background image

 

COLLINS  JACKIE 

 

ŚWIAT  JEST  PEŁEN  ŻONATYCH  MĘŻCZYZN 

background image

-  Kiedy  miałam  piętnaście  lat,  byłam  zdumiewająca,  absolutnie 

zdumiewająca!  Kochaną  mamusię  przerażało  puszczanie  mnie 

samopas;  uważała,  że  na  pewno  wrócę  do  domu  w  ciąży,  czy  coś 

równie głupiego.  

Mówiła  Claudia  Parker.  Słuchał  David Cooper.  Claudia  leżała  w 

łóżku. Była bardzo piękną dziewczyną i wiedziała o tym. David też o 

tym wiedział, więc wszyscy byli szczęśliwi. Miała długie, błyszczące 

popielatoblond  włosy  opadające  gęsto  wokół  twarzy  i  nosiła  długą 

grzywkę  przedzieloną  na  środku  i  sięgającą  brwi,  co  podkreślało  jej 

olbrzymie,  skośne,  zielone  oczy.  Jej  twarz  była  doskonała,  z  małym, 

prostym  nosem  i  soczystymi,  pełnymi  ustami.  Nie  miała  na  sobie 

makijażu  i  ubrania,  leżała  przykryta  jedynie  cienkim,  jedwabnym 

prześcieradłem.  

David  siedział  na  końcu  łóżka.  Miał  czterdzieści  lat  i  na  tyle 

wyglądał.  Jego  włosy  były  czarne  i  lekko  kręcone,  a  twarz  silna  i  o 

ładnych  rysach.  Nos  miał  raczej  wydatny  i  nosił  grube  okulary  w 

rogowej  oprawie.  Emanował  męskością  i  cieszył  się  sporym 

powodzeniem u płci przeciwnej.  

-  Więc  w  końcu  odeszłam  z  domu  -  ciągnęła  Claudia.  -  To 

wszystko  było  po  prostu  zbyt  nieznośne  i  nudne.  Jednej  nocy 

wykradłam  się,  żeby  już  nigdy  nie  wrócić.  Właściwie  poznałam 

cudownego chłopaka, aktora, który  zabrał mnie ze sobą do Londynu, 

gdzie  przebywam  od  tamtej  pory.  -  Westchnęła  i  pokręciła  się  pod 

prześcieradłem. - Masz papierosa, kochanie?  

background image

David  wyjął  z  kieszeni  szlafroka  paczkę  papierosów  z  filtrem  i 

podał  jej  jednego.  Zaciągnęła  się  głęboko.  Chcesz  usłyszeć  więcej  z 

mojej ponurej przeszłości?  

- Chcę usłyszeć o tobie wszystko.  

Uśmiechnęła się.  

-  Jesteś  taki  słodki.  I  wcale  nie  nudny.  Kiedy  zobaczyłam  cię  po 

raz  pierwszy,  pomyślałam,  że  okażesz  się  skończonym  nudziarzem. 

Ależ się pomyliłam. Szaleję za tobą! - Przechyliła się do Davida.  

Prześcieradło  zostało  w  tyle,  kiedy  owinęła  ramiona  wokół  jego 

szyi  i  zaczęła  mu  skubać  ucho.  Miała  bajeczne  ciało.  Popchnął  ją  z 

powrotem na łóżko.  

- Chcesz mnie, skarbie? - szepnęła. - Chcesz mnie bardzo?  

Chrząknął na potwierdzenie. Nagle wyswobodziła się, zeskoczyła 

z łóżka i podbiegła do drzwi.  

- Jesteś rewelacyjny - powiedziała - ale nie teraz, kochanie. Może 

ty  możesz  to  znów  robić  tak  szybko,  ale  ja  potrzebuję  trochę 

odpoczynku.  -  Zachichotała.  -  Wezmę  prysznic,  potem  może  zjemy 

lunch na  mieście;  a potem, skarbie, potem  możemy  wrócić  i  robić  to 

przez całą noc!  

Zniknęła  za  drzwiami  i  David  usłyszał  plusk  wody  w  łazience. 

Pomyślał  o  Claudii  i  ich  pierwszym  spotkaniu.  Czy  to  naprawdę 

zdarzyło  się  zaledwie  trzy  tygodnie  temu?  Miał  wtedy  szczególnie 

ciężki  dzień  w  biurze,  a  Linda,  jego  żona,  zrzędziła  na  temat  jego 

dodatkowej  pracy,  którą  podobno  wykonuje,  i  o  tym,  że  już  w  ogóle 

background image

się  nie  widują.  Dochodziła  szósta  i  właśnie  przygotowywał  się  do 

wyjścia, kiedy Phillip Abbottson wpadł do jego biura.  

-  Słuchaj,  Dave  -  powiedział  Phillip.  -  Czy  masz  wolną  chwilę, 

żeby  zejść  do  studia  i  powziąć  za  nas  decyzję?  Mamy  dwie 

dziewczyny,  które  próbujemy  do  reklamówki  mydła  Beauty  Maid  i 

konkurencja  jest  nie  rozstrzygnięta.  Po  prostu  nie  możemy  się 

zdecydować.  

David  niechętnie  poszedł  z  Phillipem  do  studia  na  parterze  w 

olbrzymim budynku reklamowym Coopera-Taylora. Agencja należała 

do  jego  wuja,  R.  P.  Coopera,  który  miał  dwóch  synów,  i  Sanforda 

Taylora, który nie posiadał synów, ale miał zięcia. David był szósty w 

hierarchii  ważności,  co  w  interesie  o  takich  rozmiarach  stanowiło 

znaczącą pozycję, ale dla Davida nie dość znaczącą.  

David  kierował  sekcją  telewizyjną,  a  ponieważ  reklamówka  z 

mydłem  Beauty  Maid  miała  się  pojawiać  dość  często  na  kanale  9, 

koniecznością  było  wybrać  odpowiednią  dziewczynę.  Weszli  do 

studia i David natychmiast ją zauważył.  

Siedziała swobodnie i niedbale na brezentowym krześle, ubrana w 

biały  płaszcz  kąpielowy  z  niestrzyżonej  tkaniny.  Włosy  miała 

zaczesane  wysoko  do  góry  i  jadła  jabłko.  Następnie  skupił  wzrok  na 

drugiej  dziewczynie,  która  była  sztywną,  dziewiczo  wyglądającą 

czekoladową pięknością. Jej figura jednak przeczyła jej twarzy. Miała 

olbrzymi biust, a jego wielkość podkreślał cielisty strój kąpielowy.  

- Ale cycki! - wymamrotał Phillip.  

- Czy to wszystko, o czym zawsze myślisz? - zapytał David.  

background image

Phillip poprosił o ciszę w małym studio i dał znak dziewczynie z 

dużymi piersiami. Czekoladowa piękność ruszyła na mały plan, gdzie 

zmontowano  makietę  łazienki.  Weszła  do  dużej,  okrągłej, 

marmurowej  wanny,  w  cielistym  stroju  kąpielowym  i  tak  dalej,  po 

czym podbiegł do niej ochoczo rekwizytor i spryskał jej bujne kształty 

bańkami  mydlanymi.  Ktoś  inny  wepchnął  jej  do  ręki  duży  kawałek 

mydła i Phillip krzyknął:  

- W porządku, kręcimy.  

Kamery zaczęły kręcić i David obserwował całą scenę na małym 

ekranie  zamkniętego  obwodu  TV.  Dziewczyna  błysnęła  do  kamery 

uśmiechem prezentującym zęby.  

-  Jestem  Piękną  Dziewczyną  -  zagruchała.  Spieniła  mydło  w 

rękach  i  roztarta  je  zmysłowo  na  ramionach,  najpierw  jednym,  a 

potem  drugim.  -  Mydło  Beauty  Maid  zostało  zrobione  dla  mnie.  Jest 

takie  aksamitne,  takie  łagodne,  takie  seksowne.  -  Wyciągnęła  jedną 

długą nogę  z  baniek  i  również  ją  namydliła.  -  Spróbuj  mydła  Beauty 

Maid, a też będziesz Piękną Dziewczyną! - Znów uśmiechnęła się do 

kamery i zmieniła nieco pozycję, tak że w obiektywie pojawiły się jej 

olbrzymie piersi.  

- Cięcie - krzyknął Phillip. - Teraz poproszę pannę Parker.  

David  obrócił  się,  żeby  zobaczyć,  jak  Claudia  zamienia  się 

miejscami  z  poprzedniczką.  Poruszała  się  z  jakimś  swoistym 

wdziękiem  pantery.  Czytała  tekst  cichym  i  seksownym  głosem.  Gdy 

skończyła,  ze  swobodnym  wzruszeniem  ramion  wślizgnęła  się  z 

background image

powrotem  w  płaszcz  kąpielowy  i  usiadła.  Czekoladowa  piękność 

nadal kręciła się na planie.  

-  Wybierz  Claudię  Parker  -  powiedział  David  do  Phillipa.  -  Jest 

bezkonkurencyjna.  

Kiedy  opuszczał  plan,  Claudia  uchwyciła  jego  wzrok. 

Uśmiechnęła  się  i  David  poczuł  coś  więcej  niż  ślad  obietnicy  w  jej 

uśmiechu. Powrócił do biura, spakował kilka dokumentów, zadzwonił 

do Lindy, żeby powiedzieć, że wróci do domu na kolację i wyszedł.  

Claudia stała przed budynkiem.  

- Hello - powiedziała. - Jaki ten świat mały.  

Rozmawiali  kilka  minut  o  testach,  o  mydle  Beauty  Maid  i  o 

pogodzie, po czym David zaproponował kolację. Claudia powiedziała, 

że  według  niej  to  wspaniały  pomysł.  Poszli  do  intymnej  włoskiej 

restauracji  w  Chelsea,  gdzie  zdaniem  Davida  istniało  małe 

prawdopodobieństwo,  że  zostanie  zauważony  przez  któregokolwiek 

ze swoich przyjaciół lub znajomych Lindy.  

Zatelefonował  do  żony  i  przeprosił  ją  za  nieobecność.  Claudia 

zadzwoniła  do  swojego  chłopaka  i  też  odwołała  spotkanie.  Jedli 

cannelloni,  rozmawiali,  trzymając  się  za  ręce,  i  tam  się  to  wszystko 

zaczęło.  

Claudia wróciła z łazienki.  

- Kochanie, co robisz? - zapytała.  

David ściągnął ją na łóżko.  

- Myślę o tobie, o tym, jak mnie poderwałaś.  

background image

-  To  nieprawda!  -  zaprotestowała.  -  Jesteś  po  prostu  starym 

zbereźnikiem, wpadłam ci w oko, jak tylko mnie zobaczyłeś w tamtej 

wannie!  -  Znów  miała  na  sobie  biały  płaszcz  kąpielowy  z 

niestrzyżonej tkaniny.  

David  wsunął  pod  niego  ręce.  Claudia  zadrżała.  Zadzwonił 

telefon.  

-  Uratowana  w  ostatniej  chwili  przez  dzwonek  -  zachichotała  i 

przeturlała się na łóżku, żeby go odebrać. Dzwonił jej agent.  

David  ubrał  się  powoli,  obserwując  ją  przez  cały  czas.  Mówiła 

przez  telefon  z  ożywieniem,  przerywając  od  czasu  do  czasu,  żeby 

pokazać mu mały, różowy język. W końcu odłożyła słuchawkę.  

-  Och,  jesteś  ubrany  -  powiedziała  oskarżające  -  Mam  po  prostu 

cudowną wiadomość. Jutro Conrad Lee przeprowadzi ze mną wywiad. 

Przyjechał tu, żeby poszukać całkowicie nowej twarzy, która ma być 

gwiazdą w jego najnowszym filmie o Najświętszej Maryi Pannie, czy 

czymś  podobnym.  W  każdym  razie  mam  się  z  nim  spotkać  jutro 

wieczorem  o  szóstej  w  jego  apartamencie  w  hotelu  Plaza  Carlton. 

Czyż to nie fascynujące?  

David nie był zadowolony.  

-  Dlaczego  musisz  się  z  nim  spotkać  wieczorem?  Co  ci  szkodzi 

spotkać się w dzień?  

-  Skarbie,  nie  bądź  niemądry.  Boże,  jeśli  on  się  chce  przespać  z 

kimś, może to sobie załatwić zarówno rano, jak i o każdej innej porze. 

-  Podeszła  ze  złością  do  toaletki  i  zaczęła  drobiazgowo  nakładać 

makijaż.  

background image

-  W  porządku,  przepraszam,  że  to  powiedziałem.  Po  prostu  nie 

wiem, dlaczego chcesz robić tę głupią karierę. Dlaczego nie...  

-  Dlaczego  nie  zrobię  czego?  -  przerwała  chłodno.  -  Nie 

zrezygnuję  z  tego  wszystkiego  i  nie  poślubię  cię?  A  co  proponujesz, 

żebyśmy  zrobili  z  twoją  żoną  i  dzieciakami,  i  twoimi  wszystkimi 

innymi, różnymi powiązaniami rodzinnymi?  

Milczał.  

- Słuchaj, skarbie. - Głos Claudii złagodniał. - Ja ci nie zrzędzę na 

różne  rzeczy,  więc  może  po  prostu  damy  sobie  z  tym  spokój?  Ja  nie 

jestem  twoją  własnością,  ty  nie  jesteś  moją  i  tak  powinno  być.  -  Z 

rozmachem  nałożyła  błyszczyk  na  usta.  -  Umieram  z  głodu.  Może 

zjemy lunch?  

Poszli  do  swojej  ulubionej  włoskiej  restauracji  i  wkrótce 

odzyskali dobry humor.  

- Niedziela to taki nudny dzień - zadumała się Claudia. - Po prostu 

ciągnie  się  jak  flaki  z  olejem.  -  Z  rozkoszą  wypiła  czerwone  wino  i 

uśmiechnęła 

się 

do 

niskiego, 

grubego 

właściciela, 

który 

uszczęśliwiony odwzajemnił uśmiech. - Wiesz, wszyscy wierzą, że są 

piękni;  jestem  tego  pewna.  Patrzą  w  lustro,  widzą  dwoje  oczu,  nos, 

usta i wszystko gra, myślą - ale bomba!  

Jej  śmiech  ożywił  restaurację  i  David  śmiał  się  z  Claudii.  Była 

taką  piękną,  żywą  dziewczyną.  Miewał  już  wiele  romansów 

pozamałżeńskich,  ale  ten  był  inny;  tym  razem,  po  raz  pierwszy, 

żałował, że nie jest wolny.  

background image

-  Kiedyś  poznałam  jednego  faceta  -  powiedziała  Claudia.  -

Obiecywał mi jacht na południu Francji, willę na Kubie, kupę biżuterii 

i  tym  podobne,  a potem  po  prostu  zniknął.  Słyszałam  później,  że  był 

szpiegiem  i  został  zastrzelony.  Nie  ma  dwóch  zdań,  że  życie  jest 

dziwne.  

Po  lunchu  przejeżdżali  przez  West  End,  szukając  filmu,  który 

oboje chcieli obejrzeć.  

- Spójrz na tych wszystkich pomyleńców - wykrzyknęła Claudia, 

obserwując dużą procesję zmierzającą w kierunku Trafalgar Square. - 

Potrafisz  sobie  wyobrazić  spędzanie  wolnego  czasu  na  bieganiu  w 

kółko, przywiązywaniu się do ambasad i wysiadywaniu na ulicach?  I 

wszyscy ci faceci mają brody, ciekawa jestem dlaczego? Przytuliła się 

mocniej  do  Davida.  -  Zapomnijmy  o  filmie.  Wracajmy  do  mnie  i 

rżnijmy się. Mam ochotę znów się pokochać, a ty?  

Kto by się spierał?  

ZAKAZAĆ  BOMBY  -  oznajmiał  całkiem  wyraźnie  transparent 

przyczepiony do pleców tęgiej pani.  

POKÓJ  NA  CAŁYM  ŚWIECIE  -  deklarowała  duża  tablica 

trzymana wysoko przez brodatego młodego mężczyznę.  

ZAKOŃCZYĆ  WOJNĘ  NUKLEARNĄ  -  ogłaszał  postrzępiony 

kawałek  tektury  ściskany  ochoczo  przez  znękaną  kobietę,  która 

dodatkowo ściskała za rękę dwójkę niechlujnie wyglądających dzieci.  

Grupa  ta,  wraz  z  kilkoma  setkami  innych  demonstrantów, 

maszerowała  powoli  na  plac  Trafalgar  Square.  Wiele  osób  przybyło 

background image

tam  już  wcześniej  i  wokół  kolumny  Nelsona  oraz  fontann  zebrał  się 

falujący tłum.  

 

Linda  Cooper  była  wśród  nich.  Stała  wciśnięta  między  grupę 

przejętych,  młodych  dziewczyn  w  brudnych  strojach,  z  długimi, 

niechlujnymi włosami i dżentelmena w  okularach, który bez przerwy 

mruczał do siebie.  

Linda  była  atrakcyjną  kobietą  nieco  po  trzydziestce,  z  krótkimi, 

kasztanowymi  włosami  skrytymi  częściowo  pod  szyfonową  chustką. 

Miała  na  sobie  kremowy  kostium  Chanel,  który  wyglądał  nie  na 

miejscu w otaczającym ją towarzystwie. Łatwo było sobie wyobrazić, 

że dziesięć lat wcześniej była rzeczywiście bardzo ładna, lecz teraz jej 

uroda  ustąpiła  wyrazowi  rezygnacji.  Na  twarzy  widać  było  drobne 

zmarszczki, pewną dozę zmęczenia i nieco nadmierny makijaż, jednak 

efekt ogólny zaliczał się do atrakcyjnych.  

Rozejrzała się. Zabawnie było tu stać, być częścią takiego dużego 

tłumu,  bez  Davida.  Tak  rzadko  robiła  cokolwiek,  bądź  wychodziła 

dokądkolwiek  bez  niego,  ale  ostatnio  jej  mąż  miewał  coraz  więcej 

długich  podróży  w  interesach  i  zebrań  do  późna,  i  wydawało  się,  że 

niemal całkowicie pochłonęła go praca.  

Westchnęła.  Tak  naprawdę  znalazła  się  tu  dziś  przez  przypadek. 

David  znów  wyjechał  i  nagle  poczuła,  że  musi  wyjść  z  domu  i  raz 

zrobić  coś  innego.  Dzieci  pojechały  na  weekend  do  jej  rodziców  na 

wieś. Linda nie przyjęła zaproszenia rodziców, licząc, że David będzie 

background image

w  domu.  Ale  jak  zwykle  w  ostatniej  chwili  musiał  pospiesznie 

wyjechać.  

Została  sama  i  w  końcu  zdecydowała,  że  nie  zniesie  dłużej 

siedzenia  w  domu,  więc  zadzwoniła  do  Moniki  i  Jacka,  którzy 

zaprosili ją na lunch. Ale to był błąd; tak naprawdę byli przyjaciółmi 

Davida  z  jego  kawalerskich  czasów  i  zawsze  wyczuwała  w  ich 

zachowaniu  pewną  wymuszoną  wesołość,  pewnego  rodzaju  postawę 

„więc David w końcu cię poślubił".  

Po upływie półtorej godziny przeprosiła gospodarzy i wyszła pod 

pretekstem,  że  ma  w  domu  wiele  do  zrobienia  przed  przyjazdem 

dzieci. Cóż to miałoby być, nie mogła sobie wyobrazić, ale Monika i 

Jack nie spierali się, więc wyszła.  

czasie 

powrotnej 

jazdy 

zauważyła 

demonstrantów, 

transparenty  i  tłumy,  pod  wpływem  impulsu  zaparkowała  samochód 

marki  Mini  na  bocznej  ulicy  i  poszła  na  Trafalgar  Square,  który 

wydawał się ogólnym punktem zbornym.  

Rozbrojenie  nuklearne  było  czymś,  o  czym  rozmyślała  dość 

często  i  nawet  czasami  pragnęła  potajemnie  zaangażować  się  w  tę 

sprawę.  Protestowanie  wydawało  się  minimum  tego,  co  człowiek 

mógł  zrobić,  jeśli  nie  dla  siebie,  to  dla  własnych  dzieci.  Następował 

koniec  ery.  Był  rok  tysiąc  dziewięćset  sześćdziesiąty  dziewiąty  i 

ludzie otwarcie wyrażali swoje opinie. Linda chciała być wśród nich.  

Stojący obok niej człowiek w okularach nagle spojrzał na zegarek.  

- Trzecia godzina - oznajmił z podnieceniem.  

background image

Nieoczekiwanie  tłum  rzucił  się  wielką  falą  naprzód  i  zapanował 

ogólny wrzask i rwetes. Niewielkie grupy ludzi zdawały się oddzielać 

od  masy  i  pędzić  w  kierunku  ulicy,  gdzie  bezzwłocznie  siadały, 

tamując ruch uliczny. Linda została poniesiona naprzód wraz ze zbitą 

masą ludzką i znalazła się niedaleko skraju chodnika. Było tam wielu 

policjantów pchających, ciągnących i podnoszących ludzi kucających 

na ulicy.  

Gdy jedną osobę usuwano, zaraz następna zajmowała jej miejsce. 

Motłoch  był  zachwycony.  Demonstranci  skandowali  rozmaite 

slogany,  wiwatowali  i  wygwizdywali  policję.  Stopniowo  duże, 

niebieskie  furgonetki  policyjne  zaczęły  się  zapełniać,  ale  ciągle 

pojawiali się nowi, nieustraszeni ludzie kucający na ulicy.  

Linda czuła się cudownie.  

- Zakazać bomby - krzyknęła nagle.  

Ona  protestowała  przeciwko  bombie.  Ona  była  faktycznie 

zaangażowana  w  zgromadzenie  walczące  o  sprawy  o  światowym 

znaczeniu.  Ona,  choć  w  niewielkim  stopniu,  pomagała  chronić 

przyszłość swoich dzieci. To było pasjonujące przeżycie.  

- Zakazać bomby - przyłączyli się ludzie obok niej.  

- Chodź, kochanie. - Ciemnowłosy, młody mężczyzna chwycił ją 

za ramię i razem popędzili na ulicę. Usiedli na wprost nadjeżdżającej 

taksówki, a rozsierdzony taksówkarz warknął:  

- Cholerni wariaci, cała zgraja.  

Linda  doznała  uczucia  całkowitego  rozradowania,  a  potem 

policjant o różowej twarzy chwycił ją pod pachy i ciągnął na pobocze 

background image

drogi. Linda zaczęła się szamotać, dołączył do nich kolejny policjant, 

który  złapał  ją  za nogi.  Nastąpił nieskromny  moment, kiedy  poczuła, 

jak  spódnica  wędruje  jej  wysoko  ponad  kolana,  a  potem  policjanci 

bezceremonialnie upuścili ją z powrotem na chodnik.  

Pomocne  ręce  postawiły  ją  na  nogi.  Odkryła,  że  zgubiła  buty  i 

jakimś  sposobem  rozcięła  sobie  ramię.  Jej  chustka  zniknęła,  a  włosy 

opadały wokół twarzy.  

-  Do  niezłego  nieładu  się  pani  doprowadziła,  co?  -  To  był  znów 

ciemnowłosy, młody mężczyzna. - Chce pani jeszcze raz spróbować?  

Jakaś dziewczyna chwyciła go za ramię.  

-  Daj  spokój,  Paul  -  powiedziała.  -  Chodźmy.  Nie  chcemy,  żeby 

znów  nas  zawlekli  na  Bow  Street.  -  Była  mała  i  młoda,  z  długimi, 

bladożółtymi włosami. Paul zignorował ją.  

-  Niech  pani  posłucha  -  powiedział  do  Lindy  -  lepiej  niech  pani 

pójdzie  z  nami.  Mam  kumpelę,  która  mieszka  niedaleko,  i  może 

będziemy mogli pożyczyć dla pani jakieś buty.  

- Cóż... - zaczęła Linda.  

-  Nie  stójmy  tu  bezczynnie,  Paul  -  powiedziała  dziewczyna  ze 

złością.  

- Dobrze - zdecydowała Linda i cała trójka zaczęła przepychać się 

na  skraju  tłumu.  Paul  chwycił  ją  pod  ramię  i  kierował  przez  masę 

ludzką.  Jego  dziewczyna  o  prostych  i  gładkich  włosach  wlokła  się 

nieszczęśliwie z tyłu.  

- Nazywam się Paul Bedford, a pani?  

background image

Linda spojrzała na niego. Był wysoki i miał matowe, ciemnoszare 

oczy.  Domyśliła  się,  że  musi  mieć  około  dwudziestu  dwu  lat. 

Stwierdziła, że jest niepokojąco pociągający.  

- Mrs Cooper - powiedziała stanowczym głosem.  

Obdarzył  ją  dziwnym  spojrzeniem,  na  wpół  rozbawionym,  na 

wpół zaintrygowanym.  

- Mrs Cooper, co?  

Chodnik był zimny i twardy w dotyku dla jej stóp w pończochach, 

i  odkryła,  że  chciałaby  już  być  w  bezpiecznym  zaciszu  domowym,  a 

nie  biegać  po  Trafalgar  Square  z  jakimś  dziwnym  młodzieńcem, 

którego poznała zaledwie dziesięć minut wcześniej.  

- Mam zaparkowany samochód w pobliżu - powiedziała. - Myślę, 

że  lepiej  by  było,  gdybym  do  niego  wróciła.  Jestem  pewna,  że  mam 

jakieś stare buty w bagażniku.  

Ale Paul już ją prowadził przez jezdnię na ulicę Newport Street.  

-  Jesteśmy  na  miejscu  -  powiedział,  waląc  w  zniszczone,  żółte 

drzwi.  -  Niech  pani  przynajmniej  wejdzie,  opatrzymy  pani  ramię,  a 

potem odprowadzę panią do samochodu.  

Jego  towarzyszka  wyglądała  na  nadąsaną.  Drzwi  otworzyła 

wreszcie  czarnowłosa  dziewczyna  bez  makijażu.  Miała  na  sobie 

postrzępiony  chiński  szlafrok  z  błękitnozłotego  brokatu  i  puszyste 

pantofle, które kiedyś były białe. 

-  Cześć,  skarbie  -  powitała  Paula  promiennie  -  a  jak  się  miewa 

mała Mel? - Skinęła głową w stronę dziewczyny. - Wejdźcie.  

background image

Poszli  za  nią  wąskimi  schodami  do  olbrzymiego  pokoju 

pomalowanego  w  całości  na  czarno.  W  rogu  stało  duże  łóżko, 

wszędzie  walało  się  mnóstwo  książek  i  poduszek,  a  z  gramofonu 

odkręconego na cały głos dochodziła muzyka Milesa Davisa. To było 

całe umeblowanie pokoju.  

- Gdzie twój stary? - zapytał Paul.  

- Poszedł dołączyć do tłumu - odparła dziewczyna.  

- Potrzebujemy drinka - powiedział Paul. - Utknęliśmy w samym 

środku.  To  jest  pani  Cooper;  rozcięła  sobie  ramię  i  zgubiła  buty. 

Nieźle ją poturbowano.  

Dziewczyna uśmiechnęła się.  

-  Zawsze  udaje  ci  się  wciągać  ludzi.  Usiądźcie,  przyniosę  wam 

piwo; to wszystko, co mamy.  

-  No  dalej  -  powiedział  Paul  do  Lindy  -  opatrzymy  pani  ramię.  - 

Zaprowadził ją do łazienki, która dla odmiany była zadziwiająco biała 

i antyseptyczna. - A więc gdzie jest pan Cooper? - zapytał.  

Spojrzała na niego chłodno.  

- Wyjechał w interesach.  

- Jakie jest pani imię, kiedy nie jest nim Mrs Cooper?  

Zawahała się, po czym powiedziała:  

- Linda. Dlaczego?  

- Po prostu chciałem wiedzieć.  

Patrzyli  na  siebie  przez  długą  chwilę,  zanim  nie  spojrzała 

nerwowo  na  podłogę.  To  absurd,  pomyślała.  Co  ja  tu  robię  z  tym 

background image

chłopcem?  Co  by  pomyślał  David?  Muszę  stąd  wyjść.  Znaleźli 

opakowanie bandaży i Paul założył jeden na ranę na jej ramieniu.  

- Czy to była pani pierwsza demonstracja?  

- Tak - odparła. - Niech pan posłucha, po prostu muszę już wrócić 

do  mojego  samochodu.  To  naprawdę  miło,  że  zadał  pan  sobie  tyle 

trudu,  ale  w  domu  czekają  na  mnie  i  będą  się  niepokoić,  jeśli  się 

spóźnię.  

- Świetnie - powiedział. - Zaprowadzę panią. Nie mogę pozwolić, 

żeby błąkała się pani po Londynie bez butów.  

Wrócili  do  dużego,  czarnego  pokoju.  Melanie  o  prostych  i 

gładkich włosach siedziała, ściskając puszkę piwa. Kiedy Paul wszedł, 

podskoczyła  i  podbiegła  do  niego.  Linda  doszła  do  wniosku,  że 

dziewczyna nie jest zbyt ładna, o wiele za chuda i te straszne włosy!  

- Napij się piwa - zaproponowała Melanie. Miała skomlący głos.  

- Nie, spadamy - powiedział Paul. - Szybko wrócę. Zaczekaj tu.  

Dziewczyna chciała oczywiście się spierać, ale nie bardzo śmiała. 

Paul pocałował właścicielkę pokoju.  

- Wrócę - powiedział.  

Linda  pożegnała  się  i  wyszli.  Na  ulicy  ponownie  chwycił  ją  za 

ramię, ale strząsnęła jego rękę, mówiąc:  

- Nie lubię, kiedy się trzyma moje ramię.  

- A co pani lubi?  

Nie odpowiedziała.  

Szli  w  milczeniu  do  miejsca,  w  którym  zaparkowała  samochód. 

Czuła się zakłopotana i nieelegancka bez butów. A poza tym chodnik 

background image

był  zimny  i  twardy,  i  żałowała,  że  nie  jest  w  bezpiecznym  zaciszu 

domowym.  

Kiedy dotarli do samochodu, pomógł jej wsiąść.  

- Gdzie pani mieszka? - zapytał grzecznie.  

- W Finchley. Mamy tam dom.  

-  Hej,  jesteśmy  sąsiadami.  Ja  mieszkam  w  Hampstead.  -  Stał  na 

chodniku,  opierając  się  o  drzwi  samochodu.  -  Może  mnie  pani 

podwieźć. Nie ma pani nic przeciwko?  

-  Myślałam,  że  musi  pan  wracać  do  swojej  dziewczyny  -

zauważyła nieco nerwowo.  

Chciała  już  odjechać i  zostawić  go  tam  gdzie  stał.  Pomyślała,  że 

bardzo ją pociąga i czuła się jakoś dziwnie bezbronna.  

- Nie ma sprawy, Mel trafi sama do domu. I tak zazwyczaj to robi. 

- Obszedł samochód i usiadł na miejscu dla pasażera.  

Teraz  albo  nigdy  -  pomyślała.  Albo  każę  mu  wysiąść,  albo 

zaakceptuję  fakt,  że  jest  mną  zainteresowany  i  okażę  mu,  że  ja  też 

jestem zainteresowana. Poczuła, że gapi się na nią. Uruchomiła silnik. 

Sprawnie włączyła się w ruch. Paul siedział milcząco obok niej, jego 

milczenie  jeszcze  bardziej  uświadamiało  jej  jego  obecność.  W  końcu 

się odezwała:  

- Pana dziewczyna nie będzie zbyt zadowolona z pana zniknięcia.  

- To nie ma znaczenia.  

Znów  pogrążyli  się  w  milczeniu.  Postanowiła,  że  kiedy  dotrą  do 

Hampstead,  zatrzyma  samochód,  zaczeka,  aż  on  wysiądzie,  a  potem 

pomacha  mu  na  pożegnanie  i  szybko  odjedzie.  Nie  da  mu  szansy, 

background image

żeby  mówił  o  ponownym  spotkaniu.  Wiedziała  instynktownie,  że 

będzie tego chciał.  

- Od razu panią zauważyłem - powiedział.  

- Co? - odparła zaskoczona.  

-  Powiedziałem,  że  od  razu  panią  zauważyłem  -  powtórzył  -  w 

tłumie.  Nie  pasowała  pani  do  niego,  była  jakby  zagubiona.  Chciała 

pani być jego częścią, a jednak nie potrafiła pani tego dokonać. Więc 

chwyciłem panią za ramię i wyciągnąłem na ulicę i wtedy już było  z 

panią wszystko w porządku, zapomniała się pani, wie pani o tym?  

- Nie wiem, o czym pan mówi - odrzekła szybko.  

-  Niech  pani  da  spokój,  doskonale  pani  wie,  o  czym  mówię  - 

Ziewnął  grubiańsko.  -  A  więc  gdzie  jest  pani  stary?  Gdzie  pani 

dzieciaki? Pani ma dzieciaki, prawda?  

- Tak, skąd pan wie? - zapytała defensywnie.  

-  To  proste.  Mogę  panią  podsumować  w  minutę.  Dziesięć  lat  po 

ślubie, ładny domek, mąż często na delegacjach, dzieciaki dorastające 

i pozostawiające panią w tyle. Zgadza się, prawda?  

Jej pierwszą reakcją był gniew: zatrzymać samochód i kazać temu 

grubiańskiemu  dzieciakowi  wysiąść.  Ale  chwileczkę,  to  co  mówił 

było bardzo bliskie prawdy. Zaczekać, wysłuchać go do końca, cóż to 

mogło  zaszkodzić?  No  i  była  też  ciekawa.  Skąd  wiedział?  Czy  to 

wszystko było po niej widać? Zmusiła się do uśmiechu.  

- Jest pan bardzo pewny siebie, nieprawdaż?  

-  Tak,  jestem.  Widzę  to  wypisane  na  pani  twarzy.  Po  pani 

wyglądzie. Po wszystkim.  

background image

-  Dojechaliśmy  do  Hampstead  -  oznajmiła  szybko  i  skręciła 

gwałtownie na krawężnik. - Dzięki za podsumowanie. Jestem pewna, 

że  nieźle  się  pan  ubawił.  David  byłby  rozbawiony.  Do  widzenia.  - 

Patrzyła prosto przed siebie i czekała, aż pasażer wysiądzie.  

Nie poruszył się tylko zapytał spokojnie:  

- Czy mogę panią znów zobaczyć?  

Odwróciła  się,  żeby  na  niego  spojrzeć.  Jego  wzrok  głęboko 

wniknął w jej oczy.  

-  Nie  rozumiem  pana.  Najpierw  robi  pan  sekcję  mojego  życia, 

rozkłada  mnie  na  kawałki,  a  potem  pan  prosi,  żeby  mnie  znów 

zobaczyć.  Nie,  nie  może  pan.  Kocham  mojego  męża.  Mam  dwójkę 

wspaniałych  dzieci  i  prowadzę  bardzo  przyjemne  życie,  dziękuję 

bardzo. Więc proszę, żeby pan wysiadł z mojego samochodu.  

Jej wybuch nie zaniepokoił go.  

-  Chciałbym  panią  znów  zobaczyć.  Sądzę,  że  potrzebuje  pani 

kogoś  takiego  jak  ja.  -  Otworzył  drzwi  samochodu  i  wysiadł.  -  Więc 

jeśli zmieni pani zdanie, jestem w książce telefonicznej.  

Patrzyła,  jak  odchodzi.  A  to  nędzna  kreatura,  pomyślała  ze 

złością. Jest bardzo chudy, prawdopodobnie wcale nie je. Taki młody, 

ale jaki doświadczony. Chciałabym się z nim przespać.  

Przerwała  gwałtownie  rozmyślania.  Chciałabym  co  zrobić?  - 

zapytała  samą  siebie  z  niedowierzaniem.  Seks  zawsze  był 

równoznaczny  z  Davidem.  Nigdy  nie  miała  romansu.  Do  łoża 

małżeńskiego weszła jako dziewica, a teraz taka myśl przyszła jej do 

głowy.  Och,  było  wielu  chłopców,  z  którymi  chodziła  na  randki,  z 

background image

którymi ściskała się i całowała przed ślubem, ale nigdy nie chodziła z 

nikim na poważnie.  

David to cudowny mąż, pomyślała, cudowny kochanek. Ale jak to 

jest  z  tym  kochaniem  w  ostatnim  czasie?  Być  może  raz  na  dwa 

tygodnie,  a  i  wtedy  był  to  szybki,  dziesięciominutowy  akt,  z  którego 

nie  czerpała  żadnej  szczególnej  przyjemności  a  po  stosunku  David 

obracał się na drugi bok i od razu zasypiał i chrapał, podczas gdy ona 

leżała  bezsennie  przez  długi  czas  myśląc,  jak  to  było  przed  dziećmi, 

na początku, kiedy się pobrali.  

Westchnęła  i  uruchomiła  samochód.  Niemożliwą  rzeczą  jest 

cofnąć  czas.  Dom  był  pusty;  nawet  psy  pojechały  z  dziećmi,  a  ich 

mieszkająca na miejscu hiszpańska służąca, Ana, miała wychodne. To 

było przygnębiające. Linda włączyła telewizor w sypialni i zauważyła, 

że dochodzi szósta.  

David  powiedział,  że  będzie  w  domu  około  dziewiątej,  więc 

pozostawały  jeszcze  trzy  godziny  do  zabicia.  Nie  miała  zamiaru 

oglądać  telewizji,  ale  przyjemnie  było  słyszeć  wokół  siebie  ludzkie 

głosy.  Postanowiła  zadzwonić  do  matki  i  dowiedzieć  się,  jak  się 

zachowują Janey i Stephen. Głos matki był pogodny i zrelaksowany.  

- Cześć, Lindo, kochanie.  

- Cześć, mamo. Jak sprawy wyglądają?  

-  Och,  świetnie,  kochanie,  świetnie.  Janey  bierze  właśnie  kąpiel, 

ale  jest  tu  Stephen.  Zaczekaj  chwilę,  nie  rozłączaj  się,  chce  z  tobą 

porozmawiać.  

background image

Nastąpiła  przerwa,  po  czym  w  słuchawce  zabrzmiał  cienki, 

pobudliwy głos Stephena.  

-  Cześć,  mamusiu.  Kapitalnie  się  bawimy.  Babcia  zrobiła  masę 

lepkich  i  słodkich  ciastek  na  podwieczorek  i  ta  świnia  Janey 

próbowała zjeść je  wszystkie, więc  zepchnąłem ją z krzesła i zaczęła 

płakać  i...  -  Rozwodził  się  długo  na  temat  ciastek,  po  czym  w 

słuchawce ponownie zabrzmiał głos matki.  

-  Tatuś  odwiezie  dzieci  jutro  po  lunchu,  więc  możesz  się  ich 

spodziewać  około  czwartej.  Jak  się  miewa  David?  Czy  spędziliście 

wspólnie miły, spokojny weekend?  

-  Tak,  mamo,  bardzo  spokojny  -  odparła  smutnie  Linda.  -

Porozmawiam z tobą później w tym tygodniu. Dziękuję, że wzięliście 

dzieci, ucałuj ode mnie Janey. Na razie.  

Co  teraz?  Czując  nieznaczny  głód  poszła  do  kuchni,  ale 

nienawidziła  gotować  tylko  dla  siebie,  więc  w  końcu  zadowoliła  się 

kanapką z serem. Wydawało się, że  nie ma nic innego do roboty, jak 

tylko pójść do łóżka i zaczekać na Davida.  

Łóżko i David, te dwie myśli połączyły się jej w głowie i wpadła 

na  pewien  pomysł.  Podbiegła  do  szafy  i  grzebała  w  niej,  aż  znalazła 

to, czego szukała. Obcisły i zwiewny, czarny negliż, który kupiła kilka 

lat  wcześniej  w  Paryżu  i  jakoś  nigdy  nie  zaczęła  naprawdę  nosić. 

Zawsze wydawał się zbyt frywolny.  

Przyłożyła go do ciała; był zmysłowy w dotyku. Cóż, tak właśnie 

piszą 

we 

wszystkich 

czasopismach 

kobiecych, 

pomyślała, 

background image

uśmiechając  się.  Wstrząśnij  swoim  mężem,  żeby  uświadomił  sobie, 

jak totalnie seksowna i zabójcza naprawdę jesteś!  

Przygotowała  sobie  długą,  gorącą  kąpiel,  wlała  trochę  płynu  do 

kąpieli  Chanel  nr  5,  nakremowała  twarz,  ułożyła  włosy,  po  czym 

weszła  do  wanny  i  odprężyła  się.  Zadzwonił  telefon.  Owinięta  w 

ręcznik  kąpielowy,  mrucząc  do  siebie  „Do  diabła",  pospieszyła  do 

sypialni, żeby go odebrać.  

- Halo.  

- Linda?  

- Tak. - Mówi Paul Bedford. - Zapadła długa cisza, po czym znów 

odezwał  się:  -  Wspomniałaś  o  Davidzie  i  Fincheley  więc  łatwo  było 

cię  znaleźć  w  książce  telefonicznej.  Słuchaj  przepraszam,  chciałem 

przeprosić  cię  za  to  wcześniej.  Nie  chciałem  cię  zdenerwować. 

Przebaczysz mi?  

- Nie ma co przebaczać - powiedziała chłodno. W ogóle mnie nie 

zdenerwowałeś.  -  Kusiło  ją,  żeby  powiedzieć  do  widzenia  i  odłożyć 

słuchawkę,  ale  czekała,  żeby  się  przekonać,  jakie  będą  jego  następne 

słowa. 

-  A  więc  w  porządku.  -  W  jego  głosie  brzmiała  ulga.  -  Wiesz, 

kiedy  kogoś  lubię,  to  znaczy,  kiedy  naprawdę  lubię,  jakoś  zawsze 

postępuję  za  ostro.  Nie  mam  takiego  zamiaru,  ale  to  się  po  prostu 

dzieje.  To  coś  w  rodzaju  działania  odwrotnego.  -  Przerwał,  po  czym 

ciągnął: - Jeden z moich przyjaciół urządza przyjęcie dziś wieczorem; 

mieszka  niedaleko  ciebie.  Pomyślałem,  że  może  miałabyś  ochotę  na 

nie przyjść.  

background image

- Przykro mi, nie mogę - odparła odrobinę zbyt szybko.  

- Nie szkodziło spróbować. Może innym razem.  

-  Musisz  mi  wybaczyć,  ale  jestem  w  trakcie  brania  kąpieli.  -  Po 

czym  dodała:  -  W  każdym  razie  dziękuję,  że  o  mnie  pomyślałeś.  Do 

widzenia, Paul.  

-  Przepraszam,  że  wyciągnąłem  cię  z  wanny.  Przyjęcie  zaczyna 

się nie prędzej niż o dziesiątej, więc jeśli zmienisz zdanie, mój numer 

telefonu:  Hampstead  09911.  Zero,  dwie  dziewiątki,  dwie  jedynki, 

mam taki łatwy numer do zapamiętania. Na razie.  

Odłożył słuchawkę.  

Wzdrygnęła  się  i  wróciła  pospiesznie  do  łazienki.  Była  w  głębi 

ducha zadowolona, że Paul zatelefonował; sprawiło to, że poczuła się 

godna  pożądania  i  potrzebna;  uczucie,  którego  nie  pamiętała  od 

dawna.  Dziś  wieczorem  wszystko  będzie  inaczej.  Uświadomi 

Davidowi,  że  wszystko  może  i  powinno  być  tak  romantycznie,  jak 

przy ich pierwszym spotkaniu. W końcu tylko dlatego, że dwoje ludzi 

jest małżonkami, romans nie musi wypadać za burtę.  

„Mam  dopiero  trzydzieści  trzy  lata,  pomyślała,  to  nadal  bardzo 

młody wiek. Cóż, z pewnością nie jestem stara". Obejrzała dokładnie 

swoje ciało w lustrze łazienkowym. Przydałaby mi się dieta, zadumała 

się.  Nogi  miała  kształtne,  ale  nieco  ociężałe  w  okolicach  ud,  kibić 

całkiem szczupłą, a piersi, choć duże i pełne, nadal jędrne. Wślizgnęła 

się  w  czarny  negliż,  który  schlebiająco  przylegał  do  ciała  i  była 

zadowolona z efektu. Nałożyła lekki makijaż i uczesała włosy.  

background image

Następnie  zgasiła  telewizor  i  włączyła  sprzęt  stereo.  Sinatra  był 

znacznie  przyjemniejszy  niż  jakaś  głupia  komedia.  Scena  była 

przygotowana,  aktorka  gotowa,  dochodziła  godzina  dziewiąta. 

Kieliszek wina byłby przyjemny, pomyślała, W lodówce stała butelka 

różowego wina, więc poszła i przyniosła ją. 

Minęła  godzina.  Wino  zostało  wypite,  Sinatra  umilkł,  czarny 

negliż  został  zastąpiony  czymś  nieco  cieplejszym.  Telewizor  znów 

grał i Linda skuliła się przed nim posępnie, oglądając stary film.  

Była  trochę  wstawiona.  Pustka  domu  zdawała  się  przytłaczać  ją 

zewsząd.  Gdzie  się  podziewał  David?  Powiedział,  że  wróci  o 

dziewiątej.  Jeśli  miał  zamiar  się  spóźnić,  mógł  przynajmniej 

zadzwonić.  Być  może  miał  wypadek  samochodowy.  Być  może  leżał 

poważnie ranny, lub nawet...   

Jak  gdyby  na  sygnał,  zadzwonił  telefon.  Najpierw  chłodne 

kompetentny  głos  telefonistki,  a  potem  David,  najwyraźniej  w 

pośpiechu.  

-  Słuchaj,  utknąłem  tu  z  tymi  ludźmi.  Muszę  jechać  z  Leeds  do 

Manchesteru  i  jestem  skonany.  Nie  zaryzykuję  jazdy  powrotnej  dziś 

wieczorem;  paskudna  noc.  Wyjadę  wcześnie  rano  i  będę  w  domu  o 

ósmej.  

- Ależ, David, oczekuję ciebie. - Usiłowała mówić miłym głosem. 

- Dlaczego nie powiadomiłeś mnie wcześniej? Jest prawie dziesiąta, a 

ty obiecałeś być w domu o dziewiątej.  

- Nie mogę teraz rozmawiać, jutro wyjaśnię.  

Nagle straciła opanowanie.  

background image

-  Nie  obchodzi  mnie  jutro.  A  co  ze  mną?  Miałam  cholernie 

nędzny  weekend  i dziś  wieczorem  właśnie  wysiaduję  tu,  czekając na 

ciebie,  a  ty  nie  mogłeś  się  nawet  pofatygować  żeby  zadzwonić. 

Gdybym  wiedziała,  mogłabym  przynajmniej  pójść  do  kina  albo  coś. 

Jesteś po prostu egoistą i nie mogę… 

Głos Davida był zimny i pozbawiony emocji.  

- Mam teraz na karku ludzi, zobaczymy się jutro. Do widzenia.  

Telefon się rozłączył. Przez chwilę siedziała nieruchome próbując 

opanować dławiące uczucie całkowitej frustracji Odwiesił słuchawkę, 

nawet  nie  pofatygował  się,  żeby  poczekać  aż  Linda  powie  mu  do 

widzenia.  

Wreszcie odłożyła słuchawkę, by natychmiast ją znów podnieść i 

wykręcić  numer.  Dźwięk  brzęczyka  zdawał  się  bardzo  głośny  w  jej 

uchu. Wypiłam zbyt dużo wina, pomyślała mgliście. A potem głos po 

drugiej stronie powiedział „halo" i usłyszała własną odpowiedź:  

- Cześć, Paul, mówi Linda Cooper. Jeśli chodzi o to przyjęcie...  

 

Była  godzina  czwarta,  kiedy  David  i  Claudia  wrócili  do  jej 

mieszkania.  Mieszkała  w  przebudowanym  domu  na  tyłach 

Knightsbridge, 

bardzo 

nowym 

nowoczesnym. 

Zajmowała 

mieszkanie na najwyższym piętrze, które miało tę zaletę, że należał do 

niego mały ogród na dachu.  

David  często  się  zastanawiał,  jak  mogła  sobie  na  to  pozwolić. 

Wszystkie  jej  meble  były  nowe  i  niewątpliwie  kosztowne.  Miała 

background image

olbrzymią  garderobę.  Była  aktorką  i  modelką,  a  z  tego,  co  David 

wiedział  o  tych  obu  profesjach,  to  jeżeli  nie  odnosi  się  ogromnych 

sukcesów,  nie  zarabia  się  dużo  pieniędzy.  Na  pewno  nie  dość,  żeby 

zapewnić Claudii styl, w którym żyła.  

David  rozmyślał  nad  tym  problemem  i  nie  doszedł  do  żadnych 

prawdziwie  zadowalających  wniosków.  W  końcu  zdecydował,  że 

Claudia musi mieć bogatego ojca, choć nie pasowało to naprawdę do 

znanych mu strzępów informacji o jej przeszłości.  

Zgodnie  z  jej  wersją,  odeszła  z  domu  w  wieku  piętnastu  lat  i 

przyjechała do  Londynu  przed  pięcioma  laty,  gotowa  zostać  gwiazdą 

filmową.  Teraz  miała  lat  dwadzieścia,  była  bardzo  piękna  i  kipiała 

życiem jak musujący szampan. Ale gwiazdą filmową nie była.   

Znał ją zaledwie od trzech tygodni, w ciągu których widział się z 

nią ze dwanaście razy. Była  zawsze  do dyspozycji:  wydawało się,  że 

nie  ma  innego,  liczącego  się  mężczyzny  w  jej  życiu.  Zaakceptowała 

fakt, że David jest żonaty i zrzędziła na ten temat tak, jak wiele innych 

kobiet mogłoby to robić.  

Nigdy  nie  wspominała  o  pieniądzach.  Wiedział,  robiła 

reklamówkę mydła Beauty Maid, ale poza tym w ogół nie pracowała. 

Zdecydował,  że  musi  dowiedzieć  się  o  nie  więcej.  Być  może 

potrzebowała pieniędzy i krępowała się o tym wspomnieć. Postanowił 

poruszyć ten temat.  

Po  wejściu  do  mieszkania  Claudia  krzątała  się  pospiesznie, 

czyniąc wielki pokaz ze słania łóżka i generalnego sprzątania. Żywiła 

wielką niechęć do prac domowych i sprzątaczka przychodziła do niej 

background image

codziennie  z  wyjątkiem  weekendów.  Kiedy  dotarła  do  brudnych 

naczyń w kuchni, jęknęła ze wstrętem.  

David wszedł za nią do kuchni.  

- Kupię ci zmywarkę - powiedział, otaczając ramiona: jej kibić. 

Odwróciła się ze śmiechem.  

- Oczywiście żartujesz. Zmywarka! Co za straszny prezent. Wolę 

coś romantyczniejszego, dziękuję bardzo!  

- Co byś chciała? Pójdziemy jutro na zakupy.  

-  Chcę...  niech  pomyślę.  Chcę  Ferrari,  dwa  futra  z  norek,  mas 

diamentów, piękny apartament na dachu punktowca w Nowym Jorku i 

willę na Riwierze! - Zaczęła się śmiać.  

-  Mówię  poważnie.  Zadowolisz  się  kurtką  z  norek?  Idź  jutro  ją 

zamówić.  

- To by było cudownie. Ale jeśli chcesz, żebym ją miała, zrób mi 

niespodziankę,  bez  tego  całego  kramu  z  zamawianiem.  Lubię 

niespodzianki.  

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.  

-  Zrobię  ci  niespodziankę.  -  Zastanowił  się,  czy  nadszedł 

odpowiedni moment,  żeby  poruszyć  sprawę  jej  sytuacji  finansowej,  i 

zdecydował, że nie. Później, kiedy będą leżeć w łóżku.  

Zapatrzyła, się na niego i oblizała usta.  

-  O  której  przemieniasz  się  w  Kopciuszka  dziś  wieczorem?  - 

zapytał - powinienem wyjść o ósmej trzydzieści. - Pogłaskał jej włosy. 

-  Ale  mogę  zawsze  zrobić  ustępstwo  zależnie  od  tego,  jaka  jest 

główna atrakcja.  

background image

Roześmiała się cicho i zdjęła sweter.  

- Właśnie zaczyna się główna atrakcja. Główna atrakcja powinna 

okazać się rzeczywiście bardzo interesująca.  

Jakiś  czas  później,  kiedy  David  spojrzał  na  zegarek,  ze 

zdziwieniem odkrył, że było już dobrze po dziewiątej.  

Claudia leżała obok niego pogrążona we śnie, z długimi włosami 

spoczywającymi  w  nieładzie  wokół  twarzy  oraz  makijażem 

rozmazanym  i  przyblakłym.  Wyglądała  bardzo  młodo.  Jej  ubranie 

leżało  rozrzucone  po  całej  sypialni,  tworząc  szlak  prowadzący  z 

kuchni. Jak gdyby wyczuwając, że David na nią patrzy, otwarła oczy, 

ziewnęła, przeciągnęła się i wydała kilka pomruków zadowolenia.  

-  Jesteś  jak  kot  -  powiedział  David  -  czasami  niewinna,  mała 

kotka,  a  czasami  najdzikszy,  najpaskudniejszy  kot  podwórkowy  w 

okolicy.  

- To mi się podoba. Już widzę, jak w przyszłości mówię to komuś. 

Był jeden taki facet, który powiedział do mnie:  

Przykrył ręką jej usta.  

- Nie mów tego. Nie będzie innych facetów, tylko ja. Kocham cię 

i chcę cię poślubić. - Sam siebie zaskoczył tymi słowami, ale zostały 

one wypowiedziane tak głośno, że każdy mógł je usłyszeć.  

-  Wiesz,  to  zdumiewające  -  powiedziała  -  z  jaką  łatwością 

przychodzi żonatym mężczyznom oświadczać się. Myślę, że tak łatwo 

im to mówić, bo tak naprawdę mają bezpieczne i zabezpieczone życie, 

i wiedzą, że mogą zarzucać tę smaczną przynętę bez absolutnie żadnej 

background image

obawy,  że  sami  wpadną  w  pułapkę.  Wyjdź  za  mnie,  moje  kochanie, 

tylko nie pozwól, żeby moja żona się dowiedziała!  

David  był  wściekły.  No  więc  dobrze,  nie  mówił  tego  naprawdę 

poważnie.  Poprawka  -  mówił  to  poważnie,  ale  -  jak  powiedziała 

Claudia - był zabezpieczony, wiedząc, że to by niemożliwe. Sam fakt 

jednak,  że  ona  miała  tego  świadomość  rozwścieczył  go.  Dlaczego 

kobiety  zawsze  zdawały  się  mieć  tak  duży  wgląd  w  to,  co  mówią 

mężczyźni?  

- Mógłbym się rozwieść - zaproponował. 

- Masz taki zamiar? - odparła chłodno.  

- Sam nie wiem. - Przyciągnął ją do siebie. - To nie tylko kwestia 

mnie  i  Lindy;  pozostaje  sprawa  dzieci.  Ale  naprawdę  cię  kocham  i 

pewnego  dnia,  kiedy  moje  dzieciaki  dorosną  wtedy  wszystko  będzie 

dobrze.  Tymczasem  mogę  się  tobą  opiekować.  Nie  chcę,  żebyś 

pracowała. Już nigdy więcej. Dam ci pieniądze. 

Spojrzała na niego swoimi dużymi, skośnymi, zielonym oczami.  

- Cieszy mnie, że wykombinowałeś sobie to wszystko.  

Próbowała  się  wyrwać,  ale  przygniótł  ją  swoim  ciałem,  aż 

wycofywanie się ustało i stała się częścią Davida. Dla Davida to było 

zabójcze  przeżycie.  Zawsze  tak  było,  kiedy  to  robił  z  Claudią.  I  za 

każdym razem się nasilało, zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie.  

- Lepiej wstań. Minęła godzina duchów i żonusia będzie czekać. - 

Przeciągnęła się ospale.  

- Nie bądź dziwką. Tak czy owak, chyba zostanę.  

background image

Pocałowała  go.  Zatelefonowali  do  Lindy  i  Claudia  udawała 

telefonistkę, tak że wydawało się, iż rozmowa jest zamiejscowa.  

Potem powiedziała:  

-  Żadnemu  łajdakowi,  który  kiedykolwiek  będzie  do  mnie  tak 

mówił, nie ujdzie to na sucho. Współczuję twojej żonie.  

- Naprawdę? - zauważył krótko. Denerwowało go, kiedy Claudia 

mówiła o Lindzie.  

- Tak, choć to jej wina.  

- Co chcesz przez to powiedzieć?  

-  Co  sprawiło,  że  stałam  się  dla  ciebie  bardziej  ekscytująca  od 

niej? Czy to, że jestem nowsza, młodsza i ładniejsza? 

- Tak, jesteś ładniejsza.  

-  Ale  nie  powinieneś  być  zmuszony  do  tego,  żeby  rozglądać  za 

inną.

 

 

Zaczęła go pieścić po plecach, a on poczuł, jak pożądanie znów w 

nim narasta. Wystarczyło, by go dotknęła, a on jej pragnął.  

- Jest tylko jeden, mały problem. Nie chcę za ciebie wyjść. Nawet 

gdybyś był wolny i moglibyśmy pobiec w tej chwili wziąć ślub.  

Nie  potrafił  opanować  dławiącego  podniecenia,  które  odczuwał. 

Jej słowa nie miały znaczenia. Ściągnął ją z powrotem na łóżko i dał 

upust  swojej  wściekłości  i  frustracjom.  Claudia  wężowym  ruchem 

odsunęła  się  od  niego  i  wstała  z  łóżka.  Przypatrywała  się  mu  stojąc, 

zupełnie naga, i ciągnęła:   

-  Chcę  robić  to, na  co j  a  mam  ochotę  i kiedy  j  a chcę.  Żadnych 

więzi, żadnych warunków. Nie chcę małżeństwa, nic ono dla mnie nie 

background image

znaczy, więc nie proponuj go, jakby to była złota obręcz, bo ja w nią 

po prostu nie wskoczę. Owszem, kocham cię teraz, dzisiaj. Ale jutro, 

kto  wie?  Już  taka  jestem,  nie  udaję  kogoś,  kim  nie  jestem,  więc 

dlaczego nie postępujesz tak samo?  

- Powinna dołożyć cholernych starań, żeby

 

zawsze była dla ciebie 

nowa.  Zdaje  się,  że  większość  kobiet  wychodzi  za  mąż,  a  potem 

przestaje się starać. Złapałyśmy rybę, teraz możemy odłożyć przynętę 

i  wyciągać  ją  tylko  na  specjalne  okazje.  Nie  mówię,  że  nie  robiłbyś 

skoków w bok od czasu do czasu; większość mężczyzn to robi, nawet 

ci  najszczęśliwsi  z  żonatych.  Ale  na  tym  to  by  się  kończyło,  nie 

byłoby takich romansów jak ze mną, nie potrzebowałbyś ich.  

- Dziękuję, panno Parker, doradco małżeński, ale coś mi się zdaje, 

że zwracasz się do niewłaściwej strony.  

- Czy mam porozmawiać z twoją żoną? Co mam jej powiedzieć? 

Kochanie, powiem  ci  w  ścisłej  tajemnicy,  że  walę  twojego  męża.  To 

nie jest naprawdę konieczne. Gdybyś ty nie była nudna, mógłby znów 

mieć  na  ciebie  ochotę.  Wykrzesz  z  siebie  trochę  życia,  a  wróci  do 

ciebie.  

Oboje zaczęli się śmiać.  

- Ty jesteś dziwką. Czy dlatego cię kocham?  

- Nie - zachichotała. - Wiesz, dlaczego mnie kochasz!  

Wstali z łóżka i Claudia zakrzątnęła się w kuchni, przygotowując 

kanapki,  podczas  gdy  David  kręcił  się  po  mieszkanie  zastanawiając 

się  ponownie,  jak  mógłby  poruszyć  temat  finansów.  Zirytowała  go 

swoją przemową o braku chęci małżeństwa.  

background image

Ale  tak  naprawdę  nie  poirytowała  go  zbytnio,  gdyż  po 

przemyśleniu  sprawy  doszedł  do  wniosku,  że  jej  słowa  były  tylko 

mechanizmem  obronnym.  Wiedziała,  że  tak  czy  owak  nie  mogą  się 

pobrać,  więc  aby  zachować  twarz,  prawdopodobnie  przekonała  samą 

siebie, że nie chce małżeństwa.  

Po  jeszcze  dłuższym  zastanowieniu  wpadł  prawie  w  nastroju 

błogostanu, ponieważ znalazł się w godnej pozazdroszczenia pozycji, 

w której mógł utrzymać oba związki. 

-  Chcę  z  tobą  poważnie  porozmawiać.  Weź  kanapki  i  chodź 

usiąść.  

W  kuchni  Claudia  zlizywała  majonez  z  palców.  Miała  na  sobie 

różowe  kimono  i  włosy  związane  tak,  aby  nie  opadał  jej  na  twarz. 

Poszła za nim do salonu i chrupiąc kanapkę, usiadła na podłodze przy 

jego nogach.  

- Co cię gryzie, Davidzie?  

- Słuchaj, kochanie, dużo o tobie myślę.  

Roześmiała się.  

- Mam nadzieję.  

-  Mówię  poważnie  -  ciągnął.  -  Martwi  mnie  to,  jak  sobie  radzisz 

finansowo. To mieszkanie nie może  mało kosztować, chcę ci pomóc. 

To znaczy, bez owijania w bawełnę, skąd bierzesz pieniądze?  

Claudia  siedziała  bardzo  spokojnie.  W  jej  oczach  pojawiły  się 

niebezpieczne błyski. Udało się jej jednak zachować miły ton głosu. 

- Cóż, skarbie - odparła słodko - dlaczego chcesz wiedzieć? 

background image

Nie  spostrzegł  oznak  niebezpieczeństwa.  Nie  chciał  naprawdę 

odchodzić  od  Lindy.  Kochał  ją  na  swój  sposób  choć  przestała  go 

pociągać  seksualnie  niedługo  po  ślubie.  Kompensował  to  sobie 

wieloma różnymi romansami na przestrzeni lat ich małżeństwa, a dla 

Lindy był bardziej niż hojny materialnie. Linda była doskonałą żoną. 

Znakomitą panią domu i matką. Nie, z pewnością nie chciał odchodzić 

od Lindy.  

Nie  czuł  żadnej  szczególnej  winy  z  powodu  swojej  niewierności 

wobec niej. Choć gdyby ona kiedykolwiek była niewierna jemu... Ale 

nie,  to  było  nie  do  pomyślenia.  Sam  pomysł  niewierności  ze  strony 

Lindy był niedorzeczny. 

-  Oczywiście,  że  chcę  wiedzieć.  Dostajesz  kieszonkowe  od  ojca, 

czy co?  

- Daj spokój, od pięciu lat nie widziałam się z rodziną gwiżdżę na 

to, czy jeszcze kiedykolwiek się z nią zobaczę, Mój stary nie dałby mi 

złamanego szeląga na publiczną ubikację. - Po tych słowach umilkła i 

David  uświadomił  sobie,  że  Klaudia  nie  ma  zamiaru  mu 

odpowiedzieć.  

-  Claudio,  chcę  wiedzieć  -  odezwał  się  ostro.  -  Wyglądasz  na 

mniej więcej piętnaście lat - powiedział. 

-  A  ty  na  mniej  więcej  pięćdziesiąt.  Co  cię  gryzie?  Trapią  cię 

ponure myśli, bo odrzuciłam twoją wspaniałą propozycję? 

Wstała.  

- Nie lubię przesłuchań, nie proszę cię o nic. Nie chcę niczego od 

ciebie. - Zaczęła krzyczeć. - Daj mi spokój z twoimi pytaniami. O co 

background image

ci  chodzi?  A  jak  myślisz,  skąd  mam  pieniądze?  Myślisz,  że  jestem 

kurwą?  Gdybym  nią  była,  to  nie  prosiłabym  cię  o  pieniądze?  - 

Rozpłakała się i Davidem wstrząsnęło, że sprowokował ją do takiego 

gniewu. - To nie twoja sprawa, skąd biorę pieniądze i jeśli nie podoba 

ci się to, dajmy sobie po prostu z tym spokój - wrzasnęła. 

Davidowi udzielił się nastrój wściekłości.  

 

- Dobrze - powiedział chłodno - damy sobie spokój.  

Pomaszerował  do  łazienki  i  ubrał  się.  Claudia  nie  poszła  za nim. 

Kiedy  wrócił  do  salonu,  siedziała  na  kanapie,  czytając  czasopismo  i 

nie podniosła wzroku.  

Stał w miejscu, niezdecydowany, czy ma wyjść, czy nie.  

- Powiesz mi? - spytał nieustępliwie.  

Nie przerwała czytania i nie odpowiedziała mu.  

- Do widzenia - powiedział i wyszedł.  

Na  korytarzu  przed  jej  drzwiami  wejściowymi  natychmiast 

pożałował  swojego  posunięcia.  Nie  mógł  iść  do  domu  i  rozważył 

sprawę pogodzenia się z Claudią, ale to było niemożliwe.  

Gdyby jej teraz ustąpił, oznaczałoby to przyznanie się do porażki, 

a  on  nigdy  nie  przyznawał  się  do  porażki  przed  żadną  kobietą.  Nie, 

postanowił,  niech  się  trochę  pomartwi,  a  wkrótce  przybiegnie  do 

niego z powrotem. Zawsze tak robiły.  

Zdecydował  się  na  spędzenie  nocy  w  łaźni  tureckiej  i  zszedł  do 

samochodu. Intrygowało go, dlaczego Claudia była tak tajemnicza co 

background image

do  źródła  swoich  dochodów.  Mogło  to  tylko  oznaczać,  że  jest 

zamieszana  w  coś,  co  by  mu  się  nie  spodobało.  Cóż,  w  takim 

wypadku,  kiedy  już  mu  o  tym  powie,  to  przerwie,  obojętne  co  by  to 

było, i wtedy będzie zależna niego, a tego właśnie pragnął. 

Pojechał  do  łaźni  tureckiej  na  Jermyn  Street  i  po  przejściu  przez 

kąpiele  w  gorącej  i  zimnej  parze  oraz  po  wzięciu  masażu  z  dużym 

zadowoleniem  usadowił  się  w  swojej  małej,  białej  kabinie,  gdzie 

niezwłocznie zapadł w sen. Jutro załatwi wszystkie sprawy. 

 

Paul wyglądał młodziej, niż Linda go zapamiętała. Miał na  sobie 

czarny sweter i obcisłe czarne spodnie. Linda zaś, po odrzuceniu kilku 

innych  strojów,  postanowiła  założyć  prostą  niebieską  sukienkę. 

Spotkali się w ustalonym z góry miejscu.  

Paul  pomógł  jej  wysiąść  z  samochodu  i  powiedział,  że 

poprowadzi, ponieważ zna drogę.  

-  Cieszę  się,  że  zmieniłaś  zdanie.  Co  było  tego  powodem?  Mój 

niewiarygodny urok? - uśmiechnął się szeroko.  

- Sama nie wiem. - Całe wino, które wypiła, i pośpiech, żeby się 

przygotować  do  wyjścia,  pozbawiły  ją  w  końcu  sił.  -  Może  nie 

powinnam przychodzić. Naprawdę nie wiem, dlaczego tu jestem.  

Spojrzał na nią.  

-  Cieszę  się,  że  tu  jesteś.  Nie  sądzę,  żebyś  tego  żałowała. 

Właściwie obiecuję ci to.  

Jechali krótko wzdłuż Heathu, aż Paul skręcił w prywatny dojazd 

do  starego,  rozbudowanego  domu.  Jego  okna  płonęły  światłami  i 

background image

krzepki głos Solomona Burke'a rozbrzmiewał przenikliwym tonem ze 

sprzętu  stereo.  Jakaś  para  sprzeczała  się  w  otwartych  drzwiach,  a 

kiedy przyjechali, kilku kolejnych gości przepchnęło się przez drzwi z 

kupą  śmiechu  i  wrzasku.  Paul  zaparkował  samochód  i  weszli  do 

domu.  

Scena,  która  ich  przywitała,  była,  mówiąc  oględnie,  dzika. 

Frontowe  drzwi  prowadziły  do  małego  korytarza  otwierającego  się  z 

obu stron na duże pokoje z dużymi schodami pośrodku. Schody były 

zaśmiecone  różnymi  ludźmi;  znajdowało  się  tam  wielu  brodatych 

mężczyzn, wiele siedzących i stojących dziewczyn i wszyscy pili.  

Pokój  po  prawej  stronie  zapełni;  pary,  które  tańczyły  lub  tylko 

stały,  ściskając  się  i  całując.  Wydawało  się,  że  nie  ma  tam  żadnych 

mebli,  tylko  duży  podniszczony  gramofon  stereo  ustawiony 

niebezpiecznie parapecie.  

W  pokoju  na  lewo  chuda  dziewczyna  o  rudych  włosach 

sztywnych  jak  drut  zdejmowała  ubranie  w  rytm  bongosów,  w  które 

walił Karaib odziany jedynie w białe szorty. Nikt nie zwracał na nich 

uwagi. W większości ludzi obserwowali młodego blondyna w drugim 

końcu pokoje  który  stał  na  krześle  zupełnie  nagi  i  recytował  sprośny 

wiersz.  

Paul ścisnął ramię Lindy.  

-  Chodź  -  powiedział,  prowadząc  ją  w  górę  po  schodach  i 

pozdrawiając  po  drodze  różnych  ludzi.  -  Pozbądźmy  się  twojego 

płaszcza, a potem znajdziemy drinka.  

background image

Na  górze  było  więcej  pokoi  równie pozbawionych  umeblowania. 

Paul  wprowadził  ją  do  pokoju  z  łóżkiem,  które  skrzypiało  pod 

ciężarem  licznych  płaszczy.  W  kącie  pokoju  dwie  dziewczyny 

patrzyły sobie głęboko w oczy, a jeszcze inna dziewczyna albo spała, 

albo leżała zemdlona na końcu łóżka. 

Linda  zdjęła  płaszcz  i  poczuła  się  zbyt  strojnie  ubrana  w  swojej 

eleganckiej,  niebieskiej  sukience.  Paul  powiedział,  że  wygląda 

wspaniale,  i  zeszli  do  pokoju  po  lewej  stroni  schodów.  Rudowłosa 

dziewczyna  zaprzestała  już  striptizu  i  siedziała  na  podłodze,  zakryta 

czyimś swetrem. Kiedy Paul ją mijał, schwyciła go za nogę.  

-  Cześć,  seksowny,  chcesz  to  zrobić?  -  mówiła  bełkotliwym 

głosem. - Mam wspaniałe ciało. A ty?  

Linda  oddzielona  od  Paula  skierowała  się  do  stołu,  z  którego 

zdawały się pochodzić drinki.  

Jakiś grubas wyskoczył jej zza pleców.  

-  Bardzo  ładnie  wyglądasz  -  powiedział.  -  Kim  jesteś?  -  Twarz 

miał  zroszoną  potem,  a  jego  oddech  był  połączeniem  odoru  cebuli  i 

zwietrzałego piwa. - Może drinka?  

-  Tak,  poproszę  -  odparła,  usiłując  zejść  po  trochu  z  nawietrznej 

jego oddechu.  

Nalał  do  pękniętej  szklanki  bardzo  dużą  szkocką.  Wypiła  ją 

pospiesznie.  

- Chodźmy zatańczyć - zaproponował i objął ramieniem jej talię.  

Poczuła,  jak  gorąco  jego  ręki  przenika  przez  jej  sukienkę  aż  do 

samej skóry.  

background image

- Nie teraz - protestowała, próbując wyswobodzić się.  

Oblizał tłuste usta i wtedy nadszedł Paul.  

- Cześć, Bruno. Widzę, że już poznałeś Lindę.  

Grubas cofnął ramię.  

- O, ona jest twoja, co? - zapytał pospiesznie. - Nie wiem, co one 

w tobie widzą. - Otarł usta pulchną, różową ręką i odszedł spokojnie.  

Paul się roześmiał.  

-  Nie  zwracaj  na  niego  uwagi  powiedział,  a  potem  nagle 

spoważniał. - Jesteś wspaniała, wiesz o tym? - Chwycił ją za rękę.  

-  Dziękuję  -  powiedziała.  Nigdy  nie  potrafiła  przyjmować 

komplementów  łatwo.  Szybko  wysuszyła  szklankę.  -  Chciałabym 

jeszcze jednego drinka.  

Nalał  jej  dużą  szkocką, którą  wypiła  szybko,  prawie  natychmiast 

czując jej palący skutek.  

-  Chyba  powinnam  iść  do  domu  -  powiedziała  słabo.  -  Wiesz, 

jestem prawie pijana.  

-  Wiem.  -  Popchnął  ją  do  ściany,  oparł  się  o  jej  ciało  i  zaczął  ją 

całować.  

Czując,  jak  intymność  jego  języka  przenika  jej  wargi,  zamknęła 

oczy.  Jego  usta  były  wytrwałe  i  wymagające.  Czuła,  że  powinna  go 

odepchnąć,  ale  nie  miała  siły  i  tak  czy  owak  nie  chciała  tego  zrobić. 

Już  dawno  nie  była  tak  całowana.  Daw  już  jej  nie  całował  i 

zapomniała, jakie to może być podniecające.  

-  Ach,  więc  to  tutaj  jesteś.  -  Skomlący  głos  był  znajomy  a  nuta 

gniewu niedwuznaczna.  

background image

Paul  się  wyprostował.  Przed  nimi  stała  Melanie,  z  żółtymi 

włosami  zwisającymi  jak  prosta  zasłona  wokół  jej  chudej, 

zarumienionej twarzy.  

-  Myślałam,  że  miałeś  po  mnie  wrócić.  -  Patrzyła  groźnie  na 

Lindę. - Czy może byłeś tak zajęty, że nie mogłeś znaleźć czasu?  

-  Przepraszam,  Mel,  myślałem,  że  ci  mówiłem,  że  się  tu  z  tobą 

spotkam.  

-  Nie.  -  Mówiła  coraz  bardziej  przenikliwym  głosem.  A  jak  się 

miewa pani Cooper? Z tego, co widzę, doszła do siebie. 

- Skończ z tym - powiedział szorstko Paul, odsuwając od Lindy i 

prowadząc na korytarz. - Słuchaj, przykro mi, ale tak to jest.  

- Co tak jest? - Łzy wypełniły jej matowe oczy.  

- Było wspaniale, ale już od dawna zmierzaliśmy w tymi kierunku 

i  najlepiej  zapomnieć  o  wszystkim.  Nadal  cię  lubię  i  tak  dalej,  ale, 

cóż, wiesz...  

-  Nie,  nie  wiem.  A  zresztą,  co  ty  widzisz  w  tej  starej  babie?  - 

Zaczęła płakać. - Nienawidzę cię, Paul.  

-  Słuchaj,  mała,  masz  siedemnaście  lat,  spotkasz  wiej  facetów. 

Wkrótce mnie zapomnisz. Po prostu nie jesteśmy…  

-  Co  nie  jesteśmy?  -  przerwała  gniewnie.  -  Boże,  ależ  ciebie 

nienawidzę!  

Wzruszył  ramionami  i  wrócił  do  pokoju.  Linda  znów  pogrążyła 

się w rozmowie z grubasem.  

- Czy chcesz już iść? - zapytał.  

background image

-  Nie.-  Jej  oczy  promieniały.  Była  już  bardzo  pijana.  -  Bruno 

nauczy mnie nowego tańca.  

-  Bruno  może  znaleźć  sobie  własną  dziewczynę.  Ja  cię  nauczę 

wszystkiego,  czego  będziesz  chciała.  -  Ostrzegawczym  spojrzeniem 

zmusił Brunona do odejścia, zabrał ją do drugiej sali, gdzie tańczono, i 

przytulił ją bardzo mocno. - Chcę się z tobą przespać - szepnął.  

- Ja z tobą też - odszepnęła. -  To  znaczy, nie chcę, ale to byłoby 

przyjemne, ale ja... O Boże, chyba lepiej się trochę przewietrzę.  

Znów ją pocałował. Tym razem odwzajemniła pocałunek, ich usta 

dążyły do obopólnej przyjemności. Stali pośród tańczących, zagubieni 

we własnym, małym świecie. Wędrował językiem po jej ustach, a ona 

poczuła  nagłą,  pilną  chęć  należenia  do  niego.  Przycisnął  ją  bardzo 

blisko siebie, a potem puścił.  

- Zaczekaj tu - powiedział. - Przyniosę twój płaszcz.  

Czekała cierpliwie, a wypity alkohol przetaczał się w niej falami. 

W  ogóle  nie  była  w  stanie  myśleć  jasno,  czuła  się  rozkojarzona  i 

chciała tylko wrócić w bezpieczny uścisk ramion Paula.  

Z korytarza dochodziły odgłosy jakiegoś zamieszania, więc poszła 

tam.  Dwóch  mężczyzn  biło  się  ze  sobą.  Jednym  z  nich  był  grubas, 

Bruno, a drugim Karaib, który wcześniej grał na bongosach. Obrzucali 

się wulgarnymi epitetami i kulali po podłodze. Nikt nie próbował ich 

powstrzymać.  

- Dlaczego oni się biją? - spytała dziewczynę stojącą obok.  

-  Och,  kochanie,  Bruno  zawsze  musi  się  z  kimś  bić  -  odparła 

dziewczyna. - Inaczej nie byłby sobą.  

background image

Nos  Karaiba  zaczął  krwawić  i  pojawiło  się  dużo  krwi.  Lindzie 

zrobiło się niedobrze. Zaczęła przesuwać się po trochu do frontowych 

drzwi  i  wyszła  na  zewnątrz.  Zimne  powietrze  otrzeźwiło  ją  nieco. 

Podeszła do samochodu i wsiadła do niego. W końcu przyszedł Paul.  

-  Martwiłem  się;  myślałem,  że  uciekłaś  ode  mnie.  -  Wsiadł  do 

samochodu i objął ją ramieniem. Odsunęła się. - O co chodzi?  

- Strasznie się czuję. Chyba mnie zemdli.  

-  Wspaniale,  wracajmy  do  domu  i  zaprowadzę  cię  na  górę  do 

łazienki.  

- Nie, nie chcę tam wracać.   

-  Zaraz  poczujesz  się  lepiej.  -  Znów  ją  objął  ramieniem  i  tym 

razem się nie odsunęła. Pocałował ją, wędrując rękami po jej ciele.  

Czuła się słabo i kręciło się jej w głowie, a kiedy zamknęła oczy, 

wszystko  wirowało.  Była  świadoma  dotyku  Paula  i  jego  warg 

przyciśniętych  do  jej  ust,  ale  to  wszystko  sprawiało  wrażenie,  jakby 

przytrafiało się komuś innemu.  

Nagle  puścił  ją  i  zapalił  silnik.  Wydawało  się,  jak  gdyby  jechali 

wieczność,  ale  w  rzeczywistości  trwało  to  bardzo  krótko.  Potem 

pomagał jej wysiąść z samochodu i wspinali się po wielu schodach, aż 

w końcu znaleźli się w pokoju, gdzie Paul popchnął ją na łóżko.  

Nie stawiała opora, kiedy rozpiął jej i zsunął sukienkę, ponieważ 

ostatecznie to się nie działo naprawdę.  

Całował  ją  powoli.  Łóżko  było  miękkie  i  było  jej  bardzo 

wygodnie.  Jego  ramiona  były  silne  i  ciepłe,  a  jego  ręce  wywoływały 

background image

fantastyczne podniecenie. Przeturlał ją na brzuch i poczuła, że rozpina 

jej biustonosz.  

-  Nie  ma  mnie  tu  -  szepnęła.  -  Jestem  na  innej  planecie.  Jestem 

bardzo  pijana,  nie  powinieneś  mnie  wykorzystywać…  jestem  w 

korzystnej... - Zaczęła chichotać.  

Znów  zaczął  ją  całować  i  potem  nagle  owładnęła  nią 

nieokiełznana namiętność, która zdawała się trwać bez końca.  

- Kocham cię - powiedziało jedno z nich.  

- Kocham cię - oparło drugie.  

Tak dobrze być potrzebną.  

 

Linda  obudziła  się  o  piątej  rano.  Otworzyła  oczy  z 

niedowierzaniem. Straszliwie ją suszyło. Oczy miała ociężałe a twarz 

przypominała  papier  ścierny.  Rozejrzała  się  i  odkryła  że  jest  w 

małym,  nieporządnym  pokoju,  a  Paul  śpi  rozwalony  z  drugiej  strony 

łóżka.  

Usiadła  powoli,  szukając  czegoś  do  zakrycia  się.  Wiedziała  że 

głowa  jej  pęknie,  jeśli  poruszy  nią  zbyt  gwałtownie.  Ostrożnie 

ściągnęła  przykrycie  z  łóżka  i  owijając  je  wokół  swojego  ciała, 

zdecydowała się wstać.  

Paul  się  nie  poruszył,  gdy  po  omacku  posuwała  się  do  drzwi. 

Znalazła się w bardzo małym korytarzu zawalonym gratami. Przedarła 

się  do  łazienki,  która  była  mała,  rdzewiejąca  i  zimna.  Włączyła 

światło,  którym  była  goła  żarówka,  a  kiedy  odkręciła  kurek  z  zimną 

background image

wodą, duży, czarny pająk przebiegł pogardliwie w poprzek umywalki. 

Linda prawie krzyknęła.  

Szybko  wypiła  cztery  kubki  wody,  która  smakowała  nieco  jak 

pasta  do  zębów,  ale  trochę  poprawiła  jej  samopoczucie.  Smutnie 

popatrzyła  na  swoje  odbicie  w  lustrze  ponad umywalką.  Makijaż  był 

rozmazany  i  utworzył  głębokie  smugi.  Włosy  niechlujne  i  splątane. 

„Wyglądam jakbym tu mieszkała" - pomyślała przerażona.  

Podreptała cicho do sypialni i odszukała swoje ubranie. Szybko je 

włożyła  i  skupiła  swoją  uwagę  na  Paulu,  który  nadal  spał  głęboko. 

Długo  mu  się  przypatrywała,  po  czym,  po  znalezieniu  płaszcza, 

bezszelestnie wyszła.  

Na ulicy było zimno i cicho. Jej samochód krztusił się i parskał, i 

myślała,  że  nigdy  nie  zapali.  W  końcu  zaskoczył  i  opustoszałymi 

ulicami pojechała do siebie.  

Weszła spokojnie do domu i poszła prosto do sypialni. Wszystko 

wyglądało czysto i nowo. Wzięła gorącą kąpiel i padła na łóżko, gdzie 

chwilę leżała i rozmyślała gorączkowo. Boże, czuła się winna, a także 

zła  na  siebie,  że  dopuściła  do  tego.  Tak,  była  pijana,  ale  czy  to  było 

naprawdę jakiekolwiek wytłumaczenie? Nigdy nie widziała się w roli 

niewiernej żony i niełatwo jej było się z tym pogodzić.  

Co by powiedział David?  

Dlaczego zawsze najpierw myślała o Davidzie?  

Wreszcie  zasnęła,  wiedząc,  że  rano  będzie  musiała  stanąć  przed 

jego  obliczem  i  że  nie  będzie  to  łatwe.  Rzucała  się  i  przewracała  na 

łóżku. To była długa i niespokojna noc.  

background image

David  wyszedł  z  łaźni  tureckiej  o  ósmej  rano,  czując  się 

odświeżony  i  orzeźwiony.  Zastanawiał  się,  czy  nie  zadzwonić  do 

Claudii,  ale  potem  postanowił  odczekać  jeden  dzień  i  zobaczyć,  czy 

ona zadzwoni do niego.  

Zaparkował  samochód,  kupił  poranne  gazety  i  poszedł  wzdłuż 

Park  Lane  do  hotelu  Grosvenor  House,  gdzie  zamierzał  zjeść 

śniadanie  przed  powrotem  do  domu.  Zamówił  jajka  na  bekonie, 

grzankę i kawę, i rozsiadł się wygodnie, żeby przejrzeć gazety.  

Jego  wzrok  natychmiast  przyciągnęło  półstronicowe  zdjęcie  na 

pierwszej  stronie  Dailly  Mirror.  Podpis  pod  nim  brzmiał:  KOLEJNE 

PRAWIE  ROZRUCHY  NA  TRAFALGAR  SQUARE,  a  zdjęcie 

przedstawiało  rozzłoszczony  motłoch  ludzki  otaczający  dwóch 

policjantów  wlokących  jakąś  kobietę.  Kieckę  miała  zadartą  wysoko 

ponad kolana, właściwie tak wysoko, że można było dostrzec majtki. 

Włosy  zwisały  nad  twarzą  i  jeden  but  miał  za  chwilę  spaść  z 

szamoczącej się stopy. To było bardzo efektowne zdjęcie.  

Nadeszła  kelnerka  z  zamówionym  śniadaniem.  Była  pulchną 

rodowitą mieszkanką Londynu. Zajrzała mu przez ramię do gazety.   

-  Ciekawe,  jak  jej  się  zdaje,  że  wygląda  -  wymamrotała.  - 

Najwyższy  czas,  żeby  przerwać  ten  cały  bezsens.  Kupa  zgrywusów, 

oto  czym  oni  są.  Powinno  się  zamknąć  tę  całą  zgraję!  -  odeszła  od 

stolika, gdakając o niczym w szczególności.  

David wpatrzył się przerażony na zdjęcie. Tą kobietą była ponad 

wszelką  wątpliwość  Linda.  Jego  Linda!  Pokręcił  głową  z 

background image

niedowierzaniem.  Co  ona  robiła?  Co  ona  sobie  myślała?  Wypił  duży 

łyk  kawy,  sparzył  sobie  język,  zaklął,  stwierdził,  że  nie  jest  w  stanie 

nic zjeść i poprosił o rachunek.  

Kelnerka przydreptała powoli.  

- O co chodzi, skarbie? Wszystko w porządku?  

Posunął gwałtownym ruchem pieniądze w jej kierunku.  

-  Wszystko  świetnie  -  powiedział,  wypadając  jak  burza  z 

restauracji.  

Przy  jego  samochodzie  stał  funkcjonariusz  służby  ruchu 

drogowego. David minął go niecierpliwie.  

-  Obawiam  się,  że  będzie  pan  musiał  zaczekać,  aż  dokończę 

wypisywanie tego mandatu za nieprzepisowe parkowanie - powiedział 

funkcjonariusz.  -  Przypuszczam,  że  ma  pan  świadomość,  iż  jest  to 

strefa zamknięta dla parkowania?  

-  Daj  mi  pan  ten  mandat  i  skończ  z  tym  -  powiedział  obcesowo 

David.  

Funkcjonariusz  obrzucił  go  piorunującym  spojrzeniem  i  bez 

pośpiechu zajął się swoją robotą.  

Wreszcie mógł odjechać. Miał ponurą twarz. Wyobraził sobie, co 

powie  Lindzie.  Cała  ta  sprawa  była  tak  nieskończenie  niedorzeczna. 

Jego  żona  na  demonstracji  protestacyjnej!  To  było  absurdalne.  Nie 

miała  zielonego  pojęcia  ani  o  polityce,  ani  o  bombach.  Kuchnia, 

dzieci i zajęcia towarzyskie, takie jak podwieczorek z dziewczynami i 

kolacja  na  mieście  dwa  razy  w  tygodniu,  należały  do  zakresu  jej 

background image

kompetencji. „Zakazać bomby", zaiste! Kim, u diabła, jej się zdaje, że 

jest?  

Claudia  została  zapomniana.  Mocno  docisnął  pedał  gazu  i 

Popędził do domu.  

Wpuściła go Ana.  

- Pani Cooper zaspać - oznajmiła. - Pan chcieć herbata?  

- Nie - burknął, będąc już w połowie schodów do sypialni. 

Linda  spała,  zwinięta  w  kłębek  i  zakopana  pod  przykryciem. 

Rozsunął  zasłony,  zalewając  pokój  światłem  słonecznym.  Linda 

poruszyła się.  

Przemierzył pokój, odkaszlnął głośno; a gdy nadal nie był po niej 

widać żadnych oznak przebudzenia, podszedł do łóżka i potrząsnął nią 

brutalnie, podsuwając jej przed twarz egzemplarz Daily Mirror, kiedy 

sennie otworzyła oczy.  

- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał ze złością.  

O  Boże,  dowiedział  się  o  niej  i  Paulu!  Ale  w  jaki  sposób?  Tak 

szybko.  Usiadła  pospiesznie.  David  stał  w  miejscu,  wlepiając  w  nią 

groźne spojrzenie i wywrzaskując:  

-  Co  to  jest?  Jakaś  ukryta  ambicja  zrobienia  z  siebie  kompletnej 

idiotki? - Jeszcze raz zamachał przed nią gazetą i Linda wzięła ją od 

niego.  

Ogarnęła  nią  fala  ulgi,  kiedy  uzmysłowiła  sobie,  o  co  David  tak 

się wściekał.  

-  Co  za  straszne  zdjęcie!  -  wykrzyknęła.  -  Nie  wiedziałam  że 

robili zdjęcia.  

background image

- Czy to wszystko, co masz do powiedzenia? - Przedrzeźniał ją: - 

Nie wiedziałam, że robili zdjęcia! - Wyrwał gazetę z jej ręki i zapytał 

głośno i ze złością: - A w ogóle czego tam szukałaś? Co ci przyszło do 

głowy?  

-  Nie  miałam  nic  innego  do  roboty.  Po  prostu  znalazłam  się  tam 

przypadkiem. Przykro mi, że tak cię to rozzłościło. 

- Nie rozzłościło - wrzasnął. - Lubię oglądać zdjęcia mojej żony w 

gazetach,  ze  spódnicą  zadartą  powyżej  pasa,  w  towarzystwie  zgrai 

nygusów.  

Wstała z łóżka.  

-  Nie  będę  słuchać  grzecznie,  jak  na  mnie  wrzeszczysz.  Może 

gdybyś  dla  odmiany  raz  spędził  weekend  w  domu,  to  wszystko 

mogłoby się nie zdarzyć.  

Akurat  w  tamtej  chwili  zadzwonił  telefon.  Linda  nagle  poczuła, 

jak  robi  się  jej  bardzo  gorąco,  i  zarumieniła  się.  Czuła,  że  dzwoni 

Paul.  Czy  powinna  odebrać  telefon,  czy  lepiej  pozostawić  to 

Davidowi?  

David nie dał jej szansy. Porwał słuchawkę i szczeknął:  

- Tak?  

Linda  wstrzymała  oddech.  Ale  była  bezpieczna,  dzwonił  ktoś  z 

jego biura. Skorzystała z tego, że był zajęty rozmową i ubrała się. po 

telefonie wydawał się trochę spokojniejszy.  

-  Chcesz śniadanie? - zapytała.  

-  Nie.  Muszę  zadzwonić  w  parę  miejsc.  Dziś  wieczorem  jest 

przyjęcie  w  celu  lansowania  mydła  Beauty  Maid.  Przyjdziesz  do 

background image

mojego biura o siódmej i pojedziemy stamtąd. Mam nabożną nadzieję, 

że nikt nie widział twojej reklamy.  

Jęknęła  w  duchu  na  myśl  o  kolejnym  przyjęciu,  po  czym  w 

pamięci zaplanowała swój dzień, w co wchodził pobyt w domu, żeby 

przywitać dzieci, i wizyta u fryzjera.  

Tymczasem David zajął się własnymi myślami. Z całą pewnością 

na  przyjęciu  pojawi  się  Claudia,  płacono  jej  za  to,  żeby  tam  była. 

Zastanowił się, czy będzie możliwe spokojne pojednanie tak, aby nikt 

z  obecnych  tego  nie  zauważył.  Musiał  dopilnować,  żeby  Linda  nie 

nabrała  podejrzeń;  wydawało  się,  że  ostatnio  trochę  za  bardzo 

przejmowała się jego częstymi wyjazdami.  

Może zaczynała go podejrzewać, choć przez tyle lat udawało mu 

się  uniknąć  odpowiedzialności  za  różne  romanse  i  nigdy  nie 

dowiedziała  się  o  żadnym  z  nich.  Przynajmniej  będzie  mógł  się 

zobaczyć z Claudią. Zajął się telefonami w interesach.  

Dzieci  wpadły  do  domu  dokładnie  o  czwartej.  Ojciec  Lindy  był 

zawsze  punktualny.  Dopiero  co  wróciła  od  fryzjera  i  Stephen  rzucił 

się  na  nią  swoim  małym,  żylastym  ciałem,  zwalając  ją  praktycznie  z 

nóg.  

-  Kapitalnie  się  bawiliśmy,  mamusiu  -  wykrzyknął.  -  Umieram  z 

głodu. Co jest na podwieczorek? Babcia miała wspaniałe ciastka!  

Jego  siostra  Janey  obdarzyła  Lindę  małym  pocałunkiem.  Miała 

sześć lat i była raczej nieśmiała.  

-  Cieszę  się,  że  jesteśmy  w  domu,  mamusiu.  Twoje  włosy 

wyglądają bardzo ładnie. Czy razem z tatusiem wychodzicie?  

background image

Linda przywitała się z ojcem i usiedli. Ana podała herbatę a dzieci 

biegały  po  całym  domu,  odkrywając  na  nowo  swoje  rozmaite 

zabawki.  Tylko  połowicznie  słuchała  tego,  co  mówi  ojciec,  gdy 

opowiadał  monotonnie  o  tym,  co  Stephen  i  Jana  robili  podczas 

weekendu.  

Myślała  o  Paulu.  Co  o  niej  myśli?  Dlaczego  nie  zatelefonował? 

Co by powiedziała, gdyby zadzwonił przy Davidzie?  

W końcu ojciec odjechał i kiedy dzieci zasiadły z Aną do obiadu, 

Linda  zaczęła  się  przygotowywać  do  wyjścia.  Znowu  zadzwonił 

telefon. Tak bardzo spodziewała się, że to Paul, że poczuła jak cała się 

poci i ręka zaczęła jej drżeć, kiedy podniosła słuchawkę.  

- Halo.  

- Cześć, kochanie, mówi Monika. A więc to tak jest z tobą! Ależ 

się  okazałaś  czarnym  koniem!  Że  też  wczoraj  wyszłaś  od  nas,  nie 

mówiąc ani słowa, dokąd idziesz. Co myśli David o tym wszystkim?  

- Och - odparła Linda - nie jest zbyt zadowolony.  

Monika się roześmiała.  

-  Nie  ma  się  czym  martwić.  Razem  z  Jackiem  uważamy,  że  to 

cudowne.  W  każdym  razie,  kochanie,  dziś  wieczorem  po  kolacji 

przyjdzie  do  nas  kilku  ludzi  i  bardzo  chcielibyśmy  żebyś  przyszła  z 

Davidem.  

-  Chyba  nie  damy  rady,  Moniko.  Musimy  iść  na  przyjęcie 

prasowe  wydawane  w  celu  lansowania  nowego  mydła.  Nie  potrafię 

powiedzieć, o której będziemy mogli się urwać.  

background image

-  Mniejsza  z  tym.  Po  prostu  wpadnijcie  po  skończeniu!  Znacie 

nas,  my  się  zawsze  spóźniamy.  -  Nie  dała  Lindzie  szansy 

zaprotestować. - A więc do zobaczenia. Na razie.   

Linda  odłożyła  słuchawkę.  Tak  naprawdę  nie  lubiła  za  bardzo 

Moniki  i  Jacka,  i  z  pewnością  nie  miała  ochoty  spotkać  się  z  nimi 

później.  Będzie  jednak  musiała  powiedzieć  Davidowi  a  on 

prawdopodobnie zechce tam pójść.  

Wyszła  z  domu  w  złym  nastroju,  z  bólem  głowy,  czując  w 

połowie  złość  i  w  połowie  ulgę,  że  Paul  nie  zatelefonował.  Chciała, 

żeby  to  zrobił,  bo  inaczej  czym  to  wszystko  było?  Szybkim, 

jednonocnym  romansem?  Spotkaniem  dwojga  ludzi,  którzy  nie  mieli 

ze sobą nic wspólnego prócz kilku godzin w łóżku?  

A  gdyby  zadzwonił?  Musiałaby  mu  powiedzieć,  że  nie  może  się 

już  więcej  z  nim  spotkać,  że  to  wszystko  było  wielką  pomyłką. 

Westchnęła.  Przynajmniej  mogła  odzyskać  niewielką  część  szacunku 

do siebie, odmawiając sobie czegoś, czego naprawdę pragnęła.  

O Boże, to wszystko było takie niespodziewane. Naprawdę nigdy 

nie  myślała  o  sobie  jako  o  kobiecie,  która  mogłaby  mieć  romans.  I 

Paul  był  o  tyle  młodszy  od  niej  i  tak  bardzo  różny  od  ludzi,  których 

znała i z którymi obcowała. Jak dopuściła do tego, że zdarzyła się taka 

rzecz?  

Poszperała  w  swoim  umyśle  i  w  końcu doszła  do  wniosku,  że  to 

była jej wina. Do jej powinności należało spróbować zapomnieć o tym 

epizodzie  i  dołożyć  solidnych  starań,  żeby  bardziej  zadowalająco 

background image

ułożyć  sprawy  między  sobą  i  Davidem.  Po  powzięciu  tej  decyzji 

poczuła się lepiej.  

 

Wybiła  dziewiąta,  nim  Claudia  pojawiła  się  na  przyjęciu 

lansującym  mydło  Beauty  Maid.  David  wypatrywał  jej  przez  cały 

wieczór i nagle stanęła obok niego, wyglądając wyjątkowo pięknie.  

- Dobry wieczór, panie Cooper - powiedziała półgłosem.  

Był  zaskoczony.  Rozmawiał  z  grupą,  w  której  znajdowało  się 

kilku przedstawicieli prasy i Linda. Stracił głowę. Claudia zauważyła 

to i uśmiechnęła się słabo. Cała grupa patrzyła na niego wyczekująco, 

aż ich przedstawi. Wreszcie powiedział:  

- To jest Claudia Parker, nasza dziewczyna od Beauty Mail.  

Claudia uśmiechnęła  się  do  wszystkich.  Była  zarumieniona,  a  jej 

oczy błyszczały. David poznał od razu, że jest pijana. Miała na sobie 

pomarańczową  sukienkę  z  niebezpiecznie  dużym  dekoltem  i 

wszystkie  pozostałe  kobiety  zaczęły  prostować  sylwetki  i  wypinać 

biusty,  jak  gdyby  w  odpowiedzi  na  to  nagłe  wyzwanie.  Wszyscy 

mężczyźni byli oczywiście pod wrażeniem.  

-  Panno  Parker?  -  Ned  Rice,  drobny  reporter  o  paciorkowatych 

oczach  przepchnął  się  w  jej  kierunku.  -  Co  pani  tak  prawdę  myśli  o 

mydle Beauty Maid? - Oczami strzelił w kierunku jej biustu.  

Claudia  odbiła  piłeczkę.  Zatrzepotała  bardzo  długimi  rzęsami  i 

obdarzyła go jednym ze swoich głębokich, seksownych spojrzeń.  

-  No  cóż  -  odezwała  się  wreszcie  -  właściwie  jestem  aktorką, 

dlatego nie uważam, żebym mogła panu dać poważną opinię na temat 

background image

mydła.  Prawdę  mówiąc,  dopiero  co  przyszłam  ze  spotkania  z 

Conradem  Lee  i  on  mnie  chce  w  swoim  nowym  filmie.  -  Rzuciła 

Davidowi triumfujące spojrzenie.  

Ned Rice był ogromnie zainteresowany.  

-  To  brzmi  cudownie.  Być  może  moglibyśmy  napisać  o  pani 

artykuł na naszą stronę filmową.  

-  Tak,  bardzo  chętnie  -  uśmiechnęła  się.  -  Dam  panu  mój  numer 

telefonu.  

David  nie  mógł  już  dłużej  tego  znieść.  Chwycił  ją  za  ramię, 

uśmiechnął się sztywno i powiedział:  

-  Mam  nadzieję,  że  nam  wybaczycie,  panna  Parker  jest  tu  w 

pewnym  celu.  Będzie  demonstrować  nasz  produkt  i  chyba  niedługo 

ma zacząć, więc lepiej, jeśli zaprowadzę ją do Phillipa Abbottsona.  

-  No  cóż,  panno  Parker  -  powiedział  Ned  Rice  -  zobaczę  się  z 

panią później i dogadamy się w tej sprawie.   

- Świetnie - Jeszcze jeden, ostatni raz uśmiechnęła się do tej grupy 

i poszła za Davidem.  

Gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu, David wybuchnął:  

- Jesteś pijana - powiedział oskarżająco. - Gdzie się podziewałaś? 

Miałaś tu być o ósmej.  

Obdarzyła go długim, chłodnym spojrzeniem.  

-  Davidzie,  skarbie,  jesteś  niczym  w  moim  życiu,  więc  dlaczego 

nie zostawisz mnie po prostu w spokoju?  

- Ty jebana dziwko - powiedział cicho, zwiększając uścisk na jej 

ramieniu.  

background image

-  Jeśli  mnie  nie  puścisz,  zrobię  scenę  -  powiedziała  spokojnie.  - 

Już  mnie  zmęczyło  twoje  mówienie,  co  powinnam  robić.  Nie  jestem 

niczyją  żoną,  która  musi  odpowiadać  na  pytania  i  tłumaczyć  się  z 

każdej sekundy swojego życia.  

W tym momencie podbiegł do nich Phillip Abbottson.  

- Co jest grane? - zapytał. - Claudio, miałaś tu być godzinę temu. 

Czekamy,  żeby  odsłonić  kurtynę.  Na  litość  boską,  przebierz  się. 

Myślisz,  że  chcemy  tu  tkwić  całą  noc?  -  Rzucił  Davidowi  ostre 

spojrzenie, ciągnąc Claudię za sobą.  

Ned  Rice  przysunął  się  ukradkiem  do  Davida.  Jego  pulchna, 

ciastowata żona rozmawiała z Lindą po drugiej stronie pokoju.  

-  Niezła  sztuka,  ta pańska Miss  Parker  -  powiedział  z  lubieżnym 

uśmieszkiem.  -  Założę  się,  że  gorący  z  niej  towarek,  prawdziwa 

tygrysica.  

David usiłował zachować spokój.  

- Nic o tym nie wiem.  

- W takim razie spodziewam się, że nic się nie stanie, jeśli do niej 

uderzę.  -  Trącił  Davida  łokciem.  -  Te  gwiazdki  wszystkie  są  takie 

same. Trzeba im tylko powiedzieć, że da się umieścić ich nazwisko w 

druku, a rozchylają nogi nawet bez proszenia.  

Od  odpowiedzi  uratowało  Davida  przybycie  pani  Rice  i  Lindy  z 

drugiego końca pokoju. Ned poklepał czule swoją żonę po pulchnym 

barku.  

background image

-  Dobrze  się  bawisz,  kochanie?  -  zapytał.  A  potem  pomachał 

oskarżająco  w  kierunku  Lindy.  -  A  co  pani  chciała  osiągnąć  dostając 

się na pierwsze strony gazet dziś rano?  

David zaczynał coraz bardziej nie lubić Neda Rice'a.  

Akurat  wtedy  przyciemniono  światła  w  pokoju  i  skierowano 

reflektor  na  sztuczną  scenę  zmontowaną  w  jednym  końcu  pokoju. 

Phillip Abbottson stał nieruchomo przy mikrofonie. Gdy tylko umilkł 

gwar  rozmów,  Phillip  wdał  się  w  długą  przemowę  na  temat  mydła 

Beauty Maid. Znał się na reklamie i z prostego kawałka mydła zrobił 

litą  sztabę  złota.  Na  zakończenie  przemowy  tu  i  ówdzie  rozległy  się 

oklaski, po czym Phillip odsunął się na bok i ogłosił:  

-  A  teraz  chciałbym  państwu  przedstawić  Miss  Beauty  Maid  we 

własnej osobie!  

Rozsunięto  zasłony  i  w  marmurowej  wannie  ukazała  się  Claudia 

otoczona przez bańki mydlane; właściwie była to wierna kopia planu, 

który  wykorzystano  w  reklamówce  telewizyjnej.  Claudia  miała  na 

sobie cielisty strój kąpielowy, ale oczywiście nikt tego nie widział, tak 

iż generalnie zakładano, że dziewczyna jest naga pod bańkami.  

David poczuł falę podniecenia.  

Claudia  uśmiechnęła  się  do  publiczności  i  zaczęła  recytować 

mowę na temat Beauty Maid.  

Ned  Rice  szepnął  coś  sprośnego  do  ucha  Davida.  Pani  Rice 

powiedziała do Lindy:  

- Czyż ona nie jest ładnym maleństwem?  

background image

Linda  gapiła  się  w  przestrzeń  wzrokiem  bez  wyrazu;  myślała  o 

poprzedniej nocy.  

Gdy  Claudia  skończyła  mówić,  rozległ  się  entuzjastyczny  aplauz 

mężczyzn i kilka zazdrosnych chichotów kobiet. Zaciągnięto zasłony i 

przy mikrofonie znów pojawił się Phillip z dalszym komentarzem.  

David  przeprosił  towarzystwo  i  poszedł  za  scenę.  Marmurowa 

wanna  była  teraz  pusta  i  dostrzegł  małe  drzwi  na  tyłach,  podium. 

Zawahał się i wszedł przez nie.  

Claudia,  stojąc,  osuszała  się  ręcznikiem.  Jej  ubranie  leżało 

porozrzucane  w  jej  normalnym,  niechlujnym  stylu.  Miała  na  sobie 

cielisty strój kąpielowy, który przylegał do ciała jak druga skóra.  

Spojrzała na niego ze znużeniem.  

- Co teraz?  

Podszedł do niej i położył ręce na jej ramionach.  

- Przepraszam - powiedział. - Już żadnych pytań.  

Rzuciła mu spojrzenie z szeroko rozwartymi oczami.  

- Obiecujesz?  

- Obiecuję.  

Wtedy uśmiechnęła się i owinęła mu ramiona wokół szyi.  

- W porządku, dostałeś przebaczenie.  

Pochylił  się  i  pocałował  jej  ciepłe,  miękkie  usta.  Jej  ciało  nadal 

było  mokre,  kiedy  wsunął  ręce  w  górną  część  jej  stroju,  i  powoli 

zsunął go.  

-  Nie  tutaj,  ty  głuptasie  -  szeptała.  -  Ktoś  mógłby  wejść.  W 

każdym razie będzie cię brakować w pokoju.  

background image

Puścił ją, przekręcając klucz w zamku. Chichotała cicho.  

- Och, Davidzie, ty naprawdę lubisz ryzykować.  

Ujął w dłonie jej piersi i pochylił się, żeby je pocałować. Jęknęła:  

- A więc nie krępuj się, ty sukinsynu. Rób, co chcesz, gwiżdżę na 

wszystko!  

 

Kiedy Linda i David przyjechali na miejsce, przyjęcie u Мoniki i 

Jacka  rozkręciło  się  już  na  dobre.  Towarzystwo  było  mieszane,  gdyż 

Monika  lubiła  „różnorodność  ludzi",  jak  to  określała.  Monika  była 

raczej  dużą  kobietą,  która  w  gwałtownym  tempie  zbliżała  się  do 

czterdziestki  i  rozpaczliwie  usiłowała  zawrócić  o  sto  osiemdziesiąt 

stopni.  

Miała  masę  bardzo  jasnorudych,  kędzierzawych  włosów,  a  jej 

twarz,  choć  mocno  napakowana  kosmetykami  Elizabeth  Arden,  była 

nieco 

wieśniacza, 

nawet 

trochę 

końska. 

Używała 

obezwładniających,  piżmowych  perfum,  które  spowijały  człowieka 

tak, jak jej osobowość, i miała zwyczaj mówić wrzaskliwym głosem, 

a  swoją  rozmowę  zawsze  gęsto  przetykała  zwrotami:  „kochanie", 

„skarbie" i „o mój Boże!".  

W  przeciwieństwie  do  niej  Jack  zachowywał  się  raczej 

powściągliwie.  Był  trochę  starszy  od  Davida, ale  od  wielu  lat  żyli  w 

bliskiej  przyjaźni.  Palił  fajkę  i  miał  podkręconego,  szarego  wąsa. 

Zawsze nosił zamszowe kaftany lub jakiś podobny, krzykliwy strój.  

background image

Można było go sobie wyobrazić w olbrzymim pałacu, schowanym 

gdzieś  w  jakimś  wiejskim  rejonie  jak  wyprowadza  dużego  psa  na 

spacer  po  rozległych  polach  swojej  posiadłości.  Posiadał  siedem 

garaży i w młodości wyobrażał sobie, że jest kierowcą  wyścigowym. 

Nawet robił często jazdy próbne na torze, żeby nie wyjść z wprawy.  

Po  przyjeździe  Lindy,  Monika  porwała  ją i dumnie,  z  ramieniem 

wokół jej barków, wprowadziła do salonu, ogłaszając dramatycznie:  

- A oto nasz sławny antybombowiec!  

Linda  była  strasznie  zażenowana.  Monika  sprawiła,  że  Linda 

czuła  się  jak  jakiś  nowy  typ  samolotu!  Znała  większość  z  obecnych 

gości i każdy z nich wykonał jakiś gest przywitania. Była tylko jedna 

para,  której  Linda  nie  miała  jeszcze  okazji  poznać:  krępy,  bardzo 

ciemny  mężczyzna  i  dziewczyna  o  srebrnoblond  włosach,  która 

wyglądała na butną.  

Po  skończeniu  dramatycznego  ogłoszenia  Monika  przedstawiła 

Lindę.  

-  Poznaj  Jaya  i  Lori  Grossmanów,  moich  przyjaciół  z  Ameryki. 

Jay przyjechał tu, żeby reżyserować nowy film Conrada Lee.  

-  Czyżby?  -  powiedziała  Linda.  -  Bardzo  interesujące.  Dziś 

wieczorem poznałam dziewczynę, która ma w nim zagrać.  

Jay uniósł pytająco jedną brew.  

-  To  dopiero  interesujące.  -  Mówił  z  krótkim,  ostrym  akcentem 

nowojorskim.  -  Oprócz  głównej  roli  męskiej  nie  skompletowaliśmy 

jeszcze w ogóle obsady.  

Linda się uśmiechnęła.  

background image

- Przypuszczam, że wobec tego cierpi ona na urojenia.  

- Jak się nazywa?  

Linda zmarszczyła brwi.  

-  Naprawdę  nie  pamiętam.  Mój  mąż  będzie  wiedział,  właśnie 

zrobiła reklamówkę dla jego firmy.  

Akurat  wtedy  nadeszła  Monika  z  Davidem  i  znów  przedstawiła 

gości.  Od  chwili  opuszczenia  poprzedniego  przyjęcia  David  był  w 

doskonałym  nastroju.  Objął  ramieniem  Lindę  i  zaczął  swobodną 

pogawędkę z Grossmanami.   

- Kochanie - przerwała mu Linda - jak się nazywa ta dziewczyna, 

która zrobiła reklamówkę Beauty Maid?  

-  Co?  -  zapytał,  czując  się  z  miejsca  winny.  -  Dlaczego  chcesz 

wiedzieć?  

Linda  spojrzała  na  niego  dziwnie;  w  każdym  razie  tak  mu  się 

zdawało.  

- Czy muszę mieć jakiś powód? - spytała.  

Poczuł,  jak  napięcie  narasta  w  krótkiej  ciszy,  która  nastąpiła,  a 

potem roześmiał się słabo i odparł:  

- Oczywiście, że nie. Claudia Parker. Dlaczego?  

Jay pokręcił głową.  

- Nigdy o niej nie słyszałem.  

- O co chodzi? - spytał David.  

-  Cóż  -  powiedziała  Linda  -  przypominasz  sobie,  jak  ta 

dziewczyna mówiła, że zagra w nowym filmie Conrada Lee? Jay jest 

reżyserem  tego  filmu,  więc  pomyślałam,  że  będzie  ją  znał. 

background image

Najwyraźniej  jednak  ta  dziewczyna  nie  jest  jeszcze  w  tym  filmie,  a 

być może nawet wcale w nim nie zagra.  

- Wcale nie mówiła, że w nim jest - powiedział chłodno David. - 

Powiedziała, że spotkała się z Conradem Lee i że mu się spodobała, to 

wszystko.  

Jay się roześmiał się:  

- Ach, to tłumaczy całe zamieszanie. Conrad zawsze spotyka się z 

tymi  małymi  ciziami  i  zwodzi  je.  Właściwie,  powiem  wam  w 

tajemnicy,  że  dziewczyna  jest  już  obsadzona.  Jakaś  nieznana  włoska 

szesnastolatka.  Urządzanie  wielkich  poszukiwań  odpowiedniej 

dziewczyny winduje reklamę filmu i Conrad uwielbia przeprowadzać 

z nimi wywiady, więc wszyscy są szczęśliwi.  

David się nachmurzył.  

- Wszyscy z wyjątkiem tych dziewczyn, którym robi nadzieję.  

Jay wzruszył ramionami.  

-  Taki  jest  przemysł  rozrywkowy.  Większość  z  tych  dziewczyn 

wie, co jest grane, a te, które nie wiedzą, wkrótce się uczą. - Odwrócił 

się  do  swojej  żony,  która  do  tej  pory  nie  otwarła  ust.  -  Czyż  nie  jest 

tak, kochanie?  

Lori  Grossman  potaknęła  głową.  Wydawało  się,  że  na jej  twarzy 

nigdy  nie  pojawia  się  żaden  wyraz.  Przypominała  piękną,  lecz  tępą, 

malowaną lalę.  

- W taki właśnie sposób poznałem się z Lori - ciągnął Jay. - Była 

aktorką,  przyszła  po  rolę  i  zamiast  tego  dostała  mnie.  Lori  jest  moją 

background image

trzecią  żoną.  Dwie  poprzednie  też  były  aktorkami.  Prawdopodobnie 

poznałem je tak samo. Już nawet nie pamiętam.  

Wreszcie  Lori  przemówiła  wyraźnym,  przeciągłym  akcentem  z 

południa Stanów Zjednoczonych:  

- Kochanie, mam niekłamaną chęć na jeszcze jednego drinka.  

- Naturalnie, skarbie. - Jay wstał. - A pani, Mrs Cooper?  

-  Proszę  do  mnie  mówić  Linda.  Chętnie  wypiłabym  dżin  z 

tonikiem.  

Jay odszedł po drinki, Monika zaś wróciła i przywłaszczyła sobie 

Lindę,  ciągnąc  ją  do  kolejnych  gości,  żeby  popisać  się  bohaterką  z 

wycinka prasowego.  

Lori  skrzyżowała  długie,  kształtne  nogi.  David  powędrował  po 

nich oczami.  

- Z której części Stanów pani pochodzi? - zapytał przymilnie.  

-  Z  Georgii,  kochanie.  -  Zamrugała  do  niego  leniwie.  -  Ale  od 

ostatnich pięciu lat mieszkam w Hollywoodzie.  

Przyjrzał  jej  się  badawczo.  Była  starsza  od  Claudii,  miała,  jak 

sądził,  jakieś  dwadzieścia  siedem  łat.  Wyglądała  jak  jedna  z  tych 

chudych  modelek  z  czasopisma  „Vogue",  wszystko  w  niej  było 

wypielęgnowane  do  perfekcji;  już  sama  w  sobie  wywoływała  w  nim 

zaciekawienie, jaka jest w łóżku.  

- Na jak długo pani tu przyjechała? - spytał.  

- Chyba na kilka miesięcy - odparła przeciągle.  

Najwidoczniej  potrafiła  wyłącznie  odpowiadać  na  pytania. 

Zaległa cisza, aż David się odezwał:   

background image

-  Któregoś  wieczoru  musi  pani  przyjść  do  nas  z  mężem  na 

kolację.  

-  To  by  było  zabawne.  -  Uśmiechnęła  się,  ukazując  dwa  rzędy 

równych, białych, niewątpliwie pokrytych koronką zębów.  

Jay powrócił z drinkami.  

- Gdzie jest twoja urocza żona? - zapytał.  

-  Kochanie,  w  tym  drinku  nie  ma  lodu  -  powiedziała  zrzędliwie 

Lori.  

-  Chrzanić  lód  -  zaklął  Jay.  -  Musisz  pamiętać,  że  to  Anglia, 

skarbie.  -  Zwrócił  się  do  Davida.  -  Słuchaj,  niedługo  musimy  się 

spotkać  z  kilkoma  przyjaciółmi  w  Candy  Club.  Może  z  Lindą 

przyłączycie się do nas?  

- To nasze drugie przyjęcie dzisiaj i nie wiem, czy Linda nie jest 

zmęczona,  ale  według  mnie  to  niezły  pomysł  -  odparł  David.  - 

Zapytam ją.  

-  Musicie  pójść  -  zapalił  się  Jay.  -  Lori  robi  najbardziej 

zwariowany  taniec,  jaki  kiedykolwiek  widziałeś.  Sam  pójdę  zapytać 

Lindę. - Odszedł.  

- O rany, kochanie, co wy robicie bez lodu? - zapytała Lori.  

David się roześmiał.  

-  Zazwyczaj  mamy  lód,  nie  jesteśmy  aż  takimi  barbarzyńcami. 

Sądzę, że po prostu się skończył.  

Zmarszczyła nos.  

-  Lubię  lód  w  moim  drinku  -  oświadczyła,  po  czym  zagapiła  się 

bez wyrazu w przestrzeń.  

background image

David  zerknął  na  zegarek.  Było  po  północy.  Claudia  leżała 

bezpiecznie w łóżku. Obiecała mu iść prosto do domu. Po tym, co mi 

zrobiłeś, nie jestem zdolna do niczego innego! - zażartowała.  

Zastanowił  się,  czy  powinien  do  niej  zatelefonować,  ale 

zdecydował, że jest za późno. Nie chciał jej obudzić, a zresztą nie było 

odosobnionego  miejsca,  skąd  mógłby  zadzwonić.  Candy  Club 

wyglądał na dobry pomysł, a taniec Lori Grossman na jeszcze lepszy.  

Jay powrócił z Lindą, uśmiechając się szeroko.   

- Nigdy nie dostaję kosza - powiedział z mrugnięciem. - Jesteśmy 

zwarci i gotowi. Ruszamy?  

Monika  zachowywała  się  bardzo  ozięble  od  momentu,  kiedy 

spostrzegła, że David i Linda wychodzą z Grossmanami.  

- Naprawdę, moi kochani - narzekała - dopiero co przyszliście!  

Ze śmiechem władowali się do jaguara Davida.  

Lori  była  opatulona  od  stóp  do  głów  w  norki  koloru  czarnych 

diamentów  i  przypomniało  to  Davidowi,  że  obiecał  Claudii  kurtkę. 

Kupi  ją  jutro,  Claudia  była  dziś  taka  słodka.  A  może  słodka  to  nie 

było odpowiednie słowo?  

Linda  i  Jay  zaprzyjaźnili  się  szybko.  Gawędzili  o  różnicach 

między  Anglią  i  Ameryką,  o  szkołach  i  o  tym,  gdzie  najlepiej 

wychowywać  dzieci.  Jay  miał  trójkę  dzieci,  wszystkie  z  poprzednich 

małżeństw. W końcu zawołał do Davida:  

-  Hej,  twoja  żona  jest  nie  tylko  piękna,  ale  i  inteligentna:  niezła 

kombinacja.  

background image

Linda  zaczynała  się  czuć  znacznie  lepiej,  ból  głowy  zniknął  i 

wypiła akurat tyle, żeby pozbyć się wszelkiego zmęczenia. Zepchnęła 

Paula na peryferie swojej świadomości i bawiła się rozmową z Jayem.  

Kiedy  dotarli  do  nocnego  klubu,  Jay  poprosił  o  miejsca  przy 

stoliku Conrada Lee.  

Wielki  Conrad  Lee  był  wysokim,  wygadanym  pół-Francuzem, 

pół-Białorusinem  zbliżającym  się  do  sześćdziesiątki.  Był  całkowicie 

łysy,  bardzo  opalony  i  miał  przenikliwe  oczy,  które  zdawały  się 

przeszywać człowieka na wylot, nawet w mroku nocnego klubu.  

Siedział  przy  stoliku  z  sześcioma  innymi  ludźmi  i  podskoczył, 

żeby  uścisnąć  Lori.  Kiedy  przedstawiono  mu  Lindę,  pocałował  ją  w 

rękę. Roztaczał silny odór czosnku.  

Kelnerzy krzątali się, usiłując wcisnąć więcej krzeseł wokół już i 

tak  zatłoczonego  stolika,  podczas  gdy  Jay  próbował  dokonać 

wzajemnej  prezentacji,  co  było  beznadziejne,  gdyż  muzyka  huczała 

tak głośno, że nie można było usłyszeć własnego głosu.   

David  gapił  się  na  Claudię  ze  zdumieniem  i  wściekłością. 

Siedziała obok Conrada, włosy miała rozczochrane, a jedno ramiączko 

jej  sukienki  spadało,  ukazując  dużą  część  szpary  między  piersiami. 

Była bardzo pijana. Kiedy Conrad usiadł na swoim miejscu, popieścił 

jej ramię, spychając drugie ramiączko sukienki.  

Z  drugiej  strony  Conrada  siedziała  inna  dziewczyna,  pulchna 

brunetka. Ją też obejmował ramieniem, szczypiąc palcami kawałki jej 

mięsistych pleców.  

background image

- Mam tu dwie urocze dziewczynki - Conrad powiedział do Jaya z 

mrugnięciem. - Może będziemy mogli je wykorzystać w filmie.  

Jay uniósł brew, spoglądając porozumiewawczo na Lindę.  

- Widzisz, co miałem na myśli - powiedział z uśmiechem.  

-  To  ta  dziewczyna,  o  której  mówiłam  -  potwierdziła  szeptem 

Linda.  

- Jasne - rzekł Jay. - Ma mniej więcej tyle szans na dostanie się do 

filmu, co mucha!  

W  tym  momencie  Claudia  zauważyła  Davida.  Była  zbyt  pijana, 

żeby  to  ją  zdziwiło  lub  zaszokowało.  Machnęła  tylko  wesoło  ręką  i 

powiedziała:  

- Hej, jaki ten świat mały!  

David  przypomniał  sobie,  że  dokładnie  te  same  słowa 

wypowiedziała przy ich pierwszym spotkaniu. Zachmurzył się.  

Conrad wziął Lori do tańca, potem Jay przywłaszczył sobie Lindę 

i też poszli zatańczyć.  

David usiadł obok Claudii na krześle, które teraz stało puste.  

-  Ty  wszawa  dziwko!  -  syknął  cicho.  -  „Jadę  prosto do domu do 

łóżka"; cóż, sądzę, że w końcu to zrobisz.  

Spojrzała ze zdziwieniem.  

-  Skarbie,  o  co  chodzi?  Poszłam  do  domu,  a  potem  zadzwonił 

Conrad i powiedział, że znów chciałby się ze mną zobaczyć, aby móc 

powziąć decyzję co do roli. Muszę myśleć o mojej karierze, prawda?  

- Jesteś pijana - powiedział z obrzydzeniem. - Zachowujesz się jak 

tania  dziwka.  Czy  naprawdę  wierzysz  w  to  całe  gówno,  którym  cię 

background image

karmi Conrad, o obsadzeniu w swoim śmierdzącym filmie? Myślałem, 

że masz więcej oleju w głowie.  

Zmierzyła go chłodnym wzrokiem.  

- Może byś się zamknął. Rzygać mi się chce od twojego gadania. 

Jesteś  po  prostu  zazdrosny  i  to  wszystko.  Zachowujesz  się  słodko 

tylko wtedy, gdy ci stoi!  

Chciał  ją  trzasnąć,  kiedy  tak  siedziała,  wlepiając  w  niego  groźne 

spojrzenie.  W  chwili  jasnowidzenia  zobaczył  przed  sobą  nie  swoją 

piękną  Claudię,  ale  twardą,  wyrachowaną  twarz  ponad  bujnie 

rozwiniętym, mocno odsłoniętym ciałem.  

- Cycki ci wystają - powiedział.  

- No to co? - odparła. - Czemu nie? Czy tylko ty masz je oglądać?  

Pulchna  brunetka  po  drugiej  stronie  Davida  pociągnęła  go  za 

ramię.  

- Czy pan też jest producentem filmowym? - zapytała. Miała duże, 

okrągłe i nieco przekrwione oczy.  

- Nie - odparował szorstko.  

Conrad  i  Lori  wrócili  do  stolika.  David  wstał.  Lori  była  bardzo 

wysoka.  Stała  w  miejscu,  odległa  i  chłodna.  David  dostrzegł,  że 

Claudia obserwuje ją z zazdrością. Szybko chwycił Lori za ramię.  

-  Może  jeszcze  jeden  taniec?  -  zapytał.  -  Chcę  i  ja  zobaczyć  ten 

twój dziki taniec.  

Claudia  rzuciła  mu  sprośne  spojrzenie,  po  czym  znów 

skoncentrowała swój urok na Conradzie.  

background image

- Jasne, kochanie - powiedziała przeciągle Lori i skierowali się na 

parkiet.  Lori  tańczyła  pięknie.  -  Kiedyś  byłam  tancerką  rewiową  w 

Vegas - zwierzyła się.  

Wieczór  wlókł  się  powoli.  Claudia  upijała  się  coraz  bardziej,  co 

powodowało  coraz  bliższą  zażyłość  z  Conradem.  Pulchna  brunetka 

poszła w niepamięć. Linda dalej gawędziła z Jayem. Lori siedziała w 

milczeniu,  odzywając  się  jedynie  wtedy,  gdy  ktoś  coś  do  niej 

powiedział. David siedział w posępnym nastroju, obserwując Claudię 

i  Conrada  i  sporadycznie  próbując  flirtu  z  Lori,  na  wypadek  gdyby 

Claudia obserwowała jego.  

O drugiej nad ranem Linda zaproponowała, ziewając:  

- Chyba już lepiej chodźmy. Jestem całkowicie wykończona.  

Nikt  inny  z  towarzystwa  nie  wydawał  się  zainteresowany 

wychodzeniem,  więc  pożegnali  się.  Z  pijanym  uśmiechem  Claudia 

pomachała  ręką  na  pożegnanie,  po  czym  odwróciła  się  i  skupiła 

uwagę na Conradzie, który był już równie pijany jak i ona.  

Jay  uparł  się,  żeby  ich  odprowadzić  do  samochodu,  gdzie 

wymienili  numery  telefonów  i  obiecał,  że  wkrótce  znów  wszyscy  się 

spotkają.  

Wreszcie byli sami. Linda oparła się o siedzenie w samochodzie i 

zamknęła oczy. Nie mówiąc naprawdę serio, lecz chcąc wyładować na 

kimś swoją złość, David powiedział:  

- Bardzo się zaprzyjaźniłaś z tym lipnym reżyserem.  

Otworzyła oczy.  

- Nie bardziej niż ty z tą flądrowatą modelką od mydła.  

background image

David omiótł ją wściekłym spojrzeniem.  

- Nawet z nią nie rozmawiałem. Nie wiem, o co ci chodzi.  

-  Och,  Davidzie,  czyżby.  -  Westchnęła.  -  Nie  rozmawiałeś  z 

nikim,  tak  cię  denerwowało  to,  że  ona  była  z  Conradem  Lee.  Każdy 

głupi  mógł  to  zauważyć.  -  Przerwała,  po  czym  dodała  z 

zaciekawieniem: - Czy zaprosiłeś ją kiedyś do restauracji?  

Gapił się z furią na szosę z przodu.  

- Co za niedorzeczne pytanie.  

- Byłam po prostu ciekawa. Wydajesz się nią tak zainteresowany. 

Nawet  na  pierwszym  przyjęciu  ciągle  wdawałeś  się  z  nią  w  poufne 

pogawędki.  

-  Ona  dla  nas  pracuje,  Lindo.  Starałem  się  dopilnować,  żeby 

pokaz poszedł gładko, to wszystko.  

Zapadło milczenie. Włączył radio.   

-  Kochanie  -  odezwała  się  Linda  szybko,  niepewnie  -  co  się 

popsuło?  

- Jak to, co się popsuło?  

- To  znaczy, co się popsuło między  nami? Co się z nami dzieje? 

Dlaczego ni stąd, ni zowąd jesteśmy tak daleko od siebie?  

Wyłączył radio.  

- Nie wiedziałem, że jesteśmy tak daleko od siebie.  

Wyjrzała  przez  okno  samochodu  -  jechali  przez  park  i  drzewa 

wyglądały ciemno i złowieszczo, kiedy je szybko mijali.  

-  Zabawna  rzecz,  Davidzie,  tak  musiało  się  zacząć  z  nami  dziać 

już wiele lat temu, a jednak żadne z nas nie uświadamiało sobie tego, 

background image

nie próbowało tego powstrzymać. Teraz jesteśmy dla siebie prawie jak 

obcy ludzie; jedyne, co nas łączy, to dzieci.  

- Myślę, że jesteś przemęczona, mówisz same bzdury.  

-  Same  bzdury  -  powtórzyła.  -  Czy  naprawdę  tak  myślisz?  -  Łzy 

zaczęły cicho spływać po jej policzkach. - Kiedy ostatnio kochałeś się 

ze mną? Kiedy ostatnio chciałeś?  

- Ach, a więc tylko o to chodzi.  

Walczyła, żeby zapanować nad łzami.  

- Nie tylko, ale o to też.  

Zjechał  na  pobocze  i  zatrzymał  samochód,  a  potem  odwrócił  się 

do  niej  twarzą.  Cóż  mógł  powiedzieć?  Że  już  go  nie  podniecała?  Że 

Claudia  była  lepsza  w  łóżku?  Miała  naprawdę  rację,  byli  daleko  od 

siebie.  

- Pamiętasz nasz miodowy miesiąc? - zapytała.  

Tak,  pamiętał  ich  miodowy  miesiąc.  Hiszpania,  gorąca  i  lepka, 

oraz  długie,  przyjemne  noce  z  Lindą,  niewinną,  młodą  Lindą,  która 

budziła w nim wszystkie rodzaje pragnień i ambicji.  

- Tak, pamiętam nasz miodowy miesiąc - odparł cicho.  

-  Dlaczego  nie  może  być  tak  jak  wtedy?  -  Spojrzała  na  niego 

żałośnie.  

- Lindo, oboje jesteśmy dziesięć lat starsi. Wiesz, świat nie stoi w 

miejscu.   

-  Tak,  wiem.  -  Pomyślała:  Paul  sprawia,  że  czuję  się  dziesięć  lat 

młodsza. Sprawia, że czuję się atrakcyjna i godna pożądania. Sprawia, 

że czuję się potrzebna.  

background image

-  Lepiej  jedźmy  do  domu  -  powiedział  David.  -  Wcześnie  rano 

muszę być w biurze.  

-  Tak,  dobrze.  -  Pomyślała:  Dlaczego  nie  weźmiesz  mnie  w 

ramiona? Dlaczego nie rzucisz mnie na tylne siedzenie i nie będziesz 

się  tu  kochać  ze  mną?  Dlaczego  nie  przejmujesz  się  tym,  czego  ja 

potrzebuję?  

Jechali do domu w niespokojnym milczeniu; oboje zdawali sobie 

sprawę, że więcej zostało przemilczane, niż powiedziane.  

Dom  wydawał  się  zimny  i  mroczny.  Linda  poszła  zerknąć  na 

dzieci. Janey spała zwinięta w kłębek, z kciukiem mocno utkwionym 

w  ustach.  Stephen nogami  odrzucił  całe  przykrycie  i  prawie  spadał  z 

łóżka.  Przykryła  go  i  pocałowała  lekko  w  czoło.  Jej  dwójka  dzieci 

była taka niewinna. Taka młoda i czysta.  

David  brał  prysznic.  Linda  rozebrała  się  i  położyła  do  łóżka. 

Zastanowiła  się,  czy  z  powodu  tego,  co  mu  wcześniej  powiedziała, 

będzie chciał się z nią kochać dziś wieczorem.  

Nie  chciał.  Wrócił  z  łazienki,  wszedł  do  łóżka,  zgasił  światło, 

mruknął „dobranoc" i udawał, że od razu zasnął. Leżała rozzłoszczona 

i sfrustrowana. Próbowałam, pomyślała, naprawdę próbowałam z nim 

porozmawiać. Ale on najwyraźniej nie dba o to, co się z nami dzieje, 

najwyraźniej mu to nie przeszkadza. Po prostu ma to w nosie.  

Ranek zaświtał posępny i deszczowy.  

David  wstał  o  siódmej.  Ogolił  się,  wziął  prysznic  i  założył 

ubranie, nie przerywając snu Lindy. Przed ósmą wyszedł z domu.  

Linda obudziła się wkrótce potem. Janey stała przy jej łóżku.  

background image

- Mamusiu, czy mogę się przytulić do ciebie, proszę? - poprosiła 

dziewczynka.   

- Tak, oczywiście, kochanie.  

-  Nienawidzę  Steviego  -  zwierzyła  się  Janey.  -  To  taki  złośliwy, 

niedobry chłopak. Szkoda, że chłopcy nie są dziewczynkami!  

- Tak, to bardzo dobry pomysł - odparła z uśmiechem Linda.  

Poranek  upłynął  w  rozgardiaszu  zajęć  domowych.  Dzieci 

zaczynały  nowy  rok  szkolny  następnego  dnia  i  trzeba  było  wiele 

zrobić.  Skompletować  mundurki  szkolne,  znaleźć  książki,  wszystko 

wyprać i wyczyścić.  

Linda  nie  miała  czasu  na  myślenie,  a  po  południu  zabrała  dzieci 

do  kina.  Po  powrocie  do  domu  była  zawiedziona,  że  nie  znalazła 

wiadomości  od  Paula.  Czuła  zarówno  urazę,  jak  i  ulgę. 

Zatelefonowała  do  Davida.  Nie  było  go  w  biurze,  więc  zostawiła 

wiadomość,  żeby  do  niej  oddzwonił.  Podczas  jej  nieobecności 

zatelefonował Jay Grossman i zostawił numer. Zadzwoniła do niego.  

- Zastanawialiśmy się, czy razem z Davidem nie przyłączylibyście 

się do nas na kolację jutro wieczorem? - zapytał. - Lori po prostu nie 

może się doczekać, żeby pójść do Savoy Grill - słyszała, że bywa tam 

księżniczka  Małgorzata  i  liczy,  że  na  pewno  dostaniemy  stolik  obok 

niej!  

Linda się roześmiała.  

- Będę musiała spytać Davida. Czy możesz zadzwonić później?  

David odezwał się dopiero po siódmej.  

- Wrócę późno - powiedział krótko.  

background image

- Jak późno?  

- Nie wiem, prawdopodobnie koło północy.  

- Dokąd musisz jechać?  

Mówił rozzłoszczonym głosem.  

- Co to ma być, przesłuchanie?  

Odparła chłodno:  

-  Nie,  to  nie  jest  przesłuchanie,  ale  sądzę,  że  mam  prawo 

wiedzieć, dlaczego wrócisz późno.  

Zapadła cisza, a potem:  

-  Przepraszam,  oczywiście,  że  masz.  Chyba  jestem  zmęczony. 

Właściwie mam późne spotkanie z Phillipem.  

-  Dlaczego  nie  przyprowadzisz  go  tutaj,  a  ja  wam  obu  zrobię 

kolację.  

-  Nie,  nie  ma  potrzeby,  kupimy  sobie  kanapkę  za  rogiem  i 

będziemy kontynuować robotę.  

- Do zobaczenia później.  

-  Tak,  nie  czekaj  na  mnie  i  idź  spać.  -  Zawahał  się,  po  czym 

zapytał: - Jak tam dzieci?  

- Świetnie. Są podekscytowane jutrzejszym pójściem do szkoły.  

- Ucałuj je ode mnie. Na razie.  

- Cześć. - Odwiesiła słuchawkę i ziewnęła.  

To  dla  mnie  za  wczesna  pora  na  spanie,  pomyślała,  a  potem 

przypomniała  sobie,  że  Jay  zadzwoni  w  sprawie  kolacji  następnego 

dnia  wieczorem.  Szybko  podniosła  słuchawkę  i  wykręciła  prywatny 

background image

numer  biurowy  Davida.  Telefon  dzwonił  i  dzwonił,  ale  nikt  nie 

odpowiadał.  

Odłożyła  słuchawkę  i  poszukała  w  książce  telefonicznej  numeru 

Phillipa. David był prawdopodobnie w jego biurze. Nie mogła znaleźć 

numeru  Phillipa,  ale  w  książce  był  jego  numer  domowy,  więc  go 

wykręciła. Odebrała jego żona Mary.  

-  Przepraszam,  że  ci  zawracam  głowę  -  powiedziała  Linda  -  ale 

czy możesz mi podać prywatny numer biurowy Phillipa?  

-  Tak,  oczywiście  -  odparła  Mary  trochę  zdziwionym  głosem.  - 

Spodziewam się, że lada moment przyjdzie do domu, więc nie wydaje 

mi się, żeby odebrał telefon w biurze.  

Teraz z kolei zdziwiła się Linda.  

- Ale czy Phillip nie pracuje do późna z Davidem?  

- Nie, na pewno jest w drodze do domu. Jego matka przychodzi na 

kolację. Będzie tu lada moment.  

-  Och  -  powiedziała  spokojnie  Linda  -  musiałam  chyba  coś 

pomylić.   

-  Poczekaj  chwilę  -  powiedziała  Mary.  -  Chyba  słyszę  go  przy 

drzwiach.  

Linda trzymała słuchawkę w odrętwieniu. Czuła oszołomienie.  

A  więc  David  kłamał.  Dlaczego?  Od  jak  dawna?  I  dlaczego 

musiała to odkryć dopiero teraz, kiedy sama go zdradziła? Oczywiście 

była inna kobieta. Poczuła się niedobrze.  

Ostry głos Phillipa zahuczał przez telefon.  

- Cześć, Linda. Jaki masz problem?  

background image

Zmusiła się do zachowania niefrasobliwego tonu.  

-  Żadnego,  Phillipie,  próbuję  tylko  odszukać  Davida.  Myślałam, 

że coś mówił o pracy z tobą, ale musiałam go źle zrozumieć.  

Phillip był zakłopotany.  

-  Nie  umiem  ci  pomóc.  David  wyszedł  dziś  z  biura  wcześnie.  - 

Dodał  poniewczasie:  -  Prawdopodobnie  wyszedł  z  panem 

Smythsonem  albo  kimś  z  północy.  Zdaje  się,  że  w  tym  tygodniu 

mamy kupę ludzi w mieście.  

- Dziękuję, Phillipie - powiedziała Linda. Chciała powiedzieć: Nie 

musisz starać się tłumaczyć za niego. - Zamiast tego zakończyła: - Na 

pewno masz rację. Do widzenia.  

A  więc  taka  była  odpowiedź  na  jej  pytania.  Wszystko  pasowało. 

Późne  powroty  do  domu,  weekendowe  wyjazdy  w  interesach,  brak 

prawdziwego  fizycznego  zainteresowania  nią.  To  musiał  być 

podświadomy powód, że znalazła się w łóżku z Paulem. Powiada się, 

że  w  każdym  małżeństwie  jest  taki  moment,  w  którym  kobieta 

znajduje się na rozdrożu, czy ma iść z kimś innym do łóżka, czy nie, i 

zależnie od stanu jej małżeństwa w tamtej chwili podejmuje decyzję.  

To  prawda,  pomyślała  Linda;  gdyby  sprawy  między  mną  i 

Davidem  układały  się  dobrze,  nigdy  nawet  nie  obejrzałabym  się  na 

Paula.  

To  wszystko  było  nie  w  porządku,  a  żeby  jeszcze  do  krzywdy 

dodać  zniewagę,  Paul  nawet  nie  zadzwonił  do  niej.  Poczuła  się 

wykorzystana. Przez nich obu. I nie wiedziała, jaki następny ruch ma 

wykonać. Łzy zdawały się niebezpiecznie i bezużytecznie blisko.  

background image

Wcześnie  rano  we  wtorek  David  obudził  się  z  jedną  nadrzędną 

myślą, aby wyjść z domu, dotrzeć do telefonu i zadzwonić do Claudii.  

Była  siódma  rano  i  Linda  spała  spokojnie,  właściwie  tak 

spokojnie, że przez chwilę rozważał, czy nie  skorzystać z telefonu w 

domu,  ale  uświadamiając  sobie  prawdopodobne  szaleństwo  tego 

kroku, rozmyślił się.  

Ogolił się, wziął prysznic, założył w pośpiechu ubranie i wyszedł. 

Dojechał  do  Baker  Street,  nim  zatrzymał  się  przy  publicznym 

telefonie.  Wykręcił  numer  i  słuchał  dzwonka  telefonu,  lecz  nikt  nie 

odbierał. Ponownie wykręcił numer, ale nadal nie było odpowiedzi.  

Pozwolił telefonowi dzwonić przez długi czas, ale nie na wiele się 

to zdało.  W końcu doszedł do oczywistego  wniosku, że Claudia albo 

wyszła,  albo  spała  zbyt  głęboko,  aby  cokolwiek  mogło  zakłócić  jej 

sen. Wskoczył do samochodu i pod wpływem nagłej decyzji pojechał 

do jej mieszkania.  

Tym razem dzwonił bez skutku do drzwi.  

-  Dziwka!  -  mruknął  do  siebie.  -  Parszywa,  mała  dziwka!  -

Dlaczego mi to robi?  

Przez jakiś czas kręcił się bezczynnie na zewnątrz, lecz w końcu, 

uświadamiając  sobie  daremność  takiego  postępowania,  pojechał 

skwaszony  do  biura.  Co  pół  godziny  wydzwaniał  pod  jej  numer, 

złoszcząc się coraz bardziej za każdym razem, gdyż nikt nie podnosił 

słuchawki. O jedenastej telefon w końcu odebrała sprzątaczka Claudii.  

- Panna Parker - warknął.  

background image

Głos  dochodzącej  pomocy  domowej  był  pełen  bogactwa  gwary 

londyńskiej.  

-  Chyba  śpi.  Czekaj  pan  chwilę,  pójdę  zerknąć.  -  Wróciła  po 

krótkiej  przerwie.  -  Nie  ma  jej  -  oznajmiła.  -  Jakieś  wiadomości  dla 

niej?  

- Nie wie pani przypadkiem, o której wyszła?  

-  Skłamię,  jak  powiem,  że  wiem.  Chyba  nie  było  tu  jej  od 

wczoraj, bo łóżko jest nienaruszone.  

- Dziękuję - powiedział. - Nie ma żadnych wiadomości.  

Wyobraził  ją  sobie  z  Conradem.  Jej  gładkie,  piękne  ciało 

przyciśnięte  do  niego,  wykonujące  miłosne  ruchy,  w  których  miała 

taką  wprawę.  Nieomal  słyszał  jej  niezwykłe  okrzyki  podniecenia,  jej 

małe  jęki  i  sposób,  w  jaki  mamrotała  prymitywne  słowa  cichym, 

gardłowym głosem. Zaklął ze złością.  

Potem  dzwonił  do  jej  mieszkania  co  godzinę,  odkładając 

słuchawkę,  gdy  odbierała  sprzątaczka.  Był  wściekły  na  siebie  za 

obsesję na jej punkcie. Zawsze szczycił się tym, że nigdy nie angażuje 

się  zbyt  mocno  emocjonalnie,  że  zawsze  potrafi  wykluczać  innych 

ludzi ze swojego życia, gdy ma ich dość. Ale tym razem było inaczej. 

Cokolwiek robiła, wydawało się, że nie może się jej pozbyć ze swoich 

myśli.  

O  czwartej  w  końcu  odebrała  telefon.  Słyszał  ryk  gramofonu  w 

tle, a Claudia wydawała się być w dobrym nastroju. Słuchał, jak mówi 

„Halo",  potem  przerwa,  następnie:  „Halo,  czy  ktoś  tam jest?".  Potem 

background image

kolejna,  dłuższa  pauza,  po  czym:  „Och,  chrzanić  cię,  kimkolwiek 

jesteś!". I z trzaskiem odłożyła słuchawkę.  

Od razu wyszedł z biura i pojechał prosto do jej mieszkania.   

Nie chciał z nią walczyć przez telefon, chciał ją widzieć, słyszeć 

jej wymówki, patrzeć, jak kłamie.  

Otwarła  drzwi  wejściowe  i  kiedy  go  zobaczyła,  wyglądała  na 

zdziwioną i trochę winną. Miała na sobie bardzo obcisłe, białe spodnie 

i  czarny  sweter  odpowiedni  wielkością  dla  mężczyzny.  Twarz  miała 

pozbawioną  makijażu  i  choć  wyglądała  na  zmęczoną,  jej  błyszczące, 

zielone oczy świeciły czujnym, triumfującym blaskiem.  

- Co za niespodzianka! - powiedziała. - Wejdź.  

Wszedł  za  nią  do  mieszkania.  Bardzo  głośny  utwór  Rolling 

Stonesów  „Satisfaction"  był  nastawiony  na  gramofonie  na  cały 

regulator.  Na  stole  stała  do  połowy  wypełniona  butelka  szkockiej 

whisky i olbrzymi, różowy, puszysty pudel zabawka.  

- Chcesz drinka? - spytała.  

- Jest czwarta po południu - powiedział chłodno.  

- O Boże! -  wymamrotała jak niegrzeczne dziecko przyłapane na 

robieniu  czegoś  niewłaściwego.  Nalała  sobie  porządną  dawkę 

szkockiej, zapaliła papierosa i klapnęła na podłogę.  

- No tak, Davidzie, cóż można powiedzieć?  

- Można wiele powiedzieć. - Ze złością przemierzał pokój i dodał 

groźnie: - Wiele.  

Zachichotała.  

background image

- Skończ z tym odgrywaniem skrzywdzonego męża. Mówiłam ci, 

że nie jestem z nikim związana. Ostrzegałam cię, że nikt mi nie będzie 

mówił, co mam robić.  

Pokręcił głową w jej kierunku.  

- Nie rozumiem cię. Czasami zachowujesz się jak tania kurwa.  

Przekulała  się  na  brzuch,  zaciągając  się  głęboko  papierosem  i 

wydmuchując dym w jego kierunku. Potem powiedziała spokojnie:  

-  Jestem  dziś  w  bardzo  dobrym  nastroju,  nikt  nie  może  tego 

zepsuć, nawet ty.  - Przeturlała się na plecy i przeciągnęła, naprężony 

zarys piersi prześwitywał przez sweter. Poczuł jak ogarnia go znajoma 

żądza. - Conrad Lee jest bardzo ważną osobą i dużo dla mnie zrobi.   

- Jasne, że dużo dla ciebie zrobi - powiedział gorzko David. - W 

łóżku.  

- W tym tygodniu robię próbne zdjęcia do jego nowego filmu. Co 

powiesz na to?  

- Gówno prawda!  

- Jesteś po prostu zazdrosny i to wszystko. Zobaczysz, że zrobi ze 

mnie gwiazdę.  

- Robisz z siebie idiotkę. Reżyser tego filmu powiedział, że takie 

jest hobby Conrada, zwodzenie takich małych dziewczynek jak ty.  

-  Daj  spokój,  Davidzie,  kochanie.  Mała  dziewczynka  to  ostatnia 

rzecz,  jaką  jestem.  Nie  jestem  głupia.  Wiem,  co  jest  grane.  Ty 

powinieneś o tym wiedzieć.  

- Jaki był w łóżku?  

Napotkała jego oczy. Jej były duże, zielone i promienne.  

background image

-  Nie  umywa  się  do  ciebie.  -  Wstała  i  zarzuciła  mu  ramiona  na 

szyję. - Nikt nie jest taki jak ty - szepnęła - nikt nigdy nie był taki jak 

ty. - Walka była skończona.  

Odbyli  powolny,  ciepły  i  czuły  stosunek.  Potem  leżeli  na 

podłodze,  na  której  ją  wziął,  zamknięci  w  uścisku  swoich  ramion. 

Pocałowała go delikatnie.  

- Musisz zrozumieć - szepnęła - to nie znaczy, że cię nie kocham. 

Kiedy  idę  z  nim  do  łóżka,  to  nie  ma  żadnego  znaczenia.  On  jest 

świnią, starą świnią. Ale, skarbie, chcę być w tym filmie. Tak bardzo 

chcę w nim być. I będę, obiecuję ci.  

Przesunął ręce po jej miękkich piersiach.  

-  Jesteś  taka  piękna;  kiedy  jestem  z  tobą,  nie  obchodzi  mnie,  co 

robiłaś.  Więc jeśli  musisz, dostań  się  do jego  zawszonego  filmu.  Ale 

już  nigdy  nie  chodź  z  nim,  ani  z  nikim  innym  do  łóżka,  albo  cię 

zajebię!  

Przycisnęła się do niego mocniej.  

- Uwielbiam, kiedy odgrywasz twardziela.  

Niemożliwe,  pomyślał,  niemożliwe,  żeby  to  znów  mogło  się 

zdarzyć tak szybko i być o tyle lepsze. Ona jest jak tygrysica. Powinni 

ją zamknąć nago w klatce w zoo, aby wszyscy mogli ją zobaczyć, bo 

uwierzyć  można  jedynie  po  tym,  jak  się  zobaczy  na  własne  oczy.  I 

powinni dołączyć informację do jej klatki: „Nie karmić. Pożera tylko 

ludzi".  

Ni stąd, ni zowąd Claudia powiedziała:  

- Twoja żona jest bardzo atrakcyjna, nieprawdaż?  

background image

- Kiedyś była. I chyba nadal jest.  

- Ile ma lat? - zapytała Claudia, typowe pytanie kobiety.  

Nie był zainteresowany rozmową o Lindzie.  

- Trzydzieści kilka. Nie wiem.  

- Ciekawa jestem, jak ja będę wyglądać w wieku trzydziestu lat.  

Od odpowiedzi uratował go dzwonek telefonu. Claudia niechętnie 

podniosła słuchawkę.  

- O, cześć - powiedziała łagodnie.  

Zerknęła  szybko  na  Davida.  Natychmiast  się  zaciekawił,  kto 

dzwoni.  

-  Bardzo  chętnie  -  powiedziała.  -  O  której  mniej  więcej?  - 

Unieruchomiła słuchawkę pod podbródkiem i sięgnęła po papierosa ze 

stolika.  -  Dobrze.  Do  zobaczenia  jutro.  Już  nie  mogę  się  doczekać.  - 

Odwiesiła  słuchawkę.  -  Umieram  z  głodu!  -  wykrzyknęła.  -  Mam 

ochotę wyjść na bajeczną, ekscytującą kolację.  

- Kto to był? - zapytał, usiłując mówić swobodnym tonem.  

- Kto taki? - zapytała, wiedząc bardzo dobrze, o kogo mu chodzi.  

- Rozmówca.  

Zawahała  się  tylko  o  jedną  sekundę  zbyt  długo,  nim 

odpowiedziała:  

- Mój agent. Chce, żebym jutro wieczorem zjadła kolację z nim i 

jego żoną.  

- To bardzo miło z jego strony, że ot tak zaczyna zapraszać cię na 

kolacje.  

background image

-  Owszem,  ot  tak  -  powiedziała  cierpliwie.  -  Prawdę  mówiąc, 

dzwoniłam do niego wcześniej i powiedziałam mu, że chcę się z nim 

spotkać  w  sprawie  tego  filmu  Conrada.  Mam  zamiar  wziąć  długą 

kąpiel.  Czy  możemy  później  wyjść?  Czy  może  musisz  pędzić  do 

domu?  

Pomyślał, że Claudia kłamie, ale jaki był sens w spieraniu się.  

- Czy chcesz, żebym był wolny?  

-  Oczywiście,  że  tak,  inaczej  nie  pytałabym  cię.  Zadzwonię  do 

domu. Dokąd chcesz iść? Zarezerwuję stolik.  

-  Dla  odmiany  chodźmy  w  jakieś  wspaniałe  miejsce.  Zawsze 

musimy się ukrywać w jakiejś starej melinie. Jakie ma znaczenie, czy 

ludzie nas zobaczą? W końcu jestem Miss Beauty Maid, więc wyjście 

ze mną oznacza naprawdę sprawy zawodowe. Chodźmy do restauracji 

u Carla.  

Lokal u Carla był bardzo drogą, bardzo modną restauracją włoską. 

Tam  można  było  pójść,  można  było  się  pokazać.  David  wiedział,  że 

idąc tam z Claudią, bierze na siebie absurdalne ryzyko. Był pewien, że 

spotka ludzi, których zna. Ale  z drugiej strony chciał być widziany z 

Claudią, chciał, żeby ludzie wiedzieli, że ona jest jego.  

-  W  porządku,  zrób  się  na  bóstwo,  a  ja  zarezerwuję  stolik  na 

ósmą.  

Pocałowała go lekko.  

- Bosko, kochanie.  

Klepnął ją żartobliwie w tyłek.  

- Załóż coś na siebie, albo nigdy nie wyjdziemy.  

background image

Chichocząc poszła do łazienki.  

Przeczytał  wieczorne  gazety,  zarezerwował  stolik  w  restauracji, 

poczuł się winny z powodu telefonu do Lindy, ale w końcu zadzwonił 

i  warknął  na  nią,  kiedy  zapytała,  co  mu  jeszcze  pozostało  do 

zrobienia.  Sfabrykował  jakieś  odpowiednie  kłamstwa,  poczuł  się 

fatalnie z powodu tej całej sprawy, w przypływie wyrzutów sumienia 

zapytał o dzieci i odwiesił słuchawkę.  

Po  pewnym  czasie  pojawiła  się  Claudia,  przeobrażona. 

Błyszczące  popielatoblond  włosy  miała  ułożone  na  czubku  głowy  w 

wypracowanym  nieładzie,  a  jej  makijaż  był  łagodny  i  doskonały. 

Miała  na  sobie  obcisłą  czarną  sukienkę  i  niezliczone  rzędy  korali  z 

agatu. Wyglądała oszałamiająco.  

David  powiedział  jej  to,  na  co  Claudia  błysnęła  uśmiechem, 

zaczęła  się  wdzięczyć  i  zaprezentowała  mu  sukienkę  w  całej 

okazałości,  przemykając  się  po  całym  pokoju  jak  jakiś  piękny  ptak 

egzotyczny.  

-  Czyż  to  nie  podniecające  wychodzić  razem  do  jakiegoś 

przyzwoitego  miejsca!  -  wykrzyknęła.  Naprawdę  chciałabym, 

żebyśmy mogli to robić częściej.  

W samochodzie Davida naszła refleksja. Robił głupią rzecz. Linda 

z  pewnością  się  dowie  i  co  wtedy?  Zwłaszcza,  że  ostatnio  wydawała 

się  taka  uczulona  na  punkcie  ich  małżeństwa.  Zerknął  szybko  na 

Claudię. Bawiła się radiem, próbując znaleźć jakąś muzykę.  

- A może zamiast do restauracji pojedziemy w jakieś miłe miejsce 

na wsi? - zaproponował.  

background image

Jej oczy nabrały lodowatego wyrazu.  

-  Wiedziałam,  że  dostaniesz  pietra.  Ty  jedź  na  wieś.  Wypuść 

mnie. Mam dosyć ukrywania się po wszystkich kątach.  

-  Dobrze,  pojedziemy  do  Carla.  -  Do  diabła  z  tym  wszystkim. 

Linda  prawdopodobnie  się  nie  dowie.  Powiada  się,  że  żony  zawsze 

dowiadują się na końcu.  

Restauracja była bardzo zatłoczona. Kierownik sali powiedział, że 

ich  stolik  się  zwolni  za  kilka  minut, więc  usiedli przy  barze.  Claudia 

przywitała się z kilkoma ludźmi. Davidowi ulżyło, że nie było nikogo 

z jego znajomych.  

Podeszła  do  nich  jakaś  dziewczyna,  ciągnąc  za  sobą 

szczudłowatego młodzieńca. Była chuda, opalona i dość ładna.  

-  Wspaniała!  -  powiedziała  do  Claudii.  -  Wyglądasz  bajecznie! 

Gdzie  się  podziewałaś,  nie  widziałam  cię  ze  sto  lat!  -  Przyciągnęła 

bliżej młodego człowieka. - Oczywiście pamiętasz Jeremy'ego.  

Jeremy oblał się rumieńcem i wyjąkał:  

- Cześć.  

-  Jesteśmy  zaręczeni!  Wyobrażasz  sobie?!  -  Zachichotała  i 

dźgnęła  żartobliwie  Jeremy'ego  pod  żebra.  Wyglądał  na  poważnie 

zakłopotanego.  

- Shirley! - wykrzyknęła Claudia. - Jakież to cudowne! - Zwróciła 

się  do  Davida.  -  Shirl,  kochanie,  to  jest  David  Cooper,  mój  bardzo 

stary przyjaciel.  

Shirley wyciągnęła małą, opaloną rękę i David uścisnął ją krótko. 

Claudia ciągnęła:  

background image

-  Davidzie,  poznaj  narzeczonego  Shirley,  młodszego  hrabicza 

Jeremy'ego Francisa.  

Jeremy wysunął się po trochu do przodu.  

-  Strasznie  miło  mi  pana  poznać,  staruszku.  -  Miał  skórę  w 

kolorze  piasku,  hojnie  pocętkowaną  gniewnym,  czerwonym 

trądzikiem.  

-  Usiądźcie  i  napijcie  się  -  zaproponowała  Claudia.  -  Musimy  to 

uczcić.  

Przyciągnęli  dodatkowe  krzesła  i  usiedli.  Dziewczyny  od  razu 

wdały  się  w  dyskusję  o  sukienkach,  które  miały  na  sobie.  Młodszy 

hrabicz  Jeremy  siedział  skrępowany  na  skraju  krzesła.  Był 

niezmiernie wysoki i pod stolikiem uderzał Davida kolanami.  

- Urządzimy olbrzymi ślub - powiedziała Shirley. - To będzie po 

prostu  cudowne.  Rodzice  Jeremy'ego  znają  absolutnie  wszystkich!  - 

Błysnęła  Claudii  przed  oczami  dużym  szmaragdowo-diamentowym 

pierścionkiem. - Spójrz! - powiedziała. - To od Aspreya!  

-  Jest  boski  -  powiedziała  Claudia  -  strasznie  mi  się  podoba. 

Jestem taka szczęśliwa z powodu was obojga.  

- A teraz powiedz, co z tobą?- zapytała Shirley, rzucając znaczące 

spojrzenie na Davida.  

Claudia się roześmiała.  

-  Wiesz,  jakie  ja  mam  nastawienie  do  małżeństwa.  To  nie  dla 

mnie, Shirl, skarbie. Mnie się podoba stan wolny. W każdym razie, to 

ty pierwsza poznałaś Jeremy'ego!  

background image

Jeremy zarumienił się i widać po nim było, że mu to odpowiednio 

pochlebiło. David wstał.  

- Chyba nasz stolik jest gotowy.   

-  Zrobiliście  rezerwację?  -  zapytała  tęsknie  Shirley.  -  My 

zapomnieliśmy  i  musimy  teraz  czekać  po prostu  wieki  na  stolik,  a  ja 

umieram  z  głodu.  -  Zawahała  się  przez  chwilę,  po  czym  ciągnęła:  - 

Słuchajcie, a może razem zjemy kolację? Nie widziałam cię taki szmat 

czasu. Claudio, to będzie prawdziwa frajda!  

- Mamy stolik na dwie osoby - powiedział ponuro David.  

-  Nie  mamy  nic  przeciwko  niewielkiemu  ściskowi,  prawda, 

Jeremy?  

Jeremy potaknął tępo głową.  

- Co mówisz? - Shirley zwróciła się do Claudii.  

Claudia spojrzała beznadziejnie na Davida.  

- Świetnie, bardzo chętnie.  

Poszli  za  kelnerem  do  stolika;  po  drodze  Shirley  kiwała  ręką  i 

uśmiechała się do kilku osób.  

-  Uważam,  że  to  po  prostu  cudowne  miejsce  -  zauważyła,  kiedy 

dotarli do swojego stolika. - Jestem pewna, że gdyby człowiek siedział 

tu  przez  tydzień,  zobaczyłby  absolutnie  wszystkich,  których 

kiedykolwiek  mijał  na  swojej  drodze,  to  coś  w  rodzaju  londyńskiego 

lotniska! - Zachichotała głośno.  

David  przesiedział  kolację  w  ponurym  milczeniu,  a  Jeremy  nie 

miał  wiele  do  powiedzenia,  więc  mówiła  tylko  Shirley  przy 

sporadycznych 

wtrąceniach 

Claudii. 

Shirley 

była 

zagorzałą 

background image

czytelniczką  czasopisma  „Queen",  zwłaszcza  kroniki  towarzyskiej, 

więc  głównymi  tematami  rozmowy  było  to,  kogo  widziano  z  kim  i 

jakie urządzano przyjęcia.  

Najwyraźniej  Jeremy'ego  zapraszano  na  większość  z  nich  i 

Shirley wdawała się w najdrobniejsze szczegóły tych najnudniejszych 

ze  spraw.  Na  przykład,  Lady  Clarissa  Colt  miała  na  sobie  tę  samą 

sukienkę  na  dwóch  różnych  przyjęciach,  a  hrabianka  Amanda 

Lawrence  wydała  debiutanckie  przyjęcie,  na  którym  zabrakło 

szampana.  

- To było straszne - lamentowała Shirley. - Na przyjęciu po prostu 

nigdy nie powinno zabraknąć szampana! To zbyt żenujące!  

Kiedy  doszli  do  deseru,  Jeremy  zabrał  ją  na  mały  parkiet,  gdzie 

bez energii przywarli do siebie.  

-  Spadajmy  stąd  -  warknął  David.  - Dość  się  już  nasłuchałem  tej 

głupiej, smarkatej krowy.  

- Przepraszam, skarbie - odparła uspokajająco Claudia. - Ona jest 

trochę denerwująca.  

-  Trochę  denerwująca!  W  życiu  nie  słyszałem  takiego 

niedopowiedzenia. Ale tak w ogóle, co to za jedna?  

Uśmiech zaigrał łagodnie na ustach Claudii.  

-  Kiedy  po  raz  pierwszy  przyjechałam  do  Londynu,  pracowałam 

w klubie. Miss Fantazyjne Majtki też tam pracowała.  

- Co robiłaś w klubie? - zapytał zdziwiony David.  

- Musiałam zarabiać na życie, a ten aktor, z którym przyjechałam, 

zdawał się nigdy nie pracować, więc podjęłam pracę w klubie.  

background image

- I co robiłaś?  

- Taniec siedmiu woali! - roześmiała się.  

- Co takiego?! Musisz żartować.  

Uśmiech jej nieznacznie zgasł.  

- Nie żartuję. Nie miałam talentu do niczego innego. Mogłam albo 

robić  to,  albo  być  hostessą  obmacywaną  przez  zgraję  starych 

zbereźników.  Wolałam  się  rozbierać.  Mogli  patrzeć,  ale  nie  mogli 

dotykać.  

- W gruncie rzeczy nic o tobie nie wiem, prawda?  

Jej duże oczy nabrały odległego wyrazu.  

-  Nigdy  nie  zadałeś  sobie  trudu,  żeby  słuchać.  Tak  jak  wszyscy 

mężczyźni,  twoją  główną  troską  jest  zaciągnąć  mnie  jak  najszybciej 

do  łóżka.  -  Zapadła  krótka  cisza,  po  której  Claudia  roześmiała  się 

ostro.  -  Przepraszam,  tak  czy  owak  moja  przeszłość  to  wielka  nuda, 

dlaczego miałbyś chcieć o niej usłyszeć.  

David  miał  już  coś  odpowiedzieć,  kiedy  powróciła  Shirley  z 

Jeremym.  

- Jeremy ma absolutnie boską propozycję - odezwała się Shirley. - 

W  Windsorze  jest  otwarty  po  prostu  milutki  nocny  lokalik  i  Jeremy 

proponuje, żebyśmy tam wszyscy wpadli.   

David spojrzał na nią kwaśno.  

- Naturalnie chodzi o Castle.  

Przez  chwilę  bladoniebieskie  oczy  Shirley  błyskały  gniewnie,  po 

czym zrobiła grymas i roześmiała się szybko, odpowiadając:  

- Nie, kochanie, n i e Castle.  

background image

- A więc my w to nie wchodzimy - warknął David.  

- Słuchaj, stary, jesteś pewien? - wyjąkał Jeremy.  

Claudia wtrąciła się pospiesznie do rozmowy.  

-  David  jest  zmęczony.  Wy  idźcie,  jeśli  zmienimy  zdanie, 

przyłączymy się do was później.  

- W porządku - powiedziała Shirley. - Ale postarajcie się przyjść.- 

Złapała  Jeremy'ego  za  ramię.-  Chodź,  kochanie,  zostawimy  tę  parę 

gołąbków w spokoju.  

Rzuciła  Davidowi  ponure  spojrzenie,  kiwnęła  wesoło  ręką  do 

Claudii  i  wyszła,  wlokąc  za  sobą  Jeremy'ego.  Claudia  zaczęła  się 

śmiać.  

-  Nie  widzę  w  tym  nic  zabawnego  -  oświadczył  ponuro  David.  - 

No i chyba mnie pozostał rachunek do zapłacenia. Stokrotne dzięki za 

rozkoszny wieczór.  

Jej śmiech się wzmógł.  

-  Przepraszam.  Ale  naprawdę,  to  jest  zabawne.  Gdybyś  znał 

Shirley kilka lat temu, no cóż, po prostu nie wierzyłbyś. Mógł ją mieć 

każdy, kto tylko chciał!  

David zapytał chłodnym tonem:  

- A ciebie?  

Nagle  przestała  się  śmiać.  Gapiła  się  na  niego  przez  chwilę,  po 

czym powiedziała wolno i ostrożnie:  

-  Sądzę,  że  doszliśmy  do  kresu  naszego  związku,  jeśli  w  ogóle 

można  go  tak  określić.  -  Zanim  zdążył  odpowiedzieć,  wstała  od 

background image

stolika  i  przedostając  się  przez  zatłoczoną  restaurację,  zniknęła  mu  z 

oczu.  

David szybko poprosił o rachunek.  

-  David  Cooper,  prawda?  -  Głos  był  głośny  i  miał  akcent 

amerykański.   

David spojrzał z zaskoczeniem. Przed nim stał Jay Grossman.  

- Cześć - powiedział niespokojnie.  

-  Gdzie  Linda?  -  Jay  patrzył  na  niedawno  zajęte  miejsce  po 

drugiej stronie stolika.  

David  zastanawiał  się  przez  chwilę,  czy  Jay  widział  wychodzącą 

Claudię.  

- W domu - odparł, po czym, wskazując na resztę stolika, ciągnął: 

- Miałem spotkanie z interesantami, wszyscy się dokądś spieszyli. - W 

tej  chwili  kelner  przedstawił  rachunek.  David  rzucił  na  stolik  trochę 

pieniędzy i szybko wstał. - Miło było cię widzieć, Jay.  

Jay nie dał się zbyć.  

-  Chodź  przywitać  się  z  Lori.  Byłaby  bardzo  niepocieszona, 

gdybym  jej  powiedział,  że  cię  spotkałem  i  nie  przyprowadziłem  na 

drinka.  

- Tylko na chwilę - powiedział niechętnie David. - Linda oczekuje 

mnie w domu.  

Grossmanowie  siedzieli  przy  stoliku  po  drugiej  stronie  sali  i 

David  z  zadowoleniem  zauważył,  że  ze  swojego  miejsca  nie  mogli 

widzieć  jego  stolika.  Jay  dostrzegł  go  najprawdopodobniej 

przypadkowo, kiedy wracał z toalety.  

background image

Lori  wyglądała  tak  powściągliwie  i  na  tak  doskonale 

wypielęgnowaną  jak  przedtem;  każdy  błyszczący  blond  włos  leżał 

starannie  na  swoim  miejscu,  a  twarz  była  maską  nieskazitelnego 

makijażu.  Miała  na  sobie  bladobrązową,  szyfonową  sukienkę,  która 

mocno odsłaniała piersi.  

-  Miło  mi  znów  panią  widzieć  -  przywitał  się  David,  nie  mogąc 

powstrzymać oczu od błądzenia w dół jej dekoltu.  

-  Mnie  również  -  odparła  swoim  nieco  sugestywnym,  pustym, 

przeciągłym sposobem mówienia.  

- Chodź, usiądź i napij się - zaprosił go Jay.  

- Cóż... Starał się opętańczo znaleźć wymówkę, nie mógł i tak czy 

owak,  do  diabła  z  tym  wszystkim  -  z  oczami  utkwionymi  twardo  w 

dekolt Lori usiadł.  

- Czego się napijesz? - zapytał Jay.   

- Szkockiej z lodem.  

Jay  wezwał  kelnera,  podczas  gdy  Lori  wyjęła  małą,  złotą 

puderniczkę  i  zabrała  się  do  poprawiania  już  i  tak  doskonałego 

makijażu.  

- Rozmawiałem wcześniej z Lindą - powiedział Jay. Wspomniała, 

że  porozmawia  z  tobą  o  przyłączeniu  się  do  nas  na  kolację  jutro 

wieczorem.  

-  O  -  odparł  tępo  David.  W  połowie  myśli  zaprzątał  mu  fakt,  że 

Claudia  opuściła  go  -  co  za  dziwka!  a  w  połowie  to,  że  miał  silną 

chętkę na panią Chłodną Głupią Grossman. Co za rewelacja zaciągnąć 

background image

ją  do  łóżka  i  przeniknąć  pod  powłoki  perfekcji.  -  To  mi  wygląda  na 

dobry pomysł. Dokąd chcecie iść?  

- Lori upodobała sobie Savoy Grill.  

-  Tak.  -  Na  jedną,  krótką  chwilę  Lori  odłożyła  puderniczkę.  - 

Słyszałam,  że  tam  jest  fantastycznie.  Można  spotkać  księżniczkę 

Małgorzatę i tego przystojniaczka, którego poślubiła.  

-  Niezupełnie  odstawiają  tam  kabaret  -  powiedział  David  z 

uśmiechem. - Ale powszechnie wiadomo, że tam chodzą.  

- Spotkamy się w naszym hotelu? - zaproponował Jay.  

Jeszcze  chwilę  gawędzili,  po  czym  David  przeprosił  ich  i 

wyszedł.  Dał  napiwek  dozorcy  parkingu,  który  sprowadził  mu 

samochód, i usiadł w nim w posępnym nastroju. Chrzanić małą Miss 

Gorące  Majtki  Parker.  Stawała  się  nieznośna.  Przede  wszystkim 

namówiła go do pójścia do restauracji, do której nie chciał iść. Potem 

zwaliła  na  niego  swoich  nudnych  przyjaciół.  Potem  przyznała  się  do 

pracy  w  striptizowej  spelunce  i  poczuła  się  obrażona,  kiedy  to 

skomentował. A potem miała niesłychany tupet, żeby go opuścić!  

Na  domiar  tego  wszystkiego  poszła  poprzedniego  wieczora  do 

łóżka  z  tym  spasłym  producentem.  Nie  była  nikim  innym  jak  tylko 

zdzirą,  łatwą  zdobyczą  do  łóżka.  Gdyby  nie  był  ostrożny,  mógłby 

nawet coś od niej załapać.  

Mogła spływać. Jechał do domu.  

Skierował samochód do Hampstead. Była dziesiąta.  

 

 

background image

Po pewnym czasie Linda przestała płakać. Co jej to da? Poszła do 

łazienki,  umyła  twarz  i  popatrzyła  na  swoje  odbicie  w  lustrze.  Nie 

wiedziała, co robić. Nie potrafiła stawić czoła perspektywie siedzenia 

i  czekania,  aż  David  w  końcu  przyjedzie  do  domu,  wprost  z  ramion 

jakiejś wywłoki. Nie miała do kogo zatelefonować.  

Od  ślubu  traciła  stopniowo  kontakt  z  wszystkimi  swoimi 

przyjaciółkami,  które  oddryfowały,  wyszły  za  mąż  i  zamieszkały  w 

innych  częściach  kraju.  Pomyślała  o  zatelefonowaniu  do  matki,  ale 

zwierzenie  się  przed  nią  byłoby  niedorzecznością.  Matka  nigdy 

naprawdę  nie  aprobowała  Davida  i  aż  nadto  by  się  ucieszyła.  W 

desperacji zadzwoniła do Moniki.  

Monika była oziębła.  

-  To  było  absolutnie  czarujące,  jak  pozostaliście  pięć  minut,  a 

potem  odciągnęliście  moich  najważniejszych  gości.  To  znaczy, 

naprawdę, kochanie, to trochę nie fair.  

Ich  rozmowa  była  krótka,  a  kiedy  Linda  odwiesiła  słuchawkę, 

pomyślała:  do  diabła  z  tym,  nie  jestem  dzieckiem,  po  czym  znów 

podniosła słuchawkę i wykręciła numer Paula.  

Odebrał natychmiast:  

- Halo.   

Zamarła  ze  strachu,  nie  mówiąc  ani  słowa.  Potem  w  panice 

odłożyła słuchawkę. Od razu oddzwonił.  

- Linda, mówi Paul; wiem, że przed chwilą do mnie dzwoniłaś.  

Była zaskoczona.  

background image

-  Słuchaj,  czekałem,  aż  do  mnie  zadzwonisz.  Wiedziałem,  że  to 

zrobisz. Mogę się z tobą zobaczyć? Czy możesz przyjechać?  

- Kiedy? - wymamrotała słabo.  

- Może teraz?  

- Sama nie wiem...  

- Proszę, muszę z tobą porozmawiać.  

- No cóż, dobrze. Będę u ciebie za pół godziny.  

- Świetnie. - Podał jej adres na wypadek, gdyby zapomniała.  

Była zdziwiona. Ego podpowiadało jej, że będzie ją pamiętał, ale 

nie  spodziewała  się,  że  będzie  czekał,  żeby  się  z  nią  zobaczyć,  że 

będzie oczekiwał, aż ona zadzwoni. Przygotowała się szybko, żeby się 

nie  rozmyślić  i  przejechała  pięciominutową  odległość  dzielącą  ich 

mieszkania. Był to stary, przebudowany dom, wciśnięty między sklep 

rzeźnika  i  weterynarza  na  High  Street.  Wspięła  się  przez  pięć 

kondygnacji schodów, nim dotarła do mieszkania numer 8.  

Od razu otworzył drzwi.  

- Naprawdę nie wiem, co ja tu robię - wypaliła szybko.  

Chwycił ją za rękę i wprowadził do środka.  

- Ślicznie wyglądasz. Wariowałem, czekając na twój telefon.  

- Dlaczego ty nie zadzwoniłeś do mnie?  

-  Słuchaj,  Lindo,  rozumiem  twoją  sytuację.  Nie  chcę  stawiać  cię 

w  kłopotliwym  położeniu.  Od  ciebie  zależało  wykonanie  następnego 

ruchu.  

Sprawiał, że czuła się bardzo młodo.  

- Nic o tobie nie wiem - powiedziała półgłosem.  

background image

- Zawsze to mówisz - odparł.  

Miał  na  sobie  poplamione  od  farby,  wypłowiałe  dżinsy  Levis  i 

biały sweter. Wyglądał bardzo pociągająco.   

Stali  w  małym,  ciemnym  pokoju  o  czarnych  ścianach 

obwieszonych  mnóstwem  obrazów  -  niektóre  z  nich były  oprawione, 

inne  nie  -  w  większości  przedstawiających  nagie  modelki  o 

egzotycznych,  chudych  twarzach,  gęstych  czuprynach  włosów  i 

zmysłowych ciałach.  

Jedyne  umeblowanie  stanowił  duński  stół  z  drzewa  tekowego  - 

zawalony  stertą  papierów  -  i  stara,  podniszczona  kanapa  w  kolorze 

szkarłatnym.  Usiadła  na  kanapie,  a  on  zaproponował  jej  piwo  albo 

wódkę.  Wybrała  wódkę.  Przygotował  jej  drinka,  po  czym  nastawił 

płytę Billie Hollidaya i usiadł obok niej.  

-  Jeśli  chodzi  o  tamtą  noc  -  zaczęła  nerwowo  -  ona  nie  powinna 

nigdy się zdarzyć, miałam sprzeczkę z mężem i wypiłam za dużo...  

Wziął jej rękę.  

- Nie musisz się tłumaczyć. To się zdarzyło i było wspaniałe. Jeśli 

jesteś  tym  zażenowana,  cóż,  nie  musisz  się  ze  mną  więcej  spotkać. 

Choć wcale tego nie chcę.  

Wypiła jeszcze jeden łyk wódki.  

-  Po  prostu  chcę  wyjaśnić.  -  Zawahała  się,  po  czym  szybko 

ciągnęła: - Nie chcę zostawiać po sobie niewłaściwego wrażenia.  

-  Zostawiłaś  mi  piękne  wrażenie.  Twoje  perfumy  pozostały  na 

całym  moim  łóżku,  a  także  zapach  twojego  ciała,  i  pamiętam  twój 

krzyk, kiedy dostałaś orgazmu. - Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni.  

background image

Bez  entuzjazmu  spróbowała  się  odsunąć.  Ale  ich,  usta  się 

spotkały i znowu się zatraciła.  

Był  młody  i  pełen  sił,  i  tym  razem  była  prawie  trzeźwa.  Zdawał 

się pragnąć sprawić jej przyjemność, a w zamian za to ona stwierdziła, 

że jest dwa razy bieglejsza w podniecaniu go. Długo się kochali i było 

to bardzo, bardzo dobre. Potem leżeli i rozmawiali.  

Czuła się taka spokojna i niemal otoczona jego opieką. Słuchał z 

uwagą,  kiedy  opowiadała  mu  o  Davidzie  i  jego  obojętności  do  niej. 

Opowiedziała mu wszystko o sobie, o dzieciach, o swoim życiu. Palili 

papierosy i pili wódkę.  

O  Paulu  też  sporo  się  dowiedziała.  Był  artystą.  Opuścił  szkołę 

artystyczną  rok  wcześniej  i  pracował  teraz  jako  asystent  artystyczny 

wydawcy  pewnego  magazynu  kobiecego  drukowanego  na  lśniącym 

papierze.  Sam  namalował  wszystkie  obrazy  wiszące  na  ścianie. 

Dowiedziała  się,  że  przedstawiały  jego  wcześniejszą  sympatię  o 

imieniu Margarethe.  

To  była  smutna  historia.  Paul  i  Margarethe  poznali  się  w  szkole 

artystycznej  i  zakochali  w  sobie.  Po  półrocznym  współżyciu 

postanowili  się  pobrać.  Matka  Paula  nie  żyła,  a  jego  ojciec, 

emerytowany  przedsiębiorca,  mieszkał  w  Cheltenham.  Zabrał 

Margarethe,  żeby  poznała  jego  ojca.  Poznała  go,  a  trzy  dni  później 

poślubiła.  Paul  był  oszołomiony;  nie  mógł  w  to  uwierzyć.  Strasznie 

się pokłócił z obojgiem i od tamtej pory ani nie widział, ani nie miał 

wiadomości od żadnego z nich.  

background image

- Po prostu nie mogłem tego przyjąć do wiadomości - powiedział. 

- Nie wierzę, że go kochała; przypuszczam, że chciała jego pieniędzy. 

Ja nie mogłem jej zaoferować żadnego bezpieczeństwa.  

- Co teraz o niej myślisz? - zapytała łagodnie Linda.  

- Sam nie wiem - odparł w złym humorze. - To dziwka. Po prostu 

jednego popołudnia wyjechali i wrócili jako małżeństwo.  

- Dlaczego nadal trzymasz jej portrety?  

Wzruszył ramionami.  

- Żeby mi przypominały, abym już więcej nie był takim durniem. 

Wiesz, od tego czasu już mi się nie wiedzie z dziewczynami. Robię to 

z nimi może raz, albo dwa i potem nie chcę ich znać.  

Przypomniała sobie ładną, małą Melanie o skomlącym głosie.  

-  Przypuszczam,  że  ja  jestem  w  porządku,  bo  jestem  zamężna?  - 

domyśliła się.  

- Uważam, że jesteś wspaniała.  

Przez  chwilę  leżeli  w  milczeniu,  oboje  pogrążeni  w  swoich 

rozmyślaniach.  

- Jedyne, co mnie naprawdę wkurza - powiedział - to wyobrażanie 

sobie,  jak  Margarethe  żyje  w  Cheltenham  z  moim  starym.  To  była 

taka puszczalska. Lubiła się walić bardziej niż ktokolwiek kogo znam. 

Po prostu nie widzę jej, jak ma ochotę na niego. On jest taki stary.  

- Jaka była twoja matka?  

- To długa historia.  

Przechyliła się i pocałowała go lekko w czoło.  

- Opowiedz mi - rzekła łagodnie.  

background image

-  Przypominasz  psychiatrę  -  roześmiał  się.  -  Właściwie  to 

paskudna historia. Zabiła się, kiedy miałem piętnaście lat.  

Linda  była  wstrząśnięta.  Chciała  zapytać  dlaczego  -  ale  Paul 

obrócił się na bok i zamknął oczy.  

- To nudne - wymamrotał. - Opowiem ci kiedy indziej.  

Po  pewnym  czasie  spojrzała  na  zegarek  i  widząc,  że  jest  po 

jedenastej, powiedziała:  

- Słuchaj, muszę już iść. David będzie w domu o północy.  

-  Dlaczego  nie  zostaniesz  na  noc?  -  wymamrotał  odwrócony  do 

niej plecami.  

- Chciałabym, ale muszę tam być, kiedy wróci do domu - on wie, 

że  nigdy  nie  nocuję  poza  domem  -  prawdopodobnie  zadzwoniłby  na 

policję.  

-  Zabawne,  prawda?  -  odezwał  się  Paul.  -  Te  wszystkie  kociaki, 

które dymam i których nie mogę się pozbyć. - Przybrał wysoki, cienki 

głos: - Och, kochanie, pozwól mi zostać na noc, tatuś i mamusia nigdy 

nie  spodziewają  się  mnie  przed  śniadaniem.  -  Oboje  się  roześmiali.  - 

Mówię  ci,  to  straszne,  po  prostu  nie  chcą  sobie  iść.  A  teraz  ty  nie 

możesz nawet zostać na noc. Wiesz, Lindo, jesteś pierwszą kobietą po 

Margarethe, z którą chcę spędzić noc.  

Ubrała  się  powoli,  podczas  gdy  Paul  leżał  leniwie  w  łóżku  i 

obserwował ją.  

- Wiesz, jesteś bardzo seksowna - powiedział. - Nie miałbym nic 

przeciwko  temu,  żeby  cię  oglądać  w  długich,  czarnych  nylonach  i 

czarnym pasie. I w niczym więcej.  

background image

- Co byś zrobił, pstryknął kilka zdjęć?   

-  Nie  -  namalowałbym  cię  leżącą  na  kanapie.  Bardzo  seksowne. 

Mogę?  

- Pomyślę o tym. - Roześmiała się, nieco zakłopotana.  

- Kiedy cię zobaczę? - zapytał.  

- Nie wiem.  

- Jutro?  

- Nie wiem, Paul. Bardzo trudno jest mi robić plany.  

- Nie możesz ot tak wyjśd, nie mówiąc mi kiedy.  

- Zadzwonię do ciebie rano.  

Podał  jej  swój  numer  telefonu  do  pracy  i  pocałował  ją  długo  i 

mocno. Wyruszyła w podróż do domu. Była jedenasta trzydzieści.  

 

Claudia wyszła z restauracji z furią. Przywołała taksówkę i kazała 

się  zawieźć  do  hotelu  Conrada  Lee.  Miała  powyżej  uszu  Davida 

Coopera.  Głupi drań  - jak  mu  się  zdawało,  że  kim jest?  Na początku 

ich romans był frajdą. Czerpała przyjemność z romansów z żonatymi 

mężczyznami, byli osobną rasą i zawsze wyzwaniem. A także błędnie 

założyła, że mógłby jej pomóc w karierze.  

Nic.  Nie  zrobił  absolutnie  nic.  Uzyskanie  tytułu  Miss  Beauty 

Maid  zdawało  się  prowadzić  w  ślepą  uliczkę.  Nie  dał  jej  nawet 

przyzwoitego prezentu, tylko masę niedotrzymanych obietnic. Gdzież 

była sławna kurtka z norek, którą miała dostać? Nie chciała od niego 

background image

pieniędzy. Jak śmiał oferować jej pieniądze, jak jakiejś taniej kurwie? 

Prezenty to była inna sprawa.  

- Sknera - wymamrotała pod nosem. Nawet zrzędził na zapłacenie 

rachunku w restauracji.  

Taksówka  podjechała  pod  hotel.  Portier  rzucił  się  naprzód,  żeby 

jej towarzyszyć przy wejściu do środka. Podeszła chłodno do recepcji.  

- Chciałabym rozmawiać z panem Conradem Lee - powiedziała.  

Połączyli  ją  przez  wewnętrzny  telefon  hotelowy.  Po  niedługiej 

chwili telefonistka powiedziała, że nikt nie odbiera.  

- Czy mogłaby pani zadzwonić do sypialni? - poprosiła.  

Telefon dźwięczał jeszcze kilka razy, zanim słuchawka została w 

końcu podniesiona.  

- Tak? - Głos był gruby i nieprzyjazny.  

- Conrad, mówi Claudia Parker.  

- Kto?  

-  Claudia  Parker  -  powtórzyła  cierpliwie.  -  Nie  mogłeś  już 

zapomnieć poprzedniej nocy.  

Nastąpiła krótka pauza, a potem:  

-  A  tak,  oczywiście.  Jak  się  masz,  skarbie?  W  czym  mogę  ci 

pomóc?  

-  Twoja  sekretarka  zadzwoniła  do  mnie  wcześniej  w  sprawie 

spotkania z tobą jutro wieczorem - byłam na mieście z jednym takim 

nudnym  facetem  i  nagle  pomyślałam  sobie:  do  diabła  z  tym,  może 

spotkamy się dziś.  

Roześmiał się, odkaszlnął niezbyt estetycznie i powiedział:  

background image

- Słuchaj, skarbie, dziś wieczorem jestem bardzo zajęty.  

-  Och.  -  Z  tonu  jej  głosu  przebijało  rozczarowanie.  -  Słuchaj,  ja 

potrafię się bardzo łatwo przystosować, trzy osoby to dla mnie nigdy 

tłok.  

- Czy masz na myśli to, co mi się zdaje, że masz? - zapytał.  

-  Oczywiście,  że  tak  -  zamruczała  jak  kot.  -  Zeszłej  nocy  byłeś 

taki fantastyczny, nie przeszkadza mi dzielenie się tobą z kimś innym.  

-  Poczekaj  chwilę  -  powiedział  Conrad  i  zakrył  ręką  słuchawkę. 

Czekała  cierpliwie  i  wkrótce  Conrad  znów  się  odezwał  głosem 

pełnym zainteresowania: - Przychodź od razu. Będziemy czekać.  

Odwiesiła słuchawkę i poszła niespiesznie do toalety, gdzie przez 

dwadzieścia  minut  poprawiała  makijaż  i  zmieniła  uczesanie,  tak  że 

włosy  opadały  jej  gęsto  i  błyszcząco  na  ramiona.  Wyglądała 

wspaniale,  bardzo  młodo  i  seksownie.  Największe  zalety  jej  figury 

ukazywała głęboko wycięta, czarna sukienka.   

Pół  godziny  minęło,  nim  wreszcie  zapukała  do  drzwi  jego 

apartamentu.  Otworzył  natychmiast,  odziany  w  płaszcz  kąpielowy  w 

zielone i pomarańczowe paski.  

- Gdzie ty, do kurwy nędzy, się podziewałaś? - zapytał.  

Uśmiechnęła  się  przepraszająco,  weszła  do  salonu  i  usiadła, 

krzyżując  starannie  nogi,  aby  się  upewnić,  że  ukazuje  maksymalną 

część ud. Wiedziała, że wygląda wspaniale.  

- Tak mi przykro - powiedziała. - Wiem, że pomyślisz sobie, jaka 

jestem  straszna.  W  związku  z  tym,  co  powiedziałam  przez  telefon  o 

trójkącie i w ogóle. Cóż, przykro mi, ale po prostu nie mogę.  

background image

Gapił się na nią z niedowierzaniem.  

- Nie możesz? - zapytał grubym głosem.  

Pokręciła powoli głową, trzepocząc długimi, czarnymi rzęsami.  

-  Chyba  tak  bardzo  chciałam  znów  się  z  tobą  zobaczyć,  że  po 

prostu to powiedziałam - ale naprawdę, to mi nie odpowiada.  

- To ci nie odpowiada - powtórzył tępo.  

- Tak. - Oblizała wargi, skrzyżowała odwrotnie nogi i czekała.  

- Słuchaj, skarbie - powiedział  wreszcie. - Zadzwoniłaś do mnie, 

kiedy  dymałem  tę  laskę  -  wskazał  na  sypialnię  -  ty  zadzwoniłaś  do 

mnie,  kiedy  byłem  akurat  w  trakcie.  Nikt  cię  nie  prosił  -  ale 

zadzwoniłaś  -  prosząc,  podkreślam:  prosząc,  żeby  się  do  nas 

przyłączyć.  I  co  się  dzieje  -  rozpalasz  mnie  do  białości  pomysłem 

numeru  -  przerywam  w  połowie  z  tą  drugą  cizią  -  czekam  przeklęte 

pół  godziny,  a  potem  wchodzisz  tu  swoim  drobnym  kroczkiem, 

mówiąc,  że  nie  możesz  tego  zrobić.  -  W  podnieceniu  unosił  głos  i 

teraz prawie krzyczał.  

Wstała.  

- Cóż mogę powiedzieć? - Podeszła do niego i położyła mu rękę 

na  ramieniu.  -  Zeszłej  nocy  byłam  pijana,  ale  pamiętam  ją  jako  coś 

wyjątkowego. Teraz jestem trzeźwa i czy mogę coś poradzić, jeśli nie 

chcę się tobą dzielić?   

Spojrzał na nią z podziwem.  

-  Niezła  z  ciebie  spryciara.  Przypuszczam,  że  chcesz,  żebym  się 

pozbył... - Wskazał ręką na sypialnię.  

Pocałowała go, przyciskając się do jego ciała.  

background image

- O to generalnie chodzi.  

Odepchnął ją.  

-  W  porządku,  skarbie,  ale  nie  myśl,  że  mnie  kiwasz,  bo  wiem 

dokładnie,  co  robisz.  Tak  się  składa,  że  jesteś  o  wiele  seksowniejsza 

od niej, więc odprawię ją. O to ci chodzi?  

Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.  

- Nie wiem, o czym mówisz - powiedziała. - Rób, co chcesz. Jutro 

wieczorem będę nadal osiągalna. Mogę w każdej chwili sobie pójść.  

Oczami omiótł jej ciało.  

- Nie, zostań. Zaczekaj w toalecie.  

Uśmiechnęła  się  i  posłusznie  weszła  do  gościnnej  łazienki  w 

korytarzu.  Musiała  czekać  przez  pięć  minut.  Wkrótce  usłyszała 

wrzaskliwy głos kobiecy, a potem trzask drzwi.  

W  końcu  otworzył  z  rozmachem  drzwi  łazienki  -  wcześniej 

zrzucił z siebie swój drgający płaszcz kąpielowy i stał tam bez niczego 

z wyjątkiem swojej opalenizny i erekcji.  

-  Do  dzieła,  skarbie  -  powiedział.  -  Musiałem  dać  tej  cizi  pięć 

dych zielonych, więc lepiej wynagrodź mi to.  

 

David  zaparkował  samochód  w  garażu  i  wszedł  do  domu. 

Panował w nim dziwny spokój. Sądził, że Linda poszła wcześnie spać, 

więc  wszedł  na  górę  i  zajrzał  do  dzieci,  które  spały  spokojnie.  Janey 

obudziła  się  i  sennie  poprosiła  o  szklankę  wody.  Przyniósł  jej,  a  ona 

zarzuciła mu ramiona na szyję i powiedziała:  

- Kocham cię, tatusiu.  

background image

Ułożył  ją  z  powrotem  i  wszedł  do  głównej  sypialni.  Była  pusta. 

Zdziwił  się  nieco.  Gdzie  Linda?  Wiedział,  że  reszta  domu  jest pusta. 

Musiała pójść do kina albo coś, ale to było bardzo niepodobne do niej.  

Sprawdził  przez  okno  i  zobaczył,  że  jej  samochodu  nie  ma  na 

podjeździe,  a potem  rozejrzał  się  za  kartką  z  wiadomością  - nie  było 

żadnej kartki.  

Poszedł do pokoju Any i zapukał. Pokojówka podeszła do drzwi, 

otulając  się  przezroczystą,  nylonową  koszulą  nocną.  Miała 

niefortunny cień wąsa.  

- Gdzie jest pani Cooper? - zapytał.  

- Wyszła może ósma godzina - odparła Ana.  

Jej  angielski  nie  był  nadzwyczajny  i  nie  podjęła  się  ochotniczo 

udzielić dalszych informacji.  

- Czy powiedziała, dokąd idzie?  

- Nie.  

- A czy o której wróci?  

- Nie.  

Rozmowa  była  skończona.  Wrócił  do  sypialni,  wziął  prysznic  i 

zasnął przy czytaniu gazet w łóżku.  

W  takiej  pozycji  zastała  go  Linda  po  powrocie.  Była  poruszona: 

powiedział, że będzie o północy, a zawsze wracał później, niż mówił. 

Na  szczęście  spał,  gdyż  jej  makijaż  był  rozmazany,  a  włosy  w 

nieładzie. Wiedziała, że gdyby ją zobaczył,  wiedziałby. Popędziła do 

łazienki, zdjęła ubranie i nałożyła płaszcz kąpielowy. Potem napuściła 

background image

wody do wanny. Przynajmniej gdyby teraz się obudził, nie miałoby to 

znaczenia.  

David się obudził.  

- Gdzież, u diabła, się podziewałaś?  

- Poszłam do kina. Gdzie byłeś?  

- Wiesz, gdzie ja byłem. Filmy kończą się za kwadrans jedenasta - 

gdzie byłaś przez ostatnią godzinę?  

-  Jak  sądzę,  byłeś  z  Phillipem  -  powiedziała,  ignorując  jego 

pytanie.  

- Tak - wiesz, że byłem.  

- Ja też z nim byłam.  

Zagapił się na nią tępo.  

- O czym ty mówisz?  

- Byłam z nim tak samo jak i ty.  

- Czy ty piłaś?  

-  Nie,  Davidzie,  nie  piłam.  Po  rozmowie  z  tobą  zadzwoniłam  do 

domu  Abbottsonów  i  kiedy  rozmawiałam  z  Mary,  właśnie  wszedł 

Phillip i nic nie wiedział o spotkaniu z tobą.  

David pomyślał szybko.  

-  Tak,  wszystko  się  trochę  pogmatwało.  Myślałem,  że  Phillip 

wróci później, ale potem uświadomiłem sobie, że mówił, że nie może, 

więc musiałem wziąć tych ludzi spoza miasta na kolację.  

Uniosła brew.  

- Ale dopiero co powiedziałeś, że byłeś z Phillipem.  

- Tak, cóż, ponieważ wiedziałem, że nie zrozumiesz.  

background image

- Miałeś rację, nie rozumiem. A teraz, czy mogę się wykąpać?  

-  Zachowujesz  się  tak  niedorzecznie,  Lindo.  -  Mówił  coraz 

głośniej.  -  Słuchaj,  jestem  w  domu  od  wielu  godzin.  Zabrałem  tych 

trzech  ludzi  do  restauracji  u  Carla  i  natknąłem  się  na  Jaya  i  Lori 

Grossmanów.  Czy  teraz  mi  wierzysz?  Chcą,  żebyśmy  zjedli  z  nimi 

kolację  jutro  i  zgodziłem  się.  Możesz  ich  zapytać,  z  kim  byłem. 

Dobrze?  

Być może mówił prawdę.  

-  Och,  no  dobrze.  -  Westchnęła  ze  znużeniem.  Była  zbyt 

zmęczona, żeby walczyć.  

Wrócił  dumnym  krokiem  do  sypialni.  Linda  wzięła  kąpiel.  Ich 

myśli krążyły po oddzielnych płaszczyznach. Żadne z nich nie chciało 

naprawdę wdawać się w długie dyskusje o tym, gdzie byli, gdyż był to 

teren niebezpieczny dla obojga.  

Kiedy  przyszła  do  łóżka,  pomyślał,  że  Linda  dobrze  wygląda  w 

długiej, jedwabnej koszuli nocnej, która ponętnie przylegała do ciała.  

Przerwał milczenie.  

- Gdzie chciałabyś zjeść jutro kolację?  

Dała wymijającą odpowiedź:  

- Obojętnie.  

-  Jay  mówi,  że  Lori  chce  pójść  do  Savoy  Grilla  -  to  trochę 

stereotypowe,  ale  ponieważ  są  gośćmi,  powinniśmy  chyba  zrobić  im 

tę grzeczność.  

- Chyba tak. - Zgasiła światło po swojej stronie łóżka i ułożyła się 

plecami do niego.  

background image

- Co nowego u dzieci?   

- Nic szczególnego.  

Zapalił papierosa.  

- Nie jestem zmęczony - mruknął.  

-  Może  poczytasz?  Na  stoliku  leży  książka,  którą  zacząłeś  trzy 

miesiące temu.  

- Nie mam ochoty na czytanie.  

- To zgaś światło i śpij.  

- Ładna koszula, nowa?  

-  Nie.  Noszę  ją  od  dwóch  lat  -  westchnęła  cierpliwie,  pragnąc, 

żeby David po prostu się zamknął.  

Przechylił  się  i  chwycił  dłonią  jej  lewą  pierś.  Natychmiast  się 

cofnęła. O Boże, nie, pomyślała, nie dziś - proszę, Boże, nie dziś. Po 

tych  wszystkich  nocach,  kiedy  tu  leżałam  i  pragnęłam  go,  nie  mógł 

wybrać dzisiejszej nocy.  

Przesunął się za nią w poprzek łóżka.  

- O co chodzi?  

- O nic. - Zmusiła się, żeby odwrócić się do niego twarzą.  

Na  szczęście  wziął  ją  szybko.  Już  dawno  temu  zrezygnował  ze 

wstępów.  Stosunek  seksualny  z  Davidem  nie  dawał  jej  absolutnie 

żadnej  przyjemności.  Czuła  się  apatyczna  i  wykorzystana. 

Zastanowiła  się  mgliście,  czy  wszyscy  mężczyźni  stają  się  tacy  po 

ślubie.  Na  początku  bardzo  pragną  cię  zadowolić,  podnieceni  do 

szpiku,  jeśli  pieścili  cię  przez  pół  godziny.  Ale  po  małżeństwie  - 

szybki stosunek i to wszystko.  

background image

- Było cudownie - powiedział. - A tobie?  

Zasymulowała przyjemność.  

-  Cudownie.  -  Powtórzyła  jego  przymiotnik,  nie  potrafiąc 

wymyślić nic innego.  

Zgasił światło.  

- Dobranoc.  

Zacisnęła oczy, żeby powstrzymać łzy.  

- Dobranoc.  

David  leżał  i  myślał,  jaka  to  dziwka z  tej  Claudii.  Linda  leżała  i 

myślała, jaki męski i czuły był Paul. W końcu oboje zasnęli.  

 

10 

-  Chcę  zostać  na  noc  -  powiedziała  Claudia,  przeciągając  się 

ospale.  

Conrad  rozmawiał  przez  telefon  z  obsługą  hotelu.  Siedział  na 

skraju łóżka, ze zwałami opalonego ciała wokół tułowia i łysą czaszką 

błyszczącą od potu.  

-  Mówi  Mr  Lee,  apartament  206  -  przyślijcie  mi  sześć  cienko 

posmarowanych masłem grzanek z kawiorem - najlepszego gatunku. I 

wiaderko  z  lodem,  szklankę  mleka  i  porcję  lodów  czekoladowych.  - 

Zerknął na Claudię: - Chcesz coś, skarbie?  

Potrząsnęła przecząco głową. Znów odezwał się do telefonu:  

- Dodajcie tort czekoladowy i śmietankę - dzbanek śmietanki. W 

porządku, to wszystko. Pospieszcie się.  

- Zostanę na noc - oznajmiła Claudia.  

background image

- Po co chcesz to zrobić?  

-  Bo  chcę  jutro  iść  z  tobą  do  studia,  tak  jak  obiecałeś.  Nie 

spuszczę cię z oka!  

Roześmiał się.  

- Skarbie, jesteś rewelacyjna! Byłem żonaty trzy razy i myślałem, 

że nieźle znam cizie, ale z tobą to co innego.   

Claudia też się roześmiała, odrzucając głowę do tyłu, tak że włosy 

opadły jej wokół twarzy.  

-  Czy  wolałbyś,  żebym  była  nieszczera?  -  zapytała.  -  Nie  jestem 

jakimś  naiwnym  towarkiem.  Lubię  cię.  Ale  nie  rozumiem,  dlaczego 

nie miałbyś mi pomóc.  

- Niczego ci nie obiecywałem.  

- Owszem, obiecałeś mi próbę.  

-  No  dobrze,  obiecałem  ci  próbę.  A  co  jeśli  paskudnie 

wypadniesz?  

-  Nie  wypadnę  paskudnie.  -  Uśmiechnęła  się.  -  Może  nie  umiem 

grać,  ale  na  zdjęciach  wychodzę  jak  marzenie!  I  jestem  pewna,  że  w 

takim filmie, jaki robisz, możesz coś dla mnie znaleźć.  

Przy drzwiach sypialni rozległo się dyskretne pukanie.  

- Przyniosłem pańskie zamówienie - powiedział głos.  

Conrad  stoczył  się  z  łóżka  i  sięgnął  po  jedwabny  szlafrok  w 

barwny i kunsztowny deseń.  

Boże, jesteś stary i tłusty, pomyślała Claudia.  

- Podoba mi się twój szlafrok, kochanie - zamruczała jak kot.  

- Od Simpsona - odparł zadowolony.  

background image

Złapał  jakieś  drobne  ze  stolika  i  zniknął  w  drugim  pokoju. 

Claudia przekulała się po łóżku, owijając się w pościel.  

-  Dostanę  się  do  tego  cholernego  filmu,  nawet  jeśli  mnie  to 

wykończy  -  wymamrotała  do  siebie.  -  Nie  na  darmo  rżnęłam  się  z 

nim!  

Wrócił do sypialni, chrupiąc grzankę.  

- Co za paskudny kawior; chcesz gdzieś wyjść?  

- Która godzina? - zapytała zdziwiona.  

Sprawdził na dużym, złotym zegarku.  

- Wpół do drugiej; gdzie mają otwarte?  

Pomyślała  szybko.  Jeśli  wyjdą,  chciała  mieć  pewność,  że  potem 

wróci  do  hotelu  razem  z  nim.  Twardo  postanowiła  trzymać  się  go, 

dopóki jej nie załatwi próbnych zdjęć.  

- Wszystkie kluby są otwarte mniej więcej do czwartej - odparła. - 

I  możemy  się  zatrzymać  w  moim  mieszkaniu,  abym  mogła  wziąć  na 

jutro  jakieś  ciuchy  do  założenia  w  studiu.  Świetny  pomysł.  - 

Wyskoczyła z łóżka.  

Przyjrzał się badawczo jej sylwetce.  

- Wiesz, masz wspaniałe ciało. Co byś powiedziała na pojawienie 

się na ekranie nago?  

- Nie myślałam o tym, naprawdę.  

-  Pomyśl.  Jest  rola,  do  której  mogłabyś  się  nadawać.  Mogę  cię 

przetestować.  

- Kiedy? - Jej zielone oczy zabłysły.  

background image

Poszli  do  nowej  dyskoteki  -  u  Charliego  Browna.  Klub  był 

zatłoczony, ale wciśnięto ich do już i tak pełnego stolika dzięki temu, 

że Conrad wsunął pieniądze do ręki kierownikowi sali. Płyty grały tak 

głośno, że nie można było usłyszeć własnego głosu.  

Na  malutkim  parkiecie  pary  gorączkowo  tłoczyły  się  ze  sobą. 

Była tam garstka znanych ludzi, wiele dziewczyn o długich, prostych 

włosach  zakrywających  połowę  twarzy  i  kilku  przedstawicieli 

najnowszych  grup  rockowych,  którzy  paradowali  z  włosami  tak 

długimi, jak u dziewczyn. Było bardzo ciemno.  

Przy  ich  stoliku  siedział  fotograf,  którego  Claudia  znała. 

Pocałowała  się  z  nim  na  powitanie  i  przedstawiła  go  Conradowi. 

Przyszedł  zjedna  z  najmodniejszych  modelek,  wysoką,  szczupłą 

dziewczyną, która nieziemsko wychodziła na zdjęciach.  

Claudia  nie  mogła  usiedzieć  na  miejscu;  muzyka  porywała  ją 

wielkimi falami.  

- Chcesz zatańczyć? - zapytała Conrada.  

Potaknął głową i przedarli się na parkiet, gdzie Claudia rzuciła się 

bez pamięci w  wir dzikich, krętych obrotów, podczas gdy Conrad po 

prostu  stał  w  miejscu,  wykonując  niemrawe  podrygi.  Było  gorąco  i 

pot zaczął mu spływać po twarzy.  

Myślisz, że taki z ciebie prawdziwy  playboy, pomyślała Claudia. 

Nie wiesz, że jesteś na to za stary?  

- Kochanie, szałowo tańczysz! - powiedziała.   

-  Skarbie!  -  Głos  był  łatwy  do  rozpoznania.  Tuż  obok  nich  na 

parkiecie stała Shirley razem z hrabiczem Jeremym.  

background image

- Gdzie twój boski chłopak?  

Claudia się uśmiechnęła.  

- Myślałam, że idziecie do Windsoru - krzyknęła.  

-  Poszliśmy,  ale  tam  było  absolutnie  zbyt  strasznie.  To  znaczy, 

prawie pusto. Potrafisz sobie wyobrazić coś okropniejszego?  

Hrabicz Jeremy potaknął gwałtownie głową na znak, że się z tym 

zgadza.  

Tymczasem Conrad już się obficie pocił.  

- Usiądźmy - powiedział słabo.  

- Kochanie, za chwilę do was przyjdziemy. Gdzie siedzicie?  

Claudia  uśmiechnęła  się  i  kiwnęła  ręką, udając,  że  nie  usłyszała. 

Nie  uśmiechała  jej  się  myśl  o  ponownym  ugrzęźnięciu  w 

towarzystwie Shirley i Jeremy'ego.  

Kiedy  wrócili  do  stolika,  panował  tam  jeszcze  większy  tłok  i 

ludzie zaczęli się mocno ścieśniać, żeby zrobić im miejsce.  

-  Bardzo  mi  się  podobał  pański  film  -  powiedziała  modelka  do 

Conrada. - Czy będzie pan robił nowy w naszym kraju?  

Fotograf poprosił Claudię do tańca. Przyjęła zaproszenie, niezbyt 

paląc się do pozostawienia chudej modelki flirtującej z Conradem, ale 

ubóstwiała tańczyć, a Giles, fotograf, był ognistym tancerzem. Kiedyś 

pozwoliła  sobie  na  krótki  romans  z  nim,  ale  potem  zdecydowali,  że 

większą  frajdą  będzie  pozostanie  na  stopie  koleżeńskiej.  Za  bardzo 

przypominali siebie nawzajem, żeby być kochankami.  

Od  czasu  do  czasu,  jeśli  jedno  z  nich  nie  miało  konkretnego 

zajęcia, dzwonili do siebie i spędzali wspólnie wieczór, i jeśli mieli na 

background image

to  ochotę,  kończyli  w  łóżku.  Ale  był  to  w  zasadzie  związek  brat-

siostra,  z  niewielką  domieszką  seksu.  Giles  był  bardzo  przystojny  ze 

swoją urodą ciemnego Hiszpana. Kobiety szalały za nim, a jego usługi 

fotografa mody i towarzystwa cieszyły się popytem.  

-  Co  to  za  tatuńcio?  -  zapytał  cynicznie.  -  Cindy  mówi,  że  to 

wielki  potentat hollywoodzki, a  mnie  się  zdaje,  że  ona  ma  pociąg do 

wielkich potentatów hollywoodzkich.  

- Możesz jej powiedzieć, żeby trzymała swoje sztuczne paznokcie 

z dala od tego, on już jest zajęty.  

Odtańczyli  wspólnie  taniec  rytualny  -  on  stał  bardzo  spokojnie  i 

wykonywał rytmiczne, seksowne podrygi, a ona odstawiała przed nim 

prawie że taniec brzucha.  

- Masz ochotę na sztacha „marychy"? - zapytał rozmownie.  

Zerknęła na ich stolik. Jeszcze więcej ludzi dosiadło się do niego i 

wydawało się, że Conradowi sprawia wielką przyjemność zamawianie 

drinków i głośne rozmawianie, przy którym dużo machał rękami.  

- Tak, świetny pomysł - odparła.  

Czmychnęli z parkietu i wymknęli się na balkon, który rozciągał 

się  wzdłuż  połowy  klubu.  Było  tam  wietrznie  i  zadziwiająco 

spokojnie, gdyż okna i drzwi klubu były dźwiękoszczelne.  

Giles  zapalił  skręta  i  podawali  go  sobie  na  przemian,  zaciągając 

się głęboko.  

-  Muszę  wpaść  w  odpowiedni  nastrój,  żeby  dymać  tego 

chudzielca - powiedział. - Robimy duży zestaw  zdjęć do „Vogue'a" i 

background image

chcę,  żeby  panowała  między  nami  odpowiednia  atmosfera.  Chryste, 

mówię ci, to tak jakby walić szkielet!  

Oboje zachichotali.  

- Masz kupę szczęścia - roześmiała się Claudia. - Co powiesz na 

mojego partnera? Pociągający, co?  

- Zaproponowałbym czworokąt - powiedział Giles - ale wiem, że 

to by się tylko skończyło na tym, że robilibyśmy to sami ze sobą, więc 

co za sens?  

Oboje pokładali się ze śmiechu, a potem Claudia powiedziała:  

- Lepiej wracajmy do środka.  

-  Co  jest  grane?  -  zapytał  Giles.  -  Masz  zamiar  zostać  wielką 

gwiazdką filmową?   

- Gwiazdą, skarbie, gwiazdą.  

Weszli  z  powrotem  w  hałas  i  upał  i  powrócili  do  stolika.  Cindy 

słuchała uważnie długiej, nudnej opowieści Conrada o tym, jak po raz 

pierwszy  przyjechał  do  Ameryki  w  wieku  czternastu  lat.  Do  stolika 

wcisnęli się również Shirley i hrabicz Jeremy. 

-  Kochanie,  co  za  fascynujący  człowiek!  -  oświadczyła  Shirley  z 

zapartym  tchem.  -  Taka  historia!  -  Uśmiechnęła  się  afektowanie  do 

Gilesa. - Cześć, dziecinko.  

- Cześć, Shirley, jak interesy?  

- Interesy?  

Roześmiał się.  

- Daj spokój, skarbie.  

background image

-  Słuchaj,  staruszku  -  wyjąkał  Jeremy  -  podobały  mu  się  te 

zdjęcia, które zrobiłeś Shirley - bombowy komplet.  

- Jestem bombowym fotografem - przedrzeźniał Giles.  

Claudia  zdecydowała,  że  czas  najwyższy,  aby  wkroczyła  między 

Conrada  i  pełne  uwielbienia  spojrzenie  Cindy.  Owinęła  ramię  wokół 

jego szyi i szepnęła mu coś do ucha. Wyglądał na zdziwionego.  

- Tutaj? - zapytał. - Teraz?  

Zachichotała.  

- Nikt nie zobaczy. Chcesz, żebym to zrobiła?  

Roześmiał się ochryple.  

- Ognista z ciebie cizia. Zachowaj to na później, co?  

Conrad  zamówił  szampana  dla  całego  stolika  i  wszyscy 

przystąpili do porządnego i prawdziwego urżnięcia się.  

-  Mam  zamiar  urządzić  wielkie  przyjęcie  jutro  wieczorem  -

oznajmił.  

Claudia była zachwycona.  

- Dla mnie, kochanie?  

- Tak, dla ciebie, dla każdego - wszyscy jesteście zaproszeni.  

- O rany, ale bomba - powiedziała z wibracją Shirley. - Gdzie i o 

której godzinie, kochanie?  

-  Powiedzmy  w  moim  hotelu  Plaza  Carlton,  zarezerwuję  tam 

prywatny pokój, około dziesiątej.   

- Szałowo - powiedziała Claudia. - Czy wszyscy słyszeli? Jutro o 

dziesiątej. - Pocałowała Conrada w ucho. - Idę tylko do ubikacji, zaraz 

wracam. 

background image

Przedarła się przez zatłoczone stoliki do recepcji.  

- Chcę szybko zadzwonić - powiedziała do dziewczyny siedzącej 

za biurkiem.  

- Proszę bardzo - powiedziała dziewczyna, przesuwając aparat.  

Było już po trzeciej nad ranem. Wykręciła powoli numer, dziwny 

uśmieszek igrał na jej ustach.  

Po drugiej stronie odezwał się zaspany męski głos.  

-  Cześć,  Davidzie,  kochanie  -  szepnęła.  -  Wspaniale  się  bawię,  a 

ty? - Natychmiast odłożyła słuchawkę. - Tylko powiadamiam mojego 

męża,  że  jest  klawo  -  powiedziała  do  zdziwionej  dziewczyny  i 

wpłynęła z powrotem na salę.  

Przebudzenie  następnego  ranka  nie  było  zbytnią  frajdą. 

Zobaczenie  Conrada  śpiącego  obok  niej  jak  niezadowolony  kloc 

wywołało  rewolucję  w  jej  żołądku.  Miała  ociężałą  głowę,  a  skóra 

przypominała  zużyty  pergamin.  Dotarła  do  łazienki  i  wzięła 

lodowatozimny  prysznic.  To  była  udręka  absolutnie  mrożąca,  ale 

późniejsze efekty czyniły ją opłacalną.  

Rano  nie  wrócili  do  hotelu  Conrada,  lecz  wylądowali  w  jej 

mieszkaniu. Po prysznicu ubrała się starannie i nałożyła drobiazgowy 

makijaż,  zwarta  i  gotowa,  aby  towarzyszyć  Conradowi  do  studia. 

Potem zaparzyła kawę i w końcu potrząsnęła nim.  

To  było  nieprzyjemne  przebudzenie.  Pokasływanie  i  charczenie 

wydobywało  się  mu  z  gardła,  do  tego  przekrwione  oczy,  paskudny 

zapach z ust i odór ciała.  

background image

-  Chryste,  która  godzina?  -  wymamrotał;  uniwersalny  okrzyk 

ludzi budzących się w cudzym mieszkaniu.  

- Dziesiąta. - Podała mu filiżankę kawy.  

- Gdzie telefon? - zapytał pilnie.  

Pomacała  ręką  pod  łóżkiem  i  zlokalizowała  aparat,  który  zeszłej 

nocy wyłączyła z kontaktu.   

Zadzwonił do swojej sekretarki i podał jej wykaz instrukcji.  

-  Muszę  wracać  do  hotelu  i  przebrać  się  -  powiedział,  z  trudem 

zakładając ubranie.  

- Jadę z tobą.  

- Po co?  

- Na próbne zdjęcia, które mi obiecałeś.  

Zagapił się na nią.  

- Nie zapomnę o twoich przeklętych zdjęciach, ale nie można tego 

załatwić ot tak sobie, dzisiaj. Trzeba to przygotować.  

- Będę przy tobie, jak będziesz to przygotowywał.  

Pokręcił głową.  

-  Nie  rezygnujesz,  prawda?  -  Podniósł  słuchawkę  i  znów 

zadzwonił  do  swojej  sekretarki.  -  Słuchaj,  chcę,  żeby  załatwiono 

próbne zdjęcia dla panny Claudii... - Spojrzał na nią tępym wzrokiem.  

- Parker - podpowiedziała szybko.  

-  Parker.  Załatw  to  jak  najszybciej.  W  sprawie  szczegółów 

zadzwoni  do  ciebie  później  jej  agent.  -  Odłożył  słuchawkę.  -  W 

porządku, skarbie?  

Pocałowała go.  

background image

-  Jeszcze  jak!  Słuchaj,  chyba  nie  zapomniałeś  o  swoim 

dzisiejszym przyjęciu.  

- Przyjęciu?  

-  Tak.  Nie  pamiętasz?  Zaprosiłeś  masę  ludzi  na  przyjęcie  dziś 

wieczorem w twoim hotelu.  

- A tak, zgadza się. Zajmę się tym. Zobaczymy się później.  

-  Przyjdę  kilka  godzin  wcześniej,  na  wypadek  gdybyś  czegoś 

potrzebował.  

- Jeśli będę się czuł tak jak teraz, nie będę potrzebował niczego... 

ale nigdy nic nie wiadomo. - Roześmiał się sprośnie i wyszedł.  

 

11 

Linda  zatelefonowała  do  Paula  do  pracy,  jak  tylko  dzieci  poszły 

do szkoły, a David do biura. Paul usilnie pragnął się z nią zobaczyć.  

- Nie dam rady - powiedziała.  

Mówił bardzo przekonująco i w końcu zgodziła się z nim spotkać 

podczas przerwy na lunch.  

Był  rześki,  słoneczny  dzień  i  spotkali  się  w  Green  Park.  Nigdy 

przedtem  nie  widziała  go  w  garniturze  i  niezbyt  dobrze  w  nim 

wyglądał.  Linda  doszła  do  wniosku,  że  pewnie  dlatego,  iż  ubranie 

kupione było w sklepie. David miał garnitury zawsze szyte na miarę.  

Spacerowali,  trzymając  się  za  ręce,  ale  Linda  nie  czuła  się 

swobodnie.  Czuła,  że  jest  ubrana  zbyt  wystawnie  w  eleganckim 

kostiumie z odpowiednio dobranymi butami i torebką z krokodylowej 

skóry. Wiedziała, że wygląda niewłaściwie, spacerując ze splecionymi 

background image

rękami  z  Paulem  Bedfordem  w  Green  Park.  Nie  chodziło  o  to,  że 

czuła się stara, lub przynajmniej starsza od niego, ale czuła się - mimo 

tego, że nie chciała się tak czuć - jak gdyby chodziła po slumsach.  

- O czym myślisz? - zapytał. - Czy coś cię gryzie?  

-  Sama  nie  wiem,  Paul.  To  wszystko  jest  takie  niewłaściwe.  Po 

prostu nie jestem z tych kobiet, które mogą się angażować w romanse. 

Mam dzieci i dom, i czuję, że muszę ciągle próbować z moim mężem. 

Nie mogę po prostu zrezygnować z  wszystkiego i zaangażować się  z 

tobą. To nie jest właściwe.  

Zirytował się.  

- O co chodzi, Lindo? Boisz się, że utracisz bezpieczne życie, jeśli 

David się dowie?  

- Nie. Boję się, że stracę szacunek dla siebie.  

Przez jakiś czas spacerowali w milczeniu, po czym Paul zapytał:  

- Co chcesz przez to powiedzieć?  

-  Chcę  powiedzieć,  że  nie  mogę  prowadzić  podwójnego  życia. 

Chcę to przerwać teraz, zanim zrobi się z tego coś poważniejszego.  

Paul mówił posępnym głosem:  

- Nie chcę, żebyś mnie zostawiała. Cały czas czekałem na kogoś 

takiego jak ty. Jesteś serdeczną osobą. Ja potrzebuję serdecznej osoby. 

Nie będę żądał od ciebie niczego, chcę tylko się z tobą widzieć, kiedy 

jesteś wolna.  

- To za mało dla każdego z nas - powiedziała łagodnie. - Uważam, 

że nie powinniśmy się już więcej widywać. - Cofnęła rękę.  

Nastrój, Paula się zmienił.  

background image

-  Jesteś  jak  wszystkie  inne.  Powinienem  wiedzieć,  że  w  głębi 

duszy  jesteś  bezwzględną  dziwką,  która  boi  się  stracić  wszystkie 

swoje  wygody  domowe.  Wszystkie  macie  serca  jak  cholerne 

kalkulatory.  

- Przykro mi, Paul. Nie chcę się kłócić, ale to koniec.  

- Czy tego naprawdę chcesz? - spytał spiętym głosem.  

- Tak.  

Uśmiechnął się do niej szyderczo.  

- Cóż, cholernie łatwo dałaś się zaciągnąć do łóżka i byłaś niezła 

jak na starą sztukę.  

Odwróciła się i zaczęła szybko odchodzić.   

- Kto cię będzie teraz posuwał, ty napalona dziwko! - krzyknął za 

nią w gniewie.  

Poczuła,  jak  rumieniec  oblewa  jej  twarz  i  zaczęła  biec,  nie 

zatrzymując  się,  dopóki  nie  dobiegła  do  samochodu.  Pojechała  do 

domu; przez całą drogę zimne łzy spływały jej po twarzy.  

 

Grossmanowie  siedzieli  w  barze  swojego  hotelu.  Lori  wyglądała 

ozięble  w  bladoliliowej  szyfonowej  sukience,  z  drobiazgowo 

ufryzowanymi,  srebrnymi  lokami  zaczesanymi  do  tyłu  i  głębokim 

dekoltem ukazującym w pełnej krasie gładkie jak atłas, białe piersi.  

Cooperowie  przyjechali  na  czas.  Linda  miała  na  sobie  czarną 

sukienkę  z  jedwabiu  i  bladobeżowy  szal  z  norek.  David  był  ubrany 

stereotypowo:  w  bardzo  ciemnoniebieski  garnitur,  białą  koszulę, 

niebieski krawat i duże, szafirowe spinki do mankietów.  

background image

Wszyscy wypili po drinku i pojechali do Savoy Grill.  

Jay  ożywiał  wieczór  zabawnymi  opowieściami  o  Hollywoodzie. 

David  gawędził  po  przyjacielsku  o  interesach  i  polityce.  Obie  panie 

przeważnie  milczały.  Lori  była  najwyraźniej  rozczarowana,  że  nie 

przyszła księżniczka Małgorzata. Narzekała na brak lodu w drinkach i 

często sprawdzała makijaż.  

Jay w końcu powiedział:  

-  Na  litość  boską,  przestań  patrzeć  w  lusterko  -  wszyscy  wiemy, 

że jesteś piękna; dlatego cię poślubiłem, nieprawdaż?  

Po tej uwadze  Lori często  wydymała wargi.  Kiedy byli na etapie 

picia kawy, Jay zaproponował:  

-  Hej,  może  wpadniemy  na  party,  które  Conrad  urządza  dziś 

wieczorem. Obiecaliśmy, że się zjawimy.  

-  Jestem  zmęczona  -  powiedziała  przepraszająco  Linda.  -  Dzisiaj 

był  pierwszy  dzień  dzieci  w  szkole  i  po  tych  wszystkich 

przygotowaniach jestem naprawdę wykończona.  

-  Daj  spokój,  Lindo  -  wtrącił  jowialnie  David.  -  Pójdziemy  na 

godzinę.  -  Był  raczej  zadowolony  z  siebie,  że  przez  cały  dzień  nie 

zadzwonił  do  Claudii.  Mała  puszczalska,  niech  ma  nauczkę.  I 

pomyśleć  tylko,  że  zatelefonowała  do  niego  w  środku  nocy,  żeby 

wzbudzić  w  nim  zazdrość.  On  jej pokaże.  Będzie  musiała  przyjść  na 

kolanach prosić go o przebaczenie.  

-  Tak,  Lindo,  musisz  koniecznie  z  nami pójść  -  upierał  się  Jay.  - 

Będzie zabawnie, obiecuję ci.  

- Ale tylko na godzinę - zgodziła się niechętnie.  

background image

Poszła  z  Lori  do  damskiej  toalety,  gdzie  pomiędzy  nakładaniem 

pudru i różu żona Jaya powiedziała przeciągle:  

-  Ten  sukinsyn  myśli,  że  jestem  cholerną  idiotką.  Dowie  się,  kto 

jest idiotą, kiedy dostanę połowę wszystkiego, co ma.  

- Słucham? - zapytała uprzejmie Linda.  

-  Takie  jest  prawo  kalifornijskie.  Wiem,  że  takie  jest  prawo 

kalifornijskie.  -  Po  tym  stwierdzeniu  Lori  zapadła  w  milczenie, 

nakładając starannie kolejną warstwę błyszczyka do ust.  

Kiedy  przyjechali  do  hotelu,  przyjęcie  rozkręciło  się  na  dobre. 

Jakieś  sześćdziesiąt,  siedemdziesiąt  osób  było  już  na  miejscu  i  przez 

cały  czas  dochodzili  następni  goście.  Olbrzymie  bufety  z  jedzeniem 

zajmowały  jedną  stronę  pokoju,  trzy  bary  rozmieszczono  na 

strategicznych 

pozycjach, 

ludzie 

tańczyli 

przy 

muzyce 

sześcioosobowego zespołu.  

Przepchnęli się do najbliższego baru i zamówili drinki. Wydawało 

się,  że  Jay  zna  sporo  ludzi.  Przedstawiał  wszystkich  i  wkrótce  David 

gawędził swobodnie z różnymi osobami.  

-  Chodź  ze  mną  znaleźć  Conrada  -  powiedział  Jay  do  Lindy.  - 

Muszę dać mu znać, że się zjawiłem.  

Znaleźli  Conrada  siedzącego  przy  stole:  jadł  lody  czekoladowe  i 

popijał  czystą  whisky.  Claudia  siedziała  u  jego  boku:  miała  na  sobie 

jaskrawoczerwoną,  pofałdowaną  sukienkę  i  masę  sztucznych 

diamentów.  

Conrad  przywitał  ich  dobrotliwie  i  zaprosił  do  stolika, 

przesuwając w tym celu dwoje innych ludzi.  

background image

- Przypominasz sobie panią Cooper - Lindę - powiedział Jay.   

- Jasne, jasne, co myślisz o przyjęciu? Wiem, jak te rzeczy robić, 

co?  

- Niewątpliwie - odparł Jay z podziwem.  

- Witam, pani Cooper - powiedziała Claudia bełkotliwym głosem. 

Od kilku godzin piła równo. - Czy jest też pan Cooper?  

- Tak - odparła Linda. - Czy ma pani do niego jakąś sprawę?  

-  Tak,  prawdę  mówiąc  mam.  -  Przewróciła  kieliszek  na  stole; 

ciemny  alkohol  rozlał  się  rozległą  plamą  na  obrusie.  -  Chcę  mu 

powiedzieć,  co  może  zrobić  ze  swoją  cholerną  kampanią  Beauty 

Maid. Może wsadzić ją sobie w dupę; to właśnie może z nią zrobić. - 

Czknęła.  

Linda patrzyła na nią chłodnym wzrokiem.  

- Dopilnuję, żeby usłyszał tę wiadomość, kochanie - powiedziała i 

odwróciła się, żeby porozmawiać z Jayem.  

Claudia wstała.  

- Chyba sama mu przekażę tę cholerną wiadomość - wymamrotała 

i oddryfowała niepewnym krokiem.  

- Co z nią jest? - zapytała Linda.  

Jay wzruszył ramionami.  

- Nie mam pojęcia. Co jest z twoją przyjaciółką, Con?  

Conrad się roześmiał.  

-  Ta  cizia  jest  stuknięta.  Obiecałem  jej  rolę  w  filmie.  Woda 

sodowa uderzyła jej do głowy.  

- Jaką rolę?  

background image

- Myślałem o półnagiej cizi stojącej obok napisów w filmie, coś w 

rodzaju numerów  z rozdartą szatą niewolnicy. Ta mała ma wspaniałe 

ciało  i  jeśli  dobrze  wyjdzie  na  zdjęciach,  wykorzystamy  ją.  Co  ty  na 

to?  

-  Świetnie  -  odparł  Jay  z  uśmiechem.  -  Wygląda  to  na  numer  z 

dużą klasą!  

Linda wstała od stołu.  

- Przepraszam na chwilę - powiedziała.  

Przeszła  się  po  pokoju  w  poszukiwaniu  Davida,  ale  nie  mogła 

znaleźć ani jego, ani też dziewczyny. Westchnęła. Prawdopodobnie to 

nic takiego; głupia dziewczyna była pijana.  

Dostrzegła  Lori  w  otoczeniu  grupy  mężczyzn  pełnych  podziwu  i 

podeszła do niej.  

-  Cóż,  tam,  skąd  pochodzę,  kobiety  są  traktowane  jak  damy  - 

mówiła Lori. - Rozumiecie...  

- Widziałaś Davida? - przerwała Linda.  

- Tak. - Ledwie obrzuciła Lindę spojrzeniem. - Wyszedł na taras.  

To  głupota,  pomyślała  Linda,  nie  powinnam  go  tak  tropić,  to 

dziecinada. Przedostała się na taras i zastała tam pustkę.  

W  chwili,  gdy  odchodziła,  usłyszała  cichy,  gardłowy  chichot. 

Jeszcze  raz  rozejrzała  się  po  tarasie  i  dostrzegła  w  narożniku  parę 

zamkniętą w mocnym uścisku.  

Wycofała się w cień i zbliżyła ostrożnie. Dziewczyna przyciągała 

głowę mężczyzny do swojej piersi, która wystawała z górnej części jej 

sukienki. Pieściła go intymnie.  

background image

-  Nie  ma  bardziej  szalonej  od  ciebie,  Claudio  -  powiedział 

półgłosem.  -  Jesteś  absolutnie  najlepsza.  -  Teraz  zsunął  z  niej 

sukienkę,  tak  że  zawisła  wokół  talii. -  Tak  bardzo  za  tobą tęskniłem. 

Jedna noc bez ciebie to było piekło.  

Wstrząśnięta  i  przepełniona  obrzydzeniem,  Linda  wycofała  się. 

Tym mężczyzną był David. Jej mąż. Jej niewierny, kłamliwy mąż.  

Udało jej się wrócić do środka. W oszołomieniu skierowała się do 

drzwi.  

Jay chwycił ją za ramię.  

- O co chodzi? Strasznie wyglądasz. Co się stało?  

Spojrzała na niego niewidzącymi oczami.  

-  Muszę  stąd  wyjść  -  wymamrotała,  odpychając  jego  rękę  i 

ruszając do drzwi.  

Znów schwycił mocno jej ramię i zaprowadził ją do najbliższego 

baru.  

-  Duży  koniak  dla  tej  pani  i  to  szybko  -  powiedział.  -  A  teraz 

powiedz  mi,  co  się  stało.  -  Wziął  jej  dłoń  w  swoją  rękę  i  mocno  ją 

uścisnął. - Powiedz mi - powtórzył łagodniejszym głosem.  

Spojrzała na niego oczami, w których widać było tylko szok.  

- Podejrzewałam, że robi skoki na bok, może raz na jakiś czas na 

delegacjach, ale to... w mojej obecności. To straszne.  

Kelner przyniósł koniak, który piła dużymi łykami.  

-  Ja...  szukałam  Davida.  Chciałam  go  ostrzec  przed  tą  pijaną 

flądrą.  Lori  powiedziała,  że  jest  na  tarasie.  Wyszłam  i  on  tam  z  nią 

background image

był.  Robili  necking;  ona  miała  do  połowy  zdjętą  sukienkę.  Mówili 

sobie te rzeczy...  

-  O  Boże!  -  powiedział  Jay.  -  Ten  głupi  sukinsyn.  Słuchaj, 

dziewczyna była pijana. Może usiłował się jej pozbyć.  

W oczach Lindy pojawiła się pogarda.  

- Takimi słowami jak: „Jedna noc bez ciebie to było piekło".  

-  Co  chcesz  zrobić?  -  zapytał  Jay.  -  Czy  mam  cię  odwieźć  do 

domu?  

Pokręciła głową.  

- Cóż mogę zrobić? Dla mnie to koniec. Skończyłam z nim. Chcę 

rozwodu. - Głos jej się trząsł. - Nie chcę już więcej z nim rozmawiać.  

-  Posłuchaj,  nie  podejmuj  decyzji,  kiedy  jesteś  wytrącona  z 

równowagi. Pozwól, że cię odwiozę do domu. Zaraz potem tu wrócę i 

porozmawiam z Davidem, powiem mu, żeby nie wracał dziś do domu.  

Roześmiała się gorzko.  

- Powiedz mu, żeby już nigdy nie wracał do domu. Powiedz mu, 

żeby poszedł do swojej „absolutnie najlepszej", małej fladry. Powiedz 

mu,  że  może  robić,  co  chce,  bo  mnie  już  to  nic  nie  obchodzi. 

Skończyłam. - Wypiła jeszcze jeden duży łyk koniaku. - Za chwilę się 

rozpłaczę; proszę, zabierz mnie stąd.  

Złapali taksówkę przed hotelem. Linda martwiła się, że albo Lori, 

albo  David  zauważą,  że  ich  nie  ma  i  że  być  może  David  popędzi  za 

nią do domu, ale Jay ją uspokoił:  

background image

-  Wrócę  na  przyjęcie  w  ciągu  godziny  i  jeśli  zauważy  twoją 

nieobecność,  będzie  cię  szukał  wśród  gości.  Jeśli  chodzi  o  Lori,  ona 

nawet nie zauważy, że mnie nie ma.  

Linda westchnęła:  

- Czuję się taka zażenowana, że odciągam cię i w ogóle.  Ta cała 

sytuacja jest taka obrzydliwa.  

-  Nie  czuj  się  zażenowana.  - Chwycił  ją pokrzepiająco  za  rękę.  - 

Jeśli  to  cię  trochę  pocieszy,  ja  sam  byłem  kiedyś  wplątany  w 

dokładnie  taką  samą  sytuację.  W  Hollywoodzie,  na  naprawdę 

wystrzałowym  przyjęciu,  zniknęła  moja  pierwsza  żona,  Jenny. 

Szukałem jej wszędzie i  w końcu znalazłem  w  łóżku z gospodarzem. 

Więc widzisz, że ja to n a p r a w d ę rozumiem.  

- I co zrobiłeś?  

-  Byłem  osłem.  Dałem  jej  jeszcze  jedną  szansę,  pewnego  dnia 

wróciłem wcześniej do domu i zastałem ją, jak się waliła z posłańcem.  

Przez chwilę siedzieli w milczeniu, po czym Jay powiedział:  

-  Chyba  niektórym  ludziom  wystarcza  jedna  kobieta  lub  jeden 

mężczyzna, ale nie tym, których ja znam. Sądzę, że człowiek dostaje 

w  życiu  to,  na  co  zasługuje.  Miałem  trzy  żony,  każda  z  nich  była 

piękną  dziewczyną  posiadającą  mniej  więcej  tyle  rozumu,  co  królik. 

To chyba u mnie choroba: poślubiam głupie, tępe, piękne cizie.  

Linda się zawahała.  

-  Ja...  zdradziłam  Davida  w  tym  tygodniu.  Pierwszy  raz  w  ciągu 

jedenastu lat małżeństwa. Tak mi teraz wstyd z tego powodu. To był 

chłopiec  dwudziestodwuletni,  nie  wiem  dlaczego...  -  Zawiesiła  głos. 

background image

David  nie  tknął  mnie  od  miesięcy,  byliśmy  tacy  dalecy  od  siebie, 

nigdy go nie było w domu. To się po prostu zdarzyło. Przypuszczam, 

że jestem równie winna.  

- Nigdy nie czuj się winna. Jaki z tego pożytek? Odeśpij problemy 

i sprawdź, jak się czujesz rano. Masz małe dzieci, więc nie podejmuj 

pochopnych decyzji.  

- Dobranoc, Jay; dziękuję za wszystko.  

-  Lindo,  jutro  do  ciebie  zadzwonię.  Śpij  spokojnie;  wszystko  się 

dobrze ułoży.  

 

Claudia znalazła Davida w grupie Lori. Zaszła go po cichu od tyłu 

i  przycisnęła  się  ciałem  do  jego  pleców.  Rękami  zakryła  mu  oczy  i 

wysepleniła głosem w stylu Marilyn Monroe:  

- Zgadnij kto, skarbie.  

Nie  można  było  się  pomylić  co  do  tego  ciała.  Był  zdziwiony  i 

ostro  podniecony.  Wywierała  na  nim  najbardziej  nieprawdopodobny 

efekt; wystarczyło, że wiedział, iż ona tam jest, i już jej pragnął.  

Obrócił  się  powoli,  rozglądając  się  wokoło,  czy  nie  ma  gdzieś 

Lindy w zasięgu wzroku. Nie było jej.  

- Cześć, Claudio.  

-  Cześć,  Claudio.  -  Przedrzeźniała  jego  głos.  -  Czy  nie  zostanę 

lepiej  przywitana?  A  propos,  swoją  kampanię  Beauty  Maid  możesz 

sobie wsadzić w dupę.  

Wszyscy obecni w grupie, z którą stał, włącznie z Lori, słuchali z 

zainteresowaniem.  

background image

Mocno schwycił Claudię za ramię, robiąc siniec na jej ciele.  

- Chodźmy poszukać  Lindy - powiedział, odchodząc i ciągnąc ją 

za sobą.  

-  Chodźmy  poszukać  Lindy!  -  powtórzyła  z  niedowierzaniem.  - 

Chyba żartujesz!  

Wyprowadził ją na taras i znalazł odosobniony, ciemny kąt. Gdy 

tylko ją puścił, owinęła ramiona wokół jego szyi i pocałowała go.  

-  Tęskniłeś  za  mną?  -  szepnęła.  -  Miałam  zamiar  być  taka 

wściekła  na  ciebie,  ale  nie  mogę.  -  Zachichotała.  -  Wiesz,  jestem 

zalana.  

-  Jesteś  dziwką,  że  zostawiłaś  mnie  siedzącego  w  tamtej 

restauracji  i  zadzwoniłaś  w  środku  nocy.  Ty  miałaś  zamiar  być  na 

mnie wściekła. A ja?  

Skubnęła  jego  ucho,  ocierając  się  o  niego  ciałem.  Jej  sukienkę 

podtrzymywały dwa cienkie ramiączka. Zsunął je, ściągając sukienkę 

do połowy. Nie miała nic pod spodem. Wygłodniałymi ustami dotknął 

jej piersi.   

Zniknął  wszelki  rozsądek.  Był  z  Claudią  i  musiał ją posiąść.  Nie 

miało  znaczenia,  że  znajdowali  się  w  miejscu publicznym.  Że  gdzieś 

w pobliżu była jego żona. Że ktoś mógł nadejść.  

Było ciemno. Zepchnął ją na zimny beton i podniósł dolną część 

sukienki. Nie miała na sobie majtek.  

Wziął ją szybko. Po minucie było już po wszystkim.  

- Chryste! - wymamrotał. - Chryste!  

background image

Leżała  tam  chichocząc,  sukienkę  miała  zebraną  w  fałdy  wokół 

pasa.  Podciągnął  ją  na  nogi  i  rozejrzał  się,  doznając  uczucia  ulgi,  że 

nikt ich nie zauważył. Claudia zachowywała się obojętnie.  

- Musimy wrócić oddzielnie - powiedział.  

- Pieprzę cię! - odparła.  

- Właśnie to zrobiłaś. - Poprawił krawat i otarł twarz chusteczką, 

żeby  usunąć  wszelkie  ślady  pomadki.  -  Jutro  do  ciebie  zadzwonię. 

Wyrwę się wcześniej z biura i przyjdę. Mam dla ciebie niespodziankę.  

-  Zawsze  masz  dla  mnie  niespodziankę.  Jesteś  mężczyzną, 

któremu  wiecznie  stoi!  -  Roześmiała  się.  -  Co  za  tytuł  do  serialu 

telewizyjnego,  już  to  widzę:  Człowiek, któremu  wiecznie  stoi,  w  roli 

głównej Dick Hampton!  

Pocałował ją.  

- Idź pierwsza; idź prosto do łazienki, wyglądasz nieporządnie.  

-  Dziękuję  uprzejmemu  panu.  Jesteś  pewien,  że  już  ze  mną 

skończyłeś?  

-  Bądź  grzeczną  dziewczynką.  Spróbuję  zadzwonić  do  ciebie 

później.  

Wyciągnęła  język,  poruszając  nim  sprośnie,  po  czym  przeszła 

niespiesznie przez drzwi balkonowe, zupełnie swobodna.  

Odetchnął  głęboko  -  co  za  dziewczyna!  Gdy  minęło  bezpieczne 

pięć minut, poszedł jej śladem. Przyjęcie nadal szło na całego.  Wziął 

drinka  od  przechodzącego  kelnera  i  zaczął  szukać  Lindy.  Natykanie 

się na Claudię na przyjęciach stawało się niebezpiecznym nawykiem.  

background image

Zauważył  Lori  tańczącą  z  jakimś  nędznym  aktorzyną.  Poruszała 

biodrami  w  miarowym  tańcu  brzucha.  Uśmiechnęła  się  do  niego. 

Niewątpliwie wiedziała, jak się poruszać.  

Zbliżył się do niej powoli.  

- Widziałaś Lindę? - zapytał.  

Przybrała kamienny wyraz twarzy.  

- Kiedy ją ostatnio widziałam, szła na taras, żeby cię poszukać.  

- Na taras? - zapytał oszołomiony.  

- Na taras, kochanie. - Oddryfowała od niego, kołysząc się.  

Z  przejęciem  zaczął  szukać  Lindy.  Przedarł  się  na  drugi  kraniec 

pokoju, poprzez grupki ludzi, którzy  się śmiali i rozmawiali na luzie. 

Jakaś  dziewczyna  chwyciła  go  za  ramię;  była  chuda  i  ładna. 

Przypomniał ją sobie jako przyjaciółkę Claudii z restauracji.  

- Cześć, złotko - zagruchała. - Że też cię tutaj spotykam!  

- Cześć. - Rozejrzał się za jej ciapowatym chłopakiem.  

-  Och,  Jeremy  poszedł  mi  przynieść  następnego  drinka.  -  Nie 

puszczała jego ramienia. - Przyjęcie super... ale nie spodziewałam się 

ciebie tu spotkać.  

- Dlaczego nie? - zapytał niecierpliwie. Była zbyt chuda, żeby go 

pociągać.  

- Wiem, że wszyscy jesteśmy bardzo nowocześni i w ogóle, ale ty 

zrobiłeś na mnie wrażenie zazdrośnika.  

- O czym ty mówisz? - Strząsnął jej rękę.  

-  W  końcu  to  przyjęcie  jest  wydane  przez  Conrada  dla  Claudii  i 

nigdy bym nie pomyślała, że przyjdziesz. To znaczy, nie powinno się 

background image

mieszać interesów z przyjemnością, nieprawdaż? Ty jesteś oczywiście 

przyjemnością,  a  on  jest  oczywiście  interesem.  -  Uśmiechnęła  się 

zdawkowo.  -  Nadchodzi  Jeremy  z  moim  drinkiem,  do  zobaczenia  - 

pożegnała się i odeszła.  

Stał tam wściekły. Claudia nie wspomniała o Conradzie Lee, ani o 

tym,  że  przyjęcie  było  dla  niej.  Dziwka!  Dziwka!  Dziwka!  Bez 

przerwy robiła mu na złość. Zapomniał o poszukiwaniu Lindy i zaczął 

szukać Claudii. Chciał wyjaśnić kilka faktów.  

 

Jay  wrócił  na  przyjęcie.  Był  zamyślony.  Oznajmienie  innemu 

mężczyźnie,  że  nie  może  wracać  do  domu  do  swojej  żony, 

prowokowało  sytuację,  która  z  łatwością  mogła  się  zakończyć 

otrzymaniem  ciosu  w  nos.  Dostrzegł  Davida  rozmawiającego  z  jakąś 

dziewczyną  po  drugiej  stronie  pokoju.  David  Cooper.  Pociągający 

mężczyzna, duży i ciemny; wszystkie panie na niego leciały.  

Lori  powiedziała,  że  jej  zdaniem  jest  prawdopodobnie 

fantastyczny  w  łóżku,  ale  ze  słów  Lindy  wynikało  coś  innego.  Lori 

miała  nawyk  myślenia,  że  większość  mężczyzn  jest  fantastyczna  w 

łóżku; takim sposobem sugerowała Jayowi, że jej zdaniem on nie jest 

fantastyczny.  

Podszedł  prędko  do  Davida  -  najlepiej  szybko  to  załatwić  -  i 

przedstawił mu sytuację. David oklapł. Próbował temu zaprzeczyć, ale 

kiedy  Jay  mu  powiedział  słowo  w  słowo  to,  co  usłyszał  od  Lindy, 

musiał się przyznać.  

background image

- Jesteś idiotą - skrytykował go Jay. - Masz wspaniałą żonę. Jeśli 

chcesz się łajdaczyć, to czy musisz to robić pod jej nosem?  

- Co ona ma zamiar zrobić? - zapytał zatrwożony David.  

- Wspomniała o rozwodzie.  

-  To  absurd.  Nie  ma  dowodów.  No  dobrze,  pocałowałem 

dziewczynę  na  przyjęciu  -  czego  to  dowodzi?  Jadę  do  domu.  Nie 

zamierzam być wyrzucony z własnego domu.  

Jay wzruszył ramionami.  

-  Nie  mogę  cię  powstrzymać,  mogę  ci  jedynie  służyć  radą.  Ona 

jest  w  szoku;  twój  powrót  do  domu  dziś  wieczorem  pogorszy  tylko 

sprawę.  Jeśli  zaczekasz  do  rana,  pewien  jestem,  że  oboje  będziecie 

patrzeć na wszystko o wiele jaśniej.   

- Wielkie dzięki za radę. Ale znam Lindę. Teraz jest wytrącona z 

równowagi. Ale kiedy wszystko wyjaśnię, przejdzie jej.  

Jay spojrzał na niego piorunującym spojrzeniem.  

- Obiecałem jej, że nie wrócisz dziś do domu.  

David odwzajemnił się też piorunującym spojrzeniem.  

- A to pech, przyjacielu, bo jadę od razu do domu.  

Przez jakiś czas patrzyli na siebie groźnie aż Jay powiedział:  

-  Dobranoc,  ośle.  Nie  zapomnij  się  pożegnać  ze  swoją 

przyjaciółką. Prawdopodobnie zastaniesz ją przy włażeniu Conradowi 

w dupę.  

Po tych słowach się rozeszli.  

 

 

background image

12 

Kiedy David przyjechał do domu i włożył klucz do zamka, drzwi 

wejściowe  nie  chciały  się  otworzyć.  Zapalił  zapałkę,  żeby  się 

upewnić,  czy  wybrał  prawidłowy  klucz,  lecz  choć  obracał  się  on 

gładko  w  zamku,  drzwi  pozostawały  szczelnie  zamknięte.  Zaświtało 

mu  w  głowie,  co  jest  tego  przyczyną.  Linda  zamknęła  drzwi  od 

wewnątrz na zasuwę.  

Obszedł  dom,  kierując  się  do  tylnego  wyjścia,  ale  tamte  drzwi 

były  również  szczelnie  zablokowane.  Ogarnął  go  niepohamowany, 

tłumiony  gniew.  Wrócił  przed  dom  i  przycisnął  mocno  palcem 

dzwonek.  Brzęczący  dźwięk  brzęczyka  był  głośny  i  uporczywy.  Nie 

uzyskał  żadnej  odpowiedzi.  Znów  spróbował,  tym  razem  trzymając 

palec na przycisku przez kilka minut.  

W  oknie  na  górze  zapaliło  się  światło.  Był  to  pokój  służącej. 

Czekał niecierpliwie, aż Ana zejdzie, żeby go wpuścić, ale nic się nie 

zdarzyło i po krótkiej chwili światło w jej pokoju ponownie zgasło.  

Był  wściekły  -  Linda  oczywiście  nie  spała  i  musiała  powiedzieć 

służącej, żeby ignorowała dzwonek. Kopnął dziko w drzwi, ale tylko 

udało mu się zranić sobie stopę. To niewiarygodne, pomyślał. Jak jej 

się zdaje, kurwa jasna, że do kogo należy ten cholerny dom?  

-  Lepiej  posłuchaj,  Lindo  -  krzyknął.  -  Nie  rób  mi  tego;  otwórz 

drzwi albo wezwę policję.  

Dom  majaczył  przed  nim,  nieruchomy  i  ciemny.  David  walił 

pięściami w drzwi - i nic. Znów się oparł o dzwonek - i nic. A potem, 

z piętra dobiegł słaby odgłos dziecięcego płaczu.  

background image

Stał  w  miejscu,  niezdecydowany  co  zrobić.  Czuł  się  winny,  że 

obudził  dzieci,  ale  w  końcu  to  była  wina  Lindy,  bo  go  nie  chciała 

wpuścić.  Ostatni  raz  przycisnął  dzwonek  mocno  i  natarczywie,  i  ku 

jego  zdziwieniu  zasuwy  zostały  odsunięte  i  drzwi  otwarły  się  na 

kilkanaście  centymetrów.  Zaczął  je  pchać,  żeby  się  dalej  otworzyły, 

ale  one  tylko  zatrzymały  się  z  brzękiem  i  wstrząsem,  utrzymywane 

mocno przez zabezpieczający łańcuch.  

Linda wyjrzała na niego, z bladą i rozgniewaną twarzą.  

- Odejdź; aż mnie mdli na twój widok. - Jej głos brzmiał głucho.  

-  Daj  spokój,  wpuść  mnie,  porozmawiamy.  To  nie  było  nic 

takiego, byłem pijany.  

-  Nie  chcę  z  tobą  rozmawiać,  nie  chcę  cię  widzieć.  Wracaj  do 

swojej fladry i zostaw mnie w spokoju.  

Zatrzasnęła  mu  drzwi  przed  nosem.  Zaklął,  walnął  w  nie  i 

krzyknął:  

-  Pożałujesz  tego,  Lindo.  Odejdę, do  ciężkiej cholery  i  nigdy  nie 

wrócę!  

Nie  otwarła  ponownie  drzwi.  Rozwścieczony,  poszedł  do 

samochodu, wsiadł do niego i ze złością zapalił silnik.  

 

Gdy tylko David opuścił przyjęcie, Jay  zatelefonował do  Lindy i 

ostrzegł ją. Potem dopadł Lori, która tańczyła blisko z ambasadorem o 

śniadej twarzy, i posadził ją w narożniku.  

-  Widziałaś,  jak  David  zabiera  tamtą  cizię  na  taras.  Co  z  twoim 

długim językiem? Dlaczego powiedziałaś Lindzie?  

background image

Wyglądała na niezainteresowaną.   

- Nie wiem, o czym mówisz, kochanie - wycedziła. - Czy coś się 

stało?  

- Tak, coś się stało. - Wzruszył ramionami z niesmakiem. - Czy ty 

naprawdę jesteś taka głupia, jaką udajesz?  

Wyglądała na nadąsaną.  

- Jesteś dla mnie taki paskudny, Jay. Nie wiem, dlaczego za ciebie 

wyszłam.  

-  Czy  dwa  futra  z  norek,  sobole,  luksusowy  dom  i  kilka 

samochodów pobudziłyby twoją pamięć?  

Wstała,  przesuwając  rękami  wzdłuż  ciała,  wygładzając  urojone 

zmarszczki na sukience.  

- Idę znów zatańczyć, przerwałeś mi; tańczyłam z bardzo słodkim, 

ważnym gościem. - Odeszła, piękna, oziębła.  

Jay  pokręcił  głową  z  rozpaczą.  Lori  była  albo  idiotką,  albo 

dziwką, albo sprytnym połączeniem obu.  

Hałas  przy  stoliku,  gdzie  siedział  Conrad  ze  swoim 

towarzystwem, stawał się stopniowo  coraz głośniejszy. Rozlegały się 

wrzaskliwe  wybuchy pijanego śmiechu, drinki się rozlewały, Claudia 

weszła na stół i zaczęła tańczyć, podczas gdy mężczyźni zaglądali jej 

pod  sukienkę,  kiedy  się  pokapowali,  że  nie  ma  na  sobie  majtek. 

Rozochocona wrzaskami pijanej zachęty zaczęła zsuwać sukienkę.  

Jay  obserwował  całą  scenę.  Był  przerażająco  trzeźwy.  Wszyscy 

zdawali się zachowywać jak stado dzikich małp. Poczuł wstręt.  

background image

Wokół  stołu  zbierał  się  duży  tłum,  oglądając  wybałuszonymi 

oczami  darmowy  pokaz  Claudii.  Zagraniczny  ambasador  przybiegł 

wraz  z  Lori.  Striptiz  był  szybki,  gdyż  Claudia  miała do  zdjęcia tylko 

sukienkę. Kopnięciem zrzuciła ją ze stołu, po czym zaczęła tańczyć w 

rytm  muzyki.  Wykonywała  taniec  brzucha.  Jej  ciało  błyszczało 

dumnie i mężczyźni z tłumu przeciskali się coraz bliżej, podczas gdy 

kobiety,  nagle  zazdrosne  o  taką  doskonałość,  próbowały  ich 

odciągnąć.  

Jakiś  mężczyzna  wyglądający  na  bardzo  znękanego,  ubrany  w 

spodnie  w  prążki  oraz  czarną  marynarkę,  przepchnął  się  do  stołu. 

Reprezentował  kierownictwo.  Zaszokowany  i  zgorszony  podszedł  do 

Conrada, który pijanym machnięciem ręki kazał mu odejść.  

-  Jeżeli  ta...  ta...  kobieta  nie  ubierze  się  natychmiast,  będziemy 

musieli wezwać policję.  

Claudia  wyciągnęła  do  niego  język,  jedyną  część  ciała,  która  nie 

była  wystawiona  na  widok  publiczny.  Oczywiście  policja  w  końcu 

przyjechała. Owinęli ją w koc, zawieźli na posterunek i zarejestrowali 

za nieprzyzwoite obnażanie ciała.  

Następnego  ranka  cały  incydent  trafił  do  nagłówków  gazet. 

Claudia była gwiazdą - to znaczy, gwiazdą dnia. Sfotografowano ją i 

cytowano jej wypowiedzi, podczas gdy Conrad natychmiast zarobił na 

fali  tej  reklamy,  ogłaszając,  że  wystąpi  w  jego  nowym  filmie. 

Skontaktował się z jej agentem i podpisał kontrakt na dwa dni zdjęć.  

Claudia  była  zachwycona.  W  triumfującym  nastroju  powróciła  z 

posterunku  w  porze  lunchu.  Wydała  przyjęcie  prasowe,  pozowała  do 

background image

niezliczonej  liczby  kolejnych  zdjęć,  a  potem  zawieziono  ją 

samochodem  prowadzonym  przez  szofera  do  studia  na  próby  z 

makijażem  i  włosami.  Nie  widziała  się  z  Conradem,  sprawę  przejęli 

kompetentni  profesjonaliści.  Była  zadowolona,  Conrad  spełnił  już 

wyznaczone mu zadanie.  

Kiedy wróciła wieczorem ze studia do domu, David czekał przed 

jej  drzwiami  wejściowymi.  Trzeźwa  i  oszołomiona  swoim  nagłym 

sukcesem, już nie widziała go w tak korzystnym świetle.  

-  Czego  chcesz?  -  zapytała  zimno,  po  czym  dodała  z  wybuchem 

entuzjazmu: - Hej, widziałeś mnie dziś w gazetach?  

Wszedł za nią do mieszkania i od razu przygotował sobie drinka.  

Biegała  po  całym  mieszkaniu,  szczebiocząc  w  podnieceniu  i 

zapominając  o  swojej  oziębłości  sprzed  chwili.  W  końcu  David 

należał do kogoś innego, a przychodził właśnie do niej.  

- Zabieram cię dziś na kolację, dokąd chcesz pójść? - zapytał.  

Roześmiała się.   

-  Aha.  Rozumiem.  Ni  stąd,  ni  zowąd  zostałam  gwiazdą  i  teraz 

chcesz być ze mną widziany. A co z twoją żonusią? Nie boisz się, że 

jeden z jej szpiegów nas przyuważy?  

- Nie musisz się martwić o Lindę, porzuciłem ją.  

W  pokoju  zapadła  ciężka  cisza,  aż  Claudia  podeszła  do  niego 

powoli i mocno go pocałowała. Jej oczy błyszczały.  

- Porzuciłeś ją dla mnie?  

- Dla ciebie. - Przejechał rękami po jej plecach, zamykając w nich 

jej  pośladki.  -  Kiedy  zobaczyłem  cię  dziś  rano  w  gazecie  i 

background image

przeczytałem, co się stało, wiedziałem, że nie możemy tego tak dłużej 

ciągnąć, chyba że razem. Więc powiedziałem Lindzie. Powiedziałem, 

że chcę rozwodu i oto jestem.  

Pokręciła głową z niedowierzaniem.  

- Naprawdę ją porzuciłeś dla mnie? Czyż to nie szaleństwo?  

- Wezmę z nią rozwód i poślubię cię - powiedział zdecydowanie.  

Spacerowała po pokoju.  

- Nie chcę wychodzić za mąż, ale dziękuję, że o tym pomyślałeś. 

Hej,  skarbie,  możemy  robić,  co  chcemy,  iść,  dokąd  chcemy. 

Bombowo!  

Chodził za nią po pokoju.  

- Czy nie rozumiesz? Powiedziałem, że cię poślubię.  

Roześmiała się.  

- Ale ja nie chcę, żebyś to robił.  

-  Ale  ja  chcę.  -  Porwał  ją  w  ramiona.  Miała  na  sobie  obcisły 

pomarańczowy  sweter,  odpowiednio  dobrane  do  niego  spodnie  i 

błyszczące białe buty.  

Wyślizgnęła się z jego objęcia.  

-  Posłuchaj,  skarbie,  postawmy  sprawę  jasno.  Nie  chcę, 

powtarzam,  nie  chcę  ślubu,  więc  nie  proponuj  mi  go  bez  przerwy, 

jakby  to  była  taka  cholernie  wielka  sprawa.  Nie  chcę  za  ciebie 

wychodzić.  -  Prawie  krzyczała,  i  wyczuwając  jej  nastrój,  David 

porzucił ten temat.  

- Dokąd pójdziemy? - zapytał. - Możemy iść, dokąd tylko chcesz.  

Przeciągnęła się jak kotka w swoim pomarańczowym stroju.  

background image

- Jestem zmęczona. Nie mam ochoty się ubierać i wychodzić.  

Spojrzał ze zdziwieniem.  

- Zawsze narzekasz, że nigdy nigdzie nie chodzimy, a teraz kiedy 

możemy iść wszędzie, gdzie tylko zechcesz, nie chcesz iść.  

Klapnęła  na  krzesło,  z  nogami  przerzuconymi  niedbale  przez 

poręcz.  

- Słyszałeś kiedyś bajkę o dzieciaku, który chciał słodyczy, jęczał 

i  płakał,  aż  je  dostał,  a  potem  tak  się  nimi  objadł,  że  go  zemdliło?  - 

Zachichotała. - Kapujesz, o co chodzi?  

-  Cóż,  u  diabła,  ci  się  stało?  Nie  rozumiesz,  co  dziś  dla  ciebie 

zrobiłem?  

Wzruszyła ramionami.  

-  Dla  mnie?  Mnie  się  zdaje,  że  dla  siebie.  Gdzie  masz  zamiar 

mieszkać?  

- Biorę mieszkanie. Pomyślałem sobie, że tymczasem zostanę tu z 

tobą,  a  potem  będziemy  mogli  się  razem  przeprowadzić  do  nowego 

lokum.  

Przyglądała  się  badawczo  swoim  paznokciom,  podziwiając 

perłowy blask.  

- Czy to będzie luksusowy apartament na dachu punktowca?  

- Czy co będzie luksusowym apartamentem na dachu punktowca?  

-  Mieszkanie,  które  bierzesz.  -  Nastąpiła  chwila  przerwy.  -  A 

więc?  

-  Nie  wiem.  Jakież,  u  diabła,  to  ma  znaczenie?  Znajdziemy  taki 

apartament, jeśli tego właśnie chcesz.  

background image

Wreszcie się uśmiechnęła, zadowolona i mrucząc jak kot.  

-  Tak,  tego  właśnie  chcę.  Czy  mogę  zacząć  szukać już  jutro?  Tu 

będzie  za  ciasno  dla  nas  obojga.  -  Wyciągnęła  do  niego  ramiona.  - 

Przepraszam,  że  zachowywałam  się  jak  dziwka,  ale  to  był  ciężki 

dzień.  

Wpadł  w  jej  ramiona  i  pocałował  ją,  czując,  jak  w  nim  narasta 

znajoma,  natychmiastowa  żądza.  Pocałowała  go  mocno,  przebiegając 

językiem po jego zębach i drapiąc go ostrymi paznokciami po karku. 

Zaczął dobierać się do jej ciała, ale odepchnęła go i podskoczyła.  

- Nie teraz, skarbie. Chodźmy na kolację, a potem, tylko pomyśl, 

możemy razem wrócić do domu. To będzie zupełnie inna sytuacja.  

Włączyła  gramofon  stereo  i  w  pokoju  rozbrzmiała  muzyka 

Rolling Stonesów. Tańczyła  wkoło,  zrzucając sweter i uwalniając się 

od  spodni  w  rytm  muzyki.  Pozostała  w  kusym,  białym  biustonoszu  i 

błyszczących, białych butach.  

Obserwował ją zahipnotyzowany:  

- Czy ty nigdy nie nosisz majtek?  

-  Po  co  psuć  efekt?  -  Roześmiała  się.  -  Czy  to  ci  przeszkadza? 

Nigdy dotąd nikt mi się nie skarżył.  

Zniknęła  w  łazience  i  usłyszał  odgłos  płynącej  wody.  Poszedł  za 

nią.  Pochylała  się  nad  wanną,  wlewając  pieniący  płyn  do  kąpieli. 

Zrzuciła  biustonosz,  ale  buty  pozostały.  Schwycił  ją  od  tyłu. 

Mocowała  się  słabo,  na  wpół  roześmiana.  Usiłował  ją  przytrzymać  i 

jednocześnie  zdjąć  ubranie,  ale  wyślizgnęła  się  i  wpadła  do  wanny. 

Do  tego  czasu  była  obezwładniona  przez  śmiech,  bardzo  mokra  i 

background image

pokryta  bańkami  mydlanymi.  Ponad  krawędzią  wanny  przerzuciła 

nogi, na których nadal miała buty.  

Rozebrał  się  pospiesznie  i  wszedł  za  nią  do  wanny.  Woda 

prysnęła na bok niczym wodospad.  

- Chyba spodoba mi się mieszkanie u ciebie - powiedział.  

 

13 

Słońce  wpadało  do  sypialni  i  David  nie  mógł  już  dłużej  spać. 

Claudia leżała rozwalona obok niego, zajmując więcej niż swoją część 

łóżka.  Twierdziła,  że  nie  może  spać  z  zaciągniętymi  zasłonami,  co 

tłumaczyło fakt, że każdego ranka światło budziło go zbyt wcześnie.  

Zerknął na zegarek. Było wpół do siódmej, a nie poszli spać przed 

czwartą.  Czuł  się  strasznie,  był  zmęczony  i  skacowany.  Nie  miało 

sensu  wstawanie  i  zaciąganie  zasłon,  gdyż  po  przebudzeniu  nie 

potrafił ponownie zasnąć.  

Przestronna  sypialnia  była  w  nieładzie,  Claudia  miała  nawyk 

zrzucania ubrania po całym mieszkaniu i pozostawiania go tam, gdzie 

upadło.  Każdego  ranka  trzeba  było  ostrożnie  omijać  porozrzucane 

części garderoby.  

To zdumiewające, pomyślał, jak moje życie się zmieniło w ciągu 

sześciu  krótkich  miesięcy.  Ale  pół  roku  życia  z  Claudią  wystarczało, 

żeby zmienić każdego.  

Nowa  sukienka,  którą  jej  kupił,  leżała  zmięta  w  kulkę  w  nogach 

łóżka.  Sukienka  była  z  czerwonego,  plisowanego  szyfonu.  Claudia 

zobaczyła ją w oknie wystawowym na Bond Street i następnego dnia 

background image

David  zrobił  jej  niespodziankę.  Niespodzianka  kosztowała  go 

majątek. Podniósł ją. Claudia wylała na nią kieliszek wina i pozostała 

wygnieciona plama.  

Bałagan  ciągnął  się  dalej  w  odchodzącej  od  sypialni  łazience 

wyłożonej  zielonym  marmurem.  Claudia  nie  opróżniła  wanny  którą 

teraz wypełniała zimna, brudna woda. Wszędzie walały się buteleczki 

kosmetyków,  szczotki  do  włosów  i  perfumy.  Umywalka  była 

zapchana  mydłem  i  włosami,  zakrzepłymi  pod  ociekającym  złotym 

kranem.  

Poza  tym  bałaganem,  mieszkanie  było  piękne.  Luksusowy 

apartament na dachu, tak jak chciała, w nowym bloku w Kensington. 

Tygodniowy  czynsz  wynosił  o  wiele  za  dużo,  właściwie  kosztował 

fortunę.  Ale  Claudia  uwielbiała  to  mieszkanie  i  nie  miała  ochoty  się 

wyprowadzać.  

Spuścił  wodę  i  pozbierał  ręczniki  kąpielowe.  Naprawdę  pragnął, 

żeby nauczyła się czystości, ale to się wydawało niemożliwe. U Lindy 

nigdy nie było takiej rzeczy, która by nie leżała na swoim miejscu.  

Przeszedł do kuchni korytarzem  wyłożonym lustrami. Tutaj stały 

zastarzałe  filiżanki  na  wpół  dopitej  kawy,  piętrzyły  się  brudne 

naczynia, a z pełnych popielniczek unosił się smród. 

Na  szczęście  był  piątek,  co  oznaczało,  że  przychodziła  do  nich 

nowa  sprzątaczka.  Jej  poprzedniczka  odeszła  zdegustowana,  kiedy 

odkryła, że nie są małżeństwem, pozostawiając utajnioną wiadomość: 

„Nie  jestem  przyzwyczajona  do  takiego  plugastwa".  Na  początku 

background image

myślał, że nawiązała do bałaganu jaki Claudia po sobie pozostawiała, 

ale portier wytłumaczył mu, o co jej naprawdę chodziło.  

Zaparzył  filiżankę  mocnej  herbaty  i  udało  mu  się  upiec  kilka 

grzanek.  Claudia  nabyła  małego,  szczekającego  ріskliwym  tonem 

terierka  z  Yorkshire,  który  wpadł  do  kuchni,  bez  wątpienia  pragnąc 

gorąco  wyjść  na  spacer.  Zazwyczaj  spał  razem  z  nimi  na  łóżku  i  w 

nocy  zakopywał  się  pod  pościel.  David  go  nienawidził.  Nie  znosił 

małych psów.  

Pozostawił psa obwąchującego kuchnię i poszedł do olbrzymiego 

salonu  z  nieustalonym  układem  ścian  działowych.  To  była  piece  de 

resistance mieszkania, piękny, przestronny pokój. Jedna ściana była w 

całości  ze  szkła  i  prowadziła  na  ukształtowany  krajobrazowo  taras. 

Inną  ścianę  wykonano  z  marmuru,  a  resztę  przestrzeni  ściennej 

wyłożono lustrami.  

W pokoju panował chaos. Przed wyjściem poprzedniego wieczora 

zaprosili  gości  i  niedopite  drinki  walały  się  po  całym  salonie. 

Przepełnione  popielniczki,  rozsypane  orzechy,  czasopisma,  zdjęcia 

Claudii,  poduszki  rzucone  na  podłogę.  Dzięki  Bogu,  że  wszystko 

zostanie dziś posprzątane. David lubił porządek.  

Poszedł  do  drzwi  wejściowych  i  zabrał  poranne  gazety, 

wyciągając „Timesa" i „Guardiana" spośród rozmaitych magazynów z 

dziedziny  filmu  i  mody,  które  Claudia  zdawała  się  codziennie 

zamawiać.  Wypił  herbatę  -  była  mocna.  Zjadł  grzankę  -  była 

przypalona.  Ślepawymi  oczami przeczytał  gazety.  Wkrótce  nadejdzie 

pora, żeby się ubrać i pójść do pracy.  

background image

Linda obudziła się wcześnie. Świeciło słońce i był śliczny dzień. 

Czuła  się  dobrze.  Nareszcie  zaczęła  się  rozkoszować  samolubnymi 

przyjemnościami  spania  w  pojedynkę.  Zajmowaniem  całego  łóżka, 

budzeniem  się  i  spaniem,  kiedy  jej  się  tylko  podobało,  możliwością 

wejścia do łazienki w każdej chwili.  

Na  początku  decyzja  o  rozwodzie  przychodziła  ciężko. 

Nieustannie  myślała  o  dzieciach  bez  ojca.  Ale  to,  że  David  się 

wyprowadził i założył dom z Claudią, dodało jej sił. Znalazła dobrego 

prawnika  i  oddała  swoje  sprawy  w  jego  ręce.  To  było  naprawdę 

całkiem proste.  

Dzisiaj  miała  wystąpić  przed  sądem,  stanąć  spokojnie  przed 

sędzią i przedstawić fakty. Jej prawnik, niski, krępy mężczyzna będzie 

po  jej  stronie.  Przyjdzie  prywatny  detektyw,  który  poda  istotne 

informacje.  Jej  adwokat  sądowy  był  wysoki,  pociągający  i 

współczujący.  Wszyscy  ją  zapewniali,  że  rozprawa  pójdzie  jak  z 

płatka. Nie wniesiono obrony i sprawa była jasna.   

Ubrała się, starannie dobierając rzeczy. Ciemnobrązowy kostium, 

buty  na  niskim  obcasie,  nie  za  dużo  makijażu.  Przeglądając  się  w 

lustrze pomyślała, że wygląda odpowiednio. Porzucona żona, smutna, 

odważna, samotna.  

Dzieci  pozostały  u  jej  matki.  Zjadła  w  samotności  śniadanie 

złożone z gotowanych jajek i kawy, żałując jednak, że odesłała dzieci, 

że  nie  rozbrzmiewa  w  domu  ich  hałaśliwy  śmiech.  Po  zakończeniu 

rozprawy miała jechać pociągiem, żeby do nich dołączyć na weekend, 

po czym wszyscy razem mieli wrócić do domu w poniedziałek.  

background image

Dom  należał  teraz  do  niej.  Ustalenia  finansowe  były  polubowne. 

Otrzymała  dom  i  dość  znaczną  sumę  na  utrzymanie  siebie  i  dwójki 

dzieci.  

David odwiedzał dzieci w każdy weekend, albo w sobotę, albo w 

niedzielę.  Lindzie  zawsze  się  udawało  uniknąć  spotkania  z  nim. 

Właściwie nie widziała go od trzech miesięcy, a potem spotkali się w 

biurze prawnika podczas finalizowania uzgodnień finansowych.  

Postawiła tylko jeden warunek w sprawie jego spotkań z dziećmi. 

Nie  miały  się  nigdy  znaleźć  w  towarzystwie  Claudii.  David  nie 

próbował tego  zmienić. Powoli dokończyła kawę.  Wkrótce nadejdzie 

pora pójść do biura prawnika i udać się wraz z nim do sądu.  

 

Claudia  obudziła  się  o  jedenastej.  Ktoś  dzwonił  do  drzwi. 

Podeszła  do  nich  po  omacku,  z  trudem  nakładając  cienki,  różowy 

negliż pokryty plamami od makijażu.  

Przed nią stała niska, przysadzista kobieta.  

- Nazywam się Mrs Cobb - oznajmiła. - Przysyła mnie agencja. - 

Miała ciężkie, czerwone ręce i wyszorowaną starą twarz.  

-  Niech  pani  wejdzie,  Mrs  Coob  -  powiedziała  Claudia,  tłumiąc 

ziewnięcie. - Obawiam się, że straszny tu bałagan, ale jestem pewna, 

że pani się z nim upora.   

Zaprowadziła ją do kuchni i wskazała pod zlew.  

-  Tu  pani  znajdzie  wszystkie  potrzebne  rzeczy.  Przepraszam,  że 

panią zostawię, ale bardzo późno poszłam spać.  

background image

Pani  Cobb  rozejrzała  się  ponuro  i  nic  nie  powiedziała.  Claudia 

wzięła  z  lodówki  otwartą  puszkę  brzoskwiń  i  wysypała  je  na 

półmisek.  

-  Moje  śniadanie  -  powiedziała  z  promiennym  uśmiechem,  po 

czym  zatrzymując  się  w  salonie,  żeby  zabrać  magazyny  i  gazety, 

udała się do sypialni.  

Wygodnie podparta w łóżku przerzuciła leniwie gazety, z których 

„Daily Mail" był jej ulubioną, interesowała ją strona z informacjami o 

rozrywce.  Przejrzała  ją  gorliwie,  szukając  jak  zwykle  wzmianki  o 

Conradzie  Lee.  Była  zachwycona.  Dzisiaj  napisano  cały  artykuł  o 

plenerze  jego  filmu  w  Izraelu.  Artykuł  podawał,  że  cała  ekipa  wróci 

do Anglii pod koniec tygodnia, żeby pracować w studiu.  

Ołówkiem zakreśliła duże kółko wokół artykułu i zatelefonowała 

do  swojego  agenta  z  delikatnie  bladoróżowego  aparatu  przy  łóżku. 

Nadal miała dwa dni zdjęć do nakręcenia dla filmu Conrada. Sprawy 

się  raczej  skomplikowały  i  ekipa  filmowa  pojechała  w  plener  przed 

dojściem  do  jej  scen.  Spółka  filmowa  składała  jednak  jej  agentowi 

nieustanne  obietnice,  że  skoro  tylko  wrócą,  będą  jej  potrzebować  do 

scen,  w  których  miała  zagrać.  Przekazała  agentowi  dobre  wieści. 

Obiecał, że natychmiast się tym zajmie.  

Przeciągnęła 

się 

ociężale. 

Minione 

kilka  miesięcy 

od 

wprowadzenia  się  do  apartamentu  były  zabawne,  choć  David  stawał 

się  trochę  nudny.  Apartament  na  dachu  był  najpiękniejszym 

mieszkaniem, jakie widziała. Na wszystkich jej przyjaciołach wywarł 

silne wrażenie. Zrobiła w nim wiele sesji fotograficznych i zawsze ją 

background image

cieszyło,  kiedy  zdjęcia  pojawiały  się  w  różnych  czasopismach  -  z 

podpisem,  że  urocza,  młoda  aktorka  i  modelka,  Claudia  Parker, 

relaksuje się w swoim luksusowym mieszkaniu na dachu wieżowca.   

Giles miał przyjść o drugiej, żeby zrobić serię jej nagich zdjęć do 

znaczącego,  amerykańskiego  czasopisma  dla  mężczyzn.  Miała 

nadzieję,  że  David  będzie  pracował  do  późna,  gdyż  nie  lubił  Gilesa, 

choć nawet nie wiedział, iż Claudia miała z nim kiedyś romans.  

Tak  czy  owak,  gdyby  wiedział,  o  jakie  zdjęcia  chodzi,  byłby 

wściekły.  W  tym  względzie  był  bardzo  staroświecki.  Czasopismo 

płaciło Claudii i Gilesowi masę pieniędzy za zrobienie rozkładania. A 

poza  tym,  Claudii  nie  przeszkadzało  pokazywanie  swojego  ciała.  W 

końcu nie było wątpliwości, że jest warte pokazywania.  

Z  ziewnięciem  rozparła  się  wygodnie  na  łóżku.  Wkrótce 

nadejdzie pora, żeby zacząć się przygotowywać; do tego czasu mogła 

się odprężyć.  

David  przyjechał  do  biura  zmęczony  i  w  złym  humorze. 

Sekretarka przywitała go ze zmartwioną twarzą.  

-  Panie  Cooper,  pański  wuj  chce  się  z  panem  natychmiast 

zobaczyć.  Jego  sekretarka  powiedziała,  żeby  pan  poszedł  prosto  do 

jego biura.  

Co  teraz?  Wezwanie  przez  wuja  Ralpha  nigdy  nie  zwiastowało 

nic  dobrego.  Wuj  bardzo  potępiał  rozpad  jego  małżeństwa  z  Lindą. 

Rozwód był grzechem, na który krzywo patrzono, a wuj Ralph potrafił 

być bardzo religijny, kiedy mu to odpowiadało.  

background image

Wuj  Ralph  siedział  za  biurkiem  jak  mały,  łysy  myszołów  w 

swoim biurze w stylu wczesno wiktoriańskim. Jego sekretarka Penny, 

blondynka  z  szeroko  rozwartymi  oczami,  wprowadziła  Davida  do 

środka.  

Oszacował jej seksowne, długie nogi w superkrótkiej spódniczce. 

Można  polegać  na  wuju  Ralphie,  że  zawsze  będzie  miał  jedyną 

atrakcyjną sekretarkę w całym budynku.  

- Dzień dobry, Davidzie - mruknął wuj Ralph. - Usiądź. Chciałem 

z tobą zamienić słowo o koncie Fulla Health Beans.  

- Już go nie mamy.  

- Ano właśnie. O tym chcę z tobą porozmawiać.   

Wuj wdał się w długi wykład o tym, dlaczego stracili konto, co w 

jego  mniemaniu  było  spowodowane  apatyczną  i  zmęczoną  postawą 

Davida. Napomknął, że być może ta praca jest ponad jego siły.  

David słuchał uważnie, robiąc sekcję każdego słowa wuja Ralpha, 

gdyż  każde  jego  słowo  zawsze  znaczyło  coś  innego.  Sens  jego 

wypowiedzi był następujący: „Nie przyłaź tu, wlokąc dupę dlatego, że 

przez  całą  noc  zabawiałeś  się  z  gorącą  sztuką.  Albo  bierz  się  do 

roboty,  albo  zjeżdżaj  stąd  w  cholerę".  Zakończył  wykład  informacją, 

że  pan  Taylor,  przedstawiciel  Fulla  Beans,  przyjechał  do  miasta  na 

kilka  dni  i  że  był  gotowy  powtórnie  rozważyć  swoją  decyzję  o 

wycofaniu konta.  

-  Zabierz  go  na  kolację  -  rozkazał  wuj  Ralph.  -  Przedstaw  mu 

nasze plany, nie szczędź mu pochlebstw. Spij go, rozerwij go. Zabierz 

background image

go  do  nocnego  lokalu  i  załatw  mu  jakąś  hostessę.  Pilnuj,  żeby  był 

zadowolony. Bez względu na wszystko chcę to konto z powrotem.  

- Tak jest. - David wstał.  

Penny  siedziała  za  biurkiem,  z  nogami  starannie  skrzyżowanymi 

pod  blatem.  Uśmiechnęła  się  do  niego  z  jawnym  zaproszeniem  w 

niewinnych, szeroko rozwartych oczach. Zastanowił się mgliście, czy 

sypiała  ze  szpetnym,  starym  paskudem;  plotki  krążące  w  biurze 

głosiły,  że  tak.  Nie  miałby  nic  przeciwko  temu,  żeby  przedymać  tę 

sztukę, zemścić się na wuju.  

Oparł się o jej biurko.  

- Jak to się dzieje, że zawsze tylko tutaj panią spotykam?  

Jej  uśmiech  poszerzył  się  i  zaczęła  odpowiadać,  ale  zadzwonił 

brzęczyk  na  biurku  i  szybko  podskoczyła.  Wuj  Ralph  przewidział 

zaloty  Davida  i  wzywał  ją  w  bezpieczne  schronienie  swojego 

gabinetu.  

Popędziła do drzwi, seksowne nogi kusiły pod kusą spódniczką.  

David  wrócił  posępny  do  własnego  pokoju  i  własnej  sekretarki, 

która była blada, nieśmiała jak mysz i płaska jak deska. Podkochiwała 

się w nim gorąco, co usiłowała ukryć, a przez co widać to było jeszcze 

wyraźniej  

-  Panie  Cooper  -  powiedziała  z  niepokojem  -  czy  wszystko  w 

porządku?  

-  Świetnie.  -  Usiadł  ponuro  przy  biurku.  Myśl  o  wieczornym 

zabawianiu  pana  Taylora  z  Fulla  Beans  na  mieście  była 

przygnębiająca.  

background image

- O Boże, panie Cooper. - Sekretarka prawie załamywała ręce. - O 

Boże, że to też musiało się dzisiaj przytrafić.  

- Cóż takiego szczególnego jest w dzisiejszym dniu?  

-  Dzisiaj  ma  pan  sprawę  rozwodową.  -  Spuściła  oczy.  -  Cóż,  to 

znaczy...  

No tak, całkiem o tym zapomniał. Dziwnie to wyglądało, że Linda 

mogła pójść gdzieś tam do jakiegoś sądu i wziąć z nim rozwód, a on 

nie musiał się nawet tam pojawiać. To się nie wydawało w porządku.  

Jakiś czas temu jego adwokat poinformował go na piśmie o dacie 

rozprawy. Powiedział, że wyślą tam kogoś czysto formalnie.  

Sekretarka krążyła nerwowo przy jego biurku.  

- Dziękuję za radosne przypomnienie, panno Field - powiedział.  

Zarumieniła się.  

-  Przepraszam;  myślałam,  że  pan  wie...  -  Urwała  w  połowie 

zdania. - Czy chciałby pan kawy, panie Cooper?  

- Z przyjemnością, panno Field.  

Wybiegła z biura z wdzięcznością, prawie że ze łzami w oczach.  

- Sukinsyn! - powiedział półgłosem. - Sukinsyn!  

 

Z  korytarza  sądowego  wiała  atmosfera  przygnębienia.  Różni 

ludzie  biegali  we  wszystkich  kierunkach,  wszędzie  były  długie 

przejścia i schody. Ogólna atmosfera była bardzo deprymująca  

Prawnik Lindy chwycił ją mocno za ramię i poprowadził różnymi 

odcinkami  schodów  do  szeregu  starych  wind.  Dotarcie  do  miejsca 

przeznaczenia wydawało się trwać wieki.  

background image

-  Mam  nadzieję,  że  pani  sprawa  zostanie  rozpatrzona  przed 

przerwą na lunch - powiedział. - To bardzo prawdopodobne.  

- Jak długo to wszystko potrwa? - zapytała nerwowo.  

- Nie za długo. Sprawa jest bardzo prosta. Nie powinna wymagać 

wiele czasu.  

Dotarli  do  długiego  korytarza  z  ławkami  ustawionymi  wzdłuż 

ścian  i  Linda  założyła,  że  właśnie  tam  będą  czekać.  Na  korytarzu 

tłoczyli się ludzie, a gdzieniegdzie pośród tego tłumu stali mężczyźni 

w długich, białych, lokowanych perukach i czarnych togach.  

Prawnik Lindy przywołał jednego z nich.  

- To pani adwokat, pan Brown.  

Pan  Brown  był  wysoki  i  wyglądał  dystyngowanie.  Miał 

uśmierzający,  hipnotyczny  głos  i  krótko  przedyskutował  pytania, 

które miał zamiar zadać Lindzie przed sądem.  

Poczuła  się  niedobrze.  To  wszystko  było  takie  straszne.  Żołądek 

podskakiwał  jej  do  gardła.  Zastanawiała  się,  czy  w  pobliżu  nie  ma 

damskiej toalety, gdzie mogłaby pójść i paść.  

Jej prawnik zasugerował:  

-  Myślę,  że  korzystnie  by  było  wejść  na  salę  i przesiedzieć  kilka 

rozpraw  przed  pani  sprawą.  Będzie  pani  mogła  poznać  tok 

postępowania.  

Skinęła  niewesoło  głową.  Wprowadził  ją  przez  zwykłe  drzwi  do 

zwykłego  pokoju  i  doznała  ostrego  szoku.  Zamiast  olbrzymiej, 

majestatycznej  sali  sądowej,  którą  sobie  wyobrażała,  znaleźli  się  w 

background image

małym,  zwykłym  pokoju,  gdzie  stało  jakieś  sześć  rzędów  ławek  z 

gapiami.  

Znajdowało się tam małe biurko na niewielkim podwyższeniu, za 

którym  przewodniczył  sędzia  i  drewniane  podium  dla  świadków. 

Strasznie to wyglądało. Wszyscy byli tak blisko siebie. Przypominało 

to zwykły salon zamieniony na jeden dzień w salę sądową.  

Usiadła  na  twardej,  drewnianej  ławce.  Na  miejscu  dla  świadków 

stał drobny mężczyzna, któremu zadawano pytania.   

-  Czy  wiedział  pan  w  tamtym  czasie,  że  pańska  żona  odbyła 

stosunek z panem Jacksonem?  

- Tak.  

-  I  czy  było  to  w  ten  sam  dzień,  kiedy  spakowała  walizki  i 

odeszła?  

- Tak.  

-  Pozostawiając  pana  w  małżeńskim  domu  z  dziećmi  z  waszego 

małżeństwa, Jennifer i Susan?  

- Tak.  

Sprawa  ciągnęła  się  powoli,  drobny  mężczyzna  zachowywał 

twarz bez wyrazu, kiedy mu zadawano pytanie po pytaniu.  

Sędzia  siedział  na  swoim  krześle  sędziowskim  jak  mędrzec, 

potakując  od  czasu  do  czasu  głową  i  wyglądając  zupełnie  jak 

zgrzybiała,  stara  sowa.  Po  przesłuchaniu  świadków  ogłosił  głosem 

niewiele odbiegającym od mamrotania:  

- Rozwód przyznany. Opieka nad dziećmi. Kwestia alimentów do 

rozpatrzenia w kancelarii adwokackiej. Następna sprawa, proszę.  

background image

Drobny  mężczyzna  bez  wyrazu  nagle  zaczął  się  uśmiechać, 

wyprostował ramiona i w radosnym nastroju opuścił salę.  

Następna  sprawa  dotyczyła  myszowatej  blondynki  mówiącej  z 

dużymi  naleciałościami  gwary  londyńskiej;  chciała  się  rozwieść  z 

mężczyzną  o  imieniu  Joe  -  jak  wynikało  ze  sprawy,  szalenie 

pociągającym maniakiem seksualnym.  

To  takie  niesprawiedliwe,  pomyślała  Linda,  jesteśmy  niewinni,  a 

musimy stawać przed sądem w tym głupim, małym pokoju i ujawniać 

najintymniejsze strony naszego życia.  

-  Czy  na  początku  pani  związek  małżeński  był  zadowalający?  - 

zapytał adwokat.  

-  No  myślę!  -  odparła  myszowata  blondynka,  wywołując 

przytłumiony, nieprzystojny śmiech w głębi sali.  

Wreszcie przyszła kolej na Lindę. Stanęła roztrzęsiona na miejscu 

dla świadków, przerażająco świadoma, jak blisko niej siedzą wszyscy 

obecni.  Z  oburzeniem  patrzyła  na  rzędy  widzów.  Dlaczego  pozwala 

im się tu siedzieć, patrzeć i słuchać? To nie jest sprawiedliwe.  

Po  zaprzysiężeniu,  jej  adwokat  rozpoczął  serię  pytań. 

Odpowiadała  przytłumionym,  spokojnym  głosem,  patrząc  prosto 

przed  siebie.  Przedstawiono  dokument  od  prywatnego  detektywa  i 

sędzia  przejrzał  go  pobieżnie.  Adwokat  kontynuował  pytania, 

chodziło  jedynie  o  kilka  faktów,  które  musiała  tylko  potwierdzić.  W 

końcu dał znak sędziemu, że zakończył.  

Sędzia poprawił okulary, zerknął na Lindę, po czym powiedział:  

background image

-  Rozwód  przyznany,  jak  również  opieka  nad  dwójką  dzieci. 

Wszystkie  koszty  do  zapłacenia  przez  męża.  Alimenty  i  odwiedzanie 

dzieci w kancelarii adwokackiej.  

Sprawa  była  zakończona.  Opuściła  miejsce  dla  świadków  w 

oszołomieniu. Jej prawnik podbiegł do niej i chwycił jej ramię.  

- Gratuluję - szepnął.  

 

Giles  oczywiście  się  spóźnił.  Zawsze  się  spóźniał.  Przyjechał 

obładowany aparatami fotograficznymi i wyglądał na zmęczonego.  

-  Zrób  mi  mocną,  czarną  kawę,  kochanie  -  powiedział.  - 

Spędziłem straszny poranek na fotografowaniu biustonoszy  w środku 

New Forest. - Klapnął na krzesło, wyciągając nogi i ziewając. - Wiesz, 

to  wspaniałe  mieszkanko,  prawie  warto  za  nie  pocierpieć  z  twoim 

chłopakiem.  

- Prawie? - spytała Claudia.  

Nałożyła  sobie  wprawnie  makijaż.  Blady,  kremowy  podkład, 

pomysłowo zmieszany róż, blada pomadka i olbrzymie, ciemne oczy z 

trzepoczącymi rzęsami. Wyglądała bosko.  

-  Tak,  prawie.  To  znaczy,  daj  spokój,  ten  facet  tak  truje.  Hej, 

wspaniale  wyglądasz.  Szkoda,  że  nie  możemy  zrobić  tych  zdjęć  w 

nocy. Do której mogę zostać?  

- Aż David wróci. Wiesz, jaki jest zazdrosny. Przekręcę do niego 

koło piątej i dowiem się, o której tu będzie.  

background image

-  Chcę  pstryknąć  kilka  bombowych  zdjęć  na  tarasie,  coś  w  stylu 

twojej  sylwetki  na  tle  Londynu.  Z  rozwianymi  włosami  i  całym  tym 

gównem.  

-  Dla  mnie  klawo.  -  Miała  na  sobie  różową,  drelichową  koszulę 

wsuniętą  w  dobrane  kolorystycznie  spodnie  z  ogromnym  paskiem  ze 

złotą klamrą i białe buty.  

- Ładny strój - powiedział. - Możemy od tego zacząć, odrzucając 

po kolei ubranie.  

-  Jak  stoisz  z  życiem  miłosnym?  -  zapytała.  -  Nadal  jesteś  z  tą 

kościstą modelką?  

- Tak, rozchodzimy się mniej więcej regularnie co dwa tygodnie, 

ale potem nadchodzi czas pojednania.  

- Widuję ją na okładkach wszystkich magazynów, które biorę do 

ręki.  To  zdumiewające, bo  ona  wcale  nie  wygląda  tak  wspaniale,  ale 

na zdjęciach wychodzi pięknie.  

-  Wiesz,  ma  twarz  stworzoną  do  aparatu  fotograficznego.  Widzi 

aparat  i  twarz  się  włącza,  ożywia.  W  przeciwnym  razie  jest  tylko 

statyczna. Chyba nasz romans trwa dlatego, że tak naprawdę ona rżnie 

mój aparat, a ja uwielbiam to, co z tego  wychodzi. Przynosi mi kupę 

szmalu. Wszystkie zdjęcia, które jej robię, są bez pudła.  

Zadzwonił  telefon.  Dzwonił  agent  Claudii  z  pomyślnymi 

wiadomościami.  Ekipa  filmowa  miała  wrócić  za  kilka  dni  i 

prawdopodobnie będą jej potrzebować w następnym tygodniu.  

-  Dziś  przylatuje  reżyser  -  powiedział  agent  -  i  spółka  spróbuje 

wycisnąć z niego konkretny termin.  

background image

- Bosko. - Była zachwycona. Pół roku na to czekała.  

-  Zaczynajmy  -  powiedział  Giles,  kiedy  odwiesiła  słuchawkę  - 

zanim zasnę.  

Pracował  szybko,  wykorzystując  trzy  różne  aparaty.  Całkowicie 

oddał się fotografowaniu, zupełnie pochłaniało go to, co robił.  

Claudia  rozkwitła  przed  aparatem;  wydymała  wargi,  uśmiechała 

się,  warczała  jak  tygrys,  a  przy  tym  bez  przerwy  patrzyła  niewinnie 

swoimi  wielkimi,  seksownymi  oczami  i  nie  zamykała  błyszczących 

ust.  Rozpięła  różową  koszulę,  pozwalając  jej  niedbale  zwisać.  Nie 

miała niczego pod spodem.  

Po pewnym czasie Giles powiedział:  

-  Zdejmij  koszulę  i  zakryj  ramionami  piersiątka.  O  to  chodzi, 

wspaniale!  A  teraz  trochę  powarcz.  Pięknie,  skarbie.  Zegnij  nieco 

nogę,  zrób  zdziwione  spojrzenie,  cudownie!  Teraz  zakryj  piersiątka 

rękami, zrób minę laleczki z dużymi oczami; pięknie!  

Pstrykał zdjęcie za zdjęciem.  

-  Wyglądasz  szałowo.  Odwróć  się  do  mnie  plecami  i  szybko 

obróć  głowę,  niech  włosy  ci  swobodnie  opadają;  doskonale!  Hej, 

słuchaj, mam pomysł, jeśli ci nie przeszkadza przemoczenie się. Załóż 

z  powrotem  koszulę,  a  ja  cię  poleję  wodą;  będziesz  wyglądać 

bombowo! - Podniósł wąż używany do podlewania roślin i odkręcił go 

w jej kierunku.  

Krzyczała i śmiała się:  

- Zimno!  

background image

Upuścił  wąż  i  podniósł  aparat.  Miał  rację,  efekt  był  imponujący. 

Ubranie  przylegało  ciasno  do  ciała,  a  sutki  przebijały  się  jędrnie  i 

mocno przez koszulę. Po godzinie na tarasie Giles powiedział:  

-  Wracajmy  do  środka,  skarbie.  Mam  już  kilka  twoich  pięknych 

ujęć na tarasie.  

Claudia drżała.  

-  Prowadź  pod  prysznic  -  powiedział.  -  Nie  chcę,  żebyś  się 

przeziębiła. Rozbieraj się powoli, chcę wszystko uchwycić.  

Z  aparatami  poszedł  za  nią  do  łazienki,  wychwytując  każdy 

moment,  kiedy  się  uwalniała  od  mokrego  ubrania  i  zabezpieczała 

włosy  kilkoma  spinkami.  Następnie  stanęła  pod  prysznicem,  a  jej 

ciało błyszczało pod strumieniami wody.  

-  Przechyl  się  do  tyłu  -  polecił.  -  Zamknij  oczy,  pozwól,  żeby 

woda po tobie spływała. Wspaniale! Połóż ręce z tyłu głowy, uroczo, 

kochanie, uroczo.  

Skończyli w łazience i Giles powiedział:  

- Teraz kilka zdjęć w sypialni i powinno wystarczyć.  

Założyła  przejrzysty,  czarny  płaszcz  kąpielowy  z  szyfonu, 

ozdobiony  piórkami,  i  rozpuściła  włosy.  Płaszcz  był  przezroczysty  i 

rzucał czarną poświatę na jej ciało.  

-  Połóż  się  na  środku  łóżka,  unieś  głowę,  ugnij  leciutko  nogę  w 

kolanie, nie, lewe kolano, kochanie - o to chodzi. Zwilż usta i zrób tę 

minę. Nie, to zbyt ostre, łagodne spojrzenie, jak gdybyś dopiero co to 

zrobiła. - Zrobił kilka zdjęć i odłożył aparat. - Słuchaj, chcesz, żeby te 

zdjęcia wyglądały naprawdę dobrze?  

background image

- Oczywiście, że tak; o co chodzi? - Usiadła, a jej doskonałe piersi 

uwolniły się z płaszcza.  

- Po prostu nie masz odpowiedniego wyrazu twarzy, za bardzo się 

starasz. Musisz się rozluźnić, mała.  

Przeciągnęła się.  

- Jestem rozluźniona.  

-  Tak,  wiem,  ale  wiesz,  czego  chcę,  chcę  wyglądu  kotki,  która 

dopiero co dostała mleka.  

- Więc daj mi mleko... - Wyciągnęła do niego rękę.  

- Właśnie o tym myślałem.  

Kochali się na luzie, powoli, prawie że bezceremonialnie, a potem 

Giles szybko wstał i podniósł aparat.  

-  Pozostań  w  tej  pozycji.  Doskonale.  Teraz  wyglądasz 

autentycznie!  

 

David  zadzwonił  do  Claudii  o  piątej.  Usiłował  się  zdecydować, 

czy zabrać ją ze sobą wraz z panem Taylorem z Fulla Beans, czy nie. 

W  końcu  postanowił,  że  lepiej  tego  nie  robić,  gdyż  więcej  uwagi 

poświęcałby  Claudii  niż  panu  Taylorowi,  a  to  by  pokrzyżowało  jego 

zamiary.  

- Co robisz? - zapytał.  

Zachichotała.  

- Byczę się.  

Powiedział jej o nadchodzącym wieczorze, a ona odparła:  

- Nie ma sprawy, zajmę się czymś.  

background image

- Może pójdziesz wcześnie spać? Obudzę cię po powrocie.   

Roześmiała się nagle.  

- Hej, Davidzie, czuję się jak żona. Czy na pewno nie masz przy 

sobie jakiejś gorącej laski?  

- Naprawdę, Claudio, nie mów takich głupot.  

Roześmiała się.  

- Nie przejmuj się, nie miałabym nic przeciwko. Wszystko, co ty 

możesz robić, ja też mogę.  

- To kolacja w interesach. A więc, co masz zamiar zrobić?  

Zrobiła pauzę, po czym odparła:  

- Prezydenta Ameryki.  

- Co?  

Znów się roześmiała.  

-  Tylko  żartuję.  Idź  na  spotkanie,  wierzę  ci.  Przyjemnej  kolacji. 

Prawdopodobnie zaproszę kilku ludzi, posiedzimy sobie i zaczekamy 

na twój szanowny powrót.  

- W porządku - zgodził się niechętnie. - Więcej korzyści byś miała 

z wczesnego pójścia do łóżka.  

-  Zaczynasz  mówić  takim  nerwowym  tonem.  -  Przedrzeźniała 

jego głos: - Więcej korzyści byś miała z wczesnego pójścia do łóżka!  

Zignorował jej uwagę.  

- Później do ciebie zadzwonię. Zachowuj się grzecznie.  

- Tak, proszę pana. Czy coś jeszcze, proszę pana?  

-  Do  widzenia.  -  Odłożył  słuchawkę,  poirytowany  sposobem,  w 

jaki z nim rozmawiała.  

background image

Poirytowany, że nadal był o nią zazdrosny. Poirytowany, że miała 

zamiar  zapraszać  ludzi.  Będzie  musiał  się  postarać  znaleźć  panu 

Taylorowi jakąś napaloną hostessę i pozbyć się go wcześnie. Poszedł 

do swojej prywatnej łazienki, żeby zmienić koszulę i ogolić się.  

Panna  Field  zapukała  nerwowo,  żeby  mu  powiedzieć  dobranoc  i 

w  nagrodę  ujrzała  jego  nagą  pierś.  Oblała  się  głębokim  rumieńcem, 

zastanowił  się  przelotnie,  czy  kiedykolwiek  była  z  kimś  w  łóżku. 

Naprawdę  nie  potrafił  sobie  tego  wyobrazić.  Nosiła  długie,  różowe 

majtki  do  kolan,  które  zauważył  kiedyś,  gdy  siedziała  naprzeciwko 

niego i pisała pod dyktando. I była płaska jak deska.  

Biedna  panna  Field,  któż  chciałby  iść  do  łóżka  z  brzydką 

dziewczyną  płaską  jak  deska?  Kiedyś  walił  najbardziej  przerażająco 

wyglądającą  kobietę,  zezowatą,  z  zepsutymi  zębami  i  trądzikiem,  ale 

miała  najlepsze  i  największe  cyce,  jakie  kiedykolwiek  w  życiu 

widział, i szałowe nogi. Była też wspaniała w łóżku, ale nie zawracał 

sobie  głowy,  żeby  się  z  nią  ponownie  zobaczyć,  nie  mógł  znieść  tej 

twarzy.  

Już  raz  kiedyś  David  spotkał  się  przelotnie  z  panem  Taylorem, 

tłustym  mężczyzną  w  średnim  wieku  z  przerzedzającymi  się 

brązowymi  włosami  przyklejonymi  starannie  do  czaszki.  Miał  gruby 

akcent z Lancashire i grubą żonę z Lancashire plus dwóch podobnych 

synów. Był nudziarzem.  

Spotkał  się  z  nim  w  barze  jego  hotelu.  Taylor  pił  piwo  lagrowe, 

ale  gdy  tylko  przyjechał  David,  przerzucił  się  na  szkocką.  David 

background image

usiłował być czarujący, ale dla Burta Taylora czarujący był ten, kto pił 

szybko i potrafił opowiadać nieprzerwanie sprośne historie.  

Starał się mu dogodzić, a Burt nagradzał go serdecznym rechotem 

i  konspiracyjnymi  mrugnięciami.  Kiedy  przyjechali  do  restauracji, 

David nie poczuł jeszcze działania alkoholu, a Burt był już pijany.  

W czasie rozmowy David spróbował napomknąć o interesach, ale 

Burt zręcznie powrócił do seksu. Gotów był się założyć,  że  w biurze 

Davida przewija się wiele gorących sztuk.  

-  Te  wszystkie  małe  modelki.  -  Burt  uśmiechnął  się  lubieżnie.  - 

Dostają pracę, jak się z tobą prześpią, co? - David się nie spierał.  

W  końcu  opuścili  restaurację.  Burt  śpiewał  strzępy  starych 

piosenek drużyn ragby.  

David poklepał go po plecach.  

- Chodźmy się trochę zabawić.  

Poszli  do  eleganckiego  lokalu  nocnego  pełnego  zmęczonych, 

umalowanych  dziewczyn  sadzających  gości  i  żartobliwych, 

rozpustnych businessmenów  spoza  miasta, którzy  bawili  się  na  koszt 

własnych  firm.  Szef  sali  w  restauracji,  łagodny  i  uprzejmy  Cypriota, 

zapytał czy chcieliby poznać dwie miłe, młode panie.  

- Jasne - zabuczał Burt. - Tylko niech pan dopilnuje, żeby nie były 

aż takie miłe. - Ryknął śmiechem.  

Po  dwóch  minutach  do  ich  stolika  podeszły  dwie  dziewczyny. 

Jedna  była  wysoka  i  drobna,  z  rudymi  włosami.  Nosiła  sukienkę  z 

zielonego aksamitu, bez ramiączek. Miała około trzydziestu lat. Druga 

była mniejsza i wyglądała na bojaźliwą - pomimo sukienki z dekoltem 

background image

wystarczająco  dużym,  aby  ukazać  prawie  w  całości  jej  piersi.  Była 

bardzo  młoda.  Obie  próbowały  się  przyczepić  do  Davida,  ale  on 

przeprosił  na  chwilę  towarzystwo,  uświadamiając  sobie,  że  nie 

zadzwonił do Claudii.  

Telefon  odebrał  jakiś  mężczyzna,  który  kazał  mu  zaczekać,  aż 

poszuka Claudii. Cholera! - zaklął David pod nosem. Przez słuchawkę 

dochodziły  huraganowe  dawki  hałasu  i  muzyki.  Co  tam  się  działo? 

Czekał  ponuro,  czując  jak  alkohol  paruje  z  jego  ciała  pod  wpływem 

nagłego  wściekłego  gniewu.  W  chwili,  kiedy  wreszcie  odezwała  się 

Claudia, czuł się prawie trzeźwy.  

-  Cześć,  kochanie  -  zagruchała.  -  Gdzie  się  podziewasz? 

Cudownie się bawię. Zrobiło się z tego przyjęcie.  

- Kto odebrał telefon? Kto tam jest?  

-  Nie  wiem,  masa  ludzi.  Wracaj  szybko,  skarbie.  -  I  odwiesiła 

słuchawkę.  

Przez  kilka  minut  stał  w  budce,  po  czym,  zdecydowany  pozbyć 

się  Burta  Taylora,  pospieszył  z  powrotem  do  stolika.  Burt  naturalnie 

zamówił  szampana,  gdyż  David  miał  płacić  rachunek.  Dwie 

dziewczyny  siedziały  po  obu  jego  bokach  i  wyglądał  na  błogo 

uszczęśliwionego.  

David  pomyślał,  że  najlepiej  będzie  wziąć  dużą,  pretensjonalną 

rudowłosą  na  stronę  i  zaproponować  jej,  żeby  zabrała  dokądś  pana 

Burta Taylora, który niewątpliwie ją wolał od młodszej dziewczyny.  

W restauracji przygrywał jakiś banalny zespół latynoamerykański.   

- Może zatańczymy? - zaproponował rudej.  

background image

Mocno zalatywało od niej tanimi perfumami; kroczem do krocza 

przycisnęła się do niego.  

- Podobasz mi się - wysepleniła.  

Zdołał ją nieco odepchnąć.  

- Hej, słuchaj, chcesz trochę zarobić?  

Patrzyła  z  zainteresowaniem,  kiedy  wyjaśnił  jej  propozycję. 

Targowali  się,  doszli  do  porozumienia  i  usiedli;  David  już  z  góry 

wręczył jej ostrożnie pieniądze.  

Burt  Taylor  wydawał  się  być  poirytowany.  Zabrał  Davida  na 

stronę.  

- Ja ją pierwszy zauważyłam, chłopie. Nie chcę tej kościstej.  

David się uśmiechnął, pójdzie jak po maśle.  

-  Wszystko  załatwione.  Nie  może  przestać  o  tobie  gadać,  jest 

twoja.  

- W takim razie... - Burt uśmiechnął się lubieżnie - nie będziemy 

tu tracić więcej czasu.  

David obliczał, że jeszcze pół godziny i będzie w domu. Poklepał 

Burta po ramieniu.  

- Ureguluję rachunek - powiedział.  

 

Przed  sądem  czekali  na  Lindę  fotografowie.  To,  że  jej  rywalką 

była Claudia Parker, uczyniło sprawę wartą opublikowania.  

- Tutaj - zawołał jeden z nich.  

Linda  popędziła  prosto  przed  siebie,  jej  prawnik  trzymał  ją  za 

ramię. Aparaty pstrykały zdjęcia.  

background image

- Czego oni chcą? - zapytała. - Czy nie mogą zostawić człowieka 

w spokoju? Przecież jestem nikim.  

Prawnik  przywołał  przejeżdżającą  taksówkę  i  wepchnął  do  niej 

Lindę.  

-  Najlepiej,  jeśli  pani  się  stąd  wydostanie.  Jeszcze  raz  gratuluję. 

Będziemy z panią w kontakcie.  

-  Może  pana  podrzucić?  -  zapytała,  próbując  odwlec  moment, 

kiedy zostanie sama.   

- Nie. Moje biuro jest tuż za rogiem. Dziękuję, pani Cooper.  

Odszedł, a taksówka ruszyła ulicą.  

- Dokąd, proszę pani? - spytał kierowca.  

Siedziała  w  oszołomieniu.  To  wszystko  zdarzyło  się  tak  szybko, 

to było jak sen.  

- Dokąd, proszę pani? - powtórzył niecierpliwie taksówkarz.  

Nie miała ochoty pędzić prosto na stację. Miała ochotę na drinka, 

papierosa i pół godziny spokojnego relaksu.  

-  Dorchester  -  powiedziała.  To  miejsce  pierwsze  przyszło  jej  do 

głowy.  

Bar  w  hotelu  Dorchester  był  dość  zatłoczony,  przeważnie  przez 

businessmanów,  ale  znalazła  odosobniony  stolik,  zamówiła  sherry  i 

usiadła,  żeby  się  nim  rozkoszować.  Postanowiła,  że  zje  tam  lunch. 

Dobrze  być  zdanym  na  siebie.  Zamówi  wędzonego  łososia,  świeże 

truskawki z kremem, może nawet wypije szampana.  

- Linda Cooper, prawda?  

Podniosła wzrok, zawahała się, po czym powiedziała:  

background image

-  Jay,  Jay  Grossman.  Ledwie  cię  rozpoznałam.  Co  za  wspaniała 

opalenizna.  

Usiadł z uśmiechem.  

-  Właśnie  wróciłem  z  Izraela.  Jak  się  miewasz?  Minęło  wiele 

miesięcy.  

- Świetnie. - Odwzajemniła uśmiech.  

- A David?  

-  David?  Naprawdę  nie  mam  pojęcia.  Właśnie  wzięłam  z  nim 

rozwód, pół godziny temu.  

Jay spojrzał ze zdziwieniem.  

- A więc naprawdę to zrobiłaś. Czy chodziło o tamtą noc?  

Skinęła głową.  

- Tak, chodziło o tamtą noc. On z nią teraz żyje.  

- Ho, ho, ty rzeczywiście mówisz poważnie.  

- Jak się miewa Lori?  

-  Lori  jest  bardzo  szczęśliwa.  Poślubiła  potentata  naftowego  z 

Teksasu,  który  jej  kupuje  dwa  futra  z  norek  na  tydzień,  więc  jest 

bardzo szczęśliwa.  

- Chcesz powiedzieć, że ty też się z nią rozwiodłeś?  

-  Tak,  to  mój  jeszcze  jeden  rozwód.  W  Stanach  szybko  to 

załatwiamy.  Pojechała  do  Nevady  i  rzuciła  mnie  w  ciągu  sześciu 

tygodni. Chyba podała skrajne okrucieństwo psychiczne jako powód. 

A  zaraz  następnego  dnia  wyszła  za  tego  drugiego  faceta.  Jedyna 

pozytywna  rzecz  to  fakt,  że  nie  domagała  się  ani  alimentów,  ani 

podziału majątku, więc miałem szczęście. Utrzymywanie pozostałych 

background image

dwóch byłych żon kosztuje mnie wystarczająco dużo. Roześmiał się. - 

Jesteś z kimś umówiona?  

Pokręciła przecząco głową.  

- Może zjesz ze mną lunch?  

Uśmiechnęła się. Lubiła Jaya.  

- Chętnie.  

-  To  dobrze.  -  Wstał.  -  Muszę  odkręcić  kilka  spraw.  Zaraz 

wracam.  

Po  jego  odejściu  Linda  szybko  wyciągnęła  puderniczkę. 

Przyjrzała  się  badawczo  swojej  twarzy  i  dodała  trochę  szminki. 

Żałowała,  że  nie  wygląda  odrobinę  bardziej  czarująco,  ale  celowo 

ubrała  się  skromniej  na  wystąpienie  przed  sądem.  Jay  był  bardzo 

pociągającym  mężczyzną.  Od  separacji  z  Davidem  wyszła  tylko  na 

jedną randkę, częściowo dlatego, że prawnik ją przestrzegał, aby tego 

nie robiła, a częściowo dlatego, że nie miała na to ochoty.  

Epizod z Paulem pozostawił swoje piętno i wolała pozostawać w 

domu  albo  odwiedzać  przyjaciół  pozostających  w  związkach 

małżeńskich. Ten jeden wieczór, kiedy się umówiła, okazał się nudą. 

A  żeby  do  krzywdy  dodać  jeszcze  zniewagę,  jej  partner  spodziewał 

się,  że  pójdzie  z  nim  do  łóżka.  Rozwódki,  dowiedziała  się  od  tego 

faceta,  miały  obowiązek  włączać  seks  do  swoich  przedsięwzięć 

wieczornych.  

Jay powrócił do stolika.  

- Wszystko jest pod kontrolą. Gdzie chciałabyś zjeść?  

background image

Postanowili  zostać  na  miejscu.  Przenieśli  się  do  restauracji.  Jay 

zabawiał  ją  śmiesznymi  anegdotami  o  plenerze  w  Izraelu  i  pustymi 

plotkami  o  ludziach  związanych  z  filmem.  Przy  kawie  chwycił  jej 

rękę i powiedział:  

-  Mój  Boże,  miło  być  z  kimś,  kto  ma  mózg,  a  nie  tylko  ciało. 

Wiesz, naprawdę cię lubię, Lindo, jesteś bardzo miłą osobą.  

Uśmiechnęła  się  trochę  sztywno.  Nie  chciała,  żeby  Jay  myślał  o 

niej  jako  o  miłej  osobie.  Miła  to  było  takie  bezbarwne  słowo, 

wywoływało skojarzenia ze sweterkami i praktycznym obuwiem.  

Spojrzał na zegarek.  

- O rany, już prawie trzecia, muszę pędzid. - Poprosił o rachunek. 

- Podrzucę cię na stację, mam samochód ze studia.  

- Nie, to nie po drodze. Łatwo złapię taksówkę.  

- Skoro nalegasz. Ale odprowadzę cię do samochodu.  

Opuścili restaurację i przeszli przez  hall, gdzie jakaś stojąca para 

pozdrowiła Jaya. Kobieta była wysoką i ładną blondynką. Mężczyzna 

był niski, krępy i o zaczerwienionej twarzy.  

-  O,  pan  Grossman  -  powiedział  mężczyzna  -  przykro  mi,  że  nie 

mógł  pan  zjeść  z  nami  lunchu.  To  jest  moja  klientka,  panna  Susan 

Standish.  

Panna  Susan  Standish  uśmiechnęła  się  prosto  do  Jaya.  Miała 

bardzo  małe,  białe  zęby  i  wyglądała  jeszcze  ładniej,  kiedy  się 

uśmiechała.  Jay  odwzajemnił  uśmiech.  Linda  dostrzegła,  jak  w  jego 

oczach  pojawiają  się  błyski  zainteresowania,  kiedy  omiótł  wzrokiem 

background image

pannę Standish. Wysokie, ładne blondynki były najwidoczniej w jego 

typie.  

- Zaraz wracam - powiedział i odprowadził Lindę do wyjścia.  

Nie  zrobił  żadnej  uwagi  na  temat  pary,  którą  najwyraźniej 

wystawił do wiatru z lunchem. Pocałował ją w policzek.  

- Powtórzmy to kiedyś. Kiedy wracasz?  

- Dziękuję za uroczy lunch, Jay. Będę w domu w poniedziałek.  

Odprowadził ją do taksówki.  

- Odezwę się wtedy - obiecał.  

 

Zadzwonił  telefon;  Claudia  wyciągnęła  się  ospale  w  poprzek 

łóżka i podniosła słuchawkę. Rozmawiała krótko, po czym z szerokim 

uśmiechem odwiesiła słuchawkę.  

-  Skarbie  -  powiedziała  do  Gilesa  -  dziś  wieczorem  możemy  się 

zabawić. David późno wróci do domu!  

- Na co czekamy? - zapalił się Giles. - Zróbmy party. Siadaj przy 

telefonie. Zadzwoń najpierw do monopolowego.  

Wybierali nazwiska na chybił trafił. Giles tylko powiedział:  

-  Pamiętasz  tamto  świrnięte  dziewczątko,  które  zawsze  nosiło  te 

straszne  czarne  buty  do  ud...?  -  I  już  ją  odszukali,  zapraszając  po 

drodze pół tuzina innych ludzi.  

Claudia  przebrała  się  w  zdumiewający  kombinezon  przetykany 

srebrem.  Giles  uciął  sobie  drzemkę,  rozwalony  na  jej  łóżku,  i  o 

dziewiątej  zaczęli  się  pojawiać  goście.  Kiedy  David  ponownie 

background image

zadzwonił,  przyjęcie  było  rozkręcone  na  dobre.  Claudia  była 

kompletnie pijana. Nie znała nawet połowy gości.  

Muzyka  grzmiała  tak  głośno,  że  lokatorzy  z  mieszkania  piętro 

niżej  trzy  razy  telefonowali  ze  skargą.  W  końcu  przestali  dzwonić, 

kiedy  pięknie  wygadana  debiutantka  w  towarzystwie  powiedziała  im 

w najdrobniejszych szczegółach, co mogą zrobić. Teraz oddawała się 

na  tapczanie  bezrobotnemu  czyścicielowi  okien,  na  widoku 

wszystkich obecnych.  

-  Wspaniałe  party!  -  zachwycał  się  Giles.  -  Co  będzie,  kiedy  tu 

wejdzie wielki tatuńcio?  

-  Wielki  tatuńcio  będzie  musiał  się  przyłączyć  do  zabawy  albo 

zrobić natychmiastowy odwrót.  

-  Kochanie,  kruszynko,  ale  bosko  z  twojej  strony,  że  mnie 

zaprosiłaś.  

Claudia mrugnęła, skupiając powoli wzrok.  

- Shirley, skarbie, jak się masz?  

-  Świetnie,  po  prostu  świetnie.  Dopiero  co  wróciłam  z 

nieziemskich wakacji.  

-  Wyglądasz  cudownie,  co  za  wspaniała  opalenizna.  Gdzie  się 

podziewa hrabicz jak-mu-tam?   

-  Rzuciłam  go,  kochanie.  Teraz  mam  nieziemskiego  mężczyznę, 

po prostu aniołka. Będziesz zdumiona.  

-  Chwytaj  drinka  i  przyłącz  się  do  zabawy.  To  wszystko  tu  się 

dzieje... - Urwała w połowie zdania, gdy jakiś Włoch w typie kelnera 

schwycił ją od tyłu.  

background image

-  Ty  jest  piękna  -  zamruczał  jak  kocur.  -  Ja  cię  pożeram. 

Naprawdę pożeram dobrze.  

-  Hmm  -  odezwała  się  Shirley  -  wygląda  na  to,  że  jesteś  w 

doskonałych  rękach.  Do  zobaczenia  później,  kochanie.  -  Zostawiła 

Claudię szamoczącą się z Włochem.  

Claudia nie spotkała go nigdy przedtem.  

- Zostaw mnie w spokoju, ty przygłupie - powiedziała.  

Był bardzo silny.  

- Ty piękna - oznajmił dumnie.  

Najwidoczniej  jego  angielskie  słownictwo  było  ograniczone. 

Obrócił ją do siebie w ramionach i pocałował.  

-  Śmierdzi  ci  z  ust!  -  wykrzyknęła,  nadal  się  szamocząc. 

Przycisnął ją jeszcze mocniej i znów pocałował.  

Akurat w tym momencie pojawił się David. Stał rozwścieczony w 

drzwiach  mieszkania.  Od  razu  dostrzegł  Claudię  i  maszerując  przez 

pokój  odciągnął  od  niej  Włocha,  waląc  go  pięścią  w  twarz. 

Mężczyzna zwalił się na podłogę, z nosa pociekła mu krew.  

Następnie David skoncentrował uwagę na Claudii.  

- Ty jebana szmato - syknął i mocno trzasnął ją ręką w twarz.  

Nikt tak naprawdę nie zauważył, co się dzieje. Muzyka grała zbyt 

głośno i wszyscy byli zbyt pijani.  

- Wyrzuć stąd te szumowiny - warknął David.  

Roztarła  policzek,  jej  oczy  się  powiększyły  i  wypełniły  łzami  - 

bardziej z bólu niż czegokolwiek innego.  

- Ty sukinsynu - wrzasnęła. - Jak śmiesz mnie bić; jak śmiesz?  

background image

- Zrobię ci to, co zechcę. Kupiłem cię, nieprawdaż? A teraz zrób 

w tym przeklętym mieszkaniu porządek.   

-  Idź  do  diabła,  ty  draniu.  -  Pochyliła  się  nad  Włochem  i  utuliła 

jego głowę w ramionach.  

- Ostrzegam cię, Claudio, posuwasz się za daleko.  

Zignorowała  go.  Stał  nieruchomo  przez  kilka  sekund,  po  czym 

powiedział:  

- Dobrze. - I wymaszerował do sypialni.  

Dokładnie  w  tej  chwili  Giles  osiągał  z  kościstą,  rudowłosą 

dziewczyną  ciężko  wywalczony  orgazm.  Niefortunnie  się  złożyło,  że 

stało się to akurat na środku łóżka Davida.  

David  zaklął  głośno,  ale  nic  nie  było  w  stanie  przeszkodzić 

Gilesowi.  Dalej  wykonywał  ruchy,  choć  dziewczyna  zapiszczała  i 

usiłowała się sprzeciwić.  

David zdjął ponuro walizkę z szafy. Metodycznie oddzielił swoje 

ubrania od rzeczy Claudii, wpychając do walizki tyle, ile tylko zdołał.  

Giles  i  dziewczyna  wstali.  Patrzyła  groźnie  na  Davida,  który 

poprzekładał jej rzeczy.  

-  Niektórzy  mają  po  prostu  wszystko  w  nosie  -  wymamrotała.  - 

Wpychają się gdzie popadnie.  

Giles wykonał pozorowany ukłon.  

- Koniec przedstawienia, następny pokaz o czwartej.  

Wyszli  z  sypialni.  David  zamknął  za  nimi  drzwi  na  klucz  i 

kontynuował  pakowanie.  W  końcu  zapełnił  trzy  walizki.  Umysł  miał 

chłodny  od  gniewu.  Gdy  skończył,  poszedł  z  dwiema  walizkami  do 

background image

drzwi  wejściowych.  Przyjęcie  szło  na  całego.  Wrócił  po  trzecią 

walizkę.  

- Żegnaj, kochanie - ryknęła Claudia ponad hałasem.  

Zataczając  się  na  wszystkie  strony,  przeszła  do  niego  z  drugiego 

końca pokoju. Zamek z przodu jej kombinezonu był rozpięty do pasa, 

a  jej  piersi  naciskały  na  materiał,  żeby  się  wydostać.  Włosy  miała 

rozwichrzone, a twarz umazaną krwią.  

- Uroczo wyglądasz - powiedział. - Jak pijana, mała zdzira, którą 

jesteś.  

Wybuchnęła śmiechem.   

-  Każ  się  wypchać  -  krzyknęła.  -  Spadaj,  palancie  i  nie  wracaj. 

Cholerny z ciebie nudziarz.  

Giles przyłączył się do niej.  

-  Wygarnij  mu,  mała  -  podjudzał  ją,  wsuwając  rękę  w  rozpięty 

kombinezon.  

Zrobiła sprośny gest i odwróciła się plecami. David wyszedł.  

 

14 

-  No  cóż,  słuchaj,  kochanie,  co  się  dzieje?  -  Głos  Claudii  był 

zimny  i  rozdrażniony.  -  To  znaczy,  wrócili  dziesięć  dni  temu  i 

powinieneś być w stanie się czegoś dowiedzieć.  

Jej agent dał wymijającą odpowiedź.  

- Nie mogę z nich wydusić żadnego konkretnego terminu.  

-  Ale  ja  podpisałam  kontrakt  na  dwa  dni  zdjęć  -  kontrakt, 

pamiętasz?  

background image

-  Tak,  wiem.  Ale  zapłacili  ci  za  pracę,  którą  miałaś  zrobić.  Nie 

muszą z ciebie korzystać.  

Żachnęła się gniewnie.  

- Co z ciebie za agent? Ja mam się znaleźć w tym filmie. To duży 

film  i  przyniesie  mi  wiele  korzyści,  o  wiele  więcej  niż  te  rólki 

statystki,  które  mi  ciągle  oferujesz.  Jeśli  nie  potrafisz  tego  załatwić, 

powiedz mi i znajdę kogoś, kto potrafi!  

Agent mówił zrezygnowanym głosem.  

- Robię, co mogę.  

-  To,  co  możesz,  nie  wystarcza.  Daj  sobie  spokój,  sama  to 

załatwię. Ja zadzwonię do Conrada Lee. - Trzasnęła słuchawką.  

Mieszkanie  było  w  strasznym  nieładzie.  Nowa  sprzątaczka 

odeszła  nazajutrz  po  przyjęciu.  Właściwie,  przyjęcie  nadal  trwało 

następnego  ranka,  kiedy  przyszła;  rzuciła  tylko  jedno  przerażone 

spojrzenie  na  rudego  młodzieńca  ubranego  w  kombinezon  Claudii, 

który otworzył drzwi, i poszła sobie.  

To  było  dobre  przyjęcie,  trwało  w  sumie  trzy  dni.  Claudia 

niewiele z niego pamiętała, ale Giles ją zapewnił, że mózg się lasował.  

David  nie  wrócił.  Nie  zadzwonił  i  nie  skontaktował  się  w  żaden 

sposób,  choć  któregoś  dnia  przyszła  jakaś  myszowata  sekretarka, 

mniej więcej po tygodniu, żeby zabrać jego pocztę i poprosić, aby  w 

przyszłości przesyłano ją do jego biura.  

Claudia nie tęskniła za nim. Raczej cieszyło ją, że odszedł. Życie 

z kimś, kto obserwuje każdy twój ruch, jest zbyt ciasnym więzieniem. 

Zeszła  się  z  Davidem,  bo  było  to  łatwe  i  porzucił  żonę.  Tak  się  po 

background image

prostu  zdarzyło.  Całkiem  przyjemnie  było  mieć  opłacone  wszystkie 

rachunki i wiele nowych ciuchów, i żadnych problemów.  

Teraz  będzie  musiała  pomyśleć  o  powrocie  do  pracy,  do 

potajemnej  pracy,  która  zawsze  jej  dawała  dość  pieniędzy,  żeby 

prowadzić wygodne, niezależne życie.  

Oczywiście  lepiej  by  było  znaleźć  się  w  filmie  Conrada  i  zostać 

gwiazdą,  i  w  ten  sposób  zarabiać  kupę  pieniędzy.  Ale  nie  wyglądało 

na  to,  że  tak  się  stanie.  Jej  potajemny  sposób  zarabiania  pieniędzy 

wywoływał w niej dreszczyk zastępczy. Nikt z jej przyjaciół o tym nie 

wiedział. Zawsze utrzymywała to w ściśle strzeżonej tajemnicy.  

Zanim zamieszkała z Davidem, wszyscy się zastanawiali, ale nikt 

nigdy  się  nie  dowiedział,  w  jaki  sposób  udawało  jej  się  być  tak 

zabezpieczoną  finansowo.  Ta  praca  ją  podniecała.  Nosiła  peruki  i 

przygotowywała  specjalne,  twórcze  makijaże,  które  całkowicie 

maskowały  jej  własne  rysy.  I  kiedy  wyglądała  wystarczająco 

odmiennie, występowała w filmach porno.  

W  ciągu  czterech  lat  pojawiła  się  w  trzydziestu,  zarabiając  przy 

tym  masę  szmalu.  Z  takim  powodzeniem  potrafiła  się  maskować,  że 

znano ją jako trzy zupełnie różne dziewczyny. Wszystkie cieszyły się 

stałym  popytem  miłośników  pornografii,  oglądających  produkt 

finalny. Gdyby znów chciała podjąć pracę, wystarczył jeden telefon.  

Mówi  Evette  -  albo  Carmen  -  albo  Maria  -  i  poczyniono  by 

odpowiednie  przygotowania.  Płacono  jej  gotówką  i  to  ona 

kontaktowała się z nim i - nie mieli sposobu, żeby do niej dotrzeć. To 

był zadowalający układ.  

background image

Nie  miała  jednak  pewności,  czy  chce  wracać  do  takiej  pracy. 

Czasami  jej  partnerzy  w  filmie  pozostawiali  wiele  do  życzenia  i, 

oczywiście,  jeśli  nie  było  się  w  odpowiednim  nastroju,  wszystko  to 

mogło być dość przygnębiające.  

Nie - najlepiej byłoby wystąpić w filmie Conrada, a jeśli jej agent 

nie  potrafił  tego  załatwić,  ona  z  pewnością  potrafiła.  Conrad  będzie 

prawdopodobnie zachwycony, jeśli się z nim znów skontaktuje.  

Zadzwoniła  do  hotelu,  w  którym  się  zatrzymał  podczas 

poprzedniej  wizyty,  ale  nie  figurował  w  książce  meldunkowej. 

Zatelefonowała  do  studia  i porozmawiała  z  sekretarką, która  zapisała 

jej  nazwisko  i  powiedziała,  że  przekaże  wiadomość  panu  Lee. 

Spróbowała  się  dowiedzieć,  gdzie  Conrad  mieszka,  lecz  dziewczyna 

była grzeczna, aczkolwiek stanowcza:  

-  Nie  wolno  nam  ujawniać  adresu  pana  Lee  -  powiedziała.  -  Na 

pewno  dopilnuję,  żeby  otrzymał  pani  wiadomość.  -  Nie  bardzo  ją  to 

zadowalało. Claudia chciała do niego dotrzeć osobiście.  

Giles  będzie  umiał  się  dowiedzieć.  Giles  umiał  złapać  każdego. 

Zadzwoniła  do  jego  studia,  ale  nikt  nie  odbierał.  Niech  to  diabli!  - 

mruknęła, wstając w końcu.  

Przy  drzwiach  wejściowych  leżał  stos  rachunków.  Po  odejściu 

David  przestał  płacić  za  wszystko  i  sterta  rachunków  równomiernie 

wzrastała.  Nie  mogła  zwalić  na  niego  żadnego  z  tych  rachunków, 

gdyż  mieszkanie  i  usługi  były  w  całości  na  jej  nazwisko.  Sprawa 

polegała na dopadnięciu Conrada i zostaniu gwiazdą.  

background image

Linda została na wsi z rodzicami i dziećmi o wiele dłużej, niż się 

spodziewała. Było tak spokojnie, dzieci bawiły się na powietrzu przez 

cały dzień, podczas gdy ona siedziała w domu, a matka zabiegała koło 

niej.  Pobyt  na  wsi  bardzo  ją  relaksował,  a  wiedząc,  że  powrót  do 

Londynu  będzie  początkiem  nowego  życia,  trzymała  się  kurczowo 

tego stanu zapomnienia, który jej dawało przebywanie z rodzicami.  

Matka chciała, żeby Linda została tam na zawsze.  

- Sprzedaj dom - namawiała usilnie. - Tu jest aż nadto miejsca dla 

ciebie.  

Linda  odrzuciła  propozycję.  Dom  jej  rodziców  był  tylko 

tymczasowym  ustroniem  i  choć  propozycja  bardzo  kusiła,  błędem 

byłoby  pozostać.  Zostałaby  tam  pogrzebana,  stłamszona.  Matka 

zajęłaby się wszystkim, nawet wychowywaniem dzieci. Linda stałaby 

się starszą córką w rodzinie.  

W którąś sobotę po południu pojawił się David. Było to pierwsze 

spotkanie, odkąd się rozstali.  

-  Próbowałem  się  dodzwonić  do  domu,  martwiłem  się  -

powiedział. - Pomyślałem, że tu cię znajdę.  

Jej głos był sztuczny, zimny.  

-  Dlaczego  najpierw  nie  zadzwoniłeś?  Dlaczego  po  prostu 

przyjechałeś?  

Czuł  się  skrępowany.  Dziwnie  było  widzieć,  jak  David  szuka 

słów - on, który zawsze był taki pewny siebie.  

- Chciałem się zobaczyć z dziećmi. - Nuta oburzenia wkradła się 

do  jego  głosu.  -  Wiesz,  mam  obowiązek  widywać  się  z  dziećmi.  - 

background image

Wyglądał na wychudzonego i zmęczonego. - Odszedłem od Claudii - 

wypalił szybko.  

Spojrzała na niego beznamiętnie.  

- Czyżby?  

- Cudownie wyglądasz - powiedział.  

Wyglądała  dobrze.  Jej  skóra  błyszczała  od  długich  spacerów  po 

okolicy,  a  włosy  były  lśniące  i  nie  ufryzowane,  związane  niedbale 

wstążką  z  tyłu  głowy.  Wyglądała  szczupło  w  spodniach  i  luźnej 

koszuli.   

Wskazała na podwórze.  

- Dzieci są w ogrodzie. Zawołam je.  

Położył rękę na jej ramieniu.  

- Powiedziałem, że odszedłem od Claudii.  

Strząsnęła niecierpliwie jego rękę.  

-  Słyszałam  za  pierwszym  razem,  Davidzie.  Pójdę  po  dzieci.  - 

Wyszła szybko z pokoju.  

Pozostał  przez  całe  popołudnie,  gawędząc  przyjaźnie  z  jej 

rodzicami  oraz  zabawiając  Janey  i  Stephena  najróżniejszymi  grami. 

David  uruchamia  swój  dobrze  znany  urok,  pomyślała  Linda. 

Chciałabym, żeby sobie poszedł.  

W końcu wyjechał o szóstej. Matka chciała go prosić, żeby został 

na kolacji, ale Linda syknęła do niej:  

- Nie waż się. - Jego urok zadziałał.  

-  On  naprawdę  chce  cię  odzyskać  -  powiedziała  matka  po  jego 

wyjściu.  

background image

W  rzeczywistości  mówiła:  „Powinnaś  do  niego  wrócić".  Linda 

wyczuła to doskonale. Ojciec był mniej bezpośredni.  

-  Ten  chłopak  potrzebuje  ojca  -  powiedział,  kiedy  Stephen 

dokazywał przed pójściem do łóżka.  

Matka powiedziała później tego wieczora:  

- Biedny David wygląda na takiego nieszczęśliwego.  

Linda  nie  mogła  tego  znieść.  Nie  rozumieli.  Chcieli  dobrze,  ale 

ona miała już dość.  

Następnego  ranka  oznajmiła,  że  wraca  do  Londynu.  Spakowała 

się w poniedziałek i pośród łez matki oraz wypowiadanych szorstkim 

głosem  mądrości  ojca  wraz  z  dziećmi  została  odprowadzona  i 

bezpiecznie wsadzona do pociągu.  

Z  radością  znalazła  się  we  własnym  domu.  Dzieci  były 

zadowolone 

podekscytowane 

ponownym 

połączeniem 

zapomnianymi  książkami  oraz  zabawkami  i  okrzyki  „super"  oraz  „to 

moje" rozbrzmiewały w całym domu.  

Ana  dała  jej  wykaz  wiadomości  telefonicznych,  wśród  których 

były  dwa  telefony  od  Jaya  Grossmana.  Zostawił  swój  numer.  Nie 

oddzwoniła  do  niego.  Zastanowiła  się  nad  tym,  ale  jakoś  czuła,  że 

jeżeli naprawdę chce się z nią zobaczyć, spróbuje jeszcze raz.  

Dzwoniła  też  Monika.  Nie  rozmawiały  ze  sobą  od  chwili 

zerwania; to byli przyjaciele Davida. Linda zadzwoniła do niej.  

Monika była zachwycona.  

-  Kochanie  -  wykrzyknęła  -  urządzam  małą  proszoną  kolację. 

Bardzo bym chciała, żebyś przyszła.  

background image

Linda się wahała.  

- Kiedy?  

- Jutro wieczorem. Muszę się z tobą zobaczyć, minęło tyle czasu. 

Przyjdziesz?  

Linda była niezdecydowana.  

- Sama nie wiem. Zaprosiłaś Davida?  

-  Za  kogo  mnie  bierzesz?  Oczywiście,  że  nie.  Nie  chcę  słyszeć 

żadnych wymówek. Do zobaczenia jutro o ósmej. Nie spóźnij się.  

Linda doszła do wniosku, że może być zabawnie. Monika zawsze 

zapraszała  interesujących  ludzi.  Pójdzie  do  fryzjera,  a  potem  kupi 

sobie nową sukienkę. Najwyższy czas, żeby znów zaczęła wychodzić.  

 

Claudia  leżała  niechlujnie  rozwalona  na  kanapie  na tyłach  studia 

Gilesa, który pracował ciężko, fotografując ospałą brunetkę ubraną w 

srebrną, jednoczęściową, obcisłą piżamę.  

Ziewnęła.  

- Czemuż to, u diabła, nie odbierasz swojego cholernego telefonu? 

Mogłeś mi oszczędzić tej wycieczki.  

Giles  nie  obejrzał  się;  skoncentrował  się  całkowicie  na  modelce. 

Po  kilku  minutach  przerwał,  kazał  dziewczynie  zrobić  przerwę  i 

podszedł do Claudii. Zapalił papierosa i wsunął go do jej ust.  

Zaciągnęła się głęboko, zaczęła pluć i się krztusić.  

- Jezus Maria! Palić marychę o tej porze! Jesteś niemożliwy!   

Roześmiał się, odebrał papierosa i powiedział:  

- Czego chcesz?  

background image

-  Przyszłam  się  z  tobą  zobaczyć  -  odparła  nieśmiało.  -  Bo  cię 

kocham.  

- Skończ z bzdetami. Jestem zajęty. Czego chcesz?  

- Właściwie - przeciągnęła się - potrzebuję numeru Conrada Lee. 

Pomyślałam, że mógłbyś go dla mnie zdobyć.  

- Sprawy muszą wyglądać nietęgo, skoro znów go ścigasz.  

Mówiła rozdrażnionym głosem; czasami nie mogła znieść Gilesa.  

- Sprawy nie wyglądają nietęgo i nikogo nie ścigam.  

Wybuchnął śmiechem.  

- Nie zapominaj, że rozmawiasz ze mną, skarbie.  

- Jak mogłabym zapomnieć?  

Wymienili długie spojrzenia.  

-  Dobra  jest  -  powiedział  -  nie  denerwuj  się,  zdobędę  go  dla 

ciebie. - Zadzwonił kilka razy i zdobył dla niej ten numer.  

Zapisała go i uśmiechnęła się.  

- Dziękuję, kochanie - zamruczała jak kot.  

- Nie ma sprawy, złotko; a teraz spadaj stąd. Mam robotę.  

Claudia  poszła  na  zakupy.  Kupiła  białozłotą  sukienkę  z 

jedwabnego  dżerseju  i  złote  buty  na  szpilkach,  niemodne,  ale 

seksowne. Poszła do fryzjera i kazała sobie ułożyć włosy starannie na 

czubku  głowy.  Po  powrocie  do  domu  wykąpała  się,  wlewając  pół 

butelki  olejku  piżmowego  do  wody.  Makijaż  nakładała  przez  dwie 

godziny - martwiąc się, żeby go doprowadzić do perfekcji.  

Kiedy  była  gotowa,  wybiła  siódma.  Wykręciła  numer,  który  jej 

podał  Giles.  Odpowiedział  głos  Conrada,  którego  akcent  łatwo  było 

background image

rozpoznać. Uśmiechnęła się. Zanosiło się na to, że wszystko świetnie 

zagra. Mówiła chłodnym i kompetentnym głosem.  

- Pan Lee?  

- Tak. - Jego głos był szorstki.  

-  Dzwonię  z  czasopisma  „Star".  Może  pan  wie,  że  umieściliśmy 

pańskie zdjęcie na naszej okładce w tym tygodniu i zastanawiałam się, 

czy mógłby pan odpowiedzieć na kilka pytań o sobie.  

Teraz mówił przyjaznym głosem.  

- Moje zdjęcie, co? Jasne, odpowiem na kilka pytań.  

Zarozumiała świnia!  

- Bardzo dziękuję, panie Lee, jeśli poda mi pan swój adres, zaraz 

przyjadę. To potrwa chwilę.  

Zdziwił się.  

- Czy nie mogę na nie odpowiedzieć przez telefon?  

- Nie, panie Lee,  ważne jest, abym usłyszała pańskie odpowiedzi 

osobiście. Jestem pańską fanką!  

- Dobrze, dobrze. - Podał jej swój adres.  

Opanowując  śmiech,  odwiesiła  słuchawkę,  podziwiała  swoje 

odbicie  w  lustrze  i  zadzwoniła  do  portiera,  żeby  przywołał  jej 

taksówkę.  

Conrad mieszkał w okazałym domu w Belgravii. Drzwi otworzył 

służący  w  białej  marynarce,  który  zaprowadził  ją  do  biblioteki. 

Czekała  cierpliwie  przez  piętnaście  minut,  aż  w  końcu  wtoczył  się 

Conrad. Nie zmienił się. Między jego mięsistymi ustami tkwiło grube 

cygaro i miał na sobie tę samą zieloną bonżurkę z zielonego jedwabiu.  

background image

Wstała,  rozmyślnie  manewrując  sobą  tak,  aby  cienka,  jedwabna 

sukienka przywarła  jeszcze  bardziej do  jej  ciała.  Wiedziała,  że  nigdy 

nie wyglądała lepiej.  

- Cześć. - Uśmiechnęła się prowokująco.  

Stanął jak wryty. Widziała, że jej nie rozpoznaje. Wyrwał cygaro 

z ust.  

- Czy pani jest tą cizią ze „Stara"?  

- Czy wyglądam na dziennikarkę?  

Świdrującymi  oczami  przewędrował  po  jej  ciele.  Odzyskał 

pamięć.  

- Hej, ty jesteś tą cizią z mojego party. -  Zmienił ton głosu. - Co 

się tu dzieje, co to ma być?   

-  Ciężko  do  ciebie  dotrzeć.  Zostawiłam  dla  ciebie  masę 

wiadomości.  

- A więc?  

-  Pomyślałam,  że  czas  najwyższy,  abyśmy  się  znów  spiknęli. 

Tylko mi nie mów, że zapomniałeś o frajdzie, jaką mieliśmy ostatnim 

razem.  

Zainteresowanie błysnęło przelotnie w jego oczach.  

- Słuchaj, mam gości. Zostań tu, a ja zobaczę, co się da zrobić.  

Wyszedł  z  pokoju  i  uśmiechnęła  się  triumfująco.  Zdumiewające, 

co może zdziałać bajeczne ciało.  

Nie  było  go  przez  długi  czas.  Wszedł  służący  z  drinkiem  i 

kilkoma czasopismami. Przewertowała je leniwie, czekając. W końcu 

background image

wróci,  a  potem,  jutro  rano,  nastąpi  wejście  Claudii  Gwiazdy 

Filmowej!  

 

15 

Od  dnia  zerwania  z  Claudią  David  czuł  się  przygnębiony.  Nie 

chodziło o to, że chciał z nią zostać, sytuacja była nieznośna. Claudia 

okazała  się  skończoną  szmatą.  Wałkoniła  się,  czytając  magazyny 

przez  cały  dzień,  troszcząc  się  jedynie  o  swój  wygląd  wtedy,  gdy 

wychodzili. Wylegiwała się  w  łóżku do południa, nigdy nie sprzątała 

mieszkania.  

Jedyna  rzecz,  do  której  zdawała  się  być  zdolna,  to  nieprzerwane 

uprawianie miłości. Zanim z nią zamieszkał, był zawsze gotowy, teraz 

po  prostu  nie  mógł  tego  znieść.  Była  nienasycona  i  wymagająca, 

nigdy  nie  miała  dość.  David  zawsze  się  szczycił  swoim  apetytem 

seksualnym, ale to zakrawało na absurd.  

Ucieszyło  go,  że  znalazł  wymówkę,  aby  się  wyprowadzić.  Ale 

depresja  pogłębiała  się,  bo  zamiast  zakończenia  tego  całego  bajzlu  i 

powrotu  do  żony  i  dzieci  został  wyrzutkiem,  który  poza  zimnym 

pokojem  hotelowym  nie  miał  dokąd  pójść.  Skończyły  się  wygody 

domowe, były tylko cztery bezosobowe ściany, puste łóżko i tabliczka 

„Nie przeszkadzać".  

Z  zawzięciem  pogrążył  się  w  pracy  i  rozważał  możliwości 

powtórnego  zejścia  się  z  Lindą.  Doszedł  do  wniosku,  że  powinna  go 

przyjąć z powrotem. W końcu, istniała kwestia dzieci. One chciałyby 

go  z  powrotem.  Wszystko  mogłoby  wrócić  do  poprzedniego  stanu, 

background image

tylko że tym razem nie będzie takim głupcem, żeby się wiązać z taką 

zdzirą  jak  Claudia.  Będzie  ostrożniejszy,  będzie  przebierał,  krótkie, 

dorywcze romanse, nic, co Linda mogłaby odkryć.  

Zadzwonił do swojego byłego domu i służąca poinformowała go, 

że  Linda  i  dzieci  są  na  wsi  u  jej  rodziców.  Był  zadowolony.  Da  jej 

więcej  czasu,  żeby  doszła  do  siebie.  Linda  była  rozsądną  kobietą. 

Będzie wiedziała, że słuszną rzeczą jest ich wspólne życie.  

W pierwszą wolną sobotę pojechał się z nią zobaczyć. Wyglądała 

zadziwiająco  świeżo  i  dobrze,  choć  traktowała  go  chłodno.  Należało 

się tego spodziewać. Powiedział jej  o porzuceniu Claudii. Jej reakcja 

była dziwnie obojętna. Daj jej czas, pomyślał, dojdzie do siebie.  

Był  czarujący  dla  jej  rodziców.  Wiedział,  że  znów  byli  po  jego 

stronie.  

Po  powrocie  do  Londynu  zadzwonił  do  starej  przyjaciółki.  Była 

chichotliwa i trochę głupia, ale miała wspaniałe ciało. Poszli do kina, 

po  czym  wrócili  do  jej  mieszkania.  Była  nędzna  w  łóżku:  nie  miała 

nic  ani  z  opętańczej  namiętności  Claudii,  ani  ze  spokoju  Lindy. 

Wyszedł od niej po godzinie.  

W  niedzielę  obudził  się  wcześnie,  nie  mając  nic  do  roboty.  Pod 

wpływem  odruchu  poszedł  do  biura;  miał  zaległości  z  listami  i  inną 

pracą,  na  którą  nigdy  nie  znajdował  czasu  w  tygodniu.  Po  godzinie 

uzmysłowił  sobie,  że  potrzebuje  sekretarki.  Biedna,  nieładna  panna 

Field. Może była osiągalna, wyglądała na osobę, która nigdy nie robi 

planów. Zatelefonował do niej.  

- Halo - powiedziała bojaźliwym głosem.  

background image

- Panno Field, mówi David Cooper.  

-  Och!  -  pisnęła  z  zaskoczeniem,  jak  gdyby  przyłapano  ją  na 

czymś, czego nie powinna robić.  

- Panno Field, jak się pani zapatruje na trochę pracy dzisiaj?  

- Och, panie Cooper, naprawdę?  

- Nie ma sprawy, jeśli pani nie może.   

- Och, nie. Och, panie Cooper, oczywiście, że mogę.  

- To dobrze. Niech pani szybko przyjeżdża.  

Przyjechała w przeciągu pół godziny, blada i nerwowa.  

-  Bardzo  ładnie  pani  dziś  wygląda,  panno  Field  -  powiedział 

grzecznie.  

Sczesała  rzadkie,  włókniste,  brązowe  włosy  w  dół  zamiast 

ściągnięcia ich jak zwykle do tyłu, a cienkie, zwykle bezbarwne usta 

pomalowała  szminką  o  ostrym,  szkarłatnym  kolorze.  Niedzielne 

ubranie składało się z brązowej sukienki i niebieskiego, rozpinanego, 

wełnianego swetra. Była obrazem nieładnej prostoty.  

Przez  cały  dzień  pracowali  wydajnie,  aż  zaczęło  się  ściemniać  i 

David nagle uświadomił sobie, że robi się późno.  

-  Chyba  lepiej,  żebyśmy  już  skończyli  -  powiedział  z 

ziewnięciem. - Musi pani być głodna.  

- Panie Cooper - mówiła nerwowym, niezdecydowanym głosem - 

może  miałby  pan  ochotę  zjeść  ze  mną  mały  obiad.  - 

Jaskrawoczerwony  rumieniec  dosięgał  linii  jej  włosów.  -  Stawiam 

sobie  za  cel  zawsze  przygotować  pierwszorzędny  obiad  w  niedzielę; 

to jedno z moich małych hobby i byłoby mi niezmiernie miło, gdyby 

background image

go pan skosztował. Boeuf Stroganow ze świeżą, zieloną sałatką, a na 

deser cytrynowa merenga.  

Brzmiało nieźle. Poza tym, nie miał gdzie iść. Rumieniła się bez 

przerwy i Davidowi zrobiło się jej żal.  

- Świetny pomysł, panno Field. Z przyjemnością.  

Mieszkała  w  małej  kawalerce.  Kanapa,  starannie  ozdobiona 

poduszkami  wykonanymi  na  szydełku,  najwyraźniej  pełniła  również 

funkcję łóżka.  

Wyciągnęła  wypełnioną  do  połowy  butelkę  sherry  -  zbyt 

słodkiego.  David  siadł  i  oglądał  telewizję,  podczas  gdy  panna  Field 

krzątała  się  w  kuchni.  Przygotowała  smaczny  obiad,  do  którego 

popijali tanie wino hiszpańskie.  

- Przywiozłam je z wakacji w zeszłym roku - oznajmiła dumnie.   

Po obiedzie była oczywiście trochę wstawiona.  

- Zwykle nie piję - powiedziała z chichotem.  

Po  wypiciu  przed  obiadem  pół  butelki  wina  i  większej  części 

sherry  David  był  również  nieco  pijany.  Jego  uwagę  przykuwał  ekran 

telewizyjny.  Właśnie  nadawano  reklamówkę  Beauty  Maid  i  pojawiła 

się Claudia w wannie. Poczuł znajome, ostre szarpnięcie w kroczu.  

-  Och,  panie  Cooper,  nasza  reklamówka.  -  Panna  Field  usiadła 

szybko na kanapie obok niego.  

Poczuł  bliskość  jej  nogi  obok  siebie  i  położył  rękę  na  jej  udzie. 

Krzyknęła piskliwie i zanim się zorientował, zarzuciła mu ramiona na 

szyję i przyciągnęła jego usta do cienkiej, czerwonej linii. Pocałowali 

się  i  wraz  ze  zniknięciem  Claudii  z  ekranu  zniknęła  jego  żądza.  Ale 

background image

było  za  późno.  Panna  Field  była  już  w  akcji.  W  przeciągu  zaledwie 

kilku sekund podskoczyła, zgasiła światło, uwolniła się od swetra i  z 

powrotem przy nim usiadła.  

-  Mój  najdroższy,  jestem  twoja  -  powiedziała.  -  Zbyt  długo 

czekałam na ten moment.  

Nie  mógł  uwierzyć.  To  wszystko  było  absurdalne.  Położyła  się 

wyczekująco,  drżąc  na  całym  ciele.  Co  powinien  zrobić?  Była  dobrą 

sekretarką. Nie chciał jej stracić. Nie chciał zranić jej uczuć. Zaczęła 

się niecierpliwić.  

- Davidzie, mój najdroższy, chodź do mnie. Nie boję się.  

Odetchnął głęboko i przesunął niepewnie rękami po jej piersiach. 

Nie było piersi!  

- Wiem, że nie jestem hojnie obdarzona - powiedziała nieśmiało - 

ale w moich lędźwiach płonie ogień.  

O mój Boże, pomyślał. W co ja się pakuję?  

Zmęczona  czekaniem,  splotła  ręce  na  jego  karku  i  przyciągnęła 

jego  usta  do  swoich.  To  jakiś  cholerny  koszmar,  pomyślał.  Ale  w 

miarę  jak  jej  język  pieścił  jego  usta,  ciało  Davida  zaczęło  wreszcie 

reagować i wkrótce był gotowy.  

Panna  Field  miała  kanciaste,  kościste  i  zadziwiająco  silne  ciało. 

Zdołała  mu  zdjąć  spodnie  i bieliznę, a potem  językiem  wędrowała  w 

dół  jego  ciała  i  całowała  go,  i  nagle  zawładnął  nim  olbrzymi, 

wstrząsający,  wściekły  wybuch  namiętności.  Wrzasnął,  ale  nie 

przerwała,  doprowadzając  go  do  szaleństwa.  Dreszcz  przeniknął  jej 

ciało i w końcu znieruchomiała.  

background image

Leżeli  w  milczeniu  -  David  rozwalony  w  poprzek  niej.  Nie 

chciało  mu  się  wierzyć  w  to,  co  przed  chwilą  zaszło.  Spokojna, 

nieśmiała panna Mysz Field na pewno wiedziała, co robi.  

Po  jakimś  czasie  wstał  i  zamknął  się  w  łazience.  Pokrywały  go 

czerwone  ślady  w  miejscach,  gdzie  wbiła  mu  palce.  To  była  gorąca 

dziwka! Kiedy  wrócił do pokoju, była z powrotem ubrana w sweter i 

sztywno  sprzątała  ze  stołu.  Unikała  patrzenia  na  niego,  gdy  zakładał 

szorty i spodnie.  

-  Czy  przed  wyjściem  chciałby  pan  kawy,  panie  Cooper?  -

zapytała.  Mówiła  opanowanym  głosem,  jedynie  niewielki  rumieniec 

na policzkach wskazywał na to, co zaszło.  

-  Eee,  nie  dziękuję,  panno  Field.  -  Poszedł  za  jej  przykładem.  - 

Naprawdę muszę już iść.  

-  Mam  nadzieję,  że  powtórzymy  to  kiedyś  -  powiedziała 

zrównoważonym głosem.  

-  Tak.  -  Zawahał  się.  -  Cóż,  zatem  do  widzenia.  Do  zobaczenia 

jutro w biurze.  

- Do widzenia, panie Cooper, do jutra.  

Po  wyjściu  na  ulicę  westchnął  głęboko.  Będzie  musiał  się  jej 

pozbyć.  Codzienna  praca  z  nią  w  biurze  byłaby  straszliwym 

przypomnieniem. Następnym razem zatrudni ładną sekretarkę - tak na 

wszelki  wypadek,  gdyby  kiedykolwiek  przytrafiła  mu  się  podobna 

sytuacja.  

Pomyślał  o  Lindzie  ze  skwaszoną  tęsknotą.  Był  gotów  iść  do 

domu. O Boże, ależ był gotów.  

background image

-  Lindo,  kochanie!  Wyglądasz  absolutnie  oszałamiająco!  Tak 

szczupło,  tak  młodo!  Ten  rozwód  z  pewnością  ci  służy!  -  Monika 

wprowadziła  Lindę  do  salonu.  -  Dziś  jest  tu  interesująca  gromadka, 

żadnych  małżeństw;  razem  z  Jackiem  doszliśmy  do  wniosku,  że  tak 

będzie zabawniej. A teraz pozwól, że cię przedstawię.  

Było może dwunastu ludzi. Stali i siedzieli w różnych miejscach. 

Linda  rozpoznała  brata  Moniki,  projektanta  mody,  który  stał  obok 

niskiej,  przysadzistej  kobiety  ubranej  w  bardzo  nieodpowiedni, 

jedwabny strój w stylu orientalnym.  

-  Ta  kobieta  przy  Rodneyu  to  księżniczka  Lorenz  Alvaro  -

szepnęła Monika. - Ekscytujące, nieprawdaż?  

Linda  nigdy  w  życiu  nie  słyszała  o  księżniczce  Alvaro  i  nie 

widziała w tym nic ekscytującego, gdyż Rodney był homoseksualistą.  

Wkrótce  wdała  się  w  spokojną  pogawędkę  z  jakimś  doktorem, 

wysokim  i  przyjemnym  mężczyzną.  Nim  skończyli  jeden  cocktail 

martini,  on  już  ją  zaprosił  na  kolację  następnego  wieczora  i  Linda 

pomyślała:  dlaczego  nie?  Więc  przyjęła  zaproszenie.  Był  dość 

pociągający  i  wydawał  się  nią  zachwycony.  Zdecydowanie  miły 

mężczyzna, zupełnie nie w typie Davida.  

Przybyli  kolejni  goście  i  Linda  znalazła  się  zaklinowana  w 

narożniku, podczas gdy doktor opowiadał jej długą, zawiłą historię o 

jednym  ze  swoich  pacjentów,  który  chorował  na  żółtaczkę.  To  było 

dość  nudne.  Uśmiechnęła  się  grzecznie  i  żałowała,  że  przyjęła 

zaproszenie  na  kolację.  Doktor  czy  nie,  cierpiał  na  poważny 

przypadek nieprzyjemnego oddechu.  

background image

Rozejrzała  się  leniwie  po  pokoju.  Potem  zobaczyła  Jaya 

Grossmana.  Wyprostowała  się,  wygładziła  sukienkę  i  poprawiła 

włosy.  Nie  zauważył  jej.  Rozmawiał  z  Rodneyem  i  księżniczką 

Alvaro,  a  potem  dołączyła  do  niego  ta  blondynka,  którą  spotkali  w 

hallu hotelu Dorchester w dniu ich wspólnego lunchu.  

Teraz blondynka wyglądała jeszcze  ładniej w schludnym, białym 

kostiumie  ze  spodniami  i  z  włosami  związanymi  na  czubku  głowy 

białą wstążką. Jay objął ją ramieniem, a ona uśmiechnęła się do niego.  

Linda odwróciła  wzrok. Doktor truł  dalej. Monika ogłosiła, że  w 

drugim pokoju czeka zimny bufet.  

- Jestem głodna - powiedziała dobitnie Linda.  

-  Dobre  sobie  -  zawołał  doktor  -  musiałem  zanudzać  panią  na 

śmierć. Chodźmy zjeść. - Chwycił ją zaborczo za łokieć i poprowadził 

do drugiego pokoju, gdzie wpadła prosto na Jaya.  

Balansował dwoma talerzami z jedzeniem, które niemal upuścił.  

- Linda! - Z jego głosu wynikało, że się cieszy.  

- Jay - powiedziała, przybierając ten sam ton.  

- Gdzie się podziewałaś?  

- Na wsi z dziećmi.  

- Wspaniale wyglądasz.  

Czy przedtem wyglądałam tak strasznie? Zastanowiła się.  

- Dziękuję. - Nie mogła się powstrzymać od głupiego uśmiechu.  

Stali  i uśmiechali  się  do  siebie,  a potem  doktor  zwiększył  uścisk 

na jej łokciu i powiedział:  

- Lepiej chodźmy po jedzenie.  

background image

- Ach, tak. - Serce Lindy biło mocno.  

- Do zobaczenia za chwilę - powiedział Jay. Mrugnął i powiedział 

z imitacją brytyjskiego akcentu: - Lepiej idźcie po jedzenie!  

Kiedy Jay znalazł się poza zasięgiem słuchu, doktor stwierdził:  

- Te amerykańskie typy filmowe wszystkie są takie same.  

- Tak?  

- Wie pani, zuchwali, wulgarni, zaabsorbowani sobą.  

- Czy zna pan Jaya Grossmana? - zapytała Linda ze złością.  

- Powiedzmy, że mamy wspólnego przyjaciela.  

- Kogo? - zapytała grubiańsko.  

- Zachowajmy dyskrecję, żeby nie szkodzić.  

- Co? - Nagle znienawidziła doktora.  

Uśmiechnął się sekretnie.  

- Prawdę mówiąc, znam jedną z jego byłych żon.  

- Och. - Usiłowała okazać brak zainteresowania.  

- Urocza kobieta - ciągnął doktor. - Jestem przekonany, że miała z 

nim straszne życie. Niedawno wyszła powtórnie za mąż.  

- Lori? - zapytała zimno Linda.  

Doktor wyglądał na zdziwionego.  

- Tak.  Lori jest  w  Londynie ze swoim nowym mężem, który jest 

niezmiernie bogaty.  

- Bardzo interesujące - zauważyła sarkastycznie, po czym szybko 

nałożyła  sobie  dokładkę  przed  ucieczką  do  drugiego  pokoju.  Doktor 

deptał jej po piętach. Nie było gdzie usiąść.  

Jay siedział z blondynką na kanapie.  

background image

- Lindo - zawołał. - Usiądź tu.  

- Przepraszam - powiedziała do doktora.  

Jay wstał i Linda usiadła. Blondynka zerknęła na nią poirytowana.  

- Susan - powiedział Jay - poznaj moją bardzo dobrą przyjaciółkę, 

Lindę Cooper.  

- Witam. - Uśmiech Susan był wątły.  

Doktor  przykucnął  przed  nimi,  jedząc  wygłodniale  ze  swojego 

przeładowanego  talerza.  Jay  oddryfował  na  drugi  kraniec  pokoju. 

Susan nagle wstała i powiedziała do Lindy:  

-  Może  pani  przyjaciel  chciałby  usiąść.  -  Przeszła  przez  pokój, 

żeby dołączyć do Jaya, a doktor szybko usiadł obok Lindy.  

Ugrzęzła  na  dobre,  gdyż  doktor  najwyraźniej  nie  miał  zamiaru 

opuścić jej boku.  

- Czy mogę później odwieźć panią do domu? - zapytał.  

- Przykro mi, przyjechałam tu samochodem.  

- Szkoda. - Pokręcił  głową. - Może powinienem za panią jechać, 

tak aby się upewnić, że dojedzie pani bezpiecznie. - Zachichotał.  

Był  takim  nudziarzem,  że  aż  jej  się  chciało  krzyczeć!  Nawet  nie 

pofatygowała  się,  żeby  odpowiedzieć,  tylko  podskoczyła.  On  też 

wstał.  

-  Przepraszam  -  powiedziała  stanowczym  tonem.  -  Muszę  iść  do 

toalety.  

W  sypialni  Moniki  na  piętrze  było  spokojnie.  Usiadła  przy 

toaletce i zmieniła ułożenie kosmyków  włosów. Czy Monika uzna to 

za  grubiaństwo,  jeśli  wyjdzie  bez  pożegnania?  Nie  obchodziło  jej  to 

background image

naprawdę. Poszukała swojego żakietu pomiędzy płaszczami na łóżku. 

Jakąż stratą okazało się kupno nowej, czarnej, szyfonowej sukienki.  

Znalazła  żakiet,  zeszła  z  piętra  i  wyślizgnęła  się  po  cichu.  Jutro 

zadzwoni  do  Moniki  i  wyjaśni,  że  bolała  ją  głowa  i  że  uznała  za 

stosowniejsze 

nie 

robić 

kłopotu 

pożegnaniami. 

Monika 

prawdopodobnie  się  obrazi  i  już  nigdy  jej  nie  zaprosi,  ale  co  z  tego? 

Zabawniej było zostać w domu z dziećmi.  

Po powrocie rozebrała się powoli, zastanawiając się dlaczegóż to, 

u  licha,  trzy  godziny  wcześniej  zadawała  sobie  tyle  trudu  z 

nałożeniem  takiego  starannego  makijażu  i  w  takim  podnieceniu 

oczekiwała  na  nudne  przyjęcie  u  Moniki.  Czego  się  spodziewała? 

Czarującego  Księcia.  Nie  nudnego  doktora  z  nieprzyjemnym 

oddechem.  

Czuła się przygnębiona. Teraz tempo nadawały takie dziewczyny 

jak Susan, ze swoimi gibkimi ciałami. Spójrz prawdzie w oczy, Lindo, 

pomyślała,  najlepsze  lata  masz  już  za  sobą,  oddałaś  je  Davidowi. 

Masz dwójkę dzieci. Jesteś po rozwodzie. Teraz musisz się zadowolić 

drugą kategorią.  

W  nocy  była  samotna.  Raz,  przelotnie,  przyszło  jej  do  głowy, 

żeby  zadzwonić  do  Paula,  ale  przeważył  zdrowy  rozsądek.  Może 

popełniła  błąd,  rozwodząc  się  z  Davidem.  Może  powinna  mu  dać 

jeszcze  jedną  szansę.  Nie,  miała  rację,  to  było  lepsze  od  życia  w 

zakłamaniu.  

Zapadła w niespokojny sen. Godzinę później obudził ją telefon.  

- Halo. - Mówiła zaspanym głosem.  

background image

- Usiłujesz mnie unikać?  

- Co? - Umysł nadal miała uśpiony.  

-  Zostawiam  dla  ciebie  wiadomości,  nie  oddzwaniasz. 

Zignorowałaś mnie dziś wieczorem, a potem po prostu uciekłaś. Jutro 

chcę z tobą zjeść kolację, żadnych wymówek.  

- Tak, Jay - odrzekła słabym głosem.   

- Przyjadę po ciebie o ósmej, i żadnych telefonów, że nie możesz. 

Dzwoniłem do ciebie trzy razy.  

Nie wiedziała, co powiedzieć.  

- Dobrze, jutro o ósmej - powiedział po krótkiej pauzie - i załóż tę 

czarną sukienkę, którą miałaś dziś na sobie, wygląda wspaniale.  

Nagle  wszystko  zdawało  się  znów  być  w  jasnych  kolorach.  Jay 

Grossman z pewnością nie należał do drugiej kategorii.  

 

Conrad  w  końcu  wrócił.  Nie  było  go  przez  półtorej  godziny  i 

Claudia,  znudzona  czasopismami  i  czekaniem,  była  trochę 

rozdrażniona. Skryła irytację pod maską uśmiechu.  

Był  pijany.  Schwycił  ją,  a  jego  mięsiste  ręce  macały  jej  ciało 

przez  cienką  sukienkę.  Wykręciła  się  z  uścisku.  Nie  tak  to 

zaplanowała.  

- Nie idziemy na górę? - zapytała.  

Jego  oddech,  mieszanina  szkockiej  i  silnego  odoru  czosnku, 

ogarnął ją całą, kiedy odparł:  

- Jasne, jasne. Chcę tylko zrobić mały  wstęp. - Na siłę  wepchnął 

rękę w dekolt jej sukienki, chwytając piersi szorstkimi paluchami.  

background image

-  Sprawiasz  mi  ból.  Ej,  rozdzierasz  mi  sukienkę.  -  Znów 

odepchnęła  go  od  siebie,  wściekła  na  rozdartą  sukienkę,  ale  nadal 

uśmiechając  się  prowokująco.  -  Chodźmy  na  górę,  kochanku  - 

zagruchała. - Urządzimy tam sobie wspaniały spektakl.  

-  Najpierw  zdejmij  ubranie.  Chcę  rzucić  okiem  na  towar,  który 

biorę - powiedział natarczywie.  

Najwyraźniej  nie  było  sensu  spierać  się  z  nim.  Urządzi  go  po 

zaciągnięciu do łóżka.  

Powoli  zsunęła  zmysłowe  fałdy  białego  dżerseju.  Pod  spodem 

miała  tylko  cienki  pas  do  podwiązek  i  jasne,  delikatne  pończochy,  a 

długość jej nóg podkreślały buty na wyjątkowo wysokich szpilkach.   

Rzucił  się  na  nią,  padając  na  kolana  i  chwytając  wokół  talii. 

Zagłębił  zęby  w  jej  brzuchu  i  mocno  ugryzł.  Krzyknęła  z  bólu  i 

odepchnęła go kopnięciem.  

- Ty sukinsynu!  

Wybuchnął głuchym, głośnym, dudniącym śmiechem.  

Roztarła  brzuch,  błyskając  niebezpiecznie  oczami  i  uśmiechając 

się zaciśniętymi ustami. A więc chciał się pobawić w gierki, co? Cóż, 

ona też znała kilka własnych.  

- Chodź. - Potoczył się do drzwi.  

Poszła  za  nim.  Popchnął  ją  przed  sobą  na  schody,  głaszcząc  jej 

nogi, próbując macać ręką między nimi. Dotarli do sypialni. Było tam 

bardzo ciemno, prawie nic nie widziała.  

- Kładź się na łóżku - rozkazał.  

background image

Weszła  na  duże,  okrągłe  łóżko,  myśląc  ponuro,  że  wszystko 

będzie wyglądać inaczej rano, kiedy ten duży tłuścioch wytrzeźwieje.  

Włączył  światła  -  jaskrawe,  oślepiające  światła,  które  padały  na 

łóżko pod ostrym kątem. Dostrzegła olbrzymie lustro ponad łóżkiem.  

Wgramolił  się  na  nią,  nawet  nie  zawracając  sobie  głowy,  żeby 

zdjąć ubranie, rozpinając tylko spodnie.  

- Otwórz się, skarbie - powiedział - zróbmy coś konkretnego.  

Wykorzystał  ją  brutalnie  -  wgniatał  i  wbijał  się  w  nią,  a  potem 

chciał tego w różnych pozycjach, zmuszając ją, żeby mu to robiła pod 

każdym kątem, jaki można sobie wyobrazić.  

Pracowała  ciężko.  To  było  coś,  co  musiał  zapamiętać.  Zabawna 

rzecz,  naprawdę,  kiedy  stanie  się  sławna,  wszyscy  będą  mówić,  że 

odkryto ją błyskawicznie, przez noc. Ileż będą mieć racji!  

Wreszcie  skończył.  Całe  ciało  bolało  ją  od  jego  nacisku.  Była 

posiniaczona  i  zmordowana.  Leżała  rozłożona  na  łóżku,  zbyt 

osłabiona, żeby się poruszyć.  

Conrad był zadziwiająco pełen życia.  

- Mam dla ciebie małą, podniecającą niespodziankę - powiedział. 

- Nie ruszaj się z miejsca.  

Zszedł  z  łóżka  i  przycisnął  jakiś  włącznik  przy  drzwiach.  Lustro 

nad łóżkiem rozdzieliło się na pół i rozjechało gładko na dwie strony, 

pozostawiając olbrzymią lukę w suficie. Z ziejącego otworu spoglądał 

na nią krąg uśmiechniętych twarzy.  

Usiadła przerażona.  

background image

- To tylko kilku moich przyjaciół - powiedział swobodnie Conrad. 

- Te dwukierunkowe lustra to wspaniały bajer, żeby przyjęcie odbyło 

się z hukiem! - Zarechotał. - Wybierz sobie następną osobę.  

Jakaś  kobieta  o  starej  i  groteskowo  umalowanej  twarzy 

powiedziała:  

- Może ja, Conrad? Mogę z nią to zrobić? Wygląda na to, że ona 

wie, na czym to polega.  

Jakiś męski głos powiedział:  

- Nie, teraz ja, pozwólcie mi ją porządnie przerżnąć.  

- O Boże! - Claudia zeskoczyła z łóżka.  

-  O  co  chodzi?  -  zapytał  Conrad.  -  Nie  chcesz  zagrać  w  moim 

filmie?  

Popatrzyła  na  niego,  wszystkie  instynkty  ostrzegały  ją,  żeby 

stamtąd  wyszła.  Ale  teraz  wychodzić  -  jaki  sens?  To  jej  nie 

zaprowadzi na srebrny ekran.  

- Dobrze - powiedziała wreszcie. - W porządku. Zostanę, ale tym 

razem lepiej, żebyś mówił poważnie.  

- Mówię poważnie - rzekł zdawkowo.  

 

16 

David zdołał przebrnąć przez pierwszą część następnego tygodnia 

bez  trudu.  Panna  Field  była,  jak  zawsze,  doskonałą,  spokojną, 

nienatrętną sekretarką. Oboje nie robili żadnych aluzji do poprzedniej 

niedzieli.  Zaiste,  zachowywali  się  tak,  jak  gdyby  to  się  nigdy  nie 

zdarzyło.  

background image

David czuł, że być może to  wszystko było  złym snem, ale jakieś 

ponure  przeczucie  ostrzegało  go,  że  to  jednak  prawda.  Im  szybciej 

pozbędzie  się  panny  Field,  tym  lepiej.  Tymczasem  ich  stosunki  były 

dokładnie takie same, jak przedtem.  

Postanowił  odczekać  kilka  tygodni,  a  potem  spowodować  jej 

przeniesienie  do  innego  działu,  być  może  z  podwyżką.  Nie  miałaby 

nic przeciwko temu.  

Pan  Taylor  z  Fulla  Beans  przyjechał  do  miasta.  Davidowi  nie 

uśmiechała  się  ta  myśl,  ale  jak  zwykle  wybrano  go,  żeby  zabawiał 

gościa. Czy ci biedni businessmani spoza miasta nigdy nie mają dość 

tych  znanych  do  znudzenia,  bajońsko  drogich  lokali  nocnych  i 

żałosnych, niechlujnych dziewczyn do towarzystwa? Wyglądało na to, 

że nie. Jeszcze raz David musiał mu załatwić towar na noc, tym razem 

dużą, rudowłosą dziewczynę o imieniu Dora. Dora śmiała się często i 

zasugerowała,  że  byłaby  kupa  frajdy,  gdyby  Burt  Taylor  oraz  on 

poszli z nią do łóżka.  

Żadnemu  z  nich nie podobał  się ten pomysł.  Burtowi  dlatego,  że 

nie  chciał  się  dzielić.  A  Davidowi  dlatego,  że  nie  chciał  się 

zapoznawać  z  jej  ciałem.  Bardzo  nalegała  i  kiedy  Burt  Taylor, 

wybałuszając  oczy  na  samą  myśl  o  przedstawieniu,  jakie  oferowała, 

zaczął  myśleć,  że  ostatecznie  nie  jest  to  taki  zły  pomysł,  David 

naprawdę miał już tego powyżej uszu.  

Zdołał  w  końcu  ich  przekonać,  żeby  poszli  sami.  Nienawidził 

rozrywek  tego  typu.  Te  flądry  z  lokali  nocnych  nie  były  dla  niego. 

Wrócił do hotelu i poszedł spać.  

background image

Tydzień  ciągnął  się  bez  końca.  W  środę  po  południu  zadzwonił, 

żeby porozmawiać z dziećmi. Dopiero co wróciły ze szkoły do domu i 

jadły podwieczorek. Ana powiedziała mu, że pani Cooper wyszła. Był 

pewien, że Linda nie miałaby nic przeciwko, gdyby wpadł, żeby się z 

nimi zobaczyć. Może pozwoliłaby mu pozostać na obiedzie. Z  Lindą 

wszystko  było  tylko  kwestią  czasu.  W  końcu  uzmysłowi  sobie,  że 

jedyna rozsądna rzecz to przyjąć go z powrotem.  

Powiedział  służącej,  że  zaraz  tam  przyjedzie.  Wymamrotała  coś 

po hiszpańsku. W tle słyszał podniecone piski dzieci. Wyszedł z biura 

w radosnym nastroju i poszedł do sklepu z zabawkami Hamleya, skąd 

wyszedł  obładowany  grami  i  zabawkami.  Zatrzymał  się  przy  Swiss 

Cottage  i  kupił  kwiaty.  Dwie  godziny  upłynęły  do  chwili,  kiedy 

zadzwonił do drzwi.  

Linda  otworzyła  drzwi,  z  zaciśniętymi  ustami  i  wściekła. 

Zablokowała wejście.  

- Dzieci są w trakcie kąpieli - powiedziała zimnym głosem.  

- W porządku, mogę poczekać. - Podał jej kwiaty. Zignorowała je.  

-  Davidzie,  mamy  umowę,  że  odwiedzasz  dzieci  tylko  w 

weekendy.   

- Co za różnica, kiedy przychodzę? Masz zamiar mnie ukarać, bo 

chcę się zobaczyć z moimi dziećmi?  

Cofnęła się ze znużeniem. Nie chciała być niesprawiedliwa co do 

dzieci, ostatecznie on był ich ojcem.  

- Wejdź, ale proszę cię, żebyś więcej tego nie robił.  

background image

-  Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  Nie  mam  więcej  odwiedzać 

własnych dzieci?  

-  Nie,  Davidzie,  to  znaczy,  że  proszę  cię,  abyś  się  trzymał 

uzgodnionych terminów.  

-  Zadziwiasz  mnie.  -  Pokręcił  głową.  -  Nigdy  nie  myślałem,  że 

użyjesz Janey i Stephena jako broni przeciwko mnie.  

Jej oczy napełniły się łzami na niesprawiedliwość tego, co mówił.  

- Wcale tego nie robię. Tylko próbuję robić to, co najlepsze.  

Spojrzał na nią chłodno.  

-  I  myślisz,  że  to  najlepsze,  aby  dwojgu  niewinnym,  małym 

dzieciom nie pozwalać się zobaczyć z ojcem?  

- Przekręcasz sens moich słów.  

-  Niczego  nie  przekręcam.  Tylko  powtarzam  to,  co  mówisz.  - 

Pchnął  kwiaty  w  jej  kierunku.  -  Weź  je;  albo  może  wolałabyś  je 

wyrzucić tak jak mnie.  

Przyjęła kwiaty.  

- Zobaczę, czy kąpiel skończona.  

- Czy mogę prosić o pozwolenie pójścia na górę i zobaczenia ich 

w wannie? - Mówił zgryźliwym tonem.  

- Oczywiście.  

Stephen  stał  na  szczycie  schodów,  wyszorowany  i  czysty  w 

piżamie w paski.  

- Tatuś! - krzyknął.  

Linda usłyszała okrzyk radości na dole. Zerknęła na zegarek. Była 

szósta.  Może  powinna  zadzwonić  do  Jaya  i  powiedzieć  mu,  że  nie 

background image

może  dotrzymać  obietnicy  spotkania.  Czuła  taki  zamęt  w  głowie. 

Stosunek  Davida  do  niej  był  taki  niesprawiedliwy.  Zachowywał  się, 

jakby to wszystko było jej winą.  

Zszedł  na  dół,  Janey  tuliła  się  w  jego  ramionach,  Stephen 

przywarł  do  jego  ręki.  Przyniósł  pakunki  z  samochodu  i  dzieci 

zakrzyknęły z podniecenia.  

Linda  zamknęła  drzwi  salonu  i  zostawiła  ich  wszystkich  razem. 

Poszła na górę i położyła się na łóżku. Myślała, że najbardziej bolesna 

część  rozwodu  jest  skończona,  ale  kiedy  się  ma  dzieci,  to  sprawa 

nigdy nie jest skończona, zawsze jest mały, pytający głos: „Dlaczego 

tatuś już tu nie mieszka? Kiedy tatuś wróci? Czy kochasz tatusia?".  

Spróbowała  się  skontaktować  z  Jayem.  Nie było  go.  Po  godzinie 

zeszła do salonu. Z wymuszonym uśmiechem powiedziała:  

- Chodźcie już, czas do łóżka. Jutro idziecie do szkoły.  

Stephen wlepił w nią wzrok.  

- Och, mamusiu!  

Janey zaczęła płakać.  

- Może jeszcze dziesięć minut? - zapytał David.  

- Proszę, mamusiu - błagała Janey.  

- Och, dobrze. Ale nie dłużej. - Ponownie zerknęła na zegarek.  

Było po siódmej, a Jay miał przyjść o ósmej. Nie chciała, żeby się 

spotkał  z  Davidem.  Żałowała,  że  nie  może  znaleźć  Jaya  i  odwołać 

spotkania z nim. Nie żeby tego chciała, ale teraz naprawdę nie miała 

ochoty wychodzić.  

background image

Po  kolejnych  dwudziestu  minutach  dzieci  leżały  bezpiecznie  w 

łóżku,  a  David  czytał  im  bajki.  Kiedy  zszedł  do  salonu,  była  już  za 

kwadrans ósma. David wpadł w serdeczny nastrój.  

- Wypiłbym drinka.  

Była niespokojna. Miała jak najbardziej słuszne prawo do wyjścia 

na  randkę,  ale  instynktownie  wiedziała,  że  Davidowi  to  się  nie 

spodoba.  

Nalał sobie szkocką.  

-  Wiesz,  Stephen  to  bardzo  rozgarnięty  chłopak.  Musimy 

poważnie porozmawiać o jego przyszłości.  

Linda wzięła się w garść.  

- Tak, musimy, ale nie teraz. Muszę się przebrać. - Jej głos stał się 

buntowniczy. - Wychodzę.   

-  To  miło.  -  Zaległa  cisza,  po  której  dodał:  -  Prowadzisz  dość 

wygodne życie.  

Mówiła opanowanym głosem.  

- Słucham?  

-  No  cóż,  wiesz,  żadnych  zmartwień,  ładny  dom,  ja  płacę 

wszystkie rachunki, a ty możesz się wszędzie szwendać i robić, co ci 

się żywnie podoba.  

- Nie szwendam się i ty o tym wiesz.  

- Nie próbuj mi mydlić oczu. Jesteś atrakcyjną kobietą, rozwódką. 

Każdy facet wie, że to gratka: wolna babka do łóżka zawsze cieszy się 

wzięciem. Musisz mieć mnóstwo propozycji. Ba, założę się...  

Jej policzki zapłonęły.  

background image

- Wynoś się! Wynoś się stąd!  

Spokojnie odstawił drinka.  

-  O  co  chodzi?  Tylko  nie  próbuj  mi wmawiać,  że  nie  chodzisz  z 

facetami do łóżka.  

- Proszę, odejdź, Davidzie. Natychmiast.  

Podszedł wolnym krokiem do drzwi.  

-  Już  dobrze,  nie  denerwuj  się.  Nie  będę  się  tu  pałętał,  żeby  ci 

zepsuć  randkę.  Wrócę  do  pokoju  w  hotelu; nie  martw  się  o  mnie, po 

prostu baw się dobrze.  

Kiedy  doszedł  do  drzwi  wejściowych,  zatrzasnęła  mu  je  przed 

nosem.  Ze  złością  wsiadł  do  samochodu.  Bezmyślna  dziwka!  Była 

równie  zła  jak  Claudia.  Wszystkie  takie  same,  wszystkie  to  dziwki, 

które próbują złapać faceta za jaja i wszystko z człowieka wycisnąć.  

Pojechał za róg, po czym  wrócił i zaparkował  w odległości kilku 

domów.  Równie  dobrze  może  zaczekać  i  zobaczyć,  z  kim  Linda 

wychodzi.  

Jay  przyjechał  z  kilkuminutowym  spóźnieniem,  ale  nie 

wystarczającym, aby Linda doszła do siebie. Zastał ją w łzach.   

- Nie mogę wyjść - szlochała.  

Objął ją ramieniem. Wsparła głowę  na jego piersi i opowiedziała 

mu chaotycznie o tym, co się stało. Jay okazywał współczucie.  

- Jutro z samego rana musisz porozmawiać ze swoim prawnikiem. 

Możesz  uzyskać  nakaz  sądowy,  żeby  przestał  cię  nachodzić;  ma 

ustalone pory odwiedzin u dzieci i będzie musiał się ich trzymać.  

background image

- Po prostu pomyślałam sobie, że to  byłaby taka podłość z mojej 

strony, gdybym nie pozwoliła mu się widywać z dziećmi.  

- On tak właśnie chce, żebyś się czuła. Prawdopodobnie dość się 

nałajdaczył i postanowił  wrócić. Jego jedynym sposobem dotarcia do 

ciebie są dzieci.  

- Tak myślisz?  

-  Jasne.  Słuchaj,  Lindo,  jestem  doświadczony  w  tych  sprawach. 

Schrzanił  piękny  układ  z  tobą.  Nie  jesteś  jakąś  tam  idiotką;  jesteś 

uroczą  kobietą  i  założę  się,  że  on  chce  cię  odzyskać.  -  Przerwał,  po 

czym zapytał mimochodem: - Co do niego czujesz?  

Zamyśliła się.  

-  Sama  nie  wiem.  Już  go  nie  kocham.  Chodzi  tylko  o  to,  że 

pomimo jego obelg, naprawdę współczuję mu. W końcu ja mam dom 

i dzieci, a co on ma?  

-  Hej,  ho,  skarbie,  zaczynasz  myśleć  tak,  jak  on  chce,  żebyś 

myślała. Dokonał wyboru, prawda?  

Potaknęła głową.  

- Masz rację.  

-  To  dobrze,  wreszcie  zaczynasz  sobie  uświadamiać,  że  zawsze 

mam rację!  - Roześmiał się. -  A teraz idź na górę, przypudruj nosek, 

załóż tę czarną sukienkę i chodźmy.  

Uśmiechnęła się.  

- Tak, Jay.  

Zabrał  ją  do  restauracji  Annabel.  Zjedli  elegancką  kolację.  Jay 

zabawiał  ją  opowieściami  o  filmie  i plenerze  w  Izraelu.  Opowiedział 

background image

jej o swoich dzieciach - było ich troje, jedno z pierwszego małżeństwa 

i dwoje z drugiego.  

- Piękne kalifornijskie dzieci o blond włosach - powiedział z lekką 

drwiną. - Nie widuję ich zbyt często. Lori nienawidziła dzieci.  

- Ile mają lat?  

-  Karolina  jest  najstarsza,  ma piętnaście  lat i  prawdziwe  kuku na 

muniu. Mieszka w San Francisco z Jenny, moją pierwszą żoną. Potem 

jest  Lee,  ma  dziesięć  lat,  i  dziewięcioletni  Lance.  Teraz  mają 

wspaniałego ojczyma i widuję się z nimi zawsze, kiedy jestem w Los 

Angeles.  

- Nigdy nie byłam w Ameryce. Czy jest tam tak wspaniale, jak na 

filmach?  

Roześmiał się.  

-  Chyba  można  powiedzieć,  że  Hollywood  jest  dość  wspaniałe. 

Osobiście, jedyna rzecz, która mi się tam podoba, to pogoda.  

Po  kolacji  przyłączyli  się  do  nich  przyjaciele  Jaya,  również  z 

branży filmowej. To był uroczy wieczór. Jay zawiózł Lindę do domu 

swoim studyjnym samochodem z szoferem i pocałował ją w policzek.  

- Może w sobotę? - zapytał.  

- Tak - odparła spokojnie.  

-  Jutro  do  ciebie  zadzwonię.  I  nie  zapomnij,  z  samego  rana 

skontaktuj się z prawnikiem.  

- Tak zrobię.  

Uśmiechnęli się do siebie. Weszła do domu i patrzyła przez okno, 

jak Jay wsiada do samochodu. Bardzo go lubiła.  

background image

Claudia  zakopała  się  w  łóżku  w  swoim  mieszkaniu.  Skuliła  się 

pod  przykryciem, 

posiniaczona, 

wykorzystana 

i  przerażona 

perspektywą spojrzenia komukolwiek prosto w oczy.  

Nazajutrz po hańbiącej orgii z Conradem zadzwoniła do swojego 

agenta i powiedziała mu, że wszystko załatwione i że wkrótce otrzyma 

wiadomość  ze  studia.  Potem  połknęła  mieszankę  różnych  tabletek  i 

spała lub przynajmniej próbowała.  

Claudia  nie  była  naiwna,  w  jej  życiu  było  wielu  różnych 

mężczyzn, wiele różnych sytuacji i oczywiście filmy porno. Ale nigdy 

nie  było  nic  tak  poniżającego  jak  wieczór  w  domu  Conrada.  Po 

przymknięciu  powiek  wizje  złych,  uśmiechniętych  twarzy  falowały 

przed  jej  oczami.  Przez  jej  myśli  przebiegły  wszystkie  rzeczy,  do 

których ją zmuszono. Nadal czuła dotyk ich rąk. Jej ciało krzyczało z 

bólu od seksualnego maltretowania.  

Pozostała w łóżku, nic nie jedząc, ignorując telefony, bezwładna i 

odrętwiała  przez  kilka  dni.  Nikogo  to  nie  obchodziło,  nikt  nie 

przyszedł.  Gdyby  umarła,  minęłoby  prawdopodobnie  wiele  miesięcy, 

zanim jej zwłoki zostałyby odkryte. Gdzie się podziewali jej wszyscy 

tak zwani przyjaciele?  

Wreszcie  zmusiła  się  do  wstania.  Była  chuda  i  blada  jak  płótno. 

Ubrała  się  i  wyszła.  Ludzie  na  ulicy  budzili  w  niej  wstręt.  Poszła 

zobaczyć się z Gilesem. Wyjechał na Majorkę. Wróciła do domu i za 

pomocą  nożyczek  do  paznokci  obcięła  swoje  brunatne,  wspaniałe 

włosy. Potem wślizgnęła się do łóżka i tym razem zasnęła.  

background image

Po  przebudzeniu  następnego  dnia  poczuła  się  znacznie  lepiej. 

Otwarła i zjadła kilka puszek. Z przerażeniem zobaczyła, co zrobiła z 

włosami, które teraz sterczały pod najróżniejszymi kątami i wyglądały 

niechlujnie.  Przeczytała  gazety  i  magazyny,  których  stos  urósł  przy 

drzwiach wejściowych, i zatelefonowała do swojego agenta.  

Nie,  nie  otrzymał  jeszcze  żadnej  wiadomości.  Czy  przeczytała  w 

gazecie, że Conrad Lee się żeni? Powtórnie chwyciła gazety do ręki i 

znalazła 

informację, 

która 

brzmiała: 

Conrad 

Lee, 

sześćdziesięciodwuletni,  sławny  producent  poślubia  dwudziestoletnią 

modelkę i byłą debiutantkę w towarzystwie, Shirley Sheldon.  

Shirley  Sheldon!  Claudię  zatkało  ze  zdumienia.  Shirley  Sheldon! 

Byłą  narzeczoną  hrabicza  Jeremy'ego  Francisa,  byłą  striptizerkę.  To 

nie mogło być prawdą.  

Shirley była lipną debiutantką, zainteresowaną jedynie radzeniem 

sobie  w  życiu.  Związała  się  z  Jeremym  tylko  dlatego,  że  posiadał 

tytuł. Claudia przypuszczała, że Shirley poleciała na sławę i pieniądze 

Conrada. Ale cóż, u licha, o n mógł widzieć w niej? Nie była aż taka 

ładna, miała parszywą figurę i była skończoną nudziarą.  

Stary  osioł  musiał  uważać,  że  ona  naprawdę  była  debiutantką. 

Koń  by  się  uśmiał!  Ba,  to  Claudia  ich  sobie  przedstawiła. 

Przypomniała sobie, jak Shirley zjawiła się na jej party z tą wspaniałą 

opalenizną. Musiała się tak opalić w Izraelu. Co za krowa!  Gdzie się 

podziewała  tamtej  pamiętnej  nocy?  Czy  Conrad  nie  włączał 

narzeczonej do swoich orgii? A jeżeli nie, to dlaczego?  

background image

Jeszcze  raz  przeczytała  artykuł.  Ślub  zaplanowano  na  ten  sam 

dzień.  Nie  mogła  po  prostu  uwierzyć.  Chuda  Shirley  Sheldon,  z 

pewnością nie ex-debiutantka i z pewnością nie dwudziestolatka.  

- Ha! - żachnęła się.  

To  wszystko  było  nie  do  zniesienia.  Pod  wpływem  nagłego 

odruchu  podbiegła  do  książki  telefonicznej  i  sprawdziła  numer  do 

hrabicza Jeremy'ego. Znalazła go i wykręciła szybko.  

Zastała go w domu, jąkał się i był niepewny jak zawsze.  

- S-s-słuchaj, Claudio, bardzo miło, że dzwonisz - powiedział, gdy 

się przedstawiła.  

- Idziesz na ślub Shirley? - zapytała bez ogródek.  

-  No  m-m-myślę,  nie  chciałbym  tego  przegapić,  c-c  co?  -

zachichotał radośnie na cały głos.  

-  Pomyślałam  sobie,  że  moglibyśmy  pójść  razem  -  powiedziała 

zdawkowo. - Najwyższy czas, żebyśmy się znów spotkali.  

-  Słuchaj,  to  świetny  pomysł.  Czy  m-m-mam  przyjechać  po 

ciebie?  

Uśmiechnęła się. To było takie łatwe.   

- Wspaniale, o której?  

-  Skoro  przyjęcie  z-z-zaczyna  się  o  sz-sz-szóstej,  to  chyba 

powinienem przyjechać po ciebie o piątej trzydzieści.  

-  Cudownie,  Jeremy.  -  Podała  mu  adres  i  odwiesiła  słuchawkę. 

Cóż to był za idiota.  

Spędziła  popołudnie  u  fryzjera  i  wyszła  całkowicie  odmieniona. 

Włosy  miała  krótkie  jak  u  chłopaka,  lśniące,  z  długimi  pejsami.  Na 

background image

szczęście był to wygląd na czasie. W każdym razie wszystkie czołowe 

modelki nosiły taką fryzurę. Dobrze pasowała do superkrótkiej, kusej, 

złotej sukienki, którą zdecydowała się założyć.  

Jeremy był pod wrażeniem.  

-  S-s-słuchaj,  stara  dziewczynko,  wyglądasz  absolutnie  super!  - 

powiedział po przyjeździe do Claudii.  

Przyrządziła  mu  mocny  cocktail  martini  i  zauważyła,  że  jego 

niezdrowa cera nadal się nie zmieniła. Oparła się silnej pokusie, żeby 

go spytać, czy kiedykolwiek był z dziewczyną w łóżku.  

-  Takie  szczęście,  że  stara  Shirley  w  końcu  usłyszy  dzwony 

kościelne  -  powiedziała,  popijając  martini  i  ukazując  spory  kawałek 

nogi, kiedy siedziała w dużym fotelu naprzeciwko Jeremy'ego.  

Wybałuszył oczy.  

- Tak, n-n-nie da się ukryć.  

- A cóż to się z wami stało?  

-  No  cóż...  -  zamachał  długimi,  kościstymi  ramionami  -  to  s-s-

super  dziewczyna,  dużo  z  nią  frajdy  i  tak  dalej,  ale  p-p-powiedziała, 

że  potrzebuje  kogoś  dojrzalszego.  -  Przełknął  kilka  łyków  martini, 

jego jabłko Adama podskakiwało przy tym rytmicznie. - Nadal jes-s-

steśmy wspaniałymi przyjaciółmi - dodał nieprzekonywająco.  

- Też dobrze - powiedziała raźno Claudia. - W końcu jest o tyle lat 

starsza od ciebie.  

- Tak? - Jeremy spojrzał ze zdziwieniem.  

- Nie chcę zdradzać żadnych tajemnic; to znaczy, ona tak dobrze 

dba  o  siebie,  ale  ostatecznie,  jak  długo  może  wszystkich  zwodzić?  - 

background image

Claudia pokręciła głową z mądrą miną, a Jeremy zapatrzył się na nią z 

bezmyślnie otwartymi ustami.  

-  Idziemy?  -  zapytała  radośnie,  podskakując  i  wygładzając 

sukienkę.  

- Eee... tak. - Jeremy też wstał.  

Był bardzo wysoki i niezdarny: prawdziwa ciapa z dobrego domu, 

pomyślała  Claudia.  Nic  dziwnego,  że  Shirley  puściła  go  kantem  dla 

Conrada. Conrad miał przynajmniej pewien groteskowy styl.  

Jeremy  jeździł  lśniącym,  czerwonym  samochodem  marki  MG, 

który  był  bardzo  niewygodny;  Jeremy  z  trudem  wpychał  się  za 

kierownicę.  

-  Czemu  nie  kupisz  sobie  większego  samochodu?  -  zapytała.  W 

końcu jego rodzice mieli opinię ludzi nadzianych.  

- Och, tym małym autobusikiem naprawdę dojeżdżam, gdzie chcę 

- powiedział dumnie. - Nie z-z-zamieniłbym go.  

Prowadził  źle,  szarpiąc  sprzęgło,  zajeżdżając  drogę  innym 

kierowcom i ścigając się z samochodami na światłach.  

Kiedy  przyjechali  na  miejsce,  Claudia  czuła  się  niedobrze. 

Potrzebowała szybkiego drinka. Co za radość zobaczyć twarz Shirley i 

Conrada, kiedy ją ujrzą. Co za niespodzianka!  

 

David siedział w samochodzie i palił papierosa. Nie musiał długo 

czekać.  Lśniąca,  czarna  limuzyna  prowadzona  przez  szofera 

zatrzymała  się  płynnie  przed  jego  domem  -  cóż,  domem  Lindy.  Z 

wnętrza  samochodu  wynurzył  się  mężczyzna.  David  był  za  daleko, 

background image

żeby  go  rozpoznać.  Zaklął  pod  nosem  i  podjechał  trochę  bliżej,  ale 

było za późno. Mężczyzna już zniknął wewnątrz domu.  

No  cóż,  Linda  z  pewnością  nie  żałowała  sobie.  Kimkolwiek  był 

ten  mężczyzna,  najwyraźniej  miał  pieniądze.  Kobiety  to  takie 

intrygantki.  Nie  mogą  się  doczekać  -  oto  proszę,  zaledwie  kilka 

tygodni po rozwodzie, a Linda już wychodziła na randkę i bawiła się 

wesoło.  Prawdopodobnie  już  nagrała  sobie  tego  frajera.  Dziwka!  Nie 

była lepsza od Claudii.  

Czekał niecierpliwie na ich wyjście. Z pewnością nie spieszyli się, 

prawdopodobnie  odstawiali  szybki  numer  w  salonie.  Zastanawiał  się 

nad wejściem do domu i walnięciem tego faceta - kimkolwiek był - w 

nos. Ale prawdopodobnie i tak by go nie wpuściła.  

Zapłaci mu za to, kiedy David ją odzyska. W takim tempie, jakie 

sobie  narzuciła,  być  może  David  nawet  nie  będzie  jej  chciał  z 

powrotem.  Siedział  pogrążony  w  myślach,  aż  w  końcu  wyszli. 

Mężczyzna,  ten  drań,  obejmował  ją  ramieniem.  Szofer  wyskoczył  z 

samochodu  i  otworzył  im  drzwi.  Wsiedli,  szofer  wślizgnął  się  za 

kierownicę i odjechali.  

Ruszył  w  pościg,  utrzymując  dyskretną  odległość  między 

samochodami.  Miał  pecha.  Przy  Swiss  Cottage  szofer  postanowił 

przejechać  na  żółtym  świetle  i  David,  jadąc  za  nim  na  czerwonym, 

został  zatrzymany  przez  policjanta  na  motocyklu.  Musiał  pokazać 

prawo  jazdy  i  książeczkę  ubezpieczeniową,  a  policjant  zrobił  mu 

wykład na temat niebezpiecznej jazdy.  

background image

Nim  policjant  go  puścił,  ich  samochód  oczywiście  już  dawno 

zniknął w nocnym ruchu. Dokuczliwy głód nie poprawił mu humoru. 

Nienawidził  jeść  w  samotności,  ale  o  tej  porze  wydawało  się,  że  nie 

ma  innej  alternatywy.  Postanowił  pójść  w  jakieś  wesołe  miejsce  i 

skierował samochód do restauracji u Carla.  

Panował  tam  ścisk  jak  zwykle.  Kręciło  się  tam  wiele  jaskrawo 

ubranych kobiet w najbardziej zdumiewających strojach oraz aktorzy, 

fotografowie 

modnie 

wystrojeni 

dandysi, 

specjaliści 

od 

dwuznacznych ról.  

Kierownik sali powiedział mu z lipnym, smutnym potrząśnięciem 

głowy,  że  przynajmniej  dwie  godziny  potrwa,  zanim  zdoła  wyłuskać 

jedno  miejsce  przy  stoliku.  David  wsunął  mu  pieniądze  do  ręki  i 

kierownik  zaczął  widzieć  sprawę  w  nieco  jaśniejszych  barwach. 

Poprosił Davida o zaczekanie w barze, podczas gdy sam zobaczy, co 

uda się załatwić.  

David zamówił szkocką z lodem i rozejrzał się wokoło. Nie mógł 

się powstrzymać od myślenia o ostatnim razie, kiedy tu był z Claudią. 

Zastanowił się, co ona teraz robi, ale stwierdził, że nic go to naprawdę 

nie obchodzi. Gdyby nie Claudia, byłby teraz z żoną w domu.  

Jakaś  kobieta  patrzyła  się  na  niego.  Odwzajemnił  spojrzenie.  Na 

jej  głowie  piętrzyła  się  masa  srebrnoblond  włosów.  Miała  na  sobie 

białe  norki.  Twarz  wyglądała  znajomo.  Siedziała  z  dwoma 

pochłoniętymi  rozmową  mężczyznami.  Głośni,  starzy  Amerykanie  - 

jeden z nich miał na nogach kowbojskie buty.  

Siedziała bardzo spokojnie. Oziębła, piękna i odosobniona.  

background image

Nagle  David  przypomniał  ją  sobie.  Lori  Grossman.  Odłożył 

drinka i podszedł do jej stolika.  

-  Cześć,  Lori  -  powiedział,  a  dla  pobudzenia jej pamięci dodał:  - 

David Cooper. Pamiętasz mnie?  

Jej  uśmiech  był  skąpy  i  zmysłowy,  kiedy  wyciągnęła  długą  rękę 

bielszą od bieli.  

- David. Co za miła niespodzianka.  

Dwaj  mężczyźni  przerwali  rozmowę.  Przedstawiła  starszego  - 

musiał  mieć  coś  koło  siedemdziesiątki  -  jako  Marvina  Rufusa, 

swojego męża.  

David spojrzał ze zdziwieniem. Cóż to się stało z Jayem?  

-  Niech  pan  usiądzie  i  napije  się  -  zaproponował  Marvin  i 

natychmiast podjął rozmowę z drugim mężczyzną.  

Lori zsunęła białe norki, ukazując czarną koronkę wyciętą w duże 

V. Miała małe, ale doskonałe piersi. Nie nosiła biustonosza.  

-  Rzuciłam  Jaya  -  powiedziała  w  odpowiedzi  na  jego 

niewypowiedziane  pytanie.  -  To  był  naprawdę  nędzny  drań.  -

Poprawiła  bajeczną,  diamentową  bransoletkę  otaczającą  jej  chudy 

nadgarstek.  -  Marvin  wie,  jak  traktować  kobietę...  -  Zawiesiła  głos, 

wpatrując  się  wygłodniałe  bladymi,  lodowatymi,  akwamarynowymi 

oczami w oczy Davida.   

Ta  była  już  gotowa!  David  pogratulował  sobie  tego,  że  tak 

pociąga kobiety. Lori pożerała go wzrokiem!  

-  Jesteśmy  z  Lindą  po  rozwodzie  -  powiedział.  -  Po  prostu  nie 

wyszło.  

background image

- Tak, wiem - rzekła przeciągle.  

- Wiesz? - spytał zaskoczony.  

Uśmiechnęła się.  

-  Pewien  ptaszek  mi  powiedział  i  chyba  wiesz,  że  mój  kochany, 

szałowy  były  mąż  umawia  się  z  twoją  byłą  żoną.  Czyż  to  nie 

ciekawostka?  

- Jay spotyka się z Lindą? - Nie mógł uwierzyć.  

- Zgadza się, kochanie. - Przesunęła się bliżej niego i poczuł nagły 

nacisk jej nogi pod stołem. Ręką dotknął jedwabistego uda. Nie mogła 

się doczekać!  

Marvin  kontynuował  rozmowę  z  drugim  mężczyzną,  rozmowę  o 

interesach.  

- Na jak długo tu przyjechałaś? - zapytał David.  

- Tylko kilka dni - odparła przeciągle.  

To  wystarczy.  Jeśli  Jay  posuwał  w  łóżku  Lindę,  David  mógł 

równie  dobrze  skorzystać  z  Lori,  która  najwyraźniej  była  gotowa, 

chętna  i  zdolna.  Pod  stolikiem  podpełzł  ręką  wzdłuż  jej  nogi, 

docierając do gładkiej skóry nad zakończeniem pończochy.  

- Jesteś z kimś umówiony? - zapytała.  

Pokręcił przecząco głową.  

- A więc musisz się do nas przyłączyć. Marve nie będzie miał nic 

przeciwko. Godzinami będzie gadał o interesach.  

Po kilku minutach ich stolik był już gotowy. Sprawdziły się słowa 

Lori,  jej  mąż  kontynuował  maraton  konwersacyjny,  rzadko 

przerywając, żeby coś zjeść.  

background image

Lori  jadła  jak  wróbelek,  skubiąc  drobne  kęsy  steku  i  dziobiąc 

sałatkę. Potem zabrzmiała muzyka i David zaprosił ją do tańca. Była 

bardzo  wysoka,  ptasie  gniazdo  włosów  podwyższało  ją  jeszcze 

bardziej.  

- A więc? - powiedział, kiedy znaleźli się na parkiecie.  

Podniecała  go  perspektywa  zburzenia  tej  widowiskowej 

powściągliwości. Poczuła jego podniecenie i przycisnęła się bliżej.  

-  Kiedy  stąd  wyjdziemy,  Marve  będzie  chciał  iść  na  hazard; 

powiem, że jestem zbyt zmęczona, a ty zaoferujesz się podwieźć mnie 

do hotelu. Mamy osobne apartamenty. Nie będzie nam przeszkadzał.  

Mocno przycisnął ją do siebie. Czuł jej kości, kiedy kręciła ciałem 

w takt muzyki.  

- A co, jeżeli to nie wyjdzie? - spytał.  

- Wyjdzie. - Roześmiała się cicho. - Zawsze dotąd wychodziło.  

 

Zgodnie z obietnicą Jay zadzwonił do Lindy w czwartek i piątek. 

Codzienne otrzymywanie wiadomości od niego wprawiało ją w dobre 

samopoczucie. Sprawiał, że znów czuła się żywa i atrakcyjna.  

Biegała  po  sklepach  w  poszukiwaniu  odpowiedniej  sukienki, 

która go oczaruje w sobotni wieczór. Wszystkie stroje zdawały się być 

wykonane na siedemnastolatki płaskie jak deska. W końcu zadowoliła 

się  bardzo  prostą,  podłużną  sukienką  z  białej  krepy,  zbyt  kosztowną, 

ale pięknie skrojoną.  

background image

Spędziła dzień pochłonięta dziećmi, zabierając je na długi spacer 

po Hamstead Heath i pozwalając pojeździć na osłach. Kochała dzieci, 

a mając Jaya w swoim życiu, zdawała się je kochać jeszcze bardziej.  

Nie spieszyła się z przygotowaniami na spotkanie - długa, gorąca 

pachnąca  kąpiel,  biała  sukienka  z  krepy,  kilka  drobiazgów  z  dobrej 

biżuterii. Nie mogła się powstrzymać od myśli o Jayu uprawiającym z 

nią miłość. Czy chciał tego? Najwyraźniej bardzo ją lubił. Czy będzie 

się do niej dziś zalecał?  

Zalecanie  -  co  za  dziecinna  myśl.  Była  rozwiedzioną  kobietą  z 

dwójką  dzieci,  nie  jakąś  nastolatką  na  drugiej  randce.  Czy  będzie 

chciał  się  z  nią  dziś  przespać?  Takie  określenie  było  bardziej  na 

miejscu. Pragnęła go, potrzebowała go. Minęło wiele czasu.  

W końcu była gotowa i Jay przyjechał, jak zwykle, na czas.  

- Uroczo wyglądasz - powiedział. - Nie masz nic przeciwko, jeśli 

wpadniemy na kilka minut na pewne przyjęcie? Interesy.  

Przyjęcie  odbywało  się  w  Belgravii,  w  eleganckim,  przed-

wiktoriańskim domu, z majordomem i pokojówką przy drzwiach.  

Linda  od  razu  poczuła  się  onieśmielona.  Rozejrzała  się  po 

luksusowym  salonie  i  rozpoznała  kilka dobrze  znanych  twarzy.  Dom 

zdawał  się  być  wypełniony  gwiazdami  i  pięknymi,  młodymi 

dziewczynami.  Jay  znał  wszystkich.  Chodził  po  pokoju  i  pozdrawiał 

różnych  ludzi,  podczas  gdy  Linda  wlokła  się  za  nim  nieszczęśliwa, 

czując się brzydka i nie na miejscu.  

background image

Na  domiar  wszystkiego  wspaniała  blondynka,  którą  rozpoznała 

jako  Susan  Standish,  objęła  go  intymnie  ramieniem  i  szepnęła 

wystarczająco głośno, by Linda usłyszała:  

-  Ty  draniu!  Jak  śmiałeś  wychodzić,  zanim  się  obudziłam  dziś 

rano!  

Jay odepchnął dziewczynę, śmiejąc się swobodnie.  

Linda odwróciła się i przeszła przez pokój. Nikt nie wydawał się 

zainteresowany  rozmową  z  nią.  Było  to  jedno  z  tych  przyjęć,  na 

których  każdy  był  „kimś"  w  przemyśle  filmowym  i  jeśli  nie  było  się 

„kimś" lub piękną, młodą gwiazdką, nikt nie chciał cię znać.  

Znalazła  krzesło  i  usiadła.  Jakąż  idiotką  była.  Jay  nie  był  nią 

zainteresowany,  prawdopodobnie  tylko  jej  żałował.  Ostatecznie,  on 

był  wielkim  reżyserem  filmowym,  miał  do  wyboru  wszystkie 

najlepsze dziewczyny w Londynie. Cóż mogła mu zaoferować, czego 

nie mógłby zdobyć w ładniejszym opakowaniu gdzie indziej?  

Zauważyła, że Jay zmierza w jej kierunku i błysnęła promiennym 

uśmiechem. Nie wolno jej pokazywać, że jest wytrącona z równowagi 

- wprawiać go w zakłopotanie. Po co? Nic nie było między nimi.  

-  Dlaczego  uciekłaś?  -  zapytał  z  lekko  rozbawionymi  oczami.  - 

Zostawiłaś  mnie  w  szponach  kobiety,  niedoszłej  gwiazdy,  zawsze  w 

gorączkowym  pościgu  za  nami,  biednymi,  starymi  reżyserami. 

Dlaczego nie zostałaś, żeby mnie ochronić?  

Miała  ochotę  odpowiedzieć:  „Byłeś  z  nią  w  łóżku  zeszłej  nocy, 

czego  się  spodziewasz?".  Zamiast  tego  tylko  się  uśmiechnęła  i 

odparła:  

background image

- Sama nie wiem. Pomyślałam, że usiądę na chwilę.  

-  Możemy  iść  za  minutę.  Musiałem  się  tu  zjawić,  inaczej  Janey 

nigdy  by  mi  tego  nie  wybaczyła.  -  Wskazał  na  kobietę  po 

czterdziestce, panią domu.  

Wyszli  wkrótce  potem  i  zjedli  kolację  w  małej  restauracji 

francuskiej  w  Chelsea.  Zanim  doszli  do  połowy  posiłku,  Jay  zapytał 

ją,  o  co  chodzi.  Linda  nie  umiała  skrywać  swoich  uczuć  i  jej 

zachowanie wobec Jaya stało się prawie sztywne.  

-  O  nic.  -  Poczuła,  jak  z jakiejś  niewytłumaczalnej  przyczyny  jej 

oczy napełniają się łzami.  

Zmienił temat.  

- Wyjdźmy gdzieś jutro z dziećmi. Nie mogę się doczekać, kiedy 

je poznam.  

Nie potrafiła wymyślić wymówki.  

-  Dobrze.  -  Skinęła  głową  w  odrętwieniu.  -  Nie  obrazisz  się, 

gdybym teraz poszła do domu? Boli mnie głowa.  

Spojrzał ze zdziwieniem, ale nie zadawał pytań. Zapłacił rachunek 

i  wyszli.  Niewiele  rozmawiali  w  drodze  powrotnej  do  Finchley. 

Stwierdziła,  że  odstraszająco  działa  na  nią  obecność  szofera 

siedzącego bezosobowo na przednim siedzeniu.  

Przy drzwiach podała Jayowi rękę, którą potrząsnął poważnie.  

- Spotkam się z tobą i dziećmi jutro około południa. Zabierzemy 

je na lunch - powiedział.   

Potaknęła apatycznie głową. Rano zadzwoni i odwoła spotkanie.  

 

background image

Na przyjęciu ślubnym było tłoczno.  

- Zaprowadź mnie do baru, muszę się napić - powiedziała Claudia 

od razu.  

- S-s-słuchaj, czy najpierw nie powinniśmy ich znaleźć? - wyjąkał 

Jeremy, rozglądając się w roztargnieniu.  

- Nie, chodźmy się napić.  

Poszli prosto do baru. Claudia wypiła szybki kieliszek szampana i 

poczuła  się  lepiej.  Zlustrowała  tłum  gości,  mieszankę  przyjaciół 

Shirley z pseudotowarzystwa i grupę Amerykanów z branży filmowej.  

- Zgraja ludzi wyglądających na nudziarzy - skomentowała ostro.  

Jeremy spojrzał na nią mgliście.  

Kelner  przeszedł  obok  nich  z  tacą  kanapek  i  Claudia  chwyciła 

kilka z nich.  

-  Brrr,  parszywe  żarcie!  -  wykrzyknęła.  -  Trochę  zeschniętego 

mięsa  kiełbasianego,  coś  w  rodzaju  pana  młodego!  -  Zachichotała  i 

przełknęła kolejną porcję szampana.  

Podeszły  do  nich  dwie  wysokie,  chude,  nieco  mniej  pryszczate 

repliki Jeremy'ego.  

-  J.  Francis,  stary  druhu  -  ogłosił  głośno  jeden  z  nich,  zaciskając 

mocno rękę na barku Jeremy'ego i lustrując Claudię. - Jak się dzisiaj 

miewamy?  

- O, cz-cz-cześć, Robin.  

Robin puścił Jeremy'ego.  

- Kim jest twoja urocza dama?  

Jeremy zamachał rękami.  

background image

- Eee, Claudia P-P-Parker; to jest Robin Humphries.  

-  Lord  Humphries,  staruszku.  Niech  dziewczyna  wie,  z  kim 

rozmawia.  -  Uśmiechnął  się  do  Claudii,  ukazując  rząd  krzywych 

zębów poplamionych nikotyną.   

Odwzajemniła  uśmiech.  Popijała  swój  czwarty  kieliszek 

szampana. Drugi młodzieniec przecisnął się niespokojnie do przodu.  

- Jestem Peter Fore-Fitz Gibbons - przedstawił się.  

- Słuchaj, C-C-Claudio. - Jeremy wsunął się po trochu między nią, 

a Robina i Petera. - Naprawdę powinniśmy poszukać S-S-Shirley i jej 

m-m-męża.  

- Jak sobie życzysz, kochasiu. - Mrugnęła do obu młodzieńców. - 

Na razie. Tak trzymajcie.  

Wymienili zaintrygowane spojrzenia.  

- Zabawna dziewczyna, co? - zapytał Robin.  

-  Musi  być  zabawna,  skoro  się  zadaje  ze  starym  Jeremym  -

przyznał Peter.  

Obserwowali ją, jak szła przez pokój, kołysząc biodrami.  

- Chętnie bym ugryzł sobie ten kąsek - zauważył Robin.  

- Tak - zgodził się Peter.  

Claudia dostrzegła Shirley. Podeszła do niej szybko.  

-  Shirley!  Ty  czarny  koniu!  -  Stanęła  przed  nią  mocno,  w  jednej 

ręce  balansując  kieliszkiem  szampana,  a  drugą  trzymając  się 

Jeremy'ego.  

Shirley nawet nie mrugnęła okiem. Uśmiechnęła się grzecznie.  

background image

-  Claudio,  kochanie,  co  za  niespodzianka!  Tak  się  cieszę,  że 

mogłaś  przyjść,  i  Jeremy  aniołek.  -  Stanęła  na  palcach,  podczas  gdy 

Jeremy  złożył głośny i mokry pocałunek na jej policzku. - Cudownie 

widzieć was oboje.  

-  Gdzież  się  podziewa  pan  młody?  -  zapytała  Claudia  nieco 

bełkotliwym głosem.  

- Gdzieś tu się kręci - odparła promiennie Shirley. - Podoba mi się 

twoja  fryzura,  kochanie,  sama  chciałabym  móc  sobie  pozwolić  na 

takie ostre obcięcie.  

Claudia się uśmiechnęła.  

- Jestem pewna, że mogłabyś.  

- Doskonała impreza, to całe przyjęcie - wyjąkał Jeremy.  

Obie dziewczyny zignorowały go.   

-  Conrad  opowiadał  mi  o  frajdzie,  jaką  miałaś  tamtej  nocy  -

powiedziała Shirley głosem pełnym słodyczy.  

Claudia obrzuciła ją ostrym spojrzeniem.  

- Tak, myślałam, że ty tam będziesz.  

Shirley zachichotała łagodnie.  

- Po co miałam tam być, skoro mogę obejrzeć film.  

- Jaki film? - Głos Claudii się wyostrzył.  

-  Och,  Conrad  zawsze  kręci  filmy  z  tych  wieczorów.  -  Shirley 

uśmiechnęła  się  triumfująco.  -  Nie  wiedziałaś?  Właściwie,  to  jego 

hobby. Któregoś wieczora musisz do nas przyjść i pokażemy ci go.  

Claudia  gapiła  się  na  nią  ze  strasznym  uczuciem  mdłości  w 

żołądku. Wiedziała, że Shirley nie kłamie.  

background image

-  No  cóż,  kochanie  -  ciągnęła  Shirley  -  przecież  mówiłaś,  że 

chcesz  wystąpić w jego filmie. - Z dźwięcznym śmiechem odwróciła 

się, żeby przywitać innego gościa.  

Claudia  stała  w  absolutnym  bezruchu,  wściekła  i  rozpalona 

wewnątrz. Ten sukinsyn!  

- Słuchaj, mała, wszystko s-s-super? - zapytał Jeremy.  

Oderwała rękę od jego ramienia.  

- Zamknij się, palancie.  

- Co - wykrztusił z urażoną miną.  

-  Nic.  -  Dokończyła  szampana  i  podała  mu  pusty  kieliszek.  - 

Przynieś mi jeszcze, dobrze?  

Zobaczyła Conrada. Żartował i śmiał się z jakąś starszą parą.  

-  Podeszła  chwiejnym  krokiem.  -  Hej,  człowieku  -  powiedziała 

głośno - gra-tu-lacje.  

Przewiercającymi  oczkami  omiótł  ją  bez  zainteresowania. 

Nadeszła  Shirley  i  uczepiła  się  ochronnie  jego  ramienia.  Claudia 

uśmiechnęła się do Shirley.  

- Jest parszywy w łóżku, ale z drugiej strony, słyszałam, że ty też, 

więc trafił swój na swego.  

Starsza  para  wymieniła  spojrzenia  i  odsunęła  się  nieco.  W  tym 

momencie pojawił się Jeremy ze świeżym kieliszkiem szampana.   

Claudia wzięła kieliszek do ręki i podniosła go do nich.  

- Zdrowie pary zdechłych, starych popierdoleńców.  

Stojący w pobliżu ludzie obracali głowy, żeby popatrzeć. Conrad 

powiedział cichym, opanowanym głosem:  

background image

- Spieprzaj stąd, ty pipo.  

Claudia się uśmiechnęła.  

- Cała przyjemność po mojej stronie, ty pedale! - Chwyciła ramię 

zaskoczonego Jeremy'ego. - Chodź; spływamy z tej stypy.  

Szkarłatny  na  twarzy  Jeremy  wyszedł  razem  z  nią.  Na  zewnątrz 

zaczęła się śmiać.  

- Czyż to nie było zabawne? Czyż to nie była bomba?!  

Twarz Jeremy'ego była jasnoczerwona z zażenowania.  

- S-s-słuchaj, Claudia, jak mogłaś...  

- Co jak mogłam, człowieku? To był tylko żart. - Nagle zarzuciła 

ramiona  wokół  jego  szyi  i  pocałowała  go,  językiem  zmuszając  jego 

sztywne usta do otwarcia. - Chodź, wracajmy do mojego mieszkania i 

urządźmy sobie prawdziwą zabawę.  

Jeremy  poszedł  niechętnie,  w  skrytości  ducha  pragnął  wrócić  na 

przyjęcie ślubne i przeprosić za jej zachowanie.  

Ale Claudia nalegała.  

-  Pokażę  ci,  o  co  w  tym  wszystkim  chodzi,  skarbie  -  szepnęła.  - 

Zabiorę cię w podróż, której nigdy nie zapomnisz.  

Po  powrocie  przyrządziła  mocne  drinki  i  odkręciła  gramofon  na 

pełen  regulator.  Jeremy  siedział  na  kanapie,  sztywny  i  niepewny, 

podczas  gdy  ona  tańczyła  po  pokoju,  falując  ciałem  i  zsuwając 

sukienkę.  

Nie  zwracała  na  niego  większej  uwagi,  gdyż  dała  się  ponieść 

muzyce.  Tańczyła  i  pieściła  swoje  piersi,  po  czym  nagle,  gotowa  na 

niego, podeszła do kanapy i zaczęła ściągać z niego ubranie.  

background image

Zaczął się sprzeciwiać.  

- Co z tobą, jesteś ciotą? - wrzasnęła.  

Wstał  i  rzucił  się  do  drzwi,  zbiegając  po  schodach  jak 

wystraszony osioł. Claudia poszła za nim, miotając obelgi, ale Jeremy 

nie  wrócił.  W  swoim  zamroczeniu  alkoholowym  była  zdumiona.  Po 

raz pierwszy mężczyzna - cóż, kimkolwiek był - dał jej kosza. Musiał 

być homoseksualistą, te ciapowate typy z dobrych rodów zwykle nimi 

są.  

Wróciła  do  mieszkania  i  zaczęła  pociągać  spore  hausty  z  butelki 

szkockiej. Wszawa ciota! Jak śmiał jej odmówić. Prawdopodobnie nie 

był  do  tego  zdolny.  Zachichotała,  po  czym  w  niewytłumaczalny 

sposób  jej  oczy  napełniły  się  łzami.  Jaki  był  cel  jej  życia?  Dokąd 

zmierzała?  Wydawało  się,  że  niezbyt  daleko.  Jedyna  rzecz,  której 

pragnęła, to zostać gwiazdą. Czy to aż tak wiele?  

Łzy  spływały  jej  po  policzkach.  Odkręciła  muzykę  jeszcze 

głośniej,  po  czym  położyła  się  na  podłodze  obok  głośników.  Siła 

muzyki podniecała ją. Zaczęła manipulować przy własnym ciele. Jeśli 

ten  zwariowany,  chudy  pedał  nie  potrafił  jej  zadowolić,  będzie  po 

prostu  musiała  sama  to  zrobić.  Zanim  zdołała  dokończyć  zadanie, 

zapadła  w  głęboki,  pijany  sen,  a  jej  chrapanie  mieszało  się  z  głosem 

Johna Lennona, który śpiewał ,J'm a Loser".  

 

Sprawdziły  się  słowa  Lori  i  po  kolacji  Marvin  natychmiast 

oznajmił,  że  ma  ochotę  na  hazard.  We  czwórkę  stali  na  chodniku 

przed restauracją.  

background image

- Chcesz iść i być moją maskotką na szczęście? - zapytał Marvin 

Lori.  

Owinęła się szczelnie futrem z norek i pokręciła przecząco głową. 

Facet w kowbojkach, gorąco pragnąc już iść, dreptał w miejscu.  

-  Cóż,  zatem  chyba  po  prostu  pogram  sobie  trochę  w  kości  - 

powiedział Marvin.  

- Jeśli pan chce, odwiozę Lori do hotelu - David szybko skorzystał 

z okazji.   

- To bardzo miło z pana strony - zahuczał Marvin. Pocałował Lori 

w policzek. - Wszystkie wygrane dla ciebie, kochanie. -  I po krótkiej 

wymianie  uścisków  dłoni  z  Davidem,  wraz  z  facetem  w  kowbojkach 

oddalił się w kłębach dymu cygarowego i zgiełku słów wymawianych 

z  donośnym,  przeciągłym  akcentem  teksańskim.  Najwidoczniej  był 

ufnym mężem. Albo to, albo nie mogło mu mniej na tym zależeć.  

Lori wybuchnęła śmiechem.  

- Nie mówiłam ci?  

Poszli za róg do jego samochodu i Lori szepnęła do Davida:  

- Jesteś duży? Lubię tylko dużych mężczyzn.  

W  samochodzie  zachowywała  się  jak  suka  w  okresie  cieczki, 

chwytając  go  od  razu.  David  był  dumny  z  tego,  co  miał  do 

zaoferowania. Nie będzie zawiedziona. Podjechał szybko do hotelu.  

Lori przeszła majestatycznie przez westybul, wyniosła i dostojna, 

a  jej  białe  norki  przyciągały  zazdrosne  spojrzenia.  Zatrzymała  się  i 

przywitała  ze  znajomym  aktorem.  Mężczyzna  obdarzył  Davida 

rozbawionym spojrzeniem.  

background image

Jej  apartament  mieścił  się  na  szóstym  piętrze  i  był  bardzo 

luksusowy, umeblowany w tonacji soczystego błękitu i srebra. Rzuciła 

niedbale norki na krzesło.  

-  Zrób  sobie  drinka,  kochanie  -  powiedziała  przeciągle.  -  Założę 

coś wygodniejszego. - Jej dialog pochodził prosto z hollywoodzkiego 

filmu!  

Otwarł  butelkę  szampana,  która  wygodnie  spoczywała  pośród 

kostek  lodu,  i  nalał  dwa  kieliszki.  To  było  życie!  Piękna  kobieta  w 

pięknym  otoczeniu,  szampan,  czegóż  jeszcze  mógłby  chcieć 

mężczyzna?  

Lori  wkrótce  wróciła,  ubrana  w  delikatny,  czarny  negliż,  z 

włosami  nadal  spiętymi  wysoko.  Podał  jej  kieliszek  szampana  i 

pociągnęła z niego mały łyk, po czym położyła się na kanapie; negliż 

rozsunął się nieznacznie, ukazując mlecznobiałe uda.  

David  nie  czuł  jeszcze  pełnej  gotowości.  Lori  wyciągnęła  do 

niego ramiona.  

- Chodź do dziecinki, kochanie - powiedziała przeciągle.  

Odłożył drinka i podszedł do niej.  

- W łazience jest jedwabny szlafrok - wymruczała jak kot. - Może 

zrzucisz ubranie i przebierzesz się w coś wygodnego, tak jak ja.  

Czuł  się  trochę  skrępowany,  ta  oprawa  zdawała  się  zbyt 

doskonała, żeby uwalniać się od ubrania i rzucać je po całej podłodze.  

Pocałował ją w usta, czując smak jej pomadki, a potem poszedł do 

łazienki  i  założył  szlafrok,  który  zaproponowała.  Szlafrok  był  z 

jedwabiu,  z  barwnym  i  drobiazgowo  wykonanym  deseniem, 

background image

prawdopodobnie  należał  do  jej  męża.  David  podziwiał  swoją  męską 

sylwetkę w lustrze, nieźle jak na czterdziestolatka!  

Lori czekała na niego, ułożona w poprzek kanapy, przypominając 

reklamę  z  „Voque'a".  Wziął  ją  w  ramiona.  Wsunęła  ręce  pod  jego 

szlafrok,  delikatnie  drapiąc  mu  sutki  paznokciami  podobnymi  do 

szponów.  

Głaskał  jej  ciało.  Była  bardzo  chuda,  miała  małe,  twarde  piersi  i 

wydłużone, duże sutki. Podniecające ciało - nie miękkie i ciepłe jak u 

Lindy, ani też zaokrąglone i podniecające jak u Claudii. Ale mimo to, 

bardzo zmysłowe. Jak gładki, biały wąż.  

Rozsunął  jej  negliż.  Miała  wyjątkowo  długie  nogi,  zwieńczone 

małą  kępką  srebrnoblond  włosów,  które  kolorem  doskonale 

harmonizowały  z  jej  włosami  na  głowie.  Rozchyliła  je  powoli,  a 

rękami  objęła  jego  plecy,  wbijając  w  nie  paznokcie  i  przyciągając 

Davida do siebie.  

Ze  zdziwieniem  uświadomił  sobie,  że  nie  jest  jeszcze  gotowy. 

Żeby odwrócić jej uwagę od tego faktu, przysunął głowę do jej piersi i 

zaczął je całować.  

Pojękiwała delikatnie, wbijając paznokcie jeszcze mocniej w jego 

plecy. Po kilku minutach zniecierpliwiła się i powędrowała rękami w 

dół jego ciała. Miała zamknięte oczy, które jednak otwarły się nagle, 

kiedy go poczuła.   

- O co chodzi, kochanie? -  wymruczała z  lekkim rozdrażnieniem 

w głosie. - To prawdziwa kotka z Georgii!  

Zażenowany, David odparł szybko:  

background image

- To nic takiego, daj mi tylko chwilę.  

Zirytowana,  zamknęła  na  powrót  oczy,  tym  razem  manipulując 

rękami przy jego męskości: ciągnąc, głaszcząc i ugniatając ją.  

- No dalej, słodziutki - błagała - ta szparka czeka na ciebie!  

Jego  reakcja  fizyczna  równała  się  zeru.  To  był  koszmar,  coś,  co 

nigdy  dotąd  nie  przytrafiło  się  Davidowi.  Wpadł  w  panikę, 

przywołując  w  wyobraźni  każdy  obraz  erotyczny,  jaki  zdołał 

wymyślić.  

I nic, absolutnie nic.  

Usiłował  sobie  przypomnieć  ostatni  raz,  kiedy  uprawiał  seks. 

Myszowata  panna  Field,  jego  przerażająca  sekretarka.  Rozpaczliwie 

pomyślał  o  wieczorze,  który  z  nią  spędził.  Nagle  wszystko  było  w 

porządku, poczuł, jak nabrzmiewa i robi się duży, coraz większy.  

Lori westchnęła z rozkoszy.  

-  Pięknie,  kochanie.  -  Owinęła  go  swoimi  długimi,  bladymi 

nogami, kiedy  zaczął  w  nią  wchodzić  z  całą  siłą,  z pełnym  impetem. 

On jej pokaże!  

Wbijał  się  w  nią.  Wykonywał  silne,  brutalne  pchnięcia.  Lori 

piszczała z rozkoszy.  

- Ooch... ooch... wspaniale, kochanie... to szaleństwo... ooch... nie 

przerywaj...  nie  przerywaj.  -  Zmieniła  ton  głosu.  -  Dlaczego 

przerwałeś?  

Nie  odpowiedział.  Był  zbyt  przygnieciony  zakłopotaniem. 

Słyszał,  że  to  się  zdarza  innym  mężczyznom,  ale  nie  jemu.  Lori 

background image

wpadała  w  coraz  większą  złość.  Jej  gładki,  seksowny,  przeciągły 

sposób mówienia zamienił się w przenikliwy krzyk.  

- Co ci jest? Będziemy się  walić czy nie? Po takie numery mogę 

chodzić do mojego męża.  

David zsunął się z niej.  

- Przykro mi.  

Usiadła wściekła.  

- Tobie jest przykro.   

Potem  też  wstała,  a  jej  twarde  piersi  i  egzotyczne  sutki 

wpatrywały się w niego oskarżająco. 

- Spieprzaj stąd. Muszę sobie znaleźć prawdziwego mężczyznę.  

Upokorzony David poszedł do łazienki i ubrał się. Kiedy wyszedł, 

Lori mówiła kocim głosem przez telefon:  

- Jasne, kochanie, za dziesięć minut będzie świetnie.  

Wyszedł  z  jej  apartamentu  z  uczuciem  wstydu.  Co  za  straszna 

rzecz,  i  dlaczego?  Czuł  do  niej  silny  pociąg.  To  nie  była  jej  wina. 

Choć  być  może  była.  Nie  czyniła  żadnej  tajemnicy  z  tego,  że  poza 

własnym mężem miała wielu innych mężczyzn.  

Poszedł  do  baru  i  zamówił  koniak.  Nim  go  wypił,  doszedł  do 

przekonania,  że  to  wszystko  było  winą  Lori.  Parszywa  dziwka! 

Wykastrowała  go  myślami  o  wielu  innych  mężczyznach.  Wszystkie 

były  takie  same,  kobiety.  Wszystkie  chciały  w  taki  czy  inny  sposób 

zrobić z ciebie impotenta.  

Odruchowo  postanowił  jeszcze  raz  spróbować  tej  nocy.  Nie  z 

Lori,  oczywiście.  Ale  może  panna  Field  Mysz?  Była  spokojna  i 

background image

nieszkodliwa  i  miał  zamiar  pozbyć  się  jej  tak  czy  owak,  więc  cóż  to 

szkodzi,  jeszcze  jedna  sesja?  Nawet  nie  czuł  do  niej  pociągu 

fizycznego,  więc to będzie prawdziwym dowodem, jeśli będzie mógł 

to z nią zrobić.  

Przypomniał  sobie  mgliście,  gdzie  mieszka  panna  Field.  A 

ponieważ był pewien, że będzie w domu, wypił jeszcze jeden koniak i 

ruszył w drogę.  

Waląc  do  jej  drzwi  stwierdził,  że  jest  twardy  jak  skała.  Podeszła 

do  drzwi,  opatulając  się  wełnianym  szlafrokiem.  Długie  i  proste, 

brązowe włosy, ziemista, ściągnięta twarz.  

- Mr Cooper! - wykrzyknęła. - Byłam w łóżku.  

Przepchnął  się  obok  niej,  zdejmując  ubranie  i  upuszczając  je  na 

podłogę.  

- Rozbieraj się - rozkazał.  

Odwracając  wzrok,  spełniła  jego  rozkaz.  Wziął  ją  brutalnie, 

przygważdżając jej cherlawe ciało do podłogi.  

Nic mu nie było!  

 

17 

Linda  wcale  nie  zadzwoniła  następnego  ranka  do  Jaya  i  nie 

odwołała  spotkania.  Przyjechał,  zabrał  ich  wszystkich  na  lunch  i 

dzieci  były  urzeczone.  Opowiadał  im  różne  historyjki,  bawił  się  z 

nimi, a potem poszli wszyscy do kina.  

Wieczorem został w domu na kolacji złożonej z jajek na bekonie i 

Linda odkryła, że jest niezdolna do zerwania tego związku. Zepchnęła 

background image

pannę  Susan  Standish  w  niepamięć  i  nadal  wychodziła  z  Jayem. 

Lubiła  go  i  dzieci  też  go  lubiły,  szczególnie  Janey.  Zresztą  był 

cudowny dla obojga.  

Stało  się  zwyczajem,  że  razem  spędzają  każdą  niedzielę.  Jay 

zawsze  wymyślał  coś  nowego  i  dzieci  z  niecierpliwością  oczekiwały 

na  dzień  poza  domem.  Było  to  tym  lepsze,  że  od  ostatniej  wizyty 

Davida nie mieli o nim żadnych wieści.  

Linda była wściekła. Jeśli o nią chodzi, to wspaniale, ale uznała za 

egoizm  i  podłość  ze  strony  Davida  ignorowanie  dzieci.  Ciągle 

dopytywały  się:  „Kiedy  przyjdzie  tatuś?  Gdzie  on  jest?".  Linda  była 

pewna,  że  gdyby  nie  weekendowe  spotkania  z  Jayem,  dzieci  byłyby 

jeszcze bardziej wytrącone z równowagi.  

-  Czy  tatuś  już  nas nie kocha?  -  zapytała  smutno  Janey  pewnego 

popołudnia.   

-  Oczywiście,  że  kocha,  maleńka  -  odparła  Linda,  przytulając 

dziewczynkę. - Jest po prostu bardzo zajęty.  

-  Kocham  wujka  Jaya  -  oznajmiła  poważnie  Janey.  -  On  nie  jest 

zbyt zajęty.  

Tak  więc  ich  związek  kwitł,  a  po  kilku  tygodniach  Linda 

stwierdziła,  że  jest  bardzo  zakochana  w  Jayu.  Chodzili  do  teatru,  do 

małych,  intymnych  restauracji,  na  duże,  ekscytujące  przyjęcia,  do 

kina. Właściwie, spędzali wspólnie prawie każdy wieczór i regularnie 

każdy  weekend.  Chodzili  do  zoo,  do  parku,  do  różnych  muzeów  i 

urządzali przejażdżki na wieś.  

background image

Jay był zabawny, troskliwy, zainteresowany wszystkim, co robiła, 

ale  nigdy  nie  próbował  niczego  więcej  niż  krótkiego  -  prawie 

braterskiego - pocałunku na dobranoc.  

Zaczynało  ją  to  doprowadzać  do  szaleństwa.  Jej  ciało  domagało 

się  jakiejś  uwagi.  Zawsze  podczas  tańca  musiała  się  ostro  hamować, 

żeby  nie  przycisnąć  się  do  niego  całym  ciałem.  Przy  pocałunku 

czekała  w  napięciu,  aż  Jay  posunie  się  dalej.  Ale  on  pozostawał 

idealnym gentlemanem. Nigdy jej nie dotykał.  

W  końcu  Linda  zdecydowała,  że  już  dłużej  tak  nie  może  i 

postanowiła poruszyć ten temat przy najbliższej sprzyjającej okazji.  

Okazja  nadarzyła  się  wcześniej,  niż  Linda  się  spodziewała.  Byli 

na przyjęciu w studiu z okazji zakończenia filmu i Linda rozmawiała z 

Jayem oraz Bobem Jeffries, drugim reżyserem, gdy podeszła do nich 

panna Standish. Miała na sobie ten sam biały kostium ze spodniami, w 

którym  Linda  ją  poprzednio  widziała.  Strój  ten  bardzo  jej  pasował, 

stanowiąc  uzupełnienie  jej  błyszczącej  skóry  i  zmierzwionych  blond 

włosów.  

- Jay, kochanie - powiedziała półgłosem. - Czy mogę zamienić z 

tobą  słówko?  -  Miała  przebiegłe  oczy,  potajemny  uśmieszek  zawsze 

się błąkał na jej ustach.  

- O co chodzi, Susan? - zapytał uprzejmie.  

- W cztery oczy.  

Jay wzruszył ramionami i odszedł z Susan.  

- Czy ona gra w tym filmie? - zapytała Linda.   

Bob wybuchnął śmiechem.  

background image

- W tej chwili tak, ale coś mi się zdaje, że wyląduje na podłodze w 

pokoju montażowym.  

-  Och  -  Linda  zmieniła  szybko  temat.  Nie  chciała,  żeby  Bob 

pomyślał, że jest zazdrosna.  

Jay  wrócił  dość  szybko  i  nawet  nie  wspomniał  o  incydencie. 

Linda wiedziała jednak, że gdy tylko zostaną sami, zapyta go o to.  

Po  przyjęciu  wraz  z  Bobem  Jeffries  i  jego  żoną  poszli  do 

restauracji  Annabel.  Przeprowadzenie  rozmowy  w  tych  warunkach 

było niemożliwe, a w drodze do domu był zawsze obecny szofer.  

- Jesteś dziś bardzo zamknięta w sobie - zauważył lekkim tonem 

Jay.  

Skinęła głową.  

- Co się stało? - Był tym zainteresowany.  

-  Nie  chcę  teraz  rozmawiać  -  powiedziała,  kiwając  w  kierunku 

szofera. - Wejdź na kawę, jeśli chcesz.  

Nigdy  przedtem,  kiedy  odwoził  ją  do  domu,  nie  zaprosiła  go  do 

środka; być może powinna. Zostawiła go w salonie i poszła do kuchni. 

Teraz  gdy  miała  go  w  swojej  mocy,  cóż  mogła  powiedzieć?  To 

wszystko  było  takie  trudne.  Nie  istniały  słowa,  którymi  mogłaby 

wyrazić to, co czuje. A nie chciała wyglądać na zaborczą.  

W  roztargnieniu  położyła  kilka  czekoladowych  herbatników  na 

talerzyku i przygotowała kawę. Jay czytał wieczorną gazetę. Zupełnie 

nie wiedziała, co ma powiedzieć, kiedy podała mu kawę.  

To on rozwiązał problem, odzywając się pierwszy:  

- Za dwa tygodnie muszę wracać do Los Angeles.  

background image

- Och. - Poczuła się przygaszona.  

Zawahał się, po czym zapytał:  

- Może pojedziesz ze mną?  

- Z tobą? - Przez kilka sekund rozważała tę wspaniałą możliwość, 

po  czym  uderzyła  w  nią  rzeczywistość.  -  To  niemożliwe,  Jay.  Nie 

mogę zostawić dzieci.   

- Zabierz je. Spodobałoby im się to.  

Pokręciła głową.  

- Nie mogę ich zabrać ze szkoły, tak czy owak...  

Przerwał jej.  

-  Lindo,  nie  jestem  zbyt  dobry  w  tych  sprawach.  Zawsze  dotąd 

mówiłem to jedynie idiotkom. - Wstał nerwowo. -  Lindo, proszę cię, 

abyś  za  mnie  wyszła.  -  Ciągnął  pospiesznie:  -  Kocham  cię.  Jesteś 

najcudowniejszą,  ciepłą,  szlachetną  kobietą,  jaką  kiedykolwiek 

spotkałem.  Wiem,  że  raz  się  sparzyłaś  i  wiem,  jak  się  czujesz,  ale 

wierz  mi,  postaram  się  dać  ci  szczęście.  Nie  jestem  doskonały. 

Zadawałem się z wieloma głupimi ciziami - mam słabość do wysokich 

blondynek  i  nie  mogę  temu  zaprzeczyć  -  ale  jeśli  mnie  poślubisz, 

myślę, że wszystko będzie dobrze i myślę, że razem moglibyśmy mieć 

wspaniałe życie. - Przerwał. - A więc?  

- Jay. - Wyszeptała jego imię. - Tak, Jay. Tak. Ja też tego chcę.  

Pocałował ją.  

- Zróbmy to szybko, na przykład jutro. Już dłużej nie potrafię na 

ciebie czekać.  

Poczuła kłucie łez w oczach.  

background image

- Kocham cię.  

Pogłaskał jej włosy.  

-  Teraz  się  prześpij.  Zadzwonię  z  samego  rana.  Załatwię 

wszystko. Im szybciej, tym lepiej, co?  

Potaknęła głową.  

- Im szybciej, tym lepiej - powiedziała cicho.  

 

Kilka  następnych  dni  po  ślubie  Shirley  z  Conradem  Claudia 

spędziła  w  pijanym  otępieniu.  Wypijała  całą  butelkę  szkockiej 

dziennie,  sporadycznie  napychając  usta  tabletkami  nasennymi  lub 

środkami  uspokajającymi,  aż  doszła  do  pewnego  stanu  mglistego 

zapomnienia. Nie jadła, nie myła się i nie ubierała, wałęsała się tylko 

po mieszkaniu w obskurnych szmatkach.  

Telefon  dzwonił,  ale  nigdy  nie  podnosiła  słuchawki.  Pewnego 

dnia dzwonek u drzwi brzęczał tak natarczywie, że była zmuszona je 

otworzyć. Przyszedł Giles.  

-  Jezus  Maria!  -  Przeraził  się  jej  wyglądem.  Zapakował  ją  w 

szlafrok  i  zmusił  do  wypicia  czarnej  kawy,  aż  jej  oczy  zaczęły 

nabierać ostrości i mogła rozmawiać.  

- Jaki odlot sobie zafundowałaś? - zapytał.  

Pokręciła głową.  

- Strasznie się czuję.  

- Strasznie wyglądasz.  

- Jaki dzisiaj dzień?  

- Boże, ty naprawdę odpłynęłaś. Poniedziałek.  

background image

- Poniedziałek. Chyba trochę sobie popiłam.  

Giles  zlustrował  pokój:  puste  butelki  po  szkockiej,  połamane 

płyty, poprzewracane meble.  

- Chyba tak. Kim był ten facet?  

Wzruszyła ramionami.  

- Nikim. Po prostu miałam ochotę zachlać się w pojedynkę. A co 

ty tu w ogóle robisz? Myślałam, że jesteś w Hiszpanii.  

-  Przywiozłem  pomyślne  wieści.  Twoje  cycuszki  są  sławne  na 

całym świecie.  

Wyciągnął  egzemplarz  „Man  at  Play",  jednego  z  najlepiej 

sprzedających się amerykańskich magazynów dla mężczyzn.  

Otworzył  go  i  pokazał  jej  rozkładany  plakat  na  środku,  który  w 

jednolitym  kolorze  przedstawiał  Claudię  stojącą  na  swoim  tarasie  na 

tle  Londynu  w  różowej  koszuli  spryskanej  przez  Gilesa  wodą;  jej 

doskonałe,  zaokrąglone  piersi  sterczały  jędrne  i  pełne,  a  sutki  były 

sztywne i szpiczaste.  

Przewrócił  na  stronę,  gdzie  Claudia  leżała  na  łóżku,  w  czarnym 

negliżu,  z  piersiami  wydostającymi  się  na  zewnątrz,  z  półotwartymi 

ustami i półprzymkniętymi oczami.  

Całe  następne  dwie  strony  również  zajmowała  tylko  Claudia. 

Podpis  brzmiał:  PIĘKNA  LONDYŃSKA  MODELKA  I  AKTORKA 

CLAUDIA  PARKER  POKAZUJE  NAM  KILKA  WSPANIAŁYCH 

WIDOKÓW WIELKIEJ BRYTANII.  

-  Jesteś  wielkim  przebojem  -  powiedział  entuzjastycznie  Giles.  - 

Chcą,  żebyśmy  zrobili  całą  nową  serię  zdjęć.  Zapłacą  fortunę.  Chcą, 

background image

żebyśmy przylecieli do Nowego Jorku. Chcą, żebyś poznała Edgara J. 

Poola  -  właściciela  magazynu.  To  twoja  wielka  szansa,  skarbie.  To 

jest sukces.  

Przejrzała  bacznie  magazyn.  Dlaczego,  och,  dlaczego  obcięła 

włosy?  

- Kiedy jedziemy? - zapytała, a jej twarz zaczęła się rozjaśniać.  

-  Jak  tylko  doprowadzimy  cię  do  formy.  Wyglądasz  cholernie 

mizernie i te włosy... będziemy musieli ci skombinować jakąś perukę. 

Masz, podpisz tu.  

Podsunął jej papier, który podpisała nawet bez jednego spojrzenia.  

-  Zarezerwuję  ci  na  tydzień  miejsce  w  pensjonacie  zdrowia. 

Naprawdę  ci  tego  potrzeba.  Liczę,  że  będziemy  mogli  pojechać  za 

jakieś  dziesięć  dni.  Powiadomię  ich.  Oni  naprawdę  są  na  ciebie 

napaleni,  chcą,  żebyś  była  Miss  Playmonth  Roku.  Skarbie,  ty  i  ja 

będziemy bogaci!  

 

Czy  to  była  piąta  czy  szósta  noc,  którą  David  spędził  u  panny 

Field?  Nie  pamiętał.  Wiedział  tylko,  że  stało  się  jego  nawykiem 

wychodzenie  z  biura,  zjedzenie  kolacji,  wypicie  kilku  drinków,  a 

potem łomotanie do jej drzwi.  

Rzuciła na niego jakiś chorobliwy urok. Cóż takiego czyniło seks 

z  nią  przeżyciem  tak  obezwładniającym  i  podniecającym?  Z 

pewnością 

było 

to 

najerotyczniejsze 

doświadczenie, 

jakie 

kiedykolwiek  miał.  Zawsze  skradała  się  do  drzwi,  opatulając  się 

wełnianym szlafrokiem.  

background image

Musiał  jej  rozkazać,  aby  się  rozebrała.  Wtedy  zdejmowała 

niechętnie  ubranie,  ukazując  chude,  białe,  niedożywione  ciało.  Była 

płaska jak deska  i  miała  zwiotczałe  sutki, które  nawet  nie  twardniały 

pod  dotykiem.  Kiedy  jednak  był  w  niej  i  mocno  się  wbijał,  trzymała 

go  w  stalowym  uścisku,  wyciskając  i  wypompowując  z  niego 

wszystkie siły witalne, nie pozwalając na odpoczynek, przytrzymując 

w sobie jak imadło.   

Nienawidził jej, ale nie mógł się powstrzymać od powracania noc 

po nocy. Za dnia, w biurze, żadne z nich o tym nie wspominało. Panna 

Field  poruszała  się  ukradkiem,  spokojnie  wykonując  swoją  pracę, 

nieśmiała jak zwykle.  

David chciał się z tego wyrwać.  

Pewna  biustowna,  prowokująco  wyglądająca  dziewczyna  o 

imieniu  Ginny  robiła  reklamę  dla  jego  firmy.  Tak  wymanewrował, 

żeby  go  jej  przedstawiono.  Stwierdził,  że  jest  bardzo  atrakcyjna, 

przypominała  mu  znacznie  seksowniejszą,  bardziej  niedwuznaczną 

wersję Claudii.  

Zaprosił  ją  na  obiad  w  mieście.  Pojawiła  się  w  zdumiewającej, 

czerwonej  sukience,  prawie  topless.  Miała  różowobiałą,  angielską 

skórę i pełne, wydęte wargi.  

Zdecydował, że z tą wszystko pójdzie dobrze.  

Podczas  obiadu  Ginny  piła  mrożone  cocktaile  daiquiri  i  często 

chichotała.  Tańczyli,  a  jej  ciało  było  ciepłe  i  pełne  werwy.  Wszyscy 

mężczyźni w restauracji obserwowali ją, co wprawiło Davida w dobry 

nastrój.  W  pewnym  momencie,  podczas  energicznego  tańca,  jedna 

background image

pełna,  różowobiała  pierś  zupełnie  wyskoczyła  z  górnej  części 

sukienki, dając wszystkim rozkoszny widok bladobrązowego obfitego 

sutka. Z bezmyślnym chichotem schowała pierś z powrotem.  

David  poczuł,  że  nadszedł  czas,  aby  ją  zabrać  do  hotelu.  Prawie 

się nie sprzeciwiała, a z chwilą gdy znaleźli się na miejscu, łatwo było 

z niej zdjąć czerwoną sukienkę.  

Nosiła  namarszczone,  różowe  majtki  i  miała  dojrzałe  ciało.  Jej 

piersi były takie duże, podskakujące i niewiarygodne, iż David skrycie 

podejrzewał, że to wcale nie były piersi, tylko suma wielu zastrzyków 

silikonu. Nie mógł nic zrobić. Nie czuł podniecenia.  

Nadal  chichocząc,  dziewczyna  dostała  pieniądze  na  taksówkę  i 

została  odesłana  do  domu.  David  poszedł  spać,  nie  mógł  zasnąć,  aż 

wreszcie był zmuszony wstać i odwiedzić pannę Field. Kiedy do niej 

przyjechał, jego podniecenie doszło do szczytu i ledwie udało mu się 

to zrobić na niej.  

Miała nad nim dziwną władzę.  

Próbował  z  kilkoma  innymi  kobietami,  ale  za  każdym  razem  z 

takim  samym  rezultatem.  Jego  życie  zaczęło  się  obracać  wokół 

Harriet Field.  

Zdobył  o  niej  informacje.  Miała  trzydzieści  lat,  w  firmie 

pracowała od dwunastu, awansując stopniowo z działu maszynistek na 

jego  prywatną  sekretarkę.  Nie  krążyły  na  jej  temat  żadne  plotki. 

Trzymała się na uboczu. Była biurową nicością.  

Kiedy  chodził  do  niej  w  nocy,  nigdy  nie  rozmawiali.  Po  prostu 

mówił  jej,  co  ma  zrobić,  a  ona  to  robiła,  obojętnie  co  to  było. 

background image

Czasami, po uprawianiu seksu, pytała go, czy miałby ochotę na kawę 

lub herbatę. Zawsze odmawiał, a gdy tylko zdołał nabrać sił, wstawał i 

odchodził. Zastanawiał się, co ona o tym  wszystkim myśli. Dlaczego 

nigdy nic nie mówiła? To wszystko było takie nienaturalne.  

Kiedyś  przyjechał  wcześniej  niż  zwykle  i  ona  jeszcze  nie  spała, 

zaciskając  skąpy,  rozpinany  sweter  wokół  swoich  nieistniejących 

piersi. Automatycznie zaczęła się rozbierać.  

Wtedy  David  widział  po  raz  pierwszy,  jak  po  kolei  zdejmuje 

wszystkie  rzeczy.  Zazwyczaj  była  tylko  w  koszuli  nocnej  i  płaszczu 

kąpielowym.  Teraz,  kiedy  zdejmowała  rzeczy,  wydawało  się,  że  ma 

ich  na  sobie  mnóstwo.  Spódnica,  sweter  rozpinany,  sweterek, 

podkoszulek  (jedna  z  najbardziej  nieatrakcyjnych  części  garderoby, 

jakie  kiedykolwiek  widział),  pomarańczowo-różowy  biustonosz, 

halka, długie, wełniane majtki i grube pończochy.  

Drżąc  nieznacznie,  stanęła  przed  nim  naga.  Z  pewnością  była 

napaloną dziwką, pomyślał, zawsze przygotowana, zawsze naoliwiona 

i gotowa do startu. Prawdopodobnie od lat czuła się sfrustrowana.  

Być  może  dziś  wieczorem  powinien  jej  kazać  czekać  na  to.  Już 

leżała na podłodze, rozchylając blade, niemrawe nogi.   

Nie  potrafił  kazać  jej  czekać.  Paląca  żądza,  którą  odczuwał,  nie 

chciała  mu  na  to  pozwolić.  W  pośpiechu  zdarł  z  siebie  ubranie  i 

przykucnął na niej.  

Westchnęła głęboko i wystartowali.  

background image

Po skończeniu nałożyła płaszcz kąpielowy i zaczęła sprzątać jego 

rzeczy,  układając  je  starannie  jedno  na drugim,  żeby  były  gotowe  do 

założenia.  

Obserwował ją na leżąco. Naprawdę była nieładna - nie chodziło 

o  to,  że  przedstawiała  się  w  najczarniejszych  barwach,  po  prostu  nie 

można było nic zrobić, aby poprawić jej wygląd.  

Dostrzegła, że na nią patrzy i zaczerwieniła się.  

- Kawa, czy herbata, panie Cooper?  

- I to, i to - odparł szorstko.  

Odwróciła  się,  żeby  pójść  do  kuchni  i  odniósł  wrażenie,  że  jeśli 

jej nie powstrzyma, przyniesie mu i kawę, i herbatę.  

- Usiądź - powiedział.  

Usiadła  niezdecydowanie,  krzyżując  nogi  w  kostkach  i  splatając 

ręce na podołku przed sobą.  

- Chcę z tobą porozmawiać - powiedział.  

Gdy tylko wypowiedział te słowa, uświadomił sobie, że wcale nie 

chce z nią rozmawiać, chce tylko wyjść.  

- Nieważne - powiedział szorstko.  

- Czy coś się stało, panie Cooper?  

- Na litość boską, nie nazywaj mnie panem Cooperem.  

Spuściła oczy.  

- Tak, Davidzie, kochanie.  

Chryste, zachowywała się jak westalka. Było w niej naprawdę coś 

dziwnego. Wstał, różne myśli kotłowały się w jego głowie. Wyleje ją 

w poniedziałek. To był ostatni raz.  

background image

Może powinien jej zapakować jeszcze raz, skoro to była ostatnia 

wizyta.  

- Kładź się na stole - powiedział ze znużeniem.  

Owładnęła nim namiętność, której nie potrafił opanować.  

 

Tydzień  później  Linda  i  Jay  pobrali  się  w  urzędzie  stanu 

cywilnego  w  Hampstead.  Spokojnie,  bez  zamieszania.  Obecni  byli 

rodzice  Lindy,  zdziwieni,  ale  szczęśliwi.  Dzieci,  ubrane  w  swoje 

najlepsze  rzeczy,  były  dziwnie  przygaszone.  Na  ceremonię  ślubną 

przyszło kilku przyjaciół Jaya i kilkoro Lindy.  

Po uroczystości wszyscy wrócili do apartamentu hotelowego Jaya, 

zjedli  tort  weselny  i  wypili  szampana.  Wszystko  odbyło  się  bardzo 

skromnie,  bardzo  nieformalnie.  Wkrótce  rodzice  Lindy  powiedzieli, 

że muszą wracać na wieś. Zabrali dzieci, które miały u nich zostać, i 

pożegnali się.  

Linda przytuliła Janey i Stephena.  

-  Mamusia  nie  wyjedzie  na  długo,  a  potem  wszyscy  razem 

zamieszkamy w pięknym, dużym domu z basenem w Ameryce.  

- Oho! Basen! - wykrzyknął Stephen z zachwytem.  

Janey  tłumiła  łzy,  a  jej  niewinna,  pyzata  twarzyczka  była 

zatroskana i zmartwiona.  

- Mam nadzieję, że samolot się nie rozbije, mamusiu.  

Linda roześmiała się i przytuliła dziewczynkę.  

- Nie bądź głuptaskiem.  

Jay podniósł Janey i pocałował ją.  

background image

-  Bądź  grzeczną  dziewczynką,  a  mamusia  wróci,  zanim  się 

obejrzysz.  

Janey spojrzała na niego wielkimi, piwnymi oczami.  

- Czy pan jest moim nowym tatusiem?  

Jay potaknął głową z powagą. Janey pocałowała go i popędziła do 

dziadków.  Wkrótce  reszta  gości  wyszła  i  zostali  sami.  Linda  zdjęła 

kapelusz i westchnęła.  

- Nie lubię zostawiać dzieci.  

Jay roześmiał się.  

- Tylko na kilka tygodni. Nie masz nic przeciwko temu, że spędzę 

trochę czasu sam na sam z moją żoną?  

-  Nie,  nie  mam  nic  przeciwko.  -  Uśmiechnęła  się  do  niego.  - 

Kocham cię.  

Przyszło kilka telegramów, jeden z nich od Conrada i Shirley Lee, 

którzy spędzali miodowy miesiąc w Meksyku: „Gratulacje. Angielskie 

żony  są  najlepsze.  Nie  chcą  takich  wysokich  alimentów.  Moc 

serdeczności, pozdrowienia. Conrad i Shirley".  

Nadeszły też sarkastyczne życzenia od piętnastoletniej córki Jaya: 

„Najlepsze życzenia, tatusiu, z okazji ślubu z czwartą żoną". Caroline.  

- To arogancki dzieciak - powiedział ponuro.  

- Dlaczego tak mówisz? - spytała Linda.  

- Sam nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Chyba tak naprawdę to 

moja  wina.  Caroline  to  twarda,  mała  dzierlatka,  ma  to  po  matce. 

Nigdy nie spędziłem  z nią dużo czasu, a Jenny nie wyszła powtórnie 

background image

za  mąż,  więc  przypuszczam,  że  brak  ojca  podziałał  na  nią 

niekorzystnie.  

-  Chciałabym  ją  poznać  -  powiedziała  spokojnie  Linda.  -  Może 

kiedy  się  ustatkujemy,  będzie  mogła  przyjechać  pomieszkać  z  nami 

przez jakiś czas.  

- Zapomnij o tym. - Roześmiał się obcesowo. - Jej matka nigdy na 

to nie pozwoli. W każdym razie ona już nie jest dzieckiem; za późno, 

żebym zaczynał wtrącać się w sprawę.  

- To tylko nastolatka, myślę, że powinniśmy spróbować.  

Pocałował ją.  

- Jesteś słodka.  

Uśmiechnęła się i zmieniła temat.  

-  Mam  nadzieję,  że  zabrałam  ubrania  odpowiednie  na  Jamajkę. 

Wszystko odbyło się w takim pośpiechu.  

- Żałujesz?  

- Żałuję? Co za niedorzeczność. Oczywiście, że nie.  

-  Zjedzmy  obiad  tu  na  górze.  Samochód  przyjeżdża  po  nas  o 

szóstej rano. Lepiej chodźmy wcześnie spać.  

- Wspaniały pomysł. - Ziewnęła. - Wezmę kąpiel.  

- Pozostaw wszystko mnie. Zamówię ci coś specjalnego.  

Poszła  do  łazienki.  Jej  dwie  walizki  i  kosmetyczka  leżały 

starannie ułożone jedna na drugiej na półce do bagażu. Miała nadzieję, 

że nie będzie wielkim rozczarowaniem dla Jaya. Był przyzwyczajony 

do  takich  pięknych  kobiet.  Przypomniała  sobie  elegancką,  chłodną 

Lori.  

background image

Wykąpała  się  szybko,  po  czym  wypakowała  długą,  błękitną 

koszulę  nocną  z  jedwabiu  i  odpowiednio  do  niej  dobrany  szlafrok. 

Strój ten pochlebiał jej, zatapiał się pomiędzy jej ciężkimi piersiami i 

opadał  do  ziemi,  przylegając  ściśle  do  ciała.  Przeczesała  gęste, 

kasztanowate włosy, które sięgały jej do ramion. Jej ciało i twarz nie 

były doskonałe, ale była atrakcyjną, zmysłowo wyglądającą kobietą.  

Jay zamówił kolejnego szampana, wyśmienitą potrawę rybną i ryż 

z  cienkimi  plastrami  doskonałego,  białego  kurczaka  w  kremowym 

sosie grzybowym. Potem były truskawki Romanow, a następnie duże 

kieliszki koniaku Courvoisier.  

Po obiedzie Linda czuła się wspaniale. Jay sprawiał, że wszystko 

wydawało się doskonałe.  

W  sypialni  rozebrał  ją  powoli  i  kochał  się  z  nią  pięknie.  Bez 

szaleństwa, bez pośpiechu. Pieścił jej ciało, jak gdyby na świecie nie 

było nic ważniejszego. Doprowadził ją na skraj ekstazy i z powrotem, 

utrzymując  na  granicy  spełnienia,  pewien  każdego  ruchu,  który 

wykonywał.  

Linda  unosiła  się  płynnie  na  zawieszonej  płaszczyźnie,  była  w 

całkowitej niewoli jego rąk i ciała. Jay był zdumiewająco opanowany, 

zatrzymując się dokładnie w odpowiednim momencie.  

Kiedy  to  się  stało,  to  tylko  dlatego,  że  on  tak  chciał,  i  osiągnęli 

orgazm  w  zupełnej harmonii. Nigdy  dotąd Linda nie przeżyła czegoś 

takiego,  i  przywarła  do  Jaya,  a  z  jej  ust  wydobywały  się  bezładne 

słowa o tym, jak bardzo go kocha.  

background image

- Jesteś cudowna - powiedział. - Jesteś mądrą kobietą, że kazałaś 

mi czekać, aż się pobierzemy.  

- Co? - Przytuliła się do niego bardziej.  

-  Pragnąłem  cię  tak  bardzo,  ale  wiedziałem,  że  jeśli  wykonam 

błędne  posunięcie,  zostanę  tylko  jeszcze  jednym  facetem  polującym 

na  zdobycz.  Wziąłem  Lori  przy  moim  pierwszym  spotkaniu  z  nią. 

Przyszła  na  rozmowę,  zamknęliśmy  drzwi  biura  i  zrobiliśmy  to  od 

razu  i  na  miejscu.  Możesz  sobie  wyobrazić  ślub  z  cizią,  którą  się 

zerżnęło  przy  pierwszym  spotkaniu?  Taki  był  ze  mnie  osioł.  Kiedy 

znalazłem  ciebie,  uświadomiłem  sobie,  na  czym  polega  prawdziwy 

związek.  

Pocałowała go.  

-  Ale  czy  nie  martwiłeś  się,  czy...  no...  spodobamy  się  sobie  w 

łóżku? To znaczy, dlaczego wcześniej nie próbowałeś?  

- Bo nie miałem zamiaru otrzymać odmownej odpowiedzi.  

- Ale ja mogłam nie odmówić.  

Zgodził się.  

- Tak, mogłaś, ale nie jesteś z tych kobiet, które miewają romanse. 

Mogłabyś  tego  żałować,  a  ja  nie  chciałem  kojarzyć  się  z  czymś 

niedobrym w twoich myślach.  

- Och. - Była zdumiona, jak dobrze Jay ją znał. Prawdopodobnie 

miał rację. - A co z Susan Standish? - zapytała oskarżająco.  

-  Jestem  tylko  mężczyzną,  Lindo  -  odparł  prosto.  -  Nie  oczekuj 

wymówek. Była miłą dziewczyną, a nie mogłem mieć ciebie.  

Oczy Lindy się zamykały.  

background image

- Kocham cię, mężu - wyszeptała, nim zasnęła.  

 

W  pensjonacie  zdrowia  nie  było  tak  źle.  Można  tam  było  się 

odprężyć,  zastanowić,  zebrać  myśli.  Claudia  oddała  swoje  ciało  pod 

opiekę ekspertów i w ciągu kilku dni jej wygląd zewnętrzny wrócił do 

normy.  

Spędzała  dni  na  masażu  i  terapii,  opalając  się  obok  luksusowego 

basenu  znajdującego  się  na  terenie  pensjonatu.  Wczesne,  angielskie 

słońce  było  słabe,  ale  kojące.  Przez  dużą  część  czasu  Claudia 

oddawała  się  marzeniom,  wyobrażając  sobie,  że  jest  gwiazdą,  że 

odnosi sukces. To było wszystko, czego naprawdę chciała od życia.  

Giles przyjechał ją odwiedzić.  

-  Wyglądasz  wspaniale!  -  powiedział  entuzjastycznie.  -  Jak 

dziewczyna, którą zawsze znałem.   

Otrzymał  korespondencję  z  czasopisma,  zapewniającą,  że  gorąco 

oczekują na jej przyjazd.  

-  Naprawdę  zrobiłaś  duże  wrażenie  na  kimś  tam  -  powiedział 

wesoło.  -  Nie  mogą  się  doczekać.  Planują  dla  ciebie  promocje 

zakrojone  na  szeroką  skalę.  Chcą  cię  kreować  na  wielką  gwiazdę, 

mała.  

Claudia  była  zachwycona.  Może  właśnie  na  tę  okazję  czekała. 

Wkrótce  była  gotowa  do  opuszczenia  pensjonatu.  Giles  zabrał  ją  do 

swojego mieszkania ze studiem w Chelsea.  

background image

-  Przeniosłem  wszystkie  twoje  rzeczy  z  tamtego  apartamentu  - 

powiedział. - Tam nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie. Zostaniesz 

u mnie aż do wyjazdu.  

Była  zadowolona.  Giles  przejmował  ją  w  swoje  ręce  i  jej  się  to 

podobało.  Spali  jak  brat  i  siostra  w  dużym,  rozłożystym  łóżku,  a  za 

dnia Giles  zabierał ją na zakupy. Kupiła bajeczną, błyszczącą perukę 

w kolorze popielatoblond, żeby zakryć własne, obcięte włosy, dopóki 

nie odrosną.  

Płacił za wszystko.  

- Inwestycja - powiedział jej beztrosko.  

W  końcu  zdecydował,  że  są  gotowi  do  drogi  i  zatelegrafował  do 

czasopisma.  Otrzymał  przydługą  odpowiedź,  że  bilety  czekają  na 

odbiór  i:  „Przygotujcie  się,  wielkie  powitanie  przyszłej  Miss  Play-

month.  Cała  prasa  w  pogotowiu.  Planowane  przyjęcie  na  popołudnie 

po waszym przyjeździe".  

Claudia była zachwycona. Nowy Jork czekał na nią.  

 

Nic nie pomagało. David nie potrafił przerwać nawyku o nazwie 

Harriet  Field.  Stwierdził,  że  osiągnięcie  erekcji  z  jakąkolwiek  inną 

kobietą jest absolutnie niemożliwe. Próbował nabożnie, posuwając się 

nawet do zabierania dziewczyny na film pornograficzny w nadziei, że 

to  go  wystarczająco  podnieci.  Rezultat  był  taki,  że  dziewczyny 

podniecały  się  do  takiego  stopnia,  iż  reakcje  Davida  obrzucały 

wszelkimi sprośnymi wyzwiskami, jakie zdołały wymyślić.  

background image

Czuł,  że  gdyby  tylko  mógł  to  zrobić  z  kimś  innym  niż  Harriet 

Field,  zaklęcie  zostałoby  przerwane.  Ale  było  to  niemożliwym 

wyczynem, a seks z Harriet stawał się coraz bardziej podniecający.  

Zaczął zostawać w jej mieszkaniu na całą noc, gdyż teraz odkrył, 

że  także  każdego  ranka  musi  ją  posiąść.  Harriet  nabrała  jeszcze 

bardziej  bladego  i  mdłego  wyglądu. Powoli  wydawała  się  pozbawiać 

go sił.  

Budził  się  w  jej  ciasnym  mieszkaniu  w  złym  humorze  i 

skrępowany. Było rzeczą oczywistą, że jeśli ma ciągnąć ten związek, 

będzie  musiał  się  zająć  sprawą  jej  mieszkania.  Nie  chciał  tego,  ale 

wydawało się, że to jedyne rozwiązanie.  

Nigdy  nic  do  niego  nie  mówiła,  kiedy  nie  uprawiali  seksu.  Po 

prostu  schodziła  mu  z  drogi.  Zwykle  odwoził  ją  rano  do  biura, 

wysadzając  jedną  przecznicę  wcześniej.  Kuliła  się  na  swoim 

siedzeniu, milcząca i nieśmiała jak mysz.  

Nienawidził jej, ale nie potrafił jej zostawić. Czy to się nie miało 

nigdy  skończyć,  ta  szalona,  zwierzęca  żądza,  którą  czuł  do  tej 

nieszczęsnej  istoty?  Od  dawna  nie  widział  się  ze  swoimi  dziećmi. 

Zbyt długo. Wstydził się przed nimi stanąć.  

Jego  życie  stało  się  jednym,  długim pasmem pracy,  w  wir  której 

rzucił  się  całym  sercem.  I  seksu  z  Harriet.  Zaczął  wyglądać  na 

wychudzonego  i  zmizerowanego.  To  musi  się  wkrótce  skończyć, 

rozumował.  Będę  to  po  prostu  ciągnął,  aż  tak  się  nią  nasycę,  że 

nastąpi koniec.  

background image

Zignorował  wszystko  inne  i  skupił  się  na  wyrzuceniu  Harriet  ze 

swojego  organizmu.  Wiązało  się  to  ze  spaniem  z  nią  przy  każdej 

możliwej  okazji  i  teraz  nawet  w  biurze  czasami  zamykał  drzwi  na 

klucz  i  brał  ją  szybko  na  podłodze  lub  na  swoim  biurku.  Nie 

pomagało.  Wydawało  się,  że  to  czyni  seks  jeszcze  bardziej 

podniecającym.  

Mozolił się dalej, zdecydowany zakończyć romans.  

 

Na londyoskim lotnisku Claudię obiegli fotografowie.  

- Spójrz w tę stronę.  

- Tutaj, Claudio.  

- Podciągnij spódniczkę, kochanie. Zobaczmy kawałek nogi.  

Claudia  spełniała  prośby.  Miała  na  sobie  bardzo  krótką 

spódniczkę  z  odpowiednio  dobranym  żakietem  i  obcisły  sweter  z 

jedwabiu.  

Giles  stał  obok  i  obserwował.  Wiedział,  że  wykonał  sprytne 

posunięcie, skłaniając ją do podpisania kontraktu, który czynił z niego 

jej osobistego impresaria. Teraz pięćdziesiąt procent Claudii należało 

do  niego  i  miał  przeczucie,  że  pięćdziesiąt  procent  będzie  oznaczać 

diabelnie dużą kupę forsy.  

Amerykanie  niedługo  odkryją  nowy  symbol  seksu.  Claudia 

powali  ich  na  kolana.  W  Anglii  była  tylko  jeszcze  jedną  małą 

gwiazdką.  W  Ameryce  mogła  zostać  wielką  gwiazdą.  Giles  był  tego 

pewien.  Przy  odpowiednim  wystawieniu  na  widok  publiczny  i  przy 

odpowiedniej reklamie, miała to jak w banku.  

background image

Oczywiście będzie musiał ją bacznie obserwować, pilnować, żeby 

nie piła za dużo i żeby nie chodziła do łóżka z niewłaściwymi ludźmi.  

Uśmiechnęła  się  seksownie  do  fotografów,  z  odrzuconą  głową, 

rozchylonymi ustami i błyszczącymi skośnymi, zielonymi oczami. Na 

widoku  publicznym  była  jeszcze  bardziej  kwitnąca.  Jej  piersi 

usiłowały się wydostać ze sweterka, jej nogi były długie i zgrabne.  

- Chodź, skarbie, spóźnimy się na samolot - powiedział  wreszcie 

Giles.  

Przybrała  dla  fotografów  jeszcze  ostatnią,  prowokującą  pozę,  po 

czym chwyciła go za rękę, ściskając ją mocno.  

- Ale frajda! - wykrzyknęła. - Uwielbiam to, skarbie. Uwielbiam!  

 

W  innej  części  lotniska  Linda  i  Jay  siedzieli  w  poczekalni  dla 

ważnych  osobistości  i  popijali  kawę.  Kawa  Jaya  była  zakropiona 

solidną,  mocną  dawką  whisky.  Nie  lubił  latać  i  odkrył,  że  jedynym 

rozwiązaniem tego problemu było wejść do samolotu na lekkim cyku.  

Linda  podziwiała  swoją  obrączkę  ślubną,  cienki  pierścionek 

doskonałych diamentów. Trudno jej było uwierzyć, jak bardzo kocha 

tego człowieka. Po rozstaniu z Davidem, myśl, że może być w stanie 

pozbierać kawałki i zacząć od nowa, wydawała się niemożliwa. Teraz 

wydawało się, jakby dziesięć lat z Davidem prawie nie istniało.  

Jay ujął ją za rękę.  

- Pięknie dziś wyglądasz.  

Uśmiechnęła się.  

- Dziękuję.  

background image

- Czy pamiętałem, żeby ci powiedzieć, że cię kocham?  

Podeszła  stewardesa  i  powiedziała,  że  już  czas  wsiąść  na  pokład 

samolotu. Jakiś samotny fotograf zatrzymał ich w hallu.  

- Czy mogę zrobić zdjęcie, panie Grossman?  

- Jasne. - Jay uśmiechnął się przyjaźnie i objął ramieniem Lindę.  

Była zdziwiona.  

- Dlaczego chcą twoje zdjęcie? - szepnęła.  

- Studio zazwyczaj to załatwia. Jeszcze jedna reklama dla filmu.  

- Aha. - Skinęła głową z mądrą miną.  

Siedzieli  wygodnie  w  samolocie,  Jay  pociągał  ukradkowe  hausty 

ze  srebrnej  piersiówki.  Potem  zaczęły  warczeć  ogromne  silniki  i 

samolot kołował wzdłuż pasa startowego.  

 

Któregoś  ranka  David  obudził  się  w  szczególnie  paskudnym 

nastroju. Bolała go głowa, a w pokoju czuć było  zatęchłym seksem  - 

wydawało  się,  że  Harriet  nigdy  nie  otwiera  żadnych  okien.  Od  razu 

sięgnął po nią, jego pociąg fizyczny przezwyciężał wszystko inne.  

Po zaspokojeniu poczuł się jeszcze gorzej.   

Harriet  zrobiła  mu  kawę  i  podała  poranną  gazetę.  Zapalił 

papierosa  i  zerknął  do  gazety.  Na  pierwszej  stronie  widniało  zdjęcie 

Claudii.  Stała  twarzą  do  aparatu,  widoczna  w  trzech  czwartych,  z 

wypiętym 

biustem, 

długimi 

rozwichrzonymi 

włosami 

rozbawionym, 

porozumiewawczym 

uśmiechem. 

Wyglądała 

wspaniale, zgrabne nogi znikały pod krótką spódniczką.  

background image

PIĘKNA  MODELKA  I  AKTORKA  CLAUDIA  PARKER  (LAT 

21)  WYJEŻDŻA  DZIŚ  DO  NOWEGO  JORKU.  PANNA  PARKER 

ZAMIERZA  PRZEDYSKUTOWAĆ  OFERTY  FILMOWE.  JEDZIE 

Z  GILESEM  TAYLOREM,  ZNANYM  FOTOGRAFEM  MODY  I 

TOWARZYSTWA. 

OBOJE 

ZAPRZECZAJĄ 

PLOTKOM 

ROMANSIE.  

David  poczuł  złość,  że  Claudia  wygląda  tak  dobrze  i  wydaje  się 

taka  szczęśliwa.  Po  tym  jak  ją  porzucił,  wyobrażał  sobie,  że  Claudia 

rozpadnie  się  na  kawałki,  zniknie  z  jego  życia.  Ale  oto  była  na 

pierwszej  stronie,  w  drodze  do  Ameryki,  najwidoczniej  bez 

najmniejszej troski. Dziwka! Zrujnowała jego małżeństwo.  

Z  wściekłością  przewrócił  stronę.  Dlaczego  nie  mogła  po  prostu 

odejść w zapomnienie?  

Na następnej stronie widniało zdjęcie Lindy z jakimś mężczyzną. 

Była spokojna i uśmiechnięta, a mężczyzna trzymał ją opiekuńczo za 

ramię.  

PAN 

JAY 

GROSSMAN, 

ZNANY 

REŻYSER 

HOLLYWOODZKI, 

ORAZ 

NOWA 

PANI 

GROSSMAN 

WYJEŻDŻAJĄ  W  PODRÓŻ  POŚLUBNĄ  NA  JAMAJKĘ.  PAN 

GROSSMAN  WŁAŚNIE  UKOŃCZYŁ  FILM  PT.  BESHEBA, 

KTÓRY KRĘCIŁ W ANGLII I W PLENERZE W IZRAELU.  

Pani  Grossman  -  to  niemożliwe.  Jak  śmiała!  Przyjrzał  się 

badawczo  zdjęciu,  szukając  w  jej  twarzy  oznak  nieszczęścia,  ale  nie 

było żadnych - Linda była pogodna, ufna i bardzo atrakcyjna.  

Jak mogła wyjść za mąż i nic mu nie powiedzieć?  

background image

Wtedy  przypomniał  sobie.  W  zeszłym  tygodniu  zostawiła  trzy 

wiadomości  w  jego  biurze.  Nie  zadał  sobie  trudu,  żeby  do  niej 

oddzwonić.   

- Do ciężkiej cholery! - Zaklął ze złością.  

Zawsze  wyobrażał  sobie,  że  Linda  będzie  dostępna,  kiedy  on 

zdecyduje  się  ustatkować.  Weźmie  go  z  powrotem.  Harriet  Field 

odwlekła  jego  myśli  o  pojednaniu  z  Lindą.  Wdał  się  we  wstrętny 

romans  i  zaniedbał  wszystko  inne.  Nawet  nie  pomyślał  o  zobaczeniu 

się  z  dziećmi.  Poczuł  się  złapany  w  pułapkę.  Cóż  mógł  zrobić?  Nie 

było już Lindy, która go teraz uratuje. Nadszedł czas, żeby uciekać.  

Z  desperacją  pomyślał  o  słowach  dziecięcej  piosenki:  „Uciekaj 

króliku"  -  uciekaj  króliku  -  uciekaj,  uciekaj,  uciekaj  -  i  słowa  te 

rozlegały się w jego umyśle z uporczywą monotonią.  

Z  łazienki  dochodziły  odgłosy  wymiotowania.  Wkrótce  Harriet 

weszła do pokoju. Co było dla niej niezwykłe, nie ubrała się jeszcze, 

lecz opatulała się swoim spłowiałym, wełnianym szlafrokiem.  

Stanęła przed nim, blada i żałośnie wyglądająca.  

- Będziemy mieli dziecko - oznajmiła głosem bez wyrazu.  

Spojrzał na nią w panice. I powoli uświadomił sobie, że jest już za 

późno, żeby uciekać - pułapka się zatrzasnęła.