background image
background image

Jayci Lee

Pragnę cię ponad wszystko

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: Secret Crush Seduction

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Judith J. Yi

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,

Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin

Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –

jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi

znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i

zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym

do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą

być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books

S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8469-1

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Co to za idiotyczna boysbandowa składanka?

Kilka  młodych  kobiet  –  o  wiele  młodszych  od  Adelaide

Song, która liczyła sobie dwadzieścia sześć lat – podrygiwało
na parkiecie klubu Pendulum, wrzeszcząc w rytm wpadającej
w  ucho  piosenki.  Wieczór  dopiero  się  zaczął,  a  one  już
chwiały się na nogach.

Adelaide  nie  była  w  nastroju  do  zabawy  w  kółeczku.  Po

sprzeczce  z  babką  przyjechała  do  nocnego  klubu  swojego
kuzyna  Colina,  by  zatracić  się  w  dobrej  muzyce  i  tańcu,
i uwolnić od frustracji.

Tylko  co  w  piątkowy  wieczór  robi  tu  didżej  z  wtorku?

Dopadła Tuckera, głównego didżeja w klubie, który szkolił się
też, by zostać menedżerem.

- Cześć, Tucker.

- Hej, Adelaide. Dawno cię nie widziałem. Jak leci?

- Bywało lepiej. – Uśmiechnęła się cierpko. – Co tu robi

Ethan? Jest sobotnia noc. Zróbmy prawdziwy jam. – Obejrzała
się przez ramię. – A przy okazji, gdzie jest Colin?

- Ma spotkanie, prosił, żebym go zastąpił. – Wytatuowany

didżej  z  licznymi  kolczykami  spuścił  wzrok  i  zaczął  się
nerwowo wiercić. – Ethan błagał, żebym mu pozwolił pograć.
Przez godzinę. To przyzwoity gość.

background image

- Który w piątkową noc gra wtorkowy pop.

- Rozumiem, zaraz się tym zajmę.

- Dzięki, jesteś najlepszy.

To była prawda. Tucker był nadzwyczajnie utalentowanym

didżejem.  Po  paru  minutach  zaczarował  salę  zmysłowymi
dźwiękami, które szybko Adelaide rozluźniły.

Od  zrobienia  dyplomu  błagała  babkę,  by  jej  pozwoliła

zająć  należne  jej  miejsce  w  Hansol  Corporation,  wartej
miliardy dolarów rodzinnej firmie odzieżowej. W odpowiedzi
słyszała zawsze: Może w przyszłym roku. Te słowa łamały jej
serce,  ponieważ  znaczyły,  że  babka  nadal  jej  nie  wybaczyła
młodzieńczych szaleństw.

To  był  czas,  gdy  zmieniała  chłopaków  jak  rękawiczki.

Imprezowała za często, by się przejmować nauką. Dopiero na
ostatnim roku w college’u odkryła głód wiedzy. Pozbierała się
i odnalazła równowagę między nauką i rozrywkami. Od tamtej
pory minęło prawie sześć lat.

Dla  rodziny  wciąż  była  nieodpowiedzialnym  dzieckiem

niezdolnym  wnieść  do  Hansol  nic  wartościowego.  Na
wspomnienie  desperackich  słów,  jakie  wygłosiła  do  babki,
zrobiło jej się wstyd. Ale przecież nie jest już dzieckiem.

Stukając  obcasami,  ruszyła  na  parkiet.  Kierowała  się  na

umieszczoną w rogu scenę, a gdy tam weszła, zamknęła oczy
i wpadła w trans.

Zawsze  najpierw  czuła  rytm  w  trzewiach,  później

przenosił się na biodra i nogi, a w końcu na resztę ciała. Kiedy
wypełnił ją po brzegi, zaczynała tańczyć.

background image

I  jak  zawsze  wszystko,  co  złe,  znikło.  Jej  samotność.

Niepewność.  Lekceważące  słowa  i  pełne  rozczarowania
spojrzenie  babki.  Wszystko  to  zanikało,  kurczyło  się
i rozmywało, kiedy się kołysała w rytm muzyki.

W końcu zabrzmiała jej ulubiona piosenka. Gitara basowa

wstrząsnęła parkietem. Adelaide uniosła ręce. Już jej nie ma.
Jest tylko muzyka, a ona jest instrumentem.

Nagle tuż obok usłyszała szorstki pomruk. Dźwięk łączył

się z muzyką w swojej dzikiej zaborczości. Dopiero gdy silne
ręce chwyciły ją za ramiona, zdała sobie sprawę, że to ludzki
głos. Głos rozwścieczonego faceta.

- Niech to szlag, Addy, co ty wyprawisz?

- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparła chłodno.

Już  czuła  wewnętrzne  drżenie,  które  należało  szybko

zdusić.  Michael  Reynolds.  Najlepszy  przyjaciel  jej  starszego
brata  i  pierwsza  miłość,  oczywiście  nieodwzajemniona.
Traktował  ją  jak  młodszą  siostrę,  a  ona  płonęła,  gdy  jej
dotykał.

- Pozwól, że cię odwiozę do domu – powiedział. – Twoja

babka się o ciebie martwi.

Do  diabła.  Jeszcze  się  nie  pozbyła  złości  i  melancholii.

Tego  wieczoru  nie  poradzi  sobie  na  dodatek  z  bólem
odtrąconego  serca.  Zamknęła  znów  oczy  i  zaczęła  tańczyć,
pragnąc, by Michael zniknął.

Ponieważ  jednak  wciąż  trzymał  ją  za  ramiona,  położyła

dłonie na jego piersi i przyjęła pozycję, w jakiej gimnazjaliści
tańczą  wolne  tańce.  Zamiast  jednak  niezdarnie  przestępować
z  nogi  na  nogę,  kołysała  się  tęsknie  i  zmysłowo.  Michael

background image

zamarł  na  kilka  sekund,  potem  jakby  zakasłał,  a  może
przeklął.

- Zabieram cię do domu. – Wziął ją na ręce i spojrzał na

nią,  marszcząc  czoło.  Tym  samym  spojrzeniem,  jakim
wszyscy ją obdarzali. Pełnym zawodu.

-  Przestań  udawać  Kevina  Costnera  i  postaw  mnie.  –

Odepchnęła się od niego.

-  Mowy  nie  ma.  –  W  jego  oczach  pojawił  się  cień

rozbawienia. – Pamiętam, jak szybko biegasz.

Kątem oka dojrzała bramkarzy, którzy kierowali się w ich

stronę  z  pięściami.  Wiedzieli,  że  jest  kuzynką  Colina,
a Michael wynosił ją z klubu z diabelnie wściekłą miną.

-  Och,  na  Boga.  Nie  jestem  dziesięciolatką,  Michael.  –

Jeśli  ten  dureń  jej  nie  postawi,  bramkarze  go  stłuką,  zanim
wyjaśni sytuację. – Postaw mnie. Wyjdę z tobą.

- Adelaide? Wszystko gra?

- Sugeruję, żebyś ją puścił, koleś.

-  A  ja  sugeruję,  żebyście  wrócili  na  swoje  miejsce,

panowie.  –  Michael  ścisnął  ją  mocniej,  jego  oczy
pociemniały. – Odprowadzam pannę Song do domu.

Na  ramię  Michaela  opadła  ręka  wielkości  bejsbolowej

rękawicy  z  ogromnym  sygnetem.  Przez  moment  zrobiło  się
groźnie, ale potem Michael postawił ją na podłodze.

Odwróciła  się  do  mężczyzn,  opierając  się  plecami  o  tors

Michaela. Sięgnęła za siebie i chwyciła się go mocno. Gdyby
chciał  się  ruszyć,  nie  zdołałaby  go  powstrzymać,  ale  może
przynajmniej go spowolni i unikną katastrofy.

background image

Gdy  znieruchomiał,  poczuła  jego  napięte  mięśnie

i  zastanowiła  się,  czy  szykuje  się  do  zadania  ciosu.  Myśląc
o tym, że musi go chronić, poniewczasie zdała sobie sprawę,
jaką  część  jego  ciała  ściska.  Dokładnie  miejsce,  gdzie  jego
pośladki łączyły się z udami.

Puściła  go  szybciej,  niż  wzięła  oddech,  i  zamiast  tego

chwyciła za nogawki spodni.

- Uspokójcie się, chłopcy – powiedziała. – Mój starszy brat

wysłał przyjaciela, żeby mnie uratował. Przed piciem, tańcem
i rozwiązłością.

Bramkarze prychnęli z oburzeniem. Znali ją, wiedzieli, że

sama potrafi się sobą zaopiekować.

- Wiem, wiem. To idiotyczne, ale on jest dla mnie jak brat.

Dorastaliśmy razem. Czasami traktuje mnie jak dziewczynkę.
Pewnie widzi na mojej głowie kucyki, których już nie noszę. –
Rozejrzała się i stwierdziła, że zaczynają przyciągać uwagę. –
Ale wy, chłopcy, jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że dam
sobie  radę,  prawda?  Wracajcie  do  pracy,  zanim  zrobi  się
zbiegowisko.

Gdy  bramkarze  się  oddalili,  szczerząc  zęby  do  Michaela,

Adelaide odsunęła się od niego. Poczuł przykry chłód. Chciał
ją znów do siebie przyciągnąć i położyć jej dłonie na swoich
pośladkach.  Do  diabła,  jest  kompletnym  dupkiem.  To
Adelaide, młodsza siostra Garretta.

Miała rację. Był dla niej prawie jak brat. Obserwował, jak

ze słodkiego dziecka z pulchnymi policzkami przemieniała się
w  nadąsaną  nastolatkę.  Właściwie  wciąż  o  niej  myślał  jak
o nastoletniej buntowniczce. Ale czy rzeczywiście był dla niej
jak brat?

background image

- Chodźmy – rzuciła przez zęby, chwytając go za rękę.

Kiedy  pani  Song  zadzwoniła  do  niego  z  prośbą,  by

poszukał Adelaide, Michael się zdenerwował. Grace Song nie
należała  do  kobiet,  które  robią  z  igły  widły.  Żelazną  ręką
rządziła  Hansol  Corporation  i  rodziną,  a  kiedy  trzeba,
wymierzała ciosy z mrożącą krew w żyłach precyzją.

Matka rodu Songów miała jedną słabość: swoją wnuczkę.

W  jej  oczach  Addy  pozostała  siedmioletnią  dziewczynką,
której rak zabrał matkę, przez co jej ojciec pogrążył się w żalu.
I  tak  nagle  oboje  rodzice  stali  się  dla  niej  niedostępni.  Pani
Song  dawała  Adelaide  o  wiele  więcej  swobody  niż  swoim
dzieciom czy pozostałym wnukom. Jeśli ją do siebie wzywała,
sprawa musiała być ważna.

Michael  odsunął  stosy  dokumentów  i  ruszył  na

poszukiwanie Adelaide. Znalazł ją na scenie w klubie Colina,
pożeraną  wzrokiem  przez  facetów.  Na  samą  myśl  o  tym
wpadał w furię. Ścisnął mocniej jej rękę i pociągnął ją do auta.
Tylko  siłą  woli  nie  odsunął  otaczających  ją  mężczyzn.  Nie
miał prawa czuć się zazdrosny, ale w tamtym momencie jego
umysł  krzyczał,  że  Adelaide  należy  do  niego.  Złożył  to  na
karb chwilowego szaleństwa.

-  Co  się,  do  diabła,  dzieje,  Addy?  –  Oparł  ją  o  maskę

samochodu i położył ręce na jej ramionach. – Zrobiłaś z siebie
widowisko.

Zranił  ją  tymi  słowami  i  natychmiast  ich  pożałował.  Ale

miał ochotę na nią nawrzeszczeć. Myśl o gapiących się na nią
facetach budziła w nim wściekłość, przerażenie i… pożądanie.
Był zły na siebie i na nią.

- A ty co tu robisz? – spytała z ironicznym uśmiechem.

background image

Przeczesał  palcami  włosy  i  pociągnął  kosmyk  na  czubku

głowy. Zdawało mu się, że skóra za ciasno opina mu czaszkę.

- Więc jej wysokość Grace Song wezwała cię, żebyś mnie

szukał. – Na jej policzkach zakwitły czerwone plamy. – Odkąd
to jesteś jej chłopcem na posyłki?

- Addy…

- Nie nazywaj mnie tak. – Zakręciła się na pięcie.

- Do diabła. – Złapał ją za rękę. – Martwiła się o ciebie.

Do tego stopnia, że do mnie zadzwoniła. Co się dzieje?

-  Pokłóciłyśmy  się,  mam  dość  traktowania  mnie  jak

dziecko.  O  ironio,  wybiegłam  z  domu  zapłakana.  –  Złość,
która  w  niej  wibrowała,  zgasła.  –  Rozumiem,  czemu  się
martwi. Nie widziała mnie we łzach, odkąd miałam siedem lat.
Ale dość, dłużej nie mogę tak żyć.

Teraz  pojął,  czemu  pani  Song  zwróciła  się  do  niego

o pomoc. Garrett, brat Adelaide, był w Nowym Jorku z żoną
i  córką,  a  Colina  pewnie  nie  mogła  złapać.  Chciała,  by  to
zostało  w  rodzinie.  Michael  nie  był  ich  krewnym,  ale
dorastając,  więcej  czasu  spędzał  w  domu  Songów  niż  we
własnym. Poza tym był ich piarowcem. Pani Song wiedziała,
że może liczyć na jego dyskrecję.

- Jestem gotowa zająć moje miejsce w Hansol, ale babcia

znów  odsunęła  to  na  przyszły  rok.  Hansol  to  moje
dziedzictwo, chcę być jego częścią.

Westchnęła  ze  smutkiem.  Michael  ją  objął.  Chciał

przegonić jej smutki, ale mógł jedynie jej wysłuchać.

- Mówi to samo od dwóch lat. Następnym razem znów tak

będzie. Nie wierzy, że mogę tam coś wnieść. Jestem dla niej

background image

tylko dzieckiem.

-  Jesteś  jedną  z  najbardziej  inteligentnych  osób,  jakie

znam – rzekł, gładząc jej długie jedwabiste włosy. – A twoja
babka wie to lepiej niż ktokolwiek inny.

- To czemu trzyma mnie z dala od firmy? – Odchyliła się,

by  spojrzeć  mu  w  oczy.  –  Boi  się,  że  zniszczę  reputację
Hansol.  Nie  wybaczyła  mi  szaleństw  w  college’u.
W  większości  doniesień  tabloidów  nie  było  ziarnka  prawdy.
Poza tym już nie jestem tamtą osiemnastolatką.

-  Nie  wyobrażam  sobie,  żeby  twoja  babka  była  tak

małostkowa. Musi istnieć inny powód, ale ty znasz ją lepiej.
Poza  tym  łatwo  to  naprawić.  –  Wciąż  obejmował  ją  w  talii
i  głaskał  po  plecach.  Gdy  jego  umysł  zarejestrował,  co  robi,
zakasłał i opuścił ręce.

Adelaide uniosła brwi i splotła ramiona na piersi.

- No to powiedz, jak to naprawić.

W głowie miał pustkę. Jej splecione ramiona zadziałały jak

bustier, unosząc piersi i zbliżając je do siebie. Seksowna scena
w  klubie  najwyraźniej  spowodowała  zwarcie  w  jego  mózgu.
Zapanował nad podnieceniem i skupił się na konturach planu,
który rodził się w jego głowie.

- Masz dyplom z projektowania odzieży, prawda?

- I z socjologii. Magisterium.

-  To  jeszcze  lepiej.  –  Potarł  dłonie.  –  Dział  społecznej

odpowiedzialności  biznesu  w  Hansol  dysponuje  funduszami
na wspieranie działań charytatywnych. Mogłabyś przedstawić
pomysł imprezy charytatywnej na dużą skalę i pokazać babce,
że potrafisz planować i realizować plany.

background image

-  Masz  rację,  jest  mnóstwo  rzeczy,  które  mogłabym

zrobić. – Jej twarz pojaśniała. – Od czego zacząć?

- Od działu odpowiedzialności społecznej biznesu. To ich

musisz przekonać do swojego pomysłu.

Jej  wargi  lekko  się  uśmiechnęły,  po  czym  rzuciła  się  na

niego  z  radosnym  śmiechem.  Michael  uniósł  ją  i  przytulił.
A  ponieważ  od  tej  bliskości  zakręciło  mu  się  w  głowie,
postawił ją na ziemi. Nim się pozbierał, Adelaide cmoknęła go
w policzek.

- Dzięki. – Jej oczy błyszczały. Siłą woli powstrzymał się,

by jej nie pocałować.

-  Nie  ma  sprawy,  dzieciaku.  –  Powiódł  palcem  po

grzbiecie jej nosa. Robił tak, odkąd była dzieckiem.

Odsunęła  się  i  odepchnęła  jego  rękę.  Jej  oczy  zapłonęły

złością.  Michaela  zalała  fala  żalu.  Adelaide  nie  znosiła,  gdy
traktowano  ją  jak  dziecko.  Niedobrze,  że  to  wykorzystał.
Powinien znaleźć lepszy sposób, by się od niej zdystansować.

Nic dziwnego, że zakręciła się na pięcie i odeszła. Nawet

jej plecy mówiły, że jest na niego wściekła.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Podczas  jazdy  do  domu  jej  złość  nieco  wyparowała.

Wróciła myślami do przeszłości.

Zakochała  się  w  Michaelu,  kiedy  jeszcze  nie  wymawiała

wyraźnie  r.  Był  najlepszym  przyjacielem  jej  brata,  a  ona
uwielbiała  obu.  Kiedyś  po  dniu  zabawy  w  piratów  poprosiła
brata,  by  się  z  nią  ożenił.  Grzecznie  jej  przypomniał,  że  są
rodzeństwem,  więc  nie  mogą  się  pobrać.  Było  jasne,  że
zamiast  tego  musi  wyjść  za  Michaela.  W  wieku  czterech  lat
zabrakło  jej  odwagi,  by  go  o  to  prosić.  Obiecała  sobie,  że
oświadczy się Michaelowi, gdy dorośnie.

Na szczęście wyrosła z dziecięcego zauroczenia. W innym

wypadku  zestarzałaby  się,  czekając,  aż  Michael  zda  sobie
sprawę, że jest już dorosła. Wciąż myślał o niej jak o dziecku.
Poza tym złamał jej serce, żeniąc się z inną kobietą, gdy była
w ostatniej klasie liceum.

Adelaide  była  wygadaną  nastolatką.  Choć  miała  zero

doświadczenia w randkowaniu, koleżanki uważały ją za guru
w sprawach  seksu.  Tymczasem do siedemnastego  roku życia
nawet się nie całowała. Ze wszystkim czekała na Michaela, bo
to do niego od zawsze należała. A w każdym razie tak sądziła.
Dopiero gdy wyjechał do LA z żoną, nadrobiła stracony czas.

Do  końca  ostatniej  klasy  liceum  odhaczyła  wszystkie

pierwsze razy na swojej liście.

background image

Po  rozwodzie  Michael  odzyskał  swoje  miejsce  jedynego

jasnowłosego  członka  rodziny  Songów,  lecz  między  nim
i  Adelaide  wszystko  się  zmieniło.  Zdawało  się,  że  zgasło
w  nim  jakieś  światło.  Kiedy  wróciła  z  college’u  do  domu,
próbowała  wyciągnąć  z  niego,  co  się  stało.  Trafiała  na  mur
obojętności i wciąż rosnący dystans.

Rozumiała,  że  to,  co  dawniej  do  niego  czuła,  było

szczenięcym zadurzeniem. Teraz chciała odzyskać przyjaciela
i powiernika, ale odsunął ją do tego stopnia, że byli ledwie jak
znajomi. Utrata przyjaźni bolała bardziej niż ślub z inną.

Jęknęła  zirytowana  i  nacisnęła  gaz,  o  mały  włos  nie

uderzając w drugi samochód. Ryczący klakson przywrócił jej
trochę rozumu. A przecież miała udowodnić światu, że nie jest
już smarkata.

Jeśli  chce  być  poważnie  traktowana,  musi  udowodnić

babce, że urodziła się po to, by kierować Hansol tak jak brat.
Garrett był mózgiem biznesu, za to Adelaide miała inwencję
twórczą, potrzebną, by firma wzniosła się na kolejny poziom.

Michael  ma  rację.  Posiadając  dyplom  z  projektowania

odzieży  i  z  socjologii  oraz  tytuł  magistra  studiów
menedżerskich mogłaby zorganizować imprezę charytatywną,
na której goście pędziliby na scenę, wołając: Błagam, weźcie
moje pieniądze.

Zatrzymała  się  na  światłach,  bębniąc  palcami

w kierownicę. To idiotyczne. Czemu musi udowadniać swoją
wartość? Garretta zaraz po dyplomie wciągnęli do firmy. Ona
skończyła  studia  przed  dwoma  laty  z  lepszymi  ocenami  niż
brat, ale nikt jej nie prosił, by pracowała w Hansol.

background image

Może miało to coś wspólnego z faktem, że brat od wakacji

po pierwszym roku studiów odbywał praktykę w Hansol. Ona
z kolei imprezowała. Ale jak mogą ją przez tyle lat karać za
młodzieńcze  wybryki?  To  niesprawiedliwe,  ale  takie  jest
życie. Jeszcze pokaże światu, na co ją stać.

W czym jest dobra? Nie, nie takie pytanie powinna sobie

zadać na początek. Na czym najbardziej jej zależy?

Natychmiast  pomyślała  o  Kate,  swojej  współlokatorce

z college’u i najlepszej przyjaciółce.

Kate  miała  młodszego  brata  ze  spektrum  autyzmu.

Adelaide  spędzała  mnóstwo  czasu  z  nią  i  jej  rodziną
i  zaprzyjaźniła  się  z  jej  bratem.  Stu  był  człowiekiem  o  zbyt
wielu  talentach,  by  je  zliczyć,  i  wyjątkowym  poczuciu
humoru.  Jednocześnie  z  powodu  autyzmu  miał  skłonność  do
towarzyskich gaf.

W  szkole  często  bywał  obiektem  żartów  i  złośliwości.

Najsmutniejsze było to, że nie rozumiał, iż koledzy z klasy są
po  prostu  okrutni.  Pewnego  razu  jego  tak  zwany  najlepszy
przyjaciel  Ken  oznajmił,  że  więcej  nie  chce  się  z  nim
spotykać.  Stu  zakładał,  że  chodzi  o  ten  jeden  dzień,  więc
w kolejne dni wciąż wypatrywał przyjaciela.

Nawet  gdy  spotykał  go  zimny  prysznic,  Stu  tłumaczył

Kena, twierdząc, że musiał być zmęczony albo miał zły dzień.
I  zawsze  znajdował  swojego  najlepszego  przyjaciela
i zagadywał go jakby nigdy nic.

W końcu Ken wyjaśnił Stu, o co mu chodziło. Że już nie

chce spędzać z nim czasu. „Już nie jesteś moim przyjacielem.
Nie mogę patrzeć na twoją głupią gębę. Trzymaj się ode mnie
z daleka”.

background image

Stu  opowiedział  o  tym  Kate  i  Adelaide  głosem

pozbawionym  złości  i  smutku.  Nie  rozumiał,  że  jego  serce
zostało złamane. Ale powoli zamykał się w sobie. Potrzebował
miesięcy, by odzyskać spokój. Miesięcy pozbawionych sztuki
i muzyki. Pozbawionych śmiechu.

Gdyby  tylko  mogły  go  zamknąć  w  kokonie  miłości

i  wsparcia,  gdzie  świat  zewnętrzny  nie  ma  dostępu.  Ale  to
byłoby nie w porządku w stosunku do Stu i do świata, bo jego
przeznaczeniem  było  dokonanie  wielkich  rzeczy.  Uczynienie
świata lepszym miejscem. Adelaide nigdy w to nie wątpiła.

Serce  ją  bolało  na  myśl,  że  osoby  z  autyzmem  są

nierozumiane.  Większość  ludzi  wyśmiewa  się  z  nich,  nie
zdając  sobie  sprawy  z  ich  choroby.  A  jeśli  nawet  o  tym
wiedzą, nie rozumieją, na czym to polega.

Mogłaby  wykorzystać  imprezę  charytatywną  do

zwiększenia  świadomości  na  temat  autyzmu.  Tętno  jej
przyspieszyło.  Adelaide  Song  jest  gotowa  zmienić  świat  na
lepsze. Kolejne pytanie brzmi: Jak to zrobić?

W  jej  głowie  rodził  się  pomysł  migoczący  jak  miraż.

Wróciła  myślą  do  czasu,  gdy  na  studiach  robiła  kurs
projektowania  ubioru  dla  osób  o  specjalnych  potrzebach.
A  gdyby  urządziła  ekskluzywny  pokaz  pozbawionych  metek
garniturów  z  płaskimi  szwami,  sukienek  koktajlowych
i bardziej formalnych strojów, w których dobrze by się czuły
osoby  z  autyzmem?  Nie  istniał  żaden  powód,  by  Stu  czy
ludzie  mu  podobni  nie  mogli  ubrać  się  modnie,  z  klasą.
Zasługiwali  na  coś  więcej  poza  czarnymi  dresami
i tenisówkami.

background image

Sama zaprojektuje  jakieś  ubrania, ale urządzi  też otwarty

konkurs  dla  studentów  miejscowych  college’ów.  Może
zwycięzca otrzyma w nagrodę letni staż w Hansol.

Mój Boże. Zrobi to.

Skręciła  na  podjazd  Pacific  Palisades,  domu  Songów,

i  zaparkowała  przed  głównym  wejściem.  Liliana,  ich
gospodyni,  zbeształa  ją  za  blokowanie  drogi,  ale  Adelaide
miała  już  prawie  rozładowaną  baterię.  Kiedy  dotarła  do
swojego  pokoju,  umyła  zęby  i  ochlapała  twarz  wodą.  Tego
wieczoru  podaruje  sobie  siedem  kroków  pielęgnacyjnego
rytuału  Koreanek.  Skuliła  się  pod  miękką  kołdrą  i  wtuliła
twarz w puchową chmurę poduszki.

Zamierzała śnić piękne sny, ale ambitna część jej umysłu

nie chciała zasnąć. Musi nagłośnić sprawę. Skontaktować się
z  donorami  o  wielkich  nazwiskach.  Potrzebuje  kogoś
o solidnej reputacji, by pomógł jej zrealizować plan.

Jej  dłonie  zrobiły  się  wilgotne  od  potu.  Znała  idealną

osobę do tej pracy. Problem w tym, że on nie zgodzi się z nią
pracować.  Niezależnie  od  miłych  słów,  które  jej  powiedział,
tak jak jej bliscy wciąż traktował ją jak dziecko.

Poza  tym  unikał  bliskiego  kontaktu.  Na  rodzinnych  czy

towarzyskich imprezach ledwie ją zauważał.

Michael  dobrowolnie  nie  zechce  angażować  się  w  jej

projekt. To oznacza, że nie może dać mu szansy na odmowę.
Przekona go do tego projektu, przekona babkę i cały świat, że
nie jest rozpuszczoną dziedziczką.

„Cześć, Michael”.

background image

To wiadomość od Adelaide. Odezwała się do niego po raz

pierwszy,  odkąd  go  zostawiła  na  parkingu  przed  nocnym
klubem. Serce zabiło mu jak gong uderzony ze zbyt wielkim
entuzjazmem. To idiotyczne. On jest idiotą. Po prostu się o nią
martwił i tyle.

„Hej”, napisał i skrzywił się, bo była to głupia odpowiedź.

„Babcia zaprasza cię na kolację”.

„Zaprasza mnie?”.

„LOL.  Nie  bądź  głupi.  Po  prostu  jestem  dyplomatyczna.

Jesteś wezwany do rezydencji Songów na kolację”.

Uśmiechnął  się.  Absencja  może  mieć  przykre

konsekwencje.  Nie  miał  pojęcia,  jakie  machiaweliczne  kary
nałożyłaby  na  niego  Grace  Song,  ale  strach  związany  z  tą
niewiedzą był chyba gorszy.

„Za skarby świata nie stracę tej kolacji”.

„Jesteś wielkim tchórzem”.

„Jestem  mądrym  człowiekiem  ze  sprawnie  działającym

instynktem samozachowawczym”.

Zaśmiał  się  cicho.  Robienie  potwora  z  Grace  Song  było

ulubioną  grą  Michaela  i  Garretta.  Wymyślali  absurdalne
scenariusze,  które  prowadziły  do  przerażających  kar  pani
Song.  Adelaide  nie  lubiła  tej  zabawy,  a  nawet  wybuchała
płaczem, bo robili sobie żarty z babci. Dla Michaela i Garretta
to  był  sposób  na  oswajanie  ponadprzeciętnej  osobowości
Grace  Song,  taki  sam  jak  rysowanie  wąsów  na  portrecie
dyktatora.

background image

„Wszystko  jedno,  czekamy  punktualnie  o  7.  Dobra  rada:

ostatnio lubi makaroniki”.

„Już nie roladę z galaretką z matchy?”.

„Znudziła jej się”.

„Dzięki  za  wiadomość.  Wpadnę  po  drodze  do  Bottega

Louie”.

Z  biegiem  lat  niepokój,  jaki  budziła  w  Michaelu  matka

rodu  Songów,  malał.  Teraz  darzył  ją  szacunkiem
i  wdzięcznością.  Szanował  ją  za  etykę  pracy,  wizję
i poświęcenie. Był wdzięczny, że mógł na nią liczyć, gdy inni
go opuścili. Jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał jedenaście
lat, a był to bardzo przykry rozwód. Pani Song przyjęła go do
siebie.  Jej  ciche  wsparcie  znaczyło  dla  niego  więcej  niż
wymuszone słowa otuchy innych.

Kiedy znów poczuł się zagubiony, udał się właśnie do niej.

Ufał  jej  bezgranicznie.  Była  jedyną  osobą,  która  znała
prawdziwy powód rozpadu jego małżeństwa. Jak zawsze była
pragmatyczna i inspirująca. Rozumiała stratę i ból. Wiedziała,
co  trzeba  zrobić,  żeby  przetrwać.  Od  tamtej  pory  nigdy  nie
czuł się szczęśliwy, ale dzięki niej znał swoją wartość. Nadal
mógł  coś  darować  światu,  nawet  jeśli  żona  i  dzieci  były  dla
niego tylko marzeniem.

Wcześniej skończył pracę, by kupić makaroniki. Kwadrans

później  wyszedł  z  cukierni  z  uśmiechem  na  twarzy  i  wieżą
makaroników w rękach. Udało mu się położyć je bezpiecznie
na podłodze przy siedzeniu pasażera.

Powoli opuścił parking i ruszył w stronę Pacific Palisades,

nie przekraczając dozwolonej prędkości. Nie mógł ryzykować,

background image

że wieża makaroników się przewróci.

Gdy wreszcie wjechał na podjazd Songów, zaparkował na

swoim  stałym  miejscu.  Trzymając  w  rękach  różowo-
kremowo-zieloną wieżę, nacisnął dzwonek łokciem.

Drzwi  otworzyły  się,  nim  ucichło  echo  dzwonka

wewnątrz.

- Michael, dawno cię nie było.

-  Witaj,  Liliano.  –  Pochylił  się  lekko,  by  starsza  kobieta

mogła go uściskać. – Nie było mnie tylko dwa miesiące.

Dom  Songów  nie  byłby  kompletny  bez  ich  gospodyni

Liliany. Ciepła, serdeczna i wszechwiedząca znała Songów na
wylot i troszczyła się o nich z żarliwą lojalnością. Spojrzała na
wieżę makaroników, unosząc brwi.

-  To…  jak  powiedziałaś,  jakiś  czas  mnie  nie  było,  więc

przyniosłem  coś  smacznego.  Dla  pani  Song.  I  pana  Songa.
I dla ciebie, oczywiście.

-  Wiesz,  że  panna  Adelaide  też  lubi  makaroniki  –

powiedziała z szerokim uśmiechem.

-  Tak,  oczywiście.  To…  także  dla  niej.  Dla  was

wszystkich.  – Do diabła, bredzi. Nie wiedział,  o co chodziło
Lilianie.  Zirytowany  podał  jej  makaroniki.  –  Potrzymaj  je,
proszę, zdejmę buty.

-  Zanim  spytasz,  nie  wiem,  czemu  cię  tak  nagle

zaproszono  –  szepnęła.  –  Wiem  tylko,  że  Adelaide  jest
kłębkiem nerwów.

- Adelaide? – Uniósł brwi.

background image

-  Nic  nie  wiem.  Ale  to  jakaś  duża  sprawa.  –  Gdy  się

wyprostował  i  odebrał  od  niej  wieżę,  szepnęła  poufale:  -
Adelaide przygotowała kolację.

Adelaide  gotowała  dwa  razy  w  roku.  Na  Święto

Dziękczynienia  i  w  Nowy  Rok.  Była  fantastyczną  kucharką
i  wszyscy  czekali  na  te  dwa  magiczne  dni,  bo  w  inne  nie
wchodziła do kuchni.

Zdecydowanie  coś  planowała,  niewykluczone,  że  on  był

jednym  z  jej  celów.  Kiedy  już  kupi  ich  sobie  jedzeniem,
przejdzie do rzeczy i zaatakuje.

- Jest w kuchni.

- Znam drogę. – Z uśmiechem ruszył holem.

W drzwiach do kuchni zatrzymał się gwałtownie, o mały

włos  nie  upuszczając  makaroników.  Adelaide  stała  do  niego
tyłem.  Miała  na  sobie  obcisłą  czarną  koszulkę  i  jeszcze
bardziej  obcisłe  czarne  dżinsy,  a  do  tego  biały  fartuch
zawiązany  w  pasie.  To  właśnie  ten  widok  uświadomił  mu
kiedyś, że Adelaide nie jest już dzieckiem.

To  było  jakiś  rok  po  rozwodzie.  Adelaide  niedawno

wróciła  z  college’u.  Nie  widzieli  się  od  lat,  widok  dorosłej
Adelaide  zaparł  mu  dech  w  piersi.  Jej  ciało  było  jędrne
i  umięśnione,  z  lekkimi  krągłościami  wszędzie  tam  gdzie
trzeba.  Od  tamtej  chwili  minęły  lata,  ale  wspomnienie
Adelaide  nałożyło  się  na  widok  stojącej  przed  nim  kobiety
i poczuł, że kolana się pod nim uginają.

Był  trzydziestoczteroletnim  rozwiedzionym  mężczyzną.

Nie powinien gapić się na kobietę, która jest prawie dziesięć

background image

lat  od  niego  młodsza.  Zwłaszcza  że  to  młodsza  siostra
przyjaciela. Michael z trudem oderwał od niej wzrok.

Wszedł  do  kuchni  i  cicho  postawił  wieżę  makaroników

w  rogu  blatu.  Pachniało  tam  tak  smakowicie,  że  ślinka
napłynęła  mu  do  ust.  Jeśli  nos  go  nie  oszukiwał,  Adelaide
przygotowywała koreańskie potrawy.

- Michael – powitała go z uśmiechem. – Długo tu jesteś?

- W tej chwili wszedłem. – Zakasłał, przykładając do ust

dłoń. – Pomóc ci?

-  Mógłbyś  nakryć  do  stołu  na  cztery  osoby  i  postawić

przystawki. – Rozejrzała się po kuchni, trzymając się za brodę.
Michael  dokładnie  wiedział,  w  którym  momencie  dojrzała
makaronikową  wieżę.  Otworzyła  usta,  kilka  razy  zamrugała,
wreszcie  wybuchnęła  śmiechem.  –  Próbujesz  zdobyć  punkty
u babki? To śmieszne, ale urocze.

- Możesz się częstować – rzekł, uśmiechając się z ulgą. –

Czyli twój tata zje z nami kolację.

- Tak. Jakimś cudem wszyscy Songowie są w domu.

Na  myśl  o  rodzinnej  kolacji,  nawet  jeśli  to  nie  jego

rodzina,  Michael  się  uśmiechnął.  Wyjął  z  szuflady  srebrną
łyżkę  i  pałeczki  dla  starszych  Songów  oraz  pospolite  srebro
stołowe dla siebie i Adelaide.

- Więc… wiesz, czemu pani Song mnie dziś wezwała?

Adelaide wzruszyła ramionami.

- Może chce ci podziękować, że przyszedłeś mi wczoraj na

ratunek.

background image

-  O  ile  pamiętam,  nie  przywiozłem  cię  do  domu.

Zostawiłaś  mnie.  –  Ściągnął  brwi,  bo  zdał  sobie  sprawę,  że
mogła  pojechać  do  innego  klubu  i  tam  tańczyć  w  tłumie
mężczyzn. – Dokąd pojechałaś?

- Nie twój interes. – Spojrzała na niego lodowato.

- Przeciwnie. – Miała sto procent racji, to nie jego interes,

a jednak nagle poczuł, że jest inaczej. – Jestem jakby twoim
starszym bratem. Pamiętasz, siostrzyczko?

-  Cóż.  –  W  jej  oczach  zabłysły  pełne  złości  iskry.  –

Zebrałam kilku chłopców na całonocną orgię. Mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko temu.

-  Nie  mam,  o  ile  powiadomiłaś  o  tym  babkę.  –  Potarł

twarz. – Jak mówiłem, bardzo się o ciebie martwiła.

-  Przestań  traktować  mnie  jak  dziecko.  –  Podeszła  do

niego,  tupiąc  nogami,  i  pociągnęła  go  za  krawat.  –  Ostatnie
ostrzeżenie.  Jeśli  jeszcze  raz  potraktujesz  mnie
protekcjonalnie, to ci przyłożę.

Agresywna  odzywka  nie  pozbawiła  jej  uroku.  Ich  nosy

prawie  się  dotykały.  Stali  jak  zamurowani,  ich  złość
i frustracja rosły, aż coś ulotnego i gwałtownego przeniknęło
dzielącą ich przestrzeń.

Niewiele  myśląc,  położył  rękę  na  karku  Adelaide,  która

odchyliła  głowę  w  niemym  zaproszeniu.  Pochylił  się
i czubkiem nosa musnął wrażliwą skórę za jej uchem. Potem
przesunął się do miejsca, gdzie szyja spotyka się z ramieniem.
Już nie dzieliła ich żadna przestrzeń. Ręce Adelaide leżały na
jego  plecach.  Był  tak  podniecony,  że  zakręciło  mu  się
w głowie.

background image

Wciągnął  jej  odurzający  zapach  –  jaśmin  i  werbenę  –

i  westchnął.  Coś  go  wciąż  powstrzymywało  przed
pocałunkiem.  Powoli  przytulił  policzek  do  jej  policzka,  by
potem musnąć go wargami. Wiedział, że musi to zrobić. Tracił
wolę walki. Ale z czym miał walczyć? Przyłożył wargi do jej
szyi, a potem lekko dmuchnął na wilgotne miejsce.

- Adelaide…

Odskoczyli od siebie i nim Michael sobie uprzytomnił, co

się stało, znaleźli się po przeciwnych stronach stołu. Po kilku
uspokajających oddechach usłyszał ciche kroki.

-  Michael,  dziękuję,  że  przyszedłeś.  –  Pani  Song  stanęła

przed nim, wyciągając rękę.

Jej  głos  był  stłumiony,  jakby  dobiegał  z  daleka.  Jakimś

cudem ujął jej dłoń, którą zabrała po lekkim uścisku. Wtedy
zauważył, że obok pani Song stoi ojciec Adelaide.

- Pani Song – rzekł, pochylając się. – Panie Song. Bardzo

się cieszę, że pana widzę.

- James. Michael, na Boga, mów mi James. Proszę cię o to

od ponad dekady. – Ojciec Adelaide uśmiechnął się i klepnął
go w plecy. – Tęsknię za moim synem. Mógłbyś częściej nas
odwiedzać.  Poza  tym  jesteś  przeciwieństwem  Garretta,  więc
tym bardziej lubię twoje towarzystwo.

-  W  każdej  chwili,  James.  –  Michael  zaśmiał  się.  On  też

tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem.

- Co za urocze spotkanie – zauważyła cierpko Adelaide.

Jej na pozór bezczelna mina ukrywała prawdziwe emocje.

Na  tym  polegała  supermoc  Songów.  W  sekundę  potrafili

background image

przybrać każdą maskę. W dobry dzień było to irytujące, teraz
Michael nienawidził tych masek.

Odsuwając niespokojne myśli, zabrał się do nakrywania do

stołu.  Kiedy  postawił  małe  talerze  z  dodatkami  do  ryżu,
przyszedł czas na miseczki z ryżem, a w każdej było go tyle,
ile  mogła  zjeść  dana  osoba.  Dla  pani  Song  prawie  pełna
miseczka,  dla  Jamesa  z  górką  ponad  brzegiem.  Nie  mógł
powstrzymać  uśmiechu,  kiedy  Adelaide  podała  mu  miseczkę
z wysoką górą ryżu.

- Och, pamiętałaś – zażartował.

-  Oczywiście.  Kiedy  spodziewam  się  ciebie  i  Garretta,

gotuję podwójne porcje. Dziwi mnie, że nie zjadacie stołu. –
Jej ton był lekki, a jednak unikała jego oczu. – Bierzmy się do
jedzenia.

Choć był nieco wytrącony z równowagi przez ten moment,

kiedy  omal  się  nie  pocałowali,  domowe  jedzenie  smakowało
fantastycznie. Miał nadzieję, że pomoże mu przejść przez to,
co Adelaide zaplanowała.

Ona  zaś  ledwie  coś  przełknęła,  grzebiąc  pałeczkami

w  ryżu  i  nerwowo  zerkając  na  babkę  i  na  Michaela.  Nie
podobało mu się to. Gdy napiła się wody, w napięciu czekał na
ciąg dalszy.

-  Babciu  –  zaczęła,  po  czym  odchrząknęła.  –  Chcieliśmy

cię  z  Michaelem  prosić,  żebyś  nam  pozwoliła  przygotować
imprezę charytatywną w imieniu Hansol.

Michael omal nie zakrztusił się żeberkami.

- Imprezę charytatywną? – James przeniósł wzrok z córki

na Michaela i z powrotem.

background image

-  Yoon-ah.  –  Pani  Song  używała  koreańskich  imion

wnuków  jako  oznaki  czułości  albo  wtedy,  gdy  chciała
złagodzić cios. – Nie sądzę…

- Nie proszę o posadę w Hansol. W każdym razie jeszcze

nie  –  przerwała  jej  Adelaide.  –  Wiem,  że  nie  dopuszczasz
mnie  do  firmy,  bo  wcześniej  naraziłam  na  szwank  reputację
rodziny,  ale  to  może  być  dla  mnie  szansa  na  pokazanie
ludziom, że najmłodsza z Songów wzięła się w garść.

Najstarsza  z  Songów  zacisnęła  wargi  z  nieprzeniknioną

miną. Adelaide wzięła to za zachętę do kontynuowania.

-  Wiem,  że  brakuje  mi  doświadczenia.  Dlatego  Michael

zaoferował się z pomocą.

Woda,  którą  popił  żeberka,  kiedy  omal  się  nimi  nie

zakrztusił, popłynęła nie tam, gdzie trzeba, powodując napad
kaszlu. Zaoferował się? Powinien zatrzymać tę katastrofę, ale
szok  i  panika  siały  zniszczenie  w  jego  umyśle.  Nie  zostałby
sam na sam z Adelaide dłużej niż parę minut. Nie ufał sobie.

- Oboje szanujecie Michaela i darzycie go zaufaniem, jest

naszym  specjalistą  od  piaru.  Pomógłby  mi  podjąć  właściwe
decyzje i poprawić mój wizerunek.

Przy  stole  zapadła  upiorna  cisza.  Pani  Song  wlepiała

wzrok  w  swoje  złączone  dłonie.  Potem  podniosła  głowę
z westchnieniem.

- Powody, dla których nie dopuszczałam cię do firmy, jak

się  wyraziłaś,  są  dalekie  od  tego,  co  ci  się  wydaje  –  rzekła
cicho.

Michael  ściskał  boki  krzesła.  Adelaide  zasługiwała  na

szansę, choć zabrała się do tego w niewłaściwy sposób.

background image

-  Myślę  jednak,  że  twój  pomysł  jest  niezły,  a  twój

entuzjazm mówi mi, że jesteś zdeterminowana, żeby odnieść
sukces.

- Dziękuję, babciu.

-  Jeszcze  mi  nie  dziękuj.  Nie  zamierzam  ci  pomagać.

Będziesz musiała przejść odpowiednią drogę w Hansol, żeby
otrzymać pieniądze na realizację tego planu. Pomoc Michaela
będzie  mile  widziana,  ale  nie  będzie  za  ciebie  decydował.  –
Twarz  Grace  Song  nieco  stwardniała.  –  Adelaide,  będziesz
reprezentowała  Hansol.  Musisz  działać  z  najwyższym
profesjonalizmem,  nie  chcę  nawet  cienia  skandalu.  Pamiętaj,
że firma ma bardzo sprawny dział, który w razie konieczności
przejmie organizację imprezy.

-  Zapamiętam.  –  Adelaide  uniosła  głowę.  –  Nie  zawiodę

ciebie ani taty.

James pokiwał głową z powagą.

- Wiem, kochanie.

Michael  siedział  nieruchomo.  Matka  rodu  Song  podjęła

decyzję. Nie sprzeciwiłby się jej bez dobrego powodu. Istniał
zdecydowanie dobry powód, by to powstrzymać, ale przecież
nie powie pani Song, że pożąda jej wnuczki. Pomysł Adelaide
był  ważny  dla  niej  i  dla  rodziny.  Sam  ją  do  tego  zachęcał.
Irytowało  go  jednak  niezważanie  na  jego  niezależność
i samodzielność.

Dokończył  posiłek  w  milczeniu.  Członkowie  rodziny

Songów  dyskutowali  na  temat  organizacji  charytatywnych.
Zdziwiło ich, że Adelaide wybrała „Zrozum autyzm” – nigdy
nie wspominała o swoim zainteresowaniu autyzmem – ale byli

background image

pod wrażeniem jej pasji i wiedzy na ten temat. Była ożywiona
i podekscytowana, i przez całą kolację unikała jego spojrzenia.

Starsi  państwo  Song  przenieśli  się  do  pokoju  na  herbatę

i  makaroniki.  Liliana  poszła  za  nimi  z  makaronikową  wieżą.
Michael  i  Adelaide  w  milczeniu  sprzątnęli  ze  stołu.  Gdy
Adelaide  wciągała  gumowe  rękawiczki,  szykując  się  do
zmywania, odwrócił ją ku sobie.

- Wytłumacz się. – Jego głos brzmiał, jakby ktoś rysował

kamieniem po cemencie.

Zdenerwowana zamrugała.

- Odmówiłbyś mi.

- Masz rację.

-  Ale  dlaczego?  –  wybuchła  bez  ostrzeżenia.  –  Nie

rozumiem,  czemu  między  nami  musi  być  tak  nienormalnie.
Czemu nie możesz mi pomóc?

- Odmówiłbym, bo… mam powody. Poza tym to ty masz

coś  udowodnić.  Wykorzystałaś  mnie,  żeby  zyskać  aprobatę
babki. – Przysunął się do niej. – Zdaje się, że już odkryliśmy,
czemu między nami musi być nienormalnie?

Przygryzła  wargę  i  zmarszczyła  czoło.  Tak  wyglądała

Adelaide  pogrążona  w  myślach.  Przepiękna  Adelaide.  Jej
kolejne słowa przeraziły go nie na żarty.

- Jest między nami szalona chemia – powiedziała.

- Nie posunąłbym się tak daleko – odparł i cofnął się parę

kroków, co nie zmniejszyło siły przyciągania.

- Więc jak to nazwiesz? – Uniosła brwi, krzyżując ramiona

na piersi. – Uczuciem między bratem i siostrą?

background image

- Daj spokój. Cokolwiek to jest, nie wejdziemy na to pole

minowe.  –  Chciał  być  stanowczy,  a  był  zdesperowany.  –
Posłuchaj, znajdę ci kogoś z Reynolds PR, kto ci pomoże.

Otworzyła  usta,  jakby  chciała  zaprotestować,  tymczasem

na jej twarzy pojawiła się maska rozsądku.

- Aiden wydaje się miły.

-  Celem  tego  wydarzenia  jest  poprawa  twojego

wizerunku.  –  Aiden  rzucał  Adelaide  tęskne  spojrzenia,  gdy
odwiedzała  Michaela  w  biurze.  –  Połączenie  was  byłoby
piarowym samobójstwem.

- Boisz się, że romansowałabym z Aidenem. – Odchyliła

głowę,  jakby  ją  spoliczkował.  –  Myślisz,  że  ryzykowałabym
najważniejszy  projekt  w  życiu?  Że  jestem  do  tego  stopnia
pozbawiona samokontroli?

-  Nie  to  miałem  na  myśli  –  rzekł  przerażony,  widząc  jej

strach i ból.

-  Myślałam,  że  ty  i  ja…  że  my…  -  Broda  jej  zadrżała.

Spojrzała na niego błagalnie, lecz to, co ujrzała w jego oczach,
sprawiło tylko, że otoczyła się murem. – Przepraszam, błędnie
postrzegałam  naszą  relację.  Masz  słuszność.  Nie  powinnam
cię w to wciągać. Zrobię to sama.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Dział społecznej odpowiedzialności biznesu zaakceptował

propozycję  Adelaide,  przyznał  jej  jednak  dość  ograniczony
budżet. Adelaide skupiła energię na zorganizowaniu konkursu
dla  studentów  projektowania  lokalnych  uczelni.  Na  początek
młodzi  projektanci  przesłali  aktualne  portfolia,  Adelaide  zaś
wybrała  dziesięć  najlepszych.  Finaliści  mieli  zaprojektować
ubrania na charytatywny pokaz mody. Nagrodą dla zwycięzcy
był wakacyjny staż w Hansol.

-  Bardzo  wam  dziękuję  za  przybycie  –  zwróciła  się  do

finałowej dziesiątki podczas pierwszego spotkania w Hansol.

Stała  u  szczytu  stołu  w  sali  konferencyjnej,  czując  się

niepewnie.  Kiedy  spojrzała  na  podekscytowane  twarze
studentów,  poczuła  na  barkach  ciężar  odpowiedzialności.  To
się  naprawdę  dzieje.  Mój  Boże.  Jeśli  poniesie  porażkę,  oni
przegrają razem z nią.

-  Na  pewno  wielu  z  was  nie  wie,  że  zrobiłam  dyplom

z  projektowania  odzieży…  –  Urwała,  słysząc  protesty,  które
wybuchły wokół stołu.

- Nie wiemy? – rzekł mężczyzna w koszuli w kratę. – Nie

byłoby  mnie  tu,  gdybym  nie  widział  pani  prac  na  pokazie
Cornell Fashion.

Śliczna  brunetka  z  krótko  ostrzyżonymi  włosami

podskoczyła  na  krześle,  podnosząc  rękę.  Zawstydzona

background image

Adelaide szybko na nią wskazała.

- Była pani zwyciężczynią Cornell Design Award.

- Moim zdaniem jest pani urodzoną projektantką mody –

stwierdziła  jedna  ze  starszych  studentek.  –  Tak  jak  ja.
Zrobiłam  sobie  przerwę,  żeby  wychować  trójkę  wspaniałych
dzieci, ale teraz tu jestem.

Adelaide przycisnęła palce do warg, by się nie rozpłakać.

Ci  obcy  ludzie  wierzyli  w  nią  bardziej  niż  jej  krewni
i przyjaciele. Jakimś cudem spojrzeli szerzej, nie koncentrując
się  na  błędach  jej  przeszłości.  Widzieli  w  niej  osobę,  jaką
pragnęła być.

Porażka  nie  wchodzi  w  grę.  Podaruje  tym  marzycielom

skrzydła,  by  mogli  wysoko  wzlecieć.  Była  uprzywilejowana
z  racji  urodzenia,  jej  przywilejem  zaś  będzie  pomóc  tym
utalentowanym ludziom dostępnymi jej środkami.

- Dziękuję, zrobię wszystko, żeby was nie zawieść.

Jej słowa wywołały kolejny aplauz.

- Wiem, że przywiodło was tu dzisiaj coś więcej niż miłość

do  mody  –  podjęła.  –  Nasze  pragnienie,  żeby  zwiększyć
świadomość na temat autyzmu zainspiruje nas i zmotywuje do
przygotowania wyjątkowego pokazu.

Po  kolejnych  oklaskach  i  uściskach  rąk  Adelaide  została

sama.  Chciała  się  zmienić  nie  po  to,  by  inni  ją  pokochali
i zaakceptowali, ale żeby sama się pokochała i zaakceptowała.
Pogoń  za  ulotnymi  przyjemnościami  ją  zmęczyła.  Wciąż
czekała  ją  długa  droga  do  osiągnięcia  celu,  ale  była  dumna
z tego, jak daleko już zaszła.

background image

Nie miała prawa mieć za złe Michaelowi, że nie chce z nią

pracować.  Próbowała  nim  manipulować,  by  zaangażował  się
w  jej  projekt.  Była  mu  winna  przeprosiny.  Chciała  przecież
nagłośnić  wydarzenie  i  nawiązać  kontakty  z  hojnymi
donorami,  a  to  znaczy,  że  potrzebowała  specjalisty  od  piaru.
Jej  rodzina  ufała  firmie  Reynolds  PR.  Michael  ma  mnóstwo
kompetentnych  pracowników,  którzy  chętnie  skorzystają
z szansy.

Gdy  zamknęła  oczy,  wciąż  czuła  jego  wargi  na  skórze

i jego pożądanie, nad którym ledwie panował.

Podniosła powieki i westchnęła. Nie może znów zadurzyć

się w Michaelu. Muszą wrócić do przyjaźni. Nie tej obecnej,
bezosobowej,  ale  tej  z  dzieciństwa,  kiedy  sobie  ufali  i  byli
sobie bliscy. Gdy lojalność nie budziła wątpliwości.

Usiadła przy stole i w służbowym telefonie wybrała numer

centrali  Reynolds  PR.  Dzwoniąc  na  komórkę  Michaela,
zachowałaby się nieprofesjonalnie.

- Reynolds PR. Mówi Trisha. Z kim mam połączyć?

-  Witaj,  Trisha,  tu  Adelaide  Song.  Chciałabym  zatrudnić

jednego  z  waszych  specjalistów  od  piaru.  Organizuję  dla
Hansol  imprezę  charytatywną.  To  projekt  niezależny  od
normalnej działalności firmy, więc nie chciałabym angażować
nikogo z ekipy, która obsługuje Hansol.

- Oczywiście. Połączę panią z kimś, kto odpowie na pani

pytania i wyznaczy właściwą osobę.

- Świetnie. Dziękuję, Trisha.

Z głośnika popłynęła muzyka. Adelaide czekała, kręcąc się

na skórzanym obrotowym krześle.

background image

-  Pani  Song?  –  Męski  głos  przerwał  koszmarną  muzykę,

a Adelaide odetchnęła z ulgą.

- Z kim mam przyjemność?

- Aiden Lewis.

-  Och…  Witam,  Aiden.  –  Akurat  przed  nim  ostrzegał  ją

Michael.  Cóż,  sama  o  niego  nie  prosiła.  Był  po  prostu
odpowiednią osobą do załatwienia sprawy. – Proszę, mów mi
Adelaide.  Rozumiem,  że  Trisha  przedstawiła  ci  moje
potrzeby?

-  O  tak.  –  Bezbarwny  głos  Aidena  się  ożywił.  –  To

fantastycznie, że przygotowujesz imprezę charytatywną. Mam
doświadczenie na tym polu, więc liczę, że uda nam się razem
pracować.

-  Z  pewnością  musisz  rozważyć  wszystkie  szczegóły,

zanim zdecydujesz, kto będzie najlepszy do tego projektu.

- Tak… cóż. Oczywiście. – Aiden łatwo się denerwował. –

Kiedy  moglibyśmy  się  spotkać?  Dopasuję  się  do  ciebie.
Możemy się umówić na lunch albo na drinka.

-  To  może  jutro  po  południu  wpadłabym  do  ciebie  do

biura  –  ustąpiła,  choć  jej  zdaniem  mogli  to  omówić  przez
telefon. – Czwarta ci pasuje?

- Tak, idealnie – odparł energicznie.

O Jezu.

-  Popraw  mnie,  jeśli  się  mylę.  –  Michael  starał  się

złagodzić  ton.  Siłą  woli  rozprostował  zaciśnięte  palce
i mierzył wzrokiem Aidena. – Spotykasz się z jedną z moich
stałych klientek bez mojej wiedzy?

background image

- Myślałem, że twoim klientem jest Hansol Corporation. –

Aiden  przekrzywił  głowę.  –  Ona  specjalnie  prosiła  o  kogoś,
kto nie należy do stałej ekipy Hansol.

- Tak czy owak, powinieneś  to ze mną uzgodnić.  Hansol

Corporation  to  mój  klient,  ale  jako  szef  firmy  nadzoruję
wszystkie  nasze  zlecenia.  Co  więcej,  w  razie  potrzeby
osobiście reprezentuję rodzinę Songów.

- Reprezentowałeś kiedyś Adelaide?

Adelaide? Odkąd to Aiden jest z nią po imieniu?

-  Nie,  ale  ona  należy  do  rodziny  Songów  –  odrzekł

Michael  lodowatym  tonem.  –  Umawiając  się  z  nią,
przekroczyłeś  swoje  kompetencje.  A  teraz  podważasz  moje
prawo do decydowania, kto reprezentuje moich klientów.

-  Ogromnie  mi  przykro,  że  cię  nie  poinformowałem,  ale

robię to teraz – podjął Aiden dyplomatycznie. – Wiem, że pani
Song  jest  twoją  klientką,  ale  skoro  ty  sam  nie  bierzesz  jej
zlecenia, chętnie się tym zajmę.

- Ten projekt wymaga bliskiej znajomości Adelaide Song,

jej  rodziny  i  Hansol.  Obawiam  się,  że  jestem  jedyną  osobą,
która  może  jej  pomóc.  –  Spojrzał  na  zegarek.  –  Wracaj  do
pracy. Muszę się przygotować do spotkania.

Zatrzymał  się  jakiś  metr  od  pokoju,  gdzie  czekała

Adelaide. Widział ją przez otwarte drzwi. Choć była młodszą
siostrą  Garretta,  zawsze  dostrzegał,  że  jest  piękna.
Obiektywnie  piękna.  Teraz  w  jego  zachwycie  nie  było  nic
obiektywnego.  Spijał  ją  wzrokiem  z  egoistyczną
zachłannością.

background image

Krótka  wąska  spódnica  odsłaniała  tyle,  ile  chciała

odsłonić. Włosy opadały jej na jedno ramię. Marzył o tym, by
ich dotknąć.

Nieskazitelny  makijaż  pasował  do  szarego  kostiumu.

Długie  rzęsy  rzucały  cień  na  idealną  skórę.  Usta  wyglądały,
jakby ktoś scałował krwistoczerwoną pomadkę, zostawiając na
nich delikatny odcień różu.

Rozpaczliwie  pragnął  Adelaide.  To  było  złe,  ale  później

będzie się z tym zmagał.

Podniosła  wzrok  znad  tabletu.  Michael  wszedł  do  środka

i zamknął drzwi. Rozchyliła wargi zaskoczona, a on omal nie
jęknął. Musi się bardzo kontrolować.

- Miałam się spotkać z Aidenem. Zadzwoniłam na numer

centrali i Trisha mnie z nim połączyła, więc się nie wściekaj –
odezwała  się  wyzywająco.  –  Nie  przyszłam  tu,  żeby  się  na
niego rzucić.

-  Nigdy  nie  sugerowałem…  –  urwał,  zauważając,  że

żaluzje są zamknięte. – Aiden nie nadaje się do tego projektu.
Poza  tym  jest  tobą  zainteresowany,  co  może  stanowić
przeszkodę.

-  Wiem,  co  masz  na  myśli.  Zaprosił  mnie  na  drinka.

Zaproponowałam  spotkanie  w  biurze.  –  Lekko  skuliła
ramiona.  –  Jestem  ci  winna  przeprosiny  za  tę  wczorajszą
dziecinadę.

Tak się ucieszył, że odrzuciła zaloty Aidena, że nie mógł

się  na  nią  dłużej  złościć.  Ale  gdy  otworzył  usta,  by
powiedzieć, że nie ma za co przepraszać, Adelaide dodała:

background image

-  Nie  chodzi  o  to,  co  stało  się  w  kuchni.  Naprawdę

potrzebuję  specjalisty  od  piaru,  żeby  projekt  zyskał  rozgłos.
I  żeby  poprawił  mój  wizerunek.  –  Wzruszyła  ramionami
w  nazbyt  skromny  sposób.  Już  nie  zwierzę  imprezowe,
a  raczej  wiarygodna  profesjonalistka.  –  Więc  mógłbyś  dla
mnie znaleźć dobrego specjalistę?

Uniósł  kącik  warg  w  półuśmiechu.  Adelaide  chciała

zapomnieć o tym, co się między nimi wydarzyło…

- Więc nie powiesz babci, że zachowałem się jak łobuz?

- Och, proszę, nie jestem donosicielką. – Jej oczy zabłysły

szelmowsko. – Mógłbyś jej sam powiedzieć, że jesteś łobuzem
i nie pomagasz. Będzie się zastanawiała, czemu wyznaczyłeś
kogoś innego do pomocy.

- Tego jej nie powiem.

-  Nie  bądź  tchórzem.  Już  się  pogodziłam  z  tym,  że  nie

chcesz  ze  mną  pracować.  –  Jej  żartobliwy  ton  był  niemal
przekonujący, choć przez jej twarz przemknął cień smutku. –
Jednak poczuję się o wiele lepiej, kiedy babcia zmyje ci głowę
za to, że odmówiłeś mi wsparcia.

- Mogę jej powiedzieć, że oszukałaś nas oboje. – Podjął jej

grę i z przyjemnością patrzył, jak ściąga wargi.

-  Do  diabła,  Michael.  Nie  mógłbyś  zrobić  dla  mnie  tej

jednej rzeczy? Dorastaliśmy razem. Czy to już się nie liczy?

-  Niezupełnie  razem.  Jestem  od  ciebie  osiem  lat  starszy.

Można powiedzieć, że pomagałem cię wychowywać.

Teraz  była  już  wkurzona,  a  on  nie  przestawał  z  niej

żartować.  Z  przyjemnością  patrzył  na  jej  zaczerwienione
policzki, zaciśnięte wargi i błysk w oczach. Przebił się przez

background image

fasadę,  którą  pokazywała  innym.  W  tych  rzadkich  chwilach
widział ją bez maski i nie miał tego dość.

Jak  by  wyglądała,  gdyby  rozpadała  się  w  jego

ramionach… i szeptała jego imię?

- Ja… – Nagle straciła pewność siebie. – Dziwnie na mnie

patrzysz. Jesteś zły? Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić.
Nie  wiedziałam,  że  się  spotkamy.  Może…  zacznijmy  od
początku.  Cześć,  jestem  Adelaide  Song  i  chcę  zatrudnić
specjalistę od piaru.

- Miło mi panią poznać. – W duchu uderzył się w głowę. –

Nazywam się Michael Reynolds i będę pani asystował.

Patrzyła na niego osłupiała, a po chwili jej twarz rozjaśnił

promienny uśmiech.

- Naprawdę? Wybaczysz mi? Pomożesz?

-  Tak.  –  Zaśmiał  się  szczęśliwy,  że  sprawił  jej  radość.  –

Zrobię wszystko, żeby twoja impreza odniosła sukces.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – Ze śmiejącymi się

oczami wyciągnęła rękę ponad stołem i uścisnęła jego dłoń. –
Prawie  mam  ochotę  ci  wybaczyć  to,  że  jesteś  apodyktyczny
i zarozumiały.

Od jej dotyku zrobiło mu się gorąco, a widząc jej uśmiech,

zapragnął ją pocałować. Splótł palce z jej palcami i patrzył jej
w  oczy.  Erotyczne  napięcie  było  tak  silne,  że  z  trudem
oddychał.  Opuścił  rękę,  obszedł  stół  i  uniósł  ją  z  podłogi.
Adelaide pisnęła i położyła dłonie na jego piersi, lecz go nie
odepchnęła.

Zachowywał się jak szaleniec. Co zamierzał? Całować ją,

aż  obojgu  zabraknie  tchu.  Otrząsnął  się.  Ostrożnie

background image

wyprostował  palce  i  ją  puścił.  Dopiero  gdy  się  cofnął,  zdał
sobie  sprawę,  że  Adelaide  wciąż  trzyma  go  za  klapę
marynarki.  Spuścił  wzrok  na  jej  rękę,  potem  spojrzał  jej
w  oczy.  Pożądanie,  zmieszanie  i  nadzieja,  jakie  w  nich
zobaczył, omal nie rzuciły go na kolana.

-  Adelaide.  –  Jej  imię  w  jego  ustach  zabrzmiało  jak

błaganie, choć nie wiedział, o co błaga.

- Chodźmy gdzieś na kolację – rzekła pogodnie, odsuwając

się od niego.

- Dobry pomysł. – Odchrząknął. – Musimy zorganizować

imprezę, która odmieni twoje życie.

-  Masz  rację.  –  Jej  uśmiech  łączył  w  sobie  żal

i determinację. Wyciągnęła rękę. – Za nasz zawodowy sukces.

Ujął jej rękę i mocno ją uścisnął, czując, że znów stała się

niedostępna.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zawsze  będzie  od  niej  uciekał.  Przerażało  go,  że  widzi

w niej kobietę, i to taką, której pożąda. Zapewne brało się to
ze  źle  rozumianego  poczucia  lojalności  wobec  Garretta
i reszty klanu Songów. Ilekroć jego pożądanie wypływało na
powierzchnię,  czuł  wstyd  i  poczucie  winy.  Jakby  nie  był  jej
wart. Idiota.

Nie mogła zaprzeczyć, że jego zainteresowanie sprawia jej

satysfakcję.  To  było  co  prawda  niewielkie  pocieszenie  po
latach jej zauroczenia, ale zawsze coś. Westchnęła i usiłowała
skupić  się  na  menu.  Znalezienie  parkingu  w  centrum  Los
Angeles  wymagało  więcej  cierpliwości  niż  miała  w  tym
momencie, więc do jej ulubionej restauracji, gdzie podawano
owoce  morza,  przeszli  z  siedziby  Reynolds  PR  dwie
przecznice na piechotę.

Tradycyjne  mahoniowe  meble  nie  tworzyły  romantycznej

atmosfery, lecz już była podniecona spojrzeniami, jakie rzucał
na  nią  Michael.  Pora  jednak,  by  się  z  tego  wyleczyła
i  zapomniała  o  pożądaniu.  Uleganie  dziecinnej  nadziei  na
szczęście  do  końca  życia  zraniłoby  ich  oboje.  Byli  starymi
przyjaciółmi,  a  teraz  współpracownikami.  Nic  więcej  nie
powinno ich łączyć.

-  Są  państwo  gotowi  zamówić?  –  Kelner  napełnił  ich

kieliszki, po czym się wyprostował. – Czy potrzebują państwo
jeszcze kilku minut?

background image

- Jesteśmy gotowi. – Nie chciała, by Michael się domyślił,

że  jest  zbyt  zdenerwowana,  by  przeczytać  menu.  Miała
nadzieję,  że  to,  o  co  poprosi,  jest  dostępne.  –  Zaczniemy  od
tuzina ostryg kumamoto i małży Wenus, a dla mnie na główne
danie poproszę sałatkę nicejską.

-  Bardzo  dobry  wybór  –  odparł  kelner  i  zwrócił  się  do

Michaela. – A dla pana?

- Hm… – Michael przebiegł wzrokiem menu, aż Adelaide

przygryzła policzek, by powstrzymać uśmiech. Nie tylko ona
miała problem z koncentracją. – Wezmę czarnego dorsza.

- Doskonale. – Kelner się oddalił.

Zapadła  cisza.  Adelaide  bawiła  się  sztućcami.  Michael

wypił łyk wina. Och, to idiotyczne.

- Przez ostatnie tygodnie byłam zajęta – wypaliła odrobinę

za  głośno.  –  Otwierałam  konkurs  dla  młodych  projektantów,
studentów miejscowych college’ów. Główną nagrodą ma być
letni  staż  w  Hansol.  Wybrałam  już  dziesiątkę  finalistów,
którzy zaprojektują stroje na pokaz na naszej imprezie.

- Rzeczywiście byłaś zajęta – rzekł Michael, pochylając się

w jej stronę. – Jak wybierzesz zwycięzcę?

-  Etap  pierwszy  odbył  się  na  podstawie  ich  portfolio.

Zwycięzcę  wybiorę,  oceniając  ich  wkład  w  kolekcję  strojów
wieczorowych  przyjaznych  dla  ludzi  z  autyzmem,  którą  też
zaprezentujemy.

-  Zwiększysz  świadomość  na  temat  autyzmu  wśród

przyszłych  projektantów,  a  także  wpływowych  gości
i konsumentów. Mistrzowski ruch – stwierdził z podziwem.

background image

Adelaide  puchła  z  dumy.  Opinia  Michaela  była  dla  niej

ważna. Przełknęła łyk wina i przybrała poważną minę.

- Więc kiedy zacznie się magia piaru?

-  Dziś  wieczorem.  –  Skrzyżował  ramiona  na  piersi.  –

Przygotuję  listę  strategicznych  gości,  w  tym  ikon  mody,
filantropów,  blogerów  i  wszystkich  tych,  dzięki  którym  to
będzie jedno z najważniejszych wydarzeń roku. Jutro…

- Co będzie jutro? – spytała niecierpliwie.

-  Cóż,  od  jutra  będę  się  uśmiechał,  czarował  i  płaszczył,

żeby jak najwięcej z nich się u nas pojawiło.

- Ty? Będziesz się płaszczył? Muszę to zobaczyć.

-  Możesz  to  zobaczyć…  jeśli  będziesz  się  płaszczyć  ze

mną. – Błysk w jego oczach przyprawił ją o ciarki.

- To twoja praca. Mam pełne ręce roboty.

-  Pomogę  ci,  ale  najpierw  muszę  przekonać  do  przyjścia

kilka  ważnych  osób.  Dziedziczka  Hansol  powinna  mi
towarzyszyć. Dzięki temu poczują się wyjątkowi.

- Dobrze. – Przewróciła oczami, choć miał rację.

- Dziękuję, że łaskawie się zgodziłaś. – Teraz on uśmiechał

się szelmowsko.  – Jeśli chcesz  wcześniej  poćwiczyć  pozycję
horyzontalną, służę pomocą.

Zmrużył  oczy.  Zaraz  potem  potrząsnął  głową,  jakby

pragnął  się  pozbyć  niechcianych  myśli.  Uniknęli  katastrofy.
Adelaide odetchnęła z ulgą.

- Opowiedz mi, co planujesz – poprosił, podejmując temat.

background image

-  Pokaz  mody  i  aukcję,  goście  będą  licytować  ulubione

stroje.  Pracuję  też  nad  stroną  wizualną,  żeby  impreza
pozostawiła niezatarte wrażenie.

- Czemu budzi to mój niepokój? – Uśmiechnął się krzywo.

- Bo stary dobry Mike jest tradycjonalistą. – Udało jej się

powiedzieć to bez goryczy. Jeśli chce pozbawić ich przyjaźń
skrępowania,  musi  się  skupić  na  tu  i  teraz.  –  Ale  poważnie,
przestań  się  zachowywać  jak  opiekunka  do  dziecka.  Traktuj
mnie jak przyjaciółkę. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

- Oczywiście. – Zmarszczka na jego czole się pogłębiła.

- To dobrze.

Nadawali  na  tej  samej  fali.  Nie  połączy  ich  nic  prócz

przyjaźni. Tak będzie najlepiej…

Następnego  dnia  w  studio  Chris,  mężczyzna

o  melancholijnym  spojrzeniu,  w  jednej  ze  swoich
niezliczonych  kraciastych  koszul  stanął  obok  Adelaide.
A  ponieważ  milczał,  podniosła  wzrok  znad  szkicu,  który
właśnie studiowała. Chris z namysłem potarł brodę.

- Czegoś tu brakuje – zauważył.

- Uhm. – Nie udawała, że go nie rozumie. Długa do ziemi

suknia była zgodna z trendami i dobrze by się sprzedawała, ale
nie  był  to  projekt,  który  przyciągał  taką  uwagę  jak  jego
portfolio. – Jest piękna, ale…

- Nie przekonuje mnie. Nie widzę w tym siebie.

- Czemu zgłosiłeś się do konkursu? – Adelaide wiedziała,

że  wielu  uczestników  zachęciła  wizja  stażu  w  Hansol,  ale
w przypadku Chrisa chodziło chyba o coś więcej.

background image

-  Mój  młodszy  brat  cierpi  na  autyzm.  –  Bezradnie

wzruszył ramionami. – Jest bystry, dobry i zabawny, a na co
dzień musi stawiać czoło tylu wyzwaniom. Czasami czuję się
bezradny, bo nie mogę mu pomóc. Konkurs to dla mnie szansa
zrobienia czegoś więcej. Dla niego i dla innych.

-  Więc  masz  wyjątkowy  wgląd  w  to,  czego  mogą  chcieć

czy potrzebować ludzie z autyzmem.

- Cóż, wiem, co lubi i czego nie lubi mój brat.

- Więc zaprojektuj coś, co chciałby nosić.

- On ma dopiero dziewięć lat. A my mamy się skupić na

strojach formalnych i biznesowych.

- Pomyśl o tym, co twój brat chętnie nosiłby, jak dorośnie.

Chris spojrzał gdzieś w przestrzeń.

-  Dziękuję  –  rzekł  nieobecnym  głosem  i  zabrał  rysunek

z biurka.

Szybkim  krokiem  ruszył  do  swojego  miejsca  pracy.

Adelaide  się  uśmiechnęła.  Ich  improwizowane  studio
emanowało  twórczą  energią.  Nie  pamiętała,  kiedy  ostatnio
podczas jednego posiedzenia zrobiła tyle szkiców.

Firma  opróżniła  dla  nich  duże  pomieszczenie,  gdzie

przechowywano  próbki  materiałów.  Ustawiono  tam  pięć
biurek i duży stół pośrodku. Każdy, kto miał czas, zaglądał do
studia, więc w każdej chwili przebywało tam pięć do sześciu
osób.

- Podoba mi się twoja pracownia.

Aż  podskoczyła,  słysząc  znajomy  głos.  Odwróciła  się

i ujrzała uśmiechniętego Michaela. Nie, to Mike, nie Michael.

background image

Nazywanie  go  Michaelem  było  jej  sekretnym  sposobem  na
głośne  wyrażanie  uczuć.  Gdy  dorastała,  był  jej  aniołem
stróżem. Stał u jej boku w najtrudniejszych chwilach i zawsze
wiedział,  jak  jej  poprawić  nastrój.  Dobry,  łagodny,  słodki,
wrażliwy Michael. Jej Michael…

- Cześć, Mike. Co tu robisz?

- Hm. – Zmarszczka przecięła jego czoło, ale głos pozostał

pogodny.  –  Mało  przyjazne  powitanie.  W  końcu  jestem
członkiem twojego zespołu.

-  To  prawda  –  przyznała  i  zdusiła  wybuch  radości

z powodu jego wizyty. – W takim razie witaj.

- Udało ci się znaleźć lokal, gdzie urządzisz pokaz?

-  Nie.  –  Westchnęła.  –  Nie  chcę  wydać  na  to  połowy

budżetu, co znaczy, że wybór mam ograniczony.

-  Mam  dla  ciebie  dobre  wieści.  Mój  przyjaciel  ma  loft

w Arts District i jest mi winien przysługę.

Wszyscy mówili do niego Mike.

Nie  miał  pojęcia,  że  nie  znosi  tego  zdrobnienia,  dopóki

Adelaide  nie  zaczęła  się  tak  do  niego  zwracać.  Zawsze
nazywała  go  Michaelem.  Bardzo  lubił  brzmienie  swojego
imienia  w  jej  ustach.  Teraz  był  Mikiem,  przyjacielem.
Nudnym, nijakim, bezosobowym. Po prostu tego nie znosił.

- Loft w dzielnicy artystów? – Oczy jej zalśniły.

-  Tak,  dużo  przestrzeni  i  naturalnego  światła.  –  Wargi

ułożyły  mu  się  w  uśmiech.  –  Ze  standardowym  wybiegiem
powinien pomieścić stu pięćdziesięciu gości.

- To zbyt dobre, żeby było prawdziwe. Ile za to chce?

background image

- Równy tysiąc.

- Za dzień?

-  Nie.  Za  cały  okres,  włączając  w  to  przygotowania

i sprzątanie.

- Nie wierzę – szepnęła. – To tydzień czasu. Za tysiąc.

- Tak. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale teraz musisz tam ze

mną pójść. On dziś wyjeżdża do San Francisco i nie będzie go
przez kilka dni.

Oszołomiona  obrotem  spraw  sięgnęła  po  torebkę  i  na

zabałaganionym biurku znalazła iPada.

- Chodźmy.

Większość projektantów była zbyt zajęta, by zauważyć jej

wyjście, więc pomachała tylko dwójce, która podniosła wzrok,
kiedy mijali ich z Michaelem.

- Czyim autem jedziemy? – spytała już w windzie.

- Twoim. – Michael przyszedł na piechotę. Z jego biura to

było  parę  przecznic,  ale  musiał  rozprostować  nogi.  Adelaide
może go później odwieźć…

- Okej – odparła nieświadoma jego motywów.

- Ale ja poprowadzę, znam drogę.

Nie  widział  jej  od  wielu  dni,  więc  kiedy  stała  obok,

odnosił  wrażenie,  że  w  głowie  mu  się  kręci.  Miała  na  sobie
jedwabną  kremową  bluzkę,  czarne  spodnie  i  czerwone
oksfordy.  On  jednak  widział  tylko  jej  niewiarygodną  urodę.
Miękki  materiał  bluzki  przylegał  do  piersi  i  spływał  w  dół,
wsunięty za pasek spodni.

background image

Kiedy zbliżali się do samochodu, rzuciła mu kluczyki, a on

złapał  je  instynktownie.  Wsunęła  się  na  siedzenie  pasażera.
Michael  z  jękiem  wcisnął  się  na  fotel  kierowcy.  Mógł  go
odsunąć ledwie ze dwa centymetry.

-  Czasami  zapominam,  jaka  jesteś  niska.  –  Skrzywił  się,

zaś Adelaide się zaśmiała. – To cud, że nie przywiązujesz do
stóp drewnianych bloczków, żeby sięgnąć pedałów.

- Zamknij się i jedź, Guliwerze.

Zamilkli  jak  starzy  przyjaciele,  którzy  dobrze  czują  się

razem  w  ciszy.  Status  Arts  District  w  LA  rósł,  ale  okolica
wciąż  była  wierna  swoim  artystycznym  korzeniom.  Surowe
graffiti  sąsiadowało  tu  z  muralami  artystów.  Rozpadające  się
knajpy  stały  między  odnowionymi  budynkami  mieszkalnymi
i galeriami sztuki.

Loft mieścił się na ostatnim piętrze jednego z budynków,

gdzie znajdowała się galeria sztuki. Jaskrawoczerwone ściany
wyróżniały  się  na  ulicy  niczym  barwny  klejnot.  Michael
okrążył  budynek  pięć  razy,  nim  znalazł  wolne  miejsce.
Adelaide  wysiadła,  nie  czekając,  aż  otworzy  jej  drzwi.
Westchnął  i  także  wysiadł.  I  tak  nigdy  nie  doceniała  jego
dżentelmeńskich gestów.

-  Chyba  żartujesz  –  powiedziała.  –  Parkometr  nie

akceptuje kart. Kto jeszcze nosi sakiewkę ćwierćdolarówek?

Wzruszył ramionami. Rzadko używał gotówki, a jeśli już,

to kiedy zostawiał napiwek.

-  Po  drugiej  stronie  ulicy  jest  wietnamska  restauracja.

Kupmy coś do picia i dostaniemy tę sakiewkę.

- Och, zabiłabym za mrożoną wietnamską kawę.

background image

- To nie będzie konieczne. – Puścił do niej oko. – Widzisz?

Już jesteśmy na miejscu.

- Stolik na dwie osoby? – Podszedł do nich kelner.

-  Nie,  nie  zostajemy  –  odparła  szybko  Adelaide.  –

Możemy prosić trzy mrożone kawy na wynos? Och, i trochę
ćwierćdolarówek, jak będzie pan wydawał resztę.

- Nic do jedzenia? Może kilka sajgonek?

- No… – Ściągnęła wargi. Propozycja była kusząca.

- To nie jest dobry pomysł, żeby oglądać lokal z pełnymi

ustami i rękami – odrzekł Michael. – Możemy tu wrócić, jak
będziesz miała ochotę.

- Dobry plan. – Potarła ręce z uśmiechem. – Dziękujemy

za sajgonki, teraz tylko kawa.

- Oczywiście, zaraz przyniosę.

Gdy mężczyzna się oddalił, Adelaide zerknęła w menu.

- Bingo. Mają banh xeo.

- Chyba tego nie próbowałem. – Spojrzał jej przez ramię

na kolorowe zdjęcie. – Przypomina omlet.

-  To  cienki  chrupiący  naleśnik  z  wybranym  przez  ciebie

nadzieniem z wieprzowiny, krewetek i kiełków fasoli. Rzadko
widuję go w menu, więc jestem napalona. Mam nadzieję, że
się nie rozczaruję.

-  To  nasza  specjalność.  Obiecuję,  że  się  pani  nie

rozczaruje – rzekł kelner z uprzejmym uśmiechem.

- Przepraszam. – Adelaide zalała się czerwienią, jakby ją

przyłapano  z  ręką  w  słoiku  na  napiwki.  –  Nie  chciałam  być

background image

nieuprzejma. Jestem pewna, że są pyszne.

- Nie ma za co. – Kelner machnął ręką. – Nasze bahn xeo

to przepis mojej babki, są wspaniałe.

- Już się nie mogę doczekać.

Michael  wyciągnął  dwudziestodolarówkę,  by  zapłacić  za

kawę. Adelaide odsunęła jego rękę.

- Ja płacę.

- Postawisz mi kolację, jak podpiszesz umowę.

Śmiech Adelaide otoczył go niczym melodia skrzypiec.

- Okej.

Z  kubkami  mrożonej  kawy  i  kieszenią  pełną

ćwierćdolarówek  przeszli  przez  ulicę  do  samochodu.  Kiedy
Michael przeniósł tacę z kubkami do drugiej ręki, by sięgnąć
po drobne, kubki się zachwiały.

-  Stop!  –  rzuciła  Adelaide  tak  gwałtownie,  że  zamarł.  –

Żebyś nie śmiał wylać mojej wietnamskiej kawy. Trzymaj ją
prosto, ja zapłacę za parkowanie.

W  jego  głowie  zapaliła  się  czerwona  lampka.  Zanim

jednak przekazał jej kawę i sięgnął po monety, drobna ciepła
dłoń  Adelaide  wśliznęła  się  do  jego  kieszeni.  Boże.  Nie
wiedział,  jakim  cudem  powstrzymał  zdesperowany  pomruk.
Jej  dłoń  znieruchomiała,  jakby  Adelaide  dopiero  w  tym
momencie  uświadomiła  sobie,  co  robi.  Wlepiając  wzrok
w  parkometr,  wyciągnęła  garść  monet.  Mimowolnie
pogłaskała  przy  tym  jego  udo,  zmuszając  go  do  recytowania
w myślach alfabetu na wspak.

background image

-  Okej.  –  Odchrząknęła  i  spojrzała  mu  w  oczy,  jakby  go

prowokowała. – Obejrzyjmy to cudo.

Podał  jej  kawę,  bo  chciał  iść  za  nią,  by  zapanować  nad

swoim ciałem.

- Może przekupisz go kawą.

Wzięła  od  niego  tacę,  przewracając  oczami.  Michael

przytrzymał  dla  niej  drzwi  i  ruszyli  na  górę.  Niestety
wspinanie się za Adelaide i obserwowanie jej pośladków mu
nie pomagało. Spuścił wzrok i patrzył na stopnie, a gdy dotarli
na trzecie piętro, omal na nią nie wpadł.

- Głupek. Szanuj kawę – powiedziała.

-  Wybacz,  zamyśliłem  się  –  mruknął,  wyminął  ją

i otworzył drzwi loftu.

- Ty też myślałeś o banh xeo? Umieram z głodu.

Zaśmiał się.

- No właśnie, nie mogę przestać myśleć o banh xeo.

-  Mike.  –  Glen,  kolega  Michaela  z  college’u,  wziął  go

w braterskie objęcia. – Dobrze cię widzieć, stary.

-  Glen,  to  jest  Adelaide  Song,  producentka  imprezy

charytatywnej  Hansol  –  rzekł  Michael.  –  Adelaide,
przedstawiam ci Glena, świetnego fotografa i właściciela tego
loftu.

- Miło mi. – Podała kawę Michaelowi i wyciągnęła rękę do

Glena.

-  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie  –  odparł  Glen,

ujmując  jej  dłoń  obiema  rękami.  –  Mike  przedstawił  mi
w skrócie pani plany. Jestem pełen podziwu.

background image

Trzymał jej dłoń chwilę dłużej niż to konieczne, co kazało

Michaelowi wkroczyć do akcji.

- Może weźmiecie sobie kawę, żebym mógł odstawić tacę?

-  To  mrożona  kawa  z  knajpy  po  drugiej  stronie  ulicy?

Uwielbiam tę knajpę, zwłaszcza ich kawę. Dzięki, stary.

-  Nie  mnie  dziękuj.  –  Michael  wrzucił  tacę  do  kosza  na

śmieci. – Adelaide próbuje cię przekupić.

- Dziękuję, Adelaide. Kupiłaś mnie, gdy tu weszłaś. – Glen

puścił do niej oko.

Zaśmiała się, lecz nie podjęła flirtu. To dobrze, bo Michael

już  chciał  zwalczyć  impuls,  by  położyć  rękę  na  jej  pupie,
pokazując, że należy do niego.

- To może nas oprowadzisz? – Rozejrzała się.

Ruszyli  w  głąb  loftu.  Zachodzące  słońce  ocieplało  białe

ściany i orzechową podłogę. Mogli wykorzystać tę atmosferę
i czystą paletę barw podczas pokazu mody.

-  Oczywiście  meble  i  sprzęt  fotograficzny  zostaną

usunięte – mówił Glen.

Adelaide przeszła kilka kroków w tę i z powrotem, potem

klasnęła w dłonie.

-  Dziękuję,  ale  nie  trzeba,  ta  aranżacja  zasugerowała  mi

świetny  pomysł.  Byłoby  fantastycznie,  gdyby  goście  mieli
okazję zrobić sobie zdjęcie. Mogliby wybrać tło i mieć zdjęcie
jak model w magazynie mody.

- Doskonały pomysł – przyznał Glen.

-  Moglibyśmy  postawić  jedną  fotobudkę  z  jasnym

światłem  i  głośną  muzyką,  żeby  goście  przekonali  się,  co

background image

przeżywają w takim miejscu ludzie z autyzmem – ciągnęła. –
I ustawić drugą z cichą muzyką i łagodnym światłem dla gości
ze spektrum autyzmu, jeśli tacy się pojawią.

Michael  słuchał  jej  z  dumą,  lecz  w  obecności  Glena  nie

mógł jej porwać w ramiona. Przytulił ją i szepnął:

- Jesteś nadzwyczajna. Wiesz o tym?

-  Tak,  wiem.  –  Jej  nieśmiały  uśmiech  i  lekki  rumieniec

zadały kłam pewnym siebie słowom.

-  Czyli  umowa  stoi  –  rzekł  Michael  do  przyjaciela,  nie

zdejmując wzroku z Adelaide.

-  Ale  tysiąc  dolarów  za  tydzień?  To  zbyt  hojne  –

zaprotestowała.

-  Zmieniłem  zdanie.  –  Glen  zrobił  teatralną  pauzę.  –

Bardzo  bym  chciał,  żebyś  skorzystała  z  mojego  loftu  za
darmo.

- Ale… – zaczęła.

Michael uśmiechnął się i przybił żółwika z Glenem.

- Nadal jesteś fajnym gościem.

- Ale…

-  Adelaide  –  zaczął  Glen.  –  Bardzo  mi  się  podoba  twój

entuzjazm  i  oddanie  sprawie.  Przekonałaś  mnie,  żebym
dołożył do tego swoją cegiełkę.

-  Nie  wiem,  co  powiedzieć  –  odparła  zmieszana.  –

Dziękuję. Wietnamska kawa zdziałała cuda.

- Tak, najwyraźniej to kawa – rzekł Glen ze śmiechem.

background image

Gdy  Michael  i  Adelaide  wracali  do  samochodu,  księżyc

w  nowiu  wisiał  wysoko  na  niebie.  Adelaide  zdawała  się  nie
zauważać otoczenia.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że dostaliśmy ten lokal. – Jej

szept  przy  ostatnim  słowie  zamienił  się  w  podekscytowany
pisk.

- Pewnie się cieszysz, że odhaczyłaś ważną sprawę.

- Tak, teraz mogę zająć się wszystkim innym. – Położyła

rękę na jego ramieniu. – Dzięki, Mike.

Te  podziękowania  powinny  sprawić  mu  przyjemność,

a  jednak  dystans  wprowadzony  przez  zdrobnienie  imienia
zmroził  mu  krew  w  żyłach.  Gdyby  odwzajemniała  jego
pożądanie, dłużej nie potrafiłby się opierać. Był człowiekiem
z  zasadami,  ale  nie  był  święty.  Nie  miałoby  znaczenia,  że
Adelaide  jest  młodszą  siostrą  najlepszego  przyjaciela,
ukochanym  dzieckiem  ludzi,  których  uważał  za  rodzinę.
Uległby jej, gdyby go pragnęła.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Po kilku godzinach rzucania się na łóżku Adelaide ruszyła

do pracy. Żałowała, że nie ma jednego z tych kapeluszy, które
ludzie wkładają na mecze piłkarskie, mogłaby do niego wlać
podwójną  kawę.  No  ale  to  pewnie  kiepski  pomysł.  Prawdę
mówiąc, jej wyczerpany umysł wydawał się zdolny wyłącznie
do wypluwania z siebie głupich pomysłów.

- Kawy – mruknęła, mijając Cindy, seksowną projektantkę

o krótkiej fryzurze.

- Krótka noc? – Kobieta uśmiechnęła się znacząco.

- Nawał pracy.

Gdy  Adelaide  znalazła  się  przy  biurku  z  podwójną

espresso,  opuściła  głowę  i  jęknęła.  Potem  nagle  sobie
przypomniała,  że  nie  jest  tu  sama  i  się  rozejrzała.  Nikt  nie
zwracał na nią uwagi. Gdy komórka leżąca obok kubka z kawą
zaczęła  wibrować,  sięgnęła  po  nią  szybko.  To  Michael.  Jej
serce odegrało fantazyjne solo na bębnach.

Jego wiadomość była prosta.

„Hej”.

„Hej” – odpowiedziała.

„Udało mi się załatwić rozmowę z Mateo Sanchezem”.

„Nie gadaj”. – Przetarła oczy.

background image

Mateo  Sanchez.  Słynny  reżyser,  znaczący  głos

niedoreprezentowanych  grup  społecznych  w  USA.  Jego
poparcie  wyniosłoby  ich  imprezę  na  wyższy  poziom,  niż  się
spodziewała.

„To ty nie gadaj” – odparował.

„Naprawdę dojrzale” – odpisała, uśmiechając się.

„Sama zaczęłaś”.

„Czemu sprzeczamy się jak sześciolatki? Mamy spotkanie

z Sanchezem. Powiedz mi wszystko”.

„Nie  ma  wiele  do  opowiadania.  Jeden  z  klientów  zna

kogoś,  kto  zna  agentkę  Sancheza.  Mamy  dziesięć  minut
z agentką”.

„Z agentką? Nie z Sanchezem?”.

„Jesteś słodka. Oczywiście, że z agentką. Z Lory Diaz”.

„Gdzie? Kiedy?”.

„Dziś o 12.40 w West Hollywood”.

„Gdzie  jesteś?  Pojedziemy  razem  czy  spotkamy  się  na

miejscu?”.

„Jest 11. Mamy kupę czasu”.

„Przestań  być  tak  cholernie  spokojny  i  powiedz,  gdzie

jesteś. Zaraz tam będę”.

„Jestem w holu na dole, szefowo”.

Spojrzała krytycznie na swój strój. Kremowy półgolf bez

rękawów,  czarna  ołówkowa  spódnica,  szpilki  i  do  tego
ogromna torba. Wystarczy.

background image

- Mateo Sanchez! – zawołała, stukając obcasami w drodze

do drzwi. – Może uda się go zaprosić.

- Co do…

- Powodzenia!

- Ten Mateo Sanchez?

Spieszyła  w  stronę  wind,  wciąż  słysząc  głosy  zdumienia

projektantów.  Wysiadła  z  windy  na  dole,  czując  rosnące
zniecierpliwienie. Nagle zatrzymała się w pół kroku. Michael
stał  oparty  o  ścianę  i  przeglądał  coś  w  telefonie.  Rękawy
czarnej koszuli podwinął do łokci, granatowe spodnie opinały
mu uda oraz biodra.

-  Co  tak  stoisz?  –  spytała  bez  tchu.  –  Pojedziemy  twoim

autem, ja za bardzo się denerwuję.

-  Ty  się  denerwujesz?  –  Z  chłopięcym  uśmiechem

wyglądał  jak  Michael,  którego  znała,  dorastając.  Bardzo
chciała go pocałować.

- Może się nie denerwuję. Jestem… zdekoncentrowana.

Wzięła uspokajający oddech. Mężczyzna obok niej był jej

przyjacielem,  nieprzyzwoicie  przystojnym  przyjacielem.
A  ponieważ  była  tylko  człowiekiem,  zauważała  takie  rzeczy.
To nie znaczy, że coś do niego czuła.

Usiadła na miejscu pasażera i odwróciła się do niego.

- Jak skusimy tę agentkę?

-  Zostawiam  to  tobie  –  rzekł,  zapalając  silnik.  –  Masz

świetny kontakt z ludźmi.

-  Mam  świetny  kontakt  z  ludźmi?  –  prychnęła.  –  Niezła

wymówka,  żeby  nie  odrobić  lekcji,  Reynolds.  Czemu  nie

background image

powiesz, że pies zniszczył ci notatki?

- Nie mam psa.

- No właśnie. – Uniosła brwi, kiedy na nią zerknął.

-  Według  GPS-a  czekają  nas  trzy  kwadranse  jazdy.  To

mnóstwo czasu, żeby przygotować się na spotkanie. – Patrząc
wciąż  na  drogę,  uniósł  rękę,  by  mu  nie  przerywała.  –  Nie
żartuję. Musisz po prostu być sobą i powiedzieć Lory, czemu
impreza  jest  tak  ważne  dla  lokalnej  społeczności  i  dla
społeczeństwa  w  ogóle.  Jestem  pewien,  że  ona  ma  dość
plastikowych  uśmiechów  i  przygotowanych  mów.  Bądź
szczera, a załatwi ci Sancheza.

- Ty… naprawdę w to wierzysz? – szepnęła.

Osoba,  o  której  mówił,  była  nie  tylko  dorosłą,  ale  też

inteligentną  i  kompetentną  kobietą.  Czy  przestał  w  niej
widzieć bezbronną dziewczynkę? To byłby przełom.

- Absolutnie – odrzekł bez wahania.

Adelaide wstrzymała oddech.

On widzi, jaka jestem naprawdę. Wierzy we mnie.

-  Cóż.  –  Nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu.  –  W  takim

razie cię nie zawiodę.

Klakson  jadącego  z  naprzeciwka  samochodu  kazał

Michaelowi skupić się na drodze i na znaku stop, którego omal
nie przejechał. Nie mógł oderwać wzroku od Adelaide. Od jej
uśmiechu. Od światła w oczach.

Chwilę później jadący za nimi kierowca nacisnął klakson.

Michael się zatrzymał, zmuszając samochód, by go wyminął.

background image

Jeśli  mają  dotrzeć  do  West  Hollywood  w  jednym  kawałku,
musi się skoncentrować.

- Wybacz – rzekł zachrypniętym głosem. – Wiem, że mnie

nie  zawiedziesz.  Co  ważniejsze,  siebie  nie  zawiedziesz.  Ta
impreza jest dla ciebie ważna.

-  Dziękuję  –  odparła  Adelaide,  której  znów  trochę

brakowało tchu.

Michael  przeniósł  wzrok  na  drogę  i  starał  się  uspokoić

serce. Powietrze było naładowane oczekiwaniem, resztę drogi
spędzili dyskutując o czekającym ich spotkaniu.

Zatrzymali  się  przed  nowoczesną  kawiarnią  urządzoną

w  czerni,  bieli  i  czerwieni.  Modny  lokal  wybrała  Lory  Diaz.
Michael trochę się zaniepokoił, czy agentka nie okaże się zbyt
artystowska, by zainteresować się ich imprezą.

- O rety, tyle tu ostrych kątów! Boję się, że się skaleczę –

zażartowała  Adelaide  po  wejściu  do  środka.  –  Myślisz,  że
filiżanki też mają tu prostokątne? I czarne, rzecz jasna.

Zaśmiał się, prowadząc ją w stronę lady.

- Spójrz w lewo – powiedział cicho.

- O mój Boże. – Zdusiła śmiech, zasłaniając usta. – Kubek

jest czarny i prostokątny. To miejsce jest żenujące.

- Pani Song? – odezwał się ciepły głos zza ich pleców.

Adelaide  odwróciła  się  z  uśmiechem,  po  czym  spojrzała

pytająco na Michaela.

- To pani Diaz – szepnął jej do ucha.

Adelaide się zaczerwieniła.

background image

- Pani Diaz, nie spodziewałam się pani tak szybko.

-  Przyjechałam  wcześniej  zrobić  sobie  przerwę  na  kawę.

Poznałam  panią,  bo  widziałam  pani  zdjęcia  w  mediach
społecznościowych  –  rzekła  agentka,  ściskając  dłoń
Adelaide. – Jest pani jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach. A to
pewnie pan Reynolds. Nadzwyczaj wytrwały człowiek.

-  Dziękuję  –  odparł  z  uśmiechem.  Kobieta  emanowała

dobrą energią. – Proszę mi mówić Mike.

- Miałam nadzieję, że będę tu przed wami.

- Pomyśleliśmy, że sobie usiądziemy i zaczekamy, żeby nie

tracić  ani  minuty  z  pani  cennego  czasu  –  odparła  Adelaide,
która pozbyła się już rumieńców.

- Może zamówimy coś do picia i usiądziemy przy oknie?

- Świetnie. Proszę. – Michael pokazał Lory, by zamówiła,

bo chciał zapłacić za jej kawę. – My się jeszcze zastanawiamy.

Kilka  minut  później  siedzieli  przy  stoliku.  Michaelowi

i Adelaide  podano  kawę  w  czarnych  prostokątnych  kubkach,
dużą kawę Lory nalano do wysokiego i czerwonego owalnego
kubka.

- Oryginalne miejsce, ale jest blisko mojego biura i mają tu

wyjątkowo  dobrą  kawę  –  oznajmiła  Lory,  potwierdzając  ich
obawy, że słyszała ich rozmowę.

-  Przepraszam,  że  to  powiem,  moim  zdaniem  trochę  tu

dziwacznie.  –  Adelaide  zaśmiała  się  z  zakłopotaniem.  –  Ale
zgadzam się co do kawy.

-  Chociaż  jesteśmy  wcześniej,  mamy  czas  do  dwunastej

pięćdziesiąt,  tak  jak  planowaliśmy.  –  Lory  zerknęła  na

background image

zegarek. – Opowiedzcie mi o tej imprezie.

Adelaide  mówiła  z  pasją  o  świadomości  autyzmu

i  potrzebie  ubrań  przyjaznych  dla  ludzi  cierpiących  na  tę
chorobę  i  o  tym,  że  chce,  by  Hansol  stało  się  częścią
ogólnokrajowego ruchu, wnosząc doń własne pomysły i środki
finansowe.

-  Potrzebujemy  dobrze  zaprojektowanych  ubrań  dla

dorosłych  z  autyzmem.  Wiele  z  tych  osób  to  odnoszący
sukcesy  profesjonaliści,  którzy  muszą  się  odpowiednio
ubierać.  Garnitury  i  sukienki  ze  wszystkimi  ich  guzikami,
zamkami  błyskawicznymi,  szorstkimi  szwami  i  drapiącymi
materiałami  mogą  być  źródłem  dyskomfortu,  a  nie  każdego
stać na krawca. Więc albo trzeba być bogatym, albo korzystać
z tych ubrań, które są na rynku i są znośne do noszenia, nawet
jeśli  nie  są  odpowiednie  na  daną  okazję.  Albo  też  nosić
odpowiedni  strój  i  cierpieć.  Chcę  to  zmienić,  bo  to  nie  jest
żaden wybór.

Lory się zamyśliła, a następnie skinęła głową.

- Adelaide, Mateo zechce się z panią spotkać, i to szybko.

Adelaide otworzyła usta, a Michael powiedział:

-  Dopasujemy  się  oczywiście  do  kalendarza  pana

Sancheza.  Proszę nam tylko podać czas i miejsce. To będzie
dla nas wielki honor.

Lory  spojrzała  na  zegarek  i  uśmiechnęła  się

przepraszająco.

-  Świetnie.  Na  pewno  się  odezwę.  Jeszcze  raz  dziękuję

i życzę powodzenia.

background image

Wyszli na zewnątrz i na pożegnanie uścisnęli sobie dłonie.

Gdy  Lory  skręciła  za  róg,  Michael  porwał  Adelaide
w ramiona.

- Byłaś wspaniała! Gratuluję.

- Jeszcze nie załatwiliśmy tego do końca.

Przytuliła się do niego, drżąc z ekscytacji, a on ją trzymał

i nie był w stanie puścić.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie  posiadała  się  ze  szczęścia.  Zgodnie  z  obietnicą  Lory

Mateo Sanchez miał się z nią spotkać w swoim domu w Bel
Air. To był rzadki przywilej.

Gdy  minęła  bramę,  z  zainteresowaniem  przyjrzała  się

rezydencji  w  stylu  śródziemnomorskim  i  zaparkowała  przed
imponującymi frontowymi drzwiami. Była zaskoczona miłym
dla ucha subtelnym dźwiękiem dzwonka.

-  Pani  Song  –  przywitał  ją  mężczyzna  w  dżinsach  i  T-

shircie. – Jestem Mateo Sanchez. Zapraszam.

-  Bardzo  dziękuję,  że  zgodził  się  pan  ze  mną

porozmawiać.  –  To  był  on!  W  zwyczajnych  ciuchach
i japonkach. – Proszę mi mówić Adelaide.

-  Pod  warunkiem,  że  pani  będzie  się  do  mnie  zwracać

Mateo  –  odparł,  prowadząc  ją  przez  dom.  –  Napijesz  się
koktajlu czy mrożonej herbaty?

- Mrożonej herbaty, jeśli można.

We  wnętrzu  dominowały  ciepłe  barwy  ziemi,  było

schludnie  i  elegancko.  Dom  był  ogromny,  ale  przyjazny,  jak
dom,  w  którym  naprawdę  się  mieszka.  Kuchnia  była  idealną
przestrzenią  na  kolacje  w  niewielkim  gronie,  a  jednocześnie
wydawała się idealna na ich spotkanie.

Mateo  podał  jej  wysoką  szklankę  mrożonej  herbaty

i usiadł naprzeciwko ze swoją szklanką.

background image

-  Lory  mówiła  mi  o  charytatywnym  pokazie  mody.

Podziwiam twój pomysł i oddanie sprawie.

-  Dziękuję.  Ludzie  z  autyzmem  zasługują  na  akceptację,

a nie alienację, z którą się spotykają. Urządzając pokaz mody
przyjaznej  dla  takich  osób,  mam  szansę  rozpropagować
wiedzę na temat autyzmu. Mam nadzieję, że będziesz częścią
tej ważnej inicjatywy.

- Z przyjemnością, ale mam też ukryty motyw, zapraszając

cię do siebie – rzekł, pisząc coś w telefonie.

Serce Adelaide zabiło mocniej. Mateo Sanchez pojawi się

na jej imprezie.  Potem nagle się przestraszyła.  O jaki ukryty
motyw  chodzi?  Czy  powinna  była  wziąć  z  sobą  gaz
pieprzowy?  Nie  sprawiał  wrażenia  człowieka,  który
stanowiłby  zagrożenie.  Zanim  spytała,  co  miał  na  myśli,  do
kuchni weszła śliczna nastolatka.

-  Stello,  to  jest  Adelaide  Song,  projektantka,  o  której  ci

wspominałem  –  rzekł  Mateo,  przywołując  do  nich
dziewczynkę. – Adelaide, to moja córka Stella.

-  Miło  mi.  –  Adelaide  wstała  i  wyciągnęła  rękę,  ale

dziewczynka zrobiła krok do tyłu. Czy ją obraziła?

-  Bardzo  się  cieszę,  że  mogę  panią  poznać,  pani  Song.  –

Stella  schowała  za  siebie  ręce.  –  Przepraszam,  że  nie
uścisnęłam  pani  dłoni.  To  połączenie  dwóch  spoconych  rąk,
a przy okazji wymiana wirusów i bakterii. Po co, pytam się.

Fragmenty  układanki  zaczęły  układać  się  w  całość.

Adelaide przeniosła wzrok na Matea.

- Stello, mogę? – spytał.

background image

-  Jasne.  –  Dziewczynka  wzruszyła  ramionami.  –  Dopóki

jej nie powiesz, nie dojdziemy do sedna.

- Adelaide, moja córka ma spektrum autyzmu.

-  Dziękuję,  że  się  ze  mną  tym  podzieliliście  –  odparła.  –

Ale myślę, że powinieneś zdradzić swój ukryty motyw.

- O tym porozmawia z tobą Stella.

Adelaide spojrzała pytająco na dziewczynkę.

-  Więc  tak.  –  Nastolatka  usiadła  na  stołku.  –  Za  dziesięć

dni  kończę  piętnaście  lat.  Pewnie  pani  wie,  że  w  kulturze
meksykańskiej  piętnaste  urodziny  to  ważny  dzień.
Powiedziałam  tacie,  że  nie  chcę  quinceañery,  bo  cała  noc
w niewygodnej sukni balowej to tortury, a nie impreza.

Ostatni  fragment  układanki  znalazł  swoje  miejsce.

Adelaide wiedziała, co ma zrobić.

- Cóż, nie wszystkie suknie balowe muszą być narzędziem

tortur. Na pewno potrafię zaprojektować taką suknię, w której
będziesz mogła tańczyć całą noc, nie czując dyskomfortu.

- Tak właśnie mówi tata, ale nie jestem pewna…

- Powiedz mi – przerwała jej Adelaide – o wszystkim, co

ci przeszkadza w ubraniach, a ja znajdę sposób, żeby się tego
pozbyć.

Matko  Przenajświętsza!  Została  zaproszona  na

quinceañerę  Stelli  i  oczywiście  Michael  zaproponował,  że
będzie  jej  towarzyszył.  Spotkała  się  z  nim  przed  wejściem
rezydencji  Songów.  Miała  na  sobie  białą  suknię  pomysłowo
udrapowaną aż do ziemi. Dosłownie zapierała dech w piersi.
Gdy ku niemu ruszyła, zdawało się, że unosi się w powietrzu.

background image

Cała  jego  krew  spłynęła  w  dół  ciała.  Poprawił  krawat

i pomyślał o basenie z lodowatą wodą.

-  Pięknie  wyglądasz,  Adelaide.  –  Był  dumny,  że  zdołał

sklecić logiczne zdanie.

Zlustrowała  go  od  dołu  do  góry,  po  czym  spojrzała  mu

w oczy i szepnęła:

- Ty też nieźle się prezentujesz.

Uśmiechnął się. Im więcej czasu spędzał z Adelaide, tym

bardziej jej pragnął. Bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety.
Gdyby  pani  Song  się  o  tym  dowiedziała,  poczułaby  się
zdradzona. Zaufała mu, że pomoże Adelaide, a nie narazi na
szwank  jej  opinię.  Poza  tym  znała  jego  sekret.  Grace  Song
była  honorową  kobietą,  ale  jeśli  chodzi  o  Adelaide,  była
nadopiekuńcza.  Nie  chciałaby  dla  wnuczki  takiego  męża  jak
Michael.

- Czy twoja suknia spodobała się Stelli? – spytał.

-  Jeszcze  nie  wiem.  Podczas  przymiarek  milczała,  nie

miałam  pojęcia,  co  myśli.  –  Adelaide  nerwowo  wykręcała
palce. Michael ścisnął jej dłoń i szybko zabrał rękę.

-  Wykonałaś  wspaniałą  pracę.  Stella  na  pewno  jest

zadowolona.

- Dzięki, Mike.

Na dźwięk tego zdrobnienia omal się nie wzdrygnął, lecz

zaraz potem przypomniał sobie, że tak jest lepiej.

-  Nie  ma  za  co.  –  Zmusił  się  do  uśmiechu.  –  Po  to  są

przyjaciele, prawda?

- Racja – odparła ze smutnym uśmiechem.

background image

Zdał  sobie  sprawę,  że  ich  sytuacja  jest  dla  niej  równie

trudna,  co  dla  niego.  Jazda  do  Bel  Air  trwała  dwadzieścia
minut, a wydawało się, że godziny. Jej perfumy doprowadzały
go do szaleństwa, a wysokie rozcięcie sukienki kruszyło jego
siłę woli kawałek po kawałku.

Wciągnął  powietrze  i  wypuścił  je  przez  nos,  potem

ukradkiem  zerknął  na  Adelaide.  Odwróciła  głowę  do  okna,
była myślami chyba gdzieś daleko. Na szczęście dla niego, bo
jego zdradzieckie ciało zachowywało się w żenująco.

Karczochy. Powinien myśleć o karczochach. Skąd u ludzi

miłość do tych warzyw w kształcie szyszek? W każdym listku
odrobina  papkowatego  miąższu,  który  smakuje  jak  ziarno
kukurydzy. Wolałby zjeść kukurydzę.

Niechęć  do  karczochów  odwróciła  jego  uwagę  od

Adelaide na dość długo, by po dotarciu do domu Sancheza nie
martwić  się,  że  się  skompromituje.  Parkingowy  otworzył
drzwi Adelaide, więc Michael wysiadł i zaoferował jej ramię.

- Idziemy? – rzekł i uniósł brwi.

-  Jezu.  –  Prychnęła.  –  Chyba  zbyt  wiele  razy  obejrzałeś

film „Król i ja”.

Zanuciła pod nosem „Shall We Dance”, lecz gdy dotarli do

drzwi, zamilkła.

Nie  musiał  pytać,  dlaczego.  Dom  Mateo  Sancheza  robił

wrażenie  już  z  zewnątrz,  ale  wnętrze  rozświetlało  mnóstwo
lampek. Girlandy bluszczu, paprocie i sękate drzewa owinięto
sznurami  światełek,  tworząc  zaczarowany  las.  Nieziemskie
dźwięki harfy przenikały mgłę, która kłębiła się nad podłogą.

background image

- Szczęśliwa dziewczynka – szepnęła Adelaide. – Światła

są  przytłumione,  a  muzyka  tak  subtelna,  że  zmysły  Stelli
pewnie  przy  niej  odpoczywają.  I  nikt  nie  powie,  że  to  jest
ograniczenie. Przydał się tata, który jest reżyserem.

- Rzeczywiście jest magicznie. Mógłbym się przyzwyczaić

do życia w zaczarowanym lesie – rzekł Michael, kiedy weszli
dalej.

-  Adelaide!  –  Nastolatka  w  jedwabnej  sukience

o perłowym połysku zatrzymała się jakiś metr przed nią. – Tak
ci dziękuję, że przyszłaś. Gdyby nie ty, ten wieczór nie byłby
idealny.

-  Zasługujesz  na  to,  Stello.  Na  wszystko  zasługujesz.

Nigdy o tym nie zapominaj.

- Adelaide. – Podszedł do nich Mateo Sanchez. – Bardzo

nam miło, że znalazłaś czas.

-  Żartujesz?  Za  skarby  świata  bym  tego  nie  opuściła.  –

Zaśmiała się, ściskając go serdecznie. – Mateo, to jest Michael
Reynolds, szef Reynolds PR. To dzięki jego wysiłkom udało
nam się spotkać.

- W takim razie jestem winien panu Reynoldsowi wyrazy

wdzięczności. – Mateo wyciągnął do niego rękę.

-  Prawdę  mówiąc,  przyszedłem  panu  podziękować  za

wsparcie pokazu mody. – Michael uścisnął jego dłoń.

-To wieczór wielu podziękowań – stwierdził gospodarz. –

A teraz was przeproszę, bo to czas na taniec córki i ojca. Jesteś
gotowa, Stello?

-  Nie,  ale  ponieważ  zgodziłeś  się  zrezygnować  z  innych

obowiązkowych  tańców,  ten  jeden  muszę  przeżyć  –  odparła

background image

ponuro jubilatka, nieświadoma, że jej słowa mogą zranić ojca.

- Och, szczera jak zawsze. – Mateo uśmiechnął się z dumą.

W oczach miał łzy, świadomy wyzwań, z jakimi musi mierzyć
się Stella. – No to chodźmy, kochanie.

Taniec ojca z córką był odpowiednikiem weselnego tańca

państwa  młodych.  Ale  tym,  co  najbardziej  poruszyło
zebranych, był list rodziców do Stelli, w którym uznawali ją
za dorosłą i życzyli jej życia w miłości i szacunku.

Adelaide pociągała nosem. Michael otoczył ją ramieniem.

Spojrzała na niego, jakby chciała coś powiedzieć, ale właśnie
rozległ się aplauz, bo Sanchezowie skończyli czytać list i czar
prysł.

Zabrzmiały  łagodne  dźwięki  smyczków.  Michael  położył

rękę na plecach Adelaide.

- Wyjdźmy na powietrze – szepnął jej do ucha.

Gdy kiwnęła głową, wyprowadził ją do zacisznego zakątka

ogrodu.  Na  nocnym  niebie  jasno  świecił  półksiężyc,
niewielkie  latarnie  wzdłuż  ścieżek  oświetlały  drogę.  Michael
splótł  palce  z  palcami  Adelaide  i  pociągnął  ją  na  drewnianą
ławkę pośród krzewów.

- Piękny ogród, ale twój bardziej mi się podoba. – Jej głos

był cichy i odległy.

-  Co  się  tam  stało?  Coś  cię  zdenerwowało?  –  Jej

bezbronny uśmiech sprawiał mu ból. Przyciągnął ją bliżej.

-  Nie  wiem,  czy  chcę  o  tym  rozmawiać.  –  Wtuliła  twarz

w  jego  szyję.  –  Nie  chcę,  żebyś  znów  był  nadopiekuńczym
starszym bratem.

background image

- Jestem taki zły?

- Gorszy.

Zaśmiał się i wycisnął całusa na jej skroni.

- Obiecuję, że nie będę przeginać. Chcę tylko, żebyś była

szczęśliwa.

- Tęsknię za mamą. – Lekkie drżenie jej głosu łamało mu

serce,  ale  tylko  mocniej  ją  ścisnął  i  czekał  na  ciąg  dalszy.  –
Zastanawiam się, co by czuła, gdyby widziała, jak dorastam,
jak idę na bal maturalny, a potem kończę college.

Michael odchrząknął.

-  Byłaby  z  ciebie  dumna.  Byłaby  twoją  najbardziej

zagorzałą cheerleaderką, gdyby widziała, na jaką fantastyczną,
silną i dobrą kobietę wyrosłaś.

- Naprawdę w to wierzysz, Michael?

-  Całym  sercem.  –  Serce  zabiło  mu  mocniej,  gdy  znów

użyła jego pełnego imienia.

-  A  jeśli  ta  silna  kobieta  powie  ci,  że  pragnie  cię  ponad

wszystko,  co  z  tym  zrobisz?  –  Usiadła  do  niego  twarzą.  –
Postukasz  mnie  palcem  w  nos  i  powiesz,  że  pora  spać?  Czy
mnie pocałujesz?

-  Wiesz,  czego  chcę.  –  Potrzebował  tego  pocałunku

bardziej niż oddechu.

- Nie wiem. Wiem tylko, czego ja chcę.

Musnęła  jego  usta  rozchylonymi  wargami.  Wziął  ją

w ramiona. Długo na to czekał. Smakowała słodziej, niż sobie
wyobrażał. Potem na dolnej wardze poczuł jej zęby i nie było
w tym nic słodkiego. Był ogień oraz grzech.

background image

Powiódł  językiem  wzdłuż  jej  warg.  Z  westchnieniem

wsunął  język  do  jej  ust.  Wplótł  palce  w  jej  długie  włosy
i chwycił je na wysokości karku, pociągnął za nie i przechylił
jej głowę, by mógł ją lepiej całować.

To wciąż było za mało. Adelaide już rozpinała mu koszulę,

a zaraz potem dotykała jego piersi.

-  Adelaide  –  rzekł  błagalnie.  Nie  wiedział,  czy  chce,  by

przestała, czy wręcz przeciwnie.

Raptem,  choć  jego  dłonie  już  wędrowały  ku  rozcięciu

sukni,  odezwało  się  w  nim  sumienie.  Nie  wolno  im  posunąć
się  dalej.  Mimo  to  jego  palce  dotykały  satynowej  skóry
i wędrowały ku sklepieniu ud.

- Michael, proszę.

Jej oddech był gorący. Kiedy szczypnęła zębami koniuszek

jego  ucha,  syknął,  a  ona  złagodziła  ból  językiem.  Tracił
rozum,  jego  instynkt  samozachowawczy  włączył  się
w ostatniej chwili.

To  Adelaide.  Znajdowali  się  w  miejscu  osłoniętym  przez

krzewy,  a  jednak  publicznym.  Jak  mógł  ją  narazić  na  coś
podobnego? Pocałował ją w usta i odsunął od siebie.

- Michael? – Jej oczy przepełniało pożądanie.

-  Musimy  przystopować,  skarbie.  –  Położył  zaciśnięte

w pięści ręce na kolanach. – Nie będę się z tobą obmacywał na
urodzinowym  balu  piętnastolatki.  Jeśli  mamy  to  zrobić,
musimy to zrobić jak należy.

-  Jeśli  wycofasz  się  po  tym  pocałunku,  już  na  zawsze

będziesz dla mnie tchórzem.

background image

-  Jeśli  po  tym  pocałunku  nie  będę  cię  miał  całej,  spłonę

i  zostanie  ze  mnie  tylko  proch.  –  Ulga  i  pożądanie  walczyły
w  nim  o  lepsze.  Adelaide  też  go  pragnęła.  Nie  mogli  dłużej
z tym walczyć, ale nie mogli też iść się dalej.

Nie tylko przez wzgląd na pokaz mody i jej opinię. Gdyby

wybrała przyszłość z Michaelem, musiałaby przeciwstawić się
woli babki. Bez wsparcia babki nie zaczęłaby pracy w Hansol.
Więc  gdyby  go  wybrała,  musiałaby  porzucić  marzenia,  a  to
wielki koszt. Nie, to może być przelotny romans. Mężczyzna
i kobieta, którzy zaspokajają swoje żądze.

- Rozumiesz, co robimy? – spytał.

- Cóż, trochę wyszłam z wprawy, ale myślę, że dam radę. –

Uśmiechnęła się krzywo.

-  Pragnę  cię,  ale  nie  mogę  ci  obiecać  przyszłości.  –  Bo

byłaby  to  przyszłość  bez  jej  rodziny.  Gorycz  omal  go  nie
zdusiła. – Mogę ci zaoferować tylko teraz.

- Nie spodziewałam się oświadczyn, Reynolds.

Czy dobrze słyszał, że jej głos zadrżał?

-  Chcę,  żebyśmy  byli  razem,  ale  tylko  do  pokazu  mody,

i  musimy  to  zachować  w  tajemnicy.  Jeśli  babcia  się  dowie,
pomyśli  o  mnie  jak  najgorzej.  Jesteś  teraz  moim  partnerem
biznesowym, romans byłby kompletnie nieprofesjonalny. Nie
mogę jej rozczarować.

- Nikt się nie dowie. – Przełknął gorzki smak w ustach. –

Ale  dopóki  będziemy  razem,  chcę  cię  mieć  całą.  Mam  parę
fantazji, które chciałbym zrealizować.

Dwa  miesiące.  Tylko  dwa  miesiące.  To  za  mało,  ale

przecież nie mógł jej zaproponować wspólnej przyszłości. Nie

background image

miał prawa z nią być dłużej, niż sama chciała. A to znaczy, że
nie ma minuty do stracenia. Chwycił ją za rękę.

- Chodź – powiedział, ciągnąc ją do budynku.

- Zaczekaj. – Ścisnęła jego rękę, aż musiał się odwrócić. –

Dokąd idziemy?

- Do mnie.

- Mowy nie ma. – Zatrzymała się na patio, gdzie muzyka

wylewała się przez otwarte okna.

- Co?

- Powiedziałeś, że chcesz to zrobić jak należy, tak? Możesz

mi  jutro  przygotować  kolację.  Nie  jestem  wymagająca,
soczysty stek wystarczy.

-  Oczywiście  –  odparł,  choć  jego  ciało  już  protestowało.

Może  zaproponuje,  że  tego  wieczoru  przygotuje  jej  crème
brûlée, zamiast czekać cały kolejny dzień na kolację.

-  Cudownie.  Przyniosę  wino  –  rzekła  z  niewinnym

spojrzeniem, któremu zaprzeczał uwodzicielski uśmiech.

Adelaide, ty niegodziwa kobieto. Niedługo będziesz moją

niegodziwą kobietą.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Kolejny  dzień  nie  szczędził  mu  problemów.  Jeden

z klientów w biały dzień biegał nago sławną Melrose Avenue.
To był dobry człowiek, ale brał mieszankę leków, które źle na
siebie  oddziaływały.  Ani  lekarz,  ani  farmaceuta  nie  ostrzegli
go  o  potencjalnych  efektach  ubocznych.  Michael  odetchnął
z  ulgą,  słysząc,  że  klient  czuje  się  już  lepiej,  a  jego  eksces
spotkał się tylko ze współczuciem.

Choć był to szalony dzień wypełniony gaszeniem pożarów,

Michael  był  za  to  wdzięczny.  Inaczej  nie  przetrwałby  do
wieczora. Wargi miał sine, gdy po długim zimnym prysznicu
zapalał pod grillem. Chciał mieć pewność, że zjedzą kolację,
nim rzuci się na Adelaide.

Sałatka caprese chłodziła się w lodówce, crème brûlée był

w  piekarniku.  Trzymał  też  w  lodówce  butelkę  szampana
Veuve Clicquot. Adelaide obiecała przynieść wino, ale chciał
mieć  coś  na  zapas.  Był  pełen  oczekiwania  i  starego  dobrego
strachu. Wreszcie będzie się z Adelaide kochał.

Wyjął z lodówki szampana i otworzył butelkę, starając się,

by  korek  głośno  nie  wystrzelił.  Napełnił  kieliszek  po  brzegi
i  pół  kieliszka  wychylił  jednym  haustem.  Nuty  owoców
jagodowych  i  cierpkiego  jabłka  ukoiły  jego  nerwy,  resztę
szampana sączył już bez pośpiechu.

Kiedy  odezwał  się  telefon,  nie  miał  ochoty  sprawdzać

wiadomości.  W  końcu  jednak  wziął  aparat  do  ręki,  bo

background image

postanowił go wyłączyć. Na ekranie ujrzał imię Adelaide.

- Do diabła. – Pewnie nie stoi pod jego drzwiami.

„Musiałam zawrócić do domu, kiedy byłam dziesięć minut

od ciebie. Babcia mnie wezwała”.

„Nie może poczekać do jutra?”.

„Poważnie?  Czemu  jej  nie  spytasz?  Powiedz  jej,  że  dziś

wieczorem sobie mnie zaklepałeś”.

Michael burknął z irytacji i wypił do dna.

„Przyjedź,  wypijesz  kieliszek  szampana  i  pojedziesz  do

domu”.

„Masz szampana?”.

„Tak, i crème brûlée. Będzie gotowe za trzy minuty”.

„Bor, nie bądź złośliwcem”.

„Co to do diabła jest bor?

„Boże. Chciałam napisać Boże. Durny telefon”.

„Nieważne, wracaj”.

„Biedny Michael jest smutny, że się ze mną nie pobawi”.

„Cholerna racja”.

„Jeśli  cię  to  pocieszy,  możesz  przyjechać  na  kolację  do

babci. Zawsze jesteś mile widziany”.

Zerknął  na  zegarek  i  zrobił  w  myśli  listę  rzeczy,  które

trzeba  przed  wyjściem  wyłączyć  i  wygasić,  by  nie  spalić
domu.

„Będę za pół godziny”.

„Już się nie mogę doczekać”.

background image

„Ja też”.

Podobało mu się to. Ta wolność mówienia tego, co czuje.

Energia go roznosiła, w ciągu niespełna kwadransa znalazł się
w  garażu.  Wskoczył  do  mustanga,  uznając,  że  to
najodpowiedniejszy  samochód  do  pościgu  za  kobietą.
Uśmiechając  się  jak  idiota,  z  sercem  walącym  o  żebra,  nie
przejmował się ograniczeniem prędkości i dotarł do rezydencji
Songów w niecałe dwadzieścia minut.

Wysiadł  i  sięgnął  na  tylne  siedzenie,  gdzie  wiózł  cenny

deser.  Nie  mógł  się  pojawić  z  pustymi  rękami.  Na  szczęście
zrobił cztery porcje, wystarczy dla pani Song i ojca Adelaide.

-  Szybko  –  stwierdziła  Adelaide  z  ciepłym  uśmiechem,

kiedy mu otworzyła.

Wolną ręką chwycił ją za rękę i pociągnął na schody.

- Michael – szepnęła, idąc za nim. – Co ty wyprawiasz?

Wciągnął ją do jej sypialni, zamknął drzwi i oparł ją o nie,

nim zadała pytanie, które widział w jej oczach. Całował ją tak,
jak  sobie  wymarzył.  Kiedy  zapraszająco  rozchyliła  wargi,
jęknął. Chwyciła go za pośladki.

-  Czekałam  na  to  od  tamtej  nocy  w  klubie  –  wyznała

nieśmiało.

Zaśmiał się bez tchu, nie był w stanie sformułować zdania.

Obsypywał  pocałunkami  jej  szyję.  Jej  cicha  aprobata
wywołała  bolesną  erekcję.  Nagle  rozległo  się  stukanie  do
drzwi.  Odskoczyli  od  siebie,  jakby  ktoś  wylał  im  na  głowę
kubeł zimnej wody.

- Hej, Adelaide, jesteś tam? – dotarł z holu głos Colina.

background image

-  Taa.  Tak  –  odparła,  w  panice  chwytając  Michaela  za

koszulę. – Co tu robisz?

- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz. Nie mam pojęcia,

czemu  babka  mnie  wezwała.  –  Nastąpiła  krótka  pauza.
Michael  podejrzewał,  że  kuzyn  Adelaide  przyłożył  ucho  do
drzwi. – Czemu rozmawiasz ze mną przez drzwi?

- To moja sypialnia i lubię się przebierać bez świadków. –

Pokazała  Michaelowi,  by  się  schował  w  łazience.  Kiedy  już
się tam znalazł, otworzyła drzwi. – A ty czemu się kręcisz pod
moją sypialnią? Znasz drogę do kuchni.

-  Powiedziałem  ci  już,  liczyłem,  że  czegoś  się  dowiem.

Poza  tym  twój  tata  jest  w  Nowym  Jorku,  wolę  nie  siedzieć
przy stole sam z babcią Grace. Patrzy na człowieka, jakby go
przewiercała na wylot.

Ruszyli  na  dół,  ich  głosy  ucichły.  Michael  przejrzał  się

w  lustrze  i  potrząsnął  głową.  Znów  pozwolił,  by  sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Pragnął tylko minuty sam na sam
z Adelaide. Do diabła. Musi wziąć się w garść.

Spryskał twarz zimną wodą i poprawił włosy. Kiedy uznał,

że może się pokazać, wyjrzał do holu i upewnił się, czy droga
jest wolna, potem zszedł do kuchni. To ukrywanie się było dla
niego czymś nowym i nie czuł się z tym dobrze. Kiedy za dwa
miesiące  ich  romans  się  skończy,  znów  będzie  starym
przyjacielem rodziny.

Zbliżając się do kuchni, słyszał głos Colina, jedynej osoby,

która potrafiła wywołać serdeczny śmiech matki rodu. Dobrze,
że Colin dołączył do tej kolacji.

background image

- Puk puk – odezwał się Michael. – Zanudzałem Adelaide,

żeby  mnie  zaprosiła.  Minęło  trochę  czasu,  odkąd  panią
odwiedzałem, pani Song.

-  Wnuczka  mówiła  mi,  że  jesteś  dosyć  zajęty  imprezą

charytatywną. Doceniam twoją pomoc, Michaelu.

-  Proszę.  –  Pokazał  zapakowany  pojemnik  z  miseczkami

créme brûlèe. – Przyniosłem deser.

- Dziękuję, mój drogi.

-  Schowam  je  na  razie.  –  Adelaide  podniosła  się

z krzesła. – Najlepiej smakuje zimne.

-  Pomogę  ci.  –  Michael  poszedł  z  nią  w  głąb  kuchni

i  szepnął  jej  do  ucha:  -  Nie  wierzę,  że  schowałaś  mnie
w łazience.

Stała  do  niego  plecami.  Koniuszki  jej  uszu  się

zaczerwieniły.

- Nie mogłam cię przecież schować w łóżku.

- Czemu? Zaczekałbym, aż wrócisz.

- Zachowuj się, Reynolds. – Obejrzała się przez ramię.

Gdy  wrócili  do  stołu,  twarz  Colina  rozświetlił  chytry

uśmiech.

- Nie słyszałem dzwonka. Kiedy właściwie przyszedłeś?

Do  diabła,  drań  węszy.  Musiał  widzieć  mustanga  na

podjeździe, zanim przyszedł do pokoju Adelaide.

- Babciu – odezwała się Adelaide. – Mój drogi kuzyn i ja

zastanawialiśmy  się,  czemu  chciałaś  go  dziś  widzieć.  Poza
przyjemnością bycia w jego towarzystwie.

background image

-  Tak  długo  cię  nie  widziałam,  Colinie  –  zauważyła

łagodnie Grace Song. – Za rzadko nas odwiedzasz.

Colin  natychmiast  poderwał  się  na  nogi  i  objął  babkę,

stając za jej plecami.

- Bardzo przepraszam, babciu.

Poklepała go po ręce.

-  Rozumiem,  czemu  chcesz  się  publicznie  zdystansować

od Hansol, ale to nie powinno cię trzymać z dala od rodziny,
dziecko.

-  Wiem,  przykro  mi.  Byłem  bardzo  zajęty  rozkręcaniem

firmy, ale w końcu wszystko się wyklarowało, więc obiecuję
częściej cię odwiedzać.

-  To  lepiej.  –  Pani  Song  uśmiechnęła  się,  po  czym

teatralnym gestem strzepnęła jego ręce z ramion i zabrali się
do jedzenia.

Gdy kolacja dobiegła końca, Michael wstał.

-  Deser  wymaga  drobnego  wykończenia.  Pokażesz  mi,

gdzie trzymacie opalarkę, Adelaide?

- Usiądź, Michaelu – powiedziała pani Song. – Deser może

chwilę zaczekać.

-  Oczywiście.  –  Zajął  znów  swoje  miejsce,  zerkając

tęsknie na Adelaide.

Wyczuła  jego  frustrację  i  nie  mogła  powstrzymać

uśmiechu, gdy pod stołem splótł palce z jej palcami.

-  Otrzymuję  raporty  dotyczące  twoich  postępów

w organizacji pokazu mody, Adelaide – podjęła pani Song. –
Jestem niezmiernie zadowolona z twoich osiągnięć.

background image

- Dziękuję, babciu. – Adelaide zaczerwieniła się. – Dużo

jeszcze  zostało  do  zrobienia,  ale  przyrzekam,  że  cię  nie
zawiodę.

-  Trzymam  cię  za  słowo.  Jeśli  mnie  przekonasz,  że  na

rynku  jest  miejsce  dla  odzieży  przyjaznej  dla  pewnej  grupy
osób,  będziesz  idealną  osobą  do  poprowadzenia  w  Hansol
zespołu,  który  się  tym  zajmie.  Obserwuję  twoją  pracę
z zainteresowaniem. Spodziewam się, że do końca zachowasz
właściwą etykę pracy i profesjonalizm.

-  Szefowa  zespołu  projektantów?  Nie  wiem,  co

powiedzieć.  –  Czy  to  się  naprawdę  dzieje?  Po  dwóch  latach
w końcu dostaje szansę… – Dziękuję.

-  Wierzę,  że  tak  się  stanie,  ale  podziękowania  są

przedwczesne. Przed tobą jeszcze sporo pracy.

- Wiem, babciu – odparła Adelaide, siadając prosto. – Cały

czas pracuję.

Colin i babka uśmiechnęli się do niej z dumą i czułością.

W  końcu  Michael  ich  przeprosił  i  udał  się  do  drugiej  części
kuchni. Adelaide do niego dołączyła, gdy kładł na blacie tacę
z  miseczkami.  Dotknęła  go,  nie  mogła  się  powstrzymać.  Jej
ręce  poruszały  się  niezależnie  od  jej  woli.  Michael  przytulił
policzek do czubka jej głowy.

-  Gratuluję.  Jak  ty  to  zrobiłaś?  Poruszyłaś  nieporuszoną

Grace Song.

-  Dziękuję,  ale  jeszcze  nie  osiągnęłam  celu.  Jak

powiedziała babcia, przede mną długa droga. – Odsunęła się,
by spojrzeć mu w oczy, i ujrzała w nich ciepło i czułość. Gdy

background image

przeniósł wzrok na jej wargi, a potem znów spojrzał w oczy,
obudziło się w nich pożądanie.

-  Nie  wierzę,  że  zostawiliście  mnie  samego  z  babcią.  –

Głos  Colina  sprawił,  że  Adelaide  i  Michael  odskoczyli  od
siebie po raz drugi. – Mieliście przynieść deser.

-  Czekam,  aż  Adelaide  przypomni  sobie,  gdzie  chowa

opalarkę – odparł Michael, puszczając do niej oko.

Przewróciła  oczami,  wdzięczna  za  jego  refleks,  chociaż

niepokoiło  ją,  że  on  jest  opanowany,  kiedy  jej  serce  biło  jak
szalone.  Poza  tym  Colin  nie  dał  się  nabrać.  Adelaide
zignorowała  go  i  otwierała  kolejne  szafki,  a  w  końcu
otworzyła szufladę z opalarką i podała ją Michaelowi. Gdyby
ktoś prócz Colina dowiedział się o niej i Michaelu, wpadłaby
w  panikę,  ale  kuzyn  nie  traktował  jej  tak  nadopiekuńczo  jak
pozostali członkowie rodziny.

Michael posypał deser cukrem, a potem go skarmelizował,

tworząc na wierzchu chrupiącą warstwę.

- Wracajmy, zanim pani Song tu wmaszeruje.

Gdy całą trójką wrócili do stołu, okazało się, że pani Song

przysnęła.  Serce  Adelaide  się  ścisnęło.  Babka  się  starzeje.
Myśl,  że  ją  straci,  tak  przeraziła  Adelaide,  że  przez  sekundę
nie mogła oddychać.

Michael ścisnął jej ramię, jakby wyczuł jej emocje.

- Zaprowadź ją do pokoju.

-  Tak.  –  Adelaide  delikatnie  położyła  rękę  na  dłoni

babki. – Babciu, pozwól, że odprowadzę cię do sypialni. Już
późno.

background image

- Pomogę ci. – Colin wziął babkę pod drugą rękę.

Kiedy  wychodzili,  Michael  na  moment  spotkał  się

wzrokiem z Adelaide i powiedział bezgłośnie: Do zobaczenia
wkrótce.

Adelaide pomogła babce przebrać się w piżamę i przykryła

ją miękkim kocem.

- Dobranoc. Kocham cię.

- Wiem, Yoon-ah.

Adelaide zamarła z ręką na klamce, zaskoczona czułością

babki.  Kiedy  się  do  niej  odwróciła,  koc  unosił  się  i  opadał
w rytm oddechu. Babka spała.

Colin stał za drzwiami ze smętną miną.

- Jak ona się ma?

-  Jest  trochę  zmęczona.  Zasnęła,  jak  tylko  przyłożyła

głowę do poduszki. – Adelaide wzięła głęboki oddech. – Ona
za tobą tęskni.

- Będę ją częściej odwiedzał. Ostatnio firma zabierała mi

cały czas. Nie chcę jej zawieść tak jak ojciec.

-  Nie  jesteś  swoim  ojcem.  On  wybrał  własną  drogę.

Możesz się stać częścią Hansol i być dziesięć razy lepszy od
niego.

- Co nie byłoby wielkim osiągnięciem, bo on palcem nie

ruszył, żeby sobie radzić. Potrafił tylko brać. – Uśmiechnął się
ze smutkiem. – Ale nie martw się. Dam sobie radę.

- Jestem tego pewna.

background image

Przewróciła oczami, by ukryć łzy. Colin całe życie musiał

się o siebie troszczyć. Adelaide życzyła mu, by spotkał kogoś,
kto choć raz by się o niego zatroszczył. Kogoś, komu by na to
pozwolił.

Wyczuwając  jej  melancholię,  Colin  szturchnął  ją

ramieniem. Odwdzięczyła mu się tym samym.

- Nie zapominaj, że możesz na mnie liczyć – powiedziała.

-  A  ty  na  mnie.  –  Otoczył  ją  ramieniem  i  pocałował  jej

skroń.

W  ciszy  przepłynęło  między  nimi  mnóstwo

niewypowiedzianych słów.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wyszła  spod  prysznica  po  paru  minutach.  Nie  miała  siły

dłużej  tam  stać.  Poza  tym  zimny  prysznic  trudno  nazwać
relaksującym. Włożyła koszulkę i szorty i wskoczyła do łóżka.
Tęskniła za Michaelem.

Zmęczona i sfrustrowana, w pierwszej chwili nie usłyszała

pukania  w  okno  balkonowe.  Kiedy  w  końcu  je  usłyszała,
poderwała  się  na  nogi.  Na  balkonie  dojrzała  wysoką  postać.
Zakryła  usta,  powstrzymując  krzyk.  Wtedy  ta  postać
przesunęła się do światła, unosząc ręce.

- Michael? – Otworzyła drzwi i wciągnęła go do środka. –

Co  ty  wyprawiasz?  Jak  wszedłeś  na  ten  balkon?  Mało
brakowało, a dostałabym zawału.

- Nie wyjdę, dopóki nie uściskam cię na dobranoc.

Jego  namiętny  głos  ją  podniecił,  ale  myśl  o  tym,  by  się

z nim kochać, kiedy na dole śpi babka, była zatrważająca.

- Dzisiaj? Tutaj? To niemożliwe. Na dole śpi babcia…

-  Powiedziałem,  że  chcę  cię  przytulić.  Nie  wspomniałem

o… innych aktywnościach.

Była wdzięczna, że półmrok rozświetlony tylko blaskiem

księżyca ukrył przed nim jej rumieniec.

- Więc chcesz mnie tylko przytulić?

background image

- Tak. – Objął ją w talii. – Kiedy będziemy się kochać po

raz pierwszy, będziesz krzyczeć. Nie możemy pozwolić, żebyś
zrobiła to tutaj, prawda?

Nie ufając swojemu głosowi, potrząsnęła głową.

-  Cieszę  się,  że  się  zgadzamy  –  odparł  Michael

i z szelmowskim uśmiechem zdjął koszulę.

Przygryzła wargę i przesunęła dłońmi po jego torsie.

Gdy rozpiął pasek i spodnie, cicho spytała:

- Na pewno nie planujesz… innych aktywności?

Zdjął spodnie, potem buty i skarpetki.

- Nie powiedziałem przecież, że wykluczam wszelkie inne

aktywności.

Ruszył  ku  niej,  a  ona  zaczęła  się  cofać,  aż  opadła  na

materac.  Nie  ustałaby  sekundy  dłużej.  Kiedy  poczuła  jego
kolana na udzie, cofnęła się i oparła się o zagłówek. Michael
pociągnął ją za nogi. Nerwowo zapiszczała.

-  Cii  –  powiedział  z  wargami  przy  jej  szyi,  którą  zaczął

obsypywać pocałunkami. – To tylko ja.

-  Tylko  ty?  –  wykrztusiła.  –  Jesteś  prawie  nagi  w  moim

łóżku. Jasne, jesteś starym dobrym Mikiem.

Tak mocno przygryzł koniuszek jej ucha, aż syknęła.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Jak? Mike?

Burknął  coś,  całując  drugą  stronę  jej  szyi.  Uśmiechnęła

się. Wiedziała, że to jej Michael.

background image

-  Zgadza  się.  Ale  jesteś  nie  tylko  Mikiem,  prawda?  –

Przesunęła  ręce  na  jego  plecy.  –  Jesteś  moim  Michaelem.
I pragniesz mnie tak bardzo, że wariujesz. Dobrze mówię?

- Boże, tak – jęknął.

W końcu przycisnął wargi do jej ust. Desperacja, z jaką ją

całował, odebrała jej dech. Wcisnął udo między jej nogi.

-  Jakbym  dotykał  jedwabiu,  bardzo  zimnego  jedwabiu  –

zauważył.

W  odpowiedzi  wsunęła  dłonie  pod  jego  bokserki

i zacisnęła palce na jego członku. Uniósł głowę.

- Masz lodowate ręce.

Och, do diabła.

- Adelaide? – Przesuwał dłonie wzdłuż jej ręki. – Czemu

jesteś taka zimna?

- Ja… zamknij się. – Schowała twarz w zagłębieniu jego

szyi, by na nią nie patrzył.

- Masz mokre włosy. Brałaś prysznic?

- Tak.

- Zimny prysznic?

- Tak.

- Czemu, Adelaide? Powiedz mi.

- Bo pragnęłam cię do bólu. – Popatrzyła mu w oczy. – Ale

prysznic mi nie pomógł. Gdybyś pięć minut temu nie zapukał
do okna, sama bym to zrobiła. Myśląc o tobie.

- Boże, Adelaide. Zabijesz mnie.

background image

Tym razem, gdy ją pocałował, było w tym coś więcej niż

desperacja.  Adelaide  na  nim  usiadła.  Michael  przewrócił  ich
na bok i przyciągnął jej twarz do swojej piersi.

- Co robisz? – spytała zdumiona.

-  Zaliczyliśmy  dziś  dość  innych  aktywności.  Więcej  nie

dam rady. – Zasłonił oczy ramieniem.

- Masz rację. Babcia jest na dole, nawet jeśli śpi jak zabita.

- Śpij, potrzymam cię, dopóki nie zaśniesz.

- Okej.

Wtuliła się w niego. Jej serce nieco zwolniło.  Nie mogła

oczekiwać, że jej puls się uspokoi, kiedy leżała obok nagiego
Michaela. Zdawało się, że to sen, jednak bardziej rzeczywisty
niż jakakolwiek inna chwila w jej życiu.

-  Dobranoc  –  powiedziała,  pocałowała  go  w  policzek

i  położyła  głowę  na  jego  piersi.  Uwielbiała  te  jego  szerokie
ramiona, wyobrażała sobie, że mógłby objąć ocean. – Zobaczę
cię jutro?

- Tak, do diabła. – Objął ją mocniej. – Nie wymigasz się

znów od randki z kolacją.

Zaśmiała  się  cicho,  zachwycona  zaborczością  w  jego

głosie. Chciała, by szalał na jej punkcie.

-  Stek  ma  być  krwisty,  szampan  wytrawny,  a  deser…

dekadencki.

-  Możesz  na  mnie  liczyć,  kochanie  –  odparł  głosem,  od

którego przeszły ją ciarki.

Przepełniona słodkim oczekiwaniem odpłynęła w sen.

background image

Po powrocie do domu szybko położył się do łóżka. Wciąż

czuł  smak  Adelaide  na  wargach  i  pamiętał  chłodną  gładkość
jej skóry. Na myśl o tym, że brała zimny prysznic, bo tak go
pożądała, musiał znów mierzyć się z erekcją.

Całując  ją  i  przytulając,  pragnął  jedynie  zatonąć  w  jej

gorącym  wnętrzu.  Pieścił  się,  zaciskając  zęby.  Nie,  nie  zrobi
tego w pościeli. Jego kolej na zimny prysznic. Drugi tego dnia.
Stał  pod  strumieniem  wody  tak  długo,  aż  zaczął  szczękać
zębami. Niewiele to pomogło. Jutro będzie ją miał. Już jutro.

Nazajutrz  rano  obudziło  go  słońce,  które  wpadało  do

pokoju  przez  szparę  między  zasłonami,  i  radosny  śpiew
ptaków za oknem. Przykrył głowę poduszką. Poranna erekcja
po ledwie dwóch godzinach snu sprawiła, że czuł się rozbity
i sfrustrowany.

Może  powinien  odwołać  spotkania  z  klientami,  porwać

Adelaide z jej studia i przywieźć ją do domu?

Odrzucił  kołdrę  i  ruszył  pod  prysznic,  najzimniejszy

z możliwych. Czując na skórze lodowatą wodę, przeklął pod
nosem, po czym metodycznie przeglądał w myślach sprawy do
załatwienia tego dnia. Idiotyczne zachowania klientów często
wyprowadzały  go  z  równowagi,  ale  skupiając  się  na  tym,
osiągnął upragniony cel – zdusił inne niechciane teraz myśli.

Po  paru  chwilach  wyszedł  z  domu  w  szarym  garniturze

i niebieskim krawacie. Dostał go od Adelaide dwa lata temu
na  urodziny.  Były  na  nim  wyhaftowane  maleńkie  srebrne
rekiny z groźnymi uśmiechami.

Krawat  pasował  do  jego  nastroju,  a  z  drugiej  strony

pozwalał mu czuć bliskość Adelaide.

background image

- Dzień dobry, panie Reynolds – rzekła recepcjonistka.

-  Trisha.  –  Sztywno  kiwnął  jej  głową,  szybkim  krokiem

zmierzając do gabinetu.

Rozmowy  z  klientami  były  na  ogół  krótkie  i  miłe,  te

problematyczne stanowiły test dla jego cierpliwości. Tak czy
owak  dzień  ciągnął  się  jak  ciągutka,  a  włosy  Michaela  stały
dęba,  tak  często  przeczesywał  je  palcami.  Ostatnie  spotkanie
się  przeciągnęło  i  wyszedł  z  biura  dopiero  po  ósmej.
Opuszczając parking, czuł, jak serce mu wali na myśl, że zaraz
ujrzy Adelaide.

I wtedy odezwał się telefon.

- Tęsknisz za mną? – powiedział do słuchawki.

- Jak diabli – odparł Garrett.

Michael zaśmiał się, słysząc głos przyjaciela.

- Jak się czujesz jako prezes? Firma wciąż stoi?

-  Wal  się,  Reynolds.  Firma  radzi  sobie  lepiej  niż

kiedykolwiek  i  świetnie  o  tym  wiesz.  Twoje  akcje  muszą  ci
teraz przynosić niezły dochód.

-  Tarzam  się  w  forsie.  A  jak  się  mają  panie  Song  ze

wschodniego wybrzeża?

- Nie uwierzysz. Sophie mówi już całymi zdaniami. A ile

ma  do  powiedzenia!  –  Michael  nie  mógł  uwierzyć,  że
adoptowana  córeczka  Garretta  jest  już  taka  duża.  –  Szkoda
tylko,  że  połowy  z  tego  nie  rozumiem.  A  Natalie  rozumie
wszystko. – Garrett odchrząknął.

- Denerwujesz się czymś, Song? Co się dzieje?

background image

- Natalie jest w ciąży – oznajmił Garrett z radością i lekką

paniką.

- Moje gratulacje. Natalie i dziecko czują się dobrze?

-  Tak.  Właśnie  mieliśmy  pierwsze  usg.  Serce  dziecka

brzmiało jak dyszący pociąg. To niesamowite. Sophie nazwała
je orzeszkiem, bo tak wyglądało na ekranie.

- Bardzo się cieszę. Będziesz świetnym ojcem. Już jesteś

świetnym ojcem.

Michael zaparkował. Wiadomość, że przyjaciel i jego żona

doczekali się dziecka, napełniła go dumą i radością, a jednak
to  szczęście  przesłaniał  godny  pożałowania  cień  zazdrości.
Poczuł wyrzuty sumienia. Garrett to jego najlepszy przyjaciel.
Jak  mogą  mu  towarzyszyć  jakiekolwiek  inne  emocje  prócz
szczęścia?

- Dzięki, Michael, to wiele dla mnie znaczy.

- Gratuluję wam.

Gdy  się  rozłączyli,  miał  problem  z  oddychaniem.  Co  się

dzieje? Sądził, że już się wyzbył pragnienia, by zostać ojcem,
ale załamanie, szok i wstyd z powodu bezpłodności zdawały
się trwać w ciemnych zakamarkach jego umysłu.

Miał dość użalania się nad sobą. Natalie jest w ciąży i to

jest  najlepsza  wiadomość,  jaką  otrzymał  od  lat.  Było  to
również  przychodzące  w  porę  przypomnienie,  dlaczego  nie
wolno mu związać się z Adelaide. Był pewny, że któregoś dnia
zechce mieć dzieci, których nie mógł jej dać.

Ich  romans  potrwa  tylko  dwa  miesiące,  przez  które

zgromadzi dość wspomnień, by mu starczyły do końca życia.
Na tyle zasługuje, prawda?

background image

Po  kilku  chwilach  wszedł  do  studia  Adelaide  ze

zmierzwionymi 

włosami, 

jednodniowym 

zarostem,

przekrzywionym  krawatem  i  cieniami  pod  oczami.  Było
późno, więc zdziwił się, zastając tam Monę, Chrisa i Cindy.

Chwilę  potem  zobaczył  Adelaide  w  różowym  topie

i  czarnych  spodniach.  Pochylała  głowę  nad  biurkiem,  włosy
zaczesała  za  uszy.  Przygryzała  dolną  wargę  pomalowaną
fuksjową pomadką. Była seksowna jak grzech.

-  Och.  –  Była  tak  zajęta  swoim  szkicem,  że  dopiero  po

paru minutach zauważyła Michaela. – Długo tu jesteś?

-  Jakieś  pięć  minut.  –  Uśmiechnął  się  z  czystej

przyjemności, jaką było słuchanie jej głosu. – Nie chciałem ci
przeszkadzać.

Uniosła rękę, jakby zamierzała go dotknąć, ale szybko ją

cofnęła.  Obiecali  sobie  przecież,  że  będą  się  ukrywać,  nie
mówiąc  już  o  tym,  że  manifestacja  uczuć  w  obecności
studentów byłaby nieprofesjonalna. Stali zatem jakiś pół metra
od  siebie,  pożerając  się  wzrokiem.  Pierwsza  odwróciła
spojrzenie Adelaide. Podobało mu się, jak na nią działa. Jego
twarz  przeciął  pewny  siebie  uśmiech.  Adelaide  uniosła  ręce,
jakby mówiła: Dobra. Pragnę cię. Wygrałeś.

-  Mam  pomysł,  żeby  wykorzystać  ukrytą  listwę

w spodniach – oznajmiła podekscytowana. – Wpadłam na ten
pomysł,  kupując  ubrania  ciążowe  dla  Natalie.  Garrett  ci  już
mówił?

-  Myślałem,  że  sami  dopiero  się  dowiedzieli  –  odparł.  –

Natalie już potrzebuje ciążowych ubrań?

background image

- Kto mówi, że potrzebuje? Nie o to chodzi. – Machnęła

ręką,  jakby  się  oganiała  od  natrętnej  muchy.  –  Elastyczny
materiał,  który  wykorzystuje  się  do  szycia  ubrań  dla
ciężarnych,  niesamowicie  się  rozciąga,  a  potem  wraca  do
oryginalnego stanu.

-  Więc  chcesz  zaprojektować  elastyczne  spodnie?  Czym

się będą różniły od jegginsów?

- Pytasz poważnie? Nie można nosić jegginsów do pracy.

A  przynajmniej  nie  wypada.  –  Zmarszczyła  nos.  –  Moje
spodnie  nie  będą  całe  elastyczne,  za  to  pod  zamkiem
błyskawicznym będzie wszyta ukryta elastyczna listwa. Dzięki
niej  spodnie  dopasują  się  do  sylwetki.  Ta  listwa  będzie
z przyjaznego dla skóry materiału. Nic nie będzie cisnęło ani
obcierało. No i rezygnuję z paska, bo dla ludzi wrażliwych to
prawdziwa  tortura.  Zresztą  nikt  nie  uważa  pasków  za
wygodne.

-  Oddychaj,  Adelaide.  Słyszę  cię.  Nie  wyobrażam  sobie

dokładnie, jak to działa, ale pomysł jest świetny.

-  Potrzebuję  do  tego  zespołu.  Do  jutra  powinnam  mieć

jakieś projekty do przedyskutowania – oznajmiła, odwracając
się do biurka.

- Pracuj. Przywiozę ci kolację.

Kiwnęła  głową.  No  i  tyle  z  romantycznej  kolacji  w  jego

domu. Wychodząc, uśmiechnął się z żalem.

-  A  wy  macie  ochotę  na  kolację?  Mogę  wam  coś

przywieźć – zwrócił się do reszty projektantów.

-  Za  kilka  minut  idziemy  na  burgery  do  Tommy’ego  –

odrzekła Cindy. – Ale dzięki, że pan pyta.

background image

- Nie ma za co, bawcie się dobrze – rzekł i wyszedł.

Potrzebował  czegoś,  co  można  jeść  palcami,  by  mógł

karmić  Adelaide,  kiedy  będzie  rysowała.  Sushi  czy  kimbap?
Parę dni temu jedli sushi, a o tej porze nie znajdzie dobrego
kimbap.  Nagle  przyszedł  mu  do  głowy  pewien  pomysł.
Pierożki wielkości kęsa będą idealne.

Najbliższa  restauracja  z  pierożkami  znajdowała  się

w  Chinatown,  co  oznaczało  dwadzieścia  minut  jazdy.  No
i wróci dopiero po dziesiątej. Na szczęście rysując, Adelaide
nawet nie zauważała, że jest głodna.

Wsiadł  do  samochodu  i  ruszył  do  Chinatown.  Dotarł  na

miejsce  tuż  przed  zamknięciem  i  zdążył  jeszcze  zamówić
połowę  menu.  Powrót  do  Hansol  zajął  mu  niewiele  czasu.
Jedzenie pachniało niesamowicie.

Tak  jak  się  spodziewał,  zastał  Adelaide  w  tym  samym

miejscu,  w  którym  ją  zostawił.  Kosz  na  śmieci  wypełniały
zgniecione  kartki.  Najwyraźniej  nie  była  zadowolona
z rezultatów swojej pracy.

- Zrobisz sobie kilka minut przerwy i zjesz przy stole, czy

mam cię nakarmić? – spytał, stawiając pudełko na stole.

Podniosła wzrok i zmarszczyła czoło, potem znów spuściła

wzrok. Zaśmiał się, kręcąc głową. Była w swoim świecie, a on
nie chciał zakłócać jej procesu twórczego. Poza tym nie mógł
się  doczekać,  żeby  ją  nakarmić.  Zbliżała  się  dziesiąta,  mieli
studio tylko dla siebie. Na wszelki wypadek wyjrzał do holu,
sprawdzając, czy kogoś tam nie ma. Karmienie jej pierożkami
było dość niewinne, jednak wolał nie ryzykować, że ktoś ich
zobaczy.

background image

- Otwórz. – Odsunął myśli, które natychmiast się pojawiły,

i włożył jej do ust pierożek z krewetkami.

- Mmm – odpowiedziała.

Następnie podał jej wieprzowo-krewetkowe shumai i sam

coś zjadł.

- Jeszcze – powiedziała, a on posłusznie włożył jej do ust

kolejne shumai. Następnym razem zamówi podwójną porcję.

Kiedy zjedli wszystko, Adelaide skończyła szkic, który nie

wylądował w koszu.

- Widzisz, nie powinnaś pracować z pustym żołądkiem.

-  Chyba  masz  rację.  –  Podniosła  wzrok  i  szeroko  się

uśmiechnęła. – Jest całkiem niezły.

Położył rękę na jej policzku, a ona się w nią wtuliła.

- Jest wyjątkowy.

- Myślę, że nie jesteś obiektywny – odparła.

Lekko pocałował ją w usta i się cofnął.

- Masz jeszcze coś do zrobienia. Gdybyś mnie pocałowała,

tak jak próbowałaś, wyniósłbym cię stąd.

- Nudny jesteś, Reynolds.

Zaśmiał się i cmoknął ją w czubek nosa.

- Usiądę przy tamtym biurku i zajmę się swoimi sprawami.

- Powinieneś jechać do domu i odpocząć.

- Chcę ci dotrzymać towarzystwa. I mieć pewność, że nie

spędzisz tu całej nocy.

background image

-  Jestem  na  to  za  stara,  ale  zostań,  skoro  się  upierasz.

Pewnie chcesz się na mnie pogapić.

- Usiądę sobie przy biurku i będę cię rozbierał wzrokiem –

rzekł niskim głosem i pocałował ją w usta. – Wracaj do pracy,
Song.

Włączył tablet i zaczął codzienny przegląd prasy, szukając

informacji  na  temat  klientów.  To  był  dobry  dzień,  bez
koszmarów i wybryków, które wpływałyby na ich wizerunek,
ale  była  to  najnudniejsza  część  jego  pracy.  Chwycił  grzbiet
nosa i na moment zamknął oczy. Potem spojrzał na zegarek.
Dochodziła druga w nocy.

- Jak idzie? – spytał, delikatnie masując jej ramiona.

Zakryła usta ręką i ziewnęła.

- Skończyłam dwa projekty i właśnie robię trzeci.

- Jest druga. Może dokończysz ten trzeci, jak prześpisz się

parę godzin. Jutro musisz normalnie funkcjonować. Odwiozę
cię do domu, zdrzemniesz się w aucie.

- Nie chcę budzić babci. Ma lekki sen. – Uśmiechnęła się

słodko. – Możemy pojechać do ciebie?

- Tak.

Nie  mógł  odmówić,  ale  tej  nocy  jej  nie  tknie.

A  przynajmniej  będzie  się  starał,  bo  potrzebowała
odpoczynku. Będzie się bardzo starał.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Rzeczywiście  zasnęła  w  samochodzie.  Obudziła  się

gwałtownie,  gdy  wziął  ją  na  ręce  i  niósł  do  domu.  Kiedy
znaleźli się w środku, ostrożnie postawił ją na podłodze. Przez
moment patrzył na swoje buty.

-  Pokażę  ci,  gdzie  jest…  –  Zerknął  na  nią,  po  czym

odwrócił wzrok.

Skąd  to  skrępowanie?  W  końcu  byli  sami.  Pragnęła  go.

Była  jeszcze  trochę  zaspana  i  z  trudem  znajdowała  słowa,
więc splotła palce z jego palcami i poprowadziła go na schody.
Michael  zatrzymał  się  przed  drzwiami  sypialni,  do  której
przylegała łazienka.

- Co robisz? – spytał.

-  Zabieram  cię  pod  prysznic,  żebyś  był  goły  i  mokry  –

odparła, patrząc mu w oczy.

- Nie mogę. Nie możemy. Musisz odpocząć.

-  W  tej  chwili  sen  nie  jest  na  pierwszym  miejscu  listy

moich potrzeb. – Chwyciła go za koszulę. – Jak nie będziesz
się dziś ze mną kochać, zacznę krzyczeć i kopać.

Gwałtownie wciągnął powietrze.

- Praca jest dla ciebie ważna.

- Pozwól, że ustanowimy pewne reguły. Muszę cię mieć,

kiedy chcę i gdzie chcę, a ja chcę cię mieć tu i teraz. Jasne?

background image

Zmarszczka na jego czole wygładziła się, wargi ułożyły się

w  półuśmiech.  Ruszył  naprzód,  aż  cofająca  się  Adelaide
uderzyła plecami o drzwi kabiny prysznicowej.

- Więc chcesz, żebym był goły i mokry?

Energicznie pokiwała głową.

- Chcesz patrzeć, jak się rozbieram?

- Tak – wychrypiała.

- Jak bardzo?

- Bardzo. Proszę.

Powoli  zdjął  zegarek  i  położył  go  na  blacie  umywalki.

Potem  długo  wyjmował  spinki  do  mankietów,  aż  wreszcie
Adelaide  dojrzała  jego  nadgarstek.  Jeśli  do  tego  stopnia
podnieca  ją  nadgarstek,  naprawdę  jest  w  kłopocie.  Zaczął
rozpinać  koszulę  guzik  po  guziku,  odsłaniając  coraz  więcej
skóry. Gdy koszula opadła na podłogę, ręce Adelaide uniosły
się niezależnie od jej woli i dotknęły jego ciała.

Michael się cofnął.

- Nie pozwoliłem ci… jeszcze.

- Co? – Tupnęła nogą jak rozwydrzony dzieciak.

- Możesz patrzeć, ale nie wolno ci mnie dotykać, dopóki ci

nie pozwolę. Zrozumiałaś? – rzekł stanowczym tonem.

- Ale…

- Zrozumiałaś? – powtórzył, rozpinając pasek. – Czy mam

przestać?

- Nie przestawaj, rozumiem.

background image

Uśmiechnął  się.  Gdy  pociągnął  zamek  rozporka,

zapiszczała.  Nie  czuła  zażenowania.  Doprowadzał  ją  do
szaleństwa.  Odsłonił  się  do  reszty,  pozbywając  się  spodni
i  bokserek.  Rzeczywistość  przewyższała  wyobrażenia
Adelaide.

-  Czy  mam  twoją  aprobatę?  –  Arogancko  uniesione  brwi

mówiły jej, że zna odpowiedź.

-  Och,  nie  wiem.  Muszę  się  przekonać,  czy  do  siebie…

pasujemy.

- Jestem przekonany, że doskonale pasujemy.

Chwycił brzeg jej bluzki. Adelaide zadrżała, unosząc ręce.

Michael rozpiął jej stanik, powoli tracąc pewność siebie, za to
ona znów poczuła swoją moc.

-  Cóż,  udowodnij  mi.  –  Rozpięła  i  ściągnęła  spodnie,

zostając w skrawku koronki na biodrach.

-  Mój  Boże,  Adelaide.  –  Przyklęknął  i  zsunął  jej  figi,

mówiąc niemal z szacunkiem: - Jesteś idealna.

Zanim  się  znów  zawstydziła,  odkręciła  wodę  pod

prysznicem.  Michael  powoli  się  wyprostował.  Głaskał  jej
ramiona  i  piersi.  Jego  dotyk  był  jednocześnie  delikatny
i  szorstki.  Kabinę  wypełniła  para.  Adelaide  weszła  pod
strumień wody, by zrobić miejsce Michaelowi. Jego atletyczne
ciało zamieniło tę przestrzeń w przytulny kokon.

Oblizując  wargi,  chwyciła  go  za  ramiona  i  zamieniła  się

z nim miejscami. Krople wody spływały w dół jego ciała.

Przyciągnął  ją  do  siebie,  położył  rękę  na  jej  policzku

i obsypywał jej twarz pocałunkami.

background image

Wreszcie  przycisnął  wargi  do  kącika  jej  ust,  a  potem  do

drugiego. Brakowało jej cierpliwości, by czekać na pocałunek.
Wsunęła  palce  w  jego  mokre  włosy  i  chwyciła  ustami  jego
dolną wargę, a potem ją przygryzła. Lekko się wzdrygnął, ale
się nie cofnął.

Wykorzystała  ten  moment  i  wsunęła  język  do  jego  ust.

Ręką,  którą  trzymał  na  policzku,  teraz  chwycił  ją  za  włosy
i  odpowiedział  jej  tym  samym.  W  nagrodę,  że  spełnił  jej
życzenie, polizała przygryzioną wcześniej wargę.

- Boże – jęknął. – Ależ cię pragnę.

- To mnie weź.

Opuścił  głowę  i  całował  jej  brodę,  szyję,  obojczyk.

Wreszcie piersi. Adelaide wygięła plecy, gdy w końcu zacisnął
wargi na sutku. Potem rozsunął jej nogi i wcisnął między nie
swoje  udo.  Ocierała  się  o  niego,  a  on  ją  całował  i  nie
przestawał  dotykać.  Była  już  blisko,  gdy  opadł  na  kolana
i jeszcze bardziej rozsunął jej nogi.

-  Nie  tak…  -  Nie  chciała  takiego  orgazmu.  Chciała,  by

doszedł razem z nią. – Ja… och…

Jego język i zęby działały cuda.

- Michael! – krzyknęła, gdy zaczął ją ssać. Orgazm był tak

silny, że kolana się pod nią ugięły. Gdyby nie chwycił jej za
biodra, osunęłaby się na ziemię.

Gdy  się  wyprostował,  ujął  w  dłonie  jej  zaczerwienioną

twarz i uśmiechnął się szeroko.

- Mówiłem, że będziesz krzyczeć.

- Uhm. – To było wszystko, na co było ją stać.

background image

Uniósł  brwi  i  zakręcił  wodę.  Pierwszy  wyszedł  spod

prysznica  i  się  wytarł.  Potem  delikatnie  osuszył  włosy
Adelaide, owinął ją ręcznikiem i wziął na ręce.

Nagi  i  podniecony  położył  ją  na  łóżku,  po  czym  miał

czelność się oddalić.

- Hej. – Wsparła się na łokciach. – A ty dokąd?

- Prezerwatywa! – zawołał z łazienki.

Zdjęła  ręcznik  i  uklękła.  Zamierzała  wstrząsnąć  jego

światem. Kiedy ją zobaczył, oczy mu zabłysły.

Korzystając z tego, że stał jak oniemiały, przesunęła dłonie

na piersi.

- Jesteś gotowy?

-  Boże,  Adelaide.  –  Błyskawicznie  znalazł  się  obok  niej

i nie wiadomo kiedy położył ją na plecach.

Bała się, że ucisk jego ciała wystarczy, by eksplodowała.

Podrapała go po plecach i ścisnęła za pośladki. Gdy z jego ust
wypłynął  zwierzęcy  pomruk,  miała  ochotę  się  roześmiać  –
z rozkoszy, poczucia mocy i wolności. Zaraz potem przylgnął
wargami do jej piersi.

- Michael – jęknęła głosem, którego nie rozpoznawała. To

był Michael. Jej Michael.

I  kochał  się  z  nią  tak,  jakby  na  tej  planecie  nie  było

niczego, czego by równie pragnął.

- Proszę, teraz.

- Jesteś taka wilgotna. – Wsunął w nią palce.

- Tak, proszę.

background image

Zsunął się z niej i zębami rozerwał opakowanie. Patrząc,

jak  się  zabezpiecza,  Adelaide  pomyślała,  że  w  życiu  nie
widziała  nic  równie  seksownego.  Potem  znów  przygniótł  ją
swoim ciężarem.

-  Jesteś  pewna?  –  Zdmuchnął  jej  włosy  z  czoła.  –

Absolutnie pewna?

- Weź mnie.

Kiedy  się  z  nią  połączył,  jęknęli.  Zatapiał  się  w  niej

centymetr po centymetrze.

- Adelaide – powtarzał jej imię, narzucając tempo.

Ugięła nogi i oparła stopy na materacu. Po chwili poczuła

bolesne napięcie. Widząc, że jest już blisko, Michael uniósł jej
biodra i przyspieszył. Orgazm napełnił jej oczy łzami.

- Michael.

Zanim  doszła  do  siebie,  trzymając  się  go  z  całej  siły,

Michaela  ogarnęło  jakieś  szaleństwo  i  tym  razem  to  on
wykrzyczał jej imię. Zawisł nad nią, opierając się na rękach.
A  ponieważ  drżał,  opadł  na  materac,  kładąc  się  na  boku
i ciągnąc ją za sobą.

Patrzył na nią z taką czułością, że gardło jej się ścisnęło.

Całował jej nos, skronie i policzki. Czuła się uwielbiana.

- Powtórzymy to? – spytała.

Zaśmiał się.

- Nie mam już dwudziestu lat. Daj mi dwie godziny.

- No no, będziesz gotowy za dwie godziny? Cudnie.

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Wiesz o tym?

background image

- Naprawdę?

- Pragnę cię tak bardzo, że tracę wzrok.

-  Nie  możemy  do  tego  dopuścić.  Zapisuję  nam  kolejną

rundkę za sześć godzin. – Ziewnęła. – Czas na sen.

- Śpij, obudzę cię za dwie godziny.

Zamknęła oczy. Właśnie przeżyła najlepszy seks w swoim

życiu,  ale  miała  też  pracę  do  zrobienia.  Po  kolejnym  seksie
z Michaelem, rzecz jasna.

Mając  na  względzie  jej  zmęczenie  i  pracę,  tej  nocy  nie

zamierzał jej uwodzić. Wrócił do swojego dawnego zwyczaju
i  znów  traktował  ją  jak  dziewczynkę,  która  potrzebuje
pomocy.

Tu  się  mylił.  Była  silną  kobietą,  która  wie,  czego  chce.

Kiedy jasno wyraziła swoje pragnienia, nie zostało mu wiele
do  powiedzenia.  Poza  tym  nie  mógł  jej  odmówić.  Jego  siła
woli była na wyczerpaniu.

Gdy tylko jej oddech się wyrównał, Michael także zasnął.

Trzymał ją w ramionach na dowód, że należy do niego – choć
przez  chwilę.  Od  tego  wszystkiego  kręciło  mu  się  w  głowie
i nawet przez sen czuł się podekscytowany.

Jakiś czas później obudził się w ciemności. Adelaide spała

z nogą na jego nogach. Uśmiechnął się, przypominając sobie
swoją  obietnicę  przed  zaśnięciem,  i  zaczął  rysować  palcem
kółka na jej plecach.

Poruszyła  się,  westchnęła  i  mocniej  w  niego  wtuliła.

Zaśmiał się i pocałował ją w ramię, a wtedy uniosła powieki.

- Dzień dobry – rzekł, choć do świtu było daleko.

background image

- Dzień dobry – odparła, skrywając ziewnięcie.

Kusiło  go,  by  pozwolić  jej  spać,  ale  musiała  dokończyć

projekt. Najlepsze, co mógł zrobić, to pomóc jej się obudzić.
A zatem powędrował wargami z ramienia na szyję. Przestała
ziewać. Drażnił się z nią, lekkimi pocałunkami obsypywał jej
twarz,  omijając  wargi.  Zaczęła  się  wiercić  i  ocierać  się
o  niego,  co  oczywiście  skończyło  się  erekcją,  która  nie
pozwalała  mu  na  dalsze  zabawy,  więc  w  końcu  zgniótł  jej
wargi pocałunkiem.

Kochali się, jakby ich życie od tego zależało. Gdy rozpadła

się w jego ramionach, szczytował zaraz po niej. Oboje dyszeli,
zlani potem.

- Obudziłaś się już? – spytał.

- Uhm – mruknęła zaspokojona i senna.

- Och nie, nie rób tego. – Klepnął jej zgrabny pośladek.

- Au – jęknęła, kryjąc uśmiech.

- Weź prysznic, a ja zrobię kawę. – Popchnął ją w stronę

łazienki.

Poszedł  do  kuchni  nago,  nie  chciał  niczego  wkładać  na

spocone  ciało.  Po  kilku  minutach  miał  iść  z  powrotem  do
sypialni  z  dwoma  parującymi  kubkami.  Adelaide  weszła  do
kuchni, nim zdążył zrobić dwa kroki. Zmyła makijaż i miała
na sobie to samo ubranie co poprzedniego dnia.

- Żartujesz sobie, Reynolds? – Wyrzuciła do góry ręce. –

Podasz  mi  kawę  goły?  Chciałeś,  żebym  się  skupiła  na
projekcie.

background image

-  Nie  mogę  się  ubrać,  dopóki  nie  wezmę  prysznica.  –

Podał  jej  kubek  i  musnął  ją  pocałunkiem.  –  Wypij  i  zabieraj
się do pracy. Mój gabinet jest w końcu korytarza.

- Kokiet.

Roześmiał się tak głośno, że kawa omal mu się nie wylała.

Wciąż  się  uśmiechał,  kiedy  wszedł  pod  prysznic.  Od  dawna
nie czuł się tak beztrosko. Adelaide coś w nim uwolniła. Coś,
co jak sądził, utracił bezpowrotnie. Szczęście.

Gdy  po  godzinie  zajrzał  do  gabinetu,  pracowała

w skupieniu. Nie chciał jej przeszkadzać, ale musiał wyjść do
biura.

-  Jak  ci  idzie,  kochanie?  –  Nie  mógł  się  powstrzymać

i pocałował jej pełne różowe wargi.

- Jestem taka przejęta tymi projektami – odparła.

- I słusznie. Twoje pomysły są fenomenalne. Zostawię cię

teraz. Możesz zostać, jak długo zechcesz.

- Wychodzisz?

W jej głosie słyszał rozczarowanie. Ale on musi dotrzymać

obietnicy. Ich relacja ma pozostać tajemnicą.

-  Nie  możemy  oboje  spóźnić  się  do  pracy  i  nie  powinni

widzieć, jak podrzucam cię do Hansol. Mamy dobry pretekst
do bycia razem, ale nie powinniśmy ryzykować. – Na myśl, że
ją opuści ogarnęła go melancholia.

- Nie bądź głupi. Zadzwonię po samochód.

- O której wrócisz? – Przyciągnął ją bliżej.

- Jak tylko uporam się z pracą?

background image

- Wciąż jestem ci winien kolację.

- To prawda. – Uśmiechnęła się. – Całus na do widzenia?

- Boże, tak.

Stanęła  na  palcach  i  go  pocałowała.  To  był  słodki

pocałunek,  pełen  obietnic  i  hamowanego  pożądania.
Odpowiedział jej tym samym. Żadne z nich nie miałoby siły
przestać, gdyby całowali się tak, jak naprawdę chcieli.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Czas do zebrania zespołu Adelaide przeżyła dzięki kawie

i  adrenalinie.  Część  projektantów  miała  zajęcia  do  późnego
popołudnia, więc dopiero po osiemnastej rozpoczęli spotkanie
poświęcone jej nowym projektom. Gdy skończyła prezentację,
wszyscy milczeli.

-  Jakieś  uwagi?  Sugestie?  Konstruktywna  krytyka?  –

spytała przejęta.

Dopiero po kilku pełnych nerwów sekundach członkowie

zespołu niemal równocześnie zaczęli mówić.

- Te spodnie będą pasowały na różne figury.

- Mój brat byłby zachwycony – przebił się Chris.

- To ubrania dla ludzi z autyzmem, które są wygodne i na

które ich stać.

- Zaczekajcie! – przerwała im bliska śmiechu. – Doceniam

wasz  entuzjazm,  ale  na  razie  to  tylko  pomysł.  Wiele  rzeczy
trzeba jeszcze ustalić.

-  Nie  widzę  w  tym  abstrakcyjnej  idei.  To  już  zaczyna

nabierać  kształtu  –  wtrąciła  Cindy.  –  Jeszcze  trochę  i  będzie
gotowy. Jest super!

-  Pamiętajcie,  że  to  nie  jedyny  pomysł,  nad  którym

pracujemy.  Znajdujemy  innowacyjne  sposoby  na  to,  aby
zaprzeczyć twierdzeniu, że wygoda i elegancja wzajemnie się

background image

wykluczają.  –  Adelaide  nawiązała  kontakt  wzrokowy  ze
studentami. – Robicie to wy.

W  studiu  rozbrzmiały  radosne  okrzyki.  Adelaide

postanowiła  skorzystać  z  okazji  i  poruszyć  temat  modeli.
Chciała, by pokaz i jej przyszła linia ubrań uczyły akceptacji
różnic i różnorodności, a nie ostracyzowania i osądzania tych,
którzy nie są „normalni”.

Swoją drogą, kto definiuje „normalność”?

- Mogę prosić wszystkich o uwagę?

W pokoju zapadła cisza. Szacunek, jakim ją darzyli, uczył

Adelaide pokory.

-  W  naszym  pokazie  chodzi  o  celebrowanie  różnic,  tak?

Więc  myślę,  że  nasi  modele  też  powinni  odzwierciedlać  te
różnice.

-  Super.  Doskonały  pomysł.  –  Mona  uderzyła  pięścią

w powietrze, a pozostali jej przytaknęli.

-  No,  łatwo  poszło.  Jesteście  niesamowici  –  powiedziała

Adelaide z uśmiechem. – A teraz wracajmy do pracy.

Usiadła  do  szkicu  i  nie  podnosiła  głowy  znad  biurka  do

chwili, gdy zadzwonił Colin.

-  Cześć,  kuzynie  –  odezwała  się,  wyciągając  rękę  nad

głowę, by się przeciągnąć. – Co tam?

-  Chcesz  się  dziś  ze  mną  spotkać?  Od  wieków  nie

wychodziliśmy razem.

- Bardzo chętnie. – Zrobiła pauzę.

Zdecydowanie  powinni  się  spotkać  i  pogadać,  ale  liczyła

minuty do wieczornego sam na sam z Michaelem. Rozejrzała

background image

się  po  prawie  pustym  już  studiu  i  spojrzała  na  zegarek.
Dochodziła ósma.

- Ale dziś nie mogę. Pracowałam prawie całą noc, muszę

się wcześniej położyć.

- Jesteś nudna, jak jesteś zmęczona.

-  Tak?  Będziesz  jutro  wieczorem  w  Pendulum?

Wpadłabym na kolację – zaproponowała, bo czuła się winna.
Ale jeśli nie spotka się z Michaelem, chyba oszaleje.

-  Może  być  pojutrze?  Zaniedbałem  moje  kluby,

uruchamiając  SC  Productions.  Jutro  zamierzam  do  nich
zajrzeć.

- Okej, w takim razie do zobaczenia pojutrze.

- Tak, do zobaczenia.

Gdy  się  rozłączyli,  Adelaide  napisała  do  Michaela:  „Nie

miałam pojęcia, że już tak późno. Właśnie wychodzę”.

Serce jej waliło z radości i podniecenia. Za chwilę będzie

z Michaelem. Za chwilę, czyli nie dość szybko.

O rety, mam kłopot, pomyślała.

Sprawdzał  telefon  chyba  po  raz  jedenasty  od  dziesięciu

minut, gdy dostał wiadomość od Adelaide. Westchnął z ulgą.
Dochodziła  ósma,  więc  nie  powinno  być  dużego  ruchu.
Wytrzymaj jeszcze trzydzieści pięć minut, Reynolds.

Nie  panował  nad  sobą.  Świadomość,  że  to  musi  się

skończyć,  sprawiała,  że  rozpaczliwie  pragnął  wykorzystać
każdą sekundę z Adelaide. Skradziony czas.

Nie mógł dać jej dzieci. Nawet gdyby zechciała adoptować

dziecko, by z nim być, jej babka by na to nie przystała. James

background image

Song też marzył o wnukach. Gdyby Adelaide zdecydowała się
z  nim  związać  mimo  jego  niepłodności,  między  nią  a  jej
rodziną  powstałaby  przepaść,  i  to  teraz,  gdy  była  tak  blisko
osiągnięcia celu.

Nie  mógł  dopuścić  do  tego,  by  straciła  szansę  na  pracę

w Hansol.

A  jednak  jej  potrzebował.  Jeśli  zachowają  ostrożność,

nadal  będzie  się  cieszył  przyjaźnią  Songów.  Potrzebował
Adelaide, by ogrzała jego duszę. Chciał zabrać wspomnienia
jej słodyczy, siły i namiętności na czas, gdy już nie będzie do
niego należała. Tak, jest egoistą.

Kiedy  odezwał  się  dzwonek  przy  drzwiach,  jego  serce

zabiło  mocniej.  Ale  na  Adelaide  jest  za  wcześnie.  Od  jej
esemesa minęło pięć minut.

- Idę! – zawołał. – Kto tam?

- Colin.

Michael szeroko otworzył drzwi i zaskoczony spytał:

- Co tu robisz?

-  Wiem,  dawno  u  ciebie  nie  byłem,  ale  zdarzało  mi  się

wpadać 

bez 

zapowiedzi. 

Czemu 

wyglądasz 

na

spanikowanego?

-  Nic  podobnego,  po  prostu  dawno  cię  nie  było.  –  Na

powitanie poklepali się po plecach. – Wejdź.

Colin  usiadł  na  stołku  przy  kuchennej  wyspie.  Michael

obszedł wyspę i sięgnął do lodówki.

- IPA czy lager?

background image

- IPA – odparł Colin, patrząc na szampana, który chłodził

się w lodzie. – Czekasz na kogoś? Randka?

Do  diabła.  Adelaide  powinna  być  za  niespełna  pół

godziny.  Colin  domyślał  się,  że  coś  ich  łączy,  sądząc  z  jego
żartów  podczas  kolacji  u  pani  Song.  Adelaide  chciała
zachować ich romans w tajemnicy. Michael miał nadzieję, że
pozbędzie  się  Colina  przed  jej  przyjazdem,  ale  kłamstwo
wszystko skomplikuje, jeśli jednak dziś na siebie wpadną.

- Niezupełnie. – Powoli wciągnął powietrze.

- Czekasz na Adelaide – rzekł Colin. – Kiedy będzie?

- Nie wcześniej jak za pół godziny.

-  Dobrze.  Zdążę  powiedzieć,  po  co  przyszedłem,  potem

zniknę ci z oczu.

Ręka  Michaela,  w  której  trzymał  piwo,  zatrzymała  się

w połowie drogi do ust. Zmusił się, by wypić łyk, i odstawił
butelkę na blat, przyklejając na twarz uśmiech.

- Brzmi to intrygująco. W takim razie słucham.

- Wiem, że jestem od ciebie młodszy i że byłem natrętnym

dzieciakiem, który ciągnął się za tobą i Garrettem.

- Nie wiem, do czego zmierzasz, ale to było wieki temu.

Wszyscy  byliśmy  wtedy  dziećmi.  Teraz  nikomu  się  nie
narzucasz.

- Dzięki, bo po tym, co powiem, możesz mnie uważać za

następcę  Garretta.  –  Colin  wyglądał  na  trochę  zbolałego,  ale
też zdeterminowanego. – Nie wiem, jak poważne jest to, co cię
łączy z Adelaide, ale chcę znać twoje zamiary.

background image

- Co? – Michael nie wiedział, czy ma się roześmiać, czy

wyrzucić Colina za drzwi.

-  Jesteście  dorośli,  nie  chcę  się  wtrącać.  –  Colin  uniósł

rękę, bo Michael próbował mu przerwać. – I proszę, nie mów,
że nic między wami nie ma. Sytuacja jest niekomfortowa, nie
chciałbym wskazywać, jak bardzo sprawa jest oczywista.

Och, do diabła. I tyle z ich dyskrecji.

-  Posłuchaj,  Mike.  Pewnie  nie  zdajesz  sobie  sprawy,  jak

bardzo jesteś drogi Adelaide. Darzyła cię uwielbieniem, odkąd
miała  cztery  lata,  szalała  za  tobą  jako  nastolatka  do  czasu,
kiedy się ożeniłeś. Była wtedy zdruzgotana, myślę, że się po
tym nie podniosła. To nie było dziewczęce zauroczenie, jak się
niektórym wydawało.

- Nie wiem, o czym mówisz.

- To jesteś idiotą. Adelaide kocha się w tobie od lat. Jak się

ożeniłeś,  starała  się  o  tobie  zapomnieć.  Jej  szaleństwa  były
próbą wyleczenia się z ciebie. Wiele czasu zajął jej powrót do
normalności.  Teraz  w  końcu  dostała  tę  niesamowitą  szansę
udowodnienia,  jaka  jest  bystra  i  kompetentna.  Nie  będę  stał
z boku i patrzył, kiedy możesz to wszystko zrujnować.

- Nigdy jej nie skrzywdzę – wycedził Michael.

-  Celowo  nie.  Ale  jeśli  się  w  tobie  zakocha,  a  ty  znów

złamiesz jej serce, nie wiem, co się z nią stanie.

-  Jest  dorosła,  ma  własny  rozum.  Ani  ty,  ani  Garrett  nie

możecie  za  nią  decydować.  –  Zacisnął  dłonie  w  pięści,
a  potem  rozprostował  palce.  –  Rozumiem,  że  syndrom
starszego  brata  robi  z  was  nadopiekuńczych  drani,  więc
zignoruję  tę  rozmowę.  Ale  jeśli  jeszcze  kiedyś  wtrącisz  się

background image

w naszą relację, zapewniam,  że nie będę siedział i grzecznie
cię słuchał.

- Mam nadzieję, że nie będę zmuszony tego powtarzać. To

nie  moja  bajka.  Poza  tym,  jeśli  poczuję,  że  muszę  znów
interweniować, wątpię, że znajdę wtedy czas na rozmowę.

Colin  był  śmiertelnie  poważny.  Michael  musiał  się

zaśmiać.  Nie  miał  mu  za  złe,  ale  Colin  się  mylił.  Adelaide
nigdy  się  w  nim  nie  kochała.  Nie  chciał  nawet  myśleć,  że
mogło  być  inaczej.  Podkochiwała  się  w  nim,  kiedy  wierzyła
w  syreny  i  jednorożce.  On  w  jej  wieku  też  podkochiwał  się
w swojej trzydziestoletniej niani.

-  Skończyłeś?  Bo  wygląda  na  to,  że  obaj  potrzebujemy

kolejnej butelki piwa.

-  Tak,  skończyłem  –  odparł  Colin,  przyjmując  butelkę.  –

I  proszę  nie  mów  Adelaide,  co  ci  powiedziałem.  Zabiłaby
mnie.

-  Sprawiasz  wrażenie  dość  przerażonego.  Jestem

zdumiony, że tak zaryzykowałeś.

-  Bo  kocham  ją  bardziej,  niż  się  jej  boję.  Po  babci  jest

największą twardzielką na świecie. Ktoś, kto ma choć połowę
rozumu, nie zadzierałby z nią.

Odezwał się dzwonek do drzwi. Obaj odwrócili głowy.

- No proszę, przyjechała wcześniej.

-  Niech  to  szlag  –  mruknął  Colin.  –  Powiedz  jej,  że

wpadłem porozmawiać z tobą o moich klubach.

-  Nie  będę  cię  krył.  Zniosłem  twoje  zastraszanie  jak

dżentelmen, reszta należy do ciebie.

background image

Michael zostawił Colina i poszedł otworzyć drzwi. Wiele

go kosztowało, by już na progu jej nie pocałować.

- Adelaide – rzekł, odsuwając się na bok.

- Michael – odparła, stając na palcach.

Położył rękę na jej ramieniu, potrząsnął głową i powiedział

dość głośno:

- Nie uwierzysz, kto tu jest i pije moje dobre piwo.

Uniosła brwi i spytała bezgłośnie: Kto?

- Colin – szepnął i dodał głośniej: - Pozwól, że ci pokażę,

kto to.

Pociągnęła go za rękaw i szepnęła przerażona:

- O Boże. Co on tu robi? Zaprosił mnie na kolację, a ja mu

odmówiłam,  mówiąc,  że  muszę  się  wyspać,  bo  całą  noc
pracowałam. Co on sobie pomyśli?

- Że nalegałem, żebyśmy uczcili twoje pomysły.

- Colin już wie. Nie jestem gotowa o nas rozmawiać. Chcę,

żeby to był nasz sekret.

Była tak słodka, że musiał ją pocałować.

-  Tego  było  mi  trzeba  –  powiedziała.  –  Okej,  więc

zignorujemy niewygodny temat.

Kiedy  weszli  do  kuchni,  Colin  uniósł  się  ze  stołka

i uściskał Adelaide.

- Co za przypadek – zauważył.

-  Cieszę  się,  że  wszyscy  się  tu  dziś  znaleźliśmy.  Zjemy

kolację i porozmawiamy o interesach, zanim padnę z nóg.

background image

-  Kto  powiedział,  że  mam  dość  jedzenia  dla

niespodziewanego  gościa?  –  rzekł  Michael  pół  żartem,  pół
serio. Chciał mieć Adelaide tylko dla siebie. – Podzielę stek,
żeby starczyło dla trojga, i upiekę krewetki na grillu.

Podczas  kolacji  Adelaide  usiadła  po  jego  prawej  stronie.

Czuł płynące od niej ciepło. Musiał bardzo nad sobą panować,
by nie dotykać jej pod stołem. Lekko tylko ścisnął jej kolano,
by  wiedziała,  że  jej  pragnie.  W  odpowiedzi  pogłaskała  jego
udo, a on omal nie zakrztusił się stekiem.

- W porządku, Mike? – zatroskał się Colin.

- W porządku – odparł, wypijając dwa hausty wina.

Adelaide  pochyliła  głowę  nad  talerzem  i  wsunęła  do  ust

krewetkę, by ukryć uśmieszek. Chytra lisica.

Naturalną koleją rzeczy poruszyli temat pokazu mody.

- Mój zespół ma niecały miesiąc, żeby pokazać ostateczne

projekty  –  oznajmiła.  –  Nie  wiem,  jak  wybiorę  zwycięzcę,
wszyscy są niesamowici.

-  Będzie  ciężko  –  odrzekł  Colin.  –  Ale  mam  dla  ciebie

dobrą wiadomość. Dostałem odpowiedź od zaprzyjaźnionych
didżejów, że pojawią się na twojej imprezie.

- O mój Boże. Fantastycznie! Niektórzy z nich to artyści.

Widownia online wzrośnie.

- Na pewno będzie świetnie. – Colin się uśmiechnął.

- Dziękuję. – Twarz Adelaide pojaśniała.

Michael pokiwał głową z aprobatą.

- Ktoś chce dokładkę?

background image

- Chyba wszyscy pękamy z przejedzenia, prawda? – odparł

Colin,  po  czym  zwrócił  się  do  Adelaide.  –  Zawiozę  cię  do
domu, a potem przyjadę tu taksówką po swoje auto. Nie masz
nic przeciwko temu, Mike?

- Skąd. – Miał wiele przeciwko temu. Ten przebiegły drań

znów bawi się w przyzwoitkę.

- Co? Ja… – zaczęła protestować.

- Pracowałaś całą noc i wypiłaś dwa kieliszki. Nie pozwolę

ci prowadzić.

- Mogę ją odwieźć. – Michael chwycił się ostatniej deski

ratunku.

- Z całym szacunkiem, ale wyglądasz, jakbyś nie spał od

tygodnia. Zawiozę ją, a ty odpocznij. Wybacz, nie pomogę ci
posprzątać, ale ona wygląda, jakby miała paść nosem w resztki
krewetek.

Adelaide się obruszyła, lecz milczała. Oboje wiedzieli, że

Colin jest świadomy ich intencji.

-  Dzięki,  Colin.  –  Przyznając  się  do  porażki,  Michael

odprowadził Songów do drzwi. – Jedź bezpiecznie.

- Jasne. – Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Potem Colin

ruszył do samochodu, zostawiając ich na minutę. To było miłe
z jego strony.

- Nie do wiary, zachowuje się jak przyzwoitka – wypaliła,

gdy Colin znalazł się poza zasięgiem jej głosu.

-  A  czego  się  spodziewałaś  po  Songu?  –  zażartował

Michael, zaczesując jej kosmyk za ucho.

- Seks na telefon za godzinę? – Poruszyła brwiami.

background image

-  Nie  żartuj  –  jęknął.  –  Colin  ma  rację.  Oboje

potrzebujemy odpoczynku. Do zobaczenia jutro, tak?

- Dobrze, do jutra. – Ucałowała kąciki jego warg.

- Idź – rzekł ochryple. – Dopóki ci pozwalam.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

- Dobrze słyszeć twój głos, kochanie.

Motyle  w  brzuchu  poderwały  się  do  lotu.  Trudno  było

uwierzyć,  że  to  Michael  tak  do  niej  mówi.  Najdroższy
przyjaciel,  w  którym  durzyła  się  od  zawsze.  W  jej  sercu
natychmiast  rozbrzmiał  uniwersalny  język  miłości  –  muzyka
Pucciniego. 

Wystarczyło 

jedno 

zdanie 

Michaela

wypowiedziane sennym głosem.

Zaraz. Miłości?

Nie ma żadnej miłości. To nie jest na zawsze. Skończy się

razem z pokazem mody. Nie może pozwolić, by Michael stał
się centrum jej świata. Babka widziała tylko wierzchołek góry
jej możliwości. Miała jeszcze tak wiele do pokazania. Nawet
na  moment  nie  wolno  jej  o  tym  zapominać.  Romans
z  Michaelem…  to  tylko  romans.  Nie  może  ryzykować
przyszłości dla mężczyzny, który ma jej do zaoferowania tylko
dzisiaj.

-  Wyobraź  sobie,  jak  dobrze  będzie  zobaczyć  mnie  na

żywo – zażartowała z fałszywą brawurą.

- Naprawdę mi to robisz z samego rana?

Zaśmiała  się  nieco  zmieszana,  że  zadzwoniła  do  niego,

gdy  tylko  otworzyła  oczy.  Ale  przecież  nie  próbowała  go
podniecić. Cóż, może trochę.

background image

- Chciałam tylko usłyszeć twój głos. I zaprosić cię, żebyś

ze mną poszedł na spotkanie z projektantami. Twoja obecność
nie jest konieczna, ale tęsknię za tobą.

Cisza po drugiej stronie przeciągała się.

-  Ja…  nie  mogę.  Moi  bardziej  nierozważni  klienci

wymagają dziś uwagi. Przedwcześnie przez nich posiwieję.

-  Och,  oczywiście,  masz  pracę.  –  Starała  się  nie  okazać

rozczarowania. – Zobaczę cię wieczorem? Bez Colina?

-  Bardzo  bym  chciał,  ale  jeszcze  nie  wiem,  co  się

wydarzy.  –  Jego  śmiech  wydawał  się  wymuszony.  –
Zadzwonię później.

- Okej, do usłyszenia wkrótce.

- Pa.

Szykowała  się  do  pracy,  ruszając  się  jak  robot.  Kiedy

zeszła do kuchni, babka kończyła kawę i bajgla z masłem.

- Dzień dobry, babciu.

- Siadaj i zjedz coś. Kiepsko wyglądasz.

- Jestem zmęczona. Dwa dni temu pracowałam całą noc.

-  A,  tak.  Pasja  młodości.  –  Babka  uśmiechnęła  się

z nieobecnym spojrzeniem.

Adelaide  poczuła,  że  się  czerwieni.  Bezwiedna  sugestia

babki wywołała w niej wyrzuty sumienia.

- Jakie masz plany na dzisiaj?

-  Spotykam  się  na  lunchu  z  paroma  członkami  zarządu.

Muszę  ich  widzieć,  żeby  usłyszeć,  co  sądzą  na  temat
partnerstwa  Hansol-Vivotex.  Przez  telefon  wychwalają

background image

Garretta  pod  niebiosa,  ale  muszę  być  pewna,  że  mi  się  nie
podlizują. – Prychnęła. – Zapamiętaj to, Adelaide. Nigdy nie
bierz  czyichś  słów  za  dobrą  monetę.  Musisz  odkryć  prawdę,
kierując się instynktem.

-  Zapamiętam.  –  Po  raz  pierwszy  babka  dała  jej  radę

dotyczącą  prowadzenia  firmy.  Aż  jej  się  w  głowie  zakręciło
z dumy. Słowa babki wzmocniły jej postanowienie, że relacja
z  Michaelem  nie  może  jej  przeszkadzać  w  pracy.  To  byłaby
katastrofa, gdyby babka dowiedziała się o ich romansie. Musi
się pilnować.

Akceptacja  babki  i  duma  pozostały  z  nią,  gdy  jechała  na

spotkanie,  ale  myślała  też  o  Michaelu.  Odtwarzała  sobie
w pamięci rozmowę telefoniczną. Flirtował z nią do momentu,
gdy powiedziała, że za nim tęskni. Czy za bardzo się do niego
przywiązała? Spędzili razem tylko jedną noc. Czy sądził, że to
za dużo dla małej Adelaide?

Niechcący minęła kilka zakrętów, ale w końcu dotarła do

loftu  na  spotkanie  z  projektantami,  by  zrobić  niezbędne
pomiary do wybiegu. Odsunęła od siebie emocje, od których
kręciło jej się w głowie, i skupiła się na sprawach, które miała
teraz do załatwienia.

Ale  gdy  znów  wsiadła  do  samochodu,  tama,  za  którą

upchnęła  troski,  pękła.  Sięgnęła  po  telefon,  ale  cofnęła  rękę.
Co  mu  powie?  Czy  nadal  mnie  pragniesz?  Zachowywała  się
idiotycznie. Czy nie zdecydowała, że romans nie powinien jej
rozpraszać?

Michael kochał się z nią, jakby byli jedynymi istotami na

ziemi  i  jakby  czekał  na  nią  całe  życie.  Nawet  jeśli  to  miało
trwać  tak  krótko,  nawet  jeśli  to  był  tylko  seks,  pragnął  jej

background image

rozpaczliwie.  A  ona  była  szczęśliwa.  Ona  też  tylko  go
pożądała. Musi przestać analizować każde jego słowo.

Wzięła  głęboki  oddech  i  ruszyła  z  powrotem  do  biura.

Było  późne  popołudnie,  ale  musiała  jeszcze  popracować  nad
wizją pokazu.

Gdy w jej torebce odezwał się telefon, niepokój wrócił. Co

się  stało  z  jej  pewnością  siebie?  Czy  znów  oczekuje
nieustającej  troski  i  czułości?  Nie  wróci  do  tego.  Nie
potrzebuje mężczyzny, żeby czuć się wartościowa.

Nie  sprawdziła  wiadomości.  Pewnie  projektanci  proszą

o jakieś wyjaśnienia. Dopiero gdy usiadła za biurkiem, wyjęła
telefon. Niestety wiadomość nie była miła.

„Problem  z  klientem  nie  jest  tak  prosty,  jak  sądziłem.

Wybacz. Muszę odwołać dzisiejsze spotkanie”.

Siłą  woli  zdusiła  spanikowane  myśli.  Nic  się  nie  stanie,

jeśli dziś go nie zobaczy. Nie był centrum jej świata.

„Nie ma sprawy. Powodzenia w gaszeniu ognia”.

Na  ekranie  pojawiły  się  elipsy,  jakby  Michael  pisał

odpowiedź,  ale  szybko  zniknęły.  Żadna  wiadomość  się  nie
pojawiła. Nie będzie panikować. Pewnie coś go oderwało od
telefonu.

Mimo determinacji, by się nie martwić, nie miała ochoty

spędzać  wieczoru  w  domu.  Minęły  wieki,  odkąd  ostatnio
przetańczyła  całą  noc.  Nie  zaglądała  do  klubu  kuzyna  od
tamtej nocy, kiedy Michael zabrał ją do domu.

Pomysł,  by  uwolnić  się  stresu,  zatracając  się  w  muzyce

i  tańcu,  był  tym,  czego  potrzebowała.  Omiotła  studio

background image

spojrzeniem i zobaczyła dwoje ulubionych członków swojego
zespołu, Monę i Chrisa.

- Okej, moi drodzy. Chodźmy potańczyć.

Mona poderwała się na nogi i zawołała radośnie:

- Idziemy się zabawić!

- Nie musisz mi wykręcać ręki – rzekł Chris. – Napiszę do

Cindy, żeby do nas dołączyła.

-  Dobry  pomysł.  –  Adelaide  zrobiła  żółwika  z  Chrisem.

Wyczuwała, że między parą projektantów rozkwita romans. To
takie  romantyczne.  W  pewien  sposób  jest  ich  swatką.  –  Hej,
Mona, przejrzyjmy wieszaki z projektami w damskim. Chris,
chcesz  zachwycić  swoją  dziewczynę  i  spędzić  wieczór
w czymś innym niż flanelowa koszula? – zażartowała.

- Bo ja wiem. – Zmrużył oczy i potarł brodę.

- Może nas czymś zaskoczysz? – powiedziała Mona.

- Dobra. Przemiana, moje panie. – Chris pierwszy zniknął

za drzwiami męskiej przebieralni.

Adelaide miała ochotę na coś odświętnego i błyszczącego,

więc wybrała obcisłą sukienkę midi bez ramiączek wyszywaną
złotymi  cekinami.  Do  tego  kryształowe  kolczyki  sięgające
prawie  ramion.  I  sandałki  ozdobione  kryształkami.
Przypominała Lumière z „Pięknej i Bestii” i bardzo jej się to
podobało.

-  O  mój  Boże,  Mona.  –  Projektantka  olśniewała

w  czerwonej  sukience  z  odkrytymi  ramionami,  która
podkreślała  jej  figurę  klepsydry,  i  w  wysokich  szpilkach.  –

background image

Wyglądasz  seksownie.  W  najbardziej  godnym  szacunku
i profesjonalnym sensie.

-  Och,  zapomnij  o  profesjonalizmie.  Wiem,  że  mnie  nie

podrywasz. – Mona zaśmiała się. – Po prostu zazdrościsz mi
sukienki.

- Święta prawda, dziewczyno.

Mona  miała  uniwersalną  krwistą  pomadkę,  którą  obie

pomalowały usta i zeszły na dół spotkać się z Chrisem. Omal
nie  minęły  wysokiego  przystojnego  mężczyzny  w  obcisłej
czarnej koszuli i czarnych skórzanych spodniach z odważnym
paskiem  ze  srebrną  klamrą,  który  sprawdzał  coś  w  telefonie.
Ale  wtedy  mężczyzna  uniósł  głowę  i  pokazał  swoją  brodatą
fizis.

- Chris? – spytały równocześnie.

-  Wyglądam  jakoś  inaczej  czy  co?  –  Uśmiechnął  się

szeroko.

-  Cindy  jest  szczęściarą.  To  wszystko,  co  mam  do

powiedzenia. – Mona cicho zagwizdała.

Chris  słodko  się  zaczerwienił  i  na  ochotnika  zgodził  się

być  ich  kierowcą.  Gdy  dotarli  do  klubu,  był  tam  już  niezły
tłum,  ale  nie  brakowało  miejsca  i  powietrza,  bo  był  to  dzień
powszedni.  Clarence,  uczeń  Tuckera,  stał  tego  wieczoru  za
mikserem.

-  Cześć,  Adelaide.  –  Tucker  przywitał  ją  niedaleko

wejścia.  –  Dawno  cię  nie  było.  Znajdę  wam  miejsce.  Colina
dzisiaj nie ma. Wiedziałaś, tak?

- A jak myślisz, czemu wybrałam ten wieczór? – Puściła

do  niego  oko.  –  To  jest  Tucker,  menedżer  i  najlepszy  didżej

background image

w Pendulum. Tucker, to Mona i Chris. Wkrótce dołączy do nas
piękna  młoda  kobieta  o  imieniu  Cindy,  więc  wyglądaj  jej,
proszę.

Gdy  się  przywitali,  Tucker  posadził  ich  przy  stoliku

z butelką blanco tequila i górą limonek.

- Potrzebujecie jeszcze czegoś? – spytał.

- Nie, dzięki. – Adelaide przybiła z nim piątkę, a pozostali

pokręcili  głowami.  –  Okej,  dwa  szoty  na  rozgrzewkę,  potem
uderzamy w parkiet.

- Masz rację, dziewczyno!

Gdy  tylko  sandały  Adelaide  zaczęły  wystukiwać  rytm,

Clarence  puścił  jej  ulubione  piosenki.  Krew  w  niej  szumiała
z  radości.  Zamknęła  oczy  i  poddała  się  doznaniom.  Chris
okazał  się  nadzwyczajnym  tancerzem,  którym  dzieliła  się
z  Moną  do  chwili,  gdy  pojawiła  się  Cindy  w  seksownym
różowym kombinezonie.

Całą  czwórką  wykończyli  butelkę  tequili  i  spalili  kalorie

na parkiecie. Mona poprosiła o następną butelkę, ale Adelaide
musiała zachować się jak szef i włączyć hamulce.

-  Na  dzisiaj  koniec.  Będziemy  mieć  dość  tequili  po

pokazie, ale minęła już pierwsza. Nie chcę, żebyście opuścili
dziś  zajęcia  albo  nie  przykładali  się  jutro  podczas
przygotowań do pokazu.

Mona jęknęła. Na rauszu była taka słodka!

- Dziękujemy za wieczór, Adelaide – powiedzieli chórem

Chris i Cindy, trzymając się za ręce.

background image

Adelaide  wyszła  na  zewnątrz,  pozostali  zbierali  swoje

rzeczy.  Nocne  powietrze  miło  chłodziło  rozgrzaną  skórę.
Wzięła głęboki oddech. Oddech, który utknął jej w gardle, gdy
jakaś ręka chwyciła jej torebkę.

- Hej! – krzyknęła, trzymając paski. – Puszczaj!

Złodziej  pchnął  ją  i  przewrócił  na  ziemię.  Ból  i  szok

odcięły jej dopływ powietrza. Zwinęła się na ziemi w kulkę.
Gdy  wzięła  głębszy  oddech,  czyjeś  silne  ręce  złapały  ją  za
ramiona  i  podciągnęły  do  góry.  Szarpała  się  do  chwili,  gdy
męski głos przebił się przez jej płaczliwe jęki.

- Adelaide, to ja, Chris. Nie bój się. – Trzymał ją mocno. –

Jesteś bezpieczna.

Złodziej  zabrał  jej  torebkę  razem  z  telefonem.  Musi  się

pozbierać  i  upewnić,  że  nie  będzie  miał  dostępu  do  jej
korespondencji  z  Michaelem.  Była  przerażona  i  czuła  się,
jakby była jednym wielkim siniakiem.

- O mój Boże. – Cindy i Mona podbiegły do nich. – Nic ci

nie jest?

-  Nic,  chyba  nic.  –  Z  pomocą  przyjaciół  wstała  i  się

otrzepała. – Muszę pożyczyć od któregoś z was telefon.

Zazdrość  nie  była  mu  dotąd  znana,  ale  kiedy  o  czwartej

nad  ranem  obudził  go  alert  w  telefonie,  sytuacja  uległa
zmianie.  Na  ekranie  pojawiały  się  kolejne  zdjęcia.  Obraz
Adelaide  tańczącej  tuż  obok  Chrisa.  Adelaide  w  ramionach
Chrisa,  przyciśnięta  do  jego  piersi.  Jeszcze  się  całkiem  nie
obudził, a już miał chęć dać wycisk Chrisowi.

Kiedy  jego  uwagę  przyciągnął  nagłówek,  oprzytomniał.

„Adelaide Song romansuje z podwładnym”.

background image

Co  się,  do  diabła,  dzieje?  Adelaide  w  ramionach  Chrisa,

tym  razem  siedząca  na  środku  chodnika.  Adelaide  stojąca
obok Chrisa, Mony i Cindy. W tle Tucker i jacyś bramkarze ze
wściekłym wyrazem twarzy.

Czy Adelaide coś się stało? Miał wrażenie, że się dusi. Nic

prócz niej się nie liczyło. Do niczego by nie doszło, gdyby nie
odwołał randki.

To prawda, musiał gasić pożary, ale odwołanie randki było

częściowo motywowane poczuciem winy. Kiedy oznajmiła, że
za nim tęskni, myślał, że serce mu pęknie ze szczęścia. Potem
przypomniał sobie ostrzeżenie Colina. A jeśli uwierzyła, że się
w nim zakochała?  Wówczas  rozstając się z nią, złamałby  jej
serce, a wolałby umrzeć, niż ją zranić. Ale przecież nie mógł
zostać z nią na stałe. Zasługiwała na coś lepszego.

Uczucia,  jakie  w  nim  wzbudzała,  przytłoczyły  go.

Powiedział sobie, że potrzebują przestrzeni, by zapanować nad
emocjami, ale gdy oświadczył, że nie może się z nią spotkać,
pożałował swojego tchórzliwego ruchu. To ona chciała, by ich
romans  trwał  tylko  dwa  miesiące,  tak?  Gdyby  się  w  nim
zakochała, powiedziałaby mu chyba, że zmieniła zdanie.

Nie chciał jej budzić, bo może już odpoczywała. Wiedział

jednak, że nie zaśnie, dopóki nie dowie się, co się stało. Skoro
na zdjęciu był Tucker i bramkarze, pewnie była w Pendulum.
Wybrał numer.

- Colin?

-  Mike,  co  do  diabła?  Godzinę  temu  położyłem  się  do

łóżka. Zadzwoń jutro.

background image

- Jak się rozłączysz, przyjadę i będę walił w drzwi. Gdzie

jest Adelaide? Co z nią?

- Skąd wiesz? To już jest we wszystkich mediach?

- Chrzanić media. Co z Adelaide? Mów, do cholery.

-  Uspokój  się,  nic  jej  nie  jest.  Ma  drobne  zadrapania

i siniaki, ale jest silna. Podczas przesłuchania na policji radziła
sobie jak żołnierz. Nie zgadłbyś, że godzinę wcześniej została
napadnięta na ulicy.

-  Napadnięta?  Przesłuchanie?  –  Krążył  po  pokoju,  ale

w  końcu  usiadł  na  łóżku,  bo  nie  mógł  ustać  na  nogach.  –
Widziałem  tylko  zdjęcie,  na  którym  siedzi  na  chodniku
przytulona do Chrisa, jakby była przerażona.

Colin westchnął, powoli się budził.

-  Zabrała  paru  projektantów  do  klubu.  Według  Tuckera

świetnie się bawili. Około pierwszej Adelaide ogłosiła koniec
zabawy,  bo  następnego  dnia  idą  do  pracy.  Odpowiedzialność
robi z niej nudziarę.

Michael zaśmiał się spięty.

- Straszną nudziarę.

- Wyszła z klubu pierwsza i jakiś drań próbował wyrwać

jej  torebkę.  Oczywiście  się  z  nim  szarpała,  ale  to  był  niezły
byczek.  W  końcu  przewrócił  ją  na  ziemię,  a  sam  uciekł
z torebką. Zdaje się, że gość kręcił się pod klubem, wypatrując
łatwego  celu.  Zaatakował  Adelaide,  zanim  pozostali  wyszli,
ale Chris usłyszał jej krzyk.

Michael widział jak przez mgłę.

- Co się stało z tym draniem?

background image

-  Uciekł.  Adelaide  nawet  go  nie  widziała.  Miał  czapkę

naciągniętą na czoło.

-  Do  diabła.  –  Potarł  twarz.  –  A  co  z  nią?  Lekarz  ją

obejrzał? Jest teraz w domu?

-  Tak,  ratownicy  ją  zbadali.  Powiedzieli,  że  jest

posiniaczona  na  żebrach  od  uderzenia,  i  na  rękach,  nogach
i  biodrze  od  upadku.  Na  szczęście  nie  uderzyła  głową
o chodnik. Zabiłbym drania.

Przez moment nie mógł wydusić słowa. Wyobrażał sobie

obrażenia  Adelaide.  Posiniaczone  żebra?  Rzucił  poduszką
przez pokój i zrzucił lampę na podłogę.

- Mike. – Colin przeraził się hałasu. – Uspokój się. Skup

się na tym, że jest cała i zdrowa.

-  Posiniaczone  żebra  na  skutek  uderzenia  przez  bandytę

nie kojarzą mi się ze zdrowiem – wycedził przez zęby.

-  Boże,  wariujesz  bardziej  niż  Garrett.  On  trochę  się

tonował  przez  wzgląd  na  ciężarną  żonę.  Daj  spokój,  Mike,
przyprawisz się o zawał.

- Już powiedziałeś Garrettowi? – Wiedział, że to nie wina

Colina, ale emanował złością. – A mnie nie?

- Rozumiem, że jesteś w szoku, ale musisz się uspokoić.

Ona  jest  moją  kuzynką.  A  ponieważ  jest  drogą  kuzynką,
dotrzymałem obietnicy. Chciała sama ci o tym powiedzieć.

Napięcie, które w nim rosło, zdawało się opadać.

- Adelaide prosiła, żebyś mi nic nie mówił.

-  Chciała  ci  sama  powiedzieć,  jak  poczuje  się  lepiej.

Pozwól jej dojść do siebie, odpocząć. Jestem pewien, że rano

background image

do  ciebie  zadzwoni.  Jak  wzejdzie  słońce.  Jak  robią  normalni
ludzie.

-  Do  diabła,  wybacz,  stary,  straciłem  panowanie  nad

sobą. – Potarł twarz. – Dzięki, że się nią zaopiekowałeś.

-  Niestety  nie  było  mnie  tam,  kiedy  to  się  stało.  Byłem

w innym klubie, ale dotarłem tam najszybciej, jak mogłem.

- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Raz jeszcze dzięki.

- Nie ma za co. Postaraj się odpocząć.

- Tak, mam nadzieję, że zaraz zaśniesz.

- Ha. Tak łatwo ci nie odpuszczę. Jesteś mi winien drinka,

Reynolds.

- Zdecydowanie. Dobranoc.

Rozłączył się i ruszył pod prysznic. Był przekonany, że nie

zmruży  oka,  dopóki  nie  zobaczy  Adelaide.  Po  gorącym
prysznicu, który miał mu przywrócić równowagę, miał zamiar
się dowiedzieć, kto opublikował w sieci prowokacyjny artykuł
i go zniszczyć.

Cały  dzień  czekał  na  telefon  Adelaide.  Gdy  rano

rozmawiał  z  Lilianą,  ta  poinformowała  go,  że  po  rozmowie
z panią Song Adelaide zabrała się do pracy. Wolał, by zrobiła
sobie  wolne  i  odzyskała  siły,  ale  może  liczyła,  że  praca
pomoże jej zapomnieć o wydarzeniach minionej nocy.

Twierdzenie  tabloidu  o  romansie  między  Adelaide

i Chrisem było oszczerstwem. Michael wykorzystał istniejący
raport  policyjny  oraz  wpływy  swojej  firmy  i  Hansol
Corporation  i  zmusił  tabloid  do  wycofania  artykułu.  Na
wszelkie  pytania  mieli  odpowiadać,  że  materiał  był

background image

niepotwierdzony i został wycofany. Miał nadzieję, że zdążył,
nim coś dotarło do pani Song. Taki skandal mógłby podważyć
zaufanie, jakim obdarzyła wnuczkę.

Gdy nadeszła szósta, nie mógł czekać ani sekundy dłużej,

więc  wmaszerował  do  studia.  Zamarł,  gdy  ujrzał  Adelaide
rysującą przy biurku.

- Adelaide… – Głos omal mu się nie załamał.

Gwałtownie  podniosła  głowę.  Drżącą  rękę  uniosła  do

warg,  łzy  wypełniły  jej  oczy.  Michael  podbiegł  i  wziął  ją
w ramiona. Na szczęście studio było puste.

- Cii, kochanie, już dobrze. Jestem tu.

Powoli przestała drżeć i oparła się o niego wyczerpana.

- Zabierz mnie do domu.

Nie  musiała  go  dwa  razy  prosić  ani  tłumaczyć,  że  mówi

o  jego  domu.  Po  wyjściu  ze  studia  już  jej  nie  obejmował,
położył  tylko  rękę  na  jej  plecach.  Twarz  Adelaide  znów
wyrażała spokój. Pamiętała nawet, by założyć na ramię torbę
z  laptopem.  Rodzina  Songów  nie  bez  powodu  słynęła
z opanowania i samokontroli.

Ale  gdy  usiadła  w  jego  aucie,  oparła  głowę  na  jego

ramieniu i zamknęła oczy. Michael ostrożnie cofnął samochód,
obejmując ją ramieniem.

Ruch  był  niewielki,  więc  po  niedługim  czasie  dotarli  na

miejsce. Wprowadził ją do domu. Miała zimne ręce, a wargi
tak blade jak pozbawiona koloru twarz. Podczas jazdy się nie
odezwała,  a  on  o  nic  nie  pytał.  Opowie  mu  wszystko,  jak
będzie gotowa.

background image

Podprowadził ją do łóżka.

- Przygotuję ci kąpiel. Musisz się rozgrzać.

Opuściła powieki. Kiedy minionej nocy Colin mówił o jej

sile, Michael wiedział, że trzymała się dzięki swojej żelaznej
woli, ale był też świadomy, że odsuwała na bok lęki, by móc
prezentować  niewzruszoną  twarz.  Teraz  potrzebowała
odpoczynku,  by  przerobić  to  wszystko,  co  się  zdarzyło.
Zamierzał ją u siebie zatrzymać.

Nigdy nie zapraszał kobiet do domu i żałował, że nie ma

pachnących  płynów  do kąpieli. Napełnił  wannę  gorącą  wodą
i zapalił świeczki, które dostał rok temu pod choinkę. Był miło
zaskoczony, kiedy łazienkę wypełniła woń jaśminu. Ulubiony
zapach Adelaide.

Gdy  kąpiel  była  gotowa,  posadził  Adelaide  i  zaczął  ją

rozbierać.  Miała  na  sobie  koszulową  bluzkę  i  beżową
ołówkową  spódnicę.  Zbyt  stonowane  jak  na  jej  gust.  Gdy
rozpiął  jej  koszulę,  na  klatce  piersiowej  i  żebrach  zobaczył
sińce. Ogarnęła go bezradna wściekłość.

- Cii. – Pocałowała go w czoło. – Nic mi nie jest.

- Wiem. – Dla niej musiał być silny.

Kiedy już ją rozebrał, wziął ją na ręce i zanurzył w wodzie.

Nie  powiedziała  ani  słowa,  tylko  patrzyła  mu  w  oczy,  kiedy
mył ją jak dziecko.

- Jestem tu. Jesteś już bezpieczna.

Mył ją delikatnie, mówiąc jej każdym gestem, jak bardzo

jest mu droga. Potem równie delikatnie ją osuszył i włożył jej
przez  głowę  jeden  ze  swoich  T-shirtów,  a  następnie

background image

z powrotem ją położył i przykrył. Sam ułożył się na kołdrze
i objął ją ramieniem, tak że jej głowa spoczęła na jego piersi.

-  Odpoczywaj,  kochanie.  –  Gdy  po  raz  pierwszy

zaszlochała, objął ją drugą ręką. – Wypłacz się, jeśli musisz.

Trzymał ją mocno, aż łzy zmoczyły mu koszulę. Po długiej

chwili  Adelaide  się  uspokoiła.  Pocałował  czubek  jej  głowy
i gładził ją po plecach, aż zasnęła.

Przyglądał  się  jej  śpiącej  twarzy.  Wyglądała  anielsko

i  bezbronnie.  Ten  drań  przewrócił  ją  na  ziemię.  Najchętniej
rozerwałby go gołymi rękami.

Wziął kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Będzie

dla  Adelaide  tym,  kim  ona  zechce.  Osobą,  która  pomoże  jej
przepracować wydarzenia minionej nocy. Kimś, kto przywoła
uśmiech na jej twarz. A jeśli zechce, będzie się z nią kochał, aż
zapomni o wszystkim co złe.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy  obudziła  się  po  paru  godzinach,  poczuła  się  znów

bezpieczna.  Ale  gdy  zobaczyła,  że  Michael  nie  śpi,  tylko
patrzy  w  sufit,  zrozumiała,  jak  bardzo  nim  wstrząsnęło
zdarzenie z minionej nocy.

Musiał się o tym dowiedzieć od Garretta albo Colina. Nie

będzie mu teraz musiała opowiadać wszystkiego. Sama myśl
o powrocie do tego incydentu była przykra.

- Cześć – szepnęła.

-  Cześć.  –  Uniósł  się  na  łokciu  i  położył  dłoń  na  jej

policzku, patrząc na nią z czułością. – Jak się czujesz?

- Jak po najbardziej relaksującym masażu na świecie.

- Świetnie. Dobrze spałaś?

-  Jak  kamień.  –  Uśmiechnęła  się  zdziwiona,  jak  wielką

przyjemność sprawia jej bycie hołubioną przez Michaela.

-  Jesteś  głodna?  Mogę  zrobić  spaghetti.  –  Poruszył  się,

jakby chciał wstać, lecz chwyciła go za rękę.

- Nie mam ochoty na spaghetti – odparła. – Mam ochotę

na ciebie.

- Adelaide. Nie musimy nic robić…

- Potrzebuję cię. – Usiadła i pchnęła go na plecy. – Kochaj

się ze mną, proszę.

background image

Skinął głową, poddając się jej niecierpliwym palcom. Gdy

położyła  ręce  na  jego  nagiej  piersi,  zacisnął  zęby.  Oddał  jej
kontrolę.  Adelaide  rozpięła  pasek  jego  spodni,  potem
rozporek,  a  wreszcie  energicznym  ruchem  zdjęła  spodnie.
A ponieważ erekcja była już widoczna, bez wahania uwolniła
go od bokserek.

Usiadła na nim, po czym uniosła lekko biodra i otarła się

o niego. Jej piersi znalazły się nad jego twarzą.

- Weź je do ust – zażądała.

Posłuchał bez wahania. Adelaide krzyknęła i gwałtowniej

poruszyła  biodrami.  Jej  ruchy  stały  się  gorączkowe.  Michael
chwycił  ją  za  biodra.  Była  już  wilgotna  i  bliska  spełnienia.
Słysząc, jak zmienia się jej oddech, wsunął w nią palec, a ona
nadal się o niego ocierała. Dodał drugi palec i złapał zębami
jej  sutek,  aż  zalały  ją  fale  orgazmu.  Wtedy  szybko  rozerwał
opakowanie  z  prezerwatywą  i  położył  Adelaide  na  plecach.
Doprowadził ją do drugiego orgazmu, nim zdążyła otrząsnąć
się po pierwszym.

-  Jestem  twój  –  wyszeptał.  –  Będę  dla  ciebie  wszystkim,

czego potrzebujesz.

- Już jesteś.

Słysząc jej słowa, pchnął po raz ostatni. Kiedy spadali na

ziemię  i  pot  wysychał  na  ich  skórze,  nie  odsunął  się  od
Adelaide. Położył się na boku i wciąż ją trzymał.

- W porządku? – spytał, zaczesując jej kosmyk za ucho.

- Lepiej niż w porządku. – Uśmiechnęła się leniwie.

- Boże, Adelaide, tak mi przykro, że nie byłem przy tobie

wczoraj w nocy.

background image

Położyła rękę na jego policzku.

- To nie była twoja wina. Nie zadręczaj się tym, to nie jest

tego warte. Zapomnijmy o tym.

- Masz rację, to już przeszłość. – Potem dodał żartobliwym

tonem:  -  Ale  jeśli  jeszcze  kiedykolwiek  zdarzy  się  coś
podobnego, proszę, oddaj torebkę.

Westchnęła i pocałowała go.

-  Okej.  Te  siniaki  szybko  nie  znikną.  Nie  było  warto  się

szarpać.

- Czy pani Song rano coś ci powiedziała? – spytał.

- Na temat artykułu w tabloidzie?

- Widziałaś go? Miał zniknąć.

-  Nie  widziałam,  ale  babcia  ma  przerażająco  szybki

wywiad. Ona go widziała.

- Była na ciebie… zła?

- No właśnie, wcale nie była zła. Niepokoiła się, czy nic

mi  się  nie  stało.  Potem  powiedziała  mi  o  artykule.  Chciała
tylko, żebym miała świadomość, że się pokazał i że ty się tym
zajmiesz.  Nie  uwierzyła  ani  jednemu  słowu,  które  tam
napisali. Naprawdę mi ufa.

- Brawo, oby tak dalej, babciu Grace.

- Nie wierzę, że ją tak nazwałeś. – Zaśmiała się, wtulając

twarz w jego szyję.

Śmiał  się  razem  z  nią.  Potem,  gdy  zapadła  cisza,  znów

spojrzał na jej siniaki i pogłaskał jej bok.

- Na pewno nic ci nie jest?

background image

-  To  był  odurzający  seks.  Nie  widzisz,  że  jestem

kompletnie zaspokojona po dwóch rundach?

- Kompletnie zaspokojona?

Przez moment, gdy uśmiechnął się arogancko, pożałowała

swojej pochwały.

-  No,  trochę  przesadziłam.  Zawsze  jest  miejsce  na

poprawkę.

- Tak, ty mała lisico? – Jej oczy zrobiły się okrągłe, gdy

znów  poczuła  jego  erekcję.  –  Więc  jesteś  gotowa  na
poprawkę?  Nie  mogę  pozwolić,  żebyś  opuściła  łóżko
nieusatysfakcjonowana.

- Ale zdawało mi się… jeszcze nie minęły dwie godziny. –

Wywinęła się z jego uścisku.

Sięgnął  po  pudełko  z  chusteczkami,  by  się  wytrzeć

i założyć drugą prezerwatywę.

- Moje ciało się nie uspokoi, dopóki cię nie zaspokoi.

-  Jestem  zaspokojona.  Jestem  zaspokojona!  –  zawołała

i  próbowała  wyskoczyć  z  łóżka,  ale  chwycił  ją  z  prędkością
światła i delikatnie położył na plecach.

-  Chcę,  żebyś  to  powtórzyła,  kiedy  wezmę  cię  szybko

i ostro. Masz ochotę?

Nagle poczuła, że znów jest wilgotna.

- Tak, proszę.

To  było  szaleństwo.  Wbijała  paznokcie  w  jego  plecy,

naznaczyła  go  zębami.  A  kiedy  doszli,  mur,  którym  się
otoczyła, rozsypał się, zostawiając jej serce nagie i bezbronne.

background image

- Kocham cię.

Kto  to  powiedział?  On  czy  ona?  A  może  sobie  to

wyobraził?

Nie  wolno  mu  kochać  Adelaide.  Nawet  on  nie  był  takim

masochistą.  Nie  odda  serca  kobiecie,  której  nie  mógł  mieć.
Ale  jeśli  to  ona  wypowiedziała  te  słowa…  Jego  serce
wypełniła  tak wielka radość, że mógłby chyba latać. Tyle że
w  ułamku  sekundy  rozbił  się  o  ziemię.  Ona  nie  może  go
kochać.

Nie  pamiętasz  ostrzeżeń  Colina?  Kiedyś  cię  kochała.

Czemu znów nie miałaby cię kochać?

Bo nie zniósłby, gdyby ją zranił. Musi to skończyć, nim za

bardzo się do niego przywiąże. To nie może być miłość. Ale
jeśli już się w nim zakochała, złamie jej serce tak czy owak.
Nie,  nie  może  jej  skrzywdzić  ani  zakończyć  tego  w  tym
momencie.  Do  pokazu  mody  zostało  około  miesiąca,  dotrwa
przy  niej  do  ostatniej  chwili.  Miała  za  sobą  traumatyczne
doświadczenie. Znała go, czuła się przy nim bezpiecznie. Jeśli
faktycznie  powiedziała  te  słowa,  zrodziły  się  ze  zmęczenia
i ulgi.

Nie  są  w  sobie  zakochani.  Są  dwojgiem  ludzi,  których

łączy niesamowita chemia. Przeżył z Adelaide najlepszy seks
swojego  życia,  ale  to  nie  była  miłość.  Musi  przestać
dramatyzować i cieszyć się ich wspólnym czasem.

Zasnęli objęci i obudzili się koło północy.

- Teraz bym coś zjadła – oznajmiła, przeciągając się.

Dzięki  Bogu.  Więc  „kocham  cię”  to  tylko  halucynacje.

Zachowywała się, jakby nic się nie zmieniło.

background image

Michael  przesunął  dłońmi  wzdłuż  jej  ciała.  Zaraz  potem

wyskoczył z łóżka i włożył bokserki.

- Może być spaghetti putanesca?

- Brzmi smakowicie… i zaspokajająco.

Wyciągnął  do  niej  ręce,  ale  ona  przeturlała  się  na  drugą

stronę łóżka i po chwili zamknęła się w łazience. Słyszał przez
drzwi jej śmiech.

Byli  sami  w  swoim  raju,  a  wydarzenia  poprzedniej  nocy

stały się tylko nic nieznaczącymi pyłkami kurzu.

Przez  następne  tygodnie  za  dnia  ciężko  pracowali,

a wieczory spędzali razem, głównie w jego domu. Nigdy nie
spędzili razem całej nocy. Po tym, co wydarzyło się w klubie,
musieli zachowywać podwójną ostrożność.

Tego  wieczoru  pani  Song  zaprosiła  Michaela  na  kolację,

więc  jadąc  do  Pacific  Palisades,  mierzył  się  z  korkami
w godzinach szczytu. Choć dwoje opiekunów Adelaide będzie
ich  miało  na  oku  –  James  Song  właśnie  wrócił  z  Nowego
Jorku – serce Michaela waliło na myśl, że ją zobaczy.

Z  każdym  dniem  coraz  bardziej  jej  pragnął.  Obawiał  się,

że nigdy się z niej nie wyleczy. Nie mógł nawet udawać, że go
to  dziwi.  Pożądanie  urosło  do  rozmiarów,  jakich  sobie  nie
wyobrażał. Była niczym nałóg, od którego nie miał ochoty się
uwolnić.

W drzwiach przywitała go uśmiechnięta Liliana.

-  Świetnie,  że  jesteś.  Pan  Song  nie  może  się  doczekać,

żeby się z tobą podzielić swoimi przygodami w Nowym Jorku.
Sophie zafarbowała kosmyk jego włosów na pomarańczowo.
Idź i spytaj go, jak to się stało.

background image

-  Zaraz  to  zrobię.  –  Zaśmiał  się,  zdejmując  buty.  –

Przyniosłem coś.

- O, krążki ryżowe i sikhye.

- Tak. – To było to koreańskie słowo, z którego wymową

miał najwięcej problemu. W pewnym momencie stwierdził, że
zamiast  tego  będzie  mówił  po  prostu  napój  ryżowy.
W  tajemnicy  wciąż  uczył  się  tej  nazwy,  bo  był  to  jeden
z ulubionych drinków Adelaide.

Gdy  ją  zobaczył  w  holu,  zabrakło  mu  tchu.  Włosy

związała w koński ogon, miała na sobie obcisłe czarne dżinsy
i  luźny  T-shirt.  W  worku  na  ziemniaki  wyglądałaby
zachwycająco.

- Cześć. – Uśmiechnęła się do niego, jej piękne oczy były

niczym  dwa  księżyce  między  nowiem  a  pierwszą  kwadrą.
Oboje podskoczyli, gdy Liliana zakasłała.

- Pozwól, że wezmę sikhye i schowam do lodówki.

-  O,  przyniosłeś  sikhye?  –  Adelaide  zakołysała  się  na

palcach. – Dziękuję, to wspaniale.

Gdy  gospodyni  oddaliła  się  z  podarunkiem,  Adelaide

rzuciła się na Michaela i obsypała go pocałunkami.

- Hej – powiedział. – Zwolnij. Ktoś nas zobaczy.

- Tchórz.

-  Tak,  jestem  tchórzem.  –  Uśmiechnął  się,  a  potem

sprawdził, czy ktoś ich nie widzi, i pocałował ją namiętnie. –
Ostatni pocałunek, żeby mieć pewność, że podczas kolacji nie
będę na ciebie patrzył jak na deser.

background image

-  No  nie  wiem,  Reynolds.  Zawsze  na  mnie  patrzysz,

jakbym była rożkiem z lodami w upalny dzień.

- Bo lubię cię lizać i pożerać.

-  To  nie  fair  –  jęknęła.  –  Nie  mogę  dzisiaj  nawet  z  tobą

wyjść. Tata by jęczał, że tyle tygodni mnie nie widział.

- Jeśli ci to poprawi nastrój, wiedz, że dla mnie to tak samo

przykre.

- Tęskniłam dziś za tobą – szepnęła, cofając się o krok. –

I będę tęsknić wieczorem.

-  Ja  będę  bardziej  tęsknić  –  odparł,  bo  nie  mógł

powstrzymać słów płynących prosto z serca.

Weszli do kuchni, gdzie Songowie siedzieli już przy stole.

-  Pani  Song.  –  Michael  ukłonił  się  najpierw  gospodyni,

a potem panu Songowi. – James.

- Miło cię widzieć, synu – odparł jowialnie James.

Michael poczuł wyrzuty sumienia i popatrzył w bok.

-  Siadaj,  Michaelu  –  poleciła  pani  Song.  –  Nie  chcemy,

żeby jedzenie nam wystygło.

- Tak, proszę pani.

Zerknął  ukradkiem  na  Adelaide  i  zobaczył,  że  wlepiła

wzrok  w  stół.  Przedtem  spotkania  z  jej  rodziną  były  samą
przyjemnością.  Teraz  czuł  się  jak  niesforny  nastolatek,  który
próbuje grzecznie zachowywać się przy stole.

Kolacja  przygotowana  przez  Lilianę  była  jak  zwykle

pyszna.  James  urozmaicał  rozmowę  anegdotami  z  pobytu
w Nowym Jorku.

background image

- Michaelu – rzekła pani Song z powagą. Serce skoczyło

mu  do  gardła.  Musi  się  uspokoić  –  Ten  idiotyczny  artykuł
o  Adelaide  zniknął.  Rozumiem,  że  tobie  należą  się
podziękowania.

-  Zrobiłem  to  z  przyjemnością  –  odparł.  –  Ci  dranie,

przepraszam  za  język,  chcieli  zniszczyć  opinię  Adelaide.  To
niedopuszczalne, zwłaszcza tuż przed pokazem.

- Tak, pokaz już za tydzień, musimy bardzo się pilnować. –

Pokiwała  głową.  –  Ufam,  że  będziesz  nadal  towarzyszył
Adelaide i ją chronił. Dziękuję za twoją ciężką pracę.

-  Nie  ma  za  co.  –  Michael  wypił  łyk  wody  i  zakasłał,

zakrywając  usta.  Poczucie  winy  go  zabije,  ale  jego  czas
z Adelaide był bezcenny. Nie żałował ani minuty i zamierzał
się cieszyć każdą sekundą, jaka im pozostała.

-  Adelaide,  nie  muszę  ci  przypominać,  jak  ważna  jest

w  tym  momencie  twoja  opinia  –  pani  Song  zwróciła  się  do
wnuczki.

- Oczywiście, babciu. – Adelaide zerknęła na Michaela, po

czym spuściła wzrok. – Ten projekt wiele dla mnie znaczy. Nie
zrobię niczego, co mogłoby mu zagrozić.

Widywano  ich  razem  publicznie  tylko  w  sytuacjach

służbowych. Byli świadomi ryzyka i podejmowali dodatkowe
środki ostrożności.

A ponieważ podczas kolacji unikali kontaktu wzrokowego,

Michaelowi  udało  się  nie  patrzeć  na  Adelaide  jak  na
najsmaczniejszy deser. Czuł jednak jej bliskość jak pieszczotę.
Został mu jeszcze tydzień z piękną Adelaide. Aż do końca nie
będzie myślał, że to się skończy.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Patrzyła  na  szkicownik  i  ospale  rysowała  kontur  postaci.

Do  imprezy  pozostał  niespełna  tydzień.  Projekty  jej  zespołu
były  gotowe.  Wybrała  też,  po  wielu  bezsennych  nocach,
zwycięzcę konkursu.

Granatowe  spodnie  i  kamizelka  Chrisa  były  wyjątkowe.

Podobało jej się tyle sukien wieczorowych, że chętnie miałaby
je wszystkie w garderobie. Ostatecznie to Mona wygrała letni
staż  w  Hansol  czerwoną  biznesową  sukienką  z  żakietem.  Jej
prostota,  klasa  i  wygoda  zwyciężyły.  Adelaide  miała  ogłosić
zwycięzcę zaraz po pokazie.

Teraz musieli tylko perfekcyjnie wykonać to, co planowali.

To było szalenie ekscytujące, ale też stresujące.

Jeśli  chodzi  o  reklamę  i  listę  gości,  Michael  spisał  się

nadzwyczajnie.  Projektanci  wnętrz  udekorowali  wybieg
i  otaczającą  go  przestrzeń,  a  hojni  sponsorzy  zadbali
o tematyczne budki fotograficzne.

Adelaide  była  pełna  oczekiwania,  a  jednocześnie  dręczył

ją  lęk.  Już  niedługo  zabraknie  jej  pretekstu,  by  spędzać  czas
z  Michaelem.  Przysięgła  sobie,  że  pozwoli  mu  odejść.
Wiedziała, że jest mu droga. Świadomość,  że ją rani, byłaby
dla niego bolesna.

Michael jej pragnął. To było tak prawdziwe jak powietrze,

którym oddychali. Ale pożądanie to nie miłość. Adelaide była

background image

jednak przekonana, że Michael coś przed nią skrywa. Gdyby
ten  uparty  człowiek  zawierzył  jej  swoje  tajemnice,  mogliby
mieć szansę na coś więcej.

Zamazała  rysowaną  przez  siebie  postać  i  zgniotła  kartkę.

Nie chciała ryzykować, że skrzywdzi Michaela, wyznając mu
miłość  przed  rozstaniem.  Był  dla  niej  wszystkim,  tak  jak  jej
mama była wszystkim dla jej ojca. Ale jaki ma wybór?

Wstrzymała oddech. Ma wybór. Inaczej niż ojciec, którego

ukochana zmarła. Może walczyć o Michaela.

- Kto bierze maszyny do szycia? – spytał Chris.

-  My,  więc  może  ty  weź  swoją  walizkę  MacGyvera  ze

szpulkami, szpilkami i tak dalej.

- A co to jest MacGyver?

- Kto to jest… och, nieważne. – Mona pokręciła głową.

Członkowie  zespołu  Adelaide  przygotowywali  się  do

wyjścia. Mieli odbyć pełną próbę pokazu i wszyscy nerwowo
się śmiali.

- Weźmiemy trzy samochody, okej? – Adelaide oparła ręce

o biurko i wstała. – Ruszajmy, moi drodzy.

Loft  nie  mógł  wyglądać  lepiej.  Pozostawili  białe  ściany

i  industrialny  sufit,  do  którego  idealnie  pasowały  ogromne
okna.  Zmiękczyli  tę  przestrzeń  tkaninami  i  zgaszonymi
kolorami ziemi. Ponieważ unikali jaskrawego oświetlenia, tam
gdzie  mogli  dodali  kryształy  załamujące  światło.  Ulubionym
elementem  Adelaide  była  zasłona  z  kryształków  w  kształcie
łez  wisząca  na  tle  głębokich  zieleni  i  błękitów  budki
fotograficznej.  By  uniknąć  głośnej  muzyki,  zatrudnili  sekstet
barokowy.

background image

W pokazie brały udział trzy modele każdego projektanta.

Styl  biznesowy  swobodny,  styl  biznesowy  formalny  i  strój
wieczorowy.  Kolekcje  biznesowe  łączyły  proste  linie
z wygodą tak bliską ubrań szytych na miarę, jak to możliwe.
Najbardziej jednak ekscytowały ją stroje wieczorowe.

Smokingi  ze  szwami  francuskimi  i  garnitury  z  ukrytymi

listwami i wszywkami, a także suknie, dla których można dać
się  zabić.  Staniki  sukni  nie  miały  koronki,  cekinów  czy
brokatu,  które  drażniłyby  wrażliwą  skórę.  Zamiast  tego
projektanci  wykorzystali  na  przykład  malowane  tkaniny
i rozmaite kształty geometryczne.

Adelaide  miała  za  co  być  wdzięczna.  Dzięki  temu,  że

podjęła ryzyko, jej zawodowy cel był w zasięgu ręki. Pora, by
to samo zrobiła dla swojego życia osobistego.

Michael  wszedł  do  loftu  tak  cicho,  jak  tylko  było  to

możliwe.  Trwała  próba,  której  towarzyszyły  wyłącznie
niezbędne  dźwięki.  Adelaide  stała  przy  końcu  wybiegu,
szepcząc  coś  do  mikrofonu  zestawu  słuchawkowego.  Lekki,
choć  ciągły  ruch  głowy  wskazywał,  że  nic  nie  umyka  jej
uwadze. Był z niej dumny.

Za trzy dni ich romans dobiegnie końca. Poczuł ból. Siłą

woli nabrał powietrza w płuca. Był w niej zakochany. Kochał
ją  rozpaczliwie,  jak  szalony.  Od  kiedy?  To  działo  się  tak
powoli, że nie zdawał sobie z tego sprawy. Czy to było tamtej
nocy  w  klubie,  kiedy  jej  taniec  zamienił  go  w  zazdrosnego
jaskiniowca?  A  może  wcześniej?  Kiedy  wróciła  z  college’u.
Mądra pewna siebie kobieta, która potrafiła go rozśmieszyć.

Pragnął  trwać  u  jej  boku.  Należała  do  niego.  Ale  to  nie

była  miłość,  lecz  żądza  i  egoizm.  Nie  był  w  stanie  dać  jej

background image

dziecka.  Gdyby  zechciała  z  nim  zostać,  mogłaby  stracić
rodzinę.  Jej  marzenie  o  pracy  w  Hansol  rozsypałoby  się
w gruzy. Te wszystkie straty… Z czasem coraz bardziej by go
nienawidziła.  Chciałaby  odzyskać  rodzinę  i  marzenia.
W końcu by go zostawiła. Tak jak jego była żona.

Zacisnął  dłonie  w  pięści.  Na  myśl,  że  inny  mężczyzna

kochałby Adelaide, miał ochotę podpalić świat. Nagle przestał
się  przejmować,  że  pozbawiłby  ją  rodziny.  Że  jest
największym  egoistycznym  draniem.  Byłby  draniem,  który
kocha ją bardziej niż świat. Który całuje ziemię, po której ona
stąpa.  Nie  mógł  teraz  się  do  niej  zbliżyć.  Nie  mógł  na  nią
patrzeć ani oddychać tym samym powietrzem, bo musiałby ją
porwać. Sprawić, by z nim została. Ale to nie jest miłość. Nie
mógł jej tego zrobić.

A zatem wyszedł.

Niewiele widząc, pojechał do Ritza. Garrett umieścił go na

liście gości swojego dawnego penthouse’u. To było najbliższe
miejsce,  gdzie  mógł  znaleźć  prywatność.  Kiedy  znalazł  się
w  mieszkaniu  najlepszego  przyjaciela,  zrzucił  marynarkę
i krawat i wziął z barku najpełniejszą butelkę, jaką znalazł.

Zamierzał się porządnie upić.

Nie  wiedział,  ile  czasu  minęło,  gdy  zapadła  ciemność.

Wypił pół butelki i czuł, jakby w głowie miał watę, choć jego
pragnienia  były  wciąż  jasne.  I  głośne.  Moja  Adelaide.  Moja.
Moja.

Nie,  nie  moja.  Kochał  ją,  a  skoro  tak,  musi  pozwolić  jej

odejść.  Ich  szczęście  nie  trwałoby  długo.  Nie  mógł  jej  dać
wszystkiego, na co zasługiwała, ale mógł dać jej wolność, by
znalazła mężczyznę, który jej to wszystko ofiaruje.

background image

Pociągnął  kolejny  łyk  z  butelki  i  usłyszał  dźwięk  windy.

Pokręcił głową, uznał, że tylko mu się wydawało.

- Co, do diabła? – krzyknęła Adelaide.

Poniewczasie  przypomniał  sobie,  że  także  ona  była  na

liście  Garretta.  Jego  oczy  przywykły  już  do  ciemności
rozświetlonej tylko światłem latarni. Widział wyraz jej twarzy.
Była wściekła.

- Co do cholernego diabła, Michael?

- Hej, Adelaide – rzekł radośnie. Może naprawdę udało mu

się upić. – Super cię widzieć.

- Od wielu godzin dzwonię do ciebie i wysyłam esemesy.

Pojechałam  nawet  do  twojego  domu.  Włamałam  się  przez
twoje  cholerne  tylne  drzwi,  żeby  sprawdzić,  czy  nic  się  nie
stało. Ale ciebie tam nie było! – krzyczała. – Nigdzie cię nie
było.  Tu  się  ukryłeś,  żeby  się  narąbać.  Ignorujesz  moje
telefony,  a  ja  się  zamartwiam.  Gdybym  sobie  nie
przypomniała,  że  czasami  się  tu  zatrzymywałeś,  jak
pracowałeś do późna, nie byłoby mnie tu. I co się, do diabła,
dzieje?

-  Przepraszam.  Wyłączyłem  telefon,  nie  wiedziałem,  ile

czasu  minęło  –  rzekł  skruszony.  –  Zajrzałem  na  próbę,
wszystko  wyglądało  spektakularnie.  Ale  miałem  paskudny
dzień i nie chciałem psuć wam radości.

-  Powinieneś  przynajmniej  napisać  mi  esemesa.  –  Złość

powoli z niej wyparowywała.

-  Wiem.  Nie  chciałem  cię  martwić,  a  tylko  bardziej  cię

zmartwiłem. Wybaczysz mi?

background image

Wstał  z  kanapy.  Kiedy  delikatnie  pocałował  ją  w  usta,

przyjęła pocałunek. Słodka szczodra Adelaide.

- Oczywiście. Celowo nikogo byś nie skrzywdził.

Jej dobroć i zaufanie rozdzierało go na kawałki. Jak mógł

nie kochać tej kobiety? Pocałował ją z całą tłumioną miłością.
Otworzyła  usta,  z  których  wypłynęło  coś  między  jękiem
a  łkaniem.  Jej  pocałunek  był  pełen  żądań.  Wyciągnął  jej
bluzkę  zza  paska  spódnicy.  Zaczął  ją  rozpinać,  aż  w  końcu
zniecierpliwiony szarpnął poły bluzki.

- Michael… – Zabrała się za jego koszulę.

Przeklął  pod  nosem  i  zrobił  z  koszulą  to  samo  co  z  jej

bluzką.  Chciał  poczuć  jej  nagie  ciało  na  swoim  nagim  ciele.
Pociągnął  ją  na  kanapę  i  posadził  sobie  na  kolanach.
Podciągnął  jej  spódnicę.  Rozpiął  spodnie  i  zsunął  je  razem
z bielizną.

- Potrzebuję cię. – Przesunął pasek jej fig. – Obiecuję, że

wszystko będzie dobrze.

- Biorę pigułkę. Będzie dobrze. Nie chcę, żeby cokolwiek

nas dzieliło.

Wchodząc w nią, polizał jej szyję, a potem przeniósł wargi

na jej piersi.

-  Jesteś  moja.  –  Uniósł  jej  biodra  i  wsunął  się  głębiej.  –

Powiedz to, Adelaide.

- Jestem twoja, na zawsze.

- Moja. Na zawsze.

- A ty jesteś mój. Na zawsze.

- Jestem twój – odparł gorączkowo.

background image

Znaleźli  wspólny  rytm i doszli  równocześnie,  czemu  dali

wyraz zdyszanym krzykiem.

Fizycznie wykończony, za to z absolutnie jasnym umysłem

wstał, trzymając Adelaide w ramionach.

Zabrał ją do sypialni, ułożył na łóżku i położył się obok.

Tę noc spędzą w objęciach. Po raz pierwszy. I ostatni.

-  Kocham  cię  –  szepnął,  wtulając  twarz  w  jej  włosy

i zasnął, zanim odpowiedziała.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Michael ją kocha. Kocha ją! Usłyszała to bardzo wyraźnie,

nim zasnęli.

Teraz już nie spała i patrzyła na twarz mężczyzny, który ją

kochał. Mężczyzny, którego ona kochała do szaleństwa. Nagle
niepokój  związany  z  tym,  że  Michael  chciał  zakończyć  ich
związek,  a  ona  by  mu  na  to  pozwoliła,  żeby  go  nie  zranić,
wydał jej się głupią stratą czasu.

Teraz  zamierzała  się  cieszyć  każdą  wspólną  sekundą.

Położyła  rękę  na  jego  policzku.  Poruszył  się  przez  sen,
a wtedy musnęła jego wargi pocałunkiem.

- Dzień dobry.

Uśmiechnął się sennie, nie podnosząc powiek. Ona też się

uśmiechnęła.  Nagle  otworzył  oczy,  a  jego  uśmiech  zamienił
się w grymas.

-  Dzień  dobry,  moja  piękna.  –  Wygramolił  się  z  łóżka

i zaczął zbierać ubrania.

- Michael?

-  Nie  powinienem  był  cię  zatrzymywać  na  noc  –

powiedział z żalem, ubierając się w pośpiechu.

Co? Próbuje zatuszować, że wyznał jej miłość?

-  Nie  zatrzymałeś  mnie.  To  ja  zdecydowałam,  że  zostanę

z tobą. – Jej troska zamieniła się w irytację.

background image

- Wychodzę. Ty wyjdź za jakąś godzinę. Przynajmniej nie

zostaniemy razem sfotografowani.

- Nie możesz teraz wyjść. – Owinęła się kołdrą i wstała. –

Najpierw musimy porozmawiać.

- Muszę iść. Porozmawiamy później. Obiecuję. – Podszedł

do niej i lekko ścisnął jej ramiona. – To ty chciałaś utrzymać
naszą  relację  w  tajemnicy.  Nie  możemy  zachować  się
nierozsądnie dwa dni przed pokazem. Zapomniałaś, co mówiła
twoja babka?

- Oczywiście, że nie. Pokaz mody jest dla mnie ważny. Ale

to, o czym musimy porozmawiać, jest ważniejsze.

-  Odzyskałaś  dobre  imię,  a  impreza  z  pewnością  będzie

sukcesem. Zdjęcie, na którym wychodzimy razem z hotelu, to
byłaby katastrofa. Porozmawiamy wieczorem.

-  Myślałam,  że  w  końcu  zauważyłeś,  że  jestem  dorosła

i  sama  podejmuję  decyzje.  Nikt,  nawet  ty,  nie  będzie  mi
mówił, co jest dla mnie dobre.

-  Daj  spokój.  –  Wsunął  palce  we  włosy.  –  To  nie  fair.

Staram się tylko wykonywać swoją pracę.

- Świetnie. Ale godzinę zaczekasz, bo ja wyjdę pierwsza.

Ubrała  się  w  łazience.  Była  zbyt  wściekła,  by  zawracać

sobie  głowę  myciem  włosów,  więc  związała  je  na  czubku
głowy.  Zapięła  marynarkę  z  nadzieją,  że  zakryje  oderwane
guziki  bluzki.  Kiedy  wyszła  z  łazienki,  Michael  krążył  po
pokoju z zatroskaną miną.

- Adelaide. – Ruszył ku niej z wyciągniętymi rękami.

- Nie dotykaj mnie – warknęła.

background image

- Wiem, o czym chcesz rozmawiać. Ale to musi poczekać.

Teraz  musimy  zapobiec  katastrofie  –  stwierdził  z  nutą
desperacji w głosie.

- Co zmieni pół godziny?

- Jest dość wcześnie, niewiele osób nas zobaczy. Musimy

wyjść stąd jak najszybciej.

- Świetnie. Wychodzę.

-  Nie  tak  –  błagał,  wskakując  z  nią  do  windy.  –  Nie

odchodź w złości. Robię to, żeby cię chronić.

- Zrób mi przysługę i nie chroń mnie. – Wysiadła z windy,

gdy ta zatrzymała się na dole.

- Adelaide, nie możesz tak odejść.

Szła przed siebie, nie zatrzymując się. Michael chwycił ją

za rękę. Uwolniła się mocnym szarpnięciem.

- Czemu nie?

Nie  miał  szansy  odpowiedzieć,  bo  w  tym  samym

momencie zaczęły błyskać flesze.

Po wszystkim, czego dokonała, zrobił jej coś takiego. Dwa

dni  przed  imprezą.  Złamał  jej  serce,  zrujnował  jej  opinię
i naraził na szwank jej karierę.

Otoczył ją ramieniem i pochylając jej głowę, prowadził ją

do samochodu. Wepchnął ją na siedzenie pasażera, wskoczył
za kierownicę i szybko ruszył.

-  Niech  to  szlag!  –  Uderzył  pięścią  w  kierownicę.  –

Wybacz, zajmę się tym.

background image

-  Sama  się  tym  zajmę  –  odparła  chłodno.  –  Mam  jutro

wywiad  w  porannym  programie  telewizyjnym.  Wykorzystam
to,  żeby  rozwiać  plotki.  Te  zdjęcia  nie  mogą  zaszkodzić
pokazowi.

- W telewizji mogą cię zaskoczyć, wciągnąć w zasadzkę.

-  Dam  sobie  radę  –  odwarknęła.  –  Może  wreszcie

zaczniesz mnie doceniać. Zawieź mnie do domu.

- Nie do biura?

- I co? Sam stawisz czoła babce?

Zamilkł.  Nie  mógł  uwierzyć,  że  zapomniał  o  pani  Song.

Tak się martwił o Adelaide, że przestał logicznie myśleć.

- Dziś rano jest wolna, więc powinna być w domu.

- Okej, zawiozę cię do domu.

- Miło, że w końcu się w czymś zgadzamy. – Gotowała się

ze złości.

Drogę do Pacific Palisades spędzili w milczeniu. Michael

myślał o tym, jak się wytłumaczą pani Song.

- Musimy wymyślić, co powiemy babce – rzekł w końcu.

Potrzebowali wiarygodnego wytłumaczenia, by przekonać

panią Song, że Adelaide znów nie zaczęła szaleć.

- Powiemy jej prawdę – odparła, patrząc przez okno.

- Słucham? – Chyba się przesłyszał.

- Ukrywanie prawdy to jedno, ale nie będę kłamała babci

w oczy.

- Pomyśl, jaka jest stawka.

background image

-  Ani  na  sekundę  nie  straciłam  jej  z  widoku.  Muszę

wierzyć,  że  babcia  zrozumie,  dlaczego  zrobiliśmy  to,  co
zrobiliśmy.

Michael  mocno  ścisnął  kierownicę.  Dlaczego  zrobiliśmy

to,  co  zrobiliśmy.  No  właśnie,  dlaczego?  Żeby  zaspokoić
pożądanie? Nie, do diabła. To była miłość. Ale nie mógł tego
przyznać w obecności pani Song. Nie mógł się stać powodem
ich konfliktu. Nie był tego wart.

Zdawało się, że Adelaide wzięła jego milczenie za zgodę,

ale już wiedział, co ma zrobić.

Kiedy  zaparkował,  wysiadła  z  samochodu  pierwsza.

Liliana otworzyła im z uśmiechem, który znikł, gdy ujrzała ich
miny.

- Pani Song jest w gabinecie.

- Dziękuję – rzekł cicho Michael.

Adelaide zapukała do drzwi z determinacją.

- Proszę – odezwał się głos babki. Na ich widok jej oczy

lekko się zaokrągliły. – Co tu robicie o tej porze? Chyba nie
ma problemu z pokazem mody?

-  Nie,  nie  ma  problemu  z  pokazem.  Przyjechaliśmy,  bo

chcemy  ci  coś  powiedzieć.  Michael  i  ja  jesteśmy  razem  –
oznajmiła Adelaide bez zbędnych wstępów.

Kiedy brała oddech, wykorzystał ten moment i wtrącił:

- Ale to już koniec. Ten intensywny wspólny czas obudził

w nas emocje, które wzięliśmy za miłość. Zrozumieliśmy nasz
błąd i teraz skupiamy się na pokazie.

background image

Adelaide  patrzyła  na  niego  zbolałym  wzrokiem.  Widział

to, lecz musiał być silny za nich dwoje.

- O co tu właściwie chodzi? – spytała pani Song.

-  Dziś  rano  zrobiono  nam  zdjęcia,  jak  wychodziliśmy

z penthouse’u Garretta w hotelu – oświadczyła Adelaide.

-  Pracowaliśmy  nad  ostatnimi  przygotowaniami  do

imprezy – wtrącił znów Michael. – Ale media przedstawią to
w innym świetle.

- Pozwoliliście na coś takiego dwa dni przez pokazem? –

Pani Song podniosła głos.

-  To  nerwy.  –  Michael  mówił  spokojnie.  W  końcu

rozmawiali o biznesie. – Jakkolwiek było, popełniliśmy błąd,
ale go naprawimy.

- To prawda, Adelaide?

-  Tak,  babciu,  popełniliśmy  błąd  –  odparła  i  zmierzyła

wzrokiem  Michaela.  Zapędził  ją  w  kozi  róg.  Była
rozczarowana. – Poradzę sobie z tą sytuacją i pokaz odbędzie
się bez przeszkód. Nie zawiodę cię.

-  To  nie  pora  na  kłótnie  ani  podziały  w  rodzinie.  Co  się

stało, to się nie odstanie. Wierzę, że naprawicie tę sytuację –
rzekła  pani  Song  do  zszokowanych  jej  reakcją  Adelaide
i  Michaela.  –  Potraficie  to  zrobić.  Musicie.  Twoja  pozycja
w  Hansol,  Adelaide,  wciąż  zależy  od  sukcesu  pokazu.  Nie
będę ci stawać na drodze, ale też nie wyciągnę pomocnej ręki.
Nosisz nazwisko Song. Pokaż mi, co jesteś warta.

Dzięki Bogu. Wciąż ma szansę. Wciąż może spełnić swoje

marzenie. Ale rysy na sercu Michaela się pogłębiły.

background image

-  Przepraszam  –  powiedziała  Adelaide.  –  Nie  zawiodę

twojej wiary we mnie, babciu.

Michael wiedział za to, że w niego już nie wierzy.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

-  Jesteśmy  z  Michaelem  starymi  przyjaciółmi.  Właściwie

jesteśmy  bardziej  jak  rodzina.  Czasami  sprzeczamy  się  jak
rodzeństwo.  Wychodząc  z  Ritza,  byliśmy  wykończeni  po
próbie pokazu, który był zachwycający. Bilety są wyprzedane,
ale  będzie  transmisja  na  żywo,  która  pozwoli  widzom
oglądającym nas w sieci wziąć udział w aukcji.

Adelaide  położyła  ręce  na  piersi.  Była  zresztą  szczerze

przejęta. Tyle że w miejscu serca miała pustkę.

-  Ale  o  czym  to  ja  mówiłam?  A  tak,  o  sprzeczce

z  Michaelem.  Nie  zgadzaliśmy  się  w  pewnej  kwestii
i pokłóciliśmy się jak nigdy dotąd.

-  Nazwałaby  to  pani  kłótnią  kochanków?  –  spytał

gospodarz programu z prowokującym uśmiechem.

-  Nie  łączy  nas  miłość.  Tyle  mogę  panu  powiedzieć.  –

Puściła  do  niego  oko.  –  Bardzo  mi  wstyd,  bo  brzmi  to
niedojrzale, ale z powodu niewyspania i stresu człowiek robi
naprawdę  głupie  rzeczy.  Jutro,  kiedy  już  będzie  po  naszym
fantastycznym  pokazie  i  aukcji,  jestem  pewna,  że  wszyscy
będziemy znów przyjaciółmi.

- Mówi pani o pokazie z wielkim entuzjazmem. Może nas

pani zachęcić do oglądania?

-  Świat  jest  piękny  dzięki  swojej  różnorodności.  Nasz

pokaz mody to jej święto. Mamy głęboką nadzieję pokazać, że

background image

akceptacja  różnorodności  jest  świadectwem  tego,  co
w człowieku najlepsze.

Nastąpiło cięcie, potem brawa, i wreszcie Adelaide mogła

opuścić  studio  telewizyjne  z  triumfalnym  uśmiechem.  Może
jej życie osobiste jest w ruinie, ale nosi nazwisko Song i nie
pozwoli,  by  złamane  serce  stanęło  na  przeszkodzie  sprawie,
której tyle poświęciła.

Choć  wykonali  tytaniczną  pracę,  ostatnie  przygotowania

trwały  przez  całą  noc.  Zresztą  Adelaide  i  tak  oka  by  nie
zmrużyła.  Miała  wrażenie,  że  boli  ją  każda  komórka  ciała.
Praca  nie  przynosiła  ulgi  w  bólu,  za  to  odwracała  uwagę  od
najboleśniejszej rzeczy – kłótni z Michaelem.

„Emocje, które wzięliśmy za miłość”. „Ale to już koniec”.

Wiedziała,  że  to  nieprawda,  i  to  bolało  najbardziej.  Nie

ufał  jej.  Bał  się,  że  będzie  dla  niego  ciężarem.  Że  będzie
musiał dźwigać to brzemię razem z tym, co przed nią skrywał.

Do końca dnia pakowała rzeczy, które mogły się przydać

na  pokazie.  Kiedy  kupiła  dziesięć  rolek  taśmy  klejącej,
stwierdziła,  że  wpada  w  panikę.  Zresztą  nie  tylko  ona.
Projektanci zasypywali ją esemesami, aż telefon się przegrzał.
Zanim  do  mniej  dotarło,  co  się  dzieje,  nadeszła  pora
rozpoczęcia  pokazu.  Włożyła  na  tę  okazję  biały  smoking,
który był jej wkładem do kolekcji.

Michael się pojawił, ale trzymał się z daleka. Przywitał się

i  życzył  jej  powodzenia.  Może  tak  jest  najlepiej.  Gdyby  był
blisko,  nie  mogłaby  się  skupić.  Po  powitalnym  koktajlu
zaprowadziła na miejsca babkę i pozostałych VIP-ów, czując,
jak w jej żyłach krąży adrenalina.

background image

Prezentowane  przez  modelki  i  modeli  stroje  biznesowe

spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem gości. Ale gdy na
wybiegu pojawiły się formalne stroje, zapadła pełna podziwu
cisza.  Goście  byli  oczarowani  miejscem,  scenerią,  muzyką,
a  przede  wszystkimi  strojami,  w  których  osoby  z  autyzmem
nie czuły dyskomfortu.

Adelaide  przełknęła  emocje,  które  ściskały  jej  gardło,

i weszła na scenę, by przedstawić drużynę projektantów.

- Proszę państwa o uwagę – mówiła do mikrofonu. – Pora

ogłosić  zwycięzcę  konkursu.  Jak  widzieliście,  poziom  był
wyrównany. Ale ten projekt najlepiej uchwycił ducha naszego
pokazu. Zwycięzcą jest… Mona Andrews!

Rozbrzmiała burza oklasków, koledzy gratulowali Monie,

która popłakała się z radości.

Aukcja  była  równie  ekscytująca,  goście  rywalizowali

o ulubione stroje. Ostro licytowano czerwony garnitur Mony.
Adelaide  obserwowała  to  z  euforią,  która  niemal  unosiła  ją
z ziemi. Zrobili to. Ona to zrobiła.

Na koniec projektanci ją uściskali.

-  Byliście  niesamowici,  jestem  z  was  cholernie  dumna  –

powiedziała, uwalniając się.

- Mieliśmy niesamowitą liderkę – rzekł Chris, a pozostali

mu przytaknęli.

- A teraz idźcie się zabawić. Zasłużyliście na to.

-  Adelaide.  –  Babka  pojawiła  się  u  jej  boku  i  mocno  ją

przytuliła. – Gratuluję, skarbie. Jestem z ciebie dumna.

- O Boże, dziękuję, babciu. – Łzy napłynęły jej do oczu.

background image

-  To  było  niesamowite.  Nie  wolni  ci  nigdy  w  siebie

zwątpić.  W  to,  kim  jesteś.  W  swój  talent  –  mówiła  babka
wzruszonym głosem. – Będziesz znakomitą szefową działu.

Adelaide zabrakło słów. Kiedy odzyskała głos, ujęła dłonie

babki w swoje.

- Nie zawiodę cię, babciu.

- Wiem. – Oczy babki lśniły od łez.

-  Gratuluję,  kuzynko.  –  Colin  wziął  ją  w  niedźwiedzi

uścisk.

- Dzięki, Colin.

-  Ciesz  się  tą  chwilą  –  rzekł.  –  Babciu,  mogę  cię

odprowadzić do samochodu?

- Tak, powinnam już iść. – Babka raz jeszcze ścisnęła rękę

Adelaide, po czym oddaliła się z Colinem.

Adelaide  została  w  lofcie  do  chwili,  gdy  wyszli  ostatni

goście i pracownicy. Wszyscy poza Michaelem. Stał w cieniu
przy ścianie, wodząc za nią wzrokiem.

-  Jesteś  w  końcu  gotowy  porozmawiać?  –  spytała

zwodniczo  spokojnym  tonem.  W  środku  drżała  ze  strachu,
zapominając  o  sukcesie.  –  To,  co  powiedziałeś  do  mojej
babki… Tego naprawdę chcesz?

-  Adelaide.  –  Jej  imię  zabrzmiało  jak  błaganie.  Ale

błaganie o co? Odepchnął się od ściany i podszedł do niej. –
Tak ustaliliśmy. Tak będzie najlepiej.

- Nie musimy niczego kończyć. – Wzięła kilka oddechów,

by nie spanikować. – Nie twierdzę, że moja opinia nagle stała
się  dla  mnie  nieważna,  ale  bycie  z  tobą  jej  nie  zepsuje.  Na

background image

początku  mogą  gadać,  ale  szybko  się  przekonają,  że  jestem
dorosłą  kobietą  w  poważnym  związku.  I  przestaną  się  nami
interesować.

- A co z babką? Pokaz był ogromnym sukcesem. Nikt nie

może  tego  zakwestionować.  Zostaniesz  szefową  działu
w  Hansol.  Jeśli  teraz  sprzeciwisz  się  babce,  narazisz  na
szwank swoją karierę.

- Nie mówimy o romansie. Czemu babka miałaby się nie

zgodzić na nasz związek?

-  Są  sprawy,  których  nie  rozumiesz.  Nie  stanę  między

twoją rodziną i twoim marzeniem.

- A tamta noc… Powiedziałeś, że mnie kochasz.

- Wiem.

- Więc dlaczego? Ja też cię kocham. Zawsze cię kochałam.

- To nieprawda. Wiem, że się we mnie durzyłaś, jak byłaś

dziewczynką, ale to nie była miłość. A nawet jeśli była, mylisz
przeszłość z teraźniejszością. Namiętność, która nas łączy, to
nie miłość. Proszę, nie możesz mnie kochać.

- Dlaczego? Czemu nie możemy być razem?

- Uwierz mi, nie możemy. Nie możesz mnie kochać.

-  Czemu  wciąż  to  powtarzasz?  –  Położyła  rękę  na  jego

sercu. – Niczego od ciebie nie chcę. Jeśli nie możesz mi dać
więcej niż to, co już mamy, niech to nam wystarczy. Tylko nie
odtrącaj mojej miłości. Moje serce należy do ciebie.

Jego  oddech  stał  się  płytki.  Potem  Michael  zacisnął

powieki i znów otworzył oczy, pozbawione teraz życia.

- To koniec, Adelaide.

background image

- Nie, Michael. Proszę.

- Jeśli ze mną zostaniesz, stracisz, co dla ciebie ważne.

- Co ukrywasz? Powiedz mi.

- Nie chcesz ze mną być. – Odetchnął głęboko. – A ja nie

chcę być z tobą.

- Jesteś potwornie kiepskim kłamcą.

- Adelaide…

- Dość tego. Nie wiem, co ukrywasz ani czego się boisz.

Ale  słyszę,  co  mówisz.  –  Zrobiła  krok  do  tyłu.  –  Wszystko
zniszczyłeś.  Cokolwiek  ukrywasz,  przed  czymkolwiek  się
bronisz, mam nadzieję, że jest tego warte.

Miała dość, jego kłamstwa raniły go tak samo jak ją. Jedno

się  nie  zmieniło.  Może  nawet  ją  kochał,  ale  jej  nie  ufał.  Dla
niego  pozostała  małą  bezradną  dziewczynką.  Ciężarem,  nie
partnerem.  Westchnęła  i  wyszła,  nie  oglądając  się  za  siebie.
Nie roniąc ani jednej łzy.

Nazajutrz  rano  nie  miała  ochoty  wstawać  z  łóżka.  Pokaz

się  odbył,  projektanci  się  pakowali  i  żegnali.  Zasługiwała  na
dzień smutku. Ból zelżał, stał się tępy, z takim bólem mogła
żyć.  Straciła  Michaela,  ale  dostanie  Hansol.  Jak  babka
poświęci życie firmie i tym jakoś wypełni pustkę.

Patrzyła  na  sufit.  Cieszyła  się,  że  był  biały,  choć  ściany

kazała  pomalować  jadeitową  zielenią.  Pustka  białego  sufitu
wydawała się znajoma, działała uspokajająco.

Liliana  zapukała  do  drzwi  i  cicho  weszła  do  środka.

Przyniosła kubek mleka i grzankę. Jej pełne troski spojrzenie
było o wiele trudniej znieść niż biel sufitu.

background image

-  Adelaide,  moja  droga.  Pani  Song  chce  cię  widzieć.

Myślisz, że mogłabyś coś przekąsić i zejść na dół?

- Nie, dziękuję.

- Tak mi przykro, ale nie mogę stąd wyjść, dopóki tego nie

zrobisz.  –  Liliana  przycupnęła  na  skraju  łóżka.  –  Wiemy,  że
dwa  dni  temu  coś  się  stało.  Krążysz  po  domu  jak  duch.  Aż
dziw, jak świetnie trzymałaś się na pokazie.

- To po prostu boli.

- Och, moja droga. – Liliana delikatnie ścisnęła jej rękę. –

Może babka ci pomoże. Ma w tym doświadczenie.

- Okej, ale nie będę jeść.

- Dobrze. Pozwól, że ci pomogę.

Kiedy  wstała,  pokój  zawirował.  Liliana  otoczyła  ją

ramieniem  i  sprowadziła  na  dół.  Z  każdym  krokiem
odzyskiwała  siłę.  Gdy  stanęły  przed  drzwiami  pokoju  babki,
czuła się już silna. I była wściekła.

Bez pukania weszła do środka i uklękła na macie. Wydało

jej się, jakby pod kolanami zamiast maty miała kłody drewna.

- Chciałaś mnie widzieć, babciu?

- Adelaide, spójrz na mnie.

Podniosła wzrok. Wylała się z niej złość i rozżalenie.

-  Jesteś  mną  rozczarowana,  bo  wzięłam  sobie  dzień

wolnego?  Czy  powinnam  siedzieć  w  studio  i  czekać,  aż
powstanie mój dział?

- Moje dziecko…

background image

-  Nie  jestem  twoim  dzieckiem.  Jestem  dorosłą  kobietą.

Czy nigdy tego nie zaakceptujesz?

Zachowywała  się  niewyobrażalnie  nieuprzejmie.  I  to  bez

powodu. Czemu na babkę wylewa swoją złość?

- Nie trzymałam cię z dala od Hansol dlatego, że się nie

nadajesz. Wiedziałam, że sobie poradzisz. Jesteśmy do siebie
podobne. Dlatego się obawiałam. Po śmierci twojego dziadka
postanowiłam  poświęcić  się  Hansol  i  zaniedbałam  inne
aspekty życia. Nawet was, dzieci.

- Nie, to nie…

-  Posłuchaj,  dziecko.  Pozwoliłam,  żeby  ambicja  mnie

zaślepiła,  ale  firma  nie  wystarczyła,  żebym  czuła  się
spełniona.  Potrzebowałam  do  tego  dzieci  i  wnuków.  Każdy
z  was  znaczy  dla  mnie  więcej  niż  cały  świat.  A  jednak
niewiele brakowało, żebym tego nie zauważyła i zamknęła się
w pułapce samotności.

Babka wzięła Adelaide za rękę.

-  Nie  chciałam  tego  dla  ciebie.  Myślałam,  że  jeśli  nie

dopuszczę  cię  do  pracy  w  firmie,  odnajdziesz  własną  drogę.
Pójdziesz  za  marzeniami.  Teraz  wiem,  że  twoim  marzeniem
jest  Hansol.  Poza  tym  jesteś  ode  mnie  silniejsza.  Użyjesz
rozumu,  żeby  znaleźć  w  życiu  równowagę.  Jestem  dumna
z kobiety, jaką się stałaś.

-  Och,  babciu.  A  ja  cały  czas  myślałam,  że  nie  uważasz

mnie za dość dobrą.

- Wiem i przepraszam, że porównuję twoje życie z moim.

- Ja… muszę ci coś powiedzieć. Kocham Michaela, ale on

mnie zostawił. – Położyła głowę na kolanach babki. – On nie

background image

widzi we mnie kobiety, tylko dziecko. Kocha mnie, ale mi nie
ufa. A ja kocham go ponad życie.

-  Tak  podejrzewałam  –  rzekła  cicho  babka.  –  Nie

wiedziałam, że to zaszło tak daleko.

-  Wybacz,  że  to  przed  tobą  ukrywałam.  Myślałam,  że

kiedy przyjdzie czas, pozwolę mu odejść. Próbowałam…

-  Och,  kochanie.  On  cię  kocha  tak,  jak  tylko  mężczyzna

może  kochać  kobietę.  I  widzi,  kim  jesteś.  –  Pogłaskała
Adelaide po głowie. – Nie rezygnuj z niego.

- Za późno, on ze mnie zrezygnował. Zrezygnował z nas. –

Wzięła  głęboki  oddech  i  usiadła.  –  Nie  mogę  być  tam  gdzie
on.  Chcę  pracować  dla  Hansol,  ale  wyślij  mnie  do  Nowego
Jorku. Tam mogę rozpocząć pracę.

- To da się załatwić, ale czy jesteś pewna?

- To jedyna rzecz, której jestem pewna. Muszę wyjechać.

Nowa praca pomoże mi się podnieść. Przeżyję, ale nie tu.

- Dobrze. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Był  już  w  domu,  choć  nie  pamiętał,  jak  tu  dotarł  po

pokazie mody. W słabym świetle poranka wszystko wyglądało
jakoś inaczej. Byle jak, bezbarwnie. Prawdę mówiąc, nie lubił
swojego domu. Niczego nie lubił. A najbardziej siebie.

Zerknął na opróżnioną do połowy butelkę szkockiej. Teraz

sobie przypomniał. Nalewał sobie drinka za drinkiem i pewnie
zasnął  na  kanapie.  Był  już  ranek,  a  on  zaniedbywał  swoje
obowiązki.  Powinien  monitorować,  czy  ktoś  nie  zechce
zniszczyć zwycięstwa Adelaide plotkami o ich nocy w Ritzu.

background image

Poniewczasie sięgnął po telefon i przejrzał alerty. Autyzm

był  nadal  modnym  tematem  wśród  wpływowych  gości
pokazu,  między  innymi  Mateo  Sancheza  i  jego  córki.  Na
szczęście tabloidy i kolumny plotkarskie zajmowały się czymś
innym.

Oparł głowę i zakrył oczy. Gdzie jest Adelaide? Czy cierpi

tak jak on? Boże, nie mógł nawet o tym myśleć. Nie wiedział,
że strata Adelaide będzie tak bolała.

Zranił ją, by ją chronić. A jednak chciał się z nią zobaczyć.

Nie miał pojęcia, co powie, ale musiał się przekonać, że nic jej
nie jest. Zablokowała go w swoim telefonie. W biurze też nie
odbierała. Kiedy dodzwonił się do recepcjonistki, usłyszał, że
nie ma jej w pracy.

W  takim  razie  musi  być  w  domu.  Wziął  prysznic

i  wskoczył  do  najszybszego  ze  swoich  sportowych  aut.  Po
drodze przekroczył wszystkie limity prędkości.

-  Liliano,  muszę  się  widzieć  z  Adelaide  –  wyrzucił

z siebie, gdy drzwi rezydencji Songów się uchyliły.

-  Michael  –  rzekła  chłodno.  Potem  podjęła  uprzejmie:  -

Wejdź,  powiem  pani  Song,  że  jesteś.  Mam  przeczucie,  że
chciałaby z tobą porozmawiać.

- Ale Adelaide…

- Nie igraj z losem. Nigdy nie widziałam, żeby to kochane

dziecko  tak  cierpiało.  Nie  obchodzi  mnie,  co  zrobiłeś  ani
dlaczego.  Niczego  ode  mnie  nie  oczekuj,  bo  najchętniej
zatrzasnęłabym ci drzwi przed nosem.

To  wystarczyło,  by  zabrakło  mu  słów.  Gdzie  zniknęła  ta

łagodna  Liliana?  Jej  zachowanie  wiele  mówiło  o  stanie

background image

Adelaide. O Boże. Co on zrobił?

Poszedł za nią do pokoju pani Song i stał pod drzwiami,

kiedy  weszła  do  środka  porozmawiać  z  matką  rodu.  Gdy
wyszła, rzuciła mu pełne złości spojrzenie.

- Przyjmie cię.

- Dziękuję, Liliano.

Odwróciła się i odeszła. Michael wszedł do pokoju i ukląkł

na macie.

- Dzień dobry, pani Song.

- Już minęło południe i nie jest to dobry dzień – odparła.

- Pewnie pani uważa, że na to nie zasługuję, ale muszę się

widzieć z Adelaide. Chcę sprawdzić, jak się czuje.

- Nie zasługujesz na spotkanie z moją wnuczką. I nie, nie

czuje się dobrze.

-  Tak  mi  przykro.  Proszę,  pani  Song.  Czy  mogę  ją

zobaczyć, choćby po raz ostatni?

Westchnęła, jej twarz złagodniała.

- Coś ty sobie zrobił?

- Nieważne. Zawiodłem ją. To tylko potwierdza, że na nią

nie zasługuję. Mimo to muszę ją zobaczyć.

- Ona wyjechała.

Jego czoło pokryły kropelki potu.

- Wyjechała? Dokąd?

-  Pół  godziny  temu  pojechała  na  lotnisko,  zamieszka

z  Garrettem  i  Natalie.  Jak  będzie  gotowa,  zacznie  pracę

background image

w oddziale w Nowym Jorku.

- Jest taka zła, że musi lecieć na drugi koniec kraju?

-  Wydaje  mi  się,  że  jest  tak  zdruzgotana,  że  nie  ma  już

miejsca  na  złość.  Największą  siłą  i  największą  słabością
rodziny Songów jest to, że kochamy za bardzo – rzekła Grace,
wyglądając  przez  okno.  –  Ona  cię  kocha.  Chciała  być  dla
ciebie  wszystkim.  Kiedy  ją  odtrąciłeś,  uznała  to  za  swoją
porażkę. Myśli, że nie jest dla ciebie dość dobra.

- Nie jest dla mnie dość dobra? Wie pani, że nie mogę dać

jej  dziecka.  Nawet  gdybym  mógł,  nie  zasługiwałbym  na  nią.
Jest najwspanialszą kobietą, jaką znam.

- Sądzi, że jej nie ufasz, że wciąż widzisz w niej bezradne

dziecko. Ciężar.

- Ciężar?

-  Próbowałeś  jej  powiedzieć,  że  nie  możesz  mieć  dzieci?

Pomyślałeś, że to ona powinna zdecydować, czy chce z tobą
być? Wiesz w ogóle, czy ona chce mieć dzieci?

-  Nie,  ale  chodzi  o  coś  więcej.  Nie  wierzyłem,  że

pozwoliłaby  pani  Adelaide  mnie  poślubić.  Pani  i  James
chcecie, żeby miała dzieci. Rozumiem to, ale nie mogłem jej
kazać  wybierać  mną  i  wami.  Gdyby  straciła  teraz  pani
wsparcie, co by się stało z jej marzeniem o pracy w Hansol?

- Pozwolić jej cię poślubić? Czy przykład Garretta niczego

cię nie nauczył? Jeśli chodzi o miłość, my Songowie jesteśmy
nieugięci.  Gdyby  Adelaide  chciała  z  tobą  być,  na  nic  by  się
zdał mój protest. I jak śmiesz zakładać, że wykorzystałabym
twoją bezpłodność przeciw tobie? Jak śmiesz zakładać, że nie
dopuściłabym Adelaide do Hansol po tym, czego dokonała?

background image

Słysząc  to,  na  chwilę  stracił  głos.  Mówił  sobie,  że  to

Adelaide i pani Song stoją na drodze do ich szczęścia. A to był
on.  Bał  się,  że  Adelaide  go  znienawidzi  i  opuści.  Tak  jak
Kathy. Więc wolał sam wybrać czas i sposób rozstania.

- Nigdy nie myślałem, że pani tak zrobi, Teraz to wiem.

-  Tak  się  okopałeś  w  poczuciu  winy  i  wstydzie,  że

traktowałeś ukochaną kobietę jak bezmyślne dziecko.

-  Myliłem  się.  –  Przez  swój  lęk  zniszczył  to,  co  było

w jego życiu najlepsze. – Myśli pani, że ona mnie wysłucha?
Czy już za późno?

- Skąd mam wiedzieć? Wypłakała się w moich ramionach.

Prawie cię wtedy znielubiłam. Nigdy nie widziałam, żeby tak
cierpiała.

-  Proszę  dać  mi  szansę,  żebym  mógł  jej  to  wynagrodzić.

I pani – błagał.

- Gdybym nie traktowała cię jak rodzinę, przegnałabym cię

na  cztery  wiatry.  Wciąż  chętnie  ukryłabym  przed  tobą
Adelaide, ale to jej decyzja. Nie twoja i na pewno nie moja. –
Nabrała głęboko powietrza. – Walcząc o nią, musisz walczyć
z  tym,  co  w  tobie  siedzi.  Oboje  zasługujecie  na  to,  żeby
wiedzieć, czy jesteś jej wart.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

-  Na  pewno  niczego  już  ode  mnie  nie  chcesz?  –  spytała

Natalie, otulając kocem ramiona Adelaide.

- Chcę, żebyś przestała mnie niańczyć, mamuśko – odparła

Adelaide z udawanym niezadowoleniem. – Inaczej przeniosę
się do hotelu.

-  Zrobiłabyś  to,  przynosząc  wstyd  rodzinie?  –  Natalie

udała przerażenie. – Wszyscy by nas uznali za bezdusznych.

Adelaide  się  zaśmiała.  To  był  szczery  śmiech.  Dzięki

trosce  i  bliskości  Garretta,  Natalie  i  Sophie  czuła  się  tak
szczęśliwa, jak to było możliwe w tym momencie. W Nowym
Jorku czuła się też nieco swobodniej niż z babką i ojcem. Co
nie  znaczy,  że  pozwoli  się  rozpieszczać.  Nie  przybyła  do
Nowego Jorku użalać się nad sobą, tylko skupić się na swojej
linii ubrań dla Hansol.

- Na pewno niczego nie potrzebujesz? – Garrett zajrzał do

pokoju,  trzymając  Sophie  za  rękę.  Dziewczynka  beztrosko
uśmiechnęła się do Adelaide.

-  Możecie  przestać?  Nie  chcę  się  czuć,  jakbym  była  dla

was ciężarem. Dość tego.

- Okej, okej. Jezu, siostro. Jak tupniesz, jesteś groźna.

Zauważyła,  jak  bardzo  brat  zmienił  się,  odkąd  poślubił

Natalie. Zazdrościła im szczęścia, co było głupie.

background image

Gdy  usiedli  do  zabawy  z  Sophie,  zadzwonił  dzwonek

u drzwi. Wszyscy zamarli. To mógł być kurier. Gdy dzwonek
znów się odezwał, Garrett wyjrzał przez okno.

- Co do diabła? – mruknął i rzucił pełne winy spojrzenie na

siostrę, która na szczęście go nie słyszała. – To Mike.

Adelaide  głośno  wciągnęła  powietrze.  Natalie  wzięła  ją

w ramiona i zaczęła ją kołysać.

- Wszystko dobrze, kochanie. Garrett go odeśle.

Adelaide zacisnęła powieki. Była gotowa zostawić za sobą

przeszłość. Co nie znaczy, że w tym momencie była gotowa na
spotkanie z Michaelem. Była silna, ale nie była masochistką.

Garrett zbiegł na dół. Tupot jego nóg brzmiał tak groźnie,

że  Adelaide  się  zaniepokoiła.  Zanim  pomyślała,  by  zejść  na
parter, usłyszała otwierane i niemal natychmiast zatrzaskujące
się  drzwi.  Nieświadomie  nadstawiała  uszu,  ale  nie  słyszała
głosu Michaela. Ani brata, prawdę mówiąc.

Gdy  Garrett  wrócił  na  górę,  podbiegła  do  niego  Natalie.

Zaciskał  pięść  i  się  krzywił.  Natalie  ujęła  jego  dłoń
i podmuchała na posiniaczone knykcie.

- Uderzyłeś go?

Garrett uśmiechnął się ze wściekłą satysfakcją.

- Tak, do diabła.

O  Boże.  Jej  nadopiekuńczy  brat  złamał  Michaelowi  nos.

Albo szczękę. Adelaide poderwała się na nogi, gotowa ruszyć
na dół. A jednak się zatrzymała. Co ona robi?

- Adelaide! – zawołał Michael z ulicy.

Co on robi?

background image

-  Adelaide,  chcę  wszystko  ci  wyjaśnić.  Jeśli  chcesz,

odejdę, tylko pozwól mi cię zobaczyć.

Skuliła się na kanapie i zacisnęła powieki.

- Kocham cię, Adelaide. Proszę!

Gwałtownie otworzyła oczy, wściekłość na twarzach brata

i bratowej zamieniła się w szok.

-  Chyba  się  w  tobie  zakochałem  tamtej  nocy  w  klubie.

Byłaś taka piękna. I mogłaś być moja, ale wszystko zepsułem.
Kocham  cię.  Proszę,  daj  mi  szansę,  porozmawiaj  ze  mną.
Tylko ten jeden raz.

Och, Michael, co ty ze mną robisz?

- O mój Boże, krew? – przeraziła się Adelaide.

Niewykluczone.  Czuł  metaliczny  smak  w  ustach.  Kącik

warg miał pęknięty, ale nic go to nie obchodziło. Interesowało
go  wyłącznie  to,  że  drzwi  od  frontu  się  otworzyły  i  stanęła
w nich Adelaide. Blada i udręczona, ale najpiękniejsza.

Uniosła  rękę,  lecz  zaraz  potem  ją  opuściła.  Serce  go

zakłuło, ale czego się spodziewał? Że go powita z otwartymi
ramionami?  Będzie  ją  błagał  o  wybaczenie,  będzie  się  przed
nią czołgał. Wszystko, byle ją odzyskać.

Nie  wyobrażał  sobie,  by  mu  odmówiła,  nie  brał  pod

uwagę,  że  zniknie  z  jej  życia.  Będzie  klęczał  przed  domem
Garretta, aż zamieni się w słup soli. Odzyska ją albo umrze,
próbując ją odzyskać.

-  To  nic,  kochanie.  –  Zrobił  krok  naprzód  i  westchnął

z ulgą, kiedy się nie cofnęła i nie trzasnęła drzwiami.

background image

-  Nie  jestem  twoim  kochaniem.  Nikim  już  dla  ciebie  nie

jestem, Mike.

Wzdrygnął się, choć zasłużył na te słowa.

- Proszę, nie mów tak. Kocham cię, Adelaide.

- Kochasz mnie? Zdecyduj się, bo z twoją głową chyba coś

nie  tak.  –  Przygryzła  wargę,  powstrzymując  łzy.  –  Poza  tym
miłość bez zaufania jest nic niewarta. Pragniesz mnie, ale nie
chcesz ze mną być, bo byłabym dla ciebie ciężarem.

- Boże, nie, nigdy nie byłaś ciężarem.

-  Kłamiesz.  Mówiłeś,  że  mnie  kochasz,  a  potem  mnie

odepchnąłeś. Nie kochasz mnie. Dlatego mi nie ufasz.

-  Odepchnąłem  cię,  bo  myślałem,  że  w  ten  sposób  cię

ochronię.  Kiedy  wyznałaś,  że  mnie  kochasz,  chciałem
zatrzymać cię na zawsze. Ale zachowałbym się jak egoista, bo
na  ciebie  nie  zasługuję.  Powinnaś  być  z  kimś  lepszym  ode
mnie.  Tylko  nigdy  nie  wątp  w  moją  miłość.  Jesteś  moim
życiem,  moim  światem.  Zasługujesz  na  wszystko,  czego  nie
mogę ci dać.

Patrzyła na niego zagubiona. Przekrzywiła na bok głowę.

Zlustrowała go wzrokiem, po czym westchnęła.

-  Kiepsko  wyglądasz.  Wejdź.  Nie  chcę,  żebyś  padł  na

progu.

Wszedł  za  nią.  Garrett  spojrzał  na  niego  z  góry,  gotów

wymierzyć  kolejny  cios.  Gdyby  wcześniej  Michael
instynktownie nie uskoczył w bok, Garrett złamałby mu nos.
Nie miał za złe przyjacielowi. Zasłużył na to.

background image

-  Położymy  Sophie  spać.  Możecie  skorzystać  z  pokoju

dziennego – powiedziała Natalie.

Adelaide  weszła  do  pokoju  i  przysiadła  na  parapecie,

wskazując Michaelowi kanapę.

- Nie rozumiem. Czemu na mnie nie zasługujesz?

-  Nie  mogę  mieć  dzieci,  Adelaide.  Jestem  bezpłodny.  –

Kiedy  cicho  westchnęła,  podjął:  -  Dowiedziałem  się  o  tym,
kiedy  chcieliśmy  z  Kathy  założyć  rodzinę.  Kathy  była
zdruzgotana. Jej niechęć do mnie rosła, oddalała się ode mnie,
aż w końcu mnie zostawiła.

-  Przykro  mi  z  powodu  twojej  bezpłodności,  a  ona

zachowała  się  niewybaczalnie.  Ale  jeśli  złamałeś  mi  serce,
żeby  mnie  chronić  przed  swoją  bezpłodnością,  to  może
faktycznie na mnie nie zasługujesz.

- Adelaide… - Ostatnia iskierka nadziei przygasła.

- Nie dałeś mi szansy zdecydować. Założyłeś, że jestem za

słaba,  żeby  o  nas  walczyć.  –  Podniosła  głos.  –  Jak  mogłeś
pomyśleć,  że  cię  porzucę,  zamiast  szukać  rozwiązania?
Uważasz, że szukam ogiera, a nie partnera i przyjaciela?

- Uznałem, że gdybym cię zatrzymał, byłbym egoistą. Że

z miłości powinienem pozwolić ci odejść.

- Jesteś większym idiotą, niż sądziłam.

- Wiem, okłamywałem się. Przede wszystkim bałem się, że

mnie nie zechcesz.

- Do diabła, Michael. – Zakryła usta, bliska łez.

Nazwała go Michaelem. Czy to znaczy, że jakaś jej część

wciąż go pragnie?

background image

- Gdybyś mi powiedział,  żebym  została,  zostałabym.  Ale

ty wolałeś złamać mi serce. Nie zaufałeś mi.

- I do końca życia będę żył z wyrzutami sumienia. Ale cię

kocham  i  chcę  ci  oddać  serce.  Siebie.  Niedoskonałego
i  poranionego.  Już  nigdy  nie  pozwolę,  żeby  rządził  mną  lęk
i wstyd. Proszę, powiedz, że dasz mi szansę, żebym mógł ci to
wszystko wynagrodzić.

- Co ja mam z tobą zrobić? – Podbiegła do niego i objęła

go. – Kochałam cię, kocham i będę cię kochała. Jeśli ty mnie
kochasz i ufasz mi, nigdy cię nie zostawię.

- Kocham cię i ufam ci.

- No to jesteś mój.

- A ty jesteś moja?

- Zawsze byłam twoja – odparła bez wahania.

- Adelaide… wyjdziesz za mnie?

Uśmiechnęła się olśniewająco.

- Wyjdź za mnie, żebym był najszczęśliwszym draniem na

tej planecie.

-  Wyjdę  za  ciebie.  –  Łzy  popłynęły  po  jej  policzkach.

Całowała go tak długo, aż uwierzył, że to wszystko prawda.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA

KARTA TYTUŁOWA

KARTA REDAKCYJNA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ DWUNASTY

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

ROZDZIAŁ SZESNASTY


Document Outline