background image

 

Aleksandra Ruda 

„Nekromantka” 

V tom serii „Ola i Otto” 

Tłumaczenie skrajnie nieoficjalne –ekso 

Korekta – czarna_wilczyca 

 

Rozdział 2 

PÓJDĘ NA STUDIA I ODZYSKAM MĘŻA 

 

Siedziałam przy stole i na złość wszystkim rysowałam ulepszony 

schemat artefaktu przeciw psom. „Wszystkim” – czyli głównie na złość 
Ottonowi, który dąsał się na mnie za wykorzystanie magii krwi. Jego 
skwaszona fizjonomia tak popsuła mi nastrój, że nawet nie poszłam na 
koncert. A w ramach ucieczki udałam się do uniwersyteckiej biblioteki. 
Naturalnie,  książek  o  magii  krwi  tam  nie  było.  A  raczej  były,  ale 
w specjalnym dziale,  o dostępie do  którego zwykli absolwenci  mogli 
tylko pomarzyć. Tylko magistrom wolno było tam wejść

 

i to tylko za 

zgodą dziekana. 

Cieszyłam  się  z  tego,  że  udało  mi  się  zdobyć  książki  ze  zbioru 
zrujnowanego mistrza Augusta. Nie byłam gotowa zostawać magistrem 
tylko po to, żeby przeczytać coś interesującego. Wiem jak działa ten 
system: najpierw jest "Hurra! Magister!" a potem grzęźniesz po same 
uszy w sprawach „ukochanego” Uniwersytetu. Otto na pewno tego nie 
wytrzyma,  on  już  teraz  wścieka  się,  że  zbyt  wiele  czasu  marnuję  na 
głupoty.  Półkrasnolud  nie  zniósłby  szkolenia  studentów-idiotów, 
których Uniwersytet, przydzieliłby mi jako magistrowi. 

Kiedy wróciłam z biblioteki, Otto złośliwie poinformował mnie, że Irga 
pojawił się z biletami na koncert, ale kiedy mnie nie zastał podarował 
je  Tomnie,  która  zaraziła  się  od  swojego  redaktora  naczelnego 
dziennikarskim 

węchem 

umiejętnością 

pojawiania 

się 

background image

 

w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. To znaczy, dla niej był 
on bardzo odpowiedni! A Irga powinien zostawić bilety u nas na stole! 
Na  koncert  nie  poszłabym  dla  zasady,  ale  mogłabym  je  korzystnie 
odsprzedać! 

– Byłam w bibliotece – oznajmiłam wyciągając książki z torby. 

– Chemia? – zdziwił się Otto. – Byłaś w bibliotece naszego wydziału? 
Ola, daj sobie spokój z tym idiotycznym dymnym artefaktem! Mamy 
tyle  zamówień!  A  jeszcze  w  następnym  tygodniu  przyjdą  do  nas 
studenci i trzeba przygotować dla nich taki front pracy, żeby przez myśl 
im nie przeszło, że życie to bajka. 

– Po dniu pracy z tobą zaczną wyć i uciekną – stwierdziłam. 

– Jak twoja zdolność przepowiadania była warta naciąganej trójki tak 
i dalej  jest  –  uśmiechnął  się  Otto.  –  To  krasnoludy,  oni  mi  jeszcze 
powiedzą "dziękuję"! 

– Otto – powiedziałam po zebraniu rozsądku, mądrości i cierpliwości, 
które leżały porozrzucane w różnych zakątkach mojej duszy – możliwe, 
że masz rację w sprawie tego psiego artefaktu, ale nawet ty powinieneś 
przestrzegać  kodeksu  pracy  i  nie  zabraniać  mi  zajmowania  się  tym 
czym chcę w wolnym czasie, który prawnie mi przysługuje. 

– Jaki kodeks? Jaki czas wolny? Ola, pracujemy dla siebie! Wilka nogi 
karmią, a nas – zamówienia! 

–  Teraz  nie  klepiemy  biedy  –  powiedziałam  zdecydowanie.  –  Będę 
pracować nad tym artefaktem nawet bez twojej pomocy! 

Otto przewrócił oczami. 

–  Zgoda.  Tylko  obiecaj,  że  chemiczne  doświadczenia  będziesz 
przeprowadzać tylko w mojej obecności, żebym w razie czego zdążył 
cię ugasić albo donieść do Domu Uzdrowicieli! 

– Masz aż tak niskie mniemanie o moich zdolnościach chemicznych? 

background image

 

– W ogóle żadnego nie mam – szczerze powiedział Otto. – Uczyłaś się 
czegokolwiek  na  ten  temat  poza  przejściem  obowiązkowego  kursu 
w liceum? 

– Tak właściwie to i na tym kursie nie nauczyłam się za wiele… Ale co 
mam robić skoro odmawiasz mi pomocy? 

–  Nie  odmawiam.  Przecież  powiedziałem,  że  doniosę  cię  do  Domu 
Uzdrowicieli. Czy nie uważasz tego za pomoc? 

Skrzywiłam  się,  jasno  dając  do  zrozumienia,  co  myślę  o  jego 
propozycji. 

 

Trwał  prawnie  przysługujący  mi  dzień  wolny  od  pracy.  Otto 

gdzieś poszedł, a ja siedziałam nad schematem i próbowałam go jeszcze 
bardziej udoskonalić. Nie śpieszyło mi się, żeby ryzykować własnym 
drogocennym  zdrowiem  i  przeprowadzać  chemiczne  doświadczenia. 
W końcu  będziemy  mieli  praktykantów,  nie  tylko  Otto  będzie  ich 
wykorzystywał, ja też chcę. I jako pełnoprawny partner, mam prawo do 
swojej połowy ofiar! 

Nagle otworzyły się drzwi domu i na progu pojawił się Otto. 

–  Proszę,  zachwycaj  się!  –  krzyknął  wyciągając  w  moją  stronę  rękę 
w geście pomnika stojącego na głównym placu. 

– Zachwycam się – odparł Irga, wchodząc do domu. – Ja się nią zawsze 
zachwycam, a co? 

– Przyjrzyj się jej aurze! Twoja żona… 

– Była – dopowiedziałam. 

– …zajęła się magią krwi! 

–  Aha,  czyli  to  poważna  sprawa.  –  nekromanta  zmrużył  oczy 
przyglądając się mojej aurze. – Żadnych uszkodzeń. A przynajmniej nie 
widzę ich więcej niż ostatnio. 

– Póki co – znacząco powiedział Otto. 

background image

 

– Póki co – zgodził się Irga. – Olu moja nie-najmilsza, powiedz, po co 
ci to? 

– Jak to: po co? – zdziwiłam się. – Dla samorozwoju! 

– I nie zaciekawiło cię, dlaczego ten rodzaj magii jest dostępny tylko 
dla wybranych? 

Wzruszyłam ramionami. 

– Przecież to nie czarna magia! Więc nie, nie zastanawiałam się. 

– Ponieważ magia krwi czerpie moc przede wszystkim z twojej energii 
życiowej. Jeśli nie będziesz w stanie zapanować nad magicznym wirem 
to  zostanie  z  ciebie  tylko  wysuszona  mumia.  Widziałem  jeden  taki 
przypadek w Rorritorze. Niezbyt przyjemny widok, szczerze mówiąc. 

Przypomniałam sobie swoje samopoczucie po skorzystaniu z tej magii 
w  rezerwacie.  A  przecież  używałam  krwi  psów,  nawet  nie  ludzkiej 
a tym bardziej nie krwi maga! 

Ale nie zamierzałam się tak łatwo poddać. 

– Irga, jestem specjalistką w transformacji energii, czy uważasz, że nie 
potrafię  obliczyć  moich  sił?  Poza  tym,  sam  powiedziałeś,  że  już 
osiągnęłam  poziom  magistra,  a  podręczniki  na  temat  magii  krwi  są 
przeznaczone właśnie dla magistrów! 

Otto chwycił się za brodę. 

– To zaszło tak daleko, że już nawet byłaś w bibliotece? Irga, powiedz 
jej coś! Mnie ona nie posłucha! 

– Można by pomyśleć, ze mnie posłucha! – westchnął nekromanta. 

–  Hej,  koniec  mówienia  o  mnie,  jakbym  była  jakimś  bezosobowym 
taboretem!  –  oburzyłam  się.  –  Już  kilka  razy  umierałam,  a  raczej 
usiłowałam  i  nie  mam  najmniejszej  ochoty  powtarzać  tego 
doświadczenia! A patrzycie na mnie tak jakbym o niczym nie marzyła 
bardziej niż o samobójstwie! 

–  A  nie  jest  tak?  –  zapytał  Otto.  –  Jak  inaczej  nazwać  twój  pomysł 
z eksperymentami  chemicznymi?  Przecież  ty  nawet  ciasto  na  bułki 

background image

 

wyrobiłaś  poprawnie  może  ze  trzy  razy!  Tyle  dobrego,  że  mąka 
przynajmniej nie wybucha! 

– Eksperymenty, tak na marginesie, przydadzą się do pracy! Irga, a ty 
kupiłbyś anty-psi amulet? 

– Anty-psi? – zapytał były mąż. – E, co? 

– Nad nazwą trzeba się jeszcze zastanowić  – powiedział Otto. – Ale 
zasada  działania  jest  taka:  wypuszcza  strumień  żrącego  dymu  na 
atakującego cię dzikiego psa. 

– Psów nie jestem pewien, ale podarowałbym siostrze taki artefakt. Do 
ochrony przed ewentualnymi pijakami, którym zebrało się na wyczyny. 
To bardziej miłosierne niż bojowy mag, który ze strachu uderzy w nich 
ognistą kulą. 

–  Bardziej  miłosiernie?  –  zaśmiał  się  Otto.  –  To  słowo  nie  ma  nic 
wspólnego z naszym artefaktem. 

Nadstawiłam  uszu.  Otto  już  myśli  nad  komercyjną  nazwą  i  nawet 
powiedział „nasz artefakt”. A to znaczy, że się poddał i będziemy razem 
pracować nad tą nowinką! Brawa dla mnie za wytrwałość! 

Tymczasem Otto opowiedział Irdze, co stało się z orkami, które na nas 
napadły.  Sądząc  po  wyrazie  twarzy  nekromanty,  bardzo  żałował, 
że Żywko nie otrzymał uderzeniowej dawki trującego dymu! 

– Niebezpieczna rzecz – powiedział Irga. – Ale może być przydatna, 
jeśli ją dopracujecie. 

– Oczywiście, że dopracujemy! – powiedział Otto. – Czy kiedykolwiek 
poddaliśmy się w połowie drogi...? 

Urwał i spojrzał na mnie. Przybrałam niewinny wyraz twarzy. 

–  To  jeszcze  nic  nie  znaczy!  Ty,  szantażystko,  manipulatorko...!  – 
wrzasnął.  –  Czy  ty  wywierasz  na  mnie  magiczny  wpływ?  Nie  chcę 
pracować nad tym artefaktem! 

background image

 

–  Nie  wywieram!  –  oburzyłam  się.  –  Jak  możesz  mnie  o  to 
podejrzewać?! Sam chcesz udoskonalić nowy projekt a zwalasz winę 
na mnie! Ja nigdy bym nie... 

– Wybacz – Otto zrozumiał, że przesadził. – My... Ja... Słuchaj, złotko, 
ty  jednak  masz  rację!  Trzeba  szukać  nowych  strategii,  wymyślać 
i tworzyć nowe projekty, i... 

Mamrocząc coś pod nosem poszedł do siebie. 

– Co mu jest? – szepnęłam do Irgi. 

– Wydaje mi się, że widział się z Adel i coś się między nimi nie układa. 

– O tak, ten problem dotyczy wielu krasnoludów – stwierdziłam tonem 
eksperta.  –  Nie  potrafią  myśleć  wszechstronnie  i  elastycznie! 
A właśnie,  jeśli  już  jesteśmy  przy  związkach!  Dlaczego  podarowałeś 
Tomnie moje bilety? 

–  Twoje  bilety?  –  w  błękitnych  oczach  Irgi  pojawiły  się  iskierki 
rozbawienia.  –  Nie  dotykałem  twoich  biletów.  To  były  moje  bilety 
i mogłem z nimi zrobić co mi się podoba! 

– Przyniosłeś je dla mnie a to znaczy, że one były  moje już w chwili 
kiedy je kupiłeś! Czy może nie kupiłeś ich z myślą o mnie? 

–  Skąd  wiesz  z  jaką  myślą  je  kupowałem?  –  zainteresował  się 
nekromanta. – Ola, nie myślę o tobie na okrągło przez całą dobę! 

Otworzyłam usta. Jak to – nie myśli? A kto przymierzał się, żeby do 
mnie wracać? I w ogóle, co ma znaczyć takie zachowanie? 

Irga  delikatnie  zakrył  dłonią  moje  usta  i  cmoknął  mnie  w  koniuszek 
nosa. 

– Nie zajmuj się magią krwi – poprosił poważnie. – To może się bardzo 
źle skończyć. Przyniosę  ci  materiały, które  mamy w  Urzędzie  Magii 
i sama to zrozumiesz. Do zobaczenia, moja nie-miła Olu! 

Tak...  Jeżeli  on  nie  myśli  cały  czas  o  mnie,  to  o  kim  w  takim  razie 
myśli? Irga jest mężczyzną bardzo ale to bardzo pociągającym, ani się 
obejrzę a dorobię się rogów! 

background image

 

– Otto! – zapukałam do drzwi półkrasnoluda. – Gdzie spotkałeś Irgę? 

– Przypadkiem, na ulicy – powiedział Otto, otwierając drzwi. – A co? 

– Zastanawiam się, czy nie znalazł sobie jakiejś kobiety! 

– Serio? Hm... Ola, a czy to nie ty dzisiaj podkreślałaś, że jesteś jego 
byłą żoną? Czemu w takim razie tak bardzo się tym przejmujesz? 

– A może ja chcę go oddać w dobre ręce? – zasępiłam się, czując jak 
rośnie we mnie zazdrość. 

– Aha, a potem te dobre ręce oderwać – kiwnął głową Otto. – Wiem, 
wiem... Nie, on nikogo nie ma, a gdyby nawet miał to szybko donieśliby 
ci  o tym  „dobrzy  ludzie”.  Albo  orki.  Żywko  o  nowej  kobiecie  Irgi 
wiedziałby szybciej niż sam zainteresowany. Ale póki co on nikogo nie 
ma. 

– Nie podoba mi się to co mówisz – odpowiedziałam ponuro. – To twoje 
"póki co" mnie przeraża! 

– A gdybyś wiedziała, jak mnie ono przeraża! – powiedział Otto. – To 
co, gdzie utknęłaś w pracy nad dymnym artefaktem? 

– Anty-psi brzmi bardziej odpowiednio. 

– Ale zbyt złowrogo – sprzeciwił się partner, oglądając mój schemat. – 
To będzie artefakt dla dziewcząt, dlatego powinien stylowo wyglądać 
i pięknie się nazywać. A jeszcze można puścić reklamę typu "

 

Nie chce 

ci się spacerować - anty-chwyt racz podarować!" O! Czyż nie jestem 
genialny?   

–  Oboje  jesteśmy  genialni  –  nie  pozwoliłam  mu  przypisać  sobie 
wszystkich zasług. – Czyli to ten artefakt zaprezentujemy na zjeździe? 

–  Jeśli  uda  nam  się  go  dopracować!  Albo  będzie  to  artefakt  anty-
zjazdowy. Koledzy by nam nie wybaczyli. 

– Ci, którym udałoby się przeżyć – zachichotałam. 

– Kobieto, jesteś zbyt żądna krwi – pożalił się Otto. – Będziesz świetną 
żoną  dla  Żywka.  Spłoszysz  wszystkich  jego  przeciwników,  potem 

background image

 

weźmiesz  się  za  przeciwników  jego  ojca  i  zanim  się  obejrzysz 
zostaniesz królową orków! 

– Nie, nie wydaje mi się, żeby Żywko był odpowiednim materiałem na 
męża  dla  mnie  –  westchnęłam.  –  Z  trudem  pozbyłam  się  krewnych 
jednego męża, a krewni tego drugiego są jeszcze gorsi. 

– Jak ci się wydaje, w starciu Gopko kontra Raul, kto by przeżył?  – 
zaczął fantazjować Otto. 

– Wystarczą mi konfrontacje Irgi z Żywkiem – odżegnałam się. – Daj 
spokój, lepiej myśl o artefakcie. 

 

Po  dwóch  dniach  prowadzenia  działalności  pedagogicznej, 
zrozumiałam,  że  to  nie  praktykanci  uciekną  od  nas  ale  my  od  nich. 
Cztery krasnoludy były bardzo aktywne, paliły się do pracy, a ich zapał 
nie przygasł nawet wtedy, gdy kazałam im posprzątać naszą piwnicę 
i uporządkować sterty rupieci w szopie. Musiałam udostępnić im mój 
konspekt  ze  schematami  interakcji  magicznej  energii  z  różnymi 
materiałami i kazać im się tego nauczyć. To nie były tajne informacje, 
dlatego  mogłam  się  nimi  podzielić  (przed  pojawieniem  się 
praktykantów Otto dokładnie posortował naszą wiedzę na dostępną, nie 
całkiem  dostępną  oraz  tajną;  "nie  całkiem  dostępną"  można  było 
wspierać  studentów,  ale  "tajną"  nie  można  się  było  dzielić  nawet  za 
pieniądze. 

Ponieważ  partner  z  krasnoludzką  pedanterią  zmuszał  mnie  do 
opisywania  wszystkiego,  czym  się  zajmowaliśmy,  spisywania  całej 
wiedzy, a nawet jej skrawków, robienia notatek o pomysłach swoich 
i kradzionych  to  nagle  ze  zdziwieniem  odkryłam,  że  zapisków 
zgromadziło  się  bardzo  ale  to  bardzo  dużo.  Otto  zaakceptował  mój 
pomysł,  żeby  polecić  praktykantom  uporządkowanie  "dostępnej" 
części.  Półkrasnoludowi  ogólnie  podobały  się  działania  "dwa  w 
jednym". Takie w rodzaju my uczymy studentów a oni w tym samym 
czasie  robią  coś  pożytecznego.  Coś  do  czego  potem  będzie  można 
dodać  tajne  informacje  i  wydać  książkę.  Takim  sposobem  mój 

background image

 

najlepszy  przyjaciel  wspiąłby  się  na  kolejny  stopień  w  hierarchii 
mistrzów w krasnoludzkiej wspólnocie. 

Zostawiłam  Ottona,  który  pracował  w  kuźni  nad  artefaktami, 
a studentów – nad grubą stertą moich koślawych notatek i z poważną 
miną  zakomunikowałam,  że  idę  na  Uniwersytet  w  sprawach 
służbowych.  To  nie  była  ucieczka  od  zbyt  gorliwych 
współpracowników,  co  to,  to  nie!  Jedynie  sprawy  służbowe  –  tylko 
i wyłącznie służbowe! 

A skoro już zjawiłam się na Uniwersytecie to dlaczego nie miałabym 
zajrzeć  do  Befa  i  nie  porozmawiać  z  nim  o  magii  krwi?  Mentor 
doskonale wie, że pragnienia zdobywania wiedzy nie można uciszyć ot 
tak,  po  prostu  zakazem  ze  strony  (byłego)  męża  i  najlepszego 
przyjaciela! Niech Irga przyniesie swoje koszmarne materiały, ale nie 
zaszkodzi skorzystać z fachowej porady. 

Jednak  pierwszą  osobą,  na  którą  trafiłam  okazał  się  mentor  Irgi, 
profesor  Partyk.  Przywitał  się  ze  mną  i  ruszył  dalej  załatwiać  swoje 
sprawy  a  ja  zamarłam  porażona  pewną  myślą.  Przecież  chciałam 
studiować!  I  chciałam  wreszcie  zrozumieć  co  tak  właściwie  pociąga 
Irgę w nekromancji. Poznać go w ten sposób bliżej. Szczerze mówiąc, 
nasze małżeństwo z powodzeniem popsuliśmy oboje i jeżeli nie chcę 
zwieńczyć  mojej  głowy  rozkosznymi  rogami  powinnam  zrobić  coś, 
żeby niebieskooki przystojniak myślał tylko o mnie! 

–  Profesorze!  –  dogoniłam  Partyka.  –  Ja...  Chcę  uczyć  się  na 
nekromantę! 

Uwierzcie,  że  tak  zdziwionego...  A  raczej,  tak  zszokowanego 
szanownego nekromanty nie widział dotąd jeszcze nikt. 

– Przepraszam, Olgierdo, pani– co? 

– Chcę uczyć się na nekromantę – powtórzyłam. 

– Em-m-m... O ile wiem, odnosi pani sukcesy w artefaktnictwie, po co 
pani nekromancja? 

– Dla Irgi. On kocha mnie, a ja kocham jego... 

background image

 

10 

– I chwała waszej miłości! – zawołał profesor nerwowo się rozglądając. 
Ze swojej studenckiej przeszłości pamiętałam, że nie można zapaść się 
w podłogę Uniwersytetu, nieważne jak bardzo by się tego nie pragnęło. 
A ściany nie przesuną się nagle, żeby ukryć cię przed niepożądanym 
rozmówcą.  Tak  więc  wykładowca  nie  miał  żadnych  szans,  żeby  się 
ukryć. Mógł jedynie ratować się ucieczką, ale nie wypadało mu się tak 
zachować! 

– Tak, dziękuję, ale  pańskie błogosławieństwo jest spóźnione. Nasze 
małżeństwo  miało  bardzo  krótki  żywot.  I  teraz  chcę  wyuczyć  się 
zawodu nekromanty i wskrzesić nasz związek! 

–  Bardziej  opłacałoby  się  pani  pójście  na  studia  psychologiczne  – 
profesor nie tracił nadziei, że uda mu się mnie pozbyć. 

–  Chcę  lepiej  rozumieć  Irgę!  Proszę,  profesorze,  to  w  końcu  pana 
ukochany uczeń! 

Partyk westchnął. 

–  Dobrze,  Olgierdo.  Proszę  złożyć  dokumenty  i  zjawić  się  podczas 
wstępnej rekrutacji oraz zdać egzaminy na ogólnych zasadach. 

Taki  wariant  w  ogóle  mnie  nie  urządzał.  Jednak  wykładowca  uznał, 
że spełnił swój obowiązek niesienia  kaganka oświaty między ciemny 
lud  i  w  czasie,  gdy  szukałam  argumentów,  które  uzasadniałyby  to 
dlaczego nie mogę zaczynać nauki od samego początku (jeszcze sześć 
lat!  On  chyba  sobie  żartuje!)  profesor  zdążył  zniknąć  w  plątaninie 
uniwersyteckich korytarzy. 

Przygnębiona  ruszyłam  w  kierunku  wyjścia.  Nie  chciałam  uczyć  się 
nekromancji z książek, lepiej już zajmować się podstawami magii krwi. 

Studenci stojący obok uniwersyteckiej tablicy ogłoszeń żywo o czymś 
dyskutowali.  Gdy  przechodziłam  obok,  usłyszałam  słowo 
„nekromancja”. No proszę! Ciekawe co takiego ciekawego pojawiło się 
na tablicy ogłoszeń, co ma związek z nekromancją i o czym profesor 
Partyk „zupełnie przypadkowo” zapomniał mi powiedzieć? 

background image

 

11 

Przepchnęłam się między studentami (próbowali się oburzyć, ale gdy 
zobaczyli  ilość  artefaktów  na  mojej  szyi,  zamilkli  i  rozstąpili  się, 
(mądre  dzieci!)  wbiłam  spojrzenie  w  ogłoszenie  z  pieczęcią  Urzędu 
Magii.  Zgodnie  z  rozporządzeniem  stolicy,  w  celu  podwyższenia 
kwalifikacji magów, otwierano kursy... ho-ho! Pani Sukcesu, dziękuję 
ci za takie wsparcie! 

Kursy  nekromancji!  Warunkiem  przyjęcia  jest  podstawowe 
wykształcenie magiczne, praca związana z magiczną specjalnością oraz 
skierowanie wydane przez dział nekromancji w Urzędzie. 

Doskonale.  Mam  nadzieję,  że  były  naczelnik  mojego  byłego  męża 
jeszcze mnie nie zapomniał! 

Radośnie nucąc, zerwałam ogłoszenie z tablicy i od razu skierowałam 
się  do Urzędu.  Właśnie zaczynało zmierzchać  i  wiedziałam, że dział 
nekromancji wkrótce zbierze się na odprawie. 

Były  naczelnik  Irgi  potknął  się,  gdy  zobaczył  mnie  na  schodach. 
A potem,  gdy  przypomniał  sobie,  że  już  nic  mnie  z  nim  nie  łączy, 
uśmiechnął się i przywitał. 

– Dobry wieczór, panie magistrze! – podniosłam się ze schodków, na 
których  siedziałam  i zobaczyłam  jak  uśmiech  na  twarzy  nekromanty 
powoli rzednie. – Jest mi pan potrzebny! 

– Po co? – niemal żałośnie zapytał naczelnik Irgi, którego imienia nie 
byłabym w stanie sobie przypomnieć nawet pod groźbą śmierci. 

–  Proszę  napisać  dla  mnie  skierowanie  na  kursy  nekromancji!  – 
podsunęłam mu ogłoszenie pod nos. 

–  Nie  napiszę!  –  zaparł  się.  –  Każdy  kandydat  powinien  przejść 
rygorystyczną  rozmowę  wstępną,  która  skupia  się  szczególnie  na 
określeniu jego odporności psychicznej! Czarnomagiczne przekleństwa 
zdarzają się coraz częściej, a właśnie tym zajmują się nekromanci! 

– Wydaje się panu, że mam słabe nerwy? – zdziwiłam się. – Albo, że 
boję się czarnomagicznego przekleństwa? Proszę rzucać! Już miałam 

background image

 

12 

z nimi do czynienia! A poza tym, proszę przyjrzeć się tarczy, którą cały 
czas utrzymuję! 

Naczelnik działu nekromancji przypatrzył się i zacmokał z uznaniem. 

– To pani dzieło? 

– Oczywiście. 

Nieustannie pracowałam nad moją tarczą i doskonaliłam ją. Zazwyczaj, 
chęć do pracy była następstwem doznania kolejnej przykrości. Klątwa, 
którą rzucono na mnie w stolicy zmusiła mnie do poszerzenia swojej 
wiedzy i umieszczenia w artefakcie dodatkowych splotów. 

– Zgoda, dziesięć takich artefaktów i otrzyma pani skierowanie. 

–  Chyba  pan  oszalał!  –  oburzyłam  się.  –  Wyobraża  pan  sobie  ile 
kosztuje chociaż jeden? Autorski projekt, unikatowe zaklęcia! 

Na  twarzy  naczelnika  zaczął  rozpływać  się  zadowolony  i  skrajnie 
bezczelny uśmiech. 

–  Ale  chce  pani  odzyskać  Irronto,  prawda?  I  właśnie  po  to  jest  pani 
potrzebny ten kurs? 

–  A  pan  jak  widzę  jest  bardzo  dobrze  zorientowany  w  naszym 
osobistym życiu – zauważyłam. 

– Wszyscy w Urzędzie są zorientowani –pocieszył mnie nekromanta.– 
Robimy zakłady. Osobiście postawiłem na to, że... Nie, nie powiem! 

– Jeśli postawił pan na to, że Irga do mnie nie wróci, to może pan już 
zacząć  opłakiwać  swoje  pieniążki  –  oznajmiłam.  –  Trzy  artefakty  – 
i podpisuje  pan  moje  skierowanie!  Tekst,  jaki  ma  się  tam  znaleźć  ja 
sama ułożę. 

– Dziesięć. 

–  Zawsze  mogę  jechać  do  Urzędu  w  moim  rodzinnym  mieście  – 
powiedziałam  znudzonym  głosem.  –  Tamtejsi  nekromanci  przyjmą 
mnie  z  otwartymi  ramionami,  bo  wciąż  pamiętają,  że  brałam  udział 
w ratowaniu Sofipola przed księżycowymi martwiakami. 

background image

 

13 

– To proszę jechać– wzruszył ramionami naczelnik, ale mimo to nie 
odszedł. 

– Jestem na to zbyt leniwa – westchnęłam. Tak naprawdę, nie chciałam, 
żeby zobaczyli mnie krewni. Po niedawnym spotkaniu miałam dość ich 
towarzystwa.  Znowu  musiałabym  odpowiadać  na  pytania  o  to  kiedy 
u mnie i Irgi pojawi się mały Irronto? Nie, dziękuję.  – Ale nie aż tak 
bardzo, żeby ot tak podarować panu dziesięć artefaktów! 

– Nie ot tak, a w zamian za skierowanie! 

– Miło było znów się z panem zobaczyć – ruszyłam w dół schodów. 

– Pani Olgierdo, proszę zaczekać – naczelnik poddał się, gdy zdążyłam 
zejść na chodnik. – Pięć artefaktów! 

Przybrałam cierpiący wyraz twarzy i odwróciłam się. 

– To kradzież w biały dzień! W takim razie skierowanie ma być nie na 
moje nazwisko. 

– O, nie! Nie zgadzam się na fałszowanie danych! 

– Uczyć będę się ja a nazwisko dam wam wiarygodne – powiedziałam. 
– Po prostu moje nazwisko jest zbyt znane... 

– Boi się pani, że profesor Partyk jej odmówi? – przenikliwie zapytał 
naczelnik nekromantów. 

– Tak – przyznałam. – Do grup, jak rozumiem, będą zapisywać według 
danych  na  skierowaniach.  A  jeśli  on  zobaczy  moje  nazwisko,  to... 
Natychmiast trafię w objęcia magistra Befa, mojego Mentora i on nie 
wypuści mnie do czasu aż nie napiszę pracy magisterskiej. 

– Zgoda – zgodził się główny nekromanta. – Ale to wciąż fałszowanie 
danych, dlatego muszę mieć dobry powód, żeby wykonać taki krok. 

–  Osobiście  ode  mnie  otrzyma  pan  piętnaście  procent  od  każdego 
oficjalnego  zamówienia,  które  Urząd  złoży  w  naszym  warsztacie  – 
powiedziałam. 

– Umowa stoi – naczelnik wyciągnął rękę. Z radością uścisnęłam jego 
dłoń. – Czas jest ograniczony, zbieranie grup kończy się jutro. Proszę 

background image

 

14 

napisać  na  odwrocie  tej  ulotki  nazwisko,  jutro  zaniosę  wszystkie 
skierowania na Uniwersytet, aby utworzono listę. 

Po chwili namysłu wpisałam „Rozalia Mimut”. Nazwisko to należy do 
absolutnie  prawdziwej  dziewczyny,  mojej  koleżanki  z  liceum. 
Natychmiast  po  ukończeniu  nauki  wyszła  za  mąż  za  Vika  Mimuta, 
który uczył nas  „Podstaw nekromancji”.  To znaczy,  tak jakby uczył. 
Głównie gapił się na ładne studentki. Teraz już się nie gapi, ponieważ 
po  ślubie  musiał  się  zwolnić  i  rozpoczął  pracę  w  Urzędzie  Magii 
w Sofipolu. A Rozalia z powodzeniem zabrała się do rodzenia dzieci, 
które u nas w miasteczku nazywano "kwiatuszkami nekromanty". Vik 
poszedł w ślady mojego ojca i sprawił sobie już cztery córeczki. 

W każdym razie, nawet gdyby dokumenty poszły gdzieś dalej to nikogo 
nie zdziwi, że żona nekromanty postanowiła wesprzeć męża i uczynić 
ten zawód rodzinną profesją. Tylko do takich jak ja podstawowe zasady 
małżeństwa docierają dopiero po tym jak ono już się rozpadnie. 

Bardzo serdecznie pożegnałam się z naczelnikiem działu nekromancji 
i nucąc pod nosem wyruszyłam na zakupy. Przeistoczenie się w innego 
człowieka  wymagało  poważnego  podejścia  do  sprawy.  Babcia  wiele 
razy przedstawiała moją koleżankę z klasy jako godny naśladowania 
przykład i nadeszła pora, żeby postąpić zgodnie z naukami starszego 
pokolenia. Tylko, że babcia nie przewidziała w jakim celu przypomnę 
sobie o Rozalii i że zamiast uszczęśliwić ją prawnuczętami wrócę na 
studia. 

Jak  wygląda  dziewczyna  zakochana  w  nekromancji  tak  mocno, 
że przyjechała wziąć udział  w specjalnych kursach, żeby potem  móc 
wspierać ukochanego męża? Oczywiście, powinna być ubrana cała na 
czarno. O tak! Czarne spódnice i bluzki zupełnie wystarczą, żeby nie 
poznała mnie połowa znajomych, ale ja pójdę dalej, jeszcze dalej. Precz 
z  bransoletami,  precz  z  długimi  kolczykami,  wszystkie  artefakty 
schowam  pod  wysokim  kołnierzykiem-stójką,  kupię  kosmetyki 
i odwiedzę salon urody! 

Przedłużono mi włosy i przefarbowano je na niebiesko-czarny kolor. 
Spojrzałam  na  swoje  odbicie  w  lustrze  i  zrozumiałam,  że  teraz  nie 

background image

 

15 

pozna mnie nawet rodzona matka! Ech, Olgierdo, postrachu cmentarzy! 
Mogłabym się już nawet nie uczyć, bo i tak wyglądam dokładnie tak 
jak  według  ludowych  pogłosek  prezentują  się  nekromanci  i  czarni 
magowie...  Nawet  bardziej  przypominam  czarnego  maga.  Bardzo 
czarnego, bardzo strasznego i niebezpiecznego. 

Cóż,  Irga,  skoro  nie  chcesz  myśleć  o  mnie  miłej  to  będziesz  myślał 
o mnie mrocznej! 

Czarna  jedwabna  koszula  z  bufkami,  talia  i  biust  podkreślone 
aksamitnym gorsetem, czarna wielowarstwowa spódnica, dzięki której 
będę  mogła  siedzieć  na  zimnej  ziemi  albo  kamiennych  płytach 
grobowców  bez  obaw,  że  złapię  zapalenie  pęcherza,  a  do  tego 
wszystkiego  cudowne  czarne  buciki  na  niewysokim  obcasie. 
A najważniejsze,  że  całość  udało  się  kupić  z  dobrą  zniżką!  Nasze 
modnisie nie lubią ubierać się na czarno, zwłaszcza latem. 

Szczerze mówiąc, nie widziałam w Czystiakowie ani jednej podobnie 
ubranej dziewczyny. A to znaczy, że Rozalia będzie gwiazdą!

 

Brwi  podkreśliłam  czarną  nieścieralną  farbą,  a  usta  pomalowałam 
purpurową  szminką.  W  połączeniu  z  czarnymi  włosami  dawało  to 
piorunujący efekt. 

Ogólnie  niesamowicie  się  sobie  spodobałam.  Nowa  ja  rozpoczyna 
nowe życie! Szłam zatem powoli dumnie kręcąc biodrami, pozwalając 
by wszyscy się za mną zazdrośnie oglądali! 

Podeszłam do furtki naszego domu i dopiero wtedy dotarło do mnie, że 
nie  będę  mogła  mieszkać  z  Ottonem  –  przecież  wtedy  wszyscy 
natychmiast domyślą się, że ja to ja! Będzie trzeba wynająć mieszkanie 
albo dostać się do akademika! W końcu jestem zza miasta, powinni mi 
to  zapewnić!  A  podobno  pokoje  przeznaczone  dla  kursantów  mają 
o

 

wiele  lepsze  niż  te  dla  studentów.  Jednak  w  pierwszej  kolejności 

trzeba  spakować  wszystkie  najpotrzebniejsze  rzeczy,  w  tym 
podręczniki o magii krwi. Nikt mnie przed tym nie powstrzyma! O tak, 
naprawdę otwierają się przede mną nowe perspektywy! Najważniejsze 

background image

 

16 

to przetrwać histerię Ottona. W to, że ona nastąpi w żadnym razie nie 
wątpiłam. 

Z  warsztatu  wybiegł  jeden  z  praktykantów.  Dymiła  mu  się  broda. 
W ślad za krasnoludem poleciały malownicze przekleństwa Ottona. 

– Klient do was! – krzyknął krasnolud wylewając sobie na brodę wodę 
z wiadra specjalnie ustawionego w tym celu pod drzwiami warsztatu. 

Mój  partner  natychmiast  zamilkł  i  dostojnym  krokiem  wyszedł  na 
podwórze. Ciekawe, czy mnie pozna? 

–  Dzień  dobry,  witam  w  warsztacie  „OiO”!  Oferujemy  najlepsze 
artefakty w Czystiakowie, a ich jakość potwierdzają międzynarodowe 
dyplomy!  Elastycznie  podejście  do  każdego  klienta  i gwarancja 
prywatności!  Nie  ma  takiej  dziedziny  magicznej,  z  którą  dotąd  nie 
pracowaliśmy! 

– Czyżby? – uniosłam czarną brew. 

Otto zmrużył oczy i okrążył mnie uważnie się przyglądając. A potem 
pełnym przerażenia głosem zapytał: 

– Złotko, coś ty ze sobą zrobiła? 

–  Twoi  praktykanci  nie  muszą  tego  wiedzieć,  chodźmy  do  domu 
i porozmawiajmy. 

Kiedy weszliśmy do środka Otto zamknął drzwi, oparł się o nie plecami 
i skrzyżował ręce na piersi. 

–  No?  –  zapytał  rozgniewany.  –  Jeszcze  dzisiaj  rano  byłaś  całkiem 
zdrowa  psychicznie  i  co  się  potem  stało?  Zrobiło  ci  się  już  całkiem 
krzywo pod sufitem? Sufit się zawalił i z tego co widzę wylądowałaś 
na cmentarzu!!! 

–  Spokojnie,  wszystko  jest  pod  kontrolą!  –  odparłam.  Twarz  Ottona 
wyrażała głębokie zwątpienie, ale nie dałam zbić się z tropu. – Mam 
dwie wiadomości – dobrą i złą. 

– Mam nadzieję, że twój strój to ta zła wiadomość? 

– Nie, trzeba go uznać jedynie za cząstkę złej wiadomości. 

background image

 

17 

Otto chwycił się za brodę i odważnie oznajmił: 

– Mów. Jestem gotowy! 

– Zła wiadomość brzmi następująco. Od jutra rozpoczynam naukę na 
kursie  nekromancji  w  Uniwersytecie  i  będę  mieszkać  w  akademiku. 
Dobra wiadomość. Dział nekromancji będzie nam oddawał wszystkie 
państwowe  zlecenia  w  zamian  za  jedyne  piętnaście  procent  od 
zamówienia! 

Otto otworzył usta, zamknął, a potem znowu otworzył. Potem znowu 
zamknął. Kiedy zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie nic powiedzieć 
podskoczył  do  mnie  i  zaczął  potrząsać  mną  jakbym  była  jabłonką, 
z której chce strząsnąć owoce. Jednak okazały się one jeszcze całkiem 
niedojrzałe  i  szyderczo  pobłyskując  boczkami  w  promieniach  słońca 
w żadnym razie nie zamierzały spadać z przytulnych gałęzi. W sensie, 
że  w  ogóle  nie  udało  mu  się  mnie  przestraszyć,  chociaż  łapska 
najlepszego przyjaciela na pewno zostawią mi siniaki na ramionach. 

– Jak mogłaś! – wreszcie udało mu się odzyskać dar mowy. – Akurat 
teraz  kiedy  przydzielono  nam  uczniów,  kiedy  mamy  całą  kupę 
zamówień,  kiedy  nawet  zgodziłem  się  pracować  nad  twoim  psim 
artefaktem,  ty  postanawiasz  odwrócić  się  na  pięcie  i  odejść?  Ola, 
powiedziałbym  jak  to  się  nazywa  się,  ale  to  bardzo  ale  to  bardzo 
brzydkie słowo, a nie chcę przeklinać! 

–  Po  pierwsze,  uczniowie  to  był  twój  pomysł  –  broniłam  się.  –  Po 
drugie,  dawaj  im  zadania  i  pozwól  im  przygotowywać  bazę  pod 
artefakty!  Po  trzecie,  nie  zostawiam  cię!  Praca  nad  anty-psim  – 
zapamiętaj  to  sobie,  anty-psim,  a  nie  po  prostu  psim!  –  artefaktem 
jedynie  się  przedłuży.  Myślisz,  że  nie  dokończę  pracy  nad  swoim 
dzieckiem? Po czwarte, planuję tu regularnie przychodzić i pracować 
nad artefaktami! Nie będę się uczyć przez całe dnie! I po piąte, zdobędę 
nową  wiedzę  i  wtedy  rzeczywiście  będziemy  w  stanie  pracować  ze 
wszystkimi  dziedzinami  magii!  A  tak  przy  okazji,  jestem  winna 
działowi nekromancji pięć tarczowych artefaktów... 

background image

 

18 

– Ty jesteś winna, więc ty je zrobisz – ponuro powiedział Otto. – Nie 
zamierzam  pracować  za  darmo  z  powodu  twoich  fanaberii!  Ola, 
absolutnie nie podoba mi się to co wymyśliłaś. Absolutnie! Ale, widzę, 
że  nie  uda  mi  się  ciebie  przekonać  a  nauka  nekromancji  pod  okiem 
wykładowców  wydaje  się  o  wiele  bardziej  bezpieczna  niż  twoje 
samodzielne  próby  poznawania  magii  krwi.  Jeśli  obiecasz,  że  nasza 
praca  przez  to  nie  ucierpi...  Chociaż  nie,  ja  już  wiem,  że  ucierpi...! 
W porządku, jeśli obiecasz, że nasza praca ucierpi przez to minimalnie, 
to niech ci będzie, będę krył cię przed wszystkimi... Zostaniesz moją 
kochanką! 

– Kochanką? – zdziwiłam się. – Dlaczego? 

–  Ponieważ będziemy zamykać się  w domu i  zajmować się  różnymi 
niepotrzebnymi sprawami! Artefaktnictwem! 

– A czemu artefaktnictwo stało się niepotrzebną sprawą? 

– Ponieważ zaczniemy zajmować się tym nie w warsztacie a w domu – 
wyjaśnił Otto. 

– Dziękuję! – objęłam najlepszego przyjaciela. – Ale co z Adel? 

–  Rozstaliśmy  się  –  mruknął  półkrasnolud,  równie  mocno  mnie 
przytulając. – Zrozumieliśmy, że nie pasujemy do siebie... 

– Oj! Ale dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – przypomniałam sobie jak 
Otto troszczył się o mnie, kiedy próbowałam pogodzić się z rozwodem. 
– Ja... Otto, tak bardzo mi przykro! 

– Nie powiedziałem, ponieważ to nie jest aż tak wielka tragedia – bez 
względu na to co powiedział nie podniósł wzroku i dalej się do mnie 
przytulał.  –  Pierwsza  miłość  powinna  pozostać  we  wspomnieniach, 
a nie w życiu... Jak u ciebie z tym elfem... 

–  Otto  –  pogłaskałam  go  po  głowie,  ledwie  powstrzymując  się  od 
płaczu. – Otto, ty jesteś najlepszy! 

–  Koniec podlizywania się!  –  powiedział półkrasnolud i odsunął się. 
Miał  lekko  zaczerwienione  oczy,  ale  udawałam,  że  niczego  nie 
zauważyłam. 

background image

 

19 

–  W  końcu  jestem  twoją  kochanką,  więc  to  mój  obowiązek!  – 
uśmiechnęłam się. 

– Właśnie! Jeśli już mówimy o obowiązkach! Spakuj się, złotko, a ja 
przygotuję dla ciebie artefakty, nad którymi będziesz pracować w pocie 
czoła.  Żonie  lenistwo  można  wybaczyć,  ale  kochance  –  nigdy!  Ona 
powinna oczekiwać swojego mężczyzny w pełnej gotowości! 

–  Skąd  masz  takie doświadczenie  w sprawie kochanek?  –  zapytałam 
podejrzliwie. 

–  Stamtąd!  Czytam  „Królewską  pościel”!  Ponieważ  trzeba 
monitorować  nastrój  społeczeństwa,  żeby  potem  móc  z  tego 
społeczeństwa wyciskać pieniążki! 

–  Ale  co  oni  tam  wypisują!  –  przypomniałam  sobie  nasz  krótki,  ale 
burzliwy  okres  współpracy  z  tą  „najrzetelniejszą  i  najbardziej 
wiarygodną gazetą w Sitorii”. – Piszą tam takie rzeczy, że... oj! Czy 
zapomniałeś już jakie artykuły my dla nich wymyślaliśmy? 

– Ale ja czytam rubrykę „Listy czytelników” – powiedział Otto. – Są 
autentyczne, ponieważ takich majaczeń nie da się po prostu wymyślić. 
Poza  tym  Tomna  powiedziała,  że  akurat  ta  rubryka  powstaje  na 
podstawie prawdziwych materiałów. 

– Życie jest takie przerażające! – mruknęłam, przypominając sobie jak 
ostatnio  przy  śniadaniu  przeczytałam  numer  gazety.  Byłam 
przekonana, że listy stworzył niestrudzony redaktor Gleb! Ale jeśli to 
wszystko  jest  prawdziwe  to...  Koniecznie  trzeba  kontynuować  pracę 
nad anty-psim artefaktem! Przecież ci wszyscy „pisarze” chodzą wśród 
nas! Toż to jakiś koszmar!!!