background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 13 

 
 
 

Druga szansa

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jórga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc  przed widmem bankructwa, liczy na  to, że 
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów. 

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak  ten  odwodzi  Lenę  od  pomysłu  odwiedzenia  go  w 
Ameryce,  dziewczyna  zaczyna  coraz  bardziej  wątpić  w  jego 
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van 
Dahlena,  dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w 
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia, 
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas 
Lena  poświęca  na  ciężką  pracę,  która  pozwala  jej  w  końcu 
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy 
i  podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga  w  kwestii  kontraktów  z  dystrybutorami  alkoholi.  Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów, 

które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

background image

Na automatycznej sekretarce nagrały się trzy  wiadomości  od 

Thomasa. Lena od razu je skasowała. Była też wiadomość od 
Nancy,  która  prosiła  o  pilny  telefon.  Niech  sobie  czeka.  Nie 
oddzwoni. Nie ma zamiaru wysłuchiwać jej wyrzutów. Niech 
się wyżyje na Thomasie. To przecież on ją zdradził. Lena nie 
wiedziała,  że  Thomas  ma  żonę.  Nie  ma  zamiaru 
usprawiedliwiać  się  teraz  przed  Nancy.  Tę  wiadomość  też 
skasowała. 

Kolejna  wiadomość  była  od  Sylvii.  Obiecała,  że  ponownie 

zadzwoni. Szkoda, że nie było jej w domu, kiedy przyjaciółka 
dzwoniła.  Uspokoiło  ją  trochę  ostatnie  zdanie  Sylvii. 
Zapewniała, że nie musi się o nią martwić, bo - zważywszy na 
okoliczności  -  trzyma  się  dość  dobrze.  Lena  miała  wyrzuty 
sumienia, że pozwoliła Sylvii polecieć samej do Portugalii. Ale 
ona się uparła i powiedziała, że nie chce towarzystwa. 

 

background image

Była jeszcze jedna wiadomość. Znowu od Thomasa? 
Nie, to był pan MacCormick z Domu Aukcyjnego Henderson. 

Prosił  Lenę  o  pilny  telefon.  Dziwne.  Przecież  te  wstrętne 
bohomazy, które Aleks znalazł przypadkowo w starej skrzyni, 
miały  pójść  na  aukcję  w  Nowym  Jorku  dopiero  na  wiosnę. 
Czego  może  od  niej  chcieć?  Załatwiła  przecież  wszystkie 
formalności.  Zapłaciła  też  kolosalny  rachunek  za  renowację 
obrazów. 

Lena poszła do kuchni zaparzyć kawę. 
Teraz naprawdę rozbolała ją głowa. To kara za wcześniejsze 

kłamstwo.  Nie  wolno  żartować  z  chorób  i  dolegliwości. 
Siedziała w kuchni i czekała, aż dzbanek w ekspresie napełni 
się kawą. Ktoś wszedł do kuchni. 

Lena odwróciła się. To była Doris. 
- Mam nadzieję, że zaparzyłaś więcej kawy. Chciałabym...  - 

urwała nagle. 

Dopiero teraz dostrzegła nową fryzurę Leny. Patrzyła na nią 

jak na jakąś pozaziemską istotę. 

- Na Boga, Leno, komu wpadłaś pod kosiarkę? Wyglądasz... - 

nie  dokończyła.  -  Przepraszam,  muszę  się  przyzwyczaić. 
Miałaś takie piękne włosy... Dlaczego je obcięłaś? 

background image

Lena wzruszyła ramionami. 
- Nie wiem. 
Miała  ochotę  płakać.  Wyraźnie  widziała  przerażenie  w 

oczach bratowej. 

Dzbanek napełnił się kawą. Wystarczyło nawet na więcej niż 

dwie filiżanki. Lena wyjęła dwa ceramiczne kubki, z których 
najchętniej piła kawę. Wiedziała, że Doris też lubi z nich pić. 
Nalała kawę i postawiła kubki na stole, przy którym siedziała 
Doris i przyglądała się jej ze zmartwieniem. 

-  Czytałam,  że kobiety obcinają  włosy,  kiedy chcą  zmian w 

życiu, kiedy cierpią, muszą pogodzić się z rozstaniem, kiedy 
chcą  się  radykalnie  odciąć  od  przeszłości...  Nie  wiem...  - 
spojrzała na Lenę. 

-  Nie  wiem,  z  jakiego  powodu  to  zrobiłaś,  ale  przynajmniej 

pomogło? 

Zanim Lena odpowiedziała, wzięła kilka łyków kawy. 
-  Nie,  nie  pomogło.  Nie  wiem,  dlaczego  weszłam  do  tego 

salonu  fryzjerskiego.  Pojechałam  kupić  kilka  książek.  Ale 
nagle coś mnie tam wepchnęło. 

- Źle nie jest - próbowała ją pocieszyć Doris. 
-  Trzeba  się  po  prostu  przyzwyczaić.  Na  szczęście  włosy 

odrastają. 

background image

„Świetnie,  tylko  ile  to  trwa...  Ma  do  tego  czasu  straszyć 

innych swoim wyglądem? Sama sobie nawarzyłaś piwa, sama 
musisz je teraz wypić. Na nic twoje biadolenie", odezwał się w 
niej głos rozsądku. 

-  Mnie  się  podoba  -  powiedziała  Lena  z  przekorą.  -  Coś 

zupełnie innego. 

Doris  nie  chciała  drążyć  tematu.  Wiedziała,  że  Lena  jest 

nieszczęśliwa  i  próbuje  się  pocieszać.  Chętnie  pomogłaby 
szwagierce,  ale  Lena  sama  musiała  uporać  się  z  zawodem 
miłosnym.  Szkoda  tylko,  że  właśnie  ją  coś  takiego  spotkało. 
Jest takim dobrym człowiekiem, skorym do pomocy. Nie za-
służyła sobie na to, żeby tak z nią postąpić. 

-  To  małżeństwo  z  apartamentu  numer  siedem  -  Doris 

zmieniła temat. - No wiesz, ci ludzie, którzy przedłużyli pobyt 
o trzy dni, nie uwierzysz, zostaną jeszcze tydzień! Mówią, że 
jest  tu  jak  w  raju  i  nigdy  wcześniej  nie  mieszkali  w  tak 
gustownie urządzonym apartamencie za tak przyzwoitą cenę... 
Zdaje  się,  że  obydwoje  pracują  dla  jakiegoś  zrzeszenia 
turystycznego  i  testują  bazy  noclegowe.  U  nas  są  prywatnie. 
Nie  mają  żadnego  zlecenia,  ale  chcą  przekazać  opinię  o 
naszych  apartamentach  stosownej  placówce.  Wspaniale, 
prawda? Nie mogła nam się trafić lepsza reklama. 

background image

- No jasne... Miło patrzeć, jak się cieszysz, że dzieje się coś 

pozytywnego dla posiadłości. 

-  Leno,  proszę  cię...  Słoneczne  Wzgórze  stało  się  dla  mnie 

drugim domem. Wydarzyło się coś, czego nigdy w życiu bym 
nie podejrzewała. Dzięki tobie inaczej spojrzałam na życie na 
wsi. Właśnie dlatego wyjdę za Markusa, jak tylko rozwiodę się 
z  Jór-giem.  Myślę,  że  tym  razem  znalazłam  właściwego 
mężczyznę. 

Doris zauważyła zwątpienie w oczach Leny. 
- Wiem, co myślisz. Tak mówiłam o Jórgu, potem o Franzu, 

ale z Markusem jest inaczej. Życie z Jórgiem było jak taniec na 
linie...  Wspaniałe,  pełne  uniesień,  ale  bez  twardego  podłoża. 
Franz szukał kogoś, kto wypełni puste miejsce u jego boku. To 
mogłam być ja, a mogła być równie dobrze inna kobieta. Ale 
dzięki niemu przestałam pić. Za to zawsze będę wdzięczna... 
Markus akceptuje mnie taką, jaka jestem, ze wszystkimi moimi 
zaletami i wadami. 

-  I  zaletami,  Doris  -  dodała  Lena.  -  Nie  bądź taka  skromna. 

Jesteś cudowną, pełną serdeczności i ciepła kobietą... Wierzę, 
że wam się uda. Pasujecie do siebie. Najbardziej martwiłam się 
o to, czy nauczysz się życia na wsi. Zawsze mówiłaś o sobie, 

 

background image

że jesteś typowym mieszczuchem. Już na zamku Dorleac nie 

mogłaś się przystosować. 

- To było we Francji, a ja prawie nie znam francuskiego. Jórg 

zajmował  się  swoimi  sprawami.  Zresztą  sama  wiesz,  że 
człowiek czasem plecie trzy po trzy, na przykład, że może żyć 
tylko na wsi lub tylko w mieście. Jakie to ma znaczenie, gdzie 
mieszkasz? Najważniejsze, żeby mieć u boku ukochaną osobę, 
która  cię  rozumie,  której  ufasz,  z  którą  możesz  się  śmiać  i 
płakać.  To  wszystko  można  robić  wszędzie.  Nawet  na 
Księżycu. 

- Z całego serca życzę wam szczęścia. 
-  Dziękuję,  Leno.  Wiem,  że  mówisz  szczerze.  Dziwnie  to 

wszystko  wygląda.  W  zasadzie  jestem  jeszcze  żoną  twojego 
brata, a ty przyjęłaś mnie pod swój dach i życzysz mi szczęścia 
z innym mężczyzną. 

-  Doris,  lubię  cię,  nie  jako  członka  mojej  rodziny,  ale  jako 

osobę. Czasem trzeba zerwać więzi z rodziną, kiedy... 

Nie  dokończyła,  bo  do  kuchni  zdecydowanym  krokiem 

weszła Nicola. 

-  Leno,  coś  ty  najlepszego  zrobiła?!  Wisielczy  humor  nie 

pozwolił Lenie odpowiedzieć inaczej, jak: 

 

background image

- Nie widzisz? Obcięłam włosy. Podoba ci się, nieprawdaż? 
- Nie - odpowiedziała Nicola szczerze. - Dlaczego to zrobiłaś? 
Teraz  jeszcze  Nicola!  Doris  zauważyła,  że  Lena  jest  bliska 

załamania. 

- Uważam, że Lena wygląda fantastycznie. Musimy się tylko 

przyzwyczaić. 

-  Doris,  przestań  pleść  bzdury.  Nikomu  tym  nie  pomożesz. 

Znam  Lenę.  Wiem,  że  jej też  się  nie  podoba. Trudno, co  się 
stało, to się nie odstanie. Włosy muszą odrosnąć, ale to potrwa 
kilka miesięcy. Na szczęście idzie zima. Przynajmniej będziesz 
mogła chodzić w czapce... 

Nicola podeszła do Leny, objęła ją i pogłaskała po głowie. 
- Moja biedna mała dziewczynka. Co ty wyprawiasz? Trochę 

za dużo na ciebie spadło, prawda? 

Lena zaczęła płakać. 
Nicola głaskała ją po plecach i twarzy zalanej łzami. 
-  Będzie  dobrze,  wszystko  będzie  dobrze.  Dla  ciebie  też 

zaświeci słońce. 

Słowa  pocieszenia  z  ust  Nicoli  działały  jak  balsam  na 

zranioną duszę Leny, chociaż nie do końca 

background image

wierzyła w słońce, które ma dla niej zaświecić. Czy istnieje 

słońce bez Thomasa? 

Kiedy Lena trochę się uspokoiła, Nicola usiadła przy stole. 
-  Rozmawiałam  z  Sylvią.  Przesyła  dla  wszystkich 

pozdrowienia i obiecała, że niedługo do ciebie zadzwoni. 

- Jak ona się czuje? - zapytała Doris. 
- Jest zadziwiająco opanowana. 
- Czy już... czy już rozsypała prochy Martina? 
- Nie, jeszcze nie. 
- Ale przecież musi... 
- Co musi? - Nicola weszła Doris w słowo. 
- Czy na urnie jest data ważności? Nie. Ma czas. Nie musi się 

spieszyć.  Zrobi  to,  kiedy  uzna,  że  już  pora.  Nie  miałam 
wrażenia,  że  koniecznie  już  musi  to  zrobić.  Ta  chwila 
widocznie  jeszcze  nie  nadeszła.  Przez  telefon  wydała  mi  się 
silna i opanowana. 

- Jest silna - potwierdziła Lena. - Zawsze była. 
- Podziwiam ją. Sama bym tak nie umiała 
- wtrąciła Doris. 
-  Potrafiłabyś  -  zaprzeczyła  Nicola.  -  W  kryzysowych 

sytuacjach  człowiek  dostaje  skrzydeł.  Pan  Bóg  wie,  ile 
człowiek może znieść. Zsyła tylko to, z czym sobie poradzi. 

 

background image

Lena  chciała  zaprotestować,  ale  zrezygnowała.  Nicola 

wierzyła w swoje słowa. Kto wie, może ma rację? 

background image

Przez zamieszanie wokół swojej nowej fryzury, informację o 

telefonie Sylvii i rozmowę z Doris Lena zupełnie zapomniała, 
że miała zadzwonić do Domu Aukcyjnego Henderson. Kiedy 
sobie przypomniała, było już za późno. Postanowiła, że będzie 
to pierwsza sprawa, którą załatwi z samego rana. 

-  Cieszę  się,  że  pani  dzwoni,  pani  Fahrenbach  -  powiedział 

pan  MacCormick.  -  Zaszła  pewna  okoliczność,  której  nie 
możemy  ukrywać.  Mamy  bardzo  dobrego  klienta,  którego 
specjalnością  są  obrazy  przedstawiające  sceny  militarne  i 
bitwy  morskie.  Jest  zafascynowany  tymi  pięcioma  obrazami 
Aegidiusa Patta. Ma już kilka dzieł tego malarza... Chciałby je 
kupić,  nie  czekając  na  aukcję.  Zobowiązał  mnie  do  złożenia 
pani oferty. 

Lena  tego  się  nie  spodziewała.  Jak  można  uważać,  że  te 

obrazy przedstawiające krwawe bitwy 

background image

na  morzu  są  piękne?  Może  i  były  dobrze  namalowane,  ale 

żeby od razu piękne... 

Ponieważ  Lena  się  nie  odzywała,  pan  MacCormick 

kontynuował: 

- Pani Fahrenbach, te obrazy będą wystawione na sprzedaż na 

wiosennej aukcji, to pewne, ale kiedy klient zwraca się do mnie 
z taką prośbą, muszę ją przekazać właścicielowi obrazów. 

Lena przełknęła ślinę. 
- A... a ile ten klient chce zapłacić? To znaczy, ile zostanie dla 

mnie po odjęciu prowizji i wszystkich kosztów? 

-  Nie  mogę  podać  dokładnej  kwoty,  ale  mniej  więcej  850 

tysięcy euro. 

Lena  myślała,  że  się  przesłyszała.  Co  on  powiedział?  Ma 

dostać  850  tysięcy  euro  za  te  bohomazy?!  To  nie  może  być 
prawda. Znowu źle zinterpretował jej milczenie. 

-  Owszem,  na  licytacji  mogłaby  pani  zarobić  więcej,  ale 

równie  dobrze  mniej.  Nie  da  się  tego  przewidzieć.  Cena 
wywoławcza  wynosi  w  przeliczeniu  na  euro  600  tysięcy. 
Podstawą przeliczenia jest wartość w dolarach. Trzeba zatem 
uwzględnić  wahania  kursów.  Nasz  klient  chce  dać  wyraźnie 
więcej niż cena wywoławcza. Wszystko wyliczyłem 

background image

na podstawie podanej przez panią ceny w euro i dzisiejszego 

kursu walut. 

- Panie MacCormick, zaskoczył mnie pan tą ofertą. Co by pan 

zrobił na moim miejscu? 

- Trudno powiedzieć. Obrazy są doskonałe, świetnej jakości i 

należą  do  rzadkości.  Licytacja  może  być  gorąca...  Wtedy 
oczywiście zarobiłaby pani więcej. Pani Fahrenbach, zróbmy 
tak. Niech się pani zastanowi nad tą propozycją. Jutro poroz-
mawiamy.  Do  dwunastej  zastanie  mnie  pani  w  Domu 
Aukcyjnym.  Gdyby  chciała  pani  zadzwonić  później,  podam 
pani numer mojej komórki. 

- Nie, dziękuję. Zadzwonię jutro rano. 
Pan  MacCormick  kazał  jej  się  zastanowić.  Lena  już  teraz 

wiedziała,  że  się  zgodzi.  Tyle  pieniędzy!  To  więcej,  niż  się 
spodziewała!  Będzie  mogła  oddać  Thomasowi  77  tysięcy, 
które  zapłacił  za  uzbrojenie  terenu.  Odda  długi  w  banku, 
odłoży  trochę  na  podatki,  może  zacznie  rozbudowę  szopy,  a 
przy  dobrym  podziale  jeszcze  trochę  powinno  zostać.  Nie-
zależnie  od swoich planów przekaże część  pieniędzy na cele 
charytatywne.  Na  świecie  jest  tak  dużo  biedy.  Na  pewno 
znajdzie  kogoś,  kto  potrzebuje  pieniędzy.  Musi  się  podzielić 
tym  nieoczekiwanym  zastrzykiem  gotówki  i  w  ten  sposób 
okazać swoją 

background image

wdzięczność  losowi.  Gdyby  Aleks  przez  przypadek  nie 

znalazł tych obrazów, nadal leżałyby w skrzyni. 

-  Dobrze,  pani  Fahrenbach  -  w  jej  myśli  wdarł  się  głos 

mężczyzny.  -  W  takim  razie  jutro  czekam  na  pani  telefon. 
Pośpiech nie jest tu wskazany. Nie musimy się też bać, że nasz 
klient zrezygnuje. Oszalał na punkcie tych obrazów. Kto wie, 
może uda mi się go nakłonić do zapłacenia większej kwoty, o 
ile zgodzi się pani na sprzedaż przed aukcją. Mogłaby pani na 
tym dodatkowo skorzystać. 

Zamienili ze sobą jeszcze parę słów i miło się pożegnali. 
Z  przyzwyczajenia  Lena  chciała  złapać  kosmyk  włosów. 

Zawsze tak robiła, gdy była zdenerwowana lub chciała się nad 
czymś zastanowić. Łapała wtedy kosmyk włosów i owijała go 
wokół  palca.  Tym  razem  trafiła  w  pustkę.  Nie  było  już 
kosmyka włosów, który mogłaby się pobawić. Zupełnie o tym 
zapomniała. 

Wstała i niespokojnie chodziła po pokoju w tę i z powrotem. 

Nie była w stanie trzeźwo myśleć - 850 tysięcy euro! 

Oczyma wyobraźni widziała już tę sumę, którą może dostać, 

jeśli  sprzeda  obrazy  jeszcze  przed  aukcją.  Nad  czym  się  tu 
zastanawiać. Ta kwota to 

 

background image

więcej, niż potrzebuje, to jak piękny sen. Nie jest chciwa. Nie 

należy  do  ryzykantów,  którzy  chcą  mieć  coraz  więcej,  więc 
coraz wyżej obstawiają i często na tym tracą. 

Nie  mogła  wysiedzieć  w  domu.  Potrzebowała  świeżego 

powietrza.  Musi  przewietrzyć  głowę,  żeby  zacząć  trzeźwo 
myśleć. Przecież w destylarni czeka na nią praca. Na szczęście 
przestało  padać.  Wprawdzie  niebo  pokryte  było  jeszcze 
szarymi chmurami, ale wiatr na szczęście ucichł. 

Założyła kurtkę i wyszła na zewnątrz. Złapała rower oparty o 

ławkę  przy  wejściu  do  domu.  Gdyby  to  było  możliwe, 
pojechałaby teraz do Sylvii i przy kawie przekazała jej dobre 
wiadomości. 

Niestety,  to  niemożliwe.  Sylvia  jest  w  Portugalii.  Po  jej 

powrocie  też  nie  będzie  już  tak  jak  dawniej.  Za  dużo  się 
wydarzyło.  Jej  przyjaciółka  straciła  ukochanego  męża,  a  ona 
miłość  swojego  życia,  mężczyznę,  któremu  wierzyła 
bezgranicznie, a który ją oszukał. 

Lena  pojechała  w  dół  do  wsi  i  stąd  ruszyła  przez  pola.  Jej 

spojrzenie  padło  na  nowe  osiedle  wybudowane  na  terenie 
dawnej  posiadłości  Hubera.  Większość  domów  była  już 
zamieszkana.  Prawie  nie  znała  nowych  mieszkańców 
Fahrenbach, którzy się 

background image

tam osiedlili, ale nie czuła też takiej potrzeby. Powodem tego 

był  zapewne  ten  nieznośny  pan  Koller,  którą  ją  i  Sylvię 
potraktował  jak  dwie  głupie  wieśniaczki,  które  przyszły 
przywitać  go  chlebem  i  solą.  Dopiero  wtedy,  gdy  się 
zorientował,  kim  są,  stał  się  nad  wyraz  miły.  Nic  dziwnego, 
miał też sprawę do Leny. Chciał wynająć miejsce na przystani 
dla  swojego  jachtu  i  wydzierżawić  kawałek  lasu  pod  teren 
łowiecki.  Nie  mógł  zrozumieć,  że  Lena  nie  życzy  sobie 
myśliwych na swoim terenie. Nie mieściło mu się też w głowie, 
że  nie  chce  wynająć  miejsca  na  przystani.  Nie  mogła,  bo 
wszystkie  miejsca  były  zajęte,  a  ilość  łodzi  na  jeziorze 
Fahrenbach  jest  ściśle  określona.  Ale  Koller  był  arogantem, 
który uważał, że za pieniądze kupi wszystko i z sielankowego 
Fahrenbach zrobi drugie Bad Helmbach. Oby nie wprowadziło 
się  więcej  takich  Kollerów.  Na  szczęście  mieszka  tam  też 
Timmy  Basier  z  mamą  Corinną  i  tatą  Hubertem,  który  był 
lekarzem  w  sanatorium.  Baslerowie  przeprowadzili  się  do 
Fahrenbach, bo chcieli, żeby ich syn dorastał wśród natury i w 
zgodzie z nią, żeby nauczył się ją cenić. To byli naprawdę mili 
ludzie. 

Lena  wybaczyła  już  Timmy'emu, że  kiedyś  bez pozwolenia 

zabrał małą Lady. Suczka pewnie nadal 

 

background image

by  u  niego  była,  gdyby  nie  siostrzenica  Leny.  To  Merit 

podczas  ostatniego  pobytu  w  posiadłości  uparła  się,  żeby 
pojechać  na  rowerach  przez  nowe  osiedle.  Tam  zobaczyła 
chłopca z Lady. Ale to stare dzieje. Timmy zabrał Lady tylko 
dlatego, że czuł się samotny. Na szczęście wiele się zmieniło. 
Sylvia zapoznała go z dziećmi ze wsi. Martin pojechał z jego 
rodzicami  do  schroniska  dla  zwierząt  i  razem  wybrali  psa, 
który pasował do chłopca i jego rodziców. Martin i Sylvia oraz 
rodzice Timmy'ego spotkali się później kilka razy w gospodzie 
Sylvii i zdążyli się ze sobą zaprzyjaźnić. 

Baslerowie  jeszcze  nie  wiedzą,  że  Martin  nie  żyje.  Będą 

wstrząśnięci tą wiadomością. Trzeba będzie im powiedzieć, ale 
nie  dzisiaj.  Dowiedzą  się,  kiedy  wróci  Sylvia.  Wtedy  też 
smutna wiadomość dotrze do ludzi we wsi. 

Lena  pojechała  dalej.  Z  daleka  widziała  tartak.  Niedługo 

zamieszka tu Doris. Kto by pomyślał... Ale tak to już w życiu 
jest. Wszystko płynie, nieustannie zachodzą jakieś zmiany, są 
dobre i złe momenty. W całym swoim nieszczęściu Lena ma 
też odrobinę szczęścia. Za jednym zamachem rozwiążą się jej 
problemy  finansowe.  Tylko  czy  finanse  są  w  życiu 
najważniejsze? Z całą pewnością nie. 

background image

Wolałaby  mieć  Thomasa  u  swego  boku  i  marzyć  o  ich 

wspólnym szczęściu. Po prostu wszystko by za to oddała... 

Ale  już  nikt  tego  od  niej  nie  wymaga.  Thomas  ją  oszukał, 

bawił się nią. W jego życiu jest inna kobieta, jego żona Nancy. 
Lena  nie  chciała  płakać,  ale  nie  mogła  się  powstrzymać. 
Przecież  Thomas  nie  jest  wart  ani  jednej  jej  łzy.  A  jednak 
płacze... 

Kiedy zauważyła, że z przeciwka zbliżają się ludzie, skręciła 

w  boczną  uliczkę.  Nie  chciała  nikogo  spotkać.  Ani 
mieszkańców wsi, ani mieszkańców nowego osiedla. 

background image

Kiedy Lena wróciła do posiadłości, od razu podbiegły do nie 

psy i, ujadając, zaczęły skakać wokół niej. 

Lena pogłaskała Lady i Hektora. 
- To radość na mój widok czy może próba wyłudzenia czegoś 

na ząb? - zaśmiała się. 

Psy  zareagowały  jeszcze  głośniejszym  szczekaniem  i 

wpatrywały się z fascynacją i wyczekiwaniem w parapet, gdzie 
stała puszka z ich ulubionymi przysmakami. 

-  Wszystko  jasne  -  powiedziała  Lena  i  wzięła  puszkę.  - 

Chcecie tylko wasze smakołyki. 

Psy nie spuszczały z niej wzroku. 
Lena wyjęła dla każdego z nich po kilka smakołyków. Kiedy 

psy  zorientowały  się,  że  puszka  jest  już  pusta,  pobiegły  się 
bawić. 

Gdy Nicola zauważyła Lenę, wybiegła z domu. 
- Gdzie byłaś? Martwiłam się o ciebie. 

background image

Lena rzuciła się jej na szyję. 
- Nie zgubię się, nie ma obawy. Musiałam coś przemyśleć i 

potrzebowałam świeżego powietrza. 

- Thomas się odezwał? 
Lena zrobiła krok do tyłu i zabrała ręce z ramion Nicoli. 
- Nie wypowiadaj więcej tego imienia. Zrozum wreszcie, że 

wyrzuciłam pana Thomasa Sibeliusa z mojego życia. 

- Daj mu szansę. Jest zrozpaczony. Chce z tobą porozmawiać. 
- Tak? A o czym? O swojej żonie? Mam go prosić, żeby się 

rozwiódł?  Mam  wysłuchiwać  kolejnych  kłamstw?  Posłuchaj, 
miał  wiele  okazji,  żeby  opowiedzieć  mi  o  swoim  życiu  w 
Stanach, ale zawsze robił uniki. Oszukał mnie... Nie ufam mu 
już. Nie zabraniam ci rozmawiać z nim przez telefon. Proszę 
bardzo,  możesz  sobie  z  nim  gadać,  jak  będzie  cię  zadręczał 
telefonami. Ale ja z nim skończyłam. Nie musisz się wcielać w 
rolę pośrednika. To już jest skończone! Skończone! Forever... 
Na zawsze... 

Lena nie miała już ochoty na rozmowę z Nicolą o telefonie 

pana MacCormicka. 

- Nie obrażaj się tak od razu. 
 

background image

- Nie obrażam się. Chciałam ci jedynie naświetlić mój punkt 

widzenia. Uszanuj to, proszę. 

Nicola zawahała się. Chciała coś przekazać Lenie. 
- Co jest? O co chodzi? 
-  Thomas...  Thomas  chce  przyjechać  i...  Lena  nie  dała  jej 

dokończyć. 

- Wybij mu to z głowy! Nie ma o czym mówić... Nie wolno... 

Nie wolno mu... przekroczyć progu tego domu... Masz mu to 
powiedzieć. 

- Leno, chyba nie mówisz poważnie. 
-  Śmiertelnie  poważnie.  Nie  pozwolę  sobie  wejść  na  głowę. 

Nikomu.  Ani Thomasowi,  ani  mojemu  rodzeństwu.  Koniec  z 
tym! 

-  A  propos  rodzeństwa.  Twoja  siostra  szukała  cię  u  mnie. 

Prosi o pilny telefon. Była jakaś taka wzburzona. 

- Czego chciała? 
- Co za pytanie! Przecież nie opowiada mi o sobie. Dla twojej 

siostry  jestem  kimś  w  rodzaju  służącej,  a  ze  służbą  nie 
rozmawia się o sprawach osobistych. 

- Nie przesadzaj. Moja siostra nie ma powodu do zadzierania 

nosa.  Jej  kochanek  nie  jest  nikim  więcej  jak  tylko  zwykłym 
włoskim kelnerem. 

 

background image

Osobiście nie mam nic przeciwko kelnerom, ale ten mi jakoś 

szczególnie  nie  leży,  bo  bezwzględnie  wykorzystuje  Grit. 
Wyciska  ją  jak  cytrynę.  Ale  to  jej  sprawa.  Już  dobrze, 
zadzwonię.  Napijemy  się  potem  kawy,  zanim  pójdę  do 
destylarni? 

- Chcesz też coś zjeść? 
- Nie, dziękuję. Tylko kawa. 
Lena weszła do domu, a Nicola wróciła do siebie. Pobiegły za 

nią  Hektor  i  Lady.  Nie  miały  już  czego  szukać  u  Leny, 
ponieważ puszka ze smakołykami świeciła pustkami. 

Lena była ciekawa, czego Grit może od niej chcieć, bo co do 

tego,  że  czegoś  chce,  nie  miała  naj  mniejszych  wątpliwości. 
Siostra nigdy nie  dzwoniła ot tak sobie, żeby zapytać Lenę o 
samopoczucie. 

Zanim Grit udało się skontaktować z Nicolą, zostawiła Lenie 

pięć wiadomości na automatycznej sekretarce. 

Pierwsza brzmiała: 
- Gdzie jesteś? 
Tak po prostu, bez powitania. Druga: 
- Na miłość boską, gdzie ty się podziewasz? Trzecia: 
- Chyba śnię. Zadzwoń! 
 

background image

Czwarta: 
- Człowiek ciebie potrzebuje, a ty... Piąta: 
-  Zadzwoń  natychmiast,  jak  się  wyśpisz.  Przecież  chyba  nie 

wyjechałaś?! 

Lena odsłuchała wszystkie wiadomości i je skasowała. Cała 

Grit, jak czegoś chce, każdy musi być na jej zawołanie. Lena 
tęskniła  za  czasami,  gdy  jej  siostra  była  jeszcze  szczęśliwą 
żoną  miłego  mężczyzny  i  normalną  matką  dwójki  uroczych 
dzieci. 

Spadek nie wyszedł jej na dobre. 
Zraziła  do  siebie  męża,  zabawiając  się  z  młodymi 

mężczyznami. Doszło do tego, że dzieci wolą być z ojcem w 
Vancouver.  Holger, jej  mąż,  wyjechał,  a  właściwie  uciekł  do 
Kanady,  bo  nie  mógł  już  dłużej  znieść  widoku  odmienionej 
Grit. Jej siostra zmieniła się, niestety, na niekorzyść. 

Zanim dzieci wyjechały do ojca do Kanady, wydzwaniała do 

Leny,  żeby  je  u  niej  zostawić.  Potrzebowała  wolnego  czasu. 
Chciała  całe  dnie  i  noce  spędzać  ze  swoim  kochankiem, 
poświęcić  się  mu  bez  reszty.  Teraz  już  nie  musi  dzwonić. 
Dzieci mieszkają w Kanadzie. Są razem z ojcem. Więc po co 
tak wydzwania? 

Lena wybrała numer siostry. 
 

background image

- Dzień dobry, Grit. Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać? 
Siostra nie odpowiedziała na jej przywitanie, tylko wypaliła 

prosto z mostu: 

- Kim jest Irina? 
- Słucham? 
- Mój Boże, zawsze tak wolno myślisz? Mam przeliterować? 

I-r-i-n-a. 

Co za bezczelność! 
- Dlaczego pytasz? 
- Wiesz, kim jest. 
-  Owszem.  To  Kanadyjka  rosyjskiego  pochodzenia  i  - 

zdaniem  Nicoli  -  jest  bardzo,  bardzo  miła,  szczególnie  dla 
twoich dzieci. 

- Zdaje się, że dla Holgera też. 
-  Być  może.  Nie  rozumiem  twojego  zdenerwowania.  Nie 

jesteście  już  razem,  rozwód  jest  w  trakcie.  Ty  miałaś 
kochanków, kiedy jeszcze Holger mieszkał z tobą pod jednym 
dachem. Dlaczego nie miałby sobie znaleźć partnerki, o ile ta 
kobieta rzeczywiście jest jego partnerką. Wiem tylko, że Irina 
mieszka  gdzieś  niedaleko  i  wspaniale  opiekuje  się  Merit  i 
Nielsem. Powinnaś się z tego cieszyć. 

-  Tak?  Powinnam  się  cieszyć?  Chyba  nie  sądzisz,  że  będę 

zadowolona z tego, że moje dzieci są 

 

background image

zachwycone jakąś... Ruską. Wolą iść z nią na mecz hokejowy 

niż rozmawiać ze mną przez telefon! Nie do wiary! 

-  Dziwisz  się?  Przecież  w  zasadzie  wysłałaś  dzieci  do  ojca, 

żeby mieć wolną rękę i zabawiać się z tym twoim... Robertino. 
Ciesz się, że u dzieci wszystko w porządku i że Irina pomaga 
Holgerowi. 

Grit wybuchła histerycznym śmiechem. 
- Czasem się zastanawiam, czy ty w ogóle jesteś moją siostrą. 

Frieder  ma  rację,  jesteś  zupełnie  inna,  jesteś  jakimś 
odszczepieńcem. Zamiast być po mojej stronie, bierzesz stronę 
Holgera i usiłujesz mi wmówić, że mam się cieszyć, że moje 
dzieci spędzają czas z tą ruską babą. 

- Ona jest Kanadyjką, Kanadyjką rosyjskiego pochodzenia. A 

nawet jeśli byłaby Rosjanką, to co? Masz z tym jakiś problem? 
Rosjanie nie są ludźmi? 

Grit zignorowała słowa Leny. 
- Gdyby Jórg nie był takim skończonym durniem, przestałby z 

tobą rozmawiać. Jest twoim bratem, a ty trzymasz pod swoim 
dachem jego eks. Lekceważysz go tak samo jak mnie. 

-  Tak?  A  co  twoim  zdaniem  powinnam  zrobić?  Nie 

rozmawiać z Holgerem? Przegnać Doris? Lubię Holgera i lubię 
Doris. I z wzajemnością. 

 

background image

-  Oczywiście.  Obcy  ludzie  są  ci  bliżsi  niż  twoja  własna 

rodzina. Frieder powiedział... 

W  tym  momencie  Lena  absolutnie  nie  była  ciekawa,  co 

takiego powiedział Frieder. 

-  Grit,  czy ty  się  dobrze  czujesz? Holger  jest  jeszcze  twoim 

mężem, z którym masz dwoje dzieci, a Doris nadal jest moją 
bratową. Jak możesz mówisz, że to obcy ludzie? 

- Obcy. Po prostu wżenili się w naszą rodzinę. Zawsze to Grit 

kończyła rozmowę. Tym razem 

Lena nie wytrzymała. 
Wydarzyło  się  tyle  okropnych  rzeczy.  Sylvia  w  okrutny 

sposób  straciła  męża,  ojca  swoich  jeszcze  nienarodzonych 
dzieci. Lena też przeżyła rozczarowanie. Nie chciała nawet o 
tym myśleć. A Grit wygaduje teraz jakieś bzdury i denerwuje 
się z powodu kobiety, która jest miła dla jej dzieci. 

-  Grit,  skończmy  już  tę  rozmowę.  Chyba  że  masz  mi  coś 

ważnego do powiedzenia. 

- A to, co powiedziałam, nie jest ważne? Nie. Nie mam ci nic 

do powiedzenia - stwierdziła Grit tonem obrażonej księżniczki. 

-  Co  się  z  tobą  stało?  Dlaczego  nie  umiemy  już  ze  sobą 

normalnie rozmawiać? Kiedyś byłaś zupełnie inna. 

 

background image

- Na szczęście nic już nie jest jak kiedyś. Wiesz, w czym tkwi 

problem? W przeciwieństwie do ciebie zrobiliśmy duży krok 
naprzód,  a  ty  ciągle  jesteś  w  tym  samym  miejscu.  Frieder 
rozwinął firmę, ja się zmieniłam. Jórg też układa sobie jakoś 
życie. A ty ciągle próbujesz żyć ideami ojca... Ojciec nie żyje, a 
jego pomysły są przestarzałe. Był starym człowiekiem, który 
nie szedł z duchem czasu. 

Lena nie mogła znieść, że Grit tak źle wyraża się o własnym 

ojcu. To jemu wszystko zawdzięczają. Zawsze był przy nich, 
zwłaszcza  wtedy,  gdy  matka  tak  nagle  zostawiła  rodzinę  dla 
bogacza z Ameryki Południowej. . 

- Grit, żyjecie jak pączki w maśle i wszystko zawdzięczacie 

ojcu. Jego idee są dla mnie wzorem do naśladowania i staram 
się tak postępować każdego dnia. Zastanów się lepiej, co wy 
wyprawiacie?  Co  zrobiliście  ze  swoim  życiem?  Dostaliście 
ogromny spadek. Frieder jest na najlepszej drodze, żeby zruj-
nować  cenioną  niegdyś  hurtownię  Fahrenbach,  Jórg 
spowodował,  że  zamek  i  winnice  są  w  trudnej  sytuacji 
finansowej,  bo  ważniejsze  były  dla  niego  szumne  imprezy 
kulturalne  niż  dystrybucja  wina  własnej  produkcji.  A  ty? 
Owszem,  zmieniłaś  się,  ale  twój  rozwój  poszedł  w  złym 
kierunku. Stałaś się 

 

background image

powierzchowna,  szpecisz  ciało  operacjami  plastycznymi, 

tylko po to, żeby się podobać temu żigolakowi, który kocha nie 
ciebie, lecz twoje pieniądze. Jest z tobą, bo go utrzymujesz i 
zasypujesz  prezentami-  Jeśli  tylko  pozna  inną,  która  da  mu 
więcej, rzuci cię, zanim się obejrzysz. Jaką cenę zapłaciłaś za 
to  wszystko?  Straciłaś  męża  i  dzieci.  Takie  wspaniałe  jest 
twoje  życie?  Tego  mam  ci  zazdrościć?  Grit,  obudź  się  i 
wreszcie przejrzyj na oczy! 

Lena  nie  musiała  kończyć.  Siostra  po  prostu  rzuciła 

słuchawkę. 

Nic nie szkodzi. Lena musiała wreszcie wyrzucić z siebie żal 

do rodzeństwa. 

Nie  oddzwoni,  chociaż  zawsze  tak  robiła.  Tym  razem  nie 

zrobi nic, by ratować zgodę w rodzinie. I tak już od dawna tej 
zgody  nie  ma.  W  zasadzie  rodzina  przestała  istnieć  w  dniu 
śmierci  ojca.  Lena  starała  się  jakoś  to  wszystko  posklejać  i 
trzymać razem. Zupełnie niepotrzebnie. Zgody w rodzinie nie 
da się wymusić. A już na pewno nie da się jej osiągnąć, jeśli 
zależy na niej tylko jednej osobie. 

Lena powoli odłożyła słuchawkę i wyszła z domu. 
Napije  się  z  Nicolą  kawy,  potem  pójdzie  do  destylarni. 

Nicola, Aleks i Daniel są dla niej ważniejsi 

 

background image

niż  jej  własna  rodzina.  Zawsze  są  przy  niej,  szczerzy, 

prawdziwi i serdeczni. 

Ma jeszcze Sylvię. Martin też był jej przyjacielem. Niestety, 

nie żyje. 

Thomas też zniknął z jej życia, w zupełnie inny sposób, ale 

nie ma już dla niego miejsca w jej życiu. 

Nie! Dlaczego ciągle powraca myślami do Thomasa? Musi o 

nim zapomnieć, musi żyć tak, jakby go nigdy nie było. Rozum 
może jej wiele podpowiadać, ale serce nie słucha rozkazów. W 
jej sercu jest tylko ból po stracie jedynej prawdziwej miłości. 

Na  ten  ból  nie  ma  żadnego  lekarstwa.  Tylko  czas  może  jej 

pomóc. O ile w ogóle... 

background image

W kolejnych dniach Lena dosłownie zmuszała  się  do  pracy i 

resztką sił powstrzymywała, żeby nie myśleć o wydarzeniach 
ostatnich  dni.  Nie  zawsze  jej  się  to  udawało.  Nie  ma  się  co 
dziwić.  Za  dużo  się  stało.  Śmierć  Martina,  zdrada  Thomasa. 
Nie  chciała  o  nim  myśleć,  chciała  go  nienawidzić,  ale  nie 
potrafiła... Czuła ból i cierpienie. Nawet sprzedaż obrazów nie 
ucieszyła jej aż tak bardzo. Owszem, pieniądze za obrazy roz-
wiążą wiele problemów, ale nie uleczą zranionego serca. 

Choćby  nie  wiem  jak  się  starała  panować  nad  własnymi 

myślami, ciągle pojawiał się w nich Thomas. Dlaczego jej nie 
powiedział, że jest żonaty, że w jego życiu jest niejaka Nancy? 
To  zupełnie  do  niego  nie  pasuje.  To  nie  jest  mężczyzna, 
którego znała i kochała. Thomas był zawsze szczery i uczciwy. 
A może to tylko złudzenie? Może chciała go 

 

background image

takim  widzieć?  Czyżby  była  aż  tak  bardzo  zaślepiona 

miłością do niego, że nie widziała jego prawdziwego oblicza, a 
kochała jedynie własne wyobrażenie? Czyżby stworzyła sobie 
swój obraz Thomasa niezgodny z tym, co było naprawdę? 

Na  jej  biurku  nie  było  już  jego  zdjęcia.  A  jednak  wzrok 

mimowolnie wędrował w miejsce, gdzie wcześniej stało. Tak, 
wymyśliła go sobie. 

Thomas  był  tylko  snem  i  nie  miał  nic  wspólnego  z 

rzeczywistością. 

Może  byłoby  lepiej,  gdyby  się  nie  spotkali  po  tak  długiej 

rozłące.  Przecież  ich  związek  był  z  góry  skazany  na 
niepowodzenie.  Nie  da  się  po  dziesięciu  latach  zacząć  tam, 
gdzie  się  skończyło.  Upłynęło  za  dużo  czasu.  Thomas  miał 
swoje  życie,  ona  swoje.  Powinni  byli  o  tym  porozmawiać. 
Niestety, nie zrobili tego. Ukryli przed sobą własne życie. 

-  Leno,  wiesz,  kto  wprowadził  Fire  do  swojej  oferty?  Nie 

zgadniesz. 

Lena przestraszyła się. Przetarła ręką czoło. Przyszła tu, żeby 

pracować,  a  nie  rozmyślać  o  Thomasie  i  opłakiwać  utraconą 
miłość. 

- Słucham? Przepraszam, Danielu, trochę się zamyśliłam. 
Spojrzał na nią z troską. 
 

background image

-  Leno,  nie  powinienem  się  wtrącać,  ale  tak  dalej  być  nie 

może. Spotkaj się z Thomasem i porozmawiaj z nim. 

Łzy napłynęły jej do oczu. „Dobrze im tak mówić, to nie oni 

cierpią", pomyślała. Może teraz nie są pogrążeni w rozpaczy, 
ale  przecież  Daniel  tyle  przeszedł  w  swoim  życiu...  Jego 
narzeczona ucierpiała w wypadku samochodowym. To nie ona 
go  spowodowała,  a  poniosła  największą  ofiarę.  Była  sparali-
żowana  i  nie  umiała  wyobrazić  sobie  życia  na  wózku 
inwalidzkim - popełniła samobójstwo. Daniel przebolał już jej 
śmierć, ale na pewno było mu ciężko przez te wszystkie lata. 
Może rzeczywiście Lena wyolbrzymia własne problemy? 

- A o czym mam z nim porozmawiać? O jego żonie? 
- Przecież musi być jakieś wyjaśnienie. Thomas jest... 
-  Danielu,  chciałeś  mi  coś  powiedzieć,  prawda?  -  przerwała 

mu. 

-  Melzheimer  chce  wziąć  na  próbę  naszą  wódkę  do 

wszystkich  swoich  filii,  a  jak  ci  wiadomo,  jest  ich  sto 
dwadzieścia. Nawet takie małe zamówienie to całkiem niezły 
zysk. Twój pomysł chwycił. Niezła kampania reklamowa dla 
Fire. 

 

background image

- Dla innych produktów też zrobiłam kampanię reklamową i 

jakoś nic. Ale masz rację, możemy odnotować kolejny sukces 
na naszym koncie. 

- Jestem tego samego zdania. Wiesz, myślę, że wybrali Fire, 

bo  wódka  bardziej  pasuje  do  whisky.  Pierwsze  duże 
zamówienie  mieliśmy,  jak  dobrze  pamiętasz,  na  Finnemore 
Eleven. 

- Pewnie zaopatrują jakichś twardych zawodników, którzy nie 

upijają się byle likierem. Ale jakie to ma dla nas znaczenie... Ile 
zamówili? 

- To zależy od filii, ale w sumie około pięciu tysięcy butelek. 
-1 ty to nazywasz małym zamówieniem? 
- W porównaniu z Finnemore Eleven to małe zamówienie. 
-  Danielu,  to  ogromne  zamówienie,  które  trafia  się  nie  co 

dzień. A jak wyglądają nasze zapasy magazynowe? 

- Wiesz przecież, że nie trzymamy zbyt dużo towaru. Robię 

zawsze niewielki zapas, ale w granicach rozsądku. Niestety, za 
wszystko musimy płacić z góry. Żeby zrealizować nasz nowy 
kontrakt, większą część muszę dopiero zamówić. 

-  Nic  nie  szkodzi.  Problem  rozwiąże  się  najpóźniej,  jak 

wpłyną pieniądze ze sprzedaży obrazów. 

 

background image

Nie będziemy już musieli tak skrupulatnie liczyć pieniędzy. 

Ułatwimy  sobie  pracę,  uzupełniając  nasze  magazyny. 
Nareszcie będę mogła opłacić rachunki bez drżenia, czy nasi 
klienci zapłacą nam w porę, czy będą nas zwodzić. 

- Świetnie, że się udało z tymi obrazami. Kto by pomyślał, że 

ta skrzynia kryje w sobie taki skarb! 

- Pamiętasz? Chciałam te obrazy komuś sprezentować, bo są 

takie ohydne, ale nikt ich nie chciał. 

-  Na  szczęście,  Leno...  Mogę  też  uzupełnić  inne  zapasy? 

Tylko  to,  co  najpotrzebniejsze.  Nie  chciałbym,  żeby  nasi 
klienci musieli czekać na dostawy. Niezbyt dobrze to wygląda. 

-  Masz  rację,  przecież  tata  też  tak  robił.  Tylko  mój  brat 

wyrzucił z pamięci tę podstawową zasadę handlową. 

-  Jeszcze  trochę  i  twój  brat  poczuje,  co  to  znaczy  twarde 

lądowanie. 

- Skąd takie podejrzenie? 
- No cóż, albo sam rezygnuje z dostawców, albo oni uciekają 

od  niego.  Czytałem  akurat  w  biuletynie  branżowym,  że 
hurtownia  Fahrenbach  nie  będzie  już  dystrybutorem 
morelówki Perlingera. 

-  Co  takiego?  To  niemożliwe!  Fahrenbach  i  Perlinger 

współpracują od dziesięcioleci. 

 

background image

-  Współpracowali,  Leno,  współpracowali.  Nie  mogła  w  to 

uwierzyć. 

Czyżby Frieder do reszty postradał zmysły, żeby zepsuć taką 

współpracę?  Musiało  wydarzyć  się  coś  bardzo  ważnego. 
Perlinger nie wycofuje się ze współpracy po jednym zgrzycie. 

Lena podniosła się od biurka. 
- Muszę to zobaczyć na własne oczy. Inaczej nie uwierzę. 
-  Leno,  znam  niemiecki  i  rozumiem,  co  czytam.  Perlinger  i 

Fahrenbach  nie  są  już  partnerami  w  biznesie.  Na  twoim 
miejscu  wziąłbym  telefon  do  ręki  i  porozmawiał  ze  starym 
Perlingerem  o  współpracy.  Ale  ty  tego  nie  zrobisz.  Masz 
szczególne poczucie lojalności wobec brata. 

Lena usiadła. 
-  Masz  rację.  Zadzwonię.  W  końcu  Frieder  wypadł  z  gry. 

Dlaczego miałabym nie zadzwonić? Morelówka jest świetnym 
produktem. Przede wszystkim jest już od lat na rynku i dobrze 
ją znają w branży. 

Daniel myślał, że się przesłyszał. 
Ile to okazji Lena przepuściła ze względu na swojego brata? 

Zawsze miała wyrzuty sumienia. Czyżby nareszcie zmądrzała? 

 

background image

- Brawo, Leno, jestem z ciebie dumny. Twój ojciec też byłby 

z ciebie dumny. Nigdy nie pozwoliłby ci na obchodzenie się z 
Friederem  jak  ze  zgniłym  jajkiem,  chociaż  sam  był  dobrym 
człowiekiem...  Powiedz  mi  potem,  jak  przebiegła  rozmowa. 
Będę na dole w magazynie. Sprawdzę przy okazji, jak stoimy z 
kartonami. 

Daniel wyszedł z biura, a Lena chwyciła za telefon. Numer 

Perlingera miała w komputerze. Wprowadził go tam ojciec. 

Zdecydowanym  głosem  poprosiła  o  połączenie  z  panem 

Perlingerem. 

Nigdy  więcej  nie  da  się  nikomu  zbić  z  tropu,  nie  będzie 

pobłażliwa.  Pójdzie  własną  drogą  i  nie  będzie  się  wiecznie 
zastanawiać, czy Frieder to, a może tamto... I tak nigdy go nie 
zadowoli. No, chyba że odstąpi mu grunty na jeziorem. Wtedy 
zrobi  się  dla  niej  obrzydliwie  milutki,  a  grunty  z  pewnością 
zmarnuje  na  jakieś  podejrzane  interesy.  Nigdy  mu  nie  odda 
tych gruntów. Jest odpowiedzialna za swój spadek i zamierza 
utrzymać  posiadłość  dla  przyszłych  pokoleń  Fahrenbachów. 
Frieder  i  tak  nigdy  tego  nie  zrozumie.  Już  za  długo  grała  w 
drugiej  lidze.  Koniec  z  tym.  Ciężką  pracą  zasłużyła  sobie  na 
awans do pierwszoligowego zespołu. 

 

background image

W słuchawce odezwał się pan Perlinger. 
- Dzień dobry, panie Perlinger. Mówi Lena Fahrenbach. 
- Brat panią nasłał? - zapytał. 
-  Nie.  Nie  mam  nic  wspólnego  z  firmą  mojego  brata. 

Słyszałam,  że  szuka  pan  nowego  dystrybutora  swojej 
morelówki. Chciałabym złożyć swoją ofertę. 

Opowiedziała mu, czym się teraz zajmuje, jak do tego doszło, 

że  tak  nagle  pojawiła  się  w  branży  alkoholowej  i  z  kim 
współpracuje. 

- Brzmi to zupełnie jak za czasów pani ojca. Właśnie takich 

Fahrenbachów znam i z takimi mogę współpracować. Widzę, 
że  poszła  pani  w  ślady  ojca...  Dlaczego  nie  miałbym 
spróbować z pani firmą? Rozważam właśnie zawarcie umowy 
z  nowym  partnerem,  ale  na  razie  niczego  jeszcze  nie 
podpisałem. Dopóki piłka jest w grze... - zastanowił się przez 
moment.  -  Dobrze,  spróbuję  z  panią.  Nazwisko  i  nazwa 
Fahrenbach mają swoją markę. Mam wrażenie, że z panią się 
uda.  Mógłbym  oczywiście  wysłać  umowę  pocztą,  ale 
chciałabym  się  spotkać  i  dowiedzieć  czegoś  więcej  o  pani 
firmie.  Może  pani  przyjechać  jutro?  Dobijemy  targu...  O 
jedenastej? Pasuje pani? Nie muszę chyba pani 

background image

tłumaczyć,  jak  do  mnie  trafić.  Przyjeżdżała  pani  do  mnie  z 

ojcem. 

- Oczywiście, panie Perlinger. Będę punktualnie o jedenastej. 
- Nie wątpię - powiedział. - W takim razie do jutra. 
Skończyli  rozmawiać.  Lena  była  z  siebie  zadowolona. 

Najbardziej  cieszył  ją  fakt,  że  wcale  nie  czuła  wyrzutów 
sumienia z powodu Friedera. Sam wykopał się z interesu. 

}eden produkt więcej. Znowu przesunęła się o oczko w górę. 
Wybiegła z biura, żeby opowiedzieć Danielowi, co załatwiła i 

mu podziękować. W końcu to on dał jej wskazówkę. 

Była  już  na  dole  schodów,  kiedy  otworzyły  się  drzwi  i  do 

środka weszła Nicola. Niespokojnie wymachiwała kopertą. 

- Dostałaś list - powiedziała. 
Dziwne,  że  przyszła.  Zwykle  odkłada  listy  do  Leny  na 

komodzie w przedpokoju. Po co więc się fatygowała? 

To mogło oznaczać tylko jedno. 
- jeśli to list od Thomasa, to spal go, proszę. Nie chcę o nim 

więcej słyszeć, nie chcę niczego czytać. 

background image

Nie  trzeba  było  się  trudzić.  Nie  zmieniłam  i  nie  zmienię 

zdania na temat Thomasa! 

-  To  niej  jest list  od  Thomasa!  -  krzyknęła  zniecierpliwiona 

Nicola. 

- Nie od Thomasa? A od kogo? ; 
- Od Jana van Dahlena - powiedziała Nicola i wręczyła jej list. 
Od Jana? 
Przecież  się  umówili,  że  nie  będzie  się  więcej  z  nią 

kontaktował, nie będzie burzył jej spokoju wewnętrznego. 

Lena zmieszała się i schowała list do kieszeni kurtki. 
- Dziękuję, później go przeczytam. Nie musiałaś się trudzić. 

Mogłaś go położyć razem z resztą korespondencji na komodzie 
w przedpokoju. 

- Wiem, ale Jan jest miłym mężczyzną... W jego towarzystwie 

zawsze byłaś wesoła i pomyślałam, że list od niego poprawi ci 
humor. 

Lena wzruszyła się. 
- Dziękuję, jesteś kochana. Później przeczytam. Teraz muszę 

iść  do  Daniela  i  powiedzieć  mu,  że  mamy  nowego  partnera. 
Rozwijamy skrzydła! 

Lena  pocałowała  ją  w  czoło,  pomachała  i  pobiegła  do 

magazynu. 

background image

- To dobrze - powiedziała Nicola, ale Lena nie usłyszała już 

jej słów. 

„Dlaczego  tak  wyszło  z  Thomasem?",  zastanawiała  się 

Nicola.  Tych  dwoje  było  taką  piękną  parą,  byli  w  sobie  tacy 
zakochani.  Nicola  wciąż  nie  mogła  uwierzyć  w  rozwój 
wypadków. Ale przecież nie da się wymazać faktu, że Thomas 
ma żonę. 

Może jednak Thomas nie był Lenie pisany? Może nie jest dla 

niej odpowiednim mężczyzną? Może jest nim Jan van Dahlen? 
Przystojny,  dowcipny,  zakochany  w  Lenie  i  obrzydliwie 
bogaty,  chociaż  wcale  tego  po  nim  nie  widać,  nigdy  nie 
afiszuje się ze swoim bogactwem. Zresztą pieniądze nie mają 
dla  Leny  znaczenia.  Nigdy  grubość  portfela  nie  była  dla  niej 
kryterium doboru partnera. Dla niej liczą się dusza i serce. 

Zmartwiona Nicola odwróciła się. Musi wracać do kuchni, bo 

inaczej  jedzenie  się  przypali.  Poza  tym  gość  z  apartamentu 
numer dwa chciał dodatkową kołdrę. Po co mu druga kołdra? 
Nicola nie rozumiała tej prośby. Przecież w apartamentach są 
ciepłe kołdry puchowe. Jak można być takim zmarzluchem?! 
Ktoś  taki  powinien  spędzać  urlop  na  południu.  Ale  co  tam! 
Zaniesie mu drugą kołdrę. Mają ich pod dostatkiem. Zresztą to 
całkiem miły 

 

background image

człowiek.  Mieli  już  mniej  udanych  gości.  Na  przykład  ta 

Ariana Zumbrink. Przyjechała tu tylko po to, żeby szpiegować. 
Ale  nie  zasłużyła  sobie  na  taką  śmierć...  Zamordował  ją 
narzeczony,  który  chciał  się  jej  pozbyć,  bo  poznał  bogatą 
kobietę.  Albo  ta  druga,  Helia  Gundlach.  Mieszkała  tu  kilka 
tygodni, a potem po kryjomu wyjechała, nie płacąc za pobyt. 
Oszukała nie tylko Lenę. Wycyganiła od Daniela niezłą sumkę, 
nawet nadzwyczaj ostrożny Aleks wpadł w jej sidła i pożyczył 
jej  sporą  kwotę.  Prawdziwa  złodziejka.  Jak  powiedziała  im 
policja, ta kobieta żyje z oszustw. W rzeczywistości wcale nie 
nazywała się Gundlach, tylko Ursula Boettger... Do tej pory jej 
nie złapano. Jeśli nawet policja ją złapie, to i tak nie odzyskają 
pieniędzy.  „Kiedyś  zapłaci  za  swoje  grzechy",  pomyślała 
Nicola gniewnie. 

-  Pan  Bóg  nierychliwy,  ale  sprawiedliwy  -  powiedziała  pod 

nosem i wyszła z destylarni. 

Nicola rozpamiętywała gości w apartamentach, a tymczasem 

w  kuchni  przypalało  się  jedzenie.  Większość  gości  była  w 
porządku.  Nieuczciwi  zdarzali  się  naprawdę  wyjątkowo. 
Najmilszym gościem była niezwykle delikatna i dystyngowana 
kobieta.  Bardzo  ładna,  zawsze  uprzejma  i  często  zamyślona. 
Nie ma co się dziwić, przyjechała 

background image

pożegnać  się  ze  swoją  miłością.  Żadne  z  nich  nie 

przypuszczało, że ta kobieta była ostatnią miłością ojca Leny. 
Gdyby Lena nie przyłapała jej przypadkowo ma cmentarzu z 
czerwoną  różą,  tajemnica  nigdy  nie  ujrzałaby  światła 
dziennego. 

Ta  miłość  też  nie  miała  szczęśliwego  zakończenia.  Pan 

Fahrenbach  umarł,  zanim  mógł  zacząć  wspólne  życie  z 
wybranką swojego serca. 

Teraz jeszcze Thomas! Okazało się, że jest żonaty i ten fakt 

najwyraźniej jest dla Leny przeszkodą nie do pokonania. 

Już czas, żeby Fahrenbachowie zaznali szczęścia w miłości. 

Nie wszyscy Fahrenbachowie. Inni nie byli dla Nicoli ważni. 
Jej chodziło o szczęście Leny. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na 
szczęście, to na pewno ona. 

Nicola przyspieszyła kroku. Po pierwsze, przypomniała sobie 

o jedzeniu, po drugie, zmarzła w lekkim wełnianym sweterku. 

background image

Chociaż Lena była ciekawa, co jest w liście Jana, zupełnie o 

nim  zapomniała,  kiedy  wróciła  do  biura.  Pewnie  dlatego,  że 
przyszło kilka zapytań ofertowych. Drukarnia miała problem z 
układem  graficznym  nowych  prospektów.  Jutro  Leny  nie 
będzie.  Ma  przecież  spotkanie  z  Perlingerem.  Musi  więc 
dzisiaj podgonić robotę. 

Było już dość późno, kiedy Lena wyszła z biura i udała się do 

domu. 

Uprzedziła Dunkelów, że wieczór chce spędzić sama. Nicola 

przygotowała jej coś do przekąszenia i zostawiła w kuchni na 
stole. 

Lena cieszyła się na wolny wieczór. Rozpali ogień w kominku 

w bibliotece i poleży wygodnie na sofie. Może poczyta, może 
posłucha muzyki, a może poogląda telewizję... Nie, telewizja 
raczej  odpada.  Najczęściej  lecą  powtórki  filmów,  które 
widziała już tyle razy, że sam mógłby w nich zagrać. 

background image

To najmniejszy problem... Na pewno jakoś sobie zorganizuje 

ten wieczór. 

Zwykle  myślała  o  Thomasie  i  wyobrażała  sobie,  jak 

wspaniałe będzie życie z nim. Ale ten sen już się skończył. W 
jej  życiu  nie  ma  już  Thomasa  Sibeliusa.  Może  pojawia  się 
jeszcze w jej myślach jak zjawa, która nie daje jej spokoju, ale 
żywy Thomas Sibelius już dla niej nie istnieje! 

Lena zdjęła kurtkę i chciała ją powiesić na wieszaku, kiedy 

nagle coś upadło na podłogę. 

Schyliła się. List od Jana. Zupełnie o nim zapomniała. 
Przyglądała  się  jego  zamaszystemu  pismu.  Co  chce  jej 

przekazać? 

Już chciała rozerwać kopertę i przekonać się, co jest w liście, 

ale zrezygnowała. Cały dzień nosiła go w kieszeni, więc może 
poczekać jeszcze pół godziny. Najpierw coś zje, potem rozpali 
w kominku i kiedy już ogień będzie płonąć, przeczyta list od 
Jana. 

Lena poszła do kuchni. 
Nicola  jest  prawdziwym  skarbem!  Przygotowała  półmisek 

smacznych  przekąsek.  Same  rarytasy  Do  tego  postawiła  na 
stole  butelkę  czerwonego  wina,  a  obok  niej  jeden  z  tych 
cudownych kryształowych 

 

background image

kieliszków, które należały jeszcze do posagu jej prababci. 
Lena nalała wina do połyskującego w świetle kryształowego 

kieliszka.  Sięgnęła  po  jedzenie.  Rozkoszowała  się  smakiem 
świeżo wędzonego łososia, do tego chrzan i koperek... Niebo w 
gębie! 

Ale dlaczego ma siedzieć w kuchni? Poustawiała wszystko na 

tacy i powędrowała do biblioteki. Rozpaliła w kominku. Ogień 
buchnął  wysokim  płomieniem,  ale  już  po  chwili  z  wolna 
wżerał się w polana. 

„No,  a  teraz  uczta",  pomyślała  Lena.  Wino  postawiła  na 

małym stoliczku, tacę z kanapkami wzięła na kolana i wsunęła 
do ust następną porcję. Zimny kurczak... 

Ciekawość  nie  dała  jej  jednak  spokoju.  Odstawiła  tacę  i 

otworzyła list od Jana. Napisał tylko kilka linijek. 

Najukochańsza Leno! 
Jeśli mnie potrzebujesz, daj mi znać, proszę. W każdej chwili 

jestem do Twojej dyspozycji. Z wyrazami miłości, Jan 

background image

Lena wypuściła list napisany na delikatnym papierze. 
Kiedyś jej powiedział, że nie spuści z niej oka, jeśli nawet nie 

będzie go w pobliżu. 

List  zdradzał,  że  wie  już  o  jej  rozstaniu  z  Thomasem.  Ale 

skąd? 

Jest  pewna,  że  nie  od  mieszkańców  posiadłości.  Nigdy  nie 

zdradziliby szczegółów z jej życia prywatnego. Daje sobie rękę 
uciąć. 

Sylvia jest w Portugalii. Markus? Nie, nie jest paplą. Poza tym 

Lena nie ma pewności, czy Jan i Markus się znają. Nikt poza 
tymi osobami nie wie, że Thomas jest żonaty, a Lena odkryła 
jego sztuczki. 

„Zdobywanie  informacji  to  najłatwiejsze  zadanie", 

powiedział kiedyś Jan. W porządku, ale jest dziennikarzem, a 
nie jasnowidzem. Może źle interpretuje jego słowa, coś sobie 
dopowiada?  Może  Jan  chce  się  tylko  dowiedzieć,  co  u  niej 
słychać i jednocześnie przypomnieć o swoim istnieniu i o tym, 
że  zawsze  może  na  niego  liczyć.  Sam  jej  to  kilka  razy 
powiedział. 

Lena  jeszcze  raz  przeczytała  list,  potem  pochyliła  się  nad 

kominkiem i wrzuciła kopertę oraz list do ognia. Płomienie od 
razu pochłonęły papier. Został jedynie popiół. Ślady zatarte. 

 

background image

Jan  jest  cudownym  człowiekiem  i  na  pewno  umiałby  ją 

rozweselić, zabawić i pomóc. Ale ona tego nie chce. Owszem, 
chciałaby, żeby tu był, ale jako przyjaciel. Tylko że Jan chce 
być dla niej kimś więcej niż przyjacielem. A do tego na razie 
nie może dopuścić... 

Wciąż  przeżywa  rozstanie  z  Thomasem.  Ból  jeszcze  nie 

minął. Najpierw musi się pogodzić z utratą wielkiej miłości, o 
ile to w ogóle możliwe. 

Przecież nie może się rzucić w ramiona innego mężczyzny, 

choćby był tak przystojny jak Jan. Była pewna, że tak by się 
właśnie skończyło spotkanie z Janem. On jej pragnie, a ona jest 
samotna... Nie trzeba być wróżką, żeby wiedzieć, co mogłoby 
się wydarzyć. 

Lena tak nie potrafi. Nie umie skakać z kwiatka na kwiatek. 

Może  trochę  zazdrości  teraz  bratowej,  która  bez  problemu 
związała  się  najpierw  z  jednym,  a  zaraz  potem  z  drugim 
mężczyzną. 

Kiedy jeszcze była pewna Thomasa i wierzyła, że nikt i nic 

nie  może  ich  rozdzielić,  pomyślała,  że  gdyby  nie  było 
Thomasa, Jan byłby tym mężczyzną, z którym mogłaby sobie 
wyobrazić wspólne życie. 

Thomasa już nie ma. 
 

background image

Czyli Lena znowu jest do wzięcia. Dlaczego więc się waha? 
Znała odpowiedź. 
Wciąż kocha Thomasa, kocha go całym sercem, chociaż tak 

bardzo ją zranił. Nie da się zakręcić miłości jak kranu z ciepłą 
czy  zimną  wodą.  Zrobiło  jej  się  tak  smutno,  że  nie  mogła 
powstrzymać łez. Znowu zaczęła płakać. 

background image

Rozmowa z Perlingerem przebiegła pomyślnie i Lena z nową 

umową w garści i z dumą w sercu ruszyła w podróż powrotną 
do Fahrenbach. Jej euforię przyćmiły informacje o Friederze. 
Nie  dowiedziała  się  niczego  dobrego,  wręcz  przeciwnie, 
Frieder  miał  coraz  gorszą  opinię  w  branży.  Żaden  z  jego 
nowych projektów nie wypalił. Rynek ich nie podchwycił. 

Dlaczego  Frieder  to  robi?  Przejął  przecież  solidne, 

przynoszące zyski i cieszące się renomą przedsiębiorstwo. Na 
dodatek miał na koncie pokaźny kapitał startowy. 

Teraz  mówiło  się  już  o  opóźnieniach  w  płatnościach  i 

niedotrzymywaniu  umów.  Jeśli  nawet  nazwisko  Fahrenbach 
wciąż  dawało  mu  jakieś  punkty  i  przywileje,  kiedyś  to  się 
skończy. Frieder nie może na tym ciągle bazować. Musi  dać 
coś z siebie. Powinien postępować tak, jak do tego przywykli 
dawni 

 

background image

partnerzy  hurtowni  Fahrenbach.  Musi  mieć  w  ofercie  znane 

produkty, które ci partnerzy znają i kupują, a nie wprowadzać 
nieznany produkt i dopiero szukać klientów. 

Lena  ma  związane  ręce.  Nic  nie  może  zrobić,  bo  przecież 

Frieder  z  nią  nie  rozmawia.  Nawet  gdyby  z  nią  rozmawiał, 
chociażby  z  czystej  uprzejmości  jak  kiedyś,  to  i  tak  nie 
posłuchałby jej rad i nie pozwoliłby wtrącać się w jego sprawy. 

Już  na  samym  początku,  kiedy  tylko  zaczął  kierować 

hurtownią,  zapowiedziała  mu,  że  Dalimon,  ten  aperitif,  nie 
przyniesie sukcesu. Wyśmiał ją wtedy. I jaki jest tego skutek? 
Stracił  mnóstwo  pieniędzy,  a  Dalimon  zniknął  z  rynku  tak 
szybko, jak się na nim pojawił. 

Lena była wściekła na samą siebie. 
Jak  nie  myśli  o  Thomasie,  to  o  rodzeństwie,  chociaż  jest 

pewna,  że  oni  nawet  przez  moment  jej  nie  wspominają.  No 
może Jórg... On na szczęście jest inny niż Frieder i Grit. 

Dojechała do posiadłości i zatrzymała samochód na parkingu 

należącym do posiadłości. Nie było tam żadnego innego auta. 
Pewnie  goście  wybrali  się  na  przejażdżkę  swoimi 
samochodami.  Pogoda  pogorszyła  się  i  nie  zachęcała  do 
spacerów. 

 

background image

Lena i tak się cieszyła, że w ogóle ma gości o tej porze roku. 
Zaniosła  do  domu  torbę,  zmieniła  buty  i  kurtkę.  Pobiegła 

potem do domu Nicoli. 

Nicola  i  Doris  siedziały  przy  kawie  i  przeglądały  listy 

rezerwacji apartamentów. One też wolały pracować z kartką i 
ołówkiem niż z bezdusznym komputerem. 

- Już wróciłaś? - zdziwiła się Nicola. - Szybko... To dobry czy 

zły znak? 

- Dobry... Podpisałam umowę. 
-  Super!  -  ucieszyła  się  Doris.  -  Powiadom  Daniela. 

Niecierpliwi się i zamęcza nas pytaniami. 

- Zaraz pójdę do destylarni. 
- Tam go nie ma. Poszedł na spacer z psami, ale na wszelki 

wypadek zabrał ze sobą komórkę. 

- W takim razie dzwonię. 
Zadzwoniła  do  Daniela.  Cieszył  się  tak  bardzo,  jakby 

osobiście  podpisał  umowę.  Właśnie  to  Lena  ceni  w  nim 
najbardziej. Daniel całkowicie identyfikuje się z firmą. Jest jej 
oddany. Pracuje tak, jakby był jej właścicielem. 

- Zobaczymy się później - zakończyła Lena. - Przyjdź po mnie 

do Dunkelów. Napiję się kawy i poplotkuję trochę z Nicolą i 
Doris. 

background image

Kiedy Lena rozmawiała przez telefon, Nicola postawiła przed 

nią filiżankę pachnącej kawy. 

- Dziękuję. 
- Zjesz coś? 
-  Nie,  dziękuję.  Zjadłam  po  drodze  w  jakimś  okropnym 

zajeździe jeszcze gorszą zupę. Muszę ją najpierw przetrawić. 

- Mogłam ci zrobić kanapki na drogę. 
-  Kochana,  drugie  śniadanie  jest  dobre  dla  małych 

dziewczynek, a ja jestem już duża. 

- Wiek nie chroni przed głupotą - zaśmiała się Nicola. 
Lena wzięła kilka łyków kawy, potem wskazała palcem listy, 

które leżały na stole. 

- Co robicie? - zaciekawiła się. 
-  Wróżymy.  Żartuję.  Żartuję.  Teraz  już  na  poważnie.  Ten 

duży  narożny  apartament  jest  właściwie  wynajęty,  ale 
dzwoniła właśnie ta pani doktor Wiedemann... Trzeba tu coś 
pozmieniać... Jej ojciec źle się czuje i chciałaby przyjechać z 
nim na weekend. W zasadzie powinnam jej znowu odmówić. 
Mamy  komplet.  To  przez  ten  chór,  który  też  przyjeżdża  na 
weekend. Ale już kilka razy musiałam jej odmówić, więc tym 
razem nie mogłam. Trochę mnie to dziwi, że mimo wszystko 
nadal do nas 

 

background image

dzwoni i chce przyjechać. Nie mam pojęcia, czego się tutaj 

spodziewa. 

Lena usiłowała ukryć zdenerwowanie. 
Yvonne, córka Nicoli, przyjedzie do posiadłości, a Nicola nic 

nie podejrzewa. 

- Przyjęłaś jej rezerwację? 
-  No  tak,  przecież  mówię,  ale  teraz  mam  problem  z  tym 

chórem. Na szczęście oni są gotowi mieszkać w kilka osób w 
jednym apartamencie. Muszę się tylko zastanowić, do których 
apartamentów  Aleks  musi  dostawić  łóżka.  Może  do  tych 
trzech... Nie, to będzie za mało... Jeszcze do piątki i dziewiątki. 

Nicola złożyła dokumenty. - 
- Co ja sobie będę łamać głowę... Aleks ma w głowie wymiary 

apartamentów.  Będzie  wiedział,  gdzie  najlepiej  wstawić 
dodatkowe łóżka. 

Nicola uśmiechnęła się do Leny. 
- Świetnie, co? Komplet gości o tej porze roku. Wprawdzie to 

tylko na weekend, ale zawsze. 

Lena w ogóle jej nie słuchała. 
- Halo, jesteś tu? - zapytała ją Nicola. Lena wzdrygnęła się. 
Musi  się  wziąć  w  garść.  Nie  może  okazać  zdenerwowania. 

Tylko jak to zrobić? Przyjedzie córka 

 

background image

Nicoli, Yvonne, i wreszcie zobaczy swoją biologiczną matkę. 
Długa  droga  prowadziła  do  tego  sukcesu.  Wiele  przeszkód 

trzeba  było  usunąć.  I  wreszcie  nadszedł  ten  moment.  Nicola 
jednak nie będzie wiedziała, że to Yvonne jest tym dzieckiem, 
które zaraz po porodzie musiała oddać do adopcji. Oby Yvonne 
i Nicola się pojednały. 

Yvonne twierdziła, że to wykluczone. 
Nawet spotkanie uważała początkowo za niemożliwe, ale, jak 

widać, zmieniła zdanie. 

-  Leno,  co  się  z  tobą  dzieje?  -  wyrwał  ją  z  zamyślenia  głos 

Nicoli. - Nie słuchasz, nie odpowiadasz... Masz jakiś problem? 
Martwisz się czymś? 

Lena zaśmiała się. 
- Wręcz przeciwnie - zawołała. - Jestem bardzo zadowolona. 
- To dobrze. Z tobą nigdy nic nie wiadomo... 
-  Przecież  jestem  takim  nieskomplikowanym  człowiekiem. 

Na mnie nie możesz się skarżyć. 

- Właśnie w tym sęk. Jesteś za dobra i za wiele rzeczy bierzesz 

do serca. A potem te pasożyty wchodzą ci na głowę. 

Lena doskonałe wiedziała, kogo Nicola ma na myśli. 
 

background image

- To już przeszłość. Od tej chwili gram w pierwszej lidze. 
- Słucham? - zdziwiła się Nicola. 
-  To  taka  przenośnia...  Pomyślałam,  że  odpowiem 

powiedzonkiem w twoim stylu. 

Nicola uśmiechnęła się. 
- Moje powiedzonka, kochana, mają głębszy sens, czego nie 

można powiedzieć o twojej pierwszej lidze. 

Lena zerwała się na równe nogi i objęła Nicolę. Nie mogła się 

powstrzymać. 

Nicola jest prawdziwym skarbem. Jeśli Yvonne pojedna się z 

nią, będzie bardzo szczęśliwa. Zasłużyła na szczęście i na to, 
żeby spełniło się jej marzenie i odnalazła swoją córkę. 

Tak  wiele  razy nakryła  Nicolę, jak  czytała  w czasopismach 

artykuły  o  spotkaniu  po  latach  matki  i  dziecka.  Wiele  razy 
widziała, jak Nicola bardzo płacze. A płakała tak żałośnie, że 
serce pękało z bólu. 

Jeśli  się  uda  odbudować  więź  między  Yvonne  a  matką,  to 

Nicola  nie  będzie  już  musiała  rekompensować  sobie 
niespełnionych  uczuć  macierzyńskich  i  przenosić  miłości  na 
inne dzieci, zwłaszcza na Merit, córkę Grit. 

 

background image

-  Oczywiście.  Twoje  powiedzonka  są  źródłem  mądrości 

życiowej. Jesteś nie do pobicia. Mimo wszystko zostaję przy 
swoim. Gram teraz w pierwszej lidze. 

-  Tam  właśnie  jest  twoje  miejsce  -  potwierdziła  Doris.  -  Za 

często musiałaś się zadowolić drugoplanowymi rolami. 

Nicola dolała kawy. 
- A to co? Sprzysięgłyście się przeciwko mnie? -zapytała. 
- Skądże. Po prostu mówię prawdę - odpowiedziała Doris. 
- Sylvia się odzywała? - Lena zmieniła temat, chociaż z chęcią 

dowiedziałaby się, co mówiła Yvonne. 

Bezpieczniej  było  jednak  zmienić  temat.  Nicola  nie  jest 

głupia i nagłe zainteresowanie Leny panią doktor Wiedemann 
mogłyby ją zastanowić. 

-  Tak,  dzwoniła.  Zostanie  w  Portugalii  jeszcze  kilka  dni. 

Prochy Martina już rozsypała. 

- W jakiej była formie? 
- Dość dobrej... Najgorsze już za nią. Teraz tylko czas jest w 

stanie jej pomóc. Jak to mówią, czas leczy rany. Chyba znacie 
to powiedzenie. 

- Owszem. 
 

background image

„Czas  leczy  rany  -  pomyślała  Lena.  -  Moje  też  wyleczy? 

Pragnęła  tego  z  całego  serca.  Oby  to  powiedzenie  było 
prawdziwe!". 

Musi  zapomnieć o Thomasie. Sylvia musi przeboleć śmierć 

Martina. 

Ale na horyzoncie pojawiło się też małe światełko. Może to 

światełko  dla  Yvonne  i  Nicoli?  Oby!  Lena  pragnęła  tego  z 
całego serca. 

background image

Lena  całymi  dniami  chodziła  podekscytowana  niczym  mała 

dziewczynka  wyczekująca  z  utęsknieniem  nadejścia  św. 
Mikołaja. Gorączkowo odliczała godziny, minuty i sekundy. 

Jednak  nie  czekała  na  św.  Mikołaja,  lecz  na  zbliżający  się 

weekend.  Wtedy  bowiem  na  Słoneczne  Wzgórze  miała 
przyjechać Yvonne, biologiczna córka Nicoli. 

Co się stanie, kiedy się spotkają? Odezwą się w nich więzy 

rodzinne? Matka i córka padną sobie w ramiona? 

Nicola nie miała pojęcia, że gościem ich pensjonatu będzie jej 

córka, oddana tuż po narodzinach do adopcji. 

Pani doktor Yvonne Wiedemann długo wzbraniała się przed 

poznaniem biologicznej matki. Nie wykazywała najmniejszej 
chęci  spojrzenia  jej  prosto  w  oczy.  Lena  konsekwentnie 
nakłaniała ją 

 

background image

do odwiedzenia posiadłości. Zajęło jej to niemało trudu, gdyż 

Yvonne uparcie trwała przy swoim. 

Lena  miała  nadzieję,  że  tym  razem  nic  nie  stanie  na 

przeszkodzie i wizyta pani doktor dojdzie do skutku. 

Pierwsza próba przyjazdu Yvonne się nie powiodła, ponieważ 

wszystkie apartamenty w czworakach były zarezerwowane. 

Za  drugim  razem  Nicola  poleciała  do  Vancouver.  Odwiozła 

Merit do domu i spędziła jakiś czas z Holgerem oraz dziećmi. 

Trzecią  rezerwację  Yvonne  odwołała,  ponieważ  jej  tata  się 

przewrócił i natychmiast wymagał leczenia szpitalnego. 

Nic  więc  dziwnego,  że  Lena  panikowała,  tym  bardziej  że  i 

tym razem jej starania poznania matki i córki omal nie spełzły 
na niczym. Gdyby Aleks nie dostawił do dwóch apartamentów 
dodatkowych  łóżek,  nie  byłoby gdzie  ulokować  Yvonne  i  jej 
taty. 

Zrządzenie  losu?  Zazwyczaj  w  czworakach  było  sporo 

wolnych  pokoi,  ale  akurat  w  najważniejszym  dla  Leny 
momencie  ich  zabrakło.  Czyżby  ktoś  wysyłał  jej  znaki  z 
niebios, że matka i córka nie powinny się spotkać? 

 

background image

Lena odgoniła od siebie tę piekielną myśl. Nicola zasłużyła 

sobie na to, by wziąć w ramiona córkę. Dość wycierpiała się z 
powodu jej utraty. 

Rzecz jasna Lena nie spodziewała się tego, że Yvonne będzie 

grała w otwarte karty i wyjawi na dzień dobry, kim jest. Zbyt 
dużo  miała  w  sobie  goryczy  z  powodu  postępowania 
biologicznej matki. 

Lena przejrzała się w lusterku. Nie mogła się przyzwyczaić do 

krótkich włosów. Ścięła je tak, że grzebień czy szczotka stały 
się bezużyteczne. Wystarczyło, że przeczesała je palcami. 

Co za diabeł ją podkusił, żeby się tak oszpecić. Miała piękne 

włosy,  odpowiedniej  długości,  a  teraz?  Doris  słusznie  ją 
zapytała, pod którą kosiarkę wpadła. 

Dobrze, że Thomas jej nie widział. 
Nie!  Stop!  Dlaczego  znowu  pomyślała  o  Thomasie?  Dla 

niego nie było już miejsca w jej sercu. Zdradził ją... 

Wielokrotnie  wciskał  jej  brednie  o  miłości  i  przypadkiem 

zapomniał wspomnieć, że w Ameryce miał żonę, Nancy, która 
notabene przez telefon sprawiała wrażenie bardzo miłej osoby. 

Gdyby  Martin  nie  uległ  wypadkowi  i  nie  zmarł  na  skutek 

odniesionych obrażeń... Gdyby Markus 

 

background image

nie dał jej tego numeru telefonu... Stałaby dziś nieświadomie 

w kolejce do swojego Thomasa. 

Byłaby  poniekąd  jego  drugą  żoną,  usychającą  z  tęsknoty, 

łudzącą  się,  że  kiedyś  sprowadzi  się  na  stałe  na  Słoneczne 
Wzgórze. Marzyłaby dalej o ślubie, dzieciach... Ale wszystkie 
jej marzenia prysły jak bańka mydlana, kiedy się dowiedziała, 
że on nie będzie mógł pojąć jej za żonę, bo jedną już miał. 

Na schodach natknęła się na Doris, która niedługo wyjdzie za 

Markusa  i  wprowadzi  się  do  jego  domu  obok  tartaku.  Lenie 
będzie bez niej smutno. 

- Hej, Doris, promiennie wyglądasz! 
-  Bo  jestem  szczęśliwa.  Markus  jest  moim  ideałem 

mężczyzny. Takiego właśnie szukałam. Z nim na pewno mi się 
ułoży.  Wczoraj  rozmawiałam  przez  telefon  z  Jórgiem. 
Powiedział, że złożył dokumenty do sądu i wkrótce uzyskamy 
rozwód.  A  ponieważ  mamy  jednego  adwokata  i  wnosimy  o 
rozwód  bez  orzekania  o  winie,  nie  musimy  się  stawiać  na 
rozprawie.  Przyślą  mi  do  domu  powiadomienie  o  wyroku  i 
wtedy będę do wzięcia. 

- Chyba niedługo. Przecież ty i Markus pobierzecie się, gdy 

tylko oswobodzisz się z węzła małżeńskiego. 

- Fakt. Oj, Lena, złapałam Pana Boga za nogi. 
 

background image

Lena uścisnęła szwagierkę. 
- Doris, jesteś dla Markusa brylantem - zaśmiała się. - Zjemy 

razem śniadanie? 

- Chętnie. Ale nie mam za dużo czasu. Pomagam Danielowi 

przy  liczeniu  i  dzieleniu  produktów.  Wczoraj  wszystko 
przygotowaliśmy,  a  dziś  przyjdą  robotnicy  ze  wsi,  żeby  je 
zapakować. Znasz Daniela, jeśli coś nie pójdzie zgodnie z jego 
planem, bywa nieprzyjemny. 

-  Tak  czy  owak  czas  na  śniadanie  każdy  powinien 

wygospodarować. I ja potem idę do destylarni. Mam mnóstwo 
pracy.  Muszę  wystartować  z  nową  kampanią  reklamową  dla 
brandy  morelowej.  Przy  okazji  zadbam  o  marketing  naszych 
dotychczasowych artykułów. 

-  Lena,  stworzyłaś  niezły  biznes.  Pewnie  w  najśmielszych 

snach  nie  wyobrażałaś  sobie,  że  w  ten  sposób  będziesz 
zarabiała na swoje utrzymanie. 

-  No  nie.  Jestem  wdzięczna  tatusiowi,  że  wyrwał  mnie  z 

wąskiego  działu  reklamy  i  przegonił  po  wszystkich 
zakamarkach firmy, wdrażając w system jej funkcjonowania. 
Wcześniej wściekałam się na niego, ale teraz powinnam prosić 
go o przebaczenie. Bez zdobytej w ten sposób wiedzy nie 

 

background image

zaszłabym  tak  daleko.  Nie  odważyłabym  się  na  pewne 

posunięcia. 

Lena zakręciła się wokół ekspresu do kawy. 
Doris nakryła do stołu, ustawiła na nim chleb, masło, wędlinę 

i marmoladę. 

-  Lena,  jesteś  zupełnie  inna  niż  twoje  rodzeństwo.  Gdyby 

tkwiła w nich choć jedna setna twojego charakteru... 

Lena wzruszyła ramionami. 
- Oni wrodzili się w mamę, a ja w tatę, nie tylko wizualnie, 

lecz również z charakteru. I bardzo dobrze! 

- Hermann Fahrenbach był wspaniałym człowiekiem... 
- Oj tak. Brakuje mi go. 
To on ją pocieszał, kiedy dopadała ją chandra. Potrzebowała 

jego pocieszenia po zerwaniu z Thomasem... 

Znów Thomas! Będzie ją nawiedzał jak duch? Nie! Nie chce 

tego... Thomas Sibelius powinien wynieść się z jej życia! 

Lena szarpnęła za dzbanek, aż się z niego ulało. 
- No, moja droga, kawa gotowa - stwierdziła dziarsko. - Oby 

było wystarczająco mocna. 

background image

W  nocy  z  piątku  na  sobotę  Lenę  dręczyły  koszmarne  sny. 

Śniła o Yvonne, która schowała się za studnią, bo nie chciała 
się przywitać z Nicolą. Nagle zjawił się Thomas i pociągnął ją 
za  sobą.  Byli  na  jakiejś  pustyni  żwirowej.  Słońce  prażyło 
niemiłosiernie. Wlokła  się  za  nim,  co  chwila  potykając  się  o 
rozgrzane  do  czerwoności  kamienie.  Szła  boso.  Skamlała,  że 
bolą  ją  stopy,  ale  Thomas  bezlitośnie  ciągnął  ją  do  przodu. 
Nagle  nie  wiadomo  skąd  nadszedł  Jan.  Chciał  zaśpiewać  jej 
jakąś piosenkę przy akompaniamencie gitary. Nie zorientował 
się, że była zakładniczką Thomasa. Chciał jej coś zaśpiewać, 
bo  za  chwilę  miał  występ  z  The  Rolling  Stones.  Próbowała 
mu  wytłumaczyć,  że  nie  przepadała  za  Stonesami,  ale  nie 
mogła wydobyć z siebie ani słowa. 

Sapała i ruszała ustami niczym ryba wyrzucona na brzeg, aż 

się zbudziła. Była zlana potem. Wstała 

 

background image

i  zapaliła  światło.  Powędrowała  wzrokiem  na  nocny  stolik, 

gdzie kiedyś stało zdjęcie Thomasa. Jego zdjęcie ją uspokajało. 
A teraz... 

Zaschło  jej  w  gardle.  Napiła  się  wody  i  odetchnęła  z  ulgą. 

Zgasiła światło i położyła się z powrotem do łóżka. 

Nie  chciała  śnić  o  Thomasie.  Cóż  oznaczał  ten  sen? 

Doszukiwała  się  jakiegoś  wizjonerskiego  podtekstu. 
Przekręcała  się  z  boku  na  bok,  próbując  odpędzić  od  siebie 
czarne myśli. 

Na szczęście szybko zapadła w głęboki sen. 
Kiedy obudziła się nad ranem, od razu podskoczyła do okna i 

odsłoniła zasłonki. Nie padało! 

Brak  szarych  chmur!  Na  przejrzyście  niebieskim  niebie 

świeciło piękne słońce. 

Co za cud. Oby ta pogoda utrzymała się dłużej. 
Lena poczłapała do łazienki, wzięła prysznic i umyła swoje 

krótkie  włosy,  niewymagające  długiego  suszenia.  Następnie 
wskoczyła w dżinsy oraz sweter w prążki. 

Nie  musiała  się  przecież  specjalnie  stroić  na  przyjazd 

Yvonne. Lubiła w weekendy wkładać swobodny strój. 

Na śniadanie wybrała się do Dunkelów. Pokrząta się u nich 

troszeczkę dla zabicia czasu. Za nic 

 

background image

w świecie nie chciała przegapić przybycia Yvonne i jej taty. 
Była bardzo zdenerwowana. Ale nie mogła tego okazać przed 

Nicolą. 

- Dzień dobry, Nicola - zawołała wesoło. 
- Dzień dobry, Lena. Dlaczego o tej porze jesteś na nogach? 

Jest sobota. Możesz się wyspać. 

- Ach, napiję się kawy i będę jak nowo narodzona... Wszystko 

zapięte na ostatni guzik? 

- Na przykład co? 
- No brakujące łóżka dla gości. 
- Załatwione. Goście mogą przyjechać. 
Lena  usiadła.  Kątem  oka  dostrzegła  na  stole  listę 

wczasowiczów.  Wyciągnęła  szyję,  żeby  wyłapać  jakieś 
informacje o Wiedemannach. 

- Co tak zapuszczasz żurawia? - spytała Nicola. 
- Ja? A nie... Z nudów spojrzałam na tę kartę. Byłam ciekawa, 

czy kogoś znam, czy to goście, którzy już raz nas odwiedzili. 

Nicola zaśmiała się. 
-  Od  razu  widać,  że  nie  masz  pojęcia  o  wynajmowaniu. 

Oprócz Wiedemannów przyjedzie chór. 

Ha, ależ z niej przebiegła bestia. Osiągnęła cel. Nie pozostało 

jej nic innego, jak napić się kawy i cierpliwie czekać. 

 

background image

Nicola krzątała się i chodziła z kąta w kąt, wykonując kolejno 

zaplanowane  czynności.  Lena  poczuła  się  jak  piąte  koło  u 
wozu. Dlatego powoli zaczęła sprzątać naczynia po śniadaniu. 

-  Zostaw  je.  Zaraz  będę  zmywała.  Przejdź  się  z  psami  na 

spacer. Świeże powietrze wam na pewno nie zaszkodzi. 

- Później. 
Uhm,  pójdzie  gdzieś  z  Lady  i  Hektorem,  a  w  tym  czasie 

przyjadą Wiedemannowie. O nie! 

- Masz nowe gazety? 
- Jasne. Wszystkie przeczytane. Także możesz je sobie wziąć. 
-  Nie.  Przejrzę  je  tylko...  Gdzie  są?    Nicola  potrząsnęła 

głową. Co z tą Leną? 

- No gdzie są? Tam gdzie zawsze? Na komodzie! Lena wstała 

i w żółwim tempie podeszła do 

komody. 
Nicola patrzyła za nią. Czyżby dodała sobie coś do kawy? 
Kiedy Lena wychodziła z salonu, Nicola podbiegła do drzwi. 
-  Goście  przyjechali.  Chyba  Wiedemannowie...  Lenie 

wypadły  czasopisma.  Pochyliła  się  energicznie,  żeby  je 
podnieść i odłożyć na stół. 

 

background image

Serce  waliło  jej  jak  młotem.  Spociły  się  jej  dłonie.  Złapała 

głęboki oddech i podążyła za Nicolą. 

Od  razu  rozpoznała  doktora  Wiedemanna  i  Yvonne,  która 

popatrzyła na nią ze zdumieniem. 

No  tak,  przedtem  widziała  ją  w  pięknej  fryzurze,  a  nie  z 

prawie łysą głową ä la tybetańska zakonnica. 

Nicola uśmiechnęła się do gości. 
- Witamy serdecznie na Słonecznym Wzgórzu! 
Wiedemannowie  odebrali  klucze  i  grzecznie  ruszyli  za 

Nicolą,  która  zaprowadziła ich do  czworaków,  żeby  pokazać 
im ich apartament. Co to miało być? 

Lena  nie  kryła  rozczarowania.  Spodziewała  się  czegoś 

innego. 

Ale  właściwie  czego?  Że  Nicola  i  Yvonne  padną  sobie  w 

ramiona, jak to zwykle bywa w kiczowatych filmach? Czyżby 
naprawdę była naiwną dziewuszką wierzącą w cuda? 

Nie! Po prostu dobrze życzyła Nicoli. Chciała ją pojednać z 

Yvonne. 

Wiedemannowie zachowali się wzorcowo. Nie zdradzili się, 

że znają Lenę. 

Lena  wróciła  do  kuchni.  Przekartkowała  kilka  czasopism  i 

wtedy weszła Nicola. 

 

background image

- A teraz czekam na przybycie chóru. Przy nich będzie więcej 

pracy niż przy dwojgu łudzi. 

-1 spodobał im się apartament? - spytała Lena. 
- Mniemam, że tak. Nic nie powiedzieli. 
- Mili ludzie. 
-  Uhm.  W  ogóle  fajnie,  że  pani  Wiedemann  podróżuje  z 

ojcem. Nie każde dziecko stać na taki gest. 

Nie było sensu dłużej tu siedzieć i wodzić Nicolę za nos. Dla 

niej  Wiedemannowie  byli  zwykłymi  gośćmi.  Nici  z 
niewyjaśnionej sympatii... 

Najchętniej  chwyciłaby  Nicolę  za  ramię,  potrząsnęła  nią  i 

wykrzyczała:  „Yvonne  jest  twoją  córką.  Nie  mów  o  niej  tak 
bezuczuciowo!". 

Lecz nie mogła tego zrobić. 
-  Idę  do  destylarni.  Popracuję  trochę,  a  potem  wyprowadzę 

psy. Mamy jeszcze zapas marchewek dla Bondiego? 

- No raczej. Aleks pilnuje, żeby się nie skończył. Mój Boże, 

Bondadosso przemienił się w ślicznego konia. 

- Dzięki Martinowi. Gdyby nie on, nie byłoby Bondiego. 
- Martin pomógł wielu ludziom i zwierzętom. Uczynił wiele 

dobrego. - Do oczu Nicoli napłynęły 

 

background image

łzy.   
- Ja wciąż nie wierzę, że już go nie ma wśród nas... 
Wysmarkała nos. 
-  Dlaczego  akurat  Martin  znalazł  się  tam,  gdy  ten  obłąkany 

samobójca postanowił wjechać prosto w inny samochód? 

-  Nie  poznamy  odpowiedzi  na  to  pytanie  -  odpowiedziała 

łamiącym się głosem Lena. 

-  Niezbadane  są  wyroki  boskie  -  wymamrotała  Nicola,  po 

czym wyciągnęła z szafki garnek. 

- Pójdę już - powiedziała Lena. 
- Nie bierzesz czasopism? 
- Nie, nie ma w nich nic interesującego. 
- No co ty? W tej gazecie dla kobiet jest na przykład artykuł o 

biznesmence, która osiągnęła sukces, handlując winem przez 
Internet. To cię powinno zainteresować. 

-  Och,  widocznie  przegapiłam  ten  artykuł  -  odparła  Lena, 

wygrzebując polecane przez Nicolę pismo. 

Zanim wyszła z kuchni, odwróciła się jeszcze raz. 
- Co dziś na obiad? 
- Grochówka z kiełbaską. 
- Pychota. 
 

background image

-  Serduszko  ty  moje,  z  tobą  nigdy  nie  ma  problemów. 

Zadowolisz się wszystkim, co ci zaserwuję. 

- Bo jesteś wyśmienitą kucharką, Nicola. 
-  Ach,  dawno  nie  podejmowałam  żadnego  konkretnego 

wyzwania  w  wyuczonym  przeze  mnie  zawodzie.  Aleks  jada 
raczej  tradycyjne  i  proste  dania,  Daniel...  On  też  nie  jest 
wymagający. 

-  Nicola,  kochanie,  nawet  grochówka  w  twoim  wykonaniu 

zwala  z  nóg.  Nie  zaprzeczysz  przecież,  że  w  młodym  wieku 
wspięłaś się na szczyt. 

Pochwały wprawiały Nicolę w zakłopotanie. 
-  Dobra,  dobra,  idź  już...  Mówisz  o  zamierzchłych  czasach. 

Przyjdź o pierwszej tak jak chłopaki. Zjemy razem. Oni lubią, 
jak u nas jesteś. 

-  Ja  też  uwielbiam  wasze  towarzystwo.  Każdego  dnia 

dziękuję Bogu za piękne życie, którym mnie obdarował... Za 
moje ukochane Słoneczne Wzgórze, ciebie, Aleksa i Daniela, 
moje zwierzęta, przyjaciół... Czyja jestem uprzywilejowana? 

- Na wszystko sobie zasłużyłaś. 
Lena zaczerwieniła się i poszła do destylarni. Na szczęście z 

okna  jej  biura  rozpościerał  się  widok  między  innymi  na 
czworaki,  zatem  mogła  obserwować,  czy  Wiedemannowie 
wychodzą dokądś ze swojego apartamentu, czy nie. 

 

background image

Hm,  Yvonne  była  tu,  żeby  bez  zobowiązań  zobaczyć  swoją 

biologiczną  matkę.  Niestety,  ich  spotkanie  nie  okazało  się 
jakimś spektakularnym wydarzeniem. 

Krocząc  w  zamyśleniu  przez  podwórze,  natknęła  się  na 

Daniela.  On  również  mieszkał  w  jednym  z  wybudowanych 
przez jej ojca domów. 

- Cześć, Daniel. 
- Cześć, Lena. No nie mów, że chcesz dzisiaj pracować? 
-  Nie,  nie.  Zapomniałam  czegoś  i  zaświtał  mi  w  głowie 

pomysł  na  kampanię  reklamową.  Wolę  go  sobie  na  gorąco 
zanotować, bo potem mi uleci i będę się wściekać. 

- Powoli przeistaczasz się w niewolnicę pracy. Lena machnęła 

ręką. 

-  E  tam,  pozory  mylą.  Po  prostu  inaczej  dzielę  obowiązki. 

Niekiedy robię sobie wolne, podczas gdy inni pracują w pocie 
czoła. Mam też szczęście, że ty dowodzisz destylarnią, kiedy ja 
w niej nie urzęduję. Jesteś kapitanem mojego statku. 

- Nie bądź taka skromna. Bez ciebie ten statek by zatonął. 
- Uhm, a kto oczarował swoim kunsztem Marjorie Ferguson, 

wielką szefową ze Szkocji? Ty! 

 

background image

W sprawie Finnemore Eleven nie pertraktuje już ze mną, lecz 

z tobą. 

- O technicznych szczegółach - skorygował ją. 
-  Jeśli  chodzi  o  finanse,  omawia  je  wyłącznie  z  tobą,  i 

słusznie.  Nikt  nie  targuje  się  tak  jak  ty.  Twój  tata  byłby 
zachwycony twoimi zdolnościami negocjacyjnymi... Czy ktoś 
wyprowadzał dziś psy na spacer? 

- Biegały po podwórzu. Później przejdę się z nimi na dłuższą 

wyprawę. Albo ty się nad nimi ulitujesz i...? 

- Chętnie - nie dał jej dokończyć. - Tak czy owak zamierzałem 

się trochę poruszać. 

- Super. Aha, o trzynastej jest obiad. 
- Co upichciła nasza kuchareczka? 
-  Grochówkę  -  odpowiedziała  Lena,  odchodząc  w  stronę 

destylarni. 

-  Wspaniale,  uwielbiam  grochówkę...  Lena,  twoja  nowa 

fryzura nie jest wcale najgorsza! 

- krzyknął za nią Daniel. 
Wierzyć mu? Chyba nie! Chciał być miły i tyle. 

background image

Trochę wbrew swojej woli oraz przekonaniom Lena co parę 

minut wyglądała przez okno, niemal przyklejając się do szyby i 
bacznie obserwując drzwi czworaków. Pukała się przy tym w 
czoło,  ponieważ  wiedziała,  że  zachowuje  się  co  najmniej 
dziwacznie, żeby nie powiedzieć dosadniej - idiotycznie. 

Nie  była  jednak  w  stanie  skoncentrować  się  na  żadnym 

konkretnym zadaniu. 

Zaczynała  coś,  po  czym  to  odkładała,  żeby  wyjrzeć  na 

zewnątrz, bo być może Yvonne i jej tata opuszczą apartament... 

Nie darowałaby sobie, gdyby przegapiła ten ważny moment. 
Ku  jej  niezadowoleniu  o  pierwszej  musiała  iść  na  obiad. 

Odwołałaby  go,  ale  jak  wytłumaczyłaby  Nicoli  swoją 
nieobecność? Musiałaby skłamać, a tego nie chciała. 

 

background image

W drodze do domu Dunkelów przystanęła na chwilę i wbiła 

wzrok w czworaki. Okna Wiedemannów świeciły pustkami. 

Zżerała  ją  ciekawość,  jakie  wrażenie  wywarła  Nicola  na 

Yvonne. 

Kiedy  weszła  do  kuchni,  Nicola  i  chłopcy  siedzieli  już 

grzecznie przy drewnianym stole. 

-  Jesteś  wreszcie  -  powiedziała  Nicola,  nalewając  zupę  do 

talerzy. 

Była lekko podenerwowana. 
- Co się dzieje? - spytała Lena, napełniając szklankę wodą. - 

Czyżby chórzyści dali ci popalić? Trzeba było zadzwonić do 
mnie, to bym ci pomogła. Przepraszam, że sama nie wyszłam z 
tą inicjatywą. 

Nicola machnęła ręką. 
- Chórzyści są łagodni jak baranki. Ale kochana pani doktor 

Wiedemann działa mi na nerwy! Ciągle wyskakuje z jakimiś 
roszczeniami.  Marudzi  jak  stara  baba  w  tańcu.  Najpierw 
zażyczyła  sobie  dodatkowych  ręczników,  chociaż  w  każdym 
apartamencie  wisi  ich  dostatecznie  dużo.  Potem  poprosiła  o 
drugi koc, a na koniec o pocztówkę z naszej okolicy. W sumie 
nie  spamiętałam  wszystkich  jej  życzeń...  Wypytywała  mnie 
poza tym o jakieś 

 

background image

absurdalne rzeczy, znaczy się bzdety. Chyba się nudzi i nie 

wie,  co  począć  z  czasem.  Pewnie  inaczej  sobie  wyobrażała 
nasz eden... Przyznaję, jest miła i uprzejma... Tyle że coś mi w 
niej nie gra. 

Lenie zadrżała dłoń! O Boże! Gdyby Nicola wiedziała, kim w 

rzeczywistości  była  ta  wnerwiająca  ją  osóbka.  Yvonne 
zapewne  próbowała  jakoś  nawiązać  kontakt,  żeby  wyrobić 
sobie o niej zdanie. 

Ach,  gdyby  mogła  powiedzieć  Nicoli,  z  kim  miała  do 

czynienia.  Ale  nie  mogła,  ponieważ  obiecała  Yvonne,  że 
dochowa  tajemnicy.  I  prawidłowo.  Bo  gdyby  obie  panie  nie 
przypadły sobie do gustu, Nicoli pękłoby serce. 

-  Przestań  dumać  nad  tekstami  reklamowymi.  Zejdź  na 

ziemię,  kobieto  -  zawołała  Nicola.  -  Trzy  razy  pytałam,  czy 
doprawić ci zupę. 

- Nie, dzięki, jest znakomita. Nicola zmieniła temat! Szkoda! 
Panowie  rozmawiali  o  popołudniowym  meczu  piłki  nożnej. 

Lena  zaś  w  milczeniu  jadła  zupę.  Co  mogła  zrobić?  Jak  tu 
wkroczyć do akcji? 

- Idziesz jeszcze do fabryki likierów? - spytała Nicola. 
-Nie, już nie. 
- Chcesz dokładkę? 
 

background image

- Nie, dziękuję. 
- Lena, co z tobą? Coś cię trapi? Musiała się opanować! 
-  Przepraszam,  trochę  się  zamyśliłam.  Układam  hasła 

promocyjne dla brandy morelowej, czyli morelówki... 

Lena nienawidziła kłamać. Ale nie miała wyjścia. 
- W weekend? Oszalałaś? Weekendy są po to, żeby odpocząć. 
- Masz rację. Dostanę jeszcze kawy? 
-  Naturalnie.  A  potem  pójdziesz  do  siebie,  położysz  się, 

poczytasz książkę albo posłuchasz muzyki... Krótko mówiąc, 
zrelaksuj się. 

- OK - odparła Lena. 
Łatwiej  powiedzieć  niż  zrobić.  Abstrahując  od  Yvonne, 

osiągnięcie  stanu  pełnego  odprężenia  uniemożliwiały  jej 
przeżycia związane z Thomasem. Zdradził ją. Zataił przednią 
istotne  informacje  ze  swojego  życia.  Dlaczego?  Zranił  ją 
okrutnie.  Jej  serce  krwawiło,  a  dusza  rozsypywała  się  w 
kawałki. 

Wstała. 
- Nie lej mi tej kawy - powiedziała. 
Musiała pobyć sama. Była zbyt roztrzęsiona emocjonalnie. 
 

background image

Nicola popatrzyła na nią z zatroskaniem. 
- Lena, co ci doskwiera? 
- Nic, wszystko w porządku. 
-  Błogosławiony  ten,  kto  ci  uwierzy  -  mruknęła  pod  nosem 

Nicola. 

Panowie prowadzili zażartą dyskusję i nawet nie zauważyli, 

że Lena wstała. Pomachała im na pożegnanie i wyszła. 

background image

Zanim  doszła  do  drzwi  wejściowych  domu,

 

od  parkingu 

nadbiegł Markus Herzog. 

Nie krył zdziwienia, widząc jej nową fryzurę. Przyglądał się 

jej  z  szeroko  otwartymi  ustami,  nie  mogąc  wydusić  z  siebie 
słowa. 

- Cześć, Markus, miło cię widzieć. 
- Cześć, Lena, ja..., ty... Ech, coś ty zrobiła z włosami? 
Zmusiła się do uśmiechu. 
- Obcięłam, a co? Nie podoba ci się moja nowa fryzura? 
-  Ja...,  teraz  jest...,  no  powiedzmy,  że  jest  to  kwestia 

przyzwyczajenia... 

- OK. Zapraszam do środka. Macie jakieś plany czy skusisz 

się na filiżankę kawy? 

-  Świetny  pomysł.  I  tak  przyjechałem  wcześniej.  Doris 

pewnie  jest  w  proszku...  Właściwie  to  chciałem  z  tobą 
porozmawiać. 

 

background image

Lena  zaprowadziła  gościa  do  kuchni  i  od  razu  podeszła  do 

ekspresu do kawy. 

- O czym chciałeś ze mną pogadać? 
- O Thomasie. Proszę, daj mu jeszcze jedną  szansę. Pozwól 

mu tylko wszystko wyjaśnić. On jest zrozpaczony. 

Domyśliła  się,  że  wstawi  się  za  starym  kumplem.  Od 

początku przeczuwała, o czym chciał z nią porozmawiać. 

- Przecież się kochacie  -  kontynuował  Markus.  - Łączy was 

wielka miłość. Jesteście dla siebie stworzeni. Daj mu szansę. 
Nawet  mordercy  mają  możliwość  wytłumaczenia  swoich 
czynów, a Thomas... 

Lena weszła mu w słowo. 
- Fatalne porównanie, Markus. Zgadza się, Thomas był i jest 

moją jedyną i największą miłością. Nigdy nie wątpiłam w jego 
uczucia do mnie. Nie jestem głupia. Wiem, że ponad dziesięć 
lat  wiódł  życie  w  Ameryce.  Usiłowałam  z  nim  o  tym 
porozmawiać,  ale  on  mnie  zbywał.  Osłonił  przeszłość 
hermetyczną  kopułą,  przez  którą  ja  nie  mogłam  przeniknąć. 
Dla  niego  liczyła  się  tylko  teraźniejszość.  Powinien  był  mi 
powiedzieć, że jest żonaty. Trochę i do ciebie mam pretensje, 
że  dopuściłeś,  żebym  się  sparzyła.  Podobno  jesteś  moim 
oddanym 

 

background image

przyjacielem. Nie sądzisz, że powinieneś wyjawić mi prawdę 

o Thomasie i jego żonie? 

- Thomas od lat nic o niej nie wspominał. Myślałem, że ich 

małżeństwo legło w gruzach. 

Do  kuchni  weszła  Doris.  Wyglądała  cudnie  w  brązowym 

kostiumie i spódniczce do kolan. 

- Co legło w gruzach? - zapytała, pochylając się na Markusem 

i całując go w usta. - Dzień dobry, skarbie. 

- Chcesz kawy? - spytała Lena. Doris pokiwała głową. 
-  Siadaj.  Nie  jestem  kaleką.  Przyniosę  filiżankę  i  zaparzę 

więcej kawy - oznajmiła, zatrzymując Lenę. - Więc co legło w 
gruzach? 

- Mówiliśmy o Thomasie  i  jego  żonie. Uważam, że Markus 

źle zrobił, niepotrzebnie utrzymując mnie w niewiedzy. 

Doris stanęła w obronie swojego partnera. 
- Lena, to nie fair. Markus starał się być lojalny wobec was 

dwojga. 

- Dlatego niech uszanuje moją decyzję. Nie chcę nic więcej 

słyszeć o Thomasie. Zrozumiano? 

- Lena, Thomas... 
- Stop! Ani słowa o moim byłym narzeczonym. Podkreślam, 

byłym! 

 

background image

- Lena, tylko jedna rozmowa... 
- Żadnej rozmowy. Dla mnie rozdział pod tytułem „Thomas 

Sibelius" jest ostatecznie zamknięty. Nie dlatego, że już go nie 
kocham.  Był  mężczyzną  mojego  życia,  moją  największą 
miłością, ale nie wrócę do niego. Nie potrafiłabym mu zaufać, 
a  zaufanie  stanowi  filar  każdego  związku...  OK,  dokąd  się 
wybieracie? - zmieniła błyskawicznie temat. 

- Do kina, na popołudniowy sens - odparła Doris. - Idziesz z 

nami? 

Lena potrząsnęła głową. 
- Nie, dziękuję... Mam sporo pracy. 
Wołała  im  nie  mówić,  że  miała  nadzieję  natknąć  się  na 

Yvonne i jej tatę. 

- Szkoda, rozerwałabyś się trochę. 
- Innym razem. 
Ucieszyła się, kiedy wyszli. Wprawdzie bardzo ich lubiła, ale 

miała  ochotę  pobyć  sama.  Wyciszyć  się.  Odpędzić  demony 
przeszłości, negatywne emocje. 

Los  spłatał  jej  niezłego  figla  i  musiała  się  z  nim  pogodzić, 

przetrawić w sobie ból po zawodzie miłosnym. 

Thomas  wodził  ją  za  nos,  mydlił  jej  oczy,  a  ona  naiwna, 

zakochana jak młódka wpadła w jego 

 

background image

sidła. Ulegała mu niemal na każdym kroku, głęboko wierząc 

w jego dobre intencje. Niejednokrotnie przełamywała w sobie 
opór  i  szła  na  kompromis.  Gdyby  wyznał  jej  prawdę... 
Owszem, zabolałoby ją to, lecz starałaby się go zrozumieć. Po 
co te wszystkie kłamstwa i wykręty? 

Męża Sylvii zabrała śmierć, a Thomasa jego kłamliwe życie. 

background image

Lena  spędziła  cały  dzień  i  wieczór  w  domu.  Dopadł  ją 

naprawdę podły nastrój. Odizolowała się. Włączyła muzykę i 
obłożyła  się  stosem  książek.  Otwierała  jedną  po  drugiej, 
czytając jedynie obwoluty. Nie mogła się skupić na treści, więc 
odrzuciła  je  na  bok.  Przed  oczami  przelatywały  jej  obrazy 
ukazujące postaci Yvonne i Thomasa. 

Czuła  się  jak  zwierzę  uwięzione  w  klatce,  które  się  miota  i 

próbuje  się  wydostać  na  wolność.  Wzdrygnęła  się.  Zaczęła 
nerwowo przemierzać pokój wzdłuż i wszerz. 

Nie!  Nie  wytrzyma  dłużej  w  domu.  Musi  wyjść  na  świeże 

powietrze.  I  nieważne,  że  zrobiło  się  późno.  Nie  bała  się 
ciemności. Zresztą znała tu każdą dróżkę, każdy kamień, każdy 
dołek... 

Kiedy  wyszła  z  domu,  automatycznie  spojrzała  w  stronę 

czworaków. W oknach było ciemno. 

 

background image

Chórzyści  zapewne  mieli  koncert  albo  świętowali  swój 

sukces. A gdzie byli Wiedemannowie? Ich samochodu nie było 
na parkingu... Prawdopodobnie poszli do wsi. Możliwe też, że 
pojechali do Bad Helmbach. 

Lena  przyspieszyła  kroku,  lecz  i  to  nie  pomogło  jej  się 

oderwać od przygnębiających myśli. 

Zawróciła do domu. Odruchowo zerknęła na telefon. Dioda 

automatycznej  sekretarki  migała  na  czerwono.  Dawniej  bez 
namysłu  odsłuchiwała  nagrane  wiadomości,  z  nadzieją,  że 
zostawił je Thomas. Teraz jej nie interesowało, kto dzwonił i w 
jakim celu. 

Zaparzyła  sobie  herbaty,  zmieniła  buty  i  dopiero  potem 

odsłuchała sekretarkę. 

To był Jórg. Omal nie zemdlała z wrażenia. O tej porze? Zły 

znak. 

Na  pewno  brat  miał  jakieś  problemy.  Pokłócił  się  z 

Marcelem? Oby nie... 

Kochała Jórga. Był najprzystępniejszy z trójki jej rodzeństwa. 
-  Lena,  gdzie  jesteś?  -  rozbrzmiał  w  słuchawce  jego  głos.  - 

Muszę  z  tobą  koniecznie  porozmawiać.  Proszę  oddzwoń  jak 
najszybciej, niezależnie od godziny. To pilne! 

 

background image

Jasne, znowu posłuży mu jako ostatnia deska ratunku! Czy on 

nigdy nie dorośnie? Niech wreszcie wywiąże się rzetelnie ze 
zobowiązań  spoczywających  na  nim  po  przejęciu  spadku, 
pięknego Chateau z rozlicznymi winnicami. 

Lena  usiadła,  napiła  się  herbaty,  potrzymała  przez  chwilę 

kubek między dłońmi, po czym sięgnęła po słuchawkę. 

-  Siostrzyczko,  na  tobie  zawsze  można  polegać.  Fajnie,  że 

oddzwoniłaś. 

- Jórg, co się stało? Cisza. 
- Jórg, zadarłeś z Marcelem? Zaśmiał się. 
- No coś ty. Skąd ten pomysł? Lena westchnęła. 
- Co się stało, braciszku? 
- Ach, mam wyrzuty sumienia, bo dawno się nie odzywałem... 

I rzeczywiście - nieco się u mnie pozmieniało... 

- Nie mów naokoło. Wal prosto z mostu. 
-  Hm,  od  czego  by  tu  zacząć...  Rezygnuję  z  organizowania 

eventów i rozstałem się z Catherine. 

Lena  nabrała  powietrza  w  płuca.  Eventy  były  jego  życiem.   

Przez nie omal zbankrutował. 

 

background image

A  Catherine  Regnier  wydawała  się  idealną  partnerką  dla 

niego, rzecz jasna nie tylko do interesów. 

- Jórg, nie rozumiem... Przecież dobrze się wam układało... 
- Tak, tak... 
- W takim razie w czym problem? 
-  Lena,  błagam,  nie  bierz  mnie  za  wariata...  Obrzydły  mi  te 

imprezy  kulturalne.  Być  może  kierowała  mną  zwykła 
naiwność  i  zbyt  wiele  sobie  wyobrażałem?  Catherine 
przywiązywała dużą wagę do biurokracji, a mnie się niedobrze 
od tego robiło. 

-  Żeby  jakakolwiek  inwestycja  przynosiła  zadowalające 

dochody,  ktoś  musi  nią  skutecznie  zarządzać.  Normalka. 
Catherine rewelacyjnie wywiązywała się ze swojej roli... 

-  Jej  profesjonalizm  doprowadzał  mnie  do  szewskiej  pasji. 

Samozwańczo  mianowała  się  na  szefa,  a  ja  grałem  drugie 
skrzypce...  Umknęło  jej  chyba,  że  to  moje  Chateau  i  moje 
pieniądze... Zresztą, serio, ten interes budzi we mnie wstręt i, 
szczerze  mówiąc,  Catherine  również.  Świetnie  mi  się  z  nią 
współpracowało na płaszczyźnie zawodowej, ale prywatnie nie 
mieliśmy sobie zbyt wiele do powiedzenia. Cieszę się, że nie 
odstawiała szopki. Wyjechała z powrotem do Paryża. 

 

background image

- A ty, co teraz zamierzasz? Zajmiesz się swoim spadkiem? 
-  Boże  uchowaj!  Odkryłem  nową  pasję.  Mianowicie 

podróżowanie z plecakiem i aparatem w ręku. Bez zbędnych 
luksusów. 

-  Jórg,  ty  nie  masz  już  siedemnastu  lat.  Ponadto  jesteś 

właścicielem Château Dorleac. 

- Raczej jego więźniem... Najchętniej zrzuciłbym z siebie ten 

balast  pod  postacią  rzekomo  mojego  zamku.  Z  uzyskanych 
środków po jego sprzedaży mógłbym wieść dostatnie życie. 

- Przecież od dzieciństwa marzyłeś o Château Dorleac. Byłeś 

taki szczęśliwy, kiedy tata ci go przepisał. 

- Tak, ale nie byłem świadom odpowiedzialności, jaka z tym 

się  wiąże.  Rzeczywistość  czasami  nas  przerasta  bądź 
rozczarowuje. 

- Jórg, życie nie jest usłane różami. Mnie też nie jest lekko, a 

mimo  to  za  nic  w  świecie  nie  pozbyłabym  się  Słonecznego 
Wzgórza...  Château  jest  rajem  na  Ziemi.  Twoje 
przedsiębiorstwo prosperuje na wysokich obrotach... 

- Dzięki Marcelowi. Jestem od niego całkiem zależny. A co 

zrobię,  jeśli  coś  mu  się  stanie  albo  nagle    odejdzie?     
Podjąłem    już nieodwołalną 

 

background image

decyzję. Wyjeżdżam w nieznane z plecakiem i nikt mnie nie 

powstrzyma. 

W młodości wyśmiewał się z kolegów, którzy w ten sposób 

zjeżdżali świat. 

- Poinformowałeś Marcela o swoich planach? 
-  Tak,  obiecał,  że  dopilnuje  Chäteau.  Wystawiłem  na  niego 

pełnomocnictwo... 

- Kiedy wyruszasz na tę swoją wyprawę? 
- Jutro. 
Wypisz,  wymaluj  cały  Jörg.  Ubzdurał  sobie  coś  w  tej 

łepetynie i choćby się waliło, paliło, musiał to zrealizować. 

- Jörg, a nie przesunąłbyś terminu wyjazdu? Chciałabym cię 

przedtem zobaczyć. Pogadalibyśmy na spokojnie. 

- O czym? W razie gdyby mi się stała jakaś krzywda, ty jesteś 

jedyną spadkobierczynią. Spisałem testament u notariusza. 

- O Boże! Jörg! Nie o to mi chodziło. Po prostu chciałam się z 

tobą zobaczyć, wariacie. Za kogo ty mnie masz? Czy wolisz, 
żebym ja do ciebie przyjechała? Wsiądę w poranny samolot i... 

- Nie, no, wstąpię do ciebie na jeden dzień. Tylko proszę, nie 

praw mi żadnych kazań. Nie znoszę, kiedy mnie ktoś poucza... 

 

background image

- OK. 
- Przebukuję bilety i jutro zjawię się u ciebie. 
- Odbiorę cię z lotniska. 
- Nie, wezmę taksówkę. 
Zamienili  ze  sobą  jeszcze  parę  zdań  i  rozłączyli  się.  Lena 

miała wrażenie, jakby przebudziła się z koszmaru. 

Paranoja, Jórg chce porzucić dobytek ich ojca. Wbiła wzrok w 

kominek. Ogień buchał tańczącymi płomieniami. 

Co  powinna  zrobić?  Jak  odżegnać  Jórga  od  pochopnych, 

szalonych decyzji? 

-  Och,  nie  śpisz  jeszcze?  -  Z  zamyślenia  wyrwał  ją  głos 

szwagierki. 

- Jórg do mnie dzwonił. 
- Stało się coś? 
-  Poniekąd.  Zerwał  z  Catherine,  odpuścił  sobie  urządzanie 

wieczorków artystycznych i będzie się bawił w globtrotera... 

Doris osunęła się na fotel i wybuchła dźwięcznym śmiechem. 
- Śmieszy cię to? - spytała zdziwiona Lena. 
-  On  miewa  takie  zachcianki...  Nie  martw  się,  na  długo  nie 

wybędzie.  Wkrótce  wynajdzie  sobie  nowe  hobby  albo  nowy 
cel w życiu. 

 

background image

Doris ściągnęła buty i ułożyła się wygodnie na fotelu. 
- Kiedy nasz globtroter startuje na obczyznę? 
- Jutro. 
- Brawo! I już dziś cię o tym powiadomił. 
-  Namówiłam  go,  żeby  wpadł  na  jeden  dzień  na  Słoneczne 

Wzgórze. Przeszkadza ci to? 

-  Nie,  absolutnie  nie.  Rozwiedliśmy  się  w  zgodzie.  Nie  ma 

między  nami  zgrzytów.  Dlaczego  zrezygnował  z  eventów?  I 
dlaczego odszedł od Catherine? Pasowali do siebie... 

- Twierdzi, że się nimi znudził. A Catherine i eventy stanowili 

nierozerwalną  całość...  I  co,  cieszysz  się,  że  ciebie  ominęło 
takie bolesne doświadczenie? 

- Sama nie wiem. Ja pewnie dołączyłabym do niego. Razem 

byśmy podbijali świat. Jórg potrafi być zabawny, spontaniczny 
i opiekuńczy. 

Lena z przerażeniem popatrzyła na Doris. 
- Doris, myślałam, że ty i Markus... 
-  Bez  obaw!  Kocham  Markusa.  On  jest  mężczyzną,  jakiego 

potrzebuję. Z Jórgiem można się powygłupiać, ale nie dzielić 
codzienność. Wybacz, że tak mówię o twoim bracie. 

- Więc popierasz durne pomysły Jórga? 
 

background image

- Lena, on jest taki, jaki jest... Nic się nie zmieni. Mało razy 

porywał 

się 

na 

kosztowniejsze 

ryzykowniejsze 

przedsięwzięcia? 

- Doris, on jest właścicielem Chateau i winiarni. Powinien się 

ogarnąć,  poczuwać  do  odpowiedzialności,  a  nie  pakować 
plecak jak młodzieniaszek. 

-  Lena,  on  buja  w  obłokach.  Jego  biznes  nie  pociąga. 

Widocznie  nie  wie,  czego  chce.  Szuka  własnego  „ja"  - 
ziewnęła.  -  Przepraszam,  jestem  zmęczona.  Położę  się  do 
łóżka.  Ty  też  idź  spać.  Późno  już.  I  nie  martw  się  o  niego. 
Szybko wróci. 

-  Przepraszam,  Doris,  że  smęciłam.  Musiałam  się  komuś 

wygadać. A ty znasz Jórga najlepiej. W końcu przez kilka lat 
byłaś jego żoną. 

-  Dlatego  wiem,  że  on  nigdy  nie  przestanie  ulegać  błahym 

fascynacjom...  Jednak  w  przeciwieństwie  do  Friedera  jest 
dobrym  człowiekiem...  OK,  zmykam,  bo  zasnę  na  stojąco. 
Dobranoc, Lena. 

- Dobranoc, Doris. 
Lena była rozdarta. Ogarnęła ją niemoc. Chciałaby wskazać 

bratu  właściwą  drogę,  uzmysłowić  mu,  że  powinien 
wyznaczyć  sobie  jakieś  priorytety...  Tylko  jak?  Nie  mogła 
zasnąć. Mijały kolejne godziny... Przekręcała się z boku na bok 
i nic. Tylko rozbolała ją głowa. Była wyczerpana psychicznie. 

 

background image

Przyrzekła sobie, że w przyszłości nie będzie się mieszać w 

życie  innych.  Skupi  się  na  sobie.  Ale  czy  jej  się  uda?  Nie 
potrafiła przecież obojętnie się przyglądać, kiedy jej najbliżsi 
błądzili lub spotykało ich nieszczęście. 

background image

Następnego 

ranka 

wstała 

nieprzytomna. 

Dopiero 

orzeźwiający  prysznic  tchnął  w nią trochę  energii  potrzebnej 
do normalnego funkcjonowania. 

W kuchni znalazła kartkę od Doris. Zostawiła jej wiadomość, 

iż wyszła z psami na spacer. 

Przedtem  nakryła  stół  do  śniadania  i  przygotowała  kawę. 

Właściwie szkoda, że małżeństwo Doris i Jórga się rozpadło. 

Lena nalała sobie aromatycznej kawy i usmażyła jajecznicę z 

tostami. 

Potem pójdzie do Dunkelów. Uprzedzi ich o krótkiej wizycie 

Jórga. No i kto wie, może się do- wie czegoś o Wiedemannach. 

Na  dworze  panował  wrzask,  gwar  i  zgiełk.  Chórzyści 

szykowali  się  do  wyjazdu.  Byli  w  świetnych  humorach. 
Pewnie cieszyli się z występu. 

background image

 
Lena  z  uśmiechem  na  twarzy  przekroczyła  próg  domu 

Dunkelów. 

-  Tym  to  wesoło  -  zagadnęła.  -  Chyba  zagrali  fenomenalny 

koncert. 

Publiczność  była  zachwycona.  Dyrektor  chóru 

zarezerwował u nas pokoje na kolejne trasy koncertowe w tej 
okolicy. Spodobało się im w naszych apartamentach. Czuli się 
w nich jak u siebie. Na pewno do nas wrócą. 

-  Hm,  skoro  chórzyści  już  wyjechali,  zostali  nam  jedynie 

Wiedemannowie - westchnęła Lena. 

-  Nie,  oni  też  nas  opuścili.  Pod  Leną  ugięły  się  kolana. 

Musiała usiąść. 

- Serio? Bez sensu. Nie opłacało się im do nas przyjeżdżać. 

Wczoraj się zameldowali... 

- I wczoraj się wymeldowali. 
- Słucham? 
-  Wczoraj  wieczorem,  około  dwudziestej,  przyszedł  pan 

Wiedemann  i  poprosił  o  rachunek.  Oczywiście  od  razu 
spytałam, czy nie sprostaliśmy ich oczekiwaniom. Odparł, że 
nie,  że  bardzo  urzekło  ich  piękno  Słonecznego  Wzgórza. 
Prawdopodobnie  to  jego  córka  zrzędziła.  Jej  coś  ciągle  nie 
pasowało. Dziwna kobieta. Nieustannie czegoś chciała... 

 

background image

Nieważne. Nie będziemy nikogo trzymać na siłę. Napijesz się 

kawy? Zbladłaś, kochanieńka. 

-  Nie,  dziękuję.  Przed  chwilą  jadłam  śniadanie.  Krótko 

spałam. 

- Bo bez przerwy zadręczasz się problemami obcych ludzi. 
Yvonne wyjechała! Nie wytrzymała na Słonecznym Wzgórzu 

nawet  jednej  nocy.  Napatrzyła  się  na  biologiczną  matkę  i 
zraziła do niej na wstępie czy wzruszyła się na tyle, że musiała 
ochłonąć?  Lena  rzecz  jasna  optowała  za  tym  drugim 
rozwiązaniem. Żałowała, że nie zamieniła z Yvonne choć parę 
słów. 

- Lena, zstąp na ziemię. Gadam i gadam, a ty mnie wcale nie 

słuchasz. Co z tobą? 

- Jörg przyjedzie na parę godzin... 
- Załatwia jakieś interesy w pobliżu? 
- Nie. Będzie podróżował po świecie z plecakiem i aparatem 

fotograficznym. 

- Catherine nakłoniła go na tę eskapadę? 
- Nie. Catherine to już przeszłość. Rozstali się. Lena pokrótce 

zrelacjonowała Nicoli rozmowę 

telefoniczną z bratem. 
- Wybacz, Lena, ale twój brat postradał zmysły. Kompletnie 

mu odbiło. Ile on ma lat? Chce się 

 

background image

odmłodzić?  Wybij  mu  z  głowy  te  podróże.  Widocznie  za 

dobrze  miał  w  życiu.  Rozpieszczony  goguś.  Kombinuje  jak 
koń pod górę. Niech się zajmie Chateau Dorleac. Tam może się 
realizować... 

Lena zaśmiała się.   
  - Nicola, nie bulwersuj się tak, bo dostaniesz zawału serca. 

Jórg zrobi, co zechce. 

- Dlaczego przyjmujesz to z takim spokojem? 
- Bo jest moim bratem i nie chcę go stracić. Znam go. Będzie 

się burzył i nie ustąpi. Jest strasznie uparty. Doceńmy fakt, że 
zadzwonił  do  mnie  i  zawita  na  parę  godzin  na  Słoneczne 
Wzgórze. 

Przerwały rozmowę, ponieważ weszła Doris. 
-  Jestem  wyczerpana  -  sapnęła  i  usiadła.  -  Hektor  i  Lady 

przepędzili  mnie  po  całej  okolicy.  Ale  było  super!  Fajnie 
powdychać zimne, czyste powietrze. Lena, wiesz już, o której 
przyjedzie Jórg? 

-  A  dlaczego  pytasz?  -  dociekała  Nicola.  -  Zamierzasz  go 

unikać? 

-  Nie,  wręcz  przeciwnie.  Chciałabym  się  z  nim  przywitać... 

Przecież byliśmy małżeństwem ładnych parę lat. 

- Doris, czyżbyś na nowo poczuła miętę do Jórga? - spytała 

Lena. 

Doris zaczerwieniła się. 
 

background image

- Nie, zaintrygowały mnie jego plany podróżnicze... Mnie się 

one podobają. 

- Jasne, napijesz się kawy? - mruknęła Nicola. 
- Chętnie. A Jórg niech wreszcie zobaczy, z czego albo kogo 

zrezygnował... 

Nicola postawiła na stół kubek z kawą, śmietankę i cukier. 
- Po pierwsze, przypominam ci, że to ty od niego odeszłaś, a 

po  drugie,  czy  nie  związałaś  się  obecnie  z  Markusem 
Herzogiem,  tym,  który  specjalnie  dla  ciebie  przebudowuje 
dom? 

Krew napłynęła Doris do twarzy. 
-  Jedno  nie  ma  nic  wspólnego  z  drugim...  Doceniam  skarb, 

jakim jest Markus. 

- Świetnie - zawołała Nicola, nalewając sobie kawy. - Lena, a 

ty nie chcesz? 

- Nie, nie. Pójdę już. Jórg powinien zaraz być. 
- Zaczekaj! Pójdę z tobą! - krzyknęła Doris. - Dzięki, Nicola. 

Do zobaczenia. 

Wyszła  razem  z  Leną. Zależało jej  na  spotkaniu  z  Jórgiem, 

choć przed nikim się do tego otwarcie nie przyznała. 

background image

Lena przekopywała zawartość torebki, kiedy zza rogu wyłonił 

się Jörg. 

Całkiem  nieźle  się  prezentował  w  dżinsach,  sportowych 

butach i z plecakiem przerzuconym przez ramię. W jednej ręce 
trzymał futerał na aparat. 

Widząc obie panie, Jörg zrzucił plecak i podbiegł do nich. 
- Cześć, siostrzyczko - zawołał, po czym zwrócił się do Doris. 

- Ładnie wyglądasz. Jak dawniej. 

Zarumieniła się. 
- Dziękuję - szepnęła. 
Kiedy  przekraczali  próg  domu,  Lena  zauważyła,  że  Jörg 

nieustannie wpatrywał się w Doris. 

Nietypowa  sytuacja.  Dwoje  świeżo  rozwiedzionych  osób 

zachowywało się tak, jakby się przed chwilą poznało. 

- Jak długo u mnie pobędziesz? - spytała Lena. 
 

background image

- Muszę złapać ostatni samolot do Londynu, żeby zdążyć na 

lot do Auckland. 

-  Lecisz  do  Nowej  Zelandii?  -  zapytała  zdumiona  Doris.  - 

Pamiętasz, chcieliśmy tam polecieć, ale musieliśmy anulować 
bilety, bo wtedy twój tata miał wobec ciebie inne plany. Ach, 
Jórg, zazdroszczę ci. 

-  Pakuj  manatki  i  ruszaj  ze  mną  -  zaproponował 

spontanicznie. 

- Wziąłbyś mnie ze sobą? Nic się nie zmieniłeś. 
- Fajnie by było. Znamy się od podszewki, wiemy, jak ze sobą 

postępować.  Obyłoby  się  więc  bez  stresu.  A  Nowa  Zelandia 
rzeczywiście  znajdowała  się  kiedyś  w  kręgu  naszych 
zainteresowań.  Dlaczego  by  nie  nadrobić  czegoś,  co  kiedyś 
przegapiliśmy?  Masz  plecak?  Jeśli  nie,  ktoś  ci  na  pewno 
pożyczy. 

Lena  nie  wierzyła  własnym  uszom.  Zaniepokoił  ją  flirt 

rozwijający się między Jórgiem a Doris. 

Oboje patrzyli na siebie zafascynowani. Z ich oczu bił blask. 

Jeszcze pół godziny i Jórg ponownie jej się oświadczy. 

-  Jórg,  chcesz  obejrzeć  posiadłość?  Potem  zajrzelibyśmy  na 

grób taty. 

-  Ja  w  tym  czasie  pojadę  na  wieś.  Muszę  coś  załatwić  - 

oznajmiła Doris. 

 

background image

Lena  łatwo  domyśliła  się,  że  szwagierka  jedzie  odwiedzić 

Markusa, żeby mu zakomunikować, iż nie będzie jej kilka dni. 
Plus  dla  Doris,  że  pofatyguje  się  do  niego  osobiście,  a  nie 
obwieści mu tego przez telefon. 

- Jasne, z chęcią rozejrzę się po okolicy - powiedział Jörg. - 

Ale cmentarz? Musimy...? 

- Tam leży nasz tata. 
-  Wiem,  ale  groby  mi  nic  nie  dadzą.  -  Kiedy  zauważył  jej 

rozczarowaną  minę,  dodał  pospiesznie:  -  OK,  wstąpmy  na 
cmentarz, skoro to dla ciebie ważne. 

-  Jörg,  nie  chodzi  o  mnie.  Tobie  powinno  zależeć  na 

modlitwie przy grobie ojca. 

Tak, 

tak, 

moja 

siostrzyczko. 

Ty 

te 

twoje 

tradycjonalistyczne zapędy. Jesteś konserwatywna jak tata. 

-  Owszem, tradycja  ma  dla  mnie  ogromne  znaczenie. Tylko 

dlaczego poczytujecie mi tę cechę za wadę? Uważam, że... 

Przerwał jej. 
-  Lena,  nie  musisz  się  tłumaczyć.  Ja  cię  nie  atakuję.  Nie 

naskakuję na ciebie. 

-  Ja  uciekam  -  powiedziała  Doris.  Jörg  posłał  jej  zalotny 

uśmieszek. 

 

background image

-  Wracaj  szybko...  Mówię  serio.  Odwzajemniła  uśmiech  i 

poszła. 

- Rany boskie, ale Doris się zmieniła. Wygląda zniewalająco. 
- Jórg, wy się rozwiedliście. Zapomniałeś? 
- Może popełniliśmy błąd? 
- Doris domagała się rozwodu. 
- Wiem, ale nie powinienem był się na niego zgodzić, nie tak 

szybko.  Że  też  nie  przewidziałem,  że  zerwie  z  nałogiem  i 
przeobrazi  się  z  powrotem  w  czarującą  istotę,  w  której  się 
zakochałem. 

- Pokazać ci teraz wszystko? 
- Tak. Ale najpierw chciałbym z tobą coś wyjaśnić. 
Wstał i zaczął grzebać w swoim plecaku. Wyciągnął z niego 

ciemnoniebieską papierową teczkę. 

- Marcel, dowiedziawszy się, że wpadnę na moment do ciebie, 

uparł  się,  żebym  uwzględnił  w  wystawionych  na  niego 
pełnomocnictwach  zapis  mówiący  o  tym,  że  podczas  mojej 
nieobecności  ty  będziesz  osobą  podejmującą  najważniejsze 
decyzje dotyczące mojego przedsiębiorstwa. 

Położył jej przed nosem kilka kartek. 
-  Tu  masz  te  pełnomocnictwa...  O,  a  tu  jedno  do  konta 

bankowego i kopia mojego testamentu. 

 

background image

Oryginał złożyłem w sądzie spadkowym. Gdyby coś mi  się 

stało, 

ty 

przejmiesz 

Chateau 

Dorleac. 

Jesteś 

najodpowiedniejszą osobą do objęcia funkcji zarządcy winnic. 

- Jórg, nie wiem, co powiedzieć.    Zaśmiał się. 
-  Nie  dziękuj,  droga  siostrzyczko,  i  nie  układaj  w  głowie 

czarnych  scenariuszy,  bo  zakładam,  że  wrócę  cały  i  zdrów. 
Mam nadzieję, że Marcel nie będzie ci się naprzykrzał. Aj, co 
ja plotę. Wy się dobrze dogadujecie. OK, schowaj dokumenty i 
pokaż  mi  tę  twoją  wielką  posiadłość.  Słoneczne  Wzgórze 
obejmuje pokaźny obszar. 

-  Uhm,  miejsca  ci  u  nas  dostatek.  Stopniowo  przemieniam 

część budynków na pokoje gościnne, tak jak czworaki. 

- No, no, siostrzyczko, prężnie działasz. A jak z twoim życiem 

prywatnym? 

Lena zmarkotniała. 
- Hm, nie za dobrze. Zakończyłam związek z Thomasem. 
- Nie wierzę! Przecież był miłością twojego życia. Na pewno 

przechodzicie chwilowy kryzys. 

- Nie, Jórg. Z nami koniec. Nie chcę o tym rozmawiać... 
 

background image

-  Rozumiem.  My,  Fahrenbachowie  nie  mamy  szczęścia  w 

miłości.  Frieder  i  Mona  męczą  się  ze  sobą  ze  względu  na 
pieniądze. Ona chyba ma na niego jakiś haczyk. Poza tym on 
prowadza się z młodą kochanką. Holger z kolei wyprowadził 
się z dziećmi do Kanady, a Grit romansuje z wyrachowanym 
Włochem,  który  skutecznie  naciąga  ją  na  kasę.  Doris  i  ja 
rozwiedliśmy się, a teraz na dokładkę rozpadł się twój związek. 
Nie przejmuj się. Jesteś młoda, piękna i z pewnością wkrótce 
znajdziesz nowego partnera. 

-  Jórg,  ja  nikogo  nie  szukam.  Nie  skaczę  z  kwiatka  na 

kwiatek.  Najpierw  muszę  przetrawić  w  sobie  tę  porażkę,  a 
potem... Jeszcze nie wiem. Na razie nie wyobrażam sobie, żeby 
ktoś  zawładnął moim  sercem. To  będzie  trudne.  Thomas  był 
moją największą miłością. 

Machnął ręką. 
- Tak się zawsze mówi, kiedy jest się zakochanym. Mnie też 

się  wydawało,  że  kochałem  Catherinę,  a  w  rzeczywistości 
tworzyliśmy  zgrany  zespół  oparty  na  wzajemnej  korzyści. 
Gdybym  nie  odpuścił  sobie  eventów,  pewnie  bym  się  z  nią 
ożenił...  Doris  była  moją  największą  miłością,  dopóki  nie 
zmieniła się na gorsze. 

 

background image

-  Jórg,  nie  dopisuj  sobie  złudnej  ideologii  do  przeszłości. 

Gdyby  była  twoją  wielką  miłością,  nie  dopuściłbyś  do  tego, 
żeby wpadła w alkoholizm, a już na pewno pomógłbyś jej w 
walce  z  nałogiem.  Dla  miłości  człowiek  jest  w  stanie  zrobić 
dosłownie wszystko, nawet góry przenosić. 

- Oj, filozofujesz, siostrzyczko. Masz idealistyczne poglądy. 

Partnerzy nie zawsze we wszystkim się zgadzają. 

- Racja, braciszku. Można mieć różne zdania, ale ważne jest, 

by  umieć  znaleźć  kompromis  i  akceptować  niepodważalne 
fakty. 

- Ty i Thomas nadawaliście na tych samych falach, a mimo to 

wam nie wyszło... 

- Ale z innego powodu. Proszę, nie rozmawiajmy już o tym. 

Idziemy zwiedzać. Zacznijmy od domu. 

Wprowadziła go na górę. Kiedy wchodzili po schodach, Lena 

odwróciła się do niego. 

- Dziękuję, Jórg. 
- Za co? 
- Za zaufanie. Napiszesz albo zadzwonisz od czasu do czasu z 

podróży? 

-  Hm,  nie  oczekuj,  że  będę  się  meldował  jakoś  regularnie. 

Jeśli długo się nie będę odzywał, znaczy, 

 

background image

że u mnie wszystko w porządku. OK? A jeśli, odpukać, coś mi 

się stanie, ktoś cię o tym zawiadomi. Noszę przy sobie saszetkę 
z danymi kontaktowymi... Ale będzie dobrze. Złego diabli nie 
biorą... Czekaj, czekaj, drugi pokój z lewej był mój, prawda? 

-  Prawda,  prawda...  -  Lena  szeroko  otworzyła  drzwi.  - 

Niewiele w nim zmieniłam. 

Weszli  do  środka.  Jórg  znalazł  na  szafce  stary  szybowiec. 

Wytarł  ostrożnie  z  kurzu  pociemniałe  od  starości  skrzydła 
samolotu. 

- O Jezusie, że też się zachował po tylu latach. Pamiętasz, jak 

wczołgiwaliśmy się z tę komodę w rogu i opowiadaliśmy sobie 
historie o niebezpiecznych rabusiach? 

Lena zaśmiała się. 
-  Ty  mi  je  opowiadałeś.  Potem  bałam  się  wychylić  czubek 

nosa  z  tego  kąta,  bo  myślałam,  że  rabusie  porwą  mnie  do 
ciemnego lasu. 

- Miałem bujną fantazję, co? Ach, Lena, właśnie obudziło się 

we mnie mnóstwo wspomnień z dzieciństwa, które dziwnym 
trafem  uleciały  z  mojej  pamięci.  Może  podświadomie 
wyparłem  z  głowy  wszystko,  co  wiązało  się  ze  Słonecznym 
Wzgórzem, ponieważ mama obrzydziła mi to miejsce? 

 

background image

Tata  nauczył  nas  życia,  wędkowania,  żeglowania,  szacunku 

do przyrody... 

Lena przytuliła się do brata. 
-  Proszę,  zostań  u  mnie  kilka  dni.  Powspominamy  dawne 

dzieje... 

Potrząsnął głową. 

Lena, 

nie  cofajmy 

się  do  przeszłości.  Żyjmy 

teraźniejszością.  Ona  jest  istotna, a  nie  to, co  było.  Dla  mnie 
teraźniejszość  oznacza  podróżowanie,  wolność  i  swobodę,  a 
nie  przewidywanie,  co  wydarzy  się  jutro...  Pozbądźmy  się 
wszelkich balastów. Wiem, że nie podzielasz mojego zdania i 
uważasz,  że  sobie  uroiłem  jakąś  idealistyczną  wizję, ale  tym 
razem  jest  inaczej.  Czuję,  że  podążam  we  właściwym 
kierunku. Dorosłem, ba, nawet dojrzałem, siostrzyczko. 

- Halo, halo, już jestem - rozbrzmiał nagle głos Doris. 
- Jeśli chcesz, dołącz  do nas. Zaraz idziemy do czworaków. 

Naturalnie  zajrzymy  również  do  Nicoli,  Aleksa  i  Daniela. 
Przynajmniej się z nimi przywitamy. 

- Właśnie rozmawiałam z Nicolą. Uruchomiła swój magiczny 

piecyk. Uraczy Jórga pięciogwiazdkowym menu. 

 

background image

Doris weszła na górę. Wymienili z Jórgiem płomienne, pełne 

żarliwości spojrzenia. 

- Przechować ci ten szybowiec? - spytała Lena. 
- Bardzo bym prosił. Jeśli będę miał syna, podaruję mu go. 
-  OK.  Chodźmy  dalej  -  powiedziała  Lena.  -  Tu  jest  dawny 

pokój taty. Pamiętasz, skakaliśmy mu po brzuchu i kazaliśmy 
mówić bajki. 

Jórg uśmiechnął się. 
- Faktycznie... Tata siadał na tamtym fotelu... Oj, fajnie było. 

Hm,  rozczuliłem  się.  -  Zagryzł  wargę.  -  Wiesz,  co,  Lena, 
jednak  pojedźmy  na  grób  taty.  On  był  wspaniałym  ojcem. 
Zapewnił nam beztroskie dzieciństwo... 

Łzy napłynęły do oczu Leny. 

background image

Nicola  wspięła  się  na  wyżyny  kulinarnego  kunsztu. 

Przygotowała  ulubione  potrawy  Jórga  oraz  parę  specjałów  z 
regionów, do których się wybierał. 

Przyrządziła  między  innymi  australijską  zupę  dyniową, 

udziec  jagnięcy  typowy  dla  Nowej  Zelandii,  zieloną  fasolkę 
pod płaszczykiem boczku oraz pieczone ziemniaki. A na deser 
zaserwowała  galaretkę  z  czerwonych  owoców  polaną  sosem 
waniliowym. Uczta dla smakoszy! 

Po  przepysznym  obiedzie  Jórg  zaproponował  Doris  krótki 

spacer nad jezioro. Rzekomo zebrało mu się na wspominki. Nie 
trzeba być jednak jasnowidzem, żeby się domyśleć, że ci dwoje 
mieli  się  ku  sobie  i  chcieli  pobyć  sami.  Doris  nawet  się 
zdeklarowała, że odwiezie Jórga na lotnisko. 

Po  powrocie  do  domu  Lena  usiadła  przy  kominku  i  uroniła 

kilka łez. Wzruszyły ją chwile spędzo- 

 

background image

ne z Jórgiem. Dawno nie czuła się przy nim tak błogo. Jak on 

poradzi sobie na obczyźnie? Czy spełnią się jego oczekiwania? 

Zabrzęczał  telefon.  Wzdrygnęła  się.  Czyżby  Jórg  chciał  ją 

pocieszyć, bo widział, że posmutniała przy pożegnaniu? 

Złapała za słuchawkę. 
- Fahrenbach... - zawołała. Cisza. 
-  Halo!  -  krzyknęła  niecierpliwie.  „Thomas?",  przeszło  jej 

przez myśl. 

- Halo? - powtórzyła. - Kto tam? 
- Wiedemann... Yvonne Wiedemann. Lena przełknęła ślinę. 
- Pani doktor Wiedemann... 
- Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie, próbowałam złapać 

panią  w  ciągu  dnia,  ale  nikt  nie  odbierał,  a  nie  chciałam  się 
nagrywać na automatyczną sekretarkę. 

-  Brat  mnie  odwiedził...  Miło,  że  pani  dzwoni.  Szczerze 

mówiąc,  zaniepokoił  mnie  pani  przedwczesny  wyjazd.  Nie 
spodobało się pani na Słonecznym Wzgórzu? 

-  O  nie,  piękny  kawałek  ziemi.  Istny  raj.  Po  prostu  chyba 

przeceniłam swoje siły psychiczne. Nie 

 

background image

mogłam  znieść  spotkania  z  panią  Dunkel.  Roznosiło  mnie. 

Musiałam uciec, bo inaczej bym zwariowała. Na szczęście tata 
był  wyrozumiały...  Niestety,  nie  miałyśmy  okazji 
porozmawiać bez świadków. Dziękuję za pani dyskrecję. 

- Przecież przyrzekłam pani, że nie wyjawię Ni-coli prawdy. 

Pani  Wiedemann,  przyjedzie  pani  jeszcze  do  nas?  Co  pani 
sądzi o Nicoli? 

-  Raczej  nie  przyjadę...  A  pani  Dunkel  jest  sympatyczną 

kobietą. 

I nic więcej nie powie o biologicznej matce? 
-  Nicola  jest  kochana,  serdeczna,  uczynna...  Jest  naprawdę 

dobrym człowiekiem. Ona... 

- Nie musi pani jej zachwalać. Wierzę pani. Niemniej jednak 

ta  kobieta  nic  dla  mnie  nie  znaczy.  Miałam  cudowną  mamę, 
która,  niestety,  zmarła,  i  mam  wspaniałego  tatę.  Tyle  mi 
wystarczy.  Nie  chcę  komplikować  sobie  życia.  Dlatego 
przykro mi, że zadała pani sobie sporo trudu... Nie, nie mogę... 
Nie  wykrzeszę  z  siebie  żadnych  uczuć  do  tej  kobiety.  Nie 
przeskoczę samej siebie. Nigdy nie zapomnę jej tego, że oddała 
mnie do adopcji. 

- Nie miała innego wyjścia. 
-  Zawsze  jest  jakieś  rozwiązanie.  W  końcu  nie  żyjemy  w 

puszczy. Są różnego rodzaju urzędy 

 

background image

wspierające  matki  samotnie  wychowujące  dzieci...  Och,  nie 

chcę teraz dyskutować na ten temat. Życzę pani wszystkiego 
dobrego, pani Fahrenbach. Do widzenia. 

Rozłączyła się. Lena zastygła i bezmyślnie wpatrywała się w 

słuchawkę. 

Akcja  zbliżenia  do  siebie  matki  i  córki  niestety  się  nie 

powiodła. 

Nicola nigdy nie przytuli do piersi swojego dziecka. Nigdy się 

nie dowie, że jej córka tu była. Paranoja! 

Lena zaczęła  szlochać. Płakała z powodu fiaska tej sprawy, 

Thomasa,  utraconej  miłości,  Jórga...  Nostalgiczny  nastrój 
dopadł ją na dobre. 

Nagle  usłyszała skrzypnięcie  drzwi  wejściowych.  Podniosła 

się i otarła z twarzy łzy. 

-  Wyjechał  -  zawołała  od  progu  zasmucona  Doris.  -  Ach, 

poleciałabym  z  nim...  Przemierzyła  Nową  Zelandię,  spełniła 
stare  marzenie...  Jórg  chciał  mnie  ze  sobą  zabrać,  ale 
stchórzyłam. 

-  Mądrze  zrobiłaś.  Rozwiedliście  się  przecież, Doris,  bo  nie 

potrafiliście  ze  sobą  żyć.  Ta  nagła  fascynacja,  notabene 
wzajemna,  jest  niczym  innym  jak  słomianym  zapałem. 
Odgrzewane  uczucie  niczego  dobrego  nie  wróży.  Zresztą  na 
pewno znasz 

 

background image

to  powiedzenie,  że  nie  wchodzi  się  dwa  razy  do  tej  samej 

rzeki. 

-  Dlaczego  od  niego  uciekłam?  Jórg  jest  dowcipny, 

pomysłowy... 

- Doris, opamiętaj się. Kiedyś właśnie te cechy przyprawiały 

cię o mdłości, denerwowały cię. Z bezradności zaglądałaś do 
kieliszka. Upijałaś się na umór, a Jórg nie kiwnął palcem, żeby 
zahamować  twoje  alkoholowe  zapędy.  I  nagle  teraz,  kiedy 
wydostałaś się z tego bagna, na nowo odkrył w tobie atrakcyjną 
kobietę. 

-  Rozwód  jest  zwykle  ostatecznością.  Powinniśmy  byli 

przedyskutować  tę  kwestię.  Zbyt  pochopnie  podjęliśmy 
decyzję. 

-  Doris,  nie  bredź,  kochana.  Sama  mówiłaś,  że  z  Jórgiem 

nigdy nic nie wiadomo, bo on goni nie wiadomo za czym... On 
się nie zmieni, jest jaki jest i kropka. 

- Jest twoim bratem... 
- Kocham go bardzo, ale nie łudzę się, że przejdzie zupełną 

metamorfozę. Znam jego osobowość i nie wmawiam sobie, że 
coś się nagle w nim zmieni. 

-  Będę  utrzymywała  z  nim  kontakt  i  tyle.  Nikt  mi  tego  nie 

zabroni. 

 

background image

-  A  Markus?  Zdaje  się,  że  zarzekałaś  się,  iż  to  on  jest 

mężczyzną  odpowiednim  dla  ciebie,  rozumiejącym  twoje 
potrzeby... 

- Kocham Markusa. 
- To dobrze. 
-  Ale  Jórga...  też  kocham.  Nigdy  nie  przestałam  go  kochać. 

Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę... On również. 

Lena wybałuszyła oczy. 
-1 jak wyobrażasz sobie przyszłość? 
- Nie wiem, muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć... 
- Jak wyjaśnisz to Markusowi? 
- Nie wiem... 
- Doris, dorośnij wreszcie. Zachowujesz się jak dziecko. Poza 

tym  Markus  nie  zasłużył  sobie  na  zepchnięcie  go  do  drugiej 
ligi. 

- Wcale nie zamierzam go tam spychać. Lena wstała. 
- OK, Doris, idziemy spać. Jutro też jest dzień. 
- Jesteś na mnie zła? 
-  Ależ  skąd,  niby  dlaczego?  Jestem  zmęczona.  Poprzedniej 

nocy  niewiele  spałam.  Jutro  dokończymy  rozmowę.  I  proszę 
cię, zastanów się, co robisz... Nie odrzucaj Markusa. 

 

background image

- Markus jest wspaniałym człowiekiem, ciepłym, serdecznym 

partnerem.  Nie  potrafiłabym  go  skrzywdzić.  Jego  kocham 
trochę inaczej niż Jórga. 

Razem opuściły bibliotekę. Lena zgasiła światło. 
-  Wiesz,  Doris,  z  Markusem  pewnie  nie  przeżyjesz 

spektakularnych  wycieczek  czy  spontanicznych  uniesień,  bo 
on  zbyt  mocno  stępa  po  ziemi.  Ale  ma  o  wiele  bardziej 
wartościowe  cechy.  Przede  wszystkim  on  cię  nie  zawiedzie, 
nie pozwoli, żebyś cierpiała. 

Kiedy  wchodziły  po  schodach,  Doris  położyła  rękę  na 

ramieniu Leny. 

-  Dzięki  za  zrozumienie,  Lena.  Za  to,  że  się  o  mnie 

troszczysz... Zapewne masz mnie za wariatkę. Sama zaczynam 
odnosić  wrażenie,  że  brak  mi  piątej  klepki.  Nic  na  to  nie 
poradzę, że mam nierówno pod sufitem. Normalna kobieta się 
tak nie zachowuje. 

Lena wybuchła śmiechem. 
- Cóż za samokrytycyzm. Doris, w gruncie rzeczy poczciwa z 

ciebie babka. I jestem przekonana, że niebawem uporządkujesz 
swoje życie. 

- Oby. 
Doszły na górę.   
- Czy Jórg nie wyglądał dziś pociągająco? 
 

background image

- Tak. Dobranoc. Śpij dobrze. 
Po  tych  słowach  Lena  weszła  do  łazienki.  Napełniła  wannę 

letnią  wodą,  dolała  odrobinę  olejku  aromatycznego  i  z 
głębokim  westchnieniem  zanurzyła  się  w  pachnącą  pianę. 
Czuła,  jak  spływa  z  niej  napięcie.  Orzeźwiona  relaksującą 
kąpielą położyła się do łóżka. 

background image

Następnego ranka Lena gorączkowo szykowała się na powrót 

Sylvii  z  Portugalii.  Ciekawe,  czy  choć  trochę  odzyskała 
równowagę psychiczną po utracie męża? Czy pokonała raniący 
jej serce ból? 

Wszyscy zabiegali o to, by móc ją odebrać z lotniska, Nicola, 

Aleks  i  Daniel.  Ale  Lena  nie  dała  im  szans.  Ona  chciała 
pierwsza  przywitać  się  z  Sylvią.  W  końcu  były  najlepszymi 
przyjaciółkami. 

Oczywiście, tradycyjnie, zjawiła się na lotnisku za wcześnie. 

Na dodatek samolot miał półgodzinne opóźnienie. 

Brawo! Zezłościła się na siebie. Zanudzi się tu na śmierć. Co 

można robić na lotnisku? Kupić kawę i gazetę! 

Lawirowała  niespiesznie  wśród  tłumu  ludzi,  rozglądając  się 

po witrynach sklepowych. Nagle kątem oka zauważyła, że ktoś 
biegnie w jej stronę. 

 

background image

Jan van Dahlen! 
-  Lena!  -  zawołał  z  zachwytem.^  -  Co  za  wspaniała 

niespodzianka! 

Zanim  cokolwiek  z  siebie  wykrztusiła,  już  tonęła  w  jego 

ramionach. 

Upoił  ją  zapach  jego  wody  toaletowej,  mieszanka  drewna 

cedrowego i wanilii. 

Zamknęła oczy. Czuła się bezpiecznie. Głos Jana wybudził ją 

z rozmarzenia. 

- Co tu robisz? - spytał. 
- Muszę odebrać przyjaciółkę. A ty? 
-  Czekam  na  kontrahenta  z  Londynu,  ale  jego  samolot  jest 

opóźniony. 

Odsunął  ją  lekko  od  siebie  i  popatrzył  prosto  w  oczy. 

Pogładził jej króciutkie włosy. Lena aż wstrzymała oddech. 

- Więc już wiesz? - spytał. Zdumiona odskoczyła od niego. 
-  Ty  o  wszystkim  wiedziałeś?  Dlaczego  mi  nic  nie 

powiedziałeś? 

-  To  nie  w  moim  stylu...  Nie  buduję  szczęścia  na  -  czyimś 

nieszczęściu.  Nie  potrafiłbym  w  ten  sposób  wykorzystać 
zdobytych informacji. Ani prywatnie, ani zawodowo... Rozpad 
waszego  związku  był  kwestią  czasu.  Prawda  wcześniej  czy 
później zawsze 

 

background image

wychodzi  na  jaw.  -  Ponownie  przyciągnął  ją  do  siebie.  - 

Przykro mi, Leno. Współczuję ci... 

Do  Leny  nagle  dotarło,  że  ani  razu  nie  zwrócił  się  do  niej 

słowami: „moja piękna". Kiedyś drażnił ją ten zwrot, ale teraz 
zatęskniła za nim. 

W tle ciągle zapowiadano kolejne przyloty i odloty. 
- O, wylądował samolot mojego kontrahenta. Muszę biec do 

wyjścia numer jeden - powiedział Jan. - Masz jeszcze chwilkę 
czy nie bardzo? Chętnie spędziłbym z tobą więcej czasu. 

- Cóż, jestem do twojej dyspozycji... 
-  Super!  -  odpowiedział.  -  Więc  odprowadź  mnie  kawałek  - 

objął ją. 

Przeszli przez halę jakby byli parą. 
Przypadkowe spotkanie z Janem przyprawiło Lenę o zawrót 

głowy.  Podobno  nic  nie  dzieje  się  przez  przypadek.  Jan znał 
tajemnicę  Thomasa.  Wiedział,  że  miał  żonę  i  tego  nie 
wykorzystał.  Zasługiwał  na  jej  sympatię.  Lubiła  go.  Często 
sobie  powtarzała,  że  jeśli  w  jej  sercu  nie  byłoby  Thomasa, 
znalazłaby w nim miejsce dla Jana. 

Thomas boleśnie ją zranił. Czy zatem Jan miał wolną drogę 

do jej serca? Nie! Za wcześnie na inne uczucie... 

 

background image

Zapłacę ci pensa, jeśli zdradzisz mi swoje myśli - odezwał 

się Jan. 

-  O  nie,  nie  dam  się  nabrać  -  odparła.  -  Pamiętasz,  jak 

wyczarowałeś  z  portfela  pensa?  Taki  obieżyświat  jak  ty 
zapewne nosi przy sobie wszystkie możliwe waluty. 

- Więc będę zgadywał... 
- Nie wysilaj się. Dumałam o błahostkach. Doszli do wyjścia. 

Jan odwrócił się do Leny. 

- Leno, ja zawsze będę przy tobie... Mogę zadzwonić? 
-  Ja...  -  zaczęła  się  jąkać,  bo  z  jednej  strony  bardzo  tego 

chciała, z drugiej jedna się bała. 

Rzucić się w jego ramiona? Czy to wypada? Jan zasługiwał na 

to, żeby obdarzyć go prawdziwym uczuciem, a nie pocieszyć 
się nim po zdradzie Thomasa. 

Lena zresztą nie potrafiła zmieniać mężczyzn jak rękawiczki. 

Nie  bawiła  się  nimi.  Jeśli  kochała,  to  całym  sercem.  Nie 
uznawała półśrodków. 

-  Lena...  -  dotarł  do  niej  głos  Jana.  -  Nie  jestem  twoim 

wrogiem.  Nie  będę  ci  się  narzucał  czy  na  ciebie  naciskał. 
Wiem, przez co przechodzisz... To, że nadal drzemią w tobie 
uczucia do Thomasa i jesteś zrozpaczona, tylko dobrze o tobie 
świadczy. Ja 

 

background image

chętnie zaczekam... Wiesz, że cię kocham. Wywróciłaś moje 

życie do góry nogami. 

- Mister van Dahlen - odezwał się za nimi męski głos. 
- Szkoda - szepnął Jan. 
- Zadzwonię do ciebie, Jan. Naprawdę... Obiecuję. 
Pocałował ją w czoło. 
- Dziękuję, Lena. Będę czekał. 
- Panie van Dahlen, miło, że przywiózł pan ze sobą małżonkę 

- powiedział Anglik, spoglądając na Lenę. 

- Panie Rutherford, z ubolewaniem muszę sprostować, że ta 

piękna dama nie jest moją żoną. 

Zwrócił się do Leny. 
-  Lena,  pozwól,  że  ci  przedstawię  mojego  kolegę.  Ken 

Rutherford.  -  Następnie  spojrzał  na  Anglika.  -  Lena 
Fahrenbach, moja przyjaciółka. Spotkaliśmy się przypadkiem. 

Zamienili  ze  sobą  kilka  zdawkowych  zdań,  po  czym  Lena 

pożegnała się z nimi i odeszła w swoją stronę. 

Jan wyzwolił w niej pozytywną energię. Sprawił, że znowu 

się  uśmiechnęła.  Pragnęła  jego  bliskości,  dotyku  i  czułości. 
Zawrócił jej w głowie bardziej, 

 

background image

niż mogłaby się tego spodziewać. Trudno powiedzieć, czy go 

kochała. W każdym razie nie był jej obojętny. 

background image

Samolot  z  Lizbony  miał  spore  opóźnienie,  ale  na  szczęście 

wylądował  bez  żadnych  komplikacji.  Wpatrując  się  w 
rozsuwane drzwi ogromnej maszyny, Lena zastanawiała się, w 
jakim nastroju będzie jej przyjaciółka Sylvia. Jak powinna się 
przy  niej  zachować.  Zapytać,  co  czuła,  rozsypując  prochy 
Martina? Nie, raczej nie... Po prostują przytuli! 

-  Oczekuje  pani  kogoś  z  Lizbony?  -  spytała  kobieta,  która 

stała obok niej i ściskała w ręku bukiet kwiatów. 

- Tak - odparła Lena. 
- Ja czekam na córkę - zagadywała dalej kobieta. - Bardzo się 

za nią stęskniłam. Wyściskam ją za wszystkie czasy. 

„Tak  jak  te  kwiaty,  które  gniecie  przy  piersi",  pomyślała 

Lena. 

- Pani córka spędzała urlop w Portugalii? - spytała. 
 

background image

- Nie. Pracowała tam ponad pół roku w tamtejszej filii swojej 

firmy. Aż tak długo się nie widziałyśmy. Straszne, prawda? 

- Mogła pani odwiedzić córkę. 
-  Ależ  skąd  -  odparła  kobieta,  obskubując  zwiędłe  liście 

kwiatów. - W domu został mąż. Wymaga opieki i... - urwała, a 
w jej oczach pojawił się blask. 

-  Minchen...  Minchen...  Minchen...  -  zaczęła  skandować 

niczym rasowy kibic. Pobiegła przed siebie. 

Lena z uśmiechem popatrzyła za nią. Cudny widok - matka i 

córka  padły  sobie  w  ramiona.  Lena  była  tą  sceną  tak 
podekscytowana,  że  omal  nie  przegapiła  Sylvii.  Ktoś  jednak 
szybko  przeszedł  obok,  popychając  ją  lekko,  więc  otrząsnęła 
się i we właściwym momencie zerknęła na drzwi. 

Właśnie  wychodziła  Sylvia.  Przystanęła  i  rozejrzała  się 

dookoła.  Lena  westchnęła  z  zachwytem.  Przyjaciółka 
wyglądała  kwitnąco.  Ubrana  była  w  długi  płaszcz,  a  na 
ramionach miała wzorzystą chustę. Na jej twarzy rysowały się 
na przemian ból i siła. 

Lena  znieruchomiała.  Nie  mogła  oderwać  wzroku  od 

przyjaciółki. 

 

background image

Wreszcie Sylvia ją dostrzegła i przywołała machnięciem ręki. 

Stanęły  naprzeciw  siebie  i  równocześnie  rzuciły  się  sobie  na 
szyję. 

-  Witam  na  ojczystej  ziemi  -  zawołała  uradowana  Lena.  - 

Brakowało  mi  ciebie.  I  ich  -  pogłaskała  ją  po  brzuchu.  -  Ich 
również... 

-  Oj,  fajnie  wrócić  do  domu  -  odparła  Sylvia.  Patrzyła 

osłupiała  na  krótkie  włosy  Leny.  Lena  zauważyła  jej 
zdziwienie. 

Wzięła  od  niej  torbę  i  nie  skomentowała  jej  wymownego 

spojrzenia. 

- Zaparkowałam na dole, w podziemiu - powiedziała Lena. - 

Zjedziemy windą. 

Lena  nieustannie  zerkała  na  przyjaciółkę.  Sylvia  sprawiała 

wrażenie osoby spokojnej, wyważonej, kontrolującej emocje. 
Albo doskonale nad sobą panowała, albo zaakceptowała fakt, 
że Martin odszedł na zawsze i musi wieść życie bez niego. 

Wsiadły  do  windy  i  zjechały  na  poziom  parkingowy.  Lena 

miała  problemy  z  odnalezieniem  samochodu.  Nie  pamiętała, 
gdzie  go  zaparkowała.  Na  szczęście  szybko  spostrzegła,  że 
postawiła  auto  niedaleko  windy.  Otworzyła  bagażnik, 
wepchnęła do niego walizki, pomogła wsiąść Sylvii i poszła do 
parkometru zapłacić. 

 

background image

Wysokość  opłaty  zwaliła  ją  z  nóg.  Co  za  zdzierstwo!  Przy 

lotnisku  nie  było  innych  miejsc  do  parkowania,  a  nikt  nie 
chciał  ryzykować,  że  jego  auto  zostanie  odholowane. 
Obsługująca lotnisko firma parkingowa była więc monopolistą 
i naciągała podróżnych bez opamiętania. 

-  No,  możemy  ruszać  -  stwierdziła  Lena,  siadając  za 

kierownicą.  -  W  domu  czekają  na  nas  przyjaciele.  Każde  z 
nich,  Nicola,  Aleks  i  Daniel,  chciało  po  ciebie  przyjechać. 
Stoczyliśmy ze sobą prawdziwy bój - ja wygrałam. 

- Uwielbiam was. Jesteście kochani. Bardzo mi pomogliście... 

Lena,  jeśli  się  zgodzisz,  przenocowałabym  dziś  u  ciebie  na 
Słonecznym  Wzgórzu.  Jutro  przeniosę  się  do  mojego 
mieszkania i... Chciałabym, żebyś mi towarzyszyła. OK? 

- Sylvia, przecież to oczywiste, że ja cię nie zostawię. 
-  Wiesz...  Chciałabym  odsapnąć  i  nabrać  dystansu,  zanim 

przekroczę  próg  naszego...  znaczy  się  mojego...  mieszkania. 
Nie  będzie  łatwo.  W  pierwszej  kolejności  muszę  uprzątnąć 
rzeczy Martina. 

Nie te z szafy czy komody... Tylko te, przez które mogłoby mi 

się  wydawać,  że  on  niebawem  wróci.  Lena  chwyciła  dłoń 
Sylvii. 

 

background image

- Nicola i ja już to zrobiłyśmy... 
-  Ojej,  dziękuję  wam  bardzo...  Muszę  wziąć  się  w  garść. 

Odnaleźć się w nowej dla mnie rzeczywistości. Bez Martina. 

Posmutniała. Łzy strumieniem popłynęły po jej policzkach. 
Lena  włączyła  się  do  ruchu.  Obie  zamilkły  na  chwilę  i 

błądziły gdzieś myślami. 

-  Jak  Thomas  przyjął  wieść  o  śmierci  Martina?  -  spytała  po 

chwili  Sylvia.  -  Przyjaźnili  się  w  młodości.  Byli  sobie  dość 
bliscy. Może nie tak z Markusem, ale jednak. 

Lena  zastanawiała  się,  co  odpowiedzieć.  Poinformować 

Sylvię,  że  ona  i  Thomas  nie  są  już  parą?  Przecież  miała 
wystarczająco  dużo  własnych  problemów.  Tylko  jak  długo 
ukryje  przed  nią  prawdę?  Prędzej  czy  później  i  tak  się  o 
wszystkim dowie. 

- Nie wiem, jak zareagował... Nie rozmawiałam z nim na ten 

temat. 

Zaskoczona Sylvia odwróciła się gwałtownie w stronę Leny. 
- Czyli on o niczym nie wie? 
- Wie, Markus przekazał mu tę wstrząsającą wiadomość. 
- Nie rozumiem... Dlaczego nie ty...? 
 

background image

- Nie jesteśmy już ze sobą.   
-Co? 
- Thomas jest żonaty. 
Sylvia nie wierzyła własnym uszom, wzięła głęboki oddech. 
- Co proszę? Nie wierzę. To musi być jakaś pomyłka... 
-  Niestety...  Jego  żona  ma  na  imię  Nancy.  Przez  telefon 

wydawała się sympatyczna. 

- Skąd się o niej dowiedziałaś? 
-  Chciałam  zawiadomić  Thomasa  o  wypadku,  jednak  nie 

mogłam sie dodzwonić. Na żaden z numerów, które miałam. W 
końcu Markus podał mi jeszcze jeden. Nie był pewny, czy jest 
aktualny... A tu - bingo! Kiedy zadzwoniłam, odebrała Nancy 
Sibelius. Potwierdziła, że jest żoną Thomasa. 

-  O  Boże!  Niewiarygodne!  -  oburzyła  się  Sylvia.  - 

Oniemiałam. A my nie mieliśmy pojęcia, że ma rodzinę! 

- Niezupełnie... Markus o wszystkim wiedział, jednak myślał, 

że ich małżeństwo jest już fikcją, istnieje jedynie na papierze i 
dlatego nic nie mówił. Albo i nie... 

Sylvia potrzebowała chwili, żeby przemyśleć te zaskakujące 

nowiny. 

 

background image

- Thomas odniósł się jakoś do tej sytuacji? 
- spytała w końcu. 
- Nie miał okazji - odparła Lena, wciskając pedał gazu. 
Zjechała na lewy pas. 
- Lena, proszę nie przyspieszaj. Lena natychmiast zwolniła. 
- Przepraszam... 
- Ale on musi... To znaczy... Jesteście idealnie dobraną parą... 
-  Thomas  wielokrotnie  próbował  się  ze  mną  skontaktować, 

ale ja konsekwentnie unikałam wszelkich rozmów z nim... Nie 
jestem  zła,  że  ma  żonę.  Przecież  przez  ponad  dziesięć  lat 
żyliśmy  osobno.  Szmat  czasu,  co?  Zdenerwowałam  się,  de-
likatnie mówiąc, że zataił przede mną ten istotny fakt. Na co 
liczył?  Że  będzie  miał  nas  obie?  Ja  byłam  tą  trzecią,  na 
dokładkę.  Jak  miał  czas  dzwonił  do  mnie  lub  przyjeżdżał  na 
Słoneczne  Wzgórze.  Diabli  wiedzą,  czy  nie  ma  też  dzieci. 
Skutecznie zniechęcał mnie do odwiedzin w Ameryce. Bał się, 
że odkryję prawdę... Ale - zaśmiała się szyderczo 

-  kłamstwo  ma  krótkie  nogi.  Tak  więc  rozdział  pod  tytułem 

„Thomas  Sibelius"  uważam  za  zamknięty...  Widocznie 
wspaniały Thomas nie był mi pisany. 

 

background image

- Nie  bądź taka cyniczna. Widać, że  serce ci krwawi, czego 

wyrazem jest choćby twoja nowa fryzura... 

- Co moja fryzura ma z tym wspólnego? 
- Ktoś, kto diametralnie zmienia wizerunek lub ścina włosy na 

krótko, usiłuje odciąć się od przeszłości, wykrzyczeć ból albo 
po prostu chce się od czegoś uwolnić... 

Lena  nie  komentowała  słów  przyjaciółki.  Dziwne,  Doris 

wyraziła podobną opinię o jej przemianie. 

- Pogadajmy lepiej o tobie. Sylvia machnęła ręką. 
-  Później,  przy  Nicoli,  Aleksie  i  Danielu.  Kontynuujmy 

rozmowę o tobie. Nie chcesz po prostu pogadać z Thomasem? 
Zapytać, co zamierzał? Co nim kierowało? 

- Na nic mi się zdadzą jego tłumaczenia. Przecież nie sprawi, 

że  jego  żona  zniknie  jak  za  dotknięciem  czarodziejskiej 
różdżki.  Sylvia,  może  i  jestem  staroświecka,  tępa, 
nietolerancyjna... Szczerze? Nie zszokował mnie fakt, że jest 
żonaty!  Powtarzam  ci  jeszcze  raz,  wściekłam  się,  ponieważ 
zrobił ze mnie idiotkę. Przemilczał najważniejszą rzecz... Nie 
potrafiłabym mu teraz zaufać. 

 

background image

Brzmiało to na tyle zdecydowanie, że Sylvia postanowiła nie 

ciągnąć  tego  tematu.  Z  jednej  strony  popierała  stanowisko 
Leny,  a  z  drugiej  żałowała,  że  ci  dwoje  nie  złożą  sobie 
sakramentalnej przysięgi przed Bogiem. 

Thomas  zachował  się  nie  fair!  Dlaczego?  To  do  niego 

zupełnie nie pasowało... 

Resztę trasy przejechały w milczeniu. Każda z nich pogrążyła 

się  w  swoich  myślach.  Sylvia  analizowała  skomplikowaną 
sytuację  przyjaciółki,  Lena  zaś  rozmyślała  o  Sylvii. 
Zastanawiała  się,  jak  ulżyć  jej  w  cierpieniu  po  stracie 
ukochanego męża 

background image

Kiedy  wjeżdżały  na  parking  przy  Słonecznym  Wzgórzu, 

komitet  powitalny  w  składzie  Nicola,  Aleks  oraz  Daniel  stał 
już przy bramie z rozradowanymi minami. Nagle dołączyły do 
nich  oba  psy.  Hektor  i  Lady,  szczekając  i  zamaszyście 
merdając ogonami, obskoczyły Lenę i Sylvię. 

Nicola, nie zważając na innych, przytuliła Sylvię. 
-  Miło  mieć  cię  znowu  przy  sobie,  moje  dziecko  -  szepnęła 

zduszonym głosem. 

Sylvia rozpłakała się. Szlochała w rękaw Nicoli. Oczy Leny 

również napełniły się łzami. Aleksa i Daniela też wzruszył ten 
widokiem. Ledwie powstrzymywali płacz. 

W  końcu  Aleks  przerwał  tę  pełną  emocji  chwilę.  Odsunął 

Nicolę delikatnie na bok. 

- Kobieto, my też chcielibyśmy się przywitać z Sylvią. 
 

background image

Daniel zaniósł torby Sylvii do domu Leny. Reszta zaś udała 

się do Dunkelów, bo Nicola przygotowała obfity poczęstunek. 
Na  stole  w  wazonie  stały  kwiaty,  które  wydzielały  tak 
cudowny  i  intensywny  zapach,  że  wypełnił  wszystkie 
pomieszczenia w domu. 

Nicola upiekła ulubione ciasteczka Sylvii. 
-  Hm,  pyszne.  Dziękuję,  Nicola  -  powiedziała  nasycona 

Sylvia.  -  Pewnie  chcielibyście  usłyszeć  relację  z  mojego 
pobytu w Portugalii? 

Zamknęła oczy. Zastanowiła się chwilę. 
-  Kiedy  dotarłam  do  małej  wioski  rybackiej,  gdzie 

zamierzałam  rozsypać  prochy  Martina,  nie  miałam  bladego 
pojęcia,  jak  się  do  tego  zabrać,  od  czego  zacząć...  No  i  nie 
chciałam  pozbywać  się  tej  ostatniej  cząstki  mojego  męża... 
Odchodziłam  prawie  od  zmysłów,  miotałam  się...  Kurczowo 
trzymałam  w  ręku  urnę...  -  Zrobiła  krótką  przerwę.  Głos 
odmawiał jej posłuszeństwa. 

Nicola  chwyciła  ją  za  rękę.  Pogłaskała  ją  delikatnie. 

Zadziałało. 

- Jak obłąkana bezustannie odwiedzałam miejsce, w którym ja 

i  Martin  złożyliśmy  sobie  przysięgę,  że  dokładnie  tam  mają 
być rozsypane nasze 

 

background image

prochy... Nie spodziewaliśmy się, że nastąpi to tak szybko... 

Że śmierć dopadnie jedno z nas... 

Znów nie mogła mówić. 
-  Spotkałam  starego  rybaka.  Pamiętał  nas,  ponieważ  kiedyś 

wypłynęliśmy  z  nim  na  morze...  Zapytał  o  Martina... 
Opowiedziałam  mu,  co  się  wydarzyło  i  w  jakim  celu 
przyleciałam  do  Portugalii...  Natychmiast  zadeklarował,  że 
pomoże  mi  wypełnić  ostatnią  wolę  Martina.  Odetchnęłam 
wówczas z ulgą, jakby kamień spadł mi z serca. Nadal targały 
mną gwałtowne uczucia... Straciłam przeszłość, teraźniejszość 
nie  istniała,  a  przyszłość  rysowała  się  w  czarnych  barwach. 
Kiedy dopadał mnie podły nastrój  i  wpadałam w psychiczny 
dołek,  próbowała  się  pocieszyć,  ściskając  mocno  urnę.  W 
gruncie  rzeczy  wbijałam  jednak  wtedy  gwóźdź  do  własnej 
trumny, ponieważ jakiś wewnętrzny głos szeptał mi do ucha, że 
tulę  do  siebie  resztki  dawnego  życia...  Już  nigdy  się  nie 
przytulimy,  nie  pocałujemy...  Mój  ukochany  nie  wyzna  mi 
więcej  miłości  i  nie  zobaczy  swoich  nienarodzonych  jeszcze 
dzieci. Biedactwa nie poznają ojca. Dowiedzą się o nim jedynie 
z  napisanego  przez  niego  pamiętnika...  Rozchorowałam  się. 
Prawdopodobnie dlatego, że za cienko się ubierałam. A może 
gorączkowałam 

 

background image

z  rozpaczy?  Wpadłam  w  depresję.  Balast  przygniatający  mi 

duszę był po prostu zbyt ciężki. 

Fizycznie szybko się zregenerowałam, ale moja dusza nadal 

pogrążona  jest  w  smutku  i  zgryzocie...  Nie  wierzę  w 
przypadki... Dziwne, ale akurat wtedy, gdy moje przygnębienie 
osiągnęło  apogeum,  do  pensjonatu,  w  którym  mieszkałam, 
przyjechali goście... Psychoterapeuta z żoną, notabene również 
terapeutką...  Poznaliśmy  się.  Oni  podnieśli  mnie  na  duchu. 
Uzmysłowili  mi,  że  smutek  oraz  żałoba  są  najgłębszymi 
uczuciami.  Ból  trzeba  do  siebie  dopuścić,  ponieważ  jest 
naturalną  reakcją  na  pewne  bodźce.  Można  go  wypłakać  lub 
wykrzyczeć.  Tylko  w  ten  sposób  człowiek  rozprawi  się  z 
cierpieniem.  Postanowiłam,  że  będę  silna.  Że  przeciwstawię 
się smutkowi... 

-  Nie  powinniśmy  puszczać  cię  tam  samej  -  stwierdziła 

wstrząśnięta Lena. 

Biedna  Sylvia  przeżyła  koszmar.  A  przecież  była  w  stanie 

błogosławionym! 

- Nie, nie  - chrząknęła Sylvia. - Dobrze było. Wzbogaciłam 

się o kolejne doświadczenie. Co nas nie zabije, to nas wzmocni. 
Naturalnie  ubolewałam  nad  swoją  niemocą.  Wściekałam  się, 
że nic nie mogłam zrobić, że nie potrafiłam cofnąć czasu... 

 

background image

Byłam  jak  sparaliżowana...  Z  pomocą  tych  dwojga  ludzi 

nauczyłam się obchodzić z bólem, trochę sobie odpuściłam... 
Gdyby  ktoś  z  was  towarzyszył  mi  w  tej  wyprawie, 
powtarzałabym sobie w duchu - opamiętaj się, weź się w garść, 
dziewczyno...  To  byłoby złe... Po  tym  załamaniu  nerwowym 
przyśnił mi się Martin... Wyglądał zniewalająco, kwitnąco, był 
zrelaksowany...  Aż  czułam  jego  bliskość...  Uśmiechał  się  do 
mnie. Byłam przeszczęśliwa. Chciałam mu się rzucić na szyję, 
ale nagle zniknął... Zapadła cisza. Sylvia cicho chlipnęła. 

-  Odczytałam  ten  sen  jako  komunikat,  że  najwyższy  czas 

pozwolić  mu  odejść...  Choćby  poprzez  symboliczne 
rozsypanie jego prochów nad morzem... Oby odnalazł w niebie 
spokój... 

Znów na chwilę zapadła cisza. 
- Dwa dni później wyruszyliśmy w morze. Stary rybak i ja... 

Kobiety z wioski złożyły na lądzie niezliczoną ilość kwiatów i 
stały przy brzegu... - Łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem 
po  twarzy  Sylvii.  -  W  odświętnych  strojach.  Śpiewały  dla 
Martina piosenkę o młodym rybaku, który wypłynął w morze i 
nigdy nie powrócił... Nagle z wzburzonych fal wyłonił się biały 
gołąb. Wzbił się w przejrzyście błękitne niebo. 

 

background image

Teraz  już  nikt  nie  wstydził  się  łez.  Wszyscy  płakali  ze 

wzruszenia...  Niebywała  historia.  Biały  gołąb  jest  przecież 
symbolem pokoju. 

Po chwili Sylvia kontynuowała. 
- Rozsypałam prochy Martina, rzucając też płatki kwiatów... 

Słońce świeciło nad nami... Morze ucichło, a kwiaty tańczyły 
na  wodzie...  Jestem  przekonana,  że  Martinowi  by  się 
spodobało... 

- Z pewnością - szepnęła Nicola. 

background image

Zatracili  poczucie  czasu.  Siedzieli  przy  stole  pogrążeni  w 

smutku, a ich myśli krążyły wokół Martina. Podobny zwyczaj 
śpiewania  nad  grobem  czy  też  nad  urną  zmarłego 
pielęgnowano też tutaj, w ich rodzimej gminie. Pożegnali się z 
Martinem.  To  pożegnanie  znacznie  się  różniło  od  standar-
dowych  uroczystości  pogrzebowych.  Martin  na  zawsze 
pozostanie w ich sercach. 

Dzieci, które wkrótce przyjdą na świat, będą jego częścią tu, 

na ziemi. 

-  Chciałabym...  powiedzieć...  coś...  jeszcze...  -  wyszlochała 

Sylvia. - A właściwie, chciałabym was o coś poprosić... 

Wszyscy spojrzeli na nią zdumieni. 
-  Aleks,  nie  bądź  na  mnie  zły,  za  nic  nie  chciałabym  cię 

obrazić... 

Co miała na myśli? 
 

background image

-  Jak  wiecie,  Lena  i  Markus  będą  rodzicami  chrzestnymi 

Amalii  i  Frederica...  Skoro  Martin  nie  żyje  i  nie  może 
sprawować opieki nad swoimi dziećmi, doszłam do wniosku, 
że  wskazane  by  było,  wybrać  jeszcze  dwójkę  chrzestnych... 
Dlatego  chciałam  was  zapytać,  czy  ty,  Nicolo,  zostałabyś 
matką  chrzestną  Amalii,  a  ty,  Danielu,  ojcem  chrzestnym 
Fryderyka... Będzie potrzebował męskiego wzorca, a wiem, że 
świetnie  zajmujesz  się  dziećmi.  Fajnie  by  było,  gdybyś  się 
zgodził być jego drugim ojcem chrzestnym... 

Nie  dokończyła  zdania,  ponieważ  Nicola  zaczęła  głośno 

płakać. 

Sylvia natychmiast się do niej odwróciła. 
- Jezusie Nazareński, Nicola, co się stało? Nicola popatrzyła 

na nią mokrymi od łez 

oczami. 
- Nic... 
- Więc dlaczego płaczesz? 
-  Ponieważ  uszczęśliwiłaś  mnie  tą  prośbą...  Taki  zaszczyt! 

Jesteś pewna, Sylvio? 

Sylvia przytuliła się do Nicoli. 
-  Czy  jestem  pewna?!  Wyłączając  Lenę,  nie  znalazłabym 

lepszej  kandydatki  na  matkę  chrzestną  Amalii.  Jesteś 
wspaniałomyślnym, serdecznym 

 

background image

człowiekiem.  Przekażesz  moim  dzieciom  prawdziwe 

wartości... Jeśli się zgodzisz, będę najszczęśliwszą matką pod 
słońcem. 

-  O  Boże,  Sylvia,  dziękuję  ci  bardzo.  Oczywiście,  że  się 

zgadzam! 

Lena  siedziała  nieruchomo  na  krześle.  Łzy  ciekły  po  jej 

policzkach. 

Nastąpił cud! 
Wprawdzie  nie  udało  się  pojednać  Nicoli  z  jej  biologiczną 

córką,  Yvonne,  ale  dzięki  Sylvii  otrzymała  szansę  przelania 
swoich matczynych uczuć na Amalię. 

Najważniejsze,  że  spełni  się  w  roli,  której  dotychczas  nie 

znała.  Nicola  będzie  wspaniałą  matką  chrzestną.  Poważnie 
podejdzie  do  wynikających  z  tego  obowiązków.  Lena  otarła 
łzy, po czym skierowała wzrok na Daniela. 

Był dumny, że Sylvia go doceniła, ba, wyróżniła. Marzył  o 

ojcostwie.  Planował  gromadkę  dzieci  z  narzeczoną  Laurą. 
Niestety, ona nie pogodziła się z tym, że po wypadku skazana 
była  na  wózek  inwalidzki.  Tuż  przed  ślubem  popełniła 
samobójstwo. Daniel do dziś nie doszedł do siebie po tych tra-
gicznych przeżyciach. Nie związał się z żadną kobietą. A teraz 
Sylvia zaproponowała mu, żeby był 

 

background image

kimś w rodzaju ojca dla Fryderyka, który wkrótce się narodzi. 
Słoneczne  Wzgórze  stworzyło  z  nich  prawdziwą  wspólnotę 

działającą  na  zasadzie  miłości,  zrozumienia  oraz  wzajemnej 
życzliwości. 

Sylvia  dołączyła  do  ich  gromady.  Świadomość,  że  jest 

kochana i ma wsparcie najbliższych, ułatwi jej pogodzenie się 
z  okrutnym  losem.  Wykonała  właśnie  pierwszy  krok  we 
właściwym  kierunku.  Jednak  jeszcze  długa  droga  przed  nią. 
Dzieci pomogą jej stanąć na nogi, a czwórka szczerych przy-
jaciół wypełnić pustkę po Martinie. Czy chce, czy nie, będzie 
musiała się zderzyć z rzeczywistością i zacząć normalnie żyć. 

Pozostała  jej  jeszcze  ogromna  przeszkoda  do  pokonania. 

Musi przekroczyć próg mieszkania, które było świadkiem jej 
szczęścia... 

background image

Wykończona podróżą oraz stresem Sylvia szybko zasnęła w 

specjalnie dla niej posłanym łóżku. Lena zaś siedziała sama w 
swoim ulubionym pomieszczeniu - bibliotece. 

Ona  również  była  emocjonalnie  wyczerpana.  Dziś  dostała 

kolejną  lekcję  życia.  Narzekała  na  swoje  niepowodzenia, 
użalała  się  nad  sobą,  a  tak  naprawdę  jej  problemy  w 
porównaniu z tymi Sylvii były błahe. 

Wstała. Dołożyła do ognia trochę bukowego drewna, żeby nie 

przygasł. Uwielbiała ogrzewać się przy buchającym z kominka 
cieple. Wpatrywała się beztrosko w trzaskające płomienie. 

Sylvia była dziś zaskakująco opanowana. 
A jutro? Czy rozklei się przy składaniu ubrań Martina? 
„Stop! Nie martw się na zapas", mruknęła do siebie Lena. 
 

background image

Kiedyś  w  chwilach  zwątpienia  myślała  o  Thomasie,  ich 

miłości,  czułości  i  wtedy  wszelkie  zmartwienia  schodziły  na 
dalszy plan. Jednak Thomas i ona zakończyli swój związek. Im 
mniej go wspominała, tym lepiej. 

Wstała. Gdyby alkohol rozwiązywał problemy, bez wahania 

sięgnęłaby po butelkę wódki. 

Miałaby  w  czym  wybierać.  Zapasy  zaspokoiłyby  głód 

niejednego  alkoholika.  Prawie  się  nie  wyczerpywały, 
ponieważ  preferowała  głównie  wino.  Rzadko  kosztowała 
czegoś  wysokoprocentowego,  choć  nie  stroniła  i  od  takich 
trunków.  Z  chęcią  napiłaby  się  wybornej  Fahrenbachówki, 
którą niegdyś robili w destylarni. 

„Lena, odpuść sobie", pouczała samą siebie. Fahrenbachówka 

odeszła do lamusa. Zaginęła tajna receptura, a bez niej ani rusz. 

Otworzyła  barek  i  wyciągnęła  z  niego  morelówkę.  Tak, 

jeszcze  kieliszek!  Szkło  znajdowało  się  w  innej  szafce.  Z 
butelką pod pachą podeszła do niej i wyjęła jeden kieliszek. 

- Weź i dla mnie - rozbrzmiał głos za jej plecami. - Mnie też 

przyda się łyk alkoholu. 

Lena  odwróciła  się.  Tuż  za  nią  stała  Doris.  Była  blada  jak 

kreda. 

 

background image

Czyżby pokłóciła się z Markusem? Zdaje się, że po wizycie 

Jórga  między  nimi  zaczęło  się  coś  psuć.  Doris  kompletnie 
odbiło. Była rozchwiana emocjonalnie. 

- Albo nie, ty weź butelkę, a ja wezmę kieliszki. Usiądziemy 

w bibliotece. Tam jest przytulniej. 

-  Za  co  wypijemy?  -  spytała  Lena.  Doris  wzruszyła 

ramionami. 

- Za lepszą przyszłość. 
- Supertoast. 
Doris  wychyliła  kieliszek,  po  czym  się  skrzywiła.  Alkohol 

zapiekł ją w gardle. 

- Co jest, Doris? Doris złapała butelkę. 
- Chyba napiję się jeszcze... 
Odkąd  przyjechała  na  Słoneczne  Wzgórze,  rzadko  miewała 

takie zachcianki. Owszem, kiedyś zapijała smutki wódką albo 
winem, ale teraz? W sumie zmagała się z nie lada problemem. 
Była rozdarta między dwoma mężczyznami. 

Doris zauważyła wnikliwe spojrzenie Leny. 
- Bez obaw, nawrót nałogu mi nie grozi. Lena omal nie spaliła 

się ze wstydu. 

- Doris, przepraszam. Jesteś dorosła. Nie mogę ci mówić, co 

masz robić... 

 

background image

Doris nalała im następną kolejkę. 
- Wiem, kochana. Nie mam ci za  złe, że tak pomyślałaś. W 

końcu  nie  byłam  święta.  Mam  na  swoim  koncie  alkoholowy 
epizod... Ale odrobiłam lekcję i zrozumiałam, że  alkohol  nie 
wybawi  nas  od  problemów.  Wręcz  przeciwnie.  No  chyba  że 
wypije  się  go  w  niesłychanie  dużych  ilościach  i  zapadnie  w 
śpiączkę... 

Doris odstawiła kieliszek i butelkę na bok. Lena patrzyła na 

nią ze zdziwieniem. 

-  Na  później  -  wyjaśniła  Doris.  -  I  ty  nie  pij  wszystkiego. 

Przyda ci się. 

Lena z napięciem wyczekiwała opowieści swojej szwagierki. 

-No, co jest? 

- Lena, lecę do Nowej Zelandii... 
- Słucham!? Co ty... 
-  Postanowiłam  lecieć  do  Nowej  Zelandii,  nie  przesłyszałaś 

się.  Jórg  zdeponował  dla  mnie  bilety  w  okienku  Singapur 
Airlines. Zabukował mi lot w klasie biznes. 

- Doris, proszę, powiedz, że to nieprawda... 
-  To  prawda.  Od  zawsze  marzyłam  o  podróży  do  Nowej 

Zelandii. Dlaczego więc miałabym zaprzepaścić taką okazję? 

 

background image

-  Ponieważ  w  twoim  życiu  zaszły  kolosalne  zmiany. 

Rozwiodłaś  się  z  Jórgiem  i  obecnie  spotykasz  się  z  innym, 
skądinąd sympatycznym mężczyzną. Chryste Panie, Doris, ja 
ci nie żałuję tej podróży. Tyle że zapłacisz za nią zbyt wysoką 
cenę.  Nie  porywaj  się  z  motyką  na  słońce.  Skoro  Nowa  Ze-
landia  jest  twoim  marzeniem,  o  czym  wcześniej  mi  nie 
wspominałaś, zwiedzisz ją kiedy indziej. Ona ci nie ucieknie, 
nie  rozpłynie  się  w  nicości.  O,  na  przykład  polecisz  tam  z 
Markusem w podróż poślubną! 

- Chciałam się tam wybrać z Jórgiem i to właśnie zrobię. 
Lena  wypiła  resztkę  swojej  wódki  i  otrząsnęła  się  jak 

zmoknięty pies. 

- Markus wie o tym? 
- Powiedziałam mu dzisiaj... 
Biedny Markus! Dlaczego ma pecha do kobiet? Przecież był 

atrakcyjny, życzliwy, majętny... -1 jak zareagował? 

Doris zwlekała z odpowiedzią. Zawstydziła się. 
- Wściekł się. 
- Wyobrażam sobie. On widział się w roli twojego przyszłego 

męża... Jak ty byś się zachowała, gdyby było odwrotnie? 

- Ale nie jest odwrotnie. 
 

background image

-  Na  twoje  szczęście...  Bo  taka  zdrada  niemiłosiernie  boli. 

Odchodzisz  od  kolejnych  mężczyzn  i  po  niepowodzeniach 
mimo  to  zaliczasz  miękkie  lądowanie...  Nie  powinnaś  się 
bawić uczuciami... 

- Nie robię tego. Serio! Wierz mi. Kocham Markusa! 
- Ach, faktycznie, kochasz ich obu... Wobec tego powiedz mi, 

mądralińska, co ma zrobić Markus, kiedy ty będziesz szaleć z 
Jórgiem  na  drugim  końcu  świata?  Rzucasz  go  w  kąt  jak 
niepotrzebną  maskotkę,  a  w  razie  potrzeby  obetrzesz  go  z 
kurzu  i  znów  będziesz  przytulać?  A  może  zapakujesz  go  w 
bagaż podręczny? 

-  Nie  -  odpowiedziała  Doris.  -  Markus  zerwie  ze  mną,  jeśli 

polecę. 

-  I  zaryzykujesz  wasz  związek?  Dla  nic  nieznaczącego 

flirciku,  który  bardziej  cię  wyniszczy,  niż  przysporzy  ci 
korzyści?  Odrzucisz  miłość  Markusa?  Doris,  oprzytomniej, 
kobieto! Spadniesz z obłoków i mocno się poobijasz. 

-  Wcale  nie.  Lecę  do  Nowej  Zelandii  i  basta!  Będę 

rozkoszować się każdą chwilą tej wyprawy. Razem z Jórgiem. 

-  Doris,  Jórg  jest  moim  bratem  i  mimo  to  nie  ujęłam  się  za 

nim, ponieważ chcę ci pomóc. On cię 

 

background image

unieszczęśliwi.  Wyobraziłaś  sobie  nierealną  sielankę  u  jego 

boku.  Absurd!  On  się  nie  zmieni.  Jest,  jaki  jest,  sama 
wielokrotnie wypowiadałaś te słowa. Jeśli on... 

- Dzięki za troskę... Jednak polecę. Będzie dobrze! Stawiam 

na sukces! 

- Niepoprawna optymistka z ciebie, Doris. Życie nie jest takie 

proste, nic nie jest albo czarne, albo białe. Istnieją też kolory 
pośrednie... 

-  Zwycięstwo  jest  w  zasięgu  ręki.  Wierzę  w  tę  maksymę  i 

cieszę się na tę podróż. A teraz zmykam do łóżka. Dobranoc, 
Lena. Nie bądź na mnie zła. 

- Nie jestem... Dobranoc! Śpij dobrze! 
Lena  westchnęła.  Dziwiła  się  szwagierce.  Ona  by  tak  nie 

postąpiła. Miała zdecydowanie inne zasady. 

Ogień w kominku powoli przygasał. Zrobiło się późno! Pora 

położyć się do łóżka! 

background image

Ku  uciesze  Leny  jej  obawy,  że  Sylvia  się  załamie,  kiedy 

wejdzie  do  swojego  mieszkania,  okazały  się  bezpodstawne. 
Była zdumiewająco silna. 

Rozpakowała torby i zeszła na dół, do gospody, którą podczas 

jej  nieobecności  prowadzili  zaufani  pracownicy.  Od  razu 
rzuciła się w wir pracy, by zagłuszyć swoje cierpienie. 

Po wspólnym śniadaniu Lena z czystym sumieniem wsiadła 

za kierownicę. Nie musiała się martwić o przyjaciółkę. Mogła 
spokojnie wrócić do swoich obowiązków. 

Kiedy  dojeżdżała  do  Słonecznego  Wzgórza,  z  naprzeciwka 

nadjechał jakiś samochód. 

Markus... Czyżby chciał porozmawiać z Doris? 
Zjechała na pobocze. Markus zrobił to samo. Pocałowali się 

na przywitanie. Lena powiedziała, skąd wraca. 

 

background image

- Najwyższy czas, żebyś i ty odwiedził Sylvię - stwierdziła. - 

Ucieszyłaby się na twój widok. 

- Zaraz do niej pojadę. Przepraszam... Za bardzo skupiłem się 

na  sobie.  Poza  tym,  szczerze  mówiąc,  boję  się  trochę  tego 
spotkania. Nie wiem, jak mam się przy niej zachować. 

-  Normalnie,  Markus.  Bez  ceregieli.  Bez  egzaltowanego 

współczucia i nadmiernej litości. 

- Postaram się... 
- Przyjechałeś do Doris? 
- Nie, nie... Ja do ciebie... 
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? Zwlekał chwileczkę. 
- Pamiętasz, rozmawialiśmy kiedyś o twoim lesie dębowym... 

Przez  suszę  usychają  drzewa.  Dlatego  powinnaś  posadzić  i 
zasiać  takie  gatunki  dębu,  które  są  odporne  na  okresy 
bezdeszczowe. Najlepiej dęby z ciepłej strefy klimatycznej, na 
przykład z Hiszpanii lub Francji. Drzewostany z tych krajów 
świetnie się sprawdzają w naszych warunkach. 

Lena położyła mu palec na ustach, żeby go uciszyć. 
- Markus, o co chodzi? Przecież nie przyjechałeś tu z powodu 

lasu... Jesteśmy przyjaciółmi i nie musimy przed sobą niczego 
udawać. Co się dzieje? 

 

background image

Westchnął. 
- Masz rację. Dęby były jedynie pretekstem. Muszę się komuś 

wygadać... Jestem skołowany. Mam mętlik w głowie. Ciężko 
mi. Planujemy ślub, przebudowujemy dom, przyrzekamy sobie 
dozgonną  miłość,  aż  tu  nagle  pojawia  się  jej  były  mąż,  z 
którym dopiero co się rozwiodła i... ona wyjeżdża. To chyba 
nie jest normalne, co? 

- No, nie jest. Wzięła go pod rękę. 
-  Chodź,  przejdziemy  się  kawałek.  A  może  napijemy  się 

kawy? 

- Zdecydowanie wolę spacer... Samochody zostawmy tutaj. 
- Jasne. Nie blokujemy ruchu. Zresztą, droga należy do mnie. 

Przejdźmy  się  polami.  Pójdziemy  nad  rzekę.  Tam  nikt  nie 
będzie nam przeszkadzał. 

-  Leno,  wydawało  mi  się,  że  jesteśmy  sobie  z  Doris 

przeznaczeni. Ona jest moim ideałem kobiety. Zgadzamy się w 
wielu  kwestiach.  Cechuje  nas  podobne  poczucie  humoru. 
Potrafimy  się  razem  wygłupiać  i  rozmawiać  na  poważne 
tematy.  Między  nami  układało  się  jak  w  bajce,  dopóki  nie 
oznajmiła mi, że chce polecieć do Nowej Zelandii, w dodatku 
do byłego męża... Rzekomo chce urzeczywistnić 

 

background image

swoje  młodzieńcze  marzenie...  Przecież  ja  bym  z  nią  tam 

poleciał. Spędzilibyśmy razem urlop... 

- Mówiłeś jej o tym? 
- Tak. Na próżno. 
-1  mnie  nie  udało  się  jej  odwieść  od  tego  absurdalnego 

pomysłu. Zaparła się. 

Markus zatrzymał się i popatrzył na Lenę. 
- Co twój brat z nią zrobił? Poprzestawiał coś w jej głowie?! 
-  Markus,  nic  się  nie  wydarzyło.  Zobaczyli  się  po  dłuższej 

przerwie i ulegli wzajemnej fascynacji. Jórg napomknął przy 
niej o Auckland i wtedy Doris sfiksowała. Łudziłam się, że to 
zauroczenie minie wraz z wyjazdem Jórga. Nie przewidziałam 
tylko scenariusza, że on kupi jej bilet... Markus, nie denerwuj 
się, wróci szybciej, niż myślimy... Doris cię kocha! 

- Twojego brata również... Nie jestem środkiem zastępczym, 

czymś  w  rodzaju:  z  braku  laku...  Nie  pozwolę  się 
wykorzystywać.  Jeśli  wyjedzie,  koniec  z  nami.  Ale  jeśli 
zostanie, zapomnę o tym epizodzie z Jórgiem. 

-  Markus,  ona  prawdopodobnie  jutro  wyjeżdża. Przykro  mi, 

że rozstajecie się w takich podłych nastrojach. 

 

background image

-  Mnie  też...  Wierzyłem,  że  dożyję  z  nią  starości...  Myliłem 

się... 

-  Wybacz  jej.  Dam  sobie  głowę  uciąć,  że  ona  wróci.  Znam 

mojego brata... Doris dzięki tobie odkryła, co znaczy stabilność 
emocjonalna. Jórg jej tego nie zapewni. Oni już po paru dniach 
zaczną  się  ze  sobą  sprzeczać...  Odgrzewana  miłość  gorzko 
smakuje. 

-  Być  może.  Ale  mam  swój  honor.  Nikt  nie  będzie  mną 

pomiatał.  Nie  jestem  zawodnikiem  rezerwowym,  którego 
włącza  się  do  gry,  kiedy  główny  gracz  nie  ma  już  sił.  Lena, 
mówisz  o  wybaczeniu?  Ty?  Przypomnij  sobie,  jak 
potraktowałaś Thomasa. Dlaczego jemu nie wybaczysz? 

-  Markus,  proszę  cię.  Nie  porównuj  tych  dwóch  spraw. 

Thomas  jest  żonaty.  Przemilczał  przede  mną  ten  fakt. 
Wybaczyłabym  mu,  gdyby  mi  o  niej  powiedział. 
Znaleźlibyśmy  jakieś  rozwiązanie  albo  rozstalibyśmy  się  w 
zgodzie. Jak dorośli ludzie. W przeciwieństwie do niego Doris 
była wobec ciebie szczera. 

-  Kręcimy  się  w  kółko,  nasza  rozmowa  nie  wniesie  już  nic 

konstruktywnego.  Chyba  za  dużo  oczekiwałem.  Nie  będę 
zatrzymywał Doris na siłę. 

Rozumiała jego rozczarowanie. 
 

background image

- Przykro mi, że nie mogłam ci pomóc. 
-  Nie  szkodzi,  Lena.  Ja  już  sam  nie  wiem,  czego  chcę...  Co 

sobie  wyobrażałem...  Przepraszam,  że  zawracam  ci  głowę 
moimi  problemami.  Masz  dość  swoich.  No  i  opiekujesz  się 
Sylvią...  Cóż,  życie  nie  jest  usłane  różami.  OK,  zmykam  z 
powrotem. Obowiązki wzywają. 

Szybkim  krokiem  wrócili  do  samochodów.  Pożegnali  się  i 

rozjechali. 

Przejeżdżając  przez  bramę  Słonecznego  Wzgórza,  Lena 

odetchnęła z ulgą. 

Tu  był  jej  raj.  Tu  było  jej  królestwo.  Tu  ogarniał  ją  błogi 

spokój. 

Parkując, zorientowała się, że nie samochodu Aleksa. Pewnie 

Doris pożyczyła go i pojechała do miasta na zakupy. W sumie 
lepiej, że się minęły. 

Wstąpi  jeszcze  do  Nicoli,  żeby  opowiedzieć  jej  o  Sylvii,  a 

potem zabierze się do pracy. 

background image

Nicola  siedziała  przy  stole  i  obierała  ziemniaki  na  obiad. 

Kiedy kątem oka dostrzegła nadchodzącą Lenę, wypuściła nóż 
z ręki. 

O dziwo, nie zapytała o Sylvię. 
-  Dobrze,  że  jesteś,  Leno.  Muszę  Się  z  tobą  podzielić 

wspaniałymi wieściami. 

Lena usiadła. Nicola promieniała ze szczęścia. 
- Wczoraj zadzwonili z Kanady, wieczorem naszego czasu. U 

nich było południe... 

Lena  doskonale  potrafiła  obliczyć  różnicę  czasu.  Do  czego 

zmierzała Nicola? 

- Jako pierwsza w słuchawce odezwała się moja mała Merit. 

Zgadnij, o co mnie zapytała. 

- Sama mi powiedz - zaśmiała się Lena. 
- Zapytała, w jakim języku ma się przywitać: po niemiecku, 

francusku  czy  angielsku?  Nie  mogła  się  zdecydować,  więc 
popisała się znajomością 

 

background image

wszystkich  trzech.  Moja  perełeczka  umie  mówić  w  trzech 

językach! Szybko się nauczyła. 

- Droga Nicolo, Merit od dłuższego czasu mieszka z ojcem w 

Vancouver. Dzieci chłoną języki obce jak gąbka, szczególnie 
wtedy, gdy wychowują się zagranicą. 

- Ale Merit opanowała je wyjątkowo szybko. 
- Naturalnie, przecież jest wyjątkową dziewczynką, prawda? 
-  Nie  naigrywaj  się  ze  mnie...  Ubóstwiam  ją!  Rzecz  jasna 

Nielsa  też  bardzo  kocham.  Miło  było  go  usłyszeć.  Potem 
rozmawiałam z Holgerem. Poczciwy z niego człowiek. Twoja 
siostra jest stuknięta. Odrzuciła prawdziwy skarb. Oj, zapłacze 
jeszcze za nim, zapłacze... 

-  Chciał  czegoś  konkretnego,  czy  odbębnił  jeden  ze 

standardowych telefonów do rodziny? 

- Nie bądź złośliwa. On przynajmniej stara się utrzymywać z 

nami kontakt. Zadzwoni do ciebie wieczorem. Dzisiaj śpisz u 
siebie czy u Sylvii? 

- U siebie. Po co będzie do mnie dzwonił? 
- Musi coś załatwić w głównej siedzibie swojej firmy, która 

mieści  się  w  Niemczech.  A  ponieważ  dzieciaki  mają  wolne, 
zabiera je ze sobą. 

- Super. Kiedy przylatują? 
 

background image

- Za jakieś dziesięć dni. 
-  Fantastycznie.  To  znaczy,  że  przyjadą  na  Słoneczne 

Wzgórze? 

Nicola pokiwała głową. 
- Tak. Holger ureguluje swoje sprawy i wracają za ocean. 
-  Cudownie.  Podgonię  robotę,  żebym  się  mogła  do  woli 

nacieszyć obecnością Merit i Nielsa. Stęskniłam się za nimi. 

- A co ja mam powiedzieć? Lena wybuchła śmiechem. 
-  Faktycznie,  ty  wiedziesz  prym  w  usychaniu  z  tęsknoty. 

Błyskawicznie przywiązujesz się do ludzi i nie znosisz dłuższej 
rozłąki z najbliższymi. A za dzieciakami wprost przepadasz. O 
ile cię znam, pewnie już wyciągnęłaś maszynę do szycia, żeby 
uszyć ubranka dla Merit i jej lalek. 

-  Przejrzałaś  mnie...  Wiesz,  jest  mały  haczyk,  ale  o  tym 

Holger chce porozmawiać bezpośrednio z tobą. 

- Nicola, mów, w czym rzecz. Nie trzymaj mnie w napięciu. 
- Holger uważa, że dzieci powinny się spotkać z matką, skoro 

już  zawitają  na  ojczystą  ziemię.  Według  niego  najlepiej  by 
było... 

 

background image

-  Nicola,  nie  każ  mi  ciągnąć  cię  za  język.  Zazwyczaj  nie 

owijasz w bawełnę... 

- No więc Holger wolałby, żeby Grit zobaczyła się z dziećmi 

na  Słonecznym  Wzgórzu.  Twoje  zadanie  polegałoby  na 
nakłonieniu siostry... Oj, Holger ci wszystko wytłumaczy! 

Kiedyś Lena usiłowała zaaranżować takie spotkanie, jednak 

jej  wysiłki  spełzły  na  niczym,  ponieważ  Grit  była  zajęta 
ratowaniem swojego związku z włoskim żigolakiem. 

Jak będzie tym razem? Zwycięży instynkt macierzyński czy 

obsesja na punkcie kochanka? 

-  Dołożę  wszelkich  starań,  żeby  Grit  odwiedziła  nas  na 

Słonecznym Wzgórzu. Jeśli będzie trzeba, przytargam ją tu za 
włosy. 

-  Akurat,  za  miękka  jesteś  na  takie  drastyczne  posunięcia. 

Mogłaby przyjechać. Nie dla nas, dla dzieci... 

- Dla mnie też. Wreszcie nadarzyłaby się okazja, żeby usiąść 

wspólnie przy stole, porozmawiać... Przecież jest moją siostrą. 
Nie chcę jej stracić. 

„Lena jak zwykle dążyła do scalenia rodziny, która już dawno 

rozsypała się jak domek z kart", pomyślała Nicola, podnosząc 
nóż do obierania ziemniaków. 

background image

Deszcz  dudnił  w  szyby,  porywisty  wiatr  targał  gałęziami. 

Drzewa  już  dawno  straciły  liście  i  smutno  wyłaniały  się  z 
szarego krajobrazu. Znowu nastał  jeden z  tych ponurych dni, 
kiedy  najbezpieczniej  jest  siedzieć  w  domu  przy  kominku  i 
trzaskającym ogniu. 

Lena nie siedziała jednak przy kominku, lecz przy biurku, i 

wpatrywała  się  w  telefon.  Kilkakrotnie  brała  słuchawkę  do 
ręki,  potem  nagłym  ruchem  ją  odkładała,  jakby  dotknęła 
obrzydliwego gada. 

Zwykle  nie  miała  problemów  z  rozmowami  przez  telefon, 

chociaż nie należała do ludzi, którzy z niesłabnącym zapałem 
uwielbiają gadać godzinami. Tylko w jednym przypadku była 
skłonna tak długo wytrzymać przy telefonie - w czasie rozmo-
wy z Thomasem, jej wielką miłością. Ale w jej życiu przecież 
nie ma już Thomasa i długich czułych rozmów. 

 

background image

Tym razem nie chodziło jednak o rozmowę z Thomasem ani z 

klientem czy dostawcą. Gdyby tak było, już dawno byłoby po 
sprawie. Dzisiaj musi zadzwonić do swojej siostry Grit. Już na 
samą myśl o rozmowie z nią dostawała gęsiej skórki. Holger, 
jej  szwagier  i  ciągle  jeszcze  mąż  Grit,  ostrzegał  ją  przed  tą 
rozmową.  Próbował  sam  porozumieć  się  z  Grit,  ale  zamiast 
normalnej rozmowy usłyszał jedynie stek obraźliwych słów, a 
potem Grit po prostu rzuciła słuchawkę i nie podeszła więcej 
do telefonu. 

Teraz Lena musi rozwiązać problem. 
Westchnęła  i  ponownie  wyciągnęła  rękę  w  stronę  telefonu, 

żeby mieć wreszcie za sobą tę wątpliwą przyjemność i zająć się 
czymś o wiele sensowniejszym, czyli pracą. 

Ale w tym momencie wszedł Daniel. Był dla niej jak rodzina, 

nie, więcej niż rodzina. Przecież jej rodzeństwo nie zachowuje 
się wobec niej lojalnie, a Daniel to chodząca lojalność. 

- Leno, masz chwilkę? - zapytał. - Mogę przyjść później... 
Może to zwykłe tchórzostwo, ale ucieszyła się, że Daniel jej 

przeszkodził.  Nieprzyjemna  rozmowa  z  siostrą  po  prostu  się 
odwlecze. 

 

background image

- Nie, nie. Wejdź. W niczym ważnym mi nie przeszkodziłeś. 

Chciałam  właśnie  zadzwonić  do  Grit,  ale  to  może  poczekać. 
Siadaj  i  mów,  co  ci  leży  na  sercu.  Dostaliśmy  może  jakieś 
wspaniałe zamówienie? 

-  Niestety,  nie.  Rozmawiałem  właśnie  z  Mendingerem. 

Zamówił Finnemore Eleven do trzydziestu filii. Nieźle. 

-  Tak,  ale  część  towaru  nadal  jest  w  naszym  magazynie. 

Chyba nie anulował zamówienia? Oby nie, ponieważ pieniądze 
ze sprzedaży już na coś przeznaczyłam. 

-  Nie,  nie.  Nie  zrezygnował  nawet  z  jednej  butelki.  Tylko 

wiesz, jak to jest. Są miejsca, gdzie whisky dobrze schodzi, i są 
takie, gdzie gorzej. Dokonał jedynie kilku zmian i zadzwonił, 
żeby przeprosić za kłopot. Było mu naprawdę głupio. 

- A powiedziałeś mu, że nie ma się czym przejmować? 
- No jasne... Ale nie z tym przyszedłem. Nie zawracałbym ci 

głowy takimi drobiazgami. 

Daniel  jest  kochany,  tylko  czasem,  zamiast  mówić  prosto  z 

mostu, robi za długi wstęp i krąży wokół tematu. Dzisiaj było 
to  Lenie  obojętne.  Przynajmniej  odwlecze  jeszcze  trochę 
rozmowę z Grit. 

 

background image

- Co chcesz mi powiedzieć? - zachęcała go Lena. 
Widziała po nim, że coś go trapi. 
-  No  więc,  Leno,  zaczęliśmy  z  Mendingerem  trochę 

plotkować  i...  -  Daniel  zrobił  przerwę.  Wyglądał  na 
zmartwionego. 

- Dalej, Danielu, no, dalej... 
-  Powiedział  mi,  że  firma  Bellert  odebrała  twojemu  bratu 

licencje na wszystkie produkty. 

To  niemożliwe. Daniel  musiał  coś  pomylić  albo  Mendinger 

rozsiewa plotki. Bellert nigdy by tego nie zrobił. Jest lojalnym i 
wiernym  partnerem  hurtowni  Fahrenbach.  Przyjaźnił  się  z 
ojcem Leny. Owszem, Frieder różnie postępuje z  klientami i 
dostawcami, zwłaszcza od czasu, gdy został szefem hurtowni, 
ale nie pozwoliłby sobie na utratę kogoś takiego jak Bellert. To 
żyła złota.  Jego  produkty  same  się  sprzedają. Zresztą  Bellert 
wybaczyłby  mu  drobne  przewinienie.  Frieder  musiałby  się 
dopuścić czegoś naprawdę potwornego, żeby Bellert wycofał 
się ze współpracy. 

- Wykluczone! - powiedziała Lena. - To jakaś bujda. 
Daniel wyjął z kieszeni złożoną kartkę i podał ją Lenie. 
 

background image

- Mendinger przysłał to właśnie faksem... Na moją prośbę... 

To informacja do wszystkich klientów. 

Lena rozłożyła kartkę. 
-  „Wielce  szanowny  panie  Mendinger  -  zaczęła  czytać, 

upewniwszy się, że nadawcą jest rzeczywiście firma Bellert. - 
Uprzejmie  informujemy,  że  ze  skutkiem  natychmiastowym 
kończymy  naszą  wieloletnią  współpracę  z  hurtownią 
Fahrenbach.  Do  momentu  nawiązania  współpracy  z  nowym 
dystrybutorem  wszelkie  sprawy  związane  z  naszymi 
produktami  proszę  kierować  bezpośrednio  do  naszej  firmy. 
Przestrzegamy jednocześnie przed regulowaniem płatności na 
konto  hurtowni  Fahrenbach.  W  tej  sprawie  skontaktuje  się  z 
panem  nasz  adwokat,  doktor  Krupp.  Wszelkie  zamówienia 
proszę  kierować  bezpośrednio  do  nas.  Zapewniamy 
natychmiastową dostawę. Z góry przepraszamy ze ewentualnie 
nieprzyjemności  ze  strony  hurtowni  Fahrenbach.  Mając 
nadzieję  na  dalszą  owocną  współpracę,  łączymy  wyrazy 
szacunku" 

Ten zamaszysty podpis znała  jeszcze z czasów, kiedy sama 

pracowała w hurtowni. Kiedy jeszcze żył ojciec i Frieder nie 
wyrzucił jej z pracy. 

- Na miłość boską, Danielu, co to ma znaczyć? 
 

background image

Nie chciała uwierzyć w to, co przed chwilą prze czytała. To 

nie mogła być prawda... 

-  Jak  to  co?  To  chyba  jednoznaczne.  Twój  brat  nie 

wywiązywał  się  z  płatności,  pewnie  też  nieregularnie 
dostarczał towar. Mendinger też się na to skarży. 

Lena upuściła kartkę. 
- Frieder pogrąża się coraz bardziej... Stracił już tyle dobrych 

firm. Dlaczego on to robi? Tata zostawił mu żyłę złota... Nawet 
bez nowych klientów przy starych mógł sobie żyć jak pączek w 
maśle. Zainwestowałby tylko trochę w reklamę i byłby królem. 
Zamiast tego wymyśla jakieś bzdury, ma dalekosiężne plany, 
które  okazują  się  jedną  wielką  klapą...  Danielu,  tata 
przewróciłby się w grobie, gdyby wiedział, co jego najstarszy 
syn robi z firmą. 

- To prawda, Leno. Na szczęście nie musi tego oglądać. 
-  Nawet  nie  mogę  zadzwonić  do  Friedera,  żeby  z  nim 

porozmawiać.  Dopiero  jak  mu  oddam  działki  nad  jeziorem, 
będzie łaskaw ze mną rozmawiać. 

-  Przestań  wreszcie  w  kółko  to  powtarzać  i  się 

usprawiedliwiać.  Każde  z  was  dostało  pokaźny  spadek.  Na 
dodatek dokładnie to, co chciało. 

Uśmiechnął się. 
 

background image

- No, prawdę mówiąc, na początku nie wiedziałaś, co zrobić 

ze swoim, czyli posiadłością i wszystkim, co do niej należy. 

-  Zgadza  się,  ale  to  się  szybko  zmieniło.  Chyba  wtedy,  gdy 

jechałam  tu  na  skróty.  Ujrzałam  wtedy  naszą  Słoneczne 
Wzgórze  w  całej  krasie  i  od  razu  podbiło  moje  serce. 
Zrozumiałam, że tata zostawił mi raj. 

- A komu poza tobą miałby go zapisać? Twoje rodzeństwo już 

dawno by sprzedało posiadłość, nie zważając na to, że jest w 
posiadaniu  rodziny  Fahrenbachów  już  od  pięciu  pokoleń. 
Wokół naszego jeziora już dawno stałyby hotele, okazałe wille 
i przystań dla jachtów. Twoje rodzeństwo nie rozumie, co to 
tradycja.  Ba!  Oni  nawet  nie  rozumieją,  co  to  rodzina.  Leno, 
powinnaś  codziennie  dziękować  Bogu,  że  jesteś  inna,  że 
wdałaś się w ojca! 

Daniel  był  coraz  bardziej  podekscytowany.  Nic  dziwnego, 

kocha posiadłość i nie da powiedzieć złego słowa na ojca Leny, 
który mu pomógł  w najgorszym okresie  jego życia. Lubi też 
Lenę, a Lena lubi jego. 

-  Ja  też  się  cieszę,  ale  wróćmy  do  Friedera.  Co  mam  teraz 

zrobić?  Zadzwonić  do  Bellerta  i  spróbować  nakłonić  go  do 
zmiany decyzji? 

 

background image

- Oczywiście, że powinnaś zadzwonić do Bellerta, ale nie w 

sprawie Friedera. Po co? Co chcesz przez to osiągnąć? Bellert 
zakończył współpracę z hurtownią i to, jak się zdaje, w dość 
drastyczny  sposób.  Powinnaś  spróbować  nawiązać  z  nim 
współpracę. 

- Nie mogę. 
- W takim razie ktoś inny będzie spijał śmietankę... Zastanów 

się, dziesięć produktów za jednym zamachem. 

-  Brzmi  kusząco,  ale  nie  mogę  tego  zrobić  Friederowi.  Nie 

mogę podbierać partnerów hurtowni Fahrenbach. 

-  Byłych  partnerów,  Leno,  byłych.  Skoro  hurtownia 

Fahrenbach  nie  zajmuje  się  już  dystrybucją  produktów 
Bellerta,  bo  twój  brat  sknocił  sprawę.  Niech  przynajmniej 
zostaną w rękach Fahrenbachów. Leno, zadzwoń do Bellerta. 
Znasz go przecież osobiście. 

Lena zastanawiała się. 
-  No  może...  Ale  to  przyszło  tak  niespodziewanie...  Daj  mi 

czas do namysłu. 

-  Leno,  w  takim  przypadku  liczy się  każda  sekunda.  Ludzie 

ustawiają  się  w  kolejce,  żeby  zdobyć  przedstawicielstwo. 
Zaraz... - Spojrzał na faks. 

 

background image

- Został wysłany dziesięć dni temu. Kto wie, co się wydarzyło 

w tym czasie. Kto pierwszy, ten lepszy, nie zapominaj. 

-  Już  dobrze.  Najpierw  zadzwonię  do  Grit,  potem  napijemy 

się  kawy,  a  później...  Na  miłość  boską,  Danielu,  zamęczysz 
mnie...  Przecież  już  powiedziałam,  że  zadzwonię.  Gdzieś  tu 
musi być jego numer telefonu. Tata utrzymywał z nim kontakt 
również prywatnie. 

- Zaraz znajdę numer Bellerta. Zrobię też kawę, a ty zadzwoń 

teraz do swojej narwanej siostrzyczki. 

Daniel wyszedł z biura. 
Lena westchnęła głęboko i spojrzała na zdjęcie ojca stojące na 

biurku w srebrnej ramce. 

-  Tato,  jak  myślisz,  zadzwonić  do  twojego  przyjaciela 

Bellerta? 

Ojciec jej nie odpowie. Sama przecież musi podjąć decyzję. 
Była  w  rozterce.  Jasne,  że  trzeba  zwiększyć  obroty,  a  to 

oznacza  powiększenie  oferty.  Ale  dlaczego  muszą  to  być 
akurat  dostawcy  jej  brata...  Hurtownia  Fahrenbach  jest,  a  w 
zasadzie była, największym dostawcą produktów Bellerta. Jak 
Frieder mógł  się poróżnić z  panem Bellertem? To  tak, jakby 
podciął gałąź, na której siedzi. 

 

background image

Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Grit. 
Czekała i czekała na połączenie. Pomyślała, że siostry nie ma 

w domu, i już chciała odłożyć słuchawkę, kiedy Grit wreszcie 
odebrała. Jak zwykle była zdyszana i rozdrażniona. 

- Dzień dobry, Grit. 
- A, to ty. Czego chcesz? Niezły początek. 
-  Jeśli  nie  masz  czasu  i  ochoty  na  rozmowę  ze  mną, 

zadzwonię  kiedy  indziej.  Powiedz  tylko,  kiedy...  Kiedy 
będziesz miała czas... 

- Już dobrze - złagodniała Grit. - Jestem trochę zestresowana. 
- A kiedy nie jesteś? • Grit westchnęła. 
- Nie jest tak łatwo z Robertino. 
- Nie musisz z nim być. 
-  Nie  zaczynaj  starej  śpiewki.  Kocham  go.  Tak  trudno  to 

zrozumieć? Po co dzwonisz? 

Lena wzięła głęboki oddech. 
-  Jak  wiesz,  Holger  i  dzieci  przyjeżdżają  do  posiadłości. 

Holger  chciałby,  żebyś  przyjechała.  Po  pierwsze,  żeby 
zobaczyć  się  z  dziećmi,  a  po  drugie,  żeby  ustalić  warunki 
rozwodu. 

- Dzwonisz jako orędowniczka jego interesów? 
 

background image

Na głowę upadła czy co? 
- Grit, w końcu ktoś musi to  z  tobą  ustalić.  Holger nie miał 

szans. Nie dałaś mu dojść do głosu. W ogóle nie chciałaś z nim 
rozmawiać. 

- Wiesz, co ci powiem? Jesteś podstępna i podła. Frieder ma 

rację, mówiąc, że za nic masz rodzinę. Trzymasz ze służbą i z 
tymi,  którzy  się  wżenili  w  naszą  rodzinę.  Dlatego  zaraz 
odłożę... 

Nie miała okazji dokończyć. Lena jej przerwała. 
- Nie odłożysz słuchawki! Zrozumiano? -- Jej głos zabrzmiał 

tak autorytarnie, że Grit nie odważyła się rozłączyć. 

- Znasz termin przyjazdu dzieci i zastanów się, proszę, kiedy 

ty przyjedziesz. I pamiętaj, przez cały czas będziesz mieszkać 
w  posiadłości.  Jeśli  nie  chcesz  zamieszkać  w  moim  domu, 
możesz  się  wprowadzić  do  jednego  z  apartamentów  w  daw-
nych czworakach. Są tak urządzone, że sprostają nawet twoim 
wysokim  wymaganiom.  I  nie  waż  mi  się  planować  żadnych 
zakupów  w  sklepach  obuwniczych  w  Bad  Helmbach.  Nie 
ruszysz się stąd, jak długo będą tu dzieci. Potem możesz sobie 
splądrować  wszystkie  sklepy.  Jest  mi  to  obojętne.  I  jeszcze 
jedno, przyjedziesz sama. 

Grit zaśmiała się głośno. 
 

background image

-  Naprawdę  myślisz,  że  mogłabym  namówić  Robertino  na 

wyjazd do gospodarstwa rolnego na jakimś pustkowiu? 

-  Nie,  ale  mogłabyś  go  ulokować  w  jakimś  luksusowym 

hotelu  w  Bad  Helmbach  i  krążyć  między  Bad  Halmbach  a 
Fahrenbach  jak  wystraszony  królik.  Twojemu  żigolakowi 
zapewne spodobałoby się w Bad Helmbach. Zwłaszcza gdybyś 
go wyposażyła w swoje karty kredytowe. 

- Przyjadę bez niego. 
Sposób,  w  jaki  to  powiedziała,  świadczył  tylko  o  jednym. 

Chciała  go  ze  sobą  zabrać  i  zrobić  dokładnie  tak,  jak 
powiedziała Lena. 

-  Poinformuj  mnie,  kiedy  przyjedziesz.  I  zarezerwuj  sobie 

czas dla dzieci. Niedługo wyjadą. Nie oddalaj się od nich. 

- Coś jeszcze, pani nauczycielko? - zadrwiła Grit. 
-  Nie.  Powiedz,  dlaczego  jesteś  dla  mnie  taka  niemiła?  Nie 

robię ci nic złego. 

-  Przestań!  Denerwujesz  mnie  tym  swoim  przestarzałym 

wyobrażeniem  o  moralności  i  wiecznym  pouczaniem. 
Zachowujesz się jak stara baba koło osiemdziesiątki, a nie jak 
młoda, nowoczesna dziewczyna. 

 

background image

-  Ty  też  będziesz  kiedyś  miała  osiemdziesiąt  lat.  Nie 

unikniesz starości. Jak się będziesz wtedy czuła, kiedy ktoś cię 
nazwie starą babą, co? Jak możesz tak pogardliwie wyrażać się 
o ludziach? 

- Przestań już! Pohamuj swoje emocje. Zadzwonię do ciebie. 

Chyba  rozumiesz,  że  najpierw  muszę  porozmawiać  z 
Robertino. 

- Nie, nie rozumiem. 
- Nie musisz, zgorzkniała wieśniaczko! - roześmiała się, jakby 

usłyszała dobry dowcip. - Odezwę się - dodała i się rozłączyła. 

Jeszcze  nie  tak  dawno  po  takiej  rozmowie  Lena 

wybuchnęłaby płaczem, ale nie tym razem. Nie pozwoli wejść 
sobie na głowę ani Grit, ani Friederowi, ani nikomu innemu. 

Nie  ma  też  zamiaru  ratować  stosunków  rodzinnych.  Już  od 

dawna nie ma porozumienia w rodzinie Fahrenbachów. A Lena 
nie ma już złudzeń. Umarły. 

Odłożyła słuchawkę i wyszła z biura. 
Zasłużyła  teraz na  kawę.  Wprawdzie  ma  zamiar  ograniczyć 

ilość  filiżanek  kawy  wypijanej  w  ciągu  dnia,  ale  niech  tam! 
Wie, że  pije za dużo  kawy. Nie dlatego, że jest uzależniona, 
lecz  z  przyzwyczajenia.  No  i  przy  kawie  przyjemniej  się 
plotkuje. 

 

background image

Potem  zadzwoni  do  Bellerta  i  złoży  mu  ofertę.  Zrobi 

wszystko,  żeby  zostać  przedstawicielem  jego  firmy.  Nikt  nie 
może  jej  zarzucić  braku  lojalności  wobec  brata.  Niczego  mu 
nie odbiera, tylko stara się odzyskać to, co on stracił. Nawet nie 
wie,  jaka  jest  kondycja  hurtowni  Fahrenbach.  Co  jakiś  czas 
dochodzą do niej strzępy informacji, ale, niestety, tylko złe. 

background image

Przyjaźń  ojca  Leny  i  Richarda  Bellerta  nie  miała  żadnego 

wpływu  na  jego  rozmowę  z  Leną.  Frieder  go  zawiódł  i 
rozczarował. Poza tym był mu dłużny ogromną sumę pieniędzy 
za alkohol, który od niego wziął. Nietrudno sobie wyobrazić, 
jakiego  rzędu  jest  kwota,  z  którą  zalega  Frieder.  Chodzi  w 
końcu  o  dziesięć  dobrze  sprzedających  się  produktów.  Poza 
tym nie idzie jedynie o stratę finansową. Dużo bardziej dotknął 
Bellerta  fakt,  że  został  oszukany  przez  człowieka,  któremu 
ufał. 

- Nie, koniec z Fahrenbachami. Mam ich po dziurki w nosie - 

przyznał bez ogródek. 

Lena  doskonale  rozumiała  jego  postawę,  ale  nie  chciała  się 

tak szybko poddać. 

-  Panie  Bellert,  proszę  mnie  nie  wrzucać  do  jednego  worka 

razem z Friederem. Mam inny styl pracy. Pracuję tak, jak robił 
to  mój  ojciec.  Nie  zaprzepaściłam  jego  nauk.  Bardzo  proszę 
zapytać moich 

 

background image

partnerów,  Brodersena,  Horlitza  czy  Schaapendonka  z 

Holandii.  Zajmuję  się  też  dystrybucją  produktów  Madowa, 
Perlingera,  sprzedaję  słynną  morelówkę.  Marjorie  Ferguson 
dała  mi  koncesję  na  sprzedaż  swojej  wspaniałej  whisky 
Finnemore  Eleven.  Ich  wszystkich  może  pan  zapytać  o 
współpracę  ze  mną.  Mogę  też  panu  przesłać  listę  klientów, 
których zaopatruję. Ich też może pan zapytać. Są wśród nich 
poważni odbiorcy i... Przerwał jej. 

-  Leno,  już  dobrze,  wierzę  pani.  Ale  przyrzekłem  sobie,  że 

zrywam z Fahrenbachami, a pani jest jedną z nich. 

Lena nie poddawała się. Przecież musi go jakoś przekonać. 
- Panie Bellert, nie jestem moim bratem, a moja firma nie ma 

nic wspólnego z hurtownią Fahrenbach. Już panu mówiłam, że 
brat  nawet  ze  mną  nie rozmawia. Proszę,  niech pan  do mnie 
przyjedzie i zobaczy mój zakład. 

Odkąd dostawcy, a szczególnie krytyczna Marjorie, widzieli 

jej destylarnię i byli nią zachwyceni, Lena nie miała żadnych 
obiekcji, żeby zapraszać kontrahentów i pokazywać im firmę, 
chociaż była to raczej miniaturka w porównaniu z hurtownią 

 

background image

Fahrenbach.  Ale  wszystko  było  nowoczesne  i  -  co 

najważniejsze  -  działało.  Można  było  powiedzieć,  że  to  taki 
mały zakład pokazowy. 

- Nigdy się pani nie poddaje, prawda? 
-  Jeśli  mi  na  czymś  zależy,  walczę  do  upadłego.  Pana 

produkty są dla mnie ważne. I to nie tylko ze względu na zysk, 
jaki mogą mi przynieść. Tu chodzi o coś więcej. Fahrenbach i 
Bellert od zawsze ze sobą współpracowali. Panie Bellert, nie 
można takiej współpracy, która trwa już od dziesięcioleci, tak 
po prostu wyrzucić do kosza. Proszę mi dać szansę, chociażby 
przez wzgląd... 

Nie  dokończyła  zdania.  Chciała  powiedzieć:  „chociażby 

przez wzgląd na mojego ojca", ale nie, tak nie wolno. 

Chce  zdobyć  ten  kontrakt,  to  oczywiste,  ale  nie  dlatego,  że 

jest  córką  Hermanna  Fahrenbacha,  kiedyś  powszechnie 
szanowanego i uczciwego przedsiębiorcy. 

- Nie zawiodę pana, panie Bellert - powiedziała ostatecznie. 
Odpowiedział dopiero po chwili. 
-  Droga  Leno,  wszystko,  co  pani  mówi,  brzmi  naprawdę 

dobrze, ale nie wystarczy, żeby mnie przekonać. Za bardzo się 
zawiodłem. 

 

background image

Zanim  Lena  zdążyła  przystąpić  do  kolejnego  ataku,  pan 

Bellert kontynuował: 

-  Obiecuję,  że  się  zastanowię  nad  pani  propozycją.  Ale  nie 

wiem,  dokąd  mnie  zaprowadzą  moje  przemyślenia.  Proszę 
sobie  nie  robić  nadziei.  Nie  chciałbym,  żeby  się  pani  czuła 
rozczarowana w przypadku odmowy. 

Dalsze  przekonywanie  go  nie  miało  sensu.  Dobrze,  że 

przynajmniej  chce  się  nad  tym  zastanowić.  To  już  coś.  Nie 
powinna liczyć na szczególne względy. Owszem, pan Bellert 
był  uprzejmy,  ale  nic  więcej.  Raczej  nie  ma  co  liczyć  na 
kontrakt. Zadzwoni do niej lub przyśle faks zaczynający się od 
słów: „Z żalem informujemy, że...". 

-  Panie  Bellert,  mimo  wszystko  mam  nadzieję,  że  wybierze 

pan  moją  firmę  -  powiedziała,  ale  w  jej  głosie  nie  było  już 
entuzjazmu. 

Zamienili  jeszcze  parę  słów  i  się  pożegnali.  „Próbowałam, 

naprawdę próbowałam", pocieszała się, zanim wstała i poszła 
do Daniela. 

- I jak? Dostaniemy licencję na sprzedaż produktów Bellerta? 

- zapytał Daniel wyraźnie podekscytowany. 

Lena wzruszyła ramionami. 
- Jak mam to rozumieć? - dopytywał Daniel. 
 

background image

-  To  znaczy,  że  stoi  to  pod  wielkim  znakiem  zapytania,  ale 

raczej nie. 

- Nie rozumiem. Dlaczego? Przecież do tej pory zawsze ci się 

udawało pozyskać dostawców. Mało tego, byli zadowoleni, że 
mogą z tobą współpracować. Co tym razem poszło nie tak? 

- Frieder musiał mu się tak dać we znaki, że nie chce mieć nic 

wspólnego z całym rodem Fahrenbachów. 

- Zaraz, zaraz. Przecież nie jesteś Friederem. Tak nie można... 

Nie  wolno...  Nie  wolno  uprawić  takiej  polityki...  wyklętego 
rodu. 

Lena westchnęła. 
- Jemu wolno. Ale próbowałam, naprawdę próbowałam. Nie 

mogę go jednak do niczego zmusić. 

- Na czym stanęło? 
-  Odezwie  się,  ale  od  razu  dał  mi  do  zrozumienia,  że  nie 

powinnam sobie robić zbyt wielkich nadziei. 

-  Głupia  sprawa.  Ale  trudno,  trzeba  będzie  zrezygnować  z 

produktów Bellerta. Wprawdzie zwiększyłyby nasze dochody, 
ale bez nich też damy sobie radę. - Daniel się podniósł. - Idę do 
magazynu. Mam tam sporo roboty. Czekałem jedynie na wynik 
rozmowy. 

 

background image

Lena położyła mu rękę na ramieniu. 
Był jeszcze bardziej rozczarowany niż ona. To dlatego, że się 

tak bardzo identyfikuje z firmą, no i z Fahrenbachami. 

-  Jeśli  współpraca  z  Bellertem  jest  nam  pisana,  to 

zdobędziemy ten kontrakt - pocieszała go Lena. - Jeśli nie, na 
pewno trafi się coś innego. 

- Sam nie wiem - powątpiewał Daniel. - Brzmi to dla mnie za 

bardzo ezoterycznie... Ale warto było spróbować, Leno... Idę 
na dół. Długo jeszcze zostaniesz w biurze? 

- O tak. Mam masę roboty. 

background image

Brak  akceptacji  ze  strony  Richarda  Bellerta  zabolał  Lenę 

bardziej, niż chciała przyznać. Nie chodziło o urażoną dumę, o 
to, że nie przyjął jej oferty z pocałowaniem ręki, lecz o fakt, że 
nazwisko  Fahrenbach  nagle  nic  dla  niego  nie  znaczyło.  To 
bolało,  i  to  bardzo.  Najchętniej  zadzwoniłaby  do  brata  i 
powiedziała mu parę słów do słuchu. 

Ale  i  tak  nic  by  to  nie  dało.  Nawet  nie  połączyłaby  się  z 

bratem, tylko z którąś z jego sekretarek, których w ogóle nie 
znała, a ta po prostu by ją spławiła. 

Już  lepiej  popracuje  nad  projektami,  które  wyjdą  na  dobre 

wszystkim  dostawcom,  z  jakimi  teraz  współpracuje.  Musi 
podbudować  swoje  zranione  ego.  Zranione  nie  tylko  przez 
Bellerta, lecz również przez rozstanie z Thomasem i nieudaną 
próbę  pojednania  Nicoli  z  Yvonne,  jej  biologiczną  córką. 
Yvonne nie była zainteresowana bliższym 

 

background image

poznaniem.  Krótka  wizyta  w  posiadłości  Fahrenbachów 

wystarczyła,  żeby  ją  przekonać,  że  Yvonne  nigdy  nie 
zaakceptuje Nicoli jako swojej matki. Była nieubłagana  i nie 
chciała zrozumieć, że jedynie bieda zmusiła Nicolę do oddania 
jedynego dziecka do adopcji, że od tego czasu strasznie cier-
piała  i  nadal  cierpi.  Kontakt  z  Grit  i  Friederem  był  prawie 
zerowy. Jörg zniknął nagle i nikt nie wiedział, jak długo będzie 
go  bawić  włóczęga  z  plecakiem.  A  teraz  jeszcze  klapa  z 
Bellertem. 

Spojrzała na zdjęcie ojca. 
- Tak, tatusiu, nic już nie jest jak dawniej, a ja mam związane 

ręce... Tatusiu, ja mam chyba jakiś feler. Znowu czuję się za 
wszystko odpowiedzialna. Kiedy to się wreszcie skończy? 

Zajęła  się  projektem  kampanii  reklamowej  morelówki.  To 

naprawdę  świetny  trunek.  Jak  go  polecić?  Jak  zachęcić 
konsumentów, żeby dali się na niego skusić? Cudowny bukiet, 
pełny aromat, delikatny smak? 

Lena  spojrzała  na  słowa,  które  napisała  pod  wpływem 

impulsu. Nie jest źle. Chyba tak może zostać. 

Pracowała  pilnie  aż  do  późnego  popołudnia.  Potem 

zadzwoniła do przyjaciółki. Sylvia poma- 

 

background image

lutku odnajdywała się w życiu bez ukochanego męża. 
Dzisiaj nie musi odwiedzać Sylvii. Idzie z Markusem do kina. 

Jemu też jest potrzebna odmiana. W głębi duszy miał pewnie 
nadzieję,  że  Doris  nie  poleci  do  Nowej  Zelandii  do  byłego 
męża, lecz zostanie z nim. Ale Doris zamówiła wcześnie rano 
taksówkę  i  pojechała,  a  teraz  siedzi  pewnie  w  samolocie  do 
Auckland, gdzie wpadnie w ramiona mężczyzny, z którym się 
właśnie rozwiodła. 

Jaki ten świat jest szalony! 
Kiedy  Lena  wróciła  po  pracy  do  domu,  czuła  się  strasznie 

samotna.  Bez  Doris  było  pusto.  Przyzwyczaiła  się  już  do 
towarzystwa bratowej. Była miłym gościem w jej domu. 

Poszła  do  kuchni.  Na  stole  stało  coś  do  przegryzienia  od 

Nicoli. Wyglądało apetycznie, ale Lena nie miała jakoś ochoty 
na jedzenie. 

Nikt  do  niej  nie  dzwonił.  Nie  było  żadnego  nagrania  na 

automatycznej sekretarce. 

Poszła na górę do łazienki. Napuściła wody do wanny i dodała 

pięknie  pachnącego  olejku  różanego.  W  okamgnieniu  całą 
łazienkę  wypełnił  aromat  róż.  Lenie  od  razu  poprawił  się 
humor.  Już  po  chwili  leżała  w  pachnącej  wodzie.  Zamknęła 
oczy. 

 

background image

Wcześniej,  kiedy  jeszcze  w  jej  świecie  wszystko  było  w 

porządku,  myślała  o  Thomasie,  leżąc  w  wannie.  Teraz 
zabroniła sobie myśleć o nim. Nie może, nie wolno jej myśleć 
o Thomasie! Dlaczego ciągle o nim myśli? Dlaczego zadręcza 
się  wspomnieniami  o  nim?  Thomas  i  ona  to  już  przeszłość. 
Straciła do niego zaufanie. Wszystkie dowody miłości, jakie od 
niego  dostała,  schowała  głęboko  do  szuflady.  Tylko  jednego 
nie dało się schować, wyrytego na przegubie ręki T. 

Dlaczego nie powiedział jej o żonie? To pytanie nie dawało 

jej spokoju. Na pewno nie ucieszyłaby jej ta wiadomość, ale by 
go zrozumiała. W końcu nie widzieli się przez ponad dziesięć 
lat. Ona też mogłaby już od dawna być mężatką. 

Nie! Po stokroć nie! Koniec z myślami o Thomasie! Czy to się 

nigdy nie skończy? 

Przeszła jej ochota na kąpiel. Wyszła z wanny i energicznym 

ruchem  pociągnęła  zatyczkę.  Pachnąca  woda  z  bulgotem 
znikała w odpływie. 

Lena otuliła się w duży, włochaty ręcznik kąpielowy i stanęła 

przed  lustrem.  Miała  wrażenie,  że  jej  krótkie  włosy  na  znak 
protestu w ogóle nie chcą rosnąć. Nie widziała żadnej zmiany... 

 

background image

Jak  mogła  dać  się  tak  oszpecić?  I  to  na  własne  życzenie. 

Dlaczego  nie  posłuchała  tego  młodego  fryzjera?  Przecież  ją 
ostrzegał. Ale nie, była uparta i krnąbrna, tak długo się upierała 
przy  swoim,  aż  nie  pozostało  mu  nic  innego,  jak  sięgnąć  po 
nożyczki.  Gdyby  tego  nie  zrobił,  pewnie  poszłaby  do  innego 
fryzjera. 

Ale to musztarda po obiedzie. Co się stało, to się nie odstanie. 

Nie ma się nad czym zastanawiać.