background image
background image

 

 

 

 

 

Carla Neggers  

 

 

                                        

 

NOCNA STRAŻ 

 

 

 

 

Tytuł oryginału Night Watch 

 

 

 

background image

 

 

Prolog 

 

Joe Scarlatti wziął książkę i piwo. Po krótkim wahaniu zszedł na 

dół. Rozsiadł się przy stoliku i wyjrzał przez okno. Wciąż ta mgła. Od 

czterech dni rozsnuła się nad San Francisco i nic nie wskazywało na 

to, że szybko ustąpi. 

Joe mieszkał teraz w nadmorskim zajeździe kuzyna. Na dole 

była knajpa prowadzona przez Maria. Joe miał dla siebie kilka pokoi 

na górze. Mogło być gorzej. Po pół roku prawie się do tego 

przyzwyczaił. 

Prawie. 

Za oknem zamajaczyła sylwetka Hanka Ryana. Joe odłożył 

książkę. Hank był jego kumplem z policji. Wciąż tam pracował. Co 

więcej, uważał, że Joe również się do tego nadaje. Przychodził mniej 

więcej raz w tygodniu, żeby mu o tym powiedzieć. 

Kiedy Hank otworzył drzwi, do wnętrza wtargnęła wilgoć 

czająca się za drzwiami. (Dobiegała druga, knajpa świeciła pustkami. 

Przy stoliku siedziało paru pochylonych nad piwem facetów. Mario 

uwijał się w kuchni. Poza tym cisza i spokój. 

Zajazd Maria wciąż czekał na swoich odkrywców. Turyści i 

smakosze omijali go z daleka, zniechęceni staroświeckim wyglądem i 

brakiem wygód. Niesłusznie. Mario prowadził tanią i dobrą kuchnię. 

Potrafił też zadbać o swoich klientów. Tyle tylko że nie chciał 

wymienić ani sfatygowanej dębowej podłogi, ani starego baru. 

RS

background image

 

Wszystko musiało być jak w pierwszym tygodniu po zniesieniu 

prohibicji, kiedy to dziad obecnego właściciela, Mario senior, zaczął 

prowadzić zajazd z wyszynkiem. 

Hank przysiadł się bez zaproszenia do stolika Joe'ego. Dopiero z 

bliska robił wrażenie. Był wielki jak dąb. Znacznie wyższy od 

Joe'ego. Ogromne, czarne chłopisko rodem z Afryki. Ale fizyczna siła 

szła w jego wypadku wyparzę ze sprytem. Joe nigdy nie spotkał 

gliniarza mądrzejszego od Hanka, który znał nie tylko prawo, lecz 

również, a może nawet przede wszystkim - ludzi. 

- Co słychać, sierżancie? - spytał Joe. 

Hank był tylko sierżantem, miał jednak szanse na kapitana. 

- „Moby Dick"? - Hank, potrząsając głową, spojrzał na okładkę 

książki, którą Joe właśnie czytał. - Coś z tobą nie tak, Scarlatti? 

Właściwie nie różnili się szarżą. Joe również był sierżantem... 

No, przynajmniej teoretycznie. 

- „W mojej duszy panuje chłodny, deszczowy listopad" -

zacytował Joe. - Teraz przynajmniej wiem, co Melville miał na myśli. 

Nie uważasz, że to już jest coś? 

Hank pokręcił głową. 

- Mógłbyś sobie znaleźć coś fajniejszego do czytania. 

- Ależ „Moby Dick" jest fajny! - zaprotestował Joe. 

Hank spojrzał na niego z mieszaniną niesmaku i politowania. 

Podobnie patrzył na drobnych złodziejaszków, których udało mu się 

schwytać na gorącym uczynku. 

- Napijesz się czegoś? - spytał Joe, chcąc zmienić temat. 

RS

background image

 

Hank podziękował. Był abstynentem. W ogóle nie ciągnęło go 

do alkoholu. 

- Wyglądasz jak własny duch, Joe - powiedział, krzywiąc się, 

jakby jadł cytrynę. - Dziwię się, że Mario jeszcze cię stąd nie 

wyrzucił. 

Joe zachichotał. 

- Czasami to robi, ale później pozwala mi wrócić. Po pierwsze, 

jestem jego kuzynem, po drugie płacę za siebie, a po trzecie... nie 

wciskaj mi głodnych kawałków. Nie jest ze mną jeszcze tak źle. 

Dzisiaj się nawet ogoliłem.  i 

Hank Ryan wydął swoje pełne wargi, 

- Czyżby? Zapomniałeś o lewym policzku. 

Joe podniósł rękę do góry, tylko po to, by stwierdzić, że znowu 

dał się nabrać. Hank uśmiechnął się po raz pierwszy, od kiedy się 

spotkali. Zaraz jednak spoważniał. 

- Posłuchaj, Scarlatti, mam dla ciebie wiadomość - powiedział. - 

Eliot Tyhurst wyszedł z pudła. 

Joe mimowolnie zacisnął pięści. 

- Za wcześnie - warknął. - Grubo za wcześnie. 

- Wiem - uciął krótko Hank. Sięgnął do kieszeni marynarki i 

wyjął z niej niewielką, pomarańczową kartkę. - Ta kobieta, która go 

sypnęła, wciąż mieszka w San Francisco. 

Położył kartkę na środku pokancerowanego stołu. Joe od razu 

rozpoznał nazwisko. Ulica Telegraph Hill. Tak, znał te tereny. 

Oczywiście od razu domyślił się, o co chodzi Hankowi. 

RS

background image

 

- Rowena Willow - przeczytał. - Zastanawiałeś się kiedyś, 

dlaczego ta mała tak się dziwacznie nazywa? 

Hank, wzruszył ramionami. 

- Prawdę mówiąc, nie - odparł. 

- Pewnie sama to wymyśliła. Naprawdę na imię ma Kate albo 

Ann i uznała, że to mało oryginalne. 

Ryan pokręcił głową. Nic z tych rzeczy. Nie zmieniała imienia. 

Sprawdzałem to. 

- Więc kto ją tak urządził? 

- Zdaje się, że miała dość ekscentrycznych rodziców - odparł 

Hank. 

- Miała? 

- Oboje nie żyją - wyjaśnił Hank. - Zginęli w wypadku, kiedy 

liczyła zaledwie osiem lat. Wychowywała ją ciotka, też niezła 

dziwaczka. Ale ciotka również nie żyje. Rowena mieszka sama w jej 

domu czy raczej zamku. Widziałeś go? 

Joe zawahał się. 

- Nie pamiętam. 

- Stary, to coś jakby żywcem wzięte z „Ivanhoe", skoro już 

mówimy o literaturze - zażartował. 

Joe nie potrafił opanować ciekawości. 

- Skąd to wszystko wiesz? - spytał. - To znaczy o rodzicach i w 

ogóle... 

RS

background image

 

- Dużo się o niej mówiło w czasie procesu Tyhursta. 

Postanowiłem mieć na nią oko. Nie było to zresztą zbyt trudne - 

odparł. 

Hank milczał przez chwilę. — Tyhurst będzie chciał ją teraz 

dopaść, Joe. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. 

- To nie mój problem - powiedział drewnianym głosem i odsunął 

pustą butelkę. Pierwszą tego dnia. Po sześciu miesiącach przerwy Joe 

nie czuł się jeszcze gotowy, by wrócić do czynnej służby. 

Hank nie zareagował. 

- Nie licz na mnie - dodał Joe i sięgnął po „Moby Dicka". 

Hank rozejrzał się dokoła. Ciemne, zadymione miejsce. Jak 

można spędzać tu całe dnie? 

- Więc co mam robić? - spytał. Joe rozłożył ręce. 

- Nic. Tyhurst odsiedział swoje i teraz może robić co chce. 

- Na przykład poderżnąć gardło tej małej. 

- Hank, przecież on nawet jej nie groził! - wybuchnął Joe. - 

Przez cały czas zachowywał się bardzo przyzwoicie. 

Ryan pochylił się i spojrzał na niego twardo. Na jego 

hebanowym czole pojawiły się zmarszczki. 

- Wolałbym, żeby groził, Joe - powiedział. — Znam takie typy. 

Złość z nich wyparuje i koniec. Ale Tyhurst nie jest z tych. 

Widziałem, jak na nią patrzył po ogłoszeniu wyroku. Nawet na 

moment nie spuścił z niej wzroku. 

Joe udawał, że czyta. Przewrócił nawet kartkę. Hank położył 

swoje wielkie łapsko na książce. 

RS

background image

 

- Wiesz, Joe, co było w jego oczach? 

- No co? 

- Śmierć. 

Obaj milczeli przez chwilę. Joe poruszył się niespokojnie na 

swoim miejscu. 

- Tylko bez sztuczek, Hank. Nie mogę na razie wrócić do pracy. 

Czarny policjant potrząsnął głową. 

- To nie żadne sztuczki - powiedział po prostu. - Jesteś ostatnią 

szansą Roweny Willow! Być może jedyną szansą. 

Joe skrzywił się. Od kiedy odszedł na urlop, Hank robił 

wszystko, żeby go ściągnąć z powrotem do pracy. 

- Według ciebie - mruknął. 

- Według mnie - potwierdził Hank. 

Joe zaczął bębnić palcami po stoliku. Chciał pomyśleć. Hank nie 

ponaglał go. Wiedział, że w ten sposób może jedynie pogorszyć 

sprawę. Z kuchni wyłonił się Mario z mokrą szmatą i zaczął 

przecierać wielkie, wiszące za barem lustro. Umieścił je tam jeszcze 

jego dziad, który uważał, że każdemu dobrze zrobi, jeśli spojrzy na 

siebie po paru kieliszkach. 

Być może dlatego Joe wybrał stolik. Wiedział, że wygląda 

okropnie. Ostatnim wysiłkiem woli udało mu się zmobilizować dziś 

rano, żeby się ogolić. Ale to było za mało. Od tygodnia chodził w tym 

samym ubraniu. Miał podkrążone oczy i poruszał się jak pijane 

dziecko we mgle. W tej mgle, która otulała San Francisco i jego 

duszę. 

RS

background image

 

Sześć miesięcy. Miał wrażenie, że to cała wieczność. Wziął 

bezterminowy urlop tylko dlatego, że nie chciał martwić babci. Sofia 

Scarlatti i tak nacierpiała się w swoim życiu wystarczająco. Zarówno 

ona, jak i jej zmarły mąż padli ofiarą Eliota Tyhursta. 

- Jeśli ta Willow mieszka przy Telegraph Hill, to chyba stacją na 

wynajęcie ochroniarza - stwierdził po namyśle Joe. 

- Tak - westchnął Hank. - Tylko że tego nie zrobi. Uważa, że nie 

ma takiej potrzeby. Mieszka sama, sama pracuje, rzadko wychodzi z 

domu. Mam wrażenie, że nie znosi jakichkolwiek ingerencji w swoje 

życie. Nigdy nie spotkałem kogoś tak niezależnego! 

Joe pokiwał głową. Tak, Hank poznał ją dobrze. To właśnie on 

odebrał telefon, kiedy zadzwoniła z wiadomością, że „złapała" 

złodzieja. Joe w ogóle nie potrafił sobie wyobrazić, że można to 

zrobić jedynie z pomocą niewielkiego komputera. 

Normalny włamywacz, taki, z jakimi miał do czynienia na co 

dzień, dostałby co najmniej dwudziestkę za niewielką część tego, co 

nakradł Tyhurst. Ale Tyhurst był wyjątkowy. Po pierwsze, należał do 

„lepszego" środowiska - był bankierem. Po drugie, w ogóle nie 

używał broni. 

- Na pewno spróbuje ją dostać - kontynuował Hank 

beznamiętnym tonem. - Nie wiem jeszcze, co zrobi, ale na pewno 

każe jej słono zapłacić za to, że go złapała przed trzema laty. 

- Ona jednak jest innego zdania. 

- Wystarczy, że my to wiemy - przerwał mu Hank. Joe zaczaj się 

zastanawiać nad tym, co myśli 

RS

background image

 

Rowena Willow. W czasie procesu sprawiała wrażenie 

rozbawionej tym, czego dokonała. Jej analizy finansowe były 

bezbłędne. Joe wiedział o tym z prasy. Nigdy osobiście nie spotkał się 

z Roweną. Nie widział też jej zdjęć. Sprawa Tyhursta okazała się 

właściwie rozwiązana, a cała policja miała wtedy masę roboty z serią 

napadów na starsze kobiety. 

- Nawet jej nie znam - zauważył Joe. Hank uśmiechnął się. 

- Możesz tego tylko żałować. 

No tak, Rowena Willow musi być naprawdę dzielną i ciekawą 

kobietą. 

- Czy wie, że Tyhurst wychodzi? 

Czarny policjant pokręcił swoją wielką głową. 

- Nie sądzę. Joe westchnął. 

- Co to za głupia baba?! Zachowuje się tak, jakby nie wiedziała, 

na jakim świecie żyje! 

- Ekscentryczny geniusz - podsunął mu Hank. Joe zmełł w 

ustach przekleństwo. 

- Takie są najgorsze! 

- Właśnie dlatego musimy jej pomóc. Joe spojrzał uważnie na 

przyjaciela. 

- Co za „my"? Jacy „my"? Na nic się jeszcze nie zgodziłem. 

Hank poklepał go po plecach. 

- Nie przejmuj się, chłopie. To wcale nie będzie takie trudne - 

zapewnił go. - Wystarczy, że będziesz miał na nią oko. Nie musi 

nawet wiedzieć, że istniejesz. 

RS

background image

 

Joe sięgnął po książkę. 

- Ta kobieta nie wie, co jej grozi - ciągnął Hank. - Tyhurst stracił 

przez nią miliony dolarów. Poza tym przesiedział parę lat w 

więzieniu. 

- Za mało! - przerwał mu Joe. 

- Jeśli go teraz złapiesz, to zapuszkujemy go na dobre - 

powiedział Hank, celując palcem w jego pierś. 

- Dlaczego ja mam to robić? 

Zmarszczki na jego czole jeszcze się pogłębiły. Hank spojrzał na 

niego poważnie. 

- Przyda ci się mała zmiana, Joe. 

Joe sięgnął w milczeniu po kartkę leżącą na środku stołu. Włożył 

ją do kieszeni, a następnie wyszedł. Natychmiast otuliła go mgła. 

Zanurzył się w niej jak w wodzie. 

Hank nie poszedł za nim. Wiedział, że przyjaciel musi zrobić 

teraz rachunek sumienia. Może ta praca rzeczywiście go ocali. A 

może jednak jest już za późno. 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

10 

 

Rozdział 1 

 

Rowena mrugała oczami z powodu zbyt długo trwającej pracy 

przy komputerze. Przedmioty, na które patrzyła, zlewały się ze sobą. 

Przechodząc z trzeciego piętra do kuchni, potknęła się parę razy i 

omal nie upadła. W końcu dotarła do olbrzymiego pomieszczenia, 

gdzie pod ścianą stały wszystkie najnowocześniejsze urządzenia: 

kuchenka, lodówka z zamrażarką, zmywarka do naczyń. Jej cioteczna 

babka, Adelajda, musiała sprzedać obraz z kolekcji, żeby za to 

wszystko zapłacić. Nigdy tak naprawdę nie miała gotówki. To właśnie 

wtedy Rowena obiecała sobie, że nie powtórzy tego błędu. Nie 

chciałaby tez pójść w ślady rodziców. 

Machnęła ręką, chcąc odgonić czarne myśli. Starała się unikać 

wspomnień. Podeszła do kuchenki. Nastawiła wodę i zabrała się do 

karmienia kotów: Megi i Bajta. Te imiona brzmiały dla niej jak 

poezja. Rowena uwielbiała komputery. 

Zabrała się do ćwiczeń dłoni, próbując rozluźnić napięte 

mięśnie. Pracowała długo. Za długo. Musi uważać, jeśli chce w 

przyszłości móc zarobić na siebie i na oba koty. 

Usłyszała gwizdek czajnika. Wyparzyła niewielki porcelanowy 

imbryczek, a następnie wsypała do niego trzy czubate łyżki 

herbacianego suszu. Zalała je odrobiną wody. Teraz musi zaczekać, aż 

naciągnie. Pomyślała z wdzięcznością o Adelajdzie. Być może nie 

miała zbyt wielu talentów, ale z całą pewnością robiła najwspanialszą 

herbatę pod słońcem- To od niej nauczyła się całego rytuału. 

RS

background image

11 

 

Poczuła, że odrętwienie palców ustępuje. Zalała herbatę w 

imbryczku, odczekała jeszcze chwilę i ruszyła do bawialni w wieży. 

Musiała wdrapać się na trzecie piętro, niosąc przed sobą tacę z 

filiżanką herbaty, dzbanuszkiem mleka i dużym miodowym ciastkiem. 

Pokonywała wolno kolejne stopnie. W końcu znalazła się w pokoju z 

oknami od podłogi aż do sufitu. Znowu zaczęła mrugać oczami. 

Bawialnię zalewały potoki słonecznych promieni. Rozciągał się stąd 

wspaniały widok na całe miasto. 

Postawiła tacę na stoliku i otworzyła okno. Łagodny wiatr od 

zatoki rozwiewał jej włosy. Rowena uśmiechnęła się na widok 

żaglówek śmigających po falach. Po ośmiu dniach mgły wszystko 

wydawało się czystsze i piękniejsze. 

Pomyślała, że miło byłoby się przenieść do ogrodu. Niestety, nie 

miałaby stamtąd takiego widoku. Po śmierci ciotki usunęła z bawialni 

ciężkie meble w stylu wiktoriańskim i umieściła tu mnóstwo poduch i 

poduszek. Z mebli zostawiła jedynie niski stolik. W ogrodzie przestała 

właściwie bywać. Wydawało jej się, że tak będzie lepiej i... 

bezpieczniej. Wolała patrzeć na świat z wysoka, niż włączać się w 

jego niespokojny rytm. 

Rowena usiadła na grubym, perskim dywanie i oparła się o jedną 

z poduszek. Upewniła się, czy dosięgnie do tacy, i wyjrzała na ulicę.                      

Ciekawe, jakim samochodem przyjedzie dzisiaj? Wczoraj był to 

zwykły, rodzinny samochód. Przedwczoraj czerwony porsche. Jeszcze 

wcześniej samochód dostawczy. 

RS

background image

12 

 

Rowena sięgnęła po mleko i dolała go do herbaty. Od paru dni 

pod jej domem i w najbliższym sąsiedztwie parkowały różne 

samochody. Nie zmieniał się tylko kierowca. Zawsze widziała go po 

południu, kiedy kończyła pracę. Czasami czytał, czasami udawał, że 

coś naprawia, ale najczęściej po prostu siedział bezczynnie. 

Dziewczyna miała ochotę sprawdzić, o której się pojawia. 

Niestety, z powodu trzygodzinnej różnicy czasu między San Francisco 

a Nowym Jorkiem musiała wcześniej zaczynać pracę i nie miała na to 

czasu. Nie chciała dopuścić, jak Adelajda, do wyprzedaży majątku. 

Nie miała też zamiaru podzielić losu rodziców. To prawda, że byli 

szczęśliwi, ale umarli młodo, złamani przez życie. 

Rowena potrząsnęła głową. Myśl o rodzicach prześladowała ją 

tego dnia. Sięgnęła po zapinkę. Jej złote, naturalnie falujące włosy 

rozsypały się po poduszce. Teraz sięgały już niemal do pasa. Nie 

miała czasu na fryzjera. Zawsze przed włączeniem komputera spinała 

je, żeby nie przeszkadzały w pracy. 

Może już nie przyjedzie, pomyślała, widząc niemal pustą ulicę. 

Stwierdziła ze zdziwieniem, że jest rozczarowana. Nie 

wiedziała, dlaczego. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym 

problemem, poczuła, że serce bije jej żywiej. Nareszcie go dostrzegła! 

Tym razem zaparkował pod jej oknem, dlatego nie zauważyła go 

w pierwszym momencie. Z uśmiechem pomyślała, że rzeczywiście 

najciemniej jest pod latarnią... Mężczyzna siedział za kierownicą 

starego pikapa patrzył przed siebie i jadł pączka. 

RS

background image

13 

 

Przesunęła się bliżej okna. Odrobina herbaty wylała się na 

dywan, ale Rowena nawet nie zwróciła na to uwagi. Miała nadzieję, 

że mężczyzna wysiądzie z samochodu i będzie mogła dokładnie go 

obejrzeć. Doskonała pamięć i dar obserwacji były jej wielkimi 

sprzymierzeńcami. Może w końcu przypomni sobie, czy widziała go 

wcześniej. A jeśli nie, to przynajmniej zdecyduje, czy ma do 

czynienia z przestępcą, czy też z uczciwym człowiekiem. 

No, wyjdź wreszcie! - ponaglała go w duchu. 

Ale mężczyzna siedział na swoim miejscu i pochłaniał pączka. 

Kiedy skończył, wytarł usta serwetką i zamiast, jak każdy porządny 

obywatel, wyrzucić do kosza, włożył ją do tylnej kieszeni spodni. 

Rowena myślała początkowo, że to handlarz narkotyków 

zwłaszcza po tym, jak pojawił się w porsche'u. Teraz jednak już tak 

nie sądziła. Żaden handlarz nie siedziałby w zdezelowanym pikapie, a 

przede wszystkim - nie jadłby pączka. 

Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, kogo ten facet może 

śledzić. Chociaż mieszkała tutaj od lat, nie znała wielu sąsiadów. To 

mógłby być ktokolwiek. Choćby dentysta z naprzeciwka, zdradzający 

żonę. 

Rusz się! - ponagliła w duchu mężczyznę. 

Drzwi pikapa otworzyły się. 

Rowena wstrzymała oddech. 

Mężczyzna rozejrzał się najpierw uważnie, a potem wysiadł z 

samochodu. Robił to w tak charakterystyczny sposób, że dziewczyna 

RS

background image

14 

 

od razu odgadła, z kim ma do czynienia. To był policjant. Ani 

przestępca, ani prywatny detektyw, ale właśnie policjant. 

Gdyby spytano ją w tej chwili, skąd to wie, wzruszyłaby 

ramionami. Rowena nigdy nie analizowała tego rodzaju 

wrażeń/Jednak jej przeczucia najczęściej potwierdzały się. Rzadko się 

myliła. 

Mężczyzna stanął obok samochodu i przeciągnął się. Zaczął 

bębnić palcami po lekko przerdzewiałym dachu. Wyglądał na 

zniecierpliwionego i poirytowanego. Rowena już wcześniej 

stwierdziła, że jest silnie zbudowany i ma czarne, lśniące włosy. Teraz 

zauważyła, że ma może niezbyt piękną, lecz interesującą twarz. Wargi 

zaciskał tak, jakby weszło mu to w nawyk. 

Nagle zapragnęła, żeby się uśmiechnął. Wtedy mogłaby 

powiedzieć o nim coś więcej. Może nawet zmieniłaby zdanie. Jeden 

nieszczery uśmiech potrafi zdradzić nawet najlepszego aktora. 

Ale nic nie wskazywało na to, żeby mężczyzna przed domem 

odgrywał jakąś rolę. Zachowywał się bardzo naturalnie. Poza tym 

sprawiał wrażenie, jakby nie uśmiechał się od wielu miesięcy. 

Zbliżył się do płotu. Teraz widziała go lepiej. Nosił obcisłe 

dżinsy i szarą, trykotową koszulkę. Miał wspaniałe mięśnie. Na 

pewno uprawiał jakiś sport i był w tym dobry. Może biegi? - 

pomyślała Rowena i spojrzała na jego umięśnione nogi. 

Krew nabiegła jej do policzków. Poczuła, że robi się jej gorąco. 

Żeby ochłonąć, zaczęła się zastanawiać, o co może chodzić 

mężczyźnie. On tymczasem rozejrzał się dokoła, otworzył drzwi 

RS

background image

15 

 

samochodu i siadł za kierownicą. Dziewczyna rzuciła mu ostatnie 

spojrzenie. Po chwili wóz zniknął za zakrętem. 

Bez pośpiechu dopiła herbatę. 

Następnie przeszła do biura i sprawdziła numer policji. Zabrała 

bezprzewodowy telefon do bawialni i stojąc w oknie, wybrała 

odpowiedni numer. Odebrała jakaś kobieta. Rowena przedstawiła się i 

powiedziała, że chce rozmawiać z oficerem odpowiedzialnym za 

patrole w rejonie Telegraph Hill- Sekretarka poprosiła ją, żeby chwilę 

zaczekała. Następnie telefon odebrał mężczyzna. Rowena powtórzyła 

swoją prośbę. 

- Chyba pani żartuje - mruknął. 

Powiedziała, że nie. Mężczyzna poprosił ją o cierpliwość. Po 

chwili oczekiwania usłyszała krótkie „słucham". 

- Nazywam się Rowena Willow i jestem... 

- Wiem, kim pani jest, pani Willow. Tu sierżant Hank Ryan. 

Słucham, o co chodzi?   

Natychmiast przypomniała sobie to nazwisko. Sierżant Ryan 

przyjechał do niej w sprawie Tyhursta. Chciał pewnie sprawdzić, czy 

nie jest jakąś wariatką. Później widziała go w sądzie. 

Teraz zastanawiała się, czy Hank Ryan zajmuje się w policji 

sprawami nieszkodliwych wariatów. Miała wrażenie, że nikt nie 

traktował jej poważnie, kiedy składała zeznania. Komputer, analiza, 

operacje bankowe - nikt nie wierzył, że można w ten sposób wykryć 

złodzieja. I tak dobrze, że Tyhurst ostatecznie poszedł za kratki. 

RS

background image

16 

 

- Witam, sierżancie. Chciałam tylko powiedzieć, że widziałam 

pańskiego człowieka - oznajmiła chłodno. 

-Nie rozumiem. 

- Widziałam pańskiego człowieka na ulicy Telegraph Hill - 

powtórzyła. - Nawet nie musiałam się specjalnie wysilać, żeby go 

rozpoznać. On po prostu rzuca się w oczy. Nie wiem czy... - zawahała 

się - nadaje się do śledzenia kogokolwiek. 

W słuchawce zapanowała cisza. 

- Aha - mruknął w końcu sierżant. 

Rowena zaniepokoiła się trochę. Sierżant Ryan wyglądał na 

rozsądnego człowieka. W czasie spotkania nie pytał jej o sprawy 

osobiste czy też zawodowe, chociaż wiedziała, że musiał ją uznać za 

straszną dziwaczkę. 

- Przepraszam, nie chciałam pana urazić. Ryan jakby nie słyszał 

jej słów. 

- Chce pani powiedzieć, że skoro pani go zidentyfikowała, to 

przestępca, którego śledzi, również nie będzie miał z tym kłopotów? - 

spytał. 

- Właśnie. 

- Skąd pani wie, że to policjant? 

- Ależ to oczywiste - rzuciła bez chwili zastanowienia. 

Po drugiej stronie dał się słyszeć dziwny dźwięk. Coś jakby 

stłumiony chichot. 

- Dzię...dziękuję za wiadomość - wykrztusił w końcu sierżant 

Ryan. 

RS

background image

17 

 

Rowena zmarszczyła brwi. Czyżby jej nie wierzył? 

- Prószę go sprawdzić - powiedziała. - Ma niecały metr 

osiemdziesiąt wzrostu, czarne włosy i złamany nos. Prawdopodobnie 

uprawiał boks albo inny sport. Według mnie jego rodzina musi 

pochodzić z basenu Morza Śródziemnego. Pewnie z Włoch. 

Hank Ryan milczał. Zaparło mu dech z podziwu. 

- Przyjeżdżał czterema różnymi pojazdami - dodała i opisała je. 

Podała też numery rejestracyjne, które, jak stwierdziła, udało jej się 

zapamiętać. - Nie wiem, kto to jest, ale sądzę, że jeśli dalej będzie się 

tak zachowywał, to napyta sobie biedy - zakończyła. 

- Obawiam się, że to już się stało - westchnął sierżant. -Dziękuję 

za informacje. Sprawdzę, kto to jest, i powiem, żeby uważał. 

Rowena odłożyła słuchawkę, zastanawiając się, czy jeszcze 

kiedykolwiek zobaczy ciemnowłosego policjanta. 

Joe stwierdził, że Rowena Willow prowadzi okropnie nudne 

życie. Od czterech dni w ogóle nie wychodziła z domu. Widywał ją 

tylko w tej potwornej wieży codziennie dziesięć po trzeciej. Ale to 

wszystko. Dom wyglądał, jakby był wymarły. Dookoła nic się nie 

działo. 

Siedział teraz w knajpie Maria i czekał na pastrami Z ryżem. 

Przed nim stała pusta butelka po piwie, na którą zerkał tęsknie od 

czasu do czasu. 

Mario postawił przed nim gotową zapiekankę. Zaczynał już 

łysieć. Joe pomyślał, że za dziesięć lat jego pewnie też to czeka. 

- No i jak, pracujesz, Joe? 

RS

background image

18 

 

- Taka tam praca! - prychnął. - Kumpel prosił, żebym miał oko 

na jedną wariatkę. 

Zdecydował, że nie powie, iż chodzi o Rowenę Willow. Sprawa 

Tyhursta była jednak zbyt znana. 

- Ładna? 

- Nie mam pojęcia. Nie widziałem jej z bliska. Mario wybuchnął 

śmiechem. 

- No to jak ją obserwujesz? Joe rozłożył ręce. 

-Wystaję przed jej domem. W ogóle z niego nie wychodzi - 

oznajmił. - To naprawdę jakaś trzepnięta baba. 

- Gdzie mieszka? 

- Telegraph Hill. 

Mario aż gwizdnął z podziwu. 

- Nie za bogato jak na dom wariatów? 

Nie doczekał się jednak odpowiedzi, ponieważ w drzwiach 

pojawił się jakiś stały klient. Mario przywitał się z nim serdecznie i 

bez pytania podał kufel złocistego, beczkowego piwa. Dopiero po 

chwili wrócił do stolika. 

Joe usiłował go zagadać, ale kuzyn wciąż drążył temat: 

- Dlaczego nie wychodzi z domu? Joe wzruszył ramionami. 

- Pracuje tam - odrzekł. - Wszystkie zakupy przywożą jej z 

najbliższego sklepu. Zdaje się, że nie ma przyjaciół ani znajomych. 

Mario roześmiał się. 

- No, przynajmniej masz łatwą robotę. 

RS

background image

19 

 

Joe skrzywił się. Zastanawiał się, czy nie lepiej by było mieć 

trochę więcej ruchu. W lustrze zauważył postać Hanka, który właśnie 

pojawił się na sali. Mario poderwał się ze swego miejsca i skierował 

w stronę baru. Zawsze szczycił się tym, że zna upodobania wszystkich 

swoich klientów. 

Hank usiadł przy stoliku. Po chwili Mario postawił przed nim 

piwo imbirowe. Hank wypił łyk i spojrzał na Joe'ego. 

- Jesteś spalony - mruknął. 

- Co?! - Joe nie potrafił ukryć zaskoczenia. 

- Wypatrzyła cię od razu pierwszego dnia. 

- Cholera - mruknął i zacisnął wargi. 

Hank streścił mu rozmowę telefoniczną, jaką odbył przed niecałą 

godziną. Joe słuchał z coraz większym zdziwieniem. 

Mario królował przy barze. Nakłaniał właśnie kierowcę dużej 

ciężarówki do napicia się soku pomarańczowego. 

- Trzy piwa to wcale nie tak mało - przekonywał go. Joe zacisnął 

pięści. 

- Naprawdę znała numery wszystkich samochodów? 

- Twierdziła, że je pamięta. 

Joe pokręcił głową. W ciągu dwunastu lat pracy nie przytrafiło 

mu się nic podobnego. Miał dosyć zwariowanych kobiet, 

mieszkających w czymś, co przypominało zamek Drakuli. 

- Nie, nie. Na pewno je wymyśliła. Przecież wiesz, że to... 

RS

background image

20 

 

Hank podsunął mu pod nos kartkę z czterema numerami. Wciąż 

był w mundurze i zrobiło mu się za gorąco. Wyjął chusteczkę, żeby 

wytrzeć czoło. 

- Zgadza się? - spytał. Joe wzruszył ramionami. 

- Skąd mam wiedzieć? - mruknął. - Nie bawię się w 

zapamiętywanie numerów samochodów. 

- Numer pikapa się zgadza - powiedział Hank. - Sprawdziłem 

przed wejściem. 

Joe pomyślał, że to samo dotyczy porsche'a Maria, jak również 

pozostałych samochodów. 

- Wyobrażasz sobie, jak ona musi się nudzić? - rzucił, nie 

patrząc na Hanka. - Pewnie jej się wydaje, że zapamiętywanie liczb i 

rejestracji to fajna zabawa! To naprawdę jakaś wariatka. 

Spojrzał tęsknie na kufel stojący na stoliku. Hank chyba zupełnie 

o nim zapomniał. 

- Nie wygłupiaj się - powiedział Ryan. - Jesteś na nią zły, bo cię 

wyśledziła. 

- Nie, nieprawda! 

- Ta kobieta zraniła twoją dumę. Joe wzruszył ramionami. 

- Znajdź mi kogoś, kogo by nie zauważyła. 

- Przyznaj się, że jej nie doceniłeś. Joe podniósł do góry ręce. 

- Dobrze, przyznaję - powiedział. - Jest znacznie bardziej 

zwariowana, niż przypuszczałem. 

Hank westchnął. Rozpiął guzik pod szyją i spojrzał na kolegę. 

RS

background image

21 

 

- Dobra, dajmy temu spokój. Widziałeś Tyhursta? Joe pokręcił 

głową. 

- Ani śladu. 

- Coś mi mówi, że musi się pojawić. Dostałem wiadomość, że 

właśnie przyjechał do San Francisco 

- rzekł Hank. 

- I co? - zaciekawił się Joe. 

- Nic. Nie mogę go przecież śledzić. Odsiedział swoje i jest teraz 

wolnym człowiekiem. 

- Może jednak zrezygnował? 

Hank milczał. Podniósł kufel i wypił olbrzymi łyk piwa. 

Następnie odstawił go i spojrzał na przyjaciela. 

Joe nie wierzył w to, co mówił. Znał typy pokroju Tyhursta. 

Tacy ludzie się nie zmieniają. Lubią też się mścić. Zbrodnia leży w 

ich charakterze, nie jest czymś, w co wplątują się przypadkowo. 

- Cokolwiek myślisz o tej dziewczynie, zależy mi na tym, żeby 

nic jej się nie stało - oświadczył Hank. 

- Pamiętaj, że to ona wsadziła Tyhursta, a teraz jest zupełnie 

bezbronna. 

Joe wstał od stołu. 

- Będę o tym pamiętał. 

Hank spojrzał na niego z niepokojem. Joe wziął talerz z 

zapiekanką i ruszył w stronę baru. 

- Zaczekaj! Co masz zamiar zrobić?! - krzyknął za nim Hank. 

Joe obrócił się na pięcie: 

RS

background image

22 

 

- Skoro już mnie wyśledziła, powinienem się jej chyba 

przedstawić - odrzekł. 

Podszedł do baru i zażądał piwa. Mario podał mu je niechętnie. 

- To dopiero drugie - przypomniał Joe i skierował się na górę. 

Hank Ryan patrzył na niego z uśmiechem. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

23 

 

Rozdział 2 

 

Następnego ranka Rowena specjalnie zajrzała do bawialni, żeby 

sprawdzić, czy na ulicy nie pojawi się znajomy policjant. Wzięła ze 

sobą herbatę i trzy gazety, które przynoszono jej o świcie. Spięła już 

włosy, ale wciąż miała na sobie jedwabny szlafrok. 

Najpierw zlustrowała dokładnie ulicę, a następnie sięgnęła po 

gazety. Nie zauważyła znajomej sylwetki. W okolicach domu stały 

jedynie puste samochody sąsiadów. 

Rowena poczuła się rozczarowana. Zastanawiała się tylko 

dlaczego. Czyżby brakowało jej rozrywek? Na pewno nie, a w 

każdym razie nie tego rodzaju. Pamiętała jeszcze, jak długo ciągnęła 

się sprawa Eliota Tyhursta. 

- Ciekawe, kogo szukają - mruknęła do siebie. 

Zwykle rozmawiała z kotami, ale tego ranka Mega i Bajt 

ukrywały się gdzieś w głębi domu. 

Zaczęła się zastanawiać, czy policja nie znalazła już kogoś 

innego do tej roboty. Kogoś, kto potrafi się lepiej zamaskować. Jej 

telefon musiał wywołać sensację! 

Dopiła herbatę i zeszła na dół. Straciła już zainteresowanie dla 

całej sprawy. Zdjęła folię z pszennych placuszków, które zamówiła 

wczoraj w sklepie, i wstawiła je do kuchenki mikrofalowej. Po trzech 

minutach wyłożyła na talerz, dodała odrobinę masła i wróciła do 

bawialni. 

RS

background image

24 

 

Okazało się, że Mega wyszła na zewnątrz. Przez chwilę siedziała 

na płocie, ale przestraszył ją przejeżdżający samochód. Rowena 

poczuła, że serce zabiło jej mocniej, srebrzysty ford jednak nawet nie 

zwolnił. Oparła się o poduszkę i sięgnęła po gazety. 

Otworzyła „San Francisco Chronicie" i znieruchomiała. Przez 

moment miała wrażenie, jakby runął na nią cały świat. Od razu na 

pierwszej stronie przeczytała olbrzymi tytuł: „Tyhurst wraca do San 

Francisco". U góry znajdował się złożony mniejszą trzcionką 

nagłówek: „Oszust znowu na wolności. Czy trzy lata więzienia zrobiły 

z niego uczciwego człowieka?" 

Rowena zamknęła oczy. Chciała się trochę uspokoić. Eliot 

Tyhurst wyszedł z więzienia! Nic o tym nie wiedziała. Może nie 

chciała wiedzieć... Zaczęła się zastanawiać, co teraz będzie, ale jakoś 

nic nie przychodziło jej do głowy. 

Pomyślała, że Tyhurst sam ponosi winę za to, co się stało. 

Przecież to on popełnił przestępstwo. Rowena tylko to odkryła i 

poinformowała odpowiednie władze. Jednakże nawet jej własne 

argumenty nie trafiały jej do przekonania. 

Przypomniała sobie salę sądową. Tłum na widowni, przejętych 

ławników i zimne oczy Eliota Tyhursta. Patrzył na nią przez cały czas. 

Nic nie mówił, ale Rowena i tak wiedziała, że będzie chciał się 

zemścić. 

A teraz wyszedł na wolność. 

RS

background image

25 

 

Zaczęła czytać artykuł. Tyhurst kajał się i obiecywał poprawę. 

Spojrzała na ostatnią kolumnę: „Niestety, nie udało nam się 

skontaktować z głównym świadkiem oskarżenia, Roweną Willow". 

Dziewczyna uśmiechnęła się. Jej numer był zastrzeżony, a 

gdyby nawet ktoś dzwonił do drzwi w ciągu dnia, to i tak nie 

usłyszałaby go z trzeciego piętra. Postarała się o to, żeby nikt nie 

przeszkadzał jej w pracy. Nawet najmniejsza przerwa mogłaby 

wytrącić ją z koncentracji, tak potrzebnej w jej zawodzie. 

Pomyślała, że Tyhurst i tak powróciłby kiedyś do San Francisco. 

Miał tutaj przecież dom, rodzinę, znajomych. Będzie musiała się z 

tym pogodzić. Najlepiej zrobi, trzymając się od niego z daleka. Tylko 

czy on będzie chciał trzymać się z daleka od niej? 

Zjadła niemal zimne placuszki i wypiła ostatnie łyki herbaty. 

Znowu wyjrzała na ulicę. Nic. Pusto. 

Czy to możliwe, że Hank Ryan zarządził obserwację jej domu z 

powodu Tyhursta? Po krótkim namyśle zdecydowała, że tak. Przecież 

to właśnie z nim ją połączono, kiedy powiedziała, że jakiś niezbyt 

zręczny policjant kręci się po ulicy. 

Czyżby sierżant martwił się o nią? I czy miał ku temu powody? 

Po chwili jednak potrząsnęła głową. 

- Nie - powiedziała na głos. - To niemożliwe. 

Fakty nie pasowały do siebie. Sierżant nie ukrywałby przecież, 

że wysłał kogoś, kto ma jej pilnować. Poza tym ciemnowłosy 

policjant zniknął. To znak, że dała się ponieść emocjom. 

RS

background image

26 

 

Rowena odetchnęła z ulgą. Na pewno nie ma powodów do 

obaw. Eliot Tyhurst jest już skończony i nie może jej zagrozić. Całą 

sprawę rozdmuchała jedynie żądna sensacji prasa. 

Joe słyszał echo dzwonka, którego dźwięki rozbrzmiewały we 

wszystkich zakamarkach mauzoleum, w którym za życia pogrzebała 

się Rowena Willow. Spojrzał na kamienne ściany i nawet się zdziwił, 

stwierdziwszy, że nie otacza ich fosa. Może powinien tu przybyć na 

koniu i w pełnym rynsztunku? Zadzwonił jeszcze raz i oparł się 

plecami o drzwi. Nic, żadnej reakcji. 

Joe spojrzał w górę. Musiałby mieć drabinę, żeby wspiąć się na 

jedno z tych wysokich, ozdobnych okien. Nie, już lepiej zaczekać. 

Zadzwonił jeszcze dwa razy. Rowena Willow musi być w domu! 

Gdzie by się, do licha, podziała? 

Po dłuższej przerwie zaczął walić pięścią. Może teraz zrozumie, 

że przyszedł w ważnej sprawie. Ale nadal nikt nie odpowiadał. Nikt 

też nie zszedł, żeby mu otworzyć. 

Joe poczuł się urażony. Nie chodziło mu o samą Rowenę, chciał 

tylko doprowadzić sprawę do końca. Pomyślał ze złością, że mógłby 

teraz siedzieć u Maria i sączyć znakomite imbirowe piwo. 

Zastukał jeszcze raz, ale bez rezultatu. 

- Cholera - mruknął do siebie Joe, zdziwiony tym, że w ogóle 

przejmuje się tą sprawą. 

Zaczął krążyć dokoła, chcąc sprawdzić, czy nie dostrzeże w 

którymś z okien kobiecej postaci. 

RS

background image

27 

 

- Hej! Jest tam kto?! - krzyknął, jakby Rowena mogła być gdzie 

indziej. 

Cisza. 

Odetchnął głęboko i ruszył w stronę furtki. Zatrzymał się jeszcze 

przy drzwiach i nacisnął trzykrotnie dzwonek. Już miał wyjść, kiedy 

usłyszał coś jakby odgłosy kroków na schodach. Joe nastawił uszu. 

Czyżby śpiąca królewna obudziła się wreszcie? 

Zajrzał w niewielkie okienko, znajdujące się obok drzwi. Przez 

grube szkło zobaczył jedynie niebieskie i złote plamy. Usłyszał 

dźwięki otwieranych zasuw: jednej, drugiej, trzeciej, a potem drzwi 

uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. 

Joe chciał powiedzieć, co o tym wszystkim myśli. Chciał 

skrzyczeć Właścicielkę ponurego domu... Chciał... Chciał... Nie mógł 

jednak sobie przypomnieć, o co mu jeszcze chodziło. Stał z otwartymi 

ustami i patrzył na Rowenę Willow. 

Dziewczyna była o wiele ładniejsza, niż przypuszczał. I znacznie 

bardziej zmysłowa. Joe nie znał drugiej kobiety, której widok 

przyprawiłby go tak od razu o drżenie. 

- Słucham, o co chodzi? - spytała. Joe powoli dochodził do 

siebie. 

- Czy nigdy nie otwiera pani drzwi? Zmarszczyła brwi. 

- Właśnie to zrobiłam. 

- Dzwoniłem chyba z osiem razy. Pokręciła głową. 

- Nie, trzy. Sama liczyłam. 

RS

background image

28 

 

Joe uśmiechnął się pod nosem. Przypomniały mu się numery 

rejestracyjne samochodów. Czyżby naprawdę była w tym tak samo 

dobra? 

- Tak, trzy po raz ostatni - zgodził się. - A wcześniej jeszcze 

parę. 

Dziewczyna wzruszyła ramionami. 

- Musiałam nie słyszeć. - Najwyraźniej chciała dać do 

zrozumienia, że jest to jej prywatna sprawa. - Dobrze. O co chodzi? 

Joe założył kciuki za szlufki od dżinsów i spojrzał jej 

wyzywająco w oczy. Więc tak wygląda geniusz finansowy. Szkoda, 

że Hank go nie uprzedził. Inaczej z pewnością nie dałby się 

zaskoczyć. 

- Czy zawsze tak pani traktuje gości? - spytał, zaglądając do 

holu. 

- Tak - odrzekła spokojnie. 

- Więc dobrze. Jestem... 

- Policjantem, który kręcił się w pobliżu przez ostatnich kilka dni 

- dokończyła za niego. - Rozmawiałam wczoraj z pańskim szefem. 

Joe uśmiechnął się. Teraz wierzył, że zauważyła go już 

pierwszego dnia. 

- Hank nie jest moim szefem - wyjaśnił. - Chciałem jednak panią 

prosić o chwilę rozmowy - dodał po chwili już bardziej ugodowym 

tonem. 

Dziewczyna zawahała się. 

RS

background image

29 

 

- Skoro i tak oderwał mnie pan od pracy. - Westchnęła. - Ale 

proszę mi mimo wszystko pokazać legitymację. 

- A, legitymację - powtórzył Joe. - Nie ogląda pani czasem za 

dużo telewizji? 

Wydęła wargi i potrząsnęła głową, nic nie odpowiadając. Joe 

patrzył na nią z przyjemnością, Szczególnie piękne wydawały mu się 

jej włosy, upięte na czubku głowy za pomocą tuzina szpilek i 

grzebieni. Podobała mu się też mlecznobiała cera, która świadczyła, 

że dziewczyna rzadko wystawia twarz na słońce. Rowena miała prosty 

nos i może nieco zbyt mocną szczękę. Jej uroda robiła jednak 

wrażenie, zwłaszcza gdy się spojrzało w niewiarygodnie piękne oczy. 

Była ubrana w luźną, niebieską koszulę i czarne legginsy. 

Joe'ego uderzyło to, że prawie się nie malowała. Spojrzał przenikliwie 

w jej oczy i wyjął odznakę. 

- Nazywam się Scarlatti - powiedział. - Sierżant Joe Scarlatti. 

- Jest pan sierżantem? - Zmarszczyła z niedowierzaniem nos. - 

Myślałam, że podoficerowie potrafią lepiej się maskować. 

Wal śmiało. Nie cackaj się, pomyślał Joe, który traktował te 

sprawy profesjonalnie. Potrafił z godnością znosić porażki, a nawet 

wykorzystywać je we właściwym czasie. Niech ta damulka myśli, że 

jest sprytniejsza od niego. .Może to się kiedyś przyda. 

Gestem wskazała mu drogę, a po chwili zniknęła we wnętrzu. 

Joe wszedł za nią. W środku było chłodno. Przyćmione światło 

sączące się przez okno nie było w stanie rozproszyć mroku. Joe 

spojrzał w górę schodów. Można było z nich spaść, nie wiedząc nawet 

RS

background image

30 

 

kiedy. Wszedł na pierwsze piętro, zdziwiony odgłosem kroków. Czuł 

się jak na wycieczce w jakimś średniowiecznym zamczysku. Nie 

wiedzieć czemu, od czwartego stopnia zaczynał się chodnik z perskim 

wzorem, biegnący aż do końca schodów. Po głośnych krokach 

nastąpiła głucha cisza. 

- To prawdziwy zamek Drakuli -mruknął Joe, patrząc na okazy 

starej broni, wiszące na ścianach. 

Może powinien sprowadzić tutaj Hanka. Jeden rzut oka mógłby 

go przekonać, że Rowena Willow bynajmniej nie jest tak bezbronna. 

- Porozmawiamy w bibliotece - powiedziała. -

Zaproponowałabym panu coś do picia, ale nie mamy zbyt dużo czasu. 

Zabrała się do otwierania olbrzymich, dwuskrzydłowych drzwi. 

- Co pani tam trzyma? - mruknął Joe. - Zatrute strzały? Egipską 

mumię? 

- Słucham? - Odwróciła się w jego kierunku.. 

- Nie, nic takiego. 

Joe zrozumiał, że dziewczyna nie da się złapać na jego dowcipy. 

Prawdopodobnie ciągłe obcowanie z bezduszną maszyną 

spowodowało, że w ogóle straciła poczucie humoru. Mógł jej teraz 

tylko współczuć. 

Przekroczył wysoki próg i znalazł się w bibliotece. Zatrute 

strzały i mumie znajdowały się pewnie w innym pomieszczeniu. Tutaj 

natomiast pełno było wypchanych zwierząt. Joe pomyślał z żalem, że 

wszystkie one kiedyś żyły i biegały lub fruwały. 

RS

background image

31 

 

- Ciekawe - mruknął Joe, podchodząc do jednej z oszklonych 

szaf. Znajdowały się w niej ptaki, jedne dość pospolite, inne rzadkie. 

W drugiej były większe zwierzęta: szop-pracz, łasica, suseł... Na 

ścianach wisiały głowy jeleni, antylop i jedna - bizona. 

Joe nie mógł oderwać oczu od okazów. 

- Ciekawe, czy tak samo traktuje pani swoich byłych 

narzeczonych. 

Rowena skrzywiła się. 

- To wcale nie jest śmieszne, sierżancie. Joe skinął głową. 

- Ja też tak uważam - zgodził się. - Biedni chłopcy. Dziewczyna 

westchnęła. 

- Mój dziad zajmował się zawodowo wypychaniem zwierząt - 

wyjaśniła. 

A ty wykorzystujesz ten pokój, jeśli chcesz się pozbyć 

nieproszonych gości, dopowiedział w myślach Joe. 

- Marnuje pan swój czas i mój - stwierdziła, patrząc na niego 

chłodno. 

Joe zastanawiał się, jak długie są jej włosy. Na pewno sięgają do 

połowy pleców. Kto wie, może nawet dalej, do pasa. 

- Słucham, sierżancie. Albo jeszcze niżej... 

- Sierżancie! - upomniała go po raz drugi. 

- Po prostu Joe - powiedział. - To nie jest oficjalna wizyta. 

To ją zainteresowało. Stanęła obok wypchanej pliszki i spojrzała 

na niego ciekawie. - Naprawdę? Joe skinął głową. 

RS

background image

32 

 

- Mhm. Kolega prosił, żebym na panią uważał - dodał, widząc 

jej zdezorientowaną minę. - Boi się zemsty ze strony Tyhursta. 

Jej mózg pracował jak maszyna. 

- Ten kolega to sierżant Ryan? 

Joe wzruszył ramionami. To nie powinno jej obchodzić. Rowena 

zaczęła krążyć po pokoju. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, co 

powiedzieć. 

- Tyhurst w ogóle mi nie groził - zaczęła. - Odsiedział swój 

wyrok i, jeśli wierzyć prasie, nie ma ochoty wracać do więzienia. 

Więc nie powinnam się go obawiać. 

Joe skinął głową. 

- Słusznie- powiedział. -Mam właśnie dłuższy urlop. 

- Z jakiego powodu? 

Ta kobieta nie lubiła owijać niczego w bawełnę. Ale Joe nie miał 

ochoty powracać do tego, co nie dawało mu spokoju przez ostatnie 

miesiące. 

- Osobistego - odrzekł wymijająco. 

Teraz mogła go przycisnąć, zapytać, co to za osobiste powody, i 

tak dalej. Ale milczała. Doszła pewnie do wniosku, że jego urlop 

niema nic wspólnego ze sprawą Tyhursta. 

- Mój kolega to dobry policjant - zaczął z innej strony. - Ma nosa 

i zna się na ludziach. Poprosił mnie, żebym pani pilnował. Kręciłem 

się po okolicy przez ostatnich kilka dni, ale nigdzie nie było ani śladu 

Tyhursta. Czy widziała go pani może albo miała jakieś sygnały, że 

pojawił się w okolicy? 

RS

background image

33 

 

Potrząsnęła głową, a następnie spojrzała na niego błękitnymi 

oczami. Przód jej koszuli unosił się rytmicznie. Gładka szyja 

wydawała się wprost stworzona do pocałunków. Joe nie przypuszczał, 

że Rowena zrobi na nim aż takie wrażenie, i to w tym dziwacznym 

otoczeniu. 

W bibliotece zapanowała cisza. Dziewczyna zdawała się 

świadoma zmysłowej atmosfery. Joe postanowił wziąć się w garść. 

- Szkoda, że nikt nie pofatygował się, żeby zapytać mnie o 

zdanie w tej sprawie - powiedziała nieoczekiwanie mocnym głosem, 

- Mówiłem już, że to wszystko jest nieoficjalne. 

- Jego słowa zabrzmiały jak usprawiedliwienie. 

Skrzyżowała ręce na piersi i podeszła do dużego witrażowego 

okna. W otoczeniu ciężkich aksamitnych zasłon wyglądała jak 

księżniczka z bajki. . - Zaparkował pan przy hydrancie? 

- Jako policjant mam do tego prawo - odrzekł. - W razie pożaru 

postawię wóz gdzie indziej. 

- Ten samochód należy do pana - ciągnęła, jakby nie słysząc 

jego odpowiedzi. - Inne były pożyczone. 

- Oczywiście. Hank mówił, że zapamiętała pani numery 

rejestracyjne. 

Rowena wzruszyła ramionami. 

- Nie zrobiłam tego świadomie - powiedziała. 

- Po prostu tak się złożyło, że je pamiętałam. 

Akurat! Joe zbyt długo pracował w policji, żeby uwierzyć w 

podobną bzdurę. 

RS

background image

34 

 

- Proszę bardzo. Może się pani teraz popisać -mruknął. 

Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Miała minę obrażonej 

dziewczynki. 

Joe pożerał ją wzrokiem, chociaż wiedział, że nie wolno mu tego 

robić. Policjant powinien zachować obiektywizm. Musi traktować 

wszystkich tak samo, choćby miał do czynienia z Miss Ameryki. 

- Co pan wygaduje! - fuknęła dziewczyna. Joe zmieszał się, ale 

tylko na chwilę. 

- Nie pamięta ich już pani, co? - zapytał z ironicznym 

uśmieszkiem. 

Wiedział, że jest niegrzeczny, ale chciał zobaczyć jej reakcję. 

Czy poda teraz numery? A może go zwymyśla? Dziewczyna podeszła 

do niego wolno. 

- Niestety, nie mam już więcej czasu, sierżancie. Do widzenia. 

Joe ani nie myślał się poddawać. 

- Nie skończyliśmy jeszcze - powiedział. 

- Tak pan uważa? 

- Oczywiście - odrzekł. - Musimy jeszcze ustalić, kiedy będę się 

mógł tutaj wprowadzić. W ten sposób będzie mi łatwiej pani 

pilnować. Wyjdzie to pani tylko na dobre, bo nie będzie musiała 

wypatrywać mnie przez okno. A ja zyskam pewność, że nie wpadnie 

pani w jakąś pułapkę. 

Policzki dziewczyny nabrały kolorów. W błękitnych oczach 

pojawiły się złowrogie iskry. 

- Nic nie musimy ustalać - ucięła krótko. 

RS

background image

35 

 

- Czyżby nie chciała pani skorzystać z moich usług? - spytał. 

Jeśli nawet dostrzegła sarkazm w jego słowach, nie dała tego 

poznać po sobie. 

- Nie chcę tu pana więcej widzieć - oświadczyła lodowatym 

tonem. - Chyba że sama zadzwonię na policję. 

- A co będzie, jeśli nie posłucham? Wydęła usta. Pełne, 

wspaniałe usta. 

- Za... - zawahała się na chwilę. 

Ciekawe, jaki smak mają takie usta? Joe zaczynał już żałować, 

że nigdy się tego nie dowie. 

- Zadzwonię do pańskich przełożonych. Upragnione usta 

uśmiechnęły się zwycięsko. 

- Niezły pomysł. Dobrze by się ubawili. 

- Ależ, sierżancie! Podszedł do drzwi. 

- Poza tym powiedzieliby pani, że mam problemy z dyscypliną. 

Po prostu nikogo nie słucham i robię to, co chcę - zawiesił głos. - 

Gdyby mnie pani potrzebowała, proszę zadzwonić do knajpy Maria na 

wybrzeżu. 

- Nie będę pana potrzebowała! - rzuciła przez zaciśnięte zęby. 

Joe spojrzał na nią z uśmiechem. Nareszcie udało mu się 

wyprowadzić ją z równowagi. 

- Sam wyjdę - powiedział, oglądając się za siebie. Dziewczyna 

zaciskała ręce na poręczy krzesła. - Pewnie żałuje pani, że te zwierzęta 

nie mogą kąsać-dodał, zataczając krąg ręką.-Knajpa Maria na 

wybrzeżu. Zapamiętała pani? 

RS

background image

36 

 

Stała nieporuszona, jakby nie docierały do niej jego słowa. Joe 

wiedział jednak, że słyszy go doskonale. Duma i upór nie pozwalały 

jej odpowiedzieć. Duma i upór - dwójka złych doradców. Jakże często 

doprowadzały one do śmierci znakomitych policjantów. 

Joe potrząsnął głową. Rowena Willow nie jest przecież 

policjantką. Może nic się jej nie stanie. 

Zaczął schodzić po schodach, wciąż myśląc o tej rozmowie. Nie 

ma się co oszukiwać. Także i tym razem popełnił błąd. Fatalny błąd. 

Rowena została sama. Dawno nie była tak wytrącona z 

równowagi. Podobnie czuła się tylko wtedy, gdy ogłoszono wyrok. 

Krążyła wtedy tak długo po domu, aż w końcu musiała pojechać do 

sądu. 

Przez chwilę wahała się, czy wracać do pracy, ale była teraz zbyt 

roztrzęsiona. Sierżant Scarlatti wdarł się tak nagle w jej życie. Sama 

myśl o tym, że ktoś ją obserwuje, napełniała dziewczynę lękiem. 

Co wie o niej sierżant Scarlatti? 

Czego się domyśla? 

Czuła dreszcz niepokoju i... podniecenia. Nagle coś zaczęło się 

dziać w jej spokojnym światku. Nie mogła ukryć tego, że Joe Scarlatti 

wydał się jej nadzwyczaj atrakcyjnym mężczyzną. I bardzo 

pociągającym. Rowena pomyślała, że musi się go strzec, ale po chwili 

przypomniała sobie, że ich krótka znajomość dobiegła końca. Tak jej 

się przynajmniej zdawało. 

Zastanawiała się, czy wrócić do pracy. Spojrzała na zegarek i 

zdecydowała, że czas coś zjeść. Zeszła do kuchni i podgrzała zupę z 

RS

background image

37 

 

puszki. Nawet nie starała się znaleźć jakiegoś stołka czy krzesła. Jadła 

na stojąco, nie widząc w tym niczego niewłaściwego. 

Jej myśli krążyły wokół sierżanta Scarlattiego. Rowena 

zaczynała wątpić w skuteczność swoich gróźb. Mężczyźni pokroju 

Scarlattiego nie rezygnują tak łatwo. Pewnie teraz gdzieś się przyczai i 

będzie czekał na rozwój wypadków. 

Miała jednak nadzieję, że nic się nie zdarzy. 

Dzwonek telefonu sprawił, że wylała kilka kropel zupy na ręce. 

Syknęła ze złości. Czy już w ogóle nie będzie miała spokoju tego 

dnia? Pod wpływem impulsu sięgnęła po słuchawkę, zamiast 

pozwolić, by rozmówca, jak zwykle, nagrał się na automatyczną 

sekretarkę. 

- Słucham? 

- Rowena? To ty? Usłyszała męski głos, który wydał jej się 

znajomy. - Czyżbym oderwał cię od twojego potwornego komputera? 

Dziewczyna zmarszczyła brwi. 

- Kto mówi? - spytała. 

- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Myślałem, że mnie 

poznasz po głosie. Tutaj Eliot. Eliot Tyhurst, 

Rowena starała się uspokoić, jednak ręka, w której trzymała 

słuchawkę, wciąż drżała. 

- Czytałam, że wrócił pan do San Francisco - powiedziała 

najspokojniejszym głosem, na jaki mogła się zdobyć. - Życzę panu 

wszystkiego najlepszego, panie Tyhurst, ale teraz... 

RS

background image

38 

 

- Jaki „pan"?! Co za „pan"?! - Nie pozwolił jej skończyć. - 

Przecież znamy się tak dobrze z procesu. Posłuchaj, chciałbym wpaść 

i podziękować za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Gdyby nie ty, 

ciągle uprawiałbym ten niecny proceder. 

- Niestety, jestem zajęta. 

- Przecież nie mówię, że teraz. - Znowu jej przerwał. - Wiesz, 

dzięki tobie stałem się lepszym człowiekiem. 

To wyznanie zabrzmiało szczerze. Rowena przypomniała sobie, 

że Tyhurst był niezwykle szarmancki i wytworny w czasie procesu. Z 

całą pewnością zrobiło to duże wrażenie na członkach ławy 

przysięgłych. Ciekawe, czy więzienie go zmieniło. 

- T... tak - zdołała tylko wykrztusić. 

- Więc zgadzasz się?! - Tyhurst nie posiadał się z radości. - Tak 

się cieszę! Niech mi będzie wolno zaprosić cię dzisiaj na kolację. 

- Ale... - powiedziała z trudem. 

- Żadne „ale". Nawet nie chcę słyszeć, że masz inne plany. 

Dziewczyna zagryzła wargi. Powoli dochodziła do siebie. 

Zaczynała rozumieć taktykę Tyhursta. Chciał, żeby zaczęła kłamać, 

mówiąc, że nie ma czasu. 

- Przykro mi, panie Tyhurst, ale po prostu nie chcę się z panem 

spotkać - powiedziała z godnością. 

Po drugiej stronie zapanowała cisza. 

- Proszę, mów mi Eliot. - Usłyszała znów jego głos. - Muszę się 

z tobą spotkać. To część mojej... pokuty. Naprawdę nie wiem, jak cię 

przekonać. 

RS

background image

39 

 

A może mówił prawdę? Trzy lata w więzieniu mogły go 

radykalnie zmienić. Rowena milczała, rozważając to wszystko. 

- Przyjadę po ciebie dziś o siódmej - ciągnął Tyhurst. - Nie 

musisz podawać mi adresu. Wiem, gdzie mieszkasz. 

Odłożył słuchawkę, jakby bał się, że zaprotestuje. Rowena stała 

jeszcze chwilę, nawijając na palce kabel od telefonu. Zastanawiała się, 

gdzie położyła książkę telefoniczną. Tak dawno jej nie używała. 

Joe Scarlatti spotkał się z Hankiem u zbiegu dwóch ulic, przed 

dawnym bankiem Tyhursta. Ulica kusiła setkami ekskluzywnych 

sklepów i restauracji. Obaj policjanci kupili jednak po hot dogu i 

puszce wody mineralnej i powoli szli przed siebie. 

- Chcę mieć wszystko, co dotyczy tego faceta - oznajmił Joe. - 

Absolutnie wszystko. Nawet nazwisko jego niańki. 

- Załatwione - mruknął Hank, 

- Bez hałasu. 

Hank skinął tylko potężną głową. 

- Jasne. Za kogo mnie masz? 

Joe uniósł rękę, pragnąc uspokoić kolegę. 

- Poza tym nie chcę, abyś myślał, że wziąłem tę sprawę - dodał. 

Hank wzruszył ramionami. 

- Przecież nie ma żadnej sprawy. 

- Właśnie. 

Joe skończył swojego hot doga i oblizał musztardę z górnej 

wargi. Hank pociągnął spory łyk z puszki. 

- I jeszcze jedno - powiedział Joe. 

RS

background image

40 

 

- Tak? - Hank spojrzał na niego leniwie. 

- Mogę śledzić tę Willow, ale jeśli tym razem mnie zauważy, 

zrezygnuję z pracy w policji. Będę już do końca życia pracował u 

Maria. Podawał drinki i wyrzucał z baru pijanych łobuzów. 

- To bardzo poważna decyzja, Joe - odparł Hank. - Zastanów się 

jeszcze. 

Joe stanął nagle. 

- Co? Nie wierzysz we mnie? Hank położył dłoń na jego 

ramieniu. 

- Nie, Joe. Nie o to chodzi. Wiem, że jesteś doskonałym gliną. 

Ale Rowena Willow to dosyć dziwna osoba. Pamiętasz, jak załatwiła 

Tyhursta. A potem Wypatrzyła cię za pierwszym razem. Ona ma 

chyba jakiś szósty zmysł. 

Joe uśmiechnął się kwaśno i włożył ręce do kieszeni. 

- Jeszcze zobaczymy - mruknął ni to do siebie, ni do Hanka. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

41 

 

Rozdział 3 

 

Dwie godziny po telefonie Tyhursta Rowena wyśliznęła się 

bocznym wyjściem. Przeszła przez podwórko i ogród, w którym 

unosił się zapach róż. Ciocia Adelajda uwielbiała róże. Zasadziła ich 

całe mnóstwo, zarówno w ogrodzie, jak i wokół domu. 

Dziewczyna dotarła do żelaznej furtki i wyszła na zewnątrz. 

Pomyślała o ciotce, która wychowywała ją, mimo że sama nie chciała 

mieć dzieci. Gdyby tylko lepiej ją rozumiała. Gdyby starała się 

przebić przez mur, który wyrósł między nimi. Ale cóż, ciotka już nie 

żyła, tak jak jej rodzice. Rowena wybaczyła już wszystkim: jej, im, a 

nawet sobie. 

Czy teraz powinna wybaczyć Tyhurstowi? A jeżeli tak, to w 

czyim imieniu? Ten człowiek nie naciągnął jej ani na centa. Nie miała 

mu nic do wybaczenia. Chociaż z drugiej strony, może powinna go 

wysłuchać. Rowena wierzyła w amerykański system penitencjarny i w 

to, że byli przestępcy mogą stać się porządnymi ludźmi. Trzeba im 

tylko pomóc. 

Ale czy to właśnie ona powinna rozmawiać z Tyhurstem? 

Te wszystkie myśli kłębiły się jej w głowie, kiedy przechodziła 

Telegraph Hill. Wiał lekki wiatr, ale ona nie zwracała na to uwagi, 

Dopiero kiedy poczuła wilgotną bryzę na twarzy, ożywiła się nieco. 

Uwielbiała takie dni pełne słońca i zapachów zwiastujących koniec 

lata. 

RS

background image

42 

 

Rowena miała na sobie białe bermudy i lekką bluzkę. Ze 

względu na wrażliwą skórę nosiła olbrzymi słomkowy kapelusz. Być 

może wyglądała w nim nieco dziwacznie, ale zupełnie się tym nie 

przejmowała. 

Rozejrzała się dokoła. Lubiła przechadzki po mieście, chociaż 

rzadko, niestety, opuszczała swoje domostwo. Kochała to miasto, w 

którym trzeba co chwila zbiegać w dół albo wspinać się pod górę. Nie 

przeszkadzał jej nawet zgrzyt linowych tramwajów, jednej z 

największych atrakcji turystycznych San Francisco. Spojrzała na 

zatokę. Most Golden Gate wyglądał imponująco w świetle słońca. 

Jednak myślami wciąż powracała do Eliota Tyhursta. Może 

dlatego, że nie zadzwoniła jednak do sierżanta Scarlattiego. Wolała się 

przejść i rozważyć całą sprawę w spokoju. 

Szła powoli, rozglądając się dokoła, jakby widziała miasto po 

raz pierwszy. Udawała, że nie wie, dokąd idzie. Zachowywała się tak, 

jakby nogi niosły ją same. Coraz silniej czuła w powietrzu słony 

morski zapach. Powiał mocniejszy wiatr, więc musiała trzymać 

kapelusz ręką. Zrobiło jej się chłodno. 

Czyż nie byłoby przyjemnie wstąpić do jakiegoś zajazdu? 

Nawet, gdyby to miał być zajazd Maria, którego adres odszukała w 

książce telefonicznej. 

W końcu znalazła się przed starym, drewnianym budynkiem w 

stylu wiktoriańskim. Teraz musiała podjąć decyzje. Albo wejdzie do 

środka, albo zapomni o sierżancie Scarlattim. Przed oczami 

RS

background image

43 

 

zamajaczył jej obraz Tyhursta na sali sądowej. Położyła rękę na 

klamce. 

Wewnątrz było dosyć przyjemnie, chociaż wszystkie przedmioty 

były mocno nadgryzione zębem czasu. Dębowe drewno, z którego 

zrobiono podłogę, kontuar i wiele innych rzeczy poczerniało już w 

wielu miejscach. Wydawało się jednak, że nie przeszkadza to 

właścicielom ani stałym bywalcom. 

Rowena zamknęła drzwi, zaskoczona bogactwem kulinarnych 

zapachów. Dopiero teraz zrozumiała, co traci, jedząc prawie 

wyłącznie potrawy z puszek. W powietrzu unosił się błękitnawy 

papierosowy dym. Ze starej szafy dobiegały miękkie dźwięki 

jazzowej melodii. 

Przy stolikach siedziało niewielu klientów. Dziewczyna podeszła 

do baru i skinęła na zażywnego jegomościa w długim fartuchu. Mario 

odstawił kufel i zbliżył się do niej. 

- Czym mogę służyć? - spytał. 

- Szukam pana Scarlattiego. Mario rozpromienił się. 

- Do usług. Skąd pani mnie zna? Czyżbyśmy się już spotkali? 

Jak się pani nazywa? 

Rowena pokręciła głową, rozbawiona tą nagłą lawiną pytań. 

- Nie, nie. Chodzi mi o sierżanta Scarlattiego. Nazywam się 

Rowena Willow - dodała poważniejąc. 

Mario pokiwał ze zrozumieniem głową. 

- Aha, to pani wsadziła do więzienia Eliota Tyhursta - 

powiedział. - Słyszałem o tym. 

RS

background image

44 

 

Dziewczyna wzruszyła ramionami. — Ja tylko pokazałam, na 

czym polegały jego machinacje. 

- Tak, tak - przerwał jej Mario. - Joe będzie tutaj za chwilę. 

Pewnie pani pilnował. 

Rowena zacisnęła dłonie. 

- Przecież mówiłam mu, żeby tego nie robił! 

- To był błąd - powiedział z uśmiechem Mario. - Jego matka 

zrezygnowała z zakazywania mu czegokolwiek, kiedy skończył trzy 

lata. Zresztą w tym wypadku Joe ma absolutną rację. Sądzę, że 

znajdzie go pani teraz gdzieś przed zajazdem.. 

- Jest pan pewny? - Dziewczyna zawahała się. Następnie 

podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. 

Nawet nie musiała szukać. Joe Scarlatti był na werandzie, 

pochylony udawał, że wiąże sznurowadło. 

- Co za niespodzianka - powiedział wstając, - Czy przyjechała 

pani karetą? Zaprosiłbym panią na filiżankę świeżej krwi, ale właśnie 

się skończyła. Może więc skusi się pani na piwo? 

Dziewczyna skrzywiła się na wzmiankę o krwi. Najwyraźniej 

wcale jej to nie rozbawiło. 

- Czy pan mnie śledził? - spytała. Joe uśmiechnął się 

nonszalancko, 

- Przecież pani wie wszystko. 

- Nie ma pan prawa. 

- To Mario pani powiedział? Niech pani mu nie wierzy. To stary 

zgrywus. Ma mnie dosyć, więc czasami robi mi podobne numery - 

RS

background image

45 

 

dodał Joe. - Ale co panią tutaj sprowadza? Chciała mnie pani 

sprawdzić? 

- Nie, ja... 

- Tak? - Joe spojrzał na nią wyczekująco. Czuła się jak idiotka. 

Scarlatti musiał iść za nią, a ona tego nie zauważyła. Co więcej, była 

zła na siebie, ponieważ sama obecność tego mężczyzny wpływała na 

nią deprymująco. Na próżno mówiła sobie, że Joe Scarlatti jest taki 

jak inni. W głębi duszy czuła, że jest zupełnie inny. Doszło nawet do 

tego, że zaczęła sobie wyobrażać, jak by im było razem w łóżku. 

Nigdy wcześniej nie miewała podobnych fantazji. 

- Pójdę już - oznajmiła, odwracając się w stronę zatoki. 

Joe chwycił ją za ramię. Trzymał mocno, ale delikatnie. 

Dziewczyna poczuła gwałtowny dreszcz przebiegający przez jej ciało. 

Miała zupełnie suche usta. Próbowała zwilżyć je czubkiem języka, ale 

była jak sparaliżowana. Przez chwilę zastanawiała się, kto jest dla niej 

większym zagrożeniem: sierżant Scarlatti czy Eliot Tyhurst? 

Pomyślała, że chętnie by się czegoś napiła. 

- Może jednak napije się pani piwa - powiedział Joe, jakby 

odgadując jej myśli. 

O dziwo, skinęła głową. Mogła to wytłumaczyć jedynie silnym 

pragnieniem. Od domu przy Telegraph Hill dzieliło ją ładnych parę 

kilometrów. 

Joe wziął ją pod rękę, a ona poszła z nim, bezwolna jak lalka. 

Przy barze czekało już piwo dla Joe'ego. Mario spojrzał na nią 

pytająco, a ona pokręciła głową. 

RS

background image

46 

 

- Wolałabym raczej wodę mineralną z cytryną - powiedziała. 

- A nie może być sodowa? - spytał Mario. - Według mnie to 

jedno i to samo. 

Rowena była innego zdania, ale nie protestowała. 

- Może być sodowa. 

Mario sięgnął po odpowiednią butelkę. Jego kuzyn ulokował się 

na wysokim stołku. Zerknęła spod oka na siedzącego swobodnie 

Joe'ego. Tak jak przypuszczała, miał wspaniale rozwinięte mięśnie 

nóg, a zwłaszcza ud. 

- Niech pani siada - powiedział. Pomyślała ze strachem o jego 

bliskości. 

- Nie, dziękuję. Postoję - odrzekła, przechodząc na drugą stronę 

stołka. 

- Gdybym poprosił, żeby pani postała, pewnie by pani usiadła. 

Pokręciła głową. 

- Nic z tego. 

Joe zaczerpnął tchu i wybuchnął: 

- Niech pani siada, do jasnej cholery! Przecież nie gryzę! 

Rowena wśliznęła się na miejsce obok. Nie siedziała, ale 

również nie stała. Oparła się tylko o barowy stołek, ale na dobrą 

sprawę Scarlatti nie powinien jej już się czepiać. 

Mario podsunął jej szklankę z wodą sodową i drewnianą miskę 

pełną precli i solonych orzechów. 

- Skończyła pani na dziś z komputerem? - spytał Joe. 

Dziewczyna skrzywiła się. 

RS

background image

47 

 

- Nawet nie zaczęłam. Ciągle ktoś mi przeszkadzał. 

- Ma pani na myśli moją skromną osobę? 

- I telefon - wyrwało jej się. Szybko zakryła usta dłonią, ale było 

już za późno. 

Joe Scarlatti spojrzał na nią uważnie. Przez chwilę zastanawiał 

się, Czy podjąć ten temat. 

- Jaki telefon? — spytał w końcu. 

- Zostałam zaproszona na kolację przez Eliota Tyhursta! - 

oznajmiła. 

Joe omal nie spadł ze stołka. 

- O cholera! - zawołał. 

- Tyhurst twierdzi, że chce mnie prosić o wybaczenie - zaczęła 

wyjaśniać. - To taki gest... Prosił... Bo chce zacząć nowe życie... 

Dlatego... - plątała się coraz bardziej. 

Joe pokręcił głową. 

- Może je sobie zaczynać bez pani - warknął. - Proszę nie 

opowiadać bzdur! 

Rowena wydęła wargi. Robiła to często, kiedy z czymś się nie 

zgadzała. 

- Nie mogę mu odmówić! 

Joe dopiero teraz się uspokoił. Wypił trochę piwa i spojrzał jej 

prosto w oczy. 

- Owszem, może pani. Dla własnego dobra. Proszę zadzwonić i 

powiedzieć, że jest pani dzisiaj zajęta. To powinno go trochę ostudzić. 

- Ależ. 

RS

background image

48 

 

- Dobrze - przerwał jej. - Sam zadzwonię. Tak pewnie będzie 

lepiej. Jego numer? 

Dziewczyna rozłożyła ręce. 

- Nie znam jego numeru. 

- Nic nie szkodzi. Znalazła pani miliony, które ukradł, poradzi 

pani sobie i z tym. 

Rowena sięgnęła po szklankę i wypiła kolejny łyk wody 

sodowej. Plasterek cytryny sprawił, że nie była wcale taka zła. 

- Nie mogę tego zrobić Tyhurstowi. My wszyscy jako 

społeczeństwo powinniśmy ułatwić mu resocjalizację. Pokazać, że nie 

traktujemy go jak zadżumionego. 

Joe pokręcił głową. 

- Jest pani bardzo naiwna - orzekł. 

- Wolę być naiwna niż cyniczna! - odparowała. 

Patrzył na nią z przyjemnością. Na jej bladych policzkach 

pojawiły się rumieńce. W oczach zapaliły się iskry. Rowena znowu 

zachowywała się i reagowała jak człowiek. Szkoda tylko, że chodziło 

o Tyhursta. 

- To nie cynizm, ale realizm - oznajmił. - Powinna pani od czasu 

do czasu wychodzić ze swojej warowni. Tak jak dzisiaj. 

Rowena poczuła, że balansuje między dwoma skrajnymi 

uczuciami: fascynacji i nienawiści. Nikt do tej pory nie zachowywał 

się wobec niej tak impertynencko. Poczuła się obrażona. Oparła dłoń 

o kontuar, żeby wstać. 

RS

background image

49 

 

Coś podobnego do iskry elektrycznej przeszyło jej ciało. Ręka 

Joe'ego spoczęła na jej dłoni. Chciała ją odepchnąć, ale nie miała na to 

siły. 

- Dlaczego powiedziała mi pani o kolacji z Tyhurstem, skoro nie 

ma pani zamiaru posłuchać mojej rady? 

Z trudem przełknęła ślinę. 

- Więc to była rada? Myślałam, że to rozkaz, sierżancie - odparła 

chłodno. 

Joe poruszył ze zniecierpliwieniem głową. 

- Ale dlaczego? 

- Sierżant Ryan i pan przewidywaliście, że Tyhurst zechce się ze 

mną skontaktować. Po prostu chciałam być lojalna - wyjaśniła. 

Scarlatti nie puszczał jej ręki. Dłoń miał ciepłą, suchą i bardzo 

przyjemną w dotyku. Ciekawe, czy potrafiłby delikatnie pieścić tak 

dużą dłonią? 

Zaczerpnęła powietrza. Chyba oszalała! Musi wziąć dłuższe 

wakacje, inaczej popadnie w nimfomanię. 

- Mogła pani zadzwonić do Hanka. - Spojrzał jej w oczy. - Czy 

coś się stało? 

Wyszarpnęła rękę. 

- Nie! 

Czy mogła przypuszczać, że stanie się ofiarą erotycznej obsesji? 

Zawsze wydawało jej się, że jest uodporniona na tego rodzaju sprawy. 

Oczywiście myślała o stałym związku, ale z kimś... bardziej 

odpowiednim. Co może ją łączyć z jakimś sierżantem policji? 

RS

background image

50 

 

Z trudem wstała i podeszła do drzwi. Miała nadzieję, że Scarlatti 

nie domyśla się, ile ją to kosztuje. 

Kiedy ma po panią przyjechać? - rzucił, gdy była już przy 

drzwiach. 

- O siódmej - odrzekła automatycznie. - Proszę się nie wtrącać, 

sierżancie. 

Nawet nie będziesz wiedziała, że tam jestem, złotko, pomyślał 

Joe i wypił ostatni łyk piwa. 

Rowena wyczuwała obecność sierżanta Scarlattiego przez resztę 

popołudnia i wieczoru. Wydawało jej się, że Joe śledzi ją we 

wszystkich możliwych miejscach. Nawet wtedy, kiedy nakładała 

pończochy, kremową bluzkę i brązową spódnicę. Starała się go 

wypatrzeć w mrokach swojego domu lub w półcieniach ogrodu. 

Zachowywała się tak, jakby bawili się razem w chowanego. Tyle 

tylko że Scarlatti ciągle wygrywał. 

Nie było go na ulicy. Nie pojawił się przy domu. Zeszła do 

piwnicy, ale okazało się, że hałasują tam tylko koty. Sierżant Scarlatti 

musiał śmiać się w kułak, obserwując jej wysiłki. 

Nie miała jednak żadnych wątpliwości, że widzi ją przez cały 

czas. 

Weszła do biblioteki i opadła na fotel. Zbroja, która została po 

ciotce Adelajdzie, stała przy niej jak stary przyjaciel. Rowena lubiła 

ten pokój, chociaż praca nie pozwalała jej na czytanie książek. Miała 

już dosyć biblioteki, w której była dziś rano ze Scarlattim. Czasami 

myślała, żeby podarować wypchane zwierzęta jakiemuś muzeum. Z 

RS

background image

51 

 

drugiej jednak strony biblioteka znakomicie nadawała się do 

odstręczania nieproszonych gości. Pewien sąsiad, który czynił jej 

wyraźne awanse, tak się kiedyś wystraszył, że przestał jej się kłaniać 

na ulicy. Być może nie powinna go była częstować opowieścią o 

duchu krwiożerczej bestii. 

Ktoś zadzwonił do drzwi. Rowena natychmiast zeszła na dół. 

Tuż za progiem stał Scarlatti. Miał na sobie czarny sweter i 

spodnie. W tej chwili wyglądał jak rasowy tajniak. 

- A więc to tak - zaczął bez wstępów - dziś rano mogłem 

dzwonić do śmierci, a teraz, dla Tyhursta, zrywa się pani po 

pierwszym dzwonku. 

- Przecież mówiłam, że pracowałam - broniła się oszołomiona. - 

Go pan tutaj robi? 

- To samo, co pani rano. 

Nerwy miała tak napięte, że nie zrozumiała go w pierwszej 

chwili. 

- To znaczy? 

- Pracuję. Chcę sprawdzić, czy rzeczywiście wybiera się pani na 

randkę ze złodziejem. 

- Tyhurst odsiedział swoje - zaprotestowała. 

- Dostałby więcej, gdyby ukradł komuś portfel - skomentował z 

pewną dozą sarkazmu. 

Rowena wzruszyła ramionami. 

- Proszę to powiedzieć sędziom. 

RS

background image

52 

 

Scarlatti milczał. Najprawdopodobniej uznał jej argumenty. On 

przecież też nie miał wpływu na wyrok sądu. Odsunął się od niej 

trochę i zaczął się natarczywie przyglądać. 

- Mój Boże, co za makijaż. I ta bluzka. Ja mogę co najwyżej 

liczyć na słomkowy kapelusz. 

Rowena miała już tego dosyć. Nie zatrzasnęła drzwi tylko przez 

grzeczność. No i dlatego, że Scarlatti zablokował je nogą. 

- To nie ma nic do rzeczy - fuknęła jak rozzłoszczona kotka. 

- Ile pani ma lat? Zacisnęła usta. 

- Jest pani dosyć młoda, jak na geniusza finansów -zauważył. 

- Eliot Tyhurst przyjedzie tu lada chwila — powiedziała. - 

Wolałabym nie przedstawiać mu pana jako mojego goryla. 

Joe Scarlatti przysunął się do niej tak blisko, że poczuła ciepło 

bijące od jego ciała. Cofnęła się oszołomiona w głąb domu. 

- Nie jestem twoim gorylem, złotko - mruknął, patrząc jej w 

oczy. - Jestem policjantem i mam zadanie do spełnienia. I dobrze ci 

radzę, nawet nie próbuj mnie powstrzymywać. 

Dziewczyna zadrżała. Bardziej poraził ją hipnotyczny wzrok 

Joe'ego niż to, co powiedział. Nie mogła jednak nie wyczuć groźby w 

jego głosie. 

- Praca przede wszystkim - szepnęła. 

Joe nic nie odpowiedział. Stał w otwartych drzwiach i patrzył na 

nią. 

- Odwołaj tę kolację, Roweno. - Po raz pierwszy zwrócił się do 

niej po imieniu.   

RS

background image

53 

 

- Czy to rozkaz? 

- Raczej prośba. 

- Będziesz mnie dzisiaj śledził?- Nie widziała żadnych 

powodów, żeby mówić mu teraz per „pan". 

Pokręcił głową. 

- Nie mogę tego ryzykować. 

- To dobrze. 

- Do diabła! Czy ty - urwał w pół zdania. Uśmiechnęła się lekko. 

- To ja wybiorę restaurację - powiedziała. - Tyhurst jeszcze o 

tym nie wie, ale pojedziemy do „Meridien". Postanowiłam wystrzegać 

się zacisznych miejsc. Spojrzał na nią z uznaniem. 

- Słusznie. 

- Jeśli Tyhurst będzie mi groził, zawsze znajdę jakichś 

świadków. 

- A co z samochodem? 

Pokiwała głową, jakby chcąc dać znak, że o tym również 

pomyślała. -Ja poprowadzę. 

- Nie wiedziałem, że masz własny. 

- Nie mam - stwierdziła. - Poprowadzę jego. Joe skinął głową, 

godząc się również na to. Nagle między nimi nawiązała się nić 

porozumienia. Nie chodziło tylko o to, że tak niespodziewanie zaczęli 

sobie mówić po imieniu. Po raz pierwszy zrozumieli, że mają wspólny 

cel. 

- Wejdź do domu. Schowam cię w mojej sypialni - zdecydowała. 

- Tyhurst zaraz tu będzie. Nie chcę, żeby cię widział. 

RS

background image

54 

 

Joe uśmiechnął się prowokacyjnie. 

- Czy to rozkaz? - spytał. 

Niemal wciągnęła go do środka i zatrzasnęła drzwi. 

- Coś ci powiem. Mam wrażenie, że wcale nie chodzi ci o to, 

żeby mnie chronić. To samo dotyczy sierżanta Ryana. Chcecie mieć 

samego Tyhursta, prawda? 

Oczy Scarlattiego zapłonęły złym blaskiem. Rowena 

przestraszyła się ich na chwilę. 

- Zawsze jesteś taka pewna siebie? - spytał Joe. Nie zważała na 

jego słowa. 

- Zastanawiam się tylko, o co ci może chodzić. Co może mieć 

zwykły sierżant do takiego potentata jak Tyhurst? 

Joe błysnął zębami. 

- Cały problem polega na tym, że ja nie jestem takim zwykłym 

sierżantem. 

Rowena starała się nie zwracać uwagi na aluzje w jego 

wypowiedzi. 

- Nieważne - powiedziała. -I tak się dowiem, i Odezwał się 

dzwonek przy drzwiach. Joe posłusznie wśliznął się do pokoju, który 

mu wskazała. 

Najpierw poczuł zapach jej pościeli. Próbował się jednak 

skoncentrować. Rowena Willow okazała się znacznie trudniejszym 

przeciwnikiem, niż przypuszczał. Dziś rano omal jej nie zgubił w 

drodze do zajazdu Maria. Powinien przecież przewidzieć, że dom ma 

tylne wyjście od strony ogrodu. Mógł się również domyślić, że ktoś 

RS

background image

55 

 

tak niezależny jak Rowena przyjmie zaproszenie od byłego więźnia. 

Chciała dać mu szansę! Do diabła, gdzie ona się wychowała! 

Musiał jednak przyznać, że dziewczyna ma piekielną intuicję. 

Rzeczywiście wziął tę sprawę z powodu Tyhursta. Rowena 

Willow początkowo w ogóle go nie interesowała, Dopiero niedawno 

poczuł do niej pewną sympatię. Nie znaczy to jednak, że od razu musi 

jej opowiadać o dziadkach. 

Joe stwierdził też ze zdziwieniem, że ta robota postawiła go na 

nogi. Od miesięcy nie czuł się tak dobrze jak teraz. 

Nie było jednak czasu na podobne refleksje. Z holu dobiegały 

dźwięki rozmowy. Joe przyłożył ucho do drzwi. 

- Mój Boże! Rowena! Wyglądasz cudownie! 

Na dźwięk głosu tego drania zagryzł z wściekłością wargi. 

Jednak Tyhurst miał rację: Rowena naprawdę wyglądała cudownie. 

Joe nie wiedział, czego bardziej powinien się obawiać: czy tego, 

że Tyhurst skrzywdzi dziewczynę, czy też tego, że się w niej zakocha? 

Rowena mogłaby łatwo pójść na lep jego gładkich słówek. 

Westchnął cicho. Poczuł, że ma dosyć tej całej sytuacji. Od 

śmierci Tamta, swojego współpracownika i najlepszego przyjaciela, 

nie miał do czynienia z tak skomplikowaną sytuacją, 

Wspomnienia powróciły do niego nową falą. Dobrze 

przynajmniej, że Rowena nie chciała mu zaufać. Matt Lee ufał mu tak, 

że powierzył mu własne życie. I Joe go zawiódł. Nie mógł tego 

inaczej określić. Po prostu nawalił na całej linii. 

RS

background image

56 

 

Usłyszał cichy głos dziewczyny. Nie rozróżniał jednak słów. Po 

chwili Rowena nabrała odwagi i zaczęła mówić głośniej: 

- Mam ochotę na kolację w „Meridien". Tyhurst roześmiał się. 

- Nie, nie. Mam dla nas coś lepszego. Już nawet 

zarezerwowałem stolik. 

Joe zesztywniał. Złe myśli rozpierzchły się jak spłoszone myszy. 

Teraz był już gotów przystąpić do akcji. 

- Więc gdzie jedziemy? - spytała Rowena słabym głosem. 

Świetnie sobie radzi - pomyślał Joe. 

- To restauracja na wodzie. Na pewno ci się spodoba - wyjaśnił 

Tyhurst. 

Kłóć się z nim. Kłóć się z nim, tak jak kłócisz się ze mną, 

podpowiadał jej w duchu. 

Ale Rowena milczała. Usłyszał trzask zamykanych drzwi. 

Podbiegł do okna i wyjrzał na ulicę. Wyszli oboje. Tyhurst trzymał ją 

pod rękę. Dziewczyna obejrzała się. Joe zobaczył jej bladą twarz. 

Tyhurst prezentował się doskonale. Joe widział go z tyłu. Pobyt 

w więzieniu posrebrzył mu włosy, ale zapewne go nie złamał. 

Kryminaliści z wyższym wykształceniem potrafili się nieźle urządzić. 

Mieli znaczną przewagę nad innymi więźniami. Oczywiście pod 

warunkiem że nie dostali się tam za niewinność. 

Eliot Tyhurst otworzył drzwi i Rowena wsiadła do samochodu. 

Ale to Tyhurst, a nie ona, usiadł za kierownicą. 

Joe zmełł w ustach przekleństwo i sięgnął do kieszeni, po 

kluczyki od pikapa. 

RS

background image

57 

 

Rozdział  4 

 

Rowena siedziała sztywno obok Eliota Tyhursta. Przeżycia 

więzienne niewiele zmieniły jego powierzchowność. Czasami musiała 

sobie przypominać, że ma do czynienia z człowiekiem, który dopiero 

niedawno wyszedł na wolność. Mówiła sobie, że nie powinna dać się 

oszukać zapachowi drogiej wody kolońskiej i modnej fryzurze. Co 

chwila zerkała na niego, starając się zgadnąć, co ją czeka dzisiejszego 

wieczora. 

- Jedziemy do „Marine"? - spytała, kiedy wjechali na most 

Golden Gate. 

Skinął głową. 

- Tak. Czy masz coś przeciwko temu? Szukałem jakiegoś 

zacisznego miejsca, gdzie nikt by nas nie rozpoznał - oświadczył z 

nieprzeniknioną miną. 

Rowena spłoszyła się nieco. Ze wszystkich sił próbowała 

zachować spokój. 

- Ależ nie. Tyle że dawno tam nie byłam. Tyhurst uśmiechnął 

się. Przez cały czas zachowywał 

się jak dżentelmen. Rowena zaczynała rozumieć ludzi, którzy 

powierzyli mu oszczędności swojego życia. Przecież ona również 

wsiadła do jego samochodu bez słowa protestu. Posłała tylko 

rozpaczliwe spojrzenie Joe'emu. Czy je zauważył? I co teraz robi? 

„Nie będę mógł śledzić... zbyt ryzykowne" - przypomniała sobie 

strzępy wypowiedzianych przez niego zdań. Cóż, będzie musiała 

RS

background image

58 

 

radzić sobie sama. Czyżby nie życzyła sobie tego? Ostatecznie chciała 

być samodzielna od wczesnej młodości. 

Tyhurst skręcił w stronę miasteczka Sausalito. Po chwili jego 

niewielki, lecz wygodny samochód zatrzymał się przed restauracją. 

Rozciągał się stąd wspaniały widok na San Francisco. 

Rowena niemal zapomniała o zagrożeniu. Wysiadła z 

samochodu i odetchnęła pełną piersią świeżym morskim powietrzem. 

Potrząsnęła głową, czując wiatr na twarzy. W domu, przy komputerze, 

brakowało jej jednak tej swobody i otwartych przestrzeni. 

Eliot Tyhurst stanął tuż obok niej. 

- Wspaniale, prawda? - zagadnął, podając jej ramię. 

Rowena zerknęła na niego. Tyhurst był rzeczywiście bardzo 

przystojny. Mógł uchodzić za absolwenta którejś z najlepszych 

renomowanych uczelni. A dziwny smutek, jaki widniał w jego oczach, 

czynił go jeszcze bardziej interesującym. A przecież nie robił na 

Rowenie takiego wrażenia, jak pewien niezbyt elegancki sierżant 

policji. 

Uśmiechnęła się do niego. 

- Wspaniale - przytaknęła. 

- Zarezerwowałem stolik przy oknie - powiedział. 

- Wchodzimy? 

Rowena nie miała wyboru. Przyjęła jego ramię i oboje weszli do 

środka. Zaskoczyła ją siła mięśni Tyhursta. Kilka razy wsparła się na 

nim mocniej, ale on nawet nie drgnął. Czy to możliwe, że uprawiał w 

więzieniu jakiś sport? Stwierdziła, że w ogóle niewiele wie o 

RS

background image

59 

 

więzieniach. Tylko tyle, ile dowiedziała się z filmów o latach 

wielkiego kryzysu. 

Restauracja była mała i bardzo elegancka. Znajdowało się w niej 

zaledwie kilkanaście stolików i miniaturowy, przycupnięty w kącie 

bar, gdzie serwowano tylko wyszukane drinki. Cała jedna ściana była 

oszklona i można było obserwować zatokę. 

Tyhurst czuł się w takich miejscach swobodnie, jak w domu. 

Przez chwilę gawędził z szefem sali, a następnie wskazał jej jeden ze 

stolików. 

- Dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie - powiedział, 

odsuwając krzesło, by mogła usiąść. - Nie każdy zaufałby mi w takiej 

sytuacji. 

Spojrzała na zapaloną świecę i śnieżnobiały obrus. 

- To ja dziękuję za takie przyjęcie. Co prawda jeden z moich 

przyjaciół uprzedzał' mnie, że może pan planować zemstę - zawiesiła 

głos. 

Tyhurst skrzywił się. 

- Po pierwsze, mówmy sobie po imieniu. A po drugie, twój 

przyjaciel nie rozumie tego, co dla mnie zrobiłaś. Dzięki tobie stałem 

się innym człowiekiem. 

Może mówi prawdę, pomyślała Rowena. 

- Na początku sądziłem, że jesteś winna temu, co się wydarzyło. 

Wydawało mi się, że potrafiłbym uchronić firmę od katastrofy 

finansowej i ocalić pieniądze moich klientów. 

- Czy... czy ciągle tak sądzisz? Potrząsnął głową. 

RS

background image

60 

 

- Nie! Stanowczo nie! Później zrozumiałem, że sam ponoszę 

winę za to, co się stało. Przeceniłem swoje możliwości. Poza tym 

zacząłem używać pieniędzy klientów do moich prywatnych celów. To 

juz było przestępstwo. Brnąłem od jednego błędu do następnego. 

- Skrzywdziłeś tych ludzi. 

- Tak. Niektórzy w ogóle nie mogli odzyskać swoich pieniędzy. 

- Co zamierzasz teraz? 

Wzruszył ramionami. Jego przystojna twarz poszarzała nagle. 

- Zacznę pewnie od nowa - powiedział cicho. Joe Scarlatti usiadł 

na stołku przy barze. Czarne spodnie i sweter nie pasowały do tego 

miejsca, ale nie przejmował się tym zupełnie. Zmartwił się tylko, że 

będzie musiał pić drogie drinki. Okazało się jednak, że barman 

przechowywał w lodówce piwo dla, jak się wyraził, „specjalnych 

gości". 

Rowena poczuła, że serce wali jej jak młotem. Chyba pobladła, 

gdyż Tyhurst spojrzał na nią z niepokojem. 

- Coś się stało? - spytał głosem pełnym troski. Przez chwilę 

patrzyła w jeden punkt. 

- Co? Nie... Nic takiego. Zamyśliłam się. Trochę odwykłam od 

towarzystwa ludzi. 

Scarlatti odwrócił się i spojrzał na nią. Bezczelnie. Z rozmysłem. 

Jakby w ogóle Tyhursta tu nie było. Rowena z trudem przełknęła 

ślinę. Dlaczego ją śledził? I jak mu się to udało? 

Może odebrał jej spojrzenie jako wołanie o pomoc. Eliot Tyhurst 

zmarszczył brwi. 

RS

background image

61 

 

- Roweno... 

Posłała mu wymuszony uśmiech. Miała nadzieję, że nie 

zdradziła Joe'ego. Lepiej, żeby Tyhurst nic nie wiedział o jej aniele 

stróżu. 

Obawiała się jednak samego Scarlattiego. Nie wie-działa, co 

może mu strzelić do głowy. Czy na przykład nie rzuci się na Tyhursta 

i nie obezwładni go tutaj, na środku sali? 

Na szczęście do stolika podszedł kelner i ukłonił się uprzejmie. 

Rowena zamówiła lampkę szampana. — Żeby uczcić nasze spotkanie 

- wyjaśniła. 

Na twarzy Tyhursta pojawiła się wyraźna ulga. Poprosił kelnera 

o całą butelkę szampana. Zaczęli rozmawiać o tym, co mógłby robić 

Eliot Tyhurst w nowej sytuacji. Joe Scarlatti siedział nachmurzony 

przy barze. 

Rowena nagle pożałowała, że nie została w domu. Mogłaby 

zagrać w „samotnika" z komputerem. 

Zauważyła, że Tyhurst się jej przygląda, i szybko otworzyła 

menu. 

- Byłeś tu już wcześniej? - spytała. 

- Nie, ale słyszałem, że mają tutaj dobre jedzenie - odrzekł. — 

Oferta nie jest może zbyt bogata, ale wszystko jest bardzo świeże. 

Z pewnością lepsza niż w więzieniu, pomyślała Rowena. 

Dopiero teraz zaczęła docierać do niej absurdalność całej sytuacji. 

Scarlatti zauważył to już pewnie dużo wcześniej. Ludzie od 

niepamiętnych czasów popełniali przestępstwa i odsiadywali wyroki. 

RS

background image

62 

 

Potem wychodzili z więzienia. Ale rzadko zdarzało się, by kat i ofiara 

zasiadali razem do stolika i gawędzili sobie miło przy szampanie. 

Tyhurst jakby odgadł jej myśli. 

- Teraz wszystko mi smakuje - wyznał. - Trochę zmieniły mi się 

gusta. Wczoraj zjadłem nawet hamburgera. 

Nie użalał się nad sobą. Wręcz przeciwnie, żartował z siebie. 

Rowena potrafiła docenić tę rzadką cechę. 

- Tu chyba lepiej - orzekła. - A w każdym razie wygodniej. 

Jej towarzysz skinął głową. Ponownie zerknęła w stronę 

sierżanta. Dopiero teraz zrozumiała, że obserwuje ich w lustrze nad 

barem. 

Znowu pojawił się przy nich kelner. Rowena zamówiła sałatkę z 

ryb, a Tyhurst pieczonego łososia. Wypili kolejny kieliszek szampana. 

- Opowiedz mi o sobie, Roweno - poprosił. -Przecież nic o tobie 

nie wiem. 

Spłoszyła się. Zakasłała, chcąc zyskać na czasie. Na zewnątrz 

panował już mrok. Oświetlone łodzie kołysały się spokojnie na 

wodach zatoki. 

- Praca idzie mi dobrze - zaczęła. - Ostatnio dostałam bardzo 

trudne zamówienie od pewnej firmy, która... 

Tyhurst podniósł rękę, chcąc jej przerwać. 

- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. 

Zastanawiała się w popłochu, co mogłaby powiedzieć. Nic nie 

przychodziło jej do głowy. Spojrzała w stronę baru, szukając 

natchnienia w sylwetce Joe'ego. 

RS

background image

63 

 

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. 

- Nie ufasz mi? - spytał. Pokręciła głową. 

- I tak, i nie. - Zawahała się. - Przecież zupełnie się nie znamy. 

Nic nie wiemy o sobie. A poza tym... 

- Wyszedłem z więzienia - podchwycił. Milczeli przez chwilę. 

Tyhurst wyglądał na trochę 

obrażonego. 

- To twoje życie. Zaczynasz wszystko od nowa. Nie chciałabym 

ci przeszkadzać. 

Tyhurst zaprotestował gwałtownie: 

- Ależ nie przeszkadzasz! Ta rozmowa miała być właśnie 

początkiem. 

Początkiem czego? - zastanawiała się. Na pewno nowego, 

uczciwego życia. Niczego więcej. 

Uśmiechnęła się. Postanowiła załagodzić nieco sytuację. 

-Moje życie to praca - wyjaśniła.-Nigdy nie wiem, o czym 

mówić, kiedy ktoś pyta mnie o sprawy osobiste. Moja ciotka Adelajda 

oduczyła mnie mówienia o sobie. Willowowie w ogóle są trochę 

dziwni. 

- Tak słyszałem - powiedział Tyhurst. - Zacznijmy wobec tego 

od spraw podstawowych, a później pójdzie nam lepiej. 

Rowena uśmiechnęła się. 

- Mam dwa koty - oznajmiła, jakby recytowała fragment ze 

szkolnej czytanki. 

- Masz ciekawy dom. - Tyhurst podjął zabawę. 

RS

background image

64 

 

- O tak, bardzo ciekawy - zgodziła się. Miała już jednak dość 

szkolnych recytacji i podjęła normalnym tonem: - Zbudował go mój 

dziad, Cedric Willow, chyba największy ekscentryk w rodzinie. 

Niektórzy mówią, że jestem do niego podobna. 

Nagle poczuła gwałtowny skurcz w żołądku. Nie mogła 

dokończyć. Jej wzrok padł na Scarlattiego, pijącego piwo przy barze. 

- Przepraszam na chwilę - powiedziała. Tyhurst nachmurzył się, 

ale skinął głową. Wstała i skierowała się w stronę toalety. Kiedy 

przechodziła obok Joe'ego, przeniknął ją dreszcz. Zdławiła chęć 

szepnięcia mu czegoś na ucho. Tyhurst na pewno obserwował ją w tej 

chwili. 

Toaleta była niewielka, ale bardzo ładna. Rowena delikatnie 

zmoczyła twarz, uważając, żeby nie rozmazać makijażu. Źrenice 

miała powiększone i lśniące. Policzki jej pałały. Do tej pory rzadko 

miała okazję bawić się „na żywo" w policjantów i złodziei. 

Poczuła się nieswojo. Do niedawna jej życie wyglądało zupełnie 

inaczej. 

Postanowiła, że po kolacji z Tyhurstem pozwoli odwieźć się do 

domu. Może w ten sposób udowodni Scarlattiemu, że jest bezpieczna i 

nie trzeba jej śledzić. 

Wydawało jej się, że to dobry plan. Nie wiedziała tylko, czy 

Tyhurst nie szykuje zemsty. Dziewczyna wyśliznęła się z toalety i 

niemal wpadła w ramiona sierżanta Scarlattiego. 

 Joe stał przy automacie telefonicznym i trzymał w jednej ręce 

słuchawkę. 

RS

background image

65 

 

- Nie baw się w romantyczne bzdury - powiedział z wyraźną 

złością do słuchawki. - Nie opowiadaj mu o sobie. Zjedz szybko i 

zbieraj się do domu. 

- Nic mu nie powiedziałam - zaprotestowała szeptem. 

Spojrzał na nią jak na idiotkę. 

- Grunt to dobre samopoczucie - syknął. 

- Mam wrażenie, że Tyhurst się zmienił. 

- Ja też, Tyle że na gorsze. 

- Poradzę sobie. 

- Już sobie poradziłaś. Tak jak chciałaś, zawiozłaś go do 

„Meridien". 

Rowena zacisnęła szczęki. Nie wiedziała już, kogo ma bardziej 

dość. Układnego Tyhursta czy też aroganckiego Joe'ego. 

- Gdybyśmy byli gdzie indziej, dostałbyś w twarz - fuknęła. 

- Nic straconego. 

Co?! Czyżby nie miał zamiaru się od niej odczepić? 

- Daj mi spokój! 

Joe chwycił ją za rękę. Ryzykowali bardzo wiele. Gdyby Tyhurst 

wybrał się teraz do toalety, z pewnością by ich zobaczył. A jednak 

Rowena nie mogła się oprzeć męskiemu czarowi Scarlattiego. 

Wyostrzone szampanem zmysły reagowały na niego żywiej, niżby 

chciała. 

- Zabiorę cię stąd. Teraz - szepnął zdławionym głosem. 

- Nie mogę. - Szarpnęła się. 

RS

background image

66 

 

Nawet nie wiedziała, jak to się stało. Nagle poczuła gorące usta 

na swoich wargach. Rozchyliła je odruchowo, a Joe zaczął całować ją 

namiętnie. Płomień pożądania rozpalił jej ciało. 

Ale Scarlatti odskoczył od niej jak oparzony. Jego zdziwiony 

wzrok wskazywał, że sam był zaskoczony tym pocałunkiem. Rowena 

podniosła rękę do ust. 

Joe z trudem panował nad sobą. 

- Zaczekaj lepiej chwilę w toalecie - rzucił i pognał do baru, 

jakby uciekał przed diabłem. 

Posłuchała jego rady. Znowu zwilżyła twarz i umalowała na 

nowo usta. Na szczęście w restauracji było tylko przyćmione światło. 

Tyhurst nie powinien dostrzec ceglastych wypieków na jej policzkach. 

Przejście obok stołka, na którym siedział Scarlatti, było nie lada 

wyzwaniem. Rowena z trudem zachowała spokój. Teraz miała już 

pewność, że nie jest tylko „kolejną sprawą" w policyjnej karierze 

sierżanta. Nie wiedziała jednak, czy to źle, czy dobrze. 

- Coś się stało? - spytał Tyhurst po raz kolejny tego wieczora. 

Pokręciła głową. 

- Nie, nic takiego. 

Podano sałatkę i łososia. Dziewczyna rzuciła się na jedzenie. 

Miała nadzieję, że uniknie w ten sposób dodatkowych pytań. 

Tyhurst spróbował łososia. 

Niezły - mruknął. 

- Co teraz zamierzasz robić? - spytała z pełnymi ustami. - Jesteś 

już przecież wolnym człowiekiem. 

RS

background image

67 

 

Spojrzał na nią smutno. 

- Znajdę jakąś pracę - odparł. - Jakąś uczciwą pracę. 

Chciała mu wierzyć. Nic nie wskazywało na to, że kłamie. 

- Z twoimi rozlicznymi umiejętnościami nie powinieneś mieć z 

tym żadnych problemów - zauważyła. 

Potrząsnął głową. 

- Jesteś naiwna, Roweno. Ludzie nie zapominają tak szybko. 

-Ale potrafią docenić wysokie kwalifikacje-sprzeciwiła się. 

- Miejmy nadzieję. 

Zaczęła się zastanawiać, czy Tyhurst próbował już znaleźć jakąś 

pracę. A jeśli nie - to dlaczego? 

Tyhurst nie pytał jej już o rodzinę czy o nią samą. Rowena jadła 

szybko, ale nie dlatego, żeby dostosować się do rady Scarlattiego. 

Miała ochotę wrócić już do domu. 

Zerknęła w stronę baru. Joe był na posterunku i sączył trzecie 

czy czwarte piwo. Czy po tym, co się stało, powinna mu ufać bardziej 

czy mniej? 

Po kolacji Tyhurst zaproponował kawę. Powiedziała, że pije 

tylko herbatę ziołową. Tyhurst stwierdził, że sam też chętnie napije się 

czegoś zdrowego. Postanowiła nie dawać mu więcej powodów do 

podejrzeń. Nie będzie już biegać jak idiotka do toalety czy też uciekać 

w środku posiłku. 

Kiedy skończyła herbatę, zauważyła, że miejsce przy barze jest 

puste. Ciekawe, gdzie mógł się podziać sierżant Scarlatti? 

RS

background image

68 

 

Wyszli. Na parkingu nie było śladu znajomego pikapa. Czyżby 

znowu została sam na sam z Tyhurstem? 

W drodze powrotnej prawie nie rozmawiali. Kiedy przejeżdżali 

przez most, Rowena spojrzała na ciemne fale, w których odbijały się 

światła miasta. Ten widok był wart całego wieczoru! 

Zajechali przed dom i Tyhurst otworzył jej drzwiczki. 

- Czy mam cię odprowadzić? - spytał. - Twój dom wygląda w 

nocy jak ponure zamczysko. 

- Nie, dziękuję. Jestem przyzwyczajona. Tyhurst dotknął jej 

ramienia. Dziewczyna zadrżała. 

- Czy... czy jest już ktoś w twoim życiu? - spytał nieśmiało. 

- Wielu ludzi - odparła, udając, że nie rozumie pytania. 

Tyhurst pokręcił głową. 

- Żona rozwiodła się ze mną, kiedy byłem w więzieniu - wyznał. 

- Mówiła, że się mnie boi, Tak, jakbym był co najmniej mordercą... 

Westchnął cicho i spojrzał na Rowenę. 

- Nie jest mi łatwo samemu - dodał po chwili. Nic nie 

powiedziała. Pożegnali się w milczeniu. Już po chwili znalazła się w 

bezpiecznych murach domu. Wyjrzała przez okno. Tyhurst odjechał. 

Na ulicy nie było śladu pikapa. Czyżby Joe przestał się przejmować 

jej bezpieczeństwem? 

Usłyszała hałasy w kuchni. Przeszła tam i zapaliła światło. 

- Och, koty. Nawet nie wiecie, jak dobrze być w domu. 

Mega i Bajt zaczęły jej się łasić do nóg. Rowena starała się 

sprawiedliwie rozdzielać pieszczoty. Nagle usłyszała ryk silnika. 

RS

background image

69 

 

Wyjrzała na ulicę. Tak, to był Joe. Wysiadł z samochodu i ruszył w 

stronę furtki. W ręce miał coś, co przypominało śpiwór. Rowena 

podbiegła do drzwi. 

- Co to za wygłupy? - spytała, otwierając je szeroko. 

- Mogę spać gdziekolwiek - oznajmił ze skromną miną. 

Jak mógł przyjść po tym, co wydarzyło się przed toaletą? 

- Idź do domu. Nie potrzebuję cię tutaj. Przez chwilę patrzyli 

sobie w oczy. 

- Tak, oczywiście - mruknął, wpychając się do środka. 

- Tyhurst nie zrobił mi nic złego. Zjedliśmy razem kolację, 

pogawędziliśmy, a potem odjechał, nie prosząc wcale o następne 

spotkanie. 

Sierżant zamknął za sobą drzwi. 

- Po czym zaparkował zaraz za rogiem i przeszedł na tyły domu. 

Być może po to, żeby oglądać gwiazdy. 

Zaskoczona Rowena potrząsnęła głową. 

- Dlaczego to zrobił? 

- Pewnie uświadomił sobie, że zapomniał się z tobą umówić. 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

70 

 

Rozdział  5 

 

Przygotowała mu maleńki pokój, położony niedaleko kuchni. 

Znajdował się w nim tapczan, którego materac wypełniony był chyba 

jakimiś badylami. Joe usiadł na nim ostrożnie. Dopiero po chwili 

zrozumiał, że niepokojący zapach, który czuł, dobiega z kąta. Stał tam 

olbrzymi wór pełen ziemniaków. Cholerna baba! Umieściła go w 

graciarni, która była zarazem spiżarnią! 

Zgrzytając zębami, wyjął śpiwór z pokrowca. Materac kłuł go w 

siedzenie. Joe pomyślał, że powinien teraz siedzieć w knajpie przy 

piwie i gawędzić miło z przyjaciółmi. Albo lepiej - wdać się w 

nieobowiązujący flirt z jakąś bezpośrednią i chętną panienką. 

Do diabła! Jego miejsce było przecież na górze, w łóżku 

Roweny! 

Dziewczyna zapewne również o tym pomyślała, skoro dała mu 

ten odległy „pokój". Joe był tego pewny. Pocałował ją przecież, a ona 

nie protestowała. 

Potarł wargi. Wciąż jeszcze czuł smak jej ust. Sam nie wiedział, 

co skłoniło go do takiego zachowania. Nigdy przecież nie pozwalał 

sobie na podobne wyskoki w czasie służby. Tylko że Joe miał 

świadomość, że tak naprawdę nie pełni teraz swoich zwykłych 

obowiązków. Wciąż pamiętał, że jest na urlopie. Co więcej, doskonale 

pamiętał również dlaczego. 

Miał jednak zadanie do wykonania. I chciał je wypełnić najlepiej 

jak potrafił. 

RS

background image

71 

 

Poczuł, że mija mu cała złość na Rowenę. Wyciągnął się na 

tapczanie. I właśnie wtedy poczuł jakiś miękki ciężar na piersi. Tylko 

zawodowej praktyce zawdzięczał to, że spanikowany nie strącił go 

natychmiast. Usłyszał ciche miauknięcie. Odetchnął z ulgą i 

bezceremonialnie zrzucił kota na ziemię. Spojrzał w dół. W mroku 

jarzyły się dwie pary wielkich oczu. Pomyślał, że ktoś inny na jego 

miejscu uciekłby z krzykiem z tego domu i nigdy już tu nie wrócił. 

Przewrócił się na drugi bok. Miał przed sobą długą i ciężką noc. 

Nie przypuszczał jednak, że aż tak ciężką! 

Obudził się cały zesztywniały i zziębnięty. Pomyślał, że 

ziemniaki pewnie lepiej znoszą ten chłód. Żałował teraz, że wziął 

lekki śpiwór, ale czy mógł spodziewać się takich temperatur w San 

Francisco?! Znowu powróciły wątpliwości. Po co się pakował w tę 

całą historię? Czy nie lepiej byłoby spędzić noc we własnym łóżku? 

Wczoraj wieczorem musiał jednak widocznie czuć coś innego. 

W przeciwnym razie z całą pewnością by tu nie został. 

Joe Scarlatti znany był ze swojej impulsywności. Działał szybko 

i lubił ryzyko. Często łamał przepisy. Ufał swojemu instynktowi. 

Wiedział, że dla policjanta nie ma nic gorszego niż długie i zawiłe 

rozumowanie. 

Potrafił jednak również myśleć. 

Potrząsnął głową i zwlókł się z łóżka. Filiżanka kawy powinna 

go postawić na nogi. Przeszedł do kuchni, gdzie zastał jedynie dwa 

koty pochylone nad swoimi miseczkami. Jednak czajnik był ciepły. 

Rowena musiała niedawno opuścić kuchnię. 

RS

background image

72 

 

Zaczął myszkować w szafkach. Po chwili miał przed sobą z 

tuzin różnych herbat i ani jednego opakowania z kawą. Westchnął 

ciężko i znowu zabrał się do poszukiwań. W końcu za olbrzymim 

pudłem z rumiankowymi herbatnikami znalazł coś, co wyglądało jak 

słoik z kawą rozpuszczalną. Odetchnął z ulgą. 

Otwarcie słoika zabrało mu mniej więcej tyle czasu, co jego 

znalezienie. W końcu zapiekłe wieczko dało się odkręcić i Joe z 

nadzieją zajrzał do środka. Mina mu zrzedła. Przez chwilę patrzył na 

mazistą substancję, po czym zdecydował jednak, że lepsza taka kawa 

niż żadna, i nastawił wodę. Oba koty patrzyły na niego uważnie. Miał 

nadzieję, że się nie otruje. 

Cały czas wypatrywał jakiejś kartki od Roweny. Nic jednak nie 

znalazł. Stwierdził, że wobec tego musi sobie radzić sam, i otworzył 

lodówkę. Zaskoczył go widok olbrzymiej ilości różnego rodzaju 

puszek, słoików i kartonów z gotowym jedzeniem. Jednocześnie 

brakowało zwykłej wędliny, z którą można sobie zrobić kanapkę. Joe 

zaklął pod nosem i dalej szukał czegoś normalnego do zjedzenia. W 

każdym razie nie umrze tutaj z głodu. Jeśli się nie ma tego, co się lubi, 

trzeba polubić to, co zsyła nam los. 

Woda zaczęła się gotować. Joe wyłączył kuchenkę i zaczął się 

rozglądać za jakąś filiżanką. Znalazł aż dwa komplety. Po krótkim 

wahaniu wybrał czarną ze złotym brzeżkiem. Wydawała mu się 

bardziej męska niż filiżanka z serwisu w niezapominajki. 

- Chyba upadłeś na głowę, że się przejmujesz takimi rzeczami - 

wymamrotał do siebie i sięgnął łyżeczką w głąb słoika. 

RS

background image

73 

 

Czarna maź z trudem oderwała się od dna. Joe miał jednak 

nadzieję, że kawa rozpuści się w filiżance. Tak też się Stało. Kiedy 

zasiadł do stołu i spróbował ciemnego napoju, pomyślał, że zdarzało 

mu się pić gorsze rzeczy. Na szczęście niezbyt często. 

W końcu, znudzony panującą wokół ciszą, wziął do ręki nie 

dopitą kawę i zaczął się przechadzać po domu. Najpierw otworzył 

drzwi wejściowe, z nadzieją że Rowena się odezwie. Nic takiego 

jednak nie nastąpiło. Wobec tego zaczął się wspinać po schodach, aż 

dotarł do olbrzymich drzwi. Otworzył je. 

- Cześć, chłopaki - powiedział na widok starych znajomych. 

Wypchane zwierzęta patrzyły na niego szklanymi oczami. Joe 

poczuł się nieswojo. Dotknął stojącej w kącie zbroi i wypił łyk kawy. 

Zastanawiał się, czy nie zadzwonić teraz do Hanka Ryana i nie 

powiedzieć, że wycofuje się z całej sprawy. Koniec! Basta! Fini 

Rowena Willow sama poradzi sobie z Eliotem Tyhurstem. 

Oczywiście nie wspomni o tym, że ją pocałował. 

Wspiął się wyżej na schody i zaczął się rozglądać dokoła. Na 

ścianach wisiały obrazy utrzymane w ponurej tonacji. Tapeta, jeśli 

kiedyś nawet miała jakieś żywsze kolory, pociemniała wraz z 

upływem czasu. Niewielkie okno z brązową zasłoną dawało niewiele 

światła. 

Wszystkie pokoje na drugim piętrze były pozamykane. Być 

może dlatego, że po prostu w nich straszyło. Joe wcale nie wykluczał 

takiej możliwości. Po raz pierwszy pomyślał ciepło o swojej spiżarni i 

twardym materacu. 

RS

background image

74 

 

Nagle dobiegł do niego jakiś dźwięk. Stuk-stuk, puk-puk, stuk-

stuk-stuk-jakby ktoś nadawał alfabetem Morse'a. Joe nadstawił ucha. 

Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć Rowenę Willow przy pracy. 

Dotarł na trzecie piętro. Sceneria zmieniła się gwałtownie. 

Ciemna tapeta ustąpiła miejsca przyjemnej farbie w ciepłym kolorze. 

Okna stały się większe i, jeśli można użyć tego określenia w stosunku 

do okien,bardziej radosne. Nawet schody nabrały jakiegoś ludzkiego 

charakteru. 

- Och, Roweno, Roweno - westchnął Joe. - Cały czas jesteś dla 

mnie zagadką. 

Oczywiście nie musiał tej zagadki rozwiązywać. Powinien 

jedynie powstrzymać Tyhursta. Coś go jednak kusiło, żeby lepiej 

poznać właścicielkę tego dziwnego domu. Na próżno mówił sobie, że 

nie powinien się zbyt angażować i że nie należy do jej świata, 

Dźwięki dobiegające z odległego pokoju przyciągały go jednak jak 

magnes. 

Dziewczyna przestała stukać w klawiaturę. Joe uznał, że go 

usłyszała, i już bez wahania skierował się w stronę jej pokoju. 

Przystanął dopiero na progu, widząc nowocześnie urządzone wnętrze. 

Ten dom nie przestawał go zaskakiwać. Na wielkim biurku stały 

komputer i faks, tuż obok - laserowa drukarka. Włączone urządzenia 

mruczały cicho jak uśpione zwierzęta. 

Rowena siedziała do niego tyłem i wpatrywała się w rząd liczb 

na ekranie. Miała na sobie długi sweter w rdzawym kolorze i była 

boso. Włosy upięła tak, żeby nie przeszkadzały jej w pracy. 

RS

background image

75 

 

Joe uznał, że albo udaje, że go nie widzi, albo rzeczywiście jest 

pochłonięta pracą. Przez chwilę stał w otwartych drzwiach, nie 

wiedząc, co robić, a potem odchrząknął cicho. 

Efekt był piorunujący. Dziewczyna poderwała się z krzykiem z 

miejsca. Straciła równowagę i upadła na dywan. Kiedy znalazł się 

przy niej, zauważył, że cała się trzęsie. 

- Dzień dobry - powiedział wesoło. Spojrzała na niego złym 

wzrokiem. 

- Zdaje się, że cię przestraszyłem. Potrząsnęła głową. Luźny lok 

opadł jej na czoło. 

Szybko dochodziła do siebie. Odepchnęła jego rękę i sama 

wstała z podłogi. Otrzepała sweter i usiadła na kręconym krześle. 

- Myślałam, że już sobie poszedłeś - powiedziała. 

- Ale nie poszedłem - stwierdził, rozkładając ręce. 

- Dlaczego? 

- Dopiero wstałem - odparł. - Nie zjadłem nawet moich 

porannych płatków owsianych. Jak długo już tu jesteś? - spytał, 

spoglądając na jej zaróżowione policzki. 

- Od piątej. Lubię zaczynać wcześnie - wyjaśniła. - Nic mi wtedy 

nie przeszkadza. Dekoncentrują mnie nawet koty albo dzwonek 

telefonu. Czasami zdarza mi się spaść z krzesła - dodała z 

zakłopotaniem. 

Teraz rozumiał, dlaczego tak szybko się pozbierała. 

- Czy to z powodu wysiadywania przed komputerem? - spytał. 

Dziewczyna uśmiechnęła się rozbrajająco. 

RS

background image

76 

 

- Chyba tak. 

Joe zastanawiał się przez chwilę. 

- Cóż, mogło być gorzej. To nie jest znowu taki wielki kłopot. 

Wzrok Roweny złagodniał. Zwilżyła językiem suche wargi. Joe 

poczuł gwałtowne ukłucie w sercu. Z kosmykiem opadającym na 

czoło i lśniącymi ustami wyglądała bardzo uwodzicielsko. 

Ale Rowena myślała o czymś innym. 

- Kłopoty to chyba twoja specjalność, prawda? 

- Skąd wiesz? - spytał nieufnie. 

Zmieszała się jeszcze bardziej i wskazała komputer. 

- Sprawdziłam cię dziś rano. Widzisz, pracuję -zawahała się, nie 

wiedząc, jak objaśnić laikowi skomplikowane sprawy techniczne. - 

Otóż pracuję w sieci. Mam dostęp do różnych informacji. Dziś rano, 

dla własnego świętego spokoju, włamałam się do akt pod nazwą 

SCARLATTI, JOE. 

Joe zesztywniał. 

- No i co? 

- Sam powinieneś wiedzieć najlepiej - odrzekła, unikając jego 

wzroku. 

Wiedział istotnie. 

- Śledziłeś mnie, spałeś w moim domu, chciałam wiedzieć o 

tobie jak najwięcej - dodała tonem usprawiedliwienia. — 

Przepraszam, jeśli zrobiłam ci przykrość. 

Joe zacisnął zęby. Burknął pod nosem coś zupełnie bez sensu i 

skierował się do drzwi. 

RS

background image

77 

 

- Dokąd idziesz? - spytała. Wzruszył ramionami. 

- Sam jeszcze nie wiem. 

Wspomnienie o partnerze bolało jak świeża rana. Ale najgorsza 

była świadomość, że to właśnie on przyczynił się do śmierci Matta 

Lee. 

- Jeśli zostaniesz - zawahała się - jeśli zostaniesz, to uważaj, 

żeby mnie znowu nie wystraszyć. 

Odwrócił się i spojrzał na Rowenę. Siedziała przy biurku. 

Spokojna i niezależna, a jednak potrzebująca opieki. Nikt nie wiedział 

tego lepiej od niego. Joe, wbrew swoim dotychczasowym zasadom, 

postanowił spokojnie zastanowić się nad całą sprawą. 

Może gdyby kiedyś najpierw myślał, a potem działał, jego 

partner żyłby do tej pory! 

Dziewczyna odwróciła się w stronę ekranu i zaczęła przyglądać 

się rzędom liczb. Po raz pierwszy odniosła wrażenie, że nie mają one 

żadnego sensu. Siedziała wpatrzona w kolorowy monitor i mrugała 

oczami. Nie mogła się jednak skoncentrować. 

Odsunęła się wraz z krzesłem od biurka i wyciągnęła ręce 

wysoko nad głowę. Dopiero teraz poczuła, że kark jej zesztywniał, a 

mięśnie stężały z powodu długiego siedzenia przed komputerem. 

Bolały ją również nadgarstki. Spojrzała na zegarek. Spędziła przy 

pracy bite cztery godziny. 

No tak, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Zdarzało jej się 

siedzieć i po siedem godzin. 

RS

background image

78 

 

Dopiero po chwili przyznała się samej sobie, że to obecność 

sierżanta Scarlattiego wybiła ją ze zwykłego rytmu. 

- Do licha, nie powinnam o nim myśleć - mruknęła do siebie. 

Przycisnęła klawisz „enter" i na ekranie pojawiły się nowe rzędy 

liczb. Miała nadzieję, że uda jej się ponownie skupić na pracy. Na 

próżno. Informacje dotyczące pewnej winnicy na południu w dalszym 

ciągu wydawały się pozbawione jakiegokolwiek sensu. 

Nie poddawała się jednak. Wpatrywała się w ekran, mrugając 

oczami. 

Tymczasem zamiast analiz i rozwiązań finansowych coraz 

częściej pojawiały się na nim ciemne oczy Joe'ego. Rowena widziała 

na ekranie jego twarz. Zamiast myśleć o winnicy, zastanawiała się nad 

losem tego mężczyzny. 

Skończony policjant i... niebezpieczny człowiek. Tak 

przynajmniej zdawali się sądzić przełożeni Joe'ego. Rowena nie 

wiedziała, czy pierwsze stwierdzenie jest prawdą, natomiast nie 

wątpiła w drugie. 

Przez cały ranek czuła obecność Joe'ego. Nawet kiedy 

pracowała, nie udawało jej się o nim zapomnieć. Czyżby teraz mieli 

się pożegnać? 

Wyszła z pliku i zakończyła pracę. Na ekranie pojawiło się 

oznaczenie twardego dysku z prometem i migającym kursorem. 

Czuła, że ręce jej się trzęsą. 

- Przecież to absurd - szepnęła do siebie. 

RS

background image

79 

 

Ale mimo to odsunęła krzesło i wybiegła na schody. Tutaj omal 

nie zderzyła się z Joe'em, który manipulował przy stojącej w kącie 

zbroi. Dziewczyna poczuła, że serce bije jej mocniej. Przyćmione 

światło sączyło się przez niewielkie okienko. 

Nie, nie pasujemy do siebie, pomyślała. Powinnam pamiętać o 

tym, co stało się z rodzicami. 

- Chciałam porozmawiać - powiedziała, czując, że głos jej się 

łamie. 

- Niby o czym? - Wzruszył ramionami i uśmiechnął się kwaśno. 

- Przecież jesteś genialna. Wiesz o mnie więcej niż ja sam. 

Wciąż miał do niej pretensje o to, co zrobiła. 

- Posłuchaj, zajrzałam tylko do twoich akt - wyjaśniła, starając 

się, by jej głos brzmiał przekonująco. - Dokładnie to samo wiedzą 

twoi szefowie... 

- To nie są już moi szefowie - przerwał jej. 

- Ależ, sierżancie... Pokręcił głową. 

- Joe. Już się nie wykręcisz. Ktoś, kto tyle wie, musi mi mówić 

po imieniu. 

To nie był, żart. Joe miał cały czas nachmurzoną minę. Rowena 

poruszyła się niespokojnie. 

- Więc ty możesz wiedzieć o mnie wszystko, a ja o tobie - nic?! 

- Obawiam ,się, że wiem o tobie bardzo mało 

- powiedział. - Poza tym informacje są mi potrzebne do pracy. 

Nie chodzi tylko o zwykłą ciekawość. 

RS

background image

80 

 

- W moim wypadku też nie - rzuciła, patrząc mu wyzywająco w 

oczy. - Muszę coś o tobie wiedzieć, żeby móc ci zaufać. 

- Mogłaś zapytać. 

- Powiedziałbyś o wszystkim? Joe wahał się przez chwilę. 

- Nie - mruknął w końcu. Skinęła głową. 

- Tak też myślałam - powiedziała po prostu. -Przykro mi z 

powodu Matta Lee. 

- Nie musisz mi o nim przypominać-przerwał jej. 

- Doskonale wszystko pamiętam. 

Rowena westchnęła. Nie wiedziała, jak postępować z 

policjantami, którzy winią siebie za śmierć kolegi. Joe patrzył na nią 

wrogo. Ale w jego oczach pojawiło się coś na kształt cierpienia. 

- To z jego powodu wziąłeś urlop? - spytała. Joe milczał przez 

chwilę. 

- Tak - odparł w końcu. -I właśnie dzięki temu mogę pilnować 

niebieskookich geniuszy. 

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Rowena miała świadomość, 

że poruszyła niezwykle bolesny temat. Teraz nie wiedziała, jak się 

wycofać. 

- I co? Chcesz coś jeszcze o mnie wiedzieć? - spytał, patrząc na 

nią ponuro. 

Rowena cofnęła się trochę. Nie mogła jednak pozwolić się 

zastraszyć. 

- Jesteś zły - szepnęła. 

Joe rozłożył ramiona w przesadnym geście. 

RS

background image

81 

 

- Ależ skądże. Bardzo mi się spodobała twoja komputerowa 

zabawa w Wielkiego Brata. 

Z trudem przełknęła ślinę, ale wytrzymała jego spojrzenie. 

- Rozumiem twój gniew - powiedziała. -I to, że możesz mieć do 

mnie pretensje. Nie chcę cię jednak przepraszać. To ty wdarłeś się w 

moje życie. Nigdy wcześniej o tobie nie słyszałam. Musiałam 

wiedzieć coś o człowieku, który ma mnie chronić. 

- Wcale nie chcę cię chronić - przerwał jej z cynicznym 

uśmiechem. - Mam po prostu zamiar dopaść Tyhursta i jesteś mi do 

tego potrzebna. 

Rowena nie wiedziała, co odpowiedzieć. Joe z całą pewnością 

był zły za to, że rozgrzebała stare sprawy. Ale z drugiej strony, ludzie 

pod wpływem bólu często mówią prawdę. 

Joe przejechał dłonią po zmierzwionych włosach. Sięgnął po 

pustą filiżankę, stojącą na parapecie. 

- Muszę już iść - powiedział. - Zadzwoń do mnie, gdyby pojawił 

się Tyhurst. Znajdziesz numer w książce telefonicznej. 

Dziewczyna chrząknęła. Joe spojrzał na nią z krzywym 

uśmiechem. 

- Albo lepiej sprawdź go w komputerze. Obrócił się na pięcie i 

Rowena ujrzała już tylko jego szerokie plecy. 

Rowena zeszła około piątej do kuchni. Była wściekła. Straciła 

masę czasu z powodu Scarlattiego. Przez cały dzień nie mogła 

skoncentrować się na pracy, a kiedy już się to jej udawało i zaczynała 

RS

background image

82 

 

wpatrywać się w rzędy liczb, na ekranie pojawiała się para znajomych 

oczu i wszelkie wysiłki znowu szły na marne. 

Nigdy wcześniej nie przytrafiło jej się coś podobnego. Zaczynała 

żałować, że w ogóle wypatrzyła Joe'ego przed domem. Gdyby nie to, 

pewnie do tej pory tkwiłby w swoim pikapie. 

Tymczasem okazało się, że mała sztuczka z komputerem 

podziałała na niego jak zimny prysznic. Czy pojawi się jeszcze w jej 

domu? Adelajda ostrzegała ją, że mężczyźni nie przepadają za 

inteligentnymi kobietami. Mimo to Rowena nigdy nie udawała 

głupszej niż, jest. Nie chciała robić z siebie słodkiej idiotki, żeby 

przyciągnąć mężczyzn. Zresztą, chociaż była taka a nie inna, nie 

mogła narzekać na brak powodzenia. Sama rezygnowała z różnych 

związków, pamiętając o tym, co przytrafiło się rodzicom. Już jako 

dziewczynka zrozumiała, jak niszczycielska i nieobliczalna potrafi 

być miłość. 

Wzięła herbatę do bawialni i usadowiła się wygodnie na 

poduszkach. Znowu przypomniała sobie słowa Joe'ego. Czy 

rzeczywiście chce jedynie dopaść Tyhursta? Czy tylko o to mu 

chodzi? 

Więc dlaczego pocałował ją wczoraj wieczorem? Może po 

prostu miał taki zwyczaj albo nie potrafił się pohamować. Starała się 

znaleźć jakieś wytłumaczenie, ale mimo to ten problem nie dawał jej 

spokoju. 

Postawiła herbatę i przesunęła się w stronę okna. Serce zaczęło 

jej bić, jakby w oczekiwaniu tego, co miało nastąpić. 

RS

background image

83 

 

Nic się jednak nie wydarzyło. 

- O co mi chodzi? - mruknęła, zniecierpliwiona własnym 

zachowaniem. 

Zaczęła się przyglądać kolejnym samochodom. Żaden z nich z 

pewnością nie należał do Joe'ego. Znała je wszystkie albo niemal 

wszystkie. 

Jakby na przekór sobie wyobraziła sobie Joe'ego w łóżku. Z 

pewnością był doświadczonym kochankiem. Może nawet... 

- Przestań! - powiedziała do siebie głośno. 

Ale raz pobudzona wyobraźnia nie chciała słuchać rozkazów. 

To, co zobaczyła, doprowadziło ją do utraty tchu. Tak, Joe był 

cudownym kochankiem, a długowłosa blondynka u jego boku 

wspaniale dotrzymywała mu kroku. 

Sięgnęła po herbatę zbyt gwałtownie. 

Gorący płyn wylał się na dywan. 

Rowena nie zwróciła na to uwagi. Mechanicznie zebrała 

wszystkie rzeczy na tacę i zeszła do kuchni. Tam włożyła wszystko do 

zlewu. 

Dopiero po kilku minutach doszła do siebie. Zauważyła, że 

Mega i Bajt ocierają się o jej nogi. Zaczęła się z nimi bawić, ciągnąc 

na sznurku włóczkową lalkę. Przez cały czas unikała schodów. Nie 

miała ochoty wracać do bawialni. 

Nagle usłyszała dzwonek. Z bijącym sercem podeszła do drzwi i 

spojrzała przez wizjer. To nie był Joe. Przed progiem stał Eliot 

Tyhurst w swoim nienagannie uprasowanym, nieco staroświeckim 

RS

background image

84 

 

garniturze. Wyglądał tak, jakby nawet nie wiedział, że na świecie 

istnieją więzienia. 

- Cześć, Roweno - zaczął z uśmiechem. - Mam nadzieję, że ci 

nie przeszkadzam. Mogę wejść? 

- Po co? - spytała niezbyt grzecznie. Tyhurst nie wyglądał jednak 

na obrażonego. 

- Chciałbym ci coś zaproponować. 

A może po prostu chce z nią pójść do łóżka? Dziewczyna omal 

nie wybuchnęła śmiechem. Do tej pory rzadko myślała o seksie. Czy 

to możliwe, że tak z dnia na dzień zmieniła zainteresowania? 

Tyhurst odetchnął z ulgą na widok jej uśmiechu. —Widzisz, 

chodzi o to-dodał bez wahania - że mam dla ciebie małą robótkę. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

85 

 

Rozdział 6 

 

Dwa dni później Joe siedział nad zimnym piwem i potrawą z 

czarnej fasoli. W barze Maria było pustawo. Joe podniósł głowę i 

spojrzał na kuzyna. 

- Dałeś mi za dużo pikantnego sosu - poskarżył się. Mario 

machnął mu przed nosem białą ścierką. 

- Bardzo mi przykro - powiedział rozdrażnionym tonem. - 

Następnym razem pomyślę o twoim delikatnym podniebieniu. Masz 

zamiar sterczeć tutaj cały dzień? 

Joe zaczął żałować, że nie usiadł przy którymś z oddalonych 

stolików. Niestety, było już za późno. Poza tym potrzebował 

towarzystwa. Wydarzenia ostatnich dni, nie wiedzieć czemu, uczyniły 

go bardzo melancholijnym. 

- Może - mruknął. 

- A co z Roweną Willow? - spytał Mario. - Nie powinieneś jej 

pilnować? 

Joe wzruszył ramionami. 

- Nie mam takich rozkazów. Kuzyn spojrzał na niego .poważnie. 

- To dzięki niej posadzili Tyhursta - powiedział. - Myślę, że 

jesteśmy jej coś winni. 

Joe nawet się nie poruszył na swoim miejscu przy barze. Wciąż 

wpatrywał się w talerz. 

- Ona doskonale sama sobie radzi. Szkoda, że nie widziałeś jej 

zamczyska. 

RS

background image

86 

 

Mario skończył wycieranie kontuaru. Był wyraźnie zły na 

Joe'ego. 

- Boisz się jej czy co? - burknął. 

Joe spojrzał na niego z niesmakiem i przełknął łyżkę fasoli. 

Skrzywił się. 

- Nie podałbyś czegoś takiego klientowi, prawda? - spytał, 

wskazując potrawę. 

- Niektórzy lubią ostre przyprawy. Myślałem, że ty też. 

Joe skinął głową. 

- Lubię, ale tym razem przesadziłeś - powiedział. 

- Boję się, że zaraz ogień buchnie mi nosem. Mario klepnął go 

po ramieniu. 

- Nie przejmuj się. W próżni nic się nie pali. 

- Ale dowcip! 

- Znowu dzwonił Hank Ryan. Skontaktujesz się z nim? 

Joe wypił trochę piwa. 

- Może - mruknął. 

Mario zarzucił sobie ścierkę na ramię i skierował się w stronę 

kuchni. 

- Na miłość boską, zjedz tę fasolę i wynoś się stąd - powiedział. - 

Mam już dosyć patrzenia na ciebie. 

- Nie ma to jak rodzina - rzucił za nim Joe. 

Mario zniknął w kuchni, a Joe skończył piwo i pomyślał, że 

będzie musiał znaleźć jeszcze coś do picia, jeśli ma zamiar skończyć 

RS

background image

87 

 

fasolkę. A może po prostu wywalić ją do zlewu? Wciąż zastanawiał 

się, co zrobić, kiedy w drzwiach pojawił się Hank Ryan. 

Hank od razu skierował się do baru. Joe zauważył, że aż kipi ze 

złości. 

- Joe, mógłbyś, do cholery, przynajmniej podnieść tyłek i do 

mnie zadzwonić! 

- Cześć, Hank. Jak się miewasz? 

Hank usiadł tuż obok, na wysokim stołku. 

- Jesteś pijany? - zaniepokoił się. 

- Nie, jeszcze za wcześnie. Hank skrzywił się. 

- Lepiej zacznij śledzić Rowenę Willow i Tyhursta, zamiast 

tracić czas w ten sposób! 

- Mój czas, moja sprawa - warknął Joe. ~ A jeśli idzie o Rowenę, 

to wolę uniknąć oskarżeń o narzucanie się. 

- Narzucanie się? Człowieku, przecież nawet nie kiwnąłeś 

palcem! 

Z kuchni wyłonił się Mario. Spojrzał życzliwie na Hanka, a 

potem łypnął na Joe'ego. 

- Zabierz go stąd, Hank. - Wskazał grubym palcem kuzyna. - 

Zabierz go stąd jak najszybciej! 

Hank rozłożył ręce w bezradnym geście. 

- Właśnie próbuję to zrobić. 

- Nie poddawaj się - naciskał Mario. - Inaczej pewnego pięknego 

dnia będziesz musiał mnie zamknąć za morderstwo. 

RS

background image

88 

 

Mario wrócił do kuchni. Hank spojrzał na Joe'ego i zmarszczył 

czoło. 

- Facet taki jak ty powinien coś robić - zauważył. - Inaczej 

wszyscy będą cię mieli dosyć. Nie można bez końca lizać starych ran. 

Joe spojrzał na przyjaciela. 

- A gdybym ci powiedział, że cały czas obserwuję naszego 

ptaszka? Tylko że jestem bardzo ostrożny. 

Hank pokręcił sceptycznie głową. 

- Sam nie wiem - mruknął. - Nie kłamiesz? 

Joe uśmiechnął się i na moment zapomniał o pikantnej potrawie. 

Wziął do ust całą łyżkę. Okazało się to fatalne w skutkach. Zakrztusił 

się i musiał wypić od razu szklankę wody mineralnej. 

- No proszę - powiedział ze śmiechem Hank. - Mario próbuje 

zrealizować swoją groźbę? 

- Chyba tak - odrzekł Joe. 

- Nie licz na mnie, jeśli trzeba go będzie aresztować - powiedział 

Hank. - Za bardzo go lubię. 

- A co z Tyhurstem? Hank wzruszył ramionami. 

- Może naprawdę się zmienił. Joe pokręcił głową. 

- Niemożliwe - powiedział zdecydowanym tonem. 

- Wobec tego uważaj na siebie. To bardzo trudny przeciwnik. 

Joe skinął głową. Hank zaczął zbierać się do wyjścia. Miał za 

sobą ciężki dyżur. 

RS

background image

89 

 

- I jeszcze jedno - powiedział przed wyjściem. -Mam się spotkać 

z facetem, który siedział z Tyhurstem. Podobno ma coś na niego. Ale 

nie licz na zbyt wiele. To recydywista. Nie można mu ufać. 

Joe ponownie skinął głową. Hank uścisnął mu dłoń i skierował 

się do wyjścia. 

Joe spojrzał smętnie na fasolkę, a następnie na pustą szklankę po 

wodzie mineralnej. Zdaje się, że wypił ją któremuś z klientów. Mario 

będzie zły. Joe nie przejmował się tym zbytnio. Wyjrzał za okno - 

wciąż mgła. Zastanawiał się, co zrobić z Roweną Willow. 

Właściwie nie chodziło mu o nią, ale o własne uczucia. W ciągu 

ostatnich sześciu miesięcy pracował nad tym, żeby nad nimi 

zapanować. Teraz czuł, że cały wysiłek poszedł na marne. 

Zamknął oczy. 

Kiedy je otworzył, Rowena stała tuż przy nim. 

Miała na sobie tylko sweter i zwykłe spodnie. Nawet się nie 

umalowała. Mimo to wyglądała pięknie, Joe uszczypnął się w udo, ale 

dziewczyna nie zniknęła. Uszczypnął się raz jeszcze - również bez 

rezultatu. Czyżby było z nim tak źle? A może powinien uszczypnąć 

Rowenę? 

- Przyszłam porozmawiać - powiedziała. 

Jej rozpuszczone włosy pachniały mgłą. Szczupłe ciało 

wydawało mu się dzisiaj wyjątkowo pociągające. 

- O czym? 

- Nie obserwowałeś ostatnio mojego domu. Uśmiechnął się. 

- Jesteś pewna? 

RS

background image

90 

 

Dziewczyna poruszyła się niespokojnie i oparła o bar. Czy 

mogła być pewna czegokolwiek? Od paru dni żyła w takim napięciu. 

Nie mogła uwierzyć, że przydarzyło jej się to wszystko. 

- Powinnam cię chyba przeprosić za grzebanie w aktach -

powiedziała, chcąc zmienić temat. - Wydawało mi się, że mam do 

tego prawo. 

Joe podrapał się w brodę. 

- Może miałaś. 

- Czy Tyhurst interesuje cię w dalszym ciągu? - spytała. 

- To zależy. 

- Oczywiście wiem, że to nieoficjalne. Tak naprawdę jesteś cały 

czas na urlopie. 

Skinął głową. Rowena z trudem przełknęła ślinę. 

- Więc gdyby - głos się jej załamał - gdyby działo się coś 

podejrzanego albo... albo Tyhurst próbował jakichś sztuczek, 

powinnam się z tym zgłosić na policję, prawda? 

Joe zesztywniał. 

- Co się dzieje, do diabła?! 

Rowena westchnęła i zmarszczyła brwi. Joe wiedział, że jej 

umysł pracuje szybko i sprawnie. Najwyraźniej jednak wahała się, 

próbując znaleźć najlepsze słowa, by wyrazić to, co myśli. 

- Tyhurst był u mnie... po tym, jak... jak wyszedłeś - ciągnęła. 

- Chciał cię prosić, żebym was śledził przy okazji następnej 

kolacji? 

RS

background image

91 

 

Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem. Joe jeszcze raz 

musiał zweryfikować swoje poglądy. Trudno powiedzieć, żeby 

Rowena nie miała poczucia humoru. Ale z całą pewnością nie robiła z 

niego użytku, gdy intensywnie nad czymś rozmyślała. 

- Przecież nic nie wie o tobie - odparła poważnym tonem. - Nie, 

przyszedł po to, żeby zaproponować mi pracę. 

Joe pokiwał głową. 

- A ty powiedziałaś, żeby się wypchał. 

- Nie - zaprzeczyła. 

- Więc co? 

- Spotkałam się z nim dzisiaj rano. 

- Marii nadzieję, że w jakimś bezpiecznym miejscu, w którym 

bywa wiele osób? - wtrącił. 

Dziewczyna pokręciła głową. 

- Nie, u mnie. 

Spojrzał na nią jak na wariatkę. 

- Co?! Myślisz, że te twoje wypchane zwierzęta zapewnią ci 

ochronę?! 

- Wydawało mi się, że nie będę potrzebowała ochrony - odrzekła 

chłodnym tonem. 

Joe spojrzał raz jeszcze na jej szczupłą sylwetkę. Może źle ją 

ocenił? Może Rowena Willow była sprytniejsza, niż przypuszczał? 

- Powinnaś zadzwonić do mnie przed tym spotkaniem - 

zauważył. 

Dziewczyna oblizała wargi. 

RS

background image

92 

 

- Miałam nadzieję... to znaczy, wydawało mi się, że możesz być 

w pobliżu. 

- Ho, bo! To zadziwiające, że w ogóle przyszło ci do głowy, że 

ktoś mógłby cię przechytrzyć. 

Spojrzała mu w oczy. 

- Nie było cię tam? Potrząsnął głową. 

- Byłem tutaj. 

Wzruszyła lekko ramionami. Nie wyglądała jednak na 

zawiedzioną. Uzyskała po prostu wszystkie potrzebne informacje. 

- Rozumiem - powiedziała. - Już cię to nie obchodzi. 

Wstała, chcąc odejść, ale Joe powstrzymał ją ruchem ręki. 

- Przecież wiedziałaś, gdzie możesz mnie znaleźć - przypomniał 

jej. 

Potrząsnęła głową i zaczęła się zbierać do wyjścia. Joe oparł się 

plecami o bar i obserwował ją przez chwilę. Była bardzo szczupła i 

prawie nie miała zarysowanych bioder. Ą jednak była nad wyraz 

kobieca. Coś mówiło mu, że powinna się okazać wspaniałą kochanką. 

- Roweno - powiedział na tyle głośno, żeby go usłyszała,, ale 

jednocześnie na tyle cicho, żeby nie niepokoić klientów Maria - o co 

chodziło Tyhurstowi? Dlaczego zaproponował ci pracę? 

Udawała, że go nie słyszy. Po chwili zniknęła za drzwiami. 

Joe zaklął pod nosem. Jak za dotknięciem czarodziejskiej 

różdżki za kontuarem pojawił się zafrasowany Mario. 

- Idź za nią - rozkazał. - Zacznij coś robić. I przestań tu 

wysiadywać - dodał już nieco ciszej. 

RS

background image

93 

 

Joe skinął głową. 

- Tak, zdaje się, że wpakowała się w niezłe kłopoty. 

Mario poklepał go po ramieniu. 

- Znam cię - powiedział. - Tylko ty możesz jej pomóc. 

Joe spojrzał podejrzliwie na kuzyna, ale na jego szerokiej twarzy 

nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Wszyscy dzisiaj byli w 

poważnym nastroju. Nawet słońce przestało świecić. 

- Nie wygłupiaj się. 

- W każdym razie spacer na pewno ci nie zaszkodzi -oznajmił 

Mario, popychając go w stronę drzwi. 

Joe wyszedł niechętnie na zewnątrz i rozejrzał się dokoła. Mgła 

się nie podniosła. Ciekawe, jak szybko uda mu się dojechać na 

Telegraph Hill? 

Rowena dotarła do starej apteki na rogu i musiała się zatrzymać. 

Ręce jej drżały, kręciło jej się w głowie, a przed oczami migotały 

złote i srebrne gwiazdki. Wiedziała, że spędza zbyt wiele czasu przed 

komputerem, czytając finansowe sprawozdania i raporty. 

Musi ograniczyć pracę. 

Musi wymazać z pamięci sierżanta Scarlattiego. 

Musi zaprowadzić porządek w swoim życiu. 

Tylko że wszystko to nie było wcale tak łatwe, jak wykasowanie 

pamięci komputera czy uporządkowanie plików na twardym dysku. 

Wszystkie te sprawy wymagały czasu, a Rowena nie miała go zbyt 

wiele. 

RS

background image

94 

 

Zdjęła jeden kolczyk i ścisnęła go mocno. Ukłucie sprawiło, że 

odzyskała panowanie nad własnym ciałem.       

Już od najmłodszych lat nauczyła się sama kierować własnym 

życiem. Adelajda zawsze powtarzała, że jest to jedna z 

najważniejszych rzeczy. A może się myliła? 

Może trzeba nauczyć się ufać ludziom? 

Może nie powinna tak żyć w swej samotnej wieży? 

Odsunęła się, chcąc przepuścić kogoś, kto zmierzał do apteki. 

Poczuła pod palcami gładką powierzchnię szyby. Powietrze pachniało 

solą i spalinami. Gdzieś niedaleko przejeżdżała ciężarówka. Wagoniki 

kolejki przystanęły na jednym ze wzgórz. To był świat Joe'ego. Świat, 

którego nie znała i którego się bała. 

Mój świat jest tak samo prawdziwy jak jego, pomyślała. Mam 

przecież przyjaciół. 

Rzeczywiście miała przyjaciół, Czasami nawet chodziła z nimi 

do kina albo restauracji. Jednak przez cały czas starała się zachować 

ostrożność. Kiedy ktoś pragnął się z nią spotykać częściej niż raz w 

miesiącu, wpadała w panikę. 

Znowu pomyślała o Joe'em. Czy to możliwe, żeby chciała się 

ponownie z nim spotkać? Przekroczyła już przecież wszystkie 

bezpieczne limity, które sama sobie wyznaczyła. 

Zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać. Już za chwilę 

będzie mogła iść do domu. Trzeba tylko policzyć do dziesięciu i w 

drogę. 

- Raz... dwa... trzy... cztery... 

RS

background image

95 

 

- Pewnie ćwiczysz również jogę. 

Otworzyła oczy. Joe Scarlatti stał tuż obok i patrzył na nią z 

bezczelnym uśmiechem. 

- Mógłbym walnąć cię czymś w głowę i uciec z twoją 

portmonetką. 

Wzruszyła ramionami, 

- Nie noszę portmonetki. 

- No dobra. - Joe pogroził jej palcem. Mógłbym walnąć cię w 

głowę, a potem zgwałcić. 

Poczuła ukłucie w sercu. Mimo to machnęła tylko ręką. 

- Nie boję się. 

Spojrzał jej prowokacyjnie w oczy, tak że ciarki przeszły po jej 

ciele.  

- Nie wątpię - powiedział. - Ale pewnie nie wiesz, że ta okolica 

nie należy do najbezpieczniejszych. 

Ta wiadomość nie zrobiła na niej większego wrażenia. 

- Musiałam odpocząć, bo zrobiło mi się słabo - wyznała w 

końcu. 

Joe spojrzał na nią uważnie. 

- Dlaczego? 

- Sierżancie... - zaczęła. 

- Joe - poprawił ją. 

Rowena zaczerpnęła głęboko tchu. W tej chwili czuła się już 

zupełnie normalnie. 

- Nie twoja sprawa, Joe. 

RS

background image

96 

 

Milczeli przez chwilę. Joe zaczynał już się zastanawiać, czy 

dobrze zrobił rezygnując z pikapa. Spojrzał na Rowenę. Oparta o 

szybę wystawy, wyglądała na zupełnie bezbronną. 

- Moje życie również nie jest usłane różami - zauważył. 

Dziewczyna westchnęła. 

- Tłumaczyłam ci, że miałam powody. 

Joe nagle zrezygnował z pytań. Widział, że Rowena jest 

zmęczona i że najlepiej jej zrobi chwila odpoczynku. 

- Proponuję zawieszenie broni - powiedział. - Może wrócimy do 

Maria i obgadamy wszystko? 

Zaskoczona tą zmianą frontu, skinęła przyzwalająco głową. 

- Możemy nawet pójść na górę. 

- Co jest na górze? 

- Moje mieszkanie-uśmiechnął się. - A w każdym razie coś w 

tym rodzaju. 

Ruszyli wolno. Rowena czuła, jak wracają jej siły. Kiedy Joe 

przyspieszył, bez trudu dotrzymała mu kroku. Być może sama jego 

obecność wpływała na nią mobilizująco. 

Tym razem dotarli na tyły budynku i weszli na górę po ciemnych 

schodach- Joe otworzył drzwi i zaprosił ją gestem do środka. 

Rowena zatrzymała się na progu, jak dzika kotka badająca teren 

przeciwnika. 

Od razu rzuciło jej się w oczy, że mieszkanie nie jest duże. 

Składało się z niewielkiego saloniku, połączonego z sypialnią, ślepej 

kuchni po prawej i miniaturowej łazienki po lewej stronie 

RS

background image

97 

 

przedpokoju. Rowena przesunęła się parę kroków w głąb. Teraz 

zobaczyła, że sypialnia również nie należy do zbyt wielkich, a z boku, 

na parapecie stoi prawie zupełnie uschnięty kwiatek. 

- Trzeba go podlać. - To były jej pierwsze słowa. Joe skinął z 

roztargnieniem głową. 

W obu pokojach prawie nie było mebli. Mimo to panował tu ład 

i porządek. To wrażenie psuły jedynie podniszczone książki i stare 

gazety, leżące na stoliku i podłodze koło łóżka. 

Dziewczyna rozejrzała się dokoła. Zastanawiała się, co 

powiedzieć. 

-Nie musisz się chyba obawiać trzęsień ziemi - zauważyła. 

Joe zrozumiał jej intencje. Spojrzał z uśmiechem na goły sufit i 

miniaturowy żyrandol, 

 - Chyba że zawaliłby się cały budynek - powiedział, wskazując 

jej miejsce przy stoliku. – Mario twierdzi, że wytrzymałby ósemkę w 

skali Richtera. Moim zdaniem tylko cudem uniknął zagłady w 

dziewięćdziesiątym. Byłaś wtedy w mieście? Skinęła głową. 

- Tak, Żyła jeszcze ciotka Adelajda. Przypomniało jej się 

trzęsienie ziemi z 1906 roku. Wiesz, pożary, wypadki. To 

zadziwiające, że pamiętała cokolwiek. Miała wtedy zaledwie kilka lat. 

Wzruszył ramionami. 

- Pamięć płata dziwne figle - stwierdził sentencjonalnie. - 

Dowiedziałem się różnych rzeczy w czasie przesłuchań. Napijesz się 

czegoś? 

RS

background image

98 

 

Przez szybkę w drzwiach zauważyła butelki po piwie stojące w 

równym rządku na kuchennym stole. 

- Ale czegoś bez alkoholu -- powiedziała. Joe wstał. 

- Kim była twoja ciotka? - spytał. Uśmiechnęła się. 

- Właściwie cioteczną babką - odparła. - Ale zawsze nazywałam 

ją ciotką albo po prostu Adelajdą. 

Joe wychylił się z kuchni. 

- Przecież wiesz, że nie o to pytałem. Przytaknęła. Coś jakby 

cień przebiegło po jej twarzy. 

- Była dziwną osobą. Zupełnie nie przygotowaną do 

wychowywania dziecka. - Zawahała się. — Poza tym miała 

agorafobię. 

- Chcesz powiedzieć, że nie wychodziła z domu? 

- Prawie wcale. 

- To musiało być potworne - powiedział ze współczuciem w 

głosie. 

- Nie było tak źle. 

Otworzył drzwi lodówki i zerknął do środka. Piwo, piwo, piwo. 

Nagle dostrzegł coś za rzędami butelek. 

- Może być mrożona herbata? - spytał. -Tak, ale ziołowa. 

Spojrzał na nią zdumiony. 

- Może też być zwykła woda. 

Bez słowa sięgnął po szklankę i napełnił ją wodą. Rowena 

spojrzała na stolik. Obok wielu książek znajdowało się na nim 

RS

background image

99 

 

oprawione zdjęcie dwóch młodych ludzi w policyjnych mundurach. 

Jednym z nich był Joe Scarlatti. Drugi miał ostre azjatyckie rysy. 

Joe postawił przed nią szklankę wody. Rowena odwróciła 

wzrok, ale było już za późno. Joe zauważył jej spojrzenie. 

Powiedziała więc: 

- To Matt Lee, prawda? Zacisnął usta i spojrzał na zdjęcie. 

- Byliśmy razem w szkole policyjnej - powiedział w końcu. - 

Potem ożeniłem się z jego siostrą, ale jakoś nam nie wyszło. Dwóch 

policjantów w rodzinie to stanowczo za dużo. A potem - głos mu się 

załamał -sama wiesz. 

- Śledztwo wykazało, że nie byłeś winny. 

- W sensie prawnym i technicznym - nie. Ale... Otworzył piwo, 

które przyniósł sobie z kuchni. 

- Ale.. 

- Prowadziliśmy śledztwo w sprawie handlarzy narkotyków - 

podjął opowieść. - Wiesz, ci faceci nie cofają się przed niczym. Udało 

nam się odnaleźć ich magazyny. Matt twierdził, że nikt ich nie pilnuje. 

Miałem przeczucie, że jest inaczej. Nie powinienem był pozwolić mu 

tam iść. 

- Ale to była jego decyzja. Joe wypił duży łyk piwa. 

- Nic nie rozumiesz - żachnął się. - Byliśmy partnerami. 

Dzieliliśmy się razem sukcesami, więc muszę wziąć na siebie tę 

porażkę. 

Rowena sięgnęła po szklankę z wodą. Po raz pierwszy zetknęła 

się z takim rozumowaniem. Zawsze wydawało jej się, że ludzie 

RS

background image

100 

 

ponoszą odpowiedzialność wyłącznie za siebie. Nigdy nie miała do 

czynienia z tego rodzaju uczuciem przyjaźni sięgającej aż za grób. 

- Przepraszam, nie chciałem ci opowiadać tego wszystkiego - 

westchnął Joe. - To stara historia. Powiedz lepiej, co z Tyhurstem. 

Historia nie była wcale taka stara, skoro wywoływała tyle bólu. 

Ale Rowena uznała, że najlepiej zmienić temat. 

- Najpierw chcę wiedzieć, czy ciągle zajmujesz się moją sprawą? 

Joe pochylił się w jej kierunku. Na moment zaparło jej dech w 

piersiach. 

- Tak - odrzekł. - Ciągle się nią zajmuję. 

- Obserwowałeś mój dom? - spytała, czując, jak dziwny żar 

obejmuje całe ciało. 

- Czasami - mruknął. - Niestety, nie widziałem w pobliżu 

Tyhursta. 

Joe nie wyglądał na zadowolonego z siebie. 

- Nic dziwnego. Mam wrażenie, że Tyhurst nie zaatakowałby 

mnie w bezpośredni sposób. To nie jest zwyczajny kryminalista. 

Nagle wpadła w panikę pod uważnym spojrzeniem Joe'ego. Nie 

wiedziała, co robić. Sięgnęła po szklankę, ale ta była już pusta. 

- Coś nie w porządku? - spytał. 

Pokręciła głową i wyciągnęła przed siebie pustą szklankę jak 

tarczę. 

- Mogę prosić o jeszcze trochę wody? 

RS

background image

101 

 

Wstał niechętnie. Rowena w ciągu paru chwil opanowała zamęt 

uczuć. Kiedy Joe wrócił, starała się patrzeć na stolik albo na stojącą na 

nim butelkę piwa.    

- No i co z Tyhurstem? — spytał. 

Rowena złączyła nogi i wyprostowała się. Usiadła tak, jak 

uczyła ją Adelajda. 

- Chciałabym cię wynająć. - Jej oczy napotkały się na wzrok 

Joe'ego i nagle zmieszała się. - To znaczy zapłacić ci za twoje usługi. 

Czułabym się lepiej. 

Joe pokręcił głową. 

- Nic z tego. 

- Ale... 

- Nie mam do tego prawa - przerwał jej. - Ciągle pracuję w 

policji. Poza tym nie posiadam licencji prywatnego detektywa. 

Wszystko musi pozostać tak, jak jest. 

Potrząsnęła głową. 

- W ten sposób nie mam nad tobą żadnej władzy - powiedziała z 

goryczą. 

Ich oczy spotkały się ponownie. Kpiący wzrok Joe'ego zdawał 

się mówić, że nie powinna się łudzić. Nikt i nic nie pozwoli jej 

zapanować nad nim. Trzeba po prostu pogodzić się z sytuacją. 

- To bardzo dobrze. 

Joe wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Zatrzymał się na 

chwilę przy oknie, a następnie podszedł do niej. 

RS

background image

102 

 

Poczuła, że serce znowu zaczęło jej bić przyspieszonym rytmem. 

Fala gorąca ogarnęła wiotkie ciało Roweny. 

- Wracając do Tyhursta - powiedziała, próbując się uspokoić. - 

Mam wrażenie, że wcale nie chodzi mu o zemstę. Myślę, że zależy mu 

przede wszystkim na moim mózgu. Zresztą tak jak wszystkim. 

- Mnie nie! - padła błyskawiczna opowiedz. Rowena spąsowiała. 

Położył dłoń na jej ramieniu. Jego dotyk był delikatniejszy, niż 

mogła przypuszczać. Nie ruszała się. Po pierwsze, była zbyt 

przestraszona. A po drugie, bała się, że ta cudowna chwila okaże się 

tylko złudzeniem. 

- Roweno. 

Poczuła jego oddech na szyi. Nie wiedziała, co robić. Wstała, 

żeby go odepchnąć, ale kiedy spojrzała mu w oczy, stwierdziła, że nie 

jest do tego zdolna. 

- Roweno - szepnął raz jeszcze. 

Musnęła palcami jego policzek. Pomyślała, że to chyba po raz 

pierwszy w życiu. 

Nagle stało się coś dziwnego. Zbliżyła się i położyła dłonie na 

ramionach mężczyzny. Zanurzyła ręce w ciemnych włosach. 

- Roweno - szept zabrzmiał tuż przy jej uchu. 

- Tak? 

- Powiedz moje imię - zabrzmiało to jak prośba, a nie rozkaz. 

Gała wtuliła się w niego, szukając ciepła i bezpieczeństwa. 

- Powiedz - nie dawał spokoju. 

- Joe. 

RS

background image

103 

 

I nagle poczuła jego usta na swoim ciele. Spalała się od 

wewnątrz. Czuła, że jedynie pocałunki Joe'ego zdołają ugasić ten 

pożar. Podała mu swoje ciało, mrucząc jak kotka. 

Joe znowu zaczął ją całować. 

- Czy mam przestać? 

- Nie! - krzyknęła, zanim zdołała pomyśleć. 

Joe nie miał zamiaru zwlekać. Przytulił Rowenę, szepcząc jej 

coś do ucha, a następnie zaczął ją rozbierać. To, co ukazało się jego 

oczom, przyprawiło go o zawrót głowy. 

- Jesteś taka piękna - szepnął. 

W odpowiedzi zaczęła rozpinać guziki jego koszuli, odsłaniając 

muskularny tors. Nic już nie mogło ich powstrzymać. 

Przeżywali teraz coś nadzwyczajnego. Joe ściągnął w pośpiechu 

dżinsy, a potem objął mocno Rowenę. Sięgnął po długą klamerkę, 

która spinała włosy dziewczyny. Złote pasma rozsypały się jedwabistą 

falą. Joe wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko. Chciał długo napawać się 

widokiem jej ciała. Nie mógł jednak. Pieścił ją i całował. Dziewczyna 

wzdychała z rozkoszy. Nigdy jeszcze nie czuła czegoś podobnego. 

Joe zaczął gładzić jej uda. 

Odruchowo zacisnęła nogi. 

- Chcę ciebie, Roweno - szepnął. 

- Ale ja... nie... O Boże, w ogóle nie... nie mogę mówić. 

Pocałował jej szyję. 

- W porządku. Nie musisz mówić. 

- Ale ja, ja nigdy. Odsunął się trochę. 

RS

background image

104 

 

- Tak? 

- Nigdy nie myślałam, że... że stracę dziewictwo w sypialni 

policjanta. 

Jego dłoń zatrzymała się w pół gestu. 

- Co?! 

- No wiesz, tak się złożyło... To wcale nie jest choroba... - plątała 

się w wyjaśnieniach. - Sądziłam, że sam się domyślisz. 

Joe usiadł na łóżku. 

- Nie domyśliłem się - powiedział. - Raz jeszcze zawiodło mnie 

wyczucie. 

Wstał i przeszedł parę kroków po pokoju. Zaczął zbierać z 

podłogi porozrzucane części ubrania. Rowena patrzyła na niego w 

milczeniu. 

- Ubierz się - polecił. 

- Ależ Joe... 

Wyszedł do łazienki. Po chwili usłyszała szum prysznica. 

Wstała, tłumiąc łzy i ubrała się błyskawicznie. Przypomniało jej się, 

że widziała czystą kartkę i ołówek przy telefonie. Drżącą dłonią 

skreśliła krótką wiadomość: 

Spotkanie z Tyhurstem jutro o jedenastej. Rób co chcesz. 

Zostawiam ci zapasowy klucz. 

Zastanawiała się, czy Joe domyśli się, dlaczego zostawiła mu 

klucz. Miała nadzieję, że tak. Wiedziała, że wciąż jej pragnie. Jedynie 

uczciwość nie pozwoliła mu skorzystać z okazji. 

RS

background image

105 

 

Pomyślała czule o swoim rycerzu w lśniącej zbroi i cichutko 

wyśliznęła się z mieszkania na piętrze. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

106 

 

Rozdział 7 

 

Joe obudził się następnego ranka późno. Z trudem otworzył 

oczy. Miał potwornego kaca, a poza tym, nie wiedzieć czemu, bolały 

go mięśnie. 

Próbował wstać, ale zatoczył się i z powrotem usiadł na 

tapczanie. Jeszcze jedna próba - i zwalił stos książek, leżący na stoliku 

przy łóżku. 

Zakrył oczy dłońmi i czekał, aż świat przestanie kręcić się jak 

oszalały. Położył się na kocu podarowanym mu przez żonę Hanka. 

Dobra kobieta, ulitowała się nad nim. 

Miała rację. Nie można mu było pomóc. W jego przypadku 

pozostawała już tylko litość. 

- Joe! Joe! Jesteś tam, do cholery? - krzyczał z dołu Mario. 

Po chwili rozległy się kroki na schodach, a następnie łomotanie 

do drzwi. Joe czuł się tak, jakby Mario walił go prosto w czaszkę. 

- Joe, nic ci nie jest?! 

Odchrząknął chrapliwie, próbując wydobyć z siebie choć słowo. 

- Joe, Joe, to ty? - dopytywał się kuzyn. 

- Daj mi spokój, sadysto! 

Obawiał się, że głowa mu eksploduje. Ścisnął ją mocniej rękami. 

Mario jeszcze raz zastukał do drzwi. 

- Czyżbym trafił na twój pogrzeb? - spytał. 

RS

background image

107 

 

Joe stwierdził z żalem, że niestety, jeszcze nie umarł. Próbował 

stanąć na czworakach, ale poczuł gwałtowny przypływ mdłości. 

Opadł na koc jak bezbronna ryba na nadbrzeżny piasek. 

- Do diabła - zaklął Mario i zabrał się do otwierania drzwi. 

Joe słyszał pobrzękiwanie kluczy. W tej chwili drażnił go nawet 

ten cichy dźwięki Po chwili Mario stanął w drzwiach sypialni. 

- No, jeszcze nie umarłeś, ale chyba powinienem już kupić 

wieniec - orzekł. 

Joe skrzywił się. 

- Świetny żart - mruknął. 

- Gdybyś mógł siebie teraz zobaczyć, wiedziałbyś, że to nie żart. 

- Mario podrapał się w głowę. - Chyba powinienem przygotować ci 

klina. 

„Klin" w wydaniu kuzyna nie miał nic wspólnego z alkoholem. 

Była to potworna mieszanina miodowo-mleczno-owocowa, którą 

należało wypić pod czujnym okiem Maria. Joe nigdy się nie upijał, 

jeśli tylko w porę przypomniał sobie o tym napoju. 

- Idź do diabła! 

Mario uśmiechnął się słodko. 

- Nic z tego, ptaszyno - powiedział. - Wczoraj, kazałeś się zwlec 

z łóżka o dziesiątej, choćby nie wiem co. Już dwie po dziesiątej. 

Joe chciał wstać, żeby kopnąć kuzyna, ale tylko jęknął z bólu. O 

dziesiątej? Dlaczego niby ma wstawać tak wcześnie? Przecież ma 

urlop. 

- Nie będę nic pił. Kuzyn aż poczerwieniał. 

RS

background image

108 

 

- Mówisz tak, jakbym miał zamiar cię czymś poić. Nie podoba ci 

się moja mikstura? Wolisz kopniaka czy zimną wodę? 

Joe wciąż leżał na plecach. Było mu wszystko jedno. 

- Sam zdecyduj - westchnął. 

Mario pokręcił głową. Przez chwilę miał wielką ochotę spełnić 

groźbę.  

- Już dziesięć po - warknął. - Sam nie wiem, co ta Rowena w 

tobie widzi. To chyba z nią byłeś umówiony, prawda? 

Rowena! Wczoraj po południu! Gładka skóra i sterczące 

dziewicze piersi! Joe poderwał się z miejsca i z rozmachem wpadł na 

lampę. Pociemniało mu w oczach, ale na szczęście zdążył się złapać 

framugi drzwi. 

- Rowena! 

Mario podszedł do niego i chwycił go pod ramię. Joe poddał się 

jak małe dziecko. Po chwili dotarli zataczając się do łazienki. 

- Będę na dole za pięć minut - rzucił Joe, odkręcając kurek z 

zimną wodą. 

- Poradzisz sobie? 

Skinął głową. Mario zostawił kuzyna samego. Powitał go 

dopiero w barze z tradycyjnym „klinem" w dłoni. 

- Stwierdziłem, że jednak na niego zasługujesz - oświadczył z 

rozbrajającym uśmiechem. 

Joe dopiero teraz spojrzał w wielkie, znajdujące się za 

kontuarem lustro. To w łazience stało zbyt wysoko na półce. 

Zdejmował je tylko po to, żeby się ogolić. 

RS

background image

109 

 

- Jezus Maria! - jęknął na widok przekrwionych oczu i 

fioletowych cieni. 

Wyciągnął drżącą rękę po specyfik Maria. Kiedy, do licha, 

zdążył się tak upić? Przypomniał sobie wczorajsze popołudnie i 

wieczór. Ucieczkę Roweny,a później długi maraton po najbardziej 

podejrzanych barach w okolicy. 

Kto by przypuszczał, że z jej powodu doprowadzi się do takiego 

stanu?! Tak bardzo jej pragnął, a jednocześnie nie śmiał jej tknąć! 

- Rowena - wyrwało mu się. 

- Nie gadaj, tylko pij - ponaglił go kuzyn. 

Miał rację. Przecież w tej chwili groziło jej niebezpieczeństwo. 

Tyhurst mógł uderzyć lada moment, Joe wypił duszkiem miksturę, a 

następnie rzucił się na stojącą obok kawę. 

- Boże! Co to za potworność! Mario zaczął klepać go po 

plecach. 

- Nie miałem żadnych owoców - wyjaśnił. - Wlałem za to olejek 

waniliowy. 

- Następnym razem zmuszę cię, żebyś sam to wypił - warknął 

Joe, odstawiając kubek z kawą.   

Spojrzał na zegarek. Dochodziło pół do jedenastej'. Musiał się 

spieszyć. 

- Dobrze - zgodził się Mario. - Pod warunkiem że też będę miał 

kaca. 

Joe wysiadł z pikapa i skierował się w stronę znanego już sobie 

zamczyska przy Telegraph Hill. Nie miał zbroi. Konia zostawił do 

RS

background image

110 

 

podkucia u kowala. Z dawnymi rycerzami łączyło go chyba tylko to, 

że był nie ogolony. Oni również musieli mieć problemy z poranną 

toaletą. 

Otworzyła mu sama Rowena. Nie wyglądała na zmieszaną. Joe 

zastanawiał się, czy pamięta coś z wczorajszego wieczoru. A jeśli tak 

- to co? 

Dziewczyna ani słowem nie skomentowała jego wyglądu. Joe 

czuł się głupio, patrząc na nią przekrwionymi oczami i pocierając 

kłujący policzek. 

Rowena miała na sobie coś w rodzaju kremowego spodnium z 

ciemniejszymi lamówkami. Włosy były upięte staranniej niż zwykle. 

Joe ze zdziwieniem dostrzegł na jej policzkach ślady pudru i różu. 

Zawsze wydawało mu się, że Rowena w ogóle się nie maluje. To dla 

Tyhursta, pomyślał. 

- Witam, sierżancie - powiedziała na powitanie. Joe poczuł, że 

pragnie jej bardziej niż kiedykolwiek. 

Co by zrobiła, gdyby wziął ją teraz na ręce i zaniósł do któregoś 

z pokojów? Mogliby się nawet kochać pod czujnym spojrzeniem 

strażników biblioteki. 

- Dzień dobry - mruknął pod nosem. Spojrzała na zegarek. Przez 

cały czas unikała jego wzroku. 

- Już prawie jedenasta. Chodźmy do biblioteki - zaproponowała, 

jakby wtórując jego myślom. Joe poczuł, że serce zabiło mu żywiej. 

- Czy tam ma się odbyć spotkanie? - spytał. , Rowena pokręciła 

głową. 

RS

background image

111 

 

- Nie, klientów przyjmuję w biurze - odrzekła. 

- To znaczy w małym pokoiku naprzeciwko - dodała, widząc 

jego zdezorientowaną minę. 

Przez cały czas porozumiewali się bezosobowo, unikając 

mówienia sobie „ty", jak również form „pan" i „pani". Oboje zdawali 

sobie sprawę, że brzmi to sztucznie, nie mogli się jednak przełamać i 

zachowywać naturalnie. 

- Nic z tego - rzucił Joe. - Przecież nie będę nic słyszał. 

Dziewczyna wydęła wargi. Wyglądała jeszcze bardziej 

pociągająco niż wczoraj wieczorem. 

- Nie ma takiej potrzeby. Jeśli będę w niebezpieczeństwie, to - 

zawahała się - zawołam cię. 

Joe spojrzał na nią kpiąco. 

- Jeśli będziesz w niebezpieczeństwie, złotko, nie zdążysz nawet 

krzyknąć, a już będę przy tobie. 

Uśmiechnął się. Chyba po raz pierwszy tego ranka. 

- Nie wydaje ci się, że jesteś zbyt pewny siebie? - fuknęła jak 

kotka. 

Joe przyciągnął ją do siebie. Ich oczy spotkały się na moment. 

Rowena poczuła, że się czerwieni. 

- Zobaczymy - mruknął. - Jeszcze zobaczymy. Poszli na górę. 

Joe wziął ze sobą termos z kawą,który Mario przezornie zostawił w 

samochodzie. Nie zdążył jednak wypić nawet paru łyków, kiedy 

usłyszał dzwonek do drzwi. Postawił plastikowy kubek tuż przed 

olbrzymią sową. 

RS

background image

112 

 

- Masz, ptaszku, napij się - szepnął i wyśliznął się na schody. 

Usłyszał skrzypienie drzwi, a następnie głos Tyhursta. 

- Cześć, Roweno. Naprawdę miło cię widzieć - powiedział 

Tyhurst i pocałował dziewczynę w oba policzki. ~ 

Naprawdę ją pocałował! 

Joe stanął osłupiały. Dopiero w ostatniej sekundzie wycofał się 

bezszelestnie na górę. Na szczęście Tyhurst go nie zauważył. 

Joe upomniał siebie w duchu. Musi zachowywać się jak 

zawodowiec, a nie jak zakochany głupiec. Odczekał, aż Rowena i 

Tyhurst wejdą do biura, a następnie zszedł na dół, żeby sprawdzić, czy 

gość zostawił tam okrycie. Niestety, wieszak był pusty. 

Joe westchnął i znowu skierował się na górę. Tym razem nie 

miał szczęścia. Wspiął się po schodach jak kot i przyłożył ucho do 

dziurki od klucza. 

Rowena i Tyhurst rozmawiali o interesach. Joe'ego zaskoczył 

fakt, że tak dobrze się rozumieją. Przez chwilę miał wrażenie, że 

podsłuchuje zwykłych biznesmenów, i zrobiło mu się głupio. Musiał 

sobie przypomnieć, kim naprawdę jest Tyhurst i dlaczego znalazł się 

w domu Roweny. 

Bankier wymienił kilka liczb. Rowena odpowiedziała mu ze 

śmiechem. Joe przymknął oczy, starając się zrozumieć rozmowę. 

Niestety, nie znał się na finansach. 

Nie przejmuj się, powiedział sobie w duchu. Jeśli zechce ją 

skrzywdzić, będziesz o tym wiedział natychmiast. A jeśli nie, to niech 

sobie rozmawiają, o czym chcą. 

RS

background image

113 

 

- Byłbym ci bardzo wdzięczny za te analizy - powiedział 

Tyhurst. -I dziękuję za nasze spotkania. Przecież mogłaś od razu 

powiedzieć, że nie chcesz mnie nawet widzieć. 

Co byłoby najrozsądniejsze, dopowiedział w duchu Joe. 

Rowena jednak najwyraźniej tak nie myślała: 

- Przecież nie mam nic przeciwko tobie, Eliot. Eliot? 

Powiedziała: Eliot? Joe poczuł bolesne ukłucie w sercu. 

- Więc pomożesz mi? 

- Niestety, to zupełnie inna sprawa - stwierdziła spokojnie. - Nie 

mogę z tobą pracować. To byłoby nieetyczne ze względu na... na 

twoją przeszłość. 

Joe zastanawiał się, jaką minę ma teraz „Eliot". Z pewnością nie 

oczekiwał takiej odpowiedzi. Być może wydawało mu się, że Rowena 

już nie potrafi mu odmówić. 

- Ale ja się zmieniłem. - Joe usłyszał jego niezbyt pewny głos. - 

Zapewniam cię, że jestem uczciwym człowiekiem. 

- Mam nadzieję, że ludzie zrozumieją to z czasem -powiedziała 

Rowena. 

Na mnie nie macie co liczyć, pomyślał Joe. 

- Nie wiem, czy mnie zrozumiałaś - ciągnął Tyhurst. - Te analizy 

są mi potrzebne właśnie po to, żeby nie wejść w konflikt z prawem. 

Mam zakaz wykonywania pewnych operacji i w ogóle pracy w banku. 

Joe przestał słuchać. Wiedział o tym wszystkim od Roweny. Co 

więcej, znał jej decyzję. Dziewczyna postanowiła, że nie może 

RS

background image

114 

 

pomagać komuś, kto popełnił przestępstwo. Uważała, że Tyhurst 

zrobi lepiej wycofując się na jakiś czas z prowadzenia interesów. 

Rozmawiali jeszcze przez parę minut. Tyhurst naciskał, ale 

Rowena była nieugięta. W końcu oboje skierowali się do drzwi. Joe 

miał już wrócić na swoje stanowisko w bibliotece, kiedy usłyszał 

nabrzmiały od emocji głos: 

- Chciałbym się jeszcze z tobą zobaczyć, Roweno. Joe wyczuł to 

instynktownie. Wręcz zdziwił się, że dał się nabrać na tę długą 

rozmowę o finansach. Eliot Tyhurst wcale nie interesował się 

umiejętnościami Roweny! Więc czym? 

Tutaj również nie miał żadnych wątpliwości. Drań chciał mieć tę 

dziewczynę w łóżku! Joe nie wiedział tylko, czy ma to być część 

zemsty, czy też zwykły romans. 

- Sama nie wiem. 

Zapytaj go, po co chce się spotkać. I dlaczego nie możecie 

załatwić wszystkiego teraz? - ponaglał ją w duchu Joe. 

- Proszę cię. 

Znowu usłyszał ten charakterystyczny ton w jego głosie. Tyhurst 

nie usiłował się nawet kryć ze swoimi zamiarami. Inna sprawa, że 

Rowena nie należała do osób zbyt doświadczonych. 

- Muszę to przemyśleć - powiedziała. - Zadzwonię do ciebie, 

jeśli zdecyduję się na spotkanie. Nie mam tylko twojego numeru 

telefonu. 

Dobrze! 

RS

background image

115 

 

- Nic nie szkodzi. Wolę sam do ciebie zadzwonić. Rowena 

przystała na to bez protestów. 

Joe odskoczył od drzwi i ukrył się w bibliotece. Czuł dziwny 

zamęt w głowie. Usłyszał kroki na schodach, a potem skrzypnięcie 

drzwi. Miał jeszcze chwilę, zanim Rowena tu przyjdzie. Postanowił 

uporządkować rozbiegane myśli: 

Tyhurst chciał ją mieć w łóżku. 

Pragnął też się zemścić. Co zatem knuł? 

Joe był pewien, że Tyhurst nie należy do mężczyzn 

rezygnujących z; obmyślanych planów. Nie ustąpi. 

Nawet nie zauważył, że Rowena wśliznęła się bezszelestnie do 

biblioteki. Dostrzegł ją dopiero wtedy, kiedy stanęła tuż przy nim. 

- Cieszę się, że odwiedziłaś mnie w mojej samotni - zażartował. 

Rowena była wściekła. 

- Nie wygłupiaj się - warknęła, patrząc na niego złym wzrokiem. 

- Łaziłeś przecież po całym domu. Dobrze, że Eliot cię nie słyszał. 

Joe poruszył się niespokojnie. 

- Chcesz powiedzieć, że ty mnie słyszałaś? - spytał z 

niedowierzaniem. 

Skinęła głową. 

- Oczywiście. Przecież zachowywałeś się jak słoń w składzie 

porcelany - dodała, żeby go całkiem pognębić. 

Joe milczał przez chwilę. Zaczynał coraz lepiej rozumieć 

Rowenę i jej życie. 

- To dlatego, że nie ruszasz się z tego grobowca. 

RS

background image

116 

 

- Wskazał na otaczające ich szacowne mury. - Jesteś 

przyzwyczajona do ciszy i niepokoi cię każdy najmniejszy szmer. Co 

innego Tyhurst. Założę się, że nawet nie zwrócił na mnie uwagi, 

patrząc w te niewinne błękitne oczęta. 

- Nawet nie spojrzał mi w oczy - zaprzeczyła. Joe potarł nie 

ogoloną brodę. 

- Więc gdzie patrzył? - spytał lekkim tonem. Dziewczyna 

poczerwieniała. Przez moment miał 

wrażenie, że rzuci się na niego z pięściami. Odwróciła się jednak 

na pięcie i podeszła do drzwi. 

- Roweno, zaczekaj. 

Zatrzymała się i spojrzała na niego. Poczuł na sobie jej pełen 

namiętności wzrok. Jak to często bywa w podobnych przypadkach, 

gniew przerodził się w coś innego, wspanialszego. 

Udawaj, że tego nie widzisz, upominał siebie w duchu Joe. Masz 

przecież ważne zadanie do spełnienia. 

- Czy Tyhurst próbował jakichś sztuczek? - spytał. 

Dziewczyna spuściła wzrok. 

- Daj mi godzinę, a powiem ci, co on knuje - szepnęła i wyszła z 

biblioteki. 

Joe sięgnął po zimną kawę, którą wzgardziła wielka sowa. 

Minęły dwie godziny. Zaniepokojony Joe postanowił sprawdzić, 

co się dzieje z Roweną. Zakradł się do jej pracowni i zajrzał przez 

uchylone drzwi. 

RS

background image

117 

 

W środku panowała atmosfera gorączkowej pracy. Drukarka 

była włączona, faks migał zielonym światełkiem. Rowena stukała 

energicznie w komputerową klawiaturę, obserwując na ekranie 

zmieniające się tabele i rzędy cyfr. 

Joe podziwiał koncentrację dziewczyny. Jemu także zdarzało się 

zapominać przy pracy o bożym świecie. Kiedy to było? Tak dawno. 

Przed śmiercią Marta. Tak, wtedy pewnie miał coś wspólnego z 

Roweną. 

Ta myśl zaniepokoiła go do tego stopnia, że wycofał się z 

pracowni i zszedł na dół. W lodówce znalazł kawałek zapiekanki. 

Rozejrzał się dokoła i skrzywił na widok kuchenki mikrofalowej. Nie 

miał jednak wyboru. Dopiero teraz poczuł się naprawdę głodny. 

Rowena opuściła pracownię dopiero po dwóch następnych 

godzinach. Joe bawił się właśnie z Megą i Bajtem, kiedy ujrzał ją w 

drzwiach kuchni. 

- O Boże! Już pół do czwartej. Nie miałam pojęcia, że tyle 

pracowałam - powiedziała, patrząc na zegarek. - Co ty jeszcze tutaj 

robisz? 

 Joe delikatnie odsunął łaszącą się Megę. 

- Obiecałaś, że podzielisz się wynikami swoich poszukiwań - 

przypomniał. - Poza tym miałem wczoraj ciężki dzień. Potrzebuję 

trochę odpoczynku. No i co? Doszłaś do czegoś? 

Dziewczyna pokręciła głową. 

- Nie mam niczego konkretnego. Joe zajrzał jej w oczy. 

RS

background image

118 

 

- A może boisz się, że nie zrozumiem? - spytał. Wzruszyła 

ramionami. 

- Nic mnie to nie obchodzi - odrzekła. - Każdy sam odpowiada 

za siebie i swoje wykształcenie. - Wyciągnęła ramiona, żeby rozluźnić 

nieco mięśnie. - Sprawdziłam parę rzeczy, ale naprawdę nie wiem, o 

co mu chodzi. 

- Bez wątpienia o twoje ciało. 

- Moje co? - Drugie słowo nie chciało jej przejść przez gardło. 

- Stary Eliot ma na ciebie chrapkę. 

Rowena potrząsnęła głową i spojrzała na Joe'ego. Wciąż jednak 

przed oczami miała tylko kolorowe plamy. Za parę minut przyzwyczai 

się do normalnego światła i wszystko będzie dobrze. 

- To mało prawdopodobne - oznajmiła. - Mam wrażenie, że Eliot 

potrzebuje mojej akceptacji. Tak, jakby od tego zależało jego przyszłe 

życie. Dlaczego kręcisz głową? 

- Bo to nieprawda. Tyhurst chce ciebie. Dziewczyna z trudem 

przełknęła ślinę. 

- To, że... że ty czujesz do mnie pociąg, wcale nie znaczy, że 

wszyscy inni mężczyźni też. 

Joe obserwował ją uważnie. 

- Kiedy po raz pierwszy zdałaś sobie sprawę, że, jak to 

określiłaś, czuję do ciebie pociąg? 

Rowena zmieszała się jeszcze bardziej. 

- Kiedy my... wczoraj... 

Joe uśmiechnął się triumfalnie. 

RS

background image

119 

 

- Chciałem kochać się z tobą tego dnia, kiedy zobaczyłem cię po 

raz pierwszy - oznajmił. 

Dziewczyna potrząsnęła z niedowierzaniem głową. 

- To nieprawda! 

- Chcesz się założyć? 

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. W końcu Rowena 

opuściła głowę. W jej oczach pojawiły się łzy. 

- To, że nie mam doświadczenia, wcale nie znaczy, że tak łatwo 

mnie oszukać - zaczęła. - Nie jestem naiwna ani... ani niczego mi nie 

brakuje. Sama postanowiłam, że nie będę, jak inne dziewczyny, 

szukała byle kogo, żeby to zrobić byle jak i byle gdzie. 

- Nie powiesz, że nie miałaś chłopaka. 

- Miałam paru - przyznała. - Nigdy jednak nie pozwoliłam dać 

się ponieść uczuciom. 

- Dlaczego? 

- Bo byłoby, to nieodpowiedzialne! - wypaliła. Joe podrapał się 

w głowę. 

- A któż to nauczył cię tak wielkiej odpowiedzialności? - zadał 

kolejne pytanie. 

Rowena zwilżyła wargi. 

- To przez moich rodziców - odrzekła cicho. - Bardzo się 

kochali, ale byli zupełnie nieodpowiedzialni. Wyobraź sobie, że 

urodziłam się, kiedy oboje mieli zaledwie dwadzieścia parę lat. 

Joe pokręcił głową. 

- Czy to źle? - spytał. 

RS

background image

120 

 

Ale Rowena nie słuchała go. Nawet gdyby tego nie chciała, i tak 

musiałaby opowiedzieć tę historię do końca. 

- Robili wszystko pod, wpływem impulsu. Jeździli, gdzie chcieli 

i rzucali każdą pracę, byle być bliżej siebie - ciągnęła nieskładnie. - W 

końcu zostali zupełnie bez pieniędzy. Zarabiali tylko tyle, żeby 

przeżyć parę kolejnych dni. Zginęli w górach. Okazało się, że 

pojechali tam, żeby podziwiać widoki. Wyobraź sobie - podziwiać 

widoki! 

Joe kiwnął głową. 

- Tak, w górach jest bardzo pięknie - szepnął do siebie. 

-Słucham? 

-Mówiłem, że zostawili ciebie na pastwę ciotki--dziwaczki. 

Rowena uśmiechnęła się. 

- Och, Adelajda robiła, co mogła. Wiedziała, że jest trochę 

dziwna, i dlatego chciała, żebym przynajmniej ja była zupełnie 

normalna. Co prawda sama prawie nie wychodziła z domu, ale 

zachęcała mnie do nawiązywania przyjaźni. To dzięki niej jestem taka 

towarzyska. 

- Naprawdę? - Joe z trudem powstrzymał się, żeby nie 

wybuchnąć śmiechem. 

- Tak - odrzekła. - Poza tym Adelajda nauczyła mnie akceptacji 

własnej osoby. 

- No i odpowiedzialności - dodał Joe. Rowena nawet nie 

przypuszczała, że może z niej kpić. Spojrzała na niego błękitnymi 

oczami i potrząsnęła głową. 

RS

background image

121 

 

- Niezupełnie. Przecież mówiłam, że to przez rodziców. Ale 

właściwie nauczyłam się tego sama, ciągle pamiętając o ich losie. 

Joe westchnął. 

- Szkoda, że zginęli - powiedział. - Inaczej może nauczyliby cię, 

że nie należy odwiedzać samotnych policjantów. 

Dziewczyna odrzuciła dumnie głowę, chociaż jej policzki znowu 

pokryły się rumieńcem. 

- Sama podjęłam tę decyzję - oznajmiła. - Postanowiłam 

skorzystać z okazji. 

- Z okazji, żeby stracić cnotę? Skinęła głową. 

- Tak. Wzięłam pod uwagę różne czynniki. Mój wiek, 

okoliczności, prawdopodobieństwo następnej okazji. 

- Daj spokój. - Joe przerwał jej gwałtownie. - Mówisz tak, 

jakbyś, czytała podręcznik obsługi komputera. Udajesz, że jesteś 

zimna i całkowicie panujesz nad emocjami. Wczoraj odniosłem nieco 

inne wrażenie. 

- Nie... to znaczy, tak. - Nie wiedziała, co odpowiedzieć. - To 

prawda, że działałam pod wpływem impulsu, ale opierałam się na 

całkowicie racjonalnych przesłankach. 

- Aha - powiedział Joe. 

Podszedł do niej i pogłaskał ją po policzku. Rowena poczuła 

gwałtowną falę ciepła. 

-  Plączesz się w zeznaniach, złotko - ciągnął swobodnym 

tonem. - Przedtem twierdziłaś, że dopiero wczoraj pomyślałaś o 

RS

background image

122 

 

fizycznym kontakcie. Z tego, co mówisz teraz, wynika, że podjęłaś 

decyzję wcześniej. Chciałbym wiedzieć kiedy? 

Dziewczyna zagryzła wargi. Jak to możliwe, że dała się tak 

złapać? 

- Zanim cię poznałam - szepnęła, spuściwszy oczy. 

- Nie rozumiem. 

- Chciałam powiedzieć, że dużo wcześniej wyobrażałam sobie, 

jak to będzie. Ale nie wiedziałam, że to będziesz ty. 

- I dopiero wczoraj to zrozumiałaś? 

Skinęła głową. Joe nie mógł pozostać obojętny na jej delikatne, 

zaróżowione policzki i unoszące się nierównym rytmem piersi. 

Poczuł, że ma coraz mniejszą ochotę na prowadzenie tej rozmowy. 

-No i co? Sprawdziłem się? - zapytał niskim głosem. 

- Tak. - Głos jej drżał. - Oczy wiście w czysto fizycznym sensie. 

Joe nie zastanawiał się już nad odpowiedzią. Wyciągnął rękę i 

ponownie dotknął jej policzka. Ale tym razem jego dłoń powędrowała 

niżej. Rowena westchnęła, czując, że pragnie Joe'ego jeszcze bardziej 

niż przedtem. Wczorajszy dzień był jedynie preludium, po którym 

powinien nastąpić ciąg dalszy. 

- Gzy możemy dokończyć to, co zaczęliśmy wczoraj? - spytał 

szeptem. 

Westchnęła w odpowiedzi i przylgnęła do niego całym ciałem. 

Zaczęli się całować. Pożądanie ogarnęło ich ciała niczym płomień. 

Przez chwilę nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. W końcu Joe oderwał 

się od jej ust. 

RS

background image

123 

 

- Nie będziesz żałować? - spytał. Potrząsnęła głową. > 

- Teraz tego nie wiem. 

 Joe spojrzał na nią. Jego oczy były ciemniejsze niż zwykle. 

Przez chwilę zastanawiał się, czy wziąć ją na ręce i zanieść do 

któregoś z pokojów. Wystarczyłoby im tylko łóżko. To prawda, 

Rowena go nie kochała. Chciała jednak ofiarować mu swoje ciało. 

Joe nie wierzył w to, że Rowena podejmie później normalne 

życie seksualne. Niewiele na to wskazywało. Sądził raczej, że chodzi 

wyłącznie o przygodę. Dziewczyna chciała sprawdzić, czym 

naprawdę jest seks, a on mógł to jej umożliwić. Skąd więc skrupuły? 

Przecież pragnął jej bardziej niż kogokolwiek. Czyżby bał się, że 

nie wystarczy mu tylko przygoda? 

Rowena zastygła w bezruchu. Spojrzała na chmurne czoło 

Joe'ego. Tak, pragnęła go, lecz jednocześnie wiedziała, jakie 

niebezpieczeństwo na nią czyha. Przypomniała sobie rodziców. A 

może ma to w genach? Może nie potrafi powstrzymać tego pędu do 

samounicestwienia? 

Z trudem przełknęła ślinę. 

Nie, nie może się zakochać w Joe'em. 

- Chcę się napić herbaty - powiedziała, uwalniając się z jego 

ramion. 

Joe puścił ją bez słowa. 

- Napijesz się ze mną? - spytała. 

- Spędziłaś w tym zamczysku cały dzień. Nie masz ochoty 

gdzieś się wyrwać? 

RS

background image

124 

 

- Gdzie? - spytała niepewnie. 

- W szeroki świat - odparł. - Trzeba przecież trochę odpocząć. 

- Właśnie dlatego chciałam się napić herbaty - wyjaśniła. 

Joe westchnął jak potępieniec. 

- Dobrze, znajdziemy jakąś restaurację. 

- Znasz jakąś w pobliżu? - Nie.  . 

- Więc jak możesz... 

- Roweno! Na miłość boską, przestań mnożyć trudności i rusz 

się z miejsca! - Pocałował ją delikatnie w usta. -I przynajmniej raz 

rozpuść włosy. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

125 

 

Rozdział 8 

 

Szli przed siebie. 

Rowena nałożyła duży, kolorowy sweter i czarne legginsy. 

Zrobiło się nieco chłodniej. Mgła co prawda odsłoniła szczyty 

wzgórz, utrzymywała się jednak niżej. Przysłaniała im też zupełnie 

widok na most Golden Gate. 

Było im wszystko jedno. Oboje lubili taką pogodę. Co więcej, 

uwielbiali San Francisco. Rowena i Joe mieli wrażenie, że zagubili się 

we mgle. Wydawało im się, że są sami w mieście. Większość ludzi 

pochowała się pewnie w kolorowych domach stojących na zboczach 

wzgórz. 

Szli szybko. Joe wyciągał nogi, nie zważając na Rowenę, a ona 

starała się za nim nadążyć. Nie robił tego specjalnie. Po prostu 

przywykł do takiego tempa w czasie służby w policji. 

Nie mówili o tym, co wydarzyło się w domu. Być może, gdyby 

wszystko poszło dobrze, trzymaliby się teraz za ręce i całowali pod 

drzewami. Niestety, wiele wskazywało na to, że nigdy nie będą się 

zachowywać jak zakochani. 

Stanowili dziwną parę: potężny policjant i wiotka specjalistka od 

finansów. Pragnęli siebie jak nigdy dotąd, ale żadne z nich nie chciało 

się do tego przyznać. Prowadzili dziwną grę, w której miłość była 

uczuciem zakazanym i niedostępnym. 

RS

background image

126 

 

Rowena zastanawiała się, czy Joe miał wiele kobiet. Chciała go 

właśnie o to zapytać, gdy nagle Joe wziął ją za rękę. Dopiero po 

chwili zauważyła niedaleko małą, zaciszną kafejkę. 

- Tutaj - powiedział. - Herbata. Prawdopodobnie tak właśnie 

porozumiewał się ze swoimi kolegami w czasie służby. Kto wie, może 

nawet rozumieli się bez słów. 

Weszli do środka. Wnętrze było niewielkie i przytulne. Na 

okrągłych, marmurowych stolikach stały kwiaty i fajansowe 

cukiernice. Na szklanych półkach za barem znajdowały się słoje z 

różnymi odmianami herbaty. W kafejce panował miły nastrój. 

Witrażowe lampy dawały piękne, różnokolorowe światło. 

Rowena uśmiechnęła się do siebie. 

- Co cię tak bawi? - zdziwił się Joe. 

- Myślałam właśnie o słoniu w sklepie z porcelaną -wyjaśniła. 

Joe spojrzał na nią nieufnie. 

- Chcesz powiedzieć, że nie pasuję do tego miejsca? 

- Mhm - mruknęła. - Mimo to cieszę się, że tutaj jesteśmy. Ty 

pewnie wolałbyś spędzić ten wieczór u Maria. 

- Nie znoszę Maria! 

- Chodziło mi o typ lokalu. Joe machnął ręką. 

- No... nie przesadzaj. 

Usiedli przy stoliku. Wkrótce zjawiła się kelnerka, która patrzyła 

wyłącznie na Joe'ego. 

- Proponuję rożki jęczmienne z bitą śmietaną i czarną porzeczką 

- powiedziała, w ogóle nie zauważając Roweny. 

RS

background image

127 

 

- Rożki jęczmienne? 

- Spróbuj, to bardzo dobre - zachęciła go Rowena. 

- A można bez porzeczki? - spytał. Czarnowłosa dziewczyna 

wyglądała tak, jakby miała podać najgorszą z możliwych wiadomości. 

Zmarszczyła brwi i rozłożyła ręce w bezradnym geście. 

- Niestety... nie - powiedziała zmartwiona. Rowena po raz 

pierwszy widziała, jak kobiety reagują na Joe'ego. 

- Dobra, niech będą dwa rożki z porzeczką - rzucił Joe. - A poza 

tym prosimy czarną kawę i herbatę. 

- Ziołową - dopowiedziała Rowena. Kelnerka skinęła głową i 

ruszyła w stronę zaplecza. 

Rowena omal nie wybuchnęła śmiechem. 

- Podrywacz z ciebie - stwierdziła. - Zdaje się, że nie masz 

żadnych kłopotów z kobietami. Albo - dodała po chwili namysłu - 

masz ich za dużo. 

Joe uśmiechnął się i podniósł ręce do góry. 

- Poddaję się. Rozszyfrowałaś mnie. 

- Już wcześniej przypuszczałam, że jesteś, hm... doświadczony w 

tych sprawach. 

Joe spojrzał jej w oczy. Poczuła dreszcze na karku i plecach. 

- Przecież byłem żonaty - powiedział. - A poza tym rzeczywiście 

znałem wcześniej kilka kobiet. Tyle tylko że wszystkie te 

doświadczenia były do siebie podobne i, prawdę mówiąc, diabła 

warte. 

RS

background image

128 

 

Rowena wyczuła gorycz w jego głosie. Przez chwilę 

zastanawiała się, czy dalej ciągnąć ten temat. 

- Nie lubisz seksu? - spytała. Joe skrzywił się. 

- Seks to nie wszystko. Trzeba mieć w życiu coś jeszcze. 

Jej serce zaczęło bić przyspieszonym rytmem. 

- Chodzi ci o miłość? - spytała drżącym głosem'. 

Ale Joe tylko machnął ręką. Coś innego pochłaniało teraz jego 

myśli. Gdyby nie to, być może dostrzegłby, że dziewczyna nagle 

pobladła. 

- Nie, o pracę. Jestem już pół roku na urlopie. Coraz trudniej to 

znoszę. 

Rowena pochyliła głowę. 

- Rozumiem. Sama nie wiem, co bym zrobiła bez pracy. 

Z zaplecza wyszła czarnowłosa kelnerka. Na tacy niosła dwie 

parujące filiżanki i dwa rożki. Wszystko to ustawiła na stoliku. 

- Dziękuję - powiedział Joe z uśmiechem. Kelnerka posłała mu 

promienny uśmiech. 

Przez moment siedzieli w milczeniu. Joe zaczął wygrzebywać z 

bitej śmietany pomarszczone porzeczki. 

- Daj spokój - powiedziała Rowena. - To przecież bardzo dobre. 

Spróbował nieufnie. 

- Masz rację - przyznał. - Właściwie sam nie wiem, dlaczego 

unikam czarnej porzeczki. 

- Jest pewnie dla ciebie zbyt zdrowa. 

RS

background image

129 

 

Joe nie skomentował tej uwagi. Wypił łyk kawy, a następnie 

zaczął z apetytem zajadać. Dopiero teraz uświadomił sobie, że od rana 

zjadł jedynie starą zapiekankę z lodówki Roweny. 

Dziewczyna siedziała milcząc. Zastanawiała się, czy Joe powie 

coś jeszcze o swojej pracy. Chciała wiedzieć o nim jak najwięcej. 

Niestety, Joe poświęcił całą uwagę rożkowi. Jadł jak drapieżnik, 

koncertując się na zawartości talerzyka. Rowena zastanawiała się, co 

by było, gdyby to ona leżała przed nim. Czy również na nią rzuciłby 

się tak żarłocznie? 

W kafejce rozległy się pierwsze takty jednej z sonat Mozarta. 

Przy sąsiednich stolikach siedziało jeszcze kilkoro innych gości. Jakaś 

para, kilku turystów i studentów z miejscowego uniwersytetu. 

Czasami ktoś wchodził i rozglądał się, szukając wolnego miejsca. 

Rzadziej zdarzało się, żeby ktoś wychodził. 

Przed oszkloną ladą zatrzymała się matka z dwójką dzieci. 

- Chcę to - powiedziało większe dziecko. - To z wiórkami 

kokosowymi. Albo nie, mamo, tę babeczkę. 

- Te ciekoladą - wyseplenił dwuletni na oko berbeć w zielonym 

płaszczyku. 

- Ja też, ja też - zawtórowało starsze. Rowena poczuła nagle, że 

jej życie jest puste. Nie ma normalnego domu, rodziny. Z przyjaciółmi 

spotyka się rzadko. Ostatnio coraz rzadziej. 

- Co się stało? - spytał Joe. 

Rowena spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyżby 

rzeczywiście coś zauważył? 

RS

background image

130 

 

- Nic takiego - odrzekła. - Jestem chyba zmęczona pracą. Zbyt 

długo siedziałam przy komputerze. 

- Na pewno - zgodził się Joe. 

- Na ogół jestem zadowolona ze swego życia i pracy. Ciotka 

Adelajda uświadomiła mi, że powinnam zaakceptować siebie, nauczyć 

się żyć ze swoimi słabościami. 

- Zdaje się, że twoja cioteczna babka wcale nie była taką wielką 

dziwaczką - wtrącił Joe. 

Rowena skinęła głową. 

- Tak. Nauczyła mnie wielu pożytecznych rzeczy. Ale czasami, 

zwłaszcza kiedy siedzę cały dzień przed komputerem, wpadam w 

przygnębienie. Nie przeżywałeś nigdy czegoś podobnego? 

Dopiero po chwili zrozumiała, jak niestosowne było to pytanie. 

Joe przez ostatnich sześć miesięcy żył w przygnębieniu. Nie takim. 

Innym. Chyba nawet jeszcze gorszym. 

- Przepraszam - szepnęła. 

- Smakuje ci rożek? - spytał, chcąc zwekslować rozmowę na 

bezpieczniejsze tory. 

- O tak, jest znakomity - odparła. 

- Chyba też niewiele dziś jadłaś, prawda? Rowena. zastanawiała 

się przez chwilę. 

- Rzeczywiście. Zwykle przygotowuję sobie coś po południu do 

herbaty. 

RS

background image

131 

 

Joe poruszył się na swoim miejscu. Potrącił łokciem filiżankę i 

odrobina herbaty wylała się na blat. Przypomniał sobie uwagę 

Roweny o słoniu w sklepie z porcelaną. 

- Powiedz mi teraz, czy znalazłaś coś ciekawego na temat 

Tyhursta? 

Tyhurst! No tak, przecież Joe chciał przede wszystkim dopaść 

Tyhursta. 

- Naprawdę nic ważnego - powiedziała, rozmazując palcem 

herbatę na marmurowym blacie. - Powiem ci, jak tylko coś znajdę. To 

dziwne, że zainteresowałeś się właśnie Tyhurstem. Zwykle nie 

zajmujesz się tego rodzaju historiami. 

Joe skinął głową. 

- Tak, przede wszystkim patroluję ulice. - Zamilkł na chwilę. - 

Pamiętaj jednak, że cała ta sytuacja jest nietypowa. Po pierwsze, 

jestem na urlopie. Po drugie, gdyby nie Hank, nie wiem nawet, czy 

byśmy się spotkali. 

Przez moment zastanawiał się, czy powinien być wdzięczny 

koledze za to, że wciągnął go w tę sprawę, czy też wręcz przeciwnie. 

Po namyśle stwierdził jednak, że będzie musiał poczekać z oceną. 

Rowena skończyła w milczeniu rożek, a Joe wypił ostatni łyk 

kawy. Przy ich stoliku znowu pojawiła się kelnerka. Rowena 

przypomniała sobie nagle, że nie wzięła portmonetki. Poczuła się 

wyjątkowo głupio. Niestety, musiała o tym powiedzieć Joe'emu. 

- No proszę, a podobno wiesz tyle o pieniądzach - powiedział, 

wyjmując z kieszeni kilka banknotów. 

RS

background image

132 

 

Zapadał zmierzch. Szli wolno ulicami San Francisco. Rowena 

uwielbiała takie spacery. Niestety, od paru lat nie czuła się zbyt 

bezpiecznie na ulicach. Pomyślała z ulgą, że przynajmniej w 

towarzystwie Joe'ego nic jej nie grozi. 

- Przejdziemy się jeszcze? - spytał. 

- Z przyjemnością. 

- Często wychodzisz z domu? 

- Czasami. 

Spojrzał na nią krzywo. 

- Nie patrz tak na mnie, Joe. Naprawdę mi się to zdarza. 

- Ciekawe z kim? - mruknął. Dziewczyna uśmiechnęła się. 

- Mam paru znajomych i przyjaciół. Co prawda niektórych z 

nich w ogóle nie widziałam. Porozumiewam się z nimi za pomocą 

komputera - dodała, widząc jego zdziwiony wzrok. 

Joe gwizdnął. 

- To znaczy, umawiają się za was komputery? Rowena pokręciła 

głową. 

- Mam też przyjaciół spoza kręgu komputerowców. Co prawda 

ostatnio byłam bardzo zajęta, ale... 

- Jak często się z nimi widujesz? - przerwał jej. 

- Raz na miesiąc. 

Joe spojrzał na nią z niedowierzaniem. Już otworzył usta, żeby 

coś powiedzieć, ale Rowena powstrzymała go ruchem dłoni. 

RS

background image

133 

 

- Prawdę mówiąc, przez ostatnich pięć miesięcy nie widziałam 

nikogo - dodała. - Miałam kilka dużych zamówień. Zrobiłam wyjątek 

dla ciebie i... Tyhursta. 

Joe patrzył na nią jak na zjawę z innego świata. Miał ochotę jej 

dotknąć, żeby sprawdzić, czy nie śni. 

- Chcesz powiedzieć, że gdyby nie my, przez pół roku z nikim 

byś się nie spotkała? 

-  Przez pięć miesięcy - poprawiła go. - To przecież nic 

wielkiego. 

- No, a klienci... 

Wciągnął głęboko powietrze. Nie mieściło mu się w głowie, że 

można mieszkać w środku wielkiego miasta przez pięć miesięcy i z 

nikim się nie widywać. 

- Dostaję zamówienia przez modem - wyjaśniła. 

- Z Tyhurstem musiałam się zobaczyć, ponieważ nie pracuje w 

sieci. Szczerze mówiąc, każde tego rodzaju spotkanie przeszkadza mi 

w pracy. 

- Co?! Ja też ci przeszkadzam?! 

Rowena zastanawiała się nad odpowiedzią. Dotarli właśnie do 

części miasta, której zupełnie nie znała. Stare, drewniane domy 

zrobiły na niej wielkie wrażenie. 

- Nie mówmy o tym - poprosiła. - Jest mi w tej chwili dobrze i 

chcę, żeby tak zostało. Czuję się jak niedźwiedź, który wyjrzał na 

świat po długiej zimie. 

Joe odetchnął. On również cieszył się z tego spaceru. 

RS

background image

134 

 

- Wcale nie wyglądasz jak niedźwiedź - stwierdził. Roześmiali 

się oboje. Skręcili w kolejną ulicę. 

Rowena nie miała wcale ochoty, by zakończyć tę przechadzkę. 

Szli dalej. W końcu zaczęło jej się wydawać, że poznaje okolicę. 

- Gdzie jesteśmy? - spytała. 

Joe wskazał jej najbliższy budynek. Przyjrzała mu się 

dokładniej. Ależ tak, znajdowali się przed zajazdem Maria! 

- Możemy zjeść tutaj kolację albo, jeśli wolisz, odprowadzę cię 

do domu. 

- Co tutaj można zjeść? 

- Na pewno nie jęczmienne rożki - odparł Joe. 

- Wyłącznie ciężkie, niezdrowe jedzenie. 

- Kuchnia włoska? 

- Mhm. 

- To świetnie. Uwielbiam włoskie potrawy. Weszli do środka. 

Na szczęście w barze nie było zbyt wielu osób. Rowena 

wyglądała na ich tle jak egzotyczny kwiat wśród bagien. Po pierwszej 

lampce wina oczy zaczęły jej płonąć dziwnym blaskiem. Zarumieniła 

się i wyglądała niezwykle uroczo w swoim za dużym swetrze, z 

rozpuszczonymi włosami opadającymi złotą falą na plecy. Starzy 

bywalcy nie spuszczali z niej wzroku. Mario giął się w pokłonach i 

obsługiwał niczym królową. Rowena zdawała się tego nie dostrzegać. 

Gawędziła sobie z Joe'em, który z trudem powstrzymywał się, żeby 

nie dać w zęby któremuś z zagapionych pijaczków. 

RS

background image

135 

 

On również był pod jej wrażeniem. Przypomniał mu się 

wczorajszy dzień i to, co wydarzyło się na górze. Teraz Rowena 

wydawała mu się tak nieziemska, tak piękna. Czy będą mieli jeszcze 

jedną taką okazję? 

Dawno nie myślał o przyszłości. 

Przeszłość zawisła nad jego życiem niby ogromna gradowa 

chmura. 

Teraz poczuł, że niebo zaczęło się przejaśniać. 

Mario przysiadł na brzegu krzesła i prowadził z Roweną 

ożywioną dyskusję na temat włoskiej kuchni. Mówili o oliwie z 

oliwek, zielonej i czerwonej papryce, piecach, w których pali się 

drewnem, risotcie i prawdziwej pizzy. Dziewczyna wychwalała 

włoskie wina, chociaż sama piła kalifornijskie z doliny So-nomy. 

Joe poczuł się jak w domu w czasie świąt. Sam nie znał się na 

jedzeniu. Wystarczyło, że nie było najgorsze i w dużych ilościach. 

Jednak z przyjemnością obserwował Rowenę. Znacznie bowiem 

bardziej niż wykwintne potrawy interesowała go kobieca uroda. 

Niektórzy nawet uważali go za znawcę. Teraz stwierdził ze 

zdziwieniem, że do tej pory nie zauważył, jak piękne wargi ma 

Rowena. Pełne, zmysłowe i tak czerwone, że wcale nie potrzebowała 

ich malować. 

Oblizała je lekko, a Joe poczuł, że kręci mu się w głowie. 

Rowena wcale nie zwracała jednak na niego uwagi. Rozmowa z 

Mariem pochłaniała ją całkowicie. Joe pomyślał, że jak na dziewicę 

zamkniętą w zamku niczym z kart „Ivanhoe", doskonale sobie radzi z 

RS

background image

136 

 

ludźmi. Czyż mógł się spodziewać, ze znajdzie wspólny temat z jego 

dobrodusznym, chociaż czasami nieco rubasznym kuzynem? 

Siła Roweny polegała chyba na tym, że nie usiłowała udawać. 

Cary czas była naturalna. Zachowywała się przy tym tak, jakby 

zupełnie nie zdawała sobie sprawy z własnego wdzięku. Gdyby 

kokietowała mężczyzn, wypadłaby pewnie sztucznie. Ale ona po 

prostu z nimi rozmawiała. 

W końcu Mario poderwał się z miejsca i spojrzał z niepokojem 

w stronę kuchni. 

- Zaraz postaram się udowodnić, że znam się na włoskim 

jedzeniu. Mam nadzieję, że ci partacze niczego nie zepsują. - Zerknął 

raz jeszcze w stronę kuchni. - Przygotuję oberżyny z parmezanem. 

Dodam jeszcze trochę wina do sosu, palce lizać. 

Rowena posłała mu promienny uśmiech. 

- Mam też schowaną prawdziwą - położył nacisk na to słowo - 

oliwę z oliwek. Smakuje znacznie lepiej niż ta z wytłoczyn. 

Dziewczyna podziękowała mu serdecznie za tyle starań. Mario 

tylko machnął ręką. 

- Drobiazg. To prawdziwa przyjemność mieć do czynienia ze 

smakoszem - powiedział. Już miał zamiar odejść, kiedy nagle 

przypomniał sobie o istnieniu kuzyna. - Wyglądasz dużo lepiej niż 

dzisiaj rano, Joe, Ale powinieneś się ogolić, jeśli zapraszasz damę na 

kolację. 

- Mówisz jak babcia! - parsknął Joe. 

background image

137 

 

- Właśnie. Powinieneś ją odwiedzić. Kazałaby cię ogolić 

rzeźniczym nożem. 

Mario spojrzał jeszcze raz na Rowenę i uśmiechnął się szeroko. 

- Do oberżyn podam sałatkę z sosem własnego przepisu. Tutaj 

nikt nie potrafi się na tym poznać. - Spojrzał pogardliwie na Joe'ego. 

Kiedy kuzyn zniknął za drzwiami, Joe uśmiechnął się do 

dziewczyny. 

- Myślałem, że wolisz zapiekanki z kuchenki mikrofalowej. 

Rowena westchnęła. 

- To prawda, że na co dzień jadam kiepsko - przyznała. - Może 

dlatego tak bardzo lubię dobre jedzenie. Oberżyny będą wspaniałe. 

Joe postukał palcem w skórzaną okładkę menu. 

- Nie ma ich w karcie - powiedział. 

- Nie rozumiem? 

- Mario pewnie posłał już po nie umyślnego. Ma 

zaprzyjaźnionego ogrodnika, u którego kupuje wszystkie egzotyczne 

warzywa. 

Dziewczyna zmieszała się i rzuciła ukradkowe spojrzenie w 

stronę kuchni. 

- Nie wiedziałam... Nie chciałam robić kłopotu... Może 

odwołamy zamówienie? 

Joe pokręcił głową. 

- Daj spokój. Byłoby mu przykro. 

- Twój kuzyn jest naprawdę bardzo miły. 

RS

background image

138 

 

- Nie dla każdego - powiedział. - Dziś rano chciał mnie pobić 

albo dla odmiany polewać zimną wodą. 

Rowena zerknęła na niego z zainteresowaniem. Na jej wargach 

pojawił się lekki uśmiech. 

- Widocznie na to zasługiwałeś. Joe wzruszył ramionami. 

Byłem chory i jak każdy miałem prawo do ludzkiego 

traktowania. Rowena pokręciła głową. 

- A cóż takiego ci się stało? 

- To kontakty z tobą nie wpływają na mnie najlepiej. - Nie 

żartował. Ciekawe, czy dziewczyna domyśli się, o co mu chodzi? 

- Być może bierzesz mnie zbyt poważnie, Joe - westchnęła. - 

Mam wrażenie, że tylko udajesz wesołka i zabijakę, ale tak naprawdę 

traktujesz życie bardzo serio. 

Pochylił się w jej kierunku. Ich twarze znajdowały się teraz 

zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie. 

- Przyznaj się, że blefujesz - szepnął. - Wcale się nad tym nie 

zastanawiałaś. 

- Tak myślisz? 

- Do diabła, kobieto! 

Spojrzała mu w oczy i delikatnie dotknęła policzka. 

- Wolę, jak mówisz mi po imieniu - wyznała. Joe podniósł do 

góry kieliszek i popatrzył pod światło. Na jego dnie znajdowało się 

zaledwie kilka czerwonych kropel. 

- Który to już? - spytał. Wzruszyła ramionami. 

RS

background image

139 

 

- Nie jestem pijana, jeśli o to ci chodzi! Kłótnia wisiała w 

powietrzu. Zapobiegło jej jednak niespodziewane przybycie sierżanta 

Ryana. Hank zauważył ich od progu i natychmiast podszedł do 

stolika. 

- Dobry wieczór - powiedział. 

- Cześć, sierżancie - zasalutowała Rowena. - Może się pan 

przysiadzie? 

Hank spojrzał na nią ze zdziwieniem, przeniósł wzrok na 

Joe'ego. Ten wskazał mu oczami kieliszek z resztką wytrawnego 

wina. 

- Przepraszam. Wpadłem tu tylko na chwilę - powiedział Hank. - 

Jak wam idzie? 

Joe i Rowena spojrzeli na siebie. Nie wiedzieli, które z nich ma 

odpowiedzieć na to pytanie. W końcu dziewczyna przejęła inicjatywę: 

Wszystko w porządku - powiedziała rzeczowym tonem. - Eliot 

Tyhurst zachowuje się jak baranek. Właściwie nic nie 

usprawiedliwia... 

- Nie szkodzi - przerwał jej Hank. - Wolałbym, żeby sierżant 

Scarlatti osłaniał panią jeszcze przez jakiś czas. 

Rowena uniosła rękę do góry, jak grzeczna uczennica w szkole. 

- Czy mogę o coś zapytać? Chciałabym się dowiedzieć, czy to 

pan zmusił Joe'ego, żeby zajął się tą sprawą? 

Hank zmarszczył brwi. 

- Nie trzeba go było specjalnie zmuszać. Dziewczyna ożywiła 

się. 

RS

background image

140 

 

- Dlaczego? 

- Słucham? 

- Przecież Joe nie zna się na tego rodzaju przestępstwach, Poza 

tym nie znał mnie i nie był osobiście zainteresowany sprawą Tyhursta. 

Hank zaczął żałować, że w ogóle podszedł do ich stolika. 

Wyglądało to na regularne śledztwo. Tylko że tym razem to jego 

przesłuchiwano. 

- No cóż, Joe potrzebował jakiejś pracy-powiedział bez 

przekonania. - Obaj o tym wiedzieliśmy. 

Rowena spojrzała tęsknie na stojący przed nią kieliszek. Uniosła 

go i wypiła ostatnie krople. Następnie uśmiechnęła się do obu 

mężczyzn. 

- Joe miał przecież inne możliwości podjęcia pracy. Nie musiał 

się mną zajmować. 

Joe poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. 

- Nie chciałem jeszcze podejmować pracy w policji - mruknął, 

nie patrząc jej w oczy. 

- Więc dlaczego zgodziłeś się na Tyhursta? 

Przełknął ślinę. Cholerna kobieta! Niczego nie można przed nią 

ukryć! Będzie musiał jej w końcu opowiedzieć o dziadkach. Ale jak 

wyjaśnić komuś, kto zajmuje się finansami, że ludzie mogą popełniać 

tak proste błędy? Rowena zwilżyła spieczone wargi. 

- Od początku miałam wrażenie, że coś nie gra w tej historii - 

powiedziała, patrząc zimno na Joe'ego i Hanka. Jeśli nawet była 

trochę wstawiona, to jej umysł pracował bardzo sprawnie.  

RS

background image

141 

 

-Wydawało mi się cały czas, że zależy wam przede wszystkim 

na złapaniu Tyhursta. Ja byłam tylko pionkiem w waszej grze. Czy 

może raczej wabikiem. 

Hank Ryan potrząsnął głową. 

- To niezupełnie tak. Powinna pani zrozumieć, że... Joe nie 

słuchał jego wyjaśnień. Rowena miała niezwykłą intuicję, tylko że 

teraz sytuacja się zmieniła. Teraz zależało mu przede wszystkim na 

tym, żeby ją chronić. Czy tego nie czuła? Czy nie rozumiała, jak mu 

na niej zależy? 

Potarł w roztargnieniu kłującą brodę. Kim jest dla niego 

Rowena? Na pewno nie klientką. Nie jest również jego kochanką. 

Jeszcze nie, pomyślał, a następnie zganił siebie w duchu. Nie mógł 

przecież wiedzieć na pewno, jak potoczą się dalej wypadki. 

- Chwileczkę - powiedział, widząc, że Hank i Rowena nie mogą 

dojść do porozumienia. - Pomówmy o zupełnie podstawowych 

sprawach. Po pierwsze, Tyhurst to drań i należy mieć na niego oko. 

Chyba wszyscy się zgadzamy, że siedział za krótko. Po drugie, muszę 

pilnować Roweny, żeby jej nie skrzywdził. 

- Nic mi nie grozi - żachnęła się dziewczyna. 

- Tym lepiej powiedział Joe. - Zrozum jednak, że wolimy się 

zabezpieczyć. Fakt, że chcemy złapać Tyhursta, wcale nie oznacza, że 

nam na tobie nie zależy. 

Skąd ta cholerna liczba mnoga? Powinien powiedzieć jej 

szczerze, od serca, jak bardzo jest dla niego ważna. Przez chwilę 

siedzieli w milczeniu przy stoliku. 

RS

background image

142 

 

- Jest jeszcze jeden problem - podjął Joe.-Tyhurst może 

próbować' odpłacić Rowenie pięknym za nadobne. 

- Myślisz o jakichś machinacjach finansowych? - wtrącił Hank. 

- Właśnie - potwierdził Joe. - Wtedy, niestety, nie będę mógł jej 

pomóc. 

Dziewczyna zacisnęła pięści. Miała już dość tej rozmowy, w 

której traktowano ją jak przedmiot. 

- Czy to możliwe? - spytał Hank. 

- Możliwe, ale mało prawdopodobne - odparł Joe. - Rowena jest 

od niego sprytniejsza. Wydaje mi się, że Tyhurst będzie chciał 

wykorzystać raczej swoją fizyczną przewagę. 

Rowena poruszyła się niespokojnie na krześle. 

- Przestańcie mówić o mnie tak, jakby mnie tu w ogóle nie było! 

- Czy jest coś, co pozwoliłoby na zastosowanie ochrony 

policyjnej? 

- Nie ma - warknęła dziewczyna. Hank jednak patrzył na 

Joe'ego. 

- Niestety, obawiam się, że ona ma rację - westchnął Joe. - 

Tyhurst na razie bada teren. Poza tym - zawahał się - poza tym mam 

wrażenie, że ona mu się podoba. 

- Bzdury! - wtrąciła Rowena. 

- Możemy to wykorzystać? - spytał Hank. 

- Niestety, to zbyt niebezpieczne. Musimy czekać, aż Tyhurst 

sam wykona pierwszy ruch. 

RS

background image

143 

 

Obaj mężczyźni zaczęli omawiać szczegóły sprawy. Używali 

przy tym zawodowego slangu, tak że Rowena rozumiała co drugie 

zdanie. Joe chciał jej w ten sposób uświadomić, że jest policjantem i 

zna się na swojej robocie. Ich stosunki po tych paru dniach stały się 

zdecydowanie zbyt bliskie. 

- Nie sądzisz, że się jednak wyprostował? - spytał w końcu 

Hank. 

Joe pokręcił głową. 

- Nie, to podwójna gra - odparł. - Drań bardzo się stara, ale 

właśnie dlatego nie dałbym za niego złamanego centa. 

Hank zmierzył spojrzeniem milczącą Rowenę. 

- Nigdy nie zapomnę, jak na nią patrzył tam, w sądzie. Chyba 

masz rację. 

Dziewczyna aż zagotowała się ze złości. 

- Czy w waszych zakutych policyjnych łbach nie może się 

pomieścić, że ludzie się zmieniają?! 

Obaj mężczyźni pochłonięci dyskusją nie zwracali na nią 

większej uwagi niż na włączony telewizor. 

- Jeśli nawet chce z nią pójść do łóżka - ciągnął Hank - to i tak 

nie zrezygnuje z zemsty. Tacy faceci jak Tyhurst nie potrafią się 

zakochać. 

Rowena zerwała się na równe nogi. 

- Wychodzę! - oznajmiła. 

Joe chwycił ją za rękę. Hank spojrzał na dziewczynę z 

zakłopotaniem, jakby mu było naprawdę bardzo przykro: 

RS

background image

144 

 

- Przepraszam, zupełnie zapomniałem, że pani tutaj jest - 

powiedział. - To raczej ja wyjdę. 

Rowena aż trzęsła się ze złości. 

- Nie chodzi mi o to, co mówicie - rzuciła. - Ale przecież nie 

interesuje was zupełnie moja opinia! Sprawdzają się moje 

przypuszczenia. Jestem tylko pionkiem w tej grze. 

Joe milczał, ale Hank zaczął protestować: 

- Nie, to nie tak. Chcieliśmy po prostu... Rowena nie słuchała go. 

Patrzyła na nich niemal z nienawiścią. 

- A przecież sama wszystko sprawdziłam - ciągnęła, nie 

zważając na nic. - Poświęciłam więcej czasu na rozpracowanie 

Tyhursta niż wy dwaj. Znam... znam od podszewki jego finanse! 

Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z nagłym zainteresowaniem. 

- I co?! - spytali chórem. Przełknęła ślinę. 

- Nic. 

Hank zmieszał się i zaczął oglądać paznokcie. Jego zwalista 

postać z trudem mieściła się za stolikiem. 

- Pójdę już - mruknął. - Daj znać, jakby coś zaczęło się dziać - 

poprosił Joe'ego. 

Po chwili zniknął za drzwiami. 

- Puszczaj - syknęła Rowena. — Chcesz uciec? 

- Chcę wyjść! 

Gdyby w tej chwili miała pod ręką kubeł z zimną wodą, z 

pewnością wylałaby mu go na głowę. Joe aż się cofnął, widząc wyraz 

jej oczu/Jednocześnie rozluźnił nieco uścisk. 

RS

background image

145 

 

- Nie zaczekasz na oberżyny Maria? Pokręciła głową. 

- Twój kuzyn z pewnością zrozumie. 

- Chcesz iść sama po ciemku? 

- Mogę wezwać taksówkę. Joe uśmiechnął się chytrze. 

- Ciekawe, czym zapłacisz? Dziewczyna zawahała się. 

- Mogę... mogę poprosić kierowcę, żeby zaczekał, i przynieść 

pieniądze z domu. 

Joe pociągnął ją w stronę stolika. - Proszę cię, usiądź. Nie rób 

scen. Zaraz dostaniesz jeszcze wina i pyszny chleb czosnkowy. 

Rowena zagryzła wargi. 

- Hej, Mario! - krzyknął Joe w stronę kuchni. -Podaj nam wino i 

pieczywo! 

Kilka par oczu zwróciło się w ich stronę. Rowena chcąc nie 

chcąc usiadła. 

Każdego innego dnia Mario odkrzyknąłby mu, żeby się wypchał, 

ale dziś wychynął z kuchni z tacą, na której stała butelka wina i 

piętrzył się chleb czosnkowy. Od razu też było widać, że zmienił 

fartuch na znacznie czystszy. 

- Zaraz zobaczysz, co to za chleb - powiedział Joe. - Żadne rożki 

się do niego nie umywają. 

Milczała wyniośle. Joe zastanawiał się chwilę, po czym puścił 

jej rękę. Zaczęła rozcierać nadgarstek, ale na szczęście nie ruszyła się 

z krzesła. 

Po kolacji Joe postanowił odprowadzić ją do domu. Rowena 

poczuła się trochę rozczarowana, że nie zaprosił jej do siebie na górę. 

RS

background image

146 

 

Zastanawiała się, czy wypadki potoczyłyby się tak jak wczoraj, a jeśli 

tak - czy udałoby im się zatrzymać w pół drogi? Miała nadzieję, że... 

nie. 

Kiedy dotarli do jej domu, poczuła, że bolą ją nogi. Dawno tyle 

nie chodziła. Dawno też tyle nie jadła. Oberżyny Maria okazały się 

nadzwyczajne. Rowena zjadła chyba ze trzy porcje. 

Schyliła się i zaczęła szukać klucza, który powiesiła między 

gałęziami krzaka. Kiedy się wyprostowała, dostrzegła karcący wzrok 

Joe'ego. 

- O co chodzi? - spytała. 

- Powinnaś była wziąć klucz ze sobą - powiedział. 

- Nie chciałam brać żadnej torebki - wyjaśniła. Joe pokiwał z 

dezaprobatą głową. 

- Ktoś mógł zauważyć, gdzie chowasz klucz i dostać się pod 

twoją nieobecność do domu. Albo - zawiesił głos — albo zrobić 

duplikat i przyjść tutaj, kiedy już będziesz sama. 

Zabrzmiało to bardzo groźnie, ale dziewczyna tylko machnęła 

ręką. 

- Często zmieniam kryjówki - powiedziała, bagatelizując całą 

sprawę. 

- Nic nie szkodzi. Wystarczy, że złodziej wie, że zostawiłaś 

klucz gdzieś koło domu. 

Rowena zadrżała. 

- Przy tobie zaczynam źle myśleć o ludziach - poskarżyła się. 

Joe położył dłoń na jej ramieniu. 

RS

background image

147 

 

- Wcale nie o to mi chodzi. Ludzie są różni, dobrzy i źli - 

powiedział sentencjonalnie. - Powinnaś jednak umieć radzić sobie z 

tymi drugimi. 

- Na razie nie mogę sobie poradzić z tym kluczem -zauważyła, 

próbując otworzyć drzwi. 

Joe pomógł jej i już po chwili znalazła się w przedsionku. 

- Nie wstąpisz? - spytała. Pokręcił głową. 

- Nie. Muszę już iść. To był bardzo miły wieczór, Roweno. 

- Tak - przyznała rumieniąc się. - Naprawdę bardzo miły. 

Joe odwrócił się na pięcie i już po chwili zniknął w mroku. 

Rowena stała w otwartych drzwiach, nie zważając ha zimno. Patrzyła 

przed siebie. W jej oczach pojawiły się łzy i zaczęły spływać po 

policzkach. 

Z głębi domu wybiegły oba koty i zaczęły się łasić. Dziewczyna 

uśmiechnęła się. Więc jednak nie była sama. Zaczęła głaskać Megę i 

Bajta. 

- Dlaczego on musi być taki szlachetny? - zapytała koty. - A 

może nie powinnam była przyznawać się, że jestem dziewicą? 

Mega miauknęła. 

- Masz rację, lepiej mówić prawdę. 

Rowena westchnęła. Nigdy nie interesowały jej związki na kilka 

dni czy raczej kilka nocy. Uważała, że sama zdecyduje, kiedy zechce 

rozpocząć życie seksualne. Nie przyszło jej jednak do głowy, że nie 

będzie to wcale takie proste. Że być może mężczyzna, którego 

wybierze, wcale nie będzie jej pragnął, 

RS

background image

148 

 

Ale przecież Joe jej pragnął! 

Nie miała najmniejszych wątpliwości, że pożądał jej tak samo 

jak ona jego. Więc dlaczego nie są teraz oboje w jej sypialni? Za 

odpowiedź miała jedynie westchnienie. 

Nakarmiła koty i weszła na górę, żeby napuścić wody do wanny. 

Miała zamiar wziąć kąpiel, napić się herbaty, a w końcu powiedzieć 

sobie, że Joe Scarlatti powinien zniknąć z jej życia. 

Joe ukrył się między drzewami za rogiem domu, Eliot Tyhurst 

wysiadł wreszcie z samochodu i podszedł do furtki. Otworzył ją i 

podszedł do drzwi frontowych. Joe był pewny, że Rowena nie 

zauważyła Tyhursta, kiedy wracali od Maria. Wyglądała na pogrążoną 

we własnych myślach i odurzoną świeżym powietrzem. 

Tyhurst nacisnął guziczek dzwonka. Czekał pół minuty, a 

następnie zadzwonił jeszcze raz. Joe usłyszał skrzypnięcie drzwi. 

- To ty, Joe? 

Miał ochotę odezwać się i ostrzec dziewczynę, ale nawet się nie 

poruszył w swojej kryjówce. 

- Ach, Eliot. Miło cię widzieć. 

- Tak, wyobrażam sobie - usłyszał Joe chłodny, niezbyt 

uprzejmy głos. - Widziałem cię z twoim... przyjacielem. 

- Naprawdę? Pracujemy razem dla jednej firmy. To znaczy 

sprawdzam jego obliczenia. Jest księgowym. 

Więc w końcu został księgowym. 

- Jesteś z nim na ty? 

RS

background image

149 

 

- Tak. Ma na imię Joe. - Zawahała się. Najwyraźniej nie 

wiedziała, co powiedzieć. - Wejdziesz? 

Musiała zaskoczyć Tyhursta, ponieważ milczał przez dłuższą 

chwilę. 

- Nie... ja... - zaczął dość niepewnie. - Widzisz, czułem się dosyć 

samotny. Myślałem, że pojedziemy gdzieś na drinka, ale skoro 

właśnie wróciłaś...     

Powiedz, że jesteś zmęczona i pożegnaj się z nim jak 

najszybciej, ponaglał ją w myślach Joe. Osobiście nie miałby w tej 

chwili nic przeciwko temu, żeby nawet pocałowali się na pożegnanie. 

Ale tylko na pożegnanie. 

- Masz rację, nie chce mi się wychodzić. I dobrze, pomyślał Joe. 

- Ale może wstąpisz do mnie? Kupiłam nawet wczoraj butelkę 

wina i chętnie bym się z kimś napiła. 

Joe zacisnął pięści w bezsilnej złości. Tyhurst chyba promieniał. 

Natychmiast przystał na takie rozwiązanie. 

- Jesteś pewna, że ci nie przeszkadzam? - spytał. 

- Oczywiście, że nie - odparła. - Powiedziałabym ci, gdyby było 

inaczej. 

Ciężkie drzwi zamknęły się z trzaskiem. 

Joe zagryzł wargi i wyszedł ze swojej kryjówki. Zaczął się 

uważnie przyglądać grubym murom i niedostępnym oknom. Dobrze, 

że Rowena nie mogła usłyszeć tego, co chciał jej teraz powiedzieć. 

- No i co ja teraz zrobię? - mruknął do siebie. 

 

background image

150 

 

Rozdział  9 

 

- Coś ci dolega? - spytał Eliot Tyhurst i wypił trochę wina. 

Rowena cieszyła się, że udało jej się nalać sobie jedynie połowę 

kieliszka. Po kolacji u Maria na pewno by się teraz upiła. 

- Nie, nic takiego - odparła. - Po prostu dużo dzisiaj pracowałam. 

- Rozumiem - mruknął Tyhurst. 

Czy na pewno? Czy ktokolwiek mógł ją w tej chwili zrozumieć? 

Dlaczego zdecydowała się na wspólny wieczór ze swoim 

domniemanym prześladowcą? Czyżby tak jej zależało na 

towarzystwie? 

- Może rozważysz jeszcze raz moją propozycję - powiedział 

Tyhurst, opierając się o ozdobny kominek z różanego drewna. 

Rowena skinęła z roztargnieniem głową. 

- Tak, myślę o tym ciągle. Tyhurst nie potrafił ukryć zdziwienia. 

- Naprawdę? Więc możemy razem pracować? 

Dziewczyna milczała. Wiedziała, że nigdy nie zgodzi się 

pracować dla niego. Ale obawiała się, że jeśli mu o tym powie, nie 

zobaczy go już więcej. Oczywiście nie przejmowała się samym 

Tyhurstem, ale oznaczałoby to również koniec znajomości z pewnym 

sierżantem policji. 

Spojrzała na Eliota. Z kieliszkiem, przy kominku, wyglądał na 

kogoś godnego zaufania. Na pewno nie chciał jej zgwałcić ani 

okaleczyć. Ale mogło mu chodzić o inny rodzaj zemsty. Może pragnął 

RS

background image

151 

 

pogrążyć ją finansowo albo sprawić, by tak jak on nie mogła uprawiać 

swego zawodu. 

- Muszę coś więcej o tym wiedzieć. Tyhurst rozłożył ręce. 

- Ależ Roweno! Wiesz, że nie powinienem odkrywać wszystkich 

kart, póki nie zgodzisz się ze mną pracować. Nie mogę przecież 

ryzykować. Oczywiście ufam ci, ale - zawiesił głos. 

- Tak, tak. Rozumiem. - Zawahała się. - Muszę jednak wiedzieć, 

czy możesz sobie pozwolić na wynajęcie mnie. I skąd, po tych trzech 

latach, masz pieniądze. 

Nagle pożałowała, że wypiła tyle wina u Maria. Nie powinna 

być teraz tak gadatliwa. 

- Więc chcesz po prostu wiedzieć, czy nie jestem skończony? - 

zapytał z wyrzutem. 

Rowena dostrzegła, że w jego oczach pojawiła się gorycz. 

Poczuła się winna i skuliła się w fotelu. 

- No cóż - ciągnął Tyhurst. - nie jestem tak bogaty jak dawniej. 

Poza tym wiele osób w San Francisco uważa, że byłoby najlepiej, 

gdybym poszedł z torbami. Mam jednak pewne zasady. - Zbliżył się i 

położył dłoń na jej ramieniu. W tym geście nie było nawet odrobiny 

wrogości. - Mogę sobie pozwolić na to, żeby cię zatrudnić. 

Dziewczyna zastanawiała się intensywnie. Postanowiła 

ostatecznie rozstrzygnąć sprawę zemsty. 

- Czy masz do mnie żal, Eliot? - spytała. Tyhurst puścił jej 

ramię. Wyglądał na urażonego tym pytaniem. 

RS

background image

152 

 

- Jasne, że nie! - powiedział szybko. - Myślałem, że już to 

wyjaśniłem. Jeśli mogę mieć pretensje do kogokolwiek, to tylko do 

siebie. 

Rowena zaczerpnęła tchu. 

- Ale dlaczego chcesz wynająć właśnie mnie?! Jest wielu innych 

specjalistów. A ja - poczuła dziwne drapanie w gardle - ja zawsze 

będę ci się źle kojarzyła. Tak samo jak to miasto, do którego nie wiem 

po co wróciłeś. 

Tyhurst stanął przed nią. Siła i pewność siebie wręcz 

promieniowały z niego. Miał klasyczne rysy, które w połączeniu z 

doskonałą sylwetką i szpakowatymi włosami mogły przyprawić o 

szybsze bicie serca niejedną kobietę. Rowena przypomniała sobie, że 

w sądzie niektóre z jego klientek nie chciały uwierzyć, że je oszukał. 

Zwalały winę na złych pracowników, inflację, być może nawet na nią. 

Rowena westchnęła. Aura otaczająca Tyhursta nie robiła na niej 

żadnego wrażenia. Wydawała jej się mdła i bez wyrazu w porównaniu 

z witalnością Joe'ego. 

- Przeżyłem tutaj sporo lat - powiedział po prostu. -Nie 

wyobrażam sobie, żebym mógł mieszkać gdzie indziej. Nawet w 

więzieniu nie opuszczał mnie obraz mostu Golden Gate i mgły nad 

naszymi wzgórzami. 

Dziewczyna skinęła głową. Rozumiała go. Czuła dokładnie to 

samo. 

- Dobrze. Ale dlaczego ja? - spytała. Spojrzał na nią z 

uśmiechem. 

RS

background image

153 

 

- Chcę, żebyś była częścią nie tylko mojej przeszłości, ale 

również przyszłości. 

- Myślisz o pracy? Zmarszczył czoło. 

- A jeśli powiem, że nie tylko? Rowena pokręciła głową. 

- Nic z tego - odrzekła. - Chcę wierzyć, że się zmieniłeś, i zrobię 

wiele, żeby ci pomóc. Ale... 

- Rozumiem. Jeszcze za wcześnie na taką rozmowę. 

Raczej za późno, pomyślała dziewczyna. Milczała jednak. Nie 

chciała go ostatecznie zniechęcać. Spojrzał na zegarek. 

-Oho, zrobiło się późno-powiedział. - Muszę już iść. Dziękuję za 

wino i rozmowę. 

Wybąkała coś zdawkowo. 

Odprowadziła go do drzwi. Przypomniało jej się powiedzenie 

ciotki Adelajdy: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Rowena 

wiedziała, że Tyhurst nie może już zmienić pewnych rzeczy w swoim 

życiu. A nawet gdyby próbował, to ona nie chciała już w tym brać 

udziału. 

- Dobranoc, śpij dobrze - powiedział na pożegnanie Tyhurst. - 

Pozwolisz, że jeszcze kiedyś do ciebie zajrzę. 

Odwrócił się, nie czekając na odpowiedź, i ruszył w stronę 

furtki. 

Dziewczyna zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Nie 

zdawała sobie sprawy, że jest tak potwornie spięta. Teraz całe 

napięcie opuściło ją i poczuła się zmęczona. Zaczęła się zastanawiać, 

co ją podkusiło, żeby zaprosić Tyhursta. 

RS

background image

154 

 

Nagle przypomniała sobie ostrzeżenie Joe'ego po tym, jak po raz 

pierwszy spotkała się z Tyhurstem. Wbiegła na górę, skacząc po dwa 

stopnie. Podeszła do okna, potykając się o poduszki. Samochód 

Tyhursta wciąż stał na ulicy, nie opodal jej domu. Jego właściciel 

podszedł do niego wolno i otworzył drzwiczki. 

Po chwili samochód ruszył. Rowena śledziła go, wstrzymując 

oddech. Ale Tyhurst miał chyba uczciwe intencje. Może zresztą uznał, 

że nie musi już jej śledzić. 

Dziewczyna chciała odejść Od okna, kiedy zauważyła pikapa 

Joe'ego zaparkowanego jakieś sto metrów od jej domu. Czy to 

możliwe, żeby Joe wrócił pieszo? Miała wrażenie, że dziś rano 

zostawił wóz w innym miejscu. Dzień jednak obfitował w wydarzenia 

i mogło jej się wszystko pomylić. Doskonała pamięć jest możliwa 

jedynie w doskonale uporządkowanym świecie. 

Potrząsnęła głową. 

Nagle dostrzegła jakąś postać, ukrytą za słupem telegraficznym. 

To był Joe! 

Z trudem przełknęła ślinę. Nie wiedziała, co robić. Miała 

uczucie, że Joe patrzy na nią. Nie mogła się nawet ruszyć, mimo że 

bardzo chciała zawołać, żeby przyszedł. 

Dopiero po chwili cofnęła się o krok. Joe chyba jednak nie mógł 

jej widzieć w ciemnym pokoju. Być może tylko obserwował dom. 

Samochód Tyhursta już dawno zniknął za zakrętem. Pomyślała z 

żalem, że Joe zaraz też odjedzie. Prawdopodobnie został, ponieważ 

RS

background image

155 

 

wyczuł niebezpieczeństwo. A teraz pewnie wróci do siebie i może uda 

mu się przed północą wypić piwo u Maria. 

Joe w końcu wyszedł z ukrycia. Podszedł do samochodu i zaczął 

bębnić palcami po dachu. Czyżby na coś czekał? 

Rowena zaczęła biec w stronę drzwi. Była właśnie na pierwszym 

piętrze, kiedy usłyszała dzwonek. Nogi same ją niosły. Jednak kiedy 

znalazła się na dole, zatrzymała się na chwilę. Zmusiła się nawet do 

tego, żeby zrobić zaspaną minę. 

W końcu otworzyła drzwi. 

- To ty? - spytała spokojnym głosem, chociaż serce biło jej 

szaleńczym rytmem. 

- Postanowiłem zostać tutaj na noc - stwierdził rzeczowo. 

- Widziałeś Eliota? Skrzywił się i skinął głową. 

- Nawet nie próbował mi grozić - powiedziała. - Jestem pewna, 

że dzisiaj nie wróci. 

- Chcesz ryzykować? Oblizała nerwowo wargi. 

Czy nie ryzykowała bardziej, wpuszczając Joe'ego do domu? 

Tyhurst był przecież tylko epizodem w jej życiu, Joe natomiast mógł 

zagrozić samym jego podstawom. 

- Mam wrażenie, że jeśli Eliot zechce się zemścić, zrobi to 

inaczej. Być może spróbuje dobrać się do moich analiz, czy ja wiem. 

W każdym razie nie będzie chciał mnie zabić czy okaleczyć. 

Joe słuchał jej niecierpliwie. 

- Mam sobie iść? - spytał w końcu. 

- Nie! - wyrwało się jej. 

RS

background image

156 

 

Ucieszyła się, że Joe nie widzi w półmroku rumieńców, które 

pojawiły się na jej policzkach. Cofnęła się, żeby zrobić mu przejście, a 

następnie zamknęła drzwi. 

- Możesz spać w sypialni na drugim piętrze - powiedziała 

szybko. - Będzie ci na pewno wygodniej niż w spiżarni. Jest tam duże 

łóżko, jeszcze po... 

- Roweno - przerwał jej. 

- Słucham? 

- Jeśli mam zostać na noc, muszę wrócić do Maria i przywieźć 

kilka rzeczy. Zaczekasz? 

Zaczekam, pomyślała. Przecież zawsze na niego czekałam. 

Sypialnia, którą wybrała dla Joe'ego, była całkiem zwyczajna. 

Jedynym wyróżniającym się przedmiotem było podwójne łoże z 

mosiężnymi zdobieniami. Ciotka Adelajda twierdziła, że kupił je 

jeszcze Cedric Willow. 

Jednak kiedy weszli do środka, Joe poczuł się tak, jakby znowu 

przeniósł się w czasie. Czyż nie w takich łożach sypiali dawniej 

królowie? 

- Widzę, że awansowałem - powiedział, rozglądając się po 

pokoju - W spiżarni miałem tylko twardy tapczan. 

Rowena uznała wszelkie komentarze za zbyteczne. 

Joe zerknął z uznaniem na kremowe zasłony i stojącą w kącie 

szafę. Następnie spojrzał na jeden z obrazów wiszących na ścianie. 

Przedstawiał wygłodniałe wilki podążające za konnym zaprzęgiem. 

- Jaka urocza scenka! 

RS

background image

157 

 

Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby widziała ten obraz po raz 

pierwszy. 

- Istotnie, nie jest specjalnie miły - przyznała. 

- Nie przejmuj się. To dla tych, którzy chcieliby spać zbyt 

spokojnie. Coś w rodzaju duchowej włosiennicy. A to kto znowu? - 

spytał, wskazując portret starszego mężczyzny w surducie z przełomu 

wieków. - Będę się przy nim bał spać. Tak wytrzeszcza oczy, jakby 

pilnował, żebym nie podwędził pościeli. 

Rowena z trudem powstrzymała uśmiech. 

- To mój pradziadek, Cedric - odparła jednak z godnością. 

- On też był stuknięty? 

- W pewnym sensie. Zdaje się, że lubił przygody. Był na Alasce 

i Dalekim Wschodzie. Polował na bizony. A w końcu zarobił sporo 

pieniędzy na dostawach dla kolei i wybudował ten dom. 

Joe spojrzał z szacunkiem na zakurzony portret. 

- Wystarczy - powiedział. - Od niego pewnie zaczęło się 

rodzinne szaleństwo. 

Rowena chrząknęła. Wiedziała, że Joe żartuje, ale w tym, co 

mówił, było wiele prawdy. 

- Mam wrażenie, że Adelajda zdziwaczała właśnie przez niego - 

powiedziała. - Być może znienawidziła podróże dlatego, że on je tak 

kochał. Jej agorafobia musiała mieć jakieś głębsze podłoże. 

Joe poczuł, że dziewczyna nagle posmutniała. Odwrócił się W 

jej stronę i dotknął gładkiego policzka. Pod wpływem tego 

RS

background image

158 

 

delikatnego kontaktu zapragnął jej gwałtownie, wszystkimi zmysłami. 

W tej chwili myślał jedynie o tym, jak cudownie byłoby im razem. 

Ale Rowena nie zauważyła tego, zajęta myślami o przeszłości. 

- Adelajda wychowywała mnie bardzo dziwnie -powiedziała po 

namyśle. - Dopiero teraz widzę, że na przykład traktowała mnie cały 

czas jak dorosłą. Jednocześnie pragnęła, żebym była szczęśliwa. Mam 

wrażenie, że jestem podobna bardziej do Cedrica niż do niej. 

Joe z trudem powstrzymał się, żeby jej znów nie dotknąć. 

- Dobrze przynajmniej, że nie wyglądasz tak jak on - powiedział. 

Oboje spojrzeli na kościstą wąsatą twarz. 

- Rzeczywiście. Byłoby mi idiotycznie z wąsami! Wybuchnęli 

śmiechem .Po chwili jednak Rowena 

spoważniała. 

- Cedric tak jak ja był obdarzony wspaniałą pamięcią. Potrafił 

też szybko liczyć - wyjaśniła. - Miał również niewielu przyjaciół. Ale, 

ale - zreflektowała się nagle. - Jesteś pewnie zmęczony. Łazienkę 

znajdziesz w korytarzu. Drugie drzwi na prawo. Gdybyś czegoś 

potrzebował, po prostu krzyknij. 

- Będziesz u siebie? - spytał. Spojrzała na niego z rozbawieniem. 

- Tutaj wszędzie jestem u siebie. 

Już chciała wyjść, ale Joe zatrzymał ją gestem. 

- Słucham? - zapytała, patrząc mu w oczy. Dotknął jej włosów i 

zaczął gładzić jedwabiste pasma. Były znacznie milsze w dotyku, niż 

myślał. Te lśniące, miękkie włosy rozpalały jego wyobraźnię. 

RS

background image

159 

 

Powiódł palcami po jej policzkach i szyi. Rowena rozchyliła 

wargi. Wiedział, że jest gotowa na jego przyjęcie, jednak chciał 

jeszcze zaczekać. 

Już. Teraz, zdawało się mówić rozpalone ciało. Jednak Joe 

trzymał je na wodzy. 

Ich wargi zetknęły się i... oddaliły. 

Dostrzegł rozczarowanie w oczach dziewczyny. 

- Dobranoc, Roweno - szepnął. — Śpij dobrze. 

Nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę i w milczeniu wyszła z 

pokoju. Po chwili usłyszał jej kroki na schodach. 

Rzucił się na łóżko. Niestety, również tę noc będzie musiał 

spędzić samotnie. Ale tym razem na ogromnym, małżeńskim łożu, 

które znakomicie nadawało się dla dwojga. 

Joe zmełł w ustach przekleństwo i wstał. Wyszedł, żeby 

odnaleźć łazienkę. Okazało się to dosyć trudne. Gdyby nie wskazówki 

Roweny, pomyślałby pewnie, że solidne, dębowe drzwi prowadzą do 

zbrojowni albo sali tortur. 

Nie znaczy to, że istniała jakaś zasadnicza różnica między tymi 

trzema miejscami. W olbrzymiej wannie można by równie dobrze 

utopić małego wieloryba, a stojący obok wieszak na ręczniki 

przypominał nieco udziwnioną starą lancę albo pikę. Co więcej, nie 

było tu prysznica! 

Joe wykąpał się w wannie i wrócił do pokoju. Nie' chciało mu 

się jeszcze spać. Nie miał też ochoty na lekturę. Rozejrzał się po 

RS

background image

160 

 

pokoju, szukając radia. Niestety, gdyby nie świecąca mdło u sufitu 

żarówka, mógłby pomyśleć, że nie wynaleziono jeszcze prądu. 

Nie chciał się ubierać, żeby zejść na dół. Położył się na łóżku w 

slipach i podkoszulku. Zaczynał żałować, że pozwolił Rowenie 

odejść. 

Pragnął jej coraz bardziej. 

Dlaczego więc nie idziesz do niej? Będziecie się mogli kochać. 

Wiesz o tym dobrze, mówił sobie w duchu. 

Wolał jednak cierpieć, niż wykonać fałszywy ruch. Wciąż miał 

wrażenie, że Rowena nie jest jeszcze gotowa. Oczywiście, pragnęła 

go. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Wydawało mu się 

jednak, że to nie wystarczy. Zwłaszcza jeśli potraktują ten związek 

poważnie. 

Joe wiedział, że nie jest dla niej dobrą partią. Ale mimo to 

chciał, żeby było to coś więcej niż przygoda na jedną noc.  

Dochodziła czwarta rano, a Rowena wciąż nie spała. 

Przewracała się z boku na bok, zerkając od czasu do czasu na cyfrowy 

zegar przy radiu. Doszła w końcu do wniosku, że tej nocy w ogóle nie 

zaśnie. 

Równo o czwartej wstała i narzuciła na siebie biały szlafrok. 

Zeszła na dół. Tylko silnej woli zawdzięczała, że nie zajrzała po 

drodze do sypialni Joe'ego. 

Znalazłszy się w kuchni, nalała wody do czajnika i sięgnęła po 

herbatę ziołową. Nagle tuż obok pojawiły się Mega i Bajt. Odetchnęła 

z ulgą. 

RS

background image

161 

 

W całym domu wyczuwała obecność Joe'ego. Nawet w 

miejscach, w których nigdy nie był. Z zazdrością pomyślała, że Joe 

pewnie śpi teraz w najlepsze, a ona zadręcza się rozmyślaniem o nim. 

Nigdy nie przypuszczała, że można kogoś tak pragnąć. Schyliła 

się, żeby pogłaskać Megę i szepnąć jej coś do ucha, kiedy nagle 

usłyszała znajomy szorstki głos: 

- Ranny ź ciebie ptaszek. Poderwała się na równe nogi. Joe stał 

oparty o framugę drzwi. Miał na sobie jedynie dżinsy. Jego tors 

okrywały gęste, czarne włosy. Na prawym ramieniu widniała długa 

blizna. 

Dziewczyna potrząsnęła głową. Jego głos i wygląd działały na 

nią jak narkotyk. Wokół Joe'ego unosiła się aura męskości i siły. 

- Zawsze wstaję wcześnie - powiedziała, wzruszając ramionami. 

- Mówiłaś, że o piątej. 

- Obudziłam cię? - spytała, chcąc zmienić temat. 

- Nie - padła odpowiedź. 

Czyżby Joe również miał problemy z zaśnięciem? Nie, to chyba 

niemożliwe. 

- Napijesz się ziołowej herbaty? 

- Nie, dziękuję - odrzekł, krzywiąc się z obrzydzeniem. 

Stał przez cały czas w drzwiach i wpatrywał się w nią badawczo. 

Na szczęście zaczął gwizdać czajnik i Rowena mogła się odwrócić. 

Kiedy ponownie spojrzała na Joe'ego, stał parę kroków od niej. 

- Może kawy, sierżancie? - spytała. 

- Joe - mruknął, patrząc jej w oczy. 

RS

background image

162 

 

Zrobił krok. Rowena cofnęła się w stronę kuchenki. 

- Mam na imię Joe - powiedział. - Powtórz. Jeszcze jeden krok. 

- Joe - szepnęła. 

Dostrzegł, że drży na całym ciele. 

- Zimno tutaj - zauważył. 

- Chciałam wypić herbatę na górze w bawialni. Zatrzymał się tuż 

przed nią. 

- Mogę się przyłączyć? - spytał. Dziewczyna zawahała się. 

- Jasne, że tak - odrzekła w końcu. Postawiła imbryczek z 

herbatą i dwie filiżanki na tacy i ruszyła na górę. Joe puścił ją 

przodem i poszedł za nią. Oboje milczeli. Słyszała tylko jego kroki na 

schodach. 

 W końcu znaleźli się na drugim piętrze. Niemal cała klatką 

schodowa była pogrążoną w mroku. 

- Teraz przydałaby się jakaś sugestywna muzyka - powiedział 

Joe. - Na przykład coś z „Drakuli". 

Rowena uśmiechnęła się. Jeszcze tydzień temu poczułaby się 

urażona taką uwagą. 

- Taki wielki policjant jak ty nie powinien się bać duchów - 

zauważyła. 

- A są tu jakieś? 

- O, z całą pewnością! 

- Coś takiego! - Joe rozejrzał się bacznie dokoła. Na szczęście 

znajdowali się teraz na znacznie jaśniejszym trzecim piętrze. 

RS

background image

163 

 

Weszli do bawialni. Joe z przyjemnością spojrzał na 

porozkładane wszędzie poduchy, poduszki i poduszeczki. 

- Jak tu fajnie - zauważył. 

- Sama wszystko urządziłam - powiedziała z dumą Rowena. - Po 

śmierci ciotki ten pokój był chyba najbardziej ponury w całym domu. 

Musiałam wyrzucić meble i zastąpić je poduszkami... 

- Dlaczego właśnie poduszkami? - przerwał jej Joe. 

Wzruszyła ramionami. 

- Bardzo je lubię - odparła. - Zbierałam je wcześniej i miałam 

sporą kolekcję. Chciałam więc coś z nią zrobić. 

- Ach, tak - powiedział Joe. 

Ale jego mina wskazywała, że uważa poduszki za nowe 

dziwactwo, może tylko nieco przyjemniejsze od innych. Rowena 

poczuła, że musi wszystko wyjaśnić. 

- Po śmierci ciotki miałam zupełnie wolną rękę - ciągnęła. - 

Dlatego postanowiłam urządzić przynajmniej jeden pokój według 

własnego gustu. Zwłaszcza że poza mną nikt tu tak naprawdę nie 

bywa. 

Przerwała i podeszła do wielkich okien, sięgających od podłogi 

do sufitu. 

- Poza tym meble mogłyby zasłaniać widok - ciągnęła. - 

Czasami, zwłaszcza w czasie wiatru, czuję się w tym pokoju tak, 

jakbym płynęła nad miastem. 

Joe zbliżył się do niej i wyjrzał na ulicę. 

RS

background image

164 

 

- Teraz rozumiem, dlaczego udało ci się mnie wyśledzić - 

powiedział. 

Rowena pokręciła głową. 

- Jak zwykle praktyczny Joe Scarlatti - zauważyła z przekąsem. - 

Znakomicie pasowałbyś do sąsiedztwa. Tam dalej mieszka dentysta, a 

zaraz obok wzięty weterynarz. 

- Przydałby się ktoś, żeby pilnować ich majątku. 

- Właśnie. 

Usiadła po turecku na jednej z poduszek i nalała sobie herbaty. 

- Może jednak się skusisz? Na wszelki wypadek wzięłam dla 

ciebie filiżankę. 

Spojrzał na zielonkawy płyn. Zauważył, że ręka dziewczyny 

drży lekko. Przez chwilę zastanawiał się, a potem skinął głową. 

- Niech będzie. 

Rowena rozlała trochę herbaty przy nalewaniu. Gwałtowny 

dreszcz przeszył jej ciało, kiedy w pewnej chwili dotknęła dłoni 

Joe'ego. Podała mu filiżankę i wypiła kilka łyków. Miała nadzieję, że 

postawi ją to na nogi. 

- Bawiłam się tutaj jako dziecko - szepnęła. - W tym pokoju po 

raz pierwszy czytałam „Anię z Zielonego Wzgórza". Udawałam też, 

że jestem księżniczką uwięzioną w wieży. Chciałam, żeby uwolnił 

mnie jakiś rycerz. 

- I co? - spytał Joe. 

Wzruszyła ramionami. 

- Pewnie musiał jechać zabić jakiegoś smoka. 

RS

background image

165 

 

- A teraz czego pragniesz? Uśmiechnęła się. 

- Tego co wszyscy. Joe pokręcił głową. 

- Nie rozumiesz mnie - powiedział. - Chcę wiedzieć, czego 

pragniesz w tej chwili. 

Rowena z trudem przełknęła ślinę. Spojrzała na Joe'ego. 

Z całą pewnością nie był rycerzem. Nie wyróżniał się też urodą. 

Brakowało mu dworskiego obycia. 

- Pragnę ciebie - szepnęła. -I tylko ciebie. Chcę, żebyśmy 

skończyli to, co już raz zaczęliśmy wczoraj. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

166 

 

Rozdział 10 

 

- A co takiego zaczęliśmy? - spytał Joe, odwracając się od okna. 

Rowena poczuła, że zaschło jej w ustach. Serce waliło jak 

młotem. Sięgnęła na oślep po filiżankę. Niestety, przewróciła ją i 

resztka płynu wylała się na tacę. 

- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię. Chcę się z tobą 

kochać. Tu i teraz. 

- Bez względu na konsekwencje? - spytał. Rowena skinęła 

głową. 

- Oczywiście musimy się zabezpieczyć. 

- Nie o to mi chodziło - przerwał Joe. - Wiesz, że nie bardzo 

pasujemy do siebie. 

Jeszcze raz pochyliła głowę. 

- Tak, wiem. 

- I co? 

Rowena zaczęła bez słowa wyjmować z włosów szpilki i 

zapinki. Układała je wszystkie obok siebie. Już się nie bała. Nareszcie 

podjęła w pełni świadomą decyzję. 

Joe przyglądał się zafascynowany. 

Pasma włosów opadły na jej plecy. , 

- Chcę być twoja, Joe - powiedziała. - Przyszłość nie interesuje 

mnie w tej chwili, ale... nie musisz się mnie obawiać. 

Reakcja Joe'ego zaskoczyła ją. Rowena patrzyła, jak podchodzi 

do drzwi i naciska klamkę. Czyżby zwyciężył w nim zdrowy 

RS

background image

167 

 

rozsądek? Może powinna bardziej stanowczo zaznaczyć, że niczego 

od niego nie oczekuje? 

Jednak Joe zatrzymał się w pół ruchu. Odwrócił się niechętnie, 

jakby wbrew swej woli. Rowena stała teraz na środku pokoju. Zrobiło 

jej się gorąco w białym, puszystym szlafroku. 

Szlafrok opadł na podłogę. 

Miała na sobie jedynie jedwabną koszulkę do połowy uda. Joe 

pożerał ją wzrokiem. 

- Zasłoń okna - powiedział nieswoim głosem. Do pokoju zaczęły 

wpadać pierwsze promienie słońca. Dziewczyna odwróciła się i 

pociągnęła za sznurek Po chwili znów stała przed nim w półmroku 

bawialni. Lśniąca, jedwabna koszulka zsunęła się na podłogę. 

Joe wciąż tkwił przy drzwiach. Nie śmiał nawet głośniej 

oddychać. 

- Chodź do mnie - szepnęła. 

Podszedł do niej natychmiast. Wziął ją w ramiona. Do ucha 

szeptał jakieś słowa, których co prawda nie rozumiała, ale których 

znaczenie docierało do niej w całej pełni. Zawsze jej się wydawało, że 

język włoski jest jakby stworzony dla miłości. 

Położył ją na poduszkach i zaczął całować. Pragnęła go coraz 

bardziej. Podawała mu usta bardziej gorące niż kiedykolwiek. 

W pewnym momencie chciała go dotknąć. 

- Nie, teraz ja - powiedział Joe. 

RS

background image

168 

 

Zaczął ją pieścić delikatnie, zaczynając od szyi. Czuła na ciele 

jego ruchliwy język. Po chwili Joe przesunął się niżej. Rowena 

myślała, że oszaleje, czując jego usta na koniuszkach piersi. 

Westchnęła głośno. 

- Już nie mogę dłużej, Joe... 

Ale on jej nie słuchał. Jego język odbywał niespieszną 

wędrówkę po ciele Roweny. Poznawał jego wzgórza i doliny. 

Docierał do najtajniejszych zakamarków. Rowena drżała 

spazmatycznie. 

- Joe, nie wytrzymam! Mam wrażenie, jakby ogień ogarniał całe 

moje ciało. 

- Przestań myśleć - szepnął, pieszcząc jej uda. -Rób to, co 

czujesz, że powinnaś. Sama bądź tym ogniem. 

Zamknęła oczy i zagryzła wargi. Zrobiła tak, jak kazał jej Joe. 

Nawet nie wiedziała, kiedy odnalazł do niej drogę. 

Chciała coś powiedzieć, ale nie znała słów na wyrażenie takiej 

rozkoszy. Do ust cisnęły jej się tylko krótkie okrzyki i westchnienia. 

- Chce mi się krzyczeć! - jęknęła. 

- To krzycz. Tutaj nikt nas nie usłyszy. Westchnęła głośno. 

Nagle poczuła tuż obok siebie nagie ciało Joe'ego. Nie miała pojęcia, 

kiedy udało mu się rozebrać. Zresztą to nie było ważne. Krzyknęła i 

przywarła do niego z całej siły. 

Następny okrzyk, który wyrwał się z jej ust, był okrzykiem bólu 

i szczęścia, Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje. Krótki ból 

RS

background image

169 

 

skończył się niemal natychmiast, a ona poczuła, że ogarnia ją fala 

rozkoszy. 

Objęła go mocno. Chciała zatrzymać w sobie jak najdłużej, 

może już na zawsze. Nawet nie przypuszczała, że seks może być 

czymś tak wspaniałym. Nagle odkryła w sobie olbrzymie pokłady 

energii. Słyszała nierówny oddech Joe'ego i zastanawiała się, skąd ma 

tyle siły, żeby dotrzymać mu kroku. 

W końcu padli obok siebie zupełnie wyczerpani. Rowena miała 

łzy w oczach. 

- Było cudownie - szepnęła. 

- Nie boli? - zaniepokoił się. 

Pokręciła przecząco głową. Joe pogładził ją po policzku i 

uśmiechnął się. 

- Moja piękna - szepnął. 

Minęła długa chwila, zanim odsłonili okna, pozbierali ubrania i 

poszli się wykąpać. Budził się nowy dzień. 

Hank Ryan spojrzał na siedzącego przy stoliku Joe'ego i potarł w 

zamyśleniu brodę. 

- Co cię gryzie? - spytał. 

- Nic. Zupełnie nic - odparł zniecierpliwiony Joe. 

- A jednak coś cię gryzie - powtórzył nie zrażony Hank. - Czy 

chodzi tylko o ciebie, czy również o Rowenę Willow? 

- O nikogo. To tylko twoją chora wyobraźnia! Joe sięgnął po 

piwo. Sam nie rozumiał, co się z nim dzieje. Przecież nareszcie zdobył 

piękną i zagadkową Rowenę Willow. Powinien się cieszyć. 

RS

background image

170 

 

Był jednak w kiepskim nastroju. Powoli zaczęło do niego 

docierać, że dzisiejszy ranek może zaważyć na Całym jego życiu. Już 

sam nie wiedział, co byłoby lepsze: zakochać się w dziewczynie, czy 

też szybko skończyć tę znajomość. 

- Hej, obudź się! - usłyszał głos Hanka. - Od paru dni zupełnie 

cię nie poznaję. 

Joe westchnął. 

- Wciąż jestem tym samym człowiekiem - skłamał. Ale Hank nie 

dał się na to nabrać. 

- Wiem, że coś się między wami dzieje - powiedział. - Mam 

tylko nadzieję, że nie zaważy to na śledztwie. 

Mario powiedział mu coś podobnego dzisiaj, po powrocie: 

„Pamiętaj, że masz jej bronić, a nie tylko się w niej podkochiwać". 

Czyżby miał tę miłość wypisaną na twarzy? 

- Możesz być tego pewny, Hank - mruknął. 

- Nie zapominaj, że jesteś policjantem-powie dział Hank. 

- Na urlopie - przypomniał mu Joe. 

- To nieważne. I tak musisz uważać na to, co robisz. 

Joe spojrzał ze zdziwieniem na kolegę. 

- O co ci chodzi? 

Hank wyciągnął oskarżycielski palec w jego stronę. 

- Spałeś z nią - stwierdził. - Pamiętaj, że nie tak łatwo chronić 

kogoś, z kim się sypia. 

RS

background image

171 

 

Joe poderwał się z miejsca. Chciał wyjść. Po chwili jednak 

zmienił zdanie i opadł ciężko na krzesło, które zatrzeszczało pod 

ciężarem jego ciała. 

Dopiero teraz zrozumiał, że Hank ma jakieś nowe informacje. 

- Gadaj, co wiesz - powiedział. 

- Ten facet z więzienia powiedział, że Tyhurst nienawidzi 

Roweny Willow. Jeszcze w celi snuł plany zemsty. 

Joe poczuł zimny pot na karku. Sięgnął po butelkę piwa i 

jednym haustem wypił resztę płynu. 

- Wierzysz mu? Hank rozłożył ręce. 

- Nie ma powodów, żeby kłamać. Chce mi się zrewanżować za 

to, co dla niego zrobiłem. Taka drobna przysługa. 

- Jakieś szczegóły? 

- Podobno Tyhurst śledził wszystkie jej ruchy jeszcze w 

więzieniu. Prowadził specjalne notatki. Nigdy jednak głośno nie 

powiedział, że chce się zemścić. 

- To wystarczy, Hank. Przydziel jej kogoś. Ryan potrząsnął 

głową. 

- Nie mam żadnych dowodów. Nie sądzisz chyba, że ktoś będzie 

wierzył jakiemuś złodziejaszkowi. 

Joe ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę myślał nad czymś 

intensywnie. 

- Masz racje - przyznał w końcu. - Nie powinienem zajmować 

się sprawą Roweny. Zrobię jednak wszystko, żeby ją obronić. 

RS

background image

172 

 

Joe musiał pilnie załatwić jakąś sprawę na mieście. Nie chciał 

przeszkadzać Rowenie, zostawił tylko kartkę z informacją. Jednak 

tego dnia nie dane jej było spokojnie pracować. W chwilę po wyjściu 

Joe'ego pojawił się Tyhurst. 

- Widziałem twojego chłopaka - powiedział, przekraczając próg. 

- Kogo? - spytała Rowena, mrugając oczami. Tyhurst 

uśmiechnął się szyderczo. 

- Wiem dokładnie, co to za facet - powiedział. 

- Wcale mnie to nie interesuje - stwierdziła chłodno. 

- To gliniarz z San Francisco. Sierżant. Na urlopie z powodu 

śmierci partnera - oznajmił Tyhurst. 

- Znam takich. Wszędzie węszą brudy. 

Rowena z trudem powstrzymywała się, żeby nie dać mu w 

twarz. 

- Posłuchaj, Eliot - zaczęła. 

- Ten facet zrobi wszystko, żeby dopiąć swego 

- przerwał jej. - Posunął się nawet do tego, żeby poświęcić 

kolegę. 

Tyhurst nie mówił już tak eleganckim językiem jak zwykle. 

Zacisnął pięści i mierzył wzrokiem dziewczynę. Dopiero po chwili 

przypomniał sobie, że musi się opanować. 

- Posłuchaj, Roweno - ciągnął już łagodniej. - To niemożliwe, 

żeby podobał ci się taki mężczyzna. 

Najchętniej zatrzasnęłaby mu teraz drzwi przed nosem. Niestety, 

weszli już do holu. Rowena nie wiedziała, jak go teraz wyprosić. 

RS

background image

173 

 

- Nie będę rozmawiała z tobą o moich gustach - powiedziała 

cofając się. 

Dopiero teraz jej oczy przywykły do światła. Zauważyła, że 

Tyhurst nie ogolił się i ma źle zawiązany krawat. 

- To nie jest tylko twoja sprawa - rzucił jej prosto w twarz. - Ten 

Scarlatti mnie nienawidzi. Zrobi wszystko, żebym wrócił do 

więzienia. 

- Skąd te przypuszczenia? 

- Nie jestem głupcem, Roweno. 

Cofnęła się jeszcze dalej. Nie, Tyhurst z całą pewnością nie 

należał do głupców. 

-Wiem, ale nie znasz szczegółów tej sprawy. Kiedy wyszedłeś z 

więzienia, sierżant Hank Ryan... pamiętasz go? 

Skinął głową, 

- Otóż sierżant Ryan wpadł na pomysł ratowania kolegi - 

ciągnęła. - Joe Scarlatti miał mnie chronić, a w rzeczywistości 

przechodzić intensywną terapię.  

- Chronić przede mną? - spytał nieufnie. 

- Zrozum, to był tylko pretekst. 

Czuła się dziwnie, mówiąc o Joe'em tak, jakby stanowił jeszcze 

jeden przypadek psychicznych powikłań. 

- To się nie trzyma kupy, Roweno. Ten Scarlatti chce mnie 

zniszczyć z powodów osobistych! 

RS

background image

174 

 

Rowena poczuła, że bankier nie blefuje. Przede wszystkim 

poraziła ją myśl, że Eliot Tyhurst wie o Joe'em coś, o czym ona nie 

ma pojęcia. 

- N... nie rozumiem - wyjąkała. 

- Więc ci nie powiedział? 

- Nie powiedział? O czym? 

Zadrżała, ale nie z zimna. Popołudnie było ciepłe, a ona miała na 

sobie sweter. 

- Przyjdź dzisiaj wieczorem do mojego hotelu -poprosił. - 

Powiem ci wszystko, co wiem, Wtedy zrozumiesz, dlaczego jesteś mi 

potrzebna. 

Poczuła nagłe drapanie w gardle. Chrząknęła. Ciekawość 

walczyła w niej ze strachem. 

- Nie mogę - powiedziała w końcu. 

- Proszę cię. Przecież to tylko kolacja. Wahała się jeszcze 

chwilę. 

- Dobrze - zgodziła się. - Ale nie przyjeżdżaj po mnie. Sama 

przyjdę. 

- Zgoda. - Uśmiechnął się. - Restauracja w hotelu jest bardzo 

dobra i zwykle zatłoczona. Nie musisz się więc niczego obawiać. 

Rowena wzruszyła ramionami. 

- Przecież wierzę, że stałeś się innym człowiekiem. Tyhurst 

spojrzał na nią nieufnie. 

- A Joe Scarlatti? On także w to wierzy? Czy przypadkiem nie 

uległaś jego wpływom? 

RS

background image

175 

 

Rowena wzruszyła ramionami. Tyhurst uznał, że tym razem 

zbytnio się zagalopował. Poprawił krawat i spojrzał na nią. 

- Przepraszam. Jestem ostatnio trochę nieswój. Będę na ciebie 

czekał o ósmej. 

- Dobrze. — Skinęła głową. 

Joe odnalazł Tyhursta w restauracji hotelu. Miał zamiar zamienić 

z nim parę słów. 

- Wcale nieźle, jak na kogoś, kto zupełnie niedawno wyszedł z 

pudła - zaczął rozmowę. 

Tyhurst zmierzył go zimnym wzrokiem. 

- Ja nie jestem zwykłym przestępcą, panie Scarlatti - odparł. 

Joe gwizdnął. 

- Więc już się znamy. No, no, co za przenikliwość. 

- Musiałem sprawdzić, kto mnie śledzi - westchnął Tyhurst. - 

Czuję się zupełnie niewinny i... 

- Posłuchaj, draniu - warknął Joe. - Wiem, że chcesz się zemścić 

na Rowenie. Ale radzę ci, trzymaj swoje brudne łapska z daleka. 

Tyhurst zacisnął zęby. Nawet się nie skrzywił. Wyglądał jak 

typowy biznesmen. 

- Jeden fałszywy ruch, Scarlatti, a wylądujesz na bruku - syknął. 

- Już nikt nie przyjmie cię do pracy w policji. 

Joe wzruszył ramionami. 

- Wszystko mi jedno. 

- Wiem. Dużo bardziej zależy ci na Rowenie -stwierdził Tyhurst. 

- Nic jej nie grozi. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. 

RS

background image

176 

 

Spojrzał znacząco na Joe'ego. Być może miał rację. Ale Joe 

przecież starał się postępować uczciwie. 

- Radzę dotrzymać tej obietnicy - powiedział Joe. 

Tyhurst uśmiechnął się pogardliwie i pochylił nad talerzem. 

- Postaram się. Do widzenie, sierżancie. 

Kiedy Rowena otworzyła mu drzwi, Joe zauważył dwie rzeczy. 

Po pierwsze, wspaniałą kaskadę rozpuszczonych włosów. Po drugie, 

zacięty wyraz spokojnej zwykle twarzy. Dziewczyna była 

najwyraźniej zła. I to właśnie na niego. 

Od razu przy wejściu chciała mu coś powiedzieć. Zrezygnowała 

jednak i ruszyła na górę. 

- Idziesz po topór, żeby uciąć mi głowę? - spytał. Spojrzała na 

niego błyszczącymi z gniewu oczami. 

- Świetny pomysł - mruknęła. 

- O co znowu chodzi? Spóźniłem się? Potrząsnęła głową. 

- Niby na co? Zostawiłeś kartkę z informacją, że będziesz 

później. Nie mogłeś się spóźnić, skoro nie napisałeś, kiedy wracasz. 

- Widzę, że nie jesteś zaborcza. — Joe próbował zmienić temat. 

- Przestań żartować, Joe - sarknęła. - Mam już ciebie dość! 

Joe chciał rzucić jakąś kąśliwą uwagę, ale zrezygnował. Rowena 

zasługiwała na lepsze traktowanie! Coś rzeczywiście musiało się 

wydarzyć. 

- Może wobec tego porozmawiajmy - zaproponował. 

Skinęła głową bez słowa i ruszyła na górę. Po chwili znaleźli się 

w bibliotece. Patrzyły na nich niezliczone szklane oczy. Martwe ptaki 

RS

background image

177 

 

były jak niemi świadkowie. Joe pomyślał, że szykuje się naprawdę 

poważna rozmowa. 

- Dobrze, wobec tego słucham - powiedział, siadając na wielkim 

krześle. 

Rowena podeszła do okna. Stała odwrócona do niego plecami. 

Joe pomyślał, że jeszcze tak niedawno trzymał ją w ramionach. 

- Twoi dziadkowie - zaczęła - Mario i Sofia Scarlatti stracili 

oszczędności na skutek machinacji Tyhursta. 

Joe siedział oniemiały. Więc dowiedziała się. Ale jak? Sam 

chciał jej to powiedzieć w odpowiednim czasie. Na razie nie 

pozwalała mu na to duma i lojalność wobec rodziny. Miał zamiar 

przedstawić ją babci. 

Joe skinął głową. 

- To prawda. Chciałem ci o tym powiedzieć. 

- Ale nie powiedziałeś - przerwała mu. - Dlaczego? 

- Moja rodzina jest bardzo dumna. Poza tym sprawa nie 

dotyczyła mnie osobiście. Chciałem się naradzić z Mariem i babcią - 

tłumaczył. 

Rowena potrząsnęła głową. 

- Czy nie rozumiesz, że nie powinieneś zajmować się tą sprawą? 

- Dlaczego? 

Odwróciła się i spojrzała na niego ze złością. 

- Dlaczego? Bo to ty chcesz się zemścić, nie Tyhurst! 

- Roweno! 

Zaczęła niespokojnie krążyć po pokoju. 

RS

background image

178 

 

- Myślałam, że jesteś obiektywny. Że chodzi ci tylko o tę pracę - 

powiedziała z wyrzutem! - Nie sądziłam, że w grę wchodzą osobiste 

pobudki. 

- Ależ - próbował jej przerwać. 

- Ufałam ci! 

Joe podniósł się z miejsca i usiłował zbliżyć się do Roweny, ale 

uciekła w stronę drzwi. 

- Masz rację, powinienem ci był powiedzieć. Ale nie chciałem 

opowiadać o błędach dziadków komuś takiemu jak ty. 

Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy. 

- To znaczy jakiemu? Joe westchnął. 

- Mam wrażenie, że nie jesteś zbyt wyrozumiała dla tych, 

którym się nie powiodło - powiedział spuściwszy oczy. 

Odpowiedział mu trzask zamykanych drzwi. O dziwo, Joe nie 

przejął się zbytnio zniknięciem dziewczyny. Być może postąpił źle, 

nie zdradzając tajemnic rodzinnych. Ale przecież zawsze jest tak, że 

nie wszystko się komuś mówi. Po tej sprzeczce przyjdą następne. 

Muszą się nauczyć jakoś z tym żyć. 

Zaczął się zastanawiać, skąd Rowena dowiedziała się o 

dziadkach. Przecież prawie nikt o tym nie miał pojęcia. Nagłe coś 

zaświtało mu w głowie. Joe otworzył drzwi i krzyknął: 

- Wiesz o tym od Tyhursta, prawda?! Zawołał ją znowu, ale i 

tym razem odpowiedziała mu cisza. 

 

 

RS

background image

179 

 

Rozdział  11 

 

W chwili gdy znalazła się w hotelu Tyhursta, opadła z niej cała 

złość. Czuła się wyczerpana. Jeszcze nigdy z nikim tak się nie 

pokłóciła. 

Słowa Joe'ego dźwięczały w jej uszach. Czy rzeczywiście 

brakowało jej wyrozumiałości wobec tych, którym się nie powiodło? 

Rowena szczyciła się tym, że nie wystawia innym cenzurek. 

Ale czy całe jej życie nie stanowiło swego rodzaju oceny? 

Zarówno rodzice, jak i Adelajda umarli bez grosza przy duszy. Czy 

ona nie starała się naprawić ich błędów? 

Chciała podejść do recepcji, ale już po chwili dostrzegła 

Tyhursta. Miał na sobie elegancki garnitur. Jego szpakowate włosy 

lśniły od brylantyny. 

- Uroczo wyglądasz. 

Rowena nie wiedziała, o co mu chodzi. Przed wyjściem zdążyła 

tylko związać włosy, ale nie miała czasu, żeby się umalować. Nie 

zmieniła też wygodnej sukienki, którą nosiła w domu. 

Tyhurst po prostu zabiegał o jej względy. Ktoś taki jak Joe 

Scarlatti nie zwykł mówić kobietom komplementów. Rowena nigdy 

nie widziała go też w garniturze. 

Znowu przypomniało jej się kłamstwo Joe'ego. Zacisnęła usta. 

Nie, to nie było kłamstwo, raczej przemilczenie. 

- Coś ci dolega? - spytał Tyhurst. Spróbowała się uśmiechnąć. 

RS

background image

180 

 

- Nie, nic takiego - odparła. - Jak zwykle, praca. Podał jej ramię. 

Po chwili znaleźli się w sporej, 

chociaż dosyć zacisznej sali restauracyjnej. Rowena nie zwracała 

jednak uwagi na otoczenie. Usiadła i natychmiast poprosiła o wodę 

mineralną. 

Tyhurst zamówił whisky z lodem i spojrzał na nią uważnie. 

- Nie musisz mi mówić o dziadkach Joe'ego - zaczęła 

gwałtownie. - Wiem wszystko. 

- Ale nie od niego - powiedział Tyhurst z pewną siebie miną. 

Rowena skinęła głową i zamknęła oczy. Było jej słabo. Nerwy 

miała zszarpane wydarzeniami ostatnich dni. Te ciągłe spotkania, 

rozmowy. I w dodatku jeszcze dziś rano kochała się po raz pierwszy! I 

to z kim? Ze zwykłym kłamcą! 

- Sama to sprawdziłam - powiedziała po chwili. 

- Z pomocą komputera? - spytał. Potwierdziła raz jeszcze. 

- Mario Scarlatti zmarł dwa lata temu. Czoło Tyhursta pokryło 

się zmarszczkami. 

- Bardzo mi przykro. 

- Naprawdę? Wzruszył ramionami. 

- Co mam powiedzieć? Rowena poruszyła się niespokojnie. 

- Zresztą wszystko mi jedno. I tak nie mogę dla ciebie pracować. 

Jeśli chcesz, żebym sobie poszła, mogę to zrobić teraz. 

Tyhurst schwycił ją za rękę i spojrzał błagalnie w oczy. 

RS

background image

181 

 

- Nie, nie wychodź - powiedział. - Chcę jeszcze z tobą 

porozmawiać. Ja się naprawdę zmieniłem, Roweno. A wszystko to 

zawdzięczam tobie. 

Kolacja skończyła się dosyć wcześnie. Eliot Tyhurst starał się 

zabawiać Rowenę rozmową, ale ona nie zwracała na niego uwagi, 

Czuła, że ta znajomość zbliża się do końca. Po niecałej godzinie 

podziękowała mu za towarzystwo i raz jeszcze zapewniła, że było jej 

miło się z nim spotkać. 

Po wyjściu z hotelu złapała taksówkę i podała adres zajazdu 

Maria. Tuż obok znajdowało się mieszkanie Sofii Scarlatti. Rowena 

chciała z nią się spotkać. 

Nad miastem pojawiła się mgła. Dochodziła dziewiąta. Rowena 

zapłaciła i wysiadła z taksówki. Wciągnęła w nozdrza wilgotne 

powietrze. 

Postanowiła, że najpierw sprawdzi, czy babka Joe'ego nie śpi, a 

następnie zdecyduje, co robić dalej. Czy od razu powiedzieć, po co 

przyszła, czy może przedstawić się jako znajoma Joe'ego? 

Otworzyła furtkę i przeszła przez maleńki ogródek. Na parterze 

paliło się światło, ale okna dwóch pozostałych pięter były ciemne. 

Dziewczyna zawahała się. 

- Możesz wejść. - Joe Scarlatti stanął tuż za nią. Omal nie 

krzyknęła. Zasłoniła tylko usta dłonią. Joe pojawił się jak duch. 

Czarny sweter i spodnie opinały jego muskularne ciało. 

Była na niego wściekła. Tak się jej przynajmniej wydawało. 

RS

background image

182 

 

- Babcia jest nocnym markiem - dodał, widząc jej niepewną 

minę. 

- Śledziłeś mnie? 

- Mhm. 

- Od samego początku? 

- Domyśliłem się, dokąd poszłaś. 

- Ale - wyrwało jej się. 

Joe położył dłoń na jej ramieniu. 

- Czasami potrafię się zachowywać jak policjant 

- powiedział. - A poza tym nie mam zamiaru wydać cię na 

pastwę Tyhursta, choćbyś nawet była na mnie zła. 

Rowena zagryzła wargi. 

- Wciąż jestem na ciebie wściekła. Przysunął się bliżej. 

- Nieprawda - szepnął jej do ucha. 

Chciała zaprzeczyć i powiedzieć Joe'emu, żeby sobie poszedł, 

ale on przycisnął już guzik domofonu. 

- Pronto? 

- Babciu, jest tutaj moja, hm... przyjaciółka. Chciałaby z tobą 

porozmawiać. 

Sofia Scarlatti mówiła po włosku. Joe również przeszedł na ten 

język. Po chwili drzwi się otworzyły. 

- Wejdź, moja droga - powiedziała starsza pani. 

- Joe'emu nie zaszkodzi, jak pooddycha sobie świeżym 

powietrzem. 

RS

background image

183 

 

Zamknęła wnukowi drzwi przed nosem i wskazała Rowenie 

drogę. 

- Ładna suknia - stwierdziła, widząc dziewczynę w pełnym 

świetle. 

- Jadłam kolację w restauracji - wyjaśniła. 

- Ale chyba nie z moim wnukiem? Tam, gdzie on chodzi, wręcz 

nie wypada elegancko się ubierać. 

-  Nie, byłam... 

- Obedrę go ze skóry za te dżinsy. Czy zauważyłaś, że są 

porwane? Tyle razy powtarzałam mu, że je zaszyję. 

- Nazywam się Rowena Willow - zdołała wtrącić dziewczyna. 

Sofia Scarlatti pokiwała głową.   

- Wiem, drogie dziecko. Joe mi powiedział. Ale nawet gdyby 

tego nie zrobił, pamiętałabym cię z procesu. 

- Procesu Eliota Tyhursta? 

- Oczywiście - odparła starsza pani. - Byłam w sądzie tylko raz i 

zapamiętałam to na całe życie. 

Sofia Scarlatti wskazała fotel w niewielkim salonie. Rowena 

usiadła. Dopiero teraz mogła przyjrzeć się swojej gospodyni. Na jej 

twarzy nie było widać śladów goryczy. Babka Joe'ego nie wyglądała 

na kogoś, kto potrafi się długo czymś zamartwiać. Mocna szczęka i 

śmiałe spojrzenie znamionowały silną osobowość. 

- Napijesz się brandy? 

RS

background image

184 

 

Rowena skinęła głową. Z opowieści Joe'ego wynikało, że babka 

ma około osiemdziesięciu lat. Poruszała się jednak sprawnie i szybko. 

Poza tym miała pogodną twarz. 

Sofia Scarlatti napełniła kieliszki. 

- No to na pohybel Tyhurstowi - powiedziała, podnosząc swój do 

ust. 

Rowena spróbowała. Brandy paliła ją w gardle. Nie była 

przyzwyczajona do mocnych alkoholi. 

- Oszukał panią, prawda? 

- Żeby tylko mnie. Oszukał setki starych ludzi, którzy mieli 

nieszczęście mu zaufać. 

Rowena westchnęła. 

- Tak, rzeczywiście był w tym dobry - przyznała. 

- To zwyczajna grabież! 

Sofia Scarlatti rozłożyła ręce. 

- Jeśli wychodzę na ulicę, biorę ze sobą najwyżej parę dolarów - 

powiedziała. - Ale ten człowiek zabrał nam wszystko. Po prostu 

uwierzyliśmy mu i teraz musimy ponosić konsekwencje. 

Rowena wypiła kolejny łyk brandy. Szło jej coraz lepiej. 

- Nie powinna pani mieć sobie nic do zarzucenia - zapewniła ją 

dziewczyna. - Tyhurst był bardzo sprytny. Rozszyfrowanie jego 

systemu zajęło mi wiele czasu. 

Sofia Scarlatti westchnęła. 

RS

background image

185 

 

- Może masz rację, drogie dziecko. Postanowiłam jednak, że już 

nigdy nie popełnię takiego błędu. -Babka Joe'ego zmarszczyła brwi. - 

Zresztą to mi już nie grozi. Straciłam wszystkie pieniądze. 

Rowena pochyliła się w stronę starszej kobiety, 

- Ale inni nauczyli się czegoś na pani błędach - powiedziała z 

przekonaniem. - Poza tym Tyhurst nie ma już wstępu do świata 

biznesu. 

Babka Joe'ego uśmiechnęła się. 

- Nic mi po tym, wolałabym odzyskać moje pieniądze, 

Rowena skinęła głową. 

- Rozumiem. Być może jest jakiś sposób - powiedziała z 

głębokim namysłem. - Kiedyś uczyli mnie w szkole, że w przyrodzie 

nic nie ginie. To samo można chyba powiedzieć o finansach. 

Ale Sofia Scarlatti nie słuchała jej wywodów. 

- Joe uważa, że mój mąż umarł z powodu tej całej sprawy. 

Dostał zawału serca - wyjaśniła, widząc zdziwioną minę dziewczyny. 

- Oczywiście Mario od lat cierpiał na nadciśnienie. Życie nie 

szczędziło mu przykrych niespodzianek. Ta z Tyhurstem wcale nie 

należała do najgorszych. 

Sofia Scarlatti wypiła łyk brandy i spojrzała na Rowenę. 

- Wiesz, mój Joe potrzebuje dobrej kobiety. Dziewczyna 

rozłożyła ręce w bezradnym geście. 

- Niestety, ja nie potrafię nawet upiec pizzy. 

- To nic. Najważniejsze, że znasz się na finansach! 

RS

background image

186 

 

Joe spojrzał na Rowenę, siedzącą w jego samochodzie. Przed 

chwilą wyszli z domu babci, która starym zwyczajem wcisnęła mu 

jakieś jedzenie. Dziewczyna błądziła myślami gdzie indziej. W drodze 

do samochodu podzieliła się z nim tylko wiadomością, że w 

przyrodzie nic nie ginie, a potem milczała jak grób. 

- Jak było? - spytał. 

Rowena wyjrzała za okno. W dalszym ciągu nad czymś myślała 

i nie chciała, żeby jej przeszkadzał. Joe był jednak bardzo ciekawy. 

- Od razu zauważyłem, że cię polubiła - powiedział. - Inaczej nie 

wyciągnęłaby brandy. 

Nic. Milczenie. Joe spojrzał na spory pakunek z jedzeniem. 

- Nie wiem, co to jest, ale na pewno dobre. Babcia świetnie 

gotuje. Poznała nawet kuchnię meksykańską. Jej taco lasagna to 

prawdziwe dzieło sztuki. 

Odpowiedziała mu cisza. Spojrzał na Rowenę. Parę niesfornych 

kosmyków tworzyło wokół jej głowy coś w rodzaju aureoli. 

- Czego chciał od ciebie Tyhurst? 

Dotarli właśnie na Telegraph Hill. Joe zaparkował i wyłączył 

silnik, ale dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. 

- Roweno! 

Żadnej reakcji. Joe dotknął jej ramienia. Aż podskoczyła. 

- Co się stało? - spytał zaniepokojony Joe. Spojrzała na niego 

nieobecnym wzrokiem. 

- Przepraszam. Myślałam o czymś. 

RS

background image

187 

 

Dopiero po chwili zrozumiała, gdzie się znajdują. Patrzyła to na 

Joe'ego, to na ulicę, aż przypomniała sobie wszystko. Ale kiedy 

wysiadła, ruszyła w złym kierunku. 

Joe wyskoczył z samochodu i chwycił ją za ramiona. Nie 

zwracała uwagi na otoczenie. 

- Nie tu. Mieszkasz tam. - Wskazał olbrzymie gmaszysko. 

Poszła automatycznie we wskazanym kierunku. Zachowywała 

się jak robot albo przybysz z obcej planety. Udało się jej jednak 

otworzyć drzwi i zapalić światło. 

Joe pomyślał, że Rowena pewnie w ogóle nie zauważy jego 

obecności. Ruszył za nią, zbierając po drodze różne rzeczy 

dziewczyny. Portmonetka leżała przy furtce, a przy drzwiach znalazł 

notes, który wypadł jej pewnie z torebki, kiedy wyjmowała klucze. 

Gdyby nie informator Hanka, zostawiłby ją teraz w spokoju. 

Nigdzie nie dostrzegł nawet śladu Tyhursta. 

Joe pomyślał, że czeka go długa noc. Miał ochotę na kawę. 

Wszedł do kuchni, gdzie, jak mu się zdawało, powinny być Mega i 

Bajt. Lubił koty, a poza tym dokarmiał je czasami, kiedy Rowena 

pracowała. 

- Hej, kociaki! Mega, Bajt, gdzie jesteście? 

Czy wszyscy się dzisiaj sprzysięgli, żeby mu nie odpowiadać? 

Mruknął pod nosem jakieś przekleństwo, ale stłumiony hałas sprawił, 

że nadstawił uszu. Ze spiżarni dobiegało jakieś drapanie. Joe rozejrzał 

się czujnie. 

RS

background image

188 

 

Otworzył drzwi spiżarni. Koty wybiegły stamtąd natychmiast. 

Wyglądały na zaniepokojone. Przecież nie mogły, do licha, same 

zamknąć się w spiżarni! Joe skoczył w stronę schodów. Uważał przy 

tym, żeby cały czas pozostawać w cieniu. 

Był w połowie schodów, kiedy usłyszał krzyk. 

- Nie wrzeszcz - warknął Tyhurst. 

Rowena cofnęła się w stronę komputera. Cała drżała. 

- Wystraszyłeś mnie. 

- Tak byłaś zajęta szukaniem czegoś na mój temat, że nic nie 

słyszałaś - powiedział, wskazując komputer. -I co, znalazłaś sposób, 

żeby mnie zniszczyć?  

Oblizała wargi. Serce waliło jej jak oszalałe. Tyhurst musiał 

posłużyć się kluczem, który zostawiła przed drzwiami. A przecież Joe 

ostrzegał ją. 

Wystarczyło jedno spojrzenie na Tyhursta, żeby zrozumieć, po 

co tu przyszedł. Wiedziała już, że się nie zmienił. Joe i tym razem 

miał rację. 

- Znalazłaś coś? - spytał.  

Nie chciała kłamać. 

- Właśnie dziś uderzyła mnie myśl, że tak duże pieniądze nie 

mogiły zniknąć ot tak sobie - powiedziała, patrząc mu w oczy. - 

Znalazłam twoje konto osobiste. Jest tam jeszcze pół miliona dolarów. 

Nie powiedziałeś o tym w sądzie. Świadomie zataiłeś. 

- Oczywiście - mruknął, zbliżając się do niej. Tyhurst nie 

wyglądał już jak dżentelmen. Raczej jak dzika bestia. Źrenice mu się 

RS

background image

189 

 

zwęziły. Wargi wykrzywiły się, odsłaniając zęby. Ale najgorsze były 

oczy - oczy, które płonęły nienawiścią. 

Usiłowała się cofnąć, ale okazało się, że za nią znajduje się stół. 

Zastanawiała się, czy Joe usłyszał jej krzyk. I czy w ogóle był na 

dole? 

Tyhurst zbliżał się do niej krok po kroku. Dziewczyna 

próbowała uspokoić rozdygotane nerwy i powstrzymać go choć na 

chwilę. 

- Nigdy nie chciałeś mnie zatrudnić - powiedziała słabym 

głosem. - Chodziło tylko o sprawdzenie, czy nie wiem czegoś na 

temat konta. 

- Bzdury! Niczego nie mogłaś wiedzieć! Inaczej od razu 

pobiegłabyś na policję. 

Tyhurst uśmiechnął się ponuro i sięgnął do kieszeni eleganckiej 

marynarki. 

- Nie, kochanie, Chodziło mi o coś innego. Ujrzała błysk metalu. 

- O co? - spytała szeptem. 

Tyhurst odbezpieczył pistolet. 

- O zemstę! - wykrzyknął. 

Rowena wiedziała, że musi zyskać na czasie, 

- I tak nie uda ci się wymknąć - powiedziała, - Policja domyśla 

się wszystkiego. 

Tyhurst pokręcił głową.     

RS

background image

190 

 

- Nie doceniasz mnie - odparł. - Przecież i tak nie mógłbym 

korzystać tutaj z moich pieniędzy. Jeszcze dzisiaj wyjeżdżam za 

granicę. Dlatego muszę się spieszyć. 

Rowena poczuła za sobą twardy kant biurka. Joe nie nadchodził. 

Wydawało jej się, że już wszystko stracone. 

- Więc... chcesz mnie zastrzelić - raczej stwierdziła, niż spytała. 

-Ku jej zaskoczeniu, Tyhurst pokręcił przecząco głową. Jego 

twarz znów stała się układną maską. Tyle że Rowena wiedziała już, co 

się za nią kryje. 

- Ależ nic podobnego - odparł, patrząc na nią niewinnie. - Po co 

mi listy gończe? Wolę upozorować wypadek. 

Tyhurst był tuż-tuż. Nawet nie próbowała się bronić. Była 

sparaliżowana strachem. W ciemnej lufie pistoletu czaiła się śmierć. 

Bez protestów pozwoliła sobie związać ręce. 

- Przez trzy lata śniłem o tej chwili - wycedził zimno Tyhurst. - 

Wprost nie mogłem się doczekać. No, teraz dobrze - dodał, 

sprawdzając węzeł. 

- Upadłeś niżej, niż mogłam to sobie wyobrazić - powiedziała, 

patrząc na jego wykrzywioną grymasem twarz. - Żal mi cię, Eliot. 

Chwycił ją za włosy. Krzyknęła z bólu. W jej oczach pojawiły 

się łzy. 

- Ty dziwko! Zamilcz! 

Przewrócił ją na podłogę i zaczął wiązać nogi. Rowena uderzyła 

się w łokieć, ale zupełnie nie czuła bólu. Kiedy skończył, pchnął ją 

kopniakiem pod stół. 

RS

background image

191 

 

- Możesz zdychać pod swoim komputerem! Chciała znowu 

krzyknąć, ale nie mogła. Tyhursta już nie było w pokoju. Poczuła 

dym. 

Gdzie, do diabła, podziewał się Joe?! 

Z trudem udało jej się wydostać spod stołu. Zewsząd otaczał ją 

dym. Poza tym czuła zapach benzyny. Zaczęła boleć ją głowa. Czuła 

mdłości. 

- Joe! - krzyknęła wreszcie. Nikt jej nie odpowiedział. 

Przez moment walczyła z bólem, ale w końcu udało jej się usiąść 

przy biurku. Nie wiedziała, po co to robi. Przecież i tak nie zdoła się 

sama uratować! 

Miała teraz lepszy widok na pokój. Ogień objął już firanki i 

zasłony. Drewniane meble trzeszczały w płomieniach. 

Nagle coś przyszło jej do głowy. Uklękła i otworzyła zębami 

szufladę, w której trzymała sztylet po dziadku. Służył jej zwykle do 

otwierania kopert. Następnie odwróciła się tyłem i już po chwili 

trzymała go w związanych rękach. Rzuciła go na podłogę i sama 

uklękła. 

Płomienie zaczęły ogarniać coraz to nowe części pokoju. Cała 

była zlana potem. Kaszląc i wijąc się z bólu, zaczęła przecinać linkę, 

którą Tyhurst związał jej kostki. 

Była mocna. Zbyt mocna. 

Do oczu napłynęły jej łzy. Czy Joe pospieszy jej na ratunek? A 

może już nie żyje, zabity przez Tyhursta? Czuła jednak, że nie 

zostawił jej samej i nie pojechał do domu. 

RS

background image

192 

 

- Joe!!! 

Znowu usiłowała przeciąć linkę. Udało się! Chciała krzyczeć z 

radości. Kiedy jednak próbowała wstać, runęła jak długa na drewnianą 

podłogę. Poczuła tuż obok języki ognia. Szybko przeczołgała się w 

bezpieczniejsze miejsce. 

Okazało się, że Tyhurst związał ją w dwóch miejscach. Zrobił to 

tak, że nawet tego nie poczuła. 

Spojrzała na leżący Obok nóż. Nie, nie miała żadnych szans. 

Nagle jej wzrok spoczął na pełznących w jej stronę płomieniach. 

Niewiele myśląc zagryzła wargi i wyciągnęła nogi w ich kierunku. 

Po chwili była już wolna. 

Nawet nie krzyknęła. Z warg zaczęły spływać strumyczki krwi. 

Postanowiła, że się nie podda. Ruszyła w stronę drzwi. Nagle na 

dole odezwał się głuchy wystrzał. 

- Nie!!! 

Drzwi stały w płomieniach. Miała odciętą drogę. 

- Roweno! - usłyszała znajomy głos. 

- Jestem tutaj! - krzyknęła. 

Joe pojawił się jak widmo w chmurze ognia i dymu. Rowena 

potknęła się i padła mu w ramiona. Syknął, ale utrzymał jej ciężar. 

Dopiero po chwili zauważyła, że jest cały zakrwawiony. 

- Co się stało? - spytała. 

Joe rozejrzał się dokoła. Po chwili zauważył sztylet na podłodze. 

Podniósł go lewą ręką i przeciął linkę na jej rękach. 

- To Tyhurst - powiedział. - Szybko, musimy się stąd wydostać. 

RS

background image

193 

 

- Uciekł? 

Joe pokręcił głową. 

- Zrzuciłem go z pierwszego piętra na beton. Pewnie połamał 

sobie wszystkie kości, ale myślę, że żyje. 

Drewniane karnisze runęły z hałasem na podłogę. Snop iskier 

posypał się w ich stronę. Rowena dopiero teraz uświadomiła sobie ,że 

nie są jeszcze bezpieczni. 

- Możemy spróbujemy przez okno - powiedziała. Joe pokręcił 

głową. 

- Nie dam rady. 

Plastikowy globus, stojący na szafie zaczął kopcić jak świeca 

dymna. Oboje spojrzeli na niego z niepokojem. 

- Zaraz się udusimy - powiedziała. 

Joe rzucił się do tylnego okna, nie tkniętego jeszcze przez 

płomienie. Jednym ruchem zerwał z niego zasłonę. Rowena domyśliła 

się, co chce zrobić. 

- Przytul się do mnie - rzucił. 

Przylgnęła do niego mocno. Przeprawa przez ogień musiała 

trwać kilka sekund, ale jej się wydawało, że minęły godziny. 

Płomienie nadpaliły jej włosy. Czuła na ciele ich piekące liźnięcia. W 

końcu znaleźli się po drugiej stronie. Zaczęła kaszleć i wycierać 

policzki. 

- Joe! Joe! Nic ci nie jest?! Odwrócił się do niej. 

- Joe! 

- Wszystko w porządku, złotko, ale nic nie widzę - powiedział. 

RS

background image

194 

 

Rowena osunęła się na podłogę z głuchym jękiem. W oddali 

odezwały się pierwsze syreny wozów strażackich. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

195 

 

Rozdział 12 

 

Rowena krążyła wokół sali, w której leżał Joe. Minęła już 

północ. Poza nią w szpitalu znajdowali się jeszcze Hank Ryan, Sofia 

Scarlatti i Mario. 

Życiu Joe'ego nie zagrażało niebezpieczeństwo. Kula przeszła 

przez prawe ramię, nie naruszając kości. Lekkie zatrucie czadem nie 

groziło poważnymi konsekwencjami. Nawet poparzenia nie były zbyt 

rozległe. 

Ale Joe wciąż nie widział. 

Lekarze nie wiedzieli, co spowodowało utratę wzroku. 

Powiedzieli tylko, że trzeba czekać. 

Rowena zatrzymała się i usiadła na krześle. Zamknęła oczy. 

Była zupełnie wyczerpana. 

- Może poproszę, żeby zajął się panią jakiś lekarz - usłyszała 

głos Hanka. 

Potrząsnęła głową. 

- Nie. Nic mi nie jest. 

Zaczęła rozcierać zdrętwiałe nadgarstki. Miała wrażenie, że 

wciąż są związane niewidzialną liną. Czuła drapanie w gardle - 

smutne wspomnienie po pożarze. 

Dopiero teraz zainteresowała się dalszym przebiegiem 

wypadków. 

- Co z Tyhurstem? - spytała. 

RS

background image

196 

 

- Ma złamane obie nogi. Jest pod nadzorem w szpitalu - odparł 

Hank. - Tym razem oskarżę go o próbę zabójstwa. 

Rowena chciała poderwać się z miejsca, ale nogi odmówiły jej 

posłuszeństwa. Hank spojrzał na nią. Coś musiało ją bardzo 

zaniepokoić. 

- A koty? - spytała. - Czy nic im się nie stało? Grube usta Hanka 

rozciągnęły się w uspokajającym uśmiechu. 

- Jakoś udało im się uciec - powiedział. - Zaopiekował się nimi 

pani sąsiad. Mówił, że jest weterynarzem. 

Odetchnęła z ulga. 

- Poza tym - ciągnął Hank - nic im nie groziło. Straż szybko 

ugasiła ogień. Spaliło się praktycznie tylko ostatnie piętro. 

- Moja pracownia i sypialnia - westchnęła. Hank skinął głową. 

- Ma się pani gdzie zatrzymać? 

- Nie myślałam jeszcze o tym. 

- Proszę przyjąć zaproszenie od mojej żony. Zaraz przyniosę 

pani kawy - dodał szybko, chcąc uprzedzić wszelkie protesty. - Na 

pewno dobrze pani zrobi... 

- Ale ja nie piję kawy. 

Hank uśmiechnął się ponownie. 

- Joe jeszcze pani nie nauczył? Niemożliwe. Wobec tego 

poszukam herbaty. 

- Najlepiej ziołowej - dodała. 

RS

background image

197 

 

Hank Ryan odszedł, kręcąc ze zdziwienia głową. W tym 

momencie pojawiła się przy niej Sofia Scarlatti. Staruszka ścisnęła 

mocno jej ramię. 

- Nic mu nie będzie - powiedziała. - Rozmawiałam właśnie z 

lekarzem. 

- A oczy? Sofia westchnęła. 

- Jeszcze nie wiadomo. Jeśli sprawa się nie wyjaśni, zrobią mu 

rano badania. - Spojrzała na nią.-Nie siedź tu całą noc, dziecko. 

- Chciałabym jeszcze zobaczyć Joe'ego. 

Z windy wysiadł właśnie Hank Ryan. Trzymał w dłoni tackę z 

parującym kubeczkiem. Rowena odruchowo oblizała wargi. Sama nie 

wiedziała, że tak jej się chce pić. 

Hank miał zafrasowana minę. 

- Niestety, jest tylko kawa z automatu - oznajmił. - Herbatę 

można kupić w barze na pierwszym piętrze. Ale oczywiście zamykają 

go na noc. 

Rowena sięgnęła po kubeczek i wypiła pierwszy łyk. O dziwo, 

kawa smakowała znakomicie. 

- Może cukru? - Hank wskazał dwie kostki leżące na tacy. 

- Nie, dziękuję. 

Weszła do pierwszego pokoju po prawej stronie. Joe chyba spał. 

Pochyliła się nad nim. Dwie łzy spłynęły po jej policzkach.    

Joe wyciągnął rękę. Podała mu swoją dłoń. 

- Wciąż tu jesteś? 

- Teraz ja muszę stać na straży. Uśmiechnął się lekko. 

RS

background image

198 

 

- Czuję kawę. To pewnie Mario. 

- Nie. To moja kawa. Hank mi ją przyniósł. Joe zachichotał. Nie 

mogła w to uwierzyć, ale po chwili zaśmiał się głośniej. 

- No proszę, proszę. Życie jest jednak pełne niespodzianek! 

Nic nie odpowiedziała. Cieszyła się tylko, że nie opuszcza go 

dobry humor.                      

- Nie musisz tu tkwić całą noc - zauważył w końcu Joe. - Idź 

odpocząć. 

Rowena nie dała się zwieść jego szorstkiemu tonowi. Wiedziała, 

że Joe nie chce być dla niej ciężarem. 

- Zostanę przy tobie - powiedziała. 

Ale Joe już jej nie słyszał, zasnął z wyczerpania. 

Rowena trzymała się dzielnie. Dopiero kiedy koło drugiej 

zaczęła drzemać na krześle, dała się przekonać, że nie powinna dłużej 

siedzieć w szpitalu. Mario i Sofia zabrali ją do siebie. 

Na miejscu zdecydowali we trójkę, że Rowena powinna zająć 

mieszkanie nad restauracją, ponieważ tego właśnie życzyłby sobie 

Joe. (Kiedy tydzień później oznajmiła mu o tym, powiedział jej, żeby 

nie była głupia i wynajęła pokój w luksusowym hotelu. Za wszystko i 

tak miała zapłacić jej firma ubezpieczeniowa. Rowena postanowiła 

jednak, że zostanie u niego.) 

Żona Hanka Ryana przygotowała dla niej uroczystą kolację. 

Sofia Scarlatti wyładowała lodówkę przeróżnymi smakołykami. 

Mario zapraszał na śniadania, które przyrządzał specjalnie dla niej. 

Kiedy któryś z klientów zażyczył sobie porcji sałatki z krewetek, 

RS

background image

199 

 

dowiedział się, że najpierw musi pokonać Eliota Tyhursta. Mario lubił 

wyolbrzymiać rolę Roweny w całej sprawie, co czynił oczywiście 

kosztem Joe'ego. 

Okazało się też, że odezwali się jej komputerowi przyjaciele. 

Wielu z nich zaniepokoiło to, że nie mogą się z nią porozumieć przez 

modem. Kiedy usłyszeli całą historię, natychmiast kupili jej 

najnowszy model komputera i pomogli w odbudowie bazy danych. 

Rowena lada dzień mogłaby zacząć pracę. 

Nie miała jednak na to ochoty. 

Po pierwsze, nie wiedziała, gdzie zainstalować komputer. 

Mieszkanie Joe'ego wydawało się na to zbyt małe. Po drugie, 

codziennie przesiadywała w szpitalu. Zjawiała się tam wczesnym 

ranem i wychodziła późnym wieczorem, uspokajając rozgniewane 

pielęgniarki. 

Ale jeśli nawet zostawała w mieszkaniu, to i tak zwykle 

okazywało się, że nie ma czasu. Joe miał wielu przyjaciół. Spotykała 

się teraz z nimi, w sposób naturalny przejmując obowiązki pani domu. 

Dopiero przed snem miała czas na to, żeby przemyśleć 

wszystkie swoje sprawy. Wkraczała wtedy w zupełnie nie znaną dla 

siebie krainę. Joe Scarlatti zupełnie odmienił jej życie. 

Po raz pierwszy stwierdziła, że pragnie mieć męża! 

Co więcej, chciała urodzić mu dzieci! 

Kiedyś nawet nie podejrzewałaby siebie o podobne marzenia. 

Wydawało jej się, że nigdy nie wyjdzie za mąż- Teraz wszystko 

przychodziło tak łatwo i naturalnie. Nie martwiło jej nawet to, że 

RS

background image

200 

 

będzie się musiała opiekować niewidomym Joe'em. Przecież on 

narażał dla niej zdrowie i życie. 

W tydzień po pożarze wybierała się właśnie na spotkanie z 

prokuratorem okręgowym. Chciała mu powiedzieć o ukrytym koncie 

Tyhursta. Nagle do mieszkania na górze wpadł Mario, wymachując 

rękami jak wariat. 

- Zwycięstwo! Zwycięstwo! - krzyczał. - Dzwonili ze szpitala! 

Joe będzie widział! 

Rowena również miała ochotę na szaleńczy taniec. Zabrakło jej 

jednak siły. Szepnęła „O Boże!" i osunęła się na najbliższy fotel. 

Kiedy wkrótce potem wpadła jak: burza do sali szpitalnej, Joe 

rozpromienił się na jej widok. Pocałowali się na powitanie. 

- Stań tam - powiedział Joe. - Niech ci się przyjrzę. 

Rzeczywiście było na co popatrzeć. Rowena kwitła. Miłość 

sprawiła, że jej oczy stały się jeszcze bardziej błękitne, a usta 

czerwone i pełne. W ogóle nie potrzebowała makijażu. Włosy zaplotła 

w warkocz, który ciężko leżał teraz na jej plecach. Poza tym miała na 

sobie dżinsy. Wcześniej nawet nie potrafiłby wyobrazić jej sobie w 

dżinsach. 

- Tak się cieszę, Joe Naprawdę! Nie masz pojęcia... To 

wszystko... A gdyby jeszcze... 

Joe spojrzał na nią i wyciągnął rękę, żeby dotknąć jej policzka. 

Wydawało mu się, że rozumie, o co jej chodzi. 

- Nie miałabyś sobie nic do zarzucenia - powiedział, patrząc jej 

w oczy.  

RS

background image

201 

 

- Ależ Joe! - chciała zaprotestować. -Miałem ostatnio sporo 

czasu, żeby wszystko przemyśleć. Ani ty nie ponosisz winy za to, co 

się stało, ani ja za śmierć Matta. Żal mi go, ale to on ponosi pełną 

odpowiedzialność. 

Rowena uśmiechnęła się. Łzy płynęły nieprzerwanym 

strumieniem po jej policzkach. 

- Och, Joe. Jestem taka szczęśliwa. Pociągnął ją ku sobie. 

Dziewczyna nie opierała się, chociaż rozejrzała się dokoła, żeby 

sprawdzić, czy w pobliżu nie czuwa żadna pielęgniarka. Joe był 

podobno oczkiem w głowie siostry przełożonej. 

- Rozpieszczają cię tutaj - zauważyła. 

- Mmm - wymamrotał Joe, całując jej szyję. 

Poczuła, że brakuje jej tchu w piersiach. Chciała się z nim 

kochać jak najszybciej. Jednocześnie wiedziała, że ktoś w każdej 

chwili może wejść do pokoju. 

Zaczęła się tulić do niego, jak spragniona pieszczot kotka. Joe 

zaczął pieścić jej uda, a potem jego dłoń powędrowała wyżej. Właśnie 

chciał szepnąć jej coś na ucho, kiedy Rowena odskoczyła, 

przestraszona nagłym hałasem na korytarzu. 

- Zaczynają sprzątanie - wyjaśnił. Dziewczyna poprawiła 

ubranie. Joe spojrzał na nią jeszcze raz. Teraz jednak jego wzrok 

powędrował w dół. 

- Hej, to moje dżinsy! - wykrzyknął, wyciągając oskarżycielski 

palec w jej stronę. - Zaszyłaś je. 

Rowena pokręciła przecząco głową. 

RS

background image

202 

 

- To nie ja, ale Sofia - wyjaśniła. - Dopiero uczę się szyć, żebym 

następnym razem mogła zrobić to sama. 

Joe puścił mimo uszu tę ostatnią uwagę. 

- Skąd je masz? 

- Z twojej szafy -. odparła. 

- Co?! 

- Powinnam ci chyba powiedzieć wcześniej. Zajęłam twoje 

mieszkanie na górze. Nie mówiłam ci tego, bo nie chciałam, żebyś 

wyobrażał sobie mnie w twojej pościeli. To mogłoby źle na ciebie 

wpłynąć. 

Joe aż usiadł na łóżku. 

- To bez sensu. Mogłaś przecież zamieszkać w najlepszym 

hotelu w mieście. Jesteś chyba ubezpieczona? 

Skinęła głową. 

- Wolę mieszkać u ciebie - stwierdziła. 

Joe milczał przez chwilę, patrząc z niedowierzaniem na Rowenę. 

- Może masz coś jeszcze do powiedzenia? - spytał. - Wal śmiało. 

Jak widzisz, miewam się zupełnie nieźle. 

Rowena zaczerpnęła powietrza w płuca. 

- No cóż, twoja babka uczy mnie szyć i gotować, Mario pokazał 

mi, jak nalewać piwo, żeby nie było na nim pianki, posprzątałam 

dokładnie mieszkanie i wyrzuciłam wszystkie puste butelki, a poza 

tym wymieniłam olej w twoim samochodzie. 

Joe potrząsnął głową. 

- Co?! Jeździsz moim pikapem?! 

RS

background image

203 

 

- Tak było wygodniej. 

Przez chwilę patrzył na nią; jakby nic nie rozumiał. Dopiero po 

chwili stuknął się w czoło. 

- Ach, ten wąż dał ci kluczyki! 

- Jeśli masz na myśli Maria, to tak. 

- Mam nadzieję, że nie dotykałaś broni? Pokręciła głową. 

- Nie. Boję się pistoletów. 

Joe milczał. Potrzebował czasu, żeby oswoić się z tym 

wszystkim, o czym mu opowiedziała. Po chwili chrząknął. 

- To się oczywiście skończy, kiedy... kiedy wyjdę ze szpitala - 

oznajmił. 

Rowena pokręciła głową, 

- Oczywiście, że nie. Nie uwolnisz się już ode mnie tak łatwo. 

Joe patrzył na nią bezradnie. 

- Ale przecież jestem policjantem. Nie myślałem o zakładaniu 

rodziny, Poza tym tyle nas dzieli. Na przykład - chciał wymienić 

wszystkie te przeszkody, ale Rowena zamknęła mu usta pocałunkiem. 

Joe wyszedł ze szpitala parę dni później. Prawe ramię miał wciąż 

obandażowane i nie mógł prowadzić. Dlatego za kierownicą pikapa 

zasiadła Rowena. 

Ruszyli ostro do przodu. Joe gwizdnął. 

- Wcale nieźle. 

- Jakoś sobie radzę, ale mam problemy na bardziej stromych 

zboczach - powiedziała. - Nie myślałeś kiedyś o kupieniu czegoś 

szybszego? 

RS

background image

204 

 

Joe skinął głową. 

- Myślałem, ale teraz chyba się z tym wstrzymam. Zdaje się, że 

drzemie w tobie prawdziwy demon szybkości. 

- Wobec tego może sama kupię samochód. Skręcili w boczną 

uliczkę. 

- Dokąd jedziemy? - spytał. 

- Na Telegraph Hill - odparła. - Chcę ci coś pokazać. 

Joe już z daleka dostrzegł, że ponury gmach prawie się nie 

zmienił od czasu pożaru. Jedynie dwa okna na górze były osmalone i 

zabite deskami. Reszta budynku wyglądała zupełnie normalnie. 

Zatrzymali się tuż przy krawężniku. Koło domu kręciła się spora 

grupka ludzi. 

- Co to, komitet powitalny? - spytał Joe. 

- Coś w tym rodzaju - odparła. - Chciałabym jeszcze, żebyś mi 

coś wyznał. Wtedy, kiedy Tyhurst na mnie napadł, nie byłeś na 

służbie. 

Joe rozłożył ręce. 

- Jako policjant zawsze jestem na służbie. 

- Masz urlop - przypomniała. - Poza tym nie będziesz chyba 

twierdził, że sypiasz ze wszystkimi swoimi klientkami. 

Joe skinął głową. 

- Masz rację. Tylko z niektórymi. 

Rowena uderzyła go lekko zwiniętą dłonią w potężny tors. Joe 

chwycił ją w ramiona. Nie zważając na ból, przytulił ją i pocałował. 

RS

background image

205 

 

- Masz rację, byłem tu dla ciebie - szepnął jej do ucha. - Kocham 

cię, Roweno. Czy to właśnie chciałaś usłyszeć? 

Skinęła głową. 

- Ja też cię kocham - powiedziała. - Słuchaj, ci ludzie są z 

Towarzystwa Historycznego. Podobno mój dom jest cennym 

zabytkiem. Dają mi za niego wysoką cenę. 

- Chcesz się go pozbyć? - spytał ze zdziwieniem. Wahała się 

przez chwilę. 

- Tak - odparła. -I założyć nowy dom, Joe uśmiechnął się. 

- Chciałem ci powiedzieć, że nie lubię wypchanych ptaków - 

zaczął. 

- Oni wezmą wszystkie. 

- A portrety rodzinne? - spytał. - Czułbym się głupio, gdyby 

Cedric patrzył na mnie ze ściany mojej sypialni. 

- To byłaby moja sypialnia! - zaprotestowała. 

- W porządku, nasza - powiedział ugodowo. Rowena przystała 

na takie rozwiązanie. 

- W muzeum znajdzie się miejsce na pamiątki rodzinne - 

powiedziała. - Chciałabym wziąć tylko parę rzeczy po Adelajdzie. 

Joe zamyślił się. Lewą dłonią pogłaskał rozpuszczone włosy 

dziewczyny. 

- I nie będzie ci żal twojego zamku? Pokręciła głową. 

- Przecież będę miała mojego rycerza. 

Joe zamyślił się. Nagle coś przyszło mu do głowy. Spojrzał z 

uśmiechem aa Rowenę i powiedział: 

RS

background image

206 

 

- Wobec tego chcę zbroję i topór. Może mi się jeszcze kiedyś 

przydadzą. 

Parsknęła śmiechem. 

- Nie wiem - powiedziała. - Pogadam z nimi. Może się na to 

zgodzą. Zresztą zbroja jest również pamiątką po Adelajdzie. 

- Poza tym - dodał Joe - zabraniam ci chodzić w moich dżinsach. 

Rowena zmierzyła go zimnym wzrokiem. 

- Wykluczone. Są bardzo wygodne. 

- A co ja mam nosić? 

- Kup sobie nowe. 

- To ty sobie kup! Są tańsze niż samochód! 

- Nie wygłupiaj się! 

- Ja?! — krzyknął oburzony Joe. -Ty! 

- Daj spokój! 

Rowena nagle spoważniała. 

- Joe, czy my ze sobą wytrzymamy? 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

RS

background image

207 

 

Epilog 

 

Joe dostał w końcu wymarzoną zbroję. Towarzystwo 

Historyczne uznało, że należy mu się ona za to, co zrobił w sprawie 

Tyhursta. Początkowo próbował umieścić ją w knajpie Maria, ale 

kuzyn przegonił go, grożąc nożem rzeźniczym. 

Joe w końcu wtaszczył ją na górę. 

Tam właśnie zastała go Rowena, która szukała wcześniej 

odpowiedniego miejsca na biuro. 

- Co ty wyprawiasz? - spytała, widząc zziajanego narzeczonego. 

Joe wzruszył ramionami. 

- Nie pasuje tutaj - wyjaśnił. - Jest za wysoka. Musimy kupić 

jakieś porządne mieszkanie. 

Nagle podniósł wzrok i aż zaniemówił z wrażenia. 

- Roweno! - wykrztusił w końcu. Przejechała dłonią po włosach, 

pragnąc przyzwyczaić się do ich nowej długości. 

- Czy wiesz, że nigdy nie byłam u fryzjera? Na początku nie 

chciał mnie przyjąć, bo nie byłam umówiona, ale powiedziałam mu, 

że może zatrzymać ucięte włosy. Wiesz, że miały prawie pół metra? 

Joe wstał, cały czas wpatrując się w jej nową fryzurę. 

- Są piękne - powiedział, dotykając jej włosów. 

- Nie będę musiała ich teraz spinać - oznajmiła z radością. 

Parę dni później, kiedy przeprowadzali się do nowego 

mieszkania, Joe odkrył małą niespodziankę. Otwierał właśnie wielkie 

pudło, kiedy to zobaczył. 

RS

background image

208 

 

- Rowena! - wrzasnął, kiedy doszedł do siebie. Przybiegła 

natychmiast, zaciekawiona. 

- Co to jest?! - Wskazał pudło. Machnęła ręką. 

- A, widzę, że znalazłeś Arnolda - powiedziała. 

- Arnolda?! Przecież to wypchany puchacz! Dziewczyna skinęła 

głową. 

- Właśnie. Adelajda bardzo go lubiła. 

Joe spojrzał na nią groźnie i nagle uśmiechnął się. Dopiero teraz 

zrozumiał, jak bardzo ją kocha. Przypomniał sobie minione miesiące. 

Co by się z nim stało, gdyby nie Rowena? 

- Wiesz co - powiedział, patrząc jej w oczy. - Nie tylko ja cię 

uratowałem. Zawdzięczam ci może więcej niż ty mnie. 

Rowena podała mu usta. Nie miała ochoty teraz spierać się o 

drobnostki. 

RS


Document Outline