background image

 

 

Bereza Kartuska – jak było naprawdę? 

26 września 2012 20:18 

 

 

Budynek dawnego więzienia w Berezie Kartuskiej. Fot. Wikipedia/Czalex 

Zdzisław J. Winnicki 

Bereza  była  rzeczywiście  miejscem  i  symbolem  nie  przynoszącym  sławy  władzom 
sanacyjnym.  Na  pewno  nie 

była  jednak  tym,  co  pisze  o  niej  wielu  autorów  na  Białorusi, 

którzy pozyskują „wiadomości” z dawnych propagandowych źródeł komunistycznych. Jak 
zatem było z tą Berezą?
 

Poniższy  tekst  opublikowałem  po  raz  pierwszy  niemal  w  przeddzień  zawirowań  politycznych 
zakończonych delegalizacją Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi, w jeszcze przed 
delegalizacyjnym  „Głosie  znad  Niemna”.  Uczyniłem  to  na  prośbę  Redakcji,  gdyż  w  białoruskim 
piśmiennictwie Bereza powszechnie urasta do diabolicznego wręcz symbolu gwałtu polskiego na 
Białorusinach. Wtedy dyskusji nad tekstem nie było, gdyż Polacy na Białorusi mieli poważniejsze 
sprawy przed sobą. Może warto zatem powtórzyć dyskusję o Berezie w Internecie? 

Na  krótko  przed  wybuchem  II  wojny  światowej,  jak  podaje  autor  jedynej  jak  dotąd  naukowej 
monografii o obozie odosobnienia w Berezie Kartuskiej Ireneusz Polit („Miejsce odosobnienia w 
Berezie  Kartuskiej”,  Toruń  2003),  Berezę  wyznaczono  na  miejsce  internowania  dla  osób 
zaangażowanych w antypolską dywersję, czyli dla tzw. V kolumny. Byli to mieszkający w Polsce 
Niemcy  i  współpracujący  z  wywiadem  niemieckim  obywatele  polscy,  Ukraińcy  –  banderowcy  z 
Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) współpracujący z III Rzeszą, a także nie ustalona 
bliżej liczba obywateli polskich różnych narodowości – komunistów aktywnie zaangażowanych w 
antypolskie  akcje  dywersyjne.  Taką  formę  internowania  prewencyjnego  stosowały  w  czasie  II 
wojny  światowej  wszystkie  państwa  koalicji  antyhitlerowskiej.  Obóz,  który  nabrał  w  związku  z 
powyższym  zupełnie  innego  niż  dotąd  znaczenia,  rozrósł  się  do  niespotykanych  wcześniej 
rozmiarów.  Liczba  internowanych  wynosić  miała  aż  7  tysięcy,  z  czego  4,5  tysiąca  stanowili 
Ukraińcy  z  OUN.  Do  tego  czasu  w  przystosowanych  do  nowej  roli  dawnych  koszarach 
przebywało jednorazowo średnio 300 osadzonych. 

background image

 

 

Mimo, że w myśl ustaleń Paktu Ribbentrop-Mołotow usytuowana na Polesiu Bereza znajdowała 
się  w  sowieckiej  strefie  okupacyjnej,  na  mocy  specjalnej  umowy  agresorów  pierwsi  do  Berezy 
wkroczyli  Niemcy. Wkroczyli  po  to  by  zająć  się  internowanymi  tam  swoimi  rodakami.  Obóz  był 
opustoszały.  Pozostali  w  nim  jedynie  ci  spośród  internowanych  Niemców,  którzy  ze  względów 
zdrowotnych lub z obawy przed nieznanym otoczeniem nie uciekli, gdy polskie służby policyjne 
po  17  września  ewakuowały  się  z  obozu.  Nie  wiadomo  jak  wyglądały  ostatnie  dni  obozu  w 
Berezie.  Pojmanych  później  funkcjonariuszy  zamordowano  w  Ostaszkowie  w  ramach  „operacji 
katyńskiej”. Pozostali, zapewne w obawie o swe życie, nie pozostawili wspomnień. Nie byłyby to 
zresztą wspomnienia, którymi należałoby się chwalić. Nawet przed najbliższą rodziną. 

Po Niemcach do Berezy wkroczyli Sowieci. Specjalne grupy NKWD, szczególnie zainteresowane 
polskimi  instytucjami  państwowymi,  prowadziły  także  dochodzenia  w  sprawie  Miejsca 
Odosobnien

ia (MO) w Berezie Kartuskiej. W ich ręce dostał się między innymi Leon Kozłowski, 

premier rządu polskiego z okresu gdy zapadła decyzja o utworzeniu obozu w Berezie. To właśnie 
on  był  głównym  pomysłodawcą  powołania  tej  szczególnej  placówki  penitencjarnej.  W 
pozostawionych i opublikowanych w Polsce w 2001 roku wspomnieniach tak relacjonuje on owo 
“zainteresowanie”  podczas  przesłuchania:  „(…) Wyciągnięto  także  sprawę  utworzenia  za  mego 
rządu  obozu  odosobnienia  w  Berezie  Kartuskiej,  ale  sprawy  tej  szerzej  nie  rozwijano.  Było  to 
przecież  dziecinnie  łagodne  zarządzenie  w  stosunku  do  obozów  istniejących  w  Sowietach  i 
milionów  ludzi  odosobnionych  w  nich  na  długie  lata  z  wyroków  administracyjnych.  W  Berezie 
Kartuskiej za mego urzędowania znajdowało się około dwustu ‘odosobnionych’, a każda sprawa 
po  trzech  miesiącach  musiała  być  na  nowo  rozpatrywana.  Nie  dawało  to  podstawy  do 
wewnętrznej propagandy w ustroju sowieckim. Mego śledczego interesowało tylko, ilu w Berezie 
siedziało  komunistów,  a  gdy  się  dowiedział,  że  było  ich  38,  to  liczba  ta  wcale  mu  nie 
zaimponowała i uznał, że sprawa nie nadaje się do szerszego traktowania” (…). 

Jak ustalił Ireneusz Polit, którego dane tutaj przywołujemy, mimo złych warunków sanitarnych i 
bytowych  jakie  panowały  w  MO  oraz  ostrego  reżimu,  spośród  wszystkich  osadzonych  tam  w 
okresie  6  lat  istnienia  obozu  w  Berezie  zmarło  łącznie  tylko  14  osób.  Dziesięciu  z  nich  –  w 
szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, a cztery w samym MO, przy czym trzy 
z powodu chorób, a jedna wskutek samobójstwa. 

Po  uporządkowaniu  posiadanych  materiałów  archiwalnych  z  AAN  –  Warszawa  i  korzystając  z 
faktu  ukazania  się  monografii  Ireneusza  Polita  podejmujemy  się  popularnego  przedstawienia 
problematyki.  Niniejszy  tekst  to  również  rozszerzona  recenzja  jego  cennej  i  pionierskiej  pracy. 
Kwestia przypomnienia faktów jest ważna tym bardziej, że problem Berezy w powszechnej opinii 
współczesnego  piśmiennictwa  na  Białorusi,  obok  wielu  innych,  urasta  do  najbardziej 
kontrowersyjnego problemu w najnowszych dziejach st

osunków polsko – białoruskich. Jak widzi 

to i pokrewne mu zagadnienia współczesna historiografia i politologia białoruska (nie sowiecka!) 
przedstawiłem w mojej książce „Współczesna doktryna i historiografia białoruska (po roku 1989) 
wobec  Polski  i  polskości”  (Wrocław,  2003).  Dla  wprowadzenia  czytelników,  zanim  przejdę  do 
omówienia  tematu  zasadniczego,  przytoczę  wyjątki  z  tej  książki.  Ilustrują  one  bowiem  ogólne 
nastawienie  i  ugruntowane,  upowszechniane  w  podręcznikach  szkolnych  opinie  o  roli  jaką 
odegrało  polskie  władztwo  państwowe  na  Kresach  (tutaj:  na  Zachodniej  Białorusi):  “(…)  Opis 
stosunku  współczesnego  piśmiennictwa  białoruskiego  do  II  RP  rozpoczniemy  od  bardzo 
niedawnego  głosu  w  dyskusji  towarzyszącej  hucznie  obchodzonemu  na  Białorusi  60-leciu 
wspomni

anego  „zjednoczenia”  (ziem  białoruskich).  Głos  ów  przytaczamy  tutaj  z  powodu  jego 

szczególnej  reprezentatywności,  gdyż  został  wyrażony  przez  osobę  utytułowaną  naukowo  oraz 
pełniącą  państwowe  funkcje  w  tzw.  Pionie  Prezydenckim  administracji  prezydenta  RB  (tzw. 

background image

 

 

Wiertikal).  Stanowisko  owo  w  czasopiśmie  „Biełaruskaja  Dumka”  (nr  4  z  1999  r.)  w  rubryce 
„Historyczna Pamięć” z podtytułem „archiwa nie kłamią”, jego autor dr hab. Rościsław Płatonow 
rozpoczął  od  cytatu  z  rosyjskiej  gazety  „Prawda”.  Poddając  krytycznej  ocenie  tezy  historyków  i 
polityków  polskich  omawiających  stosunki  polsko-rosyjskie  Płatonow  postawił  kwestię 
następująco:  „Dlaczego  przedstawiane  są  wyłącznie  jednostronne  pretensje?  Katyń,  deportacje 
Polaków  na  Syberię,  Kazachstan  –  to  wszystko  rozumiem  –  stalinizm.  Ale  była  przecież  i 
piłsudczyzna!  Ten,  do  którego  (Polacy  –  Z.J.W.)  modlą  się  dzisiaj,  bezwzględnie  wprowadzał 
nacjonalizm oraz bezwzględny reżim kolonialny (…)”. 

Zaznaczając,  że  dla  Polaków  Piłsudski  jest  narodowym  bohaterem,  odrodzicielem  polskiej 
państwowości,  autor  stwierdza,  że  dla  Białorusinów  przeciwnie  –  był  synonimem  „wtargnięcia 
jego legionów, które na początku wieku XX przyniosły na bagnetach krwawą okupację narodowi 
białoruskiemu”. W listopadzie 1918 roku – pisze dalej Płatonow – Piłsudski „postawiwszy siebie 
jako  naczelnika  polskiego  państwa  z  dyktatorskimi  pełnomocnictwami,  według  własnego 
mniemania  uzyskał  prawo  do  prowadzenia  swojej  hegemonistycznej  ‘polityki  wschodniej’”.  Ta 
ocena  ze  strony  białoruskiego  autora  wynika  niejako  z  samych  tytułów  części  wspomnianego 
artykułu: “Tajne cele strategiczne”, “Państwo utrwalane pałką i bagnetem”, “Głębokie rozgrabienie 
ekonomiczne Białorusi i gwałt na jej mieszkańcach”. 

W  rozdziałach  tych  autor  mówi  wprost:  dotychczasowe  radzieckie  pojmowanie  historiografii 
słusznie  ujmowało  “wtargnięcie  legionów  Piłsudskiego  na  ziemie  Białorusi  i  Ukrainy  według 
schematu  pochodów  Ententy”.  Dalej  autor  stwierdza,  że  „faktycznie  państwa  Ententy  wiele 
uczyniły  dla  przygotowania  polskiej  agresji”.  Tak  właśnie  przedstawiana  jest  przezeń  kwestia 
utworzenia  Armii  Polskiej  we  Francji  pod  dowództwem  gen.  Hallera.  Dalej  autor  stwierdza,  że 
tylko „pomocy zagranicznej Zachodu Polska mogła zawdzięczać, iż wiosną roku 1920 jej armia 
liczyła  738  tys.  ludzi”.  Jej  operacyjnym  przygotowaniem  do  “agresji  na  Białoruś”,  według 
Płatonowa  „zajmowali  się  oficerowie  francuscy”.  Niemniej  „Piłsudski  i  szowinistyczne  koła 
rządowe”, pomimo prozachodniej orientacji (sic), miały „swój odrębny plan”. Na ów plan składała 
się  „koncepcja  Wielkiej  Polski  od  morza  do  morza”,  czyli  –  jak  pisze  cytowany  autor  – 
odtworzenie  jej  w  granicach  z  1772  roku.  Argumentem  i  zarazem  uzasadnieniem  wspomnianej 
„agresji  i  wtargnięcia”  miał  być  „rzekomy  ucisk  polskiej  części  mieszkańców  Ukrainy,  Litwy  i 
Białorusi  przez  bolszewików”.  Pod  „pozorem”  obrony  tej  mniejszości,  pisze  zatem,  szykowane 
było  polskie  wystąpienie.  Owa  „nie  wypowiedziana  wojna”,  odmiennie  niż  „twierdzą  podręczniki 
(sowieckie?)  rozpoczęła  się  już  w  roku  1919,  w  kwietniu  –  październiku,  gdy  Polacy  zagarnęli 
Białoruś  do  linii  rzek  Zachodnia  Dźwina  i  Berezyna”.  Autor  polską  „agresję”  przesuwa  jeszcze 
bardziej  w  czasie,  uznając  za  nią  „stworzenie  stanu  wojny”  z  Rosją  radziecką  przez  I  Korpus 
Polski w Rosji, który był „częścią armii starej Rosji”. Zatem „bunt” (sic) polski miał cel polityczny – 
„likwidację władzy radzieckiej w guberniach mińskiej i homelskiej, a następnie przyłączenie ich do 
Polski”. Ta „rozszerzająca się okupacja” sprawiła, według autora, zajęcie Mińska jeszcze przed 
przybyciem  tam  „kajzerowskich  wojsk,  wraz  z  którymi  Polacy  „rozpoczęli  grabienie  ludności”, 
która poddana została „grabieży, gwałtom, pogromom wszędzie tam, gdzie pojawiły się jednostki 
Korpusu Polskiego”. Płatonow stwierdza dalej, przywołując broszurę Antona Łuckiewicza, że „nie 
wiadomo  do  czego  doprowadziłoby  panowanie  band  (sic)  Dowbora-Muśnickiego,  gdyby 
niemieccy okupanci, bojący się jak ognia powstania ludowego, nie wyprowadzili dowborczyków z 
białoruskiego kraju”. 

Nic dziwnego, że w takim ujęciu każda władza, nawet okupacyjna niemiecka, była lepsza aniżeli 
jakakolwiek  polska,  nawet  w  wydaniu  lokalnych  autochtonicznych  mieszkańców  –  Polaków.  Na 
tym  tle bardziej  zrozumiałymi stają  się  wywody  białoruskiej  historiografii niezależnej  odnoszone 

background image

 

 

do  ocen  wojny  sowiecko 

–  polskiej.  Tylko  bolszewicy,  wobec  braku  sił  zbrojnych  BNF,  byli  w 

stanie  zahamować  polskie  władztwo  państwowe  na  Ziemiach  Białoruskich  w  momencie 
zakończenia okupacji niemieckiej. Tak oceniana jest generalnie tutejsza uwertura do niepodległej 
II Rzeczypospoli

tej. Dalsze tezy wynikają niejako wprost z tak zarysowanego obrazu początków 

odradzającej się państwowości polskiej. 

Znana odezwa 

– deklaracja skierowana do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego 

jaką Naczelnik Państwa Polskiego Józef Piłsudski ogłosił po zajęciu Mińska, Płatonow uznaje za 
mistyfikację. Wykonawcy tej polityki, lokalni urzędnicy i wojskowi realizowali ją – jak pisze autor -
„całkiem  jawnie”.  Ową  „politykę  wschodnią  Polski”  –  według  tytułu  rozdziału  –  „tajną”,  autor 
ilustruje  powołując  się  na  cele  jakie  zakładała  społeczna  organizacja  polska  „Straż  Kresowa” 
współpracująca  ściśle  –  jak  podkreśla  –  z  POW.  Owa  “tajna  polityka”  wspomnianej  „Straży”,  w 
wersji Płatonowa przypisywana państwu, miała opierać się na stwierdzeniu, że Białorusini są zbyt 
słabi  do  utworzenia  własnego  państwa  i  będą  zmuszeni  do  oparcia  się  o  Polskę  lub  Rosję; 
niemożność  stworzenia  samodzielnej  państwowości  powoduje  konieczność  nadania  Białorusi 
autonomii,  w  związku  z  Polską;  zjednoczenie  Białorusi  Zachodniej  ze  Wschodnią  stworzy 
możliwość  dla  powołania  Księstwa  Białoruskiego  (sic),  które  winno  połączyć  się  z  Polską  na 
zasadzie  unii.  By  do  tego  doprowadzić  „Straż”,  czyli  według  autora  polskie  władze, 
rekomendowała  wprowadzenie  alfabetu  łacińskiego  w  miejsce  „rosyjskiego”,  ustanowienie 
prawosławnej  metropolii  niezależnej  od  patriarchatu  moskiewskiego,  nawiązanie  współpracy  z 
aktywistami  białoruskimi,  starania  o  ekonomiczne  związanie  mieszkańców  Białorusi  z  Polską. 
Dalej, w drugim rozdziale swego artykułu Płatonow prezentuje, jak pisze – „źródłowo archiwalny” 
obraz utrwalenia władzy  polskiej na Kresach. Tezy owej prezentacji w jego wersji  – traktowane 
tutaj jako wytyczne polskiej polityki państwowej – miały być następujące: 

„źródła  zaświadczają”,  że  Kresy  opanowano  od  pierwszych  dni  przemocą,  gwałtem, 

rozstrzeliwaniem  i  masowymi  represjami  wobec  miejscowej  ludności  (przykładów  autor  nie 
podaje); 

na „zaanektowanych” obszarach ustanowiono “ciężką okupację”, niemal tożsamą z niemiecką; 

aparat  zarządzania  kompletowano  z  burżuazji,  właścicieli  ziemskich,  drobnej  szlachty  oraz 

„nastawionej propolsko inteligencji” (narodowości autor nie określa); 

władze  radzieckie,  które  wznowiły  swą  działalność  po  odejściu  wojsk  niemieckich,  ponownie 

zostały zmuszone do jej zaprzestania, a ich „dekrety” unieważniono; 

zgodnie  z  zaleceniami  polskiej  polityki,  „nie  tylko  bolszewików  ale  wszystkich  związanych  z 

organami  radzieckimi,  a  zatem  komisarzy  i  ich  rodziny,  znaczniejszych  aktywistów,  fornali, 
chłopów  niepokornych  woli  księdza,  właściciela  ziemskiego  czy  naczelnika  żandarmerii  – 
aresztowano, osadzano w więzieniach lub obozach koncentracyjnych albo karano śmiercią” (i tu 
autor nie podaje przykładów). 

Tak pisał i oceniał całkiem niedawno współczesny autor białoruski… Kolejny cytat z mojej książki 
dotyczy  poglądów  i  opinii  współczesnych  (nie  sowieckich)  naukowców  białoruskich:  (…)  Na 
wstępie poniższej prezentacji, uprzedzając dalszą narrację stwierdzamy, że powszechny sposób 
prezentacji  Polski  i  polskości  („polskie  panowanie  na  anektowanych  ziemiach  Zachodniej 
Białorusi”)  we  współczesnym  piśmiennictwie  białoruskim  to  obraz  „bezprawia  i  ucisku”, 
momentami  o  charakterze  zorganizowanego,  państwowego  terroru.  Wszystko  zaś  przeciwko 
„białoruskim masom ludowym i pracującym”. O tym, że zwłaszcza pod koniec lat dwudziestych i 

background image

 

 

w  pierwszej  połowie  lat  trzydziestych  sytuacja  na  Kresach  przypominała  stan  zanarchizowanej 
wojny wiemy z przekazów i źródeł polskich. Archiwa i polska literatura przedmiotu są w tej mierze 
reprezentatywnym świadectwem. 

 

Dawne koszary policji i sowiecki pomnik ofiar Berezy. Fot: Wikimedia Commons / Christian Ganzer, Hamburg 

Dla wprowadzenia, przytoczymy fragment z rozdziału podręcznika szkolnego, w którym Sidarcou, 
Famin i Panou w odniesieniu do lat 30., jakby nawiązując do stalinowskiej tezy z tamtego właśnie 
okresu piszą o „zaostrzeniu sytuacji w rejonach mniejszości narodowych”, tj. w województwach 
północno-wschodniej Polski, co miało się przejawiać tym, że „na jakiekolwiek wystąpienia, władze 
polskie reagowały osadzaniem w więzieniach i obozach koncentracyjnych (sic – liczba mnoga – 
Z.J.W.).  Na  samej  tylko  Zachodniej  Białorusi  było  ich  20,  w  tym  w  obozie  koncentracyjnym  w 
Berezie  Kartuskiej  jednorazowo  znajdowało  się  od  200  do  300  więźniów  rozmaitych  orientacji 
politycznych”. To powodowało – piszą autorzy, że „niektóre organizacje poszukiwały pomocy za 
granicą  –  w  ZSSR”.  Tak  skonstruowany  pogląd  (powtarzany  praktycznie  we  wszystkich 
prezentowanych tu opracowaniach) służy uzasadnianiu dalszej eskalacji a więc komunistycznej 
dy

wersji inspirowanej z zewnątrz, a następnie akcji – jak określają to podręczniki – naturalnego 

„wyzwolenia” i „zjednoczenia” po 17 września. To ostatnie jest opatrywane oczywistą dodatkową 
argumentacją o konieczności „ochrony życia” mieszkańców (wszystkich) Zachodniej Białorusi. 

Kowkiel i Jarmusik z kolei piszą o strajkach, które z ekonomicznych szybko przekształcały się w 
polityczne oraz o „narastaniu walki chłopów”, którzy protestowali przeciwko „terrorowi władzy”  – 
np. chłopi „spalili osadę osadnika i majątek obszarniczy w powiecie nowogródzkim”. Kontynuując 
przykłady  “walki  klasowej”  oraz  “walki  z  polską  władzą”  autorzy  zaznaczają,  że  około  „tysiąca 
chłopów  uzbrojonych  w  broń  palną,  widły,  siekiery  rozgromiło  posterunek  policyjny  we  wsi 
Niegniewicze.  Pol

icja  zdławiła  rewolucyjne  wystąpienie  chłopskie.  Czterech  uczestników 

powieszono,  a  49  skazano  na  więzienie”.  Takich  przykładów  w  rozdziale  znajdujemy  więcej. 
Autorzy  podkreślają  przy  tym,  że  „w  miarę  narastania  walki  o  socjalne  i  narodowe  wyzwolenie 
rosła  świadomość  polityczna  chłopów,  w  tym  zrozumienie  wspólnych  interesów  z  klasą 
robotniczą”. Tego typu radziecka frazeologia klasowa dominuje w omawianej pracy i jest metodą 
opisu  zjawisk  mających  miejsce  „na  Zachodniej  Białorusi”.  Zaraz  potem  autorzy  opisują  rolę  i 
zadania  kierownicze  KPZB,  „organizatorki  walki  mas  pracujących  o  narodowe  i  socjalne 
wyzwolenie oraz zjednoczenie z BSSR”. 

Po takich założeniach następują wyliczenia liczby i zasięgu strajków, aktów „sprzeciwu”, wreszcie 
opis  bezpośredniej  akcji  zbrojnej  przeciwko  „zbrodniczemu  reżimowi  władz  polskich”.  Kowkiel  i 
Jarmusik  tę  “narodowo-wyzwoleńczą  walkę”  wręcz  gloryfikują.  Nazywają  ją  walką  partyzancką 
miejscowego ludu podkreślając w tym kontekście, pozytywną rolę nasyłanych z BSSR specjalnie 
przesz

kolonych  i  wyposażonych  dywersantów  -„najbardziej  znanymi  przywódcami  wojny 

background image

 

 

partyzanckiej  byli  komuniści  K.P.Arłouski,  S.Waupszasow,  W.Z.Korż…”  .  Autorzy  dodają,  że 
„ruch  partyzancki  w  powiatach  grodzieńskim,  wołkowyskim,  sokulskim,  bielskim  i  białostockim 
nosił  początkowo  antypolski  charakter  i  był  inspirowany  przez  białoruskich  eserów,  którzy  z 
czasem  zawiesili  broń.  Ruch  partyzancki  jednak  trwał”.  Po  tym  następuje  wymienienie  „fali 
represji”: we wsiach rozpętano policyjny terror, w wielu powiatach wprowadzono stan wyjątkowy, 
pod koniec 1923 roku w więzieniach znalazło się 1300 więźniów politycznych. 

„Prawdziwe”  działania,  jak  zaznaczają autorzy,  nastąpiły  gdy  do  akcji  w sposób  zorganizowany 
przystąpiły  organizacje  komunistyczne  „najpierw  KPP  i  KPL”  „i  wreszcie  KPZB”.  Po  tym 
stwierdzeniu następuje opis organizacji, struktur i personaliów działaczy tego ugrupowania. KPZB 
„stanęła na czele ruchu partyzanckiego i nadała mu zorganizowany charakter”. 

Podkreślamy  w  tym  miejscu  stwarzanie  w  podręczniku  (tym  i  pozostałych)  jednoznacznego 
wrażenia o samoistności, lokalności i autonomiczności wspomnianego ruchu i samej białoruskiej 
kompartii  jako  „wyrazicielki  dążeń  ludu  pracującego  Zachodniej  Białorusi”.  Sterowaniu  i  pełnej 
zależności  od  służb  specjalnych  i  dywersyjnych  ZSSR  autorzy  nie  podkreślają.  Jednak  dwa 
zdania  poniżej  przytaczają  całostronnicowy  opis  dwuletniej  działalności  terrorystycznej 
wspominanego NKWD-

zisty K.Arłouskiego („Mucha – Michalski”, pseudonim jednego z polskich 

komunistów  prowadzącego  wojnę  terrorystyczną  z  terenu  BSSR)  i  jego  oddziałów.  Kowkiel  i 
Jarmusik  uwierzytelniają  swe  wywody  cytowanymi  (przywoływanymi)  „informacjami  rządu  St. 
Grabskiego o 878 napadach partyzanckich w roku 1922 i 500 w roku 1923”. Wyliczają przy tym 
„osiągnięcia”:  „tylko  w  1925  r.”  –  spalenie  nie  mniej  niż  500  domów  (dworów)  polskich 
obszarników oraz osad kolonistów, 125 spalonych stodół ze zbiorami zboża, 300 stogów, 3 stajni, 
14 obór, 21 magazynów, 127 przedsiębiorstw  – „bojowe operacje partyzantów nie ustawały ani 
jedneg

o dnia. Obszarnicy i osadnicy uciekali z ziem białoruskich do centralnych rejonów Polski, a 

połowa z 38 tysięcy (sic!) osadników osiedlonych w roku 1924 pozostawiła swoje domostwa na 
Zachodniej Białorusi. KPZB rozpoczęła przygotowania do powszechnego powstania zbrojnego”. 
Autorzy  powołują  się  w  tym  przypadku  na  raport  Orłowskiego,  nie  podając  jednak  informacji 
końcowej, w której dywersant (dla opracowań białoruskich – “partyzant”, “wyzwoliciel”) chwali się 
własnoręcznym zabiciem „co najmniej 100 ziemian i żandarmów”. 

„Nowy  etap  walki”  w  latach  1926-29,  jak  zaznaczają  autorzy,  rozpoczęto  z  chwilą  przyjęcia 
„rewolucyjno  –  demokratycznych  form  walki”,  co  wiązało  się  z  powstaniem  Białoruskiej 
Włościańsko  –  Robotniczej  Hramady  utworzonej  przez  białoruskich  posłów  na  polski  Sejm. 
Postępy  walki  wiązały  się  ściśle,  co  podkreślają  autorzy,  „z  postępem  kulturalnym  i 
gospodarczym  budownictwem  w  ZSSR  i  BSSR”,  prowadzenie  tam  „rozumnej  polityki 
narodowościowej  polegającej  na  białorusizacji”.  “Dla  Białorusinów  jacy  znaleźli  się  w  państwie 
polskim  stało  się  jasne,  że  prawdziwa  państwowość  białoruska  jest  budowana  na  wschodzie  a 
BSSR  stanowi  opokę  walki  wyzwoleńczej  mas  pracujących  Zachodniej  Białorusi  przeciwko 
uciskowi polskiej burżuazji i obszarników”. 

Następne wersy rozdziału to opis ustaleń, uchwał i działań KPZB i Hramady, a następnie działań 
jakie  organa  polskie  przedsięwzięły  dla  ich  zwalczania  i  delegalizacji.  Na  zakończenie,  po 
wyliczeniu  wszelkich  osiągnięć  KPZB,  autorzy  jednym  zdaniem  stwierdzają,  że  w  marcu  1938 
r

oku  „z  powodu  niesprawiedliwych  oskarżeń  KPZB  rozwiązano,  lecz  komuniści  nie  zaprzestali 

swej rewolucyjnej działalności”. Po tym następuje rozdział o „Zjednoczeniu Zachodniej Białorusi z 
BSSR”.  O  masowych  mordach,  fizycznej  likwidacji  polskości  i  świadomego  choć  sowieckiego 
elementu białoruskiego w latach 1937-38 Kowkiel i Jarmusik nie piszą. 

background image

 

 

„Masy  pracujące  Zachodniej  Białorusi  nie  uznawały  okupacji,  nie  godziły  się  ze  swoją  ciężką 
sytuacją i wiodły walkę przeciwko uciskowi” – głosi inny białoruski podręcznik. Po takim wstępie 
przytoczone  są  dane  mające  demonstrować  “nieugiętość”  i  „postępowość”  –  o  strajkach  i 
„zbrojnej  walce  partyzanckiej  prowadzonej  przez  chłopów”,  którzy  likwidowali  posterunki  i 
oddziały policyjne, palili dwory i gospodarstwa osadników. „Wiosną 1922 roku – piszą z wyraźną 
aprobatą  autorzy  podręcznika  –  kilka  tysięcy  (sic)  partyzantów  z  powiatów  wołkowyskiego, 
brzeskiego i prużańskiego oraz innych skierowało ultimatum do rządu polskiego domagając się 
ustania  przemocy  nad  Białorusinami,  wypuszczenia  więźniów,  zakazu  wyrębu  lasów  oraz 
przyznania  Zachodniej  Białorusi  prawa  do  samostanowienia”.  Skutkiem,  miało  być,  jak 
podkreślają autorzy, „zmuszenie władz” do ograniczenia akcji osadniczej oraz sprowadzenia na 
teren  Zachodniej  Białorusi  w  latach  1924-1925  „znacznych  karnych  oddziałów  wojskowych  i 
policyjnych na czele z generałem Rydzem-Śmigłym (sic!)” – “płonęły wioski, trwał masowy terror, 
przez  miasta  przewaliła  się  fala  obław  (sic),  pracowały  sądy  wojskowe.  W  niektórych 
miejscowościach partyzanci prowadzili regularne boje z wojskiem”. Akapit ten pozostawiamy bez 
komentarza. 

Jako kolejna forma walki opisywana jest działalność białoruskich ugrupowań w polskim Sejmie, 
głównie  wspominanej  wyżej  Hramady  Bronisława  Taraszkiewicza,  której  „rozgromienie  przez 
władze polskie” spowodowało – jak pisze autor – znaczne osłabienie ruchu chłopskiego. Także 
po 1934 roku, wskutek „rzucenia za kraty i do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej setek 
komunistów,  komsomolców  i  rewolucyjnie  nastawionych  robotników  i  chłopów”.  Osłabienie 
„ruchu”  nastąpiło  wszakże  –  „też”  –  jak  zaznacza  autor,  wskutek  „nieuzasadnionej  likwidacji 
KPZB  i  fali  stalinowskich  represji  wobec  ich  członków”.  Teza  końcowa  sprowadza  się  do 
podkr

eślenia opisanej „heroicznej walki mas pracujących” jako ważnego etapu do „zjednoczenia 

narodu białoruskiego w jednolitym państwie”. 

Z kolei Czigrinow pisze zupełnie serio o „obozie koncentracyjnym w Berezie” oraz o działaniach 
komunistów  (nie  podaje,  których  –  „polskich”  czy  „białoruskich”)  zmierzających  do  „budowy 
jednolitego  frontu  domagającego  się  od  władz  (polskich)  zerwania  sojuszu  z  hitlerowskimi 
Niemcami”. 

Przytoczone fragmenty podręczników, a więc mediów kształtujących poglądy dzieci i młodzieży, 
r

ysują  kraj  apokalipsy,  kraj  rządzony  nieomal  przez  krwawych  despotów,  którzy  za  jedyny  cel 

postawili sobie „zniszczenie białoruskich chłopów i rewolucjonistów”. Trudno się zatem dziwić, że 
Bereza ma na Białorusi wyłącznie czarną legendę. O tym, że każde państwo ma nie tylko prawo 
ale i obowiązek zwalczać anarchię, dywersję wreszcie pospolity bandytyzm w interesie spokoju i 
bezpieczeństwa obywateli oraz chronić porządek konstytucyjny – w przytaczanym piśmiennictwie 
nie ma ani słowa. Jest to zatem obraz i interpretacja jednostronna, ideologiczna, uproszczona i 
tendencyjnie nieprawdziwa gdy idzie o ocenę realnych zjawisk. Dodajmy, że przytoczona wyżej 
interpretacja  stosunków  panujących  w  Polsce  praktycznie  niczym  nie  różni  się  od  interpretacji 
sowieckiej,  ze  st

alinowską  włącznie.  Jak  traktowała  Polskę  propaganda  komunistyczno  – 

stalinowska nikomu przypominać nie trzeba. Można w związku z tym zaryzykować twierdzenie, 
że  „na  Wschodzie  bez  zmian”.  Dowodzi  tego  oświadczenie  rosyjskiego  MSZ,  że  „konferencja 
jałtańska oznaczała nową dobrą sytuację Polski” oraz związana z powyższym wypowiedź Putina 
w Bratysławie (luty 2005 r.), że „Związek Radziecki zawierając pakt Ribbentrop – Mołotow uczynił 
słusznie  wobec  zmowy  monachijskiej  państw  zachodnich  i  dla  ochrony  swojej  granicy 
wschodniej”. Bez komentarza. 

background image

 

 

Trafne jest spostrzeżenie Bartłomieja Sienkiewicza („Rzeczpospolita” z 24.02.2005), że Rosjanie 
przetwarzają historię, wpisując się przy tym doskonale w zauważalny w Europie trend zmiany jej 
oceny.  Jest  on  widoczny  doskona

le  na  przykładzie  Niemiec,  gdzie  inicjatywy  zmierzające  do 

uznania cierpień Niemców za równorzędne z cierpieniami podbitych przez nie narodów zmierzają 
do ideologicznej a zatem dalekiej od Prawdy zmiany mentalności współczesnych społeczeństw. 
Sienkiewicz  s

łusznie  zaznaczył,  że  najwyższy  czas  byśmy  podjęli  to  wyzwanie,  inaczej 

fałszerstwa, np. „o polskich obozach koncentracyjnych” zamiast nazistowsko – hitlerowskich – ja 
powiem  wprost:  niemieckich! 

–  zostaną  uznane  za  prawdziwe,  skoro  sami  zainteresowani, 

Po

lacy,  nie  protestują.  To  samo  dotyczy  rewizji  historii  dokonywanej  przez  naszych  sąsiadów, 

tym  bardziej,  że  jak  sygnalizowaliśmy,  ciąży  na  ich  spojrzeniu  na  Polskę  i  Polaków  nie  tylko 
syndrom  sowiecki,  ale  nawet  carsko 

–  rosyjski,  jak  choćby  stereotyp  o  “Polaku  –  wiecznym 

miatieżniku”. Historia jest nauką, a nauka to poszukiwanie Prawdy. W przeciwnym razie historia 
staje się ideologią i traci prawo do uznawania jej za naukę. 

 

Ruiny dawnego więzienia w Berezie. Fot: Wikmedia Commons / Czalex 

W  międzywojennej  Polsce,  wbrew  temu  co  piszą  autorzy  białoruscy,  nie  było  obozów 
koncentracyjnych.  Obozy  koncentracyjne,  w  myśl  powszechnie  uznanej  definicji  powojennej  – 
były to hitlerowskie obozy zagłady (śmierci). Inne niemieckie obozy: pracy przymusowej, izolacji, 
je

nieckie, internowanych itp. nie są określane jako „koncentracyjne. Obóz w Berezie Kartuskiej, a 

według dekretu prezydenta RP z 1934 roku – Miejsce Odosobnienia (MO) – był jeden, a nie jak 
piszą na ogół autorzy białoruscy – kilkadziesiąt. Osadzano w nim na postawie decyzji sędziego 
śledczego  w  Brześciu  (na  wniosek  organu  administracyjnego  w  szczególnym  trybie,  który 
wskażemy  dalej)  na  trzy  miesiące  z  możliwością  przedłużenia  o  dalsze  trzy  miesiące  w 
zależności  od  zachowania  izolowanego  i  zawsze  po  rozpatrzeniu  sprawy  przez  sędziego 
śledczego.  MO  istniało  od  roku  1934-go,  a  pierwszymi  izolowanymi  byli  polscy  nacjonaliści  ze 
zdelegalizowanej  polskiej  partii  Obóz  Narodowo-Radykalny  podejrzani  o  zorganizowanie 
zamachu i zamordowanie polskiego ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. 

Komuniści oraz aktywiści ukraińskiego OUN (banderowcy) byli kierowani do odosobnienia nieco 
później. W  roku  założenia  Miejsca  Odosobnienia  w  Berezie  –  1934  –  zdecydowana  większość 
komunistów jacy się tam znaleźli pochodziła z Kresów. Ogółem w tym roku było to 41 członków 
Komunistycznej Partii Polski 

– KPP (w tym KPZU i KPZB, które były częściami składowymi KPP), 

background image

 

 

a  w  tym:  3  Polaków,  4  Ukraińców,  4  Białorusinów  i  30  Żydów.  Większość,  do  momentu 
przekształcenia Berezy w obóz internowania, komuniści stanowili w latach 1936 – początek 1939. 
Nie  była  to  jednak  większość  przytłaczająca,  gdyż  niemal  tyle  samo  (łącznie)  stanowili  polscy 
(narodowcy)  i  ukraińscy  nacjonaliści  oraz  spekulanci  i  kryminaliści.  W  końcowej  fazie  istnienia 
MO, 

także  „uciążliwi  bezpaństwowcy”  przybywający  nielegalnie  na  teren  RP.  Nietypowy  dla 

Berezy  był  rok  1938  kiedy  większość  izolowanych  tam  aktywistów  komunistycznych  po 
podpisaniu  deklaracji  lojalności  wobec  państwa,  została  zwolniona.  Etapem  ostatnim  był 
wsp

ominany  na  samym  początku  okres  przekształcenia  MO  w  obóz  dla  internowanych 

sprzymierzeńców III Rzeszy hitlerowskiej. 

Lata  30.  charakteryzowały  się  w  ówczesnej  Polsce  stanem  wielkiego  napięcia  społecznego  i 
politycznego zarazem. Znacznie silniej niż w pozostałych krajach odczuwano skutki straszliwego 
kryzysu  ekonomicznego.  Kraj  wyniszczony  wojną  światową,  wojną  bolszewicką,  trzema 
powstaniami na Śląsku, Powstaniem Wielkopolskim, celną wojną z Niemcami, krwawymi walkami 
ukraińsko  –  polskimi,  kryzysem  w  stosunkach  z  Litwą  i  Czechosłowacją,  dopiero  organizujący 
państwowość i scalający trzy wielkie obszary pozaborowe w warunkach wspomnianego kryzysu, 
stał  się  widownią  gwałtownych  protestów  ludzi  pozbawionych  pracy  w  mieście  i  ciężkiej 
egzystencji na wyjątkowo zacofanej wsi w Polsce centralnej i wschodniej. Bezrobocie i osłabienie 
państwa  wywoływały  wzrost  przestępstw  spekulacyjnych  oraz  zwykłego  kryminalnego 
bandytyzmu. 

Przeciwko  władzy  obwinianej  o  tę  sytuację  protestowali  wszyscy:  od  polskich  nacjonalistów, 
pop

rzez ludowców – po partie mniejszości narodowych (w Polsce głównymi mniejszościami byli 

Ukraińcy, Żydzi, Niemcy i Białorusini – łącznie ok. 31 % mieszkańców). Szczególnie ostry protest 
i jednocześnie walkę nie tylko przeciw państwu polskiemu ale i Polakom  na Kresach prowadzili 
nacjonaliści  ukraińscy  oraz  komuniści.  Tych  pierwszych  wspierały  Niemcy  i  Litwa,  drugich  – 
ZSSR.  Stąd  płynęły  środki  finansowe  i  broń.  Tam  udzielano  schronienia  zagrożonym 
aresztowaniem.  Lata  30.  zaczęły  się  łunami  pożarów  i  krwią  nie  tylko  urzędników  ale  i 
gospodarzy Polaków, którym okrutną wojnę wydały bojówki OUN z jednej strony a komunistyczna 
dywersja 

–  z  drugiej.  Rebelię  ukraińską  spacyfikowało  wojsko  poddając  zagrożone  tereny  tak 

zwanemu  kwaterunkowi  wojskowemu  (stacjonowaniu  wo

jska  w  długim  okresie).  Z  jaczejkami 

komunistycznymi i masowo nasyłanymi, głównie z BSSR, dywersantami walczył Korpus Ochrony 
Pogranicza 

–  KOP.  W  sporze  ukraińsko  –  polskim  wypowiedziała  się  nawet  Liga  Narodów 

uznając racje rządu polskiego, chroniącego porządek i bezpieczeństwo. 

Około roku 1933-34 sytuację opanowano. Nasiliły się wówczas ataki na rząd ze strony opozycji 
polskiej:  narodowców  i  ludowców  odsuniętych  od  władzy  przez  sanację  uosabianą  przez 
marszałka  Józefa  Piłsudskiego.  Władza  marszałka  słabła.  Był  już  ciężko  chory  i  po  roku  –  12 
maja 1935 zmarł. W tych okolicznościach w warunkach zaostrzającego się sporu politycznego i 
nasilonych  w  pierwszej  połowie  roku  1934  ataków  na  rząd  ze  strony  polskich  nacjonalistów 
(ONR) zamordowanie ministra Pierackieg

o przez bojówkarza OUN było bezpośrednią przyczyną 

podjęcia  w  nadzwyczajnej  decyzji  o utworzeniu  Miejsca  Odosobnienia  w  Berezie  Kartuskiej  dla 
czasowego  izolowania  tam  osób  zaangażowanych  w  działalność  zagrażającą  spokojowi 
publicznemu i bezpieczeństwu państwa. Kryzys ekonomiczny zaczął ustępować już w następnym 
roku, gdy państwo podjęło wielkie inwestycje, w tym obronne (powstał potężny Centralny Okręg 
Przemysłowy). Kryzys polityczny trwał. 

background image

 

10 

 

 

Ruiny więzienia w Berezie. Fot: Wikimedia Commons / Czalex 

W wyn

iku wspomnianych działań przede wszystkim zdelegalizowano i osadzono w Berezie grupy 

polskich  nacjonalistów  z  ONR,  a  następnie  rozbito  i  aresztowano  kierownictwo  nacjonalistów 
ukraińskich  z  OUN.  Do  więzienia  trafił  m.in.  Stepan  Bandera.  Inicjator  utworzenia  MO  premier 
Leon  Kozłowski  bezpośrednio  po  śmierci  ministra  Pierackiego  uzyskał  zgodę  marszałka 
Piłsudskiego na zastosowanie środka nadzwyczajnego. Bereza miała funkcjonować jeden rok do 
czasu spacyfikowania nastrojów i sytuacji politycznej w Polsce. Podstawą prawną utworzenia MO 
był dekret z mocą ustawy jaki w dniu 17.06.1934 r. podpisał prezydent Ignacy Mościcki. Artykuł 1 
Dekretu  stanowił:  „Osoby,  których  działalność  lub  postępowanie  daje  podstawy  do 
przypuszczenia,  że  grozi  z  ich  strony  naruszenie  bezpieczeństwa,  spokoju  lub  porządku 
publicznego,  mogą ulec  przetrzymaniu i  przymusowemu  umieszczeniu  w miejscu  odosobnienia 
nie przeznaczonym dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw. Artykuł 2, Ust. 
1: Zarządzenie co do przetrzymania i skierowania osoby przetrzymanej do miejsca odosobnienia 
wydają władze administracji ogólnej. Ust. 2: Postanowienie o przymusowym odosobnieniu wydaje 
sędzia śledczy. Ust. 3: Odpis postanowienia będzie doręczony osobie przetrzymanej w ciągu 48 
godzin  od  chwili  je

j  przytrzymania.  Artykuł  4,  Ust.  1:  Odosobnienie  może  być  orzeczone  na  3 

miesiące;  może  być  przedłużone  w  związku  z  zachowaniem  się  odosobnionego  na  dalsze  3 
miesiące w trybie określonym w Artykule 2 Ust. 2”. 

Powyższy  tryb  doprecyzowano  specjalnym  regulaminem  postępowania:  z  wnioskiem  o 
odosobnienie mógł wystąpić starosta powiatowy do miejscowego wojewody, który albo wniosek 
aprobował  albo  nie.  W  przypadku  aprobaty  wniosek  był  kierowany  dalej  do  odpowiedniego 
referatu  Ministerstwa  Spraw  Wewnętrznych,  gdzie  po  rozpatrzeniu  przedkładano  go  do  decyzji 
ministra.  Zatwierdzony  przez  ministra  wniosek  wracał  do  wojewody,  który  wysyłał  kopię  decyzji 
do  sędziego  śledczego  Sądu  Wojewódzkiego  w  Brześciu.  Ostateczną  decyzję  podejmował 
sędzia,  po  czym  następowała  eskorta  zatrzymanego  do  MO  w  Berezie.  Nie  wszystkie  wnioski 
były  załatwiane  „automatycznie”.  Świadczą  o  tym  dane  jakie  przytacza  w  swej  książce  I.Polit. 
Wynika z nich np., że w roku 1936 na 494 wnioski skierowane do Sądu – ten nie zaakceptował 
blisko 1/3 z nich. 

MO  panował  surowy  regulamin  odbywania  odosobnienia.  Osadzonych  pozbawiano  ubrań 

cywilnych,  musieli  wykonywać  wszystkie  polecenia  wynikające  z  regulaminu.  Pobudka  latem 

background image

 

11 

 

zaczynała  się  o  godzinie  3.30  a  zimą  o  4.00.  Po  apelu  przydzielano  osoby  do  grup  roboczych 
według  określonych  zawodów.  Prace  dotyczyły  przede  wszystkim  urządzania  MO  i  obsługi 
obiektu  (kuchnia,  pralnia,  szwalnia,  stolarstwo).  Osoby,  dla  których  danego  dnia  nie  starczało 
zajęcia,  poddawano  gimnastyce.  Przerwa  obiadowa  trwała  dwie  godziny.  Praca  trwała  łącznie 
pięć godzin z wyjątkiem niedziel i świąt. Wyżywienie obejmowało poranną zupę lub czarną kawę i 
75  dkg  chleba  na  resztę  dnia.  Typowy  obiad  to  kapuśniak  i  gulasz  z  kaszą  na  drugie  danie. 
Odosobnieni nie naruszający regulaminu mogli korzystać z biblioteki oraz wysyłać i otrzymywać 
listy  (podlegały  wewnętrznej  cenzurze).  Na  ogół  także  paczki  żywnościowe  od  rodzin.  W 
pierwszym okresie osadzeni uczestniczyli w mszach św. Później msze zniesiono a modlitwa była 
kwestią osobistą. 

Naruszający regulamin podlegali następującym karom: 1. nagana, 2. pozbawienie prawa czytania 
książek  przez  2  tygodnie,  3.  pozbawienie  prawa  do  korespondencji,  4.  pozbawienie  prawa 
otrzymywania  paczek,  5.  tygodniowe  zmniejszenie  racji  żywnościowej,  6.  kara  postu,  tj. 
otrzymy

wanie tylko chleba i wody nie dłużej niż 7 dni 7. kara tzw. twardego łoża, tj. pozbawienie 

pościeli do 7 dni 8. karcer, tj. izolatka – jednorazowo do 7 dni zamknięcia. 

Inną kwestią były szykany i złośliwości ze strony niektórych policjantów pełniących służbę w MO. 
Maksymalnie  300  osób  jednorazowo  izolowanych  było  nadzorowanych  przez  około  90 
policjantów.  Tych  ostatnich  rekrutowano  w  szczególnie  dokładny  sposób.  Do  tej  niewdzięcznej 
służby,  od  której  wielu  się  uchylało  różnymi  sposobami,  kierowano  policjantów  młodszych,  z 
ukończoną  szkołą  policyjną,  bez  kar  regulaminowych  lub  dyscyplinarnych  na  poprzednim 
posterunku.  Uchylanie  się  od  służby  w  Berezie  polegało  m.  in.  na  tym,  że  przeznaczeni  do 
przeniesienia  starali  się  „podpaść”,  co  automatycznie  wykluczało  skierowanie  do  służby  w  MO. 
Policjanci  podlegali  także  znacznemu  rygorowi,  zwłaszcza  w  pierwszym  okresie,  gdy 
komendantem był podinspektor policji z Poznania Bolesław Greffner (usunięty już w grudniu 1934 
roku,  zastąpił  go  aż  do  likwidacji  MO  podinspektor  Józef  Kamala-Kurhański  ze  Lwowa, 
zamordowany  potem  w  Oświęcimiu).  Za  czasów  komendantury  Greffnera,  jak  ustalił  Ireneusz 
Polit,  “około  60%  policjantów  było  karanych”,  głównie  za  obniżanie  dyscypliny  regulaminowej 
wobec więźniów. 

Osadzonych traktowano rozmaic

ie w zależności od grupy jaką reprezentowali. Jak potwierdzają 

wspomnienia odosobnionych a udokumentował to cytowany I.Polit, najlepiej – z szacunkiem i bez 
szykan 

–  traktowano  polskich  narodowców  oraz  ukraińskich  nacjonalistów.  Znacznie  gorzej 

komunistów, do których jednocześnie z wrogością odnosili się jedni i drudzy. Administracja MO 
szorstko traktowała „przestępców skarbowych”, w większości pochodzenia żydowskiego, to jest 
spekulantów,  dla  których  –  jak  pisze  I.Polit  –  „praca,  do  której  nie  byli  przyzwyczajeni,  a  także 
gimnastyka były nie do zniesienia”. Jak stwierdzają we wspomnieniach odosobnieni, zwłaszcza 
inteligenci, jedną ze szczególnie negatywnych stron sytuacji w Berezie było swoiste preferowanie 
kryminalistów, którymi wysługiwała się służba policyjna pozyskując od nich donosy lub inspirując 
ich sadystyczne wybryki wobec politycznych. 

Nie  ma  dokładnych  danych  ilu  izolowanych  przebywało  w  Berezie  do  momentu 
przekwalifikowania MO w obóz dla internowanych w drugiej połowie 1939 roku. Według ustaleń 
P

olita,  w  1934  roku  do  MO  skierowano  252  mężczyzn,  z  tego  44  polskich  nacjonalistów,  41 

komunistów i 167 nacjonalistów ukraińskich – łącznie 252 na około 800 wniosków o zatrzymanie. 
W  roku  1936  na  493  wnioski  o  zatrzymanie  osadzono  369  osób,  zwolniono  123.  W  roku  1937 
skierowano  do  odosobnienia  832  osoby,  w  tym  73  polskich  narodowców,  6  członków  polskich 
partii chłopskich, 227 nacjonalistów ukraińskich, 2 socjalistów (polski PPS i żydowski Bund), 506 

background image

 

12 

 

komunistów, 15 kryminalistów, 3 „lichwiarzy”,  z tym, że na skutek „ruchu” osadzeń i zwolnień z 
MO według stanu na 14.01.1937 w Berezie odbywało izolację 275 osób. Polit ocenia, że przez 
cały  okres  istnienia  Miejsca  Odosobnienia  w  Berezie  Kartuskiej,  tj.  około  6  lat,  przez  obóz 
przeszło łącznie około 3 tysięcy zatrzymanych. 

Komuniści,  obywatele  polscy  osadzani  w  Berezie,  byli  różnej  narodowości:  Polacy,  Ukraińcy, 
Białorusini  i  Żydzi.  Na  podstawie  danych  archiwalnych  Polit  ustalił  narodowość  izolowanych 
komunistów  w  okresie  dwóch  lat  –  1937  i  1938.  Wyglądało  to  następująco:  w  1937  roku  –  52 
Polaków, 33 Ukraińców, 34 Białorusinów, 245 Żydów. Na początku roku 1938 – według stanu na 
1  stycznia:  80  Polaków,  37  Ukraińców,  39  Białorusinów,  154  Żydów.  Dane  te,  choć  niepełne, 
ukazują prawidłowość jakże sprzeczną z opiniami współczesnego piśmiennictwa białoruskiego na 
ten  temat.  Po  pierwsze 

–  Białorusini  trafiali  do  izolacji  w  Berezie  tylko  jako  komuniści  i  pośród 

nich,  na  tle  zwłaszcza  Żydów  i  Polaków,  stanowili znikomą  część.  Nie może  więc  być  mowy  o 
„dziesiątkach tysięcy Białorusinów więzionych w Berezie”. Tego po prostu – nie było. Opinie jakie 
trafiają się na ten temat w piśmiennictwie białoruskim to przykład „czarnej legendy Berezy” i efekt 
bezrefleksyjnego powtarzania tez dawnej propagandy sowieckiej. Poza tym nie mo

gło ich być w 

Berezie  „dziesiątków  tysięcy”  skoro  przez  całe  6  lat  izolowano  łącznie  około  3  tysiące 
zatrzymanych,  różnych  narodowości.  Przypominamy,  że  jednorazowo  w  MO  przebywało  około 
300 zatrzymanych czyli tylu ilu w średniej wielkości więzieniu obwodowym. 

Jak  oceniały  skutki  funkcjonowania  MO  w  Berezie  Kartuskiej  władze  i  jak  odnosiła  się  do  nich 
opinia  publiczna,  w  tym  ta  jej  część,  która  sympatyzowała  z  partiami  opozycyjnymi  (ONR  – 
Stronnictwo Narodowe, OUN, Stronnictwo Ludowe i KPP, w tym KPZU i KPZB)? Jak wreszcie do 
faktu  istnienia  obozu  odniosły  się  polskie  władze  na  emigracji,  składające  się  właśnie  z 
przedstawicieli  izolowanej  w  Berezie  opozycji?  Zaczniemy  od  przywołania  okoliczności 
aresztowań  i  ocen  ze  strony  dwóch  głównych  zainteresowanych  grup,  niemal  stale 
„reprezentowanych” w MO: nacjonalistów polskich (ONR) i ukraińskich (OUN). 

Bezpośrednio po zamordowaniu ministra Pierackiego władze aresztowały całe kierownictwo ONR 
oraz 600 członków organizacji. Po kilku tygodniach większość – z braku dowodów – zwolniono, 
zaś  9-osobową  grupę  kierowniczą  skierowano  do  Berezy.  Jeden  z  czołowych  działaczy  ONR 
przeznaczony  do  izolacji 

–  W.Sznarbachowski  tak  opisywał  dojazd  do  Berezy:  „W  trzech  czy 

dwóch  karetkach  (więziennych),  między  każdym  z  nas  i  po  bokach  podłużnych  ławek  siedzieli 
policjanci  w  pełnym  uzbrojeniu  i  mający  –  jak  nas  uprzedzono  –  rozkaz  strzelania  gdybyśmy 
próbowali  uciekać.  Przywieziono  nas  na  Dworzec  Wileński  lub  Wschodni  na  pociąg  Brześć  – 
Baranowicze. (…) W przedziałach rozsadzili nas policjantami. Dyscyplina rozluźniła się szybko, 
atmosfera stała się sympatyczna, (…) posterunkowi (…) bez oporu przyjęli pieniądze i poszli do 
baru  dworcowego  zakupić  sporo  wódki,  zakąsek i  mięsiwa.  Jak  tylko  pociąg  ruszył  zaczęła  się 
zbiorowa pijatyka (…) przyjechaliśmy rankiem (…) policjanci rozchełstani, my także (…), na nasz 
transport  oczekiwał  już  ze  swoimi  chłopcami  z  Golędzinowa  nadkomisarz  PP  Kamala  (…), 
ostrymi słowami przywrócili porządek. Zaaresztowali naszą eskortę, odebrali jej broń i pasy (…)”. 
P

óźniejsze zatrzymania polskich narodowców były związane głównie z ekscesami zakłócającymi 

spokój i bezpieczeństwo publiczne, w tym w szczególności z zamieszkami antyżydowskimi na tle 
zatargów o monopol w handlu. Szczególnym tego przykładem były liczne zajścia w 1936 roku w 
Czyżewie na Podlasiu (w całym Białostockiem w tym roku zanotowano aż 348 takich wystąpień, z 
czego 21 miało charakter zorganizowany i masowy). Po zajściach w Czyżewie na terenie całego 
obszaru  skoncentrowano  silne  formacje  policji,  którą  także  zaatakował  podburzony  tłum. 
Aresztowano  około  50  osób,  z  czego  następnie  9  skierowano  do  Berezy.  Jak  pisze  I.Polit  – 

background image

 

13 

 

„dopiero  wtedy  nastąpił  spokój  w  powiecie”.  Po  „uspokojeniu”  izolowanych  zwolniono  z  MO  po 
miesiącu. 

Nacjonaliści  ukraińscy  z  OUN  przebywali  w  Berezie  głównie  w  latach  1934-36  oraz  już  jako 
internowani 

–  w  drugiej  połowie  1939  roku.  Po  wyjaśnieniu  rzeczywistych  sprawców  mordu  na 

ministrze  Pierackim  aresztowano  około  300  członków  i  sympatyków  OUN,  z  czego  100 
skierowano do Berezy. Byli t

o głównie inteligenci zaangażowani w irredentystyczny ruch ukraiński 

w  Małopolsce  Wschodniej  (woj.  lwowskie,  tarnopolskie  i  stanisławowskie).  W  okresie  od  1934 
roku  do  wiosny  roku  1936  izolowano  w  Berezie  227  Ukraińców.  W  przeciwieństwie  do 
„uspokojenia”  po  odizolowaniu  polskich  narodowców,  odosobnienia  członków  OUN  nie  dawały 
zamierzonych przez władze efektów. Wśród czasowo izolowanych w MO w Berezie był między 
innymi  późniejszy  dowódca  UPA  Roman  Szuchewycz.  Jak  pisze  cytowany  Ireneusz  Polit, 
Ukraińcy  wykorzystywali  wolny  czas  do  ponoszenia  swojej  wiedzy  –  organizowali  kursy 
samokształceniowe,  języków  obcych  oraz  przedmiotów  ścisłych. Wybitni  inteligenci  osadzeni  w 
Berezie  wykładali  dla  swych  kolegów  nawet  filozofię  i  historię.  Uczyli  m.in.  historii  UWO 
(Uk

raińska  Organizacja  Wojskowa),  jak  się  zachowywać  w  śledztwie,  a  nawet  organizowali 

wieczory poetyckie. 

Jeden  z  osadzonych 

–  znany  ukraiński  działacz  nacjonalistyczny  E.Wreciona  –  w 

pozostawionych  wspomnieniach  tak  opisywał  pobyt  Ukraińców  w  MO:  „(…)  Główny  kontyngent 
więźniów Berezy stanowili Ukraińcy, prawie wyłącznie członkowie OUN. Bezwarunkowo Berezy 
nie można zestawić z Sołówkami czy też Oświęcimiem ale osiedlem wypoczynkowym nie była. 
Uważam,  że  głównym  błędem  chrzestnych  ojców  Berezy  było  ograniczenie  deportowanych  do 
elity  organizacyjnej  OUN.  Tych  niespełna  dwustu  nacjonalistów  stworzyło  tak  zwarty  moralnie 
blok, że wszystkie próby ‘reedukacji’ ze strony administracji obozowej musiały się załamać (…)”. 
Ciekawe  są  spostrzeżenia  innego  znanego  działacza  ukraińskiego  odosobnionego  w  Berezie 
Kartuskiej 

–  W.Makara,  który  tak  pisał  o  korzystaniu  przez  OUN-owców  z  biblioteki  obozowej: 

„(…)  Mnie  i  większości  kolegów  najbardziej  podobały  się  dzieła  Piłsudskiego.  (…)  Z 
przyjemnością  czytaliśmy  jego  wskazówki  o  sposobach  fabrykowania  i  kolportowania  bibuły  i 
uwagi w sprawie uzbrojenia. W rozmowach jakie następnie przeprowadzaliśmy, porównywaliśmy 
metody polskiej rewolucyjnej organizacji z naszymi. Dla wielu z nas lektura ta stanowiła naukę i 
tej nie odrzucaliśmy (…)”. Wreciona pisał też: „(…) Administracja obozu była zachwycona naszą 
pilnością studiowania książek, wśród których nie brakło pełnego wydania dzieł Piłsudskiego. To 
zupełnie  tak  jakby  złodziejom  na  czas  ich  pobytu  w  więzieniu  dano  do  dyspozycji  fachową 
literaturę (…)”. 

Kolejną  grupą  „zagrażających”,  począwszy  od  połowy  1936  roku,  byli  spekulanci,  czyli  –  jak  to 
określały  okólniki  MSW:  “element  gospodarczo  szkodliwy”.  Pierwszą  reakcją  połączoną  z 
odizolowaniem  trzech  “spekulantów”  oskarżanych  o  zawyżanie  cen  cegieł  była  kontrola 
zarządzona  w  tej  sprawie  przez  samego  premiera  F.Sławoja-Składkowskiego.  Do  Berezy 
wysłano dwóch handlarzy narodowości żydowskiej i jednego Polaka. Tak zaczęła się walka przy 
pomocy  MO  ze  spekulantami  i  „elementem  kryminalnym”.  Szło  o  to  by  nie  prowadzić  w  jak  to 
określano  –  oczywistych  sprawach  –  długotrwałych  procesów  sądowych,  lecz  poprzez 
odosobnienie prowodyrów rozmaitych szkodliwych dla ludności działań  – wpłynąć prewencyjnie 
na szerszy „element”. Premier Składkowski dokonywał w tym celu niezapowiedzianych objazdów 
po kraju, a nawet osobiście sprawdzał ruch cen na targowiskach w Warszawie. Zalecał podobne 
działania  wojewodom,  a  ci  –  starostom.  Podobnie  postępowano  wobec  pracodawców 
szykanujących  robotników  bądź  korzystających  z  bezrobocia  w  celu  zaniżania  wypłat 
wynagrodzeń.  Te  same  działania  dotyczyły  osób  zajmujących  się  przemytem  i  paserstwem. 

background image

 

14 

 

Dotyczyło  to  zwłaszcza  recydywistów,  w  tym  unikających  płacenia  podatków.  Akcja  prewencji 
wobec spekulantów trwała do samego końca istnienia MO. 

 

 

Zalecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 1937 r. dot. liczniejszego kierowania do więzienia w Berezie 

kryminalistów i spekulantów (fragment). Źródło: W.Śleszyński. „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 

1934-39″ 

Jako  przykład  przeciwdziałania  kończącego  się  osadzeniem  w  Berezie  można  podać  reakcję 
władz na spekulację kapitałami i akcjami PKO w związku paniką finansową wywołaną zajęciem 
Austrii  przez  hitlerowców  oraz  ultimatum  Polski  wobec  Litwy.  Organizatorów  zamieszek  przed 
bankami  i  winnych  spekulacji  skierowano  do  MO.  Byli  to  warszawiacy:  Chaim  Holpern,  Abram 
Frondzinst,  Mojżesz  Kirszblum,  Moszek  Wajcman,  Izaak  Eksztajn,  Abram  Glikson,  Henryk 
Tanenbaum,  Stanisław  Długołęcki,  Stefan  Segorski,  Wacław  Woiszewski,  Herman  Majorek  i 
Izrael Br

onders. Informacje o tym natychmiast podawała prasa lokalna. Ireneusz Polit, z którego 

danych tu korzystamy, podaje przykłady instrukcji antyspekulacyjnych, jakie Urzędy Wojewódzkie 
przekazywały Starostwom Powiatowym. Na przykład dla przeciwdziałania zakupowi ziemi rolnej 
przez  Niemców  w  województwie  łódzkim  Naczelnik  Wydziału  Społeczno-Politycznego  zalecał 
starostom:  „  (…)  powinien  pan  starosta  zapakować  do  Berezy  tego  spekulanta  parcelacyjnego, 
który  się  koło  tego  kręci.  Spekulanci  parcelacyjni  odgrywają  rolę  tych  naganiaczy  za  pewien 
procent i oczywiście znajdują nabywców najbardziej obciążonymi pieniędzmi, a do takich należą 
u  nas  (Łódzkie)  Niemcy.  Jak  się  doniesie,  że  za  taką  działalność,  ktoś  dostał  się  do  Berezy  – 
sprawa się zmieni (…)”. 

W tym  samym  c

zasie do Berezy zaczęli trafiać przestępcy pospolici, zwłaszcza recydywiści, co 

do których chciano uniknąć długotrwałej procedury sądowej i uzyskać efekt przestrogi wobec im 
podobnych 

– kieszonkowców, koniokradów, sutenerów, w tym takich jak notowany przez policję 

„168 razy włamywacz Ignacy Tkacz”, itp.). Ta grupa osadzonych przebywała w Berezie na ogół 
po  “klasyczne”  3  miesiące.  Premier  Składkowski  w  Senacie  tak  podsumowywał  tę  akcję, 
przywołując  opinie  izolowanych  kryminalistów:  „No  widzicie,  że  w  Polsce  jest  coraz  lepiej,  jest 

background image

 

15 

 

jakaś  sprawiedliwość.  To  nie  to,  co  więzienie,  gdzie  człowiek  się  wyspał  i  wypoczął.  Tu  (w 
Berezie)  jest  porządek”.  Nie  wiemy  od  kogo  premier  zaczerpnął  tę  opinię,  ale  wyrażał  ją 
publicznie.  Również  meldunki  policyjne  oparte  na  statystykach  i  działaniach  operacyjnych, 
dowodziły  skuteczności  odstraszającej  roli  pobytów  w  Berezie  wśród  złodziei.  O  ile  wśród 
osadzonych w Berezie spekulantów większość była pochodzenia żydowskiego, o tyle izolowani 
kryminaliści to w większości Polacy. 

Odo

sobniani  w  MO  „uciążliwi  obcokrajowcy”  to  przede  wszystkim  nielegalni przybysze,  głównie 

Żydzi, uciekinierzy z Austrii i Niemiec. Motywacją dla takiej polityki władz była chęć nakłaniania 
Żydów do emigracji do Palestyny (władze polskie, w tym wojskowe, współdziałały w tym zakresie 
z  żydowskimi  organizacjami  syjonistycznymi  głoszącymi  idee  utworzenia  państwa  Izrael  – 
szkolono przy tym żydowskich bojowców do walk z Arabami w celu ochrony przybywających do 
Ziemi Świętej osadników żydowskich z Polski. W przedwojennej Polsce mieszkało ponad 2,8 mln 
Żydów). 

O izolowanych komunistach już wspominaliśmy. Dodajmy, że obok komunistów do MO w Berezie 
trafiali  także  aktywiści  radykalnego  ruchu  chłopskiego,  zwłaszcza  po  masowych  zamieszkach  i 
manifestacjach  rolników  połączonych  z  naruszaniem  mienia  prywatnego  i  bójkach  z  policją. 
Aktywistów  komunistycznych  izolowano  natomiast  prewencyjnie,  na  ogół  przed  spodziewanymi 
manifestacjami,  np.  przed  1  Maja.  Wśród  ogółu  przetrzymywanych  w  Berezie  komunistów 
większość,  choć  różnej  narodowości,  stanowili  mieszkańcy  Kresów  Wschodnich.  Wiązać  to 
można  ze  szczególną  ich  aktywizacją  na  tych  terenach  gdzie  sowieccy  inspiratorzy  byli  takim 
działaniem  najbardziej  zainteresowani  i  gdzie  zwłaszcza  wśród  części  ludności  białoruskiej  i 
żydowskiej  hasła  komunistyczne  znajdowały  największy  posłuch.  Poza  Kresami  środowiska 
komunistyczne  szczególnie  aktywne  były  w  Warszawie,  Zagłębiu  Dąbrowskim  i  przemysłowej 
Łodzi. Znalazło to odzwierciedlenie w strukturze osadzonych w MO. Apogeum liczby zatrzymań 
działaczy  komunistycznych  w  Berezie  stanowił  początek  roku  1938.  Później,  po  delegalizacji 
oskarżanych  o  agenturalność  partii  KPP  –  KPZB  i  KPZU  przez  podporządkowany  Stalinowi 
Komintern,  większość  izolowanych  w  Berezie  komunistów  –  zagubionych  w  polityce  swych 
sowieckich  mocodawców  –  podpisała  deklaracje  o  zaprzestaniu  działalności  w  partii 
komunistycznej,  po  czym  zostali  wypuszczeni  na  wolność.  Zjawili  się  w  MO,  jak  już 
wspominaliśmy,  w  połowie  roku  1939,  gdy  polski  wywiad  zaobserwował  przygotowania  do 
zbr

ojnej  dywersji  na  Kresach.  Była  to  zapowiedź  tego  co  stało  się  po  17  września  tego  roku. 

Liczbę komunistów izolowanych w Berezie do tego czasu prezentowaliśmy wyżej. 

Innych  kategorii  niż  wspomniane  w  Berezie  nie  było  dopóki  pełniła  ona  funkcję  Miejsca 
Odos

obnienia.  Wobec  każdej  z  wymienionych  grup  zatrzymania  miały  na  celu  zastraszenie 

środowiska,  w  którym  dane  osoby  działały  lub  indywidualną  prewencję  przeciw  „szkodliwym 
działaniom”  zatrzymanych.  To  ostatnie  spotykało  pojedyncze  osoby  szczególnie  krytyczne  (a 
zdaniem  władz  –  podburzające  do  społecznych  niepokojów)  –  na  przykład  dziennikarzy  nie 
zawsze  związanych  z  konkretnymi  partiami  opozycyjnymi.  Szczególnym  tego  przykładem  było 
osadzenie w Berezie konserwatywnego dziennikarza wileńskiego Stanisława Cata-Mackiewicza. 

Fakt  uruchomienia  Miejsca  Odosobnienia,  izolowania  w  nim  aktywistów  wspomnianych 
ugrupowań i kategorii wywołał falę protestów opozycji. Parlamentarzyści narodowcy (Stronnictwo 
Narodowe) składali interpelacje w Sejmie – rząd odpowiadał. Obie strony, co zrozumiałe, składały 
całkowicie  sprzeczne  oświadczenia.  Protestowali  także  posłowie  socjaliści  z  PPS  i  Klubu 
Ukraińskiego.  Ostro  protestowali  także  posłowie  z  Komunistycznej  Frakcji  Poselskiej.  Opinia 
publiczna  była  w  sprawie  istnienia  MO  podzielona.  Jak  podkreśla  Ireneusz  Polit,  izolowanie 

background image

 

16 

 

spekulantów  i  kryminalistów  spotykało  się  z  dużym  poparciem.  Co  do  członków  ugrupowań 
politycznych 

–  zależało  od  poglądów  danej  części  społeczeństwa.  Popierający  rząd  uważali 

odosobnienia za słuszne, popierający poszczególne ugrupowania opozycyjne – nie. 

Po upadku Państwa Polskiego w wyniku agresji hitlerowsko – stalinowskiej w 1939 r. władzę na 
emigracji  objęła  opozycja  (z  poparciem  rządu francuskiego,  który  odmówił dalszego  uznawania 
rządu sanacyjnego i uniemożliwiał wszelkimi sposobami imigrację piłsudczyków do Francji). Rząd 
emigracyjny, najpierw we Francji a po jej upadku w Wielkiej Brytanii, formował zacięty przeciwnik 
obozu  sanacyjnego,  generał  Władysław  Sikorski.  Jego  politycznym  zapleczem  stali  się  polscy 
nacjonaliści  (Stronnictwo  Narodowe),  socjaliści  (Polska  Partia  Socjalistyczna),  ludowcy 
(Stronnictwo  Ludowe)  oraz  chrześcijańscy  demokraci  z  partii  Sikorskiego  –  Stronnictwo  Pracy. 
Podkreślić jednak trzeba, że również część środowisk sanacyjnych uważała, iż Berezę należało 
dawno  zlikwidować,  gdyż  stanowiła  instytucję  nadzwyczajną  i  funkcjonującą  poza  przepisami 
kodeksu  karnego,  a  przez  to 

–  niekonstytucyjną.  „Sprawa  Berezy”  na  emigracji  dołączyła  do 

całego szeregu oskarżeń z jakimi dawna opozycja – teraz emigracyjne kręgi rządowe – wystąpiła 
przeciwko osobom z rządów przedwrześniowych. Wskutek tych opinii premier Sikorski w czerwcu 
1940  roku  powołał  specjalną  „komisję  do  zbadania  przyczyn  klęski  wojennej”.  Jedną  ze  spraw 
badanych przez tę komisję była także „sprawa Berezy”. I tu rzecz charakterystyczna: nowy rząd 
badający  „sprawę  Berezy”  zorganizował  we  Francji…  obóz  –  „ośrodek  odosobnienia”  (!),  w 
którym  przymusowo  „odizolował”  kilkuset  dawnych  urzędników  i  wyższych  oficerów  polskich 
uznanych za szkodliwych 

wobec nowej władzy! 

W kwestii oceny „Berezy” Komisja opracowała 66-stronicowy materiał. „Wiele w nim nieścisłości, 
przejaskrawień  oraz  błędów”  –  kwituje  badacz  problematyki,  przywoływany  przez  nas  Ireneusz 
Polit.  Na  podstawie  tego  materiału  polski  rząd  emigracyjny  w  dniu  26.09.1941,  na  wniosek 
ministra  sprawiedliwości,  socjalisty  Hermana  Liebermana,  po  stwierdzeniu,  że  “obóz  był 
bezprawiem”, jednomyślnie przyjął rozporządzenie formalnie likwidujące Miejsca Odosobnienia w 
Berezie  Kartuskiej.  Poza  likwidacją  przepisów  o  MO,  w  nowym  rozporządzeniu  zapowiedziano 
ponowne  zbadanie  sprawy  po  wojnie  oraz  ewentualne  odszkodowania  dla  osób,  które  doznały 
szkód  „na  zdrowiu,  czci  lub  majątku”  w  wyniku  odbycia  odosobnienia.  Chciano  też  zbadać 
odpowiedzialność  osób,  „które  nadużywając  swej  władzy  urzędowej  przyczyniły  się  do 
spowodowania  (powyższych)  skutków”.  Tak  w  sposób  formalny  i  prawny  zakończył  się 
kontrowersyjny  eksperyment  zwalczania  w  międzywojennej  Polsce  „zagrożenia  dla 
bezpieczeństwa  państwa  i  obywateli  oraz  porządku  publicznego”.  Więcej  do  tej  kwestii  nie 
wracano. Wracała natomiast publicystyka. W ramach sporów politycznych na emigracji „Bereza” 
stała  się  jednym  z  argumentów  służących  do  zwalczania  przeciwników  politycznych.  Ostatni 
przedwojenny  premier  rządu  RP,  generał  dr  Felicjan  Sławoj-Składkowski  przed  wspomnianą 
komisją nie stawał, ani nie mógł dawać wyjaśnień, gdyż generał Sikorski odmówił jego prośbie o 
zgodę na imigrację do Francji. Tak zareagowali opozycjoniści, gdy opozycją być przestali, a stali 
się rządem. 

Zdzisław J. Winnicki 

 

http://kresy24.pl/15563/bereza-kartuska-jak-bylo-naprawde/