background image

1. Odkrycie dziecka

W obliczu coraz szybciej postępujących przemian społecznych i kulturo-

wych dziecko i dzieciństwo mogą uchodzić za sferę wartości względnie sta-
łych i tym samym dających oparcie temu, co nowe, relatywne i niepokojące. 
Kres świata starożytnego zarysował się wraz z narodzinami Chrystusa i Jego 
boskie dzieciństwo urosło do rangi jednego z głównych symboli rodzącego się 
chrześcijaństwa. Również w czasach nowożytnych, ilekroć powraca kryzys  
wartości, wzrasta zainteresowanie nieodmienną naturą dziecka, której prze-
niknięcie da być może klucz do zrozumienia błędów rozwoju ludzkości, zde-
moralizowanej szybkimi postępami cywilizacji.

Nieprzypadkowo   literatura   dla   dzieci   i   młodzieży   jako   odrębny   nurt 

twórczości rodzi się na przełomie XVII i XVIII w., gdy zmienia się świado-
mość starej Europy zmierzającej, wedle słów P. Hazarda, „od stabilności do 
ruchu"

1

. Kryzys ancien regime'u zbiega się z rewolucyjnymi przeobrażeniami 

w filozofii i przyrodoznawstwie, co wpływa na zmianę koncepcji społeczne-
go rozwoju, a tym samym i miejsca dziecka w zmierzającym ku temu, co no-
we, społeczeństwu. Można bez przesady stwierdzić, że dopiero w tym okre-
sie rodzi się społeczna antropologia dziecka, z którą muszą liczyć się zarów-
no pedagodzy, jak politycy, pisarze i artyści. Wraz z upowszechnianiem się 
ideałów oświeceniowych narasta potrzeba zburzenia feudalnego ładu i stwo-
rzenia takiego społeczeństwa, w którym interesy jednostki i ogółu będą w pełni 
zharmonizowane i zapewnią ludzkości dalszy postęp zgodnie z wymaganiami 
rozumu. Odwaga posługiwania się rozumem to zdaniem Kanta podstawowa 
cecha Oświecenia jako prądu umysłowego, co oznacza „wyjście człowieka  z 
małoletności, w której był zatrzymany z własnej winy"

2

. Nie chodzi tu tylko 

o   błyskotliwą   metaforę,   lecz   o   wychowanie   nowego   społeczeństwa,   które 
zależy tyleż od nowej pedagogiki, co i nowej koncepcji dziecka jako człowie-
ka właśnie.

„Dziecko nie zawsze było dzieckiem - stało się nim", twierdzi J.H. Van 

den Berg i dodaje: „Sposób istnienia dzieci w świecie zmienił się dlatego, że 
wpierw zmienił się sposób istnienia dorosłych"

3

. Taki wniosek daje się wypro-

wadzić jego zdaniem także z analizy dziełek ofiarowanych małoletnim adre-
satom przed wiekiem XVIII, nie odbiegających w tematyce i stylu od kano-
nów literatury „dorosłej", jak również z objawów pewnych stron życia ro-
dzinnego, w którym sprawy zawodowe i małżeńskie (w tym seksualne) nie

1

P. Hazard, Kryzys świadomości europejskiej: 1680-1715, przeł. J. Lalewicz i A. Siemek,

Warszawa 1974, cz. I, rozdz. I.

2

I. Kant, Co to jest Oświecenie?, przeł. A. Landman, [w.] T. Kroński, Kant, Warszawa

1966, s. 164.

3

J.H. Van den Berg, Dziecko stało się dzieckiem, przeł. M. Ochab, [w:] Dzieci [Transgre

sje 5], oprać. M. Janion i S. Chwin, Warszawa 1988, t. 2, s. 232-233.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

13

stanowiły jeszcze dla dziecka tabu, być może dlatego, że nie postrzegano go 
jako istoty odrębnej i ważnej.

Od średniowiecza aż po barok nie przypisywano dzieciństwu większej 

wagi. „Dopóki śmierć kosiła położnice, niewiele myślano o noworodku - pi -
sał Janusz Korczak. - Dostrzeżono go, gdy aseptyka i technika pomocy za -
bezpieczyła życie matki"

4

. Jeżeli życie dziecka było tak kruche i mało obiecu-

jące, nie opłaciło się inwestować weń rodzicielskich uczuć. Nawet dzieci 
z warstw wyższych spotykały się z akceptacją ojca dopiero wtedy, gdy opu-
szczały pokoje matki (w wieku 6-7 lat) i nadawały się do dalszego polerowa-
nia w służbie rycerskiej lub dworskiej. Żyjąc z dorosłymi, nosząc identyczne  
ubrania i uczestnicząc w tych samych zajęciach, dzieci były antropologicz -
nie   niewidoczne.   Często   też   wzrostem   i   poziomem   umysłowym   nie 
odbiegały od swych rodziców, a niski przeciętny wiek życia sprzyjał zaciera -
niu różnic między pokoleniami. Zakres znaczeniowy takich słów, jak „dzie-
cię", „pacholę", „młodzik", był w tym czasie bardzo płynny i pokrywał się 
z pojęciem „niepełnoletności" w sensie prawnym, a więc „osoby bardzo mło -
dej czy też jeszcze niestarej, a odgrywającej rolę ucznia lub służącego"

5

. Jedy-

nie opozycja: młodość - starość rysowała się bardziej wyraziście, co uprzyta -
mnia nam terminologia francuska wyodrębniająca dziecięctwo  (enfance),  pa-
cholęctwo (puerilite), młodzieńczość (jeunesse), starość (vieillesse) i sędziwość 
(senilite)

6

Słowo „dziecko" miało wówczas tak pojemne znaczenie, jak współ-

cześnie „chłopak".

Przez długi okres życia dzieci nie były odstawiane od piersi i dostawały 

pokarm, gdy tylko miały nań ochotę. Nie wdrażano też ich do higieny. Jeśli 
dożyły odpowiedniego wieku, bezceremonialnie włączano je w życie dorosłej 
społeczności, karcąc przy tym surowo za wszelkie przejawy niesubordynacji. 
Dziecięcy  egoizm   i   niechęć   do   wypełniania   narzuconych   im   obowiązków 
traktowano przez długie wieki jako wyraz popędu do grzechu. Zarówno teo -
lodzy średniowieczni, jak później protestanccy uważali dziecko za nasienie 
szatańskie (owoc miłosnych uniesień), które od zguby mogą ocalić jedynie  
surowy rygor i chłosta. Średniowieczne szkoły preferowały twardy sposób 
wychowania. „Trzcina była godłem nauczyciela tak rzymskiego, jak średnio-
wiecznego - pisze G. Doliński. - Istniało nawet przekonanie, że dziecko, 
które nie odebrało za przewinienia swoje za życia należytej kary, nie znalazło 
po śmierci wiecznego odpoczynku, jeśli dodatkowo nie wykonano na zwło-
kach jego zaniedbanej kary. [...] W średniowieczu bito nawet przyszłych świę-
tych, lecz nie zagradzano im ani losu, ani przywileju przyszłej kanonizacji". 
Szczególna sytuacja zagrożonego obcymi najazdami państwa polskiego spra-

4

J. Korczak, Pisma wybrane, wybór A. Lewin, Warszawa 1978, t. 1, s. 101.

5

Th. Briiggerman, O. Brunken, Handbuch zur Kinder- und Jugendliteratur, Vom Beginn

des Buchdrucks bis 1570, Stuttgart 1987, rozdz. II.

6

1.S. Kon, Riebionok i obszczestwo (istoriko-etnograficzeskajapierspiektiwa), Moskwa 1988, 

s. 97.

background image

14

Rozdział!

wiła, że w przypadku młodzieży szlacheckiej większą wagę przywiązywano do 
żmudnych ćwiczeń w rzemiośle wojennym niż nauki i obyczajów, „ze sztuki 
wychowania tworząc istną Gehennę młodości"

7

.

Renesansowy humanizm zaprezentował odmienne podejście, inspirując 

się   bardziej   starożytnością   pogańską   aniżeli   chrześcijańską.   Za   wzór   mógł 
uchodzić Kwintylian, który w traktacie O  kształceniu mówcy  (ks. I) wypo-
wiadał się zarówno przeciw karze chłosty, należnej tylko niewolnikom, jak 
pieszczotom i nadmiernej pobłażliwości, prowadzącym do „zepsucia obycza-
jów" dzieci. Pojawiające się w pismach ludzi renesansu obiekcje przeciwko 
rozpieszczaniu małych dzieci świadczą o zwycięstwie rodzicielskich uczuć 
nad dogmatami wychowania, czego najdobitniejszym przykładem może być 
hołd złożony promiennej naturze dziecka w Trenach Jana Kochanowskiego. 
Barok oznaczał regres tej postawy, chociażby przez sam fakt faworyzowania 
edukacyjnego rozwoju młodzieży. Jednakże, co zauważa Philippe Aries, pro-
ces scholaryzacji, zapoczątkowany przez jezuitów, przedłużał dzieciństwo 
w wiek młodzieńczy: „Przez cały czas trwania nauki dziecko poddane było 
surowszej i coraz skuteczniejszej dyscyplinie, która chroniła je przed swo-
bodnymi poczynaniami dorosłych. Tak więc dzieciństwo wydłużyło się o tyle 
mniej więcej, ile trwał cały pobyt w szkole"

8

. Wychowanie dzieci poza do-

mem, ekspediowanie ich na książęce dwory czy do innych, zamożniejszych 
rodzin   były   praktykowane   już   od   średniowiecza.   Młodziutcy   arystokraci 
przebywali tam w charakterze paziów, giermków itp., podczas gdy ich ubożsi 
rówieśnicy musieli zadowolić się rolą uczniów i domowych sług. Matki wy-
wodzące się z arystokracji jeszcze w wieku XVIII oddawały beztrosko nie-
mowlęta do wykarmienia obcym kobietom, a dzieci starsze na edukację do 
klasztorów i innych zamkniętych zakładów wychowawczych. Dopiero pod 
koniec XVII stulecia zostanie złamany monopol kształcenia młodzieży mę-
skiej, a od następnego przywilej edukacji będzie przysługiwał nie tylko dzie-
ciom arystokracji, ale także mieszczaństwa i ludu, co nada wychowaniu kie -
runek bardziej praktyczny.

Przede wszystkim niełatwą sprawą było uznanie psychologicznej odręb-

ności dziecka, jego prawa do bycia sobą. Jeszcze pod koniec XVI wieku po-
zwalał sobie Montaigne na niepozbawione ironii gromienie spontanicznych 
odruchów wieku dziecięcego, dając tym samym dowód rozumowania swych 
współczesnych, którzy za największy autorytet w tej sprawie uważali opinie 
starożytnych:

Jeżeli zdarzy się uczeń tak szczególnej kondycji, że woli raczej usłyszeć bajkę niż opo -

wieść o pięknej podróży albo inne roztropne słówko; jeżeli przy dźwięku bębna, rozpalającym 
młody zapał towarzyszów, odwraca się tam, gdzie go woła bębenek ku igrom kuglarzy, jeśli nie

7

G. Doliński, Jak u nas chowano dzieci? Zarys dziejów pedagogiki polskiej. Z przedmową

J. Ochorowicza, Warszawa 1899, s. 29-30, 21.

8

Ph. Aries, Miejsce dla dzieciństwa, przeł. M. Garbalińska, [w:] Dzieci, s. 222.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

15

jest mu bardziej lubo a słodko wrócić zakurzonym i zwycięskim z walki niż z gry w piłkę albo 
pląsy, niosąc palmę tryumfu z tych igrów - wówczas nie widzę innej rady, jeno by jego nauczy-
ciel ukręcił mu głowę, gdy tego nikt nie będzie widział, albo by go oddano w jakim poczciwym  
miasteczku do pasztetnika, choćby był zgoła synem diuka, idąc w tym za przepisem Platona,  
„że trzeba stanowić o dzieciach nie wedle cnót rodziców, jeno wedle cnót ich duszy"

9

.

W rozdziale O wychowaniu dzieci, z którego zaczerpnęliśmy powyższy 

cytat, Montaigne nie ukrywa faktu, że dzieci w trakcie pobierania nauki stają 
się niejednokrotnie obiektem gwałtu i przemocy.  Jeszcze w następnym stu-
leciu Jan Amos Komeński użyje całej swej biblijnej erudycji, by uprzytomnić 
współczesnym, że Bóg jest po stronie maluczkich, że „dzieci są nieporówny-
walnym z niczym skarbem" i biada, „gdyby ktoś miał narazić je na najmniej-
sze zgorszenie". Nie przeszkadza mu to wszelako przytoczyć bezkrytycznie 
z Biblii i taką mądrość: „Dziecko nawet gdyby wydawało się aniołem, jednak 
rózgą popędzaj"

10

. Ale co istotne - obaj myśliciele traktują dziecko także jako 

rozwijający się organizm, domagając się troski nie tylko o duszę, lecz i ciało. 
Wzrasta   zainteresowanie   seksualnością   dziecka.   Za   najbardziej   odrażającą 
rozpustę zaczyna  się uważać masturbację i onanizm.  Wzmożona  kontrola 
nad nastolatkami prowadzi do odseparowania dziewcząt od chłopców, temat 
płci   staje   się   dla   nich   tabu,   a   okazywanie   wstydliwości   w   tych   sprawach 
nakazem cnoty.

W zdrowym ciele zdrowy duch - od tej zasady wychodzi później John 

Locke w traktacie Myśli o wychowaniu (1693) kreśląc wizerunek dziecka jako 
istoty ludzkiej w rozwoju, a przeto podatnej na modelującą działalność doro-
słych, korzystną albo szkodliwą. Nie mniej dalekosiężne konsekwencje mia -
ła przypisywana mu teoria, iż wiedza pochodzi wyłącznie z doświadczenia na-
bywanego   w   toku   całego   życia.   Przyrównanie   umysłu   nowo   narodzonego 
człowieka do czystej tablicy, zapisywanej latami doświadczeń aż do śmierci 
(podobnie rzecz ujmował tzw. Pseudo-Plutarch żyjący na przełomie I/II w. 
n.e.

11

),   kazało   wychowawcom   zastanowić   się   nie   tylko   nad   naturą   swych 

podopiecznych, ale i własną - nigdy do końca nie ukształtowaną i podatną na 
wpływ wychowanka.

Wiara w nieograniczone możliwości sterowania procesem wychowaw-

czym i wyedukowaniem młodego gentlemana podług gotowych recept wpły-
nęła w rezultacie także i na powstanie odrębnej literatury dla dzieci, która 
miała być  ideałem zespolenia nauki z zabawą. Cały wiek XVIII należy do 
„mądrych guwernantek" rodem z Francji. To one podchwytując styl domo-
wych konwersacji, koncypują pierwsze książeczki będące jednocześnie dzie-
cięcą lekturą i pedagogicznym instruktażem.

9

 M. de Montaigne, Próby, przeł. T. Żeleński (Boy), Warszawa 1985, ks. I, s. 274.

10

J.A. Komeński, Pisma wybrane, przel. K. Remerowa, Wrocław 1964, s. 6—7, 46.

11

Sformułowanie Pseudo-Plutarcha było następujące: „Jak na miękkim wosku pieczęć, tak

na duszy dziecka wyciskamy naukę". Cyt. za: S. Kot, Źródła do historii wychowania. Wybór,
cz. I, Warszawa 1929, s. 56.

background image

16

Rozdział!

Gdy wszystko zdaje się zmierzać w racjonalnym kierunku, pojawia się Jan 

Jakub Rousseau, który twierdzi coś wręcz odwrotnego: „Arcydziełem dobre-
go wychowania jest uczynić człowieka rozsądnym i wyobrazić sobie, że się wy-
chowuje dziecko przez rozum! Jest to zaczynać od końca, jest to chcieć 
z   dziecka   zrobić   narzędzie"

12

.   Rousseau   przeciwstawił   się   tej   zgubnej,   jak 

mniemał, tendencji i przeznaczenie ludzkości upatrywał w powrocie do natu-
ry. "W jego koncepcji dziecko jako człowiek natury jest prymitywne i amoral-
ne, ale z tego względu wymaga rozumnej pielęgnacji i ochrony przed wynatu-
rzeniami cywilizacji. "W swych dziełach dawał niejednokrotnie wyraz fascyna-
cji doznaniom wieku dziecięcego, z których tak prędko wyrastamy, a które stać 
się winny istotną wartością życia dojrzałego. Eksperymentalna pedagogika, ja-
ką wyłożył w niezapomnianym Emilu (1762), zmierzała do tego, by rozwinąć 
w wychowanku przyrodzone i indywidualne walory jego osobowości. Z kolei 
Fryderyk Schiller w eseju O poezji naiwnej i sentymentalnej (1796) potrakto-
wał naiwność i niewinność dziecka jako wartość dwuznaczną, wyrażającą z jed-
nej strony uwarunkowane naturą ograniczenie i rozdarcie, z drugiej zaś wymu -
szone przez proces nieuchronnej adolescencji spełnienie i otwartość. Zdaniem 
Anny Kubale: „Od czasów Rousseau i Schillera dzieciństwo zostało wprowa-
dzone w perspektywę antropologiczną. Zaczęto zastanawiać się, jak się ma na-
sze dzieciństwo do naszego człowieczeństwa. Refleksja nad człowiekiem, nad 
sensem i celem jego egzystencji obejmować zaczęła zadumę nad dzieciństwem 
jako światem cudownym, autonomicznym, rządzącym się własnymi prawami, 
a zarazem stanowiącym nieredukowalną część ludzkiej biografii"

13

.

Najbardziej z owej koncepcji skorzystali romantycy, którzy dzieciństwo 

podnieśli do rangi hasła programowego (jako wyraz społecznej i politycznej 
kontestacji), samo dziecko zaś uczynili figurą poetycką, estetycznym kodem, 
służącym   artykulacji   ich   pokoleniowych   rozterek   i   aspiracji

14

.   Natomiast 

praktyka wychowawcza zmierzała torem wytyczonym przez trzeźwy racjona-
lizm Locke'a, prowadzącym dziecko jak najkrótszą drogą do pełnej dorosło-
ści. Tej praktyce podporządkowana została z kolei obszerna połać XIX-wiecz-
nej literatury dla dzieci o wąsko utylitarnym, dydaktycznym nastawieniu, wy-
raźnie odbiegającej tematyką i stylem od quasi'-dziecięcych fantasmagorii ro-
mantyków, pobudzającej małych czytelników do pracowitości, oszczędności 
i filantropii.

Tymczasem realna sytuacja dzieci, zwłaszcza ze społecznych nizin, stano-

wiła wstydliwą kartę rozwoju kapitalizmu. Gehennę dziecka wyznaczało tu 
nieprzerwane pasmo niedoli, zdumiewające nawet badaczy opisujących to zja-
wisko z pobudek filantropijnych:

12

Ibidem, cz. II, s. 46.

13

A. Kubale, Narodziny nowej postawy wobec dziecka, [w:] Obszary spotkań dziecka i do

rosłego w sztuce, s. 34.

14

A. Kubale, Dziecko romantyczne. Szkice o literaturze, Wrocław 1984.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

17

Wędrówka ta badawcza, zaczynając ją od możniejszych ognisk rodzinnych do przystanków 

szczęśliwej mierności, a od nich znowu do zaułków oblanych nieraz łzami cierpień i niedostat-
ku, doprowadzi nas w końcu do owych rozpaczliwych położeń niezamężnej matki, opuszczo-
nej sieroty albo, co gorsza, dziecięcia nie przynoszącego na świat nawet śladów swego pocho-
dzenia. Wędrówka taka odsłonić musi we wszystkich warstwach niejedne dotkliwe rany, ujaw-
nić moc błędów i ciężkich uchybień, które dziecię albo fizycznie, albo duchowo o śmierć lub 
zboczenie od pożądanej normy przyprawiają. Tam przede wszystkim natrafimy na źródło stra -
sznej w dziecięcym wieku śmiertelności, która według danych statystycznych w dzieciach do 5-
go roku życia dochodzi do 50% śmiertelności ogólnej; tam następnie dostrzeżemy przyczyny 
tak często napotykanej wątłości sił fizycznych młodego pokolenia, zwłaszcza też w warstwach  
wyższych społeczeństwa; tam również znajdziemy powody, dla których wśród narodu nie brak 
indywiduów, moralną jego będących zakałą. Słowem, wędrówka taka wykryć nam pomoże cały 
szereg przyczyn, dla których społeczeństwo nie znajduje po większej części tych sił, czy to fi-
zycznych, czy, co najważniejsza, moralnych i obywatelskich, jakich do pracy wszechstronnej żą-
dać by od swoich członków powinno, a żądać tego nawet nie ma prawa, skoro znakomita część  
ich w dzieciństwie swoim, tak pod względem fizycznym, jak i umysłowym i w ogóle duchowym, 
uległa albo zupełnemu zaniedbaniu, albo smutnemu w skutkach zwichnięciu

15

.

Z pozytywistycznych  raportów wyłania się obraz historycznych i spo-

łecznych uwarunkowań prowadzących do traktowania dzieci i młodzieży,  
a także kobiet jako taniej siły roboczej, użytej po raz pierwszy w Anglii pod 
koniec XVIII w., gdy rząd usiłował zrekompensować fabrykantom przeciąże-
nie 
podatkami na wojnę z Francją. Miejscem morderczej pracy bywały w XIX-
wiecznej Europie przędzalnie, tkalnie, fabryki igieł i cygar, a nawet kopalnie 
i huty szkła. Nieletnim płacono połowę tego, co dorosłym mężczyznom, to-
też znajdowali zatrudnienie także w przemyśle  konfekcyjnym,  koronczar-
skim, przedsiębiorstwach przewozowych, piekarniach, gospodach itp.

16

  Pro-

ceder ten określano później jako handel białymi niewolnikami. Za duży po-
stęp, wręcz akt humanitaryzmu uważano pojawiające się z biegiem czasu usta-
wy przesuwające dopuszczalny wiek zatrudnionego z 4 do 14 lat, a wymiar 
godzin pracy z 16 do 6. Osobny rozdział niedoli dziecięcych stanowiła praca 
w warsztatach rzemieślniczych bez wynagrodzenia, za przysłowiową łyżkę 
strawy oraz losy małoletnich zmuszonych nędzą do włóczęgostwa, żebrani-
ny, a nawet czynów przestępczych. Z perspektywy pozytywizmu zauważono 
wreszcie, iż „poezje i powieściopisarstwo w ich smutnych i bolesnych dzie-
jach, łzami,  krwią, potem i żółcią zaprawnych,  ponurych  i wstrząsających, 
znajduje bogaty, drastyczny częstokroć materiał, kroniki kryminalne: kontyn-
gens przyszłych, nieraz najgroźniejszych, najbardziej zepsutych, zatwardzia-
łych przestępców"

17

.

W tej sytuacji skromne postępy filantropii zmierzały do powiększenia sieci 

ochronek, sierocińców, zakładów leczniczych, kolonii letnich i instytutów

15

A. Goltz, Ogólny pogląd na kwestię opieki nad dziećmi, [w:] Niedole dziecięce. Wydane

staraniem miłośników dziecięcego wieku, Warszawa 1882, s. 5.

16

Zob. A. Szererowa, Z historii rozwoju pracy dzieci, Sosnowiec 1922.

17

A. Moldenhawer, Stowarzyszenia i instytucje zagraniczne opiekujące się dziećmi, [w:] Nie

dole dziecięce, s. 78.

background image

18

Rozdział I

moralnej poprawy dzieci. W 1827 r. założono we Francji Societe des amis l'en-
fance (Stowarzyszenie przyjaciół dziecięcego wieku), na wzór którego posta-
nowiono utworzyć w Warszawie po upływie pół wieku Towarzystwo Przyja-
ciół Dzieci (1880). Argumentem na stworzenie instytucji tego rodzaju był  
między innymi fakt istnienia towarzystw opieki nad zwierzętami.

Żadna jednak forma wyzysku dzieci przez społeczeństwa przemysłowe 

wieku XIX nie osiągnęła takiego poziomu zniewolenia, jak w systemach tota-
litarnych naszego stulecia - komunistycznym i faszystowskim. Ideologia ko-
munistyczna, skłaniająca robotników do obalenia kapitalistycznego porządku 
i wszelkich wartości wspierających dotychczasowy ład społeczny, kazała upa-
trywać w młodych pokoleniach niezwykle dogodne narzędzie tzw. rewolucyj-
nych przemian. Jak stwierdziła we właściwym dla tej ideologii stylu Nadież-
da Krupska:

Wrażenia z dzieciństwa są najsilniejsze. Jeśli ktoś urodził się jako dziecko kupca czy bur-

żuja, nie ponosi winy za swoje urodzenie; ważne jest, żeby jego pogląd na świat zgodny był  
z robotniczym światopoglądem, żeby się w nim urobiła robotnicza ideologia. Dorosłemu bar -
dzo trudno się zmienić. Człowiekowi czterdziestoletniemu, który całe życie zajmował się wy-
ciskaniem wartości dodatkowej, trudno jest przeobrazić się w człowieka, który by był zainte-
resowany w zwycięstwie robotników, w tym, aby robotnicy zorganizowali się i pewniej szli do 
celu. A jak się ma lat dwadzieścia, jest to, rzecz jasna, o wiele bardziej prawdopodobne. Mając  
zaś lat dwanaście człowiek nikogo jeszcze nie wyzyskiwał, toteż jeśli się znajdzie w odpowie -
dnim środowisku, może z łatwością zdobyć jasny, proletariacki światopogląd, może stać się od -
danym bojownikiem sprawy robotniczej

18

.

Kiedy bolszewicy przejęli władzę w Rosji i przystąpili do bezpardonowe-

go niszczenia tradycyjnych struktur i instytucji społecznych, w polu ich uwagi 
znalazły się także rodzina i szkoła. Wierność dyrektywom partii oraz ży cie 
w   kolektywie,   w   organizacjach   pionierskich,   postawiono   wyżej   niż   więzi 
rodzinne. Symbolem nowego stylu wychowania  młodzieży stał się Pawlik 
Morozow, który zadenuncjował przed władzami własnego ojca

19

. Szkoła stała 

się natomiast terenem permanentnej indoktrynacji, kształcąc młodzież   w 
bezkrytycznym  uwielbieniu dla  państwa  i  jego  wodzów.  Sytuację  ułatwiał 
fakt, że rewolucja bolszewicka i wojna domowa pozostawiły po sobie milio -
nowe rzesze bezdomnych sierot, tzw. bezprizornych, dla których państwo -
we   zakłady   opiekuńcze   były   jedynym   ratunkiem   przed   wszechpanującym 
głodem i terrorem. Szczególnie tragiczną kartą w dziejach ZSRR zapisał się 
terror głodowy na Ukrainie w latach 1929-1933 związany z akcją „rozkuła-
czania" chłopów, który sprawił, że ich dzieci padały nie tylko ofiarą głodu, ale 
i kanibalizmu, nie mówiąc już o przymusowych deportacjach, rozłączeniu

18

N. Krupska, Przemówienie na II Wszechzwiazkowym Zjeździe Pracowników Pionier

skich, [w:] Źródła do dziejów wychowania i myśli pedagogicznej, t. 3: Pedagogika i szkolnictwo
w XX stuleciu, 
oprać. S. Wołoszyn, Warszawa 1966, s. 587.

19

Zob. J. Drużnikow, Rosyjskie mity. Od Puszkina do Pawlika Morozowa, przeł. F. Ociep-

ka, M. Putrament, Warszawa 1998.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

19

z rodzinami, osieroceniu. Tysiące z nich szukały szansy przeżycia w dziecię-
cych gangach złodziejaszków, gdzie pobierały kolejną lekcję deprawacji. Re-
akcją władz było zakładanie specjalnych obozów karnych noszących nazwę 
„obozów pracy dla dzieci" oraz sierocińców, których  wychowankowie  po 
osiągnięciu   dojrzałości   kierowani   byli   do   wojska   lub   w   szeregi   NKWD

20

Bardziej zdemoralizowani i cyniczni małolatkowie trafiali do mnożących się 
coraz szybciej GUŁagów, gdzie stanowili element przestępczy, wyspecjalizo-
wany w terroryzowaniu i okradaniu więźniów politycznych. Aleksander Soł-
żenicyn poświęcił im osobny rozdział  Archipelagu GUŁag,  dodając jeszcze 
jeden charakterystyczny szczegół. Otóż w okresie stalinizmu Rada Najwyż -
sza ZSRR wydała dekret przeciwko dzieciom, układającym na torach kolejo-
wych   różne   przedmioty.   Uznano  je   za   sabotażystów,   co  oznaczało  karę 
śmierci dla winnych, którzy ukończyli 12. rok życia: „To jest decyzja - iro-
nizuje autor. - W całej historii ludzkości może jeszcze nikt nie był tak bliski 
radykalnego rozwiązania problemu dziecięcego!" Cóż w takim razie powie-
dzieć o katorżniczych wyrokach na 8-letnich malców za wyskubywanie kło-
sów czy kradzież ziemniaków i ogórków na kołchozowych polach? „Na Ar-
chipelagu zaś - pisze Sołżenicyn - małolatek widział świat nie inaczej, niż go 
widzą oczy istot czworonożnych: tylko siła jest prawem! tylko drapieżnik 
ma prawo życia!"

21

W takim samym duchu wychowywali młodzież niemiecką hitlerowcy. 

Dla  nazistów rodzina  była  tylko,  jak twierdzi  R.  Grundberger, „komórką 
rozrodczą narodu". Dążąc bowiem do podboju narodów słowiańskich 
i utrzymania nad nimi przewagi ludnościowej, traktowali urodzenie dziecka 
jako akt polityczny i skłamali „czyste rasowo" kobiety do zalegalizowanej 
prostytucji z odpowiednio wyselekcjonowanymi partnerami. Rodziny wielo-
dzietne z aryjskim rodowodem cieszyły się względami nazistowskiego pań-
stwa. Prowadziło to, jak w ZSRR, do degradacji życia rodzinnego. Tym bar-
dziej, że w miarę postępującej militaryzacji Niemiec narzucano młodzieży 
coraz więcej obowiązków poza domem, w ramach organizacji Hitlerjugend, 
wzorowanej   na   radzieckich   kolektywach   pionierskich.   Jak   pisze   Grund-
berger:

W istocie Hitlerjugend uczyła dzieci posługiwania się śmiercionośną bronią na skalę ni-

gdy dotąd nie znaną. W zawodach strzeleckich w 1938 roku uczestniczyło prawie milion człon-
ków Hitłerjugend, a na początku wojny w tak zwanych Kinderhduser - domach dziecka, uczo-
no dziesięcioletnich chłopców, jak posługiwać się granatami ręcznymi. Za idealną przyjmowa -
no sytuację, w której Pimpf poznawałby praktycznie całą historię broni, od dmuchawek i ma-
czug, przez miecze i piki, po małokalibrowe karabiny, przechodząc z upływem czasu od naj -
prostszych   do   najbardziej   skomplikowanych.   Ta   forma   edukacji   osiągnęłaby   punkt

20

R. Conąuest, Tragedia dzieci na Ukrainie (1929-1933), przeł. L Elektorowicz, „Deka

da Literacka" 1991, nr 7.

21

A. Sołżenicyn, Archipelag GUŁag 1918-1956. Próba dochodzenia literackiego, autoryzo

wany przekład z ros. J. Pomianowski (M. Kaniowski), Warszawa 1990, t. 3-4, s. 384, 386-387.

background image

20

Rozdział I

kulminacyjny na poligonie, gdzie - wedle wizji oficjalnego podręcznika - „młodzieńcy z entu- 
zjazmem w oczach stanęliby przy bluzgających ogniem karabinach maszynowych"

22

.

W podobnym zresztą duchu edukowano także młodzież japońską, stawia- 

jąc jej za cel militarny podbój Azji.

Kiedy druga wojna światowa stała się faktem, jej ofiarami były zarówno 

młodzież zaciągnięta do wojska, jak i dzieci narodów podbitych skazane na 
gehennę okupacji (dyskryminacja rasowa, oddzielenie od rodziców i opieku-
nów, obarczenie nieletnich odpowiedzialnością zbiorową, uderzenie w oświa-
tę), a nawet ludobójstwa na niespotykaną do tych czasów skalę

23

. Ekstermi-

nacyjna polityka hitlerowskich okupantów wobec ludności żydowskiej dopro-
wadziła do wymordowania tysięcy dzieci, w tym dużej ilości niemowląt, i 
Szczególnie dramatyczne losy przeżywało getto warszawskie: „Straszliwy po-
grom dzieci przeprowadzili Niemcy w czasie jednej z ostatnich akcji, która 
odbyła się 6 listopada 1942 r. Przez kilka dni z rzędu kazano mieszkańcom 
getta zbierać się w określonych miejscach, gdzie przeprowadzano generalną j 
»czystkę«. Po tym terminie niewiele dzieci pozostało do »upolowania«. Niem-
cy zdążyli wymordować już około 90 tysięcy dzieci żydowskich"

24

.

Na tle tak potwornych zdarzeń bledną fakty dotyczące dzieci zaliczonych 

przez hitlerowców do tzw. rasy aryjskiej, co oznaczało odroczenie eksterminacji 
o lat kilka. W takim przypadku głodowa egzystencja w okupowanym kraju 
była stokroć lepsza niż wywózka do Niemiec na przymusowe roboty czy po-
wolna śmierć w obozach koncentracyjnych. Dzieci uznane za wartościowe pod 
względem rasowym poddawano intensywnej germanizacji i kierowano na służ-
bę do rodzin niemieckich. Zainteresowanie hitlerowskich strategów budziły 
także dzieci i młodzież na okupowanym terenie jako wzmocnienie potencjału 
wojennego. Natomiast młodzież z ziem zagarniętych przez Armię Czerwoną 
wywożono w głąb ZSRR i zmuszano do katorżniczej pracy za głodowe wręcz 
wyżywienie. A cóż powiedzieć o setkach dzieci i niemowląt, które nie przeżyły 
trudów zimowego transportu w wagonach towarowych?

25

 O ile w wypadku 

Niemców zbrodnie wojenne szybko zostały ujawnione, udokumentowane i 
opisane w łatwo dostępnych publikacjach, o tyle losy dzieci deportowanych 
przez władze radzieckie długo stanowiły u nas białą kartę historii. Podsumo-
waniem wiedzy o tym temacie stała się dopiero książka Wiesława Theissa Znie-
wolone dzieciństwo 
(1996), której autor, przyjmując perspektywę pedagogicz-
no-historyczno-społeczną, analizuje wielorakie formy zniewolenia polskich 
dzieci przez stalinowski totalitaryzm - począwszy od przymusowej repatriacji

22

R. Grundberger, Historia społeczna Trzeciej Rzeszy, przeł. W. Kalinowski, Warszawa

1987, t. 2, s. 68, 131-132.

23

Zob. Dzieci i młodzież w latach drugiej wojny światowej,  red. Cz. Pilichowski, Warsza

wa 1982.

24

H. Boczek, E. Boczek, J. Wilczur, Wojna i dziecko, Warszawa 1968, s. 46.

25

Zob. D. Boćkowski, Jak pisklęta z gniazd. Dzieci polskie w ZSRR w okresie II wojny

światowej, Warszawa-Wrocław 1995, Seria Biblioteka Zesłańca.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

21

i eksploatacji, a na dewastacji psychiczno-moralnej, wypływającej z oddziały-
wania wrogiej im rzeczywistości, kończąc. Albowiem, jak czytamy w konklu-
zji tej książki: „Wszelki gwałt przeciwko demokracji i harmonii społecznej 
w sposób zwielokrotniony odbijał się gwałtem na dziecku i jego świecie"

26

.

Taka właśnie polityka wobec dzieci stała się miarą barbarzyństwa naszego 

stulecia. A przecież nie można zapominać o ofiarach lokalnych wojen w Ko-
rei, Wietnamie czy byłej Jugosławii, o ofiarach głodu w najuboższych krajach 
świata, wreszcie o małych ulicznikach z brazylijskich metropolii, trzebionych 
jak szczury przez policyjną mafię. Właśnie czynnik demograficzny sprawił, że 
dzieci stały się kłopotliwym balastem polityki społecznej i że w naszych cza-
sach pojawiło się hasło: PIEKŁO TO DZIECKO.

Inna sprawa, że w rywalizacji między supermocarstwami czynnik demo-

graficzny przez długi czas odgrywał niemałą rolę, a model edukacji młodych  
pokoleń stał się funkcją założeń ideologicznych i strategicznych. Już przykład 
młodzieży nazistowskiej dowiódł, do jak zgubnych skutków prowadzi wycho-
wanie ignorujące wartości życia rodzinnego. Jak wykazał Urie Bronfenbrenner, 
także młodzież radziecka, kształtowana bardziej przez kolektyw niż rodziców, 
co autor określa mianem „adopcji grupowej", większą wagę przywiązywała do 
czystości i porządku, stawiając prawdomówność i dociekliwość intelektualną 
na dalszym miejscu

27

. Toteż jej konformizm, ukształtowany w atmosferze ide-

ologicznego i politycznego terroru, stał się poniekąd przyczyną kryzysu pań-
stwa, nie mogącego dłużej podołać wymogom współczesności.

Pozostaje wobec tego pytanie, czy odkrycie dziecka jako obiektu socjali-

zacji i społecznej polityki państwa przyniosło więcej pożytku niż szkody? 
Czy trud włożony w jego edukację, będący miarą rozwoju nowożytnej cywi-
lizacji i związany z przejęciem większości prerogatyw przez instytucje poza-
rodzinne, nie uczynił zeń delikatnego i kapryśnego instrumentu, którym po-
służyć się można zarówno w dobrej, jak i złej wierze? I czy jest jeszcze miej-
sce dla idei przyznających dziecku prawo do egzystencji podług własnych za-
sad? - Oto pytania, jakie powracają co jakiś czas w refleksji pedagogów 
i filozofów na przekór niechlubnym praktykom świata dorosłego.

2. Stulecie dziecka

Na przełomie XIX i XX w. pojawiły się nowe tendencje psychologiczne 

i pedagogiczne, które wpłynęły na zmianę charakteru literatury dla dzieci, po-
legającą na odejściu od autokratycznego modelu biedermeierowskiego, przy-
znającego bezwzględną przewagę dorosłym nad dziećmi, w stronę modelu

26

W. Theiss, Zniewolone dzieciństwo. Socjalizacja w skrajnych warunkach społeczno-poli-

tycznych, Warszawa 1996, s. 285.

27

U. Bronfenbrenner, Dwa światy wychowania: USA i ZSRR, przeł. J. Banasiak, Warsza

wa 1988, s. 17-18.

background image

22

Rozdział I

pajdocentrycznego, stawiającego dziecko i jego świat w centrum społeczeń-
stwa i kultury. To zasadnicze przeobrażenie dokonało się przede wszystkim 
pod wpływem darwinizmu i zrodzonej na jego gruncie psychologii rozwojo-
wej inspirowanej początkowo badaniem analogii pomiędzy rozwojem dzieci i 
zwierząt: „Przed Darwinem ludzie skłonni byli do uwypuklania różnic po- 
między ludźmi z jednej strony a zwierzętami i dziećmi z drugiej; po Darwi-
nie przeważała skłonność do badania podobieństw. I jeżeli pod wpływem te- 
ologii ludzie skłonni byli mówić przed Darwinem: »Jakim to wspaniałym two-
rem jest człowiek!«, to teraz - pod wpływem biologii - skłonni są mówić: »Jak 
cudowne są dzieci i dzikie zwierzęta!«"

28

.

Ta zaskakująca na pierwszy rzut analogia, o wiele drastyczniejsza od Loc-

ke'owskiego określenia, przyrównującego duszę dziecka do białej, niezapisa-
nej karty papieru, nie prowadziła bynajmniej do zaostrzenia kontroli nad 
dziećmi i wzmożenia działań udoroślających, lecz - przeciwnie - do poszuki- j 
wania racji uzasadniających ten sąd i określenia wszystkich konsekwencji 
z niego płynących: pedagogicznych, filozoficznych i społecznych. Szczegóło-
we badania w tym kierunku zainicjował sam Darwin, zapisując codziennie 
czynności pewnego dziecka, ale szersze badania, oparte na systematycznej ob-
serwacji, podjął W Preyer w pracy Dusza dziecka (1882) analizując na przy 
kładzie własnego syna rozwój zmysłów, uczuć, woli, rozumu i mowy dziecka 
od lat trzech. W toku swej działalności Preyer doszedł do przekonania, że „hi-
storia rozwoju duszy dziecka jest niejako kluczem służącym do odgadnięcia 
tej wielkiej zagadki, w jaki sposób z jednej krańcowości przechodzimy do dru-
giej, tj. od niemowlęctwa do pełni naszego prawdziwego rozwoju"

29

. W jego 

odczuciu jedynie szeroka wiedza w tym zakresie mogłaby uprawniać do okre-
ślenia właściwego kierunku działań wychowawczych. Należało tedy po-
wstrzymać się od stosowanych dotychczas metod, polegających na bezmyśl-
nej tresurze: „Zuerst Natur ohne Dressur, dann Kultur" - „Najpierw natura 
bez tresury, dopiero potem kultura"

30

.

W ślad za dziełem Preyera pojawiło się wiele różnych prac opatrzonych 

takim samym tytułem: Dusza dziecka, który w psychologii stał się modny. Ich 
autorzy powielali ten sam schemat opisu, wzbogacając go niekiedy analizą pla-
stycznej twórczości dzieci (Fleury) bądź też wykraczając poza dane empi-
ryczne w stronę uogólnień filozoficznych, potwierdzających tezę o animalnej, 
prymitywnej naturze małego dziecka (Sully).

Po okresie pedagogiki biedermeierowskiej i wiktoriańskiej na powrót zo-

stają przypomniane słowa Rousseau, który już ponad wiek wcześniej doma-
gał się prawa dziecka do samorealizacji:

28

G.S. Brett, Historia psychologii, oprać. R.S. Peters, przeł. J. Makota, Warszawa 1969, s. 659.

29

Dusza dziecka według Preyera, oprać. H. Wernic, „Rocznik Pedagogiczny" 1882—1883,

s. 553.

30

Preyer, Die Seele des Kindes, Leipzig 1905, s. X.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

23

Natura chce - pisał - żeby dzieci były dziećmi wprzód, nim staną się ludźmi. Gdy zechcemy 

porządek   ten   zmienić,   otrzymujemy   przedwczesne   owoce,   bez   smaku   i   soczystości,   które 
prędko się zepsują i będziemy mieli młodych uczonych i stare dzieci. Dzieci mają własny im 
sposób widzenia, sądzenia i uczuwania, nie ma nic bardziej nierozsądnego, jak chcieć narzucić 
im swój własny. [...] Nigdy nie umiemy stawiać się w położeniu dzieci, nie wchodzimy w ich 
sposób myślenia, ale przypisujemy im swój własny, idąc za biegiem własnych rozumowań 
w szeregu sylogizmów napełniamy ich głowy fałszem i dziwactwami

31

.

Quick słusznie zauważył, iż „Rousseau pierwszy wskazał na ścisły zwią-

zek, jaki zachodzi między dzieckiem a otaczającym je światem zewnętrznym. 
Na dzieci patrzono przedtem zawsze jako na ludzi niedojrzałych i niższych. 
Po nim już Wordsworth wyprowadził myśl, że człowiek pod pewnym wzglę-
dem jest niższy od dziecka: »rzeczy, któreśmy kiedyś widzieli, dziś już wi-
dzieć nie możemy«"

32

.

Takie właśnie przesłanki naukowe i filozoficzne przyczyniły się do ogło-

szenia wschodzącego podówczas wieku XX mianem „stulecia dziecka", zapo-
życzonego z tytułu niezmiernie popularnej książki Ellen Key - szwedzkiej pi-
sarki i działaczki ruchu kobiecego. Książka wydana w 1900 r. i dedykowana 
„rodzicom, którzy wierzą, że w nowym stuleciu nowego człowieka stwo-
rzą"

33

, była zbiorem utopijnych projekcji na temat dziecka w nowym zindu-

strializowanym   społeczeństwie.   Wychodząc   z   założenia,   że   natura   ludzka 
zmienia się wraz z postępem cywilizacji i że „fizycznie i psychicznie jesteśmy 
w stanie ciągłego stawania się" (s. 16-17), postuluje Key zwiększenie odpo-
wiedzialności rodziców i całych społeczeństw za wychowanie nowych poko-
leń. Szczególną rolę przypisała w tym względzie wolnej i wyemancypowanej 
kobiecie, od której miał wziąć początek „nowy matriarchat", ale nie mniejsze 
znaczenie powinny mieć istniejące instytucje wychowawcze: szkoły, ogródki 
dziecięce, biblioteki itp.

Potępiając kapitalistyczny proceder zatrudniania dzieci i kobiet ciężar-

nych, określony przez nią jako „chłosta wymierzona przez społeczeństwo 
dzieciom" (s. 215), Key optuje za przywróceniem zasad wychowania natural-
nego, zindywidualizowanego, przeciwnego „tuzinkowej fabrykacji", będącej 
ideałem systemu froeblowskiego:

Nie dawać dziecku chwili spokoju - jest to największa zbrodnia, jaką dzisiejsze wycho -

wanie grzeszy względem dziecka. Stworzyć dziecięciu świat piękny o zewnętrznym zarówno, 
jak i wewnętrznym znaczeniu, by w nim wzrastać mogło; pozwolić mu poruszać się w tym  
świecie swobodnie, póki nie potrąci o niewzruszone prawa innych - stanie się zadaniem przy-
szłego wychowania. Wtedy dopiero dorośli zajrzeć będą mogli istotnie do głębin duszy dzie-
cięcej, do tej dziś zamkniętej, tajemniczej krainy (s. 81).

31

  R.H. Quick,  Reformatorzy wychowania. Zasady wychowania nowoczesnego,  przeł.  JM 

Dawid, Warszawa 1896, s. 201.

i2

 Ibidem, s. 421.

33

  E. Key,  Stulecie dziecka,  przeł. I. Moszczeńska, Warszawa 1904, s. 61. Lokalizacja dal-

szych cytatów w tekście.

background image

24

Rozdział I

Tak więc Key, wychodząc od opisu kryzysu cywilizacji, spowodowanego 

bezlitosną walką o byt, dochodzi do utopijnego przeświadczenia, iż tylko no- 
we metody wychowania, pozwalające zachować w jednostce „zdrowe instynk ty 
dziecka", stanowią warunek odrodzenia społeczeństw i świata. Dziecko jest dla 
niej   Nietzscheańskim   „nowym   człowiekiem",   wymagającym   szacunku   i 
bezgranicznej ufności ze świata dorosłych - rodziców i szkoły:

Póki ojciec i matka kornie nie uchylą czoła przed majestatem dziecka; póki nie uznają, że 

w postaci dzieciątka przyszłość drzemie na ich łonie, historia igra u ich stóp - póty nie pojmą,  
że równie mało mają władzy narzucać prawa tym małym istotom, jak gwiazdom nowe tory 
wskazywać. [...] Epoka nasza domaga się „osobistości", ale będzie się domagać daremnie, póki 
nie damy dzieciom żyć i kształcić się jako indywidualnym jednostkom, póki im nie pozwolimy  
mieć własnej woli - słowem, póki nie przestaniemy w szkołach dusić i tłumić surowego mate -
riału indywidualności, których potem nadaremnie poszukujemy w życiu (s. 119, 161-162).

Zaprezentowana przez Key postawa względem problemu dziecka, którą 

można   określić  mianem  pajdocentrycznej

34

, wywołała   znaczny rezonans 

w myśli pedagogicznej i była współbieżna z nowymi tendencjami w literatu -
rze i sztuce, uznającymi równoprawność i suwerenność dziecięcego świata. 
W nauce przedmiotem szczegółowych rozważań stały się takie zagadnienia, 
jak miejsce dziecka w społeczeństwie i życiu dorosłych, reforma systemu pe-
dagogicznego i oświatowego, zasady wychowania, typy wyobraźni i twórczo-
ści dziecięcej.  Obserwacje  i wnioski  psychologów  stanowiły podstawę  do 
koncepcji   szczegółowych   i   interdyscyplinarnych,   ale   bywały   ignorowane 
przez tych, którzy niezależnie od empirycznych ustaleń pragnęli zachować 
obraz czystego i niepokalanego „dziecięctwa".

Podejście aprioryczne  czy wręcz teologiczne prowadziło do idealizacji 

dziecka jako istoty z natury dobrej i niewinnej. Tego rodzaju stanowisko pre-
zentował ks. Jan Żukowski jako autor apologetycznego w tonie dziełka 
W krainę dziecka. Rzecz o uroku dzieciństwa... Wychodząc z religijnego punk-
tu   widzenia   twierdził,   iż   „w   duszy   dziecka   tkwią   pierwiastki   dobra, 
piękna i prawdy, zasiane ręką Twórcy natury", choć liczą się także inne „rysy 
piękna",  jak niewinność, wstydliwość, uśmiech i wesołość. Nazywa dziecko 
„zarodem przyszłości" i „posłannikiem Bożym". Za „dziecię idealne" uważa 
Chrystusa, albowiem „od pierwszej chwili swego istnienia posiada ono te rysy 
piękna   duchowego,   jakie   u   dzieci   ludzkich   dopiero   z   czasem   mogą   się 
zaznaczyć"

35

.   Nic  więc   dziwnego,   że   urok   dziecięctwa   odnajdujemy   w 

kolędach   i   kołysankach,  wizerunkach   poetyckich   i   malarskich   oraz 
wspomnieniach dziecinnych lat.

34

Jak pisze B. Hadaczek w pracy Wychowanie przez literaturę w Polsce międzywojennej

(związki literatury dla dzieci i młodzieży z pedagogiką), Warszawa-Poznań 1973, s. 72: „Utwo
rzono nazwę pajdocentryzmu dla kierunku pedagogicznego przyznającego dziecku centralne
miejsce w procesie wychowania. Każde wychowanie powinno wychodzić »od dziecka* i być do
stosowane do faz rozwojowych jego indywidualnej natury".

35

J. Żukowski, W krainę dziecka. Rzecz o uroku dzieciństwa młodym i starym ku nauce

i rozrywce, Lwów 1911, s. 77, 25.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

25

W tym  samym  duchu wypowiadał  się H. Lotzky,  który uważał słowo 

„dziecko" za wielkie i święte, dzieci zaś za duchy równorzędne, jeśli nie wyż-
sze względem dorosłych. Poznaj duszę dziecka swego - oto zasada wyrażona 
w tytule jego pracy (przekład poi. 1914), a sprowadzająca się do postulatu har-
monijnego współodczuwania tej niezbadanej tajemnicy, wobec której stajemy 
w „pokornym zachwycie". Dzieci należy wychowywać, aby pomóc im w zwal-
czeniu egoizmu, ale „wychowawco, nie wyobrażaj sobie, że wszystko od cie-
bie zależy. Ty wychowujesz dzieci dla świata, lecz one wychowują ciebie dla 
królestwa   Bożego"

36

.   Jeszcze   dalej   w   tego  typu   rozumowaniu   poszedł 

W Zienkowski, który również stawiał „majestat dziecka" ponad dorosłego: 
„dziecko nie tylko nie stoi od nas niżej, lecz według słów Chrystusa nie mo -
żemy osiągnąć ideału, zanim nie staniemy się jako dzieci, a to znaczy, że 
dziecięce życie duchowe, organizacja duchowa jako typ stoi bliżej ideału 
aniżeli nasza"

37

. Z tego względu dziecięctwo należy uznać za „złoty wiek ży-

cia", przejawiający się w estetycznym, twórczym stosunku do rzeczywistości. 
„Czar dziecięctwa", jak twierdził J. Fanciulli, to wdzięk, piękno, ruchliwość 
dziecka budzące podziw wielu artystów już od czasów homeryckich.

Dopiero po złożeniu tego typu deklaracji przystępowano do omawiania 

konkretnych  aspektów psychologicznych  i wychowawczych,  poświęcając 
wiele wagi życiu uczuciowemu dzieci, ich zabawom, upodobaniom do bajek, 
sposobom przyswajania wiedzy, wychowaniu fizycznemu itp.

Z kolei postawa empiryczna, zamanifestowana przez takich badaczy, jak 

W Preyer, E Trący i J. Piaget, zakładała gruntowne przebadanie tego fenomenu 
biologicznego i społecznego - analizę zamiast syntezy, opis naukowy w miejsce 
metafor. Prowadziło to do uznania wyjątkowości dziecka na innej, bardziej ra-
cjonalnej płaszczyźnie, bliższej antropologii oświeceniowej niż modernistycznej.

Jeszcze w 1924 r. wydał u nas Bronisław Szulczewski pracę Dusza dziec-

ka, w której powtórzył znany sąd, iż „dziecko jest poniekąd pierwszym szki-
cem człowieka", co znaczy, że „istnieje nie tylko pewna równoległość obja-
wów u dziecka i w świecie zwierząt, lecz mówimy też o równoległości linii 
rozwojowej u dziecka i plemion dzikich"

38

. Na taką samą analogię powoła się 

niebawem słynny psycholog Stefan Szuman w mało dziś znanej rozprawie 
Zwierzę dziecko - człowiek (1928). Szuman pragnął się w ten sposób prze-
ciwstawić koncepcji Locke'a traktującego dziecko jako „pustą, gotową formę" 
i stwierdził, że jego podobieństwo do zwierzęcia wypływa z fizycznego i psy-
chicznego nieprzystosowania do świata dorosłych. Dzieciństwo można zatem 
uznać - konkludował - za „chorobę rozwojową". Wszelako: „Kryzys, choro-
ba, jaką jest dzieciństwo, jest warunkiem stania się człowiekiem"

39

.

36

H. Lotzky, Poznaj duszę dziecka swego, przeł. P Fr., Warszawa 1914, s. 176.

37

W Zienkowski, Psychologia dziecięctwa, przeł. P Mackiewicz, Lwów-Warszawa 1929, s. 241.

38

B. Szulczewski, Dusza dziecka, Poznań 1924, s. 9.

39

S. Szuman, Zwierzę - dziecko - człowiek. Odbitka z „Przeglądu Pedagogicznego" 1928,

nr 6, s. 8.

background image

26

Rozdział I

Oba aspekty: empiryczno-opisowy i filozoficzny, uwzględniły w pełni 

dopiero  prace   twórcy  psychoanalizy  Zygmunta   Freuda   (1856-1939),   który 
psychologię dziecka traktował jako klucz do zrozumienia najbardziej pierwot-
nych popędów człowieka, stanowiących o istocie życia dorosłego. W jego bo-
wiem przeświadczeniu u źródeł wszelkich patologicznych zjawisk ludzkiej 
psychiki leżą pragnienia seksualne, których niezaspokojenie bądź stłumienie 
powoduje wielorakie konflikty, najpierw z rodzicami, a następnie ze społe-
czeństwem. Konflikt psychologiczny zawiązany w dzieciństwie rzutuje na cale 
przyszłe życie jednostki i przejawia się w postaci popędu erotycznego (sa -
mozachowawczego) oraz popędu agresji (zniszczenia). Życie człowieka (ego) 
nacechowane płciowością  (libido)  nigdy nie osiąga pełni samorealizacji, tłu-
mione nakazami wychowawczymi  i sankcjami społecznymi  (superego).  Lęk 
przed autorytetem i społeczeństwem budzi w jednostce poczucie winy, które 
realizuje się m.in. w działaniach twórczych, stanowiąc psychologiczne źródło 
kultury ludzkiej. W tym sensie opozycja: dorosły - dziecko zostaje zniesio-
na, a tradycyjne poglądy na miejsce dziecka w kulturze i społeczeństwie oba -
lone: „Dla Freuda dziecko jest w gruncie rzeczy ojcem (samego siebie jako) 
dorosłego człowieka"

40

.

Znaczenia teorii Freuda dla pedagogiki nie sposób przecenić. Od tej po-

ry dziecko ma być traktowane nie jako „liliput", „mały dzikus" czy „mały 
lord" - dorosły w miniaturze, w zalążku, które należy co prędzej doprowadzić 
do pełnej dorosłości, do społeczeństwa, lecz wprost przeciwnie - to dorosły 
człowiek nie jest niczym więcej niż tylko dawnym dzieckiem, a stan jego życia 
przedłużeniem dzieciństwa ze wszystkimi nabytymi wówczas narowami, sty-
lem przeżywania i egzystencji. Zdaniem Junga, ucznia Freuda, „dziecko" sym-
bolizuje przedświadomą i podświadomą naturę człowieka: „»Wieczne dziec-
ko« w człowieku jest doświadczeniem niewyrażalnym, stanem nieprzystoso-
wania, uszczerbkiem i boską prerogatywą, a wreszcie czymś nieuchwytnym,: 
co decyduje o ostatecznej wartości lub braku wartości osobowości"

41

. Z taki 

postawionej koncepcji płynął prosty wniosek, iż nie należy dzieci autoryta-
tywnie karcić i sterować nimi wedle własnego widzimisię, ale przede wszyst-j 
kim nauczyć się wsłuchiwać w ich racje, rozumieć i wspierać w trudnej dro-
dze do przezwyciężania narowów, których niekontrolowany rozwój mógłby 
zwrócić się przeciwko społeczeństwu i nim samym.

Mniej optymistyczne wnioski wyprowadził Erich Fromm, który polemi-

zował z Freudowską koncepcją „grzesznego dzieciństwa", nasuwającą mu na 
myśl poglądy św. Augustyna. Uważał, że w pewnym momencie korygowania 
swej teorii Freud dokonał przeskoku „z pozycji rzecznika dziecka na pozycję 
obrońcy rodziców"

42

. Nie ulegało też dla niego wątpliwości, że gdy matka

40

G.S. Brett, op. cit., s. 653.

41

C.G. Jung, Fenomenologia archetypu dziecka, przeł. M. Garbalińska, [w:] Dzieci, s. 267.1

42

E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, przeł. W Brydak, Poznań 1995, s. 68.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

27

przestaje zaspokajać narcystyczne potrzeby dziecka, robi się ono agresywne 
i w niej to widzi, a nie w ojcu, swego głównego przeciwnika. Przeciwko „ty-
ranii matek" wypowiadał się z pozycji psychoanalityka także Erik H. Erikson, 
łącząc urazy psychiczne wczesnego dzieciństwa z postawami w późniejszym 
życiu, a zwłaszcza podatnością na manipulację, utrwalającą długotrwały stan 
nierówności między dorosłymi a dziećmi. A idąc dalej: „Los całych pokoleń 
zależy od tego, czy jednostka będzie zdolna stanąć przed własnymi dziećmi 
z uczuciem, iż jej samej udało się ocalić z konfliktów dzieciństwa trochę ży-
ciowego entuzjazmu"

43

.

Zanim teorie Freuda ugruntowały się w świadomości dorosłych pokoleń, 

stanowiąc fundament nowych praktyk psychologicznych i wychowawczych, 
coraz   większego   znaczenia   zaczęły   nabierać   poglądy   Janusza   Korczaka 
(1878-1942). Przełomowe znaczenie miały dwie jego prace: Jak kochać dziec-
ko 
(1919-1920) oraz Prawo dziecka do szacunku (1920). Niewątpliwie znacz-
ny wpływ wywarły na niego koncepcje E. Key, ale nie należy zapominać, że 
w tym samym mniej więcej czasie opublikował artykuł Rozwój miłości bliźnie-
go w XIX wieku 
(1899), gdzie pojawiło się znamienne dla jego czołowych prac 
stwierdzenie: „Dzieci nie będą dopiero, ale już są ludźmi", toteż „w duszy ich 
są   zadatki   tych   wszystkich   myśli   i   uczuć,   które   my   posiadamy"

44

.   Etyka 

chrześcijańska nakazuje szanować ubogich, kobiety i dzieci, a przeznaczeniem 
wieku XX jest temu zadaniu podołać.

Jako modernista wygłasza Korczak płomienną apologię dziecka - cudow-

nej tajemnicy i niepokoi się o los cywilizacji zagrożonej upadkiem. Jako lekarz 
i pozytywista ostro stawia sprawę kapitalistycznego wyzysku dzieci, ich za-
niedbania fizycznego i moralnego, będących przejawem rodzicielskiego ego-
izmu. Efektem połączenia diagnozy i utopii jest wysuwany przezeń postulat 
równouprawnienia dzieci wobec dorosłych. Dzieci wszak wraz z młodzieżą 
stanowią trzecią część ludzkości, a zatem: „Z płodów i bogactwa ziemi nale-
ży im się trzecia część - i z prawa, a nie z łaski. Owoce jednej trzeciej zwy -
cięstw ludzkiej myśli im się należą".

Walcząc o nowe miejsce dzieci w wysoko ucywilizowanym społeczeń-

stwie pragnął stworzyć przejrzysty kodeks swobód i przywilejów na wzór 
słynnej Magna Charta Libertatis, który by zawierał jako najważniejsze: „1. 
Prawo dziecka do śmierci; 2. Prawo dziecka do dnia dzisiejszego; 3. Prawo 
dziecka, by było, czym jest". W tym samym kierunku zmierzały poglądy 
E. Key, gdy przyznawała dziecku prawo do wyboru rodziców, do niegrzecz-
ności i bycia sobą, ale jedynie Korczak potrafił wyartykułować owe idee tak 
sugestywnie i szczerze. Uzupełniając ten prowizoryczny kodeks, domagał się 
następnie prawa szacunku „dla niewiedzy dziecka", dla jego „niepowodzeń 
i łez", „własności i budżetu", „tajemnic i wahań ciężkiej pracy wzrostu". Po-

43

E.H. Erikson, Dzieciństwo i społeczeństwo, przeł. E Hejmej, Poznań 1997, s. 323.

44

Myśl pedagogiczna Janusza Korczaka, red. M. Falkowska, Warszawa 1983, s. 31, 75.

background image

28

Rozdział I

nieważ w praktyce wychowawczej miał do czynienia głównie z dziećmi nie-j 
chcianymi lub wychowawczo zaniedbanymi, mógł z biegiem czasu zdobyć się 
na dystans wobec koncepcji „dziecięctwa" sielskiego i anielskiego. „W teorii 
wychowywania   zapominamy,   że   winniśmy   uczyć   dziecko   nie   tylko   cenić 
prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo, nie tylko kochać, ale i nienawidzić, nie 
tylko szanować, ale i oburzać, nie tylko ulegać, ale i buntować się"

45

.

Korczak był przeciwny koncepcjom Freuda, które w jego odczuciu „spla-

miły dziecięctwo", ale nie podzielał też koncepcji mityczno-mesjanistycznej, 
w jakiej wyrażać się miało według niektórych „Boskie dziecięctwo" Polaków. 
W prowadzonych przez siebie placówkach robił wszystko, aby dać wycho-
wankom posmak „dorosłej" demokracji (parlament, prasa, sądy, konstytucja, 
plebiscyty popularności, wymierna ocena pracy, skargi i podziękowania). Tylko 
tam było miejsce dla jego śmiałych eksperymentów, podczas gdy ogół „ma-
łorosłego ludu" wychowywano w tradycyjnym stylu - nie dla czasów po-
wszechnej szczęśliwości, ale w obawie nadciągającej wojny.

W świetle owych przewartościowań jakże inaczej przedstawia się problem 

dzieci genialnych, tzn. ujawniających stosunkowo wcześnie wybitne zdolno-
ści. Takie anomalie rozwojowe wprawiały ludzi średniowiecza w przerażenie 
i były traktowane jako efekt działania sił nieczystych (diabelskich). Za jedynie 
dopuszczalne odstępstwo od normy uważano Boską osobę Jezusa, który  w 
świetle   apokryfów   już   w   dzieciństwie   czynił   wiele   cudów,  Ewangelia  zaśl 
opowiada, że jako dwunastoletni chłopiec zdumiewał swą wiedzą żydowskich 
kapłanów (Łk 2,16). Jednakże od czasów renesansu aż po oświecenie nie uwa-
żano dzieci genialnych  za coś realnego. Jak twierdzi Francoise Waquet: 
„W XVII w. uważano dziecko za byt słaby, bardzo bliski zwierzęciu - upodab-
niano dzieci do zwierząt i na odwrót. Jakiekolwiek były opcje filozoficzne, pa-
nowała zgoda, by w imię rozumu dezawuować dziecko - albo było ono po-
zbawione zdolności myślenia, albo ją posiadało, ale nie potrafiło odpowiednio 
z   niej   skorzystać"

46

.   Inna   sprawa,   że   mało   rozpowszechniony  był   przykład 

Hugona Grotiusa (1583-1645), który w wieku ośmiu lat stał się poetą łacin-! 
nikiem, a przy dwunastu rozpoczął studia na uniwersytecie w Lejdzie, zysku-
jąc tam w ciągu następnych trzech lat dogłębne wykształcenie. Nie można też 
pominąć zmarłego w wieku lat czterech i pół Christiana Heineckena, zwane-
go „dzieckiem z Lubeki", on bowiem nadzwyczaj szybko zdobył wiedzę ana-
tomiczną, opanował francuski i łacinę, a dopuszczony przed oblicze króla 
i królowej Danii toczył z nimi poważne dysputy.

Tego   rodzaju   przypadki   prowokowały,   rzecz   jasna,   do   dezawuowania 

umiejętności małych geniuszy, tym bardziej że wielu z nich po osiągnięciu 
wieku dojrzałego popadało w otępienie lub głupotę. Jednak już starożytni 
określając genialne dziecko mianem „puer senex" („stary malutki") dawali

45

J. Korczak, Pisma wybrane, s. 112, 69-70, 171.

46

E Waquet, Cudowne dzieci, przei. H. Manikowska, „Mówią wieki" 1995, nr 2, s. 4.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

29

przykład dystansu wobec czegoś, co traktowali jako odwrotną stronę zjawi-
ska znanego powszechnie jako zdziecinnienie starców. Mało kogo zdumiewał 
więc fakt, że siedmioletni Tasso władał biegle łaciną, że Pascal w wieku lat 
dziesięciu stworzył teorię akustyczną, a pięć lat później napisał traktat o prze-
cięciach stożkowych, że trzynastoletni Ampere był już znakomitym matema-
tykiem. W Wieczorach zamkowych pani de Genlis z 1784 r. fakt, że Lud-
wik XIV już w dzieciństwie układał wiersze, bajki i oracje, „dobra matka" 
tłumaczy nie jako cud, ale cechę różniącą go od innych dzieci. Tymczasem 
przykład Mozarta uczy, że przed wiekiem XIX talent dziecka szacowano na 
równi ze sztuczkami tresowanej małpki - jako znakomite źródło dochodów. 
Nawet nakazujący szacunek dla dziecięcego geniuszu romantyzm nie zmienił 
tego nastawienia i Paryż zaroił się od małoletnich wirtuozów i kompozytorów, 
wśród których królowali Franciszek Liszt (1811-1886) i Feliks Mendelssohn 
(1809-1847). Wiadomo jednak, że Liszt „nienawidził bycia cudownym dziec-
kiem, cyrkowej atmosfery otaczającej jego występy"

47

.

Kiedy w 1993 r. otwarto w Paryżu w Bibliotece Narodowej wystawę po-

święconą genialnym  dzieciom,  można  było  się tam przekonać, iż Mozart 
stworzył pierwsze sonaty na klawesyn w wieku lat siedmiu, że pierwsze kom-
pozycje Camille'a Saint-Saensa to dzieło pięciolatka, a Bizet napisał symfonię, 
gdy miał lat sześć. Genialni nastolatkowie to van Dyck, Wiktor Hugo, Artur 
Rimbaud i Gustaw Flaubert. Dopiero przed paru laty odkryto sześć sonat na-
pisanych przez dwunastoletniego Rossiniego podczas wakacji 1804 r. i skon-
statowano ze zdumieniem, że mają one cechy typowe dla jego dojrzałych 
dzieł. Dla Cesare'a Lombrosa tego rodzaju przykłady były zapowiedzią ano-
malii życia  już dorosłego - pijaństwa, narkomanii, niezrównoważenia psy-
chicznego, rozterek religijnych. Toteż tytuł jego głośnego dzieła Geniusz 
i obłąkanie 
(1864) daje nam właściwą miarę pozytywistycznego podejścia do 
tego zagadnienia. Ma współcześnie zapewne rację i Van den Berg, gdy pisze: 
„Dziś cudowne dziecko zbija nas z tropu; mało trzeba, byśmy je wysłali do 
psychiatry"

48

.

Drugą stronę medalu prezentuje psychografia, zajmująca się badaniem in-

dywidualnych historii życia, a zwłaszcza „oceną wpływu doświadczeń wieku 
dziecięcego na charakter i zachowanie osoby dorosłej"

49

, przy czym wybór 

pada z reguły, co zrozumiałe, na biografie wybitnych ludzi. Zapoczątkowana 
została znaną rozprawą Zygmunta Freuda Leonarda da Vinci wspomnienia  
z dzieciństwa  
(1910), gdzie przedmiotem zainteresowania stają się nie tylko 
wczesnodziecięce doznania fantazmatyczne, ale również wybrane fakty z ży-
cia i twórczości tudzież osobowość artysty. Freud starał się właściwą sobie

47

E Johnson, Narodziny nowoczesności, przeł. M. Iwińska i in., Gdańsk 1995, s. 807.

48

J.H. Van den Berg, op. cit., s. 232.

49

W Mc Kinley Runyan, Historia życia a psychografia. Badania i metody, przeł. J. Ka-

sprzewski, Warszawa 1992, s. 217.

background image

30

Rozdział I

metodą dowieść, że Leonardo, pozbawiony ojca i zdominowany przez matkę, 
odgrywającą siłą rzeczy rolę obojga rodziców, już w dzieciństwie interesował 
się zagadką życia płciowego, co w dojrzałych z kolei latach miało wyrazić się 
poprzez preferowanie w malarstwie określonego motywu (tajemniczo uśmie-
chających się kobiet), pasję badawczą oraz skłonności infantylne (konstruo-
wanie zabawek) i homoseksualne. Słowem: „Jego dziecięca przeszłość zdobyła 
nad nim pełną władzę"

50

.

Tłumaczenie   dorosłych   zachowań   przeżyciami   z   dzieciństwa   nie   było 

obce także francuskiemu badaczowi Jeanowi-Charlesowi Gille-Maisaniemu, 
który w psychoanalitycznym studium na temat Mickiewicza, inspirowanym 
pracami   Freuda,   Junga   i   Adlera,   sposób   ujmowania   niektórych   motywów  
przez tego poetę tłumaczy takimi doznaniami, jak jazda na trenie matczynej 
sukni, arachnofobia, trudności w pisaniu atramentem tudzież niezaspokojo -
ne z braku wyjaśnień ze strony dorosłych zainteresowanie matczynym cia-j 
łem,  życiem seksualnym  i sposobem przychodzenia na świat. Nie brak tu 
także analizy wspomnień dotyczących ojca i co za tym idzie, rozważań 
o kompleksie Edypa, objawiającym się, zdaniem tego badacza, w literackim 
fantazjowaniu na temat ojcobójstwa (Konrad Walłenrod, Pan Tadeusz). W su-
mie   otrzymujemy   portret   „interesującego   introwertyka",   który   za   sprawą 
matki będzie idealizował kobiety, a jednocześnie się ich obawiał, z powodu 
ojca natomiast doświadczał poczucia winy, co „utrudni mu osiągnięcie pełnej 
męskiej dojrzałości"

51

.

Zainteresowanie psychografów kierowało się także w stronę biografii Je-; 

zusa, Szekspira, Lincolna, Van Gogha, Wirginii Woolf, Maksyma Gorkiego, 
Lenina i Hitlera, ale już bez nadużywania teorii freudowskiej. Nawet w przy-
padku cudownych dzieci nie chodzi już tyle o wytłumaczenie źródeł tego fe-
nomenu, czym zajmuje się skuteczniej genetyka, ile jego „zagospodarowanie",| 
ku czemu skłaniają się liczne korporacje naukowe i przemysłowe, wprzęgnie-; 
te w rywalizację gospodarczą, technologiczną i komercyjną. Popyt sprawia bo-; 
wiem, że wyszukiwanie wybitnych umysłów wśród niedorosłych wspierał 
świadomie prowadzona „hodowla geniuszy", której służy specjalny system 
eliminacji i kształcenia.

3. Współczesne reperkusje

W naszych czasach analogiczną rolę do słynnej książki Ellen Key odegra-

ła praca francuskiego historyka i demografa Philippe'a Ariesa zatytułowam 
Eenfant et la vie familiale sous l'ancien regime (Paris 1960). Opierając się na so-

50

Z. Freud, Poza zasadą przyjemności, przeł. J. Prokopiuk, Warszawa 1975, s. 441.

51

J.-Ch. Gille-Maisani, Adam Mickiewicz ~ studium porównawcze. Od dzieciństwa di

„Dziadów" części trzeciej, przeł. A. Kuryś, K. Marczewska, Warszawa 1996, s. 95.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

31

lidnej postawie źródłowej, rozpatruje Aries ewolucję kategorii dzieciństwa, 
celów i metod wychowawczych, życia szkolnego oraz miejsce i funkcje dzie-
ci w rodzinie dawnej i współczesnej. Analiza pojęcia „dzieciństwa" i kategorii 
wiekowych od średniowiecza po XVII stulecie doprowadziła go do przekona-
nia, że nie jest ono uniwersalną fazą ludzkiego rozwoju, lecz zjawiskiem so-
cjokulturowym, a więc historycznie zmiennym, wyznaczanym przez społecz-
ną relację: dorośli - dzieci. Relację ową ilustruje zarówno ewolucja odzieży, 
zabawek i rozrywek dla dzieci, jak i tematu dziecięcego w sztuce, celów i me-
tod wychowania moralnego, a nade wszystko więzi uczuciowych między ro-
dzicami a dziećmi. Aries był przekonany, że to właśnie pod koniec wieku 
XVII wskutek gwałtownego procesu scholaryzacji edukacja dziecka została 
przeniesiona z kręgu rodzinnego na system szkolno-internatowy. Prowadzić 
to miało do zmiany społecznego statusu dziecka, którego nie postrzegano już 
jako mało ważny element życia rodzinnego, kogoś łatwego do zastąpienia, ale 
jako osobę jedyną i niepowtarzalną. To zaś stanowiło grunt pod oświecenio-
wy model edukacji i życia społecznego.

Można by się nawet zastanawiać - pisze Aries - czy w pierwszej połowie XIX wieku pod  

wpływem zapotrzebowania na siłę roboczą w przemyśle tekstylnym nie nastąpił pewien regres 
pod tym względem. W pracy dzieci przetrwała pewna cecha społeczeństwa średniowiecznego: 
wczesne wkraczanie w świat dorosłych. Cały koloryt życia uległ zmianie wskutek zróżnicowa-
nia się stosunku szkolnictwa do dziecka mieszczańskiego oraz do dziecka z ludu.

Zachodzi  więc szczególna zbieżność czasowo-przestrzenna między nowoczesną klasą 

wieku i klasą społeczną: jedna i druga narodziła się w końcu XVII wieku w tym samym środo-
wisku mieszczańskim

52

.

Książka   Ariesa   wzbudziła   ogromne   zainteresowanie,   zwłaszcza   wśród 

zawodowych historyków. Jej autorowi nie szczędzono krytyk za arbitralne 
ulokowanie „odkrycia dzieciństwa" w ściśle określonym momencie dziejo-
wym i za tezę o zwiększaniu stopnia dyscyplinowania młodych pokoleń 
w czasach nowożytnych. Oskarżano go nawet o przyjęcie perspektywy eu-
ropocentrycznej, co miało dezawuować końcowe tezy. Niemniej jednak pra-
ca ta stała się fundamentem nowej dyscypliny badawczej, nazywanej od tej 
pory historią dzieciństwa. Na jej gruncie wytworzyły się niebawem dwie 
praktyki   badawcze.   Pierwsza   stawiała   sobie   za   cel   badanie   obiektywnych 
aspektów problemu, a więc społeczną historię rodziny, dzieciństwa i wycho-
wania, np. w procesie przechodzenia od społeczeństwa feudalnego do mie-
szczańskiego. Druga zmierzała do opisu procesów psychicznych, motywa-
cyjnych, posługując się w tym celu danymi biograficznymi i dokumentami 
życia   osobistego  (dziennikami,  korespondencją  intymną   itp.).  Usiłowano 
także łączyć obie metody, a nawet stworzyć psychoanalityczną historię dzie-
ciństwa, co budziło kolejne kontrowersje i jednocześnie dawało impuls do 
dalszych badań.

52

 Ph. Aries, op. cit., s. 225.

background image

32

Rozdział I

Przykład Ariesa stanowił zachętę dla wszystkich, którzy przestali uważać 

historię wychowania za dziedzinę wiedzy wystarczającą do określenia sytua -
cji społecznej dziecka w danym miejscu i czasie i którzy pragnęli rozpatrywać 
ją przede wszystkim w kontekście przemian kulturowych, a zwłaszcza modelu 
życia   rodzinnego.   Po   pewnym   czasie   zaczęły   powstawać   prace   z   zakresu 
dziejów rodziny na tle porównawczym jako owoc zbiorowego wysiłku bada-
czy wielu krajów, że wymienimy The Family in History (Philadelphia 1975), 
Kindheit.Jugend. Familie (Freiburg-Munchen 1985) czy francuskie kompen-
dium Histoire de familie (Paris 1986), obejmujące czasy od paleolitu aż po na-
sze dni. Równolegle powstawały książki dotyczące bardziej szczegółowycli 
zagadnień,   związanych   np.   z   sytuacją   dziecka   i   rodziny   w   społeczeństwie 
średniowiecza i renesansu, w Rosji carskiej i ZSRR, w USA w okresie domi-
nacji zasad purytańskich, we Francji między rokiem 1800 a 1950

53

.

Najwięcej prac tego rodzaju powstało, jak widać, w latach 70-80. Stanowiły 

one najczęściej rozwinięcie bądź uzupełnienie kwestii poruszonych przez Arie-
sa, zwłaszcza w części trzeciej jego dzieła, traktującej o miejscu dziecka w rodzi-
nie, rozwoju uczuć rodzinnych, przekształceniu rodziny średniowiecznej w no-
wożytną. Niektóre z tych prac dotarły już do rąk polskiego czytelnika, a miano-
wicie Historia rodziny Jeana-Louisa Flandrina (przekład poi. Warszawa 1998), 
Historia miłości macierzyńskiej Elisabeth Badinter (Warszawa 1998) oraz Histo-
ria ojców i ojcostwa 
pod red. Jeana Delumeau i Dawida Roche'a (Warszawa 1995), 
nie mówiąc już o książkach, które w specjalnych rozdziałach bądź z uwagi na 
kontekst odwołują się do takich czy innych aspektów dzieciństwa, że wymieni-
my dla przykładu Święto głupców i karnawały Jacques'a Heersa (Warszawa 1995) 
czy Historię starości Georges'a Minois, której udaną kontynuacją stała się praca 
Jeana-Pierre'a Bois Historia starości. Od Montaigne'a do pierwszych emerytur  
(Warszawa 1996). Minois powołał się nawet na opinię Ariesa, iż „degradacja, ja 
kiej uległ w XX wieku wizerunek starca, może tłumaczyć brak zainteresowani 
nauk humanistycznych tym problemem, podczas gdy dziecko, które jest obecni w 
wielkiej cenie, to temat znacznie bardziej popularny"

54

.

Bo istotnie, w książce Flandrina jest on rozpatrywany przy okazji takich 

zagadnień, jak wielkość i dzietność rodziny, prawo dziedziczenia, 
rytuały i obyczaje domowe, wolność i prawa dzieci (zwłaszcza pełnoletnich), 
śmier-telność niemowląt, prokreacja i antykoncepcja. Koncentrując się na 
specyfice rodziny francuskiej, badacz ten dochodzi do przekonania, że właśnie 
tam ko-biety wywalczyły sobie największe prawa dla swej płci i posłużyły 
się anty-koncepcją jako wyrazem sprzeciwu wobec wysokiej śmiertelności 
niemowląt Z kolei w pracy Badinter pojawia się odważna teza, iż miłość 
macierzyńskanie jest darem natury, lecz ma charakter przypadkowy i dopiero 
w drugiej poło-

53

I.S. Kon, op. cit., s. 39-55 (Ot istońipiedagogiki k istorii dietstwa).

54

G. Minois, Historia starości. Od starożytności do renesansu, przeł. K. Marczewska, 1

szawa 1995, s. 15.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

33

wie XVIII w., między innymi pod wpływem dzieł JJ. Rousseau, staje się stop-
niowo normatywną przesłanką kultury. Nowa miłość macierzyńska zderza się 
jednak z egoizmem kobiecym, wzmacnianym w naszym stuleciu przez nurty 
emancypacyjne i konsumpcyjny styl życia, w związku z czym następuje ko-
lejna epoka regresu uczuć w tym zakresie: „Kiedyś dziecko przysłaniało wszy-
stko.   Było   to   dziecko-schronienie,   dziecko-rozwiązanie,   dziecko-nagroda, 
dziecko-własność. Dzisiaj dziecko w domu wydaje się czynnikiem zmniejsza-
jącym przyjemność bycia we dwoje"

55

.

O ile teza Badinter, że macierzyństwo jest mitem, wywołała burzliwą dys-

kusję, efekty badań ewolucji postaw w zakresie ojcostwa przyjmowano ze 
zrozumieniem. W tym wypadku znalazła potwierdzenie teza Margaret Mead, 
iż ojcowie to biologiczna konieczność, lecz społeczna przypadłość

56

, albo-

wiem ich autorytet i pozycja w rodzinie zostały osłabione wraz z upadkiem 
feudalizmu, oznaczającym kres władzy patriarchalnej (króla-ojca) i przejęcie 
niektórych jej prerogatyw (edukacja, sądzenie, praca) przez państwo. Wiek 
XX, który narzucił ojcu liczne, wręcz drobiazgowe obowiązki domowe i ro-
dzinne, podważył jednocześnie jego biologiczny udział w płodzeniu dzieci, 
które może odbywać się techniką in vitro. Znów zatem ożyło widmo matriar-
chatu, i to w najbardziej koszmarnej postaci.

Książka Heersa także zasługuje na uwagę, gdyż łączy wybrane aspekty 

średniowiecznej kultury karnawałowej z historią dzieciństwa. Wbrew twier-
dzeniu   Ariesa,   iż   cywilizacja   średniowieczna   jako   „cywilizacja   dorosłych" 
ignorowała dzieci, Heers stara się dowieść, że było wprost przeciwnie. Świad-
czy o tym  i symboliczne znaczenie chrztu, oznaczającego wprowadzenie 
dziecka w społeczeństwo, i działalność licznych instytucji charytatywnych za-
pewniających opiekę nad podrzutkami, i święta Bożego Narodzenia i Niewi-
niątek, będące okazją do zabaw kościelnych z udziałem dzieci pochodzących 
z prowadzonych przy kapitułach przytułków: „Dziecko przygarnięte i następ-
nie wychowane przez zakonników to obraz, który wrósł w wizerunek epoki 
jako istotny element charakteryzujący ówczesne społeczeństwo"

57

. Źródeł tego 

zjawiska upatruje zaś autor w kulcie Dzieciątka Jezus i Maryi Panny oraz 
wzmiankach Ewangelii o niemowlętach wymordowanych przez siepaczy He-
roda, a zwłaszcza o dzieciach witających Chrystusa podczas wjazdu do Jero-
zolimy,   którego   opis  stał   się   wzorem  dla   ceremonii   powitalnych   ku   czci 
francuskich królów. Ale czy nie jest to, z drugiej strony rzecz biorąc, jeszcze 
jeden dowód uprzedmiotowienia dziecka w świecie dorosłych?

55

 E. Badinter, Historia miłości macierzyńskiej, przel. K. Choiński, Warszawa 1998, s. 263. 

Wiele interesujących akapitów, a nawet całych rozdziałów, dotyczących miejsca dziecka w 
dzinie i społeczeństwie od epoki starożytnego Rzymu po czasy współczesne znajdzie 
czytelnik także w pomnikowej monografii francuskich uczonych Historia życia p 
1.1-5, red. Ph. Aries, G. Duby, Wrocław 1998-2000.

56

1.S. Kon, op. cit., s. 229.

57

 J. Heers, Święto głupców i karnawały, przeł. G. Majcher, Warszawa 1995, s.

background image

34

Rozdział I

Niezależnie od tego rodzaju publikacji zainicjowana w 1938 r. przez fran -

cuskie wydawnictwo Hachette seria La Vie Quotidienne, obejmująca monografie 
życia  codziennego społeczeństw różnych  czasów i narodów, przyniosła wiele 
interesujących   publikacji   tego   rodzaju,   traktowanych   jako   próba   odheroizo-
wania historii. Niemało książek tej serii udostępniono za sprawą PIW-u czytel -
nikowi polskiemu, dając mu wyobrażenie życia domowego, szkolnego i sytuacji 
społecznej dziecka od starożytności po wiek XX, co w sumie stanowi kilkadzie-
siąt tomów ze stosownymi ustępami, które mogłyby się złożyć na globalną hi-
storię dzieciństwa. Włączenie się naszych badaczy do działalności na tym polu 
przyniosło cenne, aczkolwiek skromne na razie dopełnienie, uwzględniające re-1 
alia polskiej historii i kultury, np. A. Jelicz Życie codzienne w średniowiecznym  
Krakowie  
(1966), W. Czaplińskiego i J. Długosza  Życie codzienne magnatem  
polskiej w XVII wieku 
(1982), J. Lileyki Życie codzienne w Warszawie za Wazów  
(1984), F. Kusiaka Życie codzienne oficerów Drugiej Rzeczypospolitej (1992).

Stopniowo jednak miejsce zdawkowych uwag zastępują bardziej rozbudo-

wane analizy,  wypełniające wręcz osobne rozdziały i poświęcone nie tylko 
dzieciom królewskim czy magnackim, ale także mieszczańskim i plebejskim. 
Co więcej, w ostatnich latach niepotrzebny stał się nawet tego rodzaju pre-
tekst, o czym świadczą autonomiczne studia Kaliny Bartnickiej  {Dziecko 
w świetle pamiętników i powieści polskiego oświecenia

5

)  i Bożeny Michalik 

{Rodzina i dziecko plebejskie w stanisławowskiej Warszawie).  Autorki intere-
sowały między innymi takie kwestie, jak śmiertelność niemowląt, dzietność 
w rodzinach różnych stanów, domy opieki nad sierotami i podrzutkami, odży-
wianie, higiena, choroby, dzieciobójstwo i adopcja.

Lata 90. przyniosły u nas serię konferencji naukowych poświęconych hi-

storii rodziny od starożytności po lata  II Rzeczypospolitej, organizowanych 
przez Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Bydgoszczy, których plon został opu-
blikowany pod redakcją Juliusza Jundziłła w tomach  Rodzina w starożytnym  
Rzymie 
(1993), Rodzina w społeczeństwach antycznych i wczesnym chrześcijań-
stwie: literatura, prawo, epigrafika, sztuka 
(1995), Wychowanie w rodzinie od\  
starożytności po wiek XX 
(1994). W kręgu tej samej problematyki była osadzo-
na jego monografia Rodzina rzymska w czasach prosperity i przemian ideowych  
II  wieku 
(1996) oraz dwuczęściowa książka Władysława Pałubickiego i Jana 
Huka Małżeństwo i rodzina w dawnym judaizmie i starożytnym Rzymie (1995). 
Natomiast cennym uzupełnieniem tego obrazu w wymiarze diachronicznym 
stała się praca zbiorowa pod redakcją Krzysztofa Jakubiaka Rodzina i środo-
wisko wychowawcze w czasach nowożytnych  
(1995). Inicjujący tego rodzaju 
badania J. Jundziłł wskazywał na liczne wzory zagraniczne, zwłaszcza w kra-
jach   anglosaskich,   u   nas   natomiast   na   monograficzne   numery   „Meandra" 
(1979, z. 5/6) i „Vox Patrum" (1985, z. 8/9).

58

Tekst przedrukowany w: Studia z dziejów edukacji. Wybór J. Miąso, Warszawa 1994.

59

Z dziejów edukacji w Polsce w XVIII wieku,  red. I. Szybiak, Warszawa 1995.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

35

Konkluzja, jaka rysuje się z tego rodzaju badań, wydaje się zaskakująca, 

gdyż  świadczy o wysokim prestiżu dziecka u starożytnych  Rzymian,  nie 
mówiąc o Izraelitach, niskim natomiast we wczesnym chrześcijaństwie, gdyż 
nawet Ojcowie Kościoła „zauważali dziecko jedynie w kontekście wywodów 
teologicznych i problematyki religijnej"

60

, co zapewne wpłynęło na obniżenie 

jego statusu w średniowieczu, także w społeczeństwie polskim. Wszelako już 
w okresie renesansu liczne traktaty o wychowaniu nadmieniają o rozpieszcza-
niu dzieci, a od wieku XVIII wzrasta kultura pedagogiczna, dzięki czemu ro-
dzice w coraz większym stopniu zaczynają liczyć się z wolą dziecka i osobi-
ście podejmują się jego edukacji, zanim w 2. połowie XIX wieku nie wyręczy 
ich w tym obowiązku szkoła. Niejedna rozprawa podkreśla rolę matki, sięga-
jącej często, zwłaszcza w zamożnych domach, po literaturę pedagogiczną 
i psychologiczną, nie potrafiącej jednak przełamać sztywnego dystansu mię-
dzy pokoleniami, co można zaobserwować aż po okres międzywojnia: „Hie-
rarchia osób w rodzinie określona przez św. Augustyna, a potwierdzona przez 
Piusa  IX,  podporządkowywała żonę oraz dzieci mężowi, przyznając jednak 
żonie jako matce pierwszeństwo w wychowywaniu dzieci. Sądzono, że naj-
ważniejszym   zadaniem  kobiety  jest   małżeństwo   i   macierzyństwo,   a   pełnię 
osobowości osiągnąć może jako dawczyni życia"

61

. Dopiero ruchy emancypa-

cyjne i feministyczne zaczęły zmieniać ten obraz, ale wyzwolenie kobiety mo-
gło dokonać się jedynie kosztem dziecka.

Wydawać by się mogło, że tak pomyślnie rozwijające się badania histo-

ryczne   doprowadzą   do   rewizji   neoromantycznych   idealizacji   dziecka   jako 
podstawy i ostoi społeczeństwa, tym bardziej że nie w każdej kulturze bywa -
ło traktowane wyłącznie instrumentalnie. Większość niepomyślnych diagnoz 
stawiali przedstawiciele cywilizacji zachodniej, mając na uwadze nie tyle ge-
hennę minionych wojen czy warunki egzystencji dziecka w krajach najuboż-
szych, ile konflikty pokoleniowe, będące wyrazem presji wywieranej na mło-
dzież przez zindustrializowane społeczeństwo.

Z perspektywy doświadczeń jednostkowych, rozpatrywanych  w duchu 

psychoanalizy, okrucieństwo świata dorosłych zyskało miano Czarnej Peda-
gogiki. Za wyraz takiej właśnie postawy uznała Alice Miller wszelkie próby 
egzekwowania wobec dziecka wymogów Czwartego Przykazania. Dotyczy to 
zwłaszcza seksualnego wykorzystania dziecka, co dokumentuje przykładami 
z epoki wiktoriańskiej. Krzywdy i lęki własnego dzieciństwa wielcy pisarze 
traktują jako źródło literackich fikcji, w których dominują znerwicowani bo-
haterowie. Szczególnie wymowny jest tu przykład Franza Kafki, z trudem

60

M. Koszynicki, Specyfika wieku dziecięcego w opinii łacińskich Ojców Kościoła, [w:] Ro

dzina w społeczeństwach antycznych i wczesnym chrześcijaństwie, red. J. Jundzilł, Bydgoszcz
1995, s. 287.

61

K. Jakubiak, Badania naukowe nad rodziną oraz problematyka wychowania rodzinnego

w literaturze pedagogicznej II Rzeczypospolitej, [w:] Rodzina jako środowisko wychowawcze
w czasach nowożytnych, 
red. K. Jakubiak, Bydgoszcz 1995, s. 233.

background image

36

Rozdział I

znoszącego ojcowską tyranię. Symbolem takiej postaci jest, zdaniem A. Mil- 
ler, biblijny Herod: „Uosobione w Herodach społeczeństwo boi się żywioło-
wości i prawdomówności dzieci i próbuje je zniszczyć". Za tym wnioskiem 
idzie następny, że „maltretując dzieci produkujemy późniejszą destruktyw-
ność dorosłych"

62

.

Szerokie rozwinięcie tej tezy znajdziemy w książce Miller Na początku by- 

ło wychowanie (Am Anfangwar Erziehung, 1980), która w przekładzie na pol-
ski została wydana pt. Zniewolone dzieciństwo. Destrukcyjna rola wychowa- ; 
nia tradycyjnego została przedstawiona tutaj na przykładzie XVIII- i XIX-
wiecznych poradników pedagogicznych, dopuszczających takie środki wy-
chowawcze, jak łamanie woli dziecka, bicie, świadome stosowanie upokorzeń, 
zmuszanie go do tłumienia uczuć, odebranie miłości rodzicielskiej, a nade 
wszystko dezorientowanie dziecka co do właściwego celu wychowania. Taki-
mi zasadami kierowali się rodzice i pedagodzy wobec pokolenia, z którego 
wywodził się nie tylko Adolf Hitler i jego zausznicy (Hess i Himmler), ale| 
także inni dyktatorzy, biorący na społeczeństwie odwet za upokorzenia lat 
dziecinnych, nie mówiąc już o współczesnych terrorystach, narkomanach  i 
małoletnich mordercach. Z psychoanalitycznych rozważań nad biografią 
Hitlera wypływa bowiem wniosek, że „ludzkość nadal żyje pod groźbą 
nowych wojen i nigdy nie wiadomo, w co się mogą przerodzić u jakiegoś czło-
wieka doznane w dzieciństwie krzywdy, jeśli brakło dziecku ochrony ze stro-
ny jednego choćby człowieka"

63

.

Ocaleniem dla światowego pokoju i społecznego ładu byłoby zatem, zda- 

niem tej autorki, wyrzeczenie się przemocy w wychowaniu i przejście na po-
zycje tzw. Białej Pedagogiki, o ile taka istnieje. Albowiem każda pedagogika, 
o najlepszych  nawet intencjach i celach, jest w gruncie rzeczy pragnieniem 
sprawowania władzy. Na gruncie amerykańskim zrodziły się nawet koncepcje, 
że źródłem dziecięcych neuroz może być w równym stopniu egocentryczna 
postawa dorosłych,  co przedłużenie macierzyńskiej opiekuńczości, a niena-
wiść do ojca prowadzi do nienawiści w polityce. Komentując te stanowiska 
Robert Saciuk stwierdza, iż „psychoanalitycy uczynili rodziców ostrożniej-
szymi i wpoili im bojaźń przed popychaniem dzieci w neurozy. Wpoili im fo-
bię przed dyscypliną i kierowaniem i narzucili fałszywy pogląd, że dziecko, 
którym się nie kieruje, wie najlepiej, co jest dla niego dobre"

64

.

Akompaniamentem dla owych koncepcji stała się psychoanalityczna hi-

storia dzieciństwa wyłożona przez L. Demuse'a w amerykańskim wydawnic-
twie  The Evolution Childhood. - History of Childhood  (1974). Zdaniem tego 
badacza: „Zasadniczą siłą sprawczą historii jest nie technika i ekonomia, lecz

62

A.  Miller,  Mury milczenia. Cena wyparcia  urazów dzieciństwa,   przeł.  J.  Hockuba,

Warszawa 1991, s. 99-100.

63

A. Miller, Zniewolone dzieciństwo.   Ukryte źródła tyranii,  przeł. B.  Przybyłowska,

Poznań 1999.

64

R. Saciuk, Nasza epoka absurdu, Wrocław 1992, s. 163.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

37

»psychogenetyczne« zmiany osobowości, zachodzące wskutek wzajemnego 
oddziaływania na siebie kolejnych pokoleń". To zaś sprawia, że konkretnemu 
okresowi dziejów dzieciństwa odpowiada właściwy mu styl wychowania, a co 
za tym idzie - forma stosunku rodziców do dzieci

I tak czasy starożytne wyróżniają się niemal powszechnym stosowaniem 

przemocy wobec dzieci, a nawet dzieciobójstwem, czego symbolem może być 
Medea (styl dzieciobójczy). W średniowieczu sposobem pozbycia się dziec-
ka jest oddanie go w obce ręce - mamce, innej rodzinie lub do klasztoru,  
a pozostawione w domu, bywa zapomniane i ciemiężone (styl odrzucający). 
Symbolem tej postawy jest, zdaniem Demouse'a, Gryzelda porzucająca wła-
sne dzieci w imię miłości do męża. Od wieku XIV zainteresowanie dzieckiem 
wzrasta - rodzice angażują się uczuciowo, ale jednocześnie starają się „lepić" 
jego charakter według własnej miary, nie szczędząc w razie samowoli kar cie-
lesnych (styl ambiwalentny). W wieku XVIII zaangażowanie wychowawcze 
rodziców wzrasta do tego stopnia, że usiłują kontrolować nie tylko postępo-
wanie, ale także myśli i uczucia dziecka, nie jest już ono bowiem zwykłym 
obiektem wychowawczym, ale osobą naprawdę bliską; wzmaga to jednak kon-
flikty dzieci z ojcami (styl natrętny). Wiek XIX i pierwsza połowa XX cha-
rakteryzują się dążeniem rodziców do wyrobienia woli dziecka i przygotowa-
nia go do samodzielnego życia w stawiającym coraz wyższe wymagania spo-
łeczeństwie. Jest to jednocześnie droga do jego pełnego upodmiotowienia 
(styl socjalizujący). I wreszcie czasy obecne określił Demouse jako ten etap 
w historii dzieciństwa, w którym rodzice rezygnują z wychowania autoryta-
tywnego, i przekonani, że dziecko samo wie lepiej, czego mu potrzeba, jedynie 
wspomagają jego indywidualny rozwój (styl wspomagający)

65

.

Mimo krytyki tej koncepcji, której zarzucano m.in. europocentryzm oraz 

abstrahowanie od historii społeczno-ekonomicznej, postawiona w niej dia-
gnoza współczesności wydaje się trafna, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwa-
gę trendy wychowawcze  w społeczeństwach Zachodu, określane szumnie 
mianem antypedagogiki. Przesłankami do jej powstania były zarówno upo-
wszechniające się w coraz większej ilości krajów procesy demokratyzacyjne, 
zmierzające do przyznania równych praw wszystkim obywatelom, jak i nie-
które koncepcje pedagogiczne, propagujące „łagodne" metody narzucania woli 
dziecku, ku czemu skłaniał się już J.J. Rousseau, a w wieku XX  m.in. Maria 
Montessori i Janusz Korczak.

Na tę listę należy jeszcze wpisać Aleksandra Sutherlanda Neilla, który 

w 1921 r. założył w Summerhill (Szkocja) szkołę z demokratycznymi meto-
dami edukacji - bez przymusu uczęszczania na zajęcia, bez stosowania kar, 
bez narzucania woli pedagogów, słowem: wychowania paternalistycznego, 
które niszczy wrodzoną mądrość, poczucie realizmu i witalizm dzieci oraz 
odbiera im prawo do zabawy, swobodnego fantazjowania, rozwijania się w in-

' I.S. Kon, op. ot., s. 48-50.

background image

38

Rozdział I

dywidualnym tempie, życia własnym życiem, o ile nie koliduje to z wolnością 
innych ludzi. Stając w obronie wolności dziecka, Neill optuje za samoregula-
cją w wychowaniu i twierdzi, iż „chrystianizm zaczął upadać dlatego, że jego 
rzecznicy  porzucili  prostoduszną,   dziecinną   wiarę   w  dobro  i  zaadaptowali 
dorosłą, nienawistną ewangelię według św. Pawła. Komunizm także porzucił 
swą wiarę w prawo jednostki do wolności na rzecz patriarchalnej władzy"

66

.

Zwolennicy antypedagogiki szansy wzmocnienia podmiotowości dziecka 

szukają nie w szkole, ale w domu, w postawie nowej generacji rodziców, 
którzy wyrzekną się tzw. ambicji pedagogicznej („roszczenia do wychowa -
nia"). Nikt bowiem w gruncie rzeczy nie zna się na wychowaniu dzieci, te zaś 
potrzebują nie wychowania, lecz rodziców - ich szacunku i miłości. Tylko  
dziecko z głębi swej istoty wie, co jest dla niego dobre, i jest zdolne do pono-
szenia pełnej odpowiedzialności za swe postępowanie. „Żadne dziecko nie po-
trzebuje, by je ktoś wychowywał. Kto kocha dzieci, ten ich nie wychowuje"

67 

twierdzi Hubertus von Schoenbeck,  główny orędownik antypedagogiki,  za-
łożyciel niemieckiego towarzystwa przyjaźni z dzieckiem (Freundschaft mit 
Kindern). Traktowanie dzieci jako własności rodziców czy zabawki w rękach 
dorosłych jest jego zdaniem sprzeczne z prawem decydowania o sobie i pra-
wem do wspólnego standardu moralności. W praktyce oznacza to, że nie wol -
no wkraczać w przestrzeń życia dziecka bez jego zezwolenia, że należy dać 
mu większą swobodę w wyborze światopoglądu, praktyk religijnych, nauki, 
posiłków, pory snu, zaspokajać jego potrzebę kompetencji i dobrej nauki, 
przyznać prawo do sprzeciwu wobec rodziców i instytucji państwowych, 
a   także   opuszczania   domu,   podróżowania,   zarobkowania   i   ochrony   przed 
wszelką dyskryminacją. Jego zdolność do samostanowienia została poszerzo-
na nawet o kontrowersyjne uprawnienia do decydowania o paleniu papiero-
sów i piciu alkoholu, do realizowania własnej seksualności, a nawet do samo -
bójstwa, o ile jest ono na to głęboko zdecydowane

68

. Nie mniej radykalne po-

glądy głosi John Holt, przyznając dziecku m.in. prawo do samodzielnego mie-
szkania poza rodziną oraz wyboru innych niż rodzice osób na opiekunów, do 
finansowej niezależności, prawo wyborcze i prawo pełnego uczestniczenia 
w życiu publicznym. Słowem: „Od postawy autorytarnej antypedagogikę róż-
ni przede wszystkim »prawo do samoobrony*, które stawia autorytet doro-
słego na równi z autorytetem dziecka"

69

.

W tym klimacie emocjonalnym postulowano nawet stworzenie odrębnej 

polityki   dzieciństwa,   nastawionej   na   cele   emancypacyjne,   analogiczne 
do  tych,   jakie   poprzedziły   wyzwolenie   Murzynów   i   kobiet.   Autor   tej 
koncepcji

66

A.S. Neill, Nowa Summerhill, red. A. Lamb, przel. M. Duch, Poznań 1994, s. 354.

67

H. von Schoenbeck, Z drugiej strony wychowania, przel. B. Sliwierski, [w:] K. Blusz,

Edukacja i wyzwolenie, Kraków 1992.

68

H. von Schoenbeck, Antypedagogika być i wspierać zamiast wychowywać, przeł.

N. Szymańska, Warszawa 1994.

69

Ibidem, s. 146.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

39

Richard Farson posunął się wręcz do stwierdzenia, iż „dorośli są w większo-
ści politycznymi przeciwnikami dzieci"

70

. Przypomniano też wypowiedź Vac-

lava Havla na forum ONZ, piętnującą perwersyjne ich wykorzystywanie 
w rozgrywkach politycznych. Dzieci stają się bowiem nierzadko zakładnika-
mi w sprawach rodziców, a także fotogenicznym alibi dla wszelkiej maści dyk-
tatorów i innych pseudoobrońców ich interesów

71

.

Ów niesłabnący trend do emancypowania dziecka wobec narzuconych 

mu ról społecznych ma współcześnie nieco inne uzasadnienie niż w wieku 
XIX i na początku XX. Chyba najpełniej przedstawił je Harmut von Hen-
ting w przedmowie do niemieckiego wydania książki Ariesa opatrzonego 
wymownym tytułem  Geschichte der Kindheit  (1978). Do 1990 r. edycja ta 
miała w Niemczech aż 9 wydań

72

. Henting twierdzi, że dzisiejsze dzieci są 

„bardziej upublicznione" niż dzieci z wieku XVII, tzn. są w pełni zdemasko-
wanym odbiciem świata dorosłego. Są nie tylko neurotyczne, bałaganiarskie 
i destrukcyjne, ale także niezdolne do wysiłku większego niż niezbędny 
do sprawienia sobie uciechy; nie są też zdolne do podtrzymania głębszych  
stosunków z innymi ludźmi, uczuciowej empatii i muszą nadto „bez prze-
rwy wrzeszczeć". Ich agresywność, indyferentyzm uczuciowy, niezdolność 
do współpracy i krytykanctwo budzą przerażenie, albowiem trudno uwie-
rzyć, że dzieci dzisiaj takie właśnie są. „Aries wprawdzie poucza mnie - mi-
tyguje się Henting - że uległem fałszywej przesłance: nie dzieci są inne, lecz 
dzieciństwa", ale jakie właściwie jest dzieciństwo w czasach nam współcze-
snych?

Odpowiedź nie jest bynajmniej jednoznaczna i optymistyczna, oznacza 

ono bowiem dzieciństwo telewizyjne, a więc skazane na percepcję pokawał-
kowanego, zmiksowanego i uproszczonego obrazu świata; upedagogicz-
nione, czyli całkowicie uzależnione od pedagogicznych projekcji ze strony 
dorosłych;   uscholaryzowane,   gdyż   strategia   wychowawcza   rodziny  jest 
zdominowana przez wymagania szkoły, mimo że sam nauczyciel uchodzi za 
ważną   personę   jedynie   w   oczach   dzieci.   Jest   ponadto   nakierowane   na 
przyszłość, ku dorosłości, gdyż liczy się tylko świadectwo szkolne, miejsce 
w rankingu, zapewniające zawód i miejsce pracy. Nie przestaje być dzieciń-
stwem dziecinnym (Kinder-Kindheit), jako że za takie się je nadal uważa, 
nie jest jednak z pewnością dzieciństwem mikrorodzinnym (Kleinenfamilien-
kindheit) 
-w wymiarze prywatnej idylli znanej z reklam telewizyjnych i ma-
gazynów ilustrowanych. Nie ulega za to wątpliwości, biorąc pod uwagę realia 
współczesnej cywilizacji, że jest to przeważnie dzieciństwo miejskie - ku-
powania i konsumpcji, placów zabaw i ciągów komunikacyjnych, z wydzielo-
nymi strefami zamieszkania, pracy i rozrywki, ze slumsami i przedmieściami,

70

R. Farson, Polityka dzieciństwa, przeł. M. Gede, [w:] K. Blusz, op. cit., s. 33.

71

V Havel, Dziecięca rewolucja, przel. B. Sliwerski, ibidem, s. 25.

72

Ph. Aries, Geschichte der Kindheit, iibers. C. Neubar und K. Kersten, Miinchen 1990.

background image

40

Rozdział I

to zaś sprawia, że spontaniczna działalność dzieci przybiera często formy de-
strukcyjne i irracjonalne

73

.

Wyjaśnienia takiego stanu rzeczy należałoby szukać w hipotezie Davida 

Riesmana, jaką postawił w głośnej książce Samotny tłum (1950), iż w krajach 
Zachodu miejsce społeczeństwa sterowanego od czasów renesansu tradycją 
(wewnątrzsterowne) zajęło w wieku XX społeczeństwo liberalne (zewnątrz-
sterowne) podatne na różnego rodzaju manipulacje i koniunktury. O ile daw-
niej dorośli starali się zatem zaszczepić dziecku pewne ideały, wdrażać do po-
słuszeństwa i samodzielności,  współczesna amerykańska  klasa  średnia (dla 
Riesmana  modelowy  punkt  odniesienia)  pobudza  przede  wszystkim  jego 
zmysł  konsumpcji  i  konformizm,  upodobanie  do korzystania  z  gotowych 
produktów rynkowych. Dzięki temu staje się ono nadzwyczaj podatne na opi-
nię rówieśników i środków masowego przekazu, a to daje mu przewagę nad 
rodzicami i zachęca do walki z tradycyjnymi autorytetami. Riesman, docenia-
jąc wysiłki zmierzające do wyzwolenia dzieci „spod władzy systemu niszczą-
cego talenty i łamiącego wolę", wyrażał jednocześnie umiarkowany scepty-
cyzm  wobec tzw. postępowego wychowania,  albowiem „w miarę  rozwoju 
zewnątrzsterowności   wyzwalające   niegdyś   metody   wychowawcze   zaczęły 
raczej hamować indywidualność, niż wspierać ją i ochraniać"

74

, służąc przede 

wszystkim poszerzeniu granic konsumpcji. Dotyczy to zwłaszcza dzieci ame-
rykańskich, bombardowanych standardowymi wytworami kultury masowej, 
służącymi  nie tyle zrozumieniu świata dorosłych, ile oglądaniu go oczami  
innych dzieci - konsumentów takich samych produktów rynkowych.

Jeszcze inne obiekcje formułuje, inspirowana teoriami Rudolfa Steinera, 

Maxa   Schellera   i   Carla   Gustava   Junga,   współczesna   pedagogika   personali-
styczna.   Sprzeciwia   się   ona   traktowaniu   dziecka   li   tylko   jako   konsumenta 
-istoty anonimowej i odindywidualizowanej, której przeciwstawia dziecko--
osobę, otwarte na tajemnicę bytu, na dialogiczne spotkanie z drugim czło-
wiekiem, myślące według wartości, łaknące dobra, piękna i prawdy, wymaga -
jące przeto nie bezdusznej edukacji, lecz terapii, której najlepiej służą zabawy 
i opowieści tradycyjne (bajki, baśnie i legendy). W prakseologicznym wymia-
rze kształcenia nauczyciel odgrywać ma jedynie rolę akuszerki, albowiem per-
sonalistyczna  szkoła „gwarantuje dziecku przestrzeń wolności i prawdy,  
w której dziecko może zrealizować projekt swego życia"

75

.

Mimo wszystko coraz częściej zaczyna przeważać stanowisko sprzeczne 

z poglądem idealizującym dziecko i przyznającym mu uprzywilejowane miej-
sce w rodzinie i społeczeństwie, wywalczone pod presją pedagogów, psycho-
logów, psychiatrów i urzędników socjalnych. Nieuchronnym bowiem zjawi-
skiem rewolucji obyczajowej lat sześćdziesiątych i oddziaływania środków

73

H. von Henting, Vorwort, ibidem, s. 33-36.

74

D. Riesman, Samotny tłum, przeł. J. Strzelecki, Warszawa 1996, s. 96.

75

M. Sawicki, Dziecko jest osobą, Warszawa 1995, s. 102.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

41

masowego przekazu było obalenie autorytetu rodziców jako rzekomej prze-
szkody do pełnej samodzielności i kolejny nawrót do romantycznej teorii 
o wrodzonej niewinności dzieci, które jakoby wiedzą lepiej i mogą dorosłych 
niejednego nauczyć. W ich wychowaniu zagubione zostały także takie warto-
ści, jak wyrabianie charakteru, poczucie wstydu, zdolność dziwienia się i zdol-
ność do uznawania własnej winy. Nie mówiąc już o tym, że w sprawach seksu, 
małżeństwa, aborcji czy różnego rodzaju patologii udziela im się odpowiedzi, 
o które bynajmniej nie proszą. Zdaniem Neila Postmana, autora książki pod 
wymownym tytułem  Zanik dzieciństwa (1982): „Zyskując dostęp do zakaza-
nego owocu wiedzy rodziców, młodzi ludzie wygnani zostali z ogrodu dzie-

ciństwa"

76

.

Można się więc zastanawiać, czy owo niepomierne zainteresowanie dziec-

kiem, jakie w naszych czasach manifestują intelektualiści, artyści i instytucje 
publiczne, nie wypływa po prostu z faktu, że nowożytna cywilizacja w pogo-
ni za zyskiem i postępem pozostawiła je na marginesie życia rodzinnego. I czy 
wszystko, co stworzono dla niego bądź w jego imieniu, nie jest zwykłym  
przejawem kompensacji uczuciowej i społecznej, a jednocześnie próbą wyzby-
cia się winy za zaistniały stan rzeczy? W związku z tym przekonanie, iż de-
mokratyczny ład społeczny daje przyzwolenie na nieograniczone poszerzanie 
zakresu praw dziecka, jest równie niebezpieczne jak powiększanie się obsza-
ru przemocy wobec niego (bicie, maltretowanie, wykorzystywanie seksualne), 
gdyż prowadzi do zatraty swoistości dzieciństwa jako wartości egzystencjal-
nej i kulturowej. Wypada więc zgodzić się z poglądem Barbary Smolińskiej-
Theiss, że „dzieciństwo jest w większym stopniu dzieckiem »matki Kultury* 
niż »babki Natury« - to cywilizacja dorosłych stworzyła, zniewoliła i odkryła 
dzieciństwo"

77

.

Dyskusja nad ontologicznym i społecznym statusem „dziecięctwa" po-

wraca, jak widać, co jakiś czas w mniej lub bardziej spektakularnych przeja-
wach. Polskim wkładem w tej mierze jest dwutomowa publikacja  Dzieci 
(1988) z serii Transgresje, prezentującej prace i materiały z konwersatorium, 
jakie na temat romantyzmu prowadziła w Uniwersytecie Gdańskim przez lat 
kilka prof. Maria Janion. Wyodrębnione w tomie drugim Fragmenty antropo-
logiczne 
była wyimkami znanych rozpraw Jacques'a le Goffa, Ph. Ariesa, 
J.H. Van den Berga i Carla Gustava Junga. Również wypowiedź Michaela 
Tourniera, niesłusznie usunięta poza ów dział, dotyka tej samej interesującej 
kwestii. Rzecz dotyczy historycznej relacji: dorosły-dziecko, na którą moż-
na by spojrzeć z dwóch punktów widzenia.

Nie ulega wątpliwości, że wiek XVIII stanowi wyraźną cezurę w rozwo-

ju europejskiej myśli pedagogicznej i oznacza początek przełomu w stosun-

76

Cyt. za: J. Petry-Mroczkowska, Przywrócić dzieciństwo, „Więź" 1997, nr 6, s. 45.

77

B. Smolińska-Theiss, Dzieciństwo - obszary znane i nieznane, „Kwartalnik Pedagogicz

ny" 1992, nr 3-4, s. 92.

background image

42

Rozdział I

kach między dorosłymi  a dziećmi. Zdaniem Van den Berga przed wystąpie-
niem Rousseau dziecko nie budziło zainteresowania ni niepokoju ze strony 
dorosłych. Było antropologicznie „niewidoczne" i na odwrót - niewidoczne, 
tzn. nieistotne dla jego świadomości były sprawy wieku dorosłego (seksual ne, 
małżeńskie,   majątkowe   itp.).   Jego   życie   było   w   pełni   zharmonizowane   z 
życiem rodziców. „Dystans między dzieckiem a dorosłym ustala się - twierdzi 
Berg   -   z   wiekiem   XVIII;   wtedy   to   właśnie   pojawia   się   dojrzewanie   psy-
chiczne"

78

. Z kolei w ocenie Tourniera ta sama epoka oznaczała kryzys peda-

gogiki, albowiem wówczas następuje wyraźne odejście od wychowania micja-
cyjnego, przygotowującego dziecko do roli dorosłego człowieka, czemu słu-
żyło   szkolnictwo   jezuitów,   w   stronę   wychowania   informacyjnego, 
sprowadzającego się zaledwie do dawania „użytecznej i społecznie opłacalnej 
wiedzy",  podczas gdy problemy inicjacyjne  zostały zepchnięte na margines 
życia,   przybierając   „formy   dzikie,   potajemne,   często   monstrualne,   czasem 
mordercze"

79

.

W naszym odczuciu są to stanowiska komplementarne. Pierwsze odwo-j 

łuje się do kategorii dziecięcości jako niezmiennej, usytuowanej poza podzia-
łami wieku, płci, urodzenia i czasu historycznej egzystencji. Drugie akcentuje 
problem przechodzenia  od dzieciństwa   do adolescencji  jako etapu koniecz-
nego i całkowicie pozytywnego, tylko dorosłość bowiem jest warunkiem peł-
nego   człowieczeństwa.   Mając   na   względzie   oba   stanowiska   można 
rozpatrywać piśmiennictwo dla dzieci zarówno z punktu widzenia antropolo-
gicznego ideału odbiorcy, jak i tych uwarunkowań, które ideał ten czynią ka-
tegorią   relatywnie   zmienną,   zależną   od   bieżących   koniunktur   wychowaw-
czych. Ten nierozerwalny splot intencji i realizacji wyznacza dynamikę pro-
cesów estetycznych, zawsze do pewnego stopnia kontrolowanych, gdyż  re-
wolucję w kulturowej antropologii dziecka proklamowali dorośli, a nie dzieci.

4. Dzieci - plemię nieznane

Badania   nad   historią   dzieciństwa   nie   wyczerpują   wszystkich   istotnych 

aspektów związanych ze współczesnym rozumieniem uwarunkowań pozycji 
dziecka w społeczeństwie i kulturze. Uwzględniają one bowiem ocenę tej po -
zycji wyłącznie poprzez pryzmat relacji: dorosły - dziecko, a wszelkie zmia -
ny w tym zakresie motywują stopniem liberalizacji wychowania. Biorąc jed-
nak pod uwagę fakt, że dziecko wchodzi w społeczne relacje nie tylko z do-
rosłymi, ale również z innymi  dziećmi, należy mieć na względzie badania, 
które I.S. Kon określa jako „właściwą kulturę dzieciństwa, wewnętrzny świat

78

J.H. Van den Berg, op. cit., s. 238.

79

M. Tournier, Uczesane dziecko. (Fragmenty), przeł. B. Grzegorzewska, [w:] Dzieci,

t. 2,s. 308.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

43

dziecka, kierunek jego zainteresowań, dziecięce rozumienie społeczeństwa, 
folklor itd."

80

. Oznacza to odwrócenie tradycyjnej perspektywy antropolo-

gicznej, która stosunki międzypokoleniowe określała zbyt jednostronnie.

W naszym bowiem stuleciu wraz z wywołaną przez nowe prądy intelek-

tualne fascynacją dzieckiem i dzieciństwem zrodziło się zapotrzebowanie na 
poznanie autentycznej kultury środowisk dziecięcych. Już w pracach psycho-
logów wyobraźnia, zabawy i estetyczne manifestacje dzieci stanowią znaczą-
cy materiał empiryczny, ale nie są wartością samą dla siebie. Reakcja musiała 
przyjść z zupełnie innej strony - od folklorystów, którzy badając rozległe ob-
szary kultury ludowej nie mogli nie natknąć się na całkowicie odrębne formy 
ekspresji, wyrażające typowo dziecięce potrzeby i fascynacje. W ten sposób 
już u początków folklorystyki wyodrębniono niemieckie Kinderlieder oraz 
o wiele bardziej od nich znane angielskie nursery rhymes, co wywarło decydu-
jący wpływ na badanie polskiego folkloru dzieci i nastolatków.

Za symptomy odkrywania dzieciństwa uznał Aries zainteresowanie dzie-

cięcymi powiedzonkami, a ściślej - próby stworzenia przez piastunki specjal-
nego żargonu, jakim usiłowały porozumiewać się z maluchami. Ślady gwary 
dziecięcej dostrzeżono nawet w  Boskiej Komedii,  a w wieku XVII pani de 
Sevigne  skrupulatnie  odnotowuje zasłyszane  z  ust  wnuczki  onomatopeje

81

Jednak w wydanych pod koniec tego stulecia Bajkach mojej Mamy Gęsi Char-
les'a Perraulta nie napotykamy przejawów językowego mizdrzenia się do mło-
dziutkich czytelników. W tym samym czasie wiele angielskich druków jar-
marcznych (i nie tylko) staje się przechowalnią infantylnych piosenek i rymo-
wanek. Sporo takich tekstów znajdziemy pod szyldem Tomcia Palucha z baj-
ki Perraulta w anonimowej dwuczęściowej edycji Tommy Tumb's Pretty Song 
Book 
(1744).

Za początek zbierania folkloru dziecięcego w Anglii uznaje się jednak 

opublikowany między 1760 r. a 1765 zbiorek Johna Newbery'ego  Mother 
Goose Songs (Pieśni Mamy Gęsi), 
zawierający 52 utwory wierszowane, które-
go kolejne edycje pomnażały ilość rymowanek i piosenek obiegu ludowego. 
Dziełem kolejnych pokoleń badaczy i kolekcjonerów były coraz obszerniej-
sze zbiory tekstów, jakie od 1824 r. publikowano pod wspólnym tytułem Nur-
sery Rhymes {Wierszyki z pokoju dziecinnego). 
Ostatnia edycja tego typu, opu-
blikowana przez Ionę i Petera Opie w r. 1951

82

, gromadzi 550 starannie pose-

gregowanych i skomentowanych tekstów: rymowanki abecadłowe, żartobli-
we, magiczne, wiersze do gier i zabaw, zagadki, bajeczki i wiele innych 
o zatartym już dzisiaj pochodzeniu, w których badacze rozpoznają wytwory 
folkloru dorosłych - dawnych mitologii, obrzędów pogańskich, pieśni ludo-

80

1.S. Kon, op. cit., s. 7.

81

Ph. Aries, Miejsce dla dzieciństwa, 215.

82

The Oxford Dictionary of Nursery Rhymes, ed. by I. and E Opie, Oxford University

Press, 1951. Ostatnie dostępne mi wydanie (już szesnaste) ukazało się w 1991 r.

background image

44

Rozdział I

wych i jarmarcznych, ulicznych zawołań itp. Autorzy tego zbiorku twierdzą,! 
iż „ogromna ilość rymów dziecięcych nie była początkowo tworzona dla dzie-l 
ci; prawdę mówiąc wiele z nich to okruchy jowialności dorosłych i w formie! 
oryginalnej uderzająco niestosowne dla młodego wieku"

83

.

Ich główną cechą była manifestacja świata na opak, estetyka nonsensu. By-1 

ły odwrotnością akademickiej uczoności, erudycji i rozumu, co uwidaczniały! 
śmiałość w operowaniu semantyką słowną oraz demonstracja nieodpowiedzial-1 
ności, niesamowitości i okrucieństwa. Z tego względu nie nadawały się - jaki 
mniemano — na materiał wychowawczy dla dzieci i dopiero w stuleciu dziecka! 
uznano ich prawdziwą wartość. „Wierszyki te - pisze Czukowski - zostały 
przesiane przez tysiąc sit, zanim powstał z nich popularny śpiewnik, bez którego 
nie do pomyślenia byłoby dzieciństwo małych Anglików, Szkotów, Kana-
dyjczyków"

84

. Bezsprzeczna wartość tych rymów polega na tym, że posługując 

się serią nonsensownych skojarzeń i obrazów służą w istocie dziecku za 
środek poznania realnych praw rządzących otaczającym go światem. To ro-
zumne „samoutwierdzanie się" co do właściwego stanu rzeczy dokonuje się, co 
ważne, nie drogą dydaktycznej perswazji, ale poprzez tkwiący w ich naturze 
element gry i zabawy. Ponadto, jak pisze N. Demurowa: „Rola zbiorków fol-
kloru dziecięcego była ważna jeszcze i z tego względu, że zarówno w średnio-
wieczu, jak i w dobie rozkwitu moralności purytańskiej, zwłaszcza w wieku 
XVII, ofiarowywano dzieciom najrozmaitsze zbawienne prawdy; od małych lat 
wpajano w nie, że ich ciało jest grzeszne i prowadzące do zguby, że uratować 
je może - skrucha i modlitwa. W tych czasach Mama Gęś, razem z innymi baj-
kami ludowymi, balladami i legendami, chroniła w dzieciach dziecięctwo, nie 
pozwalała zamienić je przedwcześnie w bogobojnych staruszków"

85

.

Do   tych   walorów   angielskich   rymowanek   miały   nawiązać   po   upływie 

dziesięcioleci wiersze samego Czukowskiego, a także Tuwima i Brzechwy, 
którzy również zwrócili uwagę na żartobliwe rymowanki i piosenki dziecięce 
jako źródło poezji dla dzieci, w znikomym stopniu eksploatowane przez ich 
poprzedników, uważających folklor za wyraz naturalnej moralności i naiwne-
go  liryzmu.  Być   może  proces ten zacząłby się  wcześniej,   gdyby  braciom 
Grimm, tak u nas znanym i poważanym, udało się zrealizować powzięty za-
miar opublikowania specjalnych zbiorów zawierających Pieśni dziecięce, Dzie-
cięce zachowania i obyczaje, 
a także Dziecięce wierzenia

86

.

83

I. and E Opie, Introduction, ibidem, s. 3.

84

K. Czukowski, Od dwóch do pięciu, przeł. i oprać. W Woroszylski, Warszawa 1962,

s. 231.

85

N. Diemiurowa, Ob ekscentriczeskom w anglijskoj dietskoj litieraturie. Wstęp do: Chrie-

stomatijapo anglijskoj i amierikanskoj dietskoj litieraturie, red. N.M. Diemiurowa i T.M. Iwano-

wa, Leningrad 1965, s. 18-19.

86

D. Simonides, Jakub i Wilhelm Grimmowie a folklor polski, [w:] Bracia Grimm i folklor

narodów słowiańskich. Materiały międzynarodowej konferencji (Warszawa 18-19 listopada 1985),
red. J. Śliziński i M. Czurak, Warszawa 1989, s. 48.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

45

Na terenie Niemiec inicjatorami zbierania folkloru dziecięcego stali się mi-

mowolnie dwaj wybitni romantycy - Achim von Arnim i Clemens Brentano, 
którzy wiatach 1806-1808 opublikowali trzytomowy zbiór po części oryginal-
nych, po części zaś „przepracowanych" pieśni ludowych, nadając mu wdzięcz-
nie brzmiący tytuł Des Knaben Wunderhorn [Cudowny róg chłopca). Mimowol-
nie, gdyż jedynie z poczucia pedanterii dołączyli do tomu trzeciego aneks za-
wierający blisko 140 Kinderlieder, które w lawinie pochwał, jakimi obsypano 
zbiór zasadniczy, przez długi czas pozostawały niezauważone. Ale też twórcy 
owej edycji nie zatroszczyli się bynajmniej, aby dokonać choćby wstępnej sy-
stematyki piosenek dziecięcych i oddzielić je od rymowanek niemelicznych 
i zabawowych. Nie uważali się zresztą za folklorystów, ale kolekcjonerów na-
rodowych pamiątek, pragnących ukazać rodakom piękno starodawnych pieśni. 
Ten osobny zbiorek otwiera wprawdzie Ptasie abecadło Abecadło strzeleckie, 
ale w dalszej kolejności, zupełnie przypadkowo, sąsiadują ze sobą kolędy i ko-
łysanki, piosenki żartobliwe i liryczne, rymowanki dydaktyczne i satyryczne, 
parodie kazań i modlitwy dziecięce, bajeczki narracyjne i zabawy. Aczkolwiek 
stanowi on najmniej upoetyzowaną część Des Knaben Wunderhorn, znajdzie-
my tu, jak i w całej kolekcji, nie tylko autentyki ludowe, ale także teksty o ro-
dowodzie szkolnym czy książkowym (np. z XVIII-wiecznych Liederfiir Kin-
der 
Ch.F. Weissego). Było to zresztą zgodne z duchem epoki, co podchwycił 
sam Arnim głosząc tezę, „że wiersz przejęty, pokochany i śpiewany przez lud 
staje się ludowym, kimkolwiek by był jego autor"

87

.

To co dla Arnima i Brentana miało znaczenie marginalne, dla ich naśla-

dowców stało się głównym obiektem zainteresowania. Być może wpłynął na 
to fakt, że teksty tego rodzaju zaczęto uważać za miłe urozmaicenie wielu wy-
dawnictw dziecięcych i czytanek szkolnych, nie mówiąc już o wpływie, jaki 
wywierały w tym czasie na poezję dla dzieci

88

. Gdy przeminęła romantyczna 

epoka i folklor przestał budzić niepokój pedagogów, rymowanki dziecięce za-
częły się pojawiać w osobnych zbiorkach, łączących walor etnograficznego 
dokumentu z poetyckim almanachem. Pierwszą taką edycją jest opracowany 
przez Karola Simrocka Das deutsche Kinderbuch (1848). Jej powiększona wer-
sja z 1879 r. liczy z uzupełnieniem ponad 1400 tekstów. Istotny jest nadto 
fakt, że cały materiał został uporządkowany w 14 kategoriach rodzajo -
wych. Wymieńmy je po kolei: 1. Rymowanki dla niemowląt (Ammenscherze);  
2.  
Patataje  (Schooss-Knieliedchen);  3. Rymowanki abecadłowe  (Buchstabier-
scherze); 
4. Kołysanki (Wiegenlieder); 5. Modlitwy dziecięce, np. do św. Miko-
łaja (Kindergebete); 6. Kazania dziecięce (Kinderpredigten); 7. Rozmaite pio-
senki i rymy, służące np. zapędzaniu dzieci do łóżek, będące replikami na upa-
dek dziecka i bez określonych funkcji (Allerei Lieder und Reime); 8. Rymo-

87

G. Cocchiara, Dzieje folklorystyki w Europie, przeł. W Jekiel, Warszawa 1971, s. 226.

88

Zob. Kinder- und Jugendliteratur der Romantik. Eine Tex$tsammlung, hrsg. H.-H. Ewers,

Stuttgart 1984, s. 59-184: Ammenverse und Kinderreime, Kinderlieder und Gedichte.

background image

46

Rozdział I

wanki i piosenki służące porozumiewaniu się z naturą (Verkehr mit der Natur);  
9.   Rymowanki   mimetyczne,   np.   onomatopeiczne,   marszowe  (Nachahmun-
gen); 
10. Rymowanki do gier i zabaw (Spiele); 11. Piosenki kalendarzowe (do-
roczne), np. o wiośnie, o św. Mikołaju, kolędy (Jahreslieder); 12. Bajeczki do-
kuczliwe   i   mnemotechniczne  (Neckmdrchen   und   Geddchtnisubungen);  13. 
Skrętacze języka, np. „Bierbauer Breuer braut braun Bier"  (Sprecbubungen);  
14. Zagadki (Rdtsel)

89

Systematyka ta z pewnymi modyfikacjami jest używa-na 

przez folklorystów do dziś.

Śladem Simrocka podążyli w obszarze niemieckojęzycznym m.in. Scherer 

(Alte und neue Kinderlieder, 1850), Rochholz (Allemanisches Kinderlied und  
Kinderspiel aus der Schwiez, 
1857), Dunger {Kinderlieder und Kinderspiele aus 
dem Vogtlande, 
1874) i Franz K. Bóhme, którego kompendium Deutsches Kin-\ 
derlied und Kinderspiel 
(1897) zawiera ponad 2000 piosenek dziecięcych. Nato-i 
miast za francuskiego Simrocka wypada uznać Eugeniusza Rollanda. Jego ob-
szerna kolekcja Rimes et jeux de Venfance ukazała się w Paryżu w 1883 r. jakol 
czternasty tom serii Les Litteratures Populaires Toutes Les Nations - obok mo-
nografii poświęconych literaturze oralnej poszczególnych regionów kraju. Za-
leżność od niemieckiego pierwowzoru widoczna jest tak w ilości, jak i układzie 
działów, ale novum stanowią tu rymowanki fizjonomiczne, teksty do zabaw 
z lalkami, w fanty oraz onomatopeje imitujące pracę wiatraka. Książka ta na wiele 
dziesięcioleci pozostała we Francji jedynym kompendium tego rodzaju.

W Rosji pierwsze zapisy rymowanek i gier dziecięcych zostają opubli-

kowane w 1837 r., nie tylko marginalnie, jak u I.P. Sacharowa  (Skazanija. 
russkogo naroda) 
i J.E Awdiejewej (Zapiski i zamieczanija o Sibirii), ale ja-

ko 

materiał   specjalny,   służący   praktyce   pedagogicznej

90

.   Zjawisko   kolek-

cjonowania tego typu tekstów nasiliło się właściwie dopiero w latach 60., 

gdy zwróciły uwagę folklorystów tej miary, co A.N. Afanasjew i W.I. Dal, 

oraz   zaczęły   trafiać   do   periodyków   dziecięcych   („Podsnieżnik",   „Zwie-

doczka", „Uczitiel"). Za fakt przełomowy należy uznać publikację zbiorku 

PA. Bessonowa  Dietskije pieśni  (1868), obejmującego wszystkie gatunki 

folkloru dziecięcego oraz uwzględniającego warianty tekstów najbardziej 

rozpowszechnionych i wartościowych pod względem artystycznym. Dwa 

lata później WP Szejn wydaje Russkije narodnyje pieśni, gdzie zamieścił 

122 teksty dziecięce (nie licząc wariantów). Następnie w zbiorze Wielikorus 

z końca XIX wieku publikuje 285 piosenek, dając jednocześnie przykład in-

tuicyjnej klasyfikacji owego materiału. Ilość zapisów szybko wzrastała wraz 

z rozwojem rosyjskiej etnografii i pism fachowych, a wiele tekstów w opra-

cowaniu kompozytorów zasilało repertuar pieśniowy dzieci i dorosłych

91

.

89

K. Simrock, Das deutsche Kinderbuch. Altherkómmliche Reime, Lieder, Erzdhlungen,

Ubungen, Rdtbsel und Scherze fur Kinder, Basel 1879.

90

M.N. Mielnikow, Russkij dietskij folklor, Moskwa 1987, s. 5-6.

91

Zob. Russkij folklor. Bibliograficzeskij ukazatiel: 1901-1916, Leningrad 1981.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

47

Przejście od kolekcjonerstwa do refleksji nad folklorem dziecięcym doko-

nało się właściwie dopiero pod wpływem etnografii. W 2. połowie XIX wieku 
była to młoda jeszcze dziedzina nauki i inspirowana ewolucjonizmem zmie-
rzała do opisu społeczeństw prymitywnych uważanych za klucz do zrozumie-
nia wczesnego stadium rozwoju ludzkości

92

. W tym celu analizowano zwła-

szcza stosunki rodzinne oraz obyczaje wewnątrzpłemienne, nie tracąc z pola 
uwagi sytuacji dzieci i młodzieży.

W głośnym dziele Edwarda B. Tylora Cywilizacja pierwotna (1871) dzie-

cięce zabawy, bajki i rymowanki zostały potraktowane jako przeżytki kultu-
rowe, tzn. formy nie mające już żadnego powiązania z obrzędami i praktyka-
mi, które je wyłoniły. Tak na przykład strzelanie z procy jako rozrywka dzie-
ci to zdaniem uczonego „świadectwo pierwotnej sztuki bojowej"

93

, a wyli-

czanki - zarzuconych od dawna sposobów rachowania. Z kolei zabawę lalką 
wiąże Tylor z wierzeniami animistycznymi, a treść bajek z mitami. Podobne 
rozumowanie przeprowadza Herbert Spencer w  Zasadach socjologii  (1876) 
mając na uwadze podobieństwo psychiki dziecka i dzikusa, przejawiające się 
w preferowaniu obserwacji nad refleksją, rozumowania konkretnego nad ab-
strakcyjnym, działań ludycznych nad praktycznymi, nie mówiąc już o wspól-
nej im skłonności do teatralizacji i myślenia magicznego. Analizując zaś sto-
sunki międzypokoleniowe, staje w obronie ustroju patriarchalnego, albowiem 
naruszanie jego zasad, choć zrozumiałe wśród Indian amerykańskich i świad-
czące o względności norm społecznych, nie może wyjść na dobre Europejczy-
kom. W osobnym rozdziale pt. Położenie dzieci dowodzi, że zabijanie i inne 
sposoby pozbywania się potomstwa, praktykowane u ludów dzikich, można 
wytłumaczyć  nie brakiem uczuć rodzinnych,  ale względami  praktycznymi, 
podobnie jak faworyzowanie dzieci płci męskiej w społeczeństwach wojowni-
czych. Przejmowanie prerogatyw rodzicielskich przez państwo, jak sobie te-
go życzyli socjaliści, uważał za przejaw barbarzyństwa (spotykanego jeszcze 
u Kafrów) prowadzącego do destrukcji życia społecznego

94

.

Poglądy Tylora i Spencera na różnice i analogie między światem ludzi pier-

wotnych a cywilizacją współczesną, oparte na konkretnych materiałach etno-
graficznych, wpłynęły na zrozumienie doniosłości badania stosunków między-
pokoleniowych oraz tradycji rodzinnych tak w wymiarze globalnym, jak i re-
gionalnym. Aczkolwiek ten pierwszy aspekt wydawał się trudniejszy do opisa-
nia, gdyż zakładał istnienie wystarczającej ilości monografii cząstkowych, on 
właśnie ujawnił się najwcześniej, i to za sprawą niemieckiego lekarza Henryka 
H. Plossa. Jako ginekolog i pediatra interesował się Ploss m.in. sytuacją kobiety 
podczas połogu w różnych częściach świata, czemu poświęcił specjalną roz-

92

Zob. S.A. Tokariew, Istorija zarubieżnoj etnografii, Moskwa 1978, rozdz. II.

93

E.B. Tylor, Cywilizacja pierwotna. Badania rozwoju mitologii, filozofii, wiary, mowy,

sztuki i zwyczajów, przeł. Z. A. Kowerska, Warszawa 1896, s. 73.

94

H. Spencer, Zasady socjologii, przeł. J.K. Potocki, Warszawa 1889, t. 2, rozdz. XL.

background image

48

Rozdział I

prawe (Uber die Lagę und Stellung der Frau wdhrend der Geburt bei verschiede- \ 
nen Vólkern, 
1872), ale był to zaledwie prolog do dwutomowego kompendium 
Dziecko w zwyczajach i obyczajach ludów (1876), które w trzecim poszerzo-l 
nym wydaniu obejmowało ponad 1500 stron i 500 ilustracji.

Na rozległym tle porównawczym, uwzględniającym praktyki różnych lu-l 

dów i narodów, omawia Ploss w osobnych rozdziałach wszelkie kwestie zwią- ( 
zane z narodzinami dziecka, jego pielęgnacją, odżywianiem, ubiorem, statu-i 
sem prawnym, dojrzewaniem i śmiercią. Zagadnienia pediatryczne (leczenie,! 
higiena dnia powszedniego) i prawne (uznanie dziecka przez ojca, adopcja,! 
dziedziczenie majątku) krzyżują się tu z etnograficznymi, obejmującymi wie-1 
rżenia, przesądy i obyczaje towarzyszące dziecku na każdym etapie jego roz-ł 
woju, jak np. przepowiadanie drogi życiowej, odczynianie uroków, zachowa-1 
nie się położnicy, stosunek do zmarłej w połogu matki, ząbkowanie, strzyże-
nie, kastracja, zabawy i rozrywki. Jeden tylko rozdział ma charakter folklory-
styczny i dotyczy kołysanek śpiewanych dzieciom w rodzinach Żydów,! 
Hotentotów, na wschodniej Sumatrze, w Australii i wśród myśliwskich ple-1 
mion Ameryki Północnej

95

.

Ploss nie zapomina, rzecz jasna, o obyczajach i folklorze kraju rodzinne-1 

go, ale na tak bogatym tle porównawczym nie rysują się one jako wartość | 
odrębna. Dlatego cennym uzupełnieniem stała się na gruncie niemieckiej 
Volkskunde seria monografii poświęconych regionalnym tradycjom, jakie to I 
warzyszą człowiekowi od narodzin do śmierci. Z 1891 r. pochodzi praca 
J. Seppa Internationale Hochzeits-, Tauf- und Todtgebrduche (Międzynarodowe ■ 
zwyczaje weselne, chrzcielne i pogrzebowe), 
gdzie autor kolejno omawia pozy-
cję kobiety w społeczeństwie, okres narzeczeństwa, praktyki zapewniające 
płodność, narodziny dziecka, powinności położnicy, zabawianie niemowlęcia 
itd., itd. W pierwszych dekadach XX w. monografie tego typu miały już usta-1 
loną pozycję w etnografii niemieckiej i wyróżniały się na karcie tytułowej 
zestawieniem tych samych pojęć: Geburt, Hochzeit und Tod... (Narodziny,  
wesele i śmierć...)

96

Układ treści również był podobny, a otwierały go nastę-

pujące punkty: Oczekiwanie dziecka; Narodziny; Położnica; Chrzest; Chrze-
stni; Obdarzenie imieniem; Wczesne dzieciństwo i szkoła; Konfirmacja.

Jednocześnie nastąpił bujny rozwój etnografii krajoznawczej znaczony 

serią podobnie zatytułowanych i opracowanych dzieł: Sdchsische Volkskunde,  
Rheinische Yolkskunde, Schwdbische Yolkskunde 
eta, eta

97

 Zaprezentowany

95

H .     P l o s s,   D as   K i n d   i n   B r a u c h   u n d   S i t te   de r   V ó l ke r ,   h r s g .   v o n   B .   R e n z ,   L e i p zi g

1911-1912, t. 2, rozdz. XXXI.

96

Zob. E. Samter, Geburt, Hochzeit und Tod. Beitrdge zur vergleichenden  Volkskunde,

Leipzig und Berlin 1911; R. Reinchardt, Geburt, Hochzeit und Tod im deutschen Volksbrauch
und Volksglauben, 
Jena 1913.

97

Zob. Sdchsische Volkskunde, hrsg. von R. Wuttke, Dresden 1900; A. Wrede, Rheinische

Molkskunde, Leipzig 1919; P Walther, Schwdbische Yolkskunde, Leipzig 1919; P Sartori, Westfdlli-
sche Yolkskunde, 
Leipzig 1922.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

49

w nich model opisu lokalnych tradycji uwzględniał takie realia, jak teren, ra-
sa, architektura, praca, dzień powszedni oraz zwyczaje doroczne i rodzinne. 
Toteż ważne miejsce zajmowały tu zwyczaje i obrzędy związane z okresem 
dzieciństwa. Kulminacją tego procesu badawczego miały być zapewne mono-
grafie, jakich wzór dał Wilhelm Manzel w książce Matka i dziecko w śląskich  
wierzeniach ludowych 
(1938), gdzie kolejne rozdziały układają się następują-
co: I. Przed narodzinami; II. Położnica; II. Narodziny; IV Chrzest; Dziecko 
do końca pierwszego roku życia^. 
W osobnym dodatku zamieścił Manzel te-
ksty śląskich kołysanek i rymowanek. Wypracowany na gruncie etnografii nie-
mieckiej sposób opracowania i prezentacji materiału tego rodzaju miał wy-
wrzeć istotny wpływ na badaczy z innych krajów.

Tymczasem wiek XX przyniósł nowe sposoby badania życia rodzinnego 

i plemiennego w społeczeństwach prymitywnych, polegające na porzuceniu 
perspektywy europocentrycznej i odejściu od erudycyjnej inwentaryzacji do-
kumentów. Nie zadowalano się już informacjami z drugiej ręki dostarczany-
mi przez przypadkowych obserwatorów (podróżników, misjonarzy itp.), ale 
przeprowadzono gruntowne badania terenowe polegające na długotrwałej ob-
serwacji konkretnej kultury plemiennej i uwzględnianiu systemu wartości tej 
kultury. Nie chodziło więc o kolekcjonowanie faktów etnograficznych, lecz 
ich wzajemne powiązanie i wykorzystanie do wyjaśnienia zjawisk tak w wy-
miarze lokalnym, jak globalnym, w dalszej zaś perspektywie kwestii funda-
mentalnych, jak stosunek natury do kultury, kulturowe zróżnicowanie osobo-
wości, wpływ czynników cywilizacyjnych na jednostkę itp. To zaś wymagało 
wyjścia   poza   horyzont   poznawczy   etnografii   w   stronę   nowych,   dopiero 
kształtujących się dyscyplin naukowych - etnologii i antropologii społecz-
nej".

Znaczyło to również zdystansowanie się wobec ewolucjonizmu, co widać 

już w pracy Luciena Levy-Bruhla Czynności umysłowe w społeczeństwach pier-
wotnych 
(1912). Ten francuski antropolog starał się dowieść, że ludzi pierwot-
nych różni od cywilizowanych „umysłowość prelogiczna", tzn. niepodatna na 
doświadczenie i ulegająca wpływom wyobrażeń zbiorowych, przejawiających 
się także w sposobach traktowania dziecka od momentu poczęcia do inicjacji 
(reinkarnacja   przez   ciążę,   dzieciobójstwo,   adopcja,   nadanie   imienia   itd.)

100

Najważniejsza jest jednak sformułowana przezeń teza, że ludzie pierwotni nie 
myślą gorzej niż cywilizowani, lecz inaczej, którą usiłowano odnieść później, 
co zrozumiałe, i do natury umysłu małego dziecka. Jego rodak Marcel Mauss 
w rozprawie Sposoby posługiwania się ciałem (1934) rehabilitował tzw. pozy-
cję kuczną, jaką nadzwyczaj często przyjmują dziki i dziecko („największym

98

W Manzel, Mutter und Kind in scblesischen Volksglauben und Brauch, Breslau 1938.

99

Na temat pojęć „etnologia", „antropologia kulturowa", „antropologia społeczna" itp.

zob. Słownik etnologiczny: terminy ogólne, red. Z. Staszczak, Warszawa-Poznań 1987.

100

L Levy-Bruhl, Czynności umysłowe w społeczeństwach pierwotnych, przeł. B. Szwarc-

man-Czarnota, Warszawa 1992, s. 397-419.

background image

50

Rozdział I

błędem jest odzwyczajać je od kucania"), oraz analizował sposoby rodzenia, 
położnictwa, noszenia dziecka, a nawet używania kołysek, co doprowadziło 
go do stwierdzenia, iż „ludzkość można podzielić na ludzi z kołyskami i na i 
ludzi bez kołysek"

101

. Zainteresowania etnograficzne nie ominęły nawet Freu-da, 

który   z   obserwacji   stosunku   dzieci   do   zwierząt   wysunął   tezę   o   edypalnym  
podłożu totemizmu

102

.

Za inicjatora badań terenowych uważa się Franza Boasa, który osobiście 

zbierał materiał dotyczący Indian północno-zachodnich wybrzeży Ameryki. 
„W związku z tym podjął rozważania stosunku człowieka wobec jego własnej 
kultury, której zwyczajów uczy się od dzieciństwa i której wzory myślenia, 
odczuwania i zachowania nie są przez niego uświadamiane, a więc są stosowa- 
ne automatycznie"

103

. Do podobnych wniosków doszedł Bronisław Malinow- 

ski po odbyciu wyprawy na wyspy Nowej Gwinei i Melanezji (1914-1918) 
dowodząc, że wszelkie zjawiska kulturowe wynikają z konieczności zaspoka- 
jania elementarnych potrzeb ludzkich. Za podstawę instytucji życia rodzinne- 
go uznał potrzebę prokreacji i w związku z tym skorygował twierdzenie Freu- 
da o uniwersalnym znaczeniu kompleksu Edypa, gdyż w opisywanym przez 
niego systemie pokrewieństwa kompleks ów antagonizuje nie ojca z synem, 
lecz brata z siostrą

104

. W książce Życie seksualne dzikich w północno-zacho-

dniej Melanezji (1929) nie pominął nawet zagadnień związanych z erotyczny-
mi potrzebami dzieci, które znajdowały ujście w grach i zabawach, a gdy idzie 
o nastolatków, w przelotnych związkach, które niekiedy przeradzały się  w 
związki stałe, prowadzące do małżeństwa i płodzenia dzieci, co otwiera ko-
lejną sekwencję życia jednostkowego, w pełni zharmonizowanego z normami 
życia plemiennego. Malinowski, podobnie jak Spencer, sprzeciwiał się tezie

0zaniku rodziny, głoszonej tym razem przez komunistów i nazistów, i dowo
dził, że liberalizacja życia seksualnego nawet wśród dzikich ma właściwe so
bie ograniczenia, bez których ład społeczny byłby niemożliwy. Jak się wyra
ził: „Nigdy nie było doskonałego dziecka, nigdy nie było doskonałych rodzi
ców - i nigdy nie będzie"

105

.

Etnografia jak żadna inna nauka doskonale nadawała się do dezawuowa-

nia modernistycznych mitów gloryfikujących chłopów, ludy prymitywne

1dzieci. Mit dzieciństwa jako wzorca kulturowego mającego służyć pozytyw-

101

M. Mauss, Socjologia i antropologia, przeł. M. Król, K. Pomian i J. Szacki, Warszawa

1973, s. 546, 552.

102

Z. Freud, Totem i tabu, przeł. J. Prokopiuk i M. Poręba, Warszawa 1993, rozdz.  IV:

Infantylny nawrót totemizmu.

103

K. Paluch, Mistrzowie antropologii społecznej. Rzecz o rozwoju teorii antropologicznej,

Warszawa 1990, s. 110.

104

B. Malinowski, Seks i stłumienie w społeczności dzikich, przeł. Z. Mach, [w:] Dzieła,

t. 6, Warszawa 1987.

105

B. Malinowski, Rodzicielstwo jako podstawa kultury społecznej, przeł. B. Golda, ibidem,

s. 408.

background image

52

Rozdział I

własnym  świecie, sprzeciwiania się dorosłym,  lekceważenia form towarzy-
skich, wykorzystywania rodziców, negowania tzw. staroświeckich wartości, 
Z tego zaś wypływają gorzkie wnioski:

Gdyby  dzieci  szły za silnym  wewnętrznym  impulsem,  który je  popycha  do pracy nad 

stworzeniem nowego raju i nowej ziemi, wówczas dorośli wyrządziliby im przysługę odsuwa-
jąc się na bok i pozwalając eksperymentowi dokonać się swobodnie. Dzieci nie mają jednak ta-
kiego twórczego daru. Nie mają z czego budować poza tradycją. Pozostawione sobie, pozba-
wionę swojej tradycji albo nie obdarzone żadną tradycją, którą mogłyby uszanować, muszą po-  
godzić się z kulturą rodziców, opierać się na tych samych przesłankach, obstawać przy tych sa-
mych wartościach. Nie wyrządza się im przysługi tak je wychowując, aby przejmowały życie  
dorosłe bez radości i z tępą niechęcią. [...] Traktowanie naszych dzieci tak, jak lud Manus trak-
tuje swoje, pozwalanie, aby wzrastały jak panowie stworzenia, pogardzający dorosłymi, którzy 
najpierw służą im z takim oddaniem, a potem upokarzają je, aby cofnęły się do szeregu i ugię-
ły plecy pod przekleństwem życia, jakiego nigdy ich nie nauczono uważać za szlachetne czy 
pełne godności - jest to podawanie kamienia ludziom mającym prawo do uczciwego chleba

108

.

Powiązanie etnografii z pedagogiką, tak dobitnie zaakcentowane w pra-

cach Margaret Mead, musiało doprowadzić do wyłonienia nowej dyscypliny 
badawczej nazywanej etnografią wychowania albo etnopedagogiką. Przedmio-
tem jej zainteresowania stały się praktyki wychowawcze zobiektywizowane 
w obyczajach, obrzędach, dziecięcych  grach i zabawach. Rozwijała się ona! 
szczególnie bujnie w latach 20-60., a za typowe osiągnięcie w tej dziedzinie 
uważa Kon monografię P. Erny  Dziecko i jego środowisko w czarnej Afryce  
(1972). Nie mniejsze znaczenie miały badania międzykulturowe jako krytycz -
na reakcja na freudowską teorię uzależniającą typ „bazowej struktury osobo-
wości", charakterystyczny dla danego etnosu, od sposobu obchodzenia się 
z niemowlętami. Szczególnie owocna okazała się droga zapoczątkowana przez 
amerykańskich etnografów, skupionych wokół harvardzkiego „Projektu sze-
ściu kultur" (1954-1975), którego celem była analiza życia i sposobów wy-
chowania dzieci, przeważnie wiejskich, w różnych częściach ziemskiego globu 
(Japonia,   Filipiny,   Indie,   Kenia,   Meksyk   i   USA).   W   postępowaniu   dzieci 
interesowały badaczy nie poszczególne akty-interakcje (zanotowano ich bez 
mała 20 tysięcy - 150 interakcji na jedno dziecko), lecz sposoby przejawiania 
się poprzez nie takich ogólnych cech i procesów transkulturowych, jak tro-
skliwość, życzliwość, dominacja, agresywność, odpowiedzialność, samodziel-
ność oraz czynniki je warunkujące

109

. Badania tego typu doprowadziły B. 

Goldfranka do wniosku, że pedagogika europejska silniej dyscyplinuje dzieci 
małe, a słabiej młodzież, podczas gdy japońska - na odwrót; istnieją jednak 
społeczeństwa, gdzie w obu wypadkach jest mocna

110

. Nie mniej ambitne cele 

postawił   sobie   zespół   uczonych   z   leningradzkiego   oddziału   Instytutu 
Etnografii ZSRR, prowadząc wieloletnie badania terenowe na rozległych ob-

108

M. Mead, Trzy studia, przeł. E. Życieńska, Warszawa 1986, t. 1-2, tu:  Dorastanie na

Nowej Gwinei, s. 247-248, 409.

109

I.S. Kon, op. cit., s. 32 i n.

110

Ibidem, s. 147.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

53

,

szarach Azji - od Japonii po Turcję, a nawet wśród ludów Australii, 
Oceanii  i   Indonezji,   czego   efektem   stała   się   seria   prac   zbiorowych 
publikowanych   pod   wspólnym   mianem:   „Etnografia   dzieciństwa" 
(wiatach   1983-1992   ukazały   się  4   tomy).   Zespół   ten   wychodził   z 
założenia, że problemy socjalizacji dzieci  w ramach danego etnosu 
mogą być zrozumiałe jedynie w powiązaniu z analizą obrazu życia tego 
etnosu,   nie   tracąc   przy   tym   z   pola   widzenia   takich   zagadnień,   jak 

background image

podob
ieńst
wo 
kultur
owo-
typolo
giczn
e, 
mech
anizm

trans
misji 
et-
nokult
urowy
ch 
(zwła
szcza 
wśród 
dzieci 
innopl
emień
ców), 
podst
awy 
trady-
cyjnej 
pedag
ogiki 
ludow
ej,   a 

dalsze

perspe
ktywi

typolo
giczne 
badan
ia   hi-
storyc
zno-
kultur
owe

1

 

l

.

Ni


należ

zapo
mina
ć   o 
wpły
wie, 

jaki koncepcje etnografów wywarły na  badaczy folkloru dziecięcego. 
Nie ograniczali już oni swej uwagi wyłącznie do  form poetyckich, tak 
bliskich romantykom,  ale brali pod uwagę także formułki magiczne, 
powiedzonka,   scenariusze   zabawowe,   obrzędy   i   podobne   im   formy 
składające   się   na   przykład   na   tzw.   folklor   kalendarzowy.   Oprócz 
tekstów   funkcjonujących   w   środowisku   dziecięcym   zaczęto 
uwzględniać również te, które zostały przejęte z repertuaru dorosłych

112

.

Na temat kwalifikacji środowiskowej tekstów służących do 

usypiania i zabawiania niemowląt toczyła się w ZSRR interesująca 

polemika między 0.1. Kapicą a G.S. Winogradowem

113

. Warto dodać, 

że Kapica zebrała przy pomocy studentów ponad 8 tysięcy tekstów, a jej 

praca Dietskij folklor z 1928 r. przez długie lata była tam jedynym 

kompletnym opracowaniem w tym zakresie. Z kolei Winogradow 

począwszy od 1922 r. opublikował serie rozpraw intrygujących już 

samym sformułowaniem tytułów: Dietskij narodnyj kalendar', Dietskaja 

satiriczeskaja lirika, Dietskij folklor i byt. Ich godnymi następcami stali 

się w okresie powojennym W.P Anikin (Russkije narodnyjepogoworki, za-

gadki i dietskij folklor, 1957) i M.N. Mielnikow (Russkij dietskij folklor, 

1987). Etnopedagogika rozpatrywała folklor dziecięcy przede 

wszystkim jako instrument pozostający w rękach dorosłych, co z góry 

wykluczało zainteresowanie samorozwojem i spontaniczną twórczością 

dziecka. Zmiana tego nastawienia nastąpiła pod koniec lat 50., gdy 

łona i Peter Opie opublikowali książkę Folklor i język uczniowski [The 

Lore and Language Schoolchildrens, Oxford 1959), do której materiał 

zaczerpnęli z wypowiedzi samych dzieci -kilkudziesięciu tysięcy 

uczniów Anglii, Walii i Szkocji. Materiał ten pozwolił im na wykonanie 

kartograficznego wykresu obszarów rozprzestrzeniania się 

poszczególnych wątków folklorystycznych oraz gier i zabaw. W 

następnej

Zob. A.M. Reszetow, Wwiedienije, [w:] Etnografija dietstwa. Tradicyonnyje 

formy wo-spitanija dietiej ipodrostkow Jużnoj i Jugo-Wostocznoj Azii, Moskwa 1988.

112

G.S. Winogradow, Dietskij folklor, [w:] Iz istorii russkoj folkloristiki, 

Leningrad 1978,
s. 169. Ukraiński folklor dla dzieci młodszych (kołysanki, śpiewanki, rymowanki do 
zabawia
nia dziecka) stal się przedmiotem kompleksowego opisu bardzo późno, bo dopiero 
w mono
grafii G. W Dowżenok i J. L. Luganskoj Ditiaczij folklor: koliskipieśni ta zabalanki, 
Kiiw 1984.

113

Zob. M.N. Mielnikow, op. cit., s. 11.

background image

54

Rozdział I

swej pracy pt. Gry dziecięce na ulicach i placach zabaw (Children's Games in\  
Street and Playground, 
1969), obejmującej 2500 egzemplów, uwzględnili tak-
że, ignorowane do tej pory przez folklorystów jako niepedagogiczne, psikusy 
płatane   dorosłym   i   dziecięce   graffiti.   Znacznie   węższy  zakres   miały   prace 
amerykańskich badaczy M. R. Knappów  (One Putato, Two Putato...,  1976), 
J.H. McDowella (Children's Ridling, 1979), B. Sutton-Smitha (The Folkstories 
of Children, 
1980) i in., ale znaczyło to, że przychodzi pora na folklorystyczne 
imponderabilia i te obszary dziecięcej tradycji, które uznawano dotychczas za 
„nieprzyzwoite", tu wskażemy na dzieło australijskich badaczy I. Turnera, J. 
Factora i W Lowensteina Cinderella Dressed Yella (1978).

Można bez przesady powiedzieć, że dopiero w ostatnich dziesięcioleciach 

odkryto naprawdę właściwą kulturę dzieciństwa, implikowaną nie cechami 
struktury społecznej i kultury dorosłych, ale własnego środowiska. Niemała 
w tym zasługa również fińskiej badaczki Leei Virtanen, która oparła się na opi-
sach zrobionych przez same dzieci pod hasłem: „Jak zaczyna się gra na 
podwórku?", „Jak nauczyłem się języka sekretnego?" itp. Metoda niestandary-
zowanych opisów pozwoliła jej na dokonanie dogłębnej i wiarygodnej analizy 
różnorakich przejawów folklorystycznej aktywności dzieci: gier i zabaw, żar-
tów, zagadek, replik i docinków słownych, trików, dowcipów, opowieści wie-
rzeniowych, języka gestów, jak również inskrypcji, rysunków i symboli o tre-
ści erotycznej. Ale nie mniejszą wagę miały wnioski wyprowadzone z analizy 
tego przebogatego materiału, dostarczonego przez blisko 30 tysięcy uczniów 
Finlandii, a mianowicie że rzeczywiście istnieje specyficzna tradycja dziecięca 
kultywowana przez grupy uczniowskie i podwórkowe, która wytwarza własne 
normy zachowaniowe dopasowane do wieku, płci, sytuacji, osobowości adre-
sata (dręczyciel i ofiara) i jego pochodzenia (miasto albo wieś). Konsekwencją 
tego stanu było przewartościowanie ocen dotyczących niektórych form eks-
presji słownej dzieci i nastolatków. Dla przykładu przezywanki, uważane przez 
tradycyjnych folklorystów i pedagogów za nieprzyzwoite, badaczka ta trakto-
wała nie tylko jako przejaw agresji słownej, godny napiętnowania, ale także ja-
ko formę gatunkową spełniającą wiele innych funkcji: nawiązywania kontaktu, 
ożywiania spowszedniałych stosunków, popisywania się kunsztem słownym, 
napiętnowania skarżypytów, skąpiradeł, maminsynków itp. Oceniając jej pracę 
zatytułowaną Children's Lore (Helsinki 1978) stwierdził Michał Waliński: 
„Jak łatwo zauważyć, Virtanen obejmuje swą refleksją całość zachowań i ich 
wytworów, norm i wzorów charakteryzujących dziecięce grupy zabawowe 
i rówieśnicze. Inaczej mówiąc, użyte w tytule słowo lore jest tu synonimem 
całej kultury środowiskowej. Subkultury tedy w naszym rozumieniu"

114

.

Analogiczne prace zaczęły powstawać i w innych krajach, uwzględniając 

w coraz większym zakresie zapisy „sekretnego języka" dzieci i kultywowany

114

 M. Waliński, Badania subkultury dziecięcej w Finlandii, „Literatura Ludowa" 1984, 

nr 4-6, s. 152.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

55

przez nie z dala od uszu i oczu dorosłych folklor obsceniczny. W tym ostat-
nim wypadku na osobną uwagę zasługuje monografia Claude'a Gaignebeta Le 
folklore obscene des enfants, 
która obejmuje cztery typy świadectw: 1) teksty 
będące aluzją do aktu seksualnego; 2) teksty „ekstrementalne" lub wyrażają-
ce zainteresowania natury analnej; 3) teksty oparte na przyjęciu lub odrzuce-
niu słownictwa obscenicznego; 4) teksty,  które rzeczywistość obsceniczną 
wyrażają nie wprost, lecz symbolicznie, aluzyjnie, np. ołówek lub marchewka 
w spodniach. Już tytuł pierwszego rozdziału:  Pierdnięcie w folklorze,  mógł 
wywierać na czytelnikach szokujące wrażenie, nie mówiąc już o dziecięcych 
fantazmatach łączących treści skatologiczne z religijnymi. W tym ujęciu, jak 
stwierdza Magdalena Jonca: „Dziecięca obsceniczność jest sferą słowa, efek-
tem irracjonalnego zakazu w pewnej dziedzinie języka i pragnienia uniknięcia 
cenzury dorosłych. Pokusa ta dotyczy dzieci w wieku 7-10 lat, które zadowa-
lają się prostymi grubiaństwami, oraz starszych dzieci, których folklor obsce-
niczny przybiera formy bardziej wysublimowane, aluzyjne, sekretne"

115

.

Można bez przesady powiedzieć, że dopiero w tym momencie odkryto 

naprawdę właściwą kulturę dzieciństwa, implikowaną nie cechami struktury 
społecznej i kultury dorosłych, ale własnego środowiska. Odkrycie „tajemni-
czego plemienia dzieci" w łonie społeczeństw dorosłych, posiadającego wła-
sny język, strukturę, funkcję i tradycje, miało i ten walor, że pozwoliło spoj-
rzeć na kulturę oficjalną z innej zaskakującej perspektywy - przez pryzmat 
percepcji dziecięcej.

Z perspektywy socjopsychologicznej interesująca okazała się dla badacza 

nie relacja dorosły - dziecko, określająca kierunek transmisji tradycji z góry 
w dół zgodnie z zasadą normatywnie-pedagogiczną, lecz stosunki między sa-
mymi dziećmi, kształtowane na zasadach spontaniczności i zgodne z własnym 
rozumieniem hierarchii grupowej. Biorąc pod uwagę owe aspekty komunika-
cyjne, przeciwstawiano folklor dla dzieci, animowany przez dorosłych celem 
uspokojenia, zaktywizowania, pouczenia czy zabawienia małego dziecka, nie-
zdolnego jeszcze do samodzielnej zabawy, folklorowi dziecięcemu jako spo-
sobowi obiektywizacji tradycji dziecięcej, obejmującemu nie tylko aprobowa-
ne przez pedagogów formy ekspresji, zwłaszcza „literackie", preferowane 
przez tradycyjną folklorystykę, ale również gatunki, zwyczaje i zachowania 
uznawane do tej pory za „niepedagogiczne" czy wręcz skandaliczne. Co wię-
cej, aby zetknąć się z pełnowartościowym materiałem empirycznym, badacz 
nie musiał już podejmować wyprawy terenowej na wieś, w taki czy inny re-
gion, mógł  natomiast  skierować swe kroki na najbliższą klatkę schodową, 
podwórko, ulicę czy do innych miejsc uznanych przez grupę dziecięcą za 
„swoje" (piwnice, strychy, szopy, ruiny, domy w budowie eta), a więc tam, 
gdzie spontaniczna aktywność dzieci przybiera formy najbardziej wyraziste 
i bogate.

115

 M. Jonca, Obscena francuskich dzieci, „Literatura Ludowa" 1994, nr 3, s. 87.

background image

56

Rozdział I

Nigdy nie byłoby to możliwe, gdyby nie zmieniły się metody zbierania 

materiału folklorystycznego, co obrazowo opisuje M.W. Osorina: „Badacz 
z magnetofonem i kamerą filmową, otoczony watahą dzieci, zjawia się na pla-
cach i podwórkach kamienic, na szkolnych pauzach i w sanatoriach dziecię-
cych. Przede wszystkim jest to młody człowiek łatwo nawiązujący kontakt 
z dziećmi. Chętnie uczestniczy w ich przedsięwzięciach, zabawach i przygo-
dach. Dzieci ufają mu: on nie sądzi, nie ocenia, tylko słucha, ogląda, chłonie". 
I dodaje: „Obserwacja uczestnicząca i wykorzystanie magnetofonu pozwoli-
ły opisać liczne zjawiska dziecięcej tradycji, pozostające dotąd niezauważone. 
Żywe, autentyczne obcowanie z dziećmi niweluje znacznie ograniczenia do-
rosłej cenzury"

116

.

Tym sposobem odkryto istnienie nie tylko zatajonego przed dorosłymi  

folkloru obscenicznego, ale nieznane dotąd typy dziecięcych żartów i anegdot 
oraz teksty zaliczane do tzw. czarnego humoru. Stało się jasne, że nosicielem 
folkloru dziecięcego jest nie pojedyncze dziecko, lecz grupa dziecięca rozu-
miana jako całościowy organizm mikrospołeczny. Urbanizacja i powszechna 
edukacja oraz wpływ telewizji sprawiły, że społeczności dziecięce zorganizo-
wane w tzw. paczki, gangi i kliki stały się nieodłączną częścią pejzażu społecz-
nego miejskich aglomeracji i że w nowych warunkach cywilizacyjnych wieś 
utraciła właściwą sobie zdolność folklorotwórczą. Współczesny folklor słow-
ny dzieci i nastolatków stał się folklorem miasta.

5. Wielka zabawa

Polskie badania nad historią dzieciństwa i etnografią dzieciństwa mają swą 

prehistorię sięgającą schyłku XVIII wieku. Wówczas to powstawało słynne 
dzieło Jędrzeja Kitowicza  Opis obyczajów za panowania Augusta III.  Tam 
w rozdziale II O wychowaniu dzieci znajdziemy stosowne ustępy na temat ro- j 
dzenia, pielęgnacji, leczenia, karmienia i edukacji dzieci, co autor postrzega ja-
ko istotną cechę kulturową:

Sposób przychodzenia na świat ludziom jeden jest i będzie od początku aż do skończenia  

tego świata, każdemu wiadomy, z bestyjami pospolity. Ale usługa i obrządzanie dziatek naro-
dzonych tudzież ich wychowanie nie zawsze były jednakowe

117

.

Kitowicz dostrzega także różnicę między obchodzeniem się z dziećmi 

w   rodzinach   chłopskich   i   wśród  warstw   wyższych,   co   dotyczy   zwłaszcza 
odżywiania, ubierania i nauczania. Szybko też przerzuca się z opisu sytuacji 
małych wieśniaków na dzieci „pańskie i rodziców majętnych", te bowiem po

116

M.W Osorina, O niekotorycb formach komunikatywnogo powiedienija dietiej,  [w:]

Etniczeskije stierieotipy powiedienija, red. A.K. Bajburin, Leningrad 1985, s. 52.

117

J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, oprać. R. Pollak, Wrocław 1951,

s. 66.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

57

wielostopniowej edukacji trafiają w szeregi duchowieństwa, „palestry", stanu 
żołnierskiego i dworskiego, którym to grupom społecznym poświęca dalej 
osobne rozdziały. Niestety Opis... Kitowicza urywa się na zapoczątkowanym 
zaledwie rozdziale VII O obyczajach chłopskich, a ściślej na uwagach o sposo-
bach ubierania się dorosłych wieśniaków, a więc i nakryciach głowy, które słu-
żą często do ukrycia kołtuna hodowanego od wczesnego dzieciństwa. Warto 
dodać, że w ustępach poświęconych edukacji młodzieży daje Kitowicz prze-
gląd niektórych „zabaw studenckich", jak piłka, palant i palcat. Wypełniały 
one czas pomiędzy lekcjami i angażowały zarówno uczniów, jak i pedagogów. 
Omawiając zaś obyczaje wielkopostne, nadmienia o grzechotkach, którymi 
chłopcy czynili hałas na ulicach, a do domowych zabaw młodzieży zalicza ślepą 
babkę i grę w fanty.

Bezprecedensowe dzieło Kitowicza, zaliczane do historii kultury obycza-

jowej, zostało opublikowane jednak dopiero w 1840 r., już po rewelacjach ro-
mantyków na temat znaczenia folkloru i tradycji rodzimych dla życia narodu. 
Miejsce zainteresowań etnograficznych wypełniały początkowo instrukcje lu-
minarzy medycyny służące walce z przesądami ludowymi. Niemniej warto za-
znaczyć, że Ignacy Fijałkowski w swej instrukcji z 1814 r. „zajął się kolejno: 
siedzibami wieśniaków, macierzyństwem i wychowaniem dzieci, pokarmami 
i napojami, ubiorami", a także tym, „co osobliwe kobiet i dzieci umysły prze-
strasza".   Wśród   pierwszych   rodzimych   informacji   etnograficznych   zamie-
szczanych na łamach „Nowego Pamiętnika Warszawskiego" znalazły się już 
w 1805 r. dwa opisy „swactwa", wesela, urodzin i zabaw ludu Rusi Czerwo-
nej. Pięć lat później ogłosił Hugo Kołłątaj w „Pamiętniku Warszawskim" list 
postulujący   badanie   obyczajów   pospólstwa   „przy   godach   weselnych,   przy 
urodzinach, przy pogrzebach" oraz różnych odmian pieśni, także „tych, które 
dzieciom przy kolebkach śpiewają"

118

.

Tego typu idee, zrodzone w kręgu warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół 

Nauk i propagowane także na łamach periodyków regionalnych, napotkały 
znikomy odzew ze strony romantycznych kolekcjonerów folkloru, którzy 
w swych eksploracjach preferowali bynajmniej nie obrzędy i stosunki rodzin-
ne, lecz repertuar pieśniowy i bajkowy. Mimo to z uznaniem należy odnoto-
wać   fakt,   że   w   zbiorku   Żegoty  Paulego  Pieśni   ludu   ruskiego  w   Galicji  
(1839-1840) osobny dział stanowiły pieśni mamek przy kołysaniu dzieci. Ale 
z tej samej epoki pochodzi bliskie duchowi Kitowicza dziełko Łukasza Gołę-
biowskiego Gry i zabawy różnych stanów (1831), gdzie po raz pierwszy w na-
szym  piśmiennictwie  naukowym  został   wyodrębniony zabawowy  folklor 
dzieci i nastolatków. Jak pisał autor:

Pierwsze słusznie pomiędzy innymi trzymać powinny miejsce gry dla niemowlęcia i dzie-

cinne. Wiek ten tyle zajmuje, odkąd piastować zaczyna się dziecię, już przemyślają o jego za-

118

 Dzieje folklorystyki polskiej: 1800-1863. Epoka przedkolbergowska, red. H. Kapeiuś i J. 

Krzyżanowski, Wrocław 1970, s. 30, 77.

background image

58

Rozdział I

bawię. Zabawa i płacz jego powściągać, i ból zdaje się uśmierzać, jakoż okazuje minką, że je szcze 
jej pragnie. Stąd owe śpiewki przy kolebce, brząkanie kluczami, wydawanie dźwięku mokrym 
palcem wodząc po oknie, kręcenie naparstka kluczami, pieniądza, żeby się obracały młyn kiem; 
stąd różne igraszki dla dzieci w miarę ich wieku i wzrostu wymyślone. Od lat niepamięt nych 
czułe matki, przywiązujące się do karmionych przez siebie dzieci mamki i piastunki to  same je 
tworzą, to mają z dawniejszego podania. Zebrać wszystkie niepodobna prawie, jakie   gdzie, to 
zapewne powiedzieć można, co kraj, co prowincja, co dom, to inny obyczaj. Po- wszechniejsze 
przynajmniej  wymienię,  które zapamiętać mogę,  którymi  nas i dziatki moje ba wiono, które 
mnie udzielano łaskawie

119

.

Omówiony przez niego repertuar, mający być świadectwem duchowego 

życia narodu, obejmuje najbardziej popularne gry i zabawy dzieci w różnym 
wieku: niemowląt (klaskanie, „baran", „sroczka", „myszka", „jazda wierzcho-
wa"), dzieci starszych (bańki mydlane, „budki z kart", chowanie się, powoże-
nie, „bąk"), „dziewczątek małych" (zabawa lalką, nawlekanie kwiatków, w go-
towanie, układanie bukietów i wieńców, taniec) i tzw. gry studenckie, czyli 
młodzieży szkolnej (w piłkę, skakanie, ślizganie się, huśtawka, kręgle, mu -
sztra, walka na kije, „forteca", „łamigłówka"). Nie odróżniał więc, jak widać, 
gier i zabaw ludowych (wiejskich) od uniwersalnych, towarzyskich - „śre -
dnich i wyższych klas", jak np. „Zajączek", „Pan Zelman", „Gra w gąski", 
„Piekło i niebo", które z biegiem czasu stały się wyłącznie dziecięcymi. Warto 
dodać, że informacji o blisko 60 gier i zabaw dostarczyła  mu,  jak lojalnie 
zaznacza, Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, znana podówczas pisarka dla 
dzieci i młodzieży.

Na   uwagę   zasługuje   także   folklorystyczna   żyłka   Stanisława   Jachowi-

cza

120

,  który przy pomocy  uczniów  i  innych  kolekcjonerów  zebrał   około 

100 tysięcy przysłów, wykorzystanych następnie przez Samuela Adalberga. 
Z naszą problematyką łączy go jedynie Piosnka przy ślepej babce, zamieszczo-
na w Śpiewach dla dzieci (1854), bliższa wszelako estetyce nie autentyku lu-
dowego, lecz gry salonowej. Bardziej wiarygodnie brzmi za to Piosnka o ko-
niku 
Teofila Nowosielskiego ze zbioru Pies'ni i piosneczek szkolnych (1848), 
którą Jachowicz poprzez fakt przedruku w Nowych śpiewach dla dzieci (1856) 
uczynił najbardziej popularnym wierszem zabawowym  dla chłopców epoki 
polskiego biedermeieru.  Koncypowanie  takich tekstów miało  być  zapewne 
antidotum na import niemieckich Kinderlieder, układanych na użytek gimna-
styki i gier dydaktycznych. Edmund Bojanowski w Piosnkach wiejskich dla  
ochronek 
(1862) korzystał już z zasobów romantycznej folklorystyki, dopisu-
jąc   pieśniom   ludowym   (obrzędowym,   miłosnym,   pasterskim,   balladowym) 
dydaktyczne motywy i pointy

121

. Niektóre okazy folkloru dziecięcego trafia-

119

Ł. Gołębiowski, Gry i zabawy różnych stanów w kraju całym lub niektórych tylko pro

wincjach..., Warszawa 1831, s. 6-7.

120

Zob. I. Kaniowska-Lewańska, Stanisław Jachowicz. Życie, twórczość i działalność, War

szawa 1986, s. 122.

121

Zob. B. Zakrzewski, Wstęp do: E. Bojanowski, Piosnki wiejskie dla ochronek Przy

grywką T. Lenartowicza, Katowice 1986.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

59

ly do rąk Gizewiusza i Franciszka Wawrowskiego, nigdy jednak nie zostały 
przez nich opublikowane.

Już w epoce przedkolbergowskiej zaczynają pojawiać się materiały zali-

czane   współcześnie   do   etnografii   dzieciństwa,   a   eksponujące   opisy 
zwyczajów  i   przesądów   związanych   z   narodzinami,   chrzcinami   i 
wychowaniem   chłopskiego   dziecka.   Idąc   śladami   Kitowicza   kilka   takich 
przykładów podaje Łukasz Gołębiowski w książce Lud polski, jego zwyczaje, 
zabawy, 
ale głównie po to, by prezentując bogactwo kultury rdzennie polskiej 
(chrzciny   na   królewskim   dworze   i   u   różnych   stanów),   krytycznie   ocenić 
praktyki wychowawcze wśród chłopstwa kresowego, gdzie najmłodsze dzieci 
poi się wódką, a starsze demoralizuje nadmierną swobodą. W rozdziale Lud 
ruski 
czytamy bowiem:

Paznokci nigdy nie obcinają dziecku, gdy wyrosną duże, same się oblamują; nie zna rów-

nie dziecko, co to jest nos utrzeć. Do 12 lat próżniactwa zostawione, pasą tylko woły lub trzo -
dę ojcowską, albo i gromadzką, mniejsze od siebie dzieci bawią i dźwigają, po ogrodach cu-
dzych łażą, biją się i wadzą; stąd przywykają do próżniactwa, czynienia szkody i kłótni

122

.

Tego typu uprzedzeń nie napotykamy bynajmniej u Oskara Kolberga jako 

autora wiekopomnego dzieła Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, po-

dania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce, którego ko-

lejne „serie" poświęcone poszczególnym ziemiom dawnej Rzeczypospolitej 

ukazywały się począwszy od 1865 r. W tak kompleksowym opisie kultury lu-
dowej nie zabrakło również informacji o obrzędach i praktykach związanych 

z życiem małego dziecka, ale nie miały one charakteru samodzielnego, o czym 
świadczą nazwy rozdziałów: Chrzciny. Pogrzeb. Wesele; Przesądy. Wróżby. Za-

bobony: Niewiasta, dziecię; Sztuka lekarska: choroby dzieci, kobiece, dorosłych 

osób, bydląt etc. Folklor animowany przez starszych jest rozpoznawalny 

w działach: Kołyska, Zagadki dla dzieci, Zwyczaje: Boże Narodzenie, Gwiazdka, 

Kolęda, podczas gdy formy praktykowane przez same dzieci - w szkole czy 

na pastwisku - zostały rozsiane po różnych miejscach, jak Gry i zabawy, 

Pieśni różne, Świat nadzmysłowy. Jak trafnie zauważył Jerzy Cieślikowski: 

„Pojawiają się one zaopatrzone najczęściej informacją w rodzaju: »w to się 

dzieci na wsi bawią« albo »dzieci tak mówią« lub »gry i zabawy dzieci w miej-

scowości...*". Piszący posługują się również terminami gatunkowymi w rodzaju 

„gra", „zabawa", „mętowanie", „zagadka" lub częściej nazwą „Wilk i gęsi", 

„Ślimak"

123

 itp. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widać, że Kolberg objął 

uwagą niemal wszystkie gatunki tradycyjnego folkloru dzieci - nie tylko gry i 

zabawy, ale także piosenki {Była babuleńka, Czarny baran, A gdzie to ten kusy 

Jan...), rymowanki abecadłowe (szkolne), naśladujące głosy zwierząt i związane 

z magicznym myśleniem dziecka (inwokacje do biedronki, bociana itp.). 

Znaczną część tego typu repertuaru stanowiły również żartobliwe przysłowia 

(„Kaszą - dzieci straszą"), powiedzonka („Wlazł na gruszkę, rwał pietru-

122

Ł. Gołębiowski, Lud polski, jego zwyczaje i zabobony, Warszawa 1830, s. 123.

123

J. Cieślikowski, Literatura ipodkultura dziecięca, Wrocław 1974, s. 93.

background image

60

Rozdział I

szkę"), przezwiska do imion („Fik, mik, Dominik"), pouczenia („A kto daje i 
odbiera..."), ba, nawet komendy służące układaniu psa („Przyszła mucha  do 
psiego ucha..."). Trudno powiedzieć, czy Kolberg korzystał z usług niedoro-
słych informatorów, nie ulega za to wątpliwości, że sięgał po materiały opu-
blikowane   już   przez   Gołębiowskiego,   Konopkę,   Mioduszewskiego  oraz   za-
mieszczone na łamach czasopism, w tym i „Przyjaciela Dzieci".

Do chwili śmierci w 1890 r. zdążył Kolberg opublikować blisko 40 tomów 

Ludu, gdzie znalazło miejsce kilkaset zapisów dotyczących folkloru dzieci  i 
dla dzieci, nie mówiąc już o faktach etnograficznych. Jego prace na tym po- lu 
miały   kontynuować   tak   znakomite   periodyki   naukowe,   jak   „Zbiór   Wiado-
mości do Antropologii Krajowej" (1877-1895), „Wisła" (1887-1916) i „Lud" 
(ukazujący się od 1895 r.), które specjalnymi ankietami i programami zachę-
cały inteligencję do nadsyłania materiałów ludoznawczych.

W publikacjach ZWAK-u dziecięce gry i zabawy, kołysanki, żarty słowne, 

wyobrażenia i przesądy na temat zwierząt, żartobliwe śpiewki, zagadki i łami-
główki były traktowane jako mało istotna cząstka kultury ludowej danego re-
gionu, o czym świadczą prace Seweryna Udzieli  {Materiały etnograficzne  ze-
brane z miasta Ropczyc i okolicy),  Izydora Kopernickiego  {Przyczynek do et-
nografii ludu ruskiego z okolic Wołynia),  
Aleksandra Petrowa  {Lud Ziemi Do-
brzyńskiej),  
Stefanii Ulanowskiej  {Łotysze Inflant Polskich).  Wyraźne  novum 
repertuarowe stanowiły zebrane przez Ulanowską gry na św. Szczepana („Brat i 
siostra",   „Wyrywanie   marchwi",   „Łapanie   kur"  etc).   Na   wniosek  Kopernic-
kiego nie drukowano tekstów o treści obscenicznej.

Większym rozmachem koncepcyjnym wykazali się redaktorzy „Wisły", 

inicjując akcję zbierania wyliczanek oraz publikując artykuły materiałowe po 
święcone wyłącznie folklorowi dziecięcemu, że wymienimy dla przykładu 
Władysława Matlakowskiego Bajki i gadki dziecięce, Ludwika Młynka W anio-
ły i diabły. Zabawy dzieci wielickich, 
Jadwigi Milewskiej Sposób zabawiania  
dzieci i ich zabawy w Ciechanowskiem. 
Uwzględniano także zapisy języka 
„dziecinnego" używanego przez matki i piastunki, gadki naśladujące głos sy-
gnaturki („Dendele dendele są ludzie w kościele"), zabawy polegające na wy-
mawianiu jednym tchem największej ilości słów, na dmuchaniu sobie w otwar-
te oczy i przedrzeźnianiu dzieci chodzących do szkoły  („A-be-ab kurę 
złap..."). Niejeden informator posługuje się jednak w swym zapisie krótkim 
wprowadzeniem w rodzaju: „Dzieci wiejskie, szczególnie w lecie, lubią zaba-
wiać się wspólnie i w tym celu urządzają różne gry i zabawy na otwartym po-
wietrzu; najbardziej rozpowszechnione są następujące..."

124

.

Stąd   na   szczególną   uwagę   zasługuje   studium   Karoliny   Smoleńcówny 

Chłopskie dziecko. Autorka opisuje różne obrzędy i praktyki związane z ocze-
kiwaniem przyjścia dziecka na świat, pielęgnacją i zabawianiem niemowlęcia

124

 L. Hempel, Gry i zabawy dzieci w Skorczycach w powiecie janowskim guberni lubelskiej, 

„Wisła" 1893, z. 7, s. 591.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

61

(8 tekstów kołysanek, „kosiania i sroczki"), jego odżywiania, ubierania (od 
wiosny do zimy), higieny i leczenia. W dalszej części zajmuje się miejscem 
dziecka w rodzinie i sposobami jego edukacji tak domowej, zgodnie z którą 
ziemia i dobytek cenione są wyżej niż dzieci, jak w kościele i w szkole. Spe-
cyfikę jego bytowania określa następująco:

Droga dziecka wytknięta jest od kolebki aż do mogiły; konieczność pracy fizycznej wcho-

dzi w skład jego mózgu; życie jest dla niego kolejną zamianą robót, począwszy od niańczenia 
dzieci po stopniach pasienia gęsi, trzody chlewnej i bydła, kopania kartofli i buraków i sięgają-
cych aż do żęcia zboża i orania

125

.

To zaś ogranicza horyzonty jego fantazji, choć nie przesądza bynajmniej 

o poziomie rozwoju umysłowego.

Artykuły i przyczynki o charakterze materiałowym pojawiały się również 

w rocznikach „Ludu". Ich autorzy w jeszcze większym stopniu eksponowali 
teksty   „niepedagogiczne",   obsceniczne,   o   czym   świadczą   prace   Ludwika 
Młynka (Zabawy sierskich pasterzy przed 20 laty) czy Jana Witka {Zwodzenia, 
zagadki, facecje u dzieci ludu). 
Witek postulował wręcz badania dotyczące „sta-
nu psychicznego i moralnego dziecka naszego ludu wiejskiego", ale przyzna-
wał, że nawet w Anglii i Niemczech nie doprowadziły one do zadowalających 
rezultatów. Na uwagę zasługuje także artykuł Mariana Udzieli Gry i zabawy 
dzieci w Bośni 
oparty na materiale zebranym w okolicach Banjaluki w latach 
1892 i 1893. Wiązankę 33 przykładów podaje autor w porządku alfabetycz-
nym, w konkluzji zaś stwierdza:

Z tych kilku zestawień jest widoczne podobieństwo gier i zabaw bośniackich z polskimi, 

a może są one zabytkiem dawnej przeszłości, wskazującym wspólne i jedno źródło. Wyjaśnić 
to mogą tylko dobre w tym kierunku poszukiwania, których brak nam jeszcze

126

.

Postulat ten realizowała z pewnością rozprawka Henryka Łopacińskiego 

Próba wyjaśnienia jednej z zapomnianych gier dziecięcych (1905), jej autor do-
wodził bowiem, że opisana przez Wacława Potockiego w Wojnie chocimskiej 
gra „w kota" palącą się słomką nie musi być, jak twierdziłby Tylor, reliktem 
krwawych obrzędów, lecz „dawnych sposobów przekazywania wiadomości za 
pomocą ognia". Nie mniej interesujące były dopowiedzenia i przyczynki za-
mieszczane w dziale „Rozmaitości" przez niestrudzonego Franciszka Krceka: 
Zabawa w kotka i myszkę u Greków starożytnych, Do genezy mętowania „Eki-
tepekite", W sprawie bożej krówki 
itp.

Z tego samego okresu pochodzi książka Karola Potkańskiego Postrzyży-

ny u Słowian i Germanów (Kraków 1895), przy czym ów pradawny obyczaj 
rozpatruje autor jako symboliczny znak adopcji, sięgający korzeniami trady-
cji starohinduskiej. W tym też kontekście omawia zwyczaje dotyczące kobiet 
w ciąży i inne obrzędy związane z dzieckiem w Indiach i pośród ludów nie-

125

K. Smoleńcówna, Chłopskie dziecko, „Wisła" 1890, z. 4, s. 62.

126

M. Udziela, Gry i zabawy dzieci w Bośni, „Lud" 1899, z. 5, s. 147.

background image

62

Rozdział I

-aryjskich. Jest to z pewnością wpływ etnografii zachodnioeuropejskiej, ale nie 
jedyny w owym czasie. Warto bowiem wskazać także na inspirowaną dziełem 
Tylora rozprawę Stanisława Ciszewskiego  Dusza matki i dziecka. Przyczynek  
do dziejów animizmu 
(Petersburg 1905), gdzie europejskie wierzenia (m.in. z 
Wołynia   i   z   Kongresówki)   zostają   zestawione   ze   zwyczajami   Eskimosów, 
Indian północnoamerykańskich i Aleutów.

Wracając do zasług Krceka, warto dodać, że badacz ten przymierzając się 

do napisania studium o grach i zabawach dzieci polskich ogłosił w 1900 r. an- 
kietę z dziesięciopunktową systematyką folkloru dziecięcego, obejmującą wy- 
liczanki i inne typy rymowanek, piosnek, aliteracje, zagadki oraz gry i zaba- 
wy. Chociaż była wyraźnie uboższa w stosunku do materiałów, jakie publiko- 
wano w owym czasie, przyjęła się jako podstawa do dalszych klasyfikacji zna-
nych nam współcześnie z prac Jerzego Cieślikowskiego i Doroty Simonides. 

Inny użytek z tego typu prac zrobili pedagodzy. Początkowo, gdy mate- 

riały etnograficzne nie były szerzej znane, niejeden z nich koncypował wła-
sne scenariusze zabawowe bądź przejmował je z podręczników niemieckich, 
Tak postąpiła na przykład Jadwiga Chrząszczewska jako autorka Lutni dzie-  
cięcej 
(1893), pragnąca nade wszystko, aby ruchowej aktywności dziecka 
nadać „cokolwiek estetyczniejszą formę". Jak pisała: „Dziecko to nie automat, 
który wedle woli nauczyciela działa, to mały człowiek, mający tak samo jak 
my swe chęci, swą wolę, swe upodobania"

127

. Ułożone przez nią marsze, gry 

gimnastyczne i mimetyczne, piosenki „inscenizowane" i opisowe mają co naj-
wyżej lekko stylizowany sztafaż ludowy. Autorka nie zdawała sobie sprawy, 
że można sięgnąć wprost do polskiego folkloru, jak uczyniła to niebawem An-
tonina Gawrońska w zbiorku Bajki, gadki, przysłowia i piosneczki spisane z ust  
ludu dla dzieci 
(Warszawa 1895), gdzie prócz gatunków wymienionych w ty-
tule znalazły się także żartobliwe powiedzonka i rymowanki, zagadki i „łami-
główki" (zagadki podchwytliwe), skrętacze języka, a także szopka, będąca 
kontaminacją dwóch wersji regionalnych. Na uwagę zasługuje zróżnicowany, 
choć skromny repertuar bajkowy (bajki zwierzęce, magiczne, łańcuszkowe, 
ajtiologiczne, anegdoty) i pieśniowy, obejmujący przeważnie żartobliwe pio-
senki i przyśpiewki (np. „Pstra kokoszeczka...", „Kusy Janek, podkasanek...", 
„Uciekła mi przepióreczka...", „Krakowiaczek jeden..."), niektóre z nutami. 
Najwięcej tekstów pochodzi, jak twierdzi autorka zbiorku, „z okolic Przasny-
sza", ale tekst bajki O wilku podaje „według opowiadania Jana Sabały Krzep-
towskiego z Kościelisk".

Książeczka Gawrońskiej była u nas pierwszą, chociaż nie dostrzeżoną 

przez badaczy, kolekcją folkloru dla dzieci, która miała szansę wyprzeć ze 
szkół i ochronek repertuar froeblowski. Wychodziła też naprzeciw potrzebom 
pedagogów, o czym świadczy chociażby praca Edwarda Kacza Gry i zabawy  
młodzieży oraz ich znaczenie w wychowaniu 
(Lwów 1895). Aby „uratować

127

 Lutnia dziecięca. Wiersz i układ J. Chrząszczewska, wyd. 2, Warszawa 1902, s. 7.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

63

dziatwę od zdziczenia" i prawidłowo rozwijać jej „popęd do zabawy", sięgnął 
Kacz także do tradycji  rodzimej  {Ptaszek, Ślepa babka, Kulawy lis  itp.). 
Ilościowo przeważają jednak u niego gry i zabawy bez podkładu słownego 
(literackiego), czysto sprawnościowe  {Celowanie na ślepo, Skakanie przez  
kozły, Bieganie w workach do mety),  
co może nasuwać podejrzenie, że taki 
program realizował w jakimś stopniu idee Polskiego Towarzystwa Gimna-
stycznego „Sokół", działającego w Galicji od 1867 r.

Ta sama konkluzja odnosi się do wydanej podczas I wojny światowej 

książki Zabawy i gry ruchowe dla dzieci i młodzieży. Z.e źródeł dziejowych i lu-
doznawczych zestawił dr Eugeniusz Piasecki 
(Kijów 1916). Jej autor korzystał 
z prac m.in. Kitowicza, Gołębiowskiego, Kolberga tudzież materiałów publi-
kowanych w tomach ZWAK-u, „Ludu" i „Wisły". Jako gorący propagator wy-
chowania fizycznego traktował gry i zabawy ludowe na tych samych prawach, 
co sportowe, dzieląc je z tego punktu widzenia na „chodne" {Ptaszek, Chu-
steczka jedwabna, Stoi różyczka 
itp.), „taneczne" (Przepiórka, Gąska), „bieżne" 
{Cztery kąty, Wilk i gąski, Czarny Lud),  „skoczne"  (Żaby i bocian, Klasy),  
„kopne" (w piłkę nożną), „rzutne" (Kamyczki, Bierki, Zbijany, Koszykówka),  
„gry z podbijaniem" (Świnka, Palant prosty). We wstępie do wydania trzeciego 
pisał:

Wychowawca nowoczesny [...] nie zacznie swej pracy w zakresie zabaw młodzieży narzu-

ceniem jej choćby zawartości książki niniejszej, lecz postara się zbadać, jaką w tej mierze tra -
dycję dzieci przyniosły z domu. Osiągnie przez to korzyść trojaką: 1) wzbogacenie zasobu za-
baw, które dana szkoła będzie uprawiać; 2) dorzucenie cegiełki do gmachu naszej wiedzy w tym 
zakresie (o ile, co prawie pewne, przybędzie choćby drobna wzmianka, dotąd nie opisana) i 3)  
wzmocnienie u dziecka uroku i powagi tradycji rodzimych, świadomości, że ich wioska czy po-
wiat nie ostatnie. Takie uczucia są kamieniem budulcowym uczucia ogólniejszego, obejmujące-
go całość Ojczyzny

128

.

W1920 r. wydaje Zofia Rogoszówna zbiorek zatytułowany Sroczka kaszkę 

warzyła. Gadki dziecięce spisane z ust ludu i wspomnień dzieciństwa, gdzie zna-
lazły miejsce popularne do dziś piosenki Wlazł kotek na plotek, Gdzieżeś to by-
wał, czarny baranie, A-a, kotki dwa, Tańcowały dwa Michały, Lata ptaszek po  
ulicy, Cztery mile za Warszawką 
i in., do których melodię napisał Michał Swie-
żyński, a także wyliczanki, wywracanki, głosy zwierząt i tzw. bajki bez koń-
ca. W odróżnieniu od Gawrońskiej daje Rogoszówna przykłady gier i zabaw 
z niemowlęciem, a w repertuarze dla dzieci starszych zamieszcza objaśnienia 
dotyczące ustawienia uczestników, podziału ról i schematu zabawy. Książecz-
kę otwiera Przedmowa, będąca prawdziwym credo ówczesnego zbieracza fol-
kloru dziecięcego i zasługująca z tego względu na przytoczenie w całości:

Nie ma zdrowszego pokarmu dla niemowlęcia, jak pokarm z piersi matki wyssany, nie ma 

zdrowszej strawy dla budzącej się duszy, jak ta, którą mu poda jego własna, rodzona ziemia.

128

 E. Piasecki, Zabawy i gry ruchowe dzieci i młodzieży, wyd. 3, Lwów-Warszawa 1922, 

s.26.

background image

64

Rozdział I

Tą myślą wiedziona, zaczęłam spisywać i układać gadki ludowe, których pierwszą serię 

zamknęłam w niniejszym zbiorku. Z całego mnóstwa odmian, spotykanych w różnych stro-nach 
Polski, wybrałam te, które wydawały mi się najlepiej dostosowane do umysłu małego 
dziecka. Zachowałam je przy tym w całej oryginalnej prostocie. Gadki te mówione lub śpie-
wane były już prawdopodobnie radością lat niemowlęcych Jana z Czarnolasu, Brodzińskiego i 
Mickiewicza, a rozbrzmiewają po dziś dzień wszędzie, gdzie rozlega się dźwięk polskiej mo-wy - 
na Kujawach, Mazowszu i Śląsku, na Podhalu, Kaszubach i w ziemi krakowskiej, w pa-łacu, 
dworze i chacie wieśniaczej, w izdebce robotnika i suterenie miejskiej, wszędzie, gdzie polska 
matka czy piastunka pochyla się nad dzieckiem, by utulić je w płaczu lub pobudzić do figlów i 
śmiechu przez pokazywanie mu na paluszkach, jak „sroczka kaszkę warzyła" lub jak „lezie rak, 
nieborak".

Skoro zatem powstały na polskiej ziemi, skoro zrodziła je miłość do dziecka, a humor ich, 

wdzięk i naiwna prostota przemawiają tak samo do duszy dzisiejszego dziecka, jak do dzieci 
dawnych czasów, pragnęłabym, by dotarły do każdego polskiego domu i wyrugowały zeń nie-
zliczone wydawnictwa dla dzieci, któremi cudzoziemcy zalewają nas od dziesiątek lat

129

.

Słowa te, napisane w Krakowie w 1918 r., a więc u progu niepodległości 

Polski, wskazywały na głęboką więź między dawnymi a nowymi laty, między 
folklorem a literaturą, między kulturą regionalną a ogólnonarodową. Docie-
rały z pewnością do świadomości innych autorek koncypujących materiał za-
bawowy dla polskich szkół i przedszkoli, choć nie mogły całkowicie wyrugo-
wać utartych przez praktykę wychowawczą gier i zabaw dydaktycznych. To-
też zbiorek Marii Jaworskiej W Królestwie Dzieci prócz gier uniwersalnych 
(w piłkę i obręcz) czy „zaczerpniętych z tradycji" (Gołębiowski) zawiera tak-że 
i takie, które zostały wymyślone w jednym z lwowskich zakładów dla dzie-ci 
(Śpiące królestwo, Taniec krasnoludków). Niektóre były nawet inspirowane 
treścią utworów Stanisława Jachowicza {Obrączka), Artura Oppmana (Łako-
my kotek, "Zabawa wiosenna) 
i Marii Konopnickiej (Boży roczek). „Słuszną jest 
bowiem rzeczą - pisała Jaworska, mająca zapewne w pamięci przesłanie Ro-
goszówny - żeby już w ochronie i pokoju dziecinnym dźwięczały słowa po-
etów i rozbrzmiewały stare piosenki, które pokolenie pokoleniu przekazuje 
w spuściźnie"

130

.

Z kolei w książce L. Molendzińskiej-Wernerowej Gry i zabawy (Kraków 

1925) niektóre teksty zostały dopasowane do melodii ludowych lub zaczerp-
niętych ze śpiewników Bojarskiej, Noskowskiego, Malewskiej, Mosajkiewi-
cza. Znalazły się tu m.in.  Konik  (do tekstu Nowosielskiego),  Kolędnicy, Do-
żynki, Krakowianka, Polonez Kościuszki (melodia narodowa), Ślepa babka  

Zgaduj-zgadula.   Zabawy  „naśladowane"  i   „taneczne"  zostały  jednak  przeta-
sowane „marszami" oraz „grami i zabawami gimnastycznymi".

Następne serie tekstów opublikowanych przez Rogoszównę w latach 1925 

(Klituśbajdus') i 1928 (Koszalki opałki), preferujące repertuar ogólnonarodowy, 
znalazły kontrapunkt w postaci prac poświęconych folklorowi dziecięcemu re-
gionów kresowych, zagrożonych zwłaszcza przez germanizację. Na Górnym

129

Z. Rogoszówna, Sroczka kaszkę warzyła, wyd. 2, Lwów-Warszawa-Kraków 1924, s. 3.

130

M. Jaworska, W Królestwie Dzieci, cz. I: Gry i zabawy dla dzieci, Poznań 1921, s. 3.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

65

Śląsku   akcji   tego   rodzaju   patronowała   redakcja   „Głosów   znad   Odry" 
(1919-1922), publikując z pośmiertnych papierów ks. Michała Przywary szkic 
etnograficzny Pierwsze lata dziecięce (obejmujący także teksty służące zabawia-
niu niemowląt) oraz artykuły materiałowe studentów Józefa Jagły i Jana Ko-
zelka dotyczące folkloru dziecięcego (gry i zabawy, przezwiska urobione do 
imion, wykręcanie fujarek z wierzbiny). Obszarem eksploracji stały się dla tych 
studentów rodzinne wioski w Opolskiem i Głubczyckiem, a powodem rozpo-
częcia akcji zbierackiej humorystyczne publikacje w „Kocyndrze" i pragnienie 
przeciwstawienia się polityce niemieckiej, która ustanowiła w szkołach urząd 
Spielinspektora do zwalczania gier i zabaw polskich. Proponowane przez sie-
bie gry Jagła nazywa synonimicznie „staropolskimi" bądź „szczeropolskimi" 
(Złota kula, Pani Róża, Na wilka, Cebulonki, czosnki) i dodaje:

Starsi z nas pamiętają jeszcze niejedne gry polskie i będą je sobie chętnie przypominali; 

młodsza generacja już wcale ich nie zna i bez wątpienia rada posłucha, jak się ojcowie i praoj -
cowie bawili, będąc w wieku dziecięcym. Może się niejedna ze starośląskich gier, które tu po-
dajemy, znowu przyjmie na niwie polskośląskiej

131

.

Podobna motywacja przyświecała Augustynowi Steffenowi w książeczce 

Rymy dziecięce, zagadki i przysłowia rymowane z Warmii (1937) prezentującej, 
jak głosi tytuł, wyłącznie folklor wierszowany, co można wytłumaczyć wielo-
letnią atencją autora dla pieśni ludowych tego regionu, opublikowanych  
w trzech tomach (1931-1937). Jak wyznaje w Przedmowie:

Materiał do niniejszej książki zbierałem okazyjnie począwszy od roku 1930. Praca pole-

gała na zapisywaniu utworów ludowych, które nawijały mi się podczas rozmów z Warmiaka-
mi. Ludzie często nie wiedzieli, co zapisywałem. Tylko w ostatnich czasach, kiedy już myśla-
łem o książkowym wydaniu materiału, wypytywałem informatorów, ale tylko okazyjnie. Tak sa-
mo, kiedy kontrolowałem stronę językową.

Teksty pochodzą z powiatów olsztyńskiego i reszelskiego, co zaznacza się 

tylko w zapisie gwarowym, jako że reprezentują one w istocie repertuar ogól-
nopolski, uszeregowany w działach: „Rymy towarzyszące zabawom niemow-
ląt", „Metowanie", „Gry i zabawy", „Rymy szkolne", „Głosy przyrody", „Za-
gadki", „Przysłowia rymowane". W dziale „Varia" znalazły miejsce rymy sa-
tyryczne do nazw miejscowości i imion. Na szczególną uwagę zasługuje zali-
czony do rymów szkolnych abecedariusz w brzmieniu:

Adam Babzie Cybula Daje
Ewa Fygy Gryzie

Hejduś i Januś Kapusta Leniwa Łamnó.

Nazajutrz Oknam Podaj ó,

Regina Sama To Ugotowała,

Wjelmożnemu Xandzu Yanozi przez okno podała

132

.

131

J. Jagła, Staropolskie gry dziecinne, „Głosy znad Odry" 1922, z. 2.

132

 A. Steffen, Rymy dziecięce, zagadki i przysłowia rymowane w Warmii, Kraków 1937,

s. V, 25.

background image

66

Rozdział I

Praca Steffena, podobnie jak w wypadku Gawrońskiej i Rogoszówny, ma 

charakter wyłącznie materiałowy, ale autor zamierzał przygotować część dru-
gą, dotyczącą interpretacji i aplikacji owych tekstów. Jest to mimo wszystko 
pierwsza edycja, gdzie przy każdym tekście widnieje informacja o miejscu je-
go pochodzenia i gdzie w zapisie uwzględnia się cechy gwarowe, co jest już 
postawą typową dla etnografa. Może dlatego nie powinien dziwić nas fakt, że 
ukazała się w zapoczątkowanej przez Steffena, także jako wydawcy, serii Bi-
blioteka Warmijska otwierając „Dział B. Etnografia".

Tymczasem nowy impuls w zakresie badań etnograficznych wyszedł ze 

strony Jana Stanisława Bystronia, który opublikował książeczkę Słowiańskie 
obrzędy rodzinne: obrzędy związane z narodzeniem dziecka, 
mającą stanowić 
przeciwwagę i jednocześnie dopełnienie wobec bardziej zaawansowanych 
u nas badań nad weselem i pogrzebem. Patronowały mu w tym względzie 
wzory nauki europejskiej (m.in. Santera, Plossa, Sumcowa) i polskiej, a zwła-
szcza praca J. Jaworskiego O przesądach i zwyczajach ludu naszego dotyczących 
pomocy dla rodzących oraz opieki nad noworodkiem 
(Warszawa 1904). Szcze-
gółowej analizie poddał Bystroń takie zagadnienia, jak izolacja kobiety w cza-
sie menstruacji, ciąży i połogu, izolacja przedmiotów związanych z położną 
lub dzieckiem oraz przyjęcie dziecka do społeczności rodzinnej i wiejskiej 
(obrzędy recepcyjne). W zamykających książkę „Dodatkach" uwzględnił ta-
kie aspekty, jak szczęśliwe i nieszczęśliwe dni rodzenia, dobór kumów, prze-
sądy związane z imionami dla noworodka, chrzest „nieprawych dzieci", for-
muły wypowiadane na chrzcinach oraz przesądy dotyczące niemowlęcia. 
W interpretacji faktów podzielał stanowisko francuskiej szkoły socjologicz-
nej, że „zwyczaje i obrzędy do dziś zachowane są chronologicznie wcześniej- 
sze od tła wierzeniowego, demonologicznego czy mitologicznego, od które-
go się je zwykle uzależnia"

133

.

Innym zamierzeniem Bystronia było stworzenie całościowej monografii 

polskich zwyczajów i obrzędów, co zrealizował kilka lat później w imponują-
cej pracy Dzieje obyczajów w dawnej Polsce  (1931), ale tu odpowiednie roz-
działy poświęcone stosunkom i obrzędom rodzinnym, jak też uwagi o żaba-
wach dzieci są w istocie, ze względu na uzależnienie od staropolskich źródeł 
pisanych (Kitowicz i in.), prezentacją kultury szlacheckiej, a tym samym do-
meną historii dzieciństwa we współczesnym rozumieniu tej nauki.

Etnograficzne badania Bystronia, prowadzone w niesprzyjających warun- 

kach politycznych, bez dostępu do obfitszej literatury przedmiotu, zostały 
przyćmione przez słynne  dzieło Henryka Biegeleisena Matka i dziecko 
w obrzędach ludowych, 
którego kole.jne rozdziały mówią same za siebie: I. Po-
częcie; II. Stan brzemienny; III. Połóg; IV Izolacja; Wywód (tzn. ponowne 
wprowadzenie położnicy w życie zbiorowe); VI. Niemowlę; VII. Dorastanie

133

 J.S. Bystroń, Słowiańskie obrzędy rodzinne: obrzędy związane z narodzeniem dziecka,  

Kraków 1916, s. 52.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

67

dziecka; VIII. Chrzciny; IX. Boginki (demony szkodzące dziecku oraz ochro-
na przed nimi); X. Choroby dziecięce; XI. Gry i zabawy dziatwy. Ten ostatni 
rozdział uwzględnia nadto bajeczki dokuczliwe oraz udział dzieci w świętach 
dorocznych. Biegeleisenowi nie chodziło o podjęcie modnej tematyki badaw-
czej, ale o racje wyższe, które wyłożył we Wstępie, pisząc m.in.:

Pod tchnieniem cywilizacji i jej rozkładowych wpływów padają starodawne obyczaje, wy-

obrażenia i tradycje ludu. [...] wydobywanie z toni niepamięci i gromadzenie tych pamiątek,  
ogłaszanie ich i studiowanie jest nie tylko zadaniem nauki, ale obowiązkiem narodowym i spo-
łecznym

134

.

Z tych samych pobudek wywodzi się jego następna monografia wydana 

w 1929 r. U kolebki. Przed ołtarzem. Nad Mogiła. (Studium etnologiczne),  
gdzie wiele wierzeń i zwyczajów traktuje jako przeżytki kulturowe. W swych 
książkach korzysta w znacznym stopniu z materiałów rodzimych etnografów 
i folklorystów, drukowanych w tomach „Ludu" i „Wisły".

Oryginalnym wkładem międzywojennej etnopedagogiki do interesującej 

nas dziedziny była książka zbiorowa Dziecko wsi polskiej (1934). Złożyły się 
na nią materiały nadesłane przez nauczycieli z prowincji do periodyku „Praca 
Szkolna", którego redaktorka Maria Librachowa ogłosiła w numerze 7 z 1930 
r. konkurs pod hasłem „Dziecko wstępujące do szkoły". Autorzy prac musieli 
uwzględnić zarówno czynniki środowiskowe, jak ekonomiczne i psychiczne, 
warunkowane   wiekiem   dzieci.   W   części   teoretycznej,   napisanej   przez   Li-
brachową i S. Studenckiego, wzięto pod uwagę prócz charakterystyki środo-
wiska „wygląd zewnętrzny dziecka wiejskiego", jego „życie umysłowe", „dąż-
ności i popędy" oraz cechy mentalne. Sam materiał nie był zbyt imponujący, 
gdyż nadesłano zaledwie 22 prace (autorem jednej z nich był późniejszy pi-
sarz dla młodzieży Teodor Goździkiewicz), ale te, które opublikowano, miały 
walor   mikromonografii   o   charakterze   etnosocjologicznym.   Zatytułowane 
były zresztą podobnie: Dziecko śląskie, Dziecko łowickie, Dziecko południowe-
go Podlasia 
itd., co nie oznacza, że uwzględniono wszystkie regiony. Na uwa-
gę zasługuje fakt znacznych różnic stopnia socjalizacji, a tym samym pozio-
mu  kultury i  umysłowości,  między  dziećmi  mazurskimi,  pomorskimi  czy 
podolskimi a ich rówieśnikami z Polesia, Wołynia i Pokucia, co można wytłu-
maczyć różnicami cywilizacyjnymi. Objawia się to także w różnorodności 
i treści zabaw. Dla przykładu ubogi repertuar zabawowy dzieci z Polesia tłu-
maczy Władysław Ostafiński następująco:

Winnych okolicach terenem zabaw jest zwykle droga lub łąka, tu na Polesiu ani pierwsza, ani 

druga do tego celu się nie nadaje. Gdy dzieci pasą bydło, nie mogą, jak to gdzie indziej bywa, 

gromadzić się dookoła ogniska, bawić się, gonić. Całą uwagę trzeba bowiem zwrócić na po-

wierzoną swej opiece krowie, która łatwo może zabłądzić lub nawet utonąć. Bardzo często i 

dzieci muszą •wzywać pomocy starszych. Po całodziennym brodzeniu po moczarach dziecko

134

 H. Biegeleisen, Matka i dziecko w obrzędach, wierzeniach i zwyczajach ludu polskiego, 

Lwów 1927, s. nlb. 4.

background image

68

Rozdział I

wraca  wreszcie  wieczorem   do domu  przemoczone,  zziębnięte  (szczęściem,  że  nie  głodne),  
przez plecy bowiem ma zawsze przewieszoną torbę, obficie zaopatrzoną, wraca cicho, bez śpie-
wu, bez przygrywania na fujarce, pokrzykiwań - wraca spragnione odpoczynku.

Natomiast mające dużo swobody dzieci z okolic Drohobycza manifestu 

ją swą zabawową aktywność na ulicy, i to często w formach brutalnych, pry-
mitywnych, jak lepienie z błota i piasku, obrzucanie się kamieniami, co Osta-
fiński tłumaczy faktem, iż w tym regionie „dzieci rzadko są pieszczone, ota-
czane miłością i ciepłem rodzinnym. Traktuje się je niejednokrotnie jako zło 
konieczne"

135

.

Nieco   inaczej   sytuację   polskiego   dziecka   oceniają   młodociani   autorzy 

broszury  Dzieci   Polesia,  rekrutujący   się   spośród   uczniów   Gimnazjum   Pań-
stwowego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Pińsku, działających w Kolii 
Krajoznawczym.   Broszura   ta   zawiera   kilka   rozprawek,   między   innymi:; 
Pierwsze  lata dziecięce   małego  Poleszuka,  Dzień pastuszka,   Zabawy  dzieci  w 
wieku   przedszkolnym.  
Prezentując   różnorakie   formy   ludycznej   aktywności 
małoletnich wieśniaków (pasterstwo, wybieranie jaj z ptasich gniazd, majster-
kowanie, opowiadanie o strachach, gry i zabawy), starają się ukazać je w jak 
najkorzystniejszym   świetle,   a   nade   wszystko   wyeksponować   edukacyją 
funkcję szkoły, w niej bowiem przykładowy Hryćko: „Z ciemnego pastuszka, 
przepojonego   fantastycznymi   baśniami   i   opowiadaniami   rodziców,   wyrasta 
[jako] uświadomiony obywatel polski"

136

. Ostatnia rozprawka Dzieci poleski w 

roku 1784 pióra D. Georgiewskiego łączy aspekt historyczny z etnograficz-nym. 
Jej autor wykorzystuje fragment Dyariusza bytności Najjaśniejszego Króla J. M. 
C.   Y.   Stanisława   Augusta   w   Pińsku   i   Krystynowie,  
gdzie   mowa   o   śmiałych 
popisach tamtejszych chłopców w pływaniu łódkami oraz ich zamiłowaniu do 
muzyki, a są to cechy i współczesnej młodzieży,  które umiejętnie rozwijam 
mogą   uczynić  z   niej  „kulturalnych   ludzi  i  dzielnych  marynarzy".   Widzimy 
więc, że uczniowska zabawa w etnografię stała się okazją do uświadomienia 
władzom konieczności wzmożenia działań oświatowych w tym regionie, a to 
musiałoby siłą rzeczy doprowadzić do zaniku jego kulturowej odrębności.

Przez wiele lat taką odrębność manifestowały środowiska żydowskie, ale 

pod koniec XIX wieku i one zaczęły ulegać wpływom postępu. Dzięki temu 
folklor żydowskich dzieci mógł stać się przedmiotem zainteresowania etno-
grafów i pedagogów. Wyłomu w tej problematyce dokonała Regina Lilienta 
Iowa, drukująca prace o żydowskich wierzeniach, pieśniach i legendach w „Wi-
śle" i „Ludzie". Jej pierwsza praca na temat żydowskiego folkloru dziecięcej 
go ukazała się w 1904 r. w „Materiałach Antropologiczno-Archeologicznych 
i Etnograficznych" (t. VII). Największe znaczenie ma jednak jej opublikowa-

135

Dziecko wsi polskiej. Próba charakterystyki  (Biblioteka Dziel Pedagogicznych RokHf

No 41 i 42), Warszawa 1934, s. 234-235, 297.

136

Dzieci Polesia (no 6). Nakładem Kola Krajoznawczego Uczniów Gimnazjum im. Marł

szałka Józefa Piłsudskiego, Pińsk 1937, s. 11.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

69

na pośmiertnie książka Dziecko żydowskie (1927), gdzie omawia kolejno wie-
rzenia związane z oczekiwaniem potomka, jego płcią i cechami anatomiczny-
mi, pierwszymi miesiącami życia, a następnie praktyki inicjacyjne, cele i for-
my wychowania w domu i chederze, gry i zabawy szkolne (mnemotechnicz-
ne, parodystyczne, umysłowe) i pozaszkolne (ruchowe) oraz doroczne święta 
(Pesach, Chanuka, Purim i in.). Książkę zamyka  antologia folklorystyczna 
obejmująca 66 tekstów.

Warto dodać, że w przeciągu 1930 r. ukazywały się w Warszawie tomiki 

Biblioteczki dla Dzieci i Młodzieży Żydowskiej, przeznaczone dla tych adre-
satów, którzy nie opanowali jeszcze hebrajskiego ani jidisz. Seria pierwsza, za-
planowana na 9 tytułów, poświęcona była świętom żydowskim, a ułożony jak 
w almanachu materiał obejmował teksty bardzo zróżnicowane - od adaptacji 
fabuł biblijnych poprzez opisy świątecznych praktyk i zwyczajów aż po opo-
wiadania okolicznościowe, między innymi Korczaka, Szolema Alejchema i Pe-
reca.   Zostało   to   zresztą   zaakceptowane   przez   postępową   krytykę   z   kręgu 
„Miesięcznika Żydowskiego". Jeden z krytyków postulował wręcz populary-
zowanie opowieści biblijnych,  talmudycznych  i chasydzkich, jak również 
tekstów folkloru:

Trzeba by dziecku żydowskiemu, czytającemu po polsku, dać do ręki te legendy, ubrane 

odpowiednią szatę językową i artystyczną, aby wywrzeć mogły zawczasu wpływ kształtująca 
dusze i stać się kiedyś krynicą wspomnień zaczerpniętych z dziedziny własnej kultury

137

.

Warto dodać, że w 1938 r. ukazała się w Wiedniu przełożona na język pol-
książeczka Hagada na Pesach, łącząca materiał religijno-obrzędowy z fol-
klorystycznym, wzbogacona ponadto licznymi ilustracjami i „dodatkiem mu-
zycznym".

Charakterystyczne, że Janusz Korczak - ten doświadczony pedagog 

lawca duszy dziecięcej, przez trzydzieści lat kierujący Domem Sierot dla :i 

żydowskich i odnotowujący wszelkie przejawy ich zachowań kolektywach - 

zupełnie nie rozumiał istoty zabawy. W tym wypadku podzielał pozy-istyczny 

punkt widzenia i przez całe życie pozostawał wierny diagnozie, którą 

sformułował jeszcze w 1908 r.:

Studia nasze nad zabawami dzieci potwierdziły stokrotnie nasze założenia: zabawy te są

o poszukiwaniem zamiany warunków czynności pracy, albo poszukiwaniem nowych wiado-

- nieuświadomionym dążeniem do wzniesienia się na wyższy stopień poziomu intelek-

:go, albo chęcią wyładowania duszącej się bez ujścia energii mięśniowej, albo złym hazar-

irzejętym od otoczenia, dążeniem do zajęcia stanowiska przewodnika i rozkazodawcy

dem rówieśników - chęcią władzy, panowania.

Także w późniejszych latach nigdy nie interesował go scenariusz zabawy 

iko takiej, lecz wyłącznie aspekt psychospołeczny związany z momentem jej

]. Feldhorn, O bajkę i legendę żydowską w języku polskim, „Miesięcznik Żydowski" 

T. I, z. 3, s. 269.

background image

70

Rozdział I

rozpoczęcia, doborem partnerów, podziałem ról, stopniem zaangażowania 
uczestników oraz przekształcenie zabawy w pracę i inne czynności naśladują-
ce dorosłych.

Jako charakterystyczny dla jego postawy można przytoczyć następujący 

opis:

Dwoje, niemal ciągle ci sami, biegają (kotek i myszka), grają (bąk), wybierają (koszyczek), 

pozostałe zapewne się nudzą? Jedno patrzy, drugie słucha, trzecie śpiewa szeptem, półgłosem,  
głośno, czwarte ma niewyraźną ochotę, ale się waha, serce mu bije. A dziesięcioletni wodzirej--
psycholog ocenia tylko, ogarnia, panuje

138

.

Nas najbardziej może zainteresować fakt, iż Korczak często odnotowy-

wał i komentował dziecięce bajania, zwroty frazeologiczne, przejęzyczenia. 
Wiadomo, że i sam chętnie włączał się do zabawy i opowiadał bajki (przeważ-
nie wymyślone), a do swych utworów beletrystycznych przenosił całe bogac-
two zachowań i kodów organizujących życie dziecięcej społeczności

139

. Pod-

kreślał też rolę wyobraźni ludycznej, dzięki której dziecko przezwycięża ogra-
niczenia szarej egzystencji i realizuje na jawie sny o potędze. Korczak nie sta-
je   się   jeszcze   dzięki   temu   etnologiem,   ale   antycypuje   w   jakimś   sensie 
nowatorskie rozumienie folkloru dziecięcego, jakie w naszych czasach zapro-
ponował wybitny znawca tej problematyki, Jerzy Cieślikowski.

Cieślikowski   był   literaturoznawcą,   szczególnie   zaś   interesowały   go 

związki między twórczością dla dzieci a zabawą i folklorem. Dał temu wyraz 
już w swych wczesnych pracach poświęconych Waleremu Przyborowskiemu 
i Marii Konopnickiej

140

. Swe zasadnicze tezy wyłożył najpełniej w książkach 

Wielka zabawa  (1967) oraz  Literatura ipodkultura dziecięca  (1974), tworząc 
podwaliny pod nową dyscyplinę badawczą nazwaną przezeń pajdologią, która 
miała   integrować   osiągnięcia   różnych   dziedzin   wiedzy   związanych 
z dzieckiem i dzieciństwem nie tylko w wymiarze pedagogicznym i psycho-
logicznym,   ale   przede   wszystkim   egzystencjalnym   i   kulturowym.   Z   tego 
względu odrzucał XIX-wieczne teorie traktujące zabawę jako narzędzie fi-
zycznego rozwoju dziecka, jakie wywarły u nas wpływ m.in. na E. Kacza 
i E. Piaseckiego, a wypowiedział się za inspirowaną poglądami  F. Schillera 
koncepcją współczesnego psychologa E. Claparede'a, iż „dziecko jest po to, 
aby się bawić". A co więcej, „stworzone dla zabawy jest nie tylko dziecko, ale  
i dorosły, i zależnie od zawartego w nim procentu dziecka potrafi się bawić jak 
dziecko - w sposób wyłączny"

141

. Bliskie były Cieślikowskiemu również po-

138

 J. Korczak, Pisma wybrane, t. 3, s. 180, t. 1, s. 150-151.

139

J.   Ługowska,  Janusz   Korczak   jako   odkrywca   folkloru   dzieci   polskich   i   żydowskich,  

„Literatura Ludowa" 1989, nr 4-6.

140

 Zob. J. Cieślikowski,  Walerego Przyborowskiego powieść historyczna dla dzieci, „Studia 

Pedagogiczne" 1958, t. 5; tenże, Wiersze Marii Konopnickiej dla dzieci, Wrocław 1967, s. 185.

141

J. Cieślikowski,  Wielka zabawa. {Folklor dziecięcy. Wyobraźnia dziecka. Wiersze  dla  

dzieci), Wrocław 1967, s. 185.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

71

glądyj. Huizingi jako autora słynnej pracy Homo ludens (1938), a zwłaszcza 
teza, iż zabawa ma cel sama w sobie, że tworzy osobny świat reguł i wyobra-
żeń i że przenika różne formy działalności dorosłych uważane powszechnie 
za poważne - zwłaszcza poezje. Żywioł ludyczny objawia się, zdaniem auto-
ra Wielkiej zabawy, nie tylko w profesjonalnej twórczości dorosłych, ale tak-
że w dziecinnych rymowankach.

Ta właśnie okoliczność kieruje uwagę Cieślikowskiego w stronę tradycyj-

nego folkloru dzieci i dla dzieci, przeważnie wiejskiego, jaki został utrwalony 
w zapisach Kolberga oraz materiałach ZWAK-u, „Wisły" i „Ludu". Nie pomi-
ja też prac Gołębiowskiego, Biegeleisena i Rogoszówny tudzież opracowań 
dotyczących folkloru europejskiego i co szczególnie istotne, pozaeuropejskie-
go, wychodząc z założenia, że „folklor dziecięcy w stopniu jeszcze większym 
niż folklor dorosłych jest zjawiskiem wykraczającym poza granice jednego 
kraju, a nawet kontynentu". Wiedziony tą myślą, tropi obecność wybranych 
struktur zabawowych (ruchowych i werbalnych) w folklorze polskim i nie-
mieckim, angielskim i rosyjskim, czeskim i macedońskim, białoruskim i au-
stralijskim. Nie pomija tekstów zebranych na Madagaskarze i w Melanezji, we 
wschodniej Afryce i w Meksyku, u plemion nowogwinejskich i hotentockich. 
Interesują go w równej mierze odmiany regionalne, co historyczne, oparte na 
najstarszych   przekazach   polskich   (Kadłubek,   Rej,   Kochanowski,   Górnicki, 
Kitowicz) i obcych (od starożytności po wiek  XX),  jak również źródła iko-
nograficzne. Za najstarsze zabawy uważa takie, które można wyprowadzić 
z dawnych obrzędów i wierzeń (Jaworowi ludzie, Czarny baran, Niebo i pie-
kło, Gra w Czarnego Luda), 
wszelako rozważania genetyczne nie mają tu tej 
samej rangi dowodowej co analiza struktur ruchowych i tekstowych, ich obo-
pólnych związków, podlegających zasadzie integracji i dezintegracji.

Myślenie uniwersalistyczne  i komparatystyczne przenosi Cieślikowski 

także na inne wytwory rodzinnego folkloru związane z dzieckiem od nie-
mowlęctwa po życie w rówieśniczej gromadzie. Analizuje więc najpierw ani-
mowane przez matki i dziadków kołysanki, rozbudzanki, „mity związane z fi-
zjologią dzieciństwa" (narodziny, pierwsze zabawy eta), rymy służące zaba-
wianiu i aktywizowaniu małego dziecka („sroczka", „raki-nieboraki", „patata-
je"), rymy imitujące głosy zwierząt, zagadki, bajki, wiersze inwokacyjne (do 
ślimaka, biedronki). Tego typu repertuar jako wytwór pedagogiki czy jowial-
ności dorosłych nazywał będzie Cieślikowski „folklorem dla dzieci". Przecho-
dząc natomiast do repertuaru młodocianych pasterzy, powstałego bez udzia-
łu i nadzoru dorosłych, a obejmującego żartobliwe powiedzenia, dialogi ini-
cjacyjne, przezwiska, repliki, wyliczanki, zabawy i wierzenia, nada mu miano 
„folkloru dziecięcego". Włączy doń jeszcze dziecięce adaptacje pieśni ludo-
wych  [Ptasie wesele, O komarze, Miała babuleńka...) oraz gadek zaczerpnię-
tych z tradycji żydowskich i Hagady. Jako literaturoznawca szczególnym za-
interesowaniem darzył wyliczanki, które w niejednym wypadku, oderwane od 
pierwotnej genezy i funkcji, stały się dzięki magii słowa nośnikiem czystej po-

background image

72

Rozdział I

etyckości. Czytamy bowiem we Wstępie: „Autor zatytułował swoją pracę 
Wielka zabawa, wychodząc z założenia, że wszystko, co dzieci wzięły od do-
rosłych, co dla nich dorośli stworzyli, co same wymyśliły i wreszcie co doro-
śli dla nich napisali najlepszego, służy przede wszystkim i wpierwszym rzę-
dzie zabawie. To jest wielkie hasło i emblemat, pod którym dziecko bawi się, 
a więc tworzy, reprodukuje, upaja się i igra słowem"

142

.

Dotyczy to zresztą nie tylko poezji i nie tylko dla dzieci, czego Cieśli -

kowski dowodzi także w następnej książce pod wymownym tytułem Litera-
tura i podkultura dziecięca.  
Modyfikuje  przy tym  znacznie dotychczasowe 
spojrzenie na folklor dziecięcy, włączając w jego obręb „wszystkie formy eks-
presji dziecięcej": słowne, materialne (zabawki, wycinanki, rysunki), technicz-
ne (sposoby ich wykonania), obyczajowe (oficjalne i wewnątrzgrupowe), mi-
metyczne i całkiem iluzyjne aż po świadectwa czysto indywidualne, subiek-
tywne,   jak   na   przykład   w   trakcie   jedzenia   przez   dziecko   budyniu,   gdy:  
„»olbrzym« z gębą otwartą jak wrota będzie połykał kolejno góry i lądy bu-
dyniowe i wygarniał łyżeczką malinowe rzeki. Dla racjonalistycznego i myślą-
cego praktycznie obserwatora - twierdzi Cieślikowski - ten bajeczny Gargan-
tua po prostu tylko zjada budyń, marudząc i walając palce i buzię. Gdy 
w rzeczywistości jedzenie budyniu było tu tworem dziecięcego folkloru, 
przywołanym w okolicznościach praktycznych i kończących się wraz z ni-
mi"

143

. Tak śmiałe poszerzenie granic folklorystyki  stało się możliwe dzięki 

uwzględnieniu stanowiska Rogera Caillois  (Ludzie a gry i zabawy,  1958), 
który wbrew definicji Huizingi stwierdził, iż reguła nie musi być koniecznym 
czynnikiem każdej zabawy, a przeciwieństwem tendencji do kierowania się 
w zabawie arbitralnymi  konwencjami  (ludus)  jest „wyzwolona  z wszelkich 
więzów bujna wyobraźnia, którą można określić słowem paidia"

144

.

Caillois zaproponował klasyfikację gier i zabaw w dwóch przekrojach, 

uwzględniając stopień ich złożoności - od tworów najprostszych i improwizo-
wanych (paidia) do „dokształconych", tzn. obwarowanych określonymi regu-
łami  (ludus) -  oraz wybór strategii działania, jak współzawodnictwo  (agon),  
zdanie się na los  (alea),  naśladownictwo  (mimicry) czy  wreszcie dążenie do 
oszołomienia (ilinx). Cieślikowski wypełnił tę siatkę kategorii przykładami za-
baw dziecięcych, dochodząc jednocześnie do przekonania, że mają one naturę 
mieszaną. „Sądzimy - pisał - że właściwie prawie każda zabawa dziecięca jest 
taką kombinacją. Przykładowo zabawa w kotka i myszkę zawiera agon, bo po-
ścig i chwytanie, mimicry, bo »kot« i »mysz«, alea, bo jest tu stała dyspozycja 
i spodziewalność »cudowności«, a także magia koła i śpiewanej piosenki, wre-
szcie ilinx, które jest substratem zabaw najmłodszych, jak np. kółko graniaste, 
w którym należy się kręcić do utraty tchu, do zupełnego upojenia"

145

.

142

Ibidem, s. 6-7.

143

J. Cieślikowski, Literatura i podkultura dziecięca, s. 91.

144

R. Caillois, Żywioł i ład, przel. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1973, s. 309.

145

J. Cieślikowski, Literatura i podkultura dziecięca, s. 157.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

73

Dla kolekcjonerów folkloru zabawy paidialne nie miały takiego znaczenia, jak 

ludyczne, które łatwo było opisać i sklasyfikować. Dotyczy to zwłaszcza 

zabaw zabawkami, pozostających na marginesie zainteresowań folklorystyką. 

Dopiero w 1929 r. trafiła na karty „Ludu" seria artykułów materiałowych Se-

weryna Udzieli pod hasłem Zabawki z roślin, trudno jednak powiedzieć, ile 

pomysłów w tym względzie należy zawdzięczać dorosłym, a ile odkrywczo-

ści samych dzieci. Dość wymienić takie twory, jak pukawka z bzu, dudka 

z źdźbła żyta, młynek na wodzie, wiatraczek ze słomy, łańcuszek z pestek wi-

śni, granie na listku trawy etc, etc. Stanowiły one zapewne substytut ko-

sztownych zabawek z jarmarku, produkowanych niejednokrotnie przy współ-

udziale dzieci przedsiębiorczych wieśniaków. Do tego typu zabawek zaliczył 

Tadeusz Seweryn grzechotki, klocki, lalki, drewniane koniki i inne zwierzęta, 

figurki ludzkie, małe huśtawki itd. Odróżnił przy tym zabawki dla dorosłych, 

związane przeważnie ze zwyczajami i obrzędami nierzadko o charakterze 

symbolicznym (dzwonki emausowe, drzewka życia), od typowo dziecięcych, 

imitujących różne sfery życia wiejskiego (gosposia karmiąca kury, kominiarze, 

kolędnicy) bądź służących za ilustrację do opowiadanych bajek (Pan Twar-

dowski na kogucie); a dalej - statyczne od mechanicznych (wiatraczek, baba 

robiąca masło, drewniane motyle). Przy okazji kreśli historię polskiej zabawki 

ludowej, wykonywanej przeważnie z gliny i drewna, która nieuchronnie 

przegrywała konkurencję z tanią, masową zabawką fabryczną, preferującą czę-

sto-jego zdaniem - tematy deprawujące (gangsterzy i policjanci)

146

.

Na inne zjawisko zwróciła z kolei uwagę Stanisława Matczakowa w studium 

Dziecko w rodzinie wiejskiej. (Materiały z powiatu radomszczańskie-goj

147

, a 

mianowicie na fakt, że w okresie powojennym piłka gumowa jako zabawka 

fabryczna zaczęła odciągać uwagę dzieci od gier tradycyjnych. Prze-i miany 

objęły również inne sfery życia zarówno małego dziecka (zanikanie ko-libaków, 

czyli   prowizorycznych   kołysek   zastępowanych   fabrycznymi wózkami), 

jak i dorastającego (praca, nauka, zabawa). Nawet obrzędy Bożo-I 

narodzeniowe (szopka, Mikołaje, Herody) nabrały merkantylno-zabawowe-

go charakteru. W kręgu łódzkich etnografów znalazł się również Jan Piotr 

Dekowski, publikujący materiały o obchodzeniu Ostatków, robieniu fujarek i 

iwierzeniach związanych z biedronką

148

. Materiały te pochodziły z wypadów I 

terenowych w latach 1955-1966, a więc po okresie stalinizmu, który mimo 

programowej  ochrony folkloru chłopskiego eliminował z pola widzenia i 

wszelkie teksty i obrzędy o zabarwieniu fideistycznym.

Przez długie powojenne lata odnoszono się z podejrzliwością także do 

folkloru górnośląskiego z uwagi na jego bliskie związki z kulturą niemiecką

-   

M6

T. Seweryn, Polskie zabawki ludowe, Warszawa 1960.

147

„Łódzkie Studia Etnograficzne" T. V Łódź 1963.

148

J.P Dekowski, Przyczynki do folkloru dziecięcego, „Prace i Materiały Muzeum Archeo

logicznego i Etnograficznego w Łodzi". Seria Etnograficzna nr 11. Zwyczaje i obrzędy Ziemi

I  Łódzkiej, Łódź 1967.

i

background image

74

Rozdział I

i dopiero od lat 70. datują się znaczniejsze publikacje na ten temat. Na szcze-
gólną uwagę zasługuje tu monografia Doroty Simonides Od kolebki do grobu 
Śląskie  wierzenia,   zwyczaje   i  obrzędy   rodzinne   w  XIX wieku  (Opole   1988), 
Traktując śląską kulturę ludową jako kulturę tradycyjną, upatruje w niej autor-ka 
funkcję „podtrzymywania związku człowieka z wszechświatem", co obja-wia 
się   w  działaniach  zarówno   magicznych   i   religijnych,   jak  racjonalnych.  W 
tych też kategoriach opisuje dzieciństwo Ślązaka, zwracając uwagę nie tyl-ko na 
obrzędy i praktyki towarzyszące jego egzystencji od momentu poczę-cia po 
okres adolescencji, zakończony wyjściem na służbę lub do wojska, ale  także 
związany   z   tym   tematem   odrębny   typ   opowieści,   będący   już   domeną 
folklorystyki. Nie wszystkie wierzenia i praktyki jest w stanie racjonalnie wy-
jaśnić, ale dla większości z nich znajduje wytłumaczenie troską o zdrowie 
matki i jej potomstwa. Być może odpowiedź kryje się w etnologicznych roz-
ważaniach Anny Zadrożyńskiej  {Powtarzać czas początku.  Cz.  II.  O  polskiej 
tradycji   obrzędów  ludzkiego   życia,  
Warszawa   1988),   która   system   zakazów 
związanych z macierzyństwem i noworodkiem tłumaczy potrzebą zrównowa-
żenią biologicznej siły kobiety, co w innych płaszczyznach życia objawia się 
poprzez teatralne demonstrowanie męskich praw. Warto dodać, że Simonides 
patronowała także gigantycznemu przedsięwzięciu, jakim była praca zbioro-
wa nad tomem Folklor Górnego Śląska (Katowice 1989). W tomie tym, będą-
cym   chlubą   rodzimej   folklorystyki   krajoznawczej,   osobne   miejsce   zajmuje 
studium   Henryki   Wesołowskiej  Zwyczaje   i   obrzędy   rodzinne,  w   którym 
omówione zostały tradycje związane z prokreacją, ciążą, narodzinami i uspo-
łecznieniem górnośląskiego dziecka.

Jednak dla badacza-etnografa folklor dziecięcy stanowi zjawisko margi-

nalne. Matczakowa przytacza w aneksie teksty dwóch rymowanek służących 
zabawianiu  niemowlęcia  i  19  wyliczanek,   Dekowski  kołysankom   i  innym 
tekstom na użytek małego dziecka poświęcił osobny artykulik

149

, Simonides 

zaś ogranicza się do gier i zabaw wymyślonych przez same dzieci, nadmie-
niając dodatkowo o ich udziale w obrzędach dorocznych i wieczornicach, 
w   których   trakcie   przysłuchiwały   się   różnym   opowieściom   i   nowinkom. 
Wszystkie te enuncjacje, podobnie jak Wielka zabawa, Cieślikowskiego, opi-
sywały zjawisko przemijające, należące już do skansenu kultury narodowej. 
Jeszcze innymi  publikacjami konserwującymi stan miniony stały się zbiorki 
Lidii Michalikowej  {Polskie zabawy ludowe,  1976) i Jadwigi Gorzechowskiej 
{Mało nas, mało nas... Polskie dziecięce zabawy ludowe,  1978). Michalikowa 
opisała 70 scenariuszy zabawowych, mając za podstawę ankiety przeprowa-
dzone w latach 1935-1938 wśród dzieci powiatu limanowskiego i konfron-
tując ten materiał z pracami Gołębiowskiego, Kolberga, Piaseckiego i in. Pra-
ce te znała również Gorzechowska, gdy przystępowała do porządkowania 
swej kolekcji z lat 1916-1939, przeznaczając do publikacji 150 opisów, nie li-

 Ibidem, nr 16.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

75

cząc wyliczanek, monologów, dialogów i przyśpiewek, które potraktowała ja-
ko formułki przed- i pozabawowe. Uwzględniła przy tym także zapisy me-
lodyczne, co było możliwe dzięki pozyskaniu współpracy znanej kompozy-
torki piosenek dla dzieci Marii Kaczurbiny. Pod względem klasyfikacji i in-
terpretacji oba zbiorki nie wniosły niczego istotnego. Rewelacyjna okazała 
się za to książeczka krakowskiej językoznawczyni Krystyny Pisarkowej Wy-
liczanki polskie  
(1975). Autorka podchwyciła inicjatywę popularnego tygo-
dnika „Przekrój", który w 1959 r. zachęcił swych czytelników do zbierania 
wyliczanek, publikując następnie nadesłany materiał w 14 kolejnych nume-
rach. Pisarkową zainteresowały przede wszystkim pochodzenie, język, funk-
cje, transformacje i rodzaje tych rymowanek, które na ziemiach polskich ule-
gały  wpływom   wielu   kultur,   współcześnie   zaś   zmieniają   się   głównie   pod 
wpływem środków masowego przekazu, one bowiem wypełniły nową treścią 
„stare foremki". Na powstawanie i zanikanie niektórych form słownych i za-
bawowych zwracała wcześniej uwagę znana pisarka dla dzieci - Hanna Janu-
szewska.   W   artykule   z   lat   60.  Folklor   dziecięcy   warszawskich   podwórek

150  

sugerowała, że zjawisko to wynika ze zmiany składu socjalnego mieszkańców 
stolicy, bliskiego sąsiedztwa środowisk inteligenckiego, robotniczego i wiej-
skiego oraz wpływu szkoły i telewizji.

Na nieustanną żywotność i otwartość folkloru dziecięcego wskazywała 

również Dorota Simonides w książkach Współczesny folklor słowny dzieci i na-
stolatków 
(1976) oraz Ele mele dudki. Rymowanki dzieci śląskich (1986), opie-
rając się na repertuarze przekazywanym współcześnie w obrębie środowisk 
dziecięcych Opolszczyzny i Górnego Śląska. Zawdzięczamy jej nie tylko cha-
rakterystykę i typologię repertuaru wspólnego całej młodzieży szkolnej (ry-
my dla zabawy, rymy satyryczne, parodie, zagadki, przysłowia, wierzenia 
i przesądy) czy poszczególnych grup wiekowych, tzn. uczniów klas I-IV (tek-
sty skatologiczne, anegdoty o głupcach, nieporozumienia językowe, zagadki 
tradycyjne)  i V-VIII (dowcipy o zwierzątkach, anegdoty makabryczne,  za-
gadki abstrakcyjne i absurdalne, przysłowia, welleryzmy), ale również przeko-
nanie, że współcześnie jedynie dzieci wykazują w stosunku do folkloru posta-
wę   autentycznie   aktywną   i   twórczą,   podtrzymując   żywotność   tekstów 
tradycyjnych i tworząc nowe, inspirowane treściami kultury masowej (głów-
nie telewizji), które dzięki temu szybko wchodzą w obieg ogólnopolski. Zdu-
miewającą koncesją na rzecz tradycji są opisane przez Simonides wierzenia 
i przesądy nastolatków, które wykraczają poza formułę folkloru słownego.

Za specyfikę folkloru kolonijnego uznała Simonides opowieści z dre-

szczykiem, inspirowane w równym stopniu przez tradycyjne podania wierze-

niowe, co współczesne filmy grozy. Na upodobanie dzieci do makabry zwra-

cała także uwagę Joanna Papuzińska traktując ich folklor w kategoriach peda-

gogiki i psychologii społecznej. Analizując repertuar podwórkowy, szkolny

150

„Literatura Ludowa" 1967/68, 
nr 4-6.

background image

r

76

Rozdział I

i kolonijny dochodzi do tego samego przekonania, że służy on funkcjom per-
fekcjonistycznym i regulacyjnym, umożliwiając dziecku zajęcie odpowiedniej 
pozycji w grupie rówieśniczej. Toteż w ocenie Papuzińskiej „formuła wielkiej 
zabawy przy pozornej autoteliczności, przy nastawieniu na relaks i doraźność 
ma zarazem wyraźnie zakreślone cele instrumentalne: z jej ludycznością bo-
wiem związana jest naturalna motywacja do samorozwoju. Zabawa jest tuj 
więc stylem raczej, formą osiągania pewnych, choćby nawet nieuświadomio-
nych  celów"

151

.  Cele  owe  nie  sprowadzają  się  bowiem  li  tylko  do  korzyści 

prestiżowych, ale wyrażają nadto dziecięcy stosunek do świata w takim zakre-
sie form i treści, jakiego unika literatura dla dzieci.

Stosunek ten wyraża się między innymi w pasji parodiowania tego, co ofi-

cjalne, dydaktyczne, a nawet święte, czego dowodów dostarcza książka Simo-
nides Współczesny folklor słowny dzieci i nastolatków, prezentująca prócz żar-
tobliwych trawestacji modlitw, pieśni kościelnych, tekstów reklamowych 
i szkolnych także parodie hymnu państwowego, pieśni partyzanckich i rewo-
lucyjnych. Folklor dziecięcy nie uznaje bowiem żadnego tabu. Niebawem rze-
czywistość miała dorzucić nowe egzempla, jak na przykład wyliczanka wyra-
żająca ironiczną ocenę schyłku gierkowskiej prosperity, będąca być może pro-
duktem folkloru politycznego dorosłych:

Nie ma masła, nie ma serka. 
Nie kochamy więcej Gierka. 
Raz, dwa, trzy Sekretarzem 
będziesz ty. Jak nie ty, no to 
ty.

Badacze folkloru dziecięcego nie mogli  podówczas z uwagi na cenzurę 

publikować tego typu materiałów. Wszelako wydarzenia sierpnia 1980 r. zła-
godziły ucisk cenzury w wielu zakazanych dotąd obszarach problemowych 
i nawet po wprowadzeniu stanu wojennego tolerowano niektóre publikacje 
o tematyce kresowej. Na lata 1983-1987 przypada seria artykułów Franciszka 
Sielickiego, zebranych następnie w książce Folklor dziecięcy i młodzieżowy na  
Wileńszczyźnie w okresie międzywojennym 
(Wrocław 1992). Autor, sięgając do 
pamięci własnej i informatorów pochodzących z regionu dołhinsko-krzywic-
kiego,   przeanalizował   folklor   dzieci   przedszkolnych   (kołysanki,   zabawianie 
niemowląt, „gawędy o zwierzętach i ptakach", bajki zwierzęce i magiczne) 
oraz dzieci szkolnych i młodzieży (zabawy w domu, na dworze, w szkole, na 
pastwisku), nie pominął również takich zagadnień, jak zabawki, wychowywa -
nie dzieci, ich praca na pastwisku, a nawet zjawiska patologiczne (bójki, kra-
dzieże, zabawy kosztem młodszych). O ile opisany przez niego folklor dla 
dzieci był niemal w całości białoruski, repertuar dzieci szkolnych i młodzieży 
ulegał od lat 30. polonizacji. Był to jednak proces całkowicie dobrowolny,

151

 J. Papuzińska, Inicjacje literackie. Problemy pierwszych kontaktów dziecka z książką,  

Warszawa 1981, s. 98.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

77

z poszanowaniem rodzimych tradycji, czego nie można powiedzieć o okresie 
po wkroczeniu na te ziemie Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r. Sielicki opi-
sał zatem zjawiska tyleż typowe, co unikatowe, wynikające z oddziaływania 
sąsiednich kultur: polskiej i rosyjskiej. Analogiczne zjawisko interetniczności 
zaobserwował   Karol   Daniel   Kadłubiec   analizując   współczesną   twórczość 
słowną polskich dzieci z Zaolzia, które formy literackie preferowały kosztem 
gwarowych: „Gdybyśmy zaś porównali te nasze, zaolziańskie, z tymi, które 
zanotowano wśród dzieci w Polsce, zobaczylibyśmy, że te pierwsze mieszczą 
się absolutnie w systemie tych drugich. Nie tylko to, wzbogacają je o nowe ty-
py i warianty"

152

. Do nomenklatury gatunkowej wprowadził Kadłubiec takie 

nazwy, jak rozkazywanki (rymowanki satyryczne mające wpłynąć na postępo-
wanie partnera), zabawianki (rymowanki do gier i zabaw dzieci między sobą; 
u Sielickiego: „zabawianki" oznaczały czynności związane z zabawianiem nie-
mowlęcia), „gestykanki" (rymowanki wspomagane przez gest) i „bajanki" 
(bajki natrętne, np. „Siała baba mak...").

Nowa terminologia gatunkowa pojawiła się w związku z odkryciem fol-

kloru pisanego, popularnego zwłaszcza wśród dzieci miejskich. Już Cieśli-
kowski analizował zabawy rysunkowe jako formy analogiczne do werbalnych 
przedrzeźnianek, a do dziecięcych „tworów plastycznych" zaliczył „malowan-
ki", „wyrywanki", „wyklejanki" i „składanki" (będące kontaminacją różnych 
technik). Twierdził przy tym, że „folklor dziecięcy został zinstytucjonalizo-
wany w wielkie zabawy organizowane przez dorosłych: turnieje rysunkowe 
farbami, kredkami, kredą na asfalcie miejskiej ulicy". I dodawał: „Jeszcze tyl-
ko nie reglamentowana bywa twórczość »kredą na murze«, dziecięce obscena 
i owe »Jolka jest głupia*"

153

. Dopiero kilkanaście lat później pojawił się esej 

Jacka Olędzkiego dotyczący tzw. gry w klasy z wykorzystaniem narysowanej 
na asfalcie figury „luda" czy „chłopaka". Autor sprowokowany tezą, iż gra ta 
jest reliktem archaicznych mitów o wędrówce w zaświaty (skakanie między 
„piekłem" i „niebem"), stara się dowieść, że jej temat i reguły wyprowadziły 
dzieci z doświadczeń szkolnych, dawniej bowiem uzyskanie promocji do na-
stępnej klasy wymagało wiele trudu

154

. Jednocześnie przedmiotem zaintere-

sowania folklorystów stały się dziecięce graffiti, pojawiające się najpierw na 
ulicach światowych metropolii jako wyraz potrzeby zawłaszczania i oswajania 
wielkomiejskich przestrzeni

155

. Kiedy przestały być modne na Zachodzie, za-

władnęły z nową siłą wyobraźnią dzieci i młodzieży krajów postkomunistycz-
nych. Wnikliwą analizę polskiego nurtu tej twórczości przeprowadził Piotr 
Kowalski, dowodząc, że graffiti jest nie tylko znakiem obecności, ale pełni

152

K.D. Kadłubiec, I. Fryda, Raz, dwa, trzy, wychodź ty. Twórczość słowna polskich dzieci

zZaolzia, Czeski Cieszyn 1993, s. 101.

153

J. Cieślikowski, Literatura ipodkultura dziecięca, s. 154.

154

J. Oledzki, „Skuś'baba na dziada". Przyczynek do powinności przemyśleń perypatetycz-

nych, „Polska Sztuka Ludowa" 1987, nr 1-4.

155

W Jaworska, Kilka uwag o folklorze plastycznym w środowisku miejskim, ibidem.

background image

78

Rozdział I

także funkcję magiczną (wypowiedzenie jako władza nad rzeczywistością) i 
integracyjną (podtrzymywanie więzi dziecięcej w społeczności)

156

.

Na ten nowy obszar badań wskazywał Michał Waliński jeszcze w 1977 r. 

tuż po ukazaniu się monografii D. Simonides: „Otóż wydaje się, że imma-
nentną częścią folkloru dzieci i młodzieży są także masowo krążące w tym 
środowisku sztambuchy, imionniki, piosenki, wzorniki listów, jak i same listy, 
zeszyciki pele-mele, a także tak popularna wśród dzieci forma spontanicznej, 
niekontrolowanej twórczości, jaką stanowią graffiti, muralia itp. Słuszne albo-
wiem wydają się głosy tych folklorystów, którzy zwracają uwagę na fakt, że 
kryterium oralności nie musi być wyróżnikiem folklorystyczności tekstu (na-
wet w folklorze tradycyjnym), że teksty folkloru mogą korzystać z różnych 
kanałów przekazu"

157

. Podejmując to wyzwanie, Simonides skierowała swą 

uwagę w stronę dziecięcych pamiętników i po wstępnej analizie materiału po-
chodzącego z lat 1903-1979 doszła do przekonania, że z trzech historycznych 
kryteriów folkloru: kolektywności, wariantowości i oralności, spełnia on 
wszystkie. Nawet ostatnie, gdyż jeśli za kryterium ustności uznać modelowa-
nie tekstu w zależności od reakcji odbiorcy i dialogowość, cechy te mają swe 
odpowiedniki w pisemnej transmisji (wybór wiersza do pamiętnika pod kątem 
osobowości adresata, dyskusja lub polemika z istniejącymi w nim wpisami)

158

Pełną analizę tego zjawiska zaprezentowała Simonides po dziesięciu latach 
w książce O współczesnych pamiętnikach dzieci (1993), uwzględniając dzieje 
pamiętnikowego albumu, cel wpisów, dedykacje, tematykę, formę i zdobnic-
two. Na uwagę zasługuje jej teza o dydaktycznym charakterze dobieranych 
przez dzieci tekstów (słowa-klucze to: los człowieka, szczęście, cnota, praw-
da, Bóg, wiara, przyjaźń, miłość, wspomnienie), które wyróżnia nadto patos i 
emfaza, a więc cechy nieobecne w folklorze ustnym, nie mówiąc już o auto-
cenzurze wobec wpisów niestosownych (obscenicznych i trywialnych). Tek-
sty ludyczne pojawiają się jedynie we wpisach dzieci młodszych, które się-
gają do repertuaru znanego im z folkloru podwórkowego. Interesująca jest 
również teza o przechodzeniu tej tradycji ze środowisk dworskich do mie -
szczaństwa   (warto  dodać,  że  biedermeierowskie  „imionniki"  analizował 
J. Cieślikowski

159

), a w ostatnich dziesięcioleciach nawet do dzieci wiejskich. 

Transmisję folklorystyczną wspomagają obecnie wydawnictwa komercyjne, 
jak np. broszurka 155 wierszy do pamiętnika szkolnego (Złotów ok. 1990), 
której sprawczyni zachęca czytelników do nadsyłania nowych tekstów, obie-
cując „za 15 nowych najładniejszych wierszy- 500 000 zł".

156

E Kowalski, Dziecięce graffiti - nowa forma miejskiego folkloru, [w:] Literatura i kultu

ra popularna 2, red. J. Kolbuszewski i T. Żabski, Wrocław 1992; tenże, Samotność i wspólnota.
Inskrypcje w przestrzeniach współczesnego życia, 
Opole 1993.

157

M. Waliński, Folklor dzieci i nastolatków, „Literatura Ludowa" 1977, nr 4-5, s. 123.

158

D. Simonides, Pisemny obieg jako zjawisko współczesnego folkloru, „Z polskich studiów

slawistycznych" Seria VI, Warszawa 1983.

159

Literatura ipodkultura dziecięca, s. 7-15.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

79

Niewątpliwie najbardziej interesującą dziedziną folkloru pisanego dzieci, 

a zwłaszcza nastolatków są tzw. zeszyty „Złotych myśli", mające formę kwe-
stionariusza, który służy odpytywaniu partnera tego sposobu komunikowa-
nia się o jego upodobania, środowisko, ideał chłopca i dziewczyny, stosunek 
do miłości, inicjacji seksualnej etc. Pierwszy opis tego zjawiska zaprezentowa-
ła Hanna Szewczyk w artykule O niektórych tekstach subkultury uczniowskiej 
(1983), dodając jeszcze wiele interesujących informacji o wypełniających owe 
zeszyty wierszach do pamiętników, wypisach z liryki  miłosnej, wróżbach 
(Twoja przyszłość), regulaminach (Jak poznać chłopca) oraz opowiadaniach 
o tragicznej miłości  (Miłośćprzyczyną śmierci, Smak miłości i łez  itp.)

160

. Ten 

obszar badań do dziś budzi zainteresowania opolskich folklorystów pozosta-
jących pod naukową opieką Doroty Simonides, którzy wyniki swych badań 
opublikowali m.in. w monograficznych zeszytach „Literatury Ludowej" z lat 
1994 i 1996. Tam też znajdziemy rozprawy, które można zaliczyć do etnografii 
dzieciństwa, a mianowicie  Dziecko w tradycyjnym obrzędzie weselnym  Ka-
tarzyny Łeńskiej-Bąk oraz „Poć do raje niewiniątko..." Śmierć i pogrzeb dziec-
ka w tradycji śląskiej 
Kornelii Lach, nie mówiąc już o syntetycznym artykule 
P Kowalskiego Dziecko: rajska niewinność, magia, wróżby, pomyślanym jako 
hasło do przygotowywanej przez niego encyklopedii Znaki świata (1998).

wydawać by się zatem mogło, że badania nad kulturą środowisk dziecię-

co-młodzieżowych trafiły i u nas na swój czas, a co więcej, stały się udziałem 
dobrze przygotowanych specjalistów, gdyby nie sceptyczna refleksja D. Simo-
nides nad rolą folkloru w życiu współczesnego dziecka:

Najpierw latami reprezentanci pedagogiki, psychologii, literatury walczyli o to, żeby lite-

ratura, sztuka, muzyka zechciały dostrzec odrębność dziecka, jego psychikę i jego potrzeby. 
Traktowano wszak dzieci przez wieki jako małych dorosłych, którym wystarczają te same pro-
pozycje kulturalne co dorosłym, jedynie przykrojone na miarę dziecka. Kiedyśmy wreszcie od 
tego modelu odeszli, kiedy zaczęła powstawać piękna literatura dla dzieci, kiedy napisano wie-
le na temat, jak przedstawiać świat sztuki dla dzieci, kiedy klasyka literatury dziecięcej zdobyta 
świat, musiano się pogodzić z faktem, iż dzieci albo nie mają czasu, albo też same zaspokajają 
potrzeby kultury symbolicznej i same tworzą, rysują, opowiadają, przekazują, interpretują  to, 
co jest dla nich ważne

161

.

6. Dziecko twórcą

Najwcześniej zainteresowano się plastyczną twórczością dziecka - przede 

wszystkim   jako   świadectwem   jego   psychicznego   rozwoju  w   określonym 
przedziale wiekowym. Już pod koniec XIX wieku dziecięce rysunki przyku-
wały uwagę wielu uczonych (K. Ricci, J. Sully, E. Lamprecht i in.), którzy roz-

160

 „Polska Sztuka Ludowa" 1983, nr 3-4.

161

D. Simonides, Wymiary i rozmiary kultury dzieci, „Literatura Ludowa" 1996, nr 4-5, s. 4.

background image

80

Rozdział I

patrywali je na zasadzie analogii z wytworami sztuki dorosłego człowieka 
w jej historycznym rozwoju. Dopiero w latach 20. naszego stulecia miały one 
posłużyć  za miarę  umysłowego rozwoju dziecka (C. Burt, F. Godenough), 
Idee ową podchwycił u nas Stefan Szuman, który badał także rozwój kolory-
styki w sztuce dziecka i możliwości wyrazowe dzieci upośledzonych umysło-
wo. Począwszy od lat 40. prace psychologów sprowadzają się m.in. do bada-
nia wpływu osobowości i poziomu intelektualnego na formę graficzną rysun-
ku dziecka i na odwrót - wpływu sztuki plastycznej na psychikę dziecka 
i młodzieży, co zapoczątkowało nurt wychowania przez sztukę (H. Read, 
V Lowenfeld), którego orędownikami stali się u nas Bohdan Suchodolski 
i Irena Wojnar. W tym samym kierunku zmierzali także przedstawiciele nur-tu 
Nowego Wychowania,  kładąc główny nacisk na mechanizmy i funkcje  eks-
presji twórczej dziecka (J. Dewey, E. Claparede, C. Freinet i in.). Teoria 

0

wrodzonym popędzie twórczym dziecka (modyfikacja Bergsonowskiej elan

vital)   została  zakwestionowana jedynie  przez psychologów radzieckich, 
którzy traktowali wszelkie przejawy sztuki jako odbicie realnej rzeczywisto-
ści, w związku z czym ekspresja była w ich przekonaniu pochodną wiedzy 
1 trudu małoletniego artysty.

Nigdy za to nie ulegało wątpliwości, że w praktyce artystycznej dziecka 

rysunek poprzedza pismo i z tego względu jest najlepszym kluczem do zro-
zumienia mechanizmu procesów twórczych, także w odniesieniu do sztuki 
plastycznej dorosłych. Zdaniem Anny Trojanowskiej istnieją wręcz „znamien-
ne podobieństwa między typową ewolucją i indywidualnymi wariantami 
struktur plastycznych w spontanicznej twórczości dziecka i - w dziejach sztu-
ki". Zbieżności te mogą być analizowane jako wyraz pokrewieństwa między 
ontogenetycznym rozwojem istoty ludzkiej w sferze biologicznej, psychicz-
nej, myślowej, więc i artystycznej, a filogenetycznym rozwojem zbiorowisk 
ludzkich, zobiektywizowanym w konwencjach, stylach i symbolicznych obra-
zach dziejów świata. W świetle przeprowadzonej przez nią analizy dzieci kul-
tury euroamerykańskiej, przechodząc przez kolejne etapy kompetencji twór-
czej, odkrywają możliwości w zakresie operowania linią, potem światłem, a 
dalej barwą, kształtem i fakturą, powtarzają jak gdyby doświadczenia pla-
styczne człowieka od epoki paleolitu po najbliższe ich dokonaniom kierunki 
sztuki XX wieku, reprezentowane dziełami Matisse'a, Picassa, Kleego, Miro, 
Mondriana, Legera, Moore'a, nie mówiąc już o awangardowych, jak happenin-gi, 
psychodrama, sztuka socjologiczna, konceptualizm, albowiem: „W zabawie i 
ekspresji dziecka można znaleźć wiele elementów bliskich eksperymentom 
nowej sztuki. Jednym z najważniejszych jest synkretyczny sposób wyrażania 
i komunikowania doznań oraz zacierania granic między fikcją a rzeczywisto-
ścią". Dlatego zdaniem autorki wszelkie koncepcje podagogiczne powinny 
uwzględniać własne odkrycia dziecka, a nawet się im podporządkowywać

162

,

162

 A. Trojanowska, Dziecko i plastyka, Warszawa 1988, s. 7-8, 114.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

81

Charakterystyczne, że wstępując w progi szkoły i ucząc się reprodukowa-

nia gotowej wiedzy, dzieci stopniowo tracą zdolność tworzenia z wyobraźni, 
oryginalność i spontaniczność, a coraz częściej posługują się modelami z na-
tury bądź kopiują istniejące wzory. Kryzys ten objawia się między 10 a 16 ro-
kiem życia, a powodują go przede wszystkim brak wiary we własne siły, lęk 
przed kompromitacją, trudności w koncentracji uwagi, świadomość istnienia 
wybitnych dzieł sztuki, niska motywacja do pracy twórczej i ingerencja nau-
czyciela

163

. Ale wówczas coraz większego znaczenia nabiera twórczość lite-

racka, wyrastająca ze spontanicznej twórczości słownej i prowadząca niejed-
nokrotnie na wyżyny profesjonalizmu.

Dziecięcy pociąg do rymowania i kalamburzenia opisywał już w latach 20. 

znany radziecki pisarz dla dzieci Kornel Czukowski w książce Małe dzieci 
(1928), znanej od następnych wydań pod tytułem Od dwóch dopięciu. Nowy 
tytuł odnosił się bowiem do okresu naznaczonego w życiu dzieci wyjątko-
wym upodobaniem do rymotwórstwa. Wypływa ono nie tyle z potrzeby este-
tycznej, ile fizjologicznej, witalnej, rozwojowej, w związku z czym wypowia-
dane przez małych „wierszokletów" słowa nie mają jeszcze samoistnego by-
tu, lecz są synkretycznym dopełnieniem innych przejawów aktywności twór-
czej. W tym bowiem okresie, jak skomentował te odkrycia J. Cieślikowski: 
„Dziecko bardziej przynależy do natury niż kultury i nie pragnie wyrazić swo-
jego uczucia czy wzruszenia poprzez poezję, ale poezjuje, bo czymś jest wzru-
szone i coś przeżywa. Poezja jest mu więc nie nazwaniem lub wyobrażeniem 
czegoś, ale samym aktem, jak taniec, podskakiwanie, zabawa"

164

. Dopiero po 5. 

roku życia jego twórczość poetycka odrywa się od ekspresji ciała i staje się 
wartością samoistną niczym słowo pisane czy drukowane, z jakim zetknie się 
niebawem podczas nauki szkolnej. A twórczość pisana, podobnie jak rysunki 
dzieci, także przyciągała uwagę psychologów i pedagogów.

U nas badania nad tym rodzajem twórczości zapoczątkowała Aniela Szy-

cówna książką  Metodyka wypracowań (1921), łącząc określony typ umysło-
wości ucznia z odpowiadającą mu formą wypowiedzi (typ opisowy, typ opo-
wiadający, typ refleksyjny, typ uczuciowy). Największą karierę w pedagogice 
zrobiła jednak Nowoczesna Szkoła Technik Freineta. Kładła ona główny na-
cisk na swobodne wypowiedzi ucznia, a zwłaszcza małe opowiadania i wier-
szyki, oceniane następnie i opracowywane przy współudziale klasy, by zrepro-
dukowane techniką drukarenki odbyć dalszą drogę do szkolnej gazetki, dając 
okazje do kolejnych wypowiedzi i ocen. Mimo podporządkowania dydakty-
ce języka ojczystego wiersze dzieci trafiły do osobistego zbiorku Enfants 
poetes  
(Paryż 1954), opracowanego przez żonę twórcy szkoły Elizę Freinet. 
Traktowane wszelako jako dokument pedagogiczny, a nie świadectwo orygi-

163

 S. Popek, Twórczość plastyczna dzieci i młodzieży, [w:] Aktywność twórcza dzieci i mło-

dzieży, red. S. Popek, Warszawa 1988, s. 114.

l4

J. Cieślikowski, Wielka zabawa, s. 216-217.

164-

background image

82

Rozdział I

nalności i talentu, sygnowane były tylko imionami i wiekiem uczniów. Ale nie 
zawsze tak być musiało, o czym świadczy twórczość dzieci powstająca poza 
kręgiem eksperymentów szkolnych.

Wszystkim witkacologom doskonale znany jest przykład 8-letniego Sta-

sia, który na otrzymanej od rodziców drukarence ułożył kilkanaście dramaci-
ków (m.in. Komedie z życia rodzinnego, Odważna księżniczka, Menażeria, czyli 
Wybryk   słonia,   Księżniczka   Magdalena,   czyli   Natrętny   książę,   Karaluchy,  
Biedny chłopiec). 
Odkryto je dopiero po 70 latach i opublikowano jako^en-
dant do dorosłej twórczości tego wybitnego artysty, z czego wynika, że pod 
koniec XIX wieku tego typu „zabawy" nie zdumiewały jeszcze dorosłych. 
Z niepomierną natomiast atencją odnoszono się do literackich pasji nastolat-
ków,   o   czym   świadczy   neoromantyczna   twórczość   Janusza   Bednarskiego 
(1891-1908), zebrana przez Józefa Ujejskiego w tomie Wiersze i proza (1910, 
wyd. 2 - 1937). W tomie tym znalazły się także dwa utwory sceniczne: baśń 
dramatyczna Królewna Śnieżka, którą napisał w wieku lat 14, oraz misterium 
Trzy hostie. Portret autora jako młodzianka nieświadomego grzechu, z aniel-
skimi skrzydłami, namalował sam Jacek Malczewski

165

. Inny przypadek z tej 

epoki   to   pamiętnik   młodziutkiej   mistyczki   Justyny   Marii   Zaleskiej 
(1893-1913), która już mając lat siedem pisała poezję i dużo malowała. Jed-
nak szkoła zadusiła jej polot, a postępująca choroba wzmogła w niej ascezę 
i pragnienie śmierci. W jej pamiętniku dziewczęca egzaltacja idzie o lepsze 
z nieuświadomioną manierą literacką:

Być może... jestem - jak ludzie mówią - trochę dekadentka, lecz dekadentyzmem Leopol-1 

da Staffa, nie tym wymęczonym, chorym i starym wonią śmiertelnych tuberoz, lecz jasnym, ci-l 
chym, smutnym, co kocha baśń, wierzy, że najlepszymi z bóstw są śmiertelne boginki, modrej 
nocy siostry jasnolice; że kwiaty są duszami dziewcząt, co umarły w marzeniu śród tęsknicy 
zmierzchów, a siedmiobarwne motyle mrą od pocałunków białych rusałek

166

.

Dorosłe, koturnowe pozy straciły na znaczeniu już w okresie dwudzie -

stolecia międzywojennego, gdy powszechny dostęp do oświaty, praca szkoły 
i zachęta ze strony periodyków dziecięcych stanowiły wystarczającą motywa -
cję do pisania wierszy nawet dla przeciętnego ucznia. Publikowały je „Pło-
myk" i „Płomyczek", a wśród wydrukowanych autorów znalazł się m.in. An-
toś   Furdal   -   późniejszy   profesor   językoznawstwa   ogólnego

167

.   Po   drugiej 

wojnie światowej długo jeszcze nie było to zjawisko znaczące i drukiem ho-
norowano raczej młodocianych poetów, czemu patronowała redakcja czaso-
pisma młodzieżowego „Radar". Dopiero w ostatnich dekadach, gdy druk sta-

165

Zob. R. Waksmund, Krakowskie powietrze, „Sztuka dla Dziecka" 1987, nr 5/6, s. 64.

166

„Z Księgi Życia". Pamiętnik Justyny Marii Zaleskiej. (Męczeństwo, mistycyzm i ofiam

polskiego dziecka), oprać. C. Walewska, Warszawa 1918, s. 134.

167

10 lutego [wiersz okolicznościowy na Święto Morza], „Płomyk" 1936/37, nr 36, s. 974.

Przedruk w: Poezja dla dzieci. Antologia form i tematów, oprać. R. Waksmund, Wrocław 1999,
nr 683 (w dziale: Twórczość poetycka dzieci).

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

83

niał i stał się bardziej dostępny, zaczęły ukazywać się biuletyny i arkusze po-
etyckie, będące zarówno dziełem inicjatyw prywatnych, jak i konkursów orga-
nizowanych przez szkoły, domy kultury, czasopisma itp. W latach 1985-1989 
Osiedlowy Dom Kultury „Pegaz" w Głogowie organizował tzw. Prezentacje 
Poetyckie pod hasłem „dzieci z Poezją". Ich plonem było kilka wydanych ar-
kuszy z wierszami uczniów szkół podstawowych województwa legnickiego. 
Jako hasło imprezy figurowało znane stwierdzenie słynnego poety i prozaika 
Edwarda Stachury: „Wszystko jest poezją - każdy jest poetą".

Publikacje tego typu nie należą już do rzadkości. Wystarczy wskazać na 

zbiorek wierszy o tematyce przyrodniczo-ekologicznej ilustrujących docieka-
nia metodyczne Wiesławy Zuchowskiej Oswajanie ze sztuka słowa (Warszawa 
1992) oraz tomiki, jakie ukazały się staraniem Wojewódzkiej i Miejskiej Bi-
blioteki Publicznej im. Tadeusza Mikulskiego we Wrocławiu: Konkurs jedne-
gowiersza 
(1993) i Wrocław w twórczości poetyckiej i plastycznej dzieci (1995 
-wiersze   przetasowane   reprodukcjami   rysunków   i   grafik  nagrodzonych   na 
konkursie). Przed kilku laty wydano zbiorek utworów zmarłej w 12. roku ży-
cia Agnieszki Bartol z okazji ogólnopolskiego konkursu zorganizowanego dla 
uczczenia jej pamięci. Tytuł zbiorku brzmiał: Agnieszko, wróć. Opowiadania, 
baśnie i miniaturki w wydaniu pośmiertnym 
(Piła 1990), co świadczy o boga-
tych możliwościach warsztatowych nastoletniej autorki. Wiersze dzieci wy-
różnione   na   wałbrzyskim   etapie   tego   konkursu   wydrukowano   w   dwóch 
skromnych broszurkach pt.  Z konkursowej teczki  (Wałbrzych 1991). Warto 
dodać, że w tym samym czasie odbył się po raz pierwszy w Polsce Światowy 
Dzień Poezji Dziecięcej pod patronatem królowej Fabioli, Jacques'a Delorsa, 
Edmunda Hillary'ego, Petera Ustinova, UNESCO i UNICER Trwałym śla-
dem tej imprezy stała się książka zawierająca najlepsze wiersze, a jej autorzy 
wzięli udział w wielkiej wystawie poetyckiej w Brukseli.

Do promocji twórczości małoletnich poetów włączyli się nawet rodzice. 

Wrocławski poeta Henryk Wolniak wydał własnym nakładem plon wspólnej 

rodzinnej twórczości w broszurce Stacja Radość (1993). Z kolei Jacek Baluch, 

znany bohemista i ambasador RP w Pradze, wydał pod szyldem Oficyny Fa-

milijnej „Rezydencja" literackie próbki swojej córeczki Basi pt. Był taki paw, 

co ogon miał. Wierszyki i opowiadania (Praga 1993), przy czym tomik ten za-

myka ciepły komentarz taty, wyjaśniający okoliczności i sposoby powstawania 

kolejnych tekstów oraz własne ingerencje edytorskie w zakresie fonetyki, 

interpunkcji i podziału na wersy. Wszak pierwszy „utwór" powstał, gdy 

iziewczynka miała 1 rok i 10 miesięcy, a ostatni w wieku 8 lat. Minęły jeszcze 

iwa lata i „mama stwierdziła, że Basia osiągnęła już taki stopień świadomości 

wórczej, że można powoli uczyć ją pracy nad tekstem - dyskretnie i respek-

ując jej ostateczną wolę twórczą"

168

. Warto dodać, że tomik wydany z oka-:ji 

10. rocznicy urodzin autorki okrasiła jej kolorowa fotografia w towarzy-

168

B. Baluch, Był taki paw, co ogon miał. Wierszyki i opowiadania, Praga 1993, 
s. 49.

background image

84

Rozdział I

stwie najwybitniejszej polskiej poetki Wisławy Szymborskiej. Utalentowane 
literacko dziecko znalazło się w przedsionku Parnasu.

Jeśli idzie o twórczość poetycką, największą kolekcję tego rodzaju zapre-

zentowała nauczycielka z Pszczyny Bronisława Dymara w  Wierszach naszych 
dzieci. 
Książka ta ukazała się jako ukoronowanie działalności tzw. galerii pra-
cy  twórczej,   zorganizowanej   przez   tamtejsze   środowisko  polonistyczne   dla 
uczniów szkół podstawowych z całej Polski. Małoletni twórcy nadesłali na 
konkurs   oprócz   prac   plastycznych   ponad   800   tekstów   literackich,   spośród 
których autorka antologii wybrała do publikacji aż 230. Jej zamysłowi patro-
nowały idee twórczej pedagogiki C. Freineta, spopularyzowane u nas jeszcze 
pod koniec lat 70. przez Halinę Semenowicz w jej książce Poetycka twórczość 
dzieci.  
Dymara nie podziela poglądu Czukowskiego, że spontaniczny pociąg 
do poezjowania wygasa z pierwszym dzieciństwem i że wiersze dzieci mogą, 
jak twierdził z kolei Cieślikowski, zainteresować co najwyżej pedagoga czy 
psychologa, ale nie poetę: „Zebrane przeze mnie utwory dzieci starszych (12
—15 lat) wykazują wszystkie cechy poezji zarówno w treści, jak i w formie 
językowej. A przede wszystkim są szczerym wyrazem przeżyć dziecka i przez 
swój ładunek emocjonalny, bez żadnej wątpliwości, mogą być zaliczane do po-
ezji - oczywiście na miarę dziecka"

169

.

Więcej dystansu wykazał Maciej Pinkwart, gdy kilka lat wcześniej opubli-

kował 30 prac uczniów zakopiańskich szkół podstawowych, biorących udział 
w konkursie na bajkę, legendę lub opowiadanie typu „fantasy" na tematy za-
kopiańskie i podhalańskie, czemu patronowała Komisja  Wydawnicza Żako-
piańskiego Oddziału PTTK. Bajki tatrzańskie to pierwszy w naszym kraju tak 
obszerny zbiór twórczości prozatorskiej dzieci w wieku od lat 10 do 14. Pin-
kwart zdaje jednak sobie sprawę, że:

Kilka tekstów, zwłaszcza tych prezentowanych przez czwartoklasistów, powstało niewąt-

pliwie pod czujnym okiem (jeśli nie ręką) rodziców. Ale czyż można tego uniknąć? Wiele opo-
wieści nader szeroko czerpie z funkcjonujących już w literaturze wątków [...] Ale po pierwsze, 
obracamy się w sferze, w której pewne konwencje i schematy są ogólnie obowiązujące. A po  
drugie - autorzy chodzą do szkoły podstawowej, gdzie odpisywać może nie wypada, ale mą-
drze ściągać uchodzi za cnotę... Zresztą, czy tylko w szkole?

170

.

W   ten   sposób   dochodzimy   do   wyłonienia   istotnego   dla   artystycznej 

twórczości dziecka procesu, jakim jest, wedle określenia K. Glotona i C. Cle-
ro, alfabetyzacja, czyli nabywanie przez nie trwałej umiejętności wykorzysty-
wania określonych środków ekspresji jako budulca (słownika) własnej orygi-
nalnej koncepcji twórczej

171

. Dziecko nie tylko wymyśla własny język, ale

169

B. Dymara, Wiersze naszych dzieci, Kraków 1995, s. 39.

170

Bajki tatrzańskie. (Dzieci dzieciom),  opracowanie literackie M. Pinkwart, Warszawa

1989, s. 6.

171

R. Gloton, C. Clero,  Twórcza aktywność dziecka, przel. I. Wojnar, Warszawa 1976,

s. 191 i n.

background image

Od historii dzieciństwa do etnografii dzieciństwa

85

z potrzeby zabawy może angażować się w szkolne referaty i dyskusje, gry dra-
matyczne, układać dowolne fabuły i pisać wiersze. Z kolei badaniu jego po-
staw twórczych mogą służyć testy na układanie opowiadań z wykorzystaniem 
podanych wyrazów, na niedokładnie określone tematy czy wymagające prze-
zwyciężenia stereotypów, jak również wymyślanie pomysłowych tytułów do 
gotowych historyjek

172

. W dziedzinie muzyki twórczość dzieci rozpatruje się 

nie jako proces tworzenia dzieł sztuki, lecz jako jedną z metod wychowania 
muzycznego, czemu służą systemy Emila Jaques-Dalcroze'a, Karola Orffa 
i Zoltana Kodalyego.

W związku z tym przeanalizowano dziecięcą twórczość wielkich kompo-

zytorów i zjawisko „cudownych dzieci" w muzyce. Jak pisze Mirosław Ni-
ziurski: „Za cudowne dziecko uważane było nie tylko to, które w wieku 6-7 
lat grało biegle na fortepianie lub skrzypcach, ale i to, które komponowało. 
Tymczasem sprawa wygląda nieco inaczej. Historia przekazała nam tylko ży-
ciorysy tych cudownych dzieci, które wyrosły na wielkich czy też genialnych 
kompozytorów. Stąd bierze się więc błąd w rozumowaniu, jakoby wczesne 
próby twórcze związane były ze szczególnym talentem muzycznym. Tymcza-
sem w XVIII-XIX wieku próbowały komponować wszystkie dzieci uczące się 
gry na instrumencie. Muzycy w owym czasie spełniali bowiem z reguły dwie 
funkcje   równocześnie:   kompozytora   i  wykonawcy"

173

.  Fakt,   że   w  naszych 

czasach  zjawisko to należy do  rzadkości,  można  wytłumaczyć   nadmiarem 
obowiązków edukacyjnych, jakie spadają na współczesne dziecko, w związku 
z czym nie może ono poświęcić się wyłącznie muzyce.

172

W Dobrolowicz, O badaniu zdolności i postaw twórczych uczniów, [w:] Aktywność

twórcza dzieci i młodzieży, s. 193-196.

173

M. Niziurski, Z zagadnień twórczości muzycznej dziecka, ibidem, s. 121.