background image
background image

MARSDENJOHN

Gorączka

TłumaczenieAnnaGralak

Podziękowania

BardzodziękujęCharlotteiRickowiLindsayom,RachelAngus,MaryEdmonston(„Miss
Ed”),PaulowiKennyemu,CatherineProctoriHelenKent.

DlamojejsiostryLouiseMarsden,zwielkąmiłością1

Letnieburzesąnajgwałtowniejszezewszystkich.Możedlatego,żezazwyczajniktsięich
niespodziewa.Alepotrafiąporządniewstrząsnąćziemią.Zupełniejakbyniebo
gromadziłotęcałąenergię,bypotemjąuwolnićwjednejogromnejeksplozji.Niebodrży.
Deszczniemawsobieniczpieszczotyanidelikatności:lejepotężnymi,ciężkimi
strugami,podktórymiwminutęprzemakaszdosuchejnitki.

Grzmotysątakbliskieigłośne,żeczujeszjewokółsiebie,jakbyosuwałasięziemiaalbo
schodziłalawina.Aczasamipadagrad.

Przedwojnąletnieburzewydawałymisięczymśfajnym.Lubiłamtedźwięki,
gwałtownośćiwymykającąsięspodkontrolidzikość,choćwiedziałam,żeburzaoznacza
kłopoty.Drzewapowalonealbouderzonepiorunem,świeżoostrzyżoneowce
niebezpieczniezmarznięte,wezbranestrumienie.

Czasamiproblemypojawiałysięjużpodczasburzy.Pewnegodniamusiałamwyjśćw
ulewnydeszcz,żebyprzegonićstadkomłodychowieczek,bopowalonedrzewospadłona
ogrodzenie,uwalniającbarany,którebyłycorazbardziejrozochocone.Zaczęłam
przeganiaćowce,aleMillie,naszpies,trochęzabardzosięrozkręciłaigdyjednazowiec
poszławzłąstronę,Milliepogoniłająażdostrumienia.

Strumieńpłynąłzprędkościąmiliona

9

kilometrównagodzinęiprawiewystępowałzkoryta.Wodapoobustronachzaczynałasię
wylewać.Porwałaiowieczkę,iMillie.Obieszaleńczowiosłowałykończynami.
Pobiegłamwzdłużbrzegu,próbującznaleźćmiejsce,gdziemogłabymwskoczyćije
wyciągnąć.

Szczerzemówiąc,myślałam,żeniemadlanichwiększejnadziei.Alekilometrdalejwoda
zniosłajenażwir.Owcawygramoliłasięnabrzegledwieżywa.RównieżMillie
wygramoliłasięnabrzeg,teżledwieżywa.Niewahałasięanichwili.Znowudo-skoczyła
doowcyizagoniłajązpowrotemdostada.

Biednaowca.Sąchwile,kiedybardzomiżaltychzwierząt.

InnymrazemsilnaburzazaskoczyłanasuMackenziech.Popowrociedodomu
zobaczyliśmy,żenaszopiedostrzyżeniaowiecobluzował

siępłatblachy.Łopotałnawietrze,wydającdźwięk,którypamiętamdodziś.Jakbychciał
sięzamęczyćnaśmierć-szaleńczy,rozpaczliwy,gwałtownyhałas.Kiedyweszłamna
drabinę,zobaczyłam,jakblachaodrywasięcentymetrpocentymetrze:solidny,

background image

niezniszczalnymetalrozdzieranyprzezwiatr.Próbaprzybiciazpowrotemtegooszalałego
łomoczącegopłatabudziłastrach.

Tutaj,wmiejscu,którenauczyłamsięnazywaćdomem,letnieburzemajądramatyczny
przebieg.WBibliijestnapisane,żepiekłotomiejsceskwaruiognia.Oficjalnanazwa
naszegonowegodomutowłaśniePiekło—takopisujesięjenamapach-irzeczywiście
latemrobisięwnimgorąco.Kiedyjednakdopadanasburza,Piekłozmieniasięwkrainę
hipotermii,gdziewciągupółgodzinytemperaturapotrafispaśćopiętnaściestopni.

Oczywiściegdybyżyciepotoczyłosiętak,jakmiałosiępotoczyć,niesiedziałabymw
małymnamiociewPiekle,patrząc,jakmateriał

rozdymasięinapina,jakdeszczpastwisięnadtropikiem,niesłuchałabymskrzypienia
kolejnejgałęzi,którałamiesięispada,iniepróbowałabympisaćwtychwarunkach
dalszejczęścikronikinaszychlosów.

10

SiedziałabymwnaszymprzytulnymdomkuwNowejZelandii,zajadałabympizzęiporaz
czwartyczytałaDumęiuprzedzenielubZ

pierwszejręki.Albojeszczelepiej:byłabymzpowrotemwswoimprawdziwymdomu,
sprawdzałakorytadopojeniazwierzątnapastwiskach,łowiłarybywzbiornikualbo
oddzielałaodstadabiednezwierzętaprzeznaczonenasprzedaż.

Nocóż,wnajbliższymczasieniemogęliczyćnażadnąztychrzeczy.

Możliwe,żejużnigdymisięnieprzytrafią.Musiałamsięztympogodzić,alewcalemnie
toniepowstrzymałoodgraniawstarąbezsensownągrę:wgdybanie.

Gdybytylkonaszkrajniezostałnapadnięty.

Gdybyśmynadalmogliżyćtakjakdawniej,oglądająccudzewojnywtelewizji.

Gdybyśmybylilepiejprzygotowaniipoświęcaliwięcejuwagisprawombezpieczeństwa.

Apotem,kiedywkońcuudałonamsięucieczestrefydziałańwojennych-gdybyśmynie
zgodzilisięwrócićiznowuwalczyć,pomagającnowozelandzkimżołnierzomwnieudanej
próbiezaatakowaniabazylotniczej.

Tyleżewzasadzieniemogliśmyodmówićpowrotu-pułkownikFinleywywarłnanas
ogromnąpresję.

Amywywarliśmypresjęnasiebienawzajem.

Tobyłonastępnegdybanie.Podejrzewam,żegdybyśmyniewrócili,mielibyśmypoczucie
winy.Pozatymbardzoliczyliśmynaspotkaniezrodzicami.Szkoda,żeniemieliśmytyle
szczęściacoFi.

Przynajmniejjejudałosięprzezpółgodzinyporozmawiaćzmamąitatą.

NadalbyłamwściekłanapułkownikaFinleya.Miałponasprzysłaćhelikopter.Obiecał
namto.Pozaginięciunowozelandzkichżołnierzywzasadzienasporzucił.Kiedysięz
nimskontaktowaliśmyipoprosiliśmyośmigłowiec,nagleokazało

się,żewszyscysązbytzajęci.Wiedzieliśmy,żegdybyśmybyli

background image

■j?

dwunastomaświetniewyszkolonyminowozelandzkimiżołnierzami,niebyłobyztym
problemu.Alebyliśmytylkosobą,więcproblembył

duży.

Najśmieszniejszejestto,żedziękinaszejprymitywnejtaktyce,bombomdomowejrobotyi
spontanicznemupodejściuzdziałaliśmywięcej,niżmoglibyzdziałaćzawodowiżołnierze.
Wkażdymrazietaknamsięwydawało,awNowejZelandiiwieleosóbochoczonaso
tymzapewniało.Tyleżeteraz,kiedyznowuutknęliśmytutaj,wpułapcesamotnego,
dzikiegoPiekła,najwyraźniejzradościąonaszapomniano.

Gdybytylkozjawiłsięśmigłowiec,któryzabrałbynaswbezpiecznemiejsce.Gdyby
działałnazasadzietaksówki:wystarczywykręcićnumer.Dokądpaństwojadą?Ilubędzie
pasażerów?Najakienazwisko?Kierowcazaraztambędzie,niemaproblemu.

Trudnobyłoniepoddaćsięgoryczy.Czuliśmysiętak,jakbypułkownikFinleynas
porzucił.Przeztydzieńbezprzerwyotymrozmawialiśmy,ażwkońcumieliśmytego
tematupodziurkiwnosieiuzgodniliśmy,żeniebędziemygowięcejporuszać.Tylkow
tensposóbmogliśmysprawić,byodmowapułkownikaprzestałazatruwaćnamżycie.

Dołowaliśmysięmniejwięcejtydzień,apotemzaczęliśmysięniecierpliwić.Najgorszy
byłLee.Odkądsiędowiedziałośmiercirodziców,rwałsiędodziałania.Mówiąco
działaniu,niekonieczniemamnamyślizemstę,chociażzpewnościąchętniebyjej
dokonał.

Myślęjednak,żegdybyśmymieliinnerzeczynagłowie,coinnegodoroboty,mógłbysię
skupićnatym,anienawyrównywaniurachunków.

Lecznicnierobiliśmy.SkleciliśmywPiekletoiowo-przedewszystkimkurnik-alenie
mogliśmyzbudowaćnicwięcej,bobyłobytozbytniebezpieczne.Istniałowielkieryzyko,
żezostaniemyzauważenizpowietrzaalbonawetzeSzwuKrawca,którywznosiłsięnad
namiitworzyłzachodniąścianęnaszejkryjówki.

12

Leeniewydawałsięzainteresowanyczytaniemtychkilkuksiążek,któreprzywieźliśmyz
NowejZelandii,niemiałprzysobieswojejcennejmuzykiiniebyłwnastrojudo
rozmowy.Miałjedynieswojemyśli.Codzienniegodzinamiprzesiadywałsaminawetnie
chciałmipowiedzieć,oczymmyśli.

HomeriKevinwcaleniebylilepsi.Pewnegopopołudniaprzezczterygodzinyrzucali
kamieniamiwpieńdrzewa.Siedzielinabrzegustrumieniaipróbowaliwcelować,dopóki
nieskończyłaimsięamunicja,apotemposzlipozbieraćkamienieizaczęliodnowa.
PrzezcałepopołudnieHomertrafiłsześćrazy,aKevintrzy.Tocałkiemnieźle,bodrzewo
byłooddaloneopięćdziesiątmetrów,aleuważałam,żemoglisięspisaćlepiej.Byłam
przekonana,żejaspisałabymsięlepiej.Alenietomniemartwiło.Martwiłmnieich
nastrój.Wydawalisięzupełniewypompowani,zupełnieobojętni.Omałonie
zaproponowałam,żebyśmyposzliznowuzaatakowaćwroga,bylebytylkojakośich
zmotywować.

Okazałosię,żewcaleniemusiałamtegoproponować.Gdytylkootympomyślałam-no,

background image

wzasadzieniespełnapółgodzinypóźniej-Leenaglesiędomnieodwróciłipowiedział:

-Idęstąd.DoWirraweealbogdziekolwiekindziej.MożedoZatokiSzewca.Anawetdo
Stratton.Niezamierzamspędzićresztywojny,siedzączzałożonymirękamiiczekając,aż
ktośnasuratuje.Chcęzniszczyć,cosiętylkoda.

Nachwilęprzestałamoddychać.Wiedziałam,żeniezdołamgopowstrzymać.Wpewnym
sensiewcaleniechciałamgopowstrzymywać.Alewinnymchciałam.Naprawdęlubiłam
Lee.

Możenawetgokochałam.Niebyłampewna.Czasamizdecydowanieprzypominałoto
miłość.Innymrazemwolałamniemiećznimnicwspólnego.WstosunkudoLeeczułam
pełnągamęemocji,oddzikiejnamiętnościpoobrzydzenie.Pouśrednieniuwychodziło
chybanato,żegolubię.

13

AlemiałamwątpliwościnietylkocodoLee.Niczegoniebyłampewna.Możetopo
prostucechanastolatków:ogólnybrakpewności.

Niebyłampewna,czyistniejeBóg,czyistniejeżyciepośmierci.Niebyłampewna,czy
kiedykolwiekjeszczezobaczęrodziców,czypowinnamsiękochaćzLee,czyodpoczątku
inwazjizachowujemysięwłaściwie,czysłońcewzejdzieoporankuizajdziewieczorem.
Niebyłampewna,czywolęjajkanatwardo,czynamiękko.

JakwięcmogłamocenićLee,któryspokojnieipewnieoznajmił,żezamierzadalej
walczyć?Tego,żepostępujeźle,byłampewnawjeszczemniejszymstopniuniżtego,że
znowuwzejdziesłońce.

Siedzieliśmydośćdaleko,naostatnimpłaskimodcinku,wmiejscu,wktórymszlak
zaczynasięwspinaćnaWomnego-noo.Przezdłuższyczasmilczeliśmy.Wiedziałam,jak
ważnesąjegosłowa.Wiedziałam,żezbliżasiękoniecnaszegokrótkiegoodpoczynku.
Obydwojewiedzieliśmy,żebyćmożezbliżasiękoniecnaszegokrótkiegożycia.

Byćmożeskradałasiędonasśmierć.Booczywiściewiedziałam,żeniemogłabympuścić
Leesamego.

Chybaobydwojeczuliśmy,żeżadneznas,żadenczłoneknaszejpięcioosobowejgrupy,
niepuściłbyLeesamego.Wpewnymsensiepowinnambyłamiećdoniegożal,że
wywierananastaksilnąpresję,żeniepozostawiamianireszcieżadnegowyboru.Jużraz
namtozrobiłiwcalemisiętoniespodobało.Niepodobałomisię,gdyktośnamnie
naciskał,mówiącmi,comamrobić,podejmujączamniedecyzje.Pamiętam,jakwpadłam
wszał,kiedywNowejZelandiiHomeroznajmił,żewracamydoAustralii.Jeślitym
razembyłoinaczej,tochybatylkodlatego,żeczułamrosnącytragizmsytuacji:wojna
weszławdecydującąfazęinaszapomocbyłapotrzebnajaknigdydotąd.Zwyczajnienie
mogliśmysięobijać,urządzającsobiedługieodpoczynkimiędzyakcjami.

14

Kiedyporozmawialiśmyzpozostałymi,okazałosię,żesprawysątrochębardziej
skomplikowane,niżprzypuszczałam.HomeriFizareagowalitak,jaksięspodziewałam-
wzasadzietaksamojakja.

background image

AleKevin…nocóż.Nieprzyszłomidogłowy,żejednoznasmożesięwyłamać.

Boidlaczegomiałobyprzyjść?Gdybymnatowpadła,byćmożemusiałabymuwzględnić
własneobawy.Strach,któryprzeszedłwpanikę,kiedypułkownikFinleyoznajmił,że
chce,byśmywrócilidoAustralii.Lękprzejąłnademnąkontrolę,gdywrogiżołnierzszedł
wmojąstronęulicamiWirrawee.Przeztenlękzmojegogardławyrwał

siękrzyk,wtedykiedyjedynąszansąbyłomilczenie.Wiedziałam,żetamtenkrzykmógł
doprowadzićdopojmaniaalbośmiercidwunastunowozelandzkichpartyzantów.

Dlategonieprzyszłomidogłowy,żeKevinmożeniebyćtakodważnyjakja.Nie
mogłammiećdoniegopretensji,żeczasamitrochętchórzy.

Tosięstało,kiedysiedzieliśmyprzyogniskuijedliśmylunchskładającysięgłówniez
ryżu,jakwiększośćnaszychposiłkówwtamtychdniach.Leezacząłdzielićsięzresztą
swojąwielkądecyzją,aleledwiezdążyłpowiedziećpierwszezdanie,przerwałmuHomer:

—Równiedobrzemoglibyśmystądwyjśćicośzrobić.Siedzenietutajjestbeznadziejne.
Nawetcośmałegobędzielepszeniżto.

„Niebezpieczeństwojestjaknarkotyk-pomyślałam,siedzącipatrzącnaniego.-Aty
jesteśuzależniony,Homer”.

-

Niemamnicprzeciwkorobieniumałychrzeczy-powiedziałaFi.-Mamtylkonadzieję,
żezdołacienatympoprzestać.Alejakośnigdywamtoniewystarcza.Zawszemarzycieo
wielkimwybuchu.

Kevinprzezchwilęmilczał.Potempowiedziałdrżącymgłosem:15

-

Moimzdaniemniepowinniśmyniczegowięcejrobić.Finleytaknasolał…Tobezsensu.
Dlaczegomielibyśmycokolwiekdlaniegorobić?Facetwystawiłnasdowiatru.

Najwyraźniejniktnieumiałnatoodpowiedzieć.Toznaczychybakażdybyumiał,tyleże
niktniechciałsięztymzmierzyć.Niebyliśmywielkimifanamikwiecistych
patriotycznychprzemówień.

Zjakiegośgłupiegopowoduotworzyłamjednakusta.Niemiałamdotegoprawa,aleto
zrobiłam.

-

Kevin,toniemanicwspólnegozpułkownikiemFinleyem.Potymjaknieprzysłałponas
śmigłowca,każdeznasztysiącrazypowiedziało,coonimmyśli.Niewtymrzecz.
Chodziprzedewszystkimoto,żemamymożliwośćjakośpomócizrobićcoś,czegonikt
innyniejestwstaniezrobić.Chybaniemamyinnegowyjścia.

Potempowiedziałamcośgłupiego.Cośniewybaczalnego:

-

Kevin,wiem,żewszyscysięboimy,alepoprostumusimystądwyjśćicośzrobić.

Opewnychsprawachnigdyzesobąnierozmawialiśmyistrachbył

background image

jednąznich.No,możewnocy,kiedyleżeliśmywswoichśpiworachimogliśmybyć
szczerzy,boniewidzieliśmyswoichtwarzy.Aleterazbyłowidno.

KevinzrobiłsięczerwonyinawetsiedzącaobokmnieFilekkosięodsunęła.

-Japrzynajmniejniekrzyczęnawidokżołnierza-powiedziałKevin.

Wstałiposzedł.Siedziałam,płonączewstyduizwściekłości.

Wiedziałam,dlaczegotopowiedział-nawetmimowściekłościwiedziałam,dlaczegoto
zrobił,aleniebyłampewna,czykiedykolwiekzdołammuwybaczyć.Miałam
wystarczającodużyproblemzwybaczeniemsamejsobie.

-

Toniebyłozbytmądre,Ellie-powiedziałHomer.

16

-1

-Oj,dajjejspokój-skarciłagoFi.

Leemilczał.Toteżmniezabolało.Myślałam,żesięzamnąwstawi,zwłaszczaprzeciwko
Kevinowi,zaktórymnieprzepadał.

Właśniedlategoleżałamwnamiocie,słuchałam,jakletniaburzatłuczesiępolesie,
patrzyłamnatarganywiatremnamiotikrzyczałamzestrachu,kiedyjakaśgałązkaspadała
nanylonowytropik.Grzmotyhuczałyiwaliłyzcałejsiły,padałulewnydeszcz,ajanigdy
wżyciunieczułamsiębardziejsamotna.

i-i

i‘Ay

2

NapięciewmoichstosunkachzKevinemsparaliżowałonaswszystkich.Myślałam,żepo
parugodzinachmuminie,jakpowiększościnaszychkłótni,jakletniaburza.AleKevin
niechciałzemnąrozmawiać,abezwzględunato,jakbardzopragnęliśmywyjśćzPiekła,
wtakchłodnejatmosferzejakośniebyliśmywstaniewykonaćżadnegoruchu.
PróbowałamprzeprosićKevina,leczniechciałmniesłuchać.Wtedydoszłamdowniosku,
żetojajestemposzkodowana,cooczywiścienieułatwiłorozwiązaniasprawy,bo
straciłamochotędopodejmowanianastępnychprób.

TrzeciegodniadoakcjiwkroczyłLee,któryniespodziewanieidośćagresywnie
powiedział:

-

Słuchajcie,parędnitemuwspomniałemEllie,żezamierzamstądiść,bezwzględunato,
czyktośpójdziezemną,czynie.Powinienembyłwyruszyćodrazu,kiedytylkoto
powiedziałem.Dlategododiabłazwamiwszystkimi,jasięstądwynoszę.

-

Pójdęztobą-oznajmiłodrazuHomer.

background image

-

Jateż-zgłosiłasięFi.

-

Jateż,jeślimniezechcesz-wtrąciłam.

-

Jasne,żecięzechcę,docholery-powiedziałrozdrażnionyLee.

18

NiktniespojrzałnaKevina,którypróbowałzeskrobaćzpatelniprzypalonyryż.Nie
wiem,zjakiegokorzystałprzepisu,kiedygosmażył,alepotrawawyszłaraczejkiepsko.
Kevinbyłczerwony,choćchybaniezwysiłkuwkładanegowszorowanie.Milczałtak
długo,żewkońcudaliśmyzawygranąiuznaliśmy,żewogóleniezamierzasięodezwać.
Zaczęliśmyrozmawiaćotym,copowinniśmyzabrać.NagleprzerwałnamKevin:

-

Byłobymiło,gdybyścieimnieuwzględniliwswoichplanach-

mruknął.

Spojrzeliśmynasiebie.Tymrazemniemiałamzamiaruzabieraćgłosu.Pozostali
najwyraźniejteżsięniespieszyli.WkońcuFi,naszarozjemczyni,powiedziała:

-

Nowiesz,niebyliśmypewni,czychceszznamiiść.

-

Jasne,żechcę-warknąłKevin.-Co,myśleliście,żezostanętusam?Niejestemtaki
głupi.Widzieliście,cospotkałoChrisa.

Znowuzapadłacisza,apotemwróciliśmydoukładaniaplanu.Odczasudoczasuwtrącał
sięKevin,zazwyczajpoto,byponarzekać.

Dlaodmianyniemieliśmyżadnychkonkretnychzamiarów.Tomisięniepodobało.
Zwykledobrzesięzastanawialiśmynadtym,cozrobić.

Imdłużejtrwaławojna,tymczęściejdziałaliśmyspontanicznie.

Czułamsięprzeztoniepewnie.

Pragnęłamtylkojednego:pójśćwkierunkuHollowayiposzukaćmamy.Pozostaliw
zasadzieniemielinicprzeciwkotemu.PodobnorodziceHomerabyligdzieśniedaleko
Stratton,atamniechcieliśmysięzapuszczać.Tamteterenybyłyzbytrozwinięte,zagęsto
zabudowane.Wydawałysięzbytniebezpieczne.Niemieliśmypojęcia,gdziesąrodzice
Kevina-wszystkowskazywałonato,żetrafilinapółnoc.Wiedzieliśmyjedynie,żejego
mamajestnatereniewystawowym,takjakmójtata.Nieliczyliśmynato,żeudanamsię
tamdostać.ZresztąwnajbliższymczasieniezamierzaliśmysiępokazywaćwWirrawee
aniwZatoceSzewca.Trochętamnarozrabialiśmy.Gdybyśmyposzliokrężnądrogą19

wstronęHolloway-drogązWirraweedoHollowayzamiastnaskrótyprzezgóry-potem

background image

moglibyśmyruszyćdoHollowayalbodoGoonardoo.Goonardooleżałoprzygłównejlinii
kolejowejzpółnocynapołudnie,więcliczyliśmynato,żeudasiętamcośzniszczyć.Oba
miastabyłyduże.

Inatymwzasadziekończyłysięnaszeplany.Przezresztęczasupoprostuzarzucaliśmy
sięnawzajempomysłami.Mnóstwemzdańzaczynającychsięod:„Możemoglibyśmy…”
albo„Agdybyśmytak…”.Zupełniejakzabawawgdybanie,tyleżewodniesieniudo
przyszłości,aniedoprzeszłości.

FichciałasięskontaktowaćzpułkownikiemFinleyemipowiedziećmu,żeopuszczamy
Piekło.Wzasadzieniktsięniesprzeciwiał.Natympolegałnaszproblem.Niktnie
sprzeciwiałsięniczemu,zwyjątkiemKevina,którysprzeciwiałsięwszystkiemu.
Mieliśmyjedyniesilnepoczucie,żetrzebajaknajszybciejwyjśćizrobićcoś
pożytecznego.

Niewiemjakinni,alejazaczęłamtłumićstrachprzedniebezpieczeństwemiśmiercią.
Widokśmiercitakwieluludzi,wtymniektórychmoichprzyjaciół,sprawił,żenabrałam
dziwnegopodejściadowłasnegożycia.Stopniowoprzesuwałamsięwstronęinnegotrybu
myślenia,którynieuwzględniałczęstegomarzeniaoprzyszłości.

Możetosamostałosięzresztąznasidlategoniezaprzątaliśmysobiegłowyukładaniem
planu.

Chybanabrałamprzekonania,żenieprzeżyjęwojny.Wczasiepokojuludzieczęsto
rzucająfrazesamiwstylu„Żyjdniemdzisiejszym”.

Całkiemjakwsporcie:„Rozgrywajjedenmecznaraz”.Podświadomiezaczęliśmydziałać
właśniewtensposób.Przedwojnąnigdytaknieżyłam.Takipomysłwcaledomnienie
przemawiał.Niesprawdziłbysięwrolnictwie.„Żyjtak,jakbyśmiałaumrzećjutro,ale
uprawiajziemię,jakbyśmiałażyćwiecznie”.Zawszesadziłosięibudowałozmyśląo
przyszłości.Niebyłosensuwznosićogrodzenia,którepadniezaparę

20

lat.Podnarożnysłupwykopaliśmydółgłębokinametr,aletacietoniewystarczyło.

-

Lepiejpokopaćstopęgłębiej.Takdlapewności.

-

Chciałeśpowiedzieć:trzydzieścicentymetrów-droczyłamsięznim.

Nigdyniezrezygnowaliśmyzposadzeniadębutylkodlatego,żeosiągnąłbydojrzałość
dopierozapięćdziesiątlat.„Niedożyjęchwili,wktórejzrobisięzniegonaprawdę
dorodnedrzewo”-mawiałtata.Apotemitakgosadził.Oburzałsię,kiedyszkółkidrzew
reklamowałyswojeroślinyjako„szybkorosnące”iobiecywały„ekspresowywzrost”.
Uważałtozaniewłaściwepodejściedożycia.

Terazmusiałamsięzmierzyćzmyślą,żejateżniedożyjęchwili,wktórejtamtedęby
zmieniąsięwdużedrzewa.Wiodłamżycie,któredawniejbyłonamobce,przedktórym
przestrzeganomnieodkołyskiiktóreodradzałamikażdakomórkawmoimciele.Trudno
byłojednaktrzymaćsięrodzicielskichnaukwobliczuśmierciRobyn,CorrieiChrisa.Ich

background image

śmierć,śmierćwszystkichinnychludzi,którąwidziałamalbooktórejsłyszałam,oraz
zaginięciedwunastunowozelandzkichżołnierzypowoli,stopniowomniezmieniały.
Drążyłymniejakstrumieńrów.Jakzanok-cicaowce.Jakrak.«jDlategoopuściłam
Piekłorazemzpozostałymi,przygnębiona,zastanawiającsię,czykiedykolwiekjejeszcze
zobaczę.Ibezżadnegoplanu.Gdybyudałomisięodnaleźćmamę,byłabymszczęśliwa.O

niczymwięcejniemyślałam.Niewiedziałam,czyczegoświęcejdożyję.Alejednocześnie
byłampewna,żemusimywalczyćdalej.Jużdawnominęliśmyetap,naktórym
siedzieliśmyidyskutowaliśmyomoralnejsłusznościwalkiizabijania.Przeszliśmytak
długądrogę,żeniebyłoodwrotu.Musieliśmydotrzećdokońca,bezwzględunato,jaki
mógłsięokazać.Musieliśmywierzyć,żewszystkosięułoży.

Niektóreznaszychdawnychrozmówowalcewydawałymisięteraznaiwne.

21

Wspinaliśmysięcorazwyżej.Burzaprzeszłatuzimpetem.Wtrzechmiejscachszlak
poprzecinałyzwalonedrzewa.Prowadziłamzesobąmałągrę,wyobrażającsobie,żete
drzewatoRo-byn,CorrieiChrisiżejeśliznajdziemynastępne,tobędzieznaczyło,że
któreśznastakżezginie.

WychodzączPiekła,nienapotkaliśmyjużwięcejpowalonychdrzew,alepodrodzena
Wombegonoominęliśmydwa.Przełażącnadichpołamanymigałęziamiipogniecionymi
liśćmi-drzewarosłybardzobliskosiebie-niemogłamprzestaćsięzastanawiać,czy
przypadkiemczegośniesymbolizują.Symbolizowałycośczymożepoprostu
przejmowałamsięgłupotami?Nalekcjachangielskiegoczęstozajmowaliśmysię
symbolami.UtrudnialiśmypracępaniJenkins.„Oj,proszępani-jęczeliśmy.-Niechnam
paniniewmawia,żeautormiał

tonamyśli!Założęsię,żegdybytuterazbył,powiedziałby:»Niemampojęcia,oczym
panimówi,japoprostunapisałemsobieopowiadanie«”.

WZabićdrozdajesttakifragment,wktórymJempowstrzymujeSmykaodzabiciażuka.
PaniJenkinspowiedziała,żetenżuktosymbolTomaRobinsona,alesamaniewiem.Jak
dlamnietobyłotrochęnaciągane.

NaszczycieWombegonoowiałsilny,rześkiwiatr.Przegoniłchmuryizostawiłjasne
niebo.Byłochłodno,aleniezimno.Ostatnioczęstopadałdeszcz,zdarzyłosiękilkaburz.
Pozostawiałyniebotakieczysteibezchmurne.Zmywałykurzipozwalałygwiazdom
świecić.Alechybajeszczenigdyniewidziałamtakczystegoniebajaktamtejnocy.

Szukałamsymboli,więcmożeniebobyłojednymznich?Gwiazdymiałyprzeróżne
kolory.Oczywiścieprzeważniewodcieniachbieli,aleniektórezdomieszkąbłękitu,inne
czerwieni,ajeszczeinneżółcialbozłota.Kilkapłonęłosilnączerwienią.Kiedykilkalat
temuSlaterówodwiedziłaprzyjaciółkazJaponii,powiedziała,żemieszkańcyTokiomają
szczęście,jeśliwidaćze22

dwanaściegwiazd.Niewiem,ilegwiazdwidzieliśmytamtegowieczoru.Miejscaminiebo
byłotakrozjaśnione,żezmieniałosięwlśniącystrumieńświatła.

Napoczątkuradioodbierałocałkiemdobrze.PułkownikFin-leywydawałsiębardziej

background image

odprężony.ChybaNowozelandczykomszłonawojnietrochęlepiej.Niewiem,możepo
prostuzjadłdokładkędeseru.

Możeawansował.Możeucieszyłsięnadźwięknaszychprzyjaznychgłosów.Pewnie
krążyłposwojejkancelariiimówił:„Kurczę,niemogęsiędoczekać,kiedyznowu
odezwąsięmoimłodzikumple.

Tęsknięzanimi.Możepoślęponichhelikopter?”.

Oczywiściemusieliśmyuważaćnasłowa.GdybyliśmyjeszczewNowejZelandii,
pułkownikFinleyporadziłnam,żebyśmy,korzystajączradia,zawszezakładali,żewróg
podsłuchuje.Kazałnammówić„zwięźleipowściągliwie”.ColiUrsulapowtarzalito
samo.

Nigdysięniedowiedziałam,cowłaściwieznaczy„powściągliwie”,alenietrudnobyłosię
domyślić.

MówiłHomer.Właśnieoznajmiłpułkownikowi,żewybieramysięnaterytoriumwroga,
aleniepoto,byposzukać„parszywejdwunastki”-

botakochrzciliśmyzaginionychNowozelandczyków.Wzasadzienieliczyliśmynato,że
jeszczekiedyśichzobaczymy-chybażezasprawąjakiegośszczęśliwegozrządzenia
losu.Byliśmypewni,żejeślinadalżyją,niesąprzetrzymywaniwnajbliższejokolicy.
MożewStratton,alenapewnoniewWir-raweeaniwHolloway.W

najlepszymraziebylijeńcami,oczywiścieumieszczonymiwwięzieniuozaostrzonym
rygorze,anienatereniewystawowymwWirrawee.

NajbliższewięzienieozaostrzonymrygorzebyłowStratton,oczymwszyscydobrze
wiedzieliśmy,choćbardzomożliwe,żejakiśczastemuwypadłozgry.Dostałostraszne
batypodczasconajmniejjednegonalotu,którytamprzeżyliśmy.Nalotymogłyoznaczać
koniecStrattonjakomiejscaprzetrzymywaniagroźnychprzestępców,takichjakmyalbo
żołnierzezNowejZelandii.

23

Nowięcpowiedzieliśmypułkownikowi,żezmierzamywinnymkierunku,bysiaćjak
największezniszczenie.Usłyszawszyto,niewydawałsięjużtakiodprężony.Typowym
dlasiebieoschłymioficjalnymtonemodpowiedział:

-

Cokolwiekzrobicie,waszedziałaniazostanądocenione.Jeśliwodpowiedzinawaszą
działalnośćskierujątamchoćbyjednegożołnierza,będąmielijednegożołnierzamniejdo
walkinakluczowychobszarach.Czymożemycośdlawaszrobić?

Byłotozestronypułkownikadośćnielogicznepytanie,bosiedzącwWellington,miał
mocnoograniczonemożliwości.Homerskorzystał

jednakzszansy:

-

Byłobymiło,gdybyktośnasstądzabrał.

PułkownikFinleyodpowiedziałtakimgłosem,jakbynaprawdęmiał

background image

poczuciewiny:

-

Niezrozumciemnieźle.Wcalewasnieporzuciliśmy.

Wydostaniemywasstamtąd,alewtejchwilitonaprawdęniemożliwe.

Wkażdymrazienieskreślajcienasjeszcze.

Myślę,żetesłowatrochępodniosłynaswszystkichnaduchu.Chwilępóźniejz
połączeniemzaczęłysiędziaćdziwnerzeczy:usłyszeliśmytrzaski,gwizdyiodgłos
przypominającywarkotpiłymotorowej.

Homerpróbowałsiępołączyćjeszczeraz,alegopowstrzymałam.

Nagłautratasygnałuidziwnehałasywtakbezchmurnąnocnapędziłymistracha.
Pomyślałam,żejednaznaszychobawmożebyćuzasadniona:chybaktośpróbowałnas
namierzyć.ZmusiłamHomera,żebywyłączyłradio.Zresztąitakniebyłosensuciągnąć
tejrozmowy.

Dobrzeusłyszećprzyjaznygłosdorosłegoczłowieka-miłyipokrzepiający-alenie
mogliśmymunicwięcejpowiedzieć.Onnamtakże.

Wkrótcepotemruszyliśmywdrogę.Spakowaliśmysię.Leewziął

radio,owijającjefoliąiwkładającdomałejpuszkiprzetrwania,którąnosiłprzypasku.
Obserwowałamgozlekkimuśmiechem.Byłtakizorganizowany,takidokładnyCzasami
mnietym24

denerwował-możedlatego,żesamabyłamzupełnieinnaidobrzeotymwiedziałam.Tym
razemniemogłamsiępowstrzymaćodkomentarza.

-

Przypominaszmidziewczynę,jesteśtakistaranny-

powiedziałam.

Leewzruszyłramionami.Niewydawałsięzasmucony.

-

Możepewnegodniamipodziękujesz-odparłtylko.

Wiedziałam,żemaracjęiżemojesłowabyłyniesamowiciegłupie-nawetjaknamnie-
więcodrazusięprzymknęłam.

SzliśmygęsiegopoSzwieKrawca.Trochęprzesadzam,kiedyonimpiszę.Nie
przypominaostrzażyletki,któremogłobywyrządzićpaskudnąkrzywdę,gdybyktóryśz
chłopakówupadłnanieokrakiem.

Przeważniemożnatamtędyiśćdośćswobodnie,czasaminawetoboksiebie.Jednakw
innychmiejscachjestnaprawdęwąskoitrzebabyćtrochęostrożniejszym.Aleupadeknie
oznaczałbylotutysiącmetrówwdółnazłamaniekarku.Człowiektylkotrochębysię
sturlał.Gdybyniefortunnieupadł,mógłbyzłamaćnogę,aletoprzecieżmożenasspotkać
wszędzie.

background image

Jesttamszlakprzezlatawydeptywanybutamileśnychwędrowników.

Teterenyzawszecieszyłysięwśródnichpopularnością.Bywałytygodnie,wciągu
którychprzeznaszepolaprzechodziłokilkanaścieosób,kierującsiękuSzwowiKrawca.
Kiedyindziej,zwłaszczazimą,przezparęmiesięcyniewidywaliśmynikogo.

Nietylkoludziewydeptalitenszlak.Szłamprzodem,azamnąszedł

Homer,Fi,LeeiKevin,który-coniebyłożadnymzaskoczeniem-

zostałkawałekwtyle.Musiałamjednakzwolnić,bozobaczyłamtłustyzadekwombata,
którychybotliwietoczyłsięnaprzódwewłasnymtempie.Wombatyżyjąwedługswoich
zasad.Kiedybyłammała,przyjechaładomnienaweekendkoleżankazmiasta,Annie
Abrahams.Nigdywcześniejniebyłanafarmie.Pierwszegowieczoru,tużpozachodzie
słońca,wracałyśmy

25

zkurnika,wktórymzamknęłyśmykury-trochępóźniej,niżnależało

-iwtedyAnniezobaczyławombata.Zanimzdążyłamcokolwiekpowiedzieć,podbiegła
doniegoigoprzytuliła.Chybamyślała,żetocośwrodzajumilutkiegomięciutkiego
niedźwiadka.Wombatniewahałsięanichwili.Odwróciłsięizatopiłzębywjejnodze.

Wrzasnęłajakkakaduozmierzchu.Próbowałamodciągnąćwombata,aleokazałosięto
niemożliwe.Sąstraszniesilne.Wołałamtatę,Anniebezprzerwysięwydzierała,awombat
warczałgłośniejniżbuldożerjadącypodgórkę.Przerażające.Niewiedziałam,jakwielką
krzywdęmożewyrządzićAnnie.Myślałam,żerozerwiejejnogęnakawałki.W

końcuprzybiegłtata.Teżbezskuteczniepróbowałodciągnąćwombata,awkońcudałmu
strasznegokopa.Wombatwypuściłnogęiobolałyuciekłwmrok.Niewiedziałam,czy
bardziejprzejmowaćsięzdrowiemwombata,czystanemnogiAnnie.Alenoganie
wyglądałanajgorzej.Choćwidniałnaniejsiniak,zębynieprzecięłyskóry-tochyba
raczejszokistrachsprawiły,żemojakoleżankadarłasięjakopętana.

Dodzisiajniewiem,cosięstałoztamtymwombatem.

Innymrazemwombatzostałuwięzionywmałejłaziencewgłębiszopydostrzyżenia
owiec.Niewiem,jaksiętamdostał,ajużtymbardziejniemampojęciadlaczego.Może
szukałjedzenia.Możechciałskorzystaćztoalety.Wkażdymrazieznalezionogodopiero
rano.Niebyłomnieprzytym,alesłyszałam,żemusiałtamspędzićstraszniedużoczasu.
Noiwidziałamzdemolowanąłazienkę.

Niewiarygodne.Gdybytamwejśćzwielkimmłotemiprzezcałąnocwymachiwaćnimz
całejsiły,niewyrządziłobysięwiększychszkód.

Tobyładrewnianatoaletawyłożonaazbestem,zktóregonieuratował

sięnawetkawałeczek.Napodłodzewalałysiętylkofragmenty.Naścianiepozostałymałe
kawałkiprzybitegwoździamidodrewna.Tyleżewiększośćdesekbyłapołamanai
sterczałyznichdrzazgi.Zupełniejakbywombatprzezcałąnocnawalałwniezgłówki.
Bochybawłaśnietorobił.

26

background image

Kiedyzatemzdałamsobiesprawę,żeidziemyzawielkimtyłkiemwombata,zwolniłam
kroku.Naszlakubyłowąsko,aniespieszyłomisięjeszczedobójki.

-

O,popatrzcie-powiedziałaFizamoimiplecami.-Wom-bat.

Prawda,żeśliczny?

Odrazusięwystraszyłam,żeczekamniepowtórkaprzygodyzAnnieAbrahams.

-

Jasne,śliczny-mruknęłam.-Tylkotrzymajsięodniegozdaleka.

Fiprzystanęłaipatrzyłyśmy,jakwombatkolebiesięnaprzód.

Zbliżaliśmysiędomiejsca,wktórymdrogadlaterenówekzaczynałaprowadzićwdół,w
stronęfarmy,iwombatzacząłodbijaćwlewo.

Pomyślałam,żetodobraokazja,bypokazaćFisztuczkę,którejsamanigdynie
próbowałam,aleoktórejopowiadałmitata.Niemającpojęcia,czysięuda-iniebardzo
wtowierząc-powiedziałamdoFi:

-

Wiesz,żeoneidązaświatłemlatarki?

TakczęstowkręcaliśmyFi,którapadałaofiarątakwielukawałów,żetymrazemnie
chciałamiuwierzyć.

-

Tak,jasne-powiedziałazpowątpiewaniem.

-

Mówięserio.Przysięgam.

Zdjęłamplecakiotworzyłambocznąkieszonkę,żebywyjąćlatarkę.

Zostawiłamplecaknaziemi,przeszłamdziesięćkrokówizapaliłamlatarkę.
Znajdowaliśmysięwśróddrzew,więcniebyłozagrożeniazestronywrogichżołnierzy.
Skierowałamświatłolatarkikuziemitużprzedwombatem,anastępnieprzesunęłamjew
bok.Kumojemuzaskoczeniuwombatodrazuskręciłiposłusznieposzedłzaświatłem.

Oczywiścieniedałamposobiepoznać,żemnietozaskoczyło.

Udawałamspokój,jakbymsiętegospodziewała.

Zaserwowałamwombatowispacerek,poruszająclatarkąnaboki.

Czułamsięjakchoreografka.Pozostaliwybuchnęliśmiechem.

27

-OmójBoże-powtarzałaFiswoimcichutkimgłosikiem,któryczasamibrzmiałtak,
jakbyunosiłsięwoddali.-Toniesamowite.

Wokółnadalbyłomałomiejsca,botużzanamiciągnąłsięSzewKrawca,apobokachrósł

background image

gęstylas.Poruszyłamwięclatarkąjeszczeraz,skłaniającwombata,byruszyłwmoją
stronę.Czułamabsolutnąpewnośćsiebie,totalnąkontrolę.Zamierzałampowolisięcofać
ipatrzeć,jakwombatdomniedrepcze.Wombatnieznałjednakmojegoscenariusza.Bez
żadnegowidocznegopowoduruszył

naprzód,opuszczającplamęświatłanaziemi.Możemniezobaczył-

chociażnaprawdęwątpię.Wombatysprawiająwrażenieprawiecałkiemślepych.
Oczywiściemogąudawać.

Napoczątkumyślałam,żetożart,izaczęłamsiępowolicofać.

Przyspieszyłam,kiedywombatzwiększyłtempo.Potemnagledomniedotarło,żemam
kłopoty.Wyglądałonato,żeruchylatarkistraciływszelkieznaczenie.Wombatzłamał
wszystkiezasady.

Przestałsiętrzymaćzarównoich,jakiświatła.Sytuacjawymknęłasięspodkontroli.
Zapomniałamowłasnejgodnościiwpadłamwpanikę.

Wombatwgalopiemożebyćnaprawdęprzerażający.Tezwierzętawyglądająjak
wypchanepoduchynaczterechmałychnóżkach,alepotrafiąnaprawdęnieźlesię
rozpędzić.Więcijatrochęprzyspieszyłam.Ignorującdzikiśmiechpozostałejczwórki,
obróciłamsię,bymócsięschronićnaścianieSzwuKrawca.

Iprzewróciłamsięowłasnyplecak.

Upadłamjakkłoda.Resztasikałaześmiechu.Muszęprzyznać,żenaprawdęsiębałam.
Myślałam,żezachwilęzostanęrozerwanaprzezdzikiegowombata.Jegopowarkiwania
brzmiałyzdecydowanienieprzyjaźnie.Pozatymwylądowałamnachorymkolanie,ato
zabolało.Przezchwilęmyślałam,żewombatnamniewskoczyiodgryziemigłowę.

Alenie.Odbiłwbokizniknąłwzaroślach.Miałdosyćludzijaknajedenwieczór.
Podniosłamsięzwysiłkiem,bezniczyjej28

pomocy.Wszyscynadalpokładalisięześmiechu.Czasamipotrafiąbyćnaprawdęgłupii
niedojrzali.Otrzepałamsię,założyłamplecakzpowrotemiruszyłamprzedsiebie.Musieli
samizdecydować,czyiśćzamną,czynie.

Najdziwniejszebyłoto,żepotejprzygodzieKevinprzestałsięnamniewkurzać.Częściej
sięśmiał,częściejrozmawiałiwłączałmniedorozmowy.Niewiem,dlaczegouznał,że
znowujestemwporządku,alenajwyraźniejmuprzeszło,więcpomyślałam,żeprawie
wartobyłozaliczyćtobliskiespotkaniezwombatem.Prawie.

RanoKevinznowubyłnaburmuszony.Zatrzymaliśmysiętużprzedpiątąranoitrochę
odpoczęliśmy.Nierozkładaliśmynamiotówanitropików,alerozwinęliśmykarimaty,żeby
sięzdrzemnąć.Spałamchybazgodzinę.Obudziłamsięwsamąporę,byusłyszeć
bzyczeniepierwszejplujkidnia.Kiedyczłowiekusłyszypierwsząplujkę,wie,żenocsię
skończyła.Imdłużejtrwalato,tymwcześniejpojawiająsięplujkiitymwięcejichjest.

Wstałamiwyjęłamkilkaproduktównaśniadanie.Żadnychfrykasów,tylkosuszone
morele,owocoweroll-upyigranolę.Zatrzymaliśmysięokołotrzystametrówod
strumienia.NauczyłamnietegoUrsula:nigdynierozbijajobozunadsamymstrumieniem,
boszumwodysprawi,żenieusłyszysz,jakktośsięskrada.

background image

Kiedyskończyłambawićsięjedzeniemipoprzekładałamkilkarzeczywplecaku-zawsze
starałamsięidealniepoukładaćrzeczywplecaku,stałosiętomoimnaczelnymhobby-
pobudzilisiępozostali.Ranożadneznasniebyłowdobrejformie.OpróczFi.Fi
zaczynałafunkcjonowaćzarazpoprzebudzeniu.Nietakjakterenowydiesel.

Wstawała,apotemnatychmiastporuszałasię,myślałaimówiłaznormalnąprędkością.
DrugiwtymrankingubyłLee,alesporomubrakowałodopoziomuFi.JaiKevin
byliśmynajgorsi.

30

Nowięcchodziłamizrzędziłam,odczasudoczasumamrocząccośdopozostałych,gdy
każdeznasprzygotowywałoswojedziwacznezestawyśniadaniowe.

Niezadaliśmysobietrudu,bypostawićkogośnawarcie,bonadalbyliśmywgęstymlesie,
choćdośćbliskodrogizWirra-weedoHolloway.Kiedymoiprzyjacielejedli,poszłam
jednaknaspacer,żebysprawdzić,czyudamisięzobaczyćcościekawego.Mimoplujek
tobyłprzyjemnyranek.Nadalwyczuwałosiętenświeżychłódtypowydlapoczątkudnia,
zanimsłońcewszystkoosuszyiprzypieczepowietrze,inawetplujkidadzązawygraną,
postanawiającposzukaćcienia.Zafundowałamsobieporządnykrótkispaceriwkońcu
zdołałamsiędobudzić,mimożejedynąinteresującąrzeczą,jakązobaczyłam,byłpstrąg
bijącyświatowyrekordwskokuwzwyż,bypochwycićprzelatującegoowada.Zupełnie
jakRoyCazaly.Rybawzbiłasięmetrnadwodę.No,prawiemetr.

Kiedywróciłam,trafiłamwsamśrodekzaciekłejkłótni.Usłyszałamjązodległościstu
metrów,cobardzomniezmartwiło.Ostatnionauczyliśmysięrozmawiaćdośćcicho.
Szczerzemówiąc,krzykibyłytakgłośne,żezpoczątkuwogólenierozpoznałamgłosów.
Przeszedł

mnieokropnydreszczstrachu,żektośnasznalazł.Gdyzdałamsobiesprawę,żetotylko
moiprzyjaciele,zociąganiemruszyłamwstronęobozu.Właśniezaliczyłammiłyspaceri
niechciałamsięmieszaćwjakieśnieprzyjemności.Słyszałam,jakHomerwrzeszczyna
Kevina:

-

Jezu,Kevin,jesteśżałosny.Niccisięniechce.

-

Lepiejbądźcieciszej-powiedziałam,kiedydonichpodeszłam.-

UsłysząwaswWirrawee.

Leestałpoddrzewem.Nigdyniewidziałam,żebytakbrzydkowyglądał.Splótłręcena
piersiizpaskudnąpogardliwąminąwpatrywałsięwKevina.Fisiedziałanad
strumieniem,trzymającswojąmiseczkęwwodzie,jakbychciałająumyć,tyleżewogóle
nieporuszałarękami.HomeriKevinstalinaprzeciwsiebiejakdwazłepsy,które
spotykająsiępierwszyraz.Gdybymielisierśćnaplecach,byłabypewniezjeżona.Jaksię
nadtymzastanowić,Homermasporowłosównaplecach…

Nie,niepowinnamztegożartować.Sprawabyłazbytpoważna.

-

background image

Wczymproblem?—zapytałam,kiedyniktnieodpowiedziałnamojeostrzeżenie.

-

Kevinaobleciałstrach-stwierdziłLee.-Znowu.

Byłamtrochęzdziwiona.Wyglądałonato,żechłopakimogązarzucaćKevinowi
tchórzostwo,ajanie.

-

Nieobleciałmnieżadencholernystrach-krzyknąłKevin.-

Zrobiłemtylesamocowy,alboiwięcej.Poprostujestemrealistą.

RodziceLeezginęli,aterazonchcetampobiecizabićkażdego,kogonapotka.Noi
dobrze,niechsobieidzie,alemniesięniespieszydosamobójstwa.

-

Kev,niejesteśmytacygłupi-rozzłościłsięHomer.-Prawiezawszeudawałonamsięich
przechytrzyć.

-

Nojasne-odpowiedziałKevin.-NaszaostatniawyprawadoWirraweezakończyłasię
wielkimsukcesem,prawda?Nicniezrobiliśmy,nicnieosiągnęliśmyTopieprzonycud,że
wogóleudałonamsięprzeżyć.

-Jeślichcesz,możeszwracaćdoPiekła-powiedziałLee-alejaniezamierzam.Cokolwiek
napotkamynanaszejdrodze,damysobieradę.

Oczywiściemamnadzieję,żeznajdziemymamęEllie,alepozatymliczęnato,że
napotkamyjakieścele,którebędziemożnazaatakować.

-

O,pieprzonybohater-prychnąłKevin.-Słuchaj,Lee,sytuacjasięzmieniła.Inwazja
zakończyłasięsukcesem.Dokonałasię.Oniwygrali.Nieważne,dokądpójdziemy.
Zobacząnas,dogoniąizłapią.

Apotemzabiją.Rozumiesz?Tojużniemasensu.Jedynymbezpiecznymmiejscem,które
nampozostało,jestPiekło.

background image

32.

-«t.

Wszędzieindziejnaswywęszą.Mówięci,wciągusześciumiesięcyzacznątu
organizowaćgórskiewycieczki,takjakzanaszychczasów,ilepiejsięmódl,żeby
pułkownikFinleyzdążyłwcześniejprzysłaćhelikopter,botonaszajedynanadzieja.

JegosłowazdenerwowałynawetFi.

-

Tojeszczeniekoniec-powiedziała,niepodnoszącgłowy.-

Nadalmyślę,żemożemyzwyciężyć.Nowozelandczycyteżtakuważają.

-

Wątpię,żebykiedykolwiekudałonamsięwszystkoodzyskać-

powiedziałHomer.-Wnajlepszymraziepewnegodnianastąpizawieszeniebroni,
podzieląnaszkrajiczęśćziemodzyskamy.Ztego,comiwyjaśniłpułkownikFinley,im
większyterenbędziemywtedykontrolowaćiimbardziejzepchniemyichdodefensywy,
tymwiększyobszardostaniemypotymwielkimpodziale.

-

PułkownikFinley.Coontamwie!-zawołałKevin.—Poprostumówi,cochcemy
usłyszeć.Bylebytylkonasskłonićdorobieniatego,czegoodnasoczekuje.Takjak
mama,któramówi:„Jedzwarzywa,aurośnieszdużyisilny”.Tonicnieznaczy.

-

Naciebiepodziałało-zauważyłam,wtypowydlasiebietaktownysposóbpróbując
rozładowaćnapięcie.Równiedobrzemogłamsięnieodzywać,boniktniezwracałna
mnieuwagi.

-

Kevin,niemożeszsobiewbićdotejwielkiejgłowy,żeniemamyinnegowyjścia?-
wycedziłLeeprzezzaciśniętezęby.Potemzacisnąłrównieżusta,takżejegowargi
utworzyłyjednąwąskąlinię.

Nigdyniewidziałamgoażtakwściekłego.-Jeślinicniezrobimy,jeślibędziemypo
prostusiedziećiczekaćnatransportdoNowejZelandii,okażemysiężałośni.Gorzejniż
żałośni.Ajeśliniktponasnieprzyleci,będziemymielipozamiatane.Naprawdę
pozamiatane.

Czasaminiemajużdalszychpytań.Czasaminiemaoczymdyskutować.Jeśliwogóle
mamyjakiśwybór,tochybajestprosty:możemyzginąćwwalcealboumrzećjako

33

tchórze.Tokiepskieopcje,zgoda,alejeślinaszasytuacjarzeczywiścietakwygląda,ja

background image

wiem,cowybiorę.

OświadczenieLeetakbardzonamiwstrząsnęło,żezamilkliśmy.

Ubrałwsłowato,cosamaczułamodjakiegośczasu,choćniestanęłamztymtwarząw
twarz.Zwinęliśmykarimatyiwłożyliśmyresztkiśniadaniazpowrotemdoplecaków.
Potemruszyliśmydalej.

Nadalniktsięnieodzywał.Półgodzinywcześniejporanekwydawał

misięprzyjemny,aleterazstraciłswójurok.

Kevinnadalzanamiczłapał.Jeślinawetprzyszłomudogłowy,żebysamotniewrócićdo
Piekła,niemiałodwagiwcielićtychzamiarówwżycie.Przypomniałymisięsłowamojej
trenerkihokeja,paniSanderson,którapowiedziała,żenieśmialigraczenajczęściej
odnosząobrażenia.Zastanawiałamsię,czytozłyznakdlaKevi-na.

Podkreślam,niejestempewna,czypaniSandersonmiałarację,bownaszejdrużynie
najwięcejobrażeńodnosiłaRobyn,którabezwątpieniabyłanasząnajbardziejagresywną
zawodniczką.

WyszliśmynadrogęzWirraweedoHollowayiskręciliśmywprawo.

Taczęśćtrasybyłaosłoniętadrzewamizobustron,więcmogliśmyzłatwościąunikać
pojazdów,dającnurawzarośla,gdytylkousłyszeliśmywarkotsilnika.Wmilczeniu
wlekliśmysiędalej,zagubieniwmyślach.Napoczątkutejwyprawyczułamdreszczyk
podniecenia,aleterazbyłojużgorzej.Chybapodświadomieliczyłamnato,żepójdziemy,
znajdziemymojąmamę,wszyscywpadnąwdzikąradość,apotembędążylidługoi
szczęśliwie.Niezbytdobrzetowszystkoprzemyślałam.

Szłamzespuszczonągłową,patrząc,jakprzykażdymkrokupył

opadaminabuty.Stare,dobre,wiernebuty.GdybyłamwwięzieniuwStratton,strażnicy
zabralimisznurówki,alepowyjściustamtądnadalmiałamtebutynanogach.Teraz,
kilka’miesięcypóźniej,wydawałyjużprawieostatnietchnienie,pozostałoimzaledwie
kilkakilometrówżycia.Wyglądałynaniekochane-coniebyłoprawdą-izaniedbane-co
niąbyło.Kiedyś

34

miałybarwęoliwkowejzieleni,bardzociemnej.Odnosiłosięwrażenie,żejeśliczłowiek
przyjrzyimsięwystarczającouważnie,gdzieśwgłębitejzielenidostrzeżeczerń.Teraz
miałyodcieńjaśniejszej,wyschniętejzieleni.Kolorwypłowiałwskutekciężkiegożywota.
Byłypodrapane,znoszoneizmatowiałe,zwłaszczanaczubkach.Nasameczubki
mogłabymzużyćcałeopakowaniepasty.

Podobniejakwiększośćbutów,mojetakżewymagałysporowysiłkuoporanku,kiedyje
wkładałam,alegdyjużznalazłysięnanogach,stawałysięnajwygodniejsząparą,jaką
kiedykolwieknosiłam.Niebyłyzbytefektowne,alezatobardzosolidne.Niechciałamsię
znimirozstawać.Tworzyłyjednąznielicznychwięzi,którenadalłączyłymniezdomem.

Homer,któryszedłprzedemną,prowadzącnasząpaczkę,naglesięzatrzymał.Omalna
niegoniewpadłam,aleszybkozdałamsobiesprawę,dlaczegostanął.Dotarliśmynaskraj
lasuiprzednamiotwierałysiępolauprawne.Właśniepokonałamczterykilometry,

background image

myślącwyłącznieoswoichbutach.Życiebywazabawne.Przedwojnączasami
jeździliśmyzWirraweedoStrattoniprzezcałąpodróżniczegoniezauważałam.
DojeżdżaliśmydoStratton,ajaniemiałampojęcia,jaksiętamdostaliśmy,wogólenie
pamiętałamdrogi.Terazprzydarzyłomisiętosamowwersjipieszej.

Domyśliłamsię,żejesteśmyjakieśtrzykilometryodHollo-wayWest,którenamapie
tworzyłokropkęoddalonąodsamegoHollowayomniejwięcejpięć,sześćkilometrów.
Przetrząsałamumysł,próbującsobieprzypomnieć,cotamjest.Stacjabenzynowaisklep,
szkoła,którąrządzamknąłtużprzedwybuchemwojny,dwakościołyizczterdzieści
domów.Przynajmniejtaktozapamiętałam.Agdywślizgnęliśmysięwzaroślaizdjęliśmy
plecaki,żebyzrobićprzerwę,okazałosię,żepozostalipamiętająniewielewięcej.

35

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu
osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWirrawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu

background image

osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWir-rawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

Czekałanasjednakdośćłatwatrasa.Staradroga,obecniezaledwieleśnytrakt,biegła
kilkasetmetrówwgłąblasu,równolegledonowejszosy.Wiedziałam,żeprowadziażna
szczyt,apotemchybaciągnęłasiędalej,gdzieśniedalekoMicklemore,kudawnemu
osiedluwojskowemu.Wokolicyniebyłonic,comogłobynaszainteresować,oprócz
dobrychkryjówekiewentualnejokazjiznalezieniakilkuniesplądrowanychchat.
Mieszkałotutrochędziwnychludzi:weteranów,hippisówitych,którzywoleliżyćzdala
odinnych.

Ruszyliśmywięcnajkrótsządrogąkustaremutraktowi.Wiłsięmiędzydrzewamii
przecinałparęstrumieni.Byłatoprzyjaznatrasa,poznaczonakoleinamiipylista.
Poczułamsympatiędoludzi,którywielelattemuwyrylijąwtymsuchymlesie.Lasy
kojarząsięzpięknemprzyrodyiczęstofaktyczniesąpiękne,aletenniebył.Rosłotam
tylkomnóstwomałychiśrednicheukaliptusów,prawieniewidziałamposzycia,ajedynie
zgaszonązieleńizgaszonybrązpozbawionejaśniejszychbarw.Niezauważyłamnawet
ptaków.

Mimotowlesienadalczułamsięjakwdomuibyłotambezpiecznie.

Szliśmypowoli,przedewszystkimzpowoduzmęczenia,alechybarównieżdlatego,że
niemieliśmyżadnegokonkretnegocelu.

background image

Planowaliśmy,żenocąposzpiegujemynafarmach,ażudanamsięznaleźćjeńców,z
którymibędziemożnaporozmawiać.Mieliśmynadzieję,żeudzieląnamjakichś
informacjinatematmoichrodzicówipowiedzącoś,conampodpowie,dokądpójśćico
zrobić.Tymczasembyliśmyotwarcinasugestie.

Dotarliśmydoskrzyżowania,gdziepylistadroga,któraodchodziłaodgłównejtrasy,
spotykałasięznaszymtraktem.Prowadziłanawysypiskośmieci.Byłoonodośćduże-
choćjaknastandardydużegomiastaniewielkie-leczsłużyłozarównoWir-rawee,jaki
Holloway.

Jużprzedpołączeniemradmiejskichkorzystałyzniegoobamiasta.

36

-1

My,drobnifarmerzy,wzasadzienanieniejeździliśmy,bojakwszyscyrolnicymieliśmy
wysypiskowewłasnymgospodarstwie.NapastwiskuNelliesbyłdół,doktórego
wrzucaliśmyodpady,odkąddziadekkupiłtęziemię.Możnabyłostanąćnakrawędzii
ujrzećcałąhistorięnaszejfarmypodpostaciąwielkiejstertyuswoichstóp.Może
pewnegodniadokopiesiędoniejjakiśarcheologinapiszeksiążkęomojejrodzinie.
Pierwszysamochódrodziców,kremowypikapaliant,nadaltamrdzewiał,podobniejak
roztrzaskanykuchennystółzlaminatu,naktóryrunąłpijanypostrzygaczwszopiedo
strzyżeniaowiec.Byłytampłatyblachyzerwanezdachuprzezburzępiaskowąw1994
roku,dziurawezbiorniki,kilkasamochodówitraktoróworazkawałkimaszyn.Leżałytam
pozostałościpomoichkatastrofalnychwskutkachpróbachpędzeniapiwaimbirowego-
dziesiątkibutelek,któreeksplodowałyodnadmiarugazu-ipompa,któraspłonęła,kiedy
zwłokiutopionejowcydostałysiępodzawórstopowyiuniosłygonadwodę.Owcateż
trafiładodołu,lądującnastarymkomputerze,którypróbowaliśmysprzedaćprzezpółtora
roku.Tatawkońcustracił

cierpliwośćiwyrzuciłgownapadziezłości.

Któregośrokuwczasieprzerwybożonarodzeniowejpróbowałamułożyćpuzzle
przedstawiająceocean.Potrzechtygodniachmiałamdość.Zebrałamtysiąckawałków,
pomaszerowałamnaskrajdołuiwyrzuciłamjeceremonialnymgestem.

Naszdółnaśmiecibyłchybaczymśwrodzajumuzeumrolnictwa.

Tatauważał,żekażdywyrzuconytamprzedmiotmaswojąhistorię.

•N

NawysypiskoWirrawee-Hollowayjeździliśmytylkowtedy,gdymusieliśmysiępozbyć
jakichśsubstancjitoksycznych,naprzykładchemikaliów.Wrzucalijetamdospecjalnego
zbiornika.DlategogdytatamusiałpocośjechaćdoHolloway,czasamiwrzucałnapakę
ładunekodpadów.

37

-Płacimytakiepodatki,żerówniedobrzemożemyztegoskorzystać-

mówił.

Prawiezakażdymrazemmutowarzyszyłaminawetlubiłamtewycieczki.Najbardziej

background image

podobałomisięzadawnychczasów,zanimposprzątanonawysypisku.Stałowtedy
otwarteprzezdwadzieściaczterygodzinynadobęiwszędziewalałysięśmieci.Człowiek
nigdyniewiedział,cotamznajdzie.PotemzaczęłysięproblemyzestronyKomisji
OchronyŚrodowiskaalboczegośwtymrodzaju,więcradamusiałazatrudnićgościa,
którymiałpilnowaćporządku.Noizrobiłosiętrochęnudno.Wysypiskobyłootwarte
tylkopięćdniwciągudwóchtygodni,bodzieliliśmysięDarrylem-czyligościem,który
tampracował-zwysypiskiemwRisdon.Przezpięćdnipracowałnaichwysypisku,a
przeznastępnepięćnanaszym.Odwalałkawałdobrejroboty,codotegoniktniemiał
wątpliwości.Pomiesiącujegopracybutelkiznalazłysięwjednejczęściskładowiska,
papierwdrugiej,awszystkiesamochodyutworzyłyogromnąstertęnapołudniowym
krańcu.Natereniewysypiskazbudowałblaszanąszopę,wktórejtrzymałwszystko,co
mogłomiećjakąśwartość,naprzykładstarelodówki,siedzeniasamochodówikawałki
drewna.Byłbardzozorganizowany.

PewnegodniatatamusiałpojechaćdoHolloway,więcpomyślał,żeprzyokazjiwpadnie
nawysypisko.Chciałwyrzucićtrochępłynuodkażającegodlaowiec,któremudawno
minąłterminważności.Aponieważitakmusiałtamzajechać,zabrałteżstarąkuchenkę.

Załadowaniejejnapakęwymagałogodzinysiłowaniasię,poceniaiprzeklinania.W
końcutrzebabyłoużyćdźwigu.Zjegoimojąpomocąkuchenkatrafiłanapakę.Potem
tatadorzuciłjeszczebeczkipłynuodkażającegoiruszyliśmywdrogę.Wszystkiego
pozbyliśmysięnawysypisku,akiedyodjeżdżaliśmy,tatazapytałDarryla,czymajakiś
starydywan.Mamachciałagorozłożyćwogrodzie,żebyzdusićchwasty.

38

-

NiechpanzajedziewdrodzepowrotnejzHolloway.Wyciągnęcośdlapana.

-

Dobra-powiedziałtata.-Wielkiedzięki.

Dwiegodzinypóźniejwracaliśmyzmiastaiskręciliśmynapółnocnykraniecwysypiska,
byzabraćdywan.Gdypodjechaliśmydobuldożera,zauważyliśmyfacetawpikapie.

-

Hej,kolego-zagadnąłmojegotatę.-Możemógłbyśmipomóc?

-

Jasne-odpowiedziałtata.-Comogędlaciebiezrobić?

-

Tylkopopatrz,coktośwyrzucił.Niedowiary,żeludziepozbywająsiętakichrzeczy.
Idiotówniebrakuje,nonie?

Ioczywiściepoprowadziłtatęprostodonaszejkuchenki.

Tataspiorunowałmniewzrokieminiesposóbbyłoniezrozumiećjegoprzesłania.Teoczy
mówiły:„Powiedzchociażjednosłowo,młodadamo,aprzeznastępnetrzylata
codzienniebędzieszwycinałarzepyzwełny”.

background image

Nowięcstałamipróbującpowstrzymaćsięodśmiechu,patrzyłam,jaktataitenfacet
wysilająsię,pocąiprzeklinają,bywkońcuzaładowaćkuchenkęnapikapa.Muszę
przyznać,żenawetimtrochępomogłam.Facetbyłogromniewdzięcznymojemutacie.
Ciąglepowtarzał,jakietowspaniałeznaleziskoiżektoś,ktowyrzuciłtękuchenkę,musiał
byćstraszniegłupi.Kiedyjużjąprzywiązali,zamknęliklapęifacetodjechał,tata
odwróciłsiędomnieipowiedział:

-

Nieważsiępisnąćotymmamie.Nigdy.

-

Okej,tato-powiedziałam.-Możeszmizaufać.

-

Wtejsprawie?-odparł.-Wątpię.

Nigdyniepotrafiłsięśmiaćztejhistorii,akiedykilkatygodnipóźniejpróbowałamztego
zażartować,uciszyłmnie,zanimzdążyłamdokończyćpierwszezdanie.

Ateraz,rokpóźniej,znówbyłamnawysypisku.Czegobymniedała,byzobaczyćDarryla
przybramie,jakiegośfaceta39

paplającegooswoimwspaniałymznaleziskuimojegotatę,którygotującsięzezłości,
ładujekuchenkęnajegopikapa.

Byłajużprawieporalunchu.Namyślowejściunawysypiskozrobiłomisiętrochę
niedobrze.Oczamiwyobraźniwidziałamstertygnijącegojedzenia,którezawszewalało
siępocałymterenie,otoczonechmuramimuch.Niemogłamjednakpozwolić,by
zapanowałanademnąwyobraźnia:ostatniomusiałamnaniąuważać.

Wyobraźniaipamięćstałysięmoimiwrogami.Przedwojnąsięprzyjaźniłyśmy.Teraz
musiałamjekontrolowaćnawszystkiemożliwesposoby.Wprzeciwnymrazienie
przeżyłabymjużanijednejspokojnejnocy-acodopierospokojnegodnia.

Wysypiskonicsięniezmieniło.Srokiikrukiprzechadzałysięponimkrokiemwłaścicieli.
Zobaczyłamogromnegóryodpadówzepchniętebuldożeremp.w.-przedwojną.Pośród
papieru,plastikuizbutwiałegodrewnależałydziwnesterty,którychniesposóbbyło
zidentyfikować.

Szare,białeibrązowe:zapleśniałestosy,nieprzypominająceniczego,cowidziałosię
wcześniej,icomożnabyłozobaczyćgdzieśindziej.

Weszliśmynawysypiskobezwiększegoentuzjazmu,któregozresztąbrakowałonamod
rana.Niebyliśmypewni,corobićaniczyszukamyczegośkonkretnego.Zaczęłamsię
zastanawiać,pocowogólezaprzątamysobiegłowęwysypiskiem.Bowłaściwiejakito
miałosens?Snuliśmysiębezcelu-samaniewiem,możeliczyliśmynato,żecoś
znajdziemy.Wkońcutakieposzukiwaniabyłyterazpodstawąnaszegostylużycia.Może
jużniedługobędziemywdzięcznizaszansęprzespaniasięwkartonowympudlena
śmietnisku.„Znalazłeśkarton?

Luksus!”

background image

Mimowszystkospędziliśmytamgodzinęidobrzesiębawiliśmy.Niebyłtowprawdzie
Disneyland,aleznaleźliśmykilkaciekawostek.

NawetKevinznowusięrozchmurzył,nachwilę,choćniechciałnamdaćsatysfakcjii
próbowałtoprzednamiukryć.Fiznalazłatrzcinowykoszpełenpopsutychzabawek-
misiów,

40

Humphreyów,małpekitygrysków,wszystkiepolicznychamputacjach-izaczęłasięnimi
rzucaćzHomerem.Jamiłospędziłamczas,czytającstaregazety.Nawierzchubyłyżółtei
brudne,alegdydostałamsiękilkacentymetrówniżej,ichjakośćsiępoprawiła.Byłoto
trochęprzygnębiająceiznowuzatęskniłamzadomem,alepozatymczułamsiędziwnie.
Dawniejprzejmowaliśmysiętakimibzdurami!

Jedenzartykułówwdzialesportowymzaczynałsięodsłów:„Northzapłaciłozatragiczną
kontuzjękolanaBarry’egoMcManusautratąwszelkichszansnaudziałwtegorocznych
finałach”.

„Tragicznakontuzja!-pomyślałam.-Powiemwam,cojesttragiczne.

Tragicznejestto,żeLeestraciłrodziców.Tragicznejestto,żeRobyn,CorrieiChris
zostalipozbawienipięćdziesięciualbosześćdziesięciulatżycia.Tragicznejestto,żejeden
krajnapadanadrugi,grabigoiokupuje.Tojesttragiczne”.

Dałamsobiespokójzgazetamiizaczęłamspacerowaćpowysypisku,kopiącprzedmioty
walającesiępodnogamiiodczasudoczasuprzystając,bysięczemuśprzyjrzeć.Fii
Homerznudzilisięswojązabawąichcielijużiść.StaliprzyblaszanejszopieDar-rylai
wołalinas.Kevinjużprawiedonichdołączył,aLeeopuszczałmałyplaczabaw,który
udałomusięznaleźć,iteżzmierzałwichstronę.Z

westchnieniemodwróciłamsięplecamidostosustarychzdjęćrozrzuconychnaziemii
poszłamzaprzyjaciółmi.

Dotarłamdobarakujakoostatniailedwiezdążyłam.Gęstezaroślaotaczającewysypisko
byłydobrązasłoną,któratłumiłahałasnadrodze.Szłamdoprzyjaciółzszerokim
uśmiechemnatwarzy,zamierzającimopowiedziećokomiksiewjednejzgazet,gdy
zobaczyłam,żetwarzHomeranaglesięwykrzywia,jakbyużądliłagoosa.

-Ellie!Uważaj!-krzyknął.

Niemalwtejsamejsekundzieusłyszałamwarkot.Warkotsilnikówciężarówek
pracującychnaniskichobrotach.Napoczątku41

myślałam,żetotylkojedenpojazd,alepotemzdałamsobiesprawę,żejestichwięcej.
Homeripozostalizniknęliwszopie.Wyglądałototak,jakbywpadlidośrodkajednym
płynnymruchem,niczymcyrkowiklauni.Gdybybyłczasnażarty,mogłabymznich
zażartować.Alestarczyłoczasutylkonastrach.Samawskoczyłamdoszopy.Głupiobyło
siępakowaćwtakąśmiertelnąpułapkę,aleniemieliśmyinnegowyjścia.Szopęotaczała
pustaprzestrzeń.Najbliższąosłonąbyłyzaroślaoddaloneosześćdziesiąt,osiemdziesiąt
metrów.Gdybyśmydonichpobiegli,zostalibyśmyzauważenijużwpołowiedrogi.

Chociażwzasadzieniewiedziałam,czyktośprzypadkiemniezauważyłmojegotyłkai

background image

piętznikającychwmałejblaszanejszopie.

Znajdowałamsiępewniewpoluwidzeniaprzybyszy.Aruchbardzołatwozauważyć.Od
razurzucasięwoczy.Dobiegłamdobarakunajszybciej,jakumiałam.Niewiedziałam
tylko,czywystarczającoszybko.Padłamnaprzyjaciół,przewracającHomeraiFi.Nikt
jednakniemarnowałsłównadyskutowanieotakbłahychproblemach.Gdytylkosię
pozbieraliśmy,zajęliśmypozycje,zktórychmogliśmyobserwować,cosiędzieje.
Ciężarówkiprzejeżdżałyjużobokbaraku-

miałamfuksa.

Zajęłampozycjętużnadpodłogą.Wyglądałamprzezszczelinęwblaszewrogubudynku.
Miałamwystarczającodobrywidok,byzyskaćdośćjasnyobrazsytuacji.Doliczyłamsię
trzechdużychciężarówek,aletrzypierwszeprawdopodobnieminęłybarak,zanim
znalazłamswójpunktobserwacyjny.Zauważyłamdwiedużeśmieciarkiimałą
ciężarówkędoprzewozumebli.Cikolesieprzyjechalizpoważnąmisją.Prawdopodobnie
byłtoichwypadtygodnia.Możliwe,żeprzywieźliśmiecizWirrawee.Jaknamałe
Hollowaywydawałosięichzbytdużo.

Ostatniaciężarówkazatrzymałasiętużprzybaraku,pozamoimpolemwidzenia.
Próbowałamwywnioskować,cosiędzieje,napodstawieodgłosów.Chybaustawilisięw
kolejkę,żeby42

zrzucićśmieci.Homermocnosiędomnieprzysunął.Poczułam,jakjegołokiećwbijami
sięwżebra.Poruszyłamsiętrochę,żebysięodniegouwolnić.

-

Coterazzrobimy?-szepnęłazrozpaczonaFi.

Niktnieodpowiedział.Wszyscybyliśmywtotalnymszoku.Wjednejchwilisię
wygłupialiśmy,nieczującżadnejpresji,bawiącsięnastarymdobrymwysypisku,ajużw
następnejzaglądaliśmyśmierciwoczy.Widziałamjejźrenice.Wcześniejteżocieraliśmy
sięośmierć.

Mimotopoczułam,żetymrazemmożenaprawdębyćponas.Odjakiegośczasu
nawiedzałamnieśmiesznamyśl,żegdynaszłapią(myślałamotymjużwkategoriach
„kiedy”,anie„jeśli”),nastąpitopewniewjakiśgłupi,zwyczajnysposób-bezdramatów
iwielkichscen,niepodczaswysadzaniamostuwpowietrze,braniazakładnikaalbo
atakowaniakonwoju,aleweśniealbowtoalecie.Albogdyskręcimyścieżkągdzieśw
środkulasu,gdziedotądczuliśmysiębezpieczni,iujrzymyprzedsobątysiącżołnierzyz
wycelowanymiwnaskarabinami.

Właśnietosięterazdziało.Sytuacjabyłazupełnieniepozornainaglewpadliśmyw
pułapkę.Kapnęłanamniejakaściecz.TobyłpotHomera.Gorący.Niemogłamnic
poradzić.Zresztąitakniemiałotoznaczenia.WkońcuktośodpowiedziałnapytanieFi.
Odziwo,tymkimśokazałsięKevin.

-

Poprostutuprzeczekamy.

Kiepskaodpowiedź.Gdybydobarakuwszedłjakiśżołnierz,byłobyponas,

background image

doigralibyśmysię.

NiktznasniezareagowałnasłowaKevina.Wyglądałojednaknato,żeprawdziwe
rozstrzygnięcieprzyjdziezzewnątrz.Wmoimpoluwidzeniaukazałsiężołnierz.Szedł
powoli,zwyczajnie,jakbymusięnudziło.Zustzwisałmupapieros.Facetszedłprostona
nas.Odrazubyłowidać,cosiędzieje.Postanowiłzajrzećdoszopy.

43

Gdybyłpięćmetrówoddrzwi,usłyszałamczyjśkrzyk.Mężczyznazatrzymałsięi
spojrzałwstronę,zktórejdobiegłgłos,apotemwzruszyłramionami,zawróciłiposzedłz
powrotemrównieospalejakwcześniej.

Rozległsięwarkotciężarówkijadącejnaniskimbieguipiskliwy,przeszywającysygnał
cofania.Słyszałam,jakcofająpozostałeciężarówki.Chybakolejkaruszyła.Żołnierz,
któryszedłsprawdzićbarak,prawdopodobniedostałrozkaz,byprzesunąćswójpojazd.

Nagleukazałamisiępierwszaciężarówka.Domyśliłamsię,żejużpozbyłasięładunku.Z
piskiemhamulcówichrobotaniemzatrzymałasiędokładnienaprzeciwmojejszczeliny.
Toteżbyłamałaciężarówkadoprzewozumebli,tyleżebardzodługa.

Potemkierowcaruszyłwnasząstronę.Facetzciężarówkidoprzewozumebliwysiadłz
kabiny,przeciągnąłsięiskierowałkrokiwstronęszopyzniecowiększąwerwąniżjego
poprzednik.

Zesztywniałam.Comieliśmyrobić?Niemogliśmygozabić.Pozostaliodrazuruszyliby
zanamiwpogońitylkopogorszylibyśmyswojąsytuację,gdybyzobaczyli,że
uśmierciliśmyimkolegę.Mogliśmyliczyćnajwyżejnato,żeniezastrzeląnasnamiejscu.
GdybynaszabralidoWirrawee,dośćszybkobyodkryli,żetomyzabiliśmyichoficera,
nawetjeślitobyłwypadek.Takjakby.

Agdybywszczęlidochodzenie,moglibynasskojarzyćzwielomainnymipostępkami.

ZdrugiejstronyzabraniedoWirraweebyłonajlepszymscenariuszem,najakimogliśmy
miećnadzieję,bopodrodzemielibyśmyprzynajmniejszansęuciec.

Kierowcanadalszedłprostododrzwi.Niebyłmłodzieniaszkiem-

miałzeczterdzieścilat-inienosiłmunduru.Chybaniesłużyłwwojsku.Nie
potrzebowaliżołnierzydowożeniaśmiecinawysypisko.

44

Zniknąłmizpolawidzenia,bomojaszczelinaniedawaławielkichmożliwości.Czułam
takwielkienapięcie,żeniemogłamoddychać.

Płucaprzeszywałmidziwnyból.Gapiłamsięnadrzwi,czekając,kiedysięotworzą.Ale
sięnieotworzyły.Pochwilifacetwróciłdoswojegopojazdu.Niósłcałenaręczejuty.
Przypomniałamsobiestertęjutowychworkówprzydrzwiachbaraku,któreleżałytampod
osłonądachu.

Facetwdrapałsięnapakę.Byłtamtylkochwilę,apotemwróciłiznowuruszyłwnaszą
stronę.Ponowniepodniósłstertęjutowychworkówizaniósłjedociężarówki.

Tymrazem,kiedykierowcabyłnapace,Leezakradłsiępoddrzwi,przywarłdościanyi

background image

wyjrzałnazewnątrz.Potemszepnął:

-

Hej,wszyscysązajęci,zrzucająładunekręcznie.

Niktsięnieodezwał.Leenajwyraźniejczekałnajakąśreakcję.Gdyżadneznasnicnie
powiedziało,dodał:

-

Chybapowinniśmyspróbowaćsięstądwydostać.Kiedytenfacetjeszczerazpójdziedo
samochodu.

Poczułam,żeHomersięporusza,alemimotonadalmilczał.Jegopotkapałnamniejak
deszcz.

-

Dokądmielibyśmypójść?-zapytałaFi.

-

Podejdziemydociężarówkioddrugiejstrony.Potemmożemyspróbowaćukryćsięwtych
zaroślachprzyogrodzeniu.Alboprzemknąćdotamtychwraków.

-

Ale…-zacząłKevin.

-

Ciii-uciszyłgoHomer.

Facetwracał.Tobyłjegotrzecikurs.Gdytylkoodwróciłsięwstronęciężarówkiz
następnymnaręczemworków,HomerdołączyłdoLeepoddrzwiami.Wyglądałonato,że
podjęlidecyzjęzanaswszystkich.

Tozawszemnierozwścieczało.

Niebyłojednakczasunakłótnie.Ruszyłamzanimidodrzwi.

Czułam,żeFiiKevinidątużzamną.Kiedyfacetwszedłpodrabincenapakę,Lee
otworzyłdrzwi.Jeszczerazszybkospojrzał

45

wlewo.Najwidoczniejmężczyźnipodrugiejstroniewysypiskanadalbylizajęci,bood
razuruszyłdoprzodu.Homerposzedłzanim,nawetsięnierozglądając,couznałamza
dośćzaskakujące.Jaoczywiściesięrozejrzałam.Pospiesznie,alejednak.Niebyłowiele
dooglądania.

Tylkociężarówkazdługąprzyczepązwróconąwstronęgóryśmieciorazparukolesi
zrzucającychzniejodpady.Ktośztyłu-FialboKevin,choćzałożęsię,żeKevin-lekko
mniepopchnął.Poczułamprzypływzłości,aleitymrazemniebyłoczasunaemocje.

Pochyliłamgłowęipobiegłam.

Takjakchłopakiokrążyłamkabinęciężarówki.Znalazłamichpodrugiejstronie,gdzie

background image

opieralisięodługąpakę,próbującniedyszeć.

Obajgapilisięnamniewytrzeszczonymioczami.Byłytakwielkieinieproporcjonalne,że
przypominałyoczypsachi-huahua.Mojepewniewyglądałytaksamo.

NaglezbokupodbieglidomnieFiiKevin.Wszyscyprzylgnęliśmydometalowej
ciężarówkiznadzieją,żeniktnasniewidział,żekierowcanasniesłyszał.Przykucnęłami
zajrzałampodsamochód,próbującsprawdzić,cosiędzieje.Pochwilizobaczyłamstopy
kierowcy.Szedłwzdłużsamochodupodrugiejstronie,apotemoczywiścieodbiłwstronę
szopy.Mieliśmychwilę,byzaplanowaćnastępnyruch.Wstałamiużywającjęzyka
migowego,pokazałamprzyjaciołom,cosiędzieje.

Wodpowiedzitylkosięnamniegapili.Byliprzerażeniinadalwytrzeszczalitewielkie
oczy.

Kiedysięrozejrzałam,zobaczyłamto,coonizauważylijużwcześniej.

Mieliśmypoważnyproblem.Zaroślapodogrodzeniembyłyzbytdaleko.Dzieliłonasod
nichzpięćdziesiątmetrów.Aprzezczterdzieścidziewięćztychpięćdziesięciubylibyśmy
wystawieninawidokresztykierowców.Wrakisamochodów,októrychwspomniał

Lee,byłyniewielelepsze.Równieoddalonejakogrodzenie,tyleżewjeszczebardziej
niebezpiecznymkierunku,niedalekorozładowywanejciężarówki.

46

wlewo.Najwidoczniejmężczyźnipodrugiejstroniewysypiskanadalbylizajęci,bood
razuruszyłdoprzodu.Homerposzedłzanim,nawetsięnierozglądając,couznałamza
dośćzaskakujące.Jaoczywiściesięrozejrzałam.Pospiesznie,alejednak.Niebyłowiele
dooglądania.

Tylkociężarówkazdługąprzyczepązwróconąwstronęgóryśmieciorazparukolesi
zrzucającychzniejodpady.Ktośztyłu-FialboKevin,choćzałożęsię,żeKevin-lekko
mniepopchnął.Poczułamprzypływzłości,aleitymrazemniebyłoczasunaemocje.

Pochyliłamgłowęipobiegłam.

Takjakchłopakiokrążyłamkabinęciężarówki.Znalazłamichpodrugiejstronie,gdzie
opieralisięodługąpakę,próbującniedyszeć.

Obajgapilisięnamniewytrzeszczonymioczami.Byłytakwielkieinieproporcjonalne,że
przypominałyoczypsachi-huahua.Mojepewniewyglądałytaksamo.

NaglezbokupodbieglidomnieFiiKevin.Wszyscyprzylgnęliśmydometalowej
ciężarówkiznadzieją,żeniktnasniewidział,żekierowcanasniesłyszał.Przykucnęłami
zajrzałampodsamochód,próbującsprawdzić,cosiędzieje.Pochwilizobaczyłamstopy
kierowcy.Szedłwzdłużsamochodupodrugiejstronie,apotemoczywiścieodbiłwstronę
szopy.Mieliśmychwilę,byzaplanowaćnastępnyruch.Wstałamiużywającjęzyka
migowego,pokazałamprzyjaciołom,cosiędzieje.

Wodpowiedzitylkosięnamniegapili.Byliprzerażeniinadalwytrzeszczalitewielkie
oczy.

Kiedysięrozejrzałam,zobaczyłamto,coonizauważylijużwcześniej.

background image

Mieliśmypoważnyproblem.Zaroślapodogrodzeniembyłyzbytdaleko.Dzieliłonasod
nichzpięćdziesiątmetrów.Aprzezczterdzieścidziewięćztychpięćdziesięciubylibyśmy
wystawieninawidokresztykierowców.Wrakisamochodów,októrychwspomniał

Lee,byłyniewielelepsze.Równieoddalonejakogrodzenie,tyleżewjeszczebardziej
niebezpiecznymkierunku,niedalekorozładowywanejciężarówki.

46

Pozatymniebyłożadnejosłony.

Usłyszałamkroki,więczanurkowałamijeszczerazspojrzałampodpodwoziem.
Kierowcawracał.Znowuwszedłpodrabince,wnoszącworkinasamochód.Słyszałam,
jakporuszasięwśrodku.Tupotjegobutówodbijałsięechemodaluminiowejpaki.Potem
wyszedłiznowuruszyłwstronęszopy.

Tymrazemniepodniosłamsięipatrzyłamdalej.Zobaczyłam,jakjegostopyidąprostodo
drzwibudynkuiwchodządośrodka.

Wiedziałam,comusieliśmyzrobić.

-

Napakę-syknęłamdopozostałych.

Gapilisięnamniezprzerażeniem.

-

Skończyłładowaćworki-powiedziałam,choćbyłotobardzoryzykowne.Wzasadzienie
wiedziałam,czynaprawdęskończył.Poprostuzakładałam,żetak,skorotymrazem
wszedłdoszopy.-Szybko

-dodałam.

PrzejmującrolęHomera,zmusiłamichdouległości,ruszającjakopierwsza.Przecisnęłam
sięobokchłopakówisprintempodbiegłamdociężarówkiodtyłu.DziękiBogu,klapa
nadalbyłaotwarta.Weszłampodrabince,apotemdośrodka,czując,żektoś-nie
wiedziałamkto-

idzietużzamną.

Wśrodkubyłojakwkościele:ciemnoicicho.Tyleżepachniałostęchliznąibyłogorąco.
Ażprzeszłymnieciarki.Amożetozestrachu?Niewiem.

4

Facetmyślałjakspecjalistaodprzeprowadzek:gromadziłmateriał,któryzamierzał
wykorzystaćdoochronyładunku.Wdwóchprzednichrogachpakiprzywiązałzgrabne
stertykoców,jutowychworkówifilcu.To,cozdobyłdzisiaj,niebyłojeszcze
przywiązane-

rzuciłwszystkonapodłogę.Możechciałtowyprać.Przezwzglądnaprzyszłychklientów
miałamnadzieję,żetak.Niektórekawałkijutybyłydośćbrudne.

Zakopałamsiępodstertąjutowychworków.Byłoichtakdużo,anapacepanowałataka
ciemność,żefacetwcaleniemusiałnastamzauważyć.

background image

Przynajmniejjednobyłopewne:Leepostąpiłwłaściwie,wyciągającnaszbaraku.
Kierowcawszedłdośrodka,więcmusielibyśmygoobezwładnićiuciecalbosiępoddać.
Apoddaniesięnadalniemieściłonamsięwgłowach.Wprawdzieczasamiwręcz
chciałam,żebynaszłapano-żebytowreszciesięskończyło-alegdyprzychodziłocodo
czego,zrobiłabymwszystko,bylebytylkouniknąćniewoli.

Ktośzakopałsiępodfilcemtużobokmnie.Ktoślekki,prawdopodobnieFi.Czułam,żejej
butydotykająmoich.

Byłomigorąco,pociłamsięiwszystkomnieswędziało.Jutoweworkibyłystrasznie
zakurzoneiobawiałamsię,żekichnę48

takjakwskładziepaliwwWirrawee,wnocnaszegonieudanegobenzynowegosabotażu.
Tymrazemmyślałam,żejestemwstaniesiępowstrzymać,alecojeślikichniektośinny?
CzyFimiałaalergięnakurz?Całajejrodzinabyłananiegouczulona.Jejmłodszasiostra
cierpiałanapaskudnąastmę.

Kilkaminutpóźniejrozległsiędźwięk,którymiałprzesądzić0

naszymlosie.Odgłoskroków.Nastąpiłachwilaciszy.

Przypomniałamsobie,jakpewnapaniwNowejZelandiiopowiadałamioswoimsynku,
któremucierpłynogi.Narzekałwtedy:„Mamo,mamlemoniadowenogi”.Nowięcw
tamtejchwilicałabyłamzlemoniady.Mojaskóramusowała.Czułamsiętak,jakbypo
głowiepełzałymiwszy.Potemzprzerażeniempomyślałam,żebyćmożecałytenmateriał
pakunkowyjestzawszony.Toniebyłowykluczone.

Rozległosięskrzypnięcie,potemhukinastąpiłanagłaciemność.

Mężczyznazamknąłpakę.

Znowuzaczęłamoddychać.Swędzeniegłowyustało,więcuznałam,żechybajednaknie
jestemzawszona.

Usiadłam,zrzucajączsiebiejutoweworki.Byłozbytciemno,żebymmogłazobaczyć,co
robiąpozostali,alemojeoczystopniowosięprzyzwyczajały.Zdałamsobiesprawę,że
obokmniejestFi,takjakprzypuszczałam.Onateżsiępodnosiła.

Ciężarówkazatrzęsłasię,gdykierowcasiadałzakierownicą1

zamykałdrzwi,apotempojazdzadygotał,bofacetzapuszczał

silnik.Ruszyliśmydoprzodu,aleprzejechaliśmyzaledwiezpięćdziesiątmetrówi
staliśmypięćminutzpracującymsilnikiem.

Pomyślałam,żeprawdopodobnieczekamynapozostałeciężarówki.

Niktnieodważyłsięmówić.Niebyliśmypewni,jakcienkajestściankadzielącanasod
kierowcy.Ponadwarkotemsilnikarozległsiędźwiękklaksonu.Najwidoczniejbyłto
umówionysygnał,bopochwilikierowcawrzuciłbieg-jegoskrzyniabiegówbyłaraczej
kiepskozsynchronizowana-iruszyliśmywdrogę.

49

Nawiasemmówiąc,wczasiepokojulinielotniczeoferowałylotyniespodzianki,by
zapełnićpustemiejsca.Pasażerprzyjeżdżałnalotniskoidopierowtedydowiadywałsię,

background image

dokądpoleci.Oczywiścierobiłytaktylkodużelotniska,nietowStratton,ajużz
pewnościąnietowWirrawee,alepaństwoMathersowiekilkarazywybralisięwtaką
podróż.

Terazmyteżmieliśmyswójlotniespodziankę.

Mójumysłzmierzałkunajczystszejpanice.Wiedziałam,żemuszęprzedewszystkim
zapanowaćnadwłasnągłową,nadsobą.

Oddychałamgłębokoipróbowałamsięskupić.Trochętotrwało,alewkońcu.poczułam
sięspokojniejszaimogłamnormalniemyśleć.

Przeczołgałamsięnaśrodekpaki.Łapiącpodrodzekażdąkończynę,którąnapotkałam,
zmusiłampozostałych,byteżsiętamprzesunęli.Itakodbyłasięnaszanajdziwniejsza
narada:szeptaliśmydosiebie,ułożeninakształtgwiazdynarozgrzanej,podskakującej
podłodzeciężarówki.

-

Coterazzrobimy?-zapytałaFi.

Byłotojednozjejstandardowychpytań.Niktnieodpowiedział.

JednakwkońcuodezwałsięHomer:

-

Dośćłatwootworzyćtęklapęodwewnątrz.

-

Potrafisztozrobićcicho?-zapytałam.

-

Chybatak.Przyzamykaniuniebyłozbytdużohałasu.

-

Aleniemożemyotworzyćklapypodczasjazdy,bozobacząnaskierowcyciężarówekz
tyłu-powiedziałLee.

NajwidoczniejwpadłnatensampomysłcoHomer-żemoglibyśmywyskoczyćzjadącej
ciężarówki-aleszybkozdałsobiesprawę,żetobezsensu.

-

Pozostajenamtylkoschowaćsięjeszczerazpodworkami,kiedysięzatrzymamy-
szepnęłam-imiećnadzieję,żekierowcaniewejdziedośrodka.

-

Acopotem?-zapytałaFi.

50

-

Przyczaimysię,apotemspróbujemysięwydostać.Możezaczekamydozmroku.

background image

-

Kiedysięchowaliśmy,zauważyłempewnąrzecz—powiedział

Lee.

-Co?

-

Międzytączęściąakabinąkierowcyjestmałyluk.Kiedyusłyszymy,żekierowca
wysiadaiokrążaciężarówkę,możemyprzejśćdoprzodu.

Milczałam.Tobyłaprzydatnainformacja.Raczejniegwarantowałanamprzetrwania-nic
goniegwarantowało-alenaprawdędawaładodatkowąiskierkęnadziei.Awtamtej
chwilibyłamwdzięcznazakażdąiskierkęnadziei,nawettęnajmniejszą.

Ciężarówkajechaładalej.Drogabyładośćprostaiasfaltowa.Tomogłooznaczać
Wirrawee,aleniemiałampewności.RówniedobrzemogliśmysięznajdowaćwRisdon
albowWestStrat-ton.Byłampewnajedynietego,żeniejesteśmynagłównejtrasiedo
Stratton.

Leespojrzałprzezszparęwdrzwiachiwróciłzwiadomością,żewidzizanamico
najmniejjednąciężarówkę.Toostatecznieucięłotematwyskakiwaniapodczasjazdy.A
nawetgdybyśmyjechalisami-

czymielibyśmyodwagęskoczyć?Wątpię.Wnajlepszymraziepięćosóbzłamałoby
dziewięćnóg.Ciężarówkajechaładośćszybko.

-

Lepiejweźmykażdąbroń,którąudanamsięznaleźć-

zaproponowałHomer.-Araczejwszystko,comożnawykorzystaćjakobroń.

-

Okej-powiedziałam.-Aleschowajmyjąmiędzyworkami.Jeślinaszłapią,lepiej
wyglądaćniewinnie.Niemiećwkieszeniachniczego,comoglibynazwaćbronią.

Niewiem,coznaleźlipozostali,alejamiałamniewiele:nożykdoowoców,pudełko
zapałekidośćciężkąlatarkę,którąbyćmożeudałobysięzdzielićkogośpogłowie.
Przełożyłamtęlatarkędobocznejkieszeniplecaka,zapałkidokieszenidżinsów,apotem,
mimotego,copowiedziałampozostałym,wsunęłamnóżzaskarpetkę.

Pomyślałam,żejeślinasnakryją,spróbujęsięgoszybkopozbyć.

Tasytuacjabyłanaprawdętrudnadozniesienia.Mogliśmyspędzićwpodróżydziesięć
minutalbodziesięćgodzin.Mójpęcherzcorazrozpaczliwiejdomagałsięopróżnienia,ale
musiałamsobiewyraźniepowiedzieć,żetoniemożliwe.Wiedziałam,żetotylkoz
nerwów.

Pozwoliłammyślompłynąćswobodnie,jakzawsze.Czasamitobardzodenerwujące.I
niebezpieczne.Pamiętam,jakprowadziłamnowozelandzkichżołnierzykuSzwowi
KrawcaidalejdoPiekła.

Przezpołowędrogimarzyłamnajawie,apotemzdałamsobiesprawę,żeprzezswoją

background image

lekkomyślnośćmogłamsprowadzićnanichwszystkichśmierć.

Kiedyśtatabezprzerwykrzyczałdomniezdrugiegokońcapastwiska:

-Ellie,nadaljesteśwkrainieżywych?

Wtejchwilimarzenienajawieniestwarzałojednakwiększegozagrożenia.Niemogliśmy
zrobićnic,żebysobiepomóc.Niebyłowyjściaztejciemnej,stęchłejceli.Próbowałam
sobiewyobrazić,jakwyglądajątereny,którewłaśniemijamy.Byłkonieclistopada,
szybkozbliżałsięgrudzień,więcnazewnątrzpanowałpewniesporyruch.

Nawadnianiepólszłopełnąparą,dojarkiodprowadzałymlekodozbiornikówisiano
rośliny,którezbierasięlatem,takiejaksojaisłoneczniki.Mykąpalibyśmyterazowcew
płynieodkażającym.

Zastanawiałamsię,czyosadnicyteżrobiątakierzeczy.Zakładałam,żedrzewanadal
rodząowoce,aowceparząsięirodząjagnięta-topozostawałoniezmienne,wojnaczynie
wojna.Nigdynieznudziłomisięobserwowaniejagniątek.Tojedna

52

znajlepszychrzeczywżyciu.Wyglądajątak,jakbybyłyzrobionezwyciorówdofajki,
drepcząwokół,próbującudawać,żemogąuprawiaćgimnastykę,podczasgdymogąco
najwyżejstaćprosto.

Zastanawiałamsięnadnawadnianiempól.P.w.-przedwojną-możnabyłowziąćzrzeki
albozkanałunawadniającegookreślonąilośćwody.Byłaściślereglamentowana,bynie
zabrakłojejludziommieszkającymwdolnymbiegurzekiorazbyniewyschłyzbiorniki.

Każdymiałwodomierzenapompachispecjalnakomisjasprawdzała,czyludziebiorą
tylkotyle,ileimwolno.Jeśliteraznikttegoniekontrolował,zrobiłsięwielkibałagan:
niektórzyzbieraliświetneplony,ainnizmagalisięzsuszą.

Naszegospodarstwobyłodośćdalekoodfarmzsystememnawadniania,ale
gromadziliśmysporodeszczówki.Ostatniawiększasuszabyłaczterylatatemu.
Zazwyczajudawałonamsięzebraćokołopięciusetmilimetrówwodyrocznie.

Jaknarazietensezonwyglądałdobrze.Wokółrosłomnóstwozbóż.

Amybyliśmywiosennymijagniątkami,którebyćmożewłaśniejechałynaprzedwczesną
rzeź.

Naglecośzakłóciłomojemarzenianajawie.Samochódzaczął

zwalniać.Poczułam,jakwłączająsięhamulce,apotemusłyszałamichpisk.Zadziałały
zdecydowanieiciężarówkastanęła.Nadalwarczał

silnik,aleniesłyszałamniczegopozatymdźwiękiem.Zresztąitakznówleżałampod
workami,znadzieją,żepozostalimielinatylerozumu,byzrobićtosamo.

Pochwiliponadbasowymwarkotemsilnikausłyszałamczyjeśgłosy.

Wołałydosiebie.Tobyłarozmowatrzechgłosów,zktórychjedennależałdokobiety.
Trwałaokołominuty,pewnienawetkrócej.Głosybyłytaklekkieiradosne,żechyba
rozmowadotyczyłapogody.

background image

53

Rozległsięzgrzytinagleznówbyliśmywruchu.Nienabraliśmyjednakprędkościtakjak
poopuszczeniuwysypiska.Toczyliśmysiębardzogładkądrogą,owieległadsząniż
poprzednia,leczjednocześnieporuszaliśmysięznaczniewolniej.Zostałampodworkami.
Przejechaliśmymożezkilometr.Potemznowusięzatrzymaliśmy.Silnikzgasł.Zapadła
długa,okropnacisza.Niebyłosłychaćwarkotupozostałychciężarówek.Domoichuszu
docierałojedyniecichepobrzękiwaniestygnącegosilnika.Wydawałosięjakby
spotęgowane,więcpomyślałam,żemożemybyćwjakiejśszopiealbowgarażu.Kilka
minutpóźniejusłyszałamkaszelkierowcy.

Odcharknąłisplunął.Poczułamlekkiemdłości.Niecierpię,kiedyludzietakrobią,nie
znoszętegoodgłosu,niewspominającowidoku.

Potemmężczyznawysiadłzciężarówkiitrzasnąłdrzwiami.

Usłyszałamkroki.Odbijałysięechem,więcznowupomyślałam,żemusimybyćwjakimś
garażu,itowdużym.Brzmiałototak,jakbyfacetszedłpobetonie.Pochwiliusłyszałam
trzaśnięcieinnychdrzwi.

Ityle.Nielicząccykaniasilnika,zapadłazupełnacisza.

Pomyślałam,żenadeszłaporanaszybkiedecyzje.Zrzuciłamzsiebiedrapiące,rozgrzane
workiiszepnęłamnatylecicho,bymoglimnieusłyszećtylkomoiprzyjaciele:

-

Chodźmy,zanimnastuznajdą.

Wiedziałam,żetoryzykowne,alepozostanienamiejscuwydawałosięznaczniebardziej
niebezpieczne.

Niktnieodpowiedział,choćnagłaciszauświadomiłami,żewszyscynarazwstrzymali
oddech,więcraczejusłyszelimojesłowa.

Zrozumiałam,żetojamogębyćosobą,którabędziemusiaławyjśćjakopierwsza.Idącna
oślep,zrękamiuniesionymiprzedtwarzą,ruszyłamwstronęklapy.WtedynagleHomer
znalazłsiętużobokiszepnął:

-

Chybabędziebezpieczniejwyjśćprzezkabinękierowcy.

Zastanowiłamsię.Tak,mógłmiećrację.

54

Kabinazapewniałalepsząosłonę.Gdybyśmyotworzylidużątylnąklapę,przezchwilę
bylibyśmywystawieninawidokkażdego,ktoakuratznalazłbysięwpobliżu.Zato
prześlizgnąwszysiędokabinykierowcy,moglibyśmysięrozejrzeć,zanimktośbynas
zauważył.

Dlategoostrożnieruszyłamwdrugąstronę.TymrazemHomerbyłtużzamną.Pośrodku
przedniejściankiznajdowałysięmałeprzesuwanedrzwiczki.Zjednejstronybyła
szczelina,przezktórąprzenikałoświatło,więcznalazłamprzejściebezproblemu.
Przesunęłamdrzwiczkiwlewoichoćbyłyzapieczoneiciężkojebyłoporuszyć,wkońcu

background image

udałomisięjeotworzyć.Wkabiniebyłodośćciemno,codowodziło,żerzeczywiście
jesteśmywszopiealbowgarażu.

Przecisnęłamsięprzezotwór.Chybaniezostałzrobionyzmyśląoludziach-raczejpoto,
bykierowcamógłotworzyćdrzwiczkiirzucićokiemnato,cosiędziejenapace.Lądując
głowąnaprzednimsiedzeniu,szerokosięuśmiechnęłam,myśląc,jakbardzobędziesię
musiałnamęczyćHomer.Błyskawiczniewyzbywałamsięstrachu,botomiejscemiałow
sobiecoś,comówiło,żejestpuste.Powietrzebyłonieruchome,najcichszedźwięki
odbijałysięechem.

Wkabinieśmierdziałoludźmi:stęchłydympapierosowyiodrobinapotumieszałysięze
zjedzonymwczorajczosnkiem,woniąplastikowegosiedzeniaistarychjutowychworków,
którejechałyztyłu.Zapachniebyłnieprzyjemny,aletworzyłcharakterystyczną
mieszankę,takjaknorawombataalbokrólikaczybudadlapsa.

Pomyślałam,żefacetmusispędzaćwtejkabiniesporoczasu.

Homerprzecisnąłsięzamną,stękająciklnąc.Gdybygdzieśwpobliżuczekałżołnierzz
karabinem,Homerprzełażącyprzezdziurębyłbydlaniegołatwymcelem.Miałam
wrażenie,żezajęłomutozetrzyminuty,chociażprawdopodobnienietrwałoażtakdługo.

55

Nodobra,możezpiętnaściesekund.

Nowięcczailiśmysięwkabinie.Byłotrochępóźnonaostrożność,biorącpoduwagę
hałas,jakiegonarobiliśmy.Araczejjakiegonarobił

Homer.Aleczailiśmysięwmilczeniu,wyglądajączzapółkiideskirozdzielczej.Tuż
przedemnąwisiałytrzymałemaskotki.Wsłabymświetlewidziałamjeniezbytwyraźnie,
aleta,którątrącałamnosem,byłaniebiesko-zielonymptakiemzokropniewybałuszonymi
oczami.

Miałamwrażenie,żeladachwilazacznietrzepotaćskrzydłamiikrakać,bypowiadomić
żołnierzyonaszejobecności.Zapragnęłamgozłapaćiskręcićmutenmizernykark.W
tamtejchwilichybanaprawdędomniedotarło,jakokrutnymczłowiekiemstałamsię
przeztęwojnę.

Lekkopotrząsnęłamgłową,bypozbyćsiętychgłupichmyśli.

-Wyglądawporządku-powiedziałamdoHomera.

-No.

Podczołgałsięicichootworzyłdrzwiodstronypasażera.Toznaczywiem,żeotworzyłje
cicho-choćmojenadwyrężonenerwysprawiły,żebrzmiałotojaktraktorcofającyna
stercieblachy.Jużmiałamotworzyćdrzwipostroniekierowcy,gdyzawahałamsię,
słyszącskrzypnięcietamtych.Pomyślałam,żeniewartorobićwiększegohałasu.

ZamiasttegoruszyłamzaHomerem.Zdążyłjużwyjśćzkabiny,więcszybko
przeczołgałamsięposiedzeniuiwydostałamsiętymisamymidrzwiamicoon.Przy
okazjikątemokazobaczyłamLee,któryprzeciskałsięprzezotwórdokabiny.

StanęliśmyzHomeremnaogromnejbetonowejpodłodze.Byłtonajwiększygarażna
świecie.Dostałamjużodpowiedźnajednozeswoichpytań:wWirraweeniebyłonicaż

background image

takwielkiego,więcnajwidoczniejznajdowaliśmysięgdzieśindziej.Mimotosię
zdziwiłam.Niespędziliśmywciężarówcezbytdużoczasu,anieprzychodziłomido
głowyżadnetakdużemiejsce,któreznajdowałobysięniedalekowysypiska.Mimoto
postanowiłam,żebędęsię

56

martwiłapóźniej.Terazważne-najważniejsze-byłoutrzymaniesięprzyżyciu.Poszłam
zaHomerem,oddalającsięodsamochoduokilkakroków,izrobiłamtocoon:stanęłami
rozejrzałamsię,próbującdojrzećcośwsłabymświetle,próbującznaleźćjakieśwyjście.

Budynekbyłnaprawdęduży.Chybajeszczeniewykończony.Najednymkrańcu
zauważyłamstertędrewna-prawdopodobnienatrawersy.Podścianąpolewejstroniestał
stółroboczy,alepozatymbudynekwydawałsięzupełniepusty.Tobyłnastępnypowód,
dlaktóregouznałamgozaniewykończony:pustkapanującawtakogromnym
pomieszczeniu.Nadalniewiedziałam,cotomożebyć.

Ścianyidachbyłyzblachy.Naprzeciwściany,podktórąstałstół,ciągnęłasiędrugadługa
ściana,którawyglądałanaprzódbudynku.

Przyjrzałamjejsięizdałamsobiesprawę,żetaknaprawdętodługiedrzwi:całaściana
byładrzwiami.Pośrodkutychdrzwiznajdowałysięnastępne,tymrazemnormalnej
wielkości,choćwtakimotoczeniuwydawałysięcałkiemmalutkie.

Domyśliłamsię,żekierowcawyszedłtamtędy.Pobiegłamwtęstronęnajciszej,jak
umiałam,iprzyjrzałamsięuważniej.Wielkiedrzwibyływsegmentachnaszynach,dzięki
czemumożnabyłootworzyćtylkojednączęśćalbowszystkienaraz.Otwarciewszystkich
panelioznaczałootwarcieponadpołowybudynku.Dziwne.Niemiałampojęcia,poco
ktokolwiekmiałbywznosićtakąkonstrukcję.

Przypominałamegawersjęnaszegowarsztatu.Możetojakiśnowysposóbmagazynowania
zboża.Popatrzyłamwstronęnaszejciężarówki.Wydawałasięnaprawdęmaleńka.
Wszyscyjużzniejwyszli.KeviniLeestaliprzydrzwiachkierowcyiocośsiękłócili.Fi
zatrzymałasięwpołowiedrogimiędzymnąaciężarówką,aHomeroglądałmałedrzwi.
Uchyliłje,wyjrzałnazewnątrziszybkozamknął

drzwizpowrotem.Najwidoczniejcośsiętamdziało.Podbiegłamdoniego.

57

Wydawałsięwstrząśnięty.Gapiłsięnamniebezsłowa.Wsłabymświetleniemogłam
miećpewności,alewydawałomisię,żenaprawdęzbladł,cowwypadkuHomeraniejest
takieproste,botoprzecieżGrekitakdalej.

-

Cotamjest?-zapytałam.-Cosięstało?

-

Wiesz,gdziejesteśmy?-zapytał.

-

Nie,jasne,żenie.Dlategopytam.

background image

-

Jesteśmynatymprzeklętymlotnisku.

Gapiłamsięnaniego,równieprzerażonajakon.Potemzrobiłamtosamocowcześniej
Homer:leciutkouchyliłamdrzwiizerknęłamnazewnątrz.

Zobaczyłamtosamocomójprzyjaciel.

Hektarytrawyibetonowepasystartowe.Najednymzpasówrządodrzutowców.
Wszędziewokółbudynkiiplacebudowy.Orazdużadwupiętrowakonstrukcjazcegływ
oddali,zaokrąglonanagórze.

PorazostatniwidziałamlotniskowWirraweenietakdawnotemu.

Zdziwiłamsięwtedy,jakbardzosięzmieniłowtakkrótkimczasie.

Wąskipasdlaprywatnychsamolotówbogatychrolnikówidlamaszyndoopryskiwania
uprawprzekształconowpotężnąbazęwojskową.

Jednokrótkiespojrzenieuświadomiłomi,żelotniskonadaljestwbudowie.Dowodził
tegonowyhangar.Anazewnątrzznajdowałosięmnóstwoinnychdowodów.Byłotam
jeszczewięcejpasówstartowych,jeszczewięcejbudynkówniżpoprzednio.Tolotnisko
byłowiększeniżprzylądekCanaveral.Nieżebymkiedykolwiekwidziałaprzylądek
Canaveral,alejednak.

GapiłamsięnaHomerazprzerażenieminiedowierzaniem.Tobyłomiejsce,które
niedawnochcieliśmyzniszczyć.Miejsce,którechcielizniszczyćNowozelandczycy.
Kiedytoimsięnieudało-aprzynajmniejzakładaliśmy,żeimsięnieudało,bonigdy
więcejichniezobaczyliśmy,podczasgdylotniskowyglądałonanienaruszone-kiedyto
imsięnieudało,spróbowaliśmydziałaćnawłasnąrękę.Inicniezdziałaliśmy.Teraz,gdy
widziałamlotniskoodśrodka,wcalemnietoniezdziwiło.Odwewnątrzwydawałosięo
wielewiększeniżzzewnątrz.

Notak,byliśmywśrodku-codotegoniemiałamżadnychwątpliwości.Wsamym
środeczku.Ioddałabymwszystko,bybyćgdzieśindziej.

5

Gdytowszystkodomniedotarło,trochęspanikowałam.Odrazuwiedziałam,że
znaleźliśmysięwpaskudnejsytuacji.Byliśmywogromnymbudynku,niemieliśmy
żadnejosłony,żadnejkryjówkiiżadnejdrogiucieczki.Byłampewna,żetonajściślej
chronionyobszarwpromieniutysiącakilometrów.Weszliśmydogniazdaos
obejmującegostopięćdziesiąthektarów,ażadneznasniemiałonawetśrodka
owadobójczego.

WNowejZelandiipułkownikFinleywyjaśniłznaczenietegolotniskamnieitylkomnie.
Raczejnieprzesadzał,kiedymówił,żeztejbazywrógkontrolujepółkraju.Gdyby
zostałazniszczona,niebootworzyłobysiędlanowozelandzkichsiłpowietrznych.
Zyskałybypraktycznienieograniczonydostępdosześciudużychmiast.Mogłyby
zbombardowaćconajmniejpięćdziesiątfabryk,adotegomosty,liniekolejowe,Zatokę
SzewcaiwyrzutnięrakietbudowanąniedalekoStratton.Oczywiścieobronawroganie
ograniczałasiędolotniska,aletoonobyłojejpodstawą.PułkownikFinleypowiedziałmi

background image

zzakłębufajkowegodymu:„Ellie,gdybymmiałzbombardowaćtefabrykidzisiaj,
straciłbymczterdzieściprocentludzi.Alegdybylotniskozostałozniszczone,straciłbym
tylkopięć”.

Pamiętam,jakiedziwnewydałomisięwtedyto,żeużywapierwszejosoby,mimożetak
naprawdęwcaleniezamierzał

nigdziepoleciećiniczegobombardować.Amówienieoludzkimżyciuwprocentach
brzmiałostraszniebezwzględnie.

Chciałam,żebyśmyspróbowalizaatakowaćlotnisko,bociąglemyślałamotakichludziach
jakSamiXavier,którzypilotowalinaszśmigłowiec.Wyobrażałamsobieichtwarze.
Widziałam,jakonialboichkoledzysiedząwsamolotachlecącychzbombardowaćjakieś
celeijakzpiskiemdopadająichmyśliwcewroga,któreodpalająpociskipodobnedo
małychczarnychlotekpędzącychkunowozelandzkimsamolotom.Widziałam,jak
samolotynurkująiodbijająwbok,widziałamtwarzemoichprzyjaciół,którzytracą
kontrolęnadodrzutowcamilecącymicorazszybciej,spadającymizniebanaspotkaniez
twardąjakskałaziemią.Widziałamwybuch,gdypiach,kadłub,drzewa,płomienieiciała
ludzieksplodowaływogromnej,śmiertelnej,przeraźliwejkuliognia…

Tak,chciałam,żebyśmyspróbowalirozwalićtolotnisko.

Alewtedysytuacjawyglądałainaczej.Panowaliśmynadnią.Byliśmyniezależni,
przemykaliśmypoWirraweewciemności,chodząctam,gdzienamsiępodobało,robiąc
to,cochcieliśmy.Terazniemieliśmyżadnejkontroli.Jasne,znaleźliśmysięwmiejscu,
którenasinteresowało,aleniemieliśmybroni,planówaniżadnejkryjówki.Tenogromny
hangarniemógłnasdługoochraniać.

Homerszybkoobejrzałwiększośćbudynku,biegnącpowoliwzdłużdługichścian,ateraz
znowustanąłpodmałymidrzwiami.Coparęminutjeuchylałizerkałnazewnątrz.

-Tochybajedynewejście-powiedziałdomnie.-Idobrze.Sąmniejszeszanse,żenas
zaskoczą.Możemycośzaplanowaćtutaj,obserwującich.

Zaimponowałmitym.„Chwilamibywaszcałkiemniezły-

pomyślałam.—Mamywszelkiepowody,bywpaśćwpanikę,atymówiszotaktycei
przetrwaniu.Wieluludzibysiępoddało”.

61

Czułam,żesamajestemjednąztakichosób.AlesiłaHomeramniewzmocniła.Poczułam
siętrochępokrzepiona,trochętwardszaibardziejzdeterminowana.

-

Obserwuj,cosiędzieje-powiedziałam.-Pójdęporesztę.

Pobiegłamdopozostałychiprzekazałamimwieści.

-

Przykromi,żemuszęwamotympowiedzieć,alejesteśmywsamymśrodkulotniskaw
Wirrawee.

Przyjęlitoróżnie.Leelekkozadrżał,alenieodezwałsięanisłowem,Fizasłoniłausta

background image

dłoniąiprzysiadłanastopniuciężarówki,aKevinzaklął,jakbytobyłamojawina.Po
chwilizrozumiałam,żenaprawdęuważamniezawinnątejsytuacji,bopowiedział:

-

Gdybyśnamniekazaławejśćdotejcholernejciężarówki…

Urwałispiorunowałmniespojrzeniem.Fiodwróciłasiędoniegozwściekłością.

-

Jakśmiesz?Doskonalewiesz,żeniemieliśmyinnegowyjścia.

Poprostusięboisz.Noidobrze,bojestczegosiębać,aleniewyżywajsięnaEllie.

Znowuwypłynąłtematstrachu.Stawałsięcorazbardziejpopularny.

Leezignorowałnaswszystkich.Dobrzemuszłoignorowanierzeczy,októrychniechciał
nicwiedzieć.Wtejdyscyplinieprawdopodobniebyłwświatowejczołówce.Już
maszerowałdodrzwi,bydołączyćdoHomera.Pomyślałam,żenajrozsądniejbędzie
zrobićtosamo.

Odbyliśmyszybkąnaradępoddrzwiami.Najpierwpozostalimusielijeuchylićiszybko
spojrzećprzezszczelinę,jakbyniedokońcamiwierzyli,jakbymyśleli,żetosobie
wymyśliłam.Aleichbladetwarzeidrżąceustawyraźniepokazały,żejużmiwierzą.

NawetLeewyglądałtak,jakbysytuacjagoprzerosła.

-

Coterazzrobimy?-zapytałajakzwykleFi.

-*

Miałamprzywidzenia,czymożewsłabymświetlejejwzrokskupiał

sięnamnie?Nie,nieprzywidziałomisię.IniechodziłowyłącznieoFi.Chłopcyteżsię
namniegapili,nawetHomer.Niewiem,kiedytonastąpiło-tenmójawansnastanowisko
osobyzpomysłami,którapotrafinaswyciągnąćztarapatów-alewpewnejchwili
musiałodotegodojśćiterazwszyscyoczekiwali,żebędęsypałapropozycjamina
zawołanie.TakjakbyHomermiałpozytywnąenergię,ajapozytywnepomysły.Tym
razemodpowiedziałamimjednaktępymspojrzeniem.

Wkońcubardzosłabymgłosembąknęłam:

-

Nowiecie,pewniełatwiejstądwyjść,niżsiętudostać.

-

Ciężarówka-powiedziałKevin.-Tonaszajedynanadzieja.

Będziemymusielizaczekaćiznowusięwniejukryć,kiedybędziewyjeżdżała.

-

Niejestemtegotakipewien-odezwałsięLee.-Jeślikierowcaprzyjechałtupo
załadunek,togdziesięschowamy,kiedybędziegownosiłnapakę?

background image

-

Dojegowyjazdumogąupłynąćcałetygodnie-dodałaFi.-

Umarlibyśmytuzgłodu.—Rozejrzałasię,marszczącnos.-Niematunawettoalety.

-

Wkażdymrazieniemożemystądwyjść-powiedziałKevin.-Iniemożemysięprzebrać
wichmundury,takjaksięrobiwfilmach.

Jeśliniewyjedziemywciężarówce,będzieponas.

Naglenaszanaradazostałaprzerwana.Jedynymostrzeżeniembył

dobiegającyzzewnątrzwarkotpołączonyzlekkimwibrowaniembudynku.Spojrzeliśmy
nasiebiezaniepokojeni,apotemzawróciliśmyipędempobiegliśmydociężarówki.

Wskoczyliśmynapakęwsamąporę.Pochwiliusłyszałamszczękotwieranych
metalowychdrzwi,poczymniskiwarkotprzeszedłwgłośnyryk.Homerznowu
obserwowałsytuację,tymrazemprzezszczelinęwdrzwiachciężarówki.

63

-Wjeżdżająnastępneciężarówki-poinformowałnas.-Mnóstwociężarówek.

Nachwilęzrobiłosięnaprawdęgłośno.Szopa-którąpowinnamraczejnazywać
hangarem,bozaczynałamdochodzićdowniosku,żetowłaśniehangar-wzmacniała
warkotsilników,któryodbijałsięechemodścian.Pozatymczułamspaliny:przenikałydo
naszejciężarówkiinachwilęzepsułypowietrze.

Stopniowosytuacjazaczęłasięjednakuspokajać.Silnikipogasły.

Usłyszałamkrokiikilkasłówwykrzyczanychprzyakompaniamencieotwieranychi
zamykanychdrzwi.Ktośprzeszedłoboknaszejciężarówki,wystukującpalcamijakąś
melodięnaboku.Fiskuliłasięobokmniewciemnychczeluściachciężarówki,częściowo
przykrytaworkami,izesztywniała,jakbyprzezjejciałoprzeszedłprądonapięciu240
woltów.Muszęprzyznać,żesamaczułamsiętak,jakbyktośwrzuciłmidowanny
włączonytoster.

Potemprzezminutęniebyłonicsłychać,ażznowurozległsięodgłosprzesuwanych
metalowychdrzwi.

Apóźniejzapadłazupełnacisza.

Wyglądałonato,żeznowuzostaliśmysami.Chyba.Homerdelikatnieuchyliłklapęo
mniejwięcejdziesięćcentymetrów.Potemotrzydzieści.Wkońcu,zadowolony,otworzył
jąnaoścież.Wyszliśmynazewnątrz.

Terazwhangarzestałodwadzieściaciężarówek.Nadalwydawałysięmałewtym
ogromnymbudynku.Miałynajróżniejszekształtyirozmiary,odciężarówekzodkrytą
przyczepąprzezpółciężarówkipofurgonetki.Zauważyłamkilkaprawdziwych
wojskowychpojazdówpomalowanychnazielonoinakolorkhakidlakamuflażuoraz
paręfirmowychciężarówekzWirraweeiStratton.Ciężarówek,któreweszływskład
wojennychupominkówpodarowanychsobiesamymprzeztychkole-si.Zobaczyłamstarą
ciężarówkęzlogoHHAHoldingszboku.

background image

64

HHAHoldingsnależałokiedyśdopaństwaArthurów:byliwłaścicielamiRandomHills,
posiadłościoddalonejmniejwięcejotrzykilometryodgospodarstwaQuinnsówi
sąsiadującejzfarmąRamsayów.

Szybkospojrzeliśmynatepojazdy.Ichobecnośćniewielenampomogła.Tyleże
mogliśmywybieraćzdwudziestuiniebyliśmyskazaninajeden.Czytocokolwiek
zmieniało?Wżadnymznichniebyłodobrejkryjówki.

Naśrodkuhangaru,kiedypozostaliniesłyszeli,Leeszepnąłdomnie:

-

Musimydotegopodejśćodzupełnieinnejstrony.

Widoczniejużpracowałnadjakimśplanem.Intensywniejniżja.Wmoimumyśle
panowałchaos:strasznybałagan.MożeLeezamierzałprzejąćstanowiskospecjalistyod
pomysłów.Zchęciąbymmujeoddała.

-

Comasznamyśli?-zapytałamostrożnie.

-

Musimydostrzecwtymszansę.

Onie,jęknęłamwmyślach.Niecierpię,kiedyludzietakmówią.

„Zmieńswojewadywzalety”.„Niemówmioproblemach,móworozwiązaniach”.„Stań
sięczłowiekiem,którymodważyszsięstać”.

Iain,dowódcaNowozelandczyków,mówiłmniejwięcejwtymstylu.

„Nie,zaczekajchwilę-pomyślałam.-Przesadzasz.Leeniezaczął

jeszczebrzmiećjakkaznodziejazniedzielnegoporannegoprogramuwtelewizji…
Jeszczenie”.

Nadalnieodpowiadałam,akiedyzobaczył,żeniezamierzamsięodezwać,ciągnąłdalej:

-

Jesteśmywniesamowitejsytuacji.Zupełnieprzezprzypadekdostaliśmysiędomiejsca,
którebardzochcezniszczyćpułkownikFinley.Niepowinniśmysięmartwićoto,jakstąd
wyjdziemy.

Powinniśmymyślećotym,jaktuzrobićcośważnego:coś,comożebardzo,bardzo
zmienićlosytejwojny.Rozumieszto,prawdaEllie?

Wiesz,żewłaśnietakpowinniśmypostąpić.

65

Zabawne,nigdywcześnie]niesłyszałam,żebymówiłtakierzeczy.

Zupełniejakbybłagałmnieopoparcie.Zastanawiałamsię,czyprzypadkiemsamniema
wątpliwości-możeniebyłpewien,czywystarczymusiłyiodwagi.Taknaprawdęmówił

background image

osamobójstwie,onaszejśmierci.Odrazutowiedziałam.Niebyłoszans,byktokolwiek
zaatakowałtębazęodśrodkaiprzeżył.NietrzebabyłobyćEinsteinem,żebynatowpaść.
i

Nadalmilczałam,więcmówiłdalej.

-

Niepotrafiłbymspojrzećludziomwoczy,gdybyśmystąducieklijakwystraszonekróliki.
Toznaczyosiągnęliśmyto,czegonieudałosięosiągnąćNowozelandczykom,amyślimy
tylkootym,byuratowaćwłasnąskórę.Wyobraźsobie,jakwrócimydoNowejZelandiii
powiemypułkownikowiFinleyowi:„Notak,dostaliśmysięnalotnisko,alepotem
stchórzyliśmy”.Niechcęsięzachowywaćjakmaławystraszonamyszka.

-

Zdecydujsię-powiedziałam-jesteśmykrólikami,tchórzamiczymyszami?

Odeszłamodniego.Potrzebowałamczasunazastanowienie.Znowuprzechodziłymnie
ciarki.Niełatwostanąćtwarząwtwarzzwłasnąśmiercią.Niekiedyczłowiekczujesię
młody,pełnyżyciaizdrowy.

Niezdążyłamsięjednakpoważniezastanowić,bopodeszładomnieFi.Niewiem,czy
zauważyła,jaksiętrzęsę,wkażdymrazietegonieskomentowała.Zapytałatylkobardzo
cicho-takcicho,żeledwiejąusłyszałam:

-

Domyślamsię,żeLeechcezaatakowaćlotnisko?

Przytaknęłam,obejmującsięrękami.Fiteżzaczęładrżeć.Tymsamymcichymgłosem—
jakbyszeptaładosiebiesamej-

powiedziała:

-

Takwłaśniemyślałam.

Kuswojemuzaskoczeniuodparłam:

-

Moimzdaniemmarację.

Zastanawiałamsię,dlaczegotopowiedziałam.Niemiałampojęcia,żejużpodjęłam
decyzję.Chybanawetjeszczeniezaczęłamjejpodejmować.

—KtopowieKevinowi?-zapytałaFi.

Obiespojrzałyśmynadrugikoniechangaru,gdziemyszkowałKevin.

Otworzyłjakieśmałedrzwiiwszedłprzeznie.Drzwibyłytakniepozorne,żeresztaznas
ichniezauważyła.Wyglądałyjakwejściedomagazynualboczegośwtymrodzaju.

HomeriLeeprowadziligorączkowąrozmowęprzygłównychdrzwiach.Nietrudnobyło
siędomyślić,oczymdyskutują.Fipołożyłamirękęnaramieniu.Nieodezwałasię.Nie
musiała.

background image

Kevinteżsięnieodezwał,kiedymupowiedzieliśmy.Inatympolegał

pierwszyproblem:powiedzieliśmymu,zamiastgozapytać.WNowejZelandii,kiedyjai
FiwróciłyśmyzjogginguiHomernamoznajmił,żewracamydoAustraliiz
nowozelandzkimipartyzantami,zareagowałamwściekłością.Szalałamjakburzapiaskowa
napolupszenicy.Ateraz,zaledwiekilkatygodnipóźniej,robiłamtosamoKevinowi.

PrzyjąłtojednaktrochęinaczejniżjawWellington.Trudnootympisać,trudnoopisaćto
szczerze,alepostanowiłam,żebędęszczeraichybalepiejniezmieniaćterazpodejścia.
NowięcKevinprzeżyłcośwrodzajuzałamania.Andrea,mojazaprzyjaźnionaterapeutka
zNowejZelandii,znalazłabynatofachoweokreślenie.Chybabyłotozałamanie
nerwowe,choćnigdyniewiedziałam,codokładnieoznaczatanazwa.

Rozmowazaczęłasiędobrze,boKevinwróciłdonasdumny.Nawetlekkosię
uśmiechnął.Wszystkozasprawąjegowielkiegoodkrycia.

Małepomieszczenie,któreznalazł,skrywałotoaletęitrochęśrodkówczystości:dwie
dużeszczotki,kilkawiader,tegotypugraty.Bliskośćtoaletybyławspaniałąwiadomością.
Tozabawne,żetakbanalnarzeczmożebyćtakistotna.Radośćnietrwałajednakdługo.
Kevinwyczuł,żecośsięświęci.

67

Gratulowaliśmymuznalezieniatoalety,alewiedział,żeniejesteśmydokońcaszczerzy,
bonaglenamprzerwał.Wbiłwemniewzrokipowiedział:

-

Cośplanujecie.

Spojrzałammuwoczyiodpowiedziałam:

-

Zamierzamyzaatakowaćlotnisko.

Odpoczątkutejwojnykilkarazywidziałamblednącychludzi.NaprzykładtwarzFi,
kiedymoiprzyjacielezostalischwytaniprzezżołnierzynadBaloneyCreek.Twarz
rannegoLeepostrzelonegowudo.Corrie,kiedyzaczęłodoniejdocierać,żenaprawdę
doszłodoinwazji.IoczywiścieHomera,kiedyspojrzałprzezuchylonedrzwihangaru.Te
twarzeprzemykałymiprzezgłowę,gdymyślałamoblednącychludziach.AleKevin
zrobiłsięblady,apotemszary.

Wyglądałjakstarzec.Twarzprawiemusięzapadła.Wcześniej,zanimwojnaprzemieniła
naswszystkichwkompulsywnychniewolnikówdiety,byłraczejpucołowaty.Ateraz
przezchwilęjegogłowabardziejprzypominałaczaszkę.Potemukryłtwarzwdłoniachi
stałzdrżącymiramionami.Niewydawałżadnychdźwięków,dygotałtylko,jakbystał

naobszarzeobjętymtrzęsieniemziemi.

Żadneznasniewiedziało,cozrobić.WkońcuFiwzięłagozaramięipoprowadziłado
ciężarówki,wktórejprzyjechaliśmy.Leżałwniejprzeznastępnedwanaściegodzin.
Chybanawetnieskorzystałztoalety,zktórejodkryciabyłtakidumny.Prawdopodobnie
przezdłuższyczaswogólesięnieruszał.Copółgodzinyktoś-zazwyczajjaalboFi-
szedłdoniegozajrzeć,aleKevinbyłwstanieprzypominającymśpiączkę.Jakwarzywo.

background image

Jaksłonecznikbulwiasty.

Wiem,niepowinnamsobiezniegożartować,alecomogęzrobić?

Sytuacjabyłatakprzerażająca,anaszaprzyszłośćstałapodtakwielkimznakiem
zapytania,żechwilamipozostawałynamtylkożarty.

GdyniezaglądaliśmydoKevinainiekorzystaliśmyznaszejładnejporcelanowejtoalety,
spędzaliśmyczasnanajbardziejgorączkowych,naglącychrozmowach,jakie
kiedykolwiekprowadziliśmy.Wyobrażaliśmysobiemnóstworóżnychsposobów
zaatakowaniasamolotów-dwaznichmogłybysięprawieudać.

Ciąglejednakkurczowotrzymaliśmysięrozpaczliwejnadziei,żeudanamsiętozrobići
ujśćzżyciem.Tobyławersjaoptymistyczna,łapczywa,alechybamyśleliśmy,żejeśli
wystarczającoruszymygłową,udanamsięcośwymyślić.Byliśmyjakludziewiszącynad
przepaścią,którzywiedzą,żejedynąszansąnaratunekjestmocnepodciągnięciesięw
góręznarażeniemstawówbarkowych.

Byliśmygotowinarazićswojemózgi,bylebytylkozdobyćnajmniejsząszansę
przetrwania.

Podczasrozmowystaraliśmysięuważnieobserwowaćto,codziejesięnazewnątrz.
PorobiliśmyznalezionymwciężarówceśrubokrętemPhillipsamaleńkiedziurkiwe
wszystkichścianach,dziękiczemumieliśmywidoknawszystkiestrony.Wciągu
dwunastugodzinprzeszkodzononamtylkotrzyrazy:razjakaśkobietaprzyszławziąćcoś
zciężarówki,potemzjawiłosiędwóchmechaników,byprzezpół

godzinymajstrowaćprzysilniku,azatrzecimrazemwhangarzeukrył

sięjakiśfacet.Niewiem,dlaczegosięchował,pewnieniezrobiłnicstrasznego,alepo
sposobie,wjakiwślizgnąłsiędośrodka,oglądającsięprzezramięzpoczuciemwiny,od
razubyłowidać,żesięprzedkimśukrywa.Możechciałuniknąćnudnejpracy.Wyglądał
całkiemjakja,kiedymigamsięodpróbyszkolnegochóru.

Zakażdymrazem,gdyktośsięzjawiał,chowaliśmysięwtejsamejciężarówce.Nie
wiem,czytobyłdobrypomysł,alebyliśmyskazaninatęgrę:naokropnąrosyjską
ruletkę.

Gdymogliśmysobiepozwolićnaluksusobserwowaniabazy,dowiedzieliśmysiękilku
rzeczy,któremogłysięokazaćprzydatne.

Wyglądałonato,żenalotniskustoipodgołymniebemokołosześćdziesięciusamolotów.
Dwietrzecieznichbyłyolbrzymami,69

prawdopodobniemyśliwcamialbotransportowcami.Resztętworzyłymałemyśliwce
przypominająceosy.Staływtrzechrzędachwzdłużbetonowejpłytypostojowejdługiej
niemalnakilometr.Zaparkowanojedośćbliskosiebieiprzypomniałomisię,jak
pułkownikFinleywspomniał,żeimbardziejrozbudowująlotnisko,tymwięcejjestna
nimsamolotów.

Zabetonowąpłytąpostojowązobaczyłamolbrzymiehangary,któremogłyskrywać
wszystko-odzapasugorzałydlaoficerówponastępnydywizjonsamolotów.Mogłamsię
jednakzałożyć,żeprzynajmniejjedenhangar,aprawdopodobniewięcejniżjeden,

background image

wykorzystywanojakowarsztat,wktórymnaprawianosamoloty.

Gdywylądowałaeskadrasamolotów,czymprędzejwystartowałycysternyzpaliwem,
żebynapełnićbaki.Samolotykołowałykuswoimmiejscompostojowym.Kiedytam
dotarły,cysternyzpaliwemjużczekały.Agdypilociizałogaoddalalisiępopłycie
lotniska,paliwojużpłynęłodoogromnychbaków.

-Trzymajątusamolotywartestomilionówdolców-powiedział

Homer.

Chybazaniżyłichwartość.Moimzdaniemtakiesamolotykosztowałyconajmniejdwa
albotrzymilionyzasztukę.

Gdysięściemniło,poznaliśmynocneprocedury.Podczaslądowaniasamolotuwłączano
oświetleniepasa,którejednakbyłobardzosłabeidziałałotylkoparęminut.Kiedy
samolotdotknąłziemi,światłagasły.

Kiepskasprawadlapilota,któryniepotrafiutrzymaćsamolotuwliniiprostej.

Stopniowozaczęliśmysiędomyślać,coskrywająróżnebudynki,iLeenarysował
schematycznąmapkę.Tomisięniepodobało-czułamparanoicznystrachprzed
pozostawianiemśladównapapierze,bokiedybyłammała,przeczytałamopowiadaniao
szpieguzczasówpierwszejwojnyświatowej,którego

|

70

skazanonaśmierć,znalazłszymapęwszytąwjegoubranie.Aletenjedenrazugryzłamsię
wjęzyk.Czuliśmytakwielkąpresjęitakpotwornąrozpacz,żetrzebabyłozawiesić
normalnezasady.

Rozumiałamto.

Nowięcustaliliśmy,żepolewejmamystołówkęalbokantynę.

Domyśliliśmysiętegopozapachach,odktórychciekłanamślinka,idlategożegdy
zrobiłosięciemniej,mniejwięcejwporzepodwieczorku,wielużołnierzyminęłonasz
hangariposzłowtamtymkierunku.Półgodzinypóźniejwrócili.Gdytamszli,wyglądali
nagłodnych,agdywracali-nadobrzeodżywionych.Jakimścudemmożnatorozpoznać.
Niewiemjak,alemożna.Gdygłódzacząłnamnaprawdędoskwierać,conieco
przekąsiliśmy,korzystającznowozelandzkichzapasów,alezabraliśmyichniewiele,chcąc
zachowaćnaszeskromnezasobywPiekle.Pozatymmuesliniebyłotakapetycznejak
smażonykurczak,któregozapachunosiłsięwokół

hangaru.

Zresztąitakbyłamzbytzdenerwowana,bydużozjeść.Wyglądałonato,żetylkoHomer
maapetyt.Patrzącnajedzenieznikającewjegoustach,zastanawiałamsię,cozrobimy,
kiedyskończąnamsięzapasy.

Poprawejstroniemieliśmydużyazbestowybudynekzzaledwiekilkomalampami.
Najwyraźniejumieszczonojezewzględówbezpieczeństwa,bocałyczassiępaliły.
Myśleliśmy,żetomożebyćjakiśmagazyn.Dalejstaławieżakontrolna-budynekz

background image

zaokrąglonągórą-którąwidzieliśmywyraźnie,bobyławyższaniżpozostałe
zabudowania.

Naprzeciwnasstałdługi,niskidrewnianybudynekzmałymiokienkami.Dośćszybko
doszliśmydowniosku,żetokoszary.

Dudniłatammuzyka,woknachsuszyłysiękoszuleiodczasudoczasumigalipółnadzy
mężczyźni,którzywracalispodprysznicaalbosięprzebierali.

Dalejparkowałysamoloty.

Wmojejgłowiezacząłsiętworzyćplan,więcprzystąpiłamdodzieleniasięnimz
przyjaciółmi.Chybawszyscystaraliśmysiębyćodważni-nieliczącKevina,który
zniknąłwciężarówceiwydawał

sięniezdolnydoruchu.Leebyłnaniegonaprawdęwściekły.W

pewnejchwilipowiedział:

-Zostawmygotutaj.Niechgozłapią.

Byłamprzerażona.Leenieporazpierwszybudziłwemniestrach.Aletymrazem
przynajmniejpotrafiłamzrozumiećjegozłość.Przezpołowęczasubyłomiszkoda
Kevina,aprzezdrugąpołowęmyślałam,żetozwykłytchórz.Toznaczywpewnym
sensiewiedziałam,żemapoważnyproblem-medycznyalbopsychiczny-

alezdrugiejstronybyłamzła,żeopuściłnaswchwili,wktórejnajbardziejgo
potrzebowaliśmy,zostawiającnanaszychbarkachcałąrobotęiryzyko.Oczywiściegdyby
naszłapano,złapanobyrównieżKevina,aletrudnobyłopatrzećnasytuacjęwtensposób.

Wszyscypróbowaliśmyznimporozmawiać,stosowaliśmyróżnetaktyki:współczucie,
wyzwiska,głosrozsądku,zachęty.Testrategiemówiłychybacośonassamych.Fi
współczuła,Leewyzywał,japowoływałamsięnagłosrozsądku,aHomer-kumojemu
zdziwieniu

-zachęcałiwspierał.Żadneztychpodejśćniezdałojednakegzaminu.

Jedyny„postęp”polegałnatym,żezamiastnasignorować,kiedywchodziliśmydo
ciężarówki,Kevinzwijałsięwkłębekizaczynał

płakać.Niewyglądałotonakroknaprzód.

Układaliśmyzatemnaszplan-naszmglistyniby-plan.Mójpomysł

opierałsięnaodrobiniewiedzy,którązdobyłamwdzieciństwie.GdyHomerbyłmłodyi
szalony,czasamistrzelałdoceluzwiatrówki.

Jednakstrzelaniedozwyczajnychcelów,takichjakpuszkiipieńki,zabardzogonudziło.
Dlaurozmaicenianalewałdopuszekbenzynyizamykałjezpowrotem.Muszęprzyznać,
żesamaoddałamjedenstrzał,kiedyHomerwspaniałomyślnie

postanowiłpodzielićsięzemnąjednąpuszką.Tobyłodośćwciągające.Zabawniejszeniż
wynoszenieowczychkupzszopydostrzyżenia.

To,czegosięwtedynauczyliśmy,stałosiępodstawąnaszegoplanu.

Planu,którynadalbyłtylkozbieraninąniedopracowanychpomysłów,gdynagle

background image

zostaliśmyzmuszeni,byruszyćdoakcji.

6

OszóstejranojaiFijużniespałyśmy.Kevinchybaspał,niewiem,wkażdymrazieleżał
skulonywswoimkąciemałejciężarówki.LeeiHomerspaliwyciągnięciniedalekoniego.
Byłtopierwszyodpoczynek,naktórysobiepozwoliliśmy,odkądwylądowaliśmywtym
hangarze.Nieodpoczywalibyśmy,alebyliśmyzdesperowaniistraszniepotrzebowaliśmy
snu.

Spojrzałamnanichjeszczeraz,apotemzamknęłamdrzwiciężarówkiiwróciłamdo
punktuobserwacyjnego.Oficjalnienawarciestałamja,alezmieniałamsięzFi,bożadna
znasniemogłaspać.Zresztąitakpełniliśmygodzinnewarty,bomogliśmysobie
pozwolićnajwyżejnaczterogodzinnąprzerwę.

Bezsenność,któraatakowałamnieiFiakuratwtedy,kiedymiałyśmyszansętrochę
odpocząć,byłatypowymkawałem,któryciąglerobiłanamtawojna.

Jedynąciekawostkąwczasienaszejłączonejwartybyłoto,żeowpół

oszóstejwystartowałomnóstwosamolotów.Powiedziałabym,żebyłoichconajmniej
dwadzieścia.Startowałyfalami-ztego,cowidziałyśmy,potrzynaraz-warczącnad
hangarem.Czułyśmy,jakziemiawibrujenampodstopami.Hałasbyłtakpotworny,że
musiałamzasłonićuszyrękami.

74

<4

Jeślitoniezbudziłochłopaków,tominutęposzóstejzpewnościąjużniespali.Wszystkie
budynkibyłypodłączonedosystemunagłaśniającegoioszóstejzgłośnikówpopłynęła
muzyka,któranajwidoczniejmiałanaceluwyciągnąćwszystkichzłóżekorazwzbudzić
wnichgotowośćdokolejnegopięknegodniaspuszczaniabombnakażdego,ktonie
przypadłimdogustu.Muzykabrzmiałajakośdziwnie,alebyłagłośnaiwojskowa,więc
odrazudawaładozrozumienia,żeniejesteśmynaoboziedlaskautów.

Pochwiliusłyszałyśmytupotnóg.Brzmiałotojakowczytruchtnadrewnianejpodłodze
szopydostrzyżenia.Fipatrzyłajużprzezdziurkę.Doskoczyłamdoswojej.Obokhangaru
przebiegałomnóstwożołnierzy.Samimężczyźni,niektórzybardzomłodzi.Trzymali
karabiny.Kilkasekundpóźniejzniknęli.

HomeriLeedołączylidonaspoddrzwiami.Spojrzeliśmynasiebiezaniepokojeni,
zastanawiającsię,cosiędzieje,copowinniśmyzrobić.

PowiedziałamdoLee:

-

Musimywykorzystaćtenczas.Skorzystaćzokazji.

-

Zgadzamsię-odparł.-Będęichśledził.Zobaczę,cosiędzieje.

-

background image

Wporządku.Jasprawdzękoszary.

-

Ajamagazyn-szybkopodchwyciłHomer,zdającsobiesprawę,żetonaszapierwszai
byćmożeostatnia,szansa.

-

Aja?-zapytałaFi.

-

Zostańtutaj-odpowiedziałamszybko,nawypadekgdybychłopakimiałyjużjakąśgłupią
propozycję.

CzasamiczułamdziwnąpotrzebęchronieniaFi,opiekowaniasięnią.

Zabiłabymnie,gdybysięotymdowiedziała.

Homeruchyliłdrzwitrochębardziejinaszatrójkazaczęłasięwymykaćprzezwąską
szczelinę.

Japoszłamdruga,zaLee.

-

Bądźcieostrożni-powiedziałaFi.

75

Powstrzymałamsięodśmiechuitylkopokiwałamgłową.

Nazewnątrzwiałporywistywiatr.Jaknalatobyłodośćzimno.Dokoszarmiałam
niedaleko,alewiedziałam,żemuszęwykorzystywaćbudynkiicieniedlaosłonynajlepiej,
jaksięda.Pochyliłamsięipopędziłamprzezjezdnię.Czułamsiędziwnie,boniewiedzieć
czemuniemogłamoddychać.Mimotobiegłam,więcchybajednakoddychałam.Poza
tymogarnęłamnieprawdziwaparanoja-byłampewna,żektośgdzieśnapewnomnie
widzi.Niewiedziałam,czytoludziewwieżykontrolnej,whelikopterzewgórzeczy
możejakiśżołnierz,któryzostałwkoszarach,aleczułam,żetymrazemsięniewywinę:
tobyłozbytniebezpieczne,zbytpoważne.Niemogłamliczyćnato,żepobiegamsobiepo
tymogromnymiważnymdlawrogalotnisku,robiąc,comisiępodoba.Czekałamwięcna
krzyk,naostrzegawczenawoływanie,naszczękkarabinuładowanego,odbezpieczanegoi
unoszonegodostrzału.

Wnastępnejchwilibyłamjużwcieniudrzwiibezwątpieniaoddychałam.Terazmiałam
odwrotnyproblem:sapałamzbytgłośno-

takhałaśliwie,żechybakażdy,ktojeszczezostałwbudynku,musiałbystamtądwybieci
sprawdzić,cosiędzieje.Przypominałamrozgrzewającąsiękobzę.MłodsząsiostręFi
podczaskolejnegoatakuastmy.Usiłowałamnadtymzapanować,alemogłamnato
poświęcićzaledwiekilkasekund.Mniejwięcejpodziesięciuznichwyłoniłamsięzcienia
przydrzwiachiweszłamdobaraku.

Przypominałsalęsypialną.Wśrodkubyłotakczystoischludnie!

Wszystkiełóżkastaranniezasłane,każdanarzutawygładzonaiprosta,każdystółikażde

background image

krzesłorówniutkoustawione.Takbardzocuchnęłośrodkiemdezynfekującym,żeaż
szczypałymnieoczy.Oknalśniły.

Niemogłamuwierzyć,żefacecipotrafiąbyćtacyporządni.

Żałowałam,żeHomertegoniewidzi.Takmógłbywyglądaćjegopokój.

76

Szybkosięrozejrzałam.Najmniejszyruchoznaczałbydużekłopoty,musiałabympodjąć
decyzję:uciekaćczyatakować.Takczysiak,byłobyjużpomnie.Niemiałambroni,nie
liczącukrytegowskarpetcenożykadoowoców.Alewpomieszczeniupanowałspokój.

Pobiegłammiędzyłóżkami,szukającczegoś,comogłobynamjakośpomóc.Żadneskarby
nierzucałysięwoczy.Nakońcurzędułóżekotworzyłamdwieszafkijednocześnie,
obiemarękami.Wśrodkubyłorównieschludniejaknazewnątrz.Munduryicywilne
ubrania,staranniezapakowanewfolioweochraniacze,wisiałynawieszakach.

Nagórnejpółceleżałyrzeczyosobiste:zdjęcia,książki,długopisy,papierosyisłodycze-
takżestaranniepoukładane.„Boże,gdybymamamogłatozobaczyć…”-pomyślałam,nie
byłojednakczasunatakierzeczy.Bałamsięsiedziećtamzbytdługo,alezdrugiejstrony
niechciałamwrócićdoprzyjaciółzpustymirękami.

Otwartedrzwiwroguprowadziłydomałejkuchni,więcwślizgnęłamsiętami
otworzyłamlodówkę.Nawetwniejbyłoczystoischludnie,choćbyłapełnasmakołyków.
Marzyliśmyoświeżymjedzeniu,którestałosięobiektemnaszychnajwiększychfantazji,
więcwzięłamtyle,ilemogłamunieść,uważając,byniepozostawićnapółkach
widocznychpustychmiejsc.„Pomyślą,żektóryśzkolegówpodkradaimjedzenie-
kombinowałam.-Wybuchniewielkakłótnia,pozabijająsięnawzajem,amybędziemy
mogliprzejąćkontrolęnadlotniskiem”.

Wzięłamawokado,trochęsera,małegomelona,opakowanierokiettyiinnejzieleninyoraz
coś,cowyglądałojakkotlet,apachniałojakryba.

Potemsięstamtądzabrałam.Bardzosięspieszyłamzpowrotemdohangaru.Nie
wiedziałam,ileczasuupłynie,zanimniedźwiadkiwkrocządodomuzkarabinamii
odkryją,żektośpoczęstowałsięichowsianką.Wiedziałamzato,żejeślimnieprzyłapią,
skończęznaczniegorzejniżZłotowłosa.

77

Wdrodzepowrotnejzauważyłamcośinteresującego,choćdopieropóźniejzdałamsobie
sprawę,cotooznacza.Nadkażdymłóżkiembyłydwawspornikioddaloneodsiebiemniej
więcejometr.Alboimniej-prawdopodobniezosiemdziesiąt,dziewięćdziesiąt
centymetrów.Byłymosiężne,przykręconedościany.Wyglądały,jakbymogłyutrzymać
pewienciężar.

Dotarłamdodrzwi,którymiwcześniejweszłam,iszybkowyjrzałamnazewnątrz.Teren
wydawałsięczysty,więcwymknęłamsięprzezwąskąszparę.Znalazłamsięnaotwartej
przestrzeniprzedkoszaramiiznowubyłamprzerażającobezbronna.Stanowiłam
doskonałyceldlakażdego,ktochciałbydostaćmedal.Spojrzałamwprawo,spojrzałamw
lewo,spojrzałamjeszczerazwprawo.Apotemześlizgnęłamsięzkrawężnika.

background image

Iomałoniezginęłam.

Całetoszkoleniezpodstawówkiobezpiecznymprzechodzeniuprzezjezdnięmogłomnie
kosztowaćżycie.Przywykłamdotego,bypatrzećdwarazywprawo,conormalnie
zdawałoegzamin,aleniewtymwypadku.Żołnierzepobiegliwlewoitowłaśniewlewo
powinnambyłapatrzeć.

Polewej,pięćdziesiątmetrówdalej,zauważyłamdwóchoficerów.

Byłowidać,żetooficerowie.Porannesłońcepołyskiwałonaichzłotychgalonach,alei
beztegoniemiałabymwątpliwości.

Rozpoznałamoficerówposposobie,wjakiszli-jakbycałelotniskonależałodonich.
Czulisięzupełniezadomowieni.Odrazubyłowidać,żeniktnanichnienawrzeszczyza
spóźnieniesięnawartęalbozabrudnebuty.

Wolnoszlidrogą,gawędzącsobiewnajlepsze.Niemielikarabinów,alechoćtrudnobyło
tostwierdzićztejodległości,wkaburachnabiodrachnieślichybapistolety.

Stałamilekkodrżałam.Jeszczemnieniezauważyli.Alenawetpomimodrżenia
wiedziałam,żemuszęcośzrobić.Głosrozsądkupodpowiadałmi:„Musiszsięuspokoić,
myślracjonalnie.To78

twojajedynanadzieja”.Dziękipracyzbydłemwiedziałam,dlaczegooficerowiemnienie
zauważyli:bostałamnieruchomo.Bezruchpotrafiwielezdziałać.Tozadziwiające.Ale
choćjakdotejporyocalił

miskórę,niemogłamnaniegoliczyć,kiedysięzbliżą.Nastolatkastojącawdrzwiach
wojskowegobarakuzgórąjedzeniaskradzionegozichlodówki?Tak,jasne,napewno
przejdąobok,niezwracającnamnieuwagi.

Zaczęłampowoliwycofywaćsiędobudynku.Wcześniejchciałamzamknąćzasobą
drzwi,aleklamkaniezaskoczyła,iteraztodoceniłam.Dziękitemuotworzyłamdrzwi
dośćłatwoicicho.Nadalstałamwcieniuizagłębiłamsięwnimtrochębardziej.
Oficerowiebylizaledwietrzydzieści,trzydzieścipięćmetrówodemnie.W

powietrzuzpiskiemprzemknąłodrzutowiecichoćniespojrzeliwgórę,pomyślałam,że
trochęodwróciłichuwagęidałmiszansę,którejpotrzebowałam.Gdyhałasosiągnął
maksymalnenatężenieiodrzutowiecprzeleciałnadjezdnią,kierującsięnapasdo
lądowania,szybkozniknęłamwsalisypialnejizamknęłamzasobądrzwi.

Nazewnątrznierozległsiężadenostrzegawczykrzyk.Podbiegłamdooknaiwyjrzałam.
Oficerowienadalszli,całkowiciepochłonięcirozmową.Todobrze,tyleżeznowubyłam
wbudynku,wktórymniechciałambyć,wktórymniemogłambyć.Nie,jeśli
zamierzałamprzeżyć.

Azamierzałam.

Podbiegłamdookienztyłu.Wzasadzieniebyłonacopatrzeć:zobaczyłamtylkootwartą
przestrzeń,ogromnepołacielotniska.

Odrzutowiec,któryprzedchwiląwidziałam,sunąłterazpopasie,aspodjegokółunosiły
siękłębydymu.Wiedziałam,żezachwilęskręciiruszynaspotkaniezcysterną.

Znowupodbiegłamdooknazprzodu.Czułamsięjakszczurwpułapceitakteżsię

background image

zachowywałam.Gorączkowomiotałamsięwprzódiwtył,jakschwytanezwierzę,łudząc
się,że79

znajdęwklatcejakąśmałądziurkę,którejwcześniejniezauważyłam.

Tymrazemprzezoknozprzoduzobaczyłamcośjeszczebardziejprzerażającego.
Oficerowieskręcaliwstronębaraku.Bylinakursie,któryzakilkasekundmiałich
doprowadzićdodrzwi.Znowuogarnęłamniepanika-paraliżująca,przeraźliwapanika-i
znowumusiałampodjąćszaleńcząwalkę,byjąuciszyć,zdusić.Oficerowiebylijużtylko
dziesięćmetrówoddrzwi.

Rozejrzałamsięgorączkowo.Poprawejmiałamkuchnię,aleonaniezapewniałazbyt
dobrejosłony.Zlewejbyłopomieszczenie,wktórymprawdopodobnieznajdowałasię
łazienka,alewcześniejniezadałamsobietrudu,bytosprawdzić.Dziękiwszystkim
kilogramom,którezrzuciłamwciągutejwojny,mogłabymsięwcisnąćdoszafki,aletak
małaklatkabyłabyponadmojesiły.Dostałabymklaustrofobii.Gdybymniewniej
znaleźli,niemiałabymżadnychszans.Wyglądałonato,żewpomieszczeniupolewej
naprawdęjestłazienka.Pobiegłamdoniejszybkoicicho,nadalściskającjedzenie.Nie
śmiałamgoterazwyrzucić.

Dołazienkiprowadziłydrzwiwahadłowe,takiejakiewidujesięwrestauracyjnych
kuchniach,igdyjepopchnęłam,usłyszałam,jakzamoimiplecamidwajmężczyźni
otwierajądrzwidobaraku.Ledwiezdążyłam.Małobrakowało.Zauważylimnie?
Musiałamsiędowiedzieć.Odwróciłamsię,przytrzymałamdrzwi,żebyprzestałysię
huśtać,apotemzbliżyłamokodoszpary.

Niewidziałamichiprzezchwilęmojawyobraźniazaczęłaprodukowaćszalone,
przerażająceobrazy,naktórychskradalisięwzdłużbocznychścian,zachodzącmniezobu
stron,gotowiprzypuścićwściekłyataknałazienkę.Wtedymignęłamisylwetkajednegoz
nich.Pochyliłsięiobejrzałrógłóżka,jakbychciał

sprawdzić,czyjeststaranniezaścielone.„Nojasne-pomyślałam.-

Przyszlinakontrolę.Todlategożołnierzetaktuwysprzątali”.Przypomniałamsobie
Mikea,dużegoczarnowłosegoMaorysaalbomieszkańcaWyspSamoa,którytakbardzo
spodobałsięFi.Powiedziałkiedyś,żenajlepszewmisjachjestto,żenietrzebasię
przejmowaćtakimikontrolami.Czasamiprzypominałyżyciewdomuumamy.

Odsunęłamsięoddrzwiiuciekłamnadrugikoniecłazienki.

Zauważyłamtamdrugiedrzwi,teżwahadłowe,któreotworzyłam,prawieniepatrząc,co
jestpodrugiejstronie.Musiałammiećnadzieję,żenikogotamniema.

Znalazłamsięwpomieszczeniu,któreprzypominałodobudówkędogłównejsali
sypialnej.Wyglądałojednakzupełnieinaczej.Byływnimśladyżycia-togrzeczny
sposóbnapowiedzenie,żepanowałwnimstrasznybajzel.Rozmemłanełóżka,wszędzie
porozrzucaneubrania,otwartysłoikmiętóweknapodłodze,aumoichstóptrzyczycztery
stronylistunapisanegonabłękitnychkartkach,którepozłożeniuisklejeniutworzą
kopertę.

Żadenztychszczegółówniebyłistotny.Liczyłosiętylkojedno.Nadłóżkamibyłytakie
samewsporniki,jakiezauważyłamwdrugimpomieszczeniu,tyleżenatychleżały

background image

karabiny.Ciemne,czarne,ciężkieizłowrogie.Czarodziejskieróżdżkiśmierci.Tyleże
miałymagazynkiiwiedziałam,żetomojajedynanadzieja.Niewahałamsię.

Skoczyłamnanajbliższełóżko,złapałamkarabinizdjęłamgozewsporników.

Alewszystkopokolei:najpierwsprawdziłammagazynek.

Byłzaładowanypobrzegi.Wyglądałonato,żewśrodkujestzedwadzieścianaboi.Poraz
pierwszytegorankapoczułamcośwrodzajuzadowolenia.Gdybymzachwilęmiała
umrzeć,przynajmniejniebyłabymbezradna:niestałabymzrozłożonymigołymirękami,
próbujączatrzymaćkule,któreleciałybymnierozerwać.

Zerknęłamprzezszczelinęwdrzwiachłazienki.Narazienicsięnieruszało.Nie
wiedziałam,wktórympomieszczeniupowinnamsięukryć.Żadneniemiałodrugiego
wyjścia,aoknabyłyzamałeizawysokoumieszczone.Jednowydawałosiępewne:nie
byłogdziesięschować.Tylkoczterygołeściany,osiemłóżekiosiemszafek.Niemogłam
wejśćpodłóżko,bokażdemiałopodspodemszufladę.Inawetgdybymzmieniłazdanie
codoschowaniasięwszafce,niezdołałabymwcisnąćtamtakżekarabinu.Alenie
chciałamzmienićzdania.

Podejmowałamogromneryzyko.Możeoficerowieniezamierzaliprzeprowadzićkontroli
wdrugimpomieszczeniu.Najwidoczniejzjakiegośpowoduniezostałowysprzątane.
Możefaceci,którzytuspali,wyruszylinajakąśmisjęalbocośwtymrodzaju.A
oficerowieotymwiedzieli,prawda?Nowięcjedenmógłpowiedziećdodrugiego:

„Niemasensutamzaglądać.TamcipolecielizbombardowaćNowąZelandię”.Gdybytak
zrobili,pozostaniewtympomieszczeniuoznaczałowolność.Alegdybymtamzostała,a
onibyweszli,ktośmusiałbyzginąć.

Ztrzeciejstrony,gdybymweszładołazienkiischowałasięwkabinie

-wjedynymmiejscuwłazience,wktórymmożnabyłosięschować-

moglibyprzejśćobokinawetmnieniezauważyć.Mogliby.Drzwidowszystkichkabin
byłyzamknięte.Zwróciłamnatouwagę.Mogłabymstanąćnasedesie,żebyniktnie
zobaczyłmoichstóppoddrzwiami.

Alerówniedobrzemoglibyotworzyćdrzwikabinyimnieznaleźć,przykucniętąna
sedesieiwytrzeszczającąoczyjakkangurwświetlereflektora.

Niemiałamczasuusiąśćnałóżkuzkartkąidługopisem,byzrobićlistęskładającąsięz
dwóchkolumn:„argumentyza”i„argumentyprzeciw”.Niemiałamczasuprzeprowadzić
uważnejistarannejocenysytuacji.Paręminutprzeznaczyłamjużnazdjęciekarabinui
sprawdzeniemagazynka.Musiałampodjąćdecyzję.

„Ellie-pomyślałamsurowo-cokolwiekpostanowisz,trzymajsiętego.Niemasensusię
zastanawiać,czypostępujeszwłaściwie”.

Innymisłowy,oddecyzji,którąmiałampodjąć,zależałomojeżycie.

Podeszłamdołóżkanakońcusaliirzuciłamjedzenienapodłogęmiędzyłóżkiema
oknem.Potempołożyłamsięobok,trzymającprzysobiekarabin.Ściskałamgoprawą
ręką.Jużgoodbezpieczyłamiupewniłamsię,żewkomorzejestnabój.Wiedziałam,że
jeślimnieznajdą,będęmusiałastrzelać,bysięstądwydostać.Niewidziałaminnych

background image

możliwości.Wokółbyłotakmałoludzi,żemogłosięudać.

Alecopotem?Namyślokomplikacjachzakłułomniewsercu.Nachwilęmocno
zamknęłamoczy,byodegnaćodsiebietemyśli.Niemogłamsobienaniepozwolić.Za
bardzomnierozpraszały.Zdałamsobiesprawę,żetojednaztychchwil,wktórychmuszę
improwizować:ja,którazawszelubiłammiećwszystkopoukładane,ażyciezaplanowane,
iktórejojciecpowtarzał,żeczasprzeznaczonynarekonesansnigdyniejeststracony.

Tymrazemniebyłoczasunarekonesans,niebyłoczasunamyślenieokonsekwencjach-
pozostawałajedynieślepawiara,żejeśliudamisięwyjśćztejakcjibezszwanku,tobyć
możeudamisięwyjśćtakżeznastępnejinastępnej,izkolejnej,itakdalej.Oczywiście
prędzejczypóźniejcośmusiałopójśćnietak.Jakwjednymztychtanichswetrów:raz
zaciągniesznitkępaznokcieminagleprujesięrękaw,ażwkońcucałysweterjestdo
wyrzucenia.Musiałammiećnadzieję,żecośtakiegonastąpiraczejpóźniejniżwcześniej,
możegdyniedalekobędąHomeriLee,którzyzdołająmijakośpomóc.

Naglewstrzymałamoddech,boodniosłamwrażenie,żesłyszęczyjśgłos.Kuswojemu
obezwładniającemuprzerażeniuzdałamsobiesprawę,żeniejesttowytwórmojej
wyobraźni.Najprawdopodobniejsłyszałamoficerów,którzybylijużbardzoblisko.Weszli
dodrugiegopomieszczeniaczynie?Niebyłampewna.Możliwe,żebylicichoinie
usłyszałam,jakotwierająsiędrzwi.Ledwie83

*

doszłamdowniosku,żenie,niesąwtejsalisypialnej,musząbyćwłazience,usłyszałam
głosbardzobliskosiebie.Otak,bylitu,mniejwięcejdwałóżkaodmiejsca,wktórym
leżałam.Zprzerażeniaomalnieoderwałamsięodpodłogi.Wcalebymsięniezdziwiła,
gdybymzaczęłakwitowaćwysokonadłóżkiem,gdziemoglibymisiędobrzeprzyjrzeć.

Mocniejścisnęłamkarabin.Wiedziałam,żejeślisięzbliżą,dojdziedostrzelaniny.Miałam
przewagę,bomogłamichzaskoczyć.

Zyskałabymkilkasekund.Iwciągutychkilkusekundmusiałabymichzabić.

Znowuodezwałsiętensamgłos.Nadalbyłodemnieoddalonyokilkałóżek.Innygłos
odpowiedziałmuzdrugiegokońcasali.

Pomieszczenieniebyłoogromne,alemojeszanseznaczniebyzmalały,gdybympo
zerwaniusięnanogimusiałagozlokalizowaćprzedoddaniemstrzału.Alewtakiej
sytuacjiniemiałabyminnegowyjścia.Byłamjużtaknabuzowana,żeczułam,jakbym
naprawdęmogłasięwznieść:wyobraziłamsobie,żewyskakujęjaknatrampoliniei
zabijamichobu,zanimzdołająchoćbydrgnąć.

Czułammrowieniewcałymciele:znowumiałamlemoniadowenogi.

Wszy.Pamiętam,jakbabciamówiła,żekiedyścierpiałanaprzypadłośćzwaną
potówkami.Zawszeuważałam,żetozabawna,ciekawanazwa,więcłatwoutkwiłamiw
głowie.Terazmiałamtakiepotówki,jakbypłonęłocałemojeciałokłuterozgrzanymi
igiełkami.

Prawiekrzyczałamzezdenerwowania.

Iwtedytosięstało.Naparęsekundwłączyłamautomatycznegopilotaipozwoliłam,by

background image

przejąłnademnącałkowitąkontrolę.Zmieniłamsięwrobota,wterminatora.Chybanigdy
wcześniejniedoświadczyłamniczegopodobnego.Naglepadłnamniecieńiwnastępnej
sekundziezobaczyłamnadsobąjednegozoficerów.Spoglądałnadmojągłową,niewiem
naco-możenajakiśśladnaścianie.Niezauważyłmnie.

Uniosłamkarabin,zanimzdał

sobiesprawę,żektośtujest.Jegoustazaczęłysięotwieraćzprzerażenia,alenanic
więcejniemiałczasu.Niemogłamchybićztakiejodległości.Ułameksekundypóźniej
byłojużpowszystkim.

Miałamjedynieczas,byzauważyć,jakjegowłosypodskoczyływchwili,gdytrafiłago
kula:zamknąłoczy,ajegoczuprynapoleciaławgórę,jakbypotargałjąjakiśnagły
porywistywiatr.Siłakulipchnęłagodotyłu,nakrzesło.Żadenczłowiekniebyłbyw
stanieuderzyćgotakmocnojaktenpocisk.Alejużnaniegoniepatrzyłam.Niechciałam
widziećtegookropieństwa,apozatymmiałaminnyproblem.

Obróciłamsięwlewoijednocześnieuniosłamkarabintrochęwyżej.

Drugioficerrobiłdwierzeczynaraz:biegłdodrzwiirównocześniesięgałpopistolet.
Brońnajwidoczniejutknęławkaburze:szarpałsięzniąjednąręką,adrugąwyciągałw
stronęklamki.Wyjąłpistoletwtejsamejchwili,wktórejpopchnąłdrzwi.Naprogu
obróciłsięwmojąstronę.Chybaliczyłnato,żewłaziencekulagoniedosięgnie.Alenie
miałszans.Niezamierzałamspudłować.Pociągnęłamzaspust.Facetrunąłnadrzwi,
pozostawiającnanichkrwawąsmugę.Usłyszałam,jakjegociałozgłośnymhukiem
uderzaotwardąpodłogęłazienki.

Podczaslądowaniazłamałpewnieparękości,aleniemusiałsiętymprzejmować.To
dziwne,żemożnazłamaćkośćnawetpośmierci.

Choćchybaitakierzeczysięzdarzają.

Wiedziałamjuż,żeniemaodwrotu.Zbiłamdwapierwszekręgleibezwzględunakoszty
musiałamzbićpozostałe.Niewiedziałam,jakpowiemprzyjaciołom,żepodpisałamna
nichwyrokśmierci,alepostanowiłam,żeprzynajmniejzrobięwszystko,cowmojej
mocy,byzwiększyćnaszeszanse.Zaczęłamodzdjęciazewspornikówczterech
następnychkarabinów.

Starałamsięniepatrzećnaciała.Szybkoobejrzałamzwłokiwłazience,byupewnićsię,
żemężczyznanieżyje.Kulatrafiłagowszyję,więcnapewnobyłmartwy.Niebędę
opisywałajego85

wyglądu,aleciałoniebyłojużwjednymkawałku.Drugiegooficeratrafiłamwklatkę
piersiową.Ontakżenieżył.

Niemarnowałamczasu,byprzyjrzećsięzwłokom,iniemarnowałamgonato,by
zastanowićsię,cozrobiłam.Niebyłamjużrobotemaniterminatorem,aleniewróciłam
jeszczedonormalności.Nadalniebyłamsobą.Poprostudalejodwalałamrobotę.
Starałamsiędziałaćwskupieniu,niedopuszczaćdosiebieżadnychbrzydkich,
przerażających,koszmarnychmyśli,któremogłybymiuniemożliwićskuteczne
wykonywaniezadania.Musiałamdalejdziałaćjakautomat,bowprzeciwnymrazienie
byłabymwstanieniczegozrobić.

background image

Złapałamzakostkimężczyznę,któryleżałnapodłodzewsalisypialnej,izaciągnęłamgo
międzydwałóżka,gdzienarzuciłamnaniegokoc.Plamykrwinapodłodzeteż
przykryłamkocami.Wszystkowmglistejnadziei,żeniktnieznajdzietychciałjeszcze
przezjakąśgodzinę,comogłomiećdlanasabsolutniekluczoweznaczenie.W

salisypialnejpanowałtakibałagan,żechybaniktniezwróciłbyuwaginaporozrzucane
koce.

Następnyprzystanekzrobiłamwłazience.Pobiegłamdodrzwi.Idokładniewchwili,gdy
byłamzaledwiedwametryodnich,wahadłowedrzwisięrozchyliły.Tegosięnie
spodziewałam.Niesłyszałam,żebyktokolwiekwchodził.Niemiałamprzysobie
karabinu.Wszystkieleżałynałóżku.Natychmiastprzyszłymidogłowydwiemyśliinie
wiem,którabyłapierwsza.Możeżadna.Możezjawiłysięrównocześnie.Jednabyłataka,
żeżołnierzewrócilidoswojegobarakuizachwilęmniezabiją.Najprawdopodobniej
rozerwąnastrzępy.Drugabyłapodejrzeniem,żeoficerwłaziencewcaleniezginął:ożyłi
zamierzałmnieuśmiercić.Jaksięnazywałtenfilm,wktórymwszyscymyśleli,żefacet
nieżyje,aonnaglezwrzaskiemrzuciłsięnabohateraiwszyscyludziewkiniekrzyknęli
przerażeni?

Niepamiętam.MożewłaśnieTerminator.

Mojatwarzstraszniesięwykrzywiła,alewarękauniosłasięzupełniebezudziałuwoli.
Dziwne.Czułam,żetosiędzieje,aleniebyłamwstanietegozatrzymać.Równocześnie
zaczęłamsięzginaćwpół,jakbymoczekiwała,żekulatrafimniewbrzuch.Tak,byłam
całkowiciepewna,żeloswkońcuprzestałmisprzyjać.

7

*s

TobyłHomer.

Boże,Homer,bywaływmoimżyciuchwile,kiedycieszyłamsięnatwójwidok,itakie,
gdybyłowręczodwrotnie,aletymrazemsprawiłeśmiwielkąradość.

WNowejZelandiirozpoczętostarania,bydaćnammedalealbocośwtymrodzaju.
Okazałosię,żezorganizowanieczegośtakiegotrwazpięćdziesiątlat,musitorozpatrzyć
zszesnaściekomisjiipotrzebachmaryniezależnychświadków.Dlategoniezaprzątaliśmy
sobietymgłowy-chociażnaprawdębymchciała,żebyRobyndostałajakiśdużymedal.
AletamtegorankaHomerteżnaniegozasłużył.

Naprawdęwykazałsięodwagą.

Fizobaczyłaoficerówidącychdokoszar.WhangarzezostalitylkoHomeriKevin.
PobiegłapoHomera,któryakuratsiedziałwłazience.

Gdypodciągającspodnie,pędziłdomałychdrzwihangaru,usłyszał

strzały.Wiedział,żestrzelanowkoszarachiżemusiałamwpaśćwokropnetarapaty.Nie
wahałsięanichwili.Nieuzbrojonyprzebiegł

przezjezdnięiwpadłdosalisypialnej.Gdywpierwszejsaliiwkuchniniczegonie
znalazł,wszedłdołazienki,minąłzwłokiiruszył

wstronędobudówki.Tobyłoodważne.

background image

Oczywiścienieopowiedziałmiotymwtedy.Wtedyliczyłasiękażdasekunda.Nie
mogliśmystaćigadać.Zapytałtylko:88

SSWW’*1,,!

7

t>

TobyłHomer.

Boże,Homer,bywaływmoimżyciuchwile,kiedycieszyłamsięnatwójwidok,itakie,
gdybyłowręczodwrotnie,aletymrazemsprawiłeśmiwielkąradość.

WNowejZelandiirozpoczętostarania,bydaćnammedalealbocośwtymrodzaju.
Okazałosię,żezorganizowanieczegośtakiegotrwazpięćdziesiątlat,musitorozpatrzyć
zszesnaściekomisjiipotrzebachmaryniezależnychświadków.Dlategoniezaprzątaliśmy
sobietymgłowy-chociażnaprawdębymchciała,żebyRobyndostałajakiśdużymedal.
AletamtegorankaHomerteżnaniegozasłużył.

Naprawdęwykazałsięodwagą.

Fizobaczyłaoficerówidącychdokoszar.WhangarzezostalitylkoHomeriKevin.
PobiegłapoHomera,któryakuratsiedziałwłazience.

Gdypodciągającspodnie,pędziłdomałychdrzwihangaru,usłyszał

strzały.Wiedział,żestrzelanowkoszarachiżemusiałamwpaśćwokropnetarapaty.Nie
wahałsięanichwili.Nieuzbrojonyprzebiegł

przezjezdnięiwpadłdosalisypialnej.Gdywpierwszejsaliiwkuchniniczegonie
znalazł,wszedłdołazienki,minąłzwłokiiruszył

wstronędobudówki.Tobyłoodważne.

Oczywiścienieopowiedziałmiotymwtedy.Wtedyliczyłasiękażdasekunda.Nie
mogliśmystaćigadać.Zapytałtylko:88

-

Nicciniejest?

-

Nie-powiedziałam.-Alewciągnijmytutegodrugiego.

Wtensposóbdowiedziałsię,żezabiłamdwóchmężczyzn.

Niezadawałżadnychpytań.Pomógłmitylkozawinąćobieczęścioficerawnarzutęi
zaciągnąćjedomiejsca,wktórymułożyłamjegokolegę.

-

Zaskoczylimnie-mruknęłampodrodze.

Homerpokiwałgłową.Pewniechciałomusięrzygać,takjakmnie.

Użyłamręczników,byzetrzećkrew.Byłotoobrzydliwezadanie,bofacetstraciłjej
bardzodużo,wprzeciwieństwiedotegodrugiego,któryniekrwawiłprawiewogóle.

background image

Mimoobrzydzeniadoszłamdowniosku,żewartousunąćślady.Zajęłomitopięćminut,a
jeślidziękitemuzyskaliśmyichsześć,tosięopłaciło.

-

Myślisz,żektośjeszczetosłyszał?-zapytałamHomera.

Pokręciłgłową.

-

Kiedystrzelałaś,nadlotniskiemprzelatywałodrzutowiec.NawetFiniczegoniesłyszała.

Tobyłydobrewieści,cudowne,choćzdziwiłamsię,żesamanieusłyszałamodrzutowca.
Oto,ilepotrafizdziałaćskupienie.Aleteraz,gdyHomerotymwspomniał,zdałamsobie
sprawę,żelądująkolejneodrzutowce.Wpółminutowychodstępach.Tomogłotrwać
wieki.Itakbymniezauważyła.

Gdyskończyliśmysprzątać,zabraliśmypięćkarabinówijedzenie.Niemusieliśmy
dyskutowaćobroni.Homerwiedział,cotrzebazrobić.

Znowuprzebiegliśmyprzezgłównąsalęsypialną,trzymająckarabiny,głośnodysząci
wiedząc,żetkwimywtymjużposzyję,żebędąpadałykolejnekręgle.Mogliśmyjedynie
spróbowaćpopchnąćjewewłaściwąstronę.Niebyliśmywstaniezepchnąćichzeswojej
drogi,topewne.Najlepsze,nacomogliśmyliczyć,todotrwaniedokońcadnia.

89

Zatrzymaliśmysięprzydrzwiachiwyjrzeliśmynazewnątrz.Nadrodzeniebyłoruchu.
Musieliśmyzaryzykowaćibiecdalej,więcpochyliliśmygłowyisprintempopędziliśmy
dohangaru.Gdywpadliśmydośrodka,nadnaszymigłowamiśmignąłnastępny
odrzutowiec.Leciałtaknisko,żeprawiemogłabymgodotknąć.

Ogromnyhangardziałałjakbarieradźwiękowa,więcwzasadzieniesłyszałamsamolotu,
pókinieznalazłsiębezpośrednionadnami-

wtedyusłyszałamgoażzadobrze.Myślałam,żeurwiemigłowę.

LeeiFijużnanasczekali.

-

Tesamolotywracająchybazjakiejśmisji-powiedziałLee.

Takbrzmiałyjegopierwszesłowa.Nie„Jaksięczujecie?”,„Nicwamsięniestało?”czy
choćby„Gdziesiępodziewaliście?”.Był

skupiony.ZadaniewszystkichpytańprzypadłowudzialeFi,aponieważmusieliśmysię
streszczać,zadałajespojrzeniemoczu.

Mieliśmyczasjedynienanajpilniejszerozmowy.Szybkojąuściskałam,apotem
zwróciłamsiędoLee:

-

Musimydziałaćjużteraz-powiedziałam.-Odrazu.Właśniezastrzeliłamdwóch
oficerów.

background image

Spokojniewziąłkarabin,apotemzajrzałdomagazynka.Przynajmniejwydawałsię
spokojny.ZmusiłamFi,byteżwzięłabroń,choćonazdecydowanieniebyłaspokojna.
NiemogłamprzywyknąćdowidokuFizkarabinem.TotakjakbyHomertrzymałlalkę
Barbie.

HomerzwróciłsiędoLee.

-

Jeślizacznątankować,zanimznajdąciała,będziemymieliszansęconiecozniszczyć…

-

Lepiejbyłobypoczekaćdozmroku-przerwałmuLee.-Alezdrugiejstronylądujecoraz
więcejmaszyn.Jestichmnóstwo.

-

Zresztąpozmrokuteżmoglibynaszłapać-powiedziałHomer.

Chybachciałmnietympodnieśćnaduchu.

-

Gdziesąpozostaliżołnierze?-zapytałam,Wiedziałam,żeLeeposzedłsprawdzić,cosię
dzieje.Chciałamsiędowiedzieć,cozobaczył.

-

Mającośwrodzajuparady.Przygotowująsiędoczegoś.Nadalsąwbazie,maszerują
powoliiśmieszniewymachująkarabinami.

-

Sąpewnisiebie-zauważyłHomer.-Myślą,żesątutajbezpieczni.

-

Aniesą-powiedziałLee.

Osłupiałam.Tobyłyjedneznajdziwniejszychsłów,jakiekiedykolwieksłyszałam.

Rozmowatoczyłasiębardzoszybko,szeptem.Gapiliśmysięprzezdziurkiwblasze,
próbujączobaczyć,cosiędzieje.Adziałosięnaprawdęsporo.Mnóstwosamolotów
wracałodobazy.Widziałamtrzyodrzutowcewruchu:jedenwłaśnielądował,drugi
skręcałnakońcupasastartowegoijechałzpowrotemwnasząstronę,atrzecidobijałdo
płyty,przyktórejparkowaływszystkiesamoloty.Alenajważniejszebyłodlanasto,żeod
razuzaczęłosiętankowanie.

Potrzebowaliśmyzaledwiedziesięciuminut,byzrobićto,comusieliśmyzrobić,alegdyby
żołnierzewrócilidokoszarpoparadzieiznaleźlimartwychoficerów,niedostalibyśmy
nawettylu.

-

Jest-powiedziałnagleLee.

Spojrzałamwkierunku,którywskazał,aleprzezmojądziurkęnicniebyłowidać.Dlatego
przesunęłamsięwjegostronę,żebydałmipopatrzeć.Rzeczywiście,pierwszacysterna

background image

sunęłajużdrogąkuzaparkowanymodrzutowcomniczymwielkistarydinozaur.Zanią
zauważyłamdrugą,którawyjeżdżałazeskładupaliw.Mójżołądekdzikopodskoczył,
jakbywszystkiewnętrznościprzewróciłysiędogórynogami.Jakbynastąpiłotam
trzęsienieziemi.Tecysternybyłynaszymwyrokiemśmierci.Chcieliśmyjezobaczyć,t

ucieleśniałynasząszansęnazniszczenietejbazy,leczjednocześniebyłynaszym
wyrokiemśmierci.Niemożnabyłoodtegouciec.

-Chodźmy-powiedziałHomer.

Naszaczwórkaspojrzałanasiebie.Poco?Niewiem.Chybatylkopoto,bysprawdzić,by
sięupewnić,żejesteśmydotegozdolniigotowi.

Niemiałampojęcia,jakwyglądam,alezpewnymzdziwieniemzauważyłam,żetroje
moichprzyjaciółmaidentyczneminy:wąskie,zaciśnięteusta,bladątwarz,spoconeczoło,
leczspokojneoczy.Teoczypodniosłymnienaduchu.

Pobiegliśmydociężarówek.ZupełniezapomniałamoKevi-nie,choćprzecież
uwzględniliśmygownaszymplanie.Szedłznami,czymusiętopodobało,czynie.To
pewniebrzmibrutalnie,aleniemieliśmyinnegowyjścia.Jakmoglibyśmygotam
zostawić?

Byłobyidealnie,gdybypoprowadziłjednązciężarówek,bopomniebyłnajlepszym
kierowcąspośródnas.AleHomerteżprowadziłnieźleimusiałnamwystarczyć.FiiLee
sporobrakowałododoskonałości.

Byliwręczniebezpieczni.Wzasadziebylitakniebezpieczni,żemożepowinniśmybyli
ichposadzićzakółkiemiwyprawićwdrogę:rozjechalibymnóstwożołnierzy.

Nietrzebabyłodyskutować.JaiFipobiegłyśmydociężarówkidoprzewozumebli,aLee
iHomerdodrugiegowybranegowcześniejpojazdu:dowysokiejciężarówkidowywozu
śmieci,któraważyłazdziesięćalboidwanaścietoniwyglądałabardzosolidnie.

Uruchomiliśmysilniki.Chwila,wktórejprzekręcaliśmykluczykiwstacyjkach,była
straszna,naprawdęprzerażająca.SzybkospojrzałamnaFiiznowu-równieszybko-
odwróciłamwzrok.Wyglądałaupiornie.Jakktośśmiertelniechory.

Notak,przecieżwszyscycierpieliśmynatęsamąśmiertelnąchorobę.

Gdyzapuściłamsilnik,ztyłurozległsiękrzyk.Krzykstrachuprzywodzącynamyśl
dziecko,któresparzyłosięwrękę.

92

Pobrzmiewaławnimhisterycznanuta.Jakjużpowiedziałam,zupełniezapomniałamo
Kevinie.

JeszczerazspojrzałamnaFi.Tymrazemmiałaponurąminę.

-

Japójdę-oświadczyła,wstajączsiedzenia.

Zanimzdążyłasięruszyć,wmałymotworzemiędzykabinąagłównączęściąciężarówki
ukazałsięKevin.WyglądałjeszczegorzejniżFi.

background image

Pewnieniegorzejniżja,aleniepatrzyłamwlustro.Znosazwisałmugil,nieczesałsięod
mniejwięcejpółtoratygodnia,choćwtymczasiemusiałchybabezprzerwyprzeczesywać
włosypalcami,targającjenajbardziej,jaksięda.Miałdzikiespojrzenie.Gapiłsięna
jednąznas,apotemnadrugą,jakbynigdywcześniejnasniewidział.

-

Cosiędzieje?-pisnąłdomnie.-Cowyrobicie?

Niewiedziałam,czywogólepowinnyśmymuodpowiadać,bobałamsięjegoreakcji,ale
Fipowiedziała:

background image

-

Jedziemy,Kev.Atakujemysamoloty.

Całajegotwarznaglesięzmarszczyła.Kiedyśnafizycerobiliśmyeksperyment,wktórym
wysysasiępowietrzezpuszki.Puszkamarszczysięikurczy,zmieniającsięwkompletny
wrak.NowięcwłaśnietakwyglądałKevin.Wyssałyśmyzniegoducha.

Znowuprzeczesałwłosypalcamiizawołał:

-

Ellie,toszaleństwo.Nieróbtego,proszę.Tosamobójstwo!

Alejaitakwrzuciłambieg.CiężarówkaHomerajechałajużwstronęwielkichdrzwi.Gdy
zatrzymałasięprzednimizprzeszywającympiskiemhamulców,Leewyskoczyłzkabiny.

Spojrzałnanas,czekając,ażpodjedziemybliżej,zanimodsłoniprzednamiświat
zewnętrzny.Gdyjużtozrobi,niebędzieodwrotu.Przezpierwsząminutęmożemyjedynie
blefować.Musimymiećnadzieję,żekażdyżołnierz,któryzobaczyciężarówki,założy,że
jesteśmytulegalnie.Jeślinie,jeśliodrazusiędomyślą,żecośknujemy,zmiotąnasz
powierzchniziemi,zanimzdążymypokonaćstometrów.

Skończymyjakpiórkazpoduszkirozerwanej93

)

podczaspoduszkowejbitwy.Wiedziałam,żegdydrzwisięotworzą,zostanienam
zaledwiekilkaminutżycia.Itownajlepszymrazie.

NiemampretensjidoKevina,żetaksięrozkleił.Mnieteżniewielebrakowało.Kevin
posypałsiępsychicznie,azachwilęwszyscymieliśmysięposypaćfizycznie.Mieliśmy
skończyćjaktamtenmartwyoficerwłaziencewkoszarach.Niepotrafiłamprzestać
myślećoRobyniosposobie,wjakizginęła.Wiedziałam,żetokiepskaporana
wspominaniejej,alebyłamprzekonana,żejużwkrótcesięzobaczmy.

Toczyliśmysięnaprzód.Spojrzałamwgórę,byzerknąćnaKevina,alepoterhzdałam
sobiesprawę,żeprzecieżniemawstecznegolusterka.Wciężarówkachdoprzewozu
meblinaniewielebysięzdało.

-

GdzieKevin?-zapytałamFi.

Przezchwilęnieodpowiadała.Chybapróbowałazajrzećdotyłu.

Potemsięodezwała:

-

Trudnopowiedzieć.Wyglądanato,żezakopałsiępodstertąworków.

Byliśmyjużprzydrzwiach.Leedałnamznakizacząłjeotwierać.

-

Tookropne-powiedziałamdoFi,mającnamyślito,corobiłyśmyKevinowi,którego
wiozłyśmynaniemalpewnąśmierć.

background image

-

Tak-przyznała.-Okropne.

Musiałamzałożyć,żewie,oczymmówię,boniebyłoczasutegopotwierdzić,niebyło
czasunaniczwyjątkiemzabijaniaiumierania.

Wrotahangarusięrozsuwały.Byłatojednaztychkonstrukcji,wktórychprzesunięcie
pierwszejczęścipowodujeautomatyczneprzesunięciedrugiej.SzybkospojrzałamnaLee.
Wyglądałspokojnieipięknie.

Zastanawiałamsię,czywidzęgoporazostatni.JegoiHomera.

Drzwiotworzyłysięwystarczającoszeroko,byśmymogliprzejechać.

UsłyszałamgłośnywarkotsilnikaciężarówkiHomera.Dawałzadużogazu,aletrudno
przywyknąćdoobcegosilnikawtakimpośpiechu,zwłaszczagdymasiędoczynieniaz
ciężarówką.Wielkazakurzonaciężarówkazaczęłasiętoczyć.Zauważyłampyłi
pomyślałam,żeśmieszniewyglądawbaziewojskowej,gdziewszystkojesttakie
nieskazitelne.WyjechałamzaHomerem,apotemzatrzymałamsięizaczekałamnaLee.
Zamknąłdrzwi.Nadrugimkońcudrogistałodwóchżołnierzy,alebyliodwróceni
plecami.Leewskoczyłdokabiny,dającnamostatniznak.Dodałamgazuiruszyłamza
Homerem.

Nazewnątrzwszystkowydawałosięjasneiczyste.Jakbymoglądałaprześwietlonyfilm
nadużymekranie.Byłotyleprzestrzeni.Skręciłamwprawo,nadaljadączaHomerem,a
potemzerknęłamwtęstronę,gdziewdalszymciąguparadowaliżołnierze.Przezchwilę
niewierzyłamwłasnymoczom.Aletomusiałabyćprawda.Nakońcudrogizgraja
mężczyznszławnasząstronę.Pomyślałam,żejużnasnakryli,żeruszylidoataku.Potem
zdałamsobiesprawę,żetoniemożliwe.Pewnieskończylimusztręiwracalidokoszarna
kubekherbatyichwilęodpoczynku.Zawcześnie.Tooznaczało,żezatrzy,czteryminuty
znajdąciałaoficerów.Aleniekoniecznie:wcaleniemusieliwejśćdotejsalisypialnej,w
którejpanowałbałagan.Mimowszystkopomyślałam,żenaszeszansegwałtowniemaleją.

Jakbyodsamegopoczątkuniebyłymalutkie.

Homerszybkoskręciłwlewoiruszyłbocznądrogą.Wporządku-

nadaljechaliśmywstronęzaparkowanychodrzutowców.Skręciłamzanimrównie
szybko,alemartwiłamsię,czynienarzuciliśmyzbytdużegotempa.Niepowinniśmy
zwracaćnasiebieuwagi.Musieliśmyzyskaćconajmniejpółtorejminuty,byzająć
pozycjeumożliwiającerozpętaniepiekła,którechcieliśmyrozpętać.

95

Bochcieliśmyrozpętaćpiekło.Piekło,chaos,zniszczenie.

Wiedzieliśmy,żejeślinamsięuda,lotniskozmienisięwmorzeognia.Mieliśmyszansę
zniszczyćwięcejsamolotówwciąguparuminut,niżnowozelandzkiesiłypowietrzne
zniszczyływciąguostatnichsześciumiesięcy.

Jużjewidziałam.Boże,byłoichmnóstwo.Todobrze,alejednocześniesięwystraszyłam.
Bałamsięjużtakdługo,żewzasadzieniepowinnambyłasięprzejmowaćstrachem,alew
tamtejchwilipoczułam,żezachwilępozbędęsięcałejzawartościżołądka,itozobu

background image

stron.Odrzutowcewyglądałyjakszerszenie,amybyliśmyprzynichmrówkami.
Mrówkami,którepostanowiłyprzypuścićataknaszerszenie.

Dziewięćcysternnapełniałobaki,aczterysamolotyczekałynaswojąkolej.Razem
trzynaście.Dlaniektórychpechowaliczba.Wzdłużpłytypostojowejparkowałookoło
czterdziestu,możepięćdziesięciumaszyn.Wszystkosięzgadzało.Wcześniejwidzieliśmy
tylkodziewięćcysternipodejrzewaliśmy,żewięcejichniema.Ichbezpieczeństwo
zależałoodszybkości.Niemoglisobiepozwolić,bysamolotywnieskończonośćtkwiły
napłycielotniskabezpaliwaalbopołączoneruramizcysterną.Wtedybyłynajbardziej
bezbronne.

GdzieśkiedyśusłyszałamotymodpułkownikaFinleyaiIaina.

Ruszyliśmywichstronę.PrzednamisunęławielkaciężarówkaHomera.Nadawałanam
rytm.Gdybynieon,niewiem,jakszybkobymjechała.Pewnierozpędziłabymsiędostu
czterdziestu.

Ciężarówkadowywozuśmieciokazałasięjednaktrochępodobnadoczłowieka,którym
stałsięHomer.Byłasolidna,niezawodnaisilna.

-

Mamnadzieję,żekulezadziałają-powiedziałanagleFi.

-

Comasznamyśli?

-

Nowiesz,to,żeHomerowiudawałosięrozwalaćpuszkinapolu,wcalenieznaczy,że
tutajteżsięuda.

Bil

Bochcieliśmyrozpętaćpiekło.Piekło,chaos,zniszczenie.

Wiedzieliśmy,żejeślinamsięuda,lotniskozmienisięwmorzeognia.Mieliśmyszansę
zniszczyćwięcejsamolotówwciąguparuminut,niżnowozelandzkiesiłypowietrzne
zniszczyływciąguostatnichsześciumiesięcy.

Jużjewidziałam.Boże,byłoichmnóstwo.Todobrze,alejednocześniesięwystraszyłam.
Bałamsięjużtakdługo,żewzasadzieniepowinnambyłasięprzejmowaćstrachem,alew
tamtejchwilipoczułam,żezachwilępozbędęsięcałejzawartościżołądka,itozobu
stron.Odrzutowcewyglądałyjakszerszenie,amybyliśmyprzynichmrówkami.
Mrówkami,którepostanowiłyprzypuścićataknaszerszenie.

Dziewięćcysternnapełniałobaki,aczterysamolotyczekałynaswojąkolej.Razem
trzynaście.Dlaniektórychpechowaliczba.Wzdłużpłytypostojowejparkowałookoło
czterdziestu,możepięćdziesięciumaszyn.Wszystkosięzgadzało.Wcześniejwidzieliśmy
tylkodziewięćcysternipodejrzewaliśmy,żewięcejichniema.Ichbezpieczeństwo
zależałoodszybkości.Niemoglisobiepozwolić,bysamolotywnieskończonośćtkwiły
napłycielotniskabezpaliwaalbopołączoneruramizcysterną.Wtedybyłynajbardziej
bezbronne.

background image

GdzieśkiedyśusłyszałamotymodpułkownikaFinleyaiIaina.

Ruszyliśmywichstronę.PrzednamisunęławielkaciężarówkaHomera.Nadawałanam
rytm.Gdybynieon,niewiem,jakszybkobymjechała.Pewnierozpędziłabymsiędostu
czterdziestu.

Ciężarówkadowywozuśmieciokazałasięjednaktrochępodobnadoczłowieka,którym
stałsięHomer.Byłasolidna,niezawodnaisilna.

-

Mamnadzieję,żekulezadziałają-powiedziałanagleFi.

-

Comasznamyśli?

-

Nowiesz,to,żeHomerowiudawałosięrozwalaćpuszkinapolu,wcalenieznaczy,że
tutajteżsięuda.

96

Jechałamdalej,czującsiętak,jakbymdostaławgłowękantówką.Fimiałarację.To
mogłobyćjakieśspecjalnepaliwo.Acysternymogłybyćspecjalniezabezpieczone.

Homerodbiłwlewo.Takjakuzgodniliśmy.Odnajbliższegoodrzutowcadzieliłonasjuż
tylkoczterystametrów.Naszplanbył

prosty.HomeriLeezajmąsięsamolotamizaparkowanyminajdalej,mytymi
zaparkowanymibliżej.Gdychłopcybędąjechaćdocelu,myzwolnimyiskręcimyw
prawo,byzająćnajlepsząpozycjędoostrzału.

Jakdotejporyszłonamwyśmienicie.Niktsiędonasniezbliżyłinieokazałnam
najmniejszegozainteresowania.Alesytuacjaszybkosięzmieniała.Kilkanastępnych
minutprzypominałoobłęd:szalonywyścig,któregozwycięzcyżyjądalej,aprzegrani
giną.

Pierwszymzwiastunemkłopotówbyłoto,żenagleFichwyciłamniezarękę.Szepnęłami
doucha:

-Jedziejakiśsamochód.

Niewiem,dlaczegomówiłaszeptem.Itakniełatwobyłocokolwiekusłyszećprzezwarkot
diesla.Zerknęłamwstronę,którąpokazała,ioczywiścieokazałosię,żemarację:zielony
dżipzplandekąszybkozmierzałwnasząstronę.Jechałzodległegokrańcalotniska,więc
nadaldzieliłogoodnastrzysta,czterystametrów.Bezwątpieniachodziłomujednako
nas.Wyglądałgroźnie,pędząctakprostownasząstronę.

Myślałamszybko.Musiałamnadaćswojemuumysłowitakąsamąprędkość,zjakąjechał
tensamochód,albojeszczewiększą.Niewiem,dlaczegoczasamimózgpracuje,a
czasamizamierawbezruchu.Chodzinietylkoopoczuciezagrożeniaiadrenalinę.Tamtej
nocywWirrawee,kiedypuściłyminerwy,zagrożeniebyłoogromne,amimotosię
posypałam.Terazznowugroziłonamwielkieniebezpieczeństwo,lecztymrazemmój
mózgdziałał,jaknależy.Naswojeusprawiedliwieniedodam,żetamtozałamaniew

background image

WirraweewydarzyłosięniedługopośmierciRobyniniedługopotym,jakzrobiłamz
chłopakiemzWellingtoncoś,czegonaprawdężałowałam.

Tymrazemsięniezawahałam.Wzięłamszerokizakręt,dośćłagodny,żebyniewyglądał
podejrzanie.Nawettrochęzwolniłam,alejednocześniepowiedziałamdoFi:

-

Złapsięczegoś.

-

AcozKevinem?-zapytała.

Nawetonimniepomyślałam.

-

Powiedz,żebyzrobiłtosamo-poleciłam.

Niebyłoczasunadłuższąrozmowę.Fiodwróciłasięikrzyknęła:

-

Kevin,złapsięczegoś!

Natymetapiebyliśmyzwróceninapółnocnyzachód.Dżipzbliżałsięodzachodu.Kiedy
skręciłyśmy,zwolnił,apotemostroodbiłwlewo,byzajechaćnamdrogę.Możeżołnierze
chcielisięustawićpostroniekierowcy,niewiem.Niespodziewałamsiętego,alebiorąc
poduwagęto,cozamierzałamzrobić,złożyłosięcałkiemdobrze.Chybanadalniebyli
pewni,jaknaspotraktować,niewiedzieli,czyzagrażamyichbezpieczeństwu,czymoże
jesteśmytuzjakiegośważnegopowodu.

Prawdopodobnieniemogliuwierzyć,żektokolwiekzdołałprzełamaćichfantastyczną
obronę.

Znowuzaczęłamprzyspieszać-napoczątkudelikatnie,apotem,kiedyoceniłam,żesąwe
właściwymmiejscu,ostrzej.Gazdodechy.

Staraciężarówkaspisałasięcałkiemnieźle.Pewnieniktjejjeszczenieprosił,byrobiła
cośtakekscytującegoiodważnego.Prawdopodobnieniktjejnieprosił,bypędziłazpełną
prędkością.Wkażdymraziewyrwaładoprzoduzwiększąmocą,niżsięspodziewałam.

Wszystkostałosiętakszybko,żezbiłoztropużołnierzywdżi-pie.

Zobaczyłamichzaskoczoneminy.Krzyczelidokierowcyipróbowaliunieśćkarabinydo
strzału.Kierowcamyślał,żepodjedzieodmojejstrony,alezrobiłnajgorsze,comożna
byłozrobić:rozmyśliłsię.

Uznał,żemusięnieuda-bopewniebysięnie99

udało,trudnopowiedzieć-izahamował,apotemgwałtowniewrzucił

wstecznyipróbowałsięwycofać,skręcającjednocześniegwałtowniewprawo.Tobyła
okropna,głupiadecyzja.Jakjużwspomniałam,czasaminaszumysłpracuje,aczasami
zamierawbezruchu.Niewiem,dlaczegotamtenkierowcawykonałtakkiepskiruch,
dlaczegozrobiłcośtakniemądregowtakważnejchwiliswojegożycia.Inigdysiętego

background image

niedowiem.Firzuciłasięnapodłogę,zasłaniającoczyrękami,ajanaostatniedwa,trzy
metrymocnozacisnęłampowieki.

Tobyłostraszne.Gdywnichuderzyliśmy,nadalwciskałampedał

gazu.Ktośmikiedyśpowiedział,żewtensposóbszkolisiępolicjantów:mają
przyspieszyć,kiedywiedzą,żezachwilęuderząwinnypojazd.Dziękitemuodnoszą
mniejszeobrażenia.Tookropneiniewiem,jaktowszystkoomnieświadczy,bonie
zdjęłamnogizgazuażdoostatniejsekundy.Niezdjęłabymjejwogóle,alejakiśodruch
sprawił,żecofnęłamjąwchwiliuderzenia.Staranowaniekogośzpełnąprędkościąiz
zimnąkrwiąwydawałosięzbytprzerażające.

Mimotowchwilizderzeniajechaliśmydziewięćdziesiątnagodzinę.

Tobyłamasakra.Dżiprozpadłsięnaczęści:jegokawałkileżałyporozrzucanenaasfalcie.
Niektóreoddaloneostometrów.

Największym,jakizauważyłam,byłydrzwi,aioneniebyłyzbytduże,boprzecież
pochodziłyoddżipa.Zobaczyłamteżsilnik.Leżał

naziemi,jakbymechanikwyjąłgowielokrążkiem.

Pozatymwidziałamciała.Wdżipiejechałochybaczterech,pięciużołnierzy,ale
zauważyłamtylkodwóch:jedenleżałzupełnienieruchomo,adrugijakbyprzewracałsięz
bokunabok,jakrybawyjętazwodypięćminuttemu,którejpozostałojużniewieleżycia.

Widziałamteżfragmentyciał.

Oczywiścienieprzeprowadziłamszczegółowychoględzinmiejscawypadku.Moje
spojrzeniabyłytylkoprzelotne,icałyczasbardzoszybkojechaliśmy,zataczającduży
krąg.Musiałamsprawniezawrócić,żebyśmymoglisięustawićnaprzeciwcystern,kiedy
ichrurybędąjeszczepodłączonedoodrzutowców.Wzasadzieniemusiałybyćdonich
podłączone,aletakbyłobynajlepiej.

Wprowadziłamzatemrozchybotanąciężarówkęwzakręt,wiszącnadkierownicąjak
ponurakostucha,mimożewkażdejchwilimogliśmysięwywrócić.Poczułam,jakkołapo
prawejstroniesięunoszą,ipomyślałam:„Itobybyłonatyle.Jużponas”.Niecofnęłam
jednakkierownicynawetomilimetr,bowiedziałam,żemusimytozrobić,wszystkoalbo
nic.Niezwolnimyzażadneskarby.

Wpewnymsensieczułamsięjaknakaruzeli.Robiączakręt,zobaczyłyśmywszystko:całe
miejscewypadku.Ujrzałamwrakdżipa,szerokiepołaciepasówstartowychiogrodzenie
zanimi.Zobaczyłamżołnierzywysypującychsięprzezdrzwijakiegośdużego
niesymetrycznegobudynkuprzywieżykontrolnej.Zobaczyłam,jakciężarówkaHomerai
Leezataczaszerokiłuk,byzająćdobrąpozycję,idostrzegłamrzędysamolotówicystern
zpaliwem.

Totutoczyłasięakcja.Wiedziałam,żeprędzejczypóźniejobudzisięteżresztalotniska-
żołnierzewybiegającyzbudynkuprzywieżybylipierwszymizwielu-alefaceciw
cysternieodrazuzrozumieli,żetospraważycialubśmierci.Dwóchczytrzechpoprostu
uciekło.Niezrobiliśmyjeszczeniczego,comogłobyimbezpośredniozagrozić,alenie
zamierzalizwlekać.Resztawpadławpanikę.Mężczyźnizeskakiwalizeskrzydeł
samolotów,odłączalirury,bieglidokabinciężarówek.Wiedzieli,żecokolwiek

background image

zamierzamy,sąnanaszymcelowniku.Wiedzieli,żemajątylkosekundy,byocalićżycie.

Pojawiłysiędwaproblemy.Popierwsze,gdytelepiącsięnaboki,zataczaliśmyłuk,nie
mieliśmymożliwościwymierzeniadocelu.Fipróbowałasiępodnieśćzpodłogi,aja
wrzeszczałam:x),wstawaj!”,alesiłaodśrodkowabardzojąspowalniapodrugie,
znaleźliśmysięzbytblisko.Niebezpiecznieblisko,Mogliśmyspłonąć.

Gdytylkooddaliliśmysięnawystarczającąodległość,wdepnęłamhamulec.Fiwłaśnie
udałosięusiąść.Terazrzuciłoniądoprzoduiuderzyłagłowąoprzedniąszybę.Itaknie
potrzebowałyśmytejszyby,alemożnabyłopróbowaćsięjejpozbyćwinnysposób.
Kiedyświdziałam,jakpewienrobotnikwnaszymgospodarstwieuderzył

pięściąwprzedniąszybę,bomójtatagozwolnił.Tobyłaszybastaregodatsuna,naszego
polnegogruchota.Aleta,wktórąuderzyłagłowaFi,nawetniepękła.

Gdyszarpnęłamdrążekskrzynibiegów,bywrzucićwsteczny,krzyknęłamdoFijeszcze
raz:„No,dalej!”.Niebyłoczasunaokazywaniewspółczuciazpowoduranygłowy.
Ciężarówkanachwilęstanęła,dygocząc,wstrząśniętatym,cojejzrobiłam,więcFi
zdołaławrócićnasiedzenie.Potwarzypłynęłajejkrew,atwarzmiałabladąjakbanan
obranyzeskórki.

-

Karabiny,karabiny!-krzyknęłamdoniej.

Nadalniemogłamwrzucićwstecznego.Cholera,gdzieonjest?Udałosięzatrzecim
razem.Myślałam,żecałynaszszalonyatakzakończysięwtymmiejscu.Nagledrążekze
zgrzytemtrafiłnaodpowiedniemiejsce.

-

DziękiBogu—mruknęłam.

Znowuwcisnęłamgazdodechy.Zanamirozciągałysięhektarylotniska,więc
przynajmniejniemogliśmywnicuderzyć.Nawetniespojrzałamwbocznelusterka.Jeśli
ztyłubyłnastępnydżip,sammusiałosiebiezadbać.

Ruszyliśmywstecz,kołaobróciłysięwmiejscuiciężarówkagwałtownieszarpnęła,aFi
podskoczyłajakspławikwjeziorku.Nacośnajechaliśmy,prawdopodobnienajakąśczęść
dżipa.Zresztąitakwiedziałam,żeporasięjużzatrzymać.Niemogliśmydłużej
marnowaćczasu.Jeślibyliśmyzabliskoimieliśmysię102

„Wstawaj,wstawaj!”,alesiłaodśrodkowabardzojąspowalniała.Podrugie,znaleźliśmy
sięzbytblisko.Niebezpiecznieblisko.Mogliśmyspłonąć.

Gdytylkooddaliliśmysięnawystarczającąodległość,wdepnęłamhamulec.Fiwłaśnie
udałosięusiąść.Terazrzuciłoniądoprzoduiuderzyłagłowąoprzedniąszybę.Itaknie
potrzebowałyśmytejszyby,alemożnabyłopróbowaćsięjejpozbyćwinnysposób.
Kiedyświdziałam,jakpewienrobotnikwnaszymgospodarstwieuderzył

pięściąwprzedniąszybę,bomójtatagozwolnił.Tobyłaszybastaregodatsuna,naszego
polnegogruchota.Aleta,wktórąuderzyłagłowaFi,nawetniepękła.

Gdyszarpnęłamdrążekskrzynibiegów,bywrzucićwsteczny,krzyknęłamdoFijeszcze
raz:„No,dalej!”Niebyłoczasunaokazywaniewspółczuciazpowoduranygłowy.

background image

Ciężarówkanachwilęstanęła,dygocząc,wstrząśniętatym,cojejzrobiłam,więcFi
zdołaławrócićnasiedzenie.Potwarzypłynęłajejkrew,atwarzmiałabladąjakbanan
obranyzeskórki.

-

Karabiny,karabiny!-krzyknęłamdoniej.

Nadalniemogłamwrzucićwstecznego.Cholera,gdzieonjest?Udałosięzatrzecim
razem.Myślałam,żecałynaszszalonyatakzakończysięwtymmiejscu.Nagledrążekze
zgrzytemtrafiłnaodpowiedniemiejsce.

-

DziękiBogu-mruknęłam.

Znowuwcisnęłamgazdodechy.Zanamirozciągałysięhektarylotniska,więc
przynajmniejniemogliśmywnicuderzyć.Nawetniespojrzałamwbocznelusterka.Jeśli
ztyłubyłnastępnydżip,sammusiałosiebiezadbać.

Ruszyliśmywstecz,kołaobróciłysięwmiejscuiciężarówkagwałtownieszarpnęła,aFi
podskoczyłajakspławikwjeziorku.Nacośnajechaliśmy,prawdopodobnienajakąśczęść
dżipa.Zresztąitakwiedziałam,żeporasięjużzatrzymać.Niemogliśmydłużej
marnowaćczasu.Jeślibyliśmyzabliskoimieliśmysię102

p

ugrillować-trudno.Itakniesposóbbyłostwierdzić,jakąnależałobyzachowaćodległość.
Niemieliśmyzbytwielkiegodoświadczeniawtychsprawach.Alecofanieprzeznastępne
pięćminutteżniewchodziłowgrę.Jeślisiławybuchumiałanaszmieść,musieliśmy
najpierwzniszczyćtyle,ilesięda.

Nowięcznowuwcisnęłamhamulec.Tymrazempamiętałam,żebyostrzecFi,któraw
ostatniejchwiliprzygotowałasięnawstrząs,zapierającsięjednąrękąosiedzenie,adrugą
oszybę.Trzymałakarabinymiędzynogami,skierowanelufamiwsufit,alepodczas
hamowaniaobaprzechyliłysięwmojąstronę.Miałamnadzieję,żenadalsą
zabezpieczone.

Noinadeszławielkachwila.StaranneplanyułożoneprzezpułkownikaFinleya,Iainai
Ursulę-takpieczołowicie,takdawnotemu-nanicsięniezdały.Terazwszystkozależało
odnas,odnaszegoplanuułożonegonaprędce,zzastosowaniemnaszychmózgówi
inicjatywy,orazwymagającegosporoszczęścia.Zabawne:Nowozelandczycychcieli,
byśmybylijedynieichprzewodnikami.

Uznali,żeponieważjesteśmymłodzi,naniewielemożemysięprzydać.Mimożetakdużo
wcześniejzrobiliśmy,uważali,żepoprostumieliśmyszczęście.Możnatobyłopoznaćpo
sposobie,wjakimnanaspatrzyli,ipotym,jakmówili.Jakbywiedzieliowielewięcejniż
my.

Ateraztomybyliśmynalotniskuiprzypuszczaliśmyatak.Miałamtylkonadzieję,że
kiedywojnasięskończy,postawiąnamdużypomnik.

Chwyciłamjedenkarabin,aFiuniosładrugi.Fibyłanajgorszymstrzelcemnapółkuli
południowej,choćterazradziłasobiezbroniąodrobinęlepiejniżprzedwojną.

background image

Sprawdziłam,czykarabinnadaljestzabezpieczony,apotemodwróciłamgoistłukłam
kolbąprzedniąszybę.Obłęd.Szkłosięrozprysło.Spadłnanasdeszczodłamków.Nie
byłojednakczasunaoglądaniezadrapańiran.ObokmnieFipróbowałastłucto,co
zostało

103

zszybypojejstronie.Byłajednakzbytmałoagresywna.Amożezasłaba.Wkażdym
raziezamachnęłamsięjeszczeraz,omałnieroztrzaskującFigłowy,istłukłamcałeszkło,
jakiesiętyłkodało.

Byłyśmygotowe.Miałyśmyprzedsobąpięćcystern.Zprawej,zzahangaru,wyjeżdżały
dwanastępnedżipy.Nieodważyłamsięspojrzećwbocznelusterka.Zanamimogłosię
dziaćdosłowniewszystko.

Żałowałam,żeKevinwypadłzgryiniemożeubezpieczaćtyłów.

Alboprawejstrony.Albolewej.Którejkolwiek.Musiałampodjąćnastępnątrudną
decyzję,jednąznajważniejszychwżyciu.Fikiepskostrzelała,tojasne.Zdrugiejstrony
niemożnabyłospudłować,strzelającdotychcystern.Stałyjakwielkietłustekuryw
jednymładnymrządku,jakgąskiwdrodzenadstaw.Choćżołnierzegorączkowo
próbowaliodłączyćruryiodjechaćcysternami,oszacowałam,żepotrzebująnatojeszcze
zpółminuty.Naszekarabinymogłyopróżnićmagazynkiwznaczniekrótszymczasie.Ale
szybkozbliżałysiędwadżipy.Jużminęłybudynkiiwyjechałynasłońce.Nadalchciałam
przeżyć.Togłupie,wiem,aletakajużjestem.

Byłatylkojednamożliwość.

-

Zajmijsięcysternami-powiedziałamdoFi.

Spojrzałanamnieprzerażona.

-

Och,aleEllie…

-

Poprostuzróbto-wrzasnęłam.

Poprawejrozległsięgłośnyhuk.Ziemiazadrżała.Naglewciężarówkęuderzyłafala
gorącegopowietrza,telepiącniązbokunabok.Zlewejdobiegłymniekrzykiiwrzaski.Z
przodukolejniżołnierzeuciekaliodcystern.Jużprzeczuwali,cosięświęci.HomeriLee
zaatakowali,więcwrógjużwiedział,cozamierzamyzrobić.

Siławybuchuuświadomiłami,żeprawdopodobniejesteśmyzdecydowaniezablisko,ale
byłojużzapóźno,bycokolwieknatoporadzić.Niemiałamteżczasu,byrozejrzećsięw
poszukiwaniuHomeraiLee.Liczyłamnato,żewszystkoznimiwporządku,alenawet
jeślinie,niebyłamwstanieimpomóc.KiedyFi,drżącaipobladła,uniosłakarabin,
przesunęłamsiębardziejwprawoizajęłamwygodnąpozycjęzgłowątużnaddolną
krawędziąoknaizkarabinemopartymopółkę.Dżipynadalpędziływnasząstronęinie
miałamzbytdużoczasu.

background image

Gdytylkozajęłampozycję,rozległsiędrugihukeksplozjipostroniechłopaków.Potem
trzeci,prawienatychmiast.Wyglądałonato,żeskończą,zanimmyzaczniemy.
Wymierzyłam,alemyślamibyłamprzyFi,modlącsię,żebywkońcuzaczęła.

Chybaobiestrzeliłyśmywtejsamejchwili.RozległosięznajomeBUMkarabinów:było
mniejdymuniżprzyinnejbroni,zktórąmiałamdoczynienia,aleodrzutokazałsię
mocniejszy.

Przygotowałamsięnawielkąeksplozję,myśląc,żepodmuchmógłbyprzewrócićnaszą
ciężarówkę.Alenicsięniestało.Jedynąciekawostkąbyłoto,żedżipjadącyzprzodu,
trochęwlewooddrugiego,naglestraciłprzedniąszybę.Rozprysłasięiwypadła.Chyba
mnietoucieszyło,aleniemiałamczasu,żebysięnadtymzastanowić.

SpojrzałamnaFi,żebysprawdzić,cosięstało.

Byłazrozpaczona.

-Spudłowałam-załkała.

Przypominaładziecko,którestłukłokolano.Niemogłamwtouwierzyć.Nikt-
powtarzam:nikt-niemógłspudłowaćztakiejodległości.Podobnoniektórzyludzieniesą
wstanietrafićwstodołę.

FiniepotrafiłabytrafićwEmpireStateBuildingzodległościdwudziestukroków.Nagle
poprawejstroniedoszłodoseriieksplozji,którezdawałysięniemiećkońca.Odniosłam
wrażenie,żesłońcezniknęło.Zrobiłosięciemno.Ciężarówkakołysałasię,jakbyatakował

jąbuldożer.Ażsięobróciliśmy-pojazdważącypięćton!

105

-Strzelajjeszczeraz!-krzyknęłamdoFi.

Spojrzałamdoprzodu-botakbardzonamiobróciło-bysprawdzić,gdziesądżipy.Jeden
leżałprzewróconyiześrodkagramolilisiężołnierze.Drugi,kumojemuprzerażeniu,
zatrzymałsięzaledwiedwadzieściapięćmetrówodnasiwidziałam,jakżołnierzemierzą
donaszkarabinów.Tymgościomnależałosięuznanie.Miałamokołosekundy,byich
załatwić.Musiałamzużyćtrochęnabojów.Głupiobyłobyumieraćzniewykorzystaną
amunicjąwmagazynku.Oddałamkilkaserii,alekątemokazobaczyłam,żeżSłnierzez
przewróconegodżipateżklękają,szykującsiędoostrzału.Wymierzyłamdonichijuż
miałamstrzelać,gdywreszcieFioddaładrugistrzał.Jakbymierzyłazpięćminut.Wcale
bymsięniezdziwiła,bopewniebardzosiędenerwowała,żeznowuspudłuje.

Aleniespudłowała.

Całynaszplanopierałsięnaprostymfakcie:Homerijawnaszejniedojrzałejmłodości
strzelaliśmydopuszekwypełnionychbenzyną,którenatychmiasteksplodowały,
zmieniającsięwkapitalnemałekuleognia.Chybabyłatozasługaiskrytowarzyszącej
przejściukuliprzezmetal.Doszliśmydowniosku,żeskorosposóbdziałałnamałąskalę-

zpuszkami-topowinienzadziałaćtakżenadużą-zcysternami.

Mieliśmyrację.

Izmiótłnaspodmuchpowietrza.Wtejkwestiiteżsięniepomyliłam.

background image

Staliśmyzdecydowaniezbytblisko.

Boże,nigdyniezapomnętamtegouczucia.Jużwiem,przezcoprzechodząofiarytornada.
Potwornyhałas,całkowitautratakontroli,wstrząsy,któremogąpogruchotaćkości.Jak
królikwmordzieteriera,jakskarpetkawsuszarce.Próbowałamtrzymaćlufęskierowaną
kugórze,bykarabinniewystrzeliłiniezabiłFi.Człowiekczujesiętakibezsilny.Jest
bezsilny.PodobniejakpodczaswypadkuterenówkiwWirrawee,tyleżetysiącrazy

106

gorzej.Złapałamsiękierownicy,aleszybkowyszarpnęłomijązrąkiwylądowałamnaFi.
Potrafiłammyślećwyłącznieokarabinach.Nadaltrzymałamswój,nadalmiałlufę
skierowanąwdrugąstronę,alecozkarabinemFi?Trzymago?Znowuzapomniałamo
biednymKevinieztyłu.

Myślę,żefalapowietrzaodrzuciłanasoponadpięćdziesiątmetrów.O

dziwo,nakońcuciężarówkaznówstanęłanaczterechkołach-oilenadaljemiała.
Byliśmyzwrócenibokiemdomasakry,którązgotowałyśmy,tyleżestaliśmyodwrotnie
niżchwilęwcześniej.Niewidziałamzarysucysterny,wktórąstrzeliłaFi.Płomieniebyły
takjaskrawe,żeniemogłamnaniepatrzeć.Zaścianąogniamignęłymiciemneszkielety
samolotów.Całekorpusyspłonęłyipozostałyjedynieczarneżebraprzypominająceramę
samolotuzbalsy.Potemjeszczerazdmuchnąłwiatrisamolotyznowuzniknęły.

Niemaljednocześnienastąpiłydwiekolejneeksplozjewewnątrzognia.Chybabyłyto
sąsiedniecysterny.Amożewybuchły,kiedymykoziołkowaliśmy.Niebyłabymwstanie
tegozauważyć.Możewyleciaływpowietrzejakieśsamoloty.Wybuchywydawałysię
słabszeniżpierwszaeksplozja,alezdrugiejstronybyliśmyjużtrochędalej.Towarzyszyło
imcośwrodzajuzadziwiającychrac:ogromneognistepomarańczowekometynaniebie
wydającedziwnegwiżdżąco-skwierczącedźwięki.Pewnieprzypierwszejeksplozjibyło
taksamo,alesiedzącwkoziołkującejiobracającejsięciężarówce,niczegonie
zauważyłam.

Zostałyjeszczedwiecysterny,którychpłomienieniedosięgły.Stałynadwóchkrańcach
piekła.Czującdzikąradośćwsercu,przystawiłamkarabindoramienia.Oddawna
pałałamżądzązemsty,aterazzamierzałamimzaserwowaćwielkipożar,odpłacićza
wszystko,conamzrobili.Tobyłobardziejniżprymitywne:tobyłopierwotne.

Byłamjaskiniowcem,którywymachujemaczugąnadgłową,nacierającnaszakaleihieny.

107

Wiedziałam,żewystarcządwastrzałyPomyślałam,żelepiejtozałatwićszybko,bogdy
uderzywnaspierwszafalagorącegopowietrza,niezdążęstrzelićporazdrugi.

Tobyłoniewiarygodne.Kiedycysternywybuchały,efektbył

porażający.Pokażdymstrzalepojawiałsięogromnybłysktrwającyconajmniejsekundę,
apotemwystrzelałakolumnaogniawysokanastometrów,kolejnepiekielnekomety
przeszywałystratosferę,apoziemitoczyłasiękulaognia,jakbyktośpodpaliłzeschniętą
roślinękulającąsiępoprerii.Dymubyłoniewiele,alemiałczarnykolor.

Jednaczęśćkuliogniazetknęłasięzresztąpłomieniirozległsięstłumionyhuk.Wtedy

background image

ogieńzacząłpłonąćjeszczemocniejizrobiłosięjeszczegoręcej,choćsekundęwcześniej
powiedziałabym,żetoniemożliwe.

Potemuderzyływnaskolejnefalepowietrza.Ciężarówkaza-kołysałasięwprzódiwtył.
Chybazaczęliśmysiędotegoprzyzwyczajać.

Zastanawiałamsię,czyprzypadkiemniedostanęchorobymorskiej.

Aletymrazemniebyłoażtakźle.

Złebyłoto,żebrakowałonampowietrza.Jakbymniemogławciągnąćtlenudopłuc.Żar
byłtakwielki,nawetztejodległości,żeczułamsiętak,jakbymteżpłonęła.Spojrzałam
naFi,próbującpowiedzieć,żemusimysięstądwynosić.Niezdołałamwydusićsłowa,ale
chybazrozumiała,bopokiwałagłową.

Potemzrobiłacośnaprawdęodważnego.NajpierwHomer,aterazFi.

Nieżartuję,brakpowietrzanaprawdędawałnamsięweznaki.Chybaogieńmusiał
pochłonąćcałytlen,boautentycznieczułam,żezachwilęsięuduszę.Fimiałabardzo
czerwonątwarz,alenagleruszyładotyłuprzezmałedrzwiczki.Chwyciłamjązarękę,
żebyzapytać,cowyrabia,iwtedyzrozumiałam.Kevin!Boże,jakmogłamonim
zapomnieć?Gdyzniknęławciemności,wyprostowałamsięzwysiłkiemispojrzałamw
śladzanią.Niczegoniebyłowidać.

Zawahałamsię,apotemuznałam,żenajrozsądniejbędziezostawićKevinawrękachFii
spróbować

108

«t_

uruchomićciężarówkę.Raczejnieliczyłam,żesięuda,aleitakprzekręciłamkluczykw
stacyjce.Silnikzawarczał,cozrobiłonamniesporewrażenie,aleniedawałonajmniejszej
nadzieinajazdę.Pozatymnawetgdybyciężarówkaodpaliła,oponyizawieszeniemiała
jużpewniezniszczone.

Zostawiłamkluczykiznowusięwyprostowałam.Odwróciłamsię,byjeszczerazspojrzeć
przezotwórwtylnejściance.Nadalniczegoniebyłowidać.Nadeszłapora,byopuścić
pokład.Chciałamotworzyćdrzwipostroniekierowcy,alewidoczniesięzacięły,bonie
mogłamichruszyć.Niezdarniewylazłamprzezokno.Miałamwrażenie,żemojepłuca
płoną,jakbymoddychałaogniem,aniepowietrzem.

Podobnopalenieszkodzi.Powinnambyłaodrazupaśćtrupemnarakapłuc.

Kiedymojestopydotknęłyziemi,poczułamogromnąulgę.

Podbiegłamdotylnejklapy.Gwałtowniełapałampowietrze,leczjednocześniestarałam
siętegonierobić,bogdzieśczytałam,żewstaniepanikizużywasięwięcejtlenu.A
niewielegopozostało.

Podeszłamdodrzwiiszarpnęłamzauchwyt.Niechciałysięotworzyć.Ciężarówkamiała
okropniepoobijanyipogniecionydach.

Teraznaprawdęzaczynałamłkać,myśląc,żenigdyniezdołamstamtądwydostaćFii
Kevina.

background image

Nodobra,przecieżnadalmogliprzejśćprzezotwórdokabiny,tyleżezprzodubyło
niebezpieczniemałotlenuipanowałostrasznegorąco.

Promieniującegorąco-towielkizabójcawpożarachlasów.Pozatymniewiedziałam,czy
udasięruszyćKevi-■na.Jeślinadalbyłwrozsypce,mógłniepalićsiędogimnastyki,
którejwymagałoprzeciskaniesięprzezmałyotwór.

Hukogniabrzmiałtak,jakbypłomieniebyłytużnadnami.KeviniFimusielisięczućjak
wmikrofalówce.Złamałamkilkapaznokci,szarpiączatedrzwi.Ciężarówkazadygotałai
zadrżała,gdykolejnaogromnaeksplozjapolewejstroniezatrzęsłaziemią.Nawet
powietrzezdawałosiędygotać.Drgałojakwbardzo

109

upalnydzień,kiedycisięwydaje,żemiędzytobąatym,nacopatrzysz,stoiszyba,która
zniekształcaobraz.Wokółsłyszałamtrzaskiihuki.Niemogłamzgadnąć,cototakiego,
alepochwilizrozumiałam:poostatniejeksplozjizniebaspadałdeszczrozgrzanychdo
czerwonościkawałkówposzarpanegometalu.

Rozpaczliwiepróbowałammyśleć.Jakmamotworzyćtedrzwi?

Potrzebowałamjakiegośnarzędzia,aleskądmiałamjewziąć?Nagleusłyszałam
łomotaniepodrugiejstroniedrzwi.FialboKevin-alboobydwoje-walilipięściami,
próbującsięwydostać.Wyglądałojednaknato,żemajątylkopięści.Bonapewnonie
brzmiałotojakmłotdwuręczny,którybardziejbyimsięprzydał.Słyszącto,wpadłamw
jeszczewiększąrozpacz.Onitamumierali.Wśrodkumielipewnieznaczniemniejtlenu
niżja,amnieledwiegostarczało.Rzuciłamsięnadrzwi,próbującwyprostowaćpogiętą
blachę.Nieudałomisię.

Wtedyusłyszałamgłos.Dobiegałznadmojejgłowy.Serio,przezchwilęmyślałam,żeto
głosBoga.AtaknaprawdętobyłgłosHomera.Niechcę,bykiedykolwieksiędowiedział,
żepomyliłamgozBogiem.Jużitakmawystarczającowielkieego.Jegogłosrozległ

sięnadmojągłową,bokucałam,próbującotworzyćdrzwioddołu.

-Odsuńsię-powiedział.-Zróbmiejscedlamężczyzny.

Typowe.Mimotosięodsunęłam.Niedlatego,żejestmężczyzną,aledlatego,żemiałcoś,
czegomibrakowało.Łom.Jedenztychpodwiniętychnaobukońcach,mniejwięcej
metrowejdługości,ciężkichigroźnych.Orazbardzoskutecznych.Wystarczyłytrzy
szybkieruchy-uderzyłwramędrzwiwtrzechmiejscach-itrzyszarpnięciazcałejsiły.
Zatrzecimrazemdrzwisięotworzyły.

WśrodkustaliFiiKevin.Wyglądalidośćdziwnieiwydawalisiędośćwystraszeni.Kevin
trząsłsięjakstaruszekpróbującychodzićporazpierwszyodsześciumiesięcy.Słaniając
sięnano

nogach,zeszlipomałymstopniuprostownaszeramiona.Niebyłojednakczasuna
dobroczynność.Gdytylkoichstopystanęłynatwardymgruncie,musielisamiosiebie
zadbać.Chwyciłamplecak-

innychniewidziałam-izawróciłam.Zanamistałaciężarówkachłopaków,czekającna
jałowymbiegu.MiędzyniąanamistałLee,trzymająckarabin.Niepatrzyłnanas.

background image

Rozglądałsięnawszystkiestrony,jegogłowanieustannieobracałasięwprawoiwlewo,
czekającnanieuniknionykontratak.Jedenfacetzjednymkarabinemgotowynachmarę
żołnierzy,którzyzachwilęnadbiegną.

Popędziliśmywstronęciężarówki.Obejrzałamsiętylkorazizobaczyłam,żeKevinradzi
sobiecałkiemdobrze.WzasadziewyprzedziłFiokilkametrów,więcbezwzględunato,
jakciężkiebyłojegozałamanienerwowe,niespowalniałogo,gdychciałuciecprzed
niebezpieczeństwem.

Weszłamdokabinyciężarówki.Normalniewtakiejsytuacjijaktausiadłabymza
kierownicą.AleHomeroswoiłsięjużztąciężarówką.

Poznałsprzęgło.Gdybyzgasłmisilnik,wszyscymoglibyśmyzginąćprzeztenjedengłupi
błąd.

-

Maciekarabiny?-zawołałzamnąHomer.

-

Nie.Onie.Zostawiliśmyjewfurgonetce.

Odwróciłamsię,żebynaniąspojrzeć.Trochępożałowałam,żetozrobiłam.Widokbył
przerażający.Sięgającaniebaścianaogniaciągnęłasięwprawoiwlewo,jakokiem
sięgnąć.Byłacałkiemczerwona-ogromnapłonącakurtyna.Gdzieśmusiałasiękończyć,
aleztego,cowidziałam,płonęłowszystko.Samoloty,cysterny,hangary,szopy,baraki-
wszystkomusiałosięstaćczęściątegoognia,wszystkomiałospłonąć.Byłoprzeraźliwie
gorąco.Czułamsięwyschniętajaksuszonawołowina,którąprzywieźliśmywprowiancie
zNowejZelandii.Naszczęściemiałamkoszulęzdługimrękawem.

Wiedziałam,żepoparzyłamsobietwarz.Mojepłucateżwydawałysiępoparzone,alebyć
możebyłtojedynieskutekbrakutlenu.

iii

Powinniśmybylisiędotegoprzygotowaćjakdopożarulasu,alenieprzyszłonamdo
głowy,żebędzieażtakgorąco.

Zdałamsobiesprawę,żenaszesylwetkinatleogniatodoskonałycel.

Zaciężarówkąwidziałamjedyniepołacietrawyiasfaltowepasystartowelotniska.Po
lewej,gdziestałybudynkiadministracyjne,mignęlimichybabiegnącyludzie,alewokół
byłotyledymuifruwającychkawałków,żemogłamsiępomylić.Wydawałomisię,że
słyszęwyciesyren,alehukogniasprawiał,żeniczegoniemogłambyćpewna.Naszatak
rozegrałsiętakszybko,żeniedaliśmyżołnierzomczasunazareagowanie.Pierwszą
myślą,któraprzychodziładogłowykomuś,ktoznalazłsięwpobliżueksplozji,było
chybaratowaniewłasnejskóry.Dopieropotemsięprzegrupują,zorganizują.

Homerwskoczyłnamiejscekierowcy.Chwyciłkarabinipodałmigo.

Potemznowuwyskoczył,żebypomócwejśćFiiKevinowi.Wtymczasiejapobiegłamdo
drzwizdrugiejstrony.PodrodzeminęłamLee.Nigdyniezapomnę,jakwyglądał.Niedo
wiary.DosłowniejakRambo.Stałpewnie,wrozkroku,trzymająckarabin,miałkamienną
twarziporuszałjedyniegłową,lustrującwzrokiemlotnisko.

background image

Pomyślałamwtedy,żewkażdejchwilimogłabymmupowierzyćswojeżycie,aonnigdy
bymnieniezawiódł.Dotarłamdodrzwipasażeraiwskoczyłamdokabiny.Podrodze
zauważyłamcośdziwnego.Naglenawywrotceukazałsięrząddziurek.Zgrabnyrządek,
jakbyktośgostaranniewymierzył.Otwórkierunkowy.

Dopieropochwilizrozumiałam,cotojest.WtedykrzyknęłamdoHomera,którywłaśnie
wskoczyłnamiejscekierowcy:

-

Strzelajądonas!

-

Dośćdługosięnamyślali-powiedziałspokojnie.

Wrzuciłbiegistarygratszarpnąłdoprzodu.

-

AcozLee?-przeraziłamsię.

Homerwzruszyłramionami.

-Możepójśćpiechotą.

TylkoHomerpotrafiłżartowaćwtakiejchwili.Spojrzałamwbocznelusterkoi
oczywiściezobaczyłamLeenapace,zkarabinemuniesionymdostrzału.Nieczekałam,
żebysprawdzić,czystrzeli.

Zajęłamsiętymsamym:próbąuratowanianamskóry.TeżuniosłamkarabinHomerai
lustrowałamlotnisko,szukająckłopotów,którenapewnosiętamczaiły.

Homerwdepnąłgaz.Tobyłoszaleństwo.Jeślijeszczemnieniewytrzęsło,toterazz
pewnościąmiałamszansęnadrobićbraki.W

jednejsekundzierzuciłomnienaFi,awnastępnejnaokno.AleHomerrobił,cotrzeba:
jechałzygzakiemjakwariat.Oponyciężarówkiprzechodziłynajtrudniejszytest.Bałam
się,żewkażdejchwilimogąpęknąć.Zarzuciłonamimocnowjednąstronę,apotem
naglewdrugą-jeszczemocniej.

Wybojeoczywiściebardzoutrudniałysprawę.Pędziliśmyzmaksymalnąprędkościąpo
trawie.Potemznowugwałtownienamizarzuciło,tymrazemwlewo,ikumojemu
zdumieniunagleznaleźliśmysięnapięknejgładkiejnawierzchni.

Dopieropochwilizrozumiałam,cosięstało.Iwszystkobyłojasne.

Passtartowy.Niewiarygodne.Niewiedziałam,czytodobrypomysł.

Oznaczałbardzoszybkąucieczkęodgorącychpłomieniibyćmożeodkul,leczzdrugiej
strony,jadącpoliniiprostej,stanowiliśmyłatwiejszycel.

WtedyFichwyciłamniezaramię,zatapiającwnimpalcejakszpony.

Pokazałacoś,alewcaleniemusiała,bojateżtozobaczyłam.Zrobiłomisięsłabo.Miałam
wrażenie,żemójżołądeksięzapadł.

Odrzutowiecpodchodziłdolądowania.

background image

Byłjakieśdwadzieściametrównadkońcempasa.Opuściłkołairównocześnieotworzył
klapy,jakkaczkarozpościerającaskrzydłapodczaslądowania.Byłatopiękna,
symetrycznamaszyna,wspanialezrównoważona,oidealnymkształcie.Mimo

113

tomiaławsobiecośnienawistnego:przypominałaraczejosęniżptaka.Zdziwiłamsię,że
lądujenalotnisku,gdzieprawiewszystkiebudynkistojąwpiekielnymogniu,alebyć
możeskończyłojejsiępaliwoiniemiałainnegowyjścia.Wkażdymrazielądowała-co
dotegoniebyłożadnychwątpliwości.

AHomerjechałdalej.

Napoczątkupomyślałam,żeniezauważyłsamolotu.Aletobyłomałoprawdopodobne,
bowszyscydoniegowrzeszczeliśmy.Wystarczyłospojrzećnajegotwarz,bywiedzieć,że
gozauważył.Byłblady,pocił

sięiwbijałwzrokwsamolotjakzahipnotyzowany.„Jedzienaczołówkę”-pomyślałam.
Zupełniejakpodczastychokropnychgierwcykorawamerykańskichfilmach,kiedy
samochodypędząprostonasiebie.Nieznoszęoglądaćtegowtelewizji,atutaj,napasie
startowym,wprawdziwymżyciu,byłonieskończeniegorzej.

Wzbijająckołamimałykłąbdymu,odrzutowiecwylądował.Wpadłwlekkipoślizg,ale
byłatojedynaoznakawahaniazjegostrony.Naglezpiskiempędziłpoasfalcie,prostona
nas.Jakbyzacząłżyćwłasnymżyciem.Iniewiedziałam,czyzmienizdaniewystarczająco
szybko,bynasuchronićodroztrzaskaniasięnakawałki.Zjakąprędkościąbędziegnał,
kiedywnasuderzy?Dwustukilometrów?Trzystu?

Jechaliśmydalej.Samipędziliśmypewnieprawiestówą,wyciskajączestaregodiesla,ile
sięda.Złapałamzaklamkęizerknęłamprzezokno.Niepodobałamisięwizjaskokuz
ciężarówkirozpędzonejdostukilometrównagodzinęiwylądowanianaasfalcie.Alenie
spieszyłomisiędoczołowegozderzeniazrozpędzonymodrzutowcem.Czyzdołam
skoczyć,gdynadejdziekrytycznachwila?

Niewiedziałam,czymamtyleodwagi.

FikrzyczałanaHomera.Krzyczała:„Zatrzymajsię!Zatrzymajsię!”,cojednakniebyło
dobrąradą,bogdybyśmysięzatrzymali,114

samolotitakbynasstaranował.Kevinchybazemdlał.Miałzamknięteoczyilśniącą
twarzpokrytąkropelkamipotu.Oparłsię0

ramięFi,jakbystraciłkontrolęnadciałem.Gdybyjejtamniebyło,osunąłbysięna
podłogę.

AHomer,starydobryHomer,najwidoczniejpostanowiłnaswszystkichzabić.Miał
spojrzenieczłowiekanaprochach.Ściskał

kierownicę,jakbychciałzniejwycisnąćsok.Odchyliłsięjaknajbardziejdotyłuipołożył
naszalinaszeżycie.Ciężarówkanieskręciłanawetocentymetr,aniwprawo,aniwlewo.

Samolotzbliżałsiębardzoszybko.Wjednejchwilibyłwpowietrzunadlotniskiem,aw
następnejpędziłprostonanas.Robiłsięcorazwiększy.Przestałwyglądaćpiękniei
symetrycznie1

background image

wydawałsięjużtylkoprzerażający.Szybykokpituprzypominałyoczyowada.Zdawały
sięgapićakuratnamnie.Trudnobyłosobiewyobrazić,żezanimisiedząludzie.Wiem,że
hamowali,bospodkółwzbijałsiędym.Zastanawiałamsię,czyzauważyli,żeprzy
naszychkołachniemadymu.Znowuzłapałamzaklamkęinaprawdęzaczęłamotwierać
drzwi,żebysięprzygotować.WmyślachbłagałamHomera,żebyprzekręciłkierownicę,
żebyzjechałzpasa.Finiebłagałagowmyślach:krzyczałanacałegardło.Jabyłamnato
zbytdumna.Niezamierzałamkrzyczeć,nawetgdybymmiałaprzeztozginąć.
Zastanawiałamsię,czyLeeniewyskoczyłjużprzypadkiemzwywrotki.Wcalebymsię
niezdziwiła.Odrzutowiecwydawałsięterazowielewiększyodnas.Zdalekabyłdość
mały.Porazpierwszydotarłodomnie,żeHomermożenaprawdęchciećsięznim
zderzyć.

Możetobyłamisjasamobójcza.Możedoszedłdowniosku,żeitakniemamyszansy
przetrwać,anaszeżycietouczciwacenazatakdrogiiśmiercionośnysamolot.

Dzielącanasodległośćzmniejszyłasięprawiedozera.Niebyłoratunku.Zostaliśmy
zmuszenidoodkryciakart.Zachwilęmieliśmysięroztrzaskać.

5

Iwtedysamolottrochęsięwzniósł.Fi,któraprzechyliłasięwstronęHomera,próbując
wyrwaćmukierownicę,głośnokrzyknęła.

Zaczęłamsięmodlić.Przypuszczam,żedobryżołnierzniepowiniensięmodlićoocalenie
wrogiegoodrzutowca,alewłaśnieotosięmodliłam.Pragnęłamtylkotego,byoderwałsię
odziemiiwzbiłwpowietrze.Alenieliczyłam,żesięuda.Odbilizbytpóźno.

Wpatrywałamsięwsamolotwcałkowitymskupieniu.Zobaczyłam,jakdzióbdrży.Zaczął
siępodnosić.Zobaczyłam,jakunosisięjeszczebardziej,inawetdostrzegłamzanim
słońce.

Alebyłozapóźno.Wiedziałam,żejestzapóźno.Mocnozacisnęłamoczy,napięłamtwarz
icałeciało,czekającnauderzenie.

Myślę,żeominąłnasocentymetr.Pilocimusieliwycisnąćzmaszynycałąmoc,jakąbyli
wstanieznaleźć.Niewiem,możetesamolotymająjakieśturbodoładowaniealbocośw
tymrodzaju.Wkażdymrazietocackodałoradę.Gdyzpiskiemprzelatywałonad
naszymigłowami,hałasbyłogłuszający-brzmiałjaktysiącświńzarzynanychdokładnie
wtejsamejchwili.Sprawiałpotwornybólmoimuszom.Nadodatekwpadliśmywcień
aerodynamiczny.Niewiarygodne!Tesamolotymajątakwielkąmoc,żeprawie
pożałowałamniedawnejrozwałki.Byływspanialewykonane,idealniezbudowane.W
pewnymsensiebyłocośzłegowtym,żezgrajanastoletnichchuliganówprzyszłai
zniszczyładziesiątkitakichmaszynrówniełatwo,jakniszczysięgniazdoos.

Cieńaerodynamicznymógłoznaczaćnaszkoniec.Pchnięcinim,sunęliśmypopasie
startowymzszaleńczopracującymsilnikiem,jakbyztyłudmuchnąłwnasolbrzym.
Lżejszypojazdjużbykoziołkował,topewne.Naszczęścieciężarówkadowywozuśmieci
byłataksolidna,żeutrzymałasięnaczterechkołach.Nawetniezboczyłazpasa.

Inagleznaleźliśmysięsamipośrodkulotniska,mniejwięcejkilometrodnajbliższego
ogrodzenia,mniejwięcejkilometrodpłonącychbudynkówisamolotów,mniejwięcej
półtorakilometraodnadalnietkniętejwieżykontrolnej.Poczułamsiębardzosamotna.

background image

Byliśmywidocznijaknadłoni.Inietrzebabyłobyćgeniuszem,bywiedzieć,żenasze
kłopotydopierosięzaczynają.

Kiedywyjechaliśmyzcieniaaerodynamicznegoiprzestałonamirzucać,Homerskręcił.
Wyglądałonato,żewracamynawyboje.Irzeczywiście,pochwilizjechaliśmyzasfaltui
pędzączmaksymalnąprędkością,podskakiwaliśmynatrawie.

Taprzejażdżkateżwymagałamocnychnerwów.Terenbyłbardzonierówny,pełen
króliczychnoridołów,którychniebyłowidaćwwysokiejtrawie.NiktopróczHomera
niemiałpasów,alenawetonichniezapiął.Możechciałpokazać,żejedziemynatym
samymwózku,choćwciągukilkuostatnichminutpoważniezwątpiłamwjegodobre
intencje.Chwytaliśmysięwszystkiego,czegobyłomożna,ichybaobiezFistarałyśmy
sięniekrzyczećnaHomera.Niechciałyśmygodenerwować.Musiałsięskupić.Niełatwo
byłokierowaćwtakichwarunkach.

Kevinzsunąłsięnapodłogęileżałskulonyumoichstóp.Niewiem,czybyłprzytomny,i
niewielemnietoobchodziło,aleprawdopodobniejechałomusięwygodniejniż
komukolwiekznas.

Nietrzęsłonimtakbardzojakmną.AlebyłomiżalLee-oilenadalsiedziałztyłu.Nie
porazpierwszywciągutejwojnyprzydarzyłamusiębolesnainietypowaprzejażdżka.
KiedyśprzewiozłamgowłyszespychaczawWirrawee,potymjakzostałrannywnogę.
Wtedyteżbyłoostro.

118

Leedowiódł,żenadalznamijest.Rozległosięnagłeuderzeniewtylnąszybę,takgłośnei
takbliskiemojegoucha,jakbyktośroztrzaskałokno.Szybkosięodwróciłam.
NajwidoczniejLeerzucał

czymśwszybę,żebyzwrócićnasząuwagę.Terazwychylałsięzzakrawędziwywrotkii
żywogestykulował,pokazującnapasstartowy.

Przezchwilęmyślałam,żepróbujenakłonićHomeradopowrotunaasfalt.Aletobyłobez
sensu.LeedośćdobrzeznałHomeraimiałdoniegozaufanie.Musiałochodzić

0

cośinnego.Ocoś,czegoniezauważyliśmy.Dlategospojrzałamwstronę,wktórą
pokazywał.

Izobaczyłam,żepogońrozpoczęłasięnapoważnie.Popasiestartowympędziłytrzy
dżipy.Ladachwilamiałysięznamizrównać,apotemmogłyskręcićigonićnaspo
trawie.Wiedziałam,żezniosąwybojelepiejniżnaszaciężarówkadowywozuśmieci.Że
dopadnąnaswokamgnieniu.

Chciałamimjakośprzeszkodzić.Musiałam.Problempolegałnatym,żewidziałamje
tylkowtedy,gdypatrzyłamprzezoknopostronieHomera.Niemogłamoddaćstrzałuw
tamtymkierunku.Zauważyłamjetylkodlatego,żejechaliśmypodmałymkątem
względempasastartowego.Leeteżniemógłichpowstrzymać,dysponująctylkojednym
karabinem.Jakmiałamcokolwiekzdziałać,siedzącponiewłaściwejstronie?

Ztyłurozległsięstrzał.Niemogliśmysobiepozwolićnamarnowanieamunicji,alemimo

background image

toLeeudałosięjakośwymierzyć.Niewidziałam,czycokolwiekzniszczył.Dżipy
zaczynałyzjeżdżaćzpasa1

zbliżaćsiędonas.Przypominałypsyosaczającezbuntowanegowołu.

Rozpaczliwechwile,rozpaczliwedziałania.Nadalczułam,żeumrzemy,więcniebyło
sensutchórzyć.Równiedobrzemogliśmyodejśćwwielkimstylu.Aoknoobokmniebyło
jużotwarte.

Zostałamkaskaderką.Niebyłototakwidowiskowejakspacerpodachurozpędzonego
pociąguczywyjścienaskrzydłosamolotu,alejaknamniecałkiemniezłe.

119

-Kiedystądwyjdę,podajmikarabin-powiedziałamdoFiizaczęłamsięprzeciskać
przezokno.

Taczęśćbyłaniezbyttrudna.Problemyzaczęłysięwtedy,gdywysunęłamnazewnątrz
swójśrodekciężkości,czylityłek.Naglepoczułamsiębardzozagrożona,pozbawiona
wszelkiejochrony—

siedziałamnaramieokna,ztwarząwystającąnaddachemkabiny-

więcprzesunęłamsięwstronęszczelinymiędzykabinąawywrotką.

Szczelinabyładośćszeroka.Zdałamsobiesprawę,żemuszęodegraćTarzanaiuwierzyć,
żeudamisięzłapaćbokuciężarówki.Fizniepokojempatrzyłaprzezoknoichyba
powiedziałacośdoHomera,bogdytylkowstrzymałamoddechiprzerzuciłamnogina
drugąstronę,ciężarówkazwolniła.

„Zamordujęgo-pomyślałam.-Jeślitoprzeżyjemy,zamordujęgo”.

Zupełniewybiłmniezrytmu.Złapałammetalowąkrawędźsamymipaznokciamiprawej
dłoni.Paznokciamiiopuszkamipalców.Ziemiaprzesuwałasięwzatrważającymtempie,
więcupadekoznaczałbyśmierć.Wpadłabymmiędzykoła,atoniewyglądałobyzbyt
ładnie.

Śmierćbyłabyszybka,aleniewyglądałabyładnie.Nieodważyłamsięspojrzećwdół.
Wiedziałam,żepodejmętylkojednąpróbę.Starałamsięzebraćcałąodwagę,całąsiłę,
całąenergię.Nigdynieuprawiałamsztukwalki,alewiem,żeniektórzykolesiekruszą
cegły,skupiająccałąsiłęwdłoni.Chciałamskupićcałąsiłęwtymjednymruchu.

Wiedziałam,żejeślibędęzadługozwlekała,energiamnieopuści,więcjakimścudem
pomimoprzerażeniamusiałamsięzmusićdodziałania.

Jednymznajtrudniejszychzadańbyłopowstrzymaniesięodzamknięciaoczu.Byłamtak
przerażona,żechciałamjezamknąć.Natakiluksusniemogłamsobiejednakpozwolić.Z
otwartymi,wręczwytrzeszczonymioczamiwykonałamwielkiskok.

Prawiemisięudało.Wysokośćokazałasięmniejszymproblemem,niżoczekiwałam,i
chybaodprężyłamsięułameksekundyzawcześnie,myśląc,żebeztrududopnęswego.
Alenie120

dostałamsięażnasamągórę.Inajtrudniejbyłoznaleźćdobrypunktzaczepienia.Palceod
razuzaczęłymisięześlizgiwać.Czułam,jakmięśnieprawejrękinapinająsięipuchną

background image

podciężaremcałegociała.

Jasne,wtamtymokresienieważyłamzbytdużo,aleitakzadużo,bymzdołałasiędługo
utrzymaćnakoniuszkachpalców.

Mojeręcedziałałyjakbyosobno,jakurobota.ZnowumiałamtowrażeniezTerminatora.
Prawarękadostałarozkaztrzymania,więctrzymała,leczrównocześniezaczęłasię
zsuwać,milimetrpomilimetrze.Drugarękazaczęłaprzeszukiwaćpowierzchnię
wywrotki,powoliześlizgującsięwdółipróbującwyczućdotykiem,czyjesttamcoś,
czegomożnabysięzłapać.Tobyłodziwne.Wydawałomisię,żewszystkotrwadługo,
jakbymmiałamnóstwoczasunatakiewiszenieimacanie.Czułamsięcałkowiciewylu-
zowana,całkowiciespokojnaizdystansowana-nigdywcześniejczegośtakiegonie
doświadczyłam.

Trwałotojednakzaledwiekilkasekund.Naglewróciłamdorzeczywistości.Głośny
warkotsilnikaciężarówkirozlegałsiętużprzymnie,ogromnekoładudniłynatrawiastej
nawierzchni,nalotniskudoszłodokolejnejpotężnejeksplozji-wszystkietedźwięki
znowuzahuczałymiwuszach.Znowupoczułamuporczywyżarsilnika,którypracował
ponadsiły.Wpadliśmynasporągórkęiomalniespadłam:Homerjużniezwalniał.
Pędziliśmyzprędkością,którąnormalnieuznałabymzaniemożliwą.Chybazataczaliśmy
wielkiekoło,bydostaćsięwpobliżegłównejbramy.PrawdopodobnieHomeruznał,że
możenamsięudaćwyjechać,wykorzystujączamieszaniewywołaneprzezeksplozje.

Koniuszkipalcówmojejprawejdłonidoznawałybóluprzekraczającegowszelkie
wyobrażenie,popadaływjakąśskrajność.

Jużprawieichnieczułam.Wiedziałam,żenadalkurczowosiętrzymają,alewiedziałam
też,żeniesąwstanietrzymaćsiętakdłużej.

121

Amojalewadłońnadalszukała.Iwkońcunacośnatrafiła.Niebyłotonicwielkiego.
Bógmiświadkiem,żeniebyłotonicwielkiego.

Chybacośwrodzajumetalowegobolca.Byłampewnatylkotego,żetocośzmetaluo
nieregularnymkształcie.Wyczułamtwardą,solidnączęść,apotemcośprzypominającego
drut.

Niebyłotocoś,czemuspokojniemożnabypowierzyćżycie.Aleniczegoinnegonie
miałam.Niebyłowystarczającoduże,bymmogłasiętegozłapaćalbozacisnąćnatym
dłoń.Pozostawałomijedyniewykorzystaćtowcharakterzetrampoliny.Czegoś,odczego
możnasięodepchnąć,bywykonaćostatniskoknawywrotkę,ostatniskokkużyciu.Ten
bolecmusiałmiwystarczyć,boniezanosiłosięnato,żedostanęinnąszansę.

Koniuszkipalcówmojejlewejdłonizłapałymałykawałekmetalu.Nanicinnegonie
starczyłomiejsca.Gdyopuszkiprawejdłoniwkońcusiępoddały-nagle,zprzerażającym
inieodwracalnymślizgiem-

złapałambolecjeszczemocniejizaryzykowałam.Tymrazembyłamwyżejniż
poprzednio,aleodpychałamsięodczegośtakdrobnego,żenieliczyłamnawielkiskok.

Czującdziką,bezbrzeżnąradość,poczułam,jakmojarękatrafianagórę.Tozabawne,że
wtakichchwilachjaktaskupiamysięnabieżącejsekundzie.Ladachwilamogliśmy

background image

zostaćzastrzelenialbowyleciećwpowietrze,alejabyłamszczęśliwa,bomyślałam,że
ocaliłamżycie.Wyglądanato,żeniemożnaprzetrwaćbezumiejętnościkoncentracji.W
tejostatniejminuciebyłamskoncentrowanajakcholera,alemojeproblemywcalesięnie
skończyły.

Mocnotrzymającsięlewąręką-iponieważtymrazembyłamjużwyżej-dośćłatwo
podniosłamprawą.Potemwygięłamplecywłukipostawiłamstopynabokuciężarówki.
Wisiałamtakprzezchwilę,apotemopuściłamnogiiwykonałamnastępnywielkiskok,
lądującnabocznejczęściwywrotki.Wdrapałamsięjeszczewyżejizawisłamna
krawędzi.Twardymetalwpijałmi

122

sięwbrzuch.Sapałamidyszałam,aleprzelazłamnadrugąstronę,robiąccośwrodzaju
powolnegoprzewrotuwprzód,ażwkońcuwylądowałamnanogach.

Jednasprawabyłatakpilna,żezajęłamsięniąwpierwszejkolejności.

Odrazusięodwróciłamiwychyliłamzakrawędźwywrotki,sięgającwstronękabiny.Fi
mnieniezawiodła.Wiedziałam,żeniezawiedzie.

Byłajużdopasawychylonazkabinyiwyciągaładomniekarabin.

Złapałagozakolbę,więcjachwyciłamzakonieclufy.Fidoszładowniosku,żejestemod
niejsilniejsza:gdybyspróbowałazłapaćkarabinzalufę,jegociężarokazałbysiępewnie
zawielkiimogłabygoupuścić.Byłabytokatastrofa,naktórąniemogłyśmysobie
pozwolić.

Choćjestemdośćsilna,ciężarkarabinuprawiemnieprzerósł.

Wykorzystałamkażdąodrobinęsiły,jakamipozostała.Poczułam,jakmięśniedrżąmiz
napięcia.Karabinkołysałsięjakmetronom,boFijużgowypuściła,ajapróbowałam
znaleźćenergię,bywciągnąćgonagórę.Podejrzewam,żeprzypominałotowyciąganiez
wodywielkiejryby.Alestopniowo,kawałekpokawałku,dźwignęłamgonagórę.

Miałamtylkonadzieję,żeFiniezapomniałagozabezpieczyć.Odtychwszystkich
wibracjimógłzłatwościąwypalić,rozbryzgującmojewnętrznościpocałymlotnisku.

Dopierogdymiałambrońwrękach,mogłamsięrozejrzeć.

Izobaczyłamcośnaprawdędziwnego.Oczywiściewwywrotcebył

Lee.Zauważyłam,żenawetniezdawałsobiesprawyzmojejwalkioto,bydoniego
dołączyć.Byłdomnieodwróconyplecamiiwyglądał

znadkrawędziwywrotkipoprawejstronie.Oparłkarabinostalowybrzeg.Niewiem,ile
strzałówoddał.Słyszałamtylkojeden.Złapałamkarabinwodpowiednisposóbiruszyłam
wstronęLee.Niebyłołatwoiśćpogwałtowniepodskakującejwywrotce,alewolałamto
niżwspinaczkę,którąmusiałamzaliczyć,bysiętamdostać.

123

DotknęłamramieniaLee.Omalniespadłzwrażenia.Alepowiedział

niewiele:

background image

-

Jużmyślałem,żenigdyniedołączysz.

Niewiem,dlaczegochłopakiuwielbiająodgrywaćroletakichtwardzieli.

Zerknęłamnadkrawędzią.Dżipyrozjechałysiępromieniścieigoniłynaspolotnisku.

-

Wywrotkazabardzopodskakuje-krzyknąłLee.Nazewnątrztrudna.gobyłousłyszeć.-
Niemogędobrzewymierzyć.

Miałrację,aleoznaczałotorównież,żewrógniemożewymierzyćdonas.Odczasudo
czasuwidziałambłyski,więczpewnościądonasstrzelano.Usłyszałamparęgłośnych
brzdęków,prawdopodobnie,gdykuleuderzyływwywrotkę,alenajwyraźniejnie
ponieśliśmyżadnychstrat.Wybraliśmywłaściwąciężarówkę.Gdybyśmyjechalistarą
furgonetkądoprzewozumebli,bylibyśmybardziejpodziurawieniniżdurszlak.

Znowusięschowałam.Naraziepudłowali,alekomuśprzecieżmogłosięposzczęścić.
Moglinietrafićtysiącrazy,alewystarczyłabyjednakula.Niechciałam,bymojeostatnie
słowabrzmiały:„Przecieżnietrafiądonasztakiejodległości…”.

Sprawdziłamzamekiodbezpieczyłamkarabin.Zaczęłonaminaprawdętrząść.
NajwidoczniejHomerdoszedłdowniosku,żeskorojestemjużwwywrotce,może
rozwinąćskrzydła.Pędziliśmyzygzakiem,kreślącszalonewzory.Dawałoponomniezły
wycisk.

Miałamnadzieję,żesobieporadzą.Niesłyszałamjużjednakkolejnychbrzdękówkulo
metal.Potemnaglewyszliśmynaprostą.

Leeklepnąłmniewramię.

-

Niewychylajsięteraz-krzyknął.-Jedzienarozwałkę.

Poczułamukłuciestrachu.WwypadkuHomerajechanienarozwałkęmogłooznaczać
dosłowniewszystko.ZdenerwowanazignorowałamradęLeeiwystawiłamgłowę.

124

Odzachodniegoogrodzenianadaldzieliłnasjakiśkilometr,aleplanHomerawydawałsię
oczywisty.Ciężarówkapędziłazpoczuciemmisji.Piekielnieszybkognaliśmyku
ogrodzeniu.Niemogłamwtouwierzyć.Ogrodzeniewyglądałobardzosolidnie:wysoka
barierazdużymistalowymisłupamiinapiętymdrutem.Alewiedziałam,żeHomer
postępujesłusznie:tobyłanaszajedynaszansa.Inaszczęściejechaliśmywielką
ciężarówką.Jeśliistniałpojazdzdolnyprzebićsięnadrugąstronę,towłaśnieona.

Leespochmurniał.Byliśmyjużstraszniepoobijani,takwielerazyotarliśmysięośmierć.
Niewiedziałam,ilejeszczezdołamyznieść,ilejeszczepozostałonamszczęścia.Znowu
rozległysiębrzdęki,które-

cogorsza-byłycorazgłośniejsze.Możedlatego,żeprzykucnęłam,amożedlatego,że
poścignasdoganiał.MimożeHomerwcisnąłgazdodechy,dżipybyłypewniecoraz
bliżej.Zdałamsobiesprawę,żewtylnejczęściwywrotkizaczynająsiępojawiaćdziury.

background image

Najpierwmałe,potemwiększe.Metalotwierałsiępodgrademkuljakrozkwitającykwiat.
Jednadziurapowstałanamoichoczach.Widocznielepiejbyłoniepatrzeć.Ścisnęłam
karabininerwowosiępodniosłam,bywyjrzećznadtylnejkrawędziwywrotki.

Dżipjadącypośrodkubyłjakieśczterdzieści,pięćdziesiątmetrówzanami.Dwa
pozostałe,jadącepojegoprawejilewejstronie,znajdowałysiętrochędalej.Ale
zaczynałysiędosiebiezbliżać.

Próbowałamwymyślićjakiśsposób,byimzaszkodzićbezmarnowaniaamunicji.
Zauważyłam,żeodpowiedźturlasięunaszychstóp.Beczkizpaliwem!Mogliśmy
powtórzyćnaszniedawnywyczynnamniejsząskalę.

Najbliżejmnieznajdowałsiękanister,któryleżałnabokuizewzględunaswójkształtnie
turlałsięwwywrotce.NiepatrzącnaLee,podałammuswójkarabin.Potempodniosłam
kanister,którywydawał

siępełnymniejwięcejwpołowie,wyrzuciłamgonadtylnąkrawędziąwywrotkiiznowu
chwyciłamkarabin.

25

Porażka.Kanisterrozprysłsięwchwilizderzeniazziemiąijegozawartośćrozlałasięna
wszystkiestrony.Odziwoniewybuchł.Możewśrodkubyławoda,aniebenzyna.Nie
stałamjednakzzałożonymirękamiiniezastanawiałamsięnadtym.ZnowuoddałamLee
swójkarabin,chwyciłamjednązbeczek,którapotoczyłasięwmojąstronę,ijednym
ruchempoderwałamjądogóry.

Kanisternacośsięjednakprzydał.Kierowcaśrodkowegodżi-panajwidoczniejwpadłw
panikę,widząc,jakcośwylatujezwywrotki.

Możeodgadłmojezamiary.Wcalebymsięniezdziwiła.Wkażdymrazienachwilę
wcisnąłhamulec,cowyraźniegospowolniłoidałonamtrochęwięcejczasu.

Beczkaniepękła.Odbiłasięiposzybowałazaskakującowysoko,apotemodbiłasię
jeszczekilkarazy.Leezdążyłjużoddaćdwastrzaływjejstronę,alespudłował.Ja
strzeliłamrazitrafiłamwchwili,gdybeczkędzieliłooddżipazaledwiedziesięćmetrów.

Mamztegopowoduogromnąsatysfakcję.Niejestemnajlepszymstrzelcemnaświecie-o
nie.Aletenstrzałbyłcałkiemładny.Ioddałamgowdoskonałymmomencie.Kierowca
dżipanajwidoczniejodzyskałpewnośćsiebie,bopędziłzpełnąprędkością.Beczka
wybuchłajakbomba:wszędzieposzybowałopłonącepaliwoikawałkimetalu.Kierowca
niemiałszansichominąć.Oczywiściepróbował.

Ktobyniepróbował?Gwałtownieodbiłwbok,skręcającjaknajmocniejwprawo.
Tchórz,pomyślałam,nibyprzypadkiemzapominającodziwnejchwiliwłasnego
tchórzostwa.Bokręcąckierownicą,byuciecjaknajdalejodeksplozji,kierowcadżipa
narażał

pasażeranaogromneniebezpieczeństwo.Teżnarażałamludzinaogromne
niebezpieczeństwo,kiedypuszczałyminerwy,alenietakrozmyślniejakon.

Wkażdymraziedoprowadziłdotego,żedżipzacząłkoziołkować.Itojak!Przeturlałsię
chybazetrzyrazyiwylądowałnadachu,odwróconydonastyłem.Jegokołaobracałysię

background image

jakszalone.

126

Niebyłoczasudłużejsiętemuprzyglądać.NagleLeewrzasnął:

-Chowajsię!

Izdałamsobiesprawę,żezachwilęuderzymywogrodzenie.

Obydwojepadliśmynaziemię.Rozległsięhuk,trzaskikilkabrzdęków,które
przypominałyuderzeniekuliometal,alewrzeczywistościtowarzyszyłypękaniu
przewodówpodwysokimnapięciem.Okropnymetalowypisk.Jedenkabelstrzeliłnam
nadgłowąjakbat.Gdybymnadalstała,uciąłbymigłowę.Nieżartuję.Alechoćnie
odważyłamsięwstać,wiedziałam,żeprzebiliśmysięprzezogrodzenie.

Niewiarygodne:naprawdęudałonamsięwydostaćzlotniska.Inajwyraźniejwszyscy
przeżyliśmy.Towcalenieznaczy,żewyzbyliśmysiępanicznegostrachuprzedśmiercią,
któraprzecieżnadalmogłanasspotkaćwkażdejchwili-cozresztąbyłobardzo
prawdopodobne.Najbardziejniesamowitebyłoto,żespowodowaliśmyogromne
zniszczenia,zadającwrogowiciosy,wktóreledwiemogliśmyuwierzyć,amimotoudało
namsięuciec.

Zasadniczaróżnicapolegałaterazchybanatym,żenachwilędopuściłamdosiebiemyślo
przetrwaniu.Wydawałasięniebezpieczna,mogłazrobićwięcejzłegoniżdobrego,ale
wkradłasiędomojejgłowyitkwiłatamjakkwiatuszekpośrodkuasfaltowegopodwórka.

Kiedytrzaskający,zawodzący,śpiewnydźwiękrozrywanychkabliucichł,prześlizgnęłam
sięnakoniecwywrotkiiwyjrzałamnazewnątrz.Byłototrudne,boHomernadaljechałz
pełnąprędkością.

Aleterazsytuacjawyglądałainaczej,bopędziliśmydrogąoboklotniska,którazaczynała
sięrobićkrętaibiecpodgórę,Wkrótcemiałasięzrobićjeszczebardziejkrętaistroma,bo
wiodłakuwzgórzomnapółnocodWirrawee.

Byłamposiniaczonaipoobijanaodciągłegopodskakiwania,alemusiałamotym
zapomnieć,żebysięskupić.Rozpaczliwiechciałamzobaczyć,cojestzanami.

127

Dwapozostałedżipysiedziałynamnazderzaku.Chybapoopuszczeniulotniskażołnierze
przestalidonasstrzelać,alebylituż-

tuż.Jeśliwcześniejsięniewkurzyli,toterazzpewnościąbyliwściekli.Wścieklii
prawdopodobnietakżewystraszeni.Cojednakwcaleniezmniejszałozagrożenia.
Wystraszonyczłowiekpotrafibyćnaprawdębrutalny.

Uniosłamkarabinistanęłamwrozkroku,byprzyjąćodpowiedniąpozycjędostrzału.W
tymmomencieżołnierzenatylnymsiedzeniupierwszegodżipapodnieślisięiteżunieśli
karabiny,mierzącdomnie.

Zastanawiałamsię,dlaczegoniestrzelajądonascałyczas.Możebrakowałoimamunicji.
Niemielidużoczasunazabraniewiększejilości.Niedaliśmyimszansyna
zorganizowaniesię.Możepoprostupróbowaliodzyskaćrównowagępoostrymzakręcie.
Amożeuznali,żekulenieprzebijąmetalowejwywrotki.

background image

Wkażdymrazieterazzamierzalinadrobićbraki.Przykucnęłam,gdygradkułposypałsię
natyłciężarówki.Wstalizakwitłrządkwiatów.

Byłookropnieniebezpiecznie.Mimotomusieliśmycośzrobić.

Wychyliłamsię,oddałamdwaszybkiestrzaływichprzedniąszybęischowałamsięz
powrotem,nasłuchującodgłosówkraksy,którejsięspodziewałam.

Nic.Tylkowarkotnaszegosilnika,grzmiącedudnieniekażdejnajmniejszejczęściod
tłokówpopasekklinowy,pracującychjakjeszczenigdydotąd.Nawetgdybymwcoś
trafiła,niczegobymnieusłyszała.

Leewyjrzałznadkrawędzi.Pokonywaliśmykolejnąserięzakrętówiwyglądałonato,że
ostrzałznowuustał.Wtoczyłasięnamniejednazbeczekzbenzynąizaczęłamsię
zastanawiać,czypowinnamrzucićnastępną.Wiedziałam,żeniebędzieczasunaoddanie
strzału,alebyćmożerozprysłabysięiwybuchła.Nawetjeślidwiepoprzedniesięnie
rozprysły.

128

WtedyLeecośkrzyknąłiprzywołałmniedosiebiemachnięciemręki.

Szybkoprzesunęłamsięwjegostronę.Wskazałbolecnagórzetylnejklapy.Natychmiast
zrozumiałam,ocomuchodzi.

-Stracimyosłonę-krzyknęłam,aleonwzruszyłramionamiinicnieodpowiedział.Chyba
miałnamyślito,żebędziemysięmartwilipóźniej.

Jateżwzruszyłamramionamiiprzesunęłamsięzpowrotemnadrugąstronę.Zaczęłam
majstrowaćprzybolcu.Gdybyżołnierzezobaczylimojąrękę,moglibysiędomyślić,co
zamierzamy,aleniemieliszanswniątrafić.Zresztąpewnieitakniemoglijejzauważyć.

Leewyjąłjużbolecposwojejstronie.Przeztozwiększyłsięnacisknamojąstronęibyło
mitrudniejwysunąćboleczdziury.Klapaskładałasięzdwóchczęści,amyskupiliśmy
sięnagórnej.Wpionietrzymał

jąjużtylkomójbolecijeszczejeden,pośrodku,któryprzytwierdzał

jądodolnejpołowy.Zadrżałymipalce,kiedyzdałamsobiesprawę,jakniewieleczasu
dzielinasodchwili,wktórejciężkikawałstalizostanieuwolnionyibędziemógł
odfrunąć,dokądtylkozechce.

Chociażnie,towzasadzieniebyłaprawda.Odfrunąłbytam,dokądzabrałbygowiatri
prędkośćnaszejciężarówki.Czyliprostodotyłu.

Leewyjąłbolecposwojejstronie.Aletenpomojejstawiałopór.

Próbowałambyćcierpliwa.Siłowałamsięznimiciągnęłamgo.W

ogóleniechciałsięruszyć.Możestalowaklapawiedziała,cojączeka.

Miałamwrażenie,żeutknęłanadobre.Toczyłamrozpaczliwąwalkę.

Potrzebowałamjedynie,bybolecprzesunąłsięotrzycentymetryitobymiwystarczyło.
Aledolnaczęśćbolcawydawałasięjakaśspuchnięta,jakbybyłazaduża,bysięwysunąć.
Mojepalcepoczerwieniały,byłyobtarteiobolałe.

background image

Potem,znagłympośpiechemilekkimzgrzytem,bolecustąpił.

129

Nadalklęczałamipoczułamsiętrochęgłupio,trzymającgowrękach.

Przezchwilęgórnaczęśćklapytrwałajakbywzawieszeniu.Potemnaglezniknęła.
Zdmuchnęłojąjakkartkępapieru.JaiLeestraciliśmyczęśćosłony.Zczymśwrodzaju
przerażeniazmieszanegozfascynacjączekaliśmy,cosięstanie.

Astałosięcośokropnego.Najwidoczniejniktjadącywdżipieniezauważyłnaszych
małychpalcówmajstrującychprzybolcach.Alboniktsięniminieprzejął.

Gdyżołnierzezobaczylilecącąklapę,zaczęlihamować,aleniebyliwstaniewielezrobić.
Ciężarówkapędziłazestonagodzinęidżipteż.

Stalowaklapaposzybowaławjegokierunkuzpodobnąprędkością.

Górnepołowyfacetówsiedzącychzprzodupoprostusięrozpadły.

Trzebabyzsześćplastikowychworków,bypozbieraćto,wcosięprzemieniły.Kolesiz
tyłuspotkałnielepszylos.Mignęłymidolnepołowydwóchciał,którenadalsiedziałyz
przodu,gdydżipzjechałzdrogiprostonadrzewoiwybuchł.

Nawojniewidujesięokropnerzeczy.JaiLeetylkospojrzeliśmynasiebie.Jeślibyłam
równiebladaiwstrząśniętajakon,mojaskórazrobiłasięcałkiembiała.Pewnienawet
bielszaniżjego,biorącpoduwagęmojąanglosaskąkarnację.Chybaobydwoje
osłupieliśmynawidokczegośtakpotężnegoitotalnego.Tojednaznajbardziej
dramatycznychiprzerażającychscen,jakiekiedykolwiekwidziałam.

Niewiem,dlaczegozrobiłanamnieznaczniewiększewrażenieniżwybuchbeczkiz
paliwemprzedpierwszymdżipem.Możewidzieliśmyjużwieleeksplozji,wporównaniuz
którymikawałstalilecącejnasamochódzdawałsięnieśćzimną,okrutnąśmierć.Śmierć
naskutekwybuchubyłagorąca.

Nadalwidzieliśmydrugiegodżipa.Żołnierzezaczęlidonasstrzelać.

RazemzLeeschowaliśmysięzadolnączęściąklapyinachwilęzamarliśmywbezruchu.
Potemostrożniewyjrzałam.Czytomojawyobraźnia,czymożezostalilekkowtyle?
Wcalebymimsięniedziwiła.

130

Kiedypokonaliśmyparęwąskichzakrętów,nakilkasekundzupełniestraciliśmyichz
oczu.

Wjeżdżaliśmypodgóręiciężarówkazwalniała.Chcączachowaćtakdużąodległość,
kierowcadżipamusiałużywaćhamulcówiprawdopodobnietorobił.

Niewiem,jakLee,alejaczułam,żeniemamjużwzanadrzużadnychfajnychsztuczek.
Droganadalbyłazbytkręta,byśmymogliwykorzystaćbeczkizpaliwem.Wzięłam
karabinipołożyłamsięzadolnączęściąklapy.PochwiliLeezrobiłtosamo.
Zrozumiałam,żeszykujemysiędostrzelaninyiżemusimyzwyciężyć.Imszybciejto
załatwimy,tymlepiej.

Gdyznowupojawiłsiędżip,oddałamtrzystrzały.UsłyszałamteżkarabinLee:wystrzelił

background image

chybadwukrotnie.Tymrazemrównieżcelowałamwprzedniąszybę-bobyła
największyminajlepszymcelem-izobaczyłam,jaksięrozprysła,choćniewiem,od
czyjejkuli:mojejczyLee.Utrataprzedniejszybynajwidoczniejniewielezmieniła.
Kierowcabyłcałyizdrowy,adżipjechałdalej.Został

jednakjeszczebardziejwtyle.Zaczęłomnietomartwić.Wiedziałam,żejeślizwolnii
będziezanamijechałwbezpiecznejodległości,wpadniemywogromnetarapaty.
Dokądkolwiekpojedziemy,cokolwiekzrobimy,będzienasśledził.Kiedysięzatrzymamy
albospróbujemysięukryć;czynawetgdyskończynamsiębenzyna,żołnierzebędątużza
nami.Zwyczajniemusieliśmysięichpozbyć.

Znowusprawdziłammagazynek.Zostałymiczterykule.SpojrzałamnaLeeiuniosłam
brwi,pytając,ilezostałojemu.Uniósłjedenpalec.

Skrzywiłamsię.Tobyłkoszmar.Znowuuniosłamkarabin,przesunęłamsiętrochę,żeby
zająćnajwygodniejsząpozycję,izmrużyłamoczy,patrzącprzezcelownik.

Tymrazemzaczekałam,ażwyjedziemynaprostą.Kiedypojawiłsiędżip,mogłamdobrze
wymierzyć,mimożebyłdośćdaleko.Dopierogdyniewyraźnatwarzkierowcyznalazła
sięwmoim131

poluwidzenia,pociągnęłamzaspust.Usłyszałam,jakLeeprzeklina.

Opuściłamkarabinizrozumiałamdlaczego.Kierowcazacząłjechaćzygzakiem,takjak
Homernalotnisku.Mojakulaminęłagopewnieokilkametrów.

Wciągudwóchnastępnychminutspróbowałamjeszczedwarazy.Niejestempewna,czy
udałomisięcokolwiekzniszczyć,alewidziałam,jakpojednymstrzalecośoderwałosię
oddachu.Drugakulachybatrafiłafacetasiedzącegoztyłu.Gdywkońcuich
zatrzymaliśmy,poczułamniemalrozczarowanie.Obydwojeczekaliśmyzkarabinamiprzy
policzkach,agdydżipnakrótkąchwilęwyrównałtorjazdy,wystrzeliliśmyrazem,prawie
równocześnie.Uzgodniliśmy,żebędziemycelowaćwsilnik,coprzytakiejodległości
dawałonamnajwiększeszanse.Gdywystrzeliliśmy,naglepojawiłasięchmurabiałego
dymu,apotempłomień.Dżipszybkosięzatrzymał,jakbyuderzyłwmur,izobaczyłam,
żeześrodkawyskakujądwajżołnierze.

Potemodwróciłamwzrok.

OpuściłamkarabinispojrzałamnaLee.Nadalbyliśmyżywi!Towydawałosię
niemożliwe.Wystrzelaliśmywszystkienaboje,alenadalżyliśmy.

Chciałamsięodprężyć.Nie,chciałamzupełniesięwyłączyć,paśćwkącie,płakać,
mówić,spaćidostaćhisterii-wszystkonarazalbochociażjedno.Alewiedziałam,że
nadaljesteśmywokropnymniebezpieczeństwie.Radiaitelefonywrogapracowały
pewnienanajwyższychobrotach,jakszalonedzwoniącdowszystkichmężczyzn,kobieti
dzieci,doktórychtylkosiędało.Wjednymcelu.

Żebynaszabić.

Nowięcniebyłożadnegoodpoczynku,żadnejszansynazłapanieoddechu.Przeszłamna
przódprzyczepy,żebysprawdzić,jaksobieradząnasiprzyjacielewkabinie.Ztego,co
udałomisiędojrzeć,radzilisobienieźle.Fiodwróciłasię,spojrzałaprzeztylnąszybęi
zobaczyłamnie.Zaczęłabićbrawo.Zrobiłomisięmiłoizdałamsobiesprawę,żeHomer

background image

iFiwidzieli,jakpozbyliśmysiępościgu.Przynajmniejnajakiśczas.

Homerjechałprzezkolejnetrzyminuty.Łatwobyłozgadnąć,comyśli:żemusimy
odjechaćnabezpiecznąodległośćodostatniegodżipa.Niemogliśmyjednakpojechaćza
daleko,bozdrugiejstronyprawdopodobniezbliżalisięjużżołnierze.Gdybysięzjawili,
bylibyśmyugotowani.Dotądmieliśmyszczęście.No,możenietylkoononamsprzyjało.
Desperacjateżpotrafiwielezdziałać.

miłoizdałamsobiesprawę,żeHomeriFiwidzieli,jakpozbyliśmysiępościgu.
Przynajmniejnajakiśczas.

Homerjechałprzezkolejnetrzyminuty.Łatwobyłozgadnąć,comyśli:żemusimy
odjechaćnabezpiecznąodległośćodostatniegodżipa.Niemogliśmyjednakpojechaćza
daleko,bozdrugiejstronyprawdopodobniezbliżalisięjużżołnierze.Gdybysięzjawili,
bylibyśmyugotowani.Dotądmieliśmyszczęście.No,możenietylkoononamsprzyjało.
Desperacjateżpotrafiwielezdziałać.

10

Zebraliśmysięnawąskim,nieregularnympasietrawynaskrajudrogi.

NawetKevinwysiadłzciężarówki.Jasne,byłwrozsypce,alemiałnatylerozumu,by
dojśćdowniosku,żesiedzeniewciężarówcenicmunieda.Tenpojazddobrzenam
służył.Możepowojnieprzyjadę,odnajdęgoiwstawiędoładnegogarażu,wktórym
będziemógł

wygodniemieszkaćdokońcaswoichdni.Kiedytylkobychciał,karmiłabymgopięknym
gęstymczarnymolejemorazpoiłabenzynąbezołowiowąklasypremiumiwodąmineralną
dochłodnicy.Aleterazmusieliśmysiępożegnać.Homerwprowadziłciężarówkęw
zachwaszczonezarośla,gdzierosłydrzewawysokienamniejwięcejpięćmetrów.Nie
byłatoidealnakryjówka,alemusiaławystarczyć.

Znowuzłapałamswójplecakizarzuciłamgonaplecy.HomeriLeemieliswojeplecaki,
alebagażKevinaiFizostałgdzieśnalotnisku.

Tobyłazławiadomość-nietylkodlanich,aletakżedlaresztyznas,boKeviniFinieśli
ostatniezapasyżywności.

Choćwszyscytrzęśliśmysięzestrachu-zaciśniętezębyszczękałynamtakbardzo,że
prawieniktniemógłmówić-szybkoosiągnęliśmyporozumienie.

—Musimyzostawićciężarówkę.

TakbrzmiałypierwszesłowaHomera.

134

Niktniezaprotestował.

-

Uciekamydolasu?-zapytałaFi.

-

Toraczejniewystarczy-powiedziałam.-Będzienasścigałomnóstwożołnierzy,a

background image

jesteśmywykończeni.Niezdołamyuciecwystarczającoszybko.

-

Wtakimraziecozrobimy?-zapytałLee.

Znowupatrzylinamnie.Nieznosiłam,kiedytorobili.

-

Potrzebnynamhelikopter-powiedziałaFi.

Wcaleminiepomogła.Dalejłamałamsobiegłowę.Nietylkojąłamałam:rozłożyłam
umysłnastoledoklasyfikacjiwełny,przeczesałamgopalcamiisprawdziłamkażdy
supełek.Apotem,kuswojemuzdumieniu,naglewpadłamnapewienpomysł.Niemiałnic
wspólnegozhelikopterami.Wdalekimzakamarkumózguzapchanymmnóstwem
bezużytecznychbzdurnatknęłamsięnapewnądrobną,aleważnąinformację.

Jakjużwspomniałam,desperacjapotrafiwielezdziałać.

-

Rzeka.

Niemusiałammówićnicwięcej.Moiprzyjacielespojrzelinasiebie-

aprzynajmniejFi,LeeiHomer,boKevinstałjakrobot,gapiącsięwziemię-ijużpo
chwilibyliśmywruchu.

ProwadziłaFi.Lekkośćdawałajejprzewagę.ZaniąszedłLee,potemKevin,którego
specjalnieumieściliśmypośrodku,anastępniejaiHomer,któryciężkoczłapałnakońcu.

Padaliśmyznóg.Aleprawieniczegonienieśliśmy.Wplecakachzostałonamniewiele,a
zkarabinówbeznabojówniebyłożadnegopożytku.Dlategomogliśmyprzynajmniej
poruszaćsiętakswobodnie,jaktylkopozwalaływycieńczoneciała.

Zabawnebyłoto-naprawdętakwtedymyślałam-żeniezrobiliśmynic,comogłobynas
wyczerpaćfizycznie.Niewspinaliśmysiępogórach,nieprzepłynęliśmyoceanówaninie
graliśmywfinałachLigiMistrzów.Niebraliśmyudziałuwtrójboju.Wmoimwypadku
wysiłkuwymagałojedynieprzedostaniesięzkabinyna135

wywrotkę.Mimotobyłamtakwykończona,jakbymprzebiegłamaraton.Chybastres,
któryprzeżyliśmy,pozbawiłnaswszystkiego:każdegogramaenergii,każdejkroplisiły,
prawiecałegożycia.

Właśnietaksięczułam:jakbymtowszystkostraciła.

Alemojezmęczonenoginadalsięporuszały.Las,przezktóryszliśmy

-oddalonyodWirraweeozaledwieparękilometrów-byłrzadkiibardzosuchy.Rosłytu
eukaliptusy,przeważnieśredniejwielkości,osrebrzysto-oliwkowychliściach,które
wypuszczająlatem.Paręlatwcześniejszalałtupożariczęśćpninadalmiałaczarnykolor.
Niezauważyłamzbytwielukrzaków.Glebabyłakiepska,usianamałymikamieniami,
pozbawionażyznejziemiobarwieciemnejczekolady.

Wiem,cobymznalazła,gdybymzaczęławniejkopać:kamienieniewielewiększeod
żwiruirdzawy,suchypiach.Tworzyłtwardąnawierzchnię,poktórejjednakdośćdobrze

background image

siębiegło.

Normalniespodziewałabymsięjużhelikopterów.Nietakdawnotemu,kiedyzbliżaliśmy
siędoWirrawee,byposzukaćNowozelandczyków,zjawiłysiębardzoszybko.Aleteraz
tylkosamBógwiedział,cosięmiałostać.Niewiedzieliśmy,jakdużoudałonamsię
zniszczyć,alenapewnosporo.Anijedensamolotniezdołałsięwzbićwpowietrze-tego
byłampewna-aleniewiedziałam,ilemaszynocalało.Możliwe,żeżadna-nielicząc
odrzutowca,zktórympędziliśmynaczołowezderzenie.

Kiedypoprzednimrazemzbliżyliśmysiędolotniska,okazałosię,żenajwidoczniej
zainstalowanotamjakiśsupernowoczesnysystemochrony,którypozwalałwykrywać
obecnośćludzizzadziwiającejodległości.Pewnieprzekonałżołnierzy,żesąbezpieczni.
W

powietrzuNowozelandczycyzRNZAFprzegrywalizkretesemiwycofywalisięzaMorze
Tasmana.Jużichniewidywaliśmy.Dlategonalotniskuniespodziewanosięwiększych
kłopotówzpowietrza.Asystemnaziemnywydawałsiębardzoskuteczny.
Przechytrzyliśmygofuksem.Mogłamsobiewyobrazić

136

rozmowęprzybramiewjazdowejmiędzywartownikamiakierowcamiciężarówek
wracającychzwysypiska.

-

Zatrzymywaliściesięgdzieś?

-Nie.

-

Widzieliściekogoś?

-Nie!

-

Pojechaliścietylkotamizpowrotem?

-Tak.

-

Okej,wtakimraziewjeżdżajcie.

Agdyjużznaleźliśmysięwśrodku,poszłowzasadziełatwo.Możeżołnierzeczulisiętak
pewnie,żewbazieniezaprzątalisobiegłowyśrodkamibezpieczeństwa.Tobyładlamnie
cennalekcja:nigdyniemyśl,żeudałocisiędopiąćwszystkonaostatniguzik,bez
względunato,jakbardzosięstarałeś.Powinnambyłasiętegonauczyćnafarmie.

Razemztatąprzezwiekikładliśmyrurywzdłużrowówwokółdomuiszop,instalującje
tamnastałe,apotempodłączającdonowiusieńkiejpompy.Miałynaschronićprzed
pożarami.Blokujeszrynnypionowe,apotemnapełniaszrowywodą.Testowaliśmy
systemcopółroku.

Zeroproblemów.Potemwybuchłpożar,włączyliśmypompęinicniezadziałało.Później

background image

odkryliśmy,żepodobudowępompydostałysięosy,którezrobiłytamgniazdo.Użyta
przeznieglinaunieruchomiłamaszynę.

Nowięcrozumiałam,dlaczegowartownicynalotniskutakkiepskosięspisali.Miałam
tylkonadzieję,żeniezostanietoodnotowanewpapierach.Ichkarierawojskowabardzo
bynatymucierpiała.

Gdyonichmyślałam,zoddali,odstronylotniska,dobiegłnashuknastępnejeksplozji.
Niewiem,cotobyło.Weszliśmynamałewzniesienie,gdziezdawnejzagrodypozostały
tylkopłatyblachyipozostałościogrodzenia.Dalej,polewejstronie,zauważyłam
ogromnąchmuręszaregodymu.Miałazabawnykształt,137

W

wisiałanadWirraweejakciężkistół,cośwrodzajusztabydymu.Alerozciągałasięna
wielemil.Uśmiechnęliśmysiędosiebie.Nadalniebyłowidaćmściwychhelikopterów,
wściekłychodrzutowcówśmigającychzwarkotem,żadnegoruchunaniebie.Musieliśmy
zadaćogromnestratyichflociepowietrznej,skoroniemoglinawetoderwaćsięodziemi,
bynasposzukać.

Naszezmęczeniezaczęłazalewaćradość.To,cozrobiliśmy,wydawałosięniewiarygodne.
Poczułam,żeidęcorazszybciej,ażwkońcuodniosłamwrażenie,żeidęzaszybko.
Gdybymmiałasilnik,pewniepracowałbynazbytwysokichobrotach.NawetKevin
przyspieszyłkroku.Jakbynasnapędzałsyropmalinowy.Wymieniłamkilkauwagz
Homerem,alemówiliśmycicho,boniebyliśmyjeszczegłębokowlesie.Musieliśmy
jednakpowiedzieć,jakietofantastyczneiwspaniałe,jakwielkiemieliśmyszczęście.

Dlamniebyłotochybanajlepszeźródłoemocji.Przetrwaliśmy!

Właśnietak.Takdługobyłampewna,żezginiemy,anagleodkryłam,żenadalżyję.
Oddychałam!Czułamciężkawyzapacheukaliptusa,gorącopoliczkówipotcieknącyspod
pach,oblizywałamspierzchnięteustasuchym,spuchniętymjęzykiem.Nagleżyciewydało
misięcudowne.Pragnęłamdalejdoświadczaćtychemocji,najdłużej,jaksięda.
Naprawdęniechciałamumierać.Cudcodziennychchwil.Możliwośćpatrzeniananiebo,
uśmiechaniasięnawidokprzedziałkanatyłkubiegnącegoprzedemnąKevinaalbo
zauważenia,żepryszcznamoimprzedramieniupowoliznika-

wszystkieterzeczywydawałysiętakiecenne.Ajeszczebardziejwyjątkowybyłcud
polegającynamożliwościpodejmowaniadecyzji,mierzeniasięzproblemami,szukania
rozwiązań.Nalotniskumyślałam,żeniemadlanasnadziei.Myślałam,żeniema
rozwiązania.Żejedynymwyjściemjestśmierć.Terazzobaczyłam,żedziękinaszej
determinacjizmieniliśmyrzeczywistość.Znaleźliśmyodpowiedzitam,gdziewcześniej
ichniebyło.Obiecałamsobie,żenazawszezapamiętamtęlekcję.

138

Ijużwkrótcemusiałamjąsobieprzypomnieć.Mniejwięcejpodziesięciuminutachbiegu
Homernaglezłapałmnieodtyłuzaramię.

-Ktośidzie-szepnął.

Pochwiliteżtousłyszałam.Niedalekozanami.Pościgniestarałsiębyćcicho.Chyba
uznano,żeszybkośćjestważniejszaodostrożności.

background image

Prawdopodobniewiedzieli,żebędziemysięspieszyćiżenaszgubią,jeślisięniesprężą.
Przeklęłamich.Przeklęłamichwsercuiwmyślach.Niebyłosensumarnowaćcennego
oddechu.Aledoniedawnamiałamnadzieję,żeudanamsiędotrzećdorzekitak,bynas
niezauważyli.Jakimścudemnaswytropili.Możedlatego,żetakatrasawydawałasię
najbardziejlogiczna-podrugiejstroniedrogi,przyktórejzostawiliśmyciężarówkę,nie
byłodrzew-amożeokazalisięwystarczającobystrzy,byzauważyćnasześlady.
Pomyślałamjednak,żenataktwardejziemitomałoprawdopodobne.Raczejnie
zostawialiśmyśladów.Pewnieułatwiliśmyimzadanie,idączgodnieznaturalnym
ułożeniemterenu.Byliśmyzbytzmęczeniiwystraszeni,bypostąpićinaczej.

Próbowałammyślećwbiegu.Niebyłołatwo.Potrafięiśćijednocześnieżućgumę,ale
mamproblemzmyśleniemwbiegu.

Brakowałomidotegotlenu.Przynajmniejsiędowiedziałam,czegopotrzebujemy:czasu.
Wykorzystanierzekizgodnieznaszymplanemwymagałoprzewagiczasowej.W
przeciwnymrazieżołnierzeczekalibynanasnabrzegujużstometrówdalej.

Przyspieszyłam,minęłamdrzewoiwyszłamnaprowadzenie.

Doszłamdowniosku,żemusimypobiecokrężnądrogą,odważniezakładając,żeudanam
sięzwiększyćdystansjeszczeokilkaminut.Iznowuprzyspieszyłam.Zanosiłosięna
wyścigożycie,sprint,idrugiemiejscenapodiumniewchodziłowgrę.

Wmiaręjakzbliżaliśmysiędorzeki,lasgęstniał.Rosłowięcejjeżyniciemnekępy
gęstychzarośli.Zatymwszystkimwidaći39

byłostromybrzeg,cośjakbymałyklif,zaktórymprawdopodobniepłynęławoda.

Gdybyśmynadalpodążalizgodnieznachyleniemterenu,skręcilibyśmywlewo,czyli
zwrócilibyśmysięzpowrotemkuWirrawee.Chybanawetzauważyłamtamwąską
ścieżkę.Wdodatkuzdawałasięodbiegaćodrzeki.

Niewiedziałam,czydziękitemuzyskamywyraźnąprzewagę,alelepszebyłotoniżnic.
Bezwahaniaskręciłamwtamtąstronę,pędzącprzezchwastywciemnezarośla.Pozostali
pobieglizamną.Niemieliinnegowyjścia.Jedenzawszystkich,wszyscyzajednego-
znowudziałaliśmywtensposób,wzasadziejakzwykle.

Musieliśmybiecostrożnie.Jeśliciludzienaprawdęnasśledzili,szybkozauważyliby
połamanegałęzieipogniecionerośliny.

Równocześniemusieliśmysięporuszaćszybko.Więctrzebabyłoiśćnakompromis.
Mieliśmyztrzydzieścisekund,żebyzniknąć.Daliśmynurawciemnezarośla.

Przykucnęłambardzoniskowniewygodnej,pokracznejpozycji,nalekkimwzniesieniu.
Częściowozasłoniłmniezłamanypień,aczęściowopaprocie.Miałamnadzieję,żenie
będęmusiałatamsterczećzbytdługo.

Nieśmiałamsięrozejrzeć.Musiałamwierzyć,żepozostaliteżsądobrzeschowani,
zwłaszczaKevin.Bógjedenwiedział,comożestrzelićdogłowytemufacetowi.
Prawdopodobnieskuliłsiędopozycjipłodowej,takjakja.Czekając,pomyślałamonim.
Przerażałomnie,żeniewiem,cosięznimdzieje,iżektoś,kogotakdługoznałam,
kompletniesięrozsypał.Skorocośtakiegoprzydarzyłosięjemu,mogłosięprzydarzyć
każdemuznas.

background image

Mojemyśliprzerwałtupotnóg.Przesądniewierzyłam,żejeślispojrzęwichstronę,też
zostanęzauważona.Aleniemogłamsiępowstrzymać.“Wyjrzałam.

Byłoichsześciu.Ciężkiemunduryikarabinychybatrochęichspowalniały.Twarze
wyraźnielśniłyodpotu,anakoszulach140

widniałydużemokreplamy:podpachamiinaplecach.Aleraczejzanaminieskręcili.
Prawdopodobniepodążalizgodniezukształtowaniemterenu,takjakwcześniejmy.
Odruchowowbieglinaścieżkęipopędzilidalej.

Gdytylkoucichłodgłosichbutów,wstałam.Niedałamsygnałupozostałym-poprostu
uznałam,żesamizauważą,corobię,ipobiegnązamną.Wyskoczyłamzzaroślii
zaczęłamsięwspinaćnamałeurwisko.

Byłotrudniej,niżprzypuszczałam.Zpierwszymodcinkiemposzłomiłatwo,alepotem
zrobiłosiębardziejstromoigruntzacząłsiękruszyć.

Znowupomyślałam,żezostawiamywyraźnyślad,imiałamnadzieję,żepozostalisą
równieostrożnijakja.AlenadalnajbardziejmartwiłamsięoKevina.Ciąglenaniego
zerkałam.Beznamiętniewspinałsięnaszczytipoparuminutachkumojemuzdumieniu
udałomusięmniewyprzedzić.Nawetnamnieniespojrzał.Poprostugnał

naprzódjakwielkiniedźwiedźgrizzly.

Mimotonaszapiątkadotarłanaszczytmniejwięcejwtymsamymczasie.Ogromniemi
ulżyło,gdyprzeszłamnadrugąstronęgrzbietuiusłyszałam,apotemzobaczyłamto,co-
jakmiałamnadzieję-byłonasząostatniądeskąratunku:szeroką,pięknąrzekęHeron.

Nadaltrwałolato,więcwodapłynęładośćszybkoibyłagłęboka.W

połowiestyczniajejpoziomznaczniesięobniżał,alenastarejrzecemożnabyłopolegać,i
tylkodługasuszapotrafiłająnaprawdęspowolnić.

Staliśmynadprostymodcinkiemnurtu.Byłszerokimniejwięcejnadwadzieściametrów.
Ostatnioniepadało,więcwodawyglądaładośćczysto.Podobnomieszkaływniej
dziobaki,choćporazostatniwidziałamjetamwdzieciństwie.Terazteżżadnegonie
zauważyłam.

Możnabysięspodziewać,żerzekapłynącaprzezWirraweewpadadoZatokiSzewca,ale
zasprawąjakiegośgeograficznego141

J*

wybrykunatury-dokładniejmówiącWzgórzBlackmana-wcalesiętakniedziało.Heron
płynąłażdoStratton,apotemwdół,dojezioraMurchison.Todośćważnarzeka,bowodę
zjezioraMurchisonwykorzystujątamtejszewielkieelektrownie.

Alewtedyotymniemyślałam.Chciałamtylkojaknajszybciejwydostaćsięzokręgu
Wirrawee.Szybkośćidziałaniebyłydlanasnajważniejsze.

-

Trzymajciesięrazem—powiedziałamdoprzyjaciół.-Jeśliktośwpadniewtarapaty,
niechkrzyknie.IuważajcienaKevina.

-

background image

Nicminiejest-mruknął.

Ucieszyłam,się,żewogólecośpowiedział.

Aleledwietousłyszałam,bobyłamjużwdrodze.Niewysiliłamsięnaspektakularny
skokzrozpędu-główniedlatego,żeniejestemwtymzbytdobra.Zresztąchciałamsię
trzymaćbliskobrzegu,botakbyłobezpieczniej.Nowięcszybkoweszłampokolana,
ustawiłamplecakprzedsobą,położyłamsięnawodzieiprzepłynęłamparęmetrów.
Potemskręciłamwprawo,kierującsięwdółrzeki.

Dziwniesiępływawubraniu.Nigdywcześniejtegonierobiłam.W

ZatoceSzewcajaiHomermieliśmynasobielekkieT-shirtyiszorty.

Terazbyłamwpełnymrynsztunku.Wodawypełniłamibuty,potemdżinsy.Pełzłapo
nogach.Wszystkorobiłosięcorazcięższe.Aleprzynajmniejniebyłozazimno.Biegłam
takdługoitakbardzosiębałam,żebyłamrozgrzana,zestresowanailepka,więcwoda
podziałałanamniedobrze.Niechodziłotylkoochłód,leczosposób,wjakizmywałaz
mojegociałabrudipot.Upłynęłodużoczasu,odkądporazostatnisiękąpałam.

Rzekapłynęłazdecydowanie,aleniezbytwartko.Niebyłowniejżadnychwirówani
wodospadów.Heronnienależałdotegorodzajurzek.Tonaprawdęzabawne:przedwojną
Wirraweeniemiałowsobieniczegodzikiego,dramatycznegoaniwidowiskowego.
Byliśmyspokojnączęściąświata.Większośćludzi

142

wnaszymokręgunieprzejmowałasiętym,cosiędziejewinnychzakątkach.Chcielipo
prostumiećspokój,byżyćwłasnymżyciem.

Chcielimócpoślubiaćludzi,wktórychsięzakochali,wychowywaćdzieci,uprawiać
ziemięispocząćnacmentarzuwWirraweepodwysokimiciemnymisosnami,gdziepo
ichgrobachbiegałybyoposy,któretakżeszukałyjedzenia,dobierałysięwparyirodziły
młode.

Takżyliludziewśrednimwiekuicistarsi.Mnienieinteresowałatakaprzyszłość.
ChciałampodróżowaćpoAzji,AfryceiEuropierazemzFi(dawniejrazemzCorrie),a
potemwrócić,pójśćnastudia,zdobyćciekawą,efektownąpracęipoślubićciekawego,
efektownegofaceta-

najlepiejbogatego.Okej,możewwiekuczterdziestulatwróciłabymdoWirrawee,
wykopałabymrodzicówzfarmyiprzejęłają.Wieleargumentówprzemawiałozażyciem
wWirrawee.Alewcalemisiędoniegoniespieszyło.

RzekaHeronbyłatypowadlaWirrawee.Płynęłaspokojnie,nierobiącnicszalonegoani
niespodziewanego.Niebyłowniejkrokodylianialigatorów,ani…Onie!Węże!Pijawki!
Wyciągnęłamszyjęicichozawołałamdopozostałych:

-

Uważajcienawęże.Inapijawki.

-

Wielkiedzięki,Ellie-odpowiedziałaFi.

background image

Tobyłkoniecmojegospokojuiopanowania.Zestrachemzaczęłamsięrozglądaćw
poszukiwaniupijawek.Nauczyłamsięichbać.W

dzieciństwiewogólesięniminieprzejmowałam.Jeśliktóraśsiędomnieprzyssała,
wychodziłamzwodyiprzypalałamjązapałką.Jakopaskudny,sadystycznybachor
czerpałampewnąprzyjemnośćzobserwowaniaskręcającychsię,wijących,
wysychającychciał,którewkońcuodpadałyodskóry.Ciekawe,ktoodkrył,że
przypalanietonajlepszysposóbnapozbyciesiępijawki.Tomusiałbyćnaprawdę
czarującyczłowiek.

Pewnegorazuwyszłamzestawu,wróciłamdodomuiskierowałamsiędoswojego
pokoju,żebyzostawićrzeczy.Potem43

zauważyłamnakorytarzuśladykrwinadywanie.Pomyślałam,żezostawiłjepies,może
sukazcieczką.

—Mamo!-zawołałam.-Byłtuktóryśzpsów?

Przyszła,żebyspojrzeć.

-

Ojej-powiedziała.Potemmisięprzyjrzała.-Comasznanodze?

Oczywiściemiałampijawkę,przyczepionątylkowpołowieiwiszącąnazębiealboczymś
wtymrodzaju.Toprzezniąponodzepłynęłamikrew.Nawettegoniezauważyłam.

AleCorrienauczyłamniebaćsiępijawek.Zakażdymrazem,gdyktóraśsiędomnie
przyssała,mojaprzyjaciółkarobiławielkiezamieszanie-krzyczałaiuciekała-ażpo
jakimśczasiesamazaczęłamsiędenerwowaćnaichwidokiwkońcuwpadałamw
większąpanikęniżCorrie.Dziwne,aleprawdziwe.

PóźniejpanKassar,nasznauczycielprowadzącykółkoteatralne,opowiedziałnampewną
totalnieobrzydliwąprzygodęswojejprzyjaciółkinaFilipinach.Kobietamiała
paroletniegosynka,któryzawszecierpiałnaproblemyzoddychaniem,dokuczałmuból
zatokiprzeziębienia.Byłaznimukilkumiejscowychlekarzy,którzyniewidzieliwtym
niczłego,więcwkońcuzawiozłagodospecjalistywwielkimmieście,któryskierował
małegonaprześwietlenie.Okazałosię,żeprzezcałyczaswnosiedzieckamieszkała
pijawka,tworząccośwrodzajustałegoelementuwystroju,izupływemmiesięcycoraz
bardziejrosła,korzystajączeswojegoosobistegoautomatuznapojami.Obrzydliwa
historia.

Zabawnebyłoto,żenaoboziewósmejklasiedopanaKassa-rateżprzyssałasiępijawka.
Przezchwilępluskałsięnapłyciźnie,wyglądającjakmaływieloryb,agdywyszedłz
wody,zobaczyliśmy,żezplecówzwisamuwielkaciemnoczerwonapijawka.Tańczyliśmy
wokółniego,krzycząc:„Spalimyją!Przynieściebenzynę!Niechpansięnierusza,może
nampanzaufać!”.

Alefacetstchórzyłikazałnamzastosowaćsól.Nudy.

144

**

Kiedywięcpłynęliśmyrzeką,niespokojniesięrozglądałam,obserwującteczęściciała,

background image

którebyłowidać,imacającpozostałe.

Przesuwałamrękąpoodsłoniętymkarku,anawetsięgnęłamdokostek.Zaczęłamsobie
wyobrażać,żepijawkidostająsiępodmojeubranie,iomałominieodbiło,bopotem
czułam,jakpełznąmipodnogawkamidżinsówalbopodkoszulką.

Tomogłabyćcałkiemrelaksującapodróż,alemojagłupiawyobraźniawszystkopopsuła.
Samaobrzydziłamsobiewycieczkę.Taknaprawdęprzemieszczaliśmysięzbytszybko,by
pijawkimogłynasdopaść.

Bonaprawdęmieliśmydobretempo.Niemusieliśmydużopływać,tylkotam,gdziebył
słabyprąd,borzekaskręcałaalbosięrozszerzała.

Przezwiększośćczasuwodaniosłanasspokojnymrytmem.Czasamidotykaliśmydna,
innymrazemrobiłosięwąskoigłęboko,alenawetwtedyniemieliśmypoważniejszych
problemów.TylkojaiHomerbyliśmydobrymipływakami,alepozostałatrójkateżradziła
sobienieźle.

Płynęliśmyszybciej,niżbyśmyszli,aleporuszaliśmysięznaczniewolniejniżsamochód.
Nieżebytomiałojakieśznaczenie.Czułam,żedecydującsięnarzekę,zdobyliśmydużą
przewagę.Tobyłatajemnadroga,którazabierałanasdalekoodlotniska.Byłaszybkai
cichaiwiedziałam,żeprzyodrobinieszczęściaminietrochęczasu,zanimżołnierzeoniej
pomyślą.Możewogólenieprzyjdzieimtodogłowy.

Niedoceniłamich.

Pochwilimiła,ciepłaikojącawodaprzestałabyćmiłaikojąca.Mojeubranieprzemokło,
zrobiłosięjeszczecięższeibardziejniewygodne,awkońcuzaczęłomnieocierać.Mój
plecaknabrałwodyichoćnadalunosiłsięnapowierzchni,musiałamgopodtrzymywać
ręką.Wodaprzestałabyćciepłaiwniektórychmiejscach-nadługich,ciemnych
odcinkachpoddrzewami-zrobiłasiębardzozimna.Chwilamipłynęłamzawzięcie,ale
uderzyłam

45

wparępodwodnychprzeszkódirąbnęłamobolałymkolanem0

jakiśpieńalboskałę,którejwporęniezauważyłam.

Mimotopłynęliśmydalej.Tobyłonajlepszerozwiązanie.Właściwiejedyne.Pokonaliśmy
zpiętnaściekilometrówwciągugodziny,możewięcej.WtedypodpłynęłamdoHomera,
żebypogadać.Araczejbysięnaradzić.

Dotamtejchwiliniktsięnieodzywał,nieliczącmnieimoichsłówowężachipijawkach.
Milczeliśmypoczęścizewzględówbezpieczeństwa,alewwiększymstopniuchyba
dlatego,żenadalbyliśmywstrząśnięcipoakcjinalotnisku.Potrzebowaliśmyczasu,by
zebraćmyśli,byoswoićsięztym,coosiągnęliśmy.Bypogodzićsięzfaktem,żeodtąd
naszeżyciebędziewyglądałoinaczej.Oczywistąróżnicą-wkażdymraziedotyczącą
najbliższejprzyszłości-byłoto,żestaniemysięnajbardziejposzukiwanymiludźmiw
kraju.Wrogamipublicznyminumerjeden,dwa,trzy,cztery,pięć.Trochękiepskodla
Kevina,któryniechciałmiećztymnicwspólnego.

Uznałamjednak,żeporaznowuzacząćrozmawiać.Niemogliśmytakpłynąćw

background image

nieskończoność.Musieliśmycośzaplanować1

pomyśleć.Ciąglemusieliśmymyśleć,jeślichcieliśmydożyćnastępnegodnia,amoże
nawetpojutrza.DlategopodpłynęłamdoHomera.

-

Cowymyśliłeś?-zapytałamgo.

Leniwieprzewróciłsięnabok,żebymnielepiejwidzieć.MoimzdaniemHomerjest
leniwyznatury,więctensposóbpodróżowanianapewnomuodpowiadał.

-

Będziemytakdryfowaliwnieskończoność-odpowiedziałzszerokimuśmiechem.-A
właściwiedokądpłynietarzeka?

-

Nigdynieuważałeśnalekcjach?HeronwpadadojezioraMurchison.

-

PrzepływaprzezStratton?

-

Właśnie.

146

-

Takmyślałem.Wydawałomisię,żenamościewStrattonwidziałemtabliczkęznazwą.

Nastąpiłachwilaciszy,poktórejdodał:

-

Jakmyślisz,jakdalekoodStrattonterazjesteśmy?

-

Niewiem.Pewniezczterdzieścikilometrów.

-

Tak,całkiemmożliwe.Chociażsamniewiem.Wszystkozależyodrzeki,prawda?Jeśli
biegnieprostsządrogąniższosa,możemymiećdoStrattontylkotrzydzieścikilometrów.
Jeślitrochękluczy,możemymiećsześćdziesiąt.

-

Chybapłyniedośćprosto-powiedziałam,próbującsobieprzypomnieć,jaktowyglądana
mapie.

-

Widzisz-ciągnąłHomer-problemwtym,żemusimydopłynąćnajdalej,jaksięda.
Otoczącałyokręgkordonem,któryodetniecholerniedużyteren.Alejeślipopłyniemyza
daleko,znajdziemysięwStratton.WięcwyjdziemyzwodyprzedStrattonczypo

background image

Stratton?

-

AmożewStratton?-dodałam.

-

Notak,otymniepomyślałem.Chybaistniejetakamożliwość.

Wkażdymrazietoostatniemiejsce,któreimprzyjdziedogłowy.

-

Musielibyśmyzachowaćszczególnąostrożność-powiedział

Lee,którypodpłynął,żebysiędonasprzyłączyć.

Zabawniebyłoodbywaćnaradęwojennąwwodzie,płynącrzeką,aledziękitemu
zapomniałamozimnie,obóluiomokrymubraniuocierającymmiskórę.

-

Tak-potwierdziłHomer.-WStrattonjestpełnofabrykitakdalej,więcpewniedobrzeje
chronią.

-

Niewiem,ileztychfabryknadaldziała-powiedziałam.-

Nowozelandczycyprzezchwilęostrojebombardowali.

-

Uratowalinamżycie-zauważyłHomer.

-

Namtak,aleRobynnie-powiedziałam,choćnormalnieniewspominałamotakich
sprawach.Nachwilęzapadłaniezręcznacisza.

i47

-

Jestemgłodny-jęknąłLee,nagleprzerywającmilczenie.

-

Wiem.Jaumieramzgłodu-powiedziałHomer.

Poczułam,żezemnąjestpodobnie,aleniewielemogliśmynatoporadzić.Wyjaśniłosię,
dlaczegojestmitakzimnoiczujętakwielkiezmęczenie.Próbowałamsobie
przypomnieć,kiedyjadłamporazostatni,alemisięnieudało.

-

Więcjak?-zapytałam.-Ilejeszczebędziemytakpłynąć?

-

Długo-odpowiedziałHomer.

background image

-

Tak,myślę,żepowinniśmypokonaćkolejnetrzydzieścialboczterdzieścikilometrów-
powiedziałLee.-Oiletomożliwe.Oilewytrzymamywwodzietyleczasu.

-

MożemywylądowaćwStratton-zauważyłam.

-

Och,niepłyńmydoStratton-jęknęłaFi.Onateżdonaspodpłynęła.-Niecierpiętego
miasta.Będziezbytniebezpiecznie.

-

PodobnogdzieśwStrattonsąmoirodzice-powiedziałHomer.

-

Notak-przyznałaFi.-Zapomniałam.

Nieodezwałamsię,boniewiedziałam,cobyłobydlanasnajlepsze.

Alechybaniktznasniebyłtegopewien,więcpoprostudługopłynęliśmywmilczeniu.
Wkońcu,jaktoczęstobywanawojnie,lospodjąłtędecyzjęzanas.

11

Pokolejnejgodziniewrzececałkowicienasiąkłamwodą.

Pomyślałam,żelepiejwyjśćnabrzeg,zanimzatonęjakwielkaskała.

Nierozmawialiśmyjużwięcejitaciszamniemartwiła.Byliśmyzbytzmęczeni.Nie
twierdzę,żepowinniśmykrzyczeć,śmiaćsięiszaleć,aleprzydałobysięwięcejżycia.
Byłomijużnaprawdęzimno.Tozadziwiające:kiedymaszpustyżołądek,tracisz
mnóstwoenergii,ciepła,wszystkiego.

Minęliśmykilkazabudowańwzniesionychtużnadrzeką-główniedomówletniskowych.
Zauważyłamkilkaszlakówpieszych.Gdypokonaliśmydługi,szerokizakręt,zdałam
sobiesprawę,żezbliżamysiędobrodu.Rzekazrobiłasięszerszaipłytka.Poczułam,że
ocieramsiękolanamiożwir.

“Wstałamiprzeszłamkawałekdalej,brodzącwwodzie.Byłamniewiarygodnie
przemoczona.Wodadosłowniesięzemniewylewała.

Wcześniejmyślałam,żewtejrzeceniemawodospadów,alejedenbył:ja.Ważyłam
pewniezestokilo.Niemogłamsiędoczekać,żebywyjśćzwody,więcsłaniającsięna
nogach,wyszłamnabrzeg.Cozaulga!Opadłamnatrawę.Paręminutpóźniejdołączyli
domniepozostali.

Alegdytylkorozłożyliśmysięwzdłużbrzegu,tużprzydrodze,usłyszeliśmycichywarkot
jakiegośpojazdu.Brzmiałtak,jakbyrozlegałsięokropnieblisko.

149

-Szybko-zawołałHomer.

Wcaleniemusiałnaspoganiać.Ukryliśmysięwśródtego,cozdołaliśmyznaleźć:głównie

background image

wtrawieipiachunabrzegurzeki.Jaznalazłampowalonyeukaliptus,któryrunąłna
drugiedrzewoiutknął

nanim,więcniedokońcależałnaziemi.Schowałamsięzapniemipomyślałam,że
jestemdośćdobrzeukryta.Potemostrożniewyjrzałam,mającnadzieję,żeniezobaczę
niczegobardziejzłowieszczegoniżwiejskipikap.

Niestety,zobaczyłamcośznaczniegorszego.Kolejnegodżipa,kolejnegodużego,
zielonegoowada,któryciąglewłaziłwnaszeżycie.

Jechalinimczterejżołnierze,samimężczyźni.Zatrzymałsiętużnadwodą.

Zrobiłomisięsłabo.Zwyczajnieniepotrafiłamdłużejtegoznieść.

Naiwniewierzyłam,żezatrzymalisię,żebyodpocząć,alenie.Odrazubyłowidać,że
przybylizjakąśspecjalnąmisją.Dwajzajęlipozycjenabrzegurzeki—tamwysiedliz
dżipa—adwajpozostalipowoliprzejechalirzekęwbród.Gdytylkodotarlinadrugą
stronę,wysiedliiznaleźlidobrepozycje,zktórychmogliobserwowaćwodę.

Wpatrywalisięwgóręrzekiztakimskupieniem,żeodrazubyłowiadomo,nacoczekają.
Przygotowalikarabiny.Jakiśgeniuszrozpracowałnaszątrasęucieczki.Teraz
prawdopodobnierozsyłaliżołnierzynastrategicznemiejscawzdłużrzeki.

Spojrzałamnanichzestrachem.Takbardzochciałamichnienawidzić.Kiedysiękogoś
nienawidzi,jestłatwiej.Możnasobiewmówić,żecokolwieksięzrobi,będziewporządku.
Podokuczaszim,poszarpieszsięznimi,zastraszyszich:niemasprawy,przecieżich
nienawidzisz,tozrozumiałe,zasłużylisobie.CzasamiwszkoleFimówiła,żeniema
takiejosoby,którejbynienawidziła.Zawszesięwtedydziwiłam.JaiCorriepotrafiłyśmy
nienawidzić.Robynteż,mimożebyłabardzoreligijna.

150

Zastanawiałamsię,czyterazFinienawidzi-czynienawidzitychżołnierzy.Spojrzałamna
nichjeszczeraz,próbującrozbudzićwsobiegorączkęnienawiści.Dwajpomojejstronie
staliodwrócenidomnieplecami,aledwóchpozostałychwidziałamdośćdobrze.Mogli
byćojcemisynem.Jedenmiałokołoczterdziestki,byłniskimczłowiekiemocierpliwej,
spokojnejtwarzyiciąglepatrzyłnakwiaty,jakbyinteresowałygobardziejniżwoda.
Drugimiałmniejwięcejpiętnaścielat.Chybabyłnacośwkurzony.Częstomarszczył
brwi,awłaściwierzucałwściekłespojrzenia.Miałamwrażenie,żezastrzeliłbykwiat,
gdybytylkomógł.

Alenawetjegoniepotrafiłamznienawidzić.Jasne,byłwzłymhumorze,alewnie
gorszymniżczasamija.WyglądałjakSteve,mójbyłychłopak,kiedykłóciłsięzeswoją
mamą.AlbojakChris,kiedydzwonekwzywającynalekcjerozlegałsięakuratwchwili,
wktórejdocierałnapoczątekkolejkiwstołówce.Anawetjakja,kiedytataobwiniałmnie
zato,żelisdostałsiędokurnika.

Nieczęstomieliśmyokazjęprzyjrzećsięwrogimżołnierzomzbliskaiprzezdłuższyczas.
TylkogdynaszłapanoizamkniętowwięzieniuwStratton.Iimdłużejprzyglądałamsię
terazdwómżołnierzom,tymbardziejprzypominalimiludzi,którychznałam.

Nobojakmożnanienawidzićkogoś,kogonawetsięniepoznało?Tochybanajgłupsze,co
możnazrobić.

background image

Popołudnieminęłodośćdawnotemu.Podejrzewałam,żeodzmrokudzieląnasjakieśtrzy
godziny.Wydajesię,żetrzygodzinytoniewiele,aleniewiedziałam,czyzdołamy
wytrzymaćtakdługownaszychniewygodnychmałychkryjówkach.Wszyscybyliśmy
kompletnieprzemoczeni,wyczerpaniizziębnięci.Prędzejczypóźniejktośmógłkichnąć,
kogośmógłzłapaćskurcz,komuśmogłypuścićnerwy.Czułabymsiężałośnie,gdybypo
tymwszystkim,cozrobiliśmy,schwytałynasczteryzwyczajneżołnierzyki,alebyłoto
całkiemprawdopodobne.

151

Spróbowałamwczućsięwichrole.Wzasadzietobyłobezsensu,alezdrugiejstronynie
miałamniclepszegodoroboty.Dziękitemuczasmijałszybciej.Gdybymbyłanaich
miejscu,pomyślałabym:„Notak,szanse,żeichzłapiemy,sąjakjedendostu.Pewnie
wcaleniepopłynęlirzekąalboniedotarliażtakdaleko,albojużdawnominęlitenpunkt,
albozłapałichjużktośinny…Aleszefkazałnamtusiedziećiobserwowaćrzekę,więc
takzrobimy,bociludziesąbardzoniebezpieczni.Pozatymwpadlibyśmywdużetarapaty,
gdybytędyprzepłynęli,amybyśmyichniezauważyli”.

Dżipstałnastromejpochyłościnadbrzegiem,dośćdalekoodżołnierzy,izaczęłamsię
zastanawiać,czyudałobymisiędoniegoniepostrzeżeniepodejśćiczycokolwiekbynam
todało.Zanimzdążyłabymuruchomićsilnikiwrzucićbieg,podziurawilibymniejaksito.
Dlategodalejleżałambezruchu,spoglądającnadżipaizastanawiającsię,corobić.Było
micorazzimniej.

Naglekątemokazauważyłamjakiśruch.Jeszczeuważniejwpatrywałamsięwsamochód.
Apomniejwięcejdwudziestusekundachmogłabymprzysiąc,żezacząłsięruszać.Kilka
razyzamrugałam,pewna,żetotylkoprzywidzenie.Alenie,dżipnaprawdęsięporuszał.
Pewniezawiódłhamulecręczny!Chociażbyłbytozadziwiającyzbiegokoliczności.Może
wcaleniechodziłoohamulec

-możezadziałałasiłamojegospojrzeniaiumysłu.Możebyłamzłośliwymduchem,
którzyprzesuwaprzedmioty.

Żołnierzepodrugiejstronierzekizobaczylitowcześniejniżichkoledzy,obajwtejsamej
chwili.Rozpaczliwiekrzyczeliimachalirękami,próbujączwrócićuwagędwóch
pozostałych.Aci,gdytylkozauważyli,cosiędzieje,rzucilikarabinyinajszybciej,jak
umieli,pobieglinawzgórze.

Dżipstaczałsięzewzniesienia,szybkonabierającprędkości.

Zdecydowaniesunąłwkierunkurzeki,oddalającsięoddrogi,izbliżał

siędomiejsca,którewyglądałonadośćgłębokie.Nicdziwnego,żeżołnierzestaralisięgo
zatrzymać.Bieglisprintem152

pościeżce,wykrzykującdosiebienawzajempolecenia,aichdwajkoledzypodrugiej
stronieweszlidowody,przyglądającsiętemuzniepokojemiwykrzykującwłasnerady.

Żadenznichniezauważyłtegocoja.SzczupłegociałaLee,którypocichu,ukradkiem,
wynurzyłsięzzarośliizabrałkarabinyporzuconeprzezdwóchżołnierzy.Lee,który
szybkowycofałsięwkrzakiiskierowałlufękarabinuwstronędwóchuzbrojonych
żołnierzy.Lee,któryleżałiczekał,gotówdonichstrzelić,kiedyprzyjdziemuochota.

background image

Apotym,cospotkałojegorodziców,czułam,żeladachwilapociągniezaspust.

Rozpędzonydżipśmignąłobokdwóchżołnierzyponaszejstronierzeki.Obydwajstarali
sięgozatrzymać.Starszybiegłzanimprzezjakieśdziesięćmetrów.Złapałklamkępo
stroniekierowcyiciągnął

zanią,próbujączatrzymaćsamochódwłasnymisiłami,aleniemiał

szans.Jasne,dżipysąlekkie,aletenzabardzosięrozpędził.Wpadłdowodyzgłośnym
pluskiemiszybkosięzatrzymał,odrazutonącwotoczeniumasybąbelków.Wkońcu
byłowidaćtylkoprzedniąszybęigórnączęśćkaroserii.Utknąłwrzecenaamen.

Późniejwydarzyłosięcośfascynującego.Zrozumiałam,żeniejestemduchem,który
potrafiprzesuwaćprzedmioty:toLeepodkradłsięwzaroślachizafundowałdżipowiten
maływypadek.Alepochwilipoczułam,żechybajednakmamjakieśzdolności
paranormalne,bożołnierzezrobilidokładnieto,czegosięspodziewałam.Zaczęlisię
zachowywaćjakbohaterowienapisanejprzezemniesztuki.Jakbyprzeczytaliscenariusz.
Gdybysytuacjaniebyłaażtakpoważna,uznałabym,żetozabawne.

Najpierwpomyślałam:„Napewnoniebędąchcielisięprzyznaćprzedoficerami,że
zrobilicośtakgłupiego,więcspróbująsamiwyciągnąćsamochód”.

Iwłaśnietaksięstało.Dwaj,którzybylipodrugiejstronierzeki,przeszlijąwbród,dużo
krzycząc,wymachującrękamiikłócąc53

się.Zebralisięprzydżipieistali,gapiącsięnaniego.„Rozejrzyjciesięzajakimś
drzewem,chłopaki-pomyślałam.-Towaszajedynanadzieja”.Irzeczywiściezaczęli
pokazywaćnajbliższedużedrzewo.

Odrazubyłowiadomo,comówią:„Moglibyśmyprzywiązaćdotegopnialinęalbo
łańcuchiwyciągnąćsamochódzwody”.

Odczasudoczasunadalspoglądalinarzekę,więcniedokońcazapomnieli,poco
przyjechali.Alenajważniejszymobiektemichzainteresowaniabyłojużcośzupełnie
innego.

„Postanowiązdobyćwciągarkę-pomyślałam.-Dwajznichponiąpójdą,adwajtu
zostaną”.

Mniejwięcejminutępóźniej,pokolejnejkłótni,dwajżołnierze,którzystalipomojej
stronierzeki,zeszlidomiejsca,wktórymporzucilikarabiny.Naglemojeserceprzeszył
ból.Dlaczegoniemogliposzukaćwciągarkibezkarabinów?Terazprzezichgłupią
dbałośćoszczegóły,przezto,żesądobrymi,anieniedbałymiżołnierzami,znowu
znaleźliśmysięwpaskudnejsytuacji.Leebędziemusiał

zastrzelićichwszystkich,zanimzdążąodpowiedziećogniem.Miał

przewagę,bodwajznichbylinieuzbrojeni,alemimotogroziłonamstraszne
niebezpieczeństwo.Nawetgdybypokonałtychczterech,niewiedzieliśmy,ilujeszcze
żołnierzymożebyćtużzawzgórzem.Możeczekałatamcałaarmia.Pozatymmiałamjuż
dośćzabijania.Namyślokolejnymrozlewiekrwiczułamuciskwżołądku,wgardle.Nie
byłamwstanieznowuprzeztoprzechodzić,niedzisiaj,proszę.

Aleniepotrafiłamodwrócićwzroku.Wpatrywałamsięwżołnierzy.

background image

KiedyLeezamierzałsięwynurzyćzkrzakówizacząćstrzelać?No,Lee,lepiejzróbto
teraz,zanimpodejdąjeszczebliżej.Teraz,Lee!Nodalej,pospieszsię,niezostawiajtego
naostatniąchwilę,musiszdziałaćzzaskoczenia,niezepsujtego.Cotywyrabiasz,Lee?

i54

Żołnierzedotarlidomiejsca,wktórymzostawilikarabiny,schylilisię,podnieślijei
wrócilinapagórek.

Zatkałomnie.Byłamwszoku.Leżałamzrozdziawionymiustamiigapiłamsięnanich.
Okej,mamzdolnościparanormalne,aletojużprzesada.Czyżbykręciłasiętujakaś
karabinowawróżka?Czytachłodnacienistapolanabyłamagicznymmiejscem,
zaczarowanymlasem?Niewiedziałam.Nawetniebyłampewna,czyżołnierzemająteraz
karabiny,czynie.MożeLeewogóleichniezabrał.Możebyłamnainnejplanecie.Może
miałamhalucynacje.Prawiesięuszczypnęłam,aleostateczniezrezygnowałam.
Wiedziałam,żepoczułabymtouszczypnięcie,ajużitakbyłamwystarczającoobolałapo
przygodachnalotnisku.

Dwajżołnierzeminęlikolegówiposzlidalej.Weszlinawzgórzeiszli,ażzniknęlimiz
oczu.Najwidoczniejtowłaśnieoniwyciągnęlikrótszezapałki.

Dwajpozostalisterczelinaddżipemidyskutowali.Bylibardzozaniepokojeni.Ich
dowódcamusiałbyćprawdziwymdraniem.Chybabalisięwrócićbezsamochodu.A
możepoprostuniecieszyłaichwizjadługiegospaceruzpowrotemdobazy.

Wszystkietewydarzeniatakbardzomniepochłonęły,żeprzestałammyślećozimnie,
skurczachiniewygodziet~Niemyślałamteżoprzyjaciołach.Dlategoomałoniedostałam
zawału,kiedynagleHomeriLeezaczęlipodskakiwaćwkrzakachimachaćdomnie.

Odbiłoim.Kompletnieimodbiło.Przypomniałymisięreportażesportowe,wktórych
dzieciakistojązadziennikarzemprzeprowadzającymwywiadyipodskakująjakna
sprężynie,machającdomamyiwykrzykującróżnegłupoty.

Miłomipoinformować,żeHomeriLeeniekrzyczeli.Inietrzymalitabliczekznapisami
„Cześć,mamo!”albo„KlubPiłkarskiMolong”.

Alepozatymniepominęliniczego.Skakali,jakbyrozbilinamiotnamrowiskuimrówki
powłaziłyimwspodnie.

55

TobyłogłupiezichstronyAleżołnierzewyglądalinatakpochłoniętychdżipemi
wypatrywaniemnaswrzece,żeniewidzieli,cosiędziejezaichplecami.HomeriLee
moglibysięrozebraćiodstawićnagolasamusicalTheSoundofMusie,atamcidwaj
niczegobyniezauważyli.

Oczywiściemiałotopewiensens.Wzasadzieniewiem,dlaczegoużyłamsłowa
„oczywiście”,bocidwajidiociniepotrzebowaliżadnegopowodu,bycokolwiekrobić.
Aleprzesyłalireszcieznaswiadomość.Potemzdałamsobiesprawę,-żejednaknie
przesyłająwiadomościreszcieznas.Przesyłalijąmnie.Zobaczyłam,żeKeviniFisąjuż
zanimi.Zdążylisięoddalićodzagrożenia.Potejstroniezostałamtylkoja.

Problempolegałnatym,żeodsamegopoczątkubyłamwgorszympołożeniuniżoni.

background image

Wszyscyukrylisięwyżejnadbrzegiemrzeki.

Oznaczałoto,żebyliwstaniedostaćsięnagórę,przejśćprzezgrzbietiuciec.Zemną
byłozupełnieinaczej.Odszczytuwzgórzadzieliłamnietakdużaodległość,żeryzyko
byłopoprostuzbytwielkie.

Czułamsięokropnie,stercząctamjakojedynaznas,samotnie,alewiedziałam,żemuszę
poczekać,ażcośsięzmieni,zanimbędęmogłauciec.Dobrze,żezostałotylkodwóch
żołnierzy,alenadalbyliczujni.

Siedziałamtamprzeznastępnepółgodziny.Homeriresztazrezygnowalizdalszychprób
zwróceniamojejuwagi.Ulżyłomi.

Ostatnionielubiłam,gdyludzierobilicośzbytszalonego.Martwiłamsię.Nawetnie
byłampewna,czywiedzą,gdziesięukrywam.

Wszystkozależałoodtego,czyktośzauważył,jakchowamsięzapowalonymdrzewem.

Wkońcudwajżołnierzewrócilizwciągarką.Byłampodwrażeniem.

Niewiem,jakzdołalijąznaleźćpośrodkupustki,alejakośznaleźli,mimożebyłastarai
poobijana.Wdodatkuwiedzieli,jakjejużywać.

Kiedyzaczęlijąustawiać,oplatającłańcuchemdużystaryeukaliptus,postanowiłam
wykonaćruch.Gdybym

156

sięnatoniezdecydowała,mogłabymniedostaćdrugiejszansy.

Zaczęłampełznąćigramolićsięnagórę.

Najgorszebyłyjeżyny.Zawszemamwrażenie,żerosnąpoto,żebynaskłuć.Mamznimi
napieńku.Nieznoszęich.Zaczepiałamonieubraniem,skórąiwłosami.Aimbardziejsię
naniewściekaszipróbujeszsięwyswobodzić,tymgłębiejzatapiająswojeszpony.Ze
sześćrazypuściłyminerwy,alewcalemitoniepomogło.Oneuwielbiają,kiedy
człowiekowipuszczająnerwy.

Przynajmniejżołnierzebylicałyczaspochłonięcipracą.Zauważyłam

-bokilkarazyspojrzałamwichstronę-żeidzieimcałkiemdobrze.

Zanimzdążyłamdotrzećdogrzbietuwzgórza,wyciągnęlidżipadopołowyzwody.

Mniejwięcejwtedyzdałamsobiesprawę,żemamypoważnyproblem.Przypuszczałam,
żeHomeralboLeezwolniłhamulecręczny,żebydżipstoczyłsiędorzeki.Tobyłow
porządku.Martwiłomniejednakcoinnego:jakzareagujążołnierze,kiedyprzeprowadzą
oględziny.Uznałam,żepowinnampogadaćzHomeremiLee-itoszybko.Gdytylko
przeszłamnadrugąstronęgrzbietu,zaczęłambiec.

ZaledwietrzydzieścialboczterdzieścimetrówdalejzobaczyłamHomeraipozostałych.
Stanęliprzedemną,bardzozadowolenizsiebie.

-

Udałosię-powiedziałHomer.-Chodźmy.

background image

-

Onie-zatrzymałamgo.-Raczejnie.

-

Dlaczego?

Zasekundęobejrządżipaiodkryją,dlaczegostoczyłsięzewzgórza.

Wszyscystaliiwpatrywalisięwemniezezdziwieniem.

-

Notak-odezwałsięLee.Naglezrozumiał.

Niemiałamwątpliwości,żeżołnierzeodkryjąsabotaż.Mójumysł

natychmiastprzeskoczyłdonastępnejmyśli.Ciżołnierzemusieliumrzeć,zanimzdążą
powiedziećinnym,żejesteśmynatymterenie.

Znowuśmierć.Mieliśmyproblem,aostatnio57

wtakichsytuacjachodruchowomyślałam,żenajlepszymrozwiązaniemkażdego
problemujestzabijanie.

Przynajmniejtymrazemtoniejamiałamichzabić.Tegobyłampewna.

-

Ocochodzi?—zapytałaFi.-Dlaczegoniemożemypoprostuuciec?

-

Żołnierzezauważą,żektośzwolniłhamulec-wyjaśniłam.-Idomyśląsię,żetosprawka
któregośznas.

background image

-

Przecieżmógłsięzwolnićprzezprzypadek-powiedziałaFi.

-

Raczejnie.

-

Dlaczego?-upierałasię.

Niemiałamochotywysilaćsięnaodpowiedź,alewkońcupowiedziałam:

-

Topoprostuniemożliwe.Niekiedywukładziehamulcowymjestodpowiednieciśnienie.

Nastąpiłachwilamilczenia,apotemFipowiedziała:

-

Agdybysięzepsułjeszczeraz?

Znowuzapadłacisza,tymrazemdłuższa,inagledomniedotarło,ocojejchodzi.
Słuchałamtylkojednymuchem,próbującznaleźćjakiśsposóbnapowstrzymanie
żołnierzy.Związaćich,wziąćjakozakładników,zastrzelić?Nawetniemieliśmybroni!

Alewtedyzrozumiałam,doczegozmierzaFi.Bezsłowawbiegłamnawzgórze,anasam
szczytpodkradłamsięnaczworaka.Wiedziałam,żemożemniespotkaćpaskudna
niespodzianka,jeślistanętwarząwtwarzzżołnierzem,alemieliśmytakmałoczasu,że
musiałamzaryzykować.Podczołgałamsiękilkaostatnichmetrów,apotemwyjrzałam
znadkrawędzi.

Wyciągnęlidżipazwody.Stałnabrzegu,mokry,ubrudzonyiżałosny.Wśrodkubylidwaj
żołnierze,trzecigmerałprzyantenieztyłu,aczwartyodpinałhakwciągarkiodhaka
holowniczego.„Tomójodpowiednik-pomyślałamzuznaniem,przemądrzale,patrzącna
tegoostatniego.-Odwalałabymnudnąrobotę

158

iodłączałałańcuch,podczasgdypozostalidobrzebysiębawili,oglądającwyłowionego
dżipa”.

Facetmiałjednakkłopot.Próbowałodłączyćłańcuchjednąręką,trzymającwdrugiej
karabinwpogotowiuiciąglesięrozglądając.

Obokniegokoleśbawiłsięanteną.Wysuwałjąichował,wykrzykującpoleceniado
mężczyznynaprzednimsiedzeniu.Wyglądalinabardzoprzejętychizaniepokojonych.
Zachowywalisięzdecydowanieinaczejniżprzedkilkomaminutami.Jakbyktośwrzucił
imzakoszulerozżarzonewęgle.

Powiązałamfakty.Odkryli,żektoścelowozwolniłhamulec.Uznali,żetoniebył
przypadek.Wiedzieli,żejesteśmywpobliżu.Próbowaliwezwaćposiłki.

Alecośnamsprzyjało.Chybamielitylkojednoradio:towdżipie.

Zniszczyłajewoda.Tenfaktdziałałnanasząkorzyść.

background image

Terazwszystkozależałoodichnastępnegoruchu.Czyudaimsięuruchomićradio?Czy
odpalądżipaipopędząpowsparcie?Amożenajpierwzacznąnasszukać?

Wszystkomogłosięsprowadzaćdotego,któryscenariuszoznaczałbydlanich
najmniejszykłopot.Przyznaniesiędotego,żezepchnęliśmyichsamochóddowody,gdy
onistalizzałożonymirękami,byłobydośćżałosne.Alegdybywróciliznami,żywymi
lubmartwymi,niktbysięnieprzejąłmokrymdżipem.

Ciąglerozmawiali,czasaminawetkrzyczeli.Chybadyskutowaliotychsamychsprawach,
októrychmyślałam.Wszyscyczterejciągleniespokojniesięrozglądali.Bylibardzo
świadominaszejobecności.

Ichnastępnymruchembyłapróbaodpaleniasilnika.Niemielipojęcia,jaknależytorobić.
Jaknaludzi,którzypotrafiliobsłużyćwciągarkę,wydawalisięzaskakującobezradni,
kiedyprzyszłouruchomićmokrysilnik.Jedenznichsiedziałnamiejscukierowcyi
przekręcałkluczykwstacyjce,apozostalistaliobok,rozglądającsięzanamiinazmianę
wykrzykującradydlakierowcy.

59

Kiedyzrozumieli,żesamochódniezapali,przeszlidoplanuB.Wtedydostałamswoją
szansę.

PlanBpolegałnaprzeszukaniuterenu.Podejrzewam,żeniepodobałaimsięperspektywa
powrotudobazy,dopókiniezrobiąchociażtego.Ichybamyśleli,żekiedybędąnas
szukać,samochódwyschnie.

Ruszyliwgóręrzeki.Działalimetodycznie.Najwyraźniejzostaliprzeszkoleniwtym
zakresie.Dwajstaliztyłuilustrowaliwzrokiemteren,trzymająckarabinywpogotowiu.
Dwajpozostaliprzedzieralisięprzezkrzaki,rozgarniającgałęziekarabinami.Tata
dostałbyszałunatenwidok.Zawszeutrzymywałnaszestrzelbywidealnymstanie.

Wciągutychwszystkichlatprzeciągnęłamprzezichlufytysiącewyciorów.Wystarczyła
jednadrobinkabruduimusiałamzaczynaćodnowa.

Aleteraz,kiedyżołnierzebylijeszczedośćdaleko,nadeszłapora,bymwykonałaswój
ruch.Wykorzystałamdżipajakoosłonęisprintemzbiegłamdopołowywzgórza,gdzie
rosłapierwszakępakrzaków.Przystanęłamtamidysząc,wyjrzałamspomiędzygałęzi.

Jaknarazieszłomidobrze.Żołnierzenadalprzeszukiwaliteren.

Znowusiępochyliłamiodczekałamchwilę.Potrzebowałamnastępnegozastrzykuenergii,
następnegohaustutlenu.Alekiedypodniosłamgłowę,poczułamuciskwżołądku.
Najmłodszyżołnierz,tenpiętnastolatek,szedłprostonamnie.Gapiłamsięnaniegoz
przerażeniem.Jeszczebardziejprzywarłamdoziemi,jakkolczatka,wijącsię,jakbym
chciaławywiercićdziuręwpiachu.Spojrzenieżołnierzabłądziłopokrzakachjeżyn,ale
kojarzyłomisięzesnopemlaserowegoświatłazmierzającegowmojąstronę.Zachwilę
miałomniedosięgnąć.Żołnierzmniezobaczy.Wytrzeszczyoczy.Otworzyusta.
Krzyknie.Zginę.

Uratowałmnieplusk.Głośny,wyraźnypluskwody.Pośrodkunajwiększegorozlewiska
rozchodziłysiępromieniściewysokie160

background image

fale.Raczejzadużejaknarybę.Zastanawiałamsię,czytoprzypadkiemniedziobak.
Chłopakzmarszczyłbrwi-marszczyłjeprawiebezprzerwy-izwróciłsięwstronęrzeki.
Onijegokoledzybylitakzdenerwowani,żenawetgdybyliśćspadłzdrzewa,
podskoczylibyzestrachu.Zrobiłkrokwstronęwzgórza,alewtedydrugiżołnierz
wykrzyczałkilkaostrych,wściekłychsłów.Chłopakzmarszczyłnos,jakbyktośpuścił
bąka.Mamroczącpodnosem,wróciłdokolegów.

Pomyślałam,żepowinnamjaknajlepiejwykorzystaćtoułaskawienie.

Porazdrugiruszyłambiegiem,trzymającsiętakbliskoziemi,żeżwiromalniepodrapał
mibrzucha.Zamierzałamsięzatrzymaćjeszczeraz,aleostatecznieztego
zrezygnowałam.Ostatniemetrybyłyprzerażające.Jakośudałomisiędotrzećdodżipai
przykucnąćzanimpobezpiecznejstronie.Wyjrzałamzzatylnegoświatłapolewej,żeby
spojrzećnażołnierzy.Trącalikarabinamiwystającekorzeniewierzby.

Bylidalekoodnaszychwcześniejszychkryjówek,więcniemartwiłamsię,że
pozostawiliśmyjakieśobciążająceślady.Prawdopodobniegapilisięnanoręwombata.
Sięgnęłamdodżipaizwolniłamhamulecręczny.„Jesteśgeniuszem,Fi”-pomyślałam.
Powolizaczęłamsięwycofywać.Żołnierzenadalskupialisięnawierzbach.Wmgnieniu
okaznalazłamsięnaszczyciewzgórza.Porazostatniprzeczołgałamsięnadrugąstronęi
znowubyłamwśródprzyjaciół.

Mojewysiłkizostałynagrodzonekilkomaklepnięciamiwramię.AleLeeteżbyłzsiebie
dumny.

-

Spodobałcisięmójrzutkamieniem?-zapytał.

-

Kamieniem?Jakimkamieniem?

Pochwilizrozumiałam.

-

Aha.Myślałam,żetodziobak.Boże,okropnieryzykowałeś.

Postanowiliśmyzostaćizobaczyć,cosięstanie.Sprawabyładlanaszbytważna.Gdyby
cigościeniedalisięnabrać,gdybybylipewni,żejesteśmywpobliżu,musielibyśmy
zmienićcałąstrategię.

161

Jeślijednakudałobynamsięichwykołować,zapewnilibyśmysobiesporoczasui
przestrzeni.Dlategomusieliśmymiećpewność.

Azdobycietejpewnościzajęłonampółgodziny.Wtymczasieżołnierze,pracując
ostrożnieimetodycznie,przeszukalicałyterenażdodrogi.Potemwkońcupostanowili
odpocząć.Ruszylizpowrotemwstronędżipa.

Zanimcokolwieksięwydarzyło,minęłokolejnepięćminut.Przeztenczas
obserwowaliśmysytuacjęznaszegopunktuwidokowego,pocącsięimodląc.Gdybysiła
wolimogłasprawić,żeciżołnierzezrobiąto,czegochcieliśmy,poruszalibysię

background image

trzykrotnieszybciej.Alenajwidoczniejnawetnaszepołączonesiłyniebyływstanie
niczegozmienić.Żołnierzezapalilipapierosy,staliirozmawiali,alenadalbylibardzo
czujniitrzymalikarabinywgotowości.Miałamwrażenie,żetracąentuzjazm.Nieznaleźli
nic,comogłobyichpobudzićdodziałania.

Dopierokiedyjedenznichwyrzuciłniedopałekipodszedłdodżipa,wydarzenianabrały
rozpędu.Usiadłnasiedzeniukierowcyiponowniespróbowałprzekręcićkluczykw
stacyjce.Tymrazemdżipteżniezapalił.Facetsiedziałdalej.Jedenzjegokolegówcoś
zawołał,aletenzakierownicątylkowzruszyłramionami.Przezparęminutsiedziałigapił
sięprzezszybę.

Niewidziałam,jakspoglądanahamulecręczny.Alenagleusłyszałamjegookrzyk
zaskoczenia.Wręczszczęścia.Wyskoczyłzsamochodu,wołającpozostałych.Poczułam,
żeFinerwowościskamniezarękę.

Tobyłodlanasbardzoważne.Zwłaszczadląniej,botoonawpadłanatenpomysł.Po
prostumusiałosięudać.Byliśmyzbytzmęczeni,zbytwykończeni,byrozpoczynać
kolejnądługąrundęuciekaniaiukrywaniasię.Musieliśmyzdobyćtendodatkowyczas.

Cokolwiekpowiedziałtamtenmężczyzna,skłoniłpozostałych,żebyzajrzelidodżipa.
Zaczęlidyskutowaćzwielkimożywieniem.Alejednobyłopewne:ichnastrójsięzmienił.
Byli162

odprężeni,weselsi,śmialisię.Wiedziałam,żewcaleniechcąnasznaleźć-niechcielitego
równiemocno,jakmyniechcieliśmyzostaćznalezieni.Dlanichbyliśmygroźnymi,
uzbrojonymipartyzantami.

Totalnieniebezpiecznymi,totalnieśmiercionośnymi.Zadziwiające.

Alerozumiałam,dlaczegomoglitakmyśleć.Bylitylkoszeregowymiżołnierzami,
przywykłymidopucowaniabutów,maszerowanianaplacudefilad,sprzątaniaw
koszarachprzedkontrolamiipopołudniowegoćwiczeniastrzelaniadocelu.Niktichnie
przygotowałnato,corobiliśmy.Niktichnieprzygotowałnapiekło,którerozpętaliśmyna
lotnisku.

Terazmyśleli,żejużniemusząnasszukać.Mielidżipazpopsutymhamulcem.Toim
odpowiadało.Znowubyliszczęśliwi.

Rozpoczęlikolejnądyskusję.Aleconajmniejdwóchchciałojużwracać.Zapadałzmrok,
więcchybakończylirobotę.Dwajpierwsizaczęlisięprzeprawiaćprzezbródinawoływać
dwóchpozostałych,starszegofacetainastolatka,żebyposzliznimi.Ciniebylizbyt
chętni,alepochwiliruszylizakolegami.Naszapiątkapatrzyłazniepokojem,jakbrną
przezrzekę,rozpryskującwodę.Jużwkrótcewdrapywalisięnaprzeciwległybrzeg.Ale
odetchnęliśmy,dopierogdyminęliszczytizniknęlinamzoczu.Położyliśmysięnaziemi
izaczęliśmysięśmiać.Ulgabyłaogromna,wszechogarniająca.

Przetrwaliśmy,nikogoniekrzywdzącaniniezabijając.Tobyłonaprawdęcoś.

12

Nikomuznasniespieszyłosięzpowrotemdowody.Imciem-niejsięrobiło,tym
bezpieczniejbyłowrzece-zasadzkinaniewielebyimsięzdały,skoroniemoglibynas
zobaczyć-alepopierwszymodcinkubyłonamtakzimnoiźle,żeniepaliliśmysiędo

background image

powtórki.Zamiasttegopostanowiliśmyzajśćjaknajdalejbrzegiem,apotemtrochę
pospać.Codośćzabawne,niktnawetniewspomniałojedzeniu.

Chybaniebyłosensu.Wiedzieliśmy,żenienatkniemysięnazłotełukiMcDonalda,więc
nacobysięzdałynarzekania?Alewiedziałam,żenaszpoziomenergiibardzospadłi
wkrótcebędziemymusielicośzjeść.

Mozolnieszliśmybrzegiem.Byłociężko.Wkilkumiejscachrosływielkiekępyjeżyn,
któreciągnęłysięconajmniejprzezstometrów.

Winnychrobiłosięzbytstromo.Wkońcu,gdyresztaznasprzedzierałasięprzezkolejną
przeszkodę,gdziekępadrzewzmusiłanasdonadłożeniadrogi,Leezsunąłsiędowodyi
popłynął.

Pokonanietegoodcinkazajęłomutrzydzieścisekund,anamdziesięćminut.Kiedy
wyszliśmyzzadrzew,Leeczekałnanaswygodnierozłożonynatrawie.Tonam
wystarczyło.Przynastępnejkępiejeżynwszyscyweszliśmydowody.

Płynęliśmyprzezpółtorejgodziny.Zniknęłosłońceiznowuzrobiłosiępotworniezimno.
Musieliśmywyjśćzwody.Niktznas164

niemiałpojęcia,gdziejesteśmy,aleoddwudziestuminutniewidzieliśmyżadnychśladów
zabudowań,agęstezaroślapoobustronachrzekiprzekonałynas,żejesteśmybezpieczni.

Wygramoliliśmysięzwody.Byliśmytakzziębnięci,zbolaliigłodni,żegdyHomer
wspomniałorozpaleniuogniska,żadneznassięniesprzeciwiło.Spojrzałprzytymprosto
namnie,dośćwojowniczo,jakbyoczekiwał,żezacznęsięburzyć,alejaniemiałamsiły
sięodezwać.Zresztąponamyśle,kiedyrozeszliśmysiępopolaniewposzukiwaniu
drewna,uznałam,żetodobrypomysł.Pozostaniewmokrychubraniachbyłoby
niebezpieczne.Ranomielibyśmynowezmartwienie:kilkaprzypadkówzapaleniapłuc.

NowięcLeesięgnąłdoswojegowodoodpornegoplecakaiwyjął

zapałki.Kiedyśpowiedział,żepewnegodniadocenięjegowodoodpornyplecak,ijak
zwyklemiałrację.

Rozpaliliśmymalutkieogniskoiotoczyliśmyjeciasnymkręgiem,żebyukryćpłomień.
Dorzucaliśmysuchegałązki,żebyniebyłodymu.Spororozmawialiśmy,alecicho,na
wypadekgdybyludziebylibliżej,niżmyśleliśmy.PierwszepytaniezadałamLee:

-

Przyśniłomisięczypodkradłeśkarabinytamtymdwómżołnierzom?

-

Tak,musiałocisięprzyśnić.Nawetichnietknąłem.

Przezchwilęnaprawdęmuwierzyłam,conajlepiejświadczyotym,jakbardzobyłam
zmęczona.

-

Właśnie,żejepodkradłeś!—powiedziałamzoburzeniem.

-

background image

Nodobra,podkradłem.Jaksobiechcesz.

-

Oj,Lee,dajspokój.Powiedzmi,cosięstało.Jaktozrobiłeś?

WkońcuHomersięnademnązlitował.

-

Tobyłaspontanicznaakcja.Wyglądałonato,żemamysporeszansewyjśćztegobez
strzelaniny,aletylkojeśliodłożymykarabinynamiejsce.Nowięczaryzykowaliśmy.

Słysząctakprostewyjaśnienie,poczułamulgę.

165

Rozmawialiśmyolotnisku.Każdeznasopowiadałoswojąwersjęwydarzeń.Mówiliśmy
otym,cozrobiliśmy,gdziepopełniliśmybłędyorazjakietowszystkobyłozaskakującei
niesamowite.Nieszaleliśmyiniekrzyczeliśmy,nieświętowaliśmyzwycięstwa.Poprostu
cichorozmawialiśmy.Wiedziałam,żeprawdopodobniesprawialiśmyprzykrość
Kevinowi,analizująccałąakcjęwjegoobecności,aletrudno.Musieliśmytozrobić.Nie
próbowaliśmyposypywaćjegoransolą,leczostatniewydarzeniabyłytakdoniosłe,tak
emocjonujące,taknagłeiniespodziewane,żeniezdążyliśmyichjeszczeogarnąć.

Tamtegorankazrobiliśmycoś,comogłobyćjednąznajważniejszychakcjitejwojny.
Wiedzieliśmy,żezlotniskawWirraweewrógkontrolowałtysiącekilometrów
kwadratowychziemi.Położyliśmytemukres.Eksplozjeipożarybyłytakpotężnei
wydarzyłysięnatakąskalę,żemogłynawetzniszczyćwszystkiesamoloty.

Gdyrozmawialiśmyodużymhangarze,Leepowiedział:

-

PowinniśmyspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiemFinleyem.

-

Tak,dobrypomysł—podchwyciłHomerznagłymentuzjazmem.

Leeciągnąłdalej:

-

MożewNowejZelandiijeszczeniewiedzą,cosięstało.Amusząsiędowiedzieć,bo
moglibytowykorzystać.Moglibyzbombardowaćwszystko,cotylkozechcą.

-

Napewnojużotymwiedzą-powiedziałaFi.-Byłotyledymu!

PewniedotarłażnadrugąstronęMorzaTasmana.

Chybanajbardziejmartwiłasiętym,żejeśliwłączymyradio,możemyzdradzićswoje
położenie.Nowozelandczycywyjaśnilinam,jakłatwokogośtakiegonamierzyć,i
zaznaczyli,żepowinniśmyużywaćradiatylkowwyjątkowychsytuacjach.Szczerze
mówiąc,wzasadzieteżchciałamporozmawiaćzpułkownikiem,tyleżezzupełnieinnych
powodów.Chciałamznowuusłyszeć

background image

166

jakiśznajomygłosdorosłegoczłowieka,ajeszczebardziejpragnęłam,żebyktoś
powiedział:„Fantastycznie!Dobrzesięspisaliście.Tobyłosuper!”.

Jużdawnoniesłyszałamżadnejpochwałyzustdorosłejosoby.

-Będziemyostrożni—powiedziałamdoFi.

Spojrzałanamnie,jakbychciałapowiedzieć:„Jesteśżałosna”.

Uzgodniliśmy,żenanawiązaniepołączeniaprzeznaczymynajwyżejczteryminuty.Może
sięwydawać,żetoniewiele,alenowozelandzkaarmiapełniładwudziestoczterogodzinne
dyżurynaczęstotliwości,zktórejkorzystaliśmy,więcbyliśmywdośćdobrejsytuacjiinie
groziłynamwiększezakłócenia.

Nadalbyliśmymokrzy.Znaszychubrańunosiłasiępara,aleogniskobyłozamałe,żeby
naswysuszyć.Postanowiliśmypójśćposzukaćmiejsca,zktóregomożnabynadawać.
Mieliśmynadzieję,żespacertrochęnasrozgrzeje.NawetKevintrochęsięrozchmurzyłna
myślorozmowiezNowąZelandią,idośćchętniesiędonasprzyłączył.Zakolejnym
zakolemrzekiwdrapaliśmysięnawzgórze,odczasudoczasucośszepcząc,ale
przeważniebyliśmycichoiskupialiśmysięnawłasnychmyślach.

NagórzeLeewyjąłradio.Byłtakipewny,żenieuległozniszczeniupodczasatakuw
bazie,żenawetgojeszczeniesprawdził.Kiedyjewłączył,bardzosiędenerwowałam.
Gdybybyłopopsute…Nie,nawetniechciałamotymmyśleć.Izolacja,strachisamotność
związanazbrakiemradiabyłybywręczniedozniesienia.Czasamimyślałam,żejedyne,
cotrzymamniejeszczeprzyżyciu,toświadomość,żeniejesteśmysami.PrzezMorze
Tasma-nabiegłaniewidzialnalinia,któraprzypominałanam,żektośjestponaszej
stronie,żewalczytakjakmy,poświęcającsiętejsamejsprawie.

Małeczerwoneświatełkorozbłysłobezproblemu.Jaknarazie,wszystkoszłozgodniez
planem.Leewysunąłantenę.Pstryknął

przełącznikiemizacząłnadawać.Naszehasłobrzmiałotak167

samojakhasłoIainainowozelandzkichkomandosów:Lomu.Leepowiedziałjecztery
albopięćrazy,apotemprzełączyłsięnaodbiór.

Niemusiałdługopowtarzać.Podrugiejserii„łomów”padłaodpowiedź,któraomałogo
nieogłuszyła.Mówiłakobieta.Nierozpoznaliśmyjejgłosu,aleodzewbrzmiałtak,jak
powinien:Zinzan.

Zdajesię,żetobyłynazwiskarugbystów.

-

Pułkownikchcewiedzieć,czybyliścieaktywni.Odbiór-zaczęła.

-

Tak,bardzo.Odbiór-szybkoodpowiedziałLee.

-

Takmyśleliśmy.Dotarłydonaspewneciekawewieści.

background image

DołączyliściedoKeas?Odbiór.

Musiałamsięchwilęzastanowić.Potemsobieprzypomniałam.Keasbyłokryptonimem
Iaina,Ursuliiichgrupy.AleLeejużodpowiadał:

-

Nie,nadaljesteśmysami.Niestetyniemamyonichżadnychwieści.Odbiór.

-

Alezaatakowaliścieichcel?Odbiór.

-

Zgadzasię.Odbiór.

-

Wiecie,ilejednostekuległozniszczeniu?Odbiór.

-

Niezupełnie.Przypuszczamy,żeconajmniejtrzydzieści.

Maksymalniepięćdziesiątalboiwięcej.Możliwe,żezniszczyliśmywszystkie.Odbiór.

-

Takmyśleliśmy.Aleniektórebudynkinadalstojąimusimywiedzieć,cownichjest.
Możecienampomóc?Odbiór.

-

Poznaliśmytylkozabudowaniawpółnocno-zachodniejczęści.

Odbiór.

-

Tak,mówcie.Tonambardzopomoże.Odbiór.

-

Okej.Nowyblaszanyhangar,mniejwięcejstometrównapięćdziesiąt,niedalekolinii
energetycznej,jestpusty,jeślinieliczyćkilkuciężarówek.Naprzeciwkoniegostoi
drewnianybudynekwkształcieliteryL.Tokoszary.Napołudnieodhangarujest168

magazynzczęściamisamolotówitegotypurzeczami.Towszystko,cowiemy.Odbiór.

Nastąpiłachwilaciszy,apotemznowuodezwałsięgłos.

-

Dziękuję.Towspaniale.Martwiłnastenpierwszybudynek.Jakoceniacietrafnośćwaszej
oceny?Odbiór.

-

Co?-Leespojrzałnamnie.

-

background image

Chybapyta,jakbardzojesteśmypewni,żehangarjestpusty-

powiedziałamszybko.

-

A,wporządku-uspokoiłsięLee.Potemodpowiedziałprzezradio:-Mamy
stuprocentowąpewność.Tobyłanaszakryjówka.

Odbiór.

Znowunastąpiłacisza,apotemkobietazapytała:

-

Czystraciliściejakichśludzi?Odbiór.

-

Miło,żewkońcusięzainteresowała-mruknąłHomerzamoimiplecami.

-

Nie,nikogo.Odbiór-powiedziałLee.

-

Maciedlanascośjeszcze?Odbiór.

-

Nie.Odbiór.

Zaczęłamczućcośjakbypustkę.Chciałampochwałizachwytów.

Wyglądałonato,żezawszedostajemyodnichtylkochłodneopanowaniekojarzącesięz
głosemnagranymnasekretarkę.

-

Kończ-powiedziałamdoLee.

Połączenietrwałojużdośćdługo.

Alekobietaodezwałasięponownie.

-

Możeciesięznamipołączyćjutrootejsamejporze?Pułkownikchcezwamipomówić
osobiście.Odbiór.

Wreszciecoś.Widocznienadalbyliśmydośćważni,skoropułkownikFinleychciałnam
poświęcićkilkachwilswojegocennegoczasu.

Powlekliśmysiędonaszegomałegoogniskaidołożyliśmydoognia.

Zdążyliśmyjużpodeschnąć,więcwłaściwieniebyłotokonieczne.

Alepoczuliśmysięlepiej.Nagledopadłomniepotworne169

zmęczenie.Rozmowaprzezradiosprawiła,żezłapałamdoła.Mimotousłyszałam,jak
zgłaszamsięnaochotnikadopełnieniapierwszejwarty.Bardzowspaniałomyślnie.

background image

Wszyscybylimiwdzięczni-isłusznie.Popełzlidoswoichmałychkryjówek,żeby
spróbowaćpospać.Niewiedziałam,czyimsięuda.Ajużzpewnościąniewiedziałam,
czymnieudasięniezasnąć.Czułamsiępotworniepokrzywdzona,boniemogliśmyliczyć
nato,żepogrążonywdepresjiKevinbędziepełniłwartę,więcchoćobiecaliśmygo
obudzić,pocichuuzgodniliśmy,żezostawimygowspokoju.

Możecałonocnysensprawi,żeKevinznowustaniesięnormalny.

Nocbyładlamniejakbypusta.Kevinnajwyraźniejnieprzejąłsiętym,żezostał
pominiętyprzyprzydzielaniuwarty-niewiem,czywogóletozauważył,wkażdymrazie
nicniepowiedział-iniemampojęcia,czykomukolwiekudałosięzasnąć.Jamiałam
wrażenie,żeniezmrużyłamoka.Ranobyliśmytakgłodni,żeburczeniewnaszych
brzuchachbrzmiałoniemalśmiesznie.Dziwne,żeniezwabiłochmarywrogichżołnierzy.
Alemusieliśmysięruszyć.Wiedzieliśmy,żeposzukiwaniapotrwająjeszczedługo.W
zasadziemogłybyćjeszczebardziejintensywneniżdotychczas.Żołnierzezwyczajnie
musielinasznaleźć,dlaswojegowłasnegodobra.Pozwolenie,byśmysiedzieliwlesiei
szykowalinastępnyatak,mogłoichbardzodużokosztować.

Naszaostatniaakcjapozbawiłaichpięćdziesięciualboistumilionówdolców,więcile
stracilibynastępnymrazem?Zpewnościąbyligotowipoświęcićkilkatygodnina
poszukiwania.Wiedziałam,żetakmyślą.

Jużprzedświtemwlekliśmysięprzezlas,usiłującsięniepotykać,byćcicho,nie
przysypiaćizachowaćczujność.

Tamtegorankazobaczyliśmypierwszyhelikopter,alepoleciałnazachód,bardzonisko
nadziemią,iodrazusięodnasoddalił,więcniewiem,czyuczestniczyłw
poszukiwaniach.

170

Wtedybyliśmyjużzpowrotemwwodzie.Toprzestałobyćzabawne,alepozostawało
dobrymsposobemprzemieszczaniasię:szybkim,cichymiodpowiedniodyskretnym.
Martwiłamsię,żecorazbardziejoddalamysięodPiekła,gdziepozostałaresztanaszych
rzeczyigdzieczułamsięstosunkowobezpieczna.Aletrudno.Jakmówiąsłowapiosenki:
„Gdybyżyczeniabyłyrybami,wszyscyzarzucalibyśmysieciwmorzu”.Albo,jak
mawiałamojababciazeStratton:„Gdybyżyczeniabyłykońmi,żebracyjeździliby
konno”.

Wpadłamnapomysł,żepiciedużejilościwodywypełnimójbrzuchizłagodzigłód,ale
niepomogło.Sprawiłotylko,żespuchłamzarównowśrodku,jakinazewnątrz.
Gdybyśmybylibohateramiksiążki,zrobilibyśmypewniecośwstyluleśnegoharcerskiego
survivalu,naprzykładzbudowalibyśmyzmłodychgałązeksidłanakróliki,
wykopalibyśmyjakieśkorzonki,korzystajączpradawnejwiedzyAborygenów,albo
nałapalibyśmypstrągównałaskotki.Nieradziłamsobiewlesieażtakdobrze,choćjako
dzieckokilkarazypróbowałamzbudowaćsidłanakróliki.NigdyniedziałałyPozatym
niemieliśmyczasu,bycałymidniamisiedziećiczekać,ażjakiśwyjątkowogłupikrólik
wpakujesięwnaszesidłapowypiciukilkugłębszychzkumplami.Botylkowtakim
wypadkumógłbywniewpaść.Pijanykrólikbyłbyzresztąjużzamarynowany,więc
łatwiejszydoprzyrządzenia.Oszczędziłbynammnóstwazachodu.

background image

PewnegopopołudniastarszyfacetoimieniuAlf,którypracowałwnaszymgospodarstwie,
złapałdwanaściepstrągówdziękitemu,żełaskotałjepobrzuchu.Niechciałamwto
uwierzyć,aletatawkońcumnieprzekonał.Połówodbyłsięwdośćnietypowych
okolicznościach.Panowałasuszaijedenzestrumienipłynącychprzeznaszeziemie-tak
małoważny,żenawetniemiałnazwy-przestał

płynąćizmieniłsięwkilkamałychsadzawek.Alfzauważył,żewniektórychsadzawkach
sąpstrągi,któreukrywają171

sięjaknajbliżejbrzegu,byschronićsięwcieniu.Nowięcwsadził

rękędowody,wyciąłstarynumerzłaskotkamiipowyjmowałpstrągijednegopodrugim.

Niewiem,jakąrolępełniłołaskotanie.Chybajehipnotyzowało.NafestyniewWirrawee
byłfacetzTasmanii,którydawałpokazzudziałemwężyijaszczurek.Jednązjaszczurek
wystarczyłosześćrazypogłaskaćpobrzuchu,byzapadławgłębokisen.Totalniesię
odprężała.Kładłjąnaziemi,aonależałajakstarypijakprawiedokońcapokazu.
Pewnegorazusięobudziłaizaczęłabiegaćwkółko,więczłapałją,jeszczerazpogłaskałi
stałosiędokładnietosamocowcześniej:natychmiastzapadławśpiączkę.

Oczywiście,mnieteżdarzyłosięzahipnotyzowaćkilkakur-chybakażdedziecko,które
madoczynieniazkurami,prędzejczypóźniejtegopróbuje.Zabawnewidowisko.
Stawiaszkuręnaziemi,opuszczaszjejgłowęirysujeszkreskędziobem,awnastępnej
sekundzieptakodpływa.Możnajeustawićwzagrodzieupo-zowanenaElvisa,udające,że
zrzucająpiórkaalbożezakochałysięnazabójwkogucie.Żadenproblem.

WielelattemumojababciazeStrattonmiałapsa,któregomożnabyłozahipnotyzować.
Trzebabyłozrobićtosamocozkurą.Chodziłwkółkozwysuniętymłbemisterczącym
prostoogonem.Całyczaswzwolnionymtempie.Najśmieszniejszarzecz,jaką
kiedykolwiekwidziałam.Tarzalibyśmysięześmiechu,alekiedyktośgłośnosięśmiał
albohałasował,czarpryskał.Wystarczyłotrzaś-nięciekuchennychdrzwialbowarkot
silnikasamochodu,bygowybudzić.

Pies-wabiłsięCob-nagleodzyskiwałprzytomność.Dojegooczuwracałożycie,
energiczniepotrząsałcałymciałem,apotemsiadałiporządniesiędrapał.Przezcałyczas
wyglądałtrochęgłupawo,jakbywiedział,żezawiódłpsigatunekswoimniewystarczająco
godnymzachowaniem.

Wkońcutatazabroniłnamtorobić.Powiedział,żetakahipnozaszkodzipsu.Pewnego
dniaznalazłCoba,którysamwprawił

172

sięwhipnotycznytransiwzwolnionymtempiekrążyłpopodwórku.

Dlategotatapowiedział,żepowinniśmyprzestać.Cobzaczynałsięuzależniać,niemógł
sięobyćbezswojejdziałkihipnozy.

Bardzodziwne.

Otegorodzajugłupotachrozmyślałam,płynącrzeką.Minęłomitakkilkagodzin.
Rozmyślałamimarzyłamodawnychczasach,oczasachprzedwojną.Nastałchłodniejszy
dzieńitymrazemwwodziebyłocieplej.Nielubiłam,kiedytrzebabyłowstawaći

background image

przechodzićpłytszeodcinki.Wiatrnamojejskórzewydawałsięwtedytakizimny.

Oczywiściekątemokarozglądałamsięwposzukiwaniużołnierzy-

aletylkokątemoka.Mniejwięcejwporzelunchu-araczejwporze,wktórejjedlibyśmy
lunch,gdybyśmygomieli-sytuacjasięzmieniła.

Aleniezasprawążołnierzy.

-Togorszeriteczterdziestogodzinnypostnaceledobroczynne-

poskarżyłasięFi.

-

Mhmm-przytaknęłam.Niemiałamsiłymówić.Aleczęstomyślałamojedzeniu,a
zwłaszczaozapachachgrillowa-nia.Doszłamdowniosku,żewtymmomencie
uznałabymjezanajlepszyzapachnaświecie.Marzyłamolekkoprzypieczonych
kiełbaskach,smażonychcebulkachigórachsałatkiziemniaczanej.

Wnastępnejchwilibyłamjużzupełnieprzytomna.

-

Kryjsię-syknęłamnanią.

Zapóźno.Byliśmyjużzbytdalekonazakręcie,awdodatkunawąskimigłębokim
odcinkurzeki,gdziewodapłynęładośćszybko.Z

przoduzobaczyłamLeewynurzającegosięprzyprawymbrzegu.

Zauważyłniebezpieczeństwoizanurkował.Najwidoczniejzamierzał

sięwydostaćzwody,więctrąciłamFiłokciemiposzłamzajegoprzykładem.Przeklęłam
sięzato,żeniebyłamostrożniejsza.Omalnasniezłapano.Powinnambyłabardziejcenić
swojeżycie.

Problempolegałnatym,żewkońcudotarliśmynaprzedmieściaStratton.Szykowałamsię
natooddłuższegoczasuichoćniechciałamtampłynąć,zulgąprzyjęłamzmianęw
monotonnej74

podróży.Mieliśmyprzedsobądużymostzbetonuistaliszerokinaczterypasyjezdni.
Dobrzegoznałam,mimożejeszczenigdynieoglądałamgoztejstrony.Dalejbyłowidać
szeregwspaniałychdomówwzniesionychnadrzeką.Przypuszczałam,żezostałyjuż
zajęteprzezoficerówwrogiejarmii.WWirraweepozajmo-walinajlepszedomy.

Potejstroniemostustałafabryka,któraprodukowałałożyskakulkowe.Wkażdymrazie
przedwojną.Niewiedziałam,cowytwarzateraz.Byłacelem,któryzradością
zbombardowalibyNowozelandczycy,alenaraziestałanietknięta.Ktośzniejkorzystał,
bozauważyłamparęosób,którestałyirozmawiałyprzyceglanejścianiezprzodu.A
zanimzanurkowałam,zobaczyłamciężarówkęwycofującąobokbudynku.

Dopłynęłamdobrzegunajednymoddechu,cobyłocałkiemniezłymosiągnięciem,choć
wolałabymtegonierobićzbytczęsto.

WynurzyłamsiętużprzedFi.Widziałam,żeHomeriKevinjużsięgramoląnabrzeg,
więcwyglądałonato,żewszyscyjesteśmybezpieczni.Wylazłamiruszyłamzanimi,

background image

przemoczonajakmors.

Lałasięzemniewoda.Kiedywyszłamzrzeki,jejpoziomopadł

chybaopółmetra.

Leżeliśmyrazemwzaroślach,ztrudemłapiącoddech.Byliśmytakzmęczeniigłodni,że
niemieliśmysiłynaniespodzianki,napodejmowanietakogromnegowysiłku.Tobyło
okrutne.

Najwyraźniejnaszapodróżrzekądobiegłakońca-przynajmniejnarazie.Niemieliśmy
innegowyjścia.ByliśmywStratton,czytonamsiępodobało,czynie.Znaleźliśmysię
tamporazdrugiwciągutejwojnyimiałamnadzieję,żebędzielepiejniżpoprzednio,
kiedyotarłamsięośmierć,aRobynprzekroczyłajejcienkągranicę.

Niemieliśmypojęcia,corobić.Rozmawialiśmyściszonymigłosami,leżącitrzęsącsięz
zimna.Jakzwyklemieliśmypechaitrafiłnamsiępierwszyzimnydzieńodwieków.W
zasadzie175

wszyscychcieliśmywrócićdoPiekła-jedynegobezpiecznegomiejsca,jakieznaliśmy—
aleodrazubyłowiadomo,żenarazieniemanatoszans.

Myślałam,żezaczekamydozmrokuipopłyniemydalej,alepozostali,zwłaszczaLeeiFi,
niebardzotegochcieli.FinapoczątkuniechciałaiśćdoStratton,aleterazzupełnie
zmieniłazdanie.Możewmiastachczułasiębezpieczniej.Rzeczywiście,dalszepłynięcie
rzekąbezżadnegoceluiplanuwydawałosiętrochębezmyślne.

WpewnejchwiliwspomniałamomojejbabciiLeezapytał:

-

Możepójdziemydoniej?

-

Chybamoglibyśmy.Aleniewiem,czytomajakiśsens.

-

Jasne,pewnieniema.Aleprzynajmniejznaszteren.Skrótyiróżnekryjówki.Moglibyśmy
sięporuszaćztrochęwiększąpewnością.Lepszetoniżnic.

-

Dalekojeszcze?-zapytałaFi.

-

Jakieśpięćkilometrów.Aletoładnydom,więcmogligozająć.

-

Stoinaprzedmieściach,tak?-upewniłasięFi.-Tamsięraczejniezapuszczają.

Niktwięcejsięnieodezwałinajwidoczniejżadneznasniemiałolepszychpomysłów.W
końcuHomerpodjąłdecyzję.

-

background image

MoimzdaniemwStrattonbędziemybezpieczni-powiedział.—

Przecieżniemogąnasszukaćwcałymmieście,nawetjeślipodejrzewają,żetujesteśmy.

Wyglądałonato,żemojejbabcitrafiąsięodwiedzinywnuczkiijejniesfornych
nastoletnichprzyjaciół.Przedwojnąbabcia,którabyłabardzodystyngowana,uznałabyto
zakoszmarnąperspektywę.Teraz,gdziekolwiekbyła-ioilewciążżyła-niemiałaby
pewnienicprzeciwkotemu.

Wątpiłam,czynadalżyje.Gdywybuchławojna,miałazsiedemdziesiątpięćlat,alebyła
bardzokrucha.Nazywałamjąswoją176

kościstąbabcią.Kiedyjąprzytulałam,wyczuwałamtwardekości.

Oczywiściebyłamiłaifajna-chybawszystkiebabcietakiesą,pewnienakazujeimto
jakieśprawo-alenieznosiłazamieszania,więcjeślimiwciskałapięćdziesiątdolcówna
nowąkoszulę,niewolnomibyłopowiedziećniczegowięcejniżtylko:„Dziękuję,
babciu”.

Tojająściskałamnapowitanie.Godziłasię,aletoniebyłowjejstylu.

WłaściwieniemiałampojęciacodokładniesięstałozmieszkańcamiStratton,kiedy
wybuchławojna.Wniektórychmiastachludziompozwalanopowoliwracaćdodomów,
gdziepotemmieszkalipodścisłymnadzorem,aleponieważStrattonbyłoważnym
ośrodkiemprzemysłowym,usuniętowszystkichcywilów.Próbowałamsobiewyobrazić
babcięwoboziejenieckim,alewtakimmiejscupołożyłabysięchybaiumarła.Jejduma
zabardzobyucierpiała.Nietylkoucierpiała-zostałabyjejodebrana,pobita,stratowana
podkutymibucioramiirozwalonakopniakaminakawałki.

Byćmożewysłalijądoktóregośzgospodarstw-takjakrodzicówHomera-alepewnie
uznali,żejestnatozastara.Możliwe,żemielirację.Alezjejenergiąnigdynicnie
wiadomo.

Niewyruszyliśmyodrazu.Zamiasttegoskupiliśmysięnakwestiijedzenia.Jak
moglibyśmyjezdobyć?Rozmowanietrwaładługo,boniktniemiałżadnegopomysłu.
Siedzieliśmyimówiliśmyonaszychnadziejach,anieopraktycznychaspektachzadania.
„Możeznajdziemysklepy,doktórychbędziemożnasięwłamać”.„Możezostałokilka
domów,którychjeszczeniktniesplądrował”.„Możeudanamsięskontaktowaćzgrupą
więzionychrobotników”.

Bardzoszybkomisiętoznudziło.

-Oj,dajciespokój,marnujemyczas-powiedziałampodwudziestejmałokonkretnej
sugestii.

177

Pierwszapołowadrogidodomumojejbabciokazałasięnudna.Byłytojednezwielu
chwilwczasietejwojny,podczasktórychzgrzytałamzębamiznudów.Leepoczęstował
nasgumądożuciazeswojegowodoodpornegoplecaka,aleniczegowięcejniemiał.
Przeklęłamgowmyślachzato,żeniezabrałwięcejjedzenia.Niebyłamzbyt
sprawiedliwa,boprzecieżsamaniczegoniewzięłam.

Gumadożuciasprawiła,żepoczułamjeszczewiększygłód.Fitwierdziła,żeżucie

background image

zawszetakdziała.Podobnożołądekodbierasygnałyzust,żejedzeniejestwdrodze,ale
nicdoniegoniewpada,więccorazbardziejsiędenerwuje.Tocałkiemmożliwe.W
każdymrazieteoriabrzmiaładobrze.

Mimożedodomubabcimieliśmytylkopięćkilometrów,wybraliśmydrogę,która
ciągnęłasięconajmniejprzezdziesięć.Kiepskojąznałam,więcstarałamsięwybierać
spokojniejszątrasę.OstatecznieobeszliśmycałeprzedmieściaStratton.

Okazałosiętocałkiemsprytne.Mniejwięcejwpołowiedrogizatrzymaliśmysię,żeby
odpocząćwroguwielkiegopustegoparku.

Znowurozmawialiśmyoakcjinalotnisku.Figłośnosięzastanawiała,czynaszatak
cokolwiekzmienił.Wtedy,zupełniejakbypułkownikFinleywybrałtęchwilę,byzrobić
nanaswrażenieidaćFiodpowiedź,otrzymaliśmywymownydowód.Dalekona
wschodzierozległsięniskiwarkot.Przezchwilęniepotrafiliśmyrozpoznać,cototakiego,
apotemLeepowiedział:

-Samoloty.

Zerwaliśmysięnarównenogiiostrożniewystawiliśmynosyzzarośli.Byliśmywdobrym
punkcie,wysokonadStratton,skądroztaczałsięwidoknadzielnicęhandlową.Ijeszcze
zanimzobaczyliśmypierwszysamolot,naprzedmieściachpowschodniejstronienastąpiła
seriawybuchów.Czerwonebłyski,jakbyolbrzymiaparatzacząłpstrykaćzdjęcia,a
następnieznajomechmurywkształciegrzybówbrudnegodymukolorugliny.Pochwili
178

usłyszeliśmybum,bum,bumiwarkotsamolotunabierającegowysokości.Leewskazałw
stronęsłońca.

-Tamsą-powiedział.

Niektórzymówili,żeNowozelandczycyzradościązrzucalinanasbomby.Żeczekalina
toodlat,odkądporazpierwszywygraliśmymistrzostwaBledisloeCup.Notak,tym
razemnaprawdęsprawialitakiewrażenie.Niewiem,iletonspuścilinaStratton,aledali
czadu.

Bombardowanietrwałozdziesięćminut.Atakowalifalami:dwasamolotynarazpędziły
poniebiejakbąki,zrzucałyładunek,apotemzwarkotemodlatywaływdal.Widzieliśmy
spadającebomby.Niewielkieizaokrąglone,ześmigiełkamiztyłujakwkreskówkach,
aleraczejprzypominająceczarnepatyki.Byłoichmnóstwo.Gdyparasamolotówznikała,
uderzałybomby,rozlegałsięogromnyhuk,trzęsłasięziemiaiukazywałasiękolejna
czerwonakulaognia,apotemjejcieńzdymu.

Widziałam,jakzawalasięjedenbudynek.Byłdużyiwyglądałnafabrykę.Murynagle
złożyłysięiosunęłynaziemięjakmdlejącyczłowiek.Tobyłostraszneijednocześnie
fascynujące.

Biorącpoduwagę,żejakiśczastemuNowozelandczycyzupełniezrezygnowalizataków
zpowietrza,tennalotdowodził,żeznowuotworzyliśmydlanichniebonadAustralią.
Spojrzeliśmynasiebiezezdziwieniemiszerokosięuśmiechnęliśmy.OczyHomera
płonęłydumą.Pomyśleć,żeprzyczyniliśmysiędoczegośtakwielkiego!Awszystkoza
sprawąjednejrozmowyprzezradio.Bombanatelefon.

background image

Samolotnatelefon.Nalotnatelefon.Trochętrudnobyłowtouwierzyć.Wkońcu
przyłapałamsięnatym,żeznadziejączekamnachwilę,wktórejsamolotywreszcie
zniknąiniebędęmusiaładłużejotymwszystkimmyśleć.

Kiedynalotfaktyczniesięskończył,bezociąganiaznowuruszyliśmywdrogę.Uznaliśmy,
żetoodpowiednimoment,żebysięprzemieścić.

Niezapowiadałosięnato,bynaulicemiałoszybkowylecwieluludzi.Przezjakiśczas
dobrzenamszło.

79

MimotodotarliśmynaDoncasterCrescentdobrzepozachodziesłońca.Znowu
musieliśmyzwolnićtempo.Dobijałomnietoiwkurzało.Gdytylkodoszliśmydo
obszarówzasiedlonych,okazałosię,żenaulicachpanujesporyruch.Nieażtakijakprzed
wojną,aledośćduży.Wporównaniuztym,doczegobyliśmyprzyzwyczajeni,
przypominałNowyJork.Ludziepędziliulicami,omijającstertygruzuiśmieci.Nie
wydawalisięszczęśliwi.Chybazchęciąwynosilisięwinnemiejsce.Niktsięnie
uśmiechał.Sposób,wjakipospiesznieprzemykaliulicami,miałwsobiecośwręcz
podejrzanego.Niezapuszczaliśmysiędotychczęścimiasta,którezostałymocnolub
niedawnozbombardowane,alekażdaulicawyglądałatak,jakbyzostałajużkiedyś
zniszczona.

Wszystkimipojazdamikierowaliżołnierze,jakbytylkoonimielidotegooficjalneprawo.
Przeważniebyłytociężarówkiiwiększośćznichjechaławkonwojachzłożonychz
sześciualboośmiusamochodów.Raczejniepozostałozbytdużopaliwanarekreacyjne
wycieczki.

DlategodotarciedoWestStrattonzajęłonamcałewieki,akażdemupokonywanemu
metrowitowarzyszyłstrach.Musieliśmydługoczekać,bywchwilispokojumócpokonać
kolejnetrzydzieścialboczterdzieścimetrówdonastępnejosłony.Miałamwrażenie,że
mojagłowazmieniłasięwzraszaczogrodowy,bocałyczasobracałasięwprawoiw
lewo,doprzoduidotyłu.Męczyłomnietofizycznie,alecogorszawykańczało
psychicznie.Ponalocieprzestaliśmysiędosiebieodzywać.Byliśmybardzoskupieni,
naszenerwynapięłysięjakpostronki.

Miałamnadzieję-awręcztegooczekiwałam-żewWestStrattonbędzieinaczej.I
rzeczywiście:WestStrattonbyłozbytdalekooddzielnicyhandlowej,bywzbudzić
zainteresowaniewrogichżołnierzy.

Wyglądałonaopuszczoneiniedziałałtamprąd.

Dopierogdysięzbliżaliśmydodomu,pozwoliłamsobienaluksuspomyśleniaobabci.
Jużwyraźnieczułam,żeniemajej180

wśródżywych.Jejduch,któryprzeztakwielelatwypełniałtendom,wydawałsiępo
prostunieobecny.

Bojednązzadziwiającychcechmojejbabcibyłoto,żejejkrucheciałoskrywałoducha
zdolnegowypełnićswąsiłącałydużystarydom.Przysięgam:możnabyłostanąćw
najdalszymkącienajwyższegopiętra,aitakwyczuwałosięjejobecność.Jakbybabcia
byławewszystkichpokojach,chodziławszystkimikorytarzami,siedziaławkażdym

background image

zakamarku.Myślę,żemamiebardzoulżyło,kiedybabciawyprowadziłasięzfarmydo
Stratton.Niewiem,czyfarmabyławystarczającoduża,bypomieścićjeobie.

Dostaliśmysiędoogroduinapaluszkachweszliśmyposchodkach,zbliżającsiędodrzwi.
Ogródekkwiatowyokropniezarósłiprawiesięucieszyłam,żebabcianiemożetego
zobaczyć.Potemskarciłamsięwmyślachzatęradośćzjejnieobecności.Ajeszcze
późniejwyjaśniłamsobiesamej,żepoprostupróbujępodnieśćsięnaduchupostracie
babci,więcbyłamusprawiedliwiona.

Czasamitakiemyślimniewykańczały.Przeznieżycierobisiębardzoskomplikowane.

Trudnobyłoiśćwerandąiuniknąćskrzypieniadesek.Drewno,zktóregozbudowano
dom,zaczynałosięstarzeć.Codziesięćsekundstawiałamkolejnykrok,modlącsię,bynie
obudzićśpiącegożołnierza.Wyobrażałamsobie,jakwyskakujeprzedemną,gotowydo
strzału.Zaglądałamdookien,aleniczegoniebyłowidać.Panowałazupełnaciemność,
totalnybezruch.

Musiałamzałożyć,żewdomujestpusto.Mogłammiećtylkonadzieję,żegdzieśgłęboko
wspiżarniczekapuszkapieczonejfasolialbosłoikzmarmoladą.Babciadobrzegotowała,
alenigdynieradziłasobiezdżemami.Słynęływcałejrodziniezwyjątkowejtwardości.

Nazywaliśmyjebetonemiczęstożartowaliśmy,mówiąc,żemożnananichpołamaćzęby.
Aleteraz-tak,

181

tak-przyjęłabymsłoikbabcinegobetonuzotwartymiramionami.

Wróciłamdopozostałych,którzyczekałiwnajdalszymzakątkuogrodu.Wsłabymświetle
wydawalisięchudzi,bladziinieszczęśliwi.

Wiedziałam,żewdużejmierzetoskutekbrakuenergiizwiązanegozbrakiemjedzenia,i
obiecałamsobie,żegdytylkodostaniemysiędodomu,załatwięjakąśżywność.Nie
wiedziałamjak,aleczułam,żemuszęcośzrobić.

-Chybajestokej-szepnęłam.-Nikogotamniema.Wejdźmyodtyłu.

Tamtędybędziełatwiej.

Niebyłoprądu,więcnieprzejmowałamsięalarmem.Generatorawaryjnypadłjużpewnie
wielemiesięcytemu.Pomyślałamjednak,żekuchennedrzwibędąsłabszeniżsolidne
ciemnedębowedrzwiwejściowe.Zaprowadziłamprzyjaciółnatyły.Kevincochwila
deptał

mipopiętachimusiałamsięugryźćwjęzyk,żebysięnieodwrócićiniekrzyknąć:„Na
miłośćboską,Kevin,niemógłbyśpatrzeć,jakleziesz?!”.Chybabyłamrówniezmęczona
jakpozostali.

Wogrodziezadomemrosływarzywa.Porazpierwszyuświadomiłamsobie,żew
ubiegłymrokuniektóreznichmogłysięrozsiaćsame.Najakiśczasbyłamgotowa
przerzucićsięnawegetarianizm.Czułamtakigłód,żezjadłabymnawetduszoneliście
eukaliptusa.Zjadłabymkoręzdrzewa,świerszczealbokompost.Byłamtakagłodna,że
zjadłabymnawetpiklezbig

maca.

background image

Prowadzącprzyjaciółwstronękuchennychdrzwi,spojrzałamnaogródekipomyślałam,
żenadalprezentujesięcałkiemnieźle.W

każdymrazielepiejniżtenodfrontu.

Kiedyśwtylnychdrzwiachbyłaszyba.Alezobaczyłam,żetojużprzeszłość.Szybko
zajrzałamprzezprostokątnądziurę,któraponiejzostała,leczzpowoduciemnościnadal
niczegoniewidziałam.Tyleżeprzestałamsięprzejmować.Odrazubyłowidać,182

żedomjestopuszczony.Poruszałamklamkąwgóręiwdół.Czułam,żezamekledwiesię
trzymaiżedrzwiustąpiąpojednymporządnympchnięciu.Oparłamonieramięi
popchnęłam,alenicniewskórałam.

-Mocniej-powiedziałczyjśzniecierpliwionygłoszamoimiplecami.

Niechciałamjednakbyćzbytbrutalna:wdomubabciwydawałosiętoniegrzeczne.
Wtedyktośwcisnąłmidorękijakiśtwardyprzedmiot.

Spojrzałamwdółizobaczyłamkielnię.Kiedyśjejużywałam,pomagająctacie
poprowadzićbetonowąścieżkęwogrodzie.Terazwsunęłamjąwszparęmiędzydrzwiami
afutryną,robiączniejdźwignię.Zniszczenia,którychdokonaliśmywszkolewramach
ćwiczeniaprzedwłamaniemdosupermarketu,nacośsięprzydały.

Usłyszałamtrzaskdrewnaidrzwiustąpiły.

Odrazujeotworzyłamizdenerwowanaweszłamdośrodka.

Dokładniewtejsamejchwiliusłyszałamświst.Cośmignęłoobokmojejdłoni,lecąctak
bliskoiszybko,żepodrodzeuszczypnęłomniewskórę,apotemroztrzaskałosięościanę
obok.Fi,którabyłatużzamną,krzyknęłaiwycofałasię.ChybaprzewróciłaKevina,
którystał

zanią.Przypominałotokostkidomina.Aleskupiłamsięnakuchni.

Nadalsięnieruszałam,nieliczącgwałtownegocofnięciaręki,anawettobyłoczystym
odruchem.Potemodzyskałamzmysłyiwykonałamruch,szybkoprzykucając.

Wsąsiednimpomieszczeniu,czyliwjadalni,rozległsiętupotstópprzypominający
uderzeniagraduoblaszanydach.Pochwilizdrugiegokońcadomudobiegłnasbrzęk
tłuczonegoszkła.

Skuliłamsię,przerażona.Przezchwilęmyślałam,żebabcianadaljestwdomu.Alebyłam
pewna,żenieżyje.Żegnałamsięzniąwmyślachodpółgodziny,próbującprzywyknąć
doświata,wktórymjejniema.

Potempomyślałam,żetomógłbyćduch.Alektóryduchrobiłbyażtylezamieszania?

183

Pomacałampodłogęwokółsiebie.Szybkonatrafiłamnaprzedmiot,któryomalnie
uderzyłmniewrękę.Tobyłpogrzebacz-długiiciężki.

Podniosłamgo,krzywiącsię.Miałamszczęście,żeniepogruchotałmikościręki.Miałam
szczęście,żenietrafiłmniewtwarz.

Napaluszkachruszyłamprzedsiebie.Cośzachrzęściłomipodstopami.Usłyszałam,że

background image

pozostaliidązamną,równieostrożnie.Ichobecnośćdodawałamiotuchy.Żałowałam
tylko,żeniemaświatła.

Wdomubyłopusto.Stwierdziliśmytodopieropodwudziestuminutach,aleprzynajmniej
zyskaliśmypewność,żemamygotylkodlasiebie.Dombyłjednakmocnozniszczony.Z
zewnątrzwydawał

sięnietknięty,alewśrodkupanowałbałagan:potłuczonetalerze,roztrzaskanemeble,
porozrzucaneubraniababci.Wtoaleciebyłopełnotego,cozazwyczajlądujewtoaletach.
Przypominałotobałaganpozostawianyprzezdzieci.Ktośurządziłsobiebiwakwdomu
mojejbabci.

Poruszaniesiępodomuwciemnościprzypominałotorprzeszkód.Z

dziesięćrazyuderzyłamsięwpiszczel.

Wróciliśmydokuchniiopracowaliśmyplandziałania.Podjęliśmydecyzjęopozostaniuw
domu.Chciałamzostać,bymócposprzątaćizabezpieczyćbudynek.Pozostalisię
zgodzili,bobylizbytwykończeni,byszukaćinnegomiejsca.Ktokolwiektamobozował,
bałsięnasbardziejniżmyjego,atobyłopocieszające.

Zgromadziliśmyarsenał,przynoszącwszystko,coudałosięznaleźć:pogrzebacze,laski,
noże.Odkryliśmy,jaknajlepiejzabarykadowaćdrzwi.Gdybyciludziewrócili,musieliby
stoczyćznamiwalkę.

Niezawracaliśmysobiegłowyteoriaminatemattego,cosiędziejewStratton.
Uznaliśmy,żenatoprzyjdziejeszczeczas.WytypowaliśmyFiiKevina,byposzlisię
rozejrzećwogródkuwarzywnym.Lee,Homerijazgłosiliśmysięnaochotnikado184

przeczesaniaciemnych,złowrogichuliczekisprawdzenia,coudasiętamznaleźć.
Mieliśmyzacząćrazem,awraziepotrzebyrozdzielićsięispotkaćwdomuzagodzinę.

Nowięcruszyliśmy.Nadalbyłamgłodna,alepotrzebadziałaniapomogłami
przezwyciężyćskurczeżołądka.Wnocybyłojeszczezimniejniżwdzień,aulice
naprawdęwydawałysięciemneizłowrogie.Szliśmypowoli,trzymającsięmrokuprzy
płotach.Niewiedzieliśmy,gdzierozpocząćposzukiwaniajedzenia.Leezaproponował
włamaniedonastępnegodomu.Towydawałosięniebezpieczneiprawdopodobnie
niewielebynamdało,aleniktniemiałlepszegopomysłu.Postanowiliśmy,żenapoczątek
sprawdzimykilkaulic,ajeślinieznajdziemyniczegoobiecującego,wybierzemyjakiś
domisiędoniegowłamiemy.

-

Mamnadzieję,żeniktinnynieczaisięzpogrzebaczem—

szepnęłam.

Kilkarazywyraźnieczułam,żewokółsąjacyśludzie.Niebardzoufamswoim
instynktom,alekilkakrotnieprzystanęłamidałamsygnał

pozostałym,przekonana,żektośnasśledzi.Wdzielnicy,którawcześniejwydawałasię
zupełniepozbawionażycia,zapanowałacałkieminnaatmosfera.Możeimpóźniejsza
pora,tymwięcejsiętamdziało.Czułamsięnieswojo,jakbytowarzyszyłymijakieś
dziwne,chorezjawy.

background image

Jeślichodziojedzenie,brakowałonamwspaniałychpomysłów.

-

Wiecieco,jedzenienierośnienadrzewach-szepnąłwpewnymmomencieHomer.

Dopieropóźniejzrozumiałam,żepróbowałzażartować.Byłamzbytzmęczona,żeby
załapać,acodopierobysięśmiać.

Minęliśmydużypark,którywyglądałtakzłowieszczo,żepostanowiliśmydoniegonie
wchodzić.

Poniespełnagodzinnychbezowocnychposzukiwaniach-o,jateżwysiliłamsięnażarcik,
któryokazałsięniewielelepszyniżtenHomera-wybraliśmydom,doktóregomieliśmy
sięwłamać.

185

NieróżniłsięodinnychdomówwWestStrattonipewniedlategozwróciłnasząuwagę.
Miałceglanyfornirimałąwerandę,murekzprzodu,garażzbokuiokrągłyogródekpo
drugiejstronie.Nuda,aleładnaisolidna.Napaluszkachpodeszliśmydotylnychdrzwi.
Nawetpoatakupogrzebaczemniezaprzątaliśmysobiegłowyśrodkamibezpieczeństwa.
Tebudynkimiaływsobiecoś,cokrzyczało:

„Jesteśmypuste!”,choćoczywiściewwypadkudomumojejbabciniedokońcasięto
sprawdziło.

Alewtymowszem.Tylnedrzwibyłyzupełniewepchniętedośrodka,adokładniej
mówiącwyważone.Leżałynapodłodzewkuchni.Naichwidokpoczułamsiędziwnie.
Wiedziałamdlaczego.‘Odfrontudomwydawałsiętakisolidny.Takiniezawodny,
bezpieczny,pewny.

Patrzącnaniego,odnosiłosięwrażenie,żeznasięcałąjegohistorięihistorięjego
właścicieli.Pewniebylispokojnymi,odpowiedzialnymiludźmi.Onpracowałwbiurze,
kolekcjonowałwina,jeździłmagnąipasjonowałsięogrodnictwem.Onapracowaław
recepcjiwgabinecielekarskim,robiładobresałatki,słuchałaPaulaSimonaichodziłana
zebraniaradyszkoły.

Apotemidzieszdotylnychdrzwi,znajdujeszjenakuchennejpodłodzeizaczynaszsię
zastanawiać.

Weszliśmydośrodka.Tymrazemteżsięokazało,żeprzednamizajrzałotuzbytwiele
osób.Szafkiiszufladybyłypootwierane,arzeczyporozrzucane,alewyglądałotolepiej
niżumojejbabci.

Przeszukanotylkogłównąsypialnię.Pewniewłaśnietamwiększośćludzichowacenne
przedmioty.

Nieznaleźliśmyjedzenia,tylkokilkaobrzydliwychspleśniałychstertodpadkóww
kuchni.

Poddaliśmysięiwróciliśmydodomumojejbabci.FiiKevinsiedzieliprzystolewkuchni
iwciemnościkroiliziemniaki.Okazałosię,żeznaleźliteżtrochębrokułów,naktóreod
razusięrzuciliśmy.Fiszybkopodsumowałastanogródkawarzywnego.

background image

186

-NapomysłzziemniakamiwpadłKevin-powiedziała,uśmiechającsiędoniegojak
matka,którawłaśnienauczyłaswojedzieckoliczyćdodziesięciu.-Wogródkurosną
tylkomałemłodeziemniaki,aleKevinpowiedział,żejeślipokopiemygłębiej,możemy
znaleźćtrochęzubiegłegosezonuinadalbędąsięnadawałydojedzenia.Otoone:
znaleźliśmyichcałkiemsporo.

WtedywszyscyuśmiechnęliśmysiędoKevina,jakbynauczyłsięliczyćdostu.Nieokazał
takiejradościjakmy,alewykrzywiłusta,coprzyodrobiniedobrejwolimożnabyłouznać
zauśmiech.

Chrupałambrokuły,aFiciągnęładalej:

-

Problemwtym,żewszystkiewarzywasąjeszczemłode.Jestzawcześnienazbiory.Ale
rośnieichtamcałkiemsporo.Dynie,sałataicukinie.Rozejrzymysięrano,kiedybędzie
lepiejwidać.

-

Zamierzaszugotowaćziemniaki?-zapytałHomer.

Domyślałamsię,jakiemazdanienatematdietywarzywnej.

-

Jakuważacie?Moglibyśmyrozpalićwkominkuwjadalniizmienićgowgrill.
Obejrzeliśmygoichybasięnadaje.

-

Powinnobyćbezpiecznie-powiedziałHomer.-Musimytylkouważać,żebyniepokazał
siędym.

-

Azapach?-zapytałam.-Niewiem,jakwy,alejapotrafięwyczućpłonącedrewnona
kilometr.Chybaniechcemy,żebywrócilinasigoście.

-

Jadalniajestpośrodkudomu-powiedziałaFi.-Tomożeograniczyćrozchodzeniesię
zapachu.

Nieprzekonałamnie.

-

Ciludzieniewrócą-powiedziałHomer.-Pocomielibytorobić?Sąsetkidomów,w
którychmogąprzebierać.Pewnieniechcąkłopotów.

Pomyślałam,żemyteżmożemyprzebieraćwsetkachdomów,aleniepowiedziałamtego
nagłos,boznówpoczułamemocjezwiązanezwizytąwdomubabci.

-

Jestcośdojedzeniawspiżarni?-zapytałLee.

background image

187

-Ojej!-zawołałaFi.-Wyobraźsobie,żezupełniezapomnieliśmytamzajrzeć.

Nachwilęsięożywiliśmyipobiegliśmydospiżarni,myśląc,żebyćmożeznajdziemytam
jakiśukrytyskarbwpostaciróżnychsmakołyków.Niestety.Stałotamtylkopółbutelki
octu,nie-otwartysłoikchutneya,półsłoikazwietrzałejkawyipaczkażelatyny.Oraz
szafkazprzyprawami,wktórejwiększośćmałychsłoiczkównadalbyłaprawiepełna,i
rządznajomychbabcinychniebiesko-białychpojemników.Otworzyłamjepokolei:mąka,
zerocukru,półszklankiryżu,odrobinacukrupudru,dośćdużosoliitowszystko.

Przygnębiającyzestaw.

Wkońcuugotowaliśmyziemniaki.Mieliśmytakmałoenergiiitakkiepskihumor,że
postanowiliśmyzaryzykować.FiiLeestanęlinaczatachnaulicy,ajaiHomerzajęliśmy
sięgotowaniem.Niejestempewna,cobyśmyzrobili,gdybyFiiLeeprzybieglizwieścią
ozbliżającymsiępatrolualboobandziedzikichlokatorów.Chybaniebyłabymwstanie
zostawićziemniakówdlakogośinnego.Możeprzegoniłabymintruzówpogrzebaczem.

Ostateczniezjedliśmyposiłek,wdodatkuciepły.Ziemniakiibrokułyzsoląichutneyem
popiliśmykawą.Potemwyszliśmydoogródkazadomemispróbowaliśmysiępołączyćz
NowąZelandią.Zakażdymrazem,kiedyotymmyślałam,ogarniałamnieradość.Tobyła
liniażyciałączącanasznormalnymświatem,zezdrowiempsychicznym,zespokojnym,
palącymfajkępułkownikiemFinleyemwjegowypełnionejksiążkamikancelariiw
Wellington.Pokażdympołączeniuspodziewałamsięczarówicudów.Niejestempewna,
jakichdokładnieanidlaczegowogólemiałamtakieoczekiwania.

Możedlatego,żejużsamamożliwośćpołączeniasięzNowąZelandiąwydawałamisię
cudem.

Nocóż,tymrazemsrodzesięzawiodłam.Przeznaczyliśmynarozmowęsześćminutijak
zwykleprzekroczyliśmynarzuconysobielimit.PodwunastuminutachpróbHomersię
rozłączył.

188

Usłyszeliśmytylkoróżnetrzaski:głośne,ciche,gwiżdżące,pstrykające,szemrzące,
gwałtowne.Możezawiniłapogoda.Możetobyłyzakłóceniaatmosferyczne.Amoże-co
gorsza-ktośkorzystałznaszejczęstotliwości.Byłamzawiedzionaipoczułamulgę,gdy
wchłodnymnocnymniebieznowuzaległacisza.

Homerjakopierwszystanąłnawarcie.Posprzątaliśmywdwóchpokojach.Znaleźliśmyw
bieliźniarcedośćczystychkocówiprześcieradeł,bysobiepościelić.Tobyłanoc
prawdziwegoluksusu.

14

PrzyniosłamFiśniadaniedołóżka:zimneziemniakizchutneyem.

Rzuciłananiejednospojrzenieipowiedziała:

-

Oj,polałaśjechutneyem.

background image

-

Przecieżlubiszchutney.

-

Nie,nielubię.Wczorajgoniejadłam.

NadoleHomeriLeezdążylisięjużrozejrzeć.Przekonaliśmysię,żetoaletaniedziała,ale
odziwokranfunkcjonowałbezzarzutu,więcspłukaliśmytoaletękilkomawiadramiwody
izostawiliśmywiadrowłaziencedlaosoby,którazechceskorzystaćztoalety.

WkońcuKevinznalazłcoś,conajwyraźniejsprawiałomuprzyjemność.Możepomogło
munaszeuznaniezpoprzedniegodnia.

Wkażdymrazieposzedłdoogródkaizacząłkopaćwposzukiwaniuwarzyw.Uzbierał
sporąstertęziemniaków.Niektórebyływpołowiezgniłe,awielejużkiełkowało,ale
częśćwyglądaławporządku.

Pozostałemogliśmyokroić.Wgłębiogródkabyłomnóstwosuchychbiałychpatyków,
wokółktórychkiełkowałynowerośliny.Myślałam,żetosłonecznikibulwiaste,któresą
dośćnudnympożywieniem,leczterazwydawałysięrarytasem.Podpowiedziałam
Kevinowi,żebyjeobejrzał,izostawiłamsprawęwjegorękach.Nigdyniebyłamzapaloną
ogrodniczką,więcwidzącKevinawtakdobrejformie,wolałammunieprzeszkadzać.

190

RazemzFiiHomeremnamówiliśmyLee,żebystanąłnawarcie,asamiweszliśmyna
wzgórzezaWestStratton,żebysprawdzić,cosiędzieje.Przemieszczaniesiępo
przedmieściachwciągudniabyłoniebezpieczne,aleniemogliśmysobiepozwolićna
siedzeniewmiejscuipowolneumieranie.Musieliśmycośzrobić.

WStrattonniebyłotakdobregopunktuwidokowegojakwWirrawee.

Tochybajedynarzecz,którąWirraweemiało,aStrattonnie.Aleuznaliśmy,żeze
wzgórzaudanamsięzobaczyćwystarczającodużo.

Byłooddaloneoddomumojejbabcioponadkilometrimieściłosięjużwinnejdzielnicy.
NazywanojąWinchesterHeights,ajeślitanazwabrzmipretensjonalnie,todoskonale
pasujedozabudowań.Doogromnychnowychdomów,zktórychkażdykolejnyjest
większyiwspanialszyniżpoprzedni.Niematamżadnychciekawychdzikichogrodów
anidziwnychtajemniczychmiejscimałychzabawnychbudynkówgospodarczych.Na
budowętychdomówprzeznaczonomiliardcegiełimiliondachówek,któremoim
zdaniemwwiększościposzłynamarne.

SytuacjawyglądałazupełnieinaczejniżwWestStratton.Wróciłruchzpoprzedniego
dnia.Byłatodobraizarazemzławiadomość.Dobradlatego,żeprzeszłymidreszcze,
którecałyczasczułamwdomubabci:wrażenie,żejestemobserwowanaalbośledzona.
Tutajzagrożeniabyłydobrzewidoczne,oczywiste.Złąwiadomościąbyłoto,żedzielnica
zdecydowaniewyglądałanazamieszkaną.

Najwyraźniejnajeźdźcyniepotrafilisięoprzećtymwspaniałymnowymdomom.Okolica
przypominałaminoweobliczeWirrawee,gdziewdomachjużdawnomieszkałyrodziny.
Nie„nasze”rodziny,alegdybyktośotymniewiedział,napewnobyniezgadł,żetoobcy

background image

ludzie.Nasznurachschłytesameubrania,naulicachstałyzaparkowanetesame
samochody,tesamekwiatyrosływtychsamychzadbanychogrodach.Czułamsiętak,
191

jakbyśmywyszlizmrocznegoświataWestStrattoniznaleźlisięwamerykańskimreality
show.

JaiHomerspojrzeliśmynasiebie,ukrycinadstrumykiem.Byliśmywmałymparkuu
stópwzgórza.

-

Niemasensutamwchodzić-powiedziałHomerbeznamiętnymgłosem.

-

Zgadzamsię.

-

Och,dziękiBogu-ucieszyłasięFi.-Biorącpoduwagęwaszeostatniewyczyny,
myślałam,żebędzieciechcielitamwpaśćiwziąćwszystkichjakozakładników.

-

Hmm,niezłamyśl-powiedziałHomer.

Najostrożniej,jakumieliśmy,wróciliśmydoWestStratton.

Kiedyśbyłytamniemodne,choćprzyjemnestareprzedmieścia.Alewielesięzmieniło.
Znowuzaczęłamsięniespokojnierozglądać.Mojaszyjawyginałasięjaksprężyna
śrubowawsamochodzie.

-

Niemaszwrażenia,żedziejesiętucośdziwnego?-mruknęłamdoFi,kiedy
przykucnęliśmyzaszopąwczyimśogródku.

Nawetmniesamejtakiepytaniewydawałosięgłupie.Byliśmyprzecieżwstrefiedziałań
wojennych,napadniętonanaszkraj.Fiobrzuciłamnietakimspojrzeniem,jakbysama
zamierzałatopowiedzieć.Alekumojejuldzeodparłatylko:

-

Tak,dziwnietu.Czujęsiętak,jakbymwypiłazadużotoniku.

Nigdyniepiłamtoniku,alewyglądałonato,żeobiezauważyłyśmyproblem.

-

Niewiem,oczymmówicie-mruknąłHomer.-Janiczegonieczuję.Opróczgłodu.

Fiijaszerokosiędosiebieuśmiechnęłyśmy.

Wyszliśmyzzaszopyiprzemknęliśmynaskrótywstronędrogiprowadzącejdodomu
mojejbabci.Gdysięnaniejznaleźliśmy,doznałamnajwiększegopoczuciazagrożeniaod
wybuchu192

wojny.Niewiem,dlaczegoodrazusięniezatrzymałam.Chociażnie,wiem:dlategoże

background image

HomeriFiszlidwadzieściametrówprzedemnąibyłojużzapóźno.Mogłamichzawołać,
alenarobiłabymhałasu.

Mogłamsięzatrzymać,aleniechciałamsięodnichoddzielić.

Mogłam…Och,samaniewiem.Problemwtym,żezamiastcośzrobić,potulnieszłam
dalej.Chybataknaprawdęniemiałamwystarczającegozaufaniadoswojejintuicjiinie
chciałamwyjśćnaidiotkęprzedHomerem.

Okolicawyglądałanabezpieczną.Byłatojednaztychwąskichuliczek,zktórychw
dawnychczasachkorzystałpowózzabierającyzawartośćwychodków.Nowoczesny
samochódmiałbykłopotzprzemieszczaniemsię.Uliczkabyłakrótka,alezobustron
otaczałyjąwysokiepłoty.Dziękinimnieobawialiśmysięatakuzboku.Całemoje
napięcieskupiłosięwtejmałejprzestrzeni.

Wpołowiedroginiewytrzymałam.Zawołałamcicho:„Pospieszciesię”,izaczęłambiec.
Fiteżpobiegła,zanimzdążyłamdokończyćzdanie,więcwiedziałam,żeonarównież
wyczułaniebezpieczeństwo.

Alegdytylkoprzyspieszyłyśmy,uliczkaeksplodowała.Przerażającywidok.Jakwtedy,
gdypodnosisięobornikprzyklejonydowełnyiokazujesię,żepodspodemkłębiąsię
czerwie.Jakłajnosroki,któreznienackaspadłocinaramię.Jakwtedy,gdypo
podniesieniupniawidzisz,żepodspodemjestniejedenwąż,leczcałegniazdo,matkaz
młodymi,którewijąsięimiotają.

Wyskoczylizzapłotów.Chybauznaliśmy-przynajmniejpodświadomie-żeuzbrojeni
żołnierzewpełnymrynsztunkuniemoglibywyskoczyćzzawysokichpłotówjak
gimnastycynatrampolinach.Tojedyneusprawiedliwieniedlanaszegowpakowaniasięw
tęgłupiąuliczkę.Niewiedzieliśmyjednak,jakwielesięzmieniłowStratton,wcałym
naszymkraju.Botoniebyliżołnierzewpełnymrynsztunku.Tobyłydzieci.

Dzieciwróżnymwieku.Najmłodszemogłymiećzsześć,siedemlat,alebyłytakkościste
iniedożywione,żetrudnobyło93

zgadnąć.Najstarszeprawdopodobniemiałyzdwanaściealbotrzynaście.Sześcioro
zeskoczyłozpłotów,adwojestanęłonakońcuuliczki,przednami.Wcaleniebyłam
zaskoczona,kiedysięodwróciłamizobaczyłam,żekolejnedzieckoodcięłonamdrogę
ucieczki.

Wszystkiebyłyuzbrojone.Jednomiałonawetłukistrzałę.Dwojetrzymałokarabiny.
Odbezpieczyłoje,gdytylkoichnogidotknęłyziemi.Dziecitrzymałynasnamuszce.
Resztamiałanoże.Myślałam,żeodrazunaszastrzelą.Wyglądałynaprawdęprzerażająco.
Jakszalone.

Niemogłamuwierzyćwto,cosiędzieje.Toniebyliżołnierze.Tonasirodacy,dzieciaki,
zktóryminormalniejeździsięszkolnymautobusem,zktórymiwygłupiasięnamiejskim
basenie.Iwłaśnieonenasterazatakowały.Tobyłozłe,okropnieiodrażającozłe.

Spojrzałamnaniezrozpaczą.Wbiłamwniewzrok.Szukałamczegośznajomego.
Chciałamnapotkaćjednąprzyjaznąparęoczu,doktórychmogłabympowiedzieć:„Cześć,
totylkomy!Pogadajmy.Przeszliśmyprzeztosamocowy.Możemysobiepomóc”.

background image

Niczegotakiegonieznalazłam.Tylkowściekłespojrzeniadzikich,przerażającychoczu.
Jasne,wniektórychznichzauważyłamwięcejstrachuniżwściekłości,alepewnietylko
misięprzywidziało.Zresztąitakniebyłoczasusięnadtymzastanawiać.

Krzyczały,żebyśmypołożylisięnaziemi.HomeriFijużleżeli.Jakiśchłopiecmierzyłdo
mniezkarabinutakagresywnie,takzłowrogo,potrząsającnimtakgwałtownie,jakbyza
chwilęmiałpociągnąćzaspust.Jegopaleczaciskałsięjużnanimstanowczozbytmocno,
więcszybkopadłamnaziemię.„Boże-pomyślałamgłupio-czywłaśnietakibędziemój
koniec?Zastrzeląmnienatejbezimiennejuliczcecisamiludzie,którymchcieliśmy
pomagać?”

Leżałamnabruku.Nigdywżyciuniebyłomibardziejniewygodnie.

Lufakarabinutakmocnouderzyłamniewtyłgłowy,żechybaprzecięłaskórę.Czyjeś
ręcezaczęłymigrzebać194

wkieszeniach.Przypominałymałeszpony.Gotowałamsięzezłości,wściekłanawłasną
bezsilność.

-

Odwróćsię-rozkazałdziewczęcygłos,więcsięodwróciłam.

Dziewczynaprzeszukałakieszeniemojejkoszuli.

Próbowałamcośwymyślić,znaleźćsposóbnazałagodzeniesytuacji.Niebyłołatwo.
Usłyszałam,jakFimówi:„Przestań,tymałykretynie”,aHomer:„Spokój!”Dziwne.
Takiesłowakierowałosiędodzieciakówwszkolnymautobusie,kiedyzaczynałysię
rzucaćkanapkamialborobiłygłupieminydoprzechodniów.Niktniezwracał

sięwtensposóbdoagresywnychłobuzów.

Skupiłamsięnajednejzestarszychdziewczyn.Mogłamiećdziesięć,dwunaścielat.
Wybrałamjąniedlatego,żewydawałasięmilsza,aledlatego,żebyładziewczyną,więc
doszłamdowniosku,żezachowasięrozsądniej.

-

Dlaczegotorobicie?-zapytałam.-Przecieżjesteśmypowaszejstronie.

-

Spierdalaj-powiedziałaiodwróciławzrok.

-

Niemacienicdojedzenia?-zapytałmniejakiśchłopak.

Porazpierwszyktóreśznichprzemówiłogłosem,którymożnabyłouznaćzanormalny.
Chłopakwydawałsiębardzomłody,ajegogłosbrzmiałtakbezradnieinieszczęśliwie,że
zrobiłomisięgotrochężal.

Nadalleżącnabruku,przeczącopokręciłamgłową.

-

Dopierotudotarliśmy-powiedziałam.-Mieszkaliśmywlesie.

background image

Niewiemy,gdziecojest.

Pomyślałam,żejeśliudasięnawiązaćznimirozmowę,będziejakaśnadzieja.Żemoże
zdołamyzałagodzićsytuację.

-

Musiciemiećcośdojedzenia-powiedziaładziewczyna.

Niewidziałam,jakwygląda.Staładośćdalekoztyłu.

-

Nie,przysięgam—powiedziałam.

-

Niejedliśmyodtrzechdni-skłamałHomer.

-

Łamieciemiserce-syknęłatasamadziewczyna.

-

Chceszchusteczkę,bekso?-zapytałinnygłos.

Byłampewna,żewłaśnietakzesobąrozmawiają.Powstrzymywaliwtensposóbmałe
dzieciodpłaczuiokazywaniasłabości.Wkońcuprzetrwali.Jakdługo?Traciłamrachubę
czasu,alechybajakieśdziesięćmiesięcy,najprawdopodobniejbezopiekidorosłych.
Słabośćszybkobyjezgubiła.

-

Całyczasjesteściesami?-zapytałam.-Byłzwamiktośdorosły?

Jakiśchłopieczacząłodpowiadać,mówiąc:„Mieliśmyparę…”,aledziewczynamu
przerwała.Warknęłacoś,cobrzmiałojak„Odwrót”,alemogłooznaczaćcokolwiek.I
naglezniknęli.Możeibyliniedożywieni,aleporuszalisięszybkojakszczury.Wjednej
chwilibylitużobok,potemusłyszeliśmytupot,awnastępnymmomenciepozostałapo
nichtylkopustauliczkaicisza.

Podnieśliśmysię.Fiotarłałzęipociągnęłanosem.Homerwyglądał

nawściekłego.

-

Małegnidy-powiedział.-Wszystkomizabrały.

Wychodzączuliczkiprzeszukaliśmykieszenie,żebysprawdzić,costraciliśmy.Potem
znaleźliśmykryjówkęnapodwórkusplądrowanegobarumlecznego.Dziecizabrały
Homerowicennyscyzoryk.Fiimnieteż.AleHomerzachowywałsiętak,jakbytylkoon
cośstracił.

Zabraływszystko,comiałamwkieszeniach:długopis,dwapa-nadolewfoliowejtorebce,
ostatnitampon,nowozelandzkikompas,zdjęciemoichrodziców,pierścionek,który
dostałamodRo-bynnadwunasteurodzinyiktórynosiłamwkieszeni,botamwydawałmi
siębezpieczny.Nawetmojąchusteczkędonosa.Iconajgorsze:zegarek,którybabcia

background image

podarowałaminagwiazdkę.

Zostaliśmydoszczętnieobrobieniprzezzgrajędziesięciolatków.

Nawszelkiwypadekposzliśmydodomubabciokrężnądrogą.Niewiedzieliśmy,czy
dziecinasnieobserwują.Niechcieliśmy,żebysiędowiedziałyonaszejkryjówce,chociaż
wcalebym196

sięniezdziwiła,gdybyjużznałynaszenazwiska,datyurodzenia,grupykrwiiwynikiw
szkole.Działałyzprzerażającąskutecznością.

Zastanawiałamsię,czytoprzypadkiemnieoneurzędowaływdomumojejbabci,ale
uznałam,żebyłoichnatozbytwiele.

KiedywróciliśmyiopowiedzieliśmyLee,cosięstało,napoczątkunamniedowierzał,a
potemzłapałdoła.

-

Niedowiary-powtarzał.-Potymwszystkim,przezcoprzeszliśmy.Niedowiary.Boże,
coznamibędzie?Nawetjeśliwkońcuwygramytęwojnę,całykrajwylądujewdomu
wariatów.

Siedzieliśmyponuroprzystolewjadalni,skądmieliśmywidoknaulicę.Niktniemiałsiły
spieraćsięzLee.

-

Coteraz?-zapytaławkońcuFi.-Musimyułożyćjakiśplan.Niemożemytusiedzieć
przezpółroku.Mamysporodozrobienia.

Mówiącto,patrzyłaprostonamnie.Ajapotrafiłammyślećtylkootym,jakbardzosię
zmieniliśmy.Itonawielesubtelnychsposobów.

P.w.-przedwojną-Finigdynieprzejęłabyinicjatywy.ZwłaszczawobecnościHomerai
Lee.Zaczekałaby,ażzostaniemysame,apotemomówiłybyśmysprawęnaosobności.To
takadrobnostkaidawniejpewnienawetbymjejniezauważyła,aleterazzauważyłami
zrobiłomisiętrochęsmutno.Zmieniłosiętylerzeczy,żejeszczebardziejkurczowo
trzymałamsiętego,copozostałoniezmienione.

-

Moimzdaniempowinniśmytuzostaćjeszczekilkadni-

powiedziałam.-Jasne,wszyscychcemywrócićdoPiekła,aledopókisytuacjasięnie
uspokoi,lepiejtrzymaćsięzdalekaodWirrawee.

-

Będziemytumieliproblemzjedzeniem-zauważyłLee.

-

Tak,izbezpieczeństwem.

-

Nowłaśnie,zagrażająnamtunietylkożołnierzeidzicylokatorzy,alenawettecholerne

background image

małeszczury.

-

Zdrugiejstrony…-zacząłHomer.

Niedokończyłzdaniaiprzezchwilęniewiedzieliśmy,ocomuchodzi,ażnagle
zrozumiałamipowiedziałam:197

-

A,twoirodzice.

-

Tak.Wiem,żeszansesąjakjedendomiliona…

Codotegomiałrację.

-

Niemusimypodejmowaćdecyzjijużteraz-powiedziałam.-

WieczorempowinniśmyznowuspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiemFinleyem.
Możecośbynampodpowiedział.

-

Jasne,botoŚwiętyMikołaj-prychnąłLee.

-

Amożeakurat.

Miałamnamyślito,żepułkowniknampomoże,alemojesłowazabrzmiałydwuznacznie.

-

StąddoPiekłajestdaleko-zauważyłaFi.

-

Tammamyprzynajmniejjedzenie.

-Oby.

-JakmożnazdobyćjedzeniewStratton?-zastanowiłsięHomer.

-

Warzywazogródkastarcząnamnatydzień.Tożadnerarytasy,aleprzynajmniejnie
umrzemyzgłodu.Aimdłużejtrwalato,tymwięcejwarzywbędziemożnazebrać.

-

Super-powiedziałHomer.

Niebyłstworzonydowegetarianizmu.

-

Tamtedzieciakipewnieniemająpojęcia,żewogródkachrosnąwarzywa-powiedziała

background image

Fi.-Prawdopodobniemyślą,żeprodukujesięjenazapleczusupermarketu.Wokolicyjest
mnóstwoogródków,wktórychmoglibyśmycośznaleźć.

Pomysłbyłdobry,choćwgłosieFiusłyszałamcoś,cokazałomipodejrzewać,że
chciałabyposadzićtamtedzieciakiprzydługimstoleinakarmićjezieleniną.Przerażająca
myśl.

-

PrzecieżnieutknęliśmywcentrumNowegoJorku-

powiedziałam.-Jeślipójdziemywzdłużstrumienia,zagodzinęznajdziemysięwlesie.

-

Tak-przyznałHomer.-Toprawda.Gdybyśmynajakiśczasurządzilitubazę,
moglibyśmycośupolować.Niemamnic198

przeciwkokilkudniomwegetarianizmu,jeśliwiem,żenamecieczekasześćkotletów
jagnięcych.

-

Aższeść?!-zawołałaFi,jakbyzrobiłojejsięsłabo.

-

Tylkożemusimyznaleźćbezpieczniejszysposóbgotowania-

powiedziałam.-Moimzdaniemrozsiewaniezapachuogniawcałejdzielnicyjestbardzo
niebezpieczne.

-

Zwłaszczażewpobliżusątamtedzieciaki-zauważyłaFi.

-

Właśnie.Sąstraszne.Będziemymusielijakośsobieznimiporadzić.

-

Mampomysł-odezwałsięKevin.

Omalnieudławiłamsięjęzykiem.

-

No?-podchwyciliśmyskwapliwie.

Zbytskwapliwie.Przezchwilęmyślałam,żeznowusięwycofa.Alewkońcuwydusił
kilkasłów.

-

Boucher.Hodowlapstrąga.

-

Cotozamiejsce?-zapytałam.

background image

Dośćczęstomijałamtendrogowskaz,alenigdynieskręciłam.Stawbyłoddalonyod
Strattonojakieśosiemkilometrów.

-

Byłamtam-powiedziałaFi.

Szkoda,żesięodezwała,bonagłeożywienieKevinawydawałomisiętakwielkim
wydarzeniem,żewolałam,-bymówiłdalej.AleFiprzejęłapałeczkę.

-

Tosupermiejsce.Majątamdużystawpełenpstrągów,dająciwędkiicałysprzęt,aty
łapiesztyleryb,ilechcesz,apotempatroszyszjewmałejszopie,zabieraszdodomui
zjadasz.Patroszeniejestohydne,aleładniesięuśmiechnęłamdopanaBoucheraizrobiłto
zamnie.

-

Jesteśbeznadziejna,Fi-powiedziałam.

-

Typowakobieta-mruknąłLee.-Wszystkieudajeciefeministki,dopókiniechcecie,żeby
facetwaswczymśwyręczył.Wtedyrobiciemaślaneoczy,mówiciecieniutkimgłosikiem
iwkładaciekrótkiespódniczki.

199

TegotypukomentarzwustachLeebyłtakoklepanyiprzewidywalny,żeżadnaznasnie
wysiliłasięnaodpowiedź.

-

Wkażdymrazietodobrypomysł,Kevin-powiedziałam.-

Gdybynamsięudałozłowićkilkapstrągów,odrazupoczulibyśmysięlepiej.

-

Robisztospecjalnie,Ellie?-zapytałLee.-Bobrzmitostraszniesztucznie.

-

Co?-zdziwiłamsię.

-

No,przecieżwiesz.Tengłosnauczycielkizpodstawówki.„Touroczypomysł,Kevin.
Mądryzciebiechłopczyk”.

Kevinzrobiłtakązadowolonąminę,żemiałamochotęmuprzyłożyć.

Oddawnasięniekłóciliśmy-byliśmyzbytzajęci-alenadrobiliśmytebrakiznawiązką.
Czasamimiałamwrażenie,żeLeeuwielbiasiękłócić.

Poszłamnagórę.Nieplanowałamspać,alekiedypołożyłamsięnałóżku,odpłynęłamjak
wnarkozie.

15

background image

Potejkłótnidochodziłamdosiebieprzezkilkadni.Normalnieniechowamdługourazy.
AlepoczułamsięszczególniezdradzonaprzezLee.Uważałam,żejestmicoświnien.
Szczerzemówiąc,wzasadziemyślałam,żeskorozesobąspaliśmy,tocośznaczy.Okej,
wiem,żedlachłopakówmatomniejszeznaczenieniżdladziewczyn-wkażdymrazietak
twierdząwszyscymoiprzyjaciele-alemimotouważałam,żepowiniensięzachować
inaczej.

Fiteżsięzamnąniewstawiła.Tozabolało.Byłyśmytylkomydwieprzeciwkotrzem
facetom,więcmyślałam,żepowinnyśmydbaćosiebienawzajem.Jastanęłabympojej
stronie,gdybyLee,HomeralboKevinzaczęlijejdokuczać.

Nowięcjakiśczaschodziłamnaburmuszona.Przeważnierobiłamcoś,cobyłodlamnie
bardzoważne.Wzasadzienikomuniezdradziłampozostałychpowodów,dlaktórych
chciałamzostaćwdomubabci.

OczywiścierozsądniebyłosiętamukryćiniepróbowaćjeszczewracaćdoPiekła.
Najważniejszympowodembyłojednakogromnepragnienie,byzająćsięrzeczamibabci,
wysprzątaćjejdom,przywrócićgodoprzyzwoitegostanu.Oznaczałotopozbieranie
wszystkichjejlistówipapierów,któreleżałyporozrzucanepodomu,wsadzenieichdo
małejlodówkisamochodowejizakopaniewogrodzie.Oznaczałotoowinięcie

201

jejnajlepszychubrańwfolię,którąudałomisięznaleźć-bardzopomocneokazałysię
zasłonkidoprysznica-iukrycieichwciemnymschowkupodwerandą.Oznaczałoto
zebranieresztekjejbiżuteriiiozdóbiukrycieichmiędzyzwojamiróżowegomuślinuna
strychu.

Niemogłamukryćrozgoryczenia,patrzącnażałosnystosikbiżuterii.

Mieściłsięwjednejręce.Babciaposiadaławielecennychipięknychprzedmiotów,które
pewnegodniamiałytrafićdomnie.Kiedybyłammała,częstojewyjmowała,wkładałana
mnieiopowiadałamiichhistorie.Byłtamsrebrnynaszyjnikzeszmaragdami,perły,biała
jadeitowabroszka,ciężkazłotabransoleta,conajmniejdwanaściepierścionków.W
jednymznichtkwiłrubinwielkościpestkibrzoskwini.

Terazwszystkieteskarbyskurczyłysiędokilkupopsutychkolczyków,czterech
bransoletek,broszkizporcelanyipustegomedalionu.

Odkurzanie,zamiatanieiporządkowanietegowszystkiegopochłonęłomnóstwoczasui
energii.Byłotakdużodozrobienia,żeniemiałamczasunaodpoczynek,więcwzasadzie
prawieniewidywałamprzyjaciół.Zresztąkiedysięspotykaliśmy,zachowywalisię
podobniejakja:jakbysięwyłączyli.Kevinnaprawdęzrobiłkawałdobrejrobotyw
ogródku:pielił,podlewałinawoził.Fizostałanasząszefowąkuchni,aHomer
zadziwiającodobrzespisywałsięjakojejpomocnik.

Alewszyscyczęstosiedzieliśmywróżnychczęściachdomuigapiliśmysięwpustkę.
NiespodziewanienatykałamsięnaprzykładnaHomeraalbonaFi,którzybezwładnie
siedzieliwfotelachiwyglądalitak,jakbyprzedchwilądostaliwgłowękafarem.Nie
ruszalisięgodzinami.Zemnąbyłotaksamo.Zwijałamsięwkłębekwdużymstarym
foteluzbrązowejskóry,którystałprzysekretarzyku,issałamkciuk,gapiącsięnatapetę.
Pojakimśczasieodkrywałam,żeminęłytrzygodziny,aleniewiedziałam,cosięznimi

background image

stało.Możetrafiływotchłań,

202

wktórejzbierająsięstraconegodziny,doktórejodsyłasięmyśliiuczucianiepasującedo
żadnejkategorii.

Dopieropokilkudniachzdałamsobiesprawęzczegośjeszcze:żeprawieniewidujęLee.
Jaznikałampsychicznie,aleonznikał

fizycznie.Napoczątkumyślałam,żewychodzidoogrodu,idziedoszopyalbowłazina
drzewo.PotemFipowiedziała,żeLeezapuszczasiętrochędalej.Leżałyśmyskulonena
szerokimłóżkuwpokojugościnnym.Byłobardzowcześnie,pewniedopierowpółdo
dziewiątejwieczorem,aletakwłaśniewyglądałonaszeżycie.Długiegodzinywarty,brak
elektrycznościibezsennośćkilkuostatnichtygodni-towszystkozmieniłonasw
grzecznychchłopcówidziewczynki,którzywcześniekładąsięspać.

-

Wiesz,cosiędziejezLee?-zapytałaFi.

-

Nie.Comasznamyśli?

-

Trochęzdziczał.Chybachodzisamotniedomiasta.

-

Naprawdę?Poco?

Zadająctopytanie,poczułamlekkieukłuciestrachu.ZnającLee,niechodziłdomiastapo
to,byzajrzećdobiblioteki.

Nieczekając,ażFiodpowienapytanie,dodałam:

-

Ocomuchodzi?Chybazrobiliśmyjużtyle,żenajakiśczaspowinnomuwystarczyć.
Kiedydasobiespokój?Pewnie,jakgozabiją.

Naglepoczułamtakwielkązłośćigorycz,jakbymponowniepołknęłazawartośćżołądka,
którapodeszładogardła.Taksmakujewojna.

-

Niemożeszmiećdoniegopretensji-powiedziałaFi.-Wyobraź

sobie,żedowiedziałabyśsiętegosamegocoon.Orodzicach.Tozadziwiające,żejeszcze
mucałkiemnieodbiło.

-

Więcuważasz,żetrochęmuodbiło?

-

Och,nie.Poprostu…zawszebyłodrobinęinny.Jasne,towszystko,przezcoprzeszlijego

background image

rodzice,żebysiętudostać,napewnonaniegowpłynęło.Byłobydziwnie,gdybynie
wpłynęło.

203

-

Zawszewydajesiętakiskupiony-powiedziałam.-Dawniejpatrzyłam,jakgrana
skrzypcachwszkolnejorkiestrze.Wyglądał,jakbynicinnegodlaniegonieistniało.

-

Otak.Możnadużopowiedziećoludziachnapodstawieinstrumentu,naktórymgrają,nie
uważasz?

Nigdywcześniejsięnadtymniezastanawiałam.

-

Gitarzyścisąwyluzowani-powiedziałaFi.-Jakhippisialbocośwtymrodzaju.Tacy
niekonwencjonalni.Awszyscypianiścisąperfekcjonistami.

-

Wszyscyperkusiścitodebile.JakMattCohen.Poprostulubił

robićdużohałasu.Awdodatkudziękilekcjomgrynaperkusjidwarazywtygodniumógł
wcześniejwychodzićzeszkoły.

-

Więcjacysąskrzypkowie?

Musiałamsięzastanowić.

-

Chybabardzowrażliwi-powiedziałamwkońcu-ijakbypoważni.KiedyLeegrał,
wydawałsięskupionyijednocześnieoddalonyomilionykilometrów.

-

Nadaljesteśwnimzakochana-powiedziałanagleFi.

Wiedziała,corobi:próbowałamniewybadać,podpuszczałamnie,byłaciekawa,co
powiem.Zamierzałamrzucićjakiśgłupi,zabawnytekst,alesięrozmyśliłam.Zamiasttego
poważniesięzastanowiłam.Niemyślałamotymodwieków,niechciałam,aleteraz
spróbowałamsięzdecydować:kochamgoczynie?Kocham,niekocham.Gdziebyły
stokrotki,kiedyczłowiekichpotrzebował?

Pojednejstroniebyłyjegopiękneoczyiniespiesznyuśmiech,długie,smukłebrązowe
ciało,inteligencjaiuczciwość,siła.Zarównotawewnętrzna,jakizewnętrzna.Podrugiej
stroniebyłoto,żeczasamipotrafiłbyćbardzooziębłyibrutalny.Nawetbardziejniżja,a
podtymwzględemostatnioniedziałosięzemnąnajlepiej.

204

Międzytymwszystkimtkwiłateżtaokropnarzecz,którązrobiłamzAdamemwNowej
Zelandii,którejtakbardzosięwstydziłamiktórazdecydowaniezniechęciłamniedo

background image

chłopaków.

WkażdymraziejaiLeebyliśmyzamłodzinadługoletnizwiązek.

Cośtakiegomogłobysięudaćwdawnychczasach,wpokoleniumoichrodziców.Moja
mamamiaławdniuślubuosiemnaścielat,atatadwadzieściatrzy.Jatakniechciałam.

Najważniejszymczynnikiemjakzawszebyławojna.Czasamimiałamwrażenie,że
wszystkosiędoniejsprowadza.Niemogłamsięskupićnazwiązku,gdyotaczałynas
płomienie,śmierćinienawiść.CzasamiprzezwieledniniemyślałamanioLee,anio
nikiminnym,niemarzyłamożadnymchłopaku,niewyobrażałamsobiesiebiewniczyich
ramionachinieprzejawiałamnajmniejszegozainteresowaniacałowaniemibyciem
całowaną.Przeztęinwazjęmiałamskończyćjakojałowa,zimna,samotnastaruszka.

TerazodwróciłamsiędoFi,przekręcająccałeciałoiznajdującwygodniejsząpozycjędla
głowynapoduszkach.

-

Możenadalgokocham.Niemampojęcia.Wiem,łatwotakpowiedzieć,alenaprawdęnie
mampojęcia.

-

Wiesz,wpewnymsensiejesteśwdobrympołożeniu.Niemaszrywalek.JeśliLeechcesię
zkimśzwiązać,matylkociebie.Ichybanadalcięlubi.

Zignorowałamostatniezdanieiskupiłamsięnapoprzednich.

-

Jesteśjeszczety.

-

Onie,dziękuję.Bardzogolubięiuważamzajednąznajbardziejfantastycznychosób,
jakieznam,alenigdymnienieinteresowałwtakimsensie.

-

MożeLeeiHomerdojdądowniosku,żesągejamiizacznązesobąkręcić.

-

Możeitak.Aletobędzienaszawina.

-

Wielkiedzięki.Więccałyjegolosspoczywawmoichrękach?O

życiuerotycznymniewspominając?

205

-

Myślisz,żesięmasturbują?-zachichotałaFi.

-

background image

Nojasne.Jestempewna,żeparęrazyomalnieprzyłapałamHomeranagorącymuczynku.
ApewnegodniawPiekle,kiedyKevinmyślał,żejesteśmynadstrumieniem,słyszałam
ciekaweodgłosydobiegającezjegonamiotu.

-

Totakieśmieszne.Inaprawdęobrzydliwe.Niewyobrażamichsobiewtakiejsytuacji.

Lekkosięzarumieniłamiwtuliłamtwarzwpoduszkę.CzasamiFizachowywałasiętak,
jakbyprzyszłanaświatstolatzapóźno.

NależaładoXIXwieku.Teżminiewiniątko.Walczyłanawojnie,zabijałaludzi,amimo
toleśnychochlikwiedziałożyciuwięcejniżona.

-

Acoztobą?-zapytałam,żebyzmienićtemat.

AleFiźlemniezrozumiała.Oderwałagłowęodpoduszkiizapytała:

-

Chceszwiedzieć…czytorobię?

-

Nie!Niechcęwiedzieć,czytorobisz,czynie.Pytam,czynadalsięwkimś
podkochujesz?NadalmyśliszoMikeu?

KomandosMikebyłMaorysem-amożepochodziłzSamoa,niebyłampewna-który
przyleciałznamidoAustraliirazemzinnymiNowozelandczykami.

GłowaFiznowuspoczęłanapoduszceijejgłossięzmienił,posmutniał.

-

Nie.Chybajużnigdyichniezobaczymy.

Przeklętawojna.Niebyłomożnaodniejuciec.Próbowałamcośwymyślić,zmienićtemat
porazdrugi,alenicnieprzychodziłomidogłowy.

KumojemuzaskoczeniuFimniewyręczyła.

-

Alewgłębisercakogośkocham-powiedziała.

-

Serio?Kogo?

-

Przecieżwiesz.Tegosamegocozawsze:zawszekochałamtylkojego.

206

-

Homera?MówiszoHomerze?

background image

Nieodpowiedziała,cooczywiściebyłonajlepsząodpowiedzią,jakiejpotrzebowałam.
Położyłamsięiwmyślachpokręciłamgłową.Jednomusiałamprzyznać:Fibyła
nieprzewidywalna.

-

NaprawdędalejpodobacisięHomer?

-

„Mamytylkojednegorabina,aonmatylkojednegosyna”.

FicytowałaSkrzypkanadachu,musical,naktóregopunkcieobiemiałyśmyfiołaprzez
bardzokrótkiczaswósmejklasie.

-

Odbiłoci-powiedziałam.-Chybajesteśjednąztychosób,któremajątalentdo
wybieraniasobienajgorszychchłopakównaświecie.

TakjakSally.Założęsię,żezsześćrazywyjdzieszzamążiweźmieszrozwód.

-

Więcuważasz,żetoniewypali?Myślisz,żemusięniepodobam?

Tongłosumojejprzyjaciółkipowinienbyłmnieostrzec,alejakkretynkamówiłamdalej:

-

Nowiesz,moimzdaniemHomernanikogoniepatrzywtakisposób…Togopoprostuw
ogólenieinteresuje.Pewniektóregośdniasięocknieikogośpoślubi,alenapewnonie
będzietokobieta,którąznaoddawna,tylkoktośzupełnienowy.

Finieodpowiedziała.Ciszatrwałamniejwięcejdwieminuty.Nadalnieczułam,że
powiedziałamcośzłego,ażwkońcuusłyszałamcośjakbykaszelprzeplatanyłkaniem,
którydobiegałzdrugiejstronyłóżka.Wreszciezrozumiałamto,conawetpółgłówek
pojąłbynatychmiast:Fipłakała.

Przeraziłamsię.

-Fi!OBoże,przepraszam,niezdawałamsobiesprawy…Onie,czasaminaprawdę
potrafiębyćgłupia.Och,Fi,naprawdęażtakgolubisz?

Nieodpowiedziała.

-

Fi,niezwracajuwaginato,copowiedziałam.Niewiem,dlaczegoniezrzuciliściemniez
ciężarówkizprzyczepionymdoszyi207

liścikiemdoschroniskadlazwierząt.Fi,pamiętaj,żekiedycośmówię,musiszmyśleć:
„Notak,aletotylkoEllie,dobrze,mogętozignorować”.Powinnaśtrenować.Tonietakie
trudne.Samateżsięnauczyłam.Więckażdymoże.Serio.

-

Alemaszrację,wiem,żemaszrację.Właśniedlategopłaczę.

background image

-

Nie,niemamracji.Tozwykłazazdrość.Takdługokum-plujęsięzHomerem,żenie
potrafięgosobiewyobrazićzkimśinnym.Z

innądziewczyną.Toznaczywcalegoniechcędlasiebie,niewtakimsensie,alezdrugiej
stronyniechcę,żebymiałagoinnadziewczyna.

-

Mówisztaktylkopoto,żebymniepocieszyć.

-

Jasne,żechcęciępocieszyć,aleitakmówięprawdę.Nielubię,kiedyHomerem
interesująsięinnedziewczyny.Myślęwtedy:

„Spadaj,onjestmój”.Nawetwstosunkudociebieczujęcośtakiego.

-

Maszszczęście,takdobrzesiędogadujecie.Czujeciesięzesobątak…swobodnie.Patrząc
nawas,żałuję,żeniemambrata.

-Wieszco,jeślichceszdowodunato,żemojesłowabyłykompletnienieprawdziwe-
zaczynałamzbieraćargumenty-przypomnijsobie,jaksięwtobiezakochałnapoczątku,
kiedybiwakowaliśmywPiekle.

Boże,roztapiałsięjak…O,pamiętasz,jakwłożyłyśmydomikrofalitojajowielkanocne?

Wkońcuudałomisięwydobyćzniejnieśmiałychichot.Pewnegorokumusiałyśmy
pomalowaćmnóstwojajwielkanocnych,więcwkońcuzaczęłyśmysięwygłupiać.Jajo
włożonedomikrofalówkistopiłosięwobrzydliwyczarnyitoksycznypłyn.Wypełniło
kuchniędymemismrodem,któryutrzymywałsięwielegodzin.

PowtórzyłamFiwszystko,copowiedziałoniejHomer,kiedyczcił

ziemię,poktórejstąpała.Otym,jakajestdoskonała,żeniejestdlaniejwystarczająco
dobry,idodałam,żestraszniesięczerwieniłnajejwidok.Ato,czegoniepamiętałam,
zmyśliłam.Czułamsięjakmatkaopowiadającadzieckubajeczkęnadobranoc.

208

-

Szkoda,żejużtakiniejest-westchnęłaFi,kiedyskończyłam.

-

Fi,wierzmi,teuczucianadalwnimsiedzą.Niezniknęły.Nietrzebawiele,byje
wskrzesić.

-

Takmyślisz?

-

Oczywiście.Jesteśtym,czegomutrzeba.Tobyłobynajlepszedlawasobojga.

background image

Czasamiczuję,żemarnujęswójtalent.Powinnamcośsprzedawać.

Zbiłabymfortunę.Szczerzemówiąc,wcaleniebyłamtakapewna,czyHomeriFi
stworzylibyudanąparę-nawetpomijającmojązazdrość-

alezanimFizasnęła,chybaudałomisięjąprzekonać,żemająprzedsobąprzyszłość.

CzterygodzinypóźniejwyszłamzmienićLeenawarcie.PorozmowiezFibyłam
ciekawa,cosięznimdzieje,chciałamsiędowiedzieć,cokombinuje.Aleniczegosięnie
dowiedziałam.Marzyłjedynieośnieibezwzględunato,jakimisłowamizachęcałamgo
dorozmowy,ciągleziewałiwycofywałsięmiędzydrzewa.Wkońcumusiałammudać
spokój.Aleznowuzaczęłamzwracaćnaniegouwagęiprzezparęnastępnychdni
obserwowałamgozzaciekawieniem.Fimiałarację.

Naprawdęznikałnadługiegodziny,apopowrociewydawałsięwykończony.Inietylko
wykończony.Dopierowiekipóźniejzrozumiałam,ocochodzi,leczpowolitodomnie
dotarło.Byłczymśprzejęty.Naprawdęcośkombinował.Byłczujny,prawietryskał

energią,jakcollie,którycałydzieńpilnowałowiec,alemyśli,żezarogiemczeka
następnedużestado.

PostanowiłamzapytaćotoHomera.

-

Jakmyślisz,dokądchodziLee,kiedyznikanacałegodziny?

Homerwydawałsięzaskoczony,aleniezbytzainteresowany

-

Naprawdęczęstogdzieśznika?Tak,chybarzeczywiściemaszrację,chociażzanimotym
wspomniałaś,niczegoniezauważyłem.

Alewiesz,jakijestLee.Ktobyłsamotnikiem,pozostaniesamotnikiem.

209

ByłtokolejnytekstzupełnieniewstyluHomera.Przedwojnąnigdybymczegośtakiego
odniegonieusłyszała.

-

Wiesz,poprostusięmartwię.Jeślirobicoś,comogłobynamzaszkodzić…Chyba
powiniennampowiedzieć,dokądchodzi.

Mówiącto,samasięprzeraziłam:zachowywałamsięjakwłasnamatka.Wojnapotrafi
bardzozmienićpunktwidzenia.

-

Dlaczego?Cotwoimzdaniemkombinuje?

-

Niemampojęcia.Alemaobsesjęnapunkciezemstyzaśmierćrodziców.ZnającLee,
możnapomyśleć,żesięwymykaiwysadzawpowietrzefabryki.

-

background image

Wątpię.Dlaczegosamagootoniezapytasz?

Łatwopowiedzieć.SzczerarozmowazLeeniebyłaniczymłatwym.

MożeHomerkiedyśznimtakrozmawiał,chociażniezauważyłam.W

każdymrazieniełączyłoichto,comnieiLee.Zdecydowanienie.

RozmowazHomeremwcaleminiepomogła.

AlepółtoradniapóźniejLeebyłwzaskakującodobrymhumorze,więcpomyślałam,że
mogęspróbowaćbezpośredniejtaktykiHomera.

Siedzieliśmynaławcewogrodzie,patrząc,jakKevinprzekopujestarąrabatęirozrzuca
kompost.

-

Nowięcgdziesiępodziewasz,kiedystądznikasz?-zapytałamLee.

Najwyraźniejniemiałmizazłetegopytania.Wzruszyłramionamiiodgarnąłwłosyz
oczu.

-

Taksobiełażę.

-

Tutajniedaleko?Amożepomieście?Albopozamiastem.

-

Poprostusobiełażę-powtórzył.

-

Zjakiegośkonkretnegopowodu?

-

Itak,inie.

Czekałam,ażpowiecoświęcej.Zastanawiałamsię,czysięniepomyliłam:możejednak
miałmizazłetęciekawość.Kusiłomnie,żebydrążyćdalej,żebyspytać:„Nieuważasz,
żejaknaraziezrobiliśmywystarczającodużo?Jesteśpewny,żenienarażasz210

nasnaniebezpieczeństwo?”.Aleuznałam,żenieprzyjąłbytegonajlepiej.Zamiasttego
powiedziałam:

-

Więcnadalcośkombinujesz,tak?

-

Dlaczegoniepowiesz,conaprawdęmyślisz?—zapytał.

-

Amożetymipowiesz,skorojesteśtakimekspertemodmojegomózgu?

background image

Spojrzałnamniespokojnie.Jajużgotowałamsięzezłości.Aonbył

chłodnyjakpaczkamiętówek.

-

Myślę,żewściekaszsiędlatego,żechceszwiedzieć,codokładnierobię,ajaniechcęci
powiedzieć.

-

Nicmnienieobchodzi,corobisz-odparłam.-Jakdlamnie,możeszpopłynąćażdo
NowejZelandii.Aleniepowinieneśdziałaćnawłasnąrękę.Toniewporządku.Mógłbyś
nasnarazićnaniebezpieczeństwo.Cobędzie,jeślinaprzykładpewnegodnianiewróciszi
przyjdzienamicięszukać?Niebędziemywiedzieli,gdziezacząć.Ajeśliprzeprowadzisz
jakąśsamotnąakcję,żołnierzecięwyśledząinagleznowubędziemymusieliuciekać,
choćniezapytałeśnasozdanie?Cojeśli…

-

Cojeślito,cojeślitamto…-przerwałmizniecierpliwiony.-

Mogłabyśtakcałydzień.Ajeślisłońcewybuchnie?Wszyscyzginiemy.Wiem,corobię.
Powinnaśdlaodmianyspróbowaćsięzająćwłasnymisprawami.

Zerwałsięzmiejsca,pomaszerowałdoKevina,złapałmotykęizaczął

wściekleatakowaćsuchą,twardąglinęnakońcuogródka.

16

Szliśmycichąbocznąuliczkąotoczonąstarymidomamizcegły.Roktemubyłypewnie
ładneizadbane,aleterazwyglądałynadośćmocnozapuszczone.Jednomniejednak
zaciekawiło:przykucnąwszywcieniuróżanegokrzewuobsypanegomnóstwemmałych
żółtychkwiatków,zobaczyłampełnoowadów!Większychimniejszychpszczół,ważeki
motyli.Os,szerszeniikilkainnych,którychniepotrafiłamzidentyfikować.Kosarze
podrygiwałynagałęzikrzewu.

Byłamprawiepewna,żeroktemuniebyłotutyluowadów.

Pomyślałam,żedobrzesiędzieje.Niemamnicprzeciwkokilkuowadomraznajakiś
czas.Kiedysąwpobliżu,czuję,żeświatniejestjednakważtakkiepskimstanie.Dopiero
gdyilośćowadówurastadoplagi-takiejjakta,któradwalatatemuzaatakowałanasze
pola-

przestajęjelubić.

Leedałmiznakręką,apodrugiejstronieuliczkiHomerteżruszył

naprzód.Fiubezpieczałatyły.ZostawiliśmyKevinawdomubabci.

Wydawałsięzadowolonyzmożliwościpracywogródku,amymusieliśmymiećnadzieję,
żebędzietambezpieczny.Szliśmynawieśwposzukiwaniujagnięcia,któremiało
zaspokoićgłódmięsanękającyHomera.

Byłojeszczedośćwcześnie,więcporuszaliśmysiębardzoostrożnie.

background image

212

Popowrociezamierzaliśmyjeszczerazspróbowaćnawiązaćłącznośćzpułkownikiem
Finleyem.Chcieliśmyzabraćzesobąradio,alepamiętaliśmyotamtychdzieciakach.Nie
mieliśmykarabinów,agdybydzieciznowunasnapadłyiokradły-nocóż,niemogliśmy
sobiepozwolićnautratęradia.

Strachprzedtakimimałymignojkamibyłwkurzający,anawetkrępujący.Alemusieliśmy
traktowaćtozagrożeniepoważnie.Boże,jeszczejak!Trzęsącesiępalcenaspuście
karabinów,odbezpieczonabroń,dzikośćipanikawoczach-byłoczegosiębać.

Tamtedzieciprzypominałymihorror,wktórymistotyzobcejgalaktykiprzejmowały
kontrolęnadludźmi.Albojednąztychhistoriioodurzonychnarkotykaminastolatkach
skaczącychzbalkonówwprzeświadczeniu,żefioletowemałpypełznąimponogach.

Zastanawiałamsię,czytedzieciakiteżbyłynaćpane,aleraczejnie.

Chociażpewnieitakbymniepoznała.Nigdyniewidziałamnikogo,ktobyłbypod
wpływemczegośmocniejszegoniżtrawka.

Dotarłamdonastępnegozakrętu.Mieliśmyprzedsobąkolejnąwąskąuliczkę,podobnądo
tej,wktórejnasnapadnięto.Pozwoliłam,bymojespojrzenieuważniesięponiej
przesunęło.Niewiedziałam,kogoobawiałamsiębardziej:żołnierzyczytamtych
dzieciaków.

Znowuspojrzałamnagłównąuliczkę,alemojąuwagęprzykułocośnaziemi.Spojrzałam
wdół.Zatrzymałamsięiwbiłamwtowzrok.

Potemspojrzałamtrochędalejizobaczyłamcośjeszcze.Cichogwizdnęłam,żebyzwrócić
uwagęHomera.

Kiedychciał,Homerporuszałsięszybkoicicho.Zaskakującejaknatakiegowielkiego
faceta.Możewpoprzednimżyciubył

baletmistrzem.

Chociażraczejnie.

Gdyzobaczyłtocoja,zareagowałidentycznie.Uniósłbrwiispojrzał

namnie,apotemnaglenauliczkę.

213

-

Chodźmy-powiedział.-Któreśznichnasobserwuje.

-

Wporządku-powiedziałam.-Alezamierzamodzyskaćswojerzeczy.

-

Nojasne.Jateż.

Ominęliśmytomiejsceipobiegliśmyzaresztą.Spotkaliśmysiępodwiatągarażowąobok
domunakońcuuliczki.

background image

-

Nacopatrzyliście?-zapytałLee.

-

Nazdjęciemoichrodziców-powiedziałam.

-

Namojąszczęśliwąkrólicząłapkę-powiedziałHomer.

-

Namojąchusteczkędonosa.

-

Narzeczy,któreukradływamtamtedzieciaki?

-

Właśnie.

-

Więcocochodzi?Wyrzuciłyjetam?

Homerpróbowałrozgryźćsytuację.

-

Albospotkałysięwtejuliczce,żebypodzielićłupiwyrzucićśmieci.Chybażeszykująna
naszasadzkę.

-

Wątpię-powiedziałam.-Toniezbytdobremiejscenazasadzkę.

-

Czemutegoniewzięliście?-zapytałaFi.

-

Zauważyłem,żejednoznichnasobserwuje-powiedziałHomerdoLeeiFi.-Chyba
majątugdzieśkryjówkę.Chcęjewytropić.

-

Poco?-zapytałaFi.

Myślałam,żeHomerodpowie:„Bochcęjespraćnakwaśnejabłkoiodzyskaćswoje
rzeczy”,aleonzaskakiwałmnieprzezcałeżycieichybabędzietorobiłażdośmierci.

-

Szkodamitychbiednychmałychgnojków-powiedział.

Fioparłasięościanęwiatyipowachlowaładłonią.

-

background image

Homer—powiedziała-przysięgam,nigdycięniezrozumiem.

Ulżyłomi,żeniejestemwtymodosobniona.

214

-

Więccoproponujesz?-zapytałLee.-Mamypójśćjenawrócić?

Zbawićichdusze?Otworzyćsierocinieciotoczyćjeopieką?

OstatnioLeeczęstobywałagresywny.

-

Nicztychrzeczy-odpowiedziałHomer.Raczejsięniezniechęcił.-Alepomyślałem,że
moglibyśmyspróbowaćimjakośpomóc.

-

Tobrzmitak-wtrąciłasięFi-jakbyśchciałwskoczyćdoklatkizlwamiizaproponować
imnaszewątrobynapodwieczorek.

-

Słuchajcie-powiedziałHomer-amożezrobimycośtakiego:zostawimytamnasze
rzeczyipójdziemypojagnię.Zanimwrócimy,zrobisięciemno.Wtedytrochęsię
rozejrzymy.Jeślipróbująsięnanaszaczaić,dotegoczasunapewnozrezygnują.
Prawdopodobnieukrywająsięgdzieśniedaleko.Poprostuchcęsięrozeznaćwsytuacji.

Jeślisiędowiemy,gdziemieszkają,będziemymoglimiećjenaokuipomyślimy,jakje
trochęoswoić.Wiem,żesąniebezpieczne,aletowynikazezwyczajnejzłości.Musimy
byćostrożni,aleniepowinniśmytakłatwodawaćzawygraną.

Tobyłanajdłuższaprzemowa,jakąHomerwygłosiłodwieków.

Bywałychwile,kiedytrudnogobyłouciszyć,aledawnoodeszłydoprzeszłości.

-

Niepodobamisiępomysłzostawieniajedynegozdjęciamoichrodzicównaziemi-
zaprotestowałam.-Najpierwmyślałam,żejużnigdygoniezobaczę.Niechcęryzykować,
żeznowujestracę.

-

Przecieżniezadadząsobietrudu,żebyjestądzabrać-

przekonywałHomer.-1niebędziepadało.Zdjęciejesttutajbezpieczne,przynajmniej
dzisiaj.

-

Amożetomysięzaczaimy-zaproponowałLee.-Przegonimyjestądraznazawsze.

215

-

background image

Jasne-westchnąłHomer.-Alecośmimówi,samniewiemdlaczego,żepowinniśmyim
daćjeszczejednąszansę.Gdybybyliwśródnichtwoimłodsibraciaisiostry,napewno
chciałbyśimpomóc.

Przypomniałamsobieoczymś,oczymniezbytczęstomyślałam:żekiedyHomermiał
osiemlat,jegomamaurodziłatrzeciegosyna,któryprzeżyłtylkoparędni.

Dlategogopoparłam.Wyruszyliśmyzamiasto,znaleźliśmypastwiskopełneowieci
ubiliśmyśliczne,świeżutkiepółrocznejagnię.

Dawniejubabcizawszebyłomożnaznaleźćostrenoże.

Prawdopodobniepozostałyjejpożyciunafarmie-wszyscyrolnicybardzodbająonoże.
Terazwdomuzostałjedynienożykdoowocówinożestołowe.

Dlategoubójbyłniechlujny.Wyrzuciliśmymnóstwodobrychrzeczy.

ByliśmyzbytzmęczeniiciąglekłóciłamsięzHomerem,jakpowinniśmytozrobić.
Chciałamzakopaćwnętrzności,żebyniedopadłyichlisyidzikiepsy,aleFipowiedziała:

-

Acosięstanie,jeślijezjedzą?

Pomyślałam,żemarację.Byłatokolejnazmiana,którąwprowadziliśmydonaszych
zasad.Tatabymniezabił.

WróciliśmydoStrattonnaprawdępóźno.Uznałam,żedziecięcygangraczejniebędzie
aktywnyotejporze.Chybanadaltrzymałamsięobrazuświata,wktórymdziecichodzą
spaćowpółdodziewiątej.Alegdydotarliśmydoszerokiejaleiniedalekouliczki,wktórej
widzieliśmynaszerzeczy,znowupoczułam,żektośnasobserwuje,śledzi,żemałecienie
nieodstępująnasnakrok.Szłamnakońcuicochwilaoglądałamsięzasiebie.Trzyrazy
zauważyłamjakiśruch,jakbydzikikotuciekłprzedświatłamisamochodu.Wiedziałam,
żedziecimogąnasznówzaatakować,zwłaszczażenapewnowidziałyHomeraniosącego
worekzjagnięciem.Możezauważyłykropelkikrwikapiącejnaścieżkę.Możepoczuły

216

zapachświeżegosurowegomięsa.Wcalebymsięniezdziwiła.Temałedzikusy
prawdopodobniemiaływęchdzikiegokotaalbopsa.

Aleułożyliśmyplan.Popierwszeszliśmyrozproszeni,wodległościmniejwięcej
siedemdziesięciupięciumetrówodsiebie.Toutrudniałozaatakowanienas.Podrugie,
poruszaliśmysięwnieregularnymrytmie,czasamipokonywaliśmypółprzecznicy
biegiem,innymrazembezostrzeżeniaprzechodziliśmynadrugąstronęulicyalboszliśmy
naskrótyprzezczyjeśpodwórka.Mimożewchwilitamtegoatakudzieciwydawałysię
dobrzezorganizowane,przypuszczaliśmy,żepogubiąsięwsytuacji,kiedyniczegonie
możnaprzewidzieć.Zapierwszymrazemułatwiliśmyimzadanie,wchodzącwwąską
uliczkę.Niezamierzaliśmypowtórzyćtegobłędu.

Odbyliśmyszybkąnaradęnaśrodkustadionu.Powiedziałamreszcie,żemoimzdaniem
ktośnasśledzi.Zgodziliśmysię,żenicnatonieporadzimyByliśmybardzoostrożnii
mieliśmynadziejęzostaćobserwatorami,anieobserwowanymi-myśliwymi,anie
zwierzyną.

background image

Niepotrafiłamjednakpozwolić,byzdjęciemoichrodzicównadalleżałonaziemi.
Nadeszłapora,byzapomniećowielkichplanachHomera.Szybkosprawdziliśmy
pobliskiepodwórko,potemHomer,LeeiFiutworzylikordon,ajapozbierałamnasze
rzeczy.Tworzyłymałążałosnąkupkę.

Potemwróciliśmydodomumojejbabci.Dochodziłapółnoc.JaiHomerprzezdziesięć
minutpróbowaliśmynawiązaćłącznośćzNowąZelandią,aLeeznowurozpaliłogieńw
jadalni.Ponownieryzykowaliśmy,alepokusawpostacigrillowanejmłodejjagnięciny
byłatrudnadoodparcia.

Próbanawiązaniałącznościzakończyłasięklapą.Najbardziejprawdopodobnewydawało
sięto,żektośzacząłnaszagłuszać,choćniebyliśmydokońcapewni.

Napchaliśmysiępolędwicąiniedogotowanymiziemniakami.Nie,oczywiście
przesadzam:kiedyczłowiekprzezjakiśczasgłoduje,217

najwidoczniejkurczymusiężołądek,bopotemniemożedużozjeść-

anawetniechce.Dlategozjadłamtyle,ilemogłam,apotemposzłamprzejąćwartęodFi,
żebyonateżmogłasiępożywić.

Kiedydoniejpodeszłam,odrazupowiedziała:

-

Sątutaj.

-

Tedzieciaki?

-Tak.

-

Jesteśpewna?

-

Tak.Ichybawiedzą,żejatutajjestem.Pewniezwabiłjezapachpieczeni.

„Jakmuchy”-pomyślałam.

KiedyFiposzładodomu,usiadłamcichonanajniższejgałęzidrzewapieprzowego,
nasłuchująciwytężającwzrok.Jużwkrótcesięprzekonałam,żeFimiałarację.Wokół
czaiłysięalbobardzodużekoty,albomałejiśredniejwielkościistotyludzkie.Tobyło
dośćdziwne.Czułamsięniepewnie.Zastanawiałamsię,czyniemoglibyśmyichzwabić
zapachemjedzenia.JeśliFimiałaracjęcodoichignorancjiwkwestiiproduktów
spożywczych,pewnietrudnobyłobyimsięoprzećpolędwicyjagnięcej.Moglibyśmyje
zaprosićnagrilla.Wyobraziłamtosobieiponurosięuśmiechnęłam.Tobyłabydziwna
impreza.Trochęinnaniżte,któreurządzaliśmynadrzekąwczasiepokoju.

Elementemnaszejstrategiitrzymaniawartywtakiejsytuacjibył

ciągłyruch,więcpochwilizeszłamzgałęziiruszyłamnapatrol,skradającsięprzez
ogródek.Alenocmijałapowoli.Przeztychmałychgnojkówniemiałamzegarkaiczułam
siętak,jakbyodwielugodzinniktnieprzyszedłmniezmienić.WkońcuzjawiłsięLee,

background image

przecierającoczy.

-

Przepraszam-powiedział.-Mojawina.Padłemzezmęczenia.

Wtedybyłamjużcałkiemrozbudzonaichciałampogadać,aleLeeniebyłwnastroju,
więcsiępoddałamiposzłamnagóręspać.

218

X

Potemoczywiścieodkryłam,żeniemogęzasnąć.Takwyglądaławiększośćmoichnocy.
Znowuzaczęłammyślećotychdzieciachipochwili-nieplanująctegoiwzasadzie
niewielemyśląc-wstałamiznowuzeszłamnadół.

Chyłkiemprzeszłamprzezpłot,mającnadzieję,żeLeemnieniezauważy,apotem
ruszyłamulicą,trzymającsięnajciemniejszychmiejsc.Pociepłymdniunastał
orzeźwiającychłód.Przedmieściawkońcuwydawałysięwolneodbrutalnościżycia.
MożenawetmaliulicznicyzeStrattonbylijużwłóżkach.

Poszłamprawieprostokuuliczce,wktórejznaleźliśmynaszerzeczy.

Nadalbyłotamcicho.Szłambardzoostrożnie.Wpołowieuliczkiskręciłamwlewo.
Przesuwałamsięnapaluszkach.Wcaleniechciałomisięspać.Wszystkiemojezmysły
byływyostrzone,każdaczęśćciałazupełnierozbudzona.

Iprawienatychmiastusłyszałamdźwięk.Przezchwilęmyślałam,żetokotzawodzącyw
tenokropnysposób,któryczasamidocieradonaszychuszu.Potemzdałamsobiesprawę,
żetopłaczącedziecko.

Trwałotojakiśczas.Dzieckomusiałobyćmałe,aleniepłakałotak,jakbyktośjezranił
alboprzestraszył.Jegopłaczbyłjakiśtakizmęczony.Odnosiłosięwrażenie,żedziecko
płaczejużdługo,możeprzezcałąnoc.Przezcałąwojnę.

Próbowałamsprawdzić,skąddobiegatengłos.Wnocyjestztymkłopot,boznacznie
trudniejzlokalizowaćźródłodźwięku.Wdomuczasamimusiałamiśćzaszczekaniem
dzikiegopsa,beczeniemwystraszonegojagnięciaalbowyciemrodzącejkrowy.Nocpłata
wtedyfigle.Tutaj,natakzabudowanymobszarze,byłojeszczetrudniej.

Pochwilidoszłamdowniosku,żepłacznajprawdopodobniejwydobywasięzdługiego
ciemnegobudynku,wktórymkiedyśmusiałabyćstajnia.Znajdowałsięjakieś
pięćdziesiątmetrówdalej,zlewejstrony.Ostrożniezaczęłamiśćwtymkierunku.

219

Zaledwiedwadzieściametrówodstajnipoczułam,jakcośłapiemniezanogę.
Przynajmniejtakiemiałamwrażenie.Zastygłamtylkonachwilę.Sekundępóźniejtuż
przedemnącośrunęło.Jakbyosunęłasięziemia.

Odskoczyłamdotyłu.Rozległsiępotwornytrzask.Stukotzmieszanyzodgłosami
miażdżenia,któreniosłysięechempouliczceprzeznastępnepółgodziny.Pocałych
cholernychprzedmieściach.

Słyszałamtodoskonale.Słyszałamto,kiedyuciekałam,byocalićżycie.Myślałam,żeten

background image

trzaskmniegoni,alenawetbezniegopędziłabymnazłamaniekarku.Ciąglemyślałamo
karabinachtamtychdzieciaków,okarabinachtrzymanychwdrżącychdłoniach,o
szaleństwiewoczach.Niechciałam,bytelufyjeszczerazskierowałysięwmojąstronę.

Pięćprzecznicdalejdałamnuranawerandęmałegobliźniakaiprzykucnęłamza
ceglanymmurkiem.Niesłyszałamodgłosówpościguichoćczekałamprawieczterdzieści
minut,niczegoniezobaczyłam.Siedząctam,zrozumiałamjednak,cosięstało.Te
przebiegłemałebachoryzastawiłypułapkę.Pociągnęłydrut,doktóregoprzymocowały
mnóstworóżnychrzeczy,więckiedymojanoganatrafiłanadrut,zgóryzeszłalawina
garnków,patelniiwszystkiego,coudałoimsięznaleźć.Sprytnie.Pułapkanietylko
ostrzegałaoprzybyciuintruza,lecztakżedawałaszansęucieczki.

Hałastakbardzozaskoczyłbyżołnierzy,żenieodrazuwbieglibydodomu.Wzasadzie
raczejbyuciekli,takjakja.

Byłtosystemwysokiegoryzyka,alecałkiemniegłupi.

Długoszłamzpowrotemdodomubabci,bouciekającprzedhałasem,pobiegłamw
niewłaściwymkierunku.Musiałambyćniesamowicieostrożna.WWestStrattonnie
widywaliśmywielużołnierzy,alejeśliktóryśznichusłyszałtenraban,byliterazbardzo
czujni.

Porozumiewaliśmysięgwizdami.Jakptaki.Wybraliśmydotegopięciodźwiękowygwizd
zBliskichspotkańtrzeciegostopnia,220

kv

którywydałamzsiebie,podchodzącdodomubabci.NawarciestałajużFi,którazdziwiła
się,widząc,jakwychodzęzciemności.

Byłamzmęczona,aleprzezchwilęrozmawiałyśmyipowiedziałamjej,gdziebyłam.
Prawdęmówiąc,byłamspragnionanowychploteczek,porządnejrozmowy.Nadalmiałam
poczuciewinypotym,jakzasmuciłamFi,kiedypowiedziałamioHomerze.Niemiałam
okazjisięzrehabilitować.Ciąglegnaliśmy,bywyprzedzićśmierćokrok.Ichoć
wiedziałam,żeranobędętegożałowała,usadowiłamsięobokFiigadałyśmyoKevinie,o
dawnychczasach,olotniskuiodzieciakach,którenasograbiły.Ostatnioczułamsię
znacznielepiejniżponaszejpierwszejnieudanejpróbiezaatakowaniabazylotniczej.

Niedlatego,żetymrazemnamsięudało,aledlatego,żestałamsiętrochęstarsza,trochę
bardziejpewnasiebie,bardziejopanowana.

Sytuacjawydawałasięjaśniejsza.Niebyłoczasunadobijającekłótnieoto,cozrobić,czy
postępujemysłusznie,czynie.Poprostumusieliśmydziałać,amartwićsięmieliśmy
później.

AleFimyślałainaczej.Kiedyzaczęłyśmyrozmawiać,kuswojemuzaskoczeniuzdałam
sobiesprawę,żeciężkotowszystkoprzeżywa-

gorzejniżkiedykolwiekwcześniej.Mówiącolotnisku,zaczęłapłakać.

-

Tobyłookropne-powiedziała.-Całatakrew.Widziałam,jakjednemuczłowiekowi
odrywanogi.Jegociałotrzęsłosięipodrygiwałojakwjakimśpotwornymtańcu,jego

background image

twarzsięrozmazała,upadłnaziemięiwięcejgoniewidziałam.Apóźniejzobaczyłam
płomienie,którezsykiempędziłypoziemi,jakbykogośgoniły,ażwkońcudopadły
drugiegomężczyznę,zanimzdążyłzrobićtrzykroki…

-

Przestań,przestań-powiedziałam.Wskrzeszaławszystkiewspomnienia,októrychnie
chciałammyśleć.-Przestań.

Nagleopuściłmniedobryhumor.Alemusiałamniąpotrząsnąć,żebysięzamknęła.
Chciałamówićorozwalonychdżipach,221

otym,jakutknęłanapaceciężarówkizKevinem,ooficerze,którynajejoczach
wyciągnąłpistoletistrzeliłsobiewgłowęnawidokzbliżającychsiępłomieni.Janie
chciałamotymwszystkimsłuchać.

Jakośudałomisięprzekonaćsiebie,żetobyłookej,żejesteśmyżołnierzami,którzy
zrobilitodlarodziców,dlapułkownikaFinleya,dlaIainaiUrsuli,aterazFiwciągała
mniezpowrotemdorzeczywistości.

-

Pogadajmyoczymśinnym-błagałam.-Niemożemyotymrozmawiać.Nietutaj.Nie
teraz.Zaczekaj,ażwrócimydoNowejZelandii,alboażskończysięwojna.Pamiętasz,jak
wiekitemuwPiekleHomerpowiedział,żemusimybyćodważni?Nowięctonadal
aktualne.Jeślipozwolimysobiezwariować,będzieponas.Musimywziąćsięwgarść.

Mówiłamtyle,bochciałamprzekonaćnietylkoFi,aletakżesiebie.

Marzyłamotym,byAndrea,mojaterapeutkazNowejZelandii,naglezmaterializowała
sięoboknas,żebymmogłasięwyżalićprzedkimś,ktorozumie.

Fisięuspokoiła,alenicwięcejniepowiedziała.Poprostusiedziałaiwyglądałażałośnie.

-

Niechciałam,żebyścałkiemsięzamknęła-powiedziałam.-

Chcępogadać.Alenieotychwszystkichstrasznychrzeczach.Nieobchodzimnie,o
czym,bylebynieotamtychsprawach.

-

Aha-powiedziała.-Wiem,żepodobnerzeczydziałysięwinnychkrajach,kiedy
dorastałyśmy:TimorWschodni,IrianJaya,Tybet.Przejmowałamsiętym,naprawdę.Ale
jestcałkieminaczej,kiedysamawtymuczestniczysz,kiedytowidzisz.Albokiedyktoś
krzywdziizabijatwojąrodzinęiprzyjaciół.Tamtedzieci.Homermarację,powinniśmy
imjakośpomóc.Takjakpowiedział,moglibybyćnaszymibraćmiisiostrami.

Ucieszyłamsię,żedałamiokazjędozmianytematu.

-

Onecałkiemzdziczały-powiedziałam.-Myślisz,żemożemycośdlanichzrobić?

222

background image

g

-

Apocotamposzłaś,skoroniewidziałaśtakiejszansy?

-

Niejestempewna.Poprostuonichmyślałaminiemogłamzasnąć.Możegdybyśmy
wiedzielicoświęcej,moglibyśmyzdecydować,czywartopróbować.

-

Poczułamsięstrasznie,kiedytamtenmałyzapytał,czymamycośdojedzenia-
powiedziałaFi.-Miałamochotęgopodnieśćiprzytulić.

-

Fi,przecieżtedziecinanasnapadły!

-

Wiem.Alewydawałysiętakiezrozpaczone.Myślisz,żenaprawdęumierajązgłodu?

-

Rzeczywiściewyglądałynagłodne.Kiedyjedliśmyjagnię-cinę,pomyślałam,że
moglibyśmyimtrochęoddać.Możepotakimprezenciebynamzaufałyiuwierzyły,że
chcemyimpomóc.Wdomuraznajakiśczasdokarmiałamoposy,aleitakdziałało.
Wiedziały,żeichnieskrzywdzę.

-

Czytoniedziwne,żeNowozelandczycyniecierpiąoposów?-

zapytałaFi.Wkońcutrochęsięuspokoiła.

-

Tak,mnieteżtozaskoczyło,apotemsiędowiedziałam,żewNowejZelandiiichniema.
Zaimportowalije.Takjakmylisyikróliki.

-

Więcdlaczegoniezaniosłaśtymdzieciomtrochęjagnięciny?-

zapytałaFi.-Jachybabymzaniosła.

-

Bosątakszalone,żegdybyśmypodeszlidoichkryjówkiwciągudnia,najpierwby
strzelały,apotemzadawałypytania.Apotym,jakdziśnapędziłamimstracha,niewiem,
czykiedykolwiekpozwoląnamsięzbliżyć.

-

Możeniewiedzą,żetoty.

-

background image

Może.

Naprawdęchciałomisięspać,aleposłałamFidołóżkaiprzejęłamwartę.Byłśrodeklata,
więcporankistawałysiędłuższeibardziejpowolne.Miłobyłopatrzeć,jakszareświatło
stopnioworobisiępomarańczowe,potemróżoweiczerwone.Oświcie223

temperaturabardzospadała,ażwkońcuzaczynałamdygotaćzzimna,alewcalemitonie
przeszkadzało.Wiedziałam,żepóźniej,kiedyzrobisięnaprawdęgorąco,wspomnęten
przenikliwychłódiwtensposóbsięorzeźwię.Gdytylkowzeszłosłońce,powietrze
zaczęłowysychaćipoczułampierwszelekkiełaskotkiciepła.

Zrozumiałam,żechybamusimyspróbowaćpomóctymdzieciom,boinaczejsami
oszalejemy.Możegdybyudałonamsięzrobićcośdobrego,cośpozytywnego,
rozrzedzilibyśmywspomnieniatamtychchwil,tamtychstrasznychchwil,októrych
wspomniałaFi.

17

Czassięzatrzymał.NiemogliśmyuzyskaćłącznościzpułkownikiemFinleyemi
przypuszczaliśmy,żektośzagłuszafaleradiowe.Aponieważniemieliśmyżadnych
pilnychspraw,żadnychpilnychzadań,zapadliśmywcośwrodzajuśpiączki.Andreana
pewnoumiałabywytłumaczyć,dlaczegotaksięstało.Pewnieniebyłatożadnawielka
zagadka.

Doszłamdowniosku,żezatydzieńmoglibyśmypomyślećopowrociedoPiekła.Dotego
czasumusieliśmyczekać.

Sytuacjamiałaswojeplusyiminusy.StanKevinazdecydowaniesiępoprawiał.Nasz
przyjacielczęściejsięodzywał,czasamisięuśmiechał,rzuciłkilkaczerstwychdowcipów,
zktórychśmialiśmysięjakzjakiegośfantastycznegoamerykańskiegosit-comu.
Wyglądałonato,żezatraktowanieKevinazgórydostałosiętylkomnie.Nadallubił
pracowaćwogródkuwarzywnym,adotegozajrzałdokilkusąsiednichogrodówiznalazł
kolekcjęwarzyw,którymudałosięprzetrwać.

Skorzystaliśmyzjegosugestiidotyczącejhodowlipstrąga.Pomysł

okazałsięwspaniały.StawBoucherabyłcholerniedaleko,alewyruszyliśmytamw
przyjemnąciepłąnocigdyjużudałonamsiębezpieczniewymknąćzeStratton,
odprężyliśmysięicieszyliśmyświeżympowietrzempól.

225

OkręgStrattonniezostałtakmocnoskolonizowanyjakokręgWirrawee.Homerprzeżyłw
związkuztymogromnyzawód,bonadalmarzyłotym,żeidącktórąśzdróg,natkniesię
naswoichrodziców.

Niewidzieliśmyjednakżadnychśladówgruproboczych.Problempolegałnatym,że
okręgStrattonobejmujesetkikilometrówkwadratowych,więctaknaprawdęHomerbył
niewielebliżejrodzicówniżwtedy,kiedysiedzieliśmywPiekle.Mógłliczyćconajwyżej
naprzypadkowespotkanie.Wzasadzietylkonaprzypadkowespotkanie.

Jestemprzekonana,żebrakosadnikówwiązałsięzogromnymizniszczeniami,których
doświadczyłoStrattonpodczaslicznychnalotów.Nielicząckilkuostatnichmiesięcy,

background image

kiedynowozelandzkiesiłypowietrznezostałyuziemione,Strattondostawałotęgielanie.

Minęliśmywielezbombardowanychblokównaprzedmieściachinawetpozamiastem
byłyogromnelejepobombach,którenietrafiływcel.

Wpewnejchwiliwrogukolejnegopastwiskazobaczyliśmyciemnąsylwetkę
zestrzelonegosamolotu.Wsłabymświetleksiężycanieumieliśmyrozpoznać,czysamolot
byłich,czynasz,aleitakominęliśmygoszerokimłukiem.Niebyłosensupodchodzić.

Prawdopodobnieniestanowiłzagrożenia,aleniechcieliśmyznowuoglądaćśmiercii
potwornychrzeczy.

WbudynkachotaczającychfarmęBoucherateżbyłociemno,więcpodeszliśmydonich
bardzoostrożnie,poruszającsięzprędkościącentymetranaminutę.Tegorodzajumiejsce
mogłozainteresowaćosadników.Wzasadzienawetniesprawdziliśmy,czyprzypadkiem
ichniema,boniemusieliśmyzaglądaćdogłównegobudynku.FiiKevinodrazu
zaprowadzilinasdoszopy,wktórejtrzymanosprzętwędkarski,iwybraliśmywędki.
Większośćtychdobrychzniknęła,alezostałokilkastarychkijówiżyłek.Kevinprzyniósł
ładnąkolekcję226

dżdżownic,białychlarwiświerszczyzogródkamojejbabci.Mójtatakręciłbynosem-
łowiłnamuchęiuważał,żeinnesposobytooszustwo-aleniebyliśmywnastrojudo
wybrzydzania.

Niewiedziałam,czywstawiezostałyjakieśpstrągianiczybędąbraływśrodkunocy,ale
chybaczułygłód,bopierwszyrzuciłsięnamójhaczykztakąsiłą,żeupuściłamwędkę.
Wciągudwudziestupięciuminutwyciągnęliśmydziesięćrybiśmialiśmysiętakgłośno,
żegdybywdomubylijacyśosadnicy,napewnobynasusłyszeli.

-Tochore-powiedziałHomer,kiedyKevinwyciągnąłdziesiątąrybę.

-Nigdyichwszystkichniezjemy.Iniemamylodówki.Powinniśmydaćsobiespokóji
wrócićnastępnymrazem,skorojużwiemy,żetusą.

Zgodziliśmysię,aleatmosferaitaksięzepsuławwynikukłótnioto,gdzieijak
przyrządzićryby.Jauważałam,żenajbezpieczniejbędzierozpalićogniskonaśrodkupola.
Leemniepoparł,alepozostalichcielitozrobićwdomumojejbabci.JaiLeewygraliśmy,
leczklimattrochęsiadł.

Pstrągibyłypiękne.Przyniosłammnóstwofoliialuminiowej-jedynejrzeczy,któreju
babcibyłomnóstwo-orazsóliprzyprawy,więcnajszybciej,jaksiędało,
zredukowaliśmyogieńdorozżarzonychwęgielkówiupiekliśmyrybywfolii.Mięso
odchodziłoodości,asmakokazałsięostryiwyrazisty.Kiedysięnapcha-liśmy,zostało
jeszczetyle,żemogliśmyzabraćdomiastaprzyzwoityzapas.

Mimokłótnibyłtojedenzlepszychwieczorów.Nawojniedobrociągleustępowałopod
naporemzła,aletakanocjaktadodawałanamsił.Wpowietrzudużosiędziało:
odrzutowceśmigałytamizpowrotem.Niektórenasze,inneich.Wyglądałonato,że
walkajestzdecydowaniebardziejwyrównananiż

227

dotychczas.Alepewnejnocyprzeleciałnadnamicałydywizjonsamolotów.Niewiem,po

background image

czyjejbyłystronie,alebyłoichmnóstwo.

Dużesamolotyleciałydośćwolno,więcchybabyłybombowcami.

Miałamnadzieję,żenależądoNowejZelandii.Przypomniałymisiętamtechwilew
górach,kiedybiwakowaliśmywPiekleiusłyszeliśmypierwsząfalęobcychsamolotów,
niezdającsobiesprawy,żezaczynasięinwazja.Możetobyłapierwszafalasamolotów,
któremiałyodbićnasząziemię.Wiem,żeNowozelandczycystaralisięonowesamoloty
odStanówZjednoczonych.

Strattonniezostałoponowniezbombardowane,pewniedlatego,żeniebyłojużczego
niszczyć.Miastowydawałosięprawiedoszczętniezrujnowane,aidącwzdłużMelaleuca
Drive,gdzierozciągałysięnajważniejszeterenyprzemysłowe,trzebabymiećdużo
szczęścia,żebyznaleźćchociażjednącałącegłę.

Nasza„martwica”,jaknazwałająFi-bochodziliśmyjakogłuszeni,nierobiącnicpoza
spaniem,rozmawianiem,poszukiwaniemjedzeniaichodzeniemnazwiady-trwała
tydzień,apotemjeszczetrochę.Niewidzieliśmyżadnychżołnierzyidbaliśmyoto,bynie
dawaćdzieciakomokazjidoponownegoschwytanianaswpułapkę.Odczasudoczasu
mignęłonamktóreśznich,alekiedymówię

„mignęło”,mamnamyśligłównienocnewrażenie,żeniejesteśmysami,żektośnas
śledzialboobserwuje.Tylkodwarazyudałomisięimprzyjrzeć.

Zapierwszymrazempopołudniuzobaczyłamchłopcawychodzącegoprzezokno
eleganckiegobiałegodomuwpołowiewzgórzawWinchesterHeights.Onteżmnie
zobaczył,aleniemógłsięjużcofnąć,boprawiecałybyłnazewnątrz.Zawahałsięchwilę,
apotemskoczył.Następniezogroduwyszłotrojeinnychdzieciiwszystkieuciekły.
Chybananiegoczekały.Alebiegły,jakbysię228

mniebały,jakbymyślały,żejezastrzelę,borozproszyłysięipędziłyzygzakiem,takjak
czasamimy.

Żadneznichsięnieobejrzało.

Pomyślałam,żewłamywaniesiędodomówwWinchesterHeightstoszaleństwo,bo
wokółzawszekręcilisięjacyśludzie.

Zadrugimrazembyłoodwrotnie-niewychodziłyzbudynku,leczdoniegowchodziły.
ByłtostarybarmlecznyprzyRailwayRoad,któryjużdawnoograbionozewszystkiego.
Aleozmierzchuzobaczyłamcoś,cowyglądałojakwysokichudzie-lecwłażącydo
środka.Kiedysięprzyjrzałam,zobaczyłam,żetochłopaktrzymającynaramionachmałe
dziecko.Tymrazemmnieniewidzieli.

Czekałamchwilę,aleniewyszli,więcpodkradłamsiętrochębliżej,uważającnapułapki.
Cośwsposobie,wjakimweszlidośrodka,kojarzyłosięzpowrotemdodomu:chyba
odprężonykroktamtegochłopaka,nawetmimociężaruniesionegonaplecach.Odczasu
doczasusłyszałamgłosy,wpewnejchwiliśmiech,aznaczniepóźniejnajbardziej
nieznośnydźwięk:niekończącysiępłaczmałegodziecka,któremimobrakukonkretnego
powoduitakniezamierzaucichnąć.

Niewiem,czytobyłotosamodziecko,któresłyszałamwcześniejniedalekostarych
stajni,alebyłampewna,żeznalazłamichnowąkryjówkę.

background image

Wramacheksperymentuspróbowałamimpodrzucićtrochęjedzenia,takjakwcześniej
mówiłamFi.Niezostawiłamgozbytbliskobaru,bojącsię,żespanikują,jeślipokażę,że
wiem,gdziesięukrywają.

Położyłamjedzenieprzynastępnejprzecznicy,naśrodkuchodnika,gdzietrudnobyłogo
niezauważyć.Musiałamjeochronićprzedoposami,więcprzykryłamtożółtym
pojemnikiemTupperwarezbabcinejkuchniidodałamkarteczkęznapisem:„JEDZENIE
-

CZĘSTUJCIESIĘ”.

229

Niebyłotonicwielkiego,tylkoziemniaki,pieczonajagnięcinaitrochęfasolki,którą
ugotowałamnocwcześniejnapółtwar-do.Gdywróciłamtamrano,kumojemuwielkiemu
rozczarowaniuokazałosię,żejedzeniejestnietknięte.Zadrugimrazembyłotaksamo.
Poddałamsięiwszystkozabrałam.Niemogłamzrozumieć,dlaczegodzieciniechcąjeść.

18

Minąłtydzieńiwiększośćnastępnego-łączniedwanaściedni,którespędziliśmywstanie
zawieszenia.Strattonwydawałosiędośćspokojne.Wkońcupewnegodniapopołudniu
Nowozelandczycyzaczęlibombardowanie,alepodrugiejstroniemiasta.Nie
wiedzieliśmy,cobyłoichcelem.

WWestStrattonnadalbyłociemnonocąicichowciągudnia,inaczejniżna
przedmieściachbliższychmiastu.Czasamiulicąprzemknął

jakiśpojazd,aleprawiewogóleniewidywaliśmypieszychpatroli.Taciszapowinnabyła
misiępodobać.Niewiedziećczemuzaczęłamjejjednaknienawidzić.Nienawidzićjeji
baćsię.Naulicachpanował

wielkispokój,awnocywielkaciemność.Tobyłomiastoduchów.

Normalniesłyszysięwtledźwięki,zktórychnawetniezdajemysobiesprawy:szum
ulicy,warkotkosiarek,chichotdzieci,pogawędkisąsiadów,tupotprzechodniów.Ludzie
nawołująsięnawzajem.

Telewizorymruczą,sprzętmuzycznybrzęczy,piszczątelefony.

Nawettakawieśniaczkajakjaznaodgłosyprzedmieść.

Aleterazpanowałatamcisza.Wkażdymrazieprzezwiększośćczasu.

Oczywiścierobiliśmytrochęhałasu-itobyłowporządku.Alepozatymcałe
przedmieściawydawałysięodcięteodświata,zamkniętewszczelnejkapsule.

231

Czasami,wpewnychokolicznościach,nawetlubięsamotność.

Samotnośćiciszę.Aletambyłoinaczej.Taciszawydawałasięcałkiempusta.Jakby
nastąpiłkoniecświata.Oczywiścieniebyłokońcaświata.Skończyłsiętylkonaszświat.
Czasamimyślałam,żetobędzietrwałownieskończoność.Czasamistawałamnaschodach
ztyłudomuinasłuchiwałam,prawiebłagając0

background image

hałas,oznakżycia.

Niewiem,jaktamtedzieciakimogłyznosićtotakdługoinieoszaleć.

Możeoszalały.AmożebyływWestStrattonodniedawna.

Niewidzieliśmyśladuinnychdzikichlokatorów,więcwkońcudoszłamdo-wniosku,że
todzieciobozowaływdomumojejbabciiktóreśznichrzuciłopogrzebaczem.
Zdecydowaniebyłydotegozdolne.Czasamisięwkurzałam,żemusimysiębaćtakich
małychgnojków.Czułamsięurażona,obawiającsięatakuzestronydzieci.

Alekiedyzłośćprzechodziła,robiłomisięrozpaczliwieżaltychdzieciakówibardzosięo
niemartwiłam.Jestempewna,żegdybybyliznimijacyśdorośli,niepozwolilibyimtak
zdziczeć.Bałamsię,myślącotym,najakichludziwyrosną.Czykiedykolwiekprzywykną
donormalnegożycia?Jakzdołająsięnauczyćpokoju,chodzeniadoszkoły,okazywania
przyjaźni.Szczerzemówiąc,większościtego,cowiedziałamożyciu,nauczyłamsięod
rodziców.Nie,niesadzalimnieprzedsobą

1

niedawaliwykładów.Możewniektórychrodzinachtakjest,możemająrodzinnenarady
albocośwtymrodzaju,aletoniebyłownaszymstylu.Uczyłamsię,patrzącisłuchając.
Chłoniesiętozmlekiemmatki,zpierwszejbutelkisokupomarańczowego,zpierwszym
syropemcytrynowymdomowejrobotyrozcieńczonymwodązezbiornika,zpierwszymi
łyczkamipiwa,którymwżartachczęstujeciętata,zpierwszymiłyczkamiwina,którego
pozwalaspróbowaćmama,zkubkamiherbatywypijanymiprzykuchennymstole,gdzie
możeszsięwyluzowaćiopowiedzieć,cociędziśspotkało,usłyszeć,żenazajutrzmusisz
przegonićmałe232

stadozOneTree,zastanowićsię,dlaczegopanaRoddazostawiłażona,dowiedziećsię,że
tatazdobyłprawojazdywwiekusiedemnastulat,potymjakzaprosiłsierżanta
Braithwaiteadopubunabrowarapopracy,orazsprzeczaćsięoto,czyrandapniszczy
chwastylepiejniżsprayseed.

Tegotypurzeczy.Poprostusięichuczysz.

Alejakmiałysięichnauczyćtedzieci?Przecieżniebiegającjakdzikusypoulicach
Stratton,cuchnącmiesiącamiżyciabezopieki,zzasmarkanyminosamiibrudnymi
buziami.Przecieżnieatakującludzi,którzymoglibyćichprzyjaciółmi,którzymogliim
pomóc.

Przecieżniekradnąc.Przecieżnieczując,żeśmierćmożeczyhaćzanastępnymidrzwiami
albopodrugiejstronieulicy.

Zaczęłammyśleć,żeszkodywyrządzonenaszemukrajowi,namsamym,sięgnęłyzbyt
głębokoinigdynieudasięichwpełninaprawić.Zrozumiałam,żenajgorszestratytonie
zbombardowanebudynki,spalonesamochody,wybiteszybywoknach.Nawetnie
zaniedbanegospodarstwa,dziurywogrodzeniachiniezebra-neplony.

Najgorszebyłozniszczeniewgłębinassamych.Takiesłowajakduchiduszanabrałydla
mniewiększegoznaczenia.Czułam,żejestembliższaRobynniżkiedykolwiekwcześniej
-oiletowogólemożliwe.

background image

Onawiedziała,żeistniejąrzeczygorszeniżranyiśmierć.Jeślitwójduchitwojadusza
ulegnąnieodwracalnemuzniszczeniu,cociprzyjdzieztego,żenadalmożeszreagowaćna
bodźce,oddychać,wydalaćispełniaćwszystkieinnefunkcjeistotżywychopisanew
czwartymrozdzialepodręcznikadobiologiidladziewiątejklasy?

Musieliśmyzacząćleczyćniektórerany.Możeniebyliśmywstaniepomócdzieciom,ale
musiałamspróbowaćuniknąćzbytwielkichszkód,któremogłymniezniszczyćpotym,
cosięstało.Potym,cozrobiłamzAdamemwNowejZelandii-albopotym,coonzrobił

mnie.Takiesprawymogłamkontrolowaćipowinnambyłakontrolować.Wprzyszłości
musiałamsiętrochę233

bardziejpostarać.Żałowałam,żeniewiemwięcejoreligiiiKościele.

TakwieleznaczyłydlaRobyn,dawałyjejtylesiły.Zazdrościłamjejtego.

Rozmyślającotymwszystkim,doszłamdowniosku,żeporazacząćokazywaćLeewięcej
troski.Nigdyniepatrzyłamnaniegowtensposób.Amożepowinnam.Słowo„troska”
brzmizabawniewodniesieniudoLee,alechybapodpewnymiwzględamiwłaśnietymsię
terazzajmowaliśmy.Troszczyliśmysięosiebienawzajem.

Chociażniezawszetroszczyliśmysięosiebiesamych.Leezdecydowanieosiebienie
dbałimuszęprzyznać,żejateżczasamisiętrochęzaniedbywałam.

Dlategozaćżęłamsięstaraćopoprawęatmosfery.Włożyłamdowazonówkilkakwiatówi
porozstawiałamjewróżnychpunktachdomu.Zrobiłamnalotnakilkadrzewowocowych
rosnącychwsąsiedztwieiprzygotowałasałatkęowocową.Tegotypurzeczy.W

pewnymsensieczułamsiębardzodziwnie,robiąccośtakiegowśrodkustrefydziałań
wojennych.Alenatejwojnienieobowiązywałyżadnezasady.Ustanawialiśmyjena
bieżąco.Towszystkowydawałosięsurrealistyczne,aletrzebabyłojaknajszybciejsięz
tympogodzić,boinaczejwpadałosięwtarapaty.

Pozatymzaczęłamwięcejmówić,copewniebrzmidziwnie,alepodciężaremproblemów
Kevinaorazpostrachuigwałtownychemocjachzwiązanychzatakiemwbazielotniczej,
wzasadzieprawiezesobąnierozmawialiśmy.Teraz,wstosunkowobezpiecznymdomu
babci,robiliśmytoczęściej,aleitakzbytrzadko.Wcześniejbezprzerwyrozmawiałamz
Fi.Ostatnioczasamiodświeżałyśmytenzwyczaj,aHomerowizdarzałosiępogadaćzLee.
ZaczęlisiębardzoszanowaćZ

Kevinemwzasadzieniktnierozmawiał.

Dlategopróbowałambyćbardziejotwarta.Pamiętam,żekiedyśRobynpowiedziała:
„Mówienieosobiemożebyćprzejawemegoizmualboszlachetności”.Gdyzapytałam,co
toznaczy,234

wyjaśniła:„Jeślinigdyniemówiszosobie,oswoichproblemachitakdalej,jesteś
egoistką,boniedajeszprzyjaciołomszansy,bycipomogli.Ajeśligadaszosobiebez
przerwy,jesteśsamolubnainudna”.

NadalmiałamjednakwpamięcinapaśćLee,którymizarzucił,żetraktujęKevinazgóry.
Powiedział,żemówięjakpanizpodstawówkiczycośwtymrodzaju.Aua.Robynbyła
dobra,alenierobiłaztegowielkiegohalo.Toznaczyniebyładobrazawszeiwszędzie-o

background image

nie-

alekiedybyładlakogośmiła,przychodziłojejtonaturalnie.Mnieniezawszesięto
udawało.Możedlatego,żeniebyłammiłaznatury.

Miałamnadzieję,żejednakniedlatego.

Próbujępowiedzieć,żeniezmieniłamsięwPollyannęaniwuchodźcęzserialuBrady
Bunch.Niełaziłamwkółko,pytającwszystkich:

„Cześć,jaksiędzisiajczujecie,prawda,żeżyciejestpiękne?”.Ażtakagłupianiejestem.
Poprostupróbowałamniemyślećwyłącznieosobie.Ityle.

19

>

Pewnegodnianaglezjawilisiężołnierzenamotorach.Przerazilimnie.Krążyliw
czteroosobowychgrupach,zagrażającnamwsposób,wjakiniemogłynamwcześniej
zagrozićżadnepatrolesamochodoweipiesze.Popierwsze,bylibardzoszybcy:nagle
wyskakiwalinakońcuulicy.Podrugie,bardzosprawniesięprzemieszczali,mogli
wjechaćnapodjazd,przeciąćtrawnikalboogródek.Potrzecie,bylizawodowcami.

PrzejeżdżaliprzezWestStrattoncodwa,trzydniinauczyliśmysięichbać.Naszczęście
płototaczającyogródekzadomembyłwysokiisolidny,więcodstronyulicyalboz
podjazduniktniemógłzobaczyć,żewysprzątaliśmydziałkę.Porządekokazałbysię
naszymwyrokiemśmierci,gdybykiedykolwiekzsiedlizmotorówiweszligłębiej.

EfektypracyKevinawyglądałybardzopodejrzanie.Odrazuzaczęliśmyjezakrywać,
przyrzucającglebęliśćmi,jakbyodmiesięcywiałwiatr,wsadzaliśmyzgniłewarzywaz
powrotemdoziemi,byukryćmłoderośliny,wyciągaliśmytyczkiipozwalaliśmy
pnączomopaśćzpowrotemnaziemię.Pozatymstworzyliśmydomowejrobotysystem
bezpieczeństwa:sznurekciągnącysięoddrzewadooknawkuchni,dziękiktóremuosoba
stojącanawarciemogłazaalarmowaćresztę.Gdyzjawiałsiępatrol,mieliśmytylkopół
minuty,żebysięukryć-tacybyliszybcy.

236

Czułam,żewojnaznowunasdosięga.Postanowiliśmy,żeniebędziemywięcejdzwonić
dopułkownikaFinleya.Próbowaliśmyuzyskaćpołączenieprzezczterynocezrzędu,
potemdwieopuściliśmyipróbowaliśmyprzezdwiekolejne,ażwkońcudaliśmysobie
spokój.Decyzjaozaprzestaniutychpróbnasprzeraziła,alejeszczebardziejprzeraziłyby
nasdalszepróby.Słyszeliśmyjedynietrzaski,dziwnetrzaski,zupełnienieprzypominające
tychnormalnych.

Jakdlamniebrzmiałyzbytelektronicznie.Ogarniałamniejeszczewiększaparanojaniż
zazwyczaj.

Myślę,żemojestaraniaowiększezaangażowanieiotwartośćprzyniosłyjakieśskutki.
Homerstwierdził,żełatwiejsięzemnądogadać.Możewszyscysięstarali.Mimonowych
problemówczęściejżartowaliśmyirozmawialiśmyosprawachnie-związanychzwojną.
SłyszącsłowaHomera,poczułamogromnąulgę.

Alejednosięniezmieniło.Leenadalwymykałsięnocą.Wcalemisiętoniepodobało.

background image

Niepodobałymisięmojeobawyoto,comożesiędziać,coLeemożerobić.Intuicja
podpowiadała,żeLeepakujesięwkłopoty,żezabardzozbliżasiędokrawędzi,ryzykuje
własnymżyciem,amożejeszczeczymś.

Nieznikałconoc,tylkocodrugąalbotrzecią.Czasamiwracał

wyczerpany,czasamimarkotnyispięty,czasamizadowolonyzsiebie.

Alezawszewyczuwałamtęczujność,jakbyukrywałcośważnego.

Bezwzględunato,wjakimnastrojuwracał,chodziłamniespokojna.

Przyśniłomisię,żejestpanterą,którawyskakujespomiędzydrzewiporywamałedzieci,
zarzucającjesobienagrzbiet,apotemucieka.

Kiedysięobudziłamileżałam,wspominająctensen,niemogłamsięzdecydować,czyje
ratował,czymożechciałpożreć.

Taknaprawdębałamsięoczywiścietego,żeprzypuszczasamotneatakinażołnierzy
wroga.Gdzieśwmrocznymzakamarkuduszywyobrażałamsobie,żejestcichymzabójcą,
który237

krążypoulicachibrutalnieatakujeludziodtyłu:niebezpiecznapantera.

Dlategozaczęłamgośledzić.Niejakdetektyw.Chybanieminęsięzprawdą,jeśli
powiem,żewcaleniepróbowałamwściubiaćnosawjegosprawy.Chodziłoraczejoto,o
czymwspomniałam:Leeniemiał

jużrodzicówidlategostarałamsię-niechcętegopowiedzieć,alemuszę-starałamsięgo
chronić.

Poszłamzanimtrzyrazy.Dwiepierwszepróbyzakończyłysięklapą.

Zgubiłamgo:raz,kiedypozwoliłam,żebyzabardzosięoddalił,adrugiraz,kiedymały
konwójciężarówekodciąłmidrogęimusiałamzaczekać,ażprzejedzie.Zanimzniknął,
Leejużniebyło.

Zatrzecimrazemstałosięinaczej.Nocbyłachłodnaibezchmurna,odświeżającapo
długimgorącymdniu.Nicniezapowiadałoburzy,wktórąsiępakowałam.Lekkiwietrzyk
muskałmitwarz,szeptał,tylkożenierozumiałamoczym.Leebyłcieniemwoddali,
ruchemmiędzybudynkami,jakimścudemprzestałbyćczłowiekiem,ajużnapewnonie
byłtąosobą,którątakdobrzepoznałamwciągutegodługiegoroku.Niemiałampojęcia,
dokądidzie.Niczegoniepodejrzewałam.

Poprzedniejnocy,gdynaulicędotarłpierwszywarkotkonwoju,wydawałsięobojętny.
Nawetsięnierozejrzał.Poprostuprzyspieszył

krokuizniknąłwciemnympodwórkunakońcuulicy.Niewiem,dokądposzedłpóźniej,
alegdybytoczyłprywatnąwojnępartyzancką,napewnoprzyjrzałbysięciężarówkom
jadącymwkonwoju.

Alenie.Nieprzyjrzałsię.

Tejnocynieprzejeżdżałżadenkonwój.Szliśmyinnądrogąniżpoprzednio,alesześć
przecznicdalejzrozumiałam,żezmierzamywtymsamymkierunku.NaHallidayRoad,
będącejjednązgłównychdrógwyjazdowychzmiasta,skręciłwprawoiruszyłkupolom.

background image

Pokonaliśmyjużparękilometrówizaczęłamsię238

zastanawiać,ilepotrwatawycieczka.Takczysiak,odrazubyłowidać,żeLeezmierzado
konkretnegocelu.Niechodziłomutylkooto,żebysięprzespacerować.

Pokonaliśmyjeszczedwakilometry.Zaczynałamsięobawiać,żenapłaskimterenie
usłyszymniealbonawetzobaczy,jeślisięobejrzy.Z

drugiejstrony,terazmogłamsobiepozwolićnazwiększenieodległości,dziękiczemubyło
łatwiej.Wystarczyło,żewidzętylkoniewyraźnyzarysjegosylwetki,maleńkąsmugę
człowiekaodbijającąsięwmoichźrenicach.Cojakiśczasrozlegałsiędźwięk,szurnięcie
noginamokrejpochyłościalbochrzęstluźnegożwiru.Miałamnadzieję,żeniewywołuję
żadnychodgłosów,któremógłbyusłyszeć,iżeniktinnyniesłyszyodgłosów
wywoływanychprzezLee.

Kiedywkońcuskręcił,uszydałymipodpowiedź.Usłyszałammiękkiodgłosjegobutów
naasfalcie.Zatrzymałamsięiszybkospojrzałamwgórę.ByłambliżejLee,niż
przypuszczałam,imusiałamznowusięschować,żebymnieniezauważył.Szybko
przeszedłnadrugąstronędrogi,apotemotworzyłbramęiwszedłnapastwisko.

Zamknąłbramęzasobą.Wyglądałonato,żedobrzeznatenteren.Odrazubyłowidać,że
jużtutajbywał.Poco?Gdybygrasowałpozamiastem,atakującizabijając,nie
przychodziłbyprzecieżwtosamomiejsce.Iznaczniebardziejbynasiebieuważał,
częściejbysięrozglądał,cojakiśczasprzystawałbyiczekał.Wydawałsięniebezpiecznie
pewnysiebie.

Prześlizgnęłamsięprzezbramę.Widniałnaniejnapis„Ka-renDowns”,więc
najwidoczniejbyłatoczyjaśposiadłość.Zdziwiłam,się,bowszkolemieliśmykoleżankę
otakimnazwisku.ZawszedawałamibatywkomputerowejwersjiScrabblea.Ta
zbieżnośćnazwisknachwilęodwróciłamojąuwagę,akiedypodniosłamgłowę,
zobaczyłam,żeLeeznowuzniknąłmizpolawidzenia.Tobyłostraszniedobijające.Kilka
sekundwcześniej239

szedłwstronęprześwituwdługimrzędziesosen-naturalnegowiatrochronu-ateraz
zniknąłwciemności.Niewiedziałam,czystoimiędzydrzewami,czymożeskręciłw
prawoalbowlewo.Mógłteżpójśćprostomiędzydrzewamiibyćjużnasąsiednim
pastwisku.

Przystanęłamnachwilę,patrząciczekając.Niezauważyłamżadnegoruchu,więc
podeszłambliżej,wolnoiostrożnie,trzymającsięjaknajbliżejziemi,żebynierzucaćsię
woczy.Cokilkametrówprzystawałam,nadstawiającuszu.Niczegoniesłyszałam-tylko
ciągłyszumliściimruczeniesowicydobiegająceodstronydrogi.

Przykucnęłamjeszczeniżej.Prawiezapomniałam,żeśledzęLee.

Corazbardziejprzypominałotooperacjęprzeciwkowrogowi.

Denerwowałamsiętak,jakbymszpiegowałażołnierzy.Ostatniedziesięćmetrów
dzielącychmnieoddrzewpokonałampraktycznienabrzuchu,czołgającsięwtrawiejak
wążtygrysi.Miałamtylkonadzieję,żenienatrafięgołymirękomanawielkimokrykrowi
placek.

Źdźbłabyłyjużwilgotneodrosy.

background image

Wśróddrzewznowusięzatrzymałamizaczęłamnasłuchiwać.Drogąprzejechał
samochód,bardzoszybko.Wtakiejciszybyłogosłychaćzodległościwielumil.Miał
włączoneświatła,alebyłamzbytdalekooddrogi,abymógłmizagrozić.

Kiedywarkotucichł,wkońcuwstałamiznowunadstawiłamuszu.

Niczegoniebyłosłychać.Gdybygwiazdyumiałyhałasować,ichśpiewnapewnobymnie
ogłuszył,bocałeniebobyłonimirozświetlone.Wniektórychmiejscachniedałobysię
chybawcisnąćnastępnej.Aleoilewiatrniebyłgłosemgwiazd,musiałamzałożyć,że
gwiazdymilczą,boniesłyszałamniczegoopróczzawodzeniawiatru.

Zaczęłamsiędenerwować.Czyżbymprzeszłatakiszmatdroginadarmo?Pocotuw
ogóleprzylazłam?CowyrabiałtencholernyLee?

Toczyłswojąprywatnąwojnę?Niemiałprawa.Czy240

robiłamcośpodstępnegoipaskudnego,zmieniającsięwszpiega?Amożecośważnegoi
zrozumiałego?Wiedziałam,żeFiiCor-rienigdybysiędotegonieposunęły.Codosyć
dziwne,miałamwrażenie,żeRobynbyłabydotegozdolna,żeprzynajmniejona
zrozumiałabymojepowody.

Notak,jakzwyklebyłamzdananawłasnąocenęsytuacji.

Wstałam,bardzoostrożnie,irozejrzałamsię.Wtedykątemokazauważyłamleciutkiruch
ipomyślałam,żetociemnyzaryssylwetkiLeeznikającejzawzniesieniemnasąsiednim
pastwisku.Pochwilijużgoniebyło.Zapomniałamozasadachbezpieczeństwa,
przeskoczyłamprzezpłotipognałamjakszalona.Dośćszybkozdałamsobiesprawę,że
Leeidziepodjazdem,porządnąpylistądrogąprowadzącądojakiegośdomu,wcalenie
zarośniętą.Dobrystannawierzchnipodpowiadał,żedrogajestwciągłymużyciu,co
oczywiściejeszczebardziejmniezaciekawiłoizaniepokoiło.

Alebiegłamdalej,ażwkońcudotarłamnaszczytpagórka.Potempochyliłamsięi
pędziłamdalej.Mojeserceprzyspieszałozkażdymkrokiem,oczylustrowałyciemność,
wspieranejedynieblaskiemgwiazd.

Sąsiedniepastwiskobyłotużobokdomu:bydłowchodziłonanieprzezbramę,a
samochodywjeżdżałynadkrytymkratownicąrowemtużobok.Dalejstałyzabudowania.
Jeśliwidziałosięjednogospodarstwo,totakjakbywidziałosięjewszystkie,amimoto
każdebyłoinne.Wtymstałnowoczesnydomobłożonycegłą,którybardziejpasowałby
doprzedmieść.Wbłękitnejwodziebasenupolewejstronieodbijałysięgwiazdy.Było
tamtrochęzarośli,aleniezauważyłamogrodu.

Dalej,polewejstronie,stałybudynkigospodarcze,silosy,budydlapsówikurniki.
WłaśnietamposzedłLee,terazwidziałamgowyraźniej.Szedłszybkim,pewnym
krokiem,wzdłużpołudniowejścianydużegowarsztatu.Byłdobrzewidocznynatle
srebrnej241

blachy.Szłamrównolegleznim,alewdużejodległości,trzymającsięliniidrzewna
skrajupastwiska.Minąwszywarsztat,Leeruszyłwstronędużegodrewnianegobudynku,
ciemnego,staregoidośćmocnozapuszczonego.

Gdybyłjużwpołowiedrogi,stałosięcoś,cosprawiło,żewszystkiewłoskinamojej
skórzestanęłydęba.Poczułamsiętak,jakbyktośporaziłmojągłowęprądemonapięciu

background image

240woltów.Ustaotworzyłymisiętakszeroko,żeniepotrafiłamichzamknąć.
Najzwyczajniejniewierzyłamwłasnymoczom.

ZestarejstodoływyszłajakaśpostaćiruszyławstronęLee.Spotkalisięwpołowiedrogi
międzystodołąawarsztatem.Dziewczynabyławysoka,miaładługieczarnewłosy
opadającenaplecyiporuszałasięjakwąż,jakbymiałasamemięśnieiżadnejkości.
Spotkalisię.Objęli.

Pocałowali.

Kilkaminutpóźniejodsunęlisięodsiebieiposzliwstronęstodoły.

Nietrzymalisięzaręce,alepozostalibliskosiebie.Krewwmoimcieleznówzaczęła
krążyć.Śledziłamkażdyichruch.Gdywtopilisięwmrokbudynku,dziewczyna
przystanęłairozejrzałasięniespokojnie.Przezchwilęsięwahała,apotemLee,którybył
jużwśrodku,chybazawołałjądosiebie,bonaglesięodwróciła,jakbykomuś
odpowiadała,iweszładociemnegobudynku.

Byłamwszoku.Czułamsiętak,jakbyktośzaszedłmnieodtyłuirąbnąłwgłowękijem
bejsbolowym.Pozatymbyłamwściekła.

Wściekłanawszystko,nawetnato,żeLeeniezadałsobietrudu,bysięrozejrzeć,by
sprawdzićteren.Stałsięzupełnieniedbały.Nawettadziewczynabyłaostrożniejszaniż
on.

Krewznowupłynęłamiwżyłach,aleniemiałampojęcia,corobić.

Czywogólepowinnamcośrobić.Niebyłamwstaniesięruszyć.

Nadalmiałamotwarteusta,alechybaniewpadałoprzezniepowietrze.Stałam
zahipnotyzowanajakkura.

242

Iwłaśnietouratowałomiżycie.Mójbezruchsprawił,żeniezostałamzauważonaprzez
mężczyznzbliżającychsiędostodoły.

Niewiem,cozobaczyłamnajpierw.Jakiśruchkątemoka.Pamiętam,żezmarszczyłam
brwiipowoliodwróciłamgłowę-nagleczując,żezobaczęcoświęcejniżspadającą
gałązkęalbogłodnąsowę.Imiałamrację.Wciągutrzechnastępnychsekundzobaczyłam
czterechmężczyzn.Bardzopowoliiostrożnieprzesuwalisięwstronęstodoły.

Spojrzałamwdrugąstronę,alenaszczęścienikogoniezauważyłam.

Towyglądałonafrontalnyatak.Możestodołaniemiałatylnychdrzwi.

Znowuspojrzałamnatychmężczyzn.Bylicorazbliżej.Raczejnieżołnierze-bardziej
przypominalirolników.Mielifarmerskąbroń:strzelby,aniekarabiny.Alewiedzieli,co
robią.WyglądalinazawodnikówzwyższejliginiżLee.Zwyższejliginiżja.

Przynajmniejnadalmnieniewidzieli.Todlatego,żejeszczesięnieporuszyłam.Alenie
mogłamtakpoprostustaćipatrzeć,jakłapiąLee.Zabijągonamiejscuczymożezabiorą
dowięzieniawStratton?

Tylkonatopytaniemiałamczasitylkoonoprzyszłominaraziedogłowy.Wnastępnej
sekundziepodniosłamlewąnogęizrobiłamkrokwprawo.Całyczasobserwowałam

background image

mężczyzn,bojącsię,żektóryśznichodwrócigłowę.Drżałaminogailedwieodważyłam
sięjąpostawić,przerażonatym,żepodpodeszwąmógłbytrzasnąćkawałekkoryalbo
gałązka.

Aleostateczniejąpostawiłam,apotempodniosłamdrugą.Nadalsiębałam,leczpierwszy
ruchwyrwałmniezodrętwieniaipchnąłdodziałania.Zrobiłamjeszczeosiemkroków,
denerwującsiętaksamojakprzypierwszym.Byłobardzotrudno,bowiedziałam,żenie
mogęiśćzbytwolno-mimożecimężczyźniteżporuszalisiępowoli.

Miałamdopokonaniatrzykrotniewiększąodległośćniżoni.Starałamsiępatrzeć,gdzie
stawiamkolejny

3

krok,dbając,bynienadepnąćnakorę,aletrudnobyłocokolwiekzobaczyćwśróddrzew,
gdzieniedocierałoświatłogwiazd.

Nadalniemiałampojęcia,corobić.Wiedziałam,żejeślipodejdęodtyłuinieznajdętam
żadnychdrzwianiokien,będęzgubiona.

Mogłabymzałomotaćdodrzwi,alewodpowiedziLeewybiegłbypewnienazewnątrz,
prostowręcewroga.Niedałabymradyczteremuzbrojonymmężczyznom.Potrafiłam
myślećtylkootym,żejeśliudałobymisięichzajśćodtyłu,byćmożeodwróciłabymich
uwagę,amożenawetznalazłabymjakąśbroń.Dlategocałyczasszłamwprawo.Gdy
wystarczającozagłębiłamsięwciemności,szybkopobiegłammiędzydrzewami,z
nadzieją,żewezmąmniezalisaalbooposa-oilewogólemnieusłyszą.

Zanimznowuwyszłamspomiędzydrzew,zdążyłamułożyćplan.

Opracowałamtylkopierwszyetap,aleitakzrobiłamogromnypostępwporównaniuz
tym,cowiedziałamwcześniej.Biegnąc,pogrzebałamwkieszeniiupewniłamsię,żemam
zapalniczkę.Takąjednorazówkę.

Nawetniepamiętałam,gdziejąznalazłam.Pewniewdomubabci.

Wcześniejwidziałamtrzydużestogisiana:jedenpodzadaszeniem,aledwapozostałepod
gołymniebem.Najszybciej,jakumiałam,pobiegłamdotegopierwszego.Byłoddalonyod
stodołyostometrów.

JakbardzociludziechcielizabićLee?Takbardzo,żezignorująpłonącestogiswojego
siana?Drżącymirękamiwyjęłamzapalniczkęipotarłammałąrolkę.Przysunęłam
płomieńdosiana.Niebyłammistrzynią,gdychodziłoorozpalanieognisk,alezestogiem
sianaposzłomidoskonale.Zająłsiętakszybko,żeomalniestraciłambrwi.

Niesamowite.Terazmusiałamsięścigaćzpłomieniami,żebypodpalićdwapozostałe
stogi,zanimtamcimężczyźnizauważą,cosiędziejezaichplecami.

244

Podbiegłamdodrugiego.Podpalającgo,zerknęłamnapierwszystóg.

Zauważyłamtylkojedenpłomień,alemiałjużdwametry.Podpaliłamstógipobiegłamdo
trzeciego,tegopodzadaszeniem.Podrodzewpadłamjednaknalepszypomysł.Niecoz
lewejstronystałaciężarówkazaładowanasianem.Zaparkowanojąprzodemdostodołyi
ktośzostawiłopuszczonąszybępostroniekierowcy.Odbiłamwbokipopędziłamw

background image

tamtąstronę.Najciszej,jakumiałam,otworzyłamdrzwi.Wyprężyłamsięido-sięgnęłam
drążkaskrzynibiegów,któryprzesunęłamnaluz,niewciskającsprzęgła.Potem
zwolniłamhamulecręczny

Niezadałamsobietrudu,żebyzamknąćdrzwi.Odrazupobiegłamdotyłu.Niebyłojuż
czasupatrzećnamężczyzn,alezaplecamiusłyszałamcichytrzask,któryoznaczał,że
ogieńszybkosięrozprzestrzenia.

Pagórekzastodołąbyłdośćstromy.Zdałamsobiesprawę,żeciężarówkajestustawiona
niemalidealnie.Mocnojąpopchnęłam.

Czułamsięjakjednaztychmatekznajdującychsiłę,bypodnosićsamochody,pod
którymiutknęłyichdzieci.Leeniebyłmoimdzieckiem,alemożemojasiławzięłasięz
chęciuratowaniawłasnegożycia.Wkażdymrazieciężarówkapotoczyłasięwdół.
Zdziwiłamsię,jakszybkoprzyspieszała.Pobiegłamzanią,żebypodpalićsianonapace.
Przywsparciuruchupowietrzapłomieniebuchnęłyzjeszczewiększąłatwością.Zanim
zdążyłampokonaćpięćdziesiątmetrów,ogieńrozszalałsięnadobre.

Nadalniewidziałammężczyzn,bozasłaniałaichciężarówka,alebyłojużmnóstwo
dowodównato,żezauważyli,cosiędzieje.Rozległysiękrzykiikilkastrzałów.Chyba
mierzyliwkabinęciężarówki,zakładając,żektośjąprowadzi.Jednazkulśmignęłami
nadgłowązeznajomymjużświstemprzywodzącymnamyślpiskliwącykadę.To,żenie
moglitrafićwciężarówkę,kiepsko245

J?

świadczyłoocelnościichstrzałów.Zastanawiałamsię,czyzdołalibytrafićwstodołę.

Biegłamzaciężarówką,któracorazbardziejsięrozpędzała.Imszybciejjechała,tym
bardziejszalałogień.Musiałamsięodsunąć,bopłomieniegrzałymniewtwarz.Jedną
rękązasłoniłamoczyimogłampatrzyćtylkonaziemię.Alemniejwięcejsiedemdziesiąt
pięćmetrówodmiejsca,wktórymwprawiłamciężarówkęwruch,rozpętałosiępiekło.
Płomieniesięgnęłykół.Najbardziejniesamowitywidoknaświecie,choćpewnieniktnie
miałczasugopodziwiać.Rozpędzoneognisko.

Normalniejeślipojazdtoczysięsam,niejedzieprosto.Wiedziałamotymdziękiswoim
wygłupomwland-roverze.Puszczałamkierownicę,żebykarmićzwierzętazręki.Ta
ciężarówkapojechałaprosto,bożlebprowadzącydostodołyutworzyłnaturalnytor
prowadzącyprostododrzwi.Dowiedziałamsięotymdopierowtedy,kiedypoczułamcień
dachu,podniosłamgłowęizobaczyłam,żedobiegłamzatoczącymsięogniskiemażdo
stodoły.Rozpędzonaciężarówkawpadławielkimiotwartymiwrotamiizprzeraźliwym
hukiemuderzyławścianęnaprzeciwko.Tyleżeprawietegoniesłyszałam,bowszystko
zostałozagłuszoneprzezwycieitrzaskipłomieni.Wsuchympowietrzuwewnątrzstodoły
rozpoczęłynoweżycie.

Zdałamsobiesprawę,żemojasylwetkawyraźniemalujesięnatleognia,więcrzuciłam
sięwlewoiturlałamsięwstronędługiegorzędubalizsianem,dopókinieuznałam,że
jużmnieniewidać.Spojrzałamnaciężarówkę.Płomieniedotykałydachubudynku.
Wydawałysiędwukrotniewyższe,niżbyłynazewnątrz.Wstodolebyłopełnosianai
paszydlakoni-tużobokmniepiętrzyłysięjejworkiiciągnąłsięrządkołkównauzdyi
tegotypurzeczy.Poprzezpłomienieusłyszałam,żepodrugiejstroniestodołysąkonie:

background image

dowodziłytegogorączkowefanfaryprychaniairżenia.Wpowietrzuunosiłosięmnóstwo
płonącychkawałkówsłomy-niektóre246

->

znichczerniałyiobumierały,zanimspadłynaziemię,ainnedokońcaczerwieniały
ogniem.Małespiralkidymuwidocznewróżnychpunktachpodłogiuzmysłowiłymi,żeza
chwilęcałybudynekstaniewpłomieniach.

Niemogłamznieśćrżeniakoni.Świadomość,żesamadotegodoprowadziłam,żeumrą
potwornąśmierciąwpłomieniachwznieconychmojąręką,byłaponadmojesiły.
Rozejrzałamsię,rozpaczliwiepragnącsiędonichdostać.Ogieńzciężarówkidotarłjuż
dowrótstodoły.Niktzzewnątrzniemógłwejśćdośrodka.

Spojrzałamwgóręizauważyłamcośwrodzajugaleriibiegnącejwzdłużcałegobudynku.
Polewejmiałamdrabinę.Podbiegłamdoniejiwdrapałamsięnagórętakszybko,żemoje
dłonieledwiedotknęłybokówdrabiny.Nagaleriiodwróciłamsięwprawoipędem
pobiegłampodrewnianejpodłodze.Nagórzebyłoprzeraźliwiegorącoizanimzdążyłam
pokonaćdziesięćmetrów,prawiezabrakłomitchu.Nafizycezawszenampowtarzali,że
ciepłepowietrzeidziedogóry,iotomiałamdowód.Gdyprzebiegałamnadciężarówką,
uderzyłamniefalagorącegopowietrza,któreprzypiekłomidżinsy,włosyitwarz.Jakby
ktośtrzymałogromnąsuszarkędowłosówparęcentymetrówodemnieiwłączyłjąna
najwyższeobroty.

Nadrugimkońcugaleriizprzerażeniemzobaczyłam,żeniemadrabiny.Poniżejtrzy
koniedzikowierzgaływboksach.Trochędalejstałyjeszczedwa,akilkabyłopoza
boksami-zwierzętazbiłysięwoszalałązestrachuinerwoworżącągromadkę.Cofnęłam
siękilkametrów,ażstanęłamnadmałąstertąsiana.Powiedziałam:„Boże,pomóżmi”,co
byłonajkrótsząmodlitwą,jakązdołałamwymyślić,apotemskoczyłam.

Stertasianaokazałasiętakmała,najakąwyglądała,więcdośćmocnouderzyłamw
podłogę.Poczułamszarpiącybólwkolanie.Tokolanozawszemniezawodziło,kiedygo
potrzebowałam.Niebyłojednakczasunaoględzinylekarskie.

247

znichczerniałyiobumierały,zanimspadłynaziemię,ainnedokońcaczerwieniały
ogniem.Małespiralkidymuwidocznewróżnychpunktachpodłogiuzmysłowiłymi,żeza
chwilęcałybudynekstaniewpłomieniach.

Niemogłamznieśćrżeniakoni.Świadomość,żesamadotegodoprowadziłam,żeumrą
potwornąśmierciąwpłomieniachwznieconychmojąręką,byłaponadmojesiły.
Rozejrzałamsię,rozpaczliwiepragnącsiędonichdostać.Ogieńzciężarówkidotarłjuż
dowrótstodoły.Niktzzewnątrzniemógłwejśćdośrodka.

Spojrzałamwgóręizauważyłamcośwrodzajugaleriibiegnącejwzdłużcałegobudynku.
Polewejmiałamdrabinę.Podbiegłamdoniejiwdrapałamsięnagórętakszybko,żemoje
dłonieledwiedotknęłybokówdrabiny.Nagaleriiodwróciłamsięwprawoipędem
pobiegłampodrewnianejpodłodze.Nagórzebyłoprzeraźliwiegorącoizanimzdążyłam
pokonaćdziesięćmetrów,prawiezabrakłomitchu.Nafizycezawszenampowtarzali,że
ciepłepowietrzeidziedogóry,iotomiałamdowód.Gdyprzebiegałamnadciężarówką,
uderzyłamniefalagorącegopowietrza,któreprzypiekłomidżinsy,włosyitwarz.Jakby

background image

ktośtrzymałogromnąsuszarkędowłosówparęcentymetrówodemnieiwłączyłjąna
najwyższeobroty.

Nadrugimkońcugaleriizprzerażeniemzobaczyłam,żeniemadrabiny.Poniżejtrzy
koniedzikowierzgaływboksach.Trochędalejstałyjeszczedwa,akilkabyłopoza
boksami-zwierzętazbiłysięwoszalałązestrachuinerwoworżącągromadkę.Cofnęłam
siękilkametrów,ażstanęłamnadmałąstertąsiana.Powiedziałam:„Boże,pomóżmi”,co
byłonajkrótsząmodlitwą,jakązdołałamwymyślić,apotemskoczyłam.

Stertasianaokazałasiętakmała,najakąwyglądała,więcdośćmocnouderzyłamw
podłogę.Poczułamszarpiącybólwkolanie.Tokolanozawszemniezawodziło,kiedygo
potrzebowałam.Niebyłojednakczasunaoględzinylekarskie.

247

Pokuśtykałamdonajbliższegoboksu.Dużakasztankamiotałasięwwąskiejprzestrzeni,
rzucającsięwprzódiwtył,jakbychciałastratowaćdrzwi,aleniemiaławystarczająco
dużoodwagi.Potrząsałałbem:wbiałkachjejprzerażonychoczuodbijałysięczerwone
płomienie.Pociągnęłambolectrzymającydrzwiiszybkoodskoczyłamnabok.Taklacz
postradałarozumijednojejkopnięciemogłobymniezabić.Wyciągnąwszybolecprzy
następnymboksie,spojrzałamwprawoikuswojemuzdumieniuzobaczyłamLee.Prawie
zapomniałam,żeznalazłamsiętamzjegopowodu.Robiłtosamocoja:uwalniał
uwięzionekonie.Zrozumiałam,wjakisposóbpozostałezwierzętawydostałysięz
boksów.

Spojrzałnamniewtejsamejchwili,wktórejjaspojrzałamnaniego.

Naszeoczynachwilęsięspotkały.Niezareagował.Musiałmniezauważyćjużwcześniej.
Pewnieprzeżyłwtedynajwiększyszokwswoimżyciu.

Uwolniłamostatniegokonia,czarnegoźrebaka,apotemzadałamsobiewielkiepytanie-
największezewszystkich:wjakisposóbsięstądwydostaniemy?Wrotastodołyzostały
całkowicieodcięteprzezogień,ainnegowyjścianiewidziałam.Budynekbyłwielki,lecz
niepozostałonamdużoczasu.Drugastrona,ta,gdzieweszłampodrabinie,stałajużw
płomieniach.Nieupiekliśmysięjeszczeżywcemtylkodlatego,żezjakiegośpowodu
ogieńwolałtamtenkierunek.

Możebyłtamprzeciąg.Aleczułam,żewbardzogorącympowietrzuszybkozaczyna
brakowaćtlenu.Bolałymniepłucaibezwzględunato,ilepowietrzawciągałam,ciągle
byłogozamało.

Spanikowana,spojrzałamnaścianę.Musieliśmyjakośsięstamtądwydostać,najlepiej
zabierajączesobąkonie.Bocznaściana-ta,naktórąpatrzyłam-wyglądaładośćsolidnie.
Ztyłu,gdziezamiastbalibyłydeski,mieliśmywiększeszanse.Międzymnąatąścianą
stał

traktor,szaryfergiezłychązprzodu.

248

Żałowałam,żeniejestwiększy,alemieliśmytylkojego.Wdrapałamsięnadużetylne
kołoiusiadłamnasiedzeniu.Wcisnęłamzapłonisilniksięzakręcił.Alenieodpalił.
Szturchnęłamprzyciskjeszczeraz,pocącsięigłośnoklnączezniecierpliwienia.Itaknikt

background image

niemógłmnieusłyszeć:wokółpanowałjużstrasznyhałas.Traktornadalniechciał

zapalić.

-OBoże,proszę!-zawołałamispróbowałamporaztrzeci.

Silnikwarknął,kaszlnął,prychnął,znieruchomiałnadługąchwilę-awrazznim
znieruchomiałomojeserce-iwkońcuodpalił.Nigdyniesłyszałamrówniesłodkiego
dźwiękujaktamtenwarkot.Drążekskrzynibiegówbyłmiędzymoiminogami.
Wrzuciłamwolnądwójkę,maksymalniezwiększyłamobrotyiruszyłamprostonaścianę.
Tenzłomniemiałklatkizabezpieczającejiwiedziałam,żepodejmujęwielkieryzyko,ale
jakimiałamwybór?Lepszabelkanagłowieniżspłonięcieżywcemwtympiekle.
Smażyłymisiępłucaimiałamwrażenie,żewogóleniedostająjużtlenu.Łychatraktora
uderzyławścianęiwstrząsprzeszedłprzezcałypojazd,apotemprzezmojeciało.

Przezchwilęmyślałam,żesięprzebiliśmy.Ścianawyglądałatak,jakbysięprzemieściła,i
zobaczyłam,żegaleriasiękołysze,jakbyzachwilęmiałarunąć.Zgóryposypałasię
słoma.Przygarbiłamsię,czekając,ażciężkiebelkirunąminagłowę.Alenicsięniestało.

Zaczęłammyśleć,żetraktorjednakniedarady.Łychaitrzymającejąwysięgnikibyły
mocnozniekształcone-inicdziwnego-alewycofałamiprzesunęłamdźwignię,byunieść
trochęłychę.Miałamnadzieję,żetocośda.

Wycofałamnajdalej,jakmogłam,igwałtowniewcisnęłamhamulec.

WtedydotyłuwskoczyłLeeipoklepałmnieporamieniu.Odziwo,trochęmitopomogło.
Znowusięrozpędziłam,jadącjeszczeszybciejniżzapierwszymrazem.Wcześniej,gdy
zbliżyłamsiędościany,musiałamchybaodruchowozwolnić.Powodowałmną
podświadomystrachprzedzderzeniemzrozpędu

249

zczymśtwardym.Tymrazemsięniezawahałam.Uderzyliśmytakmocno,żeLeespadłz
traktora.Usłyszałamcośwrodzajukrzykuiprzezjednąniewybaczalną,strasznąchwilę
myślałam,żetoLee.Aletotylkoblaszanydachodrywałsięodmuru.Ścianaodłączyłasię
odbudynkuugóry,zdalaodnas.Tojużbyłocoś,alewciążzamało.

Zrozpaczonaobejrzałamsięzasiebie.NiechciałamprzejechaćLee,choćpewnienato
zasłużył.Aleonjużczołgałsięwbok.Wiedział,żemuszęuderzyćporaztrzeci.Duże
tylnekołaobróciłysięwmiejscu,kiedyznowuwcisnęłamgazdodechy.Traktorszarpnął
dotyłu.

Tamtokrótkiespojrzeniezasiebieukazałomiprawdziwąscenęzpiekła.Koniejuż
zamilkłyiwcisnęłysięwnajdalszekąty,jakiemogłyznaleźć,omalnieduszącsię
nawzajem.Odsuwałysięodpłomieni,aichrozpaczliweprzerażeniemalowałosięw
każdymdrżącymmięśniu,wkażdejkroplipotunalśniącejsierści,wkażdymłapczywym,
chrapliwymoddechu.Mnieteżbrakowałotchu.

Kaszlałamjakszalona,akaszelprowadziłdookropnegobólu.

Cofając,zasłoniłamustalewąręką,żebyodfiltrowaćdym.

Odjechałamnajdalej,jaksiędało-najdalej,jaksięodważyłam.Potempochyliłamgłowę,
próbującuciecodgorącaidymu,próbującochronićsięprzedbudynkiem,któryzachwilę

background image

miałnamnierunąć,iznowuruszyłamnaprzód.

Wiedziałam,żetoostatniaszansa.Gdybymmusiałaspróbowaćporazczwarty,nie
starczyłobymiczasu.Zginęłabymwtympiecu.Jużterazszansanaocaleniekonibyła
bliskazera.Zabardzosiębały.

Wiedziałam,żetrudnojebędziewygonić.Naszczęściemyślałamonich,anieościanie,z
którąwłaśniesięzderzałam.Inaczejniewiem,czymiałabymodwagęuderzyćtakmocno,
jakuderzyłam.Ścianajakbyzastygła,czekała,możemiałanadzieję,żestaniesięcoś,co
wostatniejchwilijąuratuje.Kołatraktoraobracałysięjakszalone.

Ścianazaczęłasięwychylaćnazewnątrz,

250

poczynającodgóry.Poprzecznebelkiodskoczyłyiwyglądałonato,żezachwilęzaczną
spadaćnaziemię.Podniosłamgłowę.Belkijużsięzapadałyigdyrunęłapierwszaznich,
wydałamzduszonyokrzyk.

Potemwrzasnęłam,mimożewylądowaładwametryodemnie,czemutowarzyszył
potężnygłuchyhuk.Ściananaprzeciwkomniewkońcuustąpiła,wypadającnazewnątrz.
Niesłyszałamhuku,alepoczułamuderzeniepowietrza,którewstrząsnęłotraktorem,
ciskającmiwtwarzburzępyłu.Naszczęścierazemzpowietrzemdośrodkawpadłtlen,
więcwciągnęłamgotrochęwpłuca.Ztyłuusłyszałamjednakbuchnięcieognia,jego
radośćzpowodunowejdostawyamunicji.

Przedniekołatraktoramiałysięjużczegotrzymać.Wpiłysięwziemięitraktorszarpnął
doprzodu.Dźwigniagazunadalbyłaprzesuniętanamaksa,więcruszyłamzkopyta.
Runęłanastępnabelka,aletanieleciałanapłaskjakpoprzednia.Spadając,kołysałasięna
boki.Chybajedenkoniecodłączyłsięwcześniejniżdrugi.Dolnapołowazbliżałasiędo
mojejtwarzy.Półtonylecącegodrewna.

Rzuciłamsięnabok,przerażona,żedostanęsiępodkoła.Belkarunęłanatyłtraktora,aja
rozpłaszczyłamsięnaziemi.Jakimścudemwylądowałamnaczworakach.Podźwignę-łam
sięnanogi.

Tyłtraktorazostałprzygwożdżonyipojazdstałdęba.Silnikpędził,aprzedniekoła
obracałysięjakwściekłe.Dachnademnąlekkosięzapadł,alenierunął.Usłyszałam
dzikierżenieigwałtowniesięodwróciłam.Konie,kłębowiskołbów,nógiogonów,
pędziłyprostonamnie.Znowupadłamnaziemięiskuliłamsięnajbardziej,jakumiałam.
Chybajedenzkonimnieprzeskoczył.Krawędźkopytauderzyłamniewbok,połowa
ciężarukoniaznalazłasięnamnie,adrugapołowanaziemi.Bolesnycios,aletrwałtylko
sekundę.Czułamsiętak,jakbyktośzdzieliłmniewżebrażelaznymprętem.PotemLee
mniezłapałipostawiłnanogi.

251

Pobiegliśmy.Trzymałamsięzabok,zamiejsce,gdziekopnąłmniekoń,ikuśtykałamna
obolałymkolanie.Spojrzeniewtyłukazałomipotwornywidok:koniaprzygwożdżonego
belką,którywiłsięiwierzgał.Potemzhukiemirykiemwiatruspadłonaniegopółdachu.

Wszystkonatychmiastzmieniłosięwścianęogniainiczegowięcejniezobaczyłam.

background image

20

Jeślitamcimężczyźnigasiliogień,musielitorobićodfrontu.Miałobytosens,boprzecież
niewiedzieli,żechcemysięwydostaćtyłem.

Pewniemyśleli,żezginęliśmywpłomieniach.Dopieronawidokspalonegotraktora,który
przebiłścianę,moglibysiędomyślić,cosięstało.

Takwięcsłaniającsięnanogach,uciekliśmywnoc,przeznikogonieścigani.Obydwoje
drżeliśmyidygotaliśmy,jakbytemperaturaspadładopięciustopniponiżejzera.
Przeszliśmyprzezpłot-tylkowtedyLeenachwilęmniepuścił-alepodrapaliśmysięprzy
tymdokrwi.

Okropnymelementemtejwojnybyłoto,żegdyniebezpieczeństwomijało,niebyło
nikogodorosłego,-ktomógłbyowinąćnaswkocipodaćkubekgorącejherbaty.Czekała
nanastylkodalszaciemność,dalszezagrożenia,jeszczewięcejstrachu.

PotemLeewziąłmniepodrękęiszliśmyprzezzaoranepole.Nasąsiednimpastwisku
pasłysięowceiichwidokbardzomnieucieszył,bowiedziałam,żegdzieśwpobliżumusi
byćwoda.Zeszłamponaturalnejpochyłościterenuiwkońcudotarliśmydomałego
zbiornikazestojącązielonąwodą.NiepozwoliłamLeesięnapić,aleopryskaliśmysięnią
itoteżpomogło.

Spojrzałamwstronęfarmyizobaczyłamczterywyraźnesłupyogniaprzypominające
czteryognisterakietystojącewbazie253

igotowedostartu.Widywałamjużwżyciupożary,aletakiegojeszczenigdy.Tamci
facecimusielimiećterazpełneręceroboty.

Zastanawiałamsię,skądsięwzięłyczterysłupyognia.Byłamodpowiedzialnatylkoza
trzy.

Gdyzbliżaliśmysiędodrogi,przechodzącprzezkolejnezaoranepole,przemknęłynią
dwawozystrażackiezeStratton.Niejechałynasygnaleikierowcyniewłączylikogutów,
aleitakpędziłybardzoszybko.

PowrótdoStrattonzająłnamcałąwieczność.Niemogłamuwierzyć,żew.końcusiędo
niegozbliżamy.Zdziesięćrazymyślałam,żetojuż,żenaszadrogadobiegakońca,ale
potempodnosiłamgłowęiokazywałosię,żenadaljesteśmynawsi.Możestawialiśmy
mniejszekrokiniżzwykle,możepoprostuporuszaliśmysięwolniej,możestraciliśmy
rachubęczasualboorientacjęwterenie-samaniewiem.

Wiem,żeprzezostatnieparękilometrówbyłamkompletniezamroczona:nogiiręcemi
zdrętwiały-nielicząckolana,któreprzeszywałdobijającyból-abokpaliłżywym
ogniem.Potwarzypłynęłymiłzy.Pojakimśczasiedałamzawygranąiprzestałamje
ocierać.Leespisałsięnamedal-tylemuszęmuprzyznać.Ciąglemówił,powtarzał,żejuż
niedalekoiżebymsięniepoddawała.

Alekiedyoddaliliśmysięodfarmy,niepozwoliłammusięwięcejdotknąć.

Gdydotarliśmydodomumojejbabci,nawarciestalKevin.Zaczął

mówić:„Gdziesiępodziewaliście,docholery?”,alejednospojrzenienamnie
wystarczyło,bysłowauwięzłymuwgardle.Zeskoczyłzdrzewaipobiegłdodomu.

background image

Zatrzymałamsięioparłszysięościanę,pomyślałam:„Jużdobrze,niczegowięcejnie
muszęrobić.ZachwilębędzietuFi”.PochwiliprzybiegłaFi,wprowadziłamniedo
środkaiwpewnymsensiewszystkobyłowporządku:leżałamnakanapieipozwalałam
sięobmywać,aonipoilimniekroplamiwodyiopatulalimojestopykocami.Homer

254

teżtambył,alejegoniechciałam:chciałamtylkoFi.Ispisałasięfantastycznie.Szybko
wyczuła,czegomitrzeba,iodesłałaHomera,apotemwgłębibabcinychszafekznalazła
kremnaoparzeniaicośnamojeposiniaczoneżebra.Podparłamigłowępoduszkamii
siedziałaprzymnie,trzymającmniezarękę,dopókinieusnęłam.

Aletooczywiścieniewystarczyło.Nazajutrzobudziłamsięzobolałymiżebrami,rwącym
bólemwkolanieorazbokiemtwarzy,którypaliłmnietakmocno,jakbymleżałazablisko
kaloryfera.

Wiedziałamjednak,żejakośztegowszystkiegowyjdę.

Prawdziwybólzagnieździłsięgdzieśwmoimżołądku.Ludziemówiąobóluserca,
złamanymsercuitakdalej,alemojeserceniejestchybaażtakuwrażliwione.Bardziej
żołądek.Samśrodek.Boże,tamtegorankanaprawdędałmisięweznaki.Wydawałomi
się,żeLeezdradziłnaswszystkichnawszelkiemożliwesposoby.Nieznałamżadnych
szczegółów,aleniewydawałymisięwartepoznania.

Związekzdziewczyną,którabyłanaszymwrogiem,związek,któryzagrażałnaszemu
życiu,związek,którybyłwielkimpaskudnymuderzeniemwtwarzwszystkichjego
przyjaciół.

Przeztencałyczastowłaśniemiłośćilojalnośćtrzymałynasrazem.

Trzymałynaspomimodoświadczeń,którerozbiłybywiększośćgrup.

Podejrzewałam,żeniewielegrupdorosłych-no,możejedna-

przetrwałobytakjakmy.Wyglądałonato,żedoroślizabardzoskupiająsięnawłasnym
ego.Oczywiściemyteżmieliśmyswojeego,alegdyzaczynałysiękłopoty,słuchaliśmy
sięnawzajemitraktowaliśmysiępoważnie.Rzadkonasiebiekrzyczeliśmyalbo
mówiliśmy,żebyktośsięzamknął.ALeepokazał,żeodrobinaseksuzjakąśzdzirąjest
dlaniegoważniejszaniżprawieroknajważniejszychdoświadczeńwnaszymżyciu.

Zwłaszczajaczułamsiętak,jakbyLeesplunąłmiwtwarz.Najpierwsplunął,apotem
uderzył.Prawieczułamszczypaniewmiejscu,gdziejegootwartadłońzostawiłaślad.
Chybanigdy255

wżyciunieczułamsięrównieodrzucona.Niewiedziałam,czykiedykolwiekbędęjeszcze
wstaniekomuśzaufać.

Bałamsięczegośjeszcze.Staramsięniebać,alechybanaprawdębardziejprzerażają
mniezagrożeniaemocjonalneniżfizyczne.Leżącnatamtejkanapie,zobolałątwarzą,
rękąinogą,bałamsiętego,żeLeeobwinimniezato,cosięstało.Żepowie:„Widzisz,
niepozwalałaśmisiędotknąć,więcdlategoposzedłemztamtą”.

Czytakbypowiedział?Czyupadłbyażtaknisko?Niczegojużniewiedziałam.Czasami,
kiedypróbowałsiędomniedobierać,ajaniebyłamwnastroju,niebyłamjeszcze

background image

gotowa,czułamsięjakbywinna.

Niezakażdymrazem,aleLeezawszesięwkurzał.Wiem,wszkolenasuczą,że
dziewczynaniepowinnaulegaćpresjizestronychłopaków,aoninieumrą,jeślinie
dostanątego,czegochcą,alewprawdziwymżyciuwcaleniejesttakłatwo.

Zabawnejestto,żewdawnychczasachwcaleniebyłamtakapowściągliwa.Steveraczej
bynienarzekał.Niewiem,cosięzmieniłoanidlaczego.Nojasne,wojna,toonabyła
nasządyżurnąwymówką.

Alemożechodziłoozwyczajnąpróżność.Gdybymmogławziąćdługigorącyprysznici
zdobyćtrochęnowychciuchów,gdybymmogławmasowaćwskórętrochętegobalsamuz
BodyShop,napewnomiałabymlepszezdanieosobie.

Tylkożechodziłojeszczeocośwśrodku.Nieczułamsięzbytatrakcyjnanazewnątrzi
nieczułamsięzbytatrakcyjnawewnątrz.

TamtaokropnaimprezawNowejZelandii:imbardziejsięodniejoddalałam,tymgorsza
misięwydawała.Aprzecieżpowinnobyćodwrotnie.

Bałamsięjeszczejednejrzeczyiwłaśnieodwołującsiędoniej,mogłabymwytłumaczyć
Lee,dlaczegogośledziłam.Niewiem,dlaczegozawszesięobwiniam-chociażw
zasadziewcaleniezrobiłamniczegozłego-alemyślałam,żemojezachowaniemusiało
wyglądaćokropnie.Nieprzyszłomidogłowy,żespotykasię256

zdziewczyną.Niewtrącałamsięwjegożycieuczuciowe.

Próbowałamsięupewnić,żenienarażanasnaniebezpieczeństwo,atakującwrogana
własnąrękę.

Możetobyłobylepsze.

Zobaczyłamgodopieropokilkugodzinach.Wszedłdopokojutakcicho,żenawetgonie
zauważyłam.Nachwilęzamknęłamoczy,akiedyjeotworzyłam,stałtużobokmnie.Dość
długosięsobieprzyglądaliśmy.Wzasadziejestempewna,żeżadneznasniemrugnęło.

-

Dobrzesięczujesz?-zapytał.

Nieodpowiedziałam.

Usiadłnakońcukanapy.Podkurczyłamnogi,zupełnieodruchowo,żebyzrobićmuwięcej
miejsca,alezauważyłtoizgadłam,comyśli:żezrobiłamtospecjalnie.Wstał.Miał
spuszczonągłowę.

Najwyraźniejniewiedział,odczegozacząć,ajaniezamierzałammupomagać.Wpokoju
byłotakciemno,żeniezbytdobrzewidziałamjegotwarz.Wkońcuodchrząknąłi
powiedział:

-

Niechciałem,żebytosięstało.

-

Jakjąpoznałeś?

background image

Słyszałam,żewmoimgłosieniemażadnychemocji.Nierobiłamtegocelowo,ale
wiedziałam,żemojesłowabrzmiąmartwo.

Pochwiliwzruszyłramionami.

-

Przezprzypadek.Uratowałemjejżycie.

Uśmiechnąłsię,alenabardzokrótko,jakbyodrazuzrozumiał,żeniepowiniensię
uśmiechać.

-

Słucham?

-

Uratowałemjejżycie.Byłemnapastwiskuizbierałemgrzyby.

Pamiętasz,żedawniejconocprzynosiłemgrzyby?

Nieodpowiedziałam.

-

Tobyłabardzociepłanoc.Trochęszukałemgrzybów,atrochęsiedziałemirozmyślałem.
Wtedyusłyszałemkrzyk.Takinaserio,któryodrazucimówi,żektośjestwpoważnych
tarapatach.

2-57

Nawetniemyślałemowojnie.Poprostutampobiegłem.Dotarłemnaszczytwzgórzai
zobaczyłemzbiornikzwodą,wktórejktośgwałtowniesięmiotał.Nowięcpodbiegłem
jeszczebliżej.

Miałamwrażenie,żezchęciązakończyłbyswojąopowieśćwtymmomencie,aleja
chciałamusłyszećwięcej.

Pochwili,kiedynadalmilczał,powiedziałam:

-Noi?

Westchnął.

-

Wymknęłasięzdomuiposzłapopływać.Wzbiornikubyłagłęboka,szerszaczęść,gdzie
wodamiałaowieleniższątemperaturę,niżsięspodziewała.Złapałjąskurcz.

-

Niewiedziałam,żejesteśtakimmistrzempływania.

-

No,umiempływać.PoprostunieażtakdobrzejaktyiHomer.

Nakrótkichdystansachradzęsobienieźle.

-

background image

Więcpadłaciwramionaiusłyszałeśdźwiękskrzypiec?

Znowuwzruszyłramionami.

-

Wspomniałemotym,żebyłanaga?

-

Nie,niewspomniałeś.

-

Aha.Nowięcbyła.

Takbardzosiędenerwował,żewinnychokolicznościachwydałbymisięzabawny.Ale
czułamwściekłą,pełnągoryczyzazdrość.Niechciałamdłużejsłuchaćospotkaniuprzy
zbiorniku.Przeszłamdalej.

-

Apotemznowusięzniąspotkałeś?

-Tak.

-

Apotemznowuiznowu?

-

Naprawdęmisięspodobała,Ellie.Wiedziałem,żepostępujęźle,wiedziałem,żeto
niebezpieczne,wiedziałem,żecięzdradzam,nawetjeśliostatnioniebyliśmyzbyt…No
wiesz.Alenieumiałemsiępowstrzymać.Nieumiałemsiępowstrzymaćodwidywania
jej.

-

Acosięstałodzisiaj?Toznaczyubiegłejnocy.

258

-

Pewniewieszwięcejniżja.

-

Sprzedałacię?

-

Niewiem.Cosiętamdziało?Skądsiętamwzięłaś?

Zrozumiałem,żedziejesięcośzłego,dopierokiedyusłyszałemjakiśtrzask.Zapytałem:
„Cotobyło?”,aonapoprostuwybiegłazestodoły.

Wyszedłemzaniąizobaczyłemcholernąpłonącąciężarówkę,którapędziłaprostona
mnie.Potemrozległysięstrzały,więcznowuschowałemsięwśrodku.Ciężarówka
pędziła,ajamyślałem,żegdzieśpopełniłembłąd.Alezrozumiałem,żezachwilęto

background image

miejsceeksplodujejakwulkan.Pomyślałem,żeprzynajmniejuwolniękonie.

-

Kiedymniezobaczyłeś?

-

Gdybiegłaśpotejdrewnianejgalerii.Szczerzemówiąc,napoczątkuprzezchwilę
myślałem,żetoRobyn.Totalniespanikowałem.Potemzauważyłem,żetoty.
Spanikowałemjeszczebardziej.Alemusiałemwypuścićkonie,więcskupiłemsięnanich.

Wiedziałam,cobyłopotem.Wróciłamdopoprzedniegopytania.

-

Więcmyślisz,żecięsprzedała?

Odrazusięprzygarbiłiwcisnąłdłoniepodpachy.Zrozumiałam,żeniechceodpowiadać.
Alejegomilczenieteżbyłoodpowiedzią.Pochwilisięodezwał.

-

Mamnadzieję,żenie.Alerzeczywiścieszybkostamtądprysnęła.

Spojrzałnamnieizdałamsobiesprawę,jakbardzogotoboli.Chybawłaśniewtedy
poczułamnajwiększązazdrośćotędziewczynęiogarnęłamnienajwiększazłość.Lee
zrobiłcośniewiarygodniegłupiego,aleonaniemiałaprawatakgotraktować,niepotym
wszystkim,przezcoprzeszedł.Gdybywtamtejchwiliweszładopokoju,rozerwałabymją
nakawałki.

-

Jakmanaimię?-zapytałam.

-

Reni.

259

-

Nieposzłamzatobąpoto,żebycięszpiegować-powiedziałam.

Wyglądałtak,jakbymuulżyło,jakbysamchciałotozapytać,aleniemiałodwagi.

-

Myślałam,żeprowadziszswojąprywatnąwojnę-dodałam.-

Bałamsię,żeatakujeszichnawłasnąrękę.

Milczał.Chybachciałusłyszećcoświęcej,aletobyłowszystko,comiałammudo
przekazania.

-

Nadalnierozumiem-powiedział.-Przedstodołąbyliżołnierze?

-

background image

Czterechfacetówzbronią.

Pokiwałgłową.

-

Rzeczywiściewydawałasięzdenerwowana-przyznał.-Akiedypotemtakuciekła…-Po
chwilimruknąłpodnosem:-Pewnegodniająznajdę.Dowiemsię,cosięstało.

Teraztojegomogłabymrozszarpać.Czyonnigdysięniczegonienauczy?Jakimścudem
zdołałamsięugryźćwjęzyk.Nawetniewiemdlaczego.Prędzejczypóźniejktośbędzie
musiałmupowiedzieć,żebyprzestałbyćtakimgłupkiem,takimegoistązsamobójczymi
zapędami.

Poprostuniechciałambyćtymkimś.

-

Jakdużojejonaspowiedziałeś?

-

Nicniemówiłem.Założyła,żenależędotychdzieciakówzulicy.Nigdynie
wyprowadziłemjejzbłędu.Niechciałem,żebymnieskojarzyłazucieczkązwięzienia.
AlbozlotniskiemwWir-rawee.

Pomyślałem,żenadszarpnęłobytonasząprzyjaźń.

Starałsięmówićbeztroskimtonem,alejeszczenigdyniewidziałam,żebybyłażtak
nieszczęśliwy,nawetkiedypowiedziałmioswoichrodzicach.

-

Najgorszajesttaniepewność.

Nicniepowiedziałaminiedotknęłamgo.Chybachciał,żebymtozrobiła,alenie
potrafiłam.Niewiedziałam,czykiedykolwiekgojeszczedotknę.

260

i

Epilog

Jestnastylkopięcioro,więcjaktomożliwe,żenaszerelacjetakbardzosię
skomplikowały?HomeriFi,LeeijaorazKevinsolo,odkądodeszłaCorrie.Takpowinno
być.Wpewnymokresietakbyło.

Alewyglądanato,żeżycienigdynietoczysięwedługplanu.

LeżałamnakanapieiwkońcuzaczęłambardziejwspółczućLeeniżsobiesamej.Potem
zmieniłamzdanieidoszłamdowniosku,żeniezasługujenawspółczucie.Tenspórtoczył
sięwemniebezkońca.„Z

jednejstrony-myślałam-wzasadziewtymmomencienaszegożycianiebyliśmy
razem”.

Tobyłdziwnyzwiązek:przezdługieokresytrwałwzawieszeniu,aledlamniezawszebył
obecnygdzieśwtle.

background image

ZdrugiejstronyLeezdradziłcoświęcejniżtylkonaszzwiązek,jakikolwiekbyonbył.
Zdradziłnaswszystkichpodkażdymmożliwymwzględem.Zdradziłnasnawięcej
sposobów,niżumiałamzliczyć.Wkażdejminuciekażdegodniakładliśmynaszaliswoje
życie,bylebytylkowypędzićtychludzizkraju.IcozrobiłLee?

Skumałsięzjednąznich.Kiedyśmyślałam,żeLeemawięcejolejuwgłowieniż
większośćfacetów,alewyglądałonato,żegdyprzychodziłocodoczego,jegomózg
tkwiłwtymsamymmiejscucouresztychłopaków.

262

Naszzwiązekprzeszedłwfazękrępującegomilczenia,unikaniasięizażenowania
odczuwanegowswoimtowarzystwie.Tochybanajgorszyrodzajzwiązkunaświecie.
Jedynarzecz,którejnigdyniebyłamwstanieznieść.Lubięjasnesytuacje.

Mimotrwającegomiędzynaminapięcianigdyniepowiedzieliśmypozostałym,cosię
wydarzyło.Wkońcuprzestalipytać.NiepowiedziałamnawetFi.Wzasadzienajbardziej
upartybyłHomer.

NieudałomusięwycisnąćsłowazLee,więcskupiłsięnamnie.

Pewnegodnia,chcącodwrócićjegouwagę,zapytałam,comyślioFi.

Irzeczywiścieodwróciłamjegouwagę.Urwałwpółzdaniaiwlepił

wemniewzrok.

-

Czemu…Czemupytasz?-wybąkał.-Powiedziałacicoś?-Naglewydałsiępodejrzliwy.-
CzyLeecościpowiedział?Powiedziałcicośomnie?

Słysząctesłowa,wgłębisercapoczułamogromnąradość.Mogłyoznaczaćtylkojedno.
ŻerozmawiałzLeeoFi.Imusiałwspomnieć,żeFimusiępodoba,bowprzeciwnym
razieniezareagowałbywtensposób.Jakimścudemudałomisiępowstrzymaćuśmiech,
aleniebyłołatwo.

-

Nadalcisiępodoba,prawda?-droczyłamsięznim.

Teraztoonprzestałodpowiadaćnapytania.Niemogłamzniegowydusićniczegowięcej,
alebyłamprzekonana,żeFiniepowinnasięjeszczepoddawać.Nadaldarzyłjąsilnym
uczuciem.Tyleżeniepotrafiłamrozgryźć,jakimdokładnie.

Wkońcumójstanfizycznysiępoprawił.Przeniosłamsiędopokojunapiętrzeitam
wracałamdozdrowia.Mojeżebramiałykolorpizzycapricciosaidługomniebolały.
Kolanojakzwyklesprawiałoproblem,alenauczyłamsięztymżyć.Oparzonypoliczek
szczypał,swędziałipokryłogokilkapęcherzy,alewkrótcesięzagoił.

Myślałam,żeskończęztakąbliznąjakFi,alemiałamszczęście.

263

Nienawidziłamleżećbezczynnie.Normalniezawszeszukamczegoś,czymmożnabysię
zająć.Niejestemzbytcierpliwa.Podobałymisiętylkotechwile,kiedyprzychodził

background image

Homer,kładłsięnadrugimłóżkuirozmawialiśmyotym,comoglibyśmyzrobić,co
moglibyśmyzaatakować,jakiecelemoglibyśmyznaleźć.

ByćmożewłaśnieprzezterozmowyHomerodpowiedział

pułkownikowiFinleyowitakanieinaczej.Pewnejnocywyszliśmynapolaoddaloneod
Strattonojakieśtrzykilometry.Byliśmytamwszyscypięcioro,trochędlatego,że
chcieliśmyzdobyćnastępnejagnię,trochępoto,żebysięprzespacerowaćioderwaćod
martwegociężarumiasta.Strattonbywałoprzytłaczające:okropnacisza,strach,
świadomość,żeżyjemynatereniewroga.Spięciamiędzynami.

NaprawdęniepowinniśmybylisiedziećwStrattontakdługo.Jasne,mojeobrażenia
trochęopóźniłynasząwyprowadzkę,alenajwyraźniejniktniemiałsiłyanimotywacji,
żebyrozpocząćdługimarszdoPiekła.Tobyłogłupie,bowStrattonnigdynie
moglibyśmysiępoczućrówniebezpiecznijakwPiekle.Zagrażalinamnawetnasirodacy
-zdziczałedziecibyłytaksamoniebezpiecznejakwróg.Niktznasniewykonał
następnegoruchu,żebyimpomóc.

TamtejnocyHomer,niemówiącnikomu,zabrałradio.

Opracowaliśmynowysystemzdobywaniajagniąt.KiedyHomerijazajmowaliśmysię
ubojem,obdzieraliśmyjagnię,patroszyliśmyjeićwiartowaliśmy,Lee,KeviniFikopali
dółirozpalaliognisko.Gdydrewnosięzwęgliło,zawijaliśmykawałkimięsawmokry
papier.Tosamorobiliśmyzprzyniesionymiwarzywami.Jeśliniemogliśmyznaleźć
innegopapieru,używaliśmystarejgazety,chociażnadawałajedzeniutrochędziwnysmak.

PotemzasypywaliśmydółiwracaliśmydoStratton.Następnejnocyprzychodziliśmyz
powrotemiodkopywaliśmygo.Tensystembył

wspaniały.Niepotrzebowaliśmyżadnychspecjalnych264

v

narzędzi,jedzenienigdyniebyłospaloneitametodaokazałasiębezpieczniejszaniżinne,
którychpróbowaliśmy.Ogieńwdolebył

niewidocznyzoddali,bopłonąłpodpoziomemgruntu,agdyzasypaliśmydół,poognisku
niezostawałnawetślad.Imuchyniemogłysiędobraćdomięsa.

Jedynyproblempojawiłsiępewnegorazu,kiedyniemogliśmyodnaleźćdołu.Musieliśmy
chodzićwkółkoidźgaćziemiępatykami.

Każdeznasbyłopewne,żewie,gdziejestdół,każdemówiłopozostałym,żeszukająw
złymmiejscu.WkońcudółznalazłKevin.

Wtękonkretnąnoczakopaliśmyjedzenieileżeliśmynaziemi,próbującznaleźćsiłęna
powrótdomiasta.IwtedyHomerwyjął

radio.

-

Pomyślałem,żepowinniśmyspróbowaćjeszczeraz-wyjaśnił.-

Mieliśmysporąprzerwę.Poraznowusiępostarać.

background image

Niktnieodpowiedział.Wszyscybyliśmychybazbytzaskoczeni.

Patrzyliśmy,jakwysuwaantenę.PotemHomerrozpocząłrytuał

nawiązywaniapołączenia.

Odpoczątkubyłojasne,żesytuacjasięzmieniła.Niebyłosłychaćgwizdów,brzęczenia
anidziwnychodgłosów,któreodpowiadałynamwcześniej.Rozlegałsiętylkonormalny
szum.Usiedliśmy,corazbardziejzaciekawieni.

Ipokilkuminutachusłyszeliśmyodpowiedź.Kobiecygłoszniezaprzeczalnie
nowozelandzkimakcentemodpowiedziałodzewem

„Lomu”.Kobietawiedziała,kimjesteśmy,atozawszepodnosiłonasnaduchu:nie
zostaliśmyjeszczecałkiemzapomniani.

-

PułkownikFinleyrozkazał,żebymgoobudziłabezwzględunaporę,jeśliudamisięz
wamipołączyć-powiedziała.-Moglibyściesięrozłączyćnapiętnaścieminut,apotem
spróbowaćjeszczeraz?

Odbiór.

Siedzieliśmyiuśmiechaliśmysiędosiebie.Byłomibardzociepło-itonieprzez
oparzonątwarz.Poczuliśmysięważni:pół-kownikFinleykazałsięobudzić,żebyznami
porozmawiać.

265

KiedyHomerpołączyłsięporazdrugi,odezwałsiępułkownik.Miłobyłoznowugo
usłyszeć.Byłabsolutniezachwyconytym,cosięstałowbazielotniczejwWirrawee.Nie
wymieniłjejznazwy-

bezpieczniejbyłotegounikać-alepowiedział,żetojedenznajważniejszychmomentów
tejwojny,żewybraliśmydoskonałymoment,żepopowrociedoNowejZelandii
zostaniemy

„odpowiednionagrodzeni”.Nawetkiedysięzachwycał,mówił

oficjalnymwojskowymtonem.Alecudowniebyłotosłyszeć.

Pomyśleliśmy,żedobrzesięspisaliśmy,choćniebyliśmypewni,cotowszystkooznacza.

Potemznienackapadłaoferta,którejniktznassięniespodziewał.

PułkownikFinleyjakzwyklemówiłchłodnymtonem,któregoniezmieniałnawetwtedy,
kiedysięzczegościeszył.Alenaglezrozumiałam,doczegozmierza.

-

…idziękitemumamytrochęwiększepolemanewruwniektórychkluczowych
dziedzinach,naprzykładwtransporcie.Nawetwtransporciecywilnym,aprzecieżściśle
rzeczbiorąc,nadalpodpadaciepodtękategorię.Odbiór.

ZłapałamHomerazaramięipochyliłamsię,żebyzadaćpułkownikowipytanie:

-

background image

Chcepanpowiedziećto,comyślę,żechcepanpowiedzieć?

Odbiór.

Gapiłamsięnapozostałych.Byłamwszoku.Oniteżsięnamniegapili.Namnieina
Homera.Miałamwrażenie,żenaszemilczenietrwazpółgodziny.Jedynymdźwiękiem
byłszumradia.Pomyślałamorodzicachizrozumiałam,jakpowinnabrzmiećmoja
odpowiedź.

PotemodezwałsięLee,bardzocicho:

-

Nadaljestmnóstwodozrobienia.

Homerpokiwałgłową,jakbytakiejodpowiedzioczekiwał.Kevinporuszyłsię,jakby
chciałcośpowiedzieć,apotemznowuznieruchomiałisiedziałpochylony,patrzącna
Homerajak266

zalęknionedziecko.Fizbliżyłarękędotwarzy.TeżspojrzałanaHomera,apotem
odwróciławzrokkuciemnympolom.

Homerodchrząknąłiprzemówił.Kiedytozrobił,jegosłowazawisływpowietrzu,jakby
ktośjetamwyrył.Jakbyktośwyciąłjewskale.

-Myjużjesteśmywdomu.

Niemajużżadnychzasad

JOHNMARSDEN

JUTRO

JOHHMAISDEN

MamnaimięEllie.Kilkadnitemuwybraliśmysięwsiedemosóbnawyprawędosamego
Piekła.Taknazywasięniedostępnemiejscewgórach.Wycieczkabyłapróbąnaszej
przyjaźni.Niektórychznaspołączyłonawetcoświęcej.

Szczęśliwiwróciliśmydodomu.Aletobytpowrótdopiekła.

Znaleźliśmymartwezwierzęta,anasirodziceiwszyscymieszkańcymiastazniknęli.

Okazałosię,żenaszegoświatajużniema.Zeniemajużżadnychzasad.Ajutromusimy
stworzyćwłasne.

NapodstawieksiążkipowstałfilmTomorrow,WhenTheWarBegan.

Jutro\ofenomen:nietylkonajwiększymłodzieżowybestsellerwhistoriiAustralii,alei
książkaprzekraczającagranicewiekowe.SeriaotrzymałakilkadziesiątnagródwAustralii,
StanachZjednoczonych,SzwecjiiNiemczech.WUSAznalazłasięnaliścienajlepszych
książekdlamłodzieży,awSzwecjinapierwszym-miejscunaliścieksiążekpolecanych
przeznastolatków.

na)»’

WttW.SIIMJtJriOK

JOHNMARSDEN

background image

JUTRO2

WPUŁAPCENOCY

JOHNMARSDEN

JUTRO2

Wpułapcenocy

MamnaimięEllie.Cośwamopowiem.

Tobyłynaszenajlepszewakacje.Alepopowrociezastaliśmycoś,conazawszezmieniło
naszeżycie.Jeszczenigdyniemieliśmytakichkłopotów.

Napoczątkubyłonasośmioro,terazzostałaszóstka.Niewiem,cosiędziejezdwójką
naszychnajlepszychprzyjaciół.Umieramyzestrachuibardzozaoimitęsknimy.Idlatego,
chociażtoniebezpieczne,anaszplanniejestidealny,spróbujemyichodbić,nawetjeśli
niemamypojęcia,coprzyniesiejutro.

Aja?Chybasięzakochałam.Niewiem,czytonajlepszyczasnatakierzeczy.

Jutrozadajekłamprzesądom,jakobybestsellermiałbyćopartąnaschematachbanalną
historią.[…]Totrochęthriller,trochęsensacja-

czytasiędoskonalebezwzględunawiek.Nicdziwnego,żepowieśćJutros\a\asię
bestsellerem”.

AgnieszkaWolny-Hamkało,„GazetaWyborcza”

JOHNMARSDEN

JUTRO3

Wobjęciachchłodu

MamnaimięEllie.Niejestemjużtąsamądziewczyną,któramieszkałazrodzicamiw
Wirrowee.Niktznasniejestjużtakisam.

Boimysię,alejesteśmysilniinietakłatwonaszłamać.Niechcemybyćmartwymi
bohaterami.Wydajemisię,żewobliczuniebezpieczeństwabędziemymusielirobić
rzeczynaprawdęstraszne.

Aleniewiem,jakdalekomożemysięposunąć,żebyocalićnajbliższych.Iczybędęw
staniekochaćkogoś,ktoniezawahałsięzabić?

Choćnadciągachłód,jutromożebyćnaprawdęgorąco.

JOHNMARSDEN

JUTRO4

Przyjacielemroku

Namyślopowrocierobimisięniedobrze.Mamochotękrzyknąć

„Posłuchajciemnie,dodiabła!Mamgdzieśwaszewielkieplany!”.

Chcę,żebyktoś,ktokolwiek,przyznał,żeto,czegoodemnieoczekują,jestwielkie,

background image

olbrzymie,gigantyczne.!niechodziwcaleoto,żetujestnamtakwspaniale.Niejest.

Mamwrażenie,żewszyscyprzestaliśmybyćsobą.Homerchcenamirządzićbardziejniż
kiedykolwiek.FiiKevinwszystkiegosięboją,aLee…niepoznajęgo.

Noizrobiłamcoś,czegodawnaEllienigdybysobieniewybaczyłoJedyne,copomagami
przetrwać,tonadzieja,żetam,namiejscu,znówstaniemysięsobą.