background image

Rita Clay Estrada 

 

Cena M

iłości 

(The will and the way) 

background image

ROZDZIAŁ 1 

 

– Czy mo

żna potępiać mojego klienta tylko za to, że zawierzył tym, od których kupował 

materiały? – W ten poniedziałkowy poranek głos April Flynn brzmiał mocno i zdecydowanie. 
– 

On również został oszukany: i przez ludzi, z którymi pracował, i przez nabywców domu. 

Winę przede wszystkim ponoszą podwykonawcy, którzy dostarczyli materiały złej jakości.   

Jace  Sullivan sta

ł z boku w sali sądowej i przyglądał się April. Powinien już od dawna 

być  na  spotkaniu  z  Sidem,  swoim agentem,  ale  kiedy  przechodził  koło  gmachu  sądu, 
przypomniał sobie, że April ma tego dnia rozprawę. Pod wpływem nagłego impulsu wszedł 
do sali, 

żeby  popatrzeć  na  April  choć  przez  kilka  chwil.  Uśmiechnął  się  z  dumą.  Była 

wspaniała.  Krótko  ostrzyżone,  ciemnobrązowe  włosy  podkreślały  smukłą  szyję  i  delikatny 
owal twarzy. 

Miała wspaniałą figurę i piękne, długie, smukłe nogi. Jednak jej prawdziwym 

a

tutem były oczy. Gdy była zła, stawały się intensywnie niebieskie. Kiedy się kochali lśniły, 

miękko i nabierały szarego odcienia.   

By

ła bardzo atrakcyjna i to nie tylko na pierwszy rzut oka. Miała inteligencję i dowcip. 

Intrygowała go.   

Ich dom... W

łaściwie był to jego dom. Po usilnych zabiegach April przeprowadziła się do 

niego ponad trzy lata temu. 

Nie żałował ani jednej wspólnej chwili. Życie z April wydawało 

się  czymś  niesłychanie  naturalnym  i  oczywistym.  Zanim  się  poznali,  Jace  przeżył  wiele 
nieudanych  romansów. 

Spotykał się z rozmaitymi kobietami. W pewnym momencie doszło 

do tego, 

że nie wiedział, czy umówił się jeszcze z blondynką, czy może już z brunetką. Tak 

naprawdę nie należał do żadnej kobiety, dopóki April Flynn nie wkroczyła w jego życie i nie 
zawładnęła jego sercem.   

Pod jej wp

ływem  zmienił  dotychczasowe  zasady  postępowania  wobec  kobiet.  Ciężko 

pracowała,  sprzeczała  się  z  nim,  nie  gotowała  i  nie  sprzątała,  wymagała  od  niego 
nienagannych manier. 

Była  niezależną  kobietą  sukcesu,  miała  własne  zdanie  i  z  łatwością 

dotrzymywała mu pola w różnych dziedzinach. I on to uwielbiał.   

Byli stworzeni dla siebie.  Nie potrafi

ł sobie wyobrazić życia bez niej. Dzięki April dni 

stały się znośne, a noce cudowne...   

Nale

żała do niego i to było najważniejsze. Rozstanie nie wchodziło w rachubę. Będzie z 

nim do końca życia. I on tego dopilnuje.   

Z pewnym niepokojem i zdziwieniem u

świadomił sobie, co to oznacza. Nie pierwszy raz 

ślub przychodził mu na myśl, szczególnie przez ostatnie trzy miesiące. Czy zupełnie stracił 
głowę? I tak, i nie. Do niedawna uciekał się do najróżniejszych wymówek, ponieważ ciążyło 
mu  wspomnienie  pierwszego  nieudanego  małżeństwa.  Okazało  się  fatalną  pomyłką.  Był 
młody,  niedoświadczony  i  zakochany,  a  przynajmniej  tak  mu  się  wydawało.  Związek  ten 
przetrwa

ł zaledwie rok. Rozstali się w niezupełnie przyjaznej atmosferze.   

P

óźniej  znał  wiele  kobiet,  ale  nigdy  nie  zaangażował  się  poważnie.  W gruncie rzeczy, 

dopóki nie spotkał April, był samotny.   

Teraz mia

ł  trzydzieści  sześć  lat.  Wspomnienie  pierwszego  małżeństwa  pomału  się 

background image

zacierało. Myśl o nim już go nie raniła. Uśmiechnął się. Związek z April Flynn nie miał z 
tamtą historią nic wspólnego.   

Wyprostowa

ł  się  i  przyglądał  się  jej  przymrużywszy  oczy.  Lekko  gestykulując 

wygłaszała mowę przed ławą przysięgłych. Była wspaniała.   

Nadszed

ł czas, żeby uczynić ten krok. Dla niej.   

Z przyjemno

ścią pomyślał o wakacjach, które planowali przez cały rok. Nie było łatwo 

tak wszystko zorganizować, żeby oboje mogli wyjechać w tym samym czasie. Wynajęli dom 
w Oregonie. Postanowili, 

że przez cały miesiąc będą robić tylko to, na co przyjdzie im ochota. 

Żadnych  telefonów,  telewizji,  gości.  Spokojny  urlop  z  dala  od  codziennego  zgiełku  i 
pośpiechu. Idealna pora na oświadczyny. Mogliby po trzech tygodniach spędzonych na wsi 
pojechać do Reno, wziąć ślub i dopiero wtedy wrócić do Los Angeles i zabrać się z powrotem 
do pracy. 

Miał  podpisany  kontrakt  na  nowy  film,  a  i  April  z  pewnością  chętnie  wróci  do 

swojej praktyki. 

Moment  wydawał  się  doskonały.  Pozostało  mu  pięć  tygodni  na 

przygotowanie najbardziej romantycznego miesiąca w ich życiu.   

Jace u

śmiechnął  się  do  siebie  z  zadowoleniem.  Nie  spuszczał  oczu  z  April.  Gdy 

odwróciła się prezentując cały swój wdzięk i urok, mrugnęła do niego uwodzicielsko.   

Jaka

ś  kobieta  siedząca  w  ostatnim  rzędzie  wskazała  na  niego  i  zaczęła  coś  szeptać  do 

swojej sąsiadki. Obydwie uśmiechnęły się i skinęły głowami, jakby byli dobrymi znajomymi. 
Odwzajemni

ł pozdrowienie z rezerwą i spojrzał na swój elegancki złoty zegarek. Doszedł do 

wniosku, 

że wyjdzie, zanim poproszą go o autograf.   

Jeszcze raz jego my

śli  wróciły  do  April.  Małżeństwo  nadal  wydawało  się  rozsądnym 

rozwiązaniem. Doszedł do wniosku, że podjął właściwą decyzję. Wstał i szybko opuścił salę 
sądową.   

Zaplanowa

ł,  że  starania  o  rękę  April  rozpocznie  już  tego  wieczora.  Powinien  pomału 

przygotować grunt, żeby nie odrzuciła jego oświadczyn. Od pewnego czasu zachowywał się 
jak stateczny mąż. To się zmieni. Stanie się teraz romantycznym kochankiem. Będzie ją nosił 
na rękach i bujał z nią w obłokach. Znów się uśmiechnął. Nic trudnego. Potrafiła z łatwością, 
zaledwie jednym spojrzeniem, 

obudzić w nim prawdziwego Casanovę. Przy niej nie musiał 

grać. Był po prostu sobą. Przestał o tym wszystkim myśleć, bo uświadomił sobie, że nie może 
spóźnić się na spotkanie ze swoim agentem.   

 

April Flynn zsun

ęła z nóg pantofle i kopnęła je pod skórzany, obrotowy fotel. Na biurku 

leżała  sterta  papierów,  w  większości  pism,  które  trzeba  było  jedynie  przeczytać  i 
odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Jej aplikant i zarazem przyjaciel, Sam, mógłby sobie z nimi bez 
trudu poradzić, ale April lubiła wiedzieć, co się dzieje w kancelarii.   

Odchyli

ła się do tyłu i zamknęła oczy. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, odpowiedziała 

mruknięciem. Otworzyła jedno oko i spojrzała na Sama. Przeszedł przez gabinet i postawił na 
biurku dwie oszronione szklanki z margaritą. Odsunął się i powiedział: 

– Wypij. – Chropawy g

łos stawał się nieco nieprzyjemny, kiedy wydawał polecenia.   

Pi

ła  powoli  delektując  się  smakiem.  Takiego  właśnie  drinka teraz potrzebowała. 

Zwłaszcza że nurtowała ją poważna kwestia.   

background image

–  Dzi

ęki, Sam.  Gdybyś  równie  sprawnie  radził  sobie  z  moimi życiowymi  problemami, 

zatrudniłabym cię na stałe jako mojego anioła stróża.   

Sam chrz

ąknął  i  osunął  się  na  krzesło  stojące  naprzeciwko.  Włosy  połyskiwały  mu  w 

jarzeniowym  świetle.  W  oczach  zamigotały  wesołe  iskierki,  oznaka jego nieustannego 
dobrego humoru.   

–  W takim razie pozw

ól  mi  spróbować.  Myślę,  że  mogę  ci  pomóc  we  wszystkim, 

oczywiście oprócz sprawy, którą teraz prowadzisz.   

–  A co ci si

ę  w  niej  tak  nie  podoba?  –  Upiła  jeszcze  trochę  napoju.  Słonawy  smak 

przyjemnie chłodził gardło.   

–  Poniewa

ż  uważam,  że  ci  nieszczęśni  frajerzy,  którzy kupili domy,  nie byli w stanie 

sprawdzić wszystkiego przed wprowadzeniem się. Ten, kto budował, powinien był to zrobić. 
Do niego należy ostateczna kontrola przed przyjęciem budynku. Tymczasem on chce wpędzić 
nabywców domów w ogromne wydatki i uchylić się od odpowiedzialności.   

Sam mia

ł  do  czynienia  z  podobną  sprawą  w  przeszłości  i  April  uzmysłowiła  sobie,  że 

należy to wykorzystać.   

–  Pan Harris mo

że  być  po  prostu  ofiarą  nieszczęśliwego  zbiegu  okoliczności  – 

powiedziała.  –  Przedsiębiorstwo  budowlane  zwykle  wynajmuje  podwykonawców,  którzy z 
kolei dają zlecenia jeszcze jakimś innym firmom. Wiem, że obowiązany był sprawdzić, czy 
materiał  uszczelniający  zbiornik  na  wodę  nie  jest  szkodliwy  dla  zdrowia.  Równie dobrze 
mógł to być zwykły przypadek. Jestem tego raczej pewna.   

– Tyle tylko, 

że właściciele domów muszą płacić po raz drugi za te same roboty. To nie 

jest  w  porządku.  Stwarzasz  precedens.  Od tej chwili trzeba będzie  bardzo  dokładnie 
sprawdzać wszystko, łącznie z klamkami. Sam oparł się wygodnie i przymknął oczy.   

– Nieprawda. Za napraw

ę zapłacą podwykonawcy, a nie firma budowlana czy lokatorzy.   

Odwr

óciła  się  do  niego.  Uśmiechnął  się.  Dobrze  im  się  razem  pracowało.  Znowu 

powrócił problem wokół którego koncentrowały się jej myśli. Jace.   

–  Co mia

ło  oznaczać  to  westchnienie?  –  spytał  leniwie  Sam  przeciągając  się.  Stopami 

niemal dosięgną! biurka April.   

–  Od jak dawna pracujesz dla mnie?  –  April potrzebowa

ła  chwili,  żeby  zebrać  myśli  i 

przygotować się na dalsze trudniejsze pytania Sama.   

– Cztery lata. I je

śli chcesz dać mi jakąś poważną podwyżkę, to jestem za.   

–  Ile ci jeszcze zosta

ło  do  skończenia  studiów?  –  Również  i  tę  kwestię  wolała 

przemilczeć.   

–  Jeszcze jeden semestr.  Potem,  pani Flynn zdaj

ę  ostatni  egzamin  i  odbieram  dyplom. 

Będę wtedy prawnikiem całą gębą. Być może nieco zdziwaczałym. Wszystko zawdzięczam 
tobie.   

– Nie dzi

ękuj. Wcale mi się nie pali do roboty na pełnych obrotach od rana do wieczora. 

Mam  tego  powyżej  dziurek  od  nosa  na  jakiś  czas  –  ruchem  ręki  powstrzymała  jego 
przemowę.   

Niestety, oczy mia

ł zamknięte i nie zauważył jej gestu.   

– A c

óż to za ciężką pracę wykonujesz wieczorami z tym gwiazdorem, jak mu tam, Jace 

background image

Sullivan? – 

W jego głosie pobrzmiewała lekka kpina. April uśmiechnęła się.   

– Nie wyg

łupiaj się – odpowiedziała sennym głosem. Starała się nie myśleć o tym, że za 

chwilę będzie musiała podnieść się z wygodnego fotela i pojechać do domu.   

–  Przepraszam  –  w g

łosie  Sama  wciąż  wibrowała  zaczepna nuta.  –  Mam po prostu 

przyjemno

ść  znać  cię  o  rok  dłużej  niż  Jace,  a  wydaje  mi  się,  że  nie  wiem  o  tobie  nawet 

połowy tego co on.   

– Nie u

żywaj takich chwytów. Nie jestem w twoim typie i oboje o tym wiemy. – Stłumiła 

ziewnięcie.   

–  I to jest w

łaśnie  mój  problem.  A  na  czym  polega  twój?  Coś  cię  gnębi  od  kilku  dni. 

Byłaś przepracowana, zgoda, i do tego w złej formie, ale nie mów mi, że wyłącznie z powodu 
tej sprawy. 

Nie dam się nabrać.   

April otworzy

ła oczy i popatrzyła na sufit. Chciała odpowiedzieć, ale tylko zmarszczyła 

czoło.   

– No dalej, jestem twoim najlepszym przyjacielem. Mo

żesz mi zaufać – Sam uśmiechnął 

się przymilnie.   

– Dobrze. Chodzi o Jace’a.   

–  Co si

ę stało? – W głosie Sama zabrzmiało szczere zdumienie. Był pewien, że April i 

Jace są naprawdę szczęśliwi i że odnaleźli swój Eden.   

– Chc

ę za niego wyjść, a on nie uznaje małżeństwa.   

–  O rany! Nie zadowala ci

ę  sztuczna  biżuteria.  Ty  chcesz  obrączki z 

czternastokaratowego złota...   

– Ty te

ż uważasz, że to niemożliwe? – znowu przymknęła oczy i głęboko odetchnęła.   

– Nie. Ja tylko my

ślę, że jest tyle innych wyzwań, którym mogłabyś stawić czoło i mieć 

całkiem  dobre  rezultaty.  Choćby  oswojenie  dzikiego tygrysa i przyzwyczajenie go do roli 
domowego kotka.  – 

Odpowiedź  była  ironiczna,  jednak  w  głosie  Sama  słychać  było 

poważniejszy ton. – Ale wcale nie uważam tej sprawy za straconą.   

Unios

ła brwi, ale oczy miała wciąż przymknięte.   

– Naprawd

ę? 

Wygl

ądało na to, że nie znalazła do tej pory sposobu rozwiązania tej kwestii i zupełnie 

poważnie wątpiła, czy w ogóle jakiś sposób istnieje.   

–  Naprawd

ę. Sądzę, że musisz zacząć zachowywać się bardziej jak żona niż kochanka. 

Jeśli chcesz, by się z tobą ożenił, powinnaś go do tego zachęcić. Skąd, do licha, ma wiedzieć, 
co traci, 

jeśli nie dasz mu tego posmakować? 

– A co w

łaściwie robi żona? 

– No, nie wiem. My

ślę, że robi pranie, zanim w domu zabraknie czystych rzeczy. Gotuje 

mężowi ulubione potrawy. Zabawia jego przyjaciół. Dobiera mu stroje. Słowem – zajmuje się 
domem.   

–  S

ądziłam,  że  wynajęcie  sekretarki  i  gosposi  załatwia  wszystko  –  odezwała  się 

zgryźliwie April.   

– Wtedy one s

ą niezastąpione, nie ty – odpowiedział leniwie Sam.   

– Aha – westchn

ęła i wyprostowała się w fotelu. Trafił w sedno. Była zbyt zajęta pracą i 

background image

tym, 

aby za wszelką cenę dorównać wielkiemu Jace’owi Sullivanowi, żeby choć przez chwilę 

zachowywać  się  jak  zwykła  żona.  I  tak  miała  diabelne  szczęście,  że  wciąż  jeszcze  był  nią 
zaintere

sowany i że jeszcze nie zmęczył się ciągłym dostosowywaniem do jej rozkładu dnia.   

Prawd

ę  mówiąc  ona  również  musiała  często  dopasowywać  się  do  jego  zwariowanych 

godzin pracy, 

ale dręczyło ją poczucie winy.   

Sam przyjrza

ł się jej twarzy, która odzwierciedlała zmienne myśli.   

– Nad czym si

ę tak zastanawiasz, moja piękna? 

– My

ślę, że masz rację, Sam. Co więcej, jestem tego pewna. Mam zamiar pokazać mu, co 

straci, 

jeśli się ze mną nie ożeni. Muszę tylko bardzo uważać, żeby nie domyślił się, do czego 

zmierzam.   

– Kobieta i tak zawsze postawi na swoim – stwierdzi

ł Sam filozoficznie. April wreszcie 

się uśmiechnęła.   

–  W

łaśnie. Jeśli nie uda mi się przekonać Jace’a przed wakacjami, będę musiała z nim 

zerwać.  Mam  dwadzieścia  dziewięć  lat  i  wcale  nie  staję  się  młodsza.  Być  może  jestem 
drobnomieszczańska i staromodna, ale chcę mieć dom, rodzinę, dzieci – w jej głosie słychać 
było zadumę i tęsknotę.   

–  Nast

ępna rysa w nieskazitelnym wizerunku April Flynn, niezależnej kobiety sukcesu! 

Zwykle jesteś tak zapracowana, iż nie podejrzewałem, że marzysz o macierzyństwie.   

Sam dobrze wiedzia

ł, dlaczego April nie zwierzała się z ukrytych pragnień i może dlatego 

w jego głosie pobrzmiewała drwina.   

W miar

ę  upływu  lat  stawało  się  coraz  bardziej  oczywiste,  że  kariera  zawodowa  nie 

wype

łnia  całkowicie  życia  April.  Praca  przestała  ją  tak  bardzo  pasjonować.  Z obserwacji 

Sama  wynikało,  że  najszczęśliwsze  momenty  April  przeżyła  u  boku  Jace’a,  który chyba 
całkowicie odwzajemniał to uczucie.   

Byli urocz

ą parą.   

– Bardzo go kochasz – s

łowa Sama przerwały ciszę.   

– Tak – odpowiedzia

ła z przekonaniem. – Za bardzo, żeby utrzymywać nasz związek w 

takim kształcie.   

Wsun

ęła palce we włosy, nie burząc jednak gładkiej fryzury.   

–  Jest mi coraz trudniej 

żyć  ze  świadomością  winy.  Choć  sądziłam, że się  już  do  tego 

przyzwyczaiłam. Sam, ja żądam od Jace’a więcej. Oczekuję od niego pełnego zaangażowania, 
pragnę poczucia bezpieczeństwa. Muszę wiedzieć, że stanowimy parę na zawsze – odchyliła 
głowę,  zapadając  się  głębiej  w  skórzany  fotel.  –  Wiem,  że  ma  przykre  doświadczenia. 
Najpierw matka, 

potem  to  pierwsze  małżeństwo.  Ale  charakter  naszego  związku  nie  jest 

właściwy ani dla mnie, ani dla niego. Nie jestem tylko pewna, czy on jest tego samego zdania.   

– Rozmawia

łaś z nim o tym? – zapytał Sam, widząc, że nagle posmutniała.   

– Jaki

ś rok temu. Poruszyłam ten temat, a on bardzo delikatnie dał mi do zrozumienia, że 

nie chce o tym mówić. Zanim zorientowałam się, że właściwie mi nie odpowiedział, upłynął 
tydzień i nie bardzo wypadało mi pytać go po raz drugi.   

– W jaki spos

ób udało mu się uniknąć rozmowy na tak istotny temat? – zdziwił się Sam. 

– 

Zresztą nieważne. Mogę sobie wyobrazić.   

background image

April u

śmiechnęła się lekko: 

– No w

łaśnie.   

–  W takim razie oboje mogli

ście  zapomnieć,  o  czym  rozmawialiście.  Nie  sądzisz,  że 

powinnaś zapytać go jeszcze raz? Może ma teraz inny pogląd na tę sprawę? 

–  On z ca

łą  pewnością  nie  zmieni  zdania,  dopóki  ja  nie  zacznę  zachowywać  się  jak 

prawdziwa żona. Jak myślisz, gdzie mogłabym się tego nauczyć? 

–  Nie wiem,  kobiety si

ę  z  tym  raczej  ro dzą.  A  w  każdym  razie  twoja  matka  powinna 

zdradzić  ci  wszystkie  tajniki  wiedzy  domowej.  Ale  jak  poznała  je  twoja  matka,  to  już  nie 
wiem – 

odpowiedział i oboje zachichotali, chociaż dowcip był głupi. Być może odpowiednia 

szkoła nie byłaby złym rozwiązaniem...   

– Flynn? – g

łos Jace’a dobiegł gdzieś z dalszych pomieszczeń. – Gdzie jesteś? 

– Tutaj – zawo

łała. Wróciła jej zwykła energia.   

Jace stan

ął w drzwiach i spojrzał na nią stęsknionym wzrokiem. Wyglądała na zmęczoną. 

Była  blada.  Wydawała  się  zupełnie bezbronna.  I  wciąż  była  tak  piękna,  że  najchętniej 
ułożyłby  ją  na  kanapie  i  kochał  się  z  nią.  Ale  tylko  usiadł  na  poręczy  fotela,  pocałował  ją 
namiętnie, wdychając jej zapach. Wyciągnął rękę po drinka.   

– Dzi

ęki, Sam. April roześmiała się: 

– Ca

łujesz mnie, a dziękujesz za to Samowi? Ładne rzeczy! 

Sam uni

ósł ręce do góry.   

– Nie bij mnie, jestem tylko niewinnym 

świadkiem. Poza tym ona nie jest w moim typie.   

Jace u

śmiechnął się. Zajęło mu sporo czasu pozbycie się zazdrości o Sama. Sam i April 

byli sobie bliscy,  rozmawiali nie tylko o sprawach zawodowych, 

również  o  osobistych. 

Jednak  przez  trzy  lata  nie  doszło  do  żadnej  dwuznacznej  sytuacji  i  to  go  ostatecznie 
uspokoiło. Sam darzył April przyjaźnią. I nic ponadto.   

Szepn

ął do ucha April tak, żeby tylko ona usłyszała: 

– Dzi

ękowałem mu za drinka, Flynn, nie za pocałunek. Za pocałunki się nie dziękuje, po 

prostu całuje się dalej.   

– Rozumiem – mrukn

ęła. – Kręciłeś dziś scenę z tą seksbombą? – dodała pytająco, jakby 

to miała być odpowiedź na jego zaloty.   

–  Nie.  Przez chwil

ę  obserwowałem  cię  w  sądzie,  a  potem  byłem  na  lunchu  z  moim 

agentem.   

Podni

ósł  ją  z  fotela  i  przytulając  mocno  do  siebie,  poprowadził  w  kierunku  kanapy. 

Oparła głowę na jego ramieniu i lekko westchnęła.   

– Przys

łuchiwanie się tobie jest bardzo podniecającym zajęciem.   

– Mam nadziej

ę, że ława przysięgłych była tego samego zdania.   

Sam wyszed

ł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Spotykali się tak co najmniej trzy 

razy w tygodniu. 

Nikt  im  wtedy  nie  przeszkadzał.  Sam  pilnował  tego  osobiście.  Mieli dla 

siebie niewiele czasu. 

Jace  był  zbyt  znany,  by  wyprawiać  się  dalej,  niż  za  próg  własnego 

domu.  Natychmiast  opadliby go wielbiciele.  Z kolei klienci April cz

ęsto  wydzwaniali  bez 

skrupułów w środku nocy. Specjalizowała się w sprawach rodzinnych i rozwodowych.   

Jace wypi

ł drinka w milczeniu. Nie musieli mówić. Mieli siebie i tylko to się liczyło.   

background image

April ukry

ła twarz na ramienu Jace’a, upajając się jego bliskością.   

Roze

śmiał się cicho.   

– Zachowujesz si

ę jak mały piesek.   

–  Bo jestem w towarzystwie sznaucera olbrzyma.  Ramiona masz dwa razy szersze ni

ż 

zwykły mężczyzna, nie mówiąc już o wzroście. Drobne kobiety nie powinny umawiać się na 
randki z facetami, 

którzy  mają  metr  dziewięćdziesiąt.  Tak  jest  napisane  w  książkach 

prawniczych.   

– Ty si

ę ze mną nie umawiasz na randki. Dzielisz ze mną życie i łóżko. I myślę, że dobrze 

do siebie pasujemy pod tym względem – przypomniał bezwstydnie. – Poza tym, kiedy nosisz 
te swoje szpilki, 

jesteś prawie tak wysoka jak ja.   

Obj

ął ją delikatnie, palce powoli wsunęły się w rozcięcie sukienki, zmierzając w kierunku 

piersi. 

Śliski materiał poddawał się posłusznie.   

– Aha, wi

ęc jestem wystarczająco dobra, by dzielić z tobą łóżko, ale nie na tyle, abyś się 

ze mną umówił, tak? – zażartowała, ale Jace spoważniał.   

– Jeste

ś po prostu wspaniała – szepnął. – I żeby cię o tym przekonać, zabiorę cię dzisiaj, 

dokąd tylko zechcesz. Po prostu powiedz, gdzie, i już tam jedziemy.   

April pochyli

ła  głowę,  by  ukryć  błysk,  który  pojawił  się  w  jej  oczach.  Nie  mogła  się 

powstrzymać i przesunęła dłonią po jego ciemnych włosach pieszczotliwym gestem, po czym 
delikatnie pogładziła go po mocnym karku.   

–  A mo

że  do  domu?  Odpocząłbyś  w  salonie,  a ja tymczasem przygotowałabym  stek, 

frytki  i  sałatę.  Na  deser  moglibyśmy  zjeść  coś  pysznego  od  Sary  Lee  –  zmarszczyła  lekko 
czoło. Czy takie są przysmaki prawdziwej pani domu? Miała wątpliwości. Z wyrazu twarzy 
Jace’

a wywnioskowała, że i on nie był oszołomiony tym pomysłem.   

– S

ądziłem, że moglibyśmy pójść w jakieś romantyczne miejsce. Może do tej francuskiej 

restauracyjki, 

którą tak lubisz, wiesz, blisko Malibu. Potem zabrałbym cię na przejażdżkę po 

plaży  i  kradłbym  twoje  pocałunki.  Po  powrocie  do  domu  zapalilibyśmy  świece  i 
kochalibyśmy  się  przed  kominkiem  –  dotknął  wargami jej skroni,  powoli  przesunął  je  ku 
łagodnemu  łukowi  szyi.  Zatrzymał  się  tuż  nad  miękkim  przedziałkiem  przy  dekolcie. 
Rozpoznał  znajome  perfumy.  Słodki  zapach  przywiódł  mu  na  myśl  intymne  zakamarki  jej 
ciała. Zawsze delikatnie perfumowała wewnętrzną stronę ud... Ogarnęła go fala namiętności. 
Przygarnął ją mocniej do siebie.   

– Kominek? We wrze

śniu? – zabrakło jej tchu. Zarówno w upalny dzień, jak i w środku 

chłodnej nocy pobudzał jej ciało zaledwie jednym dotknięciem.   

–  Mo

żemy włączyć klimatyzację – odpowiedział przytłumionym głosem. Pod językiem 

czuł  jej  miękką  skórę.  Oddychał  głęboko,  bliskość  April  i  jej  zapach  doprowadzały  go  do 
szaleństwa.   

Uni

ósł głowę i wsunął język w jej ucho, ogrzewając je gorącym oddechem. Pomyślała o 

tym, 

co jego język potrafił i odczuła narastające podniecenie. Zapragnęła znaleźć się w jego 

ramionach.   

Blisko

ść April wprawiła ciało Jace’a w drżenie. Nagle zdał sobie w pełni sprawę z tego, 

jak wiele wiąże go z April. Wiedział już, że jego decyzja w sprawie małżeństwa była słuszna. 

background image

April Flynn okazała się jedyną kobietą, którą chciał zatrzymać na zawsze. Dotykał jej pleców, 
zachwycaj

ąc się gładkością skóry. Najwyższy czas, by się ostatecznie zdecydować. Przez cały 

czas trwania ich nieformalnego związku traktował April jak prawdziwą żonę. Powinien teraz 
udowodnić jej, że jest nie tylko dobrym kochankiem, lecz również idealnym kandydatem na 
męża. Gdy trzymał ją w uścisku, wydawało się to zupełnie proste...   

April wtuli

ła się w niego  mocniej. Czuła jego  ręce i usta, uwielbiała to.  Chciała, by ją 

dotykał i pieścił. Pragnęła, aby ją kochał, żeby został z nią na zawsze.   

Przypomnia

ła sobie swoje niezłomne postanowienie, że za wszelką cenę zostanie idealną 

żoną.   

–  Nie wola

łbyś  raczej  spędzić  miłego,  cichego wieczoru w domu  i  odpocząć?  – 

wymówiła te słowa z trudem. Czuła coraz większe podniecenie.   

Nagle ogarn

ął ją lęk. Może z jego strony to tylko gra? Nigdy nie uda się jej przekonać 

Jace’a, 

że mogłaby być dobrą żoną, dopóki on nie przestanie uważać jej jedynie za uosobienie 

seksu. 

Uśmiechnęła  się.  Nie  wydawała  się  sobie  zbyt  atrakcyjna  pod  tym  względem.  To 

określenie  bardziej  pasowało  do  aktorki  grającej  główną  rolę  u  boku  Jace’a w jego 
najnowszym filmie. 

Sandrę  Tanner  uważano  za  nową  Marilyn  Monroe.  Ukryła  uczucie 

zazdro

ści i przytuliła się do Jace’a.   

–  Ju

ż  wiem.  –  Jace  dotknął  jej  piersi,  pozostawiając  gorący  ślad.  –  Zadzwonię  do 

restauracji i zamówię obiad do domu. Dzięki temu nic nas nie będzie rozpraszać...   

–  Je

śli  chcesz...  –  zaczęła,  ale  nie  zdążyła  nic  więcej  powiedzieć.  Namiętny  pocałunek 

zamknął  jej  usta.  Język  wdzierał  się  głęboko.  Jace  przycisnął  ją  mocno  do  swego  silnego 
ciała.   

–  Mmm  –  mrucza

ła,  próbując  bez  słów  dać  mu  do  zrozumienia,  że  pragnie  dalszych 

pieszczot.   

– Dobrze? – zapyta

ł tuż przy jej uchu.   

– O, tak – szepn

ęła w odpowiedzi. Oczy miała zamknięte, całą sobą chłonęła pieszczoty.   

– B

ędzie jeszcze lepiej – obiecał. Rękoma błądził po jej ciele. Zapragnęła stopić się z nim 

w jedno. 

Palcem  drażnił  brodawkę  jej  piersi,  druga  ręka  tymczasem  przesuwała  się  w  dół 

brzucha. 

Była gotowa go przyjąć...   

– Wiesz co? – odezwa

ł się cicho parę chwil później.   

– Co? 

– Nie cierpi

ę margarity w wykonaniu Sama.   

– Cii... Ja te

ż.   

Jace uniósł brwi.   
– To dlaczego j

ą pijesz? 

–  To jest jedyny drink,  któ

ry  Sam  potrafi  przygotować.  Poza  tym  nie  chcę  ranić  jego 

uczuć.   

–  Wiesz,  Flynn,  masz bardzo dobre serce  –  stwierdzi

ł  wesoło,  całując  ją  gorąco. 

Roześmiał się i pokręcił głową.   

–  Owszem,  ale ty te

ż –  odpowiedziała. – W końcu piłeś te drinki  razem ze mną przez 

ostatnie trzy lata.   

background image

– Czy naprawd

ę jesteśmy ze sobą od tak dawna? Cofał się myślami w przeszłość. Dzieliła 

z  nim  życie  przez  trzy lata bez żadnych  zobowiązań  z  jego  strony.  Miał  szczęście,  że  nie 
odeszła.  Znał  jej  opinię  na  temat  charakteru  ich  nieformalnego  związku.  Trzy lata to 
wystarczająco długo, aby przekonać się, czy do siebie pasują. Wiedział teraz na pewno – są 
dla siebie stworzeni. 

Nadszedł czas działania.   

–  No tak,  moja kochana.  Wygl

ąda  na  to,  że  przydałaby  się  nam  jakaś  zmiana. 

Powinniśmy o tym pomyśleć w przyszłości.   

Serce zabi

ło jej mocno. To z pozoru zwykłe stwierdzenie wzburzyło ją.   

– Nie widz

ę żadnych zmian na horyzoncie, panie Sullivan. To znaczy, jeśli masz na myśli 

coś nadzwyczajnego.   

– Co

ś nadzwyczajnego? Niektórzy mogliby to tak nazwać. Ja nie – powiedział wciąż nie 

wypuszczając jej z objęć. Uśmiechnął się i pocałował w sam czubek lekko zadartego nosa. – 
Ja nazwałbym to raczej „sullivanizacją”.   

–  „

Sullivanizacją”?  –  powtórzyła.  Czy  próbował  w  ten  sposób  taktownie  dać  jej  do 

zrozumienia, 

że był już nią znudzony? Czy zamierzał powiedzieć jej, że jest nią znużony i 

dlatego  potrzebuje  odmiany?  Ogarnęła  ją  panika,  serce  łomotało  w  piersiach.  W  końcu 
opanowała się jednak i jak zawsze gotowa do walki, postanowiła dowiedzieć się dokładnie, o 
co mu chodzi.   

– Co to ma wed

ług ciebie oznaczać? 

–  P

óźniej – poklepał ją po biodrze. – Teraz, pani mecenas, udajmy się lepiej szybko do 

domu, 

zanim stłukę tę szklankę. – Z powątpiewaniem pokręcił głową. – Trzy lata, mówisz? 

Mój żołądek musi być w lepszym stanie, niż sądziłem.   

April wzi

ęła  torebkę  i  teczkę.  Powoli przeszli przez hol i wsiedli do windy.  Machnęli 

Samowi  na  pożegnanie.  Siedział  wciąż  przy  biurku,  przeglądając  notatki  do  wieczornych 
zajęć.   

Wiecz

ór był chłodny, wiał lekki wiatr. April sprawdziła, czy jej samochód jest zamknięty 

i wsiadła do sportowego auta Jace’a. Samochód ruszył łagodnie, klimatyzacja szumiała cicho, 
silnik mruczał w takt jakiegoś standardu z Broadwayu.   

Dom Jace’a ukryty by

ł między jarami w pagórkowatej, północnowschodniej części Los 

Angeles. 

Jace  kazał  go  zbudować  przed  kilku  laty.  Nowy  dom  dawał  mu  poczucie 

bezpieczeństwa i pozwalał na nieskrępowany tryb życia. Zbudowany był z cegły i stalowych 
elementów. 

Na zewnątrz utrzymany był w kolorze brązowym, w środku dominowały odcienie 

starego  złota.  Dom  miał  dwa  podjazdy,  jeden od frontu,  drugi z tyłu.  Wtulony w zbocze 
wzgórza, 

stanowił  część  majestatycznej  i  pełnej  spokoju  scenerii.  Jace  zaprojektował  i 

wzniósł dom zanim poznał April. Mimo to uwielbiała to miejsce tak samo jak on. Stał się ich 
azylem. 

Odgrodzeni  od  świata,  zachwycali  się  kojącym  pięknem  otaczającej  ich  natury. 

Podczas  gdy  ludzie  w  dole  gonili  za  zwykłymi,  codziennymi sprawami,  Jace i April 
odpoczywali ukryci bezpiecznie we własnym świecie.   

Jace prowadzi

ł samochód ostrożnie stromymi, wąskimi uliczkami, zmieniając nieustannie 

biegi. 

Całą uwagę skupił na drugiej wielkiej miłości – czarnym alfa romeo.   

April oparta wygodnie,  obserwowa

ła  go  spod  oka.  Po  trzech  latach  wciąż  kochała 

background image

wszystko, co ro

bił i każdy szczegół jego twarzy.   

Pozna

ła  go  na  przyjęciu,  które  jeden  z  jej  znajomych  wydał  przed  czterema  laty. 

Pracowała już wtedy w swoim zawodzie. Zajmowała się zwykle sprawami rodzinnymi i nie 
szukała, jak inni, zamożnych i ustosunkowanych klientów. Lubiła to swoje zajęcie.   

Tego wieczora chcia

ła  jak  najszybciej  wyjść.  Nie  pasowała  do  tych  bogatych, 

ustosunkowanych ludzi. 

Nie  wiadomo  dlaczego  niemal  każdy  z  obecnych  rozpoczynał 

rozmowę  od  pytania,  spod jakiego jest znaku zodiaku.  Wokół  toczyła  się  głośna  wymiana 
zdań,  podczas  której  wszyscy  przekonywali  się  nawzajem,  jacy  to  są  bogaci  i  wspaniali. 
Zupełnie  jakby  nie  było  innych  ciekawszych  tematów.  Postanowiła  odczekać  jeszcze  pół 
godziny i wyjść pod pretekstem pilnych obowiązków.   

Ca

łą uwagę skupiła na nieznajomym od chwili, gdy tylko się pojawił. Był olśniewająco 

przystojny, 

ale  nie  to  ją  zaciekawiło.  Zauważyła  lekko  zmarszczone  brwi,  jakby skrywane 

niezadowolenie. 

Wydawał  się  równie  jak  ona  znudzony  zgromadzonym  na  przyjęciu 

towarzystwem. Nie mog

ła powstrzymać lekkiego, dyskretnego uśmiechu, gdy spojrzał w jej 

kierunku. 

Dała mu do zrozumienia, że go rozumie i podziela jego opinię.   

Wyczu

ła w nim od razu pokrewną duszę. Jeszcze przed końcem przyjęcia zwabił ją do 

jakiegoś  zacisznego  kąta.  Zupełnie  już  nie  pamiętała  o  czym  rozmawiali.  Słowa  nie  miały 
znaczenia. 

Porozumiewali  się  oczami,  dłońmi,  gestami.  April  nigdy  jeszcze  nie  była  tak 

całkowicie oszołomiona czyjąś bliskością. Zaskakiwało ją to i trochę przerażało, ale przede 
wszystkim podniecało. Zdążył jeszcze zaprosić ją na obiad następnego dnia, a ona zgodziła 
się zastanawiając się, czy przypadkiem nie oszalała. Aktor? Co ona może mieć wspólnego z 
aktorem? 

Ju

ż  pod  koniec  ich  pierwszego  spotkania  wiedziała,  że  mają  ze  sobą  wiele  wspólnego. 

Wykonywan

ie  zawodu  aktora  przypominało,  jak  twierdził,  pracę  adwokata.  On  zabiegał  o 

popularność u publiczności, ona zjednywała sobie ławę przysięgłych. Można powiedzieć, że 
zarówno on jak i ona grali pewne role. 

Ona  w  sądzie,  on na ekranie.  Oboje musieli wiele 

poświęcić  dla  kariery.  Logika  jego  wywodów  była  nie  do  odparcia.  Zgodziła  się  ze 
wszystkimi argumentami.   

Spotykali si

ę już chyba dwa miesiące, kiedy zdała sobie sprawę, że Jace nie chce uczynić 

drugiego kroku, 

którym powinno być zaproponowanie małżeństwa. Swoje stanowisko w tej 

kwestii wyjaśniał bardzo delikatnie, wyglądało na to, że nie chce jej zranić – ale zdania nie 
zmienił.  O tak,  kochał  ją,  ale  to  nie  oznaczało,  że  muszą  brać  ślub.  Małżeństwo  jest  dla 
innych, nie dla niego.   

Nigdy nie zapomni, jak bardzo zaskoczy

ły ją te słowa. Wychowała się jako jedynaczka, 

otoczona  miłością  rodziców.  Marzyła  o  karierze,  ale  i  o  założeniu  rodziny.  On  miał  inne 
plany. 

Żadnego ślubu, żadnych dzieci. Po prostu miły, trwający lata związek dwojga ludzi. 

Kiedy dowied

ziała  się,  jak  bardzo  nie  układały  się  jego  stosunki  z  rodzicami,  jak bardzo 

burzliwe  i  nieudane  okazało  się  pierwsze  małżeństwo,  doszła  do  wniosku,  że  istotnie  ma 
powody, 

aby trwać przy swoim zdaniu. Pojmowała jego wahanie i niechęć do tego, czego ona 

pra

gnęła najbardziej: małżeństwa i dzieci.   

Fakt, 

że  go  rozumiała,  niczego  nie  ułatwiał,  wręcz  przeciwnie.  Wyznawane  przez  nią 

background image

zasady  były  sprzeczne  z  tym,  co  proponował.  Chciał,  by  z  nim  zamieszkała,  uważając  za 
rzecz  naturalną,  że  będzie  zachwycona  tą  propozycją.  W  końcu,  zupełnie  zdesperowana, 
zerwała z nim.   

Pami

ętała wciąż zawód w jego głosie.   

– Kocham ci

ę. Chcę poświęcić się tylko tobie i nikomu innemu. Czy to nie ma dla ciebie 

żadnego znaczenia? 

– To nie wystarczy, Jace – odpowiedzia

ła cicho. – Nie mogę żyć z tobą ot tak, po prostu 

nie mogę.   

– M

ój Boże, masz dwadzieścia sześć lat, kto ci zabroni? Twoi rodzice? – W jego głosie 

słychać  było  dezaprobatę.  –  Czy  nie  jesteś  już  zbyt  dorosła,  żeby  kogokolwiek  prosić  o 
pozwolenie? Czy potrzebne ci błogosławieństwo, skoro to jest twoje życie? 

– By

ć może. Ale nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy, gdybym zrobiła to, o co prosisz.   

Cztery d

ługie  miesiące  zajęło  jej  przekonanie  się,  co  właściwie  uczyniła.  Powtarzała 

sobie w duchu, 

że  nie  może  przekreślić  wszystkich  swoich  zasad  dla  jakiegoś  aktora.  W 

gruncie rzeczy miała nadzieję na małżeństwo, podczas gdy on nigdy jej nic nie zaproponował. 
W miarę upływu  czasu traciła pewność, własne argumenty już do niej nie przemawiały. W 
końcu zaczęła się obawiać, że oszaleje. Każdy wysoki mężczyzna na ulicy przypominał jej 
Jace’a. 

Czyjeś ciemne włosy zaczesane w znajomy sposób powodowały przyśpieszone bicie 

serca. 

Spędzona samotnie noc uzmysławiała jej, jak puste stało się jej życie. Musiała wreszcie 

stawić czoło faktom. Mogła próbować żyć tak dalej, samotna i nieszczęśliwa, albo wrócić do 
Jace’a, 

oddając mu serce.   

Na szcz

ęście nie musiała tego robić. Jace przysłał jej klienta, który chciał założyć fundusz 

powierniczy dla syna. 

Nie  mogła  przepuścić  takiej  okazji,  natychmiast  wysłała  do  Jace’a 

krótki  list  z  podziękowaniem.  Przez  następne  dwa  tygodnie  postanowiła  nie  podejmować 
żadnych kroków i czekać na jego następny ruch. Jeśli do tego czasu nie odezwie się, to sama 
do niego zadzwoni.   

Zatelefonowa

ł ostatniego dnia drugiego tygodnia. Nie było go w mieście. Kręcił film w 

Meksyku. 

Czy  wszystko  w  porządku?  To  dobrze.  Czy  mogliby  się  spotkać?  Oczywiście, 

odpowiedziała  cicho.  Kiedy  odłożyła  słuchawkę,  odtańczyła  taniec  triumfalny  na  biurku. 
Przyszedł  Sam  i  przygotował  dwa  specjalne  drinki.  Dostrzegł  zmiany,  jakie  zachodziły  w 
April, 

kiedy Jace pojawił się, a potem zniknął z jej życia.  Zdawał sobie sprawę, że będzie 

szczęśliwa tylko u jego boku, bez względu na okoliczności. Po czterech miesiącach wyglądała 
jak cień. Jak wyglądałaby więc pod koniec roku? 

Miesi

ąc później mieszkała już z Jace’em. Po pół roku wynajęła swój dom na dwa lata 

innej parze. 

Poddała się całkowicie. Praca dawała jej zadowolenie, miłość więcej radości, niż 

kiedykolwiek marzyła. Była szczęśliwa. Tylko jedno się nie zmieniło: wciąż chciała wyjść za 
niego za mąż.   

 

Jechali powoli strom

ą alejką.   

–  Jeste

śmy  w  domu  –  oznajmił  Jace  z  zadowoleniem  i  wyłączył  silnik.  Oparł  się 

wygodnie i spojrzał na April. Z troską przyglądał się jej zmęczonej twarzy.   

background image

–  Przez ca

łą drogę czułem na sobie twoje spojrzenie – stwierdził poważnie. – O czym 

myślałaś? 

– Wspomina

łam, jak się poznaliśmy.   

– I to, jaki by

łem wspaniałomyślny zapraszając cię do mego bardzo samotnego łoża? 

U

śmiechnęła się, uniosła rękę i dłonią dotknęła jego lekko kłującego policzka.   

– Co

ś w tym rodzaju – odpowiedziała wymijająco.   

–  Czy 

żałujesz,  że  sprowadziłem  cię  na  drogę  grzechu?  –  spytał,  a jego oczy nagle 

pociemniały.   

–  Nie wiem  – odrzek

ła szczerze. – Wiem tylko, że cię bardzo kocham i nie zrobiłabym 

tego dla kogoś innego.   

–  Ja te

ż  nie  żałuję  –  przyznał  żarliwie.  Wziął  ją  w  ramiona  i  czule  przytulił.  W jego 

objęciach czuła się bezpieczna. Jace głaskał ją uspokajająco. Dotknął ustami jej skroni i oparł 
policzek o czubek głowy. Słyszała, jak serce mocno uderza mu w piersiach i kochała go za to.   

Siedzieli tak w ciszy przez kilka chwil, patrz

ąc przez szybę na zachód słońca, przytuleni, 

odgrodzeni  miłością  od  świata.  Była  w  tym  jakaś  nieuchwytna  doskonałość.  April znowu 
ogarnęły  wątpliwości.  Czy  słusznie  postępowała,  popychając  go  w  kierunku,  w którym nie 
chciał podążać, zmuszając go do czegoś, czego się obawiał? Czy to było wobec niego fair? 
Nie wiedziała. Czuła jedynie, że w głębi duszy nie jest całkiem szczęśliwa.   

– Kocham pani

ą, pani Flynn – wyszeptał do jej ucha.   

– Ja pana te

ż, panie Sullivan – odpowiedziała miękko.   

– W takim razie chod

źmy do domu, rozbierzmy się i wskoczmy do łóżka, zanim przyjdzie 

chłopak z restauracji.   

Zachichota

ła i mocniej przytuliła się do niego.   

–  Czy to ten sam ch

łopak,  który  powiedział  mi  wczoraj,  że  musi  przeczytać 

trzystustronicowy skrypt do końca miesiąca? 

–  Ten sam.  Ale wiesz,  co tacy jak on zawsze m

ówią,  kiedy  trzeba  popracować...  – 

spojrzał na nią z ukosa, co rozśmieszyło ją jeszcze bardziej.   

Światła jakiegoś pojazdu wynurzyły się zza domu. Jace westchnął.   
– No to ju

ż się rozebraliśmy. Samochód z restauracji.   

– A niech to licho! – zawo

łała April z marsową miną i dodała uspokajająco: – Nie martw 

się, kochany. Niedługo będziemy mieli cały miesiąc tylko dla siebie.   

Wci

ąż  wahała  się,  ale  w  końcu  jednak  zdecydowała  się.  Kiedyś  i  tak  byłoby  to 

nieuchronne. 

Równie dobrze może zatem podjąć pewne kroki teraz.   

–  Nie masz poj

ęcia,  jak  bardzo  zależy  mi  na  tych  wakacjach  –  Uścisnął  ją  lekko  i 

otworzył drzwiczki samochodu. – Na razie jednak musimy jeść, spać i funkcjonować w tym 
zwariowanym świecie. Chodź, moja damo, czas dołączyć do żywych.   

Siedzieli we frontowym patio, jedz

ąc crepes, pasztet, francuskie ciasteczka i sącząc wino. 

Patrzyli  na  zachodzące  słońce  i  odpoczywali  po  męczącym  dniu.  Potem  wypili  kawę.  Po 
kolacji  Jace  posprzątał  naczynia,  podczas  gdy  April  zapakowała  wielką  porcję  bielizny  do 
pralki. 

Gosposia chorowała przez cały tydzień i wszystko wskazywało na to, że nie będzie jej 

jeszcze przez następne dwa lub trzy.   

background image

Potem przy cichych d

źwiękach muzyki ona studiowała jakieś akta, a on czytał scenariusz. 

Zapanowała  kojąca  cisza  i  spokój.  Za  każdym  razem,  gdy  April  unosiła  wzrok,  spotykała 
spojrzenie Jace’a. 

Uśmiechała  się  wtedy,  a  on  odpowiadał  jej  mrugnięciem.  I oboje znów 

zatapiali się w pracy.   

Po pewnym czasie April przymkn

ęła oczy. Myślała, że Jace powinien zauważyć, iż ma 

zadatki na dobrą żonę. Czy to możliwe, że małżeństwo jest dla niego tak wielkim złem, jak 
dla niej 

życie  z  nim  bez  ślubu?  Miała  czasem  wrażenie,  że  aż  wzd rygał  się  na  myśl  o  

założeniu obrączki. Jednak ją taki nieformalny związek po prostu wyniszczał. Gdyby tylko 
Jace zrozumiał, że są dobraną parą...   

–  No,  dobrze,  moja mi

ła.  Oczy  ci  się  już  same  zamykają,  czas  do  łóżka  –  zabrzmiał 

wesoły głos Jace’a. Pomógł jej wstać i wziął na ręce.   

–  Wcale nie jestem 

śpiąca  –  zaprotestowała  słabo,  chowając  głowę  na  jego  piersi. 

Obejmując Jace’a czuła siłę jego mięśni. Delikatnie pogłaskał ją po szyi, musnął ustami czoło 
w  łagodnym,  uspokajającym  pocałunku.  Uśmiechnął  się.  Najwidoczniej  myślał  o  czymś 
innym.   

–  Ja te

ż  nie,  ale  mimo  to  zalecałbym  ci  łóżko.  Przeszli powoli przez szeroki hol. 

Sprawdzili,  czy drzwi  wej

ściowe  są  zamknięte.  Zgasili  światło.  Zanim dotarli do sypialni, 

April była równie spragniona miłości jak Jace.   

background image

ROZDZIAŁ 2 

 

Podw

ójne drzwi prowadzące z tarasu do sypialni były otwarte. Chłodny nocny powiew 

poruszał firankami. Z patio przenikał zapach bajecznie kolorowych kwiatów ustawionych w 
wielkich czerwonych wazonach. Powietrze p

rzesycone było wilgocią.   

Pogr

ążony  w  mroku  pokój  rozjaśniało  jedynie  światło  ogrodowej  latarni.  Proste 

meksykańskie meble ręcznej roboty rzucały długie cienie na białe ściany sypialni. Szerokie, 
drewniane belki odbijały się wyraźnie na tle sufitu.   

Stali w ciszy przygl

ądając się sobie, w oczekiwaniu na rozkosz, jaką miała dać im miłość. 

Rozebrał  ją  drżącymi  rękoma,  może  nawet  trochę  zbyt  szybko.  Gdy  obnażył  jej  piersi, 
zatrzymał  się  na  chwilę,  by  dotknąć  ich  z  zachwytem.  Oderwał  się  od  nich  niechętnie i 
zdejmując dalej jej bieliznę pieścił każdy odsłonięty już skrawek ciała. April zachowywała się 
spokojnie. 

Oczyma śledziła każdy jego ruch.  Obserwowała, jak błądził po zakamarkach jej 

ciała. Lekkie westchnienie czy cień uśmiechu na twarzy były dla niego najlepszą wskazówką.   

– Podobam ci si

ę? – zapytała miękko.   

–  Uwielbiam ci

ę  –  odpowiedział  zmienionym  głosem.  Pocałował  ją  nie  przerywając 

rozbierania. 

Przyglądał się April, spostrzegł, że skupiła się na tym, co on robi. Pieszczoty i 

pocałunki były dla niej symbolem jego oddania.   

Nie mog

ła dłużej stać bez ruchu. Zaczęła rozpinać jego koszulę. Jeden po drugim guziki 

ustępowały obnażając lekko pokrytą włosami pierś i płaski brzuch. Dotykała go delikatnie. Jej 
drżące ręce błądziły stęsknione. Czuła, jak bliskość Jace’a budzi w niej  wielkie pożądanie. 
Przestał  się  poruszać.  Dostrzegł,  że  jej  oczy  zmieniają  się  z  niebieskich  w  ciemnoszare. 
Gładziła  jego  pierś  wsłuchana  w  uderzenia  serca.  Delikatnie  uszczypnęła  małe  męskie 
brodawki. 

Odpowiedziały natychmiast twardniejąc. Drżała w oczekiwaniu na jego pieszczoty. 

Tak było zawsze, gdy była z nim. Zawsze.   

Wyczuwaj

ąc jego narastające podniecenie, rozpięła pasek w spodniach i rozsunęła suwak. 

Na chwilę wstrzymał oddech, potem westchnął, gdy opierając ręce na jego biodrach zsunęła 
spodnie. 

Nic  ich  już  nie  dzieliło.  Stali  w  półmroku  nadzy,  odlegli od siebie zaledwie o 

milimetry.   

Wystawiali si

ę  na  próbę  –  jak  długo  mogą  wytrzymać  w  oczekiwaniu  na  połączenie. 

Gdzieś  w  głębi  April  zaczęło  narastać  pożądanie.  Jace  był  już  gotów  do  miłości...  Stał  się 
jeszcze bardziej pociągający i niebezpieczny. Patrzyli na siebie w milczeniu rozumiejąc się 
bez słów. Czas się zatrzymał. W powietrzu zawisły niewypowiedziane zaklęcia i obietnice. 
Atmosfera przesycona była uderzającym do głowy, podniecającym zapachem miłości.   

Jace uczyni

ł pierwszy ruch, poddając się przemożnej chęci dotknięcia April. Położył dłoń 

na jej ramieniu i przyciągnął ją do siebie. Zsunął rękę na biodro.   

–  Uwielbiam ci

ę  właśnie  taką,  gorącą  i  złotą,  skąpaną  w  łagodnym  świetle.  Ono nie 

pochodzi z zewnątrz, ono bije od ciebie.   

Milcz

ąco poruszyła  głową. Nie mogła  wydobyć z siebie  głosu. Wpatrywała się w jego 

brązowe oczy. Widziała w nich miłość i oddanie.   

background image

To,  co by

ło  nieuniknione,  wreszcie  nastąpiło.  Przyciągnął  ją  bardzo  blisko.  Otoczona 

ciasno męskimi ramionami czuła, jak jej ciało dopasowuje się do jego szczupłych, mocnych 
kształtów. Przylgnęli do siebie ciasno.   

Uni

ósł  jej  głowę  i  pochylił  się  nad  lekko  rozchylonymi  ustami.  Całował  ją  zachłannie. 

T

opniała  pod  jego  dotknięciem,  jej  gorące  ciało  zrosił  pot,  gdy  języki  połączyły  się  w 

słodkim, powolnym ruchu.   

Oczekiwanie na mi

łość elektryzowało atmosferę wokół nich. Odsunął się trochę i spojrzał 

jeszcze  raz  w  jej  oczy  dotykając  językiem  warg.  Zawsze zazdrościła  mu  tej  umiejętności 
kontrolowania się i powstrzymywania. Podniecało ją to.   

– Jace – wyszepta

ła. Serce biło w rytm jakiejś szalonej melodii. Prawie nie panowała nad 

sobą.   

–  Wiem,  wiem.  Nie 

śpiesz  się  –  zaśmiał  się  cicho,  z  trudem  hamując  drżenie.  – 

Uwielbiam patrzeć na ciebie, obserwować cię. Nie chcę niczego przeoczyć.   

Przymkn

ęła  oczy.  Oparł  ręce  na  jej  biodrach  przyciągając  ją  do  siebie  jeszcze  bliżej  i 

znowu  pochylił  się  ku  jej  ustom.  Uległa,  rozchyliła  je  pod  naciskiem  tego  pocałunku, 
spragniona pieszczot języka i warg.   

Czu

ła, że nogi uginają się pod nią. Serce uderzało coraz szybciej w odpowiedzi na każdy 

ruch Jace’a. 

Wyczuł to i oddychając głośno wziął ją na ręce. Zaniósł ją do szerokiego łoża. 

Wsparty na jednym ramieniu,  pochylony n

ad  nią,  drugą  ręką  pieścił  miękkie  krągłości  jej 

ciała.  Jego  dłoń  poruszała  się  bez  chwili  przerwy,  jakby  chciał  upewnić  się,  że  April 
naprawdę istnieje. W pewnym momencie jego mchy stały się wolniejsze, ręka powróciła w 
miejsca, 

których  już  dotykała.  Pogłaskał  jej  szyję,  piersi  i  wreszcie  dotarł  do  miękkiego 

wzgórka.   

Potem jego usta podj

ęły tę samą drogę. Mięśnie April napinały się i tężały pod wpływem 

pieszczot. 

Miała  wrażenie,  że  pulsująca  krew  rozsadzi  jej  skronie.  Jego  dłonie  i  usta  były 

wszędzie.   

Uj

ęła jego głowę i przyciągnęła na powrót ku piersiom, podsuwając mu je tak, aby miał 

łatwiejszy dostęp. Osiągnęła prawie szczyt,  gdy Jace dzielił równo pieszczoty, przesuwając 
usta z jednej jedwabistej półkuli na drugą. Pobudzała go miłosnymi zaklęciami.   

Zaciskaj

ąc palce na ramionach Jace’a, podążała wraz z nim do rozkoszy, tak jak to czynili 

już  wiele  razy.  Pieszczoty  igrały  z  nią,  odkrywały,  przygotowywały  do  końcowego  aktu. 
Palce  czyniły  cuda,  wygięta  w  łuk  poddawała  się  im.  Pragnęła,  by  wziął  ją  wreszcie  całą. 
Niemal wstrzymała oddech. Z zaschniętego gardła wydobyło się ponaglenie: 

– O, tak, Jace, tak! 

–  Wiem,  kochana  –  odszepn

ął. Pożądanie rozpaliło go tak bardzo, że musiał na chwilę 

odsunąć się od niej i odpocząć. Słyszała jego przyśpieszony oddech i gwałtowne bicie serca. 
Przysunęła się do niego rozdygotanym z namiętności ciałem. Uniosła biodra i czując, że jest 
gotowy na jej spotkanie, 

natarła na niego namiętnie, pragnąc, by stopili się w jedność.   

Wci

ąż jeszcze się powstrzymywał.   

Wreszcie poruszy

ł się powoli. Jego ręce i usta podjęły znów wędrówkę. Wiła się pod nim, 

całe jej ciało płonęło z pożądania.   

background image

– Teraz! – krzykn

ęła.   

Tym razem pos

łuchał i wszedł w nią. Usta zamknął jej gorącym pocałunkiem.   

Pasowali do siebie doskonale. Spleceni w u

ścisku poszybowali razem i wreszcie oboje w 

tej  samej  chwili  osiągnęli  szczyt.  W  chwilę  potem  wypełniło  ich  uczucie  spełnienia.  W 
zapadłej nagle ciszy oboje rozpoczęli powolny powrót do rzeczywistości.   

Twarz przy twarzy ws

łuchiwali się w swe oddechy. Jace pocałował delikatnie jej brwi, 

skronie, 

przymknięte powieki, policzki. Były mokre od łez.   

– April? – zapyta

ł głosem nabrzmiałym jeszcze emocją. Uniósł się na ramieniu i spojrzał 

na nią z góry. – Coś nie w porządku? Powiedz.   

Zaprzeczy

ła,  bo  przecież  nic  się  nie  stało.  Tak  bardzo  go  kochała  i  nie  potrafiła 

powiedzieć mu, czego naprawdę od niego oczekuje.   

Zsun

ął się z niej i położył obok, by móc lepiej widzieć jej twarz. Objął ją i odgarnął z 

czoła  włosy.  Pocałowała  go  w  pierś.  Odpowiedział  lekkim  uściskiem,  jakby  chciał  jej 
przypomnieć, jak uwielbia trzymać ją w objęciach.   

– Powiedz mi. – W jego g

łosie słychać było teraz prawdziwy niepokój. – Chcę ci pomóc. 

Czy sprawiłem ci ból? 

– Nie – wyszepta

ła, starając się powstrzymać napływające wciąż łzy. – To było piękne.   

– Przecie

ż nie dlatego płaczesz. – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.   

– W

łaśnie dlatego – skłamała przytulając się do niego i opierając głowę na piersi.   

Le

żeli w ciszy, wsłuchani w powoli uspokajający się rytm serc. Drzwi były wciąż otwarte 

i  nocny  chłód  wypełniał  sypialnię.  Jace  sięgnął  po  prześcieradło  i  okrył  ich  oboje.  Potem 
znowu wziął ją w ramiona. Oparł brodę o czubek jej głowy i przymknął oczy. Na jego czole 
pojawi

ła  się  pionowa  zmarszczka.  Oddech  April  stał  się  równomierny  i  domyślił  się,  że 

zasnęła.  Przytulił  ją  jeszcze  mocniej.  Pragnął  przedłużyć  tę  chwilę  w  nieskończoność. 
Dotknął lekko jej policzka. Łzy wyschły, skóra była znowu jedwabiście gładka.   

Co si

ę  stało?  Kochał  ją z  całego  serca,  nie  ukrywał,  jak  głęboka  jest  jego  miłość  i  jak 

wiele April znaczy dla niego. 

Gdzie popełnił błąd? Czy te łzy miały oznaczać, że nie kocha 

go już tak mocno, jak kiedyś? Poczuł nagły ból w sercu. Czy to możliwe, że po trzech latach 
wspólnego życia jest już nim znudzona? Może udawała tylko przed nim, bo nie wiedziała, jak 
zakończyć ten romans? Nie. To nie to. Jej zachowanie tej nocy nie mogło być grą. Zresztą 
znał April Flynn zbyt dobrze. Nie potrafiła udawać. Była uczciwa i kochająca. Ale nie była 
aktorką,  nie  starała  się  mu  przypodobać,  gdy  coś  między  nimi  układało  się  niepomyślnie. 
Dlaczego miałaby postępować wbrew sobie akurat wtedy, kiedy się kochali? Była otwarta i 
szczera. 

To właśnie przyciągnęło go do niej.   

Pami

ętał  dobrze  wieczór,  kiedy  się  poznali.  Stało  się  to  na  przyjęciu,  podczas którego 

agent Jace’

a chciał przekonać go, że pewien scenariusz wart jest uwagi. Nie cierpiał takich 

przyjęć. Poza gospodarzem nie znał nikogo, za to on był znany z ekranu i spodziewali się, że 
powita ich, jak starych znajomych.   

Nagle poczu

ł  na  sobie  czyjeś  spojrzenie.  Zirytowany  odwrócił  się  i  ujrzał  parę  lśniąco 

niebieskich oczu. 

Wydało mu się, że dostrzegł w nich współczucie. Nikt nie miał prawa mu 

współczuć!  Był  wściekły,  ale  zmusił  się  do  zawodowego,  łaskawego  uśmiechu  –  takiego, 

background image

jakim zwykle o

bdarzał  bohaterki  swoich  filmów.  Podziałało.  Współczucie  w  jej  oczach 

zmieniło się w zrozumienie i niespodziewanie stali się cichymi wspólnikami zjednoczonymi 
przeciwko pozosta

łym gościom. Zdecydował się, że zagadnie ją przy najbliższej sposobności.   

Zrobi

ł to. I został schwytany w niewidzialną sieć, zanim zdążył pomyśleć, co się stało.   

Fakt, 

że był sławnym aktorem, nie miał w ich wzajemnym stosunku żadnego znaczenia. 

Mógłby  być  równie  dobrze  hydraulikiem  lub  lekarzem.  To  go  fascynowało.  Nie  była 
stremowana ani zafascynowana jego artystycznym zawodem.   

Po raz pierwszy w ca

łym  dorosłym  życiu  Jace  czuł,  że  jest  komuś  potrzebny  tylko 

dlatego, 

że jest sobą. Dzieliła z nim życie i oczekiwała od niego tego samego. Nie zrobiła na 

niej wrażenia ani jego kariera, ani pozycja w świecie filmu. Dla niej był po prostu mężczyzną, 
którego  poznała  i  polubiła.  Zdumiewające!  Najdziwniejsze  jednak  było  to,  że  i  jemu  to 
odpowiadało.  Nużyło  go  uwielbienie,  jakim  był  otoczony.  Miał  zawsze  uczucie  niedosytu. 
Teraz już wiedział, czego mu brakowało.   

Wyszli z przyj

ęcia  i  zaproponował,  że  ją  podwiezie.  Po  drodze  zatrzymał  samochód  i 

rozmawiali przy otwartych oknach. 

Wieczorny  podmuch  rozwiewał  jej  włosy.  W 

jasnoniebieskich oczach dostrzegł sympatię i aprobatę.   

Poca

łował ją. Czy to przez przypadek, czy też celowo – nie był tego pewien – zrobił to 

straszliwie niezdarnie. 

Być  może,  podświadomie  obawiał  się,  że  April  porówna 

wyrafinowanego  kochanka  z  ekranu  z  jego  zalotami  w  rzeczywistości.  Tymczasem ona 
zarumieniła  się,  westchnęła  i  przytuliła  go  do  siebie,  jak ukochane dziecko.  Krew w nim 
zawrzała, serce zaczęło walić jak oszalałe.   

Żadnej  kobiety  nie  pragnął  tak  bardzo  jak  jej  tej  nocy.  Z  trudem  zapanował  nad  sobą. 

Chciał  dotrzymać  danego  samemu  sobie  słowa,  że  będzie  ostrożny.  Była  inna niż  kobiety, 
kt

óre znał dotychczas. Nie mógł znieść myśli, że mógłby ją stracić, zanim przekona się, ile 

jest warta.   

Kiedy spotkali si

ę  po  raz  trzeci,  marzył,  żeby  dotknąć  jej  znowu.  To  było  niezwykle! 

Uświadomił sobie, że nigdy żadna kobieta nie absorbowała go tak bez reszty. Nie wiedział, co 
o tym myśleć.   

Za czwartym razem znalaz

ł się wreszcie w jej ramionach i łóżku. Było mu z nią o wiele 

lepiej, 

niż  sobie  mógł  wyobrazić.  Zanim  upłynęły  dwa  miesiące,  wiedział,  że  chce  dzielić 

życie z April Flynn. Początkowo pożądał tylko jej ciała, ale z czasem zrozumiał, że pragnie 
jej  obecności  na  co  dzień.  Do  tej  pory  nie  miał  w  stosunku  do  innych  kobiet  podobnych 
zamiarów. 

Zaproponował jej, żeby razem zamieszkali. Jej odmowa wprawiła go w zdumienie.   

Wkr

ótce  potem  ogarnęła  go  wściekłość.  Za  kogo  ona  się  uważa?  Mnóstwo  kobiet 

marzyło  o  tym,  żeby  choć  rzucił  na  nie  okiem.  Ona chyba zapomina,  kim on jest! Potem 
przyszła  refleksja.  W  którym  miejscu  popełnił  błąd?  Czy  zawiódł  ją?  Czy  nie  był  dość 
namiętny,  czuły  i  kochający?  Przed  nikim  nie  obnażył  tak  swojej  duszy,  jak  przed  nią. 
Rozczarowanie znowu przerodziło się w złość.   

Kiedy zaproponowano mu wyjazd na zdj

ęcia do nowego filmu w Meksyku, skorzystał z 

tej okazji. 

Był to jedyny sposób, żeby uwolnić się od niej, zapomnieć. Postanowił wykreślić ją 

ze swoich myśli.   

background image

Wyjazd nie pom

ógł.  Cały  czas  zastanawiał  się,  jak  skłonić  April  do  powrotu.  Kiedy 

zadzwonił  Joel,  jeden  z  jego  dobrych  znajomych  z  prośbą,  by  przeczytał  scenariusz,  Jace 
zgodził  się,  pod  warunkiem  że  ze  swymi  problemami  prawnymi  Joel  zwróci  się  do  pani 
mecenas April Flynn. 

Joel miał się powołać na Jace’a, jako tego, kto polecił mu April.   

Zacisn

ął zęby i czekał. Powiedział wszystkim, że nie będzie go w mieście jeszcze jakiś 

czas.  W rze

czywistości  spędził  dwa  tygodnie  zamknięty  w  domu  jak  w  więzieniu.  Były  to 

dwa najbardziej samotne i okropne tygodnie w jego życiu. Pod koniec pierwszego tygodnia 
otrzymał od niej list. Postawił go na kominku i wpatrywał się w kopertę przez kilka godzin.   

Dopiero po trzech dniach odwa

żył się otworzyć list. Teraz wydawało mu się to śmieszne, 

ale  wtedy  rzeczywiście  miał  tremę.  Sławny  Jace  Sullivan,  pogromca szpiegów,  czarnych 
charakterów i uwodziciel kobiet nie miał odwagi przeczytać jednego głupiego listu! 

Wydawa

ło  się,  że  istnieje  szansa  na  wznowienie  ich  kontaktów.  Zadzwonił  do  niej 

natychmiast, 

proponując  spotkanie  w  restauracji,  którą  lubiła.  Nie  mogła  odmówić.  To  był 

zwariowany okres. 

Osiągnięcie porozumienia zajęło im pięć dni. Nie mógł uwierzyć w swoje 

szczęście,  gdy  wreszcie  przyznała,  że  go  kocha  i  zgadza  się  z  nim  zamieszkać.  Był  wtedy 
pewien, 

że najgorsze jest już poza nimi. Ale widocznie mylił się.   

Teraz, po trzech latach, nie by

ł w pełni szczęśliwy. Chciał, by nosiła jego nazwisko. Ona 

po

czątkowo nie wyobrażała sobie wspólnego życia bez ślubu. Jednak w miarę upływu czasu 

jakby zrezygnowała z chęci usankcjonowania ich związku, chociaż jej poglądy na ten temat 
nie zmieniły się. W tej sytuacji niełatwo będzie przekonać ją, by zechciała za niego wyjść.   

Przypomina

ło  mu  to  kiepską  komedię.  Dość  długo  namawiał  April  do  wspólnego 

zamieszkania. 

Kiedy mu się to wreszcie udało, nieoczekiwanie dla samego siebie postanowił 

poprosić ją o rękę. I w dodatku ma nadzieję, że ten plan się powiedzie.   

Westchn

ął  ciężko  i  mocniej  przygarnął  ją  do  siebie.  Powinien  wykazać  się  nie  lada 

umiejętnościami i okazać się najczulszym kochankiem na świecie, aby April nie opuściła go. 
Zachmurzył się. To chyba nie najlepszy pomysł. Wygląda na to, że narzuciłby sobie sztuczny 
sposób zachowania, 

a przecież jego uczucia były aż nadto szczere.   

Zje

żdżali szybko ze wzgórza. Jace sprawnie prowadził samochód, April dopijała poranną 

kawę.  Musiała  dotrzeć  do  swojego  samochodu,  który  zostawiła  wieczorem  pod  biurem. 
Zapomniała,  że  Jace  tak  wcześnie  wstaje.  Zupełnie  nie  rozumiała,  jak  mógł  robić  to 
codziennie. 

Piąta rano to prawie noc. Ziewnęła.   

Jace u

śmiechnął się. – To jest kara za rozwiązłe życie.   

– To jest cena, jak

ą płacę za ustępowanie twoim zachciankom. – Odpowiedziała kwaśno.   

– No, jeste

ś mniej śpiąca, niż przypuszczałem. Głowa pracuje na pełnych obrotach.   

–  Tak jak twój samochód  – 

odpaliła.  Jace  jechał  szybko  wąskimi,  krętymi  uliczkami. 

Zwolnił od razu.   

Przez chwil

ę  milczeli.  Ciszę  przerwał  Jace.  Odchrząknął  i  rzucił  w  kierunku April 

niepewne spojrzenie.   

– Flynn? 

– Mmm? 

– Czy my

ślisz czasem o dzieciach? 

background image

By

ł zbyt zajęty obserwowaniem sytuacji na drodze i szybkim zmienianiem biegów, aby 

zauważyć jej zdziwienie.   

– To znaczy? – spyta

ła ostrożnie.   

– No, nie wiem – wzruszy

ł ramionami i rozparł się wygodniej w fotelu. – W ogóle.   

– Czasami – odpowiedzia

ła z rezerwą, wiedząc doskonale, że myślała o tym częściej, niż 

by chciała. Dziecko podobne do Jace’a, z błękitnymi oczyma i kręconymi ciemnymi włosami, 
dołeczki w policzkach...   

– Kiedy? 

– Kiedy patrz

ę na jakieś dziecko.   

– Cz

ęsto ci się to zdarza? 

– Nie wiem. W restauracji, na zakupach, kiedy jem lunch w parku.   

– I co wtedy my

ślisz? To znaczy tak ogólnie.   

Nie dawa

ł się zbyć, to musiała przyznać. Ale nie ma mowy, nie zgodzi się na dziecko, nie 

będąc  jego  żoną!  Jeśli  pragnie  potomstwa,  może  znaleźć  kobietę,  która  zgodzi  się  mu  je 
urodzić. Zacisnęła pięści na samą myśl o tym. Niech tylko spróbuje! 

– Dzieci s

ą miłe – stwierdziła niezobowiązująco, chwytając się drzwi na kolejnym ostrym 

zakręcie.   

– I to wszystko? 

– A czego si

ę spodziewałeś? – Teraz to ona miała ochotę zadać mu kilka pytań. O co mu 

właściwie  chodzi?  Czy  nie  powiedział  jej  kiedyś,  że  nie  chce  mieć  dzieci?  Kolejna  myśl 
przyszła jej do głowy. A może Jace sądzi, że ona jest w ciąży? Przybyło jej ostatnio kilka 
kilogramów, 

ale nie martwiła się tym. Była za chuda. Czyżby on miał inne zdanie? 

– Niczego. Tak tylko spyta

łem – obrzucił ją ukradkowym spojrzeniem i znowu skupił się 

na prowadzeniu.   

– A co ty s

ądzisz o dzieciach? 

– S

ą, hm, bardzo miłe.   

Wyprostowa

ła się i roześmiała, mimo że w głębi duszy była na niego wściekła. Poruszył 

trudny problem, 

nad którym tyle razy rozmyślała w samotności! 

– Przynajmniej zgadzamy si

ę co do jednego. Spojrzał na nią z ukosa.   

– Co masz na my

śli? – Teraz on był zaniepokojony.   

–  Oboje uwa

żamy, że dzieci są miłe – odpowiedziała z uśmiechem. Obiecała sobie, że 

przy okazji zrewanżuje mu się równie kłopotliwą rozmową.   

Do ko

ńca jazdy nie padło ani jedno słowo. Kiedy znaleźli się w pobliżu biura April, Jace 

zwolnił i zatrzymał się na parkingu. Pochylił się w jej stronę. Jego pocałunek był szorstki, 
szybki i jakby rozpaczliwy. 

Obojgu  nie  sprawił  przyjemności.  To  było  coś  zupełnie 

nieoczekiwanego.   

– Trzymaj si

ę, Flynn – mruknął niewyraźnie i odsunął się od niej. Delikatnie dotknął jej 

warg. 

Patrzył na nią uważnie brązowymi oczami. Próbował przekazać jej wiadomość, ale ona 

nie zorientowała się. Widocznie zrobił to w sposób niezbyt zrozumiały.   

U

śmiechnęła się do niego pocieszająco.   

–  Ty te

ż,  Jace  –  powiedziała  cicho,  wysiadła  z  samochodu  i  podeszła  do  drzwi,  nie 

background image

odwracając się i nie patrząc na niego.   

 

Sam przyszed

ł  do  biura  koło  ósmej  trzydzieści.  Wszystkie  światła  były  włączone,  w 

powietrzu  unosił  się  zapach  świeżo  zaparzonej  kawy.  Spojrzał  na  swoje  biurko  zawalone 
papierami, 

których na pewno nie było tam wieczorem. Przeszedł przez poczekalnię i otworzył 

drzwi do gabinetu April.   

Siedzia

ła  przy  biurku,  ściskając  w  rękach  kubek  z  kawą.  Nie  widzącym  spojrzeniem 

wpatrywała się w okno. Wyglądała, jakby była w transie.   

– Prosz

ę, proszę. Pani mecenas jest dziś wcześnie. Dobrze, że się nie spóźniłem.   

–  Cze

ść, Sam – rzuciła, nie patrząc na niego. Przyglądała się budynkowi naprzeciwko. 

Była to czteropiętrowa, bogato zdobiona sztukateriami kamienica. Mieścił się w niej sklep z 
ekskluzywną  damską  bielizną.  Może  właśnie  tego  potrzebowała?  Nie,  to bez sensu.  Jace 
zdjąłby z niej luksusowe jedwabie równie szybko, jak zwykłą bieliznę. Z kupowaniem takich 
rzeczy poczeka do czasu, kiedy Jace nie b

ędzie już nią zainteresowany. Poczuła nagły ból w 

piersi.   

Sam rozejrza

ł się wokół.   

– Chcesz jeszcze kawy? 

– Tak, ch

ętnie – podała mu pusty kubek, nadal zwrócona w kierunku okna.   

Kiedy postawi

ł przed nią kawę, powoli obróciła się w fotelu i spojrzała na niego.   

–  M

ój  Boże,  co  ci  się  stało?!  –  zawołał  Sam  na  widok  jej  podpuchniętych  oczu  i 

zaczerwienionego nosa.   

– P

łakałam.   

–  Dlaczego?  –  Oczy Sama pociemnia

ły. – Czy Jace coś ci zrobił? – zapytał gniewnym 

głosem.  April  nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu.  Sam  miał  opiekuńcze  odruchy  wobec 
kobiet. 

W stosunku do niej wykazywał szczególną troskę.   

–  Nic,  czego bym nie chcia

ła.  –  Wstała  i  przeciągnęła  się.  Siedziała  prawie  bez  ruchu 

ponad godzinę. Cała zdrętwiała.   

–  W takim razie,  jak tam twoja kampania?  –  Sam m

ógł  jej  nie  uwierzyć,  ale  nie  miał 

zamiaru pogłębiać jej ponurego nastroju.   

– Nie za dobrze, Sam – w jej g

łosie słychać było nieznane nuty.   

– Ale w czym rzecz? Powiedz wujkowi Samowi. – Ten 

żartobliwy ton wywołał uśmiech 

na jej twarzy.   

– W zasadzie nic takiego. Mia

łam zamiar odegrać rolę dobrej żony i ugotować wieczorem 

obiad, 

ale on zamówił jedzenie we francuskiej restauracji. Potem, ponieważ nasza gosposia 

jest chora, 

zrobiłam  pranie.  Ale  cała  bielizna  Jace’a  zafarbowała  od  czegoś  na  różowo.  I 

wreszcie jak przystało na prawdziwą żonę chciałam zasnąć, zanim on przyjdzie do łóżka, ale 
to się też nie udało.   

Sam z trudem powstrzymywa

ł śmiech. April miała wystarczająco dużo problemów. Zdaje 

się,  że  naprawdę  przydałyby  się  jej  lekcje prowadzenia domu.  Nigdy  nie  miała  ku  temu 
okazji, 

praca pochłaniała zbyt wiele czasu. Jej życiowa edukacja bardzo na tym ucierpiała.   

– I co zrobi

łaś z bielizną? 

background image

– Namoczy

łam w bielince. Jeśli plamy nie zejdą do wieczora, kupię mu nowe slipki.   

– W samej bielince, czy w wodzie z wybielaczem?   

Spojrza

ła na niego szeroko otwartymi oczyma.   

– W samej bielince. Czy co

ś źle zrobiłam? 

– Mam przeczucie, 

że zanim wrócisz do domu, bielizna będzie raczej podobna do siatki...   

– Do diab

ła! – mruknęła pod nosem. – Dlaczego moja matka nie zadała sobie trudu, żeby 

mnie  nauczyć  takich  rzeczy!  Ona  po  prostu  robiła  wszystko  za  mnie,  a  kiedy  się 
wyprowadziłam i zaczęłam pracować, zatrudniłam gosposię.   

Sam nie m

ógł powstrzymać się od odrobiny ironii.   

–  S

ądziłem,  że  kobiety  rodzą  się  z  tymi  umiejętnościami,  mam  na  myśli  gotowanie, 

pranie, itd. Czy to nie jest genetycznie uwarunkowane? 

– By

ć może, ale nie w moim przypadku. Piorę nasze rzeczy zaledwie od tygodnia, odkąd 

gosposia Jace’

a zachorowała i poszła do szpitala. No i okazało się, że niektóre swetry Jace’a 

należy oddawać do pralni. Nie wiedziałam o tym. To wszystko jest dla mnie zupełnie nowe.   

–  A jak wielki Jace wytrzymuje te twoje próby?  – 

wtrącił łagodnie Sam. Z wyrazu jej 

oczu wywnioskował, że nie było to taktowne pytanie.   

Skrzywi

ła się.   

–  Moje marne wysi

łki  nie  robią  na  nim  chyba  wrażenia.  Tylko  się  uśmiecha.  – 

Westchnęła  ciężko.  –  Jace odgrywa  rolę  romantycznego  kochanka  i  dlatego  nic  mi  się  nie 
udaje. Popatrzy

ła na Sama. Jej niebieskie oczy były teraz chmurne i szare.   

–  Nie s

ądzę,  żeby  mój  plan  doprowadzenia  Jace’a  do  ołtarza  się  powiódł.  Prawdę 

mówiąc, boję się śmiertelnie, że go utracę.   

– Chyba nie masz racji – rzuci

ł Sam oschle, uświadamiając sobie, jak Jace wpatrywał się 

w April poprzedniego wieczora. 

To  nie  było  spojrzenie  mężczyzny,  który  miał  zamiar 

porzucić  kobietę.  Przeciwnie,  patrzył  na  nią  jak  na  smakowity  kąsek.  Nigdy nie odda jej 
dobrowolnie. 

Wskazywały na to wszystkie znaki na niebie i ziemi, tylko April Flynn ich nie 

zauważała.   

– A ja nie w

ątpię – prawie płakała. – I jeszcze na dodatek on... on zapytał mnie, co sądzę 

o dzieciach! 

– A co w tym z

łego? – Sam uniósł brwi. – To brzmi raczej optymistycznie.   

– Jeszcze p

ół roku temu mówił wszystkim znajomym, że uważa małżeństwo za głupotę, a 

teraz  zaczyna  rozmowę  o  dzieciach!  Nie  zmieni  zdania  co  do  ślubu.  Zapewne  doszedł  do 
wniosku, 

że chciałby mieć rodzinę, ale oczywiście bez błogosławieństwa.   

Smutek i rozczarowanie zmieni

ły  się  w  wściekłość.  Jak  on  śmiał  stawiać  ją  w  takiej 

sytuacji! J

eśli kochał ją choć w połowie tak mocno, jak udawał...   

– O, m

ój Boże – szepnęła i spojrzała na Sama. – Nie sądzisz chyba, że on próbuje zerwać 

ze mną, prawda, Sam? – Nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej. – No i ten pocałunek dziś 
rano. 

Może pocałował mnie tak przelotnie, bo spieszył się na spotkanie z tą całą gwiazdką? 

Wsta

ła podniecona, by po chwili ciężko opaść na fotel.   

–  No,  tak.  To jest to.  On chce zerwa

ć.  Nie wie tylko, jak się z tego wyplątać – słowa 

zamarły jej na ustach. W rozszerzonych oczach odbijał się niepokój.   

background image

– Czy te wszystkie nic nie znacz

ące poszlaki mają być dowodami, pani mecenas? – głos 

Sama  przerwał  jej  zadumę.  –  Wydaje  mi  się,  że  właśnie  usłyszałem  fragment  monologu  z 
jakiejś tandetnej komedyjki. To nie ma nic wspólnego z życiem i uczuciami April Flynn! 

W jej oczach pojawi

ł się błysk nadziei. Usiadła prosto.   

– S

ądzisz, że to tylko moje urojenia? 

–  Tak w

łaśnie  uważam  –  orzekł  przesadnie  surowym  głosem.  –  I jestem bardzo 

zaskoczony.  Zwykle poszukujesz niezbitych dowodów. 

Człowiek, który przyszedł po ciebie 

wczoraj wieczorem do biura nie myśli o zerwaniu z tobą. On ciebie kocha, April. Tego jestem 
pewien.   

Na jej ustach pojawi

ł się cień uśmiechu, kiedy przypomniała sobie minioną noc. Brał ją 

tak delikatnie i czule, 

jak na pewno żaden inny mężczyzna nie potrafiłby. Nie świadczyło to 

raczej o znudzeniu się kochanką. Wzdrygnęła się. A może jednak? 

– Sam, je

śli zadam ci osobiste pytanie, odpowiesz mi szczerze? 

–  Pytaj,  to si

ę  przekonasz.  Ale  ostrzegam  cię,  że  jeżeli  miałoby  to  zaszkodzić 

wizerunkowi pracowitego, 

inteligentnego mężczyzny robiącego karierę, powołam się na Piątą 

Poprawkę.   

– Jak si

ę zachowujesz, kiedy jesteś znudzony jakąś kobietą? 

– Po prostu jestem znudzony.   

– Ja m

ówię poważnie! Czy nie próbujesz wskrzesić uczucia, które kiedyś żywiłeś? 

– Nie. Zwykle mam poczucie winy i staram si

ę zerwać taki związek jak najszybciej, aby 

zapomnieć o moich grzechach.   

– To znaczy, 

że nie usiłujesz na siłę wrócić do tego, co czułeś, kiedy zobaczyłeś ją po raz 

pierwszy? 

–  Nigdy nie prze

żyłem  miłości  od  pierwszego  wejrzenia,  jeśli  nie  liczyć  mojej 

nauczycielki  ze  szkoły  podstawowej.  Nie jestem pewien,  co  bym  zrobił.  –  Roześmiał  się 
nagle. – 

Ale potrafię poznać prawdziwą namiętność, kiedy patrzę na jakąś parę.   

– Nie chcesz mi pomóc.   

– Staram si

ę, jak mogę – zaprotestował. – Zapewniam cię, że żaden mężczyzna nie będzie 

przedłużał związku, w którym już nie jest zaangażowany. Chyba że nie ma dokąd pójść. Ale 
nawet w takim wypadku będzie raczej szukał nowej partnerki, a nie tkwił obok tej, na którą 
nie ma już ochoty.   

– No, dobrze – w ko

ńcu zrozumiała. – Ale czy mógłbyś kochać się z kobietą, której masz 

już dość? 

– Jasne, je

śli zasłonię jej twarz poduszką i będę sobie wyobrażał, że to Marilyn Monroe – 

odpowiedział.   

Spojrza

ła szukając oznak rozbawienia na jego twarzy. Nie żartował.   

–  Wi

ęc pozostaje mi tylko czekać na ten moment, gdy Jace zacznie szukać sobie innej 

kobiety? 

– Uwierz mi, April, on tego nie zrobi. Najpierw b

ędzie próbował się ciebie pozbyć. Żaden 

facet nie marzy o komplikacjach. 

I w ogóle wydaje mi się, że wybrałaś zupełnie złą drogę do 

Alei Zakochanych.   

background image

– Ja ju

ż dotarłam do Alei Zakochanych. Teraz chcę dojść do Ulicy Weselnych Dzwonów.   

– Co nie zmienia faktu, 

że wciąż idziesz w złą stronę. – Pokręcił głową, jakby mówił do 

niesfornego dziecka.  – 

Usiłujesz  wyobrazić  sobie  następny  ruch  Jace’a,  podczas gdy 

powinnaś zaplanować swój. Jace cię kocha. Musisz tylko rozegrać tę partię po mistrzowsku i 
wszystkie jego pionki wziąć do niewoli.   

– Zapomnia

łeś, że ja chcę króla – odparowała sucho.   

– Najpierw trzeba rozgromi

ć armię, zanim weźmie się do niewoli generała.   

Zadzwoni

ł telefon i zwykły dzień pracy rozpoczął się na dobre. April powinna dotrzeć do 

sądu przed dziesiątą, żeby zdążyć na rozprawę. Oboje z Samem zwijali się jak w ukropie, aby 
załatwić wszystkie sprawy przy i tak już wypełnionym kalendarzu.   

W wolnych chwilach April wci

ąż  wracała  myślą  do  swoich  osobistych  problemów. 

Spotykała  się  z  Jace’em  już  ponad  trzy  lata,  a  nadal  miała  wrażenie,  że  wcale  go  nie  zna. 
Musi  zrobić  porządne  rozpoznanie  w  obozie  wroga,  jeśli  chce  wygrać  tę  batalię.  Od jej 
następnego kroku bardzo wiele zależy. Pytania kłębiły się jej w głowie, ale na razie nie mogła 
znaleźć na nie odpowiedzi. Sam miał rację. Nieustanne rozmyślanie do niczego nie prowadzi. 
Trzeba podjąć działanie.   

Czy powinna u

żyć  podstępu,  czy  po  prostu  podejść  do  niego  i  oświadczyć  się, 

pozostawiając  strategię  bardziej  wprawnym?  Nie,  on  nigdy  nie  zaakceptowałby  takiej 
propozycji wprost – ostatecznie o

drzucił ją trzy lata temu i przekonał April, aby dostosowała 

się do jego reguł gry.   

Odchyli

ła głowę na oparcie fotela i przymknęła oczy.   

Zanosi si

ę na następny ciężki dzień.   

background image

ROZDZIAŁ 3 

 

Wtorek okaza

ł się ostatecznie nie taki zły. Talent, ciężka praca i koncentracja przyniosły 

rezultaty. 

April wygrała sprawę i wcześnie wyszła z sądu.   

–  Gratulacje  –  powiedzia

ł  Sam,  śmiejąc  się  od  ucha  do  ucha.  Przyznał,  że  wprawnie 

poprowadziła  obronę.  Nie  musiał  się  wcale  zgadzać  z  werdyktem,  aby  cieszyć  się  z  jej 
sukcesów.   

–  Dzi

ękuję  sir.  Miałam  po  prostu  bardzo  inteligentnych  przysięgłych  i  świetną  załogę, 

która broniła fortu, podczas gdy ja odrabiałam pracę domową.   

–  I sprytn

ą  główkę,  która  od  razu  dostrzegła,  na  jaką  argumentację  ci  przysięgli  się 

nabiorą – dodał Sam zgryźliwie, sadowiąc się w fotelu przed jej biurkiem.   

– C

óż, nie przeczę – odpowiedziała z uśmiechem. – Dasz sobie radę z zamknięciem biura 

dziś wieczorem? 

– Chyba nie, ale poka

żę jednej z dziewcząt, jak się to robi i później odbiorę od niej klucz. 

– 

Uśmiechnął się tajemniczo. – Dlaczego pytasz? 

– Ruszam dzi

ś do frontalnego ataku. Muszę się zbierać.   

je

śli mam zdążyć ze wszystkim przed powrotem Jace’a do domu.   

–  No to powodzenia.  Je

śli  przygotowałaś  się  tak  jak  do  tej  sprawy  dziś  rano,  to nie 

będziesz miała żadnych trudności.   

– Dzi

ęki, ale trzymaj za mnie kciuki, dobrze? Będzie mi potrzebna pomoc – powiedziała 

biorąc swoją torebkę i aktówkę. Podeszła do drzwi żwawym krokiem. – Do zobaczenia jutro 
rano,  panie Lewis. 

Upewniwszy  się,  że  Sam  i  sekretarka  Joannę  poradzą  sobie,  wyszła  z 

biura. 

Sam  bardzo  lubił  samodzielne  kierowanie  kancelarią,  a  szczególnie  pracą  dwóch 

dziewcząt  zatrudnionych  na  pół  etatu.  Miały  jednak  tyle  roboty  przy  I  uzupełnianiu  akt  i 
przepisywaniu na maszynie, 

że nie mu[ siała się niepokoić.   

April zastanowi

ła  się  nad  kolejnością  spraw  do  załatwienia.  Po  pierwsze:  znaleźć 

supermarket, 

w którym pracownicy będą wiedzieli nieco więcej na temat gotowania niż ona. 

Po drugie: kupić butelkę dobrego wina. Po trzecie: odkurzyć salon i sprzątnąć kuchnię, zanim 
Jace wróci do domu.   

Pe

łna  obaw  przekroczyła  próg  małego,  ekskluzywnego sklepu.  Miała  nadzieję,  że 

ekspedientki  mają  wystarczające  doświadczenie,  aby  pomóc  jej  wybrać  dobre  mięso.  Jej 
wiedza na ten temat była naprawdę niewielka. W przyszłości być może zapisze się na kurs 
gotowania, 

ale teraz musi działać...   

Godzin

ę  później  wyszła,  dźwigając  dwie  torby  różnych  smakołyków.  Wybrała  dobry 

sklep.  Wieczorem poda Fricassée de Saint-Jacques  á  l’anis z makaronem szpinakowym.  Do 

tego szparagi... co prawda drogie, 

ale za to nie można ich zepsuć.   

Sprzedawcy okazali si

ę  bardzo  pomocni.  Otrzymała  od  nich  dokładne  instrukcje,  jak 

przyrządzić małże w śmietanie. Doradzili jej kupno białego, zabawnego fartuszka.   

W

łaściwie  był  to  maleńki  skrawek  materiału.  Uśmiechnęła  I  się,  wspominając  słowa 

starszego sprzedawcy poparte filutern

ym mrugnięciem oka: 

background image

–  I prosz

ę  pamiętać:  wysokie  obcasy.  Choćby  miała  pani  na  sobie  tylko  ten  fartuszek, 

niech pani założy pantofle na wysokim obcasie. Mężczyźni to uwielbiają! 

Czas na punkt drugi. Po dwudziestu minutach opuszcza

ła sklep niosąc butelki z trunkami, 

które według zapewnień właściciela miały idealnie pasować do głównego dania i do deseru. 
Niech Jace spróbuje nie ulec! Miała tylko nadzieję, że będzie na tyle trzeźwy, aby w pełni 
docenić jej wysiłki.   

A teraz do domu. Pora na punkt trzeci. Na pewno nie b

ędzie to tak przyjemne jak zakupy, 

ale za to absolutnie niezbędne. Nie chciała, żeby Jace zauważył stary kurz, I kiedy będzie ją 
kładł na dywanie koło kominka. Uśmiechnęła się w duchu.   

Zrealizowanie planów wobec Jace’

a  wydawało  się  jej  większym  wyzwaniem  niż 

dzisiejsza  sprawa  w  sądzie.  Przypomniała  sobie  porzekadło,  które  zwykła  cytować  matka: 

Nie  sztuka  układać  pasujące  do  siebie  elementy  łamigłówki.  Zabawa  zaczyna  się  dopiero 

wówczas, 

gdy trafi się na części, które nie dają się razem złożyć”.   

I to by

ła  prawda.  Życie  zawodowe  miała  uporządkowane.  Za  to  osobiste  wymagało 

dużych zmian i dlatego przysparzało jej największych zmartwień.   

Przed powrotem Jace’a do domu zd

ążyła posprzątać, wstawić mięso, zamrozić martini i 

wino oraz włożyć fikuśny fartuszek na czarną sukienkę. Założyła najwyższe szpilki i stanęła 
przed lustrem, 

by sprawdzić, jak wygląda. Ciemne włosy okalały jej twarz jak welon. Makijaż 

m

iała trochę bardziej wyrazisty niż zwykle, ale nie przesadny. Figura niezła, ale co tu kryć, 

zbyt  szczupła.  Obróciła  się,  żeby  zobaczyć  ten  dodatkowy  kilogram,  który  przybył  jej 
ostatnio.  Nic. 

Kanciaste  kształty,  jak dawniej.  Westchnęła.  Dlaczego  nie  wygląda jak 

seksbomba? 

–  April Flynn.  Jeste

ś  ładna  i  miła,  ale  nigdy  nie  będziesz  uosobieniem  kobiecości  – 

mówiło jej odbicie. Pokazała mu język.   

Odczeka

ła  prawie  godzinę,  zanim  zadzwoniła  do  studia.  Pan Sullivan ma spotkanie ze 

scenarzystami. 

Nie  mówił,  ile to potrwa.  Prosił,  żeby  mu  nie  przeszkadzano.  Przekażą  mu 

wiadomość, że dzwoniła...   

Godzin

ę  później  zatelefonowała  po  raz  drugi.  Udzielono jej takiej samej odpowiedzi, 

tylko głos był inny.   

O dziewi

ątej poszła do  kuchni i spróbowała mięsa.  Ze złością  cisnęła  widelec. Czy on 

zdaje sobie sprawę, że to jest najlepsza kolacja, jaką przygotowała i nie ma nikogo, kto by to 
docenili lak. 

on  mógł  jej  to  robić?  To  nieistotne,  że  takie  spóźnienia  prawie  mu  się  nie 

zdarzały, ale w taki wieczór... Przez głowę przelatywały jej różne, raczej uszczypliwe uwagi 
na temat postępowania Jace’a Sullivana, ale była zbyt nieszczęśliwa, żeby się nad tym dłużej 
zastanawiać. Użalanie się nad samą sobą było znacznie łatwiejsze.   

O dziesi

ątej przebrała się w szlafrok i chlipała nad resztkami martini, które zrobiła sobie 

wcześniej. Świece na kominku zamieniły się w roztopione bryły.   

O wp

ół do jedenastej odkorkowała pierwszą butelkę białego wina i prawie pół nalała do 

wielkiego kieliszka. 

Przy  każdym  łyku  pozdrawiała  w  myślach  Jace’a coraz to nowymi i 

bardziej dźwięcznymi epitetami.   

O jedenastej by

ła  już  kompletnie  pijana  i  zasnęła  zapłakana  na  sofie.  Szlafrok  był  do 

background image

połowy  rozpięty,  fartuch  zwisał  smętnie  na  biodrze,  a  pantofle  zsunęły  się  ze  zmęczonych 
stóp.   

Ranek nadszed

ł zbyt szybko jak dla April. Otworzyła jedno oko, stęknęła i przewróciła 

się  na  drugi  bok.  Ale  słońce  nie  zniknęło.  Promienie  słoneczne  wdarły  się  do  pokoju  i 
odbijały się od pościeli. Zamruczała niezadowolona i chciała naciągnąć poduszkę na głowę. 
Ręka trafiła na kartkę papieru.   

Dopiero po pi

ęciu minutach zdołała otworzyć oczy i przyzwyczaić się do oślepiającego 

światła. Następne pięć minut zajęło jej odcyfrowanie listu.   

 

Położyłem  cię  do  łóżka  o  drugiej.  Do zobaczenia wieczorem o siódmej.  Nie  mogę  się 

doczekać,  żeby  upewnić  się,  czy  zdołasz  utrzymać  prosto  głowę.  Dwie aspiryny i szklanka 
wody na nocnym stoliku.   

Ca

łuję cię.   

 

Jace” 

 

Przeczyta

ła powtórnie. I jeszcze raz. Głowa jej pękała. Ani jednego słowa, dlaczego się 

spóźnił wczoraj wieczorem, żadnych przeprosin! Wściekłość zmusiła ją do działania. Usiadła 
gwałtownie na łóżku, żołądek natychmiast podjechał do gardła.   

–  Uff  –  j

ęknęła  zastanawiając  się,  czy  powinna  trzymać  się  za  głowę,  czy za brzuch. 

Problem  rozwiązał  się  bez  jej  udziału.  Wstała  niepewnie  i  z  przerażeniem  stwierdziła,  że 
łazienka jest okropnie daleko. Pobiegła w stronę ubikacji, niepewna, czy zdąży na czas.   

Ponad godzin

ę  przygotowywała  się  do  wyjścia.  Chyba  ze  dwadzieścia  minut  stała  pod 

prysznicem, 

mając  nadzieję,  że  kąpiel  pomoże  w  pozbyciu  się  kaca.  A potem samochód. 

Zapomniała, że zaparkowała go w garażu i dwa razy obeszła dom dookoła, zanim to sobie 
przypomniała. Przeklinała Jace’a coraz mocniej. Gdyby nie on, byłaby teraz uśmiechnięta i 
szczęśliwa.   

Samoch

ód wpadał w każdą, nawet najmniejszą, dziurę w jezdni, a zakręty były bardziej 

zdradzieckie, 

niż zwykle. Jej żołądek z trudem to wytrzymywał. Kiedy wreszcie zaciągnęła 

hamulec na parkingu, 

była ledwie żywa.   

Sam rzuci

ł na nią okiem i zawołał wesoło: 

– Kawa, 

śmietanka, cukier. Już lecę.   

–  Nie krzycz,  Sam.  Jestem obok  –  wymamrota

ła,  mijając  jego  biurko  i  wchodząc  do 

swego gabinetu. 

Usiadła  i  spróbowała  skupić  wzrok  na  kalendarzu  stojącym  przed  nią,  ale 

dopiero po kilku minutach zdołała odcyfrować małą notatkę. Poznała równe, czytelne pismo 
Jean, 

dziewczyny niedawno zatrudnionej na pół etatu.   

 

Dzwoniła  sekretarka  pana  Sullivana.  Będzie  w  domu  późno,  ma spotkanie ze 

scenarzystami. Przeprasza, 

ale nic nie może na to poradzić”.   

 

Wiadomo

ść  zostawiono  o  czwartej  dwadzieścia  pięć,  piętnaście  minut  po  jej  wyjściu  z 

background image

biura.   

Kiedy Sam wszed

ł do pokoju z kawą w ręce, April podała mu kartkę i powiedziała: 

– Zwolnij j

ą – i wypiła szybko gorący napój.   

Sam przeczyta

ł notatkę i uniósł brwi ze zdumieniem. Popatrzył na April pytająco.   

– Za to? 

– Tak.   

– Dlaczego? Ona tu jest dopiero od dwóch tygodni. 

Musi się jeszcze dużo nauczyć.   

–  Nie b

ędzie  z  niej  pożytku,  jeśli  tego  rodzaju  wiadomość  zostawia  na  moim  biurku, 

skoro jest oczywiste, 

że  powinna  zadzwonić  do  domu!  Jest  zupełnie  niekompetentna!  – 

stwierdzi

ła  podniesionym  głosem.  Wyobraziła  sobie,  jak  musiała  wyglądać,  kiedy Jace 

znalazł ją pijaną na sofie i straszliwie się zawstydziła.   

Rozs

ądek  jednak  wziął górę i zanim Sam zdążył powiedzieć coś uspokajającego, zdała 

sobie sprawę z tego, że jej pierwsza reakcja była pochopna. Dodała więc: 

–  W ka

żdym  razie  uważam,  że  powinieneś  jej  udzielić  nagany  i  pouczyć,  jak powinna 

postąpić w podobnym przypadku w przyszłości.   

Sam spojrza

ł na nią badawczo.   

–  W porz

ądku,  szefowo.  Zrobię  to,  jak tylko ta panna przyjdzie do biura  –  obiecał  z 

trudem  zachowując  powagę.  –  Domyślam  się,  że  Jace  nie  przyszedł  do  domu,  a  ty  się 
pieczołowicie przygotowałaś do roli pani domu? 

– Co

ś w tym rodzaju – odparła wymijająco, nie chcąc na nowo wspominać, jaką idiotkę 

zrobiła  z  siebie  zeszłego  wieczoru.  Rano  znalazła  fartuch  i  sukienkę  na  podłodze,  pantofle 
porzucone  na  drodze  między  salonem  a  holem.  To  musiał  być  widok!  Mimo  woli 
zaczerwieniła się. Jace pewnie pomyślał, że zwariowała. I to właśnie wtedy, kiedy chciała mu 
pok

azać, że jest absolutnie niezastąpiona! Do diabła z tą sekretarką! Do diabła z Jace’em! I do 

diabła z nią samą, za to, że się upiła! Zaczerwieniła się jeszcze mocniej.   

Sam domy

ślił się, że jest zbyteczny i wyszedł po cichu.   

W po

łudnie poczuła się trochę lepiej. Wyglądało na to, że tym razem jeszcze nie umrze, 

więc  wzięła  się  do  pracy.  Zajęła  się  przeglądaniem  papierów  popijając  seven-up,  który 
przyniósł jej Sam. Zamówił też lekki lunch, który okazał się zbawienny dla jej żołądka.   

Dzi

ęki  aspirynie  uwierzyła,  że  wszystko  to  da  się  jakoś  przeżyć.  Tylko ukradkowe 

spojrzenia  Sama  przypominały  jej,  jak  głupio  się  zachowała.  Nie  miała  jednak  zamiaru 
podejmowa

ć żadnych starań, żeby zatrzeć to wrażenie. W każdym razie jeśli chodzi o Sama. 

Z Jace’

em to zupełnie co innego. Tylko czy się jej uda? 

Kiedy Jace zadzwoni

ł, była już gotowa do działania.   

– Jak si

ę czujesz? – W jego głosie pobrzmiewało rozbawienie.   

– 

Świetnie – odpowiedziała pogodnie.   

– Wczoraj wieczorem by

łaś jak nieżywa. Co się właściwie stało? 

–  Po prostu wypi

łam  o  jedno  martini  za  dużo. Nigdy  przedtem  mi  się  to  nie  zdarzyło, 

więc nie mówmy już o tym.   

– Ach, martini te

ż. Znalazłem pustą butelkę po winie.   

–  Naprawd

ę?  –  zapytała  udając  zdziwienie.  –  Prawdopodobnie  gdzieś  wyparowała. 

background image

Otworzyłam ją, zanim dowiedziałam się, że nie przyjdziesz do domu na kolację. – Zacisnęła 
palce na słuchawce. To była raczej niezbyt błyskotliwa odpowiedź.   

Zachichota

ł.  Najwyraźniej  był  tego  samego  zdania,  ale  nie  miał  zamiaru  roztrząsać  tej 

kwestii.   

– Przekazano ci wiadomo

ść? 

– Tak, oczywi

ście – potwierdziła szybko. Za nic w świecie nie przyzna się, że zrobiła z 

siebie idiotkę z jego powodu. Im mniej będzie wiedział, tym lepiej dla niej! 

– Wi

ęc dlaczego zadzwoniłaś do studia? Nie ufasz mi? – dopytywał się. Dobrze wiedział, 

że  nie  zwykła  wydzwaniać  do  studia.  Była  konsekwentna  i  telefonowała  tylko  wtedy,  gdy 
było to rzeczywiście konieczne.   

– Moja sekretarka zbyt p

óźno przekazała mi wiadomość od ciebie. Kiedy dzwoniłam, nie 

wiedziałam, czy zleciałeś razem z tym twoim samochodem do przepaści, czy może masz inną 
randkę. – Skończyła zdanie i już w tej samej chwili żałowała, że je w ogóle wypowiedziała. 
Zabrzmia

ło  jak  wymówka  zazdrosnej,  niedojrzałej  pannicy.  Zacisnęła  kciuki  na  szczęście. 

Może nie zwrócił uwagi na te bzdury. Jak zwykle szczęście nie dopisało...   

–  Je

śli  będę  miał  inne  spotkanie,  Flynn,  będziesz  pierwszą,  która  się  o  tym  dowie. 

Obiecuję  ci  to.  –  Usłyszała  w  odpowiedzi,  głos  był  jak  zwykle  niski  i  zmysłowy.  Mimo 
fatalnego samopoczucia dres

zcz przeszył jej ciało.   

– W porz

ądku. To mi odpowiada – powiedziała wesoło. Wcale się jej to nie podobało, ale 

nie mogła się do tego przyznać. Dostanę cię, panie Sullivan, albo umrę. Tego ranka naprawdę 
myślała,  że  umrze.  Wciąż  jeszcze  nie  była  w  stanie  myśleć  logicznie.  Już  nigdy  nie  tknie 
alkoholu.   

– Wr

ócisz dziś wcześnie do domu? – spytał miękko głosem, w którym pobrzmiewała nuta 

intymności.   

– Tak, chyba tak.   

–  To dobrze.  Ja te

ż  postaram  się  być  jak  najszybciej.  Możemy  zafundować  sobie  parę 

drinkó

w  w  ogrodzie  i  popatrzeć  na  zachód  słońca.  Potem  usiądziemy  przed  kominkiem  i 

zobaczymy, co dalej.   

My

śl o piciu przyprawiła ją nagle o mdłości, ale zdołała nad nimi zapanować. Przełknęła 

ślinę z wysiłkiem.   

–  To brzmi romantycznie,  panie Sullivan.  Wyobrazi

ła sobie siebie w jego ramionach, z 

głową  opartą  na  szerokiej,  pokrytej  ciemnymi  włosami  piersi.  Pomyślała  o  jego  ustach 
delikatnie muskających jej skronie. Zaczęła oddychać szybciej, serce załomotało w piersiach. 
Stwierdziła, że już wcale nie czuje się źle.   

–  No to my

śl o tym – powiedział i odłożył słuchawkę. Reszta dnia minęła szybko. Sam 

wyszedł  wcześnie  na  zajęcia,  przedtem  jednak  zrugał  nową  sekretarkę.  W  każdym  razie 
zarzekał się, że to zrobił. Jean jednak wyglądała, zdaniem April, na zbyt zadowoloną z życia. 
Prawdopodobnie s

łowo „zrugać” miało inne znaczenie dla April, a inne dla Sama.   

Sam mia

ł  słabość  do  wszystkich  ładnych  dziewcząt,  zawsze  gotów  był  stanąć  po  ich 

stronie, 

ale  do  tej  pory  nie  związał  się  z żadną  na  dłużej.  April  uśmiechnęła  się  do siebie. 

Kiedyś wpadnie po uszy, a wtedy dobrze byłoby znaleźć się w pobliżu i zobaczyć, jak Sam 

background image

usiłuje wyplątać się z sieci. Zawsze przyjemniej śmiać się z cudzego nieszczęścia...   

Zanim dzie

ń  dobiegł  końca,  Jace  zadzwonił  ponownie,  prosząc  April,  by  mu tego 

wieczora towarzyszyła na przyjęciu.   

–  Nie wybiera

łbym się, ale będzie prawie cały zespół aktorski i parę osób od reklamy. 

Muszę tam być. Ale nie chcę iść sam, zanudziłbym się na śmierć. – Wydawał się bardziej 
zmęczony  niż  ona.  Wzbudzał  współczucie.  –  Wyobraź  sobie,  że  zapowiedziano  nawet 
niespodziewanego  gościa!  –  Był  wyraźnie  zdegustowany.  Nienawidził  tych  snobistycznych 
przyjęć. Wszyscy ludzie z branży brali w nich udział, ponieważ tego od nich oczekiwano, a 
nie dlatego, 

że mieli ochotę.   

–  Oczywi

ście,  pójdę  –  odparła  pocieszająco.  Nie  lubiła  tych  przyjęć  chyba  jeszcze 

bardziej niż on, ale miała okazję udowodnić mu, że potrafi stanąć u jego boku, kiedy on tego 
potrzebuje. 

Jak żona. Wydawało się jej, że obowiązkiem żony jest uczestniczyć w przyjęciach 

organizowanych przez zwierzchników męża. Miała nadzieję, że to była prawda. Lepiej, żeby 
te wszystkie wysiłki nie poszły na marne.   

W

łożyła  czarną  suknię  z  długimi  rękawami  i  dekoltem  odkrywającym  całe  plecy.  W 

uszach połyskiwały długie, srebrne kolczyki, dotykające ramion przy każdym ruchu głowy. 
Włosy zaczesała do tyłu odsłaniając twarz o alabastrowej cerze i niebieskich oczach. Stopy 
wsunęła w lakierowane czółenka na szpilkach i dobrała do nich torebkę. Wyglądała zupełnie 
inaczej niż na co dzień.   

Przyjrza

ła się swemu odbiciu w lustrze. Uśmiechnęła się, jakby ktoś właśnie powiedział 

dowcip.  Dobrze. 

Wyglądała  oszałamiająco  jak  na  swe  możliwości.  Dlaczego  przypominała 

współczesną  wersję  Doris  Day,  skoro  tak  naprawdę  chciała  upodobnić  się  do Marilyn 
Monroe? Złożyła usta jak do pocałunku. Nie było w tym nic seksownego, raczej upodobniła 
się do kogoś, kto właśnie polizał cytrynę. Nic z tego...   

Przyj

ęcie miało się odbyć na Mulholland Drive. Umówiła się z Jace’em na miejscu, żeby 

nie musiał po nią specjalnie przyjeżdżać. Potem zostawi swój samochód pod biurem, a Jace 
odwiezie ją rano do pracy.   

Kiedy wk

ładała  klucz  do  zamka,  żeby  zamknąć  za  sobą  drzwi,  zadzwonił  telefon. 

Przeklinając pod nosem i potykając się na wysokich obcasach, popędziła przez hol i chwyciła 
słuchawkę.   

–  Flynn? Gdzie ty si

ę,  u licha,  podziewasz?  –  Wyraźnie  zdenerwowany  głos  Jace’a 

dobiegał z oddali.   

–  W

łaśnie  wychodziłam,  kiedy  zadzwoniłeś.  A  jak  sądzisz,  gdzie  mogłabym  być?  – 

odpaliła, równie zirytowana.   

– Wydawa

ło mi się, że mieliśmy się spotkać „wcześnie.   

– Owszem. Tylko 

że dla mnie „wcześnie” oznacza co innego niż dla ciebie! – Koniec z 

odgrywaniem kochającej żony.   

Us

łyszała, jak wzdycha i nagle cała jej wściekłość ulotniła się. On najwyraźniej obawia 

się, że ją traci. Poczuła ukłucie w sercu.   

– April, przygotuj si

ę na najgorsze. – Niski głos zabrzmiał przy samym jej uchu. – Moja 

matka jest tutaj i chce cię poznać.   

background image

R

ęka  trzymająca  słuchawkę  zrobiła  się  zimna  jak  lód.  Jego  matka?  Ależ  on  nie  cierpi 

swojej matk

i! Opowiadał April wiele razy, jak okropnie traktowała go, kiedy był dzieckiem. 

Była całkowicie przejęta sobą i swoją karierą i praktycznie w ogóle się nim nie zajmowała.   

– Flynn? – g

łos Jace’a przerwał jej rozmyślania.   

–  Jestem.  To bardzo mi

ło z jej strony. Nie mogę się wprost doczekać – odpowiedziała 

niepewnie.   

– Mi

ła, dobre sobie! Ona czegoś od ciebie lub ode mnie chce, założę się o moją karierę! 

Nie wiem, o co chodzi, 

ale uważaj. Ona jest wyrachowana.   

– To dlaczego nie dasz jej do zrozumienia, 

że ona cię nic nie obchodzi? To nie powinno 

być zbyt kłopotliwe. Robisz to, odkąd cię znam.   

–  Tu jest pe

łno  dziennikarzy,  którzy  tylko  czyhają  na  jakąś  sensację.  Jutro rano 

znaleźlibyśmy się na pierwszych stronach gazet w całym kraju! Nie zamierzam wystawiać się 
na pośmiewisko. – Głos miał ostry i obcy. Był wyraźnie niezadowolony i zirytowany. April 
domyśliła się, w jakim jest nastroju.   

–  W porz

ądku.  Przyjadę  tak  szybko,  jak  się  da  –  powiedziała  spokojnie  i  odłożyła 

słuchawkę. Biedny, kochany Jace...   

Pogodna noc nadawa

ła  się  znakomicie  na  przyjęcie  na  świeżym  powietrzu.  Nie  było 

mgły, granatowe niebo błyszczało od gwiazd.   

Przed domem sta

ł chłopak, który pomagał parkować samochody i wręczał karty wstępu. 

April nie miała pojęcia, gdzie zamierza on zmieścić jeszcze jeden samochód, ale to było jego 
zmartwienie.   

Z patio dobiega

ła muzyka. Liczne lampy i latarnie rozświetlały noc. Było jasno prawie 

jak  w dzień. Widok z domu był imponujący.  Całe  Los Angeles leżało  u stóp wzgórza, jak 
mi

goczący, utkany ze światełek dywan.   

Drzwi frontowe by

ły  otwarte.  Weszła  i  zaczęła  wzrokiem  szukać  Jace’a.  Z rozmowy 

telefonicznej wywnioskowała, że czeka na nią z niecierpliwością i że jest mu potrzebna, aby 
łatwiej mógł zapanować nad sytuacją. Zaraz podejdzie do niej i razem stawią czoło tej zgrai. 
Ona  pomoże  mu  w  wypełnieniu  obowiązków  i  będzie  dla  niego  oparciem  w  chwili,  kiedy 
tego najbardziej potrzebuje. 

W końcu taka chyba jest rola żony.   

Gdy go wreszcie wypatrzy

ła, od razu pożałowała, że tu przyszła. Zarumieniła się ze złości 

na widok  roztaczającej się przed nią sceny. Odtwarzająca główną rolę w ich nowym filmie 
Sandra  Tanner  wisiała  u  ramienia  Jace’a.  Ubrana  była  w  skromną  na  pozór  białą  sukienkę 
wyszywaną  perłami  w  niektórych,  starannie dobranych miejscach.  Kreacja  podkreślała 
wszystkie  okrągłości,  których  można  było  nie  zauważyć  na  pierwszy  rzut  oka.  Długą 
spódnicę miała rozciętą po bokach tak, by widać było nogi. Aparaty fotoreporterów błyskały 
raz za razem. 

W pewnym momencie usłyszała głos producenta: 

– Dobrze, panowie. Na dzi

ś wystarczy. W końcu to przyjęcie, a nie kampania reklamowa! 

– 

zaśmiał się głośno. Zachowywał się w sposób typowy dla kogoś, kto często ma do czynienia 

z prasą.   

Wszyscy r

ównież  się  roześmieli,  wiedząc,  że  to  nieprawda.  To  było  spotkanie 

promocyjne, 

które miało pomóc wylansować film i był to jeden z lepszych sposobów reklamy 

background image

lekkiej, romantycznej komedii.   

Tyle tylko, 

że Jace i Sandra Tanner wydawali się razem bardzo szczęśliwi.   

W April narasta

ła wściekłość. Stała na podwyższeniu przy wejściu, patrząc z góry na salę 

i starała się nie wybuchnąć. Czy musiał wyglądać na zachwyconego tą dziewczyną wiszącą 
mu  na  szyi?  Sandra  spoglądała  na  niego  z  uwielbieniem,  a Jace’owi  to  najwyraźniej  nie 
przeszkadzało. Oczy April zwęziły się, gdy jeszcze raz spojrzała na Sandrę.   

Nie mog

ła się równać z tą młodą, wesołą, piękną kobietą w doskonale skrojonej sukni.   

April wyprostowa

ła  się  przygotowana  do  ataku.  Ale  nie  miała  zamiaru  otwarcie 

pojedynkować się z Sandrą Tanner. O nie. Będzie działać jej metodami...   

Nadaj

ąc twarzy, jak jej się wydawało, uwodzicielski i tajemniczy wyraz, zeszła powoli ze 

schodów  i  dostrzegła  kilku  mężczyzn  przyglądających  się  jej  z  baru  w  rogu  sali.  Prawdę 
mówiąc, nie była pewna, czy patrzą akurat na nią, czy też po prostu czekają na kogoś, kto 
miał  nadejść,  ale  to  nie  miało  znaczenia.  Podeszła  do  baru,  choć  jej  żołądek  wyraźnie 
buntował się na samą wzmiankę o alkoholu.   

– Czy co

ś ci podać, kochanie? – spytał jeden z mężczyzn.   

U

śmiechnęła się do niego.   

– Tak, z przyjemno

ścią wypiję... – Nie mogła myśleć nawet o wypiciu kieliszka. Dobrze 

pamiętała ostatnią noc. – Wodę mineralną z odrobiną cytryny.   

Zdziwili si

ę, ale jeden z siedzących zamówił napój, o który prosiła. Podał jej szklankę, 

wprawnie zastępując drogę odwrotu.   

– Dobrze znasz Rolpha? 

– Nie, nigdy go nie spotka

łam – odpowiedziała zgodnie z prawdą popijając wodę.   

– Naprawd

ę? To jak tu trafiłaś? 

–  Przyjaciel mnie zaprosi

ł – odrzekła z wahaniem, zastanawiając się, co ona tu w ogóle 

robi. 

Mogłaby być teraz w domu, wziąć aspirynę i gorący prysznic i czytać jakąś wspaniałą, 

nudną prawniczą książkę.   

M

ężczyzna patrzył na nią przymrużonymi oczyma. Nagle uśmiech zrozumienia pojawił 

się na jego twarzy.   

– Jeste

ś jedną z dziewcząt Abe’a, tak? 

– Nie – zaprzeczy

ła i odwróciła się chcąc odejść. Kto to był Rolph? Albo Abe? Za sobą 

usłyszała ciche gwizdnięcie i zrozumiała, że zamiast zniechęcić nieznajomego, wzbudziła w 
nim zainteresowanie. 

Nagie  plecy  zostały  potraktowane  jako  zaproszenie  do  większej 

poufałości.   

– Kotku, nie odchod

ź jeszcze. Muszę się dowiedzieć, spod jakiego znaku jesteś. Może do 

siebie pasujemy? 

Spojrza

ła przez ramię. Koniecznie chciała mieć ostatnie słowo.   

– Wierz

ę tylko w chińską astrologię. Jestem spod znaku kota. Nic nie mów. Założę się, że 

jeste

ś szczurem, prawda? 

G

łośny  śmiech  towarzyszył  jej,  kiedy  oddalała  się  od  baru  lekko  poruszając  biodrami. 

Jedno zwycięstwo miała za sobą. Drugie...   

Nie musia

ła zbyt długo czekać. Pięć sekund i trzy kroki przez pokój. Jace stał przed nią ze 

background image

zmarszczonym czo

łem. W jego spojrzeniu dostrzegła gniew, ale jakoś nie zrobiło to na niej 

większego wrażenia. Przecież przyszła tu na jego zaproszenie tylko po to, aby zobaczyć go w 
uścisku z Sandrą. W końcu zostawił Sandrę i został sam. Jedynie April nie zauważyła tego, 
dopóki nie stanął przed nią.   

–  Jeste

ś tu już pewnie od dawna. – Popatrzył na nią i wziął ją pod rękę. Dla mężczyzn 

przy barze musiało być jasne, że ona należy tylko do niego.   

–  Przysz

łam jakiś czas temu, ale ty byłeś zbyt zajęty, żeby mnie zauważyć. – Na złość 

sobie  zerknęła  na  mężczyznę,  który  podał  jej  wodę  i  posłała  mu  zalotny  uśmiech.  Był 
najwyraźniej zdumiony.   

– To dlaczego do mnie nie podesz

łaś? – Jace spojrzał na nią ponuro.   

–  W

łaśnie  powiedziałam  temu  człowiekowi,  że  jestem  kotem.  Ale to nie znaczy,  że 

jestem nikim.  – 

Głowę  miała  uniesioną.  Mówiła  zimnym,  nieco  lekceważącym  tonem. 

Zmarszczka na jego czole pogłębiła się.   

–  Nie,  ale zwykle,  gdy czego

ś  chcesz,  Flynn,  nie  bawisz  się  w  podchody.  –  Był  już 

wyraźnie zły. – Stałem parę metrów od ciebie.   

– Nie zauwa

żyłam. Odprężył się nagle.   

– Albo, albo, moja droga. Najpierw sugerujesz, 

że wydałem ci się zajęty, a teraz z kolei, 

że mnie nie zauważyłaś. Więc jak było naprawdę? 

Nabra

ła tchu, żeby odpowiedzieć mu ostro, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu: 

– Kto tu jest prawnikiem? 

–  Ty,  rzecz jasna  –  odpowiedzia

ł  ośmielony  wyrazem  jej  oczu,  w  których  dostrzegł 

zmieszanie. 

W końcu przyłapał ją na kłamstwie. Ujął ją pod rękę i poprowadził do ogrodu. 

Obok grała orkiestra, tłoczyli się goście, trwała ożywiona konwersacja.   

–  Mam nadziej

ę,  że  jesteś  dzisiaj  w  formie,  April  –  powiedział  poważnie,  mocniej 

ściskając  jej  rękę.  –  Moja  matka  postanowiła  wyjść  z  ukrycia,  które  nazywa  emeryturą  i 
zaszczycić prasę swoją obecnością. Od czterech lat żyje z dala na południu Francji z jakimś 
księciem i teraz nagle postanowiła wrócić do towarzystwa. Dowiedziała się również o nas i o 
tym, 

że razem mieszkamy. Spotkanie z tobą uważa za swój matczyny obowiązek. – W jego 

słowach słychać było ironię. Już nie usiłował się uśmiechać.   

– To mi

ło z jej strony.   

–  Niezupe

łnie.  Gdybym  miał  osiem  czy  dziesięć  lat,  nazwałbym  to  odrabianiem 

zaległości, ale jestem trochę I’ starszy i wiem, że to nie to. Ona do czegoś dąży. – Teraz z 
kolei by

ł cyniczny. – Ale tu jest pełno prasy i dostosujemy się do jej scenariusza. Na razie.   

April unios

ła głowę i spojrzała na niego. Jace wytrwale torował im drogę wśród tłumu 

gości.  Bardzo  rzadko  wspominał  matkę  i  najczęściej  źle.  Była  znaną  aktorką.  Zmieniała 
mężów  jak  przysłowiowe  rękawiczki.  Jace  był  jej  jedynym dzieckiem,  a mimo to 
wychowywały go początkowo guwernantki. Później przebywał w szkole z internatem.   

April s

ądziła,  że  pod  wpływem  postępowania  matki  Jace  stał  się  przeciwnikiem 

małżeństwa.  Z tego,  co  wiedziała,  miał  do  tego  pełne  prawo.  Prawdopodobnie  również 
doświadczenia  z  dzieciństwa  zaważyły  na  jego  niechęci  do  posiadania  dzieci.  Matka 
traktowała swoje obowiązki w zupełnie nieodpowiedzialny sposób. April nabrała powietrza w 

background image

płuca. To będzie interesujące, a może nawet pouczające spotkanie.   

Powoli obeszli basen,  kieruj

ąc  się  do  niewielkiej  grupki  ludzi  siedzących  w  końcu 

ogrodu. 

April zauważyła ją od razu. Kobieta, do której Jace ją prowadził, była bardzo piękna. 

Wyglądała o wiele bardziej pociągająco niż na zdjęciach. Długie czarne włosy ściągnięte do 
tyłu i związane w misterny węzeł na karku odsłaniały smukłą, prostą, pozbawioną zmarszczek 
szyję, której pozazdrościłaby jej niejedna modelka. Kruczoczarne brwi i zielone oczy ponad 
wysokimi  kośćmi  policzkowymi  nadawały  jej  twarzy  władczy  wyraz.  Erica  Sullivan  była 
nadal tak interesująca jak wiele lat temu.   

Siedzia

ła na wyłożonym poduszkami fotelu ogrodowym, złączone dłonie spoczywały z 

wdziękiem  na  kolanach.  Równie  dobrze  mogłaby  siedzieć  na  tronie.  Pokręciła  głową  i 
roześmiała się z czegoś, co powiedział siedzący obok młody człowiek.   

Podnios

ła  wzrok  i  zobaczyła  Jace’a z April.  Pozwoliła  swoim  lekko  skośnym  oczom 

rozszerzyć się w wyrazie zaskoczenia i radości zarazem. Wydawała się szczerze cieszyć na 
widok syna. 

Trudno było zgadnąć, co się za tym naprawdę kryło.   

–  Jeste

ście! – zawołała wesoło, biorąc Jace’a za rękę. Odwzajemnił uścisk niechętnie. – 

Wiedziałam, że wrócisz, ale nie przypuszczałam, że zajmie ci to tyle czasu, kochanie.   

– Wiesz dobrze, 

że to jest przede wszystkim biznes, Erico – odpowiedział sztywno Jace. – 

Musiałem zgodzić się na kilka zdjęć. – Odwrócił się do April, puścił jej rękę, ale objął ją w 
talii. – To jest April Flynn, a to Erica Sullivan. Erica, Flynn.   

–  Flynn  –  powt

órzyła ze zdziwieniem starsza pani, ściskając rękę April. – To brzmi jak 

nazwisko  asa  myśliwskiego  z  drugiej  wojny.  Naprawdę,  Jace,  nie  mógłbyś  nazywać 
dziewczyny jej imieniem? Wiem, 

że jesteście nierozłączni od ostatnich kilku lat, więc nic nie 

stoi na przeszkodzie, 

żebyś się do tego przyznał publicznie.   

–  Jace jest jednym z nielicznych,  kt

órzy  znają  mnie  na  tyle  dobrze,  by  nazywać  mnie 

Flynn,  pani Sullivan.  – 

April  mówiła  cicho,  ale  bardzo  wyraźnie,  nie  starała  się  robić 

wrażenia  agresywnej,  ale  też  nie  była  przesadnie  nieśmiała.  –  A  poza  tym  wątpię,  żeby 
chociaż połowa ludzi na tym przyjęciu wiedziała, że Jace i ja jesteśmy... jesteśmy razem.   

– M

ój Boże – Erica po raz kolejny dokładnie przyjrzała się kobiecie, którą wybrał jej syn. 

Ogarnęła  ją  spojrzeniem  od  góry  do  dołu.  –  Proszę,  wybacz  mi  tę  gafę.  Obecność  Jace’a 
zawsze mnie rozstraja. Ale naprawd

ę chciałabym, abyśmy się bliżej poznały.   

April rzuci

ła okiem na Jace’a i mimo woli uśmiechnęła się. Wyglądał tak, jakby chciał 

udusić własną matkę.   

–  Nie pozwólmy, 

żeby  jedno  słowo  miało  stanąć  na  drodze  naszej  przyjaźni  –  odparła 

grzecznie. 

Nie  sprecyzowała,  które  to  dokładnie  słowo,  ale  tego  dnia  postanowiła  na  atak 

odpowiadać atakiem. Nerwy miała napięte. Nie domyślała się, o co właściwie chodziło Erice, 
ale  z  całą  pewnością  nie  było  to  zwykłe,  rodzinne spotkanie.  Jace  miał  rację.  Sposób 
zachowania jego matki nasuwał różne przypuszczenia.   

–  Dobrze  –  Erica u

śmiechnęła się do April, a potem do Jace’a i zwróciła się do swojej 

świty: – John, kochanie, przynieś mi jeszcze trochę tej dobrej whisky, dobrze? I bez lodu, mój 
drogi. – 

Spojrzała na April i wskazała jej krzesło. – Proszę, siadaj i opowiedz mi coś o sobie. 

Żałuję, że nie miałyśmy okazji spotkać się wcześniej, chociaż dowiedziałam się już mnóstwo 

background image

interesujących rzeczy o tobie – roześmiała się radośnie. – I jestem pewna, że ty o mnie też 
sporo  słyszałaś.  W  dzieciństwie  Jace  lubił  dużo  o  mnie  opowiadać,  choć  mówiono  mi,  że 
ostatnio nie porusza tego tematu.   

Oczy Jace’a przybra

ły najbardziej posępny i mroczny wyraz ze wszystkich znanych April 

do tej pory. 

Uśmiechnęła się uprzejmie i usiadła na wskazanym miejscu. Nie przejmowała się 

już tak bardzo tym, czy zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami Jace’a. Skoro był przedtem 
tak  zajęty, że jej nie zauważył, to i teraz, jeśli coś mu się nie będzie podobało, może iść i 
dotrzymywać  towarzystwa  tej  swojej  filmowej  partnerce.  Zaraz  potem  zreflektowała  się. 
Chyba oszalała. Nie powinno się stwarzać okazji.   

Erica spojrza

ła w górę, jej piękne rysy wykrzywiła irytacja.   

– Jace, mój drogi, 

albo usiądź, albo w ogóle odejdź. Nie mam zamiaru gimnastykować się 

tylko po to, 

by patrzeć na twoją nachmurzoną minę.   

– Zawsze tak si

ę zachowuję, kiedy jesteś w pobliżu, zapomniałaś? – odpowiedział lekko, 

ale w głosie przebijało zdenerwowanie.   

–  Nie zapomnia

łam  –  ucięła.  –  A  teraz  idź  sobie  i  pozwól  nam  chwilę  porozmawiać. 

Ostatecznie jesteście razem od trzech lat, więc chyba zdążyłeś ją poznać. Nie jestem głodna i 
obiecuję nie pożreć twojej najnowszej miłości.   

–  Jedynej  – powiedzia

ła cicho April. Matka i syn spojrzeli na nią zaskoczeni. – Jedynej 

miłości – wyjaśniła cierpliwie.   

– Dlaczego, moja droga? To znaczy, sk

ąd ta pewność? 

– Pi

ękne brwi Erici uniosły się, a oczy zrobiły się jeszcze większe.   

–  Poniewa

ż  w  innym  wypadku  nie  byłoby  mnie  tutaj.  Jedna na raz wystarczy,  każda 

następna to już brak umiaru – stwierdziła. Zauważyła z satysfakcją, że Jace i Erica osłupieli.   

Pierwszy roze

śmiał  się  Jace,  a  w  jego  ciemnobrązowych  oczach  zapaliły  się  iskierki. 

April  kochała  go  takim.  Zrozumiała,  że  wzbudziła  jego  podziw  szybką  i  dowcipną 
odpowiedzią. Początek rozmowy miała za sobą, co będzie dalej? 

–  No,  skoro Flynn mi ufa,  to mog

ę odejść. Zostawiam was same. Ale tylko na chwilę. 

Flynn i ja nie zostaniemy tu długo.   

Erica westchn

ęła z rozdrażnieniem.   

–  Rozumiem,  Jace.  Teraz uciekaj i uszcz

ęśliw  swojego  agenta uśmiechając  się  do 

dziennikarzy i fotoreporterów. 

Wszyscy kochają twój uśmiech. Nie żałuj im tego.   

April popatrzy

ła  za  nim,  kiedy  oddalał  się  w  stronę  tłumu  po  drugiej  stronie  basenu. 

Przedtem wydawało się jej, że da sobie radę z jego matką, ale gdy zostały same, ogarnęły ją 
poważne  wątpliwości.  Mogła  zadać  tej  kobiecie  milion  pytań,  ale  jedno  było  naprawdę 
ważne: czego ona od niej oczekuje? 

–  Skoro m

ężczyźni już sobie poszli, możemy się odprężyć i szczerze porozmawiać. Ich 

towarzystwo rozprasza, prawda? – 

Erica uśmiechnęła się i April po raz kolejny uzmysłowiła 

sobie, 

że jest naprawdę piękną kobietą. Nikt nie dałby jej więcej niż czterdzieści lat. Ale z 

prostego rachunku wynikało, że musiała mieć blisko sześćdziesiąt.   

– Dlaczego chcia

ła pani ze mną rozmawiać na osobności, pani Sullivan? – spytała April 

cichym  głosem, patrząc  jej w oczy.  Równie dobrze można schwytać byka od razu za rogi, 

background image

pomyślała.  Miała  złe  przeczucia.  Zauważyła,  że  jej  opanowanie  działało  denerwująco  na 
starszą panią.   

– C

óż, słyszałam, że mieszkasz z moim synem od trzech lat i byłam niezmiernie ciekawa, 

jaka kobieta jest w stanie zająć go sobą tak długo. Poprzednie romanse Jace’a nie były trwałe. 
Poza nianią, która umarła osiem lat temu, nie miał szczęścia do kobiet. – Popatrzyła przed 
siebie i znowu zwróciła się do April. – Ojciec Jace’a odszedł, gdy on miał pięć lat. Nigdy nie 
budował trwałego związku, tylko  wykorzystywał go, dopóki nie pojawiło się na horyzoncie 
coś bardziej atrakcyjnego. – Starsza pani zawahała się przez chwilę, jej spojrzenie stało się 
nieobecne.  – 

Miałam  nadzieję,  że  uda  się  nam  pomimo  jego  nieciekawej  przeszłości. 

Chciałam być tą kobietą, która go odmieni. I może by mi się udało, gdyby nie rozbił się o stok 
wzgórza, 

lecąc do mnie ze Szwajcarii. Był urzekającym mężczyzną. Jace jest do niego bardzo 

podobny...  – 

Głos jej ucichł, zdawało się, że zadrżała pod wpływem wspomnień. – Historia 

się powtarza. Jace postępuje podobnie i to ty zdajesz się być obiektem jego uczuć. Musisz być 
zupełnie wyjątkowa, moja droga. Widocznie masz w sobie coś szczególnego...   

April u

śmiechnęła się i dokończyła: 

– Albo on jest za

ślepiony miłością? 

Erica zachichota

ła, a jej przenikliwie zielone oczy spoczęły na twarzy April.   

–  Powiedz mi,  czy w zwi

ązku z tym,  że  jesteście  ze  sobą  jakiś  czas,  planujecie  wziąć 

ślub? 

–  Dlaczego to pani

ą  interesuje?  –  April  niemal podskoczyła  słysząc  to  pytanie,  ale ani 

przez moment nie przestała patrzeć Erice prosto w oczy.   

– Pomy

ślałam po prostu, że matka powinna wiedzieć pierwsza. – Wzruszyła nieznacznie 

ramionami, 

ale  przez  krótką  chwilę  April  dostrzegła  w  jej  oczach  ból.  –  To nieistotne,  jak 

Jace i ja reagujemy na siebie. Jestem jego mat

ką.   

– To dlaczego pani pyta mnie? Prosz

ę spytać Jace’a.   

–  Wiesz,  Jace czasem zapomina,  kto wyda

ł go  na świat. Być może popełniałam błędy, 

April, 

ale zrobiłam, co mogłam, biorąc pod uwagę moje rozliczne zajęcia. Pilnowałam, czy 

mu niczego nie brakuje. 

Kochałam go i troszczyłam się o niego. Był moją chlubą i radością. 

Ale  naprawdę  nie  mogłam  sobie  wtedy  pozwolić  na  poświęcenie  się  wyłącznie 
wychowywaniu dziecka. 

Musiałam zarobić na życie. Ojciec Jace’a nie zostawił mi nic, oprócz 

samego Jace’a 

i góry nie zapłaconych rachunków. Kariera pochłaniała prawie cały mój czas i 

energię,  a  wtedy  osiągnąć  sukces  było  jeszcze  trudniej,  niż  teraz.  –  Erica  spuściła  wzrok 
przyglądając się swoim dłoniom, głos miała cichy i lekko załamujący się. – Po prostu nie chcę 
dowiedzieć się o waszym ślubie z gazet. Dałoby to dziennikarzom powód do kolejnych plotek 
na mój temat. 

Jest ich i tak wystarczająco dużo.   

April utkwi

ła  wzrok  w  basenie.  Czegoś  jej  tu  brakowało,  jakiegoś  maleńkiego 

kawałeczka w układance. Czy ta kobieta gra, czy mówi prawdę? Spojrzała znowu na Erice. 
Jej umysł pracował intensywnie. Wciąż nie orientowała się o co chodzi. Wreszcie przerwała 
przedłużającą się ciszę.   

–  Przepraszam.  Prosz

ę nie myśleć, że mnie to nic nie obchodzi, ale naprawdę sądzę, że 

powinna pani porozmawiać z Jace’em o jego życiu osobistym. – Próbowała usiąść wygodniej. 

background image

Poczuła się nagle straszliwie zmęczona, a żołądek znowu zaczął dawać znać o sobie.   

–  Z tego wnosz

ę,  że  nie  rozmawialiście  o  ślubie  –  stwierdziła  Erica  z  wyraźnym 

rozczarowaniem.   

Czas najwy

ższy skończyć z tą pogawędką i przejść do rzeczy.   

–  Nie bardzo rozumiem  –  zacz

ęła  April.  –  W  czym  mogę  pani  pomóc?  Dlaczego 

interesuje  się  pani  naszym  ewentualnym  ślubem?  –  Myśli  kłębiły  się  w  jej  głowie,  ale nie 
miała zamiaru dzielić się nimi z matką Jace’a.   

Erica u

śmiechnęła się zaskoczona.   

– Czy a

ż tak łatwo mnie rozszyfrować? 

– Niezupe

łnie, ale wydaje mi się, że usiłuje nas pani nakłonić do małżeństwa. Musi mieć 

pani jakiś ważny powód. Chciałabym go poznać.   

– Masz racj

ę. Przecież jesteś doświadczoną adwokatką. To nie jest tylko kwestia ślubu. – 

Erica 

obróciła się w fotelu i spojrzała April prosto w oczy. – Widzisz, zależy mi bardzo na 

pewnym scenariuszu. 

Zawiera  on  rolę  niemal  idealną  dla  mnie:  jest  to  postać  kobiety  nie 

stworzonej ani do miłości, ani do macierzyństwa. Wytwórnia, która dysponuje scenariuszem 
upiera si

ę, żeby Jace zagrał młodszego brata. Uważają, że jego udział w filmie zapełni sale 

kinowe  i  że  dopiero  wtedy  będzie  to  prawdziwy  szlagier.  Sądzę,  że  rzeczywiście  z 
powodzeniem mógłby odtworzyć tę ciekawą postać. Jace ma w sobie dużo uczucia. Poza tym 
ta rola pozwoli mu wykazać się dramatycznym talentem.   

– Czy ju

ż mu ją zaproponowano? 

– Tak. Dosta

ł nawet scenariusz, a jeśli wierzyć jego agentowi, nie przeczytał go jeszcze. 

Oczywiście nie wie, że ja też będę grać w tym filmie.   

–  I to ja mam dopilnowa

ć,  żeby  przeczytał  scenariusz  i  go  zaakceptował?  –  April nie 

wtrącała się w sprawy zawodowe Jace’a i nie miała zamiaru  robić tego  teraz, ale jeśli rola 
była dobra...   

–  Chc

ę tylko, żeby przeczytał – Erica poprawiła ją łagodnie. – To wszystko. Musi być 

przekonany, 

że  ta  rola  doskonale  do  niego  pasuje,  inaczej nikt i nic nie namówi go do jej 

przyjęcia.   

–  Przepraszam,  pani Sullivan,  ale wydaje mi si

ę,  że  coś  przeoczyłam.  Jace czyta 

wszystkie scenariusze i sam decyduje, 

czy są dla niego odpowiednie, czy nie. Kiedy przeczyta 

ten, powie „tak” lub „nie”, 

ale na pewno nie będzie mnie pytał o zdanie. Skoro pani tak dużo 

o  nas  słyszała,  to  powinna  pani  wiedzieć  również  i  to,  że  nie  mieszam  się  do  spraw 
związanych z jego karierą. Do czego jestem pani potrzebna? 

–  Obawiam si

ę,  że  jeśli  dojdą  go  słuchy,  że  ja  będę  grała  rolę  starszej  siostry,  będzie 

uprzedzony do tego filmu z góry. 

Chcę, żeby przeczytał scenariusz bezstronnie. To wszystko. 

Tytuł brzmi „Zegnaj, wiosno” i wiem, że dostał go w tym miesiącu.   

April westchn

ęła ciężko.   

–  Zobacz

ę,  co  się  da  zrobić  –  obiecała  niechętnie,  przyrzekając  sobie  jak  najmniej 

angażować się w tę sprawę.   

–  Nic nie zrobisz,  April  –  g

łos  Jace’a  dobiegł  gdzieś  z  ciemności.  Spojrzały  w  tym 

kierunku. 

Wynurzył  się  nagle  obok  krzesła  April  ze  szklanką  w  ręku.  –  Pamiętasz,  jak  się 

background image

kiedyś umówiliśmy? Żadne z nas nie miesza się do zajęć zawodowych drugiego. – Podszedł 
do basenu.  – 

Jeśli moja matka ma kłopoty z kolejnym powrotem na ekran, proponuję, żeby 

zor

ganizowała  kampanię  reklamową.  Dzięki  Bogu  mój  agent  zajmuje  się  tylko  moimi 

ofertami.   

Zmierzy

ł ją lodowatym spojrzeniem, odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku domu. 

April  zobaczyła,  jak  rozpycha  stojących  mu  na  drodze  ludzi.  Czuła,  że  robi  się  blada jak 
papier. 

Jace odszedł. Z pewnością uznał, że usiłowała wtrącać się w nie swoje sprawy.   

Erica odkaszln

ęła.   

–  Przepraszam,  April.  Naprawd

ę  nie  chciałam  wchodzić  między  ciebie  a  Jace’a  – 

powiedziała ze smutkiem i dotknęła dłonią jej ramienia.   

April sta

ła nieruchomo. Trudno było uwierzyć, że mógł być aż tak okrutny.   

– Tak – mrukn

ęła, myśląc już o następnym starciu z Jace’em.   

–  Powinnam by

ła  przewidzieć,  że  Jace  zachowa  się  w  ten  sposób.  Ma w sobie tyle 

nienawiści. Myślałam, że to już przeszłość, ale...   

April zrozumia

ła, że musi odejść jak najszybciej.   

–  Prosz

ę  się  nie  martwić.  Wszystko  będzie  dobrze  –  zapewniła,  starając  się  uspokoić 

serce walące bez opamiętania. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, pani Sullivan. Do 
widzenia.   

Starsza pani odprowadzi

ła ją wzrokiem. Na jej ustach zamarły nie wypowiedziane słowa.   

background image

ROZDZIAŁ 4 

 

Po co wpakowa

ła się w tę idiotyczną sytuację? Obcasy April stukały szybko, kiedy mijała 

grupki rozmawiających gości.   

Czy naprawd

ę  po  trzech  latach  wspólnego  życia  Jace  mógł  uwierzyć,  że  spiskowała 

przeciwko niemu? Chyba znał ją trochę lepiej! 

Pi

ętnaście  minut  zajęło  jej  dotarcie  do  schodów.  Kiedy  wreszcie  znalazła  się  przy 

drzwiach, 

wchodzących było o wiele więcej, niż wychodzących – właściwie tylko ona jedna – 

toteż  prawie  pół  godziny  parkingowy  szukał  jej  samochodu,  a  potem  usiłował  go 
wyprowadzić,  przestawiając  wszystkie  inne.  Gdy  usiadła  za  kierownicą,  była  u  szczytu 
napięcia.   

Jad

ąc samotnie do domu, przeklinała nieustannie pod nosem. Trzeba przyznać, że Jace 

miał tupet! Ostatecznie usłyszał tylko koniec bardzo długiej rozmowy. Nie poprosił o żadne 
wyjaśnienia. Za kogo on się uważa? Wielki Jace. Różne określenia przychodziły jej do głowy.   

Dojecha

ła do domu i zaparkowała samochód obok alfy Jace’a. Dotknęła dłonią maski – 

była  zimna.  Musiał  przyjechać  do  domu  już  dawno.  Otworzyła  drzwi  i  weszła  do  środka, 
zatrzaskując  je  głośno  za  sobą.  Z  powodu  zdenerwowania  zachowywała  się  gwałtownie. 
Przeszła z hałasem przez hol tak, żeby usłyszał, iż wróciła. Rzuciła klucze i torebkę na kanapę 
w salonie. 

Była na przemian wściekła i przerażona, a do tego zażenowana tym, co się stało.   

Jak oni mogli postawi

ć ją w podobnej sytuacji? To żadna przyjemność dostać się między 

młot i kowadło! Pod wpływem ostatnich przeżyć zapomniała, że Jace przedtem był dla niej 
wyrozumiały, delikatny i czuły.   

Wr

óciła do holu i zapaliła światło. Jace był w domu, ale nie znalazła go w sypialni. Nie 

było go też w kuchni ani w salonie. Nie włączył świateł w ogrodzie ani nie nastawił muzyki. 
W domu 

panowała  martwa  cisza.  Nagle  usłyszała  niewyraźny  plusk  wody.  Spojrzała  pod 

nogi. 

Na podłodze leżała jego marynarka, kawałek dalej w kierunku jadalni krawat. Za nim 

koszula.   

–  Ach,  tak,  odreagowujemy  –  mrukn

ęła  pod  nosem,  nie  przyznając  się  przed  sobą,  że 

ulżyło jej, kiedy zorientowała się, gdzie on jest i co robi.   

Najwyra

źniej poszedł popływać. Pójdzie teraz śladem rozrzuconej  garderoby i znajdzie 

go z pewnością. A wtedy mu pokaże! 

Tylne drzwi by

ły otwarte, zasłony rozsunięte. Światła z domu padały na granatową wodę. 

Jace  płynął,  poruszając  ramionami  i  nogami  mocno,  i równomiernie.  April  dostrzegła 
bieliznę, porzuconą niedbale obok basenu. Nie zadał sobie trudu, żeby założyć kąpielówki. 
Był nagi.   

Ze wszystkich si

ł  starała  się  podtrzymać  w  sobie  złość,  ale  nic  z  tego  nie  wychodziło. 

Było jej żal Jace’a i jego zmarnowanego dzieciństwa. Chciała go do siebie przytulić. Cała jej 
złość nagle się ulotniła.   

Podesz

ła do brzegu basenu i przyglądała się jego ruchom. Zauważył ją, ale nie przerwał 

pływania. Żadne z nich nie powiedziało ani słowa.   

background image

Powoli rozpi

ęła suwak. Czarna suknia opadła na ziemię obok jego ubrania. April zsunęła 

z siebie bieliznę.   

Jace odwr

ócił się na plecy, wciąż równo poruszając rękoma, ale jego oczy nie odrywały 

się  od  April.  Ciemne  włosy  na  jego  piersi  połyskiwały  pod  powierzchnią  wody.  Oddychał 
głęboko.  Twarz  miał  poważną.  I  wtedy  April  stanęła  na  palcach,  uniosła  ręce  nad  głową  i 
ruchem doświadczonego pływaka skoczyła do wody.   

Wynurzy

ła się na powierzchnię. Jace obserwował ją nie przerywając pływania. Zaczęła 

płynąć powoli obok niego, dostosowując się do jego rytmu. Była prawie w zasięgu jego ręki. 
Nocną ciszę przerywał jedynie plusk wody i ich przyśpieszone oddechy.   

Jeszcze jedno poruszenie ramion, drugie, trzecie.  Wreszcie April zwolni

ła. Czuła, jak w 

końcu mija to straszliwe napięcie, które ją tutaj przywiodło. Jace automatycznie zwolnił wraz 
z nią. Kiedy w końcu zatrzymała się, by odpocząć i uspokoić oddech, Jace zrobił to samo.   

Odwr

óciła się na plecy, kładąc głowę na wodzie. Rękoma wykonywała delikatne ruchy 

tuż pod powierzchnią.   

– Jace... – zacz

ęła i umilkła. Nie wiedziała, co powiedzieć. Rozumiała, że był oburzony i 

dotknięty. Czy niechcący wszystko zepsuła? Czy on naprawdę uważa, że w rozmowie z Ericą 
go  zdradziła?  Czy  tak  właśnie  myślał,  czy  był  zły  tylk o  n a  swo ją  matk ę?  Czy  mogłaby 
wytłumaczyć mu, jak głupio się teraz czuje? 

Niebieskie oczy April wyra

żały wszystkie te wątpliwości i obawy.   

– Cii... – wyszepta

ł, kładąc na jej rozchylonych ustach palec i gładząc je pieszczotliwym 

ruchem. 

Uspokajające  się  powoli  serce  zaczęło  znowu  bić  szybciej.  To  dotknięcie 

spowodowało, że zrobiło się jej ciepło i dobrze. – Później.   

Patrzyli sobie w oczy w milczeniu. Rozumieli si

ę bez słów. April chwyciła lekko zębami 

koniuszek jego palca, 

dotknęła go językiem i zaczęła delikatnie ssać.   

Obserwowa

ła twarz Jace’a. Zamknął oczy, jakby nie chciał okazać uczuć. Potem powoli 

uśmiechnął się. To było jak wschód słońca.   

Poczu

ła ogromną, wszechogarniającą ulgę.   

– Rozumiesz? – wyszepta

ła.   

Br

ązowe oczy spojrzały na nią z czułością. Skinął głową.   

– Tak s

ądzę.   

– Mo

żesz mnie pocałować? 

U

śmiechnął się szerzej, niemal promiennie. Serce April biło jak oszalałe.   

– Czy to pomo

że? 

Przytakn

ęła głową. Z trudem powiedziała przez zaciśnięte gardło: 

– Jest mi bardzo 

źle.   

Musia

ł ją teraz pocieszyć. Ciemna głowa pochyliła się nad jej piersiami. April wstrzymała 

oddech. 

Dotknął  językiem  twardej  brodawki,  bez  słów  drażniąc  czule  miejsce,  wreszcie 

obejmując sutkę wargami. W jego ruchach było to wszystko, co czuł: miłość i przywiązanie.   

Westchn

ęła. Oparła dłonie na jego pokrytej włosami piersi. Unosiła się w wodzie, a on 

dotykał  jej  delikatnie,  opływał  ją,  zataczał  wokół  ścisłe  kręgi,  jakby  pragnął  wyrzeźbić  jej 
posąg. Wypełniały ją znane, lecz wciąż na nowo ekscytujące uczucia. Jace był blisko i nie 

background image

przerywał pieszczot.   

Pozostawi

ł wreszcie piersi April tylko po to, aby zagarnąć usta. Ofiarowywał jej miłość, 

przepraszając  za  to,  przez  co musiała  przejść  tego  wieczora.  Odpowiedziała  mu  miłosnym 
zaklęciem. Chciała całym ciałem dotykać jego skóry. Przytuliła się do niego. Był podniecony. 
Uwielbiała  to  mocne  ciało.  Ogarnął  ją  ramionami  i  trzymał  blisko  siebie,  jak drogocenny 
skarb. 

Rozkoszowała się tym uściskiem.   

Nie my

ślała  już  o  niczym.  Pogrążyła  się  w  swych  doznaniach,  we  wszechogarniającej 

rozkoszy. 

Brakowało jej tchu, kręciło się w głowie. Tylko Jace był w stanie wywołać w niej 

taką  burzę.  Zastanawiała  się,  czy  zdawał  sobie  sprawę,  co  odczuwała  w  jego  objęciach? 
Przytuliła  się  jeszcze  mocniej,  chcąc  to  wyrazić  bez  słów.  Kochała  go.  Kochała  go  tak 
bardzo...   

Przesun

ął  ją  przed  siebie  i  z  pasją  zrodzoną  z  wielkiego  pożądania  wszedł  w  nią, 

trzymając ją mocno za biodra.   

Wypu

ścił  głośno  powietrze.  April  ujęła  dłońmi  jego  głowę  i  pochyliła  ją  ku swojej 

twarzy. 

Pocałowała go, wkładając w ten pocałunek całą swoją miłość.   

Kochali si

ę namiętnie jak desperaci. To właśnie było im najbardziej potrzebne – intymne 

zbliżenie. Na wpół stojąc, na wpół unosząc się w wodzie. Zagubili się w miłości.   

Jace dr

żał, nie panując już nad sobą.   

– Nie – zamrucza

ł, szukając w sobie jeszcze odrobiny sił, by przedłużyć tę chwilę.   

–  Tak,  Jace.  Teraz!  –  zaszepta

ła  nagląco  i  przycisnęła  go  mocniej  do  siebie.  Zaczął 

poruszać się w niej głęboko i mocno, aż osiągnęli wreszcie to, co tylko oni nawzajem mogli 
sobie dać.   

Wynurzyli si

ę z wody. Stali dotykając się czołami, wyciszeni już i uspokojeni. Jace wciąż 

obejmował biodra April, a jej dłonie nadal zaciśnięte były wokół jego szyi. Wreszcie oboje 
uśmiechnęli się. Jace rozluźnił uścisk i pieszczotliwie pogładził ją po plecach. Widać było, że 
każde dotknięcie sprawia mu wielką radość.   

April przerwa

ła milczenie. , – Kocham cię, Jace. Całym sercem i duszą. Kocham cię.   

–  Chod

ź – powiedział, unosząc głowę. Wziął ją w ramiona i niosąc przed sobą wyszedł 

po stopniach z basenu. 

Woda  ociekała  z  ich  mokrych  ciał.  Na kamiennej posadzce patio 

pozostały ciemne ślady.   

– Jace – wyszepta

ła, przeczesując palcami jego włosy. W jej oczach lśniła miłość. Patrzył 

przed siebie. Jeg

o profil był piękny i ukochany, aż do bólu. – Czy słyszałeś? Kocham cię.   

–  To dobrze  –  odrzek

ł  cicho,  zatrzymując  się  na  chwilę,  by  spojrzeć  w  jej  oczy.  –  To 

dobrze, 

bo  nie  chcę  kochać  cię  bez  wzajemności.  Nie  zniósłbym  tego.  –  Ruszył  znowu  w 

kierunku sypialni.   

Wrze

śniowe powietrze chłodziło ich rozgrzane ciała i osuszało je z resztek wody. Ciało 

przylegało do ciała. Kochali się ponownie, ale tym razem powoli i niezwykle czule.   

Przemawiali do siebie j

ęzykiem miłości, doskonale się rozumiejąc bez słów. Oddali się 

sobie  całkowicie,  bez chwili wahania.  Nic  nie  mogło  zniszczyć  piękna  ich  miłości.  Była 
doskonała.   

I wreszcie przysz

ło  ukojenie  i  wyciszenie.  Leżeli  splątani  ramionami  i  nogami,  głowa 

background image

przy głowie, oddychając równym rytmem. April westchnęła w ramionach Jace’a. Miłość była 
cudownym lekiem. 

Zasnęli, pozostawiając przykre wspomnienia daleko poza sobą.   

Czwartkowy poranek nadszed

ł zbyt szybko. April nasunęła na głową kołdrę, oczy same 

jej się zamykały. Tymczasem Jace miał bardzo dobry humor.   

– Dzie

ń dobry, słoneczko! Obudź się. Kawa stygnie. – Wydawało się jej, że mówi bardzo 

głośno, podczas gdy o tak wczesnej porze powinna jeszcze panować cisza... Mruknęła coś, co 
miało wyrażać wrogość wobec otaczającego ją świata. Jedyne, o czym marzyła w tej chwili, 
to jeszcze odrobina snu.   

Nie mia

ł zamiaru jej na to pozwolić.   

– No, dalej. Za kilka minut powinna

ś być w biurze – przypomniał.   

Wysun

ęła głowę spod kołdry i otworzyła jedno niedowierzające oko.   

– Naprawd

ę? 

Skin

ął  głową,  starając  się  powstrzymać  śmiech.  Była  rozczochrana  jak  dziecko,  a 

jednocześnie  wciąż  zachwycająco  kobieca.  Kochał  ją  taką.  Kiedy  będzie  już  ubrana  i 
przygotowana do wyjścia, znowu nabierze swojego poważnego, budzącego zaufanie wyglądu 
osoby inteligentnej i doświadczonej. Ostatecznie była adwokatką. Nie mógł o tym zapominać. 
Ale teraz była tylko zaspaną kobietą, z którą spędził noc. Uwielbienie widać było wyraźnie w 
jego piwnych oczach. 

Taką  April  Flynn  znał  tylko  on,  nikt  więcej.  To  był  jego  sekret. 

Najwspanialszy.   

–  Masz  pi

ętnaście  minut  na  prysznic  i  toaletę.  Wstawaj,  dziewczyno.  –  Klepnął  ją  po 

zarysowujących się pod kołdrą pośladkach. – Nie mogę zawsze pierwszy się budzić i stawać 
oko w oko z rzeczywistością.   

– Dlaczego nie? Dobrze ci to idzie. – Przeci

ągnęła się jak długa.   

Zachichota

ł radośnie. Nawet mocno zaspana potrafiła być bystra i błyskotliwa.   

–  Chcia

łbym,  żebyś  była  pierwsza  na  nogach  i  podawała  mi  śniadanie  do  łóżka,  kiedy 

będę stary i siwy. Mam zamiar korzystać z dobrodziejstw emerytury, a nie całe życie czekać 
rano  na  okropną,  starą  adwokatkę,  która w kuchni nie dotyka niczego,  oprócz  własnej 
filiżanki kawy.   

– Cicho b

ądź – wymamrotała, wygrzebując się powoli spod kołdry. Dlaczego musiała się 

urodzić takim śpiochem? 

Jace roze

śmiał się znowu, jakby czytając w jej myślach. Miał ochotę wziąć ją w ramiona i 

przytulić, ale zamiast tego nabrał powietrza w płuca i dał jej jeszcze jednego klapsa.   

– Wstawaj! Czas leci, a ja musz

ę zdążyć do pracy! 

– Nadzorca niewolników – 

stwierdziła ziewając i w końcu usiadła, próbując wreszcie się 

rozbudzić w ten piękny, słoneczny poranek. Dlaczego rano musi być zawsze tak jasno? Czy 
dzień  nie  mógłby  rozpoczynać  się  trochę  delikatniej,  stopniowo,  najlepiej  o  dziesiątej  albo 
jedenastej? 

Wiedzia

ła,  że  czeka  ją  tego  dnia  spotkanie  z  trzema  nowymi  klientami  i  nie  może  się 

spóźnić.  Potrząsnęła  głową,  starając  się  nie  zamykać  oczu.  Nagle  przypomniała  sobie 
wydarzenia minionego wieczoru i rozmowę z matką Jace’a. Współczuła Jace’owi z powodu 
nieudanego dzieciństwa, ale również było jej żal jego matki. Nie ulegało jednak wątpliwości, 

background image

komu April pozostanie lojalna.   

– Jace? 

– Hmm? 

– Je

śli chodzi o ubiegłą noc i twoją matkę... – zaczęła, ale Jace odwrócił się natychmiast i 

spojrzał na nią wzrokiem tak pochmurnym, że zrozumiała od razu, iż nie był to odpowiedni 
moment na tę rozmowę.   

– To ju

ż jest za nami. Poznałaś ją i nie chcę na ten temat nic więcej słyszeć. Nie byliśmy 

sobie z matką nigdy bliscy, ale obowiązkowi stało się zadość. Poznałaś ją. Od tej chwili ten 
temat jest zamknięty. W porządku? 

– Wcale nie w porz

ądku! Usiłuję cię przeprosić za to, co sobie mogłeś pomyśleć wczoraj, 

chociaż to nie była moja wina! Podsłuchiwałeś w ciemnościach, jak jakiś... jakiś podglądacz! 
Ja po prostu rozmawiałam.   

– O, nie. Usi

łowałaś właśnie wykoncypować sposób na wmanewrowanie mnie w ten film, 

ponieważ  madca  odwołała  się  do  twojego  współczucia.  Rozumiem to  – ona  jest  doskonałą 
aktorką. Miałem nadzieję, że kochasz mnie na tyle, by nie dać się jej omamić. Oczywiście, 
usłyszałem  tylko  koniec  waszej  rozmowy.  Wracałem  właśnie  z  drinkiem  dla  ciebie,  bo 
sądziłem, że oczekujesz pomocy, ale ty najwyraźniej niczego ode mnie nie potrzebowałaś – 
powiedział z goryczą. Naciągnął sweter. Jego twarz była bez wyrazu. – Wiem doskonale, jak 
moja matka potrafi manipulow

ać ludźmi, więc rozumiem twoje uczucia.   

– Jak? – spyta

ła niewinnie – Czytasz w myślach? – Usiłowała go sprowokować, ale nic z 

tego nie wyszło. Czuła się głupio, trochę jak dziecko, które narozrabiało.   

W ko

ńcu jednak podszedł do niej i opierając dłonie na biodrach powiedział: 

–  S

łuchaj.  Nieważne,  na  co  się  zgodziłaś  wczoraj.  Zapomnij o tym.  Potrafię  sam 

troszczyć  się  o  swoją  karierę.  Matki  i  kochanki  nie  powinny  się  mieszać  do  spraw 
zawodowych.   

Prze

łknęła  te  słowa  z  przykrością.  Kochanki!  Czy  była  tylko  kochanką?  Przypuściła 

ostatni, tym razem otwarty szturm.   

– Czy nie mo

żemy po prostu porozmawiać o tym, co zaszło ubiegłej nocy? 

– Nie.   

– Jeste

ś niemożliwy – oparła głowę na kolanach. Kiedy ją uniosła znowu, przyglądał się 

jej  z  napięciem.  W jego spojrzeniu  nie  było  złości,  tylko  czułość.  To  ją  załamało.  Chciała 
otworzyć ramiona i zaprosić go znowu do łóżka.   

Jednocze

śnie miała ochotę rzucić w niego jakimś ciężkim przedmiotem.   

–  Do zobaczenia wieczorem  –  powiedzia

ł  zmienionym  głosem,  najwyraźniej  czując  to 

samo, co ona.   

–  Ko

ło  szóstej  –  odpowiedziała.  Objęła  tęsknym  spojrzeniem  całą  jego  sylwetkę  od 

szerokich  ramion  i  klatki  piersiowej  do  bioder  i  wysmukłych,  umięśnionych  nóg.  Był  taki 
przystojny! Szkoda, 

że potrafił być czasem taki zimny.   

 

–  Co

ś  ciekawego?  –  April  zwróciła  się  do  Sama  tonem  zdradzającym  zupełny  brak 

zainteresowania.   

background image

–  Jaka

ś  pani  Judson  chce  się  z  tobą  spotkać.  Została  skierowana  przez  biuro  Claira  z 

Halfway House.  Clair mówi, 

że ona ma wszystko przygotowane do sprawy  rozwodowej, a 

jako  przyczynę  rozkładu  poda  swoją  własną  matkę.  Wygląda  na  to,  że  jej  mąż  woli  raczej 
matczyną opiekę, niż miłość żony.   

– Oni wszyscy s

ą tacy – mruknęła pod nosem, chociaż wiedziała dobrze, że to nieprawda. 

Ale brzmiało dobrze. – Umów ją na dzisiaj po południu – powiedziała, wzdychając ciężko i 
popijając kawę, którą podał jej przed chwilą.   

–  Musisz jeszcze podpisa

ć  parę  listów.  Leżą  na  biurku  Joannę  –  zerknął  na  nią.  Nie 

reagowała zupełnie na jego słowa. – W porządku. O co ci chodzi tym razem? Wczoraj miałaś 
kaca, 

a dzisiaj z kolei wyglądasz, jakbyś straciła najlepszego przyjaciela. Przecież wciąż tu 

jestem, 

więc chyba nie o to chodzi. – Patrzył na nią zmrużonymi oczyma, w których nie było 

zwykłych wesołych iskier. Zastanawiał się, co tym razem ją gnębi.   

April podesz

ła do okna i spojrzała na ulicę. Słońce świeciło tak jasno, że niebo wydawało 

się prawie białe. Ludzie w pośpiechu szli w różnych kierunkach do biur, do pracy.   

–  Nie wiem  –  odezwa

ła  się  wreszcie.  –  Co  robią  żony,  poza gotowaniem obiadów i 

praniem białej bielizny z różowymi rzeczami? – Odwróciła się. Na jej ustach pojawił się nikły 
uśmiech, który nie znajdował odbicia w oczach. – Próbowałam nawet pocieszać jego matkę i 
z tego też nie wyniknęło nic dobrego.   

Sam gwizdn

ął przez zęby.   

– Pozna

łaś Erice Sullivan? Czy jest tak piękna, jak mówią? 

–  Tak.  Nawet po trzech operacjach plastycznych nie dor

ównałabym jej. I jest urocza. I 

niecierpliwa. 

I chce wrócić do pracy na planie.   

W oczach Sama zab

łysło zainteresowanie.   

– Wr

ócić, mówisz? I kto miałby być jej partnerem? Jace? 

– Sk

ąd wiesz?   

Wzruszył ramionami.   
–  Zgad

łem. Jace jest teraz u szczytu, a ona na pewno chce najlepszego.  I co  się stało? 

Burza z piorunami? 

–  Jakby

ś  zgadł.  Jace...  –  zawahała  się.  –  Jace...  usłyszał  fragment naszej rozmowy i 

wyciągnął fałszywe wnioski. Próbowałam powiedzieć Erice, że przekonam go, by przeczytał 
scenariusz, 

a on zrozumiał, że chcę go namówić do zagrania w tym filmie.   

– No tak. Musia

ł być zachwycony – podsumował Sam ironicznie.   

– Najwyra

źniej nie był. Nie chce nawet o tym słyszeć. Odmawia rozmowy na ten temat. – 

Spojrzała w górę na Sama. Było w jej oczach tyle smutku, że zrobiło mu się jej żal. – Sam, ja 
nigdy  się  do  tych  spraw  nie  mieszałam  i  nagle  okazuje  się,  że  coś  zepsułam.  On nie chce 
wysłuchać, co mam do powiedzenia.   

– To normalne u m

ężów.   

– On jest w

ściekły.   

– Bardzo? – spyta

ł Sam. – Krzyczał na ciebie, wymyślał ci? Czy może cię pobił? 

– No...  – April zawaha

ła się, bo nagle przypomniał się jej wyraz twarzy Jace’a, gdy się 

kochali w basenie minionej nocy.   

background image

Sam zauwa

żył jej nagłe zamyślenie i zrozumiał, co mogło oznaczać.   

– Domy

ślam się, że Jace był raczej zdenerwowany niż wściekły – ocenił.   

April uda

ła, że nie słyszy.   

– Wydaje mi si

ę, że to był pierwszy krok do zerwania – odrzekła z trudem powstrzymując 

napływające do oczu łzy. • 

– Je

śli miałby takie plany, znalazłby sobie lepszy pretekst.   

– Tak s

ądzisz? – jej oczy błagały o odrobinę nadziei.   

– Jestem pewny – sk

łamał Sam.   

Rozja

śniła  się.  Odetchnęła  głęboko,  a jej oczy po  raz  pierwszy  tego  ranka  rozbłysły 

radością.   

– W takim razie musz

ę działać dalej. Jutro wezmę dzień wolny. Chyba dasz sobie radę? 

– Jasne, ale o co chodzi? 

–  Zrobi

ę  wielkie  sprzątanie,  wieczorem  przygotuję  wspaniałą  kolację,  a  w  nocy  będę 

zwyczajną żoną – odpowiedziała zadowolona z siebie.   

–  Prawdziwa przysz

ła  pani  domu  –  zażartował  Sam  i  podsunął  jej  stos  papierów.  – 

Przeczytaj to jak najszybciej, 

żebym  mógł  załatwić  te  sprawy.  Większość  z  nich  wymaga 

jednej lub dwóch uwag. 

Z resztą tego bałaganu poradzę sobie sam.   

– Tak jest – odpowiedzia

ła z uśmiechem, biorąc do ręki długopis. Jak to dobrze, że Sam 

potrafił  prowadzić  biuro,  chociaż  nie  ukończył  jeszcze  studiów.  Będzie  mogła  dzięki  temu 
zrobi

ć  sobie  mały  urlop.  Co  prawda  zamierzają  z  Jace’em  wyjechać  do  Oregonu  w 

październiku,  ale  już  teraz  była  zmęczona  i  nie  mogła  skoncentrować  się  na  pracy. 
Odwdzięczy się Samowi, kiedy wróci z Oregonu... jeśli w ogóle wyjedzie. Wszystko zależało 
od Jace’a.   

 

Nast

ępnego  ranka  przypatrywała  się,  jak Jace zjeżdża  w  dół  wąską  uliczką.  W domu 

panowała  cisza,  pachniało  świeżą  kawą,  miała  przed  sobą  cały  dzień  na  zrealizowanie 
planów. 

Najpierw sprzątanie, a potem kolacja, równie wspaniała, jak ta, której nie miał okazji 

spróbować.   

Zanim nadesz

ło południe, bolały ją już wszystkie mięśnie. Z puszką coli w ręku opadła na 

ogrodowy fotel i zapatrzyła się w niebieską wodę w basenie.   

Noc min

ęła  spokojnie  i  cicho.  Śmiali  się  i  żartowali,  ale  oboje  byli  jakby  skrępowani. 

Położyli  się  wcześnie.  Jace  objął  ją,  przytulił,  pocałował  lekko  w  czoło  i  szybko  zasnął. 
Ułożyła się w jego ramionach z poczuciem bezpieczeństwa.   

A mo

że się myliła? Czy Jace ją kochał, czy zaspokajała jedynie jego pożądanie? Może 

związek z nią był dla niego jedynie wygodnym życiowym układem? Nie przeszkadzała mu w 
karierze  ani  nie  starała  się  zmienić  jego  nawyków.  W  oczach  Sandry  Tanner  zobaczyła 
tamtego wieczora prawdziwe uwielbienie dla Jace’a. 

April zacisnęła mimo woli dłonie. Czy 

Jace aprobował zaloty Sandry? Nie wyglądało na to, ale w końcu był aktorem...   

Kocha

ła go tak bardzo, że czasami sama myśl o nim sprawiała jej niemal ból. Był dla niej 

wszystkim i sądziła, że on o tym dobrze wie, ale nie miała pewności, jakie miejsce zajmowała 
w jego życiu. Czy była pierwsza, druga, czy trzecia? Czy w ogóle mieściła się w pierwszej 

background image

dziesiątce? Ta ciągła niepewność zabijała ją.   

Czy pr

óby  skłonienia  go  do  małżeństwa  w  ogóle  miały  sens? Wyznawała  tradycyjne 

poglądy,  wydawało  się  jej,  że  tylko  usankcjonowany  związek  da  jej  prawdziwe  szczęście. 
Miała  już  dosyć  głupich komentarzy ludzi,  którzy  widzieli ich razem w restauracji,  na 
spacerze czy na dancingu. 

Z jej punktu widzenia ślub był jedynym rozsądnym rozwiązaniem. 

Ale co Jace sądził na ten temat... nie wiedziała.   

By

ł  taki  zgorzkniały,  kiedy  się  poznali.  W  jego  otoczeniu  rozwody  były  na  porządku 

dziennym. 

Tylko  kilka  par  wciąż  trzymało  się  razem  i  to  wyłącznie  ze  względów 

majątkowych.  No i jeszcze jego matka...  Ale  najgorszym  doświadczeniem  okazało  się 
pierwsze małżeństwo.   

Zapad

ła  się  jeszcze  głębiej  w  fotel.  Czy  jedna  słaba  kobieta  może  pokonać  nawyki  i 

uprzedzenia narosłe przez całe życie? Wyprostowała się. Czy uda się jej przekonać Jace’a, że 
zdarzają  się  szczęśliwe  małżeństwa,  jeśli  tylko  para  jest  dobrana?  Jak  to  zrobić?  Mieli 
niewielu  przyjaciół  i  nie  znali  ani  jednego  udanego  małżeństwa,  a  klienci  April  też  nie 
stanowili najlepszego przykładu. Nie ma co, ona również miała pełne prawo nabrać awersji 
do  wiązania  się  ślubem  z  kimkolwiek.  Jeśli  statystyki  mówiły  prawdę,  Kalifornia  nie  była 
najlepszym mie

jscem do budowania szczęścia małżeńskiego, zwłaszcza dla ludzi tej co Jace 

profesji.  Za cztery tygodnie powinni wyjecha

ć  na  wakacje.  Czy  jeśli  do  tego  czasu  nie 

oświadczy się jej, potrafi być na tyle konsekwentna, by zerwać ten związek? To może okazać 
się bardzo trudne, ale równie bolesna będzie świadomość przegranej, kiedy stanie się jasne, 
jakie właściwie miejsce zajmuje w życiu Jace’a.   

Zadzwoni

ł  budzik.  Minęło  piętnaście  minut  przerwy,  na  które  postanowiła  sobie 

pozwolić. Z głową pełną nieprzyjemnych myśli i z ciężkim sercem weszła do środka. Był już 
czas zająć się kolacją.   

Od rana jej szacunek dla gospody

ń domowych wzrósł kilkakrotnie. Pomyślała, że jeśli nie 

znajdą  nowej  gosposi,  chyba  nie  podoła  tym  wszystkim  obowiązkom.  To jest praca ponad 
siły! Jace obiecał zadzwonić do agencji w tym tygodniu, ale jak na razie nikogo nie znaleźli. 
To oczywiste, 

że  człowiek  tak  znany  publicznie,  jak on,  musi  być  bardzo  ostrożny  przy 

zatrudnianiu pomocy domowej. 

Trzeba znaleźć kogoś dyskretnego i zaufanego.   

 

Jace nacisn

ął  mocniej  na  gaz,  skręciwszy  w  stromą  uliczkę  prowadzącą  do  domu. 

Zmieniał automatycznie biegi, myśląc o April.   

Nie powinien by

ł zapraszać jej na promocyjne przyjęcie, ale jej obecność stanowiła dla 

niego wsparcie w tym zwariowanym towarzystwie. 

Miał sobie za złe, że wściekł się na nią za 

to, 

że dała się podejść jego matce i że potem pozwolił jej samej wracać do domu.   

A co w

łaściwie miał zrobić? Być może niezbyt dobitnie scharakteryzował swoje stosunki 

z matką i wykazał za mało cierpliwości, gdy April próbowała z nim porozmawiać. Zamiast 
się złościć, trzeba było wziąć ją w ramiona i całować do utraty tchu, bo właśnie na to miał 
ochotę, a następnie oświadczyć się jej, nie odkładając tego do wakacji.   

Przyhamowa

ł, wziął ostro zakręt i znowu nacisnął na gaz.   

Tamto przyj

ęcie  było  wyjątkowo  nieudane.  Sandra  postanowiła  posłuchać  rady  ludzi 

background image

zajmujących  się  reklamą  i  odegrać  rolę  zakochanej  w  nim  po  uszy.  No  i  Flynn  musiała  to 
oczywiście  zobaczyć,  zresztą  tak  jak  i  pozostali.  I  tak  jak  wszyscy  d ała  się  na  to  nabrać. 
Uwierzyła, że ta dziewczyna naprawdę go uwodzi. Nie bardzo wiedział, jak zdoła przekonać 
Flynn, 

że Sandra jest tylko jedną z licznych partnerek filmowych, a April jedyną kobietą jego 

życia. Ale będzie musiał to zrobić.   

Gdyby Rynn kiedykolwiek go opu

ściła...  Poczuł  nieprzyjemny  skurcz  w  żołądku.  Była 

dla niego wszystkim. 

Wspaniałą  kochanką  i  najlepszą  przyjaciółką.  Chronił  się  w  jej 

ramionach  przed  zwariowanym  światem,  w  którym  się  obracał.  Kiedy  wracał  do  domu, 
wiedział,  że  zastanie  w  nim  April.  Nie  przepadała  za  roztrząsaniem  najnowszych 
hollywoodzkich plotek,  za omawianiem ostatnich sprawunków. 

Nie  zwykła  również 

opowiadać  mu  o  prowadzonych  przez  siebie  sprawach.  A jednak zawsze mieli o czym 
rozmawiać. Problemy współczesności a także marzenia o ich przyszłości stanowiły na ogół 
temat  ich  pogawędek.  W  towarzystwie  April  odpoczywał.  Na  dobrą  sprawę  nie  potrafił 
sprecyzować, co właściwie ich do siebie przyciągnęło. Istniało tysiące powodów, ale żaden 
nie  był  naprawdę  przekonywający.  Była  mu  po  prostu  niezbędna  do  życia  jak  powietrze. 
Zdecydował,  że  za  cztery  tygodnie  poprosi  ją  o  rękę.  Myślał  o  tym  postanowieniu  z 
prawdziwą radością.   

U

śmiechnął się, wyłączając silnik.   

 

April by

ła  w  kuchni.  Ubrana  w  wieczorową  sukienkę  przepasaną  falbaniastym 

fartuszkiem, 

na wysokich obcasach i umalowana stała nad kuchnią mieszając w garnku mięso 

i  małe  cebulki.  Pochyliła  głowę  nad  przepisem.  Zmarszczyła  czoło  w  skupieniu.  Kiedy 
poprzednim  razem  przygotowywała  te  smakołyki,  rozlała  trochę  śmietany  na  kartkę.  Czy 
powinna dodać pół łyżki sosu anyżowego, czy pół szklanki? Nie mogła odczytać. Szklanka to 
chyba  za  dużo,  ale  z  kolei  łyżka,  to  zbyt  mało,  by  poczuć  smak.  Wzruszyła  ramionami  i 
zdecydowała  się  na  pośrednią  porcję.  Musi  to  zrobić  na  wyczucie,  ostatecznie ten sos nie 
może za bardzo zepsuć smaku, jeśli tylko będzie ostrożna.   

Cho

ć  do  tej  pory  April  przyrządziła  jeden  obiad  w  swoim  życiu,  czuła  się  już 

wtajemniczona w sekrety kuchni.   

Kiedy rozleg

ł się dzwonek, nie podbiegła do drzwi wejściowych. Jace miał przecież swój 

klucz. 

Nagle  przypomniała  sobie,  w  jakiej  występuje  roli,  więc  z  uśmiechem  na  ustach 

popędziła otworzyć omal nie łamiąc nóg na wysokich obcasach. Jace otworzył szeroko oczy 
na jej widok i w ostatniej chwili wyciągnął ręce łapiąc ją w objęcia, i tym samym ratując ich 
oboje przed nieuniknionym upadkiem.   

– Cze

ść – wysapała. Usiłował nie pokazać po sobie zaskoczenia na widok jej stroju. April 

wspięła się na palce i pocałowała go w kącik ust w sposób, jak jej się wydawało, przystający 
żonie.   

– Witaj – mrukn

ął i pochylając się nad April pocałował ją tak, jak tego naprawdę pragnął. 

Namiętnie. Marzył o ukryciu się w jej ramionach po ciężkim dniu.   

Obj

ęła go mocniej, oplatając ramionami jego szyję i odwzajemniła pocałunek, wkładając 

w to ca

łe serce. Zapomniała o swoich postanowieniach. Obiecała sobie, że będzie po prostu 

background image

oddaną żoną, ale zbyt wielką radość czerpała z bliskości kochanego  człowieka. Westchnął, 
całując jej rozchylone usta. Wiedział, że potrzebował tego tak samo, jak ona.   

Wreszcie oderwa

ł się od April i przyjrzał się uważnie jej kreacji.   

– Jeste

ś taka wystrojona. Wychodzimy gdzieś? 

– Nie. Jemy w domu. Ja gotuj

ę, a ty chwalisz.   

–  Dobrze  –  zgodzi

ł  się,  opierając  o  zamknięte  drzwi  i  nie  wypuszczając  jej  z  objęć.  – 

Marzę o spokojnym wieczorze.   

U

śmiechnęła  się  i  dotknęła  jego  brwi.  Przesunęła  palcem  po  skroni.  Wyglądał  na 

zmęczonego.   

–  Chod

ź,  naleję  ci  wina.  –  Wzięła  go  za  rękę  i  zaprowadziła  do  kuchni.  Już  na  progu 

zobaczyła  kłęby  dymu  unoszące  się  nad  patelnią.  –  O  Boże,  moja kolacja!  –  zawołała, 
zestawiaj

ąc dymiące naczynie z palnika. Na dnie znajdowały się resztki tego, co kiedyś było 

cebulą.   

Jace pochyli

ł się nad jej ramieniem i pociągnął nosem.   

– Spróbuj jeszcze raz. 

To się chyba da jeszcze uratować.   

–  Skoro mam zacz

ąć od nowa, to znaczy, że z tym nic już nie można zrobić – odparła 

szczerze zmartwiona, 

patrząc  z  niesmakiem  na  spalone  pozostałości  wykwintnego  dania. 

Szkoda, 

że Jace  nie  mógł  przyjść,  kiedy  wszystko  szło  tak  gładko.  Dlaczego  musiała  teraz 

w

szystko zepsuć? Odpowiedź nasuwała się sama: nie mogła się skoncentrować w obecności 

Jace’a. Jak zwykle.   

– To by

ł tylko niezobowiązujący pomysł, moja droga – mruknął uspokajająco. Wiedział, 

że nie powinien teraz dolewać oliwy do ognia.   

Dalszy ci

ąg  kolacji  okazał  się  równie  niefortunny  jak  początek.  Jedzenie  było  albo  nie 

dogotowane, albo przegotowane. 

Tylko wino miało idealną temperaturę.   

Po kolacji usiedli w salonie i chichotali,  ogl

ądając  głupawą  komedię,  w której 

występował  ich  wspólny  znajomy.  Potem  gonili  się  jak  dzieci  wokół  basenu,  aż  wreszcie 
April pozwoliła się Jace’owi złapać.   

By

ła prawie jedenasta, kiedy poszli razem pod prysznic. Po wspólnej kąpieli owinęli się 

w ręczniki nawzajem się wycierając. Wsunęli się pod kołdrę. April oparła głowę na ramieniu 
Jace’a. 

Położył delikatnie dłoń na jej biodrze, rozkoszując się jedwabistą skórą. Przytuleni do 

siebie zaczęli się powoli pieścić, dotykając się z wielką czułością. Nawet nie zauważyli, kiedy 
ogarnął ich sen.   

Zasypiaj

ąc  April  przypomniała  sobie,  że  Jace  nie  zwrócił  uwagi,  jak  dokładnie 

wysprzątała cały dom, i że wszystkie jej wysiłki poszły na marne. Uśmiechnęła się. Ale nie 
skrytykował też przesolonego mięsa. Czasem trzeba przegrać, żeby wygrać...   

background image

ROZDZIAŁ 5 

 

– Dlaczego mia

łbym z nią iść? Znajdź kogoś innego, kto będzie zaspokajać jej kaprysy w 

piątek wieczorem. Od premiery dzielą nas jeszcze dwa dni. Mam swoje prywatne życie i nie 
ma w nim miejsca dla innej kobiety, 

nawet jeśli to aktorka! – Jace z gniewem zwrócił się do 

Sida.  Siedzieli w eleganckim biurze, 

którego  ściany  były  ozdobione  podobiznami  wielkich 

gwiazd ekranu.   

Sid zamacha

ł rękoma zaniepokojony nagłym wybuchem złości Jace’a.   

–  Uspok

ój się, Jace, to nie koniec świata. Producent prosi tylko o to, żebyś towarzyszył 

Sandrze Tanner podczas premiery jej ostatniego filmu. 

Kiedy  podpisywałeś  kontrakt, 

zgodziłeś się również na warunki reklamy. Masz bardzo wysokie honorarium. Jesteś w tym 
interesie chyba na tyle  długo, by to docenić. Wasza obecność na premierze będzie świetną 
reklamą dla filmu, który teraz kręcimy. Wiesz o tym dobrze.   

– Ale wiem r

ównież, że nie chcę spotykać się z tą kobietą prywatnie! Patrzy na mnie, jak 

dziecko na ciastko z kremem! Do diab

ła, Sid! Ona uwierzyła w tę reklamową szopkę! Żyje 

marzeniami i czeka, 

kiedy się jej oświadczę! 

– Przesadzasz – mrukn

ął Sid.   

– Wcale nie! 

– No dobrze, mo

że masz rację – zgodził się.   

–  A poza tym,  ta dziewczyna zachowuje si

ę  jak  nastolatka.  Nie  ma  w  ogóle  własnego 

zdania, 

nie potrafi powiedzieć nic oryginalnego. Jest nudna jak flaki z olejem! 

Sid westchn

ął i wzruszył ramionami. Wiedział, że ma rację.   

– No, a nawet je

śli tak jest? Nie musisz się odzywać”, a wszystko będzie dobrze. To tylko 

jeden wieczór, Jace. 

Przecież nie zaciągnie cię do ołtarza! 

Jace uderzy

ł  pięścią  w  ścianę  i  odetchnął  głęboko,  starając  się  pohamować  narastającą 

wściekłość. Odwrócił się z wysiłkiem.   

–  S

łuchaj,  Sid.  Próbuję  ci  wytłumaczyć  moje  stanowisko,  bo  chcę,  żebyś  ty  z  k o lei 

wyjaśnił całą tę sytuację w wytwórni. Jak wiesz, mam dziewczynę i to jest jedyna kobieta, z 
którą  chciałbym  pokazywać  się  publicznie.  Niepotrzebne  mi  są  teraz  żadne  komplikacje,  a 
jeśli pójdę z Sandrą na premierę, wszystko się straszliwie pogmatwa. Nie namawialiby mnie 
do demonstracyjnego pokazywania się z Sandrą, gdybym był żonaty. Dadzą sobie diabelnie 
dobrze radę bez tego przedstawienia i teraz. Rozumiesz? 

Siwow

łosa głowa Sida poruszyła się potakująco.   

– Ja rozumiem, ale ty nie. Kiedy podpisa

łeś ten kontrakt, dałeś im wolną rękę w sprawach 

reklamy. 

Nie masz żony, więc to jest dyskusja akademicka. Do tej pory odrzuciłeś już trzy 

propozycje i teraz nie popuszczą. Nie masz wyboru.   

–  Jakie trzy propozycje?  –  Jace popatrzy

ł  na  niego  ze  zdziwieniem.  –  Mówisz o tym 

wyjeździe do Nowego Jorku na otwarcie jakiegoś klubu? 

–  Tak  –  potwierdzi

ł  Sam.  –  I  jeszcze  tamta  premiera  i  zdjęcia  z  Ericą  w  Meksyku  w 

zeszłym tygodniu.   

background image

– Ty to nazywasz reklam

ą? – Jace spytał z niedowierzaniem i pochylił się nad biurkiem. 

Agent nie odsunął się i nie wyglądał na przestraszonego. Siedział spokojnie, patrząc na Jace’a 
ze smutkiem.   

– Dobrze wiesz, 

że tak było. Teraz naprawdę nie możesz odmówić. Albo dostosujesz się 

do  ich  wymagań,  albo  pożegnasz  się  z  możliwością  nakręcenia,  czy  choćby  znalezienia 
pieniędzy na wyprodukowanie tych wymarzonych, ambitnych filmów, o których tyle mówisz. 
W tej branży wieści szybko się rozchodzą. Ani się obejrzysz a wszyscy będą wiedzieli, że 
trudno się z tobą współpracuje.   

– Wcale nie musz

ę kręcić filmów w dużych wytwórniach. Mogę nawet założyć własną – 

Jace spojrzał zaczepnie na Sida, ale miał niewyraźną minę. Nagle odechciało mu się walczyć i 
opadł ciężko na skórzany fotel.   

– Wygra

łeś, Sid – powiedział bezbarwnym głosem. Agent wstał, a jego twarz rozjaśniła 

się w uśmiechu.   

Poklepa

ł Jace’a po ramieniu.   

–  Nie martw si

ę,  Jace.  Wszystko pójdzie dobrze,  obiecuję.  I  założę  się,  że  jeżeli 

wytłumaczysz wszystko April, ona też zrozumie – dodał, starając się uspokoić aktora.   

– Tak...   

– Czy April by

ła z tobą na przyjęciu w zeszłym tygodniu? 

– Tak – Jace wbi

ł wzrok w podłogę, brwi miał ściągnięte.   

– Widzia

łem ją tylko kilka razy, ale zdążyłem zauważyć, jaka jest urocza. I nie wydawało 

mi się, żeby miała coś przeciwko tym kilku zdjęciom, które wtedy zrobiliście sobie z Sandrą. 
Jesteś pewien, że nie wyolbrzymiasz problemu? 

– Uwierz mi, Sid. Ja wiem, co m

ówię.   

Wkr

ótce po tej rozmowie Jace opuścił  gabinet.  Przeszedł przez sekretariat z rękoma  w 

kieszeniach  i  oczyma  wbitymi  w  podłogę.  Nie  miał  ochoty  odpowiadać  na  kokieteryjne 
spojrzenia sekretarki, tak samo jak nie mia

ł najmniejszej ochoty iść na tę przeklętą premierę.   

Niech to diabli! Szkoda, 

że  wcześniej  nie  ożenił  się  z  Flynn.  Uniknąłby  wtedy  tej 

idiotycznej sytuacji! Gdyby była jego żoną, nie proponowano by mu takich tanich chwytów 
reklamowych i na pewno nie z udzi

ałem  jakiejś  głupiej  aktoreczki.  Ale  ponieważ  jest 

oficjalnie wolny,  nie ma argumentów, 

musi  się  poddać.  W  przeciwnym  razie  narazi  się  na 

kłopoty.  Niewykluczone,  że  będzie  musiał  pożegnać  się  z  myślą  o  jakiejś  poważnej 
dramatycznej roli. 

Wiedział,  że  podołałby.  Miał  już  dość  lekkich  rozrywkowych  filmów, 

chociaż to właśnie dzięki nim zdobył popularność. 

Czas najwy

ższy  porwać  się  na  coś  większego.  Gdyby  tylko  udało  mu  się  trafić  na 

odpowiedni scenariusz i znaleźć dobrych aktorów do pozostałych ról, mógłby się wykazać. 
Może nawet sięgnąłby po Oskara. No, trochę się chyba zagalopował...   

Ale teraz naprawd

ę  nie  miał  wyboru.  Albo  zatańczy,  jak  mu  zagrają,  albo  będzie  miał 

bardzo długie wakacje. Sprawa była aż nadto oczywista.   

Tylko co powiedzie

ć April? 

 

April wró

ciła do domu wcześnie. Postanowiła odrobić zaległości w lekturze. Wzięła do 

background image

ręki prawniczą książkę. Już od sześciu miesięcy usiłowała ją przeczytać, ale bez większych 
rezultatów. 

Kiedy  zadzwonił  telefon,  zaznaczyła  palcem  miejsce,  w  którym  skończyła i 

podniosła  słuchawkę.  Chętnie  oderwała  się  od  czytania,  ale  miała  nadzieję,  że  nie  jest  to 
któryś z klientów. Pomyślała, że to może Jace.   

– S

łucham? 

– Halo, kto mówi? – 

Młody kobiecy głos był ostry i stanowczy. April była pewna, że już 

go kiedyś słyszała.   

– Sprz

ątaczka. Kto dzwoni? – odpowiedziała bez zastanowienia. Nie była w nastroju do 

prowadzenia grzecznej rozmowy z zarozumiałymi gwiazdkami. A szczególnie z taką, która 
przewracając oczyma wiesza się przy wszystkich na ramieniu Jace’a.   

– Mówi Sandra Tanner. 

Chciałam rozmawiać z panem Sullivanem.   

–  Nie ma go w domu  –  odezwa

ła się słodkim głosem. – Czy mogę w czymś pomóc? – 

Może bilet na księżyc, na jakiś dalekomorski statek? A może po prostu pomóc utopić się? 

–  Prosz

ę  mu  tylko  przekazać,  żeby  do  mnie  zadzwonił.  Jesteśmy  umówieni  na  piątek 

wieczorem i muszę wiedzieć, o której po mnie przyjedzie – odpowiedziała Sandra i telefon 
zamilkł.   

Zapanowa

ła  cisza.  April  wstrzymała  oddech.  Zaraz  jednak  serce  zaczęło  bić 

nieprzytomnie. 

Drżącą ręką odłożyła słuchawkę. Niewidzącym wzrokiem patrzyła w ścianę, 

ale  zamiast  niej  widziała  Jace’a  i  Sandrę  stojących  z  uśmiechem  wśród  błyskających  lamp 
fotoreporterów. 

Czy odgrywali jakąś rolę, czy byli naprawdę sobą zainteresowani? A może 

Jace  odwzajemniał  uczucia  Sandry  a  April  wmówiła  sobie,  że  to  tylko  gra?  Ręce  April 
zacisnęły  się  na  myśl  o  tych  wszystkich  uśmiechach,  miłych  słówkach  i  znaczących 
spojrzeniach Jace’a i Sandry.   

By

ła  taka  niemądra!  Zazdrość  wypełniała  jej  serce  i  umysł,  nie  dopuszczając  do  głosu 

rozsądku. Patrzyła niewidzącymi oczami. Odetchnęła kilka razy głęboko, żeby się uspokoić, 
zanim odważyła się zrobić parę kroków. Z wysiłkiem dotarła do sofy i usiadła, spoglądając 
przez szklane drzwi na ogród. 

Wściekłość  ustępowała  powoli,  na  jej  miejsce  pojawiło  się 

uczucie bólu.   

Bezwiednie wzi

ęła do ręki swoją niedawną lekturę, Spojrzała na nią, jakby widziała ją po 

raz pierwszy. 

Jest w końcu samodzielną adwokatką i nie powinna siedzieć i rozpaczać tylko 

dlatego, 

że jakaś niewiele warta aktoreczka ubzdurała sobie, że ma randkę z Jace’em. Poczuła 

nieprzyjemny ucisk w żołądku. Przełknęła łzy.   

Przez ca

ły ten czas, kiedy podejmowała usilne wysiłki, żeby się jej oświadczył, on kręcił 

z inną za jej plecami! Nie, nie robił tego. Musi być sprawiedliwa. To Sandra twierdziła, że tak 
jest. A to nie to samo. 

Ten drań wykorzystywał ją, a tymczasem miał inne kobiety na boku... 

Nie, to nieprawda. 

Przecież spędzał z nią wolny czas. Ale skąd ta pewność, że to był cały jego 

wolny  czas?  Wierzyła  mu  na  słowo.  Nie miała  innego  wyjścia.  Ostatecznie  ich  związek 
opierał się na wzajemnym zaufaniu.   

Zacisn

ęła  powieki,  starając  się  powstrzymać  łzy.  Porozmawia z Jace’em.  Kocha go 

przecież, i on ją kocha. Nie postąpiłby tak niegodziwie, na tyle poznała go już przez ostatnie 
trzy lata. 

Byli  ze  sobą  dostatecznie  długo,  by  nie  dokuczać  sobie  w  ten  sposób.  Musi mu 

background image

wierzyć  i  ufać,  chyba  że  stałoby  się  coś,  co  by  ją  przekonało,  że  nie  ma  racji.  Ale Sandra 
Tanner ze swoim wybujałym biustem i talią Scarlett O’Hary była prawdziwym zagrożeniem! 

Nala

ła sobie wina i z kieliszkiem w ręku usiadła na tarasie zapatrzona w zachód słońca. 

Nie upłynęło zbyt wiele czasu, a samochód Jace’a podjechał pod dom.   

Odwr

óciła  głowę  i  przyglądała  się  Jace’owi,  który  szedł  w  jej  kierunku.  Wyglądał 

elegancko i świeżo w czarnej marynarce przewieszonej przez ramię i odpowiednio dobranych 
spodniach i koszuli. 

Ale po bliższym przyjrzeniu się dostrzegła na jego twarzy znużenie. Brwi 

miał ściągnięte, czoło przecinała głęboka zmarszczka.   

April wskaza

ła mu butelkę wina.   

–  Nalej sobie,  Jace.  Wygl

ądasz  na  zmordowanego.  Rzucił  jej  szybkie  spojrzenie. 

Zauważył, że nie była w lepszej formie od niego. Poczuł ukłucie w sercu.   

–  Ty te

ż  nie  prezentujesz  się  najlepiej.  Dobrana z nas para.  Usiadł  obok  niej  i  przez 

d

łuższą chwilę wiercił się, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji na spiętrzonych poduszkach. 

W końcu oparł jedną nogę na ceglanym murku otaczającym taras.   

– Jak tam sprawy w s

ądzie? 

–  Nic nadzwyczajnego  –  odpowiedzia

ła  wymijająco  i  spojrzała  na  niego  wymownie. 

Prawdę  mówiąc  dzień  miała  udany  i  raczej  przyjemny,  zupełnie  odwrotnie  niż  wieczór  w 
domu. 

Kiedy odchylił głowę i przymknął oczy, stwierdziła: 

– Zdaje si

ę, że spędziłeś cały czas na zdjęciach i w garderobie.   

– Z ma

łym wyjątkiem. Byłem u Sida w jego biurze.   

– Naprawd

ę? Podpisałeś już nowy kontrakt? 

– Nie – odrzek

ł krótko, otwierając nagle oczy i patrząc badawczo na kieliszek z winem, 

który trzymał w ręku. Zawahał się przez moment i dodał: – Pokłóciliśmy się.   

Serce zabi

ło jej mocniej. Zaczęło się.   

– O co? 

– O kampani

ę reklamową i sposób jej przeprowadzenia.   

– I... ? 

–  I przegra

łem. – Obrzucił ją ukradkowym spojrzeniem, żeby zobaczyć, jakie to na niej 

robi  wrażenie,  ale  jej  twarz  była  pozbawiona  wyrazu.  Nie  zrozumiała  albo  nie  chciała 
zrozumieć.   

– W jakim sensie przegra

łeś? – zapytała cicho. Wypiła odrobinę wina. Nagle pożałowała, 

że  to  nie  szkocka.  Na tym,  zdaje  się,  zasadza  się  alkoholizm  –  ucieczka od prawdy i 
rzeczywistych kłopotów.   

–  Ludzie z wytw

órni twierdzą, że nie zrobiłem zbyt wiele dla reklamy, że obiecywałem 

znacznie więcej. No i każą mi iść na jakąś premierę. – Wciąż nie rozumiała. To będzie chyba 
znacznie trudniejsze, 

niż przypuszczał.   

–  I co z tego?  –  spyta

ła,  bawiąc  się  kieliszkiem.  Patrzyła  wciąż  na  przepiękny  zachód 

słońca.   

–  To ma by

ć taki występ na pokaz. Mam towarzyszyć Sandrze Tanner na premierze jej 

ostatniego filmu. – 

Zacisnął zęby i czekał na jej odpowiedź.   

– Tak? To brzmi prawie jak zapowied

ź dobrej zabawy. Kiedy? – Wypiła do końca wino i 

background image

odstawiła kieliszek na mały stolik. Przymknęła oczy. Modliła się, żeby nie dostrzegł, jak drżą 
jej ręce. Starała się opanować za wszelką cenę.   

– W pi

ątek – odpowiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. Twarz miała wciąż obojętną. 

Czy naprawdę tak mało ją to obchodziło? – Chodzi o to, żeby stworzyć pozory, iż mamy ze 
sobą romans. To przysporzy rozgłosu filmowi, który teraz robimy.   

– Troch

ę głupie, nie uważasz? 

– Oczywi

ście. – Patrzył na nią uważnie i zastanawiał się, dlaczego nie jest zła. Czegoś nie 

rozumiał. To nie była April, którą znał i z którą żył od trzech lat. To była jakaś obca kobieta. 
Na  przekór  sobie  zaczął  się  nagle  tłumaczyć:  –  Do  tej  pory  nie  zgadzałem  się  na  żadne 
reklamowe sztuczki, 

więc tym razem zagrozili mi obcięciem funduszy na film, który chciałem 

nakręcić w przyszłym roku. Twierdzą, że najpierw trzeba wypromować ten film.   

– Proponowali ci ju

ż kiedyś coś takiego? – W jej głosie nie było cienia zainteresowania, 

zupełnie jakby chciała podtrzymać konwersację, a nie dlatego, że chciała znać odpowiedź.   

– Tak, ale im odmawia

łem. To by oznaczało wyjazdy i przebywanie z dala od... od domu. 

Jeden pomys

ł  dotyczył  telewizji,  drugi  wywiadów  udzielanych  razem  z  moją  matką  – 

odpowiedział chłodnym głosem.   

–  Wi

ęc zamiast pokazywać się światu z matką, wolisz występy u boku Sandry Tanner. 

Tak? – 

Wbrew swojej woli głos miała teraz lodowaty. To wszystko było trudne do zniesienia. 

Jedynie lęk nie pozwalał jej wstać i odejść. Strach przed zrobieniem z siebie idiotki.   

– Nie, do diab

ła! To nie tak! Nie dali mi wyboru. Po prostu zakomunikowano mi dzisiaj, 

że mam tam być, bo jeśli nie, to...   

– W porz

ądku, mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. Słyszałam, że na premierach 

jest  bardzo  interesująco.  –  Przełknęła  z  wysiłkiem  ślinę.  Gardło  miała  wyschnięte.  Chciała 
koniecznie zachować dumę i postanowiła uciec się do kłamstwa. – Poza tym, umówiłam się 
już na kolację z pewnym adwokatem, właśnie na piątek. Pracuje nad sprawą, która wiąże się z 
moją, więc poprosił mnie o konsultacje.   

Oczy Jace’a zw

ęziły się niebezpiecznie.   

– Nigdy przedtem tego nie robi

łaś – powiedział oskarżycielskim tonem.   

–  Wiem.  Akurat tak si

ę  złożyło  tym  razem.  Tak  więc  oboje  będziemy  mieli  zajęty 

wieczór. 

Ani ty nie musisz mieć wyrzutów sumienia, że zostawiasz mnie samą w domu, ani 

ja.   

–  To rzeczywi

ście  świetnie  –  stwierdził  sarkastycznie.  –  A  kiedy  to  miałaś  zamiar 

powiedzieć mi o tej swojej randce? W piątek wieczorem? 

– Um

ówiłam się dzisiaj i od razu ci mówię – odpowiedziała i zacisnęła mocniej dłonie.   

– Tak. Zdumiewaj

ący zbieg okoliczności.   

Spojrzała na niego zaskoczona.   
– O co ci chodzi, Jace? 

– Nic takiego. Po prostu wracam do domu po okropnym dniu i od razu dowiaduj

ę się, że 

moja pani umówiła się na spotkanie z innym mężczyzną! 

– To tylko zawodowe obowi

ązki! Występ z Sandrą to też część twojej pracy, prawda? – 

spytała  niewinnym  głosem.  Pochyliła  się  i  wzięła  do  ręki  kieliszek,  tylko po to,  by  zająć 

background image

czymś ręce. Czuła na sobie jego palące spojrzenie. Kropla czegoś mocniejszego na pewno by 
jej teraz nie zaszkodziła.   

– Ja z pewno

ścią nie spotykam się dla przyjemności, ale nie jestem tego zupełnie pewien, 

jeśli chodzi o ciebie! 

–  Mam podobne wra

żenie,  Jace.  –  Odwróciła  się  i  po  raz  pierwszy,  odkąd  zaczęli  tę 

rozmowę spojrzała mu prosto w oczy. – Uważasz za rzecz normalną, że ty umawiasz się z 
inną  kobietą,  na  dodatek  z  taką,  która  szaleje  za  tobą  i  rozgłasza  to  wszystkim  dookoła,  a 
tymczasem  ja  nie  mogę  spotkać  się  z  kolegą  po  fachu  i  porozmawiać  o  sprawach  czysto 
zawodowych? 

Rozumia

ł dobrze, do czego zmierza i zdawał sobie sprawę, że ma rację. Po raz drugi tego 

dnia poczuł, że wszystko wymyka mu się z rąk.   

–  Nie  –  zaprzeczy

ł  zniżając  głos  –  nie o to mi chodzi.  Ale nie jestem przesadnie 

ucieszony, 

że spotkasz się z kimś innym. Również nie napawa mnie zadowoleniem myśl, że 

muszę zabrać tę głupawą aktoreczkę na premierę i że wszyscy pomyślą, że lubię kobiety tego 
rodzaju. – 

Był zdenerwowany i zły. – Ale zobowiązano mnie do tego, podczas gdy ty idziesz 

tam z własnej woli. Do diabła, Flynn, nie masz prawa tego robić! 

– Czy powiedzia

łeś to wszystko Sidowi? – spytała cicho.   

–  Tak! Powiedzia

łem!  Ale  ponieważ  nie  jesteśmy  po  ślubie,  świat,  nie  mówiąc  już  o 

mojej wytwórni,  nie ma  poj

ęcia  o  naszym  związku.  –  Zobaczył,  że  zbladła.  Wiedział,  że 

poruszył temat, którego oboje unikali starannie przez ostatnie trzy lata. Odetchnął i dodał: – 
Ale myślałem, że to ci odpowiada, Flynn.   

– Tak. Nie mniej ni

ż tobie – stwierdziła.   

Reszta wieczoru min

ęła im w milczeniu. Zjedli kolację, a potem odpoczywali, czytając w 

salonie. 

Poza zwykłym: „Podaj mi sól”, czy „Chcesz jeszcze herbaty?” nie padło ani jedno 

słowo.   

Poranek czwartkowy nie przyni

ósł poprawy. Wypili jak zwykle kawę w sypialni, ubrali 

się i pojechali do pracy, każde swoim samochodem. Przez całą drogę April czuła narastające 
zdenerwowanie.   

– Jak tam Wielki Plan? – zapyta

ł Sam, kładąc przed nią jakieś papiery.   

– Chyba upad

ł – odpowiedziała bezbarwnie. Nagle jednak oczy jej zabłysły. – Sam, czy 

wyświadczysz mi wielką przysługę? 

Zawaha

ł się przez chwilę.   

– Je

śli będę mógł i jeśli to będzie zgodne z prawem...   

–  Nic z tych rzeczy  –  zawo

łała  szybko.  Nie  widział  jej  nigdy  tak  zdeterminowanej.  – 

Muszę  się  spotkać  z  adwokatem.  Przystojnym,  ale bez przesady.  Takim,  który  będzie  miał 
ochotę na darmową kolację. W piątek.   

– Po co? – zmarszczy

ł brwi. Zorientował się, że myśli intensywnie, ale nie rozumiał, do 

czego to wszystko zmierza.   

– 

Żeby porozmawiał ze mną o pracy i towarzyszył mi przez cały wieczór. – Uśmiechnęła 

się widząc jego zdumienie, zachwycona prostotą pomysłu. – Nie widzę żadnego  problemu. 
Powinien spotkać się ze mną przed restauracją, którą ja wskażę, zjeść ze mną kolację, a potem 

background image

wyjść. To wszystko.   

– Ja nie wystarcz

ę? 

–  Nie.  Wybacz,  Sam,  ale a

ż  przez  dwa  lata  przekonywałam  Jace’a,  że  łączy  nas  tylko 

przyjaźń. Jest głęboko przekonany, że związek między dwojgiem ludzi różnej płci nie może 
być platoniczny. Wcale nie przesadzam.   

Sam wzruszy

ł ramionami.   

–  Je

śli  uważasz,  że  nie  mam  ochoty  na  darmową  kolację  i  rozmowę  o  prawie,  w 

porządku...   

–  Wcale nie to mia

łam na myśli, Sam! – April zrozumiała w końcu, że nie wyraziła się 

zbyt jasno.  – 

Szukam  kogoś,  kogo  Jace  zauważy.  Chcę  się  z  nim  podroczyć,  chcę  go 

zaniepokoić.   

To wyja

śnienie zrobiło swoje.   

– Ach, tak – w ciemnych oczach Sama b

łysnęło zrozumienie. Uśmiechnął się w duchu. I 

kto  powiedział,  że  mężczyźni  są  solidarni?  –  W takim razie mam bardzo odpowiedniego 
faceta.  Weteran z Wietnamu, 

właśnie zaczął studia prawnicze. Ma bardzo mało pieniędzy i 

prawie  zawsze  jest  głodny.  Będzie  zachwycony.  Po za  tym  ma  w  so b ie  co ś  z kiepskiego 
aktora. 

Czy Jace tam będzie? 

–  Nie  –  odpar

ła April w zamyśleniu. – Idzie na premierę. Ale myślę, że uda mi się go 

namówić, żeby mnie podwiózł.   

– Wojna na ca

łego? – Sam domyślił się.   

– Tak, najgorsza, jaka mo

że być: między mężczyzną a kobietą. – Na twarzy April widać 

było zdecydowanie. Wygra.   

–  Niech Bóg ma w swej opiece pokonanego – 

mruknął Sam wychodząc. Przy drzwiach 

odwrócił się i dodał: – Mam nadzieję, że to nie będziesz ty. Jace ma więcej doświadczenia, 
niż przypuszczasz. Przy odrobinie wysiłku może cię wyprowadzić w pole.   

–  Mam nadziej

ę,  Sam  –  April  zaśmiała  się.  –  Naprawdę  mam  nadzieję.  Pokonanemu 

okazuje się litość. Jace potrafi współczuć. – Uśmiech powoli zamarł jej na ustach. Pomyślała 
o tym, 

co  przed  chwilą  powiedziała.  Ma  szansę,  dopóki  Sandra  Tanner  nie  wysunie  się  na 

pierwszy plan.   

Sam pokr

ęcił głową z niedowierzaniem. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do telefonu. 

Westchnął cicho. April będzie potrzebna pomoc. Zabawne, ale był przekonany, że Jace też nie 
obejdzie się bez wsparcia. April była tylko kobietą, ale niezwyczajną kobietą! Zapowiadała 
się niezła bitwa, niezależnie od tego, kto wygra.   

 

– Mo

żesz zajechać po mnie do biura dziś po południu? – April zatelefonowała do Jace’a 

w piątek rano. – Wiem, że musisz wcześnie wyjść, ale ja też. Powinniśmy się oboje przebrać 
na wieczór i... – 

zawiesiła głos. Z ciszy po drugiej stronie wywnioskowała, że dopowiedział 

sobie resztę.   

– O czwartej – zaproponowa

ł sucho. – Przed budynkiem.   

– 

Świetnie – zawołała i odłożyła słuchawkę. Początek miała już za sobą. Musiała jeszcze 

namówi

ć  Jace’a,  żeby  ją  podwiózł  do  restauracji,  gdzie  miał  na  nią  czekać  Leo.  Zacisnęła 

background image

kciuki i zmówiła kolejną modlitwę.   

Droga do domu min

ęła w ciszy i napięciu. Jace zaciskał z całej siły ręce na kierownicy, 

April trzymała zaciśnięte dłonie na kolanach.   

Najlepiej by

łoby objąć go i błagać, by nigdzie nie szedł. Zostań ze mną i kochaj mnie” – 

chciała powiedzieć, ale nie mogła wykrztusić ani jednego słowa przez zaciśnięte gardło.   

Przebrali si

ę  w  milczeniu,  Jace  po  jednej  stronie  wielkiego  łóżka,  a ona po drugiej. 

Napływające  do  oczu  łzy  przeszkadzały  jej  i  z  trudem  się  umalowała.  Mocując  się  z 
zapięciem wciągnęła sukienkę w kolorze kości słoniowej.   

Kiedy wreszcie sko

ńczyła się ubierać, usiadła w salonie, czekając na Jace’a.   

Wygl

ądał  bardzo  oficjalnie  i  sztywno  w  idealnie  skrojonym  smokingu.  Obrzucił  ją  z 

ukosa lodowatym spojrzeniem. 

Podszedł prosto do barku i nalał sobie szkockiej.   

– Czy ten „adwokat” przyjedzie po ciebie? 

–  Nie.  Um

ówiłam się z nim w restauracji – powiedziała czując, jak serce ucieka jej w 

pięty. Był zły, ale nie wydawał się zazdrosny, podczas kiedy ją zazdrość po prostu rozsadzała. 
– 

Wezwę taksówkę.   

– Dok

ąd jedziesz? 

– Do Tracer’s Lodge, to nowy lokal.   

Przytakn

ął, czoło przecinała mu pionowa zmarszczka.   

– A jak wrócisz do domu? 

–  Leo podwiezie mnie do mojego samochodu.  Wypi

ł  jednym  haustem  złoty  płyn  i 

ponownie napełnił szklankę. Odwrócił się. Pod wpływem jego spojrzenia poczuła się jeszcze 
bardziej zdenerwowana.   

– Wytw

órnia przyśle po mnie limuzynę, będzie tu lada moment. Możemy cię podwieźć. – 

Jeszcze raz uniósł szklankę, opróżnił ją szybko i głośno odstawił na stolik.   

W g

łuchej ciszy czekali na pojazd z wytwórni. To było najdłuższe i najbardziej męczące 

piętnaście minut w życiu April. Kiedy już miała zamiar przerwać milczenie i wyznać prawdę, 
zdając  się  na  jego  wyrozumiałość,  odezwał  się  dzwonek  przy  drzwiach.  Z mieszanymi 
uczuciami udali się do samochodu, a Jace przez cały czas trzymał ją mocno pod rękę. Uścisk 
był bolesny i nagle powróciła cała jej złość. Jak on śmie być na nią wściekły, podczas gdy to 
on właśnie nie potrafił powiedzieć „nie”! 

Ale kiedy szofer otworzy

ł przed nią tylne drzwi limuzyny, zrozumiała, że najgorsze jest 

dopiero przed nią.   

Roztaczaj

ąc  cały  swój  pospolity  wdzięk,  Sandra Tanner  leżała  niemal  na  pluszowym 

siedzeniu. 

Oczy miała przymrużone, jakby ukrywała podniecenie, a rozchylone usta zdawały 

się czekać na pocałunek. Ubrana była w kreację w stylu lat czterdziestych. Złota lama ściśle 
przylega

ła do ciała. Ciężka broszka przytrzymywała całość, łącząc dwa kawałki materiału na 

obnażonym, białym ramieniu.   

April zerkn

ęła  na  Jace’a  niebezpiecznie  błyszczącymi  oczami.  Ale na jego twarzy 

zobaczyła tylko szczere przerażenie. Pomyślała, że nie wszystko da się zaplanować.   

–  Dobry wieczór,  panno Tanner. 

Co  słychać?  –  zagadnęła  April,  udając,  że  nie  czuje 

coraz  mocniejszego  uścisku  ręki  Jace’a  usiłującego  odciągnąć  ją  za  łokieć  do  tyłu.  –  Jace 

background image

zaproponował mi, że mnie podwieziecie. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu.   

–  Podwieziemy?  –  Sandra spr

óbowała  usiąść,  ale  najwyraźniej  pozycja,  w jakiej 

spoczywała w samochodzie, nie wynikała z jakiejś maniery, lecz z tego, że suknia była zbyt 
ciasna i nie pozwalała normalnie siedzieć. Opadła z powrotem na oparcie.   

–  W

łaśnie. Jestem umówiona niedaleko miejsca, do którego jedziecie, więc Jace był tak 

miły i zaproponował mi, że pojedziemy razem – powiedziała April wsiadając jednocześnie do 
limuzyny i zajmując miejsce naprzeciw Sandry, na samym środku kanapy. Wygładziła fałdy 
jedwabnej sukienki na kolanach i założyła nogę na nogę tak, by Jace mógł dobrze je widzieć. 
Zmarszczyła  brwi  z  wyrazem  zaniepokojenia  i  spojrzała  na  Sandrę.  –  Nie  wiedziałam,  że 
samochód zabierze najpierw panią, więc się zgodziłam. Mam nadzieję, że nie sprawi to pani 
przykrości? 

–  Na pewno nie,  Flynn.  A teraz b

ądź już cicho – zasyczał Jace przez zaciśnięte zęby i 

usiadł  na  kanapie  obok  Sandry.  Pozostawił  jednak  między  nimi  bezpieczny  odstęp  i April, 
patrz

ąc  w  tę  stronę,  nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu.  Całe  to  udawanie  okazywało  się 

rzeczą znacznie prostszą, niż można było przypuszczać! 

Sandra patrzy

ła to na Jace’a, to znów na April.   

–  Czy wy...  czy wy jeste

ście... ? – Najwyraźniej nie miała pojęcia o ich związku. April 

znowu się uśmiechnęła. Ta biedna dziewczyna była tak przejęta karierą, że nie zadała sobie 
trudu, 

żeby dowiedzieć się czegoś o życiu prywatnym Jace’a! 

–  Czy jeste

śmy  małżeństwem?  –  dokończyła  cicho  April  nie  przestając  się  uśmiechać. 

Nie miała odwagi spojrzeć na Jace’a, ale czuła na sobie jego uporczywy wzrok. – Nie. Jace 
nie uznaje takich formalności. – Zawahała się. – Po prostu mieszkamy razem. Zresztą już od 
dawna.   

Wybuch granatu nie wywo

łałby większego wstrząsu.   

– Flynn – zacz

ął ostrzegawczo Jace, ale kiedy April odwróciła się do niego, zobaczyła w 

brązowych oczach wesołe iskry.   

Roze

śmiała się niefrasobliwie.   

– Och, nie przejmuj si

ę, Jace. Założę się, że Sandra jest nowoczesną kobietą. Na pewno 

słyszała już o parach żyjących bez ślubu.   

Sandra natychmiast podchwyci

ła to, co zostało jej podpowiedziane.   

– I to nie raz. Od dawna jeste

ście ze sobą? 

– Wystarczaj

ąco długo – odpowiedzieli chórem. Spojrzeli na siebie i roześmieli się. Ile to 

już razy przytrafiało im się to w ciągu ostatnich trzech lat? Tak często, że zdawało się im, że 
prawie zawsze myślą o tym samym.   

– Wiec dlaczego...? – Sandra by

ła najwyraźniej zakłopotana. April było jej niemal żal.   

Jace popatrzy

ł na obie jadące z nim kobiety. Rozluźnił się nagle.   

– Dlaczego zabieram ci

ę na tę premierę? – dokończył łagodnie.   

Sandra kiwn

ęła twierdząco głową, nie zwracając już uwagi na April.   

– Agent ci nie powiedzia

ł? – spytał Jace. Kiedy Sandra zaprzeczyła, dodał: – Wyjaśnię ci 

to później.   

Jace wskaza

ł szoferowi, gdzie mają podwieźć April i reszta drogi do restauracji minęła w 

background image

milczeniu.   

Z ka

żdym przejechanym kilometrem April była coraz bardziej zdenerwowana. To już nie 

była lekcja, którą chciała dać Jace’owi, aby zrozumiał wreszcie, że ją kocha. Sposób, w jaki 
ran

ili się nawzajem był okrutny i niewybaczalny. Nagle uświadomiła sobie, że byłoby lepiej, 

gdyby powiedziała głośno, co czuje, że się boi i jak cierpi. A potem wysłuchałaby spokojnie 
wyroku, 

jaki Jace wydałby na ich związek. Jej pomysł polegający na piętrzeniu problemów w 

celu  rozwiązania  tego  podstawowego  okazał  się  najgorszy  ze  wszystkiego,  co  mogła 
wymyślić. Zachowała się jak tchórz, nie stawiając sprawy jasno i nie wyjaśniając wszystkiego 
Jace’owi. 

Popełniła  błąd  i  teraz  za  niego  płaciła,  bez  względu  na  to  jakie  intencje  nią 

kierowały.   

Ale teraz by

ło  już  za  późno,  by  cokolwiek  zmienić.  A  może  jednak  nie?  Spojrzała  na 

Jace’a. 

Widziała tylko jego profil, zwrócony w stronę okna. Pochyliła się do przodu i położyła 

rękę na jego kolanie, by zwrócić na siebie jego uwagę.   

–  Jace  –  zacz

ęła, ale poczuła od razu, że cofa nogę. Samochód zatrzymał się. Podążyła 

oczyma za jego lodowatym spojrzeniem.   

Leo sta

ł na brzegu chodnika, najwyraźniej na nią czekając. Wyglądał znacznie lepiej, niż 

można było przypuszczać na podstawie fotografii. Był mniej więcej tego samego wzrostu, co 
Jace, 

miał podobnie jak on szerokie ramiona, był dobrze zbudowany i przystojny. Włosy miał 

jasne,  a brwi ciemne. 

Przyglądał  się  jej  badawczo  orzechowymi  oczami.  Dokładne 

przeciwieństwo kogoś, kogo chciałaby wezwać na pomoc do rozwiązania swoich problemów.   

Zerkn

ęła  na  Jace’a,  mimochodem  zauważając  narastające  zainteresowanie  w  oczach 

młodej aktorki. Jace siedział sztywno. Był wściekły. Nie można było tego inaczej nazwać.   

Z opanowaniem,  jakiego  jeszcze u niego nie zaobserwowa

ła  ostrożnie  otworzył  drzwi 

samochodu i odwrócił się w jej stronę, aby pomóc jej wysiąść. Jego ręka była zimna i obca. 
Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem.   

Leo zbli

żył się do samochodu. Położył obie  dłonie na jej ramionach i  mrucząc coś,  co 

brzmiało jak powitanie, pocałował ją głośno w policzek. W jego oczach widać było szczerą 
radość. Najwyraźniej został dokładnie pouczony przez Sama. 

– My

ślałem, że już nigdy nie przyjedziesz – powiedział niskim, aksamitnym głosem.   

–  Jednak jestem  –  odpowiedzia

ła  bezwiednie,  nie  mając  pewności,  co powinna teraz 

zrobić.   

Ale niepotrzebnie si

ę martwiła. Jace wskoczył do samochodu, który natychmiast ruszył, 

włączając się płynnie w uliczny ruch. Patrzyła za nim, a łzy znowu napłynęły jej do oczu. 
Serce przepełniał smutek. Widziała, jak Jace pochyla się do aktorki siedzącej obok niego.   

background image

ROZDZIAŁ 6 

 

April straci

ła ochotę na kolację, ale na Leo spotkanie z Jace’em najwyraźniej nie zrobiło 

żadnego wrażenia. Uśmiechał się do niej czarująco, gdy wchodzili do restauracji. Z galanterią 
wziął na siebie obowiązek zamówienia menu i wyboru wina. Zachowywał się tak, jakby to on 
zaprosił ją na randkę.   

B

łyszczące  oczy  Lea  i  jego  niski,  głęboki  śmiech  wciąż  przywodziły  April  na  myśl 

Jace’a. Jednak 

dosyć szybko wrócił jej dobry humor. Prawdę mówiąc, cały ten nie kończący 

się monolog o jakiś błahych zdarzeniach z jego życia naprawdę ją rozbawił i podczas kolacji 
często się śmiała. Od czasu do czasu powracały wyrzuty sumienia i poczucie winy. Ale nie 
m

ożna było poznać Lea i nie ulec jego specyficznemu urokowi. Był świetnym kompanem.   

Leo spojrza

ł na jej talerz i mrugnął do niej okiem: 

– S

ądziłem już, że wszystkie twoje pieniądze pójdą na marne. Ledwie zmęczyłaś zakąskę 

i  sałatkę.  Ale,  jak  widzę,  po  prostu  zamówiłem  nie  to,  co trzeba.  Wędzony  łosoś  nawet  ci 
smakuje.   

April zachichota

ła. Zjadła aż trzy plasterki, bo była to jedyna rzecz, która nadawała się do 

jedzenia. 

Pozostałe potrawy wydawały się jej niejadalne.   

–  Jest bardzo dobry  –  powiedzia

ła, biorąc do ust następny kawałek i udając, że się nim 

delektuje.   

–  Jest naprawd

ę  dobry,  czy  tylko  jesteś  bardzo  głodna?  –  dopytywał  się,  a  widząc  jej 

zdziwienie dodał: – Jeśli wrócisz do domu i zrobisz sobie przed snem wielką kanapkę, ktoś 
może pomyśleć, że nie miałaś apetytu podczas kolacji. To by była zupełna klęska. – W jego 
oczach zamigotało rozbawienie. – Ten „ktoś” mógłby nawet dojść do wniosku, że podczas 
randki zapomniałaś o jedzeniu, bo byłaś zachwycona towarzystwem.   

April opar

ła się wygodnie i po raz pierwszy poważnie spojrzała na siedzącego przed nią 

mężczyznę.  Był  inteligentny,  bystry,  przystojny  i  miło  się  z  nim  rozmawiało.  Na pewno 
podobał się większości kobiet. Nie był to jednak Jace Sullivan i nic nie mogło zmienić tego 
faktu.   

Od

łożyła widelec, rezygnując z jedzenia na siłę.   

–  Dlaczego to robisz,  Leo?  –  spyta

ła naprawdę zaciekawiona. –  Zgodziłeś się pójść na 

kolację z kimś zupełnie nieznajomym, nie mając pojęcia, w co się pakujesz.   

–  Sam mnie poprosi

ł  –  odpowiedział  szczerze.  –  Powiedział,  że  jesteś  dobrym 

prawnikiem i że potrzebujesz przyjaciela. Co do reszty musiałem uwierzyć Samowi na słowo. 
Pomógł mi przy kilku sprawdzianach i od tego czasu jestem mu winien przysługę. Z drugiej 
strony mężczyzna taki jak ja, z nader ograniczonym budżetem, nie ma na ogół szansy pokazać 
się między ludźmi z kimś takim jak ty, bo go na to po prostu nie stać. – Uśmiechnął się, a 
April odpowiedziała mu tym samym. – Kiedy spytałem Sama, dlaczego on nie chce pójść z 
tobą,  przyznał  się,  że  zna  zbyt  dobrze przeciwnika i ten nie podejmie wyzwania.  –  W 
zielonych oczach znowu  b

łysnęły  wesołe  iskry.  –  Jeżeli  chodzi  o  tego  mężczyznę  w 

samochodzie, 

sądzę,  że  wystąpiłby  przeciwko  samemu  Quasimodo,  gdyby  uznał,  że  jesteś 

background image

nim zainteresowana. 

April roześmiała się, ale jej oczy pozostały poważne.   

– A jednak darowa

ł ci życie.   

–  Od czasu,  kiedy by

łem w wojsku, nie widziałem człowieka, który tak potrafiłby nad 

sobą zapanować. A był naprawdę wściekły.   

Leo wypi

ł duży łyk wina i zabrał się do zjedzenia ogromnego steku. April nigdy w życiu 

nie widziała kawałka mięsa podobnych rozmiarów. Do tego zamówił jeszcze potężną porcję 
frytek, 

warzyw i kilka bułeczek. Zdaniem April wszystko to nie wyglądało zbyt apetycznie, 

ale  jemu  najwyraźniej  smakowało.  Z  apetytem  pochłaniał  wszystko,  co  znajdowało  się  na 
talerzu.   

April odsun

ęła od siebie swoją porcję. Nie była w stanie nic przełknąć.   

–  Dlaczego w

łaściwie nie powiesz temu człowiekowi wprost, że go kochasz i chcesz za 

niego wyjść? W jego oczach dostrzegłem rozpacz. – Głos Lea przerwał jej rozmyślania.   

Nie wiedzia

ła,  dlaczego  siedzi  z  zupełnie  obcym  mężczyzną  i  rozmawia  z  nim  o  tak 

osobistych sprawach. 

Nigdy przedtem to się jej nie zdarzało.   

–  Zrobi

łam już pierwszy krok. Moja duma nie pozwala mi oświadczyć się mu. On sam 

musi chcieć małżeństwa, inaczej nic z tego nie będzie – odpowiedziała łamiącym się głosem. 
– 

To on powinien zaproponować mi małżeństwo.   

–  S

ądzę,  że  uważa  cię  za  swoją  własność.  Reszta  to  tylko  formalność.  –  Leo  odłożył 

wreszcie sztu

ćce i wyprostował się na krześle. Odetchnął z zadowoleniem i uśmiechnął się do 

niej. – 

A nie zaszkodziłby mały szantaż? 

– Jace i szanta

ż? To niemożliwe.   

– Wa

śnie tak. Jeśli chce ciebie, musi się z tobą ożenić. To proste.   

– A je

śli odmówi? 

– W takim razie nie jest ciebie wart – powiedzia

ł Leo z przekonaniem. – Ale założę się o 

moje  stypendium  w  następnym  semestrze,  że  skorzysta  z  tej  okazji,  byleby  tylko  cię 
zatrzymać.   

Czy Sam nie powiedzia

ł jej tego na samym początku, zanim jeszcze zaczęła się ta cała 

afera? 

– Wiesz, ja naprawd

ę...   

– Nie zak

ładam się zbyt często o takie rzeczy jak moje stypendium – stwierdził dobitnie 

Leo, 

patrząc jej prosto w oczy. – To nie są żarty, panno Flynn. To samo życie. – Z jego oczu i 

sposobu, 

w  jaki  pochylił  się  ku niej,  gdy  to  mówił,  April  zrozumiała  jasno,  że  mówi  jak 

najbardziej poważnie. Jednocześnie próbował z nią flirtować, a ona nie miała już ochoty na 
żadne niespodzianki w swoim życiu.   

–  Dzi

ękuję  –  powiedziała  cicho  i  z  wysiłkiem  skierowała  rozmowę  na  inne,  mniej 

osobiste tematy.   

Reszt

ę  wieczoru  wypełniła  wymiana  zdań  na  temat  jego  nauki  na  uniwersytecie  i  jej 

praktyki adwokackiej. 

April poczuła się dzięki temu znacznie swobodniej. Czas kolacji minął 

niepostrzeżenie.   

Odwi

ózł ją do jej samochodu około jedenastej. Kiedy próbowała otworzyć drzwi, uniosła 

na chwilę wzrok i zobaczyła światło w oknach swojego biura. Nie zastanawiając się długo 

background image

wyjęła kluczyki i ruszyła w kierunku budynku.   

W biurze zasta

ła Sama siedzącego przy biurku, zaczytanego w jakiejś prawniczej książce. 

Sporządzał notatki.   

U

śmiechnęła się do niego z wysiłkiem.   

– Uczysz si

ę o tej porze? Muszę pogadać z twoim profesorem, żeby wiedział, jakiego ma 

pilnego ucznia.   

Pocz

ątkowe  zdumienie  na  jej  widok  ustąpiło  z  twarzy  Sama.  Uśmiechnął  się  wyraźnie 

znużony.   

– Nie przesadzaj. Mam ci

ężki egzamin w poniedziałek.   

W innym wypadku by

łbym teraz z piękną dziewczyną na wykwintnej kolacji. – Odchylił 

się  do  tyłu,  odkładając  na  stół  długopis.  Krzesło  zatrzeszczało  pod  jego  ciężarem,  ale nie 
zwrócił na to uwagi. – Jak tam Leo? 

– 

Świetnie. – April rzuciła kluczyki i torebkę na jedno z niewygodnych krzeseł stojących 

w holu. – 

Zjedliśmy dobrą kolację i odwiózł mnie tutaj. Kiedy zobaczyłam światła w oknach, 

weszłam, no i jestem.   

– Ca

ła i nietknięta – dokończył, podkładając ręce pod głowę i przeciągając się. – A co z 

Jace’em? 

– Pojecha

ł na miłą przejażdżkę ze swoją panienką.   

–  Jak zareagowa

ł  na  widok  Lea?  –  Sam  nie  zamierzał  łatwo  się  poddać,  chciał  znać 

szczegóły.   

–  By

ł  wściekły.  Leo mówi,  że  był  zazdrosny,  ale ja go znam lepiej.  Zawsze  tak  się 

zachowuje, 

kiedy ktoś staje mu na drodze. Poza tym kolacja udała się.   

– Jace nigdy nie mia

ł powodu do zazdrości o ciebie, więc nie możesz mieć pewności, że 

właściwie zrozumiałaś jego reakcję.   

– Nie, nie – zaprzeczy

ła ze smutkiem. – Jace broniłby tak każdej swojej własności.   

Sam odchyli

ł się razem z krzesłem do tyłu.   

– Kiedy spodziewasz si

ę go w domu? 

April spojrza

ła  na  niego  obojętnie,  usiłując  za  wszelką  cenę  utrzymać  rozmowę  w  tej 

swobodnej i lekkiej tonacji.   

–  Nie raczy

ł  mi  powiedzieć.  Jace raczej zachowuje dla siebie takie informacje,  jak 

terminy spotkań i godziny powrotów do domu.   

– April, dlaczego, do diab

ła, nie powiesz Jace’owi wprost, o co ci chodzi? Po co te gierki? 

To nie pasuje do ciebie.   

April zesztywnia

ła.   

–  To nie s

ą  gierki.  Chcę,  żeby  Jace  coś  zrozumiał.  Jeśli  mi się  to  n ie  u d a w  ciągu 

następnych trzech tygodni, skończę z nim. – Jeszcze pół godziny wcześniej zgodziłaby się na 
każdy  warunek  Jace’a.  Jednak  teraz  uparcie  powróciła  do  swej  koncepcji.  No  cóż, 
przywilejem  kobiety  jest  zmienność,  szczególnie  kiedy  grozi  jej  zupełne  załamanie. 
Spróbowała uśmiechnąć się do Sama, żeby pokazać mu, jak mało ją to wszystko obchodzi, ale 
czuła, że uśmiech zmienił się w grymas.   

–  Nie mog

ę  w  to  u wierzyć!  –  zawołał,  na  jego  twarzy  malowało  się  prawdziwe 

background image

zdumienie. – 

Przecież kochacie się! Dlaczego, na litość Boską, ślub ma być taki ważny? 

– Bo chc

ę, żeby publicznie zaakceptował nasz związek – orzekła spokojnie April, ale w 

jej głosie przebijał taki upór, że Sam pojął w końcu, jak bardzo tradycyjnie ją wychowano. – 
Muszę  mieć  pewność,  że  Jace  powie  całemu  światu,  iż  ja  należę  do  niego.  Może  jest  to 
staromodne, 

ale nie zmienię zdania.   

–  Czy jeste

ś  tego  pewna,  April?  Czy  naprawdę  o  to  ci  chodzi?  –  Sam  był  wyraźnie 

przejęty.   

Kiwn

ęła głową, a łzy popłynęły jej po policzkach.   

–  Marz

ę  o  domu,  który  w  połowie  będzie  należał  do  mnie,  o dzieciach podobnych do 

Jace’

a  biegających  i  hałasujących  w  ogrodzie.  Pragnę  jego  miłości  tylko  dla  siebie.  Chcę 

nosić jego nazwisko... Czy nie rozumiesz tego, Sam? 

Sam wyszed

ł zza biurka i stanął przed nią. Wyglądała na bardzo zmęczoną i potrzebującą 

opieki. 

Do  tej  pory  miał  do  czynienia  z  pewną  siebie  adwokatką.  To jej nowe wcielenie 

wprawiło go w prawdziwe zakłopotanie. Nie był pewien, jak powinien postąpić.   

–  No ju

ż  dobrze  –  powiedział  łagodnie,  obejmując  ją.  –  Wypłacz  się  porządnie.  To ci 

pomoże.   

Wtuli

ła  się  w  jego  ramiona  i  długo  wypłakiwała  na  jego  piersi  wszystkie  swoje 

nieszczęścia.  Najbardziej chyba jednak opłakiwała  fiasko swojego planu i brak,  jak  się 
okazało,  wyczucia,  co  jest  słuszne,  a co nie.  Taka  gra  nie  była  w  jej  stylu,  szczególnie w 
stosunku do Jace’a.   

D

ługo nie mogła się uspokoić. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamy, oczy miała 

zapuchnięte  i  ciekło jej z nosa.  Oczywiście  żadne  z  nich  nie  miało  chusteczki.  W  końcu 
przełknęła resztki łez i poszła do łazienki.   

Umy

ła twarz lodowato zimną wodą, usuwając jednocześnie resztki makijażu. Spojrzała w 

lustro. 

Piękna kremowa suknia była zaplamiona i pognieciona. Siateczka zmarszczek okalała 

oczy. 

Pojawiły się już jakiś czas temu, ale ostatnio jakby się pogłębiły. Przybywało jej lat, ale 

brakowało życiowej mądrości. Czy Jace zechce spędzić resztę życia z dojrzałą kobietą? Może 
będzie raczej wolał inną: młodszą, ładniejszą, bardziej atrakcyjną? Czy to możliwe, że się mu 
znudziła  i  spowszedniała?  Przyjrzała  się  swojemu  odbiciu.  No,  a  co  z  nią?  Wiedziała,  że 
kocha i pragnie Jace’a. 

Ale  czy  jej  marzenia  ograniczały  się  do  posiadania  męża,  dzieci i 

spokojnego domoweg

o  życia, czy też była kobietą samodzielną i niezależną? Czy mogłaby 

spędzić resztę życia w sądzie, wśród wciąż nowych spraw i procesów? Czy może do pełni 
szczęścia potrzebowała jednego i drugiego? Tak, nabrała pewności, że tak właśnie rzeczy się 
mają.   

 

Jace p

ędził jak szalony. Rękoma ściskał kurczowo kierownicę i naciskał bez umiaru na 

przemian to pedał gazu, to hamulec. Do diabła z April! Wrócił do domu spędziwszy chyba 
najbardziej  nudny  wieczór  w  swoim  życiu,  a  jej  nie  było!  Gdzie,  na Boga,  mogła  się 
podziewać? Wyobraźnia podsuwała mu niepokojące obrazy. Jechał coraz szybciej.   

Wszystko u

łożyło  się  fatalnie.  Przede  wszystkim  był  w  podłym  nastroju.  Sandra za 

wszelką cenę próbowała przekonać prasę, że są w wielkiej zażyłości. Sid rzucał mu groźne 

background image

spojrzenia przez całą długość sali, żeby dać do zrozumienia, że nie dość dobrze odgrywa rolę 
zakochanego. 

No i myśl o April w ramionach tego... tego szczeniaka. Nie przypominał sobie, 

kiedy przydarzył mu się równie nieprzyjemny wieczór.   

Po premierze wepchni

ęto ich do limuzyny i zawieziono na eleganckie przyjęcie w jednej 

z najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście. Wpuszczano tylko za zaproszeniami. Jace 
szybko  zaczął się straszliwie nudzić. Film był jednak znacznie ciekawszy. Prawdę mówiąc, 
nie m

iał najmniejszej ochoty iść tutaj, ale na dobrą sprawę nie miał wyboru.   

Podczas gdy Sandra zanosi

ła się śmiechem opowiadając reporterom, jak to kręcili jedną 

ze scen miłosnych w ich najnowszym filmie, Jace stał obok z kieliszkiem szampana i marzył 
o tym, 

żeby  to  się  wreszcie  skończyło.  Nie  mógł  się  doczekać  chwili,  kiedy  będzie  mógł 

wyjść.   

Przed oczami mia

ł  obraz  April  w  ramionach  tego  nieopierzonego adwokacika: April 

całująca  go,  April  omdlewająca  z  rozkoszy  pod  wpływem  jego  wyszukanych  pieszczot. 
Doskon

ale pamiętał miękką skórę April i jej ciepły głos. Na próżno usiłował myśleć o czymś 

innym. 

Nie był pewien, kogo najpierw chciałby ukarać: April czy tego chłopaka. Wśród tych 

sprzecznych  odczuć  pojawiło  się  też  pożądanie.  Uzmysłowił  sobie  po  raz  kolejny,  jak 
wspaniale im było razem. Wypił szybko łyk szampana, ale nie mógł pozbyć się wspomnienia 
intymnych chwil z April.   

Kiedy Sandra znalaz

ła  się  wreszcie  u  jego  boku,  dookoła  rozległy  się  trzaski  lamp 

błyskowych.  Najwyraźniej  postanowiła  do  końca  odegrać  rolę  zakochanej.  Zarzuciła  mu 
ramiona na szyję i pocałowała go namiętnie. Odruchowo wyciągnął ręce, aby ją powstrzymać 
i niechcący musnął jej piersi. Oczy Sandry rozszerzyły się ze zdumienia, odchyliła głowę do 
tyłu i jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu.   

– Nie wiedzia

łam – zamruczała uwodzicielsko, napierając na niego biodrami.   

– S

łuchaj, mam pomysł, nawet sobie nie wyobrażasz, jaki – usłyszał własny głos, zanim 

sobie uświadomił, jak ona może to zrozumieć.   

– Nie – odpowiedzia

ła chichocząc, przysuwając się jeszcze bliżej. Słyszał ten jej śmiech 

przy  samym  uchu  i  doprowadzało  go  to  do  szału.  –  Ale  nie  mogę  się  doczekać,  kiedy mi 
zdradzisz swój sekret. 

Może dziś wieczór, tylko trochę później? 

–  No w

łaśnie!  –  burknął  pod  nosem.  Zdjął  jej  ręce  ze  swojej  szyi  i  obróciwszy  ją  z 

uśmiechem poprowadził do drzwi wyjściowych. Na dziś wystarczy, a jeśli Sid uważa, że nie 
był dość przekonywający, to już jego zmartwienie! 

Kaza

ł szoferowi zatrzymać się przed domem Sandry i nie zadał sobie nawet trudu, aby 

wysiąść  z  samochodu.  A  potem  kierowca  pojechał  najkrótszą  drogą  do  domu.  Oparł  się 
wygodnie na siedzeniu i zamknął oczy. Uzmysłowił sobie, jak bardzo potrzebuje April i jej 
słodkich  pocałunków,  a  także  delikatnego,  kojącego  dotyku  jej  rąk  i  jej  miłego, 
uspokajającego  głosu.  Dzięki  April  potrafił  zapomnieć  o  całym  tym  blichtrze 
hollywoodzkiego światka.   

Jednak w domu spotka

ło go rozczarowanie. Już z daleka dostrzegł, że wszystkie okna są 

ciemne. 

Nie musiał zachodzić do garażu, jej samochodu nie było. Był zdruzgotany. Ona była 

wciąż z tym przeklętym facetem! 

background image

Zacz

ął odczuwać wściekłość. Nie zastanawiał się nad sobą i swoimi uczuciami. April nie 

było  w  domu!  Wyskoczył  z  limuzyny  niemal  w  biegu,  zanim  zdążyła  się  zatrzymać. 
Uruchomił błyskawicznie swój samochód i ruszył przed siebie. Nie wiedział właściwie, dokąd 
jedzie.  Gdzie  ma jej szuka

ć?  W  restauracji?  Nie.  Na  pewno  już  dawno  skończyli  jeść.  W 

mieszkaniu  tamtego?  Nie  miał  pojęcia,  gdzie ono jest.  Nie  pamiętał  nawet  jego  nazwiska. 
Wtedy uświadomił sobie, że zostawiła samochód przed biurem i będzie musiała wrócić. Tam 
na nią zaczeka.   

Od razu zauwa

żył  jej  cadillaca  na  parkingu.  Wynikało  z  tego,  że  wciąż  jeszcze  była  z 

tamtym. 

Ale gdzie? Rzucił okiem na zegarek. Była już jedenasta! Czuł, jak jego wściekłość 

narasta.  I wt

edy  zauważył  światła  w  oknach  biura.  Serce  zaczęło  walić  jeszcze  szybciej, 

wydawało mu się, że za chwilę wyskoczy z piersi.   

Wi

ęc to tak! Miała czelność zaprosić go do biura. Ale to było jego terytorium! I pewnie 

kochali się teraz na tej samej kanapie, na której on spędził z nią tyle upojnych chwil! A to... 
Przekleństwa,  o  których  nigdy  przedtem  nawet  nie  ośmieliłby  się  pomyśleć,  nasuwały  się 
same. 

Przyłapie ich na gorącym uczynku! 

Jace przebieg

ł  na  przełaj  przez  parking  i  wbiegł  po  schodach,  przeskakując  po dwa 

stopnie naraz. 

Zatrzymał się pod drzwiami biura April, próbując złapać oddech. Czuł mocny 

ucisk w skroniach. 

Nagle dobiegł go cichy szmer rozmowy. April zwracała się do mężczyzny. 

Mówiła ściszonym, łagodnym głosem. Ten drań musi tam z nią być.   

Zacisn

ął  pięści,  odetchnął  kilka  razy  głęboko,  żeby  się  trochę  uspokoić.  Nic nie 

pomagało. Przed oczyma wciąż latały mu czerwone plamy. Zazdrość i cierpienie były prawie 
nie do zniesienia. 

Pragnął z całej siły przycisnąć ją do  siebie w miażdżącym uścisku, żeby 

wyryć na niej na zawsze piętno, przypominające jej do kogo należy. Miał nieprzepartą ochotę 
wykrzyczeć na całe gardło swój ból. Ale nade wszystko chciał walki.   

Nas

łuchiwał jeszcze przez chwilę, ale za drzwiami zapadła cisza. Odetchnął raz jeszcze 

bar

dzo  głęboko.  Zabije  go.  Otworzył  drzwi  i  niecierpliwym  spojrzeniem  ogarnął 

pomieszczenie. 

Zobaczył Sama, pochylonego nad stertą . papierów.   

– Ty?! 

Sam uni

ósł wzrok. Na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia, ale szybko zastąpił go 

uśmiechem. Ta noc zaczynała być coraz bardziej interesująca.   

– Tak, to ja. A kogo si

ę spodziewałeś? Krasnoludków?   

Jace nie zwrócił uwagi na kpinę.   
– Gdzie jest Flynn? 

Jace wygl

ądał jak chodząca furia i Sam dobrze wiedział, że najlepiej byłoby zniknąć mu z 

oczu, 

ale nie mógł się oprzeć chęci dokuczenia mu choć przez chwilę.   

– A bo co? My

ślałem, że masz randkę z jakąś aktoreczką. – Rozejrzał się dookoła, jakby 

sprawdzając, czy jej gdzieś nie ma.   

Twarz Jace’a sta

ła się jeszcze bardziej ponura.   

– Nie przeci

ągaj struny, Sam. Gdzie ona jest? 

– Tam – Sam wskaza

ł na gabinet April.   

– Z nim? 

background image

– Nie.   

– Sama? 

– Sama – przytakn

ął Sam.   

April zakr

ęciła kran i usłyszała przytłumiony głos. Zesztywniała. Czyżby Sam próbował 

dzwonić  do  Jace’a?  Do  diabła!  Czy  nie  dosyć  złego  się  już  dzisiaj  stało?  Nie  mógłby  się 
trzymać od tego z dala? 

Musi przerwa

ć  tę  rozmowę,  jeśli  jeszcze  było  to  możliwe.  Po prostu zabierze mu 

słuchawkę, a dopiero potem spokojnie mu wytłumaczy, żeby się nie mieszał. Zdecydowanym 
krokiem weszła do sekretariatu i wpadła prosto na Jace’a.   

Smoking mia

ł w nieładzie, marynarkę rozpiętą, włosy zmierzwione, a na brodzie pojawił 

się  już  wyraźny  cień  zarostu.  Wyglądał  wspaniale!  Dopiero  potem  dojrzała  w  jego  oczach 
nienawiść. A w chwilę później zauważyła rozmazany ślad szminki wokół jego ust. Zamarła 
na  chwilę.  Niemal  nie  mogła  odetchnąć.  Silny  ból  przeszył  całe  ciało.  Zaczęła  drżeć. 
Skrzyżowała ramiona na piersiach i odwzajemniła jego wrogie spojrzenie.   

– Czego chcesz? 

–  M

ój  Boże!  Jak  ty  wyglądasz!  –  zawołał  Jace  z  przesadnym niesmakiem.  –  Zupełnie 

jakby ktoś przeleciał cię na tylnym siedzeniu samochodu! 

– Ty te

ż nie wyglądasz najlepiej – stwierdziła, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. – 

Nie zadałeś sobie nawet trudu, aby zetrzeć jej szminkę z twarzy, zanim tu wszedłeś! 

Uni

ósł wysoko brwi patrząc na nią przez chwilę bez ruchu, a potem powoli sięgnął do 

kieszeni, 

wyjął  chustkę  i  zaczął  wycierać  usta.  Spojrzał  na  czerwone  ślady,  jakie na niej 

zostały. Był wyraźnie zakłopotany.   

– Wiem, co sobie my

ślisz. Ale to nie tak – próbował tłumaczyć.   

– Koniec k

łamstw, mój panie. Dowód masz w ręku.   

– Nie rzucaj oskar

żeń na wiatr, Flynn. I nie próbuj ukryć faktu, że ktoś się z tobą nieźle 

zabawiał przed  chwilą. Ten przeklęty szczeniak musiał cię fachowo  całować, bo z twojego 
makijażu jakoś nic nie zostało! – odpalił i zrobił w jej kierunku niebezpieczny ruch.   

Żadne z nich nie zwracało uwagi na Sama. Powinno się ich oboje związać! Uśmiechnął 

się pod nosem, zastanawiając się, co Leo by powiedział na określenie „szczeniak”. Na pewno 
nie byłby zachwycony.   

April rzuci

ła  okiem  na  Jace’a  i  doszła  do  wniosku,  że  czas  się  wycofać  z  honorem. 

Postąpiła do tyłu, chowając się za biurko Sama.   

Sam kr

ęcił głową w obie strony, przyglądając się na zmianę to jednemu, to drugiemu. Był 

dosyć przejęty, ale i zainteresowany dalszym rozwojem wypadków. Miał niezbitą pewność, 
że  tych  dwoje  zbyt  się  kochało,  aby  zrobić  sobie  krzywdę.  Cała  ta  awantura  była  bardzo 
pouczająca.  Zorientował  się  nagle,  że  zanosi  w  duchu  modły,  aby  nigdy  w  życiu  się  nie 
zakochać i nie ulec tak dalece własnym emocjom. Jeśli na tym miała polegać miłość, to nie 
ma na nią najmniejszej ochoty.   

Jace poma

łu zbliżał się do April i tym razem nawet Sam się nieco zaniepokoił.   

–  Nie ruszaj si

ę!  –  krzyknęła  April,  wyciągając  przed  siebie  ręce  w  ostrzegawczym 

geście. – Cokolwiek chcesz mi przekazać, możesz to zrobić z miejsca, w którym stoisz.   

background image

–  Chyba ju

ż wszystko zostało powiedziane. Chciałem tylko zobaczyć, czy ci się nic nie 

stało. – Z szyderczym uśmiechem obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów. – Ale, jak sądzę, 
pokazałaś  w  końcu  swoją  prawdziwą  twarz  i  martwiłem  się  zupełnie  niepotrzebnie. 
Wylądowałaś na czterech łapach, jak zresztą wszystkie kobiety.   

–  A co wed

ług  ciebie  powinnam  uczynić?  Zapłakiwać  się  samotnie  w  domu,  bo 

postanowiłeś poszukać sobie rozrywki gdzie indziej? Bardzo cię proszę! Daj sobie spokój! – 
Trzęsła się cała z wściekłości i żalu.   

– To co ja mam w takim razie robi

ć? Mam marnować czas próbując być szczery wobec 

ciebie,  skoro ty nie znasz chyba z

naczenia  tego  słowa?  W  porządku,  moja droga. 

Przynajmniej każde z nas wie, na czym stoi. Możesz zabrać swoje rzeczy jutro. – Skrzywił się 
nieprzyjemnie. – 

Nie mam ochoty cię więcej widzieć. Jasne? 

Sam chrz

ąknął cicho.   

– Hej, hej... zaczekajcie no chwil

ę...   

– Zamknij si

ę! – krzyknęli oboje prawie w tym samym momencie i znowu zwrócili się do 

siebie, 

nie zwracając już więcej na niego uwagi.   

– Nie b

ędę czekała do jutra. Wyprowadzę się od razu – powiedziała zimno April. – Nie 

przestraszysz mnie,  Sullivan. 

Jeśli  spadnie  mi  włos  z  głowy,  zobaczysz,  jak szybko twoja 

głowa potoczy się po zboczu! I jaką będziesz miał wtedy reklamę! 

– Powinienem si

ę był tego spodziewać. – Oczy Jace’a błyszczały złowrogo. – Już wtedy, 

kiedy spiskowałaś za moimi plecami z matką, pokazałaś swoje prawdziwe oblicze.   

–  Och,  wi

ęc  mamy  i  odwieczny  kompleks  mamusi  –  April  skrzywiła  się  kwaśno.  – 

Zawsze  używałeś  jej  jako  wymówki,  odkąd  się  poznaliśmy.  Przez  nią  traktujesz  ludzi  jak 
kompletne zera! Z jej powodu nie masz zamiaru nigdy więcej się ożenić, nawet gotowy jesteś 
zostać sam przez resztę życia! Pewnie, że o wiele łatwiej jest ją nienawidzić, niż dojść do ładu 
z samym sobą i swoim dzieciństwem i młodością, i część winy wziąć na siebie, prawda? Ty 
uparty ośle! Jesteś tak potwornie zadufany, że nie raczyłeś nawet rzucić okiem na najlepszy 
scenariusz, 

jaki  ci  się  kiedykolwiek  trafił!  Wiem,  że  tak  jest,  boja  go  przeczytałam!  I  to 

wszystko dlatego, 

że  nie  chcesz  mieć  z  matką  nic  wspólnego.  Nawet nie wiesz,  jaki jesteś 

dziecinny!  – 

podniosła głos. – A czym wytłumaczysz fakt, że niewątpliwie podsłuchiwałeś 

naszą rozmowę? Znowu zwalisz wszystko na matkę? Nie wiedziałeś, że ten, kto podsłuchuje, 
sam jest sobie winien? 

– Teraz ju

ż wiem – odezwał się z nieprzyjemnym grymasem. – I z tego, co widzę, obie 

jesteście siebie warte.   

– Tak. I nie zas

łużyłeś sobie na mnie, tak jak nie zasłużyłeś sobie na miłość swojej matki. 

Jesteś,  jak dla nas,  zbyt samolubny.  Stanowimy dla ciebie problem,  nad  rozwiązaniem 
którego się głowisz a nie przyszło ci do głowy, żeby zmienić siebie – krzyczała przepełniona 
wściekłością i rozpaczą. Odetchnęła głęboko i powiedziała nieco ciszej: – Teraz możesz stąd 
wyjść i dać mi spokój. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, przyjadę do domu za jakąś godzinę 
i zabiorę swoje rzeczy. I już nie będziesz musiał więcej się mną przejmować. Nigdy. – Czuła, 
że  za  chwilę  przestanie  nad  sobą  panować  i  załamie  się.  Chciała  zwinąć  się  w  pół  i  wyć. 
Wzięła  się  jednak  w  garść  i  zobaczyła,  że  wściekłość  na  jego  twarzy  ustępuje  miejsca 

background image

lodowatej obojętności. Zabił jej miłość i nie żałował tego. Ani trochę.   

– Doskonale – stwierdzi

ł chłodnym głosem odwracając się do drzwi. Już z ręką na klamce 

spojrzał na nią przez ramię.   

– Mam nadziej

ę, że naprawdę lubisz tego szczeniaka, ale mogę się założyć, że zmęczysz 

się nim bardzo szybko.   

–  Lepiej si

ę  nie  zakładajmy  –  powiedziała  cicho.  Poczuła  się  nagle  jak  zbity  pies.  – 

Proszę cię, idź już.   

Łzy  napływały  jej  do  oczu,  gardło  miała  ściśnięte,  ale  wiedziała,  że  musi  się 

powstrzymać,  dopóki Jace nie wyjdzie.  Za  nic nie da mu tej satysfakcji.  Nie zobaczy jej 
płaczącej! 

Drzwi zatrzasn

ęły się. April odwróciła się i chwyciła Sama za rękę. Chowając głowę na 

jego piersi, 

zaczęła szlochać, zupełnie jakby serce miało się jej wyrwać z piersi.   

By

ła  już  prawie  pierwsza  w  nocy,  kiedy  April  uspokoiła  się  na  tyle,  by  wsiąść  do 

samochodu i po raz ostatni pokonać drogę do domu Jace’a. Jeszcze tylko raz musi stawić mu 
czoło, a potem będzie już po wszystkim.   

Koniec. Ca

ła ta afera wyniknęła z jej winy. Niepotrzebnie próbowała się na nim mścić. Z 

całą pewnością nie powinna była kłamać i mówić, że nie chce go więcej widzieć.   

Ale ta szminka! Przecie

ż  tak i  ślad  n ie  b ierze  się  z  p o wietrza!  A  mo że  to  jed n ak  był 

przypadek? Nie miała pewności, jednak wewnętrzny głos podpowiadał jej, że tak mogło być. 
Przecież  Jace  jej  szukał,  był  zaniepokojony  i  zazdrosny.  Nie  zwróciła  na  to  uwagi,  kiedy 
zobaczyła go w biurze.   

I co teraz? Czy da si

ę  jakoś  zasypać  przepaść  między  nimi?  Mogłaby  przyznać  się  do 

wszystkiego, 

ale  on  też  musiałby  wziąć  na  siebie  część  winy.  Ostatecznie to on pierwszy 

umówił się z inną. Czy miłość Jace’a jest na tyle silna, żeby uratować ich związek? 

Nie potrafi

ła przewidzieć jego postępowania. Nagle stał się obcy.  To nie Jace, którego 

znała,  pojawił  się  tej  nocy  w  biurze.  To  był  ktoś  zupełnie  inny.  Nie jej Jace.  Był  taki 
wściekły!  I  tak  nieobliczalny!  Po  raz  pierwszy,  odkąd  go  znała,  poczuła  się  przy  nim 
zagrożona.   

Zdawa

ła  sobie  sprawę  z  tego,  że  Jace  potrafi  być  groźny  i  niebezpieczny,  ale po raz 

pierwszy  przekonała  się  o  tym naocznie.  Z  reguły  był  kochający  i  delikatny.  Czasem,  jak 
każdy,  miewał  złe  humory,  ale  nigdy  nie  próbował  naumyślnie  jej  zranić,  czy  zrobić  jej 
specjalnie przykrości.   

Ale ona te

ż nigdy przed tym się tak nie zachowywała. Mogła sobie zarzucić to samo co 

jemu. 

Przypomniały się jej słowa, które wykrzyczała tej nocy. Zrobiło jej się wstyd.   

Skr

ęciła  na  podjazd  i  zatrzymała  samochód.  Wyłączyła  silnik  i  światła,  i  przez  chwilę 

siedziała bez ruchu, zastanawiając się, co powinna uczynić.   

Musi mu powiedzie

ć,  że go kocha,  wytłumaczyć  się  ze  swego  zachowania  i  prosić  o 

przebaczenie. 

A potem cierpliwie wysłuchać tego, co on ma do powiedzenia...   

Z tym silnym postanowieniem,  na uginaj

ących  się  nogach,  poszła  w  kierunku  domu. 

Przed wejściem nie paliło się światło, ale Jace pewnie był na tarasie.   

S

łysząc głośne chrapanie, zatrzymała się przy szklanych, rozsuwanych drzwiach.   

background image

Jace roz

łożył  się  na  jednej  z  ogrodowych  ławek,  głowa  opadła  mu  żałośnie.  Na ziemi 

stała opróżniona do połowy butelka whisky. Potargane włosy opadały mu na twarz. Koszulę 
miał rozchełstaną, krawat rozwiązany. Ramiona rozrzucone na boki, usta nie domknięte.   

Mi

łość jej życia.   

U

śmiechnęła  się  pod  nosem.  Niezależnie  od  tego,  czy  miała  zamiar  odejść,  czy nie, 

powinna położyć go do łóżka.   

Prawie godzin

ę  trwało  przeniesienie  go  do  sypialni.  Jego  ciało  ciążyło  jak  martwe. 

Wreszcie  dobrnęła  z  nim  do  pokoju.  Runął  bezwładnie  na  łóżko.  Nie  przypuszczała,  że 
rozebranie mężczyzny z koszuli i spodni może być takie trudne. Mruczał coś nieustannie pod 
nosem, 

a  jego  ręce  co  chwila  usiłowały  dotknąć  to  jej  piersi,  to znowu bioder.  Wybuchał 

wtedy chichotem, 

najwyraźniej rozbawiony czymś, w czym ona nie widziała nic śmiesznego. 

Kiedy  jednak  wreszcie  zapakowała  go  pod  kołdrę,  zasnął  natychmiast.  Wyglądał  jak  mały 
c

hłopiec.  Włosy  miał  zmierzwione,  usta  rozchylone  w  tajemniczym  uśmiechu,  a na 

policzkach dołeczki. Niech go licho! 

Przez godzin

ę  pływała  w  basenie,  by  się  odprężyć  i  zastanowić,  co dalej.  Na razie 

postanowiła zostać.   

Zadzwoni

ła  do  Sama  i  zapewniła  go,  że  wszystko  w  porządku.  Rozebrała  się,  wzięła 

prysznic i położyła na kanapie w pokoju gościnnym.   

Bardzo chcia

ła przytulić się do Jace’a, poczuć jego bliskość. Zdawała sobie sprawę, że to 

niemożliwe. Była pewna, że rano będzie miał potwornego kaca. Nie było sensu kusić losu i 
narażać się na przebudzenie u jego boku.   

background image

ROZDZIAŁ 7 

 

April nuci

ła cicho pod nosem, szykując mocniejszą niż zwykle poranną kawę. Dodawała 

sobie animuszu. 

Z trudem panowała nad sobą. Najchętniej uciekłaby, gdzie oczy poniosą.   

Ale Jace b

ędzie potrzebował pomocy, kiedy się obudzi. Wspomnienia minionej nocy nie 

będą  zbyt  przyjemne.  Jeszcze witamina C,  pomyślała,  wyjmując  z  szafki  małą  ciemną 
buteleczkę. Postawiła ją na stole, żeby nie zapomnieć.   

Przyjrza

ła  się  sobie  krytycznie.  Brązowe  sztruksowe spodnie,  kremowy  luźny  sweter, 

makijaż,  uczesane  włosy.  Jeszcze  uśmiech  i  była  gotowa,  by  zmierzyć  się  z  lwem  w  jego 
jaskini.   

Nala

ła kawę do filiżanki Jace’a i do swojego kubka, postawiła obok witaminę C i z tacą w 

rękach poszła do sypialni. Drzwi były tylko przymknięte, więc bez trudu otworzyła je lekkim 
pchnięciem nogi.   

Jace siedzia

ł  na  łóżku,  zapatrzony  w  wiszący  na  ścianie  obraz.  Ręce  miał  założone  za 

głowę.  Mięśnie  muskularnych  ramion  rysowały  się  wyraźnie.  Na  twarzy  miał  dosyć  silny 
zarost,  c

o tylko dodawało mu uroku. Biel prześcieradła kontrastowała z jego opaloną skórą. 

Pomyślała,  że  gdyby  odchyliła  płótno,  mogłaby  zobaczyć  go  całego...  Serce  zabiło  jej 
mocniej. 

Pewnie Jace czuje się podle, ale czy przy okazji musi tak podniecająco wyglądać? 

Przerazi

ła  się  nagle.  Jak  właściwie  miała  zamiar  dać  sobie  z  nim  radę?  Ciemne  oczy 

przygwoździły ją w miejscu. Ujrzała w nich wyraźne potępienie.   

Zrobi

ła krok do przodu i uśmiechnęła się niewyraźnie.   

– Dzie

ń dobry! Przygotowałam ci kawę. Na pewno boli cię głowa, to znaczy masz kaca, 

to znaczy... – 

Do diabła! Zachowywała się, jak nastolatka.   

– Co ty tu robisz? – spyta

ł spokojnie przeczesując dłonią zmierzwione włosy. – Sądziłem, 

że już wszystko uzgodniliśmy.   

Przytakn

ęła, podając mu filiżankę. Nie poruszył się, więc postawiła ją na nocnym stoliku.   

– Owszem, ale chc

ę ci najpierw coś wyjaśnić.   

– Mów.   

Odwr

óciła  się  i  zaczęła  patrzeć  przez  szklane  drzwi  na  ogród,  starając  się  pozbierać 

myśli.  Kiedy  zerknęła  przez  ramię  w  jego  stronę,  zobaczyła,  że  Jace  ma  zamknięte  oczy. 
Pomyślała, że zasnął.   

– No wi

ęc? – usłyszała i zrozumiała, że on czeka.   

– M

ógłbyś przynajmniej na mnie spojrzeć – powiedziała ze złością, zdenerwowana tym, 

że nagle zabrakło jej słów.   

Otworzy

ł oczy i spojrzał na nią.   

– S

łucham.   

Stan

ęła przed nim, skrzyżowała ramiona na piersi i przymknęła oczy.   

– Przepraszam za to, co wydarzy

ło się ostatniej nocy. Specjalnie umówiłam się na kolację 

z Leo, 

żeby  wzbudzić  twoją  zazdrość.  Chciałam,  abyś  zrozumiał  przez  co  ja  przeszłam, 

wyobrażając sobie ciebie z Sandrą Tanner.   

background image

Wstrzyma

ła oddech i czekała na jego odpowiedź. Odezwał się po dłuższej chwili.   

–  Przesta

ń  udawać  Joannę  d’Arc i otwórz oczy.  Zrobiła  to.  Nie  zmienił  pozycji,  tylko 

teraz zwrócił się wprost do niej. Oddychał głęboko. Czuła się jak zahipnotyzowana. Obawiała 
się spojrzeć mu w oczy.   

– Popatrz na mnie – powiedzia

ł miękko. Jego głos docierał do niej z oddali.   

Nie dostrzeg

ła  w  jego  oczach  potępienia.  Wpatrywał  się  w  nią  z  czułością  i  uczuciem 

oraz – 

nie mogła w to uwierzyć – nawet z odrobiną zakłopotania! 

–  Jeste

ś  znacznie  lepsza  ode  mnie,  Flynn.  Próbowałem  przeprosić  cię  wczoraj,  ale nie 

miałem odwagi. Zamiast tego zachowałem się jak idiota.   

– Naprawd

ę? – wyszeptała.   

– Naprawd

ę. Bardzo cię kocham, pani mecenas i chcę, żebyś ze mną została. Dałem się 

ponieść  emocjom,  a  potem  zupełnie  nie  wiedziałem,  jak  naprawić  ten  niewybaczalny  błąd. 
Potrzebuję cię, April. Moje życie bez ciebie nie ma sensu.   

– Naprawd

ę? 

– Naprawd

ę. Prawdę mówiąc, udawałem w nocy pijanego w sztok, bo chciałem wzbudzić 

twoje  współczucie.  Pomyślałem  sobie,  że zostaniesz do rana,  a  wtedy  wszystko  się  jakoś 
ułoży! – ściszył głos. – Miałem cichą nadzieję, że położysz się obok mnie. Chciałem się do 
ciebie trochę pozalecać.   

– Naprawd

ę? – Wciąż się jeszcze uśmiechała, ale uśmiech powoli zamierał na jej twarzy. 

– 

Naprawdę? – powtórzyła głośniej.   

–  Niech to  –  mrukn

ął Jace. – Wiedziałem, że nie powinienem tego mówić... – Zaczął i 

rozłożył ręce w przepraszającym geście, ale April uprzedziła ciąg dalszy.   

Zanim si

ę  zorientował,  już  wskoczyła  na  łóżko  i  złapała  go  za  ręce.  Jej  błękitne  oczy 

miotały błyskawice.   

– Masz racj

ę, ty... ty aktorze! Jak śmiałeś postawić mnie w takiej sytuacji! – Przycisnęła 

się  do  niego  jeszcze  bliżej.  –  Jesteś  okropny!  Niemożliwy!  Jesteś  draniem!  –  krzyczała  i 
można było sądzić, że jest naprawdę wściekła. Ale jej zachwycony, figlarny uśmiech przeczył 
słowom.   

Zerkn

ął na nią z ukosa.   

– By

łaś bardzo zazdrosna, Flynn? – spytał, jakby jej twierdząca odpowiedź miała istotne 

znaczenie.   

Kiwn

ęła głową, uśmiech zniknął z jej twarzy.   

– Bardzo.   

–  O Bo

że. Ja też – przyznał wciąż tym samym cichym głosem. Patrzyła na jego usta. – 

Nie mogłem znieść myśli, że jakiś inny mężczyzna jest z tobą i dotyka cię tak jak ja.   

– Ja te

ż nie mogłam sobie tego wyobrazić. – Odpowiedź April była prosta i bezpośrednia. 

Jej oczy dopowiedziały resztę.   

Westchn

ął ciężko.   

– Wi

ęc zostaniesz? 

Nie odezwa

ła się od razu. Wstrzymał oddech, czekając na wyrok.   

– Tak – zgodzi

ła się w końcu. – Na razie. Westchnął.   

background image

Uwolniwszy jedną rękę z uścisku, dotknął dłonią jej policzka, gładząc kciukiem delikatną 

skórę.   

– Tylko na razie? – zapyta

ł przejętym głosem.   

–  Nie chcia

łabym przechodzić przez to drugi raz, Jace – odpowiedziała szczerze. – Nie 

potrafię się obronić. Nie wytrzymałabym.   

–  Tej nocy poradzi

łaś  sobie  wspaniale.  –  Jego  kciuk  przesuwał  się  po  policzku  w 

kierunku warg. 

Dotarł do nich i zaczął delikatnie dotykać.   

Rozchyli

ła  usta  i  zamarła  bez  ruchu.  Sprężyła  się  w oczekiwaniu na pieszczoty.  Tak 

bardzo by

ła ich spragniona.   

Jace zatrzyma

ł się na chwilę i patrzył zafascynowany. April powoli wysunęła koniuszek 

języka i dotknęła nim czubka jego palca.   

–  Obiecuj

ę ci, April. Nigdy więcej tego nie zrobię. Nigdy. Jego pocałunek był słodki i 

kojący. Odpowiedziała mu w jedyny znany jej sposób, wkładając w to całą duszę i serce.   

Uj

ął  jej  ręce  i  ułożył  tak,  że  obejmowały  teraz  jego  szyję.  Potem,  czując  jej  milczące 

przyzwolenie, 

przesunął  dłonie  w  dół  pieszcząc  jej  plecy  i  biodra,  przytulając  ją  do  siebie, 

jakby miał jej już nigdy nie puścić.   

D

łonie znalazły się pod swetrem tak naturalnie, że zanim April zdążyła głębiej odetchnąć, 

Jace oderwał się od jej ust i uniósłszy jej ręce zsunął go z niej.   

–  Uwielbiam ci

ę pieścić – wykrztusił pełnym namiętności głosem, kładąc dłonie na jej 

piersiach.  –  Jak dla mnie w sam raz. 

Nie  za  duże,  nie  za  małe.  –  Bawił  się  jej  sutkami  i 

patrzył, jak twardnieją pod wpływem tej pieszczoty.   

– Co takiego? W por

ównaniu z biustem Sandry Tanner wydają ci się pewnie nieciekawe – 

ironizowała April, z trudem łapiąc oddech. Ale jej oczy były poważne.   

– Nie dotyka

łem tej damy w taki sposób, więc nie mogę porównywać.   

– Nie dotyka

łeś? – zapytała niedowierzająco April.   

–  Flynn  –  zmarszczy

ł  czoło  niecierpliwie,  dając  jej  do  zrozumienia,  że  wkracza  na 

niebezpieczny grunt.   

– Wi

ęc dotykałeś – stwierdziła łagodnie.   

Zamarli. Ka

żde z nich wiedziało, że osiągnęli punkt przesilenia. April patrzyła głęboko w 

piwne oczy Jace’a, 

żebrząc  o  pocieszenie.  Widziała,  że  walczy  ze  sobą.  W  końcu  jednak 

szczerość pokonała dumę. Westchnął ciężko.   

–  Tylko raz.  Kiedy reporterzy robili nam zdj

ęcia,  rzuciła  mi  się  na  szyję  i  pocałowała 

mnie  – 

przyznał  nie  wiadomo  dlaczego  nagle  zirytowany.  –  Stąd  ta  szminka,  która  tak  cię 

zdenerwowała. Ja jej nie całowałem. To ona mnie pocałowała. Przy ludziach. Dla reklamy.   

– I? – nalega

ła April. Dłonie Jace’a mocniej zacisnęły się na jej piersiach.   

– I 

żeby nie stracić równowagi, złapałem ją, jak sądziłem, w talii.   

– Jak s

ądziłeś? 

– Do diab

ła, Flynn! – wybuchnął wreszcie. – Ona jest niższa od ciebie! Twoja talia jest na 

tej wysokości, ale u niej to był jeszcze biust! 

April ze wszystkich si

ł  starała  się  ukryć  ogarniającą  ją  nagle  wesołość.  Wyobraźnia 

podsuwała jej naprawdę farsowy obrazek.   

background image

– Mia

ła coś przeciwko? 

– Nie pyta

łem – odpowiedział niecierpliwie. – Puściłem ją od razu i stwierdziłem, że już 

czas wyjść. – Nabrał powietrza w płuca i spoglądając na nią z niepokojem, zapytał: – A co z 
tobą? 

– Nawet jednego niewinnego poca

łunku – zapewniła patrząc mu prosto w oczy.   

Jego u

ścisk zelżał nieco. Znowu zaczaj drażnić palcami jej brodawki. Objął nogami uda 

April.   

– Co by

ś powiedziała teraz na pocałunek? 

–  C

óż...  –  zaczęła  z  wahaniem,  uśmiechając  się.  –  Nie mam nic przeciwko temu,  pod 

warunkiem że nie będę do nikogo porównywana.   

–  Jeste

ś  jedyna w swoim rodzaju,  Flynn.  A nawet,  gdyby  istniała  bardziej  atrakcyjna 

kobieta, 

musiałaby chyba rąbnąć mnie w głowę czymś ciężkim, żeby zwrócić moją uwagę. Ja 

się po prostu nie rozglądam. Jestem szczęśliwy z tobą. Bardzo szczęśliwy.   

Smutek przes

łonił jej oczy. Nie były już ciepło błękitne, lecz zimno szare.   

– W

łaśnie dlatego powiedziałam „na razie”, Jace. Nie wiadomo, kiedy się mną znudzisz, 

a wtedy sobie po prostu pójdziesz.   

–  To samo m

ógłbym  powiedzieć  o  tobie  –  stwierdził,  obejmując  ją  ciaśniej,  jakby 

próbując ustrzec ich przed nadejściem takiego dnia.   

Nie by

ło już nic do dodania. Pochyliła się tylko ku niemu i pocałowała jego rozchylone 

wargi, 

wkładając w ten pocałunek całą swoją miłość.   

Kochali si

ę przez cały poranek, niespiesznie, delikatnie. Było to ich pojednanie bez słów. 

Lecz to, 

o czym April naprawdę marzyła, wciąż pozostawało poza zasięgiem jej możliwości. 

Ten związek był cudowny, jednak nie spełniał jej najskrytszych pragnień.   

 

–  Sam,  czy ty kiedykolwiek by

łeś  zakochany?  –  April z zamyśloną  miną  bawiła  się 

ołówkiem.   

Sam przygotowywa

ł  właśnie  swoje  sławetne  drinki.  Z  pochyloną  głową  mieszał  napój. 

Odwrócił się do niej i odpowiedział z uśmiechem: 

– Nie. I kiedy patrz

ę na twoje potyczki z Jace’em, dochodzę do wniosku, że nie mam na 

to ochoty.   

– Nigdy? – April unios

ła brwi z niedowierzaniem.   

–  No...  –  zawaha

ł  się,  podając  jej  szklankę  i  opadając  na  stojące  obok  krzesło.  –  Nie 

powiem. 

Zakochałem  się.  Był  taki  jeden  raz...  ale  nie  mogę  przecież  wliczać  mojej 

nauczycielki z piątej klasy, chociaż była wtedy naprawdę wystrzałową babką.   

Teraz z kolei April musia

ła się uśmiechnąć.   

– By

ła? 

–  Z 

żalem  stwierdzam,  że  tak.  Kiedy  przeszedłem  do  szóstej  klasy,  wyszła  za  mąż  i 

potwornie  utyła.  Kompletna ruina.  –  Potrząsnął  głową,  jakby  wciąż  jeszcze  nie  mógł  w  to 
uwierzyć.   

April z 

łatwością  wyobraziła  go  sobie  jako  ucznia  szóstej  klasy.  Z tymi iskierkami w 

wielkich, 

brązowych oczach i figlarnym uśmieszkiem musiał być ulubieńcem nauczycielek. 

background image

Doszła  do  wniosku,  że  niewiele  się  zmienił,  tyle tylko,  że  nauczycielki  zastąpiły  młode, 
samotne kobiety– Nie musisz z tego tak drwi

ć, Sam – odrzekła.   

– By

łem wtedy naprawdę wstrząśnięty. Potem przeszedłem do siódmej klasy i poznałem 

trochę życie. No i wtedy zrozumiałem, że ona nie utyła, tylko była w ciąży. Urodziła zresztą 
dorodne  bliźniaki.  –  Zachichotał  patrząc  na  dno  swojej  szklanki,  zatopiony we 
wspomnieniach. – 

Kiedy się dowiedziałem, jak to się stało, że zaszła w ciążę, mój podziw dla 

niej  wzrósł  jeszcze  bardziej.  Myślałem,  że  „akt”,  przez  który  musiała  przejść,  musiał  być 
czymś przerażającym i potwornym dla takiej anielskiej, słodkiej kobiety. Sądziłem, że zrobiła 
to tylko po to, 

żeby  zostać  matką.  Poświęciła  się.  Stała  się  dla  mnie  niemal  świętą,  która 

przeszła przez ognie piekielne.   

April nie mog

ła  się  już  opanować  i  zaczęła  się  śmiać  w  głos.  Sam  parsknął  i  też  się 

roześmiał.   

– A kiedy przesta

ła być dla ciebie świętą? – zapytała April chichocząc.   

–  Rok p

óźniej  –  odpowiedział  Sam  bez  wahania.  –  Zdaje  się,  że  wtedy  dojrzałem  i 

dowiedziałem się, że moje wyobrażenia o owym akcie rozmijają się z rzeczywistością.   

–  Chyba troch

ę  wcześnie,  nie  uważasz?  –  z  trudem  wydusiła  April,  dławiąc  się  od 

śmiechu.   

–  Tak,  owszem.  Potem,  w miar

ę  upływu  czasu,  zrozumiałem,  że  kobiety  są  jak  dobre 

wino, 

które  należy  najpierw posmakować,  a  potem  wypić  do  dna...  No  i  wpadłem  w 

alkoholizm. – 

Spoważniał. – Ale wracając do twojego pytania. Nie licząc tej nauczycielki, nie 

byłem nigdy zakochany.   

April przyjrza

ła mu się uważnie.   

– Wierzysz w mi

łość, Sam? 

W jego br

ązowych oczach April dostrzegła zakłopotanie.   

– Zmieni

łem zdanie, odkąd poznałem ciebie i Jace’a. – Odwrócił wzrok i zaczął patrzeć 

przez okno. 

Wydawał się nieobecny myślami. – Po prostu nie sądzę, żeby mi to było pisane.   

– To przyjdzie – powiedzia

ła łagodnie. Machnął ręką.   

– W

ątpię, April. Robiłem już w życiu różne rzeczy, łącznie ze służbą w marines, zanim 

znalazłem swoje miejsce. Nie przypuszczam, żebym w podeszłym wieku trzydziestu trzech 
lat jeszcze na kogoś takiego trafił.   

Znowu si

ę  uśmiechnął,  a  April  ze  zdumieniem  odkryła,  że  jest  bardzo  przystojny. 

Traktowała  go  jak  przyjaciela  i  przedtem  jakoś  tego  nie  zauważyła.  Nagle  zrozumiała,  że 
kobietom musiał wydawać się atrakcyjny i uświadomiła sobie, że Sam na ogół nie jadł kolacji 
samotnie. 

Zadziwiające,  że  dopiero  teraz  zwróciła  na  to  uwagę.  Może  gdyby  nie  była  tak 

zakochana w Jace’ie...   

Sam m

ówił powoli: 

– S

ądzę, że będę dalej smakował różne gatunki win, ale nie założę własnej winnicy.   

April wyprostowa

ła  się  i  wypiła  trochę  margarity.  Była  naprawdę  wstrząśnięta.  Nie 

zdawała sobie dotąd sprawy, że nie wszystkim było dane odnaleźć się tak jak jej i Jace’owi. 
Miała szczęście.   

Sam pochyli

ł się ku niej.   

background image

– Hej, tylko si

ę nade mną nie użalaj, pani mecenas! – zaprotestował łagodnie, domyślając 

się, nad czym się tak zamyśliła.   

– Nic na to nie poradz

ę, Sam. Jestem taka szczęśliwa, że chciałabym, aby wszyscy wokół 

mnie też byli szczęśliwi.   

–  Tylko mi tego nie 

życz! Zanim poznałaś Jace’a, byłaś rozsądną, samodzielną kobietą. 

Od tamtej pory widzę, jak się miotasz. Przypomnij sobie tylko, co się działo w piątek, i jacy 
wtedy  oboje  byliście  nieszczęśliwi.  Jeśli  na  tym  polega  miłość,  to  ja  już  wolę  moją 
samotność! 

April roze

śmiała się znowu i oparła wygodnie o oparcie fotela.   

– Nieporozumienia w mi

łości są jak przyprawy w kuchni. Wiesz, Sam, czasem myślę, że 

nie miałabym po co żyć, gdybym straciła Jace’a.   

Sam wsta

ł i odstawił puste już szklanki na barek.   

–  W takim razie lepiej jed

ź  już  do  domu.  Chyba  się  nie  przesłyszałem?  Wspominałaś, 

zdaje się, o jakimś starym filmie Chaplina dziś wieczór? 

– O, m

ój Boże – April rzuciła okiem na zegarek i zerwała się na równe nogi. Otworzyła 

szafę  i  wyjęła  z  niej  torebkę.  Nie  zastanawiając  się  długo,  odstawiła  na  bok  teczkę  z 
dokumentami. 

Tego wieczora nie będzie miała w domu nastroju do pracy.   

– B

ądź tak dobry i zamknij biuro, Sam. Do jutra.   

– W porz

ądku. Baw się dobrze – zawołał za nią.   

W odpowiedzi us

łyszał trzaśniecie drzwi. Rozbawił go jej nagły popłoch. Rozejrzał się 

wokół,  żeby  się  upewnić,  czy  wszystko  jest  przygotowane  na  następny  dzień.  W pokoju 
zapanowała cisza.   

Powinien si

ę  pospieszyć.  Pewna  słodka  brunetka  miała  na  niego  czekać  w  restauracji. 

Jeśli  wszystko  pójdzie  zgodnie z planem,  będzie  raczej  zajęty  tego  wieczora...  i to nie 
czytaniem kodeksu cywilnego.   

Jace czeka

ł przed domem. Wyraźnie zniecierpliwiony, podparty pod boki, obserwował, 

jak parkowała samochód.   

– Gdzie by

łaś? Zaczynałem się już martwić.   

–  Wypili

śmy  z  Samem  po  drinku  przed  wyjściem.  Miałam  dosyć  męczący  dzień  – 

oznajmiła wysiadając z samochodu.   

– Zapomnia

łaś, że się umówiliśmy? – zapytał z nachmurzoną miną, ale April wiedziała, 

że nie jest na nią zły.   

– W pewnym sensie. Dopiero Sam mi przypomnia

ł. Miałam zamiar zwinąć się w kłębek 

na kanapie i uciąć sobie drzemkę.   

– Zapomnia

łaś? – powtórzył z niedowierzaniem. – Jak mogłaś?! 

– Zapomnia

łam o kinie, nie o tobie, mój kochany. Właśnie marzyłam, że przyjedziesz i w 

twoich ramionach słodko sobie pośpię – wyjaśniła cierpliwie, patrząc w jego rozjaśniające się 
w uśmiechu oczy.   

– Skoro tak, to mo

żemy zostać w domu i zrobię to, co chciałaś: przytulę cię i będę czekał, 

co z tego wyniknie.   

–  Jace,  zachowuj si

ę przyzwoicie! – zawołała, ale tak naprawdę była zadowolona. Tyle 

background image

ciepła  było  w  jego  słowach.  Może  właśnie  dlatego  kobiety  tak  ulegają  jego  aktorskiemu 
urokowi. 

Był  podniecający  i  czarujący,  a  jednocześnie  uczciwy  i  szczery.  No i do tego 

diabelnie przystojny! Miał na sobie brązowe, flanelowe spodnie i białą koszulę. Wyobraziła 
sobie jego silne nogi,  muskularne ramiona i mocny tors. 

Wyglądał,  jak lody waniliowe z 

czekoladą, naprawdę bardzo apetycznie...   

Dostrzeg

ł w jej oczach błysk pożądania i natychmiast był już przy niej. Objął ją w talii i 

przywarł biodrami. Zajrzał jej w oczy.   

– Wi

ęc co mam zrobić, Flynn? Czy wolisz, żebym był miły, słodki i czarujący, czy może 

naprawdę zły? – spytał czując, jak jego ciało reaguje na jej bliskość.   

– Wola

łabym, żebyś był miły i czarujący – mruknęła, całując go w szyję i bawiąc się jego 

włosami.  –  Wszystko,  co  złe,  zachowaj na potem.  W innym wypadku nigdzie nie 
wyjedziemy.   

Roze

śmiał się i wciąż ją obejmując, poprowadził do samochodu.   

– No to chod

źmy, zanim zmienimy zdanie – podsumował pomagając jej wsiąść.   

Jechali powoli w d

ół, ale kiedy znaleźli się na autostradzie, Jace gwałtownie przyśpieszył, 

lodzili  z  zawrotną  szybkością.  April  sprawdziła,  czy  ma  zapięty  pas,  mimo wszystko nie 
tracąc nadziei, że dotrą do celu.   

Zerkn

ął na nią i lekko się uśmiechnął.   

– Za szybko, skarbie? 

–  O wiele za szybko  –  mrukn

ęła  przez  zaciśnięte  zęby.  Zwolnił  więc  do  dozwolonej 

prędkości, wzdychając jednak przy tym głośno, jakby go dotkliwie ukarano.   

– Biedny Jace. Jak ty si

ę musisz poświęcać – zauważyła z uśmiechem April.   

–  A ty sobie zapami

ętuj te moje drobne wyrzeczenia.  Któregoś  dnia  będziesz  mi  się 

musiała odwdzięczyć – stwierdził.   

Taki sam 

żartobliwy nastrój towarzyszył im przez resztę wieczoru. Stary,  dobry film z 

Chaplinem był zachwycający, więc podczas projekcji zaśmiewali się razem z całą widownią i 
jedli prażoną kukurydzę.   

Kiedy wracali do samochodu, Jace odegra

ł na jej prośbę własną parodię Chaplina i April 

myślała, że po prostu pęknie ze śmiechu.   

D

ługo  się  namyślali  i  wreszcie  wybrali  czynny  całą  noc  bar,  gdzie serwowano pyszne 

cheeseburgery. Najedli si

ę do syta.   

–  Tak...  –  stwierdzi

ł  Jace,  wzdychając  głośno  i  rozpierając  się  w  czerwonym, 

plastikowym foteliku. – To prawda, 

że do serca mężczyzny można trafić przez jego żołądek.   

– M

ówisz poważnie? – zdziwiła się April. Jace nigdy nie przywiązywał wagi do jedzenia 

i nie zachwycał się szczególnie smacznymi potrawami.   

– Tak. Kiedy wype

łnisz mężczyźnie żołądek, możesz bez trudu skierować jego myśli na 

inne rzeczy. 

Na przykład na drzemkę, a stąd już prosta droga do łóżka i... – Spojrzał na nią 

pożądliwie. Roześmiała się i podsunęła mu koktajl czekoladowy. – Tak naprawdę, to marzę o 
filiżance kawy.   

– Ju

ż idę po kawę – wstała z uśmiechem. – A potem możesz rozmyślać o tych... innych 

sprawach.   

background image

Jace si

ęgnął po portfel, ale powstrzymała go gestem ręki.   

– Nie, nie. To ju

ż należy do mnie. I nie dziękuj mi. Wiem, że jestem przesadnie rozrzutna.   

– Zawsze m

ówiłem, że znajdę sobie bogatą kobietę – mruknął pod nosem, patrząc za nią, 

gdy ruszyła w stronę bufetu.   

Na odchodnym rzuci

ła przez ramię: 

– No i czy nie jeste

ś mądrym człowiekiem? Podeszła do kontuaru i zdumiona rozejrzała 

się dookoła.   

Lokal by

ł  wypełniony  po  brzegi  ludźmi  w  różnym  wieku.  Na  ogół  w  poniedziałek 

wieczorem był pusty. Rzuciła okiem na zegarek. Dochodziła jedenasta.   

Zamów

iła  szybko  kawę  i  zapłaciła.  Dolała  mleka  i  nie  przestając  się  uśmiechać, 

zamieszała kawę.   

Kiedy si

ę odwróciła, ujrzała w rogu sali grupkę nastolatek. Chichotały i popatrywały na 

Jace’a. 

Jeśli sienie myliła, wystarczy chwila, żeby któraś się ośmieliła i podeszła do stolika, a 

wtedy momentalnie opadnie ich t

łum  łowców  autografów.  Musi  go  szybko  wyciągnąć,  bo 

inaczej nie uda im się stąd ujść cało.   

– Chod

ź już, Sam! – zawołała głośno w stronę Jace’a. – Możesz to wypić w samochodzie.   

Przez chwil

ę patrzył na nią zaskoczony, ale szybko zrozumiał. Używali imienia Sama jak 

szyfru, 

kiedy któreś z nich zauważyło, że grupa wielbicieli szykuje się do ataku. W ten sposób 

udawało się choć na moment zdezorientować fanów, którzy tracili rozeznanie, czy to aby na 
pewno jest Jace Sullivan.   

Jace b

łyskawicznie wyskoczył zza stolika i w  mgnieniu oka znalazł się przy  drzwiach, 

zanim  dziewczęta  zdążyły  się  zorientować.  Oboje  z  April  popędzili  do  samochodu, 
wyrzucając po drodze kubki z kawą. Silnik zawył i uśmiechnięci pomachali zawiedzionemu 
tłumowi, który został w tyle.   

–  Niewiele brakowa

ło  –  odetchnął  Jace  biorąc  April  za  rękę.  –  Wydaje  mi  się,  że  to 

zgromadzenie zdążyło się już podwoić.   

– Rzeczywi

ście! – roześmiała się April. – Prawdopodobnie część ludzi wybiegła za nami 

z ciekawości, co to właściwie za zamieszanie. Ale mogę się założyć, że gdybyśmy zostali tam 
jeszcze  minutę,  nie  wyszlibyśmy  już  do  północy,  chyba  że  właściciel  zażyczyłby  sobie 
zdjęcia z tobą.   

–  Sk

ąd wiedziałaś, że mnie rozpoznały? Nie słyszałem, żeby ktoś mówił o mnie ani nie 

zauważyłem żadnych ciekawskich spojrzeń.   

– Staram si

ę mieć oczy szeroko otwarte. Obserwuję ładne kobiety, które ośmieliłyby się 

rzucić na ciebie okiem. A jedna z tych panienek patrzyła na ciebie w sposób bardzo dojrzały. 
– Ap

ril była wyraźnie zgorszona, chociaż może maskowała w ten sposób zazdrość...   

– Tak... Musz

ę bardziej uważać. Ale byłem zbyt zajęty moją kobietą, która poruszała się 

kołysząc  uwodzicielsko  biodrami,  żeby  zauważyć  coś  jeszcze.  W ogóle prawie nie 
dostrzegam innych kobiet, 

kiedy ona jest w pobliżu.   

–  Jej,  dobrze, 

że  mi  to  mówisz!  –  Oczy  April  rozbłysły.  –  Będę  się  musiała  do  ciebie 

przykleić na stałe, bo inaczej o mnie zapomnisz! 

– Po prostu nazywam rzeczy po imieniu, prosz

ę pani – mruknął Jace, próbując przygarnąć 

background image

ją do siebie i starając się jednocześnie nie wbić jej w żołądek dźwigni biegów.   

– Niech diabli wezm

ą ten samochód – poddał się w końcu. – Przypomnij mi następnym 

razem, 

że mamy jechać twoim.   

–  Tak jest!  –  zasalutowa

ła  April,  rozbawiona  jego niezadowoleniem.  Stwierdziła  z 

satysfakcją, że Jace wciąż dobrze się bawił w jej towarzystwie. Nadal mu na niej zależało. 
Nie rozbiła ich związku tą idiotyczną randką z Leo. Przestała się nagle uśmiechać. No i on nie 
zdołał zrujnować wszystkiego swoim występem z Sandrą. Przypomniały się jej słowa Sama, 
że mają oboje z Jace’em szczęście, że na siebie natrafili.   

–  O czym my

ślisz,  Flynn?  –  zapytał  Jace,  kiedy  skręcali  w  kierunku  domu.  –  Nic nie 

mówisz.   

– My

ślę o tym, co mi powiedział dzisiaj Sam.   

– Tak? Na pewno co

ś szalenie mądrego – rzucił sucho. Udała, że nie dostrzega kpiny w 

jego głosie.   

– Czy wiesz, 

że Sam nigdy nie był zakochany? 

– Niekt

órzy zagarniają dla siebie całe szczęście tego świata – stwierdził ironicznie Jace.   

Znowu uda

ła, że nie słyszy.   

– Biedny Sam.   

– Dlaczego biedny? Nie wydaje mi si

ę, żeby miał coś przeciwko takiemu stanowi rzeczy. 

Szczerze mówiąc, robi wrażenie bardzo szczęśliwego kawalera, nie znam drugiego takiego.   

April pochyli

ła się do niego i pocałowała go w szyję, gdzieś w okolicach ucha.   

–  Bo biedny Sam nigdy nie mia

ł okazji przekonać się,  jak cudownie jest kochać i być 

kochanym. 

Pewnego dnia obudzi się zupełnie sam i nie będzie nikogo, kto dotrzymałby mu 

towarzystwa. – 

Zerknęła na niego spod długich rzęs. Czy rozumiał, do czego zmierzała? 

Najwyra

źniej nie.   

– Zgodz

ę się z tobą, pod warunkiem że nie zakocha się i nie będzie chciał być kochany 

przez  moją  kobietę  –  powiedział  bardzo  poważnie  i  nachylając  się  ku  niej  pocałował  ją  w 
czubek nosa, 

starając się włożyć w tę prostą czynność całe uczucie, jakie żywił do tej drobnej 

istoty, 

siedzącej u jego boku. Była wszystkim, czego potrzebował i o czym marzył.   

April parskn

ęła śmiechem w odpowiedzi, chociaż czuła żal, że nie czytał w jej myślach. 

Może jednak z czasem zrozumie...   

W samochodzie zapanowa

ła cisza. Oboje byli zmęczeni pełnym wrażeń dniem.   

April przygl

ądała  się  z  boku  silnym  rękom  Jace’a,  pewnie  trzymającym  kierownicę. 

Czuła  nieodpartą  chęć  pogłaskania  go.  Tak  bardzo  go  kochała.  Pragnęła,  aby  ją  przytulił  i 
ukołysał. Czuła, że miłość wypełnia ją bez reszty.   

Jace prowadzi

ł  samochód  powoli  stromym  podjazdem.  Dłoń  April  spoczywała  na  jego 

ramieniu. 

Czerpał wielką radość z jej bliskości. Stała się dla niego czymś znacznie więcej, niż 

kochanką i towarzyszką życia. April Flynn była wszystkim, czego pragnął. Dawała mu tyle 
radości i ciepła. Tak bardzo do niego pasowała! 

Czy chcia

ła  mu  dać  do  zrozumienia,  że  pragnęłaby  utrwalenia ich związku,  czy  może 

raczej delikatnie starała się zakomunikować, że powinien poszukać sobie kogoś innego, z kim 
będzie  mógł  doczekać  starości?  Musi  wytężyć  cały  swój  męski  instynkt,  by  zrozumieć 

background image

dobrze,  o co jej chodzi. 

Przez  chwilę  ogarnął  go  lęk.  Wiedział,  że  z  trudnością  zniósłby 

rozstanie. 

Zniszczyłoby go to zupełnie.   

Nieprzyjemny dreszcz przebieg

ł  mu  po  plecach.  Przypomniał  mu  się  ten...  ten facet, 

którego widział z April. Stracił wtedy zupełnie panowanie nad sobą. Wiedział o tym i było 
mu wstyd już w połowie drogi do domu, po tej awanturze w biurze. Zdawał sobie sprawą, że 
zachował się jak nieokrzesany cham, ale odezwały się w nim wtedy najgorsze instynkty.   

Potem, kiedy wr

ócił do domu bez niej, rozmyślał z narastającym przerażeniem o tym, co 

oboje  w  złości  wykrzyczeli.  Jej  wściekłość  była  na  pewno  uzasadniona.  Nie  miał  prawa 
osądzać  April,  podczas  gdy  sam  umówił  się  z  inną  kobietą.  April  miała  podstawy  do 
niezadowolenia. 

Chciał do niej zadzwonić i powiedzieć, że się mylił, ale nie znalazł w sobie 

dosyć siły. To dlatego udawał, że się upił. Nie zdobył się na odwagę, aby przeprosić ją za 
swoje zachowanie.   

Ale ona to zrobi

ła.  Przeprosiła  go  i  wzięła  na  siebie  część  winy.  Okazała  się  bardziej 

dojrzała od niego. Naprawdę chciał, Bóg mu świadkiem, chciał! Ale wstrzymywała go duma. 
Teraz, 

kiedy uzmysłowił sobie, jak silne uczucia żywi do April, nigdy już nie pozwoli, aby 

temperament lub upór stanął na drodze do szczęścia. Nie dopuści, żeby zazdrość rozdzieliła 
ich kiedykolwiek.   

Jak dziecko zacisn

ął kciuki na szczęście. Pomyślał gorzko, że dobrymi chęciami piekło 

jest wybrukowane.   

–  No i jak uwa

żasz?  Pikowany  kombinezon  narciarski  czy  kilka  grubych  swetrów  i 

ortalionowy dres?  –  April  zwr

óciła  się  do  Jace’a,  który  leżał  na  sofie,  przerzucając  jakiś 

scenariusz.   

U

śmiechnął  się  do  niej.  Stała  przed  nim,  krygując  się  w  swoim  nowym, 

jaskrawo-pomara

ńczowym  kombinezonie  z  biało-czarnymi  pasami  na  rękawach.  W 

zestawieniu  z  tymi  kolorami  jej  śniada  cera  nabrała  odcienia  dojrzałej  brzoskwini.  Czarne 
włosy odcinały się wyraźnie od barwnego stroju.   

–  My

ślę, że i tak, i tak będzie dobrze, ale najbardziej wolę naturalne wydanie – orzekł, 

puszczając do niej oko.   

– Naturalne? – parskn

ęła. – To znaczy w skórze z lamparta czy w spódnicy z bananowych 

liści? 

Odrzuci

ł na bok papiery i rozłożył ramiona. Skorzystała z zaproszenia i wtuliła się z całej 

siły. Musnął wargami czubek jej głowy i szepnął: 

– Naturalny, czyli w stroju Ewy. Dobrze wiesz, o co mi chodzi

ło.   

– Rozpustniku! – zawo

łała, całując go w pierś.   

– I jest to niezb

ędny strój, biorąc pod uwagę to, co chcę z tobą robić.   

– Mo

żna wiedzieć, co takiego? 

–  Pie

ścić  i  kochać  twoje  słodkie,  drobne  ciało  bez  przerwy  przez  co  najmniej  trzy 

tygodnie.   

– Tylko? A co planujesz na ostami tydzie

ń? 

– Odpoczynek! – roze

śmiał się i łaskocząc ją pod pachami przewrócił i ułożył na sobie.   

Dzwonek telefonu przerwa

ł ich figle.   

background image

–  Odbior

ę!  –  zawołała  April,  szybko  ześlizgując  się  z  kanapy.  –  A  ty  dokończ  swoją 

lekturę.   

Ale kiedy zorientowa

ła się, kto telefonuje, pożałowała, że w ogóle podniosła słuchawkę.   

– Musz

ę mówić z Jace’em – zażądała Sandra Tanner w sposób nie znoszący sprzeciwu.   

– Kto mówi? – 

spytała słodko April. Odrobina zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.   

– Sandra. B

ędzie wiedział, o kogo chodzi – brzmiała pewna siebie odpowiedź.   

April z

łożyła  antenę  w  przenośnym  aparacie  i  podała  go  Jace’owi,  ustami  bezgłośnie 

wymawiając imię Sandry. Zauważyła grymas zniecierpliwienia i niechęci na jego twarzy.   

– Tak – rzuci

ł w słuchawkę, przytrzymując jednocześnie April za rękę i zmuszając ją, by 

usiadła koło niego.   

–  Zaraz,  chwileczk

ę  –  wtrącił  po  chwili,  ale  natychmiast  umilkł.  April  z  narastającym 

niepokojem obserwowała pogłębiającą się gwałtownie zmarszczkę na jego czole. Rozmowa z 
całą pewnością nie przebiegała po jego myśli. Jace jeszcze kilka razy usiłował coś wtrącić, ale 
bez powodzenia.   

Wreszcie od

łożył słuchawkę. Miał ponurą minę.   

April przysun

ęła się bliżej Jace’a. Czekała, aż odezwie się pierwszy. Wiedziała, że nie 

będą to pomyślne wieści. Co takiego Sandra mu powiedziała? Dlaczego jest taki wściekły? 

– No wi

ęc? – zapytała w końcu. Spojrzał na nią, jakby dopiero teraz przypominając sobie 

o jej obecności. Najwyraźniej był myślami bardzo daleko.   

Westchn

ął, poruszył się i przeczesał dłonią włosy.   

–  Niech to diabli!  –  mrukn

ął  pod  nosem.  Zerknął  na  nią  i jego  spojrzenie  złagodniało. 

Ujął w obie dłonie jej twarz i przyciągnął ją do siebie. – Wyjdź” za mnie, April Flynn. Wyjdź 
za mnie i wyrwij mnie z tego bagna.   

April z wysi

łkiem  przełknęła  ślinę,  potem jeszcze raz i jeszcze raz.  Starając  się  za 

wszelką cenę nie zmieniać wyrazu twarzy, tak jak to robiła w sądzie, spytała: 

– Dlaczego? 

– Jeste

śmy dla siebie stworzeni.   

– To wiem. Ale dlaczego teraz? 

– Je

żeli nie weźmiemy ślubu teraz, ta mała diablica będzie mnie miała w garści. Poszła do 

wytwórni i zaczęła się skarżyć i wypłakiwać na ramieniu każdego, kogo tylko spotkała. No i 
teraz każą mi znowu wystąpić z nią publicznie, bo podobno należy to do mojego kontraktu.   

– A gdyby

ś był żonaty, nie oczekiwano by tego od ciebie? – April mówiła spokojnie, ale 

czuła, że robi się jej niedobrze.   

Jace nie zwr

ócił na to uwagi. Patrzył na telefon, jak na narzędzie zbrodni.   

– W

łaśnie.   

April powoli wsta

ła  i  rozpinając  bez  pośpiechu  suwak  w  kombinezonie,  poszła  w 

kierunku holu.   

– Zaczekaj! – powiedzia

ł Jace. – Dokąd idziesz? 

– Pop

ływać – odpowiedziała przez ramię. Nie była w stanie kontynuować tej rozmowy.   

Rozebra

ła się na tarasie, rzuciła ubranie na jedno ze stojących tam krzeseł i zanurzyła się 

w zimnej wodzie. 

Płynęła, starając się zebrać myśli. Była nie tyle wściekła, co rozczarowana.   

background image

Przez trzy lata czeka

ła  na  oświadczyny,  a  kiedy  to  się  wreszcie  stało,  okazało  się,  że 

mężczyzna, którego kochała zaproponował jej małżeństwo, kierując się czysto praktycznymi 
względami.  Łzy  napłynęły  jej  do  oczu.  Niech  diabli  wezmą  Jace’a!  Nie  miał  prawa  tak 
postępować! Nie miał prawa! 

Jace stan

ął w drzwiach. Zachowywał się tak, jakby się nic nie stało, ale April widziała, że 

jest zdenerwowany.   

– Ju

ż? – spytał chłodno.   

– Nie.   

– Kiedy zamierzasz odpowiedzie

ć na moje pytanie? 

– Chyba znasz odpowied

ź, Jace! Znajdź sobie kogoś innego, kto pomoże ci w tej sytuacji. 

To może być pierwsza lepsza dziewczyna.   

– To nieprawda, dobrze o tym wiesz – odrzek

ł bezbarwnym głosem. – Zapytałem, czy za 

mnie wyjdziesz. 

I czekam na odpowiedź.   

April ze z

łością uderzyła dłonią w powierzchnię wody. Kamienna posadzka wokół nóg 

Jace’

a pociemniała.   

–  No to j

ą masz! Nie, dziękuję, panie Sullivan! – zawołała i uśmiechając się ironicznie, 

pochyliła  przed  nim  głowę.  –  Oczywiście  w  pełni  doceniam  twoją  łaskawość,  bo  przecież 
jestem biedną, samotną kobietą, żyjącą w grzechu, a ty sławnym aktorem i poczułeś się za 
wszystko odpowiedzialny. 

Ale mimo że jesteś tak wspaniałomyślny, nie uważam, aby był to 

dobry pomysł. Tak, to nie jest najlepsze wyjście w chwili zagrożenia szukać spódnicy, pod 
którą można by się schować! 

– Flynn – zacz

ął ostrzegawczo.   

–  S

ądzę,  że  taki  początek  nie  rokuje  szans  powodzenia  małżeństwu,  nie  uważasz?  – 

Patrzyła na niego niewinnie. – To znaczy, pewnego dnia mogę założyć spodnie i gdzie się 
wtedy schowasz? Wszyscy cię zobaczą.   

Zanim zd

ążył jej odpowiedzieć, odwróciła się do niego plecami i zaczęła znowu płynąć. 

Usiłowała wyładować złość.   

Spodziewa

ła się, że wskoczy za nią do wody, i szykowała się do dalszej wymiany zdań, 

ale nic takiego nie nastąpiło. Niewypowiedziane, gorzkie słowa kłębiły się jej w głowie. Bez 
powodzenia próbowała się uspokoić, pływając bez opamiętania.   

Tyle wysi

łku włożyła w to, aby się jej oświadczył, i w końcu zrobił to, ale z powodu innej 

kobiety! 

Odechcia

ło  się  jej  zmagać  samej  ze  sobą.  Wspięła  się  po  drabince  i  wyszła  z  wody. 

Pozbierała ubranie porozrzucane niedbale na tarasie. Walcząc ze łzami i zmęczeniem, poszła 
do wyłożonej niebiesko-białymi kafelkami łazienki i zamknęła drzwi.   

Dopiero kiedy si

ę  odwróciła,  zorientowała  się,  że  Jace  siedzi na taborecie i obserwuje 

ka

żdy jej ruch przez zmrużone powieki. Był zły, ale dostrzegła w jego twarzy coś jeszcze, 

czego nie potrafiła nazwać.   

Mia

ła już na końcu języka przeprosiny, ale porywcza strona jej natury wzięła górę. Już 

raz przepraszała go pierwsza. Teraz jego kolej.   

Odezwa

ł się wreszcie, a jego głos odbijał się echem od wyłożonych kafelkami ścian.   

background image

– Trzy lata temu powiedzia

łaś, że zależy ci właśnie na małżeństwie. Ale ja nie czułem się 

wtedy wystarczająco dojrzały do tak poważnej decyzji. Teraz z kolei ja cię proszę, abyś za 
mnie wyszła, a ty mnie odrzucasz. Dlaczego? Czy masz kogoś? O co chodzi? 

–  Trzy lata temu m

ówiłeś, że mnie kochasz, ale nie zgadzałeś się na ślub. Teraz za to 

małżeństwo ma być wygodnym parawanem, sposobem na uniknięcie czegoś, na co nie masz 
ochoty.  – 

April zadrżała i odwróciła się od niego, żeby  nie zobaczył napływających jej do 

oczu łez. – Zmieniłeś zdanie. Dlaczego ja nie mogę też tego zrobić? A może to ty masz inną 
kobietę? 

–  Nie b

ądź  śmieszna!  –  zawołał.  –  Gdybym  miał  inną,  to  nie  prosiłbym  cię  o  rękę, 

prawda? 

– Mo

że tak, może nie. – Odkręciła prysznic i sprawdziła dłonią temperaturę wody. Nawet 

gdyby była lodowato zimna, nie zwróciłaby na to uwagi.   

– Powiedz mi prawd

ę! – zrobił krok w jej stronę. – Czy jest ktoś inny? Czy o to chodzi? 

– Nie! – krzykn

ęła, wchodząc pod prysznic i zatrzaskując szklane drzwi z takim impetem, 

że aż niebezpiecznie zadzwoniły. – Wyjaśnijmy coś sobie. Trzy lata temu nie kochałeś mnie, 
tylko pożądałeś. A to jest różnica. Teraz próbujesz zalegalizować nasz związek, bo obawiasz 
się, że stygniesz. Nie pragniesz, abym nosiła twoje nazwisko, miała z tobą dzieci i zajmowała 
się domem! 

–  Czy naprawd

ę jesteś tak beznadziejnie głupia? – Usłyszała jego głos zza szyby. Ręce 

trzęsły się jej tak, że z trudem mogła utrzymać w nich mydło. Głos Jace’a ponownie przebił 
się przez szklane drzwi: 

–  Mam gosposi

ę, a w każdym razie będę miał,  jak tylko znajdę kogoś  odpowiedniego, 

mogę zaangażować kucharkę, ale żony się nie wynajmuje! 

–  No w

łaśnie! – wrzasnęła. – Więc nie próbuj mnie wynajmować! Nie jestem na każde 

zawołanie. Jestem ci potrzebna, gdy masz problemy, a kiedy indziej masz mnie w nosie! Ja 
też coś czuję! Słyszysz? I nie wyjdę za ciebie! – Kiedy odważyła się w końcu odwrócić, już 
go nie było.   

Wstrzymywane tak d

ługo  łzy  popłynęły  wreszcie  strumieniem.  Stała  pochylona,  nie 

mogąc pohamować wstrząsającego nią szlochu.   

A wi

ęc zrobiła to. Doprowadziła do tego, że mężczyzna, którego kochała, stał się o nią 

zazdrosny na tyle, 

by się jej oświadczyć. Odrzuciła jego propozycję, ponieważ marzyła, żeby 

powodowała  nim  miłość,  a  nie  kłopoty  z  wytwórnią.  Zaoferował  jej  małżeństwo  i  tylko  to 
powinno mieć znaczenie! A ona, jak idiotka, odmówiła mu z zupełnie nieistotnych powodów 
i  w  dodatku  nie  tylko  nie  będzie  jego  żoną,  ale  nawet  straciła  szansę,  aby  zostać  jego 
przyjaciółką  i  kochanką.  Spaliła  za  sobą  wszystkie  mosty.  Ależ  była  niemądra!  Potwornie, 
niewyobrażalnie głupia! 

Czy da si

ę  jeszcze  naprawić  szkody,  jakie  wyrządziła?  Czy  potrafi  wytłumaczyć  mu 

swoje stanowisko, t

ak by ją zrozumiał i może nawet wybaczył nieprzemyślaną decyzję? 

Rozsun

ęła drzwi prysznica i nie widząc nic przez zalane wodą i łzami oczy, sięgnęła do 

szafki  po  ręcznik.  Owinęła  go  wokół  ciała,  drugi  narzuciła  na  ociekające  wodą  włosy,  nie 
przejmuj

ąc się tym, jak to wygląda. Nie zakręcając nawet za sobą kranu, otworzyła drzwi do 

background image

sypialni.   

Jace znajdowa

ł się w pokoju. Wpychał byle jak koszule do leżącej przed nim torby.   

–  Jace?  –  g

łos  odmówił  jej  posłuszeństwa.  Musiała  odchrząknąć,  żeby  zacząć  po  raz 

drugi. – Jace? Co ty robisz? 

– Wyje

żdżam – wyjaśnił, nie przerywając pakowania. – Nie będzie mnie przez jakiś czas. 

Oczekuję, że do tej pory wyprowadzisz się stąd. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, nie zastanę tu 
twoich rzeczy.  – 

Spojrzał  na  nią  z  kamiennym  i  nieubłaganym  wyrazem  twarzy.  – 

Zrozumiałaś? Wszystko, co należy do ciebie, ma zniknąć.   

– Ale... – zacz

ęła. Przerwał jej natychmiast.   

–  Daj

ę  ci  aż  tyle  czasu,  żebyś  mogła  wyrzucić  ze  swo jego  d o mu  tych,  którzy go 

wynajmują, albo znaleźć jakieś inne mieszkanie. Jeśli ci się nie uda, to już twoja strata, moja 
pani.  Ale jestem pewien, 

że z tą twoją rezolutną główką i prawdziwym talentem znajdziesz 

sobie prędko kogoś, z kim będziesz mogła zamieszkać. – Zamknął z hukiem szafę, przeszedł 
obok niej do łazienki i pozbierał swoje przybory do golenia.   

–  Nie martw si

ę.  Na  pewno  nie  będziesz  długo  sama.  Takie  atrakcyjne  ciało  tego  nie 

zniesie.   

I wyszed

ł  z  pokoju,  trzaskając  drzwiami.  Stała  jak  skamieniała  na  środku  sypialni.  W 

uszach wciąż jeszcze miała jego słowa, czuła się tak, jakby ktoś ją pobił. Echo jego kroków 
jeszcze nie przebrzmiało w holu. Usłyszała odgłos zamykanych drzwi wyjściowych.   

– Jace! – krzykn

ęła i popędziła za nim. Ale było już za późno. Samochód Jace’a zniknął 

za zakrętem.   

– Jace... – Nie mog

ła w to uwierzyć. Słyszała cichnący w oddali warkot silnika.   

Jace odszed

ł.   

background image

ROZDZIAŁ 8 

 

Do poniedzia

łku  April  wypłakała  chyba  wszystkie  łzy.  Głowa  jej  pękała,  oczy  miała 

czerwone jak królik, 

a  całe  ciało  obolałe.  Wyglądała  okropnie,  ale  nie  miało  to  dla  niej 

żadnego znaczenia.   

Sam uni

ósł głowę, kiedy weszła do holu. Oczy zrobiły mu się przez chwilę okrągłe ze 

zdumienia. 

Zerwał się zza biurka i pośpieszył za April do jej gabinetu.   

–  Co si

ę stało, April? Wyglądasz jak zmora! – zawołał, siadając na brzegu jej biurka i 

przyglądając się jej uważnie. Wyglądało na to, że się domyśla, ale najwyraźniej wolał, aby 
sama potwierdziła jego przypuszczenia.   

– Jace si

ę wyprowadził – wyjaśniła cicho, odchylając głowę na oparcie skórzanego fotela.   

– Wyprowadzi

ł się ze swojego własnego domu? 

–  Da

ł mi dwa tygodnie na znalezienie sobie innego mieszkania. – Zawahała się, zanim 

powiedziała  głośno  to,  czego  nie  chciała  do  tej  pory  przyznać  sama  przed  sobą.  –  To  już 
koniec.   

– A to sukin... – Sam urwa

ł uderzając dłonią w biurko. – O co poszło? 

– Odrzuci

łam jego oświadczyny.   

– Ale dlaczego? Czy nie do tego w

łaśnie dążyłaś? 

–  Tak.  Tylko 

że  on  mi  się  oświadczył,  ponieważ  nie  miał  ochoty  pokazywać  się 

publicznie  z  Sandrą  Tanner.  Straciłam  panowanie  nad  sobą  i...  –  Zamknęła  oczy  i  znowu 
zobaczyła  kamienną  twarz  Jace’a.  –  Już  nawet  nie  pamiętam,  jak  to  dokładnie  było. 
Zagalopowaliśmy się.   

Sam gwizdn

ął przez zęby.   

– I co teraz? – spyta

ł, przerywając nagłą ciszę.   

Westchnęła otwierając oczy. Były matowe i osowiałe ze zmęczenia.   
–  Nie wiem.  M

ój dom jest wynajęty na następne cztery miesiące. Chyba powinnam się 

rozejrzeć za mieszkaniem. Ale to dopiero jutro. Nie mam na to dzisiaj siły.   

Sam nerwowo przeczesa

ł włosy dłonią.   

–  Nie mog

ę  uwierzyć,  że  dwoje  mądrych  skądinąd  ludzi  mogło  się  tak  idiotycznie 

zachować. Straciłem resztki wiary w miłość i małżeństwo.   

Lekki u

śmiech rozjaśnił na chwilę jej smutną twarz.   

– K

łamczuchu! Nigdy w to nie wierzyłeś, więc mi tu teraz nie opowiadaj takich bajeczek.   

– My

ślałem, że wy dwoje jesteście wyjątkiem.   

–  No to teraz ju

ż  wiesz,  że  nie  –  April  nie  była  w  stanie  zabrać  się  do  pracy.  –  Co 

nowego? Jest coś ważnego? 

Wzi

ął do ręki kalendarz i przypomniał: 

– Masz spraw

ę o podział majątku pary żyjącej w konkubinacie. Nie wiem, czy ta kobieta 

przyjdzie. – 

Wiedzieli z doświadczenia, że większość kobiet zgłaszających się do kancelarii 

nie przychodziła po raz drugi. Na ogół załatwiały sprawę we własnym zakresie.   

– O której? 

background image

– Przed samym lunchem. – Zerkn

ął na April. – A potem jesteś umówiona na lunch.   

– Z kim? 

– Ze mn

ą.   

April znowu si

ę uśmiechnęła.   

– 

Świetnie.   

Postanowi

ła  skoncentrować  się  na  pracy.  Przejrzała  szybko  dokumenty.  Pani Cochran 

powinna przede wszystkim spojrzeć prawdzie w oczy.   

By

ła  to  pani  w  średnim  wieku,  która  swego  czasu  przyjęła  pracę  gosposi  i  zaczęła 

romansować  z  pracodawcą.  Żyła  w  świecie  ułudy,  widząc  wszystko  tak,  jak sama sobie 
wyobraziła, co niekoniecznie było zgodne z rzeczywistością.   

–  Pani Cochran,  czy nie rozumie pani, 

że sąd nie może pani bronić, dopóki się pani nie 

wyprowadzi od tego człowieka? – April tłumaczyła spokojnie zastanawiając się jednocześnie, 
jak można żyć z kimś, o kim nawet nie można mówić bez płaczu.   

– Wiem, 

że to brzmi dla pani idiotycznie, panno Flynn. Ja po prostu chcę, żeby pani z nim 

porozmawiała. Musi zrozumieć, że może mieć proces o uwiedzenie mnie, jeśli zechce ożenić 
się z inną kobietą. Ta druga nie kocha go. A ja tak. Ostatecznie to ja pilnuję, żeby zjadł, jak 
należy, zanim wyjdzie z domu, ja piorę i prasuję jego ubrania, żeby wyglądał porządnie, gdy 
się z kimś umawia. Wszystko jest na mojej głowie i...   

April patrzy

ła z niedowierzaniem na siedzącą przed nią kobietę.   

–  Pierze pani jego rzeczy, 

żeby  wyglądał  porządnie,  kiedy  spotyka  się  z  innymi 

kobietami? Pani Cochran, 

z tego co mi pani do tej pory opowiedziała, wynika, że pracuje pani 

jako gosposia i nie chce pani, 

żeby człowiek, pod którego dachem pani przebywa, ożenił się z 

inną. To nie są podstawy do sprawy. Wyśmiano by nas w sądzie. Potrzeba nam dowodu, że 
traktował  panią  jak  żonę,  pozwalał  pełnić  honory domu,  gdy  odwiedzali  was  goście,  żył  z 
panią... 

Kobieta otworzyła szeroko oczy.   
– To si

ę nie uda. On mnie nigdy nie przedstawiał jako żonę.   

April uderzyła lekko dłonią w biurko i pochyliła się ku niej, mając nadzieję, że ta bliskość 

pomoże w nawiązaniu kontaktu.   

–  Czy sypia

ła  pani  z  nim?  –  zapytała.  Twarz pani Cochran  pokryła  się  krwistym 

rumieńcem. Dopiero po dłuższej chwili nabrała zwykłych kolorów.   

– Tak – 

wyszeptała.   

– Cz

ęsto? 

Pani Cochran spu

ściła wzrok.   

– Dwa razy – wyzna

ła cicho.   

April przygl

ądała się swoim paznokciom. Dwa razy, pracowała dla tego mężczyzny trzy 

lata. To ci dopiero romans! 

– Ostatnio? 

– Nie.   

– Czy na podstawie tych dw

óch zdarzeń uznała pani, że on jest z panią związany? 

– Tak – brzmia

ła cicha odpowiedź. Kobieta uniosła wzrok. W jej oczach było cierpienie. 

background image

– 

Powiedział, że z żadną kobietą nie czuł się tak dobrze i że mnie kocha. „Jestem pewna, że 

był szczery.   

– Ile to ju

ż razy April słyszała te słowa! Zbyt często, by – mogła zliczyć.   

– 

Być może, że wtedy rzeczywiście tak myślał. Ale rozumie pani, nie mamy dowodów, 

żeby wytoczyć sprawę.   

– Nie ma pani nawet argumentów, 

żeby z nim dyskutować.   

M

ężczyźni zmieniają zdanie często, jeśli chodzi o ich życie osobiste, pani Cochran, ale 

nie można ich z tego powodu ciągać po sądach. A w każdym razie nie w tym przypadku. – 
April  tłumaczyła  łagodnie  i  cicho,  zdając  sobie  sprawę,  co czuje ta kobieta.  Wiedziała 
jednocześnie,  że  nie  może  jej  w  żaden  sposób  pomóc.  –  Naprawdę  nic  nie  mogę  dla  pani 
zrobi

ć.   

Kobieta wsta

ła i skierowała się do drzwi.   

– Tak czy inaczej, dzi

ękuję pani – odezwała się i rozpłakała się cicho.   

April chwyci

ła swój notes i pióro.   

–  Prosz

ę chwilę zaczekać. – Napisała adres na kartce. – Proszę zadzwonić do tej pani i 

umówić się z nią . Jest psychologiem i nie bierze dużych honorariów. Proszę porozmawiać z 
nią o tym. – Pani Cochran patrzyła na nią nieufnie. – Czasem taka rozmowa naprawdę dobrze 
robi, 

nawet jeśli to pani będzie cały czas mówiła.   

Pani Cochran spojrza

ła  na  nią  swymi  jakby  wyblakłymi  oczyma.  Kiwnęła  głową  bez 

wyrazu i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi.   

April zamy

śliła  się.  Sprawa  pani  Cochran  pogłębiła  jej  przygnębienie,  spowodowane 

komplikacjami uczuciowymi. 

Jace stale powtarzał, że ją kocha. Ale miłość, jak się okazało, 

mogła być pretekstem do nie zawsze właściwego zachowania.   

Czy by

ła w takiej samej sytuacji, jak pani Cochran? Mieszkała z Jace’em, ale kochał się z 

nią więcej niż dwa razy... No i ona nie prasowała koszul, nie gotowała, poza szczególnymi 
okolic

znościami.  Prawdę  mówiąc,  nawet  jej  nie  utrzymywał.  Kiedy  się  do  niego 

wprowadzała,  zdecydowała,  że  sama  będzie  płacić  rachunki  za  światło  i  telefon.  Jemu 
pozostały spłaty kredytu i rachunki za gaz. Poza tym uparła się, że będą się dzielić po połowie 
wydatkami na jedzenie. 

Zawsze się z tego śmiał...   

Nie,  nie by

ła panią Cochran. Ale znalazła się w równie kłopotliwym położeniu. Było to 

smutne.   

Reszta dnia min

ęła  szybko.  April  pozałatwiała  bieżące  sprawy  i  poszła  z  Samem  na 

lunch. 

Potem  wpadła  do  sądu,  gdzie  miała  reprezentować  klienta,  którego  syn  wybił  okno. 

Podyktowała kilka listów, podpisała jakieś dokumenty, zaplanowała następny dzień – i to już 
było wszystko.   

Odetchn

ęła,  zapadając  się  w  fotel.  Przymknęła  oczy.  Uświadomiła  sobie,  że  niewiele 

zapamiętała z kończącego się dnia. Potrafiła pracować jak automat.   

Sam wsun

ął głowę przez drzwi.   

– Czas do domu, pani mecenas. Margarit

ę? 

–  Z przyjemno

ścią – odparła nie otwierając oczu. Zatopiła się w marzeniach... Jace był 

przy niej... 

Niemal  czuła  jego  obecność  w pokoju...  Łzy  wezbrały  jej  pod  powiekami.  Nie 

background image

mogła w to uwierzyć. Była pewna, że wypłakała już wszystkie.   

Us

łyszała cichy szum miksera i po chwili poczuła w dłoni dotyk zimnego szkła.   

– Na zdrowie! – Sam jednym haustem po

łknął całą zawartość swojej szklanki.   

– Na zdrowie – odpowiedzia

ła niewyraźnie, popijając drinka.   

– Chod

ź ze mną na kolację.   

– Nie.   

– Dlaczego nie? Nie masz nic lepszego do roboty – nalega

ł Sam.   

– Masz wieczorem wyk

ład i nie możesz go stracić przeze mnie.   

– Nic mnie to nie obchodzi. Chod

ź ze mną. Nie chcę, żebyś została sama.   

– Musz

ę się zacząć do tego przyzwyczajać, Sam – spojrzała na niego smutnym wzrokiem. 

Cała była jak odrętwiała.   

Spojrza

ł jej prosto w oczy. Chciał, żeby wiedziała, że może na niego liczyć, że jest jej 

przyjacielem. 

W końcu ustąpił.   

– Zadzwo

ń, jeśli mnie będziesz potrzebować, dobrze? Będę w domu o dziesiątej.   

Kiwn

ęła głową.   

– Dobrze. A teraz zmykaj.   

Sam zawaha

ł się przez chwilę, potem odstawił szklankę na biurko i cicho wyszedł.   

April Flynn siedzia

ła samotnie w biurze. Łzy, które nie wiadomo skąd się jeszcze brały, 

popłynęły strumieniem.   

Jeszcze godzin

ę  spędziła  w  kancelarii.  Wreszcie  po  ciemku  pojechała  do  domu.  Nie 

wiedziała, skąd znalazła w sobie jeszcze tyle energii, aby się jakoś pozbierać. Postanowiła, że 
weźmie się w garść.   

Przypomnia

ła sobie rozmowę z panią Cochran. Dlaczego potrafiła doradzać innym, a nie 

mogła poradzić sobie z własnymi problemami? Wyprostowała się. Da sobie radę. Życie toczy 
się  dalej,  z Jace’em,  czy bez niego.  Ostatecznie  była  zupełnie  szczęśliwa,  zanim  poznała 
Jace’a.   

Dom by

ł pusty, ale przesiąknięty obecnością Jace’a. Czego się właściwie spodziewała? 

To był jego dom! Zrobiła sobie byle jaką kolację. Wzięła do ręki kanapkę z jajkiem, szklankę 
ml

eka  i  usiadła  przed  telewizorem.  Musiała  zająć  czymś  uwagę,  żeby  oderwać  się  od 

wspomnień.   

O p

ółnocy była w łóżku. Położyła się na środku, wmawiając sobie, że Jace’a zatrzymano 

w studio. 

Nie podziałało. Sen nie przychodził. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w 

sufit. 

Cały  czas  nasłuchiwała.  Miała  nadzieję,  że  dobiegnie  ją  odgłos  otwieranych  drzwi  i 

kroki Jace’a w holu. 

Nic takiego jednak nie nastąpiło.   

Zza okna dochodzi

ł śpiew ptaka. Wstała. Naga zanurzyła się w basenie i zaczęła pływać. 

Przepłynęła  chyba  dziesięć  długości,  w  końcu  wyszła  z  wody,  wzięła  prysznic  i  wreszcie 
poczuła zmęczenie. Położyła się i zapadła w lekki sen, wypełniony marzeniami o Jace’ie.   

Do czwartku April jako

ś się pozbierała. Co prawda łzy ciągle napływały jej do oczu przy 

byle okazji i nadal była na granicy depresji. Podjęła jednak decyzję, że te przeżycia nie mogą 
mieć wpływu na jej dalsze życie.   

Czy Jace nie pr

óbował  dyrygować  nią  od  początku?  Musiała  użyć  całego  wdzięku, 

background image

zdecydowania i determinacji,  a

by  ocalić  resztki  samodzielności.  Musiała  walczyć  i  z  kilku 

spraw  zrezygnowała  dla  świętego  spokoju.  Chciał  kierować  ich  związkiem.  I  jakoś  to  się 
toczyło.   

W ci

ągu  minionych  dni  April  przypomniała  sobie  wiele  swoich  ustępstw  i  to 

wspominanie drobnych niep

owodzeń wzmogło jej uraz do Jace’a. Kiedy teraz o tym myślała, 

dochodziła  do  wniosku,  że  była  jednak  wtedy  szansa  na  wygranie  tych  pozornie  błahych 
sporów.   

We czwartek p

óźnym  wieczorem  wracała  do  domu.  Po  drodze  zatrzymała  się  w  barze 

szybkiej obsługi. Prowadziła jedną ręką,  w drugiej trzymała kanapkę.  Nie wiedziała, co je. 
Kupiła,  bo  spodobało  się  jej  opakowanie.  Ale  nawet  gdyby  to  były  trociny,  wolała  je  od 
jedzenia w domu. 

Nie miała odwagi wypróbowywać swoich nędznych talentów kulinarnych 

na samej sobie.   

W oknach pali

ło  się  światło.  Poczuła  zaskoczenie,  strach i podniecenie zarazem.  Jace. 

Przyspieszyła kroku, głowę miała jasną. Była gotowa do walki. Wreszcie będzie miała okazję 
powiedzieć, co myśli o jego postępowaniu.   

Niebieskie oczy miota

ły błyskawice.   

Drzwi by

ły zamknięte. Czy nie zamierzał wpuścić jej do środka? Nie, nie zrobiłby tego. 

Dał jej dwa tygodnie na wyprowadzenie się i była pewna, że dotrzyma słowa. Udało jej się 
wreszcie włożyć klucz do zanika i otworzyć drzwi. Powitała ją głucha cisza.   

– Kto tam? – zawo

łała. Nie było odpowiedzi. Wolnym krokiem weszła do holu, potem do 

salonu, w

łączając po drodze światła. Nikogo nie zastała.   

Nie musia

ła dalej sprawdzać. Wiedziała, że dom jest pusty.   

Nagle opu

ściła  ją  cała  energia.  Serce  waliło  jej mocno w piersi.  Ogarnęło  ją  uczucie 

przegranej. 

Usiadła na sofie i oparła głowę na dłoniach. Był tu, ale poszedł bez słowa, nic nie 

zostawiając, o nic nie prosząc.   

Oczy znowu wype

łniły  się  łzami.  Pociągnęła  nosem.  Tym  razem  nie  będzie  płakać. 

Zdecydowa

nym ruchem podniosła słuchawkę i zaczęła wykręcać numer.   

G

łos jej drżał, ale miała nadzieję, że nie będzie tego słychać.   

– Sam? Masz ochot

ę na dobrą kolację? Ja stawiam. Co tylko zapragniesz.   

Zgodzi

ł się natychmiast, więc umówiła się, że podjedzie po niego za godzinę. Dawało jej 

to  trzydzieści  minut  na  przygotowanie  się  do  wyjścia  i  następne  pół  godziny  na  dojazd. 
Zaczęła zbierać się w gorączkowym pośpiechu, chcąc jak najszybciej opuścić miejsce, które 
tak bardzo przypominało jej Jace’a.   

Dopiero kiedy gotowa stan

ęła przed lustrem, zobaczyła list.   

Dr

żącymi rękoma rozerwała kopertę i wyjęła zapisaną kartkę.   

 

Flynn!  Musiałem  zabrać  trochę  swoich  ubrań.  Zostawiam  zapalone  światło.  Jeśli 

będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń do mnie do studia.   

 

Jace”.   

 

background image

–  Je

śli  będziesz  czegoś  potrzebowała!  –  powtórzyła  głośno  do  pustych  ścian.  Łzy 

tamowały  jej  głos.  –  Jeśli  będziesz  czegoś  potrzebowała...  –  dygocącymi  dłońmi  podarła 
kartkę na drobne kawałki. Maleńkie skrawki papieru sfrunęły na dywan. Nie przejmowała się 
tym.   

Odetchn

ęła kilka razy głęboko, starając się powstrzymać napad histerii. Ale bez skutku. 

Zaczęła na przemian śmiać się i płakać. Potrzebowała! Ona pragnęła! Pragnęła, ze wszystkich 
sił, aby był obok niej, obejmował ją, całował, dotykał i pieścił. Marzyła o tym, by znaleźć się 
w jego ramionach, 

by znowu usłyszeć jego śmiech, by w ciszy pobyć w jego towarzystwie. 

Ale przede wszystkim chciała, żeby znowu dzielił z nią życie.   

Rozejrza

ła się wokół. Wszystko przypominało Jace’a. Meble, książki, ubrania. Musi stąd 

uciec. 

Na  oślep  sięgnęła  po  klucze  i  torebkę.  Trzymając  wszystko  w  ręce,  pobiegła 

korytarzem. 

Zatrzasnęła drzwi i wypadła na dwór. Przekręciła klucz w zamku.   

Sam czeka

ł  w  swoim  mieszkaniu,  oglądając  transmisję  z  meczu.  Rzucił  tylko  na  nią 

okiem i natychmiast wyłączył telewizor.   

W ciszy nala

ł i podał jej szklankę czystej szkockiej. Wypiła. Alkohol sprawił jej prawie 

przyjemność,  w  każdym  razie  na  chwilę  oszołomił.  Sam  posadził  ją  na  kanapie  i  zajął  się 
nastawianiem jakiejś płyty.   

Unios

ła głowę i patrząc mu w oczy powiedziała bezradnie: 

– Nie mog

ę tam wrócić na noc, Sam. Nie mogę myśleć. Nie mogę spać. Co mam robić? 

U

śmiechnął się ze smutkiem.   

– Zosta

ń tutaj.   

– Tutaj? – powt

órzyła ze zdumieniem.   

– Czemu nie? Jest druga sypialnia.   

Westchn

ęła, opierając głowę na oparciu kanapy i przymykając powieki.   

–  Dzi

ęki  –  powiedziała  cicho.  Spojrzała  na  Sama.  Stał  przy  niej,  patrząc  na  nią  z 

niepokojem. Bezwiednie wysun

ął rękę i odgarnął z czoła opadający, czarny lok. Uśmiechnęła 

się.   

– Nie chcesz wiedzie

ć, co się stało? 

–  Jako dobry adwokat i tak zawsze sam dochodz

ę  sedna  sprawy.  Jako przyjaciel, 

poczekam, a

ż będziesz miała ochotę mi powiedzieć.   

– Dzi

ęki Sam.   

Odpr

ężyła się w jego towarzystwie. Ułożyła się wygodnie na kanapie.   

Nie pytaj

ąc jej o zdanie, Sam zadzwonił do pizzerii i po dwudziestu minutach siedzieli 

przy kolacji. Jedli w milczeniu. 

Próbowali rozmawiać, ale bez powodzenia. Kiedy skończyli, 

Sam zaprowadził ją do pustego pokoju i zabrał się za sprzątanie ze stołu.   

– Czy ja to prze

żyję? – spytała April. Przez otwarte drzwi usłyszała odpowiedź: 

–  Nawet wi

ęcej. Będziesz moim wspólnikiem. Będziemy razem pracować, czy ci się to 

podoba, czy nie! 

–  Tak jest!  –  U

śmiechnęła  się  przez  łzy.  Był  dla  niej  taki  dobry.  Pomyślała,  że  miała 

naprawdę szczęśliwą rękę zatrudniając go.   

Niespodziewanie zdrzemn

ęła  się.  Powieki  zrobiły  się  jej  nagle  ciężkie  jak  z  ołowiu. 

background image

Przygnębiające myśli stały się mniej natarczywe, ustąpiło napięcie.   

Nie wiedzia

ła, która była godzina, kiedy Sam delikatnie dotknął jej ramienia i wbrew jej 

woli  zaprowadził  ją  do  łóżka.  Zdjął  jej  pantofle,  rozpiął  sukienkę  i  ułożył  pod  kołdrą  w 
bieli

źnie, która musiała zastąpić nocną koszulę. Otulając ją uśmiechał się, ale jego oczy były 

smutne. 

Przyszła do niego, choć była zakochana w innym mężczyźnie. Zaufała mu, bo był jej 

przyjacielem. 

Przez cały czas, kiedy razem pracowali, ani razu nie pomyślała o nim w inny 

sposób. 

Nie kochała go. Kochała Jace’a.   

Nast

ępne  dni  upłynęły  podobnie.  April  przyjeżdżała  do  biura  z  mieszkania Sama i 

pracowała tak długo, aż nie mogła już utrzymać w palcach pióra. Potem jadła coś na mieście, 
podczas gdy Sam szedł na wykłady. Spotykali się ponownie w domu.   

Zdarzy

ło się im kilka razy jeść kolację razem, ale na ogół Sam wracał do domu, kiedy 

Apr

il szykowała się już do spania.   

Kt

óregoś  wieczora  Sam  wrócił  do  domu  wcześnie.  April  wyszła  właśnie  z  wanny  po 

długiej kąpieli. Stała przed nim owinięta ciasno szlafrokiem, z mokrych, przylegających do 
czoła włosów kapała woda.   

– Zdawa

ło mi się, że byłeś umówiony z jakąś dziewczyną.   

– Owszem.   

– No to co si

ę stało? Nie spodziewałam się ciebie wcześniej niż za dwie godziny.   

Jej niebieskie oczy l

śniły  w  świetle  lampy.  Sam odkaszlnął  nerwowo,  zanim 

odpowiedział.   

–  By

ła  tak  nudna,  że  nie  wytrzymałbym  z  nią  dłużej  ani  chwili.  Poza tym mieszka z 

dwiema koleżankami, a nie mogłem przecież przyprowadzić jej tutaj.   

U

śmiech  zniknął  z  twarzy  April.  Uświadomiła  sobie  nagle,  jak bardzo komplikuje 

Samowi życie.   

– O Bo

że, Sam! Przepraszam. Nie pomyślałam, że ty... No wiesz.   

Roze

śmiał się widząc jej zażenowanie.   

–  Nie przejmuj si

ę.  Jeśli  dziewczyna  byłaby  warta  spędzenia  z  nią  wieczoru, 

przyprowadziłbym ją tutaj i poprosił ciebie, żebyś wyszła na jakiś czas. Ale ta panienka jest 
kompletnie pozbawiona inteligencji.  Ch

yba  stwórca  przez  pomyłkę  wypełnił  jej  głowę 

powietrzem, 

zamiast czymś bardziej konkretnym. Po prostu balon zamiast głowy – stwierdził 

z niesmakiem. – 

Powiem ci prawdę, że nawet gdyby ciebie tu nie było, to chyba bym cię po 

prostu wymyślił, żeby tylko tu nie przyszła.   

– To znaczy, 

że chciała przyjść? – April nie była pewna, czy dobrze zrozumiała.   

– O, tak – odpowiedzia

ł siadając ciężko na miękkim, skórzanym fotelu. – Zaproponowała 

przy kolacji, 

żebyśmy wylądowali u mnie przed dziewiątą, bo o dziesiątej trzydzieści musi 

wrócić do domu. Chciała też upewnić się, czy w tym czasie zdołam ją doprowadzić do, jak to 
nazwała, ekstazy. Odparłem, że nie czuję się na siłach i odwiozłem ją do domu.   

April nie wytrzyma

ła  i  parsknęła  śmiechem.  Długo  zaśmiewali  się  do rozpuku z 

nieszczęsnej dziewczyny i jej wyobrażenia o prawdziwej randce.   

– Gdzie ty wynajdujesz takie okazy, Sam? W innych sprawach wykazujesz tyle wyczucia.   

Wzruszy

ł ramionami.   

background image

–  One s

ą bardzo różne. Niektóre potrafią się zachowywać jak prawdziwe damy, inne są 

po prostu miłymi dziewczynami. A raz na jakiś czas trafia się taka jak dziś. Całe szczęście, 
nie zdarza mi się to zbyt często.   

– Ale z pewno

ścią taka lokatorka jak ja, nie jest ci potrzebna – orzekła April. Zrozumiała, 

że przeszkadza Samowi. – Muszę sobie znaleźć mieszkanie.   

Sam zaprotestowa

ł gwałtownie.   

–  Wcale nie musisz.  Dobrze mi si

ę  z  tobą  mieszka,  a  gdybym  chciał  tu  kogoś 

przyprowadzić, to powiedziałbym ci.   

Jednak April by

ła już zdecydowana.   

– Zobaczymy – powiedzia

ła wstając. – Dobranoc, Sam – dodała i wyszła z pokoju.   

–  Dobranoc,  April  –  odpowiedzia

ł  Sam  patrząc  za  nią.  Weszła  do  swojej  sypialni. 

Zamknął oczy i próbował skoncentrować myśli na czymś innym niż April i jej pogmatwanych 
uczuciach.   

 

Wkrótce po tym, 

gdy zdecydowała się zamieszkać z Samem, April zabrała trochę swoich 

rzeczy z domu Jace’a. 

Wpadła po nie jak po ogień. Prześladowały ją wspomnienia dawnych, 

dobrych czasów,  bezpowrotnie minionych. 

Większość  jej  ubrań  pozostała  tam  nadal, 

ponieważ  nie  wymówiła  umowy  z  parą  wynajmującą  jej  dom  i  nie  znalazła  sobie  nowego 
lokum. 

Nie  miała  gdzie  tego  wszystkiego  podziać.  Za  każdym  razem,  kiedy  próbowała  się 

nad tym zastanowić, nie była w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Wmawiała sobie, że nie ma 
czasu z powodu nawału pracy. Nie mogła znaleźć w sobie dość sił, by  spakować  wreszcie 
swoje rzeczy. 

Dopóki znajdowały się w domu Jace’a, świtał jeszcze promyk nadziei.   

Zdj

ęcie  Jace’a  znowu  pojawiło  się  w  gazetach.  Prowadził  Sandrę  Tanner  na  bal 

dobroczynny. 

Uśmiechał  się,  a  Sandra  promieniała.  Zastanawiano  się,  co  ich  łączy, 

sugerowano rychły ślub.   

April przeczyta

ła  wszystkie  notki  i  artykuły.  To  była  bardzo  nieprzyjemna  lektura. 

Kolejny  artykuł  wzmagał  jej  ból,  ale  nie  mogła  się  powstrzymać  przed  przeczytaniem 
następnego.  Wydało  się  jej,  że  teraz  nie  ma  już  odwrotu,  że  ich  związek  jest  na  zawsze  i 
nieodwracalnie skończony.   

Jednak w marzeniach sennych powraca

ły  dobre  wspomnienia  o  ich  miłości.  Noc 

podsycała umierającą za dnia nadzieję.   

April spojrza

ła na stojący na biurku kalendarz, aby sprawdzić, czy ma już zaplanowane 

rozprawy  w  sądzie  na  następny  tydzień.  Nagle  z  przestrachem  uświadomiła  sobie,  że  Jace 
kończy dziś zdjęcia do nowego filmu. W sobotę mieli wyjechać do  Oregonu. To już jutro. 
Planowali  zupełnie  wyjątkowe  wakacje,  cudowna  samotność  we  dwoje.  Te trzy tygodnie 
miały należeć tylko do nich...   

Sobota. Czu

ła ucisk w gardle i oddychała z trudem.   

Jak wiele wydarzy

ło się przez ten miesiąc! Z jaką energią i radością zastanawiała się, co 

zrobić, aby Jace się jej oświadczył! Roztaczała wtedy przed sobą wizje wspólnej przyszłości. 
Ich  miłość  nie  udźwignęła  jednego  nieporozumienia.  Burza,  którą  rozpętała  zazdrość  i  nie 
spełnione pragnienia poczyniła nieodwracalne szkody. W głębi duszy musiała przyznać, że w 

background image

gruncie rzeczy chciała, żeby ją wtedy przekonał. Powinien był, jak książę z bajki, rozproszyć 
jej  niezadowolenie  pocałunkami  i  uściskami.  Sprawić,  aby  ugięła  się  pod  wpływem  tych 
argumentów. 

Pozwoliłaby mu wtedy się przekonać i dałaby się ukołysać w jego ramionach.   

Odegra

ła przed nim komedię i to się na niej zemściło. I to jak! Przez to, że zachowała się 

tak idiotycznie, 

straciła  wszystko, co było w jej życiu najważniejsze. Tylko dlatego, że nie 

była sobą! 

W sobot

ę  rano  zabrała  się  energicznie do szukania mieszkania.  To  nie  było  trudne. 

Naprzeciw jej biura, 

dokładnie  po  drugiej  stronie  ulicy,  mieściła  się  niewielka  agencja. 

Zapłaciła z góry za kilka miesięcy i sporządziła listę spraw do załatwienia. Zanotowała, że 
musi pojechać do domu Jace’a po swoje rzeczy. Dopiero teraz przeprowadzka stała się dla 
niej faktem. 

Musiała pogodzić się z tym, że straciła Jace’a.   

P

óźnym  popołudniem  April  bardzo  niechętnie,  wsiadła  do samochodu i pojechała  do 

domu. 

Na tylnym siedzeniu postukiwały puste pudła i walizka. Nadszedł czas.   

Dwa tygodnie min

ęły  Jace’owi  jak  we  śnie.  Film  był  już  gotowy,  kończył  się  również 

jego kontrakt. 

Większość czasu spędzał w hotelowym barze, popijając drinka za drinkiem i 

rozmyślając o tym, co by się mogło wydarzyć, gdyby... Aż do soboty.   

O jedenastej rano w sobot

ę znalazł się w salonie domu, który jego matka wynajmowała w 

ekskluzywnej dzielnicy Bel Air, 

w większości zamieszkałej przez gwiazdy filmowe i znanych 

piosenkarzy rockowych.   

Wygl

ądał  przez  okno  i  czekał,  aż  matka zejdzie z góry.  Kiedy  ją  zobaczył,  chciał 

powiedzieć naprawdę coś miłego, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Zwrócił się tylko do niej z 
sakramentalnym: 

– Dzie

ń dobry.   

Stan

ęła  w  drzwiach  pokoju.  Ramiona  otulał  kosztowny  szal  w  kolorze  zgaszonej  bieli. 

Czar

ne włosy spływały na plecy. Na twarzy malowała się nadzieja i zarazem niepokój.   

– Dzie

ń dobry, Jace. Czy wszystko w porządku? 

– Oczywi

ście – odparł zirytowany. Czemu z taką łatwością czytała w jego myślach? 

Matka zesztywnia

ła, a jej oczy zwęziły się dokładnie tak samo jak jego, kiedy był zły.   

– Gdybym mia

ła zamiar wysłuchiwać takiego tonu, to sama bym do ciebie wpadła.   

Przez chwil

ę  przypomniała  mu  rozzłoszczoną  April,  ale szybko w zachowaniu matki 

rozpoznał swoje własne odruchy.   

Poczu

ł  się  tak,  jakby  nagle  zobaczył  swoje  odbicie.  Wzruszył  bezradnie  ramionami. 

Drżącą dłonią odgarnął opadające na czoło włosy.   

–  Przepraszam.  Nie mia

łem zamiaru  na ciebie warczeć. – Uśmiechnął się niepewnie. – 

Nie jestem dyplomatą. Proponuję zawarcie pokoju.   

Erica podesz

ła do niego.   

– Pokoju? Dlatego tu przyszed

łeś? 

–  Tak.  D

ługo  się  nad  sobą  zastanawiałem  i  doszedłem  do  wniosku,  że  czas  najwyższy 

trochę się zmienić. Na przykład przestać prowadzić z tobą wojnę. To jest chyba konieczne, 
jeśli  mamy  mieszkać  w  tym  samym  mieście  –  dodał  z zakłopotaniem,  jakby  tłumacząc  się 
przed samym sobą ze swojej obecności.   

background image

Zacisn

ęła  powieki,  jakby  bała  się,  że  się  rozpłacze.  Kiedy  je  otworzyła,  jej  oczy  były 

dziwnie jasne. 

Patrzyła na niego przez chwilę, a potem wyciągnęła ramiona, jakby chciała go 

do siebie przytulić. Jednak zaraz je opuściła.   

– Nie wiem, co powiedzie

ć.   

Po raz pierwszy od pocz

ątku rozmowy Jace uśmiechnął się.   

–  Ja te

ż  nie  wiem  –  odrzekł  ze  ściśniętym  gardłem.  –  Wiem tylko,  że  muszę  pilnie 

załatwić kilka rzeczy i to jest jedna z nich.   

– Czy to by

ł pomysł April? – spytała Erica wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała.   

–  Nie  –  zaprzeczy

ł Jace. Z trudnością wypowiadał poszczególne słowa. – Zasugerowała 

mi tylko, 

żebym uporządkował swoje sprawy, ale ta wizyta, to był mój pomysł.   

– Ona jest bardzo m

ądra. Naprawdę powinniśmy dojść do ładu z naszą przeszłością. To 

może mieć wielkie znaczenie na przyszłość! – Zrobiła jeszcze jeden niepewny krok w jego 
stronę,  ale  zaraz  się  wycofała  z  rozbrajającym  uśmiechem.  –  Skoro  mamy  zawrzeć  pokój, 
może zrobimy to nad filiżanką kawy? Będę miała czymś zajęte ręce, a ty nie będziesz musiał 
wpatrywać się we mnie.   

Roze

śmiał  się  zadowolony  z  tej  propozycji.  To  spotkanie  okazało  się  trudniejsze,  niż 

sobie wyobrażał. Byli jak dwoje obcych ludzi, usiłujących zbliżyć się do siebie.   

–  Czy dlatego w

łaśnie  Brytyjczycy  sięgają  po  herbatę  w  kłopotliwych  sytuacjach?  – 

Zapytał, idąc za nią korytarzem.   

– Nie wiem, ale to ca

łkiem możliwe.   

Trzy godziny p

óźniej był w drodze do biura Sida. Zabawne, jak szybko może minąć czas.   

April mia

ła  rację.  Wyolbrzymiał  rozczarowania  i  przeżycia  z  dzieciństwa.  Nie od razu 

doszedł do takiego wniosku.   

Po raz pierwszy w swym doros

łym życiu zainteresował się jej życiem i aktorską karierą, 

tym, 

co robiła, kiedy się urodził. Pytał o jej stosunki z ojcem. A ona opowiadała nad podziw 

chemie.   

Rozmawiali o nieporozumieniach, kt

óre narosły między nimi po śmierci ojca. Wyglądało 

na to, 

że każde z nich odebrało tę bolesną stratę jako osobistą krzywdę, a nie jako wspólne 

nieszczęście. To był ten moment, kiedy naprawdę ich  drogi się rozeszły. Oboje przeżywali 
ból w samotności, a przepaść między nimi narastała. W pewnym momencie okazało się, że 
nie  można  jej  już  było  pokonać.  Tak  było  wtedy.  Teraz,  po  upływie  lat  mogli  spróbować 
myśleć o sobie bez zwykłego rozgoryczenia.   

Zrozumia

ł teraz wiele.  Jako dziecko nie mógł tego pojąć. Ujrzał wiele spraw w innym 

świetle.  Patrzył  przecież  na  życie  oczami  dorosłego  mężczyzny.  Uświadomił  sobie,  że 
związki  z  mężczyznami  dawały  jej  poczucie  wygody  i  bezpieczeństwa.  Nie  musiał  już 
osądzać.  Po  prostu  słuchał  i  wczuwał  się  w  jej  sytuację.  I  chwilami  jej  poglądy  na  życie 
przypominały jego postawę. To było zdumiewające.   

Jego my

śli  skierowały  się  ku  April.  Dostrzegł  podobieństwo między  ich  związkiem  a 

stosunkami jego matki z tamtymi mężczyznami. Erica również obawiała się trwałych więzów, 
zupełnie  tak  jak  on  po  nieudanym  małżeństwie.  Oboje uznali,  że  zupełnie  wystarczy  raz 
ponieść  klęskę.  Matka  nie  zdawała sobie sprawy,  że  ból  towarzyszy  miłości.  On  już  to 

background image

rozumiał.   

Im d

łużej słuchał opowieści matki, tym wyraźniej dostrzegał podobieństwa. Zrozumiał, 

że  kierował  się  egoizmem.  Spodziewał  się,  że  April  poświęci  dla  niego  wszystko,  podczas 
gdy sam rezygnował tylko z tego, z czego chciał zrezygnować. Nic ponadto.   

Uzmys

łowił sobie, że może utracić April na zawsze, i zrozumiał, że nie wolno mu do tego 

dopuścić. Musi ją odzyskać i sprawić, aby uwierzyła, że się zmienił. Jasno uświadomił sobie, 
że marzył o tym samym, co ona: o miłości, małżeństwie, dzieciach. Zaczął w duchu modlić 
się gwałtownie o jeszcze jedną szansę...   

Wjecha

ł  do  podziemia  i  oddał  kluczyki  parkingowemu.  Szybkim  krokiem  wszedł  do 

wielkiego  budynku  i  windą  dotarł  do  biura  Sida.  Musi  załatwić  kilka  spraw,  zanim  będzie 
mógł stanąć przed April.   

 

Jace sta

ł  w  gabinecie  Sida,  patrząc  w  zamyśleniu  na  plakat  przedstawiający  Charlie 

Chaplina, 

ale zamiast niego widział twarz April w chwili, gdy się jej oświadczał.   

S

łyszał, że Sid coś mówi, ale nie docierało do niego ani jedno słowo. Dopóki nie padło 

imię Sandry.   

– Co takiego? – zawo

łał, odwracając się z groźną miną. Sid przygładził resztki włosów na 

czubku głowy.   

–  Powiedzia

łem,  że  w  sobotę  masz  zabrać  Sandrę  na  niewielkie,  ale dobrze 

rozreklamowane przyj

ęcie w domu twojego reżysera.   

– Nie ma mowy – zasycza

ł Jace przez zaciśnięte zęby.   

– Po pierwsze, od dzisiaj mam urlop. – B

ól w piersi stawał się nie do zniesienia. Miał być 

razem z April, 

planował  oświadczyć  się...  Otrząsnął  się  z  tych  myśli.  –  Poza tym, 

wytrzymałem wystarczająco długo w towarzystwie tej idiotki. Film jest skończony. Nie chcę 
mieć z nią więcej nic wspólnego. Sid uniósł brwi.   

– Zdawa

ło mi się, że między wami wszystko się dobrze ułożyło.   

– Jestem aktorem, zapomnia

łeś? 

– Wi

ęc pogodziłeś się z panną Flynn? 

Jace spojrza

ł po raz kolejny na zdjęcie Chaplina.   

– To nie ma nic do rzeczy. Towarzyszy

łem Sandrze wszędzie tam, gdzie chciałeś, ale już 

spłaciłem  swój  dług.  Teraz  wytwórnia  jest  mi  coś  winna.  Mogę  wybrać  sobie  następny 
scenariusz.   

– To znaczy? 

– „

Żegnaj, wiosno”.   

Sid nie wydawa

ł się zaskoczony.   

– Czy wiesz, 

że twoja matka chce zagrać rolę siostry?   

Jace zamarł na chwilę, potem wzdrygnął się i odpowiedział: 
–  Erica b

ędzie  dobra  w  tej  roli.  To  nieważne,  że  jest  moją  matką.  Potrzebuję  dobrego 

scenariusza i dobrych aktorów. 

Chcę udowodnić, że umiem zagrać w ambitnym filmie.   

Sid gwizdn

ął cicho przez zęby.   

– Wiesz, ty ostatnio nie jeste

ś sobą. Jace odwrócił się. Brwi miał ściągnięte.   

background image

– Co masz na my

śli? 

–  To  –  zacz

ął powoli Sid, nie zwracając uwagi na groźne spojrzenie Jace’a – że przez 

ostatnie  dwa  tygodnie  trzeba  cię  było  obchodzić  wielkim  łukiem.  Wszyscy mówią,  że 
straciłeś  zupełnie  poczucie  humoru  i  umiejętność  porozumiewania  się  z  ludźmi.  A teraz 
okazuje się, że postanowiłeś pogodzić się z matką, chociaż przez całe lata nie zdobyłeś się 
wobec niej nawet na uprzejmość. Czy to ci nie wystarczy? 

–  Pos

łuchaj,  Sid  –  zaczął  Jace  ostro,  ale  agent  uniósł  wypielęgnowaną  dłoń  w 

uspokajającym geście.   

– Powtarzam tylko, co s

łyszałem, Jace. Nie wściekaj się na mnie. Ale ja też zauważyłem 

pewne zmiany i zastanawiałem się, o co chodzi. Jesteś nie tylko moim klientem, lecz również 
przyjacielem.   

– Przyjaciel nie dawa

łby posłuchu plotkom.   

–  Przyjaciel nie tylko powinien s

łuchać, ale i powtórzyć ci, żebyś wiedział, co ludzie o 

tobie mówią, a czego nie mają odwagi powiedzieć ci prosto w oczy.   

Jace opad

ł ciężko na fotel. Poczuł się nagle zupełnie wyczerpany. Ostatnie dwa tygodnie 

były  zbyt  męczące.  Sid  miał  rację.  Współpraca  z  nim  w  tym  okresie  musiała  być  trudna. 
Chyba tylko dzięki cierpliwości całej ekipy udało się im skończyć film na czas. Spojrzał na 
siebie oczyma innych i nie spodobał mu się wcale ten obraz. Ale to się zmieni...   

– Wybacz – rzuci

ł szorstko, chociaż wiedział, że powinien być bardziej miły. Ostatecznie 

to nie Sid był winny, tylko on.   

Sid odchyli

ł się do tyłu razem z fotelem i patrząc uważnie przez szkła okularów, jakby nie 

chciał stracić żadnego ruchu i grymasu na twarzy Jace’a, zapytał: 

– Kochasz j

ą? 

Jace spojrza

ł na niego zdumiony. Sid nigdy nie zadawał mu tak osobistych pytań.   

– Tak – przyzna

ł po chwili głośno.   

– Czy jej to oznajmi

łeś? 

– Sto razy.   

– To dlaczego si

ę z nią nie ożeniłeś? 

Przez chwil

ę Jace nie odpowiadał. Nigdy przedtem nie spróbował swoich racji ubrać w 

słowa. Było to trudne, ale musiał się postarać.   

–  Daj

ę  ci  słowo,  byłem  przekonany,  że  to  ja  mam  nad  nią  władzę  i  że  jeśli  ona  chce 

dzielić ze mną życie, to musi przystać na moje warunki. To był rodzaj gry, w której ja byłem 
nagrodą i zwycięzcą zarazem. Przecież inne mi ulegały, to dlaczego nie miałaby i ona.   

– I zrobi

ła to – dokończył sucho Sid.   

– Tak, ale to nie by

ło to samo. Od dawna chciałem się jej oświadczyć, ale czekałem wciąż 

na lepszą okazję, a kiedy wreszcie to zrobiłem, wszystko się skomplikowało.   

– Nie pad

ła ci w ramiona? 

Jace przypomnia

ł sobie wyraz twarzy April, kiedy usiłowała wyładować swoje emocje, 

pływając  w  basenie.  Nienawidziła  go,  ale  jednocześnie  pragnęła.  Ale  wbrew  własnemu 
narastającemu  pożądaniu  postanowił  odegrać  rolę  zranionego  w  swej  męskiej  dumie  i 
zostawił ją tam samą. A powinien był wziąć ją na ręce i zanieść do łóżka, gdzie rozumieli się 

background image

najlepiej. 

Mógł  ją  przekonać,  był  tego  pewien.  Zgodziłaby  się  na  wszystko.  Ale jak teraz 

wytłumaczyć wielkie rozczarowanie, gdy odrzuciła jego propozycję? Zdawał sobie sprawę, że 
moment nie był odpowiedni, jednak odmowa wciąż bardzo bolała. Bolała wściekle. Ale nie 
mogła usprawiedliwić jego zachowania.   

– Nie pad

ła mi w ramiona, ale powinienem się postarać ją przekonać.   

– Tylko 

że nie mogłeś zniżyć się do tego, tak? 

–  Tak.  Chcia

łem, żeby to ona się poddała. Po raz kolejny. – Spojrzał na przyjaciela. – 

Głupie? – spytał ze smutkiem. Znał odpowiedź, zanim jeszcze Sid skinął głową.   

–  M

łodzi  i  niedoświadczeni  popełniają  błędy.  Dopiero  kiedy  będziesz  w  moim  wieku, 

zrozumiesz, 

jak należy postępować w takich sytuacjach. – W głosie Sida słychać było nutę 

wesołości. Nie był starszy od Jace’a więcej, niż o dziesięć lat.   

– To musi by

ć przyjemne patrzeć z wysokości na nas, zwykłych śmiertelników.   

Sid znowu przytakn

ął.   

– Na pewno zabawne.   

–  A co by

ś  powiedział  na  małą  wyprawę  do  mnie,  kilka  drinków  i  niewielką  kolację? 

Umiem całkiem nieźle upiec kartofle i stek.   

– Nie masz nic lepszego do roboty w sobot

ę? – zapytał Sid. – A poza tym wydawało mi 

się, że już nie mieszkasz w swoim domu.   

– Czas najwy

ższy na powrót – odpowiedział spokojnie Jace. – Ukrywałem się w Beverly 

Wilshire,  ale z tym koniec.  Jestem tam równie samotny. 

Poza  tym  podjąłem  właśnie  kilka 

decyzji  dotyczących  mojego  życia osobistego.  Muszę  je  uporządkować,  ale najpierw 
powinienem wymyślić, jak to zrobić.   

– A mo

że po prostu powiedzieć „przepraszam”? 

–  Nie b

ądź  taki dowcipny  –  zaśmiał  się  drwiąco  Jace.  –  Lepiej  chodź  ze  mną  i 

zastanówmy się razem.   

Sid westchn

ął.   

–  W porz

ądku.  Pozwól tylko,  że  najpierw  zadzwonię  do  studia  i  powiem  im,  gdzie 

będziesz. Ty być może pracujesz pięć dni w tygodniu, ale oni nie. Nie miałem zamiaru ci tego 
mówić, ale właśnie dzisiaj zapadnie decyzja w sprawie produkcji „Żegnaj, wiosno”.   

Jace spojrza

ł zaskoczony.   

– Wi

ęc już wiedziałeś? 

– Oczywi

ście. Kiedy się z nimi skontaktowałeś, zadzwonili do mnie. Ktoś musi za ciebie 

negocjować warunki. Dlaczego nie ja? 

To by

ło  zupełnie  logiczne.  Jace  siedział  przez  chwilę  w  ciszy,  czekając,  aż  ogarnie  go 

uczucie triumfu, 

że  dostał  tę  rolę.  Ale  nic  takiego  nie  nastąpiło.  To,  co  było  takie  ważne 

jeszcze  miesiąc  temu,  teraz  wydawało  się  zwyczajne.  Sukces  nie  cieszył  bez  April.  Musi 
koniecznie znaleźć drogę powrotną do Flynn, bo inaczej nic już nie sprawi mu radości.   

– Jedziemy – rozkaza

ł Jace wstając z miejsca i idąc do drzwi. – Odwiozę cię potem.   

background image

ROZDZIAŁ 9 

 

April zaparkowa

ła  samochód  i  wolno  obeszła  dom  dookoła.  Czekał  ją  smutny  rytuał 

pożegnania. Coś mijało bezpowrotnie. Stanęła w otwartych drzwiach domu, który należał do 
Jace’a. 

Ręka  z  kluczami  opadła  jej  bezwładnie.  Panowała  głucha  cisza.  Osaczyły  ją 

wspomnienia. 

W pamięci odżyły wspólnie spędzone chwile.   

Wesz

ła  do  salonu  i  oczyma  wyobraźni  ujrzała  siebie  i  Jace’a,  gdy trzymali  się  w 

objęciach i odpoczywali po całym dniu pracy. Tak często kochali się na sofie i na puszystym 
dywanie przed kominkiem. 

Rozmawiali i śmiali się, całowali i pieścili...   

Zacisn

ęła mocniej dłoń z kluczami. Czuła szybkie uderzenia serca.   

Coś ty narobiła... coś ty najlepszego narobiła” – powtarzała w myślach. To wszystko z 

jej winy. 

Odegrała komedię i miała nadzieję, że Jace się na to nabierze. Odrzuciła go, kiedy 

chciał spełnić jej największe marzenie. Udawała obrażoną kochankę, podczas gdy on chciał 
u

czynić z niej żonę. To ona była głupia, nie Jace.   

Czy ju

ż za późno? Czy Jace przeżył rozstanie równie boleśnie, jak ona? Może i jemu było 

przykro. 

Tylko nie umiał, tak jak ona, głośno tego powiedzieć? Przecież kiedyś już tak się 

zdarzyło. Być może takie same powody nie pozwalały mu zrobić pierwszego kroku teraz. Czy 
potrafiłaby go przeprosić za nie przemyślane słowa i naprawić wszystko między nimi? Jak ma 
to zrobić? Pójść do niego do hotelu? Nie, przecież gdyby go tam nie zastała, albo, co gorsza, 
zastała w ramionach innej... Poza tym nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie się ukrył! 

Oddali

ła po raz kolejny myśl, że mógłby zamieszkać u jednej z wielu kobiet, które o tym 

marzyły, być może nawet u Sandry Tanner. Nie zrobiłby tego. Raczej wróciłby do domu i tam 
dopiero sprowadził nową kochankę. Inne rozwiązanie było nie do przyjęcia.   

Mo

że  powinna  zadzwonić  do  wytwórni  i  poprosić  go  o  spotkanie?  Ale  przecież  nie 

zniosłaby tego, gdyby jej odmówił. Więc co? Musi spotkać się z nim bez uprzedzenia, żeby 
ni

e zdążył się obwarować w tej swojej twierdzy. Podejdzie go znienacka. Tylko wtedy, kiedy 

będzie zaskoczony, wysłucha tego, co ona ma do powiedzenia.   

Zadzwoni

ł  telefon.  Podniosła  automatycznie  słuchawkę,  wciąż  pogrążona  w 

rozmyślaniach.   

– Czy jest pan Sullivan? – April rozpozna

ła głos sekretarki z wytwórni. Serce zabiło jej 

mocniej.   

–  Nie.  Czy co

ś przekazać? – zapytała spokojnie  i pewnie. Chyba ona też mogłaby być 

aktorką.   

– Prosz

ę mu powiedzieć, żeby zadzwonił do biura pana Hargrove – powiedziała szorstko 

kobieta.   

– Zostawi

ę mu wiadomość, ale nie wiem dokładnie, kiedy wróci.   

–  B

ędę wdzięczna. Dzwoniłam do jego agenta.  Powiedziano mi, że pan Sullivan przed 

chwilą pojechał do domu.   

Serce April zabi

ło  z  radości.  Jace przyjedzie! Zanim zdążyła  odłożyć  słuchawkę,  już 

zaczęła gorączkowo planować ich spotkanie.   

background image

Zacisn

ęła powieki i wstrzymała oddech. Żeby tylko chciał wysłuchać, żeby tylko chciał...   

Nie wyjdzie st

ąd teraz. Zaczeka na Jace’a, wyjaśni mu swoje postępowanie i rzuci mu się 

do stóp.  No... 

może nie rzuci się, ale na pewno go przeprosi. W końcu to przez nią do ich 

związku wkradła się nieszczerość. Jace był zawsze prostolinijny i prawdomówny. Nie posunął 
się  nigdy  do  odgrywania  przed  nią  komedii.  Może  prawie  nigdy.  A kiedy i on zacznie  ją 
przepraszać,  będzie  słodka  i  wybaczająca.  Mógłby  przynajmniej  przyznać  się  do  błędu,  iż 
oświadczył się jej w niewłaściwy sposób.   

Podekscytowana jak dziecko,  pobieg

ła  do  sypialni  i  zaczęła  niecierpliwie  przeglądać 

szafę. W końcu wydobyła starą sztruksową, czerwoną koszulę i uśmiechnęła się do siebie.   

Przez chwil

ę grzebała na oślep w szufladzie i wyciągnęła z niej nożyczki. Odetchnęła z 

ulgą. Rozłożyła wszystko na dywanie, i zmierzyła coś starannie. Następnie złożyła materiał 
na pół i zaczęła ciąć. Wycięła wielkie serce.   

Unios

ła swe dzieło do góry i mimo woli roześmiała się radośnie. Udało się! Dwa półkola 

na górze ledwo zakrywały jej piersi, a ostry czubek na dole sięgał wystarczająco nisko, by 
ukryć  ciemny  trójkąt.  Teraz jeszcze klej i srebrny papier,  który  kupiła  w  zeszłym  roku  na 
Gwiazdkę.   

Znalaz

ła  potrzebne  jej  przybory  w  kuchennym  schowku.  Rozłożyła  materiał  na  stole  i 

napisała  klejem  „Kocham  cię”.  Potem  posypała  mokre  miejsca  kawałeczkami  srebrnego 
papieru. 

Kiedy skończyła, strzepnęła resztki na podłogę i uniosła do góry swoje dzieło.   

Srebrny napis wybija

ł się z czerwonego tła. Jak na tempo, w jakim to zrobiła, efekt był 

niezły. Nawet patrząc krytycznie, musiała przyznać, że się udało.   

Teraz ci

ąg dalszy...   

April zd

ążyła  wskoczyć  pod  prysznic  i  wytrzeć  się  pospiesznie  ręcznikiem,  kiedy 

usłyszała  odgłos  silnika  samochodu.  Rozpoznałaby  ten  dźwięk  wszędzie.  Jace  zajechał  na 
podjazd przed domem. 

Błyskawicznie  upudrowała  się,  rzuciła  okiem  na  swoje  odbicie  w 

lustrze i chwyciła czerwony kawałek materiału leżący na łóżku.   

Jej plan by

ł prosty. Chciała przywitać Jace’a w drzwiach. Musiała się. naprawdę śpieszyć, 

żeby zdążyć na czas.   

Przebieg

ła  jak  na  skrzydłach  przez  hol,  tupiąc  bosymi  stopami.  Nabrała  głęboko 

powietrza, 

stanęła bez ruchu w oczekiwaniu. Uśmiechnęła się promiennie, wyobrażając sobie 

jego zaskoczenie. 

Modliła się tylko, żeby nie ujrzeć na jego twarzy niezadowolenia.   

I nagle us

łyszała pod drzwiami dwa głosy. Radość zmieniła się w przerażenie. Poczuła 

ciężar w nogach i pustkę w głowie. Dwie osoby! I co teraz?! Rozejrzała się w popłochu wokół 
siebie, 

szukając  bezskutecznie  czegoś  za  czym  mogłaby  się  skryć.  Klucz  zachrobotał  w 

zamku, 

klamka poruszyła się. Ktoś powoli otworzył drzwi...   

 

Jace jecha

ł  przez  całą  drogę  jak  wariat.  Sam nie  wiedział  dlaczego.  Być  może  musiał 

wyładować  nadmiar  energii,  której  przypływ  odczuł  po  podjęciu  decyzji.  Zwolnił,  kiedy 
dostrzegł  poszarzałą  twarz  Sida.  Wyglądał,  jakby  się  modlił  lub  sporządzał  w  myślach 
testament.   

Jace ba

ł się przekonać na własne oczy, czy April zabrała już swoje rzeczy. Musiał mieć 

background image

pewność, ale w głębi serca gorąco pragnął, aby prawda okazała się inna. Właściwie wolał tę 
niepewność. Naprawdę obawiał się widoku pustego domu. W obecności Sida nie będzie mógł 
zacząć od razu szukać śladów jej bytności, ale za to będzie się musiał kontrolować i nie okaże 
słabości w obecności drugiego mężczyzny. Sid gwarantował, że uda mu się zachować spokój. 
Przynajmniej na początku.   

Co b

ędzie, jeśli się przekonasz, że się wyprowadziła, a Sid też sobie pójdzie? – zadawał 

sobie kilkakrotnie to pytanie. 

Odpowiedź  była  prosta.  Choćby  miał  przewrócić  do  góry 

nogami całe miasto, znajdzie ją, przerzuci przez ramię, zabierze do Oregonu i tam, w ukrytym 
wśród gór domu, będzie się z nią kochał tak długo, aż zgodzi się wyjść za niego za mąż! 

Obserwowa

ł ją i wiedział, że zatrzymała się u Sama. Zorientował się, że Sam umawiał się 

na randki wieczorami. 

Gdyby zostawał z nią w domu, Jace rozprawiłby się z nim bezlitośnie. 

Jak długo spotykał się z innymi kobietami, April była bezpieczna. Wierzyła, że Sam żywił do 
niej przyjacielskie uczucia, 

ale  Jace  mógłby  się  założyć  o  swoje  następne  honorarium,  że 

sytuacja zmieniłaby się, gdyby Sam widział dla siebie najmniejszą szansę.   

By

ło  dopiero  popołudnie,  więc  nie  paliły  się  żadne  światła.  Jace  był  z  tego  nawet 

zadowolony, 

bo nie chciał ujrzeć pustego i ciemnego domu. Wjechał z dużą szybkością na 

podjazd, 

przez  chwilę  zapominając  o  siedzącym  obok  Sidzie.  Przed  domem  nie  spostrzegł 

samochodu. 

Do  licha!  A  czego  się  spodziewał?  Flynn  stojącej  w  drzwiach  z  powitalnym 

drinkiem i uśmiechem na ustach? Oto, co wyniknęło z jego zadufania! Stracił April! Poczuł 
wściekłość na samego siebie.   

– Czy masz zamiar by

ć w takim nastroju przez resztę wieczoru? – spytał Sid, gdy szli do 

wejściowych drzwi.   

Jace mrukn

ął coś pod nosem i uśmiechnął się zażenowany.   

– Przepraszam. Rozmy

ślałem, jak ją tu z powrotem zwabić.   

–  Na pewno dojdziesz do ciekawych wniosków  – 

odpowiedział  ironicznie  Sid.  – 

Zadałbym sobie raczej pytanie, czy ta pani w ogóle chce być z tobą.   

–  Nie wiem, ale nie s

ądzę, czy dam jej czas do namysłu. Będzie moja, nawet jeśli będę 

musiał  ją  związać!  –  ostatnie  słowa  wymówił  otwierając  drzwi  wejściowe.  Odsunął  się, 
przepuszczając Sida przed sobą.   

–  To powinno by

ć interesujące. Nigdy jeszcze nie widziałem cię walczącego o kobietę. 

Ona cię naprawdę powaliła na kolana.   

Jace u

śmiechnął się chyba po raz pierwszy tego popołudnia.   

–  Obiecuj

ę,  że  postaram  się  być  lepszym  towarzyszem  dziś  wieczór.  Mam  już  plan 

działania, więc mogę się skoncentrować na pełnieniu honorów domu – przyrzekł. – Poza tym 
nie mogę stracić przyjaźni mojego agenta. – Wyciągnął rękę po płaszcz Sida. – Pozwól, że to 
wezmę.   

Podszed

ł do szary i otworzył drzwi, sięgając po omacku po wieszak. Jego ręka natrafiła 

na co

ś ciepłego i miękkiego. Zrozumiał, że trzyma dłoń na okrągłej, kobiecej piersi, zanim 

jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności i rozpoznały właścicielkę.   

– Cze

ść – szepnęła cicho i nieśmiało April. Jej twarz była równie purpurowa, jak ledwie 

okrywający ją materiał.   

background image

– April? – wyj

ąkał Jace.   

–  Dobry wieczór,  panno Flynn  – 

powiedział  bardzo  uprzejmie  z  kamienną  twarzą  Sid. 

Wyciągnął do niej rękę. – Nie wiem, czy mnie pani pamięta. Spotkaliśmy się już kiedyś, co 
prawda w nieco innych... 

okolicznościach. Jestem agentem Jace’a.   

April nie mog

ła uścisnąć wysuniętej ku niej dłoni, ponieważ musiała przytrzymywać swój 

skąpy oryginalny strój. Przyciskając brzeg materiału, nachyliła się nieco do przodu, ukazując 
podniecające zagłębienie i przywitała się z Sidem.   

– Pami

ętam. Miło pana znowu widzieć. – Nieśmiało rzuciła okiem na Jace’a. Jego twarz 

wyrażała kompletne zaskoczenie. – Założę się, że się zastanawiacie, co ja tu robię... – Brwi 
Jace’

a zaczęły się groźnie ściągać. Gdy odważyła się znowu na niego spojrzeć, przypominały 

jedną  czarną  kreskę.  Spojrzała  szybko  w  bok  i  zauważyła  pełen  zachwytu  wzrok  Sida. 
Zaczerwieniła się jeszcze bardziej i cofnęła się, usiłując bezskutecznie skryć się w głębi szafy.   

–  Jestem bardzo ciekaw pani wyja

śnień,  ale  czy  nie  byłoby  łatwiej  rozmawiać,  gdyby 

wyszła pani z szafy? Obiecuję, że nie będę się zachowywać nieprzyzwoicie – zażartował Sid, 
który już otrząsnął się z zaskoczenia i najwyraźniej świetnie się bawił. Zanosiło się na bardzo 
udany wieczór. 

Pełen kompletnego zaskoczenia wzrok Jace’a całkowicie to potwierdzał.   

– W

łóż na siebie ten płaszcz – odezwał się wreszcie Jace. Sięgnął za jej plecy i wyciągnął 

swój stary trencz w kolorze khaki. 

Rzucił go prawie i zatrzasnął przed jej nosem drzwi szafy.   

Sid nie m

ógł  już  dłużej  powstrzymać  ogarniającej  go  wesołości.  Zaczął  się  śmiać  do 

rozpuku. 

Stał  wciąż  w  tym  samym  miejscu  i  łzy  ciekły  mu  po  policzkach.  Im  bardziej  się 

śmiał, tym większe rozdrażnienie ogarniało Jace’a. Śmiech Sida był głęboki i głośny.   

– Czy nie by

łbyś tak dobry i nie zaczekałbyś w salonie, dopóki nie wyjaśnię paru spraw? 

– 

Jace nerwowo przeczesał palcami włosy, wpatrując się w zamknięte drzwi i wyobrażając 

sobie, co April za nimi robi.   

– Co wyja

śnisz? – spytał niewinnie Sid, ale oczy połyskiwały mu radośnie.   

– Je

śli natychmiast nie przestaniesz się śmiać, to wyprowadzę cię stąd za uszy. – Jace stał 

pomiędzy Sidem a szafą. Pilnował do niej dostępu jak brytan i jednocześnie bronił się przed 
nieodpartą chęcią, żeby samemu do niej zajrzeć. – Nalej sobie drinka i uspokój się – polecił 
Sidowi, 

cały czas trzymając rękę na klamce.   

Przez chwil

ę  obaj  nasłuchiwali  odgłosów  dochodzących  zza  drzwi  szafy.  April 

najwyraźniej próbowała włożyć płaszcz.   

Sid otar

ł łzy z policzków i niechętnie zrobił kilka kroków w głąb holu.   

– W porz

ądku. Ale chciałem ci tylko przypomnieć, że dziesięć minut temu zastanawiałeś 

się,  jak  ją  tutaj  zwabić.  Powiedziałbym,  że  trudno  sobie  wyobrazić  lepszy  moment.  Nie 
naburmuszaj się tak, Jace. Możesz tego potem żałować.   

Jace policzy

ł  cicho  do  dziesięciu  i  powoli  otworzył  drzwi  szafy.  Spodziewał  się,  że 

wysunie się zaraz z niej ręka, by wymierzyć mu policzek lub po prostu go odepchnąć. Nie 
zdziwiłby się też, gdyby szafa okazała się pusta, a całe wydarzenie tworem jego wyobraźni.   

April sta

ła w smudze światła. Owinęła się za dużym o kilka numerów płaszczem. Ciemne 

włosy opadały jej wdzięcznie na czoło. Twarz miała zarumienioną z przejęcia, a w oczach 
lśniły  łzy.  Jednak  głowę  trzymała  dumnie  uniesioną  z  brodą  zdecydowanie  wysuniętą  do 

background image

przodu.   

–  Zrobi

łam  ci  przykrą  niespodziankę  –  przyznała.  –  Przepraszam.  Nie  wiedziałam,  że 

wrócisz do domu w towarzystwie. 

Gdybyś się przesunął, to mogłabym się ubrać i wyjść.   

Jace przez ca

ły czas przytrzymywał ręką drzwi, nie pozwalając jej się ruszyć.   

– Poczekaj chwil

ę. Co ty tu właściwie robiłaś? – spytał cicho. Wydawał się naprawdę zły.   

–  Nie jestem pewna...  –  wszepta

ła  rwącym  się  głosem.  –  To  był  głupi,  zwariowany 

pomysł. Myślałam, że jest, dobry, ale się nie udało. Wszystko, czego się dotykam, rozsypuje 
s

ię.   

– Tylko co ty chcia

łaś właściwie zrobić? – zapytał niemal obojętnie, ale nie udało mu się 

ukryć napięcia.   

–  Pozw

ól mi wyjść, bardzo cię proszę. Zadzwonię jutro i wszystko ci wytłumaczę, jeśli 

uznasz, 

że  warto  o  tym  mó wić.  Ale teraz...  –  zawiesiła  na  chwilę  głos  i  nabrała  głęboko 

powietrza. 

W jej oczach było błaganie. – Teraz chcę po prostu stąd wyjść.   

– Najpierw odpowiedz na moje pytanie. Co tu robi

łaś? 

–  W porz

ądku!  Chciałam  cię  zaskoczyć  i  zmusić  do  wysłuchania  moich  racji.  No,  ale 

zamiast teg

o  przekonałam  się,  że  miałeś  rację.  Nie  powinniśmy  być  razem.  Tobie jest 

potrzebna przestrzeń, a ja... ja... – głos jej się załamał. Nie czekając już, aż jej ustąpi miejsca, 
przecisnęła się szybko pod jego ramieniem i pobiegła korytarzem do sypialni.   

Zamkn

ęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Jeśli zechce, wyłamie go z łatwością, ale 

przynajmniej będzie wiedział, że ona naprawdę pragnie samotności. Zrobiła już raz z siebie 
idiotkę i to zupełnie wystarczy. Mogłaby jeszcze bardziej zranić i siebie, i jego.   

Ubra

ła  się  szybko  w  dżinsy  i  jedwabną  niebiesko-bordową  bluzkę  w  pasy.  Kiedy 

pospiesznie  przyczesywała  włosy  szczotką,  usłyszała  przytłumiony  odgłos  odjeżdżającego 
samochodu. 

To  nie  był  samochód  Jace’a.  Pomyślała,  że  Jace  nie  odmówi sobie satysfakcji 

napawania się jej nieszczęściem, pewnie sprawi mu to nawet przyjemność. Uznała jednak, że 
sobie na to nie zasłużyła.   

Wrzuci

ła trochę swoich ubrań do pustej walizki i kilku pudeł, które przywiozła i ustawiła 

bagaż  koło  drzwi.  Reszta rzeczy  będzie  musiała  tu  jeszcze  zostać.  Im  szybciej  stąd  teraz 
wyjedzie, tym lepiej.   

Kwadrans p

óźniej była już gotowa. Przez minutę chyba walczyła ze sobą i przykładała 

ucho do drzwi. 

Jak mogła być tak niemądra! Gdyby teraz zobaczył ją któryś z jej klientów, 

stałaby się pośmiewiskiem dla całego miasta.   

A Jace? Jace by

ł na nią – wściekły i nie miała o to do niego żalu. Zachowała się tak jak 

uczyniłyby to inne kobiety, które usiłowały wkraść się w jego łaski i gotowe były w tym celu 
padać  przed  nim  na  kolana.  Zrobiła  największy  błąd,  jaki  tylko  mogła  sobie  wyobrazić: 
pozwoliła, by nie tylko złamał jej serce, ale i pozbawił dumy.   

Wyprostowa

ła  się.  Jeśli  udałoby  się  jej  teraz  wyjść,  zachowując  odrobinę  godności, 

potem będzie mogła się rozkleić.   

Spoconymi r

ękoma  otworzyła  drzwi  i  wyjrzała  na  korytarz.  Była  gotowa  stawić  czoło 

Jace’owi i jego agentowi. 

Ale zobaczyła tylko Jace’a.   

Siedzia

ł  na  krześle,  które  najwyraźniej  przyniósł  z  jadalni  i  trzymał  przed  sobą 

background image

materiałowe serce, które zrobiła w takim pośpiechu. Zamarła ze zdziwienia.   

Ubranie Jace’a le

żało starannie złożone koło drzwi. Jace był zupełnie nagi. Zerknął w jej 

stronę, a potem znowu spuścił wzrok na serce. Wpatrywał się w ten skrawek materiału, jakby 
odczytując z niego tajemne informacje. Nagle jego piwne oczy błysnęły w jej stronę. Stała 
bez ruchu.   

– Naprawd

ę? Naprawdę tak jest? 

– Jasne – wzruszy

ła ramionami, jakby jej to w ogóle nie obchodziło. – Zawsze zostawiam 

purpurowe serca i listy, 

kiedy zrywam z mężczyznami. To bardzo ułatwia sytuację. Udał, że 

nie zrozumiał drwiny. Jego spojrzenie przewiercało ją na wylot.   

– Dlaczego odrzuci

łaś moje oświadczyny? Nie wierzyłaś, że mówię poważnie? 

Nie odpowiedzia

ła  od  razu.  Myślała  o  tym,  że  kłamstwa  nie  zaprowadziły  jej  daleko. 

Nadszedł czas prawdy.   

–  Zawsze  chcia

łam  wyjść  za  ciebie  za  mąż.  Odkąd  się  poznaliśmy.  Ale  ty  byłeś  temu 

przeciwny.   

– Nie o

świadczyłbym się, gdybym rzeczywiście tego nie chciał, Flynn. Obiecywałbym ci 

tylko i zwodził cię, ale nie poprosił o rękę. Od kilku miesięcy planowałem, że to zrobię, ale 
czekałem na odpowiedni moment. – Zawahał się przez chwilę. Zaraz zaczął znowu mówić 
cichym, 

nabrzmiałym  od  emocji  głosem.  –  Wyobrażałem  sobie,  że  popijając  szampana 

będziemy siedzieli przed potrzaskującym na kominku ogniem w naszym domku w Oregonie. 
Tak często o tym myślałem, że chwilami zapominałem, że to jeszcze się nie stało i że jeszcze 
nie powiedziałaś „tak”.  Wszystko miałem zaplanowane...  I zepsułem to,  mówiąc nie to, co 
trzeba i nie wtedy,  kiedy trzeba.  – 

Widziała,  że  jest  szczery.  Serce  zaczęło  jej  uderzać 

szybciej. 

Bała się dać upust radości, ale zalała ją fala nadziei. – Chciałem ci powiedzieć, jak 

bardzo cię kocham, ile dla mnie znaczysz i że tak będzie zawsze.   

– Naprawd

ę? – zapytała, obawiając się przedwcześnie uwierzyć w jego słowa.   

Jace wsta

ł, odkładając sztruksowe serce na krzesło. Zrobił dwa kroki w jej stronę. Jego 

nagość wcale jej nie ośmielała. Przeciwnie, wydawało się jej, że jest jeszcze większą barierą. 
Był zbyt piękny, zbyt męski.   

–  Och,  Flynn  –  powiedzia

ł z goryczą. – Wmówiłem sobie, że byłem zawsze szczery w 

stosunku do kobiet. 

Ale się oszukiwałem. Grałem przed tobą i przed sobą. Najzabawniejsze 

jest to, 

że do niedawna nie miałem o tym pojęcia. Utrata ciebie była wstrząsem, ale pozwoliła 

mi  lepiej  przyjrzeć  się  sobie.  –  Dotknął  dłonią  jej  biodra.  Dzieliło  ich  zaledwie  kilka 
centymetrów i czuła już gorąco jego ciała. – Chciałem, żebyś mi się poddała, żebyś wiedziała, 
kto tu jest panem.  – 

Roześmiał  się  ze  swojego  żartu.  –  Dobry dowcip,  prawda? Ty i tak 

chodziłaś własnymi drogami.   

– Aha – przyzna

ła, a jej oczy rozbłysły. – Kiedy?  

Wzruszył ramionami z uśmiechem.   
–  Zawsze.  Za ka

żdym  razem,  kiedy  usiłowałem  odgrywać  przy  tobie  ważniaka, 

zamieniałaś się w prawnika i moje zamiary spalały na panewce. Po trzech miesiącach naszej 
znajomości wiedziałem, że nigdy nie będę chciał nikogo innego, tylko ciebie. Każdego dnia 
wracałem  do  domu  i  myślałem  jedynie  o  tym,  że  za  chwilę  będę  w  twoich  ramionach. 

background image

Dawałaś  mi  poczucie  bezpieczeństwa,  odpoczywałem  przy  tobie.  Stałaś  się  niezastąpiona. 
Zmieniłem  się  w  domatora,  podczas  gdy  cały  czas  uważałem  się  za  playboya.  Ale 
najważniejsze było to, że miałem ciebie.   

Twarz April opromieni

ł uśmiech.   

–  Tyle czasu zaj

ęło  ci  dojście  do  takich  wniosków?  A  ja  się  tak  starałam,  żebyś  to 

zrozum

iał – powiedziała unosząc dłoń i dotykając delikatnie jego włosów. Zsunęła rękę na 

jego szyję i objęła ją mocno.   

– Wi

ęc to właśnie chciałaś osiągnąć, kiedy ufarbowałaś całą moją bieliznę na różowo? – 

zażartował, a April mimo woli zarumieniła się. Roześmiał się i objął ją mocniej. – Byłem tak 
zajęty odgrywaniem roli idealnego kochanka, że zupełnie zapomniałem, iż ty też możesz mieć 
jakieś pragnienia i potrzeby. Zamierzałem cię w ten sposób osaczyć, a potem oświadczyć ci 
się.  I  spodziewałem  się,  że  będziesz  zachwycona.  –  Uśmiech  zniknął  z  jego  twarzy.  – 
Okropnie mnie wystraszyłaś. Nie wiedziałem, co robić, kiedy zniknęłaś z mojego życia. Nie 
rób tego więcej, April. Nie wiem, czy zniósłbym to.   

Pochyli

ł się nad nią, początkowo niepewnie, jednak kiedy wyczuł jej aprobatę, ośmielił 

się. Jego dłonie zacisnęły się mocniej na jej biodrach. Przysunął ją do siebie blisko, tak że 
czuła jego narastające pożądanie. Sprawiało jej to niewypowiedzianą przyjemność.   

Wymy

ślała  podstępy  i  skomplikowane  podchody,  a nigdy nie  wpadła  na  pomysł,  by 

powiedzieć  mu  prawdę!  Powinna  była  dać  mu  wprost  do  zrozumienia,  że  marzy  o  ślubie. 
Przeszła zupełnie niepotrzebnie przez to wszystko...   

April odsun

ęła się trochę od Jace’a. Chciała mu opowiedzieć całą historię, ale rzut oka na 

jego 

twarz  wystarczył,  żeby  zrozumiała,  iż  nie  miałoby  to  dla  niego  żadnego  znaczenia. 

Pragnął jej i tylko to się liczyło.   

–  Jutro wyje

żdżamy. Dzisiaj zostaniemy tutaj – zamruczał przy jej uchu. Spojrzał jej w 

oczy. 

Było  jasne,  o  czym  myśli.  –  Jedno z nas jest  zdecydowanie za grubo ubrane.  Może 

przebrałabyś  się  w  coś  wygodniejszego?  Na  przykład  w  purpurowe  serce?  Moglibyśmy 
odegrać tę scenę kilka razy, dokładnie tak, jak chciałaś na początku. Zgoda? 

–  Zgoda  –  odpowiedzia

ła.  –  Tylko  gdzie  jest  Sid?  Nie  sądzisz,  że  jesteśmy  mu  winni 

kolację? W końcu po to tu chyba przyjechał, prawda? 

Jace pokr

ęcił głową.   

– Wzi

ął twój samochód i wrócił do biura. Odbierzemy go po ślubie. – Nagle uśmiechnął 

się i spojrzał na siebie. – Trochę niezręcznie być jedyną rozebraną osobą. Nie sądziłaś chyba, 
że rozebrałbym się, gdy on wciąż tu jeszcze był, prawda? 

Zachichota

ła.   

–  Mam nadziej

ę!  Tylko  ja  mogę  cię  oglądać  w  takim...  stroju! Nigdy o tym nie 

zapominaj! 

– Ciesz

ę się, że się zgadzamy. No to teraz się rozbieraj. April uniosła brwi, ale jej oczy 

nie przestawały błyszczeć radośnie.   

– Znowu wydajesz rozkazy? 

–  Tak  –  odpowiedzia

ł  bez  zastanowienia.  –  Nie dlatego,  żebym  wierzył,  że  ich 

posłuchasz, o nie. Po prostu nie mogę stracić wprawy, żebym w razie czego umiał dać kosza 

background image

jakiejś narzucającej się mi aktoreczce.   

–  Na przyk

ład  kategorycznie  zabronić  wplątywania  cię  w  jakieś  pseudoromanse  dla 

reklamy? 

– Tak jest. – Obj

ął ją, przycisnął do siebie i zaczął prowadzić ją z powrotem do sypialni. 

Idąc mruczał, fałszując jakąś melodię.   

April za

śmiała się cicho.   

– Ca

łe szczęście, że nie grasz w filmach muzycznych. Umarlibyśmy z głodu.   

Po

łożył ją na łóżku i zaczął powoli rozpinać jej spodnie, przez cały czas przyglądając się 

uważnie.   

–  Nigdy nie drwij z m

ężczyzny, kiedy nie ma na sobie spodni. Mogą z tego wyniknąć 

poważne kłopoty.   

– Nie mam nic przeciwko takim k

łopotom.   

Po

łożył się obok niej, objął ramieniem, a drugą wolną ręką zaczął rozpinać guziki bluzki. 

Jego dłonie rozkoszowały się dotykiem jej gładkiej skóry, a w oczach był taki zachwyt, jakby 
rozpakował właśnie upragniony prezent.   

– Jace? 

– Mmm? 

– Zapomnia

łam. Dzwonili z wytwórni. Proszą o telefon.   

– To musi by

ć w związku z filmem, który chcę teraz nakręcić – powiedział, pochłonięty 

całkowicie jej piersiami.   

–  Którym?  –  April 

wstrzymała  oddech,  ale  nie  potrafiłaby  odpowiedzieć,  czy z 

ciekawości, o jaki film chodzi, czy pod wpływem jego pieszczot.   

– „

Żegnaj, wiosno” – mruknął. Pochylił się i zaczął smakować jej sutki. Były delikatne i 

pachniały słodko. Twardniały rozkosznie w jego wargach. No i ten smak. Smak April Flynn.   

Zamar

ła.   

–  Czy wiesz, 

że  twoja  matka  chce  grać  w  tym  filmie  główną  rolę  kobiecą?  –  zapytała 

cicho, 

spodziewając się jego gwałtownej reakcji.   

– Uhum – 

odpowiedział, przenosząc całą uwagę na drugi ciemny pagórek. – A teraz bądź 

cicho i pozwól mi się kochać.   

–  Tak  jest  – 

szepnęła  przy  jego  uchu  i  zaczęła  je  delikatnie  ssać.  Objęła  go  ciasno 

ramionami i westchnęła zadowolona.   

–  Czas najwy

ższy, żebyś się nauczyła, gdzie jest twoje miejsce, moja pani. – Gos miał 

zachrypnięty, czuła drżenie jego ciała.   

– A wi

ęc? Z pewnością nie w twoim łóżku, ty męski szowinisto.   

–  Nie.  Przy moim boku.  Na zawsze,  April prawie Sullivan.  –  G

łos  miał  nabrzmiały 

uczuciem, 

oczy szukały w jej spojrzeniu odpowiedzi i znalazły ją. – I jeszcze jedno, April. 

Nie miałem innej kobiety, odkąd cię poznałem. Nawet się nie całowałem. Nigdy – powiedział 
uroczyście, jakby składał przysięgę.   

– Wiem  – szepn

ęła i to była prawda. Ale mimo tej pewności będzie patrzeć ponad jego 

ramieniem, 

czy gdzieś nie czai się niebezpieczeństwo, w każdej chwili gotowa go ochraniać i 

walczyć o niego.   

background image

Ich usta zetkn

ęły się, ale ona wciąż jeszcze głowę miała zaprzątniętą myślami.   

– Jeszcze jedno – zacz

ęła bez tchu, podczas gdy jego dłonie badały miękkie zakamarki jej 

ciała, które znał tak dobrze. – Zadzwonisz do matki i powiesz jej, że bierzemy ślub? Zanim to 
się dostanie do gazet, dobrze? 

Jace uni

ósł głowę i spojrzał na nią z miłością.   

–  Je

śli  to  ma  dla  ciebie  znaczenie.  Ale tylko z tego powodu  –  powiedział  cicho  i 

pocałował czubek jej nosa. – Zadzwonię do niej, a potem każę oprawić to serce i powieszę je 
w naszej sypialni. 

Będzie nam przypominało, co mamy. Kocham cię, April. Całym sercem. – 

I pokrył jej usta namiętnymi pocałunkami. Poczuła wzbierającą w niej obietnicę rozkoszy.   

April zamkn

ęła oczy i gorąco oddawała mu pocałunki. Kiedyś, wiele lat później będzie 

wspominać, jak usiłowała go przekonać, by się jej oświadczył. Jednak teraz Jace nie powinien 
być taki pewny siebie i jej uczuć. W końcu mają zamiar spędzić ze sobą następne czterdzieści 
czy pięćdziesiąt lat...   


Document Outline