background image

 

~ 1 ~ 

 

ROZDZIAŁ 8 

 

- Czas ruszać. 

Glen  obudziła  się  na  dźwięk  głębokiego,  ochrypłego  głosu.  Otworzyła  oczy  i 

spojrzała  na  Veso.  Stał  nad  nią  na  brzegu  dziury,  w  której  spali.  Nadszedł  poranek  i 
przetrwali noc nie będąc znalezieni. 

- Idź na stronę. – Pochylił się, podając jej rękę. – Nie ma czasu do stracenia, Glendo. 

Wyszedłem  o  pierwszym  brzasku  i  znalazłem  dowody,  że  żołnierze  są  w  promieniu 
półtora kilometra od nas.  

Ujęła  go  za  rękę  i  podciągnął  ją,  pomagając  jej  wyjść  z  dziury.  Ból  przeszył  jej 

ciało, obolałe mięśnie dały o sobie znać.  

- Jakiego rodzaju dowody? 

- Martwe ciała. 

Jego odpowiedź wywołała u niej mdłości.  

- Zabili więcej ludzi? 

- Zwierzęta. Zostały brutalnie zagryzione i pozbawione krwi, z wieloma śladami po 

ugryzieniach. Zgaduję, że było czterech lub pięciu żołnierzy. Za bardzo się zbliżyli dla 
naszego spokoju. Dzisiaj zrobimy dystans między nimi i nami. 

Zadrżała,  czując  współczucie  dla  biednych  stworzeń,  które  umarły.  To  także 

uświadomiło  jej,  co  mogło  się  stać,  gdyby  te  świry  znalazły  ich  w  nocy.  Odwróciła 
głowę i spojrzała nad wąwozem. Przerażało ją myślenie o tym jak Veso przeprowadzi ją 
na drugą stronę, ale były gorsze rzeczy, jak ponownie schwytanie przez tych dziwaków. 

- Idź na stronę i zjedz. Spakuję nasz obóz.  

Nie  zabrało  jej  dużo  czasu  opróżnienie  pęcherza  za  drzewem, a  Veso  otworzył  jej 

puszkę fasoli. Była zimna, ale udało jej się zjeść połowę. Myśli o prawdziwym jedzeniu 
drwiły z niej, ale przynajmniej nie umrze z głodu. Ich skromne zapasy były lepsze niż 
nic. Veso szybko wszystko spakował i podszedł do krawędzi wąwozu, przyglądając mu 
się pod różnymi kątami. 

Ich rozmowa o rodzicach zmieniła sposób, w jaki patrzyła na Veso. Dorastanie bez 

matki, która by go kochała, musiało być trudne. To też dużo wyjaśniało. Dowiedzenie 

background image

 

~ 2 ~ 

 

się, że był wynikiem manipulacji żądnej władzy kobiety z jego ojcem, by mieć dziecko, 
którym  planowała  się  posłużyć,  musiało  go  zdruzgotać.  Veso  był  narzędziem  do 
wymiany,  żeby  dostała  to,  czego  chciała.  Do  tego  właśnie  to  się  sprowadzało.  Jego 
zimnokrwista suka matka odrzuciła jego miłość i wyglądało na to, że odrzuciła go za to, 
że miał emocje. 

To  także  wyjaśniało,  dlaczego  prawdopodobnie  postrzegał  kobiety  jako  wroga. 

Fakt, że Glen była człowiekiem, sprawiał, że jego zdaniem to było dziesięć razy gorsze, 
ponieważ  pokazał  do  nich  swoją  niechęć.  Nie  żeby  go  za  to  winiła,  po  tych  kilku 
dyskusjach  na  ten  temat.  Znalazłby  się  na  najbardziej  poszukiwanej  liście  każdego 
naukowca i szaleńca na świecie, czymś do upolowania i złapania dla obojętnie jakiego 
celu, jaki mieli na myśli. Nic z tego nie wróżyłoby dobrze dla jego przyszłości. 

Veso odwrócił się, marszcząc brwi na to, że przykuśtykała do niego, by spojrzeć na 

wąwóz poniżej. 

Oceniła  sytuację.  To  była  długa  droga  na  dno,  prawdopodobnie  kilkadziesiąt 

metrów.  

- Nie sądzę, żebyśmy mieli dość liny. 

- Wiem o tym. Myślałem, że opuszczę cię tak daleko jak to możliwe, przytrzymasz 

się czegoś, a potem zejdę do ciebie. Stamtąd obniżę cię dalej, dopóki nie dotrzemy na 
dno. Zrobimy to samo, by dostać się na górę na drugiej stronie. Będę się wspinał aż lina 
się skończy, a potem wciągnę cię, żebyś miała coś do przytrzymania się i wejdę wyżej, 
aż dotrzemy na szczyt.  

-  Fantastycznie.  –  Wiedziała,  że  sarkazm  wyraźnie  zabrzmiał  w  jej  głosie.  –  To 

brzmi super niebezpiecznie. Woohoo.  

- Jesteś obolała. Widzę jak się poruszasz. Kłamałaś o ranach? – Pociągnął nosem. – 

Nie czuję krwi. 

- Nie jestem w formie. To wszystko. Nic nie możesz zrobić na naciągnięte mięśnie 

czy posiniaczone stopy. Przeżyję. Tylko nie oczekuj, że pobiegnę w jakimś maratonie.  

- Możesz to zrobić, Glendo? – Wyciągnął rękę i ujął jej podbródek, zmuszając ją do 

spojrzenia w jego oczy. – Powiedz mi prawdę. W razie potrzeby mogę przywiązać  cię 
do  moich  pleców.  Będziemy  musieli  pozostawić  większość  zapasów,  ale  musimy 
przejść ten wąwóz. 

Poważna mina na jego twarzy mówiła, że ma na myśli każde słowo.  

background image

 

~ 3 ~ 

 

- Mogę to zrobić. Nie chcę ponownie znaleźć się w tej celi.  

Puścił ją.  

- Załóż skarpetki, wiele warstw, i chodźmy. 

- Nie jadłeś. 

- Zjadłem coś zanim cię obudziłem. 

Nie pytała, obawiając się jego odpowiedzi. Nie dotknął żadnej puszki. To znaczyło, 

że polował na swoje jedzenie. Więc zrobiła to, co kazał i założyła dwie pary świeżych 
skarpet,  bardziej  otulając  swoje  stopy. Veso  zwinął  ich  brezent,  łopatę,  strzelbę  i  koc. 
Zaskoczyło ją, gdy po prostu wyrzucił to przez krawędź. 

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś! 

Obrócił się do niej. 

- Co? 

- Prawdopodobnie złamałeś strzelbę i łopatę. 

- Rzuciłem je na wielki krzak. To złagodziło lądowanie. Jeśli nie, to plandeka i koc 

są wszystkim, czego potrzebujemy. Podaj mi plecak.  

To nie miało dla niej sensu.  

- Chyba tego nie rzucisz.  

-  Nie.  Będę  niósł  na  plecach.  Surowe  mięso  może  cię  obrzydzić,  a  nie  możemy 

rozpalić ognia. Nie zaryzykuję otwarcia się puszek. 

Podała  plecak  i  patrzyła  jak  go  zakłada.  Potem  przykucnął  obok  niej,  używając 

końca liny do owinięcia jej wokół jej talii. Podniosła ramiona, gdy wiązał węzeł. 

- Trzymaj się mocno, a kiedy będę blisko końca liny, warknę. Znajdź dobry uchwyt 

i ustabilizuj się, a ja zejdę do ciebie.  

Zrozumiała sedno jego planu. 

- Nadal uważam, że powinniśmy spróbować to obejść i znaleźć inną drogę.  

Westchnął, jego oczy zwarły się z jej.  

background image

 

~ 4 ~ 

 

-  Przepraszam. Czułam  potrzebę,  żeby przynajmniej jeszcze  raz  to  powtórzyć.  Ale 

zaczynam cię poznawać, a ty jesteś uparty. Podjąłeś decyzję. Mam tylko nadzieję, że to 
mnie nie zabije. 

Wstał szybko. 

- Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. 

Szczerość w jego głosie zaskoczyła ją. 

- Dziękuję. 

- Będzie dobrze. 

- Po prostu mnie nie upuść. – To był prawdziwy strach. 

Uśmiechnął się. 

- Mógłbym podnieść mały samochód. Jesteś niczym. 

Przyjrzała mu się. 

- Nie jestem człowiekiem, Glendo. 

- Racja. – Przełknęła mocno. – Okej. Jak chcesz to zrobić?  

-  Po  prostu  przejdź  przez  krawędź.  –  Chwycił  linę  kilka  metrów  od  niej,  reszta 

leżała w stosie obok nich. – Trzymam cię.  

Jasna cholera. Zrobię to. Odwróciła się,  jedną ręką chwyciła się liny i podeszła do 

krawędzi. To była długa droga w dół, ale Veso miał rację. Nie był człowiekiem. Rzucił 
tym  Wampirem  tak  mocno,  że  przebił  się  przez  deski  i  przeleciał  co  najmniej  sześć 
metrów zanim spadł z półki kopalni, z której uciekli. To wymagało dużo brutalnej siły. 
A ona była mniejsza niż ten świr. Mogę to zrobić. 

Glen usiadła na krawędzi, zwisając stopami i chwyciła linę obiema rękami.  

-  Jesteś  gotowy?  Po prostu  się  ześlizgnę. Proszę, nie  upuść  mnie. Obiecuję, że  nie 

będę próbowała już cię denerwować. – Obejrzała się i zobaczyła, że Veso trzyma linę 
obiema rękami, z rozstawionymi nogami, wpatrując się w nią. 

- Tracimy czas, którego nie mamy. Mamy wiele mil do przejścia.  

- Ja pieprzę. – Zamknęła oczy i zsunęła się, jej tyłek opuścił ziemię, a potem spadła 

kilka  metrów.  Lina  wbiła  się  boleśnie  w  jej  talię,  jej  tekstura  była  szorstka  w  jej 

background image

 

~ 5 ~ 

 

dłoniach,  ale  kołysała  się  w  powietrzu  zamiast  spaść.  Opuszczał  ją  powoli,  metr  po 
metrze. Przez kilka minut zaciskała mocno oczy, dopóki nie poczuła się odważniejsza. 
Potem spojrzała w dół. 

- Szkoda, że to zrobiłam. 

- Wszystko w porządku – oznajmił Veso z góry. – Wcale nie jesteś ciężka. 

Miała  nadzieję,  że  nie  kłamie,  żeby  poczuła  się  lepiej.  Opuścił  ją  jakąś  jedną 

czwartą drogi, kiedy usłyszała jego warknięcie. Nadszedł czas, by gdzieś znaleźć coś do 
przytrzymania  się,  żeby  mógł  do  niej  zejść.  Wyciągnęła  rękę,  chwytając  się  kępki 
krzaków, znalazła jakąś skałę do podparcia stóp i przylgnęła ciałem do skały. Posypała 
się pod nią luźna ziemia, ale dobrze się trzymała. 

Jej serce waliło. Co jeśli spadnie? Co jeśli krzaki, których się trzymała, oderwą się 

od  skalnej  ściany?  Nie  lubiła  się  wspinać.  Ludzie  byli  szaleni  robiąc  tego  typu 
aktywność dla zabawy. 

- Okej – zawołała. – Trzymam się, ale pospiesz się.  

- Nie patrz w górę – ostrzegł nad nią.  

Zastanawiała  się,  dlaczego  to  powiedział,  dopóki  nie  spadło  na  nią  trochę  ziemi. 

Cholera.  

 

* * * 

 

Veso był dumny. Glenda była bardzo dzielna  jak na  człowieka. Nie krzyczała ani 

nie  straciła  panowania  nad  sobą.  Wyciągnął  ją  po  drugiej  stronie  wąwozu,  pomógł 
wyjść nad krawędź i uśmiechnął się. Cała wspinaczka zabrała mu więcej czasu, niż się 
spodziewał, ale udało się. Przytrzymał ją i otrzepał z niej ziemię.  

- W najgorszym przypadku potrzebuję kąpieli. 

Wyglądała seksownie ze zmierzwionymi włosami. 

-  Oboje  potrzebujemy,  ale  będziemy  się  tym  martwić  później.  Możliwe,  że  do 

popołudnia dotrzemy do pierwszej rzeki, którą musimy przekroczyć. – Odwiązał sznur  
z jej talii. 

background image

 

~ 6 ~ 

 

Zaskoczyła go, chwytając jego koszulę w pięści i przysuwając się, wpatrując się w 

niego.  

-  Powiedz  mi,  że  to  żart.  Próbujesz  być  zabawny,  ale  kompletnie  ci  się  nie  udało, 

prawda? Wyobrażam sobie, że humor to nowa koncepcja, więc po prostu sobie odpuść.  

- Co powiedziałem? 

- Rzeki do przekroczenia? 

- Pomiędzy nami i terytorium WampLykanów powinny być co najmniej trzy.  

-  Czy  będą  tam  łodzie?  Promy?  Mosty?  To  byłoby  dobre.  Nawet  jeśli  to  są  te 

okropne, kołyszące się z lin. 

- Musimy przepłynąć. – Zbladła. – Co? 

- Nie umiem pływać. 

To go zaskoczyło. 

- Powiedziałaś, że mieszkałaś w Kalifornii. 

- Owszem, ale byliśmy biedni. Moja mama nie mogła sobie pozwolić na  opłacenie 

lekcji.  Nie  mieliśmy  basenu  ani  dostępu  do  niego.  Chodziłam  czasem  na  plażę  z 
przyjaciółmi,  ale  bałam  się  rekinów.  One  jedzą ludzi  i  odrywają  kończyny.  Opalałam 
się na plaży, ale nigdy nie weszłam do wody wyżej niż do kolan.  

Miał  najgorsze  szczęście,  a  wampirzy  mistrz  nie  mógł  wybrać  bardziej  źle 

dopasowanej partnerki dla niego. Była jednak jego, przynajmniej tak długo jak mówiły 
mu jego instynkty. Sięgnął i chwycił ją za biodra, pochylając się, by spojrzeć głęboko w 
jej oczy. 

-  Nie  mamy  czasu  na  kłótnie.  Przeniosę  cię,  nawet  jeśli  pojedziesz  na  moich 

plecach.  

Przygryzła wargę. 

- Mogę to zrobić. Mogę przepłynąć z tobą, a ty będziesz się mnie trzymać. Idziemy, 

Glendo.  Mamy  do  przejścia  dużo  dystansu  zanim  zapadnie  zmrok.  Chcę  być 
przynajmniej za jedną rzeką, żebyśmy mogli się umyć.  

- W porządku. 

Zaimponowała mu nie kłócąc się i uśmiechnął się.  

background image

 

~ 7 ~ 

 

- Dobrze. – Puścił ją i zaczął pakować linę do plandeki, którą zdołał wnieść po boku 

wąwozu.  Jego  mięśnie  były  trochę  obolałe  po  całej  tej  wspinaczce  i  wciąganiu,  ale 
zignorował ból. Priorytety wymagały od niego, żeby szedł naprzód i nadrobił stracony 
czas. 

Założył  plecak.  Wzrok  Glendy  powędrował  do  niego,  gdy  podniósł  zawiniętą 

plandekę  i  szarpnął  głową  w  kierunku,  w  którym  chciał  iść.  Odezwał  się  zanim  ona 
zdążyła.  

- Jesteśmy opóźnieni. Chcę, żebyś dzisiaj szła szybciej. Brak ciężaru ci to ułatwi.  

- To nie fair. Powinnam wziąć połowę ciężaru. 

- Po prostu podziękuj i podążaj za mną. 

- Najpierw muszę siusiu. 

Westchnął. 

- Pospiesz się.  

Odwrócił  się,  stając  przodem  do  wąwozu,  który  właśnie  przekroczyli,  a  Glenda 

odeszła. Przeskanował drugą stronę, tylko po to, żeby coś robić. Ruch przyciągnął jego 
uwagę  i  zmrużył  oczy,  skupiając  się.  W  oddali,  między  drzewami,  zauważył  coś 
żółtego.  

Kształt wyglądał jak osoba, a kolor mógł być koszulą. 

Okręcił  się,  nie  dbając  w  tej  chwili  o  jej  skromność.  Dużo  ważniejsze  było 

zniknięcie z polany. Był zadowolony widząc, że zniknęła za drzewami. Ruszył szybko, 
chowając się za jednym. 

- Glenda? 

- Cholera! Jestem tuż obok. Nie zbliżaj się. Kucam.  

- Zauważyłem człowieka. To musi być jeden pracujący dla mistrza. Pospiesz się. 

Odwrócił głowę, wyglądając zza pnia. Nie zobaczył znów ruchu, ale był pewien, że 

to  był  człowiek.  Było  możliwe,  że  znalazł  się  tu  przypadkowo,  ale  to  było  mało 
prawdopodobne. Żołnierze znaleźliby i zabili każdego człowieka, który nie był Glendą. 
Ciała tych zwierząt pokazywały okrucieństwo, które mówiło o furii. Żaden Wampir nie 
przedkładał  zwierzęcej  krwi nad ludzką. Wyładowali swoją  wściekłość i głód na  tych 
biednych zwierzętach, sprawiając, że cierpiały.  

background image

 

~ 8 ~ 

 

Glenda  wyprostowała  się  kilka  metrów  dalej  i  odwrócił  się,  obserwując  ją.  Jej 

policzki były trochę czerwone.  

- Chyba słyszałeś jak sikam. 

-  Nie  słuchałem  i  nawet  nie  chcę  wiedzieć,  dlaczego  wykonywanie  normalnych 

funkcji ciała cię zawstydza. Sikałbym przed tobą, gdybym musiał. – Szarpnął głową. – 
Trzymaj się gęstych skupisk drzew, dopóki nie odejdziemy na tyle,  żeby ten człowiek 
nas nie zauważył. 

- A jeśli to dobry facet? Może policja mnie szuka. 

Postanowił być szczery. 

-  Jest  zbyt  daleko,  żeby  tak  łatwo  dotarł  do  tego  obszaru  od  wschodu  słońca.  To 

znaczy, że byli już tutaj w nocy i skoro żołnierze nie rozerwali ich na części, by wziąć 
ich krew, to są częścią grupy poszukiwawczej.  

- Och. 

- Ruszaj, Glendo. Teraz! 

Obróciła się, robiąc to, co jej kazano. Poszedł za nią, czuwając. Był zadowolony, że 

wędrowała  w  szybszym  tempie  bez  ciężaru  plecaka.  Jej  równowaga  też  była  o  wiele 
lepsza i nie musiał sięgać do niej, żeby chronić ją przed upadkiem, gdy wspinała się po 
skałach. Trzymała się nawet blisko rosnących drzew, tak jak prosił. 

W końcu może ma potencjał jako partnerka. 

Ta myśl sprawiła, że zdusił warknięcie. Jego umysł wciąż podążał w tę stronę i to 

go  irytowało.  Transfer  krwi  musiał  być  tymczasową  sprawą  i  miał  nadzieję,  że  efekty 
znikną po 24 godzinach. Ale to już trwało dłużej, a on nadal czuł do niej pociąg, myśląc 
o niej w sposób, w jaki nie powinien. 

Dobrze ze sobą współpracowali. Trzymał się blisko niej, jego spojrzenie nieustannie 

się poruszało, szukając zagrożenia. Cholerny Wampir miał dziennych strażników. To go 
wkurzyło. To znaczyło, że byli ścigani przez całą dobę i nie było bezpiecznie nawet po 
wschodzie  słońca.  Mógł  się  również  założyć,  że  mają  broń  ze  strzałkami.  Mistrz  był 
najwyraźniej  szalony,  ale  wiedział,  że  ludzie  nie  stanowią  zagrożenia  dla 
WampLykanina, chyba że mogą go odurzyć narkotykami.  

Zeszli w dół zbocza i na inny obszar zniszczony przez powódź. Nie podobało mu się 

przebywanie na otwartej przestrzeni, ale nie mogli ominąć tego terenu. Chwycił Glendę 

background image

 

~ 9 ~ 

 

za ramię zanim opuścili drzewa i zatrzymał ją. Wyjął wodę i podał jej. 

- Najpierw złap oddech. Musimy przebiec przez to tak szybko jak tylko możesz. 

Wpatrywała  się w  zniszczenia, gdzie  woda  powaliła  drzewa,  zostawiając  głębokie 

blizny na ziemi i nanosząc skały, więc byliby częściowo ukryci.  

- Połamiemy sobie karki.  

- Jeden dzienny strażnik oznacza, że prawdopodobnie jest ich więcej. 

Wypiła,  oddała  butelkę  i  zaskoczyła  go,  gdy  zaczęła  przeszukiwać  ziemię. 

Zlokalizowała złamany kij, potem drugi i zacisnęła je w pięściach. 

- Co robisz? 

Obróciła się do niego. 

- Mogę nie być Mistrzynią Przetrwania w Terenie, ale oglądam filmy. To jest dobra 

broń.  Wyzwę każdego  dupka, który spróbuje  zabrać mnie z powrotem  do tej kopalni. 
Dźgnę  go  lub  ją  w  gardło,  jeśli  przyjdą  po  mnie.  Nie  zamierzam  biec  i  złamać  sobie 
nogi, próbując przedostać się przez ten tor przeszkód.  

- Nie jest tak źle. 

-  To  nierówny,  trudny  teren,  pokryty  skałami,  drzewami  i  rumowiskiem.  Mogę 

upaść i nadziać się na coś. – Potrząsnęła ręką, wymachując kijem. – Absolutnie się na to 
nie zgadzam. Ostrożnie przejdę przez  ten  obszar, aż  dotrzemy  na wyższy poziom i  do 
stojących drzew. Potem znowu pobiegnę, kiedy miniemy polanę. Rozumiesz? 

- Glenda, nie jesteś rozsądna. 

- Jestem człowiekiem. Możesz być w stanie przebiec przez to bez obrażeń ciała, ale 

nie  ja.  Musimy  zawrzeć  w  tym  kompromis.  Pogódź  się  z  tym,  Veso.  –  Warknął.  – 
Rozumiem. Nie jesteś  zadowolony.  Co powiesz  na to,  żebyś przebiegł,  a ja podążę za 
tobą wolniejszym tempem do miejsca, gdzie znikniesz między drzewami? W ten sposób 
możesz mnie obserwować i krzyknąć, jeśli zobaczysz jak ktoś nadchodzi?  

Ten pomysł nie był taki zły. Prawdopodobnie upadłaby i zraniła się, gdyby kazał jej 

biec.  W  ten  sposób  ryzykuje,  ale  zauważy  niebezpieczeństwo.  Przyjrzał  się  jej. 
Wyglądała na zmęczoną. Spokojne przejście pomoże jej złapać oddech.  

- Bądź ostrożna. 

background image

 

~ 10 ~ 

 

- Ty też. 

Zawahał się, spojrzał w stronę, skąd przyszli, ale był pewny, że nikogo za nimi nie 

ma.  

-  Idź  tak  szybko  jak  będziesz  mogła  i  biegnij  do  mnie,  jeśli  na  ciebie  krzyknę. 

Umowa?  

- Jakby mój tyłek się palił. 

Założył,  że  to  znaczy,  że  się  zgodziła.  Wystartował,  nie  pozwalając  swoim 

instynktom  na  przejęcie  zdrowego  rozsądku,  by  pozostać  u  jej  boku.  Jej  plan  był 
solidny, jeśli nie idealny. Okrążał zwalone drzewa, przeskoczył przez kilka większych 
skał i dotarł na drugą stronę. Wszedł między drzewa, odłożył plandekę i zrzucił plecak. 
Wspiął się na drzewo, używając pazurów do wbicia się w korę. Wszedł wystarczająco 
wysoko, żeby mieć dobry punkt obserwacyjny. 

Glenda  zaczęła  przekraczać  polanę.  Sprawdził  jej  postępy,  zacisnął  zęby  na  jej 

szczególną ostrożność, a potem zwrócił uwagę gdzie indziej, szukając jakiegokolwiek 
ruchu, który nie był jej. Zauważył tylko dziką przyrodę, nic ludzkiego. Wciąż skanował 
teren, ponaglając ją w duchu, by szła szybciej. 

Był  w  stanie  dostrzec  rzekę,  kiedy  wspiął  się  wyżej,  żeby  uzyskać  lepszy  widok. 

Biel  przyciągnęła  jego  oko  i  obrócił  się,  chwycił  kolejną  gałąź  i  przesunął  się,  żeby 
lepiej  widzieć.  W  jego  gardle  rozbrzmiał  niski  warkot.  Pojawiło  się  dwóch  ludzi,  ale 
wciąż  byli  daleko.  Mieli  duże  plecaki,  takie  jak  nosili  turyści.  Spojrzał  ze  swojego 
miejsca na Glendę. Nie będą w stanie jej zobaczyć, dopóki nie wyjdą spomiędzy drzew 
i okrążą zwalisko, gdzie płynął szlak powodzi. 

Na kilka minut stracił ich z oczu ze względu na gęstość drzew, ale potem ponownie 

ich  dostrzegł.  Zmierzali  w  stronę  rzeki.  Wrócił  na  oryginalną  gałąź,  na  której  stał  i 
obliczył  jak  szybko  muszą  iść,  by  uniknąć  tych  ludzi.  Mogli  to  zrobić,  ale  Glenda 
musiałaby biec. 

Veso  zszedł  na  dół,  po  tym  jak  upewnił  się,  że  ci  dwaj  to  jedyne  zagrożenie. 

Wyszedł na tyle daleko, żeby mogła go zobaczyć, i pomachał do Glendy, przytykając 
palec do ust, żeby była cicho. Podniosła wzrok, otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. 
Jednak na jej twarzy pojawił się strach. Kiwnął głową, opuścił rękę ze swojej twarzy i 
uniósł dwa palce, a następnie wskazał kierunek, gdzie widział mężczyzn. 

Przyspieszyła, a on zbiegł z  nasypu, zgarnął ją w ramiona i zaniósł do linii drzew, 

żeby szybciej tam dotarli. 

background image

 

~ 11 ~ 

 

- Jesteś pewien, że to źli faceci? 

Delikatnie opuścił ją na nogi i włożył plecak. 

-  Mówiłem  ci.  To  odległy  obszar.  Byliby  jedzeniem,  gdyby  nie  pracowali  z 

wampirami.  

- To nie jest dokładnie to, co powiedziałeś, ale rozumiem.  

-  Musimy  biec,  żeby  wyprzedzić  ich  do  rzeki.  Staraj  się  zachowywać  cicho,  a  ja 

poprowadzę.  

Nagle wyciągnęła rękę i złapała go za ramię. 

- Nie okłamujesz mnie, prawda? 

- Dlaczego miałbym to zrobić? 

- Bo mogłabym nie wejść do  rzeki, ale teraz się boję, więc po prostu zrobię to, co 

powiesz, kiedy tam dotrzemy, pomimo obaw, że utonę. 

- Nie będę cię okłamywał, Glendo. Jest dwóch ludzi i musimy ich unikać. 

- Okej. Chodźmy. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 12 ~ 

 

ROZDZIAŁ 9 

 

Glen miała to, co czuła, jako stały skurcz w boku, i zanim dotarli do rzeki bolały ją 

stopy. Veso odwrócił się i spojrzał na nią. Irytowało ją też to, że nie dyszy ani nie jest 
spocony. Jeśli kiedykolwiek wątpiła, że nie jest człowiekiem, to już przestała. Trzymał 
ją w wyczerpującym tempie między polaną i dużym zbiornikiem wody. 

- Najpierw cię przeniosę na drugą stronę, a potem wrócę po nasze zapasy. 

Pochyliła się, chwyciła za kolana i zamknęła oczy.  

- Muszę złapać oddech. Zrób to najpierw i wróć po mnie.  

Warknął. 

- Raczej zaryzykuję utratę zapasów niż ciebie. Ciebie wezmę pierwszą. 

Podniosła głowę, patrząc na niego.  

- Daj mi dwie minuty. Założę się, że w tym czasie przepłyniesz tam i wrócisz. Jesteś 

wybrykiem natury.  

Skrzywił się. 

- Chcesz, żebym zwymiotowała? – Upadła, siadając twardo i nawet nie dbając o to, 

żeby to jest niegodne damy. Rozszerzyła uda i pochyliła się do przodu, podpierając tam 
ręce.  –  Daj  mi  przynajmniej  dwie  minuty.  Powinnam  dostać  punkty  bonusowe  za 
utrzymanie  tempa  i  nie  upadłam  na  twarz.  Musiałam  właśnie  przebiec  ponad  trzy 
kilometry.  

- Cholera. Nie ruszaj się.  

Odwrócił się i ruszył do wody. Obserwowała jak woda się pogłębia, aż dosięgła do 

jego ramion. Miał na sobie plecak, plandekę włożoną pod jedno ramię. Płynął tak, jakby 
się do tego urodził, sprawiając, że to wyglądało na łatwe, gdy używał wolnego ramienia 
i  obu  nóg  do  manewrowania  ciałem  przez  wodę.  Widziała  przepływające  obok  niego 
rzeczy, ale płynął niemal prosto, zdając się być nieświadomy prądu. 

- Wybryk natury, w porządku – mruknęła. 

Trochę bólu w jej boku zniknęło, jej oddech spowolnił, gdy Veso wyszedł z rzeki po 

drugiej  stronie,  ukrył  ich  rzeczy,  a  potem  wskoczył  z  powrotem  do  wody.  Zniknął  z 

background image

 

~ 13 ~ 

 

powierzchni i spięła się, kiedy nie wynurzył się chwilę po tym. W końcu jego głowa się 
wynurzyła, prawie w połowie rzeki, kiedy wziął oddech, a potem znów zniknął. 

- Także żelazne płuca. To niesprawiedliwe. 

Pękło drewno, jakby trzasnęła gałązka, i odwróciła się. 

Widok  mężczyzny  jakieś  trzy  metry  od  niej  sprawił,  że  Glen  chwyciła  kamień, 

próbując wstać na nogi. 

Miał  około  dwudziestu  dwóch  lat,  na  plecach  duży  plecak  i  wyglądał  jak  jakiś 

schludny  chłopak  z  college'u.  Właśnie  wyszedł  z  lasu  i  jego  jasnobrązowe  oczy 
rozszerzyły się, jakby też go zaskoczyła. Poruszyła się, cofając się i mając nadzieję na 
odciągnięcie jego uwagi od rzeki. 

- Glenda? 

Nienawidziła,  kiedy  Veso  miał  rację.  Chociaż  dzieciak  mógł  być  częścią  grupy 

poszukiwawczej  policji.  Możliwe,  że  ktoś  zgłosił  jej  zaginięcie.  Przełknęła  mocno, 
pamiętając, że miało być ich dwóch. Rozejrzała się niespokojnie, szukając drugiego. 

Dzieciak  sięgnął  i  zrzucił  plecak,  nie  spiesząc  się  z  wyciągnięciem  czegoś  z 

kieszeni. Wyjął baton czekoladowy. 

- Proszę. Założę się, że jesteś głodna. Chcesz wody? Mam trochę. Podejdź tu. 

Zmarszczyła brwi. 

-  Naprawdę?  Cukierek?  Moja  mama nauczyła  mnie  tego zanim  skończyłam  cztery 

lata. – Mocniej zacisnęła skałę w pięści. – Kim jesteś? 

Spojrzał na skałę i na jego twarzy pokazał się gniew. 

- Spróbujesz mnie tym uderzyć i zrobi się brzydko. Król Charles chce cię żywą, ale 

nie powiedział, że nie wolno mi się bronić.  

To odpowiedziało na jedno pytanie. Miała kolejne. 

- Dlaczego pracujesz dla Wampira? Jesteś głupi? Szalony? Zabiją cię. 

Potrząsnął głową.  

- Nigdy nie umrę. Oto dlatego. Król Charles obiecał mnie przemienić.  

background image

 

~ 14 ~ 

 

- Jesteś debilem. Widziałeś te  okropne rzeczy? Odstaw narkotyki, jeśli myślisz, że 

to jest jakakolwiek przyszłość. – Zerknęła do tyłu, chcąc wiedzieć, gdzie dotarł drugi i 
zastanawiając  się,  gdzie  jest  Veso.  Nie  odważyła  się  spojrzeć  na  wodę  na  wypadek, 
gdyby dzieciak podążył za jej wzrokiem. Spojrzała na niego gniewnie. – Weź sobie ten 
batonik  i  udław  się  nim.  To  o  wiele  lepszy  sposób  na  zejście  niż  bycie  marionetką 
jakiegoś szaleńca. 

Zaatakował,  a  ona  rzuciła  kamieniem,  trafiając  go  w  pierś.  To  musiało  boleć,  bo 

upuścił batonika i złapał się za klatkę piersiową, a potem potoczył do tyłu. 

Zamiast uciec, zanurkowała naprzód, wypchnęła łokieć i wbiła w niego tak mocno 

jak  mogła.  Chrząknął,  gdy  upadli.  Wylądowała  na  nim  i  paznokciami  drugiej  ręki 
rzuciła  się  na  jego  twarz.  Krzyknął,  gdy  jej  paznokcie  przeorały  jego  zamknięte 
powieki. 

Usiadła,  jeszcze  raz  wbiła  w  niego  łokieć  tak  mocno,  że  zabolało  nawet  ją,  ale 

zignorowała  ból,  a  potem  sięgnęła  po  kolejny  kamień.  Udało  jej  się  złapać  jeden  i 
zaczęła go bić, używając ud do podparcia, gdy próbował ją zrzucić. Uderzyła go mocno 
w głowę. Próbował chronić swoją twarz, więc przestała używać paznokci na jego oczy i 
zamiast tego ruszyła do gardła, wciąż waląc go kamieniem.  

Ktoś złapał ją za nadgarstek i została oderwana od mężczyzny pod nią. 

Odrzuciła głowę, próbując uderzyć tę osobę za nią główką, ale zamiast tego trafiła 

w solidną pierś. Mokrą. 

Spojrzała  na  Veso,  który  właśnie  się  okręcił,  by  opuścić  ją  na  nogi.  Poruszył  się 

szybko,  a  ona  patrzyła  z  otwartymi  ustami  jak  użył  stopy,  by  nadepnąć  na  gardło 
powalonego faceta. 

- Ilu was tam jest? Odpowiedz albo zmiażdżę ci gardło.  

Facet odsunął ręce, ujawniając krwawe rysy, które mu zrobiła, i kilka cięć na czole i 

policzku od kamienia. 

- Pieprz się! – Pokazał Veso środkowy palec.  

Veso spojrzał na nią. 

- Zamknij oczy. 

Zrobiła tak. 

background image

 

~ 15 ~ 

 

Obrzydliwy, chrzęszczący dźwięk sprawił, że  się odwróciła, a jej żołądek zagroził 

wymiotami.  Veso  nie  blefował.  Nie  musiała  patrzeć,  żeby  wiedzieć,  że  ten  okropny 
dźwięk pochodził od łamanych kości szyi. 

Coś trzasnęło, cichy odgłos, i sapnęła, gdy Veso rzucił się na nią, przewracając ją na 

ziemię. Obrócił się w ostatniej sekundzie, więc zamiast ona to on uderzył w kamienistą 
ziemię.  Glen  poderwała  głowę,  wpatrując  się  w  metalową  strzałkę,  która  wylądowała 
nad brzegiem rzeki. 

Veso też musiał to zobaczyć. Warknął. 

- Wstrzymaj oddech i nie puszczaj się mnie. 

Ledwie go zrozumiała, ponieważ słowa wyszły warkliwie. Wciągnęła powietrze, a 

potem  przetoczyli  się.  Lodowata  woda  niemal  sprawiała,  że  sapnęła,  kiedy  opuścili 
nasyp i uderzyli w wodę. W samą porę zacisnęła oczy i poczuła jak porywa ich prąd. 

Uchwyt Veso na niej wzmocnił się do tego stopnia, że poczuła, że może połamać jej 

żebra. Na oślep objęła go ramionami za szyję i dla pewności otoczyła nogami jego pas. 
Puścił jej żebra, jego ciało się napięło, mięśnie zafalowały.  

Byli pod wodą i płynął. Nie trwało długo aż jej płuca zaczęły krzyczeć o powietrze. 

Uderzyła panika i wbiła paznokcie w jego skórę, próbując mu powiedzieć, że zaraz się 
utopi. Musiał zrozumieć, bo kilka sekund później ich głowy przełamały powierzchnię i 
wciągnęła  łapczywie  powietrze.  On  też  to  zrobił,  a  potem  lodowate  zimno  znów  ich 
otoczyło, gdy zabrał ich z powrotem pod wodę.  

Coś chwyciło ją za koszulę i próbowało oderwać od niego. To ją przeraziło. Co jeśli 

się  rozdzielą?  Naprawdę  nie  umiała  pływać.  Cokolwiek  nią  szarpnęło,  uwolniło  ją  i 
przywarła mocniej do  dużego, twardego  ciała Veso. Prąd nie naciskał na nich  już tak 
mocno jak wtedy, gdy po raz pierwszy wpadli do wody. 

Glen  była  prawie  pewna,  że  umrze.  Przycisnęła  twarz  do  piersi  Veso  i  starała  się 

zachować  spokój.  Utonięcie  nie  było  dobrym  sposobem  śmierci.  Znów  poczuła 
powietrze i wciągnęła je zanim wrócił pod powierzchnię. To przypominało jej filmy o 
wielorybach, które kiedyś widziała, nakręcone ze statku. Veso wynurzał ich na sekundę, 
a potem zanurzał się z powrotem.  

Ile  trzeba  było  czasu,  żeby  dotrzeć  na  drugą  stronę  rzeki?  Za  pierwszym  razem 

przepłynął ją tak szybko, ale teraz wydawało się, że to trwa wieki, gdy wynurzał się z 
nią po  powietrze  jeszcze  pięć  razy.  Może  ona  przyczepiona do niego  go  spowalniała. 
Jakkolwiek  by  nie  było,  kiedy  w  końcu  wypłynął  z  nią  i  otoczył  ramieniem  wokół 

background image

 

~ 16 ~ 

 

bioder, podciągając wyżej na  swoim ciele, zdała sobie sprawę, że  stoją, i Glen potarła 
głową o jego klatkę piersiową, by pozbyć się włosów z oczu. Otworzyła je. 

-  Jesteśmy  w  dole  rzeki  –  wysapał.  –  Straciliśmy  nasze  zapasy.  Nie  mogę 

ryzykować powrotu do nich.  

Objął ją powyżej talii  i wyniósł z wody, wspiął się powoli  po nasypie  i ruszył do 

drzew. Jedną ręką odgarnęła przyklejone do twarzy włosy.  

- Mogę iść.  

Zignorował  ją,  wchodząc  głębiej  między  drzewa,  aż  odgłos  rzeki  ucichł.  Nie 

narzekała, tylko trzymała się go. Zatrzymał się po pięciu minutach i przykucnął trochę. 

- Możesz mnie puścić. 

Ześlizgnęła  się  po  jego  ciele  i  stanęła  na  drżących  nogach.  Rzeka  była  zimna  i 

natychmiast  zatęskniła  za  ciepłem  jego  ciała.  Jej  przemoczone  ubranie  było  ciężkie  i 
niewygodne. 

Veso wskazał.  

- Wejdź do jaskini. 

Zauważyła małe pęknięcie w skałach.  

- A co jeśli są tam węże lub coś innego? 

Veso złapał ją za ramię i warknął nisko, jego oczy zapłonęły złotem.  

- Ukryj się. Muszę sprawdzić obszar. Bądź cicho i nie wydawaj dźwięków, dopóki 

nie wrócę.  

Nadal  byli  w  niebezpieczeństwie.  Opadła  i  przypomniała  sobie,  że  musi  być 

wdzięczna, że wyszli z wody i nie umarła, gdy czołgała się do przodu. Było ciasno, ale 
wiedziała, dlaczego to wybrał. Do wnętrza nie sięgało żadne światło słoneczne dalej jak 
kilkanaście  centymetrów.  Nie  zobaczy  niczego,  co  ją  ugryzie  lub  zaatakuje,  jeśli 
cokolwiek już się tam schowało. 

 

V

eso  był  wściekły,  gdy  zdjął  ubranie.  Jego  koszula  była  podarta  i  bezużyteczna. 

Wrzucił  ją  do  szczeliny,  do  której  kazał  wejść  Glendzie,  i  ściągnął  szorty,  rzucając  je 
tak, żeby nie były widoczne. Zmienił się, nie dbając o to, czy może go zobaczyć. Nie 

background image

 

~ 17 ~ 

 

usłyszał  jej  westchnienia,  więc  pomyślał,  że  nie  znalazła  miejsca,  żeby  się  odwrócić. 
Łapami wzruszył suche liście, żeby zakryć ich ślady i spojrzał w stronę rzeki. 

Dość  szybko  zauważył  drugiego  człowieka,  biegnącego  po  drugiej  stronie  rzeki  i 

szukającego  ich.  Opuścił  się  na  brzuch,  trzymając  się  w  cieniu.  Drań  miał  karabin  w 
ręku,  taki,  który  strzelał  strzałkami.  Plecak  zniknął,  ale  wiedział,  że  to  był  drugi  tak 
zwany turysta. 

Kusiło  go,  żeby  pójść  po  zapasy,  ale  nie  chciał  dać  szansy  człowiekowi,  żeby 

postrzelił go strzałką. Poczekał, aż mężczyzna zniknął za zakrętem i cofnął się, wstał i 
poszedł  zapolować, by zobaczyć, czy  jest ich więcej po jego stronie rzeki. Nie trzeba 
było  wiele  czasu,  by  odkryć,  że  są  sami,  na  razie,  przynajmniej  w  promieniu  półtora 
kilometra.  Wrócił  do  Glendy  i  zmienił  się  w  skórę,  przykucnął  i  pchnął  swoje  mokre 
ubranie do przodu, żeby wejść za nią do środka. 

Wnętrze było cholernie ciemne i zadrapał skórę o skałę. Nie było głęboko. Może ze 

dwa metry. Jego oczy przystosowały się i znalazł ją z tyłu, przyciśniętą do  litej skały. 
Zwinęła się w kulkę, z ramionami owiniętymi wokół nóg, z pochyloną głową.  

- Jestem – wyszeptał. 

Podniosła głowę i uderzyła się, cicho przeklinając. 

- Czy ktoś tam jest? 

Wyciągnął  rękę  i  położył  ją  z  tyłu  jej  głowy,  żeby  uchronić  ją  od  więcej 

przypadkowych  uderzeń. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, ślepa. Było dla 
niego oczywiste, że niczego nie widziała. 

- Na razie jest dobrze. 

- Zamarzam. 

Mógł to stwierdzić.  

- To nie jest bezpieczne miejsce. Zdejmij ubranie i wykręć je, kiedy wyjdę. Muszę 

znaleźć  dla  nas  bezpieczniejsze  miejsce  na  noc,  z  dala  od  rzeki.  Wiedzą,  że  mnie 
spowalniasz.  

- Pieprzyć to – mruknęła. 

Jej gniew zaskoczył go. Myślał, że zaczną kolejną kłótnię, ale nie mogli zostać tu, 

gdzie byli. Znajdą ich.  

background image

 

~ 18 ~ 

 

- Daj mi chwilę, aż moje zęby przestaną dzwonić, a potem pobiegnę. Spróbują nas 

uśpić, prawda? 

- Tylko mnie. Ty nie stanowisz dla nich dostatecznego zagrożenia. 

- Powiedz to temu chłopakowi z college'u. Powaliłam jego tyłek. 

Uśmiechnął  się.  Był  pod  wrażeniem,  kiedy  wynurzył  się  z  wody  i  zobaczył  ją 

siedzącą  okrakiem  na  mężczyźnie,  bijącą  go.  To  również  go  rozwścieczyło.  Została 
zaatakowana. 

- Dobrze zrobiłaś. 

-  Mogę  być  mała,  ale  wychowałam  się  w  mieście.  Wzięłam  kilka  lekcji 

samoobrony. Złodzieje i gwałciciele przez cały czas atakują kobiety. Dupki oczekują, że 
kobiety  uciekną  albo  po  prostu  znieruchomieją.  Nie  spodziewają  się,  że  pierwsza 
uderzy.  

-  Jestem  z  ciebie dumny.  –  Delikatnie pogładził  jej włosy,  jego palce  zaplątały się 

trochę w mokrych lokach. – Zostań tu przez kilka minut, a ja się ubiorę.  

Spięła się, a potem skinęła głową. 

- Chcę wiedzieć dlaczego nie jesteś? 

-  Poruszam  się  szybciej  na  czterech  nogach  niż  dwóch  i  dzięki  temu  trzymam  się 

niżej przy ziemi, trudniej zauważyć. 

- Będę musiała kiedyś to zobaczyć. 

To przypomniało mu o wcześniejszy pomyśle. 

- Czy kiedykolwiek jeździłaś konno, Glendo? 

- Nie. Czemu? Widziałeś jakieś i myślisz, że możesz je złapać? Mogłabym trzymać 

się ciebie, jeśli pojedziesz przede mną. Wydaje mi się, że opanowaliśmy to do perfekcji. 
Nie zgubiłeś mnie w wodzie. Byłam jak twoja druga skóra.  

-  Dobrze  się  mnie  trzymałaś.  Jak  już  powiedziałem…  poruszam  się  szybciej  na 

czterech nogach.  

Jej usta rozchyliły się, ale zamknęła je. Minęła sekunda. 

- Och. Chcesz, żebym jechała na tobie jak na koniu? To trochę szalone. Czy to żart? 

background image

 

~ 19 ~ 

 

- Nie. 

Zamilkła.  

- Spowalniasz nas. Nie muszę się już martwić o zapasy. Mogę cię nieść na plecach. 

Zamknęła oczy. 

- Glenda? 

Otworzyła je i skinęła głową. 

- W porządku. Powiedz mi tylko jedną rzecz.  

- Co? 

- Będziesz wiedział, że to ja, prawda? Nie zrobisz się zabójczy albo coś takiego? 

-  Przestań  się  tym  martwić.  Nadal  jestem  sobą  w  skórze  czy  w  futrze.  Jednak  nie 

będę  miał  ludzkiego  głosu.  Moje  struny  głosowe  zmieniają  się  całkowicie,  kiedy  to 
robię.  Musisz  wspiąć  się  na  moje  plecy,  owinąć  ramiona  wokół  mojego  gardła  i 
kolanami przycisnąć moje boki. Tylko nie owijaj stóp wokół mojej spodniej strony.  

- Dlaczego? Czy to utrudni ci bieganie?  

- Nie chcę być kopany w jaja.  

- To… um… uczciwe. Okej.  

-  Nie  bój  się  mnie  i  nie  krzycz,  kiedy  mnie  zobaczysz.  Po  prostu  wejdź  na  mój 

grzbiet. Zabierz moje szorty. Będę potrzebował coś do założenia na później. – Rozejrzał 
się, znalazł je i wykręcił większość wody. Wcisnął je w jej dłoń. 

Wzięła  je  i  kiwnęła  głową,  wsuwając  je  między  koszulę  i  własne  spodnie  przy 

biodrze.  

- Mam je.  

- Żadnego wahania, Glendo. Od tego zależy nasze życie. Bądź cicho i słuchaj mnie. 

Użyję głowy, by wskazać, jeśli coś będzie nie tak, albo warknę nisko. Rozumiesz? 

- Tak. 

- Chodźmy. 

- Teraz? 

background image

 

~ 20 ~ 

 

-  Szukają  nas,  a  siatka  poszukiwawcza  właśnie  drastycznie  się  zmieniła. 

Prawdopodobnie mają radia. Ja bym miał. Musimy się stąd wynieść zanim nas odetną. 

- W porządku. Zróbmy to. 

Puścił jej głowę i cofnął się lekko, zaciskając zęby, gdy więcej skał podrapało jego 

skórę. Zmienił się, nienawidząc tego, że ona to słyszy, ale to pomogło mu się wyczołgać 
z  ciasnego  miejsca,  zmieniając  jego  ciało.  Wyszedł  na  zewnątrz,  powąchał  powietrze, 
rozejrzał się i nie zobaczył żadnego zagrożenia. 

Usłyszał  jak  Glenda  wychodzi  i  spojrzał  na  dziurę.  Miała  opuszczoną  głowę,  z 

piersią  nisko  przy  ziemi,  gdy  się  czołgała,  prawdopodobnie  po  to,  by  uniknąć  skał 
wbijających  się  w  plecy.  Uniosła  głowę…  i  pokazało  się  czyste  przerażenie,  gdy 
napotkała jego spojrzenie. Odwrócił się trochę i obniżył, obserwując ją. 

Wahała się tylko chwilę, a potem sięgnęła, jej ręka drżała, gdy dotknęła jego boku. 

- Cholera! 

Szarpnął  głową,  by  wskazać  na  swoje  plecy.  Nie  miał  czasu  na  jej  ludzkie 

zachowanie.  Musieli  ruszać.  Podniosła  się  na  kolana  i  złapała  go  za  grzbiet,  wstała  i 
przerzuciła przez niego nogę. Usadowiła się powoli. 

- Kurwa – wyszeptała. – Będę potrzebowała terapii. 

Warknął ostrzegawczo i ucichła, pochyliła się i owinęła ramiona wokół jego  szyi. 

Splotła palce i ukryła twarz w jego futrze. 

- Jesteś taki ciepły. 

Poruszył  się powoli, na wypadek gdyby  z  niego spadła, gdy wstawał na wszystkie 

łapy  i  zaczął  iść.  Pozostała  na  nim  i  zacisnęła  uda  dokładnie  tak  jak  jej  powiedział. 
Zatrzymał się, poruszył lekko biodrami, żeby ułożyć ją w bardziej wygodnej pozycji, a 
potem  powąchał  powietrze,  rozpoznając  ich  otoczenie.  Postanowił  trzymać  się 
najgrubszych drzew i zwiększył tempo. Glenda wydała z siebie kilka cichych jęków, ale 
nie protestowała. 

Znowu  był  pod  wrażeniem.  Więc  zobaczyła  go  zmienionego  i  tym  samym 

udowodniła,  że  mogą  być  partnerami.  Trzymała  się  go  mocno,  jakby  nie  miała  nic 
przeciwko, że tuli się do zmienionego WampLykanina.  

Skupił się na innych rzeczach, żeby oderwać swoje myśli od jej dotyku, gdy biegł, 

uważnie skanując każdy ruch wkoło. Musieli porzucić swoje zapasy. To oznaczało, że 

background image

 

~ 21 ~ 

 

wyżywienie jej stanie się trudniejsze. Jej żołądek nie będzie dobrze tolerował surowego 
mięsa.  W  końcu  to  ją  osłabi.  Oczywiście  był  sposób  na  uzyskanie  jakiś  zapasów.  Ci 
strażnicy nosili plecaki. Potrzebowali ludzkiego jedzenia do przeżycia.  

Ludzcy strażnicy prawdopodobnie spali w nocy, podczas gdy  Wampiry i żołnierze 

polowali. Mógł podejść i okraść ich, gdyby udało mu się uniknąć nocnych myśliwych. 
Ale to oznaczałoby również pozostawienie Glendy na jakiś czas bez ochrony. 

Będzie biegł niemal do ciemności, znajdzie im bezpieczne miejsce i wtedy pomyśli 

nad swoimi opcjami. W tej chwili musiał zabrać ich jak najdalej od miejsca, gdzie byli. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 22 ~ 

 

ROZDZIAŁ 10 

 

Glen  jechała  na  największym  psie,  jakiego  kiedykolwiek  widziała.  Chociaż  żeby 

być  szczerym,  Veso  nie  przypominał  wilka  ani  owczarka  niemieckiego.  Każdy  pies 
rzuciłby na niego tylko jedno spojrzenie  w postaci bestii, posiałby się i uciekł. Mogła 
się  do  tego  odnieść.  Kusiło  ją  wycofanie  się  z  powrotem  do  jaskini,  żeby  się  skulić, 
kiedy po raz pierwszy spojrzała na niego z tymi jego przerażającymi czarnymi oczami, 
długim pyskiem, czterema nogami, masywnymi łapami z ostrymi pazurami i ogonem. 

Ale grzał ją. Veso wydzielał dużo ciepła z ciała, a jego miękkie futro amortyzowało 

jej ciało, gdy biegł. Prawdopodobnie mógł poruszać się dużo szybciej, ale nie robił tego. 
Powiedziała  mu,  że  martwi  się,  że  spadnie,  a  może  czuł  się  tak  wyczerpany  jak  ona. 
Kusiło  ją,  żeby  się  zdrzemnąć,  ale  za  każdym  razem,  gdy  prawie  zasypiała, 
przeskakiwał nad czymś, sprawiając, że musiała przycisnąć się do niego nieco mocniej. 

Jednak przemierzyli dużą odległość. Miał co do tego rację, a stopy jej nie zabijały. 

Jazda okazała się dużo łatwiejsza niż bieganie, by nadążyć za nim. Żałowała tylko, że 
ma na sobie mokrą odzież. Skóra ją piekła w miejscach, o których wolałaby nie myśleć, 
gdy ocierała się o jego wielkie ciało. Próbowała skupić się na innych rzeczach, takich 
jak wyobrażenie sobie ciepłej kąpieli lub prawdziwy ugotowany posiłek. Kiedy dotrą do 
bezpiecznego miejsca, te rzeczy będą możliwe. 

W  końcu  zatrzymał  się  i  podniosła  głowę,  szukając  przyczyny.  Obniżył  ciało, 

odwrócił głowę i uderzył ją pyskiem. Popatrzyła na jego ostre zęby, przełknęła mocno i 
spojrzała  w  czyste  czarne  oczy.  Tęczówki  i  źrenice  stopiły  się  w  jedno.  Spojrzał  na 
ziemię i rozluźniła uchwyt, zsuwając się.  

Zaczęła  się  prostować,  ale  złapał  ją  za  nadgarstek  zębami.  Zamarła,  spodziewając 

się bólu. Puścił ją szybko i opadł na zadek. Załapała i usiadła. 

Warknął cicho, rzucił jej spojrzenie, którego nie potrafiła odczytać, a potem odbiegł, 

zostawiając  ją.  Siedziała  nieruchoma  i  milcząca.  Mógł  poczuć,  że  są  w 
niebezpieczeństwie  albo  szukał  dla  nich  miejsca  do  spania.  Studiowała  niebo,  zdając 
sobie sprawę, że wkrótce będzie ciemno. 

Wrócił  jakieś  dziesięciu  minut  później.  Podszedł  do  niej,  skupiając  się  na  jej 

tułowiu.  

- Co? 

background image

 

~ 23 ~ 

 

Przykucnął, twarzą do niej i zaczął się zmieniać. To jednocześnie zafascynowało ją i 

przeraziło,  gdy  futro  ustępowało,  by  stać  się  gładką,  złocistą  skórą.  Kiedy  skończył, 
trzymał się nisko, chowając się za kolanami. 

- Szorty. 

-  Och.  –  Wyjęła  je  za  paska  i  podała,  odwracając  głowę,  żeby  dać  mu  trochę 

prywatności. 

Wziął je i wkrótce się odezwał. 

- Jestem ubrany.  

Spojrzała na niego,  siedział  na ziemi kilka  kroków  dalej. Miło było  móc znowu z 

nim rozmawiać.  

- Czy jesteśmy tu bezpieczni? 

- Na razie. 

- Muszę się wysikać. Za bardzo się bałam, żeby się ruszyć, kiedy cię nie było, więc 

wstrzymywałam. 

Podniósł rękę, wskazując na krzaki.  

- Tam. Nie odchodź daleko ani nie bądź długo.  

Wstała  i  odeszła  szybko.  Nie  zmienił  pozycji,  kiedy  wróciła.  Usiadła,  sto  pytań 

wypełniało jej umysł. Zaczęła od najbardziej istotnego.  

- Jak blisko jesteśmy teraz do twojego domu? 

-  Mamy  wciąż  dużo  do  przejścia.  Jednak  zdecydowałem,  że  nadszedł  czas  na 

odpoczynek. Zrobiłem rozeznanie i znalazłem dla nas miejsce do spania na noc.  

- Nie będziemy iść dalej? 

- Rozłożymy się na noc. Ludzi o wiele łatwiej unikać niż żołnierzy i Wampiry.  

- Dlaczego? 

- Ludzie nie widzą podpisów cieplnych ani nie mają super słuchu czy wzroku. 

- Dziękuję za odpowiedzi. Muszę się jeszcze wiele nauczyć. 

Przekrzywił głowę, posyłając jej dziwne spojrzenie.  

background image

 

~ 24 ~ 

 

- Żebym mogła wrócić do domu. Nie chcę zostać ponownie schwytana.  

- Nie miałabyś szansy uniknąć tego beze mnie. 

Prawdopodobnie miał rację i to ją przeraziło. 

- Dlatego zadaję pytania. Żeby się dowiedzieć.  

-  Znalazłem  chatę,  w  której  mieszka  tylko  jeden  człowiek,  bardzo  blisko  stąd. 

Jestem całkiem pewien, że pracuje dla Wampirów. Zauważyłem go jak wychodził z lasu 
z zapasami na plecach i z bronią na strzałki, jakby był w terenie i szukał nas przez cały 
dzień. Myślę, że najlepszym miejscem dla nas do ukrycia się, jest być na widoku, tam 
gdzie  nie  pomyślą,  że  pójdziemy.  Zamierzam  złapać  tego  człowieka  i  prześpimy  się 
dzisiejszą noc w jego chacie.  

Jej usta opadły, ale szybko je zamknęła.  

- Oszalałeś? 

Zawahał się.  

-  Będzie  miał  jedzenie  i  ubrania,  Glendo.  Ponieważ  ten  mistrz  stworzył  żołnierzy, 

będzie chciał oddzielić od nich ludzi. Ja bym tak zrobił.  

- Nie rozumiem – przyznała. – Dlaczego? 

-  Żołnierze  są  niestabilni  i  nie  można  im  ufać  w  pobliżu  żadnego  źródła  krwi  bez 

nadzoru pełnego  Wampira. To znaczy, jeśli ten mistrz jest  dość rozsądny,  to rozkazał 
ludziom  zamknąć  się  na  noc,  kiedy  żołnierze  na  nas  polują,  by  utrzymać  dziennych 
strażników przy życiu. W przeciwnym razie żołnierze mogą ich zaatakować i osuszyć. 
Mistrz mógł im rozkazać, żeby unikali domów ludzi, którzy dla niego pracują. Ludzie 
muszą być oddzieleni od żołnierzy, bo inaczej wszystko może się zdarzyć. Rozumiesz? 

To  miało  sens,  gdy  tak  to  ujął.  Ci  psychole,  których  widziała,  prawdopodobnie 

zaatakowaliby każdego, gdyby mieli taką szansę. Skinęła głową. 

- Najtrudniejszą częścią będzie złapanie tego człowieka zanim będzie mógł wszcząć 

jakikolwiek  alarm  do  kogokolwiek.  Mają  telefony  komórkowe.  W  pobliżu  musi  być 
wieża. 

- Może musi meldować się co kilka godzin. 

Veso potrząsnął głową.  

background image

 

~ 25 ~ 

 

- To nie jest zmartwienie, dopóki nie będę musiał go zabić.  

- Nie pomoże nam, jeśli pracuje dla mistrza, prawda?  

-  Nie  będzie  miał  wyboru.  Wampir  mógł  już  przejąć  jego  umysł.  Ja  równie  łatwo 

mogę wejść do jego głowy. 

To ją zaniepokoiło. 

- Kontrola umysłu? 

Veso skinął głową. 

To sprawiło, że pomyślała o wszystkich kłótniach, jakie mieli. 

- Dziękuję, że nie zrobiłeś tego na mnie.  

- WampLykanie mają honor, Glendo. Nie zrobiłabym ci tego, chyba że nie miałbym 

wyboru. Życie lub śmierć – wyjaśnił. 

- Nadal to doceniam. 

Przełknął mocno, patrząc na nią.  

- Dostałaś też moją krew. Prawdopodobnie rozpłynęła się już w twoim krwiobiegu, 

ale jest możliwe, że to dało ci tymczasową odporność. Nie rób z tego wielkiej sprawy. – 
Wstał.  –  Potrzebuję  twojej  pomocy  do  wywabienia  człowieka  z  jego  chaty.  To  może 
być  niebezpieczne,  ale  będę  z  tobą,  tylko  nie  na  widoku.  Wiemy,  że  mistrz  chce  cię 
żywą i nietkniętą. To jest coś, co możemy wykorzystać na naszą korzyść.  

- Jestem przynętą, prawda? 

Uśmiechnął.  

- Tak. 

- Fantastyczne. – Wstała również. – Jednak zanim to zrobimy, czuję, że muszę coś 

powiedzieć.  

-  Nie  mamy  czasu  do  stracenia.  Słyszę  jak  burczy  twój  żołądek  i  drżysz.  –  Veso 

uniósł brodę. – Musimy znaleźć się w domu zanim zajdzie słońce i krwiopijcy zaczną 
polować. – Spojrzał jej w oczy. 

- A co, jeśli się mylisz, a ta osoba jest tylko facetem, który mieszka w lesie? 

- W takim razie, dziś wieczorem Wampiry włamią się do chaty w poszukiwaniu 

background image

 

~ 26 ~ 

 

jedzenia.  To  jest  lepsza  pozycja  obronna  niż  na  otwartej  przestrzeni.  Będziemy  mieć 
także  element  zaskoczenia,  ponieważ  WampLykanie  unikają  ludzi.  Nie  będą  się 
spodziewać,  że  to  zrobimy,  i  uwierzą,  że  po  prostu  atakują  człowieka.  Nie 
skrzywdziłbym niewinnego, Glendo.  

Nie mogła nic zarzucić temu, co powiedział, a ona była głodna. Myśl o możliwości 

spania w łóżku, a nie na ziemi, skłoniło ją do zgody na plan Veso. 

- Zróbmy to. I mam nadzieję, że w chacie jest gorąca woda. Zabiłabym za prysznic. 

Co chcesz, żebym zrobiła? 

Veso wstał. 

- Podprowadzę cię do chaty, a potem chcę, żebyś pozostała ukryta, policz powoli do 

stu, a potem biegnij do drzwi. Krzycz o pomoc, wołaj, że goni cię głodny niedźwiedź. 
Powinien od razu otworzyć ci drzwi. Kiedy to zrobi, odskocz szybko do tyłu, żebyś nie 
weszła mi w drogę.  

- Masz nadzieję, że cię nie zobaczy – domyśliła się. 

-  Nie  zobaczy.  Po  prostu  zejdź  z  drogi  jak  tylko  otworzą  się  drzwi.  Wycofaj  się  i 

odsuń. Rozumiesz? 

Skinęła głową.  

- Tak. 

- Chodźmy.  

Niepokój Glen rósł, gdy podążała za Veso przez las i  zatrzymali się przy polanie. 

Obok strumienia zbudowano małą chatę. W jej głowie odtworzyły się wszystkie rzeczy, 
które mogły pójść źle.  

Veso położył dłoń na jej ramieniu, stanął za nią i pochylił głowę. 

-  Pamiętaj,  licz  powoli  do  stu.  A  potem  biegnij  tak,  jakby  twoje  życie  zależało  od 

wejścia  do  tej  chaty.  Udawaj,  że  jestem  jakimś  obłąkanym  niedźwiedziem  z  łapami 
większymi niż twoja głowa i jestem tuż na twoim tyłku. Rozumiesz?  

- Jeśli to jest twoja wersja mowy motywacyjnej, to jesteś strasznym facetem. 

Zachichotał  i  cofnął  się.  Patrzyła  jak  okrąża  polanę,  kierując  się  na  tył  chaty. 

Zaczęła liczyć w głowie. Bicie jej serca przyspieszyło, obawiając się tego, co ją spotka, 
gdy  przebiegnie  przez  tę  polanę.  Jednak  mistrz  chciał  ją  żywą,  więc  jej  szanse  były 

background image

 

~ 27 ~ 

 

dobre,  że  nie  zostanie  skrzywdzona  przez  tego  kogoś  mieszkającego  w  chacie.  Jej 
najgorszym  lękiem  było  to,  że  może  tam  czekać  niespodzianka.  Veso  widział  tylko 
jedną osobę, ale to nie znaczyło, że więcej nie mogło ukrywać się w środku. 

Glen doszła do stu, wciągnęła gwałtownie powietrze i pobiegła do przodu. 

-  Pomocy!  –  Jej  stopy  bolały  trochę,  kiedy  biegła,  ale  zignorowała  to,  obrazując 

sobie goniącego ją Vlada. – Pomóż mi! On mnie zabije. – Dotarła do kabiny, wbiegła 
po pięciu schodkach  i  zaczęła  walić pięściami w  drzwiami,  ciężko  dysząc. –  Czy  ktoś 
tam jest? Niedźwiedź chce mnie zabić! Pomocy! 

Po  drugiej  stronie  odsunęła  się  zasuwa  i  cofnęła  się,  szybko  rozejrzała  się  po 

wąskim  ganku,  a  potem  spojrzała  z  powrotem  na  drzwi,  które  się  otworzyły. 
Mężczyzna,  który  je  otworzył,  miał  trzydzieści  kilka  lat,  był  ogolony  i  miał  ciemne 
włosy. Jego brązowe oczy były zaskoczone.  

Glen upadła na bok, udając, że mdleje, ale użyła ramion, by ochronić głowę i żebra.  

Ruch  na  dachu  chaty  przyciągnął  jej  uwagę  i  patrzyła  ze  zdumieniem  jak  Veso 

spada  z  góry  i  prawie  ląduje  na  człowieku,  który  wyszedł  na  ganek.  Ręka  Veso 
zacisnęła się wokół jego gardła i walnął nim mocno o framugę drzwi. 

Glen usiadła i patrzyła jak Veso staje nos w nos z nieznajomym. 

- Nie ruszaj się – zażądał Veso. 

Mężczyzna, którego trzymał, zupełnie znieruchomiał.  

- Jakie są twoje rozkazy? 

-  Znaleźć  kobietę,  nie  skrzywdzić  jej  i  strzelić  do  mężczyzny  strzałkami,  które  mi 

dano – oznajmił nieznajomy. – Natychmiast wezwać pomoc. 

- Dzwoniłeś do kogoś, kiedy usłyszałeś kobietę u twoich drzwi? 

- Nie. 

- Jesteś tu sam? 

- Tak. 

Glen  wstała  i  podeszła  bliżej,  żeby  zobaczyć  twarz  Veso.  Jego  oczy  nabrały 

jasnozłotego  koloru.  Spojrzał  na  nią  i  na  sekundę  zapomniała  jak  oddychać.  Podniósł 
rękę, blokując jej widok na niego.  

background image

 

~ 28 ~ 

 

-  Glendo,  odwróć  się.  –  Zawahała  się.  –  Chcesz,  żebym  ciebie  też  kontrolował? 

Zrób tak jak powiedziałem, teraz.  

Odwróciła się, ciekawa, ale ostrzeżona.  

- Odpowiedz na moje pytania. Kiedy ostatnio się meldowałeś?  

- Zrobiłem to, kiedy wróciłem do domu. 

- Kiedy powinieneś zrobić to ponownie? 

- Król Charles powiedział, żeby zadzwonić do niego, jeśli zobaczę lub usłyszę coś 

wieczorem. W przeciwnym razie muszę zadzwonić do niego rano,  żeby dać mu znać, 
kiedy ponownie rozpocznę poszukiwania.  

- Rozmawiasz z królem Charlesem czy kimś innym? 

-  Tylko  z  królem  Charlesem.  To  przyjemność  mu  służyć.  Muszę  postrzelić  cię 

strzałką i natychmiast do niego zadzwonić.  

-  Zapomnij  o  broni.  Chcę,  żebyś  spał,  dopóki  cie  nie  powiem,  żebyś  się  obudził. 

Zrób to teraz. 

Minęły długie sekundy i Glen obejrzała się. Veso zniknął, tak samo mężczyzna, a 

drzwi  chaty  były  szeroko  otwarte.  Weszła  za  nimi  do  środka,  gwałtownie  się 
zatrzymując.  Veso  rzucił  nieprzytomnego  mężczyznę  na  plecy  na  podłogę,  kilka 
kroków od drzwi i otwierał szafę po drugiej stronie pokoju. 

Rozejrzała  się  wkoło.  Chata  miała  otwartą  przestrzeń  mieszkalną  ze  strychem  z 

jednej strony. Kuchnia i łazienka były umieszczone pod nim. Mebli było mało i miały 
rustykalny  styl,  ściany  były  z  bali.  Wróciła  wzrokiem  do  leżącego  mężczyzny.  Nie 
ruszał się. 

- Czy z nim wszystko w porządku? 

Veso zamknął szafę, po czym podszedł do drabiny na strych. 

- Żyje i powinien pozostać nieprzytomny. Nie dotykaj go ani nie zbliżaj się, dopóki 

nie  znajdę  czegoś do  związania go.  Nie  jestem  pewien  jak  głęboko  zasadzono  w nim 
rozkazy.  Jest  możliwe,  że  może  się  przebudzić,  jeśli  w  jego  umyśle  naprawdę 
pomieszano.  

Glen trzymała się z dala od nieprzytomnego mężczyzny, cofając się. Odwróciła się, 

spojrzała na drzewa po drugiej stronie pustej przestrzeni, a potem zamknęła drzwi. 

background image

 

~ 29 ~ 

 

Zablokowała je na wypadek, gdyby ktoś pojawił się w chacie.  

Minutę  później  Veso  zszedł  po  drabinie,  z  pustymi  rękami.  Podszedł  do  plecaka 

leżącego na podłodze obok niej i opadł na kolana, a potem otworzył.  

- Powinienem był sprawdzić najpierw tutaj.  

Glen  zmarszczyła  brwi  na  widok  staroświeckich  kajdan,  jakie  Veso  wyjął.  Były 

pokaźnych rozmiarów z trzydziestocentymetrowym łańcuchem między nimi.  

- Co do diabła? 

-  Zgaduję,  że  dostał  je  od  Wampira.  Są  mocniejsze  niż  zwykle  kajdanki.  –  Veso 

obrócił się, przeszedł na kolanach do faceta leżącego na podłodze i przewrócił go. Zakuł 
jego nadgarstki za plecami. 

-  Wyglądają  na  trochę  zardzewiałe.  Może  powinniśmy  znaleźć  jakąś  linę  lub  coś 

podobnego.  

- Jeśli były wystarczająco dobre dla mnie, to są wystarczająco dobre dla niego. 

Glen otworzyła usta, a potem je zamknęła. Nie warto było się kłócić. Słyszała każde 

wymówione  słowo  i  Veso  miał  rację.  Mężczyzna  pracował  z  mistrzem.  Strzeliłby 
strzałką w Veso,  żeby  go powalić,  i oddałby  ją  do tej strasznej  kopalni,  gdyby  był  w 
stanie. 

- Umieram z głodu. 

- Najpierw prysznic. Jesteś przemarznięta.  

- Myślisz, że jest tu gorąca woda? 

- Prawdopodobnie. Ma panele słoneczne i szopę z tyłu. To znaczy, że jest generator 

i zbiornik na wodę. Sprawdzę naszą sytuację z bronią.  

Innymi  słowy,  chciał,  żeby  zeszła  mu  z  drogi.  Nie  narzekała.  Przynajmniej  tym 

razem nie kazał jej gotować jedzenia. 

Glen  ruszyła  w  stronę  łazienki,  wdzięczna,  że  chata  ma  prąd,  gdy  pstryknęła 

włącznik  i  zapaliło  się  światło.  Zamknęła  drzwi  i  zmarszczyła  brwi  na  prymitywną 
łazienkę.  Miała  prysznic  i  toaletę,  ale  bez  umywalki.  To  nie  miało  jednak  znaczenia, 
kiedy  włączyła  wodę  i  zaczekała  pół  minuty,  przesuwając  palce  pod  strumieniem. 
Zaczęła się nagrzewać.  

background image

 

~ 30 ~ 

 

- Tak! 

 

V

eso  nie  mógł  się  powstrzymać  od  uśmiechu,  gdy  usłyszał  jak  Glenda  mruczy  to 

jedno słowo. Był pewien, że w chacie będzie gorąca woda. Została zbudowana solidnie 
do  użytku  przez  cały  rok,  a  nie  tylko  jako  letnia  chata  myśliwska.  Zlokalizował  dwa 
pistolety  w  chacie, w  tym  strzelbę,  a  potem  wrócił  do  śpiącego  człowieka.  Przewrócił 
go na bok i ukląkł nisko, przysuwając się do niego. 

- Obudź się i spójrz na mnie – zażądał. 

Ludzkie  oczy  otworzyły  się  i  Veso  skupił  się,  naciskając  swoją  mocą  na  umysł 

mężczyzny. 

- Jakie były twoje dokładne rozkazy dotyczące kobiety? 

- Król Charles chce ją żywą i nietkniętą. Jest dla niego ważna.  

- Założę się, że tak. – Wciąż wkurzało go myślenie o planach mistrza dla Glendy. – 

Ilu jeszcze ludzi pracuje z tobą w ciągu dnia? 

- Jest nas ośmiu. 

- Ilu jest blisko? 

- Trzech.  

- Gdzie oni są? 

- Bob i Linda mają chatę ponad trzy kilometry poniżej strumienia, gdzie spotyka się 

z rzeką. Chuck jest jakieś sześć kilometrów na północ.  

- Opisz mi ich.  

Veso  słuchał,  zdając  sobie  sprawę,  że  żaden  z  mężczyzn  nie  jest  tym,  który 

zaatakował ich wcześniej nad rzeką. Człowiek zamilkł, patrząc na niego. 

- Czy ktokolwiek przychodzi tu w nocy? 

- Nie. Nie wolno nam wychodzić po zachodzie słońca, dopóki nie wzejdzie. Mamy 

ignorować  wszelkie  dźwięki,  chyba  że  myślimy,  że  to  ty  lub  kobieta.  Potem 
powinniśmy zadzwonić, ale musimy zostać w środku.  

background image

 

~ 31 ~ 

 

Było  tak  jak  myślał.  Mistrz  bał  się,  że  jego  żołnierze  zabiją  jego  ludzkich 

niewolników. 

- Jak dostajesz zapasy? 

- Idę do chaty Boba i Lindy i odbieram je. 

- Jak oni dostają zapasy? 

- Mają łódź.  

Nie to Veso chciał usłyszeć. 

- Masz samochód? Albo oni? 

-  Mam  motocykl  terenowy,  ale  brakuje  mi  paliwa.  Bob  jest  właścicielem  łodzi  i 

małej koparki. Chcą rozbudować swoją chatę. Linda jest w ciąży. 

Veso  poczuł  litość  do  ludzi.  To  nie  ich  wina,  że  pomagali  Wampirom.  Fakt,  że 

kobieta była w ciąży, pogorszał sytuację. Mistrz pozbędzie się ich, gdy już nie będzie 
miał z nich pożytku. 

- Śpij dalej i pozostań tak, dopóki nie powiem ci inaczej. Jesteś wyczerpany. 

Człowiek  zamknął  oczy,  jego  ciało  się  odprężyło.  Veso  chwycił  go,  podniósł  i 

podszedł do szafy. Otworzył drzwi, delikatnie położył człowieka w ciasnej przestrzeni i 
zostawił  go  w  środku.  Zamknął  go  i  zablokował  drzwi,  żeby  człowiek  nie  mógł  się 
wydostać. Potem podszedł do drzwi chaty.  

Glenda  zamknęła  je,  ale  nie  zauważyła  drugiego  sposobu  ich  zabezpieczenia. 

Podniósł dwa solidne pręty i wepchnął je w uchwyty po obu stronach ramy. Człowiek 
prawdopodobnie miał kilka wizyt niedźwiedzi, które próbowały wejść do jego chaty i 
dodał wzmocnienia, by je powstrzymać.  

Na  oknach  były  solidne  okiennice.  Pozamykał  je  i  zablokował  na  dole,  a  potem 

sprawdził poddasze. Nie miało okna. Niedźwiedzie musiały być dużym problemem w 
tej  okolicy,  skoro  człowiek  zastosował  takie  środki.  To  była  dobra  rzecz.  To  utrudni 
Wampirom włamanie do chaty i musieliby włożyć w to trochę wysiłku. Włączył światło 
na strychu, małą lampę, a potem zeskoczył na dół.  

Veso  spojrzał  na  zamknięte  drzwi  łazienki  i  ruszył  do  kuchni,  włączając  światło. 

Oboje  musieli  zjeść.  Człowiek  był  dobrze  zaopatrzony  w  puszki  z  jedzeniem.  Użył 

background image

 

~ 32 ~ 

 

pazura, żeby rozciąć dwie z nich i wrzucił gulasz do garnka. Skrzywił się na palnik na 
prąd i zorientował się jak go włączyć. Kuchnia była bardzo prosta i nie było lodówki. 

W łazience wyłączyła się woda i Veso uświadomił sobie, że Glenda nie ma ubrań, 

chyba że założy swoje wilgotne. Prawdopodobnie powinien wrócić na strych i przynieś 
jej  coś  do  ubrania,  ale  pozostał  tam,  gdzie  był,  mieszając  masę  mięsno-warzywną  w 
garnku.  Uśmiech  wygiął  mu  wargi.  Lubił  widzieć  ją  w  ręczniku.  Może  nawet  znów 
ukradnie go z jej ciała. 

Jego rozbawienie szybko zniknęło, gdy drzwi łazienki się otworzyły i wyszła tylko 

w  ręczniku.  Jej  skóra  była  różowa  od  ciepłej  wody,  jej  włosy  mokre,  a  widok  jej 
odsłoniętych kończyn i szczytów piersi wzbudził w nim całkiem nowy głód. Chciał ją. 
Jego fiut zesztywniał i rozlało się po nim pożądanie. 

Cholera. Pociąg nie zniknął. Nie mógł chcieć człowieka. 

-  Ten  prysznic  był  jak  niebo.  Jest  gorąca  woda.  Upewniłam  się,  że  zostawiłam 

trochę dla ciebie. Zakładam, że jest ograniczona, prawda? To znaczy, prawdopodobnie 
jest  naprawdę  mały  zbiornik  na  wodę  dla  tej  chaty.  Zajrzałam  do  szafek.  Żadnych 
nowych szczoteczek do zębów, ale ma nici dentystyczne i dużo pasty do zębów. Myślę, 
że wykonałam dobrą robotę czyszcząc zęby palcem. Nigdy więcej nie wezmę niczego 
za  pewnik.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Widziałeś  jakieś  ubrania  na  górze,  które  możemy 
pożyczyć?  

- Tak. 

Podeszła do drabiny, a potem zamarła. 

Veso  ponownie  zamieszał  w  garnku,  ale  nie  spuszczał  z  niej  wzroku.  Miała  taką 

wyglądającą  na  miękką  skórę.  Delikatną.  Zarówno  bladą  jak  i  różową,  tak  obcą  dla 
niego.  Kobiety  WampLykanów  były  raczej  opalone  i  były  naprawdę  umięśnione. 
Większe. Jego kutas nie przejmował się tym, że Glenda nie była jego normalnym typem 
i że była człowiekiem. 

-  Jakiś  problem?  –  Domyślił  się,  dlaczego  się  zatrzymała.  Musiała  puścić  swój 

uchwyt na ręczniku, żeby się wspiąć. Mógł rzeczywiście spaść i odsłonić dla jego oczu 
każdy jej centymetr. 

Spojrzała mu w oczy.  

- Um, może ja skończę gotować, a ty tam wejdziesz, żeby znaleźć mi coś czystego 

do noszenia? – Odwróciła się i zrobiła krok bliżej.  

background image

 

~ 33 ~ 

 

- Nie robiłbym tego, gdybym był tobą – ostrzegł. 

Zatrzymała się, jej brwi się wygięły. 

- Robić co? 

-  Podchodzić  do  mnie.  –  Spuścił  wzrok,  skupiając  się  na  szczytach  jej  piersi 

odsłoniętych nad krawędzią ręcznika. 

Cofnęła się o krok. 

- Nawet o tym nie myśl. Twoje oczy znów zmieniły kolor.  

Podniósł wzrok, by napotkać jej. 

- W takim razie nie chodź przy mnie prawie naga. 

-  W  łazience  nie  było  niczego  innego  do  założenia.  Nie  przechodźmy  przez  to 

jeszcze raz. Katastrofa, pamiętasz? 

- Jakbym mógł zapomnieć. – Oderwał wzrok, żeby spojrzeć na gulasz. – Wejdź tam 

i znajdź coś. Zrób to teraz. Nie będę patrzył.  

Kątem oka zobaczył ruch, który upewnił go, że podążyła za jego rozkazem. Chciał 

zerknąć, ale ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował,  to zaangażować się z nią bardziej niż 
już był. Krew, którą w nich wstrzyknęli, powinna już przestać działać. Jednak fakt, że 
wciąż czuł się do niej pociąg, irytował go. Gorzej, to go przeraziło. Co jeśli to nie tylko 
połączenie  krwi  ciągnęło  go  do  Glendy?  Co  jeśli  to  nie  było  uczucie,  które  minie  z 
czasem? 

- Cholera – warknął. 

- Bądź ostrożny. Oparzyłeś się? 

Spojrzał na sufit, zdolny wyśledzić ją po dźwiękach, gdy poruszała się po podłodze 

na strychu. 

- Po prostu załóż ubrania. Gulasz jest już ciepły, by jeść. Umieram z głodu. 

- Ja też. 

Ale znowu, chciał jej bardziej niż jedzenia. Jego gniew wzrósł. Nie mógł sparować 

się z cholernym człowiekiem.  

 

background image

 

~ 34 ~ 

 

ROZDZIAŁ 11 

 

Glen założyła za dużą koszulkę i bokserki. Reszta spodni, jakie znalazła, były albo 

brudne  albo  to  były  dżinsy,  które  nie  pasowały.  Właściciel  chaty  wydawał  się  mieć 
ograniczony  wybór  tego,  w  co  się  ubrać.  Zeszła  na  dół  po  drabinie  i  znalazła  Veso 
stawiającego  dwie  miski na małym stoliku.  Było  tylko  jedno krzesło,  ale  wskazał jej, 
żeby usiadła.  

- Dziękuję. 

- Ma tylko wodę i alkohol do picia. – Veso podwinął wargę. – Idę wziąć prysznic. 

Krzycz, jeśli słyszysz jak człowiek porusza się w szafie, rozumiesz? Nie konfrontuj się 
z nim sama ani nie usuwaj krzesła, którego użyłem, żeby go zamknąć. Jestem pewien, 
że będzie spał, ale wolałbym być bezpieczny niż żałować. Jego ręce są zabezpieczone 
za plecami, ale to nie czyni z niego mniejsze zagrożenie dla ciebie.  

- A co z twoim jedzeniem? 

-  Pospieszę  się  i  nie  zamknę  całkiem  drzwi,  więc  słyszę  cię,  jeśli  będziesz  mnie 

potrzebowała. – Opuścił małą kuchnię i wszedł do łazienki. 

Glen  usiadła  i  spojrzała  na  zawartość  miski.  Zwykle  nie  lubiła  gulaszu,  ale  głód 

sprawił, że zmieniła zdanie, więc podniosła łyżkę, podmuchała na nią i wzięła do ust. 
Zamknęła oczy, żując. Był trochę za gorący, ale nie zamierzała narzekać. Minęło dużo 
czasu i to biło na głowę śniadanie, które miała. 

Rozejrzała się po  chacie  i przypomniała sobie, że właściciel ma  komórkę.  Kusiło, 

żeby  ją  znaleźć  i  użyć.  Jednak  Veso  byłby  wkurzony,  a  ona  przypomniała  sobie  jak 
łatwo wydawał się przejąć umysł mężczyzny, którego schwytał i umieścił w szafie. Jego 
ostrzeżenie o tym, że gliniarze nie będą w stanie pomóc również odtworzyło się w jej 
głowie i wreszcie zrozumiała. Wampir może zrobić to samo policji, przejąć ich umysły i 
kontrolować ich.  

-  Cholera.  –  Skończyła  swoje  jedzenie  i  wstała,  biorąc  miskę  i  łyżkę  do  małego 

zlewu.  Już  miała  je  umyć,  ale  zamiast  tego  odłożyła.  Poczeka  aż  Veso  zje  i  umyje  je 
razem.  

Hałas wyciągnął ją z kuchni, akurat gdy Veso wyszedł z łazienki. Widok jego nagiej 

postaci  nie  znudził  się  jej.  Miał  najlepsze  ciało  i  nienawidziła  tego,  że  zauważyła 
wszystkie te mięśnie, gdy szybko go przeskanowała zanim ją złapie. Wpatrywał się w 

background image

 

~ 35 ~ 

 

drzwi,  jakby  chciał  się  upewnić,  że  nic  przy  nich  nie  grzebała.  Nie  zrobiła  tego. 
Odwrócił się trochę i jego spojrzenie spotkało się z jej.  

- Żadnych problemów? 

- Nie. 

-  Słońce  powinno  już  zajść  na  tyle,  żeby  Wampiry  i  żołnierze  mogli  wyruszyć  na 

poszukiwania.  

To była ponura rzecz do powiedzenia. 

- Będzie zabawa. 

Zmarszczył brwi, jego usta wykrzywiły się w dół. 

- Sarkazm nigdy nie jest atrakcyjny, Glendo.  

- A jak chciałeś, żebym zareagowała na to, że mi to powiedziałeś? Spleść ręce i się 

skulić? Płakać? Rozumiem, robi się ciemno. 

- To było ostrzeżenie. Oni mają cholernie dobry słuch. Kobiety nie powinno tu być. 

Prawdopodobnie najlepiej będzie, jeśli w ogóle nie będziemy rozmawiać.  

Podniosła rękę i zasalutowała. Kusiło ją, żeby zgiąć trzy palce i kciuk, i posłać mu 

inny rodzaj salutu, ale się oparła. Ale nawet to przyniosło jej niski pomruk i podszedł 
bliżej,  zatrzymując  się  niecały  krok  od  niej.  Musiała  odchylić  głowę  do  tyłu,  żeby 
spojrzeć mu w oczy. 

- Nie jestem w najlepszym nastroju. 

- Nie miałam pojęcia. 

W jego tęczówkach rozlał się jaśniejszy złoty kolor, przejmując brąz. Sposób, w jaki 

potrafił  to  zrobić,  wciąż  ją  zdumiewał.  Jego  emocje  wywoływały  fizyczną  reakcję  w 
jego oczach. 

- Co powiedziałem? 

- W nie najlepszym nastroju – powtórzyła. 

- Sarkazm. 

- Nie jest atrakcyjny.  

- Dokładnie. Idę na górę znaleźć coś do założenia.  

background image

 

~ 36 ~ 

 

- W porządku. 

Obszedł ją, ocierając się o nią ramieniem. Jego skóra była lekko wilgotna i bardzo 

ciepła,  gdy  się  dotknęli.  Odwróciła  głowę,  obserwując  go  jak  wspina  się  po  drabinie. 
Ręcznik owinięty wokół  jego pasa  nie spadł, ale napinał się na  jego tyłku za każdym 
razem, gdy podnosił nogi, przypominając jej, że ma go niezłego. Pojawiło się niewielkie 
poczucie winy, gdy dotarł na szczyt i zniknął z pola widzenia. Część niej żałowała, że 
nie widziała jak zgubił ten ręcznik. 

Stała twarzą do przodu, wpatrując się w drzwi i miała nadzieję, że nikt nie pojawi 

się w nocy. 

- To byłoby złe – wyszeptała. 

Na strychu skrzypnęło. 

- Co? 

Odwróciła się i znalazła Veso stojącego na szczycie strychu.  

- Nic. 

- W ogóle nie mów. Nie słuchasz.  

Zacisnęła  usta  i  weszła  do  kuchni,  schodząc  mu  z  oczu.  Na  blacie  stał  dzbanek 

przegotowanej wody. Znalazła szklankę i nalała trochę, wypijając wszystko. Jak dobrze, 
że była zmęczona. Sen brzmiał dobrze. Podeszła do kanapy i usiadła. Wzdrygnęła się, 
gdy uniosła nogi, przypominając sobie, że jej uda były wrażliwe. Podniosła jedną nogę, 
pochyliła  się  i  zobaczyła  zaczerwienienie  tam,  gdzie  jej  mokra  odzież  podrażniła  ją 
podczas  jazdy  na  grzbiecie  Veso.  Lekkie  otarcia  znikną.  Nie  krwawiły.  Mogło  być 
gorzej. 

Cichy odgłos zwrócił jej uwagę i wyprostowała się, zerkając przez oparcie kanapy. 

Veso  założył  kolejną  parę  bokserek.  Wyglądały  na  trochę  obcisłe  na  jego  biodrach  i 
mogła wyraźnie zobaczyć zarys jego penisa. Obróciła głowę, wpatrując się w kominek 
zamiast  w  niego.  Palenisko  było  na  drewno,  ale  kominek  był  zbudowany  z  małych 
kamieni i czegoś, co wyglądało jak cement. 

Veso  jadł.  Było  tak  cicho,  że  słyszała  cichy  brzęk  za  każdym  razem,  gdy  łyżką 

dotknął  miski.  Ciemny  pokój  zaczął  ją  niepokoić.  Była  w  dziwnym  miejscu  i  nie 
potrzebowała,  żeby  Veso  przypominał  jej  o  tym,  co  mogło  być  na  zewnątrz  chaty. 
Spędziła  tyle  czasu,  zamknięta  w  tamtej  kopalni,  że  prawdopodobnie  już  nigdy  nie 

background image

 

~ 37 ~ 

 

będzie czuła się bezpiecznie w nocy, teraz, gdy wiedziała, co może przedrzeć się przez 
drzwi. Porwanie przemknęło przez jej pamięć. 

- Albo wejść przez okna – mruknęła pod nosem. 

- Są zamknięte żaluzjami z kratami na nich. 

Miękki głos Veso przestraszył ją i przyglądała się jak zajmuje miejsce kilka kroków 

od niej. 

- Nie robisz hałasu, kiedy się poruszasz? – Uświadomiła sobie, że przycisnęła rękę 

do swojej piersi. Napędził jej niezłego stracha. 

- Sądziłem, że mówisz do mnie. – Odwrócił się lekko, patrząc na nią. 

- Czasami rozmawiam sama ze sobą. To był jeden z tych razów.  

- Nie powinnaś wydawać żadnych odgłosów. 

- Prawie szeptamy. 

- A Wampir to usłyszy. 

- Denerwuję się – przyznała. 

- Albo nas zaatakują, albo nie. 

Poprawiła swoje ciało, by obrócić się do niego, i przez to otarła się częścią uda o 

szorstki materiał kanapy. Wzdrygnęła się na lekki ból. Veso pochylił się bliżej. 

- Co się dzieje? 

- Nic. 

- Nie okłamuj mnie. Jesteś ranna? – Pociągnął nosem. – Nie czuję krwi. 

- Jestem tylko trochę podrażniona.  

- Twoje mięśnie? 

-  Moje  ubrania  były  mokre  i  ocierały  się  o  moją  skórę.  Nie  jest  źle.  Bardziej  jak 

wysypka.  

- Daj mi zobaczyć. 

-  Nie  ma  mowy.  –  Wsunęła  się  głębiej  na  kanapę.  –  To  stało  się  tylko  po 

wewnętrznej stronie ud. Tam właśnie ocieraliśmy się najbardziej.  

background image

 

~ 38 ~ 

 

Odwrócił głowę, wpatrując się w drzwi. To ją przestraszyło i spięła się. Możliwe, że 

usłyszał coś, czego ona nie mogła, na przykład Wampira. 

Minęły długie sekundy i wstał. Rozejrzała się za bronią, za czymkolwiek do użycia, 

gdyby ktoś wykopał drzwi. Veso podszedł do kominka i chwycił za gzyms kominka. Po 
prostu tam stał. 

Glen  spojrzała  między  nim  i  drzwiami.  Minęło  więcej  czasu  i  wreszcie  się 

odprężyła.  

- Co robisz? – wyszeptała tak cicho jak tylko mogła. 

- Nie pytaj – wychrypiał. 

- Okej. – Zmarszczyła brwi. 

W  końcu  puścił  się  kominka  i  odwrócił.  Jego  twarz  znalazła  się  w  świetle 

pochodzącym  z  drugiej  strony  chaty,  a  ponury  wyraz  jego  twarzy  nie  wróżył  dobrze, 
gdy zwarł się z nią spojrzeniem. Jego oczy znów były bardziej złote niż brązowe, także 
niezbyt  dobry  znak.  Zrozumiała  to  po  spędzeniu  z  nim  tak  długiego  czasu.  Podszedł 
kilka kroków bliżej i zatrzymał się. 

- Ludzie łatwo dostają infekcji. Pozwól mi zobaczyć twoje przeklęte uda. 

- Powiedziałam ci, że to nic takiego. 

-  Nie  potrzebujemy  cię  chorej.  Pomyślałem,  że  do  jutra  wieczora  dotrzemy  na 

terytorium WampLykanów, jeśli znowu na mnie pojedziesz. To oznacza, że musisz być 
na tyle zdrowa, żeby trzymać się mnie i nie cierpieć. Daj mi zobaczyć. Jestem w stanie 
cię uleczyć.  

- Jak? 

- Moją krwią.  

Pokręciła głową i skrzywiła się. 

-  Nie,  dziękuję.  Żadnych  więcej  zastrzyków  dla  mnie  i  nie  wypiję  twojej  krwi.  – 

Wstała. – Idę spać. Nie masz nic przeciwko, że wezmę łóżko?  

- Glenda. – Zmarszczył brwi. 

-  Dobranoc.  –  Uciekła  za  kanapę  i  wspięła  się  po  drabinie  na  strych.  Lampa  nie 

dawała zbyt wiele światła, ale chciała mieć ją włączoną. W ten sposób, jeśli cokolwiek 

background image

 

~ 39 ~ 

 

spróbuje się włamać, nie będzie w ciemności. Miała tego dość. 

Łóżko nie było duże, ale była mile zaskoczona, kiedy się położyła. Było wygodne i 

ugięło się trochę, i nie było zbyt twarde. Było o wiele lepsze niż spanie na ziemi lub na 
tym okropnym łóżku, które Wampiry dały jej w kopalni. Położyła się na boku, zwinęła 
w kłębek i zamknęła oczy. 

Miała nadzieję, że jutro wieczorem dotrą tam, gdzie mieszkał Veso. I będzie mogła 

wrócić do domu. I co wtedy? Cholera.  

Zostanie  sama.  Jej  życie  będzie  musiało  się  zmienić.  Musi  natychmiast  się 

przeprowadzić.  Wampiry  już  raz  zabrały  ją  z  jej  mieszkania,  więc  wiedziały,  gdzie 
mieszka. Na koncie oszczędnościowym nie było dużo pieniędzy, ale miała dobry debet. 
Mogła  wziąć  pożyczkę  i  użyć  swoich  kart  kredytowych,  żeby  zdobyć  nowe  miejsce. 
Prawdopodobnie  złym  pomysłem  będzie  również  powiadomienie  o  tym  w  jej  pracy. 
Mogliby kontrolować ludzi, więc nie będzie bezpieczna nawet w ciągu dnia. 

To także oznaczało pożegnanie z Veso. 

Napięcie wypełniło jej klatkę piersiową i musiała zmusić się do oddychania. Może 

będzie się cieszył, że się jej pozbył, ale ona będzie za nim tęsknić. 

 

V

eso krążył po małej przestrzeni salonu, jego wzrok uciekał na strych. Martwiło go, 

że  Glenda  nie  pozwoliła  mu  zobaczyć  swoich  obrażeń.  Było  możliwe,  że  kłamała  na 
temat ich rozmiarów. Nie wyczuł krwi i nie wydawała się cierpieć, kiedy rzuciła się do 
ucieczki przed nim.  

Miał  dużo  na  głowie.  Najpierw  jednak  musiał  skontaktować  się  z  ojcem.  Nie 

pamiętał numeru jego telefonu. Nowoczesna technologia nie zawsze była dobrą rzeczą, 
łatwość  nawiązywania  połączeń  przez  elektronikę  przechowującą  informacje  za 
dotknięciem.  Musiał  zadzwonić  do  domu.  Davis  przekaże  wiadomość  albo  poda  mu 
numer do ojca. 

Podszedł do plecaka, ale zatrzymał się. Jego ojciec tu przybędzie. Poprosi Lavosa, 

Garsona  i  Kara,  żeby  dołączyli  do  niego,  bo  wątpił,  żeby  ojciec  czekał  do  rana.  Ich 
grupa  zdejmie  każdego  Wampira,  który  spróbuje  ich  powstrzymać,  i  pojawią  się  w 
ciągu kilku godzin. To oznaczało pomoc – ale także koniec jego czasu z Glendą sam na 
sam. 

background image

 

~ 40 ~ 

 

Zagryzł  wargę.  Jego  ojciec  spróbuje  namówić  go,  żeby  odesłał  ją  z  powrotem  do 

ludzkiego świata, pomimo niebezpieczeństwa, w jakim to ją postawi.  

Wznowił  chodzenie,  walcząc  z  myślami  w  swojej  głowie.  Glenda  będzie 

bezpieczniejsza,  jeśli  będzie  miał  wsparcie  ojca  i  przyjaciół.  Ale  nie  ma  mowy,  żeby 
pozwolił jej wrócić do Oregonu. Mistrz wyśle po nią swoje gniazdo i ponownie zostanie 
złapana.  Jak  tylko  rozejdzie  się  plotka,  że  porwał  Veso,  inne  klany  będą  w  stanie 
alarmu, ich członkowie ostrzeżeni. A to będzie oznaczać, że ten szalony drań spróbuje 
rozmnożyć ją z Lykaninem.  

Nie pozwoli na to. 

Przestał chodzić, wpatrując się w strych. Jego ojciec i przyjaciele spróbują namówić 

go, żeby pozwolił Glendzie odejść. Nie byłaby bezpieczna w jego klanie. Niektórzy z 
nich naprawdę nienawidzili ludzi. Nabby i jego przyjaciele wezmą ją na cel, zmuszając 
Veso od walki z nimi, by ją bronić, a oni raczej nie mieli honoru. Zaatakują go w małej 
grupie zamiast jeden na jednego.  

Cholera cholera cholera! Nie był pewien, co robić, więc odłożył wykonanie telefonu 

i szukania pomocy w powrocie do domu. Lepiej było skupić się na nadchodzącej nocy. 
Więc jako pierwsze należało zająć się obrażeniami Glendy. 

Podszedł do drabiny i wspiął się po niej. Będzie z nim walczyła, ale miał to gdzieś. 

Do tego, niepokoiło go, że może cierpieć.  

Leżała na boku, gdy podszedł do łóżka. Otworzyła oczy i zapatrzyła się w niego. 

- Czy ktoś jest na zewnątrz? 

- Nie, ale mogą być. – Mówił tak cicho jak ona. – Musisz być bardzo cicho.  

-  Próbowałam  spać,  dopóki  tu  nie  przyszedłeś.  Powiedziałeś  mi,  żebym  nic  nie 

mówiła. 

- Pokaż mi swoje obrażenia. 

Jej usta się rozchyliły.  

- Właśnie przypomniałem ci, dlaczego nie możesz się ze mną kłócić – powiedział. – 

Ludzie  łatwo  dostają  infekcje,  więc  teraz  już  nie  proszę.  Rozkazuję.  Pokaż  mi,  gdzie 
jesteś obolała.  

Zmrużyła oczy i zacisnęła usta. Nie poruszyła się. 

background image

 

~ 41 ~ 

 

Usiadł na skraju łóżka, obrócił się i ściągnął koc, którym nakryła nogi. Spodziewał 

się,  że  go  uderzy,  a  przynajmniej  spróbuje  się  odtoczyć.  Ale  tylko  patrzyła  na  niego 
groźnie. 

- Gdzie? 

- Już dobra – sapnęła.  

Przeturlała się na plecy i podsunęła się trochę wyżej na łóżku, przekręcając  głowę 

bardziej  na  drugą  stronę.  Siedział  nieruchomo,  obserwując  jak  chwyta  za  nogawki 
bokserek  i  podciąga  je,  rozchylając  lekko  nogi,  żeby  odsłonić  wewnętrzną  stronę 
swoich ud. Spojrzał w dół, widząc czerwoną, delikatną skórę. 

Przełknął mocno. Miała seksowne uda i zmarszczony materiał nakrywał jej płeć, ale 

niewiele więcej. Dolne krawędzie jej tyłka były obnażone. 

- Szczęśliwy? Mówiłam ci, że wszystko w porządku. 

Odwrócił się do niej bardziej i delikatnie chwycił jej kolana. Rozepchnął szerzej jej 

nogi  i  pochylił  się,  chcąc  lepiej  widzieć.  Nie  było  ran,  ale  skóra  wyglądała  na  trochę 
zaognioną. 

- Mogę to uleczyć.  

- Przejdzie.  

Podniósł wzrok. 

- Nie uderzam do ciebie. 

-  Miałam  na  myśli,  że  będzie  dobrze.  Nie  chcę,  żebyś  zmuszał  mnie  do  wypicia 

twojej krwi. 

- Nie musisz.  

Puścił  ją,  zsunął  się  z  łóżka  i  uklęknął,  ustawiając  się  przodem  do  niej.  Sięgnął, 

obiema  rękami  chwycił  ją  za  kolana  i  przyciągnął  do  siebie.  Sapnęła  cicho,  ale  nie 
walczyła, gdy postawił jej nogi po obu swoich bokach i manewrował nią tak, żeby jej 
kolana były zgięte. Rozszerzył jej uda i usadowił się wygodnie.  

- Co robisz? – Wpatrywała się w jego pierś, ale podniosła głowę, by zerknąć niżej, 

na jego pas. 

- Nie pieprzę cię, jeśli o to się martwisz. Wiem, że pozycja jest intymna, ale trzymaj 

background image

 

~ 42 ~ 

 

uda rozchylone.  

- Co zamierzasz zrobić, Veso? 

Puścił jej nogi.  

-  Trzymaj  materiał,  żeby  mi  nie  przeszkadzał.  Ugryzę  mój  język  i  poliżę  obolałe 

miejsca. Szybko się uleczą. Nie ruszaj się, Glendo. 

- Katastrofa – mruknęła, ale odrzuciła głowę do tyłu, zamykając oczy. – Tylko ci o 

tym przypominam. To naprawdę zły pomysł.  

Zgodził się, ale pozwolił wysunąć się kłom. Nietrudno było to zrobić, patrząc na jej 

uda  i  jak  jej  nogi  rozsunęły  się  przed  nim.  Jego  kutas  stwardniał,  ale  próbował  go 
ignorować.  Przygryzł  czubek  języka,  ból  był  mile  widzianym  rozproszeniem. 
Miedziany  smak  zapewnił  go,  że  krwawi.  Położył  ręce  na  jej  nogach  tuż  nad  jej 
kolanami  na  wypadek,  gdyby  próbowała  uciec  od  niego  i  pochylił  się  do  przodu, 
otwierając usta. 

Zaczął lizać jej skórę, przesuwając językiem wyżej. Glenda wciągnęła ostry oddech, 

ale leżała pod nim nieruchomo. Podobał mu się smak jej skóry, tak samo jak miękkość 
pod jego językiem. Odsunął się trochę, polizał ten sam obszar i przesunął jedną rękę, by 
przy pomocy kciuka oczyścić czerwonawą ślinę. Jej skóra leczyła się na jego oczach.  

- To mrowi. 

-  Działa.  Rozluźnij  się.  –  Ponownie  ugryzł  się  w  język  i  zaczął  lizać  drugą  nogę, 

wspinając się wysoko po udzie, by zająć się wszystkimi zaczerwienionymi obszarami. 
To ustawiło jego nos tuż przy jej płci. Materiał bokserek nie był zbytnią barierą. Jego 
kutas stwardniał jeszcze bardziej. 

Skup się, rozkazał sobie. Trudno było to zrobić, kiedy wszystko, co naprawdę chciał 

zrobić, to zerwać te bokserki i przyłożyć usta do jej płci. Zapragnęłaby go  tak bardzo 
jak on pragnął ją, gdyby tylko mógł uzyskać dostęp do jej łechtaczki. 

Upewnił się, że polizał całą skórę, która wyglądała na obolałą, odsunął się i znowu 

oczyścił  ręką,  obserwując  jak  się  leczy.  Idealna,  blada  skóra  była  jego  nagrodą. 
Wszystkie  podrażnienia  i  zaczerwienienia  szybko  znikały.  Spojrzał  na  nią,  kiedy 
podniosła głowę, ich spojrzenia się zwarły.  

- Zadziałało? 

- Tak. – Jego głos wyszedł bardzo głęboki. Odchrząknął. – Teraz już nie będziesz 

background image

 

~ 43 ~ 

 

czuła bólu.  

- Dobrze. 

- Co to znaczy? 

- Nic. Prawdopodobnie powinniśmy się przespać. 

- Tak. – Jego spojrzenie opadło na jej uda. 

- Um, Veso? 

- Co? – Pozwolił swojej ręce pieścić jej skórę. Była taka miękka. 

- Co teraz robisz? 

- Chcę cię. 

- To nie zadziała. 

- Nie obchodzi mnie to. – Wyprostował się i chwycił ją pod kolanami, szarpiąc ją w 

dół  łóżka  tak,  że  jej  nogi  otaczały  jego  biodra.  Potem  znów  się  pochylił, 
przygważdżając  ją  pod  sobą,  podpierając  się  ramionami  obok  niej.  Uwięził  jej  głowę 
między swoimi rękami i sięgnął do jej ust. 

Sapnęła,  kiedy  ją  pocałował,  dając  mu  szansę  zagłębienia  się  w  jej  wnętrze. 

Smakowała jak miętowa świeżość, co wskazywało na pastę do zębów, którą zostawiła 
w łazience, i której też użył. Chwyciła go za ramiona i spodziewał się,  że rzuci się na 
niego  z  paznokciami,  że  będzie walczyła, ale  ona  tylko  przylgnęła… i  pocałowała  go. 
Potem jej nogi uniosły się i owinęły wokół jego bioder. 

Wypchnął miednicę do przodu, pocierając sztywnym fiutem o jej cipkę.  

Jej jęki ponaglały go, chociaż tego nie potrzebował. Przycisnęła swoją płeć do jego i 

warknął, odrywając usta, by mógł spojrzeć jej w oczy.  

- Powiedz tak. 

- Ja… 

- Nie wiem, ile mamy jeszcze wspólnego czasu. To może być nasza ostatnia noc.  

Oblizała wargi i skinęła głową. 

- Zdejmij ubranie. – Podniósł się i odsunął, kiedy go puściła. Ściągnął swoje szorty i 

obserwował jak walczy z koszulą. Jej piersi były dla niego idealne. Nie za duże ani nie 

background image

 

~ 44 ~ 

 

za  małe.  Jej  sutki  były  zroszone  i  napięte.  Chciał  się  nimi  bawić,  ale  zamiast  tego 
zahaczył  palce  za  gumkę  jej  bokserek  i  pociągnął  w  dół.  Pomogła  podnosząc  biodra. 
Rzucił je przez pokój. Przefrunęły przez krawędź strychu i zniknęli poniżej. 

Rzucił się, przygniatając ją do łóżka i biorąc w posiadanie jej usta. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

 

~ 45 ~ 

 

ROZDZIAŁ 12 

 

Glen  nie  mogła  myśleć.  Ciało  Veso  przycisnęło  ją  do  materaca,  jego  skóra  była 

gorąca  i  napięta.  Przesunęła  rękami  po  jego  ramionach  i  owinęła  je  wokół  jego  szyi, 
ściskając  jego  plecy.  Miał  kły.  Jej  język  otarł  się  o  nie,  ale  nie  dbała  o  to.  Jej  ciało 
płonęło  i  bolało  wszędzie.  Nic  się  nie  liczyło  oprócz  niego.  Ani  fakt,  że  nie  był 
człowiekiem, ani że prawdopodobnie później złamie jej serce. 

Sięgnął między nich, kciukiem pocierając jej łechtaczkę. Przekręciła głowę od jego 

ust, by jęknąć głośniej. Zatrzymał się, przesunął kciuk niżej i poczuł, jaka jest mokra. 
Podniósł się i zabrał rękę. Podciągnęła nogi wyżej na jego pas, przyciągając go bliżej. 
Jego  biodra  wypchnęły  się  do  przodu  i  szarpnęła  się  gorączkowo,  gdy  jego  kutas 
przycisnął się do wejścia jej cipki. Był duży i chciała go w sobie. 

Warknął, zwierzęcym dźwiękiem, i jedną dłoń zakręcił w jej włosach, zabierając je 

ze  swojej  drogi.  Jego  usta  odnalazły  jej  gardło,  a  ona  wygięła  się,  dając  mu  pełen 
dostęp. Możliwe, że ją ugryzie, ale była gotowa zaryzykować. Chodziło tu o potrzebę i 
pragnienie Veso. 

Wszedł w nią powoli. Wciągnęła ostry wdech, gdy się zatrzymał. 

- Odpręż się. Cholera, jesteś ciasna.  

- Jesteś gruby. 

Wepchnął się głębiej, wycofał się trochę, po czym ruszył naprzód, zmuszając ją do 

wzięcia  go  całego.  Zamknęła  oczy  i  wbiła  w  niego  paznokcie.  Był  duży  i  niezwykle 
twardy.  Poprawił  swoje  ciało  na  jej,  jedna  z  jego  wielkich  dłoni  chwyciła  jej  tyłek  i 
podniosła ją trochę z materaca. Zaczął powoli się poruszać, wydawać warczące odgłosy 
z gardła. Jego pierś wibrowała przy jej. 

Wbijał  się  głębiej,  pompował  szybciej  i  przyciskał  mocno  swoją  miednicę  do  jej 

łechtaczki, zmuszając jej nogi do szerszego rozstawienia. Glen jęczała głośniej, bliska 
orgazmu. Rozległ się jakiś dźwięk, ale zignorowała to. Wszystko, co istniało, to Veso i 
przyjemność.  Poruszał  się  nad  nią  szybciej,  jego  tors  ocierał  się  i  wibrował  przy  jej 
piersiach.  Znów  pociągnął  za  jej  włosy,  zmuszając  ją  do  odwrócenia  twarzy  w  jego 
stronę. Nakrył jej usta, ale nie pocałował jej, prawdopodobnie próbując stłumić niektóre 
dźwięki, jakie wydawała.  

background image

 

~ 46 ~ 

 

Wybuchła  ekstaza  i  krzyknęła.  Nadal  szybko  ją  pieprzył,  przeciągając  to,  a  potem 

napiął się nad nią, nieruchomiejąc. Jedno uderzenie serca później poruszył się powoli, 
jęcząc. Czuła go w sobie, dochodzącego. Znowu  zamarł i odsunął od niej swoje usta. 
Oboje dyszeli i czuła jak pod jej rękami na jego plecach odprężają się mięśnie. 

Glenda  otworzyła  oczy  i  zobaczyła,  że  się  jej  przygląda.  Jego  oczy  świeciły  tym 

pięknym złotym kolorem. Zapomniała się bać, że spróbuje kontrolować jej umysł, i że 
jest tak różny od niej. Nakryła jego policzek. 

Zamrugał, zerknął na jej usta, a potem zaskoczył ją, opuszczając głowę i muskając 

jej wargi swoimi. Zatrzymał się, kiedy otworzyła usta, by pogłębić pocałunek. Odsunął 
się i znów na nią spojrzał, z dziwnym wyrazem na twarzy. 

-  Co?  –  Prawie  bała  się  zapytać.  Już  mógł  żałować  tego,  co  zrobili,  a  to  będzie 

bolało. Nie, żeby przyznała się do tego. 

- Rozciąłem ci usta, kiedy się całowaliśmy. 

- Nie boli. 

- Nie będzie. Ja też się przeciąłem. Uzdrowiłem cię tak szybko jak spowodowałem 

obrażenie.  

- W porządku. Nie szkodzi.  

Jego  usta  wygięły  się  w  górę  i  uśmiechnął  się.  Jeszcze  raz  zobaczyła,  jaki  jest 

przystojny. Ale jego następne słowa były dla nich ponurym przypomnieniem.  

- Wymieniliśmy więcej krwi. 

- Nie mogło być jej dużo. Nie czułam krwi.  

- Albo nie zauważyłaś. Byłem rozproszony i ty też. Dobrze  wyszedł nam ten seks. 

Jesteś trochę ciasna, ale dopasujesz się do mojego ciała im częściej będziemy to robili.  

- Kto powiedział, że jeszcze kiedyś to zrobimy? 

- Zrobimy. – Odwrócił lekko twarz, przyciskając mocniej policzek do jej dłoni. To 

było słodkie, takie niepodobne do niego, jakby lubił jej dotyk i nie zamierzał ukrywać 
tego faktu. – Wiem, że spałaś z ludźmi z małymi kutasami. 

Glen  nie  wiedziała,  czy  powinna  go  trzepnąć  czy  się  roześmiać.  Zadowoliła  się 

czymś pośrednim. 

background image

 

~ 47 ~ 

 

- Jesteś okropny. 

- Jestem szczery. 

Czuła ciepło rozlewające się z jej szyi na twarz. 

- Nie wiesz tego na pewno. 

-  Wiem.  Twoje  ciało  początkowo  stawiało  mi  opór,  ponieważ  nigdy  nie  miałaś 

nikogo o moim rozmiarze. 

- Cóż, cały jesteś nienormalnie duży. 

-  Prawda.  Jestem  WampLykaninem.  –  Odwinął  z  ręki  jej  włosy  i  pogłaskał  je, 

rozkładając je palcami na łóżku. 

Przestali  rozmawiać,  ale  nie  podniósł  się  ani  nie  wysunął  z  niej.  Trzymał  ją 

przygniecioną pod sobą, ich ciała były intymnie połączone, gdy bawił się jej włosami. 
Wydawał się być tym bardzo zainteresowany, bo nie patrzył już w jej oczy. Pogłaskała 
jego policzek. 

- Veso? 

- Co? 

- O czym myślisz? 

Jego ręka znieruchomiała. 

- Rozmyślam o tym, co robić. 

- Powinniśmy się przespać. 

Wtedy spojrzał na nią, jego oczy były mniej jasne i bardziej brązowe niż złote.  

- W tej chwili walczę między logiką i instynktem. Nie zdecydowałem, co powinno 

wygrać.  

- Nie rozumiem. 

- Wiem. Szamotałabyś się, żeby wydostać się spode mnie, gdybyś wiedziała.  

- Co to znaczy? 

- Logika mówi mi, jakie to byłoby złe, żeby wziąć cię na moją partnerkę. Mój klan 

nienawidzi  ludzi.  Nie  wiem  jak  dobrze  mógłbym  cię  tam  chronić,  więc  musielibyśmy 

background image

 

~ 48 ~ 

 

uciec  do  innego  klanu.  Mogą  nas  nie  powitać  miło  z  powodu  tego,  kim  jest  mój 
przywódca  klanu.  Instynkty  każą  mi  cię  ugryźć,  ponieważ  jesteś  moją  partnerką,  i 
wypić więcej twojej krwi. Musisz też wypić mojej. Jestem pewien, że będziesz walczyła 
ze mną w tej sprawie, ale właśnie tak tworzy się partnerska więź. A ja żądałbym z tobą 
głębokiej więzi, gdybym wziął cię na moją partnerkę. Nie wierzę, że pewnego dnia nie 
uciekniesz ode mnie. Ludzie mają okropną historię nielojalności. 

Glen zdecydowała, że chce go uderzyć, ale oparła się. Jego słowa bolały głęboko. 

Przyznał, że wierzy, że jest jego partnerką, ale jasno dał do zrozumienia, że  nie myśli 
dobrze  o  jej  rodzaju.  Mogła  pogodzić  się  z  ich  różnicami,  ale  dla  niego  to  wciąż  był 
duży problem. Znalazł sposób na obrażenie jej i zranienie jej uczuć, ale w tym samym 
czasie schlebiał jej. 

-  Nie  chcę  być  twoją  partnerką,  więc  przestań  o  tym  myśleć.  Naprawdę  jesteś 

strasznie uprzedzony i w tej chwili jesteś kretynem.  

- Jak to? 

- Jestem człowiekiem. 

- Jestem bardziej niż świadomy twoich wad. 

Jego słowa były kolejnym słownym ciosem. Była wystarczająco dobra, by uprawiać 

z nią seks, ale nie żeby się związać.  

- Spadaj. 

Skrzywił się. 

Ona też mogła zaprzeczyć temu, co właśnie zrobili, jeśli chciał zachowywać się w 

ten sposób.  

- Właśnie uprawialiśmy seks. To wszystko. Oboje jesteśmy zestresowani po całym 

tym  gównie,  przez  które  przeszliśmy.  Pociągamy  się  nawzajem,  więc  to  musiało  się 
wydarzyć. Żadna wielka sprawa. Nie wspominając, że właśnie się poznaliśmy. To nie 
jest  czas  na  podejmowanie  życiowych  decyzji.  Jesteśmy  zarówno  wyczerpani  jak  i 
rozstrojeni.  

- To było coś więcej niż seks. 

To trochę ukoiło ból, ale niewiele. 

- Żałowałbyś, że sparowałeś się ze mną, Veso. – Niewielka część jej nienawidziła to 

background image

 

~ 49 ~ 

 

powiedzieć;  już  się  w  nim  zakochała.  Ale  to  prawdopodobnie  była  prawda.  Pewnego 
dnia znienawidzi ją, nie będąc w stanie znieść tego, że jest człowiekiem. – Pochodzimy 
z dwóch różnych światów. I to będzie katastrofa, pamiętasz? 

- Owszem.  

-  Przeżyjemy  te  głupie,  polujące  na  nas  Wampiry,  dotrzemy  do  bezpiecznego 

miejsca  i  potem  nasze  życie  powróci  do  normy.  Uprawialiśmy  seks,  ponieważ  mamy 
tylko siebie. To wszystko. – Powtarzaj to. Może pewnego dnia nawet w to uwierzy, jeśli 
wciąż będzie to sobie powtarzać.  

Uśmiechnął się. 

- Mały ludzki kłamca. 

Miała dumę. Może czuł się zraniony, bo nie płakała, błagając go o sparowanie się z 

kimś, kogo uważał za wadliwego i słabego. Miał kompleks wyższości. Nie zamierzała 
do tego dodawać.  

- Wszystko, co powiedziałam, to prawda. Jaka części nią nie jest? 

- Nie pieprzyłbym każdego człowieka. Znaczysz coś dla mnie, Glendo. I pociągam 

cię tak samo jak ty pociągasz mnie.  

Niech cię szlag, Veso. Przestań mówić takie rzeczy. To tylko bardziej boli. Czy on 

próbuje mnie złamać? Zobaczyć, czy może zmusić mnie do płaczu? Odmawiam. 

- To był tylko seks. To nic nie znaczy.  

Zachichotał. 

- Kłamca. 

Spojrzała  na  jego  ciało.  Miał  je  naprawdę  świetne.  Mnóstwo  kobiet  poszłoby  do 

łóżka z facetami o jego wyglądzie, tylko po to, by uprawiać przygodny seks. 

- Jesteś umięśniony i naprawdę gorący. Wyglądasz jak zwykły facet. To wszystko. 

Zapomniałam, kim jesteś.  

-  Kolejne  kłamstwo.  Jechałaś  na  moich  plecach  po  tym  jak  się  zmieniłem.  To  nie 

jest coś, o czym byś zapomniała, nawet w pożądaniu. A mimo to rozebrałaś się dla mnie 
i  przyjęłaś  mnie  w  swoim  ciele.  –  Podniósł  górną  część  ciała,  ale  nie  puścił  jej  tyłka, 
przytrzymując ją w miejscu z mocno wciśniętymi biodrami między jej udami. Położył 

background image

 

~ 50 ~ 

 

wolną  rękę  na  jej  brzuchu.  –  Moje  plemniki  mogą  właśnie  naruszać  jedno  z  twoich 
jajeczek i zaszczepić moje dziecko wewnątrz ciebie. Powinniśmy się sparować. 

Ciąża?  Glen  wzdrygnęła  się  na  tę  myśl.  Pojawiły  się  wspomnienia  tego,  przez  co 

przeszła  jej  przyjaciółka  kilka  lat  temu.  May  została  zapłodniona  przez  jej  chłopaka, 
pobrali  się,  a  potem  to  przerodziło  się  w  koszmar.  John  udawał  z  początku  radość  z 
dziecka. Później miał cholerne pretensje, że jest uwiązany przez żonę i dziecko. Sypiał z 
niezliczonymi kobietami, szydząc z May swoimi romansami. W końcu się rozwiedli, ale 
przyglądała się jak życie May obraca się w czyste piekło. To nigdy nie będzie ona. 

Bryknęła biodrami i złapała pościel, próbując wydostać się spod niego. Veso puścił 

ją i rozdzieliła ich ciała. Usiadła i odsunęła się na łóżku. 

-  Nie.  To  był  jeden  raz.  Jestem  pewna,  że  nie  mam  owulacji.  Miałam  niedawno 

okres. 

- Kiedy? 

- Nie wiem! – Chwyciła nakrycie, szarpiąc je do piersi i zakrywając ciało. 

- Mów ciszej. 

Zapomniała o niebezpieczeństwie na zewnątrz, koncentrując się wyłącznie na tym, 

co było wewnątrz z nią. 

- Straciłam poczucie czasu, kiedy byłam przetrzymywana, ale życie nie może być aż 

tak do bani.  

Wstał, zupełnie nagi, skopując bokserki plączące się wokół jego kostek. 

- Więc odmawiasz zostania moją partnerką?  

Popatrzyła w jego oczy i zobaczyła tam gniew. 

- Minutę temu rozmyślałeś nad tym, czy chcesz mnie na partnerkę, czy nie. A teraz 

mnie pytasz? Co sprawiło, że się zdecydowałeś? Czy to dlatego, że skromny człowiek 
nie błagał cię, żebyś się z nim sparował? Czy tego oczekiwałeś? Ogarnij się.  

Odwrócił się, pokazując umięśniony tyłek. Miał świetny.  Zauważyła też czerwone 

zadrapania  w  górnej  części  jego  pleców,  zdając  sobie  sprawę,  że  musiała  je  zrobić 
podczas seksu. Przynajmniej nie krwawiły.  

-  Odpocznij  trochę, Glendo. Będę  na  dole.  –  Jego  głos  był  szorstki;  było  jasne, że 

doprowadziła go do szału. 

background image

 

~ 51 ~ 

 

Podszedł do drabiny, unikając patrzenia na nią i zszedł na niższy poziom.  

Glen położyła się, zwinęła w kłębek i przytuliła koc, który ścisnęła jeszcze mocniej. 

Był zły, a ona czuła się rozdarta w środku. 

A co, jeśli miał rację i sprawił, że jest w ciąży? Była idiotką zgadzając się na szybki 

numerek z nim. Był taki gorący i pragnęła go. Konsekwencje nie przyszły jej do głowy. 

To była jego wina, że  lizał jej uda i pocierał nosem o jej łechtaczkę, gdy to robił. 

Podniecił ją i sprawił, że cała pulsowała. To on był tym, który nalegał na uleczenie jej 
ud.  

Zamknęła  oczy i  spróbowała  skupić  się na  czymś  innym.  Wszystko  będzie  lepsze 

rano. Do tej pory nikt nie zaatakował chaty. Może przeżyją noc nie będąc znalezieni. 

Odepchnęła  wszelkie  myśli  o  Veso  i  skupiła  się  na  swoim  oddechu.  Wdech, 

wydech. 

 

* * * 

 

Veso  obudził  się  ze  skręconą  szyją  od  snu  na  zbyt  małej  kanapie.  Przyciągnął 

krzesło  na  jej  koniec  i  rzucił  poduszkę  na  siedzenie,  by  pomieścić  swoje  długie  nogi. 
Wstał  i  przeciągnął  się,  wpatrując  się  w  małe  szczeliny  po  bokach  najbliższego 
zasłoniętego okna. Migotały przez nie blaski światła. Nadszedł ranek. 

Skorzystał z łazienki, a potem wspiął się po drabinie tak cicho jak potrafił. Glenda 

spała na środku łóżka. Leżała zakopana w kołdrze, ale jedna stopa i ręka wystawała, tak 
samo  część  jej  twarzy.  Ostrożnie  zakrył  jej  kończyny,  żeby  utrzymać  je  w  cieple  i 
podszedł do krawędzi strychu, zeskakując. Człowiek w szafie wydawał jakieś dźwięki i 
posłuchał, słysząc lekkie chrapanie. 

Podszedł do frontowych drzwi i odblokował je, wyglądając na zewnątrz. Jego wzrok 

nie wyłapał żadnego ruchu i wciągnął powietrze, nie wyczuwając Wampirów. Musiały 
całkowicie unikać chaty w nocy. Zamknął drzwi, zablokował je ponownie i poszedł po 
telefon  komórkowy.  Czas  zadzwonić  do  jego  klanu.  Bał  się  tego,  ale  nie  mógł  dłużej 
tego odkładać. Jego ojciec musiał być zmartwiony. Jego przyjaciele prawdopodobnie go 
szukali.  Potrzebował  także  pomocy  w  przeniesieniu  Glendy  na  jego  terytorium  przed 
zapadnięciem  zmroku.  Wampiry  nie  odważą  się  pójść  za  nią,  teraz  gdy  już  raz 
spróbowały. Klan będzie w pogotowiu. 

background image

 

~ 52 ~ 

 

Glenda  odrzuciła  jego  propozycję  sparowania  się  z  nim.  Spieprzył,  dzieląc  się 

swoimi myślami o zaletach i wadach sparowania się z nią, a ona rzuciła mu je w twarz. 
Jej słowa odtwarzały się w jego głowie. Minutę temu rozmyślałeś nad tym, czy chcesz 
mnie na partnerkę, czy nie. A teraz mnie pytasz? Co sprawiło, że się zdecydowałeś? Czy 
to  dlatego,  że  skromny  człowiek  nie  błagał  cię,  żebyś  się  z  nim  sparował?  Czy  tego 
oczekiwałeś? Ogarnij się.
 

Zacisnął  zęby  i  próbował  się  uspokoić.  Był  WampLykaninem.  Powinna  czuć  się 

zaszczycona, że ją chce. Miał tak wiele do zaoferowania. Ale też, może nie miał. Jego 
przyszłość w klanie byłaby niepewna z ludzką partnerką, tak samo jak szanse przyjęcia 
ich w innych.  Gdyby musieli żyć w jej świecie, byłaby w ciągłym niebezpieczeństwie 
od  gniazd  Wampirów  i  watah  Lykanów.  Walczyłby  z  nimi  wszystkimi,  ale  robiłby  to 
sam bez wsparcia. 

- Cholera. – Przeczesał palcami swoje włosy i włączył telefon. 

Czekało  kilka  wiadomości  tekstowych.  Przeczytał  je.  Człowiek  powinien  już  się 

zameldować, zacząć poszukiwania, a do tego ten tak zwany król wysłał groźby do ludzi 
pod jego niewolą. To było przypomnienie, że mistrz zabije niewinnych, jeśli Veso ich 
nie uwolni i nie przeprogramuje ich umysłów, a potem nie wyśle gdzieś w bezpieczne 
miejsce przed zmrokiem. 

Zadzwonił  na  informację,  pytając  o  numer  telefonu  do  chaty  jego  klanu,  a  potem 

prosząc o podłączenie. Dzwoniło cztery razy zanim odebrał znajomy głos. 

- Jak dobrze słyszeć twój głos, Davis. 

- Kto mówi? 

- Tu Veso. 

- Myśleliśmy, że nie żyjesz! – W głosie WampLykanina zabrzmiało podniecenie. – 

Te cholerne wampiry powiedziały, że cię zabiły. 

- Złapałeś je? 

-  Rozmawiały  z  Kirą.  Ona  żyje,  ale  dranie  też  ją  zaatakowały.  Było  z  nią  źle,  ale 

teraz jest lepiej. Gdzie jesteś? 

-  Nie  jestem do końca  pewien. Dotarliśmy  do  jakiejś  chaty,  ale  oceniam, że wciąż 

jestem  około  sześćdziesięciu  kilometrów  od  domu.  Musisz  przysłać  pomoc.  W  ciągu 
dnia jestem śledzony przez ludzkich niewolników ze strzałkami usypiającymi, a w nocy 
przez  żołnierzy  i  Wampiry.  Możesz  namierzyć  połączenie?  –  Powitała  go  cisza.  – 

background image

 

~ 53 ~ 

 

Davis?  –  WampLykanin  nie  odpowiedział  i  spojrzał  na  telefon.  Zgubił  sygnał.  – 
Cholera! – Próbował zadzwonić jeszcze raz, ale nie mógł się połączyć. Chodził wkoło, 
podnosząc  telefon,  szukając  silniejszego sygnału,  ale  nic się nie  pokazało. – Niech  to 
szlag! – wrzasnął. 

- Co się stało? 

Głos Glendy zwrócił jego uwagę na strych. Ściskała koc wokół swojego ciała, miała 

odsłonięte ramiona, a jej włosy były zmierzwione od snu. 

- Uciekł sygnał.  

- Dlaczego? 

- Czasami tak się zdarza, jeśli gdzieś jest burza, ale na zewnątrz jest sucho. Mistrz 

musiał się zmartwić, że złapaliśmy człowieka,  ponieważ  ten w szafie nie zameldował 
się  kilka  godzin  temu.  Na  jego  telefonie  były  wiadomości.  Ta  pieprzona  pijawka 
prawdopodobnie wysłał innych ludzi, żeby zrobili coś z wieżą, by zniszczyć  zasięg na 
tym obszarze.  

- Myślałam, że zameldujesz tego faceta, którego pojmaliśmy. Omówiliśmy to.  

- Zaspałem! – Rzucił telefonem. Wpadł do kominka. – Przyjdą po nas. Ubierz się. 

- Zniszczyłeś kolejny telefon? Co jest z tobą nie tak? Może złapalibyśmy sygnał na 

zewnątrz! Może padł tylko na minutę. 

-  Do  cholery,  przestań  marnować  czas  na  kłótnie  ze  mną.  Nie  chcę  zostać  znowu 

odurzony. Zmywamy się stąd. – Wszedł do kuchni i otworzył szafki wyjmując zapasy.  

- Szalony WampLykanin – sapnęła z góry. – Masz problemy z gniewem. 

- Ubieraj się. Wychodzimy za pięć minut. 

- Robię to.  

Błędem  było  rzucenie  telefonem,  ale  potrzebował  czegoś  do  wyładowania  swojej 

frustracji. Glenda była jego partnerką. Teraz był tego pewien. Podzielili się krwią, kiedy 
się całowali, i wiedział to. 

Człowiek  nie  powinien  być  jego  partnerem,  poza  tym  nigdy  nie  chciał  związać 

swojego życia z jakąkolwiek kobietą. Nawet gdy się pieprzyli, próbował użyć logiki do 
wyperswadowania  sobie  zatwierdzenia  jej.  Czas  był  gówniany.  Jego  klan  nie 

background image

 

~ 54 ~ 

 

zaakceptuje jej. Byli ścigani. Potem Glenda odrzuciła go, kiedy w końcu pogodził się z 
tym, gotowy zaakceptować, że logika nie ma znaczenia w obliczu instynktu. 

Ona  jest  moją  partnerką.  Ona  jest  w  niebezpieczeństwie.  Muszę  zapewnić  jej 

bezpieczeństwo, a potem przekonać ją, że będziemy razem na zawsze. Skup się na tym. 

Opróżnił  plecak  człowieka,  zapakował  go  batonikami,  przekąskami  i  wodą 

butelkowaną. Wstał i podszedł do szafy, otwierając ją. Chwycił mężczyznę i wyciągnął 
go. 

- Spójrz na mnie. 

Oczy nieznajomego otworzyły się. 

Veso spojrzał na niego, pozwalając przepłynąć swojej mocy. 

-  Król  Charles  cię  okłamał.  On  jest  zły.  Zabije  ciebie  i  twoich  przyjaciół. 

Rozumiesz?  

Mężczyzna zbladł, strach ukazał się w każdej linii jego twarzy. 

-  Znajdziesz  mężczyznę  i  kobietę  w  ciąży,  o  których  mi  mówiłeś.  Strzel  do 

mężczyzny strzałką, żebyś z łatwością mógł kontrolować kobietę, i wsadź ich na łódź. 
Zabierz  ich  stąd  przed  zmrokiem.  Rozumiesz?  Zwiąż  ich.  Musisz  zapewnić  im 
bezpieczeństwo,  ponieważ  nie  uwierzą,  że  król  Charles  jest  zły.  On  zabije  was 
wszystkich. Trzymaj  ich z dala przez kilka dni. Znajdź bezpieczne miejsce do ukrycia 
się na noc. Rozumiesz? 

- Tak. 

- Pozwolę ci odejść. Stój spokojnie, dopóki nie podam ci strzelby. Potem odejdziesz 

stąd  i  znajdziesz  ich,  zabierzesz  ich  ze  sobą  i  będziesz  trzymał  się  z  dala  przez  co 
najmniej trzy dni. Musisz odejść tak daleko jak się da. Rozumiesz? 

- Tak. 

Veso pomógł człowiekowi wstać, uwolnił go z kajdanek,  a potem podniósł broń i 

otworzył skrzynkę ze strzałkami. Usunął część płynu z nich, niepewny, czy obecna ilość 
nie  zabije  człowieka.  Małe  dawki  nie  powinny  zaszkodzić.  Załadował  broń  i  podał 
człowiekowi, wraz ze skrzynką.  

- Biegnij! 

background image

 

~ 55 ~ 

 

Mężczyzna  obrócił  się,  prawie  uderzył  w  ścianę,  a  potem  usunął  pręty  z  drzwi. 

Wystartował jak tylko wyszedł na zewnątrz, kierując się w stronę rzeki. Veso zamknął 
drzwi  i  zdecydował,  że  z  jego  umiejętnościami  nie  ma  czasu,  żeby  chodzić  na 
paluszkach wokół Glendy. Wskoczył na strych, nie korzystając z drabiny. 

Sapnęła, prawie upadając na tyłek, kiedy wylądował. 

- Cholera! 

Chciał  zawyć z frustracji. Przestraszył ją… znowu. Nie było mowy, żeby mógł ją 

przekonać,  by  została  jego  partnerką.  Wiedziała,  że  jest  WampLykaninem,  ale  było 
możliwe,  że  potrzebowała  więcej  czasu,  by  przyzwyczaić  się  do  ich  różnic  zanim 
zgodzi się wypić jego krew. 

Planował  się  zmienić,  kazać  jej  znów  jechać  na  jego  plecach,  ale  zmienił  zdanie. 

Mógł  ją  chronić  na  dwóch  nogach  równie  dobrze  jak  na  czterech.  Będą  poruszali  się 
wolniej, ale było ważne, żeby rozmawiali. 

-  Wiesz,  że  nie  jestem  taki  jak  ty  –  przypomniał  jej  delikatnie.  Obszedł  ją  i 

wyciągnął  ubrania,  które  jak  myślał  mogą  na  niego  pasować,  a  potem  się  przebrał.  – 
Wychodzimy.  Znajdź  zapasowy  zestaw  ubrań  na  wypadek,  gdybyśmy  musieli 
ponownie  płynąć.  –  Zrobił  to  samo  dla  siebie,  łapiąc  dodatkową  koszulę  i  spodnie 
dresowe, a potem zszedł ze strychu. 

Zlokalizował dużą torbę, wepchnął odzież do środka i wyciągnął rękę, gdy Glenda 

zeszła  po  drabinie.  Założyła  męską  koszulę.  Spodnie  cargo,  które  włożyła,  były 
workowate,  ale  użyła  sznurowadeł,  żeby  związać  szlufki  w  pasie,  tworzący  dziwny 
pasek.  Kapcie,  które  założyła,  zrobiły  na  nim  wrażenie.  Owinęła  więcej  sznurowadeł 
wokół  kostek,  by  utrzymać  je  na  nogach.  Chroniły  ją  przed  kontuzjami  lepiej  niż 
warstwy skarpet. 

- Dobra robota. 

-  Dzięki.  –  Uśmiechnęła  się.  –  Nadal  mam  dwie  warstwy  skarpet,  ale  to  ma 

podeszwy pod spodem.  

-  Daj  mi  dodatkowe  ubrania.  Zabezpieczę  je  na  wypadek,  gdyby  torba  się 

zamoczyła.  

Nie wahała się.  

- Myślisz, że już nas ścigają? Będą próbowali postrzelić cię środkiem usypiającym, 

prawda? 

background image

 

~ 56 ~ 

 

- Tak. – Zapiął plecak i założył go, potem podniósł strzelbę. Naboje do niej trafiły 

do kieszeni spodni. – Trzymaj się mojego tyłka i bądź cicho. 

-  Nie  zamierzasz  przymierzyć  jakiś  butów?  Na  strychu  jest  ich  kilka.  Wiem,  że  w 

poprzedniej chacie żadne ci nie pasowały, ale te wyglądają na większe. – Spojrzała na 
jego bose stopy. 

- Nie potrzebuję ich. 

Otworzyła usta, prawdopodobnie by się spierać. Odwrócił się szybko. Musieli iść. 

Odblokował drzwi i otworzył je, wąchając. Jedynymi ludźmi, jakich wyczuł, to był 

ten, którego wysłał, i Glenda. Wyszedł, a jego wzrok powędrował po lesie. Żaden ruch 
ani dziwne dźwięki nie ostrzegły go przed intruzami. Śpiewały tylko ptaki.  

- O co chodzi? – Glenda przycisnęła się do jego pleców, opierając dłoń tuż nad jego 

tyłkiem. 

- Ciii. – Nadal słuchał, jego spojrzenie nieustannie wędrowało zanim stwierdził, że 

jest bezpiecznie. – Chodźmy. – Ruszył powoli, podejmują lekki bieg.  

Zamknęła za sobą drzwi i szybko podążyła za nim. Zeszli z polany i zanurzyli się 

między drzewa. Veso odprężył się. Gdyby dogonili ich ludzcy niewolnicy mistrza, atak 
nastąpiłby zaraz po tym jak opuścili chatę. 

Zwiększył tempo, kierując się w stronę domu. Nie było mowy, żeby Glenda zrobiła 

te sześćdziesiąt kilometrów w jeden dzień, ale teraz jego ludzie będą ich szukać. Miał 
nadzieję, że wkrótce zostaną odnalezieni przez jego klan.