background image

 

 

background image

Rozdział XV. Gotycki Gość 

 

Nie  mogłam  powiedzieć  mojej  mamie  o  tajemniczym  zaproszeniu  do  Dworu. 
Powiedziałaby,  że  nie  mogę  tam  pójść.  Ja  powiedziałabym,  że  tak,  mogę. 
Uziemiłaby  mnie,  a  ja  bym  uciekła.  To  wszystko  byłoby  bardzo  dramatyczne. 
Byłam  przekonana,  że  nic  mi  nie  przeszkodzi,  dopóki  mój  tata  nie  zrobił  mi 
przykrej niespodzianki o poranku 1 grudnia. 

- Zabiorę dzisiaj w nocy mamę do Vegas! - Powiedział odciągając mnie na bok. - 
To wszystko to taki momentalny impuls. Wylatujemy tego wieczora. 

-  Czy  to  nie  romantyczne?  -  Zapytała  moja  mama  uśmiechając  się  radośnie 
chwytając  walizkę  z  szafy  w  holu  -  Twój  ojciec  nigdy  nie  zrobił  czegoś  takiego 
jak to w naszą rocznicę. 

- Więc zostaniesz w domu i przypilnujesz Billiego. - Zarządził tata. 

- Pilnować Billiego? On ma jedenaście lat! - Krzyknęłam zmierzając do sypialni. 

- Tutaj  masz  numer w razie,  gdyby były jakieś problemy. - Powiedział tata  i dał 
mi kartkę z numerem telefonu. 

-  Twoja  praca  u  Janice  w  Armstrong  Travel  udowodniła  mi,  że  potrafisz  być 
odpowiedzialna. Wrócimy jutro przed kolacją. 

- Ale ja mam plany! 

- Więc zaproś Becky dzisiaj do nas. - Potrząsnął swoją torbą. - Zawsze chodzisz 
do  jej  domu,  ale  wybierając  się  razem  do  kina,  wszyscy  moglibyście  się  dobrze 
bawić. 

-  Becky?  Myślisz,  że  to  jedyny  przyjaciel,  jakiego  mam?  Jakby  wszystko,  co 
robię w życiu to oglądanie telewizji. - Powiedziałam. 

- Paul, powinnam to wziąć? - Przerwała mama pokazując czerwoną sukienkę bez 
ramiączek. 

- Mam szesnaście lat, tato. Chcę wyjść w sobotnią noc! 

- Wiem. - Powiedziała moja mama odkładają parę czerwonych szpilek do torby. - 
Ale  nie  dzisiejszego  wieczoru.  Twój  tata,  po  prostu  mnie  zaskoczył.  Nie  zrobił 
tego,  od  czasu  koledżu.  Tylko  jeden  raz,  Raven,  potem  możesz  mieć  każdą 
sobotę, którą chcesz. - Pocałowała mnie w głowę nie czekając na odpowiedź.  

background image

-  Zadzwonię  punktualnie  o  północy.  -  Ostrzegł  tata  -  Żeby  się  upewnić,  że  ty  i 
Billie, dajecie sobie radę i czy moje rakiety do tenisa są ciągle w szafie. 

- Nie martw się. Nie zamierzam iść na dziką imprezę. - Powiedziałam ze złością. 

-  Dobrze,  bo  może  będę  musiał  użyć  domu  pod  zastaw,  podczas  gry  w 
BlackJacka. 

Poszedł  do  swojej  garderoby  i  założył  kurtkę.  Ja  poszłam  do  swojego  pokoju  i 
zaczęłam  szarpać  włosy.  Przez  wszystkie  siedemnaście  lat  mój  tata  musiał 
wybrać akurat dzisiaj, żeby zaskoczyć mamę? 

Była dziewiętnasta trzydzieści, kiedy skończyła z Głupkiem  i zaczęłam  na niego 
mówić  Billy  Boy.  Na  sobotnią  noc  ubrałam  moją  najlepszą  czarną  sukienkę  bez 
rękawów  z  czarnym  niemal  przezroczystym  koronkowym  topem,  czarny  trykot, 
glany, nałożyłam czarną szminkę i srebrno onyksowe kolczyki. 

-  Wychodzę dziś wieczorem. 

-  Ale  powinnaś  zostać  w  domu.  -  Spojrzał  na  mnie  jak  opiekuńczy  tatuś  -  Masz 
randkę! 

- Nie mam. Po prostu musze iść. 

-  Nie  możesz.  Nie  pozwolę  ci.  Powiem  wszystko!  -  Billy  Boy  chciał,  żebym  z 
nim została, ale wiem, że jest ktoś, z kim chętniej by został. 

- Przyjdzie Becky, żeby z tobą posiedzieć. Lubisz Becky. 

- Tak, ale czy ona mnie lubi? 

- Ona cię kocha! 

- Naprawdę? - zapytał z miłością w oczach. 

- Zapytam ją, kiedy przyjdzie. Becky, kochasz mojego małego, jedenastoletniego 
brata? 

- Nie! Lepiej nie! 

- Więc obiecaj, że będziesz mnie krył. 

-  Zamierzam  powiedzieć.  Zostawiasz  mnie  samego!  Wszystko  może  się 
wydarzyć. Mogę na przykład siedzieć na Internecie i poznać psychiczną kobietę, 
która będzie chciała mnie poślubić. 

- Możesz być jedynie szczęśliwy. - Powiedziałam wypatrując Becky za oknem. 

background image

- Możesz mieć przez to wielkie kłopoty! 

- Przestań być dzieckiem! Pokaż Becky swoje gry komputerowe. Ona zwariuje na 
punkcie statków kosmicznych obcych. 

- Jeśli pójdziesz, zadzwonię do Vegas. 

-  Nie,  jeśli  cenisz  sobie  swoje  życie.  Przywiążę,  cie  do  tego  krzesła,  jeśli  będę 
musiała! 

- No to zrób  to, bo zamierzam zadzwonić. - Pobiegł  po telefon  bezprzewodowy, 
krzycząc. 

- Billy, proszę.- Błagałam go- Naprawdę musze wyjść. Któregoś dnia zrozumiesz. 
Billy, błagam. 

Zatrzymał się z telefonem w ręku. On  nigdy przedtem  nie słuchał  moich błagań, 
chyba, że mu groziłam. 

- Dobrze, zgoda, ale upewnij się, że będziesz w domu o północy. Nie zamierzam 
udawać, że jesteś w łazience. 

W  pierwszym  momencie  przypomniało  mi  się,  że  miałam  go  przytulić.  Więc 
naprawdę go przytuliłam.  

- Gdzie jest Becky? - Krzyknął, teraz grając w mojej drużynie. - Musisz wyjść. 

Nagle dzwonek do drzwi zadzwonił i oboje zbiegliśmy na dół po schodach. 

- Gdzie byłaś?! - Zapytałam. 

Becky podeszła do mikrofalówki z popcornem. 

- Myślałam, że mówiłaś, że mam być o ósmej. 

- Ja musze być o ósmej! 

-  Myślałam,  że  będę  wcześnie.  Weź  ciężarówkę.  -  Powiedziała  wręczając  mi 
kluczyki. 

- Dzięki. I jak wyglądam? - Zapytałam poprawiając strój. 

- Mrocznie. - Odpowiedziała. 

- Naprawdę? Dzięki! 

- Wyglądasz jak nocny anioł. - Powiedział mój mały brat. 

background image

Rzuciłam  okiem  na  lustro  w  korytarzu  i  uśmiechnęłam  się.  To  mógł  być  ostatni 
raz, kiedy właściwie, oglądam swoje odbicie. 

- Bawcie się dobrze, we dwoje i pilnuj Billiego. Dobra? 

- Kogo? - Zapytała zdziwiona. 

- Billiego, mojego brata. 

Obydwoje  się  roześmiali.  Chwyciłam  moją  kurtkę  i  wyleciałam  stamtąd  jak 
nietoperz. 

Pewni  okropni  mieszkańcy  Dullsville  napisali  na  kruszącej  się  ceglanej  ścianie 
‘WRÓĆCIE DO DOMU DZIWADŁA!’. To  mógł być Trevor. Czułam pustkę w 
żołądku. 

Przypuszczałam, że Sterlingowie nie  miewają zbyt dużo gości- nie było żadnego 
dzwonka  przy  bramie.  Mam  tu  czekać,  czy  znów  się  wspinać?  Ale  zanim 
zdążyłam  cokolwiek  zrobić  brama  się  otworzyła.  Dla  mnie.  Poszłam  w  górę  po 
długim podjeździe patrząc  na zasłony w oknach od strychu. Miałam  nadzieję, że 
w końcu będę mogła zobaczyć co się tam znajduje. 

Coś  wydarzy  się  dzisiejszej  nocy.  Naprawdę  nie  wiedziałam  czego  się 
spodziewać. Co będziemy jeść na kolację? Czy wampiry jedzą cokolwiek? 

Lekko zastukałam kołatką w kształcie węża.  

Ogromne drzwi powoli się otworzyły i Straszny Mężczyzna powitał mnie swoim 
uśmiechem. 

- Bardzo się cieszę, że pani przyszła. - Powiedział z europejskim akcentem prosto 
z czarno- białego horroru. - Mogę wziąć twój płaszcz? 

Wziął gdzieś moją skórzaną kurtkę. 

Stałam  w  korytarzu  patrząc  uważnie  na  oznaki  jakiegokolwiek  pozornego 
zagrożenia. W każdym razie, gdzie był Gotycki Chłopak? 

-  Aleksander  dołączy  do  pani  za  kilka  minut  -  Oznajmił  Straszny  Mężczyzna  - 
Czy chce pani poczekać w bawialni podczas gdy Aleksander będzie schodził? 

-  Oczywiście.  -  Odpowiedziałam  i  poszłam  za  Strasznym  Mężczyzną  do 
ogromnego  pokoju  obok  salonu.  Bawialnia  była  skromnie  urządzona  z  dwoma 
szkarłatnymi  krzesłami  z  epoki  wiktoriańskiej.  Tylko  ogromne  pianino  nie  było 
pokryte grubą warstwą kurzu i nie wyglądało na dość stare. 

background image

Straszny  Mężczyzna  znów  wyszedł,  a  ja  skorzystałam  z  okazji,  aby  trochę 
pomyszkować.  Były  tam  książki  oprawione  w  skórę  pisane  w  rozmaitych 
językach  oraz  stare,  pomarszczone  mapy,  a  to  wszystko    nie  była  jeszcze  cała 
biblioteczka. 

Pieściłam  dłońmi  gładką powierzchnię dębowego biurka. Jakie sekrety  ukryte są 
w tych szufladach? Wtedy poczułam czyjąś niewidzialną obecność, czułam ją już 
podczas ostatniej wizyty w domu Mansion. Aleksander przybył do pokoju. 

Stał, był taki tajemniczy i przystojny. Jego włosy były gładko uczesane. Ubrał na 
siebie jedwabną, czarną bluzkę sięgającą mu ponad ciemne jeansy. Chciałam, aby 
również  dziś  miał  na  palcu  pierścień  z  pająkiem,  ale  nie  mogłam  nic  zobaczyć, 
ponieważ trzymał ręce splecione za plecami. 

- Przepraszam za spóźnienie. Byłam zmuszona czekać na opiekunkę dla dziecka. 
- Wyznałam. 

- Masz dziecko? 

- Nie, brata! - Zmieszałam się. 

-  Racja.  -  Powiedział  uśmiechając  się  niezręcznie.  Jego  blada  twarz  została 
przywrócona do życia. 

-  Przepraszam,  że  kazałem  ci  czekać  -  zaczął  rozmowę  -  Zrywałem  ci  je  -  i 
nieśmiało wyciągnął pięć dzikich kwiatów. 

Kwiaty? Nie możliwe! 

-  One  są  dla  mnie?  -  Byłam  kompletnie  przytłoczona  i  zmieszana.  Było  jak  na 
filmie w zwolnionym tempie. Wzięłam od niego kwiaty delikatnie dotykając jego 
dłoni. Pierścień z pająkiem przykuł moją uwagę. 

-  Nigdy  przedtem  nie  dostałam  kwiatów.  To  są  najpiękniejsze  kwiaty,  jakie 
kiedykolwiek widziałam. 

- Musiałaś mieć ze stu chłopaków - powiedział patrząc w dół na swoje buty. - Nie 
mogę uwierzyć, że żaden z nich nie dał ci kwiatów. 

-  Gdy  obchodziłam  trzynaste  urodziny  babcia  wysłała  mi  bukiet  tulipanów  w 
żółtej, plastikowej doniczce. - To było najlepsze, co mogłam powiedzieć. - Nigdy 
nie dostałam kwiatów od stu chłopaków, ponieważ nie miałam nigdy, ani jednego 
chłopaka. 

- Kwiaty od babci są bardzo ważne. - Odpowiedział. 

background image

- Ale dlaczego akurat pięć? - Zapytałam ciekawa. 

- Jeden za każdy raz, kiedy cię widziałem. 

- Ja nie miałam nic wspólnego z malowaniem sprayem.  

Pojawił się Straszny Mężczyzna i powiedział: 

- Obiad jest gotowy. Czy mam podać wodę, pani? 

- Poproszę. - Odpowiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia po co.  

- Dziękuję, Jameson - powiedział Aleksander. 

Aleksander poczekał na mnie przy drzwiach, ale nie byłam pewna dokąd idziemy. 

- Myślałem, że znasz drogę. - Drażnił się - Chcesz coś do picia? 

- Oczywiście, cokolwiek. - Czekaj chwilkę - ‘cokolwiek’? Za późno - Właściwie, 
woda była by świetna.  

Wrócił  chwilę  później  z  dwoma  szklanymi  kielichami  i  powiedział  -  Mam 
nadzieję, że jesteś głodna. 

- Ja jestem zawsze głodna – flirtowałam - A ty? 

- Rzadko głodny - odpowiedział niechętnie - Ale cały czas jestem spragniony. 

Zaprowadził  mnie do jadalni oświetlanej przez blask świec, w której dominował 
długi  stół  wykonany  z  dębu.  Na  stole  stały  ceramiczne  talerze  i  srebrne  sztućce. 
Odsunął moje krzesło, a potem usiadł milion metrów ode mnie, na drugim końcu 
stołu.  Pięć  dziko  rosnących  kwiatów  stało  w  krystalicznym  wazonie  zasłaniając 
mi widok. 

Straszny Mężczyzna - miałam na myśli Jamesona - po chwili wrócił ze szklanymi 
miskami  wypełnionymi  jakąś  zupą.  Zważywszy  na  czas,  jaki  zajęło  mu 
doniesienie  ich  tutaj,  byłam  pewna,  że  będziemy  tam  przez  miesiąc.  Ale  nie 
dbałam o to, nie chciałam być nigdzie indziej niż właśnie w tym domu. 

- To węgierski gulasz - Oświadczył Aleksander, a ja poruszyłam się nerwowo na 
te  słowa.  Nie  miałam  pojęcia,  co  lub  kto  w  tym  jest.  Aleksander  i  Jameson 
czekali na moja reakcję. Postanowiłam spróbować tej potrawy. 

-  Pyszne  -  Wykrzyknęłam,  gdy  wysiorbałam  zawartość  łyżki.  Była  to 
najsmaczniejsza  zupą  jaką  kiedykolwiek  jadłam.  Ale  ten  gulasz  był  strasznie 
ostry! Poczułam to dopiero po chwili. 

background image

Czułam jak mój język się pali. Natychmiast sięgnęłam po wodę. 

- Mam nadzieję, że nie jest za ostry. - Uprzejmie powiedział Aleksander. 

- Ostry? - Wykrztusiłam, moje oczy zapiekły - Chyba żartujesz. 

Aleksander dał znać gestem Jamesonowi, aby przyniósł więcej wody. Gdy wrócił 
miał w ręku dzbanek.  

Nie  wiedziałam,  o  co  zapytać  Aleksandra,  ale  wiedziałam,  że  chce  wiedzieć  o 
nim dosłownie wszystko. 

- Co robisz przez cały dzień? - Zapytałam, jak reporter telewizyjny, przełamując 
lody. 

- Chciałbym to samo wiedzieć o tobie. - Odpowiedział. 

- Chodzę do szkoły. A ty? 

- Śpię.  

- Śpisz? - To była najlepsza rzecz jaką usłyszałam. - Naprawdę? – Zapytałam. 

- Co jest w tym złego? -  Powiedział  i  niezręcznie pochylił  głowę tak, aby włosy 
opadły mu na oczy. 

- Cóż większość ludzi zazwyczaj śpi w nocy. 

- Ja nie jestem większością. 

- Prawda… 

-  Ty  też  nie.  -  Powiedział  i  spojrzał  na  mnie  swoimi  czułymi  wzrokiem.  - 
Powiedziałem  to  samo,  gdy  zobaczyłem  cię  w  Halloween  przebraną  w  stój  do 
tenisa. Wydawałaś się trochę za stara, na zabawę w cukierek, albo psikus. 

- Skąd wziąłeś moje dane? - Zapytałam zaciekawiona. 

- Jameson przypuszczał, że rakieta tenisowa należy do ciebie, ale oddał ją blond 
chłopakowi  z  drużyny  piłkarskiej,  który  mówił,  że  był  twoim  chłopakiem. 
Mógłbym  kupić  tę  historyjkę  gdybym  nie    widział  jak  uderzyłaś  go  w  rękę  i  
odjechałaś bez niego. 

-  Masz  rację.  On  nie  jest  i  nigdy  nie  był  moim  chłopakiem.  Jest  totalnym 
palantem. - Skwitowałam. 

background image

-  Ale  na  szczęście,  powiedział  Jamesonowi  jak  się  nazywasz  i  gdzie  mieszkasz, 
więc  wiedziałem  jak  się  z  tobą  skontaktować.  Nie  sądziłem,  że  spotkam  cię 
później przeszukującą dom. 

Jego rozmarzone oczy spoglądały na mnie. 

- Cóż… Ja... 

Nasz śmiech rozbrzmiewał po Dworze. 

- Gdzie są twoi rodzice? - Zagaiłam. 

- W Rumuni. 

- W Rumuni? Czy to nie w Rumuni żył Dracula? - Zapytałam. 

- Tak, tam. 

Moje oczy zaświeciły.  

- Jesteś spokrewniony z Draculą? 

- Nigdy nie przyjechał na żaden rodzinny zjazd. - Odpowiedział zaniepokojony. - 
Jesteś szalona. Z pewnością to ty wtłaczasz do Dullsville jakiekolwiek życie.  

- Dullsville? Nie ma mowy! To tak nazywam to miasto. 

- Dobrze, co innego  możemy tu jeszcze odwiedzić? Nie  ma tu  nocnego życia.  A 
może jest? Ale nie dla takich ludzi, jak ty i ja. 

Nocne życie. Ludzie jak ty i ja. To oznacza, że jest wampirem.  

- Ja preferuję mieszkanie w Nowym Jorku lub Londynie. - Kontynuował. 

-    Założę  się,  że  w  nocy  jest  tu  mnóstwo  rzeczy  do  robienia  i  sporo  ludzi 
poruszających się nocą. - Dodał Jameson biorąc gulasz, a podając steki. 

- Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. - Powiedział. 

Spojrzałam w dół na mój talerz. Stek był znakomity, polany sokiem z cytryny.  

Był  bardzo  tajemniczy  i  bardziej  podejrzany  niż  zazwyczaj.  Byłam  pod  jego 
urokiem, gdy tylko spojrzałam na Aleksandra. 

-  Na  pewno  będzie  pyszne  -  powiedziałam,  a  on  przypatrywał  się,  gdy  wzięłam 
kęs. - Wyśmienite. 

Nagle spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Słuchaj, czy mogę…  

background image

Wziął swój talerz i podszedł do mnie. 

-  Teraz  kiedy  patrzę  na  dzikie  kwiaty,  po  tym  wszystkim,  uważam,  że  jesteś  o 
wiele ładniejsza od nich. 

Położył  tacę  obok  mojej  i  przysunął  swoje  krzesło.  Myślałam,  że  zemdleję. 
Siedział  uśmiechnięty  gdy  jedliśmy.  Jego  noga  delikatnie  dotknęła  mojej.  Moje 
ciało  przeszedł  przyjemny  dreszcz.  Aleksander  był  cudowny.  Chciałam  poznać 
całą  historie  jego  życia.  Na  przykład  jak  długo  żył,  siedemnaście  lat,  czy 
siedemnaście setek lat. 

- Co robisz nocą? Gdzie jeszcze mieszkałeś? I dlaczego nie chodzisz do szkoły? - 
Niespodziewanie zapytałam zaskakując samą siebie. 

-Zwolnij. 

- Umm... Gdzie się urodziłeś? 

- W Rumuni. 

- To gdzie twój rumuński akcent? - Spytałam. 

- W Rumuni. Dużo podróżowaliśmy. 

- Będziesz chodził do szkoły? 

- Nie, uczę się w domu. 

- Jaki jest twój ulubiony kolor? 

- Czarny. - Odpowiedział krótko. 

Przypomniał  mi  się  Pan  Zrzędliwy.  Zatrzymałam  się,  a  po  krótkiej  chwili  znów 
zapytałam:  

- Kim chcesz być, gdy dorośniesz? 

- A co jeśli nie dorosnę? - Odpowiedział ozięble. 

- To jest pytanie, a nie odpowiedź. - Zaczęłam 

- A ty kim chcesz być? 

Spojrzałam  w  jego  głębokie,  ciemne  oczy,  w  których  kryło  się  tyle  tajemnic  i 
wyszeptałam,  

- Wampirem. 

background image

Wyglądał na zaciekawionego i trochę zdenerwowanego, po czym się zaśmiał.  

-  Jesteś  zabawna!  -  Nagle  powiedział  ostro  -  Raven,  dlaczego  zakradłaś  się  do 
domu? 

Zażenowana rozejrzałam się dookoła. 

Na  szczęście  Jameson  akurat  przyniósł  ciasto.  Zapalił  zapałkę  i  podpalił  róże 
leżące dokoła deseru.  

- Płonący puchar lodowy! - Oznajmił. 

Dzięki niemu nie musiałam już odpowiadać na pytanie.  

Aleksander zgasił palące się róże i poinformował Jamesona, że skończymy obiad 
na zewnątrz.  

- Mam nadzieję, że nie obawiasz się ciemności. - Powiedział i poprowadził mnie 
do zniszczonej altanki w ogrodzie. 

- Obawiam się? Ja dla niej żyję!  

-  Ja  również.  -  Odpowiedział  i  uśmiechnął  się  tajemniczo.  -  To  jest  jedyne 
miejsce, gdzie można właściwie popatrzeć na gwiazdy. 

- Przyprowadzałeś tu wszystkie swoje dziewczyny? - Spytałam. 

-  Tak.  -  Zaśmiał  się.  -  I  czytam  im  przy  blasku  świecy.  Co  wolisz?  -  Spytał 
wskazując  na  stertę  podręczników  na  podłodze.  -  Funkcjonowanie  i  Logarytm 
Mniejszości Kulturowych? 

Roześmiałam się. 

- Księżyc jest dzisiaj bardzo piękny. - Zauważył Aleksander będąc wpatrzonym w 
niebo. 

-  Zastanawiają  mnie  wilkołaki.  Myślisz,  że  mężczyzna  może  zmienić  się  w 
zwierzę? 

- Jeśli jest z właściwą dziewczyną, to tak. - Powiedział śmiejąc się. 

Nieśmiało  zbliżyłam  się  do  niego.  Światło  księżyca  delikatnie  padało  na  jego 
twarz.  Był  taki  piękny.  Pocałuj  mnie,  Aleksandrze.  Pocałuj  mnie  teraz! 
Pomyślałam zamykając oczy. 

 - Ale  mamy całą wieczność. - Niespodziewanie powiedział. - Na razie, cieszmy 
się gwiazdami. 

background image

Odłożył talerz po deserze na półkę i zgasił świeczkę, a ja szybko chwyciłam jego 
rękę. To nie była jakaś zwykła ręka Trevora, czy Billego. To była najwspanialsza 
ręka, jaką dotykałam! 

Położyliśmy się na zimnej trawie i przypatrywaliśmy się gwiazdą trzymając się za 
ręce.  

Odpoczywaliśmy  w  ciszy  wciąż  spleceni  rękoma.  Czułam  na  sobie  jego  dłoń  z  
pierścieniem z pająkiem.  

Chciałam go pocałować. Ale nadal oglądał gwiazdy. 

- Kto jest twoim przyjacielem? - Obróciłam się w jego stronę i zapytałam 

- Po części ja sam.  

-  Założę  się,  że  spotkałeś  mnóstwo  świetnych  dziewczyn  zanim  się  tu 
przeprowadziłeś. 

-  Świetna  jest  tylko  jedna  rzecz.  Rodzaj  dziewczyny,  która  cię  akceptuje  takim 
jakim naprawdę jesteś. Jestem jak coś… trwałego. 

Trwały?  Na  wieczność?  Ale  musiałam  się  powstrzymać  przed  zapytaniem  się  o 
to. 

- Chciałbym związku, w którym mógłbym w końcu zatopić swoje zęby. 

Naprawdę?! Dobrze, jestem twoja! Pomyślałam, ale nie mógł obrócić się w moim 
kierunku, wciąż był pogrążony w oglądaniu gwiazd.  

- Więc nie masz tu żadnych przyjaciół? - W końcu zapytałam 

- Tylko jednego. 

- Jamesona? 

- Kogoś kto używa czarnej szminki.  

Oboje  pogrążeni  w  ciszy  patrzeliśmy  na  księżyc.  Radośnie  się  uśmiechałam  na 
jego komplement. 

- A z kim ty się przyjaźnisz? - Nareszcie zapytał. 

-  Becky jest jedyną osobą, która mnie akceptuje, a to dlatego, że tylko ja jej nie 
biję. - Roześmialiśmy się ciepło. - Każdy uważa, że jestem dziwna. 

- Ja nie. - Pocieszył mnie, Alexander. 

background image

- Naprawdę? - Nikt w całym moim życiu nie powiedział mi czegoś takiego. Nikt. 

- Wyglądasz, jak ja. - Powiedział. - I nie patrzysz się na mnie jak na dziwaka. 

- Kopnę każdego kto będzie. - Odpowiedziałam. 

- Wydaję mi się, że już to zrobiłaś. I do tego rakietą tenisową.  

Roześmialiśmy się w blasku księżyca. Położyłam moją wolną rękę na jego torsie, 
a mój Gotycki Książę delikatnie ją pogłaskał.  

-  Czy  to  mogą  być  kruki?  -  Zapytałam  wskazując  na  ciemne  skrzydła  krążące 
wysoko nad Mansion. 

- To nie są ptaki, to nietoperze. 

-  Nietoperze!  Nigdy  tutaj  nie  widziałam  nietoperzy.  Dopóki,  się  tu  nie 
przeprowadziłeś. 

- Tak, znaleźliśmy  kilka  na strychu. Mam  nadzieję, że cię  nie przeraziły. Piękne 
stworzenia. 

- Pozna swój swego, prawda? - Zaśmiałam się. 

- Ale nie martw się. One nigdy nie atakują i nie wplątują się w takie kruczoczarne 
włosy jak twoje. Tylko w jasne włosy. 

- Czy one lubią lakier do włosów? 

-  Nie  cierpią  go!  One  wiedzą,  że  włosy  z  centrum  handlowego  wyglądają 
okropnie. 

Zaśmiałam  się,  a  on  ostrożnie  zaczął  gładził  moje  włosy.  Jego  dotyk  mnie 
uspokajał.  

Po chwili i ja zaczęłam głaskać go po włosach, które były jedwabiście gładkie od 
żelu. 

- Czy nietoperze lubią żel do włosów? - Spytałam. 

- Uwielbiają sposób w jaki przypomina jedwab Armaniego. - Drażnił się. 

Obróciłam  się  na  niego  i  przytrzymałam  jego  ramiona.  Spojrzał  na  mnie 
zdziwiony ale jednocześnie uśmiechnięty. Czekałam, aż mnie pocałuje ale on się 
w ogóle nie ruszył. Oczywiście - nie mógł się ruszyć, bo przecież trzymałam jego 
ręce! Co ja sobie myślałam? 

background image

-  Powiedz  mi,  co  według  ciebie  jest  najlepsze  w  nietoperzach,  Nietoperzowa 
Dziewczyno? - Zapytał, a ja niespokojnie spojrzałam w dół, na niego. 

- Hm... Potrafią latać. 

- Chciałbyś umieć latać?  

Przytaknęłam. 

Teraz  on  przekręcił  się  w  moją  stronę  i  przytrzymał  moje  ramiona.  Czekałam 
tylko  na  to,  aby  mnie  pocałował.  Niestety  nie  pocałował.  Patrzył  tylko  w  moje 
oczy. 

- Więc jaka jest twoja ulubiona rzecz w nietoperzach, Nietoperzowy Chłopcze? 

-  Muszę  powiedzieć  -  zaczął  -  ich  wampirze  zęby.  -  Nie  bój  się  -  powiedział 
ściskając moją rękę. - Nie gryzę jeszcze - roześmiał się z własnego żartu. 

- Nie boję się! Na razie tylko komary mnie gryzą. - Wyjaśniłam. 

Aleksander  oglądnął  moje  ugryzienia,  jak  doktor.  -  Zaczyna  puchnąć.  Będzie 
lepiej gdy przyłożysz lód. 

- Będzie dobrze, mam je cały czas. - Odpowiedziałam. 

-  Nie  chcę,  abyś  dzwoniła  do  rodziców  i  mówiła  im,  że  zostałaś  u  mnie 
pogryziona.  

A  ja  właśnie  miałam  ochotę  zadzwonić  do  każdego,  kogo  znam,  aby  mu 
opowiedzieć, że zostałam pogryziona u NIEGO w domu. 

Zaprowadził  mnie  do  kuchni  i  przyłożył  lód  do  malutkich  ukąszeń.  Nagle 
usłyszałam, jak zegar wybijał godzinę. Dziewięć uderzeń, … dziesięć uderzeń, … 
Nie! Jedenaście uderzeń. Cholera! Dwunaste uderzenie! 

- Muszę iść! - Krzyknęłam. 

- Tak szybko? - Zapytał rozczarowany Aleksander. 

- Nie mogę zostać, ani chwili dłużej, mój tata będzie dzwonił z Vegas, a jeżeli nie 
odbiorę, będę uziemiona przez wieczność! 

Jeśli  tylko  mogłabym  zostać  tu  i  mieszkać  w  Dworze  z  Aleksandrem  na  jego 
strychu… 

-  Dziękuję  za  kwiaty,  obiad  i  za  gwiazdy.  -  Powiedziałam  spiesząc  się  do 
ciężarówki Becky. Szukając w torebce kluczy od samochodu.  

background image

- Dziękuję ci, że przyszłaś. 

Wyglądał  tak  cudownie  i  miał  śliczny,  rozmarzony  wzrok,  ale  wyglądał  tak 
samotnie. Chciałam, aby  mój Wampirzy  Książę  mnie teraz  pocałował. Chciałam 
poczuć jego usta na mojej szyi, a duszę wewnątrz mnie. 

-Raven? - Powiedział ostrożnie. 

- Tak? 

- Czy zechcesz… 

- Tak? - Ponagliłam go. 

-  Czy  zechcesz  mnie  znów  odwiedzić  poprzez  zaproszenie,  czy  poniekąd  wolisz 
się zakraść? 

-  Wolę  zostać  zaproszona.  -  Odpowiedziałam  czekając,  aż  mnie  pocałuje  i 
zostaniemy związanie na zawsze. 

-  To  świetnie.  Zadzwonię  do  ciebie.  -  I  pocałował  mnie  delikatnie  w  policzek. 
Policzek? Jednak  mimo wszystko był to o  wiele bardziej  łagodny  i romantyczny 
pocałunek, niż całus od Jacka Pattersona w Dworze, gdy  miałam dwanaście lat  i 
cudowniejszy, niż pocałunek Trevora w moje szesnaste urodziny. Nie był to  mój 
wymarzony  wampirzy  pocałunek,  ale  jednak  mnie  zmienił.  Miałam  nogi  jak  z 
waty i straciłam kontakt z rzeczywistością. 

Gdy  jechałam  do  domu  mogłam  wciąż  poczuć  jego  pełne  i  cudowne  usta.  Moje 
ciało  drżało  z  podekscytowania.  Nigdy  przedtem  nie  czułam  czegoś  takiego  do 
chłopaka.  

- Tata wyjaśnił Becky zasady gry w BlackJacka. - Wyszeptał niespokojnie Billy, 
gdy  podbiegłam  do  drzwi.  -  Już  przedtem  opowiadał  jej  o  kasynach  i  historii 
Siegfried`a and Roy`a.  

-Dzięki - wyszeptałam do Becky i chwyciłam telefon.  

-  Becky  kocha  rozmawiać  -  Zaczął  tata  -  Nie  miałem  pojęcia,  że  jest 
zafascynowana  Las  Vegas.  Następnym  razem  weźmiemy  ją  ze sobą.  Mówiła,  że 
cały wieczór oglądaliście filmy o wampirach. 

- Taak. 

- Pięćdziesiąty raz oglądałaś Draculę? 

- Nie. Oglądałyśmy Pocałunki Wampira. Pierwszy raz go oglądałam. 

background image

- Fajny? 

- Daję mu dwadzieścia punktów na dziesięć. 

Rozdział XVI. Czekoladowo-waniliowy wir 

 

Następnego  dnia,  razem  z  Becky  jadłyśmy  lodowe  rożki-  Królewska  Wanilia  i 
Czekoladowy Atak- na zewnątrz Piekarni Shirley. 

- Alexander jest najcudowniejszy! Nadal czuję mrowienie na policzku, tam gdzie 
mnie dotknął swoimi ustami. – powiedziałam. – Becky, po raz pierwszy nie chcę 
uciekać z tego  miasta, a przyczyna tego żyje na szczycie wzgórza Benson  –  mój 
Gotycki, wymarzony facet. Nie mogę przestać o nim myśleć. Żałuję tylko, że się 
z nim nie spotkasz, wtedy wiedziałabyś,   jak imponujący jest! 

Nagle czerwone Camaro zatrzymało się. 

-  Matt  widział,  jak  zeszłej  nocy  samochód  Becky  parkuje  przed  Dziwacznym 
Dworem. – ogłosił Trevor w swój prostacki sposób, kiedy przechadzał się w tę i z 
powrotem. Popatrzył na twarz Becky i spytał. – Próbowałaś opryskać farbą Dwór, 
Igor

1

?  

- Nie, - odparłam w obronie, uśmiechając się i stale myśląc o ostatniej nocy. Nie 
zamierzałam pozwolić Trevorowi na zepsucie mi mojego wspaniałego nastroju.  

-  Więc  nie  pakowałaś  się  w  kłopoty,  Dziewczyno  Wilkołaka?  –  spytał  Trevor, 
wpatrując się w Becky.  

Becky wyglądała na przestraszoną. 

- Chodźmy, Trev. – powiedział Matt. 

-  Chciałybyśmy  pogawędzić  z  wami,  uroczy  panowie,  ale  jesteśmy  w  trakcie 
spotkania.  –  powiedziałam  mu.  –  Więc  będziesz  musiał  zostawić  swoją 
wiadomość na mojej sekretarce. 

-  Czy  Shirley  właśnie  wkłada  Prozac

2

 do  swoich  lodów?  –  powiedział  Trevor, 

śmiejąc  się.  –  Nie  sądzę,  żebyś  chciała  wiedzieć,  co  gentelman  może,  jeśli 
ugryzie cię w szyję! 

Dalej lizałam krawędź mojego rożka. 

                                                             

1

 pomocnik Frenkensteina 

2

 

lek

 

tymoleptyczny

 stosowany głównie w leczeniu 

zaburzeń depresyjnych

 oraz 

obsesyjno-kompulsyjnych

background image

- Albo co ty tam robiłaś? – zgadywał Trevor. – Zawsze wpadasz w kłopoty. 

-  Może  to  byli  rodzice  Becky;  to  była  ich  ciężarówka.  Nie  potrzeba  naukowca, 
żeby stwierdzić o co tu chodzi. 

-  Pomyślałem  tylko,  że  może  ty  i  Becky  byłyście  na  randce  w    Osbournes!  Oh, 
zapomniałem, on gryzie tylko głowy nietoperzy- on się w nie, nie zmienia. 

- Chyba słyszałam jak mamusia cię woła. – powiedziałam. 

- Oni są tacy jak ty,  no wiesz,  nędznie bladzi  i są społecznymi wyrzutkami. Oni 
nawet jeszcze nie spróbowali dołączyć do jakiegoś klubu w  mieście. Ale znowu, 
przecież my nie przyjmujemy wampirów. 

- Wampirów? – uśmiechnęłam się z trudem. – Kto tak powiedział?  

-  Wszyscy,  ptasi  móżdżku.  Wampiry  Sterling.  Goguś  przesiaduje  na  cmentarzu. 
Ale  myślę,  że  oni  uciekli  ze  szpitala  psychiatrycznego,  podobnie  jak  ty.  Są 
całkowicie walnięci. 

- No weź, Trev, chodźmy już stąd. Mamy praktyki. – powiedział Matt. 

-  Teraz  widzę,  kto  nosi  gacie  w  waszych  relacjach.  –  powiedziałam.  –  Ale 
zapomniałam, twoje gacie wisiały na mojej szafce. 

Trevor chwycił rożek z mojej ręki. 

-  Ej,  oddaj!  –  krzyknęłam.  Po  tym  wszystkim,  Trevor  zdołał  popsuć  mój  błogi 
nastrój. 

Wziął wielkie liźnięcie. 

-  Wspaniale,  teraz  ma  wstrętne,  snobistyczne  zarazki.  Możesz  go  sobie 
zatrzymać. – powiedziałam. 

- Kochanie, on miał zarazki od czasu, kiedy na niego spojrzałaś. 

- Chodźmy, Becky. – powiedziałam, ciągną jej ramię. 

- Odchodzicie tak szybko? 

- Myślałam, że z tobą skończyłam! – krzyknęłam. 

- Skończyłaś? Zawsze próbujesz złamać  mi serce, prawda? Czy to znaczy, że ze 
mną zrywasz? 

- Chodźmy, Trev. – powiedział Matt. – Mamy różne rzeczy do zrobienia. 

background image

- Ty wiesz, że to kochasz, Potworna Dziewczyno. Jeśli  nie ja, to nikt  nie zwróci 
na ciebie uwagi. 

- I będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. 

- Widzę cię w samochodzie. – powiedział do Trevora zniecierpliwiony Matt. 

- Zaraz będę. – odpowiedział Trevor, pochylając się w moją stronę. – Jeśli chcesz 
być najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, pójdziesz ze mną na Śnieżny Bal. 

Trevor  zaprasza  mnie  na  tańce?  I  to  na  szkolne  tańce,  Śnieżny  Bal?  Dużej 
szkolnej  potańcówce,  gdzie  plastikowe  sople  lodu  i  płatki  śniegu  zwisają  z 
krokwi  sali  gimnastycznej,  i  gdzie  sztuczny  śnieg  przykrywa  całą  podłogę? 
Pokazałby  się  ze  mną,  trzymających  się  za  ręce  przed  wszystkimi  przyjaciółmi? 
Przed  futbolowymi snobami  i dziewczynami z  fryzurą za sto dolców? To  musiał 
być wielki kawał. Zrobiłabym się na bóstwo, czekałabym w domu,  i on by  mnie 
wystawił  albo  wylał  na  mnie  wiadro  czerwonej  farby  jak  w  Carrie.  Nawet  jeśli 
mówiłby  poważnie,  nawet  jeśli  przez  jakiś  dziwny  traf  naprawdę  by  mnie  lubił, 
nie  mogłabym  pójść  z  nim  na  zabawę.  Nie  teraz,  kiedy  spotkałam  Alexandra 
Sterlinga. 

- To będzie noc, której nigdy nie zapomnisz. – powiedział uwodzicielsko.  

- Jestem pewna, że będzie, ale nie chcę mieć koszmarów do końca życia. 

- Po prostu nie możesz się oderwać od Nick AT Nite

3

- Nie. Już idę. 

Trevor uśmiechnął się szyderczo. – Sama? Czy z nadmuchiwaną lalką? 

- Mam randkę. 

Becky  sapnęła,  ale  nie  tylko  ona  i  Trevor  byli  zaskoczeni  moją  impulsywną 
odpowiedzią. 

- Chyba w swoich snach! Tylko ja zapraszałem cię gdzieś z litości. Nikt inny nie 
pokazałby się z tobą, chyba, że on jest martwy.  

- No dobra, więc tylko spotkamy się w tej sprawie, co nie? 

- Odjeżdżam. – krzyknął Matt z samochodu. – Idziesz? 

                                                             

3

 Program telewizyjny. 

background image

- Dzięki za  lody, wariatko. – powiedział Trevor, wsiadając do Camaro. – Ale  na 
następny raz zapamiętaj, wolę Rocky Road. 

Wpatrywałam  się  na  mój  dorabiany  na  boku  Czekoladowy  Atak  zgrzytając 
zębami. 

-  Ofiarowałabym  ci  moje,  ale  wiem,  że  nie  lubisz  waniliowych.  –  powiedziała 
pocieszająco Becky. 

-    Dzięki,  ale  mam  większe  rzeczy  do  zmartwień  niż  lody.  Jak  na  przykład 
randka! 

Za  każdym  razem,  gdy  dzwonił  telefon  moje  serce  podskakiwało.  Czy  to  był 
Alexander?  A  kiedy  okazywało  się,  że  to  nie  on,  rozpadało  się  na  miliony 
kawałków.  Minęły  dwa  długie  dni,  odkąd  widziałam  się  z  moim  Gotyckim 
ukochanym.  Byłam  bardzo  zatroskana  o  Alexandra,  marząc  o  tym,  kiedy 
będziemy  razem,  bez  żadnych  zmartwień.  Nie  umyłam  miejsca,  w  którym  jego 
delikatne, kochające usta dotknęły mojego ciała. Działałam jakbym wyszła prosto 
z jakiegoś filmu Gidgeta! Co się ze mną działo? Traciłam moją ostrość! Pierwszy 
raz  w  moim  życiu  byłam  naprawdę  przerażona.  Przerażona  perspektywą  nie 
zobaczenia się z nim nigdy więcej i przerażona byciem odrzuconą. 

Gdybym poprosiła Alexandra do tańca, mógłby ześwirować. Mógłby powiedzieć 
„Z  tobą?”  albo  „Nie  ma  mowy,  jestem  kiepski,  szkolna  potańcówka.  Jestem 
przeciwny. I myślałem, że ty też byłaś”.  

Byłam przeciwna, chociaż  nigdy jeszcze nie poszłam  na jakiekolwiek tańce, aby 
naprawdę  stać  się  im  przeciwna.  Nie  poszłabym  na  prywatkę,  bal  i  żadne  inne 
tańce,  które  zaplanowano  w  tym  roku  szkolnym.  Wolałabym  zostać  w  domu  z 
Becky i oglądać „Munsters” w telewizji. Ale wyzwanie Trevora zmusiło mnie do 
stawiania oporu, z bronią, której nawet nie miałam: Alexandrem.  

To  uczucie  bycia  niezdolnym  do  jedzenia  i  spania,  było  dla  mnie  nowe. 
Wieszanie  mojego  serca  na  każdy  dzwonek  telefonu,  krzyczenie  do  utraty  tchu, 
żeby  Billy  Boy  nie  wisiał    na  linii  przez  to  jego  uzależnienie  od  surfowania  po 
Internecie, nie bycie zdolnym do oglądania „Nosferatu” bez płaczu, czy słuchanie 
głupiej,  naiwnej,  sentymentalnej,  chorej  z  miłości  piosenki  Celine  Dion  bez 
myślenia,  że  ona  napisała  ją  specjalnie  dla  mnie  –  chciałam  by  to  wszystko 
odeszło. 

Chyba niektórzy ludzie nazywają to miłością. Ja nazywam to piekłem. 

 

background image

I  wtedy  to  się  stało.  Po  dwóch,  długich  dniach  wypełnionych  torturami.  Kiedy 
telefon  zadzwonił  myślałam,  że  to  do  Billego  Boya,  a  kiedy  Billy  Boy  mnie 
zawołał, myślałam, że to Becky. Byłam gotowa otworzyć na nią swoje serce. Ale 
nim zdążyłam przemówić, usłyszałam jego rozmarzony głos. 

- Nie mogłem czekać dłużej. - powiedział. 

- Słucham?- spytałam zaskoczona. 

-Tu  Alexander.  Wiem,  że  faceci  nie  powinni  dzwonić  od  razu.  Ale  nie  mogłem 
już czekać dłużej. 

-To głupia zasada. Mogłam się przeprowadzić. 

- W ciągu dwóch dni? 

-To były tylko dwa dni? 

Zaśmiał się. - Dla mnie to był cały rok. 

Jego komentarz był jak miłosny list wysłany prosto do mojego serca. 

Poczekałam,  żeby  zaczął  mówić  dalej,  ale  zaległa  cisza.  Nie  powiedział  nic 
więcej.  To  była  idealna  szansa,  by  zaprosić  go  na  Śnieżny  Bal.  Najgorsze,  co 
mógł  zrobić,  to  odłożyć  słuchawkę.  Moje  ręce  drżały,  a  moja  pewność  siebie 
opuszczała mnie razem z potem. 

 - Alexander… hm… muszę cię o coś zapytać. 

- Ja także. 

- Ty pierwszy. 

- Nie, panie mają pierwszeństwo. 

-Nie, mężczyźni powinni zadawać pytania. 

-  Wygrałaś.-  Po  drugiej  stronie  zapadła  cisza.  -  Cóż…  chciałabyś  gdzieś  wyjść? 
Na przykład jutro w nocy? 

Uśmiechnęłam się, zachwycona. - Wyjść? Tak, to świetny pomysł! 

- Więc, o co zamierzałaś mnie zapytać? 

Zamilkłam. Mogę to zrobić! Wzięłam głęboki wdech. - Chciałbyś… 

- Tak? 

background image

- A może byś… 

- A może bym co? 

- Chciał zatańczyć? 

- Tak, ale nie jestem pewien, czy w tym mieście jest jakiś klub. Znasz jakiś? 

- Nie… ale jeśli znajdę, dam ci znać.-  Ale ze mnie mięczak! 

- Wspaniale! W takim razie widzimy się u mnie w domu po zachodzie słońca. 

- Po zachodzie słońca? 

- Powiedziałaś, że żyjesz dla ciemności. Tak jak ja. 

- Zapamiętałeś. 

- Pamiętam wszystko.- powiedział i odłożył słuchawkę. 

 

 

ROZDZIAŁ XVII. Wymarzona randka 

 

Moja pierwsza randka!  Becky stwierdziła, że  moją pierwszą randką była kolacja 
w Dworze, ale nie zgadzam się z nią. Dziś wieczorem wychodzimy: oglądać film/ 
grać w mini golfa/ napić się czegoś. Całe popołudnie spędziłam gadając z Becky, 
spekulując  na  temat  gdzie  mnie  zabierze,  w  co  będzie  ubrany,  i  kiedy  mnie 
pocałuje.  

Byłam strasznie podekscytowana. Całą drogę przebiegłam. Miałam się spotkać z 
Alexandrem  pod  jego  żelazną  bramą.  Moja  mama  chybaby  zwariowała  gdyby 
wiedziała, że idę na randkę z chłopakiem, który  mieszka w nawiedzonym domu. 
Nie  mogłam  znieść  myśli,  w  której  pojawia  się  przed  moim  drzwiami,  tata  pyta 
się  go  o  tenisistów  i  o  jego  planach  na  college.  Więc  musiałam  się  spotkać  z 
moim Romeem na jego balkonie. 

I  był  tam,  opierał  się  o  żelazną  bramę.  Wyglądał  seksownie  w  jego  czarnych 
dżinsach i czarnej skórzanej kurtce, trzymając plecak. 

- Idziemy na wycieczkę? – spytałam. 

- Nie, na piknik. 

background image

- O tej porze? 

- Czyż nie ma lepszej pory? 

Potrząsnęłam głową z uśmiechem. 

Nie miałam pojęcia gdzie zabierze mnie Alexander, ale mogłam sobie wyobrazić 
opowieści naszych kolegów z Dullsville. 

- Czy to nie sprawia ci kłopotu? – spytałam, wskazując na graffiti. 

Alexander  wzruszył  ramionami.  –  Jameson  chciał  to  zamalować,  ale  nie 
pozwoliłem mu. Dla jednych to graffiti, a dla innych arcydzieło. 

Wziął mnie za rękę i poprowadził w dół ulicy bez jakiegokolwiek wyjaśnienia co 
do  naszych  planów  na  noc.  I  nie  obchodziło  mnie,  gdzie  idziemy,  tylko  o  ile 
milionów mil stąd i, że on nigdy nie odejdzie.  

Zatrzymaliśmy się na miejskim cmentarzu. 

- Jesteśmy na miejscu. – powiedział. 

Nigdy  nie  byłam  na  randce,  tym  bardziej  na  randce  na  cmentarzu.  Cmentarz  w 
Dullsville  datuje  się  na  koniec  XVIII  wieku.  Jestem  pewna,  że  Dullsville  było 
bardziej  ekscytujące  jako  pionierskie  miasteczko-  malutkie  butiki,  bary, 
handlarze,  hazardziści,  i  te  wiktoriańskie  wiązane  buty,  które  były  totalnie 
modne.  

- Czy na każdą randkę przychodzisz tutaj? – spytałam się. 

- Boisz się? – spytał. 

- Kiedy byłam dzieckiem bawiłam się tutaj. Ale kiedy był dzień. 

- Ten cmentarz jest prawdopodobnie najżywszym miejscem w tym mieście. 

Plotka była prawdziwa. Alexander przychodził na cmentarz w nocy.  

Ogromna  brama  była  zamknięta  na  klucz,  by  utrudnić  dostęp  dla  wandali  z 
Dullsville.  

- Będziemy  musieli się wspiąć. – powiedział. – Ale wiem jak  lubisz wspinać się 
po bramach.  

- Możemy wpaść przez to w kłopoty. – wskazałam.  

background image

- Ale wkradanie się do domów jest ok, prawda? – spytał. – Nie martw się. Znam 
jednego z ludzi. 

Martwego?  Żywego?  Trupa?  Może  kuzyn  Jamesona  pracuje  na  nocną  zmianę– 
dosłownie. 

Alexander  odwrócił  się  kiedy  zmagałam  się  ze  swoją  ciasną  sukienką  ze 
spandexu. 

Kiedy oboje otrzepaliśmy się z kurzu, chwycił  mnie za rękę i poprowadził w dół 
środkowej ścieżki, gdzie nagrobki były oddalone od siebie o  mile. Kilka  grobów 
było  z  czasów  wielkiej  plagi  w  1800  roku.  Alexander  szedł  szybko,  jakby 
wiedział gdzie zmierza.  

Gdzie on mnie prowadził? Kto wie, że on tu jest? Czy on tu śpi? Czy sprowadził 
mnie tutaj, żeby mnie pocałować? I czy stanę się wampirem? 

Zwolniłam. Czy ja naprawdę chciałam być wampirem? I nazwać to moim nowym 
domem? Na całą wieczność? 

Potknęłam  się  na  łyżce  od  koparki  i  poleciałam  naprzód.  Zaczynałam  spadać  do 
pustego grobu. Alexander chwycił moją rękę w samą porę. 

Wisiałam nad pustym grobem, wpatrując się w ciemność. 

- Nie bój się. Nie ma tu wypisanego twojego imienia. – zażartował Alexander. 

-  Myślę,  że  rzekomo  mam  być  w  domu.  –  powiedziałam  nerwowo,  szczepując 
cmentarny brud z sukienki. 

Ale on dalej prowadził mnie w głąb cmentarza trzymając mocno za rękę.  

Nagle  staneliśmy  na  szczycie  małego  wzgórza  pod  ogromnym  marmurowym 
pomnikiem. 

Podniósł jakieś świeże żonkile, które zerwał  i położył je  miękko u stup pomnika 
Baronowej Sterling. 

-  Chciałbym  żebyś  kogoś  poznała.  –  powiedział,  patrząc  na  mnie  delikatnie  a 
później na grób. – Babciu, to jest Raven. 

Nie  wiedziałam  co  powiedzieć  kiedy  popatrzyłam  co  jest  napisane  na  grobie. 
Nigdy  wcześniej  nie  spotkałam  martwej  osoby.  Co  powinnam  powiedzieć  – 
„Wygląda zupełnie jak ty”? 

background image

Ale oczywiście, on nie spodziewał się, że coś powiem. Usiadł na trawie poklepał 
miejsce koło siebie. 

- Babcia tu mieszkała- miałem na myśli w mieście. Zostawiła nam dom i w końcu 
po latach dostaliśmy potwierdzenie testamentu. Zawsze kochałem Dwór. 

- Jejć! Baronowa była twoją babcią? 

-  Odwiedzałem  ją  kiedy  czułem  się  samotny.  Wiedziała  jak  to  jest  czuć  się 
samotnym.  Nie  pasowała  do  rodziny  Sterling.  Dziadek  zmarł  na  wojnie.  Zawsze 
mówiła,  że  jej  go  przypominam.  –  wziął  głęboki  oddech  i  wpatrzył  się  w 
gwiazdy.  –  Pięknie  tu,  co  nie?  –  mówił  dalej.  –  Nie  ma  tu  wiele  światła  by 
zasłonić  gwiazdy.  To  jakby  wszechświat  był  wielkim  płótnem,  z  odrobiną 
światła,  które  migocze  i  błyszczy  jak  obraz,  który  jest  tam  zawsze  i  czeka  by 
tylko spojrzeć na niego. Ale ludzie tego nie zauważają, bo są zbyt zajęci. A to jest 
najpiękniejsze dzieło sztuki. No prawie... 

Zamilkliśmy  na  kilka  minut,  wpatrując  się  w  niebo.  Słyszałam  tylko  jego 
delikatny  oddech  i  dźwięk  świerszczy.  Wszystkie  pierwsze  randki  powinny  być 
tak cudowne jak ta. Całkowicie biła premierę filmu.  

 -  Więc  twoja  babcia  jest  tą  damą,  która  gapiła  się  przez  okn–  oh,  miałam  na 
myśli, że ona… 

-  Była  wspaniałą  artystką.  Nauczyła  mnie  jak  rysować  superbohaterów  albo 
potwory. Mnóstwo potworów! 

- Wiem. 

- Wiesz? 

- Mam  na  myśli, że wiem jakie to  musi być trudne dla ciebie. Ale ja także  lubię 
wampiry - podpowiedziałam. 

Wydaje  mi  się,  że  zastanawiał  się  nad  czymś  jeszcze.  -  Dużo  podróżowałem  i 
odkąd uczę się w domu, nigdy nie miałem szansy, żeby gdzieś pasować. 

Wyglądał  na  takiego  zagubionego,  uduchowionego  i  samotnego.  Bardzo 
chciałam, żeby mnie teraz pocałował. Chciałam, żeby wiedział, że jestem jego po 
całą wieczność. 

- Chodźmy coś zjeść. - powiedział nagle, wspinając się na palce. 

background image

Umieścił  pięć  czarnych  świec  w  ozdobnych  uchwytach  i  zapalił  je  staroświecką 
zapalniczką.  Rozpakował  butelkę  gazowanego  soku,  krakersy,  ser  i  rozłożył 
czarny koronkowy obrus na zimnej trawie.  

-  Czy  kiedykolwiek  byłeś  zakochany?  -  zapytałam  kiedy  napełnił  mój 
kryształowy puchar.  

Nagle usłyszeliśmy wycie i wszystkie świece zgasły.  

- Co to było?- zapytałam. 

- Myślę, że pies. 

- To brzmiało raczej jak wilk! 

- Wszystko jedno, lepiej chodźmy stąd.- powiedział nagląco. 

Zaczęłam wkładać wszystko do jego plecaka. 

- Nie ma na to czasu!- powiedział chwytając mnie za rękę. 

Wiatr nadał wył. Dźwięk był coraz bliżej.  

Ukryliśmy się za posągiem. 

-  Jeśli  to  duch,  którego  przyszliście  zobaczyć-  znany  głos  zawołał  do  nas  -  to 
gwarantuję  wam,  że  jedynymi  duchami,  które  zobaczycie  tej  nocy  będą  wasze 
własne. 

Mężczyzna podążał z latarką . To był Stary Jim, dozorca, a wraz z nim Luke, jego 
Wielki Dalmatyńczyk. 

Gdyby  zobaczył  mnie  tutaj,  o  tej  o  godzinie  musiałabym  przekupić  go  rocznym 
zapasem psich biszkoptów, żeby nie wydał mnie rodzicom. 

Wyszliśmy zza posągu i mogliśmy zobaczyć, że pies zlizuje resztki soku z trawy. 

- Daj mi to, Luke. - powiedział Stary Jim i podniósł butelkę. Wziął długi łyk.  

-  Teraz!-  Alexander  zagwizdał.  Wzmocnił  uścisk  na  mojej  ręce  i  pobiegliśmy 
pędząc przez ogrodzenie. 

Nie  sądzę,  żeby  prawdziwy  duch  i  widmowy  wilk  mógłby  przestraszyć  mnie 
bardziej niż Stary Jim i jego zardzewiały Luke. 

- Domyślam się, że mimo wszystko powinienem zabrać cię do kina. – powiedział 
ze śmiechem Alexander, kiedy złapaliśmy oddech. – Odprowadzę cię do domu. 

background image

- Możemy iść do ciebie? – błagałam. – Chcę zobaczyć twój pokój! 

- Nie możesz zobaczyć mojego pokoju. 

- Mamy czas. 

- Nie ma mowy. 

W jego głosie było podenerwowanie, którego nigdy nie słyszałam u  niego. 

- Co jest w twoim pokoju, Alexandrze?  

-  Co  jest  w  twoim  pokoju,  Raven?  –  powiedział,  wpatrując  się  we  mnie.  – 
Wróćmy do miejsca twojego zamieszkania. 

- Uh… więc… - miał rację. Nie mogłam zabrać go do mojego domu pokazać mu 
Billiego  Boya  i  moich  rodziców  z  białej  klasy  średniej.  Nie  na  naszej  pierwszej 
randce. – Mam w pokoju bałagan. 

- Więc, ja też. – powiedział. 

- Nie muszę wracać do domu, naprawdę. 

- Nie chcę żebyś miała kłopoty. 

- Zawsze mam kłopoty. Mama nie poznałaby mnie gdybym nie miała kłopotów. 

Ale  ulice,  którymi  szliśmy,  ręka  w  rękę,  prowadziły  do  mojego  domu,  i 
niezależnie  jak  powoli  szłam,  zanim  się  zorientowałam,  staliśmy  na  progu 
mojego domu, mówiąc sobie do widzenia.  

- Więc… do…  następnego razu. – powiedział, jego twarz połyskiwała w świetle 
werandy. 

- Następny raz w kostnicy? 

- Pomyślałem, że moglibyśmy oglądnąć film w moim domu. 

- Masz telewizor?- powiedziałam. – No wiesz, on jest zasilana prądem. 

-  Pyskata  dziewczynko,  mam  Draculę  z  Bela  Lugosi  na  DVD,  skoro  tak  bardzo 
lubisz wampiry. 

Draculę? Fantastycznie! 

- Wtedy to będzie randka. Siódma wieczorem jutro, ok.? 

- Wspaniale! 

background image

Mamy  następną  randkę  i  nie  było  nic  innego  do  zrobienia  jak  się  pożegnać. 
Idealny  moment  na ckliwy pocałunek. Położył rękę na  moim ramieniu  i pochylił 
się, przymknął oczy. Jego usta były pełne.  

Nagle  zamki  od  drzwi  zagrzechotały.  Alexander  wyszedł  z  kręgu  światła  i 
schował się w krzakach. 

-  Wydawało  mi  się,  że  słyszę  glosy.  –  powiedziała  mama,  otwierając  drzwi.  – 
Gdzie Becky? 

- W domu. – to była właściwie prawda. 

-  Nie  lubię,  gdy  wychodzisz  z  domu  nic  mi  nie  mówiąc.  –  beształa  mnie  mama, 
trzymając dla mnie otwarte drzwi. 

Pragnęłam  cofnąć  ten  moment  i  jeszcze  jeden  moment  więcej,  spoglądając  na 
Alexandra. 

- Byłyście w kinie? – spytała, gdy niechętnie weszłam do środka. 

- Nie, mamo, poszłyśmy na cmentarz. 

- Choć raz chcę, żebyś dała mi prostą odpowiedź. 

Choć raz dałam jej prostą odpowiedź. 

A  kiedy  odwróciłam  się  przez  ramię  by  po  raz  ostatni  przelotnie  spojrzeć  na 
mojego  Wymarzonego  Gotyckiego  chłopaka,  zamknęła  drzwi  mojej  boskiej 
pierwszej randce.