background image

 

 
 

„Second Chance” 

 
 

 

 

 

 

 
 
 
 
 

 
 

background image

 

Spis treści 

Rozdział 1  .......................................................................................  str. 3 
Rozdział 2  ......................................................................................  str. 6 
Rozdział 3  ......................................................................................  str. 10 
Rozdział 4  ......................................................................................  str. 16 
Rozdział 5  ......................................................................................  str. 22 
Rozdział 6  ......................................................................................  str. 26 
Rozdział 7  ......................................................................................  str. 32 
Rozdział 8  ......................................................................................  str. 37 
Rozdział 9  ......................................................................................  str. 42 
Rozdział 10  ....................................................................................  str. 46 
Rozdział 11  ......................................................................................  str. 52 
Rozdział 12  .....................................................................................  str. 58 
Rozdział 13  .....................................................................................  str. 64 
Rozdział 14  ....................................................................................  str. 73 
Rozdział 15 .....................................................................................  str. 79 
 

background image

 

 

Rozdział pierwszy

 

 

BPOV 

Przechadzałam się pomiędzy półkami jednego z największych sklepów 

z artykułami dziecięcymi w Beverly Hills. Zawsze miałam ten sam problem. 
Otaczały  mnie  tysiące  ubranek,  smoczków,  grzechotek  i  innych 
przedmiotów  niezbędnych  maluchom.  Mogłabym  pozwolić  sobie  na  zakup 
dowolnego 

nich, 

jeśli 

nie 

wszystkich,  

ale  już  na  początku  ciąży  postanowiłam,  że  moje  dziecko  będzie  wiodło 
normalne  życie.  Zamierzam  wychować  je  z  dala  od  fleszy  aparatów 
fotograficznych  i  nie  rozpieszczać  go,  mimo  że  będę  dla  niego  jedynym 
rodzicem. 

Teraz jestem już w 8 miesiącu, ale wciąż doskonale pamiętam strach, 

jaki  czułam  tuż  po  wyjściu  z  gabinetu  lekarskiego.  Musiałam  pogodzić  się  

myślą, 

że 

samotnie 

wychowam 

to 

nowe 

życie.  

Dodatkowy problem stanowiła prasa, która zaraz po rozszyfrowaniu mojego 
stanu,  rozpoczęła  własne  śledztwo  w  tej  sprawie.  Nagle  stałam  się  kolejną 
gwiazdą Hollywood, która poddała się urokowi baby boom.  

Pogrążona  we  własnych  myślach  nie  zauważyłam  sylwetki  postaci 

wyłaniającej  się  zza  jednego  z  regałów.  Nim  zdążyłam  podnieść  wzrok, 
mężczyzna wpadł prosto na mnie. 

- Przepraszam panią najmocniej - powiedział, kiedy tylko upewnił się, 

że nic mi nie jest. 

-  Nic  się  nie  stało…  Naprawdę  –  dodałam,  widząc  jego  spojrzenie.  

- A tak przy okazji, nie wydaje mi się, żebym zasługiwała na miano „pani”. 
Mam  dopiero  23  lata  -  zaśmiałam  się,  wyciągając  rękę  w  jego  kierunku.  
- Jestem Bella. 

-  Edward,  miło  mi.  -  Uśmiechnął  się,  dzięki  czemu  moim  oczom 

ukazały się piękne dołeczki.  

Wtedy też bliżej mu się przyjrzałam. Był wysoki i dobrze zbudowany. 

Miał  średniej  długości  miedziane  włosy  i  hipnotyzujące  zielone  oczy. 
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie był przystojny. Sprawiał wrażenie 
buntownika. Zdecydowanie dostałby główną rolę w niejednym filmie, nawet 
bez udziału w castingu.  

-  W  ramach  rekompensaty  za  napaść  zapraszam  cię  na  kawę.  

- Przerwał moje rozmyślenia. 

- Nie mogę… 
-  Rzeczywiście,  mój  błąd.  -  Podrapał  się  po  głowie.  -  W  takim  razie 

zapraszam 

na 

koktajl. 

Niedaleko 

jest 

niewielka 

kawiarnia  

background image

 

z pięknym ogródkiem. Musimy korzystać z pierwszych wiosennych promieni 
słońca. 

-  Właściwie  czemu  nie?  Muszę  tylko  przejść  do  kasy  i  zapłacić  za 

zakupy - powiedziałam, wskazując koszyk pełen dziecięcych bibelotów. 

- Chyba nie nosisz tego sama? – zapytał, szczerze przejęty. - To musi 

ważyć kilka kilogramów, a z tego co widzę, dźwigasz już wystarczającą ich 
ilość. 

- Nie zaprzeczę, ale bywało gorzej - odparłam, biorąc koszyk do rąk. 
- Daj, wezmę to. I tak szedłem do kasy. 
Dopiero  teraz  zauważyłam  jego  własny  koszyk.  Wypełniony  był 

różowymi sukieneczkami i rajstopkami. Spojrzałam ukradkiem na dłoń. Brak 
obrączki świadczył o braku żony, więc rzeczy mogły być równie dobrze dla 
siostrzenicy. 

Szybko  przeszliśmy  oboje  przez  procedury  płatności  i  już  po  chwili 

kierowaliśmy się do kawiarni. Był to mały lokal ze słonecznym patio. Mimo, 
że  ostatnimi  czasy  często  bywałam  w  tej  okolicy,  nigdy  nie  zwróciłam  na 
niego  uwagi.  A  szkoda.  Ściany  zewnętrzne  pokryte  zostały  pastelowym 
odcieniem karmelu, okiennice były koloru mahoniu. Wyglądem przypominał 
prowincjonalny domek. Miejsce idealne na miłe spędzenie popołudnia.  

Usiedliśmy  przy  jednym  ze  stołów  ustawionych  na  zewnątrz.  

Po minucie podszedł do nas kelner, który przyjął zamówienie.  

Czekając  na  nasze  koktajle,  patrzyliśmy  na  siebie  nawzajem  nie 

wiedząc jak rozpocząć rozmowę. 

-  Uwielbiam  wiosnę.  Wszystko  budzi  się  wtedy  do  życia.  Jak  widzę  

i  tego  roku  powitamy  kogoś  nowego…  -  Wskazał  skinieniem  głowy  mój 
potężnych rozmiarów brzuch. 

-  Tak,  cieszę  się,  że  urodzę  wiosną.  Nie  mogę  się  już  doczekać 

spacerów  obrzeżami  miasta,  z  dala  od  paparazzi.  -  Dopiero  po  chwili 
dotarło do mnie co powiedziałam. 

-  Tak  też  mi  się  wydawało,  że  skądś  cię  znam.  Teraz  przynajmniej 

wiem  skąd.  -  Zaśmiał  się.  -  Nie  martw  się,  nie  zamierzam  pójść  do  prasy  
z informacją o randce z Bellą Swan.  

-  A  więc  jesteśmy  na  randce?  Przepraszam,  gdybym  wiedziała, 

ubrałabym się odpowiednio - zażartowałam. 

- To co masz na sobie jest wystarczająco ładne. 
Spojrzałam  w  dół  na  zwiewną  sukienkę  w  kwiatowy  wzór. 

Rzeczywiście 

była 

jedną 

ładniejszych 

sukienek 

ciążowych,  

wktórych  chodzę  na  co  dzień.  Czułam  się  w  niej  lepiej  niż  
w  niejednej  wieczorowej,  które  zakładam  na  oficjalne  wyjścia  
i premiery.  

background image

 

-  Tak  więc  poznaliśmy  się  w  sklepie  dziecięcym  pół  godziny  temu  

i już jesteśmy na randce… Historia idealna na pierwszą stronę brukowca. 

- Nie interesuje mnie to, czy jesteś gwiazdą czy nie. W tym mieście są 

ich tysiące. Miło spotkać wreszcie taką, której nie zależy na rozgłosie.  

-  Tak,  szczególnie  teraz,  kiesy  czekam  na  narodziny  maleństwa. 

Chciałabym móc spędzić z nim jak najwięcej czasu.  

- Świetnie cię rozumiem. Gdybym nie musiał pracować, każdą chwilę 

poświęciłbym córeczce. Jest cudownym dzieckiem, a jej uśmiech wynagradza 
mi każdą nieprzespaną noc. 

A  więc  jednak  córka.  Zastanawia  mnie  jednak,  dlaczego  to  on,  

a  nie  jej  matka  buszuje  po  sklepach  i  kupuje  falbaniaste  ubranka.  Było  to 
jednak  pytanie  zbyt  osobiste,  żebym  mogła  mu  je  zadać.  Muszę 
powstrzymać swoją ciekawość. 

Wracając do jego słów, niedługo i mnie to czeka. Chociaż zdaję sobie 

sprawę, że nie będzie łatwo, przynajmniej na początku. Wiem też, że warto 
poświęcić 

wiele 

dla 

takiego 

maleństwa. 

Widzę 

to  

w oczach Edwarda, kiedy mówi o córce. Zupełnie jakby była dla niego całym 
światem.  Chciałabym,  żeby  moje  dziecko  miało  tak  kochającego  ojca.  Kto 
wie, może pewnego dnia taki się znajdzie… 

Spojrzałam  na  zegarek  i  stwierdziłam,  że  jestem  poza  domem 

wystarczająco  długo  i  przyda  mi  się  trochę  odpoczynku.  Skończyłam  mój 
koktajl,  Edward  zrobił  to  samo  i  po  zapłaceniu  rachunku  wspólnie 
skierowaliśmy  się  w  stronę  postoju  taksówek.  Wrzuciłam  do  jednej  
z nich zakupy i wsiadłam. 

- Do zobaczenia - powiedziałam tuż przed zamknięciem drzwi. 
- Mam nadzieję, piękna. 

background image

 

 

Rozdział drugi

 

 

EPOV 

Mogłem spodziewać się w życiu wszystkiego, ale na pewno nigdy nie 

przypuszczałbym, 

że 

trzy 

dni 

po 

niezwykłym 

spotkaniu  

w  sklepie,  tuż  po  powrocie  z  obiadu  w  domu  rodziców,  zastanę 
w swoim progu Bellę Swan.  

Wyjąłem  właśnie  córkę  z  fotelika  samochodowego  i  zmierzałem  ku 

drzwiom,  kiedy  dostrzegłem  przy  nich  sylwetkę  ciężarnej  kobiety.  
Podszedłem  bliżej,  nie  kryjąc  zdziwienia,  ale  zdobyłem  się  na  powitanie 
gościa. 

-  Cześć  -  powiedziałem,  uśmiechając  się  do  Belli.  -  Co  ty  tu  robisz  

i skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? 

-  Cześć.  Przepraszam  za  najście.  Chciałam  ci  tylko  podziękować  za 

miłe  popołudnie  i  oddać  to.  -  Podała  mi  torbę  z  logo  sklepu  dziecięcego.  
- Musiałam zabrać ją przez pomyłkę z kawiarni. 

- Nic się nie stało. Dziękuję jednak za fatygę. Rozumiem, że nie masz 

raczej zbyt wiele wolnego czasu. 

Spojrzałem  na  nią  i  dopiero  wtedy  dostrzegłem  lekkie  sińce  pod 

oczami,  oznaczające  pewnie  problemy  ze  snem.  Ponadto  jej  twarz  była 
bledsza  niż  zapamiętałem,  a  ręką  dyskretnie  rozmasowywała  kręgosłup. 
Widać było, że ostatnie tygodnie ciąży zdecydowanie dawały się kobiecie we 
znaki.  

-  Wejdźmy  do  środka  -  powiedziałem,  otwierając  drzwi.  -  Jestem 

pewien, 

że 

kuchni 

znajdzie 

się 

jeszcze 

jakaś 

herbata.  

- Odpowiedziała mi uśmiechem. - A właściwie jak długo na mnie czekałaś? 
-  zapytałem  ciekawy,  przepuszczając  ją  w  progu  i  wchodząc  zaraz  za  nią  
z córeczką spokojnie śpiącą na moich rękach. 

- Niedługo. Może jakieś 20 minut - odpowiedziała. 
- W takim razie najwyższy czas, żebyś usiadła.  
 

BPOV 

Edward  poszedł  do  kuchni  postawić  wodę  na  herbatę,  ale  wcześniej 

odłożył dziecko do fioletowego kojca stojącego na środku salonu. 

Korzystając  z  okazji,  rozejrzałam  się  po  pomieszczeniu.  Ściany  miały 

odcień  kawy  z  mlekiem,  co  w  połączeniu  z ciemnymi  podłogami  nadawało 
ciepły 

charakter 

pokojowi. 

Jedną 

ze 

ścian  

w  całości  zajmowało  ogromnych  rozmiarów  okno,  wychodzące  na  piękny, 

background image

 

zielony ogród. Jestem pewna, że kiedy córka Edwarda podrośnie, to właśnie 

nim 

będzie 

spędzała 

większość 

czasu.  

Przy  kolejnej  ścianie  stał  duży  telewizor  plazmowy,  a  po  drugiej  stronie 
pomieszczenia  ciemnobrązowa  kanapa  z  licznymi  kolorowymi  poduszkami. 
Po 

jej 

lewej 

stronie 

znajdował 

się 

regał 

książkami  

i  mnóstwem  zdjęć.  Na  większości  ukazana  była  dziewczynka  na  różnych 
etapach życia. Kilka przedstawiało troje rodzeństwa, zapewne Edwarda, jego 
siostrę i brata. Na podłodze porozrzucane były wszelkiego rodzaju zabawki 
dziecięce. Od grzechotek po książeczki. 

Obeszłam 

kojec, 

uważając, 

żeby 

nie 

obudzić 

dziecka  

i  skierowałam  się  w  stronę  kanapy.  Usiadłam  na  niej,  a  wtedy  coś  wydało 
głośny pisk. 

Nie 

minęła 

chwila, 

pokoju 

rozległ 

się 

płacz.  

Spojrzałam  w  stronę  kuchni, ale najwidoczniej  tata  dziewczynki  nie  słyszał 
wołania. Podeszłam więc do kojca i najostrożniej jak tylko umiałam wyjęłam 
z niej płaczące dziecko, przypominając sobie jednocześnie wszystkie zasady, 
jakie  wpajano  mi  w  szkole  rodzenia.  Co  prawda  dotyczyły  one  mniejszych 
dzieci, ale ostrożności nigdy za wiele. 

Kołysałam  małą  w  ramionach,  nucąc  pierwszą  lepszą  piosenkę  

i już po chwili zauważyłam, że moje działania przynoszą rezultaty. Zaczęła 
się uspokajać.  

Po  kolejnej  dawce  bujania  odwróciła  główkę  w  moją  stronę  

i spojrzała na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami. Były bardzo podobne 
do oczu jej ojca. 

Przyglądałam  się  dziewczynce  przez  chwilę,  zastanawiając  się,  jak 

będzie wyglądało moje dziecko… 

-  Z  pierwszą  próbą  poradziłaś  sobie  śpiewająco.  Dosłownie.  

-  Usłyszałam  za  sobą  głos  gospodarza.  -  Całkowicie,  jakbyś  wiedziała,  że 
kiedy jest niespokojna, śpiewam jej i gram na fortepianie… 

- To chyba nareszcie ten instynkt, o którym wszyscy mówią. Uznałam, 

że 

śpiew 

może 

pomóc. 

Odwróciłam 

się 

wyciągnęłam  

w jego kierunku ręce, na których trzymałam dziecko. 

-  Zajmij  się  nią  jeszcze  przez  chwilę,  jeśli  to  nie  problem.  Uprzątnę  

w tym czasie to pole minowe. - Wskazał na podłogę. 

- Nie śpiesz się. Wydaje mi się, że nic jej nie zrobię, jeśli potrzymam 

ją jeszcze przez kilka minut. 

Mężczyzna wziął się za zbieranie zabawek, a ja w tym czasie usiadłam 

ostrożnie, wciąż trzymając w ramionach dziecko.  

-  Jak  właściwie  ma  na  imię?-  zapytałam,  nie  odwracając  wzroku  od 

pięknej twarzyczki. 

- Nicole - odpowiedział Edward. 

background image

 

Minęło  około  15  minut,  w  trakcie  których  pokonał  kilka  razy  schody 

prowadzące  na  wyższe  piętro.  Upewniwszy  się,  że  wszystkie  potencjalnie 
niebezpieczne  przedmioty  zostały  usunięte  ze  środka  pomieszczenia,  udał 
się do kuchni, aby po chwili wrócić z dwiema filiżankami parującej herbaty  
i jedną dziecięcą butelką, wypełnioną mlekiem. 

Usiadł  koło  mnie  i  sprawdził  na  nadgarstku  temperaturę  pokarmu. 

Następnie wyciągnął ręce, ale córka nie wydawała się zbyt chętna do zmiany 
położenia.  

- Mogę? - zapytałam niepewnie. 
W odpowiedzi podał mi butelkę i schylił się nad niewielkim stolikiem 

w celu posłodzenia herbaty.  

Nie  zwracałam  większej  uwagi  na  to  co  robił.  Byłam  zafascynowana 

karmieniem  dziecka.  Za  kilka  tygodni  sama  miałam  zostać  matką,  
a  tymczasem  Nicole  była  pierwszym  maleństwem,  jakie  kiedykolwiek 
karmiłam. 

- Mówiłeś, że grasz na fortepianie? 
-  Tak,  od  dziecka.  Zawsze  byłem  inny  od  reszty  rówieśników.  Jasne, 

uwielbiałem piłkę nożną i football, ale w wolnych chwilach, zamiast chodzić 
na koncerty rockowe, biegałem na lekcje gry na klawiszach. 

- W takim razie nie jesteś jedynym odmieńcem w tym pomieszczeniu 

- zaśmiałam się. - Gram od kiedy skończyłam 10 lat. 

Żartujesz?! 

Wydawał 

się 

autentycznie 

zdziwiony.  

- W artykułach na twój temat nigdy o tym nie mówili. To znaczy, nie żebym 
czytał wszystko co o tobie piszą, ale mam siostrę i szwagierkę, a poza tym 
posiadam 

telewizor, 

tam 

cały 

czas 

mówią 

tobie  

i innych gwiazdach.  

-  Spokojnie,  nie  musisz  się  przecież  tłumaczyć.  -  Uśmiechnęłam  się  

w  jego  kierunku.  -  Ale  nie  przesadzajmy  z  tymi  gwiazdami.  Daleko  mi  do 
niektórych z nich. 

-  Oboje  wiemy,  że  przemawia  przez  ciebie  skromność,  

a  najlepszymi  tego  dowodami  są  twoje  tegoroczne  nominacje  do  Złotego 
Globu  i  Oscara.  Mogę  się  nawet  założyć,  że  w  przyszłym  tygodniu 
odbierzesz tego pierwszego, a za dwa drugiego. 

- Pożałujesz, że to zaproponowałeś. Od dziecka miałam zboczenie na 

punkcie  wszelkiego  rodzaju  zakładów.  Żadnego  nie  odpuściłam  i  nie 
darowałabym sobie, gdybym nie przyjęła tego. 

-  W  takim  razie  o  co  się  zakładamy?  -  zapytał  Edward  

z błyskiem w oku.  

O nie, stawka będzie wysoka… 
-  Jeśli  wygram,  pójdziesz  na  najbliższy  casting  do  roli  rozbieranej.  

- Jego reakcja była bezcenna.- A jeśli to ty wygrasz… 

background image

 

-  Będę  towarzyszył  ci  podczas  gali  rozdania  Oscarów.  -  Mówiąc  to, 

ukazał  rząd  śnieżnobiałych  zębów.-  Skoro  ja  mam  nadszarpnąć  swoją 
godność, rozbierając się przed kamerą, ty możesz narazić na szwank swoją, 
pokazując się na czerwonym dywanie z kimś takim jak ja.  

W  tym  momencie  nie  wiedziałam,  czy  wolałabym  wygrać  i  móc 

obejrzeć  film  z  Edwardem  w  roli  głównej,  bo  nie  miałam  żadnych 
wątpliwości,  że  dostałby  rolę,  czy  przegrać  i  pokazać  się  publicznie  
w towarzystwie tak przystojnego mężczyzny… 

- Zgoda. 
Kiedy wypowiedziałam te słowa, ponownie spojrzałam na Nicole, która 

opróżniwszy butelkę, zasnęła w moich ramionach… 

- Gdzie jest jej pokój? 
 

background image

10 

 

 

Rozdział trzeci 

 

EPOV 

Obudził 

mnie 

dźwięk 

dzwonka 

przy 

drzwiach.  

Niechętnie  wstałem  z  łóżka  i  skierowałem  się  do  źródła  niepożądanej 
pobudki.  Chwyciłem  za  klamkę  i  w  tym  samym  momencie  w  zamku 
przekręcono klucz. Alice! 

-  Cześć  braciszku  -  przywitała  się,  dopiero  co  wprosiwszy  się  do 

mojego domu. - Wpadłam, żeby sprawdzić, jak sobie radzicie.  

Cała Alice. Wyglądem przypominała skrzata, ale nie przeszkadzało jej 

to  w  karierze  rodzinnego  detektywa  i  duszy  towarzystwa.  Krótkie, 
kruczoczarne  włosy  sterczały  jej  we  wszystkie  strony.  Duże,  ciemne  oczy 
przypominały  te,  którymi  świecił  kot  ze  „Shreka”,  a  całe  jej  drobne  ciałko 
bez problemu zmieściłoby się w łóżeczku mojej córki. 

Jakby  tego  wszystkiego  było  jeszcze  mało,  Alice  uwielbiała  wszystko, 

co związane było z show  - biznesem. Dlatego też zaraz po studiach objęła 
stanowisko  redaktor  naczelnej  jednego  z  magazynów  plotkarskich. 
Twierdziła, że nie robi nic złego tak długo, jak to co piszą jej ludzie nikogo 
nie krzywdzi. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że moje uczy cierpią od 
ciągłego  słuchania  najświeższych  wiadomości  dotyczących  gwiazd  
i celebrytów. 

-  Świetnie  -  odpowiedziałem,  zamykając  za  nią  drzwi.  -  Gdyby  ktoś 

nam  nie  przeszkodził,  pewnie  spalibyśmy  do  południa,  a  potem 
spędzilibyśmy  cały  dzień  na  dywanie,  bawiąc  się  grzechotkami  
i pluszakami.  

-  Nie  przesadzaj,  Edward.  Gdybyś  mógł,  cały  czas  chodziłbyś  

w piżamie i wygłupiał z Nikki. Czas wyjść do ludzi, rozerwać się trochę.  

Przeszła do salonu i usiadła na kanapie.  
- Á propos, mam ciekawe informacje. Mam nadzieję, że pamiętasz jak 

kiedyś  opowiadałam  ci  o  Belli  Swan  i  Jamesie  White?  Jestem  pewna,  że 
pamiętasz.  No  więc  kilka  miesięcy  temu  rozeszli  się.  Podobno  zdradził  ją  
z  partnerką  z  nowego  filmu.  Jakiś  czas później okazało  się, że Bella  jest  w 
ciąży.  Wszyscy  byli  przekonani,  że  James  jest  ojcem  dziecka,  ale  kilka  dni 
temu Bellę widziano z innym mężczyzną. Szacujemy, że termin ma za jakieś 
2- 3 tygodnie, więc zaczęły chodzić pogłoski, że to on zostanie tatusiem.  

background image

11 

 

Całe  szczęście,  że  była  tak  zajęta  gadaniem,  że  nie  zauważyła  mojej 

miny,  kiedy  skojarzyłem  fakty.  Powiedziała  kilka  dni  temu.  Byłem  prawie 
pewny, że mężczyzną, o którym mówiła moja siostra, byłem ja.  

Wiedziałem też, że jako redaktor nie przepuści okazji do wyniesienia 

swojego  pisma  na  wyżyny,  a  opublikowanie  takiego  newsa,  na  pewno 
pomogłoby  jej  w  karierze.  Nie  miałem  zbyt  wielkiego  wyboru,  musiałem 
uchylić jej rąbka tajemnicy. 

- Alice, powiem ci coś, ale obiecaj, że nigdy nie poruszysz tego tematu 

na łamach swojej gazety. Nie możesz nawet wspomnieć o tym w obecności 
kogokolwiek  z  branży,  bo  niepotrzebnie  wywołałabyś  lawinę  pytań  
i kolejnych podejrzeń.  

-  Przerażasz  mnie  -  stwierdziła,  siadając  prosto  i  zwracając  się  

w moją stronę. - Ale dobrze, obiecuję. A teraz mów… 

- Ten facet to ja - powiedziałem krótko. 
-  Jak  to  ty?!  Chcesz  mi  powiedzieć,  że  Bella  Swan  jest  w  ciąży  

z tobą?! 

-  Co?!  Nie!  Mówię  tylko,  że  to  ze  mną  była  wtedy  widziana. 

Wpadliśmy na siebie w sklepie i zaprosiłem ją do kawiarni.  

- Nie powiem, ta fryzura ze zdjęcia kogoś mi przypominała, ale za nic 

nie pomyślałabym o tobie, bez obrazy, ale… 

- Jakiego zdjęcia? - przerwałem jej. 
-  Paparazzi  są  wszędzie.  Ktoś  zrobił  wam  wtedy  zdjęcie  

i  przysłał  do  mojej  redakcji.  Jestem  pewna,  że  do  wszystkich 
konkurencyjnych także.  

- Przepraszam cię na chwilę. 
Wszedłem  do  kuchni  i  wyjąłem  z  szuflady  kartkę,  na  której  Bella 

zapisała  mi  wczoraj  swój  prywatny  numer.  Chwyciłem  telefon  
i szybko wystukałem kolejne cyfry.  

- Bella, słucham - rozległo się w słuchawce. 
-  Cześć,  tu  Edward  Cullen.  Dzwonię,  żeby  powiedzieć,  że  mamy 

problem. 

- O co chodzi? Mów dalej.  
- Mają nasze zdjęcia… Wszyscy. 
Powtórzyłem  jej  bardzo  dokładnie  wszystko  czego  dowiedziałem  się 

od  siostry.  Kiedy  skończyłem,  po  drugiej  stronie  nie  było  nikogo  słychać. 
Martwiłem  się,  że  zemdlała  czy  coś  podobnego.  Nie  wybaczyłbym  sobie, 
gdyby z mojego powodu coś jej się stało.  

- Bello, jesteś tam? 
- Tak… Jestem - powiedziała, po czym ponownie ucichła. Odezwała się 

dopiero  po  chwili.  -  Wyjrzałam  przez  okno.  Plotka  musiała  już  ujrzeć 

background image

12 

 

światło  dzienne.  Na  moim  podjeździe  roi  się  od  paparazzi  -  powiedziała 
przerażona. 

- Proszę, nie panikuj. Masz kogoś przy sobie? Kogoś, kto mógłby się 

tobą zająć? 

- Nie, mieszkam sama, moja rodzina mieszka w Forks.  
- W takim razie zaraz po ciebie przyjadę. Podaj mi tylko adres.  
-  Edward,  nie!  Jeśli  tu  przyjedziesz,  podsycisz  tylko  ich  ciekawość. 

Poradzę sobie sama. Mogę udawać, że nie ma mnie w domu. W końcu sobie 
odpuszczą i odjadą. 

- Nie wiesz, kiedy znudzi im się czekanie na ciebie. I nie możesz być 

sama. Jesteś w ósmym miesiącu ciąży! 

-  Właściwie  już  w  dziewiątym  -  powiedziała  cicho,  jakby  nie  chciała, 

żebym to usłyszał. 

-  O  nie,  młoda  damo,  skoro  nie  chcesz,  żebym  to  ja  cię  stamtąd 

zabrał,  przyślę  moją  siostrę.  Pomyślą,  że  odwiedza  cię  przyjaciółka.  Nie 
próbuj  nawet  dyskutować.  -  Zapisałem  adres,  który  w  końcu  zgodziła  się 
podać.  -  Alice  będzie  tam  za  15  minut.  Podejdź  do  drzwi  dopiero,  kiedy 
zobaczysz na podjeździe czerwonego mustanga.  

- Dobrze… Edward? 
- Tak? 
- Dziękuję… 
 

BPOV 

Dwanaście  minut  później  przed  mój  dom  zajechało  czerwone  auto. 

Wolnym krokiem podeszłam do drzwi i poczekałam, aż zadzwoni dzwonek.  

Po chwili stanęła przede mną młoda kobieta.  
-  Hej,  jestem  Alice.  -  powiedziała  podekscytowana.  -  Pakuj  się, 

zabieram cię z tego cyrku. 

- Jestem Bella… 
- Wiem, wiem. 
W  błysku  fleszy  przedostałyśmy  się  do  samochodu.  Zamknęłyśmy  za 

sobą  drzwi  i  ruszyłyśmy.  Poczułam  się  lepiej  dopiero  kilka  przecznic  dalej. 
Spuściłam  wzrok  na  wycieraczkę,  gdzie  leżała  średnich  rozmiarów  torba 
podróżna. Domyśliłam się, że Edward nie zamierzał pozwolić mi wrócić do 
domu,  póki  sprawa  nie  ucichnie.  Pewnie  wynajął  mi  pokój  w  hotelu  na 
drugim końcu miasta. Sama w panice w ogóle o tym nie pomyślałam.  

Następnie spojrzałam na dziewczynę siedzącą na sąsiednim siedzeniu. 

Wyglądała,  jakby  właśnie  wygrała  na  loterii.  Szeroki  uśmiech  zajmował 
większą część jej twarzy.  

background image

13 

 

-  Nie  spodziewałam  się,  że  kiedykolwiek  poznam  cię  osobiście,  a  już 

na  pewno  nie  w  takiej  sytuacji.  -  odezwała  się  kilka  minut  później.  -  Nie 
wiedziałam nawet, że mój braciszek ma takich przyjaciół. 

- Raczej znajomych. Spotkaliśmy się zaledwie dwa razy. Twój brat jest 

bardzo miły, że postanowił wybawić mnie z opresji.  

- Oto i cały Edward. Zachowuje zimną krew w każdej sytuacji. Nawet, 

kiedy  znajduje  na  wycieraczce  różowe  zawiniątko…  To  znaczy,  zawsze 
chętnie pomaga innym - poprawiła się szybko.  

-  Jesteście  podobni.  W  końcu  ty  też  zgodziłaś  się  przedrzeć  przez 

dżunglę reporterów.  

-  Wierz  mi,  to  dla  mnie  chleb  powszedni.  Zobacz,  jesteśmy  już  na 

miejscu. To dom Edwarda. - Wskazała znany mi już budynek. 

- Wiem. 
Dziewczyna  spojrzała  na  mnie  dziwnie,  ale  nie  skomentowała  tego  

w żaden sposób. 

Zanim  jeszcze  zdążyłyśmy  wysiąść  z  samochodu,  stanął  przed  nami 

miedzianowłosy  z  Nicole  na  rękach.  Pomógł  mi  wytoczyć  się  na  zewnątrz  
i  obdarzył  szczerym  uśmiechem.  W  tym  samym  momencie  na  twarzyczkę 
małej  wstąpił  ogromny  uśmiech,  dzięki  czemu  dane  było  mi  zobaczyć  jej 
cztery ząbki. Wyciągnęła swoje drobne rączki w moją stronę, jakby prosząc, 
abym  ją  przechwyciła.  Widząc  to,  Edward  zaśmiał  się  głośno  i  podał  mi 
córkę.  

- Ktoś tu ma kolejną fankę. - skomentował. 
- Powiedziałabym nawet, że z wzajemnością. 
Weszliśmy  do  domu  i  usiedliśmy  wszyscy  w  salonie.  Od  wczoraj  nic 

się  tu  nie  zmieniło.  Na  ławie  stały  jeszcze  nawet  kubki,  
z których wczoraj piliśmy.  

Siedzieliśmy w ciszy, którą postanowiła przerwać Alice.  
- Okej, musimy ustalić plan działania.  
- Jaki plan? - zapytał zdziwiony Edward. 
-  Chcecie  to  tak  po  prostu  zostawić?  Prasa  nie  da  Belli  spokoju  tak 

długo,  aż  nie  powie,  kim  jest  facet  ze  zdjęć.  Musimy  opublikować 
anonimowe  sprostowanie.  Powołamy  się  na  twoją  przyjaciółkę  
- zwróciła się do mnie. 

- Jaką przyjaciółkę i jakie sprostowanie? 
-  Wiesz,  twoja  przyjaciółka,  czytaj  ja,  przekażę  prasie  pewne 

informacje.  Powiem,  że  ojcem  twojego  dziecka  jest  James,  a  nie  Edward. 
Sprawa powinna przycichnąć w ciągu jednego dnia.  

-  Nie  możesz  tego  zrobić.  -  Spojrzałam  na  nią  zawstydzona.  

-  James  zabronił  mi  mówić  komukolwiek,  że  to  jego  dziecko.  A  poza  tym, 
gdzie chcesz pójść z tym wyznaniem? 

background image

14 

 

-  Tak  się  przypadkiem  składa,  że  jestem  w  tym  biznesie  rozeznana. 

Mam  własne  pismo.  Od  innych  różni  się  tym,  że  sprawdzamy  informacje 
przed  opublikowaniem  ich.  Nowy  numer  ma  wyjść  jutro,  zdążę  jeszcze 
dorzucić  jeden  artykuł.  A  co  do  Jamesa,  co  to  za  facet,  który  nie  chce 
przyznać się do własnego dziecka? 

-  Właściwie  nie  przeszkadza  mi  to.  Nie chciałabym,  żeby za  kilka lat 

moje dziecko dowiedziało się, że jego ojciec zostawił mnie dla innej, a jego 
nie chciał znać.  

W  ciągu  pół  godziny  ustaliliśmy  wersję  dla  mediów.  Alice  miała 

opublikować  rozmowę,  którą  przeprowadzi  sama  ze  sobą.  Moja  rzekoma 
najbliższa  przyjaciółka  przekaże  magazynowi,  że  nie  jestem  związana  
z  mężczyzną  ze  zdjęcia.  Ponadto,  powie,  że  zarówno  ja,  jak  
i  ojciec  dziecka,  nie  możemy  doczekać  się  jego  przyjścia  na  świat.  Taka 
wersja powinna odpowiadać też Jamesowi.  

W  czasie  naszej  rozmowy  Nicole  zrobiła  się  kapryśna,  więc  ciocia 

zaproponowała, że zabierze ją do ogrodu. Na dworze świeciło słońce, mimo 
wczesnej pory.  

Kiedy  wraz  z  dziewczynką  wyszła  z  domu,  zostaliśmy  

z Edwardem sam na sam. 

-  Chodź,  pokażę  ci  pokój.  Rozpakujesz  się  i  odpoczniesz  po  tych 

rewelacjach. - zwrócił się do mnie. 

-  Myślałam,  że  zatrzymam  się  w  hotelu.  Mogę  też  wrócić  do  domu. 

Do wieczora powinni się rozjechać. 

-  Naprawdę  wierzysz,  że  odpuszczą  tak  szybko?  -  Spojrzał  na  mnie 

sceptycznie. - Jesteś obecnie jedną z największych gwiazd Hollywood, ludzi 
interesuje  wszystko  co  ciebie  dotyczy.  Tu jest  bezpieczniej, oczywiście  pod 
warunkiem, że nikt nie śledził was, kiedy do mnie jechałyście.  

- Nie, Alice ich zgubiła. 
- W takim razie proszę za mną. - Ruszył w kierunku schodów. 
Wprowadził  mnie  do  dużej,  jasnej  sypialni,  mieszczącej  się  na 

pierwszym  piętrze.  Z  tego  co  zapamiętałam  z  wczoraj,  znajdowała  się  tuż 
obok pokoju Nicole.  

Podeszłam  do  ogromnych  rozmiarów  łóżka  i  postawiłam  koło  niego 

torbę.  

- Prześpij się. - zasugerował miedzianowłosy. 
-  Dziękuję  ci  za  wszystko.  -  powiedziałam  ze  łzami  w  oczach.  

-  Od  kiedy  przyjechałam  do  Hollywood  nikt  nie  dbał  o  mnie  tak  jak  ty  
w tym momencie. Zachowałeś się lepiej niż niejeden długoletni przyjaciel.  

-  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie.  Może  kiedyś  napiszę  książkę  

o moich przygodach z Bellą Swan. Zapowiada się bestseller. 

background image

15 

 

Oboje  zaśmialiśmy  się  z  jego  żartu,  po  czym  opuścił  pomieszczenie  

i zamknął za sobą drzwi. 
 

 

 
 
 
 

background image

16 

 

 

Rozdział czwarty 

 

BPOV 

Nim 

się 

spostrzegłam, 

nadeszła 

niedziela. 

Mieszkałam  

u Edwarda już 5 dni, a, mimo interwencji Alice, nasz „związek” pozostawał 
tematem numer 1 w mediach.  

Idąc  za  radą  przyjaciela,  postanowiłam  ignorować  wszystkie  plotki, 

które  docierały  do  mnie  z  różnych  stron.  W  zasadzie  porzuciłam  życie 
towarzyskie, co wyszło mi na dobre, bo przez ciążę miałam coraz mniej siły, 
a  musiałam  zmagazynować  energię  niezbędną  podczas  dwóch  wielkich 
wydarzeń branżowych, z których jedno miało odbyć się już dziś wieczorem. 

Czas  w  domu  Edwarda  wykorzystałam  na  zabawę  z  Nicole.  Prawie 

całe  dnie  spędzałyśmy  w  ogrodzie.  W  rekompensacie  za  udzieloną  mi 
pomoc, 

zaproponowałam, 

że 

zajmę 

się 

jego 

córką  

w czasie,  kiedy on będzie  w  pracy.  Dzięki  temu miałam  okazję  dowiedzieć 
się  dużo  o  życiu  dzieci  i  nareszcie  do  końca  uświadomić  sobie,  że  lada 
chwila sama zostanę matką. 

Wstałam  w  łóżka  trochę  później  niż  miałam  w  zwyczaju,  bo 

wiedziałam, że prawdopodobnie nie położę się do niego z powrotem przez 
następne  24  godziny.  Zeszłam  na  dół  i  w  kuchni  zastałam  gospodarza  
z  małą  dziewczynką  w  jednej  ręce  i  kubkiem  w  drugiej.  Odwrócił  się  w 
moją stronę i uśmiechnął. Jego córeczka automatycznie wyciągnęła rączki w 
moim  kierunku  w  nadziei,  że  ją  przechwycę.  Oczywiście  zrobiłam  to  bez 
wahania. 

- Dzwoniła moja mama - powiedział Edward, podając mi drugi kubek. 

- Zaprasza nas na obiad.  

-  To  dobrze.  Ja  mam  jeszcze  kilka  spraw  do  załatwienia  przed 

wieczornym  wyjściem.  Muszę  umówić  się  ze  stylistką.  Pozdrów  rodziców  
i rodzeństwo. 

-  Źle  mnie  zrozumiałaś,  zaprosiła  całą  naszą  trójkę.  Alice  nie  byłaby 

sobą,  gdyby  nie  podzieliła  się  z  nią  rewelacjami  na  nasz  temat.  Spokojnie, 
mama  nic  nikomu  nie  powie  –  dodał,  widząc,  że  chcę  się  wtrącić.  -  
A stylistkę możesz zaprosić tutaj. Tylko w ten sposób zdążysz przygotować 
się po powrocie z obiadu. 

- Edward, nie wiem czy to dobry pomysł… To rodzinny obiad… 
-  I  cała  rodzina  cię  zaprasza.  No  dalej,  nie  daj  się  prosić.  -  Zrobił 

oczka a’la kot ze Shreka.  

background image

17 

 

W odpowiedzi uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że nie ma sensu się 

z nim kłócić. W tym samym momencie poczułam kopnięcie z prawej strony 
mojego potężnego brzucha.  

- Dzidzia. 
- Mówiłaś coś? - zapytał mnie mężczyzna. 
- Nie, myślałem, że to ty. 
- Dzidzia - usłyszeliśmy ponownie tuż po kolejnym ruchu dziecka. 
Oboje spojrzeliśmy na Nicole, znajdującą się w moich ramionach. Na 

jej twarzyczce gościł szeroki uśmiech, a rączką wskazywała miejsce, gdzie co 
chwila wyczuwałam nóżki mojego maleństwa. 

Edward przenosił wzrok raz na nią, raz na mój brzuch, a jego twarz 

wyrażała jeden wielki znak zapytania.  

- Córciu, mogłabyś jeszcze raz to powiedzieć? 
- Dzidzia - powtórzyła, dotykając miejsca, gdzie ona się znajdowała. 
-  Tak  kochanie,  tam  jest  dzidzia  -  powiedziałam,  głaskając  ją  po 

główce i uśmiechając się do niej.  - Wygląda na to, że właśnie powiedziałaś 
swoje pierwsze słowo. Czuję się zaszczycona. 

- Teraz już oficjalnie należysz do rodziny - zażartował jej ojciec, który 

wreszcie opanował szok. 

Zjedliśmy wspólnie śniadanie. To stało się już naszą pewnego rodzaju 

tradycją. Codziennie zanim Edward wychodził z domu, siadaliśmy przy stole 
i jedliśmy wielki posiłek.  

Po  zjedzeniu  rozeszliśmy  się  do  swoich  pokoi,  żeby  przygotować  się 

do 

wyjścia. 

Chwilę 

później 

siedzieliśmy 

już 

aucie  

i  jechaliśmy  w  stronę  przedmieścia.  Dom  rodziców Edwarda znajdował  się 
w przyjaznej, zielonej okolicy. Był to średniej wielkości jasny budynek, który 
od 

razu 

wywołał 

we 

mnie 

wspomnienia  

z  czasów  dzieciństwa,  które  spędziłam  w  podobnej  scenerii.  
Wjechaliśmy na podjazd i silnik zgasł. Mężczyzna wyszedł pierwszy, obszedł 
samochód w celu otworzenia moich drzwi, a następnie schylił się, aby wyjąć 
z  fotelika  córkę.  W  tym  momencie  zauważyłam  zbliżającą  się  w  naszym 
kierunku  kobietę.  Na  oko  mogła  mieć  46  lat.  Miała  średniej  długości 
miedziane  włosy,  spływające  kaskadą  na  jej  ramiona.  To  musiała  być  jego 
matka.  

Podeszła bliżej, a na jej usta wstąpił ogromny uśmiech. 
- Witaj, kochanie - zwróciła się do mnie. 
-  Dzień  dobry,  pani  Cullen.  Przepraszam  za  kłopot,  mówiłam 

Edwardowi, że zostanę u niego, ale… 

-  Pierwszy  raz  jego  upór  znalazł  pozytywne  zastosowanie.  Byłoby  mi 

naprawdę przykro, gdybyś się nie zjawiła. Wszyscy bardzo się ucieszą, kiedy 

background image

18 

 

cię zobaczą. Spokojnie, nie podzielamy zainteresowania Alice światem show 
- biznesu. Mów mi Esme. 

- W takim razie dziękuję za zaproszenie.  
- Mamo, miło cię widzieć - odezwał się jej syn, trzymający już Nicole 

na rękach.  

-  Ciebie  też,  synku.  Dobrze  się  spisałeś,  ściągając  ją  do  nas.  

- Wskazała mnie, na co wyraźnie się zarumieniłam. 

Do obiadu zostało jeszcze sporo czasu. Po zaprezentowaniu mnie całej 

rodzinie, kazano mi się rozgościć i ani myśleć o pomocy gospodyni.  

- Mama bywa nerwowa, kiedy przeszkadza jej się w kuchni. 
Odwróciłam  się  w  kierunku,  z  którego  dobiegły  te  słowa.  Tuż  koło 

mnie siedział postawny mężczyzna o oczach podobnych do Edwarda. Z tego 
co zapamiętałam miał na imię Emmett i był jego starszym bratem.  

-  Ja  za  to  nie  lubię  siedzieć  bezczynnie,  kiedy  ktoś  pracuje  

- odpowiedziałam. 

- Pracoholiczka? 
- Raczej wielbicielka prac domowych. 
-  Bracie,  dobra  robota  -  krzyknął  w  kierunku,  gdzie  jaki  czas  temu 

zniknął mój przyjaciel. - Nie masz może siostry? 

-  Niestety.  I  zanim  zapytasz,  moje  najlepsze  przyjaciółki  mieszkają  

w Nowym Yorku.  

- Moja strata. Edward zawsze wie czego szukać. 
Oboje się zaśmialiśmy.  
W  pomieszczeniu  zaczęli  zbierać  się  pozostali  członkowie  rodziny. 

Wszyscy usiedli na kanapach i fotelach i, pijąc herbatę, zachwycali się małą 
Nicole.  

-  Mamo,  twoja  wnuczka  powiedziała  dziś  pierwsze  słowo  

- powiedział Edward matce. 

- Naprawdę, kruszynko? Co powiedziałaś? 
Dziewczynka  na  czworakach  podeszła  do  mnie,  usiadła  na  moich 

kolanach i dotknęła wypukłości rysującej się pod moją sukienką. 

- Dzidzia - powiedziała, dumnie pokazując kilka ząbków. 

odpowiedzi 

usłyszała 

głośny 

aplauz 

domowników  

i zawstydzona wtuliła się we mnie, chowając twarzyczkę w materiale mojego 
stroju.  

Obiad  minął  w  przyjaznej,  rodzinnej  atmosferze.  Nikt  nie  poruszał 

tematu  ostatnich  plotek.  Nawet  kiedy  Alice  przypadkiem  wyrwało  się,  że 
wieczorem  jest  gala  rozdania  Złotych  Globów,  wszyscy  życzyli  mi  tylko 
powodzenia i porzucili wątek.  

Zdecydowanie  za  wcześnie  nadszedł  czas,  kiedy  musiałam  się 

pożegnać. Obiecałam każdemu z osobna, że nie jest to moja ostatnia wizyta 

background image

19 

 

w  tym  domu  i  Edward  odwiózł  mnie  do  siebie,  gdzie  już  czekała  moja 
stylistka 

pokrowcem 

zawierającym 

suknię.  

Wpuściłam ją do środka i wygoniłam mężczyznę z powrotem do rodziny.  

Przygotowania  zajęły  strasznie  dużo czasu.  Zazwyczaj lubię  ten  etap, 

ale  tym  razem  ledwo  mieściłam  się  w  piękną,  złotą  sukienkę  
z wielkim dekoltem, odciętą pod nim, przez co układała się dobrze na moim 
brzuchu.  Efekt  końcowy,  mimo  narzekań,  zaparł  mi  dech.  Chyba  nigdy 
jeszcze nie wyglądałam tak dobrze. Ucieszyłam się, bo pewność siebie była 
mi bardzo potrzebna, szczególnie, że na gali miał pojawić się James, pewnie 
z nową dziewczyną.  

W momencie, kiedy weszłam na czerwony dywan i poczułam na sobie 

lampy  aparatów  fotograficznych,  zapragnęłam  wrócić  do  domu  państwa 
Cullen.  Wszyscy  patrzyli  na  mnie  i  szeptali  do  siebie  nawzajem.  Były  też 
tłumy  moich  fanów,  którzy  zawsze  byli  po  mojej  stronie,  wspierali  mnie. 
Postanowiłam  uśmiechać  się  i  pozować  dla  nich.  W  końcu  nie  po  to 
koczowali  przy  barierkach  godzinami,  żeby  teraz  widzieć  moją 
niezadowoloną  minę.  Chcieli  dzielić  ze mną  zwycięstwo.  Właśnie,  nagroda. 
Przez  całe  to  zamieszanie  wokół  mojej  osoby  całkowicie  wyleciało  mi  
z głowy, że jestem nominowana w kategorii Najlepsza Aktorka. Nie zależało 
mi  na  nagrodzie,  chociaż  byłoby  to  na pewno  miłe wynagrodzenie  ciężkiej 
pracy  na  planie  filmu.  Wiedziałam  jednak,  że  oprócz  mnie  nominowane 
zostały jeszcze cztery wspaniałe aktorki i każda z nas miała równe szanse na 
zwycięstwo.  

Po 

dwóch 

godzinach 

prowadzenia 

rozmów 

przy 

stoliku  

i oglądania osób odbierających kolejne statuetki, moje maleństwo zrobiło się 
wyjątkowo znudzone. Urządziło sobie więc serię fikołków, które nie były dla 
mnie  zbyt  przyjemne.  Dziwne,  że  zaczęło  je  właśnie  w  momencie,  kiedy 
prezentowano akurat nominacje w mojej kategorii.  

- A statuetka Złotego Globa wędruje do… 
- Isabelli Swan za rolę w filmie „The First Chance”!!! 
Rozległy  się  oklaski,  zaczęto  mi  gratulować,  dziecko  się  uspokoiło,  

a  mnie  eskortowano  na  scenę.  Odebrałam  statuetkę  i  odwróciłam  się  do 
mikrofonu. 

-  Bardzo  dziękuję  wam  za  to  wyróżnienie,  szczerze  mówiąc,  nie 

spodziewała  się  tego.  Cieszę  się  jednak,  że  doceniliście  moją  rolę  
w  tak  ważnym  dla  mnie  filmie.  Jak  wiecie,  opowiada  on  o  miłości,  która 
przychodzi  w  najmniej  spodziewanym  momencie.  Moja  bohaterka  miała 
zaledwie  17  lat,  dziecko  w  drodze  i  żadnych  perspektyw  na  wyjście  na 
prostą,  aż  nagle  zjawił  się  on.  Jej  pierwsza  w  życiu  szansa  na  szczęście. 
Występ  w  tym  filmie  wpłynął  znacząco  na  moje  życie.  Zrozumiałam  parę 
rzeczy i ustanowiłam nowe priorytety. Chciałabym też, korzystając z okazji, 

background image

20 

 

przyznać,  że  po  raz  pierwszy  w  życiu  przegrałam  zakład.  Wygrałam  w  tej 
kategorii i teraz muszę za to zapłacić. - Na sali rozległ się śmiech i sama też 
zachichotałam,  po  czym  zwróciła  się  ponownie  do  kamery.  -  Wiem,  że  to 
oglądasz, więc szykuj smoking. 

 

EPOV 

Myślałem, że wybuchnę śmiechem, kiedy usłyszałem jej ostatnie słowa. 

Ale 

wiedziałem, 

że 

wygram. 

Wiedziałem, 

że 

ona 

wygra.  

Cały  czas  byłem  jeszcze  u  rodziców  i  wszyscy  razem  oglądaliśmy  relację, 
kibicując  Belli.  Swoją  drogą,  moja  rodzina  szybko  ją  polubiła  i  zaczęła 
traktować 

jak 

jedną 

nich. 

Zanotowali 

informację 

gali  

w  swoich  głowach.  W  jej  obecności  nie  dali  po  sobie  niczego  poznać,  ale 
kiedy  tylko  wróciłem,  zastałem  wszystkich  w  salonie  przed  telewizorem, 
czekających aż Jasper - mój brat - znajdzie kanał, na którym będzie emisja 
na  żywo.  Zaśmiałem  się,  widząc  jego  poczynania  i  przejąłem  pilota,  aby 
włączyć odpowiedni program.   

-  Co  się  stało  synu?-  zapytał  mój  ojciec,  nie  rozumiejąc,  co  było 

śmiesznego w słowach Belli. 

- Nic, tato. Masz może jakiś smoking z moim rozmiarze? 
-Yyyy… 
W tym momencie, widząc minę taty, przestałem się powstrzymywać. 

Wybuchnąłem głośnym śmiechem 

- Rozumiem, że ten apel był skierowany do ciebie? - zapytał Emmett. 
- Tak, za tydzień w ramach nagrody będę towarzyszył jej na rozdaniu 

Oscarów. 

-  Stary,  nie  dość, że lubi  sprzątać  i  gotować,  to  jeszcze jest  gwiazdą  

i  zabiera  cię  na  taką  imprezę.  –  zapłakał.  -  Dlaczego  tylko  ty  masz  takie 
szczęście? 

- Oj, Emmett, Emmett… - zaśmiała się nasza mama. 
Spojrzałem  na  zegarek,  a  następnie  na  Nicole,  śpiącą  w  kojcu 

umieszczonym na środku pokoju. 

- Dobra, zbieram się. Mała już śpi, a Bella też pewnie wróci padnięta.  
Kiedy wychodziłem, mama uściskała mnie mocno. 
-  Lubię  ją.  Wszyscy  ją  lubimy.  -  szepnęła  mi  do  ucha.  -  A  już 

szczególnie nasza kruszynka. - Opuściła wzrok na wnuczkę. 

-  Tu  akurat  muszę  się  z  tobą  zgodzić.  Zawładnęła  jej  serduszkiem, 

zresztą z wzajemnością. 

- Chyba nie tylko jej. 
- Co? 
Zamiast odpowiedzieć, mama mrugnęła do mnie i zamknęła drzwi.  

background image

21 

 

Bella  wróciło  do  domu  około  północy.  Wchodząc,  praktycznie 

podpierała  się  o  ściany.  W  rękach  niosła  zabójczo  wysokie  szpilki  
i  opadła  na  pierwszą  kanapę,  która  stanęła  jej  na  drodze.  
Bez  słowa  podniosłem  jej  nogi,  usiadłem  w  końcu  sofy  i  położyłem  je  na 
swoich  kolanach,  po  czym  zacząłem  masować.  Kobieta  leżała  
z zamkniętymi oczami, a na jej usta powoli zaczął wstępować uśmiech.  

- Gratuluję wygranej. - szepnąłem. 
- Ja tobie również. 

background image

22 

 

Rozdział piąty 

 

EPOV

 

 

Stałem pośrodku wielkiego tłumu. Wokół mnie ciągle błyskały flesze,  

a na moim ramieniu opierała się piękna brunetka. Spojrzałem na nią, chcąc 
dowiedzieć się, kto jest moją towarzyszką. Bella. Miała na sobie długą czarną 
suknię,  wysokie  szpilki  i  złote  kolczyki.  Odwróciła  się  do  mnie,  jakby 
zapomniała  o  wszystkich  otaczających  nas  ludziach.  Na  jej  twarzy 
spodziewałem się dostrzec radość, może lekkie zmęczenie, ale na pewno nie 
byłem przygotowany na strach i panikę, widoczne w jej oczach.  

- Edward - szepnęła. 
Nagle  wokół  zrobiło  się  jeszcze  głośniej.  Kilkoro  ludzi  szło  

w  naszą  stronę,  a  ręka  Belli  z  coraz  większą  siłą  ściskała  moje  ramię. 
Oddychała,  z  trudem  łapiąc  powietrze.  Nie  wiedząc,  co  się  dzieje, 
rozejrzałem  się,  ale  nie  dostrzegłem  żadnego  zagrożenia,  nie  licząc  tłumu 
paparazzich. Tymczasem kobieta zaczęła szeptać. 

- Edward, proszę, zabierz mnie do szpitala. 
-  Co  się  stało?  Zaraz  zacznie  się  ceremonia  -  powiedziałem, 

uśmiechając się do niej. 

-  Proszę,  dziecko  nie  pocze…  -  ponownie  ścisnęła  moją  rękę.  

- Zaczęło się.  

Dopiero  wtedy  mnie  olśniło.  Przeniosłem  spojrzenie  na  jej  brzuch. 

Rodziła! 

Wziąłem  ją  na  ręce  i  zacząłem  przedzierać  się  przez  tłum,  który 

wydawał się nigdy nie kończyć… 

Otworzyłem  oczy.  Z  pokoju  naprzeciwko  dochodziło  wesołe 

gaworzenie. Już miałem wstać, żeby zająć się córeczką, zanim obudzi Bellę, 
kiedy  otworzyły  się  drzwi  mojej  sypialni.  Kobieta,  myśląc  że  wciąż  śpię, 
zakryła  buźkę  Nicole  i  zachowując  się  bardzo  cicho  podeszła  do  mojego 
łóżka.  Delikatnie  położyła  mi  na  piersi  córkę  i  już  chciała  opuścić 
pomieszczenie,  kiedy  chwyciłem  ją  za  nadgarstek  i  pociągnąłem  w  dół.  
W rezultacie wylądowała na pustym miejscu obok mnie.   

- Dlaczego tak szybko uciekasz? 
- Nie chciałam cię budzić, bo wiem od twojej mamy, że masz dzisiaj 

wolne - odparła. 

-  I  co  w  związku  z  tym?  Myślałaś,  że  będę  cały  dzień  leniuchował?  

-  zaśmialiśmy  się  oboje.  -  Właściwie  to  niezły  pomysł,  ale  mam  lepszy. 
Poleniuchujmy wszyscy troje. - Wyszczerzyłem się, mówiąc to.  

background image

23 

 

-  Edward,  ja  od  jakiegoś  czasu  nie  robię  nic  innego.  Poza  tym,  nie 

zamierzam  wpraszać  się  w  rodzinne  momenty.  Mogę  poleżeć  
u siebie w pokoju.  

- Oczywiście, że możesz, ale jaki jest sens w przechodzeniu do innego 

pokoju, skoro już tu leżysz? 
 

Po  twarzy  Belli  widać  było,  że  zastanawia  się  nad  dobrą  wymówką. 

Nie zamierzałem jednak tak łatwo dać jej wygrać. 

-  Wróciłaś  wczoraj  późno  i  nie  miałem  okazji  pogratulować  ci 

statuetki.  Świetna  robota.  Szczególnie  to  przemówienie.  Wątpię,  żeby  ktoś 
spodziewał  się  po  twoim  wystąpieniu  takich  rewelacji.  W  końcu  plotki  na 
nasz  temat  jeszcze  nie  ucichły,  a  na  gali  był  obecny  ten  chory  na  umyśle 
James. A więc gratuluję, jestem z ciebie dumny. 
 

Nim  zdążyłem  się  powstrzymać,  złożyłem  na  jej  ustach  delikatny 

pocałunek.  To  był  odruch,  nad  którym  nie  mogłem  zapanować.  Bałem  się 
jednak  spojrzeć  na  twarz  towarzyszki.  Nie  wiedziałem  jaka  może  być  jej 
reakcja na ten kontakt. Zmusiłem się jednak do podniesienia wzroku. Na jej 
twarzy widniało zdumienie. Przestała nawet mrugać.  

-  Bello,  przepraszam.  Nie  wiem  jak…  To  się  po  prostu  stało.  Nie 

chciałem cię w żaden sposób urazić. Ja tylko… 

- Nie, nie przepraszaj. Jestem tylko w szoku. Nie zrozum mnie źle, ale 

nie  chcę  litości.  Szczególnie  po  tym  co  zrobił  mi  James.  
- Spuściła wzrok, wypowiadając te słowa. 

- Litości? To akurat ostatnie o czym bym pomyślał w tym momencie. 
- To raczej nie jest reakcja, z jaką zazwyczaj się spotykasz, zgadłam? 

Tak dawno nikt mnie nie całował, że uwierzyłam, że nie warto, że na to nie 
zasługuję. 

Spójrz 

na 

mnie 

porzucona 

aktoreczka  

z brzuchem. A teraz, cóż, ta atmosfera. Wyglądamy jak szczęśliwa rodzina. 
My, Nicole i kolejne dziecko w drodze. Rozumiem, że podziałała na ciebie ta 
iluzja  i  dlatego  nie  mam  ci  za  złe  tego  pocałunku.  Prawdę  mówiąc,  miło 
było znowu poczuć się atrakcyjną kobietą.  

-  Bello,  jesteś  piękną,  młodą  kobietą  i  jak  najbardziej  zasługujesz  na 

bycie  adorowaną.  To  prawda,  tworzymy  w  tym  momencie  słodki  obrazek, 
ale  nie  pocałowałem  cię,  bo…  To  było  takie  naturalne  jak  oddychanie. 
Uśmiechnij  się  i  nie  zaprzątaj  sobie  tym  głowy.  Nie  obiecuję,  że  to  była 
ostatnia  taka  sytuacja.  -  Puściłem  do  niej  oko,  na  co  zaśmialiśmy  się,  co 
powtórzyła również Nicole. - Właściwie to moglibyśmy wyjść gdzieś dzisiaj. 
Co o tym sądzisz? 

-  Skoro  i  tak  podsyciłam  wczoraj  plotki  o  naszym  romansie,  nie  ma 

sensu  chować  się  po  kątach,  jakbyśmy  rzeczywiście  mieli  coś  do  ukrycia. 
Mam rozumieć, że idziemy we trójkę? 

background image

24 

 

 

Pół  godziny  później  zwlokłem  się  z  łóżka,  żeby  zrobić  dla  nas 

śniadanie.  Kiedy,  niosąc  tacę  wróciłem  do  pokoju,  zastałem  zdumiewająco 
słodką  scenę.  Moja  córeczka  siedziała  koło  leżącej  Belli  i  obsypywała  jej 
twarz pocałunkami.  

Zatrzymałem  się  w  progu  i  stałem  chwilę,  obserwując  je.  Po  raz 

kolejny uświadomiłem sobie, że, nieważne jak bardzo bym się starał, małej 
brakuje  matki.  Nigdy  jednak  nie  uderzyło  to  we  mnie  tak  silnie,  jak  teraz, 
kiedy zobaczyłem, jak mogą zachowywać się matka i córka. Początki mojego 
ojcostwa  też  nie  były  łatwe,  ale  warto  było  podjąć  wyzwanie.  Teraz,  po 
prawie  roku,  nie  wyobrażałem  sobie  pustego  domu,  gdzie  nie  byłoby 
porozrzucanych  wszędzie  zabawek,  butelek  czy  elektronicznej  niani  
w każdym pomieszczeniu, pierwszego ząbka, słowa czy w przyszłości kroku, 
okrzyków  radości  i  śmiechu.  Tym  bardziej  dziwiło  mnie,  jak  biologiczna 
matka mogła się tego wszystkiego pozbawić.  

- A teraz, moje drogie panie, pora coś zjeść. 
 

BPOV 

 

Było  późne  popołudnie,  kiedy,  uzbrojeni  w  koc,  koszyk  

z jedzeniem dla nas i dla Nicole, wyszliśmy z domu. Postanowiliśmy udać się 
do parku, korzystając z tego, że w poniedziałki raczej nie jest zbyt tłoczno. 
Chcieliśmy  poświęcić  trochę  czasu  dziewczynce.  Wiem,  że  nie  powinnam 
mówić „my”, ale nic nie poradzę na to, że uwielbiam to dziecko.  
 

Była ładna  pogoda,  a  park  znajdował  się  zaledwie  kilka  przecznic od 

domu  Edwarda,  więc  nie  było  potrzeby  brać  samochodu.  Wiedziałam,  że 
piesza wycieczka może wzbudzić większe zainteresowanie nami, ale tak, jak 
powiedziałam wcześniej, nie mamy powodu, by się ukrywać. Zresztą bardzo 
lubię  swoich  fanów  i  jeśli  któryś  byłby  na  tyle  kulturalny,  żeby  nam  nie 
przeszkadzać, nie widzę problemu z rozdaniu kilku autografów. Problemem 
są  dopiero  paparazzi,  ale  na  nich  akurat  nie  mam  żądnego  wpływu. 
Pozostaje mi jedynie ignorowanie ich.  
 

Droga zajęła nam niecałe dziesięć minut. Na miejscu rzeczywiście nie 

było  prawie  nikogo.  Gdzieniegdzie  dało  się  zauważyć  grupy  nastolatków 
cieszące się wagarami. To właśnie jedna z takich grup podeszła do naszego 
koca krótko po tym, jak go rozłożyliśmy.  

-  Przepraszam  -  odezwała  się  na  oko  szesnastoletnia  dziewczyna.  

- Jesteś Bellą Swan, prawda? 

- Tak, jestem Bella - wyciągnęłam rękę w jej kierunku.  
- Proszę nie mieć mi za złe, że panią, że cię zaczepiam, ale jestem pod 

wrażeniem  „The  First  Chance”.  Zainspirowałaś  mnie  i  niedługo  po 
obejrzeniu go zapisałam się do koła teatralnego. Bardzo chciałabym dostać 

background image

25 

 

twój 

autograf, 

jeśli 

to 

oczywiście 

nie 

problem.  

- Uśmiechnęła się zawstydzona swoją prośbą. 

- Oczywiście. Masz może coś do pisania?  

 

Dziewczyna o imieniu Mandy podała mi zadziwiająco pusty  zeszyt od 

matematyki. Złożyłam w nim  podpis z dedykacją, ale kiedy go oddawałam, 
nastolatka nadal była czerwona z zawstydzenia.  

-  A  czy  mogłabym  jeszcze…  -  W  jej  ręku  dostrzegłam  aparat 

fotograficzny. 

-  Nie  boj  się,  nie  gryzę.  W  tym  stanie  nawet  nie  mogłabym  cię 

zaatakować - zażartowałam, na co nareszcie się uśmiechnęła. 

- Chłopiec czy dziewczynka?  
- Niespodzianka - odpowiedziałam, ustawiając się do zdjęcia.  

 

Edward  chciał  już  pełnić  funkcję  fotografa,  kiedy  Mandy 

zaproponowała, żeby on i Nicole też się na nim znaleźli i przyrzekła, że nie 
opublikuje  go  w  sieci.  Speszony  mężczyzna  przystał  na  prośbę  
i  już  po  chwili  grupa  nastolatków  odchodziła  ze  szczęśliwą  Mandy  na 
przedzie.  

- Świetnie sobie z nimi radzisz - odezwał się mój towarzysz. 
-  Dziękuję.  To  nie  jest  trudne,  kiedy  zachowują  się  poprawnie. 

Przepraszam jednak, że nam przeszkodzili.  

-  Nie  ma  problemu.  To  część  twojego  życia.  Jeśli  tylko  tobie  to  nie 

przeszkadza, ja też nie mam nic przeciwko. - Przeniósł wzrok na córkę. - Za 
kilka  lat  będzie  mogła  się  pochwalić,  że  jeszcze  przed  pierwszymi 
urodzinami  pozowała  do  zdjęcia  z  gwiazdą  takiego  formatu.  A  tymczasem, 
co powiesz na chwilę zabawy na huśtawkach? 

- Z przyjemnością.  

 
 
 
 
 
 
 
 

background image

26 

 

Rozdział szósty 

BPOV 

Zastanawiam  się  jak  to  się  stało,  że  przebywanie  z  Edwardem  

i  jego  rodziną  zaczęło  sprawiać  mi  tak  wielką  przyjemność.  Mieszkam  
w Hollywood już prawie dwa lata, ale do tej pory nie udało mi się znaleźć 
prawdziwych przyjaciół. Aż do teraz. Niestety, nieważne jak bliscy byliby mi 
Cullenowie,  nie  mogłam  się  wprost  doczekać,  kiedy  wreszcie  spotkam  się  
z  własną  rodziną.  Ze  względu  na  moją  nominację  do  Nagrody 
Amerykańskiej  Akademii  Filmowej  z  małej  mieściny  o  nazwie  Forks 
przylatują  dzisiaj  moi  rodzice  i  przyjaciółka,  której  nie  widziałam  już  od 
wieków. Miałam odebrać ich z lotniska tuz przed obiadem, ale Carlisle - tata 
Edwarda, który jest lekarzem, stwierdził, że w tym stadium ciąży stanowczo 
nie powinnam prowadzić. Chciał też wyperswadować mi udział w jutrzejszej 
gali,  twierdząc,  że  mogę  zacząć  rodzić  w  każdej  chwili,  ale  nie  mogłam 
zawieść wszystkich, którzy będą tam aby mi kibicować. Skończyło się więc 
na deklaracji, że sam mnie zawiezie na LAX.  

Kilka  minut  przed  13:00  zobaczyłam  pierwszych  pasażerów 

opuszczających samolot lecący z Seattle. Nim zdążyłam się dobrze rozejrzeć, 
poczułam parę rąk obejmujących mnie ciasno.  

-  Córeczko,  tak  się  cieszę,  że  cię  widzę  -  powiedziała  mama,  nie 

zwalniając  uścisku.  -  Nawet  nie  wiesz  jak  się  martwiłam,  kiedy  usłyszałam  
o tym zamieszaniu wokół ciebie. Przecież obie dobrze wiemy, że stres może 
zaszkodzić  maluszkowi,  a  tu  tyle  spraw  spadło  ci  na  głowę  w  jednym 
momencie… - Nie wzięła nawet głębszego oddechu. 

-  Też  się  cieszę  mamo,  ale  proszę,  puść  mnie,  bo  jeszcze  chwila  

i będziesz musiała odebrać poród. Zrób miejsce dla taty. 

- Właśnie Renee, dopuść mnie do Isabelli. 
- Tato, jestem Bella. 
-  Oj  tam,  whatever.  Chodź  tu  dzieciaku.  -  Rozłożył  ramiona  

w zapraszającym geście. Bez zastanowienia wyszłam mu naprzeciw. 

Zza  pleców  taty  usłyszałam  dosyć  głośne  chrząknięcie.  Tylko  jedna 

bardzo  dobrze  znana  mi  osoba  uwielbia  w  ten  sposób  zwracać  na  siebie 
uwagę.  

- Angela! 
Po  chwilach  wypełnionych  uściskami,  piskami  radości  i  zachwytu 

wzajemnym  wyglądem  nareszcie  uspokoiliśmy  się  na  tyle,  żebym  mogła 
dokonać prezentacji. 

- Dzikusy, przedstawiam wam doktora Carlisle’a Cullena. - Wskazałam 

mężczyznę  pozostającego  do  tego  momentu  cicho.  -  Carlisle,  to  moja 
postrzelona rodzina. 

background image

27 

 

-  Bardzo  mi  miło  poznać  państwa.  -  Podał  rękę  kolejno  każdemu  

z  przybyłych.  -  Macie  państwo  prawdziwe  szczęście  będąc  rodzicami  Belli. 
Doprawdy, cudowna z niej dziewczyna.  

- Przepraszam, a pan jest… 
- Carlisle jest tatą Edwarda, mamo. 
Bez  dodatkowych  pytań  udaliśmy  się  w  stronę  wyjścia.  Ja  i  Angela 

trzymałyśmy  się  lekko  z  tyłu,  gdyż  pozostali  zaczęli  rozmawiać  na  tematy,  
o których nasze pokolenie niekoniecznie miało pojęcie.  

- Tatusiek, mówisz?- szepnęła dziewczyna. - Niezłe ciacho. Już jestem 

ciekawa jak wygląda jego syn. Założę się, że jak grecki bóg. 

- Jestem pewna, że Emmetta ucieszy to porównanie. 
- Zaczekaj, myślałam, że ma na imię Edward… 
- Cóż, nie powiedziałaś, którego z synów masz na myśli. - Zaśmiałam 

się, widząc jej zdziwioną minę. - Emmett jest bratem Edwarda. - Na twarzy 
mojej przyjaciółki wstąpił podejrzany uśmiech. - Zajęty. Szczęśliwy mąż. 

- Ty to potrafisz zepsuć zabawę. 
Obiad miał odbyć się oczywiście u Cullenów. Myślałam o restauracji, 

ponieważ  w  ciągu  ostatnich  dwóch  tygodni  nie  byłam  u  siebie  w  domu. 
Dopiero dzisiaj rano, w drodze na lotnisko wstąpiłam tam na chwilę, żeby 
zostawić  rzeczy,  które  wcześniej  trzymałam  u  mojego  tymczasowego 
gospodarza. Wraz z przyjazdem rodziców musiałam opuścić dom Edwarda. 
Szczerze  mówiąc,  zataiłam  przed  nimi  chwilową  przeprowadzkę,  nie 
chciałam, żeby niepotrzebnie się martwili.  

Kiedy  dotarliśmy  na  miejsce,  przy  stole  siedzieli  już  wszyscy  

z  wyjątkiem  mojego  przyjaciela.  Mimo,  że  była  sobota,  musiał  wstąpić  na 
chwilę  do  biura  w  centrum.  Powiedział,  że  jako  architekt  lubi  dokładnie 
sprawdzać  co  dzieje  się  z  jego  projektem  nawet  po  skończeniu  pracy  nad 
nim.  

Ledwo  przekroczyliśmy  próg  jadalni,  usłyszałam  płacz  dziecka. 

Zastanawiałam się co spowodowało rozpacz Nicole. Może wyczuła, że wśród 
zgromadzonych brakuje jej taty, a może po prostu przegapiła popołudniową 
drzemkę. Podeszła do mnie Esme, trzymając ją jedną ręką, a drugą podając 
nowo przybyłym.  

- Bello, kochanie, dobrze, że już jesteś  - zwróciła się  do mnie. - Od 

godziny  bez  przerwy  płacze i  upomina  się  o  ciebie.  Przynajmniej  tak  nam 
się wydaje. Bez przerwy powtarza „dzidzia”. 

-  Dzidzia!  -  Jak  na  zawołanie  dziewczynka  zapiszczała  i  wyciągnęła 

rączki w moją stronę. Przejęłam ją więc od wyraźnie trochę już zmęczonej 
kobiety. 

Po  chwili  płacz  ustał  i  mała  zaczęła  bawić  się  moimi  włosami, 

zupełnie zapominając o smutku.  

background image

28 

 

-  Niesamowite  -  odezwała  się  moja  mama.  -  Bello,  przedstaw  nam 

proszę tę księżniczkę. Mamy dla niej drobny prezent. 

- Oto Nicole, o której tyle wam opowiadałam. Kruszynko. - Spojrzałam 

na dziecko. - Poznaj wujka Charliego i ciocie Renee i Angelę. 

- Dzidzia - odpowiedziała, kładąc rączkę na moim brzuchu. - Tak, a to 

dzidzia. - Wszyscy wybuchliśmy śmiechem po czym zajęliśmy swoje miejsca 
za stołem. 

-  Przepraszam  za  spóźnienie  -  dobiegł  nas  głos  z  salonu  jakiś  czas 

później. 

W  drzwiach  pojawił  się  Edward.  Wyglądał  raczej  jakby  ostatnie 

godziny leżał  w łóżku, a  nie ciężko  pracował.  Podszedł bliżej  i  przedstawił 
się moim gościom, całując dłonie mamy i Angeli. Kiedy podszedł do mojego 
krzesła,  pochylił  się  i  złożył  pocałunki  na  policzkach  moim  i  siedzącej  na 
moich  kolanach  córki.  Boże,  naprawdę  pocałował  mnie  w  obecności 
rodziców?  Na  szczęście  zdawali  się  niczego  nie  zauważyć  i  może 
uwierzyłabym w tak wspaniały przypadek, gdyby nie fakt, że Charlie, będąc 
szeryfem policji, widzi wszystko. Ale tym będę martwiła się wieczorem.  

Nasze  rodziny  szybko  znalazły  wspólny  język,  co  bardzo  mnie 

ucieszyło. Nie mam pojęcia czemu, ale zależało mi na tym. Całe popołudnie 
spędziliśmy  w  ogrodzie,  bawiąc  się  z  Nicole,  plotkując  i  ciesząc  ładną 
pogodą.  Ani  razu  nikt  nie  poruszył  tematu  rozdania  nagród,  dzięki  czemu 
mogłam poczuć się jak zwykła dwudziestotrzylatka.  

Wieczór  kolejnego  dnia  nadszedł  niespodziewanie  szybko.  Nim  się 

spostrzegłam siedziałam w limuzynie z rodziną i Edwardem, który zgodnie  
z  umową  miał  towarzyszyć  mi  podczas  show.  Musze  przyznać,  że 
prezentował  się  nieziemsko  w  czarnym  smokingu  i  granatowym  krawacie, 
pasującym idealnie do mojej długiej, lejącej sukni tego samego koloru.  
 

Kierowca,  który  już  wcześniej  otrzymał  szczegółowe  instrukcje 

odnośnie  miejsca  ceremonii,  bez  większych  problemów  dowiózł  nas  na 
miejsce.  Pod  teatrem,  w  miejscu  gdzie  zaczynał  się  czerwony  dywan 
zatrzymał się, abyśmy z Edwardem opuścili pojazd. Resztę miał dowieść do 
spokojniejszego wejścia.  

Mój  towarzysz  wysiadł  pierwszy,  przyjmując  na  siebie  pierwszą  turę 

fleszy.  Odetchnęłam  głęboko  i  chwyciłam  wyciągniętą  do  mnie  rękę. 
Natychmiast  zostałam  zaatakowana  morzem  dziennikarzy  i  fanów 
krzyczących  moje  imię  z  każdej  strony.  Mimo  tego  uśmiechnęłam  się 
promiennie  i  pewnym  krokiem  ruszyłam  pod  rękę  z  Edwardem  wzdłuż 
dywanu.  

Dzielnie  znosiłam  niekończące  się  wywiady  i  pozowałam  do  zdjęć, 

mimo,  że  w  plecach  czułam  narastający  ból.  Mój  przyjaciel  zdawał  się 
zauważać  moje  kiepskie  samopoczucie,  bo  kiedy  tylko  miał  taka  okazję, 

background image

29 

 

prowadził  nas  szybciej  w  stronę  wejścia  do  teatru,  omijając  tym  samym 
stanowiska paru stacji telewizyjnych. 

-  Nie  rób  nic  na  siłę  -  powtarzał  co  jakiś  czas,  spoglądając  na  mnie  

i rozmasowując dyskretnie moje plecy, zupełnie jakby wiedział, gdzie boli. 

Po godzinie udało nam się wreszcie dostać do audytorium. Ból stawał 

się  nie  do  zniesienia.  Zajedliśmy  swoje  miejsca  w  pierwszym  rzędzie.  Nie 
minęło  pięć  minut,  kiedy  podeszła  do  nas  para,  której  zdecydowanie  nie 
chciałam oglądać. 

- Witaj Bello. 
-  James,  Victoria.  -  Spojrzałam  na  nich kolejno.  - Co  sprowadza  was  

w pobliże mnie? 

- Chciałem tylko pogratulować ci nominacji i życzyć powodzenia. Sam 

również jestem nominowany w jednej z kategorii.  

- Nie, żeby mnie to obchodziło. Poznajcie Edwarda. Edward, to James  

i jego narzeczona - Victoria. 

-  Cóż,  nie  próbuję  nawet  udawać,  że  miło  jest  mi  was  poznać  - 

powiedział. - Zajmijcie swoje miejsca i nie przeszkadzajcie innym. 

- Dziękuję - szepnęłam. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. 
Dwie  godziny  i  dwanaście  zmian  pozycji  później  prowadzący 

przeszedł  do  ostatniej  kategorii.  Na  ekranach  pojawiły  się  sylwetki 
nominowanych, w tym moja, wraz z skrótami filmów.  

- A Oscar wędruje do… Belli Swan! 
Czując  ogromny  dyskomfort,  wstałam  i  w  towarzystwie  owacji  na 

stojąco podeszłam do mikrofonu. 

-  Dziękuję  wam  wszystkim  bardzo  serdecznie.  Statuetka,  którą 

trzymam  w  ręku  jest  chyba  największym  dowodem  uznania  dla  aktorki. 
Rzeczywiście  uczucie  jakie  mnie  teraz  przepełnia  jest  nieprawdopodobne. 
Pragnę  jednak  zaznaczyć,  że  za  tym,  że  stoję  tu  teraz  stoi  grono 
fantastycznych ludzi, począwszy od scenarzystów i reżyserów, na stylistkach 
kończąc. To im zawdzięczam tę wygraną, bo to oni zaufali mi na tyle, żeby 
powierzyć  mi  rolę,  która  przywiodła  mnie  tu,  gdzie  teraz  jestem.  Dziękuję 
też  mojej  rodzinie  i  przyjaciołom,  którzy  zawsze,  podobnie  jak  tego 
wieczoru,  wspierają  mnie  i  moje  decyzje.  Gdyby  nie  oni,  nie  wiem,  czy 
poradziłabym  sobie  w  tym  biznesie.  Jeszcze  raz  dziękuję  i  życzę  wam 
wszystkim miłego wieczoru. 

 
Jechaliśmy  do  hotelu,  w  którym  miało  odbyć  się  After  Party,  kiedy 

poczułam,  że  nie  mogę  już  zapanować  nad  uciskiem  w  dole  kręgosłupa. 
Ścisnęłam rękę Edwarda, szukając oparcia. 

- Co się dzieje? - wydawał się bardzo przejęty. 

background image

30 

 

I wtedy to poczułam… 
-  Chyba  odeszły  mi  wody  -  przyznałam  i  w  tym  samym  momencie 

poczułam łzy na policzkach. 

- Nie martw się, wszystko będzie w porządku. - Odwzajemnił uścisk.- 

Proszę jechać prosto do najbliższego szpitala - poinstruował kierowcę. 

Następne  minuty były  jedną  wielką  zamazaną  plamą.  Słyszałam  tylko 

jak  zadzwonił  do  rodziców,  żeby  powiedzieć,  że  odbierze  Nicole  dopiero 
jutro,  a  potem  wydobył ze mnie  numer  do  mojej  mamy  i  do  niej  również 
zatelefonował. 

Kiedy  znaleźliśmy  się  już  na  oddziale  położniczym  pielęgniarka 

poinformowała  mnie,  że  poród  trwał  już  od  rana  i  jego  koniec  jest  tylko 
kwestią czasu.  

- Nie dam rady - wyszeptałam, kiedy wieziono mnie na salę porodową. 

- To za wiele, nie poradzę sobie. 

- Oczywiście, że sobie poradzisz - odpowiedział miedzianowłosy, który 

zjawił się u mojego boku przebrany w jednorazowy fartuch. – Już niedługo 
będziesz trzymała w objęciach maleństwo. Myśl teraz tylko o tym, a w razie 
bólu, nie bój się ścisnąć mojej ręki.  

Lekarz,  który  pojawił  się  na  sali  w momencie,  kiedy  wwieziono  moje 

łóżko, bez większych uprzejmości kazał mi od razu przeć. Jeśli myślałam, że 
wcześniejszy ból był nie do zniesienia, nie znałam słów, które opisałyby to, 
co  czułam,  wydając  na  świat  moje  dziecko.  Jestem  praktycznie  pewna,  że 
trwale  uszkodziłam  rękę  Edwarda,  ale  nie  słyszałam  od  niego  narzekania. 
Zamiast  tego  masował  moja  plecy,  kładł  zimne  okłady  na  moim  czole  
i szeptał pokrzepiające słowa. 

-  Witamy  na  świecie  -  usłyszałam  słowa  lekarza.  -  Macie  państwo 

piękną córeczkę. - Podał mi małe zawiniątko. 

W  jednej  chwili  zapomniałam  o  całym  bólu.  Centrum  mojego 

wszechświata stała się maleńka istotka w moich ramionach. Mam córkę! 
 

Obudziłam  się  z  długiego  snu.  Spojrzałam  w  lewo  i  w  łóżeczku 

stojącym  tuż  obok  mojego  łóżku  spostrzegłam  mój  skarb.  Jednocześnie 
dobiegł mnie głos z prawej strony. 

-  Pielęgniarka  powiedziała,  że  znakomicie  przeszła  wszystkie  testy  

i może już zostać z tobą. 

Edward  siedział  w  fotelu,  do  którego  przymocowane  były  trzy 

ogromne różowe balony z napisem „It’s a girl”. 

- To od naszych rodziców – wyjaśnił. - Wszyscy czekają na korytarzu 

aż  się  obudzisz.  Mogą  wejść,  kiedy  tylko  poczujesz  się  na  siłach,  aby 
przyjmować  gości.  Mnie  pielęgniarki  pozwoliły  zostać,  myśląc,  że  jestem 
ojcem. 

background image

31 

 

- Zawołaj ich do środka. - Uśmiechnęłam się. - Ale wcześniej podaj mi 

moją kruszynkę. 

background image

32 

 

Rozdział siódmy 

BPOV 

Moja  sala  wypełniona  była  ludźmi.  Łzy  stanęły  mi  w  oczach,  kiedy 

zobaczyłam  w  drzwiach  całą  rodzinę  Cullenów.  Przywieźli  nawet  Nicole. 
Mała początkowo była wstrząśnięta, kiedy Edward posadził ją koło mnie na 
łóżku, a ja pierwszy raz pokazałam jej „dzidzię”. Myśleliśmy, że wybuchnie 
płaczem,  kiedy  zobaczyła  mnie  trzymającą  w  ramionach  inne  maleństwo. 
Ale miała do tego prawo. W końcu ostatnimi czasy to było jej miejsce. Na 
szczęście do akcji wkroczył Emmett, który wziął ją szybko na barana. Po 20 
minutach,  gdy  powróciła  na  swoje  poprzednie  miejsce,  wydawała  się  już 
spokojniejsza.  Spoglądała  nawet  na  moją  córeczkę  i  uśmiechała  się  lekko. 
Twarz  mojego  przyjaciela  rozjaśniła  się,  kiedy  zupełnie  niespodziewanie 
dziewczynka  doczłapała  do  mnie  na  czworakach  i  dała  mi  mokrego  całusa  
w policzek. Takim oto sposobem po chwili jedną rękę obejmowałam Nicole, 
a w drugiej bardzo ostrożnie trzymałam córeczkę.  

Tę jakże piękną chwilę przerwało wtargnięcie do pomieszczenia jednej 

z pielęgniarek. Jej mina nie należała go najszczęśliwszych.  

-  Przepraszam,  że  przeszkadzam,  ale  kazał  pan  -  tu  spojrzała  na 

mojego  tatę  -  poinformować  państwa,  jeśli  pod  kliniką  zjawiliby  się  ludzie  
z aparatami. 

- Ilu ich jest? - zapytał lekko wytrącony z równowagi Charlie. 
-  Około  30,  może  trochę  więcej.  Pozostali  pacjenci  są  ciekawi,  kogo 

ważnego  gościmy,  ale  zgodnie  z  pana  wskazówkami,  nie  udzielamy 
informacji.  

-  Dziękujemy  za  ostrzeżenie.  Czy  kiedy  przyjechaliście,  widziało  was 

dużo osób? - zwrócił się tata do miedzianowłosego. 

- Całkiem sporo. Podjechaliśmy limuzyną, a potem wieźli Bellę przez 

całe  piętro.  Pewnie  któryś  z  pacjentów  dał  znać  mediom.  Nie  mieliśmy  za 
wiele czasu na chowanie się po kątach.  

- Nic takiego się nie stało – wtrąciłam. - Przecież i tak dowiedzieliby 

się, że urodziłam. Zaraz zadzwonię do agentki, poinformuję ją  o wszystkim  
i  poproszę,  żeby  wydała  oficjalne  oświadczenie.  Nie  martwcie  się,  było  do 
przewidzenia, że coś takiego będzie miało miejsce. 

Moje  słowa  chyba  uspokoiły  rodziców,  bo  temat  został  chwilowo 

zakończony.  Teraz  dla  odmiany  zgromadzeni  zaczęli  zachwycać  się  urodą 
noworodka, który zmęczony wrażeniami, zasnął w moich ramionach. 

- Wiesz już jak ją nazwiesz, kochanie? - zapytała mama. 
- Tak. Naya.  
-  Śliczne  imię  -  odezwała  się,  cicha  jak  dotąd,  Alice.  -  Jak  sądzisz, 

Edwardzie? 

background image

33 

 

Jej brat wydawał się błądzić myślami daleko od miejsca, w którym się 

znajdowaliśmy.  Otrząsnął  się  dopiero,  kiedy  Esme  szturchnęła  go  lekko  
w ramię. 

- Tak, piękne - powiedział, patrząc centralnie na mnie. - Ona zresztą 

też jest piękna.  

Chwilę  później  wraz  ze  swoją  rodziną  opuścił  salę,  twierdząc,  że 

powinnam spędzić trochę czasu z bliskimi. Zgodził się jednak, żeby została 
ze  mną  Nicole,  przyznając,  że  niewygodnie  byłoby  siedzieć  z  nią  na 
szpitalnym korytarzu.  

Kiedy  zostaliśmy  w  pokoju  w  piątkę,  mama  ostrożnie  usiadła  

w nogach mojego łóżka, a tata zajął miejsce, w stojącym obok fotelu.  

- A więc jestem mamą - odezwałam się pierwsza.  
- A my dziadkami. - Zaśmiał się tata. - Mamy gorzej niż ty. 
-  Tato,  wcale  nie  wyglądasz  na  dziadka.  Ludzie  nigdy  nie  uwierzą, 

kiedy im powiesz. - Podbudowałam jego ego, na co zaśmiała się mama. 

-  Córciu,  jesteś  taka  młoda.  Na  pewno  poradzisz  sobie  tu,  

w Hollywood? Może byłby lepiej, gdybyś na jakiś czas wróciła do Forks… - 
przerwała,  widząc  moją  minę.  -  W  takim  razie  poinformuj  chociaż  ojca 
dziecka. Powinien ci pomóc.  

- Mamo, nie ma takiej potrzeby, wierz mi.  
- Bello, po prostu musisz zrozumieć, że nie jest nam łatwo pogodzić 

się z tym, że nie wiemy nawet kto nim jest, że nie chciałaś się z nami tym 
podzielić.  Pomyślałabym  pewnie,  że  to  ten  Edward,  ale  coś  mi  tu  nie 
pasowało.  Bo  czemu  niby  miałabyś  go  wtedy  przed  nami  ukrywać? 
Uszanowaliśmy  twoją  decyzje,  ale  nie  chcemy,  żeby  ona  źle  wpłynęła  na 
wasze dalsze życie.  

-  Poradzimy  sobie.  Jak  widzisz,  wreszcie  znalazłam  tu  wspaniałych 

przyjaciół, na którym mogę liczyć i którzy na pewno wesprą mnie w razie 
potrzeby. Daj mi wolną rękę, a udowodnię ci, że damy radę.  

- Jeśli tak twierdzisz. Martwię się tylko. Wycelowane są w ciebie setki 

obiektywów,  nawet  teraz,  a  zrobi  się  jeszcze  gorzej.  Może  powinnaś 
pomyśleć chociaż o zatrudnieniu bodyguarda. 

-  Już  ustaliłam  to  z  Charlotte  -  moją  agentką.  Niedługo  powinna  mi 

kogoś przysłać. 

Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Od czasu do czasu Nicole odzywała się w 

 sobie tylko znanym języku. 

- Słodko razem wyglądacie - stwierdziła mama. - Cała trójka. 
Wieczorem,  kiedy  godziny  odwiedzin  dobiegły  końca,  leżałam  sama  

w pokoju, przyglądając się śpiącej w swoim łóżeczku Nayi.  

Byłam  zmęczona  porodem  i  całym  dniem  rozmów.  Cieszyłam  się 

jednak,  że  towarzyszyło  mi  tak  wiele  osób,  że  maleńka  od  urodzenia 

background image

34 

 

otoczona jest tyloma wspaniałymi ciociami i wujkami. Zasypiałam już, kiedy 
usłyszałam  dźwięk  oznaczający  nadejście  połączenia.  Szybko,  żeby  nie 
obudzić córeczki, chwyciłam telefon, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni. 

- Słucham - powiedziałam szeptem. 
- Witam świeżo upieczoną mamę. - Od razu rozpoznałam ten głos. - 

Jak się macie, dziewczyny? 

-  Dobrze,  ale  jesteśmy  padnięte.  W  sumie  mała  już  śpi,  a  ja 

zamierzałam pójść jej śladem, kiedy zadzwoniłeś. 

-  W  takim  razie  przepraszam.  Chciałem  powiedzieć  tylko,  że  byłaś 

bardzo dzielna i świetnie sobie poradziłaś.  

- Dziękuję, ale to tylko dzięki tobie. Gdybyś mnie nie wpierał, pewnie 

poddałabym  się  od  razu  i  musieliby  zmusić  mnie  siłą  do  parcia.  -  Na  to 
stwierdzenie oboje się zaśmialiśmy. 

- To byłby temat na okładkę. Swoją drogą, już jesteś tematem numer 

jeden.  „Laureatka  Oscara  zaczyna  rodzić  tuż  po  odebraniu  statuetki”, 
„Szczęście  czy  poród?”,  „Świętowanie  już  we  dwójkę”.  To  tylko  kilka  
z  dzisiejszych  nagłówków.  Nie  myśl  jednak,  że  nie  podchwycili  innych 
wątków.  Mi  najbardziej  podoba  się  okładka  z  naszym  zdjęciem  z  gali  
i  podpisem  „Tatuś  i  dziecko  wychodzą  z  ukrycia”.  Kiedy  Emmett  mi  ją 
pokazał,  ledwo  powstrzymaliśmy atak  śmiechu.  Przejdziesz  do historii  jako 
pierwsza laureatka, która zaczęła rodzić z wrażenia.  

- Zobaczymy jak będziesz się śmiał, kiedy pod twoim domem rozbiją 

obóz  auta  transmisyjne.  Radzę ci  już  dzisiaj  zacząć  pisać  sprostowanie  dla 
prasy.  

- Co powiesz na takie: „Tatuś jest przeszczęśliwy z powodu powitania 

na świecie kolejnej córki”? - przekomarzał się.  

-  Świetne.  James  na  pewno  będzie  spokojniejszy,  jeśli  ktoś  przejmie 

jego rolę. - Nie udało mi się ukryć smutku w głosie. 

- Nie przejmuj się tą marną imitacją człowieka. Nie zasłużył nawet na 

zaszczyt nazywania się ojcem. Nie chce was? Jego strata, mój zysk.  

-  Dziękuję,  że  mówisz  to  wszystko,  żebym  poczuła  się  lepiej.  Do 

zobaczenia jutro. Jeśli oczywiście nie zmieniłeś zdania i nadal uparcie chcesz 
przyjechać z moimi rodzicami i eskortować mnie do domu.  

- Z przyjemnością. Pa. 

 
EPOV 

Wcale  nie  powiedziałem  tego,  żeby  zrobiło  jej  się  lepiej.  Od  tego 

poranka,  który  spędziliśmy  we  trójkę  u  mnie  w  domu,  czułem,  że  tak 
właśnie powinno być, że tak wygląda rodzina, której naszym dzieciom ani ja 
ani  Bella  nie  możemy  na  dzień  dzisiejszy  zapewnić.  A  potem,  kiedy  

background image

35 

 

w szpitalu Nicole tak łatwo zaakceptowała Nayę, poczułem radość, bo gdzieś 
głęboko w podświadomości, miałem nadzieję, że tak  się stanie. Zależało mi 
na tym, żeby po narodzinach kolejnego dziecka nasze relacje nie pogorszyły 
się,  a  do  tego  na  pewno  doszłoby,  gdyby  moja  córka  z  miejsca  odtrąciła 
młodszą  koleżankę.  Na  szczęście  nic  takiego  nie  miało  miejsca,  a  Nicole 
wydaje  się  zapatrzona  w  Bellę  w  takim  samym  stopniu,  jak  jeszcze 
przedwczoraj. Dzięki temu nie muszę martwic się, że kobieta odtrąci naszą 
pomoc  w  opiece nad  maleństwem.  Sam  wiem  jak  ciężko  jest  na  początku,  
a  ona  jest  w o  tyle  gorszej  sytuacji, że tuż  po  wyjściu  ze  szpitala zostanie 
sama,  gdyż  stanowczo  zabroniła  rodzicom  brać  urlopu  i  przedłużyć 
weekendowych  odwiedzin.  Twierdziła,  że  świetnie  sobie  poradzi,  ale  ja, 
mimo  tego,  że  szczerze  w  nią  wierzę,  pamiętam  chwile  załamania,  które 
miewałem  blisko  rok  temu,  chociaż  wspierała  mnie  cała  rodzina.  Mam 
nadzieje, że teraz z podobną chęcią zaangażują się również w pomoc Belli. 
Chciałem podzielić się z nią moją rodziną, skoro swoją widywała tak rzadko.  

Rano  szybko  zerwałem  się  z  łóżka,  żeby  jeszcze  przed  wyjazdem  do 

kliniki  zdążyć  wpaść  na  chwilę  do  pracy.  W  rekordowym  czasie  znalazłem 
się  w  budynku  należącym  do  korporacji,  której  przewodniczyłem.  
W  sekretariacie  siedziała  już  pani  Sylvester  -  starsza  kobieta  dzierżąca 
stanowisko  mojej  asystentki.  Jej  długi  staż  zawodowy  pomagał  jej  często 
sprowadzać  mnie  na  ziemię,  kiedy  wybiegałem  swoimi  planami  za  bardzo 
poza ramy rzeczywistości. Poza tym była ona głównym źródłem informacji 
na wszelkie tematy, również te całkowicie niezwiązane z architekturą.  

-  Witam,  panie  Cullen  -  przywitała  mnie  jak  zwykle  z  promiennym 

uśmiechem. - Nie spodziewałam się pana w pracy w ciągu najbliższych dni. 

- A dlaczegóż to, Sue? 
-  Przeglądając  dzisiejszą  prasę  ciężko  było  znaleźć  magazyn,  którego 

okładki pan nie zdobił. Podobno doczekał się pan kolejnego dziecka, ale nie 
jestem pewna czy to prawda i czy mam składać panu gratulacje. 

-  Sue,  nie  wierz  we  wszystko  co  piszą.  -  Zaśmiałem  się  z  całej  tej 

sytuacji.  -  Rzeczywiście  spędziłem  ostatnie  półtorej  doby  na  położniczym, 
ale nic mi nie wiadomo o tym, jakobym to ja został ojcem.  

-  Czyli  zamierza  pan  pozwać  te  gazety?  Zmusić  je  do  napisania 

sprostowania? 

- Nie. Po co, skoro potem będę tylko zaprzeczał sam sobie, pojawiając 

się często, mam nadzieję, u boku Belli Swan i małej Nayi? Niech sobie piszą 
co  chcą,  my  nie  robimy  niczego  złego.  Aha,  nie  mów,  proszę,  nikomu 
dlaczego nie ma mnie dzisiaj w biurze.  

- Tak jest, panie Cullen. 
Wszedłem  do  swojego  gabinetu,  zgarnąłem  w  biurka  stare  projekty, 

włączyłem komputer i skopiowałem na pendrive materiały potrzebne mi do 

background image

36 

 

wykonania  prywatnego  planu.  Jak  dotąd  rzadko  miałem  wolny  dzień  
i znajdowałem czas na dokończenie projektu własnego domku letniskowego 
w  górach.  Postanowiłem,  że  dzisiaj,  jeśli  zostanie  mi  kilka  wolnych  chwil, 
dokonam  ostatnich  poprawek.  Chciałem,  żeby  budynek  stanął  jak 
najszybciej, abym jeszcze w tym roku mógł zabrać tam Nicole.  

Wróciłem do domu zaledwie 20 minut przed planowanym spotkaniem 

ze  Swanami.  Miałem  odebrać  ich  z  domu  Belli  i  zawieźć  do  szpitala. 
Zależało  im  na  czasie,  gdyż  jeszcze  tego  samego  wieczora  mieli  lot 
powrotny do domu, a chcieli spędzić jak najwięcej czasu z córką i wnuczką.  

Kiedy  dotarliśmy  na  miejsce,  szybko  udaliśmy  się  do  sali,  żeby 

przekazać  Belli  rzeczy  niezbędne  jej  i  dziecku  do  opuszczenia  kliniki. 
Czekała na nas, trzymając w ręku wypis. Wzięła od ojca torbę z ubraniami  
i  poprosiła,  żebyśmy  umieścili  Nayę  w  nosidełku.  Zaśmiałem  się,  widząc 
miny jej rodziców, kiedy próbowali dojść do tego, jak zapina się pasy w tak 
nowoczesnym  urządzeniu.  W  końcu  pomogłem  im  jednak  i  po  kilkunastu 
minutach byliśmy gotowi do drogi. 

Ledwie dotarliśmy do drzwi wyjściowych, zostaliśmy oślepieni fleszami 

aparatów. Nosidełko niósł Charlie, więc widząc minę Belli, kazałem jej wtulić 
się  w  Renee,  a  sam  torowałem  drogę  do  auta.  Zastanawiało  mnie  nawet, 
skąd  wiem  jak  powinienem  się  w  takiej  sytuacji  zachować,  ale  ostatecznie 
swoją  reakcję  przypisałem  zbyt  dużej  ilości  filmów  oglądanych  z  siostrą  
i bratową. Nigdy nie pomyślałbym, że przydadzą mi się one w prawdziwym 
życiu.  

Wsiedliśmy  do  samochodu  i  odjechaliśmy  z  parkingu.  Dopiero  kiedy 

udało  mi  się  zgubić  ostatnie  goniące  nas  auto,  spojrzałem  w  lusterko.  Na 
tylnym siedzeniu siedziały Bella i Renee, a między nimi zostało zamocowane 
nosidełko z dzieckiem. 

- Wszystko w porządku? - zapytałem kobiety. 
- Tak, ale jedźmy już do domu. Nie wiem, jak moja córka radzi sobie 

z takim czymś na co dzień - odpowiedziała mi starsza z nich. 

Moja mama wpadła na pomysł, aby zorganizować przyjęcie powitalne 

w  rezydencji  Belli,  ale  odwiodłem  ją  od  tego,  tłumacząc,  że  moja 
przyjaciółka może nie życzyć sobie aż takiej ingerencji w jej sprawy z naszej 
strony.  Poza  tym  miała  jeszcze  przez  kilka  godzin  do  dyspozycji  własną 
matkę. Wytłumaczyłem jednak  Esme z błyskiem w oku, że tuż po wyjeździe 
Swanów do akcji wkraczają Cullenowie. Bella już może zacząć się bać… 

background image

37 

 

Rozdział ósmy 

BPOV 

Po  wyjeździe  rodziców  poczułam  się  gorzej.  Jedyną  bliską  mi  osobą 

była  Naya.  Opieka  nad  nią  okazała  się  o  wiele  cięższa  niż  początkowo 
myślałam.  Nie  wiem  jak  poradziłabym  sobie,  gdyby  nie  pomoc  ze  strony 
Esme. Pokazała mi jak powinna wyglądać kąpiel noworodka, w jaki sposób 
powinnam  trzymać  córkę  podczas  karmienia,  jak  w  najszybszy  sposób 
zmieniać  pieluchy,  a  przy  tym  wszystkim  znaleźć  czas  na  kilkominutową 
drzemkę.  Cudowna  kobieta.  Nie  dziwię  się,  że  wychowała  tak  wspaniałe 
dzieci.  Każde z  nich  w ciągu ostatnich  12  dni  odwiedziło  nas  przynajmniej 
raz.  Nie  licząc  oczywiście  Edwarda,  który  praktycznie  nie  wychodził  
z mojego domu. Twierdził, że stara się w ten sposób odciążyć mnie, bo nie 
powinnam  od  razu  przechodzić  na  autopilota,  a  on  jako  doświadczony 
ojciec,  bez  problemu  poradzi  sobie  z  dzieckiem  w  czasie,  kiedy  ja  będę 
spała. W taki oto sposób przeżyłam pierwsze prawie dwa tygodnie. Niestety 
dzisiaj  cała  rodzina  Cullenów  miała  napięte  do  granic  wytrzymałości 
harmonogramy i zostałyśmy we dwie. Ja i Naya.  

Dziewczynka  obudziła  się  w  miarę  późno,  co  było  miłą  odmianą. 

Zupełnie,  jakby  podświadomie  wiedziała,  że  powinna  być  dzisiaj 
spokojniejsza. Po trwającym blisko pół godziny karmieniu małej udałam się 
do kuchni w poszukiwaniu czegoś co sama mogłabym przekąsić. W lodówce 
znalazłam  tylko  jogurt  owocowy.  Nic  dziwnego.  Od  opuszczenia  kliniki 
praktycznie  nie  wychodziłam  z  domu.  Miałam  jednak  ku  temu  powody. 
Zgodnie z przewidywaniami, tuż za moją bramą ustawionych stało blisko 10 
wozów  transmisyjnych,  przenośny  grill,  z  którego  korzystali  zarówno 
kierowcy,  dziennikarze,  jak  i  paparazzi  i  ogromny  zbiornik  wodny, 
niezbędny  przy  wysokiej  temperaturze.  Kilka  razy  zaryzykowałam  krótki 
spacer po ogrodzie, ciesząc się, że zaplanowano w nim naturalne ogrodzenie 
z  gęsto  rosnących  drzew.  Położna  stwierdziła,  że  świeże  powietrze  dobrze 
wpłynie  na  moją  kondycję  fizyczną,  ale też  samopoczucie  i  stres  związany  
z opieką nad noworodkiem.  

Zjadłam jogurt i wróciłam do salonu. Za wcześnie jeszcze na wysiłek 

fizyczny, ale po wcześniejszym uzgodnieniu tego z lekarzem, postanowiłam 
rozpocząć wykonywanie najprostszych ćwiczeń. Nie czułam presji ze strony 
swojego zawodu. Oczywiście, widywałam koleżanki z branży, które zaledwie 
po  trzech  tygodniach  od  urodzenia  dziecka  wracały  na  plan  wyglądając 
nawet  lepiej  niż  przed  ciążą,  ale  sama  postanowiłam  poświęcić  się  mojej 
kruszynce.  Nie  znaczy  to  jednak,  że  zamierzam  się  zaniedbać.  Uwielbiam 
swoją pracę i chcę jeszcze do niej wrócić, ale zrobię to dopiero wtedy, kiedy 

background image

38 

 

będę miała  pewność,  że nie  wpłynie  to  negatywnie  na  Nayę.  Teraz  to  ona 
jest najważniejsza. 

Rozłożyłam  na  podłodze  matę  do  jogi.  Wykonanie  kilku  prostych 

pozycji nie powinno mi zaszkodzić. Zanim jednak przystąpiłam do ćwiczeń, 
upewniłam się, że mała leży spokojnie w łóżeczku stojącym w tym samym 
pomieszczeniu.  

Chyba jeszcze za wcześnie. Po kilku minutach czułam tak ogromy ból 

w kręgosłupie, że zdecydowałam się na przerwanie wykonywanej czynności. 
Trudno. Edward mówił, że i bez ćwiczeń nie wyglądam jakbym dopiero co 
rodziła,  ale wydaje  mi  się  nie  być  do  końca  obiektywny.  Szczerze mówiąc, 
od  kiedy  na  świecie  pojawiła  się  Naya,  a  ja  wróciłam  do  swojego  domu, 
widuję  go  jeszcze częściej niż  miało  to miejsce,  kiedy  u  niego  mieszkałam. 
Twierdził, że wizyty u nas stanowią świetny pretekst do urwania się z pracy, 
co wcześniej raczej rzadko mu się zdarzało. Śmiałam się za każdym razem, 
kiedy to mówił, że mam na niego zły wpływ. W ogóle od kiedy go poznałam 
śmieję się o wiele częściej, niż przez ostatnie siedem miesięcy.  

Zupełnie  jakbym  przywołała  go  myślami,  po  chwili  odebrałam 

połączenie od niego. 

- Jak się mają moja dwie ulubione gwiazdki Hollywood? 
- Brzmisz, jakbyś znał ich całe tłumy. 
- Wiesz jak to jest. Zdolny, wolny architekt często dostaje zlecenia od 

gwiazd  z  górnej  półki.  -  Zaśmialiśmy  się  oboje  w  reakcji  na  jego  słowa.  - 
Dodatkowo  byłem  ostatnio  najgłośniejszym  gościem  w  Kodak  Theatre.  Nie 
wiem już, gdzie gromadzić te numery telefonów… 

-  Mogę  udostępnić  ci  pokój  czy  dwa.  Tylko  nie  sprowadzaj 

przyjaciółek do domu. Nie chcemy, żebyś demoralizował dzieci. 

- Bardzo śmieszne. A teraz poważnie, radzisz sobie? - zapytał ciepłym 

tonem. 

-  Jak  na  razie  bez  problemu.  Obie  jesteśmy  czyste  i  nakarmione. 

Melduję wykonanie zadania.  

- Cieszę się, że masz siłę żartować, bo to oznacza, że mała nie daje się 

we znaki.  

-  Właściwie  jest  podejrzanie  spokojna.  Czy  jej  też  urządziłeś  wczoraj 

pogadankę  o  poprawnym  zachowaniu,  kiedy  zostajemy  same?  Groził  ci?  - 
Słowa te skierowałam do leżącej w kołysce Nayi. 

- Tak, powiedziałem jej, że jeżeli nie będzie się dobrze zachowywała, 

odwiedzi ją wujek Emmett. 

Rozbawiły mnie jego słowa, mimo że mogły być prawdziwe. Nigdy nie 

zapomnę  niewyobrażalnego  wybuchu  płaczu,  kiedy  Emmett  schylił  się 
pierwszy raz nad kołyską. Podejrzewam, że dla mojej córeczki był po prostu 

background image

39 

 

za wielki. Na dodatek przytargał ze sobą równie wielkiego pluszowego misia, 
który z powodu braku miejsca, stoi na razie w pustym gabinecie. 

-  Jasne,  terroryzuj  mi  dziecko  od  urodzenia.  A  w  ogóle,  czy  ty  nie 

powinieneś pracować? 

-  Nie.  Jestem  szefem  i  to  ja  ustalam  zasady.  Za  pięć  minut  mam 

posiedzenie  zarządu,  więc  pomyślałem,  że  korzystając  z  wolnej  chwili 
obdzwonię wszystkich. Mama za pół godziny jedzie z Nicole na szczepienie. 
Wciąż  źle  się  czuję  z  tym,  że  zostałaś  dzisiaj  całkiem  sama.  Może,  jeśli 
posiedzenie skończy się w miarę szybko, odwołam resztę spotkań i wpadnę 
ci pomóc, żebyś… 

- Stop. To nie jest twój obowiązek. Zostań w pracy do końca, a potem 

pojedź do domu do swojej córeczki. My jakoś damy sobie radę. Może przy 
odrobinie szczęścia, Naya prześpi dzisiaj cały dzień. 

-  Masz  rację,  to  nie  należy  do  moich  obowiązków.  Mówiłem  ci  już 

nieraz,  że  robię  to  wyłącznie  dla  rozgłosu.  -  Wywołało  to  u  nas  ponowny 
chichot. 

- Zupełnie zapomniałam, że widywanie się z nami wręcz cię boli. Ale 

czego nie robi się dla sławy? Obiecuję, że zadzwonię, jeśli tylko coś będzie 
się działo - dodałam już poważnie. - A teraz, do pracy.  

Po 

skończonej 

rozmowie 

wyjęłam 

córeczkę 

łóżeczka  

i przeniosłam na specjalną matę rozłożoną na dywanie. Sama położyłam się 
na  kocu  tuż  obok  niej  i  przez  kilka  minut  zajęta  byłam  wyłącznie 
przyglądaniu  się  małej.  Wiem,  że  w  jej  wyglądzie  zajdzie  jeszcze  trochę 
znaczących zmian, dlatego też nie martwiłam się na razie faktem, że kształt 
noska  zdecydowanie  odziedziczyła  po  ojcu,  który  pewnie  nigdy  nawet  nie 
pokusi się o próbę zobaczenie jej. Ostatnimi czasy nie miałam co prawda za 
dużo  czasu  na  rozmyślanie,  ale  postanowiłam,  odchodząc  od  pierwotnego 
planu,  nie  nadawać  jej  nazwiska  Jamesa.  Nie  zasłużył,  żeby  rościć  sobie  do 
niej jakiekolwiek prawa. Domyślam się zresztą, że gdybym nawet poprosiła 
go o uznanie córki, wyśmiałby mnie. Od początku nie okazywał radości na 
wieść  o  mojej  ciąży.  Teraz  wiem  już  dlaczego.  Na  boku  spotykał  się  
z  drugoplanową  gwiazdką  swojego  nowego  filmu.  Najbardziej  bolało  to, że 
dowiedziałam  się  o  tym,  kiedy  od  ponad  dwóch  miesięcy  nosiłam  pod 
sercem jego dziecko.  

Spojrzałam  na  zegarek.  Była  12:00,  co  oznaczało,  że  mniej  więcej  za 

pół  godziny  miała  zjawić  się  położna,  aby  po  raz  ostatni  sprawdzić,  czy 
Naya rozwija się prawidłowo i czy dobrze sobie radzę w roli matki. Quinn 
była  na  oko  starsza  ode  mnie  jakieś  3  lata,  dzięki  czemu  nie  miałyśmy 
problemów z  komunikacją.  Wstałam z  podłogi i  ponownie  włożyłam  córkę 
do  kołyski.  To  zdecydowanie  dziwne, że  cały czas  śpi.  Do  tej  pory  miałam 
trudności  z  uśpieniem  jej.  Może  zmęczyła  się  już  ciągłym  płaczem  albo 

background image

40 

 

przyzwyczaiła  się  do  nowego  otoczenia.  Lekarz  mówił,  że  powinno  to 
nastąpić lada dzień. Pewna, że kruszynka śpi spokojnie, podeszłam do drzwi 
i  przekręciłam  klucz,  żeby  położna  mogła  wejść,  kiedy  tylko  usłyszy 
pozwolenie.  Zaraz  potem  udałam  się  do  łazienki  na  parterze,  zostawiając 
jednak  otwarte  drzwi,  abym  mogła  w  razie  czego  usłyszeć  córeczkę. 
Postanowiłam,  korzystając  z  chwili  prywatności,  wziąć  gorącą  kąpiel. 
Niestety,  w  momencie,  kiedy  miałam  już  wejść  do  wody,  ponownie 
zadzwonił telefon. Ani chwili spokoju.  

- Słucham. 
- Cześć córciu. - Z drugiego końca słuchawki odpowiedziała mi mama. 

- Wpadłam dzisiaj w sklepie na Leę i wyobraź sobie, że ona też jest w ciąży. 
Jacob  jest  podobno  wniebowzięty.  Pytała,  co  u  ciebie,  jak  sobie  radzisz. 
Mówiła,  że  media  bardzo  nagłośniły  przyjście  na  świat  mojej  wnuczki  
i zastanawia się, jak ty to znosisz. Powiedziałam jej, że zadziwiająco dobrze, 
że masz tam na miejscu wsparcie.  

Lea i Jacob to moi przyjaciele jeszcze z liceum. Zabawna para Indian, 

która  praktycznie  od  urodzenia  świata  poza  sobą  nie  widziała.  Wszyscy 
wróżyliśmy im wspólną przyszłość i, jak widać, mieliśmy rację.  

-  To  wspaniale,  mamo.  Koniecznie  przekaż  im  obojgu  pozdrowienia  

i gratulacje. Żałuję, że nie mogę sama tego zrobić. Nie widziałam ich już od 
wieków. Założę się, że planują ślub. 

-  Planowali  pobrać  się  za  dwa  miesiące,  ale  teraz  postanowili,  że 

poczekają do rozwiązania. Nie chcą narażać Lei na dodatkowe stresy. Ale ja 
tu dzwonię do ciebie z ploteczkami, a może jesteś zajęta. Przeszkadzam ci? 
Tylko o odpowiedz szczerze. 

-  Nie,  mamo,  biorę  kąpiel,  czekając  na  Quinn.  I  uprzedzając  twoje 

kolejne  pytanie,  nic  się  nie  dzieje,  rutynowa  wizyta.  -  Renee  zaśmiała  się  
z mojej domyślności. 

-  Dobrze,  dobrze,  już  się  rozłączam.  Pamiętaj  tylko,  żeby  wysłać  mi 

dzisiaj  wieczorem  kolejne  zdjęcia  wnuczki.  Nie  mogę  z  wami  być,  ale 
chciałabym mieć chociaż czym się chwalić przed koleżankami.  

- Załatwione. Kocham cię, mamo. 
- Też cię kocham, pa i ucałuj maleńką. 
Odłożyłam  słuchawkę  na  podłogę  koło  wanny  i  ułożyłam  się  w  niej 

wygodniej. Zamknęłam oczy i zrelaksowałam się. 

 
 

EPOV 

Posiedzenie  zarządu  zawsze  są  nudne.  Tym  razem  mieliśmy 

podsumować  dokonania  firmy  w  ostatnim  kwartale.  Siedziałam  przy  stole  
i  tylko  jednym  uchem  słuchałem  tego  co  mają  do  powiedzenia  pozostali. 

background image

41 

 

Znałem to na pamięć. Było bardzo dobrze, ale mogłoby być lepiej. Słyszałem 
to setki razy.  

-  Edwardzie.  -  zwrócił  się  do  mnie  mój  zastępca.  -  To  oczywiste,  że 

twoje  projekty  cieszą  się  największym  zainteresowaniem.  Pomyślałem,  że 
może moglibyśmy skorzystać z chwilowego szumu wokół twojej osoby, aby 
znaleźć klientów w samym Hollywood.  

- Aro, czy naprawdę uważasz, że należy zniżać się do tego poziomu? 

Moim zdaniem radzimy sobie bardzo dobrze i nie widzę żadnego powodu, 
dla którego miałbym wykorzystywać przyjaciół.  

- Ale pomyśl o profitach… 
-  A  ty  pomyśl  o  sumieniu.  Nie  zamierzam  żerować  na  czyjejś 

popularności.  To,  co  obecnie  dzieje  się  wokół  mojej  osoby,  niedługo 
ucichnie, a ja nie zamierzam kończyć znajomości z Bellą. 

-  Nie  jakąś  Bellą,  tylko  Bellą  Swan!  -  Aro  wydawał  się  strasznie 

podekscytowany. 

-  Przykro  mi,  ale  dla  mnie  to  tylko  Bella  -  powiedziałem,  mając 

nadzieję  na  szybkie  zakończenie  tego  tematu.  -  A  teraz  powróćmy  do 
interesów.  Wydaje  mi  się,  że  budżet  na  kolejny  miesiąc…  Przepraszam  - 
przerwałem, czując wibracje telefonu w kieszeni. 

Wyciągnąłem  go  i  spojrzałem  na  wyświetlacz.  Bella.  Ponownie 

przepraszając, odebrałem połączenie. 

- Nie ma jej!- kobieta wyszlochała do słuchawki. 
- Kogo nie ma? Słonko, uspokój się - poprosiłem spokojnym tonem. 
- Nie ma Nayi! Jej łóżeczko jest puste! 

background image

42 

 

Rozdział dziewiąty 

EPOV 

Z  prędkością  światła  wybiegłem  z  sali  konferencyjnej.  W  tym 

momencie nie obchodziło mnie, że najprawdopodobniej przyjdzie mi potem 
ponieść  tego  konsekwencje.  W  głowie  ciągle  słyszałem  zrozpaczony  głos 
Belli, kiedy mówiła mi, że jej córeczka zniknęła. Jak to w ogóle możliwe?  

Wsiadłem  do  mojego  volvo  i  ruszyłem  z  piskiem  opon.  Kiedy 

wjechałem  już  na  drogę  prowadzącą  do  domu  Belli,  chwyciłem  telefon  
i  wykręciłem  numer  policji.  Zgłosiłem  dyżurującemu  oficerowi  porwanie  
i  poprosiłem  o  jak  najszybsze  przybycie  pod  adres,  do  którego  sam  się 
kierowałem. Nie wiem jakim cudem dotarłem na miejsce nie powodując po 
drodze żadnego wypadku. Uznajmy, że miałem szczęście. 

Kiedy  tylko  wysiadłem  z  auta  na  podjeździe  przed  rezydencją  Belli, 

zostałem  zaatakowany  przez  paparazzi.  Czy  tym  ludziom  nigdy  się  to  nie 
nudzi?  Nie  zwracając  sobie  nimi  głowy,  pobiegłem  prosto  do  drzwi 
wejściowych.  W  momencie,  gdy  je  otworzyłem,  usłyszałem  głośny  płacz. 
Szedłem  za  odgłosami  i  już  po  chwili  ją  zobaczyłem.  Leżała  na  kanapie  
w pozycji embrionalnej. Miała na sobie biały szlafrok i wciąż jeszcze mokre 
włosy. Wyglądała jakby straciła wszelkie chęci do życia. W zasadzie pewnie 
tak  właśnie  było.  Nie  odzywając  się  więc  słowem,  przemieściłem  się  w  jej 
kierunku.  Patrzyła  w  przeszkloną  ścianę  wychodzącą  na  basen  nawet  nie 
mrugając.  Nie  zauważyła  mnie.  Usiadłem  przy  niej  na  kanapie  i  nadal  bez 
słowa  objąłem  ją  obiema  rękoma.  Początkowo  przeszedł  ją  dreszcz,  więc 
zacząłem  delikatnie  głaskać  ją  po  plecach.  Po chwili  jej ciało  uspokoiło  się, 
ale ona sama pozostawała w niezmienionej pozycji.  

- To wszystko moja wina - wyszeptała, wciąż patrząc przed siebie. 
- Nie mów tak, nie wolno ci tak mówić, rozumiesz? Kochanie, proszę, 

spójrz na mnie. 

Przeniosła  na  mnie  wzrok.  Jej  oczy  były  takie…  puste.  Zniknął  błysk, 

który  zawsze  w  nich  widziałem.  Twarz  była  śmiertelnie  blada  i  cała  we 
łzach rozpaczy.  

- Dlaczego nie wolno? To prawda. Nie zasłużyłam na nią. Teraz to do 

mnie dotarło. Za kogo ja się niby uważałam? Myślałam, że przeklnę Jamesa, 
odprawię  rodziców  i  poradzę  sobie  sama?  Boże,  jaka  ja  byłam  głupia.  
- Pozwoliła łzom dalej spływać po jej policzkach. 

Nie  mogłem  patrzeć  na  jej  ból.  Sprawnie  wciągnąłem  ją  na  swoje 

kolana i oparłem o klatkę piersiową, a ramiona oplotłem wokół jej drobnego 
ciałka,  dając  jej  tym  samym  chociaż  prowizoryczne  schronienie.  Zacisnęła 
pięści na mojej koszuli i schowała w niej twarz.  

background image

43 

 

-  Zaraz  będzie  tu  policja.  Znajdą  ją,  obiecuję  ci  to.  Jeśli  nie,  sam  ją 

odszukam i dostarczę tam, gdzie jej miejsce. W twoje objęcia. 

-  Och,  Edwardzie.  A  jeśli  coś  jej  się  stało?  Jeśli  porwał  ją  jakiś 

psychopata?  

- Ciii, nic jej nie będzie. 
-  Odezwała  się?  -  usłyszałem  głos  dochodzący  z  kuchni.  -  Odkąd 

przyszłam nie ruszyła się choćby o milimetr.  

- Witaj, Quinn. Zostań, proszę, żeby złożyć zeznania - poprosiłem. 
- Oczywiście. 
Dotarcie pod wskazany przeze mnie adres zajęło policjantom około 20 

minut  dłużej  niż  mi.  Sprawdzili  dokładnie  cały  dom,  zrobili  zdjęcia,  zdjęli 
odciski  palców  i  obejrzeli  pokój  przy  użyciu  ultrafioletu,  po  czym  przeszli 
do  przesłuchań.  Początkowo  chcieli  porozmawiać  z  Bellą  bez  udziału  osób 
trzecich, ale słysząc to, wtuliła się tylko we mnie jeszcze bardziej.  

-  To  mój  narzeczony  -  oznajmiła,  kiedy  jeden  z  funkcjonariuszy 

spojrzał na mnie krytycznie. 

Nie  zmieniwszy  poprzedniej  pozycji,  siedzieliśmy  w  opustoszałym 

chwilowo salonie i poddawaliśmy się przesłuchaniu.  

-  Proszę  przybliżyć  mi  wydarzenia  ostatnich  dwóch  godzin  

- powiedział policjant głosem nieznoszącym sprzeciwu. 

Brunetka wzięła głęboki wdech. 
-  Czekałyśmy  na  przyjście  położnej.  Otworzyłam  drzwi,  żeby 

oszczędzić na czasie. Nie miałam obaw, bo w budce przy bramie całą dobę 
siedzi  jeden  z  ochroniarzy.  Nigdy  nie  wpuszcza  nikogo  nieznajomego.  Irek 
jest najlepszy w tym co robi.  

- Tak, zauważyliśmy. Nawet widząc radiowozy, nie chciał nas wpuścić 

na pani teren. Proszę kontynuować. 

-  Jak  już  powiedziałam,  mam  do  niego  pełne  zaufanie,  więc 

korzystając  z  ostatniej  wolnej  chwili  postanowiłam  wziąć  kąpiel.  Drzwi  od 
łazienki  zostawiłam  otwarte,  z  wanny  widać  łóżeczko.  Możecie  sprawdzić. 
-  Wskazała  drzwi  prowadzące  do  tegoż  pomieszczenia.  -  Rozmawiałam 
przez  telefon  z  mamą  i  już  po  kilku  minutach  wróciłam  do  salonu,  gdzie 
zauważyłam  pustą  kołyskę.  Nie  myśląc  nawet  nad  tym  co  robię,  od  razu 
zadzwoniłam do Edwarda. Zdążyłam się rozłączyć, kiedy do drzwi zapukała 
Quinn - położna.  

- Czy rozmawiała już pani z ochroniarzem? 
- Nie, jeszcze nie. Nie ruszyłam się z tego miejsca od kiedy opuściłam 

łazienkę.  

-  Chłopaki,  idźcie  go  przesłuchać!  -  krzyknął  do  kolegów,  siedzących  

w  kuchni.  -  Proszę  nie  wpadać  w  panikę.  Rozesłaliśmy  już  wiadomość  
o porwaniu wszystkim patrolom. Przyda nam się zdjęcie państwa córki. 

background image

44 

 

- Mógłbyś je przynieść? - zapytała mnie przyjaciółka. - Jest w torebce. 
Chwilę  później  wręczyłem  mu  zdjęcie.  Nagle  wpadł  mi  do  głowy 

pewien pomysł. 

- Panie władzo! - zatrzymałem wychodzącego mężczyznę. - Powinien 

pan chyba porozmawiać z dziennikarzami. Od kiedy Bella przywiozła Nayę 
do  domu  nie  odchodzą  sprzed  bramy. Na  pewno  widzieli  kto  wchodził  na 
posesję. 

- Dziękuję za podpowiedź, panie… 
- Cullen. Edward Cullen. W razie jakiegokolwiek postępu w śledztwie, 

proszę  o  kontakt.  -  Podałem  mundurowemu  swoją  wizytówkę.  -  Proszę 
dzwonić o każdej porze dnia i nocy. 

Wróciłem  do  pokoju.  Quinn  wyszła  tuż  przed  oficerem,  a  więc 

zostaliśmy  tylko  my  dwoje.  Podszedłem  do  kobiety,  wziąłem  ja  na  ręce  
i  zaniosłem  na  górę  do  sypialni.  Powinna  się  przespać.  Musi  mieć  siły  
niezbędne  w  takiej  sytuacji.  Położyłem  ją  na  środku  ogromnego  łoża  
i  przykryłem  kocem,  ponieważ  nadal  była  wyłącznie  w  szlafroku,  
a  przebieranie  jej  mogłoby  tylko  dodatkowo  ją  przestraszyć.  W  momencie, 
kiedy  poczuła  na  sobie  okrycie,  instynktownie  chwyciła  moją  dłoń  
i przyciągnęła ją do siebie. Potrzebowała wsparcia. Potrzebowała mnie.  

Byłem  przekonany,  że  moja  towarzyszka  już  śpi,  kiedy  zadzwonił 

telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę.  

- Cullen, słucham. 
-  Oficer  Newton.  Miał  pan  rację.  Dziennikarze  mają  nawet  zdjęcia 

kobiety wynoszącej zawiniątko. 

Momentalnie  zmieniłem  pozycję.  Siedziałem  teraz  na  łóżku,  nadal 

jednak obejmując Bellę. 

- Ochroniarz zeznał, że kobieta podała się za położną na zastępstwie. 

Pani Swan uprzedziła go o spodziewanym gościu, więc nie miał powodu do 
podejrzeń. Na szczęście trafili państwo na rozsądnych paparazzi. Podali nam 
nazwisko porywaczki. 

- Co?! Kto to?! - krzyknęła brunetka, która widocznie przysłuchiwała 

się rozmowie od samego początku. 

- Victoria Stewens. 
 

VPOV 

Ile  można  wyć?  Od  dwóch  godzin  nie  jestem  w  stanie  usłyszeć 

własnych myśli, zagłusza je krzyk tego bachora. Wykapany ojciec, jemu też 
gęba  się  nie  zamyka.  Zazwyczaj  kocham  to  w  nim  najbardziej,  ale 
zastanawia  mnie,  jak  mógł  zapomnieć  wspomnieć  mi,  że  ta  Swan  jest  
w  ciąży  właśnie  z  nim?  Pewnie  specjalnie  wpadła,  żeby  wymusić  na  nim 
małżeństwo albo wyciągnąć kasę. A James jest na tyle naiwny, że zapewne 

background image

45 

 

bez zastanowienia wróciłby do niej, a nawet jeśli nie, istnienie jego dziecka 
zrujnowałoby karierę nam obojgu. Na szczęście ja mam na tyle odwagi, żeby 
samemu zająć się niepotrzebnym nikomu problemem. Dziecko zniknęło, nie 
ma  więc  powodu,  dla  którego  ktoś  dalej  miałby  oczerniać  mojego 
narzeczonego.  Sprawa  ucichnie,  media  zapomną,  że  ono  kiedykolwiek 
istniało, a my dalej będziemy mogli zdobywać Hollywood. Jestem pewna, że 
James będzie mi dozgonnie wdzięczny za to, że sama wszystkim się zajęłam. 
Nie  mówiłam  mu  wcześniej  o  moim  planie,  żeby  nie  próbował  mnie  od 
niego odwieźć i odwalić robotę samemu. Skontaktuję się z nim, kiedy tylko 
ten bachor przestanie się drzeć. Poproszę, żeby przyjechał do mnie i razem 
pozbędziemy  się  dziewuchy.  Czytałam  kiedyś  o  rodzinie  tu,  w  Nevadzie, 
która skupuje takie wyrzutki. Nigdy nie wpadną na to, żeby szukać w innym 
stanie.  

Nienawidzę tanich hoteli, ale tylko w takim mogłam się zatrzymać bez 

obaw,  że  ktoś  mnie  rozpozna.  Tu  nikt  nie  puka  co  chwilę  do  drzwi,  żeby 
sprawdzić czy wszystko w porządku, co daje mi swobodę działania. 

Wyciągnęłam  jedną  z  szuflad  z  komody  i  włożyłam  do  niej  dziecko. 

Nie  mogę  nawet  na  nie  patrzeć.  Jest  takie  podobne  do  tej  zdziry. 
Początkowo  myślałam,  że  pozbycie  się  bękarta  wystarczy,  ale  całkowicie 
zapomniałam  o  tym  jej  nowym  kochasiu.  Znalazł  się  tatusiek  od  siedmiu 
boleści. James, kiedy już oznajmiłam mu, że wiem, stwierdził, że dobrze się 
złożyło, bo ludzie pomyślą, że to tamten jest ojcem. Ale ludzie nie są tacy 
głupi.  Bo  dlaczego  niby  nigdy  wcześniej  w  gazetach  nie  było  jego  zdjęć? 
Dlaczego  Swan  dopiero  teraz  go  pokazała?  Dodaliby  dwa  do  dwóch  
i  wpadliby  wreszcie  na  to,  kto  jest  za  to  odpowiedzialny.  Wtedy  dopiero 
oczerniliby mojego narzeczonego.   

Ten  denerwujący  wrzask  na  chwilę  ustał,  więc  korzystając  z  okazji 

wykręciłam doskonale mi znany numer. 

- Tak? - odebrał po trzecim sygnale. 
-  Cześć,  kochanie.  Nasze  problemy  już  niedługo  się  skończą.  Mam 

plan,  którym  będziesz  zachwycony.  Wsiadaj  do  auta  i  przyjedź  do  mnie. 
Jestem na granicy z Nevadą.   

Nie  mówiąc  nic  więcej,  przerwałam  połączenie  i  spojrzałam  na 

zawiniątko. 

-  Już  niedługo  wszyscy  o  tobie  zapomną,  staniesz  się  mglistym 

wspomnieniem.  

 
 

background image

46 

 

Rozdział dziesiąty 

EPOV 

Od porwania minęła doba. Nadal nie otrzymaliśmy żadnej wiadomości 

odnoście  miejsca  pobytu  Victorii.  Policja  stawała  na  głowie,  szukając 
chociażby  najmniejszego  jej  śladu  w  całym  stanie.  Niestety  przesłuchiwani 
na każdym kroku świadkowie nie mieli za dużo do powiedzenia. Początkowo 
twierdzili,  że  widzieli  ją  w  okolicy,  po  czym  uznawali,  że  równie  dobrze 
mógłby być to ktoś inny. O tak na okrągło przez ponad już 24 godziny.  

Kiedy  patrzyłem  na  Bellę,  widziałem  strach,  rozpacz,  bezradność,  ale 

też zmęczenie. Usilnie starała się pozostać w pełni świadoma w razie, gdyby 
odezwała  się  porywaczka  lub  odnaleziono  Nayę.  Wyglądała  strasznie. 
Podkrążone oczy, włosy w nieładzie, blada cera. Siedziała na łóżku w pozycji 
embrionalnej  już  od  kilku  godzin  praktycznie  się  nie  ruszając.  Najgorsze 
było to, że nie pozwalała prawie nikomu się do siebie zbliżać. Zawiadomiona 
przeze  mnie  rodzina  od  długiego  czasu  zgromadzona  była  w  salonie, 
podczas  gdy  ja  kursowałem  bezustannie  pomiędzy  nimi  a  przyjaciółką. 
Martwiłem  się  o  nią,  nie  potrafię  nawet  wyrazić  jak  bardzo.  Nie  umiałem 
wyobrazić  sobie  bólu,  jaki  odczuwała,  nie  mogłem  więc  przewidzieć  jej 
zachowania.  Jedyną  gwarancją  jej  bezpieczeństwa  zdawała  się  być  Nicole, 
którą trzymała w ramionach praktycznie przez cały czas, aż ta nie zasnęła. 
Nawet  wtedy  Bella  położyła  ją  tuż  koło  siebie  tak  aby  przez  cały  czas  ją 
widziała.  Zupełnie  jakby  próbowała  udowodnić  sobie,  że  jest  w  stanie 
odpowiednio zająć się dzieckiem i nie spuścić z niego oka nawet na chwilę. 

Stałem  w  drzwiach  do  jej  sypialni  i  przyglądałem  jej  się  po  raz 

kolejny,  kiedy  poczułem  rękę  na  ramieniu.  Wiedziałem  do  kogo  należała, 
więc nie musiałem nawet odwracać wzroku. 

- Idź do niej - wyszeptała moja mama. - Może tego nie okazuje, może 

nawet sama nie jest tego świadoma, ale potrzebuje cię teraz.  

-  Nie  pozwala  mi  się  do  siebie  zbliżyć.  Zupełnie,  jakbym  był  kimś 

obcym - powiedziałem pełnym goryczy głosem. 

- Ale nie jesteś. Okaż jej to. Przebij się prze mur, który wokół siebie 

wzniosła.  Wiem,  synu,  że  zależy  ci  na  niej.  Pozwól  i  jej  to  poczuć.  Nawet 
jeżeli będzie się opierała. 

Słowa mamy dały mi do myślenia. Prawdą jest, że Bella to ktoś ważny 

dla mnie i wiem, że inni to widzą, ale nie jestem pewien, czy są świadomi, 
jak bardzo zależy mi na tej cierpiącej kobiecie i jej dziecku. Nadal nie mogę 
wyrzucić z pamięci obrazu nas razem u mnie w domu, jedzących wspólnie 
śniadanie.  Zadomowił  się  on  w  mojej  podświadomości  i  ilekroć  spoglądam  
w stronę szatynki, leci od nowa. 

background image

47 

 

Niepewnie  wszedłem  w  głąb  pomieszczenia.  Nie  zauważyła  mnie. 

Patrzyła jak zahipnotyzowana na śpiąca dziewczynkę. Podszedłem do łóżka, 
ostrożnie  usiadłem  i  dotknąłem  jej  ramienia.  Nie  minęła  chwila,  a  zabrała 
rękę.  Spróbowałem  ponownie,  ale  reakcja  się  powtórzyła.  Wziąłem  głęboki 
wdech. 

-  Możesz  mnie  odpychać,  ale  ja  i  tak  tu  zostanę  –  powiedziałem, 

wiedząc, że i tak nie patrzy w moim kierunku. - Porozmawiaj ze mną. 

- Porozmawiać?! Po co?! Przecież wszyscy dobrze wiemy, że jestem do 

niczego,  nie  nadaję  się  na  matkę!  Jak  ja  mogłam  być  taka  głupia?! 
Wiedziałam  przecież,  że  ludzie  mnie  śledzą,  nie  raz  mi  grożono,  a  ja  co? 
Jakby  nigdy  nic  wystawiam  własną  córkę  porywaczce  na  tacy!  -  Swoimi 
krzykami obudziła  Nicole,  która  również  zaczęła  płakać. Bella  momentalnie 
przygarnęła ją do siebie,  zaczęła kołysać i składać drobne pocałunki na jej 
główce-.    A  teraz  moja  kruszynka  zdana  jest  na  łaskę  tego  potwora…  - 
dodała już ciszej. - To wszystko moja wina… 

Objąłem  je obie.  Tym  razem  kobieta  zdawała  się  zaakceptować  moje 

posunięcie. Położyła głowę na moim ramieniu i pozwoliła łzom spływać po 
policzkach.  

- Przepraszam - wyszeptała po dłuższej chwili.- Wyżyłam się na tobie, 

chociaż jesteś ostatnią osobą, która zasłużyła na moją złość. 

-  Spokojnie  kochanie,  jeśli  to  ma  ci  pomóc,  rozładuj na  mnie  gniew. 

Wiem, że jest ci ciężko, ale uwierz mi, że nie możesz się zamykać, musisz 
pozwolić nam sobie pomóc. Jesteśmy tu wszyscy dla ciebie i zawsze możesz 
z nami porozmawiać. Od tego są przyjaciele. A teraz posłuchaj mnie, kiedy 
mówię,  że  potrzebujesz  snu.  Mój  tata  pilnuje  telefonu,  obudzi  cię,  kiedy 
tylko zadzwoni. - Na jej twarzy pojawiła się niepewność. - Obiecuję.  

-  Chodzi  o  to,  że  się  boję.  Obawiam  się,  że  kiedy  zamknę  oczy, 

zobaczę ją krzywdzącą mój skarb. Staram się z całych sił nie zasnąć, ale mój 
organizm coraz bardziej się buntuje. - Podniosła na mnie wzrok. - Wiem, że 
robisz dla mnie bardzo wiele, ale czy mogłabym cię o coś prosić? 

- Oczywiście. O co tylko chcesz. 
- Położysz się ze mną? Może, kiedy nie będę sama, będzie mi łatwiej, 

nie będę czuła tej niewyobrażalnej pustki…  

Nie dając jej nawet dokończyć, położyłem ją na środku łoża, wiedząc, 

że tak będzie najwygodniej. Przykryłem kołdrą ją i znajdującą się wciąż w jej 
objęciach Nicole, po czym sam umiejscowiłem się tuż przy niej odwrócony 
twarzą  w  ich  stronę.  Położyłem  rękę  na  jej  tali,  sprawiając,  że  oboje 
przytulaliśmy  moją  córkę,  śpiącą  między  nami.  Drugą  ręką  delikatnie 
zamknąłem jej powieki, a widząc przerażenie, schyliłem się i złożyłem na jej 
ustach  długi  pocałunek.  Pomimo,  że  nie  oczekiwałem  tego,  oddała 
pieszczotę,  wplątując  dłoń  w  moje  włosy.  Przygarnąłem  ją  bliżej  siebie, 

background image

48 

 

przez co oddzielało nas jedynie drobne ciałko Nicole. Całowaliśmy się wolno, 
bez pośpiechu. Rozkoszowaliśmy się tym kontaktem i dzieliliśmy cierpienie 
połączone z niewyobrażalną przyjemnością. Po dłuższej chwili usłyszałem jej 
jęk.  W  tym  momencie  uświadomiłem  sobie  nasze  położenie.  Niechętnie 
przerwałem nasz pocałunek. 

- Bello… - Brak reakcji. - Skarbie… - Podniosła wzrok. - Powinnaś się 

przespać.  Będę  tu  cały  czas,  nie  masz  się  czego  bać.  -  Na  potwierdzenie 
swoich  słów  ponownie  objąłem  jej  talię,  ona  zaś  ułożyła  się  wygodnie  
z  głową  na  mojej  klatce,  uważając  na  śpiące  dziecko.  -  Wszystko  będzie 
dobrze, Naya do nas wróci. 

Dotarło  do  mnie  ciche  pukanie  do  drzwi.  Otworzyłem  oczy  jeszcze 

chwilę wcześniej pogrążone we śnie i rozejrzałem się, zdezorientowany. Za 
oknem  było  zupełnie  ciemno.  Byłem  w  sypialni  Belli.  Spojrzałem  na  nią. 
Nadal  leżała  wtulona  we  mnie,  obronnym  gestem  ściskając  moją  koszulkę. 
Nie  chcąc  jej  budzić  wymamrotałem  ciche  „proszę”.  Po  chwili  zobaczyłem 
tatę, idącego w moim kierunki z jakimś przedmiotem w ręku. Telefon. 

Nie pytając nawet kto dzwoni, przejąłem słuchawkę. 
- Cullen, słucham. 
- Oficer Newton. Witam i przepraszam, że tak późno. 
-  Nie  ma  problemu.  Są  jakieś  wiadomości?  -  Poczułem  Bellę 

poprawiającą pozycję na mojej klatce. - Znaleźliście je? 

-  W  pewnym  sensie.  Wiemy  gdzie  przebywały  kilka  godzin  temu, 

zawiadomiliśmy  już  tamtejsze  władze  i  patrole  powinny  być  na  miejscu. 
Przy odrobinie szczęścia nadal tam są. 

- Tamtejsze władze?- zapytałem zdziwiony. 
-  Władze  stanu  Nevada.  Victoria  Stewens,  według  naszego  źródła, 

planuje sprzedać dziecko jednej z tamtejszych rodzin. 

-  Że  co?!  -  krzyknąłem  zanim  zdążyłem  nad  tym  zapanować.  

W  rezultacie  obudziłem  Nicole,  która  jednak  czując  koło  siebie  szatynkę, 
zaraz ponownie zapadła w sen. - Gdzie to dokładnie jest? Mogę być tam za 
kilka godzin, nie pozwólcie jej tylko uciec. 

-  Spokojnie,  panie Cullen.  Proszę  nic  nie robić  w  tym  kierunku.  Jeśli 

pańska córka rzeczywiście nadal tam była, na pewno jest już w drodze do 
domu.  Zadzwonię  do  pana,  kiedy  tylko  będę  wiedział  coś  na  pewno.  
A tymczasem proszę dbać o narzeczoną i być dobrej myśli. Do usłyszenia. 

- Dziękuję. 
 

JPOV 

Stałem  przed  drzwiami.  Słyszałem  przez  nie  płacz  dziecka,  przez  co 

byłem  pewien,  że  pomyliłem  pokoje.  Victoria  kazała  jechać  mi  taki  kawał 
tylko po to, żebym stał teraz pod cudzymi drzwiami i czekał nie wiadomo 

background image

49 

 

na  co?  Nigdy  nie  zrozumiem  kobiet.  Zresztą,  może  już  pora  zająć  się 
kolejną… 

Stałem  dłuższą  chwilę,  kiedy  nagle  drzwi  otworzyły  się  gwałtownie. 

Moim  oczom  ukazała  się  Victoria  we  własnej  osobie.  A  przecież  mógłbym 
przysiąc, że… 

-  Wchodź  do  środka,  bo  jeszcze  ktoś  cię  zobaczy  -  powiedziała 

gniewnym tonem. 

Zrobiłem  jednak  co  kazała  i  już  po  chwili  przekonałem  się,  że  uszy 

jednak  mnie  nie  myliły.  Na  łóżku  stała  duża  szuflada,  a  w  niej  leżało 
niemowlę. Zamrugałem kilkakrotnie, nie wiedząc, co o tym myśleć. 

- Żabko, od kiedy to masz dziecko? - zapytałem w końcu. 
- Ten bachor? - wskazała na zawiniątko. - To twoje. 
-  Co  masz  na  myśli,  mówiąc…  -  I  wtedy  przed  oczami  stanęły  mi 

nagłówki z dzisiejszej prasy i wszystkich audycji radiowych i telewizyjnych. - 
Proszę cię, nie mów, że to dziecko Belli Swan. 

- Dlaczego nie? Przecież to oczywiste. No chyba, że ukrywasz jeszcze 

jakieś bękarty.- powiedziała ostrzegawczo. 

-  Nic  mi  o  tym  nie  wiadomo.  -  Dotarł  do  mnie  ponowny  płacz, 

uświadamiając mi jednocześnie, że przebywając tu od ponad doby, dziecko 
pewnie niczego nie jadło.  

Nie chciałem go, to prawda. Kariera jest dla mnie o wiele ważniejsza 

niż jakieś obowiązki głowy rodziny i mimo pokrewieństwa, nie zamierzałem 
nazywać siebie ojcem istoty znajdującej się kilka kroków ode mnie. Owszem, 
byłem  playboyem,  egoistą  i  zarozumialcem,  ale  nie  byłem  przestępcą.  
A jeżeli się nie mylę, Victoria planowała wciągnąć mnie w porwanie dziecka 
największej  ostatnimi  czasy  gwiazdy  Hollywood.  Nie  zamierzałem  spędzić 
reszty życia w więzieniu, ale żeby do tego nie dopuścić, musiałem, udając jej 
wspólnika, ściągnąć pomoc. 

- Kiedy ostatnio ją karmiłaś? 
-  Karmić  ją?  Po  co?  Przecież  niedługo  będzie  już  u  tamtej  rodziny. 

Oni na pewno ją nakarmią. 

Powstrzymałem się od przewrócenia oczami. 
- Kochanie, do tej pory dziecko może umrzeć z głodu. 
- Jeszcze lepiej. – Przerwała. - Chociaż nie, bo wtedy mi nie zapłacą. 
- Zróbmy tak - ty tu z nią zostaniesz, żeby nikt cię nie zobaczył, a ja 

pójdę do sklepu. 

- Rób co chcesz… 
 Wyszedłem z pokoju i faktycznie udałem się do najbliższego sklepu. 

Było  południe,  więc  wszędzie  znajdowali  się  ludzie,  którzy  mogli  mnie 
rozpoznać.  Kupiłem  więc  szybko  mleko  w  proszku  i  zaraz  po  odejściu  od 
kasy  ukryłem  się  za  budynkiem.  Wyciągnąłem  z  kieszeni  telefon  

background image

50 

 

i  zadzwoniłem  na  komisariat.  Podczas  stosunkowo  krótkiej  rozmowy 
przekazałem funkcjonariuszowi wszystkie informacje o zamiarach i miejscu 
pobytu  porywaczki.  Kazano  mi  nadal  udawać  jej  sprzymierzeńca  w  celu 
zapewnienia ochrony dziecku i obiecano zjawić się jak najszybciej. 

Nakarmiłem  już  dziewczynkę  i  nosiłem  ją  teraz  po  pokoju,  bojąc  się 

zostawić  ją  w  pobliżu  kochanki.  Co  chwila  zerkałem  nerwowo  na  zegar 
wiszący na ścianie, odliczając czas, który upłynął od mojego telefonu.  

-  Jeszcze  dzisiaj  wieczorem  powinniśmy  zakończyć  tę  sprawę. 

Spakowałam już… - Przerwało jej wyrwanie drzwi z zawiasów. 

- Policja! Na ziemię! - krzyknęli uzbrojeni. Nareszcie. 
 

BPOV 

Obudziłam  się, czując  lekki  pocałunek  na czole.  Miałam  wrażenie,  że 

śnię.  W  tym  wyobrażeniu  nie  przechodziłam  największej  tragedii  w  swoim 
życiu,  nie  cierpiałam,  a  jedynie  odpoczywałam  w  ramionach  wspaniałego 
mężczyzny.  

-  Bello,  musisz  wstawać.  -  Usłyszałam  szept  tuż  przy  uchu.  -  Bello, 

znaleźli ją. 

To zdanie podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Poderwałam się 

do pozycji siedzącej i spojrzałam na Edwarda ze łzami w oczach. 

- Czy ty powiedziałeś… 
- Tak, będą tu za kilka minut. Wjechali już na osiedle. 
Więcej  nie było  mi  trzeba.  Odrzuciłam kołdrę  i  pobiegłam  do  drzwi. 

Nie  ważne  było  dla  mnie  w  tym  momencie  to,  że  przed  moimi  drzwiami 
pewnie  lada  chwila  ponownie  zgromadzi  się  tłum  reporterów.  Liczył  się 
tylko  fakt,  że  moja  kruszynka  do  mnie  wraca.  Zaraz  znowu  będę  mogła 
wziąć ją w ramiona i wycałować.  

Zobaczyłam  radiowóz  zanim  jeszcze  wyjechał  zza  zakrętu.  Czekałam 

niecierpliwie aż wjedzie na podjazd i wysiądzie z niego… James? 

-  Co  ty  tu  robisz?!  -  krzyknęłam,  widząc,  że  niósł  na  rękach  moje 

maleństwo. 

W  tym  momencie  poczułam  obejmujące  mnie  od  tyłu  silne  ręce. 

Oparłam  głowę  na  ramieniu ich  właściciela,  patrząc,  jak  mój  ex  niesie  mój 
największy skarb. 

- Spokojnie, słonko, zaraz wszystkiego się dowiemy. - Usłyszałam zza 

pleców. 

Po  niewyobrażalnie  długiej  drodze  chodnikiem,  James  bez  słowa 

wyciągnął w moją stronę ręce z Nayą.    

Od razu przycisnęłam ją do piersi i pozwoliłam płynąć łzom szczęścia. 

Już nic jej nie groziło, byłą cała i zdrowa… 

background image

51 

 

-  Wracamy  właśnie  ze  szpitala.  Nic  jej  nie  jest.  –  powiedział  White, 

jakby znając moje myśli.  

- Mam nadzieję, bo gdyby ta twoja… 
- Już nie moja. Victoria długo posiedzi. 
-  Pan  White  pomógł  nam  schwytać  porywaczkę  w  ostatniej  chwili. 

Gdyby  nie  skontaktował  się  z  nami  w  odpowiednim  momencie,  państwa 
córka  pewnie  zostałaby  już  sprzedana  -  wtrącił  oficer  Newton,  patrząc  na 
mnie i Edwarda. 

Słysząc  jego  wywód,  mimochodem  spojrzałam  w  stronę  Jamesa, 

czekając  na  reakcję  na  słowa  „państwa  córka”.  Nie  zobaczyłam  jednak 
niczego nadzwyczajnego. Stał niewzruszony, patrząc na naszą radość. 

Poczułam,  że  miedzianowłosy  zwalnia  uścisk,  a  po  chwili  usłyszałam 

śmiech Nicole. Edward, z córką na rękach, przemieścił się do mojego boku  
i objął mnie jednym ramieniem.  

-  Cieszę  się,  że  mogłem  zwrócić  ją  rodzicom  i  siostrze  -  powiedział 

James, wyciągając dłoń w stronę Edwarda, kiedy funkcjonariusz już odszedł. 
-  Ja  ich  nie  chciałem,  przyznaję,  ale  widzę,  że  wyświadczyłem  ci  tym 
przysługę - odpowiedział mu uśmiech mojego towarzysza. - Dbaj o tą swoją 
rodzinkę, a o mnie najlepiej zapomnijcie. Bądź dla niej ojcem, jakim ja nie 
chciałem być. - Wskazał na perełkę w moich objęciach.  

- Dziękujemy - odpowiedział mu Edward, gdyż ja zajęta byłam Nayą.  
Kiedy  już  zostaliśmy  sami  na  podjeździe,  Nicole  odwróciła  wzrok  

w  kierunku  Nayi  i  szarpnęła  się  w  ramionach  Edwarda.  Spełniając  jej 
prośbę, przysunął córkę bliżej maleństwa. 

- Dzidzia!- krzyknęła dziewczynka, po czym pocałowała główkę małej 

istotki.  

 

 
 

background image

52 

 

Rozdział jedenasty

 

BPOV 

Jeśli  wcześniej  mogły  istnieć  jakieś  wątpliwości,  teraz  w  oczach 

mediów  ja  i  Edward  zdecydowanie  byliśmy  razem.  Uznano,  że  w  innym 
wypadku nie spędzałby nocy w moim domu. Whatever.  

Minęły  dwa  tygodnie  od  kiedy  James  podjął  się  najbardziej 

szlachetnego  czynu  w  swoim  życiu.  W  międzyczasie  musiałam  się  z  nim 
skontaktować, aby upewnić się, że nie zapałał nagle miłością ojcowską i nie 
zamierza  ubiegać  się  o  otrzymanie  praw  rodzicielskich.  Na  szczęście 
stwierdził, że niczego takiego nie planuje, a Naya należy wyłącznie do mnie  
i nowego tatuśka. Jego słowa. Początkowo poczułam ogromny żal. W końcu 
moja córeczka została odrzucona przez własnego ojca, ale już chwilę później 
uświadomiłam sobie, że tak będzie lepiej. Oczywiście, uratował ją, ale nadal 
był  tym  samym  człowiekiem-  zdrajcą,  niezdolnym  do  bezinteresownych 
uczuć.  

Wszystko zdawało się wracać do normalności. Przez kilka pierwszych 

nocy  budziłam  się  jednak  praktycznie  co  20  minut,  żeby  upewnić  się,  że 
maleństwo śpi spokojnie w swoim łóżeczku znajdującym się zaledwie metr 
od  mojego.  Esme  stwierdziła,  że  lepiej  byłoby,  gdybym  przeniosła  się  do 
nich na pewien czas. W domu pełnym ludzi miałam czuć się spokojniejsza, 
ale  prawdę  mówiąc,  źle  czułam  się  ze  świadomością,  że  poświęcają  mi  aż 
tyle  swojego  czasu  i  uwagi.  Nie  dotyczyło  to  jednak  Edwarda  i  Nicole. 
Miałam  wrażenie,  jakby  ich  obecność  była  dla  mnie  czymś  zupełnie 
naturalnym.  Zauważyłam  nawet,  że  ciężko  jest  mi  wytrzymać  dnia  nie 
widząc ich. Cóż, dzisiaj nie będę musiała cierpieć z tego powodu.  

Nicole  kończyła  dzisiaj  roczek.  Z  tej  okazji  Edward  i  jego  rodzina 

postanowili  zorganizować  jej  przyjęcie  w  ogrodzie,  na  które  zostałam 
zaproszona. Byłam przeszczęśliwa, że mogę być tego częścią. Uwielbiałam tę 
dziewczynkę  prawie  tak  samo  jak  moją  własną  córeczkę.  Zresztą,  były 
prawie  jak  siostry.  Córka  miedzianowłosego  kochała  przyglądać  się  Nayi, 
głaskać ją po główce i uczestniczyć w czynnościach takich jak usypianie czy 
karmienie. Tworzyliśmy razem całkiem ładny obrazek.  

Zegar  w  salonie  wskazywał  prawie  12,  co  znaczyło,  że  powinnam 

wyruszyć,  żeby  nie  spóźnić  się  na  przyjęcie.  Włożyłam  Nayę  do  nosidełka 
umieszczonego  na  piersi,  a  w  ręku  niosłam  ogromny  pakunek  z  różowym 
papierze. Wsiadłam do samochodu, zapięłam małą i wyjechałam z podjazdu. 
Nie  zdziwił  mnie  widok  kilku  paparazzi  tuż  za  płotem.  Chyba  powoli 
zaczynałam się do nich przyzwyczajać, a na pewno byłam im wdzięczna za 
pomoc w zidentyfikowaniu porywaczki.  

background image

53 

 

Zaparkowałam przed domem Esme i Carlisle’a. Z ogrodu dobiegał już 

głośny  śmiech  solenizantki.  Podeszłam  do  drzwi,  zadzwoniłam  dzwonkiem  
i zanim zdążyłam się zorientować, tkwiłam w uścisku Emmetta.  

- Cześć, siostrzyczko! - przywitał mnie entuzjastycznie. 
-  Cześć,  Emmett.  -  Uśmiechnęłam  się  szeroko.  -  Uważaj  na  maleńką  

- upomniałam go, na co trochę poluzował uścisk.  

- Jasne, wejdźcie - powiedział, głaszcząc moją córeczkę.  
Przeszłam  za  nim  przez  salon  i  wyszłam  do  ogrodu.  Odłożyłam 

prezent  na  wskazane  miejsce  i  rozejrzałam  się;  Carlisle  stał  przy  grillu, 
rozmawiając  z  Jasperem,  Esme  i  Rosalie  ustawiały  na  stole  różnobarwne  
sałatki,  a  Alice poprawiała  kolorowe  spinki  na  brązowych  włoskach  Nicole. 
Ta, kiedy tylko nas zobaczyła, wyrwała się cioci i przypełzła w moją stronę. 
Ostrożnie, uważając na dziecko w nosidełku, kucnęłam i wzięłam w objęcia 
jubilatkę.  

-  Wszystkiego  najlepszego,  kochanie!  -  powiedziałam,  całując  ją  

w  policzek,  na  co  zaśmiała  się  głośno  i w odpowiedzi  złożyła  na  moim  aż 
pięć mokrych buziaków. - Gdzie zgubiłaś tatę? 

-  Tata,  tata!  -  Podskakiwała,  wskazując drzwi  przesuwne  prowadzące 

do salonu. 

Odwróciłam  się  w  tamtym  kierunku  i  poczułam  dziwny  skurcz  

w żołądku. Oparty o nie, stał Edward. Wyglądał świetnie w dżinsach, czarnej 
koszuli z podwiniętymi rękawami i różowej papierowej czapeczce na głowie. 
On również  patrzył na nas i kiedy nasze spojrzenia się spotkały, mrugnął 
do  mnie  z  uśmiechem  na  ustach.  Boże,  co  się  ze  mną  dzieje?  Serce 
przyspieszało mi od jednego uśmiechu? 

-  Nareszcie  pojawili  się  najbardziej  wyczekiwani  goście  -  odezwał  się 

w  końcu,  ruszając  prosto  na  mnie.  –  Cześć  -  przywitał  się,  składając  na 
moich ustach lekki pocałunek. 

Chwilę  zajęło  mi  otrząśnięcie  się  z  szoku.  Od  czasu  porwania  takie 

sytuacje  stały  się  normalnością,  ale  nadal  nie  mogłam  się  do  tego 
przyzwyczaić.  Wykroczyliśmy  już  poza  ramy  zwykłej  przyjaźni,  nie 
wiedzieliśmy  jednak  jak  nazwać  naszą  obecną  relację.  Nie  poruszaliśmy 
tematu  związku,  chociaż  dla  postronnego  obserwatora  tak  właśnie  mogła 
ona wyglądać. Prawdę mówiąc, ja sama łapałam się na rozmyślaniu o tym. 
Całowaliśmy się, spędzaliśmy dużo czasu we czwórkę, ale nigdy jeszcze nie 
robiliśmy tego na oczach innych. Rodziny Edwarda. Zawstydziłam się, kiedy 
uświadomiłam sobie, że oczy wszystkich pozostałych są skierowane na nas.   

- Nie przejmuj się nimi - szepnął do mnie miedzianowłosy, składając 

jeszcze jeden pocałunek na moich ustach i jeden na główce Nayi.  

Schylił  się,  aby  wziąć  na  ręce Nicole,  szarpiącą  nogawki  jego  spodni, 

po czym objął mnie wolnym ramieniem. 

background image

54 

 

-  Wyglądacie  jak  idealna  rodzina  -  skomentowała  Esme.  -  Piękny 

widok.  

- Dziękujemy, mamo. Może kiedyś. 
Podniosłam  na  niego  wzrok,  żeby  sprawdzić,  czy  żartuje,  ale  on 

obdarzył mnie tylko uśmiechem i porzucił temat.  

- Bello, co powiesz na sałatkę? - zapytał.  
Zabawa  trwała  w  najlepsze.  Rodzeństwo  Edwarda  biegało  za 

czworakującą  dziewczynką  po  całym  ogrodzie.  Ona  sama  zdążyła  już 
zapomnieć o wielkim kawałku tortu, czekającym na nią na jej krzesełku. 

Było  bardzo  gorąco,  siedziałam  więc  w  cieniu,  trzymając  na  rękach 

córkę i przyglądałam się grze w berka.  

-  Nie  chcesz  do  nich  dołączyć?  -  usłyszałam  pytanie  dobiegające zza 

krzesła, które zajmowałam. - Ja już się zmęczyłam i chętnie zajmę się Nayą  
- powiedziała Rose, siadając obok.  

- Sama nie wiem. Dopiero co ją nakarmiłam.  
- Nie martw się. Nie wiem czy mój szwagier ci wspominał, ale pracuję 

w przedszkolu. Z takim maleństwem też umiem się obchodzić. No dalej, idź 
się pobawić, a my utniemy sobie małą drzemkę - zachęcała, wyciągając ręce 
po mój skarb. - No, chodź do cioci Rose.  

Podałam  dziecko  blondynce  i  ruszyłam  w  stronę  pozostałych 

zaangażowanych  w zabawę osób.  Kiedy zostałam  dostrzeżona,  Jasper  wziął 
szybko  na  ręce  Nicole  i  szepnął  jej  coś  na  ucho,  po  czym  krzyknął  do 
pozostałych: 

- Wszyscy na Bellę! 
Uciekałam  w  tę  i  z  powrotem,  uważając,  żeby  nie  potknąć  się  

o  własne  nogi  i  nie  podrzeć  sukienki,  którą  miałam  na  sobie.  To  było 
świetne  uczucie,  poczuć  się  znowu  jak  dziecko,  biegać  i  wygłupiać  się  
w towarzystwie.  

Chowałam  się  na  dużym  drzewem,  kiedy  poczułam  parę  silnych  rąk, 

obejmującą mnie od tyłu.  

- Mam cię! - krzyknął Edward. 
Odwrócił  mnie  twarzą  do  siebie  i  oparł  o  pień,  żeby  po  raz  kolejny 

dzisiaj złączyć swoje usta z moimi. Cudowne uczucie.  

-  Wyjdźmy  gdzieś  jutro  -  powiedział,  przerywając  tym  samym 

trwającą  dłuższą  chwilę  ciszę,  w  czasie  której  rozkoszowałam  się  jego 
bliskością. - Tylko my dwoje. 

- Ale… 
-  Moja  mama  zajmie  się  dziećmi.  Nawet  nie  wyobrażasz  sobie,  jak 

będzie z tego powodu szczęśliwa. - Puścił do mnie oko. - Proszę, umów się 
ze mną. 

background image

55 

 

-  Masz  na  myśli  randkę?  -  zapytałam  niepewna  jak  zinterpretować 

jego słowa. 

- Tak, randkę. To jak? Zaszczycisz mnie swoim towarzystwem? 
-  Skoro  tak  stawiasz  sprawę…  Chyba  nie  mogę  ci  odmówić.  Tylko 

ostrzegam, nie byłam na randce od wieków.  

- Dobrze się składa, bo ja też. - Zaśmialiśmy się oboje. 
Zaczęło się ściemniać, co oznaczało, że czas kończyć przyjęcie. Edward 

zabrał  Nicole  na  górę,  żeby  położyć  ją  spać  po  dniu  pełnym  emocji,  a  ja  
w  tym  czasie  pomagałam  Alice  sprzątać  w  ogrodzie.  Moja  kruszynka  od 
dłuższego czasu spała spokojnie pod czujnym okiem Esme, dzięki czemu nie 
musiałam po chwilę sprawdzać czy wszystko z nią w porządku.  

Po  powrocie  do  domu  położyłam  córeczkę  do  łóżeczka  i  sama 

momentalnie  zasnęłam.  Nie  spędziłam  tak  aktywnie  dnia  od  kiedy 
dowiedziałam się, że jestem w ciąży i utrata kondycji dała o sobie znać.  

Rano obudził mnie płacz dziecka. Wstałam z łóżka, wyjęłam Nayę z jej 

kołyski i wróciłam na swoje poprzednie miejsce, żeby ją nakarmić. Zajęło mi 
to  chwilę  dłużej  niż  zazwyczaj,  ponieważ  mała  przespała  całą  noc,  nie 
jedząc. Kiedy już skończyłyśmy nasz rytuał, zmieniłam jej pieluszkę, ubrałam 
w czerwoną sukienkę i przepaskę tego samego koloru. Przeszłam do kuchni, 
po drodze wkładając dziecko do kojca stojącego na środku wielkiego salonu. 
Chwilę  później  wróciłam  ze  swoim  własnym  śniadaniem.  Nic 
nadzwyczajnego, gdyż nadal karmiłam, więc nie mogłam pozwolić sobie na 
zbytnie  eksperymentowanie.  Po  posiłku  przebrałam  się  w  stój  do  jogi  
i  wzięłam  się  za  wykonywanie  podstawowych  ćwiczeń  ujędrniających. 
Miałam  szczęście,  że  zawsze  należałam  do  szczupłych  osób,  a  kilogramy, 
które  przybyły  mi  w  czasie  ciąży  spaliłam  nadzwyczaj  szybko.  Dzisiaj 
miałam dodatkową motywację do ćwiczeń. Chciałam wyglądać jak najlepiej 
dla  Edwarda.  Ustaliliśmy,  że ze  względu  na  porządek  dnia  dzieci,  najlepiej 
będzie,  jeśli  spotkamy  się  przed  południem,  tak,  żebym  mogła  wrócić  na 
kolejne karmienie.  

Przeniosłyśmy się do sypialni. 
-  To  co  proponujesz  mi  założyć  na  randkę?  -  zapytałam  leżącą  na 

moim  łóżku  córeczkę.  -  Myślisz,  że  to  mu  się  spodoba?  -  wyciągnęłam  
z  garderoby  granatową  sukienkę.  -  Nie,  zbyt  wizytowa.  Przecież  zazwyczaj 
widuje  mnie  w  dżinsach.  Mam,  ta  będzie  idealna!  -  przebrałam  się  
w  sięgająca  kolan  letnią  sukienkę  w  kwiatki.  Założyłam  do  niej  koturny,  
a oczy przysłoniłam ciemnymi okularami. 

Zawiozłam córkę do domu starszego pokolenia Cullenów, gdzie czekał 

już  na  mnie  Edward.  Oparty  o  swoje  Volvo  wyglądał  jak  gwiazda.  Chyba 
przypomniał sobie, że możemy potrzebować okularów, bo zamiesił parę na 
dekolcie swojej koszuli.   

background image

56 

 

- Zapraszam - powiedział, otwierając drzwi po stronie pasażera. 
W  aucie  położył  mi  na  kolanach  dzisiejszą  gazetę.  Okładkę  zdobiło 

zdjęcie  nas  całujących  się  przy  drzewie  podczas  zabawy  w  berka,  
a  nagłówek  głosił:  „Bella  przezwycięża  koszmar  przy  boku  ukochanego!”.   
Jak udało im się zrobić zdjęcie w ogrodzie Cullenów? 

Pojechaliśmy do włoskiej restauracji. Zajęliśmy stolik przy oknie, czym 

początkowo  trochę  się  martwiłam  i  zamówiliśmy  spaghetti.  Czekając  na 
nasze  dania,  bawiliśmy  się  swoimi  dłońmi  złączonymi  na  blacie  stolika. 
Zachowywaliśmy się jak zwykła para na randce.  

- Mam pewne pytanie. Nie musisz na nie odpowiadać, jeśli uznasz, że 

jest zbyt osobiste - powiedziałam. 

-  Śmiało.  W  naszym  przypadku  niewiele  tematów  może  okazać  się 

zbyt  osobistymi.  No  chyba,  że  chcesz  zapytać  z  iloma  kobietami  spałem.  
- Zaśmialiśmy się oboje. 

- Chodzi o to…. – Przerwałam. - Nigdy nie mówisz o matce Nicole. Co 

się z nią stało? 

- A więc o to chodzi. - Uśmiechnął się. - Może cię to zszokować, ale 

przez pewien czas nie byłem nawet pewien czy jestem jej ojcem. Poznałem 
Tanyę na studiach. Była siostrą mojego najlepszego przyjaciela. Spotykaliśmy 
się  przez  dwa  lata,  aż  w  końcu  stwierdziliśmy  zgodnie,  że  nie  ma  sensu 
dalej  tego  ciągnąć.  Tanya  była…  specyficzna.  Przyjechała  tu  z  Teksasu  
w  nadziei  na  karierę  w  Hollywood.  Niestety  nie  udało  jej  się  spełnić  tego 
marzenia  i  zrezygnowana  postanowiła  znaleźć  sobie  bogatego  męża,  a  ja 
jako  student  nie  byłem  nawet  brany  pod  uwagę.  Po  skończeniu  studiów 
zacząłem  pracę w firmie  znajomego  ojca.  Któregoś  dnia  wróciłem z  pracy,  
a przed moimi drzwiami stało nosidełko z dzieckiem i listem. Sam napisał  
w  nim,  że  Tanya  wyjechała  do  Europy  ze  swoim  nowym  mężem,  nie 
zostawiając  na  siebie  żadnego  namiaru  i  kazała  mu  zaopiekować  się 
dzieckiem.  On natomiast  uznał,  że jego  siostra  powinna  raczej  zostawić  je 
mnie  i  tak  też  zrobił.  W  pierwszym  odruchu  zabrałem  małą  do  domu  
i  zadzwoniłem  po  rodziców.  Przez  tydzień,  kiedy  trwały  badania  DNA, 
została ze mną, a potem okazało się, że rzeczywiście jest moją córką, więc 
uznałem  ją  i  zapewniłem  dom,  jakiego  nie  chciała  dać  jej  matka.  Nicole 
miała wtedy dwa miesiące. Z tego co wiem, Tanya do dzisiaj nie dała znaku 
życia, a ja nie zamierzam nawet jej szukać. Nie zasługuje na to. 

W  reakcji  na  tę  historię,  ścisnęłam  mocniej  jego  dłoń  i  złożyłam  na 

niej lekki pocałunek. 

- Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś. 
-  Teraz  nie  mamy  przed  sobą  już  chyba  żadnych  tajemnic  

- powiedział, całując w zamian moje usta. 

background image

57 

 

- Oprócz tego z iloma kobietami spałeś. - Zaśmiałam się, rozładowując 

atmosferę. 

background image

58 

 

Rozdział dwunasty

 

BPOV 

Nareszcie  wiedziałam  na  czym  stoję.  Po  obiedzie  poszliśmy  do 

pięknego  parku,  którego,  mimo że mieszkam  w Hollywood już od  jakiegoś 
czasu, jeszcze nie widziałam. Usiedliśmy na jednej z ławek tuż przy brzegu 
stawu  i  rozmawialiśmy.  Dzieliliśmy  się  anegdotami  z  dzieciństwa,  szkoły  
i  wyjazdów  wakacyjnych.  Opowiedziałam  mu  o  castingu  do  reklamy 
dżinsów,  który  otworzył  mi  drzwi  do  kariery,  on  odwdzięczył  się 
opowieściami o początkach tworzenia własnej firmy. W końcu, naturalnym 
biegiem, zeszliśmy na nasz temat. 

- Jak to właściwie nazwać? - zapytałam. 
-  Bello,  nie  chcę  na  ciebie  naciskać,  ale  moim  zdaniem  najlepszym 

określeniem byłby związek. Decyzja jednak należy do ciebie. Rozumiem, że 
wiele  przeszłaś  będąc  z  Jamesem  i  potem,  po  jego  zdradzie,  dlatego  nie 
nalegam. - Chwycił ponownie moją dłoń i położył ją na swoim udzie. - Chcę 
jednak, żebyś wiedziała, że wiele dla mnie znaczysz. Ty i Naya stałyście się 
częścią naszej rodziny. Sama widzisz, jak Nicole reaguje na każde spotkanie 
z tobą. Może to co teraz powiem, to będzie dla ciebie za dużo, ale dla niej 
jesteś jak matka. Innej nie znała. Nie przekonała się tak szybko ani do mojej 
mamy  ani  do  żon  moich  braci,  a  w  twoim  przypadku…  Pokochała  cię  od 
pierwszej chwili. 

Poczułam  gromadzące  się  w  moich  oczach  łzy.  Jego  wyznanie 

brzmiało  tak  szczerze,  że  nie  miałam  żadnych  wątpliwości,  co  do  ich 
prawdziwości.  

-  Ja  też  ją  kocham.  Jest  wspaniała,  cała  twoja  rodzina  jest  i  jestem 

zaszczycona, będąc uważaną za jej członka. Jesteście jedynymi bliskimi nam 
tu  osobami.  Nie  wiem  jednak  czy  jesteś  w  pełni  świadomy  ryzyka,  jakie 
niesie  spotykanie  się  ze  mną.  Miałeś  już  okazję  skonfrontować  się  
z  paparazzi,  ale  to  tylko  przedsmak.  Nie  zrozum  mnie  źle.  -  Spojrzałam 
prostu w jego oczy. - Chcę z tobą być, nawet nie wiesz, jak bardzo. Musisz 
być  jednak  przygotowany  na  to,  że  kiedy  upewnimy  media  w  ich 
przypuszczeniach,  zaczną  zapraszać  nas  na  wywiady,  sesje  zdjęciowe,  do 
programów  telewizyjnych.  Edward,  oni  przegrzebią  całą  twoją  przeszłość. 
Jesteś pewny, że chcesz takiego życia? Dla siebie i Nicole? Źle się czuję na 
samą myśl o wplątywaniu w to wszystko Nayi, ale ja nie mam już wyboru, 
ty tak. Dlatego proszę cię, przemyśl to jeszcze raz - powiedziałam, po czym 
spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie. 

Chwile  później  poczułam  palce  miedzianowłosego  na  moim 

podbródku,  kierujące  mój  wzrok  ponownie  na  jego  twarz.  Gościł  na  niej 
szeroki, zapierający dech w piersi uśmiech. 

background image

59 

 

- Jeśli oboje chcemy być razem, nie widzę wystarczających przeszkód, 

aby tego nie zrobić. Wiem, że szczególnie na początku nie będzie łatwo, ale 
z  drugiej  strony  nie  mogę znieść  myśli  o  kimś  innym  przy  was,  kimś,  kto 
miałby patrzeć jak Naya rośnie, a jednocześnie chcę, żebyś ty uczestniczyła 
w życiu Nicole.  

- Oh, Edward… - wyszeptałam, zanim go pocałowałam. Tym razem nie 

był  to  niewinny  pocałunek,  jakie  dzieliliśmy  ostatnimi  czasy.  Przypominał 
bardziej  ten,  do  którego  doszło  w  mojej  sypialni  dwa  tygodnie  wcześniej, 
pełen pasji i oddania.  

- Czyli to znaczy, że od teraz oficjalnie jesteś moja? 
- Tylko, jeśli ty jesteś mój. 
Od tamtego czasu trochę się pozmieniało. Edward i Nicole nadal byli 

częstymi gośćmi w naszym domu, podobnie jak my u nich, ale od czasu do 
czasu  zdarzało  nam  się  zostać  na  noc,  nie  martwiąc  się  już  ewentualnymi 
plotkami. Oczywiście korzystaliśmy wtedy zawsze z pokoi gościnnych.  Niby 
wiedzieliśmy już o sobie wszystko i byliśmy bardzo blisko, ale było wciąż za 
wcześnie  na  wkroczenie  na  kolejny  poziom.  Poza  tym,  od  porodu  minęło 
dopiero półtora miesiąca, co znaczyło, że musimy jeszcze poczekać.  

Było poniedziałkowe popołudnie. Przez kolejne dwa tygodnie Edward 

zamierzał korzystać z urlopu. Oznaczało to więcej czasu dla nas. Leżałam na 
kanapie    w  jego  salonie,  oparta  o  jego  klatkę.  Z  głośników  leciała  cicho 
muzyka klasyczna. Dzieci spały na górze w swoich łóżeczkach. Sielanka.  

-  Rozmawiałam  rano  z  mamą  -  powiedziałam,  nie  odwracając  się  

w  jego  stronę.  -  Twierdzi,  że  po  tych  wszystkich  przeżyciach,  na  jakie 
ostatnio byłam narażona, powinnam pojechać na kilka dni do domu.  

-  Tu  jest  teraz  twój  dom  -  powiedział  i  chociaż  go  nie  widziałam, 

wiedziałam, że uśmiechnął się, wypowiadając te słowa. 

-  Tak,  ale  w  Forks  jest  spokojniej.  Poza  tym  upiera  się  przy 

zobaczeniu  wnuczki.  Nie  może  znieść,  że  od  czasu  jej  urodzin  musiały 
wystarczyć jej zdjęcia.  

- W takim razie jedź - powiedział. 
- To jeszcze nie wszystko. Teraz najlepsza część - rodzice zapraszają 

tez ciebie i Nicole. Powiedzieli, że chcą ci się w jakiś sposób odwdzięczyć za 
opiekę nade mną.  

-  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie.  Nie  chcę  sprawiać  kłopotu 

twoim  rodzicom.  Forks  to  małe  miasteczko,  prawda?  -  zapytał,  na  co 
przytaknęłam. - Na pewno wzbudzisz sensację, przywożąc mnie ze sobą.  

-  Na  pewno  nie  większą  niż  tutaj.  Oni  też  mają  Internet,  czytają 

gazety. Na pewno wiedzą o tobie od samego początku.  A co do rodziców…  
Pomyśl, ile razy twoja rodzina mi pomaga. Spraw mojej przyjemność i złóż 
im wizytę. 

background image

60 

 

- Czy oni wiedzą już o nas? - zapytał. 
-  Nie.  Minęły  dopiero  dwa  tygodnie.  Chciałam  nacieszyć  się  tym  

w  małym  gronie.  Pomyślałam,  że  może  moglibyśmy  powiedzieć  im  razem, 
dlatego proszę, pojedź ze mną.  

-  Dobrze.  Chociaż  brzmisz,  jakbyśmy  mieli  im  powiedzieć,  że 

bierzemy ślub. 

-  Świetnie!  Nie,  żebyś  miał  wybór.  Bilety  mam  zarezerwowane  na 

jutro rano. - Entuzjastycznie odwróciłam się w jego stronę i cmoknęłam go 
w usta. - Chodź, zacznijmy was pakować! 

 

EPOV

 

Jesteśmy  razem  dopiero  od  dwóch  tygodni,  a  ja  już  jestem  pod 

pantoflem. Poważnie, ta kobieta wie jak osiągnąć to, czego chce. Takim oto 
sposobem  wylądowałem  na  pokładzie  samolotu  lecącego  do  Port  Angeles. 
Bella  spała  na  swoim  siedzeniu,  a  na  mnie  spadł  obowiązek  opieki  nad 
dwójką  dzieci.  Na  moim  lewym  kolanie  siedziała  Nicole,  a  na  prawym 
umieściłem  Nayę.  Dziewczynki  wyjątkowo  dobrze  znosiły  lot.  Nie  można 
tego  powiedzieć  natomiast  o  mnie.  Cały  czas  czułem  na  sobie  spojrzenia 
innych  pasażerów.  Pozwoliłem  Belli  usiąść  przy  oknie,  dzięki  czemu 
zrobienie  jej  zdjęć  było  trudniejsze.  W  zamian  to  ode  mnie  co  chwila 
odbijały  się  flesze  aparatów.  Kilkakrotnie  musiałem  przypomnieć 
towarzyszom, że są one niebezpieczne dla niemowląt.  

W końcu po kilku godzinach lotu, odprawie, odebraniu bagaży i setce 

zdjęć  Belli  z  fanami,  udaliśmy  się  do  wypożyczalni  aut.  Do  domu  Swanów 
jechaliśmy  suvem,  w  którym  udało  nam  się  pomieścić  bagaże  i  wyprawkę 
dzieci.  Droga zajęła  nam  nieco  ponad  godzinę.  Brunetka  pokierowała  mnie 
na  odpowiedni  podjazd.  Zanim  jeszcze  wysiedliśmy  z  auta,  na  ganku 
pojawiła  się  Renee.  Przybiegła  w  naszą  stronę  i  praktycznie  rzuciła  się  na 
Bellę.  

- Kochanie, nie widziałam cię całe wieki! 
- Mamo, też tęskniłam, ale to tylko miesiąc. Wcześniej rozstawałyśmy 

się na o wiele dłużej. 

-  Prawda,  ale  wtedy  nie  miałaś  dziecka.  -  Oderwała  się  od  córki  

i rozejrzała. - Właśnie, gdzie moja perełka? 

-  Oto  i  ona.  -  Podałem  jej  Nayę  i  wróciłem  do  auta,  aby  wyjąć  

z fotelika własną córkę.  

Wziąłem ja na ręce i podszedłem do kobiety. 
-  Witaj  Renee  -  powiedziałem,  uśmiechając  się  do  niej.  -  Dziękujemy 

za zaproszenie i obiecujemy nie sprawiać kłopotów. 

background image

61 

 

-  Kłopotów?  Czuję  się  zaszczycona,  Edwardzie.  No  dalej,  podaj  mi 

drugą kruszynkę. - Przejęła ode mnie dziewczynkę. - Słyszałam, że ktoś tu 
skończył roczek - zwróciła się do niej. - Mam coś dla ciebie w domu. 

- Nie trzeba było… 
- Cicho siedź, młodzieńcze! 
Zrezygnowany  podążyłem  za  kobietami  do  wnętrza  domu.  Kiedy 

znaleźliśmy  się  w  salonie,  moją  uwagę  przykuł  duży,  różowy  przedmiot.  
O  nie…  Widząc  moją  minę,  stojąca  obok  Bella,  chwyciła  mnie  za  rękę  
i pociągnęła w dół, aby szepnąć mi na ucho: 

- Nie wdawaj się w dyskusję. Dla nich jest jak druga wnuczka. 
- Ale domek dla lalek? Rozumiem pluszaka albo lalkę, ale to za dużo. 
-  Jak  już  mówiłam,  nie  dyskutuj  -  powiedziała,  po  czym  przeszła  do 

kuchni, zostawiając mnie przyglądającego się zabawie Nicole.  

-  Rozumiem,  że  dzisiaj  jemy  poza  domem!  -  krzyknęła  brunetka, 

zamykają pustą, jak mniemam, lodówkę.  

Siedzieliśmy  gotowi  do  wyjścia.  Nagle  usłyszeliśmy  otwieranie  drzwi  

i kroki zmierzające w naszym kierunku. 

-  Hej  wszystkim!  -  przywitał  się  Charlie.  -  Witaj  Edwardzie  

- zwrócił się do mnie, ściskając moją rękę. Przeszył mnie dreszcz. Ostatnim 
razem było łatwiej, bo nie byłem jeszcze z jego córką.  

- Dzień dobry, Charlie. 
Niedługo  potem  wyszliśmy  z  domu.  Do  jedynej  restauracji  w  Forks 

pojechaliśmy  dwoma  samochodami.  Po  drodze,  mimo  że  prowadziłem, 
spoglądałem  za  okno,  ale  wszystko,  co  tam  widziałem,  to  drzewa.  Miła 
odmiana od zatłoczonego Hollywood. 

W  lokalu  zajęliśmy  największy  wolny  stolik  i  poprosiliśmy  o  jedno 

krzesełko  dziecięce.  Młoda,  blondwłosa  kelnerka  uśmiechnęła  się  do  mnie 
promiennie, pytając co jeszcze może dla mnie zrobić. 

- Na razie to wszystko, dziękujemy Jessico - wtrąciła się Bella. 
-  Bella?!  Nie  zauważyłam  cię!  Co  ty  tu  robisz?  Myślałam,  że  jesteś  

w Hollywood i zajmujesz się bękartem. 

Spojrzałem  na  nią  groźnie  i  położyłem  rękę  na  ramieniu  swojej 

dziewczyny. 

- Jak widzisz, jesteśmy tu, a Naya nie jest żadnym bękartem. Przeproś, 

proszę  Bellę  i  przynieś  dla  nas  menu  -  powiedziałem,  na  co  ponownie 
obdarzyła mnie uśmiechem. 

- Oczywiście… - urwała w nadziei na poznanie mojego imienia 
- Panie Cullen - dokończyłem za nią. 
Kiedy speszona dziewczyna oddaliła się od naszego stolika, usłyszałem 

chichot  dochodzący  z  przeciwnej  strony  stołu.  Charlie  powstrzymywał  się 
jak mógł, ale kiepsko mu wychodziło. 

background image

62 

 

-  Świetna  robota,  synu.  Nigdy  nie  flirtuj  z  nikim  w  obecności  mojej 

córki. 

- Nie masz się czym martwić. 
- Właściwie musimy wam coś powiedzieć - odezwała się brunetka. 
-  Zastanawiałam  się  jak  długo  jeszcze  będziecie  z  tym  zwlekać  

- powiedziała Renee. 

- Co masz na myśli, mamo? 
- Kochanie, przecież to oczywiste, że jesteście razem. Zauważyłam to 

już  w  pierwszej  chwili,  kiedy  wysiedliście  z  auta.  Patrzycie  na  siebie  jak 
zahipnotyzowani. 

- Przepraszamy, że milczeliśmy. Chcieliśmy powiedzieć to osobiście. 
- Edwardzie, nie tłumacz się. I przestań, proszę, bawić się tą solniczką. 

Nie  zamierzam  przecież  odstrzelić  ci  głowy.  Ale  ostrzegam,  zrań  ją,  
a ucierpią inne części twojego ciała. 

- Tato! 
- Taka już moja rola, córciu.  
Reszta  posiłku  upłynęła  w  przyjemnej  atmosferze.  Zajadaliśmy  się 

grillowanymi  potrawami.  Wszyscy,  oprócz  Belli,  która  zamówiła  dla  siebie 
warzywa na parze.  

Wieczorem  wróciliśmy  do  domu.  Z  pomocą  Charliego  udało  mi  się 

rozstawić w pokoju jego córki dwa łóżeczka turystyczne, po czym stanąłem 
na szczycie schodów, nie bardzo wiedząc co dalej. 

-  Co  tak  stoisz?  Do  łóżka,  migiem!  -  zaśmiała  się  Renee.  -  Bella  już 

pewnie chrapie, ale mam nadzieję, że jakoś wytrzymasz. 

- Ale… - zdziwiły mnie jej słowa. 
- Synu, jesteśmy w miarę postępowi. Nie zamierzamy kazać ci spać na 

niewygodnej kanapie. Tym bardziej, że po groźbie ze strony mojego męża, 
jesteś pewnie przerażony. - Zaśmiała się. - Jesteście jeszcze bardzo młodzi, 
macie już dwójkę dzieci, poczekajcie z następnymi. 

Nie  wiedząc,  co  odpowiedzieć,  uśmiechnąłem  się  i,  życząc  kobiecie 

dobrej  nocy,  wszedłem  do  sypialni  swojej  dziewczyny.  Skorzystałem  z  jej 
łazienki, wziąłem szybko prysznic w nadziei, że nie obudzę dzieci i zająłem 
wolne miejsce w łóżku. Przybliżyłem się do leżącej do mnie tyłem brunetki  
i objąłem ją. 

- Co tak długo? - zapytała zaspanym głosem. 
-  Rozmawiałem  z  twoją  mamą.  Radziła,  żebyśmy  nie  spieszyli  się  

z powoływaniem do życia kolejnego dziecka. 

W  reakcji  na  moje  słowa,  błyskawicznie  odwróciła  się  i  leżała  teraz 

twarzą do mnie. 

- Żartujesz, prawda? 

background image

63 

 

-  Niestety  nie.  Wierzy,  że  groźba  twojego  ojca  skutecznie  mnie 

zniechęciły. 

- O Boże… - powiedziała zawstydzona, chowając twarz w mojej nagiej 

piersi. - Jakie to żenujące. 

- Martwią się o ciebie, to wszystko. My będziemy robili dokładnie to 

samo za dwadzieścia lat. 

-  Nawet  tak  nie  mów  -  ostrzegła  mnie.  -  Nie  będziemy  zawstydzać 

naszych dzieci - powiedziała, po czym pocałowała mnie w usta i wróciła do 
poprzedniej pozycji, aby pogrążyć się we śnie. 

- Dobranoc - wyszeptała. 
- Dobranoc, skarbie. 
Leżałem  jeszcze dłuższą  chwilę,  nie  mogąc  zasnąć.  Cały  czas  miałem 

przeczucie,  jakby  Charlie  czaił  się  za  drzwiami  i  czekał  na  odpowiedni 
moment,  żeby  wkroczyć  do  pomieszczenia.  W  końcu  zrezygnowany 
pozwoliłem  powiekom  opaść,  a  tuż  przez  zaśnięciem  w  głowie  usłyszałem 
ponownie jej słowa: 

nasze dzieci. 

 

 

background image

64 

 

Rozdział trzynasty 

BPOV 

Siedziałam  przy  kuchennym  stole,  wpatrując  się  w  pogrążony  

w ciemności świat za oknem. Był środek nocy. Zawsze ciężko przystosowuję 
się do nowego miejsca. To wcale takie nie było, ale ostatnim razem spałam 
w swoim starym łóżku prawie rok temu. To dziwne uczucie po raz pierwszy 
dzielić  je z  kimś  innym.  Oczywiście,  kiedy  byłam  młodsza,  zdarzało  mi  się 
zaprosić koleżanki na piżama party, ale jeszcze nigdy nie spał w nim żaden 
mężczyzna. Nawet mój tata. Uwielbiałam zasypiać i budzić się w ramionach 
Edwarda, a nie miałam do tego zbyt wielu okazji. Z Jamesem było całkowicie 
inaczej. Nigdy mnie nie obejmował, nie szeptał mi do ucha słów, od których 
mój  kręgosłup  zamieniał  się  w  galaretę.  Jeśli  już  w  ogóle  się  do  mnie 
odzywał,  były  to  raczej  wulgarne  komentarze  i  propozycje.  Nigdy  też  nie 
zostałam w jego mieszkaniu na noc. Poważnie, co ja w nim widziałam? Nie 
miałam wtedy z czym porównać naszego związku i chyba myślałam, że tak 
powinien on wyglądać.  

Spojrzałam  na  oświetloną  tarczę  zegara  -  1:00.  Nagle  usłyszałam 

głośny  płacz.  Pora  karmienia.  Niechętnie  wstałam  z  miejsca  i  skierowałam 
się  na  schody.  Kiedy  dotarłam  do  drzwi  swojej  sypialni,  zatrzymałam  się, 
słysząc słowa: 

- Wiem, że nie jestem twoją mamusią, ale chyba mogę się tobą chwilę 

zająć, prawda? 

Domyśliłam się, że miedzianowłosy mówi do mojej kruszynki. 
-  Wiesz,  nie  jestem  pewny  czy  mam  rację,  ale  wydaje  mi  się,  że  ją 

kocham. Tylko proszę, nie mów jej na razie. Chciałbym zrobić to sam. 

W  reakcji  na  te  sowa  moje  serce  zaczęło  bić  szybciej.  Potrząsnęłam 

głową i uszczypnęłam się w ramię, żeby upewnić się, że nie śpię i to nie jest 
jeden z tych cudownych snów, w których wszystko jest idealne. 

- …miałabyś starszą siostrę, mamusię i tatusia. 
Poczułam  na  policzkach  wilgoć.  Łzy  wzruszenia  spływały  powoli  

z moich oczu, podczas gdy ja nadal stałam na korytarzu w środku nocy. 

Pomyślałam,  że  muszę  wejść  do  pomieszczenia  i  nakarmić  dziecko, 

zanim całkiem zatracę się w ogarniającej mnie radości. 

Mój  chłopak  nie  zauważył,  kiedy  przekroczyłam  próg.  Stał  tyłem  do 

drzwi i tulił Nayę do swojej nagiej piersi. Wyglądali razem wspaniale. Wiele 
razy  pomagał  mi  w  opiece  nad  nią,  szczególnie  na  początku,  ale  jeszcze 
nigdy  oglądanie  go  trzymającego  w  ramionach  moją  córeczkę  nie  było 
takie…  Intymne.    Stałam  chwilę,  przyglądając  się  im.  Co  jakiś  czas  Edward 
schylał  się  i całował  malutkie  czółko albo  policzek,  a  ja  wzruszałam  się od 
nowa. 

background image

65 

 

- Czasami wydaje mi się, że wy dwoje pasujecie do siebie bardziej niż 

my  -  powiedziałam,  zdradzając  wreszcie  swoją  obecność.  -  Podaj  mi  ją  
- powiedziałam, wyciągając ręce. 

Przejęłam  od  niego  dziecko  i  usiadłam  na  łóżku,  opierając  się  

o zagłówek. Spojrzał na mnie i przeczesał ręką swoje niesforne włosy. 

- To może ja pójdę… Gdzieś - wyjąkał. 
Czy mi się wydaje, czy zawstydził się, wiedząc, co zamierzam zrobić? 

Poklepałam  miejsce  obok  siebie  i  czekałam,  aż  posłusznie  je  zajmie.  Zajęło 
mu  to  trochę  czasu.  Początkowo  spojrzał  na  mnie,  jakby  nie  wierzył 
własnym  oczom,  ale  ostatecznie  zastosował  się  do  mojego  niemego 
polecenia.  Nadal  jednak  nie  patrzył  na  mnie,  błądząc  wzrokiem  po 
pomieszczeniu oświetlonym tylko lampką stojącą na szafce nocnej. 

-  Spójrz  na  mnie  -  powiedziałam,  rozpoczynając  karmić  małą.  Nie 

zareagował, więc wolną ręką skierowałam jego twarz na swoją. - Edward, to 
nic wulgarnego. To biologia. Właściwie, czytałam, że jeśli uczestniczy w tym 
cała rodzina, pomaga to budować więź.  

- Nie wiem czy powinienem… 
- A dlaczego nie? Będąc ze mną, jesteś też z nią. Chcesz tego czy nie, 

ludzie będą cię postrzegali jako jej ojca tak długo, jak będziesz się ze mną 
spotykał. 

-  Co  masz  na  myśli?  Nie  zamierzam  kończyć  naszego  związku. 

Dopiero co się zaczął i jak na razie idzie nam całkiem nieźle.  - Uśmiechnął 
się i wiedziałam, że napięcie powoli go opuszczało. 

Spuściłam wzrok na Nayę i przez chwilę pozostawaliśmy w ciszy. Po 

pewnym czasie zobaczyłam dłoń Edwarda, głaszczącą delikatnie twarzyczkę 
mojej  perełki.  Znajdowała  się  ona  bardzo  blisko  mojej  piersi,  ale  nie 
zwracałam  na  to  większej  uwagi,  szczęśliwa,  że  zdobył  się  na  odwagę  
i  włączył  do  rytuału.  Nie  widząc  sprzeciwu  z  mojej  strony,  drugą  rękę 
przełożył za moje plecy, abym mogła się oprzeć na jego ramieniu. Tak też 
zrobiłam.  Czas  płynął,  a  my  siedzieliśmy  przytuleni  i  wpatrywaliśmy  się  
w drobną istotkę w moich rękach. Żadne słowa nie były potrzebne.  

Obudziłam  się,  praktycznie  leżąc  na  Edwardzie.  I  może  nie 

przejęłabym  się  tym,  gdyby  nie  godzina,  którą  wskazywał  zegar  stojący  na 
szafce koło łóżka. Było już po 11:00! Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi 
się  spać  do  tak  późnej  pory.  Uwolniłam  się  niechętnie  z  uścisku 
miedzianowłosego  i  skierowałam  swe  kroki  do  łazienki.  Kiedy  stamtąd 
wyszłam, stał nad łóżeczkiem Nicole i przeczesywał włosy dłonią. 

-  Nie  spodziewałeś  się  chyba,  że  ona  też  będzie  spała?  –  zapytałam.  

- Przecież jest rannym ptaszkiem. 

-  To  znaczy,  że  twoi  rodzice  byli  tu,  kiedy  spaliśmy?  Widzieli  nas  

i  mogli  źle  zinterpretować  nasz  wygląd.  Powinienem  był  założyć  jakąś 

background image

66 

 

koszulkę. Boże, jak ja spojrzę w oczy twojemu tacie? - Panikował, wyżywając 
się na uwielbianych przeze mnie puklach. 

Bawiło  mnie  jego  przerażenie. Podeszłam  do  niego  i  zarzuciłam  ręce 

na  jego  ramiona,  przyciągając  go  do  pocałunku.  Zatraciłam  się  w  nim 
kompletnie i zajęło mi dłuższą chwilę przerwanie go. 

- Nie martw się. On wie, że nie jestem już nastolatką. Cóż, pewnie jest 

też  świadomy,  że  Naya  nie  jest  skutkiem  niepokalanego  poczęcia,  więc 
powinien  się  już  przyzwyczaić  do  obecności  mężczyzny  w  moim  łóżku.  
- Zaśmiałam się. – Zresztą, nie robiliśmy nic złego, spaliśmy tylko, dotykając 
się.  Jestem  pewna,  że  byłeś  już  wcześniej  w  takiej  sytuacji.  Nigdy  nie 
zostałeś przyłapany? 

- Masz na myśli…? - Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. - Nie! To 

znaczy, nie w łóżku. Samochód się nie liczy, prawda? 

-  Samochód,  poważnie?  -  Wybuchłam  śmiechem,  składając  na  jego 

ustach jeszcze jeden pocałunek. - Jesteś niemożliwy. Proszę, powiedz, że nie 
w twoim Volvo… Już nigdy nie wsiądę z tobą do samochodu. 

- W takim razie będę musiał cię przekonać. To było szalone… 
-  Najpierw będziesz  musiał  mnie  złapać  -  powiedziałam,  kierując  już 

swoje kroki do drzwi. 

Kiedy zorientował się co planuję, ruszył w ślad za mną. Na szczęście 

zanim  mnie  dogonił,  zdążyłam  już  zejść  ze  schodów.  Niestety,  nie 
przewidziałam,  że  dzięki  swoim  długim  nogom  zeskoczy  co  drugi  stopień  
i dopadnie mnie tuż przy ich końcu. Bez problemu podniósł mnie z ziemi  
i przerzucił sobie przez ramię, idąc do kuchni. 

- Pożałujesz! - zagroziłam żartobliwie. 
- Nie wydaje mi się. 
- Dzień dobry. - Usłyszeliśmy tuż obok. 
-  Yyyy…  Dzień  dobry,  Renee.  -  Pierwszy  odezwał  się  mój  towarzysz, 

stawiając mnie z powrotem pionowo. 

Odgarnęłam  z  twarzy  włosy  i  spojrzałam  na  mamę.  Trzymała  na 

rękach Nayę. 

- Mam nadzieję, że się nie gniewacie, że zajęliśmy się dziewczynkami. 

Nicole jest w salonie z Charliem. Uparł się, że nauczy ją chodzić. - Zaśmiała 
się.  -  Od  godziny  prowadza  ją  za  rączki  po  całym  pokoju.  Niedługo  musi 
jechać  na  posterunek,  ale chciał  poświęcić  im  trochę czasu.  W  zasadzie  ja 
też  muszę  wyjść.  Wieczorem  w  parku  odbywa  się  festiwal  muzyczny  
i  muszę  dopilnować,  żeby  wszystko  przebiegło  bez  zakłóceń.  Nie 
przeszkadza wam, że zostaniecie sami? - Mówiąc co, mrugnęła do mnie. 

- Mamo! 
- Nic nie mówię. 

background image

67 

 

- Ale dajesz do zrozumienia, że sypiamy ze sobą. Ok, sypiamy, ale nie 

w ten sposób - uściśliłam, widząc jej minę. 

-  Whatever.  W  końcu  zaczniecie  -  powiedziała,  po  czym  opuściła 

kuchnię, zostawiając nas zawstydzonych. 

Było  kilka  minut  po  15:00.  Dziewczynki  niedawno  skończyły 

popołudniową  drzemkę  i  właśnie  zabierałam  się  do  gotowania  obiadu. 
Otworzyłam lodówkę i niestety zobaczyłam to co zawsze - światło. 

-  Obawiam  się,  że  czeka  nas  wyprawa  do  sklepu!  –  krzyknęłam. 

- Ubieraj Nicole! 

Poszłam  na  górę  przebrać  się  w  krótkie  spodenki  i  top.  Kiedy 

wróciłam,  Edward  stał  przy  drzwiach  ze  swoją  córką  na  rękach  i  moją 
leżącą w nosidełku obok. Podniosłam je i wyszliśmy z domu. Edward zapiął 
dziewczynki bezpiecznie w fotelikach, a ja zajęłam miejsce pasażera. Podczas 
drogi, instruowałam go jak dojechać do jedynego większego sklepu w Forks. 
Zaparkowaliśmy  na  niewielkim  parkingu  przed  budynkiem  i  wyjęliśmy 
dzieci.  Nosidełko  z  Nayą  wsadziłam  do  wózka  sklepowego,  a  Nicole 
posadziłam  na  specjalnie  do  tego  przeznaczonym  miejscu.  Poczułam 
szturchnięcie  w  ramię.  Spojrzałam  na  mojego  chłopaka,  który  wskazywał 
sklep muzyczny. 

-  Miałabyś  coś  przeciwko,  gdybym  wpadł  tam  na  chwilę?  Zaraz  do 

ciebie dołączę. 

-  Jasne,  rozejrzyj  się,  ale  ostrzegam,  że  raczej  nie  znajdziesz  tu  nic 

ciekawego. Widzimy się za chwilę. 

Przechadzałam  się  między  regałami,  wrzucając  do  wózka  niezbędne 

rzeczy,  uważając  jednocześnie,  żeby  nie  obudzić  córeczki,  która  zasnęła  
w czasie jazdy samochodem. Sklep nie należał do dużych, w związku z czym 
zgromadzenie  wszystkiego  nie  zajęło  mi  wiele  czasu.  Stałam  w  właśnie  
w  kolejce  do  jedynej  czynnej  kasy.  Metr  ode  mnie  stały  dwie  kobiety. 
Blondynka stojąca do mnie tyłem wydawała mi się znajoma. 

-  Tak,  przyjechała  wczoraj.  –  Usłyszałam.  -  I  przywiozła  go  ze  sobą. 

Na własne oczy widziałam. Boże, jest boski… I wiesz co? Ma dziecko. Młody, 
samotny tatusiek. Chętnie się nim zaopiekuję.  

-  Nawet  na  zdjęciach  wygląda  świetnie.  -  Druga  kobieta  wskazała 

gazetę, leżąco na półce tuż koło miejsca, w którym stałam. 

Nawet  nie  usłyszałam,  kiedy  dołączył  do  mnie  Edward.  Kobiety 

wydawały się go jeszcze nie zauważyć, a wiedziałam, że to on był tematem 
ich rozmowy, która jednak chwilowo ucichła.  

- Mama! Tata! - zawołała Nicole, szturchając nas jedną rączką, a drugą 

pokazując magazyn. - Mama! Tata! 

Wzrok obu plotkar zatrzymał się na chwilę na nim po to tylko, żeby  

zaraz przemieścić się na nas. Patrzyły z szeroko otwartymi oczami, podczas 

background image

68 

 

gdy  Nicole  nadal  oznajmiała  radośnie,  że  rozpoznała  nas  na  fotografii, 
zdobiącej okładkę. 

-  Brawo,  kochanie.  -  Mężczyzna  odezwał  się  jako  pierwszy,  widząc, 

jakie zainteresowanie wzbudziła jego latorośl. - To są mama i tata. 

-  Bella,  Edward!  -  zawołała  blondynka.  Jessica.  -  Co  słychać?  Jak 

podoba ci się Forks? - zwróciła się do mojego towarzysza. 

-  Dziękuję,  bardzo  tu  spokojnie.  Idealne  miejsce  na  odpoczynek  

z  dziećmi  -  powiedział  i  otoczył  mnie  ramieniem,  widząc,  że  jestem 
ignorowana. - Słyszałem, że wieczorem odbędzie się jakiś festiwal. 

-  Tak,  podobno  zaproszono  nawet  jakąś  sławę.  -  Wtrąciła  się  druga, 

nieznana mi kobieta. 

- Powinieneś wpaść. 
- Może zajrzymy - odpowiedział, podkreślając „my”. 
Uznawszy rozmowę za zakończoną, odwrócił się w stronę kasy, wyjął 

z kieszeni portfel i nadal nie zabierając ode mnie swojego ramienia, zapłacił 
za moje zakupy. 

Do  rozpoczęcia  zabawy  nie  zostało  dużo  czasu,  więc  zaraz  po 

powrocie  do  domu  zabrałam  się  za  gotowanie.  Z  pomocą  Edwarda 
przyrządziłam  wyśmienite  spaghetti,  które  zjedliśmy  przed  telewizorem, 
karmiąc  się  nawzajem.  Uwielbiałam  takie  małe  momenty,  kiedy  cały  świat 
skupiał  się  na  nas  dwojgu.  Mogliśmy  zamknąć  się  w  naszej  bańce  i  nie 
przejmować  niczym  innym.  Niestety  czas  leciał  nieubłaganie  i  nim  się 
spostrzegliśmy,  nadeszła  17:00,  co  znaczyło,  że  powinniśmy  wychodzić.  
Jako,  że  festiwal  miał  zostać  utrzymany  w  rodzinnej  atmosferze,  nie 
musieliśmy się przebierać.  

Dwadzieścia  minut  później  znaleźliśmy  w  tłumie  moją  mamę. 

Rozmawiała  z  sąsiadką,  zapewne  wymieniając  najnowsze  plotki  z  okolicy. 
Przecisnęliśmy  się  do  niej  przez  tłum,  co  nie  było  łatwe,  z  przypiętym  do 
piersi dzieckiem. 

-  A  oto  i  moje  skarby  -  powiedziała  uradowana  Renee,  wskazując 

naszą czwórkę. - Bellę już znasz, to Edward…  - Przeniosła na niego wzrok. 
-  …I  moje  dwa  szkraby:  Nicole  i  Naya.  -  przedstawiła  kolejno  moją 
„rodzinkę”.  

- Bardzo miło panią poznać… - Zaczął miedzianowłosy. 
-  Ellen.  Chyba  gdzieś  już  cię  widziałam,  synu…  -  Przerwała  

w zamyśleniu - A! Już wiem, pokazywali was razem w telewizji! 

-  Możliwe,  ciociu  Ellen  -  powiedziałam,  po  czym  przytuliłam  ją 

ostrożnie. - Dawno się nie widziałyśmy.  

-  Mów  za  siebie,  kochanie.  Ja  oglądam  każdy  twój  film  i  wywiad. 

Zobaczyłabyś tę kolekcję magazynów, którą zgromadziłam w domu… 

- Nie zawstydzaj jej - wtrąciła się mama. 

background image

69 

 

- I kto to mówi? - Na moje słowa Edward zachichotał. 
Wieczór  mijał  spokojnie.  Znaleźliśmy  świetne  miejsce  na  rozłożenie 

koca.  Duże  drzewo  zapewniało  cień,  w  którym  mogły  schować  się  dzieci,  
a  dodatkowo  znajdowało  się  ono  stosunkowo  blisko  sceny,  dzięki  czemu 
widzieliśmy bez problemu wszystkie występy.  

Podczas  festiwalu  wiele  osób  podchodziło  do  mnie  z  prośbą  

o autograf albo wspólne zdjęcie. Kochałam swoich fanów, tak więc nikomu 
nie miałam serca odmówić, szczególnie tu, w Forks.  

-  Uśmiech!  -  usłyszałam  nagle,  a  chwile  potem  zostałam  oślepiona 

fleszem. 

Początkowo  myślałam,  że  to  ktoś  z  sąsiadów  zapragnął  uwiecznić 

mnie  na  zdjęciu,  ale  już  po  chwili  lampy  błyskowe  zaczęły  atakować 
bezustannie. Paparazzi. 

Nie  bardzo  wiedząc  co  robić,  rozejrzałam  się  dookoła,  szukając 

odpowiedzi  na  którekolwiek  z  nurtujących  mnie  pytań.  Wszystko  stało  się 
jasne, kiedy mój wzrok spoczął na sylwetce Jessici. Stała uśmiechnięta kilka 
metrów  ode  mnie,  trzymając  ręce  założone  na  piersi.  Wyglądała,  jakby 
właśnie wygrała na loterii.  

- Zbierajmy się stąd. - Dobiegł mnie szept Edwarda. 
Już  po  chwili  wszystkie  nasze rzeczy zostały  spakowane  i  szukaliśmy 

mojej  mamy.  Znaleźliśmy  ją,  rozmawiającą  przez  telefon  na  drugim  końcu 
parku.  Podbiegliśmy  do  niej,  a  jej  twarz  momentalnie  wyrażała  ulgę. 
Zakończyła szybko połączenie i ruszyła w naszym kierunku. 

-  Dzwoniłam  do  Charliego.  Zaraz  wyśle  patrol.  Twierdzi  jednak,  że 

najlepiej  będzie,  jeśli  zabiorę  dziewczynki  do  domu,  a  wy  ukryjecie  się 
gdzieś  do  czasu,  aż  pozbędą  się  dziennikarzy.  Pewnie  jakimś  sposobem 
dowiedzieli się już gdzie mieszkamy, ale nie zbliżą się tam, kiedy zobaczą, że 
nie wracacie z nami. Dzieciom nic nie będzie.  

- Jessica. - Było wszystkim, co powiedziałam. 
Nie  mieliśmy  dużo  czasu.  Paparazzi  wpadli  już  na  nasz  trop  

i  ponownie  zostaliśmy  zaatakowani  aparatami.  Błyski  przestraszyły  Nayę, 
która zaczęła niewyobrażalnie płakać. 

-  Spokojnie,  malutka.  Pójdziecie  z  babcią  -  powiedziałam,  całując  jej 

czółko i podając nosidło mamie.  

Kiedy  upewniliśmy  się,  że  zostało  dobrze  zapięte,  Renee  wzięła  na 

ręce Nicole i skierował się szybko w stronę auta, nie oglądając się za siebie. 

Dziennikarze,  widząc  co  się  dzieje,  zostali  rozkojarzeni  na  ułamek 

sekundy. To wystarczyło nam na rozpoczęcie biegu. Znając Forks jak własną 
kieszeń, zdecydowałam, że najbezpieczniej i najszybciej dla nas sprawdzi się 
ucieczka  do  lasu.  Tak  też  zrobiliśmy.  Biegliśmy  bez  przerwy  kilka  minut, 

background image

70 

 

podczas których zgubiliśmy nieproszonych towarzyszy. Wiedzieliśmy jednak, 
że jeszcze przez pewien czas nie powinniśmy zjawiać się w domu.  

-  Znasz  jakieś  miejsce,  które  mogłoby  posłużyć  nam  za  kryjówkę? 

- zapytał mój chłopak. 

-  Mamy  szczęście.  W  zeszłym  roku  kupiłam  tu  małą  chatkę. 

Pomyślałam, że to będzie doskonałe miejsce do odpoczynku. - Pociągnęłam 
go  w  odpowiednim  kierunku.  -  Dziwnym  trafem,  znajdujemy  się 
kilkadziesiąt metrów od niej. Za kilka minut powinniśmy ją znaleźć. 

Rzeczywiście, przedzieraliśmy się przed las jeszcze około pięciu minut, 

aż  naszym  oczom  ukazał  się  mały,  drewniany  domek.  Weszłam  na  ganek  
i stanęłam na palcach, żeby dosięgnąć zapasowego klucza, który umieściłam 
w  rynnie.  Widząc  moje  starania,  Edward  zaszedł  mnie  od  tyłu  i  wykonał 
zadanie  za  mnie.  Otworzył  drzwi  i  wpuścił  mnie  pierwszą.  Od  kiedy  go 
kupiłam  byłam  tu  tylko  dwa  razy  i,  dzięki  Bogu,  wyjeżdżając,  zakryłam 
meble folią, aby uniknąć osiadania na nich kurzu. Szybko udało nam się jej 
pozbyć. Kiedy już mogliśmy złapać głębszy oddech, dopadł mnie strach. 

- Co z dziewczynkami?- szepnęłam sama do siebie i jak na zawołanie 

w mojej kieszeni zawibrował telefon.  

Widząc, że nie jestem w stanie zareagować, miedzianowłosy wyjął go  

i przeczytał wiadomość. 

-  Wszystko  jest  w  porządku.  Domu  pilnują  przyjaciele  twojego  ojca, 

ale  hieny  nadal  krążą  po  mieście  i  cię  szukają.  Twoja  mama  domyśliła  się 
gdzie jesteśmy i proponuje, żebyśmy zostali tu do rana.  

- Ale… 
-  Nie  ma  żadnego  „ale”.  Zrobimy  to  dla  bezpieczeństwa  twojego  

i dzieci. 

-  Przepraszam  -  wyszeptałam,  patrząc  mu  prosto  w  oczy. 

-  Przepraszam,  że  musisz  przez  to  przechodzić.  Ostrzegałam,  że  może  to 
tak  wyglądać,  ale  nigdy  nie  pomyślałabym,  że  zdradzi  mnie  ktoś  ze 
znajomych ze szkoły.  

-  A  ja  mówiłem  ci  już,  że nie  dbam  o  to,  kto  będzie  nas śledził  tak 

długo,  jak  będziemy  w  tym  razem.  Dzieci  mają  się  dobrze,  a  to 
najważniejsze. Wytrzymamy tu do rana. 

- Jesteś kochany - powiedziałam i pocałowałam go. 
Pocałunek  szybko  przeistoczył  się  z  niewinnego  buziaka  w  głęboką, 

namiętną pieszczotę. Przemieściłam się na kolana Edwarda i przywarłam do 
niego całym ciałem. Walczyliśmy o dominację, przyciągając się jednocześnie 
jeszcze  bliżej.  Poczułam,  że  opadam  na  poduszki.  Zaraz  za  mną  podążyło 
ciało  miedzianowłosego,  który  podparł  się  łokciami,  aby  mnie  nie 
przygnieść. Nie przerywając pocałunku, wyciągnęłam jego koszulę ze spodni 
i zaczęłam rozpinać guziki. Było to trudne, ponieważ kanapa była zbyt mała, 

background image

71 

 

aby  pozwolić  na  jakikolwiek  manewr.  Jakby  czytając  moje  myśli,  Edward 
podniósł nas z powrotem do pozycji siedzącej, oderwał swoje usta ode mnie 
i się rozejrzał.  

- Na górze - szepnęłam. 
Nie  odpowiedział,  a  jedynie  wstał,  trzymając  mnie  w  ramionach,  

i podążył schodami w górę. Chwilę później położył mnie delikatnie na łóżku. 
Zanim do mnie dołączył, pozbył się koszuli, co niezmiernie mnie ucieszyło. 
Kiedy  tylko  nasze  ciała  ponownie  się  spotkały,  zaatakowałam  jego  usta. 
Poczułam,  że  zdejmuje  ze  mnie  top  i  żeby  mu  to  ułatwić,  musiałam 
przerwać pieszczotę. Kiedy już skrawek odzieży wylądował w nogach łóżka, 
zajęłam się paskiem jego spodni. Udało mi się go rozpiąć wyjątkowo szybko, 
zważając  na  fakt,  że  w  tym  czasie  miedzianowłosy  składał  pocałunki  od 
mojego  ucha  do  obojczyka.  Po  wyciągnięciu  paska  ze  szlufek  odpięłam 
guzik,  ale  moje  dalsze  plany  zostały  zaprzepaszczone  przez  ręce  Edwarda, 
które  zdążyły  dosięgnąć  zapięcia  mojego  stanika.  Rozpiął  go  bez  problemu  
i nim się spostrzegłam, skrawek materiału dołączył do mojego topu i koszuli 
mojego chłopaka.  

- Piękne - szepnął, obserwując moją nagą klatkę piersiową. 
Nie pozwoliłam mu odsunąć się na dłużej, wskutek czego postanowił 

wycałować sobie ścieżkę przez całe moje ciało. Czułam jego usta wszędzie. 
Najintensywniej  na  piersiach,  które  wciąż  były  wyjątkowo  wrażliwe  ze 
względu na fakt, że karmiłam. W końcu dotarł do krawędzi moich shortów. 
Zsunął  je  jednym  ruchem  razem  z  majtkami,  ale  pociągnęłam  go  do  góry, 
zanim zdobyłby się na coś więcej. Popchnęłam go lekko do tyłu tak, żeby to 
on  leżał  na  plecach  i  podążając  jego  przykładem,  składałam  pocałunki  od 
jego  ust,  przed  doskonale  wyrzeźbioną  klatkę,  do  brzucha.  Powróciłam  do 
przerwanego zajęcia i  również  uwolniłam  go  z  reszty odzieży.  Obrócił nas 
tak, że znowu leżałam plecami na poduszkach i podparł ciężar swojego ciała 
na ramionach po obu stronach mojej sylwetki. Oparł swoje czoło na moim  
i spojrzał mi w oczy. 

- Jesteś tego pewna? - wyszeptał. 
Zamiast udzielić mu odpowiedzi, popchnęłam biodrami w jego stronę. 

To mu wystarczyło. Po raz kolejny łącząc nasze usta w głębokim pocałunku, 
połączył  także  nasze  ciała.  Zatrzymał  się,  dając  mi  chwilę  na 
przyzwyczajenie się do niego. Wiedział, że ani przed ani po Jamesie z nikim 
nie  byłam  i  chciał,  abym  czuła  się  komfortowo.  Czując,  że  możemy  pójść 
dalej,  kiwnęłam  lekko  głową.  Zaczął  się  poruszać.  Początkowo  robił  to 
powoli,  potem  przyspieszył,  ale pozostał  delikatny.  Czułam  niewyobrażalną 
przyjemność,  czując  go  w  sobie,  wiedząc,  że  dzielimy  coś  tak  pięknego. 
Zaczęłam  wychodzić  naprzeciw  jego  ruchom  i  nie  minęło  dużo  czasu,  aż 
poczułam  napięcie,  budujące  się  w  dole  mojego  brzucha.  Edward 

background image

72 

 

przyspieszył,  wiedząc  co  się  ze  mną  dzieje.  Nie  minęło  więcej  niż  minuta, 
kiedy oboje osiągnęliśmy szczyt rozkoszy.  

- Edward… - szepnęłam. 
- Bella… - Było jego cichą odpowiedzią. 
Leżeliśmy  w  swoich  objęciach  przez  kilka  minut.  Napięcie  zaczęło 

opadać  i  poczułam  na  ciele  dreszcze.  Widząc  to,  miedzianowłosy  przykrył 
nas  kocem,  leżącym  w  nogach  łóżka.  Wtuliłam  twarz  w  jego  klatkę 
piersiową  i  rysowałam  na  niej  paznokciami  dziwne  kształty.  W  tym  czasie 
on przeczesywał palcami moje potargane włosy. Leżenie w jego objęciach po 
tak  wspaniałym  przeżyciu  było  wszystkim,  o  czym  mogłam  w  tym 
momencie myśleć. Podparłam się na łokciu i pochyliłam się nad jego twarzą. 

- Dziękuję. Dzięki tobie znowu poczułam się kobietą. 
-  Musisz  mi  uwierzyć,  że  cała  przyjemność  leży  po  mojej  stronie.  

-  Złożył  na  moich  ustach  lekki  pocałunek.  -  I  jesteś  najpiękniejszą  kobietą, 
jaką kiedykolwiek widziałem.  

W  odpowiedzi  pocałowałam  go  ponownie i  wróciłam  do  poprzedniej 

pozycji na jego piersi. Właśnie rozpoczęliśmy wspólne życie w każdym tego 
słowa znaczeniu… 

 

 
 

background image

73 

 

Rozdział czternasty 

BPOV 

Przez okna wpadały pierwsze promienie słoneczne. Odwróciłam się do 

nich plecami i, nie otwierając oczu, mocniej wtuliłam się w silne, obejmujące 
mnie  ramiona.  Rozkoszowałam  się  chwilą,  gdy  mogłam  jeszcze  wdychać 
pomieszane  zapachy  naszych  ciał.  Nie  minęło  zbyt  wiele  czasu,  kiedy 
poczułam  palce wędrujące  w  dół  mojego  kręgosłupa.  Uśmiechnęłam  się  na 
to  uczucie  i  odwzajemniłam  się  podobnym  ruchem  wzdłuż  nagiej  klatki 
piersiowej.  Nie  zdążyłam  nawet  zanurzyć  dłoni  pod  okryciem,  a  poczułam 
miękkie  usta  poruszające  się  po  moich  własnych.  Nadal  z  zamkniętymi 
oczami  oddałam  pieszczotę,  przekładając  jednocześnie  nogę  przez 
muskularną sylwetkę leżącego obok mnie mężczyzny. Usiadłam okrakiem na 
jego  torsie,  wczepiłam  palce  we  włosy  i  wreszcie  podniosłam  powieki.  
Opłaciło się - zastałam najpiękniejszy z możliwych widoków. Twarz mojego 
chłopaka zdobił ogromny uśmiech zadowolenia, a jego miedziana czupryna 
sterczała  we  wszystkich  kierunkach,  co  było  pewnie  rezultatem 
wczorajszego wyładowywania na nich moich emocji. 

- Dzień dobry, piękna - powiedział, rozdzielając nasze usta. 
-  Cześć,  kochanie  -  odpowiedziałam  i  cmoknęłam  go  jeszcze  raz, 

poruszając się jednocześnie na jego klatce. - Co powiesz na rundę drugą? 

-  Kocham  ten  błysk  w  twoich  oczach.  -  Obdarzył  mnie  szerokim 

uśmiechem. - Obawiam się jednak, że nie będziesz dzisiaj w stanie chodzić 
normalnie. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? 

- Czuję się świetnie - odparłam, zsuwając się niżej. - Chyba, że to ty 

nie masz siły na więcej… 

- Nie prowokuj. 
Oboje  zaśmialiśmy  się,  ale  jednocześnie  poczułam  ręce  Edwarda, 

hamujące  moje  ruchy.  Przemieściłam  się  tak,  że  spoczęły  one  na  moich 
pośladkach,  co  skomentował  chichotem.  Pokonana  zeszłam  z  jego  ciała  
i wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce. 

- Tylko mi się tu nie obrażaj. Przecież robię to z myślą o tobie. 
- Chciałeś chyba powiedzieć, że nic nie robisz.  
-  Skarbie,  spójrz  na  mnie.  -  Nakierował  moją  twarz  na  swoją.  

- Będziemy mieli jeszcze niejedną okazję. Nie wiem po prostu, czy wskazane 
jest  to  tak  krótko  po  porodzie.  Nie  chcę,  żeby  coś  ci  się  stało.  Nawet  nie 
wyobrażasz sobie, jak chciałbym móc zmienić zdanie. 

-  Chyba  jednak  wiem  -  odpowiedziałam,  kiedy  przywarł  do  mnie 

całym ciałem. - Nie za bardzo możesz to ukryć. - Zaśmialiśmy się, gdy tylko 
te słowa opuściły moje usta. 

background image

74 

 

Chwilę  później  zostaliśmy  zmuszeni  do  opuszczenia  ciepłego  łóżka. 

Usiadłam,  a  kiedy  chciałam  pociągnąć  za  sobą  koc,  miedzianowłosy 
przytrzymał  go  mocniej  przy  sobie.  Odwróciłam  w  jego  stronę  twarz, 
pozostając  zwrócona  do  niego  plecami  i  posłałam  mu  ostrzegawcze 
spojrzenie. 

-  Kochanie,  przecież  nie  masz  już  nic  do  ukrycia.  Widziałem  

i dotykałem każdy kawałek ciebie.  

-  Bardzo  śmieszne.  Daj  ten  koc  albo  już  nigdy  nie  zrobisz  tego 

ponownie. 

- Jakbyś mogła mi się oprzeć. - Wyszczerzył się. 
Wydałam  z  siebie  nieartykułowany  dźwięk  i,  nie  patrząc  za  siebie, 

wstałam i zaczęłam zbierać z ziemi nasze ubrania. Szybko założyłam swoje, 
a  pozostałymi  rzuciłam  w  mężczyznę.  Nie  fatygując  się  nawet  szukaniem 
lusterka,  zebrałam  włosy  i  związałam  je  w  luźny  supeł  na  czubku  głowy. 
Miałam  już  opuścić  pomieszczenie,  ale  poczułam  parę  silnych  ramion 
oplatających  moja  talię  od  tyłu.  Złożył  pojedynczy  pocałunek  na  moim 
ramieniu, po czym chwycił mnie za dłoń i wyprowadził nas z domku.  

Droga  powrotna  do  domu  była  przyjemna.  Szliśmy  trzymając  się  za 

ręce  jak  para  nastolatków.  Wiele  to  dla  mnie  znaczyło,  bo  w  okresie 
szkolnym  nie  miałam  do  tego  okazji.  W  tej  chwili  czułam,  jakbym  znowu 
była nastolatką i nadrabiała przeżycia, których wtedy nie doświadczyłam.  

- Grałeś w football w liceum? - zapytałam. 
- Oczywiście. 
Teraz  obrazek  był  pełny.  Często  marzyłam  sobie,  że  jestem 

dziewczyną  rozgrywającego  albo  kapitana  szkolnej  drużyny.  W  swoich 
wyobrażeniach przechadzałam się z nim po mieście, a oczy wszystkich były 
skierowane na nas. Cóż, w lesie nie można raczej mówić o publiczności, ale 
mając z nią niejakie doświadczenie, doceniałam ogarniającą nas prywatność. 

Do  domu  rodziców  dotarliśmy  po  około  dwudziestu  minutach. 

Weszliśmy  na  ganek  i  po  cichu  wkroczyliśmy  do  środka,  nie  chcąc  zrobić 
zamieszania.  Ledwo  przekroczyliśmy  próg,  a  znaleźliśmy  się  w  objęciach 
mojej  mamy.  Ściskała  nas  oboje  jednocześnie.  W  końcu  odsunęła  się  
i przyjrzała nam. 

-  Chyba  nie  muszę  pytać,  jak  się  czujecie  -  powiedziała,  a  na  jej 

twarzy  błąkał  się  uśmiech,  na  który  odpowiedziałam  badawczym 
spojrzeniem.  -  Widzę,  że  wieczór  mimo  wszystko  wyjątkowo  się  udał.  
- Wskazała mój obojczyk. 

Nie  zastanawiając  się  nawet,  pobiegłam  do  łazienki.  Spojrzałam  

w wiszące nad umywalką lustro i od razu dostrzegłam duży czerwony ślad. 
Malinka. 

- Edward! 

background image

75 

 

EPOV

  

Pozostałe  dni  spędzone  u  rodziców  Belli  minęły  bez  komplikacji. 

Chyba, że można do nich zaliczyć długi artykuł na nasz temat zamieszczony 
w lokalnej gazecie i kilku tabloidach.  

Kiedy nadszedł dzień wyjazdu, Bella ze wszystkich sił powstrzymywała 

łzy. Wiedziała, że znowu nie zobaczy rodziców przez długi czas i szczerze 
mówiąc,  nie  mogłem  sobie  wyobrazić  jak  mogła  się  z  tym  czuć.  Musiałem 
oczywiście  obiecać  im,  że  zaopiekuję  się  ich  dziewczynkami  i  zachowamy  
z  Bellą  czujność.  Ta  uwaga  wypłynęła  z  ust  Charliego  i  zabrzmiała  tak… 
Ostatecznie.  

Przebywając ze Swanami, zawsze zachowywaliśmy się nienagannie, ale 

jestem  pewien,  że  Renee  nie  zachowała  dla  siebie  spostrzeżenia,  którego 
dokonała  owego  poranka  po  naszej  nocy  spędzonej  w  chatce.  Świadomość 
tego,  że  ojciec  brunetki  wiedział  do  czego  między  nami  doszło,  zabijała 
mnie.  

Spakowaliśmy  wszystkie  nasze  rzeczy  do  suva  i  pożegnaliśmy  się  

z  gospodarzami.  Wiedząc,  że  nie  pozostało  nam  dużo  czasu  do  odlotu, 
wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy bez słowa. Odprawa przebiegła wyjątkowo 
sprawnie.  Wylatywaliśmy  bardzo  wcześnie  rano,  więc  na  lotnisku  nie  było 
jeszcze  fanów  Belli,  chcących  zdobyć  zdjęcie  czy  autograf.  Zanim  jeszcze 
weszliśmy na pokład, dzieci zasnęły w swoich nosidełkach. Sam lot także był 
bezproblemowy. Siedzieliśmy z Bellą, trzymając się za ręce i rozmawialiśmy 
o niczym. 

Kiedy  wreszcie  taksówka  odwiozła  nas  do  domu  Belli,  przebraliśmy 

dziewczynki  w  piżamki  i  położyliśmy  spać  w  pokoju  dziecięcym.  Sami  od 
razu  skierowaliśmy  się  do  znajdującej  się  za  ścianą  sypialni.  Ledwie 
zamknęły  się  za  nami  drzwi,  a  już  atakowaliśmy  swoje  usta.  Z  prędkością 
światła  opadliśmy  na  łóżko  i  pozbyliśmy  się  wzajemnie  swoich  ubrań. 
Brunetka  przetoczyła  nas  i  znalazła  się  na  mnie.  Schyliła  się  z  uśmiechem 
zdobiącym jej piękną twarz i spojrzała w dół, na mnie. 

- A to za malinkę - powiedziała i ugryzła mnie w ramię. 
Jestem pewien, że ślad po jej zębach będzie zdobił je przez kolejnych 

kilka  dni,  ale  kłamałbym,  gdybym  powiedział,  że  nie  sprawiło  mi 
przyjemności uczucie jej zębów na mnie.  Kiedy już oderwała je od mojego 
ciała, złożyła  w  tym  samym  miejscu  mokry  pocałunek  i  przeniosła  usta  na 
mój  tors.  Kąsała,  lizała  i  całowała  go,  jakby  od  tego  zależało  jej życie,  a  ja 
hamowałem się jak tylko mogłem, żeby nie przyciągnąć jej z powrotem na 
wysokość mojej twarzy i nie wpić się w jej słodkie usta. Minęła wieczność, 
zanim  w  końcu  zdecydowała  się  na  powrót  do  moich  chwilowo 
zaniedbanych warg. Iskry, jaka przebiegła po moim kręgosłupie, nie można 
porównać  z  niczym  innym.  Nie  mogąc  już  dłużej  wytrzymać  jej 

background image

76 

 

zniewalających  tortur,  popchnąłem  ją  lekko  do  tyłu,  wskutek  czego 
górowałem  nad  nią  i,  nie  rozdzielając  naszych  ust,  połączyłem  się  z  nią  
w  jedno.  Dałem  jej  chwilę  na  przystosowanie  się  do  mnie,  a  potem 
wznowiłem  ruchy. Tym  razem  nie  byłem  już  tak  powolny  jak  ostatnio, ale 
starałem  się  też  nie  spieszyć,  aby  nie  zrujnować  wspaniałego  uczucia  jej 
otaczającej mnie. A było ono najintensywniejszym w moim życiu.  Z nikim 
jeszcze  nie  zaznałem  czegoś  takiego.  W  tym  momencie  byliśmy  razem 
fizycznie,  ale  przede  wszystkim  emocjonalnie.  Z  jej  twarzy  mogłem  łatwo 
odczytać wszystkie przepełniające ją emocje: radość, szczęście, zapamiętanie, 
rozkosz i … miłość?  

Obdarzając  mnie  tym  widokiem,  prawie  doprowadziła  mnie  na 

granicę.  Przeniosłem  swoje  usta  na  jej  pełne  piersi,  zazdroszcząc  Nayi,  że 
ma  okazję  przebywać  w  ich  pobliżu  tak  często.  Ssałem  delikatną  skórę  do 
czasu,  aż  przeszły  przez  nią  dreszcze  i  przeniosłem  się  na  drugą.  
W międzyczasie czułem lekkie pociągnięcia za włosy, sygnalizujące, że i Bella 
się zbliża. Poruszyłem się silniej kilkakrotnie i to był nasz koniec. Niebo. 

Zsunąłem  się  z  niej,  uwalniając  jej  drobną  sylwetkę  od  swojego 

ciężaru,  i  opadłem  na  poduszce  tuż  obok  jej  głowy,  podpierając  się  na 
ramieniu. 

- Czy ja umarłam? - zapytała szeptem. 
-  Nawet  jeśli,  trafiłaś  w  odpowiednie  miejsce.  -  Mówiąc  to, 

przejechałem  wierzchem  dłoni  po  jej  policzku.  - Przykro  mi  to  mówić,  ale 
niedługo  muszę  wyjść.  Na  lotnisku  dostałem  telefon  od  Aro.  Są  jakieś 
problemy na jednym z placów budowy i muszę osobiście się tym zająć. 

- Nie martw się, ja też mam spotkanie. Universal Studios ma podobno 

dla  mnie  propozycję  nowego  filmu.  Charlotte  twierdzi,  że  warto  z  nimi 
porozmawiać,  nawet,  jeśli  nie  planuję  jeszcze  wracać  na  plan.  Czy  twoja 
mama… 

- Podrzuć ją, jak będziesz jechała. Na pewno będzie zachwycona. 
- Dziękuję - powiedziała i cmoknęła mnie. 
Trzy  godziny  później  zaparkowałem  volvo  kilka  metrów  od  placu 

budowy. Dźwigi stały, a robotnicy zgromadzeni w grupę pili kawę, jakby nie 
mieli pracy do wykonania. Podszedłem do nich i odchrząknąłem.  

- Panowie. 
-  Pan  Cullen  -  powiedzieli  wystraszeni  i  wstali  z  miejsc.  -  Nie 

spodziewaliśmy się pana wcześniej niż jutro rano. 

- A jednak jestem. No więc, w czym problem? 
Jeden  z  mężczyzn  podszedł  do  nowo  powstałego  budynku  i  wskazał 

dach. 

background image

77 

 

- Podobno właściciel chciał zamontować tam okno, a w planach go nie 

ma.  Pan  jest  autorem  projektu,  więc  sprawdzenie  tego  nie  należy  do 
naszych obowiązków. 

- Czy nie moglibyście raz zrobić wyjątku? Przyjeżdżałem tu tylko po 

to, żeby sprawdzić czy na dachu można zamontować okno? 

- Na to wygląda, szefie. 
Nie  odpowiadając  im  nawet,  założyłem  leżący  najbliżej  kask  

i wspiąłem się po rusztowaniu. Byłem już prawie na szczycie, kiedy trafiłem 
nogą na śliski kawałek konstrukcji i kolejnym, co czułem, był straszliwy ból, 
jaki poczułem, uderzając o ziemię. Potem wszystko stało się czarne… 

 

BPOV 

Prowadziłam  rozmowy  już  od  godziny.  Ogólny  zamysł  filmu  bardzo 

przypadł  mi  do  gustu,  ale  ze  względu  na  fakt,  że  miałby  być  kręcony  
w  Europie,  produkcja  musiałaby  poczekać,  aż  będę  gotowa  przenieść  się 
tam na pewien czas. 

Dyskusja  zeszła  właśnie  na  temat  potencjalnych  lokalizacji,  kiedy 

poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na ekran, 
ale wyświetlanego numeru nie było na mojej liście kontaktów. Przeprosiłam 
pozostałe  zgromadzone  w  pomieszczeniu  osoby  i  wcisnęłam  zieloną 
słuchawkę. 

- Isabella Swan, słucham. 
- Dr Brown, Szpital Urazowy św. Roberta. 
Na  plecach  poczułam  zimny  pot,  kiedy  tylko  usłyszałam  słowo 

„szpital”. 

- Co się stało? – zapytałam, spanikowana. 
- Chwilę temu przywieziono do nas pana… Edwarda Cullena. Nie była 

pani  co  prawda  podana  jako  osoba,  którą  należy  poinformować,  ale matka 
rannego podała nam pani numer, twierdząc, że nie może się u nas pojawić. 

-  Będę  za  dwadzieścia  minut!  -  powiedziałam  trochę  za  głośno,  po 

czym  połączenie  zostało  przerwane.  -  Wybaczcie  mi  państwo,  sprawa 
rodzinna - przeprosiłam, opuszczając pokój. 

Czas, jaki zajęło taksówkarzowi dowiezienie mnie do szpitala wydawał 

się  być  wiecznością.  W  końcu  rzuciłam  mu  kilka  banknotów  i  opuściłam 
pojazd  w  zawrotnym  tempie.  Bez  problemu  znalazłam  recepcję  
i szturchnęłam w ramię jedną z siedzących za kontuarem pielęgniarek.  

- O co… Bella Swan?! - Spojrzała na mnie zdziwiona. 
- Gdzie znajdę Edwarda Cullena? 
- Nie denerwuj się tak, kochanie… 
-  Przywieziono  go  niedawno.  Gdzie  jest  teraz?  -  Nie  dawałam  za 

wygraną. 

background image

78 

 

-  Jest  w  sali  nagłych  przypadków  -  powiedziała,  sprawdziwszy  

w kartotece. - Gdzie pani biegnie?! - zawołała, widząc, że prawie znikam za 
drzwiami, prowadzącymi na oddział. - Tylko rodzina ma tam stęp! 

- Jestem jego narzeczoną! 
Stosunkowo  szybko  udało  mi  się  znaleźć  odpowiednie  drzwi. 

Spojrzałam  przez  szybę  i  zobaczyłam  go.  Leżał  nieprzytomny  na  łóżku,  
a jego noga zalewana była w gips. To straszne uczucie, widzieć go takiego 
bezbronnego.  Miałam  właśnie  wkroczyć  do  środka,  kiedy  drzwi  otworzyły 
się i pojawił się w nich lekarz. 

-  Panno  Swan,  jak  widać  pacjent  nie  odzyskał  jeszcze  przytomności. 

Może się to stać w każdej chwili. 

- Co się stało? 
-  Świadkowie  mówią,  że  spadł  z  wysokiego  rusztowania,  co  oznacza 

dosyć  poważny  wypadek.  Miał  szczęście,  że  założył  kask,  bo  mógłby 
ucierpieć o wiele bardziej. Stwierdziliśmy u niego wstrząs mózgu i złamanie 
kości  piszczelowej  z  przemieszczeniem.  Dzisiaj  w  nocy  zostanie  na 
obserwacji, a jutro, jeśli się wybudzi, będzie mogła go pani zabrać do domu. 
Proszę  jednak  pamiętać,  żeby  nie  pozwolić  mu  wyjść  z  łóżka  co  najmniej 
przez pierwsze trzy dni.  

- Rozumiem – odparłam. - Czy teraz mogę do niego wejść? 
- Proszę bardzo. Jeśli coś by się działo, proszę zawołać pielęgniarkę. 
- Oczywiście. 
Weszłam  do  sali.  Edward  był  jedynym  leżącym  w  niej  pacjentem. 

Zajęłam krzesło stojące najbliżej łóżka i chwyciłam jego bladą dłoń w dwie 
swoje.  Podparłam  łokcie  koło  sylwetki  mężczyzny  i  czekałam  cierpliwie,  aż 
odzyska przytomność.  

Czas mijał, a on nadal nie reagował.  
-  Proszę  cię,  kochanie,  jeśli  mnie  słyszysz,  otwórz  oczy.  Chcę  zabrać 

cię  już  do  domu.  Przez  najbliższy  czas  zamieszkacie  z  Nicole  u  mnie. 
Pobawimy się w prawdziwą rodzinę, ale potrzebujemy do tego ciebie. 

Poczułam  łzę  spływającą  po  policzku.  Starłam  ja  szybko  wierzchem 

jego  dłoni,  a  zanim  zdążyłam  odsunąć  ją  od  swojej  twarzy,  palce 
miedzianowłosego poruszyły się wzdłuż mojej szczęki. Podniosłam na niego 
wzrok i  zauważyłam, że wpatruje się we mnie. 

- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś - powiedziałam i pozwoliłam 

łzom płynąć… 

background image

79 

 

Rozdział piętnasty 

BPOV 

Nie  wiem,  jak  funkcjonowałam  przez  ostatnie  dni.  Ciągle  powracało 

do  mnie  uczucie  niemocy,  które  pierwszy  raz  poczułam  przy  łóżku 
Edwarda.  W  głowie  cały  czas  miałam  obraz  monitora  i  obniżającej  się  
na  nim  liczby.  Sam  bieg  po  pielęgniarkę  pamiętam  jednak  jak  przez  mgłę. 
Wiem  tylko,  że kiedy  przyszła  do  sali,  objęła  mnie  i  kazała  niczym  się  nie 
przejmować.  Ale  to  było  tydzień  temu.  Edward  zapadł  w  śpiączkę,  
co,  według  lekarza,  było  reakcją  jego  organizmu  na  szok  odniesiony  
w momencie upadku, a która nie powinna trwać długo.   

Początkowo  nie  wiedziałam,  co  robić,  więc  zadzwoniłam  do  Esme, 

która nie przyjęła tego dobrze. Chciała natychmiast przyjechać do szpitala, 
ale udało mi się przekonać ją, żeby poczekała, aż odbiorę dzieci. Szpital nie 
był  miejscem  odpowiednim  dla  nich.  Tak  też,  nie  chcąc  zabierać  czasu, 
który  matka  mogła  spędzić  przy  łóżku  syna,  niechętnie  opuściłam  klinikę, 
składając  wcześniej  pojedynczy  pocałunek  na  czole  nieprzytomnego 
miedzianowłosego.     

Była  sobota.  Nicole  i  Nayę  zostawiłam  pod  opieką  Rosalie  i  od  rana 

siedziałam  w  szpitalu.  Powoli  zaczynał  mnie  irytować  dźwięk  pikającej 
aparatury.  Patrzyłam  na  leżącego  mężczyznę  z  nadzieją,  że  jego  powieki 
podniosą  się  i  obdarzy  mnie  szczerym  uśmiechem,  kiedy  usłyszałam 
otwieranie  drzwi  za  mną.  Odwróciłam  się  w  tamtą  stronę  i  dostrzegłam 
wysokiego,  przystojnego  mężczyznę.  Nie  mógł  być  lekarzem  czy  nawet 
stażystą,  bo  miał  na  sobie  sprane  jeansy  i  błękitną  koszulkę polo.  Spojrzał 
na mnie i obdarzył mnie niepewnym uśmiechem. 

- Dzień dobry - powiedziałam jako pierwsza. 
- Dzień dobry… Bello – odparł. - Mogę się tak do ciebie zwracać? 
- To zależy, kim jesteś i co tu robisz.  
- Jestem Riley. - Powiedziawszy to, wyciągnął w moim kierunku dłoń. 

-  Pracuję  w  firmie  Edwarda.  Aro  powiedział  nam  wczoraj  co  się  stało  
i pomyślałem, że może wpadnę i zobaczę, jak się sprawy mają.  

- Jak widzisz jest nieprzytomny, ale mamy nadzieję, że nie potrwa to 

już długo. Riley, tak? - Potwierdził skinięciem głowy. - Skąd wiesz, jak mam 
na imię? 

-  Żartujesz?  -  Wyglądał  na  szczerze  zaskoczonego.  -  Nie  ma  chyba 

osoby,  która  nie  wiedziałaby,  kim  jesteś.  Przyznaję  co  prawda,  że  nie 
wyglądasz  w  tym  momencie  jak  gwiazda  filmowa.  Bez  obrazy  –  wtrącił.  
- Nie zmienia to jednak faktu, że cię poznaję. 

Nie zareagowałam na jego słowa, a jedynie spojrzałam w dół na swoją 

sylwetkę. Miałam na sobie zwykłe obcisłe jeansy i top na ramiączkach. Nie 

background image

80 

 

widziałam sensu w strojeniu się, kiedy nie wymaga tego ode mnie sytuacja. 
W takich ubraniach czułam się zawsze bardziej sobą.  

Przez  chwilę  nie  słyszałam  w  pomieszczeniu  żadnego  dźwięku. 

Odwróciłam się dyskretnie w stronę mężczyzny i zobaczyłam, że wpatrywał 
się we mnie. Szybko odwróciłam wzrok i wyciągnęłam z kieszeni wibrujący 
telefon.  Spojrzałam  na  ekran  po  to, aby  zobaczyć  na  nim widniejący  napis 
„Rosalie”.  Odebrałam  i  chwilę  po  powitaniu  siostra  Edwarda  zapytała,  czy 
mogłabym  odebrać  już  dziewczynki,  bo  musi  załatwić  coś  na  mieście. 
Brzmiała  na  trochę  zdenerwowaną,  ale  nie  byłyśmy  sobie  jeszcze  na  tyle 
bliskie, żebym pytała ją, o co chodzi. Obiecałam natomiast, że niedługo się  
u niej zjawię i zakończyłam rozmowę.  

-  Muszę  już  iść  -  powiedziałam,  odwracając  się  w  stronę  Rileya.  

-  Możesz  jeszcze  chwilę  zostać,  ale  nie  za  długo.  Tylko  rodzina  może  tu 
przebywać.  Nie  wiem,  kto  cię  wpuścił  i  dlaczego.  -  Nie  chciałam  brzmieć 
niegrzecznie,  ale  nie  wiedziałam,  jak  interpretować  jego  obecność  
w szpitalu. 

-  Myślę,  że  też  już  sobie  pójdę  -  powiedział,  nie  wyjaśniwszy  mi 

powodu swojej wizyty. - Chodźmy, odprowadzę cię do samochodu.  

- Idź sam, ja muszę porozmawiać jeszcze z pielęgniarką. 
Nie  czekając  na  jego  odpowiedź,  złożyłam  na  czole  Edwarda 

pojedynczy pocałunek 

-Wrócę jutro - szepnęłam i opuściłam pomieszczenie. 
 Szłam  w  dół  korytarza  do  stanowiska  pielęgniarek.  Starałam  się  nie 

rozglądać  na  boki,  szpitale  zawsze  źle  na  mnie  wpływały.  Kojarzyły  się  
z bólem i cierpieniem, którego wolałabym oszczędzić sobie i swoim bliskim.  

Dotarłam wreszcie do kontuaru. Nikogo za nim nie było, ale dobiegła 

mnie rozmowa tocząca się za drzwiami dyżurki. 

-  Violet,  twoja  informacja  trafiła  na  okładkę  -  powiedziała 

poekscytowanym głosem jedna z kobiet. 

- Wiem. Od początku wiedziałam, że to świetny pomysł. 
-  A  nie  pomyślałaś  może,  że  ona  też  ma  prawo  do  prywatności? 

Chciałabyś,  żeby  ludzi  śledzili  cię  bez  przerwy  i  donosili  o  każdym 
wydarzeniu w twoim życiu? - wtrąciła się kolejna pielęgniarka. - Szkoda mi 
tej dziewczyny. Mogłaś zachować tę informację dla siebie. W końcu pewnie 
sama by się nią pochwaliła. To miła dziewczyna. 

Nie  wiedziałam  o  czym  rozmawiają,  ale  musiałam  im  przerwać. 

Spojrzałam  w  dół  na  blat,  gdzie  powinien  znajdować  się  przycisk 
przywołujący pielęgniarki, kiedy zobaczyłam magazyn. Okładkę zdobiło moje 
zdjęcie  ze  statuetką  Oscara  i  wielki  czerwony  nagłówek:  „Zaręczona!”.  Nie 
siliłam się nawet na otwieranie gazety. Od razu domyśliłam się o co chodzi. 

background image

81 

 

Informatorem  musiała  być  pielęgniarka,  z  którą  rozmawiałam,  kiedy 
przywieziono Edwarda.  

Momentalnie  zrezygnowałam  z  rozmowy  z  siostrą  i  po  prostu 

skierowałam  się  do  wyjścia.  Na  parkingu  odnalazłam  swój  samochód  
i  pojechałam  do  domu  Rosalie  i  Emmetta.  Kiedy  tam  dotarłam,  kobieta 
czekała  już  z  dziewczynkami  przed  drzwiami.  Uśmiechnęłam  się  
i podeszłam do nich. 

- Cześć - przywitałam się. 
- Cześć, Bello. Przepraszam, że cię tu ściągnęłam, ale dostałam telefon 

z pracy i to podobno sytuacja awaryjna.  

-  Nie  musisz  mi  się  tłumaczyć,  naprawdę  -  powiedziałam,  odbierając 

od  niej  Nicole.  -  To  ja  powinnam  przeprosić  za  podrzucenie  dziewczynek. 
Po prostu nie chciałam znowu zawracać głowy waszej mamie w razie, gdyby 
planowała dołączyć do mnie w szpitalu. 

-  Tym  się  akurat  nie  przejmuj.  Uwielbiam  dzieci.  Możesz  te  tu 

zostawiać tak często jak tylko chcesz. - Spojrzała na zegarek. 

- Musisz już biec? - zapytałam. 
-  Niestety  -  powiedziała,  prowadząc  do  mnie  wózek  Nayi.  -  Do 

zobaczenia. Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała. 

- Dziękuję. To samo dotyczy ciebie.  
Posadziłam dzieci w fotelikach, które pomógł mi zainstalować w aucie 

Carlisle,  złożyłam  wózek  i  odjechałam.  Nie  bardzo  wiedząc  co  dalej  robić, 
skręciłam  na  drogę  prowadzącą  do  domu  Cullenów.  Ostatnio  rzadko 
bywałam  w  swoim  domu.  Cieszyło  mnie,  że  wreszcie  znalazłam  
w  Hollywood  prawdziwych  przyjaciół,  którzy  zajmowali  teraz  większość 
mojego czasu. Prawdę mówiąc uważałam ich wszystkich za swoją przybraną 
rodzinę.  Od  samego  początku naszej  znajomości  bardzo  mi  pomagali  i  nie 
oceniali przez pryzmat mojej kariery. Mam nadzieję kiedyś odwdzięczyć się 
za to im wszystkim. 

Esme  była  w  domu  sama.  Kiedy  przyjechałam,  sprzątała  salon. 

Odmówiła jednak, gdy chciałam jej pomóc, mówiąc, że w przyszłości dosyć 
się  jeszcze  nasprzątam,  co  obie  skwitowałyśmy  śmiechem.  Po  chwili 
skończyła  i  dołączyła  do  mnie  na  kanapie.  Wzięła  na  kolana  Nicole, 
zostawiając mi wolne ręce, abym mogła wziąć w nie swoją córeczkę. 

- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli ją nakarmię? - zapytałam, wiedząc, 

że nadeszła pora karmienia. 

- Oczywiście, że nie, kochanie. Nie krępuj się. 
Przystawiłam maleńką do piersi i odczekałam chwilę, aż zaczęła pić. 
- Widziałaś już nowe wydanie „OK”? 
-  Nie  osobiście,  ale  dzwoniła  do  mnie  znajoma,  pragnąc  mi 

pogratulować. Przyznam, że na początku nie wiedziałam co miała na myśli. 

background image

82 

 

-  Kobieta  obdarzyła  mnie  uśmiechem.  -  Kiedy  streściła  treść  artykułu, 
pomyślałam, że może nie chcieliście z Edwardem nam na razie nic mówić, 
ale,  szczerze mówiąc,  wydawało  mi  się,  że to  trochę za  wcześnie.  Jesteście 
oczywiście wspaniałą parą, ale oboje macie duże zobowiązania…  - Spojrzała 
na dziewczynki. -… Po prostu powinniście się nacieszyć tym, co macie. Póki 
co, jesteście piękną rodziną, Nicole jest przekonana, że jesteś jej mamą, ale 
nie chcę, żebyś czuła presję. 

-  To  nieprawda  –  powiedziałam.  -  Mam  na  myśli  ten  artykuł.  Nie 

wpuściliby mnie do Edwarda, bo nie należę do rodziny, więc powiedziałam 
że  jestem  jego  narzeczoną.  Jedna  z  pielęgniarek  poszła  z  tym  do  prasy. 
Muszę  wystąpić  z  oficjalnym  oświadczeniem,  bo  w  innym  razie  nie  dadzą 
nam  spokoju.  Przepraszam,  że  ściągnęłam  na  was  paparazzi.  Nie 
planowałam tego, ale to ryzyko związane z moim zawodem.  

- Nic się nie stało, słonko. - Kobieta dotknęła mojej dłoni. - I należysz 

do rodziny od chwili, kiedy przekroczyłaś próg tego domu. Jesteś pierwszą 
kobietą od czasów studiów, którą mój syn nam przedstawił. Ostatnią była…   

- Tanya - zakończyłam. 
-  Tak,  Tanya.  Mogę  mieć  do  ciebie  prośbę?  -  Kiwnęłam  głową  

w  odpowiedzi.  -  Poczekaj  z  oświadczeniem,  aż  Edward  odzyska 
przytomność.  Czuję,  że  to  nastąpi  lada  chwila.  Razem  wymyślicie,  co 
powiedzieć  prasie.  Właśnie,  Bello,  przez  wypadek  syna  całkowicie 
zapomniałam, że miałaś spotkanie w studiu. Czy nie jest to tajemnica? 

-  Nie,  nie.  Studio  chce  zaangażować  mnie  do  nowego  filmu. 

Scenariusz  jest  bardzo  ciekawy  i  chętnie  przyjęłabym  propozycję, 
szczególnie,  że  obiecali  dać  mi  kilka  tygodni  na  przygotowanie  Nayi.  Sęk  
w tym, że musiałabym wyjechać na kilka tygodni do Europy, gdzie kręcona 
będzie  część  filmu.  Ja  i  Edward…  To  jest  jeszcze  takie  świeże  i  nie  wiem, 
chyba  boję  się,  że  mogłabym  wszystko  zepsuć.  Nigdy  nie  próbowałam 
związku  na  odległość,  nawet  tylko  na  kilka  tygodni.  Muszę  się  nad  tym 
jeszcze zastanowić… 

-  Chciałabyś  przyjąć  tę  rolę?  -  Skinęłam  twierdząco.  -  Więc  zrób  to. 

Znam  swojego  syna  i  wiem,  że  nie  będzie  ci  miał  tego  za  złe.  Po  prostu 
będzie  za  tobą  tęsknił.  Za  nią  też.  -  Wskazała  maleństwo  w  moich 
ramionach,  które  ciągle  zajęte  było  posiłkiem.  -  Wszyscy  będziemy,  ale 
przecież wrócicie. Jeśli coś do niego czujesz, nie będziesz chciała tam zostać. 

Oczywiście, że coś do niego czułam. To pewne. Ale co to było? Byłam 

szczęśliwa,  kiedy  byliśmy  razem,  kochałam  chwile  spędzona  na  zabawie  
z  dziećmi  i  dzielenie  obowiązków  a  także  te  momenty,  kiedy  zatracaliśmy 
się w namiętności, bardzo przeżyłam jego wypadek i chciałam być dla niego 
wsparciem  w  każdej  sytuacji.  Coś  w  głębi  duszy  podpowiadało  mi,  że  to 

background image

83 

 

właśnie  miłość.  Kocham  go?  Czy  mogłam  pokochać  kogoś  po  tak  krótkim 
czasie? Kogoś? Nie wiem. Edwarda? Jego mogłam… 

- Kocham go… - Uświadomiłam sobie. 
-  Oczywiście,  że  go  kochasz  -  potwierdziła  Esme,  uśmiechając  się 

promiennie. Powiedziałam to głośno? 

Tego  samego  dnia  wieczorem  siedziałyśmy  razem  w  sami  szpitalnej, 

gdzie  leżał  miedzianowłosy.  Uległam  namowom  Cullenów  i  zgodziłam  się 
spędzić  noc  w  ich  domu.  Twierdzili,  że  przez  ostatnie  kilka  nocy  Nicole 
budziła  się  i  zawiedziona  faktem,  że  Edward  nie  zjawia  się  przy  jej  boku, 
wołała mamę. Mnie. 

Czas mijał, aparatura  pikała,  a  my  traciłyśmy  już  cierpliwość.  Wtedy 

zauważyłam, że jedno z urządzeń przyspieszyło. Nie wiedząc co to znaczy, 
postanowiłam  zawołać  pielęgniarkę.  Wstałam  z  krzesła  i  podeszłam  do 
drzwi. Ledwo położyłam dłoń na klamce, kiedy usłyszałam głos Esme. 

- Bello, otwiera oczy. 
Szybko  wróciłam  na  poprzednie  miejsce  i  obie  z  jego  matką 

pochyliłyśmy się nad łóżkiem. 

Za trzecim razem udało mu się całkowicie podnieść powieki. Podniósł 

rękę, do której nie miał podpiętej kroplówki i przetarł oczy. Rozejrzał się po 
pomieszczeniu i w końcu jego wzrok spoczął na nas.  

- Cześć - szepnął. 
-  Widzę,  że  pan  Cullen  wreszcie  odzyskał  przytomność.  

-  Przeszkodziła  pielęgniarka,  która  właśnie  weszła  do  pomieszczenia. 
Przyjrzała  się  monitorom,  po  czym  podeszła  do  pacjenta  i  poświeciła  mu 
latarką  w  oczy,  sprawdzając  jego  reakcje.  -  Niezły  z  pana  szczęściarz. 
Rodzina nie odstępowała pana na krok. - Chwyciła jego kartę i coś na niej 
zanotowała. - Cały szpital jest zachwycony pana narzeczoną. Nie przejmując 
się prasą, przychodziła tu codziennie. 

- Ile czasu tu jestem? - zapytał silniejszym już głosem. 
-  Sześć  dni.  Śpiączka  była  najlepszym  rozwiązaniem  na  złagodzenie 

bólu.  Teraz  wszystko  powinno  potoczyć  się  w  miarę  szybko  
i  bezproblemowo.  Nie  ma  pan  żadnych  urazów  wewnętrznych.  Gips  może 
zostać  zdjęty  za  około  sześć  tygodni.  W  tym  czasie  proszę  się  nie 
nadwyrężać  i  najlepiej  zostać  w  łóżku  jeszcze  przez  kilka  dni.  Lekarz 
przyjdzie do pana za dwadzieścia minut - powiedziała, po czym wyszła. 

Edward spojrzał na mamę, a potem przeniósł wzrok na mnie. 
- Codziennie? - zapytał. 
- Tak… - odpowiedziałam cicho. 
-  Bello,  kocham  cię.  -  Wypowiedziawszy  te  słowa,  przyciągnął  moją 

twarz do swojej i pocałował mnie głęboko.  

 

background image

84 

 

Autor: Gwiazdka_milosci 

Beta: Lady_Louboutin 

Dziękujemy i zachęcamy do czytania następnych rozdziałów. 

