background image

Jak się staje, kim się jest - domniemane 

przesłanki Etyki Spinozy

JOLANTA ŻELAZNA

  

zczególne mieć musiał powody Bento d’Espinoza, by odłożyć do 

skrzyni   z   piachem   szlifowaną   na   zamówienie   bryłkę   szkła, 

sięgnąć po zaostrzone własnoręcznie pióro i pośpiesznie zapisać 

notatkę   do   niedawno   rozpoczętego   traktatu.

 

Dużo   zmian   zaszło   w   jego   życiu   od 

czasu, kiedy wyprowadził się z rodzinnego domu. Początkowo zamieszkał u van den 

Endena, eks-jezuity, łacinnika, medyka i nauczyciela; w jego szkole wyuczył się w 

końcu biegle łaciny i podstaw kartezjańskiej filozofii, za naukę i mieszkanie płacąc 

lekcjami, których udzielał młodszym i mniej zaawansowanym uczniom. W wolnym 

czasie   mógł   dyskutować   z   gośćmi   swego   mentora,   przedziwnymi   ludźmi 

wyznającymi rozmaite poglądy religijne i polityczne, a mimo to zaprzyjaźnionymi z 

sobą  i  otwartymi  na  wszelkie  napotykane  odmienności.  Jako  syn kupca,  Spinoza 

wcześnie nauczył się oceniać ludzkie charaktery i zważać na drobne przejawy zmian 

ludzkiego   usposobienia   –   od   nich   także   zależy   powodzenie   w   handlu.   Odkąd 

ukończył   naukę   w  Talmud  Tora

[1]

  ojciec   szkolił   go   w   księgowaniu   wydatków   i 

background image

przychodów rodzinnego sklepu, równocześnie zachęcając – gdyż w skutek wojny 

interesy szły słabo i firma borykała się z dłużnikami, niekiedy nie tylko niesolidnymi, 

ale   nawet   i   krewkimi   –   by   Baruch   poznawał   bliżej   wymagania   i   zwyczaje 

kontrahentów   ze   środowisk   chrześcijańskich.  W  jesziwie  rabbiego   Mortery,   gdzie 

uczył się wraz ze szwagrem, Spinoza przyswajał sobie podstawy łaciny i dostępne w 

tym języku elementy wiedzy świeckiej – a raczej mógłby je przyswoić, gdyby rabini 

patrzyli na taką naukę przychylniej. Splot wydarzeń domowych: śmierć brata, ojca, 

upadek firmy, a także podejrzliwość i niechęć rabinów wobec młodzieńca nazbyt 

chętnie chłonącego świeckie, łacińskie nauki, doprowadziła go właśnie do szkoły 

przy Singen, gdzie znalazł wkrótce zajęcie i mieszkanie i skąd później – przez swe 

zamiłowanie do teatru – zmuszony był ruszyć w świat, nieznany, ale bezpieczniejszy 

niż znane, rodzinne miasto. W Amsterdamie, w ciągu pierwszych dwudziestu kilku 

lat   przeżył   wiele   trudnych   chwil.   Baruch   był   dzieckiem   urodzonym   w   drugim 

małżeństwie Michaela d’Espinozy

[2]

. Rachela, jego pierwsza żona, zmarła, podobnie 

jak dwoje ich dzieci; druga, Hanna, osierociła czworo drobiazgu – trzech smyków i 

dziewuszkę, nad którymi trudno było sprawować opiekę kupcowi, zajętemu pracą w 

składzie   i   kantorze   (apokryficzne   legendy   opowiadają,   że   po   śmierci   matki 

sześcioletnim   Baruchem,   niewiele   starszym   Izaakiem   i   maleńkim   Gabrielem 

opiekowała się Miriam, ich rodzona siostra). W 1641 roku Michael ożenił się więc po 

raz trzeci i od tej pory pieczę nad rodzeństwem

[3]

   [4]

   

. Co prawda, sytuacja finansowa 

rodziny nie wyglądała w tym okresie bardzo źle, ale wojna z Hiszpanią paraliżowała 

ciągle handel i interesy d’Espinozów wyraźnie kulały. W 1649 roku rodzina poniosła 

kolejną dotkliwą stratę – zmarł Izaak, przypuszczalnie tak, jak matka, na gruźlicę. W 

background image

rok później Miriam opuściła dom wychodząc za mąż za Samuela Casseresa, ucznia 

rabbiego   Mortery.   Młodzi   niedługo   cieszyli   się   szczęściem   rodzinnym;   Miriam 

zmarła w rok po ślubie, osierociwszy maleńkiego synka. Samuel poślubił wkrótce 

przyrodnią siostrę Miriam, Rebekę i dom przy Houtgracht opustoszał jeszcze bardziej 

– oprócz Michaela i Estery pozostali w nim Baruch i Gabriel. Nikt z nich nie mógł 

jednak przewidzieć, że zaledwie w dwa lata po śmierci córki i w cztery po śmierci 

syna Michael owdowieje po raz trzeci. Niecałe pół roku po śmierci macochy Bento i 

młodszy od niego Gabriel pochowają także ojca. Dom i firma, długi i zobowiązania, 

polityka, która czyni tak niepewną możliwość planowania wydatków, przychodów, 

przyszłości – wszystko to razem twardo i ostro, wyraźnie i bez osłonek ujawniło 

dwudziestojednoletniemu chłopakowi, czym stanie się jego życie, jeśli zdecyduje się 

kontynuować zawód ojca. Na Rebekę nie mógł wówczas liczyć: oprócz siostrzeńca 

wychowywać miała trójkę własnych dzieci i o nie, nie o braci, winna się troszczyć. 

Spinoza   musiał   podjąć   decyzję   co   do   swej   przyszłości.   Byłoby   naturalne,   gdyby 

niepełnoletni jeszcze w świetle prawa młodzieniec szukał wówczas rady u rabina 

Mortery, dawnego powiernika i doradcy ojca i szwagra. Zapewne tak też się stało; 

jednak Baruch nie poprzestał na wskazówkach jednego autorytetu i zasięgnął również 

opinii rabina Menaszego ben Israela, autora  Conciliatora, wyznawcy mesjanizmu, 

sympatyzującego z chrześcijanami i obłożonego klątwą przez władze gminy

[5]

. Nie 

dowiemy się, co od nich usłyszał; wiadomo jednak, że oparcia postanowił szukać u 

innych nauczycieli i zwrócił się ku wiedzy świeckiej. To dlatego po pracy studiował u 

van   den   Endena,   „byłego   jezuity   łacinę   i   filozofię   –   a   może   nawet   dzieła 

niegodziwego   Kartezjusza”

[6]

  To   w   końcu   u   niego   i   jego   przyjaciół   znalazł 

background image

schronienie, kiedy władze gminy żydowskiej rzuciły na niego cherem – klątwę: „Na 

mocy   postanowienia   aniołów   i   z   wyroku   świętych   wyklinamy,   wypędzamy, 

przeklinamy i potępiamy Barucha de Espinozę, za przyzwoleniem Boga, niech będzie 

błogosławione imię Jego, oraz za zgodą całej świętej gminy i wobec tych świętych 

zwojów, na których spisano 613 przepisów, wypowiadamy przeciwko niemu klątwę, 

którą Jozue przeklął Jerycho, którą Elizeusz przeklął chłopców, i wszystkie klątwy 

zapisane w Księdze Prawa. Przeklęty będzie w dzień i w nocy, przeklęty będzie, 

kiedy się kładzie, i przeklęty, kiedy wstaje, przeklęte będzie jego wejście i wyjście. 

Oby Pan nie zmiłował się nad nim, oby Jego gniew i zazdrość wybuchły ogniem 

przeciwko temu człowiekowi i oby wszystkie przekleństwa, które zapisano w tej 

księdze, spadły nań, a Pan wymazał jego imię pod sklepieniem niebieskim. I oby Pan 

oderwał   go   na   zatracenie   od   wszystkich   plemion   Izraela,   zgodnie   z   wszystkimi 

przekleństwami przymierza, które są zapisane w tej księdze prawa. A wy, coście 

przylgnęli   do   Pana,   Boga   waszego,   dzisiaj   żyjcie   wszyscy

[7]

  Do   tekstu   klątwy 

dodano pouczenie, nakazujące, aby „nikt nie porozumiewał się z nim, w mowie ani 

na piśmie, nie wyświadczał mu żadnej przysługi, nie przebywał z nim pod jednym 

dachem, nie zbliżał się doń na cztery łokcie, ani nie czytał żadnego pisma, jakie 

napisze”

[8]

  Nie   określono   też,   jakiego   zadośćuczynienia   gmina   oczekuje   od 

‘oddalonego’, by można było darować mu winy i na powrót przyłączyć do Izraela – 

ta   klątwa   ma   więc,   jak   się   wydaje,   charakter   nieodwracalny. 

  sprawowała   macocha, 

Estera. Nieszczęścia, trapiące rodzinę d’Espinozów nie skończyły się jednak z tą chwilą. Jakieś 

ważne rodzinne powody kazały Baruchowi przerwać naukę – jego nazwiska brak w rejestrach 

uczniów z lat 1647-50

background image

        

Analizując inne przypadki „odłączania” odstępców od gmin żydowskch w XVII-

wiecznym  Amsterdamie,   S.   Nadler   pisze,   że   „tekst  cherem  Spinozy   przewyższa 

zaciekłością i gwałtownością tonu wszystkie inne klątwy rzucone przy Houtgracht. 

Żaden inny dokument tego rodzaju ogłoszony przez tę gminę nie zawiera w sobie tyle 

gniewu i jadu”

[9]

. Spinoza, choć przysługiwało mu takie prawo, nie odwołał się do 

władz   Amsterdamu   od   tej   decyzji.   Według   relacji   Lucasa,   swego   pierwszego 

biografa, miał stwierdzić: „Bardzo dobrze, (...) nie zmuszają mnie do niczego, czego 

bym nie zrobił z własnej woli, gdybym się nie był obawiał skandalu. Skoro jednak 

oni sami chcą, aby tak się stało, z radością wkraczam na drogę, która się przede mną 

otwiera, pocieszając się tym, że wyjście moje będzie bardziej niewinne niż wyjście 

dawnych Żydów z Egiptu”

[10]

         

Cherem  oznacza   wyłączenie,   wyjście   z   ludu   Izraela.   Wyjście   formalne, 

potwierdzone uroczyście w synagodze, w obecności wiernych Prawu, tak, aby od tej 

pory świadomi byli, iż ‘odłączony’ jest nieczysty w oczach Pana i wszelkie z nim 

przestawanie  czyni   nieczystym. W   odczuciu   samego ‘odłączanego’   odnotować 

powinniśmy tylko ulgę – oto skończyła się pewna fikcja, gra, która z różnych, nie 

tylko tak przyziemnych, jak finansowe, powodów, ciążyła mu nadmiernie. Jeśli to nie 

młodzieńcza fanfaronada – wszak Spinoza liczy sobie lat 24 i, mimo wspomnianych 

wyżej   ciężkich   domowych   doświadczeń,   nie   uformował   się   jeszcze   w   pełni   jako 

człowiek,   nie   wziął   na   siebie   odpowiedzialności   za   cudzy   los,   czyjeś   szczęście, 

dobrostan, pomyślność – jeśli więc nie jest to młodzieńcze ‘robienie dobrej miny do 

złej   gry’,   a   samo-świadome   odkrycie,  nazwanie   własnego   stanu,   to   można   się 

background image

spodziewać,   że   lekcja,   którą   przeszedł,   była   nie   tylko   pouczająca,   lecz   ponadto 

budująca. 

         

Powyższe   uwagi,   podobnie   jak   i   cały   ten   tekst,   maja   na   celu   naświetlenie 

prywatnych,   domniemanych,   gdyż   nie   potwierdzonych   w   pismach   Spinozy 

‘przesłanek’, jakimi są fakty jego biografii ułożone w charakterystycznym dla nich 

natężeniu i kolejności. Mogą one w specyficzny sposób oświetlić sens i cel teorii 

afektów, stworzonej przez filozofa-Spinozę na podstawie przemyśleń i doświadczeń 

człowieka-Spinozy; zbierając je i zestawiając, niejednokrotnie będę się odwoływać 

do literatury, opracowanej przez historyków, biografów i badaczy różnych aspektów 

spinozjanizmu. Wypadnie mi nieraz korzystać ze źródeł tak oczywistych, jak dzieła i 

korespondencja samego Spinozy, ale chcę odwołać się również do pism o filozofie, 

powstałych w różnych czasach i dla różnych celów. Wiele z nich, jak np. teksty 

skrupulatnie   zebrane   przez   J.   Freudenthala,   C.   Gebhardta   a   ostatnio   S.   Nadlera, 

zawierają   relacje,   doniesienia   i   opinie   różnych   osób,   świadków,   przyjaciół, 

gospodarzy domostw, w których filozof wynajmował mieszkania, ale także suche 

liczby, które świadczą o jego możliwościach, potrzebach, upodobaniach, wydatkach. 

Niejednokrotnie   opisy   mają   wyraźny   cel:   zohydzić,   spotwarzyć,   albo   oczyścić, 

upiększyć osobę filozofa, nadać jej rysy równie pomnikowe, jak on sam nadał swemu 

dziełu. Do takich doniesień podchodzić należy ostrożnie, nie znaczy to jednak, że 

wszystkie je należy pominąć jako niemiarodajne. Co prawda mówią one więcej o 

piszącym niż o jego ‘bohaterze’, ale także w ten sposób ukazują przecież środowisko, 

w którym żył filozof i mimowolnie stają się uzasadnieniem jego postawy i ocen, 

background image

których nie skąpił wyrazicielom „pospolitych mniemań”. 

         

Niech   więc   pierwszą,   po   zarysowaniu   prawie   „Kierkegaardowskich 

uwarunkowań domowych” Spinozy, podstawą dla jego teorii afektów będzie owa 

klątwa,   którą   przytoczyłam   powyżej.   Spisana   w   świętym   języku,   odczytana 

(odśpiewana?) przy zapalonych w synagodze czarnych świecach, przed otwartą szafą, 

ukazującą w swym wnętrzu święte księgi Prawa, w nastroju grozy i absolutnego 

potępienia, miała ona wywołać u zgromadzonych odpowiednie uczucia. Teatralność 

owego   przedsięwzięcia,   jego   starannie,   przez   wieki   doświadczeń,   opracowywana 

scenografia

[11]

, obudzić miała przede wszystkim ugruntowane w strachu poczucie 

wspólnoty zebranych członków gminy, a ponadto wskazać wyraźnie i jednoznacznie 

źródło  zagrożenia,   rodzącego   ów   strach,  wreszcie,   nie  usuwając   grozy,   wyzwolić 

oddzielone od niej i równie mocno przeżywane poczucie słuszności decyzji rabinów i 

ulgi,   związanej   z   tym,   że   cała   furia   Pana   skierowana   została   na   ‘odłączonego’, 

oddalonego co najmniej ‘o cztery łokcie’ od pobożnego ludu.

Kim jest ów wyklęty dwudziestoczterolatek? 

        

Zgodnie z prawem holenderskim jest niepełnoletni

[12]

 i w sprawach spadkowych 

reprezentuje   go   przed   sądem   kurator.   Ponadto   jest   sierotą,   ‘odłączanym’   od 

najwcześniejszego   dzieciństwa   od   osób,   które   dla   dziecka   stanowią   nie   tylko 

archetypowe   wzorce   męskiej   i   kobiecej   osobowości,   ale   także   dają   poczucie 

bezpieczeństwa,   tożsamości,   wspierają   swą   pamięcią   zatarte   wspomnienia 

pierwszych  lat   życia.   Biografia   Spinozy,  podobnie   jak   Kierkegaarda,   to  biografia 

człowieka sukcesywnie  odłączanego. Jeśli w przypadku Kierkegaarda ‘odłączenie’ 

background image

dokonało się w pokoleniu ojca, poprzez jego bluźnierstwo, zapamiętane i ‘znaczące’ 

dla   rodziny,   gdyż   winowajca   uznał  je   za   przyczynę   licznych  w   niej  przypadków 

przedwczesnych śmierci

[13]

, to w przypadku Spinozy jest odwrotnie. Tam syn winien 

był ‘odkupić’ winę ojca, który bluźnierstwem odłączył siebie i swój ród od Boga, tu 

ojciec i syn pozostają „niewinni

[14]

  – to nie oni impulsywnie, czy z premedytacją 

‘odłączyli’ się od bliskich, lecz sukcesywnie bywali od nich ‘odłączani’, jeśli nie 

przez   politykę   władców,   zmuszających   przodków   Michaela   do   tułaczki,   to   przez 

śmierć

[15]

, a gdy ta nasyciła się już zebranym żniwem, reszty dzieła dopełniła gmina. 

Jeśli   o   Sørenie   Kierkegaardzie   można   myśleć   jako   o   ‘odłączonym’,   rozpaczliwie 

poszukującym   drogi   powrotu,   gotowym   w   każdej   chwili   przylgnąć,   niczym   pęd 

szlachetnego   krzewu   do   gałązki   rośliny,   na   której   się   go   szczepi,   do   swego 

wymarzonego   Boga,   to   o   Spinozie   myśleć   tak   nie   sposób.   Jego   ‘odłączanie’ 

przebiegało inaczej i inne też przyniosło skutki.

         

I jeden, i drugi myśliciel jest synem niemłodego już ojca. Zanim urodził się 

Baruch, jego ojciec, dobiegając czterdziestki, zdążył pochować dwoje dzieci i żonę. 

Nowe małżeństwo, z którego na świat przyszło pięcioro kolejnych dzieci, zawierał 

jako   ciężko   doświadczony,   a   jednak   pełen   nadziei,   dojrzały   mężczyzna.   Swoim 

dzieciom nie przekazał, jak ojciec Kierkegaarda, własnych obaw i obsesji, lęku przed 

śmiercią i nietrwałością naszych doczesnych dzieł, lecz raczej wytrwałe, ufne i uparte 

dążenie   ku   wytkniętemu   celowi   –   na   przekór   wszelkim   przeszkodom.   Nie   bez 

znaczenia   wydaje   się   być   w   tym   przypadku   także   odległa   przeszłość   rodziny, 

wywodzącej się z Hiszpanii i od kilku pokoleń migrującej z kraju do kraju, odciętej 

background image

od religii, tradycji, języka, a mimo wszystko zachowującej ciągłość – co najmniej w 

sensie   biologicznego   trwania.  Wędrówki,   zmiana   (niekiedy   pozorna)   wyznawanej 

religii,  konieczność   dostosowania   się   do  obyczajów   nowej   ojczyzny   i  jej   języka, 

nauczyły przodków Spinozy elementarnego zaufania do własnych możliwości, sztuki 

polegania na sobie. Każdy pokonany kryzys, każda zwalczona przeszkoda były jak 

drogo   opłacone   lekcje,   z   których   płynęły   ożywcze   i   krzepiące   nauki.   Można   je 

streścić w twardo i niemalże okrutnie brzmiącej, lecz w ich przypadku adekwatnej 

zasadzie: ‘co cię nie zabije, to cię wzmocni’. 

         

Także i stosunek do śmierci, wydaje się, był wśród przodków Spinozy bardzo 

wyważony; kto wie, czy nie w efekcie kompensacji dokonującej się przez udział w 

tradycyjnie ‘teatralnych’, ekstrawertycznie ekspresyjnych obrzędach i zwyczajach, 

związanych z pochówkiem, żałobą i przez zaufanie do sformułowanej „po stoicku” 

zasady religijnej – Bóg dał, Bóg wziął, niech będzie pochwalone imię Jego. Gdy 

wspomnimy tekst klątwy i dołączonego do niej ostrzeżenia, przekonamy się, że dla 

Izraela nie śmierć, a życie w ‘odłączeniu’ jest prawdziwą grozą. Wyklęty żyje co 

prawda,   lecz   żyje   jak   mara,   jak   upiór,   przed   którym   pierzchają   nawet   bliscy; 

otoczony   dwumetrowym   kręgiem   przeklętej   ziemi,   wszędzie,   gdzie   się   obróci, 

napotyka grozę i przerażenie w spojrzeniach ludzi. Ten, kogo obejmie  cherem,  ma 

tylko (aż?) przeszłość. Wyjęty spod Prawa, nie zostanie pogrzebany ani nie może 

pogrzebać swych bliskich, nie dostąpi więc Sądu ani zmartwychwstania – ani on, ani 

jego   niepochowani   krewni.   Wyłączeni   z   teraźniejszości,   pozbawieni   Prawa   do 

przyszłości, karmić się mogą tylko czystym brakiem, doświadczanym na podstawie 

background image

pamięci, przepełnionej wspomnieniami ‘prawdziwego życia’. 

         

Modelowa   świadomość   XVII-wiecznych   holenderskich   osiedleńców 

żydowskich, jak to wynika z opisów dostarczonych przez Nadlera, powinna była 

pozostawać   w   ogromnej   mierze   świadomością   kolektywną,   w   której   poczucie 

indywidualności mogło się zrodzić na krótki czas i chyba tylko w oparciu o mocne 

przeświadczenie   przynależności   do   rodu,   Izralea   i   religii.   Jednakże   praktyczne 

odłączenie od tradycji, Prawa i obrzędów, konieczność przystosowania się do świata 

łacińskiego, spowodowała u kolejnych pokoleń emigrantów powstawanie nowego, 

aprobującego rysy indywidualne, typu psychiki. Wydaje się, że po swych dzielnych 

przodkach odziedziczył go Bento d’Espinosa. Kiedy jako siedmiolatek rozpoczynał 

naukę w szkole, mógł był być zastraszonym mazgajem, któremu znalezienie miejsca 

w nowym środowisku mogłoby przyjść tym trudniej, że od niespełna roku walczyć 

musiał – jako przedostatni – o pozycję wśród rodzeństwa w pozbawionym matczynej 

ręki domu rodzinnym. Tymczasem „wiadomo na pewno, że młody Baruch uczył się 

celująco, co musiało napawać jego ojca zrozumiałą dumą

[16]

. Widocznie w sobie, 

we   własnej   pilności   i   zdolnościach   znalazł   oparcie,   którego   –   dopingowany 

pochwałami ojca i nauczycieli – z biegiem czasu nie zwykł już więcej szukać ‘na 

zewnątrz’. Po latach nauki szkolnej oceny innych, zwłaszcza gdy ich kruchy autorytet 

nie   wytrzymywał   wymagań   młodego   ‘intelektualisty’,   ponieważ   zachowywali   się 

‘nieracjonalnie’, nie mogły zaszkodzić jego poczuciu własnej wartości i zaufaniu do 

siebie   –   młody   Spinoza   już   przed   ‘odłączeniem’   go   od   Izraela   był   ‘osobny’, 

oddzielny,   ukształtował   podstawy   własnej   indywidualności.   Kolektyw   gminy   ze 

background image

zdumieniem i zgrozą mógł tylko odkryć hybris – a w akcie repulsji należało odciąć to 

przerażające wynaturzenie i oddzielić zdrowych, tworzących naród, dwumetrowym 

pasem martwej ziemi od  kolczastego krzewu

[17]

, zwanego odtąd  Maledictus. Jeśli 

później, w dojrzałym wieku, Spinoza określi modi Substancji rozpatrywane bądź to z 

punktu widzenia rozciągłości, bądź myślenia, jako dążące do zachowania swej istoty 

i   istnienia,   zaś   samo   to   dążenie   nazwie   mianem   najbardziej   pierwotnego   afektu, 

conatus, tendencji samozachowawczej, to źródeł takiego rozstrzygnięcia nie trzeba 

chyba   szukać   w   odległej   doktrynie   stoików,   lecz   w   samej   osobowości   filozofa, 

którego upodobanie do stoicyzmu wydaje się wynikać z podobieństwa zasad, jakie 

niezależnie   od   tych   antycznych   myślicieli   sam   próbował   sobie   wypracować.   I 

choroba,   z   którą   się   zmagał   i   postępy   której   odnotowywał   z   roku   na   rok,   i 

obserwacje,   które   mógł   poczynić   przy   łożu   śmierci   swych   bliskich,   nasuwały 

stwierdzenie, że wszystko, cokolwiek jest,  skoro jest,  dąży  do zachowania  swego 

istnienia, umocnienia go i trwania w nim. Każde z istniejących istnień obiera tylko 

odmienną drogę i sposoby pozwalające się na niej utrzymać; cel jednak mają ten sam, 

choć   trudno   go   nazwać  wspólnym  –   jest   nim   trwanie,   zachowanie   siebie, 

wzmaganie własnej mocy, pozwalającej to istnienie podtrzymać. 

        

Ten sam pierwotny afekt odezwać się musiał również w momencie, gdy wracając 

wieczorem po przedstawieniu teatralnym do domu van den Endena, Baruch został 

zaskoczony w ciemnościach przez nieznanego mu intruza, który rzucił się na niego i 

ranił go nożem

[18]

. Strach, ból, szamotanina w ciemnościach, niejasne wspomnienie 

klątwy i przypomnienie, że inni ‘odłączeni’ szukali spokoju poza Amsterdamem – 

background image

wszystko to razem, łącząc się w umyśle napadniętego w chwili, gdy poczuł uderzenie 

w plecy, spowodowało bezrefleksyjną, powiedzielibyśmy dziś – odruchową potrzebę 

ucieczki.   Obaj,   napadnięty   i   atakujący,   działali   w   afekcie,   obaj   –   o   dziwo   – 

powodowani   byli   tą   samą   tendencją   samozachowawczą,   z   tym   tylko,   że   w 

atakującym   sama   obecność   wyklętego   Spinozy   w   Amsterdamie   budzić   musiała 

poczucie tak silnego zagrożenia i lęku, iż nie mogąc dłużej żyć z tymi uczuciami, 

postanowił doprowadzić do uwolnienia się od ich przyczyny w sposób, który wydał 

mu   się   skuteczny.   Groza   kazała   mu   narazić   się   nawet   na   odium   ‘nieczystości’, 

skalania,   wynikającego   z   przekroczenia   owej   magicznej   granicy   czterech   łokci   – 

zamierzając się nożem, nieznany  intruz przypuszczalnie nie usiłował nawet zabić 

Spinozy, pragnął tylko uczynić jego życie równie zagrożonym, jak jawiło mu się jego 

własne   i   wszystkich   należących   do   Izraela.   Tak,   jak   gwałtownymi   ruchami   i 

szelestem   gazety   odpędzam   znad   talerza   natrętną,   obmierzłą   muchę,   tak   i   ten 

nieszczęśnik   usiłował   zapewne   trafić   do   wyobraźni   „wyklętego”,   dając   mu   do 

zrozumienia   najjaśniej,   jak   potrafił,   że   tu,   na   Vlooienburg,   w   holenderskiej 

Jerozolimie, dla takiego jak on nie ma miejsca. 

        

Wydaje się, że do afektu, który nakazał mu gwałtowna ucieczkę, nie raz wracał 

pamięcią także i Spinoza. Przeanalizowanie zdarzenia i towarzyszących mu odczuć 

pozwoliłoby   mu   znaleźć   na   ich   ‘dnie’  conatus,  cupiditas  skierowane   ku   temu 

samemu   gwałtownemu   pragnieniu   trwania,   prze-trwania,   które   rządziło 

napastnikiem. Sprint ku bramie, schody, które po trzy na raz, sadząc w ciemnościach 

susy niczym wiewiórka, pokonał nie wiadomo kiedy, drzwi, zatrzaśnięte od środka, o 

background image

które   oparł   się   całym   swym   ciężarem   na   wypadek,   gdyby  tamten  próbował   je 

sforsować i niepewność nasłuchiwania: ten regularny, mocny stukot, który tętni mu w 

uszach, to jego własna krew, pulsująca w żyłach, czy tupot kroków na schodach? Być 

może, gdy dłonią przyciśniętą do piersi próbował wyczuć rytm serca, aby odróżnić 

go od słyszanego hałasu, kiedy upewnił się, że słyszy własne tętno, afekt podsunął 

mu wyobrażenie tamtego, opartego o drzwi od strony korytarza i nasłuchującego w 

skupieniu   szmerów,   dochodzących   z   izby?   Zatem?   Nie   oddychać   –   wsłuchać   się 

dokładnie   –   skrzypnąć   deską   w   podłodze   –   może   o   n   się   ujawni,   zdradzi   swoją 

obecność? – nie, nie ma czym się obronić! – krzyczeć? – a jeśli tam nie ma nikogo? 

A   jeśli   –   jest!?   Ucieknie   –   ...   nagle   w   piersi   odzywa   się   znajome   łaskotanie, 

przedziera   się   do   gardła,   narasta,   dusi   –   kaszlu   nie   można   powstrzymywać   w 

nieskończoność, zwłaszcza po tak intensywnym wysiłku. Baruch kaszle najciszej jak 

potrafi, z wysiłkiem tłumiąc odruch, a za chwilę – już głośno, z ulgą, bez obawy. 

Tamtego nie było. Nie wbiegł za nim do sieni, nie pokonał schodów, nie czaił się 

pod drzwiami. Cały ten teatr rozegrał się tylko w wyobraźni młodego kartezjanina. I 

o dziwo, rozgrywał się nie raz jeszcze, prawie tak samo wyraziście, budząc w ciele 

echo tamtego poruszenia, afektu, którego świadomie powstrzymać nie sposób. Na 

samo   wspomnienie   tamtego   wieczoru,   kiedy   wesół,   pogwizdując   lekką,   mile 

brzmiącą   melodyjkę,   rozkołysanym  krokiem  wracał   do   siebie,   ba,   na   sam  widok 

bramy   wejściowej,   którą   tamtego   wieczoru   zapomniano   zamknąć   o   przepisowej 

porze, Spinoza mógł odczuwać mocniejsze bicie serca. Skrzypiącą deskę w podłodze 

przybił   zapewne   mocno   już   następnego   ranka,   gdyż   każde   stąpnięcie   na   nią 

wywoływało dźwięk, przywołujący zawstydzające wspomnienie panicznego strachu, 

background image

a kto wie, czy nie cień samego strachu, ujawniający się w pewnym skrępowaniu 

ruchów, lżejszym, cichszym kroku w pustej izbie, którą zamieszkiwał. 

        

Gdybyż tak można było ‘odłączyć’ od umysłu – co jednak? Nie pamięć, bo od 

niej zależy całkowitość i porządek spostrzeżeń. Nie postrzeganie, gdyż to dostarcza 

informacji,   niezbędnych   dla   przetrwania;   z   pewnością   nie   rozumowanie   i   nie 

pojmowanie – to one sprawiły, iż odkrył, że nic mu już nie grozi. Cóż to za władza 

spowodowała w nim narastanie strachu – wówczas, feralnego wieczora i co budziło 

go od nowa, gdy wejść musiał po zmierzchu w znajomy zaułek? 

        

Ci, którzy go wyklęli, twierdzili, że nasz świat zamieszkują niewidzialne istoty. 

Potrafią   one   wspomagać   ludzi   lub   szkodzić   im,   budząc   dziwaczne   wyobrażenia, 

podsuwając obrazy, niewidzialne dla innych, doprowadzając do opętania i obłędu. 

Baruch, pomagając ojcu w interesach, widział jednak i słyszał nie raz, jak sprytnie, 

posługując   się   bardzo   ziemskimi   sposobami,   ludzie   potrafili   sprawiać   wrażenie 

uczciwych, biednych, lojalnych i w ten sposób osiągać cele, których sam diabeł by 

nie   osiągnął.   Nie   wierzył   już   od   dawna   w   nadprzyrodzone   moce,   ingerujące   w 

przyziemne ludzkie sprawy. W nowej łacińskiej szkole dowiedział się o sposobach 

dociekania  prawdy  przy użyciu  metody  powodowania  ludzkim rozumem,  tak że 

szedł on od skutków do przyczyn jak po sznurku, nie zbaczając z drogi i nie dając się 

powstrzymać, póki wszystko nie ułożyło się przed nim jasno i wyraźnie. Wówczas 

chciał nauczyć się takiej metody i zbadać, co powoduje ludźmi, gdy ulegają afektowi 

strachu, namiętności miłosnej, ciekawości nie do opanowania i sami dążą do własnej 

zguby. 

background image

         

Vlooienburg, wyspę połączoną z miastem czterema mostami, Spinoza opuścił 

przypuszczalnie po śmierci ojca; łaciński Amsterdam budził przykre wspomnienia. 

Gabriel, młodszy brat, sam prowadził handel – klątwa ciążąca na Baruchu rozłączyła 

ich skutecznie. Rebeka i Samuel, niedoszły rabin, ich dzieci – z nimi także nie wiązał 

swej przyszłości. Spinoza był w Amsterdamie sam, mógł, wyuczywszy się fachu, 

zapewniającego utrzymanie, zamieszkać gdziekolwiek. Tym bardziej powinien był to 

uczynić, że pod koniec roku 1659 znów popadł „w konflikt z rabinami portugalskiej 

synagogi. Myśli o zemście wobec odłączonego oczywiście nie wygasły w gminie 

sefardyjskiej. I gdy nie żył już rabbi Menasse ben Israel, który kładł kres nastrojom 

rewanżu,   wysłano   starego   Saula   Leviego   Morterę   do   ratusza,   by   wnieść   skargę 

przeciwko Spinozie. Co zawierała, nie jest jasne: magistrat amsterdamski strzegł się 

dobrze, by nie pozostawić czegoś czarno na białym. Jednak pogłoski o przyjaźni 

Spinozy   z   „szydercami”   z   księgarni   Jana   Rieuwertsza,   nie   wspominając   o   jego 

własnych, „przeciwko Mojżeszowi i Bóstwu” skierowanych ideach, które pośrednio 

atakowały   także   Objawienie   chrześcijańskie,   musiały   zataczać   kręgi   w   starym 

środowisku. Rada miejska Amsterdamu, w której stanowiska zajmowali tacy ludzie, 

jak Andries Bicker i Pieter de Graeff van Polsbroek – obaj byli szwagrami Johanna 

de Witta – próbowała według wypróbowanej recepty „schować sprawę pod suknem”. 

Rabini   jednak   nie   chcieli   ustąpić   nawet   po   śmierci   Mortery,   która   nastąpiła   na 

początku   1660   roku.   Rezultatem   ich   działań   i   dążeń   było   wezwanie   Spinozy   na 

przesłuchanie   do  ratusza.  To   przebiegło   bez   rezultatu,  problem  przedłożono   więc 

teraz   duchowieństwu.   Również   o   tym,   co   postanowili   duchowni,   tradycja   nie 

wspomina.   W   każdym   razie   wyrok   wydany   na   Spinozę   równał   się 

background image

wielomiesięcznemu   wygnaniu   z   Amsterdamu”

[19]

  A   może   to   van   den   Enden 

sugerował   swojemu   uczniowi   przeprowadzkę   do   Lejdy?   Nie   poznamy   zapewne 

odpowiedzi  na  to pytanie.  Jak  twierdzi S.  Nadler, badania  źródeł,  gromadzonych 

przez   Inkwizycję   wskazują,   że   filozof   przebywał   w   swym   rodzinnym   mieście 

przypuszczalnie jeszcze w 1658, natomiast już w 1659 „studiował w Lejdzie i był 

dobrym   filozofem.   (...)   Jego   nazwisko   nie   figuruje   w   albumie   studentów 

uniwersytetu, ale mógł słuchać wykładów, nie będąc oficjalnie immatrykulowany na 

żadnym wydziale”

[20]

. 

         

O   latach   1656-60   w   życiu   Spinozy   ciągle   wiemy   bardzo   niewiele.   Nawet 

stosunkowo nowe opracowanie S. Nadlera, bazujące na wcześniejszych pismach i 

nowoodkrytych dokumentach,  podaje niezgodne z sobą ustalenia:  „Wygląda (...) na 

to, że przebywał on w tym mieście [Amsterdamie – J.Ż.] przez większość okresu, 

który  otwiera  rok 1656, kiedy go wyklęto, a  zamyka rok 1661, gdy  zaczyna się 

zachowana korespondencja. Okres ten często nazywa się „ciemnym okresem” w jego 

życiu, gdyż bardzo niewiele wiadomo o tym, co wówczas robił i gdzie się obracał. 

Colerus twierdzi, że kiedy Spinoza nabrał biegłości w szlifowaniu szkieł optycznych 

i kiedy nic nie wiązało go już z Amsterdamem, opuścił miasto i zamieszkał w domu 

przyjaciela przy gościńcu do Ouderkerk. (...) Nie ma dowodów na poparcie relacji 

Colerusa. (...) Że filozof przebywał w Amsterdamie pod koniec maja 1661 roku, tuż 

przed   przeprowadzką   do   Rijnsburga   tegoż   roku,   wiemy   z   pochodzącego   z   tego 

miesiąca zapisu w dzienniku Olausa Borcha, duńskiego uczonego i podróżnika”

[21]

. 

„Wygląda jednak na to, że (najpóźniej) na początku 1659 roku, kiedy rozmawiał w 

background image

Amsterdamie z bratem Tomasem i kapitanem Mantranillą, mieszkał już na stałe w 

Lejdzie   albo   przynajmniej   bywał   w   niej   regularnie,   studiując   na   tamtejszym 

uniwersytecie

[22]

  Zapewne   poznając   łacinę,   Spinoza   poznawał   także   łacińskie 

teksty Descartesa. W jego własnych zbiorach, zinwentaryzowanych tuż po śmierci, 

znajdowały się różne wydania pism francuskiego filozofa, nie ustalono jednak, od 

kiedy posiadał je na własność. W doniesieniach J. Freudenthala zawarte są niekiedy 

dokładne   ustalenia   dotyczące   dat   wydań   poszczególnych   tomów   z   księgozbioru 

Spinozy, niemniej informacje takie zaledwie sugerują, od kiedy filozof mógł zacząć 

prace nad danym tekstem,   nie zaś – w którym momencie jego własnego rozwoju 

określona lektura stanowiła rzeczywistą inspirację czy też punkt odniesienia

[23]

. To, 

czy   faktycznie   przysłuchiwał   się   wykładom  na   uniwersytecie   w   Lejdzie,   czy   też 

korzystał tylko z wiedzy (notatek?) swych przyjaciół, pozostanie również – do czasu 

odnalezienia   konkretnych   dowodów   –   wyłącznie   w   sferze   domniemań.   Nie 

zdobędziemy   też   pewności   odnośnie   do   zaginionych,   sprzedanych   na   aukcji   dla 

pokrycia   wydatków   związanych   z   pogrzebem,   rozdanych   lub   przejętych   przez 

rodzinę   i   przyjaciół   innych   dzieł,   które   Spinoza   posiadał   i   studiował.   Lista   161 

tytułów,   zamieszczona   u   Freudenthala,   opatrzona   jest   uwagą   o   przypuszczalnej 

niekompletności tego zbioru, tym bardziej stosowną, że charakter twórczości Spinozy 

wskazywałby   niejednokrotnie   na   inspiracje   płynące   nie   tylko   z   nurtu 

arystotelesowsko-scholastycznego,   lecz   również   i   platońskiego   (co   wydaje   mi   się 

szczególnie wyraźne właśnie w teorii afektów i sposobu ich opanowania

[24]

)

         

Na razie jednak mieszkając w Amsterdamie, przenosząc się na jakiś czas do 

background image

Ouderkerk, Spinoza przebywa w kręgu osób, które, jak się wydaje, swoją przyjaźnią i 

zainteresowaniem   rekompensują   mu   utratę   bliskich   i   znajomych   z   poprzedniego 

etapu życia. Z pewnością nie jest osamotniony. To z tego okresu pochodzą trwałe 

znajomości   z   kolegiantami   z   kręgu  A.   Boreela:   Simonem   de   Vriesem,   Pieterem 

Ballingiem, Jarrigiem Jelleszem i Janem Rieuwertszem, najodważniejszym chyba z 

amsterdamskich   wydawców.   Być   może   właśnie   Rieuwertsz   dostarczał 

początkującemu myślicielowi wskazówek co do nowości wydawniczych i lektur, do 

których warto sięgnąć, by zdobyć podstawy wiedzy w interesujących go dziedzinach. 

Księgozbiór   Spinozy   zawierał   niemało   słowników,   nie   tylko   łacińskich, 

holenderskich, lecz także włoskich i hiszpańskich. Można domniemywać, że młody 

człowiek   istotnie   narzucił   sobie   ‘autodyktat’,   co   często   podkreślają   biografowie. 

Musiał   on   dotyczyć   nie   tylko   żmudnego   ćwiczenia   się   w   dokładnym   obrabianiu 

szkieł, lecz także gospodarowania czasem, poświęcanym na pracę zarobkową, zajęcia 

domowe, badania i lektury i na spotkania z przyjaciółmi. Te ostatnie miały ponoć 

określony   cel:   gromadziły   czytelników   zakazanej   od   1646   r.   na   uniwersytetach 

holenderskich filozofii kartezjańskiej, którzy wspólnymi siłami dociekali prawdy o 

tej doktrynie. Od 1650 roku można było studiować wydane jako Opera philosophica 

dzieła   Descartesa   (Medytacje,   Zasady   filozofii,   Rozprawa   o   metodzie,  traktaty 

fizykalne)   –   ich   zbiór   stał   w   domowej   biblioteczce   Spinozy.   Nad   przybliżeniem 

przyjaciołom   tej   myśli   i   metody,   tak   obiecującej   zwłaszcza   na   gruncie 

przyrodoznawstwa,   Spinoza   pracował   już   w   drugiej   połowie   lat   pięćdziesiątych, 

próbując   zapisać   zasady   kartezjańskie   w   sposób   najbardziej   jasny   z   możliwych. 

Efekty były często odwrotne od zamierzonych, wątpliwości, zamiast rozwiewać się, 

background image

wyrastały   w   najmniej   oczekiwanych   miejscach   wywodu,   doktryna   Kartezjusza 

samemu   Spinozie   przestawała   wydawać   się   spójna   –   z   biegiem   czasu   nabrał 

pewności, że nie zrozumie jej, nawet znalazłszy spokój i odosobnienie. Można jednak 

przyjąć,   że   u   schyłku   lat   50.   poszukiwanie   spokojnego   kąta   z   dala   od   zgiełku 

wielkiego   miasta   było   jednym   z   licznych   powodów   wyjazdu   z   Amsterdamu   i 

osiedlenia   się   w   Rijnsburgu   niedaleko   Lejdy.   Do   Rijnsburga   oprócz   maszyny   do 

szlifowania   szkieł   i   rzeczy   osobistych   filozof   mógł   już   zabrać   rękopisy   z   próbą 

przedstawienia Zasad filozofii Kartezjusza i szkicami do własnego traktatu. 

        

Czy były to szkice do Krótkiego traktatu o Bogu, człowieku i jego szczęśliwości

czy do  Traktatu o uzdrowieniu intelektu, czy może do  Etyki  – również pozostaje 

nierozstrzygnięte. Jasne, bo potwierdzone zachowanymi pieczęciami na listach do 

przyjaciół, jest to, że dewizą Spinozy stało się  w owych czasach dobitnie oddające 

jego   stosunek   do   świata   CAUTE,   towarzyszące   wizerunkowi   kolczastej   róży 

(espinhoza), umieszczonej centralnie w owalu pieczęci. „Czy jest to pewne udzielone 

sobie samemu ostrzeżenie – uważać na sztuczki i intrygi świata zewnętrznego –, czy 

jest ono skierowane do tego świata – uważajcie na to, co wam zapowiadam?  W 

każdym razie Spinoza swoim CAUTE nabrał dystansu wobec beztroski własnej i 

innych ludzi” – ocenia symptomatyczny kształt i treść pieczęci de Vries

[25]

. Decyzja 

o   opuszczeniu   rodzinnego   miasta,   wymuszona   przez   władze   albo   dobrowolna, 

otwierała de facto nowy etap życia filozofa. 

         

O   ile   w   czasach   amsterdamskich   jako   młody   kupiec   Spinoza   mógł   jeszcze 

rozważać różne sposoby ułożenia swych spraw osobistych, o tyle też podejmując 

background image

decyzję o zerwaniu z gminą i rodzeństwem, zdecydował zarazem o całokształcie 

swojego życia: o tym, że nie założy rodziny, ograniczy do minimum własne potrzeby, 

narzuci sobie swoisty rygor – przede wszystkim w dziedzinie kształtowania swej 

osobowości. Tu, jak się wydaje, otwierały się przed nim najbardziej spektakularne 

możliwości: wcześnie osierocony przez matkę, ani najstarszy, ani najmłodszy spośród 

licznego   rodzeństwa,   być   może,   jak   przypuszcza   de   Vries,   wychowywany   jako 

‘dziecko ulicy

[26]

, mógł wreszcie stanowić o sobie całkowicie. Po śmierci Izaaka 

pomagając ojcu w interesach, poznał dokładnie ‘uroki’ życia kupieckiego; będąc od 

wczesnego   dzieciństwa   półsierotą,   słuchając   rodzinnych   opowieści   Rebeki   o   jej 

dzieciństwie,   sieroctwie,   o   tym,   jak   jego   własna   matka   została   macochą   starszej 

przyrodniej siostry, mógł nabrać dziwacznego przeświadczenia, że losem dziecka jest 

sieroctwo, odłączenie, konieczność przystosowania się do nowej, obcej osoby, która 

zajmuje miejsce matki w domu i u boku ojca. 

         

Rodzinny   dom   i   krąg   najbliższych   nie   był   w   wyobrażeniu   dzieci   Michaela 

d’Espinozy oazą bezpieczeństwa i trwałości. Najstarsze z nich, Rebeka, przeżyło  

śmierć   własnej   matki   i   jej   młodszego   dziecka,   więc   gdy   ojciec   poślubił   kolejną 

kobietę,   dziewczynka,   włączana   przez   macochę   w   krąg   domowych   obowiązków, 

opiekowała się zapewne młodszym przyrodnim rodzeństwem zazdrośnie patrząc na 

powiększającą   się   szybko   naturalną   rodzinę,   do   której   tylko   częściowo   czuła   się 

przynależna.   Jej   niezbyt   ciepłe   związki   z   dziećmi   Hanny   wydają   się   być   w   tej 

sytuacji usprawiedliwione i oczywiste. Kiedy z kolei przyrodnie rodzeństwo straciło 

matkę, emocjonalne rachunki między dziećmi zostały w pewnym sensie wyrównane. 

background image

Miriam, Izaak, Bento i Gabriel powtórzyli doświadczenie Rebeki: mogła ona patrzeć 

z satysfakcją na ich smutek i lęk i niejako ‘z góry’, na mocy własnego dziecięcego 

doświadczenia, przepowiadać osieroconej gromadce nastanie rządów innej macochy, 

której z pewnością ojciec nie omieszka wkrótce sprowadzić do domu. Gdy Michael 

ożenił się po raz trzeci, w domu znów zaprowadzone zostały nowe zwyczaje.  Starsi 

chłopcy podjęli naukę szkolną, dziewczynki uczyły się przypuszczalnie gospodarstwa 

i opiekowały najmłodszym Gabrielem. O ile pozycja Izaaka była z góry przesądzona 

(będąc pierwszym synem, w sposób oczywisty dla wszystkich miał pomagać ojcu i z 

biegiem   czasu   przejąć   jego   przedsiębiorstwo),   o   Baruchu   decydować   miały   jego 

osobiste   dyspozycje.   W   domu   ojca   nie   mógł   w   żaden   sposób   stać   się   kimś 

szczególnym   –   pozostało   więc   szukać   samookreślenia   poza   rodzinnym   kręgiem. 

Chłopiec szybko odkrył, że uznanie i aprobatę zdobyć można w szkole. Pochwały 

nauczycieli stały się dla Michaela, zatroskanego jak każdy ojciec o przyszłość swoich 

synów, nadzieją i otuchą: nawet jeśli interesy nie pozwoliłyby w przyszłości opłacać 

czesnego, zdolny Baruch mógł liczyć na stypendium, które gmina fundowała ubogim 

utalentowanym   uczniom.   Przypuszczalnie   tej   myśli   uchwycił   się   ojciec   Spinozy, 

wyobrażając   sobie   przyszłość   średniego   syna.   Łatwo   wyobrazić   sobie,   że   w   ich 

wzajemnych relacjach każda wysoka ocena szkolna przyczyniała się do wzmacniania 

przez ojca samooceny syna, do ocieplenia uczuć, które mogły być po wprowadzeniu 

do domu Estery dość powikłane. 

        

Nie wiemy, jak układały się związki między domownikami, jednak w relacjach 

rodzinnych   zdarza   się   nie   od   dziś,   że   brak   środków,   utrudniający   lub 

background image

uniemożliwiający dorosłym wypełnienie obowiązków wobec bliskich rodzi niechęć 

w   stosunku   do   „kłopotliwej”   osoby.   Ojciec   Rebeki,   Izaaka,   Miriam,   Barucha   i 

Gabriela wiedział doskonale, że swymi dochodami nie zapewni dzieciom możliwości 

usamodzielnienia się; kiedy więc średni syn okazał się ponadprzeciętnie zdolnym 

uczniem, Michael musiał odczuć niemałą ulgę, a może nawet wdzięczność: Baruch 

wybawił go z kłopotu, ba, stał się przedmiotem ojcowskiej dumy, tym większej, im 

większa   była   z   biegiem   czasu   zawiść   ojców   innych,   mniej   wyróżniających   się 

uczniów.   Michael   miał   w   życiu   niemało   utrapień,   musiał   myśleć   o   wyposażeniu 

córek, utrzymaniu siedmioosobowej rodziny, w której Gabriel, najmłodszy, był na 

razie kłopotem najmniejszym. Rozwiązanie problemu przyszłości Barucha, nagle tak 

oczywiste, mogło zdecydowanie ocieplić stosunek ojca do syna, spragnionego od 

czasu śmierci matki pozytywnej uwagi ze strony najważniejszej dla siebie osoby. Jak 

każde dziecko, potrzebując aprobaty, której jako średni syn doświadczył być może 

niewiele, bardzo szybko mógł się nauczyć ‘kupować’ ją u ojca za cenę pilnej pracy 

szkolnej.   Gdy   przedwcześnie   zabrakło   mu   bezwarunkowej   miłości   matki,   mógł 

odkryć sposób wzbudzania warunkowej miłości ojca: jej ceną było ‘nie sprawiać 

kłopotów’, ‘być powodem dumy’, ‘budzić zazdrość innych rodziców’. 

         

Rachunkiem takich afektów, które nie tylko obserwował, ale chyba namiętnie 

przeżywał w dzieciństwie i młodości, Spinoza postanowił się teraz zająć tak samo 

precyzyjnie, jak skrupulatnie w towarzystwach wzajemnych ubezpieczeń obliczano 

prawdopodobne   zyski   i   straty,   ponoszone   w   handlu,   w   żegludze,   w   magazynach 

portowych   narażonych   na   pożary.   Do   ubezpieczeń   takich   przystępowano   dość 

background image

powszechnie, chociaż nie każdy utrzymuje się z przedsięwzięć równie ryzykownych, 

jak handel, żegluga czy pośrednictwo w interesach innych ludzi. Wszyscy jednak 

ponosimy straty z powodu tak prozaicznego, jak brak znajomości zasad budzenia i 

wygaszania poruszeń duszy, które z kolei popychają nas do działania w świecie, 

zamieszkiwanym przez innych, ukonstytuowanych podobnie jak my sami, bliźnich. 

Wśród powodów ludzkiego działania rzadko znaleźć można równie regularnie, żeby 

nie powiedzieć – monotonnie powtarzające się przyczyny, jak afekty: ambicja, duma, 

zawiść, strach, gniew, miłość własna. Gdy ktoś dumny jest z własnego osiągnięcia, a 

zostanie ono zdeprecjonowane albo umyślnie niedocenione przez osobę, na której 

względach nam zależy, wówczas uszczerbek poniesie nasza miłość własna. Aby go 

zrównoważyć, będziemy musieli wykazać wszem i wobec, a przede wszystkim sobie, 

że   ten,   o   którego   względy   zabiegaliśmy,   jest   bardziej   pospolity   niż   może   się 

wydawać. Ile nam ‘ubyło’, tyle co najmniej musi ‘utracić’ ten, kogo ‘przecenialiśmy’ 

i kto nas ‘nie docenił’. 

         

Procesy afektywne, jak zjawiska chemiczne, zachodzą prawie z matematyczną 

dokładnością. W umysłach ludzkich działają równie niewidzialnie i skutecznie, jak 

powietrze,   które   nie   wiedzieć   jak   uciska   słup   rtęci   w   tubie,   sporządzonej   przez 

Pascala   dla   sprawdzenia   wniosków   Toricellego.   Niewidzialne   i   lekkie   powietrze 

‘potrafi’  wywrzeć   nacisk   na   widzialną   i   ciężką   rtęć   –   jego   ciśnienie   wyrażamy 

językiem liczb. Gniew rabinów również ‘potrafi wywrzeć nacisk’ lub ‘wrażenie’ – 

lecz nie na powietrze ani nie na rtęć, tylko na umysły pobożnych ludzi, w których 

rodzi strach i nienawiść wobec przedmiotu tego strachu. Skoro dla człowieka nie ma 

background image

istoty   bardziej   pożytecznej   niż   inny   człowiek,   nie   ma   też   istoty   bardziej 

niebezpiecznej i szkodliwej. Spinoza, ‘odłączany’ od najwcześniejszego dzieciństwa 

od bliskich, „w rosnącym poczuciu osamotnienia

[27]

, uczył się być może uznawać 

gorzką prawdę – inni mogą być najbardziej pożyteczni albo najbardziej szkodliwi, 

lecz  najbliższym  sobie   każdy   jest   sam.   To,   co   zewnętrzne   względem   nas,   jak 

powietrze   wobec   rtęci,   może   ‘naciskać’  na   nas   mniej   lub   bardziej,   nie   powinno 

jednak   sprawiać,   byśmy   uważali   siebie   za   coś   innego   niż   faktycznie   jesteśmy, 

podobnie   jak   nacisk   powietrza   nie   sprawia,   że   rtęć   staje   się   błotem   lub   złotem. 

Poznać   rachunek   afektów,   prawa   nimi   rządzące,   to   zadanie   równie   wielkie,   jak 

poznać prawa rządzące Naturą: żyjemy wszak wśród ludzi. Uwolnić umysł ludzki od 

zgubnych ‘wahań ciśnienia’ afektów, które nieustannie zaznaczają swoje nad nim 

panowanie,   skazując   go   na   podległość,   niewolę,   to   zadanie   najpierwsze:   umysł, 

wolny od kapryśnej tyranii owych poruszeń, tym sprawniej będzie mógł poznawać 

prawa rzeczy rozciągłych, im więcej zazna w sobie równowagi i spokoju. 

        

Można domniemywać, czy Traktat o poprawie rozumu wzorowany miał być na 

Kartezjuszowej  Rozprawie   o   metodzie,   czy  Traktat   krótki....  to   wczesna   próba 

‘zanotowania’  właściwego   pomysłu   filozoficznego,   a  Etyka,   dzieło   dojrzałe,   czy 

oddala się zarówno treścią jak i formą od obu poprzednich pism, czy też włącza je i 

uzupełnia   niezbędnymi   ustaleniami   –   takich   prób   poczyniono   w   badaniach   nad 

filozofią Spinozy wiele. Nie zajmując się nimi, należałoby się jednak odnieść do 

innej kwestii: jak na podstawie twórczości filozoficznej i zachowanych listów, nie 

pomijając także rozmaitych relacji o Spinozie, można określić jego własny problem 

background image

  filozoficzny, jego najbardziej osobisty powód, dla którego nie mógł poprzestać na 

osiągnięciu   biegłości   w   szlifowaniu   szkieł   optycznych,   lecz   –   idąc   w   ślady 

Kartezjusza? – zdecydował się na samotne poszukiwanie czegoś, co dla niego było 

najważniejsze? Co w życiu Spinozy porównać można z ową niewidzialną siłą, która 

zmusza żywe srebro do uległości i sprawia, że kurczy się ono w sobie i samo w siebie 

zdaje się zapadać? Co, gdy ustąpi, pozwala ciężkiej rtęci dźwignąć się w górę we 

wnętrzu ograniczającej ją tuby? Dla Kartezjusza odpowiednikiem wszechobecnego, 

niewidzialnego powietrza oddziałującego na słup rtęci jest w poznaniu ludzkim idea 

Boga, wpisana przez stwórcę w nasze umysły jak boży autograf

[28]

. Postrzegamy i 

czujemy   to,   co   ideami   maluje   w   naszym   umyśle   Bóg,   gdy   podtrzymuje   rzeczy 

rozciągłe w ruchu. Jednakże problemy ekstrawertycznego Descartes’a, śmiertelnie 

znudzonego nauką szkolną, szukającego wiedzy o świecie w wojennych wyprawach, 

niezmordowanego eksploratora prosektoriów, który swą ciekawość północnych krain 

przypłacił życiem, nie są zagadnieniami pierwszoplanowymi dla Spinozy. Z trybu 

życia   i   pism   Kartezjusza   widać   wyraźnie,   że   wartość   znajduje   on   w   tym,   co 

zewnętrzne; w  Zasadach filozofii  to swoje naturalne przeświadczenie sformułował 

explicite tak oto: „A wszystko rozpatrujemy jako rzeczy lub jakości czy modyfikacje 

rzeczy

[29]

. Jego Bóg mieszka poza światem, umysł w jego pojęciu postrzega tylko 

te idee, które transcendentny wobec niego Bóg wzbudzi w nim, ‘manipulując’ w 

pozaumysłowej rozciągłości; po udowodnieniu istnienia Boga i pośrednio – świata – 

jest pewien, że wiedza ta nie powstałaby w umyśle ludzkim bez udziału i zamysłu 

 stwórcy wszechrzeczy

[30]

. Nasze podobieństwo do Boga ujawnia się w działaniu 

woli – może ona sięgać w nieskończoność, przekraczając zasięg władzy poznania, a 

background image

to wystarcza, byśmy błądzili, nie rozeznając fałszu i prawdy

[31]

. Podobnie dziać się 

będzie,   kiedy   w   rozciągłości   powstanie   zaburzenie   ruchu   ciał   w   pobliżu   ciała 

ludzkiego: traci ono wówczas właściwe dla siebie proporcje poruszeń wewnętrznych, 

a wraz z nimi – warunki, zapewniające możliwość jasnego ujmowania idei przez 

umysł. Ponieważ cała rozciągłość podlega boskiej Opatrzności, ciało ludzkie musi 

być wydane na poruszenia, którymi spoza obszaru obydwu substancji zawiaduje sam 

Bóg.   Teologowie   przekonują   o   tym,   że   tak   rozumiany   świat   nie   jest   chaosem 

nieustannie ścierających się sił, lecz domeną nieustannie ponawianego boskiego fiat 

zawiadującego substancją  rozciągłą,  w tym i ludzkimi ciałami. Descartes pragnie 

dowieść, że umysł ludzki, oglądając idee rzeczy rozciągłych, potrafi odkryć prawidła, 

według których przebiegają poruszenia rzeczy rozciągłych w przestrzeni. Oczywiście 

odkrywając je, należy pamiętać o własnej skończoności: „Dlatego też nie będziemy 

zadawać  sobie  trudu  dysputowania  o  tym,  co  nieskończone.  (...)  O tych  bowiem 

rzeczach  nikt   nie   powinien  rozmyślać,   chyba   gdyby   sądził,   że   umysł   jego   jest 

nieskończony

[32]

. 

         

Tak zarysowana wizja świata nie odpowiada doświadczeniom Spinozy i to nie 

tylko   z   racji   jego   judaistycznych   uwarunkowań   kulturowo-światopoglądowych. 

Przyczyną rozbieżności może być również różnica postaw obu myślicieli: Spinoza 

preferuje   poznanie   intuitywne,   a   przy   tym   wydaje   się   być   wyraźnie 

introwertyczny

[33]

. Jego filozoficzne usiłowania wychodzić będą od ujęcia tego, co 

dla Kartezjusza było punktem ostatnim, granicą filozofowania – od ustalenia rodzaju 

związków i immanentnych praw rządzących w nieskończonej Naturze. Każdy z nich 

background image

pojmuje ją jednak inaczej. Natura, czyli stworzenie, to według Kartezjusza realnie 

istniejący świat rzeczy rozciągłych, zewnętrznych wobec ludzkiego umysłu i wobec 

umysłu   bożego.   To   ‘naturalne   nastawienie’,   powszechne   jego   zdaniem   w   całym 

ludzkim   rodzaju,   stanowi   podstawę   formułowania   „założeń   wspólnych,   czyli 

aksjomatów

[34]

  wyrażających uniwersalnie ludzkie sposoby doznawania poruszeń 

idei w naszych umysłach. Otwarty wobec świata Kartezjusz poszukuje metody, która 

pozwoli mu w kłębowisku niezwykle interesujących rzeczy rozciągłych znaleźć jakiś 

porządkujący   je   schemat.   Okazuje   się   nim   być   poprawne   stosowanie   w   miarę 

„wyraźnych”   pojęć   do   jasno   prezentujących   się   spostrzeżeń   rzeczy.   Nie   bez 

przyczyny   jego   intuicja   prawdy   domaga   się   zarazem   i   jasności,   i   „wyraźności”: 

umysłowi, by mógł wiedzieć, z czym ma do czynienia, nie wystarczy bowiem sama 

tylko jasna percepcja danej idei, niezbędne jest mu ponadto poprawne ujęcie owej 

percepcji w pojęciu, w słowie, „wyrażenie” (ex-pressio) jej istoty. Dopiero mając owe 

abstrakcyjne,   oderwane   od   treści   konkretnego   postrzeżenia,   czyste   formy 

konceptualne,   takie   jak   np.   „substancja,   trwanie,   porządek,   liczba”

[35]

  możemy 

wiedzieć   „wyraźnie”,   czyli   wyrazić   to,   co   zostało   postrzeżone.   I   taka   też   jest 

konstrukcja   Kartezjańskich  Zasad.   Cała   ich   pierwsza   część,   ukazująca   to,   co 

‘pierwsze’  w   poznaniu   ludzkim,   pomyślana   została   jako   warsztat   pojęciowy   dla 

wyłożenia porządku i związku rzeczy natury, tzn. rzeczy materialnych, nieba, ziemi, 

roślin i zwierząt, wreszcie na koniec – wiedzy człowieka o sobie samym. Dodawać 

nie   trzeba,   że   kwestii   najmniej   dla   siebie   interesujących   filozof   ‘nie   zdążył’ 

opracować   (należą   tu   rzeczy   ożywione:   rośliny,   zwierzęta   i   człowiek)   –   śpieszył 

bowiem   przeprowadzić   badania   nad   różnymi   stanami   skupienia   wody,   do   czego 

background image

wyśmienite   warunki   znaleźć   mógł   w   mroźnej   Szwecji.  W  swojej   teorii   afektów, 

oddanej   do   druku   przed   śmiercią,   do   podstawowych,   źródłowych   czy   też 

‘pierwszych’  poruszeń   umysłu   Kartezjusz   zaliczył   podziw/zdziwienie,   obudzone 

przez   „pierwsze   zetknięcie   się   z   jakimś   przedmiotem”,   gdy   „sądzimy,   że   jest   on 

czymś nowym lub bardzo różnym od tego, cośmy dotychczas poznali, lub od tego, 

czegośmy oczekiwali

[36]

. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że pozostałymi źródłowymi 

afektami są według niego miłość i nienawiść, pożądanie, radość i smutek, to nie 

sposób   pozbyć   się   przekonania,   że   Spinoza,   wymieniający   trzy   podstawowe   i 

uniwersalne afekty, jak pożądanie (cupiditas), radość (laetitia) i smutek (tristitia), a 

zdziwienie (admiratio) pozostawiający poza stanami afektywnymi umysłu

[37]

  albo 

‘obliczający’ je z kombinacji innych stanów duszy

[38]

, odkrywa w sobie zupełnie 

inny, niż ten ujawniający się u Descartes’a, wymiar człowieczeństwa.

         

Świat   zewnętrzny,   który   Kartezjusz   bada   we   wszystkich   jego   namacalnych 

przejawach, czy to będzie wnętrze tętnicy, czy jaskini pełnej skamielin, Spinozie jawi 

się jako twór, do którego przystąpić należy w pełnym uzbrojeniu – badać go bez 

osłony, jaką dla oka jest szkło powiększające, to czyn nierozważny. Tym jednak, co 

najbardziej przeszkadza umysłowi w badaniach rzeczy zewnętrznych, co je niemalże 

przesłania, są jego własne treści, ich ruch, powiązania. Kartezjańskie wyobrażenie 

genezy ludzkiego umysłu wbrew pozorom ogromnie przypomina tezę Locke’a: Bóg 

Descartesa tworzy pusty umysł (czystą substancję myślącą), który następnie zapełnia 

ideami, rozpala w nim ‘światło naturalne’, umieszcza wolną wolę. Spinoza nie zna

toteż nie może pomyśleć takiego umysłu: jego projekt Mens humana jest konkretną 

background image

ideą   tego   oto   ciała   ludzkiego,   wyrażającą   adekwatnie   jego   istotę.   Odkrycie 

Kartezjusza, wyrażone w Medytacjach...., poprzedzone długą drogą wnioskowania i 

podważania zasadności przyzwyczajeń mentalnych, dotyczy tego, „że niczego łatwiej 

lub oczywiściej ująć nie mogę niż mój własny umysł. Ponieważ jednak nie można tak 

szybko pozbyć się przyzwyczajenia do dawnego poglądu [mianowicie, że same ciała 

ujmuję właściwie za pomocą zmysłów albo za pomocą zdolności wyobrażania – por. 

fragment powyżej niniejszego cytatu; przyp. jż],  będzie dobrze, jeśli się przy tym  

zatrzymam, aby się to nowe poznanie, przez dłuższe rozpamiętywanie, głębiej wbiło  

w pamięć

[39]

. Wniosek, że umysł nie poznaje ciał, lecz siebie, swoje czynności i 

swoje   przedmioty,  nie   jest   dla   Kartezjusza   oczywisty  –  przeciwnie,   jest   tak 

nienaturalny’,  nowy, szokujący,  że trzeba dłuższego wysiłku, by wrósł w pamięć. 

Uczynienie   z   umysłu   przedmiotu   badań,   skupienie   uwagi   na   obecnych   w   nim 

obiektach   to   dla   ekstrawertyka   trudne   zadanie.   O   tym  osobistym,   opisanym  jako 

uniwersalnie ludzkie, doświadczeniu filozofa czytamy także w  Principiach: „A już 

najtrudniej   ze   wszystkich   przychodzi   mu   [umysłowi   –   J.Ż.]   skupiać   się   na   tych 

[rzeczach – J.Ż.], które nie są obecne dla zmysłów ani nawet dla wyobraźni

[40]

. 

        

Spinoza doświadcza Natury zupełnie inaczej. Nie musi, a być może nie potrafi 

szukać jej ‘na zewnątrz’ – wszystko przecież, co jest, czego doznaje,  jest w nim

Rzecz,   o   której   Kartezjusz   bez   wahania   powiedziałby,   że   jest   taka   sama   dla 

wszystkich,   bo   w   rozciągłej   przestrzeni   umieścił   ją   Bóg,   dla   Spinozy   byłaby   w 

sposób oczywisty  jego-rzeczą, poznawaną, doznawaną, ocenianą zupełnie inaczej, 

aniżeli poznaje ją ojciec, Rebeka, Izaak i Gabriel. Na przykład matka – gdy Bóg, jak 

background image

rzekłby Kartezjusz, umieścił ją martwą w zimnej przestrzeni grobu – czym innym 

była dla owdowiałego ojca, czym innym dla Rebeki, której nie mogła, gdy żyła, 

zastąpić   matki   rodzonej,   czym  innym  dla   Izaaka,   a   czym  innym  dla   maleńkiego 

Gabriela.   A   dla   Miriam?   Dziewczynka,  tak  do   matki   podobna,  kiedy   się 

uśmiecha, kiedy  pochyla  ciemnowłosą główkę nad kołyską Gabriela, tak bardzo 

mimo wszystko się od niej różni! Osierocone rodzeństwo kłóciło się nie raz o to, co 

powiedziałaby matka, gdyby na przykład zobaczyła, że ojciec wytrząsa tytoń z fajki 

wprost na posłanie. Każde z nich ‘wie lepiej’, każde wyraża inną opinię, zupełnie, 

jakby każde pochodziło od innej matki i inną zapamiętało. Gabriel najtrudniej znosi 

jej brak, wiadomo, najmłodszy, i nic a nic nie zna się na śmierci. W nocy budzi się z 

płaczem, którego nikt nie potrafi ukoić i dopiero gniewny głos obudzonej ze snu 

Rebeki, która tym razem nie straciła matki, lecz uwolniła się od macochy, sprawia, że 

przestraszony malec kuli się i wtulony w Miriam – tak boleśnie do matki podobną i 

niepodobną zarazem – zasypia ciężkim snem. Nie tylko wtedy, gdy zmarła matka 

powraca do niego we śnie, choć nie nawiedza snów Rebeki, Baruch wie, że to jego 

sen, którego z nikim nie dzieli. Tak, jak ma własne sny, tak samo ma własny, pełny, 

całkowity świat, odmienny od świata ojca i braci, od światów obydwu dziewcząt. 

Zabobonna Rebeka wzdryga się na myśl, że Hanna mogłaby odwiedzić ją we śnie. A 

gdy się jej to rzeczywiście przydarzyło, przez cały dzień była nieswoja, osowiała, 

cichsza niż zwykle. Odwrotnie Miriam – gdy śniła, że wraz z matką wybrała się na 

targ, obudziła się uszczęśliwiona i opowiadała ojcu, jakie wielkie kupowały ryby, jak 

matka śmiała się, gdy straganiarka pochwaliła jej wybór – „wiesz, tak wesoło, tak 

głośno, że wszyscy wokół aż się oglądali!” Rebeka zgasiła szybko jej dobry humor 

background image

swymi cierpkimi i prozaicznymi uwagami – święto snu się skończyło. Miriam, którą 

miał w swoim świecie Baruch (później powiedziałby – idea Miriam, która gości w 

jego umyśle wkraczając tam per imaginatio) – to ktoś zupełnie inny niż Miriam w 

świecie Rebeki. Tę prostą prawdę Spinoza znał chyba ‘od zawsze’; wydaje się, że 

należała ona do konstytutywnych cech jego osobowości i zabarwiała specyficznie – 

jak Kantowskie formy naoczności kształtujące treść każdej percepcji – każde jego 

mentalne doświadczenie. Być może będąc dzieckiem wyraziłby ją  sformułowaniem 

„lubię Miriam, bo jest podobna do naszej matki, którą lubiłem, a Rebeka jej nie lubi, 

bo jest podobna do jej macochy, której nie lubiła”. W tym, że każdy człowiek na swój 

własny sposób postrzega świat, nie ma dla Barucha nic dziwnego. Dziwne jest tylko 

to, że o tak rozmaitych swoich doznaniach ludzie usiłują mówić, używając dla ich 

wyrażenia jednego i tego samego słowa. Czy ojciec, przyjrzawszy się, jak Rebeka 

układa do snu najmłodszego przyrodniego braciszka i zadając jej później pytanie – 

„ty go chyba nie lubisz?” – ma na myśli to samo, co określa zwrotem „lubię figi”? 

Rebeka nie lubi Gabriela, poszturchuje go i szczypie boleśnie, kiedy nikt nie widzi. 

Miriam nie lubi kroić cebuli, ale przecież objawia się to zupełnie inaczej, niż nie-

lubienie Rebeki. Dlaczego dla nazwania tak wielu stanów ludzie nie wymyślili więcej 

słów? Jak to możliwe, że jednym słowem wyrażają wielość? A może tylko wydaje im 

się, że jest to możliwe i z niewiedzy kłócą się, biją i robią sobie krzywdę? Później, w 

Etyce, Spinoza będzie podkreślał stanowczo, że „Każdy afekt jakiejkolwiek jednostki 

jest odmienny od afektu drugiej jednostki w tej mierze, w jakiej istota jednej różni się 

od istoty drugiej

[41]

. Nie tylko więc (choć każdy jest formalnie rzecz biorąc tym 

samym   –   ideą   ‘swojego’  ciała)   nie   istnieją   identyczne   umysły,   czyste   substancje 

background image

myślące,   jak   zakładał   wstępnie   Kartezjusz,   ale   też   każdy   z   nich,   wyrażając   inną 

istotę, poruszany będzie przez tę samą ideę odmiennie od wszystkich pozostałych. 

Tak jak Kartezjusz wie, że nie znajdzie w naturze dwóch identycznych rzeczy, tak 

Spinoza wie, że nie ma w niej dwóch identycznych poruszeń mentalnych. To jego 

najbardziej elementarne doświadczenie, a zarazem najbardziej frapujący teoretycznie 

problem: relacja Jedno-Wielość.

         

W rozważaniach o spinozjańskiej teorii afektów nie sposób pominąć kwestii 

odniesień do pism myślicieli antycznych, zwłaszcza Seneki i Epikteta, do tekstów 

filozofów żydowskich, które autor Etyki także posiadał i studiował, do rozstrzygnięć 

Kartezjusza. Z przytoczonych wyżej wzmianek biograficznych wynika jednak, że nie 

uda się obecnie ustalić ani tego, od kiedy w jego edukacji datuje się znajomość dzieł 

filozofii żydowskiej, której nie nabył w okresie nauki szkolnej, ani nawet znajomość 

łaciny,   choćby   wstępna,   pozwalająca   czytać   pisma   europejskich   filozofów   w 

przekładach na ten język lub w oryginalnych wydaniach. Więcej tu ciągle pytań niż 

potwierdzonych   dokumentami   odpowiedzi.   Dlatego   też   wydaje   mi   się,   że   nie 

rozstrzygając problemu chronologii wpływów intelektualnych rozmaitych lektur na 

kształtowanie się oryginalnej doktryny Spinozy, analizę jego programu etycznego 

wypada zacząć od próby ustalenia kwestii tyleż niepewnej, co jednak podstawowej: 

kim był autor  Etyki w porządku geometrycznym dowiedzionej,  w jaki sposób jego 

doświadczenie własnego człowieczeństwa przesądzało o sposobie uprawiania przez 

niego filozofii. Dopiero na tej – jeśli można ją wypracować – podstawie warto będzie 

zapytać,   jak   konkretne   lektury   oddziałały   na   autora   najdziwniejszego   z 

background image

„podręczników ludzkiej szczęśliwości” i do jakich doprowadziły go wniosków. Stąd 

powyższa próba zastanowienia się,  jak się staje tym, kto  wykłada  etykę, nie będąc 

nauczycielem, ojcem, bratem, profesorem uniwersyteckim, duchownym, ani nawet 

nie pragnąc zobaczyć drukowanej postaci swego ‘podręcznika szczęśliwości’. Gdzie 

indziej – gdyż wymaga to o wiele więcej miejsca i uwagi Czytelników – szukałam 

odpowiedzi na pytanie, kim trzeba być, by móc uważać, że sposobem najlepszym dla 

takiego   wykładania   będzie   system   geometryczny,   zapożyczony   od   Euklidesa   i 

zastosowany   przez   niego   do   zupełnie   innej   materii.   Z   odpowiedzi   na   obydwa   te 

pytania wyłoni się, jak sądzę, obraz idealnego czytelnika, tzn. człowieka takiego, 

jakim być on powinien, by mógł być szczęśliwy. Ponieważ, jak wiadomo, idealnym 

czytelnikiem dla każdego autora jest on sam :)   - zakładam, że  Etyka w porządku 

geometrycznym dowiedziona  i inne pisma Spinozy najpełniej ukazują jego własne 

doświadczenia i osobowość. Są, jak to określił swego czasu B. Schlager, „zdjęciem z 

duszy heretyka”

[42]

. 

         

Benedictus   de   Spinoza   nie   sporządził   aktu   swej   ostatniej   woli.   Lekarzowi 

obecnemu przy nim do ostatka, czy był nim Ludwik Meyer, czy kto inny, zlecił, by 

sekretarzyk pełen papierów oddać przyjaciołom. Do druku odważył się oddać tylko 

swoje opracowanie Principiów... Descartes’a i, na żądanie przyjaciół, dla których go 

napisał, anonimowo –  Traktat teologiczno-polityczny. Co do reszty swych pism nie 

mógł mieć złudzeń: „Każdy afekt jakiejkolwiek jednostki jest odmienny od afektu 

drugiej jednostki w tej mierze, w jakiej istota jednej różni się od istoty drugiej”, a to 

oznacza, że prócz piszącego nie ma pod słońcem czytelnika, który by przyswajając 

background image

tekst,   zrozumiał   go   tak,   jak   ujął   go   autor;   odwrotnie,   każdy  Inny  odczyta   go   i 

zrozumie adekwatnie do własnego położenia, przefiltruje przez struktury swej istoty i 

stosownie do niej pojmie zawarte w nim wskazówki. 

[1]

 

S. Nadler,  Spinoza, Warszawa 2002, s. 80-83; 109-110, 125, 130 [= Nadler]. Książka 

Nadlera   (Spinoza.   A  Life,   Oxford   Press   1999)   to   obszerne   studium,   w   którym   zostały 
wykorzystane   dotychczasowe   biografie   filozofa,   uzupełnione   przez   autora   wynikami 
najnowszych   badań,   dotyczących   nie   tylko   Spinozy,   lecz   także   historii   miast 
holenderskich, w których mieszkał, osób, z którymi się przyjaźnił i gmin żydowskich, 
zwalczających się i jednoczących wobec odstępców. Znaczna część informacji w tekście 
pochodzi z tego właśnie źródła.  

[2]

 

Bento (Baruch to domowa, świecka forma tego imienia) d’Espinoza (znana jest również 

pisownia „de  Spinoza” i „Spinoza”) urodził się w Amsterdamie 24 listopada 1632 r. 

[3]

 

Zob. Nadler, s. 62, 92. Hipotezę, mówiącą, że filozof miał starszą przyrodnią siostrę, 

Rebekę, urodzoną w pierwszym małżeństwie Michaela, wprowadza Th. de Vries; zob. 
tegoż Spinoza, Reinbek bei Hamburg, 1994, s. 21 [= Spinoza]. 

[4]

 

Nadler, s. 101. 

[5]

 

Nadler, s. 116-117. Spory Mortery i Menaszego, zaciekłe i długotrwałe, dobrze ilustrują 

stosunki panujące wśród XVII - wiecznych  amsterdamskich Żydów. Młodziutki Spinoza 
wiedzieć  o nich nie musiał; przypuszczalnie jednak  ich rady  okazały  się  sprzeczne i 
skłoniły go do poszukiwania bezstronnego mentora w innym otoczeniu.   

[6]

 

Nadler, s. 138. 

[7]

   

<

  

 

Nadler, s. 144. Zob. także J. Freudenthal, Lebensgeschichte Spinoza’s in Quellenschriften, 

Urkunden und nichtamtlichen Nachrichten, Leipzig 1899, s. 114-116 [= Freudenthal].

[8]

 

Nadler, s. 144. 

[9]

 

Tamże, s. 151.

[10]

 

Tamże, s. 180. Por. także  Życie i umysł Benedykta Spinozy,  w: Benedykt de Spinoza,  Etyka w porządku 

geometrycznym   dowiedziona,  Warszawa   1954,  Suplementy  (przekł.   L.   Kołakowskiego),   s.   389   [=  Etyka
Suplementy]. 

 

[11]

 

S. Nadler wspomina, że klątwy, którymi obrzucano bluźnierców, intonowano nad 

kadzią   pełną   krwi,  nad   którą   trzymano   odwrócone   owe   czarne   świece,   tak   by   wosk 
topniejąc, kapał wprost w krew. Irracjonalność takiego przedsięwzięcia zostaje genialnie 

background image

wprost skompensowana jego symboliką, budzącą emocje tak silne, że aż przechodzące w 
afekty.   Wyklęcie   Spinozy   odbyło   się   ponoć   bez   tak   spektakularnych   zabiegów.   Zob. 
Nadler, s. 147-148.

[12]

 

Tamże, s. 142. 

[13]

 

Zob. np. K. Toepliz, Kierkegaard, Warszawa 1975, str. 20-23 lub Peter P. Rohde, Søren 

Kierkegaard, Wrocław 2001, s. 43-51.  

[14]

 

Zob. cytowany w przyp. 10 fragment  Suplementów: „wyjście moje będzie bardziej 

niewinne niż wyjście dawnych Żydów z Egiptu”.  

[15]

 

Z dokumentów i relacji, zebranych przez J. Freudenthala wynika, że śmierć nierzadko 

„odłączała” Michaela d’Espinozę od bliskich: w latach 1627-1653 pochował trzy żony i 
czworo dzieci; zob. Freudenthal, s. 109-113; relacje te powtarza również S. Nadler. 

[16]

 

Nadler, s. 78. 

[17]

 

Portugalskie espinhoza –  znaczy: „z ciernistego miejsca”, zob. tamże, s. 43. 

[18]

 

Wbrew doniesieniom Lucasa Th. de Vries uznaje opowieść o napaści na Spinozę za 

niepotwierdzoną   niczym   legendę;   zob.  Spinoza,   s.   44.   Nie   rozstrzygając   kwestii,   czy 
incydent   taki   był   faktem,   spróbuję   tu   wykorzystać   jego   domniemany   przebieg   jako 
podstawę do rozwiniętych później przez filozofa analiz afektywności ludzkiej.

[19]

 

Spinoza, s. 66. Relacji tej zaprzecza stanowczo S. Nadler (zob. s. 182-184; „Można więc 

bez ryzyka błędu przyjąć, że Spinozy nigdy nie skazano na wygnanie z Amsterdamu” (s. 
184). 

[20]

 

Nadler, s. 190. Odmiennego zdania jest Th. de Vries, zob.  Spinoza,  s. 68: „Spinoza 

suchte auch keinen geistigen Umgang mit Professoren und Studenten der nahe gelegenen 
Universität   Leiden“.  Wobec   braku   źródeł   dokumentujących   tezę   Nadlera   pozostają 
wątpliwości:   w   rękopisach   Spinozy   brak   notatek   z   wykładów   i   lektur;   jego   bardzo 
skromne warunki finansowe kazały oszczędzać – także czas, niezbędny do wykonywania 
pracy zarobkowej i do własnych studiów. Trudno wyobrazić sobie, by Spinoza uczęszczał 
na wykłady i nie płacił za naukę – proceder taki to jawna kradzież. Fakt, że augustianin 
Tomas   składając   inkwizycji   pisemny   donos   zaznaczył   w   nim,   że   poznał   niejakiego 
Spinozę, który pochodził z pewnej wsi w Holandii, studiował w Lejdzie i był ‘dobrym 
filozofem’ (zob. Nadler, s. 160) nie wydaje się – wobec widocznych nieścisłości – dobrą 
podstawą sądu o takich studiach. Celem takiej notatki mogło być również skierowanie 
uwagi   inkwizycji   na   środowisko   uniwersytetu   w   Lejdzie   i   wykładane   tam   treści, 
niezgodne z zaleceniami i zakazami władz. 

[21]

 

Nadler, s. 184-185. Zob. również Spinoza, s. 43: Verborgene Jahre.

[22]

 

Nadler, s. 190. 

[23]

 

Zob. Freudenthal, s. 275-285. 

[24]

 

Por. C. Gebhardt, Spinoza und Platonismus, w: Chronicon Spinozanum, Haga MCMXXI, s. 

178-234.  

[25]

 

Zob. Spinoza, s. 77. 

background image

[26]

 

Tamże, s. 22-23. 

[27]

 

Spinoza, s. 23. 

[28]

 

Por. R. Descartes, Zasady filozofii, Kęty 2001, s. 35 [= Zasady].  

[29]

 

Tamże, s. 43, podkr. J.Ż. 

[30]

  

...wlane w nas przez Niego przyrodzone światło rozumu, (...) A stąd wynika, że 

przyrodzone światło rozumu, czyli zdolność poznawania dana nam przez Boga (...)”; 
tamże, s. 37.  

[31]

 

Tamże, s. 39.

[32]

 

Tamże, s. 36, podkr. J.Ż. 

[33]

 

Zob. C. G. Jung, Typy psychologiczne, Warszawa 1997, s. 491. 

[34]

 

Por. Zasady, I, s. 43. 

[35]

 

Zasady, I, s. 42.   

[36]

 

R. Descartes, Namiętności duszy, Warszawa 1958, cz. II, s. 69. 

[37]

 

Etyka, cz. III, Definicje afektów, df. IV, str. 217-218.

[38]

 

Tamże, tw. LII, przyp., s. 202-203.  

[39]

 

R. Descartes,  Medytacje  o pierwszej filozofii, Warszawa 1958, s. 43; podkr. kursywą i 

wytłuszczenie – J.Ż. 

[40]

 

Zasady, I, s. 52.  

 

[41]

 

Etyka, cz. III, tw. LVII.

[42]

 

Zob. B. Schlager, Spinoza. Zdjęcie z duszy heretyka, Kraków 1924.