background image
background image

 

 

Nicola Marsh 

 

Przysięga 

małżeńska 

 

 

Tytuł oryginału: The Wedding Contract Daddy's  

 

 

 

 

 

 

background image

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Steve  Rockwell  nie  miał  czasu  na  zabawę.  Chyba  że  służyła  ona  jego 

celom  i  nie  utrudniała  zarabiania  pieniędzy,  które  to  zajęcie  uznawał  za 

najważniejsze. 

– Czy mogę panu pomóc? – Czyjaś ręka dotknęła jego ramienia. 

Zatrzymał  się  niechętnie  w  pół  kroku.  Chciał  jak  najszybciej  zakończyć 

swoje sprawy na obskurnym Złotym Wybrzeżu i wrócić do Sydney. 

– Nie, dziękuję. 

Jego  niechęć  zgasła,  gdy  ujrzał  parę  pięknych  oczu  patrzących  z 

zaciekawieniem.  Nigdy  dotąd  takich  nie  widział.  Zielono  piwne,  z  regularnie 

rozmieszczonymi  złotymi  plamkami.  Obrzucił  spojrzeniem  ich  właścicielkę, 

zastanawiając  się,  czy  luźna  suknia  w  cygańskim  stylu  nie  kryje  garbu. 

Wprawdzie  kobieta  nosiła  dziwny  strój,  ale  przecież  byli  w  wesołym 

miasteczku. 

–  Wygląda  pan  na  zagubionego  –  jej  głos  brzmiał  miękko,  niewinnie  i 

zdawał się być młodszy od nieco znużonych, niezwykłych oczu. 

Spojrzał  na  rękę,  która  nadal  dotykała  jego  ramienia.  Zauważył  krótkie 

paznokcie,  niepodobne  do  wypielęgnowanych  szponów  kobiet,  które 

dotychczas próbowały go uwodzić. Ciekawe... 

– Mam  spotkać  się  z  Colinem  Lawrence'em.  Czy  tam  jest jego  biuro?  – 

Wskazał na stojący na uboczu, walący się barakowóz. 

Podniosła oczy ze zdziwieniem: 

– Nie ma go. Czy mogłabym go zastąpić? 

Nieomal  wybuchnął  śmiechem  na  myśl,  że  miałby  robić  interesy  z 

Cyganką ubraną w warstwy materiału pośledniej jakości. 

RS

background image

 

–  Nie,  chyba  że  chce  pani  powróżyć  mi  z  ręki  –  odparł.  Spostrzegł,  jak 

kobieta  założyła  ręce  w  obronnym  geście,  uwydatniając  pełny  biust.  Poczuł 

nagłą  chęć  sprawdzenia,  co  kryje  się  pod dziwacznym  strojem.  Jej  oczy  zwę-

ziły się. 

– Jestem pewna, że mogę przewidzieć pana przyszłość.  

Czy  ta  kobieta  lubi  się  przekomarzać?  Trudno  było  ją  ocenić,  mimo  że 

ocenianie  ludzi  było  jego  specjalnością.  W  przeciwnym  razie  nie  pracowałby 

dla prestiżowej firmy prawniczej z Sydney. 

–  Dobrze,  pani  wróżko.  Proszę  pokazać,  co  pani  potrafi.  –  Wyciągnął 

dłoń, coraz bardziej zaciekawiony. 

–  Nie  tutaj.  To  zbyt  publiczne  miejsce  na  tajemnice.  Lepiej  to  zrobić  u 

mnie. 

Poszedł  za  nią,  podziwiając  lekkie  falowanie  jej  długiej  sukni  wokół 

kostek. Na stopach miała sandały, na kostce łańcuszek, na drugim palcu u nogi 

srebrną  obrączkę.  Zastanawiał  się  przez  chwilę,  czy  ten  zestaw  jest 

uzupełnieniem stroju, czy wynikiem jej upodobań. Nie lubił biżuterii, a już 

szczególnie obrączek, które kobiety nosiły w różnych miejscach ciała. 

– Wejdzie pan wreszcie czy będzie tak stał do wieczora i podziwiał moje 

stopy? – Podtrzymała purpurową draperię i gestem zaprosiła go do środka. Jej 

wydatne usta rozciągnął bezczelny uśmieszek. 

Boże,  co  za  usta!  Podkreślone  najzwyklejszym  różowym  błyszczykiem, 

pobudzały  wyobraźnię  do  szaleństwa.  Południowe  słońce  musiało  mu 

zaszkodzić bardziej, niż sądził. Od kiedy to łączył interesy z przyjemnościami? 

Przecisnął się obok niej i wszedł w półmrok. 

– Kto powiedział, że cokolwiek podziwiam? 

–  Widzę  wszystko  –  odparła,  siadając  przy  małym  stoliku  przykrytym 

czerwoną satyną. – Oto czas prawdy. Proszę pokazać dłoń. 

RS

background image

 

Rozbawiony  i  zdumiony,  co  właściwie  robi  w  tym  przyprawiającym  o 

klaustrofobię  baraku  upadającego  parku  rozrywki,  wyciągnął  rękę  i 

wyprostował palce. 

Kiedy  dotknęła  go  pierwszy  raz  i  gdy  spojrzał  w  jej  niezwykłe  oczy, 

wiedział już, że pójdzie za nią wszędzie, by dowiedzieć się więcej... 

–  Czyta  pani  we  mnie  jak  w  otwartej  księdze?  Przyjrzała  się  jego  dłoni 

uważnie, obracając ją na wszystkie strony. 

– Hm... interesujące. 

Jej  uwaga  skupiona  była  na  dłoni,  więc  mógł  bezkarnie  na  nią  zerkać. 

Gdy pochyliła się, zawój zsunął się do tyłu i na jej ramiona opadła burza blond 

włosów.  Wiele  czasu  musiała  spędzać  na  powietrzu;  wypłowiałe  pasemka, 

migocząc  w  świetle  świecy,  okalały  jej  opaloną  twarz.  Zauważył  też  drobną 

zmarszczkę na czole. Miał ochotę ją wygładzić i pocałować różowe usta. 

Była  bardzo  piękna.  Żałował,  że  musi  wracać  do  Sydney,  bo  chętnie 

poznałby ją bliżej. 

–  Jak  dotąd,  nic  mi  pani  nie  powiedziała  –  zauważył.  Podniosła  oczy  i 

przeszyła go wzrokiem. 

–  Jest  pan  niecierpliwy,  pewny  siebie  i  chodzi  pan  własnymi  drogami. 

Prawdziwy zdobywca, który nie da się powstrzymać w dążeniu do celu, nieco 

arogancki. 

Uniósł brwi. 

– Ooo... Nieźle, jestem pod ogromnym wrażeniem. Czy coś jeszcze? 

– Sprawia pan tylko kłopoty – powiedziała to spokojnie, ale zauważył, że 

jej ręka zadrżała, zanim puściła jego dłoń. 

–  Tylko  gdy  ktoś  stoi  mi  na  drodze.  –  Spojrzał  na  zegarek,  uznając,  że 

stracił  już  dość  czasu.  Wstał  nagle,  zirytowany,  że  dał  się  w  to  wciągnąć. 

Musiał odszukać Colina Lawrence'a i przejść do interesów. 

RS

background image

 

– Proszę powiedzieć mi coś, czego nie wiem. Czego pan chce od Colina? 

– Wyprostowała się i spojrzała na niego władczo. 

– Mam do niego interes – odparł. – Gdzie mogę go znaleźć? To pilne. 

Pokiwała głową jak mędrzec, który zjadł wszystkie rozumy świata. 

–  Wiedziałam.  Jest  pan  jednym  z  tych  szakali.  Księgowy?  Prawnik?  – 

Wypluła ostatnie słowo jak truciznę. 

Podniósł brwi, podziwiając jej przenikliwość. 

–  Ma  pani  zdumiewające  zdolności.  Nazywam  się  Steve  Rockwell  i 

jestem prawnikiem. Przyjechałem tu w imieniu firmy Water World. 

Zacisnęła  pięści.  Zanim  dumnie  uniosła  głowę,  w  jej  oczach  ukazał  się 

strach. 

– Proszę odejść. Nie mamy panu nic do powiedzenia. 

–  My?  –  Od  kiedy  to  nierozgarnięta  kobiecina  zgrywająca  wróżkę  ma 

cokolwiek do powiedzenia w sprawie interesów? Co tu się dzieje? 

Nagle wstała. 

–  Słyszał  pan?  Mój  ojciec  i  ja  nie  chcemy  robić  z  panem  interesów. 

Proszę wracać tam, skąd pan przyjechał! 

Boże, wyglądała tak dostojnie, stojąc z groźną miną, dumna jak lwica, z 

oczami  pełnymi  złotych  ogni.  Miał  ochotę  poznać  ją  o  wiele  bliżej,  lecz  była 

córką  Colina  Lawrence'a,  a  Steve  nigdy  nie  łączył  interesów  z 

przyjemnościami. 

–  To  niemożliwe,  dopóki  właściciel  nie  uzgodni  ze  mną  warunków 

sprzedaży. W przeciwnym razie trzeba będzie ogłosić upadłość. 

Stanęła naprzeciw niego. 

–  Nie  będzie  żadnej  ugody.  Te  potwory  z  sąsiedztwa  od  lat  próbują  nas 

przejąć. Teraz też im się nie uda. Zrozumiano? 

RS

background image

 

–  Water  World  to  największy  park  rozrywki  w  okolicy.  Nie  macie 

żadnych szans. – Górował nad nią niczym olbrzym nad liliputem. 

Ku jego zdumieniu zaczęła stukać go w pierś palcem wskazującym. 

– Słuchaj pan, to miejsce jest całym życiem mojego ojca i nikt mu go nie 

odbierze! A już na pewno nie ludzie pana pokroju. 

Nigdy  nie  był  zbyt  impulsywny.  Wszystko  miał  zaplanowane  w 

najdrobniejszych szczegółach. Od narodzin aż do obecnej chwili, ale tylko do 

obecnej... Nagle chwycił ją wpół i z niemal brutalną siłą przyciągnął do siebie. 

Opierała się bardziej duchowo niż fizycznie. Sam nie wiedział, kiedy ich usta 

połączyły się w pocałunku. 

Nagle poddała się. Wydała cichy jęk, gdy jego język zagłębiał się między 

jej wargi. Próbował ich jak zakazanego owocu, wiedząc, że będzie tego później 

żałował.  O  dziwo,  wyszła  mu  naprzeciw,  szarpiąc  zachłannie  jego  koszulę  i 

wieszając się na nim, gdy pocałunek stał się nieznośnie intensywny. Wiedział, 

że w tym momencie mógłby posunąć się dalej, lecz nagle odepchnęła go, a w 

jej oczach pojawił się przebłysk złości. 

– Co to ma znaczyć? 

–  Przepraszam  —  wymamrotał.  Miała  zarumienione  policzki,  lekko 

spuchnięte usta, a jej oddech świadczył o wzburzeniu. Jednak Steve wcale nie 

czuł  się  winny.  Chciałby  całować  ją bez  końca, aż  podda  mu  się  całkowicie  i 

będzie błagać, żeby nie przestawał. 

Odwróciła się od niego i poprawiła ręką potargane włosy. 

– Myślę, że powinieneś już pójść. 

Odczuł wyrzuty sumienia, gdy w jej głosie usłyszał drżenie. Jak mógł tak 

zdenerwować córkę człowieka, z którym zamierzał załatwiać interesy? Zwykle 

panował  nad  pokusami.  Tym  bardziej  że  uwodzenie  kobiet  z  obrączkami  na 

palcach u nóg nie było w jego stylu. 

RS

background image

 

Chciał  jej  dotknąć,  ale  porzucił  ten  zamiar.  To  nie  był  dobry  moment. 

Zapytał: 

– Jak masz na imię? 

Odwróciła się, w jej oczach znów pojawiły się złote ognie. 

– Nie sądzisz, że jest zbyt późno na wymianę uprzejmości? 

Zasłużył sobie na tę reprymendę. Zachował się jak nieopierzony chłystek. 

I chociaż nie miał zwyczaju przepraszać, uznał, że powinien zrekompensować 

jakoś  swoje  zachowanie,  zanim  dziewczyna  pobiegnie  z płaczem  do  ojca  lub, 

co gorsza, zaskarży go do sądu. Pokornie spuścił głowę, licząc, że zostanie to 

kupione. Nigdy w życiu nie płaszczył się przed nikim i teraz też nie było mu z 

tym wygodnie. 

–  Nie  wiem,  co  we  mnie  wstąpiło.  Proszę,  wybacz  mi.  Po  prostu tak  na 

mnie działasz. 

–  Czy  całujesz  każdą,  która  z  tobą  rozmawia?  –  Założyła  ręce  na 

piersiach. 

Znów opanowało go mroczne pożądanie, gdy spojrzał na jej biust. Myślał 

o tym, co kryje się pod szmatkami. 

Wzruszył ramionami i z trudem przeniósł spojrzenie na jej twarz. 

– Nie, nie mam takiego zwyczaju. Nigdy tak się nie zachowałem. 

Wyczuła  jego  spojrzenie  i  jej  ręce  jeszcze  szczelniej  okryły  piersi,  a 

twarz rozjaśnił słoneczny blask. 

–  Zawsze  się  mówi,  że  to  pierwszy  raz.  Czas  już,  żeby  ktoś  dał  ci 

nauczkę.  –  Jednak  chyba  nie  była  na  to  zdecydowana,  gdyż  w  jej  postawie 

widać było wahanie. 

Wyglądała  na  kogoś,  kto  będzie  bronić  do  upadłego  swoich  racji,  a  jej 

lojalność  wobec  ojca  była  rzadką cechą  wśród  kobiet, które  miał  nieszczęście 

dotychczas poznać. 

RS

background image

 

–  Ostrożnie,  bo  mogę  przyjąć  wyzwanie  –  odparł,  obrzucając  ją 

spojrzeniem. – Oboje dobrze wiemy, do czego to doprowadzi. 

Spłonęła  rumieńcem. Bladoróżowe  policzki  podkreślały  jeszcze  bardziej 

blask jej urzekających oczu. 

–  Mój  ojciec  wróci  dzisiaj  późno.  Powiem  mu,  że  chciałeś  z  nim 

rozmawiać.  A  teraz  pozwolisz,  że  zajmę  się  swoimi  sprawami.  –  Podeszła  z 

podniesioną głową do wyjścia. Podniosła draperię, by mógł opuścić barak. 

– Tym razem wygrałaś, ale ja tu jeszcze wrócę. – Wyszedł na oślepiające 

słońce z wrażeniem, że musiała rzucić na niego urok. 

–  Jestem  pewna,  że  wrócisz.  Do  zobaczenia,  ważniaku.  Przypomniał 

sobie, że nie zna jej imienia. 

– Jak masz na imię? – zapytał. Zatrzymała się przez chwilę. 

– Amber – rzuciła przez ramię i poszła. 

Imię  bardzo  do  niej  pasowało.  Złotobrązowa  cera  i  włosy  przypominały 

kolorem  bursztyn,  dumny  i  królewski  kamień.  Taki  był  też  i  jej  styl.  Co  za 

kobieta! 

Amber stała przed biurem ojca, zastanawiając się, po co właściwie zadała 

się  z  tym  adwokatem–podrywaczem.  Zaczepiła  go,  gdy  tylko  wszedł  do 

wesołego  miasteczka.  Przedzierał  się  przez  tłum  z  wysoko  uniesioną  głową. 

Nie  dość,  że  była  nieodpowiednio  ubrana,  to  jeszcze  ojciec  nastraszył  ją 

przyjazdem bezwzględnego prawnika z Sydney. Spodziewała się raczej kogoś 

starszego,  pomarszczonego  i  konserwatywnego.  Wszechmogący  Steve 

Rockwell  nie  pasował  do  tego  obrazu.  Jego  pocałunek  wstrząsnął  nią, 

wypełniając  jakąś  lukę  w  egzystencji,  którą  dotąd  uważała  za  w  pełni 

szczęśliwą.  Całowano  ją  już  przedtem,  ale  nigdy  w  taki  sposób.  Być  może 

Steve  miał  w  sobie  tyle  ciepła,  by  roztopić  jej  serce,  ale  z  tym  dałaby  sobie 

RS

background image

 

radę. Jednak jeżeli uważał, że całując ją, szybciej załatwi interesy z jej ojcem, 

to gorzko tego pożałuje. 

Zapukała i weszła do prowizorycznego biura ojca. 

– Cześć, tato. Masz chwilę czasu? 

Colin  Lawrence  podniósł  wzrok.  Na  jego  zmęczonej  twarzy  pojawił  się 

lekki uśmiech; zdjął okulary i oderwał się od pracy. 

– Zawsze mam czas dla mojej ukochanej córeczki. O co chodzi, Amber? 

–  Natknęłam  się  dziś  na  prawnika,  o  którym  wspominałeś.  Wygląda  na 

to, że będzie sprawiał nam kłopoty. – Zmartwienie na twarzy ojca ścisnęło jej 

serce. 

–  Mówiliśmy  już  o  tym,  kochanie.  To  niestety  nieuniknione.  Gdzie  on 

jest? 

– Udało mi się go spławić, ale powiedział, że wróci. Czy można coś na to 

poradzić? A gdybyśmy postarali się o kolejny kredyt? – Chciała tupnąć nogą i 

krzyczeć na taką niesprawiedliwość. 

Pokręcił głową, bezradnie rozkładając ręce. 

–  Nic  już  nie  można  zrobić.  Nie  mam  wyboru.  Pozostaje  nam  sprzedać 

firmę albo zbankrutować. – Podrapał się w czoło. – Przykro mi, kochanie. To 

już koniec. 

Amber podeszła do ojca, pochyliła się i przytuliła go. 

– Nie martw się, tato. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. – Przełknęła 

łzy, zła na siebie za tę obietnicę bez pokrycia. 

Od  czasu  śmierci  matki  świat  nie  był  już  taki  sam  jak  kiedyś.  Amber 

miała wtedy dwanaście lat. Ojciec robił co w jego mocy, by utrzymać wesołe 

miasteczko,  które  wraz  z  żoną  zbudował  od  podstaw.  Uparł  się  jednak,  że 

będzie  opłacał  koszty  nauki  córki  na  uniwersytecie  i  te  wydatki  nadwątliły 

kondycję  finansową  firmy.  Cały  trud  poszedł  właściwie  na  marne. 

RS

background image

 

Wykształcenie  z  dziedziny  zarządzania,  które  otrzymała  dzięki  heroicznej 

postawie ojca, nie mogło uratować firmy. Winiła siebie za tę sytuację. 

A  teraz  tato  mógł  stracić  wszystko,  co  stanowiło  sens  jego  życia.  Nie 

umiała patrzeć na to bezczynnie. 

– Więc dlaczego nie spotkasz się z tym adwokatem i nie wysłuchasz tego, 

co  ma  do  powiedzenia?  –  Próbowała  zachować  spokój,  choć  wiedziała,  że 

szanse  na  uratowanie  firmy  są  równe  zeru,  jednak  jedna  rzecz  napawała  ją 

optymizmem.  Wyczuła  wrażliwość  w  prawniku,  który  na  pierwszy  rzut  oka 

wydawał  się  szorstki  i  arogancki.  Miała  nadzieję,  że  okaże  się  przyzwoitym 

człowiekiem. 

Ojciec przytaknął. 

– Spotkam się z nim. Dokąd go posłałaś? – zapytał.  

Wzruszyła  ramionami.  Przypomniała  sobie  pocałunek  i  zrobiło  jej  się 

gorąco.  Musi  jak  najszybciej  zapomnieć  o  tym  aroganckim  prawniku,  bo 

gotowa zrobić coś o wiele głupszego niż zaproszenie go do baraku. 

–  Myślę,  że  to  raczej  on  skierował  mnie  na  złą  drogę  –  odparła.  Boże, 

gdyby  ojciec  wiedział,  jak  bardzo  działał  na  nią  ten  człowiek  i  jak  ją 

potraktował. 

Ojciec pociągnął ją za nos. 

– Masz zbyt ognisty temperament, pannico.  

Złapała go za brodę. 

–  Tato,  wiesz,  że  ty  jesteś  dla  mnie  najważniejszym  mężczyzną  na 

świecie. 

Zachichotał. 

– Przyjdzie czas, kiedy zaczniesz myśleć inaczej. Zapamiętaj te słowa. 

RS

background image

 

10 

–  Tylko  ty  się  dla  mnie  liczysz.  –  Ścisnęła  jego  rękę,  chcąc  wyrzucić  z 

pamięci  obraz  szarych  oczu  przystojnego  adwokata.  Nie  był  wart  jej  uwagi, 

oby jak najszybciej zniknął z jej życia. 

Bo jeśli nie zniknie... 

Przed  opuszczeniem  wesołego  miasteczka  Steve  postanowił  jeszcze  się 

rozejrzeć.  Dumny  był  z  tego,  że  zawsze  dokładnie  i  wnikliwie  analizował 

każdą  sprawę.  Uznał,  że  w  tym  przypadku  nie  powinien  poprzestać  na 

przejrzeniu dokumentów. Podjął się tej sprawy dla swego szefa Jeffa Byrne'a, 

który  dobrze  znał  właściciela  Water  Worldu,  największego  parku  rozrywki  w 

okolicy. To on zlecił Jeffowi przejęcie mało znaczącego konkurenta. 

Steve  nie  spodziewał  się  długiego  pobytu  na  Złotym  Wybrzeżu. 

Zamierzał szybko załatwić sprawę i wrócić do apartamentu w pobliżu portu, do 

ukochanego  jachtu  i  bujnego  życia  towarzyskiego.  Kochał  Sydney  równie 

mocno,  jak  nie  znosił  tandetnego  blichtru  Złotego  Wybrzeża.  Już  po  kilku 

godzinach pobytu tutaj tęsknił do wielkomiejskiego życia. 

Nagle  ujrzał  w  tłumie  sylwetkę  Amber.  Złapał  jakiś  zabłąkany  balon  i 

podał przechodzącemu dziecku, ale nie spuszczał wzroku z dziewczyny. 

Hm, właściwie Złote Wybrzeże nie jest takie najgorsze. 

Spojrzała nieprzyjaźnie, gdy zbliżył się do niej. 

– Co tu jeszcze robisz? 

– Chciałem się rozejrzeć. 

– Po co? Chcesz nas zniszczyć? – zapytała zaczepnie. 

O  ile  wcześniej  podobała  mu  się  ta  wojowniczość,  teraz  postanowił 

utrzeć dziewczynie nosa. 

Jednak  z  drugiej  strony  zareagowałby  równie  agresywnie,  gdyby  ktoś 

zamierzał zniszczyć dorobek jego życia. 

– Mam przejąć tę firmę. To wszystko. 

RS

background image

 

11 

–  Czy  zdajesz  sobie  sprawę,  ile  to  miejsce  dla  nas  znaczy?  –  Jej  oczy 

zwęziły  się,  a  powieki  trzepotały  niczym  skrzydła  motyla.  Och  nie,  czyżby 

zamierzała właśnie teraz zalać się łzami? 

– To dlaczego mi tego nie pokażesz? – Niedobrze, pomyślał. Zmiękł po 

raz drugi w życiu. Po raz pierwszy ustąpił, gdy Kara Roberts wypłakiwała się 

na  jego  ramieniu  z  powodu  swego  chłopaka  Matta  Byrne'a,  ówczesnego 

rywala,  a  obecnie  zastępcy  Steve'a.  Kobiece  łzy  wyprowadzały  go  z 

równowagi,  budziły  poczucie  winy  i  bezradności.  Pewnie  dlatego  w 

rozmowach  z  kobietami  jak  ognia  unikał  konfliktowych  sytuacji.  No  i  co  on 

miał teraz zrobić? Zostać rycerzem w złotej zbroi? 

Jej słaby uśmiech wystarczył za odpowiedź. 

–  Naprawdę  chcesz  zobaczyć  nasze  wesołe  miasteczko?  –spytała 

drżącym głosem. 

Spuścił głowę. 

–Prowadź. 

Dreptał za nią posłusznie, słuchając jej entuzjastycznych komentarzy. Ku 

swemu  zdziwieniu  zorientował  się,  że  firma  funkcjonowała  lepiej,  niż 

przypuszczał.  Widział  to  również  po  zadowolonych  twarzach  pracowników. 

Gdzie  zatem  podziewały  się  zyski?  Czy  Colin  Lawrence  był  hazardzistą 

przepuszczającym pieniądze w kasynach? A może tracił je w inny sposób? 

–  Dlaczego  macie  kłopoty?  Widziałem  już  gorsze  miejsca.  Może  to 

wesołe miasteczko da się uratować. 

Spojrzała  niego  z  zainteresowaniem,  jakby  nagle  zobaczyła  go  w 

zupełnie innym świetle. 

–  Kilka  lat  temu  zaciągnęliśmy  pożyczkę,  której  do  dziś  nie  możemy 

spłacić.  Gdy  Water  World  otworzył  w  pobliżu  park  rozrywki,  nasze  zyski 

znacznie  spadły  i  teraz  nie  wystarcza  na  spłatę  rat kredytu.  Jesteśmy  dumni  z 

RS

background image

 

12 

tego,  że  nasze  miasteczko  oferuje  tradycyjną  rozrywkę,  ale  nie  towarzyszy 

temu  satysfakcja  finansowa.  Nie  stać  nas  na  nowinki  z  tej  branży,  od  lat 

oferujemy te same atrakcje. 

Rozejrzał  się  wokół  i  zobaczył  karuzelę  z  kolorowymi  konikami, 

huśtawki w kształcie jabłek, sprzedawców waty cukrowej i hot dogów. Amber 

miała  rację,  takie  miejsca  zobaczyć  można  już  tylko  w  filmach.  A  on 

przyjechał to wszystko zniszczyć. 

– Czy nie ma sposobu, żeby to ocalić? – zapytał. 

–  Próbowaliśmy  już  wszystkiego.  –  Zanim  odwróciła  się  od  niego, 

dostrzegł  w  jej  oczach  łzy.  –  Właściwie  co  cię  to  obchodzi?  Jesteś  po  ich 

stronie.  –  Wskazała  ręką  na  wielką  zjeżdżalnię  wodną,  wystającą  ponad 

wierzchołki drzew. 

Nigdy  dotąd  nie  zwracał  uwagi  na  zarzuty  czy  zniewagi,  jakich 

doświadczał  przy  podobnych  sprawach.  Teraz  jednak  oskarżenie  Amber 

poruszyło go, a nawet oburzyło. 

–  Nie  jestem  po  niczyjej  stronie  –  odparł.  –  Taką  mam  pracę.  –  Mówił 

szczerze,  ale  nawet  on  musiał  przyznać,  że  zabrzmiało  to  jak  kiepska 

wymówka. 

Machnęła lekceważąco ręką i ruszyła dalej. 

–  Mam  nadzieję,  że  będziesz  dziś  dobrze  spał  –  powiedziała 

zrezygnowana. 

Ruszył za nią, objął ją i spojrzał jej w twarz. 

– Posłuchaj, jeśli mogę ci jakoś pomóc, jestem do usług.  

Co  on  wyprawiał?  Reprezentował  potężny  Water  World,  a  oferował 

usługi właścicielce kilku jarmarcznych bud. 

Pochyliła  się  ku  niemu i  przez  krótką  chwilę  wydawało  mu  się,  że  chce 

go pocałować. 

RS

background image

 

13 

– Jest coś, co możesz dla mnie zrobić... 

Wdychał  unoszący  się  wokół  niej  zapach  drzewa  sandałowego.  Czuł  go 

już wcześniej, ale myślał, że pochodzi z baraku. Teraz ta słodka woń utrudniała 

mu koncentrację i wzmagała pożądanie. 

– Co takiego? – Powstrzymał się przed wyznaniem, że zrobiłby dla niej 

wszystko. Zgodziłby się nawet zatańczyć na rozżarzonych węglach, byle tylko 

poczuć dotyk jej warg na swych ustach. 

Spojrzała mu prosto w oczy. 

–  Przegraj  tę  sprawę.  –  Uwolniła  się  od  jego  ramienia,  uniosła  dumnie 

głowę i odeszła. 

Próbował ją skłonić, by się odwróciła, ale bez skutku. Tak bardzo chciał, 

żeby zobaczyła jego uśmiech. 

Jedyną  rzeczą  na  świecie,  której  w  tym  momencie  pragnął,  było 

uratowanie jej firmy. 

W  końcu  Amber  Lawrence  pomachała  z  daleka  zawadiacko  czerwonym 

kapeluszem, pozostawiając Steve'a z poczuciem klęski i frustracji. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

14 

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Amber wierzyła w istnienie karmy. Jeśli traktujesz innych źle, ty również 

doświadczysz  złego  traktowania.  Powtarzała  to  sobie  nieustannie,  obmyślając 

taktykę na dzisiejszy wieczór. 

–  Jesteś  pewien,  tato,  że  nie  możesz  wziąć  udziału  w  tym  spotkaniu?  – 

Nie  czuła  się  zbyt  pewnie  w  bardzo  krótkiej  zielonej  sukience,  którą  wybrała 

po długim wahaniu. 

– Wybacz, kochanie. Jeśli pójdę, to z pewnością dopadnie mnie migrena. 

Zresztą dasz sobie świetnie radę. Jesteś moją prawą ręką. – Puścił do niej oko, 

położył się na łóżku i potarł skronie 

–  Wiem,  tato,  ale  ostateczna  decyzja  należy  do  ciebie.  –W  krótkiej 

sukience,  sięgającej  do  połowy  ud,  czuła  się  coraz  bardziej  nieswojo.  Od 

dłuższego  czasu  nie  kupowała  nowych  ciuchów,  a  podczas  wieczornego 

spotkania chciała wyglądać w miarę atrakcyjnie. 

– Słuchaj uważnie jego słów – pouczał ją ojciec. –I niczego nie obiecuj. 

Decyzję podejmiemy jutro rano, zgoda? 

Nagle  ogarnęło  ją  poczucie  winy.  Dlaczego  zgodziła  się  na  spotkanie, 

skoro  sprawę  można  było  załatwić  dużo  prościej?  Ojciec  wymówił  się  bólem 

głowy,  ale  wiedziała,  że  tak  naprawdę  nie  miał  ochoty  rozmawiać  z  tym 

człowiekiem. 

– Zresztą – dodał ojciec – gdy rozmawiałem z Rockwellem przez telefon, 

wydał mi się rozsądnym człowiekiem. Na pewno sobie poradzisz. 

Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Oby się nie mylił. 

–  Nie  martw  się,  tato,  jakoś  to  będzie.  Jutro  wszystko  ci  opowiem. 

Pamiętaj, dzwoń, gdybyś mnie potrzebował. 

Żachnął się. 

RS

background image

 

15 

– Daj spokój. Po prostu muszę się wyspać. 

Jej  serce  przepełniała  miłość,  gdy  patrzyła  na  szarą,  zmęczoną  i 

pomarszczoną  twarz  ojca.  Po  śmierci  matki  oddał  jej  najlepsze  lata  swojego 

życia, wychowując i chroniąc. Nie wyobrażała sobie lepszego ojca. Jedyne, co 

mogła teraz dla niego zrobić, to spędzić wieczór z tym okropnym prawnikiem. 

Wyszła  z  pokoju,  zastanawiając  się,  dokąd  zabierze  ją  Rockwell.  Od 

ponad pół roku nigdzie nie bywała. Musiała zająć się interesami ojca. Poza tym 

okoliczni chłopcy nie zabiegali zbytnio o jej względy. 

Podskoczyła nerwowo, gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Spojrzała 

szybko  w  lustro.  Powinna  była  zrobić  staranniejszy  makijaż.  Rzadko  się 

malowała,  ale  przecież  to  była  specjalna  okazja.  Dziś  wieczór  musi 

zaprezentować się jako pewna siebie, stanowcza i twarda kobieta. 

Przywołała uśmiech na twarz i otworzyła drzwi. 

–  Cześć!  –  Jej  towarzysz  i  przeciwnik  w  jednej  osobie  prezentował  się 

niezwykle atrakcyjnie. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę, rozpiętą u 

szyi.  Niedbale,  a  jednak  elegancko,  co  w  zestawieniu  z  jego  pociągającym 

wyglądem uznała za nader niebezpieczne. 

– Gotowa? – zapytał. 

Gdy  zmierzył  ją  spojrzeniem  od  stóp  do  głów,  miała  ochotę  zatrzasnąć 

mu drzwi przed nosem i zanurkować pod kołdrę. Zwłaszcza gdy wlepił wzrok 

w jej nogi... 

–  Pewnie.  –  Postanowiła  pokryć  brak  pewności  siebie  beztroską 

paplaniną. Może to zbije go z pantałyku. 

Idąc za nim ku wejściu do wesołego miasteczka, przygryzła dolną wargę, 

zastanawiając  się,  jak  rozpocząć  miłą  konwersację.  Zauważyła,  że  kolejka 

oczekujących  na  wieczorny  pokaz  była  krótka.  Dobrze,  jeśli  przynajmniej 

zwrócą się koszty. Cóż, kolejny gwóźdź do trumny. 

RS

background image

 

16 

– Wynająłem samochód na kilka dni – powiedział. 

Szła  za  nim  w  kierunku  nisko  zawieszonego,  czerwonego  kabrioletu. 

Otworzył przed nią drzwi. Wśliznęła się na siedzenie, myśląc o tym, ile kobiet 

próbował  oczarować  tą  staroświecką  galanterią.  Wyobraziła  go  sobie  w 

podobnej sytuacji i natychmiast popadła w jeszcze bardziej ponury nastrój. Nie 

powinna o tym myśleć. Jest tu po to, by załatwić swoje sprawy. Im szybciej to 

zrobi, tym lepiej. 

– Świetnie – powiedziała, rozsiadając się wygodnie na skórzanym fotelu i 

patrząc, jak Steve próbuje zmieścić w ciasnym wnętrzu długie nogi. 

–Co proszę? 

Dobrze,  że  wreszcie  przestał  się  na  nią  gapić.  Nie  mogła  znieść  jego 

taksującego  spojrzenia.  Pewnie  zastanawiał  się,  gdzie  kupiła  taką  śmieszną, 

krótką sukienkę i dlaczego nie ubrała się w coś bardziej eleganckiego. 

– Samochód. Pasuje do ciebie. 

–  Próbujesz  mnie  oceniać?  –  Zniżył  ostrzegawczo  głos,  co  było 

sygnałem, że wkroczyła na niebezpieczny grunt. 

–  A  jeśli  nawet,  to  co?  –  Niedobrze,  nie  powinna  pleść,  co  jej  ślina  na 

język przyniesie. Jeśli chce uratować wesołe miasteczko, musi dogadać się ze 

Steve'em, tymczasem niepotrzebnie go sprowokowała. 

–  Jesteś  pyskata,  ale  nie  dam  się.  To  przecież  ja  jestem  ten  duży  i  zły. 

Pamiętasz? 

Upięła  włosy,  żeby  po  jeździe  otwartym  kabrioletem  nie  były  zbyt 

rozczochrane.  Nie  chciała,  by  ludzie  w  restauracji  wytykali  ją  palcami.  Teraz 

powinna jakoś załagodzić sprzeczkę ze Steve’em, ale aż ją korciło, żeby się z 

niego trochę ponabijać. 

–  Nigdy  nie  pozwoliłam  się  podporządkować  żadnemu  facetowi.  Tobie 

też nie pozwolę i nie obchodzi mnie, kim jesteś – powiedziała zaczepnie. 

RS

background image

 

17 

–Nic  nie  zyskasz,  walcząc  ze  mną  –  odparł,  włączając  muzykę  z 

odtwarzacza CD. 

Kiedy to robił, musnął palcami odkrytą część jej nogi. Straciła na chwilę 

pewność siebie, gdyż poczuła, że w tej chwili pozwoliłaby mu na wiele więcej 

niż  przelotny  dotyk.  Co  się  z  nią  działo?  Dotychczas  żaden  mężczyzna  nie 

budził w niej tak silnych emocji. 

Cichy,  uspokajający  szum  silnika  kabrioletu  kontrastował  z  jej 

wojowniczym  nastrojem.  Zastanawiała  się,  jak  ten  podenerwowany  i  spięty 

adwokat mógł słuchać takiej łagodnej muzyki i dlaczego tak ją wyprowadzał z 

równowagi. Czasem, gdy zaczynał mówić, miała ochotę złapać go za gardło i 

udusić gołymi rękami. 

– Świetnie – wymamrotała, myśląc o muzyce. Była podobna do tej, której 

słuchała podczas codziennych medytacji. Łagodne dźwięki wprowadzały ją w 

stan błogiego spokoju. 

– Podoba ci się? – wskazał na odtwarzacz. 

Spojrzała kątem oka i zauważyła na jego twarzy niedowierzanie. 

– Oczywiście. To kieruje moje myśli do wnętrza. 

– Cokolwiek to oznacza.  

Zachichotała. 

–  To  jest  coś,  o  czym  nie  da  się  opowiedzieć  w  dwóch  słowach.  Ale 

zaskoczyłeś mnie. Sądziłam, że słuchasz raczej Bacha lub Mozarta. No wiesz, 

takiej nudnej klasycznej muzyki. 

–  Znowu  mnie  oceniasz,  co?  –  W  jego  głosie  było  teraz  więcej 

rozbawienia  niż  irytacji.  –  Płyta  należy  do  firmy,  od  której  wynająłem 

samochód. Ale jeśli to cię interesuje, wolę muzykę pop niż klasykę. 

Uśmiechnęła  się,  gdy  wyobraziła  go  sobie  tańczącego  w  rytm 

najnowszych hitów. 

RS

background image

 

18 

–  Specjalnie  mnie  to  nie  interesuje,  jestem  tu,  by  zjeść  z  tobą  kolację  i 

uchronić wesołe miasteczko ojca przed bankructwem – odparła. 

– A jeśli mowa o kolacji, to niech zgadnę... Jesteś wegetarianką? 

–  A  co  w  tym  złego?  –  Wsparła  ręce  na  biodrach,  ucieszona  jego 

żartobliwym  tonem.  Chociaż byłoby  jeszcze  lepiej,  gdyby  Steve  nie  poruszał 

zbyt osobistych tematów. 

–  Nic,  tylko  powinienem  zapytać  o  to,  zanim  wybrałem  restaurację. 

Przepraszam. 

Były  to  przeprosiny  człowieka,  który  przywykł  podejmować  decyzje  za 

innych, ale Amber przez chwilę wahała się, czy to komentować. 

Jej  teatralne  westchnięcie  zagłuszyło  na  chwilę  delikatny  śpiew  ptaków 

sączący się z głośnika odtwarzacza. 

– Ooo... czy to były przeprosiny? Muszę jednak słuchać uważnie, co do 

mnie mówisz. 

– Ha, ha. Czy twoje talenty aktorskie mają jakieś granice? 

–  Poczekaj,  sam  się przekonasz. –  Odwróciła  spojrzenie  od  jego  silnych 

rąk  obejmujących  kierownicę  i  przyjrzała  się  mijanemu  właśnie  olbrzymiemu 

zespołowi  parku  rozrywki  Water  World,  który  rujnował  firmę  ojca.  I  chociaż 

jako dziecko uwielbiała zjeżdżalnie wodne, to teraz z niechęcią przyglądała się 

ogromnej,  plastikowej  konstrukcji  zakłócającej  harmonię  krajobrazu.  Co 

gorsza  Water  World  dążył  do  rozbudowy,  a  to  oznaczało  jeszcze  głębszą 

ingerencję w okoliczną przyrodę i dalszą degradację środowiska. 

Co  chwilę  zerkała  na  współtowarzysza,  bo  w  tej  sprawie  wiele  zależało 

od  jego  decyzji.  Powinna  zatem  być  dla  niego  nieco  milsza  i  zaprzestać 

osobistych wycieczek i przytyków. 

– Nie jestem wegetarianką – odparła o wiele bardziej przyjaznym tonem. 

Mogłaby  od  razu  zaakceptować  wybraną  przez  niego  restaurację,  ale  nie 

RS

background image

 

19 

chciała  zbytnio  ułatwiać  mu  zadania.  –  Kiedy  zaczniemy  rozmowę  o 

interesach? 

–  Nie  rozmawiam  o  interesach  przed  kolacją  –  odparł,  przekazując 

kluczyki obsłudze parkingu, gdy wjechali na dziedziniec „Surfers Paradise". 

Amber nic na to nie odpowiedziała. Wysiadając z samochodu, modliła się 

w duchu, by Steve nie oczekiwał od niej grzecznej i lekkiej rozmowy podczas 

posiłku. Wszystko, czego chciała, to rozwiązać problem firmy ojca. Możliwie 

szybko  i  bez  dodatkowych  komplikacji,  na  jakie  mogłaby  się  narazić, 

spędzając  zbyt  wiele  czasu  w  towarzystwie  tego  pewnego  siebie  ważniaka. 

Nigdy nie spotkała kogoś takiego jak on. Nie działały na niego metody, jakich 

zazwyczaj używała do odstraszania mężczyzn. Co więcej, wydawał się bardzo 

zrelaksowany  w  jej  towarzystwie.  Była  z  tego  zadowolona,  ale  jednocześnie 

odczuwała dziwny niepokój. 

–  Mam  nadzieję,  że  lubisz  owoce  morza  –  powiedział,  prowadząc  ją  do 

eleganckiego hotelu „Gold Coast". 

–  Uwielbiam  –  odparła,  próbując  ukryć  zmieszanie  na  widok 

wysmakowanego  wnętrza  z  wielkim,  kryształowym  żyrandolem,  rzucającym 

przyćmione światło na kremowo–złote umeblowanie. 

Ludzie  z  obsługi  hotelowej  nosili  nienagannie  wyprasowane  uniformy. 

Jeden z nich wskazał im drogę do restauracji. 

–  Uważaj,  wygląda  na  to,  że  nasze  spotkanie  zaczyna  ci  się  podobać.  – 

Jego  zgryźliwe  słowa  sprowadziły  ją  na  ziemię.  Poczuła  onieśmielenie,  gdy 

zaczęła porównywać szałowe kreacje kobiet ze swoją niemodną sukienką. Nie 

należała do tego świata. Im szybciej go opuści, tym lepiej. 

–  Czy  coś  jest  nie  w  porządku?  –  Położył  rękę  na  jej  ramieniu,  co 

sprawiło Amber przyjemność i dodało otuchy. 

Spojrzała na swoją sukienkę i zagryzła wargę. 

RS

background image

 

20 

– Nie czuję się tu dobrze. 

Dotknął kciukiem jej podbródka i spojrzał badawczo w błyszczące oczy. 

– Wyglądasz pięknie. – Oczy mu pociemniały, a jej puls zaczął nagle bić 

z  przerażającą  szybkością.  I  chociaż  wiedziała,  że  na  to  nie  wygląda, poczuła 

się w tej chwili jak księżniczka. 

Zadrżała, gdy Steve delikatnie pogładził jej dolną wargę. 

– Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej sali. Teraz coś zamówmy. 

Usiedli przy małym, przytulnym stoliku dla dwóch osób, oddzielonym od 

reszty  sali  dorodnymi  palmami  w  olbrzymich  doniczkach.  Za  oknem 

rozpościerał  się  widok  na  ocean,  a  migoczące  w  półmroku  światła  przy 

podłodze  sali  dawały  wrażenie  zawieszenia  w  powietrzu.  Zapierający  dech  w 

piersi  widok  oraz  komplement  Steve'a  sprawiły,  że  onieśmielona  Amber 

zamilkła. Z trudem usiłowała skoncentrować się na menu podanym dyskretnie 

przez kelnera. 

– Wypatrzyłaś coś smacznego? 

Podniosła  wzrok  i  przełknęła  ripostę,  która  w  pierwszej  chwili  przyszła 

jej do głowy. 

– Poproszę krewetki. 

– Doskonały wybór. – Złożył zamówienie i rzucił od niechcenia: – Może 

uczcimy spotkanie szampanem? 

Widocznie  zamierzał  ją  olśnić,  chociaż  nie  potrafiła  sobie  wyobrazić, 

czemu miałoby to służyć. 

– Uczcimy? Co uczcimy? – zdziwiła się. Podniósł kieliszek do toastu: 

– Początek długiej i korzystnej znajomości. 

– Jakiej znajomości? 

– Naszej oczywiście. 

RS

background image

 

21 

Nieomal  zakrztusiła  się,  gdy  bąbelki  szampana  zaczęły  musować  w  jej 

gardle. Nie miała pojęcia, co korzystnego mogłoby wyniknąć z ich znajomości. 

Postanowiła pociągnąć Steve'a za język. 

–Powiedz mi, jak zamierzacie uratować firmę? – spytał nagle, rozsiadł się 

wygodnie w fotelu i założył ręce. Jego twarz przybrała dziwny wyraz. 

Zignorowała  promyk  nadziei,  który  pojawił  się  razem  z  jego  pytaniem. 

Przecież zainteresowanie Steve'a było czysto zawodowe. 

–  Potrzebujemy  więcej  kapitału,  by  wywiązywać  się  na  bieżąco  ze 

wszystkich  zobowiązań  finansowych  –  odparła.  –  Gdy  spłacimy  długi, 

wprowadzę kilka moich pomysłów marketingowych, żeby zwiększyć dochody. 

Mamy  stałą  grupę  klientów,  a  do  tego  dochodzą  turyści.  Zyski  wzrosną, wyj-

dziemy na prostą. 

– Skąd ta pewność? 

Nie mogła pozwolić, by wyprowadził ją z równowagi. 

–  Chodziłam  na  wykłady  z  marketingu,  gdy  studiowałam  organizację  i 

zarządzanie. Mam jeszcze kilka asów w rękawie, ale jeśli nie spłacimy długów, 

to upadniemy. 

–  Studiowałaś  zarządzanie?  –  Otworzył  szeroko  oczy  i  uchylił  usta, 

zupełnie jak jeden z klaunów  występujących w  wesołym miasteczku. Szkoda, 

że nie miała przy sobie piłeczki pingpongowej. Mogłaby ją z łatwością wrzucić 

do jego otwartych ust. 

Zjeżyła się. 

–  Przepraszam, ale  dlaczego  założyłeś,  że  jestem  nierozgarniętą  panną  z 

wesołego miasteczka? 

Zacisnął usta i unikając jej przenikliwego spojrzenia, starał się skupić na 

rozkładaniu lnianej serwetki. 

– Nie wiedziałem, że skończyłaś studia – odparł zażenowany. 

RS

background image

 

22 

No,  teraz  to  on  wkroczył  na  niebezpieczny  grunt.  Nie  znosiła,  gdy 

próbowano ją zaszufladkować. 

–  A  sądziłeś,  że  kim  jestem?  Kimś  znerwicowanym,  zarozumiałym  i 

pretensjonalnym jak ty? 

Wzruszył ramionami, jakby zlekceważył jej docinki. 

–  Jestem  dumny  z  tego,  kim  jestem.  Przynajmniej  nie  mam  kłopotów  z 

płaceniem długów. 

Zalała ją złość. Łatwo mu było tak mówić, skoro był bogaty. 

–  To  nie  jest  twoja  sprawa  i  istnieje  prawdopodobieństwo,  że  nigdy  byś 

się o tym nie dowiedział. Ojciec na początku chciał cię spławić – zamilkła na 

chwilę,  by  nabrać  oddechu,  a  jej  złość  przybierała  na  sile.  –  Poczekaj,  niech 

zgadnę.  Chodziłeś  do  prywatnych  szkół,  skończyłeś  uniwersytet  z  czołową 

lokatą,  miałeś  domek  weekendowy  na  plaży,  grałeś  z  tatusiem  w  golfa,  a 

mamusia organizowała ci randki z miejscowymi księżniczkami. Zgadza się? 

Jej  tyrada  wywołała  dziwny  efekt.  Twarz  Steve'a  pobladła.  Z 

roztargnieniem wziął kieliszek i zaczął pić, jakby nie słyszał jej słów. 

–  Jak  już  wspomniałem  wcześniej,  twoje  zdolności  jasnowidzenia  są 

zdumiewające. Zapomniałaś tylko o jachcie. 

Śmiertelny  spokój,  z  jakim  to  powiedział,  rozbroił  ją.  Zrobiło  jej  się 

głupio, tym bardziej że Steve spuścił oczy. 

Złość  Amber  znikła  tak  szybko,  jak  się  pojawiła,  a  jej  miejsce  zajęło 

poczucie  winy.  Nie  powinna  była  tego  mówić.  Steve  zjawił  się  tu,  by 

dopilnować operacji przejęcia ich firmy. Nie miał obowiązku niczego ratować 

ani im współczuć czy wczuwać się w ich sytuację. 

–  Może  zareagowałam  zbyt  ostro,  ale  nie  znoszę,  kiedy  ktoś  wyciąga 

pochopne wnioski na mój temat. 

RS

background image

 

23 

–  Więc  powiedz  mi  w  takim  razie  –  pochylił  się  ku  niej  i  oparł 

przedramiona na stoliku – co lubi Amber Lawrence? 

Zaczęła się wiercić, zawstydzona jego badawczym spojrzeniem. 

–  Jestem  wolnym  duchem.  Uwielbiam  nepalskie  potrawy,  spacery  w 

buszu i wysmakowaną meksykańską biżuterię. Nie znaczy to, że ją posiadam. 

A  moje  upodobania  co  do  strojów  są,  jak  zauważyłeś,  dość  nietypowe.  Czy 

zaspokoiłam twoją ciekawość? 

Patrzył  na  nią  z  rosnącym  zainteresowaniem,  a  jej  się  wydawało,  że  ten 

wzrok przenika ją na wylot. Westchnęła, by uspokoić oszalałe serce. 

– Wręcz przeciwnie. Moja ciekawość wzrosła. 

 Zamrugała, by pozbyć się jego hipnotyzującego wpływu. 

Zdążyła  jednak  z  zadowoleniem  zakonotować,  jak  łatwo  jest  wzbudzić 

jego zainteresowanie. 

Na  szczęście  w  tej  chwili  podano  posiłek  i  Amber  odetchnęła  z  ulgą, 

gdyż  oznaczało  to  przerwę  w  przesłuchaniu.  Ten  facet  mógł  ją  omotać,  a ona 

nie  wiedziała,  jak,  się  przed  tym  obronić.  Im  szybciej  wyłoży  karty  na  stół  i 

zostawi ją w spokoju, tym lepiej. 

Gdy już przełknęła ostatnią krewetkę w sosie czosnkowym, rozsiadła się 

wygodnie i pogłaskała po brzuchu. 

– To było fantastyczne. 

Tym  gestem  przyciągnęła  oczywiście  wzrok  Steve'a.  Szybko 

wyprostowała się, zmieszana ciepłem rozchodzącym się po całym ciele. 

– Czy dasz się skusić na deser? – zapytał lekko ochrypłym, zmysłowym 

głosem. 

– To zależy, czy naprawdę proponujesz deser, czy też masz na myśli coś 

zupełnie  innego.  –  Widząc  rozbawienie  na  jego  twarzy,  przeraziła  się,  że 

RS

background image

 

24 

powiedziała  to  głośno.  –  Nie,  dziękuję.  –  Złączyła  ręce  w  oczekiwaniu,  że 

zaraz wstaną od stolika i na tym wieczór się zakończy. 

– Było już wystarczająco słodko, hę? 

Spojrzała  na  niego  spod  rzęs,  próbując  zachować  kamienny  wyraz 

twarzy.  Wiedziała, że nie powinna z nim flirtować, ale jakiś wewnętrzny głos 

podpowiadał jej nachalnie wybór właśnie takiej taktyki. 

– To ty tak mówisz. 

–Jesteś jak cytrynowe ciastko. Wygląda znakomicie, a smakuje kwaśno. 

Wpatrywał  się  w  nią  z  tak  wyraźnym  pożądaniem,  że  znów  straciła 

pewność siebie; 

–  Ty  nigdy  go  nie  zasmakujesz.  –  Widząc  przekorę  w  jego  oczach, 

chrząknęła  i  szybko  dodała:  –  Dziękuję  za  kolację.  A  teraz  przejdźmy  do 

interesów. Powiedziałam ci o moich planach. Co ty na to? 

Wcześniej nie dyskutował wiele o planach przejęcia tej firmy. Poza tym 

do  tej  pory  jego  uwaga  skupiona  była  na  Amber.  Chwilę  trwało,  zanim 

odpowiedział. 

–  Nie  martw  się.  Jutro  spotkam  się  z  twoim  ojcem.  –  Mówił  spokojnie, 

pewnie, nie okazując emocji, ale w jego słowach wyczuła coś więcej. Czyżby 

uważał, że nie jest odpowiednią partnerką do prowadzenia poważnych rozmów 

o interesach? Typowy męski szowinista. 

Odsunęła się od stolika, gwałtownie wstała i pokręciła głową. Nie mogła 

uwierzyć, że zepchnął ją na boczny tor przy pomocy szampana i towarzyskiej 

rozmowy.  Teraz,  gdy  potrzebowała  konkretnych  informacji  dla  ojca, 

potraktował ją jak małe dziecko. 

– Mam  głowę  na  karku,  więc  gdy  będziesz  chciał  pogadać  o  interesach, 

daj mi znać. Poczekam na zewnątrz. – Nie zważając na próby powstrzymania 

jej, wyszła z sali z wysoko zadartą brodą. 

RS

background image

 

25 

Steve  patrzył  za  nią.  Zielona  sukienka,  którą  włożyła  na  dzisiejszy 

wieczór,  falowała  wokół  jej  ud.  Nie  mógł  uwierzyć,  że  ubrała  się  tak 

seksownie,  zwłaszcza  po  tym,  jak  obcesowo  potraktował  ją  podczas 

pierwszego spotkania. Czyżby uważała, że prawnicy są z kamienia? 

Niestety, on nie był nieczuły na kobiece wdzięki, a Amber spodobała mu 

się  od  pierwszego  wejrzenia.  Miała  tak  wspaniałe  ciało,  jak  sobie  wyobrażał. 

Szkoda  tylko,  że  czasami  kryła  je  pod  tymi  dziwacznymi  niby–cygańskimi 

szmatkami. 

Przyznaj się, Rockwell, zwróciła ci w głowie. 

Wciąż  bijąc  się  z  myślami,  zapłacił  rachunek prawie  wybiegł  z  hotelu. 

Szła  w  kierunku  plaży.  Dość  porywisty  wiatr  rozwiewał  jej  włosy  i  owijał 

krótką sukienkę wokół kształtnych nóg. 

– Jeżeli nie chcesz być aresztowana za nieobyczajny wygląd, proponuję, 

żebyś  wsiadła  do  samochodu  –  wymamrotał  jej  do  ucha,  obdarzając 

uwodzicielskim spojrzeniem, gdy zwróciła ku niemu twarz. 

–  Nie  mów  mi,  co  mam  robić.  I  nie  patrz  tak  na  mnie.  –Mówiła 

spokojnie, lecz wyczuł w jej głosie tłumioną złość. 

Podał jej ramię. 

– Mam nadzieję, że cię niczym nie uraziłem. Spojrzała na niego z odrazą. 

–  Nie  uraziłeś?  Wkraczasz  z  impetem  i  bez  krzty  taktu  w  nasze  życie  i 

proponujesz zwinięcie rodzinnej firmy. Potem ściągasz mnie tutaj pod pozorem 

poważnej  rozmowy,  ale  gdy  próbuję  przejść  do  konkretów,  wykręcasz  się 

sianem. A jeśli chodzi o całowanie, to... – zamilkła i spojrzała w bok. 

Postąpił ku niej, zbliżając się niebezpiecznie. 

– Nie zamierzam przepraszać za coś, czego nie żałuję. 

Przyjrzała mu się uważnie, próbując odczytać jego prawdziwe myśli. Na 

szczęście  zachował  twarz  pokerzysty  i  tym  razem  udało  mu  się  ukryć 

RS

background image

 

26 

pożądanie. Gdyby patrzyła na niego chwilę dłużej, nie byłby w stanie nad sobą 

zapanować. Kto wie, czym by się to skończyło. 

– Chodźmy. – Obróciła się na pięcie i poszła do samochodu, podczas gdy 

jeszcze przez chwilę Steve zmagał się z palącym pożądaniem. 

W drodze powrotnej do wesołego miasteczka nie powiedziała ani słowa, 

cały  czas  manifestacyjnie  podziwiając  mijany  krajobraz.  Zerkał  na  nią  co 

chwila  i  zastanawiał  się,  dlaczego  poświęca  jej  tyle  uwagi.  Chciał  poznać 

odpowiedź  na  to  pytanie,  zrozumieć  swoją  fascynację  Amber.  Zazwyczaj 

podobały mu się wysokie, wyrafinowane i chłodne brunetki. Jeszcze nigdy nie 

spotykał  się  z  żywiołową,  bezpośrednią  blondynką  o  niewyparzonym  języku. 

Zadziwiła  go  swym  wykształceniem.  Jakoś  nie  mógł  wyobrazić  sobie  Amber 

kroczącej  dostojnie  po  korytarzu  jakiegoś  potężnego  koncernu,  chociaż 

wiedział, że gdyby ktoś wszedł jej  w drogę, gorzko by tego pożałował. Okre-

śliłby  jej  upodobania  jako  ekscentryczne  i  fascynujące,  typowe  dla  ludzi 

interesujących się kulturą alternatywną. 

Zastanawiał się, jak przeprowadzić rozmowę z ojcem Amber, by odwlec 

przejęcie  firmy.  Przynajmniej  na  tak  długo,  dopóki  nie  pozna  najbardziej 

intymnych sekretów tej niezwykłej kobiety. 

Wyskoczył  za  nią  z  samochodu,  gdy  zatrzymali  się  przy  wesołym 

miasteczku. 

–  Hej,  zaczekaj!  –  Dogonił  ją  przy  bramie  wejściowej.  –Dobranoc,  do 

zobaczenia jutro. 

Jej spojrzenie minęło go, a na twarzy pojawił się radosny uśmiech. 

– Czas już kończyć, Stan. 

Steve  odwrócił  się  i  zobaczył  staruszka  zdejmującego  pogryziony  przez 

mole kapelusz. 

RS

background image

 

27 

–  Dobry  wieczór,  panienko.  Tak,  czas  już  kończyć.  Zdziwiony  Steve 

spojrzał wyczekująco na Amber. Zrozumiała, o co mu chodzi. 

– Stan, przedstawiam ci pana Stevena Rockwella. Stan wyciągnął rękę. 

–  Miło  mi  pana  poznać.  Każdy  chłopak  panienki  Amber  jest  również 

moim przyjacielem. 

Steve stłumił uśmiech i uścisnął rękę mężczyzny, nie patrząc na Amber. 

–  Och  Stan,  to  nie  jest  mój  chłopak.  –  On  jest...  –  zastanawiała  się,  co 

powiedzieć. 

– Starym przyjacielem – dokończył za nią. 

Przesłała mu wdzięczne spojrzenie, co natychmiast wykorzystał. 

– Nigdy nie jeździłem na tych... no wiesz...  

Zmarszczyła brwi, a Stan błyskawicznie zrozumiał aluzję i pospieszył mu 

z pomocą. 

– Proszę pana, proszę  wejść tutaj. Nie ma nic piękniejszego niż być tam 

na  górze,  gdy  wiatr  smaga  twarz,  a  obok  jest  ukochana  dziewczyna.  – 

Otworzył drzwiczki gondoli. 

Steve złapał Amber za rękę i pociągnął za sobą. 

– Chodź, kochanie, będzie cudownie. 

– O tak, prawdziwa beczka śmiechu. – Uwolniła rękę, ale poszła za nim. 

Nie  kłamał,  mówiąc,  że  nigdy  nie  jeździł  na  takiej  karuzeli.  Gdyby 

wiedział, jak wąskie są siedzenia, brałby  wszystkie swoje dziewczyny na taką 

przejażdżkę. 

Gdy  Amber  usiadła  obok,  dotykając  go  udem,  pogratulował  sobie 

świetnego pomysłu. 

– Mogłaś powiedzieć Stanowi prawdę. 

–I rozczarować starego człowieka? Daj spokój. – Próbowała odsunąć się 

od niego. – Stan rzadko widuje mnie w męskim towarzystwie. 

RS

background image

 

28 

Objął ją ramieniem, wdzięczny i zdziwiony, że go nie odtrąciła. 

–  Dziewczyna  taka  jak  ty  ma  na  pewno  mnóstwo  wielbicieli.  Dlaczego 

ich tutaj nie przyprowadzasz? 

– Nie są dla mnie ważni. 

To  śmieszne,  choć  znał  Amber  zaledwie  jeden  dzień,  odczuł  piekącą 

zazdrość. 

– Czy jeździłaś z którymś z nich na karuzeli? 

Serce  mu  zabiło  mocniej,  gdy  spojrzała  na  niego  badawczo.  Dziwne, 

dotąd nigdy nie przeżywał takich rozterek i kontrolował emocje. 

– Nie, ty jesteś pierwszy. 

Wiatr  porwał  jej  słowa,  gdy  karuzela  zatrzymała  się  nieoczekiwanie,  a 

oni zostali uwięzieni na samej górze. Nie zamierzał podziwiać widoku, jaki się 

stąd  rozciągał,  bo  wolał  patrzeć  na  zmysłowe  usta  Amber,  usta,  które  prosiły 

się o pocałunek. 

– Nie lubisz nowych doświadczeń? – zapytał, zanim zaczął ją całować. 

Westchnęła,  ale  nie  stawiała  oporu.  Gdy  oddała  pocałunek,  opuściło  go 

całe  napięcie  i  podniecenie,  przyszło  otrzeźwienie.  Nie  powinien  był  tego 

robić.  Przecież  przyjechał  tu  w  interesach,  w  dodatku  zamierzał  pozbawić  jej 

ojca ukochanej firmy. Chociaż z drugiej strony... 

Objął  jej  szyję  i  pogłębił  pocałunek,  jakby  chciał  ją  całkowicie  posiąść. 

Smakowała jak słodkie ciastko. 

Nigdy  nie  zastanawiał  się  nad  swym  wyrachowaniem,  ale  dotychczas 

przy wyborze partnerek kierował się własnym interesem, zastanawiał się, na ile 

pożyteczna  będzie  ta  znajomość.  Teraz  po  raz  pierwszy  zdał  się  na  instynkt, 

pozwolił, by rządziło nim pożądanie. 

Amber  wsunęła  palce  w  jego  włosy,  przyciągając  go  do  siebie  jeszcze 

bliżej. Boże, ona teraz dawała mu siebie, a on nie mógł tego wykorzystać. 

RS

background image

 

29 

Musnął ręką jej odsłonięte uda. Zapomniał o ostrożności i o tym, po co tu 

przyjechał. Mógł myśleć tylko o tej dziewczynie. 

– Ach... – odepchnęła jego rękę. 

Spojrzał  na  nią  wzrokiem  pozbawionym  wyrazu.  Amber  obciągnęła 

sukienkę i chrząknęła zakłopotana. 

– Czas wracać. 

–  Myślałem,  że  pozwolisz  mi  na  więcej  –  wymamrotał,  patrząc  na 

różnokolorowe  światła  miasta,  które,  dobrze  widoczne  z  tej  wysokości, 

rozświetlały horyzont. Marzył, by ta chwila trwała jak najdłużej. 

Amber  siedziała  nieruchomo  obok  niego,  nic  nie  mówiąc.  W  tej  chwili 

karuzela ruszyła, a oni w milczeniu poszybowali ku ziemi. 

Wyskoczyła z gondoli, gdy tylko Steve odblokował drzwiczki. 

– Dzięki Stan, to było wspaniałe. – Steve uścisnął mu rękę. 

– Jestem pewien, że tak właśnie było, panie Rockwell. Do zobaczenia. – 

Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i Steve pobiegł za Amber. 

Zawsze musiał za nią biec. Zupełnie inaczej było z innymi kobietami. To 

one biegały za nim, imponował im jego majątek i status społeczny. 

Zatrzymała się, gdy chwycił ją za ramię. 

– Do zobaczenia jutro – powiedział. 

– Nie sądzę, że się spotkamy. – Złote plamki w jej oczach roziskrzyły się 

w blasku księżyca. 

– Cholera, przecież tylko się całowaliśmy. Nie bądź taka obrażalska. 

– A kto powiedział, że się obraziłam? – Odwróciła się do niego plecami. 

Uwielbiał jej cięty języczek i buńczuczność. 

– Jesteś jak dynamit. Co chwila wybuchasz. 

– A ty jesteś kiepskim znawcą charakterów. Dobranoc. –Odwróciła się na 

pięcie i ruszyła przed siebie. 

RS

background image

 

30 

Nie  miała  racji,  był  dość  dobrym  znawcą  ludzkich  charakterów.  Jednak 

tej dziewczyny rzeczywiście nie umiał rozszyfrować. 

– Miłych snów! – zawołał za nią, już ciesząc się na jutrzejsze spotkanie. 

Nic  na  to  nie  odpowiedziała,  co  w  pierwszej  chwili  wytrąciło  go  z 

równowagi. Po chwili roześmiał się i postanowił od jutra zmienić taktykę. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

31 

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Gdy  tyko  Steve  wszedł  do  pokoju  hotelowego,  zauważył,  że  na 

automatycznej  sekretarce  nagrana  jest  jedna  wiadomość.  Pomyślał,  że  to 

Amber chce podroczyć się z nim przed snem. 

Telefon  jednak  był  od  jego  matki.  Prosiła,  by  Steve  jak  najszybciej  do 

niej zadzwonił. 

Wykręcił numer, chociaż nie miał ochoty wysłuchiwać jej tyrad na temat 

tego, co zrobił źle i czego nie zrobił w ogóle, mimo że powinien. Odebrała po 

pierwszym sygnale. 

– Kochanie, gdzieś ty był do tej pory? Przez cały wieczór próbowałam się 

do ciebie dodzwonić. 

–  Interesy,  mamo.  Wiesz,  że  muszę  zarabiać  na  życie.  Usłyszał 

zirytowane sapnięcie i wyobraził sobie pogardliwy wyraz jej twarzy. 

–  Nie  drażnij  mnie,  kochanie.  Wiesz,  że  nie  musisz  pracować.  To  jakaś 

perwersja, skoro i tak jesteś bardzo zamożny. 

Oto cała pani Rockwell, królowa niedomówień. W jej języku „zamożny" 

oznaczało „nieprzyzwoicie bogaty". Nigdy nie rozumiała jego ambicji, dążenia 

do sukcesu i uniezależnienia się od rodzinnej fortuny. 

Nie chciał z nią na ten temat dyskutować. Dobrze wiedział, że byłaby to 

jedynie strata czasu. 

– Czego chcesz, mamo? 

Westchnęła  w  znany  mu  sposób.  Postępowała  tak,  gdy  próbowała 

wymusić na nim zrobienie czegoś, na co nie miał najmniejszej ochoty. 

– Stan zdrowia twojej babci bardzo się pogorszył. Ale to chyba dla ciebie 

żadna nowina. 

RS

background image

 

32 

Poczuł  bolesny  skurcz  serca,  gdy  pomyślał  o  tej  delikatnej,  starszej 

kobiecie,  która  jako  jedyna  okazywała  mu  prawdziwą  miłość.  Od  dawna 

chorowała na raka. 

– W jakim jest stanie? 

– Lekarze dają jej co najwyżej kilka miesięcy życia.  

Wpadł w panikę. Złożył obietnicę Ethel St John, kiedy rozpoznano u niej 

chorobę,  i  dotąd  jej  nie  spełnił.  Mówiła,  że  jedynie  myśl  o  ożenku  wnuka  i 

doczekaniu  się  prawnucząt  utrzymuje  ją  przy  życiu.  W  tej  sprawie  zawarli 

tajne  porozumienie  za  plecami  jego  matki,  która  raczej  roztrwoniłaby 

pieniądze,  niż  spełniła  ostatnią  wolę  umierającej  kobiety.  Następne  słowa 

matki wprawiły go w osłupienie. 

– Powiedziała mi o tym, Steven. 

–  Co  ci  powiedziała?  –  Babcia  nie  tylko  nie  ufała  córce,  wręcz  nią 

gardziła. 

– O twojej obietnicy. Co zamierzasz zrobić w tej sprawie?  

Steven postanowił działać ostrożnie. Matka nie mówiła o pieniądzach, co 

uznał za niezwykłe.  Gdyby  wiedziała o warunkach postawionych przez Ethel, 

krzyczałaby rozkazującym głosem, którego Steve wprost nienawidził. 

– Co masz na myśli? 

–  Nie  odpowiadaj  pytaniem  na  pytanie.  Dobrze  wiesz,  o  czym  mówię. 

Babcia powiedziała, że jedynie myśl o twoim ożenku trzyma ją przy życiu. To 

prawda? 

Jej apodyktyczny głos przypomniał mu lata dzieciństwa: „Steve, nie mów 

z  pełnymi  ustami",  „Nie  biegaj  po  domu",  „Nie  mów  jak  ktoś  z  nizin",  „Nie 

chcę widzieć, jak bawisz się z tym włóczęgą z sąsiedztwa". Koszmar... 

RS

background image

 

33 

Skrzywił  się,  wyrzucając  z  pamięci  niemiłe  wspomnienia.  Na  szczęście 

babcia  nie  ujawniła  wszystkiego.  Inaczej  matka  byłaby  jeszcze  bardziej 

napastliwa. 

– Nie musisz się o nic martwić. 

– A jednak się martwię. 

Tak,  martwi  się.  Na  przykład  tym,  że  nie  ma  najnowszego  modelu 

mercedesa  albo  torebki  z  limitowanej  serii  Gucciego.  Jego  matka  nigdy  nie 

martwiła się o innych, nawet o syna. 

–  Daj  spokój,  nie  ma  o  czym  mówić  –  próbował  ją  zbyć  i  jednocześnie 

zacisnął dłonie w pięści. 

– Och, Steven... 

Jak ona potrafi wyrazić dezaprobatę przy pomocy tych dwóch słów... 

– Do widzenia, mamo. – Odłożył słuchawkę, nie czekając na odpowiedź. 

Rozbierając się, wrócił pamięcią do minionych miesięcy i randek z, jak to 

określał,  odpowiednimi  dla  niego  kobietami,  które  myślały  poważnie  o 

małżeństwie.  Małżeństwo,  według  niego,  to  porozumienie  zawierane  dla 

obopólnej  korzyści.  Jednak  to  tej  pory  nie  znalazł  kobiety,  która  chciałaby 

urodzić dziecko. 

Ukochana babcia umierała, dlatego nie mógł jej zawieść. I nie zawiedzie. 

Nagle  w  jego  zmęczonej  głowie  zaświtała  pewna  myśl.  Potrzebował 

kobiety, która zaakceptowałaby jego warunki umowy... 

Na szczęście nie musiał szukać daleko. 

Nie  wszystko  da  się  usłyszeć  przez  dziurkę  od  klucza,  dlatego  Amber 

musiała poczekać na zakończenie rozmowy ojca ze Stevenem. 

Zajęła  się  nadzorowaniem  rejsu  nowego,  pirackiego  statku,  umilając 

sobie  czas  żartami  z  pracownikami  wesołego  miasteczka.  Większość  z  nich 

pracowała  u  ojca  od  wielu  lat.  Byli  to  ludzie  bardzo  lojalni.  Nie  dali  się 

RS

background image

 

34 

podkupić konkurencji i nie odeszli z firmy, mimo częstych prób zwerbowania 

ich, podejmowanych przez Water World. Wiele im zawdzięczała. Gdyby tylko 

mogła zapobiec nieuniknionemu... 

– A gdzie twój czarodziejski strój? Podskoczyła na dźwięk głosu Steve'a. 

– W praniu – odparła. – Jak udało się spotkanie? 

Nie  miała  teraz  czasu  na  flirt.  Chciała  jak  najszybciej  zobaczyć  się  z 

ojcem i dowiedzieć się, co postanowili. 

– Czyli że wczoraj chodziło ci tylko o zabawę, a nie o interesy? – Na jego 

twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek, który przyprawił ją o szybsze bicie 

serca. 

–  Powiedz  mi,  co  postanowiliście,  natychmiast!  Steve,  czy  ty  lubisz 

denerwować  wszystkich,  czy  tylko  mnie?  –  Chętnie  starłaby  mu  z  twarzy  ten 

irytujący uśmieszek. – Taki jesteś... Zamiast się głupawo uśmiechać, po prostu 

odpowiedz na moje pytanie. 

Roześmiał się wesoło, co wprawiło ją w jeszcze większą wściekłość. 

– Odpowiem, gdy spełnisz pewien warunek. 

– Chyba żartujesz! 

–  Mam  dla  ciebie  propozycję,  którą  możesz  uznać  za  interesującą  – 

odparł poważnie. 

Tego już było za wiele. 

– Wątpię. Idę porozmawiać z ojcem. A ty powinieneś już chyba pójść. 

– Dzięki mojej propozycji udałoby się wam uratować wesołe miasteczko. 

– Odwrócił się nagle i poszedł. 

Jeszcze  nigdy  w  życiu  nie  biegła  za  żadnym  mężczyzną.  Ale  on 

wymachiwał  jej  przed  nosem  marchewką,  na  którą  miała  wielką  ochotę. 

Zapominając na chwilę o swojej dumie, zawołała za nim: 

RS

background image

 

35 

–  Dobrze,  obiecuję,  że  wysłucham  z  powagą  twojej  propozycji  i 

powstrzymam się od wszelkich komentarzy. 

– Zaufaj mi. 

Równie  dobrze  mógł  prosić  ją,  by  skoczyła  z  mostu  portowego  w 

Sydney,  ale  jaki  miała  wybór?  Dla  ocalenia  interesu  ojca  była  gotowa  zaufać 

nawet prawnikowi takiemu jak Steve Rockwell. 

Pół  godziny  później  nie  mogła  się  nadziwić,  jak  to  możliwe,  żeby 

wydawać  pieniądze  z  taką  szybkością.  Wynajęty  samochód,  wczoraj  kolacja 

we  dwoje,  a  teraz  to...  Gdy  zgodziła  się  na  propozycję  przejażdżki,  nie 

przypuszczała, że będzie to rejs jachtem. 

– To miłe z twojej strony. – Nigdy nie żeglowała kanałami Queenslandu. 

Obserwowała  ciągnące  się  wzdłuż  brzegu  imponujące  rezydencje  z 

prywatnymi przystaniami oraz przycumowane w nich drogie jachty. 

– Ostrożnie! – Steve podał jej kieliszek chłodzonego białego  wina. – To 

zabrzmiało prawie jak komplement. 

–  Jeszcze  za  wcześnie  na  komplementy.  Uprzedzę,  jeśli  będę  chciała 

jakimś cię obdarzyć. 

– Czy kierujesz się tą zasadą we wszystkich dziedzinach życia? – Usiadł 

obok niej na rufie. Za blisko, pomyślała natychmiast. 

–  Jak  najbardziej.  Nigdy  nie  rozumiałam  ludzi  mówiących  zagadkami. 

Lepiej jest nazywać rzeczy po imieniu. 

Przytaknął,  promienie  słońca  rozświetliły  jego  włosy,  opadające  na 

kołnierzyk  koszulki  polo.  Zbyt  długie  jak  na  wziętego  prawnika.  Ciekawe,  a 

ona  uważała  go  za  konformistę  ulegającego  presji  otoczenia.  Może  czasami 

bywał  inny?  Jednak  perfekcyjnie  dopasowane  spodnie  khaki,  emblemat  na 

koszulce i nieprzyzwoicie drogie buty, dobrane do koloru koszulki, utwierdziły 

ją w początkowym przekonaniu. 

RS

background image

 

36 

–  Masz  rację,  chociaż  prawda  czasem  boli  –  powiedział,  patrząc  w 

zamyśleniu na horyzont. 

Zastanawiała  się,  kto  go  w  przeszłości  zranił.  Tylko  tak  można  było 

wytłumaczyć nagłą zmianę jego nastroju – bolesnymi wspomnieniami. 

–  Boli,  ale  tylko  wtedy,  gdy  na  to  pozwolisz  –  odparła,  powstrzymując 

nagłą ochotę wygładzenia zmarszczek na jego czole. 

– Tak, ale gdy spotyka cię to codziennie, wtedy nie jest łatwo. 

Nie  miała  pojęcia,  o  czym  mówił  i  uznała,  że  nie  powinna  pytać.  Jeśli 

chciał  ujawnić  jakiś  sekret,  zanim  przejdą  do  interesów,  jego  sprawa,  nie 

zamierzała się sprzeciwiać. 

– Czy kiedyś czułaś się czymś tak przytłoczona, że nie byłaś w stanie od 

tego uciec? 

Pokręciła głową. 

– Nie, nigdy. Prowadziłam dość przyjemne życie. Rodzice zostawiali mi 

swobodę  wyboru  od  najmłodszych  lat.  Nigdy  nie  czułam  się  ograniczana, 

chociaż bardzo przeżyłam śmierć matki, gdy byłam mała. Nie, nie czułam się 

ani trochę stłamszona czy przytłoczona. 

– Na co umarła twoja matka? 

Westchnęła, zdumiona bólem, który wciąż wywoływało to wspomnienie. 

Matka,  sympatyzująca  z  ruchem  hippisowskim,  była  jej  bratnią  duszą.  Od 

najwcześniejszych lat przekazywała Amber umiłowanie pokoju. To ona nadała 

jej imię. 

– Na raka. Długo cierpiała. 

Zauważyła, jak się skulił i napiął mięśnie pleców. 

– Moja babcia umiera teraz na raka – szepnął. 

–  Przykro  mi  –  powiedziała,  zanim  uświadomiła  sobie,  że  te  słowa  nie 

mogą przynieść pociechy, bo brzmią jak wytarty frazes. Chcąc naprawić swój 

RS

background image

 

37 

błąd,  położyła  rękę  na  jego  splecionych  dłoniach.  Wierzyła  w  uzdrawiającą 

moc dotyku, choć nie zamierzała o tym mówić, by nie uznał jej za czarownicę. 

Nie cofnął rąk. 

– To straszna choroba. Czuję się bezradny. Nie wiem, co mam zrobić. 

– Musisz bardzo kochać babcię. Uśmiechnął się smutno. 

–  Tak.  Gdy  dorastałem,  tylko  ona  dawała  mi  poczucie  bezpieczeństwa. 

Ojciec  był  zbyt  zajęty  zarabianiem  pieniędzy,  a  matka  ich  wydawaniem. 

Babcia  akceptowała  mnie  takiego,  jakim  byłem  i  nie  chciała  mnie  zmieniać. 

Zachęcała mnie do studiów prawniczych. Rozumiała też moją wolę podążania 

własną drogą. 

– Wygląda na to, że jest mądrą kobietą. 

Zaczęła  odczuwać  wyrzuty  sumienia,  że  powiedziała  mu  wczoraj  tyle 

przykrych  słów.  Oskarżyła  go  o  życie  na  koszt  bogatej  rodziny,  wyciągnęła 

zbyt pochopne i jakże krzywdzące wnioski. Postanowiła mu to wynagrodzić. 

– Myślę, że jesteś do niej podobny. 

Spojrzał  na  nią  uważnie.  Wydawało  się  jej,  że  widzi  w  jego  oczach 

odbicie pochmurnego nieba. 

– Czy to kolejny komplement? Uważaj, zmieniasz swoje zasady. 

Uśmiechnęła się zalotnie. 

– Kto wie, może nawet przyznam, że lubię twoje towarzystwo? 

–  Na  pewno.  –  Nagła  zmiana  jego  tonu  przestraszyła  ją.  Wstała  i 

odwróciła się od niego. 

– No, a co z twoim wielkim planem uratowania wesołego miasteczka? – 

zapytała po chwili, by zmienić temat. 

Gdy podszedł i objął ją ramieniem, na chwilę zamarła. 

– Czy jest ktoś szczególny w twoim życiu? – wyszeptał jej do ucha. 

RS

background image

 

38 

Co  on  sobie  myślał?  Gdyby  kogoś  miała,  zachowywałaby  się  zupełnie 

inaczej. Nie całowałaby się z jakimś prawie obcym prawnikiem... 

– Nie – mruknęła speszona. 

– A czy chciałabyś to zmienić? – Otoczyły ją jego mocne ramiona, a jej 

puls znowu zaczął szaleć. 

–  To  zależy,  kto  pyta.  –  Miała  ochotę  odwrócić  się,  by  dostrzec  wyraz 

jego  oczu.  Czy  mówił  poważnie,  czy  tylko  żartował,  wykorzystując  jej  brak 

doświadczenia?  Nie  to  zresztą  było  najważniejsze.  Po  prostu  nie  mogła  się  z 

nim  związać.  Żyli  w  różnych  światach,  nie  mówiąc  już  o  tym,  że  o  ile  on 

podchodził do tego związku chłodno, ona zupełnie straciła głowę. 

– A gdybym zaoferował ci wszystko, o czym marzysz? –Nadal otaczał ją 

ramionami, a ona walczyła ze wszystkich sił o zachowanie spokoju. 

–  Nie  przywiązuję  wagi  do  pieniędzy  –  odparła,  gdy  on  tymczasem 

delikatnie położył dłonie na jej ramionach. 

– Kto tu mówi  o pieniądzach? – Pocałował  Amber  w szyję, wzbudzając 

w niej ochotę na więcej. O wiele więcej. 

– Mówisz  zagadkami, a ja tego  nie  lubię. –  Emocje  toczyły  w  jej  duszy 

walkę z rozsądkiem, a jakiś wewnętrzny głos nakazywał ucieczkę. 

Nie  odpowiedział,  muskając  delikatnie  ustami  jej  opaloną  szyję.  Gdy 

doszedł do płatków uszu, wstrzymała oddech. 

–  Och...  przestań...  nie  przestawaj...  –  Nie  mogła  jasno  myśleć.  Dotyk 

gorących ust sprawił, że jej opór zaczął topnieć niczym wiosenny śnieg. 

Czas  przestał  istnieć,  gdy  Steven  przytulił  ją  mocniej.  Cała  płonęła, 

pragnęła jego pieszczot, pragnęła poczuć dotyk jego nagiej skóry. Kołysali się 

tak  przez  chwilę,  która  jej  wydawała  się  wiecznością.  Dlaczego  nie  miałaby 

żyć tą chwilą? Nigdy dotąd nie była w tak romantycznej sytuacji – na jachcie, z 

background image

 

39 

zabójczo przystojnym prawnikiem, który nie ukrywał, że jej pożąda. Dlaczego 

miałaby się bronić? 

Powoli,  zmniejszając  intensywność  pieszczot,  obrócił  ją  do  siebie,  cały 

czas obserwując jej oczy. 

– Znam rozwiązanie wszystkich twoich problemów. 

–  Och,  jestem  tego  pewna.  –  Patrzyła  na  niego,  tonąc  w  głębi  szarych 

oczu, które robiły się coraz ciemniejsze. Wciągnęła powietrze, chłonąc zapach 

morza. Jeszcze chwila, a utraci kontrolę nad sobą. 

Pragnęła Stevena, choć bała się jego srogości. 

Jednak  po  chwili  powrócił  rozsądek.  Odsunęła  się  lekko.  Jej  umysł 

mówił, że postąpiła słusznie, a zmysły nadal szalały, domagając się pieszczot. 

Pokonując chęć zarzucenia mu ramion na szyję, wyswobodziła się z jego objęć 

i poszła na drugi koniec jachtu, tak by znaleźć się jak najdalej od Stevena. Nie 

ufała sobie, dlatego potrzebowała dystansu. 

– Coś mówiłeś? – Uspokoiła oddech, nawet zmusiła się do nonszalancji. 

Miała nadzieję, że Steven da się oszukać. 

Spojrzał na nią. Jego rozogniony wzrok nie pozwalał jej się skupić. 

– Nie pamiętam. Zamyśliłem się. 

– Mówiłeś o rozwiązaniu moich problemów.  

Przejechał  ręką  po  włosach,  a  w  jego  oczach  pojawił  się  wyraz  udręki. 

Jak  na  kogoś,  kto  spędza  większość  czasu  za  biurkiem,  był  bardzo  opalony. 

Podeszła do niego blisko. Jej palce dotknęły twardych mięśni brzucha i zaczęły 

zsuwać się niżej. 

– Ach tak... – uśmiechnął się lekko – to proste. Wyjdź za mnie. 

 

 

 

RS

background image

 

40 

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 

Pomimo  gorących  promieni  słońca,  które  wyszło  właśnie  zza  chmur, 

ciało Amber przeniknął nagły chłód. 

– Co powiedziałeś? 

– Słyszałaś przecież. Wyjdź za mnie. 

Odetchnęła  głęboko,  czekając,  aż  wyjawi  jej  prawdziwy  powód  tej 

dziwacznej propozycji. 

–  Czy  po  to  mnie  tu  sprowadziłeś?  Myślałam,  że  porozmawiamy 

poważnie o moich rodzinnych problemach... 

–  Mówię  jak  najbardziej  poważnie.  –  Włożył  ręce  głęboko  do  kieszeni. 

Jego stanowczy głos i budząca zaufanie postawa tylko ją rozjuszyły. 

–  Oszalałeś.  Czy  może  tak  bawią  się  bogaci  chłopcy?  Proponują 

małżeństwo w zamian za zgodę na szybki numerek? Jeżeli tak, to niepotrzebnie 

się wysilasz. – Nawet nie zauważyła, że mówi coraz ostrzejszym tonem. – Nie 

potrzebuję weselnej orkiestry, żeby się z kimś przespać. 

Nie  uważała  Stevena  za  mężczyznę,  który  musi  składać puste  obietnice, 

by zaciągnąć kobietę do łóżka. Tym bardziej że właściwie oferowała mu siebie 

jak na talerzu. Do czego tak naprawdę zmierzał? 

Steve zachmurzył się. 

–  Czy  to  oznacza,  że  wolna  miłość  odpowiada  ci  bardziej  niż 

małżeństwo? 

Gorący rumieniec oblał jej policzki. 

– Nie będę rozmawiać z tobą o moich upodobaniach.  

Jego oczy zwęziły się. Założył ręce i usiadł na pokładzie, jakby szykował 

się do długiej przemowy na swoją obronę. Jednak powiedział tylko: 

– Widzę, że się wygłupiłem. 

RS

background image

 

41 

– Chcę wracać do domu. Teraz! 

Westchnęła,  wciąż  roztrzęsiona  i  wściekła.  Gdyby  istniała  szczepionka 

przeciw  przystojnym,  wysokim  prawnikom,  natychmiast  kazałaby  ją  sobie 

zaaplikować. 

Wzruszył ramionami i odwrócił się. 

– Jak chcesz, tylko pamiętaj, że odrzuciłaś w tej chwili najlepszą okazję 

uratowania rodzinnego interesu, jaką kiedykolwiek otrzymałaś. 

Prawdziwy  mistrz  w  torturowaniu  innych.  Dobrze  wiedział,  gdzie 

uderzyć,  by  bolało.  Powstrzymała  się  przed  wypowiedzeniem  ostrych  słów  i 

zapytała: 

–  W  jaki  sposób  małżeństwo  z  tobą  miałoby  uratować  nasz  rodzinny 

interes? 

–  To  proste.  Firma  miałaby  wystarczająco  dużo  pieniędzy,  by  spłacić 

długi i funkcjonować aż do przyszłego stulecia – powiedział to obojętnie, lecz 

w oczach miał triumf zwycięzcy. 

Jego  propozycja  była  aż  nadto  upokarzająca.  Już  samo  pytanie  o 

szczegóły było w tej sytuacji czymś niestosownym. 

– Myślisz, że można mnie kupić? 

Zacisnęła dłonie w pięści. Tak mocno, że paznokcie wbiły się boleśnie w 

dłonie.  To  pozwalało  jej  się  skupić  i  sprawiało,  że  nie  czuła  bólu  serca.  Jak 

mogła  być  tak  głupia,  żeby  polubić  tego  człowieka?  Wystarczyła  kolacja, 

wycieczka jachtem i kilka pocałunków, aby dała się zmanipulować. Żałosne... 

–  Nie  kupuję  cię.  Pomyśl  o  tym  jak  o  umowie  między  dwiema 

zainteresowanymi  stronami.  –  Niesamowite,  on  mówił  jak  najbardziej 

poważnie. 

RS

background image

 

42 

–  Czy  ty  zwariowałeś?  –  jej  głos  przeszedł  nieomal  w  krzyk.  – 

Małżeństwo wynika z miłości i wzajemnego szacunku. Co to ma wspólnego z 

biznesem? Jesteś ostatnią osobą, za którą wyszłabym za mąż. 

Może  i  była  niepoprawną  romantyczką,  ale  cóż  z  tego,  każdemu  wolno 

marzyć. Ona chciała znaleźć mężczyznę, z którym spędziłaby całe życie. 

– Nawet gdyby twój ojciec miał stracić firmę? 

Brawo,  tylko  tego  było  jej  teraz  potrzeba.  Zastanowiła  się  przez  chwilę. 

Czyżby miała rozważać ten oburzający scenariusz, by odwdzięczyć się ojcu za 

lata bezinteresownej miłości i wsparcia? 

Gdyby  nie  poszła  na  studia,  firma  ojca  byłaby  w  znacznie  lepszej 

kondycji.  Jednak  ona,  zamiast  mu  pomagać,  zaczęła  realizować  swoje 

marzenia.  Chciała  skończyć  uczelnię,  a  potem  otworzyć  sklep  z  olejkami  do 

aromaterapii.  Była  winna  ojcu  pomoc  i  wsparcie  i  nie  zamierzała  uciekać  od 

odpowiedzialności. 

–  Co  ty  miałbyś  z  tego  niedorzecznego  małżeństwa?  Czy  robisz  to  z 

dobroci  serca?  Tak  jak  królewicz  poślubiający  Kopciuszka?  –  Nie  mogła 

wprost uwierzyć, że w ogóle rozważa i komentuje jego propozycję. 

Westchnął głęboko. 

–  Lubię  cię.  Wygląda  na  to,  że  jesteśmy  dobraną  parą.  Ja  potrzebuję 

żony, ty zbawcy rodzinnego interesu. To rozsądne wyjście z sytuacji. 

– No tak, ty potrzebujesz żony, dlatego wpadłeś na ten genialny pomysł. 

–  Zaśmiała  się  nienaturalnie,  wręcz  histerycznie.  –  I  mamy  wiele  wspólnego. 

Ty lubisz szybkie samochody, ja spacery po buszu, ty lubisz jachty, ja kocham 

ocean,  ty  zarabiasz  na  życie  w  kancelarii,  a  ja  daję  radość  młodym  i  starym 

romantykom.  –  Złapała  się  za  głowę  i  wzniosła  oczy  do  nieba.  –  Tak, 

rzeczywiście jesteśmy dobraną parą. 

Zignorował jej sarkazm, uderzając w najbardziej czułe miejsce. 

RS

background image

 

43 

– A co z chemią? – Jego słowa rozpaliły na nowo pamięć o pocałunkach, 

dotyku i pożądaniu, które oboje starali się tłumić. 

– Jaką chemią? – Spuściła oczy, by nie wyczytał nic z jej wzroku. Ciało 

Amber  mówiło  prawdę,  a  on  doskonale  odczytywał  sygnały  i  teraz  zamierzał 

wykorzystać to przeciwko niej. 

Podszedł i wziął ją pod brodę. 

– Myślałem, że nasze pocałunki mają dla ciebie jakieś znaczenie. 

Nie mogła zaprzeczyć. 

– Mają, ale to trochę za mało. 

–  Mylisz  się.  –  Mówił  tak  cicho,  że  ledwie  go  słyszała.  –  Wzajemne 

pożądanie  jest  solidną  podstawą  małżeństwa.  Znam  wiele  związków,  którym 

brakuje nawet tego. 

Nie mogła znieść jego spojrzenia. 

– Ja takich nie znam. A czy słyszałeś o czymś takim jak miłość? 

Sardoniczny  wyraz  jego  ust  skłonił  ją  do  zastanowienia,  kto  go  w 

przeszłości skrzywdził. Być może zostawiła go kobieta, którą kochał. A zatem 

nie był aż taki nieczuły i cyniczny, za jakiego chciał uchodzić. 

–Miłość jest mocno przereklamowana. Myślę, że do zbudowania dobrego 

związku wystarczą szacunek, przyjaźń i dobre łóżko. 

Potrząsnęła głową. 

–  Nie  mogę,  Steven.  Potrzebuję  wolności.  Gdybym  się  zgodziła,  po 

jakimś czasie znienawidziłbyś mnie. Za bardzo się różnimy. 

Żachnął  się,  a  ona  aż  się  skuliła.  Pod  czujnym  i  przenikliwym 

spojrzeniem jego szarych oczu czuła się odkryta, bezbronna i słaba. 

– Lubię cię, Amber. Podoba mi się twój stosunek do życia, a szczególnie 

lojalność  wobec  ojca.  Są  to  wartości,  które  cenię,  a  już  szczególnie  są  one 

RS

background image

 

44 

pożądane  u  żony.  –  Przesuwał  kciuk  od  podbródka  do  jej  policzka  ze 

zdumiewającą delikatnością. – Wiem, że byłoby nam dobrze razem. 

–  Pozwól,  niech  się  nad  tym  zastanowię.  –  Wiedziała  już,  jaką  da  mu 

odpowiedź. 

–  O  nic  więcej  cię  nie  proszę.  –  Złożył  przyjacielski  pocałunek  na  jej 

policzku, co tylko podrażniło jej pobudzone zmysły. – Chciałbym, żebyś  dała 

mi odpowiedź za dwa lub trzy dni, po moim powrocie z Sydney. 

W ciągu ostatniej godziny działo się  tyle różnych zaskakujących rzeczy, 

że  nie  oczekiwał  natychmiastowej  odpowiedzi.  Amber  musiała  ochłonąć, 

spokojnie rozważyć wszystkie za i przeciw. 

–  Dobrze.  Ale  czy  możemy  już  wracać?  –  Chciała  uwolnić  się  od 

przytłaczającej  obecności  człowieka,  który  zamierzał  wywrócić  jej  życie  do 

góry nogami. 

– Spieszysz się na sabat? 

– Nie, po prostu jestem umówiona z klientem na masaż. 

–  No  proszę,  coraz  lepiej.  Może  chciałabyś  trochę  potrenować?  – 

Uśmiechnął się szeroko i uniósł brwi. 

–  Przestań  się  śmiać.  Nie  potrzebuję  treningu.  Masaż  robię  już 

profesjonalnie. 

Wiedziała,  że  marzył  o  masażu.  Myśl  o  dotykaniu  jego  ciała  zaparła  jej 

dech w piersiach. 

–  Nie  wątpię.  Ta  umiejętność  jest  zawsze  wysoko  ceniona  przez 

małżonka. – Odwrócił się, unikając w ten sposób jej groźnego spojrzenia. 

Podczas  drogi  powrotnej  Amber  prawie  się  nie  odzywała,  pochłonięta 

własnymi myślami. Na szczęście Steve to uszanował i skupił się na sterowaniu. 

RS

background image

 

45 

Pomyślała, że u jego boku mogłaby wieść całkiem przyjemne życie. Nikt 

jej  nigdy  dotąd  nie  rozpieszczał.  Miała  zaledwie  tyle  pieniędzy,  by  kupić 

bezcenne dla niej kryształy. 

Gdyby  wyszła  za  Steve'a,  mogłaby  uratować  firmę  ojca.  Tak,  przyjmie 

jego oświadczyny i będzie dla niego dobrą żoną. Otaczała ich dobra energia, a 

Amber bardzo wierzyła w takie rzeczy. 

Niestety,  pozostawał  jeden  problem  do  rozwiązania  –dzieci.  Pragnęła 

urodzić  troje  lub  czworo,  ale  powinny  mieć  kochających  się  rodziców. 

Chciałaby  odtworzyć  wzorzec  zapamiętany  z  domu.  Matka  i  ojciec  byli 

dobraną parą, otaczali Amber miłością i wsparciem. 

Tego  marzenia  chyba  nie  uda  jej  się zrealizować,  gdyż  Steve  postrzegał 

ich  małżeństwo  jak  obustronnie  korzystną  umowę.  Mogłaby  zakochać  się  w 

mężu, ale bez jego wzajemności byłoby to zbyt ryzykowne. Nie, nie pójdzie na 

to. Z całego serca pragnęła pomóc ojcu, ale nie była sadystką. Weźmie zatem z 

małżeństwa tyle, ile okaże się możliwe. A jeśli Steve zapragnie dzieci, odejdzie 

od niego. To postanowione. 

Zerkając  spod  półprzymkniętych  powiek  na  Steve'a,  doszła  do  wniosku, 

że staranie się o dzieci musi dawać wiele radości. 

Steve  wszedł  do  biura  firmy  Byrne  i  Spółka,  żeby  zaprezentować  swój 

plan.  Musiał  jak  najszybciej  przedstawić  go  Jeffowi  Byrne'owi,  swemu 

partnerowi i zarazem założycielowi firmy, gdyż sprawa nie mogła czekać. 

Ledwo przywitał się z recepcjonistką, gdy podszedł do niego Matt Byrne. 

–  Cześć,  Rockwell.  Jak  było  na  Złotym  Wybrzeżu?  Podali  sobie  ręce  i 

Steve przybrał maskę obojętności. 

–  Nieźle,  chociaż  jest  tam  jeszcze  parę  spraw  do  załatwienia.  Prawdę 

mówiąc, dlatego chcę się spotkać z Jeffem. 

Matt uśmiechnął się. 

RS

background image

 

46 

–  Cokolwiek  dziś  powiesz,  ojciec  i  tak  wpadnie  w  zachwyt.  Właśnie 

dowiedział się, że zostanie dziadkiem. 

–  To  wspaniale.  Gratulacje.  –  Steve  klepnął  Matta  po  plecach.  –  Ty  i 

Kara nie traciliście czasu. 

– Cóż, jest wspaniałą kobietą. 

–  Wiem.  –  Związek  Steve'a  z  Karą  zakończył  się  dawno  temu.  Nie 

pasowali do siebie. Niestety Steve nie traktował jej zbyt dobrze i to czasami nie 

dawało mu spokoju. – Mam do ciebie sprawę. 

Matt spojrzał wyczekująco. 

– OK. O co chodzi? 

Steve wprowadził Marta do swego biura i zamknął drzwi. 

– Wydaje mi się, że możesz być tu głównym rozgrywającym. 

Matt usiadł, założył ręce na karku i przeciągnął się. 

– Gadaj, o co chodzi. Umieram z niecierpliwości. 

Steve  odetchnął  głęboko,  mając  nadzieję,  że  nie  popełnia  największego 

błędu w życiu. 

– Chcę rozwinąć działalność firmy na północy i otworzyć nowe biuro w 

Brisbane.  Dzięki  temu  zwolniłoby  się  tu  miejsce...  –  przerwał,  wiedząc,  że 

Mattowi bardzo zależy na zostaniu wspólnikiem. 

–  Brzmi  wspaniale,  ale  dlaczego  chcesz  wyprowadzić  się  z  Sydney? 

Gdzie tu jest haczyk? 

–  Nie  ma  żadnego  haczyka.  Po  prostu  muszę  zmienić  otoczenie.  Wiesz, 

jak to jest. – Wzruszył ramionami, usiłując zachować kamienną twarz. 

Matt  starał  się  nie  okazywać  żadnych  emocji.  Odejście  Steve'a 

wzmocniłoby znacznie jego pozycję, ale... 

– Nie, nie wiem, jak to jest. Dlaczego mi nie powiesz? Steve postanowił 

nie owijać niczego w bawełnę. 

RS

background image

 

47 

– Poznałem kogoś. 

Matt opuścił ręce, złączył je i pochylił się do przodu. 

–  Wiedziałem.  Wielki  człowiek  wpadł...  Musi  być  niesamowita,  skoro 

omotała cię w kilka dni. Jak wygląda? 

– Jest wyjątkowo piękną dziewczyną. Elegancka, dowcipna, inteligentna i 

ma wyjątkowo ostry języczek. 

Matt zachichotał. 

–  No,  no,  Steve  w  końcu  spotkał  swoją  drugą  połowę.  Nie  mogę 

doczekać  się  spotkania  z  tym  chodzącym  ideałem.  Ale  nie  może  być  taka 

doskonała, jak mówisz, skoro wybrała kogoś takiego jak ty. 

Steve roześmiał się. 

– Niedługo ją poznasz. Poprosiłem ją o rękę. –Co? 

–  To  długa  historia.  Opowiem  ci  o  tym  innym  razem.  Czyli  nigdy. 

Rockwellowie nie prali publicznie brudów, 

raczej  starannie  ukrywali  rodzinne  sekrety.  Miał  nadzieję,  że  Amber 

nigdy  nie  pozna  całej  prawdy,  gdyż  tego  nigdy  by  mu  nie  wybaczyła. 

Małżeństwo  dla  pieniędzy  to  jedna  sprawa,  ale  związek  zawarty  w  celu 

spłodzenia  dziedzica,  który  odziedziczy  fortunę  umierającej  kobiety...  To 

wyjątkowo podłe zagranie w stosunku do kogoś, kto wierzył w potęgę miłości 

tak mocno, jak Amber. 

Nie, ona nie może się dowiedzieć. 

Miał  tylko  nadzieję,  że  polubi  go  na  tyle,  by  urodzić  mu  dziecko.  Na 

szczęście  prywatny  detektyw,  którego  zatrudnił,  dostarczył  mu  istotnych 

informacji.  Według  nich  Amber  była  dwudziestotrzyletnią  zdrową  kobietą, 

która  nie  powinna  mieć  problemu  z  zajściem  w  ciążę.  Na  myśl  o  ciężarnej 

Amber  poczuł  dziwne  wzruszenie.  Wierzył,  że  będzie  dobrym  ojcem  i  da 

swojemu dziecku więcej, niż otrzymał od rodziców. 

RS

background image

 

48 

Matt pokręcił głową. 

–  Mam  nadzieję,  że  wiesz,  co  robisz.  Nie  chcę  cię  pouczać,  ale  czy  nie 

sądzisz, że zbyt szybko decydujesz się na małżeństwo? A co ze sprawą Water 

Worldu? 

Steve co noc walczył z demonami, podsycającymi jego wątpliwości, i nie 

chciał kontynuować tej walki w dzień. 

–  Jest  tego  warta,  Matt.  A  sprawę  Water  Worldu  może  dalej  prowadzić 

ktoś inny. 

–  Pamiętaj,  Steve,  ostrzegałem  cię.  –  Wyciągnął  rękę.  –Powodzenia, 

przyjacielu. 

– Dzięki. Przekaż Karze moje gratulacje. I nie zapomnij zaprosić mnie na 

chrzciny. 

– Jasne, liczę na to, że będziesz. A jak ma na imię twoja wybranka? 

– Amber. 

– Hmm... ładnie – stwierdził Matt na pożegnanie.  

Ożywiony  rozmową  Steve  pomaszerował  korytarzem  w  kierunku 

gabinetu  Jeffa  Byrne'a.  Im  szybciej  załatwi  tu  sprawy  i  wróci  na  Złote 

Wybrzeże, tym lepiej. 

Amber  nieustannie  myślała  o  Stevie.  Jak  mogła  dać  się  oczarować 

aroganckiemu kretynowi, który zaproponował jej małżeństwo po dwóch dniach 

znajomości? 

Tarot  też  niewiele  wyjaśnił.  Według  kart  powinna  bez  chwili  wahania 

związać się ze Steve'em. 

Bzdury!  Kto  dzisiaj  wierzy  w  takie  wróżby?  Ostatnio  bawiła  się  w  to 

regularnie na uczelni. Chociaż, zaraz, przecież trafnie przepowiedziała Laurze 

bliźniaki,  Michaelowi  roczny  wyjazd  z  Australii  i  słynnego  aktora  jako  męża 

RS

background image

 

49 

Meg.  Hm,  pewnie  do.  tego  czasu  już  się  rozwiedli.  Należało  teraz  spróbować 

innej techniki. Mianowicie run. 

Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. 

– Proszę wejść. – Serce jej zabiło. Może Steve już wrócił? 

–  Co  moja  kochana  córeczka  robi  w  tym  ukryciu?  –  powitał  ją  ojciec, 

wchodząc do przyczepy. 

– Cześć, tato. Właśnie zajmuję się medytacją. Może się przyłączysz? 

Roześmiał się. 

–  Wiesz,  że  nie  wierzę  w  takie  dziwactwa.  Potem  kazałabyś  mi  siadać 

wewnątrz piramidy lub robić coś o wiele gorszego. 

–  Nie  krytykuj,  dopóki  nie  spróbujesz  –  odpowiedziała  ze  śmiechem. 

Zamilkła  na  chwilę,  zastanawiając  się,  jak  powiedzieć  ojcu  o  propozycji 

Steve'a.  Teraz  był  na  to  dobry  moment,  bo  ojciec  wydawał  się  rozluźniony  i 

rozpogodzony. 

Przesunęła się, by zrobić mu miejsce na sofie. 

– Tato, chciałabym z tobą porozmawiać. 

Spojrzał na nią uważnie, jakby szukał na jej twarzy oznak choroby. 

– G co chodzi, córeczko? Dawno nie widziałem cię takiej poważnej. Czy 

ten prawnik znowu był nieznośny? Zdenerwował cię? 

– Nie, tato. Ale chodzi o niego. 

Wytarła  mokre  dłonie  w  szorty,  marząc  o  jakiejś  interwencji  niebios. 

Niestety, nic się nie działo, dlatego wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem: 

–  Tato,  kilka  dni  temu  Steve  zaproponował  mi  małżeństwo.  Ojciec  o 

mało nie spadł z sofy. 

– Co takiego? 

Położyła mu dłoń na ramieniu, by się uspokoił. 

RS

background image

 

50 

–  Wiem,  trudno  ci  to  zrozumieć,  ale  obiecałam  mu,  że  się  nad  tym 

zastanowię. Według mnie będzie dobrym mężem. 

Wydawało  się  jej,  że  ojciec  postarzał  się  nagle  o  dziesięć  lat.  Siedział  z 

ustami otwartymi ze zdziwienia. 

Zamilkła, chcąc dać mu czas na ochłonięcie i po chwili ciągnęła dalej. 

– Działam pochopnie, ale to dobre wyjście z naszych kłopotów. 

W końcu ojciec ochłonął i odezwał się. 

– Kochanie, popełniasz wielki błąd. Pozwoliłem ci żyć własnym życiem, 

wspierałem  w  miarę  możliwości,  ale  czy  twój  wolny  duch nie  poszybował  za 

daleko?  Na  miłość boską,  prawie  nie  znasz  tego  człowieka.  –  Ojciec nie miał 

skłonności do dramatycznych gestów, więc jego zaciśnięte pięści świadczyły o 

wielkim wzburzeniu. 

Wiedziała,  że  ta  rozmowa  będzie  trudna.  Miała  dług  wobec  ojca,  ale 

nigdy  by  mu  nie  powiedziała,  dlaczego  tak  naprawdę  zamierza  wyjść  za 

Steve'a. 

– Wy z mamą nie znaliście się długo przed ślubem. 

– To co innego. – Ojciec wyprostował się, a Amber zrozumiała, że wciąż 

nie pogodził się ze śmiercią żony. 

Nagły smutek wypełnił jej serce. 

– Jestem taka jak ona, tato. Mama nauczyła mnie radości życia i tego, by 

cieszyć się chwilą. – Po jej policzku spłynęła jedna wielka łza. – Chcę wyjść za 

Steve'a Rockwella. 

Znalazła się w ramionach ojca. 

–  Jesteś  dla  mnie  darem  niebios,  córeczko.  Od  chwili,  gdy  straciłem 

twoją  matkę,  stałaś  się  treścią  mego  życia.  –  Pogładził  jej  włosy  tak,  jak  to 

robił, gdy była dzieckiem. – Zawsze ci ufałem, a ty nigdy mnie nie zawiodłaś. 

Czy jesteś pewna, że chcesz wyjść za Steve'a? 

RS

background image

 

51 

Odsunęła się, by widzieć jego twarz. 

– Tak, tatusiu. 

– Czy to ma jakiś związek z sytuacją naszej firmy? Zawsze zadziwiała ją 

przenikliwość ojca. Wiek nie przytępił w nim tej cechy. 

– Nie, tato, nie ma żadnego. Chociaż Steve wspomniał, że nie brakuje mu 

pieniędzy  i  po  ślubie  moja  sytuacja  finansowa  ulegnie  radykalnej  poprawie. 

Wprawdzie nie powiedział tego wyraźnie, ale. 

W oczach ojca pojawił się przebłysk nadziei. 

– Myślisz, że to prawda? 

Klepnęła  go  w  ramię  i  odetchnęła  z  ulgą.  Ojca  opuścił  bojowy  nastrój. 

Teraz  tylko  pozostało  jej  powiedzieć  „tak"  i  przygotować  się  na  zmiany  w 

życiu. 

– Wszystko będzie dobrze, tato, zobaczysz. 

Amber chciałaby się czuć tak pewnie, jak na to wyglądała. 

Gdy tylko samolot dotknął kołami ziemi, Steve sięgnął po aktówkę. Nie 

miał  czasu  do.  stracenia.  Cały  misternie  obmyślony  plan  zależał  od  jednego 

słowa Amber. Lepiej, żeby to było właściwe słowo. 

Tym razem nie zawracał sobie głowy wynajmowaniem samochodu. Jeśli 

Amber  powie  „tak",  od  razu  zawiezie  ją  do  hotelu,  by  nie  zdążyła  się 

rozmyślić. A gdy już zaciągnie ją do łóżka, nie pozwoli jej uciec. 

Amber musiała powiedzieć „tak". Musiała. Babci nie pozostało już wiele 

czasu, a on chciał, by poznała Amber. Kiedy wczoraj rozmawiał z babcią, był 

zaszokowany  jej  kiepskim  stanem.  Obiecał,  że  w  następnym  tygodniu 

przedstawi jej Amber. Już jako swoją żonę. 

Zanim  zobaczył  wesołe  miasteczko,  zdążył  przejrzeć  wszystkie 

dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa. Również te dotyczące  Amber, 

RS

background image

 

52 

zdobyte bez jej wiedzy. Po raz pierwszy docenił fakt, że jako członek bogatej i 

wpływowej rodziny, mógł wiele rzeczy załatwić od ręki. 

Zadowolony, zamknął aktówkę i odezwał się do kierowcy: 

– Poczekaj tu na mnie, Sam, nie zabawię długo. Uprzejmy szofer skinął 

głową,  a  Steve  pomknął  przez  bramę  ku  przyczepie,  w  której  mieszkała 

Amber. 

Był  zaskoczony,  gdy  dowiedział  się,  że  mieszka  w  przyczepie,  choć 

nigdy  o  tym  nie  wspominał,  żeby  nie  czuła  się  skrępowana.  Teraz  jednak  nie 

było czasu na subtelności. 

Przyczepa  była  ciekawie  ozdobiona.  Jedno  z  malowideł  przedstawiało 

kobietę  bawiącą  się  z  delfinami.  W  tym  prostym  obrazku  dopatrzył  się  wielu 

symboli  –  umiłowania  wolności,  ucieczki  od  szarzyzny  dnia  powszedniego. 

Poprawił  kołnierzyk  koszuli,  żałując,  że  nie  ubrał  się  w  wygodniejszy  strój  i 

zapukał dwa razy do drzwi. 

Otworzyły  się  nagle,  a  gdy  zobaczył  Amber,  jego  serce  zaczęło  bić 

mocniej. 

– Cześć, ważniaku. Jak tam podróż? – Amber była w kusych płóciennych 

szortach  i  bluzeczce  odsłaniającej  talię.  W  pępku  tkwiło  kółeczko  z 

czerwonym  szkiełkiem  podobnym  do  rubinu.  Chociaż  nie  lubił  takich  ozdób, 

Amber  było  w  nich  do  twarzy.  Nigdy  dotąd  nie  widział  tak  pociągającej 

kobiety. 

Żeby nie wziąć jej w ramiona i nie pocałować, włożył ręce do kieszeni. 

– Podróż była przyjemna. Obiecałaś mi coś powiedzieć.  

Stała  nieco  zmieszana.  Jej  brązowe  oczy  lśniły  radosnym  blaskiem, 

ładnie harmonizując z kolorystyką stroju. 

–  Nie  jestem  pewna,  co  masz  na  myśli.  –  Wyprostowała  się  i  uniosła 

głowę. W tej chwili przypominała mu krnąbrną uczennicę. 

RS

background image

 

53 

– Chcę wiedzieć, czy za mnie wyjdziesz. I lepiej żebyś powiedziała „tak". 

Jej reakcja zupełnie go oszołomiła. 

Amber cofnęła się i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

54 

ROZDZIAŁ PIATY 

 

Amber odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Nie mogła uwierzyć, że to 

zrobiła.  Jednak  głośne  pukanie  do  drzwi,  tym  razem  bardziej  natarczywe  niż 

poprzednio,  utwierdziło  ją  w  przekonaniu,  że  postąpiła  słusznie.  No  dobrze, 

może trochę zbyt impulsywnie. Steve nie odszedł. 

Otworzyła drzwi i udając niebotyczne zdziwienie, wykrzyknęła: 

– O, ty jeszcze tutaj? 

– Co ty do cholery wyprawiasz? 

Gdyby  postąpił  jeden  krok  do  przodu,  znowu  zatrzasnęłaby  drzwi  i 

zamknęła na klucz, bo wyglądał na rozjuszonego. 

Wzruszyła  ramionami,  zastanawiając  się,  dlaczego  tak  się  nad  nim 

pastwi. 

– Nie podoba mi się twoje zachowanie. To wszystko. 

–  Zadałem  ci  proste  pytanie,  Amber.  A  ty  powinnaś  mi  na  nie 

odpowiedzieć.  Nic  więcej  i  nic  mniej.  – Chociaż  mówił  spokojnie,  wiedziała, 

że jest wściekły. 

Nikt nie lubi być trzymany w niepewności. 

– A co będzie, jeśli powiem, że jeszcze się zastanawiam? – uśmiechnęła 

się lekko, widząc, jak Steve zaciska pięści. Świetnie, nareszcie miała nad nim 

przewagę. 

– Powiedziałbym, że jesteś idiotką. Czas ucieka. – Przestąpił próg, a ona 

cofnęła się, pozwalając mu przejść. 

Położyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się pogodnie. 

– Czy tak się rozmawia z przyszłą żoną? 

Steve natychmiast się uspokoił. Zamknął drzwi i stanął tuż przy  Amber. 

Jej pewność siebie w jednej sekundzie gdzieś się ulotniła. 

RS

background image

 

55 

– Mądra dziewczynka – powiedział, przyciągając ją do siebie i obejmując 

w talii. 

– O tak, prawdziwy Einstein. – Próbowała uspokoić oddech, ale jej ciało 

już płonęło. Nigdy nikt jej tak nie witał i nigdy nie była taka podniecona. 

Steve, obejmując ją jedną ręką, drugą pogładził po policzku. 

– Przestań gadać i pocałuj mnie. 

Posłuchała go. Zarzuciła mu ręce na szyję i po chwili ich usta złączyły się 

w  płomiennym  pocałunku.  Tak  bardzo  za  nim  tęskniła,  tak  bardzo  pragnęła 

jego  dotyku.  Do  tej  pory  uważała,  że  seks  jest  przyjemny,  lecz  nieco  prze-

reklamowany. Teraz pragnęła tylko jednego – kochać się ze Steve'em. 

– Jestem głodny – powiedział, gdy już obsypał jej wargi, policzki i oczy 

pocałunkami. 

Co mu się stało? W takiej chwili wspominać o jedzeniu? 

–  Ale  nie  chcę  jeść.  –  Całował  jej  szyję  i  pieścił  piersi.  Odsunęła  się  i 

oparła o ścianę. 

– To chyba dopiero po ślubie – szepnęła, próbując się uspokoić. 

Jęknął i wsunął ręce pod jej bluzeczkę. 

– Nie bądź staromodna, kochanie. 

Westchnęła,  gdy  kciuki  Steve'a  kolistym  ruchem  pieściły  jej  piersi.  Nie 

mogła  jasno  myśleć,  miała  wrażenie,  że  traci  zmysły  Na  szczęście  dźwięki 

muzyki  dochodzącej  z  wesołego  miasteczka  sprawiły,  że  oprzytomniała  i 

uwolniła się z jego objęć. Obciągając bluzeczkę, starała się przybrać pogodnie 

obojętny wyraz twarzy. 

– Nie sądzisz, że mamy wiele spraw do omówienia, zanim rozpoczniemy 

miodowy miesiąc? 

Spojrzał na nią, jakby mówiła innym językiem. 

– Nie ma o czym dyskutować. Wszystko jest już załatwione. 

RS

background image

 

56 

–  Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  –  Aż  sapnęła  ze  złości.  A  zatem 

założył, że wyrazi zgodę. 

Z  niezbyt  starannie  skrywanym  niesmakiem  rozejrzał  się  po  przyczepie, 

w której Amber mieszkała od dziesiątego roku życia. 

–  Wszystko  jest  załatwione. Możemy  się pobrać nawet  w  tym  tygodniu. 

W hotelu czeka już na ciebie suknia ślubna. Chodźmy. 

Tego było za wiele. Amber wpadła w furię. 

– Nie waż się mówić mi, co mam robić! Zgodziłam się zostać twoją żoną 

ale  to  nie  znaczy,  że  możesz  mną  dyrygować!  Zostanę  tutaj  do  dnia  ślubu  i 

wyjdę wtedy, gdy będę chciała! 

Uśmiechnął  się  kącikami  ust.  Ten  uśmiech  wywoływał  w  niej  dzikie 

pożądanie, ale nie tym razem, kiedy to jedynie podsycił furię. 

– Nie złość się, bo zrobię ci coś, na co dawno czekasz. 

– Co takiego? 

– Dziecko. 

– Nie ośmielisz się! – Serce jej łomotało jak szalone, gdy nachylił się nad 

nią. 

–  Nie  kuś  mnie.  –  Dotknął  jej  policzka,  i  ten  czuły  gest  złagodził 

szorstkie brzmienie jego głosu. – Kiedy chcesz wziąć ślub? – zapytał. 

Powstrzymała się przed jakąś ciętą ripostą. Steve nie był przyzwyczajony 

do słuchania innych. To ostatnie, na pozór oczywiste pytanie, musiało go sporo 

kosztować. 

– Może jutro? Uniósł brwi. 

– Nagle zaczęłaś się spieszyć... 

– To ze względu na ojca. Im szybciej będę mogła mu pomóc, tym lepiej. 

–  Nie  chciała,  żeby  się  domyślił,  że  spieszno  jej  do  ślubu  również  z  innych, 

bardziej wstydliwych powodów. 

RS

background image

 

57 

Wyprostował się i cofnął nieco. 

– Dobrze. Proponuję o piętnastej w ogrodzie hotelowym. Zgoda? 

– To brzmi dość dobrze. – Zamilkła na chwilę – A co z dokumentami? 

– Zostaw te sprawy mnie. Zresztą, wszystko jest już załatwione. 

Emanowała  z  niego  pewność  siebie  i  poczucie  władzy.  Przełknęła  ślinę, 

zastanawiając się, co pcha ją w ramiona takiego człowieka jak Steve Rockwell. 

– A co dalej? – Mówiła teraz spokojnie, chociaż miała ochotę krzyczeć, 

bo czuła się jak bezwolna marionetka. 

Steve  zręcznie  i  z  wprawą  pociągał  za  sznurki...  Nie  ustalili  przecież 

jeszcze,  gdzie  będą  mieszkać  i  czy  ona  będzie  nadal  pracować  w  wesołym 

miasteczku. 

–  Zamieszkamy  w  Brisbane.  Otworzę  tam  filię  mojej  firmy.  Będziemy 

musieli  na  krótko  polecieć  do  Melbourne,  żeby  odwiedzić  moją  babcię.  – 

Mówił tak, jakby rozmawiali o tym setki razy. 

–  Nie  zrezygnuję  z  pracy  –  powiedziała,  zastanawiając  się,  czy 

wyznaczył  jej  rolę  potulnej  połowicy  bogatego  prawnika.  Czy  oczekiwał,  że 

będzie  organizować  akcje  dobroczynne,  grać  w  tenisa  i  uczestniczyć  w 

wystawnych obiadach? Nie chciała takiego życia. 

Na szczęście przytaknął. 

– Jak wolisz – odparł. – Twojemu ojcu przyda się pomoc. 

–  Ty  również  będziesz  miał  w  tym  swój  udział.  Przynajmniej  tak 

przypuszczam.  –  Nie  chciała,  żeby  tak  było.  Wolała  prowadzić  firmę  tylko  z 

ojcem. 

– Wyprowadzę jedynie firmę z długów – powiedział poważnie – i uratuję 

przed bankructwem. Ślub to środek do celu. 

Wiedziała, że mówi szczerze. Mogła tylko mieć nadzieję, że kiedyś pod 

jej wpływem zmieni zapatrywania na temat małżeństwa. 

RS

background image

 

58 

Steve przeciągnął się, odetchnął i oznajmił uroczyście: 

–  Jutro  przyślę  po  ciebie  samochód  o  wpół  do  trzeciej.  Do  zobaczenia 

przy ołtarzu. 

–  Sądziłam,  że  zwyczaj  nakazuje,  by  panna  młoda  przybyła  na 

uroczystość z lekkim opóźnieniem. Czy wpół do trzeciej to nie za wcześnie? – 

Nagle  poczuła  strach.  Ten  niemal  obcy  mężczyzna  miał  zostać  jej  mężem  na 

dobre  i na  złe,  w  dostatku i  w  biedzie.  Przysięga  małżeńska  znaczyła  o  wiele 

więcej niż podpisanie kilku dokumentów. 

– Nie lubię czekać – odparł krótko, otworzył drzwi przyczepy i wyszedł 

na palące słońce, nie oglądając się ani razu za siebie. 

Pani  Amber  Rockwell  –  to  brzmiało  dziwnie  i  jakoś  fałszywie.  Chętnie 

zachowałaby  panieńskie  nazwisko,  ale  wątpiła,  by  Steve  zgodził  się  na  takie 

rozwiązanie.  Niestety,  zachowywał  się  jak  pan  i  władca,  którego  decyzje  nie 

podlegają dyskusji. 

Mamo,  mam  nadzieję,  że  postępuję  słusznie,  posłała  niebiosom  ciche 

błaganie, a zarazem i prośbę o akceptację jej wyboru. Często rozmawiała w ten 

sposób  z  matką.  Mama  była  co  prawda  niesłychanie  tolerancyjną  osobą,  ale 

tym razem nawet ona uznałaby pomysł córki za zbyt impulsywny i szalony. 

W  natłoku  kłębiących  się  myśli  otworzyła  szafę  i  wyjęła  suknię 

zabezpieczoną  plastikowym  pokrowcem.  Gdy  ją  wczoraj  przymierzała, 

doświadczyła  jakiegoś  błogiego  wewnętrznego  spokoju,  odczuwała  też 

wyraźnie obecność matki. Amber postanowiła nie kupować nowej kreacji. Jeśli 

włożę ślubną suknię mamy, to może  jej małżeństwo będzie choć w części tak 

udane, jak związek rodziców. 

Znów  zaczęła  rozmyślać  o  przyszłym  mężu.  Przypomniała  sobie,  jak na 

nią  patrzył,  gdy  wsiadali  na  jacht.  Już  wtedy  była  w  nim  trochę  zakochana, 

RS

background image

 

59 

tylko że on nie miał o tym pojęcia. Nie chciała się w nim zakochać. Jej życie 

było i tak wystarczająco skomplikowane. 

A  jeśli  do  reszty  straci  dla  niego  głowę?  Czym  skończy  się  ta 

niebezpieczna gra zagrażająca jej sercu? 

Steve  nigdy  nie  wierzył  w  bajki.  Ani  w  świętego  Mikołaja.  Nie  miał 

kochającej  matki,  która  czekałaby  na  niego  z  mlekiem  i  ciasteczkami,  gdy 

wracał do domu ze szkoły. 

Nawet  jako  mały  chłopiec  był  czujny  i  wyważony  w  reakcjach.  Nie 

oczekiwał  nigdy  happy  endu,  gdyż  nigdy  go  nie  doświadczył.  Bardziej 

nienawidził rozczarowań niż strat. Na szczęście gdy ujrzał Amber prowadzoną 

przez  ojca  pod  rękę,  daleki  był  od  rozczarowania.  A  gdy  ona  go  również  zo-

baczyła i lekki uśmiech zagościł na jej twarzy, wiedział, że postąpił słusznie. 

Zapamięta  na  całe  życie  jej  postać  ubraną  w  szyfonową  suknię  z 

marszczoną  spódnicą,  luźno  upięte  włosy  i  trzymany  w  ręku  bukiet  polnych 

kwiatów. I jeszcze jej drobną dłoń w swej dłoni. Gorącą i ufną. 

Przysięgę  małżeńską  potraktował  bardzo  poważnie,  podobnie  jak 

wszystko,  w  co  się  angażował.  Amber  nieustannie  go  zaskakiwała.  Tryskała 

optymizmem  i  energią,  ale  brakowało  jej  pewności  siebie  i  obycia.  Wyraźnie 

speszona  oglądała  mieszkanie,  które  wynajął  na  ostatnim  piętrze  wieżowca. 

Dotykała mebli, jakby nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. 

Wypiła  duszkiem  szampana,  zdumiona  pożądaniem,  jakie  odczuwała,  gdy 

Steve na nią patrzył. Należała do niego. Czas już, żeby to wykorzystał. 

Podszedł do niej z kolejnym kieliszkiem szampana. 

– Możemy teraz świętować. 

Obróciła  się  ku  niemu  z  szeroko  otwartymi  oczami.  Zanim  wzięła  od 

niego kieliszek, dostrzegł w jej oczach przebłysk lęku. 

RS

background image

 

60 

–  Dziękuję.  –  Szybko  spuściła  oczy,  wpatrując  się  w  guziki  koszuli 

Steve'a. 

Zaczął pieścić jej nagie ramiona. 

– Nie musisz się mnie obawiać. 

Nie odsunęła się, chociaż przysiągłby, że miała na to ochotę. 

–  Nic  o  tobie  nie  wiem...  –  szepnęła.  Widząc  jej  lęk,  Steve  postanowił 

uzbroić się w cierpliwość. 

– Co chciałabyś wiedzieć? 

–  Cokolwiek...  wszystko.  –  Wreszcie  ich  oczy  spotkały  się.  Jej  lęk 

poruszył go do głębi i rozczulił. 

Do licha, co on sobie myślał? Oczywiście, chciała się dowiedzieć o nim 

jak  najwięcej  i  dzielić  jego  życie,  ale  powinien  zrozumieć,  że  teraz  miała 

ochotę na coś zupełnie innego. 

Położył jej ręce na ramionach i uśmiechnął się. 

–  Nie  musimy  się  spieszyć.  Mamy  mnóstwo  czasu.  –  Musnął 

pocałunkiem jej napięte ramiona. Chciał, by się wreszcie rozluźniła. 

–  No  tak,  ale  lepiej  go  nie  marnować  –  mruknęła,  opuszczając  głowę. 

Woń  jaśminowych  kwiatów  wypełniła  jego  nozdrza  i  przyprawiła  o  zawrót 

głowy. 

– Czy już mówiłem ci, że pięknie dziś wyglądałaś? – powiedział, walcząc 

z pożądaniem i zastanawiając się, jak zwykły bukiet polnych kwiatów mógł tak 

pięknie  przyozdobić  jej  suknię.  Amber  nie  miała  żadnej  biżuterii  poza 

obrączką na palcu u nogi, widoczną przez płaskie sandały, misternie wykonane 

ze  skóry  w  kolorze  kości  słoniowej.  Gdy  szła  ku  niemu  przez  trawnik, 

pomyślał w pierwszej chwili, że jest na bosaka. 

Nie  zdziwiłby  się,  to  byłoby  nawet  w  jej  stylu.  To  utwierdziło  go  w 

przekonaniu, że Amber nie zrezygnuje łatwo ze swoich przekonań i upodobań. 

RS

background image

 

61 

Nie  zamierzał  na  nią  naciskać,  ale  musiał  jakoś  przygotować  tę  szaloną 

dziewczynę do spotkania z jego elegancką i wyniosłą matką. 

–  To  jest  suknia  ślubna  mojej  matki.  –  Zakołysała  się  lekko.  –  Tata 

powiedział, że wyglądałam dzisiaj jak ona. 

– Więc musiała być również niezwykle uroczą kobietą.  

Zatrzepotała rzęsami, a Steve natychmiast poczuł, jak wzrasta mu tętno. 

–  A  skoro  już  mowa  o  matkach...  Czy  sądzisz,  że  twoja  rodzina  mnie 

zaakceptuje? 

On  też  się  nad  tym  zastanawiał,  chociaż  nie  przejmował  się  zbytnio 

reakcją  rodziny.  Jedyną  osobą,  na  której  mu  zależało,  była  babcia.  Miał 

nadzieję,  że  przyjmie  Amber  z  otwartymi  ramionami.  Babcia  zawsze  była  w 

opozycji  do  matki,  więc  jeśli  jego  żona  nie  spodoba  się  matce,  to  babcia  na 

pewno pochwali jego wybór. 

Wygładził palcem zmarszczkę na jej czole. 

– Nie myśl o tym. Wyszłaś za mnie, nie za rodzinę. 

–  A  czy  mają  w  stosunku  do  mnie  jakieś  oczekiwania?  W  ogóle  nie 

rozmawialiśmy na ten temat. A jeżeli twoja matka zje mnie żywcem? 

Jej  obawy  były  wzruszające.  Być  może  matka  rzeczywiście  pokaże 

pazury  i  spróbuje  ośmieszyć  Amber  w  tak  zwanym  towarzystwie,  ale  nie 

przejmował się tym. 

–  Jakoś  to  będzie.  A  na  razie  zostawmy  rodzinę  i  pomyślmy  o  nas.  – 

Pogładził  lekko  jej  policzek.  Najchętniej  pocałowałby  ponętne,  podkreślone 

szminką usta, ale nie wydawała się jeszcze gotowa. 

– O nas? 

Rzeczywiście.  Miał  rację.  Oczami  wyobraźni  zobaczyła  siebie  w  jego 

ramionach i zadrżała. Trudno powiedzieć, czy z podniecenia, czy ze strachu. 

Uśmiechnął się, by dodać jej otuchy. 

RS

background image

 

62 

– O tobie, o mnie, o tym, że dzisiaj był nasz ślub. 

– To prawda. – Zwilżyła wargi i nieśmiało odwzajemniła uśmiech. – Daj 

mi  chwilę,  dobrze?  –  Wyswobodziła  się  z  jego  ramion  i  ruszyła  po  miękkim 

dywanie w kierunku łazienki. 

Gdy  zamknęła  drzwi,  Steve  uśmiechnął  się  triumfująco.  Przejrzał  te  jej 

kobiece  gierki.  W  jednej  chwili  wydawała  się  zalękniona,  krucha  i  delikatna 

jak  mimoza, a  zaraz potem  kusiła  czerwienią ust, ponętnym  ciałem,  zalotnym 

spojrzeniem. Jakby błagała, by wreszcie zaczął ją pieścić. 

Zdjął  smoking,  położył  go  na  krześle  i  rozluźnił  krawat.  Najchętniej 

rzuciłby się na Amber od razu po jej wyjściu z łazienki. Na razie tylko zapalił 

nastrojową lampkę i wyłączył górne światło. Nie wolno mu okazywać emocji, 

bo to na pewno speszyłoby Amber. 

Odwrócił  się,  gdy  usłyszał  zgrzyt  zamka.  Stała  w  blasku  światła,  które 

prześwitywało przez materiał jej koszuli nocnej. 

– Mój Boże – powiedział, nie wierząc własnym oczom. Nie zasługiwał na 

nią.  Nie  powiedziałby  tego  nikomu,  ale  Amber  mogłaby  teraz  zrobić  z  nim 

absolutnie wszystko. Nigdy tak bardzo nie pragnął żadnej kobiety. A ona była 

dosłownie w zasięgu ręki. I należała do niego! 

–  Podoba  ci  się?  –  Zgasiła  światło  i  weszła  niemal  bezszelestnie  do 

pokoju. 

Przytaknął  zaskoczony  i  wiedząc,  że  nie  zdoła  wyrazić  swego  zachwytu 

słowami, wyrzucił z siebie tylko: 

– Mogłaś mnie uprzedzić. 

Stanęła  naprzeciw  niego  i  zaczęła  powoli  rozpinać  guziki  jego  koszuli. 

Wstrzymał  oddech,  gdy  dotarła  do  najniższego  guzika  i  zsunęła  dłoń  na 

spodnie, muskając przy tym koniuszkami palców mięśnie jego brzucha. 

– Chciałam cię zaskoczyć. 

RS

background image

 

63 

Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy zaczęła mu rozpinać pasek od 

spodni.  Kobiety,  z  którymi  zadawał  się  w  przeszłości,  były  zimne  jak  lód. 

Żadna z nich nigdy go nie rozebrała. 

–  Jak  zawsze...  Ale  ja  też  cię  zaskoczę.  –  Upadł  plecami  na  łóżko, 

pociągając ją za sobą. 

– Tak już lepiej. – Usiadła, obejmując udami jego nogi i głaszcząc tors. – 

To najbardziej odpowiednia pozycja dla kobiety – dodała. 

–  Nigdy  nie  spotkałem  kogoś  takiego  jak  ty  –  odparł,  jednocześnie 

chwytając jej ręce, by nie doprowadziła go do granic ekstazy. 

–  A  ja  takiego  mężczyzny...  mężu.  –  Nachyliła  się  i  pocałowała  go  w 

usta, wsuwając język między wargi i oczekując bardziej śmiałych pieszczot. 

Steve  przyjął  wyzwanie.  Zręcznym  ruchem  obrócił  na  plecy  swą 

czarującą  małżonkę  i  znalazł  się  nad  nią.  Niech  zobaczy,  kto  tu  jest  szefem. 

Amber  patrzyła  na  niego  i  wciąż  do  niej  nie  docierało,  że  ten  niezwykle 

seksowny mężczyzna jest jej mężem. 

–  Powiesz  mi  coś  jeszcze?  –  Pieścił  jej  szyję  ustami,  a  Amber  aż 

zakręciło się w głowie. 

–  Nie  ma  mowy.  –  Drżała  z  podniecenia,  gdy  zsunął  jej  koszulę  nocną, 

odsłonił ramię i pokrył żarliwymi pocałunkami. 

– W co ty się ubierasz? 

–  W  coś  bardzo  kuszącego  –  westchnęła  i  uniosła  biodra,  gdy  Steve 

zaczął ściągać jej koszulę. 

– Wolę jednak to, co jest pod spodem, kochanie. 

– Chcę, żebyś mnie chciał... mężu. Co to jest? – Zauważyła w jego ręku 

małą paczuszkę – To nie będzie potrzebne – dodała – biorę pigułki. A ty jesteś 

zdrowy, prawda? 

Nagłym pocałunkiem zamknął jej usta. 

RS

background image

 

64 

– Nie chcę narażać cię nawet na najmniejsze ryzyko. Jesteś moją żoną. 

Uśmiechnęła się, powoli odkrywając swą moc. 

– Więc zacznij wypełniać obowiązki męża. 

– Wszystko, czego chcesz, kochanie. 

Wiedziała,  że  to  pieszczotliwe  słowo  nic  jeszcze  w  jego  ustach  nie 

znaczyło,  ale  i  tak  zrobiło  jej  się  miło.  Chciała  intensywnie  przeżyć  każdą 

sekundę,  zapamiętać  jak  najwięcej,  by  mieć  co  wspominać.  Za  jakiś  czas 

będzie wracała do tych wspomnień, jak ogląda się album ze zdjęciami... 

Potem  oszołomiona  i  nasycona  wyciągnęła  się  pod  nim,  czując  miłe 

zmęczenie. 

– Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach i filmach. 

Steve  zsunął  się  z  niej  i  położył  obok.  –  Nam  wszystko  może  się 

przydarzyć. Amber desperacko chciała mu wierzyć. Miała cichą dzieję, że i on 

zapamięta na zawsze te chwile. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

65 

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 

Amber  zawsze  była  marzycielką.  Wyobrażała  sobie  różne  sytuacje  i 

sceny, by jakoś przebrnąć przez nudne lata szkolne. Potem marzenia łagodziły 

jej smutek i żal po śmierci matki. 

Najczęściej  bohaterem  tych  marzeń  był  przystojny  i  bogaty  mąż,  który 

zabrałby ją do pięknej rezydencji i otoczył miłością. 

Westchnęła,  gdy  Steve,  wychodząc  do  pracy,  pocałował  ją  na 

pożegnanie. Niesamowite, ale wiele z jej marzeń właśnie się ziściło. 

Niestety,  równocześnie  potwierdziły  się  jej  wcześniejsze  obawy.  Steve 

traktował ją w łóżku jak księżniczkę, za to w ciągu dnia odgradzał się od niej 

murem  i  zachowywał  grzecznie,  lecz  z  dystansem.  Chciała,  żeby  był  jak 

otwarta  książka,  w  której  mogłaby  bez  trudu  czytać.  Owszem,  traktował  ja 

całkiem dobrze, ale funkcjonowali jak znajomi, a nie jak mąż i żona. Czego się 

właściwie  spodziewała?  Że  zakocha  się  w  niej  tak  szalenie  i  nierozsądnie  jak 

ona w nim? 

Mimo  wcześniejszych  postanowień  zaangażowała  się  uczuciowo 

bardziej,  niż  oczekiwała.  Nie  była  to  oczywiście  jego  wina.  Traktował  ją 

chłodno, niemal jak obcą osobę, a ona nauczyła się odpowiadać tym samym. 

A  teraz,  co  gorsza,  miała  się  spotkać  z  jego  rodziną  i  udawać,  że  jej 

małżeństwo ze Steve'em jest niezwykle udane, wprost idealne. Czy uda jej się 

wejść w tę rolę? 

Na  szczęście  wesołe  miasteczko  zaczęło  dobrze  prosperować  dzięki 

pokaźnym  zastrzykom  gotówki.  W  tej  dziedzinie  Steve  wywiązywał  się  z 

obietnicy. Współpracowała ściśle z ojcem, budując stabilne fundamenty firmy. 

Zajęła  się  zbieraniem  danych  potrzebnych  do  opracowania  własnego 

biznesplanu,  nie  dzieląc  się  jednak  tym  z  mężem.  Chciała  pokazać  mu  już 

RS

background image

 

66 

gotowy projekt, ale bała się ośmieszyć. Oby Steve jej nie wykpił, bo włożyła w 

tę pracę sporo wysiłku. 

Przestraszył  ją  dzwonek  telefonu.  Zamknęła  szybko  katalog  z  ofertami 

lokali użytkowych do wynajęcia i podniosła słuchawkę. Usłyszała głos Steve'a. 

– Nie zapomnij, że o drugiej mamy samolot do Melbourne. Bądź gotowa 

o dwunastej. – Szorstka instrukcja nie poprawiła jej nastroju. Amber obudziła 

się rano przygnębiona, zapewne z powodu coraz częstszych ponurych refleksji 

na  temat  ich  małżeństwa.  Ciążyło  jej  wieczne  dostosowywanie  się  do 

oczekiwań męża, nie przywykła też do wysłuchiwania rozkazów. 

– Mam swoje plany. Mówiłeś, że spotkamy się później. 

– To je zmień. – Przeklął pod nosem, szeleszcząc papierami, jakby chciał 

podkreślić, że nie ma dla niej czasu. 

Opanowała pokusę, by po prostu odłożyć słuchawkę. 

–  A  co,  jeśli  nie  mogę  ich  zmienić?  –  Miała  umówione  spotkanie  z 

agentem  w  sprawie  wynajmu  lokalu.  Wreszcie  spełni  marzenie  o  własnym 

sklepie z olejkami do aromaterapii. Tym razem się uda. 

Na chwilę zapanowała pełna napięcia cisza, wreszcie Steve oznajmił: 

– Musisz być gotowa na dwunastą. Nie mogę dłużej rozmawiać. 

Rozłączył  się,  nim  zdążyła  odpowiedzieć.  Miała  dziką  ochotę  rzucić 

słuchawką  o  ścianę.  Zamiast  tego  zadzwoniła  do  agenta  i  poprosiła  o 

przesunięcie spotkania na wcześniejszą godzinę. 

Steve  zwykle  rozkwitał,  działając  pod  presją.  Wytrwale  dążył  do 

realizacji coraz ambitniejszych przedsięwzięć. Więc dlaczego nowa filia, którą 

otworzył  w  Brisbane,  nie  sprawiała  mu  satysfakcji?  Klienci  dobijali  się  do 

drzwi,  zatrudnił  najlepszych  prawników,  wynajął  biuro  za  niewielkie 

pieniądze.  I  to  wszystko  zrobił  w  ciągu  dwóch  tygodni.  A  jednak  odczuwał 

niepokój. Zapewne z powodu oddalenia od domu. 

RS

background image

 

67 

Potrząsnął  głową,  chcąc  odegnać  myśli  o  Amber;  o  ich  pełnych 

namiętności  nocach  i  jej  potarganych  rano  włosach.  Najchętniej  spędzałby  z 

nią  cały  dzień.  Nie  lubił  tego  momentu,  kiedy  musiał  wyjść  do  pracy.  Chyba 

rzuciła na niego urok. 

Nie  wtrącał  się  w  jej  sprawy,  ona  z  kolei  szanowała  jego  potrzebę 

samotności,  co  bardzo  mu  się  podobało.  Tylko  dlaczego  miał  poczucie 

zagubienia,  gdy  zbyt  długo  jej  nie  widział?  I  dlaczego  coraz  częściej  patrzyła 

na niego tak, jakby ją krzywdził? 

Powiedział  jej  na  samym  początku,  że  nie  zamierza  się  angażować 

uczuciowo.  Dlaczego  zatem  zachowywała  się,  jakby  oczekiwała  od  niego 

znacznie więcej i była rozczarowana? 

Im  prędzej  doczekają  się  dziecka,  które  zaabsorbuje  Amber,  tym  lepiej. 

Dziecko spowoduje, że Amber odwróci uwagę od niego, a on uzyska pewność, 

że spadek po babci, całkiem pokaźny, nie wpadnie w chciwe ręce matki. 

Nie  mógł  się  skupić  na  pracy,  dlatego  schował  dokumenty  i  powiedział 

recepcjonistce,  że  dzisiaj  wychodzi  wcześniej.  Zamierzał  tego  dnia  złożyć 

wizytę babci, przedstawić Amber matce, a wieczorem wrócić do Brisbane. Nie 

chciał narażać Amber na dłuższe przesłuchanie ze strony matki. Jeżeli  Amber 

przetrwa  tę  wizytę,  wykaże  się  wyjątkowym  hartem  ducha.  Uśmiechnął  się, 

gdy przypomniał sobie, że Amber zasięgała w tej sprawie porady kart tarota. 

Usiadł  na  tarasie  kawiarenki  i  zamówił  kawę,  czekając  na  żonę.  Nagle 

spostrzegł we wnętrzu znajomą postać. Znajome blond włosy, ale też czerwona 

bluzka,  w  której  nigdy  dotąd  jej  nie  widział.  Amber  pochylała  się  w  stronę 

młodego mężczyzny w garniturze i rozmawiała z nim wesoło. Co gorsza, strój 

podkreślał  jej  zgrabną  figurę.  Steve  doszedł  do  wniosku,  że  jego  żona  jest 

ubrana zbyt wyzywająco... 

RS

background image

 

68 

Miał  ochotę  podejść  do  nich  i  stłuc  tego  gościa  na  kwaśne  jabłko. 

Zamiast tego  wypił kilka łyków kawy i zamówił  whisky. Patrzył osłupiały na 

flirtującą Amber, która jakby odżyła w towarzystwie tego mężczyzny. Dawała 

mu przy tym jakieś dokumenty. 

Steve'a ogarnęła wściekłość. Nie pozwoli, żeby robiła z niego durnia. To 

takie  miała  „plany"!  A  on,  głupi,  myślał,  że  chodziło  o  ojca  i  wesołe 

miasteczko... 

Z hukiem odstawił filiżankę. Widać Amber podobna była do jego matki. 

Wprawdzie  ich  małżeństwo  było  układem  i  zgodziła  się  na  nie  w  zamian  za 

uratowanie firmy ojca, ale po cichu żywił nadzieję, że  żona obdarzy go nieco 

cieplejszymi  uczuciami.  No  cóż,  pora  zaakceptować  fakty,  nawet  te  niezbyt 

przyjemne. Im szybciej, tym lepiej. Niestety, Amber była taka, jak jego matka, 

która nie przebierała w środkach, żeby osiągnąć cel. Odkąd uświadomił sobie, 

że matka go nie kocha, stracił do niej serce. Dlaczego żona miałaby być inna? 

Rzucił  wrogie  spojrzenie  w  kierunku  Amber,  odwrócił  się  i  powoli 

uspokoił. 

Amber  nie  umiała  ukryć  radości.  Spotkanie  z  agentem  udało  się  lepiej, 

niż  mogła  oczekiwać.  Gdy  powiedziała  mu,  że  nie  ma  czasu  na  obejrzenie 

lokalu,  zaproponował  spotkanie  w  kawiarni  i  dostarczenie  planów.  Była  pod 

wrażeniem  jego  profesjonalizmu.  Wprawdzie  nie  było  już  czasu,  by  Steve 

przyjrzał się planom, ale wystarczyło, że pomoże jej od strony prawnej. 

Poderwała się radośnie, gdy Steve wszedł do środka, jak zwykle uroczy i 

pociągający. 

–  Cześć.  Jak  miło  cię  widzieć  –  powiedziała  uradowana.  Steve  cisnął 

aktówkę na siedzenie i obrzucił Amber lodowatym spojrzeniem, wprawiając ją 

w osłupienie. 

– Niezła gadka – warknął. 

RS

background image

 

69 

Uśmiechnęła  się  zdezorientowana,  ale  nie  zraziła  się.  Czasami  po 

powrocie z pracy bywał bardzo zrzędliwy. 

– Zawsze się cieszę, gdy cię widzę. Mamy wiele do omówienia. 

– Nie wątpię – odburknął. 

Ku  jej  zdumieniu  podszedł  do  kontuaru  i  zamówił  szklankę  whisky. 

Dotychczas  wypijał  jedynie  mały  kieliszek  wina  przed  snem,  teraz  jednak, 

mimo wczesnej pory, opróżnił szklankę trzema dużymi łykami... 

– Czy wszystko w porządku? 

Spojrzał  na  pustą  szklankę  a  następnie  na  Amber.  Wyraz  jego  oczu 

naprawdę ją przestraszył. 

– To ty mi powiedz, czy wszystko w porządku. 

– Nie wiem, o czym mówisz. – Chłód w oczach Steve'a zamroziłby nawet 

wulkan. 

–  Dobrze  wiesz.  –  Ściskał  w  dłoni  szklankę,  jakby  chciał  ją  zgnieść.  – 

Powiedz mi o swoich planach! 

Westchnęła z ulgą. A więc złościł się, bo zbyt długo trzymała wszystko w 

tajemnicy. – A skąd o nich wiesz? Roześmiał się z goryczą. 

–  Łatwo  się  zorientować,  gdy  afiszujesz  się  z  nimi  publicznie.  A  twój 

strój  i  makijaż  mają  z  pewnością  zrobić  wrażenie  na  mężu.  –  Jego  gorycz 

ustąpiła  miejsca  ironii.  Nagle  uświadomił  sobie,  że  reaguje  w  tej  chwili  jak 

prawdziwy zazdrośnik. 

Amber wściekła się nie na żarty. Nie miał do niej zaufania. I pewnie źle o 

niej myślał, oczywiście z wyjątkiem chwil spędzanych razem w sypialni... 

Uniosła dumnie głowę i spojrzała na niego. 

–  Właśnie  zamierzałam  ci  powiedzieć  o  wyniku  mego  spotkania  z 

agentem w sprawie wynajmu lokalu na sklep. I dlatego tak się ubrałam. No, ale 

dziękuję ci za zaufanie. 

RS

background image

 

70 

Pobladł,  wyprostował  ramiona  i  ostrożnie  postawił  szklankę  na 

kontuarze. 

– Jakiego sklepu? 

–  Mojego,  z  olejkami  do  aromaterapii.  Przygotowałam  szczegółowy 

biznesplan i  chciałabym,  żebyś  go  sprawdził.  –Nie  dodała  „ty  kretynie",  choć 

miała ochotę. Brak zaufania dotknął ją bardziej, niż się spodziewała. 

–  Chcesz  zrobić  interes  na  śmierdzących  olejkach?  –  już  nie  mógł  być 

bardziej sceptyczny, nawet gdyby próbował. 

–  Nie  powinieneś  tak  mówić.  –  Odwróciła  się  i  odeszła,  żeby  nie 

zobaczył  łez  napływających  jej  do  oczu.  Nie  dość,  że  oskarżał  ją  o  zdradę  i 

oszustwo, to jeszcze wyśmiewał jej marzenia. Nigdy mu tego nie wybaczy. 

Słyszała  jego  kroki  na  lśniącej,  wypolerowanej  posadzce.  Podszedł 

bardzo blisko. 

–  Porozmawiajmy  o  tym.  –  Położył  jej  rękę  na  ramieniu  i  próbował  ją 

odwrócić ku sobie. 

– Zostaw mnie. – Wyrwała się i pobiegła do schodów.  

Na  szczęście  nie  poszedł  za  nią,  chociaż  w  głębi  ducha  chciała,  by  ją 

przeprosił,  a  następnie  wziął  w  ramiona,  pocałował  i  podtrzymał  na  duchu. 

Zamiast tego, usłyszała zwyczajową komendę: 

– Nie zapomnij, że za piętnaście minut jedziemy na lotnisko! – Patrzył na 

nią srogo, ale czuł się jak idiota. Przez wiele lat praktyki postępował z finezją 

dzikusa: wiele żądał, nie dając nic w zamian. I jak dotąd było mu z tym dobrze. 

Do licha, przecież ją zranił. Widział łzy w jej oczach, gdy od niego odchodziła. 

Czuł  się  winien.  Na  swoje  usprawiedliwienie  miał  tylko  tyle,  że  okoliczności 

wskazywały  na  jej  potajemne  spotkanie  z  innym  mężczyzną.  No  i  co  z  tego? 

Nie powinien być zazdrosny. 

RS

background image

 

71 

Dlaczego  jej  nie  ufał?  Hm,  był  łatwowierny  tylko  jako  dziecko.  Ufał 

pustym  obietnicom  matki  i  doznał  zawodu,  gdy  nie  puściła  go  na  pierwszy 

mecz piłkarski czy pierwsze regaty wioślarskie. Postanowił wtedy, że już nigdy 

nikomu  bezkrytycznie  nie  zaufa,  a  zwłaszcza  żadnej  kobiecie.  Miał  zresztą 

wzorzec  takiego  postępowania.  Jego  babcia,  którą  bezgranicznie  kochał,  też 

nikomu nie ufała, nawet jedynemu wnukowi. 

Gdyby 

było 

inaczej, 

zapisałaby 

spadek 

Steve'owi, 

zamiast 

nieistniejącemu prawnukowi. Żartowała często, że wolałaby, żeby Steve raczej 

zarządzał  majątkiem  spadkowym  niż  z  niego  korzystał.  Jednak  tak  naprawdę 

obawiała  się,  że  Steve  nie  znajdzie  dość  siły  i  odwagi,  by  przeciwstawić  się 

matce w sprawach finansowych. 

Po  prostu  nauczył  się  mieć  twarde  serce  i  panować  nad  uczuciami.  Tak 

było bezpieczniej i łatwiej. 

A  teraz  zranił  jedyną  osobę,  która  mogła  zmienić  jego  nastawienie  do 

świata. Kobietę, dzięki której uczył się znowu ufać. I kochać... 

Głupi  Rockwell...  Tenże  głupi  Rockwell  wlókł  się  teraz  po  schodach  i 

miał  nadzieję,  że  uda  mu  się  naprawić  zniszczenie,  jakiego  dokonał.  Zranił 

boleśnie Amber, choć była ostatnią osobą na ziemi, która na to zasługiwała. 

Amber  przyjęła  jego  przeprosiny,  gdyż  wiedziała,  jak  dużo  muszą  go 

kosztować.  Niestety,  nie  pochwalił  pomysłu  ze  sklepem,  jej  wielkiego 

wieloletniego marzenia, które dopiero teraz miała szansę zrealizować.  I nawet 

nie chodziło o to, że tak powiedział. Po prostu wyczuła jego brak entuzjazmu. 

Zamiast zainteresować się szczegółami i zaoferować pomoc, wyśmiał jej plan, 

zanim  zdążyła  pochwalić  się  efektami  ciężkiej  pracy.  Zostawił  ją  w  prze-

konaniu,  że  ten  pomysł  jest  zły.  I  to  było  najgorsze.  Cóż,  będzie  sama 

realizować swoje marzenie, ostatecznie jest do tego przyzwyczajona. 

RS

background image

 

72 

– Jesteśmy na miejscu – powiedział Steve, gdy taksówka zatrzymała się 

przed imponującą bramą z kutego żelaza. 

Amber  wyciągnęła  szyję,  by  przyjrzeć  się  domowi,  w  którym  jej  mąż 

spędził  dzieciństwo.  Jednak  rezydencja  państwa  Rockwell  ukryta  była  pod 

wysokimi dębami i z tego miejsca nie mogła jej zobaczyć. 

Była pełna obaw i  zapewne  w tej chwili  żadne lekarstwo na świecie nie 

zdołałoby uspokoić jej nerwów. Steve obiecywał, że będzie cały czas przy niej, 

ale  nie  zmieniało  to  faktu,  że  nie  należała  do  tego  świata.  Nie  pasowała  tutaj 

jako  żona  nieprzyzwoicie  bogatego  prawnika,  w  dodatku  udająca  wielką 

miłość i oddanie. 

–  Wszystko  w  porządku?  –  zapytał  Steve.  Wziął  ją  za  rękę,  gdy 

wysiadała z taksówki. 

Przytaknęła wdzięczna, że rozumie, co ona w tej chwili czuje. 

– Pójdziemy teraz odwiedzić babcię, a potem kogoś, kto jest w gorszym 

stanie. – Jego poważny ton peszył ją i napełniał obawą. 

–  Czy  z  twoją  matką  jest  aż  tak  źle?  –  zapytała,  ze  strachu  ściskając 

mocno jego rękę. 

– Znacznie gorzej – odparł – ale nie martw się. Za kilka godzin wrócimy 

do domu. 

Amber  rozpamiętywała  te  słowa,  gdy  wchodziła  do  bogato  zdobionego 

holu  rezydencji,  starając  się  nie  gapić  na  otoczenie.  Wiedziała,  że 

Rockwellowie  są  bogaci,  ale  Steve  nigdy  nie  opowiadał  jej  o  wysokich 

sufitach,  z  których  zwisały  kryształowe  żyrandole,  ścianach  pokrytych 

obrazami czy schodach, jakich nie powstydziłaby się sama Scarlett O'Hara. Nie 

mówiąc już o marmurowych posadzkach, po których niemal bała się stąpać. 

–  Co?  Nie  macie  tu  służby?  –  zapytała,  by  jakoś  rozładować  napięcie  i 

zminimalizować stres. 

RS

background image

 

73 

Steve  machnął  tylko  ręką.  Weszli  do  dużego  salonu  wypełnionego 

rzeźbionymi  krzesłami  i  bezcennymi  antykami.  Prowadził  ją  przez  labirynt 

bibelotów,  które  musiały  kosztować  fortunę.  To  już  nie  był  dobrobyt  –  to  był 

wręcz nieprzyzwoity luksus. Amber przekazała swoje drobne oszczędności na 

pomoc  dla  sierot  w  Nepalu.  Pieniądze,  jakie  tu  włożono  w  umeblowanie, 

wystarczyłyby na jedzenie i ubranie dla tych dzieci przez całe lata. 

Przyjmując maskę obojętności, zapytała męża: 

– Czy to właśnie jest twój rodzinny dom? To? 

Steve zmarszczył brwi, jakby odczuł boleśnie tę złośliwość. 

– Przez długi czas nim nie był. Być może nigdy. 

– Nie lubisz go? – zdziwiła się, gdyż Steve rzadko wspominał o rodzinie, 

a  to  co  w  końcu  udawało  się  z  niego  wydobyć,  brzmiało  niezwykle 

enigmatycznie. 

Uniósł brwi. 

– A ty co o nim myślisz? 

Amber  rozejrzała  się  raz  jeszcze,  ponownie  uderzona  chłodem  tego 

miejsca. Wyglądało ono raczej na muzeum niż na dom. 

–  Z  pewnością  nie  jest  to  miejsce  dla  dzieci.  –I  ja  tak  myślę.  Chodź, 

przywitamy się z nią.  

Pociągnął ją za rękę. Chętnie poszła za nim, opuszczając 

miejsce, w którym czuła się jak w grobowcu. 

Prowadził  ją  przez  kilka  korytarzy,  z  których  każdy  wyłożony  był 

mahoniowym drewnem, aż doszli do tylnej części rezydencji. 

– To tutaj – otworzył kolejne drzwi. 

Amber stanęła, zachwycona pięknem niewielkiego saloniku oświetlonego 

słońcem,  które  wpadało  przez  okna  sięgające  od  sufitu  do  podłogi.  Wazony 

pełne róż, ustawione na stołach, jeszcze bardziej rozświetlały przestrzeń, a sofa 

RS

background image

 

74 

koloru  kremowego  z  rozrzuconymi  złotymi  poduszkami  oraz  gustowny  stolik 

dopełniały całości. 

–  Jak  tu  ładnie  –  powiedziała  Amber,  mając  nadzieję,  że  harmonia 

wystroju odpowiada charakterowi zamieszkującej tu osoby. 

Steve  uśmiechnął  się  w  sposób,  który  tak  lubiła,  i  jej  obawy  nagle 

rozproszyły się niczym poranna mgła. 

– Uwielbiam ten salon. Gdy babcia przyjechała do nas, odnowiła niektóre 

pokoje. To jedyne miejsce w domu, gdzie czuję się dobrze. 

– Rozumiem cię. Ja też dobrze się tu czuję. 

Spojrzała na niego i zobaczyła, że nadal się uśmiecha. To wprawiło ją w 

radosny nastrój. 

–  Nie  będziesz  już  nigdy  umawiała  się  z  facetami  za  moimi  plecami  i 

ubierała się dla nich tak atrakcyjnie?– spytał żartobliwym tonem. 

Westchnęła i uniosła głowę. 

–  Każde  miejsce  ma  swoją  aurę.  Aura  tego  miejsca  łagodzi  konflikty  – 

dodała pojednawczo. 

Magia  otoczenia,  uśmiech  Steve'a  oraz  uczucia,  jakie  do  niego  żywiła, 

sprawiły, że zapomniała o ich dzisiejszej sprzeczce. 

– Steven, czy to ty? – dobiegł ich słaby głos. 

– Tak, babciu, to ja. Chcę ci kogoś przedstawić. – Spojrzał na Amber, a 

gdy  dotknął  palcami jej policzka,  jego  oczy  raptownie  pociemniały.  –  Nic  się 

nie bój, to dobra kobieta – dodał szeptem. 

Amber przełknęła ślinę, starając się uspokoić szybko bijące serce i zebrać 

odwagę  przed  spotkaniem.  Weszła  za  nim  do  sypialni,  stanowiącej  prawie 

lustrzane  odbicie  salonu.  Długie  zasłony  były  całkowicie  odsunięte,  a 

współgrająca kolorystycznie narzuta przykrywała wielkie łoże z baldachimem. 

RS

background image

 

75 

Leżała  w  nim  drobna,  krucha  kobieta  o  potarganych,  siwych  włosach.  Gdy 

weszli, podniosła się i usiadła, a następnie przyjrzała się Amber uważnie. 

–  Ty  musisz  być  Amber.  Podejdź  tu  bliżej,  moje  dziecko,  niech  ci  się 

wreszcie przyjrzę. 

Amber, nieco zawstydzona, wysunęła się kilka kroków do przodu. 

– Miło mi panią poznać, pani St John. 

Starsza dama uśmiechnęła się i uścisnęła jej rękę z zadziwiającą siła. 

–I ja również się cieszę. Jak cię traktuje mój wnuk? Mów śmiało, nie bój 

się. 

Amber  zauważyła  przebiegły  błysk  w  oczach  starszej  pani.  Babcia 

Steve'a była osłabiona chorobą, ale zachowała bystry umysł. 

–  Lubię  życie  małżeńskie  i  wszystkie  związane  z  tym  wyzwania  – 

odpowiedziała w nadziei, że wykpi się tą półprawdą. 

–  Nie  odpowiedziałaś  na  moje  pytanie  –  starsza  pani  podniosła  lekko 

głos.  –  O  ile  wiem,  wasze  małżeństwo  zostało  zawarte  w  pośpiechu.  Czy  jest 

coś,  o  czym  powinnam  wiedzieć?  –  Popatrzyła  na  jej  brzuch  a  następnie 

znacząco na Steve'a. 

Amber  także  spojrzała  na  Steve'a,  który  dyskretnie  zaprzeczył  ruchem 

głowy. 

– Nie, nie jestem w ciąży. Po prostu Steve błyskawicznie zawrócił mi w 

głowie.  –  Miała  nadzieję,  że  ta  odpowiedź  usatysfakcjonuje  babcię. 

Przynajmniej to drugie było prawdą. 

Starsza pani chrząknęła. 

– Cieszę się, słysząc, że jesteś szczęśliwa. Nie czekajcie z dzieckiem zbyt 

długo. Nie będę przecież wiecznie żyła, prawda? 

Rozmowa  zaczęła  według  Steve'a  zmierzać  w  niepożądanym  kierunku. 

Postąpił krok do przodu, zdecydowany przejąć inicjatywę. 

RS

background image

 

76 

– Wystarczy już, babciu, powiedz lepiej, jak twoje zdrowie. – Pochylił się 

i ucałował ją. Wyglądał przy niej jak olbrzym. 

–  Czuję  się  tak,  jak  można  było  się  spodziewać.  Nowotwór  wykańcza 

mnie  szybciej  niż  twoja  matka  –  uśmiechnęła  się  szeroko,  a  jej  mizerna  i 

pokryta zmarszczkami twarz rozpromieniła się. 

Amber  przełknęła  łzy,  przypominając  sobie  ostatni  dzień  życia  swej 

matki i jej ostatnie słowa: bądź, dziecko, szczęśliwa bez względu na to, co cię 

spotyka. 

Teraz,  gdy  patrzyła  na  męża  pochylonego  nad  babcią,  po  raz  setny 

zastanawiała  się,  czy  postąpiła  właściwie.  Wychodząc  za  Steve'a,  poszła  za 

głosem serca w nadziei, że mąż kiedyś ją pokocha. Miłość bez wzajemności to 

piekielne tortury... 

Steve wstał i wziął ją za rękę, 

– Musimy iść. Babcia jest już zmęczona. Starsza pani uśmiechnęła się do 

niej. 

– Jesteś piękna jak marzenie, a Steve to prawdziwy szczęściarz. Opiekuj 

się moim wnukiem. 

Pod  wpływem  impulsu  Amber  schyliła  się  i  pocałowała  ją  w  bladziutki 

policzek. 

–  Było  mi  bardzo  miło  panią  poznać.  Proszę  dbać  o  swoje  zdrowie.  – 

Może te słowa nie były zbyt zręczne, ale pochodziły prosto z serca. 

Amber  wiedziała,  że  pomyślnie  zdała  pierwszy  test.  Gdyby  spotkanie  z 

teściową przebiegło równie gładko... Tymczasem Steve uściskał babcię. 

– W przyszłym tygodniu znów będę w Melbourne, zatem do zobaczenia. 

Starsza  pani pomachała  im na  pożegnanie  i  uroniła  łezkę,  gdy  zamykali 

za sobą drzwi. 

RS

background image

 

77 

–Jest niesamowita – powiedziała szeptem Amber, z przejęciem ściskając 

rękę Steve'a. Rzadko dotykali się poza sypialnią. Chyba już najwyższy czas, by 

coś zmienić w tej kwestii. 

Wiedziała,  że  Steve  pod  maską  chłodu  skrywa  wielką  pasję.  Należało 

tylko  sprawić,  by  zechciał  ją  uwolnić.  Zrozumiała,  że  w  takim  domu  jak  ten 

trudno było okazywać uczucia. Przecież nie okazuje się emocji w muzeum czy 

w mauzoleum. Na szczęście wiedziała, jak to zmienić. 

–  Jest  wspaniała,  to  prawda.  Chciałbym,  cholera,  coś  dla  niej  zrobić.  – 

Zmarszczył z namysłem brwi. 

Miała  ochotę  dodać  mu  otuchy  jakimś  czułym  gestem.  Jej  serce 

emanowało ciepłem i zrozumieniem. 

– Po prostu trwaj przy niej. A jeśli będzie czegoś chciała, zrób to. 

Steve  rozejrzał  się  wokoło,  pragnąc  ukryć  zmieszanie.  Widziała,  że  od 

wejścia do sypialni babci zachowywał się jakoś dziwnie. Ale właściwie było to 

w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Musiał siedzieć i patrzeć, jak umiera jedyna 

osoba, którą kochał. To straszne! 

–  Próbuję,  wierz,  mi,  że  próbuję.  –  Wyglądał,  jakby  chciał  powiedzieć 

coś więcej, ale zrezygnował. 

Zauważyła  też,  jak  zaczerwienił  się, gdy  babcia  wspomniała  o dziecku  i 

jak  gwałtownie  zaprzeczył,  gdy  pytała,  czy  Amber  jest  w  ciąży.  Jeszcze  nie 

rozmawiali o dzieciach, dlatego nie wiedział, że marzyła o pokaźnej gromadce 

potomstwa. Co więcej, chciała, by  w ich związku zapanowała miłość, jeszcze 

zanim dzieci przyjdą na świat. 

Na  razie  ich  małżeństwo  było  układem,  o  czym  przypominał  jej 

codziennie swoim zachowaniem. W uporządkowanym życiu Steve'a brakowało 

miejsca i czasu na miłość. 

– Gotowa na spotkanie z teściową? 

RS

background image

 

78 

Amber przytaknęła. To co, że czuła się tak, jakby miała za chwilę stanąć 

przed  plutonem  egzekucyjnym?  Zrobiła  już  gorszą  rzecz:  wyszła  za  mąż  za 

człowieka, którego prawie nie znała. A teraz oczekiwała, że on ją pokocha... 

W  porównaniu  z  tym  spotkanie  z  nieznaną  jej  panią  Rockwell  będzie 

całkiem łatwe. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

79 

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Amber  zamknęła  oczy  i  odetchnęła  głęboko,  gdy  samolot  wreszcie 

wystartował.  Była  skrajnie  wyczerpana  –  tak  właśnie  czuła  się  po  wieczornej 

herbacie  z  Georgią  Rockwell.  Jak  –  osoba  okładana  pięściami,  zastraszana, 

przesłuchiwana, a następnie starannie przeżuta i wypluta. Lub jeszcze gorzej. 

Od pierwszej chwili ta kobieta, ubrana jak z żurnala, przyszpiliła synową 

wzrokiem.  Patrzyła  na  nią  jak  na  trędowatą.  Oczywiście  była  cały  czas 

grzeczna i jakże wykwintna. Nienaganna fryzura, elegancki kostium, dyskretna 

biżuteria,  piękne  szpilki.  Amber  czuła  się  jak  woskowa  lalka  nakłuwana 

tysiącem  igieł.  Steve  powinien  dostać  medal  za  to,  że  w  ogóle  utrzymywał 

kontakt z rodzicielką. 

–  Czy  chciałabyś  coś  zjeść?  –  Oschły  ton  Steve'a  jeszcze  bardziej  ją 

zirytował.  Miała  ochotę  krzyczeć  i  wyć.  Dlaczego  spotkała  ją  taka 

niesprawiedliwość?  Dlaczego  została  tak  upokorzona?  To  wszystko  przez 

niego. 

Otworzyła oczy i obrzuciła go oskarżającym spojrzeniem. 

– Nie jestem głodna. 

–  A  może  napijemy  się  czegoś?  Wygląda  na  to,  że  jeden  mały  drink 

dobrze  by  ci  zrobił.  –  Gdyby  się  uśmiechnął,  uderzyłaby  go.  –  Co  ja  znowu 

przeskrobałem?  –  Próbował  zrobić  minę niewiniątka,  ale  jakoś kiepsko  mu to 

wychodziło.  Nic  dziwnego,  skoro  miał  takie  świdrujące  spojrzenie,  które 

przenikało do głębi jej duszy. 

–  Mogłeś  mnie  uprzedzić.  –  No  dobrze,  uprzedził  ją,  ale  i  tak  nie  była 

przygotowana na spotkanie kogoś pokroju pani Rockwell. 

Uśmiech, który doprowadzał ją do furii, nagle zamarł. 

– Uprzedzałem, tylko nie słuchałaś. 

RS

background image

 

80 

–  Prawie  pożarła  mnie  żywcem!  –  Zatrzęsła  się  na  wspomnienie 

niechętnego spojrzenia teściowej, która aż zzieleniała, gdy dostrzegła obrączkę 

na  jej palcu  u nogi.  Wtedy  Amber  miała  ochotę  podciągnąć bluzkę  i pokazać 

jeszcze  kolczyk  w  pępku,  ale  porzuciła  ten  pomysł,  kierując  się  poczuciem 

przyzwoitości. 

–  Przestań  się  nią  przejmować.  Nie  warto  –  poradził  Steven.  Wziął  od 

stewardesy dwa kieliszki z winem i podał jeden Amber. – To ci dobrze zrobi – 

zapewnił. 

Pociągnęła  łyk  białego  barossa,  takiego  samego  wina,  jakie  pili podczas 

wycieczki jachtem. Lubiła je i mogła pić, kiedy tylko miała ochotę. Pomyślała, 

że  to  jedna  z  zalet  noszenia  nazwiska  Rockwell.  Inną  zaletą  były  podróże 

lotnicze  pierwszą  klasą.  Do  tego  też  łatwo  się  przyzwyczaiła.  Steve  odkrył 

przed  nią  świat  luksusu,  o  jakim nie  mogła  dotąd nawet  marzyć.  Niestety  nie 

dał jej najważniejszego – swego serca. 

–  Steve,  tak  naprawdę  to  niewiele  o  sobie  wiemy,  nie  sądzisz?  – 

Zauważyła, jak skulił się nagle i opuścił kąciki ust. 

– A co tu jest do poznawania – odburknął i odwrócił się do niej. 

–  Na  przykład  nie  znam  twoich  poglądów  na  temat  posiadania  dzieci,  a 

zastanawiałam się nad tym, jeszcze zanim zostałam twoją żoną. 

Nim odpowiedział, dopił resztę wina. 

–  Chcę  dziecka  –  powiedział  z  energią  wisielca,  a  ton  jego  głosu 

wskazywał, że wolałby pętlę na szyi niż wózek dziecięcy i pieluchy. 

– Powściągnij swój entuzjazm – powiedziała złośliwie. 

Wzięła  tygodnik  lotniczy  i  przerzuciła  kilka  kartek,  usiłując  ukryć 

narastające  rozczarowanie.  Właściwie  czego  się  spodziewała?  Że  skłoni 

mężczyznę, który kocha jedynie pracę, do świadomego ojcostwa? 

Steve delikatnie odebrał jej tygodnik. 

RS

background image

 

81 

–  Nie  złość  się  –  poprosił.  –  Wiesz  przecież,  na  czym  polega  nasze 

małżeństwo, ale rzeczywiście chcę dziecka. I to im szybciej, tym lepiej. 

– A to dlaczego? – zdumiała się Amber. 

– A czy ty byś nie chciała? – zręcznie odbił piłeczkę, odwracając wzrok. 

–  Skąd  o  tym  wiesz?  –  Nie  rozumiała,  skąd  ta  nagła  zmiana  w  jego 

nastawieniu. Steve od samego początku był dla niej zagadką. 

–  Widziałem,  jak  zajmujesz  się  dziećmi  w  wesołym  miasteczku.  Nie 

mówiąc  już  o  tym,  jak  zareagowałaś,  gdy  babcia  spojrzała  na  twój  brzuch  i 

zasugerowała,  że  jesteś  w  ciąży.  Jeśli  chcesz  dziecka,  to  nie  mam  nic 

przeciwko temu. 

W Amber wstąpiła nadzieja. 

–  Wychowanie  dziecka  to  poważna  sprawa.  Powinno  mieć  dwoje 

kochających rodziców, którzy zapewnią mu opiekę i bezpieczeństwo. 

– Czy myślisz, że nie potrafiłbym kochać dziecka? –Skrzyżował ręce na 

piersiach i spojrzał na nią groźnie. 

Przypomniała  sobie  rezydencję  Rockwellów  i  westchnęła  w  duchu.  To 

był  wielki  dom,  ale  bardzo  nieprzytulny,  zupełnie  pozbawiony  ciepła.  Czy 

mężczyzna wychowany w takich warunkach byłby dobrym ojcem? 

– Miłości nie można kupić, Steve. 

–  Nie?  –  Obrzucił  ją  przenikliwym  spojrzeniem,  jakby  chciał  w  ten 

sposób podkreślić, że on kupił sobie żonę. 

Amber wpadła w furię. Z trudem powstrzymała się, by nie rozbić mu na 

głowie tacy z obiadem. 

– Chcesz przeliczać uczucia na pieniądze?! 

–  Amber,  doceń  to,  co  mamy.  –  Musiał  chyba  zauważyć  jej  stan ducha, 

bo przez jego twarz przemknął wyraz bólu. 

RS

background image

 

82 

– Doceniam to. Ale to ty sugerujesz, że kupiłeś mnie za pieniądze, które 

dałeś ojcu na uratowanie firmy przed bankructwem. 

Jego czy zwęziły się i przybrały granatowy kolor. 

– A ty uskarżasz się na... 

Miała ochotę krzyczeć, ale zamiast tego wycedziła przez zaciśnięte zęby: 

–  Nie  kupiłeś  mnie,  bo  ja  nie  jestem  na  sprzedaż.  Nie  znoszę  być 

kontrolowana. Nie cierpię, gdy ktoś mówi mi, co mam robić. A najbardziej nie 

lubię,  jak  udajesz  świętoszka,  człowieka  bez  skazy  i  wmawiasz  mi,  że 

pragniesz dziecka, chociaż nasze małżeństwo to farsa. 

Popatrzył na nią, jakby zobaczył zjawę. 

– Skończyłaś? 

Jak on to zrobił? Nagle jego twarz zaczęła emanować chłodem, usta miał 

zaciśnięte w  wąską linię, a lekko uniesione brwi nadawały jego twarzy  wyraz 

błazna. Jak ona mogła zakochać się w takim facecie? 

Nic nie odpowiedziała, po prostu odwróciła się i zaczęła wyglądać przez 

okno. Miała nadzieję, że Steve zrozumie i zostawi ją w spokoju. 

– To jeszcze nie koniec, najdroższa. A przynajmniej nie na długo. 

Zmarszczyła  brwi,  gdy  pochylił  się  ku  niej.  Jego  głos  brzmiał 

uwodzicielsko. 

–  Kto  wie,  może  jeszcze  dziś  wieczorem  postaramy  się  o  dziecko?  – 

szepnął. 

Jej zły nastrój natychmiast prysnął. Na myśl o upojnej nocy ze Steve'em, 

przeniknął  ją  gorący  dreszcz.  Oczywiście  musiała  zachować  twarz,  więc 

szybko wzięła się w garść i nadal wytrwale go ignorowała. 

Steve pogodził się z sytuacją. Wyciągnął się w fotelu i zamknął oczy. 

Amber również zamknęła oczy i oddała się medytacji, ale tym razem nie 

udało jej się odzyskać spokoju ducha. 

background image

 

83 

A  co  gorsza,  nie  mogła  przestać  myśleć  o  tym,  jak  też  wyglądałoby  ich 

dziecko... 

Pomimo  późnego  powrotu  do  domu,  następnego  dnia  Steve  wyszedł  do 

biura wcześniej niż zwykle. Musiał oddalić się jak najszybciej od Amber, gdyż 

jej  zniewalający  urok  nie  pozwalał  mu  zebrać  myśli.  Jej  obecność  była 

niezwykle  przyjemna  i  nawet  po  wyjściu  z  domu  pamiętał  dotyk  jej  nagiego 

ciała  i  smak  ust,  ale  przecież  musiał  pracować,  musiał  być  chłodny, 

obiektywny, beznamiętny i skuteczny, bo tego wymagała jego profesja. 

Pomimo  ostrej  kłótni  w  samolocie,  Amber  przyjęła  go  w  sypialni  z 

otwartymi ramionami. A ściślej rzecz ujmując – pod prysznicem. 

Boże, co za kobieta. Ich małżeństwo z rozsądku stało się teraz związkiem 

opartym  na  wspaniałym  seksie.  Pragnął  tylko  żony,  nie  interesowały  go  inne 

kobiety.  To  go  martwiło  i  zarazem  napawało  lękiem.  Amber  nie  powinna  się 

domyślić,  jak  bardzo  się  od  niej  uzależnił.  Jeśli  wyczuje,  że  ma  nad  nim 

władzę, spróbuje to wykorzystać, tak jak jego matka. 

Ledwo wszedł do gabinetu, zadzwonił telefon. 

– Tak, Chelsea? – rzucił do słuchawki. 

– Dzwoni pańska matka.  

Zmarszczył czoło. 

– Proszę łączyć – powiedział niechętnie. 

– Steven, kochanie, jak to miło, że do mnie wpadłeś.  

Steve stłumił westchnienie. 

– Już od dawna planowaliśmy z Amber tę wizytę, mamo. 

–  Ach  tak...  Amber  –  zrobiła  dłuższą  pauzę,  a  Steve  wiedział,  że  za 

chwilę przystąpi do ataku. – Wygląda jak... Cyganka. 

– Właśnie to mi się w niej podoba najbardziej. 

– No tak, rozumiem, bo poza tym jest dość pospolita. 

RS

background image

 

84 

–  Mamo,  mówisz  o  mojej  żonie!  –  Złamał  ołówek,  jak  zawsze,  gdy 

rozmawiał z matką przez telefon. 

– Steven! Jak możesz?! Po tym, jak poznałam cię z tyloma atrakcyjnymi 

kobietami? A co się dzieje z Brianną? 

Steve skrzywił się szpetnie. Szczęście, że nikt z klientów nie widział go 

w  tej  chwili.  Matka  zawsze  prowokowała  go,  a  on  uciekał  w  dziecięce 

zachowania i pozwalał sobą manipulować. 

–  Nie  mam  teraz  czasu  na  rozmowę.  Czy  jest  jakiś  powód,  dla  którego 

dzwonisz,  czy  tylko  chciałaś  powiedzieć  kilka  paskudnych  rzeczy  o  mojej 

żonie? 

Chrząknęła znacząco. 

–  W  przyszłym  miesiącu  przyjeżdżam  do  Brisbane  na  pokaz  mody. 

Myślałam, że może chciałbyś o tym wiedzieć. Zgadłam? 

No świetnie, z pewnością będzie musiał jej towarzyszyć. Diabli nadali... 

– Oczywiście, mamo. Czy coś jeszcze? 

–  Babcia  poczuła  się  znacznie  lepiej  po  twojej  wizycie.  Być  może 

powinieneś przyjeżdżać częściej. 

Hm,  zatem  zaproszenie  nie  obejmowało  Amber.  Coś  takiego...  Poczuł, 

jak zalewa go fala złości. Nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że Ethel St John 

dochowała się takiej córki. 

–  Postaramy  się  przyjechać  do  Melbourne,  gdy  Amber  zakończy 

przygotowania  do  otwarcia  sklepu.  Na  razie  jest  to  niemożliwe.  –  Gdy  już 

kończył zdanie, zorientował się, że powinien podać inną wymówkę. Widać był 

bardziej zmęczony, niż sądził. 

–  Twoja  żona  otwiera  firmę?  –  spytała  z  taką  pogardą,  jakby  Amber 

zaczynała pracę striptizerki. 

RS

background image

 

85 

–  Tak,  otwiera  sklep.  A  teraz,  jeśli  pozwolisz,  chciałbym  wrócić  do 

pracy. 

– Sklep? – Steve odsunął słuchawkę od ucha, spodziewając się krzyku. – 

Nie dość, że ty parasz się czymś tak pospolitym i przyziemnym jak prawo, to 

jeszcze chcesz zrobić z żony sklepową? Czy ty zwariowałeś? 

Steve  uśmiechnął  się  rozbawiony.  Gdyby  jeszcze  dodał,  co  to  za  sklep, 

matka  potrzebowałaby  tygodnia,  a  może  i  miesiąca  w  jakimś  modnym 

uzdrowisku, żeby dojść do siebie. Niezły pomysł, bo wtedy nie przyjechałaby 

do Brisbane... 

– Steven, czy ty mnie słuchasz? – Jej głos przeszedł w ryk. 

– Do widzenia, mamo. – Odłożył słuchawkę, nie czekając na odpowiedź i 

zastanowił  się,  czy  nie  zorganizować  jakiejś  konferencji  w  Sydney  podczas 

pobytu matki w Brisbane. 

Rozweselony  tą  myślą,  pochylił  się  nad  dokumentami,  wracając  do 

przerwanej pracy. 

Amber  wyrzuciła  pigułki  antykoncepcyjne  po  dwóch  tygodniach  od 

powrotu z Brisbane. Ku jej zdumieniu Steve ostatnio bardzo się zmienił. I to w 

sposób,  o  jakim  marzyła.  Stał  się  bardziej  czuły,  także  poza  sypialnią,  zaczął 

rozmawiać  z  nią  o  swojej  pracy  i  wspierać  jej  plany  biznesowe.  Dzięki  jego 

pomocy  mogła  zainaugurować  działalność  sklepu  już  w  nadchodzącym 

tygodniu. Ostatnio też coraz częściej marzyła o posiadaniu dziecka. 

Gdy  Steve  wymógł  na  niej,  by  odstawiła  pigułki,  poczuła  się  jak  w 

siódmym  niebie.  Co  prawda  maż  nigdy  nie  powiedział,  co  do  niej  czuje,  ale 

teraz otaczał ją troskliwą opieką i był wyjątkowo miły. Co go tak odmieniło? A 

może po prostu bardzo pragnął dziecka, tak jak ona. 

RS

background image

 

86 

Uśmiechnęła się szeroko, ustawiając kryształy na ladzie sklepowej. Jak to 

cudownie, że  wszystko wreszcie się ułożyło. Czym sobie zasłużyła na ten dar 

losu? 

Sklep był doskonale zaopatrzony. Było w nim wiele towarów, począwszy 

od  lampek  olejowych,  czystych  esencji  olejkowych  i  świec,  aż  po  książki  z 

dziedziny  ezoteryki  i  poradniki.  Sprowadziła  również  biżuterię  leczniczą  i 

jedwabne  poduszeczki,  wytwarzane  ręcznie  przez  pracowite  Hinduski. 

Rozglądała  się  dokoła,  wciąż  oszołomiona.  Jej  marzenie  stało  się 

rzeczywistością i to dzięki jednemu mężczyźnie.  

Jak na zawołanie otworzyły się drzwi i do sklepu wszedł Steve, lustrując 

wszystko wokół okiem wprawnego biznesmena. 

–  Jak  się  czuje  moja  ukochana  wróżka?  –  Nie  czekając  na  odpowiedź, 

żarliwie ją ucałował. 

Położyła  ręce  na  jego  torsie,  wyczuwając  twardość  mięśni  pod  cienką 

tkaniną koszuli. 

– Już mówiłam, że wróżyłam tylko raz. Tobie. 

– A wyglądasz na profesjonalistkę. Wszystko, co mi wtedy powiedziałaś, 

bardzo mnie podnieciło. – Pochylił się ku niej. – Ale czy na pewno nie jesteś 

czarownicą? 

Przytuliła się do niego, ciesząc się tą chwilą intymności. 

–  Przykro  mi,  jeśli  cię  rozczarowałam.  Nie  latam  na  miotle,  jeżdżę 

samochodem. 

Przesunął ręce po jej plecach w dół, aż do talii. 

– Absolutnie nic, co jest związane z tobą, nie może mnie rozczarować. 

– No i co o tym myślisz? – wskazała ręką na półki pełne towarów. 

Patrzył na nią tak pożądliwie, że tętno Amber wyraźnie przyspieszyło. 

– Niewiarygodne! 

RS

background image

 

87 

– Mam na myśli wystrój sklepu. 

– Ach, sklep. 

Ledwo spojrzał na pełne półki, ale widziała, że jest z niej dumny. 

–  Pomówimy  o  tym  później.  –  Sięgnął  za  nią  i  zrzucił  na  podłogę  kilka 

jedwabnych poduszek. 

–  Hej,  nie  dotykaj  towaru!  –  Złapała  go  za  rękę,  przywierając  do  niego 

jeszcze mocniej. 

Zaczął  obsypywać  pocałunkami  jej  szyję.  Ta  pieszczota  zawsze 

doprowadzała Amber do ekstazy. 

– Czy  w tym sklepie stosuje się zasadę: spróbuj, zanim kupisz? Bo jeśli 

tak. 

–  Interesują  cię  poduszki?  Są  ręcznie  haftowane,  pochodzą  z  Indii.  – 

Opierała się, dopóki jego usta nie dotarły do zagłębienia między piersiami. 

–  Interesuje  mnie  wszystko,  co  sklep  ma  do  zaoferowania,  a  już 

szczególnie właścicielka. 

Amber dostała gęsiej skórki. 

–  A  co,  jeśli  ona  nie  jest na  sprzedaż?  –  Westchnęła,  gdy  palce  Steve'a, 

rozpinając sukienkę, musnęły piersi. 

– To żaden problem. Wiem, jak postępować z bezcennymi rzeczami. 

– Tylne drzwi – wymamrotała między pocałunkami. 

– Zamknięte, odpręż się, kochanie. 

I  odprężyła  się,  lekko  przestraszona  gwałtownością  męża.  Nigdy  nie 

kochała  się  na  podłodze,  wśród  jedwabnych  poduszek.  Było  w  tym  coś 

dzikiego,  a  zarazem  bardzo  naturalnego.  Ledwie  mogła  mówić,  gdy  leżeli 

potem zmęczeni w uścisku swych ramion. 

– Jestem z ciebie bardzo dumny – wyszeptał, całując ją w kąciki ust. 

Przytuliła się do jego boku, rozkoszując się ciepłem ciała ukochanego. 

RS

background image

 

88 

I  chociaż  nie  czuła  się  gorsza  od  męża,  chciała,  żeby  był  z  niej  dumny, 

chciała mu we wszystkim dorównać. 

Jednak  teraz  powinna  powiedzieć  mu  o  czymś,  co  przypieczętuje  ich 

małżeństwo. 

–  Steve,  musisz  o  czymś  wiedzieć.  –  Dotknęła  mięśni  na  jego  plecach, 

czując pod palcami przyjemną twardość. 

– Pozwól, niech zgadnę. Chodzi o interesy. 

– Nie. 

Kreślił palcem kółka na jej brzuchu, a to mogło zaniepokoić jej kochane 

maleństwo... 

– Nie – szepnęła, gdy przesunął palec niżej. 

– Potrzebujesz więcej takich pieszczot... – zaczął pieścić jej łono. 

–  Boże...  Taak  –  westchnęła.  Może  powiedzieć  mu  później.  Dużo 

później. 

Amber  starła  kurze,  a  potem  umieściła  na  drzwiach  tabliczkę  z  napisem 

„Otwarte"  i  zajęła  swoje  miejsce  za  kontuarem.  Targały  nią  wątpliwości.  Co 

będzie, jeśli nikt nie przyjdzie? A może ludzie ją wyśmieją? A może sklep jest 

za bardzo dziwaczny? 

Gdy usłyszała dźwięk gongu, uśmiechnęła się promienna, chętna powitać 

pierwszego klienta. 

– Cześć, Amber. 

Poczuła ukłucie w sercu, gdy zobaczyła, kto przyszedł. 

– Jak miło znów panią widzieć, pani Rockwell. – Powstrzymała się przed 

złapaniem jej za gardło i uduszeniem. – Co sprowadza panią do Brisbane? 

Usta teściowej wygięły się w kiepskiej imitacji uśmiechu. 

– To Steve nie powiedział, że przyjeżdżamy? 

RS

background image

 

89 

– My? – zdziwiła się Amber. Rozejrzała się, czy teściowa nie przyjechała 

z niewidzialną siekierą. A może, wzorem królowych, mówiła o sobie w liczbie 

mnogiej? 

Jakby  na  sygnał,  drzwi  ponownie  się  uchyliły  i  do  sklepu  weszła  Cindy 

Crawford.  Lub  przynajmniej  osoba  do  niej  podobna.  Tak  oceniła  ją  Amber, 

widząc  niezwykle  przystojną  i  elegancką  brunetkę,  która  stanęła  po  prawicy 

pani Rockwell. 

–  To  jest  Brianna.  Myślę,  że  panie  powinny  się  poznać,  gdyż  mają  ze 

sobą wiele wspólnego. 

Uśmieszek  na  jej  wypielęgnowanej  twarzy  sprawił,  że  Amber  aż 

zaświerzbiała  ręka.  Powstrzymując  się  przed  zapytaniem,  co  też  ona  ma 

właściwie wspólnego z tą nabzdyczoną pięknością, powiedziała: 

– Miło mi cię poznać, Brianno. 

Brunetka obrzuciła Amber spojrzeniem od stóp do głów i spytała: 

– To ty jesteś żoną Steve'a? 

Nie  trzeba  było  Einsteina,  aby  zorientować  się,  że  Brianna  wstąpiła  do 

klubu teściowej i zamierza poużywać sobie na Amber! 

Amber  usiłowała  się  uśmiechnąć,  ale  tak  naprawdę  miała.  ochotę 

wrzeszczeć co sił w płucach. 

–  Tak,  i  jesteśmy  z  sobą  szczęśliwi.  –  Czemu  w  ogóle  cacka  się  z  tą 

wyfiokowaną pannicą? Po co opowiada jej o swoim pożyciu małżeńskim? 

Brunetka zmarszczyła nieco perkaty nos. 

–  Masz  szczęście.  Mnie  wciąż  brakuje  Steve'a.  Ja  też  przeżyłam  z  nim 

wiele szczęśliwych chwil. 

Amber zacisnęła dłonie na ladzie, by nie wydrapać dziewczynie oczu. Na 

szczęście włączyła się teściowa. 

RS

background image

 

90 

–  Masz  ładny  sklep  –  stwierdziła  wspaniałomyślnie,  ale  zaraz  dodała:  – 

Myślę, że w ten sposób rekompensujesz sobie duchową nieobecność Steve'a. – 

Uśmiechnęła  się  do  Brianny.  –  Szkoda,  że  nie  będziesz  z  nami  wieczorem. 

Zapowiada się bardzo interesująca impreza. 

Po  czym  skinęła  na  Briannę  i  otworzyła  drzwi.  Wyszły  z  dumnie 

uniesionymi  głowami,  zostawiając  Amber  w  bardzo  podłym  stanie  ducha.  To 

spotkanie  z  dwoma  jędzami  wyprowadziło  ją  z  równowagi,  zwłaszcza  że  nie 

wiedziała, co miały na myśli, mówiąc o dzisiejszym wieczorze. 

– Dziś wieczór? O co im chodziło? – zastanawiała się głośno. 

Steve  wymówił  się  od  udziału  w  uroczystym  obiedzie  z  okazji  otwarcia 

sklepu.  Podobno  miał  jakieś  ważne  spotkanie  w  interesach.  Zgodziła  się  pod 

warunkiem,  że  będą  świętować  w  sypialni,  gdy  wróci  do  domu.  Chciała  przy 

tym powiedzieć mu coś, co na pewno go ucieszy. 

A  teraz  zrozumiała,  że  ją  oszukał.  Kiedyś  zrobił  jej  awanturę  z  powodu 

spotkania  z  agentem,  wiele  mówił  o  uczciwości  małżeńskiej.  Szkoda,  że  sam 

nie przestrzegał głoszonych przez siebie zasad. Zatem dziś wieczorem miał się 

spotkać z byłą dziewczyną i matką, która jak widać, gotowa była na wszystko, 

by zniszczyć ich małżeństwo. No świetnie, świetnie. 

Tu  nie  mogła  pomóc  żadna  joga,  karty  ani  medytacja.  Amber  podjęła 

szybką  decyzję.  Dziś  wieczorem  dołączy  do  towarzystwa,  bez  względu  na 

reakcję Steve'a, teściowej i Brianny. 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

91 

ROZDZIAŁ ÓSMY 

 

Steve  nie  znosił  oszukiwać  Amber.  Był  już  blisko  powiedzenia  jej 

prawdy  o  obietnicy,  jaką  złożył  babci,  ale  jednak  się  powstrzymał.  Gdyby 

powiedział, że dziecko jest mu potrzebne, aby dostać spadek, Amber zapewne 

rozwiodłaby się z nim w ciągu kilku dni. 

Coraz bardziej uzależniał się od niej, to już nie ulegało wątpliwości. Gdy 

celowo  nieco  zmniejszył  dzielący  ich  dystans,  Amber  zaczęła  rozkwitać, 

wyraźnie  ucieszona  okazywanym  jej  zainteresowaniem.  Odróżniał  opiekuń-

czość  od  miłości.  Emocje,  które  w  nim  wzbudzała,  wynikały  ze  wzajemnego 

szacunku,  sympatii  i  szaleńczej  żądzy.  Jednak  skąd  brał  się  ten  dziwny  ból 

serca, ilekroć musiał opuścić Amber? 

Teraz do szczęścia brakowało mu już jedynie dziecka. Myśl o maleńkiej 

dziewczynce,  wyglądającej  jak  jej  śliczna  matka,  przyprawiała  go  o  drżenie 

serca.  Obdarzyłby  ją  pokładami  miłości  i  czułości.  Wiedział,  że  jest  do  tego 

zdolny. Żadne jego dziecko nigdy nie czułoby się niechciane, czy niekochane, 

nie zamierzał powielać błędów swoich rodziców. 

Poza tym potrzebował dziedzica, bo tylko w ten sposób matka zostałaby 

odsunięta od dostępu do fortuny babci. 

Skulił  się  na  myśl  o  matce.  Skłamał,  mówiąc  Amber,  że  ma  wieczorem 

ważne  spotkanie  w  interesach.  Tak  naprawdę  chciał  chronić  żonę  przed 

zjadliwością  tej  strasznej  kobiety,  która  chyba  tylko  przez  przypadek  została 

jego matką. Wiedział, że skrzętnie wykorzystałaby każdą chwilę, by pognębić 

jego żonę. 

Zadzwonił telefon. 

– Pana matka jest na drugiej linii, panie Rockwell. 

RS

background image

 

92 

 Steve  westchnął  zrezygnowany.  Nie  powinien  nigdy  o  niej  myśleć. 

Materializowała się, ilekroć to robił. 

– Połącz mnie, Chelsea, i możesz iść do domu. 

– Dziękuję, panie Rockwell. Zesztywniał, słysząc słodziutki głosik matki. 

– Steven, co ty jeszcze robisz w biurze? Nie jesteś gotowy? 

Spojrzał  na  zegarek,  obliczając,  czy  zdąży  po  drodze  wypić  jedno  piwo 

na  wzmocnienie.  Gdy  przypomniał  sobie,  jak  wyglądają  paznokcie  matki, 

doszedł do wniosku, że jedno piwo nie wystarczy, by przetrwać wieczór w jej 

towarzystwie. 

– Będę o siódmej, mamo. Czy coś się stało? 

–  Skądże.  Po  prostu  mam  dla  ciebie  niespodziankę.  Zmarszczył  brwi, 

podpisując ostatni już dziś dokument. 

– Wiesz, że nie lubię niespodzianek. 

– Zaufaj mi, Steven. Z pewnością ci się spodoba.  

Zaufać matce? To byłoby szaleństwo. Już od dawna jej nie wierzył. 

– Do zobaczenia o siódmej. I nie planuj żadnej kolacji. Zaraz po pokazie 

wracam do żony. 

– Zobaczymy – odparła. Steve odłożył słuchawkę. 

Amber  leżała  w  kąpieli  bąbelkowej,  rozkoszując  się  masażem. 

Odprężona  przymknęła  oczy.  To  był  długi  dzień.  Sklep  odwiedziło  wielu 

ciekawskich klientów, ale byli też i tacy, którzy coś kupili. Obrót wyniósł trzy 

tysiące dolarów, czyli znacznie więcej, niż się spodziewała. Jej marzenie stało 

się rzeczywistością. 

Przynajmniej jedno. 

Jednak  obraz  szczęścia  burzyło  wspomnienie  wizyty  teściowej  rodem  z 

piekła, no  i Brianny.  I  kłamstwo  Steve'a,  który  zadzwonił,  by  potwierdzić,  że 

wróci późno. I jeszcze miał czelność prosić, by na niego czekała! 

RS

background image

 

93 

Już  ona  mu  pokaże.  Wszystko  starannie  zaplanowała,  począwszy  od 

szałowej  sukni,  którą  kupiła,  wracając  do  domu,  a  skończywszy  na 

przygotowaniu sobie ostrej przemowy. 

Bez trudu poznała plany Steve'a. Wystarczyło zadzwonić do sekretarki i 

zapytać ją o adres miejsca, w którym Steve miał podobno załatwiać interesy. 

Teraz  tylko  musiała  zrobić  się  na  bóstwo.  Jeżeli  jej  mąż  chwilowo 

pobłądził,  ona  sprowadzi  go  na  właściwą  drogę.  I  zrobi  to  tak,  by  na  długo 

zapamiętał dzisiejszy wieczór. 

Steve  rozluźnił  krawat,  marząc  o  zmianie  smokingu  na  jedną  z  tych 

luźnych, bawełnianych koszul, które Amber sprowadziła z  Indii. Na co dzień, 

bez względu na pogodę, musiał chodzić w garniturze. Teraz jednak nie miał już 

czasu, by pojechać do domu i przebrać się, nie wzbudzając podejrzeń żony. 

–  Nareszcie  jesteś,  kochanie.  W  samą  porę.  –  Jego  matka,  ubrana  w 

wysadzaną  cekinami  czarną  zbroję,  sunęła  na  zabójczych  szpilkach  przez 

zatłoczone foyer. 

– Przecież obiecałem, że będę – nie mógł ukryć rozdrażnienia. Zawsze go 

irytowała, a teraz w dodatku marzył, by jak najszybciej wrócić do Amber. 

–  Bardzo  się  cieszę  z  naszego  spotkania.  Pamiętasz,  jak  mówiłam  ci  o 

niespodziance?  –  Oczy  matki  błyszczały  niemal  równie  intensywnie,  jak  jej 

brylantowe kolczyki. 

– Spokojnie, mamo. Co to takiego? 

–  Tam  jest  twoja  niespodzianka  –  pomachała  ręką  w  kierunku  drzwi.  – 

Chodź tu, skarbie. 

Steve  patrzył,  jak  przypominająca  manekin  kobieta  przeciska  się  przez 

foyer.  Ubrana  była  w  pospolicie  wyglądającą  czerwoną  suknię,  która  wcięta 

głęboko w talii, maksymalnie uwypuklała silikonowy biust. 

RS

background image

 

94 

– Cześć, Steven. Dawno cię nie widziałam. – Przesunęła po jego twarzy 

palcami uzbrojonymi w szpony koloru sukni. 

–  O...  co  za  spotkanie.  –  Steve  odsunął  się  trochę,  zastanawiając  się,  co 

on kiedyś widział w tej kobiecie. 

Brianna  wydęła  wargi.  Kolor  jej  ust  przypominał  Stevowi  krew,  a  ona 

sama kojarzyła mu się w tej chwili z nienasyconą wampirzycą. 

–  Nie  bądź  taki,  Steven.  Spędziliśmy  ze  sobą  wiele  miłych  chwil.  – 

Przysunęła się, muskając go biustem. 

– O, to już historia, stare dzieje. Musisz wiedzieć, że od niedawna jestem 

żonaty. I to szczęśliwie. 

–  Tak?  –  wyszeptała  tak  zmysłowo,  że  Steve  instynktownie  się 

wzdrygnął. 

–  Zapomnij  o  tym,  nie  jestem  już  tobą  zainteresowany.  –  Odepchnął  jej 

rękę. 

Brianna w sekundzie zmieniła się nie do poznania. Już nie była słodką i 

zalotną kokietką, lecz bezwzględną i zimną jędzą. 

–  Twoja  strata  po  raz  drugi.  Zawsze  miałeś  kłopot  z  właściwą  oceną 

ludzi. 

Wyczuł w jej słowach jakiś ukryty sens. 

– O czym ty mówisz? 

 Spojrzała na niego drwiąco. 

–  O  czym?  O  twojej  beznadziejnej  żonie.  –  Ukłuła  go  ostrym 

paznokciem. –  Porzuciłeś  mnie  dla  jakiejś  dziwaczki  z  wesołego  miasteczka? 

Biedaku! 

Steve  odetchnął  głęboko,  żeby  się  uspokoić.  Nie  pamiętał,  by  ktoś  go 

kiedyś tak rozwścieczył. Żeby nie przyłożyć Briannie, po prostu odwrócił się i 

odszedł. 

RS

background image

 

95 

Postanowił  znaleźć  sprawczynię  tego  zamieszania,  bo  to  przecież  ona 

wmanewrowała  go  w  tę  nieprzyjemną  sytuację.  Dostrzegł  ją  rozmawiającą  z 

jednym z organizatorów. Podszedł do niej i wziął za ramię. 

– Muszę z tobą porozmawiać. Teraz. 

Pani Rockwell spojrzała na niego wystraszonymi oczami. Steve był blady 

jak ściana i najwyraźniej wściekły. 

–  Chodź  ze  mną  –  powiedział.  –  Albo  pożałujesz.  Jak  nie,  to  narobię  ci 

wstydu przed tymi wszystkimi ludźmi. 

Jego  matka  miała  klasę.  To  musiał  przyznać.  Zamiast  załamać  się  lub 

zalać  łzami,  jak  zrobiłaby  większość  kobiet,  podniosła  lekko  głowę,  skinęła 

przepraszająco rozmówcy i poszła za synem. 

– Ranisz mnie, Steven – powiedziała, gdy wciągnął ją do małego pokoju, 

oddzielonego od foyer purpurową draperią. 

– A to dopiero początek, mamo. Po jaką cholerę sprowadziłaś tu Briannę? 

I co powiedziałaś jej o Amber? 

– Próbuję ci pomóc, Steven. 

–  To  nie  jest  żadna  pomoc!  –  podniósł  głos,  na  co  matka  zareagowała 

brzydkim grymasem. 

– Nie krzycz, Steven. Rockwellowie nigdy nie krzyczą. 

–  To  prawda,  nie  krzyczą.  –  Rozluźnił  pięści  i  opanował  się.  –  My, 

Rockwellowie, wolimy niszczyć bez hałasu, bez emocji i bez uczuć. Obłuda to 

nasze zawołanie rodowe. Tak jest zdrowiej – ironizował, nie kryjąc pogardy. 

–  Nie  bądź  śmieszny.  Wyszedłeś  na  ludzi  dzięki  wychowaniu,  jakie 

otrzymałeś – zrobiła krótką pauzę. – Niestety nie znasz się na kobietach. 

Poczuł, jak właśnie coś w nim umarło. 

–  To  koniec.  Nie  chcę  cię  więcej  widzieć  ani  słyszeć.  Rozumiesz?  Nie 

mam już matki. 

RS

background image

 

96 

Amber  weszła  do  foyer  Convention  Center,  gdzie  odbywał  się  pokaz 

mody w chwili, gdy Brianna bezczelnie uwodziła Steve'a. Widziała, jak Steve 

ją odepchnął. Chciała podejść do niego i od razu mu wybaczyć, ale on gdzieś 

przepadł.  Chwilę  później  zobaczyła,  jak  wchodził  z  matką  za  purpurową 

draperię.  Nie  zamierzała  podsłuchiwać,  ale  potem  uznała,  że  powinna 

wiedzieć,  o  czym  rozmawiają.  Podeszła  więc  dyskretnie  do  draperii, 

nasłuchując uważnie. 

Zajrzała za zasłonę. Widok matki tłumaczącej się przed Steve'em sprawił 

jej satysfakcję. 

Pani Rockwell spojrzała karcąco na syna. 

– Możesz mnie potępiać, ale to nie zmienia faktów. 

 Steve przejechał ręką po włosach i Amber natychmiast zapragnęła ukoić 

jego ból. 

–  Mam  dosyć  twojej  ingerencji  w  moje  życie.  Daj  mi  spokój.  Nie 

zamierzam cię dłużej słuchać. 

– Wiem, dlaczego  wyciągnąłeś tę dziwaczkę z rynsztoka i ożeniłeś się z 

nią – syknęła, gdy spostrzegła Amber. 

– Nic nie wiesz. Wynoś się z mojego życia. – Steve znów podniósł głos. 

Georgia Rockwell ponownie obrzuciła Amber jadowitym spojrzeniem. 

–  Jedynym  powodem,  dla  którego  ożeniłeś  się  z  tą  wywłoką,  była 

potrzeba spłodzenia dziedzica. Chcesz zgarnąć spadek po babci, prawda? A ta 

głupia  gęś  dała  się  nabrać  na  czułe  słówka.  Albo  może  poleciała  na  twoje 

pieniądze? – Popatrzyła triumfalnie na Amber. 

Amber  aż  zatoczyła  się  pod  ciężarem  takiego  oskarżenia.  Steve  nie 

potrzebował  spadkobiercy.  Na  początku  znajomości  i  małżeństwa  nie 

wspominał  w  ogóle  o  dzieciach.  Co  więcej,  to  ona  przestała  brać  środki 

antykoncepcyjne,  gdy  Steve  stał  się  bardziej  czuły  i  przystępny.  Nagle  do  jej 

RS

background image

 

97 

umysłu dotarły fakty, które napełniły ją przerażeniem. Przypomniała sobie, jak 

Steve potrząsnął głową, gdy babcia pytała o dziecko, a potem jego prośba, by 

odstawiła pigułki. 

Boże, nie! To nie może być prawda. Zmienił się, bo zaczął odczuwać w 

stosunku  do  niej  coś  więcej  niż  fizyczne  pożądanie.  To  nie  była  żadna 

sztuczka, żeby skłonić ją do urodzenia dziecka, dziedzica fortuny Rockwellów. 

– Skąd wiesz? 

Te  dwa  słowa  wypowiedziane  przez  człowieka,  którego  kochała  nad 

życie, złamały ją do reszty. Instynktownie położyła dłonie na brzuchu i ruszyła 

do  wyjścia.  Gdy  była  już  na  zewnątrz,  oparła  się  o  ścianę  i  usiłowała  stłumić 

łkanie. Chwytała głęboko powietrze, by uspokoić narastającą panikę. Bała się, 

że zaszkodzi dziecku. 

Muszę  wracać  do  domu,  pomyślała,  zatrzymując  przejeżdżającą 

taksówkę. Ale jej dom nie był już w Brisbane. Chciała opuścić miasto i wrócić 

do  swojej  przyczepy,  jedynego  schronienia,  w  którym  zawsze  czuła  się 

bezpieczna. 

– Czy pani dobrze się czuje? – zapytał taksówkarz, przyglądając się jej z 

niepokojem. 

Potwierdziła skinieniem głowy,  wiedząc, że nic już nie będzie takie, jak 

dawniej. 

Steve  otworzył  drzwi  frontowe  przy  pomocy  autopilota.  W  duszy  czuł 

głęboki  ból.  Tęsknił  za  ramionami  Amber  i  ich  kojącym  wpływem,  którego 

potrzebował  po  wieczornej  konfrontacji  z  matką.  Wprawdzie  od  dawna 

pogardzał  matką,  ale  dopiero  teraz  poznał  całą  głębię  jej  zła.  W  jakiś  sposób 

dowiedziała się o jego prawdziwych motywach zawarcia małżeństwa z Amber, 

a on je bezwiednie potwierdził. 

RS

background image

 

98 

–  Kochanie,  już  wróciłem!  –  zawołał,  dziwiąc  się  panującym  wokół 

ciemnościom.  Gdy  szedł  po  omacku  zapalić  światło,  zahaczył  nogą  o  jakiś 

przedmiot, którego z pewnością nie powinno tu być. 

Przeklinając po cichu, włączył światło. Poszukał wzrokiem przedmiotu, o 

który się potknął, i zobaczył dwie duże walizki. 

– Amber, co się stało? – zawołał, czując narastający niepokój. 

– Jak w tym wyglądam? – rozległ się jej głos. 

Spojrzał w stronę schodów. Amber schodziła powoli ze schodów, ubrana 

w obcisłą, niezwykle elegancką, czarną suknię. 

Prezentowała się wspaniale. W ostatnich tygodniach nieco przytyła, ale to 

tylko dodawało jej uroku. 

– Piękna sukienka. Na jaką to okazję?  

Zignorowała go. Przeszła przez pokój ze spuszczonymi oczami. 

– Odchodzę – powiedziała. 

–  Żeby  zostać  modelką? –  zażartował,  ale  gdy  Amber  chwyciła  walizki, 

zrozumiał, że to nie zabawa. Chciał jej dotknąć, ale nie miał odwagi. Nigdy jej 

nie widział w takim stanie. 

– Życzę ci dużo szczęścia – powiedziała z goryczą. W końcu zwróciła się 

ku  niemu.  Twarz  miała  spuchniętą,  a  oczy  zaczerwienione.  Po  jej  policzkach 

spływały wielkie łzy. 

– Co się stało, kochana? – Dotknął jej, desperacko pragnąć ukoić jej ból. 

–  Nie  dotykaj  mnie!  –  krzyknęła  i  odsunęła  się,  unosząc  ręce.  –  Nie 

jestem  żadną  twoją  kochaną  –  wyrzuciła  z  siebie,  a  z  jej  zazwyczaj 

roześmianych oczu emanowała nienawiść. A także... pogarda. 

Poczuł  się,  jakby  ktoś  wrzucił  go  do  lodowatej  wody.  Nagle  zrozumiał, 

jak bardzo kocha Amber. Zdał sobie z tego sprawę w chwili, gdy była na skraju 

załamania nerwowego. 

RS

background image

 

99 

– Nie rozumiem – szepnął. 

Nigdy  nikogo  o  nic  nie  prosił,  ale  teraz  był  tego  bliski.  Chciał,  by 

otworzyła się przed nim i wyznała, kto ją zranił. 

–  To  dotyczy  nas  obojga.  Nigdy  ci  tego  nie  wybaczę,  nigdy,  do  końca 

życia... 

Jej  słowa  sprawiły  mu  ból,  choć  nadal  nie  rozumiał,  co  się  właściwie 

stało. 

– Amber, co ja takiego zrobiłem? – spytał bezradnie. 

Gdy potrząsnęła głową, nie przestając płakać, Steve poczuł się jak ostatni 

łajdak. Jednak nadal nie wiedział, czym zawinił. 

– Powiedz mi, co ja takiego zrobiłem – powtórzył. 

–  Nie  krzycz  na  mnie,  nie  jestem  dzieckiem.  –  Dotknęła  ręką  brzucha  i 

Steve się domyślił. 

– Na miłość boską, jesteś w ciąży! 

Oparł  się  z  wrażenia  o  ścianę.  Amber  była  brzemienna.  Odczuł  głęboką 

radość.  A  zatem  przyczyną  jej  dziwacznego  zachowania  jest  lęk  przed 

nieznanym. Albo hormony... 

– Amber, dlaczego mi nie powiedziałaś?  

Spojrzała na niego, mocniej obejmując brzuch. 

– Czego ci nie powiedziałam? 

– Nosisz moje dziecko – uśmiechnął się niepewnie, by ją uspokoić. 

Uniosła buntowniczo głowę. 

–  Mylisz  się.  To  jest  moje  dziecko.  A  ty,  twoja  chora  matka  i  babka 

macie trzymać się od niego z daleka! 

Krew odpłynęła mu z twarzy i po raz pierwszy w życiu poczuł się słaby i 

bezradny. Cholera, musiała się dowiedzieć o warunku babci. Od kogo? Czyżby 

od jego matki? Tak, to bardzo prawdopodobne. 

RS

background image

 

100 

Na szczęście nie wszystko jeszcze stracone. Powinien teraz wszystkiemu 

zaprzeczyć i pokazać, że ją kocha. 

–  Nie  wiem,  co  powiedziała  ci  moja  matka,  ale  to  wszystko  kłamstwa. 

Tak się cieszę, że jesteś w ciąży. Nie mogę się doczekać przyjścia dziecka na 

świat  –  przerwał,  widząc  zgrozę  w  oczach  Amber.  –  Muszę  ci  jeszcze  coś 

powiedzieć... Kocham cię. 

Ku jego zdumieniu odrzuciła głowę i wybuchła histerycznym śmiechem. 

–  Niezłe  przedstawienie.  Czy  ty  nie  masz  poczucia  wstydu?  –  Podeszła 

do  niego,  stukając  obcasami.  –  Takie  słowa  nic  nie  kosztują,  prawda?  Ale  są 

też  niewiele  warte  –  wystukiwała  każde  słowo  palcem  wskazującym  na  jego 

piersi. – Miłość? Ty w ogóle nie wiesz, co to znaczy! A jeśli chodzi o dziecko, 

to wiem, że jest ci potrzebne tylko po to, byś mógł przejąć spadek po babce. 

Steve  opadł  na  najbliższe  krzesło,  rozpaczliwie  poszukując  argumentu, 

który rozproszyłby jej lęki. 

– To nie jest tak, jak myślisz. 

– Nie okłamuj mnie! – krzyknęła. – Słyszałam, jak się przyznałeś! 

O  Boże!  Musiała  być  w  Convention  Centre;  dlatego  była  tak  elegancko 

ubrana. I musiała słyszeć jego rozmowę z matką. 

–  Amber,  proszę,  nie  rób  tego.  Wszystko  ci  wyjaśnię...  –Zesztywniał, 

widząc  odrazę  na  jej  twarzy,  a  w  jego  sercu  pojawił  się  lęk,  że  mógłby  ją 

naprawdę stracić. 

– Wyjaśniaj temu, komu na tym zależy. Bo ja mam to gdzieś! – Wzięła 

walizki i ruszyła ku drzwiom. 

Steve ukrył twarz w dłoniach. Chciał pobiec za Amber, ale nie wiedział, 

jak ją przebłagać. Jego żona miała rację, słowa nic nie kosztują. 

RS

background image

 

101 

Musiała  czuć  się  fatalnie  –  oszukana  i  zraniona.  A  Steve  nie  umiał 

udowodnić,  że  naprawdę  ją  pokochał.  Skoro  nie  wierzyła  jego  słowom, 

przekona ją czynami. To postanowione. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

102 

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

 

Amber  nie  mogła  wrócić  do  wesołego  miasteczka,  choć  bardzo  o  tym 

marzyła.  Musiała  nadal  prowadzić  interes.  Nie  chciała,  by  Steve  wykorzystał 

jej zawodową klęskę jako argument w ewentualnej batalii o dziecko. 

Właśnie,  dziecko.  Ponownie  delikatnie  pogłaskała  brzuch.  To  nieważne, 

że  jej  życie  legło  w  gruzach.  Miała  teraz  coś  najcenniejszego.  Coś,  czego 

zawsze pragnęła i czego nikt jej nie odbierze. 

Nagle  cień  wątpliwości  przysłonił  radość.  Rockwellowie  byli 

nieprzyzwoicie  bogaci,  a  Steve  był  znakomitym  prawnikiem.  A  jeśli 

rzeczywiście  zechcą  odebrać  jej  dziecko?  Nie  stać  jej  było  na  kosztowną 

batalię sądową, ale oni mogliby sobie na to pozwolić... 

Mieli  wpływowych  przyjaciół,  należeli  do  elity.  A  jeśli  Steve  zażąda 

zwrotu pieniędzy zainwestowanych w sklep i pozbawi ją środków do życia? Z 

czego wówczas utrzyma dziecko? 

Te  pytania  dręczyły  ją  przez  cały  dzień,  dopóki  skonana  nie  legła  w 

hotelowym łóżku. Zamknęła oczy, usiłując wymazać z pamięci obraz męża. 

Mówił, że ją kocha. Łajdak! 

Po  tygodniach  czekania  i  nadziei  powiedział  wreszcie  te  dwa  piękne 

słowa,  tylko  że  teraz  nie  miały  już  one  żadnego  znaczenia.  Wiedziała,  że 

zrobiłby  i  powiedział  wszystko,  byle  tylko  położyć  łapę  na  fortunie  babki. 

Potraktował  ją  instrumentalnie,  tak  samo  zachowałby  się  w  stosunku  do 

dziecka. Był zimnym, wyrachowanym draniem. Boże, gdzie ona miała oczy? 

Długo jeszcze przewracała się na łóżku, zanim wreszcie zapadła w sen. 

Steve  musiał  z  kimś  porozmawiać.  Koniecznie.  Jedyną  osobą,  do  której 

miał  zaufanie,  była  jego  babcia.  Zarezerwował  bilet  na  lot  do  Melbourne,  jak 

tylko  Amber  opuściła  ich  dom.  Przeklinał  siebie  za  głupotę,  bo  przecież  to 

RS

background image

 

103 

przez jego nonszalancką bezmyślność opuściła go jedyna kobieta, na której mu 

zależało. 

Miał  trochę  czasu  na  pozbieranie  myśli  podczas  dwugodzinnego  lotu. 

Usiadł w wygodnym w fotelu i zaczął rozważać całą sytuację. Babcia nie była 

jedyną osobą, której mógł zaufać, bo miał jeszcze  Amber. Przypomniał sobie, 

jak  troszczyła  się  o  niego,  jak  pod  jej  wpływem  stopniowo  opuszczały  go 

uprzedzenia i obawy z dzieciństwa. 

Gdyby  tylko  wcześniej  zdał  sobie  sprawę  ze  swych  uczuć  do  niej, 

powiedział  prawdę  o  warunkach  dziedziczenia  majątku  babci  i  motywach 

swego postępowania. Amber na pewno by go zrozumiała. Do licha, pomogłaby 

osiągnąć cel, wsparłaby go. Ależ był głupcem! Miał się za intelektualistę, ale w 

tym wypadku postąpił jak ostatni głupek. 

Miał ochotę zrzucić całą winę na matkę, ale to byłoby chowanie głowy w 

piasek.  Owszem,  jego  matka  była  bezwzględną,  pozbawioną  wyższych  uczuć 

kobietą,  ale  to  wiedział  przecież  od dawna.  Wiedział  też,  czego  można  się  po 

niej spodziewać. Z Amber to zupełnie inna sprawa... 

Wciąż  bił  się  z  myślami,  gdy  godzinę  po  przylocie  pukał  do  sypialni 

babci. 

– Proszę wejść. 

Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi, oczekując najgorszego. Ostatnio 

widział  babcię  kilka  tygodni  temu  i  wyglądała,  jakby  rak  już  kończył  swe 

niszczycielskie dzieło. 

– Cześć, babciu, to ja. 

O  dziwo,  tym  razem  babcia,  podparta  poduszkami,  siedziała  na  łóżku, a 

wyraz jej twarzy był pogodny jak dawniej. Prezentowała się całkiem dobrze. 

– Co tym razem przeskrobałeś, mój chłopcze? 

RS

background image

 

104 

Schylił  się  i  ucałował  pomarszczony  policzek,  podniesiony  na  duchu jej 

lepszym samopoczuciem. 

–  Dlaczego,  babciu,  uważasz,  że  coś  przeskrobałem?  Podniosła 

wskazujący palec. 

– Być może jestem umierająca, ale nie jestem zniedołężniała. Wyglądasz, 

Steven,  jak  kiedyś,  gdy  nie  powiódł  ci  się  jeden  z  twoich  chemicznych 

eksperymentów... No, a teraz usiądź i opowiedz mi wszystko. 

Steve przysiadł na krawędzi łóżka. 

– Najpierw, babciu, powiedz mi, jak się czujesz. Wyglądasz dużo lepiej. 

Nie była to grzecznościowa formułka. Babcia miała zaokrąglone policzki, 

na których gościł nawet lekki rumieniec. Babcia machnęła lekceważąco ręką. 

–  To  zapewne  codswallop.  Pigułki,  które  poprawiają  samopoczucie.  Nie 

leczą, ale wyglądam po nich lepiej. No, a teraz powiedz mi, co się stało. 

Zdumiała  go  jej  postawa.  Akceptowała  śmierć,  a  jednocześnie  nadal 

żywo interesowała się światem żywych. 

– Chodzi o Amber. 

– Czy ona jest w ciąży? – W jej oczach, pojawił się przebłysk nadziei. 

Steve przytaknął, zastanawiając się, jak powiedzieć babci, że  Amber nie 

chce z nim rozmawiać i wyprowadziła się z domu. 

–  Dobra  robota,  chłopcze.  Wiedziałam,  że  ci  się  uda.  Mogę  teraz 

spokojnie umrzeć, bo zaznałam pełni szczęścia. 

– Babciu, jest coś jeszcze... Zignorowała tę uwagę. 

– Dobrze, że twoja matka cię urodziła, bo co by się stało z moją fortuną? 

To  jedyna  dobra  rzecz,  jaką  zrobiła  w  swym  marnym  życiu.  Kiedy  wasze 

dziecko przyjdzie na świat? 

– Nie wiem dokładnie. 

RS

background image

 

105 

– Co?! Nie wiesz, kiedy ma się urodzić twoje dziecko? To co z ciebie za 

ojciec?! – krzyknęła wzburzona. 

– Taki sam jak mąż, babciu. 

Nigdy nie tęsknił do życia w małżeńskim stadle, ale gdy już zdecydował 

się na ten krok, zasmakował w nim. Tak czy inaczej nie zamierzał dołączać do 

klubu rozwodników. 

Oczy babci zwęziły się, podobnie jak dwadzieścia lat temu, gdy podrzucił 

jej do łóżka kilka dużych ślimaków. 

–  Zraniłeś  tę  miłą  i  ładną  kobietę,  prawda?  I  pewnie  twoje  małżeństwo 

wisi teraz na włosku? 

Steve zmieszał się. 

–  Coś  w  tym  rodzaju.  Nie  powiedziałem  Amber  o  klauzuli  w  twoim 

testamencie, a ona dowiedziała się o niej od matki. 

Twarz babci pobladła. 

– Jak mogłeś być tak nierozsądny? 

Wiedział,  że  zapędził  się  w  kozi  róg.  Teraz  jedynym  wyjściem  było 

powiedzenie prawdy. Całej prawdy. 

–  Na  początku  nie  kochałem  Amber,  dlatego  nie  byłem  z  nią  do  końca 

szczery. 

– To dlaczego się z nią ożeniłeś? – Babcia wyraźnie się zmartwiła i nagle 

Steve doszedł do wniosku, że nie powinien jej tego mówić. 

–  Matka  powiedziała  mi,  że  nie  będziesz  już  długo  żyła  i  dlatego 

chciałem  ci  ofiarować  jedyną  rzecz,  której  pragnęłaś,  zanim...  –  nie  mógł 

wymówić tego strasznego słowa. –Lubiłem Amber, ona potrzebowała mnie, a 

ja jej. W tej sytuacji małżeństwo wydawało się dobrym pomysłem. 

–  Potrzebowała  ciebie?  Co  masz  na  myśli?  –  Babcia  nie  zamierzała 

pozwolić, by zbył ją jakimiś ogólnikami. 

RS

background image

 

106 

Westchnął, wiedząc, że to co ma do powiedzenia, nie będzie przyjemne. 

–  Firma  jej  ojca  była  na  krawędzi  bankructwa.  Potrzebowali  pieniędzy, 

które ja mogłem im dać. Poza tym wiedziałem, że Amber marzy o dzieciach. 

–  Kupiłeś  ją?!  Tak  jak  się  kupuje  konia?  –  Babcia  spojrzała  na  niego  z 

taką  pogardą,  że  najchętniej  schowałby  się  do  mysiej  dziury.  –  Co  ty  sobie 

myślałeś? 

Ukrył twarz w dłoniach, głęboko zawstydzony. 

– W ogóle nie myślałem. 

– Steve, czy pieniądze są dla ciebie aż tak ważne? 

– Do licha, babciu. Nie! 

– Więc dlaczego? – Ból, który usłyszał w jej słowach, niemal go poraził. 

–  Chciałem,  żebyś  była  szczęśliwa.  Pragnąłem  dać  ci  chociaż  małą 

cząstkę  tego  szczęścia,  które  ty  mi  dałaś.  Gdybyś  miała  wnuka,  wszystko 

byłoby  łatwiejsze.  –  Wskazał  na  stos  lekarstw  na  stoliku  i  na  butlę  tlenową, 

która stała w rogu pokoju. 

Babcia położyła mu rękę na głowie, tak jak dawniej, gdy był mały. 

– Kochanie, nie muszę widzieć wnuka, by wiedzieć, że będziesz dobrze i 

sprawiedliwie  zarządzał  moim  majątkiem.  Zgodnie  z  moją  wolą  część 

pieniędzy  przeznaczysz  na  stworzenie  ośrodka  dla  dzieci  chorych  na  raka. 

Zawsze byłam z ciebie dumna i nic tego nie zmieni. 

Steve wziął babcię za rękę. 

– Narozrabiałem, babciu, prawda?  

Uścisnęła jego rękę. 

–  Wobec  mnie  jesteś  w  porządku,  ale  chyba  powinieneś  jak  najszybciej 

porozmawiać z pewną młodą damą. 

– A jeśli nie zechce mnie wysłuchać? 

RS

background image

 

107 

Przecież wyśmiała go, gdy powiedział, że ją kocha. Dlaczego miałaby mu 

wierzyć? 

–  Jeśli  cię  kocha,  to  wysłucha.  Czy  nie  jesteś  znakomitym  prawnikiem? 

Użyj swoich zdolności negocjacyjnych. 

Ethel  nie  kryła  dumy,  gdy  skończył  szkołę.  Nigdy  nie  potępiała  jego 

wyborów życiowych ani decyzji, że postanowił samodzielnie pracować na swe 

utrzymanie.  Co  innego  matka...  Nieważne,  to  w  tej  chwili  nie  ma  znaczenia. 

Gdy  odkryła,  że  babcia chce  pozbawić ją  spadku,  dała  synowi  spokój.  Dzięki 

Bogu. 

Być może Amber go kochała. Nie był tego pewien, ale było im dobrze w 

łóżku, a poza tym chyba lubiła przebywać w jego towarzystwie. Ale czy można 

to  nazwać  miłością?  Przecież  sam  jej  powiedział  na  początku,  że  uczucia  nie 

będą odgrywały w ich związku ważnej roli, bo chodzi o układ. 

Babcia zachichotała. 

– Lubię tę dziewczynę. No, to do roboty, Steven.  

Uśmiechnął się. Zawsze robił to, co mu powiedziała. 

Amber  zamknęła  frontowe  drzwi  sklepu  i  zasłoniła  rolety.  Zakończyła 

kolejny, ciężki dzień pracy. Znów przyszło wielu klientów, a i obrót był spory. 

Nawet  jej  ojciec  wpadł  na  chwilę,  tłumacząc  się,  że  ma  coś  do  załatwienia  w 

mieście,  ale  ona  wiedziała,  że  przyszedł  sprawdzić,  jak  sobie  radzi.  Przecież 

nie znosił jeździć samochodem, a na podróż ze Złotego Wybrzeża do Brisbane 

musiał  poświęcić  przynajmniej  godzinę.  Interesy  załatwiał  zawsze  przez 

Internet i telefon. 

Colin Lawrence miał się świetnie dzięki sporemu zastrzykowi gotówki od 

Steve'a,  który  tym  samym  uratował  wesołe  miasteczko.  Na  szczęście  ojciec 

dopilnował, by  wszystko odbyło się  zgodnie z prawem. Czyżby przewidywał, 

że ich małżeństwo tak szybko się zakończy? 

RS

background image

 

108 

Jeżeli  tak,  to  okazał  się  mądrzejszy  od  niej,  ale  tego  na  razie  nie  mogła 

mu powiedzieć. 

Starała  się  nie  okazywać  bólu,  a  ojciec  chyba  niczego  nie  zauważył. 

Życzył  jej  wszystkiego  najlepszego,  a  po  kupieniu  małej  buteleczki  olejku 

lawendowego, opuścił sklep. 

Amber krzątała się energicznie, by nie mieć czasu na myślenie o tym, co 

przyniesie jej przyszłość. 

Nigdy  nie  chciała  być  samotną  matką,  ale  los  okrutnie  z  niej  zadrwił. 

Dotychczas myślała, że rozwody zdarzają się wówczas, gdy małżonkowie nie 

dbają  o  swoje  związki,  nie  pielęgnują  ich.  Cóż,  rzeczywistość  okazała  się  o 

wiele bardziej skomplikowana. 

Gdy poczuła spływającą po policzku łzę, wytarła ją ze złością. Ostatniej 

nocy wylała tyle łez, że można by napełnić nimi ocean. Przysięgła sobie wtedy, 

że już nigdy nie będzie się nad sobą rozczulać. Musi prowadzić firmę, urodzić 

dziecko i zapewnić mu przyszłość. Tylko dlaczego czuła się tak podle? 

Nagle ktoś głośno zapukał do drzwi. 

– Już zamknięte! – zawołała, jednak pukanie powtórzyło się. – Idę, idę – 

powiedziała z westchnieniem. 

Odchyliła  żaluzje  i  zobaczyła  mężczyznę,  którego  za  nic  w  świecie  nie 

chciała widzieć. A co gorsza, jej serce zaczęło bić jak szalone. 

– Amber, musimy porozmawiać! – krzyknął Steve rozkazującym głosem. 

Opuściła żaluzje, odwróciła się i przywarła plecami do drzwi. 

– Odejdź. Nie mam ci nic do powiedzenia. 

– Ale ja mam ci wiele do powiedzenia. Więc otwórz drzwi. Natychmiast! 

Nie znosiła, gdy ktoś ją kontrolował, oszukiwał lub jej rozkazywał. Steve 

dopuścił  się  tych  wszystkich  przewinień.  Zakładając  ręce  na  piersiach, 

krzyknęła: 

RS

background image

 

109 

– Daj mi spokój! 

– Nie odpychaj mnie, Amber. – W jego głosie pobrzmiewała groźba. 

Co  tam,  nie  dam  się  zastraszyć,  pomyślała.  Co  mógł  jej  teraz  zrobić? 

Serce już jej złamał. 

–  A  dlaczego  nie?  Przecież  i  tak  na  nikim  ci  nie  zależy.  –Wiedziała,  że 

brzmiało  to  dziecinnie.  Powinni  chyba  porozmawiać  jak  dwoje  dorosłych 

ludzi. 

Zrobiło się jej żal Steve'a. Jedno spojrzenie przez żaluzje wystarczyło, by 

ocenić, w jakim był stanie. Wyglądał na zabiedzonego – nieogolony, z sińcami 

pod  oczami,  w  krzywo  zawiązanym  krawacie.  On,  zawsze  taki  wymuskany  i 

elegancki... 

Steve nacisnął klamkę, a gdy drzwi nie ustąpiły, zaczął nią szarpać. 

–  Amber,  wpuść  mnie!  Nie  możemy  rozmawiać  przez  drzwi.  –  Po 

krótkim namyśle dodał: – Proszę... 

Otworzyła drzwi, próbując zachować spokój. 

– To strata czasu – mruknęła. 

Powstrzymała  się,  by  nie  przygładzić  jego  włosów,  gdy  przejechał  po 

nich ręką. 

– Nie sądzę – odparł. 

Próbowała  ukryć  zdziwienie,  gdy  zobaczyła,  że  nie  miał  również  spinki 

od krawata, a jego ulubione pióro zwisało z górnej kieszonki marynarki. Może 

to  śmieszne,  ale  nagle  wstąpiła  w  nią  nadzieja.  Czyżby  znaczyła  dla  Steve'a 

więcej, niż chciał przyznać? 

Powstrzymała go, gdy chciał przekroczyć próg. 

–  Zanim  tu  wejdziesz,  ustalmy  pewne  zasady.  Po  pierwsze  nie  będziesz 

mi rozkazywał, po drugie nie będziesz mówił mi, co mam robić i po trzecie po 

rozmowie opuścisz sklep, szanując moją decyzję. Czy zrozumiałeś? 

RS

background image

 

110 

Oczy  mu  ściemniały,  usta  zacisnęły  się  w  wąską  linię,  ale  nie 

zaprotestował. 

– Zgoda. Czy mogę teraz wejść? 

Kolejne  zaskoczenie.  Nie  awanturował  się  i  przyjął  jej  warunki.  Musiał 

być doprawdy w gorszej formie, niż początkowo myślała. No i dobrze mu tak. 

Dlaczego tylko ona ma cierpieć? 

Weszła  za  ladę,  usiadła  na  taborecie  i  natychmiast  poczuła  się 

bezpieczniej.  Chociaż  zdołała  się  opanować  i  jej  umysł  działał  sprawnie,  to 

zdradzieckie ciało zawsze ochoczo reagowało na bliskość Steve'a. 

– No? I co takiego ważnego masz mi do powiedzenia?  

Steve popatrzył na półki. 

– A gdzie są te wszystkie poduszki? 

O,  nie!  Specjalnie  wspomniał  o  poduszkach,  by  przypomnieć  jej,  jak 

kochali  się  na  podłodze.  Jaki  był  wtedy  czuły,  a  zarazem  gwałtowny  i 

natarczywy. 

Zamrugała  szybko  powiekami,  by  wymazać  z  pamięci  wspomnienia, 

które nie pozwalały jej się skupić. 

–  Nie  sprzedaję  używanych  rzeczy  w  moim  sklepie.  Chociaż  moja 

obecność tutaj przeczy tej tezie... 

Zdumiony Steve otworzył usta. 

– Nie wykorzystywałem cię, Amber. 

–  Naprawdę?  A  jak  byś  to  nazwał?  –  Przyłożyła  palce  do  skroni,  jakby 

zastanawiając się nad odpowiedzią. – O tak, ożeniłeś się ze mną z miłości? 

–Wiele się zmieniło. Ludzie się zmieniają, ja... 

– Jestem zmuszona przerwać ci. Wielki i wspaniały Steven Rockwell się 

zmienił?  To  nieprawdopodobne!  Zawsze  wykorzystywałeś  ludzi,  bądź  dla 

RS

background image

 

111 

interesu,  bądź dla  zwykłej  przyjemności.  –  Położyła  ręce  na  ladzie. –  A  mnie 

wykorzystywałeś dla przyjemności czy w interesach, ważniaku? 

Steve zaczął chodzić po sklepie. Był zirytowany do tego stopnia, że bała 

się fizycznego ataku z jego strony. Pochylił się nad ladą i zmarszczył groźnie 

brwi. 

– Przestań. Musimy sobie wszystko wyjaśnić. 

– Zaraz, zaraz. Na razie to ty mówisz i oczekujesz, że będę cię słuchać. 

Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. – Potrząsnęła głową, a  w jej oczach 

zalśniły łzy. 

– Amber, ostrzegam cię! 

Nigdy  nie  widziała  go  w  takim  stanie.  Powinien  wyglądać  jak 

rozwścieczony  tygrys  w  klatce,  a  on  tymczasem,  mogłaby  przysiąc,  wydawał 

się rozbawiony całą sytuacją. 

– Biedny, mały Steve. I co teraz zrobisz? Sprawisz mi lanie? – roześmiała 

się, by go rozzłościć. 

– A żebyś wiedziała! 

Zanim zdążyła zareagować, skoczył za kontuar i przycisnął ją do ściany. 

– Puść mnie! – krzyknęła, wijąc się jak ryba w sieci. 

– Czy ty nigdy nie przestaniesz walczyć, głupia kobieto? Spokojnie... 

Powinna wyrzucić go ze sklepu. Powinna krzyczeć, bić go i uwolnić się z 

uścisku. Albo potraktować go tak, jak podczas pierwszego spotkania, gdy siłą 

przytulił ją do siebie i pocałował. 

Nic z tych rzeczy. Nagle oblała ją fala gorącego pożądania i zapomniała o 

walce. 

– Amber, spójrz na mnie. 

Ignorując  jego  prośbę,  potrząsnęła  energicznie  głową.  Powinna  trzymać 

go na dystans. Zwłaszcza teraz. 

RS

background image

 

112 

– To niczego nie załatwi – powiedziała cicho, próbując zebrać myśli. 

–  Czy  jesteś  tego  pewna?  –  Nie  dał  jej  szansy  na  odpowiedź,  gdyż 

przykrył jej usta swoimi i wycisnął na nich gorący pocałunek. 

Spodziewała  się,  że  będzie  bardziej  delikatny.  Każda  próba  oporu 

wydawała się bezsensowna, tym bardziej że jej ciało marzyło, by kochać się ze 

Steve'em.  Chciała  zedrzeć  z  niego  koszulę,  poczuć  jego  naga  skórę  pod 

palcami. 

Przerwał pocałunek, wplótł palce w jej włosy i spojrzał głęboko w oczy. 

–  Znasz  moje  uczucia.  Chcę  tego  dziecka  bardziej  niż  czegokolwiek  w 

życiu. Czy możemy zacząć jeszcze raz? 

Przeszył  ją  lęk,  gdy  dotknęła  brzucha.  Boże,  o  czym  ona  myślała? 

Wtargnął tutaj, by ją uwieść i kilkoma zręcznymi słowami skłonić do rzucenia 

się w jego ramiona. Nie ma mowy. 

 Odepchnęła  go.  Steve  spojrzał  na  nią  ze  zdziwieniem.  Wyglądał  przy 

tym śmiesznie i żałośnie. 

–  Steve,  to  koniec.  A  teraz  wynoś  się  z  mojego  życia.  Wydawał  się 

oszołomiony. Patrzył na nią jak na przybysza z kosmosu. 

– A co z dzieckiem? 

Powinna wiedzieć. Dbał tylko o to, by nie przepadła fortuna jego babki. 

Gdyby  ją  przepraszał  lub  zapewniał  o  swej  dozgonnej  miłości,  to  być 

może  jeszcze  by  się  wahała.  Jednak  zachowanie  Steve'a  potwierdziło  jej 

najgorsze  podejrzenia.  Traktował  ją  jak  inkubator  i  nic  poza  tym.  Czuła  w 

głowie ból nie do zniesienia. Musiała uciec. I to jak najszybciej. 

Nagle wpadła na pomysł, jak pozbyć się człowieka, który stał teraz przed 

nią, łamiąc jej serce i pozbawiając ją wszelkich złudzeń. 

– Nie jestem w ciąży. – Choć nie była zbyt religijna, modliła się po cichu, 

żeby nie pójść do piekła za tak wielkie i podłe kłamstwo. 

RS

background image

 

113 

Skuliła  się  instynktownie,  spodziewając  się  najgorszego.  W  tej  chwili 

najchętniej zapadłaby się pod ziemię. 

– Co?! 

Odwróciła się, nie chcąc, by widział jej twarz. 

–  Pomyliłam  się.  Po  prostu  opóźnił  mi  się  okres.  Zapewne  z  powodu 

stresu związanego z otwarciem sklepu. To wszystko. 

Odwróciła się, gdy Steve wydał z siebie zduszony jęk. Była zaszokowana 

trupią bladością jego twarzy. 

– Mylisz się! 

– W czym się mylę? 

– We wszystkim – szepnął ochryple. – Mylisz się co do moich uczuć, co 

do swojej roli i co do dziecka. Mylisz się! 

Wzięła  głęboki  oddech  i  zebrała  na  odwagę,  by  spojrzeć  mu  prosto  w 

oczy. 

–  Przykro  mi,  że  cię  rozczarowałam,  Steve,  ale  widzisz,  fabryka  dzieci 

jest już zamknięta. Życzę ci więcej szczęścia następnym razem. A jeśli chodzi 

o małżeństwo, to wyszłam za ciebie jedynie dla pieniędzy. Jeżeli myślałeś, że 

jest inaczej, pomyliłeś się. 

Obrzucił  ją  szybkim  spojrzeniem,  postał  jeszcze  przez  chwilę,  a  potem 

przygarbiony opuścił sklep. A także jej życie. 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

114 

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

 

Steve podpisał ostatni dokument przekazujący Amber pełną kontrolę nad 

sklepem,  włożył  go  do  koperty  i  wrzucił  do  skrzynki  pocztowej.  Nie  chciał 

mieć  żadnych  powiązań  z  kobietą,  która  wtargnęła  do  jego  życia  z  siłą 

huraganu i opuściła je w podobny sposób, siejąc po drodze spustoszenie. Poza 

tym sklep był jej dzieckiem. 

Dzieckiem... 

Nie  myślał,  że  po  trzech  miesiącach  od  rozstania  na  myśl  o  dziecku 

obleje  się  zimnym  potem.  Sądził,  że  jeśli  na  świecie  pojawi  się  maleństwo, 

sprawy  same  jakoś  się  ułożą.  Gdy  Amber  rozwiała  jego  nadzieje,  uznał 

przekonywanie  jej  o  swych  uczuciach  za  bezcelowe.  W  końcu  powiedziała 

jasno  i  otwarcie,  że  wyszła  za  niego  dla  pieniędzy.  A  to  bardzo  bolało.  Przez 

jakiś  czas  łudził  się  jeszcze,  że  być  może  go  okłamała,  ale  jej  milczenie  było 

wymowne. Amber nie różniła się wcale od jego matki. Omotała go, bo miała w 

tym  interes.  Uratowała  firmę  ojca  i  rozkręciła  własny  biznes,  ten  cholerny 

sklep. No cóż... 

Gardził  nią  z  tego  powodu.  Oszukała  go.  Już  nigdy  więcej  nie  zakocha 

się w kobiecie jej pokroju. 

W tej sytuacji zrobił jedyną dobrą rzecz, która mogła mu trochę pomóc. 

Zajął  się  pracą.  Spędzał  w  biurze  wiele  godzin.  Nie  prowadził  życia 

towarzyskiego, a kontaktował się jedynie z kolegami z pracy, i to wyłącznie w 

zawodowych sprawach. 

Jeśli  chodzi  o  matkę,  nie  rozmawiał  z  nią  od  czasu  konfrontacji  w 

Convention Center, a  ona  też  nie  dzwoniła.  I  trudno  było  się  dziwić,  skoro  w 

jej mniemaniu pozbawił ją spadku po babci. 

RS

background image

 

115 

Zakleił kopertę bardzo ostrożnie, zupełnie jakby pakował bombę, która za 

chwilę  może  wybuchnąć.  Nie  chciał  już  kontaktu  z  Amber.  A  o  rozwód 

wystąpi, gdy upłynie rok od czasu ich separacji. Zaznaczył tę datę na czerwono 

w swoim kalendarzu na wypadek, gdyby udało mu się zapomnieć. 

 Nie było dnia, żeby o niej nie myślał. W co się ubiera, z kim się spotyka, 

co porabia. Te rozważania doprowadzały go do szału. 

Mocne pukanie do drzwi przywołało go do rzeczywistości. 

– Proszę wejść. 

Luke Saunders, jeden z adwokatów, specjalista prawa karnego z oddziału 

firmy w Sydney, zajrzał przez drzwi. 

– Cześć, Steven. Znajdziesz chwilę dla starego kumpla? Steve pomachał 

ku niemu. 

– Cześć. Co ty tu robisz, przyjacielu? 

– Byłem w okolicy. Postanowiłem wpaść i zobaczyć, co się u was dzieje. 

–  Uścisnęli  sobie  ręce  i  Luke  rozejrzał  się  po  pokoju.  –  Nieźle,  Rockwell, 

całkiem nieźle. A jak idą twoje interesy? 

Steve wskazał mu fotel. 

– Jak na razie, nie narzekam. 

– Słyszałem, że prowadzisz wiele spraw. Pewnie siedzisz tu do północy? 

– Byrne rozszerza działalność.  

Luke przytaknął. 

–  Wspominał  coś  o  tym.  Jak  na  młodego  małżonka,  spędzasz  w  biurze 

zbyt  wiele  czasu.  Pamiętasz,  jak  to  było,  gdy  Matt  poślubił  Karę?  Zaczął  się 

notorycznie spóźniać i bez przerwy się zwalniał. 

Steve  wziął  głęboki  oddech  i  zacisnął  pięści.  Luke  i  Matt  byli  jego 

najbliższymi przyjaciółmi, ale czy mógł powiedzieć im całą prawdę? 

Luke spojrzał na niego z troską. 

RS

background image

 

116 

– Daj spokój, Steve. Przecież widzę, że coś cię gryzie.  

Steve podjął błyskawiczną decyzję. Wyprostował się za biurkiem, założył 

ręce na kark i wyrzucił z siebie: 

– Amber i ja jesteśmy od pewnego czasu w separacji. –Miał nadzieję, że 

Luke nie zacznie się nad nim użalać. 

– To niedobrze... Wyjdziemy się gdzieś zabawić? 

 Steve potrząsnął głową. 

– Od dawna nigdzie nie bywam, bo nie mam ochoty. 

– A co się stało? 

– Nawaliłem. Przykra sprawa. Pobraliśmy się dość pospiesznie, ale było 

nieźle.  Potem  nawarstwiły  się  różne  problemy,  a  kiedy  postanowiłem  je 

rozwiązać,  okazało  się,  że  jest  już  za  późno  –  powiedział.  Nie,  to  nie  jest 

właściwa  ocena  sytuacji.  Kochał  Amber  i  chciał  mieć  z  nią  dziecko, 

niezależnie od uczuć, które do niego żywiła. – A teraz jest tak, że ona nie chce 

widzieć mnie, a ja nie mam ochoty na kontakt z nią – dodał. 

Luke potrząsnął głową. 

– Znam cię od dawna i wiem, że potrafisz być cholernie uparty. Zawsze 

wytrwale dążysz do celu i wtedy wychodzi z ciebie prawdziwy despota. Jesteś 

pewien, że nic się nie da zrobić? 

–  Dzięki  za  charakterystykę.  Jak  to  się  mówi:  prawdziwych  przyjaciół 

poznaje się w biedzie. 

Luke zachichotał. 

– Jeżeli mi nie wierzysz, to zapytaj swojego szefa. 

– Ja tu jestem szefem. Mówię to na wypadek, gdybyś zapomniał. A tak w 

ogóle  co  porabiasz  w  Brisbane?  Czy  chodzi  o  kobietę?  –  zapytał,  gdyż 

wiedział, że Luke ma duże powodzenie u płci przeciwnej. 

RS

background image

 

117 

Luke uwielbiał otaczać się pięknościami. Niestety nie był stały w swych 

upodobaniach, czym zniechęcił do siebie wiele atrakcyjnych dam. 

– Kobiety? – Luke otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. – Jestem tu, by 

przed nimi uciec, chociaż jedna z nich mocno zawróciła mi w głowie. 

–  To  interesujące  –  odparł  Steve.  Chętnie  usłyszałby  jego  historię,  żeby 

odegnać myśli od swoich problemów. –I co dalej? 

–  Nie  podniecaj  się  tak  bardzo.  Mieszkam  w  hotelu  z  moją  młodszą, 

trochę  nieznośną  siostrą,  która  gania  mnie  po  różnych  okolicznych  parkach 

rozrywki  i  wszystkich  sklepach  na  Złotym  Wybrzeżu.  Jest  szalona  i 

nieobliczalna!  Zaciągnęła  mnie  dzisiaj  do  jakiegoś  hippisowskiego  sklepu  i 

namawiała,  bym  obwieszał  się  kryształami  i  wisiorami,  tłumacząc,  że  mam 

bardzo  złą  aurę  i  powinienem  nosić  te  dziwactwa.  I  gdyby  nie  piękna 

dziewczyna za ladą, to uciekłbym stamtąd po pięciu minutach. 

Steve  nadstawił  uszu.  Chciał  dowiedzieć  się  więcej  o  tej  pięknej 

dziewczynie. 

– E tam, ty wszędzie  widzisz ładne dziewczyny. Co było  w niej takiego 

niezwykłego? 

–  Co  takiego?  Była  przepiękna.  Długie  blond  włosy  opadały  jej  aż  do 

połowy  pleców.  Miała  brązowe  oczy  i  opalone  ciało.  A  jakie  kształty!  Piersi 

jak u Pameli Anderson! 

Steve  zdusił w sobie zamiar dołożenia przyjacielowi. Przecież on mówił 

o  Amber!  Ale  znali  się  od  dawna  i  głupio  byłoby  niszczyć  tę  przyjaźń.  Poza 

tym  równie  dobrze  mogło  chodzić  o  inną  kobietę.  W  Queenslandzie  nie 

brakowało atrakcyjnych blondynek. 

Luke kontynuował podniecony. 

–  Szkoda  tylko,  że  była  w  ciąży.  Gdyby  nie  to,  zaraz  bym  się  z  nią 

umówił. 

RS

background image

 

118 

Steve gwałtownie wstał zza biurka. 

– Jak nazywał się ten sklep? – Podszedł do przyjaciela i złapał go mocno 

za ramię. 

–  Uspokój  się,  chłopie!  –  zawołał  Luke,  widząc  wzburzenie  Steve'a.  – 

Poczekaj,  niech  pomyślę...  To  była  jakaś  nazwa  związana  z  wewnętrznym 

spokojem... 

–  Może  Harmonia?  –  Steve  wstrzymał  oddech,  starając  się  opanować. 

Gorąco  pragnął  potwierdzenia  swych  przypuszczeń,  ale  nie  miał  pojęcia,  co 

wówczas zrobi. 

Luke strzelił palcami. 

– Tak, chyba tak się nazywał – uśmiechnął się. – Byłeś tam kiedyś? Fajna 

babka, nie? 

Steve  był  bliski  utraty  panowania  nad  sobą.  Wziął  wiszącą  na  krześle 

marynarkę i pobiegł do drzwi. 

– Ta babka, to może być moja żona. A jeżeli tak, to będzie musiała wiele 

mi wyjaśnić. 

Luke patrzył osłupiały, jak Steve rusza sprintem przez korytarz. 

Amber  skrzywiła  się  i  wyprostowała  plecy.  Po  całym  dniu  na  nogach 

była  zmęczona,  tym  bardziej  że  ostatnio  przybyło  jej  kilka  bardzo  cennych 

kilogramów.  Czuła  też,  że  sypianie  w  ciasnej  przyczepie  nie  robi  jej  dobrze. 

No cóż, miała takie warunki jak większość samotnych matek. 

Ktoś zapukał do drzwi. 

–  Puk,  puk.  Jesteś  tam,  kochanie?  –  Ojciec  otworzył  stare,  aluminiowe 

drzwi przyczepy i wtoczył się do środka, głośno posapując. 

–  Cześć,  tatusiu!  –  Wspięła  się  na  palce  i  ucałowała  go  w  policzek.  Z 

każdym mijającym dniem miała wrażenie, jakby zbliżała się coraz bardziej do 

czasów  dzieciństwa.  Znowu  mieszkała  w  przyczepie,  całowała  ojca  na  dzień 

RS

background image

 

119 

dobry i była otoczona zainteresowaniem i szacunkiem pracowników wesołego 

miasteczka. 

– Jak się czujesz? 

– Dobrze, tato. Nie martw się o mnie. Masz przecież firmę na głowie. – 

Nastawiła czajnik, by zaparzyć ziołowej herbaty i uspokoić zszargane nerwy. 

Usiadła  przy  małym  stoliku,  wsypała  do  filiżanki  kawę  i  wrzuciła  trzy 

kostki cukru, bo ojciec uwielbiał wszystko, co słodkie. 

–  Nie  miałbym  firmy,  gdybyś  się  dla  mnie  nie  poświęciła.  To  przeze 

mnie zmarnowałaś sobie życie. 

Amber  westchnęła  i  napełniła  filiżanki  wrzątkiem.  Miała  ochotę  objąć 

ojca i mocno nim potrząsnąć. 

–  Tato,  proszę  cię.  Rozmawialiśmy  już  o  tym  wiele  razy.  Wyszłam  za 

Steve'a,  bo  tego  chciałam,  a  nie  dla  pieniędzy.  A  dziecko  nie  jest 

nieszczęściem, lecz darem bożym. 

Colin Lawrece nie wydawał się przekonany. 

– Więc dlaczego dziecko nie ma obojga rodziców, tylko przepracowaną, 

niemal głodującą matkę? 

Amber podała mu kawę i usiadła naprzeciw. 

–  Głodującą?  Jestem  wielka  jak  stodoła.  Do  tego  musiałam  usunąć 

kolczyk z pępka! 

– Dobre chociaż i to. Ten kolczyk mógł przecież zaszkodzić dziecku. 

–  Tato,  daj  już  spokój  –  próbowała  się  uśmiechnąć,  by  rozproszyć  jego 

obawy. 

Colin pociągnął łyk kawy i rozsiadł się wygodnie. 

–  Czytałem  o  tym,  pod  jaką  gwiazdą  urodzi  się  dziecko.  No  wiesz, 

wschodzący księżyc, planety i takie rzeczy... 

– Naprawdę? – nie wierzyła własnym uszom. 

RS

background image

 

120 

Ojciec uśmiechnął się, a zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się. 

– Nieee... Tylko tak żartowałem. Odpowiedziała mu uśmiechem. 

–  Dzięki,  tato.  Za  wszystko.  –  I  tak  naprawdę  myślała.  Po  rozstaniu  ze 

Steve'em,  ojciec  przyjął  ją  z  otwartymi  ramionami.  Nie  powiedziała  mu 

wszystkiego, a on był na tyle taktowny, że jej nie wypytywał. Nie protestował 

też, gdy zażądała, by pod żadnym pozorem nie kontaktował się z jej mężem. 

Colin dopił resztkę kawy i wstał. 

– Dzięki za kawę. Odpocznij teraz, córeczko, do zobaczenia jutro. 

Steve  nie  korespondował  z  Amber,  przesyłał  jej  tylko  dokumenty.  Nie 

pisał  żadnych  liścików,  żadnych  osobistych  uwag.  Na  początku  była 

przerażona, gdyż myślała, że chce jej odebrać sklep. Potem uspokoiła się, bo z 

nadesłanych  dokumentów  wynikało,  że  Steve  zamierza  przenieść  na  nią 

wprawo  własności  do  Harmonii.  Oczekiwała  teraz  formalnego  potwierdzenia 

tego faktu. Sklep miał być zabezpieczeniem majątkowym dla jej dziecka, toteż 

chciała jak najszybciej uregulować tę sprawę. 

Dni wlokły się jeden za drugim. Jej ból z powodu rozstania ze Steve'em 

nie  słabł,  czas  nie  chciał  uleczyć  ran.  Ledwie  mogła  zdobyć  się  na  uśmiech, 

odpowiadając  na  pytania  klientów.  Także  przed  ojcem  ukrywała  swój  praw-

dziwy  stan.  Przyszłość  rysowała  się  w  czarnych  kolorach.  W  dodatku  od 

jakiegoś czasu męczyły ją niedobre wspomnienia. 

Ledwie zauważyła, że drzwi uchylają się i ktoś staje na progu. 

Steven  Rockwell,  człowiek,  który  zrujnował  jej  życie...  W  pierwszym 

odruchu chciała mu się rzucić na szyję, ale na szczęście zdołała się opanować. 

–  Co  ty  tu  robisz?  –  wykrztusiła,  siadając  na  krześle,  żeby  Steve  nie 

widział jej brzucha. Czekała, aż uspokoi się jej serce. Jak on mógł nachodzić ją 

po tym, co się stało? 

RS

background image

 

121 

– Cześć, Amber. Podobno masz dla mnie jakieś nowiny? – Nie czekając 

na zaproszenie, wszedł do środka i z trzaskiem zamknął drzwi. 

Wiele  razy  wyobrażała  sobie  tę  scenę.  Jak  Steve  bierze  ją  w  ramiona, 

pieści  jej  piersi  i  brzuch,  całuje,  a  następnie  zapewnia  o  swej  dozgonnej 

miłości. 

Szkoda, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej i w dodatku o wiele 

gorzej,  niż  można  było  oczekiwać.  No  i  ten  nieznośny  ból  serca... 

Przypomniała sobie, co przechodziła przez ostatnie miesiące i postanowiła być 

twarda. Dotykając ręką brzucha, spojrzała Stevenowi prosto w oczy. 

– A skąd wiesz, że dziecko jest twoje? 

– Przestań kręcić! Dość kłamstw, chcę prawdy! – Złapał ją gwałtownie za 

rękę. 

Nigdy  nie  widziała  go  w  takim  stanie,  był  niemal  na  pograniczu 

szaleństwa.  Zaczęła  się  bać.  A  jeśli  Steve  z  zemsty  odbierze  jej  dziecko, 

najcenniejszą rzecz, jaką miała? 

Przygryzła  dolną  wargę.  Chciałaby  powiedzieć  mu  prawdę,  a  potem 

wypłakać  się  w  jego  ramionach.  Jednak  niełatwo  było  jej  wyciągnąć  rękę  do 

zgody, bo przez ostatnie miesiące zbyt wiele przez niego wycierpiała. 

– Ranisz mnie. Odejdź – powiedziała, zbierając w sobie całą odwagę. 

Puścił jej rękę. 

– Amber, proszę... – Teraz zaczął ją błagać. – Muszę to wiedzieć. Inaczej 

dostanę obłędu. – Wydawał się zagubiony i bezradny. 

Patrząc  na  niego,  zaczęła  sobie  przypominać,  jak  wspaniale  było  im 

razem  w  łóżku.  Zdumiała  ją  myśl,  że  w  takiej  chwili  rozmyśla  o  seksie.  A 

przecież  ten  mężczyzna  mógł  przewrócić  jej  świat  do  góry  nogami,  a  także 

odebrać dziecko. Nie powinna o tym ani na chwilę zapominać. 

RS

background image

 

122 

– Czy pamiętasz, co powiedziałam podczas naszej ostatniej rozmowy? – 

zapytała, próbując zachować zimną krew. 

Przytaknął, patrząc w ziemię. 

– Zgodziłeś się wtedy zaakceptować moje warunki. Powiedziałam, żebyś 

odszedł z mojego życia. To co ty właściwie tutaj robisz? 

–  Warunki  przestają  obowiązywać,  gdy  zostały  wymuszone  za  pomocą 

kłamstwa.  –  Usiadł  ciężko  na  krześle  i  skrył  twarz  w  dłoniach.  –  Mój  Boże, 

Amber, co ty sobie myślałaś? – Przetarł oczy palcami, nie patrząc na nią. Przez 

chwilę Amber myślała, że płacze. 

Serce się jej ścisnęło, gdy zobaczyła, jak bardzo cierpi. Doznała od niego 

także  wielu  dobrych  rzeczy.  Przecież  to  Steve  uratował  firmę  ojca  przed 

bankructwem. 

Cóż,  być  może  chciał  użyć  dziecka,  by  odziedziczyć  fortunę  babci,  ale 

ona  też  nie  była  bez  winy.  Postąpiła  okrutnie,  gdy  ukryła  przed  nim  ciążę,  w 

dodatku powiedziała, że wyszła za niego dla pieniędzy. 

Pomyślała  chwilę,  potem  położyła  mu  rękę  ma  ramieniu.  Chciała  jakoś 

złagodzić  jego  cierpienia  i  cofnąć  słowa  wypowiedziane  pod  wpływem 

niezwykłego wzburzenia. 

– Steve. 

Spojrzał  na  nią,  a  wyraz  jego  oczu  przeraził  ją  bardziej  niż  najbardziej 

okrutne i napastliwe słowa. 

–  Nie  dbam  o  to,  że  mnie  nie  kochasz.  Ani  o  pieniądze.  Chcę  tylko,  by 

dziecko wyrastało w atmosferze ciepła i miłości, której ja nigdy nie zaznałem. 

Już otwierała usta, by powiedzieć mu prawdę, ale przerwał jej. 

–  Rozumiesz?  Nigdy  nie  chodziło  o  pieniądze.  Babcia  zdecydowała,  że 

pieniądze odziedziczy jej wnuk, bo chciała chronić majątek przed moją matką, 

która  błyskawicznie  roztrwoniłaby  rodzinną  fortunę.  Nie  uczyniła  mnie 

RS

background image

 

123 

głównym  spadkobiercą,  gdyż  obawiała  się,  że  ulegnę  namowom  matki  i  nie 

będę  umiał  niczego  jej  odmówić.  Przez  całe  życie  zabiegałem  o  akceptację 

matki  i  dlatego  zbyt  często  jej  ulegałem.  Zrobiłbym  wszystko,  byle  tylko 

spojrzała na mnie z miłością. 

Nie  strząsnął  jej  ręki  z  ramienia,  więc  mogła  wyczuć,  jak  spięte  są  jego 

mięśnie.  Uścisnęła  jego  ramię,  pragnąc  dodać  mu  otuchy,  ale  on  chyba  tego 

nawet nie zauważył. 

–  Być  może  na  początku  marzyłem  o  dziecku  z  czysto  egoistycznych 

pobudek,  ale  ty  wszystko  zmieniłaś.  Wiedziałem,  że  mnie  nie  kochasz,  ale 

dziecko  mogłoby  scementować  nasz  związek,  przynajmniej  taką  miałem 

nadzieję.  Łudziłem  się,  że  z  czasem  odwzajemnisz  moje  uczucia  i...  – 

Potrząsnął głową. – Wyszedłem na idiotę. 

Słysząc to, Amber poczuła, jak w jej serce wstępuje nadzieja. Źle oceniła 

męża i teraz musiała naprawić wyrządzoną mu krzywdę. 

– Steve, to ja wyszłam na idiotkę.  

Popatrzył na nią trochę nieprzytomnie. 

– Więc to dziecko jest moje? 

Przytaknęła.  Marzyła,  by  wziął  ją  w  ramiona  i  pocałował.  Była  tak 

wzruszona, że nie mogła mówić. 

Wzięła głęboki oddech i mocniej ścisnęła jego ramię. 

– Okłamałam cię. Podsłuchałam twoją rozmowę z matką, podczas której 

potwierdziłeś  jej  oskarżenia.  Przestałam  myśleć  rozsądnie.  Zakochałam  się  w 

tobie  i  miałam  nadzieję,  że  odwzajemnisz  kiedyś  moje  uczucia.  Zacząłeś 

mówić  o  dziecku...  Kiedy  poznałam  prawdę,  wpadłam  w  złość  i  zapragnęłam 

zranić  cię  równie  mocno,  jak  ty  mnie.  Chciałam,  żebyś  cierpiał.  Dlatego 

skłamałam na temat ciąży. 

RS

background image

 

124 

Spojrzał  na  nią,  a  w  jego  szeroko  otwartych  oczach  dostrzegła  cień 

nadziei. 

– Zaraz... Powiedziałaś, że mnie kochasz? 

– Tak – wytarła załzawione oczy – kocham cię, ty... arogancki kretynie! 

Przyciągnął  ją  do  siebie  i  utulił  w  swych  potężnych  ramionach.  Trwali 

tak  przez  chwilę  zupełnie  bez  ruchu.  Amber  zastanawiała  się,  jak  mogła  tyle 

czasu wytrzymać bez niego. 

Po  chwili,  która  wydała  się  im  wiecznością,  Steve  rozluźnił  uścisk  i 

spojrzał jej w oczy. 

– Kochasz mnie? Powiedz to jeszcze raz. Uśmiechnęła się 

–  O,  nie.  Masz  dobry  słuch  i  dobrą  pamięć.  Nie  muszę  niczego 

powtarzać. 

Steve spoważniał. 

–  Amber,  jak  mogliśmy  być  tacy  głupi?  –  Nie  czekając  na  odpowiedź, 

pocałował ją. A ona oddała mu pocałunek całym sercem i duszą. 

–  Mmm...  Tęskniłem  za  tobą.  –  Ponownie  otulił  ją  ramionami.  –  Nie 

wiedziałem, że miłość to takie wspaniałe uczucie. 

– Tak, najwspanialsze ze wszystkich. – Zakołysała się w jego objęciach i 

uwiesiła mu na szyi. 

– Hej, czy nie dosyć już narozrabiałaś? Nie jesteś wcale taka lekka. 

Uszczypnęła go w policzek i roześmiała się. Steve ujął jej rękę i położył 

sobie na sercu. 

–  Widzisz?  Zniszczenia,  jakich  dokonałaś,  nie  dadzą  się  naprawić.  Już 

nigdy nie będę taki jak dawniej. – Pochylił się i obsypał pocałunkami jej nos, 

policzki  i  usta,  zostawiając  na  koniec  to,  co  najlepsze,  czyli  jej  ulubioną 

pieszczotę. Leciutko skubał jej dolną wargę, dopóki Amber nie zaczęła drżeć w 

jego ramionach. 

RS

background image

 

125 

–  Ty  też  nieźle  narozrabiałeś,  ważniaku.  Patrz  –  położyła  jego  rękę  na 

swym brzuchu. 

W tym momencie poczuł ruch pod dłonią. 

– Czułeś to? – zapytała zachwycona Amber. Przytaknął oszołomiony. 

–  Och,  Steve,  dziecko  się  poruszyło.  Czy  to  nie  jest  cudowne?  – 

Przenosiła uradowane spojrzenie to na swój brzuch, to na męża. 

–  To  jest  cudowne,  kochanie,  podobnie  jak  ty.  –  Pocałował  ją, 

zastanawiając  się,  jak  będzie  wyglądać  ich  dziecko.  Chciał,  żeby  to  była 

dziewczynka, która odziedziczy urodę po mamie. 

Samotna łza stoczyła się z policzka Amber i upadła na rękę Steve'a. 

– Chyba już jesteś gotowy, żeby zostać ojcem. 

– Tak myślisz? 

Objęła go za szyję i spojrzała mu prosto w oczy. 

–  Myślę,  że  jesteś  wspaniały  i  że  cię  kocham.  A  zatem  karty  tarota  nie 

myliły się. 

Przetarł oczy i spojrzał na nią zaskoczony. 

– Sądziłem, że je spaliłaś po ślubie. 

– Nic podobnego. Kto z nas nie chciałby poznać swej przyszłości? 

Przygarnął ją bliżej.  

–  Ja  też  umiem  przewidywać  przyszłość  –  zażartował.  Przyjrzał  się  jej 

dłoni. – Poczekaj, powróżę ci. Widzę troje dzieci. 

–Tylko troje? 

Przyjrzał się jej drugiej dłoni. 

–  Nie  spieraj  się  z  wróżbitą!  Widzę  również  wspaniałego  mężczyznę  u 

twego boku. Jest silny, przystojny i mądry. 

–E tam... 

– Otoczy cię miłością i opieką. Teraz i zawsze. Czy to jest dobra wróżba? 

RS

background image

 

126 

Roześmiała się radośnie, pocałowała go w usta i szepnęła: 

– Jesteś najlepszy, ważniaku. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

 

127 

EPILOG 

 

Steve  i  Amber  weszli  do  kościoła,  w  którym  zaczynała  się  właśnie 

ceremonia chrzcin Jessiki Kate Byrne. 

Do Sydney na chrzciny przylecieli prosto z Melbourne, gdzie odwiedzili 

babcię,  trzymaną  przy  życiu  przez  nieodpartą  wolę  zobaczenia  pierwszego 

wnuka. 

Steve cieszył się, patrząc na rozkwitającą Amber, dla której zaczął się już 

ósmy  miesiąc  ciąży.  Wykazywała  teraz  olbrzymi  entuzjazm.  I  to  we 

wszystkich  dziedzinach  życia,  we  wszystkim,  czym  się  zajmowała. 

Powodowało  to  czasem  zamieszanie,  zwłaszcza  gdy  trzeba  było  zdążyć  z 

czymś na czas, który jego małżonka odmierzała teraz własną miarą. Ale Steve 

nie  miał  jej  tego  za  złe.  Przynajmniej  nie  spóźnili  się  na  samolot  do  Sydney, 

chociaż niewiele brakowało. 

Gdy  po  uroczystości  goście  zebrali  się  w  ogrodzie,  Steve  podszedł  do 

Luke'a i położył mu rękę na ramieniu. 

– Cześć, Saunders. Myślę, że powinieneś kogoś poznać. 

 Jego  przyjaciel  próbował  właśnie  nawiązać  rozmowę  z  niezwykle 

atrakcyjną brunetką. Odwrócił się i powiedział zgryźliwie: 

– Steve, to że jesteś szczęśliwym mężem, nie oznacza jeszcze... 

– Luke, poznaj Amber – tu Steve  zrobił krótką przerwę dla zwiększenia 

efektu – moją żonę. 

W pierwszej chwili Luke zaniemówił, jednak już po sekundzie odzyskał 

rezon. 

–  Miło  cię  poznać,  Amber.  Steven  wiele  mi  o  tobie  opowiadał. –  Posłał 

jej  swój  zabójczy  uśmiech,  którym  uwodził  nawet  najbardziej  niedostępne 

kobiety. 

RS

background image

 

128 

Amber przybrała zagadkowy wyraz twarzy. 

– Czy spotkaliśmy się już kiedyś? 

Steve  nieomal  parsknął  śmiechem,  widząc  zmieszanie  na  twarzy 

przyjaciela.  Zanim  Luke  zdążył  odpowiedzieć,  podeszli  Matt  i  Kara 

Byrne'owie. 

Matt klepnął Steve'a po plecach. 

–  Świetnie,  że  jesteś,  Rockwell.  Powinieneś  się  wstydzić,  że  tak  długo 

ukrywałeś  przed  nami  swą  uroczą  małżonkę.  –  Mrugnął  do  Amber.  –  Jestem 

Matt, a ta wspaniała istota, to moja żona Kara. 

Amber uśmiechnęła się. 

– Wiele o tobie słyszałam. I gratuluję, Jessika jest ślicznym dzieckiem. 

Matt podrapał się w brodę. 

– Tak, bardzo podobna do mamy. 

 Kara i Amber uścisnęły się. 

– Chodź, Amber, pomożesz mi przy  drinkach. Za dużo tu testosteronu – 

powiedziała Kara i obie panie odeszły. 

Matt złapał Steve'a za ramię. 

– Ty cwaniaku. Nie wspominałeś, że jest taka piękna. 

–  Tak?  To  Luke  nic  ci  nie  powiedział?  –  Spojrzał  znacząco  na 

przyjaciela,  rozbawiony  jego  zmieszaniem.  Wprawdzie  wybaczył  mu 

niestosowne uwagi na temat Amber, ale ich nie zapomniał. 

– Widzę, że coś mnie ominęło – roześmiał się Matt, patrząc na przyjaciół. 

– Dalej, chłopaki! Nie pozwólcie mi umrzeć w nieświadomości. 

Luke  spuścił  głowę  i  wpatrywał  się  w  ziemię,  udając,  że  przygląda  się 

dwóm mrówkom spacerującym po źdźble trawy. 

– Jesteś świnia, Rockwell – wydusił w końcu.  

Steve parsknął śmiechem. 

RS

background image

 

129 

–  Śmiało,  Luke.  Dlaczego  nie  opowiesz  Mattowi,  jak  to  było?  Uznałeś 

moją żonę za gorącą. 

– Dosyć! –  Luke zatkał sobie uszy rękami. – Już cię za to przeprosiłem. 

Okaż trochę miłosierdzia. 

Matt zachichotał. 

–  Wygląda  na  to,  że  musimy  znaleźć  ci  kobietę,  Saunders.  I  to  im 

szybciej, tym lepiej. Zanim zaczniesz przystawiać się i do mojej żony. 

–  Obywaj  jesteście  beznadziejni.  Idźcie  i  udawajcie  szczęśliwych 

małżonków,  a  mnie  zostawcie  w  spokoju.  –  Luke  w  pierwszej  chwili  chciał 

udawać obrażonego, ale w końcu sam zaczął się śmiać. – Nie musicie się mną 

zajmować. Nie wiedziałem, że Kara ma tyle ładnych przyjaciółek. 

Steve  rozejrzał  się  i  zobaczył,  że  przyjaciel  ma  rację.  Jednak  żadna  z 

obecnych  tu  kobiet  nie  mogła  równać  się  z  jego  żoną,  która  wyglądała 

oszałamiająco nawet w zaawansowanej ciąży. Ubrana była w spodnie i bluzkę 

z  błyszczącego  materiału.  Widziała,  że  podoba  się  mężowi,  i  to  dodawało  jej 

pewności siebie. 

Matt szturchnął Luke'a. 

– Nie gap się tak na żonę Steve'a. Popatrz lepiej na mnie lub na niego – 

upomniał przyjaciela. 

– Na wasz widok robi mi się niedobrze. Do zobaczenia później. – Obrócił 

się i skierował kroki ku grupce elegancko ubranych młodych kobiet. 

Matt wskazał je głową. 

–  Nie  żałujesz,  Steven?  Nie  będziesz  już  przeżywał  emocji 

towarzyszących polowaniu. 

– Wcale mi tego nie brakuje. 

Matt roześmiał się i popatrzył na Karę. 

– Mnie też wystarcza żona. 

RS

background image

 

130 

–  Amen.  –  Spojrzał  na  Amber,  która  przyzywała  go  energicznym 

machaniem.  –  Na  razie,  Matt.  Obowiązki  mnie  wzywają.  Spotkamy  się 

później. 

Spotkał Amber na środku trawnika. 

– Obgadujecie nas czy chwalicie?  

Steve uśmiechnął się. 

– I jedno, i drugie. Czemu mnie wołałaś?  

Amber oparła się o męża. 

– Bo chciałam ci coś powiedzieć. – Stanęła na palcach i szepnęła mu do 

ucha: – Kocham cię, ważniaku. 

Steve  wziął  ją  w  ramiona  szczęśliwy,  że  wniosła  tyle  radości  do  jego 

życia. Wtulił twarz w jej pachnące włosy i szepnął: 

–  Pani  Rockwell,  zapewniam  panią,  że  to  uczucie  jest  w  pełni 

odwzajemnione. 

RS


Document Outline