background image

                  

Rozdział  czwarty

   Vanda weszła do klubu z batem w ręku, a jej oczy przystosowywały się do 
niedostatecznego oświetlenia. Tylko garstka klientów została. Inni musieli 
teleportować się w czasie niebezpieczeństwa. Pozostali klienci stali w 
zatłoczonym kręgu i plotkowali przyciszonym głosem.
- On jest tak niesamowicie silny. – wampirzyca szepnęła do przyjaciółki.
- I tak przystojny. – odpowiedziała.
   Vanda parsknęła. Nie było tutaj wyczucia smaku. Jej bramkarz Hugo był tak 
szeroki jak wysoki. Jego masywna głowa osiadała na jego ogromnych 
ramionach. Często zastanawiała się, jak on kiedykolwiek się przemienił, kiedy 
nie ma widocznej szyi do ugryzienia. 
- Przepraszam. – Vanda szturchnęła dwie dziewczyny plotkujące na boku.
- Vanda. – rozległ się za nią głęboki, chropowaty głos.
Z początku odwróciła się by znaleźć Hugo. – Co? Kto…
Na jej ramieniu spoczęła silna dłoń. – Muszę z tobą porozmawiać.
- Nie teraz! – wyrwała się mu i przepchnęła przez tłum. Zatrzymała się z 
westchnieniem.
Max leżał płasko na plecach a Phil siedział na nim. Pięści Phila rozłożone były 
po obu stronach ex-tancerza, a w nich trzymał srebrny łańcuch rozciągnięty w 
poprzek klatki piersiowej Maxa. Łańcuch, nie tylko przyszpilił Maxa do 
podłogi, ale też uniemożliwił mu teleportację. 
Vanda patrzyła na nich przez kilka sekund. Nic dziwnego, że tłum szeptał ze 
zdumieniem. Było praktycznie niespotykane, że śmiertelnik był wystarczająco 
szybki, by złapać wampira i przytrzymać go.
Na podłodze, u jej stóp, długi sztylet błyszczał w słabym świetle. Dobry Boże. 
Dreszcz przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa. Jeśli Max dźgnął by ją tym w serce, to 
byłaby teraz kupką kurzu. Jakoś Philowi udało się mu go rozbroić. Phil uratował 
jej życie. A nawet nie wyglądał na zdyszanego. 
Spojrzał na nią i się uśmiechnął. Kolana prawie się pod nią ugięły. Dziewczyny 
za nią westchnęły.
- Co za piękne oczy. – szepnęła jedna z nich.
Vanda wzmocniła uścisk na bacie i stłumiła chęć warknięcia na dziewczyny. 
Ale co mogłaby ewentualnie powiedzieć? Łapy precz, on jest mój? Nie miała do 
niego prawa.
Spojrzała w d ładne, niebieskie oczy. Jej frustracja zamieniła się na gniew jak 
zobaczyła jej trzech tancerzy obserwujących scenę zza baru. To tchórze. 
Hugo chwycił ją za ramię i wyciągnął z tłumu. – Vanda, muszę z tobą 
porozmawiać. Chodzi o tego śmiertelnika.
- Wiem. – mówiła przez zaciśnięte zęby. – On jest niesamowicie silny i 
przystojny. Chcesz dołączyć do jego fan clubu?

background image

Hugo wyglądał na zmieszanego. – Nie. Jest w nim coś dziwnego. Porusza się za 
szybko.
- Opowiedz mi o tym. Złapał psychopatę i ochronił mnie od pewnej śmierci, co 
jest twoją pracą. – spojrzała na bramkarza. – Jeśli jesteś wolniejszy niż 
śmiertelnik, to może zatrudniłam niewłaściwego człowieka.
- Nie, nie! Mam zamiar zająć się Maxem. Pomyślałem, że lepiej będzie jeśli cię 
ostrzegę… 
- Co zamierzasz zrobić? – Vanda nagle poczuła ukłucie niepokoju. Nie chciała 
mieć więcej zgonów na sumieniu.
- Chciałem go teleportować daleko i wytłumaczyć mu, żeby zostawił cię w 
spokoju. – mruknął Hugo. – I pomyślałem, że uderzę go w brzuch, jeśli nie masz 
nic przeciwko.
- Oh. Chyba mogę z tym żyć. – Przepychała się z powrotem przez tłum. Kiedy 
Hugo wyszedł, wszyscy skupili się na niej.
Phil wciąż przytrzymywał wampira, kiedy ten próbował walczyć jak małe 
dziecko. Max nie odczuwał bólu, ponieważ srebrny łańcuch był na jego ubraniu. 
Gdyby dotknął jego skóry, czuć by było paskudny smród palącego się ciała. 
Phil spojrzał na nią. – Co chcesz z nim zrobić?
- Hugo się nim zajmie.
Jak na zawołanie, Hugo warknął. Tłum odskoczył.
Max zaczął dyszeć jak Hugo zbliżał się niczym olbrzymi niedźwiedź. – Nie! 
Pozwólcie mi odejść. Sam wyjdę, Vanda, obiecuję.
- Kazano zostawić ci ją w spokoju na spotkaniu Sabatu. – Phil spojrzał na niego. 
– Oczywiście, że nie można ci ufać.
- Naruszyłeś zakaz. – Vanda owinęła bat wokół talii. – Wierzę, że jesteś winny 
sądowi pięć tysięcy dolarów.
Max splunął na buty. – Ty suko! Jesteś jedyna, która wisi mi pieniądze!
- Dość. – Hugo schylił się i chwycił Maxa wokół szyi. – Mam go. – powiedział 
do Phila. – Możesz odejść.
   Jak tylko Phil skoczył na równe nogi i podniósł srebrny łańcuch, Hugo 
teleportował się z Maxem daleko stąd. Phil wsadził srebrny łańcuch do kieszeni 
spodni, a wampirzyca zlustrowała go wzrokiem.
- Byłeś niesamowity. – jedna z dziewczyn zastąpiła mu drogę.
- Zgadzam się. – Cora Lee owinęła rękę wokół jego ramienia. – Nigdy nie 
widziałam kogoś tak silnego i męskiego.
- Przedstawienie skończone. – mruknęła Vanda.
Oczy Phila zamigotały rozbawieniem, jak pochylił się, żeby podnieść sztylet 
Maxa. – Drogie panie, zróbcie krok do tyłu. To niebezpieczna broń.
Z westchnieniem, kobiety się cofnęły. 
Phil skoncentrował się na Vandzie. – Mogę z tobą porozmawiać na osobności?
- No… dobrze. – Odwróciła się sztywno i poprowadziła go do swojego biura. 
Jej nerwy były napięte na myśl o tym, że zostanie z nim znowu sam na sam. Ale 
potrzebowała tego. Musiała go przeprosić za ból spowodowany w przeszłości.

background image

Spojrzała na niego krótko, kiedy weszli do biura i zamknął drzwi. – Dziękuję za 
ochronienie nas.
- Proszę bardzo. – Położył sztylet na jej biurku. – Może będziesz tego 
potrzebowała.
Stłumiła dreszcze. Nie potrzebowała przypomnienia jak złe rzeczy mogły się 
wydarzyć. – Przynajmniej Max nie przyniósł tego przeklętego węża.
Phil odwrócił się do niej. – Węża?
- Python na piętnaście stóp. Max tańczy z nim. Albo próbował. Wąż miał inne 
plany.  – wzięła głęboki oddech Dzięki Bogu, Phil nie był wampirem i nie ógł 
słyszeć ak wali jej serce. Było w nim coś takiego, ale najwyraźniej nie tylko ona 
to czuła. Wszystkie kobiety zareagowały na niego. I czuła się z tym dziwnie 
zaborcza.
On miał wpływ na nią od samego początku. W wieku dziewiętnastu lat był 
szczupły i mizerny, ale wydzielał ziemisty seksapil, który ją przywoływał. 
Teraz, w wieku dwudziestu siedmiu lat, jego ciało wypełniały mięśnie i aura 
męskiej siły. Każde zakończenie nerwowe w jej ciele ciągnęło ją do niego jak do 
ognia.
   Musiała go wyrzucić ze swoich myśli. Czy nie odczuwała już wystarczająco 
dużo bólu w swoim życiu? Przeprosi go i pozwoli mu odejść. Wzięła  głęboki 
oddech i ich oczy się spotkały.
Podszedł do niej. – Muszę cię przeprosić.
   Zamrugała. Wyjął jej te słowa z ust. – Ale…
Podniósł rękę, by ją uciszyć. – Muszę to powiedzieć. Byłem na chodniku, 
czekając na taksówkę, kiedy zdałem sobię sprawę, że byłem hipokrytą. 
Zgłosiłem się na ochotnika, aby ci pomóc poradzić sobie z gniewem, ale sam nie 
poradziłem sobie z własnym. I byłem niegrzeczny…
- Ale miałeś prawo być na mnie zły. Dręczyłam Cię. Unieszczęśliwiłam. Nie 
powinnam była cię tak traktować.
Jego spojrzenie zmiękło. – Mógłbym cierpieć przez o wiele gorsze rzeczy niż 
przez piękną kobietę przychodzącą do mnie.
Błękit jego oczu zaparł jej dech w piersiach. – Jesteś rzeczowy, ale nie zasługuję 
na to. Miałeś rację. Byłam znudzona, a ty wydawałeś się bezpiecznym 
wyjściem. Naprawdę przepraszam.
- Ja też przepraszam. Wracałem do klubu, żeby przeprosić, gdy pojawił się Max.
Przypomniała sobie dziwne ostrzeżenia jej ochroniarza. – Słyszałam, że 
zareagowałeś bardzo szybko.
- Pracuję dla MacKaya S&I przez dłuższy czas, więc nauczyłem się kilku 
sztuczek. – Dotknął kieszeni. – Podobnie jak posiadanie przy sobie srebrnego 
łańcucha. To jedyny sposób by powstrzymać wampira przed ucieczką. – 
Przechylił głowę. – Czy masz jakąkolwiek ochronę?
- Oczywiście. Mam Hugo.
- Miałem na myśli, poza klubem. Kto cię pilnuje, gdy jesteś w śmiertelnym 
śnie?

background image

Wzruszyła ramionami. – Pamela, Cora Lee i ja dzielimy domek, a budynek jest 
dobrze chroniony. Nigdy nie pozwoliliby, żeby ktoś był w pobliżu naszego 
mieszkania w ciągu dnia. Jesteśmy oficjalnie dziennymi śpiochami.
Pokręcił głową. – To nie wystarczy. Może powinnaś wrócić do kamienicy 
Romana…
- Nie. – Vanda uniosła obie ręce, jakby chciała odpędzić zło. – Nie podważę 
mojej niezależności. Zrobiłam to raz i trwało to ponad pięćset lat, aby ją 
odzyskać.
Jego oczy się zwęziły. – Dlaczego dołączyłaś do haremu?
Cholera. Teraz to powiedziała za dużo. – To starożytna historia. Zapomnij o 
tym. 
Patrząc na jej twarz, jasne było, że zapominał o wszystkim. – Nie sądzę, żeby to 
był koniec Maxa.
- On nie może mnie skrzywdzić kiedy śpię. Jest tak samo martwy w ciągu dnia 
jak ja.
Phil się skrzywił. – Nie podoba mi się myśl, że jesteś sama.
- Nie jestem sama! – powiedziała głośniej niż to było konieczne i się skrzywiła. 
– Mam przyjaciół. I mam klub. Moje życie jest jedną wielką imprezą.
Phil podszedł bliżej, studiując jej twarz. – Płakałaś.
- Już jest w porządku. Teraz, jeśli nie masz… - wzdrygnęła się, gdy dotknął jej 
policzka.
- Wampirze łzy. – palcem prześledził linię w dół jej policzka. – Wychodzą 
słabe, różowe plamy.
Odwróciła się. – Dobranoc, Phil. Jeszcze raz dziękuję za ochronienie nas.
Wpatrywał się w nią. Spojrzała dalej jej serce biło w poszukiwaniu spojrzenia 
tych jasno niebieskich oczu.
- Odwieziesz mnie do domu?
Przełknęła ślinę. Czy nie spędziła już wystarczająco dużo czasu z nim tej nocy? 
Jak mogła odmówić? Przyprowadził jej samochód. Ocalił ją przed Maxem. Ale 
myśl o spędzeniu z nim więcej czasu sam na sam była zbyt niepokojąca. Jej 
nerwy były zupełnie zszarpane. Jej emocje pomieszane. Chciała go dotknąć. 
Chciała poczuć jego silne ramiona wokół niej. Ale jednocześnie chciała by 
odszedł i już nigdy nie wrócił.
Przycisnęła rękę do czoła. – Ja… jestem bardzo zajęta.
- To zajmie tylko kilka sekund, aby teleportować się do mnie. Ale wtedy 
będziesz musiała znosić moje ramiona wokół ciebie i musiałbym się ciebie 
mocno trzymać. Jeśli to cię za bardzo przeraża…
- Nie boję się! – zacisnęła zęby, gdy uśmiechnął się powoli. Cholera go. On 
zmanipulował ją. – Ciągle się jeszcze ze mną droczysz, prawda?
- Właściwie, robię postępy z negatywnymi uczuciami. Nie mam już innych 
pomysłów co do pacjenta. 
- Oh, duży jesteś.
Jego usta zadrgały. – Jak miło, że zauważyłaś.

background image

Jej wzrok przemknął w dół, a następnie go szybko odwróciła. Dobry Boże, był 
duży. Jak mógł być tak pobudzony? On tylko dotknął jej policzka. Jej skóra 
drżała, a ona nagle chciała dotknąć go wszędzie. 
Chwycił ją za ramiona. – Zamiast cierpienia, myślę o wszystkich sposobach, 
jakimi mógłbym ci dać przyjemność.
O Boże, rozpływała się przez niego. Ograniczyła drżenie kolan i położyła ręce 
na jego klatce piersiowej. Zawinął ramiona wokół niej i przyciągnął ją bliżej. 
Dyszała ciężko, gdy jego sprzęt dociskał jej brzuch. – Nie tak blisko. Muszę się 
skoncentrować na teleportacji. Chyba nie chcesz wrócić do domu bez jakiejś 
części ciała i nie mam tu na myśli stopy.
Z uśmieszkiem, zmniejszył odległość. – To jest teraz stopa.
Zajęczała. – Jaskiniowiec. – Zamknęła oczy, by skupić się na kamienicy 
Romana. Jej ciało zaczęło wibrować, ale kiedy ciało Phila pozostało 
nienaruszone, zatrzymała się. – Coś jest nie tak. Nie jesteś ze mną.
- Za mało gry wstępnej, kochanie. – Odepchnęła jego ramię. – Miałam na myśli, 
że twoje ciało odmawia teleportacji.
- Ach. – Pogrzebał w kieszeni i wyjął srebrny łańcuch ze spodni. – To musi być 
problem. – Rzucił łańcuch na jej biurko. – To, na czym stanęliśmy?
Jej serce wykonało fikołka, gdy pochwycił ją znowu w ramiona. Oparła ręce na 
jego klatce piersiowej i poczuła dudnienie jego serca. Zamknęła oczy, starając 
się skupić i zablokować wszystkie mrowienia jej ciała.
Jego ramiona były tak silne. Jego odech mieszwił jej włosy na czubku głowy. A 
jego zapach, czysty, ale pierwotny i pachnący męską siłą wypełnił jej głowę i 
uczynił jej marzenia niemożliwymi.
Ale to było niemożliwe. Nie ważne jak kuszący był, nie mogła pozwolić sobie 
na rzeczywiste uczucia do niego. Ona miała ból, który mogła nosić całe życie. P 
prostu go teleportuje do domu, a potem wróci. Sama.
Czuła upadek w czarną dziurę. Zachwiała się, biorąc ze sobą Phila, kiedy 
wszystko stało się czarne.

   Phil nigdy nie lubił „jeździć autostopem” z wampirami. To było gorsza wersja 
przyjęcia pomocy, kiedy jego instynkt musiał dominować. Oswoił się z sytuacją 
od czasu wojny z Malkontentami, to jest ważniejsze niż czyjeś ego. Gdy 
przyszło do teleportacji z Vandą, to był tylko pretekst, by trzymać ją blisko 
siebie.
Wylądowali w holu kamienicy Romana i natychmiast uwolnił Vandę z jego 
uścisku.
Skrzywiła się, zasłaniając uszy. – Co to za okropny hałas?
- Musimy mieć włączony alarm. – Phil podszedł do drzwi i wstukał kod, aby 
zatrzymać piskiliwy dźwięk. Tylko wampiry i psy były w stanie go usłyszeć, 
więc był bardziej psem niż się do tego przyznawał. – Chłopacy zwykle 

background image

teleportują się do ganku, dzięki czemu mogą najpierw wyłączyć alarm przed 
wejściem tutaj.
- Och, nie wiedziałam o tym. – Vanda się rozejrzała. – Miejsce wygląda nadal 
tak samo.
- Jest dość puste. – Phil wcisnął więcej przycisków, by uaktywnić alarm. – 
Musieliśmy zaostrzyć wymogi bezpieczeństwa. Malkontenci nie mogą się 
teleportować tutaj by nas zaatakować. 
Vanda skinęła głową. – A dla mnie będzie dobrze teleportować się stąd?
- Sekundę. – wyciągnął komórkę z kieszeni i zadzwonił do Romatechu. Musieli 
otrzymać ostrzeżenie o alarmie, gdy pojawili się w kamienicy. – Hej, Connor. 
Fałszywy alarm. Wszystko dobrze. – odłożył słuchawkę.
Vanda zmieniła ciężar ciała na drugą nogę, patrząc z niecierpliwością. – Czy 
mogę już iść?
Wsadził telefon do kieszeni, gdy szedł w jej kierunku. – Nie musisz się spieszyć.
Jej oczy się zwęziły. – Nic się nie dzieje, Phil.
- Co się nie dzieje?
Skrzyżowała ramiona. – Cokolwiek masz na myśli.
Zatrzymał się przed nią. – Mam wiele myśli. Może jakieś konkrety?
Spojrzała na niego.  – Biorąc pod uwagę twoje tendencje jaskiniowca, zakładam, 
że twoje myśli prowadzą do tego samego tematu.
- No, pokaż mi. Myślałem o całowaniu twoich soczystych ust. I zdejmowaniu 
kostiumu z ciebie. A potem, oczywiście, będę musiał pocałować każdy cal 
twojego ciała. – uśmiechnął się. – Wierzę, że masz rację, Vanda.
Parsknęła, ale zauważyła rumieniec wypływający jej na twarz.
Wziął ją delikatnie w ramiona. – Chodź, usiądź ze mną na chwilę.
Potrząsnęła głową. – Nie mogę. Ja…chcę żebyś o mnie zapomniał.
Uwolnił ją jakby go uderzyła. – Zapomnieć o tobie? Vanda, próbowałem przez 
osiem lat. I może nigdy nie zapomnę. Do cholery, nie chcę czekać na kolejną 
noc!
Jej oczy błyszczały od łez. - Przykro mi, Phil. Nie mogę. – Jej ciało zachwiało 
się i zniknęła.
- Czego się boisz? – krzyczał do jej znikającego ciała.
Dlaczego ona ucieka?
   Bo wiedziała, że chciał z nią seksu. Miał w sobie zbyt wiele stłumionego 
pożądania, by zadowolił się kilkoma pocałunkami. I nie miał wątpliwości, że 
Vanda o tym wiedziała. 
   Czuł się pewny, że Vanda była nim zainteresowana. Był jedynym, z którym 
Vanda flirtowała parę lat temu. A jeśli wierzyć Corze Lee, Vanda spędzała dużo 
czasu na rozmowach o nim. Jego słuch nie był tak dobry jak u wampirów, ale 
nadal mógł słyszeć jak jej serce wali, gdy jest w pobliżu.
   Więc dlaczego ona boi się z nim zaangażować?
Poszedł do kuchni, aby coś przekąsić przed snem, a następnie udał się do 
piwnicy. Sypialnie wyglądały dziwnie bez trumien w nich. Starsi Szkoci woleli 

background image

spać w Trumanach wyłożonych wzorem ich tartanu, ale wszyscy się przenieśli 
lub w przypadku Iana, ożenili. 
   Phineas McKinney, młody czarny wampir z Bronksu, spał w łóżku z czerwoną 
satynową pościelą. Zdjęcie jego rodziny spoczywało na nocnym stoliku.
Drugie podwójne łóżko zostało przeznaczone dla Phila. Wcześniej zostawił 
obok niego walizkę. Szybko się rozpakował wieszając wolne mundury w 
garderobie, która wyglądała dziwnie nago bez kiltów.
Nie było chwili, by kamienica nie była zajęta, zajmowana przez Romana, 
odwiedzana przez wampiry, harem i strażników: wampirów jak i śmiertelnych. 
Teraz Roman był żonaty, miał rodzinę i mieszkał w White Plains z Connorem i 
Howardem Barrem jako ochroniarzami.
Phil wziął prysznic i ustawił alarm obok jego łóżka. Musiał wstać co najmniej 
trzydzieści minut przed zapadnięciem w śmiertelny sen Phineasa i Jacka. To 
było jego zadanie: strzec ich w ciągu dnia i dostarczanie wszelkiej pomocy 
jakiej potrzebował Romatech.
   Jak każdy żołnierz, Phil nauczył się szybko zasypiać. Mimo to rzucił się na 
łóżko i odwrócił. W pierwszej chwili przypuszczał, że to przypadek, że tłumił 
zbyt dużo pożądania. Kiedy noc dobiegła końca, zdał sobie sprawę, że bardziej 
się martwi niż pożąda. Martwi się, że Vanda jest sama i nie ma ochrony.
Uderzył swoją poduszkę i poszedł spać. Nie była sama. Hugo ją chronił.
   Gdy budzik się włączył, obudził się i sprawdził czas. Było jeszcze ciemno, ale 
słońce wstanie za trzydzieści minut. Wampiry na całym wybrzeżu szukały 
schronienia.
   Phineas i Jack wkrótce przyjdą. Vanda mogła być w mieszkaniu, które dzieliła 
z dwiema byłymi członkiniami haremu. Jej mieszkanie nie było wystarczająco 
bezpieczne. A Max będzie miał szansę ją zabić.
Phil szybko wskoczył w mundur, a następnie pobiegł do zbrojowni, kiedy 
dzwonił do Romatechu z komórki. Jack odpowiedział.
Szybko wyjaśnił sytuację, kiedy uzbroił się w kilka noży i pistolet automatyczny 
załadowany w srebrne kule.
- Myślę, że masz rację, że się nią zainteresowałeś. – powiedział Jack. – Idź 
przed siebie i sprawdź co u niej. Będę musiał wziąć Larę na twoje miejsce w 
kamienicy.
   Dwadzieścia minut później, Phil był na parkingu w pobliżu mieszkania 
Vandy. Pobiegł w kierunku budynku, jak słońce dotknęło horyzontu. Cholera. 
Był zbyt późno. Pobiegł do holu i zatrzymał się na portierni. Strażnik leżał w 
fotelu, jego ciało było wątłe i miał zamknięte oczy. Phil sprawdził mu puls. 
Jeszcze żył. Brak oznak obrażeń. Zdawał się być w głębokim śnie. Może 
spowodowanym kontrolą umysłu. Max pokonał go tutaj.
Phil chodził w windzie, kiedy powoli wjechał na dziesiąte piętro. Jak mógł być 
tak nieostrożny? Nie powinien spać w kamienicy. Powinien koczować pod 
drzwiami Vandy. Nigdy nie powinien opuszczać jej boku.

background image

Nie powinien pozwolić by jego żądza ją przerażała. Jakim durniem był. Jeśli 
pożądanie było wszystkim co do niej czuł, to nigdy nie był tak szalony. Jego 
pięści mocno się zacisnęły. Jeśli Max ją zranił…
Drzwi windy otworzyły się i udał się korytarzem mieszkania Vandy. Drzwi były 
zablokowane, ale to nie uniemożliwiło Maxowi teleportacji do środka.
Phil kopnął drzwi. Wewnątrz było zupełnie ciemno, wszystkie okna  były 
zasłonięte grubą aluminiową okiennicą. Uchylił ją nieco, spodziewając się 
zobaczyć ślady krwi i stosy pyłu z martwych wampirów.
Pokój był bez skazy. Spokój. Ale było za wcześnie, by poczuć ulgę. Otworzył 
drzwi i włączył światła. Cora Lee i Pamela Smythe-Worthing leżały w dwóch 
łóżkach w bezruchu w śmiertelnym śnie. Nie było śladów walki. Kobiety 
spokojnie leżały ze splecionymi rękami, ich twarze były spokojne. Musiały 
wpaść w śmiertelny sen , nie wiedząc, że Max wkradł się do środka.
Phil wrócił do salonu. Na dywanie był dziwny wzór, jakby ktoś odkurzaczem 
robił serpentyny. Droga prowadziła prosto do lekko uchylonych drzwi. Max nie 
przyszedł sam.
Phil wyciągnął nóż z pochwy zapiętej na łydce, a następnie powoli pchnął drzwi 
szerzej. Światło z salonu przedostało się do sypialni, oświetlając łóżko Vandy. 
Przez niego przeszedł dreszcz. Piętnasto stopowy python Maxa powoli owijał 
się wokół ciała Vandy.

 

                                                                                       

Tłumaczenie: Karolcia_1994