background image

Reginald  LANCA-STER

 Z cyklu „Szlak Piastów” o ludziach i wydarzeniach  z pograniczy przygody  i historii

opowie  trzecia pod  tytu em

W S C H Ó D

                                                             Na j zyk zbli ony do wspó czesnej polszczyzny przewiód

Stanis aw Pierzynowski

 Wydawnictwo bde 7

              Kowary 2008

background image

- 1 -

Rozdzia  „0”

Przygotowanie do „Ranka”

Pan Fali ski w  aden sposób nie potrafi  mi powiedzie  – jak  dokumentacj  powinna mie

narz dziownia. Co jaki  czas przynosi  mi jakie  kwitki i ja to wszystko trzyma em w szufladzie
biurka u

one wed ug dat dokumentów. Kiedy tylko uko czy em szesna cie lat – awansowa em na

odocianego pracownika umys owego w rozdzielni kart roboczych WMMiK. Pensja 435 z . na

miesi c i  adnych ulg z tytu u kszta cenia si   w liceum dla pracuj cych, ani z tytu u owej m odo-
ciano ci. Chyba kierownik Rybak by  na poziomie pana Tadka, te  zreszt  mia  na imi  Tadek,
wi c móg  nie wiedzie  o przys uguj cych pracownikom ulgach. Trzeba by o dowiedzie  si
samemu i walczy  o przestrzeganie przepisów. W zwi zku zawodowym podobno by em. Podczas
przyj cia do pracy nadano mi numer ewidencyjny 22817 i kazano przynie  zdj cie do legitymacji
zwi zkowej. Legitymacj  dosta em – ulg nie dosta em, nie mam poj cia, czy potr cano mi sk adki
zwi zkowe. Moja praca polega a na wypisywaniu kart roboczych – zast powa em drukark .
Wynalaz em kalk  i pisa em przez trzy arkusiki kalki o ówkowej o ówkiem kopiowym, zwanym
inaczej chemicznym. To by  wynalazek organizacji pracy – sz y serie statków – morskie
przetwórnie rybackie, trawlery dla ZSRR – operacje by y takie same, seria zacz ta i wiadomo by o,

e potrzebne b

 karty robocze analogiczne na ka dy statek serii. Dzi ki temu mia em mo liwo

czytania ksi ek, podobnie jak u pana Fali skiego. Niestety, mój mózg nie pracowa
wszechstronnie – po  dziesi tej klasie liceum dosta em dwie poprawki – z chemii i matematyki.
     Razem ze mn  siedzia y w rozdzielni pani Irena, pani Zuzia, pani Ola i pani Janka - one tylko
wydawa y karty robocze mistrzom i brygadzistom. Podobno przed moim przyj ciem wypisywa y
te  owe karty i ja by em dla nich kim  nadspodziewanie po ytecznym. Trafi em do tej rozdzielni w

y czas. Panie mia y nieco wykszta cenia,  adna nie nale

a do partii i nie podoba  im si  poziom

pana Tadeusza Rybaka. Przepraszam – towarzysza Rybaka. Uknu y intryg , wypisa y potkni cia i
nieobecno ci przy biurku tego rybaka, a mnie poprosi y o z

enie podpisu pod donosem. Jak

wszyscy, to wszyscy - gówniarzu... Podpisa em...
     Nowy towarzysz i kierownik –  wi ch – mia  na mnie oko. Kiedy tylko sko czy em wypisywa-
nie pliku kart roboczych, dostawa em na biurko plik jeszcze grubszy. By em umazany kopiowym

ówkiem. Wargi, palce, policzki... Wszystko by o znaczone kolorem sinoniebieskim. Nie wiem

jaki to mia o wp yw na moje poprawki  - jest faktem,  e przy próbach uczenia si  zasypia em i
przez sen gada em o kartach roboczych...

Nadesz y wakacje i urlop

.

O dziwo

 –

mózg wróci do poprzednio ci

!

Obie poprawki zda em

na czwórki i o ma o co nie by em pierwszym

,

który z poprawek dosta pi tki

! A

na maturze

 –

z

siedmiu przedmiotów

  –

nie zszed em poni ej czwórki na

wiadectwo

i

us ysza em uwagi

:-

Szkoda

,

e si pan przez ca y czas tak nie uczy

...

Nie wyprowadza em Szanownych Profesorów

z

du

 –

niech wierz

,

e bez nauki

 nie

ma dobrych ocen

.

Pani od geologii

 i

ab

 o

ma o co nie

poprawi a mi trójki z geologii, której nie by o na maturze

...

Ot

,

co mo e wierna

 i dobra

pami

...

Trzeba tu doda  i przyzna ,  e panie z rozdzielni podpowiedzia y mi moj  m odociano  i ja
za atwi em sobie ulgi – by em mniej zm czony. Mog em pisa  „Wschód” i czyta , czyta , czyta ...
Co do pa ... Kto wie, czy nie by em planowany na udzia  w  owach jako zwierzyna. Wysoki,
powa ny, du a wiedza,  yczliwo ... Spytano mnie o stan cywilny i o wiek oraz o zamiary u

enia

sobie  ycia. I nast pnego dnia dowiedzia em si , i  m odociani maj  ulgi... Zreszt  na dwa miesi ce
przed matur  zwolni em si  z pracy, bo z

em ostatnie konieczne za wiadczenie w szkole, wi c

te ulgi mia em nied ugo. Ale paniom jestem wdzi czny.

Podczas

  „

zarabiania

 jako pracownik umys owy pozna em prawdziwe uczucie g odu – tylko

obiady i pocz stunki, to za ma o dla takiego, co zjad by p to kie basy na raz i jeszcze si  rozglada
za  chlebem.  Mo e  dlatego  postanowi em  pój   po  maturze  na  WAT.  RKU  wiedzia o  lepiej  i
skierowa o mnie na egzaminy do szkó  dla prawdziwych oficerów. Rozmawiano ze mn ,
egzaminowano i nikt nie zerkn  w dokumenty. A z nich wynika o,  e nie mam wymaganych
osiemnastu lat... Có ... Wysoki, powa ny ch opak...

      Postara em si  o prac  w „Polcargo” - jako tzw. liczmen – oficjalnie kontroler prze adunków w

background image

– 2 -

porcie. 1000 z otych na miesi c. Praca przez 12 godzin na 24 wolnego. M odocianym nie by o
wolno, ale taki wysoki i powa ny... Wyda o si , kiedy robotnicy okradli wagon ze  ledzikami z
Danii, a ja nie dopilnowa em porz dnie wszystkiego i nie zameldowa em o kradzie y. Zreszt
starszy kolega mi podpowiedzia , ze i po drodze mo e by  kradzie , plomby zerw  i moja
bezradno  wobec cwanych z odziei si  nie wyda. Z odzieje z jednej strony wagonu wstawiali
beczu ki z ulikami, a przez drzwi z drugiej strony  nieco ich uj li... Jak oni to przenie li przez
bram ?... Mo e bym to zauw

 i zapobieg  kradzie y, lecz jedna z beczu ek „zerwa a si ” z

uchwytu d wigu i by  z tym ambaras, bo Du czyk krzycza ,  e on przywióz  i trzeba mu zaliczy  t
beczu

 jako przyj

 przez port. Jestem pewny,  e ów Du czyk nie bra  udzia u w zmowie

przeciwko mnie. Dyrektor Raminger potraktowa  mnie  agodnie – powiedzia ,  e mia  zamiar mnie
awansowa , ale w tej sytuacji... Za Chiny Ludowe w ten awans nie wierzy em! On po prostu
zauwa

 moj  ma oletnio  i nie chcia  mie  k opotu z wyja nianiem zabronionego sposobu pracy

ma olata na trudne zmiany. Mo liwe,  e wspomaga o mnie  piewanie. Jako  za apa em si  do
zak adowej czwórki, w której  piewa  te  znany pó niej piosenkarz. Nie podam nazwiska, bo on
samochodem s

bowym dyrektora wywióz  z portu dwa worki ziarna kakaowego  i sprzedawa  je

na rynku w Kwidzyniu. Wtedy by  Kwidzy , a nie Kwidzyn. Osiem miesi cy siedzia  w
Kwidzyniu.Za paczk  chesterfieldów w kieszeni kurtki starszy nasz nadzorca, jakby kierownik
zmian, dosta  dwa lata. Ja krad em próbnikiem ziarno kakaowe i cukier. Szkoda, ze nie zawsze w
porcie by y,  bo zmniejsza y nocny g ód... Ciekawe jaka by a szkodliwo  „spo eczna” mojego
przest pstwa... Nie wiedzia em,  e zak ad pracy co  tam winien u ycza  takiemu, co idzie do
wojska, tedy niechaj brak owego u yczenia skompensuje moje trzykrotne pod eranie cukru i kakao.
      W RKU upar em si ,  e tylko na WAT i dosta em bilety do Warszawy i z powrotem. Egzaminy
sz y mi pi tkowo a  do dnia, w którym przyby  werbownik z OSL D blin. Z matematyki dosta em
jedynk , kazano mi jeszcze zg osi  si  na ustny, te  by em baranem i odpad em. Pojecha em na
egzaminy do D blina, zda em nie le, przeszed em bez zastrze

 badania lekarzy  i od pa dziernika

1955 roku jestem podchor

ym Oficerskiej Szko y Lotniczej, a jednocze nie kontynuuj  zrywami

strudia eksternistyczne w KUL-u na Wydziale Humanistycznym. Zacz em je w cywilu, wypad em
nie le na rozmowie wst pnej, czy te  egzaminie ustnym – pytano o wiele – dosta em indeks. Kapi-
tan Matowiecki, dowódca batalionu podchor

ych obejrza  indeks, powiedzia  - fiu, fiu i zgodzi  si

dawa  co jaki  czas przepustk  na egzaminy. Nieoficjalnie, wi c bez przys uguj cych ulg. I cicho-
sza, bo si  wyda i b dzie chryja.
      Przydzielono mnie do grupy 217  -  przysz ych pilotów bombowych, na samolocie I -28. Oficer
polityczny batalionu, porucznik Skwarka zakomunikowa ,  e ten, co uzyska same pi tki ze
wszystkich egzaminów ko cowych i przej ciowych – uko czy szko  z pierwsz  lokat . Spyta em o
po ytki dla takiego absolwenta pierwszolokatowego. - Wybór jednostki, w której b dzie pe ni
obowi zki jako oficer – us ysza em. Mia em te same pi tki – co miesi c pochwa a w rozkazie za
wyniki w Dziale Nauk i wzorowe pe nienie s

by. Przysz a promocja starszego rocznika i

zobaczy em p acz cego podporucznika pilota, który wybra  Babie Do y ko o Gdyni, lecz tam nie
by o miejsca... Sko czy y si  moje starania,bo po co?... Na wiosn  1956 mieli my i  na lotnisko
polowe U

 – lata  na samolotach Jak-18. Na jesie  do Radzynia na Jaki-9. Promocja po

niepe nych trzech latach, po przeszkoleniu w D blinie na I ach-28. Wiosn  1956 powiedziano nam,

e bombowców w LWP nie b dzie i my... Ostatecznie zmieniono nam numer grupy na 223 i wiosn

1957 przyjechali my do Krzewicy, gdzie mamy robi  program podstawowy, a potem przej ciowy
na Jakach – 18. W jednej grupie ze mn , u instruktora Janusza Pi tki, o rok od nas starszego, s  –
Ignac  lusarski, Marian Olejnik. Ludwik Rodziewicz i Mietek Tatarzy ski. Dowódca klucza,
Feliks Pawlak, namówi  naszego instruktora na spisanie jednego ucznia, czyli na wyrzucenie go z
podchor ówki z zaliczeniem odbycia zasadniczej s

by wojskowej. Pad o na Mariana Olejnika.

On jest partyjny, a mimo to...  Lepiej spisaliby Mietka Pietrasa, który przyszed  z zasadniczej

by, aby reszt  woja odby  w warunkach stworzonych „kompociarzom” - po obiedzie

dostaj cym kompot. Mietek ma wykszta cenie muzyczne z cywila i w wojsku na pewno nie b dzie,
a ju  sobie polata , czekolad  raz na cztery dni dostawa , móg  j  sprzeda  w kiosku spo ywczym
za jedena cie z otych, a ona potem kosztowa a z otych dziewi tna cie...Mo e tamci do-

background image

- 3 -

wódcy kluczy – Augustyniak, Frydrychowski i Trznadel nie lubi  spisywa  ?
      Pisanie „Wschodu” idzie powoli. Jak si  jest w grupie, to obcuje si  z ró nymi lud mi i trzeba
im nieraz po wi ca  czas dla  wi tego spokoju w innym czasie. Witek   apczyk umie na przyk ad
gra  przyjaciela i wyci ga  do Mi dzyrzeca Podlaskiego na wino. Butelka kosztuje 11 z , czekolada
mo e by  sprzedana za 11 z ...Butelka wina na  ba, pita z gwinta – dla Witka radocha.
Prawdziwymi moimi przyjació mi s  Rysiek Filak i Genek Micha owicz – im mog  zaufa , oni nie

daj , rozumiej , pobudzaj , kiedy  popad  w spleen. Oni lubi  si  ze mn  uczy , szkoda,  e ja si

uczy  nie lubi  – ja lubi  studiowa . Trudno – trzeba pofolgowa  i pisa  tylko w niedziele i podczas
urlopów, z których rezygnuj .
      „Wschód” ma by  tylko przygotowaniem do opowie ci „Ranek”. Ta opowie  numer cztery ma

o z wydarze  ju  historycznych, ale niepewnych. Historia zaczyna si  od momentu zaistnienia

wspó czesnego wydarzeniom  ród a – ksi gi, kroniki, latopisu, sprawozdania i innych pi mide . By-
wa, ze te pisma nie s  ze sob   zgodne, albo przedstawiaj  wydarzenia niezbyt jasno. Z tego
powodu czasy Mieszka Pierwszego („Ranek”) nie s   przez historyków nale ycie opracowane. Na
przyk ad nie wie si  – ilu mia  braci. A pojawiaj  si  w jego czasach dwaj Boles awowie – jeden w
Gnie nie, przy Mieszku, drugi za  w Krakowie. Historycy próbuj  przymierza  syna Mieszka
(Chrobrego) raz do Gniezna, raz do Krakowa. Mia  za  on  W gierk  Judyt  i nie mia

ony

Judyty.  ona Emnilda by a zza Odry,albo  ona Chrobrego pochodzi a z Krakowa. Bezprym by
synem Boles awa. Pierworodnym. Nazwano go tak, jakby chciano zabezpieczy  si  przed jego
zasi ciem na tronie Polski. On jednak zasiad  na tym tronie... Albo – on na tym tronie nie zasiad !
Po Bezprymie panowa  Boles aw Srogi albo - nie by o  adnego Boles awa Srogiego...  Ja
doszed em do wniosku,  e Mieszko mia  wi cej braci ni  tylko Czcibor i to napisz  we
„Wschodzie”, w ten sposób dopasowuj c wydarzenia za Siemomys a do tych: – by -nie by ,
panowa -nie panowa , mia -nie mia  itp. Czy odgadn  prawd ? Nie wiem. Wiem,  e przypuszczenie
o czworaczkach z Mieszkiem w tym „miocie” jest bardzo prawdopodobne i wyja nia wiele
pó niejszych zapisów, które wielu historyków chce uznawa  za wymys y. Wymys y si  zdarzaj ,
jednak po co mia yby si  pojawia  takie w

nie – sprzeczne? Ot, tak sobie – dla sportu? Wtedy

pergamin i tusz by y drogie, a umiej tno  pisania rzadka. Po wi canoby czas spisywaniu
wymys ów? Mo e dla czyjej  korzy ci? Ba, nie wida  nikogo korzystaj cego z tych zapisów...
Wspó cze nie kto  usi uje wyrzuci  niektóre zapisy z historii Polski, bo one nie pasuj  do jego
teorii. Ja bym powa

 si  wyrzuci  i pó  zapisów, gdyby  one mia y zaszkodzi  Polsce. Ale akurat

te odrzucane przez marksistów – s  oboj tne – ani nie szkodz  Polsce, ani Jej nie pomagaj , wi c ja
je uwzgl dni . Prawie pewne,  e – je li „Wschód” zostanie wydany – zostan  uznany za fantast
który nie uwzgl dnia teorii naukowych w  dziedzinie historii. A co mi tam! Byle zgadza o si  z
logik  i podoba o Czytaj cym. Cdba. (Co daj Bo e, amen).
     Mog  ujawni  spraw  mojego werbunku do partii – i tak nikt nie zobaczy „Wschodu” na oczy.
Skwarka spyta  mnie o ch  wst pienia w szeregi po paru miesi cach podchor ówki. Trzeba by o
zaryzykowa  i odmówi , lecz ja chcia em zosta  pilotem, tedy poda em odpowiednie nazwiska z
cywila – towarzyszy, którzy mogli mi da  rekomendacje. Skwarka osobi cie pojecha  do Gda ska.
Po przyje dzie min  mia  kwa

 i powiedzia ,  e towarzysze nie chcieli mi da  poparcia.

Ponownie zosta em wezwany przed oblicze Skwarki po pa dzierniku 1956 roku. On powiedzia ,  e
teraz, to tutejsi towarzysze ju  mnie znaj  i mog  mi da  rekomendacj .Powiedzia em,  e teraz, to
ja  nie chc !  On powiedzia ,  e teraz to i on by... Na razie mam spokój. Po roku 1956 mog  si  ju
powa

 na odmow  - towarzysze bardzo zmi kli. Z moich obserwacji wynika,  e oni sami

przygotowywali pa dziernik i co  im si  wymkn o z r k, co  im nie wysz o. Zaraz po pa dzierniku
i W grzech zrobiono sp d w sali kinowej. Kto  tam co  gaworzy  – nie wiedzia em co, bo czyta em.
Nagle Kola Ptaszy ski z mojej grupy rozdar  si  na ca e kino: -  

damy uwolnienia genera a

Kuropieski!.  Nie  mia em  poj cia  –  kto  zacz  ów  Kuropieska  i  spyta em  Kol .  -  No,  wiesz  –
powiedzia  – jak si  dostaje polecenie partyjne... Partii si  nie odmawia. Kola wiedzia  o
Kuropiesce tyle, co ja – tyle, co nic.

background image

- 4 -

Rozdzia  I

Da  odpór – pozna  niektóre osoby.

drog   nazywano  bit ,  lub  te   mówiono,   e  jest  traktem.  Nie  tak  dawno  wyci to  w  puszczy

pas drzew i krzewów, odkopano nieco karpy, uci to górne cz ci tych karp i z powrotem
przysypano je ziemi . Co mil  (wtedy oko o 5 km.) osadzono przy trakcie dró nika. Ubogi mo ny,
ta ubogo  by a zasad ,  dostawa  na czas pe nienia obowi zków  an ziemi i chat  z szop , w której
zgromadzono narz dzia –  opaty, rydle, pi y, siekiery, topory i ró nego rodzaju wózki oraz ci ki
wóz do przywo enia  wiru. Ko  nie by  dró nikowi przydany, wszak e ka dy mo ny móg  wielu
rzeczy nie mie , atoli bro , uzbrojenie i ko  wa niejsze by y od codziennych sytych posi ków i
dachu nad g ow . Zamys  by  taki: dró nik dba o trakt i uprawia rol . Z uprawy roli si  utrzymuje,
dokupuje narz dzi rolniczych, co jaki  czas konia wymienia, wóz naprawia czy wymienia, a p aci
za u yczenie ziemi i chaty swoj  dba

ci  o drog   - o swoj  mil  drogi. Po wielu latach stary

dró nik dostawa  na w asno  pó anu ziemi w innym miejscu i tam zaczyna   si  w asny dom jego
rodziny.
     Stara nied wiedzica ledwo wsta a z zimowego snu, szuka a strawy przy trakcie, kiedy  uszy i nos
da y zna : jad  ludzie na koniach. Mrukn a ze z

ci  i ruszy a w g b lasu. Co jaki  czas

odwraca a g ow , bo cz owiek czasem z drogi w las skr ca, a te odg osy ludzkiej obecno ci stawa y
si  coraz bli sze.
   

Wilczyca wyczu a i us ysza a nadje

aj cych ludzi tu  po nied wiedzicy. Bra a w pop ochu

swoje ma e w pysk i przenosi a je po kolei g biej w las. Najwy ej ch odu zaznaj , lecz ten wykrot
przez ni  wybrany okaza  si  nie bardzo bezpieczny – trzeba b dzie poszuka  innego legowiska.
     

Tylko wiewiórki nie uciek y. Wygl da y ukradkiem zza pni drzew. Nadje

a spora grupa

konnych.  Odziani byli w skórzane burki, w osiem do wierzchu odwrócone. G owy, w futrzanych
czapach z nausznikami, wierci y si  ciekawie na boki, a usta w tych g owach albo si  u miecha y na
przemian ze r eniem, udaj cym chyba  miech, albo gada y g

no za bardzo. Przekrzykiwali si ,

przerywali sobie, mówili po dwóch lub trzech jednocze nie – nie rozpoznasz kto i do kogo akurat
mówi . Tylko jeden je dziec, ten na czele, by  powa niejszy. Troch  starszy od reszty, z
kosmykami siwych w osów, sod czapy wygl daj cych, patrzy  przed nogi swojej siwej klaczy –
jakby chcia  za-pobiec potkni ciu si  konia o jak  nierówno .
     Przekomarzanki pozosta ych w pewnym momencie usta y. Rozpocz a si  zwyczajna rozmowa -
mówili pojedy czo, na przemian i nie tak g

no jak poprzednio.

     - Ja bo nie pojmuj  dobrze s owa obej cie – powiedzia  olbrzym, jad cy niedaleko za siwym –
mówili cie, Zdruzno,  e ka dy dró nik ma obej cie, a przecie oni maj  domy, zabudowania, cz sto-
ko em ogrodzone...
      - Musia by , Wyrwid b – powiedzia  siwy, nie odwracaj c wzroku od drogi przed koniem – za
ka dym razem par  s ów wypowiada  na opis tych obej . Ta chata, te zabudowania, studnia,
podworzec s  – jake  zauwa

 – okolone cz stoko em. A przy cz stokole zostawione jest miejsce,

cie ka do obchodzenia wszystkiego, co w  rodku cz stoko u si  znajduje. W  rodku onej  cie ki

do obchodzenia wszystko si  mie ci. Najcz ciej mówim: obej ciu.
       - Aha – powiedzia  inny olbrzym – lecz powiedzcie jeszcze o tych  milach. Niby na pi dziesi t
mil przypada dziesi ciu dró ników,  atoli my mijalim jedenastego i dopiero wtedy powiedzieli cie,

e przejechalim pó  setki mil...

     

- Rozpocz

 liczenie od obej cia, którego nie mijalim – od niego jeno liczenie rozpocz

.

Dopiero jak przejechalim ko o drugiej chaty, to my jedn   mil  przebyli. Z liczeniem, Waligóra,
trzeba uwa

 – osobno mile liczy  i osobno obej cia – mo na, lecz jeno te, które w ruchu mijamy.

       - Podobnie jest z liczeniem czasu – odezwa  si  trzeci olbrzym, jednak chudy,szczup y – tyka
do chmielu mog aby mu cienko ci pozazdro ci .
      

- Ty, Bie an – odezwa  si  olbrzym czwarty –  kubek-w kubek do poprzedniego podobny –

zawdy jak  g upot  wymy lisz.
        - Bo ty,  Chy an,  m drych rzeczy nie pojmujesz i do twojej g upoty si  zni am – odszczekn
si  Bie an.
     - Jaka jest ró nica mi dzy chy

ci  a bieganiem? - spyta  Zdruzno – czy Bie an jeno umyka?

background image

-  5  -

    - Nieee- - powiedzia  Chy an, g osem niech  zawieraj cym – on pr dko biega, a ja nigdy za nim
nie nad am. Za to ja mog  pi  jab ek podrzuca  jednocze nie i  apa  tak pr dko, i znowu które
podrzuci ,  e one, wszystkie pi , lataj  pomi dzy moimi r kami,a  adno  o ziem nie pra nie. Teraz
ucz  si  podrzuca  sze cioma, jednak na przedwio niu jab ek nie mamy, a kamyki mniej przyjemne
w dotyku.
     

- On strza  w locie zdoli z apa  – powiedzia  z dum  Bie an. Ciocia Roksana wychowa a

dwóch zwalistych osi ków – D bosza i Gorana, a nasza mama stawia a na zr czno  i pr dko .
Znaczy – o pr dko  my lenia i ruchów chodzi.
     - A moja mama na m dro  postawi a – ozwa  si , te  nie za niski – rudawy m odzian.
     - Ty,  Sobek, powiedzia  szyderczo Chy an – masz szcz cie,  e w pobli u taty nikto  adnego
rudego nie widzia , kiedy ciebie ciocia Niemra z tat  poczynali.
     - Hilda, a nie Niemra – poprawi  z naciskiem rudawy Sobies aw.
     - My bym woleli,  eby z tat  ciocia Bo ena by a – powiedzia   D bosz.
     - Wara od mojej mamy! - powiedzia  g

no  niady, mocno  niady m odzian o czarnych, k dzie-

rzawych w osach i smolistych oczach. - Bo tacie powiem i zobaczycie wtedy...
      - Cichaj, Bo ydar – ozwa  si  s siad  niadego – nie adnie jest wywy sza  siebie, kiedy tata wo-
jewod  jest. Rodzic, to nie nasza zas uga – my musim sami na siebie zapracowa .
    

- S usznie prawisz, Hubert – odpowiedzia  grzecznie Bo ydar – ja wszystkich o wybaczenie

prosz  za czcz  przechwa

.

      - Ci chrze cijanie zawdy tacy pokorni – powiedzia  Sobek – czy syn  namiestnika Stoigniewa –
ten wasz chrze cija ski bratanek – te  taki uk adny?
       - Nie bardzo – powiedzia  Hubert – nie chcia   ze Zdruzn  jecha , tedy ubie

. A nakaz ojca –

wi ta rzecz.

       - O nieobecnych niegrzecznie mówi  – powiedzia  Zdruzno – zarówno niewiasta jak i m , ob-
gaduj cy nieobecnych zas uguj  na miano baby. Mówcie o czym innym.
        Potem sz y pochwa y ksi

tka Siemomys a, a to chyba o babsko ci chwal cego nie  wiadczy,

bo  Zdruzno nie przerywa . Najpierw o tym,  e dziewczynki wcze niej od ch opców zaczynaj
mówi , a Siemomys  dwa lata mia , kiedy biegle gada  i wszystko pojmowa , co doro li powiadali.
Potem o przeja

ce konnej – ten dwuletni szkrab za

da ,by go na konia wsadzono. Ksi na

Gizella nie dawa a, lecz ksi

 Leszek wzi  malca pod pachy i na grzbiet konia posadzi . Musia o

by  dla malca za wysoko – w g owie mu si  zawróci o, zblad , zzielenia ... Ledwo go ksi na
Gizella schwyci a w locie ku ziemi. Oj, nas ucha  si  wtedy ksi

 Leszek... A dzielny jaki... Kury

na mamy grz dki wlaz y i grzeba y. A on patyka wzi  i na nie jak z mieczem. Kury niektóre te  nie
tchórzliwe... Jedna malca w wierzch d oni dziobn a... A on nic – rozprawy z grzebu ami doko czy
i dopiero do mamy, b bel na r ce pokaza  i w bek... Baran ob era  nisk  ga

 ze  liwkami, tedy go

chcia  przep dzi . A baran  z kopyta ruszy  i malca - tryk! Obali  si  ma y, lecz zaraz wstawa
zacz , by da  trykaczowi nauczk . Osiem razy wstawa  do walki z baranem i osiem razy poleg .
Dziewi ty raz wstawa , kiedy ksi

 przyszed  i barana przegna . Dopiero wtedy  zy ksi

tku

polecia y. Trzy lata wtedy mia ...  By y i niebezpieczne zdarzenia. Koby a jedna w koniczyn
wlaz a, a czteroletni Siemomys  wiedzia ,  e jej nie wolno. Tedy zacz  koby  straszy , próbowa
ze szkody wygna . Koby a w galop i na ma ego! W por  susa wzwy  da a i prawie Siemomys a
przeskoczy a. R bn a go  w czo o p tami przednich nóg. Blady strach w Poznaniu by ... A koby a
ju  zjedzona... Teraz do Gniezna si  ksi stwo przenie li, gdzie im zamek, tu  za wa ami grodu,
postawili. Tam upraw  adnych ju  nie ma – zwierzyn  karmi  w budynkach, tedy niebezpiecze stw
dla ksi

tka mniej.

     - Bardzo prawomy lny jest – powiedzia  Zdruzno – a m odemu si  zdaje,  e inni tacy winni by ,
jak on prawomy lni. Ze z udze  wyro nie i mo em mie  dobrego ksi cia, je li go kiedy  obior ...
On ledwo w pi ty rok  ycia wszed  – kiedy czyta  umia . I to nie tylko nasze znaki – on tako  litery
cyrylicy czyta  i pojmowa , a  aci skie litery sk ada  w s owa, atoli tylko   niektóre pojmowa .
     - Iii... - skrzywi  si  Sobies aw – po co nam obce znaki pisma, kiedy nasze nie gorsze...
     

- Bizancjum ani Rzym naszych znaków na oczy nie widzia y i nie zobacz  – powiedzia

Zdruzno- winiene  wiedzie ,i  pismo nasze tajne jest...Jak my b dziem mie  tyle ludzi i ziemi, co

background image

-  6  -

oba cesarstwa razem, to im naka em nasze pismo stosowa .
     - Ale po co my na ten wschód  jedziem? - Sobies aw musia  by  z czego  niezadowolony i dawa
temu wyraz w pytaniach, mog cych by  uznanymi za zaczepne.
     - Do s

by w dru ynie jedziesz – powiedzia  Zdruzno – tam ci ka  s

... Wszelako, by  le-

piej s

, dowiedz si ,  e jedziem tam dawa  odpór koczownikom i Waregom. Ca kiem ich

powstrzyma  nie zdolim, lecz poznamy ich podst py, sztuk  wojenn , obyczaje i inne rzeczy. A nas
poznaj  tamtejsi ludzie. Przede wszystkim Tywercy. Ich b dziem namawia  do wspó pracy z nami.
Mo e zechc  przytuli  si  do Polski, albo nawet  zespol  si  z nami w jednej Polsce...
      - Tatko powiada ,  e dla korzy ci W grów tam jedziem – Sobies aw nie dawa  za wygran  – oni
sami nie mog  koczowników przep dza ?
      - Oni co roku wyprawiaj  si  na Niemcy – powiedzia  Zdruzno. - Nasi ochotnicy z nimi...Dzi ki
temu twój tatko mo e by  spokojny o swoje w

ci.To jest tak, Sobek,  e jak nie my ich, to oni nas.

Ró ne niemieckie grafy a  nogami przebieraj   do wyprawy na S owian, by ich na galery cesarza
wschodu sprzeda . Nocami wida  na zachodzie jak im si

lipia  wic  do naszych dobroci.

      Sobies aw – rzuca o si  to w oczy – jeszcze chcia  zadawa  pytania, lecz pokaza o si  obej cie
dró nika. A przy nim, na  rodku traktu, sta  woj w pe nym oporz dzeniu. Kiedy podjechali, woj
zdj  szyszak i powiedzia :
       - Jestem Olaf, syn Barnima i Soreny. Spó ni em si  do Wi licy, bo ociec jantar odkry  i tam si
wyprawa szykuje. Ja tam chcia em... Ale tato rzek ,  e uzgodnione by o i mam jecha  z wami...
     

- Jeszcze jeden wojewodzic – mrukn  pod nosem Sobies aw.  - Jakie  nies owia skie imi  –

rzuci  s odko-truj cym g osem  uwag  zaczepn   i k liw . - Nie wszyscy Normanowie w Borys a-
wiu?
       - Nie k apaj dziobem – ofukn  go Zdruzno – Olaf i Sorena nie gorsi od ciebie Polacy. A w Bo-
rys awiu sam policzysz niewolników norma skich, bo tam si  na troch  zatrzymamy.
      - To mo e w tej chacie? - Olaf pokaza  g ow  obej cie dró nika – syn dró nika radby z nami...
Jam tu spa  i gada em z nim.A sostrzyczka jego...Palce liza . Nocleg wygodny, wieczór niedaleko...

*  *  *

      Zdruzno skr ci  do tej chaty na nocleg g ównie z powodu ucieczki bratanka z Wi licy. Przydzie-
lone  zadania wymaga y zast pu dziesi cioosobowego, a on – po doj ciu Olafa – mia  o miu. Dzie-
wi ciu to wi cej ni  o miu, a dziesi tego mo e sam zast pi...
      Syn dró nika Horyda – Janek – mia  wiek sposobny do s

by w dru ynie, lecz do  posuni ty

wiek ojca usprawiedliwia  niestawienie si  Janka u grododzier cy. Czy mo na starszemu cz ekowi
zabra  jedynego pomocnika, a w

ciwie jedynego pracownika? Natomiast Nina – córka Horyda...

Oj, co  za weso o te jej br zowe ocz ta patrzy y na Bo ydara.Niby jeszcze dzierlatka, pono  lat pi -
tna cie, ale oddycha  czym mia a i siedzie  na czym mia a. A wargi jak wi nie – do rwania gotowe.
Krzepka niewiastka  - na matk  urodzona i gospodyni . Ona zaraz wzi a Bo ydara za r

 i

poci gn a go w las – barci pokaza , bo lepszych na  wiecie nie ma. Ju  w drzwiach by a, kiedy
Janek powiedzia :
       

- Bacz, Ninka, bym obyczaju go cinno ci nie naruszy  przez ciebie.Ca owa  si  mo esz,lecz

ani si  wa  lega  z tym  smag olicym. Wiesz jako strzelam...
       - A kto jej dopilnuje, jak ty z domu odejdziesz? Sama si  musi pilnowa  – powiedzia  Zdruzno.
       - Ona jeszcze na  adnego ch opaka nie spojrza a – powiedzia  Horyd – ten jako  jej si  z miejs-
ca spodoba . A on porz dny?
      - Mój brat i ja chrze cijanami jeste my – powiedzia  Hubert, widocznie przekonany, i  religia
jest wystarczaj

 ochron  przed natarciem pop dów.

     

- To ty, Janek, id  przypilnowa  z daleka – powiedzia  Zdruzno. - Jeno mi woja nie ustrzel!

Kaszlnij    we  w

ciwej  chwili,  albo  ga

  z am  g

no...  A  wy,  Horyd  rzeknijcie,  czy  poradzicie

sobie bez syna, bo  mnie cz ek do zast pu potrzebny.
      Horyd przedstawi  trudno ci w zaopatrywaniu gospodarstwa w potrzebne rzeczy – do grodów
daleko, obej cia na d ugo opuszcza  nie lza, bo wi kszy deszcz do ki w trakcie robi i wtedy trzeba
st por d bowy na wózek bra ,  opat  te  i wio –  wir sypa   a  ubija  ci kim st porem. Ale zim  –
odpoczynek do przedwio nia. Teraz chyba pan  wódz  z ego s owa nie powie na  jako  traktu?   Na

background image

- 7 -

wiosn  i na jesie  kupiec w drowny do wszystkich dró ników zagl da, a przy drodze i
gospodarstwie s siedzi dopomog  – Janek po powrocie z dru yny odrobi wszystko. A mo e  on
sobie przywiezie? Bo tu si  – prawd  powiedzie  – na odludziu  yje.
      - S ysza em – rzek  Zruzno –  e z niego  ucznik niez y. Czy jeszcze co  innego potrafi?
     - Koniem dobrze powodzi – powiedzia  Horyd. -  A od strzelania lepiej mu idzie tropienie  la-
dów. Z tym koniem... Jednego jeno mam... Do woza potrzebny...  wir trzeba na kupki przy trakcie
zwozi ...
      - Mo e by wo ami konia zast pi ? I do orki sposobniejsze... Macie miejsce dla pary wo ów? Bo
bym dos

 przez onego kupca. I krow  mleczn ... - Zdruzno musia  poczu  do Horyda co  w rodza-

ju  yczliwo ci.
      - Ile by to...
      - Janek odp aci wzorow  s

 – powiedzia  Zdruzno. -  Niebezpieczna ta s

ba b dzie... Nie

daj Bóg, jakby nie wróci  do dom...
      W

nie wróci  i to z odpowiedzi  na ostatnie, niepewne przypuszczenie Zdruzny.

      - Jeno si  ca owali – powiedzia  – ale jak!...  On obieca ,  e powróci po ni  i  eni  si  b dzie.
     

- Dobry zi  lepszy od z ego syna – mrukn  Horyd – ale nie szastajcie nim bez wa nej

potrzeby,
panie dowódco.

*  *  *

     

Obecno  dwóch nowych ludzi jakby och odzi a beztroskie zachowanie pozosta ych siedmiu

wojów. Nieomal statecznie zajechali wszyscy do Borys awia, gdzie Zdruzno mia  dowiedzie  si  o
tamtejsze k opoty i osi gni cia. Bo ydar, Hubert i Janek poprosili o mo liwo  udania si  na grób
starego Bochotnickiego – pierwszego namiestnika zespo u grodów przy Stryju i Dniestrze, i
pierwszego tutejszego zmar ego. Bochotnicki by  chrze cijaninem, tedy palenia zw ok na stosie nie
by o – le

 sobie w skromnym grobie na sm tarzu, cmantarzu czy  alniku – sk d kto pochodzi , tak

po swojemu miejsce pochówku nazywa .
       Nowy, m ody namiestnik ksi cia Polski na k opoty nie narzeka . Pochwali  si  trwaniem budo-
wy nowego grodu i miasta nad Dniestrem, obwiedzionych murami z bia ego kamienia, któren
mi kki jest, lecz od drewna wytrzymalszy, a poza tym - niepalny .
       - Miejscowo  ta – powiedzia  namiestnik – b dzie nosi  nazw  Halicz. Miano jest trafne, bo i
po ród lasów go a tam przestrze , a i urodzajno  byle jaka, bo na wapieniu nic rosn  nie
chce.Jam w waszej sprawie wici dosta . W razie czego mam was s ucha  i wojów do pomocy
posy

. Mo ecie liczy  na tysi c mieczy, jednak z przeszkoleniem wojów krucho...

     

- Dos

bym dobrych szkoleniowców – powiedzia  Zdruzno – gdyby cie pomogli dró nikowi

Horydowi. Mleczna krowa i para wo ów... Pisa  wici do Gniezna?
       Namiestnik, g osem niepewnym, przekaza  tak e pog oski o ma

stwie ksi niczki Tamary z

kniaziem Igorem Rurykowiczem. Podobno knia  Tamar  zes

 do odosobnionego miejsca i tam

trzyma  jako zak adniczk . Podobno pod miewa  si

e Lachy mu swoj  ziemi  oddadz  za Tamar ,

a on jej i tak nie wypu ci,  eby mu tej ziemi z powrotem nie odebrali.
       - Sza awi a jest z tego Igora – powiedzia  namiestnik – ale lubiej  go na Rusi, bo o swojej nor-
ma sko ci zapomnia  i  ci giem powtarza, i  czystym S owianinem jest.
       - Powiadomi  przy sposobno ci – rzek  Zdruzno – wie  o losie Tamary przy pieszy nades anie
szkoleniowców. Napisz ,  e dacie ludzi do pomocy przy uwolnieniu ksi niczki...
       - Suzdal – powiedzia  namiestnik, co dla m odych wojów zabrzmia o tajemniczo.

*  *  *

      Jechali wzd

 Bohu – na po udnie. Janek nie spuszcza  oka ze Zdruzny – wpatrywa  si  w nie-

go jak w t cz . Tyle dobrego dla Horydów... Dru yna dla Janka, wo y, krowa, narzeczony dla
Niny... Byle tylko nic mu si  z ego nie sta o...
      Pozostali zajmowali si  rozmowami o wielu sprawach.
    O przysz

ci wierzb... Teraz wielu ludzi  yje z tego,  e sadzi odpowiednie wierzby, z których

wici dobre si  pozyskuje i owi hodowcy wierzb, oraz ludzie chc cy co  napisa , maj  z tego
korzy . A nadchodzi pergamin i nie wiadomo co do pisania. Wo u  hoduj, co jest zwyczajne, skór
zdejmuj z wo u – te  zwyczajna rzecz. Ale potem t  skór  marnuj!  Tak cienko trzeba wyprawia ...

background image

- 8 -

A z czego pasy robi ?  A kubraki, uprz e,siod a i insze rzeczy ze skóry? A ju  bez skórzni...
Znaczy – bez butów... Ilu  ludzi dochód wierzbowy straci, a pergamin b dzie si  kupowa  za
granic , bo w Polsce wo ów by zabrak o na wszystko inne i jeszcze na ten pergamin.
    

O tych Tywercach, którzy ju  si  przesiedlili i teraz siedz  w górach wysokich i tych nie-

wysokich. Tatry chyba, czy jako  tak podobnie... Owce sobie pas  i koczowników si  przestali

ka , bo pod górk  trudno naciera  na obro ców wy ej stoj cych. Nowe nazwania maj , jakie

dziwne. Jakie  Byrcyny, Styrczule, Juhasy, Bace, Gazdy... Ale dziarscy s , dzielni...
     

- Mo e dziewuchy maj  wi ksze od sosenek pod  aw  sadzonych – powiedzia  Goran z west-

chnieniem silniejszym od dmuchu kowalskiego miecha. - Bo te ma e, to bym musia  na r

 bra  i

do oczu sobie podsadza , by policzy , czy ma wszystkie dwie nogi...
      O  ksi niczce Tamarze, któr ,  nierozwa nie, temu psiajusze, Igorowi, oddano, a teraz odebra
nie sposób, bo nie wiadomo gdzie ta psiokrwia j  trzyma.
    

O wielkiej ró nicy mi dzy Niemcami a Polakami, bo Niemce niszcz  na zdobytych ziemiach

obyczaj, mow  i wiar ,  za  Polacy podbitym jeno w asno  i wolno  odbieraj .
     - Sporo przesadzacie – powiedzia  Zdruzno – atoli prawd  jest,  e z czasem nasi podbici wejd
do narodu – stan  si  Polakami – bez odbierania im mowy i obyczaju. A co do religii... Wida
post py chrze cija stwa, bo to religia uci nionych, a tych  nigdzie nie brakuje.

*  *  *  *  *

      W stepie nie ma zwierz t dzikich zebranych w wielkie stada. Zdarza si ,  e podczas ci kiej zi-
my przetnie stepy  wataha g odnych wilków, które szukaj  lepszego miejsca w innej puszczy ni  ta
poprzednia, ale  dla stada miejscowych wilków stepowych nie starczy oby pokarmu, bo i p owa
zwierzyna w stepie nie gromadzi si  w chmary ani inne grupy – ma o tego mi sa dla drapie ników,
umie si  kry  w norach, zaspach, komyszach czy za nielicznymi k pami zaro li nieco wy szych.
Prawda jest taka,  e  ka, step s  dla trawo ernych dobr  sto ówk ,lecz drapie nik dostrzeg by z da-
leka posilaj ce si  spokojnie sarny, tym bardziej  osia czy tura, a nawet zaj ca. Za  noc by aby pe -
na beków, kwików i pisków ofiar rzezi, przez drapie niki czynionej. Mo e by oby inaczej, mo e i
step widzia by stada saren, jeleni i innych p owców, gdyby by  siedliskiem wi kszym,
rozleglejszym
Niby jest on wielki, wszak e do  w ski i przylegaj  do  inne siedliska, w których  atwiej o ukrycie
i wod . A ju  w pobli u grup ludzkich stad drapie ców prawie si  na stepie nie spotyka, bo
cz owiek w grupie nie tylko  e przed drapie cami nie ucieka – on je goni i zabija dla futer, dla skór
albo dla rozrywki.
     O pó  mili od lejkowatego uj cia Bohu do Morza Czarnego, na wschód od tego uj cia zbudowa-
no wielk  stanic  dla pi ciuset ludzi i tylu  koni. Owo wielkie obej cie zwano po prostu Stanic , bo
to  by o miejsce pobytu czasowego, niekoniecznie bardzo krótkiego, czasem przez lata stanica
istnieje. Ta, w

nie, od wielu ju  lat sta a i tylko ludzi w niej wymieniano, bo tu istnia o przytulis-

ko wielkiego oddzia u dru yny Polski, prawie wszyscy woje sp dzali w Stanicy ponad dwa lata, a
dziesi tnicy, setnicy i sam dowódca tkwili tu ju  ponad dziesi  lat.
     Oddzia ek Zdruzny wjecha  do Stanicy po rodku wiosny. Trwa y k piele i wiosenne sprz tania.
Nikt nie zaciekawi  si  przyby ymi – tu co jaki  czas wpada  oddzia ek, wracaj cy z podjazdu czy z
czujki, któr  wspó cze nie patrolem nazywaj . Zdruzno zg osi  dowódcy swój przyjazd i uzgodni
przebieg s

by swoich ludzi – miesi c pasienia zwierz t w stepie, pó tora miesi ca wolnego dla

wykonywania zada  specjalnych i pó  miesi ca na czujki oraz podjazdy. I tak na okr

o. Od jutra

w step – pi dziesi t wolców nie starszych ni  trzyletnie, dziesi  m odych byczków, trzydzie ci
ja ówek. Pomi dzy nimi b dzie si  kr ci  nieco owiec i baranów, z tym  e wykoty b

 w stanicy.

Nale y pilnowa , by do stada nie zbli

y si  mleczne krowy, bo ja ówki i m ode byczki mog

sobie przypomnie ,  e zw  je ssakami. Dobrze by oby mie  szkolone psy, bo one same dopilnuj
zwarto ci stada.
     Pasienia krów nie trzeba nikogo uczy , szczególnie w stepie, gdzie nikt nie uprawia koniczyny
ani innych ro lin, dla krów smaczniejszych od trawy. Tedy trwa o szkolenie wojenne. Rankiem
bieganie naoko o stada – a  do trzecich potów.K piel w Bohu – a  do pierwszych dreszczy z zimna.

niadanie przywiezione przez dy urnych ze stanicy. A potem swoiste zawody i nauka. Ciskanie

oszczepem na odleg

 albo do celu. Wy cigi z omijaniem przemy lnie porozmieszczanych

background image

                                                                          - 9 -
tyczek,
aby i pr dko , i gibko  by y  wiczone. Strzelanie z  uku do wypchanej traw  skóry barana. Na
ró nej odleg

ci t  skór  zawieszano, trafiali wszyscy, a zawsze wygrywa  Janek Horyd, za

Zdruzno tylko nieznacznie mu ust powa . Skakanie przez zaznaczony dwoma liniami „rów”.
Przeskakiwanie „p otu” z dwóch tyczek i poprzeczki, miotanie dzirytami -na pr dko  i celno .
Mocowanie si  z silniejszym i s abszym „przeciwnikiem”. Walka na kije – najpierw obja nienia i

wiczenia ze spowalnianiem ruchów, a potem walka do  prawdziwa – jeno miejsce uderze  i

pchni  ograniczone do tu owia i pasa biodrowego – kto da sobie zrobi  si ca na zadku, ten  przez
trzy dni dba o wszystkie konie.
     Po przerwie na obiad jazda konna w szyku trójkowym.   rodkowy, nar czny i podr czny musieli
w galopie po cina  przeznaczone dla ka dego ga zki powtykane w przygotowane do  wicze

upy

Dla urozmaicenia – strzelanie z  uku podczas k usu konia albo podczas galopu. Chowanie si  za
szyj  w asnego konia, kiedy cios (ga

 niska) ci grozi. Wykonywanie komend dowódcy

podawanych ruchami miecza albo r ki.
     - Potem oddam was na  wiczenia  w wi kszym oddziale, bo w d ugim szyku trudniej komendy
zoczy  i razem z innymi wykona  – obieca  Zdruzno.
    

Potem wieczerza, obrz dzanie koni, naprawy odzie y i uprz

y, k piel, przegl d stada i ju  –

wolne. A miesi c taki jasny, a gwiazdki tak porozumiewawczo mrugaj , a zapachy takie kusz ce...
A cia a takie znu one i tak z aknione odpoczynku, który sen przynosi. Sen wygrywa  – Druzno nie
musia  nikogo strzec przed pokusami –  aden ani pomy la  o odwiedzinach w pobliskim o rodku
budowy czajek, gdzie robotnikom straw  warzy y i odzie  pra y niewiasty. One nawet w snach nie
odwiedza y  adnego z podopiecznych Zdruzny.
     Po miesi cu  wicze  z m odych m ów – ch opców w

ciwie – wyro li m owie wojenni do-

brego rodzaju. Jeszcze tylko wprawa, ponawianie  wicze  i ich urozmaicanie, a potem oka e si  w
potrzebie czy zwyci

, czy te  pozb

 si  troski o dalszy ci g  ywota. Ju  byli zdolni da  odpór

wrogowi  ywi  i broni , tedy Zdruzno zarz dzi  nauk  golenia brzytw , bo od jutra mi dzy ludzi
trzeba b dzie i , a ten meszek m odzie czy... Wstyd by by o – niech e postronni widz  wygolone
twarze wojów, a nie mleko pod  nosami...
     - Od tgo dnia – powiedzia  Zdruzno – co pi  dni golenie zarz dzam.

*  *  *  *  *

     Mo liwe,  e w g owach tych „szczawików” l

y si  rojenia o odpr eniu po morderczych  wi-

czeniach. „Stare” wojsko - byd a strzec umie, mieczem, dzirytem, oszczepem i  ukiem czyni spraw-
nie, dwana cie kó ek wokó  stada byd a bez zadyszki i potu robi, przy twardych a spr

ystych

mi niach nie mia  prawa przywrze  ani  ut t uszczu, w asny ko  tak pos uszny jak prawa r ka
rozkazom my li – teraz musi by  dobrze, a przede wszystkim – l ej. W ka dym razie – nie straszne

adne przeszkody i nie ma dla nich dróg nie do pokonania...

      A r banie zapasu drewna na ca y rok? A oczyszczenie obory,chlewni albo stajenki z gnoju? A
ca odzienna orka od  witu do zmierzchu? A pierwszy pokos traw?. A karczowanie por by od rana
do wieczora? W

nie na tym polega y zadania specjalne. W nocy przejecha  od Bohu do Dniestru i

we wsi naddniestrza skiej s

 pomoc  jakiej  wsi Tywerców a  do  ko ca pracy. Weczorem

troch  pospa  i wio – z powrotem do Bohu do jakiej  wsi nadbu

skiej, gdzie tamtejszym

Tywercom pomaga  po przedwschodowej drzemce, albo i bez niej. Mi dzy Bohem a Dniestrem
wnet wszystkie wróble wiedzia y i  wierka y,  e ino patrze  jak ten zast p Polaków wpadnie i
dopomo e w imi  Bo e...
      - D ugo tak mo na? - pyta , jak zwykle, Sobies aw.
      - Wiesz sam,  e jeno dwa nieca e miesi ce – odpowiada  Zdruzno – lecz pracuj dobrze, bo ilo
strawy najleniwszemu mam zamiar ograniczy .
      - A sam tylko ze starymi gospodarzami ugwarza – burcza  Sobies aw, kiedy Zdruzno go s ysze
nie móg .
       Wynikiem tej ci kiej pracy i tych pogwarek mia o by  dobre zdanie o Polakach. Na pocz tek
by y owocki najmniejsze – poziomki jakby albo wczesne czere nie. Co jaki  czas jeden lub paru
Tywerców  adowali dobytek na wozy i odje

ali na pó noc. Tam, ko o  Borys awia, czekali

background image

                                                                 - 10 -
przewodnicy, maj cy zaprowadzi  przesiedle ców na nowe miejsce,  w nowym,  przygotowanym
obej ciu, z zestawem narz dzi do sprawiania roli potrzebnych, a za to bez koczowników.

*  *  *  *  *

     

Po tych zadaniach specjalnych wracali do Stanicy bardzo radzi. Wcale nie z powodu owych

przesiedle  do Polski, ani nie z przyczyny pozostawienia u Tywerców dobrej opinii o Polakach. Za-
st p Zdruzny wiedzia ,  e – nareszcie – odpocznie.Je  przynios , spa  dadz . I to w nocy... Pe ni
pewno ci w ow  sielank  w stanicowych pieleszach, drzemali w siod ach, kiwaj c si  w rytm
ko skich kroków. Powiadaj ,  e stary 

nierz albo odsypia zaleg

ci, albo drzemie na zapas. Nic

to,  e Zdruzno nakaza  czujno   - wszyscy s  w gotowo ci bojowej – siedz  na koniach, bro  przy
boku i na plecach...
     

Jakie  sny, mo e jaki  d wi k czy chybotni cie si  w siodle zbudzi y wszystkich od razu. I

wszyscy, od razu, zauwa yli,  e na przedzie nie ma Zdruzny! Nie pomog y baczne rozgl dania
si  na boki, nie pomog y okrzyki – najpierw ciche, potem wspólne i g

ne. Próbowali ustali  skutki

powrotu do Stanicy bez dowódcy. Co powiedzie  w Stanicy?  e jecha  pierwszy, oni za nim i oni
nie wiedz  – gdzie si  podzia ? Czy to tylko wstyd, czy te  za to jaka  kara b dzie? Na pewno

dzie os awa, a nawet  ha ba...

     Us yszeli t tent z ty u. Odruchowo pomacali czy miecze s  na swoich miejscach. Nadje

 tyl-

ko jeden ko ...
     To by  Zdruzno. Min  mia  gro

, w spojrzeniu gniew. Nic nie mówi c, wysun  si  przed nich

i jecha  jak przedtem – równo, niezbyt  piesznie. Oni za nim. Wreszcie Sobies aw powiedzia

osem:

     - Wiele mi jeszcze brakuje do miana starego wojaka. Wiarusem nazw  siebie dopiero po odbyciu
ca ej s

by w dru ynie. Zdruzno – ja wam przysi gam popraw . Ja ju  nie b

 narzeka , b

 o-

chotny do wszystkiego, co obowi zek i wy na

ycie.

     - I ja, i ja, i ja – pada y gor ce zapewnienia z ust pozosta ych.
     Zdruzno u miecha  si  pod w sem i wygl da  teraz prawie na ich równolatka, któremu uda a si
psota. Albo na starego dowódc  patrza , któremu uda o si  posuni cie wychowawcze.
     - Niech inni narzekacze pomy

,  e mi dzy wygl da  a patrza  nie ma takiej wielkiej ró nicy jak

im si  zdaje...  - odezwa   si  na uboczu w saty autor.

background image

- 11 -

Rozdzia  II

Po ytki z morza

Duch w ciele Siemomys a siedzia  silny a przemy lny. Duch by  m dry i wiedzia ,  e od cia a

zale y spokój ducha i mo liwo  przemy le  bez g odu, bezsenno ci, bólu, ch odu, skwaru,
mokro ci deszczu, nieprze roczysto ci mg y czy  nie nej kurniawy – wystarczy cia o tam
skierowa , gdzie jest dobrze i bezpiecznie. Tam duch b dzie móg  oddawa  si  swoim ulubionym
zaj ciom – my leniu i wnioskowaniu. Albo obliczaniu – ile trzeba hodowa  nierogacizny w pobli u
oddzia u dru yny, licz cego pi dziesi ciu wojów?... Ile mi sa zje jeden cz owiek w ci gu jednego
dnia?  Je eli pó torej kury zniesie pó tora jajka w ci gu pó tora dnia – to ile jajek zniesie sze  kur
w ci gu sze ciu dni?
       Ojciec, ksi

 Leszek, przyda  Siemomys owi piastuna i nauczycieli. Piastun wszed  z Siemo-

mys em w zmow  i nie przeszkadza  podopiecznemu w wojnie z nauczycielami. Owocem tej
zmowy by a wiedza,  e jest oszczep i mo na nim ciska ,  e s  dziryty,  uki, miecze i inne
przedmioty wojenne, którymi winien umie  robi  cz ek wojenny. Ale ksi

? A po co, skoro przy

nim zawsze ochrona? Tedy z  wicze  cielesnych Siemomys  opanowa  jeno spadanie na cztery  apy
– zrzucaj  ci  niespodzianie ze sporej wysoko ci, spadasz  - wiesz,  e na bardzo mi kkie podk adki
– i starasz si  w locie tak obróci  cia o, by upa  na d onie i kolana. Kot robi to za pomoc  ogona,
ale cz owiek?... Inne otroki robi y, to i Siemonys  musia  rzecz opanowa , bo wstydzi  si  zas
na miano ciamajdy. A potem wstyd ju  nie grozi , bo Siemomys

wicze  nie zaczyna . Siedzia  na

aweczce, patrza  na nauk  innych i ocenia  - który sprawniejszy, zmy lniejszy, sprytniejszy... Wy-

pada o,  e najsprytniejsi nie nale  do najm drszych... To dowodzi o – tak si  Siemomys owi zda o
–  e m dry nie mo e wyrabia  sobie zr czno ci i sprytu, bo od tego si  g upieje... Ksi

 Leszek –

patrzcie go  jaki bystry – jednak zauwa

. I zapyta , czy owe wojenne umiej tno ci potrzebne s

wojewodzie, wodzowi, namiestnikowi albo w odarzowi lub rz dcy. Siemomys  odpar ,  e nie s
potrzebne.
     - To wska  tych uczniów, którym nie b

 przydatne, bo oni w

nie takimi lud mi zostan  –

za da  Leszek, a Siemomys  si  zaczerwieni , lecz potem sobie wyt umaczy ,  e jak pradziad,
dziad i ojciec ksi

tami zostali, to i on... A w odarze inaczej w odarstwo maj  powierzane ni

ksi

 pa stwo.

Po pewnym czasie ksi

Leszek powiedzia Siemkowie mama – zdaje si  – w ci y jest i jak

si urodzi ch opak, to, mo e, jego kiedy  na ksi cia wybior , bo on b dzie lepiej wy wiczony...
       Co powinien w takim przypadku uczyni  otrok? Otó  ten otrok wywiedzia  si  – czy mama jest
w ci y, a potem z ojca si  pod miewa  – wiadomo,  e skrycie.
       Zbli

a si  chwila wyruszenia na wypraw  pomorsk . Bardzo wielk , z udzia em si  pomocni-

czych sk d si  tylko da. Siemomys  mia  nadziej  uczestniczy   w tej wyprawie. Nowe krainy, inni
ludzie, mo e jakie inne sposoby wykonywania przedmiotów, uprawy roli lub hodowli?... Nad mo-
rzem by ,  nogi  w  morskiej,  s onej wodzie  pomoczy ...  A   tu  ojciec  powiada:  -  nie  pojedziesz,  bo
konno trzeba umie  je dzi , a ty masz wstr t do jazdy konnej, co jest zrozumia e  po tym wypadku
z koby   sp tan ... Musz  przyucza  z o miu osi ków do noszenia ciebie na pole bitwy w lektyce...
Co innego, gdyby my wozy brali, ale tak... Sam to pojmujesz, bo  m dry.
      Nast pi a nowa zmowa z piastunem. By  w stajniach ogier m ody, jeszcze nieuje dzony. Z ja-
kiego   powodu piastun tego w

nie ogiera Siemomys owi wybra  do tajnej nauki jazdy konnej.

Kto wie, czy ta nauka by a dla ksi cia Leszka ca kiem tajna... Na pewno nie by a tajna dla ksi

nej

Gizelli, która odchyla a nieznacznie zas on  w oknie swojej komnaty i patrza a skrycie na post py
syna.  Nauka wst pna polega a na posi ciu umiej tno ci osiod ania konia, co posz o g adko – ogier
chyba nie by  tak ognisty, jak wie  nios a.  Potem piastun pokaza  wsiadanie na ko , a ogier nadal
sta  bez ruchu. Tak e wtedy, gdy piastun zsiada . Wsiad  Siemomys ... Ju  nie musia  zsiada , bo
nawet si  nie zd

 obróci  w powietrzu – upad  na bok, grzdukn o, ziemia si  zatrz

a, albo to

tylko Gizelli si  zdawa o... Siemek podniós  si   i spróbowa  ponownie, tym razem za grzyw
ogiera chwyci . Pomog o na jaki  czas, lecz kiedy ten czworono ny czart d ba stan ... Ale tym
razem obrót w powietrzu zosta  wykonany z w

ciw  pr dko ci  i ksi na Gizella postanowi a –

na razie – od

danie od m a, aby on... Krok po kroku i wnet Siemek je dzi  jak najlepsi

uje

acze.

background image

- 12 -

      

Nast pi o  przemy liwanie – co  powie ojciec, aby syna na wypraw   nie zabra ... Nic,tylko

powie,  e Siemek strzela  nie potrafi... No, i miecz, ale lepiej zacz  od strzelania, gdy  miecz
bardzo ci ki... Okaza o si ,  e napi cie ci ciwy te  jest ci kie. Jako  tam, przy ca ym, a
dygocz cym, wysi ku ca ego cherlawego cia a udawa o si  ci ciw  napi , lecz wycelowa ...
Strza y  wylatywa y w przód, co nale y uzna  za du e osi gni cie. Czy mog y postraszy
kogokolwiek, kogo mia y trafi ? Baaaardzo  w tpliwe...
      - Masz za s abe cia o – stwierdzi  piastun – do celownia  uk i cia o musz  by  nieruchome, od-
dech wstrzymany, a ty si  ca y z wysi ku trz siesz. No, ale  ka da strza a wypuszczona z  uku mo e
w co  lub w kogo  trafi , je li si  akurat napatoczy w potrzebnym miejscu. Cz owiek strzela – Pan
Bóg strza y nosi. Spróbujem opanowa  celne rzucanie z procy.
     Proca zda a si  Siemomys owi dla niego stworzona – kawa ek skóry wielko ci d oni z dwoma
otworami przy w szych brzegach, linki w tych otworach uwi zane i ju  wszystko. Ma e, lekkie,  a-
two nosi  i schowa ... Piastun po

 na skórze kamie , wzi  ko ce linek w jedn  r

, zakr ci

linkami i kamieniem nad g ow  i w pewnej chwili wypu ci  z r ki koniec jednej linki. Furkn o,
kamie  polecia  daleko i pr dko. Proste,  atwe, lekkie. Tylko,  eby kamie  chcia  polecie  w
po danym kierunku... I jeszcze  eby w co  trafi ... I  eby z r ki nie wypad y oba ko ce linek...
      Na ten ostatni k opot piastun znalaz  lekarstwo –  koniec jednej linki uwi zywa o si  na  rod-
kowym palcu, a tylko drugi koniec trzyma o si  w d oni. Umiej tno  nadania kamieniowi kierunku
Siemomys  zdoby  po pó  miesi cu  wiczenia. A zgranie kierunku i odleg

ci zabra o trzy miesi -

ce. Po kolejnych dwóch miesi cach Siemomys  trafia  za ka dym razem w cel wielko ci barana.
      

Mia y si  zacz

wiczenia  z drewnianym  mieczem,  kiedy ojciec  przyniós  Siemomys owi

miecz prawdziwy, lecz niewielki, przyniós  sahajdak z  ukiem i ko czanem strza , przyniós

uskow  zbroj , skórzane portki i kubrak ze skóry sz om z kolczym fartuszkiem, skórznie i po

to wszystko na pod odze komnatki syna.
      - Przymierz, dopasuj, pochod   w tym troch . Jutro jedziem na wypraw  – powiedzia , a Siemek
poczu  si  jakby oszukany -ojciec musia  wiedzie  o jego  wiczeniach.

*  *  *  *  *

      Po drodze na Pomorze wyja ni  si  powód, dla którego wypraw  przedsi wzi to. Oto w czasie,
kiedy Leszek powraca  do Polski – przez puszt ,  kraj Tywerców, Bugiem i Wis  na pó noc i do-
piero  stamt d do Gniezna – wst pi  do piekie , po drodze mu by o, w owym czasie zmowa mia a
miejsce. Niejaki Wulfsthan z Danii, z poparciem Gundry Lindis odby  rejs okr tami z Danii do
Truso. Uda o si  kap anom s owia skim wsadzi  na okr ty Wulfsthana swoich ludzi i pozna  tre
zmowy  –  sz o    o  skolonizowanie  przez  Normanów  Pomorza,  aby  z  ca ej  Polski  mo na  by o
swobodnie wywozi  zrabowane zbo e do Birki, do Visby i na zachód Niemiec. Gdyby to si  uda o,
to polskie zbo e nie mia oby innej drogi na zachód jak tylko l dem, czyli bardzo d ugo i
niebezpiecze stw niema o, albo przez koloni  Normanów na Pomorzu, czyli kosztownie ze
wzgl du na pobierane op aty za  prze adunek na okr ty i za przewo enie okr tami.
      - Nie mo na by o przesta  wywozi ? Spyta  Siemek.
     - Mo na – odpar  ksi

 Leszek – lecz zbo e nam si  rodzi, spasanie go zwierz tami powoduje

wzrost pog owia zwierz t – znów nie ma co zrobi  z nadmiarem – tym razem mi sa... A za
sprzedane za granic  owoce naszej pracy mo na tam kupi  wiele rzeczy, których u nas niedostatek.
Na przyk ad narz dzia. Niemce maj  lepsze od nas, lecz ich jest wi cej ni  nas, tedy maj  za ma o

ywno ci i od nas radzi j  kupuj .

     - Tedy my jedziem na Pomorze,  eby co? - upewni  si  Siemek.
     - W miejscowo ci Nied wiedzica – powiedzia  ksi

 – odkryto wielkie pok ady jantaru. My b -

dziem robi  z jantaru ozdoby i sprzedawa  je w Bizancjum. Tam kupim darum w amforach i sprze-
damy je w cesastwie zachodnim – tam wiele za darum p ac .
     - Nie wiem nic o owym darum...
     - Nadgni e ryby zalewaj   mieszanin  gorza ki, octu i grzybków do dro

y podobnych – my nie

wiemy ile czego trzeba u

 – i powstaje przyprawa, która dla wielu jest nadzwyczajna. Ona – ja

tak uwa am – najzwyczajniej  mierdzi jakoby dawno nieumyte nogi i onuce z tych nóg. Ale jak kto
inny lubi i gotów kupowa ... Do tego handlu trzeba mie  bezpieczne drogi.Dlatego staramy si  opa-
nowa  ziemi  mi dzy Bohem a  Dniestrem. Dwa ptaszki za jednym zamachem, bo  i W grów przed

background image

                                                                          - 13 -
koczownikami zas onim, albo przed Waregami  z Rusi.
     - Du e to k opoty – powiedzia   Siemek – a korzy ci niepewne i odleg e w czasie...
     - S  i korzy ci natychmiastowe – odpar  ksi

. - W morzu ryby si

owi.  Nie karmisz, nie strze-

esz, a mi so smaczne dobywasz sieciami.

     - O ci s  – zauwa

 niech tnym g osem Siemek.

     - Op aca si  wybiera  – powiedzia  ksi

 – rybo owcy d

ej od innych  yj  i zdrowsi s , a oni

wi cej ryb ni li czego innego zjadaj ...

*  *  *

      Po takich naukach Siemomys  wyobra

 sobie morski brzeg jako zastawiony  odziami rybacki-

mi i – na przemian – okr tami wy adowanymi zbo em albo amforami z darum. Tymczasem by o
pusto – ani ludzi, ani chat – jeno rybitwy i mewy potwierdza y  e w morzu s  ryby. Jecha  z ojcem
we dwójk  ko o samego brzegu, ochlapywanego przez kropelki wody i ma e strz pki piany z falek
nie wi kszych ni li na jakim jeziorze. S onko skwar suli o i trudno by o wytrzyma  w zbroi, he mie
i na parz cym siodle. Z przodu, o stajanie przed nimi, jecha o czterystu wojów. Z ty u, o stajanie za
nimi  jecha o    wojów  trzystu.  A  oni  we  dwóch  o  ozdobach  z  jantaru  rozmawiali.  Znaczy  –  ksi
mówi , a Siemek czasem zadawa  pytanie. O bry ach jantaru wielko ci ludzkiej g owy,
wyrzucanych przez sztormy na Ostrów Wi lany, na pó noc od Elbl ga przez piachy wi lane
tworzony,  Siemek  us ysza   po  raz  pierwszy.  Tak e  o  ci ciu  bry   jantaru  cieniutkimi  a  ostrymi
pi kami jeszcze nie wiedzia . Us ysza  ponadto,  e w  eborku, równie  Bia ogard  zwanym, m yn
wodny obaczy, a w Gda sku zmy lne urz dzenie do ci gni cia okr tów pod pr d - nie przez
klikudziesi ciu ludzi obs ugiwane, lecz przez kilku. Potem ksi

 obja nia  synowi powód, dla

którego w wyprawie uczestniczy stu 

yczan zza Nysy, stu Sprewian pod Jaks  z Brenny i stu

Wieletów pod wodz  Orcyna, syna Odoryka. Sz o o podtrzymanie wi zi, zwi zku - przeciwko
zalewowi Germanów od zachodu utrzymywane jest przymierze op acalne dla wszystkich  S owian.
     To kszta cenie – kto wie, czy nie przysz ego ksi cia Polski – trwa o i trwa o, a , nareszcie, Sie-
mek zacz  podrzemywa . Ojciec zgniewa  si  mocno, bo on tu czas traci, usi uje przygotowa  syna
do trudnego zawodu ksi cia, a ten... No, lekcewa y, p tak jeden.
     - Nie chcesz by  m drym, dobrym ksi ciem? To mo e tak si  sko czy ,  e obior  kogo  m dr-
szego z innego rodu. A ty, wtedy, z czego bedziesz 

? Na woja si  nie nadasz, ksi ciem by  nie

chcesz...  W ch opy... Te  nie zdolisz, bo trzeba umie  gospodarzy  i si y mie ... Rzemios o ja-
kie ?...
     - Bo ja, tatku – powiedzia  rzewnym g osem Siemek – lubi  si  bardzo uczy , ale tylko tego, co
ja chc .
      - Byle  nie chcia  wyuczy  si  zbijania b ków – burkn  ksi

 i nasta o d ugotrwa e milczenie.

      Nawet leciutki szumek morza sta  si  s yszalny dla obu, nawet brz czenie much da o si  pos y-
sze , nawet oddechy obu dawa o si  odró ni  od leciutkiego powiewu wiaterku, a  aden g os ludzki
przez powietrze do drugich uszu nie dociera .... Uparci byli obaj, szczególnie gdy o obcowanie z
bliskimi sz o.
    

Po prawej r ce ko czy y si  wydmy ruchome, te widoczne obecnie ju  nie by y przez wiatr

przesiewane, mia y ob e kszta ty i porasta y je w wielu miejscach czaty wytrzyma ej na z e warunki
ro linno ci – kiedy wiatr wiunie na pobliskie miejsca odrobin  czarniejszej ziemi, kiedy w dobrym
czasie deszcze potrwaj , to czaty zamieni  si  w macki w druj ce. Nieomal w czujki, i przyb dzie
nowych, zielonych k p. A potem - pierwsze, w

e jak Siemomys  sosenki, dziesi ciolecia  prawie

lasku z sosenek nieco wy szych i ciut-ciut  grubszych i – nareszcie - prawdziwy las... Nie by o nas
– by  las. Nie b dzie nas – b dzie las... Chyba  eby morze si  zgniewa o i natar o sztormami,
zabieraj cymi ziemi  ro linom...
      Ksi

 pop dzi  konia kolanami i ruszy  k usem ku stra y przedniej.Siemomys  – ach jaki samo-

dzielny – powstrzyma  wodzami swojego konia. Ksi

 doje

 do oddzia u czo owego, kiedy

zza wydmy wychyli  si  czarny, w sz cy nosek. Nosek zamienia  si  powoli w pyszczek ma ego
nied wiadka i Siemek ca kiem powstrzyma  konia – ka dy chcia by zobaczy  na w asne oczy
takiego nied wiedziego p draka,  który wcale si  nie boi  i sunie wytrwale ku, stoj cemu  na  koniu,
cz owiekowi...
     Przypuszczalnie nikt nie chcia by zobaczy , k usuj cej za p drakiem nied wiedzicy, a Siemek

background image

                                                                     - 14 -
zobaczy  j  tak wyra nie,  e a  k

a go w oczy. Si gn  po swoj  proc , poluzowa  rzemyki

mieszka ze sposobnymi do procy kamieniami, na

 jeden na skór  i zacz  wirowa  proc  nad

ow . Nied wiadek stan  jak wryty i s ucha . Proca wydawa a  wist, bo linki przecina y powietrze

tak pr dko,  e ono nie nad

o zwiera  si  natychmiast za proc   i robi o to z opó nieniem, w

nie

st d ten  wist si  bra , który p d nied wiadka powstrzyma . Wszak e nied wiedzica na  wist nie
zwa

a – ona troska a si  o bezpiecze stwo swego dzieci cia, a temu zagra

 ów cz owiek na

koniu, tedy min a nied wiadka i gna a dalej.
      Siemek wypu ci  kamie  z procy. Prawie krzykn  z zachwytu nad w asn  celno ci , bo zwierz
zosta  trafiony w sam czubek nosa.  Celny rzut nawet powstrzyma  nieco jego p d, nied wiedzica
jedn

ap  potar a w biegu na trzech nogach nos i zaraz do czy a do biegu t  czwart , pocieraj

ap . Ko  od dawna strzyg  uszami, teraz, kiedy nied wiedzica by a tu -tu , stan  d ba, kwicz co

zar

 i macha  przednimi kopytami – mo e obronnie, a mo e jeno na postrach.

      Pomog o. Nied wiedzica zatrzyma a p d, te  stan a na tylnych nogach i wyda a ryk bojowy –
mo e dla postrachu, a mo e dla zag uszenia w asnych obaw przed ko skimi kopytami. Tego – mo-

e – nijak rozstrzygn  si  nie da , bo ko  nie jest tym, który mówi,a na nied wiedzic  wpad a z

mieczami stra  tylna i ona ju

adnego d wi ku nigdy nie wyda a z powodu nag ej  mierci.

Nieruchomo  Siemka na dr cym i spoconym koniu te  mog a sprawia  wra enie wy czenia go
spo ród  ywych, lecz by a to tylko  mier  pozorna – chwilowa, zaraz zacz  koniowi towarzyszy
w tych drgawkach z powodu nag ego rozlu niania si  napr onych przestrachem  ci gien i mi ni.
Okaza o si ,  e Siemek – jednak – jakie  mi nie mia ... Wszystko dobre, co si  dobrze ko czy i
potem mo na si  pod miewa ...
     

Wieczorem, przy ognisku, sam ksi

 zdj  z ro na pieczon  nied wiedzi

ap , podszed  do

syna, rzuci  mu piecze  tak, jak rzuca si  psom i powiedzia : Na! A Siemek pokornie  ap  wzi ,
jad  i chwali , chocia

apa by a miejcami niedosolona, a miejscami niedopieczona... Mo e nie

warto tak wytrwale 

, mo na ukradkiem wyplu , lecz Siemek chcia  mie  mo no  pochwalenia

si ,  e na nied wiedzim mi sie wyrós .

*  *  *  *  *

     

Gród w  ebie nie by  du y – nijak nie zmie ci oby si  w nim ponad siedmiuset zbrojnych z

ko mi, tedy jeno ksi

, Siemek i piastun do  rodka wjechali. Od strony morza, przy samym wale

zwraca a uwag  wysoka wie a. Ksi

, wita  si  serdecznie z grododzier

, z jakowym  Itilem,

cz ekiem  niadym i o enionym z jak  W gierk . Siemomys a opad y szkraby tego ma

stwa.

Jemu skojarzy o si  to z pod aniem ku niemu nied wiadka... Piastun zauwa

 dr enie r k i karku

ksi

tka i  wezwa  dzieciaki do zabawy w oddalonym od Siemka miejscu. Potem, kiedy czwórka

malców usn a po obiedzie, piastun powiedzia :
     - Ta wie a pozwala zauwa

 okr t bardzo od brzegu oddalony. Wtedy wici mkn  do oddzia u

dru yny pod   eborkiem i do drugiego pod S upskiem. Obcym utrudnia si  l dowanie, potem
szarpie si  im boki i ty y podjazdami, a  powszechne ruszenie nad

y z pomoc  dru ynie i wi ksze

oddzia y dru yny z Obornik dojd . Na górze noc  ogie  si  pali, który z morza wida  z du ej
odleg

ci. Brzeg morski zapewnia wi ksze bezpiecze stwo ni li granica l dowa. Ko o portu

buduj  tu okr ty. Lepsze, bo wi cej  adowne i  miglejsze od okr tów wikingów. Pójdziem obaczy ?
      Siemomys  nie chcia  - jeszcze nie doszed  do siebie po tak bliskim spotkaniu ze zwierzem, któ-
ry - podobno – ludzkim mi sem nie gardzi... Na drugi dzie  rano wyruszyli do  eborka.

*  *  *

      Znowu  niady grododzier ca, znowu  ona W gierka i czwórka smyków. Znowu serdeczne po-
witanie ojca z jakim  Kazarem – owym grododzier

 - i  z ow  W gierk .  Tym razem Siemek ju

móg  towarzyszy  piastunowi w wyprawie do m yna. Za miastem i grodem  eb  rozdzielono –
cz

 jej wód skierowano do w skiego kana u, gdzie rwa a do przodu jakby  pieszy a na pilne

spotkanie z umi owanym Morzem S owian, czyli Ba tykiem. Ten kana  przekopano na zakr cie
rzeki – ona zrobi a sobie kolano, taki grecki meander, a ten kana  by  rodzajem skrótu, jakby pomi-
ja  rzeczne kolano.  Gdyby by  szerszy,   wszystka woda  eby z niego by korzysta a i star  drog
porzuci a. Lecz kana  by  w ski i mie ci  tylko cz

 wód – reszta leniwie, jakby niech tnie,  korzy-

sta a ze starego kolana. W wodzie kana u nurza y si

opatki ko a podsi biernego. Woda je

obraca a, je li nie by o wyd wigni te nad jej powierzchni .  Tryb na ko cu osi ko a zaz bia  si  z

background image

                                                                       - 15 -
innym trybem, umieszczonym na osi pionowej ko a m

skiego. Przez takie zmy lne po czenie

ko o wodne obraca o ko em m

skim, tr cym o drugi – nieruchomy, kolisty kamie , na

który,przez lejkowaty otwór, sypa o si  ziarno. M ka lub kasza – co zale

o od odleg

ci mi dzy

kamieniami – zsypywa a si  na sita tym samym otworem w nieruchomym kamieniu, przez który
przechodzi a o  kamienia obracanego przez wod . Proste a skuteczne. Zobaczy  – znaczy
zrozumie . Siemomys  zrozumia  i by  zachwycony. Znaczy – samym rozwi zaniem, bo przecie
ka dy mia  w domu  arna i móg  na miejscu m

 albo kasz  dla siebie zemle . Dopiero piastun

wiadomi  Siemkowi,  e m ka z tego m yna jest dro sza od ziarna, z którego powsta a. Ziarno z

ziem ksi

cych i kupowane od mo nych z ich w

ci albo od kmieci ze stanu trzeciego jest

przetwarzane na m

 i cz

 jej sprzedaje si  w Niemczech – op acalniej ni by sprzedawa o si

ziarno.
     - Ale przewóz te  kosztuje – zauwa

 Siemek.

         -  Okr tem  taniej  –  powiedzia   piastun.    -  Za  trzy  doby  ,  czasem  za  cztery,  m ka  jest  w  porcie
niemieckim. Jeszcze bardziej op acalne by oby otwarcie tam naszej piekarni, ale na to oni nie poz-
walaj . Za to nasze ko acze i korowaje radzi kupuj . Mniemam,  e twój ojciec naka e budow  portu
bli ej Niemiec. Wtedy  z  eby nasze nadmiary  ywno ci sprzedawane by by y w Birce, Visby albo
w Elbl gu, a na zachód wozi oby si  nasz

ywno  z portu zachodniego. Mo e uda si  w czy

ci- le  ostrowy  Wolin  i  U e  Dom...  One  na  razie  niby  nasze,  lecz  du o  swobody  maj   i  s

samorz dne. Im by my musieli p aci  za u ytkowanie portów.  Znaczy Wolinianom i
Czierezpianom.
      - A jaka jest wydajno  takiego m yna? - zaciekawi  si  Siemomys .
     - Hmm... - piastun podrapa  si  z zak opotaniem w brod  – po dziesi ciu workach ziarna trzeba
ko o z  opatkami unosi  i zbiera  m

, osp , a z plew wszystko czy ci . Jeden dzie  si  miele, a

drugi czy ci. Tedy wydajno  jest pi ciokrotnie wi ksza od du ych  aren domowych. Poza tym

yn nie wymaga tyle wysi ku co  arna. No, i pi ciu ludzi pracuje tu co drugi dzie , a co drugi –

jeden cz owiek.
    

- Czyli trzeba wynale  sposób  na d

sz  prac  m yna mi dzy czyszczeniami – powiedzia

Siemomys , a twarz jego by a bardzo zamy lona – on lubi  takie wyzwania dla swojego umys u.

*  *  *

      W P ecku znowu serdeczne powitanie ojca z grododzier

 i  on  W gierk . Grododzier ca nie

by

niady. Zwa  si  Nock, co Siemomys  odruchowo przetworzy  na Nocek. Zapytany o

serdeczno  powita  i  ony W gerki piastun wyja ni ,  e to znajomi ojca z dawnych czasów, kiedy
dzisiejsi ludzie w  rednim wieku byli m odzi.
      - A owo imi  – Nock? - spyta  Siemek.
    

- To Kaszub – odpar  piastun – oni tak si  nazywaj . S owianie, jako i my, lecz ró nice s  w

ownictwie i znakach pisma. Oni znaku „ ” na przyk ad nie maj . Miasto i gród P eck, znaczy – na-

zwa, od  p ytko ci wody pochodz . A Kaszubi pisz  i mówi  Pueck.
     W

nie zbli

 si  ojciec z Nockiem. Ojciec pyta , czy nadal jest p ytko a  do ostrowów, a Nock

powiedzia ,  e je  puecko.
      - Mo e ksi

 naka e by my ów rz d, ow  kos  ostrowów niewielkich w pó ostrów zamienili? -

Nock patrzy  na ojca wyczekuj co.
      - Jak? - zdziwi  si  ksi

?

      - Po kolei zasypywa  przerwy piachem – powiedzia  Nock. - pierwsz  przerw  bychmy zasypali
przez pó  wieku.
      Siemek nie wytrzyma  i  powiedzia :
     - Wpierw trzeba wiedzie ,  czy przerwy mi dzy ostrowami rosn ,  czy malej .   Bo je eli malej ,
to znaczy,  e tam samoistnie pó ostrów powstanie i szkoda ludzkiego wysi ku.
     Ojciec nawet na Siemka nie spojrza ... Siemek pomy la  o przeb aganiu... Poprosi  o rad  pias-
tuna.
      - Powiniene  przeb aga  – powiedzia  piastun – lecz ju  nie mo esz liczy  na ojcow  serdecz-
no ..   Ojciec nie b dzie  mia  matce w oczy spojrze , bo jak mia by jej o tej nied wiedzicy powie-
dzie ?. Gdyby  go s ucha ... Ani  pomy la  o u yciu oszczepu czy miecza... Popro  o pozwo-
lenie nadrobienia  zaleg

ci, to mo e ojcu przejdzie...  Jeszcze  m ody... Czterna cie lat... S  nau-

background image

                                                                  - 16 -
czyciele – darmo im p ac .  Ukorzy  si  musisz i popracowa  nad cia em.

-*  *  *

     Gród le

 przy samym mie cie, a  z drugiej jego strony le

a wie  Orunia, je eli pomin  Mot-

aw , okalaj

 gród z trzech stron. Mot aw , a w

ciwie jej op yw, czy przekop. Od tego op ywu

kana  w ski wiód  wod  do m ynów, które z grodu nie by y widoczne. Za to od pó nocy otwiera  si
z grodu widok na Ostrów Spichlerzy, za nim by o wida  kad uby i st pki budowanych okr tów,
dobrze wida  by o te  O owiank  - drugi ostrów (wysp ), na którym, w skryto ci przed niepo-
wo anymi oczami obci ano st pki dla okr tów, aby zachowywa y one p askodenno , a jednocze-

nie  nie  by y   atwo  wywrotne  na  fali  i  przy  wietrze  bocznym.  Nieco  w  prawo  od  starego  koryta

Mot awy widnia a, jak na d oni, Przysta  Flisaków – ju  nad Wis  le ca, a przy przystani dymi y
kominy  G siej Karczmy, g ównie dla flisaków przeznaczonej.  Mi dzy Przystani  Flisaków a Mo-

aw  zieleni y si  ogrody miasta. Niby  adnie i spokojnie, lecz by a to jedyna strona nieochraniana

przez wod , tedy najmniej bezpieczna dla grodu.
     Ostrowy tylko po cz ci by y naturalne – oba mia y sztucznie dobudowane wystaj ce ob

ci.

Dzi ki temu  Mot awa, rozdzielona przez ostrowy, mia a jedn  odnog  szersz  od drugiej. W sz
odnog  – przy ob

ciach – woda pokonywa a pr dzej ni  t  drug , bo by o i w ziej, i droga by a

sza, a  kropla wody  rozdzielona na dwoje  d y  do  ponownego po czenia  si   w  ca

.  Na  tej

odnodze z pr dsz  wod  wida  by o – znane nam ju  – ko a podsi bierne. Siemek widzia  jak z
okr tu, stoj cego na kotwicy w dole rzeki, brano liny i mocowano je do osi owych kó  z  opatkami.
Potem ko a opuszczano i woda zaczyna a popycha

opatki. Liny nawija y si  na osie kó , na

okr cie  rwano  kotwic   i  okr t  sun   pod  pr d  a   do  nabrze a  przy  ostrowie  O owiance  lub  przy
Ostrowie Spichlerzy. Zmy lne i widowiskowe... Siemek by  gotów trzyma  ka dy zak ad,  e m yny
te  mia y zw on  odnog  wodn ...
     

Ach,  byliby my zapomnieli...  Krótko  przypomnijmy –  serdeczne powitanie,  ona  W gierka

dzie-ciska  ...  Grododzier ca  nie  by

niady.  Za  to  zwa   si   Osesek!  Zaopatrzony  w  sumiasty  w s

osesek - ojcem sze ciorga dzieci... Jak mo e to poj  czternastoletni ch opak, którego prawo uznaje
za doj-rza ego do zostania w adc  i do posiadania w

ci, ale na ma

stwo zezwala mu w sposób

ograniczony – 

 si  z o miolatk , lub nawet z nowonarodzon , lecz na zbli enie czekaj a  do

dojrza

ci  prawdziwej twojej  ony i twojej w asnej zdatno ci?...

*  *  *

     Na wie ,  e zbli a si  Nied wiedzica  zatrz

o si  ca e chuderlawe cia o Siemka.  Mocno, ale

krótko – jedno okropne wzdrygni cie, bo natychmiast przysz o przypomnienie o jantarze w
miejscowo ci o tej nazwie. Nazwa  by a wi ksza od miejscowo ci. Dwie cha upy na krzy ... To po-
wiedzonko oddaje trafnie mo liwo  zrobienia z mikrej liczby sk adników na przyk ad krzy a. Do-

ów za to – mnogo .  rednica ka dego wykopu mia a, mniej-wi cej, s

 d ugo ci – Siemek

wlaz  do jednego z wykopów, rozkrzy owa  r ce i prawie dotkn  obu boków do ka, z którego
wystawa a mu g owa, bo zbyt g boka owa cz

 „kopalni” nie by a. Pod nogami – ma  b otnista i

twarda bry a, z której stopy ze lizgiwa y si  uporczywie, chocia  w

ciciel stóp ani my la  o

lizgawce czy zimie. Piastun patrza  na daremne wysi ki Siemka - utrzymanie si  na ob

ci

mniejszej  od  powierzchni stóp  by o mo liwe tylko dla istoty skrzydlatej.
      - Nie bój si  b ocka – powiedzia  – podnie  t  bry  i po

 j  na powierzchni, to jest jantar.

      Brudno . Tylko takie s owo mog o przychodzi  na my l, kiedy si  patrzy o na t  umazan  b o-
tem bry

 wielko ci dwóch pi ci. Siemek odgarn  d oni  b oto i pod nim nie by o nic l ni cego

ani g adkiego, to nie by o 

te, nie by o miodowe. Jakby si  uprze , to mo na by o ow  bry

nazwa  br zowoczarn ...
      

- Ju  si  tak nie krzyw – powiedzia  piastun – to si  myje, czy ci, tnie na mniejsze kawa ki i

ozdoby rzeza. One cacuszka potem si  pilniczkami og adza, otworki w nich wierci, czasem skleja
ze sob , trze si  toto o strzy one w osie skóry borsuka  a  do g adko ci i po ysku. Korale, wisiorki,
zausznice, figurki, obr czki na  ydki lub przeguby... Ró no ci. A obrzynki i py  zalewa si  gorza
i na ró ne bóle  ywii s

y – w kropelkach wydzielane.

    

- Tu wsz dzie pod ziemi  ów jantar? - spyta  Siemek, patrz c na swoje, chyba, r ce – niewi-

doczne pod warstw  b ota.
      - Prawie wsz dzie – powiedzia  piastun – to jest warstwa przywalona ziemi .

background image

                                                                     - 17 -
 -  To  po  co  do y?  Lepiej  ca   ziemi   zdj ,  warstw   jantaru  oczy ci   wod   i  wtedy  czyste  bry y
wyjmowa  – Siemek nadal patrzy  na swoje „nar czne” b oto.
      - Pewno – zakpi  piastun – ka

opat  ziemi wynosi  daleko – najlepiej z mil  od kopalni, a

potem – jak ju  jantar si  wybierze, to z powrotem ziemi  przywozi  i zasypywa . Widzisz przecie,

e  te do ki s  do  rzadko. Potem w s siedztwie si  b dzie kopa  i ziemi  z nowego wykopu

wrzuca  do tego ju  opró nionego z jantaru. Tu ziemia od jantaru cenniejsza. Ta kraina zwie si

awy  –  odnoga  Wis y  mu

yzny  nanosi  i  tu  si   rodzi  jak  na  zamówienie.  Gruba,  z ota  s oma,

wielkie, dorodne k osy z du ym ziarnem. Jantar raz wybierzesz i co? Dó  wod  podejdzie, b ocko...
Sam si  dziwisz jakie lepi ce  i jaka obfito  ciebie si  trzyma. Wy

 i do stawku id  r ce umy ,

nogi umy . W rzece si  wyk p – zaraz czyst  odzie  dostarcz . Jeno nie ulgnij w Szkarpawie, bo
bywa grz ska!
     

- P ywa  nie umiem – wyzna  Siemomys , i sam nie wiedzia  – dlaczego zrobi o mu si  jako

wstydno...
     

Naraz  w kopalni sta o si  rojno i gwarno. Zaje

y wci  nowe wozy, zeskakiwali z nich

ludzie prawie nadzy – tylko zawijki na biodrach mieli. Ka dy z  opat  lub rydlem, niektórzy dr gi
nie li. Omijali Siemka jak zapowietrzonego. Niektórzy w azili do istniej cych wykopów, inni
zaczynali kopa  nowe. Ludzkie mrowisko – a  oczy bola y od tego rojenia si   t umu ludzi.
      - Chod  – powiedzia  piastun – po obiedzie z Nowego Dworu przyjechali. Nie b dziem przesz-
kadza  – tu  si   pracuje! Pójd my do Szkarpawy.

*  *  *

     

Nowy Dwór by  tylko niewielkim grodem z malutkim podgrodziem – taki zaczyn czego , co

mo e urosn  jak na dro

ach, lub te  – jak po dro

ach – opa  i sczezn  jak korowaj podczas

dro

owego wzrastania na przeci g wystawiony. Serdeczne – a jak eby inaczej – gor ce powitalne

ciski, tak e z  on  W gierk . I znowu  niady. Zwa  si  Sarkiel. Dzieci jeno troje. Za to namiotów

przy podgrodziu, ognisk z kot ami, par  buchaj cymi, i kucharek bez liku.
      - Wieczerz  dla tych z Nied wiedzicy gotuj  – powiedzia  piastun.
      - Warz  – poprawi  Siemek.
      - Gotuj  poprzez warzenie – wyja ni  piastun. - Znaczenia s ów s   zmienne – gotowanie jest ro-
bot , po której co  ma by

przy-gotowanegotoweCoraz cz ciej uto samia si  gotowanie z

warzeniem, a przecie gotowa  mo na przez pieczenie albo sma enie, czy – wr cz – przez ukrojenie
albo u amanie surowizny. Nied ugo po komendzie – gotuj bro ! - woje b

 miecze do wrz tku

wrzuca ...
      

- Jako  mniej wojów przy nas... - Siemek rozgl da  si  jakby chcia  sprawdzi , czy si  gdzie

woje po krzakach nie pokryli.
       - Ju  tocz  taran pod Elbl g – powiedzia  piastun. -Tako  nasze okr ty niedaleko Elbl ga i Tru-
so powinny  niebawem by .
       Siemek ju  o nic nie pyta . W ko cu pewno si  dowie wszystkiego, je eli pod ten Elbl g si  u-
dadz . A je eli nie, to potem nie omieszka zapyta  piastuna.

*  *  *

    

Wyruszyli po ciemku. Dopiero zaranie by o,  wit jeszcze si  nawet nie zapowiada , a oni na

wschód ruszyli – drog  na Elbl g. Pierwszy tego dnia r bek s

ca wyjrza  ciekawie zza ró owej

chmurki, by sprawdzi  – co to za ludzie pod zamkni

 bram  Elbl ga stoj  na koniach. Jeno

czterech zbrojnych, w tym jeden chudy i niedu y, jeden  niady i z czarn  brod , jeden siwy od
staro ci i jeden w  rednim wieku z w osami  ytnimi i oczami szczerze, a mo e wy upiasto,
patrz cymi na okienko w wierzejach bramy.
      Okienko si  rozwar o, ten  ytniow osy podkr ci  r

 koniuszek p owego w sa i prze kn

lin

w sposób s yszalny, bo grzdukn o mu w prze yku, i w sposób widzialny, bo jego grdyka poruszy a
si  mocno najpierw w gór , a potem do do u. Ba  si ?...
      - S ucham – ozwa  si  g os z okienka.
     - Ksi

 Polski, Leszek, i jego towarzysze chc  mówi  z grajc  w wa nej sprawie – ozwa  si

spod bramy ten najstarszy.
    Przez otwarte okienko da y si  s ysze  obce s owa, jaka  obawa tam musia a si  wkra , jaki
niepokój, bo rozgwar by  za du y jak na zwyczajne wydarzenie codzienne. Po chwili, po s owia s-

background image

                                                                  - 18 -
ku, okienko oznajmi o:
     - Ju  pos

em i wraz was oznajmi . Poczekajcie par  chwil, je li  aska.

     Ten chudy pod bram  zapyta  najstarszego:
     - Kto to – Grajca?
     - To skrót od „g ówny rajca” – odpar  pó

osem najstarszy – za  ab   Niemce nazywali takiego

burgemajstrem. Elbl g jest sam sobie krajem – nie ma nad sob    adnego ksi cia ni wojewody.
     Czekanie trwa o nied ugo. Furtka w bramie uchyli a si , wyszed  przed bram  cz ek dostojny, o
czym powiadamia o jego futro do ziemi, futrzany beret na czarnych w osach i mina twarzy – nader
dostojna. Dostojny podszed  do najstarszego, uk oni  si  lekko i powiedzia :
      - Wybaczcie, Panie, ostro no   - widzielim waszych wojów i wasz taran. Czym e si  narazi-
lim wielkiemu s siadowi?
     - To nie na was – powiedzia  najstarszy – to na Truso. O tym chcemy z wami mówi . Wy cie
grajca Elbl ga?
      - Jam jest – odpar  dostojny, a na te s owa brama otwar a ze skrzypieniem jedno swoje skrzy-

o.

       By  pocz stunek – nader wykwintny – przybysze musieli czeka  a  im grajca w asnym przyk a-
dem pokaza  – jak sobie radzi  z ostrygami i kawiorem oraz z siekanym mi sem na miseczce bia ej,
mieszcz cej – obok tej siekaniny –  rozdrobnione zielono ci jakowe  i 

tko kurzego jaja. Jakowe

wide ki do jedzenia podano i tymi wide kami grajca wymiesza  wszystko na miseczce po

one i

nabiera  t  mieszanin , do ust wide ki wk ada ... Moi cie-wy, czego to ludzie nie wymy

...

     

Po  niadaniu – jak e nieobfitym – dostojny grajca popatrzy  na najstarszego, u miechn  si

przyja nie i za artowa :
       - Bardzo cie nierozwa ni. Moglibym was uwi zi  i wszystkiego od waszych poddanych za -
da  jako okupu.
        - A potem nas nie odda ... -  najstarszy te  za artowa  i  mia  si  z obu  artów wespó  z grajc .
        Kiedy ju  si  do rozpuku na miali, najstarszy za artowa  na nowo:
      

- Mogliby cie si  zdziwi , gdyby si  okaza o, 

my zwyczajni ludzie i nawet ziarnka piasku

wam za nas nie zechc  da  i jeno was od l du i morza odcinaj  wojskiem, tych pyszno ci  niadanio-
wych dowozi  wam nie pozwol , jedzenia wam dostarcza  nie dozwol , wod  wam w rzekach
zatruwaj ... A jeszcze na przerw  mi dzy Ostrowem D ugim a K tami Rybackimi niech kto  z
waszych popatrzy. Co  mi mówi,  e tam nasze okr ty mog  was zadziwi ... Nawet morzem do was
pomoc nie nadejdzie... Weso e, co? Cha, cha, cha...
        

Grajca jako  nie chwyci  weso

ci  artu. Za drzwiami kroki pr dkie da o si  s ysze , potem

okrzyki z dworu. Kto  do drzwi zapuka  i dosta  zgod  grajcy na wej cie.
       

- Ca a przerwa mi dzy Ostrowem D ugim a sta ym l dem okr tami zastawiona – powiedzia

ten, który wszed  – a ka dy z tych okr tów pod  aglami jest. I ka dy wi kszy od langskipa ze dwa
albo i trzy razy...
        Grajc  trudno by o zbi  z tropu.
               

-  Prawie  by cie  mnie  z  panta yku  zbili  –  za artowa   ze   miechem  –  lecz  my  wiemy,  i   syn

ksi -cia niedojd  jest. Podejrzewam  e ten chudzielec jest waszym synem.  acno si  o tym mo em
przekona ... Wyjdziem na dziedziniec i niech e ten m okos poka e co potrafi. Konia mu ju
sposobi  – wiemy, i e ten zasmarkany niezgu a, przez koby  kopni ty, boi si  koni panicznie, jak
ognia  ich unika. Nu e ksi

 – chod my na dwór! Je li to nie syn wasz, to ust pim waszym

daniom. Nie znam ich jeszcze, lecz pewnym,  e spu cicie z tonu, bo niewola wam nie pachnie

przyjemnie... Ksi

 Polski w je stwie u Elbl an, cha,cha,cha... Normanowie nas oz oc , cha, cha,

cha...
    

Trzeba  by o  widzie   zmiany w  twarzy grajcy,  kiedy chudzielec  toczy   koniem,  mecyje

wyprawiaj c. W przód i w ty  – prosz  bardzo. W bok? - a dlaczego by nie? Na dwóch tylnych  no-
gach? Pewno,  e tak! A mo e z jedn  przedni  uniesion  w powietrzu?  adna trudno . Kiedy
twarz grajcy ju  ca kiem zwi

a i nawet cie  u miechu na niej nie posta , najstarszy powiedzia :

      - We  no, ch opcze, zbij panu grajcy t  pi kn  szyb  w jego oknie, aby ci  za niedojd  i niezgu-

 nie bra .

      Chudy wydoby  kamie  najlepszy z najlepszych. Pieczo owicie u

 go na skórce procy. Pie-

background image

                                                                         - 19 -
szczotliwie uj  linki. Popatrzy  oknu na pi trze w jego odblask, zakr ci  proc ... W st

ym

bezruchu wszystkich ludzi grajcy, w wisz cej w powietrzu, g uchej ciszy, brz k wybitej szyby

niejszy by  od wszystkich dzwonów zwyci stwa we wszystkich wielkich miastach.

       Grajca wypu ci  powietrze i z j kiem nabra  go z powrotem, a potem  zbola ym g osem rzek :
       - Wyliczcie wasze  dania.
       - Jako zastaw waszej wierno ci – powiedzia  najstarszy – pi dziesi t naj adniejszych niewias-
tek na  ony dla naszych wojów. Ja sam wybior , kiedy je tu na dziedzi cu zbierzecie jutro. Jeno
dawajcie wi cej na posi ki i nie takie dziwactwa.
       - Dwadzie cia – powiedzia  grajca.
       - Czterdzie ci – powiedzia  najstarszy.
       - Trzydzie ci – powiedzia  grajca.
       - Trzydzie ci pi , ale z wasz  cór  – powiedzia  najstarszy.
       - Czterdzie ci bez mojej córy – wycofa  si  grajca.
       

-   Stoi – powiedzia  najstarszy. - Ponadto dwana cie g ów jantaru wielko ci nied wiedziego

ba. A nied wied  ma by  wyro niety, a nie osesek.

       - Stoi – powiedzia  grajca.
       - Ponadto - powiedzia  najstarszy – pomoc dacie do zdobywania Truso.
       - Lepiej bychmy nie zdobywali – powiedzia  grajca – my lud niewojenny... Nie damy Waregom
niczego, a wy im okr tami dost p od morza odetniecie. Po jakim  czasie sami o wypuszczenie
poprosz ...
       - Stoi – powiedzia  najstarszy. - U was zostanie nasz namiestnik – pokaza  r

 na  niadego – i

do pomocy dodamy mu stu wojów. Im dacie mieszkanie i utrzymanie a  do odej ia Waregów z
Truso.
       - Truso my zajmiem – powiedzia  grajca – a na namiestnika i wojów daj  zgod .
       - Je eli wojewoda Sarkiel –  najstarszy wskaza  na  niadego – przejdzie z naszymi wojami do
waszego Truso na tych samych zasadach, na jake cie si  zgodzili dla  Elbl ga. I jeszcze zap acicie
nowych dwadzie cia dziewic i tyle  g ów jantaru. Nie targujcie si , bo cena jest i tak za niska.
      

- Stoi – powiedzia  grajca.- - jeno  eby rodziciele naszych niewiastek mogli je odwiedza  u

swoich zi ciów.
        

- Byle na krótko – powiedzia

ytniow osy, a najstarszy si  u miechn  i kiwn  g ow  na

znak,  e – stoi.

*  *  *

       Dziedziniec by  zat oczony dziewojami. Wiele z nich z czystej ciekawosci przysz o, przekona-
nych,  e od wyjazdu z Elblaga zdo aj  si  wykpi , bo ka da rozum swój ma, a inne s  g upsze od
niej. Najstarszy d ugo chodzi  mi dzy zgromadzonymi. Wybiera  naj adniejsze i najkszta tniejsze.
Ka dej wybranej zawi zywa  na przegubie zielon , jedwabn  tasiemk . A ledwo poszed  kawa ek
dalej – zaczyna y si  targi – ile dasz, bym tobie moj  tasiemk  uwi za a? Po takich targach tasiemki
mia y te, które przypuszcza y, ze w Elbl gu  aden m odzian na nie nawet spojrze  nie zechce...
      Wreszcie wszystkie tasiemki zosta y rozdzielone. Wtedy najstarszy przemówi .
    

- Ka da wybrana b dzie mog a sama dla siebie m a wybra . B dziecie ukryte i przez szpar

poka em wam naszych junaków do o enku ch tnych. To jest pomy lane jako nagroda dla tych,
którem wybra . Wybaczcie, dziewczyny,  em same najszkaradniejsze z was wybiera ...
      Nie darmo kr

y  pogl d,   e wszystko mo na niewie cie bezkarnie rzec – oprócz tego, i  jest

szkaradna... Krzyk si  na dziedzi cu zrobi , wyrywanie tasiemek, ponowne targi... Po krótkim
czasie tasiemki widnia y na przegubach tych  przez najstarszego wybranych. Przewrotno
niewie cia musia a podpowiada :
      - A niech e, staruch, jeszcze raz sprawdzi – czym najbrzydsza.   A m a sobie wybior  lepszego
od innych. Jak mnie ujrzy, to oniemieje z zachwytu. Zobaczy, stary piernik, jak mnie m ody doceni!

*  *  *

     Wyszli z Elblaga, kiedy wesz o do  stu wojów do pomocy Sarkielowi. Ko o tych czterech grupa
zamy lonych i nad sanych na piastuna dziewcz t. My la by kto – najbrzydszych... Z ty u jecha
wóz jednokonny z g owami jantaru. Przy jednej z dziewcz t szed  grajca i t umaczy , przekonywa ,

aga ...

background image

                                                                        - 20 -
- Musz , tatku, udowodni  ka demu,  em brzydactwem  adnym nie jest – odpowiada a dziewo-ja.
      - Grajco! - zawo

 piastun – a nie zdziwcie si ,  esmy zaj li D ugi Ostrów i b dziecie p aci  za

przepuszczenie waszych okr tów z towarami. Dwa razy mniej ni li wikingom. Stoi?
      - Stoi, jesli moj  cór  wypu cicie – powiedzia

liwie  grajca.

       - Nikto  jej  u  nas wi zi   nie b dzie –  powiedzia   ksi

  Leszek  – jak  zechce,  to do  was   samo,

owo brzydactwo, powróci.
       - Wcale si  nie znacie! - zakrzykn a córka grajcy.
       - Mo e to by  – przyzna  ksi

 Leszek – jam nietutejszy.

background image

- 21 -

Rozdzia  III

Chmielnik

     - Poka  mi jeszcze raz, Olszyszyn – poprosi  m ody Chmiel – urz dzenia twojego go bnika. –
Ja si  rozmi owa em w tych ptaszynach. Ja sobie zrobi  go bnik i b dziem oba patrze  jak ko uj
te nasze bielaski, jak zsiadaj  potem z szelestem skrzyde  ko o go bnika i gruchaj  cudnie. Jeno
jeszcze przypomnij o tym zamykaniu klatki z daleka, bo przed jastrz biem raz-dwa musisz
zamyka , a zanim dobiec zd ysz, to ten zbój porwie ci najlepsz  go biczk ...
      M odzian nazwany Olszyszynem, chwacki junak nad junaki, wysoki i  mig y niby topola, czar-
now osy, czarnorz sy i czarnobrewy, dopiero zarost mu si  pokazywa  na brodzie – trzy w oski na
krzy  – cierpliwie pokazywa  i obja nia . Do niedawna Chmiel by  paniczem, synem Polanina od
kniazia Rus ana, czyli by  mo nym, za  Olszyszyn pochodzi  z Uliczów i by  synem ch opa –
poddanego pana Chmiela. Pan Chmiel zgin , kiedy do wsi weszli Waregowie Olega Wieszcza –
co   powiedzia  nie tak jak trzeba, opiera  si

daniom... Olsza – ojciec Olszyszyna chcia  swojego

pana os oni  i zgin  tak e. A Wareg og osi  przez t umacza,  e ju  nie ma mo nych i  poddanych –
ka dy ma sam swoje pole sprawia . A za to – kiedy nakaz przyjdzie – ka dy ma stan  zbrojno do
walki przeciwko wrogom kniazia Olega Wieszcza. Wszyscy s yszeli, m ody Chmiel p aka  wespó  z

odym Olszyszynem i by o tak, jak nakaza  Wareg. Z tym,  e przy m odym Chmielu zosta  dom

du y, sad niema y, sadzawka z rybami, spora po

 lasu i wielkie pastwisko, s siaduj ce z pi cioma

anami ornej ziemi – wszystko od  mierci ojca nale

o do m odego Chmiela, a on by  sam jeden i

nijak nie da by rady tego wszystkiego utrzymywa  w nale ytym porz dku. M ody Chmiel je dzi  a
do Kijowa – co  tam za atwia , sadzonki przywióz  i ca y swój grunt obsadzi  drzewkami
owocowymi. Zapowiedzia ,  e drwa z lasu r ba  i owoce zbiera  b

  przyje

 umy lni, przez

kniazia Olega przys ani, a Chmiel jeszcze za to b dzie z ote pieni ki dostawa . Pokaza  jeden taki
pieni ek. Popiersie m skie na nim by o w wie cu z li ci na g owie. Chmiel powiedzia ,  e taki pie-
ni dz zwie si  bizant i do tego jednego przyb dzie wiele innych bizantów, bo one lgn  jeden do
drugiego jak kurczaki do kwoki.
     

Inna sprawa by a z Olszyszynem. Jemu przypad  po ojcu jeden  an i miano kmiecia. Krótko

mówi c – Olszyszyn sta  si  tym, czym by  jego ojciec przed przybyciem Polan Rus ana. Podobnie
jak inni ch opi Chmiela przez Warega wyzwoleni z podda stwa. Inni ch opi byli starzy, albo mieli
przynajmniej jednego z rodziców – Chmiel i Olszyszyn nie mieli nikogo – ich matki zap aka y si
na  mier  po  zabiciu swoich m ów przez Waregów, a siostry obu -Waregom si  spodoba y i  lad
po nich zagin .
      

Najpi kniejsza i najkszta tniejsza w ca ej wsi by a Konarczukówna. Mia a imi , podobnie jak

Olszyszyn i Chmiel, lecz we wsi rzadko imion si  u ywa, bowiem nie jednemu psu Burek i mo na
mówi  o Borysie, a nikto nie b dzie wiedzia  o którego Borysa chodzi. Co prawda Konarczukówna
mia a jeszcze siostr , lecz ka dy wiedzia ,  e Konarczukówna jest jeno jedna, a ta druga jest tylko
siostr  Konarczukówny. Prawda,  e jasne?
      Sierota Olszyszyn uwa

,  e Konarczukówna jest jemu na  on  pisana, bo sierota Chmiel – te

smal cy do Konarczukówny cholewki – ma towarzystwo z otego bizanta i b dzie mie  wi cej
takich towarzyszy, tedy sobie  on  znajdzie lepsz  i bogatsz . No, na pewno nie  adniejsz , ale pi k
no  jest  cierana przez up yw lat, a lepszo  zostaje na zawsze. Ka da poleci na t  zbie no ...
Ka dy zauwa y podobie stwo brzmienia – Chmiel i Chmielnik...  Mo ny... To te  do jego  mierci
pozostanie. Niektórzy u ywaj  miana – szlachetny... Chmiel, szlachetny? Eee!  Co to, to ju  nie.
    

Tak bywa,  e jeden uwa a co innego, a drugi co innego... Staremu Konarczukowi bardziej

widzia by si  na m a córki – Chmiel. Dzieci b

, drzewa owocowe si  powycina, ziemi  mi dzy

wnuki podzieli... A co ma Olszyszyn? Co dostan  po nim dzieci Martyny?
     Martyna, ma si  rozumie , zdanie ojca przekaza a obu junakom – sierotom. Kr py, jasnow osy
Chmiel jeno si  o mia , a czarny Olszyszyn min  mia  tak , jakby jego my li sta y si  czarniejsze
od jego w osów brwi i rz s – razem wzi tych. A Martyna tak si  zachowywa a jakby nie wiedzia a,
czy woli barw  z ot , czy czarn ... W nocy   adno ci m czyzny nie wida , a w dzie  – jak taki

nie z otem...

      Przedwio nie  przemienia o si  w pocz tek wiosny, wody Bohu, nieopodal od Chmielnika, wez-

background image

- 22 -

bra y wiosennie  i ta wiosna pobudzi a Olszyszyna do dzia ania.  Postanowi  przedsi wzi
wypraw  po z ote runo – zdoby  jeszcze wi ksze bogactwo ni  ma Chmiel i wtedy wróci  po Mar-
tyn . Dziwnym trafem Chmiel tak e przedsi bra  wypraw . On nie tyle chcia , co musia  – jego
kompan od z otych bizantów tak mu nakaza  przy poprzednim spotkaniu – na pocz tku wiosny
wyruszysz – powiedzia . Pan ka e – s uga musi – panem Olszyszyna by a ch ,panem Chmiela by o
wzi cie od Warega tego bizanta.Naraz panem ich obu sta a si  potrzeba po egnania i za-
bezpieczenia swojej w asno ci. Si a wy sza – trzeba by o i  do Konarczuków.
      Pierwszy trafi  do chaty Martyny Olszyszyn, ale Martyny nie by o. Nawet lepiej, bo Olszyszyn
mia  spraw  do Konarczuka w

ciwie. Powiedzia ,  e rusza w szeroki  wiat, tam zarobi krocie

bizantów i wróci –  eni  si  z Martyn . A Konarczuka prosi o zaopiekowanie si  jego – Olszyszyna
gospodarstwem i o poczekanie z wydawaniem córki za Chmiela,bo on - Olszyszyn – b dzie mia  od
Chmiela wszystkiego wi cej, a teraz Martyna jego – Olszyszyna wi cej mi uje ni li Chmiela.
     - A na czym ty tak zarobisz, a? - spyta  Konarczuk, bo nie zawadzi rzecz wybada  – a nu  m ody
ma dobry pomys ?
     - Ko o Krosna, w Polsce, w osadzie Bóbrka wydobywa si  na powierzchni , ca kiem samoistnie
olej skalny. Ja jego w beczki, beczki z olejem na wóz i nad Morze Czarne. Tam okr ty bizanty skie
olej skalny skupuj , bo oni jego u ywaj  do ognia greckiego. Ze dwa lata potrzebne takiej pracy, by
ca y Chmielnik kupi  za zarobione bizanty.
     - No...- Konarczuk nie wiedzia  co powiedzie  – gospodarstwem twoim ja si  zajm  i jemu krzy-
wdy nie b dzie. Za to wezm  dochody z niego, bo przecie za darmo... No, sam rozumiesz... A co do
Martyny....  Po yjem  –  uwidzim.  Ona  w  brzeziniaku  nad  Bohem  jest.  Jak  jej   przekonasz,  to  ona
zechce poczeka .
     Chmiel trafi  w chacie Martyny jeno na sam  Konarczukow . Powiedzia ,  e z Martyn  chce si
spotka .
     - Nie ma w domu – powiedzia a z ym g osem Konarczukowa. - A tobie od niej czego? W g o-
wie dziewczyninie zawracasz, a jeszcze  jej nawet niczego nie obieca .
      - Musz  za chlebem si  wyprawi , mateczko – powiedzia  Chmiel – ale jak wróc ... W

nie o

tym z ni  dzisiaj chc  mówi .
       - Jak wróc , jak wróc  – gdera a Konarczukowa. - A zanim pojedziesz, to  eni  si  nie mo na?
A razem z  on , to za chlebem w drowa  nie mo na?
       Chmiel wyj  z mieszka z otego bizanta i poda  go Konarczukowej.
       - Trzymajcie, mateczko, dla nas – powiedzia  – dla Martyny i dla mnie. I dla waszych wnucz t.
A  jakbym gdzie przepad , to bizanta jej dajcie albo sami sobie we cie.Rzeknijcie m owi,by si
moim gospodarstwem zaj .
       Twarz Konarczukowej nie rozchmurzy a si  ani na mgnienie oka, lecz jej g os zosta  widokiem

ota najwyra niej u agodzony.

      - Martyna w brzezince nad Bohem – powiedzia a. - Ona tam o tobie przemy liwuje. Ty jej nie
pytaj o nic, tylko bierz. Dziewczyn  z zaskoczenia trzeba... Zanim pomy li, zanim odepchnie, to ju
dzieciak w drodze i ona wyj cia lepszego nie ma, jak tylko ze zdobywc  trzyma .
    

Szed  Chmiel do znajomego zagajnika, w którym jesieni  czerwone osaki g ciej ros y od

brzózek. Szed  i o tym dzieciaku w drodze my la . Jak to zrobi ? Rzuci  si  na Martyn ? Poprosi ?
O swoim mi owaniu zapewni ? Szkoda,  e nie podpyta  Konarczukowej... Ona jako  musi to sobie
wyobra

. A mo e wspomnienia ma?...

     

By  ju  niedaleko Bohu. Rzeka hucza a wezbran  wod  i zag usza a wszystkie inne odg osy.

Chyba powinny  wierka  ptaszki... Chyba powinien szumie  wiaterek, bo Chmiel czu  jego powie-
wy na rozognionej twarzy. Chyba  ta woda zag uszy odg os kroków... Najpierw, kryjomo, napa
oczy widokiem dumaj cej Martyny. Mo e podczas tego pasienia jaka my l do g owy przyjdzie...
Potem chrz kn  i ona zobaczy Chmiela, popatrzy tymi swoimi gwiazdami... Oczy zwierciad em
duszy... Pozna si  odczucia Martyny, kiedy z bliska w te oczy si  popatrzy...
      Naraz us ysza  g osy. Musia  by  blisko mówi cych, je li rozumia  s owa mimo szumu wody.
Martyna z jakim  ch opakiem? Nat

 s uch. Rozpozna . Usta wykrzywi  mu grymas niech ci. To

by  g os Olszyszyna. Ten kmiotek i Martyna?...

background image

                                                                              - 23 -
      Olszyszyn t umaczy  Martynie konieczno  swojego wyjazdu  i przedstawia  sposób wzbogace-
nia si  dla nich obojga na zbieraniu, wo eniu i sprzedawaniu oleju skalnego. A potem... Na
szcz cie tylko ca owanie i s owne zapewnienia,  e ona poczeka,  e b dzie wierna. Niedoczekanie
twoje, Olszyszyn! Krew twoja przed momi oczami – od osaków jesiennych czerwie sza. Ju  ja ci
wykieruj , ty gamoniu, ty prostaku...
      Roz czyli si . Olszyszyn odszed . Martyna siedzi i p acze. Zaczyna nuci  melodi .  piewa...
                                                           Nie  wietrze
                                                           po stepie
                                                           m  skarg  na z o,
                                                           co jak sw d nieszcz cia,
                                                           jak cie   przy mnie sz o.
                                                                  A  wreszcie chwyci o
                                                                   za serce jak wilk
                                                                   i poszum nadziei
                                                                  na zawsze ju  zmilk .
                                         A mami ,
                                         powtarza ,
                                          e kocha a  dwóch,
                                           e wielu mnie pragnie
                                          i wci  o mnie  ni.
                                                   We , wybierz – powiada -
                                                    na szcz liwe dni -
                                                    uwijesz z nim gniazdko
                                                    mi ciutkie jak puch.
                                                                  Jak wybra  niebodze,
                                                                  gdy jeden jest kne ,
                                                                  a drugi biedniutki,
                                                                  bo to zwyk y kmie ?
                                                                       Czy lepiej z tym biednym

chatynk jest mie ,

                                                                       czy ojca rad

ucha :

                                                                       - Ty dworzyszcze we ?
                                                                  Wybra am biedaka -
                                                                  nie knezia, co l ni,
                                                                  wbrew radom rodzica
                                                                  pokocha am, lecz
                                                                        on mnie nie mi uje,
                                                                         on –  egnaj! - rzek  mi
                                                                         i w strony nieznane
                                                                         wyw drowa  precz.
      - Oj, g upia ty, g upia ty – pomy la  Chmiel i wyszed  z ukrycia.
      Ona si

achn a.

      - S ysza

? - spyta a, a ca a by a zap oniona.

      - Martynka – powiedzia  – niczegom nie s ysza , dopierom nadszed . Czy co  do mnie mówi

,

wyobra

 sobie,  em przy tobie? Ja przyszed em da  ci dowód mojego mi ownia.

       Wydoby  z mieszka z otego bizanta i poda  Martynie.
       - Ot, tobie towarzysz oczekiwania – powiedzia . Ot, dowód,  e wspólna nas przysz

 czeka.

Daj ty mnie te  dowód wierno ci. Przytul do piersi najpi kniejszej, poca uj najcudniejszymi ustami.
         Prosi  j , a sam czyni . Obj , przytuli , poca owa ...
         - A jak dziecko b dzie? - spyta a, kiedy le eli obok siebie, jeszcze zdyszani, dopiero ch odnie-

cy po gor czkowym zbli eniu.

         - Chcia bym – powiedzia  - ono b dzie moje i twoje. Trzymaj dla nas i dla niego tego bizanta.

background image

- 24 -

Ja wróc  i we miem slub.
          - Jak to? - spyta a g osem rozpaczliwym – to ty mnie te  sam  ostawiasz?
          - Z bizantem i mo e z cz dem w tobie – powiedzia  – ju  odchodz c ku swojej  odzi na Bohu.

background image

- 25 -

Rozdzia  IV

ug wdzi czno ci

Pada o od trzech dni. Du a krypa Chomy nigdzie nie przecieka a, co przed siedmioma dniami

bardzo Chom  cieszy o. W

ciwie tylko to jedno go cieszy o. Jaki  czas temu, pogr on w smutku,

zapozna  by  ziomka z pobliskiej, rodzinnej wsi Chomy, miejscowo ci. Ziomek gada  i ugada  –
Choma zgodzi  si  wej  z ziomkiem w spó

 – wóz mia by ziomka, zaprz g ziomka,  ód  te , a

Chomy mia a by  praca,czas i sprzeda .Spó ka jak spó ka – mo e jednemu we mie,a drugiemu da...
Lecz ziomek, przyjechawszy wozem, przywióz  ze sob  opowie  o dziewczynie w ci

y, a ona

mia a czeka  na Chom  jako dziewica, jako nienaruszona, czyli – ca ka. Wierzba, bieg,  up, ta,
sienie! Choma narysowa  w wyobra ni te obrazki, przy czym obrazek „ta” przedstawia  dziewczyn
w ci y... Odczyta : - Nie wierz babie, g uptasie... Jecha  wozem wspólnika, wspólnik powozi , a
Choma pociesza  si  jak móg . I jak dojechali do miejscowo ci ziomka, a krypa – stara jak  wiat –
nie przecieka a, to Choma postanowi  si  tym cieszy .
     Teraz zastanawia  si  – w którym miejscu burty zrobi  dziur , aby deszczówka sama za burty
wycieka a, bo wylewanie wody by o nu ce i spa  nie pozwala o podczas sp ywania z pr dem. Nie
móg  tej dziury zrobi  i musia  dba , aby cz

adunku krypy nie zamok a. Ma a cz

, lecz cenna

dla tego, co chce w suchym i pod suchym spa  na brzegu, kiedy leje z nieba i przesta  nie chce. Bo
reszta niechby sobie mok a – có  mo e zrobi  deszcz i woda w  odzi czterem beczkom oleju skal-
nego i dwom beczkom smo y? Tak e sprz ty niektóre – siekierka, kocio ek, drewniana 

ka, sie

na  ryby,  udziec  jelenia  –  one  wyschn ,  albo  nawet  na  mokro  da  si   z  nich  korzysta .  Jeno  sól  i
hubka  z krzesiwem musz  by  chronione jeszcze staranniej od rzeczy do spania i odzienia na
zmian ,  bo  to,  w  którym  Choma  teraz  wylewa  wod   za  burt   nie  mo e  zmokn   –  ono  jest
przes czone wod  do ostatniej nitki.
      Ma o tych rzeczy suchych, ale zawsze... Kto lubi spa   w odzieniu ju  nie przyjmuj cym wody,
bo woda wody nie moczy? Kto lubi spa  pod namiotem, którego wierzch nie jest szczelniejszy od
rzeszota? Czy wtedy w ogóle da si  zasn ?...
      Naraz przesta o pada ! Jakby kto dziur  w niebie nagle zatka . Z wody unosi y si  opary, mgie -
ka strz piasta. Woda szumia a, pewno w buncie przeciwko przepe nieniu koryta rzecznego. Powia
lekki wiaterek,  chmurki nadwodnej mg y postanowi y przed nim uciec i zrobi o si  przejrzy cie –
Choma widzia  na brzegu nawet ruch w mrowiskach – widocznie trzeba by o wn trze powynosi ,
przesuszy ... Ostatni strz p mg y troch  wy szej rozp dzi  si , pop yn  w bok i pokaz o si  s

ce.

Jeszcze nie grza o, jeszcze – chyba – nie suszy o, ale to tylko sprawa czasu – zaraz zacznie spe nia
swoje obowi zki. A  szkoda,  e nied ugo trzeba b dzie dobi  do brzegu, bo porohy niedaleko. Ju
wzmaga a si  pr dko  wody i narasta  szum. Mo e to – zreszt  – tylko sprawa przyboru wody w
korycie po tym deszczu?... Pewno i jedno, i drugie – w zwyczajnym czasie Choma móg by sp ywa
dalej i pokona  porohy z zamkni tymi oczami. Ale teraz?... Trzeba wysi

, opatrze , przemy le ,

wybra  najkorzystniejsz  przerw  mi dzy sulami. Mo e da si  przy brzegu?... Ju  teraz, czy jeszcze
poczeka ?  eby nie trzeba by o daleko chodzi  i powraca  do namiotu. Z drugiej strony – trzeba
mie  czas i si  tak nakierowa

ód , aby sp ywa a w najmniej niebezpiecznym miejscu. Kiedy pr d

zacznie rwa  jak g upi, to zanim si

odzi  ustawisz – nurt ci  poniesie,ci nie o ska y... Wtedy

mo esz sobie wios owa  tym jednym wiose kiem do ustawiania  odzi dziobem w dó  rzeki – b dzie
to wios owanie na wiwat. Albo na pohybel...
     Teraz! Uda si  jeszcze utrzyma

ód  przeciwko pr dowi i uda si  wyj  na  rodek rzeki,czy te

na wybrane miejsce – jeszcze si  da rady, jeszcze si  zd

y. Wios owa  co si , kieruj c dziób  odzi

w cypelek na brzegu. Dobrze!  ód  wpad a na  wir, szurn o, przód krypy le

 na brzegu, rufa

nurza a si  w wodzie, ale pr d jeszcze nie mia  tyle si y, aby  j  obróci  czy ca

ci gn  i rzuci

na  er sulom porohów. Wy adowywa  to, co trzeba. Beczki niech sobie le  czy stoj  – jak wola.
     Namiot rozbity. Ogieniek pali si  dymi co – jak to po deszczu – wszystko mokre, wi c para i
mokry dym wi ksze ni  przy suchym drewnie. Trójnóg ustawiony, kocio ek na nim wisi. Woda
wrze, kasza si  warzy. Wrzuci

 smalcu i szczypt  soli. Ukroi  par na cie drobnych k sów

ud ca jeleniego  i b dzie dobre.
      Smakowa o. Wszystko pomyte w Bohu, namiot ukryty na brzegu lasu,  ód  przykryta ga ziami.

background image

- 26 -

Do wieczora jeszcze daleko, wi c warto pój  i te porohy obejrze .

*  *  *

      Nie wygl da o to zach caj co. Sule wystawa y nad wod  nie mniej ni  zawsze, lecz pr dko
wody w przew eniach przera

a. W jednym z przew

 robi a si  po rodku bia a grzywa z fal

odbitych od sul  - dwie fale napiera y na siebie, po rodku stawa y sobie okoniem i nie mog y si
przeprze  – z tego robi a si  owa grzywa, do  szeroka, gór  na boki si  rozchylaj ca. Choma
postanowi  przede wszystkim tej grzywy unika . Niestety i przy brzegu sp ywa  nie by o mo na.
Znaczy – wolniej by o,  agodniej, wszelako woda zrobi a sobie drogi w bok od g ównego koryta
Bohu. Od porohów p yn y w

ciwie trzy rzeki. Dok d zd

y te dwie boczne? Je eli gdzie  ni ej

znowu  czy y si  z g ównym korytem, to nale

o z takiej odnogi skorzysta . Ale je li rozlewa y

si  gdziekolwiek i  ód  znajdzie si  na suchym l dzie? Jak e wtedy znowu umie ci  j  na rzece?
Nie, w te boczne nie by o mo na! Dobrze,  e podczas my lenia nie ma potrzeby s uchania w asnych
my li – ten huk, ten grzmot wody zag uszy by i ryk setki lwów. Któr dy zatem pop yn ?
     Postanowi  obejrze  porohy od strony dolnej – tam, gdzie woda spomi dzy sul wyp ywa a. Te
nie by  to widok, wzbudzaj cy rado . Ka da z przerw mi dzy sulami tworzy a z wyp ywaj cej
wody osobny próg – jedne by y wi ksze, inne szersze, z bato  i piana ró ni y progi jeden od
drugiego. 

czy o je jedno – strach by o pomy le  o znalezieniu si   w takiej kipieli wi kszej,

szerszej, bardziej z batej lub pienistej. Pomy le  strach, a znale

 si  w tym  ywiole

naprawd ?...Dobrze przynajmniej, e wiedzia o si , i  te progi wodne s  na niby,  e s  tylko z wody,
a nie ze ska y. Chyba  eby co  si  zmieni o od czasu, kiedy Choma widzia  porohy po raz ostatni...
      

Znowu poszed  w gór  rzeki. Szed  zamy lony, hurgot wody odwraca  jego uwag  od rzeki –

lepiej by o wy czy  zmys y, bo strach cz eka opanowywa . O ma o co by by przegapi  przydatny
dla  widok. Ale – przypadkiem – zauwa

 i ju  nie spu ci  obrazu z oka.  rodkiem Bohu, jeszcze

daleko od Chomy, rwa a z zatrwa aj

 pr dko ci

ód . Dwaj wio larze pr dkimi ruchami wiose

starali si  kierowa

odzi  w wybrane przez siebie miejsce. Prosto na t  pora aj

 grzyw  piany

lecieli. Samo ich nios o, czy tak chcieli? Wpadli na grzyw , przestali wios owa , mgnienie oka i ju
ich nie by o – musieli znale  si  po drugiej stronie. Bezpiecznie? Wywrócili si ? Tego nie mo na
by o wiedzie  bez jeszcze jednej w drówki w dó  rzeki, je eli oni tam gdzie  p yn . Jednak i tam
pr dko  wody nie by a ma a – Choma doszed  do przekonania,  e nie zobaczy w dole rzeki owej

odzi i poszed  do swojego namiotu. Szed , po

 si , usypia , spa  – a obraz  odzi na grzywie

piany nie opuszcza  jego wyobra ni i my li. Zmieni  postanowienie i na te grzyw  celowa ?...
       Rano stwierdzi ,  e  le schowa  hubk  i ona zamok a od porannej rosy. Nie da si  ogniska za-
pali . O ciep ym jedzeniu mo na pomarzy . A zimne? Mo na je  surowe mi so?... Pomy la  o

órenie – trzeba bra   na w drowki  óren – suszone owocki  órawiny b otnej i suszone jelenie

mi so. Bardzo mocno suszone i starte na proszek. No, trafiaj  si  niewielkie kawa eczki. Do ust
wk adasz przygarstk  i  ujesz. Tak z pó  dnia, i wtedy  ykasz. Dwie gar ci codziennie
wystarczaj co podtrzymuj  nadw tlone si y  ywii, a duch od  órenu krzepnie nadzwyczajnie. Tak
sobie tym wyobra onym  órenem urozmaica  czas zwijania wszystkiego i uk adania w  odzi, ze
przesta  czu  czczo .  ywia nakarmi a si  wyobra eniem? Nic to – zaoszcz dzi  sporo czasu na
warzeniu i teraz mo e dalej zap yn , je eli przeskoczy porohy. Je eli przeskoczy...
       Czczo  powróci a i si y  ywii okaza y si  w

e, kiedy mocowa  si  z  odzi . Trzeba by o tak

czyni , aby j  ca  zepchn  na wod  i zd

 w niej zaj  miejsce, bo pr d tutaj by by

niedo cig ym wzorcem predko ci dla rzeki bardzo górskiej. Je eli  ód  pop ynie bez niego...
      Uda o si ! Znaczy – prawie si  uda o. Stoj c w wodzie przy brzegu, w wodzie po pas, my la ,

e taki pr d oczy ci by w mig ka de cia o, nawet skorup  brudu ze stóp przez miesi c nie mytych.

My- la  i stara  si

ci gn

ód  na wod . Ona nagle przesta a by  uporczywie ci ka i ruszy a z

pr -dem. Aon zd

, w ostatniej chwili, chwyci  si  burty i rozpaczliwym wysi kiem przybli

cia o do  odzi, a potem niezdarnie wskraba   si  do  rodka. Zaraz chwyci  wiose ko, postanowi
na ladowa  tych wczorajszych w drowców i na grzyw  si  kierowa . Spojrza  i zmartwia  –
grzywa by a za daleko w bok, a jego  ód  celowa a w najbardziej postrz pion  sul . Dziw,  e nie

ama  krótkiego wios a – tak mocno i pr dko zagarnia  nim wod . Zdo

 skierowa  dziób  odzi

prawie  w  sam     rodek    przerwy    mi dzy    sulami.    Atoli  dziób  nie  jest  ca

odzi .      Nie  s ysza

trzasku – on go

background image

- 27 -

przez mgnienie oka zobaczy  jak na obrazie ruchomym bardzo spowolnionym. Burta si

ama a,

ska a stercza a z burty i dzioba a w jedn  z beczek,  wiat zawirowa ... Macha  rozpaczliwie r kami
w wodnej kipieli, oczy zamkn , usta zacisn . Poczu  r bni cie w skro ..  Ciemno . Brak czucia.
Ostania my l jeszcze przytomna:  -  mier ?

*  *  *

     W g bokiej czerni jakie  szare mazaje... Poczu ... Poczu ? Poczu  dym. Piek o?..
     Us ysza ... Us ysza ? Us ysza  przyt umiony huk wody. Przesta  s ysze . S yszy. Przesta , s yszy,
przesta  ,s y... W cz, wy cz, za cz, od cz... To chyba w asne palce zatykaj  i odtykaj  uszy?...
     Poczu ?... Poczu   jak drgn a mu noga.
     -  yw jest – us ysza . Na pewno to us ysza . To nie  adne majaki, to nie jest sen!
     Otwar  oczy. B kit nieba i s

ce. Dlaczego jest zimno? Ach, to mokra odzie ...

     Zobaczy  skórznie. Troch  wy ej s  skórzane spodnie. Jeszcze wy ej...
     - Hawry a? - zada  to pytanie g osem niepewnym. Us yszy odpowied , czy to jednak sen?
    - Tak, Choma, to ja – us ysza . - Uratowa em ci  ycie. Musia em w  eb zdzieli , bo  si  rzuca  i
mnie pod wod  wci ga .
     -  ycie ci winienem... Jak ja ten d ug...
     - Twoje go bki sobie wzi em.
     - S  twoje. Co jeszcze?
     - At, jako  si  rozliczymy –  pij teraz. Zaraz derk  ci  okryjem. Nie martw si !
    Rzut oka naoko o. Ognisko. Dym. Aha. Udziec jelenia na ro nie. Uratowa  si ? Sen... Jak dob-
rze... Dym ogniska.   To  nie  piek o...

*  *

     

Obudzi  si  suchy.  Czu  ciep o.  Wymaca  pod derk  obce odzienie. By  w  namiocie. Na

zewn trz  Hawry a  opowiada   komu   o  Martynie.  Z  prze miechami,  ale  do   wiernie  –   adna,
kszta tna, ch tna do  mi owania, nie wie kogo i czego chce – kto j  pierwszy przyci nie to ona
jego...
     - Hawry a – powiedzia  g

no – z kim ty...

   

- Hawran z nami jest – powiedzia  Hawry a – najprzedniejszy  ucznik na ca ym  wiecie. Je

chcesz?
     Chcia . Jeszcze ciep a jelenia piecze . Chleb! Pieczona rzepa, jaka  kwaszenina. Grzyby? Tak,
to czerwone osaki w occie. Przyszed  mu na my l brzeziniak nad Bohem. By o – min o... Jad ,
potem poczu  senno .

     Nazajutrz Hawry a zacz  mówi  o pierwszej cz ci odp aty za uratowanie  ycia.
    - Bo my z Hawranem – powiedzia  – mamy zamiar w polskim oddziale wojska pracowa . Ty z
nami. I tobie nie wolno mówi  o z otych bizantach ani o Waregach. Polacy bardzo podejrzliwi – oni
by nas nie przyj li do s

by, gdyby wiedzieli, em z Waregami gada . A w Polsce dobre  ycie. My

w nagrod  za dobr  s

 tam 

 b dziem mogli.

     - Poj em i nie pisn  ani s owa – powiedzia  Choma.
     - Ja za go biarza b

 – powiedzia  Hawry a – a ty mnie  pomo esz.

     - Pomog  – powiedzia  Choma.
     - Ty jak z  owami? K usowa  czasami w Chmielniku? Tropisz zwierzyn  dobrze?
     - Po  ladach i wiem gdzie  ladów szuka  – powiedzia  Choma.
     - Tak za tropiciela  ladów b dziesz s

.

     - B

 – powiedzia  Choma.

     - Tak my i dogadali si  – zako czy  rozmow  Hawry a.
     Hawran by  m odzie cem ostrzy onym tak krótko,  e szczotka w osów stercza a mu w gór  niby
kolce je a. Mo e dlatego by  milkliwy? Mo e je

 si  w  rodku na wszystko, ale nie chcia  tego

pokazywa ?
     Wios owa  bardzo sprawnie, przy czym nie zapomina  o swoim  uku i ko czanie. Choma posta-
nowi  zapami ta : nie tykaj  uku Hawrana, bo jak go uszkodzisz, to on mo e przesta  by  milkliwy.
A jak do ostrych s ów do

y ostre ciosy... Nie tykaj  uku!

background image

- 28 -

    

Odzienie Chomy w ko cu wysch o. We w asnym czu  si  lepiej ni  w przykusych rzeczach

Hawrana. Zgodnie pe nili na zmian  dy ury,p yn li dzie  i noc – bez przygód. W lejkowatym
uj ciu Bohu zostali zauwa eni przez polsk  czujk  ze stanicy i doprowadzeni przed dowódców.

background image

- 29 -

Rozdzia  V

Ksi niczki

Ko czy  si  drugi okres „pasienia” zwierz t przez oddzia ek Zdruzny.Wszyscy  podw adni

chwa-lili na zmian  lekko

wicze  albo dowódc , który sam jeden zna  tok s

by, podw adnym

go nie poda , tedy oni s dzili,  e Zdruzno ulitowa  si  nad nimi i oni teraz powoli zapominaj  o
okropno ciach tyrania, niedo ywienia i niedosypiania podczas zada  specjalnych - w

nie dzi ki

dobremu sercu swojego dowódcy. Biedacy...
     Którego  dnia Zdruzno pojecha  do stanicy, a po powrocie powiedzia :
     - Zaczynamy nowy okres zada  specjalnych.
    Silne, m ode, wy wiczone ch opaczyska, a  blado , która po tym powiadomieniu pokry a ich li-
ca  jakby wiotkimi dziewojami byli, strachaj cymi si  byle czego,  wiadczy a o l ku przed jeszcze
gorszym czasem pomagania Tywercom ni  ten poprzedni.
     - Nasze ksi niczki przybywaj  – powiedzia  Zdruzno – i my b dziem strzec ich bezpiecze stwa
     Uff... Blado  ust powa a z lic, a w oczach pojawi o si  zaciekawienie.
     - Halicz sko czyli stroi  – powiedzia  Zdruzno – on b dzie teraz stolic  krainy o nazwie Halicz-
ja. Tam na  ksi niczki b dziem czeka , a potem z nimi do Brze nicy przyjedziem i do Korabiów.
     Na twarze wojów Zdruzny wesz a niepewno .  aden – jako  ywo – takich nazw nie s ysza .
     - Stanica dosta a w Gnie nie nazw  Brze nica, a to miejsce, gdzie buduj  okr ty – Korabie b -
dzie si  zwa  – powiedzia  Zdruzno.
      - Przecie w stanicy ani sladu brzózek... - Sobek o mieli  si  wyrazi  swoje zdumienie nazw  nie
przystaj

 do rzeczywisto ci.

      - Ale by y – powiedzia  Zdruzno -jeno konie z ar y. B dziecie mie  trzech nowych towarzyszy.
To tutejsi. Wybada  ich, wypyta  i dawa  na nich baczenie. B

 si  przygl da , mo e co  umiej ,

po wyje dzie ksi niczek sprawdzim ich umiejetno ci. Zaraz ich tu przyprowadz  i wypytam ich
przy was, aby cie – na pocz tek – jakie-takie   rozeznanie  mieli.
      -  Idzie trzech – powiedzia  Chy an – czy to oni?
     Zdruzno obejrza  si  i skin  g ow . Ci trzej podeszli, zatrzymali si  o kilkana cie kroków od re-
szty i czekali. Zdruzno poleci  im stan  ko o siebie, naprzeciwko szeregu swojego oddzia ku i po
kolei kaza  im o sobie mówi .
     - Jam jest Polanin, zw  si  Hawry a – zacz  Chmiel. Ojciec mia  wie  z ch opami przez kniazia
Rus ana nadan . Jak przyszli Waregowie, to wie  zabrali, ch opów zabrali i ja  yj  z przygotowania
do pracy go bi pocztowych. Nic innego nie potrafi , jeno go bie mi w g owie.
     - Ja z Uliczów pochodz  i zw  si  Choma -powiedzia  Olszyszyn. - Jak Polanie Rus ana przyszli,
to mój ojciec w ch opa zosta  obrócony. Po przyj ciu Waregów zosta by nazwany kmieciem, lecz
Waregowie go ubili. Mnie nakazano by  w gotowo ci na wezwanie do walki z wrogami kniazia
Olega Wieszcza. A jam nie chcia ... Uszed em z mojej wsi, gospodarstwo ostawi em i zarobku
szuka em, by do Polski przyj  z mo liwo ci  zakupu ziemi i domostwa. Straci em  prac  i nie mam
niczego... Umiem tropi

lady.

     - Ja z Driewljan – powiedzia  trzeci mocno a  piewnie zacjongajonc. - Mnie zowut Hawran. U
nAs – po

 nacisk na g osk  napisan  wielk  liter  – wsje jednakOwyje. Niet mo nych ni

ch op.Adkuda priszli Warjegi nada,  znaczit' - my musim, daninu zbjerat' - w nAszyje stalicy Turow
i Iskorostjen'  sk adat'. A wiesnOj prijez Ajut  Warjegi i ubirajut w Kijew. Ja charOszyj strjeljec - to
powiedziawszy Hawran raz-dwa na

 ci ciw  na swój  uk, na

 na ci ciw  strza , chwil  po-

przymierza , wypu ci  ci ciw  z palców i pod nogi Zdruzny spad a trafiona strza   rybitwa.- Ja po
polski naucz sja. Ja chacziu w Polszi  yt' – powiedzia , patrz c na trafion  rybitw .
      - Ka dy sk d in d – powiedzia  Zdruzno – a razem jeste cie. Dlaczego?
      - Ja szo  sam – powiedzia  Hawran. Uwidie odku z czie awjekom i  hO ubkami, tak  ja sprosI ,
znaczit' – spyta , i on – wskaza  na Hawry  – wzja  mnie na  odku. A patOm, znaczit' – potem, my
uwidjeli kak on – wskaza  na Chom  – p ocho primjeri  i woda jeho w sulu  buchnu a. On tonu  i
my jeho wytianuli iz kipjeli.
     Wszem czyni  wiadomym – powiedzia  Zdruzno –  e tutejsi S owianie nie u ywaj  d wi ku „g”
Zast puj  go d wi kiem „h”, co jest mo liwe, bowiem litery „h” u nich nie masz. Maj  jeno „x”, co

background image

- 30 -

u nas dwud wi kowi „ch”odpowiada. Tedy Hawran zwa by si  u nas Gawronem. Ale my – dla

atwego odró nienia - pozostaniem przy Hawraniu. Dla nas  on Hawra  b dzie. A drugi – Gawry o,

a trzeci – Choma. Zaraz wyruszamy do Halicza. Gawry a zostanie przy ptakach. Hawra  i Choma
do dowódcy stanicy po konie si  stawi  i oporz dzenie. Umiecie-nie umiecie – pojedziem wolno, a
to ka dy potrafi. Na miejscu wyznacz  zdania ochronne.
     - To b

 zadania specjalne? - spyta  Sobek, lecz zaraz – zmieszany - zamilk , zoczywszy wyraz

oczu Zdruzny.

*  *  *  *  *

     W  wietlicy nowego zamku w Gnie nie siedzieli na  awach przy prostok tnym stole bardzo wa -
ni dostojnicy i dostojnicy wa ni. Wa nymi byli namiestnicy ksi cia Polski i wojewodowie polscy.
Bardzo wa ni byli czterej  ksi

ta  -  ze Swarzyna,  z Radogoszczy, z Kopanicy i z Budziszyna.

Ponad mendel dostojników, a z ksi ciem Leszkiem i Druzn  – prawie dwudziestu. By o po
obiedzie, bardzo skromnym, tedy jeno dzbany i kubki z piwem na stole sta y, ale oni poci gali jeno
z rzadka, bo przybyli tu wszyscy wys ucha   powiadomienia o stanie Polski. W chwili, o której
czytamy, cz

 tego powiadomienia mieli ju  za sob . Teraz ksi

 nakaza  Druznie mówi  o

wschodzie. S uchaj cy dowiadywali si ,  e:
     Stwierdzenie,  e  rodkowa cz

 obszaru mi dzy Bohem a Prutem jest krain  zasiedlon  nie od-

biega zbytnio od prawdy. S ówko „zbytnio” dodane jest po to, by wiadomym by o,  e tam nie jest
bezpiecznie i ludzie stamt d radzi si  przesiedlaj  w strony bezpieczniejsze. Ksi

 Polski ch tnie

przyjmuje osadników stamt d, maj c zgod  zjazdu mo nych na osadzanie przybyszów w dobrach
ogólnych.   Przy sposobno ci ksi

 Leszek prosi, aby obecni udzielali przybyszom stamt d

wszelkiej mo liwej pomocy i t pili przejawy niech ci wobec nich, czy te  wyzysku.
      Tamtejsza kraina ma bardzo urozmaicon  rze

 powierzchni ziemi. Nie brakuje tam jarów, pa-

rowów, w wozów, dolinek, pagórków, górek i gór, s  strumyki, rzeczki i rzeki, s  zagajniki, laski i
lasy – przewa nie bukowe, st d niektórzy zw  t  krain  Bukowin . Ubywa pól ornych z powodu
wspomnianych ju  przesiedle . Zarasta wszystko pr dko. Znaczy – ziemia urodzajna jest.
      

Niebezpiecze stwa, które wyganiaj   stamt d ca e rodziny s  dwa. Najpierw koczownicy ze

swo-imi stadami, zwani Kumanami albo Po owcami. A potem Waregowie kniazia Olega Wieszcza,
opiekuna nad synem Ruryka.
     Przed oboma tymi niebezpiecze stwami ochroni oby ludzi silne pa stwo. Ma si  tu na my li sil-

 w adz  nad ca  krain , wspieran  przez ca  ludno . To, niestety,  piewka odleg ej przysz

ci,

bowiem  tam  panuje  ustrój  rodowy.  Naczelnicy  rodów  wprawdzie  od  dziesi tków  lat  zbieraj   si
ka dej jesieni i uradzaj  nad wspó dzia aniem przeciwko koczownikom, lecz zima trzyma wszyst-
kich  w domach i koczownicy robi  co chc .
     

Na dobr  spraw , to nie s  prawdziwi naje

cy. Od wiosny do  jesieni spokojnie wypasaj

swoje stada i kierdle na stepach, na tak zwanych Dzikich Polach, gdzie osadnictwa ludzi nie ma.
Przez lato stada zbli aj  si  do Bohu i jesieni  ju  tam si  pas . Tych w

cicieli stad stepowych

nazywaj  koczownikami. Jest co  dziwnego w naturze tych w drowców. Niemo liwe, by nie
wiedzieli, i  za ka dym razem po wio nie, lecie i jesieni przychodzi na stepy zima i stada nie maj
co  re . I wtedy oni przypominaj  sobie o zapasach karmy zgromadzonych przez osiad ych
rolników... Pasterz zawdy z rolnikiem wygrywa. Pasterze wiedz , i  b

 napada  i  rabowa  i to

oni wybieraj  miejsce rabunku. Zanim rolnicy si  zbior , by rabusiów pokara , to ju  odbiera
paszy nie mo na – rabusie w stepie, a step szeroki, a sta ych chat rabusie nie maj  – nigdzie na sta e
nie mieszkaj . By dzia

 potrzebna jest  gotowa dru yna, podjazdy sta e, czujki, czaty... Niegdy

Hrvatowie t  rol  pe nili, teraz na nas pad o. Ch tniej by my to czynili, gdyby by a ch  pomocy ze
strony  rodów buko-wi skich... A one porozdzielane jarami i pagórkami jeno o sobie, o sprawach

asnego rodu my

. Nynie znalaz  si  cz ek, naczelnik rodu Soko ów, gotów z nami wspó dzia

.

Wszemira Sokolic  ksi ciem tamtejszym uczynilim i pomoc mu dawa  b dziem. Ksi

 Leszek

swoj  córk  za niego wydaje. Stolic  jemu zbudowalim nad Dniestrem – to wiano naszej
ksi niczki. Miasto i gród z bia ego kamienia – Halicz. Nasze wszystkie ksi

niczki ten  lub

wietni  swoimi osobami. Nasze ksi niczki  maj  nawiedza  lud tamtejszy. Przy sposobno ci

miejscowo ci Brze nica i Korabie nawiedz ,   gdzie naszej dru yny  oddzia  stoi,    i  gdzie okr ty

  dla  nas  budowane.    Proporzec

background image

- 31 -

wojom wioz , mo e miejscowi stawi  si  na uroczysto ... No, ujawni  tajny zamiar – my t  ziemi
chcemy do Polski przy czy  – oprze  granice o brzegi dwóch mórz. Radzi przyjmiem ochotników
zewsz d, którzy za op at   dopomog  swoj  tam obecno ci  w przyswojeniu do nas  Bukowiny...
     Jak chodzi o Waregów... Oleg Wieszcz zmusi  wszystkie plemiona, s siaduj ce z Rusi  Kijows-
ko-Nowogrodzk   do p acenia du ych danin za pozostawienie ograniczonej samorz dno ci.
Drewlanie i Dregowicze zapraszaj  naszego Siemomys a na swoje trony, lecz do Polski przynale-

 nie chc . My nie chcemy odda  Siemomys a – raczej bychmy woleli do Siemomys a, jako

ksi cia naszego, do czy  ich ksi stwa. Próbowalim ma

stwa z Waregami. Ksi

niczka Tamara

zosta a wydana za syna Ruryka – Igora. Okaza o si ,  e to dziwny m odzian. Co  z nim jest nie tak,
jak by  powinno. Tamara si  jemu opiera a i zes ana by a do Suzdala. Stamt d usz a i do nas dotar-

a. Ca a, nietkni ta i zdrowa. Mniemam,  e musi mi dzy nami a Waregami doj  do zwarcia w

wojnie. Ale kiedy? Tego nie wiadomo. Prosz  na odjezdnym zostawi  ksi ciu Leszkowi swoje
zdanie  o mo liwo ci waszej pomocy zbrojnej w razie takiej wojny. Ze swojej strony dalej b dzie-
my dawa  wam opiek  i pomoc przeciwko Niemcom, w czym nam W grzy po bratersku pomagaj .

*  *  *  *  *

     

Brama w  murach z  bia ego  kamienia otwarta by a na ca  szeroko . Z niej wida   by o

najszersz  ulic  Halicza, wiod

 na g ówny plac – tam targi mia y si  odbywa , wa ne

uroczysto ci i zebrania ludno ci dla og oszenia woli ksi cia albo w adz miasta. Po bokach tej ulicy
stali wszyscy, jeszcze nie bardzo liczni mieszka cy miasta. Patrzyli w czelu  bramy – tam mia  si
pokaza  orszak  lubny, a w

ciwie po lubny, bo  lub i wesele odby y si  w Przemy lu i

tamtejszym mieszka com te  ów orszak pokazano, by wielu mog o za wiadczy :  lub by ,
widzia em, orszak te  widzia em, sto y by y z pocz stunkiem, jad em, pi em – zawdy powtórz ,  e
zwi zek ma

ski zosta  zawarty- o,tu jeszcze mam plam  od miodu, który mi pociek  po

brodzie...
     Skromny t umek na ulicy Halicza nagle  zafalowa  i wyda  gwar odkrycia wiekopomnego: jad !
Najpierw jecha o stu dru ynników ksi cia Leszka. Konie l ni y czysto ci , woje zachowywali
powag  i prost  postaw , snad  czuli wymiar wydarzenia – oto nowy ksi

, nowego ksi stwa o e-

ni  si   z ich ksi

niczk  Libusz  i b dzie mo na do Ksi stwa Halickiego przyjecha  na

wypoczynek, nogi i reszt  cia a w Morzu Czarnym wymoczy , albo przynajmniej w Dniestrze,
Bohu, lub Prucie. Podkr cali sumiaste w sy, brody trzymali zadarte, szyszaki l ni y jeszcze mocniej
ni li sier  koni, a miecze bez pochew pob yskiwa y w s

cu, rzucaj c  zaj czki w oczy wszystkim

obecnym mieszczkom. Libusza, jad ca na wysokiej, siwej klaczy, mia a siod o, umo liwiaj ce
siedzenie na koniu z o- biema nogami po tej samej stronie – taka prawie  aweczka  z
przegrodzeniem do trzymania si  za nie r koma, kiedy trz sie albo cia o chce si  poprawi  do
wygodniejszej postawy. Bia a, d uga suknia z jedwabiu opina a niektóre cz ci cia a ksi niczki –
te które trzeba.  Tam gdzie trzeba by o inaczej  ta suknia zdawa a si   la  ci ko lub rozszerza
malowniczo niby strumie  – raz falkami pieszcz cy miejsce szersze, a gdzie indziej rw cy w
przew eniu i nios cy obfite, ci kie wody. Na pi knie u

onych w osach – pukle, loki, fale i

nieliczne, poz ociste kosmyki – widnia  diademik z oty, wysadzany  drobnymi, ró nobarwnymi
kamuszkami – niby gwiazdki na obr czy widnokr gu, kiedy zorza z pó nocy mieni si  zmienno ci
kolorów.
 - Wi cej w jej wygl dzie zas ug krojczyni, szwaczki i z otnika ni  jej kszta tów – powiedzia a

osem ksi niczka Verena, jad ca na gniadej kobyle  obok siostry, Tamary, na kasztance.

      - To  twoja rodzona siostra – oburzy a si  ksi niczka Tamara – jak mo esz  swoj  zazdro  na
ni  rzuca  tym twoim ostrym, k amliwym j zorem? J zyk lata jak  opata i b oto rzuca. Wstyd!
      - Ja si  nie mam czego wstydzi  – Verena wzruszy a ramionami – ja i nago b

 pi kna.

      

Zostawmy  na  troch   obie  siostry,  rozmawiaj ce  bardzo  grzecznie  i  bardzo  bezstronne.

Zajmijmy si  Wszemirem Sokolic , który ta cowa  po lewej stronie m odej  ony na karym
dzianecie, jakby chcia  ca emu  wiatu, i jeszcze Haliczowi, pokaza  rado  ze swojego szcz cia.
On jeden ze wszystkich naczelników rodów ca ego mi dzyrzecza Prutu i Bohu zosta  uznany przez
ksi cia Polski  za godnego piastowania w adzy nad wszystkimi rodami Tywerców i  innymi lud mi
– nap ywaj cymi i odp ywaj cymi w zale no ci od si y nurtów strumieni w drownych pasterzy.
Teraz odp ywów nie b dzie! B dzie sojusz z Polsk ... Musi by  i musi si  dostarcza  co roku

background image

                                                                   - 32 -
umówion  liczb   dobrych,
wo owych skór i sporo soli. Wszak e... No, Libusza b dzie Wszemirowi rodzi  dzieci. I jeden z
synów zostanie nast pc  Wszemira. Wszemir wie,  e to b dzie jeszcze za jego  ycia. On ust pi
synowi miejsca na tronie i b dzie patrzy , b dzie syci  dusz  smakiem ca kowitej niezale no ci
Ksi stwa  Halickiego od Polski, od Rusi i od obu cesarzy z ich namiestnikami religijnymi – z papie-

em i patriarchami. Na razie trzeba zadba  o do czenie do ksi stwa owego Wo ynia, który te

obieca ... A z kniaziem Olegiem... Lepiej z nim dobrze, bo z te ciem  atwiej si  dogada  ni li z
obcym kuternog .  U miechn  si  do swoich my li, wygl da  z tym u miechem jak ch opak,
któremu z nieba spad  okruch gwiazdki, zwiastuj cy szcz cie. Srebrzysty pó pancerz  zosta
wzniesiony oddechem g bokim a równym i spokojnym, d ugie uda w obcis ych spodniach z sukna
barwy renklody chcia yby towarzyszy  koniowi w jego pl sach, i gdyby nie tak wielu ludzi, to
Wszemir by z siod a zeskoczy  i sam z rado ci podskakiwa  obok dzianeta. Na razie zdj  szyszak
przepysznie drogimi kamieniami zdobiony – niech e g owa pooddycha swobodniej po tylu
haustach szcz cia, a  dech zapieraj cych.
     Pust , równoleg  do g ównej uliczk  szed  Chy an, czujnie wysy

 swój wzrok w uliczki pop-

rzeczne i baczy  na zachowanie Wszemira. Za  uszy i j zyk po wi ci  Sobkowi, który szed  obok –
jako wsparcie na wypadek potrzeby – gdyby Chy an dobieg , zd

, lecz na przewag  liczebn

trafi ...
      

- Iii, tam – powiedzia  Sobek – d ugie uda to nic wa nego. Krzy  si  liczy. Gdy ch op ma

mocny krzy , to ka demu innemu z d ugimi udami poradzi.
      - Masz uda nie krótsze od niego – powiedzia  j zyk Chy ana – jeno tu ów i j zyk za d ugie.
      - Tobie te  d ugo ci nóg nie brakuje – odpar  Sobek – one musz  ca y twój rozum pomie ci , bo
we  bie zawdy pusto mia

.

      - Teraz! - okrzyk Chy ana przerwa  t , jak e grzeczn , wymian  zda  i jego d ugie nogi ju  sa-
dzi y susy w stron  Wszemira  a  poprzeczna uliczka zdawa a si  ugina  pod tymi spr

ynuj cymi

stopami d ugono ca.
       

Sobek usi owa  – trzeba przyzna ,  e z marnym powodzeniem –  na ladowa  przyrodniego

brata Tupota  oci ale, a  ciany domów w poprzecznej uliczce oddawa y echem odg os jego
kroków -  up  up,  up.
       Chy an ju  dobieg . Odbi  si  od ziemi obiema nogami, uniós  praw  r

... Wszyscy zobaczy-

li,  e dzier

 w niej trzonek d ugiego no a. Nie wszyscy zobaczyli, ale Wszemir to dostrzeg , i  ten

nó  lecia  przez powietrze w stron  ksi

cej grdyki. Wszyscy us yszeli d ugi bolesny j k i

zobaczyli padaj ce cia o m czyzny, jeszcze z r

 nieopuszczon , jakby po zamachu no em ta r -

ka nie zd

a powróci  do stanu spoczynku. Wszyscy zobaczyli dwie strza y, tkwi ce w szyi

le cego, a bli ej b

cy zobaczyli krew p yn

 z miejsc, w których brzechwy strza  utkwi y. Nie-

którym si  zdawa o,  e widzieli jakiego  d ugasa, przy ksi ciu podskoki  wicz cego  i dwóch

uczników w oknach po obu stronach g ównej ulicy. Ale to mog o by  z udzenie, bo pacho kowie

miejscy nikogo takiego nigdzie na naszli.
     Zrobi o si  nie lada zamieszanie. Woje polscy szaleli na koniach po wszystkich ulicach i ulicz-
kach Halicza w poszukiwaniu sprawców tumultu. Tak e woje Wszemira – pi dziesi ciu wystro-
jonych rodowców, poszukiwali przyczyny ba aganu. Osoby najg ówniejsze zosta y wepchni te do
komnat zamku i drzwi za nimi zamkni to bardzo staranie a szczelnie – nawet zatrute powietrze nie
mog oby si  do tych komnat dosta  – tak dobre by y zamkni cia.
  

Po pewnym czasie Halicz sta  si  miastem,  wygl daj cym prawie bezludnie – okiennice

pozamykane, ulice bez przechodniów, kramy na g ównym placu, pe ne pocz stunków dla  wiadków
weselnych, a przy kramach – nikogo... G ucho, pusto, a  za spokojnie. Od bramy cz apa
zabiedzony konik. Blisko placu g ównego sta a grupka konnych. Na koniku siedzia  szarak jaki  –
nie dostrzeg by  go w szarówce czy w deszczu -stopi by si   wtedy z otoczeniem. Konik podlaz
pod  siw  klacz Zdruzny, oba konie pow cha y sie jak psy, szarak podniós  oczy i powiedzia :
     - Wy cie, jak mniemam, Zdruzno?
     Zdruzno odjecha  na bok, konik powlók  si  za jego klacz , dwaj ludzie co  sobie pokazywali –
mo e znaki jakowe  – wymieniali gesty i s owa dziwaczne... Potem jeszcze kawa ek odjechali od
pozosta ych, najpierw d ugo mówi  szarak, potem Zdruzno -  i konik,  oboj tnie, pocz apa  z powro-

background image

- 33 -

tem w stron  bramy.
     - No, i co? - spyta  Sobies aw, który  - to wiadomo  pewna -  j zyk mia

wierzbi cy i dlatego

musia  nim rusza ,  eby  wi d zmniejszy .
      -Dobrze cie si  spisali – powiedzia  Zdruzno. - Chy an istotnie pr dkie ma ruchy i spostrzegaw-
czo  nadzwyczajn  , a Janko i Hawra  odznaczenia dla najprzedniejszych strzelców powinni
dosta . Ja to zast pi  zezwoleniem na wzmo one  wiczenia, bo cie za pó no si  wycofali i kilku
ludzi was spostrzeg o.
      - Ale ja nie o to pytam – powiedzia  Sobek.
     - Mo e rzeczywi cie... - Zdruzno zawaha  si  przez chwil  – mo e naprawd  kilku z was na wa-

ne stanowiska wyniesionych zostanie... Tedy s uchajcie. Ja mniemam,  e dopóki tu rodów nie po-

szarpi  i rodzinami ich nie porozsadzaj  po zakamarkach Bukowiny, to Tywercy sami sobie b
przeszkadza , a w drownym pasterzom i Waregom wadzi  nie b

. Ksi

 musi mie  poparcie

prawie wszystkich mieszka ców swojej krainy. Czy w Polsce ktokolwiek obcy móg by przed-
si wzi  zamach prawie skuteczny? W tpi . Ludzie by mu uniemo liwili sam zamach r ki... Wnet
by  pojman  zosta   i  obwieszony.      Jeste my  u  Wszebora,  w  jego  ziemi.  A  ilu   on  wojów  ma  przy
sobie? Ilu z jego ludzi mo e dru yn  stanowi   i wa ne miejsca obronne stale zajmowa ? Stu?
Chybam za wielk  liczb  wymieni . Wszemir tylko na te cia si  spuszcza... A kto wie, czy nie
zamiaruje dwóch srok za ogony ci gn  na jeden raz... Nam b dzie kadzi , a Olegowi  wieczk
zapali by go Wareg  nie  przegapi   bez   wiat a...  My jeste my za bardzo rozdwojeni. Mam na
my li Polaków. We cie za przymiar Hrvatów – oni za  ab  i So aw  stanowili drug  si  po
Polanach. Tak ich by o wielu,  e starczy o na Ba kany i na Jesienik, i na Bukowin . Nie wiedzieli-

sto  zaludnienia w nowej krainie, czy wielki obszar z rzadkim zaludnieniem wybra . I to pot ga,

i tamto wielka si a. Co lepsze? Teraz ich na Ba kanach Serbowie wyprzedzaj  i nawet  ci gni cie
si  z Jesienika i Bukowiny do nowej Hrvatii ju  nie pomaga odzyska  znaczenia. Ja sam nie wiem –
co my mamy wybra ... Oleg wybiera zamordyzm – gn bi uzale nionych i w ko cu ich wcieli do
Rusi. My –  agodnie, grzecznie, popieramy, g aszczemy... Te  nie wiem  - co lepsze.
     - Tato mówi  – wtr ci  si  Bo ydar –  e to jest konieczno , bo ch opów i podbitych nie lza na-
tychmiast do narodu w cza . By oby jeszcze gorzej ni  z rodami – ka dy by we w asn  stron
ci gn . W mrowisku si  to udaje i szpilki w dobrym kierunku w druj , lecz mrówek jest moc na
kawa ku gruntu  niewielkim. Ale to niedobre rozwi zanie, bo wróg owo ma e miejsce pr dko
opanuje i pr dko wi kszo  mrówek zniszczy. My na los szcz cia liczym i musim mie  nadziej , i
wytrwa . Tak mój tato powiada , a to wasz brat...
      - Piastów by wymieni  na potomków Druzny – mrukn  po cichu Sobek.
     - Co  mi obiecywa

, Sobu  – powiedzia  Zdruzno g osem s odko-zjadliwym,bo on mia  nie tyl-

ko umys  nadzwyczajny – jego zmys y rozumowi nie ust powa y.
      

- Jam od tego szaraka s ysza  o zamiarze wydania ksi

niczki Tamary za Topolana– ksi cia

Dre-wlan – powiedzia  Hubert, daj c dowód nienajgorszej jako ci swojego s uchu.
      - A Verena? - zapyta  D bosz, wzdychaj c t sknie – jakby mu zgrabna a naga dziewoja na obraz
wyobra ni wlaz a.
       

- Jej  zam cie wi cej by nam szkody mog o przynie  ni li po ytku – powiedzia  Zdruzno –

lada co j  zajmuje.Ona jeno uciech dla w asnego cia a szuka No, ale do  tych roztrz sa . Do ko-
szar pod miastem jedziem. Jutro ochraniamy orszak w w drówce do Stanicy.
        

- Stajnie i koszary za miastem z adzili, jakby im o mo liwo  pr dkiej ucieczki przed wro-

giem .sz o, a nie o o bron  – powiedzia  Sobek, który lubi  mie  zawsze ostatnie s owo.

background image

- 34 -

Rozdzia  VI

Pu k kniazia Igora

     Od dwóch lat w miejscu o nazwie Brze nica, kór  to nazw  woje cz sto przekr cali na Brze -
nic , jako  e na brzegu by a, i to brzegu rozumianym wielorako – brzeg Bohu, brzeg Morza
Czarnego i brzeg wp ywów polskich w tamtych stronach – w Brze nicy czy Brze nicy, na
ogo oconym z ga zi bocznych,  mig ym pniu brzozy wisia  czerwony proporzec z wyszytym na
nim bia ym or em, susz cym skrzyd a. Rano uroczy cie wci gano go wysoko za pomoc  linek,
wszyscy  wolni  od  s

by  woje  stali  wtedy  niemo  w  zwartym  czworok cie,  w  równych  rz dach  i

szeregach koni i ludzi. Wieczorem jeno ludzie stawali do uroczystego  ci gania proporca,
pieczo owitego sk adania sukna na czworo i chowania do namiotu s

bowych nocnych. Wszystko

dla podkre lenia obecno ci Polaków w tym miejscu, które przed dwoma laty same ksi niczki
polskie zaszczyci y swoj  obecno ci .
      Dwie z tych ksi

niczek nadal przebywa y w Haliczu, przy czym nienajlepsza s awa Vereny za-

tacza a kr gi coraz szersze. Nawet o niej i o Wszemirze szeptano... Tfu! Wstr tne ploty, i plotkary –
z zazdro ci wymys y czyni , jakby wszystkie pod 

em le

y i jednocze nie widzia y – kto w tym

u i z kim... A  adna nie bra a pod uwag  skrzypienia siedziska, kiedy kto  na nim si dzie i tu ów

pochyla, prostuje, pochyla... Babsztyle s dzi y,  e wszystko wiedz  i  adnych pozornych po-
dobie stw nie musz  bra  pod uwag . W ko cu wystarczy o zapyta  Wszemira, co Libusza
uczyni a i us ysza a:
      - Ja z Veren  cz sto zastanawiamy si  nad nazw  dla  naszego pa stwa. S  do wyboru trzy mo -
liwo ci:  Haliczja – co od naszego miasta i grodu by pochodzi o,  albo Bukowina – od nazwy krainy
w, której mój ród siedzia , dopóki my go bli ej nas nie przesiedlili, lubo te  Mo odawija – jako  e
pa stwo jest m ode. Co ty  by , matko mojej córki, wybra a?
      

- Ja bym wybra a wyjazd mojej siostry w takie miejsce,w którym nijak nie mo na zawróci  -

od-par a Libusza, na co  Wszemir powinien by  si  za mia , a on mia  wyraz twarzy lekko przes-
traszony... Ej, ty – Wszemir, prostaku jeden.!  ona znowu ci arna, a ty boisz si  odjazdu jej
siostry i to zdradzasz swoj  g upaw  min ... Prosto rzec – cymba !
     Kiedy rodzina ulega rozdzieleniu, zgodnie z Pismem – odejdzie od matki i ojca, i odt d jedno

 stanowi  cia o, to  wszystko jest jasne, proste i s uszne. A je eli odejdzie, a jedno ci nie stano-

wi ? Czy  nie powstaj  wtedy ci goty do odej cia ponownego – do mamusi,  albo te  do rodze -
stwa?  Czy  odwiedziny    Tamary  w  Haliczu  mo na  w  powy szy  sposób  t umaczy ?  M   Tamary,
knia  Topolan, ujmowa  rzecz w ten sposób w

nie, lecz – w takim razie – dlaczego przyjecha  z

on ? W dodatku male

 córeczk  wie li, a Tamara znowu by a w ci y... Czy to czasem nie

Topolan z Wszemirem bardzo chcieli si  spotka , aby ... No, powiedzmy – aby za

 wspólnych

przeja

ek konnych i wspólnie na  owy si  wyprawi ?...

      Zeznania Topolana musia y by  jako  rozbie ne z prawd , bo i Tamara... Ona, po przywitaniu z
Veren , powiedzia a krótko i w

owato:

      - Nie opuszczasz nas ani na chwil  – zawdy razem we trzy b dziem. A jak si  zbli ysz do Topo-
lana bli ej ni  na zsi g strzelania z   uku, to tacie donosz  o twoim prowadzeniu i pod stra  starych

dz ci  umieszcz  w jakiej puszczy.

*  *  *  *  *

     Do Zdruzny zg osi  si  Janek Horyd z pro

 o rozmow  gdzie  daleko od stanicy – najlepiej w

stepie, ale Zdruzno jeno go ofukn , bo podejrzewa  jakowe  niesnaski w swoim oddzia ku i oba-
wia  si ,  e to pocz tek donoszenia jeden na drugiego.
     - Wobec odmowy musz  rzec tutaj – powiedzia  Horyd. -  Gawry a dostaje go bie od jakiego
pos

ca, który nie jest z Gniezna. Z pocz tku s dzi em, i  nasz go biarz kupuje ptaki u

drownego kupca, bo pa a do tych ptaków uczuciem. Jednakowo  tu zawsze ten sam pos aniec

klatki z go biami przywozi i Gawry a je od niego bierze a  nad uj ciem Bohu do morza. Tam szum
jest wody i nicem z ich rozmów nie us ysza .
      - Hmm. - chrz kn  Zdruzno – jednak e ja pokwitowania z Gniezna dostaj ... No, mo e on czy-
ta witki, robi drugie i w inne miejsce wysy a... Na szcz cie przez te dwa lata  nie by o do
przekazywania nic wa nego. Ty dalej podgl daj. Zobacz czy wysy a go bie w innym kierunku
ni li

background image

- 34 -

nasze. Wezwij do mnie Chom , on  Gawryle przy go biach pomaga.
     Choma przyzna ,  e Gawry a  dostaje ptaki od dwóch pos

ców.

     - Czemu  mnie o tym nie powiadomi ? - spyta  Zdruzno.
     - On powiada ,  e to za waszym zezwoleniem – odpar  Choma.
     I na tym sprawa przysch a – by o jak dot d. Tylko witki tak  tre  pocz y zawiera , i   Gniezno

da o wyja nie  i uzyskiwa o jeno zapewnienie,  e taka jest potrzeba chwili. Zdruzno cz sto

sprawdza  wyraz twarzy Gawry y i Chomy, lecz  aden nie okazywa  ani strachu, ani zmieszania.
Czy by Gawry a wysy

 listy do jakiej  swojej lubej? A, niech mu tam – karmy za wiele obcy

go b nie ze re, a serce nie s uga – niech e jego bicie leci ptakiem do drugiego serca...

  *  *  *

     - Zadanie specjalne! - obwie ci  Zdruzno którego  dnia, chocia  akurat zacz  si  okres pasienia
przez oddzia  stad. - Jedziem migiem do Halicza i b dziem os ania  ksi

niczki i ksi

t w podró y

do nas. Pono chc  zobaczy  post py budowy i prac przy okr tach. Gawry a przy go biach ostaje.

*  *  *  *  *

    

Koniuchy mieli wie  konie. Reszta towarzystwa mia a podró owa  Bohem, o tej porze roku

bezpiecznym. Na porohach jeno przyjemno ci mo na zazna , bo woda przy piesza nieznacznie,

ytko jest, nawet uderzenia  odzi w sule mog  by  jeno urozmaiceniem g adkiego sp ywania z

pr dem. Tedy konno do porohów, tam  odzie czekaj  i namioty, dwa dni odpoczynku, by
koniuchom czasu nie brak o na przep dzenie koni, wtedy z pr dem  odziami, l dowanie ko o
stanicy, gdzie ju  powinny ich konie czeka , bo na morze  odziami niebezpiecznie wyp ywa , tedy
do Korabiów konno si  pojedzie.  atwo, wygodnie, przyjemnie. Dodatkow  zalet  b dzie
oszcz dzenie pól, które przy podró y konnej trudno jest omija  licznej kawalkadzie, a mniej liczna
przy dwóch ksi

tach, dwóch ksi nych i jednej ksi niczce... Chyba by kto rozumu si  zby , aby

zabiera  takim dostojnym osobom, przynale

 im  wit .

    Wszystko by o wyliczone akuratnie. Na brzegu lejkowatego uj cia Bohu, naprzeciwko stanicy
czeka y konie. Nakarmione, oczyszczone, osiod ane. Ka dy wsiada  na swojego, ksi ne i
ksi niczka radowa y si  ze zmiany postawy cia a, bo w  odziach jednak trzeba cia o kuli ,
pochodzi  si  nie da... A tu ciep o w asnego konia przyjemnie grzeje w nogi, ko ysanie odpoczynek
daje, wida  wszystko z wysoka. Gdzie  tam, bli ej morza, owe Korabie s , mo e to budowanie
okr tów jest ciekawe i pouczaj ce?... Droga niez a, snad  przez wiele wozów d ugo u ywana, tedy
ubita, kolein nie ma, równo, prosto – step zakr tów nie wymaga. Verena próbowa a, na zmian ,
uwodzi  D bosza albo Gorana, lecz wszyscy ochroniarze mieli zapowiedziane wydanie na m ki,
je eli który ulegnie gestom, s owom, lub znacz cym minom ksi niczki.
     Z pó  mili przejechali, gdy dogna  ich goniec dowódcy stanicy. Przypad  do ksi cia Wszemira z
nowin ,  e widziano wczoraj w stepie bardzo liczny oddzia  wojów, prawdopodobnie ruskich, bo
bez stad i nawet bez lu nych koni. Tedy ani wyprawa wojenna, ani w drówka koczowników ze
stadami. Dowódca prosi o ostro no , bo w stanicy nie ma tylu wojów, aby si  tak licznemu
oddzia owi Rusów przeciwstawi . W razie niebezpiecze stwa dowódca radzi na drugi brzeg uj cia

yn  przy koniach. Zanim Rusini te  to uczyni , b dzie si  mo na od nich odsadzi  i pomoc

uzyska  wi ksz . Wszemir natychmiast go ców pchn  do wszystkich rodów z nakazem wys ania
jak najwi kszych si  zbrojnych pod Brze nic .Na razie wszystko wygl da o zwyczajnie, wi c jecha-
li do tych Korabiów, bo przecie nie warto ucieka , kiedy si  nie wie przed kim i w któr  stron ...
      Dojechali. Zamiast miasta – kilkana cie skleconych byle jak cha up. A wsz dzie, ale to wsz -
dzie moc powbijanych w ziemi  kloców okr

ych. Mo naby przypuszcza ,  e to s  korabie, bo

kszta t wyznaczany przez dwa podwójne rz dy pobliskich kloców przypomina , jako  ywo, zarys
korabia. W wielkie szparzyska mi dzy klocami powsadzano grube dechy. Chyba musia y by
podczas wsadzania  wie e i wystarczaj co  gi tkie. Teraz wygl da y staro , sztywno i by y pogi te–
na pewno nikt tego teraz ju  nie zegnie ani nie odegnie.
    - Chodzi o to – rozleg  si  g os z ty u –  eby mie  wystarczaj

 ilo  desek na poszycie wr g

burtowych. Prosz  zauwa

,  e w ró nych ustawieniach kloców wygina si  ró nie,wsadzone w nie

dechy. Na gór  potrzebne s  mniej wygi te, przy st pce krótsze i wygi te inaczej, po rodku
wysoko ci burty s  najbardziej wygi te,a d ugo  maj

redni . Teraz b dziem uk ada  st pki i

wr -

background image

- 35 -

gi do nich mocowa . Potem do wr g b dziem mocowa  te powykrzywiane dechy – od najd

szych

na górze do najkrótszych przy st pce. Zostanie uszczelnianie – s omiane powrós a smo  i  ywic
nas czane wpycha si  w ka

 szpar  mi dzy deskami poszycia. Potem mocowanie pi ty masztu do

st pki i wsporników. Na koniec pok ad, podwójny ster na rufie i od dzi  za dwa lata czajka gotowa.
Pi dziesi ciu ludzi mie ci, a po Dnieprze mog aby sp ywa , wy czywszy tamtejsze porohy. Po
Bohu  tako ,  lecz  tylko  przy  wysokim  stanie  wody.  A  i  po  morzu...  Na  kupczenie  z  Bizancjum  je
szykujem.
     Wszyscy patrzyli na cz owieka, który tak zwan  si  wieku mia  dawno za sob , odziany by  po-
rz dnie, czysto. Nijak na budowniczego okr tów nie wygl da .
      - Powiedzcie, dobry cz oweiku – powiedzia a Verena g osem s odkim jak trzmieli miód – czy tu
nie ma m odszych m czyzn? Wy sami to wszystko tutaj?... - wskaza a r

 na kilkaset rz dów klo-

ców.
      Starzec wskaza  r

 koszmarne cha upy.

      - Ja tu tylko kieruj  – powiedzia  – robotnicy maj  teraz odpoczynek.
    

Prawie wszyscy patrzyli z lito ci  na jako  dachów tych bud – one z pewno ci  musia y by

przewiewne, a jedyn  ich zalet  by o pr dkie wysychanie wody z wn trza, kiedy deszcz przestanie
pada  i s

ce si  poka e. Tylko Verena patrzy a w ty , na drog , któr  przyjechali.

      Starzec zrozumia  wymow  spojrze  na cha upy i powiedzia :
     - Zaraz poka  gdzie b dzie plac g ówny, najszersze cztery ulice i inne budynki. Mam ju  za-
mys   i kiedy wr gi i st pka schn  b

, przyst pim do budowy miasta Korabie. A na razie mamy

cz

 korabiów do p ywania.

       Nie by o im dane ogl da  pokazu budowniczego, bo Verena pisn a rado nie, krzykn a: - M o-
dzi!, i  pogna a drog . Wszyscy si  odwrócili i zobaczyli nadje

aj cych ludzi wojennych.

Zdruzno wyda  komend , jego oddzia  stan  na drodze czo em do nadje

aj cych odwrócony.

      - Ucieczka najlepsza brzegiem morza – powiedzia  Zdruzno – oni musz  wzi  pod uwag ,  e
stanica zosta aby im za plecami.
     

Ale ucieka  nie by o potrzeby. Verena jecha a przy  pierwszej czwórce tych nadje

aj cych,

Janek Horyd szepn  Zdruznie,  e jest ich dwie cie pi dziesi t czwórek a zajmuj  drog  na

ugo ci dziesi ciu staja  .  Jeszcze stajanie dzieli o rz deczek polskich wojów od masy tamtych,

kiedy pad a ruska komenda i te wszystkie czwórki stan y, a tylko Verena i  m odzian jej wzrostu
podje

ali ku korabiom i orszakowi przy nich.

      - To jest knia  Igor – powiedzia a Verena – syn Ruryka. On w odwiedziny przyjacielskie przy-
jecha . Chce swojemu pu kowi pokaza  sposób budowania okr tów i pyta, czy mu b dzie wolno.
      - Prosim, prosim – Wszemir nagle wszed  w obowi zki gospodarza. - A czy knia  jest niemo-

?

      

- Ale gdzie tam! - Igor za mia  si  jakby najprzedniejszy  art us ysza , a Wszebor si  zaczer-

wieni  jakby  go co  bardzo .zawstydzi o.
       Verena te  si

mia a. - Bardzo przyjemnie si  z Igorem rozmawia – powiedzia a. - Czasem by-

wa,  e przystojny i niebrzydki, a s owa do s owa nie przyklepie, zdania nie skleci. Tu wszystko si
po czy o – wy szy ode mnie o g ow , bary szerokie, a biodra w skie, klatka z piersiami
rozbudowana, z ociste w osy – g ste, grube i porz dnie uczesane, twarzy nic zarzuci  si  nie da –

mig e ciemne brwi nad b kitem t czówek, prosty nos, i nied ugi, zarost... Igor – ty si  ju  golisz?

      - Klatka taka du a, a ptaszek taki malutki – rzuci  pod nosem uwag  Sobek.
     -  eb kszta tny i wielki jak beka i  jednakowo d wi cz , kiedy ona pusta – dorzuci  pod w sem
Olaf.
     

- Wida ,   e niesporo wam strojenie korabliew idzie – powiedzia  Igor. Nicziewo  – cisze je-

diesz-dalsze budiesz. Zbudujtie porzondnie, tak my jeich zabieriom, cha, cha, cha.  arty mia  Igor
swoiste. Typu:   artujem- artujem, a moja r ka ostatnie miedziaki z twojej sakiewki wybiera.
      - Igor mnie po drodze mówi  – Verena, zaiste, by a wzorem osoby, której wszystko mo na po-
wiedzie , a ona nikomu nie powtórzy –  e on ze swoimi mo ojcami na tych czajkach Konstantyno-
pol  zdob dzie. Czy  to nie jest  mia y pomys ?
       - O, bardzo  mia y – odezwa  si  z podziwem Zdruzno.

- 36 -

background image

      

- Ty – Igor wskaza  palcem pier  Zdruzny – mnie ka etsja – Zdruzno, a? Mnogo o was ja

ysza

Powiadajom – atriad Zdruzny najljepszy. U mnie to e samyje wybjeranyje. Tak my mo em igrcy
mie du nami  sdie at'... Choczesz poprobowatsja?
      - Mój oddzia ek na ca y pu k kniazia? - Zdruzno by  zdumiony.
    

- Cha, cha, cha – samyj  utszyj  art – odin na odnowo, na odnogo, znaczit – na jednego je-

den.Strielcew u mnie niema o, i  samych silnych mnogo, prygajut to e charaszo, oszcziepniki
mogut byt'  Dogawarimsja kak S owjanin so S owjaninom. Nu, kak? Sog asnyj? Zguoda?
      -  wietna my l – powiedzia  ksi

 Wszemir.

    - Cudowna  rozrywaka by by a – Verena by a w niebezpiecze stwie – mog a wpa   w ciel cy
zachwyt i ju  w nim pozosta .
     - Tak my dogaworilimsja – stwierdzi  Igor, jakby to z wojami Wszemira chcia  mie  zawody. -
Czi mnie g aza nie omyliajut? Czi to ty, Tamara? Pocziemu ty usz a ot mienja? Wazwratijsja i
budiet oczie  charaszo. Ja tiebje wybaczju.
      - My ju  raz próbowali my, Igor – powiedzia a spokojnie Tamara – nie pami tasz? Mam praw-
dziwego m a – wskaza a ksi cia Topolana – i dzieci ze sob  mamy – pokaza a na swój brzuch.
      - Aha – rzek  Igor – szto nibud' pomnju. Ty zagniewa as' na mienja?
       -  Trudno  si   gniewa   na  oset,   e  kole  –  powiedzia a  Tamara,  a  Igor  oraz  –  dla  towarzystwa  –
Verena  wybuchn li  miechem.
     - Razjemcom budjet  kniaz' Wszemir, sog asno? A mojeho raba, Topolana na udawanoj barbje
nie nada. Panjatno?

*  *  *  *  *

      

Ksi na Tamara za yczy a sobie rozmowy ze Zdruzn . Powiedzia a,  e zwraca si  do niego

jako do syna Druzny z pro

 o ukierunkowanie – co ona ma teraz robi , by Igor nie za yczy  sobie

mie  jej ponownie u siebie.
      - To jest cz owiek dziwaczny – powiedzia a – on z a od dobra nie odró nia. Bardzo przemy lny
jest, lecz  nie kieruje si  bezstronno ci  – tylko z jednej strony na wszystko patrzy – ze strony w as-
nej zachcianki i korzy ci. Zreszt  – tylko chwilowych zachcianek i korzy ci natychmiastowych.
Gotów  wiat podbi  i natychmiast go komu innemu odda , bo ju  czego innego pragnie.
      Zdruzno przez jaki  czas t umaczy  Tamarze – jak Igora do czego innego zach ci , na co innego
jego po

dliwo  i zachcenia skierowa . Potem uzgodnili wspó dzia anie, Zdruzno zaleci  Tamarze

przybycie na zawody, zostawienie m a w obozowisku Wszemira i poszed  na rozmowy z
przedstawicielem Igora – musieli uzgodni  przebieg zawodów – kto z kim i w czym – a
przedstawiciel Igora wymóg  tak e zgod  na nagrodzenie zwyci zcy.
       - Zwyci zca sam obie nagrod  wyznaczy i pokonany mu jej nie odmówi – powiedzia  przedsta-
wiciel Igora, powo uj c si  na  yczenie kniazia.
       - Ciekawy uk ad – powiedzia  Zdruzno – jak my wygramy, to knia  mo e wzruszy  ramionami
i nic nie da , bo wi cej was ni li nas i si  nie we miemy. A jak wy wygracie, to za da  mo ecie
wszystkiego...
       -  Po pierwsze  –  powiedzia  przedstawiciel Igora – si  moglim wzi  od razu. A po drugie –
wy w swoj  wygran  nie bardzo wierzycie... Nie znacie poczucia honoru naszego kniazia – on
dotrzyma obietnicy. Gorzej mo e by  troch  pó niej, lecz on jest przez nas pilnowany. W razie
wygranej  nie   dajcie  zbyt  wiele,  bo  on  si   zgodzi  da ,  a  my  –  nie  wiadomo...    On  stara  si   nas
przekona  o swojej s owia sko ci i w tej sprawie wszystko nam umo liwi, je eli powiemy,  e tak
by zrobi  prawy S owianin.

*  *  *  *  *

      Na odprawie przed samymi zawodami nie by o Hawrania.
         -  B dziesz  strzela   zamiast  niego  –  powiedzia   Zdruzno,  patrz c  na  Janka  Horyda.  -  Wszyscy

cie dla swoich przeciwników uprzejmi. A jak który przegra, to podej  do Rusina, d

 mu

poda  i przyzna ,  e lepszy wygra .  eby mi si

aden nie wywy sza !

     - D

 trutk  posmarowa  – powiedzia  Sobek – trutka przejdzie na jego d

, mo e potem po-

li e i ju  z nikim nigdy nie wygra.
      Dobry nastrój Sobies awa stan  pod znakiem zapytania, kiedy – jako  ucznik pu ku kniazia Igo-

background image

- 37 -

ra - wyszed  Hawra . Janek Horyd strzeli  bardzo blisko  rodka tarczy. Wtedy Hawra , sprawdzaj c
wraz z Jankiem odleg

 strza y od  rodka, powiedzia :

     - Mnie kupili, brat ty mój. Nie za z oto, o  -  nie! Oni zagrozili,  e mojej rodzinie pod Iskoro-
stieniem  dobior  si  do zadków. Ale ja mog  trafi  gorzej,  eby my wygrali z Igorem.
      - Ty strzel jak najlepiej – powiedzia  Janek – rodzina wa niejsza od zwyci stwa w walce na ni-
by.
     

- Co ... Hawra  naprawd  by  najlepszym z najlepszych  uczników... Trzeba by o odnotowa

prowadzenie pu ku Igora.
      

Potem Wszemir udowodni  swoj  go cinno  wobec pu ku. Chy an skoczy  dalej od Rusina i

powinien by  zwyci zc  w skoku w dal. Atoli Wszemir „zauwa

”,  e Chy an nadepn  na kresk ,

oznaczaj

 poczatek „rowu”...

       - Wpad by jak nic w rów – obwie ci  Wszemir, i dlatego wygra  przedstwiciel pu ku kniazia.
       Bie an prowadzi  w biegu na dziesi   staja , lecz Rusin bieg  niedaleko za nim. Kiedy do ko -
ca pó  stajania zabrak o, Rusin wzmóg  wysi ki, dogna  Bie ana i podstawi  mu nog  – kopn  w
kostk  Bie ana w taki sposób,  e jedna noga zaczepi a o drug ... Bie an podniós  si  do dalszego
biegu, kiedy Rusin mija  kresk  ko cow . Wszelkie próby przekonania Wszemira,  e to by a
nieuczciwo  Rusina spe

y na niczym. Wszemir „zauwa

”,  e kopni cie by o nieumy lne, a

mo e nawet Bie an si  zwyczajnie potkn ...  Zauwa

,  e... -   mo e...

       Goran przegra  uczciwie i naprawd . Rusinowi uda o si  uchwyci  Gorana od ty u, trzyma  Po-
laka w pó , uniesionego w gór  na pó  stopy  i – jak ka dy si acz – Waligóra  móg  jeno p aka ,  e
nad ziemi  traci swoj  si  do d wigania, bo stopy nie maj  oparcia.
      Wtedy wyszed  Sobek do skakania wzwy . Blady jak  mier , z twarz  st

, napi

.

      - Mo e si  poddamy? - Zdruzno ba  si  o zdrowie Sobies awa.
      - Zrobi  swoje – powiedzia  Sobek i skoczy  o trzy palce wy ej od Rusina.
      Wprawdzie Wszemir zauwa

 – tym razem naprawd  –  e Sobek w wyskoku odwróci  cia o i

przelecia  nad link  plecami do do u, lecz sam knia  Igor za da  uznania zwyci stwa Sobka –
skoczy  wy ej od Rusina, machn  nogami i  wykona   w powietrzu ca y obrót – zeskakuj c na
nogi, a Rusin po skoku si  przewróci  – nie by by gotowy do walki, gdyby to w prawdziwym boju
by o...
      

To by  prze om. Nawet bardzo go cinny gospodarz nie móg  zaprzeczy ,  e D bosz podnosi

ci ar wi kszy ni li Rusin, i  w dodatku pr dzej oraz wi cej razy. Olaf trafi  oszczepem dok adnie
w  rodek wypchanej s om  baraniej skóry, a oszczep Rusina jeno musn  skór , nadrywaj c
odstaj ce ucho. W rzucie oszczepem w „t um”, czyli na odleg

, Choma pokona  Rusina bardzo

wyra nie i podczas wyrzutu broni sta  daleko za kresk  wyj ciow  – nie by o si  czego czepi .
Pi te  zwyci stwo odniós  Gawry a w rzucaniu dzirytem do celu – Polacy ju  nie mogli przegra  –
zosta o  tylko rzucanie do celu kamieniami z procy i  apanie ciel t na arkan – obie te czynno ci
miano liczy  jako po ówki jednego zwyci stwa lub jednej przegranej.
      Wtedy knia  Igor poprosi  o przerw , a w przerwie podszed  do Zdruzny i powiedzia :
      - Mo ecie zwyci

 – my ju  nie. Mo e si  zdarzy ,  e teraz moi wygraj  i b dziem na równi.

Ja prosz  o mo liwo  zmiany  - niechby ostatnia walka liczy a si  podwójnie. Wszak e by aby to
walka  mi dzy  tob   a  mn .  Walka  na  kije,  zamiast  mieczy.  Ty  na  pewno  dobry  jeste   w  tym,  bo
swoich musisz uczy ... I ja niezgorzej sobie radz . Krzywda nikomu si  nie stanie, a b dzie na
pewno zwyci zca – albo ty wygrasz i zwyci ycie wyra nie, albo ja wygram i my zwyci ymy
niewysoko. Kto zaprzestanie walki albo krzyknie z bólu ten przegrany. Jak? Zgodzisz si ?
     

- Takiemu kniaziowi, który tak czysto po polsku mówi – nie odmówi  – rzek  Zdruzno i og-

oszono wynik nowych uzgodnie .

*  *  *

    Zaraz przy pierwszym z

eniu Zdruzno dosta  tak mocne uk ucie w bok,  e przy prawdziwej

walce ju  by nie 

. Zabola o bardzo mocno, ledwo mo na by o oddycha . Mo e p

o które

ebro... Nauczycieli musia  mie  Igor dobrych.Na pewno wiedzia ,  e trafi . Spodziewa  si  okrzyku

przynajmniej, a tu nic.Czy nauczyciele nauczyli go tak e odporno ci w razie braku spodziewanych
wyników w asnych trafie ?... Nie wolno by o Igora lekce sobie wa

 – nale

o si  skupi  i

czeka  na mo liwo  „odwdzi czenia si ” za cios. Chyba nie nale y wali  kniazia w g ow .

background image

- 38 -

Wszebor zaraz by zakrzykn ,  e trafienie niew ne albo co  w tym rodzaju. Trzeba trafi  bole nie i
unieruchamiaj co. Przelecia  pami ci  wszystkie nauki ojca o budowie i dzia aniu cia a. Ju  wie-
dzia ...
     

Wiedzie  gdzie trafi , a trafi  – to nie to samo. Na razie Zdruzno musia  zas ania  si  przed

ciosami kniazia, które pada y ze stron ma o spodziewanych. Dobrzy nauczyciele... Si a uderze
Igora dorównywa a ich przemy lno ci – m ody ma niespo yte si y... Ciosy  staj  si  jeszcze
cz stsze i mocniejsze. Przychodzi zadyszka, bo same zas ony nie pomagaj  – trzeba si  uchyla  i
odskaki-wa .  Na czo o wychodzi pot, bo trzeba by o do czy  cofanie si  i  pr dkie sk ony przed
ciosami k ujacymi w piersi. Kiedy on si  zm czy?...
       Grad ciosów przechodzi w now  pr dko  i jako  – teraz przypomina werbel – jak on to robi?
Gdyby mo na by o w g ow ...  On wyczu ,  e jego g owa  nie musi by  chroniona... Przebieg a
bestia... Jak z apa  g bszy oddech?  Brakuje powietrza...

       Polscy woje zamkn li oczy – zapowiada a si  kl ska. Jeden tylko Janek Horyd jeszcze wierzy .
     

- Przerwa  walk ! - rozleg y si  okrzyki Rusinów. - On unika star  – ucieka ci gle. Og osi

zwyci stwo kniazia Igora!
     

Wszemir wsta  do po owy. W r ku trzyma  bia  chust  – zaraz j  rzuci i powie,  e poddaje

Zdruzn . Naraz w powietrze wylatuje jeden kij. Wszemir i Rusini patrz  wytrzeszczonymi oczami.
Polacy otwieraj  oczy wobec nag ej ciszy. Czy to ju  kl ska? Rozjemca ma pó otwarte usta – mo e
ju  zaczyna  og asza  wynik walki, a mo e to jest zaskoczenie... Na ziemi  upada kij.  Igora!
      - Mo esz podnie  albo uznaj si  za pokonanego -  g os Zdruzny jest przerywany – on ledwo
dyszy.
       Igor porwa  kij z ziemi nadal zadaje ciosy, nadal ma si y niespo yte i nie uby o mu umiej tno -
ci. Ale dosz o co  nowego – zaskoczenie z powodu wytr cenia mu z r ki kija. Tego nie
przewidywali nawet jego nauczyciele. Mo na straci  w walce bro ? Czy w prawdziwym boju
przeciwnik pozwoli podnie ? Jeszcze wzmóc pr dko  – nie ustawa  w natarciu – ten stary lada
chwila przestanie widzie  przez  rz sisty pot, zalewaj cy mu  lepia.  Ostatni nauczyciel uczy
omini cia zas ony i pchni cia prosto w oko. Nie pomaga walka bezkrwawa, to trzeba zabi .  miech

dzie,  e kijem zabi  Polaka.... Jak to mówi  nauczyciel? Aha – nikt jeszcze nie unikn  tego ciosu

ze zwodem! Teraz!!!
      Nie bola o. Tylko nagle r ka zdr twia a, straci a czucie i Igor wypu ci  z niej kij. Sta  i próbo-
wa  ruszy  palcami tej r ki. Nie czu  niczego – to lepsze ni  ból – ale palce si  nie poruszy y. Ten
stary  idzie do Wszemira i charczy:
      - Og

 moje zwyci stwo, bo rozwal  mu  eb!

*  *  *

      Po walce Igor doszed  do siebie na tyle, ze podszed  do Zdruzny i spyta  – jakiej  da nagrody.
      - To tylko przypadek,  em zosta  zwyci zc  – powiedzia  Zdruzno – za to  adna nagroda si  nie
nale y. Los zrz dzi ,  e knia  Igor nie b dzie móg  chwali  si  kolejnym zwyci stwem, bo r ka mu
si  zepsu a. Ale  to musieli by  nauczyciele... Mistrzowie nad mistrzami. Ja tylko... No, chcia em
rzec,  e g upim szcz cie sprzyja. Jak r ka wydobrzeje, to ch tnie po nauki si  zg osz . To ostatnie
pchni cie... Nadzwyczajne – a  dziw,  e jeszcze   yj . Trafienie w oko... Hmm. Cud istny.
      Zdruzno poszed  do swoich wojów. Wszyscy patrzyli na niego jak w t cz  – dokaza  sztuki nad-
zwyczajnej – zosta  zwyci zc , a nie urazi  zwyci onego.
      - Jak  tego  dokonali cie? Jam widzia   wasz  cios.  W co  go pchn li cie,   e  ta  r ka  mu  obwis a   i
zmartwia a? – Janek Horyd zadawa  pytania jedno po  drugim.
      

- W stawie  okciowym – powiedzia  Zdruzno – jest tako  staw nerwu – takiego sznura prze-

wodz cego rozkazy od g owy i my li do palców, przegubu i przedramienia. Trafi em go w ten prze-
wód, w ten staw nerwu. Mo e tak by ,  e b dzie mia  r

 niew adn  do ko ca  ycia.

      

- Igor Suchor ki – powiedzia  szeptem Sobek, a wszyscy ludzie Zdruzny zapomnieli o przes-

trodzenie  miej si  bratku z cudzego upadku... No, chyba oprócz  niektórych...

*  *  *

       - Id  pocieszy  Igora – powiedzia a Verena – musi by  bardzo zawiedziony,  e niespodziewana

background image

- 39 -

choroba r ki odebra a mu zwyci stwo.
      - Mo esz po drodze za atwi  co-nieco? - spyta a Tamara.
      - Zale y co – powiedzia a nieufnie Verena.
    - Wszemir Igorowi korowaj przygotowa . To na przeprosiny i jako pociecha po niezas

onym

braku zwyci stwa. Aha – jest tu jeszcze wi  dla  Zdruzny od mojego m a. Jak ci  b dzie  ódk
który znajomy przewozi , to oddaj mu dla Zdruzny. Jego go biarz do Gniezna wysy a wie ci. Sama
bym odda a, lecz Zdruzno w step pojecha  – rozmy la  o nauczeniu podw adnych tego ciosu Igora
w oko... Jeno dzisiaj koniecznie, bo to pono pilne. Bym ci  nie obci

a, lecz nie zasta am Zdruzny

ani jego podw adnych. Mo e ju  wrócili z tych swoich rozmy la ...
      Verena wzi a wi  i przeczyta a g osno : - Gawry a nadal skutecznie oszukuje Kijów.
      -  eby ci  czasem my l nie nasz a zanie  t  wi  Igorowi – przestrzeg a siostr  Tamara – bo z
Druzn  b dziesz mie  do czynienia. Powiedzie  Igorowi mo esz, bo  to jawna wi , ale wie  musi
by  dzisiaj wys ana i z tym   artów nie ma. Zdaje si ,  e za tym niewinnym zdaniem jaka  inna
wie  si  chowa... Nie zgub!  Korowaja te  nie zgub! I jeszcze Igorowi powiedz,  e Wszemir przy-
pomina, i  Polacy maj  stanic  poza ksi stwem Wszemira i Libuszy. Nie zab dziesz?
       - Co  ty – powiedzia a Verena – mo e Igor pocz stuje korowajem, a ja s odko ci lubi  i owoce
pieczone. Wi , korowaj, stanica – zgadza si ?.

* *  *

       Verena powróci a nast pnego dnia w po udnie. Twarz mia a zmi

, odzie  miejscami poszar-

pan . Obie siostry siedzia y w ogrodzie i omawia y jad ospis na jutro. Verena zrobi a tajemnicz
min .
        - Nie uwierzycie, siostrzyczki -powiedzia a – Zdruzno jest zdrajc . Oj, b dzie z nim koniec.
        - Jak?, Co? , Opowiadaj! – siostry pokrzykiwa y jedna przez drug .
      - Odda am na  ódce wi  dla Zdruzny – powiedzia a Verena. - A on musia  w nocy t  wi  przy-
nie  do namiotu Igora, bom j  rano na stoliku ujrza a.
       - Samemu Zdruznie odda

? - spyta a Libusza.

       - Nie, odda am temu osi kowi, co z Rusinem zapasy przegra
       - To mo e ten Waligóra jest zdrajc  – wyrazi a przypuszczenie Libusza.
         - Szkoda  –  powiedzia a  Verena    -  nie  wykry am  zdrajcy.  Ale  to  nic.  Mówi   wam  –  jeszczem
takiej nocy nie prze

a. Igor niby zwyczajny cz ek, ale on jako ... Wezwa  najpierw dwie takie...

Wyk pa y mnie, olejkami nama ci y. A ich dotyk... Dech mi zapiera o – ale  one wiedz  gdzie i jak
dotkn  czy pog aska ... A potem posz am z tym, który tego od wici pokona ... Bardzo, bardzo. Za-
raz wszed  po nim ten od ci arów podnoszenia... Mówi  wam – gwiazdy pod powiekami, a w
biodrach takie mrowienie,  askotanie, rozkosz...  W ko cu zacz am co  krzycze . Sama nie wiem
co. Potem znowu ten  zapa nik...
       - Ty, Verena – powiedzia a oschle Tamara – jeste  wyuzdana wszetecznica. Nierz dnica jeste .
Od kobiety gorsza, bo ona dla zarobku, a ty... Wstr t mnie bierze. Igor i mnie chcia  swoim

dakom da  do zabawy. On jest... No, jeszczem nie s ysza a,  eby on do jakiej  si  przystawia ...

Za  co do wici... Ona mog a by  podwójna  i ty  jedn  Igorowi mog

 w korowaju zanie ...

       - Nic z tego nie pojmuj  – przyzna a Verena.

background image

- 40 -

Rozdzia  VII

Step

wit w ka dym miejscu, aczkolwiek nie u ka dego, stwarza niesamowite wra enie. W pe ni  wi-

tu  jest  ca kowicie  widno  –  jest   wiat o,  a  nie  ma  cienia.  Wi kszo   ludzi  wcale  o  tym  nie  wie  –
wr cz myl

wit ze wschodem, kiedy to nad widnokr giem pokazuje si  zuchelek tarczy s onecznej

i natychmiast pojawiaj  si  d ugie cienie skierowane ku zachodowi. Te  jest wtedy niesamowicie,
bo na samym pocz tku wschodu d ugo  cienia zdaje si  niesko czona, a  i potem cie  wszystkiego
jest bardzo d ugi. Jednak nawet ci ma o spostrzegawczy ludzie musieliby zauwa

 bezcienisto

witu na stepie. Tam nie ma zbyt du o drzew czy krzewów, a cienia niskich traw mo na nie zauwa-

.  Ale w pewnych okresach roku tam nie ma niskich traw!

      W takim w

nie okresie oddzia kowi Zdruzny zmieniono zadania – zamiast pasterskich pos ug

przy zwierz tach mia  uczestniczy  w czatach, posy

 czujki i podjazdy w step. Koniec s

by by

ju  bardzo bliski, wszyscy byli dobrze wyszkoleni i z yci. Znali si  jak stare konie w stadzie. A je-
den za drugiego prawic  by odda . Wprawdzie Sobek powiada ,  e tylko wtedy, gdyby jaki cios w

okie  zamieni  r

 w suchelec ma o przydatny, lecz Sobkowych powiedze  ju  nikt nie bra  ca -

kiem powa nie – mówiono , e Sobek byle co gada, bo byle co zjada – on wola  skórki od mi kiszu
i  ar  przede wszystkim chrz stki,  ci gna, niektóre kostki, a prawdziwego mi sa prawie nie  tyka .
       Czas zaciera  powoli pami  o Hawraniu – odszed  pu k Igora, tedy i on odszed . Wszak strze-
la  dla kniazia i Rusinów – czy  po takim wydarzeniu mia  powróci , rzec cokolwiek i nadal Pola-
kom s

?... Szkoda troch , bo szczery by   towarzysz – przecie chcia

le trafi , aby druhowie

wygrali... Sobek swoje wyszczeka : - Nieprwda,  e szczerze chcia

le trafi  – jego wad  to by o, i

on nie umia

le trafia , i on o tym dobrze wiedzia . Tedy chcia  sobie nasz  przychylno  j zorem

zaskarbi , a i tak trafi by lepiej od Janka. Niechc co...
      J zor niewyparzony u tego Sobka – w kogo to si  wrodzi o? Ojciec porz dny, o czym  D bosz,
Goran, Chy an i Bie an  wiadczy  mog , a ich przyrodni brat  rzepowi podobny  -  wszystkiego si
czepi. Chy an – najmowniejszy z pozosta ych braci Sobka – zacz  wywodzi ,  e w takich razach
szuka si  jedynej ró nicy, dziel cej jednego od pozosta ych i ta jedyna ró nica stanowi przyczyn
niewyparzonej   g by Sobka.
       - Uwa aj, Chy an – warkn  Sobek, bo moj  ma  chcesz urazi ...
      -  Jaaa? - Chy an ca y by  zdumieniem nieudawanym – ja tylkom mia  na my li znaczenie s owa
sobek. To taki b cwa , który  w asnej matce gotów przygada ...Biedna ciocia Hilda...

*  *  *

      Tego dnia podjazd  mia  wypatrywa

ladów pasterzy w drownych do  daleko od stanicy. Do-

wódca stanicy nakaza  parodniowe poszukiwania, wzi li zapasy  ywno ci i buk aki z wod .  wit
zasta  ich na pograniczu traw, g ównie z ostnicy wiechlinowatej  ta  kowa cz

 stepu si  sk ada a,

ostnicowate s siadowa y z obszarem s abszej gleby, gdzie mocno pachnia  pio un, oraz z morzem
burzanów i bodiaków. Czerwonawo kwitn ce burzany skupi y si  w wielkich k pach – tak
wielkich,  e niema y tabun koni w ka dej móg by si  skry . Skry  si  dos ownie, bo wysoko  tych

p czyni a najro lejszego konia niewidocznym – tak wybuja y burzaniska po stopnieniu zimowych

zasobów  niegu. Pó niej sucho b dzie i burzany zmizerniej , zbr zowiej , poschn , wi cej  odyg
zostanie ni li li ci, ale teraz z siod a widzia o si  te k py jakby wysokimi falami by y na oceanie
traw, a wra enie falisto ci pog bia o s siedztwo przy k pach  - ni szych, ca ych kolczastych
bodiaków. Ostnice i bodiaki lepiej sobie w suchym czasie radzi y od burzanu, ale ka da ro lina lubi
wod , tedy mokro  po niegowa s

a powycinanym i kolczasto zako czonym li ciom bodiaku,

który umia  wydalanie wody ogranicza , wpuszczaj c jej nadmiar tylko do kolców na li ciach i

odydze. Niebieskie kwiaty bodiaku jeszcze nie wszystkie by y zapylone, lepiej rzec,  e dopiero

niektóre przekszta ca y si  w zielone kuliste zbiorniki puchatych nasion, potem bodziak odda owe
puszki wiatrowi, i b dzie psotnik wiaterek unosi  puszki, dmucha  na nie i przenosi  hen, hen...
Jakby  wiadomie umieszcza nasiona bodziaku w

nie przy ostrowach (wyspach) burzanu, czyni c

burzan ma o dost pnym dla koni ze wzgl du na kolczasto   bodziaku – ochroniarza burzanowych
ostrowów. Samym koniom nie bardzo to przeszkadza, lecz gdyby cz owiek na koniu chcia  w
burzanie si  skry , to móg by zosta  przez konia zdradzony  waleniem kopyt  i pokwikiwaniem zez-

background image

- 41 -

oszczonego wierzchowca, zwykle ostnicy i bodziaku unikaj cego.

     Tedy Zdruzno i jego woje burzanowym ostrowom ma o uwagi po wi cali – tam na pewno nikt
si  nie kry , chyba  eby w drowiec pieszy a pojedy czy – taki dla stanicy, Korabiów i ksi niczki
Libuszy nie by by  gro ny.
     - Niby suchoro li tu du o – powiedzia  Sobek – a tyle wody kradn  zwyczajnym ro linom,  e
drzew nie ma, a i krzaków jak na lekarstwo...
      Wszyscy czekali na dalszy ci g my li Sobka, lecz on zamkn  usta i tylko po ziemi popatrywa ,

ow  spu ci  jakby go czarniejsze my li od tej o z odziejstwie suchoro li nasz y. W ko cu

czekanie  na dalszy ci g wypowiedzi Sobka wszystkich zm czy o. To jest z takim czekaniem na
doko czenie  wypowiedzi gadu y tak, jak  ze zdejmowaniem butów przez takiego, co zawdy wali
zdj tymi o ziemi  i s yszysz dwa r bni cia. A  on raz przypomni sobie,  e wszyscy mu to walenie
buciorami wypominali i po pierwszym r bni ciu – drugi but postawi na pod odze po cichu. Ca e
koszary czekaj  w napi ciu na drugi  oskot, by spokojnie zasn  – wszak ha asu rozbudzaj cego ju
nie b dzie, a ten  od g

nego walenia naraz przesta  spe nia  oczekiwania ogó u...

      -  I co dalej, Sobek? - w ko cu nie wytrzyma  Olaf  i zapyta .
      -  Bodiak – wyja ni  Sobek – wiem dlaczego na niego tutaj mówi  bodziak. Bodzie sukinsyn tak
ostro,  e mój ko  chyba okuleje od wczorajszego uk ucia bodziakiem.
    

Na tym roztrz sanie wa nej sprawy  podobie stwa uk

 do bodni   przerwano, bo Choma

stan  w miejscu niby wy

 na polowaniu, kiedy poczuje nag y nakaz nosa. Niby stoi, ogon

nieruchomy, jedna przednia  apa zacz a krok i w po owie ruchu zawis a w powietrzu... Pos g isto,
a widzisz pe ni

ycia stworzenia - lepia zaognione i w jedno miejsce wlepione, nos  rozwarty, a

klapciaste uszy zdaj  si  gotowe do natychmiastowego postawienia.
       Zdruzno spojrza  spod oka na Horyda, bo z dawna mieli umówione, i  Chom  i Gawry  b dzie
si  sprawdza . Powieki Janka Horyda zosta y powoli opuszczone do stanu pó przymkni cia i
powiadamia y,  e zachowanie Chomy ma wa ny powód.
      - T dy przed miesi cem przechodzi  du y oddzia  konnych – powiedzia  Choma, a dwukrotne
pr dkie mrugni cie Horyda powiedzia o,  e Horyd si  z Chom  zgadza.
     

Podjazd stan  i wszyscy pocz li szuka

ladów, które kaza y Chomie i Horydowi wierzy  w

obecno  oddzia u konnych przed miesi cem w

nie w tym miejscu – na oko niczym si  to miejsce

od innych nie ró ni o – bodziaków nie brak o, pio uny panoszy y si  mi dzy ostnicami, a i burzany
si  z rzadka trafia y – pocz tki nowych burzanowych ostrowów.
      - Ja tylko ros  obfit  na li ciach widz  – powiedzia  Sobek – znak nieomylny, g osz cy - wspól-
nie z przejrzysto ci  powietrza -  e jak tylko  wit minie, to skwar b dzie rós  niemo ebnie.
      - Popatrzaj na ro liny inaczej – powiedzia  Choma. - Trawka taka w k pkach – widzisz jej ? O-
na najpierwsza na ubitej ziemi si  pokazuje. W jednym pasie jej kepki tu porastaj , a w pobok ich
nie ma. Znaczy – pas ubitej ziemi jest. A na tym pasie mniejsze, ni  wsz dzie indziej, pio uny i
bodziaki. A i burzany nie tak wynios e... Znaczy – wiele koni w szeregach sz o i step udeptywa y.
      Teraz wszyscy  ujrzeli  ow  „drog ”, po której  niedawno szed  wielki oddzia  konnych. A jak
oddzia , to znaczy,  e wojów. A jak tak równo, to znaczy,  e pu k Igora – przypomnieli sobie
pierwsze spotkanie z pu kiem – te równiutkie czwórki, karne...
        - A, ot – powiedzia  Choma, zsiadaj c  z konia – i u omek strza y ja zobaczy .
        Choma podniós  kawa ek brzechwy z piórami, d ugo na  patrzy , a potem rzek ;
        - Z nimi Hawra  szed  i zostawia  znaki.
        - Tego nie mo esz wiedzie  – powiedzia  ze  miechem Gawry a.
        - Tylko Hawra   tak przycina  pióra do strza  – powiedzia  Choma.
        - Ja tak samo przycinam – powiedzia  Hubert.
        - A u kogo to podpatrzy

? - wtr ci  si  Zdruzno.

       No,tak – znowu Choma mia  s uszno  – obecno  Hawrania na tym szlaku by a niew tpliwa.
Po jakim  czasie zobaczyli samo przyci te pióro... To by o pióro od strza y Hawrania.On, taki
pouk adany, taki staranny, tak dbaj cy o  uk i strza y nie móg  tego zgubi  niechc co.
           - Zostawia   znaki  w  nadziei,   e  kto   je  dojrzy  –  powiedzia   Bo ydar.  -  Musia   si   znale   na
ko cu  ca ego szyku, bo ani ten kawa ek brzechwy, ani to piórko wcale nie s  zdeptane przez konie.

background image

- 42 -

     - Mo e to znaki dla nas? - D bosz mia  wyraz twarzy zamy lony jakby jego wyobra ni Hawra
si  pokaza .
     - Widz  zw oki – powiedzia  Chy an, maj cy wzrok bardzo bystry, a oczy umieszczone wysoko
– z wysoka pr dzej bystrymi oczami wszystko  dojrzysz...
      Rzeczywi cie – po chwili wszyscy  te zw oki zobaczyli i zrobi o si  smutno – jakby  wie y pog-
rzeb  si  tu odbywa , albo przynajmniej stos pogrzebowy uk adano.
      - Biedny Hawra , na co mu przysz o – wyszepta  Bie an.
      - Ja jego zakopi  – powiedzia  Gawry a – mieczem dó  wykopi  i zasypi , bo do reszty jaki wilk
stepowy albo zab kany jenot b dzie zw oki cz eka z era ... W k pie burzanu grób ukryj , zaro nie,
zwierz ta nie b

 niepokoi ...

     Wszyscy patrzyli na resztki twarzy ludzkiej, ju  mocno nadgni ej – no tak, wczesn  wiosn  ta

mier   nast pi a, zwierz dziki poszarpa  twarz, ch ód d ugo strzeg  przed gniciem,a  teraz si  zacz -

o psucie od gor co ci i wilgoci mgielnej  albo od rosy...  Pomagali Gawryle, posz o pr dko,

odjechali    t   „ cie

”   mierci,  staraj c  si   wymaza   sprzed  oczu  pami ci  i  wyobra ni  obraz

Hawrania. Mi y by  ch opak...
       Drzewa prawie si  na stepie nie zdarzaj . Lecz – w co trudno uwierzy  – przy ich szlaku wida
by o  zabiedzon  wierzbk , a obok niej k pk  wierzbówki. Sobek ucieszy  si  bardzo i powiedzia ,

e to miejsce zaklepuje dla siebie jako os on  przed s

cem, jako miejsce, maj ce skrawek cienia.

      - Ja tu musz  chocia  przez chwil  przysi

 i odpocz , abym móg  wnukom opowiada  o buj-

nej ro linno ci drzewiastej na stepie – powiedzia  i potoczy  po innych wzrokiem zaczepno-
odpornym – niech no tylko który zechce mu to „drzewo” zabra ...
      - O

 si  – s siedzi b

 mieli  on  i wnuki  - powiedzia  Chy an, a  Sobek...

      

Nie zd

 nic powiedzie  ani zrobi ,  bo Horyd dojrza  i pokaza  na ga zi tej namiastki

wierzby  zrobiony rzezakiem do wici napis. „Hawry a  to zdrajca” - przeczytali i, jak na komend ,
jednocze nie popatrzyli na Gawry . Sta  blady i gniewny. Wzruszy  barkami i ramionami i chcia
ruszy  dalej.
      - Zaczekaj, Gawry a – powiedzia  Zdruzno – niech e Sobek za yje swojego „cienia”,a my poga-
damy. Dlaczego  trzyma  obce go bie?
      - Lubi  te ptaszyny – niech Choma powie – rzek  Gawry a.
      - A dlaczego   tym ptaszynom witki do nó ek wi za  i w stron  Kijowa owe ptaszyny s

?

       -   wiczy em,by  mie   wi cej  pocztowych  –  powiedzia   Gawry a  –  a   e  one  t   stron   wybiera-

y... Jam im nie nakazywa  tam lecie ...

      -   A dlaczego  moich wici do Gniezna nie posy

?

      - Jak e nie? To  wszyscy widzieli,  em wypuszcza  go bie. Mo e po drodze jaki jastrz b go -
biarz... Mo e na noc ptaszyna przysiad a, a  kocisko tylko czeka o...
       - Go bie dolatywa y, lecz wici nie mia y... - Zdruzno patrzy  na Gawry  wzrokiem jastrz bia,
który w stepie padalca wypatrzy .
       Cawry a tr ci  kolanami konia i pomkn  cwa em po szlaku „ mierci”. Horyd natychmiast na o-

  strza  na ci ciw  swojego  uku i przymierzy . Gawry a nagle skr ci  w stron  ostrowu

burzanów. Je eli si  w tej k pie skryje... Strza a  wisn a i dogna a krzy  Gawry y, kiedy mia  do
ostrowu ze trzy susy. Wtedy z burzanów wylecia a inna strza a – jakby na spotkanie uciekiniera.
Trafi a  Gawry   w  tchawic .  Rozleg   si   okrzyk,  potem  charkot...  Ko   Gawry y  w

nie  dopada

py,  kiedy    Gawry a  rozkrzy owa   r ce,  odchyli   si   do  ty u  i  spad ...  Z  ostrowu  wyszed ,

zdejmuj c ci ciw  ze swojego  uku - Hawra . Ca y,  ywy i wygl daj cy na zdrowego...

*  *  *

       adnej ze strza  nie wolno by o wyj  – tak powiedzia  Zdruzno. Strza a w  szyi -by  mo e – ot-
wór, dziur  w jakiej  yle sob  zatyka i dzi ki temu Gawry a  yw jeszcze, bo jak si  cz ek wykrwa-
wi, to ju  koniec. Ta druga – w krzy u – u amana jest, jej ruszanie mo e urazi ,zrani  mlecz w kr -
gos upie, a z tego mlecza nakazy id  do oddychania. Bez oddychania – to ka dy wie – cz ek si  dusi
ca kowicie i bezpowrotnie.
      - Lecz on si  m czy... – powiedzia  Choma, z min  bole ciw  - jakby to jego bola o w szyi i w
krzy u.

background image

- 43 -

      - Bóg zakaza  pozbawia

ycia – powiedzia  Bo ydar, a Hubert  popar  go skinieniem g owy.

     - Okrutna jest wasza wiara – powiedzia  Choma – on bardzo cierpi...
     -  To on mia by 

 z tymi strza ami w sobie?... - spyta  Hawra . - Ja moj  chc  odzyska ...

    -  No, w

nie – kiedy  te strza y trzeba b dzie wyj ... - Olaf w sposób widoczny pokazywa

min  twarzy rozterk  – wyj  i zabi , czy nie wyjmowa  i... -  Jego trzeba dobi  – rozterka zosta a
zako czona stwierdzeniem jednoznacznym.
    - Cierpliwie czeka em na jego popraw  – powiedzia  Zdruzno – niech e on chocia  troch  po-
czeka na wybawienie od cierpie . Przeniesiem si  kawa ek dalej i b dziem w pobli u nocowa .
     Dopiero o  zmierzchu, kiedy Hawra  – nareszcie - zjada  zapasy przez prawdziwego kucharza
przygotowane, wprawdzie zimne, ale zawsze, dopiero wtedy by  czas na wys uchanie krótkiego
sprawozdania  najlepszego z  uczników.
      - Oni zostawiali tych, którzy mieli jakie  choroby albo bole ci – powiedzia  Hawra . Tedy ja te
„mia em bole ci”.  ywi em si  ptakami. Tu o opa  trudno – oni ze sob  drwa i szczapy wozili, lecz
nie dla wszystkich ognia starcza o. Bardzom wdzi czny za pocz stunek  z kot a dru yny. Drugiej
zimy na stepie nie przetrzymam... Nie wiem co ze sob  pocz ...
      - Nied ugo b dziem wraca  do Polski – powiedzia  Zdruzno. - Pomnisz, e nasze zadania spec-
jalne polega y na kierowaniu ch tnych do naszego kraju? Je li  ch tny... My nie znalim tych,
których   zach calim,  by si  u nas osiedlili... Ciebie znamy i uznajemy za warto ciowego cz eka...
      - Uff! - Hawra  odetchn  z ulg  – jak dobrze mie  wytyczony cel na d

ej ni  „do jutra”... Ja

ch tny jestem do popilnowania koni w nocy. Przydam si ?
       Zdruzno skin  g ow  i u miechn  si  – Hawra  dawa  si  lubi , a do sprzeniewierzenia si  o-
bietnicy dochowania wierno ci dru ynie zosta  sk oniony gro

. Chyba zapomnie  o tym jednost-

kowyn odst pstwie, czy co?...
      

Niedawne znalezienie nieboszczyka, blisko  zagro onego, a w

ciwie skazanego na  mier

cz sto  sk ania  do  rozwa

  o  losie  duszy  po   mierci  cia a.  Siedzieli  wszyscy  kr giem,  zmierzch

przeradza  si  w zmrok,krótkotrwa  por  doby, kiedy s

ca ju  nie wida , lecz ono, jakimi  zak-

rzywionymi promieniami chyba, zagradza drog  ca kowitej czerni. Mo na odnie  fa szywe
wra enie,  e s

ce jeszcze powstrzymuje noc, aby gwiazdom i miesi cowi przekaza  cz

 swoje-

go blasku. Wiadomo,  e chodzi s

cu o korzy  nietoperzy, które widzie  zdobyczy nie musz , ale

ona w powietrzu musi by . A  jako  mia yby lata

my, na przyk ad, gdyby by o ca kiem ciemno?

     

Rozja nia y si  te gwiazdeczki powoli, mo e one maj  knoty, a wiadomo, e knot nie od razu

pe ne  wiat o daje... Zacz  o duchach Olaf, ale inni te  swoje dopowiadali.Jeno Bo ydar i Hubert

uchali jak zakl ci, bo oni ze s owia skimi wierzeniami s abo byli zapoznani. Wierzyli w te

opowie ci, czy nie? Pewnego nic rzec o tym nie mo na. W ka dym razie dostali materia  do prze-
my le  i porówna .
      Wedle tych wieczornych opowie ci dusze z oczy ców musz  zosta  na ziemi, by odpokutowa
za wyrz dzone niegodziwo ci. Wyrzuty sumienia sk aniaj  te dusze do dobrych czynów, które za
pokut  starczaj , je li s  dla pokutuj cych dusz przykre i uci liwe. Gdyby my o  ywych mówili –
to za przyk ad lekkiej uci

liwo ci mogliby my poda  konieczno  babrania si   w odchodach. Ci

szy by by mozó , przy tym babraniu, powoduj cy straszliwy pot i  wi d, a jeszcze ci sze by yby -
niedostatek jedzenia i napoju przy tej cuchn cej robocie. Takie stopniowanie dokuczliwo ci...
       Tak to Bóg urz dzi ,  eby z e duchy wierzga y i one to czyni , bo kto lubi sam sobie uci

liwo-

ci dok ada ? Przez owo wierzganie pokuta staje si  d

sza i d

sza. Niektóre duchy wytrzymuj

i  z o przestaj  czyni . Wtedy taki duch zostaje zamieniony w  wi . T  zamian  cz ek czasem
widzi...
      Z y duch – dajmy na to strzyga czy upiór – przestaj c si  opiera  sumieniu do ziemi jest przy-
bli any. S  takie dni, kiedy to widzim. W po udnie gor cego dnia, przy ca kowitym bezruchu
powietrza,  adnego wietrzyku nie ma, a wida  jak paprochy, s omeczki, piórka i inne lekko ci
unosz  si  w gór , a potem powstaje wirek powietrza, w którym te uniesione  rzeczy kr

 si

jakoby w wirze wodnym by y. Z tego wirku wyrzucane s  resztki upiora lub  strzygi i pozostaje
wi a.
      Hawra  przedstawi   te sprawy nieco inaczej. Wedle tego, co mówi  najgorsze duchy – upiór i
strzyga,   znaczy z m czyzny dusza i z niewiasty,   czyhaj  na  mier  cz owieka.  I  jak  tylko cia o

background image

- 44 -

zmar ego ma jaki  otwór, na przymiar – ran , to strzyga b

 upiór natychmiast w takie cia o

martwe w azi i robi si  w pir, który musi si

ywi  krwi  zwyczajnych ludzi.

      - Jeno upiór tak robi – zaprzeczy  Sobek – dusza z ej baby – strzyga  -  jest na to za g upia.
      - Nie mo e toto wle w trupa przez nozdrza? - spyta  Zdruzno, lecz  nikt nie chcia  na to pytanie
odpowiedzie .
      - To wszystko nieprawda – powiedzia  Bo ydar – dusza po  mierci idzie do czy ca albo do nie-
ba. Przewa nie do czy ca. A potem jest S d Ostateczny i z e dusze id  do piek a, za  dobre – do
nieba. Te najlepsze jeszcze przed s dem staj  si

wi tymi i Boga w niebie ogl daj , za ywaj c

wiecznej szcz liwo ci.
      - Dobry  azarz, kiedy si  t umaczy  z emu bogaczowi,  e on nie mo e mu pomóc,bo jest zakaz
przestawania  tych z nieba z tymi, co w piekle... To on, wed ug ciebie, Bo ydar, szcz liwy by ? -
Zdruzno patrzy  spod oka na Bo ydara, ten si  lekko zmiesza  i nic nie odpowiedzia .
      - A po udnice? - zapyta  D bosz. -  Gor c taka na  niwiarzy spuszcza, odpoczynku im  wzbra-
nia... To lepszy duch od innych, czy gorszy?
       - To jest rodzaj wi y – powiedzia  Olaf – ona dba o dobr  dojrza

 i sucho   ziarna. A z daw-

nych  lat ci goty ma do sobkowania – spojrza  spod brwi na Sobka – i przy sposobno ci dokuczy
gor tw  rolnikom.
       - A rusa ki? - dopytywa  si  Biegan.
      - To nie s  dusze zmar ych – powiedzia  Chy an – to s  s ugi Z ego,  który przez lito ciwego
Boga nie zosta  dobity po przegranej bitwie. Rusa ka i dziwo ona... Ooo, bracie – strze  si  s

ek

ego, bo przepadniesz – twoja dusza po  mierci, je li pokusie ulegniesz  i  z rusa

... At, lepiej nie

mówi   w  z   chwil ,  bo  us yszy  i  si   tu  czai   zacznie.  Pono  ka dego  skusi,  przybrawszy  na  si
posta , jak  sobie wymarzy ...
      - A dusze dobrych ludzi? - zapyta  Hubert. - Tylko o z ych duchach powiadacie... Te  o niebie
w waszej religii jest mowa?
     

- Tatko powiada  – odezwa  si  Janek Horyd –  e dusze niewinnych  zmar ych  dzieciaczków

staj  si  bo tami. Pozostaj  w rodzinnej chacie i tam swoje dobro sul , a  z e duchy jeich si  boj .
Bo ta d ugo mog  w chacie przebywa , je li o nich pami tasz. Niczego one nie jedz  i nie pij ,
atoli pami ci  si

ywi . Za dowód onej pami ci maj  kropl  napitku, który z my

 o nich uronisz

z kubka - na próg cho by j  strz niesz,  eby ci twoja umi owana j dzula nie ciosa a ko ków na  bie
za moczenie chodnika lubo pod ogi,
      - Dlatego bezpieczniej bo

tom par  okruszym chleba posypa  gdziekolwiek – te twoja Doku-

cznica  trudniej spostrze e, a jeszcze jej przygada  mo esz,  e s abo zamiata  - twarz Gorana jako
dziwnie  agodnia a, kiedy si  o j dzuli s ysza o, a s owo – dokucznica – wypowiedzia  z min  du-
szy, „skazanej” na niebia sk  szcz liwo ...
       - A dusze dobrych doros ych staj  si  rodzianicami i sul  swoim dobro, dopóki swojacy o nich
pomn . Dla pami ci specjalne uroczysto ci si  rodzianicom urz dza. U nas  dwa razy do roku –
powiedzia  Choma.
       - No, ale w ko cu wszyscy swojacy te  wymr  i co  wtedy z rodzianicami i bo

tami? – twarz

Huberta wyra

a prawdziw  ciekawo . Czy Bóg o nich te  zapomni?

        - Bóg niczego nie zapomina – powiedzia  surowo Olaf.
       - Takie wi y, dla przymiaru, znaczit – na primier, wy ej s  od w pirów, strzyg i upiorów – po
wiedzia    Hawra . - Tedy – im mniej z a – tym wy ej. Lecz co na ko cu?... Tego nikto wiedzie
nie mo e. To tajemnica naszej wiary.
        - No, no – powiedzia  Sobek – jak taka wi a chmur  z deszczem przygania dla podlania ro lin i
dope nienia sadzawek, to cz sto jej do  ba pami  o z ym powraca i wichrem powywraca wszystko,
piorunami zapali moc rzeczy a b yskawicami chce bo ta pod pierzyn  zagna , bo dzieciaki bardzo
si  b yskawic i grzmotów boj .
       - Psy te  – zauwa

 Hubert, lecz tak na  inni spojrzeli,  e a  si  ca y ze strachu skuli .

     

- To dowód,  e m ody cz ek ma s uch i wzrok tak samo wra liwy jako i przyjaciele ludzi ze

wiata zwierz t – za agodzi  spraw  Zdruzno.  - Ale duszy pies nie ma.

       - Jak chmurzysko zoczysz na niebie i grzmie  zaczyna, to lepiej si  w chacie skryj – powiedzia

background image

- 45 -

Goran – bo nie wiesz gdzie si  chmura ko czy, a wi a zaczyna. Zaczepi  mo e, dotkn ... Niby nie-
chc co... Lepiej tych „dobrych” wi  unika  jak oparzenia... Liszaje, krosty, brodawki – wszystko
sprawka wi ...
        -  Albo  niedomycia  –  powiedzia   Sobek. -  Takie  du e  cia o  umy ...  Ile   to  czasu  trzeba,  wody,
mydlin... Szkoda wszystkiego, co?...
      - Przygania  kocio  garnkowi – powiedzia  Goran.
     - To s  wszystko wymys y ludzkie – powiedzia  Zdruzno. Nikt, ale to nikt na  wiecie nie wie –
jako jest naprawd  z duszami po  mierci. Mo na wywo ywa  duchy, czego Bóg wzbroni , wszelako
nie wiesz – jaki duch z tob  mówi i czy mówi prawd . Tedy id cie spa . Ty, Hawra , odszukaj tej
nocy swojego konia, bo  go po yczy  w stanicy i odda  trzeba. Mniemam  e on tu niedaleko...

*  *  *

      Rankiem wszystkie derki sta y si  podobne rozgwie

onemu niebu, pod którym zasn li. Kro-

ple rosy, wypijane przez  poranne s

ce,  b yski ro nobarwne z rozszczepionego  wiat a – istne

gwiazdeczki...
       Ko  Hawrania pas  si  razem z innymi.
    

Cia o Gawry y le

o nieruchomo i nie wydawa o  adnych d wi ków. Kiedy si  temu cia u

przyjrzeli,  spostrzegli  u amanie  strza ,  które  wczoraj  wystawa y  z  ran.  A  w  piersi  Gawry y  –  tam
gdzie serce za  ebrami jest schowane – tkwi  jego w asny nó  my liwski.
       - Kto? - zapyta  Zdruzno
       - Ja – odpar  Choma.
       - A nó  w ranie? ...
       - Sam dowódca mówi ,  e nikt nie wie... Lepiej zostawi  ran  zatkan   –  powiedzia  Hawra .

background image

- 46 -

Rozdzia  VIII

Do gniazd!

     - B dziecie musieli wzi  wóz – powiedzia  do Zdruzny dowódca stanicy. - Wici nakazuj  wy-
ra nie – odwie  Veren  do Gniezna wozem. Na podró  przeznaczono siedem srebrników.
Dochodz  srebrniki za s

 dla wojów – po srebrniku za rok s

by. Ten Hawra  nie dostanie ni

miedziaka – powinien bekn  za zdrad  i ucieczk ... Ale konia niech zatrzyma. Teraz uwa ajcie –
dowódca stanicy  ciszy  g os do szeptu – jeno niektórzy wiedz , i  ów wóz s

y do przywo enia

nam tutaj pieni dzy. Wygl da  jak gruchot. Drewniane cz ci ponad amywane... Naprawd  ponad-

amywane! Ale takie potrzaskane belki i dr ki maj  w sobie, w  rodku kute  elazo! Ci kie toto

jest, tedy wolno pojedziecie, mówi  wam to tajemnie, aby cie grata po drodze nie porzucili albo na
„lepszy” nie pomieniali.  Nie wiedzia em wcale, 

cie na stanowisku lepiej od mojego p atnym. To

od namiestnika lepiej p atne. Zdradzicie – co to za owocowa posada?
       Zdruzno pewno by  „zdradzi ”, atoli sam nie wiedzia  za co wyp acono mu tyle srebra i z ota,

e w  yciu na oczy takiej sumy nie widzia , tedy zrobi  min  tajemnicz  a zmieszan , powiedzia ,  e

powiadomi  nie mo e... Lepiej ostro nie, lepiej nie przesadza  z otwarto ci  i szczero ci ...
       Za to szczerze rzek  Verenie,  e  adnych jej dworzan nie we mie,bo nie ma ochrony nawet dla
niej samej.
       

- Ksi niczka b dzie jecha  wozem przez wo y ci gnionym – powiedzia  – i w szatach nader

skromnych, za ch opk  przebrana. Jak nie ma  wielkiego oddzia u do ochrony tak ogromnego
skarbu jak ksi niczka, to ten skarb ukryje si  w byle jakim stroju, na byle jakim wozie i nikt si  nie
po aszczy. I niech ksi niczka wie, i  – prócz mnie samego – nie ma   a n i    j e d n e g o   woja
przy niej. Pojad   z nami, nie wiem jak daleko, mo ni po odbyciu s

by. Mog  po drodze zostawa

i b dzie musia a ksi

niczka sama o siebie dba , bo ja b

 wolim zaprz giem powozi  i o niego

wy cznie b

 si  troska .

      Verena rzuca a si  jak wesz na grzebieniu,  e ona z dowódc  stanicy za atwi,  e co to za porz d-
ki,  e ojcu si  poskar y,  e kto to widzia , kto to s ysza  – ona tu bardzo si  zas ugiwa a dla rodu i
poddanych, a teraz... Na  zach si  sko czy o i nawet s ucha  nie chcia a,  e stanica ma i tak nie za
du  za og , niechby sobie przybycie pu ku Igora przypomnia a - dwa razy liczniejszego...
     

- Pami tam i mile wspomn  o szacunku i uczynno ci Rusinów dla niewiasty. Albo orszak

dostan  i wygody, albo ci – pacho ku – ko o pióra zrobi  u ojca. Dajesz  wit , czy nie?
       Có , trzeba by o posadzi  ksi niczk  w czystych, ale tylko p ótnach, tak zasadniczo, by obola-

e ko ci i mi nie nie pozwala y wierzga  czy zerwa  si  i z wozu wyskakiwa . Pewno si

przestraszy a, bo nie odzywa a si  a  do Borys awia, jad a ma o co, grzebi c drewnian

ych  w

kaszy ze skwarkami i wybieraj c tylko niet uste...   Za to w Borys awiu... Rozpu ci a j zyk,
dowodz c,  e p ótna dla niej nieodpowiednie, bo skala je wyrzucanymi z ust wyzwiskami
przeciwko Zdruznie i jego bandzie zbójców. Znaczy – dowodzi a niechc co – post pkami.
       - Wy cie tu namiestnikiem! - wrzeszcza a – wy cie zobowi zani mi s

! – dar a si  jak stare

prze cierad o – ja  dam...
       - By  pos aniec od ojca ksi

niczki i wici przywióz  – powiedzia  spokojnie namiestnik, kiedy

Verena musia a zrobi  przerw   w jazgocie dla wzi cia paru oddechów pod rz d. - Mam
ksi niczce przekaza ,  e Zdruzno wielkorz dc  Ma opolski mianowan jest i ksi

niczka ma wybór

– albo on stanie si  wychowawc  i nadzorc  ksi niczki, albo powie, on powie, ojcu ksi niczki,  e
ksi niczka spowa nia a i nada si  na  on  jarla z Norwegii – Skotlunga.
      

Ju  od rana dnia nast pnego Verena próbowa a tak swoje wdzi ki Zdruznie pokaza , tak si

podpasywa a tasiemkami, by  p ócienne odzienie uwydatnia o pokusy i wabiki na m czyzn. A
Zdruzno przesiad  si  przy  niadaniu gdzie indziej i  takim szeptem wszystkich powiadomi ,  e
brzydzi go cia o niewiasty przez ka dego mi toszone i poniewierane, i  podejrzenie mog o
powsta ,  e ten „szept” do samego Gniezna dojdzie jako s yszalny... Czy wielkorz dcy wolno tak
uwag o-góln   wypowiedzie ?...  A  je eli  jaka  niewiasta  wzi aby  to  do  siebie,  to  ju   ona  sama
musia aby wiedzie  – dlaczego....
     Wszyscy dawni dru ynnicy Zdruzny, i on sam, dalej wygl dali na wojów, chocia  zbroje i cz
wyposa enia wojennego le

y sobie na wozie.Wszyscy dostali – jako cz

 zap aty w naturze – ser

background image

- 47 -

daki skórzane, bez r kawów, bioder si gaj ce, wcale bez zapi . Dostali tako  spodnie obcis e z
mi kko wyprawionej skóry  osia i z tej e skóry, uzupe nianej usztywniaczami z wo u, skórznie pod
kolana. Lnian  koszul  z r kawami ka dy mia  w asn , lecz ca y ten „niewojskowy” strój  na mil
pachnia  dru yn . A jeszcze pasy skórzane i miecze w skórzanych pochwach...
     W takim stroju przechadza  si  po Borys awiu D bosz. Wzdycha  ci ko, oczy mia  smutne i na
ziemi  wzrok spuszczony. Naprzeciwko szed  starszy cz ek, nieco ni szy i nieco mniej smutny.
Ten starszy zagadn  D bosza o przyczyn  smutku.
     - Zmartwionym -wyzna  D bosz – bo pe no woko o dziewczyn i niewiastek, a ja z  adn  nie mo-

 paru s ów zamieni .

     - A czemu  to taki przystojny woj nie mo e zagada ? - zdziwi  si  starszy.
     -  Zaraz by to mog a za zaloty wzi  – powiedzia  D bosz.
     -  To  le? - nie poj  powodu smutku starszy.
    - Jakby co do czego przysz o – powiedzia  D bosz – jakby jaki poca unek... Ona by mnie w p -
pek mog a co najwy ej bo kn , albo bym j  musia  sobie do ust podnosi . Jeszcze by si
zestracha a,  em ludo erc  jest...
     - Doskonale rozumiem – przyzna  ochoczo starszy – sam mam nie mniejszy k opot.
     - A jaki  to? - spyta  D bosz dla odwdzi czenia si  za zaciekawienie i z grzeczno ci.
     - Niech woj idzie ze mn , to poka  – powiedzia  starszy i poszli.
     A jak doszli do domu starszego, to tam siedzia a zmartwiona dziewoja.  adna, zgrabna,  w kwiat
si  przeobra aj ca z m odego p czka. A martwi a si ... swoim wysokim wzrostem.
      Nie da si  opisa  przej cia obojga ze smutku do rado ci. Gdyby skutki tej zmiany nastroju po-
da , to nale

oby powiedzie  krótko: to by a nag a mi

.Nag a i wzajemna. Zaraz  lub zosta

postanowiony, D boszowi nie przeszkadza o wyznanie Celiny, a kap anowi chrze cija skiemu nie
wadzi o wyznanie D bosza. W ko cu nie wsz dzie  ma onkowie musz  by  bez przerwy razem. A
tam, gdzie musz , bo powinni  - tam religia nikomu nie przeszkadza ani nie pomaga.
    

Zdruzno  wyp aci  D boszowi trzy srebrniki nale no ci za s

 w dru ynie,  m odzi mieli

zamieszka  z ojcem Celiny,snuli marzenia o budowie nowego domu dla licznych dzieci tek o wzro-

cie  rednim, A co , pomarzy  nie wolno? Wszyscy byli na weselu, wszyscy ta cowali i wszyscy

mieli powodzenie. A najbardziej Bo ydar  i Janek Horyd. Widocznie trafili na tancerki, które akurat
prze ywa y okres ci got my liwskich... Bo ydar w której  przerwie mi dzy ta cami uciek  na dwór,
schowa  si  pod wozem i nie zosta  odnaleziony  przez  owczyni  – upiek o mu si , bo chroni a go
tarcza innej  owczyni, która wcze niej Bo ydara upolowa a spojrzeniem pi knych oczu i
koralowymi wargami. Ale Janek przyszed  do Zdruzny po rad  - czy on ma tu zosta  z Lucyn  u jej
rodziców, czy  ma Lucyn  zabra  do ojca.
    - Najpierw si  o

 – powiedzia  Zdruzno - a potem porad  si

ony. A nast pnie post p od-

wrotnie.
    Nie by o wiadomo – co poradzi a Lucyna. W ka dym razie oboje mieli pojecha  do dró nika
Horyda.
      Jaka  zara liwa mania na wojów przysz a. Nast pny zg osi  si  z pytaniem Hawra . Chcia  wie-
dzie , czy jak on  pojmie tutaj  on , to b dzie móg  jecha  do  rodka Polski razem z ni .
       - Mo ecie jecha  nawet osobno – powiedzia  Zdruzno – jeno ja chc  j  zobaczy .
       

Przysz a. Drobna, filuterna,  adna i zgrabna. Dowiedzia a si  od Zdruzny,  e Hawra  nie jest

zamo ny i nawet zap aty za s

 w dru ynie nie dostanie.

       - Nic to – powiedzia a Melita – ja jeho mi uj .
       Taka gor ca a nag a mi

 musia a Zdruzn  wzruszy , bo wydoby  z sakiewki trzy srebrniki,

da  je Melicie i powiedzia ,  e jej wyp aci  zaleg y 

d narzeczonego za prawie trzy lata s

by w

dru ynie.
       - To  mówili cie,  e mu si  nie nale y – zdumia a si  Melita.
       - To  nie jemu da em, jeno tobie – powiedzia  Zdruzno, a ona pr dko przy wiadczy a i odesz a.
Potem oboje przyszli dzi kowa  za wywianowanie Melity, która by a tak samo zamo na jak
narzeczony. Takie dwie myszy ko cielne...
     Sobek trafi  przypadkowo na narzekania w gospodzie-woja, powracaj cego z wyprawy na Niem-

background image

- 48 -

cy. Poszed  z W grami, którzy co roku chcieli pomaga  Lendzielom w przycieraniu rogów
wspólnym nieprzyjacio om. I co roku ruszali z Wegrami ochotnicy z Polski. Ten narzekacz  wraca
z bogatym  upem i  w

nie na nadmierny  up narzeka .

      - No sami popatrzajcie – zach ca  obecnych w gospodzie – ka da inna, a  adna po ludzku ani

owa nie wypowie. Niby nie uciekaj , mnie si  trzymaj , lecz z niemowami dogada  si  nie zdol .

Jedn , t  mniejsz , bym sobie zatrzyma , bom nie onaty, a  ona niegadatliwa skarb od z ota nie
gorszy. Nie darmo powiadaj ,  e mowa jest srebrem, a milczenie z otem. Ale za t  gidi  chcia bym
od jej rodziny okup dosta . Wszelako ona te  niemowa. Porad cie co  ludziska.
        up woja wszystkie narz dzia mowy i narz dzia jedzenia mia  niez e, o czym  wiadczy o wy-
mienianie  misek z potrawami dla  upu. A ta gidia... Sobek par  razy okiem j  zmierzy , wypatrzy
wszystkie niewie cie zalety cielesne, spodoba y mu si  rude w osy i zielone oczy, oceni  reszt  jako
nie gorsz  od twarzy i zagada  do wybranki po niemiecku.Potem przekaza  wojowi nieweso
nowin  – ca a rodzina Tejzi – wszyscy jej bliscy zgin li podczas najazdu w gierskiego, bo starali
si  jej broni , a nawet obronili jej cnot , p ac c za to wieloma  ywotami -zabijaj cy musia  si
zm czy  podczas mordowania obro ców i na Tejzi ju  nie mia  si y...
       - Tak wam sk adnie rozmowa sz a – powiedzia  woj zachwyconym g osem – mo e wy by cie j
wzi li?
       - Chcesz, Tejzi, zmieni  swego pana? - Sobek patrzy  na Niemk  badawczym wzrokiem – on
ciebie mnie chce odda .
        - Nie wierz temu oczajduszy – powiedzia a Tejzi – to sknera jak rzadko. On ci ka e maj tek za
mnie zap aci .
        - Ona nie chce i ja nie chc  – powiedzia  oboj tnym g osem Sobek. - To chrze cijanka. Powia-
da a,  e chcia aby do klasztoru, bo cie ca  jej rodzin  wybili i ona musi mod y oraz 

ob

odprawi . Nie mam poj cia, czy w Polsce s  jakowe  klasztory 

skie...   Przyda wam si  do zry-

wania  owoców  z  wysokich  jab onek.  Drabiny  nie  b dziecie  musieli  przestawia .  Poza  tym  –  z  t
wasz  drug  sobie pogadaj ...
       

Dzi ki zgodnemu wspó dzia aniu ze zdobyczn  Tejzi Sobek utargowa  sobie  on  za  wier

srebrnika, które musia  prawie przemoc  wcisn  wojowi,  eby nie by o, i

on  oszustwem

zdoby .
Inni synowie Okruszka pod miewali si ,  e Sobek kupi  sobie swoj  przysz  pani . O mielali si
rozg asza  pogl d,  e ich przyrodni brat znalaz  – nareszcie – stwór, który ka dego przegada i
ka dym b dzie rz dzi . A Sobek wchodzi  w zakres znaczenia s owa „ka dy”... Czy czasem nie z
takich „znalezisk” bierze si  zami owanie do poznawania przesz

ci?... Ten, co zawdy do tej pory

namawia : „wybierzmy przysz

”, jak on takie znalezisko w adcze dostanie, to mu si  przysz

mo e podoba  mniej...
       Wolno si  by o spodziewa  nast pnych zg osze  w sprawach 

sko-m skich po cze . I rze-

czywi cie – zg osili si  trzej synowie Okruszka – Goran, Bie an i Chy an. Ale to w tajemnicy
najwi kszej –  eby, bro  Panie Bo e, nikt, ale to nikt nie wiedzia ,  e oni...
        - Od Drewlan – powiedzia  Bie an – p dz  do Niemiec pi dziesi t wolców trzyletnich i dwa-
dzie cia byczków pó rocznych.
       - Taak? - Zdruzno musia  wyrazi  zaciekawienie, bo jako  nikt  nie mówi  – o co z tymi wol-
cami i byczkami chodzi.
        - My si  boim – wyst ka  Chy an –  e nas ob miej . B

 gada  o dojeniu byków, o o enku z

byd em...
        - Ach, chcecie mie  z tym stadkiem jakowy  zwi zek – domy li  si  Zdruzno.
        - Kupcy drewla scy gotowi stado sprzeda  – wyja ni  Goran.
        - Dwadzie cia srebrników ceni  -wyja ni  Chy an.
     

- A my we trzech mamy jeno dziewi

 – te, co cie nam za s

 wyp acili. Jakbym konie

sprzedali...
        - Jakbym zboje i miecze sprzedali – doda  Chy an.
       - To i tak by nie starczy o – podsumowa  Bie an. - My przyszlim zapyta  o po yczk . Kupiec
powiada ,  e w Niemczech za to stado sze dziesi t srebrników dostaniem.
        - Najwy ej czterdzie ci – powiedzia  Zdruzno – sprzedawca nie jest dobrym  ród em prawdy o

background image

- 49 -

sprzedawanym przez siebie towarze. Ja po yczk  dam, ja po yczki udziel , lecz... - Zdruzno zawie-
si  g os.
      - No? - niecierpliwo  tego trójg osu by a ogromna.
      - Pod warunkiem – powiedzia  Zdruzno –  e na zachodnim brzegu Odry za

ycie ubojni  byd a

i b dziecie skóry na pergamin zamienia , a mi so do Niemiec zim  wozi  i sprzedawa , przy
sposobno ci pergamin tam e sprzedaj c.
      - Wi ksza korzy ? - próbowa  domy la  si  Goran.
      - Bardzo wielka – powiedzia  Zdruzno.
    Dostali t  po yczk . Dostali te

yczenia dobrej podró y na czas od wyruszenia, bardzo skryte-

go, dzisiejszej nocy i nie t  drog , nie tym go ci cem, co do chaty dró nika Horyda wiedzie.
Nast pnego dnia Zdruzno musia  odpowiada  na pytania o los nagle znik ych braci D bosza i Sob-
ka.
       - Taki zwi zek zawarli,  e ka demu mo na podobnego  yczy  – odpar  wymijaj co Zdruzno, a
wszyscy zacz li przypuszcza  g

no,  e chodzi o wspólny harem tych trzech, co ich ju  tutaj nie

ma.
     Pada y ró ne liczby dziewic. Snuto przypuszczenia o wielkiej zamo no ci onych haremowych

on. Mo e to siostry albo – przynajmniej powinowate by y?... Podobno to stado bydl t, co nie-

dawno t dy gnano by o ich w asno ci ... Phi, to nie tak znowu du y maj tek...

*  *  *

      

Wi cej – przynajmniej na razie – zwi zków nie   by o -Choma, Olaf i Hubert nadal jechali

samotnie. Znaczy – w grupie, atoli bez pary p ci odmiennej. Nie krzywdowali sobie, nie lebiedzili,

e dla nich pary nie sta o. Choma mia , od czasu osady Chmiel, ugruntowan  opini  o sta

ci

niewie ciej. A jak bardzo z y nastrój go nawiedzi  i jaki ciekawski o te sprawy pyta , to on od-
warkiwa ,  e jak   kto na troch  si

  potrzebuje, to nie musi na w asno  ca ej  awy kupowa ... Za

Bo ydar i Hubert woleli poczeka  – mo e si  jaka podwika do zam cia gotowa po drodze
napatoczy?... Bo ydar by  tego pewny. Nina musia a czeka ... Tylko, czy ona wiedzia a,  e musi?
        

Trzech odjecha o z byd em. D bosz zosta  w Borys awiu. A jednak Zdruzno mia  przy sobie

ludzi wi cej ni  przed Borys awiem. Nie chodzi tu o niewiasty – idzie o korowód wozów, ci gn cy
go ci cem za Zdruzn . Jak poprzednio – Verena jecha a wozem, który mo emy uzna  za menniczy,
je li kto wie – co robi mennica. Sobek jecha  nowym wozem, maj c przy boku Tejzi. Hawra  i
Janek Horyd – te  wozami i z  onami – Melita i Lucyna jako  si  polubi y i  w rozmowie nie
przeszkadza o im pewne oddalenie koz ów i wozów, na których siedzia y. Czasem do cza  do
rozmowy Sobek, lecz nie bardzo zapalczywie, bo za ka dym razem musia  mówi  to samo dwa razy
– najpierw w rozmowie z innymi wozami, a potem t umacz c swoje s owa pi knej  onie.
        

Na razie zwi kszenia liczby podró nych nie  uda o si  jako   dostrzec... Ale jak si  we mie

pod uwag  zapobiegliwo  kupców, którzy wioz  wozami wszystko, co mo e by  m odym ma on-
kom potrzebne... I, w

nie, dzi ki temu kupieckiemu wyw chiwaniu korzy ci ze sprzeda y,

powsta   na  go ci cu  korowód wozów,a ostatnie – kupieckie -by y lud mi  dobrze obsadzone.  Je-
den z wozów wióz  nawet narz dzia do oskórowywania wo ów i do robienia pergaminu... Sk d
kupiec wie,  e trafi na  kogo ,  takich narz dzi potrzebuj cego? Mo e powiedzia  to kupcowi
czeladnik, niegdy  pracuj cy przy wytwarzaniu tego materia u pisarskiego, a mo e kupiec
powiedzia  to owemu czeladnikowi... W ka dym razie i czeladnik tym wozem jecha ...
       

By  postój w chacie dró nika Horyda. Zwyczajny. Powitania, po egnania, podzi kowania za

dos ane przed trzema laty zwierz ta i rzeczy, nowe ciel  i  rebi ,  zy wzruszenia w oczach...
Zostawa  Janek z Lucyn .  Bo ydar z Nin  stali si  prawdziw  jedno ci  – nikt nie znalaz by szpary
mi dzy ich przywartymi cia ami, bokami –  ci lej mówi c. Teraz, na nowym odcinku go ci ca,
Sobek czu  chyba potrzeb  zast pienia rozmów Lucyny z Melit ...   eby podró  si  nie d

a...

        

- Bóg – wywodzi  – nie móg  by  pewny,  e pierwsi ludzie zgrzesz  i trzeba ich b dzie

wygna  z rusi. Z raju – znaczy. Tedy da  im krew jednak . To  le si  sko czy o, bo nast pi o
krzy owanie wsobne... Tedy jednemu takiemu, kiedy zdarzy o mu si  trzech synów sp odzi , dos
trzy anio y. No, mo e trzy anielice – na  ony onych synów. W cz owieczej postaci – to jasne. A
ka da z owych  on inn  krew mia a i inn  barw  skóry.  Tylko t  rodzin  Bóg uratowa  z potopu.   I
odt d  na ziemi

background image

- 50 -

zró nicowanie jest pod wzgl dem krwi i barwy skóry. Bo ró nice w twarzy mog y si  wzi  z
przestrachu na przyk ad... Mama si  przerazi a jak tato si  schla , skrzywi a si  i dziecku tak ju  na
zawsze zosta o...
      - Sk d tobie to do g owy przysz o? - Bo ydar patrzy  na Sobka spode   ba -bardzo podejrzliwie.
      - To proste – powiedzia  Sobek – Tejzi jest anielic .
      

Co  w tym mog o by , bo Tejzi bardzo szybko opanowywa a mow  Polaków. Pierwsze noce

po-dró y rozbrzmiewa y od strony wozu Sobka rytmicznym skrzypieniem desek pod ogi i powta-
rzaniem przez Tejzi s owa ja, ja, ja. Czasem urozmaica a to s owem gut, gut, gut. Ooch! Gut!!.
Ostatnio mówi a -tak, tak, tak, topsze, ooch parco topsze... Jeszcze tylko wymow  si  troch
poprawi i bedzie nowa – czysta Polka. A mo e i wi cej Polek, je eli s uszne s  przypuszczenia o
powodzie  wiczebnego wydawania przez Tejzi  wspomnianych nocnych d wi ków... Och,
Czytelniczko, zaraz tam erotomania... Mówmy raczej o d wi kona ladownictwie, czyli
onomatopei.
       Hawra  zosta  po drodze. Us yszawszy od Sobka – wszyscy us yszeli – o blisko ci góry Haw-
ra  lub Hawran, czyli Gawron. A tu  przy niej – góry Mura .  Te dwie góry – tak Sobek powiedzia
– jako  ywo przypominaj

ucznika Hawrania i jego  on , Melit . Szczególnie, je li si  na

nadobn  Melit  z boku popatrzy – to ta góra Mura  kszta t jej piersi przypomina. No, jest troch
wi ksza, ale bez przesady...
       W odwdzi ce  ucznik Hawra  powiadomi  Sobka i wszystkich innych, e Drewlanie nie u ywa-

 nazwy Drogi bacz dla miejscowo ci ko o Borys awia – oni mówi  Drohobycz, bo tamt dy swoje

byczki p dz  na sprzeda  w Niemczech, tedy dla nich ta nazwa drog  byczków oznacza.
      No, to si  zacznie w J zorze Bochotnickiego. Dowiedz  si  o przekr caniu nazwy przez Drew-
lan wszyscy, bo wie Sobek...  Czy nadal b dzie si  tamt dy przepuszcza  byd o na sprzeda  do
Niemiec? Czy nie upadnie handel mi dzynarodowy?... Wszako to ju  nie by o zmartwienie

ucznika Hawrania, który zosta  po drodze, Zdruzno miejsce jego zatrzymania zanotowa  na wici,

aby mu z Gniezna nadanie przys

, o czym Hawrania stosowny w odarz powiadomi.

     

Z Melit  i Hawraniem zosta  jeden wóz kupiecki. Kupiec powiedzia ,  e nie przeszkadza mu

niedostatek srebra u tych dwojga – on gotów przyj  zap at  w postaci plonów – owoców pracy
obojga w pó niejszym czasie. Zosta a tak e z Melit  i Hawraniem przestroga Sobka, aby kupcowi

asnych dzieci nie dali jako zap aty, bo on b dzie za tanio liczy  – odsetki za zw ok ,  yczliwo ,

pomoc na pocz tku i wiele innych rzeczy sobie kupiec policzy i niech si  Hawra  cieszy, je eli - do
zap aty - Melity nie bedzie musia  doda . Albo niech si  cieszy, jak b dzie musia ...
      Po odej ciu Melity Sobek próbowa  rozklei  swoim pleceniem Bo ydara i Nin . Za mocny by
klej. Tedy Tejzi zacz a by  uczona mowy S owian, a mowy Polaków przede wszystkim.
Opanowa a rych o s owa – jeszcze, mocniej,  liczny ptaszek i par  innych. Wszyscy czekali – kiedy
Tejzi nauczy si  s owa -nie...
      

Po  jakim  czasie Nina  i Bo ydar  przeszli do  mówienia i s uchania.  Nina tylko  z rzadka

zadawa a pytania z grupy „jak b dzie?” i potem s ucha a. Nie by o to zbyt ciekawe, bo Nina by a
gotowa odwdzi cza  si  i za  drobia

ki – na przyk ad za sam  obecno  przy niej m a... Gdyby

Bo ydar nie by  w opowie ciach tak skromny i pow ci gliwy... A mo e i lepiej,  e by , bo te nocne
odg osy... Jak by ta wdzi czno    onina brzmia a, gdyby jej obiecywano  co  na kszta t góry
Mura  ze z ota i klejnotów?...
       W Wi licy zostali Bo ydar i Hubert, a  Sobek odjecha  bardziej na zachód – do taty i mamy –
bo kto  przecie musi zda  sprawozdanie rodzicielom z przebiegu zdarze  w ostatnich trzech latach
i poda  przypuszczalne miejsce przebywania innych synów ciotek. Co , pad o na Sobka, który
powiedzia , ze ju  trudno – on gada  nie lubi, ale powie... A Tejzi doda a s owo -mióóód. Troch
gorzej wysz o jej „to ficenja”... Zdruzno dowiedzia  si  w Wi licy,  e Stoigniew i Alina maj
ma ego synka – oprócz, ma si  rozumie  - poprzednich dzieci. Malec, taki wyskrobek jakby, z dna
dzie y, dosta  na chrzcie imi  Stojgniew i by  – pono – owocem odnowionego gor cego uczucia.
Po yjemy - zobaczymy. A Stoigniew zosta  doradc  ksi cia Leszka i st d  wywy szenie Zdruzny na
stanowisko wielkorz dcy Ma opolski.
       Przez ca  drog  z Wi licy do Gniezna Zdruzno zastanawia  si  – jak powiedzie  ksi ciu,  e on
wielkorz dc  nie chce by ...   O podobnej  rzeczy przemy liwa a milcz co ksi niczka Verena – jak

background image

                                                                          - 51 -
ojca przekona ,  e ten potomek Chama z miotu Noego nie jest godzien najmniejszego
wywy szenia. Chyba  eby o szubienic  chodzi o... Mo e nie u ywa  imion z pisma chrze cijan, bo
ojciec tego nie lubi?...
                                                                            *  *  *
     Zamek gnie nie ski  przywita  przybyszów cichym spokojem. Wsz dzie prawie pusto, nieliczne
stra e snu y si  po korytarzach. Przed drzwiami komnaty przyj  Zdruzn  przechwyci  Stoigniew.
      - Przyjmij, bracie – powiedzia  – bo ty si  najlepiej znasz. By

 na wschodzie przez trzy lata, a

to dziedzina Ma opolski. Tato wieszczy ,  e tam twoje gniazdo za

ysz.

      Tylko tyle mog o by  powiedziane, bo ju  pokojowiec drzwi komnaty otwar  i zaprasza  uk o-
nem do  rodka.
       

- Jak Verena? - ksi

 patrza  na Zdruzn  spod zmarszczonych brwi. - Wysy

 do Skandy-

nawii?
        - Ostatni odcinek przemilcza a, ale jad a wszystko i twarz mia a pogodn  – powiedzia  Zdruz-
no.
         Ksi

 klasn  w r ce, pojawi  si  inny pokojowiec, ksi

 wyda  polecenie.

        - Bierzcie j  do pojazdu. Po drodze umy  i przebra . W  ebie na okr t jarla Skotlunga. Do ma-
tki nie dopuszcza .
        Potem Zdruzno wys ucha  oczekiwa  ksi cia,  oceni  podawane sobie uprawnienia – ogromne
-
i  zapami tywa  drobne polecenia.
        - Zamieszkaj na Wawelu – to by o najwa niejsze z tych drobnych polece .  - Tego Chom  mi
zostaw – ja go uczyni  nadzorc  wszystkich szpiegów wschodnich. Tobie wiadomo ci b
przesy ane. Twój orszak czeka w gotowo ci. Nadania które  po drodze poczyni  s  zatwierdzone –
wici zostan  dostarczone ju  bez twojego udzia u. Rz

 szcz liwie, bo co do twojej m dro ci nie

mam  adnych   zastrze

. Twój ojciec wieszczy  dla ciebie powodzenie w sprawach sercowych.

Szcz cia ci  ycz .
        

Ju  jad c w stron  bramy po udniowej Zdruzno widzia  wsadzanie Vereny do pojazdu. Bez

oporu wsiada a... Z ty u sta  – za pojazdem Vereny – wóz Bo ydara i Niny. Kiwali r kami na
po egnanie. Zdruzno te  im pokiwa  i  pocz  my le  o rz dzeniu Ma opolsk .

background image

- 52 -

Rozdzia  IX

Archa

Tylko cz owiek potrafi wymy li  rzeczy nieistniej ce. Taki  punkt  na przyk ad. Nie ma  adnych

wymiarów, tedy nie mo e by  w  aden sposób dostrze ony. Ale s  umowne znaki dla jego
narysowania. Je li lini  prost  przetniemy poprzecznym odcinkiem, to przeci cie tych dwóch
rzeczy(maj  d ugo ,lecz nie maj  szeroko ci) jest umownym znakiem punktu. Same te rzeczy –
linia i od-cinek - te  s  umowne i wobec braku szeroko ci nieprzedstawialne rysunkowo.  eby by o
jeszcze dziwniej, to powiada si ,  e linia i odcinek sk adaj  si  z punktów...
     Tego typu twierdzenia zawdzi czamy staro ytnym Grekom, lubuj cym si  w logice i jeszcze w
paru innych dziedzinach, cho by geometri  mo emy dla przyk adu poda . Grecy uznawali, e figury
geometryczne dziel  si  na silne i s abe. Wymienimy tu tylko jedn  figur , uznawan  przez Greków
za siln . By  to kr g. Kr g, a nie ko o. Nie ma powierzchni kr gu, bo jest to tylko linia, okalaj ca
jeden punkt, a wszystkie punkty tej linii s  jednakowo oddalone od owego ,  rodkowego punktu.
Znowu punkty w robocie, lecz to drobna szczypawka wobec nast pstwa teraz ca kiem nieznanego.
           

Otó   –  mówili  Grecy  –  równo   ludzi  polega  na  tym,   e  ka dy  z  osobna  jest  niezast piony  i

niezb dny. Tak samo jak wszystkie punkty w okr gu. Je eli  j e d e n  punkt z okr gu wyjmiemy, to
okr gu ju  nie ma – wszystkie punkty s  sobie w okr gu równe, bo niezb dne dla jego istnienia. Za-
miennikiem tej figury geometrycznej, ju  istniej cej w rzeczywisto ci, by  dla Greków kr g ludu.
Po grecku – demokratia. Warunkiem istnienia demokratii by a jednomy lno  wszystkich w niej
uczestnicz cych – bez jednego sk adnika (punktu) kr g nie móg  istnie . Dzisiaj, dla zaspokojenia
ambicji ludu, mówi si  o demokracji jako o jego  (ludu) w adzy  i nazywa si  to ustrojem.
Tymczasem demokrati  mo na, co najwy ej, uto samia  z pot

, si  ludu, skoro mia by zasiada ,

czy te  tworzy  siln  figur  geometryczn . Siln  – jednomy lno ci . Z  adn  w adz  demokracja
nie ma nic wspólnego, bo lud sam sobie nie mo e wydawa  polece  i zakazów  – dla rz dzenia
samym sob  nie ma potrzeby tworzenia  adnego ustroju. Zatem – równo

i jednomy lno

      Je li kogo   takie dziwactwo Greków razi czy  mieszy, niech e si  dowie,  e wspó cze nie two-
rzy si   w Polsce nauk  zwan  socjologi . Mówi si ,  e jest to nauka o spo ecze stwie. A co to jest
spo ecze stwo?  Otó  jest to co swoistego. Nie jest to suma jednostek, nie jest to podobne do roju
pszczelego ani do mrowiska – jest to co  swoistego...  W ka dym razie pachnie na mil  czym , co
tak e zaczyna si  na socj... Jest demokracja socjalistyczna i socjologia. Grecy by to wymy lili?...
      

Jak chodzi o w adz  nad innymi, to Grecy u ywali dla jej nazwania s owa arkia  –  nie  mogli

ywa  litery „c”, bo oni jej nie znali i nie potrzebowali. Znamy s owa stereo i mono. Otó  mon(o)-

archia oznacza a w adz  jednego nad innymi. Polanie, kiedy przybyli nad Wart  byli demokratami.

  tu  Zdruznie powierza si  rz dy i w adz  nad po ow  Polski i po ow  Polaków... Troch

atwia a przemian  demokraty  we w adc  s

ba w dru ynie, gdzie demokracja – jako zasada –

ulega a zawieszeniu. Ale Zdruzno wiedzia ,  e nie b dzie mu  atwo pomija  na co dzie  jedno-
my ln   zgod  mo nych Ma oplski, lub te  brak tej jednomy lnej zgody ludu po owy Polski. O zgo-

 poddanych  i zgod  stanu trzeciego martwi  si  nie musia  – do ludu nale eli jeno równi sobie

mo ni, a jaka  jest równo  mi dzy cho opem a wolnym kmieciem – te , zreszt , przywi zanym do
swojej ziemi, któr  mo e porzuci , ale sprzeda  jej ju  nie mo e? Nie ma tam równo ci i ju .  S  za
to ró ne kr gi – kr g najlepszych (aristoi), czyli arystokracja, kr g najbogatszych, czyli plutokracja,
albo – na przyk ad – kr g ludu (demos), czyli demokracja. Oczywi cie – bez litery „c”, jak
chodzi oby o Greków staro ytnych, lecz ta  litera, to – akurat – drobna szczegó a, jak mawia
Walery W tróbka.    Chc c-nie chc c Zdruzno b dzie musia  wzi  byka za rogi, a  o owym
„byku”  mia  mgliste poj cie.
      

Przywo

  do  siebie  dowódc   przydzielonej  mu  w  Gnie nie  wity  i  wy uszczy   mu,  co

nast puje:
      - Przez par  miesi cy Ma opolska nie zawali a si   bez namiestnika Stoigniewa – znak,  e wszy-
stko w tej krainie jest urz dzone na tyle dobrze,  i  nic si  nie zawala. Za  wielkorz dca, czyli ja –
Zdruzno u miechn  si  jak móg  najnie mielej i naj yczliwiej – o porozumiewawczo ci mo na
mówi  – przez trzy lata mia em ci

 prac  na ugorach po udniowowschodnich i musz  wypocz .

Tedy wy powiedzcie,  e wielkorz dca wkrótce nadjedzie. Wypocz ty, tedy dla ludzi bardziej

yczliwy i wyrozumia y. W  Krakowie znajd cie  jakiego   wa nego  urz dnika – niech zapewni dla

background image

- 53 -

was i waszych ludzi wikt i opierunek, a potem na mnie czekajcie,  wicz c waszych ludzi w
posi ciu i utrzymaniu sprawno ci cia a oraz wytrwa

ci ducha.

      Wyg osiwszy  takie przemówienie, Zdruzno skr ci  z go ci ca w puszcz  i tyle go by o wida ...

*  *  *  *  *

      Niepokoju w Krakowie nie by o. Wielkorz dca wypoczywa. To znaczy,  e jest. A  e nie na Wa-
welu? Wypocznie, przyjedzie, nowa miot a ostrzej zamiata, wytrzyma si , nowa miot a si  zetrze i

dzie – jak by o.Nie ma co si  przejmowa , tym bardziej, ze pojawi  si  cudzoziemiec o kasztano-

watych w osach i ujmuj cym sposobie bycia, który chcia  zwiedzi  Ma opolsk  i dawa  zrobi  prze-
wodnikom,w

cicielom zajazdów,w

cicielom pojazdów do przewo enia cnej osoby z

miejscowo- ci do miejscowo ci. Milkliwy by , chocia  – je li mówi  powoli – rozumia o si  jego
mow , bo by- a, w zasadzie czysta – takie tam drobne odmienno ci od mowy Ma opolan... Nawet
duchowni pa-trzyli na zwiedzaj cego  yczliwie i udzielali mu obja nie  bardzo ch tnie, bo datków
na ko ció  nie 

owa  i rozumia  wszystko, do zdania rozmówców si  przychyla , nie wydziwia ,

nie pot pia  niczego. Jakby anio  zst pi  z nieba,  eby si  przypatrze  m drym urz dzeniom
ma opolskim.
      No, czasem wprawia  obja niaczy w lekkie zak opotanie, bo pewnych rzeczy nie by  w stanie
poj  – wiadomo,  e cudzoziemiec do innych rzeczy mo e by  przywi zany i ci ko mu si  przes-
tawi . Na przyk ad nie pojmowa  ca kowitej wy szo ci ducha nad materi . Po odej ciu namiestnika
Stoigniewa niektóre szko y przesta y istnie , bo nie by o dostatku nauczycieli duchownych. Za to w
nieco wi kszych miejscowo ciach, tam gdzie by y  wi tynie, poziom szkó  wydatnie podnie-
siono.Wi cej wagi przy

ono do nauczania zasad wiary chrze cija skiej, a „nauczanie” zaradno ci,

walki z innymi, t

yzny cielesnej i tym podobnych bzdur – oddalono – niech e rodziciele tego

swoich synków ucz . Teraz szko y maj  na celu g ównie przygotowanie nowych zast pów pasterzy
owieczek Pana na niebiesiech. Dzi ki takiemu nowemu podej ciu wydatnie zwi kszy a si  ilo
powo

 do stanu duchownego, bo jak tylko oznaki przydatno ci i ch ci zauwa ono, to piel gnowa-

no, rozdmuchiwano ogieniek wiary i ochoty. I dobrze, bo czas siewu jest, a siewców dostatku nie
wida . A potem  niwo b dzie, owoce siewu kto  musi zbiera , znowu powo ania b

 potrzebne...

      Otó  ten cudzoziemiec zapyta , czy takie kszta cenie  nie jest szkodliwe dla zwi kszania liczby
obro ców  przed najezdnikami. Przed w drownymi pasterzami – dajmy na to. No, to mu ojciec
archierej wyja nia ,  e Pan rad broni swojej trzódki i jej powi kszanie jest najwa niejsze, a o reszt
Pan zadba osobi cie. Na to ten obcy spyta  grzecznie, nikt nie mo e rzec,  eby by  opryskliwy -czy
nie przez zaniedbanie wyrabiania t

yzny cia a cesarstwo rzymskie upad o. Dziwny jaki  – jakby

nie wiedzia ,  e wcale nie upad o i istniej  nawet dwa, bo Pan pomno

 do walki z Saracenami i

innymi wrogami wiary. I radz  sobie rycerzyki, chocia

aden ani pisa , ani czyta  nie potrafi – po

co ten Stoigniew wprowadza  nauk  rzezania znaków, skoro te znaki kaba

mierdzia y, poga skie

by y, a w ksi gach  wi tych Ko cio a  wi tego - Matki Naszej ca kiem inne pismo jest u ywane?..
Taka ksi ga tyle kosztuje, co wie  dobrze zagospodarowana i jak e j  do r ki da  byle chmyzowi,
tylko dlatego,  e on umie czyta ? Takie  ladaco zniszczy, za lini, zat

ci... Nawet dla uczonych

mnichów owe ksi gi 

cuchami si  do pulpitu przymocowuje, aby pokusa nie podjudzi a do

wyniesienia na targowisko,gdzie  atwo – przypadkiem,niejako niechc cy – zabra  pieni dze kup-
pca, a zgubi  inkunabu ...

*  *  *  * *

    

Piszcza ki -sza amaje o przenikliwym g osie - gra y, b bny bum, bum,  bum wo

y, werble

warcza y, nawet jedna wielka tr ba i dwie ligawki  na par  s ni d ugie obwieszcza y d wi kiem,  e
warto na ulic  Trójcy Przenaj wi tszej wybiec, bo tam si  co  dzieje. Istotnie – dzia o si !
Bia owo osy wielkorz dca jecha  na siwej klaczy, szyszak w r ku trzyma , a lekki wietrzyk muska
mu bia e w osy, przyci te do ramion. Za nim szed  ulic  sznur pi tek, M owie jednakowo odziani
w szaty do kostek, opo cze przypominaj ce, szli równymi pi tkami w takt uderze  b bna –
równym krokiem, z g owami wyprostowanymi, wzrokiem wbitym w dal. Wzorowo wyrównane te
pi tki. Rz dy – jak jeden za drugim idzie – tak równe, tak jeden drugiego pokrywa ,  e z przodu
jeno pierwsz  pi tk  by   zoczy  i dopiero wychylenie g owy w bok pozwala o dojrze  i policzy ,

e tych pi tek jest dwadzie cia. Zakonnicy jacy , czy co?...

      Weszli na rynek, i – nie przerywaj c podreptywania w rytm b bna – zmienili szyk na kwadrat z

background image

- 54 -

dziesi tek z

ony. Wielkorz dca wzniós  r

 z szyszakiem, a potem j  nagle opu ci . D wi ki

kapeli zamar y jak no em uci  i dopiero teraz da  si  s ysze  wielki rozgwar, powodowany przez
mieszka ców Krakowa – ca y, wielki t um wokó  rynku si  zgromadzi , ludzie usi owali
najwidoczniej rozmawia , przekrzykuj c kapel  i uderzenia kroków, a teraz  w por  nie  ciszyli

osów – nadal pokrzykiwali, jakby jeden od drugiego o stajanie sta  – a tu kapela zamilk a. I to

bardzo wszystkich roz mieszy o,  e drzesz si  do s siada, dotykaj cego ci  bokiem.   Wszyscy
uci-chli po paru  chichotach i po paru ostatnich krzykach tych  mniej spostrzegawczych albo
przyg u-chych.
     - Cni mieszka cy zacnego grodu i miasta Krakowa – ozwa  si  wielkorz dca g osem powolnym
a dobitnym – przedstawiam   wam grup  smardów, którzy w asn  prac  chc  na u omek chleba za-
robi . Mam nadziej ,  e im pracy nie odmówicie, bo inaczej boroki i chudopacho ki musieliby
samym powietrzem i wod  si

ywi . B

 po domach w drowa , po ca ej Ma opolsce b

drowa  i zaj cia szuka . Oka cie im lito ciwe serce, a Pan Bóg wam to w waszych dzieciach

wynagrodzi.
      B ben odezwa  si  – bwum-bom, bwum-bom. B benki zawtórowa y jakby galopem wielu koni.
Werble ozwa y si  warkotem wielkiego gradu, g sto wal cego o dachy. Sza amaje rozdar y
powietrze skowytem, hieny przypominaj cym. Ligawki dostojnie wydawa y  niskie a przeci

e

buczenie niby rozt sknione krowy. A wielka tuba musia a si  chyba zatka , bo tr bacz w ni  d ,
policzki nadyma , a ona  ani mru-mru.  Kwadrat smardów zosta  wprawiony w ruch, jakie  tam
zwroty i przestawienia trwa y, nawet niebrzydko to wygl da o, po czym ku ulicom Zbawiciela,
Ducha   wietego  i  Trójcy  ruszy y  trzy  trójkowe  kolumny  –  jakoby  w e  si   wi y,  wpe za y  w
rzeczone ulice i kry y si  w ko cu w bramach pustych koszar dru yny, od czasu wyjazdu
namiestnika Stoigniewa nie u ywanych przez nikogo. Wielkorz dca skierowa  konia  w ulic  ku
Wi le  - najwyra niej udawa  si  do zamku na Wawelu.
     Mog o si  zdarzy ,  e kto  nie us ysza  o przyje dzie wielkorz dcy. Rzadziej mog o si  zdarzy ,

e takiemu komu  nie donie li o zgie ku sza amaj, tarabanieniu i popisach zwrotów, równania i

krycia smardów. Lecz ci, na których Zdruznie zale

o najbardziej – wiedzieli, s yszeli, mieli

donosy.
     

Pierwszy na Wawelu zjawi  si  zwierzchnik duchowie stwa chrze cija skiego. Ledwo wszed

do komnaty przyj , Zdruzno podbieg  do archiereja, d

 duchownego pochwyci  i w niskim

uk onie poca owa  t   r

 arcypasterza chrze cijan.

     - Witam ojca – powiedzia  ciep o – co za zaszczyt, sam mia em zamiar przyj  si  przedstawi ...
    - Cjekawost' priwied a – powiedzia  archierej – rad pos ucham zamjarów Wasziej Wysokosti, alie
to dopjero w pózniejszim czasje. Tiepjer' tolko poznakmmysja.
    - Skoro ju  Wasza Dostojno  jest, to podam jeno jeden zamiar – musz  uporz dkowa  nadania
ziemskie – posprawdza  pisma, piecz cie i takie tam ró no ci. Ciekawym starych szparga ów, pism
starych.  W  ko ciele  pewno  takowych  najwi cej...
     - Bo to widdzjisz - archierej jako  dziwnie b yszcza , jakby pot... - Bo to bardak by ... Samon
najprzód. Potem Wielikije Morawy, Krak... Ale wszistkie wjedzom,  e naszi ziemi prawilno
po uczjonyje. Ka dyj znajet!
     - Mnie te  Wasza Dostojno  do onych ka dych zalicza? Bo jako ... No, ja nie wiem... Ale to na
pewno si  u adzi. Je li b

 braki czy nie cis

ci to wyprostujemy, uzupe nimy.Krzywdy nie

zrobi .
      Ro ni jeszcze przychodzili. Niektórzy posady dobrej szukali. Inni chcieli sobie zaskarbi

aski

przez znany im  rodek, zwany pochlebstwem. Byli tacy, co tylko ciekawo  ich przygna a. Ci
wszyscy nie byli warci  cznie tyle, co pierwsze odwiedziny – tak s dzi  Zdruzno.
       Okaza o si

e s dzi  s usznie – od  nast pnego dnia  przychodzili przedstawiciele rodów ma o-

polskich ...
      

- Bo my s yszelim – lali balsam i miód na serce Zdruzny –  e potwierdzenia nada  maj  by

sprawdzane, a my  wiadków mo em przedstawi , ka dy potwierdzi,  e dzier ym nasze w

ci s u-

sznie, dostalim, nale y nam si ...
       

Zdruzno  nawet  nie pyta  o  potwierdzenia pisemne – on ju  wiedzia ,  e zamys  si  uda.

Zapew-

background image

- 55 -

nia ,  e wszystko b dzie w porz dku,  e nie warto si  niepokoi , nikt tu nikogo o zaw aszczenia nie
pos dza...  Przy sposobno ci spisywa  nazwy rodów, ich przybli on  liczebno , ile w nich  m odzi,
rodzin, starców... Jakie maj  znaki i zawo ania. Wszystkie odpowiedzi by y pilnie notowane przez
siedz cych za zas onami smardów, którzy – o dziwo – mogli pe ni  zadania pisarzy.
     

Odwiedziny wreszcie usta y. Wtedy Zdruzno poleci  smardom wykona  z twardej d biny pie-

cz cie wszystkich rodów – wykorzystuj c podawane przez odwiedzaj cych znaki i zawo ania  oraz
miana rodów. Okaza o si ,  e ci smardowie i piecz tarzami mog  by ...
    

W odarze – ludzie od dawna  z Wielkopolski przysy ani, bardzo ich ma o zreszt , bo i dóbr

ogólnych w Ma opolsce jak na lekarstwo – przygotowali wici w sprawie nada   ziemskich
poszczególnym rodom. Zdruzno poszed  do archiereja z powiadomieniem,  e s  u w odarzy
potwierdzenia nada  dla ko cio a i wszystkich rodów, i nale y je odbiera .
      Wtedy si  zacz o. Trzeba by o pokwitowa  odbiór wici, a pisa  mo ni nie umieli. W odarze,  y
czliwie,  podpowiadali  mo liwo  piecz towania na mokrej glinie, któr  si  wysuszy i odcisk
piecz ci b dzie  wiadczy ,  e jej posiadacz wici odebra . Tak  piecz  w odarz móg  rodowi
sprzeda  i mo na by o jednocze nie zamówi  drug  – trwalsz , metalow . Kupowano i zamawiano.
      Kiedy ju  wszystko odebrano i po wiadczenia gliniane zostawiono w odarzom, zacz li je dzi
poborcy, powiadamiaj cy o konieczno ci uiszczania zaleg ych i bie cych op at za t  cz

 ziem,

które rody tylko dzier awi y od Kraka, a potem do nich si  przyzwyczai y i uwa

y za swoj

asno . Poborcy powo ywali si  na zapisy w wiciach, które przecie  by y odebrane bez

sprzeciwów i uwag, pokwitowane, nikt nie zg asza

adnych zastrze

...

      

Archierej uzna ,  e mo e spraw     ziem wszystkich duchownych za atwi  u Zdruzny  cznie.

Po-wo ywa  si  na nieumiej tno  odczytywania znaków na wiciach przez tutejszych duchownych,
ale to przecie  mo na wyja ni , pozmienia  wici, nadania w cyrylicy przepisa ...
      - Chcia bym – powiedzia

arliwie Zdruzno – wszelako mam zabronione stosowanie innego j -

zyka ni li urz dowy. J zyk cerkiewno-s owia ski jest bardzo szacowny dla ksi g  wi tych, atoli
ksi

 Polski ma swoje wymagania.

      - Alie tego nikto nie pordzji przeczitat' – powiedzia  archierej, prawie gniewnie.
      - Czemu? - zdziwi  si  po dziecinnemu Zdruzno – ja poradz .  Czy  w Ma oplsce nie ma szkó ?
      - Jest' szko y – zaprzeczy  ojciec duchowny – bardzo wysokij pozjom. Triwialnyje szko y. Zna-
czit – tri k asa. Grammatika – uczius' czitat' i pisat'  swiatyje knihi. Na izust' uczius – na  pamniat',
czili zapamnientujut . A pisanije – oni priepisujut swiatyje knihi inkaustom i tuszom na piergamin,
cztob bolsze  knig by o. A potom k as rietorika i tam ani kazat' uczius' . Homilija. Rozumiesz'? Nu
w tretiem k asie ani uczius; dialektiki – protiw wragom naszoj religiji wystupljen'
      - Podziwiam, podziwiam – przyzna  z uznaniem Zdruzno -  ale jak na przysz

c unikn  pod-

pisywania czy piecz towania w ciemno dokumentów urz dowych?
       - U nas niet uczitieli takowych od witek – powiedzia  archierej, a to w

nie Zdruzno chcia  od

niego us ysze .
       

Powiadomi  archiereja,  e – mo e – znalaz by stu   nauczycieli, wszelako tylko wtedy, gdyby

duchowni zechcieli w tych szko ach  wieckich prowadzi  lekcje religii.
       - Budjet! - przyklepa  pomys  archierej.
      - Starczy nauczycieli duchownych dla stu szkó ? - Zdruzno patrzy  badawczo, bo wiedzia  jakie
kler ma  mo liwo ci, ale...
      - Gdyb  w paru szko ach adin duchownyj uczi ...
      - Osiem godzin w miesi cu religii w szkole, czy mniej? A mo e wi cej? - Zdruzno cieszy  si
w duchu, ze tak dobrze posz o.
      - Szest'  - powiedzia  archierej i by  przekonany,  e stworzy  nowy rodzaj szko y.
      Pozosta y targi o zap at  dla nauczycieli, co jeszcze tego samego dnia uzgodniono. Stu skrybów
i stu piecz tarzy okaza o si  by  stoma nauczycielami czytania  i pisania nie tylko przez kopiowanie
oraz nauczycielami przygotowanymi do kszta towania hartu ducha i cia a przysz ych wojów.

*  *  *  *  *

     

Do  pr dko liczba nauczycieli zwi kszy a si  pi ciokrotnie, a wszyscy pochodzili z Wiel-

kopolski i byli smardami, czyli m odymi, nie bardzo zamo nymi m ami ze stanu mo nych  albo ze

background image

- 56 -

stanu  trzeciego. Po ca ej Ma opolsce kr

y pog oski,  e wnet b

 nauczyciele spo ród podda-

nych, znaczy – g ównie ch opów, bo zjazd mo nych Wielkopolski nosi si  z zamiarem wydania
zezwolenia,  aby z ka dej wsi  jeden syn ch opski rocznie  móg  by  wysy any  na  nauk   zawodu.
A czy  nauczycielstwo nie jest zawodem? Taki cz ek, który naucza  w szkole przyrz dzania po-
si ków – we my go dla przyk adu – a poza lekcjami zajmuje si  w szkole kucharzeniem dla nau-
czycieli i uczniów – czy on nie ma zawodów a  dwóch? I czy on nie zas uguje na podwójne
wynagrodzenie? Tedy dlaczego nie zatrudnia si  w szkole Ma opolan? Tutejsi maj  p aci  obcym
smardom? To nie mo e wielkorz dca tutejszych smardów powo

?

         Z  t   spraw   -  w  imieniu  wszystkich,  co  stawa o  si   prawid em  –  zg osi   si   do  Zdruzny  sam
Boguta – najwa niejszy cz ek  w Ma opolsce,je li pomin  urz dników,którzy dzi  s  wa ni,a jutro
ich nigdzie nie u wiadczysz... Zg osi  si , wy uszczy  pogl dy „wszystkich” i dosta  odpowied ,  e
wielkorz dca te  nad tym boleje, wszelako w szko ach i na urz dach mog  by  jeno ludzie
czytaj cy ze zrozumieniem i pisz cy zrozumiale sami z siebie, a nie tylko kopiuj cy ksi gi.
Wspólnie postanowiono,  e „od jutra” b dzie dokszta canie dla Ma opolan, ju  nie mog cych by
nazywany-mi pachol tami, otrokami czy – obra liwie poniek d – szczylami b

 sraczami. Jutro

rano zg osi si  do Boguty z rodu Toporów osobisty nauczyciel i dostanie za rok pracy dwa
srebrniki, je eli nikt si  nie dowie, i  Boguta do tej pory  „ni czytaty-ni pisaty...”, czyli ani be-ani
me, taki co to musi we wszystko wierzy , bo sam niczego nie rozczyta. On sam tych okre le  u

,

ale nie powtarzajcie ich nikomu, bo wielkorz dca przecie obieca ...
      

Uzgodniono tak e,  e po tym dokszta caniu b dzie tutejsza dru yna   wojenna, wszelako nie

taka, jak w tej, hmm..., Wielkopolsce. Tutaj b dzie si  s

 sze  lat, a p aci  pó  srebrnika za rok

by, atoli po owa tego czasu b dzie tak zwan  s

 w gotowo ci wojennej, czyli na ka de

zawo anie  stajesz    w  swoim    oddziale  -  pod  broni   i  konno.  Za   za ogi  obronne  w  grodach  b
zatrudniane osobno – przez miejscowych mo nych  i mieszczan. Taka zabawa jakby – masz w
kieszeni czarny kamie  i tak zadajesz pytania, tak ko ujesz, a  twój rozmówca jest pewny,  e to on
kaza  ci wyci gn  i pokaza , i  odgad  barw  kamienia w twojej kieszeni... Ma si  rozumie ,  e
ów  bia y  kamie ,  którego  rozmówca  – nie  wybra   –  czyli  owe  nieliczne  oddzia y  dru yny  z
Wielko-polski zostan  odes ane w pobli e ksi cia ca ej Polski, bo Ma opolanie chc  si  trzyma

asnego rz dziciela. Ot, co!  A cz

rodków na to b dzie pochodzi  z nowych dóbr ogólnych,

które si  wyznaczy w Ziemi Licykawiców,  w Ziemi L dziców, w Ziemi Go szyców, w J zorze
Podlaskim i w J zorze Bochotnickiego. A w tych dobrach ogólnych Ma opolski w odarzami i
rz dcami b

 jeno wykszta ceni Ma opolanie. Ot, co! Za  reszta  rodków – ko , uzbrojenie, bro  –

musi by  w asno ci  woja, s

cego w dru ynie, tedy chudopacho kowie b

 po ycza  one

rzeczy od zamo nych, co ods

 w ich osobistych dru ynach przez trzy lata, za p ac  jednego

srebrnika rocznie z dodatkami w naturze – ko , uzbrojenie, wy ywienie, odzienie, miejsce do
spania i przebywania poza s

 i – najwa niejsze – dobra bro . Ot, co! Niech sobie

Wielkopolanie nie my

 – nas sta  na to! Ot...   Ot – dziewi  lat s

by dla chudopacho ka... Mo e

i dobrze, bo borok móg by  mie  k opoty ze znalezieniem mo liwo ci pozyskania jedzenia, a przez
dziewi  lat dostanie si  nie tylko jedzenie. Ponadto  - przez dziewi  lat ró ne sposobno ci si
mog  nadarzy ...
      Wszystko, ale to wszystko, uda o si  Bogucie u wielkorz dcy uzyska . A jeszcze, dodatkowo,
wielkorz dca zapewni ,  e nie we mie sobie  ony z Wielkopolski. Bardzo zgodliwy ten ma opolski
wielkorz dca. Teraz trzeba b dzie wyszuka  stosowne niewiastki i niech urz dzaj

owy na

wielkorz dc  – od wielu side  si  uchroni, lecz w ko cu w jakie  wpadnie i ju  b dzie pod ka dym
wzgl dem nasz - ma opolski.
      

Wyszed  Boguta z Wawelu, wsiad  na swojego konia i ruszy  ku domowi. Przemy liwa  o

dwóch sprawach. Po pierwsze o starej kopalni krzemienia pasiastego pod  Opatowem.  Z bu
wst gowanego krzemienia robiono niegdy  kszta tne siekierki, które wr czano wa niejszym
urz dnikom jako oznak  ich w adzy. Mo e by to odnowi  i sprzedawa ?... Da si  do tej sprawy
wielkorz dc  ugada ?.A po drugie – ten archierej pokaza  ostatnio Bogucie szpilk . Zwróci  uwag
Boguty na ostrze tej szpilki i nazwa  je punktem. A potem spyta  – ile diab ów zmie ci si  na onym
ostrzu szpilki. Na to Boguta pytaniem odpowiedzia : - A ile tych wszystkich diab ów w ogóle jest? I
archierej popatrzy  na Bogut  z podziwem,a potem powiedzia ,  e tylko nieliczni wpadaj  na

background image

- 57 -

rozwi zanie tej zagadki – i  musz  si  w jednym punkcie zmie ci   wszystkie istniej ce diab y, bo
one s  duchami, a duch nie ma  adnych wymiarów... Czego ten archierej od Boguty chcia ?...
Przecie Boguta jeno zapyta  o liczb  wszystkich diab ów, a na to archierej wcale nie odpowiedzia .
Dziwny jest ten  wiat...

background image

- 58 -

Rozdzia  X

Miasto lwów

     Skoro kto  ju  si  wda  w zapoznawanie z t  trzeci  opowie ci  o szlaku Piastów, z tym wst -
pem do prawdziwej historii Polski, to niechby zechcia  par  chwil uwagi po wi ci  zapoznaniu si
z jednym,  ale nie jedynym,  narz dziem poznawania dziejów. Chodzi w tym przypadku o stary

zyk, którego nieudolne pseudona ladownictwo widzisz. Oto wielki pisarz, noblista, Henryk

Sienkiewicz umieszcza w swoich „Krzy akach” posta   historyczn . Nasz noblista zwie go Paszko

o-dziej...Mo e i by  z odziejem,wtedy nie by o o to trudno – grabie  i  upiestwo  nie by y niczym

wyj tkowym. Wszelako – jak chodzi o zapisywanie owej postaci – to by  to Paszko z    odziej.
     Herb  odzia przetwarzano wtedy nieco inaczej ni li w roku 1957 – wtedy powiadano,  e herbo-
wni  tego  rodu  czy  tej  grupy    to  s     -     odzieje.  A  ten,  co  z  nich  pochodzi  jest  z   odziej...  Teraz
powiedzieliby my raczej  odzie i  z   odzi... I pope niliby my nie cis

, bowiem miasto  ód  nie

by o matecznikiem  odziejów.
     Czytaj cy

opowie  albo jej

uchaj cy,powinien tak e wiedzie ,  e nasi badacze przesz

ci

nie si gaj  do  róde  zbytnio od Polski oddalonych – nie badaj  na przyk ad literatury francuskiej
czy angielskiej z okresu po bitwie grunwaldzkiej. Tedy nie wiemy dlaczego u nas o bitwie pod
Azincourt (1415) ma o kto s ysza , a na zachodzie P owce i Grunwald – je eli ju  ktokolwiek tam o
nich s ysza  – s  os dzane jako (przypuszczalnie) drobne, lokalne potyczki. Zamiast  poszpera  i
znale   niegdysiejsze odg osy kl sk Zakonu Krzy ackiego z Polakami, nasi historycy wol  si
zgodliwie przychyli  do opinii zachodu i ba akaj ,  e P owce mog y by  pokonaniem jeno drobnej
cz ci pot gi Zakonu przez s abiutkie si y  okietka. Ciekawe kiedy przyjdzie pora na umniejszanie
naszego zwyci stwa pod Grunwaldem ...
      Moje ba akanie niech b dzie potraktowane jako wyja nienie „b du” w tytule rozdzia u – chodzi
o te lwy napisane ma  liter . Po tym wyja nieniu – przyst pmy do rzeczy – niech opowie  o Lwo-
wie toczy si  dalej.

*  *  *  *  *

     

Mo na rzec,  e wp yw zwierzchnika ko cio a chrze cija skiego w Ma opolsce na dusze mo -

nych ma opolskich nie móg  by  przeceniony – ka da ocena najwy sza by a w

ciwa – archierej

móg   w ada  rz dem dusz  i  to czyni , a nie by  to cz owiek  le Ma opolsce i Ma opolanom  ycz -
cy. A  e nieco  atwowierny, wr cz naiwny chwilami? Czy  nie s  to cechy natury prostoliijnej i
pra-wej? Tedy nie za pokr tno  i przebieg

 go ceniono, lecz za wiedz , m dro  i dobre

my lenie w dobrych sprawach.
     

Chudy,  ylasty, obdarzony basem ni szym ni  cyfrowy, rusza  si  jak iskra – tu by , tam po-

, zaraz b dzie, tylko patrze  jak przyjedzie, dopiero co by  – za atwi, pomo e,poratuje, zrozu-

mie biedaka... A nawet wielkorz dc  w potrzebie poprze... I tak z cz eka prostodusznego zrobi a
nam si  posta  drobna,  lecz  wielkiego  i   yczliwego  innym  ducha...
     

Archi(j)erej Symeon postanowi  dopomóc chrze cijanom obrz dku s owia skiego  na wscho-

dzie, zagro onym w swojej swobodzie wyznawania wiary przez Pieczyngów z jednej strony, a
przez Waregów z drugiej strony.  atwo pozyska  dla swojego zamiaru trzy rody wielkie i
par na cie mniejszych. Wielkorz dca Zdruzno uzna ,  e on sam nie móg by niczego lepszego
wymy li  ni  zrobi  to  Symeon i uda  si  do siedziby arcypasterza, aby archierejowi przyklasn .
        Symeon bardzo si  z odwiedzin ucieszy , pochwali  si  lask  pastersk , czyli pastora em, przy-

anym mu przez patriarch  Konstantynopola – Miko aja na znak w adzy arcykap

skiej i arcybis-

kupiej w Ma opolsce. Podkre la  ró nice mi dzy pastora em zwyczajnego biskupa, raczej lekko
zagi ty kij przypominaj cym,a tym zakrzywionym mocno i z otem zdobionym znakiem w adzy
ko -cielnej. Mówi  w

ciwie j zykiem Drewlan i Dregowiczów, z którego Cyryl j zyk pism

religijnych wywiód  – my pomi my jego  amane, polsko-ruskie s ownictwo i  u ywajmy

ownictwa dla nas zrozumia ego lepiej.

        

Zdruzno dowiedzia  si ,  e cesarstwo wschodnie ledwo zipie, bo w adca Bu garii, imiennik

Sy-meona  wojuje  z  cesarzami  wschodu.      A  nawet    ma  zamiar  osobny  patriarchat  religijny  w
Pres awiu

background image

- 59 -

stworzy . Poza tym cesarstwo wschodu wojuje z Saracenami i z cesarstwem zachodnim. Raz na
wozie – raz pod wozem jest Bizancjum, nie lepiej jest w cesarstwie zachodnim i w Rzymie, tedy dla
nas – powiedzia dlas  nas  - jest sposobno , bez mieszania si  obcych pot g, troch  ró ków
poga skim Normanom przytrze , dla naszych mo nych i dla ksi cia Polski troch  nowej ziemi
zagospodarowa  i naszym chrze cijanom przed poga skimi Waregami z Rusi opiek  zapewni . Ot,
co!
      Zdruzno spyta , czy nie przyda aby si  pomoc dru yny w tym szczytnym zamiarze. Lecz Syme-
on podzi kowa  grzecznie.
       - Ojczyzn  duchownych jest  niebo – powiedzia  – atoli ja nie zapominam o ziemskim padole i
o korzy ciach nale nych zwyczajnym ludziom. A tych korzy ci, nawet zdobytych samodzielnie,
trzeba strzec. A strzec ich tutaj mo e jeno silna Polska. I Jej korzy ci, i korzy ci ksi cia Leszka,

 uwzgl dnione. W zbudowanym na wschodzie mie cie b dzie gród ksi

cy, w nim za oga

przez mieszczan utrzymywana i ksi

cy grododzier ca. Miesza  si  do tego nie trzeba, bo

Ma opolanie bardzo wra liwi na wtr canie si  ludzi z zewn trz. Ja staram si  wielkorz dc
przedstawia  jako naszego, lecz nie do wszystkich mam dost p i nie wszystkich udaje ni si
przekona .Tedy niechaj oni sami... Ja wyznaczenia  ziem ogólnych, znaczy – ksi

cych, dopilnuj .

Mniej-wi cej po owa?
       - Zgadza si  – potwierdzi  Zdruzno – przyrzekam wam sprzyjanie w waszych zamierzeniach.
      Wyprawa budowniczych – sami mo ni – wyruszy a na wschód z b ogos awie stwem arcypas-
terza, udzielonego w uroczystych szatach i z pastora em w r ku, oraz z  yczliwo ci , aczkolwiek
niepokojem zak ócan , wielkorz dy Zdruzny. Rej w wyprawie wodzili  Czewoj z rodu  zawa, Pe -
ka z rodu Kopacz i  Hynek z rodu Staryko . 

cznie stu  chwatów, uzbrojonych jak na wojów i

budowniczych przysta o.

*  *  *

      W pó  miesi ca pó niej,  znowu z poduszczenia archierej  Symeona, wyruszy a inna wyprawa.

 wiód  Radomir z rodu Toporów. Liczy a pi dziesi ciu mo nych i tylu  wynaj tych  górali,

Górale przybyli w najwy sze góry Polski, namówieni niegdy  przez Zdruzn . Wybrali takie
miejsca, nad którymi jeno hale i szczyty górowa y. Na halach pas y si  owieczki, juhasi je przed
wilkami strzegli, a w drownych pasterzy nikto si  ju  ba  nie musia , bo i siano sta o wysoko, w
kozio kach jest,  albo w kolibach, razem z innymi zimowymi zapasami gromadzone. Bardzo dobrze
spraw  bezpiecze stwa  wyja nia  G sienica – wielce si  z nim liczyli wszyscy na wypraw
wynaj ci Tywercy.
      - Pilnowa  nie trza. Chce bra  – niech se bierze. Kole cha upy przej  do do u musi. Obci zony
zdobycom ucieka  pr dko nie moze. A my za nim z górecki, z ciupazkami jeno, z kamienia na
kamie  hyc, hyc hyc i juz go mamy! Ciupazeck  bez  eb, wszy ko z powrotem zabra  i o trupy si
nie martwi  – or om tyz sie nalezy, wilkom tyz, a  i  nied wiady nie pogardzom... A w ty Polsce
piknie jest. Jeno tamuj bylim u siebie. Tu niby góry nase, a powiadajom, ze ino uzycone przez
kniazia... Bajanie kronzy miendzy nami o jakowym  Kazimirze. On ma nas wynagrodzi  za cyn
walecny i da  góry na prawdziwom w asno . Kazi  -  mir. Nakazuje mir.
      Zdruzno rozpozna  G sienic , zapami ta  go jeszcze z Naddniestrza, i sam do niego podszed .
Chcia  pozna   s d Tywerca o nowym miejscu   ycia. Po tej krótkiej opowiastce wiedzia  dosta-
tecznie du o. Nie wiedzia , czy wyja nia  G sienicy,  e imi  Kazimir znaczy po prostu  b karta –
dzieciaka urodzonego z zespolenia  cia   niezwi zanych w

em ma

skim, takiego stworka,

który zastany mir (porz dek) psuje, ska a, kazi. Znaczenia s ów tak pr dko si  zmieniaj ... Mo e
niech lepiej górale tego swojego  Kazimira – nakazuj cego mir (pokój i  ad) wygl daj  i na
czekaj ?...
       

Z G sienic  Zdruzno spotka  si  wkrótce po raz drugi – górale wracali do siebie, miny mieli

po-nure, co i raz gniewnie pozierali na swoje ciupazecki...Ale Zdruzno dowiedzia  si  – jaki by
powód niezadowolenia – G sienica  przedstawi  to nader barwnie, nie oszcz dzaj c s ów
zgry liwych. Ra-domys  i inni mo ni – tak uwa

 G sienica – mieli górali za zwyczajnych

ch opów i pr dko okaza o si ,  e nie maj  zamiaru za nic góralom p aci .
      - Doszli my do rzeki – opowiada  G sienica –to jom Radomys  nazwa  Radomka. Idzicie go jaki
skromny, móg  nazwa  Radomys ka, a trocha spu ci  i jeno kawalontko swojego imienia jej da .

background image

- 60 -

A potem my wrócili nazad pod prund  - do rzeczki,  co nad  niom mlecza wiele ros o   i ona  dosta a
imiono Mleczna. Nad niom kazali nam gród stawia . Majom go nazwa  Radom... Za wiela dla nas
owego radowania z naszy krzywdy – niechaj oni sami te rado  majom.
      To przekonanie górali Zdruzno postanowi  nieco sprostowa .
      - Ja ich pokarz  – powiedzia  – za to,  e wam zap aci  nie chcieli. Jeno we cie pod uwag ,  e
nie mieli was za ch opów. U nas ch opów do pracy si  nie wynajmuje – oni, czasami, tylko troch
od niewolnych lepsi . A z wami Radomys  si  najprzód umawia ... Wsz dzie zdarzaj  si  oszu ci, u
nas ich  wcale nie brakuje. Jam te  mo ny, a ceni  was na równi ze sob . Za Radomys a teraz wam
zap ac , a potem z niego skór  zedr .
      Wyliczyli nale no  skrupulatnie, nie zapominaj c wyceni  poczucia w asnej krzywdy i utraco-
nych  zarobków za ca

 pracy, któr  mieli wykona . Par  razy upewniali si ,  e Zdruzno sobie od

Radomys a zap at  odbierze, bo jakby wielmozny wielkorzondca z w asnego, to oni nie weznom! A
na odjezdnym G sienica upewni  si ,  e to zdzieranie skóry, to jeno taka gro ba na niby, zeby Ra-
domys  sobie wiedzio , ze górol tyz c owiek...

*  *  *

      

Symeon i Zdruzno rozmawiali w pa acu arcybiskupim, znaczy – w pa acu archiereja. Mi dzy

tymi dwoma zadzier gn o si  co  w rodzaju dru by. Mo e za mocne s owo,wi c zast pmy go
okre leniem – zawi za y si  nici wzajemnego zrozumienia i szacunku.
       W

nie Symeon dowodzi ,  e pismo jest konieczne dla istnienia w adzy w pa stwie wi kszym

ni li  takie, w którym od granicy do granicy mo na dojecha   w jeden dzie . Argumenty
przedstawi  dwa-pierwszy by  pytaniem: je eli nie pismo i listy, to co? Drugi by  histori  –
wszystkie dotychcza-sowe imperia stosowa y pismo. Nawet Assyryjczycy, którzy na poczatku

asnego pisma nie mieli i podpierali si  po yczk  od Babilonii i Chaldei, wreszcie te pisma

dostosowali do w asnego j zyka i  w asnymi znakami si  pos ugiwali.  Ten dowód by  poprzedzony
wspólnym ustaleniem,  e cyrylica nie oddaje wszystkich d wi ków mowy Polaków, tedy ona nie
mo e w Polsce mie  przysz

ci. To samo  acina, która do innych s ów zosta a wynaleziona. Znaki

pisma s owia skiego, u ywane w Polsce s  najw

ciwsze, jeno z y - bo nietrwa y i obj to ciowo za

wielki – jest materia , na którym si  pisze i listy przesy a. Do przekazywania dora nych nowin i
polece  – jest to  wietne, lecz do d

szego przechowywania...

       Kto wie, czy na tym spotkaniu sprawa wynalezienia najlepszego materia u do zapisywania na
nim rzeczy wiekopomnych nie zosta aby znacz co popchni ta do przodu, gdyby nie tumult na ryn-
ku. Stra  donosi a,  e powróci  jeden woj z wyprawy na wschód. Opowiada straszne rzeczy,
wygl da okropnie, ca y jest brudny, obdarty, a  twarzy z wi kszym wyrazem przera enia i goryczy
jeszcze nikt tu nie widzia . Wniosek do tej nowiny by  do czony – lepiej tego strace ca usun  z
rynku, bo ludziska w coraz wi kszy gniew wpadaj  i ju  par  straganów jest wywróconych, za
par na cie zrabowanych.

*  *  *

      

Symeon podpowiada  szeptem: obmyt' jeho, a to woj do en byt 'podmyt, obryt (ogolony) i z

liogka  podpit, atoli Zdruzno uzna , i  jakie  wa ne powody brudu i poszarpania musz  by , skoro
przez wiele dni woj  odzie y nie wymieni  i do wody nie wszed . Je li tak pili , to niech  -  na razie
– taki zostanie jaki, by . Tedy s uchali opowie ci przygn bionego woja, przerywanej jeno jego
ci kimi westchnieniami i paroma pojedy czymi  zami.
       - S

em w za odze Przemy la – mówi  woj – kiedy trzej dowódcy wiedli na wschód wypra-

 budowniczych. Tak j  nazywali. Grododzier ca rzek , ze ch tni z za ogi mog  do tej wyprawy

do czy , bo gród na wschód od Przemy la, to najlepsza dla niego obrona przed w drownymi
pastu-chami i ich stadami. Ja jeszcze si  waha em, lecz potem szli piesi budowniczowie. Powiadali,

e swojemu wielkorz dcy id  gród stawia , bo on ich do Polski  ci gn , i tu im lepiej ni li w

mi dzy-rzeczu, to znaczy... no, nie wiem gdzie to jest. Do czy em do tych pieszych i w drowalim
gdzie  ze dwadzie cia mil na wschód, a  doszlim do rozpocz tej  budowli. Dobrze wybrano miejsce
– z pi  rzek nieopodal pocz tek bierze, a wody w onym miejscu budowy nadmiaru nie ma. Znak,

e na górce to jest, chocia  tego na pierwszy rzut oka nie wida . Do czylim do budowniczych i w

mig palisada z wy kami i bram  sta a. Wtedy  dowódca Hynek powiada – id cie górale do siebie,
za po-

background image

- 61 -

moc dzi kujem, zap ac  tyle,ile cie za dali, wszelako za drogo si  cenicie  i my ju  tu sami sobie
poradzim. A do mnie powiada: wsiadaj ty na konia, Wszebor, i do Czerwieni jed , tam grodo-
dzier

 ode mnie popro , by nam cho opów przys

, lubo niewolnych jakich, bo w gródku ju

jaka-taka ochrona przed napadem jest, chat tu troch  postawi , wa y przy palisadzie, i b dziem za-
czyna   budow   miasta.  Pojecha em  i  rzek em,  co  kaza .  Troch   si   zmitr

o,  to  i  owo  musieli

poza atwia . W ko cu grododzier ca mnie kaza  wraca , a robotników obieca  nades

 jak naj-

pr dzej. Szcz ciem za dnia doje

em. Krzyki jakowe  od tamtej strony dolatywa y, szcz k bro-

ni...Wlaz em na wysok  sosn  i si  rozpatrzy em. Konia mam  wiczonego – umie si  kry  jako lisi-
ca jaka, a na  wist jemu znany przytruchta  jako pies najwierniejszy, tom o niego by  spokojny –
mog em o niego nie dba , zawdy dawa  sobie rad . To, com zobaczy  z wysoka o ma o nie przypra-
wi o mnie o wielki zawrót g owy. Sko owacia em ca y i ledwom si  zdo

 w ostatniej chwili ga zi

apa . Odetchn em i popatrzy em jeszcze raz. Nasi na wy kach porozstawiani, palisad  zakryci,

uki w pogotowiu. Po rodku zbite w k b, zestrachane konisie. A naoko o palisady  roi o si  jak w

mrowisku. Na oko ze dwadzie cia secin  wojaków na bia o, we lnach cali, nie mieli takowych
kabatów jak u nas, jeno przez g ow  wdziewane jakby koszule na spodnie powypuszczane i z boku
ko o szyi  zapinane.
     - Rubaszki – zdo

 mrukn  Zdruzno, a Symeon skin  g ow .

     - Mo liwe,  e lubaszki – powiedzia  woj – nasi stawali dobrze. Naoko o palisady le

o ze stu

zabitych, a w  rodku   aden nasz nie le

. Ja wiedzia em,  e nasi za d ugo nie zdzier . Taka

nawa a... Mog  si  wymienia  i naciera  bez przerwy, a nasi co  zje  by zechcieli, przespa  si
kapk ... Zle  i po pomoc si  uda ? Ju -ju  mia em my l obróci   w czyn, kiedy najezdnicy drabki
zacz li przystawia  do palisady i po kilkunastu na drabk  jednocze nie w azi o, nasi z trudem owe
drabki odrzucali gór , wielu naszych strza y musia y porani  przy tym wychylaniu si  do
odrzucania drabin na bok, wyrywali  te strza y, czerwie  wykwita a im na r kach i piersiach... Do
wieczora zdo ali wytrwa , a noc  tamci nie nacierali, czemum si  dziwi . Oni nawet od gródka
odeszli i mog- em pój  zapyta  o pozwolenie udania si  po pomoc albo z nimi zosta  i wspomaga
w obronie. Nasi mnie lin  rzucili i jenom si  jej trzyma ,  a oni mnie do wn trza wci gn li.
Spyta em dowód-ców o moje dalsze poczynania. Pe ka z Kopaczów przewa

 ze swoim zdaniem.

Powiada , ze mam po pomoc jecha , bo jeden wi cej – jeden mniej obro ca przeciwko tak wielkiej
nawale tyle znaczy co zesz oroczny  nieg, a pomoc nie zd

y wprawdzie, wszelako przynajmniej

ciciele b

 . Mój ko  na zewnatrz jest, z otoczeniem obeznanym, tedy niechbym jecha .

Jeszczem naszych uczy  zgniatania koniny, aby potem na surowo je , bo oni zapasy mieli jeno na
jeden dzie  – w

nie  owy miano czyni  i opa  na ogniska zbiera , kiedy tamci napadli... Jeszczem

im powiedzia ,  e ko-by a jedna, com j

rebn  widzia ,  lada dzie  si  ona o rebi, to  rebak niech

jeno rozessie, ubi  go, a kobyle mleko potem doi  i  rannym na wzmocnienie cho  po  yku dawa .
Kiwali g owami, bieda-cy, bo czuli rych e nadej cie Kostuchy... - tu  za m ska -jedna jedyna, a
gorzka jak sto babskich, z oka  woja wyciek a. Osuszy  j  ci kim westchnieniem...
     - Prawie do ranam zmitr

 w gródku i dopierom  si  po linie spu ci . Tamci dopiero nadcho-

dzili. Dobrze  em na konia nie  wista  – ledwom na swoje drzewo si  skry , kiedy pode mn  ju
byli. Gadali jakoby Rusy,  znaczy – Drewlany, Dregowicze, Krywicze i Wiatycze pod Waregami
si  znajduj cy. Wiem, bo u nas w za odze Przemy la ró ni s ...  Narzekali na Waregów...
     Wot, krajany – Symeon zdo

 wtr ci  swoje mrukni cie, co na chwil  woja zatrzyma o i znów

ci ki oddech wzi .
      

-  Musia em ju  ten dzie  przeczeka  na drzewie – mówi  dalej woj. Krótko... - a  zachlipa ,

biedaczysko. - Naraz hurgot us ysza em, z boru wypad y czteroko owe podwozia, na których – za-
miast desek czy drabin – pnie drzew poprzywi zywali. Znaczy – tarany – spojrza  na Symeona, nie

c pewnym, czy osoba duchowna wie o czym mowa, Symeon da  znak kiwni ciem g ow ,  e

wie, i opowie  toczy a si  dalej. - Oni pozaprz gali do taranów konie. Po cztery do jednego pod-
wozia, a na nich je

cy siedzieli. Lecia o toto galopem, przed sam  palisad  konie by y kierowane

na boki, a  taran wali   w palisad . Nasi z wy ek spadali jak ul ga ki z trz sionej gruszki... Wyrwy
si  w palisadzie porobi y, nasi skupili si  w  rodku  i odcinali si  do upad ego mimo braku
widoków na prze ycie... Prawie wszyscy nasi popadali, kiedy Rusy nagle odst pili  i  przez te
wyrwy z powrotem

background image

- 62 -

niby szczury z ton cego w porcie okr tu. W moj  stron  wielu ich gna o i wrzeszczeli,  e u Lachów
zaraza. Pod samym moim drzewem taki m ody z such  praw  r

 stan , ko o niego  ucznicy i on

kaza  do tych swoich, umykaj cych z grodu strzela ...
      - Igor – powiedzia  Zdruzno.
     - O, tak, tak, tak  - przy wiadczy  woj – tako na niego wo ali. Ze trzystu swoich ubili – tych, co
akurat nacierali na naszych. G upi s , bo zaraza nie pojawia si  tak z nag a – mogli wszyscy by
pozara ani, lecz mnie by o wiadomo,  e to jeno gro ba ratownicza by a –  adnej zarazy u nas nie
by o, jam stary wojak z za óg  ró nych grodów – i  zaraz  uda o si  prze ywa , to wiem...
      - Prze

 kto z naszych? - spyta  Symeon.

      - Wiedzia em,  e b

 ucieka  i nie powróc  – powiedzia  woj – tedym zlaz  z drzewa i do  rod-

ka wszed em. By y jeszcze j ki, wszelako oni dogorywali... Jeno trzech dowódców... Hynka ze
Starykonia dobi em w asnym mieczem, bo flaki mia  na wierzchu, a ja wiem jaka m ka takiego
czeka a. Jam  w za ogach..., aha, ju  mówi em... Pe

 dobi em, bo udo mia  ci te i krew ma ymi

strzykami jeno si  dobywa a. By  blady jako  mier  z wykrwawienia. Prosi  s abym szeptem o
przek ucie serca... Zosta  jeno Czewoja ze  zawów. Podar em w asn  koszul . Poowija em rany...
Po ar si  zrobi , widocznie pod palisad  pouk adali i za egli drwa, a jam z tamtej strony nie zau-
wa

, bo ode mnie za palisad  to musia o by . Od po ogi tych par  koni, jeszcze nie trafionych

miertelnie, oszala o, a ja chcia em z apa  cho  jednego dla Czewoi, a najlepiej dwa,  eby go mi -

dzy ko mi wie  do Przemy la lubo do Czerwieni. Wtedym si  tak pobrudzi ... Wioz em go do
Przemy la, naszym oddawa em, a on powiada – jed  od razu do Krakowa i przeka ,  e Igor na
Pres awiec, na stolic  Bu garów ze swoim pu kiem ruszy  i nas po drodze zahaczy , bo do kniazia
Olega Wieszcza tutejsi b agania s ali,  eby ich przed cho opstwem u  nas ochroni . Czewoja  yw
jest, tedy mnie mo ecie zatrzyma  i wi zi  a  on to potwierdzi.
    - Dobra rada – powiedzia  Zdruzno – zastosujem si  do niej.

*  *  *

    - W Wielkopolsce zwo

bym ogólne ruszenie – mrukn  Zdruzno, kiedy stra  zabra a woja.

   - Przednia my l – powiedzia  Symeon – zjazd nadzwyczajny. Nie wybieraj  pos ów, przybywa
kto chce i mo e... Trzeba zatrze  przykre wra enie i ów gród oraz miasto rych o zbudowa . Macie

uszno ,  e trza zwo

 pospolite ruszenie.

    - Pospolite... - Zdruzno skrzywi  si  niech tnie.
    - Nie  od bylejako ci si  to wzi o – powiedzia  Symeon – to pochodzi od wyra enia – pospo u,
wspólnie, razem... Te wasze wici wys

, i by kto chce i mo e na miejscu owym  si  stawi  do bu-

dowania  i ochrony zbrojnej, za co zap ata stosowna b dzie i odznaczenia siekierkami krzemien-
nymi z  Opatowa. A kto siekierk  odznaczony – ten pierwsze stwo w wynoszeniu na wolne stano-
wiska  zdob dzie....
     

- Myli by si  - powiedzia  Zdruzno – kto pos dza by was o nieumiejetno  trafiania do dusz

ludzkich. Dobra rada i do niej si  zastosuj .
      - Arabowie od Kitaju tajemnic  robienia materia u pisarskiego ze szmat robionego wykradli –
powiedzia  Symeon. Du e karty oni robi , Ja na takiej jednej wyrysowa em rzut miasta, o którym
mowa... Kaza  przynie ?
       - Bardzo prosz  Wasz  Arcywielebno  – u miechn  si  Zdruzno. - Mój tato i kap ani nasi t
tajemnic  sami odkryli.  Sucha wierzba zmielona na proszek, to samo spoiwo, co do szmat poszar-
panych, na sita k

, obcieka, przycisn  p askimi deseczkami  -  i s  karty do pisania. Wszelako

wolno to idzie, i trzeba znale  sposób pr dkiego wyrabiania du ej ilo ci. Ta sze b dzie wtedy i

atwiej dost pne.

       

Przyniesiono kart  wielko ci  wierci prze cierad a na 

e jednoosobowe a na niej Zdruzno

ujrza  wyrysowane co  w podobie do czterolistnej koniczyny, z czym

rodek kwiatu jaskra

przypominaj cym, jakby  cznikiem wszystkich czterech listków koniczyny.
         

- Mo na mówi  o czterech miastach – Symeon pokaza  po kolei cztery listki „koniczyny” -

po- czonych zamkiem pomi dzy nimi wszystkimi. Ka da cz

 obwiedziona osobnymi

umocnieniami obronnymi. Z zamku, w przerwach mi dzy „listkami” bramki do robienia wycieczek
przeciwko oblegaj cym. Z „listka” do innej cz ci miasta  mo na jeno przez zamek przej   albo
przez   bram

background image

- 63 -

jednego osiedla wyj   i  wej  w bram  drugiego.  Dost p do zamku  na ko cu jeno – po  zdobyciu
której  cz ci „koniczyny”, bo w przerwach mi dzy dzielnicami z dwóch stron wróg by by ra ony –
z dwóch dzielnic.
      - Wielki rozmach – powiedzia  Zdruzno. - Nie bedzie to wspó zawodnik dla Krakowa?
     - A niechby i by  – mrukn   Symeon – wspó zawodnictwo do pracy pobudza.
     

- Czy wielkorz dca mia by mo no  o   przeznaczeniu postanawia ? - Zdruzno u miecha  si

zgodliwie.
     - Po to pokazuj  – Symeon odwzajemni  si  podobnym u miechem.
     - Dzielnica dla Polaków od Swarzeca, dzielnica dla Polaków – chrze cijan, dzielnica dla Rusów
i dzielnica dla Ormian – powiedzia  Zdruzno.
     - Spiera  si  wolno? - Symeon nie przestawa  si  u miecha .
     - Prawd  rzek szy – twarz Zdruzny spowa nia a – wola bym si  k óci , bo Swarzec – umowne
imi  nadane przez nas Bogu - od swarów pochodzi. Ale wy macie jednego Boga, my tako ,
muzu many tako  i   ydzi równie . No, tylko wy do Trójcy Go rozmno yli cie... Ale ust pi , je li
wy nie ust picie.
      - Co cie chcieli rzec przez owe rozmno enie do Trójcy? – twarz Symeona równie  spowa nia a.
     - Mo na by o powiada  o  usynowieniu Jezusa – cz owieka, jako król mo e usynowi  ch opaka
ze zwi zku morganatycznego. Znaczy – z ma

stwa z poddank . Jezus – Wybraniec Boga,

Jedyny obdarzony moc , wyniesiony, przeznaczony do  mierci i zmartwychstania pr dkiego jako
znaku zmazania grzechu pierwszych rodziców. A wy cie ukatrupili na krzy u nie miertelnego
Boga, kaza-li cie mu zwyci

mier , dali cie mu inne cia o po zmartwychwstaniu i ludzie Go

nie poznawa-li...  Po co to wszystko?
     

- Jam tylko zwyk ym pasterzem – powiedzia  Symeon – a ty o herezj  zatr casz. Wszelako

ust puj , bo moja wiara do mi owania obliguje, a nie do swarów.
        - O, o  acin  zatr cacie – zauwa

 Zdruzno – oblig... Wdzi cznym za ust pstwo. Jeszcze tylko

nazwa dla nowego miasta i grodu. Mo e by  miasto lwów?
       - Zaiste – jako lwy si  bronili – powiedzia  Symeon – niechaj b dzie Miasto Lwów. I w naszej
cyrylicy, i w waszych znakach rzezanych nie u ywa si  wielkich liter nawet dla  nazwania narodów,
tedy nie za pr dko poczn  go Lwowem nazywa ...  MIASTO LWÓW... Pi kna nazwa.

background image

- 64 -

Rozdzia  XI

Mi dzy zieleni  a fetorem

     Dusza cz owieka jest najbardziej z

onym tworem na  wiecie, a jednocze nie jest tworem nader

prostym, by nie u ywa  s owa prostackim. Ona musi si  sk ada  z wielu odr bnych obszarów - te
przestrzenie duszy stanowi  o  jej zró nicowaniu – a jednocze nie jest w jestestwie cz owieka o ro-
deczek spychany przez rozum i wyobra enia na dno, pod podwójne dno, który p cznieje,
nabrzmiewa w chwilach dramatycznych, je li czas wolno mierzy  tragizmem lub weso

ci .

Nawet najbardziej mi uj cy bli nich cz owiek stan by bezradnie wobec kataklizmu, który innych
zabi , a jego oszcz dzi . Najpierw nie móg  innym towarzyszom niedoli pomóc, uratowa  ich
chcia , a tu niemoc liczebno ci lub braku  rodków wlaz a w parad   i oni zgin li. A gdyby jednemu
lub paru móg  pomóc, kosztem wielu? Stan by przed wyborem zawsze z ym dla sumienia. I w
takich razach oraz w wielu innych, tylko  troch  trudnych, cz owiek co  robi, a czego innego nie
robi, zdarza si ,  e  nie robi nic. A co potem?
      

Muzu manie maj  o rodeczek który zwie si  „kismet”. My mamy podwójne dno duszy, pod

któ-re stopniowo udaje nam si  wepchn  t  cz

 pami ci, która nie dawa aby nam spokoju,

bo my si  nie sprawdzili jako zbawca albo ratownik – nie mogli my pomóc wszystkim, nie
pomogli my tej jednej osobie wi cej.... Mówimy – czas leczy, zapomnienie leczy...
      A czy to nie jest tak,  e leczy nas egocentryzm? Ja – p pek  wiata, centrum kosmosu – istniej !
Beze mnie  wiat by by niepe ny! Tamci zgin li, a ja – nie! A po  mierci cia a jego centraln  rol  we
wszech wiecie mojej duszy obejmie ona sama. Ona b dzie musia a sobie wyt umaczy  powody
pot pienia boskiego lub powody  jej w asnej szcz liwo ci. Inni ko o niej? No, fajnie,  e te  dos-

pili, ale to JA jestem w pe ni szcz cia, JA o to przez ca  moj  doczesno  zabiega em,  eby

MOJA dusza mia a dobrze. Pomocnicz  d

 wyci gn  stwór nieznanej dobroci czy niewiadomego

a – grzechu nie ma, je eli sumienie  pi – powiada ... U pij sumienie – powiada ...

     

Po skorzystaniu z pomocy egocentryzmu, tego lekarza dusz, spychamy go na dno  i znowu

jeste my gotowi by  dobrzy, w czym wyrzuty sumienia wcale by nie pomog y, one nas tylko
zawstydzaj , bo co sobie o nas inni pomy leli, kiedy my ten grzech pope nili?... Na czele owych
innych stoi  Pan Bóg...

*  *  *  *  *

     

Sprawdzono  prawdomówno   woja,który o  lwach opowiada .  Wys ano  do  Gniezna go bia

pocz-towego z witk , zwan  „zwiastun nieszcz cia”. Wys ano w  lad za go biem woja –
opowiadacza. On powróci  do Krakowa z min  wypogodzon , aczkolwiek niedowierzaj

.

Powiedzia ,  e w Gnie nie nie pozwolili mu wcale opowiada , jeno spytali ilu naszych poleg o, a
ilu Rusów. A potem powiedzieli, 

my zwyci yli, bo tamtych zgin o wi cej...

     Archierej Symeon akurat siedzia  u Zdruzny, kiedy ów pos aniec z Gniezna powróci . Popatrzy
na jego min , popatrzy  na Zdruzn , pokiwa  g ow  i powiedzia :
       

-  Mo na  do  tego  i  w  ten  sposób  podchodzi .  Wtedy  l ej  pogodzi   si   ze   mierci   naszych

wojów.Ty, Zdruzno, jed  znowu na ten swój wypoczynek, a ja budow  onego miasta lwów si
zajm . Pora tobie, Zdruzno, o przysz

ci w asnego rodu pomy le . Ot, co!  Zaszczyt Ma opolance

za wielkorz dc  i . Ka dej! Tedy nie zawracaj w g owie ka dej, jeno rozwa nie dobieraj.
       Zdruzno te  czu  ow  ppotrzeb  pomy lenia o podtrzymaniu ci

ci w asnego rodu. Jakiego?

Jego ojciec by  za

ycielem nowego rodu? Czy Stoigniew nale y do rodu, skoro nie jest

spokrewniony ani z ojcem, ani ze Zdruzn ? Mo e dopiero Zdruzno za

y nowy ród?...

       Spojrza  na s upek z pude  utworzony, stoj cy w k cie komnaty. W trzecim od do u, w szóstym
od góry by a jego peruka kasztanowow osa. Wydoby  j , za

. Zwierciad o pokaza o innego

cz owieka – Zdruzno sam siebie nie poznawa . Ta barwa w osów lepiej wspó gra a z brwiami i
skór  twarzy ni ,budz ca zdziwienie biel - g stej, prostej czupryny - pod Starogardem niegdy
pozyskana. Je li o pozyskaniu mo na mówi  – przecie  wcale nie chcia  osiwie ... Mo e ona od
srebrnego miesi ca przesz a na niego, kiedy wygrzebywa  si  spod zwa ów zabitych Pru-
sów?...Wzdrygn  si  mimowolnie, kaza  si  sobie u miechn , poszed  do stajen, osiod
niedawno uje

onego kasztanowatego ogiera i pojecha  „odpoczywa .”...

background image

- 65 -

*  *  *

      Ruch na go ci cach, traktach i  zwyczajnych drogach gruntowych by  bardzo wzmo ony, wi c
Zdruzno uzna ,  e nie warto szuka  ciekawostek w miejscowo ciach – od podró nych mo na
zaczerpn  wi cej nowin, bo jad  z ró nych miejsc, i je li nawet o tym samym mówi , to ubarwiaj
wie ci i pogl dy posmaczkiem ze swojej miejscowo ci czy okolicy  zaczerpni tym. Prawie wszyscy
pod ali w jednym kierunku i w jedno miejsce – na nadzwyczajny zjazd mo nych, na którym
mo na b dzie pogada , pos ucha , a jeszcze  popracowa  i zarobi . A cel pracy, zaiste, szczytny –
uczci  b dzie mo na bohaterski bój  naszych, ma opolskich wojów, którzy walczyli jako lwy z
nawa  olbrzymi , ubili przesz o trzy razy wi cej wrogów ni li ich oddzia  liczy  i dopiero polegli –
wierni  synowie  naszej  ziemi.  Tak  to  brzmia o,  jak  chodzi  o  samo  j dro  rozmów  i  pogl dów.
Zdruzno wyprzedza  wszystkich, bo wszyscy jechali wozami – pewno jakie  narz dzia wie li, mo e
zapasy jedzenia, mo e odzie  i bielizn  na zmian , a on sam jeden, bez obci enia... Wywo ywa o
to  docinki wyprzedzanych, powodowa o zapytania – dlaczego nie jedzie pracowa  jako inni. Co
tam odpowiada , czasem za artowa , cz sto mówi ,  e ju  na miejscu wszystko ma i tylko po co
musia  do dom pojecha , co  tam za atwi , a nynie po piesza, bo mu si  r ce i serce do roboty pal
– albo – w innych miejscach powiada ,  e rw .  Ust powano mu drogi, przepuszczano, skoro taki
pilny – spraw ogó u pilnuje, a domowych nie zaniedbuje. Niektórzy brali go za cudzoziemca – kar-
bowane w osy, niezwyczajna opo cza, inny ni  tutaj rz d na koniu  sk ania y do takich przypusz-
cze , atoli po pierwszych s owach ju  tylko za bogatego pana go brano, zapewne z Wielkopolski
albo jakiego  Lacha, bo ci wsz dzie byli porozrzucani, nosy wtykali i wschodzili, gdzie ich nie po-
siano, i przez to porzucanie w asnych siedzib wiele tracili na znaczeniu, bo jednak co ród w swoim
gnie dzie, to nie pojedy cze rodziny, albo nawet pojedy czy ludzie, cho by na wysokich
stanowiskach byli i bardzo zamo nymi si  stali.  Zdruzno  na takie szczegó owe pytania  prawie
ka demu przy wiadzcza .  - Lach? - Tak, Wielkopolanin? - Tak.  Mo ny z Kujaw? - Tak. W przelo-
cie tak si  robi, aby czasu nie traci , w pogaw dki si  nie wdawa ,  a pytaj cych  atwo utwierdza
w poczuciu w asnej umiej tno ci trafnego odgadywania cudzej przynale no ci do plemienia czy
oko-licy.

      *  *  *

     Ta droga i ten wóz, a przy nim jeszcze jezdni - okaza o si  to wszystko do wyprzedzania za tru-
dne. Za w sko, za ciasno. Próbowa  wyprzedza , lecz musia by w g sty las, tu  przy drodze maj cy
swoje wypustki m odników z samosiewu, wje

. Na swojej starej siwuli wjecha by bez wahania

i  ju  dawno by zapomnia  o tym czteroko owcu ci kim, o tych wo ach, brudz cych co jaki  czas
gruntow  drog  nawozem w asnego wytwórstwa i o tych trojgu, czy te  trzech, jad cych konno z
ty- u wozu.  Tego m odego ogiera nie by  pewny - mo e si  zestracha , mo e nabra  urazu i potem
trudno b dzie taki narów wyt pi . Nie wypada o nic innego uczyni  jak tylko za nimi jecha  i cze-
ka  na szersze miejsce.
     Wszelako na to wygl da o,  e pr dzej da si  zachodu s

ca doczeka  ni li szerszego miejsca

ko o tych kolein wype nionych b otem lub wod . Cie  Zdruzny coraz mocniej si  wyd

, jakby

dogania  ludzi na koniach i wóz z bud  – lada chwila zacznie si  zmierzcha , a jeszcze trzeba
miejsce na nocleg znale , ogieniek roznieci , jaki  sza asik z adzi ...
       - Hola, hola! - Zdruzno wreszcie postanowi  wyprzedzi  tych podró nych – oni si  zatrzymaj
na chwil , on si  ostro nie ko o budy wozu przeci nie i po k opocie...
     Ten najwy szy je dziec z ty u wozu odwróci  g ow  i Zdruzno spostrzeg  niemal dziecinne obli-
cze z meszkiem, zapowiedzi  w sa, pod nosem. Ta twarz nie by a  yczliwa – raczej zapowiada a
co  z ego. Ów m odzian zatrzyma  swego konia, obróci  go  na tylnych nogach i ruszy  ku Zdruznie,
skubi c praw  d oni  owo, zaznaczone meszkiem, miejsce na w sy. Zbli

 si , po czym –

przyciszonym g osem – rzek :
      - Szwendasz si  za nami prawie od po udnia jakoby smród po gaciach. Zje

aj st d, chamie,

bo mego ojca na pomoc wezw .
      - Wyprzedzi  was nie mog em – powiedzia  spokojnie Zdruzno – gdyby cie si  na chwil  za-
trzymali, to...
      - Won st d, ty ry y kud a, bo mieczem wyp azuj  i naucz  szacunku dla mo nych.

background image

-66 -

      - D awisz! - od wozu rozleg  si  basowy okrzyk – sam tu!
      - Szczawik – za mia  si  Zruzno – do tatusia wracaj.
     - Krwi  twoj  zmyj  t  zniewag  – powiedzia  D awisz, dobywaj c z pochwy miecza. - Ja ci
na-ucz !
      - Mo e oszcz dzisz mojego konia? Czy on te  musi by  przez ciebie nauczony? Jeszcze  le ma-
chniesz, skaleczysz zwierz , a ko  ci nie winowaty – Zdruzno  mówi  lodowatym g osem,
ods aniaj c opo cz  lew  r

, praw  k ad  na r koje ci miecza i patrzy  uwa nie na D awisza.

      Ten zeskoczy  z konia,  przyci  mieczem w powietrze,  jakby  dla sprawdzenia gotowo ci r ki,
i ustawi  si  w postawie, jakiej ucz  mistrzowie szermierki. Zdruzno zsiad  powoli z konia, zdj
opo cz  i po

 j  na siodle praw  r

, nie wypuszczaj c z lewej miecza i patrz c spod oka na

awisza. S usznie uczyni , bo  sus i ci cie jeszcze nie powinny by y nast pi , lecz nast pi y.

Zdruzno uskoczy  i  prze

 miecz do prawicy. Przy powtórnym ciosie D awisza odsun  si

nieco w bok, ostrze miecza  wisn o mu ko o ucha i wbi o si  w ziemi  drogi. A miecz Zdruzny
koln  D awisza w po ladek. Lekko,  eby nie ukrzywdzi , a ostrzec...
     Chyba za lekko, bo D awisz wyszarpn  brzeszczot z ziemi  i wzniós  zab ocone ostrze do ci cia
w g ow . Znowu nie trafi , a Zdruzno przy

 mu w bark p azem. Troch  pomog o, je eli uzna

za skutek razu zamian  ci cia na pchni cie. Na ch  uk ucia, bo D awisz przelecia  ko o Zdruzny w

lad za mieczem bod cym powietrze i dosta  p azem w kark tak mocno,  e zary  twarz  w b ocko

drogi.
     Zdruzno chowa  miecz do pochwy i odwróci  uwag  od le cego D awisza. Kiedy znowu spoj-
rza  w jego stron , zobaczy  rozkrzy owane ramiona dziewczyny. Powinien zauwa

 dziewk ,

atoli kto  u

 tego s owa dla  opisania kobiety, czyli nierz dnej niewiasty.  Dziewka albo dziwka –

ten kto  powiada ... A Zdruzno nie mia  powodów uznawa  tej niewiastki za  ladacznic ... Ma a, to
dzieweczka, dojrza a  a  niem ata, to niewiastka, a z dzieweczki robi si ... No, w

nie – dziewka?

    

Ta dziewczyna by a wzorem pi kno ci! Spod at asowego kapturka wysun  si  na  cudowne

czo o pukiel czarnych, grubych w osów. Powiewa  od leciuchnego wietrzyku nad pi knymi
brwiami – cienkimi,  adnie ukszta towanymi, czarnymi jak noc. Czarne, g ste, d ugie a cienkie
rz sy pod-kre la y  czysto  bia ek i ziele  t czówek migda owych oczu. G adkie policzki,
koralowe, wzorcowo wykrojone wargi pod  akuratnym noskiem. Je eli i reszta postaci jest tej
jako ci, to najpi kniejsze lalki w k t id  przy takiej doskona

ci. Co tam lalki – marzenia  nie s

zdolne podsun  wyobra ni podobnego cude ka. Zdruzno pomy la , ze serce powinno mu zabi
mocno, oddech powinien traci , oczy mu powinny z orbit i podziwu na wierzch wy azi ... A tu...
nic z tych rzeczy. Dlaczego? Ojcowe czucie? Ojciec mówi ,  e t  w

ciw  pozna si  na pierwsze

wejrzenie. Tedy to nie ta....
      - Nie dam go! - powiedzia o cudo mi ym dla ucha g osem. - Siebie wielkorz dcy gotowam za
jego  ycie odda . - Widzicie, tato – odwróci a twarz do nadchodz cego m a  z basem w gardle, ju
przechodz cego powoli w wiek  szykowania si  do odpoczynku cia a, – dobrzem widzia a ten bia y
kosmyk, wysuwaj cy si  spod tej czapki ze sztucznymi w osami.
       - Wybaczcie, panie wielkorz dco – powiedzia  bas – za ma om skór  w dzieci stwie trzepa  i
zapalczywo   w    D awiszu  zosta a.  Jak  mu  z a  krew  oczy  zaleje,  to  gotów  w  gniazdo   mij  bez
zastanowienia wle

. Domas aw z Lubyczy jestem. A to moje dzieci – D awisz i Je yna. Dajcie si

zaprosi  na przeprosiny. Ugo cim was, Je yna wiersze powie, na lute ce zagra. A ten huncwot nogi
wam w misce umyje i wod  z miski wypi  mu ka  za kar .
        

- Mo e kiedy ...  - powiedzia   Zdruzno  – teraz po pieszam   tam,  gdzie  i wszyscy.  Mog

przecis-n  si  jako  ko o waszego wozu?
       - Ja  konia panu wielkorz dcy za u dzienic  powiod  – Je yna ju  trzyma a kasztana przy pys-
ku. - Pan wielkorz dca bardzo przystojny i  adny. Serce mi tak bije... W do ku mnie ssie, jak sobie
na pana wielkorz dc  spojrz ... A mówili,  e  nie ma lubwii od pierwszego wejrzenia... Przyjed
k'nam, o pi kny m u. Ja ci nogi wytr  moimi w osami i odechem dosusz ... Ju  si  nie gniewaj na
mojego braciszka...

*  *  *

       Znalezienie miejsca na nocleg posz o pr dko  - wjecha  w le

 drog ,  by a  przy  niej polanka,

background image

- 67 -

materia  na sza asik, sp ta  koniowi przednie nogi, rozkulbaczy , mech i ga zie iglaste do
sza asiku, suchy mech na wierzch, niewielkie ognisko, siod o pod g ow , odgrzanie pieczeni, g ow
na siod o, miecz obok prawej r ki, przykry  si  derk ...
      

Dlaczego nie by o   nag ego zachwytu i dr enia serca?... Ona ma ch odne spojrzenie, oczy s

zwierciad em duszy, g ow  ma ch odn , umie my le  i patrze ... Rzecz nie w tym – czy ma rozum,
chodzi o to, by go chcia a u ywa   w dobrym kierunku, w dobrym celu...
        Je eli jest ch odna, mo e wyrachowana, to dlaczego mówi a o mi owaniu? Lubi  ze wszystkie-
go   arty stroi ?  Mo e to  owczyni?... Pozna a wielkorz dc  i pomy la a o miejscu przy boku
takiego m a... Szkoda,  e to nie ta, bo naprawd

liczna... A mo e da oby si  j  przekszta ci ?

oda jest...

       Przekszta ci ... Ona, jak ka da  owczyni, post puje wedle steru, który nazywa si  w asn  ch -
ci . „Ja tak chc ” i b

 do spe nienia owej ch ci d

... M dry cz ek potrafi wybra  cel mo liwy

do osi gni cia bez  amania po drodze dusz innych ludzi – ona nie b dzie zwa

 na szkody

wyrz dzone innym – swój sprawny umys  i pi kne cia o wykorzysta bez wahania do spe nienia
swojej zachcianki albo do spe nienia zamiaru, przynosz cego jej korzy . Jej lub komu , kogo ona
rzeczywi cie pomi uje...Zatem uczucia wezm  u niej zawdy gór  nad rozumem, wi c wykszta cenie
u niej m dro ci albo mi owania do pierwszego-lepszego nie b dzie mo liwe.
          Zdruzno nie  udzi  si  ani przez chwil  – wiedzia ,  e on dla Je yny jest pierwszym-lepszym i
nie wolno mu nawet marzy  o zdobyciu jej serca. A m dro ?... Ta – zdaje si - jest zdobywana po
rodzicielach albo kszta towana we wczesnym dzieci ctwie.
         Zasn  przy takich rozmy laniach i  ni a mu si  jej twarz w  lubnym przybraniu.  ni o mu si ,

e jest przy porodzie... Ona rodzi ich synka... Porzuca dziecko i ojca... Nazwa  ma ego Brosen?

Niby nale

oby – brosjen – znaczy odrzucony... Wszyscy b

 pyta  o powód nadania takiego

imienia...
         Zmieni  si  sen na inny. T skne wo ania s ysza . Sk  wzywano pomocy, a on nie móg  poru-
szy  cia a, by biec i ratowa ..
         Potem sen o ojcu... Ona, zielonooka przy ojcu. Ojciec ka e dobrze si  przypatrze  i mówi,  e
to jest na pewno ta w

ciwa. Czy s  barwiczki do w osów? Ona ma jasne w osy. Ech, te sny...

         Znowu te wezwania na pomoc... Dlaczego tak przeci gle i t sknie?...
       

Chyba si  obudzi ... A mo e mu si

ni,  e si  obudzi ?... Nadal te t skne wo ania... Tak  ra-

tunku wzywaj  g odne lub spragnione krowy. Czy Je yna jest a  taka piersista?... I kwik  wi

ycha . Nie, ona nie jest... To nie mo e by  sen,to naprawd  g odne i spragnione zwierz ta,

wzywa-j   pomocy cz owieka. Tak e bek owiec dolatuje... Chyba  i konie...
         W mig by  gotów do jazdy. Jecha , kieruj c si  tymi wezwaniami zwierz t i zastanawia  si  co
to za sp d wielki i co to za ludzie, oszcz dzaj cy na paszy i wodzie. Co  znajomego zamajaczy o w
jego pami ci.  Domas aw z Lubyczy... Skarbek, zostawiony na stanowisku pomocnik Stoigniewa do
obliczania i zbierania dochodów i mówienia: nie ma pieni dzy na to, s  pieni dze na tamt  rzecz...
On mówi ,  e gdzie  tutaj mia y by  Chlewczany – dobra ksi

ce. Wie , rz dca, ch opi... I wtedy

trafi  si  Domas aw z ..., chc cy  wydzier awi  owe - nazwane, lecz jako osiedle ludzkie
nieistniej ce - Chlewczany. Zobowi za  si  p aci  co roku  jedn  dziesi

 ze sprzeda y zwierz t.

Podobno t  dzier aw  wzi  i akuratnie p aci ... Znudzi a mu  si  praca przy karmieniu i pojeniu?...
A mo e to wcale nie  adne Chlewczany? Je eli Chlewczany, i  nikogo przy zwierz tach nie ma, to
nie b dzie jak zapyta  o nazw  hodowli. No, ale pomóc g odnym i spragnionym trzeba...

*  *  *

       W miar  narastania kwiku, ryczenia, beczenia i r enia puszcza si  przerzedza a. Powoli prze-
chodzi a w rzadki m odnik z samosiewu powsta y. Im bli ej odg osów 

ci zwierz cej, tym

mniejsze by y ro liny w owym m odniku. Wreszcie, nad szczytami drzewek, Zdruzno ujrza  wielk ,
bezle

, zielon  przestrze . Hen, w dali widnia a sina kreska, prawie pokrywaj ca si  z

widnokr giem – nast pny brzeg puszczy. Kto  musia  tu przygotowywa  grunt pod upraw  i
wytrzebi  wysokie ro liny. Z czasem por ba czy wypalenisko zaro ni te trawami zamieni o si  w
wielk

 czy pastwisko. Niedaleko miejsca, w którym sta  i patrza  Zdruzno, widnia y rozleg e

budowle.   Zapewne pomieszczenia dla zwierz t  –  stajnie,  obory,  owczarnie i chlewy.  A  za
nimi

background image

- 68 -

strumie  znacznej  szeroko ci dzieli

 na dwoje  oraz stanowi  wodopój.  By oby pi knie, gdyby

nie ten przera liwy jazgot – niejako zwierz cy chór, w którym najdono niej brzmia y g osy czysto
wieprzowe... Zdruzno pomy la ,  e dziwny jest wp yw s uchu na odczuwanie pi kna obrazu. Gdyby
pi kna pie niarka mia a tak wysoki, kwikliwy g os jak te „niecosoprany” w tutejszym zwierz cym
chórze, to tylko ludzie bez smaku muzycznego mogliby nazwa  jej  piewanie pi knym... Jak

piewa Je yna?... Czy - nie daj Bo e – tak samo przejmuj co?

      winie s  zwierz tami o do  dobrze rozwini tym mózgu. Niektórzy ludzie wr cz do mózgu
ludzkiego, jak i reszt  wn trza tego zwierz cia, ten narz d my lenia przyrównuj . Wszelako bywaj
zdarzenia, kiedy  winia, podobnie jak cz owiek, wy cza my lenie i jest  kierowana pop dem. Wte-
dy gna  przed siebie, w kierunku niespodzianej korzy ci, najpr dzej jak mo e. Ten trucht
nieprzytomny czy k us bezrozumny, lub galop nieopanowany nazywa si

wi skim. Tak samo u

cz owieka  –   wi ski  trucht,  k us,  albo  galop  jest  nazw   obra liw   dla  rozumu.  Nie  wiadomo
dlaczego tak si  utar o, lecz wszystko, co  wi skie uznaje si  dla cz owieka za uw aczaj ce,   mimo
wielu podobie stw mi dzy wieloma lud mi a wieloma  winiami...Tak sobie Zdruzno przemy liwa ,
a najg

niejszy kwik ci gn  go w stron   sporych drzwi jednego z chlewów

      Otwar  te drzwi ze skobla i uchyli  je ostro nie. Buchn a w nie od wewn trz nieprzeparta si a,
przed któr  ledwo zd

 uskoczy  –  winie by y pr dsze od D awisza. Jakby zapomnia y o

wszystkich znanych sobie g osach i po  ce nios o si  tylko jedne wielkie iiiiiiiiii!!!. W chwili
osi g- ni cia strumienia, cich y po kolei. Te które si  napoi y – d ugo to trwa o – odchodzi y od
wody, zgryza y traw  i natychmiast zmienia y g os na powszednie hre hre hre.
      

Umilk y wezwania  i narzekania  innych zwierz t  – tylko  winie  nadal kwicza y dojmuj co.

Zdru-zno podszed  do jedynych drzwi, zza których przedtem dochodzi o r enie koni. Teraz us ysza
przez drzwi jeno  ciszone, jakby porozumiewawcze he he he he he he. Otwar  te drzwi. Konie
wychodzi y pr dko, lecz po kolei. Przechodz c obok Zdruzny, ka dy  ypa  na niego przekrwionymi

lepiami, a potem puszcza  si  w stron  strumienia spokojnym galopem.  Tuzin koni... By  mo e

stanowi y niezgodn  z umow  dzier awn , poboczn  hodowl . Nazwa Chlewczany mog a dotyczy
jedynie  wi .
      

Podobnie  by o  po  otwarciu  dwojga  drzwi  obór.  Tylko  mykni cia-mrukni cia

porozumiewawcze, pr dkie wychodzenie na dwór i potem trucht  –  bujliwy dla przepe nionych
wymion. Dwa tuziny krów dojnych... Te  pok tna hodowla? Kto móg by kupowa  od hodowcy
mleko od dwóch tuzinów krów?... Tylko w odarz – do przetwórni – na twarogi i sery,  na  mietan ,
a potem mas o i ma lan-k . Warto sprawdzi , chocia  ta nazwa, Chlewczany, z góry do czego
zosta a dopasowana... Tedy sam hodowca musia by mie  mleczarni ... Ka demu wolno, lecz musi
mie  dostawy surowca od w

cicieli ziemi i stad karmionych pasz  w

ciciela. A tutaj, chyba,

mo na by o w tych trzech pomieszczeniach trzyma  – zamiast du ych zwierz t – ze sto  wi . Od
tego nale

 si  ksi ciu lub wielkorz dcy dochód , ze sprzeda y dziesi ciu, lub wi cej, zwierz t

rocznie...  Przez ile lat?...
      A owce? Sto tych k dzierzawych  czworonogów gna o do strumienia, wo aj c,  e beee, albo  e
meeee. We na, skóry, mi so, jagni ta, mleko, jelita na kie basy, sery... Kto  musi by  odbiorc  i za
to p aci ... Czy by ze strat   prawdziwego w

ciciela  gruntów?...

       Przysz a kolej na kolejne chlewy – wsz dzie kwik, trucht, k us i na przemian galop  wi ski, po-
tem  hre  hre  hre...  Cicho  si   zrobi o,  spokojnie.  Nawet  malowniczo  te  stada    za  strumykiem
wygl da y. Tylko jak je zap dzi  z powrotem? Same wróc ?
       Naraz z wn trza  tej ostatnio otwartej chlewni dobieg  j k. Zdruzno wszed , to mog o by  jakie
stratowane przez  stado zwierz . Ciemnawo we wn trzu by o, lecz nie,na tyle, by le

cej  wini nie

dostrzec. Straszny smród... Fetor odchodów ko skich jest mocniejszy, atoli jaki  bardziej zno ny...
Znowu j k. Popatrzy  w kierunku, sk d dochodzi  g os. Kupa mierzwy. Aaaa! Jest! Spod mierzwy
wida  wystaj ce nogi cz owieka. Wywlók  le cego za te wystaj ce nogi. Umazana gnojem twarz,
ani kawal tka odzie y bez  ladów gnoju. Twarz tak e tym  wi stwem pobrudzona. Na nosie, ustach
i brodzie brudna szmata, z ty u g owy na supe  zawi zana. R ce zwi zane na plecach rzemieniem.
Po zdj ciu szmaty ukaza a si  druga – zwini ta w k b i wepchni ta w usta. Ostro nie, jak najmniej
dotykaj c  mierdz cego brudu, Zdruzno wszystko poprzecina  i pousuwa . Uwolniony cz owiek
przekr ci  si  na brzuch, podpar  r kami, wsta , a potem poolowa  ku strumieniowi prawie tak samo

background image

- 69 -

pr dko jak zwierz ta przed nim. Zdruzno widzia  korzystanie przez niego z wody. Moczenie,  cie-
ranie brudu traw  urwan , nurzanie w strumieniu, strzepywanie, usuwanie r koma. Potem mycie
ca ego nagiego cia a. Wróci  ca y mokry i ca y  mierdz cy – najwidoczniej ka da nitka odzie y
przesi kn a  tym fetorem i albo to we wrz tku upra , albo wyrzuci .
      Czysty  mierdziel o ma o nie rzuci  si  do wylewnego dzi kowania swojemu wybawcy. W por
si  spostrzeg ,zatrzyma  swój ruch z rozpostartymi ramionami – u ciskajmy si  jak bracia – z niedo-
wierzaniem spojrza  na swoj  czyst  przecie  d

,  skrzywi  si  i pokr ci  g ow .

       - Mniema em dot d,  e jeno  mierdziel, znaczy – tchórz, ma taki fetor ko o ogona,  e we wszy-
stko jeno w azi, a wyle

 nie chce z niczego. Jestem 

ywoj z Domas awia – powiedzia  i znów,

omc (o ma o co) by by wyci gn  ku Zdruznie prawic  do powitania.
        Potem Zdruzno dowiedzia  si ,  e 

ywoj zamieni  si  na w

ci z Domas awem z Domas a-

wia i teraz Domas aw jest  z Lubyczy. Za zamian

ywoj musi Domas awowi p aci  tyle samo,

co w odarzowi ksi

cemu za dzier aw  i przez to dochód jest za ma y, a rodzina ca kiem niema a.

Dodatkowy k opot jest z cho opami d browickimi, którzy 

ywoja o mielili si  zwi za , g

 mu

zatka ,aby pomocy nie móg  wzywa  i w chlewie zamkn , czego skutki wybawca sam móg
zoczy
    

Podczas  tych  wynurze

ywoja  na 

  wpadli  galopem  czterej  synowie  dzier awcy,

stwierdzili,  e tato cuchnie i zabrali si  do zap dzania zwierz t na ich miejsca w budynkach. Potem
doili krowy zak adali pasz  za drabiny nad  obami, nape niali koryta i rzucali k by siana do
owczarni. Na koniec 

ywoj gor co, stoj c grzecznie z wiatrem od Zdruzny, zaprasza  szczerze do

Domas awia na pocz stunek i rozmow  o odwdzi ce za wyratowanie z „cuchn cego” po

enia.

Zdruzno wymówi  si  brakiem czasu, spyta  o po

enie owej D browicy, gdzie, mo e, znajdzie

onych buntowniczych cho opów, je eli jeszcze nie zbiegli w puszcz .
      

- Musz  t  spraw  natychmiast za atwi  – powiedzia

ywojowi – bom winien na bie co

ksi cia Polski o takich wydarzeniach powiadamia . Jestem urz dnikiem ksi cia, czasu mam
niewiele, lecz do was rad wpadn  w wolnej chwili. Mo e  wam przed

 pro

, aby cie si  jesz-

cze raz zamienili. Na Pomorzu, w krainie zwanej Kaszuby mo na dosta  sporo ziemi za prac  dla
ksi cia. I to bez op at dzier awnych.
       - Wszystko dla mojego wybawcy – powiedzia

arliwie 

ywoj – je eli b dzie to korzystne,

to tym lepiej.
        Znowu omc by oby ob apianie w u cisku na krzy ...
        D browica by a ca kiem niedaleko.  Wie  prawie nowa, zadbana, porz dna. Starannie zrobione

oty, za nimi jesienne kwiaty i krzewy owocowe, domki w g bi, dopiero za nimi zabudowania go-

spodarcze, ka de domostwo ze  licznym ganeczkiem, skrzy owanymi uko nie  erdkami jeno i w t-

ym bluszczykiem od widoku troch  zas oni te, kiedy winobluszcz wzro nie i g szcz zielony stwo-

rzy, ludzie siedz cy na takich gankach stan  si  niewidoczni dla przechodz cych drog   przez wie .
       Dopóki Zdruzno stawa  przed ka dym domkiem w swojej kasztanowatej peruce – nikt si  nie
pokazywa , wie  stwarza a wra enie wymar ej. Wiatr – psotnik jako  tak zmy lnie zawia ,  e owa
peruka zjecha a Zdruznie na ucho, zdj  j , aby poprawi  przed ponownym umieszczeniem na

owie. I wtedy na ganki wylegli ludzie – niby mrówki, kiedy pogoda z deszczowej na s oneczn

si  zmienia.
       - Macie tu kogo  starszego nad wami? - Druzno sta  przed  rodkowym domkiem wsi i spyta  o
kogo  zdatnego do rozmowy o ci kiej odpowiedzialno ci za zniewa enie mo nego przez
cho opów.
       - Ja jestem Szadziul – odpowiedzia  mu ch op z ganku – pan Zdruzno mnie na pewno nie pa-
mi ta. To wy cie, panie, namówili nas na wyjazd do Polski...
        Okaza o si ,  e to nie cho opi. 

ywoj móg  o tym nie wiedzie  – us ysza  od Domas awa i

po nim powtórzy . Ale Ojciec Je yny?... On musia  wiedzie , on tu niedaleko mia  ten
Domas aw...Oj, ty psi synu, dam ja ci oszukiwa  kogo si  da!... Tak sobie Zdruzno pomy la ,
niejako odpór dawa  w ten sposób zarzutom Tywerców, którym obieca  stan trzeci,a tu psi syn -
Domas aw - prawie ich w niewolnych chcia  obróci ... Wys uchawszy wszystkich  alów, Zdruzno
rzek :
       - Wasza praca w Chlewczanach musi zosta  wynagrodzona. Ja tutaj zosta em kim  takim jak u

background image

- 70 -

was Wszemir Sokolica. Dorowadz  Domas awa przed s dziego i sobie od niego nale no  odbior ,
a wam j  mój skarbnik tutaj dowiezie. Obliczcie sobie – ile wam si  nale y i tyle dostaniecie. Lecz
to tylko pierwszy krok – prócz tego nale y wam si  odszkodowanie za poniewierk .  Co  by cie po-
wiedzieli, gdybym chcia  za atwi  wasze przeniesienie do stanu mo nych? To ten stan, w którym ja
i Domas aw, i 

ywoj jeste my... Ja tych dwóch st d zabior , a wam – jako mo nym –

powierzy bym dzier aw  Chlewczan. Tam jest wiele roboty i rodzina 

ywoja jej nie podo a.

Codzienna obs uga zaj a czterem ch opakom wi cej jak pó  dnia. A naprawy budynków? A siano-
kosy? A czyszczenie budynków z gnoju? A usuwanie pad ych zwierz t i bardzo starych? Chcecie
czy nie?
      - S yszelim jak Domas aw narzeka ,  e nieop acalna dzier awa, a 

ywoj niczego innego nie

powiada ... - Szadziul skroba  si  w g ow , a min  mia  niet

.

      

- Tote  inne wam warunki postawi  ni li oni mieli – powiedzia  Zdruzno – dochody z koni,

owiec i byd a jeno dla was, a ze sprzeda y mi sa wieprzowego  mo ecie oddawa  po ow  dochodu,
albo – je li wolicie – b dziecie  winie w odarzowi odstawia  i odpadnie wam k opot dowo enia
mi sa do nowego grodu i wielkiego miasta, w którym targowiska i targi wielkie b

 niezad ugo.

       

- B dziem sprzedawa  – powiedzia  Szadziul i uczciwie oddamy po ow . A w odarzowi mo-

em mleko, konie i te inne sprzedawa ?

       

- To ju  z nim samym... Jemu wolno kupowa  po cenie kosztów, no – troch  mo e zap aci

wi cej. Dogadacie si  jako . Nocleg jaki  u was chcia bym op aci  - Zdruzno czu  si  nieswojo, ale
uzna ,  e nale y tym ludziom pokaza , i  s  tak samo wa ni jak wielkorz dca, który chce im p aci
za nocleg.
        Spa  i jad  jako go , a Tywercy wypytali dok adnie o koszt zostania mo nymi, bo w darmowe
dobrodziejstwa jako  nie wierzyli. S

ba w dru ynie i konieczno  wychowywania dzieci na

Polaków wyda y im si  cen   zno

.  wiat a w domu Szadziula zgas y nied ugo przed  witem, ale

nowi nieomal-Polacy wychodzili od Szadziulów uspokojeni i pe ni nadziei na lepsz  przysz

 w

nowym narodzie i nowym stanie.

background image

- 71 -

Rozdzia  XII

Nagonki, sid a i pa ci

     

Jeszcze przed zim  grodziszcze lwów by o widoczne z daleka. W

ciwie widoczna by a ka-

mienna wie a, któr  postawiono pr dko, aby – przesz

 niedawna ostrzeg a – móc si  w niej

schroni  i trwa  do nadej cia pomocy, gdyby jaki naje

ca chcia  na ladowa  kniazia Igora.

Niedu a ta wie yca by a, jeden bok mia  jeno sze  s ni d ugo ci, za to wysoka i zaopatrzona w

rodki do obrony – kamulce do zrzucania na zuchwa e  by napastników, kot y do warzenia t uszczu,

wosku i wody, aby jeno je przechyli  i la  na  ywie  wstr tnych wrogów. Poza tym w wie y by a
zbrojownia, czyli sk ad uzbrojenia wszelakiego – dla stu wojów na czas miesi ca – strza y,
kamienie do proc, ci ciwy z baranich kiszek,  uki cisowe i l ejsze, miecze, kolczugi, sz omy. No,
wszystko,  co  potrzebne  dla  za ogi.  A  w  lochu  by o  wi zienie  –  gdyby  dranie  z  zewn trz    jakim
cudem rozbi y kawa ek kamiennej  ciany na dole, to niech e najpierw dostan  drani z wn trza –
przest pców osadzonych  w lochu  za ci kie  przewinienia. Wi zienie by o tak zmy lne,  e wprost
nie do wiary, ale o tem – potem... Cicho-sza na razie, bo nikto o tym nie powinien wiedzie , kto
zas ugiwa  by móg  na osadzenie w tym lochu, ani nikt, kto móg by o tym osobom postronnym
opowiada .
     Tak e przed zim  pobudowano wa y i cz stoko y wokó   wszystkich czterech dzielnic miasta, a
w ka dej dzielnicy czeka o na mieszka ców ponad dwie cie chat mieszkalnych i miejsce na drugie
tyle, lub na  targowiska, szko y,  wi tynie, koszary i inne przydatne mieszczanom rzeczy, jak
cho by  pracownie rzemie lnicze. Kiedy miasto zostanie zasiedlone, a gród przynajmniej mury
dostanie,to uroczy cie og osi si

wiatu i okolicom,  e zaistnia o i trwa  b dzie Miasto Lwów. Bia-

da takiemu g upkowi i ciemnemu cymba owi, któren zechce si  pod miewa  z nazwy Miasto Lwów
– ju  on popami ta  z czego nie warto si

mia   jak si  nie ma poj cia o pochodzeniu nazwy...

     

Zim  Zdruzno i archierej Symeon sp dzili w Krakowie, ktokolwiek zim  nos wychyla  z og-

rzewanych pomieszcze  bez potrzeby czy konieczno ci, ten musia  by  niespe na rozumu – ca y

wiat by  w okowach mrozu, zaspy strzeg y osiedli ludzkich przed niepowo anymi go mi

skuteczniej od cz stoko ów, a przenikaj ce na wskro  mro ne wichry zdawa y si  gwizda  piosnk
o s owach:  nie  wychod   na  pole,  bo  zamar niesz, matole. Zima – je eli konieczno  jaka nie
przeszkadza a – by a czasem przemy le , okresem snucia zamierze  i przypuszcze , w og-
rzewanych pomieszczeniach my l nie zamarza a i mo na si  ni  by o sprawnie pos ugiwa . Szkoda
tylko,  e przekazywania my li na odleg

 móg by u ywa  w pe nym wymiarze jeno Druzno, a w

wymiarze ograniczonym niektóre jego dzieci. Zdruzno nale

 do  tych dzieci, wszelako tylko

niekiedy mia prawie pewno ,  e ojciec czego  od niego 

da albo co  mu przekazuje. Przez ten

niedostatek pewno ci Zdruzno musia  wychodzi  z Wawelu i – ci ko odziany – biec do pa acu
Symeona, kiedy czu ,  e powinien to zrobi . Czy owo czucie by o spowodowane przekazem od
ojca? Kto wie? Kto wie?...
       Tylko raz takie odwiedziny zaowocowa y dorodnie – znaczy – skutek by  znacz cy. Symeon, z
min  skruszon  i niepewn  powiedzia ,  e staro  mu bardzo dokucza, si  mu brakuje i musia
naznaczy  na  archimandryt   (bardzo wa ny arcybiskup – zwierzchnik wielu duchownych) w
Grodzie Lwów Teodora z Sambora.
             

-  On  jest  m ody  i  ma  zapa   –  t umaczy   usprawiedliwiaj co  archierej  –  on  Polaków  nie  lubi,

lecz wyznaje zasad ,  e ka da w adza od Boga pochodzi, tedy ugnie si  przed wielkorz dc  i
bru dzi  mu nie powinien... Nie ukrzywdzisz go? - w tym ko cowym pytaniu s ycha  by o pro

,

tpli-wo  i rozgrzeszenie zarazem, gdyby jednak Teodora trzeba by o jako  poskromi  i nagi

do uzna-nia tej – a nie innej – w adzy za wa niejsz  od innych. Symeon wiedzia ,  e okre lenie
ka da w a-dza jest tak  cis e jak lód do czasu odwil y – mo esz sobie wybra , a nawet musisz –
dowoln spo- ród wszystkich w adz na ziemi i tej wybranej s ucha , kiedy w adze id  ze sob  na
udry... Je li wo-lisz okre lenie – dr  ze sob  koty – to owe udry mo esz darciem kotów zast pi .
Chodzi o to – kto z k ótników udrze wi kszy kawa  z przedmiotu sporu.

Poza archimandryt  – zreszt , raczej, przysz ym – my l Zdruzny zaprz ta a Je yna. Je li nale a-

- 72 -

a do niewiast –  owczy , to powinna si  do  owionego przybli

, do Krakowa przyby , list

background image

przynajmniej napisa , albo te  pos

ca w jakiej  sprawie przys

...   A tu – nic...  Mo e jednak

by a szczera i naprawd  mi owanie do niej od pierwszego wejrzenia przysz o... Czy by ojciec w
tym  o niej  nie nie przekazywa  niczego, a tylko zwyczajnie si

ni ? Czego chcesz ode mnie,

ojcze?Nawet nie mam jak dowiedzie  si  o istnienie barwiczek do w osów – wszystkie pytane w
Krakowie niewiasty tak jako  dziwnie na Zdruzn  spoziera y... Zes

 mi we  nie Je yn

jasnow os ,  a  ja  nie  wiem  -co  by  to  znaczy   mia o...  Czy  to  tylko  o  ulubion   barw   wieszcza
Druzny chodzi?... Ot, i mamy obraz jasno ci przekazu za pomoc  przelatywania my li z jednej

owy do drugiej bez u ywania mowy, pisma albo migania g uchoniemych...

      Tej nocy ojciec przy ni  si  Zdruznie znowu i tylko jedno powiedzia : - Nie masz si  domy la  -
wystarczy wierzy . Sen o tyle dobry,  e potwierdzaj cy ch  przekazania Zdruznie obrazu i s owa.
Jeszcze tylko doj  znaczenia przekazu... Lecz on nie kaza  si  domy la ... Czy by Je yna jednak
barwi a w osy? Po co? Trzeba by o machn  na  t  spraw  r

 – przysz

 przyniesie rozwi zanie

tpliwo ci. Czarnow osa, czy  jasnow osa?...

*  *  *  *  *

     Pierwsze  owy na przedwio niu - nieg by  ule

y, mróz  redniej wielko ci, dzie  ju  wystar-

czaj co d ugi, wiatru nie by o, chmur nie by o – wykaza y niez y stan sprawno ci urz dników
dworu wielkorz dcy i cz ci za ogi zamku wawelskiego. Zdruzno wyznaczy  sam siebie do
nadzorowania nagonki, dobrze robi  to pomocnik  owczego, tedy wielkorz dca móg  si  odda
rozmy laniom  o  cieple.  Kiedy  mróz  jest  wielki  –  spluniesz,  a  lód  do  ziemi  dolatuje  ze   liny  –  i
potem zrobi si  mróz trzaskaj cy – drzewa od niego p kaj , to wielu powiada,  e sta o  si cieplej.
A przecie ciep o nie jest... Cieplej albo ch odniej mo e by  jeno w takim czasie, kiedy woda w lód
nijak si  nie zamieni, Za  zim  jeno o wi kszym albo o mniejszym mrozie mo na mówi ... A nynie,
na przedwio niu, kiedy w dzie  lód i  nieg powinny ju  topnie  i przez to osiada  ku ziemi, a  noc
znów zamarza ? No, jest to pora przymrozków i nadal o ociepleniu mo na jeno wtedy mówi ,
kiedy  nieg i lód topniej .  Czyli przewa nie w dzie ... Te zielone oczy by y ch odne, czy mro ne?
Czarne w osy... Czy dusza tako  zabarwiona? Czarna, czy ciemna? Czy ka da je yna jest k uj ca?

 ro liny, które po eraj  zwierz ta, na przyk ad rosiczka... Je yna jeno obronnie kolce wystawia,

czy te  chce przez uk ucie zaszkodzi ?...  Zalaz a mi ta dziewczyna za skór  i jak zadra dokucza –
pomy la  Zdruzno.
     Wkrótce po  tych  owach archierej poprosi  jeszcze raz o wzgl dy dla archimandryty Teodora –
jakby wiedzia ,  e Zdruzno wnet do Miasta Lwów poci gnie. W

ciwie wiedzia

le, bo to raczej

Zdruzn  poci gn o, chocia  rozum podpowiada ,  e Zielonooka tam swoj  sie

atwiej b dzie

mog a rozstawia . A mo e chcia  – nareszcie – przy pieszy   zmierzenie si  z  owczyni ?... W
ka dym razie do Miasta Lwów poci gn , wi c archierej wiedzia  w

ciwie  dobrze...

*  *  *

      Zdruzno by  zaskoczony! Wiosna ju  nikomu nie mog a przeszkadza  ani w budowaniu, ani w
podró ach. Jesieni  rozmawia  z Ormianami, rozmawia  z Tywercami i Drewlanami, spotka  si  z
Polakami – wyznawcami Swarzeca – wszyscy mu obiecali,  e wiosn  ich dzielnice Miasta Lwów

 zape nione lud mi, kupcami rzemie lnikami, wi zi ze starymi miejscami zamieszkania zostan

zachowane,  b dzie  t um,  kramy,  warsztaty,  gwar,    ruch...    A  by a    ...    pustka!  Jeno  w  dzielnicy

owian chrze cijan  obrz dku  s owia skiego wszystkie prawie chaty mieszkalne by y zaj te.

Pozosta e dzielnice  wieci y bezludziem. A i ta zamieszka a dzielnica szykowa a si  do zwijania
manatek.
      Okaza o si ,  e ci, co zjechali do miasta – nie maj  mo liwo ci uzyskiwania surowców do wyt-
warzania, czy przetwarzania na co , co mo naby z zarobkiem sprzeda .  A nawet gdyby mieli suro-
wce i je  przetwarzali, to nie maj  komu sprzedawa  swoich wyrobów.
      - Dlaczego tak jest? - Zdruzno spyta  o to szwacza, tkacza i szewca.
      

Uzyska   trzy  jednakowe  odpowiedzi  –  jest  sie ,  uniemo liwiaj ca  wprowadzanie  si   do

dzielnicy Ma opolan, którzy nie s  chrze cijanami obrz dku s owia skiego. Jest nagonka na
odmie ców i oni  dostaj  polecenie opuszczenia miasta. A jeno oni maj  powi zania ze wsiami w
stron  Przemy la po

onymi, gdzie nadmiary ró nych rzeczy s  i stamt d mo na kupowa

surowce, a tam wywozi , na  sprzeda , wyroby rzemios a. Gdyby nie te zapory,to dzielnica
mog aby

- 73 -

background image

od biedy pe ni  rol  jednotysi cznego miasta. Miasto, to nie tylko miejsce zamieszkania – w mie -
cie trzeba pracowa  dla zarobku, umo liwiaj cego odnowienie stanu wyj ciowego, a najlepiej,  eby
by a mo liwo  rozbudowy, rozwoju...
     

- A wy sami nie mo ecie jecha  i poszuka  takich miejsc, gdzie maj  nadmiar surowców i

ochoty na kupowanie waszych wytworów? - spyta  Zdruzno.
     

- Mo emy – us ysza  odpowied  – atoli nawi zanie  czno ci w takim wymiarze zajmie nam

jeden ca y rok. A na tak d ugi czas my nie mamy zapasów. Musieliby my rol  uprawia , zwierz ta
hodowa ... A to tako  roku czasu wymaga, zanim si  drugich plonów doczeka. Pierwszy plon jeno
na przetrwanie pójdzie i na siewy z w asnego. Dopiero z drugiego po yczki zwrócim. No, i
rolnikami zostaniem, a my rzemie lnicy, panie wielkorz dco... Chcecie mie  miasto rolników? Jed-
no miasto powinno wiele wsi obs ugiwa ...
     - No, ju  trudno – powiedzia  Zdruzno – a te pozosta e dzielnice?
     - To mia a by  nasza nadzieja – odparli – u Drewlan i Dregowiczów prawie miast nie ma i tam
mielibym zbyt na nasze wytwory. A skór tam – zatrz sienie! A mi so tam – tanie. No, nie mamy
sposobu na przemkni cie si  przez sie  diaków – oni ka demu warunek stawiaj  – przejdziesz na
wyznanie chrze cija skie naszego obrz dku, to w mie cie b dziesz mie  miejsce.   Za  od Ormian...
Stamt d nie tylko kupcy mieli przybywa  – tam inne nieco rzemios o i inne wyroby. Mogliby oni
na zachodzie Polski korzystnie swoje cude ka sprzedawa , tam kupowa  narz dzia rolnicze i na
wschód je...
      - Kto przeszkadza? - spyta  Zdruzno
    - Archimandryta Teodor. Powiada,  e rybakiem od Chrystusa b dzie, który dla niego wyznaw-
ców  owi. On nawet Ormian chce nawraca ...A to chrze cijanie s , jeno odr bny patriarchat maj .
Spory s  mi dzy nimi a nami o drobne rzeczy.
      Zdruzno zna  jedn  „drobn ” rzecz, ró ni

 Ormian od pozosta ych chrze cijan – Ormianie za-

przeczali jakoby Jezus móg  by  jednocze nie Bogiem i cz owiekiem... Teodora nie przekona si ,  e
to drobiazg.  Trzeba by o inaczej „zaopiekowa  si ” Teodorem...
      Inaczej, to znaczy jak? Tym razem Zdruzno przyby  do Miasta Lwów ze  wit  – dwunastu dru-

ynników, to niby niewiele, lecz po kryjomu mog  wiele zrobi . Powiedzmy,  e Teodor zniknie...

Ba, Symeon o pomoc dla niego prosi ...
       Jak to by o z kniaziem Rus anem? Zdruzno by  wtedy sam... Jako  mu si  pojecha o na wschód,
rozmowa z chorym kniaziem by a... Co tam by o najwa niejsze? Choroba, czy si a woli? Mo e

uszno  pogl dów? Wydoby  z wn trza rozmówcy co  innego ni li on postanowi  na zewn trz

ludziom pokazywa ... Jeszcze nie wiedzia  co by to mia o by , a ju  co  kierowa o jego krokami -
najpierw do zamku, potem do wie y kamiennej, która ju  par  pi ter mia a. Dru ynnicy szli niemo
za nim, wchodzi  po kamiennych schodach do komnaty tu  nad lochami, tam Teodor swoim diakom
polecenia wydawa ...
      Co  nieznanego musia o odwróci  uwag  archimandryty od zwyczajnych czynno ci, bo przer-
wa  w pó  s owa i odwróci  g ow  w stron  Zdruzny.  Twarz mia  gniewn , brew zmarszczon .
       - Tu spraw  adnych przy pomocy zbrojnych wojów nikto nie b dzie za atwia  – powiedzia  – tu
rybacy Chrystusa  omawiaj  przygotowania do  owienia dla Pana  nowych dusz.
       - Przyszlim jeno spyta  – czy cie zan canie uwzgl dnili – powiedzia  spokojnie Zdruzno. - Ta-
ko  nagonk  niekiedy stosuj , by  zegna  wiele ryb w jedn

awic  i dopiero na ni  sieci

zastawia ...
      -Jeszcze tego nie by o – zakrzykn  Teodor – aby poganin duchownemu chrze cija skiemu w
sprawach nawracania rad udziela ! Wyjdziesz st d pomiocie diabli sam, czy mam ci

wi con

wod  przegna ?!
        

Archimandryta  musia   chyba  by   chrze cijaninem  niezbyt  g boko  wierz cym  w  si

wi conej wody... Albo te  te 

te b yski w oczach wielkorz dcy... 

te kó ka, które ku niemu

zd

y, ros y, kr ci y si  – zaraz si  w niego wwierc ...

        Otrz sn  si  niby po wyj ciu z bagna, poczu  na plecach ciarki...
        - Nie chcesz ty wyj , diabli synu, to ja st d wyjd  – powiedzia   nienawistnie i ruszy  ku scho-
dom.
       Musia

le widzie , mo e z a krew mu oczy zala a,  mo e to ta 

...  Noga   le stan a, podwi-

- 74 -

background image

a si , cia o upad o w  przód, zgi te w pó , fika o po schodach kozio ki, stukot ko ci by o s ycha

i j ki Teodora... Potem leg  u do u schodów, nie rusza  si  wcale, jeno wy  jak pot pieniec. Który  z
diaków zakrzykn  o  wi con  wod , bo mo e archimandryta diab a zobaczy  i przegna  z ego
ducha  trzeba...
     

Zdruzno  zbieg   po  schodach,  odwróci   duchownego  na  bok,  popatrzy   na  staw  okciowy,

przybie-raj cy b yskawicznie barw  sin  i rozmiary bani z wieloma setkami szerszeni.
      - To zwichni cie w  okciu – powiedzia  – i p kni cie jakiej

y. Pr dko kubek wody podajcie.

    - Podajcie – archimandryta na chwilk  przerwa  wycie i wyst ka  polecenie, które kopn li si
wykona  wszyscy diakowie jednocze nie.
    Podano Zdruznie kubek z wod . Zdruzno wydoby  z zanadrza glinian

gieweczk  z zatyczk

drewnian , wyj  t  zatyczk  i do kubka wpu ci  par  kropel zielonkawego p ynu. Przekr ci
wyj cego Teodora na plecy, ukl

 przy nim, uniós  mu jedn  r

 g ow , a drug  przytkn  kubek

do warg le cego. Teodor wypi  par

yków i przesta  wy . Po chwili jego twarz zacz a t

, oczy

uciek y mu w gór ...
      - Zabi

 - powiedzia  zduszonym g osem jeden z diaków.

      Zdruzno ponownie przekr ci  Teodora na bok,uj  r

 ze zwichni tym  okciem,nadepn  stop

na cia o le cego, paroma ruchami popróbowa  odpowiedniego ustawienia ko ci w  okciu, a potem
szarpn , przekr ci  zwichni

 r

... Chrupn o, Zdruzno wypu ci  chor  r

. Ona upad a ze

stukotem na kamienn  posadzk ...
    - Nosze z adzi  i przenie  go z powrotem do tej kamiennej komnaty – powiedzia  cicho Zdru-
zno, a jego dru ynnicy sprawnie wykonali polecenie.
       

Na górze Zdruzno  urwa  róg prze cierad a  z wyrka tam stoj cego  i podwiesi   nastawion ,

zgi

 w  okciu, r

 u szyi. Teodor otwar  oczy, diacy odetchn li z ulg .

      - Ju  nie boli – powiedzia  Teodor bardzo zbola ym g osem. - S uchajcie mnie moi pomocnicy
wierni: bywa,  e Pan ustami poganina przemówi. Udacie si  do Drewlan, Dregowiczów i Ormian i
tam za naganiaczy robi  b dziecie. Tu ich naganiajcie, wabcie ich opisem dobroci tutejszych,
wielko ci  miasta, spokojem, obronno ci  zamku, swobod  wyznawania swojej wiary... My tu ich

dziem przekonywa , i

my prawdziwi rybacy Pana -niewodem w asnego, dobrego przyk adu

nak aniaj cy ku naukom Chrystusa.  Niechaj  aden z was tu nie powraca, nie namówiwszy wpierw
tysi ca ludzi na przybycie do Miasta Lwów. My tu podgrodzia jeszcze mo em dobudowywa ,
mo em miasto powi ksza , z Bo

 pomoc .

      -  pij, Teodor – powiedzia  cicho Zdruzno – bo wnet na ca  Ma opolsk  miasto poszerzysz.
     - Dobrze – powiedzia  ulegle Teodor – jeno jeszcze powiem,  em zgod  da  na przybywanie do
budowania dopiero po siewach. Nie sierd cie si  na spó nionych, wielkorz dco.

*  *  *

      Tymczasowo Zdruzno umie ci  swoj

wit  w trzech chatach dzielnicy ormia skiej, sam zaj

chat  czwart . Mia  nadziej ,  e Symeon nie pogniewa si  za niedostateczn  trosk  o archimandryt
– no, mo na by o go zwi za , g

 mu szmatami zatka  i r ki by nie zwichn . Jeno diaków

musia by wtedy sam nak oni  i do nagonki wys

... Mo na rzec,  e jedna sprawa zosta a za atwio-

na  nie le.  A jak b dzie z nast pnymi  owami? Pomyli  si  w ocenie Je yny i jej ojczulka?...
       

Nie pomyli   si  chyba,  bo  pojawili si  oboje wraz z rzesz  budowniczych „posiewnych”.

Zdruz-no  zarz dzi  budow  bolnicy (szpitala), zamku i stajen dla koni za ogi. W mieszka cach
dzielnicy chrze cija skiej nadzieja od

a, kiedy dowiedzieli si  o  nowym sposbie podej cia

archimandryty do spraw wiary, a  podupad o w nich przekonanie o konieczno ci opuszczenia
miasta. Da o si  t  zmian  nastroju zauwa

 – w owej dzielnicy rozpocz to budow  wielu kramów

i  pracowni rze-mie lniczych. Zdruzno by  zalatany, czasu na jedzenie mu brakowa o, bo wszyscy
do  niego  przy azili,  

daj c  porad,  za atwienia  dostaw,  albo   eby  postanawia   o    miejscu,    o

sposobie albo o czymkolwiek  innym.
      Ciep o si  zrobi o, co Zdruzno zauwa

 tylko dlatego,  e niewiasty rozkwit y barwami kwiecis-

tymi, gdzie  zadzia y si  ich grube kiecki, zwiewne si  sta y, s

cem z lekka posmolone. A

pewnego wieczora, kiedy ju  – znu ony do dna – zasn  mia , drzwi jego chaty skrzypn y, otwar y
si  i stan a w nich smag a a smuk a posta  Je yny. Pr dko zamkn a za sob  drzwi, pr dko zdj a z

background image

- 75 -

siebie sukni  i pokaza a, i  jej posta  nie jest mniej pi kna od twarzy. Wlaz a Zdruznie do 

a, nic

nie mówi a jeno dycha a nieco mocniej ni  zwyczajnie, tuli a si  do niego, r kom swoim nakaza a
zaj cie si  pieszczotami...
       Nie mia  mo liwo ci przemy lenia zachowania pi knej  owczyni   i  sposobu  unikni cia  pa ci
- uleg

dzy pr dzej ni li móg  si  spodziewa  po latach swoich  wicze  w wyrzeczeniach, postach

i rozwa aniach. Wpad  w pu apk  jak  liwka w kompot. Pierwsza niewiasta w  yciu  wcale nie
krót-kim, by o ca kiem odmiennie  od jego wyobra

 o mi owaniu, o tym pierwszym - czu ym i

ostro -nym razie...   Tak  dza zarz dzi a i nic na to nie móg  poradzi .
     Wszak e lata  wicze  na darmo nie posz y. Nie popad  w zatracenie  wiadomo ci. Wykonywa
to, co podpowiada a mu wiedza, czu  narastaj

 powoli przyjemno , ale s ysza  i widzia  – co

dzieje si  z Je yn .
      Ona tak e jeszcze nie mia a nigdy  zbli enia z m czyzn . Powinno j  troch  bole ... Nie by o
wida   ani s ycha  objawów jej bólu. Mo e nale

a do niewiast, w których moc podniecenia jest

ogromna i to zag usza wszystkie inne odczucia?... Cicha nie by a – j ki, westchnienia, okrzyki...
Nieruchliw  nie mo na jej by o nazwa  – bardzo zawzi cie stara a si  wspó uczestniczy  we
wszystkim. Lecz dopiero szczytowanie... Brzuch jej drga  samoistnie a mocno, wn trze ud ca e w
drgawkach, r ce lata y, piersi si  spr

y i rozlu nia y drgaj co... Strach Zdruzn  wzi , bo wiedz

posiad  o niewiastach i zbli eniach z niewiastami przeci tnymi. Czy czasem Je yna nie jest na co
chora i dlatego owe drgawki i j ki, dziwne oddechy – jakby chrapliwo , jakby spazmy i szlochy?...
      

Nie, wszystko by o w porz dku – wraca a powoli do zwyczajnego stanu. Czasem, z rzadka,

jaka  drgawka przelecia a jeszcze od jej biodra po  ebrach i poruszy a pier ,  lecz stawa o si  to
coraz rzadziej. Za to zielone szmaragdy... Zdruzno pomy la  o zielonych gwiazdach w niego
wpatrzonych - z tak  rado ci , z takim oddaniem i z wielk  wdzi czno ci  czy uznaniem,  e nigdy
sobie takiego spojrzenia nawet nie próbowa  wyobrazi . Podziwia  to spojrzenie i zastanawia  si
nad trwa

ci  tych odczu  Je yny. Mog y by , pewno by y – chwilowe. Ona taka pobudliwa... Kto

pr dko  pobudzeniu ulega, ten i pr dko zapomina. To si , zreszt , zaraz oka e.
      S usznie przypuszcza . Gwiazdy stawa y si  ch odne, gas y...  A potem...
      - Uleg am ci – powiedzia a – chcia am ci  jeno ugrza  troch   w tej twojej samotni, a ty ... Znie-
woli

  mnie,  przemoc   wzi

.  Ja  na  pewno  w  ci y  jestem  –  ty  teraz  o  o enku  pomy l,  bo  ja

ludziom ze wstydu w oczy nie spojrz . Zha biona niewinno , ci arna niewiastka bez m a...Co ja
tacie i braciom powiem?
      Szloch ju  z pewno ci  by  udawany i to ma o udatnie.  owczyni jeno upewni  si  chcia a czy
ugodzi a dog bnie, czy te  na podobnego sobie trafi a? Zdruzno poj ,  e w nawale zaj  ona mu
znalaz a czas na za atwienie drobiazgów osobistych – mniej wa nych, ale zawsze... Wyszed  przed
chat , przywo

 dowódc  swoich przybocznych dru ynników i poleci  – karmi , poi , nocnik

przynie  i wymienia , ale   pod  adnym pozorem – nie wypuszcza  jej z chaty ani nikogo do niej
nie wpuszcza . Potem – do rana – patrzy  w prawdziwe gwiazdy, które ch odniejsze  wiat o mia y,
lecz o niebo trwalsze... Rankiem zaj  dla siebie kolejn  chat , senno  go bra a, na go ej pod odze
le

 i zasypia , kiedy drzwi otworzy  Domas aw. Zdruzno pomy la , ze przez t  rodzin  nie jest mu

dane spa  w nocy, nie chc , by odespa  bezsenn  noc w dzie ... A czego chc ?
     Damas aw powiedzia ,  e wszystkie wróble  wierkaj  o zam pój ciu jego córeczki, Je ynki, za
wielkorz dc  i on chcia by przysz emu zi ciowi dopomóc w zagospodarowaniu  Lwowa.
      -Miasta Lwów – poprawi  Zdruzno.
     - To  mówi  – powiedzia  Damas aw. - Lwów ma wolne przestrzenie ko o dróg, wiod cych do
bram zamku – chodzi o te drogi pomi dzy dzielnicami. Ja bym wzi  te przestrzenie mi dzy „li mi
koniczyny” w dzier aw  i tam ogrody warzywne dla miasta za

 oraz sady owocowe. Nic bym

nie chcia  za to.Od zi cia spodziewam si  ludzi i sadzonek.Ludzi - to wiadomo -z narz dziami i wo-

ami do orki. Chyba te ciowi za taki skarb, jak Je yna, co  si  od zi cia nale y?...

     - Nale y si  – powiedzia  Zdruzno. - Nale y si  od was zwrot kosztów pracy przy Chlewcza-
nach, a tak e zwrot za utrzymywanie w Chlewczanach w asnych zwierz t. Skarbnik wyliczy  za te
lata osiemna cie z otych aureusów, czyli  jeden tysi c i osiemdziesi t arabskich dirkhamów
srebrnych.

background image

- 76 -

       - To pomówienie – powiedzia , bledn c, Domas aw. - Ja tego p azem nie puszcz . Wszystkom
akuratnie rozlicza . Ja s du i dowodów przed s dem b

da , je eli b dziesz takie potwarze

rozpowiada  naoko o.
       - Jeno ucieka  nie probójcie – powiedzia  Zdruzno – bo w wi zieniu was ka  trzyma .

  *  *  *

  Niezbadane s  drogi Opatrzno ci. Po pó  miesi ca go b pocztowy doniós  Zdruznie,  e Drew-
lanin Arsinas i Dregowicz Lunar – znawcy wielu praw – zgodzili si  by  s dziami Zdruzny w pro-
cesie przeciwko Domas awowi i przyb

 za pó  miesi ca, razem  pos

cami od Zdruzny. Zdruzno

chcia  powiadomi  Domas awa,  e i on powinien sobie ugada  w asnego s dziego. Lecz
Domas awa nikt nie móg  znale . A na drugi dzie  Domas awa dostarczy o w p tach trzech
Gruzinów, których mnich ma opolski wiód  do Miasta Lwów na zwiady – mieli wybada  warunki
osiedlenia si , w szczególno ci za  mo no  wyznawania w asnej religii chrze cija skiej i
swobodnego twierdzenia,  e Jezus by  jeno cz owiekiem usynowionym – by  mo e – przez Boga.
Ich patriarcha z Antiochii nie uznawa  Nowego Testamentu, a szczególnie ewangelii Jana, gdzie w
usta Jezusa wk ada si  wiadomo , i  on sam jest mesjaszem – Chrystusem. Antiochia staje si
miastem zagro onym i zwolennicy tamtejszego patriarchy widzieliby po ytek w przeniesieniu
zwierzchnika swojego ko cio a w miejsce bezpieczniejsze.
      Sprawy duszy i jej zbawienia swoj  drog , a Domas aw – inn  spraw . Wyda  im si  podejrza-
ny, kry  si  przed nimi, stara  si  ich omin  i oni na to nie zwa ali - ka demu wolno by  nieufnym
wobec innych podró nych. Atoli nieprzemy lnie Domas aw dzia

 i w tym swoim kluczeniu

znowu nadzia  si  na Gruzinów twarz  w twarz. A jak si  natkn , to pocz  ucieka ... Z apali go i
przy-wlekli, bo ka dy uciekinier jest podejrzany. W grodzie Lwów sprawa si  wyja ni, je li
Domas aw niewinny, wtedy  owcy uciekiniera  przeb agaj , ale lepiej si  co do tej niewinno ci
upewni .
      Domas aw ju  siedzia  w wi zieniu, kiedy Gorymacudze, Gilamanawardze i  Graaszkwili zwie-
dzili wszystko, dowiedzieli si  wszystkiego i bezskutecznie usi owali przekona  le cego w 

u

Teodora,  e czy ca nie ma,  e niepokalanych pocz  nie by o i wniebowzi cie matki Jezusa  do
nieba jako  ywej niewiasty nie by o mo liwe. To si  nie uda o, wszelako wszyscy czterej zgodzili
si ,  e istoty, twierdz ce,  e  adnego Boga nie ma – nie s  lud mi, cho by na takowych wygl dali i
takie zwierz ta w ludzkiej postaci nale y pozbawia

ywota, bo pustota zaprasza z ego ducha do

osiedlenia si  w niej. Najbardziej w tej dyspucie natrudzi  si  ów mnich, który Gruzinów przywiód
i s

 za t umacza. Nagrodzon za ten trud zosta , bowiem i Teodor, i Zdruzno chcieli go mie  w

Mie cie Lwów jako kapelana wszystkich chrze cijan ma opolskich. Niech e on wyznaje wszystko,
co mu si

ywnie podoba  - wiedz  ma du  i wiadomo,  e jego pogl dy nie b

 przypadkowe –

lepiej za  z m drym pob dzi , ni li z zadufanym g upkiem skarb znale

.

     Domas aw wo

 o pomst   do nieba, bo powiada ,  e nie ma na jedzenie i picie, a darmo dawa

mu nie chcieli. Teodor ka de s owo w tej komnacie nad wi ziennym lochem s ysza  i kaza  na koszt
duchownych karmi  i poi  wi nia.
     

- Nie ma potrzeby - powiedzia  Zdruzno – ja jego córk  powiadomi  i niech e ona ojca

poratuje.
     

Zdruzno by  akurat  u 

a Teodora, kiedy Je yna ojca odwiedzi a  i straw  oraz piwo  mu

przynios a. Wtedy obaj us yszeli rozmow  ojca z córk .
      - Posiad  ci ? - spyta  Domas aw.
      - Jako cie radzili – odpar a Je yna.
      - Zadowolony by ?
      - Bardzo.
      - A ty?
     - Udawa am, jako cie doradzali. On s dziego ka e sprowadzi ,  eby za wami przemawia  w pro-
cesie. Kogo by cie chcieli?
      - Z Konstantynopola  - rzek  Domas aw.  - Umy lnego pos

 i niech dobrze zap aci najlepsze-

mu z s dziów. Tu si  odwlecze do jego przybycia, a ty – g os Domas awa zosta ciszony do szeptu,
lecz by o wyra nie s ycha ,  e ojciec opisuje córce miejsce ukrycia skrzyneczki z kosztowno ciami
i nakazuje jej, by ona sama, osobi cie, bez niczyjej obecno ci tam posz a i wydoby a  na podró  i

background image

                                                                           - 77 -

dziego – nast pi  opis rzeczy, które Je yna ma wydoby  i Domas aw ich przybli on  warto  i

mo liw  do osi gni cia cen  podawa .
      Trzasn y na dole drzwi, zazgrzyta y zamki w tych drzwiach.
       - Udawa a? - zaciekawi  si  Teodor.
      - Je li kto móg by udawa  pl sawic ... - Zdruzno u miechn  si  nieznacznie. - Ja bym was pro-
si  o przetrzymanie owej skrzyneczki a  do procesu. Albo j  zwróc  Domas awowi, albo ona
przejdzie do skarbca Polski.  Zale y od wyroku...
      - Dobrze  - powiedzia  Terodor – ja wam ufam.

background image

- 78 -

Rozdzia  XIII

Ziarna nieufno ci

     Wszyscy, albo prawie wszyscy uwa ali,  e Odra wcale nie uchodzi do morza -  ona wlewa swoje
wody do wielkiego jeziora o nazwie Piana. A owo jezioro  czy si  z Morzem S owia skim, inaczej
z Ba tykiem, trzema odr bnymi rzekami – Dziwn ,  win  i  Pian . Niegdy  Normanowie usi owali
opanowa  uj cia tych trzech rzek, lecz napotkali silny opór  S owian, których plemi  Redarów zmu-
si o do  uczestniczenia w Zwi zku Wielu Plemion, st d nazwa tego zwi zku – Wieleci - pochodzi a
Naciskowi Redarów opar o si  wtedy plemi  Wolinian (od nazwy Ostrowu Wolin) i ono zawar o z
Normanami uk ad o wzajemnej wspó pracy i pomocy. Ten uk ad przewidywa  powstanie na
ostrowie miasta portowego Normanów, które nazwano Jomsborg. Jomsborg nie graniczy  z morzem
– le

 nad Dziwn , nieopodal Ostrowu  Chrz szczy. Wolinianie, w czasie, o którym czytamy w

wicie”, nierozwa nie porzuciwszy opiek  Wieletów, ci gle zagro eni obecno ci  w Jomsborgu

mniej-wi cej dziesi ciu tysi cy wikingów (przed wypraw  rabunkow  lub po wyprawie), poddali
si  zwierzchno ci Polski. Lecz nawet Polska nie mia a takiej si y, aby wyrzuci  wiele tysi cy
zbrojnych zbójów – nawet gdyby tylko temu po wi cono wszystkie wysi ki, to i tak brakowa o
wojów, by  mie  nad wikingami z Jomsborga przewag  liczebn . A wojowa  przy równowadze si ?
     Z drugiej strony Jomsborg, dopóki  go si  nie zaczepia o, nie mia by  adnej korzy ci  z  wojo-
wania z Polsk  – przy brzegu Dziwnej sta o zawsze kilkaset norma skich okr tów,przez uj cie Dzi-
wnej do morza mog o – bez  adnych op at – wychodzi  i wchodzi  codziennie trzy okr ty norma -
skie, a po zap aceniu uzgodnionej w umowie ceny i sprawdzeniu okr tów przez  portowców Kamie-
nia i Dziwnowa wyj  mog y nawet wszystkie okr ty jednego dnia, a wej  – dziesi . Mie  taki
port bliski bogatych krajów, w dodatku zim  lodem nie pokryty – to by o dla wikingów
dobrodziejstwo, tedy woleli go nie stawia  w rozgrywce o zdobycie ca ego ostrowu czy wszystkich
trzech uj   rzek,  z jeziora Piana do Ba tyku p yn cych. Kto  musia by tak  gr , tak  wojn
przegra  – czy nie lepiej korzysta  z bazy bez wojny? Bo przecie nawet w razie pokonania Polski

owianie nie pogodz  si  z przegran  i b

 Jomsborg n ka , szarpa ...

     Kiedy si  jednak zastanowi  nad „nieszkodliwo ci ” czyraka na siedzeniu, kiedy si  tylko stoi
albo chodzi i na siadanie nie ma ochoty, to musi si  doj  do wniosku,  e Polska musia a czasami
pomy le  o czasie przysz ym, kiedy czyrak mo e bardzo przeszkadza ...

*  *  *  *  *

     

Ostrów Chrz szczy nie by  zamieszka y, chocia  na jego po udniowym brzegu sta a samotna

chatka. Ze wzgl du na zdarzaj ce si  zalewanie tego brzegu ostrowu, chatka sta a na czym  w
rodzaju skrzy owanych , nieco  ukowatych prz se  – z daleka wygl da a jak chatka na kurzej stopce
I tak by a nazywana  przez Wolinian, bowiem nale

a ona do czarownicy. Tak to przedstawiano,

bo nikt, nigdy nie widzia , aby ktokolwiek przeprawia  si

ódk  na ten ostrów, a zdarza o si

dymienie dachu owej kurnej chatynki. Podobno – tak niektórzy powiadali – tam bywa a wró ka.
Mo liwe,  e bywa a, lecz czy  czarownica nie mo e by  wró

?...

      Niektórzy przysi gali,  e w chatce byli i tam wró

a im stara j dza – brudna, obszarpana,  da-

ca zap aty z góry. A wró by jej zawsze si  sprawdza y!  Kiedy za  na drugi dzie  kto  chcia  pop-

yn

ódeczk  na ostrów,  eby pochwali  wró

 za trafno  przepowiedni i rad, to tam nikogo nie

by o, kamienie kotliny zimne by y i wilgotne, paj czyny wsz dzie, zastarza y kurz, brudne szyby. A
poprzedniego dnia by o czysto i ogie  w kotlinie buzowa , duchot  powoduj c...
      

Tego  wieczora  dach kurnej chatyny dymi   obficiej ni li kiedykolwiek – zdawa   si  przy-

wo ywa  okolicznych  wzdychaczy, którzy woleli najpierw rady wró by zasi gn  zanim zapytali
tej, do której wzdychali. Mo e i s usznie, bo  ta uwielbiana mo e odpowiedzie  – nie wiem... Czy
nie wi cej si  wie, kiedy wró ka powie – kto wie – kto wie?...
        By  ju  zmrok. Zaj cza a sowa, wprowadzaj c  eruj ce myszy w trwo ne znieruchomienie. Na
rzece, w pobli u chatki skrzypn o o dulk  wios o. Potem s ycha  by o stukot wios a upuszczonego
lub odk adanego na dno  ódki. Niedu a   ód   dobi a rozp dem do brzegu ostrowu, tu  przy chatce.
Trzy nietoperze w ostatniej chwili omin y trzy zakapturzone g owy ludzi na  ódce. Trzy pary oczu
popatrzy y na filuj ce w oknie chatki,  w

e,  migotliwe  wiate ko.   Drzwi – same – uchyli y  si   z

nym skrzypem.  Trzech ludzi wesz o ostro nie do wn trza ledwo-ledwo widocznego   dzi ki

background image

- 79 -

arowi kupki niedopalonych do ko ca w kotlinie w gli. Nikogo w  rodku... Za nimi, od strony

drzwi ozwa  si  d wi czny i dr cy g osik:
      - Na wszystkie trolle i walkirie – czy do tego dosz o, aby  do mnie król i jarlowie przybywali?
    Wzdrygn li si  wszyscy trzej, odwrócili gwa townie, trzymaj c r ce na, odznaczaj cych si  przez
opo cze, r koje ciach no y.
      - B

cie odwa niejsi – powiedzia  g osik, a potem za mia  si  perli cie. - Usi

 na pod odze –

jeste  Gorm Skjoldung i sporo ju  osi gn

, ale s awa twoja dopiero wzrasta. Twój syn... Harald

Sinoz by... Dunowie mu si  k ania  b

... Srebrnika podaj, je li ta wró ba ma si  spe ni ...

       Jeden z tych trzech, dotkni ty lekko w rami , usiad  na pod odze, r

 z no a zdj , drug  wy-

ci gn  ku ciemnej postaci - z g osikiem dzieweczki, a kud ami i hakowatym nosiskiem,
skrzy owanie s pa  ze sk bionym wiechciem lnu ledwie wyczesanego, przypominaj cego – taki
strach na wróble, który umie pojawia  si  od drzwi, chocia  oni je zamkn li za sob  i nikogo nie
mijali. Ta posta  wyd uba a srebrnika z zaci ni tej kurczowo d oni Gorma i dotkn a ramienia
drugiego przybysza.
      

- I ty siadaj na pod odze – powiedzia  srebrnobrzmi cy g osik – jeste  Harald z Ynglingów,

zwa-ny  Harfagre. Nie wida  nynie twoich w osów, lecz s  – zaiste – pi kne. Srebrnik, Haraldzie,
bo  twój syn sam mo e od topora zgin . Daj dwa srebrniki, a on s usznie zas

y na miano

rze nika ludzi i sam od w asnego topora nie zemrze. Zwa  go b

 – bardzo s usznie – Krwawy

Topór... O, da

 trzy srebrniki... Na ci pociech  za to – Twój wnuk, Haakon Dobry, skutecznie

ukryje przed lud mi swoj  prawdziw  natur .
     Perlisty  mieszek oznacza  przej cie do kolejnego przybysza. Ten nie czeka  na dotkni cie – sam
usiad , sam poda  srebrnika.
       - Mi o  spotka  tak  domy lnego  Ynglinga,  Ulfie Freyerson.  S usznie  i  w  Szwecji,  i  w  Norwegii
ród twój do znaczenia doszed . Z twoich l

wi pocznie si  Eryk Zwyci ski – król Szwecji. Tak

samo, jak ty sk py i oszcz dny w s owach. Czy któremu  z was nie odpowiada narzecze z ostrowu
Anholt, którym do was mówi ?
        Milczeli  wszyscy  trzej.  Mo e  ze zdziwienia  – strach  na  wróble  -  s polniany a  z  g osikiem  tak
bardzo przyjemnym, zgaduj cym imiona... I to  narzecze – przez wszystkich trzech zrozumia e...
       - Nie sk pcie z ota – powiedzia  g osik – wy t  wypraw  prze yjecie i tutaj, na miejscu dowie-
cie si   o zwyci stwach wojsk. Nast pi  cis a wi ... Wasi wikingowie po cz  si  z Waregami, a
nikto z obcych nie b dzie mia  im nic do zarzucenia. Je li mam powiedzie  jeszcze jedno zdanie, to
trzy sztuki z ota dajcie.
       Trzy r ce schowa y si  pod opo cze. Potem wyci gn y si  w stron  stoj cej wró ki. Ona scho-
wa a r

 z monetami pod swoj  opo cz  i powiedzia a:

       - Strze cie si

atwowierno ci wobec Waregów ze wszchodu. Oleg Wieszcz o w asny ród skory

zadba , a dalekosi ne zamiary ma za nic.
       - Znaczy nie i ? Nie wysy

? - zaniepokojony g os Gorma zabrzmia  w nik ym wn trzu niby

dudnienie w pustej beczce.
       - Z oto! - g os ze srebrnego przemieni  si  w stalowy i swoje osi gn  – si ganie pod opo cze,
wydobywanie, podawanie, chowanie pod opo cz .
       - I ! Posy

! Cel zostanie osi gni ty! Jeno na przysz

 uwa

 i nie da  si  zwabi  u uda-

mi – g os wró ki jeszcze bardziej zimny i twardy si  zrobi .

*  *  *

      

Gdy z

o si  przegrod , dziel

 brud od czysto ci, gdy uprz tn o si  nieczysto ci i roz-

wietli o wn trze   wiecami i oliwnymi lampkami – ma a chatka wró ki sta a si  do  przestronna

dla wi kszej liczby go ci. Siedzieli na zydlach wszyscy ksi

ta z Zaodrza i ksi

ta zza Nysy

Lu yczan. Naprzeciwko nich, tak e na zydlu, siedzia  wieszcz Druzno i wpatrywa  si  w
najm odszego przedstawiciela tych z Zaodrza.  Bogus aw,  ksi

 Wagrów,  przyby   ze Stargardu –

tam by a stolica plemienia, ale przys

 Bogus awa Zwi zek Obodrzyców – wielu plemion, szcze-

pów i rodów s owia skich, s siaduj cych od zachodu z Sasami, a od wschodu z Wieletami. Mo e
dlatego przys ano Bogus awa,    e by  nadziej   Obodrzyców  na przysz

,   mo e zawa

wygl d
Bogus awa – junaka nad junaki,  ros ego, zgrabnego  i wda ego.   A mo e, po prostu, Bogus aw sam

background image

- 80 -

bardzo chcia  i postara  si  o mianowanie go przedstawicielem Zwi zku...
      - Bogus awie – powiedzia  Druzno, widocznie ju  si  napatrzywszy – dla Obodrzyców jeno trzy
sprawy. Najpierw chodzi o nadmiar mi sa, który si  na Pomorzu Polskim kroi. Chodzi o sprzedanie
owego nadmiaru do Niemiec. Zim  by my do Stargardu saniami dostarczali. Je li dobrze pójdzie, to
i ziarno siewne na przedwio niu i m

 po  niwach, om otach i zmieleniu ziarna.

      - Bendzie zrobione – powiedzia  Bogus aw. - Jaki  upust ceny za po rednictwo uzyskamy?
      - Druga sprawa, to ochrona Ostrowu Chrz szczy i tutejszej wró ki przed wikingami z  Jomsbor-
ga.  Mniemam,   e  ch tnie  si   podejmiesz,  lecz  jest  pewien  warunek  –  twoich  trzystu  wojów  musi
by   za dnia ukrytych w krzewach i zagajnikach.
      - Czy po to wojów tu  przywiod em? Mówiono o wa nym zadaniu – Bogus aw nie by , najwy-
ra niej, zachwycony zadaniem ochroniarskim.
     

- To jest w

nie trzecia sprawa – ty nie mo esz pozna  zadania g ównego – g os Druzny by

opanowany, a twarz beznami tna.
       -  Czemu macie nieufno ? - Bogus aw pyta  rzeczowo, bez  alu.
      -  Za blisko jeste  z Sasami – powiedzia  Druzno – mówi  o twoich serdecznych druhach po -
ród nich...
       - Mo na im ufa  – powiedzia  Bogus aw – to tacy sami ludzie jak i my. Czasy wojen za nami,
teraz jest czas rozmów o wszystkim i wspó pracy dla wszystkich korzystnej.
       - Obiecali nie tyka  twojego rodu i zostawi  ci  na stolcu ksi

cym w Stargardzie? - Druzno

znowu patrzy  bardzo uwa nie w twarz Bogus awa. -  owy wspólnie czynicie... Uczty wspólnie
wyprawiacie... Nie powiedzieli ci o losie Hrvatów, Serbów i innych S owian z Za abia? Nie wiesz,

e twoja Lubica ju  ma uszykowan  niemieck  nazw ? Z twojego ksi stwa b dzie wnet zabrana

wi tynia M dro ci S owian. Rerik b dzie zatopiony, a wszystko, co tam zgromadzone, b dzie

przeniesione gdzie indziej – bardziej na wschód. Gottlieb, powiedz szczerze – po jakimu, jakiej
mowy u ywasz, kiedy my lisz? Po s owia sku, czy po niemiecku my lisz?
      - Ró nie – przyzna  Bogus aw i podniós  si  z zydla – id  rozmówi  si  z wró kom. Mo e ona
bendzie ufniejsza... Znajomo  jenzyków nie jest przeszkodom w ufno ci.
       - Tedy rozmawiaj z Sasami po s owia sku – powiedzia  Druzno w stron  pleców, opuszczaj -
cego chat  Bogus awa.
        Bogus aw z ulg  opu ci  tych starców, te paj ki obmierz e, co to do ko ca  ywota odruchowo,
ju

lepe i g uche, czepia  si  musz  wszystkiego. Uwa

 si  za nadziej  Obodrzyców na przysz e

lata, w których ufno  b dzie mi dzy lud mi panowa , rozmowami si  wszystko poza atwia, wojen
nie b dzie, b dzie – nareszcie – stan przyrodzony ludziom – u miechy, pogoda ducha, pokój i
dobrobyt.
       

Przed chatk  sta a dziewczyna. W zapadaj cym zmierzchu ju  nie by o wida  szczegó ów jej

postaci, ale smuk

 zrównowa ona z przodu i z boków niewie cimi powabami zwróci a jego

uwag  i pomy la  o zatrudnieniu w asnych r k przy pog askaniu tej niewinno ci po z osistych

oskach, a mo e i gdzie indziej...

       Te w osy... To mog a by  u uda – za ni  ja nia   wielki talerz miesi ca w pe ni, jej g owa by a
jakby obramowana  miedzianym kr giem, a te blade iskierki zapalaj cych si  dopiero gwiazd stwa-
rza y wra enie odb ysków korony na g owie tej nieruchomej, powabnej smuk

ci.

      - Bond  pozdrowiona królewno w koronie z otej – powiedzia  – wska esz mi miejsce przeby-
wania wró ki Winety?
       - To  z wieszczem w chacie by

  – powiedzia a dzieweczka g osem,jak balsam dzia aj cym

na wzburzenie Bogus awa. - Jego wieszczba ci nie wystarcza?
       - Ja we wró by nie wierzem – powiedzia  – ten niby wieszcz nie wie,  e sprzeda  miensa i zbo-

a Dunom z pogranicza jest korzystniejsza ni li kupczenie z Niemcami. Ja szukam Winety, bo niom

mam sie opiekowa .
      

- To  znalaz  – powiedzia a posta . - A ten wieszcz jest moim dziadkiem. On wie,  e ju  nie

masz pogranicza z Dunami, a twoja stolica zwie si  od paru dni Altenburg. Nynie Lubica jest gro-
dem granicznym.
       - Wolne  arty – wzruszy  ramionami – poka  mi  lepiej  ca y ostrów bo mam tu kry , przed nie-
powo anym wzrokiem, trzystu wojów.

background image

- 81 -

 Ruszy a ku niemu z wyci gni

 r

, uj  jej d

 i z bliska zobaczy

e to ju  nie dziewczyna -

serce zabi o mu mocno, czar ogarnia   m skie serce – ona by a pi kna i tak cudownie pachnia a...
     

-  Chcia bym  ciebie  strzec  przez  ca e  ycie  –  powiedzia   g osem  przyt umionym  przez

niespodzie-wane wzruszenie.
     - To by oby mo liwe, gdyby  przesta  ufa  tym, którym ja nie ufam – powiedzia a.
     Chcia  powiedzie  o  odr bno ci ka dego cz owieka od innych ludzi, o wy szo ci zró nicowania
nad uleganiem matce, ojcu i  onie. Chcia , a serce tak jako  dziwnie zabi o, do gard a podesz o...
     - Dobrze – powiedzia  – ufno  dla umi owanej jest najwa niejsza. Porzucem twoich nieprzy-
jació , byle  tylko chcia a by  ze mnom. A ten  art o Altenburgu...
     - To jest prawda.
     - To musi by  jakie  nieporozumienie. Jaka  czasowa zwada i rozmowa wszystko wyja ni – pa-
trzy  w jej oczy, zda o mu si

e tonie w nich, zag bia serce i dusz  w oceanie mi osnego upojenia.

*  *  *

      Druzno przedstawi  przyczyn  zwo ania przez Naczeln  Rad  Kap anów S owia skich zebrania
wielu ksi

t, przyby ych ze sporymi pocztami zbrojnych. Jest ustalony przez Niemców i Waregów

z Rusi czas uderzenia na Polsk  z dwóch stron. Zamierzeniem uderzaj cych jest zaj cie Polski,
która przeszkadza Germanom we wspólnych dzia aniach na wschodzie – tam jest mo liwo  zaj cia
cesarstwa wschodu, a  - przynajmniej – pokonanie wszystkich wspó zawodników we wschodnim
handlu. Ponadto – bardzo pop atnym towarem na targowiskach cesarstwa s  s owia scy niewolnicy,
a S owianki s  ch tnie kupowane przez  muzu manów. Opanowanie Polski ma by  wst pem do
podporz dkowania Germanom ca ej S owia szczyzny. O towar na sprzeda  chodzi...
      

S owianie ne mog  si  równa  liczebno ci  z Germanami. Ponadto usposobienie S owian nie

czyni z nich zaborców... Jednak e mo na utrudni  Germanom wykonanie ich zamiaru, a potem
pracowa  dla pomno enia liczebno ci i si y S owian.
      - Oni  -  powiedzia  Druzno  -  wy

 po ow  wikingów z Jomsborga na wschód, by wzmocni

si y Olega Wieszcza. Pi dziesi t oddzia ów po stu wikingów. Ka dy oddzia  b dzie mie

owia skiego przewodnika. Ten przewodnik zaprowadzi oddzia  w znane nam miejsce. Tam

dziecie czeka  wy ze swoimi wojami i Polacy. Cz

 wikingów z rzeczonych oddzia ów uratuje

si  i powróci do Jomsborga z wie ci , i  zwabieni zostali w pu apk  przez Waregów z Rusi. Posie-
jemy ziarna nieufno ci na przysz

 i one musz  wyda  plon stokrotny, bo inaczej zostaniemy

niewolnikami Germanów.
    

- A Niemcy uderz  od zachodu, gdzie nas nie b dzie... - ozwa  si  stary Odrzyn z plemienia

Czeriezpianów.
      

-  Macie przy sobie po  trzystu wojów – rzek  Druzno. -  Reszta zostanie na zachodzie  i

wspomo e mocno W grów, którzy uderz  wcze niej ni li zamiarowali to zrobi  Gerrmanie. To nie
jest  pewne  ca kowicie  –  wiele  mo e  by   przeszkód  i  co   mo e  si   nie  uda .  Jednak  ty,  Odrzyn  –
pomnij, i  twoje imi  jest przez nich wymawiane jako Odercyn... To wst p do wymawiania naszych
imion wedle ich woli – za zwierz ta nas b

 mieli, które nie s  w stanie przeciwstawia  si  woli

pana...
      Wnet przeszkoleni setnicy z dru yny Polski do was przyb

 i  wiczy  b dziecie  skuteczno

zwalczania okr onych wikingów. Arkany, silne  uki, oszczepy, dziryty... To musi by  dopro-
wadzone do doskona

ci. Mocno, celnie, pr dko. Podczas  wicze  b dziecie pod

  ku wyzna-

czonym dla was miejscom.

*  *  *

      Od jakiego  czasu Jomsborg nie mia  wa ów ani palisad.  Proste wyliczeie udowadnia o,  e nikt
przy zdrowych zmys ach nie b dzie na to miasto napada . Kawa ek ziemi, domy, dziesi  tysi cy
niewolników – to wszystko, co mo na by o tutaj zdoby . Musia oby si  u

 do tego tego

kilkana cie  tysi cy  wojów  i  cz

  w asnych  wojów  bezpowrotnie  straci .    Do    tej    straty

nale

oby

doliczy  utrzymanie tych kilkunastu tysi cy zdobywców w jednym miejscu – dowóz wszystkiego i
sk adowanie oraz koszt dostarczanych wytworów. W zamian uzyska oby si  trzysta trzydzie ci trzy
sztuki z ota, po  dostarczeniu niewolników na targ w Konstantynopolu – mniej ni li  wier  dochodu
ze    sprzeda y   rocznych   wytworów    rolnictwa    z  jednego  województwa.  Chyba,   eby  sz o o

background image

- 82 –

zapewnienie bezpiecze stwa  okolicy czy pa stwa... Albo gdyby w pobli u pojawi  si  kto  pokroju
kniazia  Igora lub Boles awa Krzywoustego – mo e lepiej  przywo

 dla przyk adu don Kichota z

la Manchy, który móg by rozkazywa  owym kilkunastu tysi com wojów...
     

Dzi ki pozbyciu si  konieczno ci obwa owania i utrzymywania cz stoko u, Jomsborg zyska

dwa nowe majdany, zwane w niektórych miejscach Polski p aszczyznami, a wspó cze nie placami.
Niegdy , w skromniejszych czasach, tylko na jednym majdanie, po rodku zabudowa  mo na by o
roznieci  ognisko i wokó  niego kr g wikingów zwo

. Teraz dosz a poza zabudowaniami wielka

przestrze  na ogniska i kr gi prostych wikingów  oraz mniejszy majdan na ognisko i kr g dowód-
ców oraz wa nych go ci. Przy ognisku zbiera  si  w

nie kr g dowódców – zwykle chodzi o o

szyprów okr tów – lecz tym razem sposobno  by a szczególna, i tylko niektórzy z zasiadaj cych
byli szyprami.
       

Usadowili  si   pr dko  –  pi dziesi ciu  trzech  wikingów,  w  tym  Gorm,  Ulf  i  Harald

Pi know osy
Ogieniek by  niewielki, kr g bardzo ciasny  - tak ciasny,  e szept ka dego ka dy z nich móg by
us ysze , a co dopiero przyciszony g os. Mówi   Harald Harfagre, a to mówienie do odprawy przed
bitw  by o podobne.
      - Wró ba jest pomy lna – mówi  – tedy po kolei b dziem wyrusza . Z Gnieznem jest uzgodnio-
ne,  e mamy wspomaga  wojów dru yny Polski w wojnie z Rusi . Dlatego mamy zapewnion
wszelk  pomoc Polaków – wolno nam przep yn  Dziwn  i wyl dowa  na jej wschodnim brzegu,
aczkolwiek jeno jeden oddzia  dziennie mo e to uczyni . Ka dy oddzia  dostaje polskiego
przewodnika, który doprowadzi naszych na wschodni kraniec Polski. Tam – w tym miejscu pokaza

 gest podrzynania gard a  - onego przewodnika, i przewodnika naszego – wiernego druha

owianina, spo ród tych, przebywaj cych u nas ju  d ugo... Mo e niektórych szkoda, lecz musi

zosta  zachowana tajemnica  -  nasi ludzie na oznaczonym miejscu zostawi

lady „bitwy”... A nasz

oddzia  zniknie Polakom z pola widzenia...  Konieczny jest po piech, bo do oznaczonej pory
wspólnego uderzenia od zachodu i od wschodu zosta o nie tak wiele czasu. Niektórym, by  mo e,
uda  si   przy pieszy   przej cie  przez  Polsk ,  bo  Gniezno  obieca o  konie  wierzchowe.  Uwa
bardzo na wschodzie Polski – oni tam maj  gdzie  oddzia y gromadzone do wojny z Rusi  –
musicie dowiedzie  si  o miejsca i cichcem je  omin .  Podaj  znaki, których pokazanie uruchomi
naszych szpiegów w Polsce. Nachylcie si  ku ognisku, by nikt niepowo any  adnego znaku nie  po-
dejrza ...
     Po pokazaniu owych znaków Harald gor co zapewni

e na szpiegach mo na polega  bez obaw,

a potem pierwszy oddzia  zosta  postawiony w stan pogotowia i wnet rozpocz  przepraw  na
prawy brzeg Dziwnej.

*  *  *  *  *

     Tego jeszcze nikt w Grodzie Lwów nie widzia ! Z Gniezna przys ano nowego wojewod ! Nieja-
ki Bo ydar – powtarza y sobie kumy z dzielnicy, któr  – dla ja niejszego zrozumienia  alu –
nazwijmy Ma opolsk . _ A na g bie, moja kumo, czarniawy taki jakby si  jeno ci giem na s onku
wylegiwa  i  na opalanie wystawia .  oneczk  te  ma – moja kumo – niczego sobie.
     

Nowe miasto, jeszcze nie doko czony zamek, jeszcze nie wszystkie chaty wype nione miesz-

ka cami, a ju  naznaczone na stolic  województwa! A z tym  niadym wojewod  (jak to si  b dzie
nazywa   owe  województwo  –  trudno  wypowiedzie ,  bo  nazwa  z  dwóch  s ów  z

ona)   wita

usznej wielko ci – trzystu konnych wojów ze sob  wojewoda Bo ydar przywiód . Przejecha o to

wszystko przez dzielnic  Ma opolsk  do bramki zamkowej i za murami si  skryli. Tam si  tyle luda
nijak na d

ej nie pomie ci, tedy op aci o si  chaty wykupi  – teraz jakiemu wojowi si  podnajmie,

zap at  dostaniesz,  a i córa jaka mo e m a sobie z owi...
     A na drugi dzie  – nowy oddzia , nowa  wita. Z nowym grododzier

 – Hubertem. Pono brat

owego nowego wojewody, a w  aden sposób jeden do drugiego niepodobny. Te  trzystu konnych
wojów przywiód  i to jest jedyne podobie stwo wczorajszego i dzisiejszego dnia.  Nasz wielkorz d-
ca, moja kumo, w sa gniewnie podkr ca i og asza  kaza ,  e Ma opolanom wstyd zrobili owi
dru ynnicy z Wielkopolski. Bo te  rzeczywi cie –  eby od nas ani jednego w  wicie wojewody czy
grododzier cy?   Trzeba si  spr

   i wszystko zrobi ,    eby  w naszym województwie  nasi  woje

naszego wojewod  i naszego grododzier

 ochraniali.

background image

- 83 -

  By oby chyba zbytni  nieostro no ci  przypuszcza , i  j zyki kum tak skutecznie si  spr

y, i

na trzeci dzie  pojedy czo i grupkami zacz li rano  ci ga  pod  miasto woje ma opolscy. Jeszcze
jakie  pozaj zykowe spr enia musia y zadzia

, bo pod wieczór, na zewn trz wa ów dzielnicy

Ormia skiej sta o obozem sze ciuset Ma opolan. Dobrze,  e kumy nie maj  wielkiej mocy
sprawczej, bo zaraz og osi y, i  tylu wojów na jednym miejscu niechybnie wie ci wojn . Z kim?
Mo e nawet z samym cesarzem wschodu, bo to  -  podobno  -  on chce nam zabra   te ziemie, na
których olej skalny i sól si  znajduje. Dzielnica Drewlan i Dregowiczów – te  prawie ca kowicie
zamieszka a – obwieszcza a,  e wojna b dzie w obronie ich plemion, którym knia  Oleg Wieszcz
trybut narzuci  – op aca  si  Waregom i ich s ugusom s owia skim trzeba,  eby nie zabrali
wszystkiego z  ywotem na dodatek. A i tak bior  sobie m ódki na poha bienie i zagra aj
zabraniem wolno ci, w asno ci  i weso

ci wszelakiej – nic tylko  al za utraconym szcz ciem i

swobod  pozostanie pod  jarzmem i knutem tych swo oczy.
     Okaza o si  – na razie –  e te oddzia y pokazy dla mieszka ców urz dzaj . Targowisko trzeba
by o uprz tn , kramy i stragany (niby prawie to samo, ale ró ni ró nie nazywaj ) poprzestawia  w
ulice – po jednej stronie kazali ustawia  i targowa  jakby nic si  nie zmieni o. Ale zmieni o si ,
tedy  wszyscy w wylotach ulic na majdany stali zagapieni i pe ni podziwu. Dru ynnicy na samym

rodku bele s omy u

yli, naoko o si  ustawili i ci najbli si owych bel - pr dko do nich z  uków

szyli, a inni – troch  z ty u stoj cy – ciskali w one bele dzirytami i oszczepami. Tymi oszczepami,
to z ulic – ko o straganów sobie oszczepnicy stawali i stamt d wypuszczali oszczepy na targowisko
i na t  s om . A w ko cu  ucznicy strza y zapalone wypu cili i pali o si  mocno. Cudem nic si  od
tego s omianego ognia nie zaj o, ale to nieostro no  ogie  tak wielki czyni  blisko zabudowa  z
drewna, a niektóre przecie strzech  s omian  pokryte...
      Chyba ludzkie gadanie do zamku dosz o, bo wieczorem og oszono, ze woje malopolscy s abo
jeszcze s  wy wiczeni, strzelaj  i ciskaj  niebezpiecznie blisko tych swoich towarzyszy, co stoj  po
drugiej stronie majdanu i  wiczenia oraz pokazy przeniesie si  poza cz stoko y – b dzie mo na,
bezpiecznie, przypatrywa  si  zza os ony palisady. Nast pnego dnia troch  ludzi si  przypatrywa o,
Ma opolanie rzeczywi cie troch  s abiej wypadali, ale po po udniu oddzia y pomieszano i ju  nie
rzuca o si  w oczy – kto lepszy, a kto gorszy.
     A potem oddzia y uda y si  w pole,  eby wy wiczy  nowe rzeczy i potem nimi mieszka ców za-
dowoli . Kramy i stragany wróci y na swoje miejsce, powróci a zwyczajno  i nawet o wojnie
przestano gada .
      Pokaza o si ,  e w tym przepowiadaniu wojny jeno chwilowa przerwa by a, poniewa  do Grodu
Lwów przywlekli si  wikingowie. Ich przewodnik, wysoki i szczup y Borus, S owianin, a jednak
wiking by  w dobrym stanie. Na ko cu jecha  te  S owianin, a wiking – niedu y i kr py Jaspis.
Atoli reszta... Popl tany sznurek nieszcz

 si  dowlók . Dostali na poprzednim postoju konie ze

stadnin ksi cia, bo im si  zda o,  e pr dzej na koniach ni li piechot  dotr . Niezwyczajni byli, nie
dbali o wietrzenie ud i poodparzali je sobie do  ywego mi sa. Trzeba by o towarzystwo w bolnicy
po

, baby  miejskie dosta y nakaz pomagania sojusznikom w nieszcz ciu – zio a donosi y,

garnuszki z miodem i  mietan , smako yki do zjedzenia, dobre, lito ciwe s owo. A niejedna
westchnienia zanosi a i spojrzenia zach caj ce... Gdyby nie te poobcierane uda, gdyby nie te sale
wieloosobowe... M owie ro li byli, barczy ci, s owa nie pojmowali i baba pogada  mog aby sobie
bez k liwych uwag swojego m

  -  Skandynawa. A chocia  jakby dzieciaka w brzuchu ostawi ...

Innemu by si  powiedzia o cokolwiek, a synaczek by by ros y, postawny i niebrzydki... Niestety,
ten ich Borus – t umacz i przewodnik - powiada ,  e oni na wojn  z Waregami pod aj  i b
wojom polskim w tej wojnie pomaga . I  eby lepiej si  z nimi nie zadawa , bo nie wiadomo, czy z
wojny powróc ... Ech,  ycie... Wydobrzeli, podobno poprzysi gli na swoich poga skich bo ków, i
nigdy w  yciu na konia wi cej nie wsi

 i  poszli na wschód. Sprawnie, równo szli, st pali

mocno... Kraja o si  niejedno 

skie serce,a  zy po kryjomu niejedna wypuszcza a do tych swoich

sknot za nale ytym ojcem dla  swoich dzieci...

      

Po pó  miesi ca powrócili polscy woje. Wszyscy – co do jednego. A z nimi Borus, Jaspis i

jeszcze czterech  nieznajomych  przewodników s owia skich,  którzy  innym  oddzia om  wikingów

yli. Straszne wie ci przynie li. Na naszych wikingów zastawili sieci Waregowie z Rusi. Krwa-

wa jatka zosta a po bitwie. Przewodnicy uratowali si , bo wcze niej do polskich oddzia ów do -

background image

- 84 -

czyli, a z Normanów pewno nikt nie ocala . Chocia ... Nasi nie mogli si  paru cia  na pobojowisku
doliczy ... Mo e w je stwo wzi ci, mo e si  wykupi  albo ujd ... Wolno wierzy ,  e t dy b
powraca  i tu im czu e r ce polskich niewiast ulg  w cierpieniach duszy i cia a sprawi ... Zawsze co
paru,  to  nie  to,  co   aden...  Mo e  zostan   w  Grodzie  Lwów?...     eby  chocia   ci  Wielkopolanie
ostali, a i to nie – odjechali na drugi dzie . No, nie wszyscy – po owa jeno, lecz  i tak bardzo
zmniejszyli tym odjazdem mo liwo  wyboru m czyzny do wzdychania, pokazywania mu swoich
powabów  dla  zwabienia do o enku... Co ...  Jak nie mo na mie  wymarzonego, to trzeba marzy  o
tym, który zosta  w pobli u... Tedy – hajda na tych, co zostali!

*  *  *  *  *

     Mo e wda a si  w to jaka  si a wy sza, bo nie by o w ludzkiej mocy dotrze  z wie ci  do Ka-
mienia nad Dziwn , do Wolina nad  Dziwn , do  winouj cia i do Pianouj cia w tak krótkim czasie.
Kiedy  z Jomsborga  po zakupy do tych miast okr ty pop yn y, to na targu wikingowie dowiedzieli
si ,  e na wszystkie oddzia y z Jomsborga zasadzali si  Waregowie z Rusi i ma o kto z Jomsborga
ocala . A mia o by  wzmocnienie Waregów wikingami, mia o by  wspólne, jednoczesne uderzenie
na Polsk  od zachodu i wschodu, a zgin  mieli jeno niektórzy – tu trzeba sobie przypomnie  gest
podrzynania gard a...
         Nale

a  si   pomsta  ludziom  winnym,  a  najpierw  tej  wied mie  z  Ostrowa  Chrz szczy.  Jednej

nocy cztery okr ty z setk  wikingów dobi y po cichutku do rzeczonego ostrowa. Wysiadanie odby o
si  sprawnie i po cichu – ani wios o nie stukn o, ani dulka nie skrzypn a, ani jeden nie odezwa
si  ni s owem. Ciemne postacie podesz y pod chat  wied my, W okienku pe ga o nik e  wiate ko
kaganka. Chata zosta a okr ona.
     

- Wy

, suko! - dopiero wtedy pe nym g osem wezwa  wied

 do stawienia si  przed s d

bractwa dowódca tej setki. S d szczególny – wyrok ju  by  znany i znany by  sposób jego
wykonania.
       Drzwi zd

y si  jeno uchyli  i leciutko skrzypn , kiedy w ich stron  i ku strzesze pomkn y

strza y owini te paczosami lnu, nas czonymi t uszczem,  ywic  i smo . P omie  buchn
nadspodziewanie mocno – a  cofn  si  podpalacze musieli. I wtedy okaza o si ,  e s  obst pieni
przez przewa aj

 si .  Jeno raz zd yli zakrzykn  – Jomsborg! I ju  wszyscy le eli, a wi kszo

z nich  by a martwa.

*  *  *

      - Maj  dobr  zabaw  – powiedzia  u miechni ty Gorm, a setki wikingów, ogl daj cych  ogie
na Ostrowie Chrz szczy zazdro ci o kompanom  uczestnictwa w pom cie za z , nieprawdziw
wró

.

      - Krzykn li – Jomsborg – powiedzia  Harald Pi know osy – zemsta si  dokona a.
     - Wnet powróc  okr tami – powiedzia  Ulf Freyrson – ciekawe czy naszli jakie z ote monety u
tej wied my.
     

- Ty, Ulfie – powiedzia  Gorm – jeszcze dzisiejszej nocy odp

 ze swoimi lud mi, bo my ci

ufa  przestali. Wszyscy Waregowie, to psy niewierne.

     *  *  *

     Dobijanie rannych i zdejmowanie ze wszystkich wikingów cz ci odzie y posz o pr dko. Troch

ej trwa o podsycanie ognia przygotowanymi bierwionami i wrzucanie zw ok na stos pogrzebo-

wy. Potem nast pi o pr dkie wsiadanie na norma skie okr ty i sp ywanie w stron  Kamienia.
     - Pop

 ze mnom, Wineto – Bogumi  prosi  bardzo  adnie, szkoda,  e tylko g os to oddawa , a

osoby nie by o wida .
    - Wysad  mnie w Kamieniu – powiedzia a Wineta, dobrze,  e nie by o wida  w ciemno ci jej
rz sistych  ez. - Zostawiasz mi pami tk  – jestem z tob  w ci y, witeziu. Ty nie b dziesz mia
czasu na nic wi cej oprócz walki.  ycz  ci powodzenia.  egnaj, Luby. Moje wspomnienia b
przy tobie, ale Ojczyzna ma pierwsze stwo przed niewiast  i ty musisz... - zakrztusi a si  i d ugo
kaszla a...

*  *  *  *  *

      Choma sta  w sali przyj   przed ksi ciem Leszkiem  i  zdawa   spraw   z  przebiegu  i wyników
przedsi wzi cia   nazwanego „Siew nieufno ci”.
      - Naszych dziesi  oddzia ów po trzystu wojów zabi o po kolei bez ma a pi  tysi cy wikingów.

background image

- 85 -

Jeszcze raz tyle zosta o nadal w Jomsborgu. Nie ponie li my  adnych strat w ludziach. Ziarna
nieufno ci zosta y zasiane. Jak powschodz  i jakie plony dadz  – tego powiedzie  nie mog .
Przypuszczalnie...
      

- Przygotuj list  do wyró nie  – powiedzia  ksi

 – przypuszcza , to ja sam te  umiem.

Po yjem – uwidzim skutki naszego siewu. Zbli a si  czas ich wspólnego uderzenia na nas. Jak z

grami?

      - Ju  w pobli u Magdeburga – powiedzia  Choma. Na wschodzie te  wszystko przygotowane.

background image

- 86 -

Rozdzia  XIV

Prawo, czy sprawiedliwo ?

     Wszystko wskazuje na to,  e zanim ktokolwiek t  ksi

 przeczyta,  ze szkó  zniknie wi kszo

materia u z przedmiotu zwanego histori  staro ytn . A to dlatego,  e w tym okresie istnia y
ró norodne ustroje i ró norodne prawa. Prawdziwa historia jest zapocz tkowana zapisami. Dopóki
pa stewko, pa stwo, naród nie ma pisma, mog  po nim pozosta  jeno legendy. Pierwsza rzecz,
jakiej uczy historia jest ta –  e nie mo e istnie  d ugo du e pa stwo, w którym nie jest stosowane
pismo (radio, czy obraz filmowy s

rodkami podobnymi). A w staro ytno ci pism by o wiele i one

pomaga y utrzyma  jednolito  na du ych obszarach  d ugotrwa ych pa stw.
     Historia pojmowana jako zbiór  dat  imion i wydarze  pobie nie widzianych i zapisanych nie
jest  nikomu potrzebna i niechby jej w szkole wcale nie by o. Ale  historia dog bnie studiowana
jest niezb dna dla przysz

ci, by si  w ka dym pokoleniu nie zaczyna o wszystkiego od nowa, by

si  wybiera o spo ród staroci przyk ady najwarto ciowsze – ju  wypróbowane przez wiele pokole .
Staro ytno  wykazuje,  e – niestety – ka dy nowy naród, ka de nowe pa stwo (imperium d ugo
istniej ce) zaczyna o wszystko od nowa, a my mamy sk onno  do wzorowania si  jeno na  Grecji i
Rzymie – z ich czasów schy kowych. I przez to  uznajemy to samo  prawa i sprawiedliwo ci.
     

Przytocz  tu dwa stare przyk ady z historii Assyrii – imperium opartego na religii. Ty masz

poczucie  sprawiedliwo ci  i  spróbuj  te  dwa  przyk ady  oceni   pod  tym  k tem  –  sprawiedliwe,  czy
niesprawiedliwe?...  Otó  dzieje Assyrii mo na podzieli  na trzy okresy. Pierwszy okres – rozwoju
– zako czony pierwszym przyk adem – oto zabito pierwszego króla Assyrii, który chcia  si
wy ama  z nakazu religijnego – wszystkich  obcych nale y zabija  (w sposób okrutny, lecz to nie
jest wa ne – liczy si  skutek ostateczny). Potem by  drugi okres – zrównowa onego trwania przy
coraz mniejszych mo liwo ciach podboju i zabijania, bo  wiat by  wielki, a rozród mniejszy. Ten
drugi okres sko czy  si  przyk adem drugim – oto  nie zabito pierwszego króla Assyrii, który
zakaza  zabijania wszystkich obcych i zacz  ich wykorzystywa  do niewolniczej pracy. Trzeci
okres dziejów Assyrii jest czasem schy ku i zako czy  si  wyniszczeniem wszystkich Assyryj-
czyków. Mamy mo liwo  porównania zmienno ci prawa assyryjskiego z poczuciem sparwiedli-
wo ci. Nie chodzi o bezstronno  – idzie o istnienie  ró nicy.

*  *  *  *  *

     Zostawili my na bocznicy sprawy codzienne, by uwa niej  ledzi  wydarzenia wielkiej wagi. Do
tej pory takie uk adanie rzeczywisto ci – sprawy najwa niejsze na górze, a te mniej wa ne
poupychane w zakamarkach zosta o ludziom jako wada, czy zaleta... Prawie ka dy katolik powie,

e Wielkanoc jest wa niejsza od Bo ego Narodzenia, bo gdyby nie zmartwychwsta ... A przecie  to

wierutna bzdura!  eby móg  umrze , musia  si  wpierw narodzi ! Nie móg by zmartwychwsta ,
gdyby si  nie narodzi ! Nawet umrze  by – bez narodzin – nie móg , chocia  jest mianowany Nie -
miertelnym Bogiem... Arcyciekawe, tajemnicze zestawienie nie miertelno ci i zmartwychwstania...
     Mam nadziej ,  e doszli my do przekonania, i  ci, którzy zabijaj  i ci, których zabijaj  musieli
si  najsamprzód narodzi . A do tego niezb dne dla ludzi jest pocz cie i ci a.
      Wiemy,  e wnuczka Druzny, Wineta, wspólnie z Bogumi em przyczynili si  do powstania mo -
liwo ci narodzin nowego cz owieka – to dla nas  wie a sprawa. Mo e pami tamy co  w rodzaju
pogró ek Je yny o mo liwo ci ci y... Teraz  mamy potwierdzenie – ci a Je yny, przy udziale
Zdruzny, powsta a i rozwija si  prawid owo a bardzo ju  widocznie. Postronni pod miewali si ,  e
ona mog aby ojcu do wi zienia jedzenie nosi  na swoim stercz cym brzuchu, ale to gawied  nieo-
byczajna i wolno skwitowa  ich niewybredne kpiny powiedzonkiem – niech wam wkrótce ziemia
lekk  b dzie, a na razie módlcie si  o zdrowie, bo o rozum  za pó no...
      Zdruzno przypomnia  sobie o obietnicy danej niegdy  Tywercom, teraz ju  Polakom z D browi-
cy – mo ni Domas aw i 

ywoj mieli by  usuni ci z s siedztwa nowego mo nego, Szadziula, i

jego towarzyszy. Mo liwe,  e Domas aw zostanie usuni ty przymusowo, je li spraw  przed s dem
przegra. Ale 

ywoj...   Prawd  mówi c,   Zdruzno by  równie  ciekawy wygl du  Lubyczy  –

tam niegdy

ywoj przed Domas aweem gospodarzy ,tedy mo na po zamo no ci i porz dkach

pozna  nie tylko tera niejszego gospodarza, po poprzedniku zawsze co  pozostaje, co pozwala
oceni  cz owieka...   A ten cz owiek mia  by  przeniesiony na Kaszuby i tam zach ca  do
polsko ci...

background image

- 87 -

 W Mie cie Lwów byli od dawna s dziowie Zdruzny – Arsinas i Lunar, Nie by o jeszcze s dziego
z Konstantynopola, wybranego przez Domas awa. Mo na by o na tego s dziego czeka  d ugo, a
prawd  mówi c, nie by o wcale pewno ci, czy on kiedykolwiek przyjedzie. No, ale skoro
Domas aw woli czeka  w lochu ni li bra  innego s dziego?... Niech e sobie czeka i z Je yn
ugwarza – Teodor ma urozmaicenie i poznaje tajniki duszy  ludzkiej bez obs onek. A Zdruzno
pojedzie do Krakowa, Symeona odwiedzi, po drodze do Domas awia zajrzy i z 

ywojem sprawy

poza atwia. Przy sposobno ci odprowadzi si  troch  wojów z dru yny, nowych si  przyprowadzi...
Jest komu Miasta Lwów pilnowa  – nowy wojewoda i nowy grododzier ca wyszli wszak spod r ki
Zdruzny – jego szko  dostali i poradz  sobie dobrze.

*  *  *

    Chlewczany kwit y. Domas aw by  na najlepszej drodze do rozkwitni cia. Gospodarzy  w nim
syn  Domas awa – Lubys aw. Wzór cnót wszelakich – spokojny, rozwa ny,  m dry, pracowity. Ob-
ja ni  Zdruzn ,  e nie jest bratem Je yny i pojmuje trudno ci ka dego, kto z ni  musi przestawa .
     - To taty naszego mi

 – powiedzia . - Znaczy, o Je ynie mówi . Je yn  jej matka ostawi a,

narobi a w ten sposób k opotu,bo nasza mama podejrzewa a,  e to taty kochanica. Bardzo trzeba na
Je yn  uwa

. Czy ta jej ci a... No, czy dziecko b dzie na pewno wasze?

      

- Wiem jeno,  em by  jej pierwszym m czyzn  – powiedzia  Zdruzno – a co by o po mnie...

Tego wiedzie  nie mog . Plotek  adnych nie ma.
     

- Mo e was mi uje - powiedzia  Lubys aw – u niej wszystko jest odmienne od zwyczajnego.

Nagle na co  ma ochot , nagle j  traci.

*  *  *

      Do Lubyczy trzeba by o troch  zboczy  na pó noc. Zdruzno zostawi  wojów przed wsi , zamie-
rza  by  krótko – powie si

ywojowi o nakazie przesiedlenia, poda mu si  korzy ci i po

wszystkim.
     

Wie  jeszcze nie zmarnia a po odej ciu Lubys awa, lecz pierwsze szkody zaczyna y by  wi-

doczne – to si  p ot przechyli  przy jakiej  zagrodzie, a poprawi  nikt si  nie kwapi, to na drodze
do ek si  zrobi  i ka

a od dawna nie wysycha w tym dole, a nikomu to zdaje si  nie przeszka-

dza ... Drobiazgi w

ciwie, lecz b dzie narasta , b dzie krzywo, dziurawo, byle jak, coraz gorzej,

naderwane, niedomalowane, nierówne – jako  da si  wytrzyma ... Jako  b dzie, ale jako  przepad-
nie.
           Nawet     dom  w

ciciela  podlega   tym  niekorzystnym  zmianom  –  wiatr  lub  cz owiek  oderwa

kilka deszczu ek z dachu i pokrycie z gontu musia o przepuszcza  do wn trza troch  deszczowej
wody, zaciek na  cianie te  od tej nieszczelno ci dachu móg  powsta . Poza tym – ten domek na
uboczu by  bardzo pi kny. Urozmaicony wykuszami kszta t, zró nicowane k ty spadzisto ci dachu,
pi kny, niezabudowany  cianami ganeczek, w dobrych miejscach poumieszczane okna z szybami –
od  razu  si   wiedzia o,   e  wymy li   i  zbudowa   ten  dom  kto ,  maj cy  rozwini ty  zmys   pi knego
wdzi ku. Stoj ce przy drodze chaty, na pewno domostwa ch opów, te  by y niebrzydkie, lecz ani
si  umywa y do krasy tego samotnika przy bocznej dró ce. Zdruzno bez wahania do tego pi knisia
podjecha , wrota by y otwarte, zza domu dobiega y ludzkie g osy  i  odg osy zwierz t – raczej zado-
wolonych.
     

- Hej! Jest tu kto  skory go cia powita ? - Zdruzno by  w dobrym nastroju – ten dom musia

ka dego w dobry nastrój wprawia .
       Zza domu wysz a w chustce na g owie, w spódnicy do ziemi i swetrze przez g ow   wdziewa-
nym m oda niewiasta. To by a .  Je yna!!! Zdruzno zmartwia  – ona nie by a w ci

y! Udawa a?...

Och, ty psiajucho jedna! Ty oszustko pod a...
      - Je yna! - g os Zdruzny zapowiada  straszne rzeczy – dlaczego...
   

- Ja jestem O anka, panie – powiedzia a niewiasta, zdejmuj c chust  z g owy, jakby chcia a

podkre li  prawdziwo  swoich s ów obfito ci  jasnoz otych, grubych pasm w osów.
     

- O, pan wielkorz dca!   Witam i zapraszam do  rodka   naszego domku – g os 

ywoja,

wychodz cego z tego samego miejsca, co niewiastka, by  szczerze radosny.
      Przed oczami Zdruzny stan y obrazy ze snu. Przypomnia  sobie s owa ojca z tych snów – nie
trzeba si  domy la , wystarczy wierzy ... To by a ta! Ale jak, sk d, co to za istota?...  Serce bi o
jak szalone, oddech  mu si  rwa  – to by a niewiasta jemu pisana!

background image

- 88 -

      - Was te  to wzi o – powiedzia

ywoj – ka dy myli Je yn  z O ank . Jej ma  – tak si  z

Domas awem domy lalim – bli niaczki urodzi a, chocia  ma ci  si  ró ni  mi dzy sob . Nam
przynios a O ank  w chust  zawini

, poprosi a o chwilow  opiek , bo ona ma spraw  do

za atwienia w pobliskich  urawcach i tyle my j  widzieli. Nasza bli niaczka... Ooo! To anielica. A
gospocha jaka... Nie to, co ten trzpiot i pop dliwiec Domas awa. Czer  wolicie, czy z otow os ?
       - To moja przysz a  ona – powiedzia  Zdruzno, co 

ywoj wzi  za zach

 do targów, jakby

mia  cenn  ja ówk  wielkorz dcy sprzeda .
        Trzeba by o posy

 po wojów i wskaza  im miejsce na rozbicie obozu, bo zapowiada o si  na

spór wieloletni co najmniej... Siedzieli we trójk  – gada  g ównie 

ywoj, O anka jeno s ucha a i

by a ca kiem spokojna, tylko na Zdruzn  spoziera a uwa nie, jakby oceniaj c po kolei ka dy jego
kawa ek, ruch, mo e tak e g os, bo czasem przymyka a oczy  w sposób znany ludziom
muzykalnym, którzy w melodi  si  ws uchuj . Wreszcie to ona naprowadzi a rozmow  na w

ciw

drog .
       

- Mo e, tatku – powiedzia a – mnie by cie spytali o ch ci? I mo e pan wielkorz dca powie-

dzia by swoje? Przecie on nie po mnie przyjecha , jeno do was... Tak si , przypadkiem, z

o,  e

mnie chcecie za niego wyda ...Mo e mnie najpierw umie cicie w pobli u jego dworu,  ebym ja
mog a sprawdzi , czy ja chc  za niego pój ?...
        - Tak, moja ty m dralinko – przytwierdzi

ywoj – wszelako on by ciebie od nas zabra , a za

to co  musim dosta  na otarcie  ez i z agodzenie t sknoty.
        - Wy musicie st d wyjecha  – powiedzia  Zdruzno. - Mieszka com D browicy jeste cie winni
kilkana cie z otych monet za ich prac  w Chlewczanach. Te ciowi gotówem zapomnie  korzystanie
z dóbr ogólnych  przy hodowaniu w asnych zwierz t... Na Pomorzu dostaniecie wi cej ziemi ni li
tutaj macie. Niezad ugo wojna b dzie – to wiemy wszyscy – Ru  si  na nas szykuje. Wasi synkowie
pójd  broni  ojczyzny i je ców dostan  jako swoj  cz

upu wojennego. Ich w cho opów

zamienicie i na onym Pomorzu b dziecie jednym z pierwszych Polaków, maj cych tam w asn
ziemi  i poddanych. Jeno nie próbujcie obróci  w ch opów tamtejszych ludzi, bo oni  maj  by  w
przysz

ci takimi samymi Polakami jak i my. Macie im w tym pomaga  i wtedy zapomn  o

waszym d ugu. Tyle wam na otarcie  ez daj . O ank  jutro zabieram do Krakowa, mo e do Miasta
Lwów. O  lubie i weselu b dziecie powiadomieni. Wiana dla O anki nie chc . Miesi c, 

ywoju,

macie na przygotowanie waszego wyjazdu. Lubycza wejdzie do dóbr ogólnych w zamian za wasz
now  w

 na Pomorzu. O anka w Lubyczy b dzie mieszka  razem ze swoim m em.

      - Ale com sobie pogada  i naobiecywa  od was korzy ci, to moje i nikt mi tego nie odbierze –
powiedzia

ywoj.

*  *  *

     

W Krakowie nie by o  ju  Symeona. Wielu ludzi zajmowa o si  opisywaniem jego umierania,

chocia  nikogo przy  mierci archiereja nie by o, bo wieczorem jeszcze go widziano  ywym, a rano
zobaczono go martwym. To zdawa o si  upowa nia  ludzi do twierdzenia, i

mier  mia  lekk  –

we  nie. Zwyczajnie sobie zasn  i ju  si  nie obudzi .
      O anka i Zdruzno stali przy 

u ze zw okami, trzymaj c si  za r ce. Oboje twarze mieli gnie-

wne a usta zaci ni te. Oboje uwa ali, co pó niej sobie wyznali,  e taka  mier  mo e by  najstrasz-
liwsza ze wszystkich. Kiedy umiera si  na jawie, po chorobie lub ze staro ci, to cz ek jest
powiadomiony o konieczno ci odej cia – nie ma powodu si  cieszy , lecz godzi si  z nieuniknio-
nym. Ju  trudno – powiada i stara si  zachowa  dzieln  min . We  nie... To mo e by  ci g
straszliwych obrazów – sen o duszeniu si  i bezbronno ci, bezradno ci prób miotania si , aby wyj
na  wie e powietrze, bo tam  atwiej o z apanie oddechu. Albo sen o topieniu si ... Brak mo liwo ci
nabrania powietrza, bezwolne oddanie moczu przywo uje koszmar senny o stopniowym pogr aniu
si  w odm tach... Brr!...Kto nie mia  tego rodzaju koszmarów sennych, z których wyzwala  si
przez przebudzenie, ten szcz liw jest a  do chwili,  w której nie b dzie  wyzwalaj cego przebudze-
nia...
     - Najl ejsza jest  mier  przez zaskoczenie – powiedzia  cicho Zdruzno – kiedy ci  z ty u, z nag a
a niespodzianie w  eb r bn , zmys y stracisz i w nieprzytomno ci ca kowitej dusza z ciebie wyjdzie.
     Nast pnego dnia przygalopowa  archimandryta Teodor. Pr dko wys

 go ca z wiadomo ci  o

mierci archiereja do Konstantynopola. Nast pnie wys

 go ców z powiadomieniem do wszystkich

background image

- 89 -

parokii (parochia = parafia),  cz c je z pro

 o mod y w sprawie Mi osierdzia Bo ego dla duszy

zmar ego.
     W bardzo uroczystym pogrzebie Symeona uczestniczy y t umy zwyczajnych ludzi i masa ludzi
zaproszonych z powodu,  e tak wypada o, aby w pochówku zwierzchnika prowincji ko cielnej u-
czestniczyli. Teodorowi jako  nie wypad o,  e móg by w tej ceremonii uczestniczy  wielkorz dca z
ramienia ksi cia Polski. O anka posz a na pogrzeb archiereja jako chrze cijanka, Zdruzno poszed  z
ni  w swoim przebraniu cudzoziemca. Trzymali si  za r ce, bardzo im by o  al z powodu odej cia
dobrej duszy z m nego, aczkolwiek cherlawego cia a. Rych o po pogrzebie wszyscy spoza
Krakowa przybyli rozjechali si  do siebie, archimandryta Teodor powróci  do Miasta Lwów. Za
Zdruzno i O anka wymienili pogl dy na spraw  mi owania. Oboje przyznali,  e od pierwszego wej-
rzenia poznali, i  trafili na t  osob , która jest im przeznaczona. A potem zdziwili si  niepomiernie
zgodno ci swoich przemy le  o mi owaniu. Zgodnie s dzili, i  mi owanie na tym  polega, i  starasz
si  odgadn

yczenia Osoby Umi owanej i je spe niasz – nie my lisz o swoich potrzebach ni

ch ciach – od tego jest  ta druga osoba, która mi uje ciebie. Ona zgaduje, czego chcesz i twoje

yczenia spe nia.

     Zdruzno s dzi ,  e O anka pragnie  lubu. O anka s dzi a,  eZdruzno pragnie zbli enia z ni  i do
tego  lub jest potrzebny,  eby zbli enie nie by o grzeszne. On si  tego domy li , zgodzi  si  z tym
pogl dem i pozosta o znalezienie sposobu na zawarcie  lubu chrze cijanki obrz dku s owia skiego
z wyznawc  Boga Swarzeca. Trudno powiedzie , czy sposób by  w

ciwy - znalaz  si  kap an

chrze cija ski, który jeno spyta , czy Zdruzno nie b dzie przeszkadza  O ance w wychowaniu
dzieci zgodnie z przykazaniami Pana, Zdruzno to obieca  i odby  si  bardzo cichy  lub.
      

-  Powtórzym ten obrz d,  je li  nowy archierej  b dzie  podobny  Symeonowi  w  dobroci  i

dro ci- powiedzia  Zdruzno, a  O anka powiedzia a,  e to nie jest konieczne.

      A potem oboje byli bardzo szcz liwi! Bez obaw  adnych zapadali w nieprzytomn  rozkosz cia
i dusz co jest mo liwe wy cznie przy istnieniu  pe nego zespolenia dwojga w jedno. W
szczegó ach chodzi o istnienie wielkiego mi owania i pe nego zaufania,  e podczas mi osnego
zapomnienia nie zostanie si  okpionym. Ufa si  temu drugiemu jakby si  sobie ufa o. To  ciep o
ko o serc, ten spokój duszy i  ta cielesnoduchowa przyjemno  z samego przebywania w pobli u
umi owanej  Osoby,  a  nawet  na  sam   my l  o  Niej,  cho by  si   daleko  by o  –  to  jest  w

nie

szcz cie.  I mi

.

*  *  *  *  *

     

Rokowania, inaczej – roki, by y za czasów Piastów ustalaniem zamiarów na przysz

, albo

przewidywaniem przysz ych wydarze , szczególnie, je li si  co  zrobi o, aby te przysz e
wydarzenia uk ada y si  po naszej my li. Zosta o to do dzisiejszych czasów – medycy bardzo cz sto
mówi  o pomy lnych (lub niepomy lnych) rokowaniach. Podczas panowania Piastów ani obyczaj,
ani prawo nie przewidywa y  i nie nazywa y spraw s dowych (inaczej – procesów s dowych)
rokami. By  mo e przypuszczenie o czym  takim jak siadanie króla lub s du pod lip  s dow , aby
odprawia  roki (czyli s dzi ) wzi o si  z przewlek

ci dzisiejszych spraw s dowych, które cz sto

ci gn  si  latami. Trzeba zauwa

,  e nie ci gn  si  rokami... Jak chodzi o s dzenie, to roki,

rokowania by y zawsze przewidywaniem wyroku, by y zajmowaniem si  jego prawdopodobnym
brzmieniem. Przybli one do rokowa  jest  sprzeczanie si  stron przed s dzi , bo strony usi uj
przekona  s dziego do wydania wyroku dla siebie korzystnego -strony w tej sprawie rokuj , czyli
próbuj   ustali   przysz

.  Prawo  polskie,  a  takie  stosowano  podczas  panowania  Piastów  nie

przewidywa o wydawania wyroku przez s d! S d jeno orzeka  – która ze stron ma s uszno . A
wyrok ustala a strona zwyci ska, za  s d to ustalenie zwyci zcy zapisywa  i og asza  jako wyrok w
sprawie. Nie jest to  adnym dziwactwem – jest to przybli enie prawa do sprawiedliwo ci, bo tylko
poszkodowany wie – jak wielka jest jego krzywda i co mo e zmniejszy  poczucie goryczy wywo a-
nej krzywd . Jako oczywisto , przez wszystkich pochwalan , przyjmowano ca kowite zado uczy-
nienie materialne. Dochodzi a do tego nawi zka, szczególnie wielka, gdy krzywda by a nieodwra-
calna, niemo liwa do zrównowa enia zap at . Biedny by  sprawca krzywdy, kiedy na m ciwego
poszkodowanego trafia . No, ale biedny by  ten zwyci zca sprawy,który ustala  za wysok  kar  -
ju  on swoje od s siadów i znajomych odebra ... A nie daj Bo e, gdyby on jak  inn  spraw  s dow
przegra  – wtedy wyrok  by by straszny.

background image

- 90 -

 Kiedy Zdruzno i O anka przyjechali do Miasta Lwów, dowiedzieli si  natychmiast,  e ju  przyby

awny s dzia z cesarstwa – Petry a. Petry a bezstronnie stwierdzi ,  e Je yna jest najpi kniejsz

niewiast  jak  on kiedykolwiek widzia , a  przysz e macierzy stwo jeszcze t  pi kno  zwielo-
krotnia. Zdruzno pomy la ,  e taka bezstronno  s dziego  rokuje podobne jego stanowisko w ka -
dej sprawie s dowej Je yny z kimkolwiek.
     Niezabawem do Miasta Lwów przyby  jeszcze jeden  go , a mo e raczej w

ciciel prawie –

ksi

 Polski -Leszek z dworem, rodzin  i  wit . W dniu jego przybycia Je yna dorwa a O ank  na

przechadzce, nawrzeszcza a na siostr , nawyzywa a od z odziejek i wszetecznic, co nie uszanuj
cudzego  owiska i ch opa, ojca dzieci cia, w brzuchu matki, podbieraj  – co karalne na pewno jest,
akurat s dzia ojca – Petry a przyby  i Je yna chce si  przed nim z O ank  o kradzie  m a s dzi ,
bo dziecko musi mie  ojca.
     - Ja te  jestem z nim w ci y – powiedzia a O anka, a Je yna no a doby a i pchn a nim siostr
w  miejsce niedalekie od serca.
      Hubert zaraz Je yn  w wolnej jeszcze chacie uwi zi , Zdruzno poratowa  O ank  lekami, opat-
runkiem i  wspomo eniem duchowym, ksi

 Leszek og osi  swój pogl d,  e Je yna powinna

zosta  ukarana, ale mo e niechby s d t  spraw  zbada , bo wtedy poszkodowana mo e nakaza
pchni cie no em sprawczyni zranienia i jeszcze nawi zki za da, co powstrzyma podobnych
Je ynie narwa ców przed lekkomy lnym, a niezgodnym z przeznaczeniem, u ytkowaniem no a...

*  *  *

      We wszystko wmiesza a si  natura i Je yna zleg a w po ogu. Poród przebieg  prawid owo, uro-
dzi  si  ch opczyk. Jedynymi odwiedzaj cymi rodzicielk  byli s dzia Petry a i O anka – Je yna
darmo czeka a na   odwiedziny Zdruzny.
      - Nie doczekasz si  – powiedzia a O anka – dla was obojga spotkanie mog oby by  przykre, bo
on ma  on , któr  mi uje i w twoje sid a nijak nie mo e wpa , a ty jego nijak na nic namówi  nie
zdolisz. Jemu b dzie  ciebie  al, a tobie b dzie szkoda,  e on taki oboj tny na twoje babskie pods-

py.

      

Nieco inaczej zachowywa  si  s dzia Petry a. Ró no ci prawi  – najkrócej mówi c, stara  si

Je yn  pocieszy  obietnic  zabrania jej do Konstantynopola, gdzie  by aby  na

nic  s dziego z

widokami na zamian  stanowiska na

nicy na obowi zki s dziowskiej  ony. Pozostawa a do

uzgodnienia sprawa m czyzn Je yny - noworodka i ojca. Dla s dziego dwóch by o za du ym

umem – s dzi ,  e Je yna przystanie na zabranie jednego – tego malutkiego. W ko cu Je yna

uleg a namowom s dziego.
       - Zgadzam si  – powiedzia a – bachora zabierze sobie moja siostra, a ja tylko z tat  b

 jecha .

       Szczero  tych dwojga mia a pewne ukryte wyj tki – on chcia by mie  Je yn  sam  na zawsze
lub na jaki  czas, ona  wiedzia a,  e mo liwe jest pó niejsze przybycie do Konstantynopola ka dego
wskazanego przez ni  cz eka, je eli wprzód omota s dziego swoimi wdzi kami i sztuczkami. Oboje
mówili sobie w duchu: - Zobaczymy kto kogo przechytrzy...

*  *  *

      Dla ksi cia ustawiono krzes o z oparciem na plecy i por czami na przedramiona. Z boków tego
krzes a zydle dla wielkorz dcy i wojewody z Miasta Lwów sta y. Ko o tych zydli malutkie zydelki
dla ma onek dostojników ustawiono. Ksi

 wcze niej przyszed , bo tak radzili ochroniarze –

wida   ka dego podejrzanego, kiedy w oczy ruchliwy t um si  nie wciska.Troch  z przodu ksi cia a
troch  z jego boku ochroniarz Chy an sta , mog cy strza  w locie uchwyci , je eli nie w niego
samego by a skierowana, bo te przeciwko niemu wymierzone zatrzymywa y wszystkie jego ruchy –
widzia  niegdy  dziryt w niego lec cy, a odtr ci  go nijak nie by  w stanie – zmartwia , widzia  i
czeka . Na szcz cie dziryt trafi  jeno z boku, zdzieraj c mu mi so i skór  przy  ebrach. Wszyscy
dworzanie za krzes em ksi cia stali.  Dopiero za plecami dworzan  i z boków ksi cia sta  pó ksi yc
dru ynników, strzeg cy bezpiecze stwa  ca ego dworu.
       Powoli schodzili si  widzowie i s uchacze, krótko mówi c – bierni a ciekawi uczestnicy sprawy

dowej.  Zerkali na pó ksi

yc dru ynników,  usi owali wychyla  g owy   tak mocno,   aby

ksi cia dostrzec, albo chocia

niadego wojewod  i jego  on  – niestety – skrzyd a pó ksi yca

widok zas ania y nader skutecznie. Tedy ogl dali  aweczk  dla czynnych uczestników sprawy,
czyli stron.

background image

- 91 -

aweczka by a bez oparcia i w ska. Za to stó  dla s dziów, przykryty czerwonym suknem, którego

brzegi ziemi si ga y, by  tak szeroki i ci ki,  e w razie czego s dziowie mogliby znale  pod nim
os on  przed krewkimi stronami lub rozz oszczonymi widzami. Pewno dla u atwienia owego krycia
si  przed napastliwymi uczestnikami sprawy – trzy zydle dla s dziów wygl da y na lekkie,  atwe do
usuni cia lub odtr cenia – zydel w bok, s dzia pod stó , pacho kowie grododzier cy Huberta do

apania i unieruchamiania  zapalczywych miotaczy pocisków „s dowych”...

     Owi pacho kowie doprowadzili, nareszcie, Je yn  z r kami zwi zanymi na plecach. Posadzili j
na  aweczce przed sto em s dziów, odwi zali jej r ce, dwóch z toporami, zdatnymi  eb tura na
dwoje rozci , stan o po bokach Je yny i zacz o przypomina  nieruchome pos gi z kamienia
wykute. Je yna bardziej od stra ników ruchliwa by a. Obraca a g ow  na boki, zdawa a si
podziwia  narastanie t oczno ci – po bokach ksi cia przybywa o ludzi, zag szczenie stawa o si
wielkie, na pewno by oby korzystne dla podtrzymania ciep a w lute mrozy, ale teraz by  schy ek
lata i nawet Je ynie mog o by  za ciep o, chocia  t oku nie mia a i tylko w d ugiej, lu nej, we nianej
sukni by a.
     Mo na by o przypuszcza ,  e wi cej widzów i s uchaczy ju  nie b dzie, kiedy grododzier ca Hu
bert podszed  do O anki i podprowadzi  j  do  aweczki. Czeka  a  usiad a, jeszcze raz si  sk oni  i
odszed  do oddzia ku swoich pacho ków.
      - Siostry, siostry – poszept t umu podobny by  do narastaj cego szelestu deszczu, kiedy ten w u-
lew  si  zamienia.
      Ten  poszept zaraz zmieni  tre , bowiem s dziowie podchodzili do swojego sto u. Najpierw po-
lecia o po t umie,  e ten wysoki w czapce ze szpicem i w obszernym, czarnym okryciu do kostek to
Arsinas. Potem t um powiadamia  sam siebie,  e ten mniejszy, w lekkim futrze sobolowym i
kwadratowym nakryciu g owy, to sam Petry a z Konstantynopola, któremu ta czarna siostra w oko
wpad a...
     

Pojawienie si  s dziów podnios o wszystkich, oprócz ksi cia, siedz cych, którzy z powrotem

usiedli zaraz po zaj ciu miejsc na zydlach przez obu s dziów.
       - Po co ten trzeci zydel, po co ten trzeci zydel? Po co ten... - ten poszept t umu jakby nikogo nie
ciekawi  – brak odpowiedzi co do tego trzeciego zydla móg  co  znaczy  – mo e lekcewa enie dla

umu, mo e przyt pienie s uchu s dziów...

      - Sprawa z ramienia ksi cia polskiego – powiedzia  s dzia Petry a – o u ycie no a dla zranienia
lub w zamiarze pozbawienia  ywota przez siedz

 tu czarnow os  niewiast  przeciwko siedz cej

obok niej niewie cie jasnow osej.    Niech e wstan  obie, kiedy s dzia ich spraw  obja nia!
      Obie wsta y, lecz s dzia Petry a i tak zachowa  zniesmaczony wyraz twarzy, bo jak e mo na nie
uszanowa  s du  i siedzie  sobie oboj tnie jakby si  nie pojmowa o – kto tu jest najwa niejszy...
      Bardzo pr dko okaza o si ,  e strony nie tylko s du nie uszanowa y. O anka odpowiedzia a – na
stoj co – na pytanie s dziego Petry y,  e ona o nic siostry nie oskar a,  e nie b dzie dla niej  da

adnej kary, bo zamach na siebie wybaczy a jej jeszcze zanim nó  j  uk

. Petry a si  rozsierdzi ,

zakrzykn ,  e zamach by  oczywisto ci , moc  wiadków jest, kodeksy z czasów Justyniana, a
nawet Teodozjusza, a nawet  jeszcze starorzymskie... No, to jest brak szacunku dla prawa i dla
ksi cia polskiego, któren troszczy si  o bezpiecze stwo poddanych i zamachy chce t pi !...
     

Wtedy podniós  si  s dzia Arsinas i obja ni  Petry  i innych,  e s d odbywa si  wedle prawa

polskiego i nawet ksi

 Polski nie jest mocen nakaza  komukolwiek, aby   da  kary dla krzywdzi-

ciela, za  sam ksi

 Polski móg  ukara  sprawczyni  zamachu bez s du, bo z apano j  na gor cym

uczynku. Skoro tego nie zrobi  - znaczy, zrzek  si  karania i zostawi  postanowienie
pokrzywdzonej, za  ona przebaczy a i kary nie  da. Tedy wszyscy wiedz  jako by o, ale s d nie
mo e odbiera  nikomu oceny tego – co jest sprawiedliwe i niekaralne, a co jest niesprawiedliwe i za
co pokrzywdzony kar  ustala...  Niech e s dzia Petry a powie – jaka kara nale y si  wedle jego
kodeksów za zamach na cudze  ycie, aby wszyscy wiedzieli – co ich czeka w cesarstwie, gdyby
tam si  zamachn li na kogo.
      Petry a jeno machn  r

,   tedy Arsinas obwie ci ,    e wszyscy musz  uzna ,   i   tej sprawy

w s dzie wcale nie by o. To wywo

o  miech t umu, jakby s dzia jaki dowcip opowiedzia , ale

miech pr dko zamar , bo wszyscy inni i sam t um wiedzia , i  on si  nie zna i nic nie znaczy,

dopóki do u ycia pocisków nie przychodzi.

background image

- 92 -

 Hubert odprowadzi  O ank  na miejsce siedz ce przy m u, nie zapomniawszy o dwóch uk onach
– przy  aweczce jeden, a przy zydelku drugi. Natomiast Je yna pozosta a na  aweczce przed

dziami.

     - Sprawa Je yny, córki Domas awa z Lubyczy przeciwko wielkorz dcy Ma opolski, Zdruznie,
synowi Druzny – obwie ci  Petry a. - Niech strony zajm  swoje miejsce!
       - Ooo! Przelecia o po t umie, a Zdruzno spojrza  ze zdumieniem na O ank , co ona mu odwza-
jemni a – te  maj c zdumione spojrzenie.
        Zdumienie – zdumieniem, a miejsce na  aweczce trzeba by o obok Je yny zaj .
       - Wielkorz dca  Zdruzno  jest  oskar on o gwa t na obecnej tu Je ynie – powiedzia   Petry a –
oraz o uchylanie si  od uznania dziecka, owocu onego gwa tu, za swoje w asne i od spe niania
obowi zków ojcowskich wobec nieobecnego tu, jeszcze bezimiennego niemowl cia, noworodka

ciwie.

      

- Paluszków, z bków i w osków nie dorobi ! - wrzasn  jaki  gamoniowaty dowcipas, a t um

rykn  krótkim rechotem, daj c dowód pokrewie stwa dusz z owym dowcipasem nieokrzesanym.
        Zdruzno nie zaprzeczy ,  e jest ojcem dziecka Je yny, natomiast zaprzeczy  jakoby pope ni  na
matce swojego dziecka jakikolwiek gwa t.  Potem powiadomi  wszystkich,  e wspólnie z  on ,

ank , wzi li owo dzieci  na wychowanie i  ona za swoje w asne je uznaje. Mia o to niemowl

dosta  imi  Brosjen, jako odrzucone przez w asn  rodzicielk , atoli O anka  wymog a nazwanie
maluszka imieniem Broz o, co pochodzi od „bro  z o”, czyli odrzu  z o. Wreszcie Zdruzno
powiedzia ,  e daruje Je ynie  pomówienie o gwa t, bo rozumie jej zawód mi osny czy innego
rodzaju niepowodzenie. W ka dym razie Je yna nie mo e mie

wiadków, na potwierdzenie

czego , co nie mia o miejsca – ona sama przed dziewi ciu miesi cami Zdruznie wlaz a do 

a

ca kiem naga  i rzec mo na, i  to ona jego zgwa ci a.
    T um znowu zarechota , a s dziemu Petryle co  musia o przypali  uszy, bo sta y si  czerwie sze
od malin.
    - Tego nie dowiedziem wprost – powiedzia  Petry a – bo mamy jeno s owa przeciwko s owom,
za  o  wiadków takich zdarze  trudno.
     Nie zra aj c si  nowym rechotem t umu, Petry a próbowa  przedstawi  dowód – nie wprost – w
ten sposób mianowicie,  e niewiasta m czyzny zgwa ci  nie mo e (t um zawrzeszcza ,  e mo e,
mo e!), a po drugie,  e dla niewiasty wstydliwe jest publiczne oznajmianie gwa tu i je li ona tak
czyni, to znaczy,  e gwa t by  i to bardzo uw aczaj cy godno ci ludzkiej, na przyk ad przez
przy

enie no a do gard a i zagro enie, ze zostanie u yty, je li ona b dzie si  opiera .

      - Tak by o! - zakrzykn a Je yna i odsun a si  od Zdruzny na sam skraj  aweczki.
      Wsta  s dzia Arsinas i spokojnie powiedzia :
      

-  Prawo  polskie  nie dopuszcza  przypuszcze   jako  dowodów,wszelako  s dzia  Petry a  tego

pewno nie uzna, tedy konieczne jest dobawienie trzeciego s dziego, aby podobne w tpliwo ci
rozstrzyga  przez g osowanie rzymskie, to jest wi kszo  ma stanowi  o post powaniu wobec
pods dnych. Trzeciego s dziego dobawiaj  sami s dziowie. Ja si  zgadzam, aby s dzia Petry a
wskaza  kogo  na naszego rozjemc  i uznam jego cz owieka za równowa nego ze mn  s dziego, bo
on nie musi si  zna  na prawie.
      - Ja, jja – Petry a j ka  si  bezradnie – ja tu nikogo nie znam. Gdyby do jutra przerwa...
     

- Prawo  polskie przewiduje mo liwo  przerwy,  je li wszyscy s dziowie tak postanowi  w

osowaniu greckim, czyli jednomy lnie. Albo te  wtedy, gdy noc nadchodzi, orkan si  zbli a,

po ar, powód , zatrz sienie ziemi. Ja tu wieczoru nie widz  (przy

 wyprostowan  d

  do

czo a, jakby daszek od s

ca nad oczami czyni c,  i rozgl da  si  naoko o, wypatruj c cho by

zmierzchu).
      Gawied  wtórowa a Arsinasowi i rechota a z rozbawienia.
      - Ja mam wie  o obecno ci tutaj s dziego cesarskiego, Lunara, któren  z

 urz d s dziowski

z w asnej woli  i uprawniony jest do zajmowania stanowiska s dziego w cesarstwie wschodu.   Jego
bym widzia  w naszym gronie jako trzeciego s dziego do g osowa  rzymskich – Arsinas
spowodowa  swoj  wypowiedzi  wrzask t umu, wo aj cego bez ustanku Lu-nar! Lu-nar!  Dopiero
kiwni cie g ow  przez Petry e uci o te okrzyki.
      - Lunar musia  porzuci  s dziowanie –Pery a wykorzysta  cisz  do wypowiedzenia swego

background image

- 93 -

zdania – bo okaza  si  bezbo nikiem. Ten, co twierdzi,  e nie ma Boga, ten jest  pusty w  rodku –
duszy w nim nie masz. Natura pustki nie znosi i natychmiast wn trze bezbo nika przez z ego ducha
jest zajmowane. On nie mo e by  s dzi !  To diabe  wcielony!
    - Lunar – powiedzia  Arsinas – prawda-li to?
    Wszyscy  zobaczyli, przeciskaj

 si  ku sto owi s dziowskiemu drobn  posta , chyba bardzo

dr , bo  aden w os nie przeszkadza  odblaskowi od tej  ysiny, tak silnemu,  e niektórzy oczy

zas aniali. Wreszcie Lunar dotar  do sto u, zrobi a si  cisza, w której s aby g os tego cz owieka by
dobrze s yszalny.
     - Prawd  jest,  em zaprzeczy  bóstwu Jezusa – powiedzia  – lecz zawdy istnienie Jedynego Bo-
ga, Stwórcy i Najwy szego S dziego uznawa em.
      

Mo e t um s ysza  o monofizytach, mo e z innego powodu – w ka dym razie powtórzy o si

wykrzykiwanie Lu-nar! Lu-nar! Lu-nar!, i  Petry a znowu skin  g ow . A jak si  uciszy o, Lunar
rzek , i  popiera s dziego Arsinasa i wszyscy musz  uzna ,  e sprawa Je yny przeciwko Zdruznie
nigdy przed s dem nie zosta a postawiona. O dziwo – nikt ju  si  nie  mia  – pewno t um ju  swój
zasób rechotania wyczerpa ...
       Do  aweczki dla stron podszed  Hubert  -  uk on, podanie ramienia...
       - Jeste  wolna – powiedzia  – nie ma przeciwko tobie oskar yciela.
      Do  podobnie zako czy a si  sprawa archimandryty Teodora przeciwko wielkorz dcy. Teodor
twierdzi ,  e wielkorz dca t pi religi  chrze cija sk , wielkorz dca powiada ,  e w Polsce jest za-
kaz t pienia jakiejkolwiek religii, i  e to archimandryta pomiata  wyznawcami Boga, którego istnie-
nia zaprzeczaj  chrze cijanie.  wiadkowie potwierdzili s owa Zdruzny i uznano Teodora za przeg-
ranego  w sprawie. Wszelako na pytanie o kar  dla przegranego Zdruzno odpowiedzia ,  e uporczy-
wa g upota nie podlega karze, natomiast w przysz

ci Teodor zosta by wygnany z Polski, gdyby

jakim  cudem kto  chcia  go mianowa  archierejem na miejsce zmar ego zacnego Symeona, a
ksi

 Leszek potwierdzi  to kiwaniem g ow .

      Na koniec rozpatrywano spraw  prawdziw  – jedyn  naprawd  podlegaj

 rozs dzeniu – oto

mo ny Domas aw, ojciec Je yny,uzgodni  wcze niej z wielkorz dc , ze s d rozpatrzy ich
przeciwstawne pogl dy co do  Chlewczan. Ponadto Domas aw twierdzi ,  e wielkorz dca nadu
swojego stanowiska i pewny bezkarno ci pomawia Domas awa o  sprzeniewierzenie si  umowie,
dotycz cej dzier awy wspomnianych Chlewczan. Za  Zdruzno bardzo krótko i dosadnie nazwa
Domas awa z odziejem, który musi odda  ukradzione i nawi zka du a jeszcze b dzie, je eli s d
uzna  przegran  Domas awa.
     Zeznania  wiadków pozwoli y ustali ,  e Domas aw uzyska  w dzier aw  Chlewczany i dosta
od skarbnika ksi

cego  monet  na op acenie robocizny wynajmowanych  pracowników do

obs ugi zwierz t,odpowiadaj cych swoj  nazw  nazwie miejscowo ci – czyli o obs ug

wi

chodzi o. Nast pnie Domas aw powiedzia ,  e zap aci  pracownikom tyle, ile od skarbnika dosta  i
ju  nie ma  adnych pieni dzy ani niczego na sprzeda  tedy niczego nikomu nie ukrad , bo gdzie by
to by o? Mo ni z D browicy o wiadczyli,  e dostali zap at  i Petry a na tym chcia  spraw
zamkn , atoli Arsinas i Lunar na to nie pozwolili, przez co wysz o na jaw,  e Szadziulowi i innym
z D browicy zap aci  wielkorz dca, a skrzyneczka z kosztowno ciami i pieni dzmi Domas awa jest
przechowywana przez Teodora. Petry a próbowa  jeszcze czyta   z kodeksów o przedawnieniach
przest pstw pospolitych, co wywo

o gromki  miech gawiedzi, a Arsinas ten  miech obja ni .

     - Wystarczy oby ukra  krocie – powiedzia  - schowa  si  na czas do przedawnienia potrzebny,
a potem z ukradzionego swobodnie korzysta . Z tego i ko  by si  u mia .
      S dziowie uznali,   e ca a zawarto  skrzyneczki  ma by   oddana  skarbnikowi  ksi cia.  Ksi
przekaza  od razu ca  skrzyneczk  wielkorz dcy – na potrzeby Ma opolski, co wywo

o gromkie

okrzyki na cze  ksi cia. S dzia Petry a doby  sakiewk , wysup

 z niej osiemna cie z otych

solidów i przekaza  je  Zdruznie – to by  zwrot d ugu  Domas awa  wobec wielkorz dcy.  W ramach
nawi zki Zdruzno  da  opuszczenia Polski przez Domas awa na zawsze.

*  *  *

     Wschód nast pnego dnia widzia  powóz s dziego Petry y, w cztery konie zaprz ony, wyje

a-

cy z miasta. Wn trza pojazdu nikt nie móg  zobaczy , bo okienka by y szczelnie zakryte

zas onkami  z  barwnego  materia u.  Skoro  nikt  nie widzia   nigdzie  Je yny  i jej oj

background image

ca, to nale

o

- 94 -

przypuszcza ,  e w owym poje dzie, razem z s dzi , kraj opu cili.

*  *  *

     

Kap an, który da

lub Zdruznie i O ance, zosta  wyposa ony na podró  do Konstantynopola.

Wróci  po paru miesi cach – jako nowy archierej Ma opolski – Patrycy. Zwróci  wszystkie
pieni dze, jakie mu dano na kupowanie stronników i powiedzia ,  e trafi  cesarzowi i patriarsze do
przekonania przedstawieniem mo liwo ci wybrania przez ksi cia Polski opieki papie a z Rzymu
oraz cesarza z zachodu. Tu  po jego powrocie Zdruzno, z min  bardzo smutn , powiedzia  O ance:
      - Sta o si  zapowiadane a nieuniknione – wodzowie Olega Wieszcza prowadz  na Polsk  chma-
ry wojowników, a ja musz  ich powstrzyma  przed zrobieniem nam szkody. B

 mia  lekko, bo od

zachodu spokój – tam nynie W growie z naszymi ochotnikami wespó , Niemcom si  do trzewi
dobieraj . Da Bóg pokona  Rusów i zd

 na poród naszej pierworodnej latoro li.

      - Ten ci jest nasz pierworodny – O anka przynios a z kolebki ma ego  Broz , który u miechn
si  do ojca, jakby dodaj c mu otuchy przed trudn  wojenn  wypraw .

background image

- 95 -

Rozdzia  XV

Jagoda

     

Choma zarzeka  si ,  e ze strony Waregów, znaczy – zwierzchników S owian na wschód od

Drewlan i Dregowiczów, zwanych Rusami lub Rusinami - nie grozi wielkie niebezpiecze stwo. Po
prostu umówili si  byli z Niemcami i wikingami i na wszelki wypadek staraj  si  dotrzyma   s owa
– uderz  na Polsk , lecz jakby nie mia o. B

 trzyma  w odwodzie si y wi ksze i gdyby uderzyli

Niemcy i wikingowie, albo gdyby Polacy okazali si  nader s abi, to Rusowie zajm  ksi stwa
Drewlan i Dregowiczów, tam umocni  swoj  w adz , a uderzenie z ich strony naprawd  gro ne
mo e nast pi  za jedno pokolenie – kiedy m ód  Drewlan i Dregowiczów zostanie wdro ona do
my lenia ruskiego.
      Wtedy ze swoim zdaniem  wyst pi  Stoigniew. Powiedzia ,  e wyniszczenie oddzia ów ruskich
bez wielkich strat w asnych opó ni powstanie mo liwo ci uderzeniowych Rusów o dwa pokolenia
albo i d

ej odwlecze si  im zajmowanie nowych obszarów i podbijanie ksi stw, granicz cych z

Polsk . Przedstawi  mo liwo ci urz dzania zasadzek i pu apek, zastawiania sieci i  wprowadzania
wojsk ruskich w pa ci.
       - Ca a trudno  na tym polega – powiedzia  – by stawi   si  w odpowiednim miejscu i czasie i
tam wszystko mie  przygotowane na przybycie niepo

danych go ci. Podobnie by o z Morawcami

i Czechami, kiedy bali si  w przesiek  wle  i tam znaczne straty ponie li.Niechby ci sami nasi
dowódcy... Dzier ykraj i Odrzyw  dobrze nam wyszkol  nowych m ów ze stanu trzeciego i
spo ród poddanych. Przez jaki  czas rozród mo nych b dziem mieli i wreszcie to my ruszym na
ksi stwa z nami s siaduj ce, a mo e i Rusów z ich siedzib wy eniem albo swoich poddanych z nich

dziem czyni ...

       - Rozród mo nych, powiadasz – odezwa  si  ksi

 Leszek – a jam na grododzier

 do Grodu

Lwów niedawno wys

 Dzier ykrajowego syna, Huberta, któren  ony nie ma i za podwikami – po-

no – nie ogl da si  wcale. Czy to nie jest jaka choroba? Czy to zara liwe nie jest? Powiadaj  o
babowstr cie... Gdyby to mia o si  przerodzi   w ch opolubstwo... No, z takiej pary dzieci...
     

- Mo na spróbowa  leczenia – powiedzia  Druzno. - Znaczy taki cz ek zbytniego pop du do

niewiast mie  nie b dzie, atoli do p odzenia dzieci tek mo e by  zdolny. Nawet jedno, to wi cej ni
nic.

*  *  *

     

Hubert  dosta  wezwanie do  Krakowa. Zdruzno  powierzy   mu  nowe, bardzo odpowiedzialne

zadanie – wojna trwa a, co prawda bardzo  lamazarna, lecz woje w polu byli, jakie  rany zdarza o
im si  mie  albo urazy innego rodzaju – kto  z konia spad , potkn  si , skaleczy , nog  skr ci ...Ta-
kim poszkodowanym nale

a si  pomoc. A udzielanie takiej pomocy wymaga o wiedzy i umie-

tno ci. Przygotowanie do udzielania pomocy poszkodowanym trwa o par  miesi cy i kto  musia

wszystko urz dzi , aby przysz e „ratowniczki zdrowia i  ycia” - tak nazywano niewiasty po
szkoleniu, zdatne do samodzielnego ratowania rannych i pomagania chorym – sta y si  przydatne
na polu bitwy oraz w ka dym innym miejscu. Nawet oparzenie w domu lepiej si  goi i mniejsze

lady zostawia na ciele, je li ratownik zdrowia i  ycia pomo e.

         

Wst pne przygotowanie tegorocznego przedsi wzi cia obmy la  i nadzorowa  nie byle kto –

samemu nadzorcy ksi

cych szpiegów, Chomie, to powierzono, bo tym razem sprawa mia a

dodatkowe zau ki, o których nie powinny wiedzie  osoby do tego niepowo ane. Choma mówi  ze

miechem, ze on sam ju  przesta  si  rozeznawa  – kto, sk d, ile ma dosta  za wykonanie zada

niejawnych i w tym podobnych drobiazgach. Liczy  na to,  e niewiasta, wykonawszy dodatkowo
op acane zadanie stawi si  po zap at . A jak si  nie upomni, to tylko ona na tym straci.
       

Hubert wys ucha  polece  Zdruzny, dowiedzia  si ,  e niewiasty ju  s  na miejscu w starych

koszarach dru yny, jest ich kilkaset, trzeba podzieli  na oddzia y mniejsze, powyznacza  prze-

one ka dego oddzia u, nauczycielki dobra  spo ród tych, które uzna y,  e wiedz  i umiej  poma-

ga  rannym i chorym, sprawdzi  – czy rzeczywi cie umiej  i tak dalej, i temu podobnie. Twarz  Hu-
berta ani si  skrzywi a, co Zdruzno  przyj  z zadowoleniem, i Hubert poszed  do starych koszar,
gdzie przygotowano dla niego komnatk , skromnie urz dzon , lecz z  adnym widokiem na Wis .
Przygotowano te  niektóre niewiasty do przygl dania si  Hubertowi i powiadamiania o spostrze e-

background image

niach samej pani wielkorz dczyni, O anki.

- 96 -

    

Chc c-nie chc c  Hubert musia  si  „swoim” niewiastom przygl da  i jako  je bada  co do

przydatno ci, w dowodzeniu innymi chocia by, ale i  w wielu innych sprawach. Po miesi cu powia-
domi  Zdruzn , i  musi zmieni  swoj  ocen  niewiast – z domu wyniós  spostrze enia o ciotkach,
matce, ciotecznych siostrach i siostrach rodzonych i mia  je za odr bn , s absz  odmian  cz owieka.
       - Kiedy s  we w asnym gronie, kiedy maj

ci le wyznaczone zadania, to lepiej od m czyzn

si  z tego wywi zuj  – powiedzia .
        O anka powtórzy a m owi doniesienia swoich ogl daczek – nazwijmy je mo e miniszpiega-
mi. Wynika o ze spostrze

 miniszpiegów,  e Hubert jest bezstronny, wymagaj cy, ale nie

dokuczliwy i  adnej niewie cie nie ma niczego za z e tylko dlatego,  e ona jest niewiast . Czyli –
wstr tu do niewiast jako takich nie czuje, albo umie udawa , co jest bardzo ma o prawdopodobne.
Zdruzno wezwa  Huberta na kolejn  rozmow .
                 

-  Nie  wiem  –  powiedzia   Hubertowi  –  czy  jeste   do  tego  zdolny.  Sam  mi  to  powiesz,  kiedy

wy uszcz  ci  zadanie, które kto  musi wykona . Je li ty si  nie podejmiesz, to obni y twoj  ocen
u ksi cia i znajomych. Wstyd by by, lecz przymusu dla ciebie nie b dzie. Pewno zauwa

,  e w

tym raku szkolimy jeno m ode niewiastki i niewiasty jeszcze niezam

ne, troszk  leciwsze. Chodzi

o to,  e mamy m czyzn, czuj cych do niewiast wstr t lub cierpi cych na niemoc p ciow . No, nie
czuj cych po

dania wobec niewiast. Podo asz takiemu zadaniu? Trzeba okre li  – która z twoich

podopiecznych  skusi aby takiego ozi

ego ch opa, albo wyp uka a z niego niech  do niewiast,

wszczepiaj c mu poczucie obowi zku p odzenia potomstwa. Sam nie bardzo wiem – jak to
zauwa

, mo e jakby  si  poprzygl da , to by  innych pouczy  o mo liwo ciach dotarcia do duszy

niewiasty i m czyzny. To jest po yteczne, bo wielu ludzi ma dusze chore i to  le wp ywa na ich
cia a. A nam potrzeba... No, wiesz sam... Te twoje niewiasty maj  obiecan  zap at  za zam pój cie
za takich m czyzn. Potem drugi raz nagrod  maj  odebra , kiedy poczn  z takim potomka. Dasz
nam pomoc w tym wzgl dzie?
      

- Nie bardzo wiem o co chodzi – powiedzia  Hubert – ale poprzygl dam si , sam jestem nie-

wiast ciekawy, bo ma o je znam.
      

Zdruzno powierzy  Huberta  pieczy O anki  i  pojecha  wojowa  oraz sprawdza  podane mu

przez Chom  dane o „takich” m czyznach. Hubert przygl da  si  niewiastom podczas sprz tania
przez nie przydzielonych oddzia om obszarów do utrzymania porz dku. Wiele z nich, z powodu
zgrzania si  przy pracy, zdejmowa o odzie  akurat przed okienkiem Huberta. Jemu nie robi o
ró nicy – odziana czy rozebrana, mniejsza czy wi ksza,  szczuplejsza czy t

sza – ocenia  ich prac

i po wynikach tej pracy je os dza .  Takie w

nie oceny  przekazywa  O ance, a ona wstydzi a si

zwierzy  archierejowi Patrycemu ze swoich k opotów. Ze dwie noce nie spa a, gryz a si  w swoim
sumieniu i wreszcie poprosi a Huberta o stawienie si  na rozmow .
     

- W tym wszystkim – powiedzia a – chodzi o to, by przybywa o mo nych Polaków. A jako

wiesz do tego potrzebne s  zbli enia m ów  i niewiast. Ja przypuszczam,  e ty cierpisz na
ozi

 p ciow  i przez to nie przyczyniasz si  do pomno enia naszego narodu. Znajd  sobie jak

spo ród tych swoich niewiast, o

 si  i  eby w twoim ma

stwie dzieci by y. Wszystko jedno

czy lubisz niewiasty, czy ich nie cierpisz – masz dzieci mie !  Poj

?

      - Tak, lecz ja wybra  nie potrafi . Mnie wszystko jedno. Mo e O anka by mi wyznaczy a?...
      O anka wyznaczy a. Kszta tna by a, j drna, zdrowa a do wiadczona. Mia a obiecan  zap at  za
doprowadzenie Huberta do podniecenia.
      - Tylko, Jagoda – on nie z tob  ma si  o eni . Ja mu ju  jedn  tak  na  on  przeznaczy am. Ty
tylko masz sprawdzi  czy on mo e zosta  pobudzony, ale nie ma by  mi dzy wami zbli enia. Poj-
mujesz?
       Potem O anka podobnie przygotowa a Huberta. A Hubert pe ni  swoje obowi zki prze

onego

szko y dla niewiast, maj cych pomaga  wojom, staraj c si  by  dobrym prze

onym.

*  *  *

       Przez drzwi sal przenika y na korytarz odg osy nauki. Nauczycielki t umaczy y, obja nia y, po-
tem s ysza o si  odg osy  wicze  i wskazówki nauczycielek.
        Hubert szed  powolutku,  przystawa  przed jakimi  drzwiami,  chwil  si  przys uchiwa   i szed
dalej………….omdlonego nie podnosi  – ma le

 na plecach. Nogi mu do pionu podnie  i chwil

background image

- 97 -

przytrzyma  uniesione. Krew mu do g owy nap ynie z nóg i on odzyska przytomno . Wtedy ciep o
go okry  i – w miar  mo no ci – by  przy nim. R ce i nogi b

 mu dr twie , bo stamt d g owa

krew zabra a . Ciarki b dzie czu ... Trzeba mu r ce i stopy trze , poda  do picia co  ciep ego –
mleko z miodem, powiedzmy...
        ... tryska jasna krew – natychmiast zatka  ran ,bo si  wykrwawi! Jaki ko eczek lub klocek
mie  w pogotowiu owini ty szarpi . Ten ko eczek do rany przy

 i tak szarpiami owija , by rana

zosta a zatkana...
        

-  Jak  d ugo  to trzeba  mie   przyci ni te? -  jaki   g os 

da   od  nauczycielki uzupe nienia

wiedzy.
      

- Ca  dob  nie odejmowa . A i potem bardzo ostro nie – lepiej niechby le

 i trzeba ran

ogl da , czy si  nie rozwieraj  brzegi.
        

...  r

  wymaca   –  powinna   czu   uderzenia  serca  ko o  ucha  na  policzku  mu  palce

przystawiw-szy, albo na szyi – o, tutaj – pomaca  ka da sobie i wyczu  t tno! Teraz jedna drugiej –
nawzajem sobie t tno odnale ...
        ... jakby oddechu nie mia , to mo na spróbowa  wdmuchiwa  mu w usta w asne powietrze wy-
dychane. Jeno wprzód g ow  mu trzeba mocno w ty  odgi  i tak trzyma , bo inaczej jego j zor mu
w gardziel si  cofnie i  zatka rury do oddychania...
        ... dwa s siednie stawy! Powtarzam – przy z amaniu unieruchomi  dwa s siaduj ce ze z aman
ko ci  stawy! Jak udo trza ni te to biodro musi by  unieruchomione i kolano. A jak podudzie?
Ka ka! Ty powiedz!
        - Wtedy musi by  unieruchomione kolano i kostka. Dwa grube kije znale , przy

 z boku

amanej nogi od po owy uda a  poza stop  i przykr powa  w taki sposób, aby stop  rusza  nie

móg  ani kola...
        Hubert pami ta  to wszystko jeszcze ze szko y – tak to w pami  i w ruchy wbijano,  e i teraz
móg by te rzeczy na  lepo robi , a r ce same wykonywa yby czynno ci, do których je przez trzy
lata wzwyczajano.
        Na polu trzy oddzia y  wiczy y przenoszenie rannych i chorych. Sporo krzyku i zamieszania,
wiele  artów i wyg upów, ale post p by o wida . Hubert pomy la  o zawodach mi dzy oddzia ami –
wtedy, pami ta  to ze szko y, wszystko zaczyna si  robi  na powa nie, bo s dziowie oceniaj , s
potem wyró nienia albo – nie daj Bo e – przygany...

*  *  *

       Jaka  m ódka sprz ta jego komnatk . Chcia  si  wycofa , poczeka  na korytarzu...
       - Pani O anka powiada a,  e pan naczelnik nie ma od nas ucieka . Trzeba wej , usi

 i popa-

trze . My nie gryziemy.
       Wszed , usiad  na  adnie za cielonym 

u i wbi  wzrok w pod og . By a czysta.  adnie pach-

nia o.  M ódka nuci a cichutko jak  ko ysank . Nieu wiadomiona t sknota za posiadaniem
dziecka? Otwar a okno. Do wn trza wpad o powietrze, pachn ce inaczej ni  to,co czu  przed chwi-

. Szkoda tego poprzedniego zapachu... Odg os zamykania okna... Znowu pachnie przyjemnie...

Chcia  podzi kowa  tej sprz taj cej skinieniem g owy, popatrzy  w jej stron  i napotka  powa ne,

adne oczy w niego wpatrzone...

*  *  *

       Sto ówka. Stoliki dla nauczycielek ustawione osobno, na podwy szeniu. Dla Huberta i prze o-

onej nauczycielek oddzielny stolik – od razu rzuca si  w oczy,  e przy nim kto  najwa niejszy

spo ywa posi ki. Stolik jest wi kszy od innych, ma wi ksz  serwet , na serwecie stoi gliniane
naczynie do kwiatów. Teraz w naczyniu, nape nionym wod , umieszczono u amane ga zki bia ego
bzu.  Ale,  przede  wszystkim,  wa no   osób,  jedz cych  przy  tym  stoliku  obiad  poznaje  si   po
sznureczku dy urnych  niewiastek, które donosz   naczynia  z  potrawami, dzbany i dzbanki, kubki,
no e 

ki... I te ich dopytywanie si  – czy na pewno niczego pani prze

ona nie potrzebuje? Mo e

donie  panu  naczelnikowi co  do picia?...
     Te dy urne przynosz  ze sob   najró niejsze zapachy. Ta  adna... To  odór od niej bucha! Wstr t
   nos cz owiekowi wykr ca...
     - Czemu naczelnik tak nosem kr ci? - pyta prze

ona nauczycielek. - Jaka  potrawa cz ciowo

nie wie a?  Niech  naczelnik  pow cha  mocniej,  kiedy  Jagoda  co   doniesie.  To  nasza  najlepsza

background image

- 98 -

uchaczka. Szkoda,  e przesz

... No, ale po szkoleniu m a znajdzie i po k opotach... O, niesie

misk . Taka  adniutka. Niech naczelnik w cha!
      Ta  adniutka... No, w

nie od niej ten nieprzyjemny zapach. Posz a!  Uff, jaka ulga. Teraz zbli-

a si ... To chyba ta, która sprz ta a komnatk  Huberta. W ka dym razie takie same oczy i takie sa-

mo spojrzenie. Tak! Ten sam aromat. Pi knie pachnie!
       Podzieli  si  spostrze eniami „zapachowymi” z prze

on . Pokiwa a g ow  ze zrozumieniem –

snad  i j  niektóre zapachy nieprzyjemnie dra ni y.
       

- Troch  szkoda – powiedzia a – bo pani wielkorz dczyni na  dzisiejszy wieczór naznaczy a

zaj cia pana namiestnika z Jagod ... Przygotowa am na pi terku izdebk , bo to mo e potrwa .
Chyba,  e naczelnik bardzo si  postara. Jagoda bardzo m dra jest. Ona poprowadzi. Jeno jej s ucha
wystarczy i rych o b dzie dobrze. Ja na przysz

 z Jagody ten jej zapach stokroci z gorza

postaram si  wywabi . To nie jej wo  – to taka woda do skrapiania si  i niektórym bardzo si  ten
aromat podoba.

*  *  *

      Wchodzi  po schodach i zbiera o mu si  na wymioty. Szed  coraz wolniej, par na cie stopni je-
no na pi terko by o, a on odpoczywa  trzy razy dla nabrania oddechu. Jagoda min  mia a jakby
skruszon , przepraszaj

.

      - Nie wiedzia am – powiedzia a – pani prze

ona dopiero co mi powiedzia a. Ale jak pan na-

czelnik si  postara, to my za jednym razem... To si  nazywa wzwód.  Wie pan naczelnik o co
chodzi? Mia  pan odczucia po

dania jakiej niewiasty? Wie naczelnik co si  wtedy czuje?

       - Nie wiem. Nie mia em – przyzna , a tak si  mocno zawstydzi ,  e nawet o odorze zapomnia .
      - Nie ma wstydu – powiedzia a Jagoda – to taka sama choroba jak i inne. Zbadamy i mo e da
si  uleczy . Ja naczelnika rozbior  i b

 pana nieobyczajnie pie ci .

       Nieobyczajne pieszczoty przynios y po dany skutek i Jagoda si  ucieszy a.
           - To  jeno  ozi

  p ciowa  jest  –  powiedzia a.  -  Ja  na  jutro  za atwi   z  prze

on   i  b dzie  z

Jagod  zbli enie. To nie boli, panie naczelniku. M

czy ni powiadaj ,  e to przyjemne – wi cej ni

przyjemne. Potem pan naczelnik  onk  sobie we mie i nie musi si  przyznawa  do swojej choroby,
bo ona ju  b dzie wyleczona.

 *  *  *

        I ? Nie i ? Przecie mo na si  zaprze , do Miasta Lwów pojecha , Zdruzny nie ma, tedy nik-
to  nie przeszkodzi grododzier cy pojecha , aby swoje obowi zki móg  wype nia . Ta Jagoda... No,

adna w

ciwie, lecz obmierz y zapach ma i Hubert wiedzia ,  e powinien twardo wyzna  –

najpierw sobie –  e z tej m ki chleba nie b dzie!
        Z drugiej strony... Przygotowano wiele, aby zmniejszy  k opoty m ów nie bardzo m skich...
Czy nie powinno by  tak,  e grododzier ca, tedy nie byle kto,  musi da  innym przyk ad? Nawet,
mo e, rozg osi ,  e pomogli, przyczynili si  do pokonania ozi

ci...

       

W ko cu – czy  wolno tchórzy ? Pójdzie si  i powie tej Jagodzie,  e nic z tego. Ona  adna i

zgrabna, lecz nie darmo powiadaj  – dla jednego Ka ka luba, dla drugiego Ka ka zguba...
        Cz apa  niby stary, zu yty ko . Wszelako i  limak do celu dojdzie - dotar  do schodów i pocz
na nie wchodzi . W po owie spostrzeg ,  e nie czuje tego wstr tnego zapachu. Pomy la ,  e Jagoda
musia a bardzo staranie i d ugo zmywa  z siebie ten odór... Ale i tak, Jagódko, nic  z tego –
przyjdzie uczucie, ju  stwierdzone,  e poci g  b dzie, b dzie ma

stwo, dzieci... Po co ta

dziwaczna próba?...
        Zapuka  do drzwi. - Otwarte! - us ysza  i nacisn  klamk . Ciemno cho  oko wykol...
        - Tutaj jestem – us ysza  g

ny szept i poszed  w stron  sk d szept dochodzi . 

e? Tak, tu

sta o 

e. Szelest po cieli... Jaki mi y zapach...  - Rozbierz si  i po

 ko o mnie – znowu ten szept

– bardzo mi y taki...  - Nie bój si , nie musisz... Pole ymy, pogadamy...  chod , bo noce jeszcze
ch odne i przezi bniesz.
        

Gor czkowo zdejmowa  odzienie. Sam nie wiedzia  kiedy znalaz  si  ko o Jagody. Okrywa a

go starannie, a wo  mia a cudown . Jakie  nieobyczajne pieszczoty - o wiele milsze ni  przedtem.
         By o baaardzo przyjemnie. Potem jeszcze... By o rozkosznie. Usn  zadowolony, odpr ony.
      

Obudzi o go s

ce, wpadaj ce do izdebki przez okno. Obok niego le

a, i patrzy a powa -

nymi,  licznymi oczami ta sprz taj ca jego komnat ...

background image

- 99 -

 -  Ja  te   nazywam  si   Jagoda  –  powiedzia a.  -  Jakby   chcia ,  to  ja  za  ciebie  za  m ...No,  natych-
miast!
        - Bardzo chc !

*  *  *

        Ledwo Zdruzno wjecha  do Krakowa doniesiono mu,  e O anka ju  rodzi. Pogna  na Wawel,
niewiasty nie wpu ci y go do rodz cej – nie mo na w brudnej odzie y, prosto z podró y w dodatku
z pola bitwy mo e. Musia  czeka , na szcz cie krótko.
        

Urodzi a  si  córeczka.  Wyk panego  w 

ni i przebranego  Zdruzn  wpuszczono  do  ony.

Ucieszy a si , powiedzia a,  e chce nazwa  córci  Jagódk , I przeprasza a za w asn  niemo no
legania z m em. A zaraz potem...
       -  eby  si  lepiej do tej szko y nierz dnic nie zbli

 – powiedzia a.

      - To ty wiesz?...
     

- Wiem, wiem. Ch opstwo sobie umy li o nierz dnic pozby  si  z miast i chce je do wojaczki

wci gn . Chytry zamys . Znalaz am tam i porz dne niewiastki. Taka jedna... Jagoda si  zwie.
Umy li am po czy  j  z Hubertem i nie wiem czy si  uda o bo mnie skurcze z apa y. Co tam na
wojnie?
      - Ko o ka dego oddzia u, kobiet nadal nie brakuje – powiedzia  Zdruzno. - Ciekawe, czy  si  je
uda namówi  na inny sposób uczestniczenia w pomocy dla wojów.
       Nagle szum si  zrobi , jedna z po

nych przybieg a z pytaniem, czy wpu ci  naczelnika szko y

dla ratowniczek, Huberta, bo z jedn  tak  si  stawi  i  yczenia chc  z

. Wpuszczono. Hubert z

Jagod  , obj ci w pó , u miechni ci –  yczyli aby ma a Jagódka by a tak dobra jak jedna Jagoda i
tak m dra jak druga Jagoda.
        - I  eby takiego m a dosta a jak Hubert –  yczy a ma ej Jagódce O anka.

Koniec tomu pierwszego.