background image

 

 

 

Jerzy Andrzejewski  

 

 

 

Bramy Raju 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

„Jak pot nym i powszechnym było religijne rozmarzenie,  wiadczy o tym owa 

dziwna wyprawa krzy owa dzieci, która na kilka lat przed  mierci  Innocentego III 

(1213) poruszyła południowo wschodni  Francj , a nawet niektóre niemieckie 

okolice. Pastuszek pewien pocz ł głosi ,  e duchy niebieskie oznajmiły mu, jako grób 

wi ty mo e by  wybawionym tylko przez niewinnych i małoletnich. Chłopcy i 

dziewcz ta w wieku od o miu do szesnastu lat opuszczali swoje rodzinne miejsca, 

zbierali si  w tłumy i d yli ku brzegom morza. Wiele ich pogin ło z utrudzenia i 

niedostatku, wiele tak e stało si  łupem chciwych handlarzy, którzy wabili te dzieci 

do siebie, a potem je sprzedawali w niewol ”. 

 

Fryderyk Schlosser, „Dzieje powszechne”.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

Na czas powszechnej spowiedzi zaprzestano wszelkich pie ni, miał si  wła nie 

ku ko cowi trzeci dzie  powszechnej spowiedzi i wci  szli ogromnymi lasami 

kraju Vendôme, szli bez pie ni i bez dzwonienia w dzwonki, w ciasno stłoczonej 

gromadzie, tylko monotonny szelest paru tysi cy nóg było słycha , czasem 

skrzypienie wozów, które zamykały pochód dzieci wioz c te, które zasłabły z 

wyczerpania lub miały nogi zbyt dotkliwie poranione, aby móc i  pieszo, droga 

w ród starej puszczy zdawała si  nie mie  pocz tku i ko ca, ju  pi ta niedziela 

mijała od owej przedwieczornej godziny, kiedy Jakub z Cloyes, zwany Jakubem 

Znalezionym, a ostatnio niekiedy Jakubem Pi knym, opu cił był swój samotny 

szałas ponad pastwiskami nale cymi do wsi Cloyes i powiedział do czternastu 

pasterzy i pasterek z Cloyes: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec 

bezdusznej  lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask  i 

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, 

poniewa  ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno  

dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , w czterna cioro wyruszyli w t  noc 

wiosenn  pełn  bicia dzwonów i płaczu opuszczanych matek, lecz teraz, gdy 

weszli w puszcz  i od trzech dni trwał czas powszechnej spowiedzi, oczyszczaj cej 

z wszelkich grzechów i przewinie , było ich wiele ponad tysi c, dalekie sło ce 

oboj tnie płon ło ponad obszarami cienia, wilgoci i ciszy, mocniejszym od jego 

dalekiego blasku był mrok pot nych pni i konarów, li ci i gał zi, o  witach, gdy 

wiatło jeszcze kruche i nie miałe poczynało si  powoli wznosi  nad obszarami 

zieleni i milczenia, poranne ptaki wrzeszczały w g szczach puszczy, wrzeszczały 

równie  i wtedy, gdy zapadał zmierzch, a nocami, kiedy szli, aby nie przerywa  

czasu spowiedzi, wi c nocami pełnymi monotonnego szelestu paru tysi cy bosych 

nóg biegły ku nim z ciemno ci  ałosne kuwikania puszczyków, w ciemno ciach 

kołysały si  bezgło nie czarne krzy e, chor gwie i feretrony, teraz miał si  

wła nie ku ko cowi trzeci dzie  powszechnej spowiedzi, stary człowiek, który od 

trzech dni spowiadał dzieci, był du ym i ci kim m czyzn  w brunatnym habicie 

brata minoryty, na czas powszechnej spowiedzi nie Jakub, lecz on szedł na czele 

pochodu, szedł powoli, jak człowiek zm czony, ci kie i obrz kni te stopy 

niezgrabnie wdeptuj c w ziemi , dzieci kolejno, od najmłodszych pocz wszy, 

podchodziły do niego i id c u jego boku wyznawały swoje drobne, jeszcze 

niewinne grzechy, my lał: je li tego  wiata nie ocali od zagłady młodo , nic go 

ocali  nie zdoła, oto wszystkie nadzieje i pragnienia zło yłem w tych dzieciach 

zd aj cych do celu, który przerasta i ich, i mnie, i wszystkich ludzi na ziemi, 

Bo e, b d  przy tych niewinnych dzieciach, ja, któremu nie jest obcy  aden 

grzech i który znam do ostatniego tchu wszelkie zabł kanie, ja, który mimo mego 

habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich starczych warg, i stóp, które s  obraz  

rado ci i harmonii, znam równie dobrze dno ciemnych przepa ci, jak urojone 

blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy Bo e, nie pozwól, aby mogło si  

kiedykolwiek sta  to, co ujrzałem w okrutnym  nie w ow  noc, kiedy 

zapragn łem słu y  tym niewinnym dzieciom, widziałem we  nie martw  i 

spalon  sło cem pustyni , spójrz usłyszałem obok siebie oboj tny głos oto 

Jerozolima spragnionych i łakn cych, tu wznosz  si  jej  wi te mury i baszty, 

tutaj widzisz bramy raju, poniewa  bramy raju istniej  prawdziwie tylko na 

martwej i spalonej sło cem pustyni, kłamiesz powiedziałem pustynia jest tylko 

background image

 

pustyni , pustynia jest grobem spragnionych i łakn cych odpowiedział ten sam 

oboj tny głos na pustyni wznosz  si   wi te mury i baszty Jerozolimy i na niej, 

martwej i spalonej sło cem, otwieraj  si  przed spragnionymi i łakn cymi 

olbrzymie bramy raju, pami tam, chciałem jeszcze raz powiedzie : kłamiesz, 

pustynia jest tylko pustyni , gdy zrozumiałem,  e ów niewidzialny głos ju  przy 

mnie nie jest, ujrzałem dwóch młodziutkich chłopców id cych samotnie pustyni , 

Bo e - pomy lałem - czy by spo ród wielu tysi cy oni byli jedynymi, którzy 

ocaleli, Bo e, spraw, aby tak nie było, i wtedy, gdy to pomy lałem, starszy, który 

prowadził za r k  młodszego, potkn ł si  i upadł, id  - powiedział, ostatnim 

wysiłkiem podnosz c głow  - chwil  odpoczn , zaraz b dzie  wit, widziałem jego 

dłonie gł boko zanurzone w suchy piasek i jego ciemn  głow  widziałem broni c  

si  przed  miertelnym i ostatecznym znu eniem, id  - powiedział jeszcze raz - 

teraz jest jeszcze mrok, ale za chwil  b dzie  wit, zobaczysz Jerozolim , wtedy ten 

młodszy, drobny i jasnowłosy, spytał: nie pójdziesz ze mn ?, id  - powiedział 

tamten i widziałem,  e głowa mu bezsilnie opada, ju  wargami dotykał piasku - 

id  przed siebie, prosto przed siebie, ju  zaczyna  wita , za chwil  zobaczysz 

mury i bramy Jerozolimy, id , chwil  odpoczn  i zaraz pójd  za tob , wówczas 

tamten pocz ł posłusznie i  przed siebie i po jego ruchach od razu poznałem,  e 

jest  lepy, Bo e - pomy lałem - przebud  mnie z tego snu, wci  jeszcze nie 

widziałem twarzy  lepego chłopca, szedł samotny w ród martwej i spalonej 

sło cem pustyni, nieporadnymi r koma macaj c w pustce, jakby szukał dla nich 

oparcia, a tamten, ju  martwiej cymi wargami dotykaj c pustynnego piasku, 

jeszcze zdołał powiedzie : ju   wita, widz  ogromne mury i bramy Jerozolimy, 

złote dzi ki  wiatłu, które nie wiem, sk d si  bierze, z samych murów, bram i 

baszt czy te  ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarnia powietrze i niebo, 

Bo e, nie dopu , aby mógł si  kiedykolwiek sprawdzi  ten okrutny sen, ju  

byłem przebudzony, lecz jeszcze we  nie pogr ony, gdy ten o lepły, drobny i 

jasnowłosy, wci  przed siebie id c i w taki sposób dotykaj c dło mi pustego 

powietrza, jakby dotykał prawdziwych murów, odwrócił ku mnie swoj  twarz i 

wtedy, nie, nie wtedy, lecz zaraz po tej dr cz cej nocy, gdy pełen wszystkich 

grzechów i bardziej ni  kiedykolwiek przezwyci enia grzechów spragniony, 

wyszedłem naprzeciw krucjacie dzieci i powiedziałem: dzieci moje najmilsze, 

wybrane przez Boga dla odnowienia nieszcz snej ludzko ci, je li pod acie do 

celu tak wielkiego, oczy cie si  ze wszystkich swoich niewinnych grzechów, niech 

nastanie w ród was i u pocz tku waszej dalekiej drogi czas powszechnej 

spowiedzi, wtedy t  twarz samotnego  lepca w ród martwej i spalonej sło cem 

pustyni ujrzałem przed sob , i nie dopu  do tego, wielki wszechmog cy Bo e, 

była to twarz Jakuba z Cloyes, teraz miał si  ku ko cowi trzeci dzie  

powszechnej spowiedzi, ostatnie spowiadały si  dzieci z Cloyes, które szły na czele 

pochodu, w ród nich szedł Jakub, szedł Aleksy Melissen, on jedyny nie z Cloyes 

pochodz cy, szła Blanka - córka kołodzieja, szedł Robert - syn młynarza, szła 

Maud - córka kowala, my lał Jakub: słysz c ka de słowo, które on le cy obok 

mnie w ciemno ciach wypowiadał, po raz pierwszy ujrzałem ogromne mury i 

bramy Jerozolimy, złote dzi ki  wiatłu, które nie wiem, sk d si  brało, z samych 

murów, bram i baszt czy ze złotego poblasku, który ponad nimi ogarniał 

powietrze i niebo, my lał id cy obok niego Aleksy Melissen: kocham ci , cho  nie 

background image

 

wiem, czy moja miło  wynika tylko z ciebie i ze mnie, czy te  zbudził j  z 

nieistnienia ten, który ju  teraz nie istnieje, powi zaniem mnie i ciebie jest ta 

miło  czy te  odblaskiem miło ci innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła 

tylko raz wypowiedzie , a potem poszła w chłód i szum  miertelnych wód, aby ju  

nigdy nie objawi  si  w ciele i w słowie, nie wiem, sk d si  wzi ła moja miło  do 

ciebie, ale sk dkolwiek zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie, 

nigdy ci  kocha  nie przestan , poniewa , je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam 

niekochany, potrzeb  miło ci całym sob  potwierdza , my lała Blanka: niechby 

ju  nadeszła noc, podejdzie wtedy do mnie i gdy ju  wszyscy dokoła b d  zmo eni 

ci kim snem, powie półgłosem: chod , wtedy wstan  i pójd  za nim, b dziemy 

szli ostro nie,  eby nikogo nie zbudzi , a  wreszcie znajdziemy si  w miejscu, 

gdzie b dzie pusto i gdzie b dziemy tylko sami, b dziemy si  rozbiera  w 

milczeniu, poniewa  ani mnie, ani jemu nie s  potrzebne słowa, wiem, o czym on 

my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i gwałtownie, 

b dziemy nawzajem czerpa  ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród rozkoszy 

zł czeni ciele nie: ja,  e nie on mi j  zadaje, on,  e nie mnie j  przeznacza, my lał 

Robert: za par  godzin b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi  pokryje rosa, 

je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do  adnej wsi, b dziemy nocowa  

w puszczy, pod gołym niebem, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna, 

gdyby mnie kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j  przed chłodem, 

mogłaby w moich ramionach bezpiecznie spa , miło ci  nawet głód mo na 

uciszy , my lała Maud: dobry, miłosierny Jezu, Jezu, do którego dalekiego grobu 

id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu,  e id  do twego grobu nie dlatego, aby go 

wyzwoli  z r k poga skich Turków, nie miło  do ciebie kazała mi opu ci  matk  

i ojca, nie miło  do ciebie ka e mi i  do twego dalekiego grobu, ale inna jest 

miło  we mnie, miło , która wypełnia wszystkie moje my li i jest w całym moim 

ciele, id c w chwil  potem u boku starego spowiednika mówiła: zawsze wieczorem 

przed za ni ciem odmawiałam pacierz, którego nauczyła mnie matka, ale teraz, 

od kiedy opu ciłam Cloyes i id  ze wszystkimi dzie mi z Cloyes i z innymi dzie mi 

z wielu innych wsi i miasteczek, teraz ka dego dnia przed za ni ciem oprócz 

pacierza, którego nauczyła mnie matka, odmawiam jeszcze jedn  modlitw , i to 

jest modlitwa tylko moja, to jest, ojcze, modlitwa mojego ci kiego grzechu, 

innych grzechów równie ci kich nie pami tam i dlatego mog  mówi  o tym 

jednym, najci szym moim grzechu, t  modlitw , któr  doł czam do codziennych 

pacierzy, nie umniejszam mojego grzechu, poniewa  nie potrafi  si  go wyrzec, 

nie prosz  równie  o miłosierdzie, poniewa  wiem,  e mogłabym prosi  o 

miłosierdzie tylko wówczas, gdybym potrafiła si  wyrzec mego grzechu, mojej 

słabo ci, moich grzesznych pragnie , a mimo to codziennie wieczorem przed 

za ni ciem odmawiam t  modlitw , modlitw  mego grzechu, i le c w 

ciemno ciach mówi  nie na głos, tylko w my lach: dobry, miłosierny Jezu, Jezu, 

do którego dalekiego grobu id , wybacz mi, dobry, miłosierny Jezu,  e id  do 

twego grobu nie dlatego, aby go wyzwoli  z r k poga skich Turków, nie miło  

do ciebie kazała mi opu ci  matk  i ojca, nie miło  do ciebie ka e mi i  do twego 

dalekiego grobu, ale inna miło  jest we mnie, miło , która wypełnia wszystkie 

moje my li i jest w całym moim ciele, w moich ustach, dłoniach i oczach, jest we 

mnie ta moja miło , jak gdyby była mn  we wszystkim, co jest mn , to ona, ta 

background image

 

miło  wypełniaj ca wszystkie moje my li i wypełniaj ca mnie ciele nie, kazała 

mi opu ci  rodzinny dom, porzuci  bez słowa po egnania matk  i ojca, wybacz, 

dobry, miłosierny Jezu,  e id  do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie, 

lecz zwi zana i wypełniona inn  miło ci , szła z opuszczonymi oczami, 

dostosowuj c swój drobny krok do kroków spowiednika, szedł powoli i ci ko, 

jakby przy ka dym zetkni ciu z ziemi  swych bosych i obrz kni tych stóp 

usiłował mo liwie najdokładniej przylgn  do ziemi, stawiał obie stopy troch  

niepewnie i dopiero wówczas, gdy dotykał nimi ziemi, odzyskiwał sił , która 

pozwalała mu znów odrywa  si  od ziemi, pomy lała: jest stary i zm czony, szła z 

opuszczonymi oczami, widziała bose stopy człowieka, któremu miała powierzy  

swój grzech, ale widziała tak e swoje dłonie nieruchomo skrzy owane na 

piersiach, widziała biało  swojej sukni, powoli posuwaj cej si  naprzód, 

przechodziły poprzez t  biel cienie bezgło nej i nieruchomej puszczy, szła w ród 

tych cieni, jak gdyby była złowiona w sie  ukształtowan  z cieni i z jasno ci, 

mimo to, uwi ziona przez t  sie , szła z ni  razem zwi zana, widziała jeszcze 

swoje drobne stopy instynktownie usiłuj ce dostosowa  si  do zm czenia 

człowieka, u którego boku szła, aby wyzna  mu swój najci szy grzech, ale cho  

szli nikogo na wyci gni cie ramienia nie maj c w pobli u, czuła,  e tak jak cienie 

puszczy i poblaski niewidzialnego sło ca opl tuj  i wi

 sztywn  biel jej sukni, 

tak i jej ciało opl tuje i wi zi niewidoczny i milcz cy tłum, wiedziała,  e tu  poza 

ni , id c  na czele pochodu, kołysz  si  w ród cieni puszczy i poblasków 

niewidzialnego sło ca czarne krzy e, chor gwie i wielokolorowe feretrony, a pod 

nimi płynie, jak ogromny oddech, ciasno stłoczone mrowie jasnych i ciemnych 

dzieci cych głów, słyszała poza sob  monotonny szelest paru tysi cy bosych stóp 

wci  mimo znu enia posuwaj cych si  naprzód i naprzód, szła z niezmiennie 

opuszczonymi oczami i tyle w tym dobrowolnym ograniczeniu widz c, i tyle w 

ciszy, która ogarniała t  por  przedwieczorn , słysz c, widziała jeszcze 

wydłu one cienie id cych najbli ej, cienie, które dzi ki ich ró norodnym cechom 

potrafiła nazwa  po imieniu, oto cie  strojnej i bogatej sukni Blanki, lekko 

kołysz cy si  cie  purpurowego płaszcza nale cego do Aleksego Melissena, nieco 

z boku smukły cie  Roberta, dopiero po chwili dojrzała pomi dzy tymi trzema 

cieniami delikatny cie  Jakuba, pod dło mi skrzy owanymi na piersiach poczuła 

przy pieszone pulsowanie serca, pomy lała: wybacz, dobry, miłosierny Jezu,  e 

id  do twego dalekiego grobu nie z miło ci do ciebie, lecz zwi zana i wypełniona 

miło ci  inn , zasypiasz, moje dziecko, po tej modlitwie?, tak, ojcze powiedziała - 

po tej modlitwie zasypiam, my lała: ze wszystkich godzin dnia i nocy najbardziej 

lubił przedwieczorn , szałas, który sobie wzniósł na skraju puszczy, górował nad 

ł kami, wi c stoj c przed nim mógł widzie  całe pastwisko, nieraz pragn łam 

zobaczy  nasze pastwisko jego oczami, oczami, które s  czyste, nie znajduj  dla 

ich czysto ci do  wiernego porównania, s  czyste, kiedy w ród szmaragdowej 

doliny poczynały si  kła  pierwsze cienie, a niebo nasycało si  fioletem i cisz , w 

trawach  wierkały  wierszcze i ptaki w g stwinie d bów nawoływały si  przed 

snem, wówczas, nie mog c widzie  tego wszystkiego jego oczami, widziałam 

swymi: stał przed szałasem, w górze, z r k  na biodrze, blask sło ca schodził z 

niego powoli, lecz on cierpliwie czekał, a  ostatnia smuga  wiatła zaga nie u jego 

stóp, i wtedy, gdy ostatnia smuga  wiatła gasła u jego stóp, podnosił do ust dłonie 

background image

 

i rzucał przed siebie w rozległ  przestrze  i w cisz  gardłowy okrzyk - id c wci  

z opuszczonymi oczami wypełniała płaski cie  ruchem dłoni podnosz cych si  do 

ust, a cisz  cienia wypełniała gardłowym okrzykiem wznosz cym si  tryumfalnie 

w ród szmaragdowej doliny nasycanej pierwszymi cieniami nocy - na ten d wi k 

ze wszystkich stron pastwiska zrywali si  pasterze i podobnie pokrzykuj c swymi 

jeszcze dziecinnymi głosami poczynali sp dza  rozproszone krowy, ko czył si  

dzie , wszyscy wracali do wsi, wszyscy odchodzili, tylko on zostawał w swoim 

szałasie, a kiedy stało si  tak jednego wieczora, i  zszedł, cie , który wci  

towarzyszył jej swoim milczeniem, poniewa  szła z niezmiennie opuszczonymi 

oczami, cie  podobnie jak ona uwi ziony w sieci ukształtowanej z cieni puszczy i 

z poblasków niewidzialnego sło ca, wypełnił si  nagle nieomal dotykaln  

cielesno ci : jest drobny i niewiele ode mnie wy szy, zawsze w płóciennej, 

krótkiej do kolan tunice, z nagimi nogami i obna on  szyj , ma brunatne włosy o 

złocistym połysku, lekko si  wij ce nad wysokim czołem, kocham jego u miech, 

który nie jest u miechem, ale jak gdyby nie miał  zapowiedzi  u miechu, jego 

u miech otwiera przede mn  niebo, całym sob  otwiera niebo, zawsze mogłam si  

do niego modli  jak do nieba, wi c gdy cie , który jej towarzyszył, wypełnił si  

nagle dotykaln  nieomal cielesno ci , ujrzała go pobladłym ow  czyst  i 

natchnion  blado ci , która wydaje si  odbiciem szczególnej jasno ci 

wewn trznej, ujrzała go schodz cego ze wzgórza, które wznosiło si  ponad 

pastwiskami, na skraju puszczy, niezrozumiale obecnego w ród oniemiałych ze 

zdumienia pasterzy, wtedy powiedział: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec 

bezdusznej  lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask  i 

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy… powiedział spowiednik: wydaje mi si , moje 

dziecko,  e i teraz, gdy masz otworzy  serce przed Bogiem, wi cej my lisz o 

swojej miło ci ni  o tym,  e rozmawiasz z Bogiem, cie  Jakuba zmienił nagle 

kształt, podniósł teraz głow  - pomy lała - i spojrzał na niebo, nigdy nie zobacz  

nieba jego oczami, nigdy nie b d  wiedziała, co on swymi oczami widzi, 

powiedziała cicho: tak, ojcze, to jest prawda, teraz, gdy mam otworzy  serce 

przed Bogiem, te  wi cej my l  o mojej miło ci ni  o tym,  e mam otworzy  serce 

przed Bogiem, kochasz swój grzech?, kocham Jakuba z Cloyes, ojcze, a on?, 

kocham go, ojcze, wi c nie umiem rozpoznawa  jego my li, odk d si gam 

pami ci , wychowywał si  razem ze mn  i z moj  siostr  w domu mego ojca, ale 

widocznie zawsze, odk d si gam pami ci , musiałam go kocha , poniewa  nigdy 

nie potrafiłam rozpoznawa  jego my li, nie wiem, co my li, nie znam jego my li, 

ale wiem,  e mnie nigdy nie pokocha w inny sposób, ni  si  kocha przybran  

siostr , tego dnia, kiedy po raz pierwszy wyszedł z szałasu, poniewa  przez trzy 

dni nie opuszczał go i nie odpowiadał na nasze pro by i wezwania, wi c tego 

wieczora, kiedy opu cił szałas i zszedł pomi dzy nas, i powiedział: objawił mi Bóg 

wszechmog cy, aby wobec bezdusznej  lepoty królów, rycerzy i ksi

t dzieci 

chrze cija skie okazały łask  i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w 

r kach poga skich Turków, poniewa  ponad wszelkie pot gi na ziemi i na morzu 

ufna wiara oraz niewinno  dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , i potem, 

kiedy w ród  miertelnego milczenia powiedział: zmiłujcie si  nad Ziemi   wi t  i 

samotnym grobem Jezusa, wtedy zrozumiałam,  e mnie nigdy nie pokocha, 

poniewa  Bóg powołał go do wielkich rzeczy i on im oddał swoje serce, nigdy 

background image

 

zatem nie wyznała  mu swojej miło ci?, kiedy jestem, ojcze, sama, potrafi  

prowadzi  z nim długie, poufne i nawet zuchwałe rozmowy, potrafi  przemawia  

do niego najpi kniejszymi słowami, ale gdy jestem przy nim, opuszcza mnie 

odwaga i wszystkie my li i uczucia, które pragn łabym mu wyjawi , zamieraj  

we mnie w trwo liwym milczeniu, nigdy mu nie powiedziałam,  e go kocham, i 

nigdy mu tego nie powiem, poniewa  zrozumiałam,  e Bóg go powołał do wielkich 

rzeczy, wi kszych ni  moja miło , moja miło  nale y tylko do mnie, to jest tylko 

moja miło , a on, wybrany przez Boga dla wielkich celów, nale y do wszystkich 

dzieci, które usłuchały jego wezwania i ju  za nim id  lub pójd  za nim jutro, Bóg 

słowami Jakuba i poprzez niego objawił nam wszystko, co mamy robi , jeszcze tej 

samej nocy ruszyli my w drog , aby uwolni  miasto Jerozolim  z r k poga skich 

Turków, wyruszyli my noc  w ród bicia dzwonów i płaczu naszych matek, w 

otwartych na ro cie  oborach ryczały krowy, poniewa  sp dziwszy je z pastwiska 

zapomnieli my o wieczornym udoju, i wtedy, gdy do nas opuszczaj cych rodzinne 

domy, zgromadzonych dokoła Jakuba i gotowych do dalekiej drogi, drogi pełnej 

tajemnic i nieznanych niebezpiecze stw, drogi, ojcze, u której niepoj tego ko ca 

wyrastały jak we  nie ogromne mury i bramy Jerozolimy z grobem 

najsamotniejszym ze wszystkich grobów na ziemi, poniewa  poddany został 

przemocy i niewoli, wtedy, ojcze, gdy biły nam bardzo mocno serca, poniewa  

tylko przyspieszonym i troch  trwo nym biciem serc mogli my mówi  o dalekiej i 

nieznanej drodze, która otworzyła si  przed nami tej nieoczekiwanej nocy, wtedy 

w ród ciemno ci, bicia dzwonów, płaczu naszych matek i ryku krów cierpi cych z 

nadmiaru mleka Jakub rozkazał nam rozej  si  do swoich domów, aby ka dy z 

nas po raz ostatni wydoił krowy powierzone jego opiece, dopiero po tym ostatnim 

udoju ruszyli my w drog  i tej nocy po raz pierwszy zwróciłam si  do dobroci i 

miłosierdzia Jezusa z modlitw , aby mi wybaczył,  e opu ciłam rodzinny dom, 

matk  i ojca nie z miło ci do niego, lecz zwi zana i wypełniona miło ci  inn , szła 

wci  z opuszczonymi oczami i wydało si  jej,  e bose i obrz kni te stopy id cego 

obok starego człowieka st paj  z coraz wi kszym wysiłkiem, dłu ej ni  

dotychczas i jak gdyby poszukiwały koniecznej ulgi nieruchomiej c przy 

zetkni ciu z ziemi , powiedział głosem, który równie  wydał si  jej bardzo 

zm czonym: moje dziecko, moje biedne zagubione dziecko, wierzysz,  e wam, 

niedo wiadczonym, a za jedyn  bro  posiadaj cym swoj  niewinn  młodo , uda 

si  osi gn  to, czego w ostatnich latach nie zdołali osi gn  najpot niejsi tego 

wiata, królowie, ksi

ta i rycerze? wierzysz,  e istotnie zdołacie wyzwoli  

poha biony grób Chrystusa z r k pogan?, wierz , ojcze - powiedziała nie 

podnosz c głosu, ale z akcentem jasnej pewno ci - wierz ,  e Jakub doprowadzi 

nas do dalekiej Jerozolimy i jednego dnia, nie wiem, kiedy ten dzie  nastanie, 

mo e za miesi c, a mo e za rok, ale na pewno nastanie taki dzie , gdy otworz  si  

przed nami bramy Jerozolimy i my wejdziemy tymi bramami, aby ju  na zawsze 

wyzwoli  grób Jezusa od przemocy i niewoli poga skiej, wierz , ojcze,  e taki 

dzie  nastanie, cho  nie wiem, czy to b dzie za miesi c, czy za rok, stary człowiek 

zatrzymał si  na moment, pomy lał: spraw, miłosierny Bo e, aby nigdy si  nie 

spełnił mój okrutny sen, jest stary i zm czony - pomy lała - nie starczyłoby mu 

sił, aby doj  razem z nami do Jerozolimy, tylko my dzi ki Jakubowi wejdziemy 

jednego dnia w bramy Jerozolimy, teraz powinien mnie pobłogosławi , poniewa  

background image

 

nie powinien mnie pozostawi  z moj  miło ci  jak z grzechem  miertelnym, nie 

moja miło  jest grzechem, lecz to,  e jej tylko potrafi  słu y , a nie tej miło ci 

wi kszej, której słu y Jakub, je eli mnie pobłogosławi i rozgrzeszy, wówczas 

pozostan  z moj  miło ci , ale nie w grzechu  miertelnym, poczuła si  

oczyszczona t  chwil  rozgrzeszenia, chwil , która si  jeszcze nie stała, ale miała 

si  sta  za chwil , pomy lała przenikni ta nagle ogromnym wzruszeniem: kiedy 

nadejdzie ten daleki dzie  i otworz  si  przed nami bramy Jerozolimy, otworz  

si  lekko i bezgło nie, poniewa  b dzie nas tysi c tysi cy, wszystkie dzwony b d  

bi  wówczas, gdy staniemy u grobu Jezusa na zawsze uwolnionego od przemocy i 

niewoli, on podejdzie do mnie, we mie w swoj  r k  moj  dło  i powie: tobie, 

najmilsza Maud, zawdzi czam,  e dzieci z Cloyes wysłuchały mnie i poszły za 

mn , ty pierwsza uwierzyła  mi i przy mnie stan ła , ty była  przez cały czas za 

mn  i teraz, gdy si  ju  spełniło to, co mi Bóg powierzył, mog  ci, Maud, 

powiedzie : kocham ci , Maud, zawsze ci  kochałem, najpierw kochałem ci  jak 

siostr , ale od dawna kocham ci  tak, jak m czyzna kocha kobiet , kocham ci , 

Maud, i tylko ciebie kocham, najmilsza moja Maud, promyczku mój, ptaszku 

mój, oczy jej napełniły si  łzami i ju  nie widziała ani bosych, obrz kni tych stóp 

spowiednika, ani cieni i poblasków płyn cych bezgło nie dokoła, ani nawet 

własnych stóp i raczej wyczuła, ni  ujrzała ruch du ej i ci kiej r ki kre l cej nad 

jej głow  znak krzy a, rozgrzeszam ci  z twoich grzechów, moje dziecko 

powiedział zm czonym głosem - i nie daj  ci  adnej pokuty, poniewa  wydaje mi 

si , według mego rozeznania w sprawach ludzkich, i  twoja miło  stała si  dla 

ciebie dostateczn  pokut , niech Bóg wszechmog cy ulituje si  nad tob  i pozwoli, 

aby Chrystus, do którego grobu idziesz, zaj ł w twoim sercu pierwsze miejsce, w 

imi  ojca i syna, i ducha  wi tego, amen, pochyliła si , wci  z oczyma pełnymi 

łez, aby ucałowa  r k  starego człowieka, była to du a i spracowana dło  pokryta 

zgrubiał , szorstk  i tward  skór , całuj c t  zgrubiał , szorstk  i tward  r k  

pomy lała: gdy odejdzie, pozostan  sama z moj  miło ci , i podczas kiedy on, ju  

obcy i daleki, szedł dalej przed siebie, z trudem dotykaj c bosymi stopami ziemi, 

ona stała samotna, ju  oderwana od tamtego człowieka i jeszcze nie ogarni ta 

cieniami, które poczynały si  stawa   ywymi lud mi, pomy lała: we mie mnie za 

r k  i wówczas, ju  nie widz c cieni, lecz czuj c si  otoczona  ywymi ciałami, 

pomy lała: to si  nigdy nie stanie, nigdy mnie nie pokocha, zobaczyła,  e równym 

i spokojnym krokiem przechodzi obok Robert, zobaczyła jego silne ramiona i 

ciemne, krótkie włosy, cały był spokojem, pewno ci  i zaufaniem, nigdy go nie 

pokocham - pomy lała prawie z  alem i w tym momencie przypomniał si  jej 

niedawny wieczór, kiedy nadaremnie prosiła Jakuba, aby przyszedł do Cloyes, 

poniewa  tej nocy miała by  zabawa z okazji  lubu jej siostry Agnieszki, stali 

przed szałasem, z pastwiska dobiegały pokrzykiwania pasterzy sp dzaj cych 

krowy z pastwiska, kukułka zakukała w gł bi puszczy, powiedziałam cicho: 

my lałam,  e cho  troch  mnie lubisz, u miechn ł si  i powiedział: lubi  ci , z 

dołu dobiegł głos Roberta, zawołał: Maud, Robert ci  woła - powiedział Jakub, 

zawołałam: och, Jakubie, dlaczego jeste  inny od wszystkich?, patrzył na mnie, 

jakby nie rozumiał, co chciałam powiedzie , zawsze zamy lony i daleki, 

powiedziałam: nie lubisz ludzi?, lubi  - powiedział, ale ich unikasz, dlaczego?, 

teraz nie patrzył na mnie, patrzył gdzie  w bok, powiedział: nie wiem, nie nudzisz 

background image

 

10 

si  zawsze sam? - spytałam, zaprzeczył lekkim ruchem głowy, i nie bywa ci 

smutno?, czasem - powiedział wci  spogl daj c w bok, Robert znów zawołał: 

Maud, czeka na ciebie - powiedział, wtedy pomy lałam: nigdy mnie nie pokocha, i 

przestraszona,  e mog  si  rozpłaka , odwróciłam si  i szybko pocz łam biec, 

Robert czekał na skraju pastwiska, min łam go biegn c i wtedy si  dopiero 

zatrzymałam, gdy mnie dogonił i chwycił za r k , szli my w milczeniu nie patrz c 

na siebie, powiedział: Maud, chciałam r k  cofn , lecz mocniej j  przytrzymał, 

kocham ci , Maud - powiedział - i nigdy ci  kocha  nie przestan , szedł 

spokojnym krokiem, silny i skupiony, cały był spokojem i to, co mówił, te  było 

spokojem i pewno ci , miał ciepł , mocn  r k , przy nim mogłabym si  czu  

bezpiecznie, powiedziałam szeptem, aby swoje słowa uczyni  mniej dotkliwymi: 

nie mog  ci  kocha , Robercie, chwil  milczał, potem powiedział: wiem, ale ja ci  

kocham i b d  czeka  tak długo, a  i ty mnie pokochasz, wtedy zatrzymałam si  z 

sopelkiem lodu w sercu, nie - zawołałam - nigdy go kocha  nie przestan , ju  

ostatnie krowy zeszły z pastwiska, głosy pasterzy rozbrzmiewały coraz dalej, tu 

była cisza i pustka, byli my sami, nie mógł nie poczu ,  e moja r ka dr y, chod  - 

powiedział - robi si  chłodno, teraz szedł przed ni  nie dalej ni  o pi , sze  

kroków, widziała jego mocn  sylwetk  tchn c  spokojem i zaufaniem, widziała 

jego nagie ramiona i ciemne, krótkie włosy, szedł swoim zwykłym, równym i 

spokojnym krokiem, nie czuł zm czenia, poniewa  czujno , która go wypełniała, 

nie pozostawiała w nim miejsca na zm czenie, widział przed sob , gdy szedł teraz 

u boku starego spowiednika, nikogo przed sob  nie maj c, tylko ów le ny szlak, 

który był ich wspóln  drog , szlak poro ni ty traw  i biegn cy pomi dzy 

ogromnymi murami puszczy, dopiero teraz, gdy po raz pierwszy, od kiedy 

opu cili Cloyes, szedł samotnie na czele pochodu i nikt mu nie przesłaniał drogi, 

któr  mieli przeby , zdał sobie spraw  z mnogo ci dni i nocy, które w swoim 

oboj tnym przemijaniu, i natychmiast, ledwie to pomy lał, poj ł,  e i dnie, i noce, 

które b d  odmierza  ich nie ko cz c  si  drog , nie b d  nie  ze sob  cierpliwej 

oboj tno ci, natomiast w upałach, kiedy niebo b dzie płon  nad nimi, 

pozbawionymi skrawka cienia, w ci kich upałach, w burzach i w ulewach 

wiruj cych gwałtownie ponad obna onymi przestrzeniami, w uporczywych 

deszczach i we wszystkim innym, co mog  nie  ze sob  ziemia i niebo dni i nocy, 

b d  ich owe dnie i noce, nie daj ce si  ogarn  w swojej mnogo ci,  ciga  i 

dr czy , niekiedy tylko obdarowuj c przychyln  łaskawo ci , aby po krótkich 

godzinach ulgi i bezpiecze stwa znów wtr ca  w otchła   ywiołów, pomy lał o 

Maud, o jej delikatnych stopach i dłoniach, nie s  kruche - pomy lał - ale i nie s  

nazbyt silne i odporne na trudy, pomy lał o jej dziewcz cych ramionach, które 

wydawały si  i zbyt delikatne, i zbyt słabe, aby zosta  bezbronnie wydane na 

spiekoty, burze i deszcze, jeszcze raz pomy lał o małych, dziewcz cych stopach 

Maud st paj cych po kamieniach i piaskach, po ziemi bezpłodnej i twardej, 

spieczonej słonecznym  arem, po czym wszystkie te my li nagle w sobie uciszaj c 

pocz ł mówi : mój ojciec, Filip z Cloyes, jest młynarzem, nasz młyn jest stary, 

mocny i bardzo pi kny, takiego młyna nie ma w całej okolicy, mój pradziadek był 

młynarzem, mój dziadek był młynarzem, ojciec jest młynarzem i ja tak e miałem 

nim by , mam ju  pi tna cie lat i jestem jedynym synem mego ojca, poniewa  

wszyscy moi starsi bracia nie  yj , zawsze my lałem,  e do ko ca  ycia b d  

background image

 

11 

pracowa  przy moim młynie i kiedy  po latach zajmie moje miejsce mój syn, ale 

oto przyszedł dzie , kiedy musiałem opu ci  mego ojca, chocia  jest stary i ju  

potrzebuje mojej pomocy, nigdy nie chciałem by  złym synem, a jednak stałem 

si  nim, z miło ci do dziewczyny, która ma na imi  Maud i jest córk  kowala 

Szymona z Cloyes, uczyniłem, ojcze, to, co uczyniłem, ale nie mogłem uczyni  

inaczej, poniewa  ponad wszystko na  wiecie kocham Maud, kocham j , chocia  

ona mnie nie kocha, ona jest krucha i delikatna, ma drobne, delikatne stopy, ju  

teraz, cho  zaledwie pi ty tydzie  jeste my w drodze, widz  w jej oczach 

zm czenie, kto by j  chronił przed nazbyt ci kimi trudami, kto by nad ni  

czuwał, gdyby mnie przy niej nie było? nie mogłem, ojcze, uczyni  inaczej i nie 

chc c tego musiałem memu ojcu sprawi  ci ki ból moim odej ciem, zrozumiałem 

wtedy,  e cieniem ka dej miło ci jest cierpienie, nie mo na nie kocha , ale je li si  

kocha, miło  rozszczepia si  na miło  i cierpienie, gdy widziałem mego ojca po 

raz ostatni w t  noc, kiedy opuszczali my nasz  rodzinn  wie , nie czynił mi 

adnych wyrzutów, nie usiłował zatrzyma  sił , stał przygarbiony i z pochylon  

głow  we drzwiach naszego młyna, ja stałem o krok przed nim, nic nie 

mówili my, ale on ju  o wszystkim wiedział, biły wszystkie dzwony w naszym 

ko ciele, stali my dług  chwil  przy sobie, tak blisko, i  zdawało mi si ,  e słysz  

bicie jego starego i zm czonego serca, a  nagle podniósł głow , poło ył mi r k  na 

ramieniu i powiedział niegło no, ale i niezupełnie cicho: Robercie, tylko to jedno 

słowo powiedział, ale ja wiedziałem,  e w tym jednym słowie chciał powiedzie  

wszystko, zdj łem wi c jego dło  z ramienia, pocałowałem j  i powiedziałem: 

musz  i , ojcze, i odszedłem w noc pełn  ciemno ci i bicia dzwonów, które bij  u 

nas w ten sposób tylko na pogrzeby albo wesela, a teraz biły, nie wiem, czy na 

pogrzeb, czy na wesele, biły z powodu czego , co si  jeszcze w naszej wsi nigdy nie 

stało i chyba si  nie stało nigdzie na  wiecie, a czego ja, cho  si  temu z miło ci do 

Maud poddałem, nie mogłem zrozumie , my l , ojcze,  e wtedy, w t  noc, kiedy 

opuszczali my nasz  rodzinn  wie  i nasze domy, i naszych ojców i matki, nikt z 

nas tego nie rozumiał, mo e oprócz jednej Maud, nie rozumieli my, co si  stało 

Jakubowi, gdy przez trzy dni nie opuszczał swego szałasu i z nikim z nas nie 

chciał rozmawia , nikogo do szałasu nie chciał wpu ci , zawsze był troch  inny od 

nas, był nie tylko pi kniejszy od wszystkich chłopców, ale tak e inny, mój ojciec 

mówił,  e dlatego,  e był sierot  i chocia  si  mi dzy nami od samego pocz tku 

wychowywał, nikt nie wiedział, kim byli jego rodzice, stary dzwonniczy, który 

jeszcze  yje, znalazł go jednego dnia przed pi tnastoma laty podrzuconego w 

koszyku na stopniach ko cioła, ochrzczono go wtedy i dano mu imi  Jakub, bo 

był akurat dzie   wi tego Jakuba, kowal Szymon, ojciec Maud, wzi ł go wtedy do 

siebie na wychowanie, odk d si gam pami ci , zawsze pami tam,  e Jakub był 

inny od nas wszystkich, nazywano go Jakubem Znalezionym, nigdy nie lubił 

wspólnych zabaw, wolał by  sam, a je li si  z nami bawił, to w taki sposób, jakby 

był pomi dzy nami i był jednocze nie gdzie indziej, mimo to wszyscy kochali my 

go, bo był bardzo pi kny i kiedy si  u miechał tym swoim troch  nie miałym, a 

troch  kusz cym u miechem albo kiedy mówił urzekaj c nas łagodnym i 

melodyjnym brzmieniem swego głosu, nie mogli my go nie kocha , od roku był 

przywódc  wszystkich pasterzy z Cloyes, ale ostatnio coraz mniej był z nami, 

nigdy nie wracał z nami na noc do wsi, wybudował sobie szałas na skraju 

background image

 

12 

puszczy, wysoko ponad naszymi pi knymi pastwiskami, w tym szałasie sp dzał 

noce, ale musiał si  chyba udawa  na spoczynek bardzo pó no, poniewa  bardzo 

cz sto wielu z nas widziało,  e jeszcze po północy  arzyło si  przed jego szałasem 

samotne ognisko, nawet niedawno, kiedy w naszej wsi była wielka zabawa, bo 

było wesele Agnieszki, starszej siostry Maud, Jakub nie przyszedł do nas i dlatego 

nic nie rozumieli my, kiedy po tych trzech dniach, kiedy nikogo nie chciał widzie  

i z nikim nie chciał rozmawia , wyszedł nagle pod wieczór z tego swego 

dobrowolnego wi zienia, zobaczyli my go takim, jakim widzieli my go zawsze, 

gdy pod zachód sło ca nadchodziła pora sp dzania krów z pastwiska, stał przed 

szałasem wyprostowany, z r k  na biodrze, blask sło ca schodził z niego powoli, a 

on czekał, a  ostatnia smuga zaga nie u jego stóp, lecz gdy zawsze w tym 

momencie podnosił do ust dłonie, aby wyrzuci  przed siebie gardłowy okrzyk, 

znak dla nas,  e mamy rozpocz  zganianie krów z pastwiska, tego wieczora nie 

podniósł dłoni do ust, nie usłyszeli my jego głosu, powoli pocz ł schodzi  

łagodnym zboczem ku nam stoj cym w dole, dobrze pami tam,  e był bardzo 

blady, wiedziałem,  e co  si  stanie, ale nie wiedziałem, co si  sta  mo e, nikt z nas 

nie my lał,  e ju  nadeszła pora sp dzania krów z pastwiska, stali my w 

milczeniu i to trwało bardzo długo, zanim do nas doszedł, poniewa  im był bli ej, 

tym wolniej szedł i wydawał si  coraz bardziej blady, jakby wszystka krew 

odpłyn ła mu z policzków, wreszcie w ród zupełnej ciszy znalazł si  pomi dzy 

nami, ju  wiedzieli my,  e chce co  powiedzie , stłoczyli my si  dokoła niego, nie 

pami tam,  ebym kiedykolwiek słyszał tak  cisz , jaka była wtedy, i w tej ciszy i 

wcale na nas nie patrz c pocz ł mówi , wiesz ju  na pewno, ojcze, co wtedy 

powiedział, jego słowa wci  kr

 w nas i poza nami, znamy je na pami , ka dy 

z nas mógłby je powtórzy  zbudzony gwałtownie z najgł bszego snu, ale chocia  

je znamy na pami , nie wiem, czy je rozumiemy, poniewa  one nas przerastaj  o 

to wszystko, czego zrozumie  nie mo emy, ale wtedy, gdy je w ród nas i dla nas, 

czternastu pasterzy i pasterek z Cloyes, wypowiadał, rozumieli my je jeszcze 

mniej ni  teraz, kiedy te słowa przekształciły si  w drog  ci gn c  si  przed nami 

i w daleki cel, którego nie potrafimy sobie wyobrazi , ale który stał si  naszym 

celem i gdzie  w nieznanym kraju i pod nieznanym niebem zarysowuje si  

naszym oczom bramami i murami nieznanego miasta, wtedy, gdy pobladły i nie 

patrz c na nas, stłoczonych dokoła, mówił o bezdusznej  lepocie królów, ksi

t i 

rycerzy i nas, bo przecie  tylko my my go słuchali, wzywał, aby my okazali łask  

i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, i 

jeszcze powiedziawszy,  e Bóg wszechmog cy nas wybrał, poniewa  ponad 

wszelkie pot gi na ziemi i na morzu ufna wiara oraz niewinno  dzieci 

najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy umilkł to wszystko niepoj te i 

niezrozumiałe powiedziawszy, a potem bardzo cicho, głosem, w którym było ju  

tylko zm czenie i błagalna pro ba, powiedział: zmiłujcie si  nad Ziemi   wi t  i 

samotnym grobem Jezusa, kiedy to wszystko ju  si  stało i znów stała si  cisza 

taka sama, jaka była, gdy stan ł pomi dzy nami, my lałem, ojcze, i mógłbym 

przysi c,  e to samo co ja my leli wszyscy, my lałem: biedny, nieszcz sny Jakub, 

oszalał w swojej samotno ci, zabiła go pycha, gdyby to było w mojej mocy, 

dałbym sobie r k  uci , aby móc odwróci  to, co si  stało, wiedziałem,  e po raz 

drugi Jakub nie mo e powtórzy  swego wezwania, poniewa  było to wezwanie, 

background image

 

13 

które mo na zło y  tylko raz jeden i tylko zwyci stwo odnosz c lub ostateczn  

kl sk , wiedziałem,  e poniósł kl sk  i za chwil  zaczniemy si  rozchodzi  w 

milczeniu, jego pozostawiaj c jego samotno ci i obł dowi, ju  chciałem podej  

do Jakuba, aby powiedzie : odprowadz  ci  do szałasu, powiniene  si  poło y , 

jeste  chory, gdy nagle poczułem na ramieniu dotkni cie lekkiej dłoni, to była 

Maud, która stała przez cały czas za mn , teraz tym ruchem dłoni zmusiła mnie, 

e si  ku niej odwróciłem, ale nie patrz c na mnie, jakby mnie wcale nie widziała, 

przeszła obok, podeszła do Jakuba, stała przy nim chwil  bez słowa i nieruchoma, 

chciałem zawoła : Maud, nie rób tego, lecz nim zd yłem to uczyni , ona 

odwróciła si  ku nam, wzi ła w swoj  dło  r k  Jakuba i równie pobladła jak on, 

ale pi kniejsza ni  kiedykolwiek, z twarz , która wydawała si  w tej chwili 

twarz   wi tej, i z oczami wypełnionymi  wiatłem, którego i blask, i gł bia 

wydawały si  nieziemskimi, zacz ła mówi , nie pami tam ani jednego słowa z 

tego, co mówiła, my l ,  e ona sama i Jakub, i wszyscy inni tak e tego nie 

pami taj , nikt tych słów nigdy nie powtarzał, a jednak to one, zapomniane przez 

wszystkich i nawet przez ni  sam , sprawiły,  e idziemy teraz t  drog , one, te jej 

zapomniane obecnie słowa, były jak kamie  rzucony do wody, sam gin cy w 

gł bi, lecz pozostawiaj cy po sobie ruch fal, to Maud dokonała cudu, którego nie 

potrafił zdziała  Jakub, ona dlatego,  e przy nim stan ła i zacz ła mówi , 

wyd wign ła go z kl ski i jego szale stwo przemieniła w posłannictwo, słabo  w 

sił , teraz nikt ju  tego nie pami ta, ale ja pami tam, poniewa  prze yłem w ci gu 

tych kilku chwil wi cej ni  przez całe dotychczasowe  ycie i je li mo na 

powiedzie ,  e si  widzi nieznan  przyszło , to ja j  wówczas zobaczyłem i 

chocia  były we mnie tylko ciemno  i rozpacz,  adnej wiary i nadziei, tylko 

ciemno  i rozpacz, poniewa  w tej godzinie i moja miło  do Maud była jedynie 

ciemno ci  i rozpacz , podszedłem do nich, gdy Maud sko czyła mówi , stan łem 

przy nich, przy Jakubie i Maud, i było nas ju  troje, a za chwil , która była 

krótsza od najkrótszej chwili, byli przy nas wszyscy, opowiadali pó niej 

niektórzy, i  widzieli w tym momencie ogromn  błyskawic  rozcinaj c  swym 

pot nym blaskiem pogodne niebo, inni poczuli,  e ziemia zadr ała pod ich 

stopami, ju  mrok zapadał, gdy  piewaj c wracali my do Cloyes, Jakub szedł 

pierwszy, szedłem obok Maud i wci  były we mnie tylko ciemno  i rozpacz, nie 

wyznałem ci jeszcze, ojcze,  e Maud, któr  kocham, kocha Jakuba, ale on jej 

miło ci nie odwzajemnia, potem, gdy wci   piewaj c wchodzili my pomi dzy 

pierwsze chaty, noc si  nagle dokoła stała i w naszym ko ciele pocz ły bi  dzwony, 

umilkł, a poniewa  stary człowiek w brunatnym habicie te  si  nie odzywał, wi c 

szli w milczeniu, stary człowiek ci ko wdeptuj c w ziemi  swoje du e, 

obrz kni te stopy, Robert u jego boku spokojny i skupiony, oszcz dny w ruchach, 

jak gdyby  wiadomie ograniczał swoje siły, przygotowuj c w ten sposób i ciało, i 

umysł do sprawnego wypełniania wszystkich przyszłych trudów i obowi zków, 

pomy lał: za godzin  b dzie ciemno, noc b dzie chłodna i ziemi  pokryje rosa, 

je eli przed nastaniem ciemno ci nie dojdziemy do  adnej wsi, b dziemy nocowa  

w puszczy, noc b dzie chłodna i Maud b dzie dr ała z zimna, gdyby mnie 

kochała, ciepłem własnego ciała chroniłbym j  przed chłodem, mogłaby w moich 

ramionach bezpiecznie spa , miło ci  nawet głód mo na uciszy , mój synu - 

powiedział stary człowiek i umilkł, jakby zagubił potrzebne mu słowa, znów szli 

background image

 

14 

w milczeniu, pomy lał niespodziewanie dla samego siebie: nie umiałbym teraz 

mówi  tak, jak mówiłem wtedy, miałbym teraz do ofiarowania i mniej, i wi cej, to 

była ta pi kna przedwiosenna i ksi ycowa noc, kiedy cała wie  si  bawiła, 

poniewa  odbywało si  wesele siostry Maud, Agnieszki, du a polana nie opodal 

naszego młyna pełna była ta cz cych, kilku w drownych muzykantów 

przygrywało do ta ca na lutniach i b benkach, ale Maud nie chciała ta czy , 

wci  si  jeszcze łudziła,  e Jakub przyjdzie, stali my z dala od ta cz cych, w 

cieniu młodziutkich tarnin, mówiłem: gdybym był bogaty, zebrałbym wielu 

znakomitych rycerzy i zdobyłbym dla ciebie pot ny zamek, miałaby  

najpi kniejsze suknie i klejnoty, a truwerzy układaliby pie ni o sławie twojej 

urody i dobroci, dojrzałem nagle na jej twarzy o ywienie, serce mocniej mi 

zabiło, ale zaraz zrozumiałem swoj  omyłk , Maud nie patrzyła na mnie, patrzyła 

na chłopca, który przeciskał si  pomi dzy ta cz cymi i z drobnej postawy i z 

jasnych włosów wydawał si  podobny do Jakuba, ale gdy odwrócił w nasz  stron  

głow , natychmiast przestał by  Jakubem, Maud przygasła i po chwili cicho 

powiedziała: nie jestem dobra, chciałem zaprzeczy , gdy Blanka przebiegaj c 

koło nas swym wyzywaj cym, tanecznym krokiem, musiała nas dojrze , chocia  

stali my w cieniu tarnin, nagle si  zatrzymała, o, to wy - zawołała swym niskim, 

gardłowym głosem - czemu nie ta czycie?, podeszła do nas zarumieniona, 

wiadoma swojej urody, chod , zata czymy powiedziała do mnie, a gdy 

milczałem, roze miała si : nie chcesz? jaki  z ciebie niedoł ga, Robercie, wszyscy 

wiedz ,  e ona si  bez pami ci kocha w Jakubie, a ty za ni  łazisz jak cie , gdyby  

był m czyzn , jestem nim - powiedziałem - i dlatego nie uderz  ci , znów si  

roze miała i powiedziała do Maud: wiesz, głupia g sko, co teraz zrobi ? mam 

ochot  na twego  licznego Jakuba, a je eli mam na co  ochot , to zawsze to 

osi gam, baw si  wesoło, Maud, mój synu - powiedział stary człowiek - jestem oto 

o tyle lat od ciebie starszy, i  mógłby  by  moim synem, je li nie wnukiem, 

my lałem słuchaj c ci : daj mi, Bo e, do  siły i m dro ci i do  wiary, nadziei i 

miło ci, abym potrafił pomóc temu chłopcu, ojcze mój - powiedział cicho Robert - 

chc  wierzy ,  e dojdziemy do dalekiej Jerozolimy, poniewa  chc  by  silny, mój 

synu - powiedział stary człowiek - twoja wiara, i umilkł, bowiem pomy lał: z 

nieszcz , z cierpie  i z zagubienia rodzi si  pragnienie wiary, z tych samych 

zatrutych  ródeł kształtuje si  wiara, nie dopu , Bo e, aby miał si  kiedykolwiek 

spełni  mój okrutny sen i aby martwa i sło cem spalona pustynia miała si  sta  

kresem drogi tych dzieci, tych jeszcze nie zbudzonych do  ycia i dlatego 

niewinnych i tych, którzy ju  zaznali pierwszych udr k, wiara - powiedział - 

wielkich rzeczy mo e dokona , góry mo e przenie , wiem - powiedział Robert - 

dlatego chc  wierzy ,  e wejdziemy którego  dnia w bramy Jerozolimy, wtedy 

tamten pocz ł odmawia  formuł  rozgrzeszenia, po czym zwrócił si  ku id cemu 

obok całym swym du ym i ci kim ciałem, podniósł spracowan  dło  do 

błogosławie stwa i kiedy kre lił nad głow  chłopca znak krzy a, spojrzenia ich 

spotkały si  na moment, musiał du o cierpie  - pomy lał Robert, wielu jeszcze 

dozna cierpie  - pomy lał stary człowiek, po czym Robert zatrzymał si , a tamten 

szedł dalej samotny i w plecach pochylony, teraz ty - usłyszał Robert za sob  głos 

Aleksego Melissena, min ła go Blanka, szła ku spowiednikowi krokiem 

nie piesznym, za to natarczywie wyzywaj cym, tu, na tym le nym trakcie, obca i 

background image

 

15 

szczególnie natarczywie wyzywaj ca, miała na sobie sukni  z ci kiego 

jasnozielonego jedwabiu, g sto przetykan  złotymi ni mi, na niej purpurowy 

bliaut bez r kawów, szeroki u dołu, smugi cieni i słonecznych poblasków migotały 

na purpurze jej wierzchniej szaty i na włosach swobodnie opadaj cych na 

purpur  szaty, poruszała si  w tym bogactwie materii i barw swobodnie, jakby si  

urodziła w przepychu, lecz równie  i wyzywaj co, poniewa  miała to we krwi, 

my lała zbli aj c si  ku samotnie i ju  tylko o krok przed ni  id cemu 

człowiekowi: chciałabym,  eby ju  była noc, nienawidz  go, ale nie wtedy, kiedy 

mi to robi, poniewa  robi to lepiej ni  wszyscy inni, z którymi si  kładłam, 

wchodzi we mnie gwałtownie, ale potem przebywa we mnie długo, akurat tak 

długo, jak to jest moj  i jego potrzeb , nic nie mówi, wiem,  e gdy we mnie 

wchodzi, my li nie o mnie, lecz o kim innym, i nie mnie, lecz kogo innego chciałby 

trzyma  w ramionach, ale ja, gdy we mnie wchodzi, i tak e pó niej przez cały 

czas równie  my l  nie o nim, lecz o kim innym, wiemy to oboje i dlatego mo emy 

to robi  ze sob  tak długo, a potem mo emy si  nienawidzi  i znów, gdy zapadnie 

noc, zdziera  z siebie ubrania i przebywa  ze sob  bez wzajemnej miło ci, za to 

niewolniczo sp tani wspóln  miło ci , słucham ci , moje dziecko - powiedział 

stary człowiek, przyjrzała si  uwa nie jego du ym, obrz kni tym stopom, potem 

odsun wszy si  cokolwiek na bok, przemkn ła spojrzeniem po grubym i 

szorstkim suknie brunatnego habitu, szedł nie patrz c na ni , z dło mi 

wsuni tymi w r kawy habitu i z głow  troch  ku ziemi pochylon , o czym mam 

mówi  temu staremu dziadydze? - pomy lała - jest stary, brudny i  mierdzi jak 

stary cap, ujrzała siebie biegn c  pastwiskiem, które było jasne od po wiaty 

ksi yca, o tym mu opowiem - u miechn ła si  przekornie - ale milczała i widziała 

siebie biegn c  pastwiskiem, zagrodził jej sob  drog , gdy dobiegała do 

brzozowego zagajnika, zjawił si  przed ni  tak niespodziewanie, i  gdyby nie 

biały i rosły andaluzyjczyk, którego w chwil  potem dostrzegła uwi zanego nie 

opodal do drzewa, mogłaby przypu ci ,  e  ni lub dotkni ta została złudzeniami 

czarów, nigdy go przedtem nie widziała, lecz gdy zrozumiała,  e nie  ni i nie 

znajduje si  we władaniu czarów, natychmiast odzyskała pewno  siebie, był 

ciemnowłosy, o smagłej i pochmurnej twarzy, szeroki w ramionach i silnej 

budowy, miał na sobie krótk  srebrzyst  tunik , obcisłe nogawice z zielonego 

płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, przep dził ci  - powiedział, w 

pierwszym odruchu zranionej miło ci własnej zawołała: nie!, potem ju  spokojnie 

spytała: sk d wiesz?, u miechn ł si  pogardliwie i powtórzył swoim niskim, lekko 

schrypni tym głosem: przep dził ci , nie mogła nie spyta : znasz dziewczyn , z 

któr   pi?, nie odpowiedział, tylko przygl dał si  jej natarczywie, jest pi kniejsza 

ode mnie? - spytała, a gdy wci  milczał, powiedziała patrz c mu wprost w 

ciemne, pochmurne oczy: potrafisz tak zrobi ,  ebym przestała o nim my le ?, 

wtedy wzi ł j  za r k ,  cisn ł jej dło  tak mocno, i  krótko krzykn ła, poci gn ł 

j  gł biej w cie , zobaczyła rozło ony na trawie purpurowy płaszcz, rozbierz si  - 

powiedział, wiedziała,  e to uczyni, lecz spytała: kim jeste ?, rozbierz si  - 

powtórzył, le ałam naga na purpurowym płaszczu, nigdy jeszcze nie le ałam na 

materii równie przyjemnej w dotyku, słyszałam,  e si  rozbiera, ale robił to nie 

piesz c si , słyszałam szelest rzucanych na ziemi  ubra , miałam oczy otwarte i 

kiedy wszedł bosymi nogami na płaszcz i stan ł nade mn , zobaczyłam go w całej 

background image

 

16 

jego nago ci, ale wówczas jeszcze nie wiedziałam,  e i swoje ciało, i swoj  m sko  

pragnie ofiarowa  nie mnie, lecz komu innemu, powiedział stoj c nagi nade mn : 

przep dził ci , jeszcze nigdy w  yciu nie pragn łam tak Jakuba jak w tej chwili, 

powiedziałam: zrób tak,  ebym nie my lała, i wtedy wszedł we mnie, a gdy ju  

było po wszystkim i le ał obok z głow  wspart  o r k , spytał: my lała  o nim?, 

odpowiedziałam: tak, my lałam o nim, ja te  my lałem o nim - powiedział - czy 

wiesz, kto jest w jego szałasie?, nie spytałam i on po chwili powiedział: mój pan i 

opiekun, hrabia Ludwik, pan całej tej ziemi, hrabia na Chartres i Blois, po czym 

bez słowa, zamkn wszy oczy, wzi ł mnie w ramiona i znów we mnie wszedł, moje 

dziecko - powiedział stary człowiek - oprócz milczenia nie masz mi nic do 

wyznania?, wyprostowała si  i krokom swoim  wiadomie nadała taneczny rytm: 

nie prosiłam ci , stary człowieku,  eby  słuchał moich wyzna , chcesz wi c odej  

bez spowiedzi i rozgrzeszenia?, roze miała si  pogodnie i powiedziała: bez twego 

pozwolenia to uczyni , i gdy si  lekko odwróciła, ujrzała przez moment tak wolno 

si  posuwaj cy, i  prawie nieruchomy tłum, tysi c jasnych i ciemnych głów jedna 

przy drugiej, biel dziewcz cych sukienek i chłopi cych zgrzebnych wiejskich 

tunik, w górze czarne krzy e, chor gwie i kolorowe feretrony, była cisza i tylko 

gdzie  bardzo daleko, u niewidocznego ko ca pochodu, zabrzmiał krótkim i 

wysokim tonem przez nieuwag  najwidoczniej potr cony dzwonek, wydało si  jej 

naraz,  e wszystko, co w tej chwili widzi, jest tylko snem i wystarczy dło  

podnie  lub gł biej odetchn , aby przebudzi  si  w innym  wiecie, lecz nim 

zd yła to uczyni , ujrzała przed sob  Aleksego, stał od niej nie dalej ni  o krok, 

z twarz , której niepokoj c  pochmurno  przywykła była ogl da  w jeszcze 

wi kszym zbli eniu i zawsze pochylon  nad sob , gdy równocze nie, patrz c 

szeroko otwartymi oczami w t  twarz równie znan , jak obc , przywykła 

przyjmowa  jego m sko  gwałtown  i uporczyw , stała bez ruchu,  cisn ł jej 

dło  i powiedział: dlaczego si  nie spowiadasz?, pu  - powiedziała, coraz mocniej 

ciskał jej r k , pu  - powiedziała - nie chc  si  spowiada , ale musiała si  

cofn , poniewa  j  do tego zmusił, i znów przez krótk  chwil  ujrzała przed sob  

i ponad ciemn  głow  Aleksego nieruchome czarne krzy e, chor gwie i feretrony, 

nad nimi pył  ółtego kurzu migoc cy w ród cieni puszczy i przedzieraj cych si  

przez ni  poblasków zachodz cego sło ca, wró  do niego - powiedział tym samym 

głosem,  ciszonym i troch  chrapliwym, którym mówił: rozbierz si , pu  - 

powtórzyła, wtedy powiedział: zatłuk  ci  jak suk , je eli si  nie wyspowiadasz i 

nie dostaniesz rozgrzeszenia, kłam, ale b d  taka jak wszyscy, wi c znów si  

znalazła u boku starca, który  mierdział jak stary cap i du ymi, obrz kni tymi 

stopami powoli i z cierpliwym namysłem wchodził w ziemi  wilgotniej c  od rosy 

przedwieczornej, wie o mnie wszystko - pomy lała  mierdzi jak stary cap i wie o 

mnie wszystko, wybacz, ojcze - czuła,  e jej głos jest bardziej ni  kiedykolwiek 

czysty - wybacz mi moj  gwałtowno  i pych , mój głos - my lała - jest  piewem, 

mam piersi tak pi kne, jakich nie posiada  adna inna dziewczyna, potrafi  

kocha  i przyjmowa  w siebie m czyzn , jak nie potrafi tego robi   adna inna 

dziewczyna, wybacz, ojcze,  e zbł dziłam znalazłszy si  przy tobie, ale l k mnie 

ogarn ł, l k,  e nie tyle własne grzechy musz  wypowiedzie , ile o grzechach 

innych ludzi nale y mi mówi , nie pytaj mnie, ojcze, o imiona tych ludzi, wiem,  e 

sama musz  ci je wyzna , mój narzeczony i przyszły mał onek, gdy Bóg 

background image

 

17 

wszechmog cy pozwoli nam obojgu stan  kiedy  w przyszło ci u grobu pana 

Jezusa, mój przyszły pan i mał onek, hrabia na Chartres i Blois, hrabia Aleksy 

Melissen Vendôme, wspomógł mnie przed chwil  i paroma słowami utwierdził 

mnie w przekonaniu,  e nie powinnam skrywa  tego, co mi jest wiadomym, a co 

przede wszystkim przed tob , ojcze, powinno by  ujawnione, a je li uznasz to za 

potrzebne, równie  przed całym  wiatem, musz  ci zatem wyzna , ojcze, i  jest 

prawd , przysi gam,  e to jest prawda, przysi gam na zbawienie duszy, i  ten, 

który siebie uwa a za wypełniaj cego posłannictwo bo e i w oczach id cych za 

nim niewinnych dzieci równie  za takiego uchodzi, przysi gam,  e człowiek, który 

nazywa si  Jakub z Cloyes, moje dziecko, mów o sobie - powiedział stary 

człowiek, ojcze mój, ja jedna wiem,  e Jakub ju  dawno przestał by  niewinnym 

chłopcem, nie jest ani czysty, ani niewinny, nie jest taki, za jakiego chce uchodzi  

i za jakiego uchodzi, jego noce s  rozpustne, pełne wyst pnych uciech zmysłów, 

moja córko - znów powiedział stary człowiek, mówi  prawd , przysi gam, ojcze, 

e mówi  prawd , niedawno, kiedy w naszej wsi była zabawa, poniewa  było 

wesele Agnieszki, siostry Maud, pobiegłam ju  w nocy do szałasu Jakuba,  eby go 

namówi , aby przyszedł na zabaw , zawołałam na niego stoj c przed szałasem, 

my lałam,  e  pi, wi c zawołałam jeszcze raz, wtedy wyszedł z szałasu obna ony, 

był na tyle bezwstydny,  eby mi pokaza  swoj  niczym nie osłoni t  nago , milcz 

- powiedział półgłosem stary człowiek, a w jego szałasie, bardzo dobrze to 

widziałam, na tym n dznym jego legowisku, le ała Maud udaj ca niewini tko, 

milcz! - tym razem jego głos, jakkolwiek wci   ciszony, zabrzmiał tak twardo, i  

umilkła, pomy lała: stary,  mierdz cy cap wie o mnie wszystko, czemu ka esz mi 

milcze ? - powiedziała - nie chcesz wysłucha  mojej spowiedzi?, nie chc  słucha  

twoich kłamstw - odpowiedział, sk d wiesz,  e to s  kłamstwa? wiem, co o mnie 

my lisz, my lisz,  e jestem kłamliwa, pró na i rozpustna, ale teraz powiem 

prawd : gdyby mnie Jakub pokochał, nie byłabym ani kłamliwa, ani pró na, ani 

rozpustna, chwil  milczał, potem powiedział: nie ma człowieka, który by od 

pierwszych swych kroków a  po ostatnie potrafił i mógł by  tylko wył cznie złym, 

bywa tak,  e gdy człowieka wszystkie nadzieje i złudzenia opuszcz , u mierca w 

sobie człowiek człowieka, w jednej sekundzie mo na si  dobrowolnie  ycia 

pozbawi , dalej przecie   yj c, lecz by u mierci  w sobie potrzeb  miło ci i 

potrzeb  nadziei, na to trzeba wielu ci kich lat, ton cy nawet powietrza i garstki 

wody si  chwyta, wi c gdy człowiek nie u miercił siebie jeszcze całkowicie i w ród 

ciemnych obszarów jego zła kołacze si  bodaj najniklejszy promyczek t sknoty za 

dobrem i potrzeb  dobra, pochyla si  człowiek nad tym w tłym płomyczkiem, 

aby łudzi  si  w chwilach samotno ci,  e to, co jest teraz słabe i kruche, mo e si  

przekształci  w ogromny blask, mo e si  myl , moja nieszcz sna córko, lecz 

obawiam si ,  e gdyby ci  kiedykolwiek Jakub pokochał, nie ty przestałaby  by  

kłamliwa, pró na i rozpustna, lecz równie  on stałby si  kłamliwy, pró ny i 

rozpustny, u miechn ła si : uwa asz,  e jestem tak silna?, my l ,  e jeste  bardzo 

nieszcz liwa, mylisz si , ojcze, wcale si  nie czuj  nieszcz liwa, spójrz na mnie, 

czy tak wygl da istota nieszcz liwa?, powiedział nie spojrzawszy na ni : 

człowiek, który zabł dził w obcej i nieznanej okolicy i wie,  e zabł dził, poczyna 

szuka  drogi wła ciwej, ten natomiast, kto znalazł si  w sytuacji podobnej i nie 

zdaje sobie sprawy, i  zgubił słuszny kierunek, nawet tej szansy przed sob  nie 

background image

 

18 

ma, słuszny kierunek! - zawołała - powiedz mi, co jest słusznym kierunkiem, 

gdzie jest słuszny kierunek?, nie wiem - pomy lał, powiedział: Bóg, wtedy 

pomy lała: niechby ju  nadeszła noc, podejdzie do mnie, kiedy b d  udawała 

pi c  i gdy ju  wszyscy dokoła b d  zmo eni ci kim snem, powie półgłosem: 

chod , wtedy wstan  i pójd  za nim, b dziemy szli ostro nie,  eby nikogo nie 

zbudzi , a  wreszcie znajdziemy si  w miejscu, gdzie b dzie pusto i gdzie 

b dziemy tylko sami, rozło y na ziemi swój purpurowy płaszcz, b dziemy si  

rozbiera  w milczeniu, poniewa  ani mnie, ani jemu nie s  potrzebne słowa, 

wiem, o czym on my li, i on wie, o czym ja my l , wejdzie we mnie brutalnie i 

gwałtownie, b dziemy nawzajem czerpa  ze swoich ciał rozkosz, my l c w ród 

rozkoszy zł czeni ciele nie: ja,  e nie on mi j  zadaje, on,  e nie mnie j  

przeznacza, przysi gam, ojcze - powiedziała -  e byłabym zupełnie inna, gdyby 

mnie Jakub zechciał pokocha , nie byłabym wtedy ani kłamliwa, ani pró na, ani 

rozpustna, wyrzekłabym si  i kłamstw, i pró no ci, i wszelkiej rozpusty, 

wszystkiego, co jest we mnie złe, wyrzekłabym si , gdyby mnie Jakub pokochał, 

poniewa  kocham Jakuba, na to,  e go kocham, te  mog  przysi gn , kocham 

go, poniewa  jest czysty i niewinny, jest lepszy ode mnie, jest jedyny na  wiecie, 

ale kocham go jeszcze i dlatego,  e jest nieosi galny, wszystko, co o nim mówiłam, 

było kłamstwem, to nieprawda,  e wówczas, tamtej nocy, Maud była w jego 

szałasie, nikogo w jego szałasie nie było i nie wyszedł przed szałas obna ony, 

chciałam,  eby mnie wzi ł, ale on tego nie chciał, poniewa  jest czysty i niewinny, 

jest nieosi galny, chwilami sama ju  nie wiem, czego bardziej pragn  i co podsyca 

moj  miło : po danie jego ciała i jego pieszczot czy sp tanie jego 

nieosi galno ci , niewola, w któr  własna moja natura mnie zepchn ła, ale tak e i 

co , co si  wymyka mojemu rozumieniu i moj  natur  przerasta, jestem w 

niewoli, cała przenikni ta moj  niewol , nagle dotarło do niej jakie  poruszenie w 

zd aj cym poza ni  pochodzie, usłyszała co , co si  jej wydało westchnieniem 

zdziwienia lub ulgi wydartym równocze nie z tysi ca piersi, pomy lała: wyp dz  

mnie, je eli nie dostan  rozgrzeszenia, i wówczas, gdy w popłochu podniosła oczy, 

ujrzała przed sob : niebo otaczaj ce swym ogromem cały horyzont, ciemne i 

ci kie chmury tam wzbierały, ni ej, nagle wyswobodzona z nieruchomych 

murów puszczy, roztaczała si  rozległa równina, płaska i nasycona gro nym 

poblaskiem ci kich chmur, zobaczyła krótk , po pieszn  błyskawic  

rozdzieraj c  nieruchomy g szcz chmur, w dole zielone stawy, samotne drzewa, 

ogarn ło j  powietrze l ejsze i obszerniejsze od powietrza, którym oddychała 

dotychczas, droga spadała w dół, gdzie w ród płaskiej równiny otwierały si  

nieruchom  zielono ci  zielone stawy i gdzie z szarej i nieruchomej ziemi 

wyrastały samotne drzewa, znów niecierpliwa błyskawica wdarła si  pomi dzy 

zwały chmur, czarne wrony poderwały si  z ostatnich drzew na skraju puszczy i 

czarn  chmar , nisko nad ziemi , leciały ku zielonym stawom, daleki grzmot 

przetoczył si  gdzie  bardzo daleko, znów pocz ła mówi  i tym razem jeszcze 

po pieszniej: skłamałam mówi c,  e Aleksy Melissen b dzie moim panem i 

mał onkiem, nie jest ani moim narzeczonym, ani kochankiem, jest dla mnie jak 

brat, którego nigdy nie miałam, a ja jestem dla niego jak siostra, której te  nigdy 

nie miał, poniewa  był dzieckiem, gdy w mie cie, które nazywa si  Bizancjum, 

zgin li na wielkiej wojnie jego rodzice, a jego, samotnego sierot , zabrał ze sob  

background image

 

19 

do Francji hrabia Ludwik i przez wiele lat, a  do niedawnej  mierci, obsypywał 

go swymi łaskami, i sam dzieci nie maj c uczynił go swym jedynym spadkobierc , 

spotkał mnie jednego dnia Aleksy Melissen, gdy nad strumykiem, który płynie 

koło naszej wsi, zbierałam młodziutkie kacze ce, aby z nich uwi  wianek na 

ołtarz  wi tego Jakuba znajduj cy si  w naszym ko ciele, jechał na białym, 

bardzo pi knym koniu, potem mi powiedział,  e w dalekiej Andaluzji takie konie 

si  rodz , był bogato ubrany, ale był zamy lony i smutny, spytał mnie o drog  do 

Chartres, a potem mnie spytał, czy chc  z nim razem pojecha  i przy nim zosta , 

powiedziałam wtedy,  e nie mog  tego uczyni , poniewa  moje serce jest zaj te 

kim innym, na to on patrzył na mnie dług  chwil  i potem rzekł: moje serce te  

nie jest wolne, jak e  wi c mog  z tob  jecha  i przy tobie zosta ?, odpowiedział 

na to: b dziemy ze sob  jak brat z siostr  i siostra z bratem, b d  ci  jak siostr  

szanował i chronił przed wszelkim złem, a ty, jak siostra bratu, pozwolisz mi 

moj  samotno  uczyni  mniej dotkliw , jestem bogaty, wszystkie te ziemie a  po 

horyzont i jeszcze dalej nale  do mnie, zamieszkasz w pot nym zamku, b dziesz 

miała swoje komnaty i swoje słu ebne, dam ci tyle strojnych sukien i 

drogocennych klejnotów, ile tylko zapragniesz, a je eli obawiasz si ,  e nasze 

ycie mo e by  martwe jak bezwarto ciowy kamyk, któremu przydano bogat  

opraw , nie l kaj si , oboje b dziemy mieli du o do działania, b dziemy, maj c 

po temu  rodki, czyni  dokoła siebie wiele miłosierdzia, b dziemy tak czyni , aby 

odj  ludziom dr cz cych ich utrapie , nieszcz ciom, n dzy i cierpieniom ciała 

zapobiegaj c, kl ski natury własn  ofiarno ci  łagodz c, a chc c i pami ci 

wielkiego rycerza, jakim był zmarły hrabia Ludwik, pomnik dla przyszłych 

wieków postawi , i panu Bogu miło  nasz  i wdzi czno  okaza , zło ymy 

uroczyste  luby, i  w sławnym Chartres, naszym mie cie, doko czymy budowy 

katedry, pod której mury, ju  teraz dumnie góruj ce nad miastem, kamie  

w gielny poło ył przed o mioma laty hrabia Ludwik, pomy l - powiedział na 

koniec, gdy słuchałam go w milczeniu - pomy l, moja siostro, o tym wszystkim, 

nie chc ,  eby  zaraz w tej chwili podj ła decyzj , wróc  tu za trzy dni i wtedy 

powiesz mi: tak, lub: nie, po czym odjechał, a ja - poczuła łzy w oczach, a w całym 

ciele omdlało , która szczególn  słodycz  przenikn ła całe jej ciało, ci kie 

chmury na horyzoncie wznosiły si  coraz wy ej i swym g stniej cym mrokiem 

ogarniały coraz rozleglejsze obszary nieba, znów zapaliła si  błyskawica prosta 

jak lot płon cej strzały i znów grzmot głucho zawarczał w gł bi chmur - a ja, gdy 

odjechał, przez trzy dni i trzy noce biłam si  z my lami, modliłam si  i płakałam, 

byłam szcz liwa i nieszcz liwa, zdecydowana i niezdecydowana, a  wreszcie 

nadszedł ów trzeci dzie , wi c wprzód dłonie rodziców ucałowawszy, z samego 

rana pobiegłam nad strumyk, w to samo miejsce, gdzie mnie spotkał po raz 

pierwszy Aleksy Melissen, i ledwie si  tam znalazłam, ujrzałam jad c  traktem 

wspaniał , złocist  kolask  zaprz on  w sze  białych koni, a obok niej Aleksego 

Melissena na czarnym koniu, z ramion spływał mu purpurowy płaszcz, gdy 

podjechał do mnie, zobaczyłam,  e twarz ma, jak i za pierwszym naszym 

spotkaniem, smutn  i zamy lon , ale tak e promieniej c  jakim  niezwykłym 

blaskiem, to jest mój brat - pomy lałam i od tej chwili byłam dla niego siostr , a 

on był dla mnie najczulszym, opieku czym bratem, a i teraz, gdy postanowił 

porzuci  na długie miesi ce wszelki dostatek i wygod , aby przył czy  si  do 

background image

 

20 

krucjaty zd aj cej do dalekiej Jerozolimy dla uwolnienia grobu Jezusa z niewoli 

poga skich Turków, i ja mu w tej pełnej trudów drodze towarzysz , poniewa  i 

on, i ja, oboje w niewoli nieosi galnej miło ci, przysi gli my sobie, i  zawsze i w 

ka dej chwili, w doli i w niedoli, w dostatku i biedzie, w zdrowiu i w chorobie, w 

chwale i poni eniu, b dziemy si  wzajemnie my l  i uczynkiem wspiera  i 

wspomaga , on b d c dla mnie bratem, a ja dla niego siostr , wiosenna burza 

szybko si  przybli ała, ciemne i ci kie chmury docierały ju  do najwy szej 

wysoko ci nieba, szli prosto w burz  i w błyskawice coraz cz ciej si  zapalaj ce, i 

w grzmoty, które przetaczały si  ju  nie u kresu dalekiego horyzontu, lecz 

wybuchaj c u szczytu nadci gaj cych ciemno ci spadały niesko czenie długo w 

ciemno , jeszcze o echo przedłu aj c swój gro ny warkot, aby, nim ono  cichnie, 

znów i prawie równocze nie z o lepiaj cym błyskiem targn  mrocznym 

sklepieniem nieba, nagle, jakby z trwałego bezruchu zrodzony, zerwał si  wiatr, 

ółty tuman kurzu wzbił si  nad płask  równin , skłamałam - krzykn ła Blanka - 

wszystko skłamałam!, wówczas, nie rzekłszy słowa, stary człowiek podniósł dło  i 

uczynił nad jej głow  znak krzy a, Aleksy Melissen odetchn ł w tym momencie z 

ulg , dopiero teraz u wiadomił sobie, i  przez cały czas, gdy Blanka szła u boku 

spowiednika, trwał w napi tym a  do bólu pogotowiu, pomy lał: nie wiem, co by 

si  stało, gdyby nie otrzymała rozgrzeszenia, lecz co  by si  sta  musiało, zdj ł z 

ramion swój purpurowy płaszcz - do biało ci roz arzony błysk roz wietlił 

półmrok i w ród kł bi cej si   ółtej kurzawy wbił si  nie nazbyt daleko w 

niewidoczn  ziemi , ogłuszaj cy huk grzmotu targn ł ciemno ciami i natychmiast 

cichł, gdzie  daleko, na tyłach pochodu, zapłakało dziecko - z płaszczem 

podobnym do płomienia, poniewa  targał nim wiatr, przysun ł si  do Jakuba, 

który szedł o krok przed nim, narzucił mu płaszcz na nagie ramiona, a kiedy 

tamten odwrócił głow  i uczynił ruch, jakby chciał płaszcz z ramion zsun , 

powiedział: nie chciałe  dotychczas przyj  tego płaszcza, chocia  tobie, jako 

przywódcy, bardziej go nosi  wypada ni  mnie, ale teraz na czas mojej spowiedzi, 

prosz  ci , uczy  to, i odszedł, nim Jakub zd ył słowo powiedzie , nagle  cichł 

wiatr i przez chwil  krótsz  od oddechu stała si  dokoła cisza, cisza, w ród której 

na chwil  krótsz  od oddechu wszystko, co istnieje, wydało si  pora one 

ostatecznym zgonem, jak gdyby sło ce stan ło, niebo i gwiazdy, a ich  miertelny 

bezwład równie  i wszelkiemu  yciu na ziemi odj ł ruch i d wi k, po czym lun ł 

rz sisty deszcz, znów pocz ły płon  błyskawice i dudnienia piorunów, 

przygłuszone szumem ulewy, przetaczały si  ci kie w ród szumu ulewy, szedł 

wyprostowany, oboj tny na ulew , znów czujny i wewn trznie napi ty, nie 

spojrzawszy na ni  min ł Blank , która szła potykaj c si , jakby o lepła, 

bezradna i zagubiona w strumieniach ulewy, nim kilkoma nie piesznymi krokami 

zrównał si  ze starym spowiednikiem, ziemia pod potokami wody rozmi kła i ju  

gwałtown  obfito ci  wilgoci nasycona, przestała si  ulegle potopowi poddawa , 

ogromne kału e bite deszczem pocz ły si  na jej powierzchni tworzy , stary 

człowiek szedł nie wolniej i nie pr dzej ni  dotychczas, szedł swoim zwykłym, 

ci kim krokiem, jego du e, obrz kni te stopy grz zły w błocie i w kału ach, 

woda grubymi strugami spływała po jego habicie, pierwszy raz w  yciu b d  

my le  na głos - pomy lał Aleksy, podniósł dło  do twarzy, aby przetrze  oczy 

zalewane wod , nasilenie burzy zdawało si  słabn , bardzo zapragn ł obejrze  

background image

 

21 

si  za siebie, wiedział,  e ujrzałby wówczas Jakuba w chłopi cy sposób 

st paj cego po błocie i w ród kału y, ale Jakuba purpurowym płaszczem 

chronionego przed deszczem, ujrzałby równie  w górze puszcz  wydan  

bezbronnie na oszalały  ywioł, nieruchom  pod błyskawicami i grzmotami, nie 

obejrzał si  jednak, niebo nad dalekim horyzontem, sk d nadci gn ła burza, ju  

si  poczynało przeja nia  i naraz, gdy tu jeszcze półmrok panował i deszcz 

szumiał, tam, na kra cach równiny, poblask zachodz cego sło ca wyłonił spo ród 

ciemno ci smug  ziemi i nieba, obie z doskonał  czysto ci  ukazuj ce swe kształty 

i barwy, spokojny seledyn nieba nasycony złotawym  wiatłem, płask  i zielon  

ru  wiosennych ł k i w ród niej samotne wierzby, które mimo swej samotno ci 

zdawały si  teraz zwi zywa  ziemi  z niebem, teraz po raz pierwszy w  yciu b d  

gło no my le  - pomy lał i odczuł to dobrowolne poddanie, nie jest dobrowolnym 

- pomy lał, odczuł swoje konieczne poddanie jako wyzwanie rzucone całemu 

wiatu, my lał: niech poprzez uszy tego starego człowieka, który obchodzi mnie 

nie wi cej ni  ta oto woda, w której chłodzie zanurzam moje stopy, nie wi cej ni  

woda, która spływa po mojej twarzy, niech poprzez uszy tego starego człowieka 

słysz  mnie uszy wszystkich  yj cych, wszystkich nie wył czaj c Jakuba, który 

idzie o kilka kroków za mn  chroniony przed deszczem moim purpurowym 

płaszczem, płaszczem, na którym, gdy staje si  noc, bior c co noc t  dziwk  i 

bior c j  i sobie i jej zadaj c dług  rozkosz, my l  nie o niej, lecz o Jakubie, 

wiedz c równie ,  e i ona, poddana ulegle rozkoszy, my li nie o mnie, ale o 

Jakubie, Bo e - pomy lał - wielki, wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie było i 

nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko przez nasze nieszcz cia, Bo e 

nieobecny i nie istniej cy, tylko przez nas stworzony, nie wiem, o co mógłbym ci  

prosi , gdyby  był, pami tam, i  jest napisane,  e miło  mo e zdziała  cuda, góry 

mo e przenosi  i jeszcze co  robi , czego nie pami tam, mnie moja miło , nigdy 

mnie nie kochał, nawet nie musiał powiedzie : rozbierz si , poniewa  byli my w 

ła ni i byłem nagi, rozło ył na ławie mój purpurowy płaszcz, który mi ofiarował, 

kiedy sko czyłem czterna cie lat, pami tam,  e kiedy , w czasie tak odległym, i  

wydaje mi si ,  e nie mogłem w nim istnie , ale przecie  istniałem, była wiosenna, 

pełna  wiatła ksi yca noc, ale obudziłem si  nie w ciszy nocy i nie w blasku 

ksi yca, lecz w migoc cych dokoła odblaskach płomieni i we wrzawie, szcz ku 

or a, skowycie, płaczu kobiet i j kach umieraj cych, kobieta i m czyzna stali 

przy mnie, kiedy si  obudziłem, za mn , za oknem, płon ła ogromna łuna, 

pami tam tylko t  łun  i m czyzn  i kobiet  stoj cych przy moim ogromnym 

ło u, nie pami tam, jak wygl dali, byli moim ojcem i matk , ale nie pami tam ich 

twarzy, nie mog  usłysze  ich głosów, pami tam zbli aj c  si  w migoc cej łunie 

wrzaw , szcz k or a, płacz kobiet i j ki umieraj cych, pami tam i jego, gdy 

nagle p kły ogromne drzwi, pami tam,  e były tak wysokie, i  wydawały mi si  

nie drzwiami, nie pami tam, czym mi si  wydawały, ale gdy nagle, jakby w pół 

przełamane, p kły, wówczas stało si  dokoła mnie mroczno, wtedy go ujrzałem po 

raz pierwszy, był młody, promienny, pokochałem go wtedy, pami tam krótkie 

błyski jego miecza, potem na moje dłonie, pami tam, zaci ni te przy szyi, trysn ł 

ciepły strumie , to była krew moich rodziców, nie wiem, czy to była krew mojej 

matki, czy mojego ojca, miałem krew na dłoniach i na ustach, chciałem krzycze , 

ale nie krzyczałem, a potem, to pami tam, jakby to było wczoraj, on si  nade mn  

background image

 

22 

pochylił, zamkn łem oczy, poczułem jego dło  na czole zroszonym potem, 

chciałem płaka  i nie mogłem płaka , poniewa  czułem na wargach mdły smak 

krwi, o której nie wiedziałem,  e jest krwi  mojej matki albo mojego ojca, 

pami tam,  e wzi ł mnie w ramiona, pami tam jego nachylon  nad sob  twarz, 

ale nie pami tam, co było potem, teraz po raz pierwszy w  yciu b d  my le  

gło no, zacz ł mówi , deszcz si  uciszał, a przestrzenie ziemi i nieba ogarniane 

czyst  jasno ci  wci  si  poszerzały: do czternastego roku  ycia wiedziałem o 

swojej przeszło ci tyle tylko,  e jestem Grekiem z Bizancjum, nazywam si  Aleksy 

Melissen i kiedy w ow  noc sprzed o miu lat, gdy rycerze chrze cija scy pod 

dowództwem dwóch sławnych m ów, hrabiego Baldwina z Flandrii i hrabiego 

Bonifacego z Monferrat, ulegaj c namowom przebiegłych Wenecjan, zamiast 

pod a  ku Jerozolimie, aby z niewoli poga skiej uwolni  grób Chrystusa, jak 

przysi gli, uderzyli zdradziecko noc  na mury Bizancjum i potem wtargn wszy w 

nie pomordowali okrutnie tysi ce takich samych jak oni chrze cijan, powoduj c 

si  nie wiar , tylko  dz  zdobycia bogactw i władzy, mnie w t  noc po arów i 

krwi, gdy zamordowani zostali moi rodzice, uratował jeden z rycerzy, Ludwik z 

Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, byłem o mioletnim dzieckiem, gdy z 

nara eniem własnego  ycia wyniósł mnie z płon cego pałacu, mówił mi potem, 

gdy ju  byłem przy nim i on był moim opiekunem i ojcem, i tego dokonał,  e ja, 

obcej krwi i obcego nazwiska, uznany zostałem przez pana króla, Filipa Augusta, 

za jedynego spadkobierc  staro ytnych hrabiów panuj cych na Chartres i Blois, i 

całej tej ziemi Vendôme, która teraz si  dokoła nas rozpo ciera, mówił mi, ju  

dorastaj cemu chłopcu,  e wówczas, w t  okrutn  noc rzezi i po arów, on, który 

dwudziestoletnim młodzie cem  lubował, i  wszystkie dane mu dary i przywileje 

zło y w ofierze słu cej uwolnieniu z poga skiej niewoli grobu Chrystusa, obudził 

si  tej nocy jak ze snu i zrozumiał,  e została dokonana ci ka zbrodnia, i mnie, 

któremu zamordowano ojca i matk , unosz c we własnych ramionach z 

płon cego domu ratował wła nie dlatego, by chocia  w drobnej cz stce zło y  

zado uczynienie dokonanym zbrodniom i nieprawo ciom niegodnym sławy 

chrze cija skich rycerzy, to wiedziałem do lat czternastu, wychowuj c si  w 

Chartres, które stało si  moim miastem rodzinnym, i je li pami tałem cokolwiek 

z lat mojego dzieci stwa, to jedynie to, co mi mój najlepszy opiekun i ojciec o tych 

zagubionych w niepami ci czasach opowiadał, przestał pada  deszcz, od mokrej 

ziemi bił odurzaj cy zapach ziemi i wiosennej zieleni, daleko, ale ju  jakby w 

innym  wiecie, przetaczały si  ci kie grzmoty, poblaski zachodz cego sło ca 

znów opieku czo poczynały ogarnia  płask  dokoła równin , wyłoniły si  z 

ciemno ci spokojne zielone jeziora, ziemia pod stopami była grz ska i pełna ju  

nieruchomych kału , zobaczył t cz  i mówił: tyle wiedziałem o swojej przeszło ci 

do lat czternastu, a wtedy jednego dnia, było wczesne przedwio nie i pami tam, 

ziemia była jeszcze twarda i kału e po nocnym deszczu  ci te cieniutk  warstw  

mrozu, powietrze było chłodne, ale sło ce  wieciło, i pami tam jego radosne 

ciepło na ramionach, był wczesny ranek, wyszli my w kilku poza mury miasta, 

gdzie były ł ki nad rzek  Eure, krucha powłoka mrozu, gdy nadeptywałem j  

bos  stop , kruszyła si  bardzo lekko i wtedy czułem,  e wchodz  w zimn  wod , 

ale poniewa  sło ce czułem na ramionach i na szyi, było to bardzo przyjemne, 

była na tych ł kach sucha i ju  chyba martwa wierzba, do niej strzelali my z 

background image

 

23 

łuków, wła ciwie nie do niej, ale do malutkiego p czka tarniny, który był biały i 

delikatny i wydawał si  tylko biał  plamk , gdy został uwi ziony w twardej korze 

umarłej wierzby, do tego celu strzelali my z łuków, pami tam,  e w pewnym 

momencie moja strzała dr c niecierpliwie wbiła si  w sam  rodek tej białej 

plamy, cały pie  martwego drzewa był ju  pełen dygoc cych strzał, tkwiły w nim, 

jakby nie chciały zosta , ale i nie mogły si  oderwa , wówczas, kiedy udało mi si  

trafi  strzał  w sam  rodek małego p czka tarniny, stała si  cisza, potem ci, 

którzy byli ze mn , pocz li jeden po drugim podchodzi  do drzewa, aby z bliska 

zobaczy  moj  strzał  tkwi c  nieruchomo w samym sercu białego p czka 

tarniny, zostałem sam, serce biło mi z rado ci i z dumy, pami tam, o krok przede 

mn  szkliła si  du a kału a  ci ta mrozem, postawiłem na tej gładkiej i 

nieruchomej powierzchni stop  i ju  chciałem zmia d y  uległy opór 

nadchodz cej zimy, gdy naraz poczułem,  e nie jestem sam, odwróciłem si  i 

wtedy ujrzałem tego człowieka, od razu wiedziałem,  e nie jest st d, był czarny, 

smagły i drobny, w prostackiej opo czy z kapturem, ale pod t  opo cz  miał 

zniszczon  wprawdzie, lecz z drogiego materiału uszyt  sukni , stał ode mnie nie 

dalej ni  o dziesi  kroków, pomy lałem: widział moj  strzał  nieomylnie 

osi gaj c  trudny cel, ale tak e pomy lałem,  e ten człowiek dlatego tu jest, 

poniewa  nie z kim innym, tylko ze mn  chce rozmawia , czekałem chwil  z 

łukiem napi tym now  strzał , a  on do mnie podejdzie, ale poniewa  tego nie 

uczynił, wi c wci  trzymaj c łuk z napi t  na ci ciwie strzał , zbli yłem si  ku 

niemu o kilka kroków i wówczas on, stoj c w miejscu bez ruchu, powiedział kilka 

słów w j zyku dla mnie niezrozumiałym, ale chocia  słowa, które wypowiedział, 

były dla mnie niezrozumiałe, odczułem je, jakby od pocz tku mego istnienia 

spoczywały we mnie, musiałem w tym momencie zbledn  i on to musiał dostrzec, 

powiedziałem: nie rozumiem, wtedy on ju  w moim j zyku, cho  z cudzoziemsk  

wymow , spytał mnie: ty jeste  Aleksy Melissen?, powiedziałem: ja jestem Aleksy 

Melissen, a ty kim jeste ?, szukałem ci  sze  lat - powiedział - nie le strzelasz z 

łuku, dlaczego mnie szukałe ? - spytałem, nie le strzelasz z łuku -powtórzył - ale 

gdy mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene  mie  mi nie bardziej 

rozlu nione, wysiłek powinien by  w tobie, gł boko ukryty, ale twego wysiłku nikt 

z zewn trz nie powinien widzie , dlaczego mnie szukałe ? - powtórzyłem, przyjd  

wieczorem, po nieszporach, do ko cioła  wi tego Józefa, powiem ci wtedy, 

dlaczego ci  szukałem, potrz sn łem głow : je eli masz mi co  do powiedzenia, 

mo esz uczyni  to teraz, obejrzałem si  na moich rówie ników, stali przy martwej 

wierzbie, patrzyli na nas, ale  aden z nich nie uczynił ruchu, aby podej  do nas, 

chod  - powiedziałem do nieznajomego - je eli to, co mi masz do powiedzenia, jest 

tajemnic , ł ki nie maj  uszu, po czym zacz łem i  przed siebie, wci  trzymaj c 

w dłoniach łuk z napi t  na ci ciwie strzał , tamten po chwili wahania poszedł za 

mn , sło ce grzało coraz mocniej, zamróz gło no trzeszcz c p kał pod naszymi 

stopami, twój ojciec - powiedział nieznajomy - miał na imi  tak jak i ty, Aleksy, a 

twoja matka nazywała si  Teodozja, wiem - powiedziałem - czy po to mnie 

szukałe  przez sze  lat, aby mi to powiedzie ?, nie - odparł - szukałem ci  przez 

sze  lat po to,  eby ci powiedzie ,  e jestem wysłannikiem twoich rodziców, 

wtedy si  zatrzymałem i spojrzałem prosto w jego twarz: znasz ich imiona, a nie 

wiesz,  e nie  yj  od sze ciu lat?, wiem - odpowiedział - poniewa  na własne oczy 

background image

 

24 

widziałem ich ciała, ale wiem równie ,  e je li tamtej nieszcz snej nocy przed 

sze cioma laty zgin ło w okrutnej rzezi wiele tysi cy Greków i ponad pół miasta 

zniszczyły po ary, to przecie  r ka losu dotkn ła i tych równie , którzy dokonali 

tych zbrodni, nie dłu ej ni  dwa lata cieszył si  tronem bazileusów samozwa czy 

cesarz Baldwin, konał w długich m czarniach na dnie gł bokiego w wozu, gdzie 

go jak psa lub padlin  ci ni to na rozkaz króla bułgarskiego Jana, wprzód mu 

uci wszy r ce i nogi, w bitwie z Wołochami poległ drugi przywódca zachodnich 

grabie ców i gwałcicieli, Bonifacego, samozwa czego króla Tessalonii, siostrze ca 

senechala Szampanii Gotfryda de Villehardouin, samozwa czego władc  

Koryntu, kazał ukrzy owa  w Epirze Michał Kommen, równie  i wielu innych 

zbrodniarzy do cign ł sprawiedliwy los, natomiast do tej pory kary unikn ł i po 

wiecie chodzi jeden z nich, i to z tob , je li rzeczywi cie jeste  Aleksym 

Melissenem, szczególnymi w złami zł czony, poniewa  to on w t  noc, gdy ty 

byłe  małym dzieckiem, własnymi dło mi zamordował twoich rodziców, dopiero 

gdy umilkł, zdałem sobie spraw ,  e ju  od paru chwil nie id  przed siebie, lecz 

stoj  w miejscu, wiedziałem,  e to, co powiedział, jest prawd , nie umiem 

powiedzie , jak to si  stało, ale naraz wszystko, co w mglistych i nie poł czonych 

ze sob  kształtach pami tałem z dzieci stwa, teraz stało si  we mnie a  do bólu 

przejrzyste, podniosłem łuk ze strzał  na napi tej ci ciwie, wypu ciłem strzał  i 

patrzyłem, jak z cichym gwizdem mknie ku niebu, wzniosła si  w przejrzystym 

powietrzu bardzo wysoko, ale nie straciłem jej z oczu i widziałem, wci  

ogarni ty obrazami tamtej nocy, krew rodziców czuj c na wargach i jego twarz 

widz c nachylaj c  si  nade mn , słysz c j ki mordowanych i skowyt płacz cych 

kobiet, wszystko to widz c i słysz c, widziałem lot mojej strzały, teraz ju  szybko 

opadaj cej, wbiła si  w ziemi  bardzo daleko i widziałem,  e lekko dr y, wbita w 

ziemi , jak gdyby nie wyczerpała jeszcze siły swego p du, i dopiero gdy stała si  

nieruchoma, odwróciłem si  ku nieznajomemu i powiedziałem patrz c mu w 

oczy: kłamiesz, gdyby zaprzeczył lub pocz ł dowodami potwierdza  prawdziwo  

swoich słów, by  mo e zw tpiłbym,  e było tak, jak on powiedział, ale milczał, nie 

rzekł ani jednego słowa, lecz oczu, ciemnych i gł boko osadzonych, nie oderwał 

od mego wzroku, to ja pierwszy oczy spu ciłem i powiedziałem: kimkolwiek jeste  

i jakiekolwiek plany masz wobec mnie, nie chc  ci  wi cej widzie  i je eli jeszcze 

raz staniesz na mojej drodze, zabij  ci  albo ka  ci  zabi ,wtedy on powiedział i 

wydało mi si ,  e w jego głosie jest smutek: tak wi c kochasz człowieka, który ma 

dłonie splamione krwi  twoich rodziców, powtórzyłem, wci  nie podnosz c oczu: 

nie chc  ci  wi cej widzie , a je eli jeszcze raz ci  zobacz , zabij  ci  albo ka  

zabi , dobrze - powiedział po chwili milczenia - odejd  i wi cej mnie nie 

zobaczysz, ale nim odejd , chc  ci jedno powiedzie : kiedy byłem twoim 

piastunem, a ty dzieckiem powierzonym mojej opiece, stało si  raz tak,  e pod 

nieobecno  twoich rodziców ci ko zachorowałe , byłe  nieprzytomny i 

majaczyłe , wszyscy lekarze zw tpili, aby mo na ci  było uratowa , ja przez 

wszystkie dnie i noce czuwałem przy tobie i gdy trzeciej nocy, wci  

nieprzytomny, pocz łe  kona , byłe  sztywny i mimo gor czki stopy i dłonie 

miałe  jak lód zimne, wtedy ja ci  wzi łem w ramiona i powiedziałem: musisz  y , 

musisz usłysze ,  e ja do ciebie mówi : musisz  y , musisz mnie usłysze ,  e 

mówi  do ciebie: musisz  y , nie pami tam, mo e te słowa powtórzyłem dziesi  

background image

 

25 

razy, a mo e sto, pami tam natomiast,  e ty w pewnym momencie otworzyłe  

oczy i spojrzałe  na mnie, trzymaj cego ci  w ramionach, przytomnie, 

przeklinam, Aleksy Melissenie, chwil , kiedy do ciebie umieraj cego zawołałem: 

musisz  y , to powiedział, ka de jego słowo dokładnie pami tam do dzisiaj, po 

czym odszedł, ale nie spojrzałem na niego, stałem bez ruchu, chyba o niczym nie 

my l c, wreszcie odwróciłem si  i zacz łem i  wolno w przeciwnym kierunku, 

moi towarzysze wołali za mn , nie odpowiedziałem im, chciałem by  sam, dopiero 

o zmierzchu wróciłem tego dnia do zamku, a potem, patrzył chwil  na t cz , 

która ju  teraz ogromnym łukiem wspinała si  po niebie, po czym mówił dalej: 

potem usiłowałem nie my le  o tym, czego si  dowiedziałem, była wiosna, czułem, 

e jego spojrzenia cz ciej ni  przedtem kieruj  si  w moj  stron , tej wiosny 

otrzymałem od niego w podarunku purpurowy płaszcz, daj c mi go powiedział: 

za dwa lata otrzymasz złote ostrogi i złoty rycerski pas, jednego dnia, poło ywszy 

dło  na moim ramieniu, powiedział: jeste  wci  zamy lony, chciałbym zna  

twoje my li, ja sam ich nie znam - odpowiedziałem i powiedziałem prawd , 

poniewa  istotnie swoich my li nie znałem, chodziłem jak we  nie, w ci kim, 

dr cz cym  nie, robiłem wszystko, co zwykłem robi  przedtem, ale obcy 

wszystkim i wszystkiemu, pomy lał: tych dni i tych nocy, gdy chodziłem jak w 

ci kim i dr cz cym  nie, było bardzo du o, lecz potrafi  o nich powiedzie  nie 

wi cej ni  to,  e były, było ich wiele i chodziłem w ród nich jak w ci kim i 

dr cz cym  nie, jednego dnia tej samej wiosny zabrał mnie do ła ni, dotychczas 

chodziłem do ła ni z moimi rówie nikami, lubiłem chodzi  do ła ni, lubiłem 

gor co, jakie w niej było, lubiłem kł by pary ogarniaj ce ciało gor c  wilgoci , 

lubiłem swobodn  nago , a poniewa  byłem silny, wi c w zapasach, jakie 

urz dzali my, ja zawsze moich towarzyszy pokonywałem, lubiłem te zapasy, 

nago  rozgrzanych ciał i moj  sił , a potem odpoczynek na niskich ło ach, ale 

tego dnia poszedłem nie z moimi towarzyszami, tylko z nim, byli my sami, 

poniewa  odprawił pachołków, którzy posługiwali nam przy k pieli, czułem si  z 

pocz tku troch  skr powany, ale nie nago ci , tylko cisz , jaka była dokoła, 

przyzwyczaiłem si  bowiem,  e w ła ni zawsze było gwarno, brakowało mi tego 

gwaru i brakowało mi moich towarzyszy, chyba o niczym nie my lałem, czułem 

troch  zm czenia po całym dniu sp dzonym na koniu, pojechałem bowiem 

samotnie z samego rana w gł b puszczy, ale gor ca woda natychmiast zmyła ze 

mnie znu enie, potem poło yłem si  na niskim ło u i wci  chyba o niczym nie 

my lałem, nawet o niczym nie my lałem, gdy on zbli ył si  do ło a, poło ył obok i 

bez słowa obj wszy mnie ramieniem przyci gn ł do siebie, poczułem jego nago  

przy swojej, a jego twarz w sk  i such , jeszcze młod , cho  pooran  ciemnymi 

bruzdami, twarz o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak jasnych, i  

wydawały si  nagimi, ujrzałem t  twarz w takim samym zbli eniu jak wówczas, 

gdy przed sze cioma laty zobaczyłem j  po raz pierwszy, w pewnej chwili, wci  

mnie obejmuj c ramionami, zamkn ł oczy, ja miałem oczy otwarte, powiedział 

cicho: jeste  ju  m czyzn , tak - odpowiedziałem i nie czyni c najmniejszego 

ruchu, aby oddali  si  od jego nago ci, spytałem: to prawda,  e zabiłe  moich 

rodziców?, nie czułem,  eby zadr ał, a przecie  le ałem tak blisko przy nim,  e 

gdyby drgn ł lub nawet gdyby mu serce szybciej przez moment zabiło, 

musiałbym to wyczu , powiedział, wci  maj c oczy zamkni te: tak, a po chwili 

background image

 

26 

spytał tym samym  ciszonym głosem: jest ci dobrze?, tak - odpowiedziałem, 

poniewa  rzeczywi cie było mi dobrze i w tej chwili nie my lałem o niczym 

innym, tylko o tym,  e jest mi dobrze, nie wiem - powiedział - kiedy i od kogo 

dowiedziałe  si ,  e zabiłem twoich rodziców, nie chc  zreszt  tego wiedzie  i nie 

musisz mi o tym mówi , wystarcza mi,  e wiedz c o tym, jeste  przy mnie i le ysz 

w moich ramionach, sam bym ci zreszt  wszystko powiedział, mo e ju  nawet w 

tym roku, poniewa  jeste  ju  m czyzn , to prawda, uczyniłem t  straszn  rzecz, 

poniewa  pełen wiary i nadziei s dziłem,  e je li nosimy płaszcze krzy owców i 

zło yli my  lubowania, i  po wi cimy wszystko, aby wyzwoli  grób Chrystusa z 

poga skiej niewoli, wówczas i wszystko, co czynimy, jest słuszne i konieczne, 

poniewa  słu y temu jednemu i najwa niejszemu celowi, to był bł d mojej  lepej 

wiary, zbrodnia mojej  lepej wiary - gdy to mówił, my lałem,  e mi jest w jego 

ramionach dobrze, a równocze nie ujrzałem wn trze ko cioła  wi tego Piotra w 

Chartres podobne kamiennej przepa ci wzlatuj cej ku niebu, w dole ogarni tej 

łun   wiateł, mroczniej cej w górze, miał na sobie tylko czarn  i dług  do kostek 

tunik   ci ni t  w biodrach złotym pasem, składał przed głównym ołtarzem 

przysi g , przysi gał,  e reszt   ycia po wi ci wyzwoleniu grobu  wi tego, tu  

obok ja stałem w bogatym stroju pazia, słowa przysi gi, wzmacniane echem, 

samotnie rozbrzmiewały pod sklepieniem ko cioła, biskup Wilhelm stał na 

najwy szym stopniu ołtarza, stał nad Ewangeli  podtrzymywan  przez dwóch 

młodziutkich diakonów, przysi gaj c dotykał mieczem kart Ewangelii, dzie  był 

jesienny, na witra ach, wysoko w chłodnym mroku, czuwali  wi ci i aniołowie, 

dokoła w blaskach zbroi tłoczyli si  baronowie, rycerze i szlachta, widziałem to 

wszystko, ale przede wszystkim my lałem,  e mi jest w jego ramionach dobrze, on 

mówił: nie umiem ju  teraz powiedzie , kiedy zrozumiałem,  e popełniam 

zbrodni  i nie tylko nie przybli am si  do upragnionego celu, lecz oddalam si  od 

niego i czyni  go prawie nieosi galnym, jakbym zd aj c ku szczytowi pot nej 

góry spadał w przepa , mo e po raz pierwszy przenikn ła mnie owa  wiadomo  

wówczas, gdy sam zbryzgany krwi , ciebie ujrzałem na ogromnym ło u, równie  

splamionego krwi , któr  przelałem, o kilka godzin za pó no, o t  noc za pó no 

zrozumiałem,  e tylko przed tymi, którzy posiadaj  czyste my li i czysto  

towarzyszy ich uczynkom, mog  si  otworzy  bramy Jerozolimy, ale teraz, po 

latach wielu wyrzecze  i umartwie , kiedy czyniłem wi cej, ni  pragn łem, aby 

zmaza  zło przeze mnie w za lepieniu wiary popełnione, teraz, trzymaj c ci  w 

ramionach, znów, ale ju  dobrowolnie, zamykam przed sob  bramy dalekiej 

Jerozolimy, poniewa  ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja 

ciemna miło  do ciebie, który miałe  by  moim synem i spadkobierc , a którego 

od dawna po dam jak kochanka, mo esz ze mn  zrobi  wszystko, co chcesz - 

powiedziałem, gdy umilkł, on za  mnie spytał: b dzie ci to miłe?, mo esz ze mn  

zrobi  wszystko, co chcesz - powtórzyłem - cokolwiek zrobisz, b dzie mi to miłe, i 

wtedy to si  stało, ale gdy si  ju  stało, nie byłem szcz liwy, byłem tylko 

nasycony nie znan  mi dotychczas rozkosz  i powtórzenia jej spragniony, ale nie 

czułem si  szcz liwy, poniewa  ju  wtedy zrozumiałem,  e nie kocha mnie, tylko 

po da mego ciała, wiem,  e i on o tym wiedział, cho  starał si  oszuka  i siebie, i 

mnie i mówił mi,  e mnie kocha, ale gdy to mówił, mówił nieprawd , poniewa  

tylko mego ciała po dał, pragn ł miło ci, lecz nie potrafił mnie kocha , tylko 

background image

 

27 

głodna  dza była w nim prawdziwa, wiem,  e nieraz, trzymaj c mnie w 

ramionach, mówił,  e mnie kocha, a my lał: wszystko jest daremne, nie umiem go 

kocha  i nie umiem bez niego  y , a ja my lałem, gdy nasyciwszy si  mn  

zostawiał mnie nagle samego, my lałem wówczas: jestem jego własno ci , jego 

rzecz , dlatego woli pogardza  mn  ni  sob , nienawidz  go, ale siebie tak e 

nienawidz , poniewa  ulegle godz  si  na wszystko, czego chce, sprawia mi to 

przyjemno , a je li j  mam, nie umiem jej nie lubi , za to siebie nienawidz , 

wiedziałem,  e prócz mnie szukał innych ciał i miał je, ale potem znów do mnie 

wracał, a ja, cho  wiedziałem,  e przyjdzie do mnie jeszcze ciepły od ciepła innego 

ciała, czekałem na niego, a pó niej stało si  jednego dnia tak,  e gdy opu cił mnie 

s dz c,  e  pi , pierwszy raz pocz łem go szuka , le ałem na moim purpurowym 

płaszczu na wznak, z głow  wspart  o rami , i gdy obudził si  jeszcze za dnia i 

pochylił nade mn , udałem,  e  pi , oddychałem spokojnie, tak jak oddycha si  w 

spokojnym  nie, powiedział gło no: Aleksy, nie poruszyłem si , była cisza, w gł bi 

puszczy pogwizdywała wilga, wówczas wstał ostro nie,  eby mnie nie zbudzi , 

wstał ostro nie jak człowiek, który chce uciec, nało ył na siebie wierzchni  szat , 

z ziemi podniósł płaszcz i miecz, a potem, jeszcze raz ogarn wszy mnie 

spojrzeniem człowieka, który chce uciec, zszedł ku strumieniowi, gdzie sp tane 

pasły si  spokojnie nasze wierzchowce, otworzyłem wtedy oczy i widziałem, jak 

zbli ywszy si  do swego czarnego ogiera uwalnia go z p t i przytrzymuj c za uzd  

prowadzi w stron   cie ki wdzieraj cej si  w g ste podszycie lasu, zostałem sam, 

pomy lałem: niech ucieka, wiem,  e wróci, tylko  dza jest w nim prawdziwa, a 

potem, gdy ju  zmierzch pocz ł powoli zapada  i wci  nagi, ale nie czuj c 

chłodu, le ałem na moim purpurowym płaszczu, tym samym płaszczu, który 

teraz na czas spowiedzi zdj łem z ramion i narzuciłem go na ramiona Jakuba, 

wtedy wi c, kiedy zmierzch powoli zapadał i byłem sam, pocz łem my le  nie o 

sobie, lecz o tym, jakie jego mog  by  my li, znałem nie tylko jego ciało i nie tylko 

rozkosz, jak  mi dawał, znałem równie  jego my li, mogłem sobie wyobrazi ,  e 

jad c samotny w ród puszczy ogarnianej pierwszym zmierzchem, my li: 

wszystko prócz krzywdy i wstydu jest daremne, nasycenie zmysłów nie zaspokaja 

po dania, z pragnienia osi gni tego rodzi si  sto nowych, j trz cych, czyny 

zrodzone z najczystszych pragnie  dogorywaj  w ha bie, mo e w ogóle nie ma 

czystych pragnie ? potrzeba gwałtu i okrucie stwa targaj  natur  człowieka, 

człowiek przed nimi ucieka, ucieka od samotno ci, boi si  jej i wstydzi, potem w 

stadzie, silny i szalony, zadaje i szerzy gwałt, jest  lepy, jest głuchy, ale jest silny, 

poniewa  jest szalony, a  przychodzi chwila przebudzenia i wówczas człowiek 

znów zostaje sam, tylko o cał  zbrodniczo  op tania bardziej ni  przedtem 

samotny i w tym osamotnieniu ostatecznym, w wi zieniu ciała i my li, poczyna 

szuka  ratunku, jednak daremnie go szuka, daremnie czepia si  cieni ocalenia, 

tylko w gwałcie potrafi si  zatraci , w gwałcie ju  odartym ze złudze , nagim i 

ciemnym jak nienawi , to mógł my le  jad c samotny w ród puszczy ogarnianej 

pierwszymi cieniami zmierzchu, a je li si  zdarzyło, i  spojrzał w pewnej chwili 

na swoje dłonie, wówczas musiał my le : te dłonie były dło mi mordercy, czym e 

jest  lepa wiara i w ogóle wiara wobec dłoni, które s  dło mi mordercy, teraz 

potrafi c tylko rozkosz wydziera  z uległych ciał, tylko rozkosz potrafi c bra  i 

dawa , bowiem kiedy wszystko zawodzi, zostaje  dza, ona jedna, nie miło  i nie 

background image

 

28 

wierno , tylko  dza, przyjaciółka samotnych, czujna i poszukuj ca, wierna 

nawet we  nie, nigdy nie nasycona, z ni  i przez ni  idzie si  na dno, wi c po co 

ucieka , je li uciec nie mo na?, i my lał dalej: uciekłem, poniewa  nad pewno  

posiadania silniej mnie poci ga niepewno  poszukiwa , wczoraj, pozawczoraj, 

dzisiaj i zawsze kusiły mnie i wci  kusz  niewiadome obszary czasu i przestrzeni, 

jakie si  przede mn  mog  otworzy  i jakie si  niekiedy przede mn  otwieraj , 

one mnie niecierpliwie i nagl co wabi , poniewa  mog  zawiera  w sobie 

wszystko, wiem,  e kresem oczekiwa  jest rozczarowanie, ale przecie , cho by 

złudny, wol  cie  nadziei od jej nieuchronnej  mierci, ka da zdobycz jest grobem 

nadziei, ka de osi gni cie jest grobem nadziei, czas zazdro nie si  zacie nia wokół 

wszelkiego posiadania, tylko pragnienia, jakkolwiek i one musz  ulec zniszczeniu, 

u yczaj  nocom i dniom swobodniejszego oddechu, wszystko to wiem, znam 

ci ar tej wiedzy, jest ci ka jak góra kamieni i równie jak ona jałowa, jed my 

dalej, mo e si  co  stanie, tak my l c jego my lami le ałem z głow  wspart  o 

rami , a  naraz, zgubiwszy si  w jego my lach i nie widz c go, poniewa  nagle 

stało si  dokoła mnie ciemno, podniosłem si , chwil  kl czałem zagubiony w 

ciemno ciach i je li czegokolwiek w tej chwili pragn łem, to tego jedynie,  eby był 

przy mnie i przed strachem, samotno ci  i wszystkimi moimi spl tanymi my lami 

obronił mnie swoim ciałem, pami tam, powiedziałem kl cz c w ciemno ciach na 

głos: mo esz ze mn  zrobi  wszystko, co chcesz, cokolwiek zrobisz, b dzie mi to 

miłe, potem jechałem ciemn  puszcz , ju  nie znałem ani jego my li, ani własnych 

nie miałem prócz nagl cego pragnienia, aby mnie wzi ł w ramiona i przed 

strachem, zagubieniem i samotno ci  obronił swoimi ramionami, nagle znalazłem 

si  na skraju puszczy, za mn , tu  przy moich ramionach, stała nieruchoma i 

milcz ca  ciana mroku, przede mn , w dole, biała rosa szkliła si  na ł kach na 

podobie stwo szeroko rozlanego jeziora, ale tam równie  trwały ciemno ci i 

wszystko, co było  yciem, wydawało si  w nich zatopione, i dopiero gdy 

podniosłem głow , ujrzałem bardzo wysoko ponad sob  czarne niebo pełne 

kruchych gwiazd, wówczas, wci  ogarni ty natarczyw  t sknot  za jego ciałem i 

za rozkosz , któr  sobie sprawiaj c i mnie j  zadawał, si gn łem po róg, który 

miałem przewieszony przez plecy, i my l c,  e si  chc  znale  w jego mocnych 

ramionach i o wszystkim zapomnie  prócz  wiadomo ci,  e jestem w jego 

ramionach, zad łem w róg, słyszałem jego ostry głos wdzieraj cy si  w ciemno ci, 

potem słyszałem dalekie echo powtarzaj ce zanikaj cymi w oddali d wi kami 

głos mojego rogu, potem stała si  cisza, a jeszcze w chwil  potem doszedł do mnie 

z gł bi ciemno ci przeci gły i gardłowy, długo wibruj cy okrzyk, jakim zwykli si  

zwoływa  pasterze, on tam jest pomy lałem i przeczekawszy, a  dalekie wezwanie 

cichnie, znów zatr biłem w róg i po chwili znów odpowiedział mi z ciemno ci ten 

sam gardłowy i wibruj cy okrzyk, ruszyłem w tamt  stron , wci  pewien,  e go 

odnajd , akurat w dole, gdzie musiały si  rozci ga  rozległe ł ki, wschodził w 

rudej po wiacie ci ki ksi yc, jechałem skrajem puszczy, wysokim smugiem 

coraz to wspinaj cym si  w gór  i opadaj cym w dół, w dole rzeczywi cie były 

ł ki, nie wiem, jak dług  przebyłem drog , poniewa  maj c ju  pewno ,  e go 

odnajd , jechałem wolno, pomy lałem nawet w pewnym momencie: zawró , ale 

nie uczyniłem tego i nie  ałuj ,  e tego nie uczyniłem, bowiem dzisiaj ju  wiem,  e 

jak kolwiek bym wówczas decyzj  powzi ł, nie mogłaby ona odwróci  rzeczy, 

background image

 

29 

które ju  si  dokonały, jechałem zatem wolnym st pem skrajem puszczy, a  nagle 

mój andaluzyjczyk poruszył si  niecierpliwie i wyci gn wszy szyj  zastrzygł 

uszami, pchn łem go naprzód i znalazłszy si  w tej chwili na szczycie łagodnego 

wzniesienia ujrzałem w dole, nie dalej ni  o dwie cie kroków, ognisko dogasaj ce 

tu  przy ciemnej kraw dzi paszczy, tylko drobne płomyki migotały przy ziemi, a 

przy ognisku, lekko ku niemu pochylony i z nog  wspart  o kamie , stał młody 

pasterz, twarz miał pełn   wiatła, nagimi ramionami opierał si  o kolano, było 

tak cicho, i  słyszałem suchy szelest dopalaj cych si  gał zi, wówczas - umilkł i 

potem powiedział - pozwól mi, ojcze, chwil  milcze , poniewa  chciałbym, nie 

musisz si   pieszy  - powiedział stary człowiek, noc si  zbli a - powiedział Aleksy, 

nie musz  ci  widzie ,  eby ci  słysze , mo esz i  i milcze , je li ci to jest 

potrzebne, szedł wi c milcz c, poniewa  rzeczywi cie milczenie było mu 

potrzebne: ju  miałem powiedzie , i  gwałtownie wspi łem mego wierzchowca 

ostrog , gdy w tej samej chwili zamiast siebie to czyni cego i zamiast Jakuba, 

który stał w dole pochylony nad dogasaj cym ogniskiem, ujrzałem jego, i o tym, 

cho  po raz pierwszy my l  na głos, nie wolno mi gło no my le , ujrzałem z 

natarczyw  ostro ci  jego, powiedział twardym, lecz spokojnym głosem, jakim 

zwykł był wydawa  rozkazy: taka jest moja wola i nie próbuj jej zmieni , po 

czym odwrócił si  ode mnie, wspi ł swego konia i ju  si  na mnie nie ogl daj c 

zjechał ku brzegowi, teraz, chocia  id  z otwartymi oczami i widz  przed sob  

drog  w ród rozległej i płaskiej równiny, jeszcze jasn , ale ju  si  przygotowuj c  

do przyj cia pierwszych cieni zmierzchu, widz  moje nogi st paj ce po ziemi 

jeszcze wilgotnej, widz  zielone stawy na równinie, widz  t cz  ju  bledn c  na 

niebie, słysz  za sob  st pania tych wszystkich, którzy id  za mn , słysz  ju  

bardzo odległe odgłosy grzmotów, ale chocia  to wszystko widz  i słysz , widz  

przed sob  szeroko rozlane,  ółte i spienione wody Loary, słysz  niski szum 

wezbranej rzeki, spogl dam na ten gro ny  ywioł troch  z wysoka, poniewa  

jestem na koniu, lecz nie dalej od brzegu ni  o kilkana cie kroków, mogłem go 

uratowa , wiem,  e mogłem go uratowa , ze wszystkich moich rówie ników 

pływam najlepiej, mogłem go uratowa , poniewa   ółte i gwałtownie pr ce przed 

siebie fale nie pochłon ły go w jednej sekundzie, ton ł niedaleko brzegu i długo 

opierał si   mierci, nim wreszcie znikn ł w ród  ółtych i spienionych wód, na 

pewno nie chciał umrze , a gdy ju  czuł,  e traci siły i idzie na dno, na pewno 

szedł na dno, w chłód i szum  miertelnych wód, z obrazem Jakuba pod 

zalewanymi wod  powiekami, mogłem go uratowa , ale nie uczyniłem tego, 

my lałem: teraz b d  wolny, wi c niech si  to stanie, poniewa  gdy jego nie 

b dzie, b d  wolny, b d  wyzwolony od jego ciała i od po dania jego ciała, lecz 

kiedy si  to stało i ju  tylko szeroko rozlane,  ółte i spienione wody Loary 

widziałem przed sob , nie czułem ulgi, ale równie  i cienia  alu nie odczuwałem, 

był we mnie lód, zimno w sercu i zimno w dłoniach i na wargach, niski szum 

wezbranej rzeki toczył si  ode mnie nie dalej ni  na wyci gni cie ramienia, 

przedtem, gdy w ów wczesny poranek wracali my do Chartres, jechali my 

bardzo długo milcz c, milczenie było od dawna nasz  najcz stsz  rozmow , ale te 

ostatnie godziny naszego ostatniego milczenia były inne od wszystkich 

poprzednich godzin naszego milczenia, jechali my obok siebie, lecz dalsi od 

siebie, ni  gdyby my byli  lepi, głusi i niemi, ju  si  zbli ali my do Loary i słycha  

background image

 

30 

było niski szum jej wezbranych wód, gdy on nagle powiedział: Aleksy, tak, panie 

- odpowiedziałem i znów jechali my w milczeniu, teraz pami tam,  e jechali my 

wilgotnymi ł kami, wtedy nie widziałem tych ł k, ale teraz je widz , wtedy nie 

słyszałem szelestu traw gniecionych kopytami naszych koni, ale teraz go słysz , 

słyszałem równie  plusk wody nasycaj cej nadmiarem wilgoci rozmi kł  ziemi , 

tak jak teraz słysz  podobny plusk pod własnymi nogami i tak e pod stopami tego 

człowieka, który idzie obok mnie i który pozwolił mi milcze , nie odczuwam 

wobec niego wdzi czno ci, cho  powinienem, musz  milcze , poniewa  nie mog  

my le  gło no, powiedział: nic z tego, co si  stało, nie mo na przekre li , ale je li 

pomi dzy dwojgiem ludzi dzieje si  rzecz zła, nie pami tam, co mówił dalej, 

pami tam tylko to, i  zrozumiałem z tego, co mówił,  e wzbogacony uczuciem, 

którego do tej pory nie zaznał, uczuciem nowym i urzekaj cym, uczuciem, które z 

dna rozterki i nieszcz cia wynosi go na przestrzenie niecierpliwej rado ci, 

zrozumiałem tylko tyle,  e ja mam w jego  yciu przesta  istnie  i mam wróci  do 

miasta, z którego mnie wzi ł nios c w ramionach, gdy płon ł mój dom rodzinny i 

miałem na dłoniach i na ustach krew moich rodziców przez niego przelan , 

mówił, to pami tam i nigdy pami ta  nie przestan : teraz wszystko si  ju  

dokonało, aby my si  rozeszli i aby moje  ycie nie było twoim  yciem i twoje 

moim, spytałem: kiedy mam odej ?, powiedział: wyposa  ci  tak, jak si  nale y 

człowiekowi, który miał by  spadkobierc  mego imienia, kiedy mam odej ? - 

spytałem jeszcze raz i pami tałem t  chwil , kiedy po raz pierwszy wzi wszy mnie 

w ramiona mówił: jeste  ju  m czyzn , a ja, nie czyni c najmniejszego ruchu, 

aby si  oddali  od jego nago ci, spytałem: to prawda,  e zabiłe  moich rodziców?, 

a potem mówił: ponad wszystko, co we mnie istnieje, silniejsza jest moja ciemna 

miło  do ciebie, który miałe  by  moim synem i spadkobierc , a którego od 

dawna po dam jak kochanka, i ja powiedziałem: mo esz ze mn  zrobi  

wszystko, co chcesz, my lałem: Jakuba, o którym nic nie wie, mógł pokocha , 

mnie, o którym wie wszystko, nie mógł pokocha  i chocia  z pocz tku mówił,  e 

mnie kocha, wiedziałem,  e gdy trzymał mnie w ramionach, my lał: wszystko jest 

daremne, nie umiem go kocha  i nie umiem bez niego  y , teraz, wci  mnie nie 

kochaj c, zdecydował,  e mo e beze mnie  y , my lałem o dalekiej drodze, jaka 

mnie czeka, ale nie widziałem tej drogi ani nie pojmowałem, dok d ma mnie 

zaprowadzi , jeszcze przedtem, nim wyruszyli my w t  powrotn  drog  do 

Chartres i dokonywały si  mi dzy nami te ostatnie godziny naszego ostatniego 

milczenia, a  po chwil  gdy jego zaci ni ta pi  po raz ostatni wyłoniła si  

spomi dzy  ółtych i spienionych wód Loary, jeszcze przedtem i jeszcze, jakby we 

nie, obudziłem si  z gł bokiego snu z ogniem na ciele, a w ramionach trzymaj c 

nagie ciało, o którym we  nie zd yłem zapomnie , obudziłem si  nagle, jakby 

tymi ognistymi znakami wyci gni ty z wszelkiej niepami ci: le ałem na moim 

purpurowym płaszczu nagi i nag  dziewczyn  trzymaj c w ramionach, przedtem, 

w nocy, le c na tym skraju ł k widziałem j  biegn c  niecierpliwie ku szałasowi 

Jakuba, a potem widziałem j  wracaj c  i wtedy wstałem i powiedziałem: 

przep dził ci ?, powiedziała: potrafisz tak zrobi ,  ebym przestała o nim my le ?, 

odpowiedziałem: rozbierz si , i ona to zrobiła, i ja, te  zrzuciwszy z siebie 

odzienie, stan łem nad ni , my l c: tu oto przed tob  le y Jakub, po piesz si , 

poniewa  za chwil  Jakub przestanie by  Jakubem, le ała naga na moim 

background image

 

31 

płaszczu, po raz pierwszy nagimi stopami wszedłem na ten płaszcz, dlatego po raz 

pierwszy, poniewa  do tej pory, je li mi słu ył, to tylko mojemu oczekiwaniu, 

wszedłem na mój purpurowy płaszcz i powiedziałem: przep dził ci ?, poniewa  

nic innego powiedzie  nie umiałem i wcale nie dlatego, abym tej nagiej, pode mn  

le cej nieznanej dziewczyny po dał, lecz tylko z t sknoty, z pragnienia i z 

własnej samotno ci, jeszcze raz powiedziałem, wcale o tym nie my l c, 

powiedziałem: przep dził ci ?, wtedy powiedziała: zrób tak,  ebym o nim nie 

my lała, wtedy nagle poczułem,  e moja m sko  jest moj  m sko ci , i poło yłem 

si  na niej, i kiedy si  potem obudziłem z najgł bszego snu z ogniem na ciele i j , 

to obce ciało, trzymaj c w ramionach, wtedy gdy otworzyłem oczy odurzone 

ci kim snem, zobaczyłem: stał nad nami, zł czonymi miłosnym u ciskiem, ale 

bez gniewu, jego oczy w jego ciemnej twarzy i tak jasne, i  zawsze wydawały si  

nagimi, teraz były bardziej nagie ni  kiedykolwiek przedtem, bił nas tym samym 

skórzanym harapem, który zgubił w po piechu, gdy ja zatr biłem na rogu, a on 

chciał si  przede mn  w szałasie Jakuba skry , bił nas, ona, podobnie jak ja z 

ci kiego snu obudzona, chciała si  przed pierwszymi uderzeniami skry  we 

mnie, poniewa  ja byłem najbli ej, ale potem, gdy go musiała zobaczy , poniewa  

my byli my nadzy, a on był ubrany i nas smagał swoim harapem, ona w pewnym 

momencie wy lizgn ła si  z moich ramion i krzycz c, jakby j  zarzynano, uciekła, 

le ałem ju  samotny na moim płaszczu, stał nade mn  i wci  mnie bił, je li ten 

człowiek rzeczywi cie był kiedy  moim piastunem, to miał słuszno  mówi c: gdy 

mierzysz do celu i wypuszczasz strzał , powiniene  mie  mi nie rozlu nione, twój 

wysiłek powinien by  w tobie, gł boko ukryty, aby twego wysiłku nikt z zewn trz 

nie widział, le ałem przyjmuj c ostre i do krwi rani ce razy, nagle przestał mnie 

bi , stał nade mn  nieruchomy, spytałem: dlaczego mnie bijesz, dlatego  e spałem 

z t  kurw  czy dlatego  e ukryty przede mn  w szałasie Jakuba musiałe  przede 

mn  skłama ?, wówczas rzucił harap, kl kn ł przy mnie i  eby uciec przede mn , 

a pewnie i przed sob , wzi ł mnie w ramiona, wiedziałem,  e po raz ostatni bierze 

mnie w ramiona, i podczas kiedy on czynił ze mn  to, co zawsze zwykł był czyni , 

zamkn łem oczy, aby nie dojrzał w nich łez, wstydziłem si  tych łez, 

nienawidziłem swojej słabo ci, przysi głem wówczas samemu sobie,  e ju  nigdy 

w  yciu nie zapłacz , potem jeszcze raz byłem w tym samym miejscu, była 

wówczas noc, stałem pod tym samym drzewem, pod którym bił mnie le cego, a 

potem trzymał po raz ostatni w ramionach, nie my lałem o nim, nie wi cej ni  

tydzie  min ł od tamtego  witu, ale i ta godzina, gdy mnie bił, a potem trzymał w 

ramionach po raz ostatni, a tak e i pó niejsza godzina, gdy z zimnem w sercu i z 

zimnem w dłoniach i na wargach widziałem przed sob  szeroko rozlane,  ółte i 

spienione wody Loary, a jego ju  nie było, wszystkie te godziny sprzed nie wi cej 

ni  tygodnia wydawały si  tak odległe, jakby stały si  przed wieloma latami, nie 

my lałem o nim, gdy znów si  w tym mi znalazłem, nie my lałem o nim, lecz nie 

czułem si  od niego uwolniony, stał jak gdyby obok i tak samo jak gdyby tu  obok 

stał przy mnie, gdy doczekawszy si  zmierzchu, kiedy ju  wszystkie trzody zostały 

sp dzone z pastwiska i cisza si  stała dokoła i pustka, podjechałem pod szałas 

Jakuba, my lałem: spoczywaj cy w ci kiej trumnie, w ciemnym lochu i pod 

ci kimi płytami grobu, nigdy ju  nie ujrzysz tego, którego raz tylko widz c 

pokochałe , cho  mnie, wci  przy sobie mnie maj c, nigdy pokocha  nie  , nigdy 

background image

 

32 

si  ju  tak nie stanie,  eby  mógł wypowiedzie  słowo: kocham, natomiast ja  yj , 

za chwil  ujrz  go i b d  mógł powiedzie  to, czego ty ju  nie mo esz, przed 

szałasem tliło si  ognisko przed chwil  najwidoczniej dopiero rozpalone, ale 

Jakuba przy nim nie było, wyszedł z szałasu, wydał mi si  jeszcze pi kniejszy ni  

wówczas, gdy go ujrzałem po raz pierwszy, spytałem nie schodz c z konia: 

poznajesz mnie?, tak - odpowiedział i po chwili spytał: jeste  sam?, jak widzisz, 

szukasz swego pana?, nie - odpowiedziałem - tym razem nie szukam go, po czym 

zsiadłem z konia, on milczał, nie zaprosisz mnie do swego szałasu? - spytałem, 

wtedy usun ł si  na bok i powiedział: wejd , nikły poblask ogniska słabo 

rozja niał mroczne i ciasne wn trze, w k cie było posłanie z jelenich skór, tu 

pisz?, tak - odpowiedział, czułem go przy sobie nie dalej ni  na wyci gni cie 

ramienia, czułem jego nago  pod płócienn , wiejsk  tunik , wydawało mi si  

przez moment,  e w ciszy, jaka była, słysz  przy pieszone pulsowanie serca, 

chciałem powiedzie : tu, na tym posłaniu, trzymał ci  w ramionach i mówił ci,  e 

ci  kocha i zawsze b dzie kocha , chciałem to powiedzie , ale milczałem i wreszcie 

powiedziałem: spytałe , czy szukam mego pana, nie szukam go, poniewa  nie 

szuka si  umarłych, i my lałem: widzisz, stoj cy tu  obok mnie, niewidzialny i nie 

istniej cy, ja, który oddycham, widz  i słysz , jestem tutaj zamiast ciebie i ja, a 

nie ty, zamkni ty w ci kiej trumnie i ju  bezsilnie gnij cy, powiem za chwil : 

je eli pójdziesz ze mn  i b dziesz przy mnie, uczyni  wszystko, czego pragniesz, 

b d  ci słu ył i b d  ci  ochrania , b d  dla ciebie wszystkim, czym pozwolisz mi 

by , b d  daleki, je li tego za dasz, i b d  bliski, je li na to pozwolisz, b d  przy 

twoich snach i zawsze przy twoich smutkach, poniewa  kocham ci  i twojej 

obecno ci potrzebuj  jak oddechu, kocham ci  od tej pierwszej chwili, gdy 

ujrzałem ci  pochylonego nad wygasaj cym ogniskiem, kocham ci , cho  nie 

wiem, czy moja miło  wynika tylko ze mnie i z ciebie, tylko z nas dwojga, z ciebie 

i ze mnie, czy te  zbudził j  z nieistnienia ten, który teraz ju  nie istnieje, 

powi zaniem mnie i ciebie jest ta miło  czy te  natarczywym odblaskiem miło ci 

innej, tej, która pierwsze swoje słowo zd yła tylko raz wypowiedzie , a potem 

poszła w chłód i szum  miertelnych wód, aby ju  nigdy nie odnowi  si  w ciele i 

słowie, nie wiem, sk d si  wzi ła moja miło  do ciebie, ale sk dkolwiek 

zaczerpn ła swój pocz tek i swoje pierwsze oczarowanie, nigdy ci  kocha  nie 

przestan , poniewa  je li istniej , to tylko dlatego, aby, sam nie kochany, 

potrzeb  miło ci całym sob  potwierdzi , to wszystko w ród  miertelnej ciszy, 

jaka była, my lałem, ju  wiedziałem,  e nie mam nic wi cej do powiedzenia, 

jeszcze pomy lałem: ty, przygnieciony ci kimi płytami grobu, nie my l  o tobie, 

ale nie uwolniłem si  od ciebie, wtedy on powiedział: id , nie pójdziesz ze mn ? - 

spytałem, nie - powiedział, potem spytał: byłe  przy nim?, byłem, wiosenne rzeki 

s  zdradliwe, i nie mogłe  go uratowa ?, nie - odpowiedziałem - to si  stało tak 

szybko, jak szybko kamie  idzie na dno, i znów była cisza, nie podsycane ognisko 

musiało wygasa , poniewa  całkiem ciemno stało si  w szałasie, ale mimo mroku 

wci  go czułem przy sobie nie odleglejszego ni  na wyci gni cie ramienia, id  - 

powiedział, wi c jeszcze raz spytałem: nie pójdziesz ze mn ?, id  - powiedział, 

wtedy wyszedłem, wsiadłem na konia i po raz drugi pocz łem zd a  przed siebie 

ku wilgotnym w dole pastwiskom, ale wówczas, w t  pierwsz  noc, ogarni ty 

zakochaniem i zazdro ci , teraz tylko z rozpacz  w sercu, z przejmuj cym 

background image

 

33 

zimnem w dłoniach i na wargach, potem zatrzymałem si  na skraju pastwiska, 

tam gdzie było to drzewo, pod którym bił mnie le cego harapem i potem po raz 

ostatni wzi ł w ramiona, ta dziwka zjawiła si  nagle, stan ła przy mnie i 

powiedziała: ten straszny człowiek znów nas b dzie bi ?, rozbierz si  - 

powiedziałem - jego ju  nie ma, le y w ci kiej trumnie i jedynym jego zaj ciem 

jest po pieszne gnicie, potem le c pode mn  naga spytała: przep dził ci ?, 

wzi łem j  nic nie mówi c,  miała si  i j czała, wchodziłem w ni  jak w szeroko 

rozlane,  ółte i spienione wody Loary, ale otwarte oczy maj c wypełnione twarz  

Jakuba, przedłu ałem powolne narastanie rozkoszy, aby dłu ej zachowa  ten 

obraz,  miała si  i j czała, miło  jest tylko kł bkiem nieosi galnych pragnie  - 

my lałem - miło  daje tylko cierpienie, natomiast ciemna rozkosz powstaje i trwa 

w ród pogardy i nienawi ci, nagle posłyszałem pod sob , ale jakby z bardzo 

daleka, jej krótki okrzyk, który zabrzmiał tak, jakby wrzasn ło umieraniem 

pora one zwierz , poczułem si  w tym krótkim krzyku panem i władc , byłem 

panem i władc  w mojej niepo piesznej i cierpliwej m sko ci, byłem panem i 

władc  tego ciała przemienionego dzi ki mnie w uległo  i j k, powtarzałem w 

my lach: pójdziesz ze mn ?, a kiedy nastał  wit po nie przespanej nocy, 

powiedziałem: je eli chcesz to mie  co noc, mo esz pój  ze mn , gdzie? - spytała, 

to oboj tne - powiedziałem - w zamkowej ło nicy, w lesie czy na pustyni, w dzie  

czy w noc, nikt ci tego nie zrobi lepiej ode mnie, zatem poszła ze mn  i co noc 

miała to, co jej obiecałem, ale gdy i z ni  byłem sam albo w towarzystwie moich 

towarzyszy, wci  była we mnie jedna my l, jedna my l,  e musi si  co  sta , musi 

si  co  sta  we mnie lub poza mn , miałem wszystko, co mo e posiada  człowiek, 

byłem teraz Aleksym z Vendôme, hrabi  na Chartres i Blois, ja, Grek z 

Bizancjum, Aleksy Melissen, uratowany przed o mioma laty z płon cego domu i 

miasta, jeszcze nieletni, ale prawowity hrabia, poniewa  wody Loary były szeroko 

rozlane,  ółte i spienione, jednego dnia, gdy nie mogłem spa , a ona spała, 

wstałem przed  witem, miasto jeszcze spało i bramy były zamkni te, pojechałem 

przed siebie i wówczas, kiedy zaczynało si  stawa  jasno, ujrzałem posuwaj c  si  

po równinie gromad  kilkudziesi ciu dzieci i wyrostków, dziewcz ta miały na 

sobie białe suknie, niektóre wianki z polnych kwiatów na głowach, chłopcy 

wiejskie płócienne tuniki, ciemnowłosy chłopiec, który szedł na przodzie, niósł 

krzy , zagrodziłem im drog  swoim koniem, spytałem: gdzie idziecie?, wtedy ten, 

który trzymał krzy , powiedział: idziemy do Jerozolimy, wiesz, gdzie jest 

Jerozolima? - spytałem, nie wiem - powiedział, jak e wi c dojdziecie do 

Jerozolimy?, nie wiem - powiedział - wszystkie dzieci id  do Jerozolimy, poniewa  

przebywa w niej pan nasz, Jezus Chrystus, ust piłem im z drogi, przeszli obok 

mnie i szli dalej ogromn  równin , pojechałem wtedy do Cloyes, ale na ł kach, 

gdzie pasły si  trzody, tylko kilku niedoł nych starców pilnowało krów, spytałem 

jednego z nich: gdzie s  wasi pasterze?, podniósł na mnie wyblakłe, prawie nie 

widz ce oczy i jedn  dłoni  wspieraj c si  na kiju, drug , trz s c  si , wzniósł 

nad głow , która te  mu si  trz sła, niech wszystkie przekle stwa - powiedział 

starczym, skrzypi cym głosem - niech wszystkie przekle stwa, głód, zaraza i 

ha ba spadn  na tego przybł d , który sam oszalawszy zaraził szale stwem nasze 

dzieci i wnuki, niech b dzie przekl ty on i jego imi , czuj c,  e bledn , spytałem: 

kogo tak przeklinasz, starcze?, jego przeklinam - odpowiedział - przybł d , który 

background image

 

34 

musi by  synem samego czarta, przybł d , który przy pomocy diabelskich 

sztuczek uwiódł nasze dzieci i wnuki, jego przeklinam i jego imi  przeklinam, i 

dusz  jego i ciało przeklinam, dowiedz si  - mówił - nie mamy ju  ani dzieci, ani 

wnuków, inne wsie dokoła te  si  wyludniły z dzieci i z wnuków, wszystkich ten 

przekl ty przybł da op tał i zaraził swoim szale stwem, spójrz - podniósł obie 

trz s ce si  dłonie, w jednej trzymaj c kij - popatrz na te r ce, ju  nigdy te r ce 

nie opr  si  o rami  wnuka i nigdy te r ce nie b d  błogosławi  wnuczki id cej za 

m , odjechałem nie rzekłszy słowa, wszystko ju  wiedziałem i wiedziałem tak e, 

e ju  nie wróc  do Chartres, stało si  to, czego nie nazywaj c pragn łem, i znów, 

gdy to si  stało, nie czułem ulgi, w puszczy dogoniła mnie Blanka, jej ko  był 

zgrzany i pian  miał na pysku, ale po niej nie było zna  zm czenia, powiedziała: 

wszystkie dzieci wyszły dzi  rano z Chartres, wiem - powiedziałem, mówi  - znów 

si  odezwała po chwili milczenia -  e na czele ogromnej i wci  coraz wi kszej 

rzeszy dzieci idzie przez kraj przemawiaj c po wsiach i miasteczkach: objawił mi 

Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej  lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci 

chrze cija skie okazały łask  i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, wiem - 

przerwałem jej i on, zamkni ty na wieki w ci kiej trumnie, on bez oddechu i 

słowa, id cy w szum i w chłód  miertelnych wód, pó niej wyrzucony przez nie na 

pusty brzeg, aby spocz  wreszcie na wieki w ci kiej trumnie, on znów stał przy 

mnie obok, przez dwie noce i dwa dni jechali my kilkakrotnie zmieniaj c 

kierunek, poniewa  ró ne słuchy chodziły mi dzy lud mi, któr dy posuwa si  

owa krucjata, krucjata bez niego, spoczywaj cego w ci kiej trumnie, ale z jego 

pragnie  zrodzona, z ciemnych  dz jego ciała teraz gnij cego w ci kiej trumnie 

zrodzona, a  wreszcie trzeciego dnia, w samo południe, gdy wyjechali my z lasu, 

zobaczyłem ich pod ogromnym niebem i w takiej mnogo ci, i  cała w dole 

równina zdawała si  płyn  w ród powolnego falowania, krzy e, chor gwie i 

feretrony połyskiwały w sło cu wznosz c si  ponad t  płyn c  równin , one 

równie  wolno posuwały si  naprzód, tworz c z nieprzebranym mrowiem głów 

jedn  cało , ogromny  piew wzbijał si  spo ród tej wolno płyn cej i faluj cej 

równiny, potem, mijaj c ich, widziałem ju  tylko poszarzał  biel sukienek i tunik, 

twarze ogorzałe od wiosennego sło ca, stłoczone jedna przy drugiej, twarze 

tysi ca dziewcz t i chłopców, czerwone i spotniałe, z otwartymi szeroko ustami, z 

ustami, które  piewały, lecz które mnie przeje d aj cemu obok wydawały si  

otwartymi na skutek zdumienia parali uj cego te drobne ciała w poszarzałych 

białych sukienkach i zgrzebnych wiejskich tunikach, ci ki pył wzbijał si  spod 

tysi cy bosych stóp, sucha, nagrzana ziemia dymiła pod ich stopami, szli stłoczeni, 

twarz przy twarzy, rami  przy ramieniu, ciało przy ciele, stłoczeni w ogromne i 

o lepłe stado, o lepłe, poniewa  nie widzieli ani nieba, ani ziemi, mogli widzie  

tylko głowy i ramiona id cych przed nimi, szli stłoczeni, jakby z blisko ci swych 

ciał czerpali siły do dalszej i nieznanej drogi, a wrzask tysi cy dziecinnych 

głosów, wrzask, który wydobywał si  z tysi cy otwartych w zdumieniu ust, 

rozdzierał rozległ  przestrze  ponad tym stłoczonym i wolno w ród kurzu, upału 

i sło ca posuwaj cym si  mrowiem, on szedł na czele tej faluj cej i naprzód si  

posuwaj cej równiny, z wrzaskiem chóralnych  piewów za sob , ale sam 

spokojny i cichy, lekko bosymi stopami dotykaj cy ziemi, prosty i z nieruchom , 

on jedyny ze wszystkich, równin  przed zamy lonymi oczami, widziałem go po 

background image

 

35 

raz trzeci, lecz po raz pierwszy w  wietle dnia, wydał mi si  tak samotnie id cy 

młodszym ni  wówczas, gdy go widziałem w ród cieni nocy, podjechałem ku 

niemu i wówczas on si  zatrzymał, zatrzymał si  równie  cały pochód i  piew 

powoli pocz ł przycicha , poznajesz mnie? - spytałem, tak - odpowiedział i była 

ju  teraz cisza, zeskoczyłem z mego konia i powiedziałem: nie chciałe  pój  ze 

mn , wi c ja pójd  z tob , a mówi c to my lałem: nikt bardziej ni  ty nie 

potrzebuje miło ci i opieki, nikt bardziej ni  ty nie zna  ycia i nie zna ludzi, jeste  

kruchy jak łza i samotniejszy od wszystkich samotnych ludzi na  wiecie, bardziej 

zagubiony ni  ktokolwiek z zabł kanych na  wiecie, samotny i zagubiony, cho  

idzie za tob  ogromny tłum, nikt bardziej ni  ty nie potrzebuje miło ci i opieki, 

powiedziałem do Blanki: zejd  z konia, a gdy bez słowa uczyniła to, czego 

za dałem, wzi łem jej wierzchowca za uzd , cugle swego białego andaluzyjczyka 

drug  dłoni  schwyciłem i oba konie podprowadziłem ku Jakubowi, wybierz, 

którego wolisz - powiedziałem - je eli jeste  wodzem krucjaty, nie mo esz i  

pieszo, jak wszyscy, wybierz tego, który ci si  bardziej podoba, a ja b d  jecha  

przy twoim boku i b d  spełnia  wszystkie twoje rozkazy, stał przede mn  nie 

dalej ni  o krok, drobny i jasnowłosy, samotny i zagubiony, nawet w swej 

pi kno ci samotny, bliski i bardziej daleki ni  kiedykolwiek przedtem, 

powiedziałem cicho,  eby  ciszy  w swoim głosie rozpacz: zrób, o co ci  prosz , 

on, gdyby  ył, uczyniłby to samo, chwil  milczał, potem powiedział: nie, b d  

szedł pieszo, jak wszyscy, ale ty, je eli chcesz, mo esz jecha  na swoim 

wierzchowcu, wówczas bez słowa wyci gn łem z pochwy mój krótki my liwski 

mieczyk i jednym pchni ciem wbiłem a  po r koje  jego ostrze w gładk  i 

l ni c  szyj  mego andaluzyjczyka, le ał u moich stóp ju  z bielmem  mierci w 

oczach, biały i ogromny, dreszcze konania wstrz sały jego brzuchem i smukłymi 

nogami, a kiedy schyliłem si  nad nim i wyci gn łem ostrze z szyi, krew 

gwałtownym strumieniem pocz ła płyn  z rany, daj - powiedziała Blanka 

wyci gaj c r k  po mój mieczyk, bez słowa odsun łem j  ramieniem i drugiego 

wierzchowca odprowadziwszy na bok, zdj łem z niego siodło, cisn łem je na pole, 

potem uwolniłem go z w dzidła, miał rozszerzone chrapy i niespokojnie strzygł 

uszami, poniewa  czuł bliski odór krwi, rzemienn  uzd  ostro go po zadzie 

smagn łem, wtedy wspi ł si  gwałtownie i raz jeszcze uderzony, poderwał si  do 

ucieczki, patrzyłem za nim chwil , p dził jak oszalały płask  równin  i  ółty 

tuman kurzu wzbijał si  spod jego kopyt, przy Jakubie, ci ki odór  wie ej krwi 

nasycał nagrzane powietrze, stał przy Jakubie chłopiec ciemnowłosy, o du ych, 

ciemnych i wilgotnych oczach, miał na sobie ciemnozielon , do połowy łydek 

si gaj c  sukni  wełnian , jakie zwykli byli nosi  mieszczanie, powiedział: nic nie 

jedli my od wczoraj, Jakubie, jeste my głodni, pozwól nam to zrobi , 

powiedziałem: pozwól im to zrobi , ujrzałem w tym momencie dziewczyn , która 

stała nie opodal, była bardzo pi kna, jasna i łzy spływały po jej policzkach, 

pó niej dowiedziałem si ,  e ma na imi  Maud i kocha Jakuba, i ona go wsparła, 

gdy samotniejszy od najbardziej samotnego człowieka na ziemi mówił po raz 

pierwszy: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej  lepoty królów, 

ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask  i miłosierdzie dla miasta 

Jerozolimy, nienawidziłem jej w tej chwili, nienawidziłem jej łez i wtedy jeszcze 

raz powtórzyłem: je eli s  głodni, pozwól im to zrobi , poniewa  nie musz  by  

background image

 

36 

głodni, starczy mi sa dla wszystkich, płon ło ogromne ognisko w samo południe, 

po rodku pustej i sło cem palonej równiny, wtedy po raz pierwszy, cho  go 

widziałem ju  trzeci raz, dostrzegłem na jego prawej dłoni ten pier cie , głupcze - 

pomy lałem patrz c na ognisko, dokoła którego jak olbrzymie  my biegali 

chłopcy w tunikach zaledwie okrywaj cych ich nago , inni  ci gali z ko skiej 

padliny skór  - głupcze, dło , któr  zdobił ten pier cie , gnije teraz w ci kiej 

trumnie, a przecie  ona mnie co noc obejmowała, ona bł dziła w ciemno ciach po 

moim ciele, głupcze - zapach krwistego mi sa wypełniał nagrzane sło cem 

powietrze - głupcze, kogo kochasz i kogo pragniesz?, gdy rozszarpali pomi dzy 

sob  nie do  upieczone, prawie surowe mi so, powiedziałem: ka  im  piewa , i 

uczynił to, jeszcze  wie  krwi  zwilgotniałe ko ci nie zd yły obeschn  i roje 

ci kich much gromadziły si  nad nimi, kiedy, wybacz, ojcze - powiedział - moje 

długie milczenie, lecz kiedy moja spowied  pocz ła dobiega  ko ca i ju  tylko w 

kilku zdaniach mog  opowiedzie  dalsze moje dzieje, pomy lałem,  e u kresu 

mojej spowiedzi powinienem jeszcze raz cofn  si  w przeszło , aby wróciwszy 

do niej utwierdzi  si  we własnym sumieniu, czy niczego z niej nie zataiłem i 

wszystko tak rzeczywi cie opowiedziałem, jak było, nie odnalazłem mego 

dobroczy cy i opiekuna w szałasie pasterza Jakuba, odnalazłem go dopiero nad 

ranem, poniewa  przez noc bł dził w okolicy, nie mog c odnale  wła ciwej 

drogi, wracali my wczesn  godzin  porann  do Chartres i wtedy stało si  to 

niczym nie odkupione nieszcz cie, ci kie i w całej swojej szorstkiej grubo ci 

nawilgłe sukno habitu wci  obejmowało jego ciało przenikliwym i natarczywym 

chłodem, my lał, ci ko wdeptuj c w wilgotn  ziemi  swoje obrz kni te stopy: 

stary i ju  chc c tyle tylko zachowa  pragnie , aby wchodz cych w  ycie ochroni  

przed bł dami młodo ci własnej, ja, którego ciała ju  nikt nie mo e po da , ale 

równie  i ja, który w swoim dogasaj cym ciele, w ciele okrytym usychaj c  skór , 

wci  odczuwam błogosławione i rozpaczliwe dreszcze po dania, ja, którego nikt 

nie zapragnie wzi  w ramiona, aby na moich usychaj cych wargach zło y  

pocałunek i ustami młodo ci obj  moje usta ju  usychaj ce, ja, oszukuj cy 

samego siebie i oszukuj cy tych, których mog  oszukiwa , aby oszuka  samego 

siebie,  mierci  przywoływany, a wci  pogr enia w młodo ci spragniony, nigdy 

nie zaspokojony, bowiem  ciganie uciekaj cej młodo ci nigdy nie mo e by  

zaspokojone, ja, który odrzuciłem wszystkie przywileje i bogactwa i imi  moje 

zatarłem, jak zaciera si  zdradziecki  lad, Bo e, zmiłuj si  nade mn , ja, który w 

pysze fałszywej pokory i  cigany fałszyw  konieczno ci  słu enia wzi łem na 

swoje ramiona ci ar ponad moje siły, my lałem: je li istotnie Bóg dotkn ł swym 

palcem martwej ziemi i z ziemi podniosła si  młodo  obiecuj ca spełnienia, 

których nikt z  ywych spełni  nie umiał, Bo e, niech si  tak stanie, my lałem: ja, 

któremu nie jest obcy  aden grzech, a który znam do ostatniego oddechu wszelkie 

zabł kanie, ja, który mimo mojego habitu i mojej usychaj cej skóry, i moich 

starczych warg, i stóp, które s  obraz  rado ci i harmonii, znam równie dobrze 

dno ciemnych przepa ci, jak urojone blaski t sknot, ja, wielki i wszechmog cy 

Bo e, słyszałem go, gdy my lał: wielki i wszechmog cy Bo e, którego nigdy nie 

było i nie ma, wielki Bo e, który istniejesz tylko poprzez nasze nieszcz cia, 

słyszałem wszystkie jego my li, poniewa  w jego milczeniu odnajdywałem samego 

siebie, ja, któremu zaufało tysi c niewinnych dzieci, poniewa  wszyscy, którzy 

background image

 

37 

zwierzali mi swoje grzechy, istotnie byli dzie mi i ich niewinno  była rzeczywist  

niewinno ci  ich ciał, nie dusz, poniewa  dusz jeszcze nie maj , gdyby mieli 

dusze, nie byliby ju  niewinni, ale równie  ja, którego w ostatnich godzinach 

przebudzono nagle ze snu złudnych nadziei, poniewa , sam pełen mrocznych 

pragnie , w tym tylko celu stan łem naprzeciw pochodowi młodo ci, aby siebie w 

wyznaniach odnale  i siebie cudzymi pragnieniami jeszcze raz i mo e ju  ostatni 

raz przywoła  do stanu radosnego oddania, ja przecie  usłyszałem w tych 

ostatnich godzinach tyle wyzna  prawdy i tak wiele kłamstwa, i równie wiele 

milczenia zapieraj cego si  i kłamstwa, i prawdy, i  wszystko wiedz c kłami , 

poniewa  wszystko wiedz c nie wiem, co mam uczyni  z t  wiedz , spraw, Bo e, 

aby si  nie spełnił mój okrutny sen i aby bramy Jerozolimy nie stały si  martw  

pustyni , idzie teraz obok mnie i mówi słowa, w których nie ma nic prócz 

kłamstwa, myl  si , poniewa  to, co mi teraz wyznaje, nie jest kłamstwem, lecz 

dalekim jak  wiatło gwiazdy odblaskiem utajonej prawdy, jeszcze mnie na to nie 

sta , za chwil , gdy umilknie, podnios  dło , aby pobłogosławi  go i z grzechów 

rozgrzeszy , ale nie jego, tylko siebie i dla siebie, nie dla niego wypraszam 

rozgrzeszenie, wszyscy, którzy kłami , czyni  to ze słabo ci i ze strachu, jego 

kłamstwa s  moimi kłamstwami, teraz podnosz  dło  i mówi : niech Bóg 

wszechmog cy rozgrzeszy ci twoje winy, tak jak ja je rozgrzeszam w imi  ojca i 

syna, i ducha  wi tego, ojcze - powiedział Aleksy Melissen - teraz, gdy ju  jestem 

z moich grzechów oczyszczony, pozwól, ojcze,  e zwróc  si  do ciebie z pro b , 

ju  wszyscy, którzy pod amy do dalekiej Jerozolimy, wyznali my ci swoje 

grzechy i mamy twoje rozgrzeszenie i błogosławie stwo, tylko jeden człowiek nie 

odbył jeszcze spowiedzi i tym człowiekiem jest Jakub z Cloyes, wiem,  e u stopni 

konfesjonału wszyscy jeste my równi, ale je li tak jest, i  tylko jednego z nas 

wybrał Bóg, aby poprzez niego i jego ustami do nas przemówi , a tym jednym 

wybranym jest wła nie on, Jakub z Cloyes, przywódca i nas wszystkich, i tych, 

którzy si  do nas przył cz , uczy , ojcze, tak, aby  go w oczach wszystkich 

pod aj cych za nim wyró nił, czy  ju  nie został wyró niony? - spytał stary 

człowiek, dlatego prosz  ci ,  eby  si  zatrzymał i zaczekał, a  on do ciebie 

podejdzie, a gdy to uczyni,  eby  go pobłogosławił, nie on, ojcze, potrzebuje tego, 

jest skromny i czysty i nie ma w nim pychy, nam potwierdzenie jego wyró nienia 

jest potrzebne, dlatego prosz  ci , ojcze, o to nie dla niego, lecz dla nas, my lał, 

wci  swoje zm czone stopy wdeptuj c w wilgotn  ziemi : ju  teraz powinienem 

si  zatrzyma  i całym sob , cho  jestem sam, powstrzyma  ten pochód 

szale stwa, szale stwa i niewinno ci, szale stwa i  dz,  dz i kłamstw, ale 

jeszcze nie mam do  sił, aby przeciwstawi  si  moim nadziejom i pragnieniom, 

szukałem  ródła i znalazłem je zatrute, szukałem ucieczki od samego siebie i w tej 

ucieczce, w ucieczce od siebie, od siebie oderwa  si  nie mog , tu szukałem 

wsparcia dla moich umieraj cych nadziei, w młodo ci szukałem wsparcia dla 

mojej dogorywaj cej staro ci, ale jeszcze brak mi odwagi, aby to wszystko 

przekre li  i pozwoli  si  ogarn  ostatecznym ciemno ciom, i ju  bez nadziei, 

lecz ze jej spragniony, poniewa  ostatni  nadziej  nie jest ona, lecz potrzeba jej 

posiadania, i łatwiej wszystkie nadzieje pogrzeba , łatwiej patrze  na konanie 

wszystkich nadziei ni  potrzeb  posiadania nadziei w sobie u mierci , ty, który w 

nie istniej cych latach powiedziałe : panie, odsu  ode mnie ten kielich goryczy, 

background image

 

38 

wybacz,  e i ja, nie na krzy u rozpi ty, lecz do ci szej od krzy a młodo ci 

przywi zany, stawał si  wczesny wiosenny zmierzch i ju  pierwsze cienie 

kwietniowej nocy kła  si  poczynał rozległ  równin  pierwszymi cieniami, lecz 

jeszcze w poblaskach gin cego sło ca nasycaj c ziemi , powietrze i niebo, wi c 

gdy powoli nadchodził pierwszy wiosenny zmierzch i mgły po ulewie, która biła 

ziemi , wznosiły si  z ziemi zacieraj c kształt i ziemi, i nieba, i swój własny, gdy 

przy stoj cym w milczeniu starym człowieku Aleksy podniósł rami  i na ten jego 

ruch wszystko nagle zamarło, tylko ku krzy om, chor gwiom i feretronom, 

znieruchomiałym nad nieruchom  mnogo ci  głów i ramion, wznosiły si  

podobne do ko cielnych kadzideł powolne opary mgieł, ostatni poblask sło ca 

u yczał im ostatnich, ju  zamieraj cych poblasków, była cisza, wszystko było 

cisz  i bezruchem, wówczas Jakub, w swojej płóciennej tunice, nie okrywaj cej 

nago ci jego ramion i nóg, ale w purpurowym płaszczu na nagich ramionach, 

pocz ł i  ku staremu człowiekowi, który stał po rodku drogi, twarz  ku id cemu 

zwrócony, ogromny w swym ci kim habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny 

nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, , drobny i jasnowłosy, swym 

chłopi cym krokiem, lecz takie sprawiaj c wra enie, i  nie po równej ziemi idzie, 

lecz po wysokich i niewidzialnych stopniach zd a ku wysokiemu, wybranemu 

spo ród wielu tysi cy celowi, który tylko jemu odsłania swoje tajemne istnienie, 

zatrzymał si  o krok przed starym człowiekiem, który wci  stał nieruchomy i na 

niego czekał, stał przed nim, drobny i jasnowłosy, okryty purpurowym 

płaszczem, lecz nim ukl kł, podniósł obie dłonie, aby zsun  z ramion płaszcz, 

Aleksy obok czuwaj cy podj ł go z ziemi i wtedy wszyscy, którzy w ciasnej i 

znieruchomiałej gromadzie stali w ród równiny nasyconej pierwszymi cieniami 

wiosennej nocy, mogli zobaczy , i  ten, który w ci gu długich trzech dni 

wysłuchiwał ich grzechów i potem rozgrzeszenia udzielał i błogosławił, teraz, 

ogromny w swym ci kim brunatnym habicie na tle płaskiej i milcz cej równiny 

nasycanej pierwszymi cieniami wiosennej nocy, podnosi swoj  dło  i znak 

błogosławie stwa powoli kre li ponad głow  tego, który przed nim kl czy, wiem 

ju  teraz - my lał -  e nie Bóg kieruje moj  dłoni , tylko złudna nadzieja,  e w 

młodo ci odnajd  sens i porz dek  wiata, za chwil , gdy on zacznie mówi , b d  

musiał porzuci  wszelk  nadziej , nawet pragnienie posiadania nadziei, a jedyne, 

co mi pozostanie do uczynienia, id c u jego boku Jakub mówił: moje imi  jest 

Jakub, nazywaj  mnie Jakubem z Cloyes, ale nie wiem, gdzie si  urodziłem, 

poniewa  nie mam matki ani ojca, przed pi tnastoma laty znaleziono mnie 

niemowl ciem u drzwi ko cioła w Cloyes, a poniewa  był to dzie   wi tego 

Jakuba, ochrzczono mnie tym imieniem - drobny i jasnowłosy szedł u boku 

starego człowieka lekko ku niemu pochylaj c głow , cie  długich rz s padał mu 

na policzki, poniewa  powieki miał półprzymkni te, mówił w skupieniu i 

półgłosem: moje  ycie zacz ło si  bardzo niedawno, kiedy jednej nocy nie mog c 

zasn  usłyszałem tu  obok siebie w ciemno ciach nocy głos, który mówił: opu , 

Jakubie, swój szałas, id  pomi dzy dzieci i gdziekolwiek je znajdziesz, w małej 

czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił mi Bóg wszechmog cy, aby wobec 

bezdusznej  lepoty królów, ksi

t i rycerzy dzieci chrze cija skie okazały łask  i 

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, które jest w r kach poga skich Turków, was 

wybrał Bóg wszechmog cy, poniewa  ponad wszelkie pot gi na ziemi i morzu 

background image

 

39 

ufna wiara oraz niewinno  dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , zmiłujcie si  

nad Ziemi   wi t  i samotnym grobem Jezusa, to mi mówił głos w ciemno ciach 

nocy, kiedy nie mogłem spa , a poniewa  rozpoznałem w łosie głos człowieka, 

który pierwszy i jedyny odsłonił przede mn  nieszcz sny los miasta Jerozolimy 

oraz samotno  grobu Jezusa, i przedtem  yj cy jak  lepy i głuchy, dopiero dzi ki 

temu człowiekowi przejrzałem i pocz łem słysze , wi c gdy jego głos rozpoznałem 

w głosie mówi cym do mnie w ród ciemno ci nocy i gdy ten sam głos równie  i 

nast pnych nocy wzywał mnie i przynaglał do spełnienia tego, czego  dał, nie 

mogłem nie by  mu posłusznym i nie pój  za jego wezwaniem, człowiekiem, 

który pierwszy odsłonił przede mn  los miasta Jerozolimy, był sławny rycerz, 

Ludwik z Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, to on, nim gwałtowna  mier  

wyrwała go spo ród  yj cych, on, ojcze, to uczynił,  e przedtem  lepy i głuchy, 

nagle przejrzałem i pocz łem słysze , szli chwil  w milczeniu, gdybym był przy 

nim, potrafiłbym go uratowa  - my lał Jakub, nie kłamstwa, lecz prawda niszczy 

nadziej  - my lał stary człowiek, ale wci  nie wiedział, co powinien uczyni , 

Jakub mówił dalej: po raz pierwszy w  yciu, a zarazem ostatni, poniewa   ywym 

nigdy go ju  nie miałem widzie , ujrzałem go tej wiosny jednego wieczora, gdy 

nasze trzody zeszły ju  z pastwiska i zostawszy sam rozpaliłem ognisko w pobli u 

mego szałasu, stałem wła nie pochylony nad ogniskiem, kiedy na swym czarnym, 

wspaniałym rumaku zjawił si  przede mn  zupełnie niespodziewanie, nie 

wiedziałem, kim był, nigdy go przedtem nie widziałem, z postawy i z ubioru 

wygl dał na szlachetnie urodzonego rycerza, pami tam: miał na sobie dług , 

ciemnozielon  jedwabn  sukni , na niej, pod czarnym płaszczem, fioletow  szat  

podbit  futrem popielic, twarz miał jeszcze niestar , cho  pooran  ciemnymi 

bruzdami, w sk  i such , o ostrym nosie i oczach gł boko osadzonych, a tak 

jasnych, i  wydawały si  nagimi, nie jest szcz liwy - pomy lałem patrz c na 

niego, spytał mnie po chwili milczenia: jeste  pasterzem?, tak, panie - 

powiedziałem, jak ci na imi ?, a gdy powiedziałem,  e Jakub, wskazał r k  na 

szałas i spytał: to twój szałas?, tak, panie - odpowiedziałem, a twoi towarzysze?, 

we wsi nocuj  - odpowiedziałem - to jest tylko mój szałas, wtedy zsiadł z konia i 

podszedł do ogniska, zmarzłe ? - powiedział wyci gaj c obie dłonie ku ognisku, 

nie - powiedziałem - lubi  patrze  na ogie , a gdy milczał, wci  grzej c dłonie 

nad ogniskiem, o mieliłem si  spyta : musieli cie zabł dzi , panie?, znasz drog  

do Chartres?, Chartres jest tam - powiedziałem wskazuj c r k  - tam gdzie 

gwiazda północna, je eli ruszycie zaraz w drog , b dziecie w Chartres nad 

ranem, noc była bardzo jasna, bo ju  pełnia ksi yca wznosiła si  nad ł kami w 

dole, pomy lałem,  e zaraz odjedzie, i zapragn łem, aby tego nie uczynił, byłe  w 

Chartres? - spytał, nie, panie - odpowiedziałem - nigdy w Chartres nie byłem, ale 

chciałbym zobaczy  ko ciół, który buduje hrabia Ludwik, poniewa  mówi  

ludzie,  e b dzie to najpi kniejszy ko ciół na  wiecie, przygl dał mi si  chwil  w 

milczeniu, potem powiedział: hrabia Ludwik? któ  to jest hrabia Ludwik?, 

zrozumiałem wówczas,  e po raz pierwszy musiał si  znale  w naszych stronach, 

i powiedziałem: jest panem całej tej ziemi, panem Vendôme, hrabi  na Chartres i 

Blois, tylko tyle? - powiedział, o nie! - zawołałemjest sławnym rycerzem, zło ył 

przysi g ,  e zdob dzie Jerozolim  i uwolni z r k pogan grób Jezusa, naraz z 

gł bi nocy dobiegły skoczne d wi ki lutni, wtórowały im taneczne b benki i g le, 

background image

 

40 

zabawa jest w naszej wsi - powiedziałem, poniewa  rzeczywi cie tego wieczora 

była u nas zabawa, był  lub Agnieszki, starszej siostry Maud, znów pomy lałem, 

e zaraz ruszy w dalsz  drog , i powiedziałem: je eli nie chcecie jecha  noc , w 

Cloyes znajdziecie wygodny spoczynek, wolałbym z twojej go ciny skorzysta  - 

powiedział na to, a mnie serce mocniej zabiło,  artujecie, panie, mój szałas jest 

ubogi, nie lubisz go?, przeciwnie - zawołałem - kocham go, u miechn ł si  wtedy i 

jego jasne oczy wydały mi si  jeszcze ja niejsze, zatem twoje uczucia czyni  go 

bogatym - powiedział - pomy l, co po wspaniało ciach obdarzanych niech ci  lub 

pogard ? bogactwo traci wówczas blask, pi kno urod , pot ga sił , tylko miło  

potrafi ka d  rzecz, nawet najskromniejsz , uczyni  pi kn , pami tam,  e chciał 

mówi  dalej, powiedział: miło , ale umilkł, poniewa  nie nazbyt daleko, w 

stronie, z której musiał przyby , rozległ si  ostry d wi k my liwskiego rogu, jego 

poszukuj  - pomy lałem i tak e pomy lałem,  e jeszcze przy  adnym człowieku 

nie było mi tak dobrze jak przy nim, którego pierwszy raz w  yciu ujrzałem i nic 

o nim nie wiedziałem, tymczasem on podszedł do swego rumaka i uchwyciwszy 

jego uzd  wprowadził do lasu, słyszałem w ciszy,  e przywi zuje go do drzewa, po 

czym wrócił do ogniska, i wtedy jeszcze raz zabrzmiał głos rogu, Jakubie - 

powiedział - potrafisz zawoła  do  gło no,  eby usłyszał ci  tamten człowiek?, 

szcz liwy,  e  da ode mnie jakiej  przysługi, nawet tak drobnej jak ta, 

u miechn łem si  i z nog  wspart  o kamie , tylko głow  nieco przechyliwszy do 

tyłu, lekko, bo od wielu lat potrafiłem to robi , rzuciłem przed siebie, w cisz  

nocy, przeci gły i gardłowy, pasterski, długo w powietrzu wibruj cy okrzyk, i 

ledwo ten  cichł, jeszcze raz krótko odezwał si  róg, nigdy ju  go nie zobacz  - 

pomy lałem, wówczas on powiedział: za chwil  mój giermek powinien tu przyby , 

ale je li spyta ci , czy przeje d ał t dy samotny rycerz, powiedz mu,  e tak, 

przeje d ał przed paroma godzinami, pytał si  o drog  do Chartres i natychmiast 

odjechał, a wy, panie? - spytałem cicho, nigdy jeszcze, ojcze, w  yciu nie 

skłamałem, ale w tej chwili nie my lałem,  e musz  skłama , czułem tylko rado , 

e mog  uczyni  to, czego ode mnie  da, w twoim szałasie zaczekam - powiedział 

- mój giermek wie,  e lubi  niekiedy by  sam, w Chartres mnie odnajdzie, 

skryjcie si , panie - powiedziałem, poniewa  ju  słycha  było t tent konia, i kiedy 

on wszedł do mego szałasu, t tent szybko si  przybli ał, niebawem na wzgórzu 

wznosz cym si  ponad ogniskiem ukazał si  na skraju puszczy i w po wiacie 

ksi yca je dziec na białym koniu, chwil  tam stał, widziałem,  e podniósł r k  do 

czoła i uwa nie si  dokoła rozejrzał, po czym galopem zjechał po łagodnej 

pochyło ci, wydało mi si  przez chwil ,  e wjedzie wprost na mnie, lecz nie dalej 

ni  o par  kroków ode mnie  ci gn ł lejce tak gwałtownie, i  wierzchowiec pod 

nim, wspi wszy si  przednimi kopytami, przysiadł na zadzie, je dziec był niewiele 

starszy ode mnie, najwy ej szesna cie lat mógł mie , był ciemnowłosy, smagły i 

silnej budowy, miał na sobie krótk  srebrzyst  tunik , obcisłe nogawice z 

zielonego płótna, skórzane ci my, krótki mieczyk u pasa, na ramionach płaszcz 

purpurowy, smukły rumak wci  si  pod nim niecierpliwie rwał, lecz on 

wyprostowany trzymał si  go mocno i chocia  w bezustannym ruchu, ani na 

chwil  nie odrywał ode mnie stoj cego przy ognisku swych ciemnych, 

pochmurnie patrz cych oczu, ty krzykn łe ? - spytał, tak - odpowiedziałem, jak 

si  nazywasz?, Jakub - powiedziałem, a ja jestem Aleksy Melissen - powiedział - 

background image

 

41 

przeje d ał t dy samotny rycerz?, przed paroma godzinami, jeszcze za dnia, i 

co?, pytał o drog  do Chartres, i co? - powtórzył natarczywie, tam jest Chartres - 

wskazałem r k , dawno odjechał? - spytał, natychmiast - odpowiedziałem - 

musiał si  spieszy , tamten wci  nie odrywał ode mnie swych ciemnych, 

pochmurnych oczu, jeste  pewien,  e ów rycerz naprawd  odjechał?, nie 

wierzysz?, wierz  - powiedział i wymin wszy mnie podjechał pod szałas, czemu 

miałbym nie wierzy  - powiedział gło niej, ni  mówił do tej pory - Ludwik z 

Vendôme, hrabia na Chartres i Blois, nie ma powodu, aby ukrywa  si  przed 

swoim wychowankiem i spadkobierc , po czym nagle schylił si  ku ziemi i 

podniósłszy rzemienny harap le cy na trawie, przy wej ciu do szałasu, podjechał 

z tym harapem w r ku do mnie, miałe  słuszno  - powiedział - mój pan istotnie 

musiał si   pieszy , bowiem nawet tej zguby nie zauwa ył, patrzyli my przez 

chwil  na siebie w milczeniu, nie znałem, ojcze, do tej pory uczucia nienawi ci, 

lecz jego w tej chwili nienawidziłem, do zobaczenia, Jakubie - powiedział - jeszcze 

si  spotkamy, i smagn wszy harapem swego wierzchowca pomkn ł zboczem ku 

pastwiskom le cym w dole, tam odwrócił si  i podniósł r k  w moj  stron , lecz 

ja nie poruszyłem si , stałem przy ognisku, płomienie ju  wygasły i tylko resztki 

aru  wieciły słabym poblaskiem, tamten szybko si  teraz oddalał, niebawem 

tylko biały i jak gdyby ponad ziemi  pomykaj cy kształt jego konia majaczył, po 

czym i on zanikn ł w przymglonej przestrzeni, była cisza, wysokie d wi ki lutni 

snuły w oddali skoczn  melodi  taneczn , wci  stałem przy dogasaj cym 

ognisku, a  naraz, nie słysz c kroków, tak musiały by  ciche, ujrzałem u swych 

stóp cie  zbli aj cego si  człowieka, stał chwil  za mn  bez słowa, a  wreszcie 

powiedział półgłosem: dzi kuj  ci, Jakubie, wtedy powiedziałem, i jeszcze chyba 

ciszej ni  on: domy lałem si  w was szlachetnego rycerza, ale nie przypuszczałem, 

e jeste cie panem tak pot nym, wówczas on, wci  stoj c za mn , lecz nie dalej 

ni  o pół kroku, zawołał: ja panem pot nym? wierz mi, tylko złud , złud  i 

pozorem jest moja pot ga, nawet domy li  si  nie mo esz, jak bardzo innym od 

Ludwika istniej cego w twojej wyobra ni jest Ludwik, który stoi przy tobie, 

poniewa  z nas dwóch ty jeste  stokro  od Ludwika bogatszy, jeste  młody, jeste  

pi kny, a spojrzenie twoich oczu zaraz w pierwszej chwili, gdy ci  ujrzałem, 

powiedziało mi,  e masz dusz  równie pi kn  i czyst , wska  mi bogactwa 

wi ksze od tych, które posiadasz, jeszcze przed chwil , gdy stałem w 

ciemno ciach szałasu, wydawałe  mi si  snem nazbyt doskonałym, aby był 

rzeczywisto ci , ale na szcz cie nie jeste  snem, nie myl  mnie zmysły, widz  ci , 

dotykam dłoni  twego ramienia, które wzruszaj co pod moj  dłoni  dr y,  yjesz, 

poruszasz si , oddychasz, istniejesz, a je li si  wydajesz z innej materii 

ukształtowany ni  wszyscy ludzie, to chyba dlatego,  e na skutek swych 

niepoj tych i tajemniczych działa , a szczególnie dzi ki boskiemu natchnieniu, 

które w sobie nosi, natura tylko raz jeden potrafi z powszednich elementów 

stworzy  istot  równie jak ty doskonał , cudown  niepowtarzalno ci  nasycaj c 

zarówno poszczególne elementy, jak i cało , po czym, gdy milczałem, obrócił 

mnie ku sobie delikatnym ruchem i spytał: nikt ci dotychczas nie mówił,  e jeste  

pi kny?, odpowiedziałem: w taki sposób jak wy, panie, nikt, i mówiłem prawd , 

poniewa  nie znałem swojej twarzy i chocia  wiedziałem,  e coraz cz ciej mówi  

o mnie we wsi ju  nie jak dawniej: Jakub Znaleziony, ale Jakub Pi kny, nikt mi 

background image

 

42 

dotychczas o tym w taki sposób jak on nie mówił, widziałem jego twarz tu  przy 

swojej, powiedział po chwili: jest ci to mo e niemiłe?, nic, co wy, panie, mówicie, 

nie jest mi niemiłym - odpowiedziałem, bo tak rzeczywi cie czułem, wtedy poło ył 

mi dło  na ramieniu i powiedział: ju  pó no, czas si  uda  na spoczynek - przez 

moment, poniewa  powieki miał wci  półprzymkni te, a zmierzch wiosenny 

coraz gł bszymi cieniami kładł si  na ziemi , wydało mu si ,  e jest noc i w ród 

jej spokoju i ciszy idzie u boku tamtego człowieka ku pobliskiemu szałasowi, ju  

mieli obaj wej  do niego, gdy chrapliwy wrzask wron przelatuj cych nisko nad 

ziemi  rozja nił ciemno  nocy, był zmierzch w ród rozległej wiosennej równiny, 

słyszał ci ki oddech id cego obok starego człowieka, mówił dalej: potem 

le eli my obok siebie na moim twardym posłaniu, pami tam, mówił: kiedy 

samotny jechałem przez puszcz , byłem  miertelnie smutny,  wiat mi si  wydawał 

jednym ogromnym obszarem n dzy i cierpienia, człowiek istot  zagubion ,  ycie 

bez nadziei, a oto ledwie ci  ujrzałem stoj cego przy ognisku, mrok  wiata 

natychmiast stał si  nie tak ciemny, zagubienie człowieka nie tak ostateczne,  ycie 

nie całkiem wystygłe, pomy l, jakie bogactwa w sobie posiadasz, je li samym 

swym istnieniem mo esz wskrzesza  nadziej , zabija  nadziej  - my lał stary 

człowiek - poniewa  nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadziej , i ju  prawie 

wiedział, co powinien uczyni , cho  jeszcze nie wiedział, czy to uczyni  potrafi, 

le ałem na wznak, z otwartymi oczami, maj c nad sob  ciemno , a ponad ni  

mgli cie poprzez sklepienie szałasu prze wituj c  po wiat  ksi yca, ju  chciałem 

powiedzie : nie znasz mnie, panie, gdy usłyszałem na dworze cichy szelest czyich  

kroków, wtedy wstałem i wyszedłem na dwór, od razu w dziewczynie stoj cej 

przede mn  poznałem Blank , czego szukasz? - spytałem, ciebie - odpowiedziała - 

pocałuj mnie, a kiedy milczałem, podeszła bli ej, głupia Maud - powiedziała - leje 

łzy dlatego,  e ci  nie ma na zabawie i nie mo e za tob  t sknie wodzi  oczami, ale 

ja jestem inna ni  ona i nie potrzebuj ,  eby  za mn  wodził oczami, wystarcz  mi 

ciemno ci twego szałasu, mo esz mnie nie widzie  i ja mog  nie widzie  ciebie, 

wystarczy mi,  e mnie we miesz tak, jak m czyzna bierze kobiet , id  - 

powiedziałem, boisz si ? - za miała si  - je eli jeszcze nie miałe   adnej 

dziewczyny, ja ci  naucz , zobaczysz,  e gdy we mnie wejdziesz, b dziesz to chciał 

powtarza  ze mn  co noc, id  - powtórzyłem, stała tak blisko, i  widziałem, jak 

zbladła i oczy jej zw ziły si  i pociemniały, kto jest w twoim szałasie? - spytała, 

nikt - odpowiedziałem, kłamiesz - i chciała mnie uderzy , lecz nim zd yła to 

uczyni , przychwyciłem jej r k  w przegubie, szarpn ła si , pu  - powiedziała i 

kiedy rozlu niłem palce, powiedziała szybko oddychaj c: b dziesz mnie jeszcze 

na kolanach błaga ,  eby mnie wzi , i ju  nie musiałem po raz trzeci powiedzie : 

id , poniewa  gwałtownie si  ode mnie odwróciwszy pocz ła zbiega  ku ł kom w 

dole, chwil  jeszcze stałem, a gdy przestałem j  widzie , wróciłem do szałasu i 

poło yłem si  na posłaniu, nie widziałem go, ale wiedziałem,  e nie  pi, długo 

le eli my obok siebie w milczeniu, wreszcie spytał: to była twoja dziewczyna?, nie 

mam dziewczyny - odpowiedziałem, dlaczego? - spytał, nie wiem - 

odpowiedziałem - chyba dlatego,  e  adnej nie kocham, ciebie kochaj  - 

powiedział, nie wiem - odrzekłem, po czym znów była cisza, słyszałem  wierszcze 

piewaj ce w ród traw dokoła szałasu, my lałem: nie wiem, kim był mój ojciec, 

chciałbym, aby on był moim ojcem, zasypiasz? - spytał cicho, panie, mnie te  

background image

 

43 

odeszła senno  - powiedział i wyczułem,  e obie dłonie podło ył sobie pod głow , 

twoi rodzice czy  yj ? - spytał, nic nie wiem o moich rodzicach - mówiłem - nie 

wiem, kim był mój ojciec i kim była moja matka, opowiadał mi kiedy  jeden stary 

człowiek z naszej wsi, stary ko cielny,  e gdy mnie znaleziono niemowl ciem u 

drzwi ko cioła, była akurat krótka burza, a potem zaraz wyjrzało sło ce i wielka 

t cza ukazała si  na niebie, mógłby  by  moim synem - powiedział - chciałbym 

mie  takiego syna jak ty, wiedziałbym,  e mo e osi gn  to, czego ja dokona  nie 

potrafiłem, czułem,  e łzy zbieraj  mi si  pod otwartymi powiekami, było mi 

dobrze jak jeszcze nigdy w  yciu, nie znasz mnie, panie - powiedziałem, wówczas 

on powiedział: je eli drugi człowiek jest tylko ciemn  tajemnic , trudno go 

pokocha , ale je li nie ma w nim nic z tajemnicy, równie  kocha  go niepodobna, 

poniewa  miło  jest poszukiwaniem i odkrywaniem, d eniem i niepewno ci , 

po piechem i oczekiwaniem, niecierpliwym, ale zawsze oczekiwaniem, jest owym 

szczególnym i jedynym stanem pragnie  i po da , czystych i mrocznych, 

szczególnym i jedynym stanem pragnie  i po da , które d

c do zaspokojenia 

domagaj  si  nieprzekroczenia ostatecznej granicy ostatecznego zaspokojenia, 

bowiem miło , cała z racji swej natury b d c gwałtown  potrzeb  zaspokojenia, 

nie jest nim, nie jest zaspokojeniem, i nigdy nim sta  si  nie mo e, gdybym ci  

znał, nie mógłbym zło y  w tobie moich pragnie , poniewa  one  daj  dla siebie 

niewiadomej miary, ale gdybym nic o tobie nie wiedział i nic nie potrafiłbym 

sobie o tobie dopowiedzie , równie  cofn łbym si  przed tob  jak przed 

zdradzieck  przepa ci  w górach albo przed gwałtownym wirem rzeki, miło  

jest wołaniem i poszukiwaniami, jest zaborcza, ale wszelkie zaspokojenie 

pragnie  zabija j , jest bezustannie spragniona, ale wszelkie zaspokojenie 

pragnie  u mierca j , jest rozpacz  pomi dzy sprzecznymi  ywiołami, jest 

samotno ci  pomi dzy sprzecznymi  ywiołami, ale jest tak e nadziej , ci gle 

nadziej  pomi dzy sprzecznymi  ywiołami - my lał stary człowiek słuchaj c tych 

słów: tobie jednemu, ze wszystkich najbardziej czystemu i niewinnemu, tobie, 

który jednego słowa nie skłamałe  i cienia my li nie zataiłe , tobie jednemu nie 

mog  da  rozgrzeszenia i ciebie jednego nie mog  pobłogosławi  - zapami tałem 

słowo po słowie wszystko, co mówił, poniewa  nie rozumiej c wszystkiego, co 

mówił, słuchałem jego słów jak muzyki, i teraz, u twego boku id c, ojcze, potrafi  

z tamtej nocy, gdy le ałem obok niego, ciemno  maj c ponad otwartymi oczami, 

a jeszcze wy ej mglisty poblask ksi yca prze wituj cy poprzez sklepienie 

szałasu, potrafi  z tej nocy, gdy obok niego le ałem wstrzymuj c oddech, 

powtórzy  ka de słowo, jakby  yły one teraz i tylko teraz obok mnie, 

powiedziałem w pewnej chwili: panie, nigdy nie miałem ojca, wtedy długo milczał 

i wreszcie, nie uczyniwszy  adnego ruchu, aby mnie obj  jak syna, a czego 

pragn łem wszystkimi moimi pragnieniami, powiedział: do wielu wspaniałych 

czynów mo e zd a  tu, na ziemi, chrze cijanin, wielu wspaniałych czynów mo e 

dokona , ale ku czemukolwiek by d ył i czegokolwiek by dokonał, wszystkie 

d enia i czyny musz  podobnie jak gwiazdy, które bledn  przy sło cu, zbledn  

i przygasn  wobec powołania najwy szego, tym za  powołaniem najwy szym 

jest dalekie miasto Jerozolima, a w nim samotny grób Chrystusa, który ku ha bie 

wszystkich chrze cijan i ku niezatartej ha bie ka dego chrze cijanina wci  si  

od wielu lat znajduje w r kach poga skich Turków, Bóg mi  wiadkiem - mówił 

background image

 

44 

pili milczenia - mówi  to nie dlatego, i  od paru wieków, od chwili kiedy 

najwi kszy rycerz chrze cija ski, pan Gotfryd de Bouillon, pierwszy po 

stuleciach upokarzaj cej niewoli przyniósł grobowi Chrystusa wolno , wszyscy 

moi przodkowie, wszyscy hrabiowie na Chartres i Blois, nie szcz dzili mienia oraz 

wszelkich ofiar, aby słu y  grobowi Jezusa w jego zmiennych losach, w godzinach 

jego tryumfu i w godzinach samotnej niewoli, nie dlatego, Bóg mi  wiadkiem, to 

mówi ,  ebym z ofiar i z rycerskiej sławy moich przodków chciał czerpa  

nierozumn  pych , ale dlatego to mówi ,  e ów najwy szy cel przynaglaj cy 

swym wezwaniem sumienie chrze cijanina, samotny grób Chrystusa, poddany 

poga skiej niewoli w dalekiej Jerozolimie, stał przy mnie, odk d si gam 

pami ci , był przy mnie zawsze, a i teraz, gdy ju  wiem, i  nigdy nie wejd  w 

bramy Jerozolimy i nigdy nie zostanie mi dane to szcz cie, aby swoje grzechy i 

winy odkupi  u grobu Chrystusa, teraz ten nieosi galny dla mnie cel, najwy szy 

kształt ofiary i sławy, równie  stoi obok mnie nie dalej, ni  ty le ysz, gdy to mówił 

ciszonym głosem, ale bardzo wyra nie, le ałem obok niego bez ruchu, wci  na 

wznak i z oczami otwartymi, z oddechem w sobie, cały przenikni ty dziwn  

niemoc , niemoc , która była i szcz ciem, i smutkiem, wydało mi si ,  e gdybym 

zamkn ł oczy, natychmiast ujrzałbym pod powiekami pot ne bramy i ogromne 

mury dalekiej Jerozolimy, a po chwili ujrzałbym równie  i samotny grób Jezusa, 

nie zamkn łem jednak oczu, le ałem z oddechem w sobie,  pisz? - zapytał, nie, 

panie - odpowiedziałem, pami tam, długo milczał, nim znów pocz ł mówi , 

mówił: gdy miałem lat niewiele wi cej, ni  ty ich masz teraz, popełniłem du o 

ci kich przewinie , nie wiem, czy ze  lepej wiary zła dokoła siebie nie 

dostrzegaj c, czy te  dlatego,  e zło było we mnie, a ja moj  wiar  chciałem je 

u pi , jakkolwiek było, ofiar  zła si  stałem, czy te  zło z naturalnej potrzeby 

czyniłem, w ród obszarów czasu, które s  poza mn , moje uczynki na zawsze 

pozostan  moimi uczynkami i zarówno ich kształtu, gdy powstawały, jak i ich 

rozlicznych przeobra e  w dalszym trwaniu nie zdoła odmieni  ani moja dobra, 

ani moja zła wola, znów umilkł, pami tam,  e tym razem milczał jeszcze dłu ej 

ni  przedtem, wreszcie znów si  odezwał i mówił: miałem lat niewiele wi cej, ni  

ty ich masz teraz, gdy pocz ł si  spełnia  sen mego dzieci stwa i mojej 

najpierwszej młodo ci, sen  arliwych pragnie  i t sknot, który nagle przyobleka  

si  poczynał kształtem  ycia, ka dy z wielu dni, gdy poprzez obce ziemie 

zd ali my na Wschód, a potem na wenecja skich galerach płyn li my morzem, 

ka dy z tych wielu dni przybli ał mnie do oczekuj cego wyzwolenia grobu 

Chrystusa, nie wiedziałem wówczas, nawet w t  noc wiosenn , gdy my w białych 

płaszczach krzy owców, rycerze Chrystusowi, stali my pod pot nymi murami i 

basztami Konstantynopola zamiast sta  pod murami Jerozolimy i miasto 

chrze cija skie, nios c mu gwałt, ogie  i zniszczenie, zdobywali my zamiast 

szturmowa  mury i wie e Jerozolimy, nawet w t  straszn  noc naszego 

wiarołomstwa i tryumfuj cej  dzy ziemskiego panowania i ziemskich zdobyczy, 

nawet w t  noc zdrady Chrystusa wst puj c i czyni c to samo, co czynili inni 

rycerze, nie wiedziałem,  e a  po ostatni oddech mego  ycia pozbawiam si  

najwy szego i jedynego celu mego  ycia i nic nie zyskuj c wszystko trac , w t  

noc moje dłonie, dotychczas niewinne, przestały by  niewinnymi, poniewa  

splamiła je niewinnie przelana krew, słyszysz mnie? - spytał, tak, panie - 

background image

 

45 

odpowiedziałem, a on mówił: lecz nim si  sko czyła ta haniebna noc zdrady, 

wiarołomstwa i zbrodni, pełna płomieni po arów, krzyku kobiet i j ków 

mordowanych, nim pierwszy wiosenny brzask stan ł nad t  otchłani  zbrodni i 

cierpienia, stało si  tak, i  zrozumiałem,  e nie łami c prawa ludzkie i boskie, nie 

mieczami splamionymi niewinn  krwi  i nie ciemne i ci kie  dze kryj c w sercu 

i w my lach, lecz tylko w zbroi niewinno ci i z czystym sercem pod ow  zbroj  

mo na dotrze  pod bramy Jerozolimy, aby mogły si  otworzy  przed tymi, którzy 

Chrystusowi spoczywaj cemu w samotnym grobie s  najbli si, bowiem mówił: 

błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga ogl daj , i równie  mówił: 

wchod cie przez ciasn  bram , albowiem szeroka brama i przestronna jest droga, 

która wiedzie na zatracenie, a wielu ich jest, którzy przez ni  wchodz , natomiast 

ciasna brama i w ska jest droga, która wiedzie do  ywota, i mało tych jest, którzy 

j  znajduj , wtedy, przed o mioma laty, u ko ca owej najci szej w moim  yciu 

nocy zrozumiałem, jakby mi to Bóg wszechmog cy objawił,  e wobec bezdusznej 

lepoty królów, ksi

t i rycerzy tylko dzieci chrze cija skie mog  okaza  łask  i 

miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, poniewa  ponad wszelkie pot gi na ziemi i na 

morzu ufna wiara oraz niewinno  dzieci najwi kszych dzieł mo e dokona , gdy 

to mówił, zamkn łem oczy i wtedy ciemno ciami ogarni ty, lecz słysz c ka de 

słowo,które on tu  obok mnie w ciemno ciach le cy wypowiadał, po raz pierwszy 

ujrzałem ogromne mury i bramy Jerozolimy, złote dzi ki  wiatłu, które nie wiem, 

sk d si  brało, z s murów, baszt i bram czy ze złotego poblasku, który ponad nimi 

ogarniał powietrze i niebo, potem słyszałem,  e milczy, lecz wci  b d c przy nim 

byłem równie  i pod ogromnymi murami i bramami Jerozolimy, które 

spoczywały pod moimi zamkni tymi powiekami nasycone złot  po wiat , 

posłyszałem nagle jego bliski i łagodny głos:  wita  ju  b dzie niedługo, pora 

zasn , z pierwszym  witem musz  odjecha , wtedy spytałem: czy ujrz  ci  

jeszcze kiedy , panie?, gdyby to tylko ode mnie zale ało - powiedział - mógłby  

by  przy mnie zawsze i a  do ko ca, Aleksy Melissen - powiedziałem - wie,  e 

skłamałem, skłamałem - powiedział -  e Aleksy Melissen jest moim giermkiem, 

istotnie jest moim wychowankiem i chocia  obcego pochodzenia, był do tej pory 

spadkobierc  mojego imienia, powiedz mi, panie - powiedziałem - miasto 

Jeruzalem jest bardzo dalekie?, dalsze, ni  przypuszczasz i ni  mo esz to sobie 

wyobrazi  - odpowiedział - dalsze, ale równie  i bli sze, ni  to mo na zmierzy  

czasem i przestrzeni , które nas od niego dziel , widziałem przed chwil  mury i 

bramy Jerozolimy - powiedziałem i gdy to powiedziałem, była długa cisza,  pij - 

powiedział - a je eli potrafisz czeka , wróc  tu którego  dnia, ale nie noc , jak 

dzisiaj, tylko w samo południe, czy mury i bramy Jerozolimy s  rzeczywi cie 

złote? - spytałem, nie wiem - odpowiedział - nigdy nie widziałem murów i bram 

Jerozolimy i nigdy ich nie zobacz , ale je li ty je takimi widzisz, to na pewno 

trwaj  w dalekim czasie i w przestrzeni w kształcie zgodnym z twoim widzeniem, 

pij - powiedział i wtedy, pami tam, ju  cały snem ogarni ty, snem, który był 

niemoc  pełn  szcz cia i smutku, powiedziałem: b d  czeka , panie, i ju  nic 

wi cej z tej nocy nie pami tam, gdy zbudziłem si  o pierwszym  wicie i jeszcze 

oczy miałem zamkni te, cały jeszcze we  nie, usłyszałem wilgotny gwizd wilgi, 

której wzywanie zawsze mnie o  wicie budziło, ale wówczas, zbudzony ze snu tym 

niedalekim głosem, natychmiast wiedziałem,  e jego obok mnie ju  nie ma, 

background image

 

46 

le ałem na moim posłaniu bardziej sam ni  kiedykolwiek przedtem, chocia  

zawsze budziłem si  w moim szałasie sam, pomy lałem: wszystko to było snem, i 

nawet, kiedy to pomy lałem, zapragn łem,  eby to był tylko sen, ale w tej samej 

chwili, gdy tego zapragn łem, strach mnie ogarn ł, usiadłem na posłaniu i wtedy 

zobaczyłem na mojej r ce drogocenny pier cie , ten sam, który teraz widzisz, 

ojcze, na moim palcu, gdy odchodził, a ja spałem, musiał mi go wsun  na palec, 

wówczas ukl kłem i odmawiaj c porann  modlitw  dzi kowałem Bogu 

wszechmog cemu, nie był sen, a potem, potem przez wiele dni czekałem i byłem 

szcz liwy jak jeszcze nigdy w  yciu, a  wreszcie jednego wieczora przybył Aleksy 

Melissen i gdy mi to powiedział, spytałem: byłe  przy nim?, byłem - odrzekł - 

wiosenne rzeki s  zdradliwe, i nie mogłe  go uratowa ?, nie - powiedział - to si  

stało tak szybko, jak szybko kamie  idzie na dno, my lałem wtedy, gdy to mówił: 

gdybym był przy nim, potrafiłbym go uratowa , a potem, kiedy odszedł i 

zostałem sam, tej nocy, le c bez snu, po raz pierwszy usłyszałem w ciemno ciach 

jego głos, który mówił: opu , Jakubie, swój szałas, id  pomi dzy dzieci i 

gdziekolwiek je znajdziesz, w małej czy licznej gromadzie, powiedz im: objawił 

mi Bóg wszechmog cy, aby wobec bezdusznej  lepoty królów, ksi

t i rycerzy 

dzieci chrze cija skie okazały łask  i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy, mój 

synu - powiedział stary człowiek i zatrzymał si  po rodku drogi, stał w ród 

g stniej cego zmierzchu ogromny i ci ki w swym grubym brunatnym habicie, a 

gdy obrócił si    ku id cym, zatrzymali si  pierwsi, potem ci, co szli za nimi, przez 

chwil  to uspokojenie przenikało a  po ostatnich w pochodzie, teraz ju  prawie 

niewidocznych, stała si  cisza, pomy lał: gdybym był posłuszny tylko memu 

głosowi wewn trznemu, poszedłbym z nimi, wiedz c,  e id  po zgub  własn  i ich 

wszystkich, lecz po drodze do zguby ogarni ty cieniami nadziei, a w chwilach 

szczególnego uniesienia mo e nawet w zł czeniu z ich niewiedz  sam łaski 

niewiedzy dost puj c, tak bym uczynił, gdybym był posłuszny tylko mojemu 

głosowi wewn trznemu, ale oto, innemu głosowi poddany, nie uczyni  tego, co 

chc , ale to, czego nie chc , to uczyni , mój synu - powtórzył, Jakub stał obok z 

pochylon  głow , drobny i jasnowłosy, była cisza, wi c nie musiał głosu zbytnio 

nat a , aby zosta  dosłyszanym przez stoj cych nie opodal w ciasno stłoczonej i 

gin cej po kra cach w oddali gromadzie, mój synu - powiedział i głos mu 

cokolwiek zadr ał - nie mog  ci udzieli  ani błogosławie stwa, ani rozgrzeszenia, 

ujrzał przed sob  pobladł  twarz Jakuba, a w jego oczach zdumienie, które nagle 

zmieniło si  w  miertelny strach, wi c my l c: Bo e, dodaj mi sił, poniewa  nie 

mo e si  sprawdzi  mój okrutny sen, wyci gn ł wszerz ramiona i tak stoj c 

po rodku drogi, ju  prawie w mroku, naprzeciw milcz cej i nieruchomej 

gromady, ogromny i z ramionami wyci gni tymi w poprzek milcz cej i 

nieruchomej gromady, zawołał mocnym głosem: dzieci moje, najmilsi moi, 

cofnijcie si , póki czas, i wró cie do swoich domów, bowiem w imi  Boga 

wszechmog cego i pana naszego Jezusa Chrystusa zabraniam wam i  za tym, 

którego nie mog  ani pobłogosławi , ani da  mu rozgrzeszenia, wtedy Jakub 

krzykn ł głosem skrzywdzonego dziecka: Aleksy!, i gdy tamten, wci  stoj c 

po rodku drogi z rozkrzy owanymi ramionami, wołał: prosz  was i rozkazuj  

wam - słowa pie ni ko cielnej: „O Maria, virga davidica, virginum flos, vitae spes 

unica”, zaintonowane silnym głosem Aleksego, podj ło natychmiast sto głosów 

background image

 

47 

innych, głusz c wołanie starego człowieka stoj cego z rozkrzy owanymi 

ramionami po rodku drogi, pot niał  piew, bowiem po chwili szedł ju  i z 

najodleglejszych kra ców gromady, Jakub stał w ród tego  piewu nieruchomy i 

pobladły, chod  - posłyszał przy sobie głos Aleksego, poczuł jego dło  na swojej i 

wci  ogarni ty pot niej cym dokoła  piewem, poddał si  mocnemu u ciskowi 

tej dłoni, przeszedł jak we  nie obok bezgło nie wołaj cego człowieka, który w 

swym brunatnym habicie stał po rodku drogi z rozkrzy owanymi i nienaturalnie 

długimi ramionami, min ł go wci  z dłoni  bezwładnie spoczywaj c  w silnej 

dłoni Aleksego, przed nimi była noc, i wtedy, gdy tylko chłód wilgotnej ziemi czuł 

pod bosymi stopami, a na dłoni dło  Aleksego, zdał sobie spraw ,  e nie id  sami, 

wielki  piew stał si  nagle jeszcze ogromniejszy, chciał si  zatrzyma , chod  - 

powiedział Aleksy i mocniej  cisn ł jego r k , natomiast stary człowiek z 

ramionami rozkrzy owanymi w g stniej cych ciemno ciach, ogarni ty zewsz d 

piewem dzieci cych głosów, ju  nie samotny po rodku drogi, lecz, sam 

nieruchomy, omijany przez wolno si  posuwaj cy i ciasno stłoczony tłum, wołał, 

przez nikogo nie słyszany, widz c o krok od siebie przesuwaj ce si  głowy, białe 

suknie i nagie ramiona, widz c nad sob  bardziej od zmierzchu czarne krzy e, 

białe chor gwie i niebo nad nimi jeszcze bez gwiazd, wołał: błogosławi  

wszystkich i wszystkich was rozgrzeszam z grzechów ju  popełnionych i z tych, 

które popełnicie, poniewa  gdy nie ma nadziei, tylko pragnienie nadziei, wtedy, 

gdy to wołał, zachwiał si , poniewa  mały i pełen  piewu chłopiec nios cy krzy  

dwukrotnie od siebie wi kszy potr cił krzy em jego wyci gni te rami , poczuł w 

sobie zimny chłód bólu, czuł,  e mu rami , jak złamane skrzydło, bezwładnie 

opada, schylił si ,  eby je z ziemi podj , i cia niej ni  dot d ogarni ty ciepłem 

przesuwaj cych si  dokoła białych sukien, białych tunik i nagich nóg, ale nagle 

ogromny  piew słysz c wy ej ponad sob , ni  go słyszał był do tej pory, upadł na 

kolana i mimo grubego sukna habitu poczuł pod kolanami wilgotn  mi kko  

ziemi, poczuł zapach ziemi, a zaraz potem  lepo macaj cymi dło mi poczuł pod 

dło mi wilgotno  ziemi, błogosławi  was - powiedział bardzo wyra nie, cho  

wilgotn  ziemi  miał tu  przy twarzy, i tak przywi zany do ziemi kolanami i 

dło mi, nic przez moment nie widz c, ale otwartymi ustami wdychaj c wilgotny 

zapach ziemi i wysoko ponad sob  słysz c ogromny  piew powoli przesuwaj cy 

si  w ród ciemno ci, całym sob , całym swym ogromnym i ci kim ciałem 

dotkn ł ziemi, le ał teraz na wznak i oczy miał otwarte, czuł pod głow , pod 

plecami i równie  pod bezsiln  bezwładno ci  nieruchomych nóg, czuł wilgotn  

ziemi , nigdy nie zobacz  Jerozolimy - pomy lał i  piew wysokich dzieci cych 

głosów słyszał na wysoko ciach ju  tak dalekich,  e były mu obce i oboj tne, 

natomiast bose i brudne i potem i ziemi  cuchn ce stopy dzieci ce wchodziły w 

jego brzuch, w jego piersi i ramiona, w jego twarz, wchodziły w niego jak w 

wilgotn  ziemi , le ał na wznak i nagle ciemniej cymi oczami zobaczył ciemno  

zamykaj c  si  bezgło nie ponad nagimi udami i bosymi nogami, które go coraz 

gł biej w wilgotn  ziemi  wdeptywały, pomy lał: nie kłamstwa, lecz prawda 

zabija nadziej , i wówczas, gdy to pomy lał, stała si  ciemno  i w nim, i ponad 

nim, stało si  przera enie, potem strach wi kszy od poprzedniego przera enia, 

wci   ciskaj c dło  Jakuba i wraz z nim id c w gł b nocy,  piewem obaj 

background image

 

48 

ogarni ci, powiedział Aleksy, gdy poczuł,  e dło  Jakuba dr y: je eli rozka esz, 

b dziemy i  cał  noc, id my - powiedział Jakub. 

I szli cał  noc.