background image

Kto dziś pamięta o rewolucji 
październikowej ? Odpowiada prof. 
Andrzej Nowak 

 

 

 

 

W rosyjskich elitach intelektualno-politycznych, czyli takich które 
jakoś identyfikują się z obecnym państwem rosyjskim to nie 
marksizm jest najważniejszą ideologią ani układem odniesienia, ale 
imperializm – idea potęgi Rosji, w której Stalin figuruje jako bardzo 
ważne bóstwo, i to pomimo faktu, że sam popełniał błędy 
– mówi w 
rozmowie z PCh24.pl prof. Andrzej Nowak, historyk i sowietolog, 
wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz profesor zwyczajny 

background image

w Instytucie Historii PAN, członek Kolegium Instytutu Pamięci 
Narodowej.
 

  

Jak obecnie A.D. 2020 Rosjanie patrzą na to, co wydarzyło się w 
roku 1917? Jak z perspektywy 103 lat jest w Rosji oceniana Wielka 
Socjalistyczna Rewolucja Październikowa?
 

W dzisiejszej Rosji nie wraca się szczególnie często do roku 1917 
zarówno publicznie jak i prywatnie, bowiem najważniejszym 
historycznym momentem odniesienia jest tam II Wojna Światowa. 

  

Polityka historyczna państwa Władimira Putina skupia się na tym, aby 
pokazać, że to Rosja w czasie II Wojny Światowej miała, jak zawsze 
zresztą, rację, ponieważ to ona ocaliła Europę i świat przed nazistami 
nie czyniąc nikomu żadnego zła, tylko czyniąc samo dobro. 

  

Według rosyjskiej propagandy II Wojna Światowa zaczęła się 22 
czerwca 1941. Nie było wcześniej żadnych elementów współpracy 
sowiecko-niemieckiej, nie było Katynia, nie było okupacji, nie było 
zajęcia Litwy, Łotwy, Estonii, nie było ataku na Finlandię, nie było 
zajęcia połowy Polski etc. To II Wojna Światowa jest tematem, który 
żywo interesuje Putina, co można było przeczytać w jego tekście na 
ten temat opublikowanym w prestiżowym amerykańskim piśmie „The 
National Interest”, notabene przejętym przez wpływy rosyjskie już 
kilkanaście lat temu. 

  

Natomiast jeśli chodzi o rewolucję 1917 roku, to w Rosji stosuje się 
wciąż formułę, jaką przyjęto przed setną rocznicą tego wydarzenia, 
mianowicie przedstawia się ją jako Wielką Rewolucję Rosyjską 
składającą się z kilku etapów. Pierwszym etapem był luty i marzec 

background image

1917 roku (w starym kalendarzu luty, w nowym marzec - przyp. AN). 
Drugim etapem był przewrót bolszewicki, a trzecim wojna domowa 
wspominana jako tragedia i dramat, które jednak Rosja potrafiła 
przezwyciężyć wybierając formę gwarantującą jej potęgę imperialną. 
Ta potęga, według rosyjskiej narracji, sprawdziła się w służbie dobra 
w 1941 roku i doprowadziła do zwycięstwa nad złem w czasie II 
Wojny Światowej. Tak w dużym skrócie wygląda ta wizja. 

  

Putin kilkukrotnie wracał do kwestii Lenina broniąc wodza przed 
pomysłami usunięcia jego truchła sprzed murów Kremla z mauzoleum 
i traktując go wprost jako „świętą relikwię rosyjskiej przeszłości, 
której nie wolno usuwać i niszczyć”. 

  

Dlaczego więc we wspomnianym przez Pana profesora mauzoleum 
nie znajduje się truchło towarzysza Stalina? Skoro to Gruzin jest 
przedstawiany jako wielki zwycięzca i człowiek, który uratował 
świat przed złem, to idąc tą logiką chyba zasługuje na takie 
upamiętnienie.
 

Gdyby mierzyć popularność i znaczenie Stalina w pamięci historycznej 
współczesnej Rosji, to faktycznie powinien on być jedynym lokatorem 
mauzoleum, w którym spoczywa obecnie Lenin. Jednak taki ruch 
byłoby kłopotliwy, ponieważ należałoby odwrócić to, co stało się w 
1962 roku, kiedy towarzysz Nikita Chruszczow zdecydował o 
wyrzuceniu trumny ze szczątkami Stalina, a raczej z jego mumią z 
mauzoleum, gdzie spoczywała ona obok truchła Lenina. 

  

Lenin jest takim trochę kontrowersyjnym świątkiem. Nie jest on 
wprawdzie obdarzony aż takim szacunkiem jak Stalin, ale cała ta 
kłopotliwość wymiany i naruszenia tego, co już raz zostało zrobione w 

background image

czasach sowieckich sprawia, że taki pomysł nie cieszy się szansami na 
urzeczywistnienie. 

  

Rozumiem, że po to, aby ostatecznie kult Stalina był tym głównym 
kultem we współczesnej Rosji trzeba odejść również od kultu samej 
rewolucji, który by kultem obowiązkowym przez kilkadziesiąt lat po 
jej wybuchu?
 

Pokolenie ludzi związanych z ideologią komunistyczną w Rosji powoli 
wymiera. Inaczej niż na Zachodzie w wielu prestiżowych 
uniwersytetach, w ośrodkach intelektualnych Europy czy Stanów 
Zjednoczonych w Rosji marksizm czy komunizm nie cieszy się jakimś 
wielkim renesansem. 

  

W rosyjskich elitach intelektualno-politycznych, czyli takich które 
jakoś identyfikują się z obecnym państwem rosyjskim to nie marksizm 
jest najważniejszą ideologią ani układem odniesienia, ale imperializm 
– idea potęgi Rosji, w której Stalin figuruje jako bardzo ważne 
bóstwo, i to pomimo faktu, że sam popełniał błędy. 

  

Jakie błędy miałby popełnić Stalin, jak Pan powiedział – ważne 
bóstwo rosyjskiego imperializmu?
 

Niedawno słuchałem dyskusji w jednym z programów niejakiego 
Władimira Solovyova – obecnie chyba najbardziej ulubionego przez 
Putina publicysty politycznego rosyjskiej telewizji. 

  

Program polegał na tym, że spotykało się kilku mężczyzn i do siebie 
krzyczało. W zasadzie ich krzyk sprowadzał się do tego, kto głośniej 
wyartykułuje, ilu wrogów dookoła siebie ma Rosja i jacy są oni 

background image

okropni oraz do tego, co Rosja powinna jeszcze odebrać i w jaki 
sposób zniszczyć swoich wrogów, aby poszerzyć swoje imperium. 

  

W programie wystąpił m.in. Władimir Żyrinowski, który jak się później 
okazało był najłagodniejszym uczestnikiem tego widowiska. Wezwał 
on do tego, żeby po prostu uznać wszystkich sąsiadów Rosji a 
zwłaszcza kraje, które odnowiły swoją państwowość albo utworzyły ją 
po rozpadzie ZSRR za „niebyłe, nieistniejące państwa”. Żyrinowski 
zaapelował, żeby uznać, iż Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Białoruś, 
republiki środkowoazjatyckie etc. nie są państwami, tylko częścią 
Rosji i tak należy je traktować poprzez uznanie ich za ziemie wcielone 
do Rosji. 

  

Koncepcja Żyrinowskiego spotkała się z krytyką innych występujących 
w programie, a zwłaszcza prowadzącego program, który powiedział: 
To dobrze. Powinniśmy oczywiście to zrobić, ale gdzie w takim razie 
Warszawa i Helsinki? Przecież to kiedyś też należało do Imperium 
Rosyjskiego. Stalin tego nie wcielił bezpośrednio do ZSRR, a więc był 
zbyt skromny w swoich wymaganiach. Trzeba wcielić wszystko, co 
kiedyś należało do Imperium, a więc również większość Polski i 
Finlandię. 

  

Co ciekawe, po tych słowach odezwał się jeszcze jeden uczestnik tego 
spektaklu, którym codziennie karmią się miliony widzów w Rosji, i 
powiedział, że to i tak stanowczo za mało, bo przecież do Imperium 
Rosyjskiego należały kiedyś Alaska i Kalifornia Północna, a więc nie 
można poprzestać tylko na tym, co było przed 1914 rokiem w 
granicach Imperium, ale trzeba cofnąć się do największego zasięgu 
Rosji w każdym wymiarze geograficznym. 

  

background image

Przy takiej licytacji Stalin nie jest absolutnym bóstwem. Owszem za 
jego wyjątkowo krwawych rządów, których ofiarą padali przede 
wszystkim Rosjanie, Imperium Rosyjskie osiągnęło swój szczyt 
wpływów na politykę światową, ale nie udało mu się odnowić 
panowania imperialnego i terytorialnego Rosji tam gdzie kiedyś się 
ono znajdowało. 

  

Tak więc tego rodzaju pretensje mają do Stalina dzisiejsi głosiciele tej 
jedynej, najważniejszej religii współczesnej Rosji, czyli totalnego 
imperializmu. 

  

Z tego punktu widzenia bardzo ostro jest krytykowany Lenin jako 
pomniejszyciel Imperium Rosyjskiego. Imperialiści co rusz mówią, że 
ma on bardzo poważne skazy na swoim wizerunku polegające na tym, 
że pod jego rządami imperium wydatnie zmniejszyło swoje granice. 

  

Dlaczego w związku z tym tzw. elity intelektualne Zachodu są 
zakochane w Lwie Trockim? Co takiego ma to zaoferowania Trocki, 
że to on, a nie Lenin czy Stalin jest dzisiaj swego rodzaju bóstwem 
dla części zachodnich intelektualistów i polityków?
 

Ponieważ przedstawiciele tychże elit uważają, że Trocki reprezentuje 
ten rodzaj marksizmu, który nie stał się „marksizmem u władzy w 
ZSRR”. 

  

Ale przecież Trocki był najbliższym współpracownikiem Lenina… 

Na ten zarzut zachodnie elity intelektualno-polityczne mają gotową 
odpowiedź. Nawet jeśli będąc u władzy przez pierwsze lata po 
rewolucji październikowej, kiedy powstały obozy koncentracyjne dla 
milionów ludzi, kiedy kolejne miliony były rozstrzeliwane w lochach 

background image

Czeka i umierały z głodu pod tymi rządami, to jednak Trocki potem 
stracił wpływ na władzę w czasach Stalina stając się prześladowanym 
przez władze stalinowskie emigrantem. Poza tym on wcale nie musiał 
wiedzieć, co się dzieje, bo był przecież intelektualistą, który 
organizował w którym osądził i skazał Pana Boga. 

  

To co obciąża w oczach intelektualistów zachodnich zafascynowanych 
marksizmem komunizm zrealizowany, komunizm rzeczywisty, jaki 
funkcjonował w systemie sowieckim nie obciąża tego, który 
znajdował się poza jego granicami, który krytykował go z zewnątrz z 
pozycji marksistowskich czy marksistowsko-trockistowskich. Trocki z 
tej perspektywy przechowywał jakby czysty ideał władzy, oczywiście 
tak samo czysty, jak Stalin był czysty w II Wojnie Światowej 
zaczynając ją podobno 22 czerwca 1941 roku. 

  

W tej samej perspektywie biografia Trockiego skupia się na jego 
„bohaterskim udziale” w rewolucji 1905 roku, jego udziale w 
zwycięstwie przewrotu bolszewickiego w 1917 roku. No ale potem te 
masowe zbrodnie dokonywane wspólnie przez niego i przez Lenina w 
latach 1917-1924 są już jakby spychane na margines i pojawia się już 
następny ważny rozdział w życiu Trockiego, czyli moment jego 
przymusowego wyjazdu ze Związku Sowieckiego i jego śmierć z rąk 
zbira nasłanego przez Stalina. 

  

W międzyczasie, czyli od wyjazdu do śmierci, Trocki zorganizował 
nową Międzynarodówkę Komunistyczną alternatywną wobec tej, 
którą rządził Stalin. To właśnie Międzynarodówka Trockistowska 
zapuściła niezwykle głębokie korzenie w zachodnich środowiskach 
intelektualnych. Korzenie, które nie zostały podcięte, które nie 
zostały zniszczone przez kolejne kryzysy systemu komunistycznego w 
samym sowieckim centrum. Nie szkodził tej Międzynarodówce i jej 

background image

wpływom ani rok 1956 – Budapeszt, ani rok 1968 – Praga, ani 
„Solidarność”. Przeciwnie! W „Solidarności” doszukiwano się jakby 
realizacji ideałów trockistowskich, a sami trockiści próbowali dotrzeć 
różnymi ścieżkami do tego masowego ruchu w Polsce i niejako go 
przejąć. To się im nie udało, ale te próby są warte odnotowania i 
pokazują one odmienne położenie trockizmu i jego zwolenników od 
tych, którzy identyfikowali się w stu procentach z systemem 
sowieckim i jego kolejnymi władcami w Moskwie. Tych drugich 
dotykały kryzysy. Kryzysy, można powiedzieć moralne systemu 
sowieckiego związane z krwawym tłumieniem kolejnych buntów. 
Trockiści zaś mogli udawać, że nie mają z tymi kryzysami nic 
wspólnego i że reprezentują czysty, piękny marksizm. 

  

Czy chce Pan przez to powiedzieć, że niedługo okaże się, że 
„Solidarność” tak naprawdę założyli trockiści. Jeżeli oni chcieli to 
zinfiltrować, to co przeszkadza, żeby na Zachodzie ogłoszono, że 
„Solidarność” była tym „czystym marksizmem” i „pięknym 
komunizmem”, że to tylko „Solidarność” tak naprawdę wygrać 
walkę o prawa robotnicze, pracownicze i socjalne?
 

Ale takie interpretacje były już w czasach „Solidarności”, więc nie 
trzeba ich na nowo wymyślać! Wystarczy tylko usunąć prawdę 
historyczną o tym, co stanowiło o sile i atrakcyjności tego wielkiego 
antykomunistycznego buntu Polaków, to znaczy o powrocie do 
ideałów niepodległości i jego zakorzenieniu w chrześcijańskiej 
tożsamości narodu. 

  

Obawiam się, że taka reinterpretacja „Solidarności”, zgodnie z którą 
okaże się ona jakimś ruchem trockistowskim jest niestety możliwa i 
prawdopodobna i poniekąd może ona zostać przedstawiana nam – 
Polakom jako jedyna szansa na opowiedzenie „Solidarności” światu 
zewnętrznemu, bo przecież jeżeli będziemy mówili o powiązaniu 

background image

„Solidarności” z katolicyzmem, z chrześcijańską tradycją, z ideą 
polskiego narodu i jego niepodległością, to okaże się, że to wszystko 
są hasła w najlepszym razie niezrozumiałe, a w najgorszym jako 
przejaw radykalnego wstecznictwa, których powinniśmy się wstydzić. 

  

Tylko czekać aż jeden czy drugi zachodni autorytet oznajmi, że czymś 
czegoś Polacy mogą się nie wstydzić w swojej historii w XX wieku jest 
właśnie „Solidarności” pod warunkiem, że będzie ona rozumiana jako 
masowy ruch trockistowski, w którym niestety dały o sobie znać 
wsteczne elementy związane z Kościołem czy z tradycją narodową, 
ale przynajmniej dzięki temu „Solidarność” zostanie wyniesiona na 
sztandary do powszechnej izby pamięci jako jeszcze jedno wcielenie 
światłych zasad marksizmu, leninizmu i trockizmu. 

  

Moim zdaniem w tym duchu być może kiedyś znajdzie się jakaś 
gablota czy sala poświęcona „Solidarności” w muzeum nazywanym 
Domem Historii Europy w Brukseli, gdzie Marks jest właściwie 
jedynym wybitnym myślicielem, ideologiem pokazanym w 
pozytywnym świetle dla XIX wieku. Właściwie według twórców tego 
muzeum jest on jedynym wartym wzmianki filozofem europejskim. 

  

Natomiast „Solidarność” póki co jest tam pokazana jeszcze w sposób 
nie dość konsekwentny zgodnie z tą ideą, o której powiedziałem, ale 
niewątpliwie cała wymowa tej wystawy jest taka, że gospodarzem 
historii Europy jest niemiecka socjaldemokracja i jej wielki patron 
Karol Marks. Być może Trocki niedługo zajmie tam obok Marksa 
równorzędne miejsce i będzie przedstawiany jako m.in. duchowy 
ojciec „Solidarności”. 

  

background image

Jest to z pewnością bardziej prawdopodobne niż Stalin w 
mauzoleum na Krymie.
 

To na pewno! 

  

W tym roku minęło 100 lat od zwycięstwa wojsk Rzeczypospolitej w 
Bitwie Warszawskiej, a mimo to w Polsce nadal legalnie funkcjonuje 
i działa KPP - Komunistyczna Partia Polski. Czy nie byłoby wskazane, 
aby w końcu ją zdelegalizować, aby w końcu pogonić tych 
wszystkich, którzy głoszą w Polsce ideologię spod znaku sierpa i 
młota? Czy nie należy dać jasnego sygnału, że Polacy nie chcą na 
swoim terytorium piewców i spadkobierców komunizmu?
 

Pana pytanie pokazuje, że mamy kłopoty z naszą suwerennością, 
którą ograniczyło nasze wejście do Unii Europejskiej. Widać to w 
coraz bardziej oczywisty sposób niezależnie od różnych pozytywnych 
aspektów materialnych, które można dostrzec. O ile o ich zakres 
można, a nawet trzeba się spierać, to są one na pewno widoczne. 

  

Mamy do czynienia z coraz bardziej wyraźną ingerencją w warstwę 
ideową, w warstwę ideowych fundamentów naszego państwa i fakt, 
że w Europie działa kilkadziesiąt legalnych partii komunistycznych, 
którzy mają swoją bardzo silną reprezentację w Parlamencie 
Europejskim. To wszystko sprawia, że ruchy prawne przeciwko partii 
komunistycznej w Polsce naraziłyby Polskę na kolejne prześladowania 
ze strony dominującej władzy w Brukseli. 

  

Proszę również pamiętać, że „Gazeta Wyborcza” na 40. rocznicę 
„Solidarności” zaprosiła Jerzego Urbana, aby ten wystąpił w roli 
głównego autorytetu i głównego świadka historii tamtych czasów. 

  

background image

Urban niezupełnie spełnił pokładane w nim oczekiwania, ponieważ 
nie objawił się jako jeszcze jeden ojciec-założyciel „Solidarności”, 
tylko z właściwym sobie cynizmem dworował ze swoich rozmówców, 
że ci próbują zrobić z niego sympatyka ruchu, który on zwalczał i 
próbował zniszczyć, ponieważ uważał i nadal uważa, że była to 
szkodliwa działalność. W tym sensie paradoksalnie Jerzy Urban w 
roku 2020 może występować bez cudzysłowu w roli autentycznego 
świadka prawdy o tym, że „Solidarność” była przeciwko jemu 
samemu i jego mocodawcom – towarzyszowi Wojciechowi 
Jaruzelskiemu, towarzyszowi Czesławowi Kiszczakowi, jak i ich 
protektorowi – Leonidowi Breżniewowi i ideologii, którym służyli – 
ideologii komunistycznej. 

  

Chciałbym również zwrócić uwagę, że w tygodniku „Newsweek” na 
rocznicę Bitwy Warszawskiej starano się wykazać, iż tymi 
najszlachetniejszymi ludźmi w 1920 roku byli komuniści z 
Komunistycznej Partii Polski. 

  

Niestety, ale takie są dzisiaj realia. Ośrodki, które w ten sposób 
spoglądają na historię stale przybierają na sile. Wobec tego 
lawinowego zakłamywania przeszłości musimy bronić elementarnej 
prawdy i elementarnego zdrowego rozsądku. 

  

Dziękuję za rozmowę. 

Tomasz D. Kolanek