciu pn cza.
Zrozumia ,  e oszukiwa  samego siebie.

- We cie go na swojego przywódc ! - zawo

a Vara. - Wszyscy znale li cie si  tu

dzi ki niemu.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- To prawda - zgodzi  si  stary, chudy Odmieniec. - Ten m

czyzna przep dzi

bandytów oblegaj cych moj  placówk  i przekaza  wiadomo

, dzi ki której nadesz a

pomoc. Ufam mu, bez wzgl du na to, jakie inne czyny pope ni .

Teraz przemówi  Jim Pistolet.
- Nie w tpimy w zdolno ci Neqa, lecz w jego umiej tno

 zachowania zdrowego

rozs dku w trudnej sytuacji. Sam mia em ochot  kogo  zastrzeli , gdy dowiedzia em si ,
w jaki sposób zgin  mój brat. Nie zrobi em tego jednak. Cz owiek, którego na ca e
tygodnie ogarnia  morderczy amok, bez wzgl du na przyczyny...

- Lubi  go - odezwa  si  Jimi. - Ma graj ce r ce. Zdumiony Jim spojrza  na syna.
- Ten m

czyzna to Neq Miecz!

- Mówi,  e muzyka jest lepsza od pistoletów, ale go lubi .
- Podzielamy twój plan - zwróci a si  Sola do Neqa. - Potrzebny nam jednak

przywódca nie ulegaj cy  atwo emocjom. Taki cz owiek, jak Nieuzbrojony.

- Nieuzbrojony zniszczy  Helikon! - wybuchn a Vara. - Czy ktokolwiek potrafi

policzy , ilu ludzi zgin o z jego powodu? Mówicie,  e nie chcecie zabija , a...

Sola spojrza a na ni  ze smutkiem.
- On by  twoim ojcem.
- W

nie dlatego to zrobi ! My la ,  e nie  yj . Mówicie o kilku tygodniach amoku...

za  on planowa  to przez lata. Potem przez lata pod

 za Varem, cho  nic mi si  nie

sta o! A ty 

da

 od Vara, by zabi  cz owieka, który móg by mnie skrzywdzi , mimo  e

nikt tego nie zrobi . Jakie masz prawo go os dza ? Neq widzia , jak jego  on , sekretark
doktora Jonesa, pi kn  i wykszta con  kobiet , zgwa ci o prawie pi

dziesi ciu m

czyzn.

Pó niej obci li mu r ce i zostawili go w lesie razem z jej trupem. Powinien by  wtedy
umrze , zdo

 jednak wymierzy  sprawiedliwo

 tym zbrodniarzom. Teraz pragnie

powstrzyma  wszystkich bandytów przez odbudowanie Helikonu, a wy, hipokryci, gadacie
o przesz

ci!

- Gdzie jest Var Pa ki? - zapyta a cicho Sola. Vara nie mog a na to odpowiedzie .
- Zabi em go - odrzek  Neq.
Ich twarze mówi y same za siebie. Wielu z tych ludzi zna o Vara, a wszyscy s yszeli o

nim. W tpliwe, aby uczynili swym wodzem jego zabójc . Dlaczego zreszt  mieliby to
robi ?

- To by  przypadek - odezwa  si  Tyl. - Neq s dzi ,  e Var zabi  Soli, gdy by a

dzieckiem, podobnie jak my wszyscy. Ka dy z nas post pi by podobnie. Zanim pozna
prawd , Var ju  nie 

. Z powodu tej pomy ki Neq wyrzek  si  miecza. R cz  za jego

uczciwo

, podobnie jak Vara.

- To zauwa yli my - powiedzia  Jim takim tonem,  e Vara zaczerwieni a si  po

koniuszki uszu.

Jim spogl da  na pn cze.
- Zademonstruj swoj  bro  - zwróci  si  Tyl do Neqa. Neq ods oni  cymba ki. Rozleg y

si  zdumione szepty, gdy  nikt z zebranych jeszcze ich nie widzia .

- U yj jej - powiedzia  Tyl.
Neq rozejrza  si  woko o. Na wszystkich twarzach malowa y si  zawzi to

 i smutek.

Przyczyn  pierwszego z tych uczu  by  on, drugiego za  Vara, która rozp aka a si
niespodziewanie. By o oczywiste,  e ci ludzie tak jak Neq pragn li nowego Helikonu, lecz
przera

 ich przyk ad starego. Przera

 on równie  Neqa, który widzia  jego ruiny.

By  mo e Helikon nie móg  istnie  bez rozlewu krwi. By  mo e nie istnia  sposób

odtworzenia dawnego spo ecze stwa. Trzeba by o jednak podj

 prób . Teraz by

odpowiedni moment i to by a odpowiednia grupa ludzi. Nie móg  pozwoli , by szansa
przemin a tylko z powodu chwilowych uprzedze .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Potrzebny im by  przywódca. Je li on nie obejmie tej funkcji, nikt inny tego nie zrobi.

By  daleki od idea u, lecz  adnego innego kandydata nie mieli.

Zwróci  si  do doktora Jonesa.
- Prosi

 mnie, bym si  dowiedzia , dlaczego zgin  Helikon, aby my mogli zapobiec

powtórzeniu si  jego upadku. W jaki sposób zawiod o przywództwo? Nie wiem tego. By
mo e Helikon jest skazany na zag ad . Jest to jednak ryzyko, które trzeba podj

.

Doktor Jones nie odpowiedzia .
Neq rozejrza  si  za swoj  pa eczk , nie móg  jej jednak znale

. Zacz  wi c

wygrywa  melodi  szczypcami, dotykaj c cymba ków jak najdelikatniej, by nie wywo
nieprzyjemnego, metalicznego odg osu. Za piewa :

Gdybym mia  m ot Ku bym nim bez ko ca. Ku bym nim na trwog , Ku bym na

przestrog .

piewaj c przygl da  si  po kolei wszystkim s uchaczom. Ta piosenka mia a dla

niego szczególne znaczenie i gdy pierwsza zwrotka wydobywa a si  z jego ust oraz
instrumentu, uwierzy  w ka de jej s owo. Jej przedwybuchowi twórcy nie potrafili
uszanowa  przykaza  tej pie ni, jednak Neq rzeczywi cie ku  na przestrog .

By o to tak, jakby spotyka  si  po kolei z ka dym z tych m

czyzn w Kr gu i

zwyci

 ich tymi wersami. Natomiast ka da kobieta do g bi czu a t tni ce w tej

piosence dobre emocje. Gdy Neq Cymba ki zaprz

 do pracy swój g os i szczypce, móg

si  zmierzy  nawet z ich jednomy ln  nieufno ci .

Wykuwa bym mi

 dla mych braci i sióstr!

Sko czy  piosenk  i za piewa  nast pn , a potem jeszcze jedn . Czu  si , jakby

ponownie wychodzi  z nawiedzonego lasu. W pewnym sensie tak by o, gdy  tylko piosenki
mog y wykona  zadanie, które przed nim sta o. Vara zacz a  piewa  razem z nim, jak
niegdy  czyni a to Neqa. Powoli wszyscy zebrali si  wokó  niego, jakby zmuszeni do
powtarzania jego s ów.

piewa . Pokój zacz  zmienia  kszta t. Sta  si  pos pnym czarnym stokiem Góry

otoczonej spl tanymi, stalowymi palisadami i poszczerbionymi kamiennymi blankami, a
potem tunelem pod t  okropn  Gór  i wielk  jaskini  wype nion  ludzkimi popio ami.

Pojawi  si  Helikon. Ta wizja natchn a nadziej  ca  grup . Ze  mierci powstawa o

ycie. Góra  mierci oznacza a  ycie dla tego, co w cz owieku najlepsze. Marzenie stawa o

si  namacaln , przejmuj

, wieczn  si , której nikt nie móg by si  oprze .

W ko cu Neq przesta

piewa . Wiedzia  ju ,  e ci ludzie nale

 do niego. Jego

marzenie star o si  z ich ostro no ci  i, wbrew logice, zwyci

o. Helikon znowu mia

!

Nagle ujrza  skrzynk  z pn czem. Jimi zakry  j  tak,  e kwiaty otworzy y si  w

ciemno ci i narkotyk przes czy  si  do pokoju, podczas gdy Neq  piewa .

Tyl musia  to widzie  i pozwoli  na to, gdy  nie by o go w pokoju.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  osiemnasty

Pi

dziesi ciu ludzi wysiad o z ci

arówek przy opustosza ym Helikonie. Z zewn trz

Góra wygl da a mniej wi cej tak samo, jak przedtem - gro na, odpychaj ca ha da
odpadków.

- Nie b dziemy zabija  w obronie Helikonu - o wiadczy  Neq. - Przyjmiemy

wszystkich, którzy dotr  do granicy  niegu. Je li nie b

 si  nadawa , ode lemy ich

gdzie  daleko. Nikomu, kto do nas trafi, nie mo emy pozwoli  na powrót do  wiata
koczowników.

Pozostali skin li g owami. Wszyscy znali szkody, jakie podobne powroty wyrz dzi y w

przesz

ci. Gdyby Helikon naprawd  zajmowa  si  tylko w asnymi sprawami, zamiast

miesza  si  w  ycie koczowników, unikni to by katastrofy. Ta lekcja by a dla Neqa
bardziej bolesna ni  dla kogokolwiek innego.

Koczownicy stanowili prawdziw  przysz

 ludzko ci. Odmie cy byli tylko

stra nikami, którzy przechowywali co mogli z osi gni

 cywilizacji, do której koczownicy

kiedy  si  zbli

. Helikon zaopatrywa  Odmie ców w towary. Ani Helikon, ani Odmie cy

nie mogli jednak stworzy  cywilizacji o w asnych si ach.

Cywilizacja jednak doprowadzi a w przesz

ci do Wybuchu - najpot

niejszego

kataklizmu w historii cz owieka.

Z tego powodu nie mo na by o dopu ci , by koczownicy zdobyli panowanie nad

Helikonem. Niezale nie od tego, czy chcieliby go zniszczy , czy posi

 jego technik .

Nie wolno by o pozwoli  koczownikom na wybór mi dzy barbarzy stwem a Wybuchem.
Odmie cy zamierzali podtrzymywa  ustalony porz dek przez stulecia, mo e i tysi clecia,
dopóki koczownicy sami z niego nie wyrosn . Wtedy dopiero naprawd  zapanuje nowy

ad, wolny od s abo ci starego.

Taka by a teoria doktora Jonesa. Neq rozumia  z tego tylko tyle,  e ma robot  do

wykonania. By  mo e inni rozumieli to lepiej ni  on, gdy  nawet dzieci zachowywa y si  z
powag .

- Wielu z was wn trze Góry wyda si  dziwne - powiedzia  Neq do zgromadzonych. -

Wyobra cie sobie,  e jest to budynek, taki jak Odmie ców, tylko wi kszy. Na razie jest
spustoszony, lecz wkrótce, dzi ki naszym wysi kom, zostanie odbudowany. Ka dy z was
otrzyma swoje zadania. Dick Chirurg b dzie odpowiada  za zdrowie, jak uprzednio. Na
pocz tek sprawdzi licznikiem promieniowania gdzie jeszcze czaj  si  Rentgeny i oznaczy
te miejsca. Tylko z jego i moim pozwoleniem b dzie si  mo na zapuszcza  poza nie.
Góra jest Z ym Krajem. Wci

 czaj  si  tu duchy-zabójcy. Jim Pistolet zajmie si  obs ug

maszyn, odtworzy elektryczno

 i wprawi je w ruch. Wi kszo

 z nas b dzie pracowa a

pod jego nadzorem tak d ugo, jak b dzie to konieczne. Mo e nawet rok. Bez maszyn
Helikon nie mo e istnie . One doprowadzaj  powietrze i wod , zapewniaj  ciep o oraz
tworz  nasz dzie  i noc. Niektórzy z was s  Odmie cami i wiedz  o elektryczno ci wi cej
ni  Jim. To jednak on b dzie rz dzi , poniewa  jest koczownikiem. Gdyby Odmie cy mieli
w sobie wytrwa

 i wol

ycia koczowników, Helikon móg by nigdy nie upa

, a z

pewno ci  ju  dawno by go odbudowano.

Odmie cy pokiwali g owami. Nikt nie zaprotestowa .
Neq wyznacza  kolejno zadania wszystkim obecnym. Ci, którzy ju  je mieli,

spogl dali na Gór . Gotowanie, badanie terenu, poszukiwanie  ywno ci, zaopatrzenie,
sprz tanie. Opracowa  to wszystko starannie z umiej cymi czyta  Odmie cami. Chcia , by

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

ka da osoba zna a swoje miejsce z chwil , gdy po raz pierwszy ujrzy wn trze Góry.
Obron  zaj a si  Vara. Mia a ona zasadzi  pn cza w odpowiednio wybranych pokojach,
a tak e przygotowa  system  wiate  i otworów wentylacyjnych tak, by nikt nie móg
zakra

 si  do Helikonu nie przechodz c przez strefy narkotycznego zapachu. Ju  nikt

nigdy nie we mie Góry szturmem! Sola odpowiada a za zakwaterowanie. Mia a przydzieli
ka demu m

czy nie oddzielny pokój, a tak e przygotowa  pomieszczenia, w których

wszyscy mogliby si  spotyka .

- A co z pokojami dla kobiet? - zapyta  kto .
- Nie we miemy w asnych pokoi - odpar a Sola. - B dziemy je dzieli  z m

czyznami

- ka dej nocy inny pokój, wed ug  cis ego rozk adu. Musi tak by , poniewa  jest tylko
osiem m odych kobiet, a a  czterdziestu m

czyzn. Nie ma tu ma

stw, a bransolety s

tylko oznak  uczucia.

Nast pnie Vara opowiedzia a histori  Helikonu, gdy  wi kszo

 grupy zna a tylko jej

fragmenty. Mówi a o tym, jak Staro ytni, którzy przypominali Odmie ców, lecz mieli
nami tno ci koczowników, wype nili ca y  wiat lud mi, których nie potrafili wykarmi ,
zbudowali maszyny, nad których dzia aniem nie mogli zapanowa  i wreszcie w rozpaczy
wysadzili si  w powietrze. To by  Wybuch - katastrofa, która stworzy a wspó czesny  wiat.

Nie wszyscy zgin li od razu. Wi cej zmar o wskutek promieniowania ni  samego

Wybuchu. Czyniono rozpaczliwe próby uratowania cywilizacji, lecz wi kszo

 z nich nie

doprowadzi a do niczego. Tylko w Ameryce zebrano dostatecznie du o sprz tu
budowlanego, zepchni to na ha

 szcz tki dawnego miasta i uformowano z nich Gór .

By a to najwi ksza budowla, jak  kiedykolwiek wzniós  cz owiek i prawdopodobnie te
najbrzydsza, lecz w jej g bi, os oni ty przed Rentgenami, znalaz  si  Helikon - ostoja
ocalonej cywilizacji i techniki. Tylko drobna cz

 tego labiryntu by a zamieszkana.

Wi kszo

 stanowi y warsztaty i uprawy hydroponiczne, za  jedno skrzyd o zawiera o

reaktor atomowy, który wytwarza  nieograniczon  ilo

 elektryczno ci.

- Doktor Jones zapewnia  nas,  e on wci

 dzia a - powiedzia a Vara. - Jest

ca kowicie zautomatyzowany. Zbudowano go tak, by przetrwa  stulecia. W ka dym razie
jedno stulecie ju  przetrwa . Jedyne, co musimy zrobi , to ponownie pod czy  przewody.

Nazw  Helikon zapo yczono z mitu Staro ytnych przed Staro ytnymi. By a to góra

stanowi ca dom muz - dziewi ciu córek boga Zeusa oraz Mnemozyny, które by y
boginiami pami ci, sztuki i nauki. Poezja, historia, tragedia, pie

 - wszystko to tworzy o

ducha Helikonu, tak jak go sobie na pocz tku wyobra ano. Miano tu piel gnowa  cnoty
cywilizacji.

Helikon nie by  jednak dobrze zaopatrzony pod jednym, ale bardzo wa nym

wzgl dem - brakowa o kobiet. Ludzie stanowi cy jego pierwotn  za og  byli elit
spustoszonego  wiata: uczeni, wysoko kwalifikowani technicy, czo owi przedstawiciele
wolnych zawodów. Wi kszo

 stanowili m

czy ni i to niem odzi. Nieliczne kobiety - ich

córki nie mog y urodzi  tak wielu dzieci, by mog y one zast pi  umieraj ce, stare
pokolenie.

Trzeba wi c by o przyjmowa  ludzi z zewn trz. Ta konieczno

 by a przera aj ca dla

za

ycieli Helikonu, gdy  oznacza o to wpuszczenie tych samych barbarzy ców, przed

którymi mia  on stanowi  ochron . Nie by o jednak wyboru. Gdyby zabrak o odpowiedniej
ilo ci dzieci, Helikon czeka aby powolna  mier .

Mieli szcz

cie, gdy  na zewn trz przetrwa a cz

 cywilizacji. Ludzie, którzy pó niej

zdobyli miano „Odmie ców”, ze wzgl du na to,  e ich tryb  ycia wydawa  si
koczownikom bezsensowny, szybko zgodzili si  na wspó prac . Dostarczyli oni
Helikonowi troch

wie ej krwi i pokazali, w jaki sposób mo na bezpiecznie przyj

 wielu

barbarzy ców. Helikon sta  si  Gór

mierci - miejscem honorowego odej cia dla tych,

którym nie brak by o odwagi. Ustanowiono sta , potajemn  wymian  towarów. Helikon

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

przestawi  cz

 swych ogromnych mo liwo ci technicznych na produkcj  narz dzi i

sprz tu codziennego u ytku, podczas gdy Odmie cy dostarczali w zamian drewna oraz
uprawianych przez siebie p odów rolnych, które by y znacznie lepsze od hydroponicznej

ywno ci produkowanej w Helikonie.

Okaza o si ,  e Odmie cy maj  wizj  szersz  ni  za

yciele Helikonu. Mieli oni

kontakt z rzeczywisto ci  i wbrew opinii koczowników traktowali ze zrozumieniem prawa
rz dz ce ich  yciem. Zamawiali w warsztatach mechanicznych Helikonu bro  na u ytek
koczowników - miecze, sztylety, maczugi, dr gi, pa ki i morgenszterny. Nast pnie
rozdawali je, 

daj c w zamian pewnej formy pos usze stwa: broni mo na by o u ywa

tylko w uczciwej walce w Kr gu, nie bior cy w niej udzia  i byli nietykalni i nikogo nie
mo na by o pozbawi  wolno ci.

Przymus ten dzia

 skutecznie - Odmie cy przerywali dostawy do tych okolic, które

nie stosowa y si  do ich zalece . Poniewa  stalowa bro  by a bez porównania lepsza od
robionej przez koczowników, „terytoria Odmie ców” rozszerza y si  szybko, si gaj c tak
daleko, jak pozwala y na to mo liwo ci zaopatrzenia. Zakres us ug Odmie ców obj  z
czasem medycyn  oraz mieszkania - gospody montowane z gotowych elementów
produkowanych w Helikonie. Odmie cy nie mogli za to p aci , jednak e poziom cywilizacji
koczowników wzrós  tak bardzo,  e zarówno Odmie cy, jak i Helikon, zyskali znacznie
wi cej nowych ochotników. Wszystkie trzy strony odnosi y korzy ci z tego
przedsi wzi cia.

Kluczem jednak pozostawa  Helikon. Tylko tam mo na by o masowo produkowa

towary wysokiej jako ci.

Potem Helikon zosta  zniszczony i dosz o do za amania systemu Odmie ców.
- A by  on najlepszy na  wiecie - doko czy a Vara. - Na innych kontynentach równie

 Helikony, lecz nigdy nie by y one tak dobre jak nasz i nie przynosi y tak wielkich

korzy ci. Var i ja odkryli my to podczas naszych podró y. Na pó nocy maj  bro  paln  i
elektryczno

, ale nie s  to mili ludzie. W Azji maj  ci

arówki, statki i domy, có ... ale dla

nas nasz kraj jest najlepszy. Dlatego teraz odbudujemy Helikon...

Neq zaprowadzi  ich do  rodka przej ciem prowadz cym z gospody.
- To b dzie nasza tajemnica - o wiadczy . - Wszyscy nowi b

 musieli wdrapywa

si  na Gór . Odmie cy jednak nie mog  wysy

 tam ci

arówek, b

 wi c przybywa  w

to miejsce. Koczownicy rzadko korzystaj  z tej gospody, gdy  st d nie prowadzi ju

adna

dalsza droga.

- Ta winda czerpie energi  z gospody - t umaczy  Neq, przypominaj c sobie Neq  i

wyja nienia, jakich udziela a mu ona dawno temu. - Gdy tylko odtworzymy dop yw pr du,

wietlimy ten tunel... na razie wystarcz  nam lampy.

Kiedy wszyscy zebrali si  w magazynie, Neq nacisn  odpowiedni  p ytk  i ods oni

tory kolejki podziemnej. Sta  tam wózek, który Neq przytoczy  tutaj, gdy zako czy
porz dki. Móg  on pomie ci  tylko kilka osób na raz i trzeba go by o nap dza  r cznymi

wigniami, lecz i tak ten sposób transportu by  szybszy ni  piesza w drówka mrocznym,

budz cym l k tunelem.

Gdy ju  wszyscy zebrali si  na pomo cie na drugim ko cu toru, Neq poprowadzi  ich

w gór  rampy do samego Helikonu. Koczownicy byli pe ni podziwu, Odmie cy pod
wra eniem, a ocaleni z dawnego Helikonu przybici.

W jadalni Neq zatrzyma  si  nagle. Przeszy  go dreszcz. Pami ta , jak wygl da a, gdy

 opu ci , usun wszy trupy i naprawiwszy meble. Wszystkie nadaj ce si  jeszcze do

ytku przedmioty zgromadzi  w jednym k cie, a w kuchni ukry  zapas nie psuj cego si

jedzenia.

Jeden ze sto ów zosta  przestawiony. Zu yto cz

 suszonej fasoli. Kto  tu by .

Neq szed  dalej kryj c trwog .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie znam przeznaczenia wszystkich pomieszcze  oraz sprz tu - powiedzia . -

dzie nam bardzo potrzebne do wiadczenie tych spo ród was, którzy byli tu wcze niej.

W g bi duszy odczuwa  g boki niepokój. On i Odmie cy starali si  odnale

wszystkich ludzi, którzy mogli ocale  z Helikonu. Gdy policzono odnalezionych i dodano
do tego pogrzebane przez Neqa cia a, okaza o si ,  e brakuje bardzo niewielu. Czy intruz
przyszed  z zewn trz? Wi kszo

 koczowników ba a si  tej okolicy. Nigdy nie weszliby do

wn trza Góry, nawet gdyby potrafili znale

 wej cie.

Rzecz jasna, Tyl i jego armia wdarli si  do  rodka, gdy Góra p on a. Ka dy z tych

ludzi móg by ponownie wej

 do Helikonu, gdyby zechcia . Jednak e Neq pozamyka

wej cia, przez które dostali si  ludzie Ty a, najlepiej jak tylko móg .  adne z nich nie
sprawia o wra enia, by otworzono je ponownie. Nie by o wida

adnych uszkodze .

Kto  zatem przyszed  tu bez obawy, rozejrza  si , zjad  troch  i odszed . Ten kto

móg  przyj

 ponownie.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  dziewi tnasty

- Tak, jest w ci

y - potwierdzi  Dick Chirurg. - My

,  e w tej sytuacji powinni my j

zwolni  z... hm... kr

enia po pokojach m

czyzn. Nasze dzieci powinny by  dla nas

najwa niejsze. Nie mo emy ryzykowa ...

Decyzja nale

a do Neqa. Mia a ona ustanowi  precedens. Neq zdawa  sobie

jednak spraw ,  e nie mo e my le  o tym oboj tnie. Rozum mówi  mu,  e kobiety musz
by  wspólne, lecz serce by o przeciwne dzieleniu si  Var .

- Tu chodzi o zdrowie - odpar  wreszcie. - Ty zadecyduj.
Tak wi c Vara nie musia a sypia  ze wszystkimi m

czyznami. W gruncie rzeczy

zwyczaj wspólnego posiadania kobiet przyjmowa  si  powoli. Ludzie potrzebowali czasu,
by si  do niego przyzwyczai . Pojawi y si  te  pewne trudno ci, gdy  kobiety
potrzebowa y wi cej intymno ci ni  mog y to zapewni  pokoje m

czyzn. W ko cu

przydzielono kobietom oddzielne pomieszczenia, lecz nadal mia y one kr

 zgodnie z

rozk adem.

O ile sprawy damsko-m skie uk ada y si  niepewnie, to z odbudow  by o zupe nie

inaczej. Przywrócenie dop ywu pr du okaza o si

atwiejsze ni  si  spodziewali.

Wymieniono kilka kabli, naprawiono par  wy czników i pojawi o si  ciep o i  wiat o oraz
zacz y dzia

 urz dzenia wentylacyjne i sanitarne. Helikon by  wspaniale

zaprojektowany. W

ciwie to nawet nie trzeba by o tu nic odbudowywa . Oni tylko

przywracali do  ycia system, którego dzia anie zosta o chwilowo przerwane. Po up ywie
miesi ca mogli si  ju  zabra  do urz dze  pomocniczych - kolejki prowadz cej do
gospody i maszyn produkcyjnych. Po dwóch miesi cach wyprodukowano pierwsz  bro  -
dr gi ci te z nieko cz cego si  metalowego pr ta wytapianego w automatycznym piecu.
Ruda pochodzi a z monstrualnego stosu metalowych odpadków, którym by a Góra.
Surowca by o wystarczaj co wiele na ca e stulecie takiej produkcji.

Neq ze zdziwieniem zda  sobie spraw ,  e uda o im si ! Helikon wróci  do  ycia!

Drobiazgi wi

ce si  z codziennymi pracami i k opotami omal nie przes oni y mu tego

prostego faktu. Helikon wydawa  si  bytem samym w sobie,  yj cym swym w asnym

yciem. Wieloletnia przerwa i zmiana za ogi jakby przemin a bez  ladu.

W nocy obudzi  Neqa sygna  alarmowy. Noc by a tu sztuczna, podobnie jak dzie ,

zachowywali jednak taki sam rytm, jak na powierzchni. Niedawno przywrócony do u ytku
ekran telewizyjny by  w czony.

- Co  dosta o si  do Helikonu - oznajmi  zwi

le Jim Pistolet. - Nie przesz o przez

adne z wej

, które znamy, ale jest teraz w  rodku. Uzna em,  e b dziesz chcia  o tym

wiedzie .

- Oczywi cie!
Neq ubra  si  i pospieszy  do dy urki Jima. Przypomnia  sobie tajemniczego go cia.

Czy by zjawi  si  on znowu?

- My la em,  e to jedno ze zwierz t z podziemi dawnego miasta - odezwa  si  Jim. -

One wci

 znajduj  nowe przej cia...

Neq wiedzia , o co mu chodzi. W opanowanych przez Rentgeny zewn trznych

tunelach Góry 

y dziwne, zrodzone przez mutacje potwory, które stworzy y w asny,

koszmarny  wiat. W

ciwy Helikon odgrodzono od tych miejsc, lecz nie do

 dok adnie i

czasami przedostawa y si  do pomieszcze  mieszkalnych p azy i gryzonie. Pewnego razu
z klozetu wylaz o stworzenie podobne do  aby. Jim musia  potem sprawdza  rury

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

kanalizacyjne, by znale

 miejsce, w którym dosta o si  ono do  rodka. Zadanie by o

trudne. Helikon czerpa  wod  z ogromnego podziemnego jeziora i po przej ciu przez
urz dzenia oczyszczaj ce wraca a tam ona z powrotem. System ten by  zbyt
skomplikowany, by go zrozumie , a wszelkie manipulacje przy nim by y ryzykowne. Jim
musia  wi c zadowoli  si  za

eniem kraty w g ównej rurze doprowadzaj cej wod  pitn .

Czasami przez  ciany s ycha  by o niesamowite odg osy. Nieznane stworzenia polowa y

 walczy y ze sob .

Jim opracowa  system alarmowy, który mia  wykrywa  pojawienie si  podobnych

stworze  tak, by mo na by o znale

 i zlikwidowa  dziury, którymi si  przedosta y.

- Tym razem to co  du ego - powiedzia , prowadz c Neqa do nie u ywanego jak

dot d magazynu.

Tylna  ciana wydawa a si  nienaruszona, lecz Neq ujrza  na pokrytej kurzem

pod odze  lady prowadz ce do odsuni tej nieco p yty, przypominaj cej zwyk y kamie .

- To móg  by  cz owiek, lub prawie cz owiek - powiedzia  Jim. - Przyszed  z drugiej

strony. Jest tam na wpó  zawalony tunel z odrobin  promieniowania. To co  wyj o t

yt , a potem wstawi o j  z powrotem. Nast pnie przesz o przez magazyn i dotar o do

korytarza, gdzie zadzia

y moje fotokomórki. Znikn o, zanim tu dotar em, ale

przynajmniej wiemy, jak si  tu dosta o.

Neqa ponownie przeszy  dreszcz.
- Ale to jest teraz wewn trz Helikonu - mrukn . Czy znowu przyszed  po fasol , czy

te  tym razem po co  wi cej?

Jim skin  g ow .
- Min  czujnik pó  godziny temu. Sygna  nie mówi, czy to jest mysz, czy s

... hm, to

takie wielkie zwierz , które 

o przed Wybuchem. Mam ich kilka ka dej nocy...

- S oni?
- Alarmów. Nic nie mog  powiedzie , zanim nie sprawdz  osobi cie. W po owie

przypadków jest to kto  z naszych, zwykle para. No wiesz, w wolnych pokojach odbywa
si  sporo schadzek poza kolejno ci , nie chc  si  w to miesza . Dziewczyny kr

, ale

chc  wybiera , z kim zajd  w ci

...

Neq wiedzia  o tym, lecz nie sprzeciwia  si , gdy  jego w asne uczucia by y takie

same. Vara mia a urodzi  jego dziecko, bez wzgl du na to, jakie imi  b dzie ono nosi o.

- Mo emy go dopa

 - odezwa  si  Jim. - Zablokujmy to wyj cie i wype nijmy

korytarze zapachem pn czy...

Ten pomys  nie spodoba  si  Neqowi.
- Tam s  ludzie - rzek . - Mamy teraz nocn  zmian  i niektórzy pracuj  przy

maszynach. Jeden powiew woni i mog  poniszczy  sprz t. Ta ilo

 zapachu, która

wydostaje si  przypadkowo, jest i tak wystarczaj co k opotliwa! Nie, zrobimy to sami. Jak
to mo liwe,  eby kto  obcy tu przyszed  i nikt go nie zauwa

?

- Musi zna  Helikon - odpar  Jim. - Wie, gdzie si  schowa , w którym miejscu odej

na bok...

- I co mówi  ludziom, je li na nich natrafi. Je li jest to cz owiek... - doda  Neq. - Jest

niebezpieczny. Nie wiemy czego chce.

- To chyba jednak nie zwierz . To musi by  dawny mieszkaniec Helikonu - odrzek

Jim. - Niektórzy z naszych ocalonych powinni go rozpozna .

- Helikon jest otwarty dla dawnych pracowników. Dlaczego nie zg osi  si  jawnie?
- Mo e w

nie próbuje to zrobi ?

- Wystarczy oby,  eby zacz  krzycze  albo wali  w  cian .
- Chod my do dy urki - powiedzia  Jim. - Je li nadal b dzie si  stara  ukrywa  przed

innymi, to z pewno ci  wpadnie na nast pne alarmy.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Mieli szcz

cie. Niebawem id cy korytarzem intruz uruchomi  kilka fotokomórek. Jim

nie ustawi  czujników w g ównych przej ciach, gdy  wywo

oby to zbyt du e zamieszanie.

Jednak istniej cy uk ad alarmów doskonale nadawa  si  do tego rodzaju po cigu.

- On dok

 idzie - stwierdzi  Jim. - Popatrz na jego drog . My

,  e umie czyta .

Zmieni  kierunek w pobli u tablicy og osze  w jadalni. Teraz ju  wie, czego chce. Gdy my
równie  si  tego domy limy, b dziemy mogli przeci

 mu drog .  eby tylko nie zrobi

nikomu krzywdy.

- Idzie w stron  pokoi sypialnych! - zawo

 Neq, spogl daj c na map  Helikonu, na

której Jim zamontowa

wiate ka kontrolne.

- Do licha! Nie ustawi em tam alarmów, z oczywistych przyczyn. Zgubimy go! -

krzykn  Jim.

- Og osz  alarm. Wezw  stra ników.
Neq zabra  si  do tego spokojnie. Uruchomi  interkom, obudzi  kilkunastu ludzi.

Wkrótce uzbrojeni m

czy ni stan  na stra y u zbiegu wszystkich korytarzy w tym

obszarze.

Jednak e „wkrótce” nie znaczy o „teraz”. W umy le Neqa pojawi a si  straszliwa

wizja. Osob , która zna a Helikon najlepiej, by  jego dawny przywódca, Bob. Neq korzysta
teraz z jego gabinetu, który przypomina  mu o nim cz

ciej, ni  mia  na to ochot . W

sposobie urz dzenia tego pokoju by y pewne, wiele mówi ce szczegó y, takie jak
metalowe biurko zwrócone w stron  jedynych drzwi. W szufladzie znajdowa  si  pistolet, a
pod blatem w czniki silnych reflektorów wbudowanych w sufit. Ten gabinet stanowi  ma
fortec . By y w nim  lady ognia, jak wsz dzie w Helikonie, nie by o jednak trupa. Rzecz
jasna Soi móg  z apa  i zabi  Boba gdzie indziej, nie by o jednak na to dowodu. Bob móg
ocale  i teraz wróci , by zem ci  si  na dziecku, które odtr ci o jego zboczone zaloty...

Nagle jasne sta o si  co  innego. To dlatego Bob wys

 Soli, jak s dzi , na  mier !

Chcia  si  zem ci  za wstyd, jakim go okry a! Zamiast mu ulec, przep dzi a go pa

... i w

ka dej chwili mog a opowiedzie  o tym Solowi. Trzeba by o j  zlikwidowa , a któ  nadawa
si  do tego zadania lepiej ni  oblegaj cy Helikon koczownicy - pobratymcy Sola?

Na tym w

nie polega  b d Boba. Nie dzia

 on w najlepiej poj tym interesie

Helikonu, lecz chcia  si  zem ci  i ukry  swe upokorzenie. Pozwoli , by wzgl dy osobiste
wp yn y na najwa niejsz  decyzj .

- Co jest? - zawo

a Vara, gdy Neq wpad  do jej pokoju. - Ach, to ty.

Neq równie  pozwoli , by jego uczucia do tej samej dziewczyny mia y wp yw na

sposób wykonywania przez niego obowi zków przywódcy.

- W korytarzu jest kto  obcy. Idzie w t  stron . My

,  e do ciebie.

- Och! - krzykn a, si gaj c po pa ki.
Popchn  j  barkiem z powrotem na 

ko. Dotykaj c jej poczu ,  e jest ci

ka i piersi

ma pe ne.

- Nie mo esz teraz walczy ! Dlatego tu jestem. Je li wejdzie...
- Ale ja nie mam wrogów, prawda? - zapyta a. - Mo e z wyj tkiem ciebie, kiedy za

kilka miesi cy urodz  i zaczn  znów odwiedza  m

czyzn.

Roze mia  si , lecz ta uwaga ubod a go. Jak móg  wymaga  od innych

przestrzegania tego zwyczaju, je li sam mu si  nie podporz dkuje?

d Boba.

- Mi dzy nami sko czone - powiedzia . - Kocham ci , ale jestem w adc  Helikonu i

musz  by  uczciwy. Rozumiesz to?

- Tak, masz racj  - odpar a. Zabola o go,  e zgodzi a si  tak  atwo. - Tak musi by  -

doda a.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Wtedy zrozumia ,  e to naprawd  si  sko czy o. Vara by a dzieckiem Helikonu,

rozumia a i ca kowicie akceptowa a obyczaj wspólnego posiadania kobiet. Nigdy ju  nie
mia a nale

 do niego na sta e.

Po kilku minutach us yszeli kroki na korytarzu, kto  zbli

 si  ukradkiem.

Drzwi otworzy y si . Neq uniós  szczypce. Tr ci  nimi wy cznik  wiat a.

Eksplodowa a jasno

.

Vara krzykn a.

lepiony przybysz stan  z rozczochranymi w osami i r kami uniesionymi do ciosu.

To by a kobieta. Naga.

adna twarz, raczej zgrabna figura, gibkie nogi, dobrze ukszta towane piersi. - Neq

wiadomi  sobie z przera eniem,  e gdyby mia  miecz, uderzy by nim bez chwili wahania.

- Sosa! - krzykn a Vara, zrywaj c si  z 

ka. Obie kobiety pad y sobie w obj cia,

podczas gdy Neq sta  nieruchomo z uniesionymi szczypcami. Kto by si  tego spodziewa !

- Och, mamo, tak si  ciesz ! - Vara rozp aka a si . - Wiedzia am,  e  yjesz...
Sosa. To j , a nie Sol  Vara uwa

a za sw  prawdziw  matk . Wróci a, by po czy

si  ze sw  córk . Rzecz jasna, nikt inny jej nie obchodzi . Nie chcia a te  nikogo spotka .
Pragn a tylko odwiedzi  Var  i by  mo e zabra  j  ze sob , nie bacz c na nic innego.

Obie kobiety zaj te sob  nie zwraca y na niego uwagi. Neq wyszed . Wiedzia ,  e nie

zauwa

 jego braku.

Vara nie odesz a. To Sosa zosta a. Wtopi a si  w grup  z tak

atwo ci ,  e

wydawa o si , i  zawsze by a z nimi. Przej a obowi zki Vary, wliczaj c w to kr

enie po

pokojach, i cho  nale

a do pokolenia Neqa, m

czy ni z wielk  rado ci  przyjmowali jej

wizyty. By a ma , sympatyczn  i ruchliw  kobiet  o znakomitej figurze. Jej przesz
pozostawa a jednak tajemnic . Znikn a, gdy Helikon zosta  zniszczony, pojawi a si
znowu, gdy powróci  do  ycia. Nikomu si  nie zwierza a.

Je li przedtem Neq w tpi ,  e Vara go potrzebuje, tak teraz nie mia  ju  w tpliwo ci.

Nie potrzebowa a ona nikogo, oprócz Sosy. Neq zosta  odstawiony na bok i nie mia  nawet
powodu do okazywania zazdro ci.

Pewnej nocy Jim znowu obudzi  Neqa. Kolejny alarm!
- Kto  jest w tunelu kolejki - powiedzia  Jim. - Wychodzi, nie wchodzi. Wydaje si ,  e

to kobieta.

Vara! - pomy la  Neq z przera eniem. Sosa namówi a j  w ko cu do odej cia, aby

dziecko nie musia o cierpie  w Helikonie!

- Sprawdz  to sam - powiedzia .
Jim skin  g ow . By  mo e zrozumia  powody zatroskania Neqa. To by a sprawa,

któr  wódz musia  za atwi  osobi cie.

Kto  niew tpliwie by  w tunelu, nie korzysta  jednak z wózka. Neq wypu ci  powietrze,

które wstrzymywa , gdy przechodzi  przez komor , gdzie ros y kwiaty, i poczu  inn  wo  -

aby zapach perfum, jakich lubi y u ywa  kobiety. Ta przed nim nie wzi a wózka, gdy

pobór mocy natychmiast zaalarmowa by urz dzenia kontrolne. Niewielu ludzi wiedzia o o
innych aparatach zamontowanych przez Jima. Ich istnienie utrzymywano w tajemnicy ze
wzgl dów bezpiecze stwa. Neq mimo woli coraz bardziej docenia  ró ne metody
stosowane przez swego poprzednika. Boba. Trzeba by o wiedzie , co si  dzieje, lecz nie
nale

o dzieli  si  t  wiedz  z innymi.

Szyn nie pokrywa  ju  py , gdy  kolejka by a cz sto u ywana. Neq nie móg  dostrzec

uciekinierki, gdy jednak przy

 ucho do metalu, us ysza  niewyra ny szelest i stukanie.

Kto  szed  wzd

 szyn w stron  gospody. Kto  ci

ki i troch  niezgrabny, jak kobieta w

ostatnich miesi cach ci

y...

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Pobieg  za ni  przez ciemny tunel. Wkrótce us ysza  j . Zwolni , by mie  pewno

,  e

nie spostrze e go za szybko. Chcia  j  powstrzyma , zanim zrobi co  nierozwa nego.
Vara... Nie wiedzia  jednak, czy potrafi tego dokona .

Szuka a ostro nie drogi, jakby ba a si  ciemno ci. Posuwa a si  naprzód powoli.

Jedna osoba, nie dwie.

Dlaczego nie by o z ni  Sosy? Ona widzia a po ciemku jak kotka i zna a inne drogi

prowadz ce na zewn trz. Nie zostawi aby swej przybranej córki. W gruncie rzeczy Vara
te  umia a dobrze radzi  sobie w nocy. Ci

a nie mog a tego zmieni  a  tak bardzo.

Podszed  do niej od ty u i powiedzia :
- Ani kroku dalej.
- Och!
By  to okrzyk zaskoczenia. Co  ci

kiego upad o na ziemi .

os j  zdradzi . To by a So a. D wiga a swój dobytek w tobo ku trzymanym w

ramionach, a wraz z nim spory zapas  ywno ci i wody. Nic dziwnego,  e st pa a tak
ci

ko!

- Co tu robisz? - zapyta , nie wiedzie  czemu rozgniewany na ni  za to,  e nie by a

Var .

- Id  sobie! To by o jasne.
- Nikt nie mo e opu ci  Helikonu. Wiesz o tym lepiej ni  ktokolwiek inny.
- Wi c zabij mnie! - krzykn a histerycznie. - Nie zostan  tu z ni !
Dlaczego ludzie nadal domagali si  od niego, by ich zabija ?
- Z Var ? Ale  ona potrzebuje ci  teraz bardziej ni  kiedykolwiek...
- Sosa!
To imi  zabrzmia o jak syk.
Zrozumia . Je li on odczuwa

al do Sosy o to,  e zajmowa a ca  uwag  Vary, to w

znacznie wi kszym stopniu musia o dotyczy  to jej naturalnej matki. Sola zosta a
odsuni ta na bok w

nie w tym momencie, gdy spodziewa a si ,  e stanie si  swojej

córce szczególnie bliska.

Neq by  zbyt krótkowzroczny. Ocenia  Sos  jedynie z w asnego punktu widzenia. Nie

dostrzega  naturalnych reakcji innych, tak samo, jak przed nim Bob. Czy by  skazany na
pope nianie tych samych b dów a  do takiego samego ko ca?

- Masz te  inne obowi zki - powiedzia  Neq bez przekonania. - Nie mo esz ucieka

tylko dlatego,  e jedna sprawa nie uk ada si  jak nale y.

Sam jednak odczuwa  narastaj

 pokus , by zrobi  to samo. Obowi zki przywódcy

nudzi y go i irytowa y, podobnie jak wtedy, gdy by  jednym z wodzów Imperium. Po utracie
Vary nie zosta o ju  wiele rzeczy, które budzi yby jego zainteresowanie.

- Tu, w Helikonie, nie ma ma onków, rodziców ani dzieci, tylko zadania do

wykonania - rzek  ostro.

- Wiem o tym! - krzykn a. - W tym w

nie tkwi problem! Nie mam ma onka ani

dziecka!

- Ka dy m

czyzna jest twoim ma onkiem. Sama obmy li

 zasady, jakie

obowi zuj  w Helikonie. Wspólnota.

Roze mia a si  gorzko.
- Jestem star  kobiet . M

czy ni mnie nie chc . Neq zrozumia ,  e jej  al do

Podziemia nie ogranicza si  do jednej sprawy. Gdyby wykonywa  swe obowi zki jak
nale y, ju  dawno by to zauwa

. Musia  upora  si  z tym natychmiast, albo przyzna ,  e

jest gorszym przywódc  od Boba. Nie móg  jednak przywróci  Soli urody, jak  cieszy a si
pokolenie temu.

Pozbawiona zarówno powabu, jak i macierzy stwa w sytuacji, gdy obie te rzeczy

by y ogromnie wa ne, Sola mia a prawo czu  si  nieszcz

liwa!

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Potrzebujemy ci  w Helikonie - powiedzia . - Nie pozwol  ci odej

. Na zewn trz nie

ma dla ciebie  ycia.

- Sosa mo e przej

 moje obowi zki. Porozmawiaj z ni .

- Nie! Sosa si  do tego nie nadaje. Ona... - gor czkowo szuka  w

ciwej odpowiedzi.

- Nie mo e mie  dzieci!

- My lisz,  e ja mog ? - odburkn a Sola. - Mam trzydzie ci trzy lata!
- Urodzi

 Var ! Potem 

 z kastratem, a jeszcze pó niej z bezp odnym

czyzn . Gdy spróbowa

 z Varem, on równie  okaza  si  bezp odny. Oni nie mogli

dawa

ycia, ale ty mog

. Nadal mo esz! Helikon potrzebuje tego  ycia! Dzieci s  nasz

przysz

ci .

- Poród zabi by mnie w tym wieku. Wkrótce zostan  babci .
Ton jej g osu przeczy  s owom. Neq zorientowa  si ,  e Sola pragnie, aby j

przekona .

- Nie, je li b dzie go odbiera  Dick Chirurg. To on uczyni  Nieuzbrojonego tym, czym

by ...

- By  bezp odny! - wtr ci a.
- To by  przypadek! Popatrz, czego dokona  z moimi r kami! Nikt inny nie móg by mi

ich przywróci . Nie uczyni  mnie przy tym bezp odnym! Potrafi ratowa

ycie. Uratuje

równie  twoje, bez wzgl du na to ile dzieci urodzisz i w jakim wieku. A gdyby ... to si  nie
stanie, ale gdyby  umar a, to co to za ró nica? Na zewn trz zginiesz na pewno!

Ta odrobina okrucie stwa wywo

a na jej twarzy przekorny u miech, który jednak

szybko przemin .

-  aden m

czyzna mnie nie dotknie - odpar a ponurym g osem.

- Ka dy m

czyzna to zrobi! - krzykn . - Tu jest Helikon i ja jestem jego w adc !

Wy

... - ugryz  si  w j zyk. S abo zna  kobiety, ale takiego b du nie móg  pope ni

nawet on. Omal nie powiedzia  jej,  e Jim Pistolet b dzie zmusza  m

czyzn do tego, by

si  z ni  kochali.

- Ty nie musisz kr

. Rozumiesz, o co mi chodzi? Wiedzia . Ju  wiedzia , na czym

polega jego obowi zek.

- Kiedy ujrza em ci  po raz pierwszy, mia

 szesna cie lat. By

 pi kna.

Najpi kniejsza ze wszystkich.  ni em o tobie. To by y lubie ne sny.

- Naprawd ?
Wyda o si ,  e komplement osi gn  cel.
- Jeste  teraz starsza, ale ja równie . Jeste  zgorzknia a, ja równie . Mo emy jednak

robi  to samo, co m odzi. Dam ci dziecko, którego nikt ci nie odbierze.

- Dokona

 ju  tego z moj  córk  - odpar a. W jej g osie zabrzmia o jednak co

ciep ego.

- To sko czone. Jej dziecko nie b dzie nosi  mojego imienia. Musia em odda  to, co

jej zabra em. Potem Vara b dzie nale

a do wszystkich, tak samo jak ja. I ty. Masz

jeszcze urod .

- Naprawd ? - zapyta a tonem ma ej, roz alonej dziewczynki.
Posiad  j  tam, na torach. W ciemno ci odkry ,  e powiedzia  prawd . By o w niej

bardzo wiele z Vary. I okaza o si  to lepsze, ni  si  spodziewa .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Rozdzia  dwudziesty

By  to bardzo s aby zapach, lecz wywo

 przyp yw dziwnych uczu . Neq wsta  zza

biurka i w sz c intensywnie, odnalaz

ród o tej woni.

W  cianie by a male ka szczelina, której uprzednio nie zauwa

. Z daleka wygl da a

na p kni cie tynku. Teraz Neq odkry ,  e jest ona znacznie g bsza. Czy by do gabinetu
Boba przylega o jakie  sekretne pomieszczenie?

Neq wzi  z biurka jedn  kartk  i w

 w szczelin , by sprawdzi  jej g boko

.

Papier znikn . W ten sposób straci  raport Jima dotycz cy produkcji broni w zesz ym
miesi cu. Za  cian  by a wi c pusta przestrze . Dziwny zapach wyp ywa  na zewn trz
wraz z bardzo s abym strumieniem powietrza.

Neq chwyci  szczypcami sztylet i wepchn  go w szczelin . Nacisn . Co  trzasn o i

cz

ciany odchyli a si  do  rodka. Znajdowa  si  tu korytarz. Móg by go nigdy nie

odnale

, gdyby nie ten zapach.

Zajrza  do  rodka. By o tam ciemno. Z korytarza wyp ywa  ciep y pr d powietrza. Wo

by a teraz znacznie silniejsza.

By  to tunel, prowadz cy w niezbadane podziemia Helikonu, które przed Wybuchem

by y podziemiami jakiego  miasta. Istnia o du e ryzyko,  e czai si  tam  miertelne
niebezpiecze stwo. Do zbadania tego korytarza nale

oby wys

 oddzia  uzbrojonych

ludzi.

Neq wzruszy  ramionami i wszed  do  rodka sam. Osobliwa wo  wype nia a ca y

tunel, sprawiaj c,  e kroki Neqa sta y si  lekkie. Wydawa o mu si ,  e  ciany z kamienia i
metalu oddalaj  si  od siebie. To by a droga ucieczki Boba. Neq szed  t dy  mia o.
Potrzebowa  czego  podobnego, by oderwa  si  od codziennej nudy.

Vara urodzi a pi knego ch opca i nada a mu imi  Van. Po powrocie do zdrowia

zacz a kr

. Sosa sp dza a wiele czasu z niemowl ciem. Ju  teraz wydawa o si ,  e

Vari jest jej synem. W trzy miesi ce po pierwszym porodzie Vara znów by a w ci

y, ale

nie z Neqiem. Sola równie  pocz a i ci

a odmieni a j . Obie kobiety zbli

y si  do

siebie, cho  nie jako matka i córka, lecz raczej jak siostry. Wymienia y do wiadczenia i
rozmawia y o planach zorganizowania w Heli konie  obków oraz szkó . Obie stanowi y
znakomity przyk ad dla pozosta ych. Problemy zwi zane z dzieleniem si  kobietami
przestawa y budzi  emocje.

Neq szed  naprzód, oszo omiony wspomnieniami. Nie zwa

 na niebezpiecze stwo.

Mia  ze sob  latark , gdy  w Helikonie nigdy nie mo na by o przewidzie , kiedy przyda si

wiat o. Za jej pomoc  odnajdywa  drog  w rozszerzaj cym si  korytarzu. Wokó  niego nie

by o ju  metalu. Korytarz prowadzi  przez ska y. Postrz pione  ciany porasta y ro liny
przypominaj ce mech.

Jim Pistolet zako czy  ju  remonty sprz tu i rozpocz  szkolenie swoich nast pców.
- Nie zamierzam odej

 - powtarza  ci gle. - Podoba mi si  tutaj. Maszyny to moja

pasja, a te s  wspania e! Jednak wypadki si  zdarzaj , a ja si  starzej .

Gdy maszyneria Helikonu osi gn a pe

 zdolno

 produkcyjn , wznowiono

dostawy dla Odmie ców. Naprawiono stare ci

arówki. W Helikonie produkowano silniki,

opony, benzyn  oraz przek adnie. Wkrótce sze

 samochodów, które zdo ali zachowa

Odmie cy, zamieni o si  w dwadzie cia, a potem pi

dziesi t. Zwerbowano wielu

koczowników. Jako kierowców i stra ników zatrudniano ludzi z plemienia Ty a i dawnych
wojowników. P acono im  ywno ci , broni  i lekarstwami. Ci

arówki zawsze je dzi y w

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

konwojach - jedna z  adunkiem, druga pe na uzbrojonych m

czyzn, a trzecia z benzyn ,

cz

ciami zapasowymi i  ywno ci . W ten sposób powsta o nowe plemi  - plemi

samochodziarzy. Istnienie i przeznaczenie Helikonu nie by o ju , rzecz jasna, tajemnic ,
lecz warunki przyjmowania nowych ludzi nie zosta y z agodzone. Samochodziarze
uwa ali,  e oni wychodz  na tym najlepiej - byli zaopatrywani przez Helikon, i wiedli
swobodne  ycie koczowników. Wielu z nich gin o w starciach z zach annymi bandytami,
lecz walki te stworzy y legend  klanu samochodziarzy, z której byli bardzo dumni.

Tunel wyszed  na powierzchni  i sta  si  w wozem, nad którym ros y drzewa. Neq

przy pieszy  kroku, pragn c jak najszybciej dotrze  do celu.

Na pocz tku chcia  wys

 ekip , która przeprowadzi aby przewód telefoniczny

mi dzy Helikonem a g ówn  siedzib  Odmie ców, lecz koszt takiego przedsi wzi cia by
zbyt wielki, gdy  kabel nale

oby zakopa  g boko w ziemi, aby bandyci nie mogli go

przerwa . Po drodze rozci ga y si  góry, rzeki oraz Z e Kraje. Zamiast tego uruchomiono
sta

czno

 radiow , która wkrótce mia a si  sta

czno ci  telewizyjn .

Dick Chirurg za

 szpital dost pny dla wszystkich. Przy tej okazji trzeba by o

rozwi za  nowy problem: albo Dick musia  opuszcza  Helikon, albo trzeba by o
wpuszcza  chorych i rannych koczowników do jego wn trza. Dawne ograniczenia nie
odpowiada y obecnym wymaganiom i Neq zrezygnowa  z nich. Fragment podziemi
odci to od reszty i zbudowano oddzielne wej cie. Dick zacz  szkoli  tych spo ród

odych koczowników, którzy chcieli leczy  swoich wspó braci. Poniewa  jednak jego

uczniowie w wi kszo ci nie umieli pisa  i czyta , Dick musia  wprowadzi  uproszczone
symbole obrazkowe na oznaczenie podstawowych leków: kó ko przeszyte z bkowan
strza  mia o wyobra

 ból g owy i symbolizowa o aspiryn , zarys z ba - nowokain , a

zakr tas oznaczaj cy zarazek - antybiotyk przeciwt

cowy. Pozosta e niebezpieczne

medykamenty by y dost pne tylko pod nadzorem Dicka. Ten system dzia

 dobrze.

Koczownicy, których szkoli , nie byli g upi. Musieli si  po prostu wiele nauczy .

Neq zarz dzi ,  e dzieci Helikonu musz  umie  czyta  i pisa . Sam dla przyk adu

ucz szcza  na lekcje, opanowuj c z wysi kiem pisanie s ów: M

CZYZNA, POKÓJ,

JEDZENIE, HONOR. Ze starych ksi

ek mo na by o nauczy  si  ogromnie wielu rzeczy.

Nowe pokolenie nie b dzie mog o unikn

 b dów przesz

ci, je li ich nie pozna i nie

zrozumie ich przyczyn.

Tak wi c wszystko uk ada o si  dobrze. Neq rz dzi  Helikonem równie sprawnie, jak

swoim plemieniem w Imperium.

Okolica sta a si  znajoma. Zarys drogi, las... Ros a tam sosna, któr  pami ta .

Powróci y straszliwe wspomnienia. Musia  jednak i

 dalej.

Mi

 Vary okaza a si  p ocha. Szybko sta o si  jasne,  e jej romans z Neqiem

stanowi  tylko wychylenie wahad a w drug  stron  - zrównowa enie nienawi ci, jak
wcze niej mu okazywa a. Równie  jego nami tno ci nie mo na by o porówna  do mi

ci,

któr

ywi  do Neqi. Uleg  powabowi m odego cia a Vary, przypisuj c temu zwi zkowi

wi ksze znaczenie ni  mia  on w rzeczywisto ci. Vara tymczasem z zapami taniem
odtwarza a populacj  Helikonu.

Neqa - ona by a wci

 najwa niejsza. Uczyni  to wszystko po to, by przywróci  do

ycia  wiat, w którym znalaz oby si  miejsce dla kobiet podobnych do niej. Jej samej

jednak nie przywróci  do  ycia. To w

nie by o miejsce, gdzie ustawiona w poprzek drogi

barykada Yoda zatrzyma a ich ci

arówk . To bandyckie plemi  ju  nie istnia o. Znikn y

nawet czaszki zatkni te na tyczkach. Zemsta...

Zapu ci  si  daleko. Najwy szy czas rozbi  obóz. Obna

 miecz, by  ci

 drzewka

na sza as. L ni ca stal przypomina a mu,  e gdyby pokaza  tylko cz

 swoich

umiej tno ci i zgodzi  si  przy czy  do plemienia Yoda, móg by uratowa  swoje r ce oraz

ycie Neqi. Gdyby dzi  znalaz  si  w podobnej sytuacji, uczyni by to. Neqa nale

aby do

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

wszystkich m

czyzn i nie ró ni oby si  to od kr

enia Vary w Helikonie. Vary, która

urodzi a dziecko mordercy swego m

a... Czy Neqa przesta aby by  warta jego mi

ci po

urodzeniu dziecka Yoda? Mog aby urodzi  pi

dziesi cioro dzieci innym m

czyznom,

je li taka mia aby by  cena za uratowanie jej  ycia! Gdyby zachowa  wi ksz  roztropno

,

móg by zaczeka  na odpowiedni moment i zosta  wodzem plemienia oraz odzyska
swoj  kobiet . Post pi  pochopnie i zap aci  za to straszliw  cen .

Kto  nadchodzi !
Neq podniós  miecz, gotów do ataku. Nie chcia  nikogo zabija , lecz to miejsce by o

dla niego  wi te i ka dy, kto naruszy jego spokój, b dzie mia  k opoty.

W wieczornym mroku Neq odkry  intruza raczej za pomoc  s uchu ni  wzroku. Kroki

by y lekkie, ale przybysz nie zbli

 si  ukradkiem.

Wkrótce go zobaczy : niska, bardzo niska posta  bez broni.
- Neq!
Pozna  j  po g osie; Sosa!
- Co tu robisz? - zapyta . Wiedzia ,  e pod

a za nim a  z Góry. To by o kilka dni

szybkiego marszu. Czy chcia a go sprowadzi  z powrotem, tak jak on Sol ?

- Poczu am zapach kwiatów - odpar a. - Teraz ja si  nimi zajmuj . My la am,  e

gdzie  jest przeciek, ale okaza o si ,  e nie. Wo  zaprowadzi a mnie do twojego
gabinetu... Po tych wszystkich miesi cach sp dzonych przy pn czach jestem prawie
ca kiem odporna, ale ty...

Neq podszed  do niej, unosz c miecz. Nawet w najgorszym okresie swej zemsty

nigdy nie atakowa  kobiet.

- Tego si  ba am - szepn a. - B

 musia a mie  na ciebie oko zanim znajd

pn cze i pozamykam kwiaty.

Min a go, przechodz c ca kiem blisko. Niespodziewanie dostrzeg  powab jej

zaskakuj co zgrabnego cia a. Kobiety wcale nie musia y wi dn

 z wiekiem! Pod

 za

ni  odurzony. Nie by  pewien, jakie s  jej zamiary, ani czego sam pragnie.

Nagle dostrzeg , dok d si  udaje.
- Trzymaj si  z dala od tego grobu! - krzykn .
- Grobu? To jest twoja najg bsza rana, prawda? - spyta a. - Och, my

,  e to jest to.

Przej cie jest zatkane, ale wydobywa si  stamt d wyra ny powiew...

Zacz a odgarnia  li cie i ga zki pokrywaj ce grób Neqi. Ods oni a znajduj

 si

pod spodem  yzn  ziemi .

- Ale  to tylko odpadki! - zawo

a. Neq ponownie uniós  miecz.

- Stój, albo zginiesz!
- Robi  to dla ciebie - odpar a, nie przerywaj c pracy. - Przeci g niesie opary prosto

w nasz  stron . Kwiaty musz  by  tu  za tymi  mieciami.

- Nie chcia bym zabi  kobiety - oznajmi  Neq, unosz c miecz. - Ale je li b

musia ...

- Zaraz je znajd  - odrzek a Sosa. - Tymczasem nie strasz mnie t  rzecz , prosz .

Gdyby  wiedzia , ile razy w  yciu zosta am wdow , zrozumia by ,  e twoja 

oba nie jest

czym  wyj tkowym. Nie obchodzi mnie to, co wydaje ci si ,  e widzisz. Mam tu robot  do
wykonania.

Zrozumia ,  e Sosa si  nie zatrzyma. Nie móg  jednak pozwoli  jej sprofanowa  ko ci

Neqi.

Rozpostar  ramiona tak, by nie zrani  Sosy mieczem, po czym ruszy  naprzód,

odpychaj c j  swym cia em. W asn  piersi  os oni to  wi te miejsce.

Jednak e Sosa unios a zabrudzone ziemi  d onie i uderzy a go w szyj  tak,  e

zabrak o mu tchu. Nast pnie wepchn a pod jego cia o swój drobny bark i w jaki  sposób
odrzuci a go do ty u.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Prosz  ci , trzymaj si  z dala - powiedzia a cicho. - Tu mo e si  kry  co

niebezpiecznego. Musz  usun

 te wszystkie  mieci.

Dopiero teraz przypomnia  sobie, co Vara mówi a o tej kobiecie. Sosa umia a walczy

w Kr gu go ymi r kami! To ona nauczy a Nieuzbrojonego tej sztuki. Próba szamotania si
z ni  by aby g upot .

Neq patrzy  t po, jak dó  si  pog bia. Nie chodzi o tylko o zwyk e ko ci. Nie mia

poj cia, czy po tych wszystkich latach cokolwiek z Neqi pozosta o. Liczy y si
wspomnienia o niej. To, w jaki sposób zgin a, i jak on wtedy post pi . Koszmarny sen, o
którym stara  si  zapomnie . Gwa t, morderstwo, ból, zemsta, poczucie daremno ci...

Sosa uderzy a w co  twardego. Przera ony Neq zapali  latark . Si gn a w dó  i

wyci gn a...

Kopytkowat  stop .
Zatrwo ony Neq zachwia  si  na nogach. To by a mogi a Vara Pa ki, kolejny

koszmar!

Stopa drgn a, grube, t pe palce poruszy y si . Posypa a si  ziemia. Wy oni a si  z

niej ow osiona noga.

- Ojej - zawo

a Sosa. - Tego si  nie spodziewa am! Nast pnie pojawi a si  r ka,

która opar a si  o powierzchni . Cia o d wign o si . Zw oki usiad y.

Neq pod wp ywem szoku otrze wia  na chwil  i zda  sobie spraw ,  e jest pod

wp ywem narkotycznych kwiatów, co Sosa bezskutecznie próbowa a mu wyja ni . Ich
nasiona by y drobne jak kwiatowy py ek i ulatywa y razem z zapachem. Je li trafi y na
dobr  gleb , wilgo  i odrobin

wiat a, mog y zamieni  si  w pn cza i zakwitn

.

Nie by y to zw oki Neqi ani Vara. By o to co

ywego, co wy azi o z zasypanego

korytarza. Co  przypominaj cego cz owieka, ale co? Ponownie rzeczywisto

 zacz a si

zamazywa , gdy  wyziewy pn czy by y tu wyj tkowo g ste.

Neq uderzy  szczypcami w cymba ki, lecz nie przychodzi a mu do g owy  adna

piosenka odpowiednia do tej sytuacji.

- My la am,  e nie  yjesz! - krzykn a Sosa do postaci. Groteskowa, bezkszta tna

owa obróci a si , by na ni  spojrze .

- Hel... Helikon nie  yje! - warkn a posta .
- Helikon  yje! - krzykn  Neq. Podniós  miecz... i zawaha  si  u wiadamiaj c sobie,

e tak d ugo, dopóki widzi cymba ki jako miecz, narkotyk rz dzi jego umys em.

- Powstrzymaj te kwiaty! - krzykn  do Sosy. - We  moj  latark ...
Podesz a do niego natychmiast i wzi a  ród o  wiat a. Za wieci a w otwór szukaj c

pn czy, które musia y by  gdzie  blisko. Neq spojrza  na stworzenie.

- Kim jeste ? - zapyta .
- Ja nie  yj ! - odpar o. Sta o tu  obok otworu. By o równie wysokie jak cz owiek i

mia o pokryt  bliznami,  ys  g ow .

- To Bob - wyja ni a Sosa. - W adca Helikonu. By y w adca! Wi c jednak uszed

przed zemst  Sola!

- Teraz ja jestem w adc  - powiedzia  Neq. - Musimy rozstrzygn

 ten spór pomi dzy

sob .

- Uciekaj st d, Neq! - zawo

a Sosa. - To prawdziwy zabójca, a ty jeste  pod

wp ywem...

- T dy - powiedzia  Bob. Jego g os by  niemal niezrozumia y, jak gdyby nie u ywa  go

od lat.

- Nie id  tam! - krzykn a Sosa. - On jest szalony! Obaj m

czy ni nie zwrócili na ni

uwagi. Bob zst pi  do grobu, a Neq pod

 za nim, wyczuwaj c brzegi otworu

szczypcami. Czo ga  si  na  okciach i kolanach, trzymaj c miecz z dala od gruzu. Sosa nie
posz a za nimi.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

Wyszli z tunelu we wspania ej jak pa ac jaskini, której dno opada o w stron  jeziora
cego  ród em wody dla Helikonu. By o tu gor co i jasno. Elektryczne  arówki zwisa y

z sufitu.

- Mia

 tu pr d przez ca y czas?

- Oczywi cie.

os Boba brzmia  wyra niej, odk d znale li si  na jego terytorium, a wo  kwiatów

zanik a.

- Przygotowa em sobie t  kryjówk  na wszelki wypadek. Jest tu szyb wentylacyjny

prowadz cy na szczyt Góry.

- Dlaczego wi c tu zosta

?

- Na górze jest zimno.
Zimno, to ma o powiedziane. Szczyt Góry zawsze by  pokryty  niegiem. Grozi o tam

miertelne niebezpiecze stwo w postaci niezliczonych urwisk, rozpadlin oraz lawin. Tylko

kto  zdesperowany móg by porzuca  tak bezpieczne schronienie, by narazi  si  na to
wszystko.

- Czy jeste  sam?
Trudno by o uwierzy , by ktokolwiek móg  wytrzyma  siedem lat w ca kowitym

odosobnieniu.

- Oczywi cie,  e nie. Mam bardzo pos uszne plemi . Chod , musisz to zobaczy .

Wcale nie zazdroszcz  ci twojej pozycji.

Poprowadzi  Neqa wzd

 brzegu jeziora do szeregu wylotów jaski .

By y tam zwierz ta - mutanty ze Z ych Krajów o ró nych kszta tach i rozmiarach.

Niektóre z nich umyka y chy kiem na widok nadchodz cych m

czyzn, lecz inne

wygl da y na oswojone.

- O nich mówi

? - zapyta  Neq.

- To jest tylko cz

. Robotnicy i zbieracze. Oczywi cie nie umiej  czyta . Doskonale

natomiast radz  sobie z piel gnowaniem upraw hydroponicznych i zbieraniem plonów.
Nie s  jednak zbyt inteligentne.

Neq ujrza , jak podobne do szczurów stworzenia odgryza y kawa ki grzyba rosn cego

w szczelinach i zanosi y je gdzie .

- Musisz pozna  moj

on  - ci gn  z o ywieniem Bob. -  ycie w adcy Helikonu ma

to do siebie,  e nie mo na mie  w asnej kobiety.

- Wiem o tym.
A wi c jedna z kobiet równie  tu przysz a!
- Z jednej strony trzeba ci gle podejmowa  decyzje w sprawach dotycz cych  ycia i

mierci, a z drugiej brak  ycia osobistego. To, co odziedziczy

 po mnie, to nie Helikon,

tylko piek o.

Neq wiedzia , co to jest piek o, wi c to porównanie wyda o mu si  trafne.
- Widzia em twoje  lady w jadalni. Zastanawia em si , kto móg  przyj

 z wizyt .

-  lady? Z pewno ci  nie moje. Zatka em korytarz odpadkami i nigdy z niego nie

korzysta em, a  do chwili, gdy zacz

 si  przekopywa  z drugiej strony. Musia em

sprawdzi , co si  dzieje.

Odpadki - pn cza musia y zapu ci  w nich korzenie. Wiatr wia  od jaski  Boba do

Helikonu i gdy ro liny wyros y i zakwit y, sekret si  wyda . Sosa nie odkopa a grobu Neqi
ani Vara, lecz kryjówk  Boba.

- Dlaczego próbowa

 zabi  ma  Soli? - zapyta  Neq tonem, jak gdyby chodzi o mu

tylko o zaspokojenie zwyk ej ciekawo ci. W rzeczywisto ci jego dalsze post powanie
zale

o od tej odpowiedzi.

- Nie próbowa em jej zabi . Chcia em uratowa  Helikon.
- Nie powiod o ci si .

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Nie z mojej winy. Wiedzia em,  e  aden koczownik nie zabi by kobiety ani dziecka,

zw aszcza tak uroczego, jak ma a Soli. By em pewien,  e barbarzy ski wojownik, który
spotka si  z ni  na p askowy u, gdzie nikt nie b dzie móg  ich dostrzec, albo odst pi jej
zwyci stwo, albo ukryje j , nie czyni c jej krzywdy i sam og osi si  zwyci zc . W obu tych
przypadkach Helikon by by bezpieczny.

Bob, zamkni ty w tych jaskiniach, nie móg  zna  historii Vara i Soli. Jego kalkulacje

by y poprawne, nie wzi  jednak pod uwag  obecno ci Sola wewn trz Helikonu.

- Bezpieczny?
- Gdyby zwyci

a, honor zmusi by koczowników do odst pienia od obl

enia.

Gdyby og oszono,  e zgin a, ujawni bym jej to samo

, co unieszkodliwi oby ich

przywódc . Skutek by by ten sam. Sos wiedzia , jak wywiera  nacisk na Gór . By
znakomitym strategiem i pozna  nasz system obronny od wewn trz. On móg  odnie
zwyci stwo, lecz  aden inny koczownik nie zdo

by zdoby  Helikonu.

Rozumowanie wydawa o si  sensowne, niemniej jednak zawiod o.
- Dlaczego nie wtajemniczy

 innych w swe plany?

- Przywódca nigdy nie ujawnia swych zamiarów przedwcze nie. Z pewno ci  o tym

wiesz. Musia em zrealizowa  plan, a potem powiedzie  o nim lub nie, w zale no ci od
tego, co wydawa oby si  bardziej korzystne. Zbyt wczesne ujawnienie tej informacji
mog oby doprowadzi  do katastrofy.

Neq zada  sobie pytanie, czy podst p z piosenkami i pn czem u doktora Jonesa

uda by si , gdyby obecni o tym wiedzieli? Zna  odpowied . Bob mia  racj . Z tym  e...

- Ale Soi podpali  Helikon!
Bob spojrza  na niego z politowaniem.
- Ten barbarzy ca? By  na to za g upi. To ja podpali em Helikon.
Zdumiony Neq nie powiedzia  nic.
- W jaki  sposób cz

 tajemnicy dotar a do tego g upiego bibliotekarza i wiadomo

rozesz a si , zanim by em gotowy wszystko wyja ni . Soi pogna  w stron  mojego
gabinetu, by mnie zabi . Na monitorach zobaczy em,  e pozostali wzi li stron  tego
durnia. Nie mog em tolerowa  podobnej krótkowzroczno ci. Nacisn em mieszcz cy si  w
moim biurku guzik z napisem: „KONIEC K OPOTÓW” i przyszed em tutaj. Nigdy nie
mia em ochoty wraca . To musia o wygl da  nieestetycznie.

- Zrobi

 to dla zemsty? - zapyta  cicho Neq, napr

aj c mi

nie.

- Zemsta nie przynosi  adnych korzy ci. Pewnego dnia to zrozumiesz - odpar  Bob z

wy szo ci . - Zrobi em to z powodów czysto praktycznych. Gdy dyscyplina podupada,
organizacja nie mo e d

ej funkcjonowa . Lepiej wtedy od razu po

 kres jej istnieniu.

- Ale ca e spo ecze stwo koczowników za ama o si ! Bob wzruszy  ramionami.
- Trzeba umie  si  pogodzi  z konsekwencjami w asnych b dów.
To brzmia o wiarygodnie. Bob wiedzia  co robi. Gdy inni spróbowali si  wtr ca ,

zd awi  bunt w najskuteczniejszy mo liwy sposób. To by o prawdziwe przywództwo. Gdyby
Bob znalaz  si  na miejscu Neqa siedem lat temu, potrafi by znale

 okazj , by zabi

Yoda zanim nad Neq  zawis oby jakiekolwiek niebezpiecze stwo. Neq zrozumia ,  e w
porównaniu z tym cz owiekiem jest niewini tkiem. Brak mu by o hartu ducha, by zrobi  to,
co konieczne. Przez ca e  ycie porusza  si  na o lep. Odnosi  sukcesy dzi ki
przypadkowi, lub p aci  potworn  cen  za swoje b dy.

Weszli do nast pnej, wielkiej jaskini.
- O, tutaj jest! - zawo

 Bob. - Wspania a, lojalna kobieta! Prawdziwe wcielenie moich

wymaga : pos usze stwa, zaufania i dyskrecji. Gdyby tylko funkcjonariusze Helikonu byli
do niej podobni...

Kud ate, podobne do nied wiedzia stworzenie z b on  p awn  mi dzy palcami stóp

podesz o do nich, pow ócz c nogami. By  to kolejny mutant z podziemi.

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

background image

- Mi o mi ci  pozna , Boba - powiedzia  Neq.
- Nie Boba. To dekadenckie, koczownicze nazewnictwo - poprawi  go Bob. - Pani

Bob.

Neq skin  z powag  g ow .
- Teraz rozumiem.
Czekali na niego po drugiej stronie grobu, czy te

mietnika... - Co si  sta o? -

zapyta  Jim. - Czy go zabi

?

- Oczywi cie,  e nie - odpar  Neq, maszeruj c dziarsko przed siebie. - Zemsta nie

przynosi  adnych korzy ci.

- Ale Bob by  odpowiedzialny za wszystko... - zacz a Sosa.
- Pogodzi  si  z konsekwencjami swoich b dów - odpar  Neq. - Podobnie jak ja.

Zamknijcie to przej cie i nie przejmujcie si  pn czami. Tutaj nie przeszkodz  nikomu.

Ich wo  by a w tym miejscu silna i pragn  wydosta  si  z jej zasi gu, zanim znów

zm ci ona jego umys .

- Prawie bym zapomnia  - odezwa  si  Jim. - Kto  próbowa  po czy  si  z nami

przez radio. Nie Odmie cy. Prze czy em to do twojego gabinetu, ale...

W par  chwil Neq znalaz  si  z powrotem na swoim miejscu. G os wydobywaj cy si

z g

nika przemawia  w obcym j zyku. Nacisn  guzik prze czaj cy na nadawanie.

- Mówcie po angielsku! - zawo

. - Tu Helikon! Po krótkiej przerwie odezwa  si  inny

os, przemawiaj cy z wyra nym akcentem.

- Mówi Stacja Andy. Próbowali my si  z wami po czy . Nie mieli my kontaktu przez

siedem lat...

- To by a tylko przerwa - odrzek  Neq.
- Ale dwa lata temu wys ali my helikopter. Pilot zameldowa  nam,  e Helikon zosta

opuszczony...

Wi c to by  ów tajemniczy go

!

- Nast pi a zmiana personelu. Nasz dawny przywódca, Robert, musia  odej

 w stan

spoczynku. Jestem Neq. Od tej pory mo ecie wspó pracowa  ze mn .

W g osie zabrzmia a nuta troski.
- Wiele lat wspó pracowali my z Robertem. W jaki sposób zgin ?
- Doprawdy, Andy! - odpar  Neq, udaj c szok. - Helikon jest cywilizowany! Bob

opu ci  swe stanowisko, aby móc po wi ci  si  swojej  onie, która jest czaruj cym
stworzeniem. Wy lijcie ponownie waszego cz owieka, to go jej przedstawimy. Nast pi a
przerwa.

- To nie b dzie konieczne - odezwa  si  w ko cu g os. - Czy znowu funkcjonujecie

normalnie? Potrzebna warn jaka  pomoc?

- Jak wygl daj  wasze zapasy m odych kobiet? - zapyta  Neq.
- A jak wygl daj  wasze zapasy sprz tu elektronicznego?
Neq u miechn  si . Mia  robot  do wykonania i nagle poczu ,  e zaczyna j  lubi .

KONIEC

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m

Click to buy NOW!

PD

F-XChange

w

w

w

.doc

u-trac

k.

co

m