background image

 
 
 
 

Sherrilyn Kenyon 

 
 

DARK HUNTER 

 

Until Death We Do Part 

 

 

Opowiadanie z antologii: 

 

LOVE AT FIRST BITE 

 
 

Tłumaczenie: 

agnes_ka

1

 

 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

PROLOG 

 
 

Rumunia, 1476 

 

Przyszedł  po  nią.  Znała  go.  EspeRetta  z  domu  Dracul  nie  mogła  go  usłyszeć  w  zimnej 

ciemności. Był niewidzialny. Przerażający. Groźny. 

I był coraz bliżej. 

I bliżej. 

Tak,  blisko,  że  czuła  jego  oddech  na  swojej  skórze.  Zobaczyła  jego  diabelskie  oczy, 

poprzez  noc,  gdy  on  nieustannie  ją  nękał.  Podczas  odwrotu  od  niego,  nadal  miała  nadzieję  na 

znalezienie sposobu na ucieczkę. 

Chciał ją zabić. 

- EspeRetta… 

Była  magia  w  tym  głębokim,  namiętnym  głosie.  To,  że  zawsze  znalazł  sposób,  żeby 

zostawić  ją  słabą.  Ukołysać  ją,  aż  do  utraty  przytomności.  Ale  nie  mogła  sobie  teraz  na  to 

pozwolić. Nie po tym, jak poznała go jako potwora, którym z resztą był.  

Przez  ciemność  potknęła  się,  kiedy  wydawało  się,  że  mgła  owinęła  się  wokół  niej 

spowalniając  ją;  ciągnąc  ją  z  powrotem  w  kierunku,  gdzie  czekał,  aby  ją  pożreć.  Zawodzenie 

wilków  niosło  się  echem  na  wietrze,  który  przewiał  przez  jej  brudną  i  poplamioną  suknię  i 

płaszcz i zmroził jakby była naga w lesie.  

Jej oddech był ciężki i bolesny, potknęła się i upadła przed murem z litej czarnej stali.  

Nie, to nie była stal. 

To był on. 

Jej ręka zatrzymała się na przerażającym złotym herbie na jego zbroi, który przedstawiał 

wijącego  się  węża,  wyśmiewającego  się  z  niej  swoim  jadem.  Przerażona,  z  westchnieniem 

spojrzała  w górę na  te  głębokie, ciemne oczy,  które zdawały  się  ją przenikać na  wskroś. Ale  to 

nie  było  to,  czego  się  przestraszyła.  Przerażał  ją  fakt,  że  miała  na  sobie  białą,  grobową  szatę. 

Fakt, że pod ciężarem księżyca w pełni odnalazła wyjście z jej własnego grobu, by znaleźć się na 

przykościelnym cmentarzu. Wtedy popatrzyła w dół na nagrobek, na którym wyryte było jej imię 

i data jej śmierci, na prawie godzinę przed tym, zanim znalazła odwagę, aby opuścić to miejsce. 

background image

 

Nie  była  już  dłużej  w  Mołdawii.  Kiedy  poszła  spać  była  w  małej  miejscowości  pod 

Bukaresztem. W parafii zamku jej ojca, w której się urodziła. Konieczność zrozumienia, co się z 

nią stało, zmusiła ją do wyruszenia w drogę powrotną do domu jej ojca, by znaleźć nawet gorszy 

horror niż obudzenie się we własnym grobie. 

Widziała  swojego  męża,  który  zabił  jej  ojca  na  jej  oczach.  Widziała  jego  radosną  rękę 

ścinającą głowę jej ojca dla jego Tureckich wrogów. Krzycząc uciekła od tego w noc. I uciekała 

bez zatrzymywania aż do teraz.  

Teraz  była  w  ramionach  mężczyzny,  którego  czarna  zbroja  była  pokryta  krwią  jej  ojca. 

Człowieka, którego przysięgała kochać na wieki. 

Ale to nie był ten człowiek, którego kochała. To był potwór o zimnym sercu. Kłamca. On 

mógł  mieć  ten  sam  imponujący  wzrost.  Te  same  długie,  czarne,  falujące  włosy  i  ostre, 

arystokratyczne rysy twarzy, ale nie trzymał jej teraz Velkan Danesti. 

To był diabeł wcielony. 

- Puść mnie. - Warknęła wyrywając się od niego. 

- EspeRetta posłuchaj mnie. 

-  Nie!  -  Krzyknęła  odchodząc,  kiedy  próbował  jej  ponownie  dotknąć.  -  Zabiłeś  mnie. 

Zabiłeś mojego ojca. 

Wykrzywił się do niej i gdyby nie znała jego ciemnej strony, może nawet uwierzyłaby w 

jego szczerość. On udawał.  

- To nie tak jak myślisz. 

- Widziałam. Jak. Go. Zabijasz. 

- Ponieważ on zabił ciebie. 

Pokiwała głową. 

- Kłamiesz! Jesteś  jedynym, który dał mi truciznę. Ty!  Nie mój ojciec.  On  mnie  kochał. 

Nigdy by mnie nie skrzywdził. 

- Twój ojciec przebił ci serce, kiedy zobaczył cię martwą, aby upewnić się, że nie udajesz. 

Ciągle  mu  nie  wierzyła.  Kłamał,  a  ona  o  tym  wiedziała.  Jej  ojciec  nigdy  nie  zrobiłby 

czegoś  takiego.  Kiedy  Velkan  dał  jej  środek  nasenny,  powiedział,  że  sprawi  on,  iż  zaśnie  tak 

mocno, aby nikt nie poznał, że ona nadal żyje. Obiecał jej, że nikt jej nie pochowa, ponieważ to 

od  zawsze  był  jej  największy  strach.  Razem  mieli  obudzić  się  ze  snu  i  być  wolni,  pozostając 

razem na zawsze. 

background image

 

Ale ona nie obudziła się w swoim łóżku. Obudziła się w swoim grobie. 

Teraz  już  wiedziała,  co  on  planował  przez  cały  ten  czas.  Chciał  zabić  ją  i  jej  ojca,  aby 

pomścić swojego własnego ojca i przejąć  ich  ziemię dla  swojej  rodziny.  Velkan  jej nie  kochał. 

On ją wykorzystał, a ona jak idiotka pozwoliła, aby pogrywał nią za cenę życia jej ojca. 

Znowu pobiegła do lasu, starała się od niego uciec, ale Velkan znów ją wyprzedził. 

Próbowała go odepchnąć, ale trzymał ją z zaciekłością. 

- Posłuchaj mnie, EspeRetta. Ty i ja jesteśmy martwi.  

Skrzywiła się do niego. 

- Jesteś szalony? Nie jestem martwa. Ja tylko spałam, tak jak mi powiedziałeś. Do jakiego 

szaleństwa próbujesz mnie przekonać? 

- Nie  szaleństwa. - Powiedział,  a  jego oczy  wypalały  się  w niej. -  Kiedy  się pobraliśmy 

związałem nasze  dusze przy pomocy  czarów mojej  matki.  Powiedziałem ci tamtej  nocy, że  nie 

chcę  żyć  bez  ciebie  i  rzeczywiście  to  miałem  na  myśli.  Kiedy  twój  ojciec  cię  zabił, 

poprzysięgłem  zemstę  przeciwko  niemu  i  po  tym  jak  mnie  również  zabił  pojawiła  się  bogini  i 

zaproponowała  mi  układ.  Sprzedałem  jej  swoją  duszę,  tak  abym  mógł  pomścić  cię,  zabijając 

jego. Dla ciebie. Tylko nie rozumiałem, że ubiłem interes z Artemidą, dotyczący również ciebie. 

Ponieważ ja żyję, ty też żyjesz. Jesteśmy ze sobą związani. Na zawsze. 

A  potem  zrobił  najbardziej  niewiarygodną  rzecz  ze  wszystkich.  Otworzył  usta,  aby 

pokazać jej zestaw długich ostrych kłów.  

Był upyri.

1

 

Jej serce waliło ze strachu. To nie mogło być prawdziwe. To nie był jej ukochany mąż, on 

był przeklętym demonem.  

-  Jesteś  w  drużynie  Lucyfera.  Mój  ojciec  miał  rację.  Wszyscy  z  rodu  Danesti  są  złem, 

które musi być usunięte z tej ziemi. 

- Nie złem, EspeRetta. Moja miłość do ciebie jest czysta i dobra. Przysięgam. 

Zacisnęła wargi na jego słowa, kiedy próbowała się wyrwać z uścisku jego ramienia.  

- A moja miłość do ciebie jest martwa jak mój ojciec. - Splunęła na niego zanim ruszyła, 

aby ponownie biec przez mgłę. 

Velkan  zmusił  się,  by  stać w  miejscu i nie biec za  nią  ponownie.  Jego  oblubienica była 

młoda i przeżyła szok dzisiejszej nocy. Ona wróci do niego. Był tego pewien. Z całej przemocy i 

                                                   

1

 We wschodniosłowiańskim folklorze to wampir. 

background image

 

grozy w jego życiu ona jedyna była łagodna i dobra. Sama dotknęła jego długo martwego serca i 

spowodowała, że znowu zaczął żyć. Zapewne nie chciała pozostać na niego zła. Nie, kiedy robił 

wszystko, żeby ją chronić. Ona zobaczy prawdę i do niego wróci. 

- Wróć do mnie szybko, moja EspeRetto. - A potem powiedział jedno słowo, które nigdy 

wcześniej nie przeszło przez jego wargi. - Proszę. 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

ROZDZIAŁ 1 

 
 
Chicago, 2006 

 

- Tak z czystej ciekawości - może nieśmiertelnego udławić na śmierć obwarzanek? 

Retta  Danesti  posłała  bezwzględne  spojrzenie  swojej  najlepszej  przyjaciółce,  kiedy 

próbowała przełknąć kawałek, który utknął boleśnie w jej gardle.  

Jako zmiennokształtna, która zaprzyjaźniła się z nią prawie czterysta lat temu, Franceska 

była w pełni świadoma faktu, że mąż Retty sprzedał ich dusze bogini Artemidzie i nieumyślnie 

zrobił z Retty nieśmiertelną. 

A  ostatnie  informacje  od  Franceski  oszołomiły  Rettę  tak  bardzo,  że  zassała  kawałek 

precla w dół tchawicy, gdzie teraz palił jak ogień. 

Franceska uderzała ją delikatnie między łopatki. 

- No dalej, dziecinko, wiedziałam, że to cię wkurzy, ale nie chciałam cię zabić. 

Retta sięgnęła po butelkę wody mineralnej i wreszcie odchrząknęła, choć jej oczy łzawiły 

niemiłosierne. 

- Zaraz, co właściwie mi powiedziałaś? 

Franceska umieściła jej dłonie na kolanach i zrównała się z nią twarzą. 

-  Twój  mąż,  latem  przyszłego  roku  otwiera  park  rozrywki  „Drakula”  w  Transylwanii  i 

kluczową  atrakcją  będzie  zmumifikowane  ciało  Vlada  Tepesa  -  Drakuli  we  własnej  osobie. 

Podobno Velkan doszedł do tego, aby powierzyć ciało naukowcom, którzy mogą zweryfikować 

poprzednie badania i udowodnią, że to naprawdę jest Palownik ze średniowiecznej legendy. 

Każda cząstka Retty zawrzała.  

- Ten pieprzony drań! 

Skuliła się, gdy zdała sobie sprawę, że kilka głów w restauracji sklepowej galerii, w której 

siedziały, odwróciło się do niej.  

Francesca zniżyła głos i mówiła do niej osłaniając się ręką. 

- On naprawdę nie ma zwłok twojego ojca, prawda? 

Retta wzięła łyk wody w międzyczasie, życząc Velkanowi samych złych rzeczy. Łącznie 

z zarazami i plagami, które doprowadziłyby do wyschnięcia i zgnicia pewnej części jego ciała.  

background image

 

- To możliwe. Właściwie Velkan jest tym, który go zabił i prawdopodobnie go pochował. 

Chociaż  wątpię,  żeby  miał  głowę,  ponieważ  oddał  ją  wrogom  ojca.  -  Ścisnęła  swoją  butelkę  z 

wodą nawet jeszcze bardziej. - W cholerę z nim. Najpierw dał Stokerowi

2

 tę absurdalną książkę, 

potem zaczyna  oprowadzać  wycieczki,  a następnie  otwiera hotel  i  restaurację  „Dracula”  i teraz 

jeszcze  to.  Przysięgam,  jak  Bóg  mi  świadkiem,  będę  musiała  wziąć  siekierę  i  zabić  go  raz  na 

zawsze. 

Jasnoniebieskie oczy Franceski popatrzyły na nią z niepokojem. Mimo, że była wilkiem w 

swej zwierzęcej formie, teraz, kiedy była w ludzkiej postaci, te oczy były bardzo kocie. Jedynymi 

ludzkimi  rzeczami,  które  Franceska  dzieliła  ze  swoją  wilczą  postacią,  były  jej  gęste  ciemno 

kasztanowe włosy i szybki refleks. 

- Uspokój się, Retta. Wiesz, że robi to tylko po to, żeby ci zaleźć za skórę.  

- I to działa. 

- No dalej, przecież wiesz, że nie chciał naprawdę tego zrobić. 

-  Żeby  się  do  mnie  dobrać?  Tak,  mógłby  zrobić  coś  takiego.  -  Zazgrzytała  zębami  we 

frustracji  i kontynuowała  sprowadzanie gniewu  piekielnego na jego  głowę.  Przez wieki  Velkan 

nic nie zrobił tylko uderzał w nią i jej rodzinę. 

- Nienawidzę tego człowieka z każdym włóknem mojej istoty. 

- Więc dlaczego za niego wtedy wyszłaś? 

To było coś, o czym nie chciała nawet myśleć. Nawet pięćset lat później nadal wyraźnie 

w umyśle, mogła zobaczyć noc, w którą się spotkali. Ona była w drodze z klasztoru do domu na 

wizytę u ojca, kiedy ich ludzie zostali zaatakowani przez Turków. Zabili wszystkich oprócz niej i 

byli na dobrej drodze do zgwałcenia jej, ale nagle napastnicy zostali pozbawieni głów. 

Zbyt przestraszona, żeby krzyczeć, leżała na ziemi skąpana w ich krwi, czekając na swoją 

własną  śmierć  i  wtedy  spojrzała  w  górę  na  mężczyznę  w  zbroi,  który  rozgramiał  kilku 

niedobitków, którzy próbowali uciec. 

Ubrany w czarną matową zbroję, którą zdobił herb ze złotym wężem, rycerz, który zabił 

jej niedoszłych  gwałcicieli szybko owinął  ją w swój pokryty  futrem  płaszcz i podniósł z ziemi. 

Bez słowa, Vekan zawiózł ją na grzbiecie swojego rumaka do jego domu, gdzie upewnił się, że 

była dobrze traktowana i karmiona. 

                                                   

2

 Bram Stoker – autor książki „Dracula”, napisanej w 1897 roku, pierwszej książki o wampirach, w której główny 

bohater jest przystojnym hrabią, zmieniającym się w przerażającego Nosferatu. 

background image

 

Cięgle  mogła  przypomnieć  sobie  widok  jego  zaciętości,  surowej  mocy,  która  jakby 

krwawiła z każdej jego części. Nosił czarny, metalowy hełm, który był ukształtowany, tak, żeby 

przypominał drapieżnego ptaka, aby podsycać strach u jego wrogów. I to właśnie przestraszyło ją 

do samego rdzenia jej duszy.  

Nie miała pojęcia o zamiarach Velkana, dopóki później, tej samej nocy przyszedł, aby jej 

doglądnąć. Ale to nie jego męskość czy siła ją urzekła, to była jego niepewność, roztaczająca się 

wokół niej. Fakt, że ten człowiek był tak silny i nieustraszony przed Turkami,  faktycznie drżał, 

gdy próbował jej dotknąć.  

To byłą miłość od pierwszego wejrzenia. 

A przynajmniej tak myślała. 

Jej serce zabolało na to wspomnienie, Retta zacisnęła wargi, kiedy próbowała odegnać od 

siebie to wspomnienie i przypomnieć sobie, że w końcu Velkan ją zdradził i zabił jej ojca.  

-  Byłam  młoda  i  głupia  i  nie  miałam  pojęcia,  co  mnie  z  nim  czeka.  Myślałam,  że  był 

szlachetnym  księciem.  I  nie  zdawałam sobie sprawy,  że niewiele się różnił od  małpy.  -  Złapała 

wydrukowaną stronę z wiadomości ze strony Yahoo, którą Franceska przyniosła podczas lunchu. 

-  Cofam  to  i  głęboko  przepraszam  wszystkie  naczelne  na  ziemi  za  znieważenie  ich  tym 

porównaniem.  On  nie  jest  godny  bycia  nazywanym  małpą.  On  jest  oślizgłym,  zimnym 

ślimakiem. 

Francesca zanurzyła swoją frytkę w ketchupie. 

- Nie wiem, myślę, że to trochę słodkie, że on wciąż robi te sztuczki, żeby zmusić cię, byś 

się z nim zobaczyła. 

Tia, właśnie. 

- To wcale nie dlatego on to robi. Próbuje się nade mną znęcać i wyżyć się na moim ojcu. 

Tu  nie  chodzi  o  czułe  uczucia.  Chodzi  o  człowieka,  który  jest  bezwzględny.  Człowieka,  który 

nawet  po  pięćset  latach  nie  może  zostawić  mojej  rodziny  spoczywającej  w  spokoju.  On  jest 

zwierzęciem.  -  Wzdychając  Retta  rzuciła  kartkę  na  stolik  i  sięgnęła do  torebki po  swój  telefon 

treo

3

.  

- Co robisz? 

-  Rezerwuję  bilet  do  Transylwanii,  żebym  mogła  go  zabić  osobiście.  Tylko  tym 

zatrzymam te wybryki raz na zawsze. 

                                                   

3

 Firma produkująca telefony i palm topy. 

background image

 

Francesca parsknęła. 

- Nie, nie lecisz. 

- A właśnie, że tak. 

- No to zarezerwuj dwa. 

Retta  miała,  co  do  tego  wątpliwości,  ponieważ  zmiennokształtni  Zwierzo-Łowcy  mogli 

teleportować się z jednego miejsca do drugiego, ale z jakiegoś powodu Franceska zawsze wolała 

podróżować  z  nią.  Oczywiście  gdyby  Retta  była  mądra,  poprosiłaby  żeby  Franceska 

teleportowała  też  ją,  ale  nienawidziła  podróżować  w  ten  sposób,  nawet  jeśli  był  to  sposób 

niemalże  natychmiastowy.  Ona  mogła  być  nieśmiertelna,  ale  Retta  lubiła  udawać,  że  jest 

normalna,  tak,  jak  to  tylko  możliwe.  Poza  tym,  jeśli  Zwierzo-Łowca  nie  znał  obszaru  i 

przemieszczał się na niego, mógł uderzyć w drzewo lub pojawić się tuż przed czyimś nosem. Oba 

doświadczenia miałyby paskudne skutki.  

Przerwała wybieranie połączenia, by popatrzyć jak Francesca dolewa więcej ketchupu do 

frytek. 

- Dlaczego chcesz jechać? 

- Po tych  wszystkich latach słuchania twoich tyrad na temat  Księcia Palanta chciałabym 

go poznać osobiście. 

- Dobra, ale pamiętaj,  aby unikać jego  wzroku.  On  wyssie  z ciebie  dobroć  aż do szpiku 

kości i zostawi cię moralnie upadłą, taką jak on jest.  

Franceska gwizdnęła przeciągle. 

- Cholera, przypomnij mi żebym  cię nie  wkurzała. Mam na myśli, naprawdę.  Jak zły on 

może być? 

-  Zaufaj  mi.  Ja  nie  stanę  się  gorsza  pod  jego  wpływem.  Ale  ty  musisz  uważać,  bo 

zamierzasz zobaczyć piekło. 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

10

ROZDZIAŁ 2 

 
 
Retta  zapomniała  o  pięknie  swojej  ojczyzny.  Ale  kiedy  podróżowały  wąską  ścieżką 

poprzez  przełęcz  w  kierunku  hotelu,  gdzie  ona  i  Francesca  miały  się  zatrzymać,  stare 

wspomnienia uderzyły w nią.  

Nawet  z  szeroko  otwartymi  oczyma,  Retta  ciągle  mogła  zobaczyć  tę  ziemię,  jak 

wyglądała,  kiedy  nie  było  tu  linii  energetycznych  i  wysokich  nowoczesnych  budynków 

szpecących  ją.  Nie  było  tu  dróg  z  wyjątkiem  tych  polnych  z  kurzem  unoszonym  przez  konie, 

kiedy podróżnicy przemierzali krajobrazy Wołoszczyzny w drodze do wsi i Bukaresztu.  

Boże,  jak  ona  tęskniła  za  górami  z  jej  dzieciństwa.  Jako  młoda  kobieta  spędzała  wiele 

godzin, patrząc na nie z okien jej klasztornego pokoju. Bez względu na porę roku widok zawsze 

zapierał  dech  w  piersiach  -  jakby  kawałek  nieba  spadł  na  ziemię.  Nigdy  nie  udawało  się  jej 

uchwycić  tego  w  wyobraźni  i  wizualizować  jakby  to  było  latać  na  górami  i  zwiedzać  odległe 

kraje.  

Oczywiście w jej ludzkim życiu, które było nierealne jak sen. Od jej śmierci przemierzyła 

cały glob, starając się uciec przed okrucieństwem Velkana.  

Kiedy jechali taksówką, mijali wiele chat krytych strzechą, które wydawały się zagubione 

w  czasie.  Mogłaby  przysiąc,  że niektóre  były  tu  już pięćset  lat  temu,  kiedy  opuściła  tę  ziemię, 

aby  uciec  od  męża.  Przysięgła  tej  nocy,  że  nigdy  tu  nie  wróci.  Ale  tu  była.  I  była  tak  samo 

niepewna  teraz  jak  była  wtedy.  Jej  przyszłość  w  każdym  calu  była  podejrzana.  Jedyną  rzeczą, 

która trzymała ją przed zawróceniem była przyjaźń Franceski.  

Francesca dołączyła  do niej  w Niemczech, kiedy  Retta była  w  podróży  z  Wołoszczyzny 

do Paryża. Spotkały się w małym zajeździe, gdzie Retta zatrzymała się na posiłek. Rozpętała się 

wtedy  straszna  ulewa,  która  nadeszła  nagle,  kiedy  jedli  obiad.  Na  zewnątrz  było  tak  źle,  że 

woźnica nie chciał jechać dalej aż nawałnica nie minie. Przez tą ulewę nie było wolnych pokoi w 

hotelu nad restauracją. Francesca była na tyle uprzejma, żeby podzielić się pokojem z Rettą. Od 

tamtej pamiętnej nocy były nierozłączne. 

Nie było nic, co ceniłaby bardziej przez wieki niż inteligencja i lojalność Franceski.  

- Wszystko w porządku? - Zapytała Francesca. 

- Po prostu się zamyśliłam. 

Francesca skinęła głową, gdy spojrzała przez okno. 

background image

 

11

- Czy to jest droga, którą pamiętasz? 

Ona  tego nie  skomentowała, kiedy  zdała  sobie sprawę,  że kierowca przyglądał  im się  w 

lusterku wstecznym.  

-  Koza!  -  Retta  krzyknęła  po  rumuńsku,  kiedy  zwierze  wtargnęło  na  drogę  wprost  pod 

koła. Kierowca gwałtownie przycisnął na hamulec, powodując ich upadek na przednie siedzenia. 

Obydwie  równo  westchnęły  „ała”,  kiedy  uderzyły  w  tył  przednich  siedzeń  i  straciły  oddech. 

Wymieniły głębokie spojrzenia, po czym poprawiły się na swoich miejscach.  

Francesca zaczęła zapinać swój pas bezpieczeństwa. 

Kierowca uśmiechnął się do nich we wstecznym lusterku.  

- Jesteś jedną z nas, co? - Powiedział po rumuńsku. - Pomyślałem, że wyglądasz jak córka 

tej ziemi.  

Retta  nie  odpowiedziała.  Jak  mogła?  Musiała  umrzeć,  żeby  dowiedzieć  się,  jaką  matką 

była ta ziemia. Właściwie to był jej niesławny ojciec, dzięki któremu ten mały zakątek świata stał 

się regionem turystycznym.  

Ta myśl sprawiła jej ból. Gdy przypomniała sobie burzliwy czas jej śmiertelnych lat. Ta 

ziemia była pokryta krwią jak po, bitwie, kiedy walka toczyła się między narodem rumuńskim a 

Turkami. Między jej rodziną, a jej męża, gdyż rywalizowali o władzę polityczną. 

Głupio myślała, że poprzez małżeństwo z Velkanem mogłaby załagodzić wojny i wrogość 

między ich rodzinami, tak, żeby wspólnie mogli skupić się na najeźdźcach ich ziem.  

To  błąd  i  dobrze  znana  tragedia  z  ich  życia,  zainspirowała  niejakiego  Wiliama  

Shakespeare’a,  na  przełomie  XV  wieku  do  napisania  Romeo  i  Julii  około  sto  lat  później.  I 

podobnie  jak  jego  para,  ich  małżeńskie  sekrety  doprowadziły  do  śmierci  ich  obojga.  Ale 

ponieważ  jej  mąż  uprawiał  czarną  magię,  to  doprowadziła  do  ich  zmartwychwstania  i 

nieśmiertelności. Niech go diabli wezmą. 

Nawet po tych wszystkich minionych wiekach nadal nie mogła mu wybaczyć. Poza tym 

parę razy, kiedy ona miękła, on zawsze robił coś, co odnawiało jej gniew.  

Odepchnęła od siebie złe myśli, kiedy podjechali do hotelu. Wysiadła pierwsza, podczas 

gdy kierowca podszedł wyciągnąć z bagażnika ich walizki. Retta spojrzała na wyjątkowy hotel z 

łukowatym dachem jak i stylizowanym wykończeniem. Zaczynało się zmierzchać, kiedy wzięła 

walizkę od starszego mężczyzny i zapłaciła mu za kurs.  

- Dziękuję. - Powiedział. 

background image

 

12

Retta  skinęła  głową,  podczas  gdy  ona  i  Franceska  udały  się  ku  hotelowym  schodom  z 

czarnego drewna. Franceska zmarszczyła brwi, kiedy spojrzała na ulotkę, która wisiała na tablicy 

ogłoszeń  przed  nimi.  Była  identyczna  jak  kilka  innych,  oprócz  tego,  że  ta  była  napisana  po 

angielsku.  

-  Widzisz  to?  Wycieczka  śladami  Drakuli,  zaczyna  się  za  godzinę  zaraz  przy  starym 

kościele.  

Retta zawrzała. 

- Oby ospa obsypała jego oba jądra. 

Franceska zaczęła się śmiać. 

- To było okrutne. 

- To prawda. Ale on zasługuje na dużo gorszy los. Łajdak. 

- Czy mogę pomóc z bagażami? 

Retta podskoczyła, kiedy głęboki, gruby, męski głos pojawił się nagle. Do diabła skąd on 

pochodził? Obracając się napotkała wzrok przystojnego mężczyzny tuż przed trzydziestką, który 

stał  przed  nią.  Facet,  który  był  podobny  do  Franceski  jakby  był  jej  bratem  -  miał  ciemne 

kasztanowe włosy i porażające niebieskie oczy. 

- Jesteś w z obsługi hotelu? 

- Tak, moja Pani. Nazywam się Andrei i będę służył ci, w jaki tylko sposób zapragniesz.  

Franceska roześmiała się,  ale Retta  miała podejrzenie, że podwójne znaczenie jego słów 

nie wynikało z nieudolnej próby porozumiewania się w innym języku. Wiedział doskonale, co jej 

oferował. 

- Dziękuję,  Andrei. - Powiedziała szorstko, gdy  podawała mu torbę.  -  My tylko musimy 

się zameldować. 

- Ja sobie życzysz... Pani? 

-  Ona  jest  Panią,  a  ja  jestem  Panienką.  -  Powiedziała  Franceska,  również  podając  mu 

walizkę. 

-  Wiedziałam,  że  powinnam  zostawić  cię  w  Chicago.  -  Wymamrotała  Retta,  kiedy 

Franceska  mrugała  zalotnie  przed  przystojnym  Rumunem.  Ona  jeszcze  nie  zaczęła  z  nim 

flirtować, za to Franceska zrobiła to jako rzecz priorytetową. 

- Jestem pewien, że obie będziecie zadowolone z pobytu tutaj w Hotelu...  - Przerwał dla 

lepszego  efektu,  kiedy  wypowiedział  następne  słowo  z  prawdziwym  rumuńskim  akcentem.  - 

background image

 

13

Drakula.  Mamy  na  dziś  wieczór  zaplanowane  atrakcje.  Krwisty  stek,  tarta  z  sosem  z  malin  i 

puree ziemniaczane  z sosem ze  zmielonego czosnku,  który trzyma z daleka złe wampiry.  -  Był 

diabelski  błysk  w  jego  oczach,  ale  Retta  nie  znalazła  w  nim  nic  czarującego  czy  zabawnego. 

Raczej bardziej zaczynał ją wkurzać. 

-  Wyobrażam  sobie,  że  czosnek  trzyma  o  wiele  więcej  z  dala,  niż  tylko  wampiry,  co, 

Andrei? - Powiedziała sarkastycznie. 

Nic  nie  mówił,  gdy  prowadził  je  w  górę  schodów  do  drzwi  hotelu.  Był  tam  rysunek, 

przedstawiający  szablonową,  uskrzydloną,  wampirzą  głowę  na  każdych  z  podwójnych  drzwi, 

które  otwierały  się  na  krwisto-czerwony  hol.  Były  tam  wszędzie  zdjęcia  z  różnych 

Hollywoodzkich produkcji przedstawiające Drakulę, wiszące obok szkiców i obrazów ojca Retty. 

A jej „ulubionym” przedmiotem był złoty puchar w gablocie, pod którą napis głosił, że jej ojciec 

umieścił ten puchar  na środku rynku  w Tirgoviste.  On  wtedy ogłosił  swoje ziemie wolnymi od 

przestępczości,  tak, że umieścił  tam ten puchar,  żeby  kusić złodziei. Ludzie byli  tak przerażeni, 

że  nigdy  nikt  nie  miał  śmiałości,  aby  go  dotknąć.  Puchar  stał  na  rynku  przez  cały  okres  jego 

panowania.  

Zaraz  obok  niego  było  coś,  co  wydawało  się  być  kołkiem  z  zaschniętą  na  nim  krwią  i 

tabliczka,  która  mówiła,  że  tej  rzeczy  użył  jej  ojciec  na  powitanie  mnicha,  który  go  okłamał. 

Wściekłość wzrosła w jej gardle. 

-  Czułaś  kiedykolwiek  w  życiu,  jakbyś  przechodziła  przez  koszmar?  -  Retta  zapytała 

Franceski.  

- Och, daj spokój. Zacznij się dobrze bawić. 

Tia,  racja.  Jedyną  rzeczą,  jaka by  ją  ucieszyła,  to  kopnięcie  Velkana  w  jaja,  tak  mocno, 

żeby  mu  wyszły  przez  nos.  Hmmm...  Może  jednak  była  córką  swego  ojca.  Po  raz  pierwszy 

zrozumiała głęboką potrzebę do torturowania swoich wrogów, jaką żywił jej ojciec.  

Andrei przeprowadził je wzdłuż holu.  

- Czy potrzebujecie bilety na dzisiejszą wycieczkę? 

Retta przemówiła bez zastanowienia. 

- Jak kolejnego otworu w głowie. 

Skrzywił się na jej słowa. 

- To amerykańskie określenie na „nie, dziękuję” - Franceska powiedziała szybko. 

- Dziwne. Kiedy byłem w Nowym Jorku tym określeniem było „odwal się kurwa”. 

background image

 

14

- Byłeś w Nowym Jorku? Kiedy? - Zapytała Franceska zaskoczonym głosem. 

- Jakiś rok temu. To było... Ciekawe. 

Coś dziwnego przeszło między nimi. Retta potrząsnęła głową. 

- To musiał być dość spory szok kulturowy dla ciebie. 

- Minęło trochę czasu nim się przyzwyczaiłem, ale podobało mi się tam. 

- Co sprawiło, że wróciłeś? - Spytała Retta. 

Jego wzrok błądził po niej, jakby dokładnie wiedział, kim i czym była. 

- Kiedy raz Transylwania wejdzie ci w krew, na zawsze tam pozostanie.  

Retta zaprzeczyła. 

- Powiedz mi Andrei czy znasz Viktora Petcu? 

Zmarszczył przystojne brwi. 

- A dlaczego chciałabyś z nim rozmawiać? 

- Jestem starą znajomą. 

- Jakoś w to wątpię, ponieważ znam wszystkich jego starych znajomych i zapamiętałbym 

tak piękną kobietę z jego przeszłości. 

Ktoś chrząknął. Retta odwróciła się od kontuaru, by zobaczyć kobietę, która stanęła przy 

półce ze starymi księgami. Była koło czterdziestki i była ubrana w tradycyjną ludową rumuńską 

bluzkę  i  luźne  spodnie.  Wysoka  i  dość  charakterystyczna,  była  kimś,  kogo  Retta  nie  widziała 

przez ponad pięćset lat. Z pewnością nie mogła być... 

- To nie o Viktora jej chodzi, Andrei. - Powiedziała kobieta wskazując Rettę brodą. - Jest 

tutaj dla Księcia Velkana. 

- Raluca? - Retta westchnęła, gdy patrzyła z przerażeniem na kobietę. 

Kobieta pochyliła się do niej. 

- To dobrze, że znów jesteś w domu, Księżniczko. Witamy. 

Szczęka  jej  opadła,  Retta  podeszła  do  kobiety  powoli,  tak,  aby  mogła  przyjrzeć  się  jej 

lepiej.  Ona  wyglądała  tylko  nieco  starzej,  niż  kiedy  Retta  widziała  ją  po  raz  ostatni.  Tylko  że 

wtedy Raluca była służką w domu jej ojca.   

- Jak to możliwe? 

Kobieta spojrzała na Andrei zanim odpowiedziała. 

- Jestem Zwierzo-Łowcą, Księżniczko. 

background image

 

15

Zwierzo-Łowcy.  Byli oni  rodzajem, zbliżonym do wampirów lub  Daimonów, takich, do 

jakich  zabijania  został  stworzony  jej  mąż.  Daimoni  byli  kiedyś  śmiertelnikami,  Appolitami, 

którzy  zostali  przeklęci  przez  gniew  Greckiego  boga  Apolla.  Grupa  z  nich  zamordowała 

kochankę boga i ich dziecko. W rezultacie Apollo ich przeklął i od tego czasu muszą pić krew, 

aby żyć i wszystkich czeka śmierć w wieku dwudziestu siedmiu lat. Jedynym sposobem na to, by 

żyć  dłużej,  było  kraść  ludzkie  dusze.  Mroczni  Łowcy  zostali  stworzeni  przez  siostrę  Apolla, 

Artemidę, żeby zabijali Daimony i uwalniali ludzkie dusze.  

Kilka  tysięcy  lat  później  starożytny  król  nieświadomie  poślubił  jedną  z  Appolickiej, 

wyklętej  rasy.  Kiedy  jego  żona  umarła  w  strasznych  męczarniach  w  swoje  dwudzieste  siódme 

urodziny,  zrozumiał,  że  jego  ukochanych  synów  czeka  taki  sam  los,  jak  ich  matkę.  Żeby  ich 

ocalić, w  magiczny sposób  zaczął wiązać dusze Appolitów ze  zwierzętami, aż  w końcu znalazł 

drogę, aby ich uratować. W ten sposób powstali Zwierzo-Łowcy. Zdolni, by naginać prawa fizyki 

i posiadający wysoko rozwinięte zdolności psychiczne, zmiennokształtni mogli żyć przez wieki.  

Ale do rzadkości należało, aby Zwierzo-Łowca przebywał blisko Mrocznego Łowcy, oni 

nigdy  im  nie  służyli.  Mroczni  Łowcy  byli  stworzeni,  by  zabijać  Daimony  ich  kuzynów,  więc 

przeważnie Zwierzo-Łowcy unikali ich jak mogli. 

Przeważnie. 

Retta  spojrzała  przez ramię na Franceskę,  która  teraz  nieprzyjemnie  dreptała  w miejscu. 

Złe przeczucie przeszło przez  Rettę,  kiedy  zdała sobie  sprawę, że zaprzyjaźniła się z Franceską 

kilka  tygodni  po  tym,  jak  uciekła  z  Rumunii.  Znały  się  od  przeszło  piętnastu  lat,  zanim  Retta 

zdecydowała się wyjawić Francesce prawdę swojego istnienia. Teraz miała podejrzenia, że się od 

tego rozchoruje. 

-  Lycos?  -  Retta  zapytała  Ralucę.  To  był  termin,  którym  Zwierzo-Łowcy  nazywali  ich 

wilczą gałąź rodzinną. 

-  Raluca  jest  moją  matką.  -  Franceska  powiedziała  cicho.  -  Andrei  i  Victor  są  moimi 

braćmi  -  to  dlatego  nigdy  nie  używam  nazwiska.  Nie  chciałam,  byś  zadała  sobie  sprawę,  że 

jestem jedną z tej rodziny.  

Retta  nie  mogła oddychać, kiedy  stała  tam z emocjami  w rozsypce.  Gniew, ból,  zdrada. 

Wszyscy tam byli i wszyscy chcieli powrotu Retty i Franceski do domu, ale najbardziej chcieli, 

żeby Retta wróciła do męża. 

- Rozumiem. 

background image

 

16

- Proszę, Księżniczko. - Raluca powiedziała, kiedy patrzyła jej jasno-niebieskimi oczami, 

które paliły z intensywnością. - Jesteśmy tutaj tylko, żeby pomóc. 

-  Więc  zadzwońcie  mi  po  jakąś  taksówkę  i  zawieźcie  z  powrotem  na  lotnisko, 

natychmiast! 

Franceska pokręciła głową. 

- Nie możemy tego zrobić. 

Retta spojrzała na nią. 

- Dobra, więc sama to zrobię. - Kiedy podeszła do telefonu na biurku, Raluca odebrała jej 

go. Retta widziała sympatię w oczach Raluki, kiedy trzymała telefon przy piersi.  

- Naprawdę mi przykro, ale nie możesz opuścić tego miejsca, Księżniczko. 

-  Och  tak?  Do  diabła  mogę  i  zamierzam.  -  Jak  tylko  Retta  ruszyła  do  drzwi,  Andrei 

zablokował jej drogę. 

- Jesteś w niebezpieczeństwie, Księżniczko. 

Zmrużyła oczy patrząc na niego. 

- Nie ja, stary. Ale ty jesteś, jeśli nie zejdziesz mi z drogi. 

Franceska zrobiła krok w jej kierunku. 

- Posłuchaj go, Retta, proszę. 

Odwróciła się do Franceski z sykiem. 

- Nie waż się nawet patrzeć na mnie. Myślałam, że byłaś moja przyjaciółką.  

- Jestem twoja przyjaciółką. 

-  Gówno  prawda!  Okłamywałaś  mnie.  Oszukiwałaś  mnie.  Wiedziałaś  jak  się  czuję  w 

sprawie Velkana i nigdy, nawet raz nie wspomniałaś mi, że mu służysz. 

Franceska spojrzała na nią. 

- Tak, Retta. Książę Velkan posłał mnie, bym czuwała nad tobą, ponieważ obawiał się, że 

będziesz  sama.  Jak  już  wielokrotnie  powtarzałaś  na  przestrzeni  wieków  byłaś  młoda  i  naiwna. 

Spędziłaś całe swoje śmiertelne życie za murami klasztoru. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to byś 

ponownie cierpiała,  więc  ja  została posłana  jako opiekunka.  Czy  to  naprawdę  zbrodnia  po  tym 

wszystkim, co razem przeszłyśmy? 

- Nie  potrzebuję niańki.  Jak mogłaś grać po  dwóch  stronach barykady,  kiedy  wiedziałaś 

jak bardzo go nienawidzę.  

Te niebieskie oczy odpowiedziały jej ze szczerością. 

background image

 

17

-  Nigdy  z  nikim  nie  pogrywałam.  Ok.,  więc  nie  wspomniałam,  że  on  mnie  pierwotnie 

posłał, żebym z tobą została. Więc tak, jesteśmy przyjaciółkami. 

- Aha. Przyjaciele się nie okłamują. 

- A jak ja kłamałam? 

- Powiedziałaś, że nigdy go nie spotkałaś. 

-  Ona  naprawdę  nigdy  go  nie  spotkała.  -  Raluca wtrąciła  się  cicho.  -  Ja  jestem  tą,  która 

wysłała  własną  córkę  za  tobą,  na  żądanie  Księcia.  Ona  była  najbliżej  ciebie,  kiedy  stąd 

wyjechałaś. Ale Franceska nigdy nie spotkała Jego Wysokości. Ani raz. 

To sprawiło, że Retta poczuła się lepiej niż chciała przyznać, ale to dalej nic nie wnosiło. 

Oni wszyscy oszukali ją, a ona była zbyt zmęczona, by grać w tę grę. 

- To nie ma znaczenia. Jadę do domu. 

Andrei znów zablokował jej przejście.  

- Jesteś w domu, Księżniczko. 

- Jak cholera. - Udała, że idzie w prawo, by wyminąć go z lewej. Złapał ją w ramiona, nim 

dotarła do drzwi. Nie chcę cię skrzywdzić, Andrei, ale jak mi będziesz przeszkadzał to zrobię to... 

Zanim mogła dokończyć, Franceska podeszła do drzwi i zamknęła je na klucz. 

- Nigdzie nie idziesz. 

- Niech cię szlag trafi. 

-  Dobra,  wściekaj  się  na  mnie  ile  chcesz,  ale  musisz  wiedzieć,  dlaczego  cię  tu 

sprowadziłam.  

Retta skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. 

- Niech zgadnę, Velkan chce mnie widzieć? 

-  Nie.  -  Powiedziała  Raluca  dołączając  do  nich.  -  Jedyną  rzeczą,  jaką  Jego  Wysokość 

chciałby w odniesieniu do ciebie zobaczyć, Księżniczko, to twoje wypatroszenie.  

Teraz to ją zaskoczyło. 

- A od kiedy to? 

Andrei zabrał głos, by odpowiedzieć. 

-  Od  około  połowy  XVI  wieku,  kiedy  stało  się  oczywiste,  że  nie  masz  zamiaru  wrócić. 

Wtedy zaczął przeklinać twoje imię po wsze czasy.  

- Zamierzam dodać, że stosunkowo głośno to robił. - Raluca przytaknęła skwapliwie. 

background image

 

18

Z jakiegoś powodu Retta nie chciała o tym myśleć, ale to zraniło jej uczucia. Zakładała, 

że wszystkie próby oczernienia imienia jej ojca i jego reputacji, to był sposób na zmuszenie jej do 

kontaktu  z  nim.  Oczywiście  nie  miała  w  tym  żadnego  interesu  kiedykolwiek  to  zrobić,  kiedy 

jeszcze była przekonana, że miał zamiar zabić ją tej nocy, kiedy dał jej swój eliksir snu.  

- Dlaczego tu jestem? 

Andrei wziął głęboki oddech zanim odpowiedział. 

- Ze względu na Stephena Corwina. 

Była zbita z tropu przez to imię. Jak u diabła mógłby on pasować do tego szaleństwa? 

- Pośrednik inwestycyjny? 

-  Między  innymi.  -  Powiedziała  Franceska.  -  Pamiętasz  jak  mówiłam  ci  o  dziwnym 

przeczuciu, co do niego? 

- Cały czas masz dziwne uczucia. Dziewięć na dziesięć jest zasługą zbyt dużej ilości pizzy 

czy zepsutego piwa.  

Franceska posłała jej rozbawione spojrzenie. 

- Tia, racja. Pamiętasz jak powiedziałam ci, że niepokoi mnie jego zapach? Że nie mogę 

go sklasyfikować?  Przeprowadziłam  małe dochodzenie  i  okazało się,  że jest członkiem  Zakonu 

Smoka. Brzmi znajomo? 

Retta przewróciła oczami. Zarówno jej ojciec jak i dziadek należeli do tej organizacji. Ich 

epitafia na temat Drakuli wynikały z członkostwa.  

- Zakon przestał istnieć niedługo po tym, jak Velkan zabił mojego ojca.  

Raluca pokręciła głową. 

-  Nie,  Księżniczko.  Nie  przestał.  Oni  po  prostu  zeszli  do  podziemia  i  chcieliby,  żeby 

reszta świata myślała, że nie istnieją. Był kuzynem Mathhiasa Corvinusa, który stracił żonę przez 

Daimona.  Przerażony  przez  demona,  który  twierdził,  że  zabrał  jej  życie  i  duszę,  postanowił 

oczyścić świat z nieumarłych. Poszedł na krucjatę przeciwko Daimonom i posłał po swoich braci, 

by  mu  pomogli.  Ale  nie  poprzestali  na  Daimonach.  Równie  łatwo  zabijali  naszych  jak  i 

Mrocznych  Łowców.  Nie  uwzględniając  różnicy  między  nimi.  Dla  nich  jeden  nadprzyrodzony 

był równy drugiemu i każdy powinien być tępiony. Nawet teraz wieki później, polują na nas bez 

rozróżniania rodzaju, brutalnie zabijając wszystkich, którzy staną na ich drodze. 

Retta poczuła się okropnie, ale to wciąż nie wyjaśniało, dlaczego chcieli, aby tu została. 

- A co to ma ze mną wspólnego? 

background image

 

19

Tym razem Franceska wzięła głęboki oddech zanim odpowiedziała. 

- Myślę, że Stephen został wysłany, żeby cię zabić. 

Retta skrzywiła się na koleżankę. 

- Jesteś szalona? Nie ma takiej opcji. 

- Pamiętasz ten tatuaż na jego ramieniu, o którym mi mówiłaś? Ten z owiniętym smokiem 

wkoło krzyża? To ich godło. On jest jednym z nich, Ret, zaufaj mi. 

-  Zaufać  tobie?  Po  tych  wszystkich  wiekach,  kiedy  mnie  okłamywałaś?  Pomyśl  raz 

jeszcze. Stephen by mnie nie skrzywdził. Miał wystarczająco dużo czasu, aby próbować.  

Franceska obdarowała ją głębokim, znaczącym spojrzeniem. 

- Na pewno? 

Retta zawahała się, a następnie znienawidziła się za to. Stephen nigdy nie dał jej powodu, 

by myślała, że  jest kimś innym  niż tylko znajomym,  który  chciałby  czegoś  więcej od  jej życia. 

Ale ponieważ technicznie była mężatką i była nieśmiertelna trzymała go na dystans. 

- Oczywiście, że jestem pewna. 

- Więc dlaczego on węszył wkoło ciebie? - Franceska zapytała chłodno. 

- Bo może mnie lubi? 

-  Albo  próbował  cię  wykorzystać,  żeby  dobrać  się  do  Księcia  Velkana.  -  Powiedziała 

Raluca.  - To była moja teoria. To, dlatego  Książę upewnił  się, że  wszystkie wzmianki o tobie i 

twojej matce zniknęły z historycznych pism. Nie chciał, aby ktokolwiek dowiedział się, że Vlad 

Drakula  miał  córkę,  a  najbardziej  Książę  nie  chciał,  aby  się  dowiedzieli,  że  go  poślubiłaś. 

Wiedział,  że  Zakon  ścigałby  cię  aż  na  kraniec  świata,  gdyby  kiedykolwiek  dowiedzieli  się  o 

twoim istnieniu.  

- To ma sens. - Dodał Andrei. - Corvinuses i Danesti mają długą historię złej krwi między 

nimi.  

Cięgle jeszcze Retta mogła podważyć ich argumenty.  

-  To  nie  jest  średniowiecze,  ludzie.  W  przypadku  jakbyście  nie  zauważyli,  wojny  się 

skończyły.  

- Nie. - Powiedział Andrei, patrząc za nią w kierunku drzwi. - Myślę, że wojna dopiero się 

zaczyna. 

background image

 

20

Marszcząc brwi  na  jego  dziwny  ton  głosu, odwróciła  głowę,  aby  zobaczyć, co  przykuło 

jego uwagę. Jej serce przestało bić, gdy zobaczyła wysoką postać, ubraną w czarną zbroję wraz z 

hełmem i herbem. I to był herb Velkana. 

I rycerz szedł prosto na nią. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

21

ROZDZIAŁ 3 

 
 
Retta  nie  mogła  oddychać,  kiedy  Raluca  otworzyła  drzwi,  a  Velkan  zuchwale  wszedł. 

Wysoki  na  sześć  stóp  i  cztery  cale  wydawał  się  gigantem,  wtedy,  kiedy  była  człowiekiem.  I 

znowu przypomniała sobie, jak go zobaczyła po raz pierwszy. Wtedy krew pokrywała tą czarną 

zbroję.  Krew  tych,  którzy  chcieli  ją  zgwałcić  i  zabić.  Wciąż  mogła  sobie  przypomnieć  dźwięk 

skrzypiącej stali, kiedy się poruszał. I widok jego zręczności nawet, kiedy każdy centymetr jego 

ciała był okryty zbroją. 

Co więcej, przypomniała sobie piękno jego twarzy… Czułość dotyku jego rąk, gdy pieścił 

jej nagą skórę. Sposób, w jaki ją trzymał, jakby była niewymownie cenna, jakby obawiał się, że 

rozbije  się  w  jego  ramionach  i  ponownie  zostawi  go  samego.  Te  wspomnienia  kotłowały  się  i 

zostały pogrzebane pod gniewem i nienawiścią, którą pałała do niego.  

Teraz przez moment chciała wrócić do początku ich małżeństwa. Powrócić do dni, kiedy 

żyła i umarła dla tego mężczyzny. Kiedy ufała mu bez pytania. On był wtedy całym jej światem.  

Ale  każdy  z  tych  momentów  uciekł  z  jej  pamięci,  kiedy  podszedł  do  niej.  I  jakaś 

zapomniana  jej część  chciała  go objąć,  po  tych  wszystkich stuleciach. Chciała  rzucić  mu  się  w 

ramiona i po prostu czuć go ponownie.  

Oczekiwała, że ją przeklnie  albo  ją pocałuje. Że będzie się na  nią  gapił, jakby  nie  mógł 

uwierzyć, że tu była. Albo spróbuje ją udusić. Coś. Cokolwiek. Ale we wszystkich scenariuszach, 

jakie sobie wyobrażała, nie było nic nawet zbliżonego do tego niż to, co on zrobił. 

Przeszedł  obok  niej,  jak  gdyby  w  ogóle  jej  nie  znał,  chwycił  Franceskę  i  gwałtownie 

przytulił, zanim zaczął z nią tańczyć po pokoju. 

Zmieszana  Retta  położyła  ręce  po bokach,  gdy  fala  wściekłości  przeszła  przez  jej  ciało. 

Jak śmiał chwycić inną kobietę, a jej nawet nie poznać!? Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale 

została uciszona, gdy rycerz zaczął śmiać się głosem, którego nigdy nie słyszała u Velkana. Był 

lekki i niemal chłopięcy. 

- Och, moja mała siostrzyczka. Minęło tyle czasu odkąd cię widziałem. Jak się miewasz?  

- Victor. - Raluca powiedział śmiejąc się. - Postaw Franceskę zanim ją zmiażdżysz.  

Franceska  ściągnęła  ptasi  hełm  z  jego  głowy  odsłaniając  jego  roześmiane  oblicze  w 

przeciwieństwie do wiecznie poważnego oblicza Velkana. Z brązowymi włosami i przenikliwie 

background image

 

22

niebieskimi  oczami  Victor  szybko  wypełnił  polecenie  matki  i  postawił  Franceskę  na  ziemi. 

Śmiejąc się przytuliła go mocno, podczas gdy Retta wypuściła długi oddech. 

To  było  blisko.  Zbyt  blisko  rzeczywistości  i  właśnie  zdała  sobie  sprawę,  że  nie  chce 

spotkać  Velkana  na  jego  warunkach.  Musiała  upewnić  się,  że  ma  kontrolę  nad  ich  pierwszym 

spotkaniem. Że jej ciało i emocje nie zdradzą jej ponownie. 

- Tak dobrze cię widzieć. - Franceska śmiała się do brata. - Tęskniłam tak bardzo. 

Te  słowa  szarpnęły  sercem  Retty,  kiedy  widziała  uczucia  swojej  najlepszej  przyjaciółki 

dzielącej  je z  rodziną.  Bracia  Retty zmarli  setki  lat  temu, tak jak ich cała  linia  rodzinna. To nie 

był radosny powrót do domu dla niej. Bez rodziców. Bez męża. Nic. 

To bolało najbardziej. 

Viktor przerwał gdy zdał sobie sprawę, że nie byli sami. 

- Księżniczka EspeRetta? 

- Tak. - Raluca odpowiedziała za nią. 

Panika zamigotała w jego niebieskich oczach. 

- Musimy ją stąd zabrać, zanim Książe ją zobaczy. 

Wreszcie ktoś, kto zobaczył powód. Raluca machnęła ręką na jego słowa. 

- Nie przybędzie tu tak wcześnie.  

Victor pokiwał głową zaprzeczając. 

- Ona może zostać na noc, ale kiedy nadejdzie jutro, ona musi odejść, zanim on dowie się, 

że ona tu jest.  

Franceska zaczęła się z nim spierać. 

- Przywiozłam ją tutaj dla ochrony. Ona musi tu zostać. 

- Nie.  - Powiedziała Retta coraz bardziej zmęczona sposobem, w jaki o niej rozmawiali, 

jakby była zagubionym szczeniakiem, którego zostawiono w garażu.  

- Przybyłam tutaj, bo Velkan planuje wystawienie mojego ojca na widok publiczny.  

Kawałki układanki wskoczyły na swoje miejsce, kiedy Franceska z lekkim zakłopotaniem 

odwróciła się. Absolutna wściekłość przeszła przez całą osobę Retty. 

- Nawet mi nie mów, że skłamałaś. 

Franceska skuliła się. 

-  Tylko  troszeczkę.  Wiedziałam,  że  jeśli  ci  tak  powiem,  to  jest  to  jedyna  rzecz,  która 

spowoduje, że opuścisz Chicago.  

background image

 

23

W całym swoim życiu Retta nie była bardziej wściekła.  

- Niewiarygodne! Niewiary-kurwa-godne. Jak można zrobić coś takiego? 

Franceska była kompletnie skruszona. 

- Zrobiłam to, by cię chronić. 

Retta chwyciła jej rękę, kiedy uczucie czystego wstrętu wypełniło ją. 

-  Dzięki,  Frankie.  To  nie  tak,  że  mam  jakieś  swoje  życie,  jak  również  klientów,  którzy 

mnie potrzebują. 

-  Nie  można  mieć  klientów,  kiedy  jest  się  martwym.  Poza  tym  Trish  świetnie  sobie 

poradzi. Nawet nie będą za tobą tęsknić. 

- Oszczędź mi tych bzdur. - Spojrzała na Victora. - Sprowadź mi taksówkę i spadam stąd. 

Teraz. 

Spojrzał na telefon. 

- Victor. - Raluca powiedziała szorstko z akcentem  na  końcu.  -  Dotknij tego  telefonu, a 

będziesz tego żałować do końca swojego istnienia.  

Uniósł w zdziwieniu brwi i zastygł w bezruchu. 

- Ale mamo… Książę chciałby… 

- Zajmę się Księciem. Musisz przygotować się do podróży. A teraz idź. 

Retta mogłaby powiedzieć, że chciał się zacząć kłócić, ale nie miał odwagi. Zamiast tego 

rzucił jej ponure spojrzenie, zanim postąpił zgodnie z nakazem matki.  

- Gdzie jest Velkan? - Retta zapytała Ralucę.  

- Nie bądź niepoważna, Księżniczko, on jest dokładnie tam, gdzie chce być. 

- Nie powiesz mi? 

Raluca zawahała się przed odpowiedzią.  

-  Nie  pozwolę  ci,  żebyś  go  dopadła  w  jego  domu,  po  tym  ile  wycierpiał  przez  ciebie, 

Księżniczko. Wiem od mojej córki, co do niego czujesz. 

- I wciąż jesteś po jego stronie? 

Wzrok Raluki powędrował na ścianę, na której wisiały dwa ostrza. 

- Będę chronić  Jego  Wysokość do ostatniego  mojego  tchnienia.  I  dla  niego też dałabym 

się wbić na pal.  

I  kiedy  wypowiedziała  te  słowa  odwróciła  się  i  zostawiła  Rettę  samą  z  Franceską  i 

Andrei. Retta popatrzyła wyczekująco na chłopaka. 

background image

 

24

- On będzie później w Bloody Dungeon. 

- W czym? 

- To jest klub. - Wyjaśniła Franceska. - Jeden w tych, gdzie Daimony częściej wybierają 

się po turystów, którzy chcą zobaczyć prawdziwe wampiry.  

Cóż, czy to nie sprawiało, że było to sensowne? 

- O której on tam będzie? 

Andrei wzruszył ramionami. 

- W każdym czasie od teraz aż do świtu. 

- Jesteś taki pomocny, Andrei. 

- Staram się, Księżniczko. 

- I zawodzisz mnie z tak wielkim rozmachem. 

Zignorował jej sarkazm. Wzdychając Retta spojrzała na Franceskę. 

- Przypuszczam, że nie mogę cię namówić, byś mnie teleportowała do domu, prawda? 

- Nie lubisz teleportu. To sprawia, że jesteś przewrażliwiona. Poza tym myślałam, że już 

mnie nie lubisz. 

- Jestem na  granicy.  Ale jesteś  moją  jedyną  rodziną. Dobra czy  zła,  a  teraz z pewnością 

zła. Zabierz mnie do domu i ci wybaczę. 

- Nie mogę tego zrobić, Retta. Przykro mi. Ale zaufaj mi, robię to dla twojego dobra. 

W porządku. Kiedy nadejdzie ranek, wymknie im się tak czy inaczej. Spojrzała na Andrei.  

- Jesteśmy w stu procentach pewni, że Velkan nie przyjdzie dziś w nocy do tego hotelu, 

prawda? 

-  Och,  nie  mogę  tego  absolutnie  zagwarantować.  On  nie  chce  mieć  nic  do  czynienia  z 

twoją rodziną. I odwiedza to miejsce od wielkiego dzwonu.  

Te słowa coś w niej rozgrzały i poruszyły. 

- Więc dlaczego prowadzicie to miejsce? 

Uśmiechnął się do niej. 

- Pieniądze. Potrzebujemy ich do zabijania Daimonów. 

Świetnie, po prostu świetnie. 

- Nieważne. Idę do łóżka. Daj mi klucz i pozwól zostawić cały ten bałagan za sobą. 

Franceska zmarszczyła brwi. 

- A nie jesteś głodna? 

background image

 

25

- Nie. Po prostu muszę iść spać i zapomnieć o tym wszystkim, co się dzisiaj stało. 

Andrei wszedł za kontuar, by ją zameldować. 

- Czy chcesz apartament Drakuli? 

Retta zmrużyła oczy patrząc na niego. 

- Przeginaj dalej, Andrei, a ty i ja będziemy musieli zagrać w grę. 

- A co to za gra, Księżniczko? 

- Znajdź piłeczki w mojej ręce. 

- Nie widzę tam żadnych piłeczek, Księżniczko. 

- Och zobaczysz, jak tylko ścisnę twoje ciało. 

Wzdrygnął się, a Franceska się roześmiała. 

- Sprawdza cię, Andrei. Jej gadka jest zawsze ostrzejsza, niż jej ugryzienia.  

Żałując, że nie zostawiła koleżanki w domu, Retta wzięła swoją kartę-klucz. 

- Gdzie jest mój pokój? 

- Na poddaszu. 

Bez słowa Retta chwyciła swoją walizkę i udała się do windy. Weszła do niej i obróciła 

się,  by  zobaczyć  Franceskę  i  Andrei  jak  drażnili  się  nawzajem,  podczas  gdy  drzwi  się  za  nią 

zamknęły. Ból przeciął jej serce. Jak bardzo chciała mieć swoją rodzinę z powrotem. Uwielbiała 

swoich  dwóch  młodszych  braci.  Byli  jedną  z  największych  radości  jej  ludzkiego  życia.  I 

przeszyło ją ukłucie winy, że przez nią Franceska została tego pozbawiona. Nienawidziła tego, że 

zostali rozdzieleni na wieki. Ale to była decyzja Franceski, a nie jej. 

Z westchnieniem wjechała windą na górę i poszła do pokoju. Ale jak tylko pchnęła drzwi, 

poczuła  nagłą  potrzebę,  by  wrócić  na  dół  i  skrzywdzić  Andrei  i  Ralucę.  Żeby  powiedzieć,  że 

miejsce jest lepkie, byłoby obrazą dla kleistości. Apartament był duży i przestronny z krwawymi 

ścianami,  które były  ozdobione  wszelkimi  rodzajami  rzeczy  wykonanych  w drewnie, mającymi 

związek z palowaniem. Przewróciła oczami i udała się do sypialni w połowie drogi zamarła. W 

odróżnieniu  od  salonu  ten  pokój  był  urządzony  na  czarno,  biało  i  szaro  i  był  identyczny  z 

pokojem w Bela Lugosi's Dracula, gdzie kiedyś przyjeżdżała. 

-  Wy,  ludzie  jesteście  chorzy.  -  Powiedziała  Retta  wdzięczna,  że  przynajmniej  tutaj  nie 

było żadnych pamiątek po jej ojcu.  

Stawiając  swoją  walizkę,  ściągnęła  płaszcz,  skopała  buty  z  nóg  i  podeszła  do  łóżka. 

Chciała  się  troszkę  zdrzemnąć,  bo  była  na  skraju  wyczerpania  i  chciała  trochę  pomyśleć  o 

background image

 

26

wynajęciu samochodu, by wrócić na lotnisko. Tak czy inaczej miała zamiar wydostać się z tego 

miejsca i wrócić do domu. 

Odciągnęła  narzuty  i  zagłębiła  się  w  wielkim  łóżku,  które  było  miękkie  jak  chmura  i 

zanim się zorientowała smacznie spała. Śniła,  ale  sen był daleki od  spokojnego.  W swoim śnie 

słyszała głos ojca nawołujący ją. Widziała Velkana zadającego śmiertelny cios, który zakończył 

życie jej ojca i herb Velkana, węża dryfującego przez jej umysł i przez wszystkie obrazy. Jesteś 

córką smoka. Śmiercią dla Danesti.  

Obudziła się drżąc. Retta leżała cicho słuchając jak gwałtowny wiatr wieje za jej oknami. 

Ale  to  nie  było  to,  co  ją  zaniepokoiło.  Czuła  czyjąś  obecność  w  pokoju.  To  było  potężne  i 

przerażające.  Odpowiadając  czysto  instynktownie,  szybko  skoczyła  z  łóżka  na  swoje  nogi  i 

podeszła tam, gdzie czuła najsilniej tę obecność. Ale nic tam nie było oprócz powietrza. 

Teraz uczucie tej obecności było za nią. 

Ona zakręciła się, by stawić czoła intruzowi. Tylko nie spodziewała się, że stanie twarzą 

w twarz z osobą, której się najmniej spodziewała. 

Velkan. 

Wpatrywał  się  w  nią  tak  czarnymi  oczami,  że  nawet  nie  mogła  powiedzieć,  gdzie 

kończyła  się  źrenica,  a  zaczynała  tęczówka.  Ubrany  był  w  czarne  jeansy  i  obcisły,  czarny 

podkoszulek, a jego długie, pofalowane włosy ściągnął z tyłu w kucyk. Ciągle miał tą samą, ostro 

rzeźbioną twarz. Ten sam dziki wygląd, który głosił światu, że był to mężczyzna, który nie tylko 

mógł zabrać ci życie, ale który mógł rozkoszować się zabijaniem. Boże, był niesamowicie seksi. 

Wysoki i dobrze zbudowany spowodował ogrzanie się każdej jej cząsteczki i pozbawił ją tchu.  

I  kiedy  stanęła  z  nim  tak,  blisko  że  mogła  czuć  jego  oddech na  swojej  skórze,  widziała 

obrazy w swoim umyśle. Jak ją trzyma w tych muskularnych ramionach, podczas gdy się z nim 

kochała. I jak ją całuje tymi perfekcyjnymi ustami. I jak wodzi palcem przez jego bliznę biegnącą 

od  zewnętrznego  kącika  jego  lewego  oka  aż  do  podbródka.  Blizna,  która  w  żaden  sposób  nie 

umniejszała  piękna  jego  męskiej  twarzy.  A  nawet  dodawała  go.  Nie  mogła  nawet  myśleć,  gdy 

fala skumulowanych emocji zatrzymała ją w miejscu.  

Velkan  nie  mógł  oddychać,  kiedy  wpatrywał  się  w  te  oczy,  tak  niebieskie,  że 

przypominały mu letnie  niebo,  a  których nie widział  przez ponad  pięćset  lat. Jej  zapach ciężko 

drażnił jego nozdrza, przypominając mu o czasie, kiedy ta woń otulała jego ciało. Jej skóra nadal 

była  biała  jak  śnieżna  polana.  A  jej  włosy  były  tak  kasztanowe  jak  futro  lisa.  Nawet  raz  przez 

background image

 

27

wieki nie zapomniał, jaka  była  piękna.  Pamiętał jej zapach. Dźwięk  jej  głosu nawołującego  go. 

Dźwięk jej głosu przeklinającego go na śmierć.  

To  był  błąd,  że  tu  przyszedł.  Wiedział  o  tym.  Jednak  nadal  tu  był,  patrząc  na  kobietę, 

którą desperacko chciał pocałować. 

Kobietę, którą chciał zabić. 

On  dał  jej  wszystko,  co  miał,  a  nawet  więcej,  a  ona  w  zamian  splunęła  na  niego. 

Nienawidził  jej,  a  jakaś  głęboko  ukryta  jego  cząstka  nadal  ją  kochała.  On  żył  i  umarł  dla niej. 

Zmarł śmiercią, która  żaden człowiek nie powinien  cierpieć.  I  za  co?  Za  to,  że mogła uciec od 

niego  i  zaprzeczyć,  że  kiedykolwiek  go  kochała.  Jego  ojciec  miał  rację.  Kobiety  były 

bezużyteczne poza sypialnią i tylko głupiec mógłby jednej z nich oddać swoje serce. 

-  Co  robisz  w  moim  pokoju?  -  Szepnęła,  wreszcie  przełamując  niezręczną  ciszę,  która 

szerzyła w nich negatywne uczucia. 

Jego żołądek ścisnął się na dźwięk jej delikatnego głosu, który był tak podobny do tego, 

który  pamiętał, a jednocześnie był  taki  obcy. Ona już nie mówiła  z  rodzimym  akcentem. Teraz 

brzmiała jak kobiety w amerykańskiej telewizji, na które patrzył Victor. 

Velkan  cierpiał,  gdyż  chciał  wyciągnąć  rękę  i  jej  dotknąć,  ale  szczerze  mówiąc nie  ufał 

sobie, że nie udusiłby jej, gdyby się postarał. Gniew, pożądanie i czułość były w stanie wojny w 

nim  i  nie  miał  pojęcia,  które  z  nich  mogłoby  ostatecznie  wygrać.  Ale  nic  z  tego  nie  wróżyło 

dobrze dla kobiety stojącej przed nim. 

- Chciałem zobaczyć na własne oczy, to że tu jesteś. 

Podniosła ręce w sarkastycznym geście. 

- Oczywiście, jestem tutaj. 

- Oczywiście. 

Odeszła krok w tył, nadal ostrożnie patrząc. 

- No to możesz już iść. - Wskazała na drzwi. 

Trudno mu było tak stać, gdy jedyne, co chciał zrobić, to porwać ją w ramiona i poczuć 

smak tych szyderczych ust. Powietrze między nimi było wypełnione ich wzajemną nienawiścią. 

Ich  wzajemnym  pożądaniem.  On  cięgle  nie  wiedział  jak  mogło  do  tego  dojść.  Jak  mężczyzna 

mógł tak desperacko kochać kobietę, jednocześnie ciągle chcąc ją zabić? To nie miało sensu. 

Miliony myśli przewinęły  się przez jego  głowę.  Chciał  jej powiedzieć, że za nią  tęsknił. 

Chciał jej powiedzieć, że żałuje, że nie umarła. Że nigdy tak naprawdę jej nie skreślił. A przede 

background image

 

28

wszystkim  chciał  tu  zostać  i  rozkoszować  się  jej  pięknem,  aż  by  się  tym  upoił.  Był  chorym 

draniem. To była kobieta, która porzuciła go pięćset lat temu. Może nie miał za wiele w swoim 

życiu,  ale  miał  swoją  godność.  Powinien  być  ponownie  przeklęty,  jeśli  pozwoliłby  jej  znowu 

zbliżyć się do siebie. Z lakonicznym ukłonem cofnął się od niej i odwrócił się w kierunku okna, 

by wyjść. 

- Chcę rozwodu. 

Te słowa zatrzymały go w miejscu. 

- Co? 

- Słyszałeś. Chcę rozwodu. 

Zaśmiał się gorzko, gdy spojrzał na nią przez ramię. 

-  Jak  sobie  życzysz,  Księżniczko.  Ale  upewnij  się,  że  zabierzesz  kamerę  do  sądu,  bo 

chciałbym zobaczyć ich twarze, kiedy przedstawisz im nasze małżeństwo i cofniesz się do daty 

jego zawarcia.  

- To nie jest to, co miałam na myśli. - Powiedziała chłodno. - Chcę się uwolnić od ciebie. 

Na zawsze.  

Te  słowa  przedarły  się  przez  niego  jak  gorące  lance  i  spowodowały  dwa  razy  takie 

zniszczenia. Zazgrzytał zębami, kiedy patrzył przez okno w czarną noc, która była jego jedynym 

pocieszeniem przez te wszystkie minione stulecia. 

- Więc weź swoją wolność i odejdź. Nigdy więcej nie chcę widzieć twojej twarzy. 

Retta  nie  wiedziała,  dlaczego  jego  słowa  połamały  jej  serce,  ale  tak  się  właśnie  stało. 

Nawet udało  im  się  przynieść  łzy  do  jej  oczu,  gdy  patrzyła  jak  zmienił  się  w nietoperza zanim 

wyleciał  przez  otwarte  okno.  Mimo  wszystko  chciała  wezwać  go  ponownie,  ale  jej  duma  nie 

pozwoliła jej na to. Tak było lepiej. Teraz oboje będę wolni... 

Wolni, ale po co? 

Była ciągle nieśmiertelna. I nieważne jak bardzo tego nienawidziła, nadal była zakochana 

w  swoim  mężu. Łzy  spłynęły  po  jej policzkach,  kiedy zdała sobie sprawę z prawdy.  Ona nigdy 

nie powinna była tutaj wracać. Nigdy. 

Ale teraz było już za późno. Po tym całym czasie, który upłynął, znała prawdę. Kochała 

Velkana. Nawet ze wszystkimi jego kłamstwami i zdradą. On nadal posiadał jej serce w niewoli. 

Jak ona mogła być taka głupia? 

background image

 

29

Zamykając  oczy  zobaczyła  go,  jakim  był  w  dniu,  w  którym  ją  poślubił. To był  malutki 

klasztor w górach.  Po  raz pierwszy od czasów dzieciństwa  i po  to, aby  oddać jej cześć,  Velkan 

nie założył swej zbroi, tylko prosty kubrak z czarnego aksamitu. Był niewybredny pomimo tego, 

że  był  księciem.  Pozwolił  swoim  długim  włosom  swobodnie  opadać  na  ramiona.  Ona  została 

ubrana w suknię z grubego, ciemnozielonego aksamitu, wykończoną sobolami, tak, że pasowała 

do jej płaszcza.  

To  był  tylko  ten  jeden  raz,  kiedy  widziała  go  ogolonego  na  gładko.  Jego  ciemne  oczy 

spalały ją, kiedy na nią patrzył, wypowiadając słowa, które związały ich ze sobą przed Bogiem. 

To,  czego  wtedy  nie  wiedziała,  to  to,  że  matka  Velkana,  była  czarodziejką,  która  nauczyła 

swojego syna magii. I gdy on i Retta złożyli święte śluby, on przywiązał ją do siebie za pomocą 

czarnej magii. Nic jej o tym nie mówiąc. 

To, co zrobił było niewybaczalne. Więc dlaczego część jej bólu mu wybaczyła?  

Retta lekko przechyliła głowę, kiedy usłyszała słabe skrobanie do drzwi. 

- Velkan? - Szepnęła. 

Jej serce podskoczyło na myśl,  że przyszedł do niej ponownie. Przed  tym jak mogła się 

powstrzymać, rzuciła się do drzwi i otworzyła je. Jej szczęka opadła na widok osoby, której się 

na pewno nie spodziewała. Wysoki i jasnowłosy był zupełnie innej urody niż jej ciemny i groźny 

mąż.  I  po  raz  pierwszy  zdała  sobie  sprawę,  że  on  wypadał  strasznie  blado  w  porównaniu  z 

mężczyzną, którego zostawiła.  

- Stephen? Co ty tu robisz? 

Jego jasnoniebieskie oczy były pełne współczucia. 

- Moje imię nie brzmi Stephen, Retto. Brzmi Stefan.  

Zanim  mogła  zapytać,  o  co  mu  chodzi,  dmuchnął  czymś  w  jej  twarz.  Retta  cofnęła  się 

gwałtownie z powrotem, gdy jej zmysły zaczęły słabnąć. Wszystko zaczęło się przesuwać wokół 

niej.  Reagując  instynktownie  kopnęła  nogą  i  trafiła  go  bezpośrednio  między  uda.  Jego  obraz 

podwoił  jej  się  przed  oczami.  Ale  kiedy  starała  się  zamknąć  drzwi,  jej  wzrok  stał  się  czarny  i 

upadła na podłogę. 

 
 
 
 
 
 

background image

 

30

ROZDZIAŁ 4 

 
 
Velkan  wylądował  na  balkonie  swojej  posiadłości  w  zlokalizowanej  na  uboczu,  cichej 

dolinie  i powrócił  do  swojej  ludzkiej postaci.  Pięćset  lat  temu  do  tego  miejsca  można było  się 

dostać jedynie  wiejską drogą,  która prowadziła po zboczu  góry,  wprost na  jego dziedziniec. To 

była droga,  którą zamknął jakieś dwieście  lat temu i pozwolił,  aby zarosły ją  krzaki,  kiedy zdał 

sobie sprawę, jak często na nią patrzył, czekając na powrót EspeRetty.  

Teraz  droga  była  w  całości  pokryta  jeżynami  i  winoroślą,  ponieważ  las  pomału  ją 

wchłonął. Jedynymi sposobami, aby się tu dostać, były lot albo teleportacja. Dwie rzeczy, które 

pomagały trzymać z daleka każdego, kto nie miał tu wstępu.  

Velkan oparł się na balkonie o rzeźbiony kamień i spojrzał za siebie w kierunku miasta. 

Już  wyczyścił  je  z  Daimonów,  które  przyjechały  do  miasta  polować  na  turystów  i  wciąż  miał 

jeszcze kilka godzin do świtu. Jego dom nocą był całkowicie ciemny i cichy. Victor chciał zostać 

z rodziną w hotelu - bez wątpienia w strachu przed nastrojem Velkana.  

A  ten  człowiek  miał  wszelkie prawo, by  się  obawiać.  Velkan  nie  lubił  niespodzianek,  a 

przyjazd EspeRetty zdecydowanie kwalifikował się jako taka. Giermek powinien mu powiedzieć, 

iż powinien się jej spodziewać. To, co oni mu zrobili było niewybaczalne.  

Złocone,  francuskie  drzwi  do  jego  pokoju  otworzyły  się  cicho,  kiedy  wszedł,  a  potem 

zamknęły  się  za  nim.  Dawno  temu  jego  młoda  żona  była  przerażona  jego  mocami.  Teraz  kpił 

sobie z tego, że urodził się jako śmiertelnik. Wtedy był ograniczony do prostych przeczuć, klątw, 

mikstur i zaklęć, które musiałby być opracowywane przy pomocy krwi i rytuału.  

Teraz jego moce były naprawdę groźne. Telekineza, zmienianie kształtu i pirokineza. W 

ciągu  wieków stał  się potworem,  którego tak  bardzo  obawiała  się  EspeRetta.  Wyciągnął rękę  a 

butelka  Burbona  przyfrunęła  do  niego.  Odkorkowując  wypił  Burbon  wprost  z  butelki,  kiedy 

przeszedł obok lustra, które nie pokazywało jego odbicia.  

Roześmiał  się na  to.  I  śmiał  się  dopóki  nie  zbliżył  się  do  kominka,  gdzie  wisiał portret 

EspeRetty. Wygląd jej twarzy spowodował, że zastygł w miejscu. I jak zawsze zabrakło mu tchu. 

Zlecił, aby namalowano go tuż przed ślubem. Wynajął Gentile’a Belliniego i praktycznie 

został zmuszony do uprowadzenia tego człowieka z Wenecji, aby namalował portret. Ale Velkan 

wiedział, że nikt inny poza tym artystą nie będzie w stanie uchwycić jej młodości i niewinności.  

background image

 

31

Bellini  go  nie  rozczarował.  Jeśli  już,  to  on  wyśmienicie  wycelował  we  wszystkie 

oczekiwania  Velkana.  EspeRetta  była  tak  zdenerwowana  w  ten  dzień.  Z  jasnymi,  letnimi 

kwiatami  w  jej  ciemnych,  kasztanowych  włosach,  ubrana  w  świetlistą,  złotą  suknię  została 

uchwycona w cudownej wizji. Bellini umieścił ją w ogrodzie przed rezydencją Velkana - ogród, 

w  którym teraz panował wstrętny bałagan przez zaniedbanie pracy nad nim.  Ona wtedy  kręciła 

się niemiłosiernie, dopóki Velkan nie zaczął jej podglądać, siedząc na murze i pilnując jej. 

Kiedy  ich  oczy  się spotkały,  musiał  przyznać  że  wyszedł z  tego  najbardziej  nieśmiały  i 

najpiękniejszy  uśmiech,  jaki  kiedykolwiek  zaszczycił  twarz  kobiety,  który  został  złapany  przez 

artystę. Było to spojrzenie, które wciąż jeszcze powalało Velkana na kolana. 

Warcząc  na  obraz  zmusił  się,  by  iść  przed  siebie  z  dala  od  niego.  Powinien  spalić  go 

przed  wiekami.  Wciąż  nie  był  pewien,  dlaczego  tego  nie  zrobił.  W  zasadzie  nawet  teraz  mógł 

wysłać płomień i spalić go na popiół. .. 

Jego ręka rozgrzała się w oczekiwaniu. Ale on zacisnął ją w pięść i opuścił swój pokój, po 

czym  zszedł  po  schodach  na  pierwsze  piętro,  gdzie  Bram  i  Stoker  czekali  na  jego  powrót. 

Wołając swoje dwa wielkie mastiffy Tybetańskie, udał się do swojego gabinetu, kiedy jego ogień 

wrzał w nim, ale nie wybuchł. Strzelił płomieniem ognia w kominek, czym spowodował, że ten 

zawrzał i obudził się do życia. To skąpało pokój w ciepłym pomarańczowym świetle i pobudziło 

cienie  do  niesamowitego  tańca  wzdłuż  kamiennych  murów.  Pogłaskał  swoje  psy  z 

zadowoleniem, kiedy powitały go w domu szczekaniem i lizaniem. Potem one położyły się obok 

siebie u stóp jego wyściełanego fotela. Wzdychając Velkan zasiadł na nim, aby mógł wpatrywać 

się w ogień, który wcale go nie ogrzewał. Jasne światło było bolesne dla jego oczu, ale szczerze 

nie dbał o to. Spojrzał na psy po każdej swojej stronie, leżące mu pod nogami.  

-  Powinniście  być  zadowoleni,  że  was  obu  wykastrowałem.  Też powinienem  być  takim 

szczęśliwcem. - Ponieważ  teraz jego ciało było  twarde  i obolałe dla  jednej  kobiety, która  nigdy 

nie pozwoli mu się dotknąć.  

Jego gniew  wzrastał. Wziął  kolejny głęboki  łyk Burbona  i  tylko przeklął nad  faktem, że 

alkohol nie mógł wyrządzić mu szkody. Jako Mroczny Łowca nie mógł nawet się upić. Nie było 

ucieczki od jego bólu.  

Warcząc rzucił butelką w palenisko, gdzie rozpadła się na tysiąc kawałków. Płomienie w 

cichej  konsumpcji pochłonęły alkohol.  Psy podniosły  głowy  z  ciekawości, podczas gdy  Velkan 

przeczesał ręką swoje włosy.  

background image

 

32

Czuł się tak źle, jak do tej pory, z tą różnicą, że teraz dzieliła ich taka mała odległość. Jej 

zapach nadal go oplatał, czyniąc go jeszcze bardziej dzikim, niż był przedtem.  

Powinien iść do niej i zmusić ją siłą, by do niego wróciła. Tak właśnie powinien postąpić 

Mołdawski  oficer  wojskowy  Velkan  Danesti.  Nigdy  nie  powinien  pozwolić,  aby  kobieta 

zawróciła mu w głowie.  

Ale  ten  człowiek  zmarł  w  tę  noc,  kiedy  niewinna,  młoda  kobieta  popatrzyła  w  górę  na 

niego oczami, tak niebieskimi, tak ufnymi, że od razu skradła mu serce. Być może była to kara za 

jego  brutalne,  ludzkie  życie.  Pragnąc  jedynej  rzeczy,  której  nie  mógł  mieć.  Miękkiego, 

uspakajającego dotyku EspeRetty.  

Bezsilny w walce ze swoimi myślami wstał z fotela. Bram też się podniósł, ale gdy zdał 

sobie  sprawę, że  jego pan  tylko chodzi po pokoju, usiadł z powrotem. Velkan  starał  się pozbyć 

swoich wspomnień. Ale niestety nie było sposobu, aby wyrwać serce z jego piersi i dopóki tego 

nie zrobi wiedział, że nigdy nie zdoła uciec z więzienia, na jakie skazała go jego żona.  

 

 

Retta  obudziła  się  z  ostrym  bólem  głowy  i  zdała  sobie  sprawę,  że  jest  przywiązana  do 

metalowego krzesła. W pomieszczeniu, które było przemysłowe, jakby jakiś stary magazyn czy 

coś podobnego. Było tu ciemno i wilgotno z okropnym smrodem, który był podobny do tego, gdy 

para starych przepoconych skarpet zmieszałaby się z wonią zgniłych jajek. Wszystko, co mogła 

zrobić to wdychać ten smród, kiedy próbowała uwolnić nadgarstki z krępującej ją liny. Słyszała 

też słaby głos, dobiegający z sąsiedniego pomieszczenia… 

Starała się ich usłyszeć, ale wszystko, co złapała to cichy szept, a potem rozległ się głośny 

huk. 

- Śmierć Danestim! 

Świetna  przyśpiewka,  zwłaszcza,  że  technicznie  była  jedną  z  nich.  Prawda,  że  nie 

przyznawała się do pokrewieństwa, ale na papierze... 

- Obudziła się. 

Retta odwróciła głowę, by zobaczyć wysokiego, chudego mężczyznę w drzwiach. Ubrany 

w czarne spodnie i golf przypominał jej obślizgłego dilera narkotykowego, których widywała w 

mieście, a jego wizerunku dopełniał złoty ząb. I patrzył na nią, jakby była niższą forma życia na 

tej planecie. 

background image

 

33

-  Dziękuję,  George.  -  Powiedział  starszy  mężczyzna  ubrany  w  czarne  luźne  spodnie  i 

niebieską  koszulkę polo  i  sweter,  kiedy  do nich podszedł.  Było  coś z natury  złego  w  starszym 

mężczyźnie.  Był zdecydowanie typem faceta, który jako dziecko wyrywał motylkom skrzydełka. 

Tak dla zabawy.  

A patrząc za nich, z tyłku stał jej „dobry przyjaciel” Stephen wysoki i jasnowłosy. Ona na 

początku  lubiła  go,  bo  był  zupełnym  przeciwieństwem  jej  męża.  Podczas  gdy  wygląd  Velkana 

był  posępny  i  intensywny,  Stephen  był  zdrowy  i  słodki.  Przypominał  jej  młodego  Roberta 

Redforda. 

Gdyby  tylko  wiedziała,  że  Stephen  nie był  miłym  chłopcem  z  sąsiedztwa.  Przynajmniej 

dopóki nie mieszka się obok Potwornickich. Spojrzała na niego z każdą uncją nienawiści, jaką w 

sobie miała.  

- Gdzie ja jestem i co ja tu robię?  

Starszy mężczyzna odpowiedział. 

- Jesteś naszym zakładnikiem i jesteś w naszym... Eee, miejscu. 

Boże, on zawsze był tak pomocny? 

- Zakładnikiem, za co? 

Odpowiedział jej Stephen. 

- Abyśmy mogli dostać twojego męża, gdy po ciebie do nas przyjdzie. 

Roześmiała się na absurdalność tego stwierdzenia.  

- To jakiś żart? 

- To nie jest żart. - Powiedział starszy  mężczyzna. - Przez  wieki moja rodzina poluje na 

niego, próbując zabić, przeklęte, nienaturalne stworzenie, którym się stał. 

- A teraz my polujemy na was oboje. - Powiedział Slim, kiedy przeszedł przez drzwi. 

Starszy mężczyzna skinął głową. 

- Ale zawsze albo ty, albo on na uciekaliście. 

-  Wow,  to  wiele  mówi o  twoich  umiejętnościach,  bo  nawet  nie  wiedziałam,  że na  mnie 

polujesz. - Ruszył do przodu jakby chciał ją uderzyć, ale Stephen go powstrzymał.  

- Nie Dieter, ona tylko próbuje cię sprowokować. 

- To świetnie jej to wychodzi. 

Retta odchrząknęła sprowadzając uwagę z powrotem na siebie. 

- A tak z czystej ciekawości, dlaczego na mnie polujecie? 

background image

 

34

Stephen podszedł bliżej do niej i obdarował ją zarozumiałym uśmiechem. 

-  Bo  jesteś  jedyną  rzeczą  o  której  wiemy,  że  wyciągnie  Velkana  na  otwartą  przestrzeń. 

Nigdy nie dał się nabrać na żadne przynęty, które stosowaliśmy... Jak do tej pory. 

- Tia, cóż, mam złe wiadomości dla ciebie, kolego. On po mnie nie przyjdzie.  

Diater zaszydził z niej. 

- Oczywiście, że przyjdzie. 

Pokiwała głową. 

-  Niestety  nie.  Najnowsze  wiadomości,  chłopcy.  Popełniacie  przestępstwo  bez  żadnego 

powodu. Widziałam się z mężulkiem wcześniej dzisiejszego wieczoru i on mi wyjaśnił, że nigdy 

więcej nie chce mnie widzieć.  

Mężczyźni wymienili zdziwione spojrzenia. 

- Czy ona kłamie? - Starszy mężczyzna zapytał Stephena po niemiecku. 

Retta  nie  miała  siły,  by  powstrzymać  się  przed  przewróceniem  oczami.  Na  pewno  nie 

mogli być tacy głupi, żeby sądzić, iż ona nie umie mówić po niemiecku. 

- Musi kłamać. - Powiedział Stephen nagle. - Dobry Boże, ten człowiek został przez nią 

wbity na pal. Przez całe wieki, kiedy nasz rodzaj obserwował go, on nigdy nie był z inną kobietą, 

którą moglibyśmy wykorzystać do dostania się do niego. Nie ma nawet jednego zapisu, by miał 

choćby przygodę na jedna noc i ciągle trzyma zdjęcia EspeRetty. Prawda, że wilkołaki nigdy nie 

poświęciłyby córki, żeby z nią została, jeśliby nie był absolutnie nieugięty, by ją chronić. To nie 

są działania człowieka, który ją nienawidzi. 

Slim się z nim zgodził. 

- Wilkołak,  którego  torturowałem i zabiłem,  wyznał,  że on  zachował  jej pokój  taki,  jaki 

opuściła  pięćset  lat  temu.  Nawet  ma  tam  suknię,  którą  ona  miała  na  sobie,  kiedy  się  pobierali. 

Jest  też  w  jego  sypialni  jej  portret,  kiedy  była  człowiekiem  i  zdjęcia,  które  były  wysyłane  do 

niego na dowód, że żyje i jest szczęśliwa. Patrzy na te zdjęcia, co noc. Nie ma szans, by nie była 

dla niego wyjątkowa. Jeśliby ją nienawidzi, zniszczyłby wszelkie pamiątki po niej wieki temu.  

-  Podobnie.  -  Powiedział  Stephen  z  nutką  urazy  w  głosie.  -  Ona  żyje  jak  zakonnica.  I 

nawet nie dostałem jednego buziaka od niej przez cały czas, przez jaki ją znam. Ona tylko stara 

się go chronić. Jestem tego pewien. 

Retta nie mogła oddychać, gdy słyszała te słowa. To była prawda. Ona nigdy nie dotknęła 

innego  człowieka.  Nigdy  nie  była  tym  zainteresowana.  Oczywiście,  że  sobie  wmawiała,  że 

background image

 

35

mogłaby, ale jest nieśmiała. I nie może iść na dobrą randkę, nie mówiąc już o wyjściu za mąż za 

człowieka,  który  zacząłby  się zastanawiać, dlaczego ona  się nie starzeje.  Oczywiście było dużo 

sposobów  na  kłamstwo  w  temacie  chirurgii  plastycznej  zanim  zorientowałby  się,  że  jest 

nieśmiertelna.  

Przez cały ten czas przekonywała siebie, że Velkan nie był jej wierny. Podczas ich życia 

żadna  kobieta, nigdy nie oczekiwała  wierności od męża. To był  absurd. Nawet jej ojciec,  który 

był  fanatykiem  w swym  chrześcijaństwie i który wymagał  wierności od swoich poddanych,  był 

znany jako kochanek. Więc ona sama była przekonana, że Velkan tak naprawdę nigdy nie był jej 

wierny. Podejrzewała, że wziął ją jak chciał i wykorzystał, aby zabić jej ojca.  

Czy mogło być możliwe, że Velkan naprawdę ją kochał? Że jej nie zdradzał? Jeśli to była 

prawda,  ona  z  całą  pewnością  zasłużyła  na  śmierć  z  ich  rąk.  Bo  jeśli  to  była  prawda,  to 

okazywało  się,  że  karała  męża  przez  wieki  za  żadną  inną  zbrodnię,  prócz  miłości.  Nikt  nie 

powinien cierpieć z takiego powodu.  

Z pewnością nie byłaby taka głupia. Czyżby?  

Była z niej niezła suka. Nic dziwnego, że Velkan kazał jej spadać. Miała szczęście, że jej 

nie udusił. Zaciskając zęby z bólu, który zagościł w jej sercu, starała się przypomnieć sobie jak 

najlepiej,  co  powiedział,  gdy  opuszczała  Rumunię.  Mogła  zobaczyć  światło  księżyca  na  jego 

twarzy  i  krew  na  zbroi.  On  coś  wtedy  mówił,  ale  teraz  nie  mogła  sobie  przypomnieć  niczego 

innego,  niż  jej  zmieszanie  i  lęk  przed  nim.  Była  absolutnie  pewna,  że  chciał  ją  zabić  przez 

zakopanie w ziemi. Że kłamał na temat eliksiru nasennego, który jej dał. Ale czy naprawdę? 

Proszę, nie zrozum mnie źle. Proszę.  

-  On  po  mnie nie przyjdzie.  -  Powiedziała Retta  z zaciśniętymi  zębami.  -  Wiem,  że  nie 

przyjdzie.  

Dieter zwęził spojrzenie, gdy na nią popatrzył.  

- Zobaczymy. Z resztą to nie jest takie ważne. Tak czy inaczej i tak cię zabijemy. 

 
 
Była prawie piąta rano, gdy Velkan znalazł się sam w swojej sypialni. Z resztą zawsze był 

sam  w swojej sypialni. Boże, on był  taki głupi. Który człowiek  wart był  jego cierpienia, trzeba 

było znaleźć  chętną  kobietę  i  zaspokoić  ból  do  kobiecego  ciała  panujący  w  jego biodrach.  Ale 

Velkan  odmawiał,  powołując  się  na  przysięgę,  którą  związał  się  z  EspeRettą.  Ślubował  przed 

Bogiem  jego  ojca  na  jej  honor,  by  być  jej  wiernym  i  dotrzymywał  tej  przysięgi.  Mimo,  że 

background image

 

36

nienawidził siebie za to. Istniała tylko jedna kobieta, która zasługiwała na jego uwagę i to dlatego 

tak bardzo pogardzał nią. Zostawiła go z niczym. Wliczając w to jego męskość. Niech ją szlag. 

Nagle ktoś zapukał. 

- Mówiłem zostaw mnie w spokoju, Victror. - Warknął myśląc, że to jego Giermek.  

- To nie Victor. - Raluca odpowiedziała z drugiej strony drzwi.  

Niezbyt było normalne, żeby przychodziła do niego przed świtem. Nie, żeby świt miał na 

nią  jakiś  wpływ,  ale  normalnie  o  tej  porze  Velkan  kładł  się  spać.  Marszcząc brwi  podszedł  do 

drzwi i otworzył je z myślą, że znajdzie ją tam stojącą i załamującą ręce. Tymczasem jej synowie 

i  Franceska  stali  za  nią  i  wszyscy,  podobnie  jak  ich  matka  wyglądali  na  zmartwionych.  Jego 

żołądek skurczył się. 

- Co się stało? 

Raluca przełknęła nim odpowiedziała. 

- Zabrali ją. 

Wiedział dokładnie, że mówiąc „ją” miała na myśli EspeRettę. 

- Kto? 

- Zakon Smoka. - Powiedział Andrei, głosem zabarwionym gniewem. - Gdy powiadomili 

nas, że ją przetrzymują, próbowaliśmy ją uwolnić, ale... 

- Ale? - Niecierpliwił się Velkan. 

Franceska podeszłą krok do przodu. 

-  Trzymają  związaną  ją  w  klatce.  Elektrycznej.  Nie  ma  sposobu,  abyśmy  dostali  się  do 

niej bez uszczerbku na naszych ciałach.  

Velkan obdarował ich ostrzegawczym spojrzeniem. 

-  Dobrze,  niech  ją  tam  potrzymają  myśląc,  że  bardzo  mi  na  niej  zależy.  Kiedy  słońce 

zajdzie pójdę po nią.  

Victor spojrzał nerwowo, zanim Raluca przemówiła. 

- To nie jest takie proste, mój Książę. Oni umieścili ją na małym stołeczku bez podpór. A 

stołek  stoi  na  podłodze  pod  napięciem.  Jeśli  ona  postawi  stopy  na  podłodze  albo  spadnie  z 

krzesełka, to może zabić ją to na miejscu.  

Franceska przytaknęła głową. 

- Mają tak wysokie napięcie na tej podłodze, że mogliby zasilać całe miasto Nowy York.  

background image

 

37

Chciał  jej  powiedzieć,  że  nie  dba  o  to,  ale  strach  w  jego  sercu  zdradziłby  kłamstwo. 

Zanim zdarzył zrobić cokolwiek, Raluca była przy jego boku z ręką na jego ramieniu. 

- Ty wiesz, że też nie możesz iść, prawda? 

Zmrużył na nią oczy. 

- Nie boję się ich. 

-  Jest  zbyt  blisko  do  świtu.  -  Podkreśliła  Raluca.  -  Skończysz  jak  Illie,  jeśli  pójdziesz. 

Znają twoje słabości.  

Velkan  wziął  jej  rękę  w swoją i ścisnął delikatnie.  Illie  był jej partnerem, który zginął z 

rąk Zakonu. Pięć lat temu został złapany i jeden z nich użył na nim tasera.

4

 Energia elektryczna 

strzeliła poprzez komórki jego ciała, zmieniając go raz po raz w człowieka i wilka. Była to jedna 

z  niewielu  rzeczy,  które  mogły  unieszkodliwić  Zwierzo-Łowców.  Zbyt  dużo  elektryczności 

mogło ich zabić. A jeśli Zakon miał EspeRettę, to już znali jego słabości. 

- Czy chcesz jej śmierci? - Zapytał Ralucę.  

Widział litość na jej twarzy. Była pielęgniarką EspeRetty przed tym, jak jego żona została 

oddana do klasztoru. 

- Nie z wyboru, ale lepiej ona niż ty. 

- Mamo! - Franceska pękła. - Bez obrazy, ale ja wybieram Rettę. Ona jest niewinną ofiarą. 

Jej matka odwróciła się do niej z warczeniem. 

- A Książę strzeże nas od wieków. Ale dla niego mogłabym umrzeć nawet teraz, tak samo 

jak twoi bracia. 

-  Marnujemy  czas.  -  Velkan  je  rozdzielił.  -  Chcę,  abyście  zabrali  mnie  do  niej,  żebym 

mógł  ją  uwolnić  nim  wzejdzie  słońce.  -  Widział  zastrzeżenie  w  oczach  Raluki.  -  To,  dlatego 

przyszłaś do mnie, prawda? 

Potrząsnęła głową. 

-  Przyszłam  tylko  dlatego,  bo  wiedziałam,  że  byłbyś  zły,  jakby  wyszło  na  jaw,  co  się 

stało, a my przyglądalibyśmy się biernie. 

Miała  rację.  Nigdy  nie  stałby  i  nie  patrzył  na  cierpienie  EspeRetty  -  nawet,  jeśli  jej 

nienawidził.  

- Nie bój się. Możesz mnie tam teleportować i mogę wyłączyć pole elektryczne tak, że wy 

będziecie mogli teleportować nas oboje, na długo przed wschodem słońca. 

                                                   

4

 Taser – paralizator elektryczny. 

background image

 

38

- To nie jest takie proste. Przełącznik jest w klatce. Zostaniesz nim porażony starając się 

go wyłączyć.  

Westchnął  na  myśl,  że  to  nic  nie  zmienia.  Chciałby  być  zdolnym  do  wykorzystania 

telekinezy na wyłączniku. Ale energia elektryczna była jedyną rzeczą, na którą nie miał wpływu 

jego  umysł.  To  natura  życia  powodowała,  że  było  to  wysoce  nieprzewidywalne,  a  on  mógł 

przypadkowo  zranić  lub  zabić  kogoś,  próbując  manipulować  psychicznie  przy  tym.  Będzie 

musiał ręcznie go wyłączyć. 

- Dobra. To mnie nie zabije. 

Będzie tylko bolało jak diabli. 

- Jest jeszcze coś. - Victor powiedział cicho. 

Wprost nie mógł się doczekać, by to usłyszeć. 

- Co tym razem? 

-  Są  zaopatrzeni  w  generator  i  drugi  przełącznik,  który  jest  w  innej  klatce  elektrycznej. 

Jeśli go wyłączysz to i tak nie da nam wystarczająco dużo czasu, by wydostać ją zanim nas nie 

usmażą, w przeciwieństwie do ciebie my jesteśmy żywi. 

Raluca przytaknęła. 

-  A  oni  mają  ją na  dziedzińcu.  Należy  przejść obok ściany, do której przytwierdzone  są 

lustra, odbijające promienie słońca, tak że trzeba bezpośrednio do nich podejść. Ich intencją jest, 

żeby żadne z nas tego nie przetrwało.  

I zrobili naprawdę dobrą robotę, ustawiając te pułapki. 

Velkan wypuścił zmęczony oddech rozważając to, co ma się wydarzyć. Ale to nie miało 

znaczenia. 

- Moja żona jest w niebezpieczeństwie. Zabierzcie mnie do niej. 

 
 
Retta zgrzytała zębami, bo każdy mięsień jej nóg bolał, gdy trzymała nogi przykurczone, 

by nie dotknąć podłogi. Wysiłek ukazał się małymi łzami w jej oczach. To musiał być najbardziej 

rozdzierający ból, jaki kiedykolwiek doświadczyła. Szczerze nie wiedziała ile tego jeszcze zniosą 

jej  nogi,  zanim  będą  musiały  odpocząć.  Suchy  szum  elektryczności  był  zimnym 

przypomnieniem, co się stanie, jeśli ona nie będzie trzymać ich nad podłogą... 

- Możesz to zrobić. - Szepnęła. 

background image

 

39

Ale  co  dobrego  można  było  zrobić  w  tej  sytuacji?  Byli  zdecydowani,  by  zabić  ją  bez 

względu na to,  co by zrobiła.  Właściwie, dlaczego ona  walczyła  z nieuniknionym? Powinna po 

prostu postawić stopy  na podłodze  i  skończyć  to.  Skończyć  z  jej nieszczęściem.  Velkan po  nią 

nie przyjdzie. Franceska nie mogła. To był koniec. Nie było potrzeby, by opóźniać nieuniknione, 

a jednak Retta nie mogła się poddać. Po prostu, to nie leżało w jej naturze. 

- Co jest z tobą i tym krajem, że wciąż znajdujesz się w niebezpieczeństwie, gdy tu jesteś? 

Gwałtownie  podniosła  głowę  w  górę,  gdy  usłyszała  głęboki,  dźwięczny  głos,  który 

przeszedł w dół jej kręgosłupa, jak delikatna pieszczota. 

- Velkan?  

Wyszedł  z  cienia  i  zbliżył  się  do  krawędzi  podłogi,  która  była  podłączona  do  prądu  i 

oddzielała ich oboje. Jego twarz była spowita cieniami, co sprawiło, że był w jej oczach jeszcze 

przystojniejszy.  

- Czy jest ktoś jeszcze na tyle głupi, by tu być?  

Spojrzała w niebo, które z każdą upływającą sekundą robiło się coraz jaśniejsze.  

- Nie możesz tu zostać. Musisz uciekać. 

Nic nie odpowiedział, kiedy zmienił się w nietoperza i podleciał w jej kierunku. Jej serce 

waliło,  gdy  patrzyła  jak  zbliżał  się  do  klatki,  ale  kraty  były  za  ciasne,  by  mógł  się  przez  nie 

przecisnąć do środka. Mogła przysiąc, że słyszała przekleństwa, gdy z powrotem zmieniał się w 

człowieka. A gdy to zrobił działanie prądu odrzuciło go o dobre dziesięć metrów na trawę. Tym 

razem nie mogła pomylić zapalczywości jego przekleństw.  

- Zapomnij o tym. - Powiedziała patrząc w niebo. Było zbyt blisko do świtu. - Nie ma 

potrzeby, abyśmy oboje umierali.  

Potrząsając głową podbiegł do klatki i złapał drut. Retta skuliła się na dźwięk smażącej 

się skóry, gdy go zdjął. Jego całe ciało było potrząsane siłą prądu elektrycznego. To musiało być 

nie do zniesienia. I ciągle go trzymał, ciągnąc go do siebie aż go przerwał. Zaskoczona jego siłą i 

odwagą płakała do czasu, kiedy urwał przełącznik i wyłączył prąd.  

- Jest jeszcze jeden... - Ale zanim zdążyła powiedzieć napłynęło więcej prądu. Szarpnęła 

nogi w górę, kiedy tysiąc przekleństw przyszło jej do głowy na ludzi, którzy uzbrajali to cholerne 

miejsce.  

Velkan  chwycił  zamek  w  klatce  i  warknął  zanim  puścił  i  uderzył  prosto  w  metalową 

podłogę. Dwie sekundy później wyciągnął z pod niej gruby drut i przerwał go. Przestało buczeć 

background image

 

40

gdy  prąd  ponownie  zniknął.  Zbyt  przestraszona,  by  w  to  uwierzyć,  czekała,  aby  wrócił.  I  jak 

mijały  poszczególne  sekundy  a  smażący  prąd  Velkana  zniknął,  ulga  przepłynęła  przez  nią. 

Dokonał tego. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku i wdzięczność rosła w sercu. Mimo, że nie 

było warto, on po nią przyjechał. I w tym momencie pamiętała, dlaczego tak mocno kochała tego 

człowieka. Przypomniała sobie wszystkie powody, dlaczego chciała spędzić życie u jego boku. 

Velkan  sięgnął  do  niej,  ale  światło  słoneczne  przecięło  jego  ciało.  Sycząc  cofnął  się, 

odruchowo zasłaniając twarz. Potem zrobił kolejny krok w jej kierunku, ale jeszcze więcej luster 

odwróciło się do niego. Nawet wtedy nie przestał się do niej zbliżać, podczas gdy Stephen i inni 

kierowali lustra na niego. Przez to nie mógł uwolnić jej związanych rąk.  

Retta  szybko  się  oswobodziła  i  wydostała  z  klatki.  Jej  wściekłość  wzrastała,  kiedy 

próbowała się owinąć wokół ciała swojego męża, ale nie była wystarczająco duża, by zakryć go 

przed  zabójczymi  promieniami,  które  wywoływały  gotujące  się  pęcherze.  Całe  jego  ciało 

zaczynało się tlić, kiedy próbował przycisnąć się do ściany, gdzie wciąż był cień. Zatoczył się w 

tym  samym  czasie,  kiedy  Stephen  i  inni  wychodzili  z  budynku.  Oni  przyszli,  by  wykończyć 

Velkana, ale byłaby przeklęta, gdyby dostali go bez walki z nią. Retta stanęła na ziemi, gotowa 

do walki, ale poczuła, że ktoś ją od tyłu złapał. Odwróciła się, by zaprotestować, ale zatrzymała 

się, gdy zobaczyła przyjazną twarz.  

- To ja. - Powiedziała Franceska, kiedy teleportowała je z dziedzińca. 

W jednej sekundzie Retta była o włos od śmierci, a w drugiej była w pokoju, którego nie 

widziała od wieków... Sypialni Velkana. 

Serce Retty biło ze strachu. 

- Nie możemy go zostawić. 

- Nie zostawiliśmy. 

Rozejrzała się po pokoju, podczas gdy Velkan teleportował się z pomocą Victora i upadł 

na  podłogę  między  Andrei  a  Victorem.  Horror  wypełnił  ją,  kiedy  patrzyła  na  to,  co  z  niego 

zostało.  Był zakrwawiony  i  poparzony, prawie spalony. Zapach  spalonych  włosów i  spieczonej 

skóry dotarł do jej zmysłów, czyniąc ją lekko drażliwą. Ale to jej nie obchodziło. 

Przerażona,  że  Velkan  umiera,  ruszyła  do  niego  i  złapała  go  z  boku  i  przycisnęła  do 

siebie. Łzy napłynęły jej do oczu, kiedy uważnie się przyjrzała, jakie szkody poniósł.  

- Velkan? 

Nie odezwał się. On tylko patrzył na nią i mrugał. 

background image

 

41

Odpychając  ją  na  bok  Victor  i  Andrei  podnieśli  Velkana  z  podłogi  i  przenieśli  go  do 

łóżka. 

- Powinnaś wyjść. - Victor powiedział zimno, gdy Andrei walczył, aby oderwać spalony 

t-shirt od  ciała  Velkana,  który  zdawał  się  być  z nim  stopiony.  -  Już  wyrządziłaś  wystarczająco 

dużo złego. 

- On jest moim mężem.  

Victor zmrużył swoje zimne niebieskie oczy. 

-  I  zostawiłaś  go  na  pięćset  lat.  Pamiętasz?  Zrób  mu  przysługę  i  spraw,  by  historia  się 

powtórzyła. 

- Victor! - Franceska warknęła. - Jak śmiesz? 

- Wszystko w porządku. - Powiedziała Retta, uspokajając koleżankę. - On tylko wykonuje 

swoją pracę.   

Wtedy  Retta  przesunęła  się,  tak,  aby  stanąć  obok  Victora.  Tym  razem,  gdy  mówiła 

obniżyła głos i pozwoliła, aby jej surowe emocje znaczyły każdą sylabę.  

- Jeszcze  raz stań na mojej drodze,  chłopcze, a nauczysz  się, że  w tej  rodzinie nie  tylko 

Velkan  ma  kły.  -  Kiedy  to  powiedziała  odsunęła  się  od  niego  i  podeszła  do  łóżka,  gdzie  leżał 

Velkan. 

Nie była pewna czy był przytomny, aż mu się nie przyglądnęła. Jej żołądek skurczył się 

na widok jego poparzonej i pokrytej pęcherzami skóry. W jego oczach był ból, który odebrał jej 

oddech. Mimo, że część jej chciała uciec od tego okropnego obrazu, wyciągnęła rękę i położyła 

na nieuszkodzonym fragmencie jego policzka. Zamknął oczy, jakby smakował jej dotyk. 

- Dziękuję ci, Velkan. - Szepnęła. 

Wziął  głęboki  oddech,  jakby  chciał  jej  odpowiedzieć,  ale  zanim  mógł  to  zrobić,  stracił 

przytomność. Victor przysunął się do niej. 

- Masz zamiar tak stać i patrzeć na niego, czy może zechciałabyś nam pomóc? 

Spojrzała na Victora, na którego twarzy malowały się wszystkie urazy z jego głosu.  

- Jesteś takim strasznym dupkiem, Victor. 

Otworzył usta by odpowiedzieć, ale Franceska zakryła mu je dłonią. 

- Odpuść młodszy braciszku. Oni oboje sporo dzisiaj przeszli. 

Zagryzając wargi przeniósł się na drugą stronę łóżka, gdzie Andrei próbował zdjąć t-shirt. 

Retta  pomogła  rozebrać  Velkana,  ale  kiedy  zobaczyła  paskudną  bliznę  na  środku  jego  klatki 

background image

 

42

piersiowej, tuż nad sercem, przerwała. Nie miał jej, kiedy był śmiertelny. Wyglądała, jakby ktoś 

przebił go kołkiem prosto w serce. 

- Co do diabła? - Powiedziała cicho, przesuwając po niej palcem. Była przynajmniej sześć 

cali szeroka i cztery głęboka. - Jak to się stało? 

Victor posłał jej zabawne spojrzenie. 

- Nie możesz sobie poradzić ze śladem po dziele twojego ojca? 

Skrzywiła się do niego. 

- O czym ty mówisz? 

-  O  bliźnie.  -  Powiedział  jeszcze  ciszej  Andrei.  -  To  jest  miejsce,  gdzie  wierzchołek 

opuścił jego ciało, po tym jak twój ojciec kazał go wbić na pal.  

Retta szarpnęła swoją rękę z powrotem, nie chcąc w to uwierzyć.  

- Nie łapie twojego poczucia humoru. 

- Nie żartuję. 

Nudności wypełniły ją, kiedy popatrzyła na poparzoną twarz Velkana. Potem spojrzała na 

Ralucę która potaknęła ponuro. 

- Nie rozumiem. - Wyszeptała Retta. 

Oczy Raluki patrzyły na nią. 

-  Po  tym  jak  twój  ojciec zabił  cię,  Księżniczko, zwrócił  się  z  zawziętością  do  Velkana. 

Torturował  go przez  tygodnie, aż w końcu kazał go wbić na pal, na rynku  w Tirgoviste. W  ten 

sposób umarł i był w stanie stać się Mrocznym Łowcą.  

Mimo to nadal trudno było jej w to uwierzyć. Jej ojciec naprawdę ją kochał. Czy on mógł, 

nawet w gniewie ją zabić? Mógł nienawidzić świata, ale dla niego jego dzieci były święte.  

- Dlaczego Velkan nic mi nie powiedział. 

Victor parsknął. 

-  Och  nie  wiem.  Może,  dlatego,  że  uciekłaś  od  niego,  kiedy  próbował  i  nie  przestałaś 

uciekać do teraz. 

- Victor! - Raluca warknęła. 

-  Wszyscy  przestańcie  mi  tu  „Victorować”.  Tylko  mówię  prawdę,  której  wy  boicie  się 

wypowiedzieć.  Ona  powinna  zrozumieć,  co  on  przeszedł,  żeby  była  bezpieczna.  Co  wycierpiał 

jako człowiek. Dla niej. - Victor odwrócił się w kierunku Retty. - On nie unikał własnej śmierci -  

On to planował. To ty go zniszczyłaś. On poddał się twojemu ojcu, wiedząc, że ten łajdak wbije 

background image

 

43

go na pal. Uważał, że poprzez to, że dał ci do wypicia eliksir  nasenny,  twój ojciec zobaczy  cię 

ubraną  w  żałobna  szatę  i  zostawi  cię  w  spokoju.  Jego  plan  był  taki,  że  moja  matka  miała  cię 

zabrać  do  Niemiec,  gdzie  żyła  Franceska  i  zapewniłaby  ci  ochronę,  podczas  gdy  twój  ojciec 

torturowałby go. Nigdy nie przypuszczał, że twój ojciec zamierza przebić ci serce, kiedy leżałaś 

martwa.  

To nie był plan, który przekazał jej Velkan. Oni mieli leżeć obok siebie, jakby martwi,  a 

następnie obudzić się, gdy jej ojciec odszedłby, przekonany o ich śmierci. Velkan miał ją zabrać 

do  Paryża,  gdzie  mogliby  być  razem,  bez  obawy,  że  jej  ojciec  poweźmie  zemstę  na  Velkanie. 

Mieli być wolni od wojny, która toczyła się między ich rodzinami.  

Spojrzała  na  Frnaceskę  w  poszukiwaniu  prawdy,  ale  chociaż  raz  jej  przyjaciółka  stała 

oniemiała.  

- Velkan poddał się memu ojcu? 

- A co myślisz, że miał zrobić? - Victor zapytał gniewnie. 

-  Powiedział  mi,  że  oboje  wypijemy  napój,  i  wtedy  mój  ojciec  miał  zobaczyć  nas 

martwych i odejść i zostawić nas w spokoju. 

Victor przytaknął. 

- A ty wypiłaś pierwsza.  

- Oczywiście. I potem zobaczyłam, że on też pije zaraz po mnie. 

Victor pokręcił głową. 

- On nigdy tego nie połknął. Jak już byłaś nieprzytomna wypluł to i zostawił cię w stanie, 

w którym można cię było oglądnąć. On obawiał się, że jeśli oboje bylibyście nieprzytomni, twój 

ojciec  oboje  was  pozbawiłby  głów.  Więc  pozostał  przytomny  i  powiedział  twojemu  ojcu,  że 

zmarłaś  w  wyniku  choroby.  Twój  ojciec  obiecał  mu,  że  jak  raz  cię  zobaczy  będzie 

usatysfakcjonowany i zostawi Velkana w spokoju. Velkan przystał na to i był zmuszony patrzyć 

jak on cię zabija. 

A ona od niego uciekła. 

Ponownie jej wzrok pobiegł do Franceski w celu weryfikacji. 

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? 

Franceska popatrzyła smutno i westchnęła. 

- Nie chciałaś słuchać. Jeśli kiedykolwiek próbowałam stanąć po jego stronie krzyczałaś 

na mnie, więc nauczyłam się unikać tego tematu.  

background image

 

44

To  był  prawda  i  Retta  o  tym  wiedziała.  Mogła  winić  za  to  tylko  siebie.  Serce  Retty 

zabolało,  kiedy  pomyślała  o  tym  jak  wiele  lat...  Nie,  wieków  pozbawiła  szczęścia  siebie  i 

Velkana, ponieważ była głupia i bezlitosna. Nic dziwnego, że Victor jej nienawidził. Zasługiwała 

na to. 

Zaciskając zęby spojrzała na obraz nad kominkiem, który był jej portretem ślubnym. Łzy 

pojawiły się w jej oczach, kiedy przypomniała sobie dzień, w którym został namalowany. Widok 

Velkana  siedzącego  na  murze,  przyglądającego  się  jej  z  twarzą  wyrażającą  nic  innego  poza 

uwielbieniem.  Zamrugała  odganiając  łzy  przed tym,  gdy  spojrzała na  łóżko,  w  którym  leżał  jej 

mąż. 

- Musimy mu pomóc się uzdrowić. 

- Dlaczego? - Zapytał Victor. 

- Żebym mogła go przeprosić. 

Jednak spowodować uzdrowienie Velkana, było lepiej powiedzieć niż zrobić. Słoneczne 

poparzenie było trudne do wyleczenia nawet dla nieśmiertelnych. Nie wspominając, że ciągle 

groził im Zakon, pragnący ich śmierci. Przynajmniej tutaj, w domu Velkana, Zakon nie mógł ich 

dostać. 

 

 

- Powinnaś odpocząć. 

Retta  spojrzała  w  górę, podążając  za  głosem Raluki.  Starsza  kobieta stała  w  drzwiach  z 

napominającym  wyrazem  twarzy.  Retta  przeciągnęła  się  w  fotelu,  rozciągając  ścierpnięte 

mięśnie. Ona siedziała przy Velkanie przez cztery ostatnie dni, podczas gdy on spał. Początkowo 

jego uzdrawiający sen poważnie ją niepokoił, ale Victor i Raluca zapewnili ją, że to naturalne, że 

Mroczni Łowcy  tak  śpią,  gdy  są  ranni. To umożliwiało jego ciału uzdrowienie. Była prawda  w 

ich  słowach,  bo  z  każdym  dniem  skóra  Velkana  wydawała  się  lepsza  niż  wcześniej.  Teraz 

wyglądał jakby się poparzył na słońcu, ale spalenizna i siniaki zniknęły.  

- Czuje się jakbym odpoczywała. - Powiedziała Retta cicho. 

- Ledwo, co jesz lub śpisz. 

- To nie tak, że mogę zachorować i umrzeć. 

Raluca spojrzała na nią ostro i mruknęła. 

background image

 

45

-  Dobra.  Przyniosę  ci  jedzenie  tutaj,  ale  zaufaj  mi.  Jeśli  Książę  się  obudzi  będzie 

wdzięczny, że nie ma mocniejszego zmysłu węchu. 

Urażona Retta powoli się obwąchała, żeby sprawdzić czy nie śmierdzi. 

- Spokojnie. Ona się tylko drażni. 

Jej serce przestało bić, kiedy usłyszała głęboki głos. 

- Velkan? -  Szybko wstała z fotela  i podeszła  do łóżka, by zobaczyć czy  on  ma otwarte 

oczy. - Myślałem, że do tego czasu już cię nie będzie. 

Przełknęła ciasny węzeł zalegający jej w gardle. 

- Raczej nie. Mam tu wiele do zrobienia. 

- Na przykład? 

Retta znowu przełknęła gulę w gardle zanim odpowiedziała. 

- Na przykład powinnam cię przeprosić. 

- Dlaczego miałabyś to zrobić? 

-  Bo  jestem  głupia  i  uparta.  Pamiętliwa.  Patrząca  stereotypowo.  Nie  ufająca…  Wiesz, 

możesz mnie powstrzymać przed wygłaszaniem tego w każdej chwili.  

Jeden z kącików jego ust podniósł się nieznacznie. 

-  Dlaczego  miałbym  przerywać?  Całkiem  dobrze  ci  idzie.  A  poza  tym  pominęłaś 

najgorsze cechy.  

- I to jest? 

- Impulsywna. 

- I mówi to jeden w was? 

- Jak to? 

- Pamiętasz czasy,  kiedy wrzuciłeś buty  do ognia, ponieważ  miałeś  kłopot  z założeniem 

ich? 

Velkan skrzywił się na jej słowa. 

- Nigdy tak nie zrobiłem. 

- A właśnie, że zrobiłeś. Oddałeś również swoje ulubione siodło stajennemu, bo wbijało ci 

się w nogi, jak zsiadałeś z konia i powiedziałeś, że może go sobie zatrzymać, ale osobiście byś go 

podpalił. 

To akurat pamiętał dobrze. Wciąż posiadał bliznę od tego. Ale co zadziwiło go to to, że 

ona to pamiętała. 

background image

 

46

- Myślałem, że wymazałaś te wszystkie wspomnienia ze swojej pamięci. 

Spojrzała na niego głupkowato. 

- Bóg mi świadkiem, że próbowałam, ale strasznie ciężko cię zapomnieć. 

Kiedy popatrzyła na niego, ich spojrzenia się spotkały i zatrzymały. 

- Byłam taka głupia, Velkan. Na prawdę mi przykro. 

Leżał  zupełnie  oszołomiony  emocjami  płynącymi  prosto  z  serca  w  jej  głosie.  Bywały 

czasy, kiedy modlił się o takie słowa płynące z jej ust. I czas, kiedy wizualizował ten moment. 

- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? - Zapytała. 

- Mógłbym ci wybaczyć wszystko, EspeRetto, ale nie umiałbym ci zaufać ponownie.  

Retta skrzywiła się na jego słowa. 

- Co masz na myśli? 

-  Kiedy  odeszłaś  i  nie  wracałaś,  udowodniłaś  mi  tym  samym,  że  nie  wierzysz  we  mnie 

jako  w  mężczyznę  i  męża.  Byłaś  tak  podejrzliwa  w  stosunku  do  mnie,  że  myślałaś,  iż 

rzeczywiście mógłbym cię zabić. Oczywiście mieliśmy wiele problemów w naszym małżeństwie, 

o których najwidoczniej nie wiedziałem. 

- To nie prawda. 

- Więc dlaczego nie wróciłaś do domu? 

Ponieważ myślała, że on ją zabił. Naprawdę była o tym przekonana. 

-  Byłam  młoda.  Żyliśmy  w  trudnych  czasach.  Nasze  rodziny  spędzały  pokolenia  na 

zabijaniu się nawzajem...  

-  I  myślałaś,  że  jedynym  powodem,  dlaczego  się  z  tobą  ożeniłem,  to  bo  chciałem  cię 

zabić?  -  Pokiwał  głową.  -  Wiesz  tak  dobrze,  jak  ja,  że  moja  rodzina  się  mnie  wyparła,  kiedy 

dowiedzieli się, że bierzemy ślub.  

To była prawda. Jego rodzina zwróciła się przeciwko niemu. Jego ojciec wysłał armię do 

pilnowania  swojego  domu,  by  upewnić  się,  że  Velkan  nigdy  nie  wprowadzi  się  do  niego 

ponownie.  Ale  najgorsze,  co  zrobił  jego  ojciec,  to  spalił  wszystkie  rzeczy,  które  przypominały 

mu o synu. Nawet księga rodu Danesti została spalona i odtworzona nowa, bez śladu urodzenia 

Velkana. 

-  Myślałam,  że  masz  już  dosyć  uciekania  przed  wojną  między  naszymi  rodzinami.  A 

oboje  wiemy,  że  wróciłbyś  do  domu  w  chwale,  po  zabiciu  mnie  i  mojego  ojca.  Twój  ociec 

powitałby cię z otwartymi rękami. 

background image

 

47

Te ciemne oczy spalały ją. 

- Podjąłem swoję decyzję, kto zasługuje na moją lojalność, w dniu,  w którym się z tobą 

związałem  EspeRetto.  Znałem  koszt  i  ból,  jaki  nasz związek  wywoła  w  mojej  rodzinie  i  nadal 

uważam, że było warto. Splunęłaś na mnie i splunęłaś na miłość, jaką chciałem ci dać. 

- Wiem, że cię skrzywdziłam. 

- Nie. - Szepnął. - Nie skrzywdziłaś mnie. Ty mnie całkowicie zniszczyłaś. 

Łzy pojawiły się w jej oczach. 

- Tak bardzo przepraszam. 

- „Przepraszam” nawet nie zaczyna naprawiać pięciuset lat. 

Miał rację, a ona o tym wiedziała. 

- Dlaczego związałeś nasze dusze bez mówienia mi tego? 

Jego oczy płonęły ze smutku. 

-  Nie  chciałem  żyć  bez  ciebie...  Ani  w  tym  życiu,  ani  w  następnym.  I  miałem  zamiar 

powiedzieć ci, co zrobiłem, ale twój ojciec zaprowadził nas do ziemi, zanim miałem okazję. Nie 

wiedziałem, że kiedy sprzedam dla chęci zemsty swoją duszę Artemidzie, twoja dusza pójdzie z 

moją. 

To,  czego  nie  powiedział  głośno,  to  to,  że  skazała  go  na  cierpienie  nad  jedyną  rzeczą, 

której on chciał uniknąć… Życie spędzone bez niej. 

W  tym  momencie  nienawidziła  siebie  za  to,  co  zrobiła.  I  nie  winiła  go  za  to,  że  jej  nie 

przebaczył.  On  dałby  jej  świat,  a  ona  tym  wzgardziła.  Nie  zdolna  znieść  błędu,  jaki  popełniła, 

wstała.  

- Jesteś głodny? 

- Tak. 

- Zaraz zorganizuję ci coś do jedzenia. Trzymaj się. - Retta zatrzymała się w drzwiach, by 

spojrzeć  na  wielkie  łóżko,  na  którym  leżał.  To  było  miejsce  gdzie  straciła  dziewictwo.  Mogła 

nadal zobaczyć tę noc tak jasno.  

Była wtedy przerażona i podekscytowana. Velkan w całej swojej bezwzględności opuścił 

ją nietkniętą i zamknął w pokoju na końcu korytarza. Obiecał zabrać ją następnego ranka do ludzi 

jej ojca i wypuścić ją. A to była ostatnia rzecz, jakiej chciała. Jej ojciec odesłałby ją z powrotem 

do  klasztoru,  by  żyła  modlitwą  i  pracą  -  nie żeby  coś  z  tego było  złe.  Ale  ona  już  zdążyła  się 

zakochać  w  jej  mrocznym  rycerzu  i  nie  chciała  wracać  bez  małego  dowodu  przyjaźni.  Jej 

background image

 

48

zamiarem był tylko mały pocałunek. Ale w chwili, gdy ich usta spotkały się, Velkan porwał ją w 

swe  ramiona,  a ona  została  w nich  chętnie  - nawet  bardzo  chętnie,  żeby  spróbować  jak  to  jest, 

gdy  on  ją  posiądzie.  Zamykając  oczy  mogła  nadal  przypomnieć  sobie,  jak  to  było  czuć  go  w 

sobie,  kiedy  oplotła  nogami  jego  biodra,  a  on  wszedł  w  nią  głęboko.  „Nigdy  nie  pozwolę  ci 

odejść, EspeRetto.” Tak zaciekle szeptał jej do ucha. A potem pocałował ją tak gorąco, że jej usta 

ciągle drżały od tego. Jak ona mogła kiedykolwiek zrezygnować z tego? Pojedyncza łza spłynęła 

po jej policzku, zanim otarła ją i zeszła schodami do kuchni. Pogłaskała Brama po głowie, kiedy 

minęła gigantyczne zwierze, które bardziej przypominało krowę niż psa. 

-  Dobrze  cię  widzieć  poza  sypialnią.  -  Powiedziała  Raluca,  kiedy  wypełniała  tacę 

jedzeniem.  

- Jestem tu tylko dlatego, że Velkan się obudził i jest głodny.  

Franceska parsknęła, kiedy weszła za nią do kuchni. 

- A ty jesteś tutaj przygotowując żywność? Jakiego rodzaju głupkiem ty jesteś? Na twoim 

miejscu byłabym z nim teraz w łóżku. 

- Frankie! - Rzuciła Raluca. - Proszę cię. Jestem twoją matką. 

- Sorry. - Powiedziała, ale jej ton w ogóle nie był przepraszający.  

Retta westchnęła, wyprostowała kwiat w wazoniku położonym na tacy przez Ralucę.  

- To nie ma znaczenia, co ja chcę. Zawaliłam sprawę z nim dawno temu.  

Franceska pokiwała głową. 

-  Nie możesz spieszyć sprawy z kimś, kto cię tak bardzo kocha. 

- Ośmielę się stwierdzić, że się  mylisz. Chciałabym tylko,  żebyście pozwolili mi  wrócić 

do domu. 

-  Zakon  będzie  teraz  przy  tobie  przez  cały  czas,  kiedy  już  się  upewnili,  że  żyjesz 

naprawdę. Nigdy już nie będziesz mogła wrócić do domu. 

I nie mogła tu zostać. Jak cudowne to było? 

Raluca obdarowała ją sympatycznym uśmiechem. 

-  On  cię  kocha,  Księżniczko.  On  cierpi,  ale  pod  spodem  jest  człowiek,  który  przeszedł 

przez los gorszy niż śmierć, próbując cię uratować. Nie pozwoli, aby coś tak zimnego jak duma 

trzymało cię z dla od niego.  

- To nie jest duma, Raluca. To nadszarpnięte zaufanie. Jak można to naprawić?  

- To zależy od ciebie, Księżniczko. Musisz mu pokazać, że chcesz z nim zostać. 

background image

 

49

- A jak mam to zrobić? 

-  Zamknij  swoje  biuro  i  pozwól  Andrei  i  Victorowi  przynieść  wszystkie  twoje  rzeczy 

tutaj.  

- A co jeśli on mi nie pozwoli? 

- A jakże on może cię zatrzymać? Jesteś Lady Danesti. Ten dom jest w połowie twój. 

Retta uśmiechnęła się, kiedy to sobie uświadomiła.  Ale żeby tu zostać, musiała porzucić 

wszystko inne. Nie, nie poddać się. Przecież mogła być adwokatem rozwodowym w Rumunii. I 

tak  już  dłużej  nie  byłaby  w  stanie  utrzymać  swej  praktyki.  Niektórzy  ludzie  już  robili  się 

podejrzliwi odnośnie tego, że się nie starzała.  

Rozejrzała się wokół po kamiennych ścianach, które jakimś cudem wydały jej się ciepłe i 

przytulne.  Zostanie  tu,  z  Velkanem…  Jakoś  to  było  tak  przerażające  jak  powinno  być.  Ale 

jednak, by zostać musiała odzyskać serce jej męża i sprawić, aby zbliżył się do niej.  

Dalej  Ret,  robiłaś  straszniejsze  rzeczy  niż  to.  I  tak  też  było.  Ona  nie  odejdzie  od  niego 

ponownie. Ale  jak  Raluca powiedziała, ona  musiała znaleźć  jakiś sposób, by  pokazać  swojemu 

mężowi, że była poważna. 

 
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

50

ROZDZIAŁ 5 

 
 
Velkan cierpiał bólem, który był drugi zaraz po palowaniu. Jego moce Mrocznego Łowcy 

powinny go do tej pory uleczyć… To tylko mówiło, jak poważne musiały być obrażenia, iż nadal 

przez nie cierpiał. Odwrócił głowę, gdy usłyszał otwierane drzwi. 

To była EspeRetta i na sekundę wrócił pięćset lat wstecz, kiedy dzielili ten pokój razem, 

kiedy jeszcze z chęcią spała w tym łożu z nim co noc. 

Kiedy  odnowił  ten  dom  po  swojej  śmierci,  z  wielkim  trudem  zrobił  jej  pokój  na  końcu 

korytarza,  żeby  wyglądał  dokładnie  tak  samo,  jak  wtedy  kiedy  w  nim  mieszkała.  Ale  choć  jej 

rzeczy  osobiste  tam  były,  ona  nigdy  nic  tam  nie  używała.  W  ich  wspólnie  spędzonym  czasie, 

dzieliła z nim sypialnię do spania… i innych rzeczy, o których jak sobie przypomniał, rozgrzały 

go całkowicie.  

Sięgając  pamięcią  wstecz,  mógł  jeszcze  sobie  wyobrazić  sposób,  w  jaki  jej  zapach 

trzymał się pościeli i poduszki… Sposób, w jaki trzymał się jego skóry. 

Bądź silny, Velkan. Musiał być. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to żeby zraniła go bardziej 

niż już to zrobiła.  

Podeszła do przodu trochę niepewnie stawiając tacę z jedzeniem na stoliku przy łóżku. Jej 

długie  włosy  były  ściągnięte  do  tyłu  w  kucyk  i  wyglądała  na  bardzo  zmęczoną.  A  jednak 

udawało się jej być najpiękniejszą kobietą, jaką widział. 

- Czy nadal lubisz stek podany z cebulką i duszonymi jabłkami? 

Jej pytanie zaskoczyło go. Nie sądził, że ona pamięta takie rzeczy. Skinął głową i patrzył 

jak ściąga srebrną pokrywę z talerza, a następnie kroi cebulę. 

- A ty nie jesz? - Zapytał, kiedy podała mu talerze. 

- Ja po prostu wezmę trochę chleba. Naprawdę nie jestem głodna. 

Pokręcił na nią głową. 

- Przynieś talerz z chlebem i podziel się tym ze mną. 

- Nie, musisz to zjeść. 

-  Będę żył  i  mogę  znieść  więcej.  Teraz przynieś mi  talerz.  -  Zmarszczyła  czoło  na  jego 

ostry ton. - Proszę. - Dodał zmiękczając nieco głos. 

background image

 

51

Retta  zatrzymała  się  na  te  słowa.  To  był  człowiek,  który  był  przyzwyczajony  do 

wydawania  poleceń.  Wiedziała,  że  on  nigdy  wcześniej  nie  wypowiedział  słowa  „proszę”.  Jej 

serce zmiękło, kiedy podniosła talerz i zrobiła, co jej kazał.  

- Dziękuję. - Powiedziała, kiedy przerzucił połowę swojego jedzenia na jej talerz. - A tak 

przy okazji mam z tobą na pieńku. 

- A bo to raz. 

Uśmiechnęła się mimo woli. 

- W tej chwili. 

- Więc nie mogę się doczekać, żeby to usłyszeć. - Powiedział zanim spróbował stek. 

- Bram i Stoker? 

Zaśmiał się głęboko i dźwięcznie. 

- Myślałem, że to było słuszne. 

Retta warknęła na niego, ale nie wspomniała o jej pokoju, który widziała po przyjeździe. 

To usiało być niesamowite wspomnienie ich przeszłości i wnosiło do domu miłość, jaką Velkan 

ją kochał. Nawet, jeśli temu zaprzeczał znała prawdę. Wszystko było tak przygotowane, jakby on 

oczekiwał jej powrotu lada moment. Kiedy to zobaczyła usiadła na podłodze i płakała nad własną 

głupotą.  

Zmuszając się do odsunięcia tej myśli odchrząknęła. 

- Czy dałeś temu człowiekowi tę okropną książkę o moim ojcu? 

Wzruszył tymi swoimi szerokimi ramionami, przed tym jak otarł usta. 

-  W  tym  czasie  stacjonowałem  w  Londynie  i  strasznie  się  nudziłem.  On  pracował  nad 

książką  i  nazwał  głównego  bohatera  Radu  -  co  bez  obrazy  dla  twojego  wujka  -  nie  jest  tak 

pasjonującym  imieniem  jak  Vlad  Dracula.  Poza  tym  to  nie  moja  wina,  że  książkę  zabrano. 

Zapomniałbym o tym całkowicie, gdyby nie film kilka dekad później.  

Zmrużyła na niego oczy podejrzliwie. 

- Słyszałam, że do tego też przyłożyłeś rękę.  

- To jest plotka, w której jestem całkiem bezpodstawnie posądzany i jestem niewinny.  

- Acha. - Mruknęła, mimo, że nie była na niego zła. A przynajmniej nie teraz. Wieki temu 

chciała  oderwać  mu  głowę  od  ramion,  ale  co  najdziwniejsze  nadal  była  tutaj  i  czuła  dziwny 

rodzaj spokoju. To było takie dziwaczne. 

Odstawiła talerz na bok. 

background image

 

52

- Masz zamiar to wyrzucić? 

- Nie jestem właściwie głodna. 

Jednym  problemem  było  to,  że  umierała  z  pragnienia...  Ale  nie  do  jedzenia.  To,  czego 

naprawdę chciała, to spróbować jego cudownych ust. Były grzeszne i dekadenckie. Zawsze były 

takie i sporo czasu upłynęło od ich ostatniego pocałunku.  

Velkan ledwie mógł zapanować nad swoim ciałem, które spalało się, by spróbować swoją 

żonę.  To było okrutne, że była  tak  blisko  i on nie mógł zaspokoić potrzeby,  która  tak  wściekle 

płonęła w jego wnętrzu.  

Pogrzebała widelcem w swoim talerzu, po czym sięgnęła, by wziąć jego talerz. A kiedy to 

zrobiła, odwróciła się, aby na niego popatrzeć. To był jednak błąd. 

Nie mógł się powstrzymać, zagrzebał rękę w jej miękkie, kasztanowe włosy i przyciągnął 

ją do siebie. Oczekiwał, że go odepchnie. 

Ale tego nie zrobiła. 

Zamiast  tego  skosztowała  jego  ust  z  niewysłowiona  pasją.  Tak,  jakby  chciała  go  zjeść. 

Velkan warknął na jej entuzjazm. To była ostatnia rzecz, jakiej się po niej spodziewał. Ale dobry 

Boże,  jak  ona  świetnie  smakowała.  To  była  najbardziej  niesamowita  chwila  w  jego  życiu  i 

wszystko, o czym mógł myśleć, to o przyciągnięciu jej nagiego ciała do swojego.  

Retta nie mogła się nim nasycić, kiedy wtuliła się w jego ramiona. Przynajmniej do czasu, 

kiedy  chętnie  wodziła  dłońmi  po  jego  żebrach  i  poczuła,  że  musiał  cierpieć,  bo  miał  poważne 

obrażenia skóry. 

- Przepraszam. - Szepnęła cofając się.  

Ale nie pozwolił jej się daleko odsunąć. Przyciągnął ją z powrotem i pocałował tak, że w 

środku roztopiła się całkowicie. Z delikatnym śmiechem przygryzła jego wargi. 

- Ciągle jesteś ranny. 

- Jesteś warta odrobiny bólu. - Szepnął przed tym, jak ponownie pochwycił jej usta.  

Retta jęknęła, gdy dreszcz przeszedł przez nią, a jej ciało ogrzało się natychmiast. Minęło 

dużo  czasu  odkąd  byli  razem.  Zdążyła  już  zapomnieć,  jakie  to  było  fantastyczne  uczucie.  Jak 

dobrze  było  czuć  Velkana.  Odchyliła  się  z  nim  do  tyłu,  aż  jego  waga  przygniotła  ją  do  łóżka. 

Nadal jego wargi nie opuściły jej szyi, kiedy rozpinał jej bluzkę. Jego oczy były ciemne z głodu, 

kiedy pieścił jej piersi, kiedy kciuk wsunął pod koronkę stanika, by dotykać jej skóry.  

background image

 

53

Ona  zadrżała  na  jego  gorący  dotyk  i  zdjęła  mu  koszulkę  przez  głowę.  Jego  skóra  nadal 

była zaczerwieniona  i nie  wyglądała za dobrze,  ale  mimo to nigdy nie widziała czegoś bardziej 

ekscytującego. Był szczupły i zgrabny widziała zarys każdego mięśnia na jego klatce piersiowej. 

I przypomniała sobie, kiedy pierwszy raz widziała go nagiego. On nie był pewny, bojąc się jej nie 

skrzywdzić. A ona była oszołomiona przez jego wielkość. Jego muskularne ciało kontrastowało z 

jej.  Gdzie  ona  była  miękka,  on  był  twardy.  Gdzie  jej  skóra  była  gładka,  jego  była  szorstka  od 

bitewnych blizn.  

A jego zapach. Był ciepły, męski, obezwładniający.  

Podnosząc  się sięgnęła  i  rozpięła  swój  stanik,  po  czym  pozwoliła  mu  spaść na  podłogę. 

Velkan  ledwo mógł oddychać. Wciąż nie mógł uwierzyć, że pozwalała  mu się dotknąć.  Po  tym 

całym  gniewie,  który  kierowała  do  niego.  Tym  całym  obraźliwym  zachowaniu,  którym  go 

katowała  od  wieków.  Gdyby  był  mądrzejszy  kazałby  jej  się  spakować.  Ale  jakby  mógł?  Bez 

względu  na  gniew,  on  znał  prawdę.  Ciągle  ją  kochał.  Ciągle  jej  pragnął.  Była  dla  niego 

wszystkim. I może ona zmieniła zdanie... 

Te  słowa  były  okrutne.  Okrutne  nawet  dla  córki  Vlada  Tepesa.  Jej  oczy  ściemniały  z 

tęsknoty i pasji, podniosła się z łóżka, by sięgnąć do swoich spodni. Velkan pomyślał, że umrze, 

kiedy  dotarła  do  swoich  majteczek.  Jego  oddech  stał  się  krótki  i  ostry,  kiedy  oblizała  wargi 

drażniąc go i podniecając. Końcami palców odsunęła czarną satynową tkaninę. 

- Chcesz, żebym sobie poszła? - Zapytała, gdy zawahała się, jak on czekał aż zdejmie ten 

cholernie skąpy kawałek tkaniny. 

Czy ona była szalona? Albo zupełnie zimna? 

- Do diabła, nie. - Warknął. 

Uśmiechając  się  ściągnęła majteczki  w dół swoich  nóg,  aż  mogła  z  nich  wyskoczyć.  W 

tym momencie w Velkanie toczyła się walka, czy przejść do oglądania jej całej nagiej, czy zacząć 

pieścić. Cholera, miała najgorętsze ciało, jakie kiedykolwiek bogowie mogli stworzyć. Właściwie 

jej piersi nie były jakieś bardzo duże, a jej biodra były nieco szerokie, ale to nie miało dla niego 

znaczenia. Nie było doskonalszej kobiety niż ona.  

Retta  uwielbiała  moc  jaką  czuła,  kiedy  przyglądał  się  jej  z  półprzymkniętymi  oczami. 

Nawet teraz mogła powiedzieć jaki był chętny. Ale to było nic, w porównaniu do tego, jak bardzo 

chciała go posmakować. Ściągnęła kołdrę z ciała Velkana, następnie ułożyła się z powrotem na 

łóżku  między  jego  nogami,  podczas  gdy  nie  przerwała  kontaktu  wzrokowego  z  nim.  Jej  usta 

background image

 

54

wyschły,  kiedy  w  końcu  jej  spojrzenie  zatrzymało  się  na  wypukłości  w  jego  spodniach  od 

piżamy. Mogłaby przysiąc, że słyszała jęki.  

Ale nadal on się nie ruszał, a ona przeniosła rękę, tak aby mogła dotknąć go przez flanelę. 

Syknął  jakby  to była czysta  tortura, a przecież wywnioskowała gdy  spojrzała na niego,  że miał 

ulgę wypisaną na twarzy i że cieszyło go to ogromnie. Ale to jeszcze nie wystarczało. Jej serce 

waliło jak młotem, podczas gdy jak jej ciało płonęło dla niego. Zanurzyła rękę w szczelinie jego 

spodni, by go pieścić. Jego skóra była gorąca i gładka, kiedy dotykała jego męskość. On już był 

dla  niej  lekko  wilgotny.  Roztarła  tę  wilgoć  na  jego  wierzchołku,  powodując,  że  jego  plecy 

wygięły  się  w  łuk,  jakby  był  łamany  na  kole.  Śmiejąc  się  z  radości  jego  odpowiedzi,  odsunęła 

rękę od niego tak, że mogła spróbować jego słodko-słony smak.  

Velkan  zapłonął,  kiedy patrzył  jak  oblizuje  koniuszek  swojego palca.  Ale  to  było  nic  w 

porównaniu  do  tego,  co  poczuł,  gdy  sięgnęła  do  jego,  pasa  by  ściągnąć  mu  spodnie.  Podniósł 

swoje  biodra,  by  ułatwić  jej  tę  czynność,  chociaż  jej  powolne  ruchy  zaczynały  go  wkurzać. 

Chciał  spróbować  tego,  a  jednocześnie  chciał  już  być  w  niej  tak  bardzo,  że  ledwie  mógł  się 

powstrzymać. To wszystko, co mógł zrobić, by  nie wykorzystać jej i nie umieścić pod sobą. Ale 

jego  cierpliwość  opłacała  się,  bo  wyrzuciła  spodnie  przez  ramię,  a  następnie  zanurzyła  głowę 

między jego udami, aby zabrać go w swoje usta.  

Widok  jej  włosów  falujących  mu  przy  kolanach,  podczas  gdy  ona  go  smakowała  był 

prawie wszystkim, co mógł ścierpieć. Podniosła wzrok na niego i ich oczy spotkały się i nic nie 

było w jej spojrzeniu oprócz surowego głodu… Zgrzytał zębami, by zatrzymać swój orgazm. Ale 

to było trudne. Nie chciał tego tak szybko. 

Więc położył głowę do tyłu i patrzył w sufit, by odzyskać kontrolę nad sobą. Ale nawet 

tak  czuł  niewyobrażalny  żar,  kiedy  jej  usta  ślizgały  się  po  nim  od  nasady  po  końcówkę.  Retta 

jęknęła  głęboko,  kiedy  widziała  jak  Velkan  kurczowo  zaciska  swoje  pięści  na  poduszce.  On 

podniósł nogi i wsadził je między jej i kiedy jego udo dotknęło sedna jej kobiecości, ona prawie 

doszła z czystej przyjemności jaką jej zaserwował.  

Ale  to  nie  było  to  czego  chciała.  Chciała  mu  zrekompensować  wszystkie  te  stulecia,  w 

których  pozwoliła,  aby  jej  bezpodstawne  obawy  i  głupota  trzymały  ich  oddzielnie.  Była  mu 

winna  tak  wiele  i  nie  miała  zamiaru  mu  odpuścić,  dopóki  nie  przeprosi  za  to,  co  im  obojgu 

zgotowała.  

background image

 

55

Jej  ciało  pulsowało,  gdy  powoli  całując  wyznaczała  drogę  od  jego  członka  do  pępka. 

Potem przeniosła się do jego sutka, tak aby mogła go drażnić zębami, podczas gdy Velkan zatopił 

place  głęboko  w  jej  wnętrzu.  Zamykając  oczy  mogła  rozkoszować  się  jego  dotykiem,  kiedy 

przesunęła się, tak aby móc okrakiem usiąść na jego biodrach.  

Przeniósł  rękę  na  jej  twarz  i  delikatnie  dotknął  przed  tym,  jak  ją  pocałował.  I  w  tym 

momencie wszystkie złe myśli, które kiedykolwiek miała dla niego, stopniały i nie mogła sobie 

przypomnieć,  co  w  nim  było  takiego,  że  zdecydowała  się  uciec.  Ponownie  zamykając  oczy 

smakowała  jego  język  i  usta.  Rozkoszowała  się  czuciem  jego  rąk  na  swojej  twarzy  zanim 

obniżyła się na niego.  

Velkan  drżał,  kiedy  przyjęła  go całego,  aż  do  jego  granic.  On  marzył  o  tej  chwili  przez 

ostatnie  pięćset lat.  I  wszystkie  te marzenia  zbladły  w  porównaniu do  tego  momentu.  Wdychał 

słodki zapach jej skóry, kiedy wolno i z łatwością zaczęła się na nim przesuwać.  

To  było  wszystko  czegokolwiek  chciał  w  swoim  życiu.  EspeRetta  w  jego  łóżku.  Jego 

ciało w jej. Warknął z głębi swojego gardła, kiedy kontynuowała ujeżdżanie go, dając im obojgu 

przyjemność.  Szczypała  i  lizała  opuszki  jego  palców,  kiedy  on  delikatnie  wodził  nimi  po 

krzywiznach  jej  warg.  Z  potrzeby  dotykania  jej  opuścił  ręce,  tak,  że  mógł  pieścić  jej  piersi  i 

delikatnie pocierać jej sutki kciukami.  

Uniósł biodra,  by  mógł  wejść  w nią  jeszcze  głębiej.  Retta  uśmiechnęła  się  kiedy  wzięła 

dłoń  Velkana  w  swoją,  gdy  dawała  im  obojgu,  to  czego  potrzebowali.  Wyraz  przyjemności  na 

jego  twarzy  tylko  dodał  jej  wrażeń.  Czuła  się  tak  dobrze,  gdy  była  z  powrotem  z  nim.  Tak 

naturalnie. Po raz pierwszy od wieków szczerze poczuła się jakby była w domu. I już nigdy nie 

chciała go opuścić. 

Ta myśl przeszła przez nią na chwilę przed tym, jak jej ciało zaczęło drżeć. W chwalebnej 

powodzi ekstazy jej ciało się rozpłynęło. Jęcząc pochyliła się nad Velkanem, kiedy przyspieszył 

pchnięcia nawet bardziej potęgując jej przyjemność.  

A  kiedy  on  doszedł  wyszeptał  jej  imię,  jakby  odmawiał  modlitwę.  To  dało  jej  więcej 

nadziei,  niż  cokolwiek  innego  na  to,  że  jej  przebaczył.  Jej  serce  waliło  jak  młotem,  kiedy 

położyła  się na  jego  klatce  piersiowej,  podczas  gdy  on  trzymał  ją  mocno  w  swoich  ramionach. 

Nie  było  słychać  żadnego  innego  dźwięku  w  tym  pokoju  oprócz  ich  oddechów  i  dźwięku 

bijącego  serca  tuż  pod  jej  policzkiem.  Zamknęła  oczy  i  wdychała  jego  zapach  i  pieściła  skórę 

jego ramienia.  

background image

 

56

Velkan  leżał  cicho,  kiedy  czuł  każdy  cal  jej  ciała  stykający  się  z  jego.  Kochał  czuć  jej 

nagie  ciało  na  swoim.  Jej  rękę  ślizgającą  się  po  jego  ramieniu.  Ale  wiedział,  że  to  nie  może 

trwać.  Wiedział,  że  nie  może  jej  ufać.  Bez  względu  na  to  co  teraz  czuł,  przeszłość  nadal  stała 

twardo  w  jego umyśle. I to  była przeszłość,  której nie chciał przeżywać ponownie. Nauczył się 

jak przeżyć każdy  poszczególny dzień, podczas  gdy żałosna  część  jego duszy ciągle  spoglądała 

na drogę, myśląc, nie, modląc się, żeby do niego wróciła. Ona może teraz była przy nim, ale mu 

nie ufała. Ona nigdy nie zaufa. I to spalało go jak ostra trucizna. 

- O czym myślisz? - Wyszeptała. 

- Zastanawiam się, kiedy wsiądziesz do następnego samolotu i odlecisz stąd. 

- Nie odejdę, Velkan. 

- Nie wierzę ci. Masz firmę do prowadzenia i życie do odzyskania.  

Retta ucichła na tę uwagę. Miał rację… I nie miał racji.  

- Miałam  inne  firmy  w przeszłości i  z  tą też mogę się pożegnać. Równie łatwo mogę  ją 

zamknąć jak tamte. Należę do tego miejsca, z tobą. - Nie powiedział nic, ale wątpliwości w jego 

oczach przedzierały się przez nią. - Czy przynajmniej dasz mi jeszcze jedną szansę? 

- Na co? 

- Na bycie twoją żoną.  

-  Czy  naprawdę  myślisz,  że  to  cię  uszczęśliwi?  Mam  przydział  stacjonowania  tutaj,  w 

Rumunii.  Na  pograniczu  świata,  który  rozumiesz.  Nie  byłabyś  szczęśliwa  bez  wszystkich 

udogodnień,  do  których  przywykłaś.  Poza  tym  Mroczni  Łowcy  nie  mają  żon.  Oni nie powinni 

mieć jakichkolwiek więzi emocjonalnych w ogóle.  

- Więc możemy odzyskać nasze dusze i być wolnymi. 

- A jeśli ja tego nie chcę? 

Zaskoczyło ją to jego pytanie. 

- Wolisz pozostać w służbie u Artemidy? 

- Jestem nieśmiertelny i jestem zwierzęciem, pamiętasz? Żyję dla wojny.  

- I mógłbyś wybrać to zamiast mnie? 

Jego czarne oczy spalały ją. 

- Wybrałaś znacznie mniej zamiast mnie. 

background image

 

57

Retta odwróciła wzrok zawstydzona. Miał absolutną rację. Z ciężkim sercem zsunęła się z 

niego.  Jej  wzrok  padł  na  miejsce,  gdzie  jego  skóra  błyszczała  jeszcze  pokryta  pęcherzami  po 

akcji ratowania jej. 

- Więc zgaduję, że nie ma dla nas przyszłości. 

Wypuścił zmęczone westchnienie. 

- Nigdy nie była nam pisana, EspeRetto. 

Zazgrzytała zębami z frustracji. 

- Więc to oznacza rozwód? 

- A po co? Śmierć już nas rozdzieliła.  

To nie prawda. Rozdzieliła ich głupota, nie śmierć.  

Retta wstała z łóżka i pozbierała swoje ubrania, przed tym jak się ubrała, bez ani jednego 

słowa skierowanego do niego. Nie wiedziała co powiedzieć. 

- Więc czy to oznacza koniec? 

- Właśnie tak. 

Skinęła głową, kiedy otworzyła drzwi na korytarz. Zawahała się, gdy stanęła w nich. 

- Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona. 

- Przez co? 

- Przez twoje tchórzostwo. Zawsze myślałam, że masz więcej odwagi niż to.  

On odwrócił się w łóżku i pokazał jej plecy.  

- Więc jesteśmy kwita. 

- Jak to? 

- Ja także źle cię oceniłem. Kiedyś myślałem, że warto było dla ciebie umrzeć. 

Drzwi zatrzasnęły się jej na twarzy. 

Retta  stała  wpatrzona  w drewno z otwartymi ustami,  jego słowa dzwoniły jej w uszach. 

Spojrzała na drzwi niezdecydowana czy je kopnąć i wejść tam i go pobić. Ale nie chciała mu dać 

tej satysfakcji.  

W  porządku.  Jeśli  tak  chciał  to  rozegrać,  to  tak  będzie.  Ale  daleko  to  było  od  jej 

rozumienia. I jak on podkreślił, miała swoje życie w Ameryce. Podniosła brodę, odwróciła się i 

poszła na koniec korytarza do swojego pokoju. Z każdym jej krokiem więcej łez napływało jej do 

oczu,  kiedy  gniew  zaczął  ją  wypełniać.  Jej  serce  złamało  się,  gdy  otworzyła  drzwi  i  zobaczyła 

Ralucę w jej pokoju, kręcącą z dezaprobatą głową.  

background image

 

58

Retta odchrząknęła. 

- Nie patrz tak na mnie. Ja tego nie rozumiem. 

-  A  ja  rozumiem.  -  Raluca  zmniejszyła  dystans  dzielący  je,  podchodząc  z  wyciągniętą 

ręką. Chcąc poczuć się bezpiecznie, Retta chwyciła rękę Raluki i szlochała, kiedy ból zaczął się z 

niej wylewać. Myślenie o tym, co zdarzyło się w tamtym pokoju było przerażające.  

Usłyszała  wiatr  wyjący  w  jej  uszach,  jakby  coś  nawiedziło  jej  ciało.  Podniosła  rękę, by 

ochronić  swoje  oczy,  kiedy  nagłe  światło  przebiło  się  przez  ciemność.  Już  nie  była  w  pałacu 

odnalazła się w małej chatce, gdzie kiedyś chronili się z Velkanem, gdy ich rodziny dowiedziały 

się o ich małżeństwie. Jego rodzina wydziedziczyła go, a jej ojciec obiecał Velkanowi, że będzie 

patrzył na jego śmierć. I to jej ojciec znalazł ich pierwszy. 

Całkowicie bezcieleśnie stała w kącie, gdzie mogła oglądać Velkana, który klęczał obok 

jej  ciała  w  śpiączce.  Ponieważ  się  ukrywali  on  nie  nosił  zbroi    rycerza.  Ubrany  był  w  prostą 

tunikę  i  luźne  spodnie. Co  wzmocniło  jej  szok,  to  łzy  w  jego  oczach,  kiedy  trzymał  jej  rękę  w 

swojej i całował jej palce. Nigdy nie widziała, żeby wyglądał tak mizernie. 

- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. - Wyszeptał, odsuwając jej rękę od swojej twarzy. 

-  Raluca  będzie pilnować  cię  dla  mnie.  Proszę nie  bądź  zła,  że  muszę  cię  zostawić.  To  jedyny 

sposób jaki znam, aby cię uwolnić i byś żyła życiem, na jakie zasługujesz. - Podniósł się tak, że 

jego usta były tylko o cal od jej. - Kocham cię, EspeRetto. Na zawsze. - I przycisnął wargi do jej, 

zanim podniósł się gwałtownie z warkotem. Mimo to, mogła zobaczyć, że samotna łza spłynęła z 

kącika jego oka w dół jego policzka. Ale starł ją zanim otworzył drzwi małego domku.  

Przed nim stał jej ojciec ze swoją armią. Ubrany w zbroję, jej ojciec nie nosił hełmu, który 

by  zakrywał  jego  twarz  i  liczne  blizny.  Jego  długie,  czarne  włosy  opadały  na  ramiona,  kiedy 

zmrużył  swoje  czarne  oczy  patrząc na  jej  męża. Skrzywiła  się  na  widok  gniewnej  twarzy  ojca. 

Ani razu nie widziała go z tej strony. Dla niej ojciec był zawsze kochający i wyrozumiały. Miły.   

Velkan dobył miecza i stanął tak, jakby chciał ich wszystkich odeprzeć. 

-  Nie  masz  przewagi  liczebnej,  chłopcze.  -  Warknął  jej  ojciec.  -  Czy  właśnie  w  taki 

sposób chcesz zginąć? 

- W bitwie tak. To jest to, co wybieram. - Velkan zerknął za siebie. - Ale obiecałeś mi, że 

pozwolisz  mojej  służbie  zabrać  ciało  EspeRetty  do  domu,  dla  godnego  pochówku.  Czy  nadal 

przysięgasz zrobić to? 

Jej ojciec przygryzł wargi zanim przytaknął. 

background image

 

59

Velkan wbił ostrze miecza w ziemię obok swojej stopy.  

- Więc poddaję się twojemu… - Przerwał zanim powiedział „miłosierdziu” z zaciśniętymi 

zębami.  

Dwóch mężczyzn zsiadło z koni zanim podeszli do Velkana. Jak tylko go trzymali ojciec 

dołączył do nich. Podszedł do przodu pusząc się z gniewu.  

- Ona nie żyje! - Krzyknął Velkan, próbując się uwolnić. - Zostaw ją w spokoju. 

Jej ojciec  wyśmiał  go,  kiedy  wszedł  do  domu  i  stanął obok  jej  łóżka.  Retta  wstrzymała 

oddech,  gdy widziała ból  w  jego ciemnych oczach. Jego usta drżały nieznacznie, gdy  patrzył  w 

dół na jej ciało. Podniósł rękę, by ścisnąć jej nos i usta tak, żeby odciąć dopływ tlenu.  

- Powiedziałem wam. - Głos Velkana drżał ze złości. - Ona nie żyje. 

Jej  ojciec  szarpnął  sztylet  zza  swojego  pasa  i  odwrócił  się  do  Velkana  z  ostrym 

przekleństwem. 

- Ona nie jest niczym więcej, tylko dziwką Danesti! 

A potem jej ojciec zatopił sztylet prosto w jej sercu. 

Velkan zaczął płakać głosem tak udręczonym , iż spowodowało to, że każdy włos na jej 

ciele  stanął  dęba,  kiedy  on  wyrwał  się  ludziom,  którzy  go  trzymali  i  chwycił  swój  miecz.  Ale 

zanim zdążył go użyć, dwie strzały wbiły mu się w plecy - jedna wbijając się w ramię, druga z 

lewej  strony  kręgosłupa.  Velkan  przechylił  się  na  bok,  ale  gdy  nie  udało  zmusić  się  go  do 

upadku,  kolejna  strzała  przeszyła  jego  nogę.  Krzyczał  upuszczając  miecz.  Aż  kolejna  strzała 

została osadzona w jego ramieniu.  

- Nie zabijaj go. - Krzyknął ojciec. - Jeszcze nie. 

Kopnął  miecz  Velkana  poza  jego  zasięg,  zanim  dopchnął  strzałę  w  jego  plecach,  by 

weszła  głębiej  w  jego  ciało.  Velkan  warknął  starając  się  odsunąć,  ale  nic  nie  mógł  zrobić. 

Zamiast tego spojrzał tam, gdzie leżało wewnątrz jej ciało. 

- EspeRetta. - Westchnął głosem, który był wypełniony tragedią i żalem.  

Jej ojciec chwycił Velkana za włosy i odciągnął stamtąd. 

- Ona jest najmniejszym z twoich problemów, draniu.  

Velkan próbował walczyć ale był zbyt ranny, aby wiele zdziałać z rycerzami, którzy byli 

lepiej uzbrojeni.  

Nie zdolna tego znieść, Retta odwróciła się. 

- Zabierz mnie stąd, Raluca. Teraz.  

background image

 

60

Ona mogła to zrobić, ale wciąż nie zabrała Retty do zamku. Zamiast tego Raluca zabrała 

ją  tam,  gdzie  jej  ojciec  torturował  jej  męża.  Oddech  Retty  uwiązł  w  gardle,  gdy  widziała  go 

krwawiącego i posiniaczonego od tego, jak przykładali mu gorące pręty do skóry.  

- Stop! - Krzyczała, zamykając oczy i zasłaniając uszy. - Zabierz mnie do domu. Teraz! 

Dla jej natychmiastowej ulgi, Raluca posłuchała jej. Retta spojrzała na nią ze złością. 

- Jaki był tego sens? 

- Wyjaśnienie niezrozumienia. 

- Ok., załapałam. Byłam gotowa do… 

-  Nie,  nie  dla  ciebie.  Wiem,  że  jesteś  gotowa,  by  zacząć  od  nowa.  Ale  teraz  wiesz  już, 

dlaczego Książę Velkan nie jest. Nie mogłaś nawet patrzyć na to, co twój ojciec mu zrobił, a nie 

widziałaś  nawet  najgorszych  rzeczy.  -  Oczy  Raluki  płonęły  gniewem,  kiedy  spojrzała  na  nią.  - 

Jak myślisz, co by dostał, gdyby mógł po prostu zamknąć oczy i powiedzieć mi żebym go zabrała 

do domu? 

Retta przełknęła narastającą gulę w gardle. Raluca miała rację. On by przetrwał piekło dla 

niej. 

- Nie mogę cofnąć tego, co zrobiłam i on mi nie przebaczy. Jeśli chowasz jakieś magiczne 

sztuczki w torbie, dałoby nam to wspólną płaszczyznę do zaczęcia wszystkiego od nowa. Ale w 

tym momencie to nie ja jestem tutaj najbardziej uparta. I nie jestem tym, który musi przebaczyć. 

Przeprosiłam i nic więcej nie mogę zrobić. 

Raluca puściła jej rękę zanim dodała lakoniczny komentarz. 

- Masz absolutną rację, Księżniczko. Wybacz mi. 

I zanim Retta mogła nawet mrugnąć, Raluca zniknęła z pokoju. 

 

 

Velkan spiął się, kiedy poczuł obecność za sobą. Obrócił się w swoim łóżku, by znaleźć 

Ralucę, wpatrującą się w niego intensywnie i niepokojąco. 

- Czy coś się stało? 

- Tak. - Sięgnęła i dotknęła jego ramienia. 

Velkan  zassał  gwałtowny  oddech  między  zębami,  kiedy  jego  pole  widzenia  zniknęło. 

Nagle nie był w swoim pokoju. Był w kompletnej ciemności, czując jak ogromna masa naciska 

background image

 

61

na jego pierś. Było tam duszno i gorąco. Przerażająco. Coś pachniało jak zgnita ziemia. Wilgotna 

i zimna. Zaczął się dusić. Nie mógł oddychać, kiedy horror przepłynął przez jego ciało.  

Zdesperowany  zaczął  pchać  rękami  w  ciemność.  To  się  nie  ruszało.  Bardziej 

zdesperowany niż poprzednio, użył więcej siły.  Tylko tym  razem  coś na  niego spadło. Kaszlał, 

gdy cała jego twarz pokryła się ciężką, czarną ziemią. Waga tego była nie do zniesienia. Gruby, 

ziarnisty smak wypełniał mu usta i panika, kiedy nie zaprzestał kopania próbując się uwolnić. On 

nigdy nie czuł czegoś takiego. Z każdym ruchem było coraz gorzej. Z każdą sekundą słabł, kiedy 

walczył  o  wydostanie  się  z  więzienia.  Wydawało  mu  się  że  minęła  wieczność  zanim  się 

wyswobodził.  

Łapiąc powietrze  i  wymiotując  ziemią,  znalazł się,  wygrzebując  się  z  grobu,  na  którego 

płycie widniał pojedynczy napis: 

ESPERETTA D. 1476 

Z  konsternacją  spojrzał  na  swoje  ręce,  które  nie  były  jego.  Były  kobiece  i  podrapane  i 

zniszczone od kopania. Były EspeRetty.  

Ciągle kaszląc, starał się wyjść z grobu, ale waga jego stroju pociągnęła go znowu w dół 

do  trumny.  Bojąc  się  upadku  zaczął  kopać  stopami,  obsuwając  brzeg  i  korzystając  ze  swoich 

ramion spróbował się podciągnąć, by wyjść z grobu.  

A  gdy  już  leżał na  ziemi,  starając  się usunąć  z  ust  smak  ziemi,  myśli  zaczynały  mu  się 

kotłować. 

Co się stało? 

Będziemy  razem  EspeRetto.  Zaufaj  mi.  Kiedy  się  obudzisz,  ja  będę  u  twojego  boku. 

Pojedziemy  do  Paryża,  po prostu dwoje  nas  i  zaczniemy  nowe  życie.  Nikt  nie będzie  wiedział 

kim jesteśmy.  

Tylko,  że  oni  nie  byli  razem.  Nie  było  tu  żadnych  śladów  Velkana.  Panika  zaczęła 

wzrastać  w  EsapeRecie,  kiedy  rozglądnęła  się  po  zimnym,  opuszczonym  cmentarzu.  Gdzie  on 

mógł  być?  Fala  strachu  przeszła  przez  nią,  kiedy  zaczęła się o niego  bać.  Z  pewnością  nie  był 

martwy. Nie jej Velkan. On zawsze był taki silny. Taki zacięty.  

- Proszę. - Błagała, kiedy łzy napłynęły jej do oczu. Musiała go znaleźć. Ostatnią rzeczą 

jakiej chciała, to żyć bez niego. On znaczył dla niej wszystko. Niepewna gdzie miała się podziać, 

poszła przed siebie w ciemną, zimną noc, w kierunku świateł miasta rozpaczliwie go poszukując. 

background image

 

62

Dopiero, gdy doszła do ulicy, zdała sobie sprawę, że nie była daleko od domu jej ojca. Dlaczego 

tu była? Już dawno podjęła decyzję, że będzie z dala od tego miejsca. Z Velkanem.  

Nie mając się gdzie udać, poszła w kierunku pałacu. Ale nigdy nie dotarła do drzwi. Przed 

tym  jak  mogła  wślizgnąć  się  za  bramę,  usłyszała  dźwięk  krzyżujących  się  mieczy.  I  wtedy 

usłyszała krzyk ojca.  

Bez  zastanowienia  pobiegła  na  przód,  ku  dźwiękom  i  poślizgnęła  się,  próbując  się 

zatrzymać,  gdy  zobaczyła  ojca  leżącego  martwego  u  stóp  Velkana.  Jej  usta  chciały  krzyczeć 

bezgłośnie,  gdy  patrzyła  na  męża,  który  kopał  ciało  jej  ojca  i  przeklinał  go.  Ale  to  nie  było 

najgorsze. Najgorsze pochodziło  z pojedynczego uderzenia mieczem,  które oddzieliło  głowę jej 

ojca  od  reszty  ciała.  Zimne  zadowolenie  na  twarzy  Velkana  rozpaliło  jej  oczy,  kiedy  podniósł 

głowę jej ojca za włosy i nabił ją na pal. 

- Śmierć w domu Dracul. Niech was wszystkich piekło pochłonie. 

Te  słowa  dzwoniły  jej  w  głowie.  Velkan  był  potworem!  Tym  razem  krzyk  pochodził  z 

głębi jej duszy.  

Velkan  wzdrygnął  się,  kiedy ten krzyk  rozbrzmiał mu w  pamięci.  Próbował się uwolnić 

od przymusowej podróży z Ralucą, ale nie chciała go puścić.  

- Dosyć! - Ryknął. - Ja już nie chcę dłużej tego oglądać. 

W końcu go uwolniła. 

Oddech Velkana był urywany, gdy patrzył na Zwierzo-Łowczynię.  

- Jak to zrobiłaś?  

Założyła ręce na piersiach.  

-  Mój  ojciec  był  Łowcą  Snów.  Odziedziczyłam  kilka  jego  umiejętności,  takich  jak 

manipulowanie rzeczywistością, żebyś mógł doświadczyć nocy EspeRetty.   

- Ale dlaczego to zrobiłaś? 

- Ponieważ straciłam partnera przez nienawiść Zakonu, który nigdy nie powinien istnieć. 

Nic już nie mogę na to poradzić, ale wy dwoje straciliście siebie nawzajem przez pychę i upór, by 

przyznać, że się pomyliliście. 

- Jak mógłbym kiedykolwiek zaufać… 

-  Velkan!  -  Raluca  parsknęła  tonem,  którego  wcześniej  nie  słyszał  i  nazwała  go  po 

imieniu. - Widziałeś tę noc jej oczyma. To nie była jej wina. Trzymałeś prawdę o jej ojcu z dala 

od niej. Gdy była śmiertelna, nigdy nie dałeś jej poznać, jaki Vlad naprawdę był obłąkany. Nikt 

background image

 

63

tego  nie  zrobił.  Dla  niej  on  był  przyzwoitym  i  troskliwym  ojcem.  Nigdy  nie  widziała  jego 

brutalności.  Ale  ciebie…  Ciebie  widziała.  W  noc,  kiedy  cię  poznała,  zdążyłeś  obciąć  głowę 

człowiekowi,  który  na  niej  leżał.  Była  po  prostu  młodą  kobietą,  która  została  wychowana  w 

klasztorze. Możesz sobie to wyobrazić? 

Odwrócił wzrok, kiedy przypomniał sobie, jak bardzo EspeRetta była przerażona. Jej całe 

ciało drżało w jego ramionach przez całą drogę do domu i w końcu i tak była nawiedzana przez 

koszmary  przez  miesiące.  On  przytulał  ją  w  nocy  i  przysięgał,  że  nigdy  nie  pozwoli  nikomu 

innemu skrzywdzić jej ponownie. Do czasu, gdy jej ojciec zabił ją. 

Ale to nic nie zmieniało. EspeRetta go nie kochała, a on nigdy nie narazi się na taki ból 

ponownie.  

- Prosisz o więcej niż mogę dać.  

-  Dobrze  więc,  ale  pamiętaj.  Księżniczka  nie  opuściła  twojego  boku,  odkąd  cię  tu 

przyniesiono.  Ona  mogła  spróbować  uciec,  ale  tego  nie  zrobiła.  Stale  czuwała  nad  tobą  jakby 

lwica  strzegła swej dumy.  I  dolicz do tego pięćset lat poświęceń mojej córki  i  jej  szczęścia, by 

pilnowała EspeRetty dla ciebie. Mam tego dosyć. Jeśli Księżniczka odejdzie, odejdzie samotnie. 

- Zabraniam. 

- Jestem twoim sługą, Panie. Ale moja córka nie jest. Jeśli chcesz, aby Księżniczka była 

strzeżona musisz to zrobić sam.  

Velkan lekko zgłupiał na te słowa. Ona nigdy nie mówiła do niego w taki sposób. Nawet 

raz.  

- Nie mówisz poważnie. 

- Och, jestem bardzo poważna. Franceska nie staje się coraz młodsza, a ja chcę wnuków. 

Nadszedł czas, by odzyskała wolność i znalazła swojego partnera. Ty swoją partnerkę odrzucasz 

z wyboru. Franceska też powinna dostać szansę, żeby być taka głupia, prawda? 

Szczerze nie znalazł na  to  kontrargumentu. Co cóż  mógł powiedzieć? Był głupcem.  Ale 

jak mógł zapomnieć o minionych stuleciach? A jak by nie mógł? 

-  Leż  sobie,  Książę  w  swoim  łóżku  samotnie.  Ja  idę  zarezerwować  lot  dla  Księżniczki. 

Jest dużą dziewczynką. Pozwolimy jej odnaleźć własną drogę w okrutnym świecie. 

I z tymi słowami Raluca zostawiła go samego. 

- Dobre posunięcie. - Mruknął ponuro pod nosem, ale gdy tylko słowa opuściły jego usta 

wiedział lepiej. Nie mógł pozwolić EspeRecie, aby opuściła to miejsce. Nie gdy Zakon polował 

background image

 

64

tam  na  nią.  Nie była  wystarczająco silna,  żeby  się  obronić przed  nimi.  Oni byli  przebiegli.  On 

powinien po prostu iść do niej i… 

Błagać żeby została. 

Wzdrygnął  się na głos  w swojej głowie.  Nigdy  o  nic nie błagał  - nawet o litość,  gdy jej 

ojciec  go  torturował.  Bardziej  mógł  jej  kazać,  aby  została.  A  ona…  prawdopodobnie 

roześmiałaby mu się w twarz. 

Będzie musiał błagać. 

- Wtedy może odejść. - Ale wiedział lepiej, że tak nie powinno być.  

W  rzeczywistości zaczął już wychodzić z łóżka. Jego  emocje dręczyły go. Szybko ubrał 

się  w  spodnie  i  w  luźną  koszulę.  Kiedy  podszedł  do  drzwi  gwałtownie  się  otwarły  i  prawie  go 

uderzyły.  

Zdziwiony  patrzył  jak  Andrei  i  Victor  szli  niosąc  między  sobą  duży  bagaż.  EspeRetta 

weszła za nimi do pokoju. Był zaskoczony, że umieścili skrzynię przy łóżku.  

- Co to jest?  

Mężczyźni nie odpowiedzieli, właściwie unikając jego wzroku zaczęli opuszczać pokój. 

-  Mam  jeszcze  jeden  kufer,  który  powinien  też  zostać  wniesiony.  -  Powiedziała  im 

EspeRetta zanim wyszli. 

Victor skulił się pod ciężarem spojrzenia Velkana, a następnie skiną głową. 

- Tak, Księżniczko. 

- Jaki kufer? - Zapytał Velkan, kiedy podszedł do swojej żony. 

- Mój kufer. Wprowadzam się. 

- Gdzie? 

- Do mojego domu. Znaczy tutaj. 

Kompletnie zdezorientowany  i rozkojarzony  najpierw zamknął, potem otworzył usta, bo 

nie mógł wypowiedzieć słowa. EspeRetta podeszła do niego i położyła palec na jego wargach, by 

z powrotem zamknąć mu usta. 

-  Wiem,  że  mi  nie  ufasz,  ale  mam  to  w  dupie.  -  Popatrzył  na  nią  jeszcze  raz  ze 

zdziwieniem,  bo  nigdy  wcześniej nie używała  wulgaryzmów.  -  Bo  to  jest mój  dom,  a  ty  jesteś 

moim mężem. Popełniłam błąd i przepraszam za to, ale kończę z byciem idiotką.  

Odsunął się od niej znowu. 

- Mroczni Łowcy nie mogą być żonaci. 

background image

 

65

- No cóż, ktoś powinien to powiedzieć Artemidzie zanim przystąpiła do negocjacji z tobą 

i przywróciła mnie do życia, prawda? Zostałeś stworzony jako żonaty Mroczny Łowca. Nie sądzę  

żeby ktoś teraz miał coś przeciwko. 

 

No w tym punkcie miała rację. 

 

- Ale… 

 

Zamknęła mu usta pocałunkiem. 

 

Velkan  warknął,  kiedy  posmakował  każdego  centymetra  jej  ust  i  zatopił  dłoń  w  jej 

włosach. 

- EspeRetta… 

-  Nie.  -  Wyplątując  jego  rękę  ze  swoich  włosów.  -  Nie  chcę  słyszeć  żadnych  twoich 

protestów. 

Roześmiał się na to. 

- Ja nie będę protestował. Chciałem ci tylko powiedzieć „witaj w domu”. 

Oddech Retty przyśpieszył na jego słowa. 

- Naprawdę? 

Pokiwał głową, ale i tak nie mogła powiedzieć, że uwierzyła. Ale przynajmniej pozwalał 

jej na pobyt tutaj. To był początek i to taki, który dał jej nadzieję. 

Drzwi otworzyły się ponownie i Victor z Andrei wnieśli kolejny kufer.  

Retta przytrzymała im drzwi. 

- Czy mamy wrócić później? - Zapytał Andrei. 

- Tak. - Odpowiedział Velkan. - Ale nie spieszcie się za bardzo.  

Mężczyźni  odwrócili  się  i  odeszli.  Retta  śmiała  się,  aż  Velkan  pocałował  ją  ponownie. 

Tak,  właśnie  to było  to,  czego  potrzebowała,  przynajmniej  dopóki nie odsunął  się  od  niej  i  nie 

spojrzał na kufer.  

- Przyjechałaś tutaj z tymi wszystkim bagażami? 

Wygięła wargi nieśmiało. 

- One są tylko symboliczne. - Mówiła. - Są prawie puste. 

Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła, że był ubrany. 

- Gdzie się wybierasz? 

- Nigdzie. 

Podniosła brwi w zdziwieniu, kiedy podejrzana myśl zagościła w jej umyśle.  

background image

 

66

- Poważnie? 

Widziała, że się wahał zanim odpowiedział głosem pełnym emocji. 

- Szedłem znaleźć cię i prosić, żebyś nie odchodziła. 

- Naprawdę? 

- Ja nie chcę, żebyś odeszła EspeRetto. 

- Jesteś gotów ponownie mi zaufać? 

Zaczął powoli. 

- Więc… 

- Velkan!  

Pocałował jej usta, topiąc jej gniew.  

- Zaufam ci, jeśli obiecasz nigdy mnie ponownie nie opuścić. 

Owinęła mu ręce wokół szyi i napotkała jego ciemny wzrok wbity w nią.  

- Odejdę stąd tylko i wyłącznie z tobą. Obiecuję.  

Potem potarła końcówką swojego nosa o jego nos, zanim zacisnęła usta na jego ustach w 

obietnicy gorącego pocałunku. 

 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

background image

 

67

EPILOG 

 
 
Przez  wszystkie  wieki,  Velkan  nigdy  nie  poradził  sobie  z  Zakonem.  Zostawił  ich  w 

spokoju,  by  zajmowali  się  sobą,  bez  jego  ingerencji.  Ale  to  wszystko  miało  się  wkrótce 

zakończyć.  

Oni  grozili  EspeRecie  i  prawie  ją  zabili.  Teraz,  kiedy  odzyskał  żonę,  nie  pozwolił,  aby 

ktokolwiek mu ją odebrać.  

Bez  zbytniego  trudu  użył  swoich  mocy,  aby  otworzyć  drzwi  do  domu  Dietera.  Velkan 

kroczył  przez  drzwi,  jakby  był  jego  właścicielem.  Dieter  i  Stephen,  podobnie,  tak  jak  pięciu 

pozostałych  mężczyzn  i  poparzyli  na niego  ze zdziwieniem.  I  zanim  Velkan  mógł  zrobić  krok, 

strzała została wystrzelona w jego pierś. Złapał ją w pięść i rzucił na podłogę.  

- Naprawdę nie próbuj tego ponownie. - Warknął.  

-  C-co  ty  tu  robisz?  -  Zapytał  Dieter,  kiedy  krople  potu  wystąpiły  kropelkami  na  jego 

czole.  

Velkan  popatrzył  na  każdego  z  członków  wrogim  spojrzeniem,  które  powinno  ich 

przerazić. 

-  Jestem tutaj,  aby  zakopać  przysłowiowy  topór.  Gdzie  go  zakopię  zależy  wyłącznie od 

ciebie. Mogę zakopać go w ziemi, co byłoby bardziej wskazane, a mogę też to zrobić w głowach 

i sercach wszystkich tutaj zgromadzonych. Tak czy inaczej, od teraz przestaniecie prześladować 

moją żonę i jej przyjaciółkę.  

Dieter powiedział szorstko. 

- Nie możesz tu tak po prostu wejść i nam rozkazywać. 

Velkan wybuchł śmiechem, który prawie zwalił go z nóg. 

- Bądź mądrzejszy. Przyjmij moją ofertę. Obiecałem EspeRecie, że nie będę już popełniał 

barbarzyńskich czynów. Staram się wyjść z tej sprawy w cywilizowany sposób i pozwolić wam 

żyć, nawet jeśli wojownik wewnątrz mnie chce się wykapać w waszych wnętrznościach.  

- Przysięgaliśmy… 

-  Oszczędź  mi  tego.  -  Rzucił  Velkan, by  powstrzymać  Dietera.  -  Byłem członkiem  tego 

Zakonu  ponad  pięćset  lat  temu  i  wiem  jakie  przysięgi  należy  złożyć.  Ale  ja  złożyłem  nową. 

Każdy  mężczyzna  lub  paranormalny  stwór,  który  zagrozi  mojej  żonie  albo  moim 

background image

 

68

współpracownikom, nie będzie żył wystarczająco długo, by żałować takiej głupoty. Czy wszyscy 

to zrozumieli? 

Czekał aż każdy z mężczyzn skinął głową. Velkan wziął głęboki wdech. 

- Dobrze. Mamy porozumienie, zostawię was teraz w spokoju. 

Podchodząc do drzwi,  Velkan dostrzegł  coś  kontem oka.  Zanim  zdążył  zareagować  huk 

pojedynczego wystrzału  rozdarł powietrze. Odrzucił głowę  w kierunku  rogu pokoju, gdzie stali 

EspeRetta, Raluca, Franceska i Andrei. EspeRetta trzymała broń w ręku. Jej oczy były zwężone, 

gdy patrzyła na ludzi w pokoju.  

- Jeszcze ktoś ma ochotę zaatakować plecy mojego męża? 

Velkan  odwrócił  się,  by  zobaczyć  Dietera  leżącego  na  podłodze  z  raną  postrzałową  w 

klatce  piersiowej.  Oszołomiony  Velkan  napotkał  wzrok  EspeRetty.  Nic  nie  powiedziała  tylko 

podeszła do przodu, wzięła go za rękę, a wilki zostały z tyłu.  

- Panowie. - Powiedziała cicho. - Myślę, że większość chciałaby poznać rodzinę Illie’go i 

wierzę, że chcielibyście zamienić z nimi kilka słów. Na osobności.  

Stephen padł do jej stóp. 

- Retta… 

- Daruj sobie Stephen. Już zdążyłeś mi powiedzieć, to co chciałam usłyszeć.  

Velkan nie był powinien, co powinien zrobić, ale kiedy EspeRetta wyciągnęła go z domu, 

poszedł za  nią.  Jak tylko drzwi  się  za nim zamknęły,  usłyszał  krzyki  mężczyzn.  Wpatrywał się 

oszołomiony w żonę. 

- Myślałem, że chcesz ich oszczędzić. 

-  Nie  jestem  tą dziewczyną, z  którą  się ożeniłeś,  Velkan.  Jestem  kobietą,  która  rozumie 

jak ten świat działa. Oni nie przestaną nas ścigać. Nigdy. Frankie i jej rodzina mają u nich dług 

krwi, za to, co Zakon zrobił z jej ojcem. Mówię im tylko „smacznego”. 

Podeszła do niego  i przytuliła się do  jego  klatki piersiowej, składając pocałunek na jego 

policzku. 

- Dziękuję. 

- Za co? 

-  Za  to,  że  starałeś  się  być  dżentelmenem,  kiedy  wiem,  że  postępowałeś  wbrew  swojej 

naturze.  

Zabrał jej pistolet z ręki i wyrzucił go do lasu zanim wziął jej twarz w swoje wielkie ręce.  

background image

 

69

- Dla ciebie EspeRetto, wszystko. 

Podarowała mu podejrzane spojrzenie. 

- Wszystko? 

- Tak. 

- To chodź pobędziemy nago razem. Teraz. 

Velkan  śmiał  się  zanim  pocałował  jej  usta.  I  po  raz  pierwszy  z  chęcią  wykonał  czyjś 

rozkaz. 

- Jak sobie życzysz, Księżniczko.