background image

 

~ 1 ~ 

 

Rozdział 5 

 

- Dlaczego wciąż się tak rozglądasz? 

Szorstki głos Lasha wyrwał Mary z jej myśli. 

-  Nie  mogę  uwierzyć,  że  Mel  nie  zauważyła,  że  zniknęłam  z  jej  przyjęcia 

weselnego. Wydawała się być bardzo zdeterminowana, by rzucić mi swoje kwiaty.  

- Zauważyła. Szukali cię samce. 

- Co? Kiedy? 

- Gdy spałaś. 

- Zostawili mnie tu z tobą? 

Wzruszył ramionami.  

- Nie byli przygotowani na walkę ze mną. 

- Nie do wiary! Więc po prostu pozwolą ci mnie zatrzymać?  

- Nie pozwolę im zabrać cię ode mnie, Mary. 

- Ta zwariowana wieśniara! 

- Kto? 

-  Mel.  Obiecała  pilnować  moich  tyłów  i  przysięgła,  że  nic  złego  mi  się  nie 

przydarzy,  jeśli  przyjdę  do  Rezerwatu.  Zaufaj  mi,  powiedziała.  Nie  martw  się, 
powiedziała.  Jesteśmy  najlepszymi  przyjaciółkami  i  kocham  cię  jak  siostrę, 
powiedziała.  –  Mary  była  naprawdę  zdenerwowana.  –  A  teraz  co?  Zostawia  mnie  z 
tobą,  jakby  podrzuciła  mnie  do  jakiegoś  schroniska  dla  zwierząt,  żebyś  mnie 
adoptował? 

-  Nic  złego  ci  się  nie  stało.  Nie  działała  ze  mną  w  porozumieniu,  żebym  cię 

zatrzymał, jeśli to pomoże. Jej partner uważa, że spróbuje włamać się do mojej domeny, 
żeby pomóc ci uciec. Musiałem mu obiecać, że zabiorę cię na górę do naszego łóżka i 
że zostaniemy tam, dopóki nie zdoła jej zabrać. Boi się, że mnie zaatakuje. 

To uspokoiło jej temperament. 

background image

 

~ 2 ~ 

 

- Lepiej, żeby tak zrobiła. Zajmowałam się dla niej Deanem Summersem.  

- Kto to jest? 

-  Przychodzi  do  restauracji  co  kilka  tygodni.  Jesteśmy  pewni,  że  jest  pierwszym 

czcicielem Szatana, ponieważ jest tak nikczemny i zły. 

Skrzywił się. 

- Prawdopodobnie, tak naprawdę nie czci diabła, ale jest koszmarnym klientem i jest 

super  przerażający.  Mel  i  ja  często  o  nim  żartujemy,  bo  nie  możemy  schować  się  w 
kuchni, kiedy przychodzi do restauracji. Joel, właściciel, krzyknął na nas ten jeden raz, 
kiedy to zrobiłyśmy. Dean właściwie wszedł z krwią na swoich ubraniach. Powiedział, 
że zaszlachtował świnię na jedzenie, ale zdecydowałyśmy, że miałyśmy rację, że składa 
ofiary  z  ludzi  na  jakimś  ołtarzu.  Żadna  z  nas  nie  chciała  go  obsłużyć,  ponieważ  jest 
wystarczająco zły, nawet gdy nie jest opryskany krwią.  

Lash tylko gapił się   na nią. Wyglądał na nieco zmieszanego i zaniepokojonego w 

tym samym czasie. 

-  Zrozumiesz,  jeśli  go  spotkasz.  Nie  będziemy  zaskoczone,  jeśli  kiedykolwiek 

zobaczymy historię w wiadomościach, że jest seryjnym zabójcą. Tylko że nikt, kto go 
zna, nie powie, jakim wydawał się być miłym facetem, ani jacy są zszokowani. Biedna 
Mel zobaczyła jego pomarszczonego truposza.  

- Co to jest? 

-  Nie  widziałam  tego,  ale  tak  Mel  nazwała  jego  fiuta.  Powiedziała,  że  jest 

pomarszczony  i  mały,  jak  zniekształcony,  obumierający  korzeń  jakiegoś  chorego 
drzewa.  Jej  słowa,  nie  moje.  Jednak  tym  namalowała  mi  przerażająco  żywy  obraz 
mentalny. 

- Dlaczego miałaby chcieć to zobaczyć? 

-  Nie  chciała.  W  pewnym  sensie  odsłonił  go  przed  nią  przy  stole,  gdy  poszła  mu 

dolać. Mel nawet wylała na jego kolana dzban mrożonej herbaty. To moja psiapsiółka. 
Ta dziewczyna nie przyjmie wymówek. Na pewno przyjdzie po mnie. Moja wiara w nią 
została przywrócona.  

- Chcesz, żeby mnie zaatakowała? 

- Nie. Chcę, żeby spróbowała cię zaatakować. Tak robią przyjaciele. 

background image

 

~ 3 ~ 

 

Potrząsnął głową.  

- Ludzie. 

-  To  po  prostu  kobieca  sprawa.  I  przestań  używać  tego  tonu.  Tak  się  składa,  że 

jestem jednym z tych ludzi, a których wydajesz się nie lubić.  

-  Nie  lubię  ich,  ale  ty  jesteś  moją  partnerką.  –  Przerwał.  –  Nawet  jeśli  nie  mogę 

zrozumieć, że myślisz tak jak myślisz. Jesteś dziwna. 

-  Mówi  facet  z  łóżkiem  ponad  dziesięć  metrów  nad  ziemią, który skacze,  żeby  się 

tam dostać, ponieważ jest paranoikiem, że ludzie chcą go zabić, do tego stopnia, że ma 
kuloodporną platformę.  

- To ważny środek ostrożności. Zostaliśmy zaatakowani.  

-  Jestem  tego  bardziej  niż  świadoma.  Byłam  w  restauracji,  kiedy  weszło  dwóch 

mężczyzn  z  bronią,  by  zastrzelić  Snowa  i  jego  przyjaciół.  Te  dupki  chciały  swoich 
nazwisk w wiadomościach. Ale to było w mieście, bez ochrony ONG. Widziałam mury, 
które  chronią  Rezerwat,  oraz  uzbrojonych  mężczyzn,  którzy  ich  pilnują.  To  byłoby 
samobójstwem, gdyby te dwa dupki tu przyszły.  

-  ONG  rozszerza  nasze  mury.  Mieliśmy  kilka  naruszeń  podczas  budowy.  Nasi 

oficerowie  złapali  ich  zanim  dostali  się  na  tyle  daleko,  by  zabić  kogoś  z  nas,  ale  jest 
możliwe,  że  niewielka  grupa  może  dotrzeć  do  hotelu.  Nie  przeżyłem  uwięzienia  w 
Mercile, by teraz umrzeć.  

Mary przyznała, że miał rację. 

- Może nie jesteś taki paranoiczny. – Zauważyła sposób, w jaki wypowiedział jedno 

słowo, prawie je wypluwając. – Masz na myśli Mercile Industries? 

Chrząknął. 

- Czy było tak źle, jak czytałam? 

Jego złote spojrzenie zwęziło się, utkwiło w niej. 

- Przepraszam. Byłam ciekawa. Porzucę to. 

- Jesteś moją partnerką. Zawsze możesz zadawać mi pytania. Było gorzej dla mnie i 

takich jak ja.  

- W jaki sposób? 

background image

 

~ 4 ~ 

 

- Niektóre Nowe Gatunki były więzione w pokojach z łańcuchami, dla łatwiejszego 

dostępu, kiedy Mercile testowało leki. Technicy często mieli z nimi do czynienia, więc 
ich ciała były myte. Jeśli śmierdzieli, to urażało ludzkich lekarzy. Wykorzystywali ich 
również w eksperymentach hodowlanych. – Opuścił wzrok. – Mój rodzaj był trzymany 
w klatkach i myli nas z węża raz w tygodniu jak zwierzęta w zoo. Nie umiem czytać ani 
pisać tak jak większość Gatunków. Mercile uczyło inne Gatunki, żeby mogli badać ich 
umysły,  gdy  byli  na  lekach.  Po  prostu  strzelali  do  nas  strzałkami,  gdy  chcieli 
przetestować lek na moim rodzaju. Byliśmy jednorazowi. Nasze umysły były nieistotne. 
Leki,  które  nam  dawali,  były  tymi,  które  albo  nas  zabijały...  albo  nie.  Tak  nas 
wykorzystywano. By sprawdzić, czy lek może zabić, czy nie. Wielu z nas umarło.  

To ją przeraziło. 

-  Tak  mi  przykro,  Lash.  –  Przysunęła  się  do  niego  bliżej  tam,  gdzie  siedzieli  na 

trawie przy fontannie. Sięgnęła i położyła dłoń na jego udzie. 

Spojrzał na nią. 

- Uczę się rozpoznawać liczby, by móc korzystać z telefonu. – Wskazał kciukiem na 

drzwi.  –  Powiesili  mi  zdjęcia  moich  przyjaciół  i  numery,  które  należy  wybrać,  by  do 
nich dotrzeć. Patrzę na nie i naciskam pasujące na telefonie.  

- To całkiem sprytne. 

-  Mercile  nie  przyprowadzało  nam  samic  Gatunku  do  rozmnażania.  Cóż, chyba  że 

policzysz ten jeden raz, kiedy dostarczyli mi pełnokrwistą lwicę, myśląc, że ją posiądę.  

Jej usta opadły. Nie wyobrażała sobie tego horroru i to odjęło jej mowę.  

-  Odmówiłem.  To  byłoby  tak,  jakby  ktoś  poprosił  cię  o  dzielenie  seksu  z  pełnym 

zwierzęciem. To mnie obrzydziło. Technicy głodzili Gatunki, gdy nie robiliśmy tego, co 
chcieli, i zastosowali to do nas… z nią w mojej klatce. W końcu zrobiła się tak głodna, 
że  przestała  się  mnie  bać.  Nie  chciałem  wyrządzić  jej  krzywdy.  Próbowałem  ją 
uspokoić… ale zaatakowała. Musiałem złamać jej kark, żeby mnie nie zabiła. Za karę, 
strzelili  we  mnie  strzałkami,  które  miały  w  sobie  elektryczność,  i  tak  spędzali  dni 
wstrząsając mną wiele razy. Już cierpiałem. Czułem głębokie poczucie winy. Lwica po 
prostu próbowała przeżyć, podążając za swoim instynktami.  

Łamał  jej  serce.  Zadziałała  instynktownie  i  usiadła  na  jego  kolanach,  owijając 

ramiona wokół jego szyi.  

- Tak mi przykro. 

background image

 

~ 5 ~ 

 

- Nie strzelałaś do mnie, ani nie przyprowadziłaś tej lwicy do mojej klatki. Wiem, że 

nie wszyscy ludzie są tacy jak ci z Mercile.  

- Po prostu mi przykro, że miałeś tak ciężką przeszłość. To wszystko. Życie potrafi 

być super niesprawiedliwe.  

Objął ją ramionami.  

- Lubisz mnie. 

Zaprzeczenie było na końcu jej języka… dopóki nie zobaczyła szczęśliwej miny na 

jego twarzy. 

- Tak.  

- Jesteś moją partnerką. Powiedz to. 

- Teraz naciskasz swoje szczęście. 

Roześmiał się.  

- Lubię cię, Mary. 

- Rośniesz w moich oczach.  

- Mój kutas też. Jestem bardzo podniecony.  

Pokręciła głową, starając się nie roześmiać. 

- Masz jednotorowy umysł. 

- Lubię seks z tobą. Dlatego cię zatrzymam. 

To ostudziło jej nastrój, gdy przypomniała sobie ich wcześniejszą rozmowę. 

- Nawet jeśli nie jestem twoją magiczną cipką? 

Przyciągnął ją bliżej. 

- Powiedziałem, że możesz być nią dla mnie. 

Poczuła jak zazdrość ryknęła z tyłu głowy. 

- Kim ona była? 

Obrócił ją bokiem na kolanach i odchylił lekko do tyłu, nachylając się, by spojrzeć 

jej w oczy.  

background image

 

~ 6 ~ 

 

- Czy przeszkadza ci myśl, że zauroczyła mnie jakaś kobieta, a nie ty? Powiedz mi 

prawdę. 

- Ciągle mi mówisz, że chcesz, żebym była twoją partnerką, ale żadna nie chce być 

drugim  wyborem  mężczyzny.  Nie  chcę  być  porównywana  do  innej  kobiety  i  zawsze 
odkrywać braki. Już raz miałam takiego chłopaka. Sprawiał, że czułam się gówniano, i 
to  mnie  dołowało.  Kochałam  go,  ale  odszedł  w  chwili,  gdy  usłyszał,  że  jego  była 
dziewczyna złożyła wniosek o rozwód z mężczyzną, za którego wyszła zamiast niego. 
Poleciał z powrotem do Nowego Jorku, by spróbować namówić ją, żeby ponownie się z 
nim spotykała.  

Warknął. 

- Nadal go kochasz? 

-  Nie.  Teraz  czuję  tylko  gniew  i  odrobinę  nienawiści  do  siebie,  ponieważ 

wiedziałam,  że  to  nie  mogło  skończyć  się  dobrze,  jak  tylko  zdałam  sobie  sprawę,  że 
wciąż  czuje  coś  do  swojej  byłej.  Byłam  beznadziejnie  naiwna  i  wierzyłam,  że  mogę 
sprawić, by bardziej mnie pokochał.  

- Czy jest samiec, którego teraz kochasz? 

-  Mam  pecha  z  mężczyznami.  To  typy,  które  mnie  pociągają.  Nie  są  rodzajem 

mężczyzn,  którzy  są  dla  mnie  dobrzy.  Mel  ciągnie  do  złych  chłopców.  Mnie  do 
egocentrycznych kutasów.  

- Wyjaśnij.  

- To mężczyźni, którzy nie są w stanie kochać nikogo bardziej niż kochają samych 

siebie. Chodzi tylko o nich i o to, co mogą dostać od kobiety. Przechodzą do następnej 
jak tylko poczują, że wzięli wszystko, co chcieli.  

- Nie odpowiedziałaś mi. Czy jest ludzki samiec, którego kochasz? 

- Nie. – Mogła powiedzieć to szczerze. 

- Dobrze. – Złagodził swój ton. – Nie mam żadnej magicznej cipki, Mary. Dzieliłem 

seks  z  kilkoma  samicami  Gatunku,  ale  nie  chciałem  ich  zatrzymać.  Chcę  zatrzymać 
ciebie

- Nawet mnie nie znasz. 

- Jestem Gatunkiem. Nie kwestionuję moich instynktów. Słucham ich i zaczynam 

background image

 

~ 7 ~ 

 

cię poznawać. Moje instynkty się nie myliły. Jesteś moja i jestem zadowolony. 

- Życie nie jest takie proste, Lash. 

-  Jest  w  moim  świecie.  –  Podniósł  głowę,  rozglądając  się  po  pomieszczeniu.  –  To 

jest to, Mary. Nasz dom. 

Podążyła za jego wzrokiem. To było piękne miejsce z włączonymi światłami. Było 

tu  prawie  tak,  jakby  byli  na  zewnątrz,  tyle  że  nie  było  letniego  upału  ani  oparzeń 
słonecznych, z którymi trzeba się zmagać. Sztuczne drzewa dawały ogromną przestrzeń 
magicznego ogrodu i uwielbiała ten wodospad. Dźwięk płynącej wody był kojący. 

Zauważyła łóżko wiszące w dalekim kącie. To był jedyny problem. 

- Moglibyśmy wrócić do Dzikiej Strefy, jeśli nie podoba ci się nasza przestrzeń, ale 

wolę  być  tutaj.  Martwię  się  o  innych  mężczyzn  węszących  za  tobą  i  o  Valianta 
prześladującego mnie za każdym razem, gdy zbliżam się do jego domu. Walczy ze mną, 
mimo  że  nie  jestem  wobec  niego  agresywny.  Nie  możesz  wędrować  beze  mnie  przy 
twoim  boku,  ilekroć  opuścimy  mój  dom.  Opiekujemy  się  również  uratowanymi 
zwierzętami, których ludzie nie chcieli lub maltretowali. Niektóre się dostosowały, ale 
kilka może cię zaatakować. Nie chciałbym walczyć z nimi tylko dlatego, że podążyły za 
swoimi instynktami, ale nie pozwoliłbym, żeby cokolwiek cię skrzywdziło.  

- Doceniam to. 

Pociągnął za ręcznik owinięty wokół jej ciała. 

- Ściągnij to. 

- Nie. Jedzenie, pamiętasz? Co trwa tak długo?  

- Chciałaś, żeby twoje było w pełni ugotowane. To wymaga czasu.  

- Dostarczają je? 

-  Tak.  Użyłem  telefonu  i  powiedziałem  im,  że  jestem  głodny.  Przyniosą  mi. 

Widziałaś jak dzwoniłem, kiedy wychodziliśmy z łazienki. 

- To miło, że dostarczają jedzenie. Nigdy nie musisz gotować? 

Potrząsnął głową. 

- Nie podobało im się, kiedy szedłem zapolować na własne jedzenie. 

Niemal bała się zapytać. 

background image

 

~ 8 ~ 

 

- Na króliki czy coś takiego? 

- Nie lubię zabijać żywych istot i jeść ich. – Zmarszczył nos. – Chodziłem na górę 

do  ich  kuchni.  Ci,  którzy  gotują,  rozgniewali  się,  ponieważ  gdy  próbowałem  różnych 
rzeczy wypluwałem je, jeśli mi nie smakowały. Powiedzieli, że zrobiłem bałagan. Teraz 
używam  telefonu,  a  oni  przynoszą  moje  jedzenie.  Zapamiętali,  co  lubię,  żeby 
powstrzymać mnie od ponownego samodzielnego polowania na jedzenie.  

Wyobraziła go sobie w kuchni, wkładającego ręce w jedzenie, smakującego je i jak 

to doprowadza do szału personel kuchenny. 

- Jesteś całkowicie zepsuty, prawda?  

Wzruszył ramionami. 

- Lubię to, co lubię. Chcą zatrzymać mnie tu na dole i z dala od kuchni.  

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. 

Lash szybko podniósł ją z kolan i wstał. 

- Zostań! 

Zacisnęła  zęby,  nie  doceniając  jego  szorstkiego  tonu  ani  bycia  traktowaną,  jakby 

naprawdę  była  jego  zwierzaczkiem.  Podszedł  do  drzwi  i  wbił  kod.  Żałowała,  że  nie 
widzi liczb, ale postawił ciało na drodze klawiatury.  

Z szarpnięciem otworzył drzwi, a ona przekręciła się na bok, próbując dostrzec tego 

kogoś, kto tam czekał. Lash wziął od tej osoby dużą tacę, a potem drzwi się zatrzasnęły. 
Wrócił do niej. 

- Nawet nie podziękowałeś tej osobie? Poważnie? 

Warknął i opadł z powrotem na podłogę, kładąc nakrytą tacę między nimi. 

-  Karmią  mnie  albo  idę  na  polowanie.  Nie  wyjaśniłem  tego?  Nie  lubią,  kiedy 

wychodzę. Dlaczego dziękować za zrobienie czegoś, czego wszyscy chcą? 

- Jesteś niegrzeczny.  

Uniósł dużą pokrywę z tacy i odłożył ją na bok. 

Musiała  przyznać,  że  była  pod  lekkim  wrażeniem.  Ich  talerze  były  wielkości 

półmiska.  Puszki  z  napojami  sprawiły,  że  wygięła  brwi,  ale  widok  smażonej  piersi 
kurczaka  duszonej  w  wiejskim  sosie  z  puree  ziemniaczanym  szybko  kazał  jej 

background image

 

~ 9 ~ 

 

zapomnieć  o  dziwaczności  serwowania  napojów  w  puszkach  z  restauracji  o  wysokiej 
jakości. Pachniało też pysznie. Sięgnęła po talerz. 

- Co robisz? 

Zamarła i spojrzała na niego.  

- Jem… albo próbuję.  

- Ja to chciałem. Możesz wziąć rybę.  

Spojrzała  na  drugi  talerz.  Były  tam  co  najmniej  trzy  rodzaje  ryb  z  ryżem  i 

mieszanymi warzywami.  

- Nie jem ryb. 

- Chcę to. 

Uderzyła go po ręce, gdy spróbował sięgnąć po jedzenie, które wybrała. 

- Następnym razem użyję noża, żeby cię dźgnąć, jeśli spróbujesz ukraść mój talerz. 

Trzymasz mnie tutaj wbrew mojej woli. Wybieram to, co zjem.  

Skrzywił się, ale zabrał swoją ogromną rękę. 

- Jesteś niegrzeczna. 

- Uczę się od ciebie. – Podniosła talerz z tacy i postawiła go przed sobą. Chwyciła 

także napój, który chciała, zanim on zdążył wybrać. Warknął, a ona się uśmiechnęła. 

- Mogę ugryźć? 

Rozpakowała serwetkę, żeby wyjąć sztućce. 

- Może. 

- Jesteś moją samicą. Dzielimy się wszystkim.  

Zaczęła kroić pierś i ugryzła. Jej oczy zamknęły się, gdy żuła.  

-  To  najlepsza smażona  pierś  z  kurczaka, jaką  kiedykolwiek  próbowałam. Sos  jest 

pyszny i taki kremowy!  

Lash warknął. 

Otworzyła  oczy  i  uśmiechnęła  się,  ciesząc  się,  że  daje  mu  próbkę  jego  własnego 

zachowania. 

background image

 

~ 10 ~ 

 

- Jeden kęs. – Dźgnęła widelcem większy kawałek mięsa i podała mu. 

Pochylił się i otworzył usta. Była rozbawiona, że spodziewał się, że go nakarmi, ale 

uznała,  że  to  nie  było  warte  kłótni.  Delikatnie  podsunęła  mu  i  odgryzł  z  widelca. 
Przeżuł i przełknął.  

- Powinnaś dać mi połowę tego. Jesteś mała. 

Chwyciła nóż i wycelowała w niego czubkiem.  

- Zjedz swoją rybę. Możesz dostać to, czego nie skończę. To uczciwe. 

- Jesteś wredną samicą.  

- Sądzę, że jestem całkiem miła. Nie próbuję cię tym dźgnąć. – Odcięła kolejny kęs 

i odłożyła nóż. – Naprawdę mają najlepsze jedzenie w ONG.  

- Zatrudniamy ludzkich kucharzy. Gotują dla nas.  

- Mogłabym się do tego przyzwyczaić. 

- Dobrze, ponieważ karmią nas każdego dnia. 

 

L

ash  zjadł  rybę,  obserwując  swoją  partnerkę.  Mary  była  już  mniej  przerażona  i 

zachowywała się bardziej agresywnie. Wiedział, że nacisnął na nią za daleko i uznał za 
zabawne, że odpłaciła mu się jego zachowaniem, kiedy jedli swój posiłek. Nie mylił się. 
Była jego. 

Powoli  sięgnął  po  brownie  na  tacy,  upewniając  się,  że  jest  świadoma  jego  ruchu. 

Ludzkie kobiety podobno kochały czekoladę. 

Rzuciła się i złapała je zanim jego palce nawiązały kontakt. Podniosła mały talerz, 

na którym leżało, i położyła obok swojego posiłku, strzelając mu tym, co powinno być 
ponurym spojrzeniem. Zachichotał. 

- Co jest takie śmieszne? 

- Lubię się z tobą bawić. 

Spojrzała na ciastko, a potem na niego. 

- Nie chcesz tego? 

- Nie. Zamówiłem deser dla ciebie. Chciałem tylko zobaczyć, co zrobisz. 

background image

 

~ 11 ~ 

 

Uniosła środkowy palec. 

- Co powiesz na taką odpowiedź? 

Uśmiechnął się.  

- Wiem, co to znaczy. Oferta zaakceptowana, ale powiedziałaś, że najpierw chcesz 

zjeść. Niedługo cię posiądę.  

Przewróciła  oczami  i  podniosła  nóż.  Spiął  się  lekko,  ale  zabrała  się  za  jedzenie, 

zamiast ponownie skierować na niego potencjalną broń. 

- Typowy mężczyzna. 

Cieszył  się,  że  widzi  go  w  ten  sposób,  zamiast  zbyt  zwierzęcego,  i  odprężył  się 

bardziej. 

- Owszem.  

- Czy seks jest wszystkim, o czym myślisz? 

-  Nie.  Lubię  się  też  bawić.  Spać.  Pływać  w  wodzie.  Czasami  idę  na  zewnątrz  na 

igraszki w słońcu. Jem. 

Przeżuła,  przełknęła  i  znów  ugryzła.  Jej  wzrok  wciąż  dryfował  po  ich  domenie,  z 

dziwnym wyrazem na jej twarzy. 

Nie mógł odgadnąć jej myśli. Męczyło go to na tyle, że zapytał. 

- O czym myślisz? 

Z początku nie odpowiedziała, ale wiele sekund później powiedziała. 

- Niejako ci zazdroszczę. 

- Dlaczego? 

- Masz jakieś obowiązki lub stres w swoim życiu? 

- Martwię się o atak ludzi. 

- Poza tym. 

- Byłem samotny, dopóki nie przyszłaś.  

Spuściła wzrok. 

background image

 

~ 12 ~ 

 

- Myślę, że czasami wszyscy są. 

- Byłaś samotna? 

- Dużo pracuję, ale mam Mel. 

Planował  zaznaczyć,  że  to  tak  naprawdę  nie  była  odpowiedź,  ale  kontynuowała 

zanim mógł. 

- Większość moich przyjaciółek wyszła za mąż zaraz po ukończeniu szkoły średniej 

i teraz są głęboko po kolana w dzieciach. Moi rodzice przeszli na emeryturę i przez cały 
czas podróżują po Ameryce w kamperze. To jest dom na kółkach, jeśli nie wiesz, co to 
jest. Mel była moim życiem towarzyskim, ale teraz jest ze Snowem. To oznacza, że to 
będzie  pewnego  rodzaju  męka  za  każdym  razem,  gdy  zechcę  się  z  nią  zobaczyć. 
Możesz zgadnąć jak się z tym czuję.  

-  Pozwolę  jej  cię  odwiedzać,  kiedy  obieca,  że  nie  będzie  próbowała  ci  pomagać 

uciec ode mnie. 

To przyniosło mu gniewne spojrzenie. 

- Jak miło z twojej strony. Staram się tu prowadzić prawdziwą rozmowę.  

Zamaskował swoje rysy. 

- Słucham. Mów.  

Przyjrzała mu się i odłożyła widelec. 

-  Mel  odeszła  z  restauracji. To  oznacza,  że  będę  musiała  wyszkolić  kogoś  innego. 

To będzie do bani.  Robiłam z nią wszystko. Miałyśmy  klucze do  naszych  mieszkań i 
spędzałyśmy  dużo  czasu  razem.  Jej  małżeństwo  wydarzyło  się  tak  szybko,  że  nadal 
jestem  trochę  wstrząśnięta.  To  mnie  całkowicie  zestresowało.  Bardzo  starałam  się  ją 
wspierać, ona potrzebuje tego, ponieważ jej rodzice są palantami. Jednak w większości 
ukrywałam, jakim smutkiem mnie to napawało. Jako jej przyjaciółka, cieszę się, że się 
zakochała… ale to znaczy, że tracę codzienny dostęp do mojej najbliższej przyjaciółki. 
To zmieni rzeczy między nami.  

-  Nie  powinnaś  być  smutna.  Teraz  często  będziesz  widywała  się  z  przyjaciółką, 

kiedy  obie  mieszkacie  w  Rezerwacie.  Dom  Snowa  jest  na  górze  w  hotelu.  Ty  też 
zrezygnujesz  z  pracy.  Nie  chcę,  żebyś  codziennie  opuszczała  bezpieczeństwo  naszych 
bram. W twoim świecie jest niebezpiecznie. Chcę cię tutaj, gdzie w każdym momencie 
mogę cię obronić. 

background image

 

~ 13 ~ 

 

- Mówmy poważnie. Wiesz, że w pewnym momencie musisz pozwolić mi odejść, i 

mój  szef  będzie  wkurzony,  jeśli  nie  dzisiaj  to  jutro,  bo  mam  pracować.  Nie  mogę 
przegapić  mojej  zmiany.  Joel  nie  ma  nikogo,  kto  pokryłby  dwie  osoby.  Już  jesteśmy 
przerzedzeni  przez  odejście  Mel.  Powinnam  pomóc  mu  przy  naborze  nowej  kelnerki. 
Jedna z jego siostrzenic miała przyjść na pełny etat, ale zmieniła zdanie. 

Pochylił się, przytrzymując jej spojrzenie. 

- Jestem poważny. Jesteś moja, Mary. 

-  Cholera,  Lash!  Zejdź  na  ziemię.  Masz  już  to,  czego  chciałeś.  Po  tym  jak 

skończymy jeść, musisz otworzyć te drzwi, żeby mnie wypuścić. 

-  Chcę,  żebyś  zrozumiała  i  zaakceptowała,  że  jesteś  moja  partnerką.  Dlaczego 

powiedziałaś, że mi zazdrościsz? 

-  Nie  pracujesz,  nie  martwisz  się,  czy  zapłacisz  czynsz,  jeśli  napiwki  są  złe,  albo 

skąd będzie pochodził twój następny posiłek, gdy zachorujesz na tyle, by opuścić pracę 
na kilka dni. Tu są kucharze, którzy gotują dla ciebie!  

- Jesteś moją partnerką. Teraz mieszkasz tutaj ze mną. My nie płacimy czynszu. 

- Daj spokój. – Posłała mu sfrustrowane spojrzenie. – Bądź poważny. Tak naprawdę 

nie możesz oczekiwać, że zostanę tu na zawsze.  

- Oczekuję.  

- Ludzie tak po prostu się nie spotykają i nie biorą ślubu. To jest fantazja. 

- Jestem Gatunkiem. To nasz sposób.  

- Ja nie jestem i to jest szalone. 

Przyjrzał  się  jej,  gdy  wciągnął  powietrze,  wyłapując  lekki  zapach  jej  strachu. 

Dostrzegł  jego  ślady  w  jej  oczach  i  w  sposobie,  w  jaki  nerwowo  wyginała  palce.  Nie 
wiedział wiele o ludziach, ale domyślał się, że może czuć się spanikowana. 

- Mary, odpręż się. 

- Nie mogę. Nabijasz się ze mnie.  

Przysunął  się  do  niej  bliżej.  Nie  odsunęła  się,  ale  jej  ciało  się  napięło.  Usiadł 

centymetry  od  niej  i  delikatnie  przycisnął  swoje  ciało  do  jej  boku,  luźno  obejmując 
ramieniem  jej  talię.  Wszystko,  czego  nauczył  się  o  niej,  przemknęło  mu  przez  głowę. 

background image

 

~ 14 ~ 

 

Odniósł  wrażenie,  że  samce  głęboko  zranili  ją  w  przeszłości,  i  przyznała,  że  jeden 
porzucił ją dla innej samicy.  

- Nie jestem podobny do samców, których znałaś. 

Opuściła brodę, nie chcąc patrzeć na jego twarz. 

Domyślił się, że ma rację. 

- Nigdy nie pozwolę ci odejść. Należysz do mnie. Zaopiekuję się tobą. – Wyciągnął 

drugą rękę i delikatnie położył na jej brzuchu. – I jakimikolwiek naszymi dziećmi, jakie 
możemy mieć.  

Wciągnęła  ostry  oddech  i  gwałtownie  poderwała  głowę,  szeroko  otwierając  oczy, 

gdy gapiła się na niego. 

-  Możesz  już  nosić  moje  potomstwo.  Gatunki  mogą  rozmnażać  się  z  ludźmi.  Ten 

podobny do mnie, o którym mówiłem, Valiant, ma już jedne młode i kolejne w drodze 
ze  swoją  ludzką  partnerką.  To  powinno  ci  powiedzieć  jak  poważnie  myślę  o  tobie. 
Podjąłem to ryzyko, ponieważ nigdy nie planuję pozwolić ci odejść.  

Potrząsnęła głową.  

- Kłamiesz. Gatunki nie mogą mieć dzieci. 

- Możemy. Po prostu nie mówimy ludziom. Są głupi i nas zaatakują. – Pogłaskał jej 

brzuch. – Moje młode już może rosnąć w tobie. 

Poruszyła się szybciej, niż myślał, że to możliwe, odtaczając się poza jego zasięg i 

wstając. 

- Ty bękarcie! – Wyglądała na gotową do ucieczki, jej wzrok szukał drogi wyjścia.  

Wstał powoli. 

- Nie mam rodziców. Urodziła mnie surogatka. To nie zrani moich uczuć. 

- Mówisz poważnie, prawda? 

- Tak. Ludzie kłamią. Gatunki nie.  

- Czy Mel wie, że Snow może ją zapłodnić? 

Wzruszył ramionami. 

- Snow jest teraz z nią sparowany. Zakładam, że jej powiedział. 

background image

 

~ 15 ~ 

 

Cofnęła się, zerkając na swoje ciało zanim rzuciła się do drzwi. 

Warknął,  ruszając  za  nią.  Złapał  ją  zanim  do  nich  dotarła  i  poderwał  ją  z  nóg. 

Kopała i walczyła, drapiąc jego ramiona obejmujące ją w talii i klatce piersiowej. 

Obrócił się, niosąc ją w kierunku porzuconego przez nich obiadu. 

- Spokój – warknął. 

-  Pierdol  się!  Mogłam  zajść  z  tobą  w  ciążę!  To  jest  popieprzone.  Ledwo  sama  się 

utrzymuję.  

- Zaopiekuję się tobą i każdym naszym młodym.  

- Postaw mnie! 

Powoli opuścił ją na nogi, ale nie puścił. Nadal miał ciało owinięte wokół jej. 

- Weź głęboki oddech. 

Skinęła  głową  i  bardziej  rozluźnił  swój  uścisk,  gdy  go  posłuchała.  Puściła  swój 

uchwyt na jego ramionach… 

I nagle zaskoczyła go, wyrzucając łokieć do tyłu prosto w jego żołądek. 

Stęknął  z  bólu  i  wykręciła  się.  Jej  ręcznik  spadł,  gdy  uciekła  od  niego.  Podniósł 

głowę, by patrzeć jak biegnie. Tym razem ominęła drzwi, zamiast tego kierując się do 
łazienki. 

Potarł  brzuch,  znajdując  tam  czerwony  ślad.  Pochylił  się,  podniósł  jej  ręcznik  i 

powoli podążył za nią. Znowu zachowywała się jak ofiara. 

Uśmiechnął  się.  Mogła  być  zła,  ale  był  zdeterminowany  zmusić  ją,  żeby 

zaakceptowała go jako swojego samca. To po prostu nie będzie łatwe. 

Nic, co w życiu być warte, nie powinno być. 

 

 

 

 

background image

 

~ 16 ~ 

 

Rozdział 6 

 

Mary  siedziała  na  klapie  toalety  z  plecami  przyciśniętymi  do  zbiornika,  z  obiema 

stopami opartymi o zamknięte drzwi. Nie miały zamka. 

Byłoby znacznie lepiej, gdyby zrobiła to ten pierwszy raz, kiedy była w łazience w 

hotelu na górze, zamiast zdecydować się wrócić na przyjęcie  i wylądować  w wylocie 
wentylacji. Nie spotkałaby Lasha. 

- Mary? 

Jego głęboki głos zdenerwował ją. 

- Odejdź! 

Przekręcił  klamkę  i  spróbował  otworzyć  drzwi.  Zablokowała  nogi.  Pchnął  trochę, 

ale  nie  dodał  zbyt  dużego  nacisku.  Przestał,  puścił  klamkę.  Jego  warknięcie  jeszcze 
bardziej ją wkurzyło. Ona była tą, która miała powód do wściekłości.  

- Mary – powtórzył. 

- Jesteś głuchy? Przyszłam tutaj, żeby uciec od ciebie. Zostaw mnie w spokoju. Idź 

ukryj się na swoim łóżku. Jestem pewna, że w tej chwili źli ludzie atakują Rezerwat, ty 
paranoiczny dupku. Bądź bezpieczny na swojej kuloodpornej platformie.  

- Dzieci są dobrą rzeczą. Są słodkie. Nasz syn będzie wyglądał dokładnie jak ja.  

Spróbował ponownie drzwi, ale zatrzasnęła je, kiedy otworzył je na cal. 

- Mary, jesteś nierozsądna. 

- Nierozsądna? Co powiesz na nie używanie prezerwatyw wiedząc, że możesz mnie 

zapłodnić,  i  powiedzenie  mi  o  tym  dopiero  po  fakcie?  Wiesz,  jaka  byłam  ostrożna, 
odkąd  zaczęłam  uprawiać  seks,  by  tego  uniknąć?  Zawsze  przechodziłam  na 
antykoncepcję,  kiedy  zaczynałam  się  z  kimś  widywać  i  kazałam  im  używać 
prezerwatyw. Używałam podwójnej ochrony, do cholery! Zawsze! 

- Nie lubisz dzieci? 

- Nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam, ponieważ wcześniej nie byłam mężatką, 

ani nie byłam zaręczona. Tak to działa. Umawiasz się, by zobaczyć, czy to  jest ktoś, z 

background image

 

~ 17 ~ 

 

kim chcesz spędzić swoje życie. Potem myślisz o przyszłości. Małżeństwie. Dzieciach. 
W tej kolejności. Po prostu nie uwodzisz kogoś i nie zatrzymujesz go.  

- Jestem Gatunkiem. 

- A ja nie! 

- Czy będziemy rozmawiać z drzwiami między nami? 

Otuliła się ciaśniej ręcznikiem wokół jej piersi, który złapała wchodząc do łazienki. 

- Tak. Czuję się tutaj bezpieczniej. 

- Nigdy cię nie skrzywdzę. 

-  Już  to  zrobiłeś,  jeśli  mnie  zapłodniłeś.  Jak  wyjaśnię  to  moim  rodzicom? 

Powiedziałeś  młode!  Potrafisz  sobie  wyobrazić?  Cześć,  mamo  i  tato,  zgadnijcie? 
Spotkałam  faceta,  pięć  minut  później  pozwoliłam  mu  się  pieprzyć  i  oto  wasz  wnuk 
lwiątko.  Jestem pewna, że będą zachwyceni. Będę niezamężną matką lwiego  dziecka. 
Prawdopodobnie  spróbuje  mnie  zaatakować,  kiedy  będę  go  pielęgnować.  Zwierzęta 
mnie nienawidzą.  

Wydał dziwny dźwięk, który brzmiał jak chichot. 

- Czy ty się śmiejesz? 

Odchrząknął.  

- Nie. 

- Myślałam, że Nowe Gatunki nie kłamią. – Postawiła stopy na podłodze i wstała, 

szarpnięciem otwierając drzwi. Stał tam z uśmiechem na twarzy. Chciała go uderzyć. – 
Jesteś rozbawiony? Poważnie? 

-  Jesteś  zabawna.  Nauczę  cię  jak  nie  zachowywać  się  jak  zdobycz.  Nasze  dziecko 

nie  spróbuje  cię  poturbować.  Pokocha  cię.  I  nie  będziesz  niezamężna.  Jesteś  moją 
partnerką. Powiedziałem, że cię poślubię.  

- Jak miło z twojej strony.  

Skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej. 

- Skończyłaś już wrzeszczeć na mnie? 

- Nie. 

background image

 

~ 18 ~ 

 

- Jesteś kłującą kobietą. 

- Jesteś kutasem. 

- Jestem Gatunkiem i wiem, czego chcę. 

- Nie mogę teraz z tobą rozmawiać. – Spróbowała ponownie zamknąć drzwi. 

Poruszył się szybko, chwytając ją jedną ręką i wyciągając z małego pomieszczenia.  

- Jesteś zaskoczona moimi wiadomościami. Rozumiem. Powinienem był poczekać, 

żeby ci to powiedzieć. 

- Kiedy? – Ścisnęła górę ręcznika, żeby nie spadł. Już jeden zgubiła. – Przed lub po 

tym jak zacznę wymiotować od porannych mdłości? 

- Szukasz powodu, żeby ze mną walczyć, bo jesteś nastawiona na zaprzeczanie, że 

jesteś moją partnerką.  

Była wściekła na jego spokojną logikę. 

-  Okej.  Co  jest  dobrym  powodem  do  rozpoczęcia  z  tobą  kłótni?  Umieram,  by 

usłyszeć odpowiedź, skoro uprawianie ze mną seksu i nie wspomnienie, że mogę zajść 
w ciążę, nim nie jest.  

- Nie jestem pewien, czy chcę, żeby twoi rodzice kręcili się przy moim młodym. Nie 

wiem, czy mogę im zaufać.  

Jej szczęka opadła. 

- Zapytałaś. Oczekuję, że będziesz się o to ze mną kłócić. 

-  O  mój  Boże.  Co  myślisz?  Że  skrzywdzą  własnego  wnuczka?  Oni  są  moimi 

rodzicami. Wychowali mnie.  

- Spodziewam się, że będą niedorzeczni i kłujący, tak jak ty. Prawdopodobnie to od 

nich  nauczyłaś  się  tego  zachowania. Może  oni  też  zachowują  się  jak  ofiary  i  będą tak 
przerażeni, że próbują skrzywdzić nasze młode.  

- Nigdy by tego nie zrobili! 

- Nie znam ich. 

- I nigdy ich nie spotkasz. Wiesz dlaczego? To by sugerowało, że zostanę z tobą… i 

tak się nie stanie.  

background image

 

~ 19 ~ 

 

Warknął nisko, jego oczy zwęziły się. 

- Chciałaś tematu do kłótni. To był tylko przykład.  

- Ale mówiłeś poważnie.  

- Muszę spotkać się z twoimi rodzicami, żeby dowiedzieć się jak na mnie zareagują 

zanim pokażę ich naszemu młodemu.  

Była tak wściekła, że to odebrało jej mowę, ale szybko doszła do siebie.  

- Jesteś najbardziej aroganckim mężczyzną, jakiego kiedykolwiek spotkałam! 

- Arogancki nie jest złym słowem. Nauczyłem się tego. To oznacza dumny.  

- Niedokładnie. To oznacza, że jesteś zarozumiały i nachalny. 

- Jestem Gatunkiem. 

- Czy to twoja odpowiedź na wszystko? 

Wzruszył ramionami. 

- Jestem gotowy przymknąć oczy na twoje wady, ponieważ jesteś człowiekiem. 

- Jakie wady? – Spojrzała na niego ze złością. 

- Zachowujesz się jak ofiara i nie chcesz być rozsądna. To są ludzkie cechy. 

-  Po  prostu  nie  mogę  się  z  tobą  dogadać.  –  Wyciągnęła  ręce  i  pchnęła  jego  klatkę 

piersiową. – Rusz się. Muszę iść walić w drzwi, dopóki ktoś mnie stąd nie wypuści. Idę 
do domu. 

Ku  jej  zaskoczeniu  odsunął  się  na  bok  i  przemaszerowała  obok  niego,  przez 

łazienkę,  i  ruszyła  przez  duże  wnętrze  piwnicy.  Popełniła  błąd,  oglądając  się  do  tyłu, 
tylko po to, by zdać sobie sprawę, że idzie tuż za nią.  

Zatrzymała się, okręciła i uniosła brodę. 

- Odczep się! 

-  Jesteś  moją  partnerką.  –  Uśmiechnął  się.  –  Prawdopodobnie  moją  ciężarną 

partnerką.  

-  Lepiej  nie. – Odwróciła  się i  znów  pospieszyła w stronę drzwi.  Zrobiła  zaledwie 

dziewięć kroków zanim jego ramię owinęło się wokół niej i przyciągnął ją do swojego 

background image

 

~ 20 ~ 

 

ciała. Musiała puścić ręcznik, żeby złapać jego ramię pod jej piersiami. 

-  Pozwolę  twoim  rodzicom  poznać  nasze  młode.  Prawdopodobnie  i  tak  uciekną, 

kiedy go zobaczą. Może będą się bać ugryzienia. 

Zamknęła oczy, próbując opanować swój temperament.  Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. 

Pię…  

Nagle  podniósł  ją  z  nóg,  zanurzając  nos  przy  jej  gardle.  Wyszło  z  niego  niskie 

warknięcie. 

- Chcę cię ugryźć, ale spodoba ci się to.  

Jej oczy otworzyły się i poruszyła się w jego uścisku.  

- Postaw mnie! 

- Nigdy. Jesteś moja, Mary. Chcę cię głaskać. 

- A ja chcę cię uderzyć. 

Zachichotał.  

-  Podoba  mi  się  jak  jesteś  taka  porywcza.  Cieszę  się,  że  już  się  mnie  nie  boisz.  – 

Opuścił twarz i zaczął składać gorące, mokre pocałunki na jej ramieniu. – Ale z ciebie 
seksowna partnerka. Pozwól mi się tobą zaopiekować.  

Nie walczyła z nim. W tej chwili dobrze było być trzymaną. Co jeśli zaszła w ciążę 

z jego dzieckiem? Nie, młodym, poprawiła mentalnie. 

Część niej chciała mu uwierzyć, kiedy mówił takie słodkie rzeczy jak przed chwilą. 

Mógł  chcieć  ją  zatrzymać  i  myśleć,  że  może  troszczyć  się  o  rodzinę,  ale  był  trochę 
dziecinny, jeśli myślał, że życie może być tak proste. Nie było. 

ONG  mogło  zapewnić  mu  swego  rodzaju  bezpieczną  przystań  w  tym  ogromnym 

pokoju  zaprojektowanym  na  jego  dom,  ale  wątpiła,  by  ktokolwiek,  kto  tu  rządzi, 
wiedział,  że  jest  z  Lashem.  W  przeciwnym  razie,  przyszliby  po  nią  i  wyrzucili  z 
Rezerwatu. 

- Mary? O czym teraz myślisz? – Opuścił ją na stopy. 

Walczyła ze łzami i wygrała. 

- To nie może zadziałać między nami. 

background image

 

~ 21 ~ 

 

- Zadziała.  

Skręciła się w jego ramionach, a on rozluźnił swój uchwyt na tyle, by mogła stanąć 

do  niego  twarzą.  Jego  wzrost  sprawiał,  że  musiała  mocno  przechylić  głowę  do  tyłu. 
Jego oczy były piękne i takie intensywne. 

- Nie masz pojęcia, o czym mówisz. 

Zaskoczył ją, ponownie ją podnosząc i  przytrzymując przy jego klatce piersiowej, 

by umieścić ich twarze prawie na tym samym poziomie.  

-  Biorę  sparowanie  się  z  tobą  na  poważnie.  Gatunki  nie  kłamią,  Mary.  To  nie  jest 

gra.  Nie  jestem  podobny  do  ludzkich  samców,  którzy  cię  skrzywdzili.  Robię 
zobowiązanie  na  całe  życie.  Rozumiesz?  Nie  chcę  innej  samicy  i  nigdy  cię  nie 
opuszczę. Nie pozwolę również odejść tobie. Nie bój się też mieć moich młodych. ONG 
ma  jednych  z  najlepszych  lekarzy,  jeśli  to  cię  martwi.  Urodziły  się  inne  dzieci 
Gatunków i wszystkie, wraz z ich ludzkimi matkami, są zdrowe. Nie ma się czego bać. 
Po  prostu  uspokój  się  i  odpręż.  Wpuszczę  twoich  rodziców  do    naszego  życia,  jeśli 
zechcą. Twoje szczęście ma dla mnie znaczenie. 

Położyła  dłonie  na  jego  ramionach  i  pragnęła  mu  uwierzyć.  Mógł  mówić  to 

poważnie  w  tym  momencie,  ale  później  pożałuje  wszystkiego.  To  było  po  prostu 
szalone,  spotkać  kogoś  i  złożyć  takie  dziwaczne  obietnice.  Byli  zbyt  różni,  żeby  na 
dłuższą metę to mogło działać między nimi. 

-  Nie  wydajesz  się  być  przekonana  –  wychrypiał.  –  Powiedz  mi,  jakie  masz 

wątpliwości  lub  obawy.  Wyglądasz  na  trochę  przestraszoną  mną.  –  Powąchał.  – 
Również tak pachniesz. Nie skrzywdzę cię.  

Wzięła  głęboki  oddech  i  złapała  go  mocniej,  lubiąc  twardość  jego  ramion  pod 

swoimi dłońmi. 

-  Wciąż  mówisz  o  tym,  jakie  są  Gatunki,  ale  zapominasz,  że  nie  jestem  jednym  z 

nich,  Lash.  Co  jeśli  odkryjesz,  że  jesteśmy  zbyt  różni?  Bo  jesteśmy,  wiesz.  Co  się 
stanie,  jeśli  zerwiemy  ze  sobą  po  tym  jak  będziemy  mieli  razem  dziecko?  Czy  ONG 
wypchnie mnie za bramę z naszym dzieckiem, albo gorzej, nie pozwoli mi zbliżyć się 
do  własnego  dziecka?  –  Ta  koszmarna  sytuacja  przeraził  ją  jeszcze  bardziej,  gdy 
mówiła. – O mój Boże. Mogliby to zrobić? Trzymać mnie z dala od mojego własnego 
dziecka?  Prawo  tutaj  nie  obowiązuje,  prawda?  Te  mury  otaczające  to  miejsce 
powstrzymają mnie przed zobaczeniem mojego własnego dziecka!  

background image

 

~ 22 ~ 

 

Lash warknął nisko i obrócił się, rozglądając się. Zaniósł Mary do jedzenia, które 

porzucili  i  usiedli,  sadzając  ją  na  swoich  kolanach.  Przytrzymał  ją  mocno  jednym 
ramieniem i sięgnął po brownie na talerzu. Podał jej to. 

- Zjedz to i oddychaj, partnerko. Samice  lubią czekoladę, jak mi  powiedziano, i to 

sprawia, że są szczęśliwe. 

Nie przyjęła go.  

- Jesteś teraz poważny? Odłóż to zanim rzucę ci nim w twarz.  

Położył brownie z powrotem na talerzu i przytrzymał ją obiema ramionami.  

-  Nikt  nie  wykopie  cię  z  Rezerwatu  ani  nie  będzie  trzymał  z  dala  od  naszych 

młodych. To głupie ludzkie gadanie.  Tak samo jak  myślenie,  że  zerwiemy.  Znam  ten 
termin.  Gatunki  tego  nie  robią,  kiedy  się  sparują.  Czasami  będziemy  się  kłócić,  ale 
nigdy się nie rozdzielimy. Jestem świadomy tego, że jesteś człowiekiem, ale jesteś ze 
mną. Jestem wystarczająco uparty za nas dwoje. Słyszałaś mnie, kiedy powiedziałem, 
że nigdy nie pozwolę ci odejść? Taka jest prawda. Denerwujesz się rzeczami, które się 
nie zdarzą. – Zamknęła oczy. – Mary? – Miał nadzieję, że nie będzie płakała. Widział 
łzy w jej oczach, a jej ton nie był tym, który lubił. – Nigdy nie pozwolę, żeby ktoś lub 
coś skrzywdziło cię w jakikolwiek sposób.  

Oparła się o niego i położyła policzek na jego piersi.  

- Sprawiasz, że to brzmi tak łatwo, ale nic nigdy nie jest.  

Był sfrustrowany, że go nie słucha. Ludzie potrafili być tacy irracjonalni. Wiedział 

to.  

- Jesteś tutaj ze mną. 

- ONG nie spodoba się, że mnie zatrzymasz. Wyrzucą mnie. 

Prychnął. 

-  Teraz  znów  jesteś  głuptasem.  Każdy  Gatunek  chce  partnerki.  Będą  za  nas 

szczęśliwi. Chcesz, żebym zadzwonił do Justice’a i powiedział ci, że możesz zostać? 

Wydawała się być zaskoczona, kiedy przekręciła się na jego kolanach, wpatrując się 

w niego. Jej oczy były bardziej okrągłe niż zwykle, jej usta lekko otwarte. 

- Co? – Nie wiedział, co powiedział, że to wywołało u niej taką reakcję.  

background image

 

~ 23 ~ 

 

- Justice’a Northa? Lidera Organizacji Nowych Gatunków?  

- Nie znam żadnego innego Justice’a.  

- Znasz go? 

-  Tak.  Przyjeżdża  do  Rezerwatu.  On  i  jego  partnerka  zostają  nawet  czasami  w 

Dzikiej Strefie.  

- Poznałeś również Jessie? 

- Oczywiście. 

Wydawała się nad tym rozmyślać.  

- O czym teraz myślisz? 

- Sądzę, że pozwoli mi zostać, skoro się z nim przyjaźnisz. Po prostu założyłam…  

-  Co?  Że  nie  pozwolą  mi  na  partnerkę,  ponieważ  jestem  Gatunkiem  z  Dzikiej 

Strefy? Valiant ma partnerkę. Wszyscy jesteśmy Gatunkami. Justice nie traktuje nas tak 
jak  robiło  to  Mercile.  Jesteśmy  dla  niego  rodziną.  Nie  ma  znaczenia,  czy  zostaliśmy 
wychowani w klatce czy w celi.  

Zmarszczyła brwi. 

-  O  czym  teraz  myślisz?  –  Był  ciekawy  jej  procesów  myślowych.  Trudno  było  ją 

rozgryźć. 

- O niczym.  

- Nie kłam, Mary. 

Westchnęła i przytrzymała jego spojrzenie. 

-  Jednak  nie  mieszkamy  jak  inne  Gatunki. Mel  pokazał  mi  miejsce  Snowa. Byłam 

ciekawa,  gdzie  się  przeprowadziła,  i  poszłyśmy  tam,  kiedy  ubierała  się  na  ślub.  On 
mieszka  w  tym  hotelu.  To  ładny  apartament  na  drugim  piętrze.  Ty  mieszkasz  w 
piwnicy. 

- Ach. – Teraz zrozumiał. – To mój wybór. Podoba mi się tutaj. – Puścił ją jednym 

ramieniem i machnął ręką. – Uwielbiałem być na dworze w Dzikiej  Strefie i nie lubię 
przebywać  w  pobliżu  wielu  innych  ludzi.  Nawet  Gatunków.  Nie  mówiłem  wiele 
dorastając. Nie czuję się komfortowo w zbędnych rozmowach. – Wzruszył ramionami, 

background image

 

~ 24 ~ 

 

ponownie trzymając ją oboma ramionami. Lubił jej ciężar na swoich kolanach. – Lubię 
rozmawiać z tobą

Uśmiechnęła się lekko. 

- Nawet gdy sprzeczam się z tobą? 

- Nawet wtedy. Jestem tobą zafascynowany. 

Jej twarz spoważniała. 

- Co się stanie, gdy się mną zmęczysz? Wszystkie związki są dobre na początku.  

-  To  się  nie  stanie,  Mary.  Kiedy  znajdujesz  partnerkę,  nie  chcesz  żadnej  innej 

samicy,  i  to  się  nigdy  nie  zmieni.  Teraz  znowu  szukasz  powodów  do  sprzeczki. 
Przestań. Zjedz swoją czekoladę.  

- Jesteś taki apodyktyczny. – Zmrużyła oczy. – I nie mów, że jesteś Gatunkiem. 

Uśmiechnął się. 

Poruszyła się na jego kolanach i sięgnęła po mały talerz. Wyprostowała się, biorąc 

kęs ciastka. Obserwował wyraz jej twarzy, gdy zamknęła oczy i przeżuwała. Wydawała 
się  nim  delektować.  Był  zadowolony.  Ciche  dźwięki  rozkoszy,  jakie  wydawała, 
podnieciły go. Da jej dużo więcej brownie, jeśli smakołyki tak ją uszczęśliwiały. 

- Boże. Rezerwat ma najlepsze jedzenie. – Otworzyła oczy i dała mu do ugryzienia.  

Potrząsnął głową.  

- Nie jem czekolady. 

Uniosła brwi. 

- Nie? 

- To sprawia, że mój żołądek źle się czuje. Zamiast tego lubię owoce.  

- Och. Może dlatego, że jesteś po części lwem lub czymś takim.  

- Może. Uwielbiam lody, ale nie czekoladę.  

- Jaki jest twój ulubiony smak? 

- Wanilia. 

- Jesteśmy tacy różni.  

background image

 

~ 25 ~ 

 

- Przestań szukać wymówek, żeby nie być moją partnerką. Jesteśmy kompatybilni. 

Chcesz, żebym zabrał cię do naszego łóżka i znów ci pokazał? 

Jej wzrok odwrócił się od jego i skrzywiła się na platformę.  

- To jest powód do zerwania, Lash. Musimy pójść na kompromis.  

- Tam jest dla nas bezpieczniej. Lepiej śpię wiedząc, że jesteśmy tam, gdzie ludzie 

nie dotrą do nas, jeśli naruszą ochronę.  

- Odmawiam, żebyś skakał ze mną przez cały dzień. Nie jesz czekolady, ponieważ 

to wzburza twój żołądek. Tak się dzieje z moim, kiedy zabierasz mnie tam na górę lub 
schodzisz na dół.  

- Ludzie atakują ONG, Mary. 

Westchnęła  i  spojrzała  na  niego,  kończąc  brownie.  Jej  umysł  pracował.  Widział 

emocje  migające  w  jej  oczach.  Czekał,  wiedząc,  że  wkrótce  z  nim  porozmawia. 
Podobało mu się to w jego partnerce. Miała dużo opinii i słów do powiedzenia. 

-  Co  się  stanie, jeśli  będziemy  mieć  dziecko?  Ono  pełza.  Może  spaść  z  platformy. 

Pomyślałeś o tym? 

Nie zrobił tego. 

- Każę im podłożyć mnóstwo mat. Nie zostałaś ranna, kiedy wylądowałaś na matach 

po tym jak wypadłaś z otworu wentylacyjnego. Jest prawie tak wysoko jak moje łóżko. 
Nasz syn nie zostanie ranny. 

- Powód do zerwania, Lash. To znaczy, że nie mogę z tym żyć. Łóżko musi zejść na 

dół.  

Warknął, bo nie spodobało mu się jej żądanie. 

Poruszyła  się  w  jego  ramionach,  ale  nie  puścił  jej.  Postawiła  talerz  i  obróciła  się 

twarzą do niego, kładąc ręce na jego piersi.  Lubił, kiedy go głaskała, co robiła w tym 
momencie. 

- Próbujesz manipulować mną przez dotyk? – Nie miał zamiaru przyznać się, że to 

działa. Czuł jak mięknie, chcąc dać jej wszystko, o co poprosi. 

-  Nie.  Chcesz,  żebym  poświęciła  całe  moje  życie,  żeby  tu  zamieszkać.  Czy 

proszenie  o  to,  żeby  łóżko  zeszło  na  dół,  żebym  mogła  wejść  i  wyjść  z  niego  bez 
żadnych cyrkowych akcji, to za dużo? Spotkajmy się w połowie drogi. 

background image

 

~ 26 ~ 

 

Westchnął, nie podobały mu się jej słowa, ale zrozumiał. 

- Możemy obniżyć je półtora metra. 

- Półtora metra od podłogi? 

Potrząsnął głową. 

- Z miejsca, gdzie jest teraz. 

Jej palce bawiły się futrem na jego piersi. 

-  Bądź  rozsądny,  Lash.  Myślę  o  przeprowadzce  tutaj,  żeby  zamieszkać  z  tobą. 

Łóżko musi być wystarczająco nisko, żebym mogła wejść i wyjść bez twojej pomocy.  

- To ryzyko bezpieczeństwa. Nie zostawisz mnie, Mary. Nie pozwolę ci odejść. 

Przestała go głaskać i wbiła paznokcie w jego pierś. To nie było wystarczające, by 

zranić,  ale  mógł  powiedzieć,  że  ją  sfrustrował.  Czy  nie  rozumiała,  że  próbował  ją 
chronić?  Otworzył  usta,  żeby  ostrzec  ją  o  niebezpieczeństwie  ponownego  ataku,  ale 
odezwała się zanim zdążył. 

- A co z bezpiecznym pokojem? ONG zbudowało ci to wszystko. Może rozważą to.  

Zmarszczył brwi. 

- Co to jest? 

-  Pomyśl  o  bunkrze.  To  jest  pomieszczenie  zaprojektowane,  żeby  nikt  się  nie 

włamał. Grube ściany, podłoga i sufit. Nie mam klaustrofobii. A ty? 

- Co to znaczy? 

-  Strach  przed  małymi,  zamkniętymi  przestrzeniami.  Może  mogliby  to 

zaprojektować,  żeby  przypominało  jaskinię.  Czy lwy  ich nie  lubią? Możemy  mieć go 
otwartego, ale jeśli ktoś będzie chciał włamać się do piwnicy, można go zamknąć, żeby 
zapewnić nam w środku bezpieczeństwo.  

Nie był pewien. 

- Porozmawiam o tym z Torrentem, lub Jadedem.  

Znów się do niego uśmiechnęła.  

- Dziękuję. 

background image

 

~ 27 ~ 

 

- Muszę cię teraz zabrać do łóżka. – Pragnął swojej partnerki.  

-  Właśnie  zjadłam.  Nie  mogę  skakać  w  tej  chwili.  Zaufaj  mi,  to  jest  ciężkie  dla 

mojego żołądka. Nie sądzę, żeby rzyganie, podnieciło kogoś z nas.  

Warknął i podniósł ją ze swoich kolan. Wstał i wyciągnął rękę, podnosząc Mary na 

nogi. 

- Chodź ze mną. Te maty przydadzą się do czegoś.  

- Te, na które spadłam? 

- Są miękkie i niezbyt wysokie. 

- Możesz wziąć dla nas jakieś poduszki? Może koc? Nie chcę leżeć naga na plastiku 

lub jakimkolwiek innym materiale.  

Uśmiechnął się. 

-  Zaraz  wracam.  –  Puścił  ją  i  rozpędził  się,  skoczył  i  wylądował  na  najniższej 

platformie.  Odwrócił  się,  spojrzał  na  drugą  i  przykucnął.  Wyskoczył  i  wylądował  na 
niej. Pod nim usłyszał jak Mary przeklina. 

Uśmiechnął. Bała się, że nie trafi. Nie wiedziała, jakie to było dla niego łatwe. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 28 ~ 

 

Rozdział 7 

 

Mary  unosiła  się  na  plecach,  wpatrując  się  w  oświetlony  wodospad.  Małe  światła 

były wszędzie wokół niej po bokach basenu. Woda wciąż była przyjemnie ciepła. Lash 
zrobił coś, żeby włączyć światła podobne do gwiazd na suficie ciemnego pokoju. 

Piwnica zdecydowanie została zamieniona w jedną z najfajniejszych wewnętrznych 

pomieszczeń, jakie kiedykolwiek widziała. 

Mała fala na wodzie wyrwała ją z myśli i przetoczyła się, patrząc jak Lash wchodzi 

z nią do basenu. Był nagi, a widoku wszystkich jego mięśni i jego cudownego ciała nie 
było dość.  

Podpłynęła  w  jego  stronę,  gdzie  stał  w  basenie.  Nie  był  głęboki,  prawdopodobnie 

jakieś dwa metry. Wyciągnął ramiona i owinęła się wokół niego.  

- Myślałem, że poczekasz za mną.  

Uśmiechnęła się. 

- Przepraszam. Umierałam, żeby wypróbować ten basen. Jest niesamowity. 

- Chciałem większy, ale to było najlepsze, co mogli zrobić. 

- Jest idealny. 

- Ty jesteś idealna, partnerko.  

Często mówił takie rzeczy, które sprawiały, że czuła się seksownie i wspaniale. 

- Kocham światła. 

-  Kiedyś  wspinałem  się  na  drzewa  i  spałem  pod  gwiazdami.  –  Spojrzał  w  górę.  – 

Wspomniałem o tym, więc je założyli. To nie to samo. Nie mam tutaj księżyca. 

Jego wyznanie zaskoczyło ją.  

- Spałeś czasami na drzewach? – Jej spojrzenie pomknęło do łóżka wiszącego pod 

dachem. – Och, to dlatego lubisz swoje łóżko tak wysoko? 

-  Leo  zbudował  platformę  na  jednym  ze  swoich  drzew,  ale  ja  po  prostu  spałem  w 

gałęziach. Teraz rozumiem, dlaczego chciał płaskiej powierzchni. Moje łóżko jest 

background image

 

~ 29 ~ 

 

bardziej wygodne niż grube konary, na których spałem.  

- Leo? 

- Jest taki jak ja. 

- Człowiek lew? 

Pokiwał głową. 

- Ale ma ogon. 

Nie była pewna, co na to powiedzieć. 

- Czy on jest twoim przyjacielem? 

- Tak. Czasami mnie odwiedza. Poznasz go. Myślałem o twojej sugestii jaskini. Leo 

ma taką. Poproszę o zbudowanie takiej, ale na mniejszą skalę.  

- Nie wiedziałam, że w tej okolicy są jaskinie. 

-  To dom,  który zbudowali  dla niego głównie pod  ziemią. Z zewnątrz przypomina 

jaskinię.  To  pomaga  nam  czuć  się  bezpieczniej  przed  ludźmi.  Są  tam  drzwi 
antywłamaniowe, które może aktywować, żeby zamknąć je na wypadek ataku.  

Bardzo  ją  zasmuciło,  że  niektóre  Nowe  Gatunki  tak  bardzo  bały  się  ludzi.  Nie 

zauważyła  tego  w  przypadku  tych,  którzy  odwiedzali  restaurację.  Wszyscy  wydawali 
się czuć swobodnie mieszając się z mieszkańcami. Może to był tylko problem dla takich 
jak  Lash.  To  sprawiło,  że  chciała  przytulić  go  trochę  mocniej,  żeby  zapomniał  o 
wszystkich okropnych rzeczach, jakie przeżył w przeszłości. Nienawidziła Mercile. 

Nie  przegapiła  tego,  że  bał  się  ludzi  prawie  tak  samo  jak  ona  bała  się  Nowych 

Gatunków. 

Mary wsunęła palce w jego włosy i zbliżyła się do jego ust. Natychmiast rozchylił 

usta, kiedy go pocałowała. Warknął, jego klatka piersiowa zadudniła przy jej. 

Poznali  nawzajem  swoje  usta  na  matach  po  drugiej  stronie  pokoju.  Była 

zszokowana,  gdy  odkryła,  że  nigdy  wcześniej  nikogo  nie  całował.  Ale  Lash  szybko 
podłapał  jak  całować  i  już  był  w  tym  mistrzem.  To  jej  nie  zaskoczyło.  Był  bardzo 
namiętnym mężczyzną. Rzeczy, które mógł zrobić jej ciału, sprawiły, że nagląco otarła 
się o niego, nawet teraz. Zawsze sprawiał, że dochodziła, w łóżku nigdy nie zostawiał 
jej podnieconej i niespełnionej jak inni mężczyźni. Zawsze najpierw dawał jej orgazm, 

background image

 

~ 30 ~ 

 

by  upewnić  się,  że  jest  wystarczająco  mokra,  żeby  wziąć  go  bez  bólu.  To  była  dobra 
rzecz, ponieważ był tutaj większy niż człowiek. 

Rozległo się dzwonienie i Lash warknął, kończąc pocałunek. 

- Ktoś idzie. – Odwrócił się w wodzie, podniósł ją i posadził na krawędzi basenu. – 

Idź natychmiast do łazienki. Zostań tam, dopóki po ciebie nie przyjdę.  

Telefon przy drzwiach zamilkł i zawahała się. 

- Jesteś naga. Nie chcę, żeby samce widzieli cię taką. – Lash wyszedł z wody obok 

niej, objął ją w talii i zsunął się wraz z nią z nasypu pokrytego sztucznym mchem. 

Sapnęła, gdy stanął, a potem przerzucił ją przez ramię. 

- Potrafię chodzić. To jest niegodne. Postaw mnie. 

-  Nie  wiem,  co  to  znaczy  i  nie  obchodzi  mnie  to.  Żadni  inni  samce  nie  zobaczą 

mojej  partnerki  nagiej.  –  Wpadł  do  łazienki,  zatrzymał  się  przy  jednej  umywalce  i 
delikatnie  opuścił  ją,  aż  jej  tyłek  wylądował  na  blacie.  –  Zostań  tutaj.  –  Odwrócił  się, 
złapał  ręcznik  i  wrócił  do  niej.  Zarzucił  go  wokół  niej,  jakby  to  był  koc.  –  Bądź 
grzeczna. Słuchaj mnie. 

Nie  spiesząc  się  zerwał  kolejny  ręcznik  ze  ściany  zanim  wyszedł  z  łazienki. 

Ciekawość  kazała  jej  ześlizgnąć  się  z  blatu,  mocniej  owinąć  ręcznik  wokół  ciała  i 
wepchnąć róg materiał u góry, by utrzymać go na miejscu. 

Część niej martwiła się, że ONG przyszło z żądaniem, żeby odeszła. Nie mogli być 

szczęśliwi  z  powodu  przypadkowego  człowieka  przebywającego  tutaj.  Lash  będzie  z 
nimi walczył. Mógł zostać ranny i to ją przeraziło. Już się w nim zakochała. 

Ta świadomość sprawiła, że cicho przeklęła, i zatrzymała się w drzwiach łazienki.  

Zakochała się w Lashu. 

Jak mogła nie? Mógł być nachalny, uparty i despotyczny. Ale w zamian ona też nie 

była  dla  niego  miła.  A  sposób,  w  jaki  na  nią  patrzył,  dotykał  jej  i  niektóre  te 
niewiarygodnie  słodkie  rzeczy,  jakie  powiedział,  złamały  jej  postanowienie,  żeby  nie 
angażować się emocjonalnie. 

- Jestem cholernie przywiązana – przyznała na głos. – Niech to szlag.  

Wzięła  kilka  głębokich  oddechów,  sprawdziła  jak  bezpieczny  jest  jej  ręcznik,  i 

cicho wymknęła się z łazienki. Miała nadzieję, że Lash nie zauważy, ponieważ drzwi 

background image

 

~ 31 ~ 

 

znajdowały się po drugiej stronie dużej piwnicy. 

Ulgą  było  to,  że  światła  pozostały  przyćmione  i  nikt  ich  nie  rozjaśnił. Ale  dźwięk 

kłócących się męskich głosów sprawił, że zamarła na miejscu. 

- Nie – warknął Lash. 

-  Musisz  słuchać  rozumu  –  krzyknął  inny  głos.  –  Nie  możesz  po  prostu  trzymać 

samicy,  ponieważ  przypadkowo  wpadła  do  twojej  kryjówki.  Ludzie  uznają  to  za 
porwanie.  

- Ludzie nie mogą po nią przyjść. – Lash brzmiał na wściekłego. – Zabiję ich, jeśli 

spróbują. 

- Do cholery, Lash. – Głos mężczyzny złagodniał i nie mogła dosłyszeć reszty tego, 

co powiedział, tylko że mówił dalej. 

Podkradła się bliżej, żałując, że przez wodospad nie słyszy całej ich rozmowy. 

To była jej szansa na ucieczkę. Wszystko, co musiała zrobić, to krzyczeć o pomoc. 

Ktoś  z  ONG  najwyraźniej  przyszedł  sprawdzić  jej  samopoczucie.  Jednak  nie  wydała 
żadnego  dźwięku,  próbując  cicho  podkraść  się  wystarczająco  blisko,  by  podsłuchać 
rozmowę o niej. 

- Musisz wyjść, Jaded. – Lash prawie wyryczał te słowa. 

Wzdrygnęła się i wyjrzała zza jednego ze sztucznych drzew, próbując trzymać się 

cienia.  Widok  Lasha  stojącego  naprzeciw  czterech  Nowych  Gatunków  wywołał  jej 
niepokój  o  jego  bezpieczeństwo.  Był  największym  z  tego  grona,  ale  przewyższali  go 
liczebnie. Co jeśli go zaatakują? Mógł zostać poważnie ranny. 

Troje  z  nich  miało  na  sobie  mundury,  ale  widok  Nowego  Gatunku  w  czarnym 

smokingu  zaskoczył  ją…  dopóki  nie  dodała  imienia,  jakie  wymówił  Lash,  do  twarzy. 
Jaded  Wild  był  gwiazdą.  Wiele  razy  widziała  go  w  telewizji,  kiedy  transmitowali 
wydarzenia charytatywne dotyczące zwierząt, w których uczestniczył. 

- Przynajmniej pozwól mi z nią porozmawiać. – Ton Jadeda podniósł się, był nieco 

szorstki. – Czy ona jest w twoim legowisku?  

- Nie chcę innych mężczyzn w pobliżu niej.  

- Lash, przyszedłem tutaj porozmawiać z tobą, ponieważ wiem, że zachowasz przy 

mnie spokój. Jesteśmy przyjaciółmi. Torrent chciał  po prostu sprowadzić zespół, który 

background image

 

~ 32 ~ 

 

cię  zdejmie,  żebyśmy  mogli  uzyskać  dostęp  do  kobiety,  i  zobaczyć,  czy  ona  w  ogóle 
chce być tu z tobą. Nie zmuszaj mnie, żebym wyglądał jak osioł, gdy  będę zmuszony 
przekazać  to  Torrentowi  po  tym  jak  kłóciłem  się  w  twoim  imieniu.  Chcę  tylko 
porozmawiać z samicą, upewnić się, że chce z tobą zostać, i uniknąć wszelkiego rodzaju 
przemocy. 

Lash powiedział coś nisko, ale nie usłyszała tego. 

-  Wiem  o  tym  –  odpowiedział  Jaded.  –  Jak  myślisz,  u  diabła,  dlaczego  chciałem 

załatwić to wszystko spokojnie i rozsądnie? Muszę tylko z nią porozmawiać i usłyszeć 
jak mówi, że chce zostać z tobą. Nie proszę o wiele.  

Lash warknął. 

Jaded westchnął i położył ręce na biodrach.  

- Panno Muller? – krzyknął. – Proszę, odezwij się do mnie. 

Lash  warknął  głośniej  i  rzucił  się.  Próbował  pchnąć  Jadeda  Wilda,  ale  Gatunek 

potoczył się tylko nieznacznie zanim sam pchnął.  

-  Do  cholery,  nie  zmuszaj  mnie  do  zdjęcia  marynarki.  Nie  jestem  wrogiem.  Chcę 

tylko porozmawiać z twoją samicą.  

- Myślisz, że skrzywdziłbym moją partnerkę? – warknął Lash. 

- Nie – odwarknął Jaded. – Ufam ci, Lash. Jednak ona jest człowiekiem, do diabła! 

Staramy  się  jak  diabli  zachować  z  nimi  pokój.  Jej  ludzie  wydają  się  jeszcze  nie 
wiedzieć, że zaginęła, ale w pewnym momencie jej rodzina lub przyjaciele skontaktują 
się z Szeryfem Cooperem w sprawie jej zniknięcia.  Bardzo chcielibyśmy uniknąć złej 
prasy.  Chcę,  żeby  zadzwoniła  do  kogoś,  kto  jak  sądzi  może  się  martwić,  kiedy  nie 
otrzymają  od  niej  wiadomości,  by  uniknąć  koszmarnego  rozgłosu.  Już  widzę  te 
nagłówki.  Nowe  Gatunki  trzymają  gości  weselnych,  jako  zakładników,  albo  podobne 
temu gówno.  

Lash warknął. 

Jaded sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś.  

-  To  jest  jej  telefon.  Udało  nam  się  go  odzyskać  z  otworu  wentylacyjnego. 

Chciałbym jej go dać  i poprosić, żeby wykonała wszelkie telefony, jakich  potrzebuje, 
by  powstrzymać  ludzi  przed  pojawianiem  się  u  naszych  bram.  Chcielibyśmy  również 
naprawić klimatyzację. Może nie zauważyłeś, bo wciąż dostajesz tu chłodne powietrze, 

background image

 

~ 33 ~ 

 

ale  ten  zniszczony  odcinek,  przez  który  wypadła,  oznacza,  że  już  nie  dmucha  w 
niektórych  częściach  hotelu.  Mam  teraz  we  wspomnianych  sekcjach  mnóstwo 
wkurzonych, pocących się Gatunków. 

Lash nic nie powiedział. 

-  Cieszę  się,  że  znalazłeś  partnerkę,  ale  nie  róbmy  z  tego  wielkiego  bałaganu, 

dobrze? – Głos Jadeda ściszył się. – Nikt nie planuje zabrać jej od ciebie, chyba że tego 
zażąda.  Wiem,  że  chciałeś  z  nią  spędzić  czas.  Rozmawiałem  ze  Snowem  i  Jinxem. 
Rozumiem... ale  ty musisz  zrozumieć, że  nie potrzebujemy burzy gówna  ze  złej  prasy 
albo  Gatunków  cierpiących  na  udar  cieplny,  ponieważ  w  ich  domach  jest  za  ciepło. 
Lubisz jedzenie, prawda? Kuchnia też jest tym dotknięta. Nie ma klimatyzacji.  

- Nie pozwolę ci zabrać jej ode mnie. – Lash skrzyżował ramiona na swojej piersi.  

Mary słyszała już dość. 

-  Umieszczę  wiadomość  na  mojej  poczcie  głosowej,  że  zatrzymałam  się  u 

przyjaciółki  na  kilka  dni  i  że  zasięg  w  mojej  komórce  jest  zły,  żeby  nikt  nie  wezwał 
gliniarzy – zawołała. 

Lash okręcił się i warknął, jego spojrzenie szybko ją odnalazło. 

- Mówiłem ci, żebyś trzymała się z dala.  

-  Jesteś  taki  apodyktyczny.  –  Oparła  się  o  sztuczne  drzewo,  ciesząc  się,  że  ukryło 

większość  niej  przed  innymi  Nowymi  Gatunkami.  Jej  wzrok  skierował  się  na  Jadeda 
Wilda. – Pozwolimy również ludziom naprawić klimatyzację. 

- Nie chcę nikogo blisko ciebie. – Lash podszedł do niej. 

-  Wiesz  jak  okropnie  jest  bez  klimatyzacji,  kiedy  jest  gorąco?  –  Spiorunowała  go 

wzrokiem. – Zachowasz się samolubnie, jeśli nie pozwolisz im tego naprawić. 

- To jest zabawne – prychnął jeden z Nowych Gatunków w mundurze. 

Lash dotarł do niej i obszedł pień, zatrzymując się kilka centymetrów dalej. 

-  Powinnaś  być  w  łazience.  Mówiłem  ci,  żebyś  tam  została,  dopóki  po  ciebie  nie 

przyjdę.  

-  Nie  jestem  zwierzakiem,  któremu  możesz  rozkazywać  –  warknęła.  –  Daj  im 

naprawić tę klimatyzację, Lash.  

background image

 

~ 34 ~ 

 

- Nie chcę samców w pobliżu ciebie! 

Jej gniew złagodniał, gdy zobaczyła niepokój w jego oczach. 

-  Zostanę  z  tobą,  ale  muszę  ustawić  wiadomość  na  moim  telefonie.  Pan  Wild  ma 

rację. Moi rodzice i szef będą się martwić, jeśli zadzwonią, ale nie oddzwonię do nich. 
Wiedzieli,  że  idę  na  ślub  Mel.  Chciałabym  też  trochę  ubrań  i  łóżka  na  podłodze.  Ta 
mata  nie  jest  najwygodniejsza  i  już  wiesz  jak  się  czuję,  gdy  mnie  tam  zanosisz.  – 
Wskazała na sufit, a potem opuściła rękę, kładąc dłoń na jego piersi. – Wciąż mówisz, 
że  ludzie  są  nierozsądni.  Szkoda,  że  nie  masz  żadnych  luster,  bo  zobaczyłbyś,  że 
zachowujesz się teraz jak jeden z nich.  

- Nie możemy tu zostać, kiedy przyjdzie ekipa remontowa. Są głośni i zdenerwują 

mnie. Ich też nie chcę blisko ciebie.  

Otworzyła  usta,  nie  bardzo  wiedząc,  co  powiedzieć,  ale  szybko  przyszło  do  niej 

rozwiązanie. 

- Możemy zostać w twojej łazience. Jest ogromna. 

- Może będą musieli sprowadzić ludzi, żeby to naprawić. Nie. Nie ufam im, że nie 

spróbują cię skrzywdzić. Wściekniesz się, jeśli ich zabiję. 

Frustracja wzrosła i Mary zacisnęła zęby. Potrafił być taki paranoiczny. 

- Mogę coś zasugerować – zawołał Jaded. 

Lash warknął i odwrócił głowę. 

- Rozmawiam z moją partnerką. Nie z tobą.  

-  Przestań  być  dupkiem  –  warknął  Jaded.  –  Możesz  zostać  w  apartamencie  na 

najwyższym piętrze hotelu z dostępem do dachu. Justice go udostępnia, chyba że on i 
Jessie nas odwiedzają. Lubi mieć drogę ucieczki. To byłoby tylko na dzień, może dwa. 
Współpracuj ze mną, do cholery. 

Lash podszedł bliżej, obejmując ją swoim ramieniem. 

-  Nie  lubię  czuć  się  ograniczony  w  jednym  z  tych  pokoi  na  górze.  Raczej  zabiorę 

moją partnerkę do Dzikiej Strefy.  

- Byłem w twoim domu, Lash. Tutaj będzie jej wygodniej.  Do tego, wiesz, że inni 

przyjdą  cię  odwiedzić,  jeśli  usłyszą,  że  wróciłeś.  Również  wątpię,  czy  chciałaby  jeść 
tylko rybę lub małą zwierzynę, którą wcześniej upolujesz, zanim przeprowadzi się do 

background image

 

~ 35 ~ 

 

hotelu.  Personel  kuchenny  nadal  może  dostarczać  posiłki,  jeśli  zostaniesz  w  hotelu. 
Wyznaczę oficera do twoich drzwi w przypadku ataku, jeśli to sprawi, że poczujesz się 
bezpieczniej w twoim legowisku.  

- Mamy tutaj klimatyzację. Powiedziałeś, że jest na górze.  

Mary podniosła rękę i uderzyła go w pierś. 

- Ale inni nie mają, dopóki nie zostanie naprawiona. Przestań być palantem. 

Spojrzał na nią i rozbawienie błysnęło w jego oczach. 

- Pogrywasz sobie z nim w tej chwili, prawda? – wyszeptała. 

Wzruszył ramionami. 

-  Może.  Będę  zadowolony  z  pójścia  z  tobą  na  górę  na  dzień  lub  dwa,  jeśli 

dostaniemy  uzbrojony  Gatunek  za  naszymi  drzwiami.  –  Jego  spojrzenie  opuściło  się 
wzdłuż jej ciała. – Prawdopodobnie brakuje ci słońca. Zgodzę się na to.  

-  Potrzebuję  ubrań. Rozerwałeś  moje  i  nie  mam  ochoty  przechodzić  przez  hotel  w 

ręczniku – przyznała cicho. 

-  Moja  samica  chce  ubrania  –  oznajmił  głośno  Lash,  przytrzymując  jej  wzrok.  – 

Potem wyjdziemy.  

-  Ty  też  mógłbyś  coś  założyć  –  odpowiedział  Jaded.  –  Chociaż  ręcznik  zakrywa 

więcej niż twój zwykły strój.  

- Moje przepaski są wygodne. 

-  W  porządku.  I  tak  nie  opuścisz  swojego  apartamentu,  kiedy  cię  tam 

odprowadzimy.  Czy  mogę  dać  twojej  partnerce  jej  telefon?  Och,  i  proszę,  niech 
zadzwoni  do  Mel.  Nadal  jest  zdenerwowana  na  Snowa,  że  zostawił  tutaj  jej 
przyjaciółkę. Martwi się.  

Lash puścił ją. 

-  Tym  razem  trzymaj  się  mnie.  Nie  chcę,  żebyś  była  blisko  innych  samców.  – 

Ruszył w stronę grupy Gatunków. – Przynieś ubrania mojej partnerce i dam jej telefon.  

-  Wrócimy  za  około  dziesięć  minut.  Znajdę  jej  coś  do  ubrania.  –  Jaded  podał  mu 

komórkę. – Dziękuję za twój rozsądek. 

background image

 

~ 36 ~ 

 

-  Tylko  nie  próbuj  jej  zabrać  –  ostrzegł  Lash,  warczenie  wróciło  do  jego  głosu.  – 

Ona jest moja. 

-  Nie  marzylibyśmy  o  tym.  Jest  oczywiste,  że  chce  zostać  z  tobą.  To  był  nasz 

główny  problem.  Ulżyło  nam.  Moje  słowo  jest  prawdziwe,  Lash.  –  Jaded  cofnął  się, 
skinął głową i wyszedł z trójką innych Nowych Gatunków.  

Mary wyszła zza drzewa i westchnęła. 

- Lubisz być trudny dla wszystkich w twoim życiu, prawda? Przynajmniej wiem, że 

nie jestem sama.  

-  Nigdy  nie  jesteś  sama,  Mary.  Masz  teraz  partnera.  Pójdę  wziąć  kilka  moich 

przepasek. Zaraz wracam. – Zmienił kierunek, pobiegł i wyskoczył w powietrze. 

Obserwowała  go,  gdy  bezpiecznie  dotarł  do  łóżka.  Oparła  się  o  sztuczny  pień  i 

zamknęła oczy, kiedy już tam był. Życie z Lashem nigdy nie będzie nudne. 

- Zapomniałeś dać mi mój telefon – krzyknęła do niego. 

- Nie zapomniałem. 

-  Uparty  palant  –  mruknęła  czule,  a  potem  znów  krzyknęła.  –  Naprawdę  muszę 

umieścić  na  nim  tę  wiadomość  wychodzącą  i  zadzwonić  do  Mel.  –  Miło  byłoby  też 
zobaczyć, czy ktoś dzwonił do niej. Jednak nie zamierzała wspominać o tej części.  

Lash zdjął z jednej poduszki powłoczkę i wepchnął w nią balsam, trzy przepaski i 

jeden  ze  swoich  pistoletów.  Gatunki  wysłały  Jadeda  do  rozmowy  z  nim,  wiedząc,  że 
posłucha swojego przyjaciela. Jaded  był  tym,  który  nauczył  go  strzelać z  broni, którą 
posiadał. Lubił samca.  

Przyjrzał się swojemu łóżku, zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze  będzie w 

nim spał. Mary nienawidziła tego jak wysoko było. Posiadanie partnerki było bardziej 
skomplikowane niż sobie wyobrażał. Jednak było w porządku. Była tego warta. 

Założył  przepaskę,  zacisnął  w  pięści  poszewkę  i  podszedł  do  krawędzi  łóżka. 

Szybko zeskoczył i użył mniejszych platform, by znaleźć się na ziemi. 

- Dziękuję, że zostałaś, Mary. 

Skinęła głową. 

- Nie ma za co. 

background image

 

~ 37 ~ 

 

Pokazał jej telefon komórkowy, który dał mu Jaded.  

- Możesz wykonać swoje telefony.  

Podniosła rękę i otworzyła dłoń. 

Zawahał się. 

- Powiedziałaś, że zostaniesz ze mną. To nie jest sztuczka, prawda? By sprowadzić 

tu ludzi po ciebie? – Bardzo by bolało, gdyby go zdradziła. 

-  Nie  zamierzam  dzwonić  na  9-1-1,  by  powiedzieć  im,  że  zostałam  uwiedziona  i 

jestem  trzymana  jako  niewolnica  seksualna  przez  niezwykle  gorącego  lwa,  który  daje 
mi  niesamowite  orgazmy.  Chociaż  kusi  mnie  usłyszeć,  jaka  byłaby  ich  reakcja.  – 
Uśmiechnęła się szeroko. 

- To nie jest śmieszne. – Ale pochlebiało mu, że opisała go w ten sposób.  

- Trochę jest. Włączę na głośnik, jeśli mi nie ufasz. – Jej humor zanikł. 

Czyżby zranił uczucia swojej partnerki?  

-  Ufam  ci,  Mary.  Po  prostu  nie  wiem,  czy  już  zaakceptowałaś  to,  że  jesteśmy 

partnerami. Nadal zachowujesz się jak ofiara. W twojej naturze jest uciekać.  

Potrząsnęła otwartą dłonią. 

-  Daj  mi  telefon.  Zostanę  z  tobą,  Lash.  Mogę  już  być  w  ciąży.  Nie  jestem  totalną 

kretynką.  

-  Nigdy  tak  nie  myślałem.  –  Wciąż  wahał  się,  czy  dać  jej  telefon.  –  Co  przez  to 

rozumiesz? Ludzie na ogół są głupi, ale nie ty, Mary. Jesteś inna. 

- Nie myślisz dobrze o ludziach. Ja też nie, jeśli tak pomyślę. Byłam tam, kiedy te 

dupki weszły  do  restauracji.  Chcieli  zabić  Nowe  Gatunki.  Teraz  mogę  nosić  jednego. 
Do tego, coraz bardziej cię lubię. To znaczy, kiedy mnie nie denerwujesz. Ale zaufanie 
idzie w obie strony. Daj mi mój telefon, proszę. 

Podał go. 

-  Do  łazienki.  –  Spojrzał  na  drzwi.  Jaded  mógł  być  w  stanie  pożyczyć  ubrania  od 

jednej z samic mieszkających w hotelu. To nie zabierze dużo czasu, jeśli któraś byłaby  
łatwo dostępna, by zapytać. – Chodźmy. 

Odwróciła się i ruszyła przed nim.  

background image

 

~ 38 ~ 

 

- Doładowali go. To miłe.  

- Co doładowali? 

- Mój telefon. – Weszła do łazienki i zatrzymała się w środku. 

Z  ciekawością obserwował jak  stuka w ekran.  Nie wiedział  wiele  o urządzeniach. 

Proponowano mu jeden, ale odmówił.  

- Co robisz? 

-  Piszę  do  moich  rodziców.  Chcą  wiedzieć  jak  ślub  Mel.  Możesz  przeczytać,  co 

napisałam.  –  Nagle  zesztywniała  i  obróciła  głowę,  żeby  zerknąć  na  niego.  – 
Przepraszam. Zapomniałam. Przeczytam to na głos. Moja mama pyta, Jak ślub? Nigdy 
nie  powiedziałaś,  kogo  Mel  poślubiła.  Proszę  powiedz  mi,  że  to  nie  był  jej  zastępca 
Niewypał.
  Odpisałam,  Było  świetnie.  To  nie  zastępca  Niewypał.  Opowiem  ci  o  tym, 
kiedy  będziesz  w  mieście  lub  będziemy  rozmawiać.  Jestem  naprawdę  zajęta,  więc  nie 
mogę  w  tej  chwili  zadzwonić,  ale  mam  nadzieję,  że  ty  i  tata  świetnie  się  bawicie. 
Kocham cię. 
 

Nie mógł zweryfikować, czy mówi mu prawdę, ale miał taką nadzieję.  

- Dziękuję. Kim jest zastępca Niewypał i dlaczego im nie powiedziałaś o Snow’ie? 

Nienawidzą Gatunków? 

- Nie nienawidzą Nowych Gatunków. Zastępca Niewypał to facet, z którym Mel się 

umawiała przez krótki czas, kiedy się tu przeprowadziła. Pracuje dla Szeryfa Coopera, 
oczywiście.  Jest  naszym  funkcjonariuszem  policji  w  mieście.  Nie  powiedziałam  im  o 
Snow’ie, ponieważ to stało się zbyt szybko. Mogliby się martwić. Nie dlatego, że jest 
Nowym Gatunkiem. Po prostu zazwyczaj, ludzie spotykają się i biorą ślub po dłuższym 
czasie.  Moi  rodzice  kochają  Mel.  Martwiliby  się,  gdyby  się  dowiedzieli,  że  poślubiła 
Snowa w ciągu kilku dni od ich spotkania. Myślę, że skłamię, kiedy wrócą, mówiąc, że 
spotykała się z nim od miesięcy, ale to było ściśle tajne.  

- Po co kłamać? 

Przygryzła dolną wargę, a potem westchnęła. 

- Będą czuli się lepiej, jeśli pomyślą, że Mel i Snow byli parą przez dłuższy czas niż 

w rzeczywistości, zanim podjęli zobowiązanie na całe życie.  

- Co powiesz im o nas? 

background image

 

~ 39 ~ 

 

Przełknęła mocno, jakby się zastanawiała. 

- Że też spotykałam się z tobą od jakiegoś czasu. Może, że poznaliśmy się, gdy Mel 

umawiała się ze  Snow’em. Lash, mogę nauczy  cię czytać. To znaczy, jeśli chcesz się 
uczyć. 

Mógłby  to  rozważyć,  gdyby  to  było  ważne  dla  Mary.  Spodobało  mu  się,  że  to 

zaproponowała.  

- Jesteś dobrą partnerką… ale zmieniłaś temat. 

Uśmiechnęła się i stuknęła kilka razy w ekran. 

-  Wiem.  Okej.  Bądź  bardzo  cicho.  Mam  zamiar  nagrać  nową  wiadomość 

wychodzącą. 

- Co to jest? 

-  Posłuchaj.  –  Stuknęła  w  ekran  i  sekundy  później  rozbrzmiał  jej  głos.  –  Cześć. 

Dodzwoniłeś  się  do  Mary.  Znasz  zasady.  Odezwę  się  do  ciebie,  kiedy  będę  mogła.  – 
Rozległ  się  sygnał  dźwiękowy.  Znów  stuknęła  w  ekran.  –  To  była  moja  stara 
wiadomość. Teraz nagram nową. – Uniosła palec do ust. – Cześć. Dodzwoniłeś się do 
Mary. Przez kilka dni spędzam czas z przyjaciółką, a zasięg komórki to loteria. Wrócę 
do ciebie, kiedy będę mogła. Znasz zasady. – Przestała mówić i stuknęła w przycisk na 
ekranie. – Proszę. – Odwróciła się do niego. – Zrobione.  

Był zaskoczony, kiedy podała mu telefon. Wziął go. 

- Nadal nie rozumiem, dlaczego planujesz okłamać swoich rodziców. 

-  Wiem,  ale  to  sprawi,  że  będą  się  mniej  martwić.  Cholera!  Muszę  zadzwonić  do 

mojego szefa i Mel. – Znów wyciągnęła rękę. 

Zwrócił jej telefon. 

- Co zamierzasz powiedzieć? 

- Mój szef wie, że Mel wyszła za Snowa. – Dotknęła ekranu. – Nic nie mów.  

Zaczęło się dzwonienie i uświadomił sobie, że umożliwiła mu usłyszenie rozmowy. 

Odpowiedział szorstki męski głos.  

- Cieszę się, że zadzwoniłaś. Mamy dwie dziewczyny, które pojawią się o siódmej 

rano na rozmowy kwalifikacyjne. Nie spóźnij się. 

background image

 

~ 40 ~ 

 

Zmarszczyła nos. 

- Cholera, Joel. Spieprzę ci dzień. Zostaję na trochę z Mel. 

-  Co  to,  do  cholery,  znaczy?  Masz  zmiany  do  odrobienia.  Chciałbym  też,  żebyś 

wybrała, z kim chcesz pracować, ponieważ możesz być bólem w moim tyłku za Tinę. Z 
tego,  co  wiem,  mógłbym  zatrudnić  kogoś,  kto  pieprzył  twojego  chłopaka.  Nie 
potrzebuję znowu tego gówna. 

Lash zmarszczył brwi. 

Mary skrzywiła się i przytrzymała jego spojrzenie, mówiąc bezgłośnie, że wyjaśni 

później. Wciągnęła ostry wdech. 

-  Po  prostu  zatrudnij  je  obie  i  zmień  zmiany  Megan  na  moją.  Zostaw  Tinę  tam, 

gdzie jest, żeby każda z nich mogła wyszkolić nową kelnerkę. Nie jestem pewna, kiedy 
wrócę. Mogę pracować z każdym oprócz Tiny. Przykro mi, że zrzucam to na ciebie w 
tej chwili, ale nie mam pojęcia, kiedy tu skończę.  

-  Cholera,  Mary.  Nie  rób  mi  tego.  Było  wystarczająco  źle,  kiedy  Mel  odeszła  bez 

powiadomienia. 

-  Przykro  mi,  Joel.  Naprawdę.  Nic  nie  można  na  to  poradzić.  Mel  mnie  tu 

potrzebuje. To jest duże przystosowanie i tak dalej. Jestem jej najlepszą przyjaciółką. 

-  A  ty  jesteś  moją  pieprzoną  kelnerką  i  lepiej  bądź  tutaj  o  siódmej  rano.  Powiedz 

Mel,  żeby  wzięła  się  w  garść.  To  ona  zdecydowała  się  wyjść  za  mąż.  Niech  jej  mąż 
trzyma  ją  za  cholerną  rękę.  Prowadzę  biznes.  Twój  tyłek  niech  lepiej  będzie  tu  o 
siódmej, Mary. 

-  Nie  przeklinaj  mojej  partnerki  ani  nie  wydawaj  jej  rozkazów  –  warknął  Lash. 

Chciał wytropić człowieka i uderzyć sukinsyna. 

-  Cholera,  muszę  iść.  Przepraszam,  Joel.  Podziel  Tinę  i  Megan  tak  jak 

powiedziałam. Mam własny bałagan do załatwienia.  – Stuknęła w ekran i przycisnęła 
telefon do jego piersi. – Której części nic nie mów nie zrozumiałeś? 

- Nie lubię go. 

- Jest wkurzony. Nie winię go. 

- Nikt nie będzie mówił do ciebie w ten sposób.  

- Nie. Ty po prostu warczysz na mnie i wyszczekujesz rozkazy. 

background image

 

~ 41 ~ 

 

- Nie szczekam. 

Westchnęła. 

- Joel jest moim szefem. 

- Już nie pracujesz dla tego samca.  

Pokręciła głową, patrząc na niego. 

- To dobrze, że jesteś tak cholernie seksowny. – Drwiący uśmieszek uniósł kąciki jej 

ust. – Cóż, sądzę, że już nie pracuję dla Joela. Właśnie go olałam nie wracając do pracy, 
kiedy najbardziej mnie potrzebuje. I tak po tym zwolni mój tyłek. – Jej uśmiech powoli 
zniknął i zbladła. – Cholera. Właśnie straciłam pracę!  

Zobaczył panikę na jej twarzy i rzucił jej telefon na blat obok nich. Trzasnął głośno, 

ale on złapał ją. 

-  W  porządku,  Mary.  Nie  musisz  pracować.  Jesteś  moją  partnerką.  Zaopiekuję  się 

tobą. 

Spodobało mu się, kiedy rzuciła się na jego pierś i przylgnęła do niego. 

-  Niech  to  szlag,  lepiej  mów  to  na  poważnie.  Nie  chcę  być  zmuszona  do  podjęcia 

pracy przy wygarnianiu krowiego gówna.  

Przytulił ją mocniej do swojej piersi.  

- Nikt nie odważy się zmusić cię do robienia tego. Pobiłbym ich. 

Zaśmiała się. 

Pogładził jej plecy. 

- Cieszę się, że masz dobry humor. 

- To się nazywa histeria. Właśnie zrezygnowałam z pracy, Lash.  

-  Jesteś  moją  partnerką.  –  Opuścił  brodę  na  czubek  jej  głowy  i  pocałował  ją.  – 

Słyszę drzwi. Samce wrócili. Zostań tutaj. Wszystko w porządku, Mary? 

- Po prostu nie bądź frajerem, Lash. 

Spiął się.  

- Co to znaczy? 

background image

 

~ 42 ~ 

 

Odepchnęła się od niego i puścił ją. Jej broda podniosła się i spojrzała mu w oczy. 

- To oznacza, że lepiej bądź pewny wszystkich tych rzeczy, które mi powiedziałeś, i 

że naprawdę jestem twoją partnerką na zawsze. Utknąłeś ze mną. Brak pracy oznacza, 
że nie mogę zapłacić mojego czynszu ani opłat za media, kiedy są należne pierwszego 
każdego  miesiąca.  Nie  mam  oszczędności,  bo  musiałam  kupić  dwie  nowe  opony  do 
mojego  samochodu,  a  potem  musiałam  wypełnić  złamany  ząb.  Odmawiam 
wprowadzenia się z powrotem do moich rodziców. Więc tak. Od teraz utknąłeś ze mną.  

Teraz on się uśmiechnął. 

- Doskonale. Zaraz wracam z ubraniami, jakie przyniósł Jaded.  

Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. 

- Jesteś szalonym draniem… ale jesteś mój. 

Jego uśmiech rozszerzył się. Mary właśnie werbalnie go zatwierdziła.  

 

M

ary  poczekała,  aż  Lash  wyjdzie  z  łazienki,  po  czym  okręciła  się  i  chwyciła 

telefonu  z  blatu.  Zadzwoniła  do  Mel,  ciesząc  się,  że  ma  kilka  chwil  dla  siebie. 
Zadzwonił trzy razy zanim odebrała jej zdyszana przyjaciółka. 

- Mary?! 

- To ja. 

- Nic ci nie jest? 

- Nic. Nie mam dużo czasu. 

- Cholera. Czy on trzyma cię wbrew twojej woli? Wydostaniemy cię!  

- To nie tak. – Jej spojrzenie zablokowało się na drzwiach. – Wiesz o wiele więcej o 

Gatunkach niż ja. Czy mogę mu zaufać? 

- Gatunki nie potrafią kłamać. Są całkiem szczerzy. 

- Mówi, że chce mnie zatrzymać, że jesteśmy partnerami, i że nigdy nie pozwoli mi 

odejść. Jaki jest wskaźnik ich rozwodów?  

- Nie sądzę, żeby kiedykolwiek się rozwodzili. 

background image

 

~ 43 ~ 

 

W  tle  zabrzmiał  głęboki  głos,  ale  Mary  nie  mogła  zrozumieć  słów.  Mel 

odchrząknęła. 

- Snow właśnie potwierdził. Gatunki parują się na całe życie. To umowa na zawsze. 

Dlaczego wczołgałaś się do tej wentylacji? 

- Dwóch facetów mnie szukało. 

- Jakich facetów? 

- Nie wiem. To nie ma znaczenia. Więc mogę zaufać Lashowi, że mnie nie rzuci? 

Musiałam zadzwonić do Joela i w zasadzie wysadziłam ten most w diabły. Nie mam już 
pracy.  Pod  koniec  miesiąca,  po  raz  pierwszy  nie  będę  miała  na  czynsz.  Nie  chcę 
mieszkać z moimi rodzicami. To znaczy, mogą dużo wyjeżdżać, ale rozumiesz. Potem 
jest kwestia ciąży. Wiesz, że może mnie zapłodnić? 

Mel westchnęła. 

- Tak. Nie powiedziałam ci, bo to jest wielki sekret. Dałam słowo. Pomyślałam, że 

jeśli  zajdę  w  ciążę  ze  Snow’em,  to  poprosilibyśmy  o  pozwolenie,  by  ci  powiedzieć, 
ponieważ niemożliwe byłoby to ukryć, a ty byłabyś ciocią moich dzieci. Nie sądziłam 
też, że będziesz naga z Nowym Gatunkiem. Zwłaszcza z mieszkańcem Dzikiej Strefy. 
Jeszcze nie spotkałam żadnego z nich, ale Snow mówi, że oni są… cóż… um…  

- Lash jest człowiekiem lwem. Ma trochę futra na piersi i grzywę włosów.  

Mel wydał dziwny dźwięk. 

- Czy ty się śmiejesz? 

- Nie. 

- Kłamczucha.  

- Okej, to jest trochę zabawne. Chyba jednak nie wszystkie zwierzęta chcą cię zabić.  

- Planowałaś przyjść mnie uratować? 

- Nie myśl, że nie próbowałam! Snow wciąż mi powtarzał, że jesteś bezpieczna i że 

pracują  nad  sposobem,  żeby  z  tobą  porozmawiać,  by  upewnić  się,  że  jesteś  tam  z 
własnej woli. Powiedział też, że pachniało, jakbyście posunęli się dalej. – Mel ściszyła 
głos. – Gatunki są niesamowite w seksie, nieprawdaż? 

Mary poczuła, że się rumieni.  

background image

 

~ 44 ~ 

 

- Tak. Ale nie będę o tym z tobą dyskutowała. Przeprowadzamy się do apartamentu 

na  piętrze,  by  umożliwić  robotnikom  naprawę  klimatyzacji.  Chciałabym  się  z  tobą 
wkrótce zobaczyć. 

- Naprawdę nie masz nic przeciwko Lashowi? 

Zawahała się. 

-  Nie.  Jest  despotyczny,  zepsuty,  trochę  niegrzeczny…  ale  jest  też  słodki  i 

seksowny.  

- Zdaje się, że wcale nie potrzebowałaś, żebym rzuciła w ciebie moim bukietem. – 

Mel roześmiała się. – A może dlatego, że byłaś jedyną kobietą, która miała go złapać, 
więc los wiedział, że będziesz następna wybierając się w tę podróż. 

-  Zamknij  się.  Kocham  cię,  moja  przyjaciółko.  Do  zobaczenia  wkrótce.  – 

Zakończyła połączenie i odłożyła telefon na blat.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 45 ~ 

 

Rozdział 8 

 

Mary  pokochała  apartament  hotelowy,  który  właśnie  obeszli.  To  prawdopodobnie 

było najładniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek miała przyjemność się zatrzymać. To 
jednak nie powinien być szok, ponieważ jak jej powiedziano, zwykle mieszkali w nim 
Justice North i jego partnerka podczas wizyty w Rezerwacie.  

Miał  ogromny  salon,  dwie  ładnie  urządzone  sypialnie  z  prywatnymi  łazienkami  i 

balkon z pięknymi widokami na pofałdowane wzgórza, drzewa i rzekę w oddali. 

Odwróciła  się  od  przesuwanych  szklanych  drzwi  na  balkon,  żeby  popatrzeć  jak 

Lash otwiera  szafki w  części kuchennej. Wyglądał nie  na  miejscu  w tym  fantazyjnym 
otoczeniu,  zwłaszcza  w  samej  przepasce  biodrowej.  To  wywołało  u  niej  uśmiech. 
Następnie zajrzał do lodówki zanim przeszedł do kuchenki mikrofalowej. 

- Nigdzie nie ukrywają się żadni ludzie, prawda? 

Gdy odwrócił się do niej, wyszedł z niego cichy pomruk. 

- Moja partnerka myśli, że jest zabawna. 

-  Jestem.  Jaded  powiedział,  że  z  boku  balkonu  jest  przymocowana  drabina,  która 

sięga dachu. Chcesz tam pójść, upewnić się, że nikt nie leży i nie czeka, by zaatakować? 
– Zeszła z jego drogi.  

Pospieszył do suwanych drzwi, odblokował je i wyszedł na zewnątrz. Mogła sobie 

wyobrazić  jak  wspina  się  na  dach,  żeby  sprawdzić,  czy  nie  ma  tam  ukrytych  złych 
facetów. Prawdopodobnie nie było miło go drażnić... ale zasłużył sobie na trochę gówna 
po szalonym sposobie, w jaki zabrał ją na górę. Zarzucił ją sobie na ramię, jakby była 
workiem  ziemniaków  i  tylko  Jadedowi  Wild  pozwolił  im  towarzyszyć.  Byłoby  miło 
porozmawiać  z  celebrytą,  ale  Lash  warczał  za  każdym  razem,  gdy  spróbowała 
porozmawiać z drugim Nowym Gatunkiem.  

Ktoś zapukał do drzwi. Podeszła do niego, nie bojąc się, ponieważ na zewnątrz miał 

stać strażnik. Powoli przyzwyczajała się do przebywania w pobliżu Nowych Gatunków. 
Przynajmniej  niektórych  z  nich.  Większość  wydawała  się  być  wręcz  potulna  w 
porównaniu do Lasha. 

- Nie – warknął Lash. Chwilę później był u jej boku i przed nią. – Idź do sypialni. 

background image

 

~ 46 ~ 

 

-  To  szybko  staje  się  nudne,  kochanie.  –  Zatrzymała  się.  –  Co  jeśli  to  są  Mel  i 

Snow? Nie zamierzam chować się w jednej z sypialni i przegapić ich wizyty.  

Skrzywił się. 

-  Do  cholery,  rzuciłam  pracę.  Jestem  tu  na  dobre.  –  Wskazała  na  swój  brzuch.  – 

Możliwe, że tam jest młode. Więc przestań być dupkiem i otwórz drzwi, albo pozwól 
mnie. 

Błysnął jej kłami, ale obrócił się, podchodząc jak burza do drzwi i otwierając je z 

szarpnięciem.  

- Cześć, Lash. – Stała tam wysoka kobieta Nowego Gatunku z walizką. – Zapasowa 

odzież dla twojej kobiety. Nie będą dobrze pasowały, ale to było najlepsze, co na teraz 
mogliśmy zrobić. Powinieneś wysłać zespół naszych samców, żeby zabrali jej rzeczy.  

Lash wziął walizkę i bez słowa spróbował zamknąć drzwi przed twarzą samicy.  

Marry  rzuciła  się  do  przodu  i  pod  jego  ramieniem.  Chwyciła  krawędź  drzwi, 

otwierając je z szarpnięciem. Nacisnęła mocno na jego klatkę piersiową.  

- Przestań! 

Próbował  odepchnąć  ją  delikatnie  z  drogi,  żeby  ponownie  zamknąć  drzwi,  ale 

nadepnęła  bosą  stopą  na  jego  i  wyrzuciła  do  tyłu  łokieć,  uderzając  go  w  brzuch. 
Chrząknął. 

Kobieta w korytarzu roześmiała się, podobnie jak strażnik. 

Mary spojrzała groźnie na Lasha przez ramię. 

-  Znowu  jesteś  niegrzeczny.  Przedstaw  mnie.  Zamierzam  nauczyć  cię  dobrych 

manier. 

- Dlaczego? 

-  Żebyś  nie  był  takim  kutasem  dla  innych.  Właśnie  dlatego.  –  Oderwała  od  niego 

wzrok  i  spojrzała  na  kobietę  z  ciemnymi,  kocimi  oczami.  Była  trochę  przerażająca, 
ponieważ  była  wysoka  i  muskularna,  ale  przerażenie  nie  uderzyło  w  Mary.  Może 
dlatego, że był z nią Lash. – Jestem Mary. A ty? 

- Kit. Lubię cię, człowieku. 

- Dziękuję za przyniesienie mi czegoś innego do założenia. Doceniam to. 

background image

 

~ 47 ~ 

 

-  Nie  ma  problemu.  Wykonałam  rozkazy.  Jaded  powiedział,  żebym  wzięła 

najmniejsze  rzeczy,  jakie  mamy  w  naszych  magazynach  z  zapasową  odzieżą.  Nie 
spodoba  ci  się  wybór.  –  Podniosła  wzrok  na  Lasha.  –  On  i  tak  nie  pozwoli  ci  nosić 
ubrań. Bardziej odpowiednie byłyby artykuły medyczne.  

Lash zagrzmiał nisko; to nie był miły dźwięk. 

Mary zmarszczyła brwi.  

- Artykuły medyczne? 

- Wybrałaś Gatunek z Dzikiej Strefy na swojego partnera. 

Może  jednak  Lash  nie  był  najbardziej  niegrzecznym  Nowym  Gatunkiem  w 

Rezerwacie, zdecydowała. 

- Nie skrzywdzi mnie. 

Kobieta wzruszyła ramionami. 

- Skoro tak mówisz. Ja pasuję. – Odwróciła się i ruszyła w dół korytarza. 

Strażnik prychnął.  

-  Zignoruj  Kit.  Jest  po  prostu  zirytowana,  że  Lash  nigdy  nie  chciał  wziąć  jej  do 

łóżka.  

Kit zatrzymała się przy windzie i warknęła, obracając się na piętach. 

- Co powiedziałeś, Creed? 

Lash  podniósł  Mary  i  pchnął  drzwi,  zamykając  je.  Odniósł  ją,  gdy  coś  głośno 

uderzyło  na  zewnątrz  w  korytarzu.  Wykręciła  się  nieco,  próbując  spojrzeć  przez  jego 
ramię.  

- Czy oni walczą? 

- Samiec jej nie uderzy. Nie nazwałbym tego walką. 

- Wow. Okej.  

Nie postawił jej, dopóki nie dotarli do pierwszej sypialni. Miała ten sam widok co z 

balkonu. Odstawił walizkę. 

-  Czy  to  jest  pokój,  który  najbardziej  ci  się  spodobał,  czy  powinniśmy  spać  w 

drugim? 

background image

 

~ 48 ~ 

 

- To wszystko, co masz do powiedzenia? 

Wzruszył ramionami.  

- O czym? 

- Ty i Kit zdajecie się mieć historię. 

- Nie. 

Skrzyżowała ramiona i przekrzywiła głowę, obserwując go. Jej usta wygięły się w 

dół. 

- Próbowała z tobą spać? 

- Nigdy. 

- Więc ten strażnik nie mówił prawdy? 

- Nie chciała spać ze mną w moim łóżku. Chciała dzielić seks. Powiedziałem nie. 

Mary pozwoliła wsiąknąć tej informacji.  

- Och. Ale jest ładna. 

- Moi przyjaciele ostrzegali mnie przed tą kobietą. 

- Co jest z nią nie tak? 

-  Jest  wredna  dla  wszystkich.  Została  tu  przysłana,  ponieważ  rozgniewała  wiele 

Gatunków w Ojczyźnie. Jaded sprowadził ją tutaj, żeby z nim pracowała. 

To ją zaskoczyło. Jaded Wild był znany w jej świecie jako wielki obrońca schronisk 

dla zwierząt i parków narodowych.  Wiadomości zawsze pokazywały  go podczas tego 
lub innego wydarzenia charytatywnego, zbierającego pieniądze i troszczącego się o obie 
te rzeczy. To było dziwne, że ktoś tak miły i opiekuńczy zatrudnił taką intrygantkę.  

- Co to za zmieszane spojrzenie? – Podszedł do niej, badając jej minę zmrużonymi 

oczami. 

- To po prostu dziwne. Zły interes, jak sądzę, jeśli ma skłonność do gniewania ludzi. 

Wszyscy wiedzą, kim jest Jaded. Można by pomyśleć, że zatrudni kogoś innego. 

- On jest Gatunkiem. Lubimy wyzwania. Nigdy też nie pozwoli Kit opuścić razem z 

nim Rezerwatu, żeby być z ludźmi.  

background image

 

~ 49 ~ 

 

- Masz na myśli mieszać się? 

Wzruszył ramionami. 

-  Nie  pozwoliłby  jej  być  w  pobliżu  kamer  ani  ludzi,  którzy  nie  są  partnerami.  – 

Odwrócił się, badając szafę i dołączoną łazienkę.  

To sprawiło, że się uśmiechnęła. 

- Nie znajdziesz tu żadnych ukrywających się ninja. 

Wrócił, krzywiąc się. 

- Czym są ninja? Czy to robaki? 

-  Nieważne. To  był  kiepski  żart, którego nie  zrozumiesz.  Odpręż  się. – Usiadła na 

łóżku  i  uśmiechnęła  się.  Wydawało  się,  jakby  klapnęła  na  puszystej  chmurze,  gdy 
zanurzyła  się  w  materacu.  –  Myślę,  że  to  jeden  z  tych  wymyślnych  materacy 
piankowych. Zawsze chciałam taki kupić, ale są za drogie. 

Lash przekrzywił głowę, obserwując ją. 

- Co? 

- Podoba ci się łóżko? 

- Tak. 

Sięgnął po przepaskę i  zerwał ją. Jej wzrok opadł na jego kutasa. Stwardniał, gdy 

patrzyła na niego, szybko grubiejąc. Doszedł od niego niski pomruk. Podniosła wzrok, 
wędrując  przez  jego  umięśniony  brzuch  i  szeroką  klatkę  piersiową  do  twarzy.  Jego 
język wysunął się, by oblizać usta, przypominając jej jak wspaniale było go czuć, gdy 
przebiegał po niej jego czubkiem. Uderzyła fala podniecenia. 

- Powinniśmy przetestować to łóżko, by upewnić się, że ci się podoba. Rozbierz się, 

Mary. Zdejmij wszystko, albo zrobię to za ciebie. 

Innymi słowy, jak pomyślała, zedrze je. 

- Napalony pies. 

- Nie wiem, co to znaczy. Rozbierz się. 

- Tak cholernie nachalny, ale nie narzekam. – Wstała, zdejmując swoje  pożyczone 

ubrania. – To wspaniałe, że jesteś tak cholernie gorący z tym zabójczym ciałem. To 

background image

 

~ 50 ~ 

 

rekompensuje fakt, że lubisz mi rozkazywać. 

Uśmiechnął się szeroko, pokazując przy tym swoje kły. 

- Moja partnerka uważa mnie za atrakcyjnego.  

- Tak. – Kiedy była już naga, podeszła do niego bliżej. 

Skoczył,  złapał  ją,  a  ona  pisnęła,  gdy  jej  ciało  wzleciało  w  powietrze,  kiedy  ją 

rzucił. Z lekkim odbiciem wylądowała na łóżku. 

Mary prychnęła i odgarnęła włosy z twarzy. 

- Co jest, do cholery? 

Lash zachichotał, gdy wspiął się na łóżko, idąc w jej kierunku. 

Starała się usiąść, rzucając mu piorunujące spojrzenie. 

- To nie było śmieszne. Rzuciłeś mnie. 

- Chciałaś przetestować łóżko. Jest miękkie. – Znów rzucił się na nią, przewracając 

ją na plecy i przygniatając ją pod sobą. Uśmiechnął się. – Moja partnerka nie jest ranna. 
Nigdy nie pozwoliłbym na to. Wiedziałem, że jest miękko. Gatunki to kupiły.  

-  To  ty  chciałeś  przetestować  łóżko.  Ja  już  powiedziałam,  że  je  lubię.  –  Dźgnęła 

palcem w jego pierś. – Palant.  

Uniósł się trochę, złapał jej ramię i szarpnął w górę, żeby nie przeszkadzało. 

- Ale lubisz tego palanta 

Pokręciła głową, wpatrując się w jego wspaniałe, ale bardzo nieludzko wyglądające 

oczy. Na pewno nie był podobny do kogoś, kogo kiedykolwiek znała. To nie było złe. 
Lubił się bawić i nie krzywdził jej. Tylko ją zaskakiwał.  

- Bardzo śmieszne. 

Opuścił  swoje  ciało, a  ona  rozłożyła  uda,  żeby  zrobić  miejsce  dla jego  bioder,  by 

dobrze przylegały. Jego gorąca skóra przycisnęła się do  jej, ale nie  zmiażdżył jej  pod 
swoim ciężarem, umożliwiając swobodne oddychanie.  

-  Pocałuj  mnie.  –  Ten  seksowny  warczący  ton  sprawił,  że  jej  brzuch  zadrżał. 

Sięgnęła  i  przeciągnęła  palcami  przez  gęstą  grzywę  jego  włosów,  przyciągając  jego 
twarz bliżej. Zamknęła oczy, gdy jego usta musnęły jej. 

background image

 

~ 51 ~ 

 

Tekstura  jego  języka,  gdy  ją  smakował,  wywołała  u  niej  jęk.  Wszystko  w  Lashu 

było inne, ale o wiele lepsze.  Było nawet do wybaczenia, że potrafił  być tak  wielkim 
tyranem. To sprawiło, że był gorętszy, ponieważ potrafił być równie słodki. 

Przesunął na nią swój ciężar, jedną ręką obejmując jej pierś i ugniatając ją. Jęknęła 

głośniej,  całując  go  gorączkowo.  Lash  był  mistrzem  w  rozpalaniu  jej.  Po  prostu 
wiedział jak ją dotknąć. Zwłaszcza gdy umieścił swoją sztywną, twardą erekcję między 
jej rozłożonymi nogami. 

- We mnie – wydyszała. 

Sfrustrował  ją  podnosząc  się  i  zamiast  tego  zsunął  się  w  dół  łóżka.  Jak  tylko 

mocniej rozszerzył jej nogi i zanurzył twarz, liżąc jej łechtaczkę, wybaczyła mu. Także 
w tym był mistrzem. Nie trwało długo, by wykrzyknęła jego imię, dochodząc mocno.  

Lash  przewrócił  ją  i  opadł  na  jej  plecy,  używając  kolana  do  zachęcenia  jej,  żeby 

rozłożyła nogi. Jak tylko to zrobiła, wszedł w nią od tyłu i przygwoździł ją pod sobą. 
Drapała pościel, gdy poruszał się w niej powoli i głęboko. 

- Ja pieprzę – jęknęła. 

- Robię to – warknął. 

Wsunął  pod  nią  jedną  rękę  i  odnalazł  jej  łechtaczkę.  Z  każdym  pchnięciem  jego 

bioder,  to  przyciskało  jej  już  nadwrażliwą  wiązkę  nerwów  do  jego  dłoni.  Poruszał  się 
szybciej, biorąc ją mocniej. Dał jej drugi orgazm i wydał z siebie seksowny, zwierzęcy 
dźwięk, gdy podążył za nią. Poczuła jak wypełnia ją ciepło jego nasienia. 

Przewrócił się na bok, zabierając ją ze sobą. Potem owinął  wokół niej swoje duże 

ciało, przytulając się, gdy oboje próbowali złapać oddech. 

- Jednak wolę moje łóżko. Jest bardziej miękkie.  

Uśmiechnęła się. 

-  Jest,  ale  to  stoi  na  podłodze  i  mogę  z  niego  wyjść  i  wejść  bez  wyczynów 

cyrkowych. 

- Poproszę o pokój bezpieczeństwa. 

- Bezpieczny pokój – poprawiła. 

Chrząknął, ostrożnie wycofując się z jej ciała. 

background image

 

~ 52 ~ 

 

- Bezpieczny pokój. Zrobimy to dzisiaj, ponieważ już pracują w mojej domenie.  

Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na niego przez ramię. 

-  Zdajesz  sobie  sprawę,  że  zbudowanie  czegoś  takiego  prawdopodobnie  zajmie 

trochę czasu, prawda? Na przykład tygodnie lub dłużej.  

Skrzywił się. 

- To ładny apartament. Nie będzie źle. To znaczy, jeśli ONG zgodzi się zrobić nam 

bezpieczny pokój i pozwoli nam zostać tu tak długo.  

- Będą chcieli mnie uszczęśliwić. 

- Arogant – mruknęła. 

- To nie jest złe słowo. 

- Racja. Słyszałam cię ostatnim razem. To będzie duży ból dla ONG, by dodać coś 

do tej piwnicy. Pamiętaj o tym i może powiedz proszę, kiedy zapytasz.  

Mruknął i puścił ją, odtaczając się. 

- Jestem głodny. A ty? – Podszedł do swojej przepaski i założył ją. 

Mary usiadła na łóżku i przysunęła się do najbliższej krawędzi.  

- Żadnego przytulania po seksie, co? 

Zamarł, jego spojrzenie spotkało jej. Potem zbliżył się powoli.  

- Żartowałam. 

-  Jestem  twoim  partnerem.  Potrzebujesz  tego  przytulania?  Będziesz  je  miała.  – 

Skoczył kilka ostatnich kroków i rzucił się na łóżko obok niej, zahaczając ją ramieniem 
w  talii  i  rozkładając  ją  na  płasko.  Potem  zwinął  się  przy  jej  boku,  ocierając  się  swoją  
twarzą o jej, wydając z siebie głębokie mruczenie.  

Mary zaśmiała się, gdy zaczął głaskać jej brzuch. To trochę łaskotało. Przetoczyła 

się do niego twarzą i dotknęła jego pleców. 

- Lubię się przytulać i dźwięki, jakie wydajesz. 

- To dobrze. Chcę, żebyś polubiła we mnie wszystko.  

- W większości lubię.  

background image

 

~ 53 ~ 

 

Jego złote oczy zwęziły się i przestał mruczeć.  

- Musisz się nauczyć manier. 

- Skoro tak mówisz. Jestem dla ciebie miły. 

- Nie możesz powiedzieć tego samego o innych Nowych Gatunkach. 

- Robię to, co chcą, by uniknąć problemów. To wszystko, co się liczy.  

-  Chyba  musimy  się  zgodzić,  że  się  w  tym  nie  zgadzamy.  Nadal  będę  nad  tobą 

pracować. 

- To znaczy, że zostaniesz. Powiedz to, Mary. Jesteś moją partnerką.  

Mary  oblizała  wargi  i  wzięła  głęboki  oddech.  Chciał  potwierdzenia,  co  było 

przerażające. Myślała, że Mel jest szalona zgadzając się poślubić Snowa tak szybko, ale 
teraz  zrozumiała  jak  to  się  stało.  Dwa  Nowe  Gatunki  były  drastycznie  różne  pod 
względem osobowości, z tego co mogła powiedzieć z ich małej interakcji, jaką miała z 
mężczyzną Mel, ale też obaj bardzo różnili się od ludzkich facetów.  

- Powiedz to, albo będę lizał cię aż to zrobisz.  

Jej spojrzenie powędrowało do jego ust. 

- Niemal mnie kusi, żeby się wstrzymać. Kocham to, co mi robisz. 

Zaczął  zsuwać  się  w  dół  łóżka,  ale  złapała  go  za  twarz  i  zatrzymała  go.  Zamarł, 

obserwując ją. 

- Jestem twoją partnerką – wyszeptała. 

Uśmiechnął się. 

- Jesteś. Cieszę się, że zdałaś sobie z tego sprawę. 

- Jesteś pewien, że chcesz związać się ze mną na całe życie? Nie ma odwrotu.  

- Odwrotu? 

- Zmieniania zdania. 

- Jesteś moja, Mary. Nigdy nie pozwolę ci odejść. 

Naprawdę miała nadzieję, że mówi prawdę. Wcześniejsze rozstania nie były łatwe, 

ale  miała  skłonność  do  wiązania  się  z  egoistycznymi  palantami.  Lash  absolutnie 

background image

 

~ 54 ~ 

 

złamałby jej serce, jeśli go straci. Sprawił, że czuła więcej w minionych kilku dniach, 
zarówno fizycznie jak i emocjonalnie, niż z kimkolwiek innym. 

- Jesteś moja – powtórzył, jego głos się pogłębił. – Nigdy nie pozwolę ci odejść. – 

Nakrył  jej  brzuch  swoją  wielką  dłonią  i  delikatnie  poklepał.  –  Napełnię  cię  moim 
młodym, a potem zrobię to jeszcze raz. Będziemy mieli wielu synów.  

To przypomniało jej o tym, co powiedział jej wcześniej. 

- Ten podobny do ciebie facet lew ma syna, prawda? 

- Samiec ma na imię Valiant – potwierdził. – Noble jest słodki. Teraz spodziewają 

się kolejnego młodego. My też będziemy.  

To przeraziło ją tylko trochę. Małe dziecko? Miała tak wiele pytań, ale postanowiła 

poczekać, by zapytać później, kiedy poczuje się bardziej przygotowana na zmierzenie 
się  z  odpowiedziami.  Zamiast  tego  wtuliła  się  w  jego  ciepłe,  duże  ciało,  gdy  znów 
zaczął dla niej mruczeć. To naprawdę był kojący dźwięk. 

 

* * * 

 

Lash  delikatnie  odsunął  się  od  Mary  po  tym  jak  zasnęła.  Wyszedł  z  sypialni  i 

otworzył drzwi. Stał tam Flirt ze swoim telefonem w ręku, grając w jakąś grę. Samiec 
obrócił się, błyskając mu uśmiechem. 

-  Zamieniłem  się  z  Creedem.  Pomyślałem,  że  docenisz  obecność  chroniącego  cię 

samca, którego lepiej znasz, ponieważ on spędza większość czasu w Ojczyźnie.  

- Jestem głodny. 

- Dobra. – Flirt zamknął grę i stuknął w ekran. – Co być chciał? 

- Mary lubi mięso z białym sosem, a ja chcę steki. 

- Jakiego rodzaju mięso? – Flirt skrzywił się. 

- Przysłali mi to wcześniej. Mary to smakowało, ale nie chciała żadnej mojej ryby. 

- Poproszę ich o sprawdzenie i ponowne przesłanie tego, co to było. 

- Muszę też porozmawiać z Jadedem. 

background image

 

~ 55 ~ 

 

Flirt uśmiechnął się szeroko. 

- Zamierzasz poprosić o dokumenty partnerskie? – Samiec podszedł bliżej, zerkając 

do pokoju za nim. – Twoja samica zgodziła się to zrobić legalnie?  

Lash zablokował go, wypełniając drzwi. 

- Dokumenty partnerskie? 

- Och. Prawdopodobnie o nich nie wiesz. Kiedy Gatunek paruje się z człowiekiem, 

podpisujemy  dokumenty,  żeby  oficjalnie  uczynić  ich  jednym  z  nas.  To  jakaś  prawna 
rzecz. To oznacza, że zgadza się być Nowym Gatunkiem zamiast człowiekiem.  

Teraz to Lash zmarszczył brwi.  

-  To  jakaś  dziwna  zgoda  lub  coś,  co  Justice  stworzył,  żeby  powstrzymać  ludzi  od 

żądania zwrotu naszych partnerów. Tak myślę. – Flirt wzruszył ramionami. – Wszyscy 
nasi samce podpisali te dokumenty ze swoimi ludzkimi partnerkami. 

- Więc nie muszę się z nią ożenić? 

- To też powinieneś zrobić. Myślę, że to dziwne, ale wydaje się, że to czyni samice 

bardzo szczęśliwymi. – Obniżył głos. – Ludzie różnią się od nas. 

Lash skinął głową. 

-  Muszę  porozmawiać  z  Jadedem.  Chcę  tych  dokumentów  partnerskich  i 

małżeństwa, by uszczęśliwić Mary. Potrzebuję też bezpiecznego pokoju.  

- Co to jest? 

- Mary nie będzie spała w moim łóżku w mojej domenie. Mówi, że jest za wysoko. 

- Jesteśmy kotami. Lubimy wysokości. Ludzie prawdopodobnie się ich boją. 

- Potrzebuję jaskini, zbudowanej z bezpiecznymi drzwiami, żeby postawić w środku 

łóżko na podłodze dla niej. Jaded będzie wiedział jak to zrobić.  

- Zadzwonię do kuchni na dole, a potem dam mu znać, że chcesz z nim rozmawiać.  

Lash zaczął zamykać drzwi, ale zawahał się.  

- Dziękuję. 

Usta Flirta opadły.  

background image

 

~ 56 ~ 

 

Lash zamknął i zablokował drzwi, ale uśmiechał się. Nie było trudno powiedzieć to 

jedno słowo, a Mary będzie zadowolona, gdy jej powie po tym jak obudzi się z drzemki. 

Krążył po pokoju, podchodząc do suwanych drzwi, żeby wyjrzeć. Widok był dobry, 

ale tęsknił za swoją domeną. Miał nadzieję, że wkrótce wróci do niej z Mary. 

Kuszące było wejście na dach, żeby móc spojrzeć we wszystkich kierunkach, ale jak 

tylko  ugotują  jedzenie  pojawi  się  szybko  na  górze.  Jego  partnerka  może  usłyszeć 
pukanie  i  spróbuje  otworzyć  drzwi,  jeśli  go  nie  będzie.  Nie  chciał  tego  ryzykować. 
Mogłaby  się  przestraszyć,  gdyby  nie  było  go  z  nią,  ponieważ  Gatunki  ją  przerażały. 
Planował bardzo dobrze opiekować się swoją partnerką.  

Wśliznął się do sypialni, obserwując jak śpi. Jeszcze bardziej kuszące było wrócić z 

nią do łóżka, ale wrócił do salonu, znów chodząc i czekając na jedzenie lub Jadeda.