background image

~ 1 ~ 

 

 

Coś, za co zapłacę 

 

 

 

Dzień  był  bezwietrzny  i  zdumiewająco  cichy,  jakby  ulica  przemieniła  się  w 

opuszczone  miejsce  zamarłe  w  bladych  promieniach  słońca.  W  nieruchomym 
powietrzu  unosił  się  słaby  zapach  kwiatów,  choć  samych  kwiatów  nigdzie  nie  było 
widać.  

Stojąca  na  pustej  ulicy,  z  twarzą  skierowaną  ku  niebu,  Laura  odzyskiwała 

przytomność,  nie  ruszając  się  jednak,  czekając,  aż  odzyska  władzę  nad 
znieruchomiałym  ciałem.  Zamrugała,  próbując  odzyskać  ostrość  widzenia. 
Zaczerpnęła  głęboki  haust  powietrza  i  wtedy  dotarła  do  niej  słodkawa  woń 
nieobecnych kwiatów. 

Skrzywiła się, jakby ten zapach był jej wyjątkowo niemiły. 

Stopniowo  wzrok  wyostrzył  się,  lecz  delikatna  mgła  napływająca  gdzieś  z  tyłu, 

nie  pozwalała  zbyt  wiele  zobaczyć.  Oddalone  o  kilka  metrów  budynki  i  porzucone 
auta,  tak  niewyraźnie  rysowały  się  w  nadciągającej  mlecznej  poświacie,  że  przez 
moment 

wydały 

jej 

się 

nieprawdopodobnie 

obce, 

niczym 

potwory 

najmroczniejszych  baśni.  Laura  przyglądała  im  się  przez  dobrą  chwilę,  zanim 
uświadomiła sobie, czym są lub czym mogłyby być. 

Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, ani jak tu trafiła. Wydawało się, że straciła 

przytomność  zaledwie  na  kilka  sekund.  Potem  ocknęła  się  tutaj.  Serce  waliło  jej, 
jakby gdyby po długim biegu, ucieczce przed czymś nieznanym. 

I nie pamiętała dlaczego… 

Obraz  obcej  w  swej  inności  twarzy  przemknął  jej  przez  głowę,  ale  nie  umiała 

nadać mu nazwy. Gdy przez chwilę usiłowała się skoncentrować i z chaosu wyłowić 
coś więcej, usłyszała dziwny dźwięk. Jęknęła cicho. 

Gdzieś w otaczającej ją  mgle, przemknął szybki,  giętki cień. Małe, bursztynowe 

oczy  popatrzyły  na  nią  bez  odrobiny  zainteresowania.  To  był  tylko  kot.  Zwyczajny, 
szaro czarny dachowiec. 

Odetchnęła jakby ominęło ją nieznane niebezpieczeństwo. 

background image

~ 2 ~ 

 

Ostrożnie, z wahaniem, uczyniła krok do przodu. Potem jeszcze raz rozejrzała się 

dookoła. 

Znajdowała  się  pomiędzy  rzędami  czegoś,  co  wyglądało  na  jednopiętrowe, 

mocno  zniszczone  domy.  Wszystkie  okna  były  czarne.  Po  obu  stronach,  bez 
wyraźnego porządku, stały porzucone samochody, z rozbebeszonymi wnętrznościami 
i  wybitymi  szybami.  Mgła  była  jednak  zbyt  gęsta,  aby  mogła  zauważyć  więcej 
szczegółów okolicy, w której się znajdowała. 

Kiedy  już  uspokoiła  przyspieszony  oddech,  a  jej  tętno  wróciło  do  normy, 

uświadomiła sobie nagle, że naprawdę nie ma pojęcia, gdzie jest. I jak się tu znalazła. 
To  tak  ją  zaskoczyło,  że  przez  chwilę  oddech  zamarł  jej  w  piersiach,  a  zaraz  potem 
serce  zaczęło  tłuc  się  jak  oszalałe.  Powoli  wypuściła  powietrze  z  ust,  próbując  się 
uspokoić. 

Gdzież u diabła mogła się znajdować? I jakim sposobem? 

Gorączkowo  rozejrzała  się  dookoła,  szukając  czegokolwiek,  co  dałoby  jej  punkt 

zaczepienia w świecie, jawiącym się, jako całkowicie obcy. Bez skutku. 

Stopniowo  zaczęła  sobie  uświadamiać,  że  obok  odurzającego  zapachu  kwiatów, 

pojawiło  się  coś  jeszcze.  Była  to  słaba,  przyprawiająca  o  mdłości  woń.  Niejasno 
przypomniała  jej,  że  ucieka  przed  czymś  lub  przed  kimś.  Kiedy  jednak  usiłowała 
przywołać szczegóły, nie mogła dotrzeć do właściwych zakamarków pamięci.  

Prawdę  mówiąc,  o  tym,  że  ucieka,  wiedziała  bardziej  instynktownie,  niż  na 

podstawie jakichkolwiek faktów. 

Owionął  ją  lekki  podmuch  wiatru.  Zaraz  potem  powróciła  cisza,  jakby  coś 

usiłowało  ją  ostrzec,  lecz  starczyło  mu  sił  zaledwie  na  jedno  drżące  tchnienie. 
Poruszone  nim  liście  zawirowały  przez  chwilę,  w  dzikim  chaotycznym  tańcu,  by 
opaść i zatrzymać się u jej stóp. 

Jeszcze jeden podmuch. 

Liście odfrunęły w mleczną mgłę. 

Znów zapanowała martwa cisza. 

Ale  Laura  wyczuła,  że  te  krótkotrwałe  powiewy  niosły  ze  sobą  jakąś  groźbę. 

Nie  opuszczała  jej  irracjonalna  pewność,  że  została  złapana  w  pułapkę  bez  wyjścia. 
Lecz nawet, jeśli coś ją śledziło, potrafiła to zaledwie wyczuć, nie dojrzeć. 

background image

~ 3 ~ 

 

Choć  powietrze  było  wilgotne  i  parne,  prześladował  ją  wewnętrzny  chłód  – 

zimny, nasilający się z każdą chwilą strach. Nie mogła opanować drżenia, walcząc z 
nadpływającymi uczuciami. 

Podmuchy zamarły. 

Otaczający ją świat odzyskał swój niczym niezmącony spokój. 

Niepewnym  krokiem  ruszyła  przed  siebie,  podążając  w  stronę  nieznanego 

zagrożenia.  Ale  wiedziała,  że  musi  stawić  mu  czoło.  Tylko  tak  mogła  zyskać 
przewagę. To miejsce nie było bezpieczne. 

Po  przejściu  paru  kroków,  jej  nogi  nabrały  pewności,  a  oczy  zaczęły  zauważać 

coraz więcej szczegółów. Z obu stron ciągnęły się kute w żelazie płoty, osadzone w 
bladych,  odrapanych  słupach.  Spróbowała  otworzyć  najbliższą  furtkę.  Nie  była 
zamknięta,  ani  nawet  zabezpieczona  jakimkolwiek  zamkiem.  Głośnie  skrzypienie 
zawiasów, wywołało grymas na twarzy Laury. 

Teraz  bowiem,  choć  w  pobliżu  nadal  nie  było  nikogo  widać,  nie  miała  żadnych 

wątpliwości, że jest ścigana. Wiedziała o tym równie dobrze, jak zwierzyna tropiona 
przez myśliwych. 

W  plecy  uderzył  ją  kolejny  podmuch,  niosący  ze  sobą  jeszcze  bardziej 

intensywną, słodkawą woń, o nieznanym źródle. 

Przeniknęła ją. 

Wzmogła strach. 

I obudziła coś jeszcze… Podniecenie. 

Za  czarną,  żelazną  bramą,  po  której  bokach  rosły  bladoróżowe  krzewy,  biegł 

kamienny chodnik. Idąc nim dotarła do drzwi wejściowych opustoszonego budynku. 
Przez chwilę wahała się, zanim nacisnęła poczerniałą ze starości klamkę. 

Głęboko  odetchnęła.  Potem  zanurzyła  się  w  mrok.  Rozpraszały  go  jedynie 

rozmieszczone  w  przeciwległych  końcach,  migoczące  promyki  świec.  Na  jednej  z 
mdło oświetlonych ścian rysował się cień jej sylwetki. Spojrzała za siebie na przebytą 
przed chwilą drogę. Nikogo za nią nie było widać. 

Spowity  we  mgle,  uśpiony  dom  otaczała  martwa  cisza.  Zwyczajny  budynek,  a 

jednak budził w niej wyraźny niepokój. 

I  wciąż  czuła,  że  coś  się  do  niej  zbliża.  Gdzieś  w  oddali  na  krótko  rozbłysło 

bursztynowe światło i w tej samej chwili eksplodowały wszystkie szyby w budynku. 

background image

~ 4 ~ 

 

Grad  drobnych  odłamków  szkła  zaścielił  podłogę,  ale  nie  zrobił  jej  krzywdy. 
To  było  naprawdę  przerażające  i  w  głębi  podświadomości  dokładnie  rozumiała,  co 
się stało  i czym  była ta dziwna siła, w  tak widowiskowy sposób demonstrująca swą 
wielkość. Zdała sobie też sprawę, że nie ma szans na ucieczkę, a jej pobyt tutaj wcale 
nie jest przypadkowy. 

Chociaż  nie  było  zimno,  poczuła  na  twarzy  wyraźny  chłód,  wywołany  przez 

ściekającą  z  czoła  strużkę  potu.  Oblizała  wargi  i  poczuła  smak  soli.  Potem  w 
panującym  półmroku  spostrzegła  wysoką,  mglistą  postać,  znacznie  oddaloną,  która 
zmierzała w jej stronę.  

Nie odwróciła się i nie uciekła. Ruszyła przed siebie, na spotkanie przeznaczeniu, 

choć była pewna, że pobyt w tym  miejscu  może skończyć się dla  niej czymś więcej 
niż śmiercią. 

Miała na sobie długą, białą, powłóczystą suknię. Oprócz niej nic nie przykrywało 

jej ciała.  Bose stopy dopiero teraz wyczuły chłód podłogi  i  nierówność progu, który 
przekroczyła.  W  następnym  z  pokojów  było  nie  tylko  znacznie  ciemniej,  ale  także 
bardziej  gorąco  i  duszno.  Słodkawa  woń  kwiatów  mieszała  się  z  intensywnie 
narastającym  zapachem  czegoś  obcego.  Kogoś  obcego.  Uświadomiła  sobie,  że  ten 
mdlący odór, to zapowiedź czyjejś obecności. 

Jakby na potwierdzenie tego, mrok zaczął gęstnieć i poruszać się. Gdzieniegdzie 

bursztynowe iskry rozświetlały wszechobecną czerń. 

Najpierw zobaczyła jego oczy. 

Złociste, o pionowych źrenicach, pełne obcych i niezrozumiałych uczuć. Później 

jego  twarz.  O  wyraźnie  szpiczastym  podbródku,  wysokich  kościach  policzkowych  i 
pełnych,  szerokich  ustach.  Wargi  skrywały  jasne  zęby,  ostre  i  spragnione  krwi,  a 
pomiędzy nimi doskonale widoczny gruby i mięsisty język, wyraźnie rozdwojony na 
końcu. 

Reszta ciała, choć tak podobna do ludzkiego, była równie przerażająca. Gładka i 

połyskliwa  skóra,  pokrywającą  go  niczym  grafitowa  zbroja.  Muskularny  tors  i 
szerokie  ramiona,  zakończone  szponiastymi  dłońmi,  o  ostrych,  atramentowo 
czarnych  paznokciach.  Wąskie  biodra,  płaski  brzuch,  a  w  gęstwinie  ciemnych 
włosów ogromny, pulsujący w rytm uderzeń jej serca, członek. 

Pochylił głowę, niczym bestia szykująca się do ataku. Pod wpływem mrocznego, 

intensywnego  spojrzenia,  poczuła  jak  uginają  się  pod  nią  kolana.  Zniknął  gdzieś 
strach, wszystkie obawy, w zamian za to pojawiło się obezwładniające podniecenie. 

Bardzo  powoli  zaczął  się  zbliżać  w  jej  kierunku.  Płynnym,  niemal  gadzim 

ruchem,  wyciągnął  ramię  w  kierunku  Laury  i  objął  ją  w  talii.  Zadrżała,  czując 

background image

~ 5 ~ 

 

wyraźnie  zapowiedź  nadchodzącej  rozkoszy.  Ale  nie  pozwolił,  aby  mogła  się  tym 
delektować,  tylko  gwałtownie  przyciągnął  do  siebie,  podniósł  i  nasadził  na 
nabrzmiałego  penisa.  Nie  zaprotestowała,  przyjmując  ból  jego  przyjścia  z 
wdzięcznością.  Nie  krzyknęła,  a  on  na  chwilę  zamarł,  wpatrując  się  w  jej  oczy, 
zanurzając w narastającym pożądaniu. 

W tym spojrzeniu  nie było  nic  ludzkiego, poza zimną żądzą  i  niepohamowanym 

głodem. 

Objął ją w tali obiema rękoma i powoli zaczął poruszać, w górę i dół, rytmicznie, 

beznamiętnie.  Nie  miała  żadnego  wpływu  na  to,  co  z  nią  robił,  i  świadomość  tej 
bezbronności  przyniosła  ze  sobą  kolejną  falę  rozkoszy.  Była  wypełniona  jego 
męskością,  wilgotna  i  podniecona  tak  bardzo,  że  niemal  dotarła  do  dotychczas 
znanych  granic.  Poczuła  chłodne  wargi  na  swojej  szyi,  przynoszące  ulgę  w 
porównaniu do żaru, który ją wypełniał. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy, 
pragnąc, by ta chwila trwała wiecznie. A jednocześnie chciała, by tempo jego ruchów 
w jej wnętrzu było coraz szybsze i mocniejsze. 

Potem poczuła  pazurzaste ręce  na swych piersiach. Ścisnął  je, napawając się  ich 

jędrnością  i  kształtem,  idealnie  wypełniającym  jego  dłonie.  Ugniatał,  przynosząc 
rozkosz wymieszaną z bólem. A mimo to błagała o więcej… 

Pochylił  się  i  spomiędzy  pełnych  warg,  wysunął  się  mięsisty,  purpurowy  język. 

Delikatnie  musnął  sterczące  sutki,  a  ruchy  członka  stały  się  jeszcze  szybsze  i  coraz 
gwałtowniej wbijał się w jej wnętrze. 

Kiedy spod wpółprzymkniętych powiek, spojrzała w jego twarz, zafascynował ją 

malujący się na niej wyraz ekstazy, zaciśnięte oczy, wargi obnażające w zwierzęcym 
grymasie, długie i nieludzkie zęby. 

Razem  dzielili  tą  rozkosz,  nieuchronnie  zdążając  do  finału.  Bez  słowa,  bez 

zbędnych pieszczot. 

Ciało  Laury  pragnęło  spełnienia,  ale  on  nie  miał  zamiaru  tak  szybko  go  jej 

podarować.  Z  cichym  pomrukiem  odrzucił  ją  na  podłogę,  przerywając  łączący  ich 
intymny  splot.  Potem  stanął  nad  nią,  konwulsyjnie  zaciskając  i  rozwierając  dłonie. 
Jego  nabrzmiały,  opływający  jej  sokami  członek,  wciąż  budził  w  niej  obrzydzenie 
pomieszane z pożądaniem. 

Ciemne  oczy  obserwowały  beznamiętnie  jak  podnosi  się  z  ziemi  i  bez  wahania 

zdejmuje z siebie długą suknię. Zapłonęły dopiero, kiedy w półmroku zalśniła bielą, 
delikatna  skóra.  Oblizał  wargi  językiem,  jakby  już  smakował  przyszłych  rozkoszy, 
jakich spodziewał się znaleźć w smukłych ramionach. 

background image

~ 6 ~ 

 

Płynnym  ruchem  zbliżył  się  do  Laury,  aby  następnie  zmusić  ją,  by  uklękła. 

Dopiero  wtedy  wsadził  w  jej  rozchylone  wargi,  swego  nabrzmiałego  członka  i  na 
chwilę zatrzymał się w tej pozycji. Następnie zaczął poruszać się do przodu i do tyłu, 
nie bacząc na to, że wypełnia jej usta tak, iż prawie nie mogła oddychać. 

A  mimo  to  nie  potrafiła  zaprotestować.  Nie  potrafiła  mu  się  oprzeć.  Jej  wargi, 

niemal  wbrew  niej  samej  ułożyły  się  w  taki  sposób,  by  zapewnić  mu  jak  najwięcej 
przyjemności, język drażnił się z czerwonym czubkiem, lizał i ssał. 

Starania  kobiety  szybko  przyniosły  oczekiwany  rezultat.  Z  cichym  pomrukiem 

odepchnął  jej  głowę  i  chciwie  pochylił  się  nad  klęczącą  Laurą.  Ustami  i  rękoma 
zaczął pieścić  gibkie ciało, powoli dotarł do nabrzmiałej  łechtaczki, i zanurzył palec 
w  mokrym  wnętrzu.  Krzyknęła,  poruszając  biodrami  w  taki  sposób,  aby  wyjść 
naprzeciw jego dłoni. Bezwiednie poruszała się w rytm, który narzucił, wijąc się pod 
muskularnym ciałem, niemo błagając o więcej i mocniej. 

Wtedy  on  znieruchomiał.  Wycofał  rękę  spomiędzy  jej  nóg,  a  zastąpił  ją  swoją 

nabrzmiałą  męskością.  Kiedy  na  powrót  poczuła  jego  ogrom  w  swoim  wnętrzu, 
odważyła  się  otoczyć  go  ramionami  i  z  jeszcze  większą  siłą  przylgnąć  do 
niezwykłego ciała. Nie zaprotestował, tylko przymknął powieki i pochylił się nad jej 
twarzą.  Poczuła  zimne  jak  lód  usta  na  swych  wargach,  smak  zakazanego  owocu, 
zapach krwi – to wszystko wymieszane w jednym podniecającym pocałunku. 

Poruszał  się  coraz  gwałtowniej,  niczym  oszalałe  z  pożądania  zwierzę,  nie 

zważając na sprawiany  tym  ból.  Krzyczała, wijąc się w jego objęciach, ale  i tak  nie 
chciała w żaden sposób się temu przeciwstawić. 

Pragnęła  orgazmu.  Takiego,  jakiego  nigdy  wcześniej  nie  dane  było  jej 

zakosztować… 

Pragnęła,  by  eksplodował  w  środku,  przynosząc  spełnienie  i  niemożliwą  do 

opisania ekstazę. Już teraz, w tej chwili… 

A tak szybko nie było to jej dane. 

Z  każdym  uderzeniem  wydawała  z  siebie  głośny  krzyk  bólu  i  rozkoszy.  Te  dwa 

uczucia  nierozerwalnie  połączyły się  niej,  a on wnikał w jej  wnętrze coraz  mocniej, 
aż  do  samych  granic  możliwości.  Jednocześnie  ssał  i  przygryzał  nabrzmiałe  sutki, 
bawiąc się nimi przekornie, jak syty kocur z bezbronną myszką. 

Tym  razem  nie  potrafił  odroczyć  końca.  Nadchodził,  niczym  lawina  górska, 

nieokiełznany  i  dziki,  wyrywając  z  jego  ust  przerażający  ryk.  Paznokciami  rozorała 
gładką skórę pleców, czując konwulsyjne ruchy ogromnego członka i ciekły żar jego 
spełnienia. Zawładnął wszystkimi zmysłami Laury, przynosząc jej trudną do opisania 
ludzkimi słowami rozkosz. 

background image

~ 7 ~ 

 

I jednocześnie nieubłagany koniec… 

Bo  w  tym  samym  momencie,  gdy  nadszedł  oszałamiający  w  swej  gwałtowności 

orgazm,  czuła  wbijające  się  w  miękką  skórę,  ostre  zęby.  Ostatnią  rzeczą,  jaką 
zapamiętała był jej głośny okrzyk bólu zmieszanego z ekstazą. 

A potem pogrążyła się w ciemności…