background image
background image

Barbara Boswell 

UPALNA SIERPNIOWA NOC

1

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stacey Lipton nie miała już żadnych wątpliwości - jest w ciąży. Potwierdziło to badanie, które sama 

zrobiła w domu przy pomocy specjalnego testu kupionego w aptece. Wykonała  wszystko zgodnie z 

instrukcją, dodatni wynik nie był więc pomyłką. Spodziewała się dziecka. I nie miała męża. W dodatku 

kilka godzin temu jej ojciec, Bradford Lipton, senator z Nebraski, postanowił zgłosić swoją kandydaturę 

na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Stacey od dłuższego czasu podejrzewała, że jest w ciąży. Według obliczeń była to połowa trzeciego 

miesiąca   i   wszystkie   objawy   pojawiły   się   już   kilka   tygodni   temu.   Brak   okresu,   poranne   mdłości, 

zmęczenie. Nie przybrała jeszcze znacząco na wadze, ale piersi były pełniejsze i obolałe. Nie mogła już 

nosić starych ubrań, gdyż zaczęła tyć.

W ciągu ostatnich  miesięcy Stacey przechodziła  od stanu trudnej  do opanowania  paniki  do jakiejś 

przerażającej   depresji.   Jednak   dziś,   po   raz   pierwszy   od   dłuższego   czasu,   zauważyła   zdecydowaną 

poprawę nastroju. I właśnie dziś musiało się to zdarzyć. A więc jej ojciec - wyjątkowo konserwatywny i 

wiemy starej, mieszczańskiej moralności - stateczny kandydat na prezydenta - za sześć miesięcy znowu 

zostanie dziadkiem. Tym razem za sprawą swojej niezamężnej córki.

Stacey,   mając   dwadzieścia   pięć   lat,   powinna   być   ostrożniejsza   i   mądrzejsza,   a   jednak   pewnej 

sierpniowej  nocy straciła  głowę  dla mężczyzny,  którego darzyła  szczególną  niechęcią  przez ostatnie 

dziesięć lat. Mężczyzna ten, Justin Marks, przez wiele lat pracował jako asystent administracyjny jej ojca, 

a teraz kierował jego kampanią wyborczą.

Wydawało się, że Justin Marks w równym stopniu podziwia senatora, co nie znosi jego córki.

Fala gorąca oblała ją na samo wspomnienie tamtej upalnej sierpniowej nocy. Gdzie to było? Stacey nie 

mogła sobie przypomnieć nazwy klubu - „Kotary Club”, czy może „Kiwanis”? Jeden z nich nadawał jej 

ojcu   tytuł   Człowieka   Roku.   Stacey   poszła   na   tę   uroczystość   w   zastępstwie   matki,   która   musiała 

uczestniczyć w obiedzie w jakimi kobiecym klubie w Nebrasce. No i oczywiście był razem z nimi Justin 

Marks, prawa ręka senatora Liptona, błyskotliwy i znakomity polityk, należący do jego obozu...

Tuż przed przyjęciem Justin przyszedł po Stacey do jej mieszkania, podczas gdy ojciec czekał na nich w 

samochodzie. Mierzący prawie metr dziewięćdziesiąt, wydawał się jeszcze wyższy w czarnym smokingu. 

Obrzucił taksującym spojrzeniem czerwoną koktajlową suknię Stacey i w jego czarnych oczach pojawiło 

się wyraźne potępienie.

- Chyba nie zamierzasz pójść w tym?- zapytał.

Wiedziała, że nie pochwali jej wyboru. Suknia była zbyt czerwona, zbyt głęboko wycięta z tyłu, ze zbyt 

dużym dekoltem z przodu.

- Owszem, zamierzam w tym pójść - odpowiedziała ze zjadliwą słodyczą. - Czyżby nie podobały ci się 

odkryte ramiona?

2

background image

- Nie masz nic pod spodem - rzucił przez zaciśnięte zęby. - Słuchaj, Stacey, to są bardzo poważni 

ludzie. Nie możesz pojawić się tam w tej sukni. Jest zbyt, zbyt... - Chrząknął.

- Zbyt jaka, Justinie? - zapytała z uśmiechem. Tak, zawsze odczuwała rozbawienie, gdy udało jej się go 

speszyć.

- Włóż coś innego - zażądał kategorycznie.

- Co w takim razie proponujesz? - Kpiła z niego w dalszym ciągu.

-   Zdaje   się,   że   masz   taką   ładną   białą   sukienkę   -   tę   z   długimi   rękawami,   koronkami   i   błękitnymi 

wstążkami? - Justin zawsze chwytał przynętę.

- Czyżbyś mówił o sukience, którą miałam na sobie podczas wręczania dyplomów w szkole? - Dobry 

humor zaczął znikać. Co za bezczelność, kazać jej zmieniać sukienkę! Stacey spojrzała gniewnie na 

Justina,   stojącego   przed   nią   -   wysokiego,   szczupłego   i   silnego,   z   wielkimi,   czarnymi   i   wiecznie   ją 

obserwującymi oczami.

-   Nie   przebiorę   się,   Justinie   -   zdecydowanie   odmówiła   podporządkowania   się   jego   idiotycznym 

rozkazom. - Ta suknia jest idealna na dzisiejszy wieczór.

-   Oczywiście,   że   nie,   Stacey.   Powinnaś   wyglądać   jak   poważna   córka   senatora,   a   nie   jak   tandetna 

aktoreczka z nocnego klubu w Las Vegas.

A więc o to chodziło!

- O nie, mój drogi, nie wyglądam jak aktoreczka tylko dlatego, że lubię ubrać się w coś modnego i 

kolorowego! - Rozwścieczył ją, próbując rozmawiać z nią jak równy z równym. Przesunęła wzrokiem po 

jego twarzy,  po ostrych,  trochę drapieżnych  rysach, po kruczoczarnych  gęstych  włosach, oczywiście 

krótko i starannie przyciętych. To ją rozwścieczyło jeszcze bardziej.

- Wyglądasz jak... jak przedsiębiorca pogrzebowy w tym idiotycznym czarnym ubraniu! - „Tak właśnie 

wygląda” - utwierdziła się w tym przekonaniu. Jest wielki, ciemny, przeraźliwie ponury i... Nie wahając 

się dłużej, Stacey dumnie wyszła z pokoju. Justin Marks, nie mając innego wyboru, podążył za nią.

Po   otrzymaniu   tytułu   Człowieka   Roku   Bradford   Lipton   wygłosił   przemówienie   tak   płomienne,   że 

niemal już prezydenckie. Wreszcie rozpoczęło się przyjęcie.

Stacey westchnęła na samo jego wspomnienie. Cóż to była za wspaniała zabawa!

Owi „stateczni ojcowie rodziny” (Stacey nie mogła sobie przypomnieć, z jakiego byli klubu - „Elks” 

czy „Lions”) bardzo pilnowali, żeby czasem nie wyschła rzeka alkoholu. Za każdym razem, gdy Stacey 

upiła   łyczek   ze   swojej   szklanki,   ta   natychmiast   uzupełniana   była   po   brzegi.   Stacey   zauważyła 

jednocześnie ze złośliwą satysfakcją, że Justin Marks, zazwyczaj zdecydowany abstynent, teraz znalazł 

się w podobnej sytuacji. Dosłownie siłą wlewano w niego martini. Stacey poczekała, aż Justin, wolno 

popijając, opróżni do połowy swój kieliszek.

- Och, Justinie! Chyba trzeba dolać ci martini! - zauważyła z niewinną miną, upewniając się, że usłyszy 

ją jeden z gościnnych członków klubu.

3

background image

- Ależ naturalnie! - wykrzyknął jowialny starszy pan i natychmiast dolał do szklanki Justina mocnego 

dżinu.

- Doprawdy, to zupełnie niepotrzebne - powiedział Justin, siląc się na uprzejmość, ale jego lodowate 

spojrzenie skierowane było na Stacey.

-   Oczywiście,   że   jest   potrzebne!   Wszyscy   przecież   chcemy   dzisiaj   świetnie   się   bawić.   Prawda, 

chłopcze? - Mężczyzna poklepał Justina po plecach. - Nie ma tutaj miejsca dla sztywniaków.

- Właśnie. Nie potrzebujemy tutaj sztywniaków, chłopcze - wesoło powtórzyła  Stacey. Sytuacja, w 

jakiej znalazł się Justin, szalenie ją rozbawiła. Przecież się nie przeciwstawi napastliwej parze, która 

może poprzeć jego kandydata. No i w dodatku - co za okazja! Nazwać tego trzydziestodziewięcioletniego 

mężczyznę „chłopcem”! Beż to lat minęło, odkąd przestał mówić do niej „dziecko”?

Przez cały wieczór wznoszono toasty na cześć jej ojca, a kieliszki wciąż były napełniane. Na koniec 

ogłoszono, że senatorowi Liptonowi jednogłośnie przyznano dożywotni tytuł honorowego członka klubu.

Przez cały czas Stacey świetnie się bawiła. To byli naprawdę śmieszni ludzie, stwierdziła, obrzucając 

członków klubu ciepłym,  choć już trochę zamglonym  spojrzeniem. Kiedy siedemdziesięcioośmioletni 

staruszek poprosił ją do charlestona, roześmiała się, ale oczywiście zatańczyła z nim. Bradfbrd Lipton, 

uśmiechając się pobłażliwie, oświadczył, że on sam już wychodzi, ale ma nadzieję, że Justin zaopiekuje 

się Stacey i odprowadzi ją później do domu.

Justin Marks bardzo poważnie potraktował powierzone mu zadanie i o północy zarządził powrót do 

domu. Stacey, która właśnie śpiewała razem z chórem starzejących się barytonów porywającą wersję 

pieśni   „We   Could   Make   Believe”,   stanowczo   odmówiła.   Wtedy   Justin   wziął   ją   na   ręce   i   przy 

akompaniamencie  wesołych  okrzyków  i gwizdów wyniósł  ją do holu. Stacey na moment  oniemiała. 

Justin Marks przecież nigdy nie wywoływał awantur. Po prostu nafaszerowano go zasadami dobrego 

wychowania. Wtedy pewna myśl przyszła jej do głowy.

- Upiłeś się, Justinie? - zapytała z lekką kpiną w głosie. - Czyżbyś wypił o jeden kieliszek za dużo? - 

Pomyślała,   że   to   bardzo   dziwne   uczucie,   być   w   jego   ramionach,   czuć   siłę   twardych   mięśni,   ciepło 

wielkich rąk na swoich udach. Przez moment miała wrażenie, że jej głowa idealnie pasuje do piersi 

Justina. Spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy i zobaczyła, że jego źrenice niemal zlały się z tęczówkami, 

czyniąc je czarniejszymi niż kiedykolwiek przedtem. Miał długie gęste rzęsy, właściwie nigdy wcześniej 

nie zauważyła, jak bardzo są długie i gęste. Ale też nigdy przedtem nie była tak blisko niego.

- Nie jestem pijany - odpowiedział surowo.

- Nawet troszeczkę? - droczyła się z nim, śpiewnie przeciągając słowa.

- Zamknij się, Stacey - rzucił przez zaciśnięte zęby. Jego usta ściągnięte były w prostą, wąską linię i 

Stacey zaczęła zalotnie obrysowywać ich kontur polakierowanym na czerwono paznokciem.

- Czy mógłbyś  teraz iść prosto? - nie mogła się powstrzymać, żeby jeszcze raz mu nie dokuczyć. 

Bezmyślnie przyglądała się jego ustom. Zauważyła ich delikatną linię. Zazwyczaj były surowo zaciśnięte 

i   wiecznie   czegoś   zakazujące,   nie   mogła   więc   dostrzec   ich   naturalnego   kształtu.   Teraz   jednak   były 

4

background image

naprawdę piękne.

- Przestań, Stacey! - Głos jego nie brzmiał tak stanowczo jak zawsze, gdy wydawał jeden z tych nie 

znoszących sprzeciwu rozkazów.

- Przestań, Stacey! Zamknij się, Stacey! - nieudolnie naśladowała jego głęboki głos. Nagle roześmiała 

się. - Nie, Justinie. Nie zamierzam ani przestać, ani siedzieć cicho. Nawet ty mnie do tego nie zmusisz! - 

rzuciła wesoło.

Poczuła, że głęboko odetchnął i wiedziała już, że jest wściekły. To akurat nic nowego. Zawsze był na 

nią   wściekły   z   tego   czy   innego   powodu.   Kiedy   dziesięć   lat   temu   został   zatrudniony  przez   senatora 

Liptona jako asystent administracyjny, rozpoczął konsekwentną walkę z jego córką. Wiedziała, że jej nie 

lubi i odpłacała mu tym samym.

Justin zaniósł ją do stojącej przed domem taksówki. Po prostu zarekwirował samochód, nie zważając na 

to, czy taksówkarz nie czeka na kogoś innego. To był właśnie ten władczy sposób bycia, który sprawiał, 

że   kierownicy   sal   restauracyjnych   sadzali   go   przy   najlepszych   stolikach,   a   pracownicy   pospiesznie 

wykonywali każde jego polecenie.

Okropny despota - Stacey tak o nim mówiła przy każdej okazji. Nieznośny, arogancki, z dyktatorskim 

zadęciem. Według niej był właśnie taki, albo nawet jeszcze gorszy.

Kierowca zgodził się zawieźć ich do mieszkania Stacey w Northwest Washington. Przechylił się do 

tyłu, żeby od środka otworzyć drzwi, ale Justin sam szarpnął za nie i wepchnął Stacey na tylne siedzenie. 

I wtedy właśnie potknął się. Może zahaczył nogą o krawężnik, czy też zaszumiało mu w głowie, wypite o 

jeden kieliszek za dużo, martini - nie wiadomo. Pochylił się tak gwałtownie, że Stacey automatycznie 

chwyciła towarzysza za szyję. Chwilę później leżała na tylnym siedzeniu taksówki, a Justin Marks leżał 

na niej. W dalszym ciągu obejmowała go, zaś ich nogi były splątane ze sobą. Intensywny zapach wody po 

goleniu mieszał się z jej jaśminową wodą toaletową i obydwoje jednocześnie wciągali w nozdrza tę 

dziwną won.

- Puść mnie, ty idioto! - zawołała Stacey.

- Cholera! - zaklął Justin.

Ktoś nagle zatrzasnął drzwi i taksówka wolno ruszyła.

Stacey zobaczyła swoje odbicie w ciemnych oczach Justina: równo przy uchu ucięte orzechowobrązowe 

włosy   rozrzucone   teraz   w   nieładzie   wokół   głowy,   gęstą   grzywkę   zakrywającą   czoło.   Jej   szeroko 

rozstawione jasnobrązowe oczy patrzyły na niego trochę nieprzytomnie. Stacey miała mały, lekko zadarty 

nos, usiany piegami, mocny podbródek i szerokie, pełne usta. Kiedy się uśmiechała, a robiła to często, 

wszyscy mówili, że promienieje niezwykłym czarem Liptonów.

Justin ciągle na niej leżał, ale nagle ten ciężar przestał przeszkadzać dziewczynie. Jej ciało przylgnęło 

do niego, przyjmując impet upadku i odwzajemniając ciepło. Nie przestawali na siebie patrzeć, palce 

Stacey   przesunęły   się   wbrew   jej   woli   i   zagłębiły   w   krótkie   i   gęste,   kruczoczarne   włosy.   Nagle 

uświadomiła sobie, że ich nogi są ciągle splątane, a jej piersi mocno uciska klatka piersiowa Justina.

5

background image

- Stacey... - usłyszała jego głos dochodzący gdzieś z daleka. Głos ten jakby próbował bronić się przed 

pożądaniem   i   tęsknotą,   o   które   Stacey   nigdy   w   życiu   nie   podejrzewałaby   tego   zimnego   i   zawsze 

opanowanego człowieka.

Zobaczyła, jak głowa mężczyzny pochyla się. Czekała na pocałunek, pełna jakiejś pokornej uległości. 

W najmniejszym stopniu nie wydawało jej się to dziwne, że leży na siedzeniu taksówki, przygnieciona 

silnym ciałem człowieka, którego przez ostatnie dziesięć lat zadręczała, z którego drwiła i na każdym 

kroku zapewniała o swojej nienawiści...

-   Stacey?   -   Rozległo   się   ciche   pukanie   do   drzwi   łazienki   i   Stacey   niechętnie   powróciła   do 

rzeczywistości.

- Czy mogę wejść? - Brynn Cassidy nie czekała na odpowiedź. Weszła do łazienki, spojrzała na Stacey i 

głośno przełknęła ślinę.

- Test wypadł pozytywnie?

Stacey skinęła głową.

- Wiedziałam, że tak będzie, Brynn.

- Szkoda, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej. - Zwykle wesoła twarz Brynn była teraz poważna. - 

Kiedy pomyślę, że ukrywałaś to przez cały czas... - W jej głosie zabrzmiał smutek.

- Wydaje mi się, że ukrywałam to sama przed sobą. Tak jak w tym porzekadle o strusiu z głową w 

piasku - dopóki czegoś nie wiesz na pewno, oszukujesz się, że to w ogóle nie istnieje. - Stacey odetchnęła 

głęboko. - Jednak dzisiejsze wystąpienie ojca zmusiło mnie w końcu do działania.

-   Och,   Stacey!   -   wyszeptała   Brynn.   -   Och,   Stacey!   -   powtórzyła   zazwyczaj   bardzo   elokwentna 

przyjaciółka, siadając obok niej na brzegu wanny.

Stacey  spojrzała   w  zielone,   przygnębione   oczy,  popatrzyła   na  kasztanowy  koński  ogon,  pochyloną 

głowę i wiedziała, że Brynn cierpi z jej powodu.

- Jesteś  pierwszą i jedyną  osobą, której  o tym  powiedziałam,  Brynnie.  - Stacey nerwowo szarpała 

papierową chusteczkę.

Nie było jej zbyt trudno wyznać prawdę. Były przecież przyjaciółkami od czasów szkolnych, razem 

mieszkały na studiach, a przez ostatnie cztery i pół roku wynajmowały wspólnie mieszkanie. Stacey 

traktowała Brynn jak siostrę, której nigdy nie miała, i bezwzględnie jej wierzyła. To właśnie Brynn kupiła 

w aptece test do wykrywania ciąży. Córka senatora Liptona nie mogła pozwolić sobie na taki zakup, 

zwłaszcza teraz, kiedy obiektywy kamer telewizyjnych od kilku dni skierowane były na jej rodzinę.

- Stacey? - Brynn przerwała i przełknęła ślinę. - Czy mogę zapytać, kto jest ojcem tego dziecka?

Stacey niemalże czytała w myślach przyjaciółki. Brynn wiedziała, że Stacey jest od dłuższego czasu 

sama. Znała także jej opinię na temat przygodnych romansów. Córka senatora Liptona nie mogła sobie 

pozwolić   na   takie   rzeczy;   zresztą   Stacey   sama   uważała   je   za   obrzydliwe.   Więc   kto?...   I   w   jakich 

okolicznościach?...

6

background image

- To Justin Marks - Stacey wydusiła z siebie, chociaż wcale nie było to takie łatwe.

Gdyby   Stacey powiedziała,  że  ojcem  dziecka   jest  premier   Rosji, Brynn   nie  byłaby  chyba   bardziej 

zaskoczona.

- Justin Marks! - Brynn nie mogła złapać oddechu. Odchyliła się gwałtownie do tyłu, zsunęła z brzegu 

wanny i wpadła do niej.

Stacey spojrzała na lezącą w wannie Brynn, na jej wystające na zewnątrz nogi i wybuchnęła śmiechem. 

Chwilę później już płakała, a łzy płynęły tak szybko, że dławiła się nimi. Ramionami wstrząsało łkanie.

Brynn wygrzebała się z wanny i objęła Stacey.

- Nie płacz, Stacey. Jakoś... jakoś sobie z tym poradzimy. - Stacey wyczuła jednak, że w jej głosie nie 

było zbyt wiele nadziei.

- Kiedy to się stało? - spytała Brynn.

- W sierpniu. - Stacey zamknęła oczy. - Pamiętasz te dwa tygodnie, które spędziłaś w domu swojego 

brata w New Hampshire?

- O Boże - westchnęła Brynn. - Pamiętam.

Stacey również pamiętała.

Leżała na tylnym siedzeniu taksówki, ramiona mocno obejmowały Justina leżącego na niej. Dotknięcie 

jego warg wywołało oszałamiający zmysłowy szok. Nigdy dotąd nie czuła takiej gwałtownie narastającej 

miażdżącej żądzy. Poczuła w ustach jego język śmiało wsuwający się i powracający. Usta mężczyzny 

były gorące, twarde, pożądliwe; całował ją tak, jak jeszcze nikt dotąd. Namiętnie, głęboko, niemalże brał 

ją tym pocałunkiem w posiadanie. Jakby była jego własnością, a on tylko odbierał to, co mu się należało.

Pocałunek   uświadomił   jej,   że   Justin,   z   bardzo   męską   pewnością   siebie,   zaplanował   życie   w 

najdrobniejszym szczególe. Jednak w tym momencie nie wydawał się tak nieznośnie despotyczny jak 

zawsze. Zamiast mu się przeciwstawić, odsunąć od siebie, poddała się ze słodką uległością, do której 

zmusił ją obudzony kobiecy instynkt. Przylgnęła do Justina, zmysłowo się pod nim poruszając i całując 

go z równie wielką pożądliwością.

- Stacey, Stacey. - Przestał ją na chwilę całować i wyszeptał jej imię z takim pragnieniem, że poczuła się 

wstrząśnięta. Zazwyczaj wołał „Stacey!” z naganą w głosie; to znów rzucał krótką, wściekłą komendę: 

„Stacey!”. W obydwu przypadkach reagowała gniewem i niecierpliwością. Jednak teraz, namiętność i 

pożądanie w jego głosie, wywołały dziką i nieoczekiwaną reakcję. Poczuła napływającą falę podniecenia.

Jej   piersi   były   nabrzmiałe,   brodawki   stały   się   twarde   i   bolesne.   Chwyciła   jego   dłonie   i   mocno 

przycisnęła do tego wrażliwego i delikatnego miejsca. On natomiast zaczął kreślić palcem granice jednej 

z tych stwardniałych brodawek. Kciuk przesuwał się to w jedną stronę, to w drugą; systematycznie i 

powoli, aż wreszcie Stacey zajęczała i wygięła się w łuk pod wpływem ogromnego podniecenia. Chciała 

czuć jego pocałunki na całym ciele i sama była wstrząśnięta pożądaniem, które w sobie odkryła.

Justin zaśmiał się cichutko, ale triumfalnie, wprost do jej ucha.

7

background image

- Cieszę się, że nie posłuchałaś mnie dziś wieczorem, Stacey - wyszeptał. - Cieszę się, że nie założyłaś 

biustonosza.

Stacey była tak zaskoczona, że zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie śni. Jego dwuznaczna 

uwaga   i   bardzo   seksowny   głos   wprawiły   ją   w   osłupienie.   Ale   także   bardzo   podnieciły.   To   była 

prawdziwa rzadkość - widzieć, jak Justin Marks się śmieje. Poza tym było nie do pomyślenia, żeby mógł 

czuć się zadowolony z tego, że córka senatora nie nosi stanika. Nie codziennie chwytał delikatnie zębami 

jej ucho, dotykał językiem skóry, jakby chciał ją smakować, brał jej piersi w swoje duże dłonie i pieścił 

namiętnie.

To   jednak   nie   był   sen.   Bardzo   realnie   odczuwała   ciężar   i   siłę   leżącego   na   niej   ciała   mężczyzny. 

Niecierpliwie wsunęła się pod niego i wtedy jego uda znalazły się między jej nogami. A kiedy zaczął 

napierać coraz mocniej, coraz namiętniej, biodra Stacey poruszyły się, dostosowując się do zmysłowego 

rytmu.   Sukienka   podsunęła   się   wysoko   w   górę   i   Justin   mógł   teraz   gładzić   delikatną   powierzchnię 

odzianych w nylonowe pończochy ud.

Czuła się taka bezradna, otoczona przez niego, zdobyta i pokonana. Podniecenie wybuchło w niej z siłą, 

jakiej wcześniej nigdy nie znała. Pragnęła, żeby całkowicie nad nią zapanował, chciała przestać wreszcie 

się   kontrolować   i   poczuć   go   w   sobie.   Stacey   zazwyczaj   była   ogromnie   niezależna   i   z   uporem 

przeciwstawiała  się  wszelkim  próbom  Justina,   zapanowania   nad nią.  Jednak  w  tej   chwili  nie  mogła 

myśleć rozsądnie. Kierowała nią teraz jakaś wewnętrzna siła, nakazująca oddać wszystko mężczyźnie, 

którego trzymała w ramionach.

Ich usta ponownie połączyły się i Stacey upoiła się smakiem, od którego kręciło się w głowie. Nie 

mogła przypomnieć sobie, kiedy wysiedli z taksówki, ale bardzo wyraźnie pamiętała mocny uścisk, gdy 

próbował otworzyć drzwi do jej mieszkania.

- Brynn nie ma w domu - powiedziała, obsypując pocałunkami twardy, mocny kark. - Zostali ze mną, 

Justinie.

Uśmiechnął   się   do   niej,   prawdopodobnie   po   raz   pierwszy   w   ciągu   dziesięciu   lat   ich   burzliwej 

znajomości, i wymruczał cicho:

- Tak, kochanie. Zostanę z tobą.

„Kochanie!” Kto mógł przypuszczać, że ten ponury, zawsze śmiertelnie poważny i całkowicie oddany 

politycznej karierze jej ojca Justin Marks zna w ogóle takie słowo?

W głowie Stacey pojawiła się pewna mysi, rozmarzona i przymglona namiętnością. Zrozumiała, że jest 

zakochana.   Widocznie   Justin   od   dawna   był   jej   przeznaczony,   a   ona   wreszcie   to   rozpoznała   i 

zaakceptowała.   Całe   napięcie,   jakie   istniało   między   nimi   przez   ostatnie   lata,   wynikało   ze   starannie 

zwalczanego   pociągu   seksualnego.   Zrozumiała,   że   nigdy   nie   chciała   uświadomić   sobie,   jak   bardzo 

interesuje   ją   ten   silny   asystent   ojca.   On   natomiast   nigdy   nie   odważył   się   ujawnić   swych   uczuć 

zbuntowanej i przez długi czas zbyt młodej córce senatora. Dzisiejszej nocy obydwoje poddali się swemu 

losowi, wydało im się to naturalne i prawidłowe.

8

background image

Po drodze do sypialni Stacey zrzuciła czerwone sandały na wysokich obcasach. Justin poruszał się po 

jej mieszkaniu, jakby je dobrze znał.

- Skąd wiedziałeś, który pokój jest mój? - zapytała, głaszcząc gęste sprężyste włosy. Przecież nigdy 

przedtem nie był w jej sypialni.

- Znam ten pokój z rodzinnej fotografii Liptonów, która stoi na twojej komodzie. - Oczy Justina były 

wielkie i roziskrzone. - Mam taką samą na swoim biurku.

- Naprawdę? - zapytała. Nigdy nie odwiedzała jego biura, mimo że stanowiło jedno z pomieszczeń 

należących do senatora Liptona w budynku Biura Senatu na Kapitelu. Chociaż Stacey nie była w tej 

chwili zupełnie trzeźwa, wydało jej się nieco dziwne, że Justin trzyma fotografię Liptonów na swoim 

biurku. Zdjęcie to zostało zrobione pięć lat temu i znajdowali się na nim wszyscy członkowie rodziny, 

oprócz dwóch córeczek Spence’a - brata Stacey. Dziewczynek nie było jeszcze wtedy na świecie.

-   Dlaczego   nie   postawisz   na   biurku   zdjęcia   swojej   rodziny?   -   zapytała,   gdy   położył   ją   na   łóżku. 

Wiedziała, oczywiście, iż nie jest żonaty. Często w rozmowie z Brynn wykrzykiwała ze złością, że żadna 

kobieta będąca przy zdrowych zmysłach nie poślubiłaby takiego robota i tyrana. Ale miał chyba matkę, 

siostrę, jakieś kuzynki czy kuzynów, którymi mógłby się pochwalić.

- Nie mam rodziny - odpowiedział, rozpinając zamek błyskawiczny w sukni. Zsunął czerwony jedwab z 

jej   ramion,   odsłaniając   małe   piersi   zakończone   różowymi   sutkami   -   teraz   znowu   postawionymi, 

ściągniętymi i twardymi. Nie powstrzymał się od dotknięcia ich.

- Pocałuj mnie tutaj, Justinie - powiedziała Stacey, pozbywając się wszelkich zahamowań. Przycisnęła 

jego głowę do swoich piersi, cały czas pieszczotliwie gładząc włosy mężczyzny.

Justin wziął w usta jedną z tak przyjemnie wrażliwych sutek i dotykając ją językiem, jeszcze bardziej 

podniecił   Stacey.   Sprawił,   że   zaczęła   wić   się   z   rozkoszy.   A   kiedy   zaczął   lekko   ssać   -   zajęczała   i 

wykrzyknęła jego imię.

-   Masz   tu   bardzo   wrażliwe   miejsce   -   powiedział   z   męską   satysfakcją   w   głosie.   -   I   tak   cudownie 

reagujesz, Stacey.

Uśmiechnęła   się,   słysząc   pochwałę   w   jego   głosie.   Chciała   mu   się   podobać.   W   tej   chwili   była   to 

najważniejsza rzecz w jej życiu.

- Twoje piersi są takie piękne - powiedział ochryple. - Okrągłe, jędrne i sterczące. Chciałbym zawsze na 

nie patrzeć, gdy są nagie, pełne i tylko moje. Zawsze wiedziałem, czy masz biustonosz. A kiedy go nie 

wkładałaś, chciałem zrobić tak... - Wziął piersi w dłonie zaczął je pieścić i tulić. Było to tak przyjemne, 

że z gardła Stacey wydobył  się jęk. Pogrążyła  się teraz w jakiejś otchłani. Każdy jego ruch, słowo, 

wciągały ją w tę bezdeń coraz głębiej. Poczuła, że usiłuje zdjąć z niej sukienkę i pończochy, uniosła się 

więc   posłusznie,   chcąc   mu   to   ułatwić.   Justin   zrzucił   ubranie   na   podłogę   i   spojrzał   na   nią   z   wielką 

namiętnością.   Stacey   miała   teraz   na   sobie   tylko   małe   czerwone   majteczki.   Zgięła   kolana   i   posłała 

Justinowi bardzo zalotny, rozmarzony uśmiech.

9

background image

- Powiedz, że mnie chcesz, Justinie - zamruczała oszołomiona i wstrząśnięta, gdyż nagle zrozumiała, jak 

wielką   posiada   nad   nim   władzę.   Nigdy   przedtem   żaden   mężczyzna   nie   patrzył   na   nią   z   takim 

uwielbieniem, z tak nieskrywanym pożądaniem. Był jej, tylko jej. Brała go w posiadanie spojrzeniem 

swoich złocistobrązowych oczu.

- Och, Stacey.  Tak bardzo cię pragnę. - Justin niezdarnie  rozpinał guziki wykrochmalonej  koszuli. 

Stacey, widząc jak bardzo jest roztrzęsiony i zdenerwowany, usiadła, żeby mu pomóc.

- Szkoda, że twoja koszula nie zapina się na suwak - powiedziała z żalem, gdy oboje nie mogli poradzić 

sobie z małymi guzikami.

- Koszula na suwak? To coś, co chętnie nosiłby twój brat, Sterne. Oczywiście, suwak byłby rozpięty aż 

do   pępka.   -   Justin   roześmiał   się   do   swoich   myśli.   Dla   Stacey   był   to   naprawdę   cudowny   dźwięk. 

Pomyślała,   że   chyba   nigdy   jeszcze   nie   słyszała,   jak   on   się   śmieje.   Był   zawsze   taki   szorstki   w   jej 

towarzystwie. Teraz ten śmiech dawał poczucie ciepła i spokoju. Zaśmiała się również...

- Wiesz, Brynn, kiedy o tym pomyślę, nie mogę wprost uwierzyć, że to wszystko stało się naprawdę - 

smutno powiedziała Stacey, niechętnie wracając do szarej rzeczywistości ponurego listopadowego dnia. - 

Żartowaliśmy wtedy, śmialiśmy się, docinaliśmy sobie nawzajem...

- Justin Marks śmiejący się i żartujący! Po prostu nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie przypominam 

sobie, żebym kiedykolwiek widziała, jak ten człowiek próbuje się uśmiechnąć, Stace.

- Jednak wtedy... - Stacey głęboko odetchnęła. - Wtedy nagle przestaliśmy się śmiać.

Z dużym wysiłkiem wróciła myślami do tej fatalnej w skutkach sierpniowej nocy.

Pomogła Justinowi rozebrać się, został tylko w białych bawełnianych spodenkach. Nie mogła wprost 

oderwać wzroku od silnego ciała. Nigdy nie zdawała sobie sprawy z jego potężnej budowy. Czarne i 

szare   ubrania,   jakie   zawsze   nosił,   bardzo   skutecznie   ukrywały   piękne,   wspaniale   umięśnione   ciało. 

Dreszcz pożądania przebiegł po niej.

Justin bez skrępowania zdjął spodenki i usiadł na łóżku. Stacey zbliżyła  się jak przyciągana przez 

światło ćma. Usiadła mu na kolanach i przytuliła głowę do piersi pokrytej twardymi czarnymi włosami. 

Objął ją mocno i trzymał w ramionach przez dłuższą chwilę, potem dłonie rozpoczęły wędrówkę.

Długimi,  powolnymi  ruchami  pieścił  uda i biodra  dziewczyny.  Poczuła  muśnięcie  warg Justina  na 

głowie. Objęła go za szyję i zwróciła ku niemu twarz. Jego usta chciwie przylgnęły do warg Stacey.

- Och, Justinie - westchnęła i wtedy przerwał na chwilę pocałunek, żeby zerwać z niej majteczki.

Justin, wsunąwszy rękę między uda dziewczyny, dotknął ich wnętrza, poczuł delikatność i jedwabistą 

gładkość.

- Moja Stacey. Moja słodka Stacey - wyszeptał, całując ją mocno.

- Och, Justinie! - Stacey była podniecona do granic wytrzymałości. - Och, proszę. Proszę! - Tak bardzo 

go pragnęła, że bezwstydnie prosiła o dalsze pieszczoty.

10

background image

-   Stacey,   jesteś   już   gotowa   -   powiedział   z   męską   satysfakcją   w   głosie.   -   Chcesz   mnie,   kochanie. 

Naprawdę mnie chcesz.

- Tak, Justinie. Tak! Nigdy przedtem czegoś takiego nie czułam. Tak bardzo cię pożądam. Tak bardzo, 

Justinie. Spalam się dla ciebie.

- Ja też cię pragnę, Stacey. - Znowu ją pocałował i ostrożnie położył na łóżku.

- Stacey - jego głos dochodził gdzieś z bardzo daleka. - Moja kochana, moja jedyna.

Było teraz tak dobrze i bezpiecznie. Czuła jego pieszczoty i wiedziała, że jest kochana. Oddawała mu 

się   z   całą   miłością   i   namiętnością,   jakie   posiadała.   On   natomiast   kochał   ją   z   niezwykłą   maestrią. 

Przytulona mocno, wzywała jego imię. Znalazła się w świecie rozkoszy, o istnieniu jakiej nawet nie śniła. 

Byli jednością i chciała, żeby to trwało wiecznie. Kiedy zapadała w głęboki, mocny sen, wciąż jeszcze 

trzymała w ramionach swego kochanka.

Dwukrotnie jeszcze w ciągu tej długiej namiętnej nocy kochali się z takim samym zapałem, czułością i 

żarliwością. Stacey przypominała sobie to wszystko jak dziwny, nierealny sen, ale sen skończył się rano; 

zaczął się natomiast prawdziwy koszmar.

- Obudziłam się i zobaczyłam go obok siebie w moim łóżku - opowiadała dalej Stacey z wyraźnym 

oporem. - I wtedy krzyknęłam... Obudził się.

- Czy on też krzyknął? - chłodno zapytała Brynn.

- Myślę, że miał na to ochotę. - Stacey z trudem zdławiła łzy, które napłynęły do oczu pod wpływem 

wspomnienia. - Leżąc w łóżku, patrzył na mnie i ta... ta jego twarz... - Stacey nie chciała pamiętać wyrazu 

jego twarzy, gdy zobaczywszy go obok siebie, krzyknęła ze zgrozą. - Zaczęłam powtarzać w kółko „Co 

ja zrobiłam?” i uciekłam z sypialni. Justin pobiegł za mną. Zamknęłam się w łazience - opowiadała dalej 

Stacey - i wołałam, żeby odszedł. Byłam taka zdenerwowana, Brynn.

- To zrozumiale - powiedziała Brynn uspokajająco.

- Nigdy dotąd w swoim życiu nie zrobiłam czegoś takiego!

- Wiem, Stacey.

-   Jestem   dorosła,   Brynn   -   Stacey   podniosła   głos.   -   Jestem   podobno   odpowiedzialną,   niezależną 

dwudziestopięcioletnią   kobietą.   Nigdy   nie   byłam   lekkomyślna   czy   nieostrożna.   Jednak   tamtej   nocy, 

Brynnie, ani razu nie pomyślałam, żeby się w jakikolwiek sposób zabezpieczyć.

- Kto mógł przewidzieć, co się stanie, Stacey? - powiedziała Brynn, próbując ją pocieszyć. - Poszłaś na 

uroczysty   obiad   razem   ze   swoim   ojcem   i   z   nieodłącznym   Justinem   Marksem.   Miałaś   prawo   nie 

podejrzewać, że trafisz do łóżka z tym  „człowiekiem o stalowych  nerwach”. - Brynn próbowała się 

uśmiechnąć, ale wyszedł z tego wcale niewesoły grymas. - Jego naprawdę musiało ponieść, Stacey - 

ciągnęła Brynn. - Trudno mi uwierzyć, że ten facet z komputerową pamięcią zapomniał o ostrożności. 

Zawsze myślałam, że jego mózg składa się z mikroprocesorów, a nie z komórek.

11

background image

- Co ja mam zrobić, Brynn? - Stacey poczuła, że zziębła ze strachu. Zaschło jej w ustach, z trudem 

przełykała ślinę. - Od tamtej pory starannie unikaliśmy siebie. Widzieliśmy się cztery, może pięć razy, ale 

zawsze w tłumie.

- Czy ty tak zdecydowałaś, czy on? - zapytała Brynn.

- No... ja.

Brynn zamyśliła się.

- A w jaki sposób udało ci się wtedy pozbyć  go z mieszkania? Powiedziałaś, że zamknęłaś  się w 

łazience i krzyczałaś, żeby sobie poszedł. No i co? Poszedł?

- Nie od razu - odpowiedziała Stacey. - Najpierw walił do drzwi i prosił, żebym się uspokoiła.

- Ciekawe, jakim tonem to mówił? - zastanawiała się Brynn. - Czy użył do tego głosu pod tytułem 

„Generał Patton wysyła oddział do ataku”? Czy też może „Strażnik więzienny popędza galerników”?

- Chyba i jedno, i drugie - odpowiedziała Stacey. Wiedziała jednak, że nie jest całkiem szczera.

Na początku mówił błagalnie i łagodnie. Jego głos był delikatny i czuły. Takiego go jeszcze nie znała.

Stacey potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tych myśli. Musi pamiętać tylko to, co złe; pamięć nie może 

płatać takich figli. Nie wolno myśleć o Justinie Marksie jak o pocieszycielu i dobrym opiekunie. Zbyt 

długo był jej wrogiem.

-   Justin   powiedział,   żebym   przestała   histeryzować   -   ciągnęła   Stacey.   -   Chyba   rzeczywiście 

zachowywałam się idiotycznie. Przez cały czas krzyczałam, żeby sobie poszedł. Nie chciałam go widzieć, 

ani z nim rozmawiać. Nie wiem, dlaczego. W końcu poszedł, a ja płakałam przez cały dzień.

- Czy próbował skontaktować się z tobą później? - zapytała Brynn.

- Zadzwonił  do mnie,  ale odłożyłam  słuchawkę. Dzwonił jeszcze chyba  z tuzin  razy,  może  nawet 

więcej. W końcu powiedziałam mu, że oboje powinniśmy zapomnieć o tamtej nocy, że był to straszny 

błąd i że nie chcę o tym  pamiętać. - Stacey wytarła  oczy,  wydmuchała nos i opłukała  zimną  wodą 

zaczerwienioną twarz. - Jest jednak ktoś, kto mi o tym wszystkim przypomina, Brynn. Byłam przerażona, 

kiedy zaczęłam podejrzewać, że jestem w ciąży. Potrzebowałam dużo czasu, żeby pogodzić się z prawdą.

Brynn spojrzała na nią z troską w zwężonych, jasnozielonych oczach.

- Czy wiesz, kiedy to... dziecko się urodzi?

-  Na  przełomie  kwietnia   i  maja.  -  Nagle   Stacey  poczuta   dziwną  słabość.  -  To   będzie   wkrótce  po 

zebraniach przedwyborczych w stanach Nowy Jork i Pensylwania. - Obydwie spojrzały na siebie ponuro. 

- To nie będzie dobrze widziane, jeśli córka któregoś z kandydatów na Rezydenta znajdzie się w takiej 

sytuacji - ciągnęła Stacey. - Jest to fatalna sytuacja dla każdej z senatorskich córek, ale dla córki senatora 

Liptona...   -  Znowu   usiadła   na   brzegu   wanny  i   oparła   głowę   na   rękach.   -  To   jest  po   prostu  nie   do 

pomyślenia. Jego ultrakonserwatywni wyborcy odsuną się. Mniej radykalni, ale jednak bardzo tradycyjni, 

poczują się oszukani. Zobaczą w całej tej historii tylko odrażającą rozpustę, uwłaczającą ich wartościom 

moralnym. Wyobrażasz sobie, co zrobią dziennikarze, kiedy trafi im się taka okazja? To będzie dla nich 

wielkie święto?

12

background image

- Stacey. - Brynn usiadła obok niej. - Czy nie pomyślałaś nigdy o pozbyciu się tej ciąży? - mówiła 

wolno, starannie dobierając słowa.

Stacey zadrżała.

- Myślę o tym ciągle i po prostu nie mogę tego zrobić. Dajmy spokój sprawie kandydatury mojego ojca. 

To przecież jest dziecko, a nie coś. Moje dziecko.

- No i Justina - przypomniała jej Brynn. - Cieszę się, ze nie zamierzasz... nic z tym zrobić, Stacey. Ja 

także nie mogłabym, gdybym była w twojej sytuacji.

- Chciałaś chyba powiedzieć - w moim stanie - poprawiła ją Stacey i obie uśmiechnęły się słabo do 

siebie.

Nagle zadzwonił telefon, ale żadna z nich nie wstała, żeby odebrać. Przy kolejnym dzwonku Brynn 

westchnęła i wolno podeszła do telefonu w kuchni. Po chwili wróciła; jej twarz była blada.

- To Justin Marks. Chce z tobą rozmawiać.

- Powinnam domyślić się, że to on. Któż inny czekałby tak długo przy słuchawce? - Stacey, idąc do 

kuchni, pomyślała, że determinacja Justina i jego wytrwałość były doprawdy godne stanowiska sekretarza 

senatora. Słyszała, jak inni politycy mówią o nim, że jest bezwzględny, przebiegły i że kieruje się jakimś 

szóstym zmysłem przy ocenianiu czyjejś słabości lub siły. Nie potrafił jednak, dzięki Bogu, przewidzieć 

skutków tej wspólnie spędzonej nocy. Ale jak długo uda się zachować tajemnicę?

- Tak, Justinie? - zapytała chłodno, zadowolona, że jej głos brzmi spokojnie i pewnie. W rzeczywistości 

była znacznie mniej opanowana.

- Chciałem  ci przypomnieć,  że dzisiaj  o godzinie  szesnastej, podczas  zebrania  Senatu, twój  ojciec 

oficjalnie ogłosi udział w wyborach.

Stacey poczuła się urażona służbowym i wyniosłym tonem jego głosu.

- Nie zamierzam o tym zapomnieć - odparła gniewnie.

- A czy zamierzasz, w związku z tym, odpowiednio się ubrać? Może byłoby lepiej, gdybyś zostawiła 

skórzaną spódnicę mini i zielony lakier do włosów na inną okazję?

Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, Stacey potraktowałaby te słowa jak dowcip. Ale przecież zawsze 

niesłychanie poważny Justin Marks nie potrafił żartować. Kilka lat temu w takim właśnie stroju wybrała 

się do dyskoteki dla punków w Nowym Jorku. Tylko dlatego Justin wierzył, że mogłaby tak ubrana 

zjawić się w Senacie.

- To był żart, Stacey. Myślałem, że się roześmiejesz - powiedział, wprawiając ją w zdumienie.

- Ty nie żartujesz, Justinie. Ty po prostu nie przepuszczasz żadnej okazji. W co mam więc, według 

ciebie, ubrać się dzisiaj? - zapytała ze zjadliwą słodyczą. - Może w szary garnitur?

Nie licząc czarnego smokingu, nigdy nie widziała go w niczym innym, jak właśnie w szarym garniturze, 

białej koszuli i ciemnoniebieskim krawacie. Nawet latem! W takim właśnie stroju pojawił się kiedyś na 

przydomowej plaży Liptonów w Rehoboth. Stacey uwielbiała niegdyś zastanawiać się razem z Brynn, jak 

też może wyglądać zawartość szafy Justina Marksa? Znajduje się tam na pewno siedem ciemnoszarych 

13

background image

garniturów, siedem białych koszul i tyleż granatowych krawatów ponuro wiszących jeden obok drugiego. 

Ta wizja zawsze wywoływała u nich atak śmiechu. Stacey mocno zacisnęła palce na słuchawce. To 

właśnie ojciec jej dziecka chodzi na plażę w szarym garniturze i czarnych sznurowanych butach!

- Jestem pewien, że ubierzesz się stosownie - uciął chłodno Justin. - Twoja matka będzie miała na sobie 

beżową suknię i perły, natomiast Patty będzie ubrana w zieloną spódnicę, zielono-niebieską bluzkę i 

granatowy żakiet.

- Patty nie będzie w kombinezonie? Jak udało ci się to osiągnąć? - zapytała  Stacey zaciekawiona. 

Wiedziała,   że   jej   bratowa,   żona   Spence’a,   onieśmielała   Justina.   Podobnie   zresztą   jak   sam   Spence. 

Obydwoje zachowywali się niekonwencjonalnie. Zupełnie odwrotnie niż Justin Marks i senator. Patty i 

Spence mieszkali na małej farmie we Fredericksburgu w Wirginii, a ich styl życia był powrotem do 

natury. Uprawiali ziemię, robili własne przetwory, hodowali zioła, z których parzyli herbatę. Ubierali się 

w dżinsy i drelichy. Spence nosił brodę i kolczyk w jednym uchu, a Patty miała długie proste włosy 

sięgające do bioder.

- Podstarzali hippisi. - Tak opisał ich Bradford Lipton i pozostawił Justinowi problem dogadania się z 

nimi. Justin zrobił to z powściągliwą cierpliwością, chociaż Stacey widziała, jak zaciska zęby, gdy tamci, 

posługując   się   wykresami   astrologicznymi,   planowali   swoje   ewentualne   przybycie.   Patty   i   Spence 

doprowadzali nieuleczalnie praktycznego i konserwatywnego Justina do szaleństwa.

-   Zabrałem   Patty   na   zakupy   i   sam   wybrałem   jej   ubranie   -   powiedział   Justin   ponurym   głosem.   - 

Musiałem to zrobić, bo zamierzała się ubrać w stare, połatane dżinsy i bawełnianą koszulkę z napisem 

„Ratujcie wieloryby”.

- Nie ma najmniejszej wątpliwości, że jesteś niezastąpionym człowiekiem - powiedziała Stacey. - Żaden 

szczegół nie umknie twojej uwadze.

- To chyba nie był komplement, prawda? - zauważył Justin sucho. - Dziś jest bardzo ważny dzień, 

Stacey.  Prawdopodobnie  najważniejszy w  całej  dotychczasowej  karierze  twego ojca. Wszystko musi 

wypaść doskonale.

- I dlatego dzwonisz do każdej czarnej owcy w rodzinie Liptonów. Musisz upewnić się, że dostosują się 

do tradycyjnego ideału doskonałości - zakpiła Stacey.

- Owszem. A poza tym, przypominam ci, żebyś się nie spóźniła - powiedział.

Rozzłoszczona Stacey pomyślała, że ten człowiek to jakaś maszyna. Przez moment stanął jej przed 

oczami obraz ich obojga śmiejących się w łóżku, ale zaraz stanowczo wyrzuciła to z pamięci. Tamta noc 

była czymś dziwnym, nierealnym, nieprawdopodobnym.

- Ciągle nie wiem, co zamierzasz włożyć dziś wieczorem - Justin przypomniał jej o swojej obecności 

głosem grzecznym, ale nie znoszącym sprzeciwu.

- Myślę, że włożę dżinsy i koszulkę z napisem „Ratujcie wieloryby” - powiedziała.

- Stacey!

- No cóż, ktoś musi ratować wieloryby.

14

background image

-   Może   wolałabyś,   żebym   poprosił   twoją   matkę,   aby   zadzwoniła   do   ciebie?   -   zapytał.   Stacey 

zorientowała się po tonie jego głosu, że cierpliwość Justina jest na wyczerpaniu. Nie, telefon od matki był 

ostatnią rzeczą, której pragnęła. Matka miała na pewno dzisiaj wystarczająco dużo problemów na swojej 

głowie. Nie była jej potrzebna dodatkowa troska o krnąbrną córkę. Stacey, podobnie jak trzech braci, 

starała się chronić matkę przed niepotrzebnymi zmartwieniami.

- Spokojnie, Justinie. Ja tylko żartowałam. - Ten człowiek jednak nie miał poczucia humoru. - Włożę 

turkusową wełnianą suknię. W porządku?

- W porządku. A czy mogę być spokojny, że nie przyjdziesz w pantoflach na piętnastocentymetrowych 

obcasach? Tych, w których pojawiłaś się kiedyś na porannym nabożeństwie?

- Przecież miałam wtedy tylko  siedemnaście lat! - przerwała mu  Stacey.  Brynn  miała rację. Justin 

pamiętał chyba każde wypowiedziane słowo, każdy gest uczyniony w ciągu ostatnich dziesięciu lat!

- Ja tylko żartowałem, Stacey. To był mały, niewinny żart.

Nie interesowały ją jego żarty. Wolała myśleć o Justinie jak o pozbawionej poczucia humoru maszynie. 

Nigdy zresztą nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić, czy taki jest naprawdę.

- Może więc włożę czarne sznurowane buty na grubej podeszwie? Takie, jakie nosi babcia Courtney? 

Czy będą wystarczająco przyzwoite według ciebie? - zapytała, ale Justin zignorował ją.

- Czy twoja przyjaciółka, Brynn, przyjdzie dzisiaj z tobą?

- Oczywiście  - odpowiedziała  Stacey.  - Traktuję Brynn  jak członka  rodziny.  Czy chcesz  także  jej 

powiedzieć, jak ma się ubrać?

- Proszę, powiedz Brynn, żeby przyszła od razu do sali obrad. Będzie tam czekać na nią zarezerwowane 

miejsce w pierwszym rzędzie. Ty natomiast przyjdź do biura ojca na pół godziny przed planowanym 

wystąpieniem. Następnie cała rodzina przejdzie do sali.

- Kolejny strzał w dziesiątkę - oschle zauważyła Stacey.

Justin świetnie wyczuwał, że atmosfera silnej więzi rodzinnej wywrze dobre wrażenie na zwolennikach 

senatora. To był przecież ich ideał. Jak na ironię, sam ich kandydat, Bradford Lipton, nie pomyślał, aby 

pobyć przez chwilę w rodzinnym gronie przed tym historycznym wydarzeniem. To właśnie Justin Marks 

przez ostatnie dziesięć lat odpowiadał za reżyserowanie podobnych przedstawień.

- Po prostu bądź tam, Stacey - powiedział rozkazującym tonem. Był to głos niezawodnego i sumiennego 

organizatora kampanii wyborczej. Stacey zagotowała się ze złości i nagle w jej głowie zabrzmiały słowa: 

„Tak,   kochanie.   Zostanę   z   tobą”.   Przez   moment   myślała,   że   Justin   naprawdę   powiedział   tak   przed 

chwilą. Ale to nie był Justin. Płatała figle jej pamięć, podsuwając jeszcze jedną migawkę z przeszłości.

Znowu zobaczyła,  jak pochyla  się nad nią w łóżku, a czarne oczy wpatrują się w nią z czułością. 

Odetchnęła głęboko. Wtedy, będąc otumaniona namiętnością, niemal uwierzyła, że go kocha.

Gwałtownie trzeźwiejąc, Stacey zmusiła swoją wyobraźnię do stworzenia prawdziwego obrazu Justina. 

Takiego, jaki był zawsze - ubrany niezmiennie w ponury garnitur, wydający jej polecenia władczym 

tonem i jednocześnie wertujący zapisany starannie kalendarz.

15

background image

„Nie   można   kochać   zimnego,   pozbawionego   uczuć   robota”   -   pomyślała   Stacey.   Gniew   powrócił 

gwałtowną falą.

- Do widzenia, Justinie - powiedziała ze złością i odłożyła słuchawkę.

16

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Ludzie czytający w gazetach o zebraniu klanu Liptonów będą skłonni uwierzyć, że było to zupełnie 

prywatne spotkanie, zorganizowane, żeby każdy członek rodziny mógł podzielić się myślami i uczuciami. 

Gazety stwierdzą na pewno, że Bradford Lipton pogrążył się razem ze swoją rodziną w cichej modlitwie i 

wzruszających wspomnieniach.

Gdy   Stacey   przeczytała   notatkę   prasową   napisaną   osobiście   przez   Justina   Marksa,   pomyślała,   że 

powinien zająć się pisaniem powieści. Atmosfera w biurze ojca była podczas tego spotkania daleka od 

sielankowego,   słodkiego   obrazka   stworzonego   przez   Justina.   W   tym   zwykłym   rodzinnym   zebraniu 

Liptonów, pełnym bałaganu i zamieszania, niezwykłe było tylko podenerwowanie, które opanowało ich 

w tak ważnym dniu.

Po przybyciu do budynku Senatu Stacey wysłała Brynn do sali obrad, a sama poszła do biura ojca. 

Zjawiła się dziesięć minut po wyznaczonym czasie. W ogromnej poczekalni czekał już Justin Marks oraz 

kilku jego najbliższych współpracowników.

-   Spóźniłaś   się,   Stacey   -   powiedział   Justin.   Był   zły   i   surowo   zaciskał   usta.   Widocznie   pozostali 

członkowie rodziny także się spóźniali.

Przez chwilę przyglądał się jej sukience musztardowego koloru. Prawdę mówiąc, suknia Brynn była 

jedyną  elegancką rzeczą, w którą Stacey bez specjalnego trudu zmieściła  się. Przymierzyła  najpierw 

turkusową wełnianą sukienkę, o której wcześniej rozmawiała z Justinem. Okazała się jednak za wąska. 

Inne suknie były za ciasne w biuście albo w pasie. W pozostałych za bardzo rzucał się w oczy lekko 

uwypuklony brzuch.

Brynn, mając brzoskwiniową cerę, mogła sobie pozwolić na ubieranie się w musztardowe kolory. Lecz 

Stacey przejrzała się w lustrze i jęknęła.

- Jestem strasznie żółta na twarzy - powiedziała. Lojalna jak zawsze Brynn oczywiście zaprzeczyła, ale 

Stacey nie dała się oszukać. Zdecydowanie nie był to odpowiedni dla niej kolor.

- Sądziłem, że zamierzasz włożyć turkusowo-zieloną sukienkę. W tym kolorze... - zawahał się.

- Tak, wiem. Jestem żółta jak wosk - dokończyła za niego Stacey, nie pozwalając mu zachować się w 

stosunku do niej dyplomatycznie. - Czy to właśnie chciałeś powiedzieć, Justinie? - zapytała.

- Nie! - zaprotestował.

- Tak, tak, chciałeś! I miałbyś rację. Wiem, że wyglądam źle w tej sukience.

- Chyba nie powinienem pytać, dlaczego ją włożyłaś?

-   Rzeczywiście,   nie   powinieneś   -   zachmurzyła   się   Stacey.   -   A   czy   podobają   się   panu   moje   buty, 

ekscelencjo?

Stacey założyła tym razem zwyczajne czarne pantofle na niewielkich obcasach, dzięki którym miała 

teraz prawie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Był to normalny wzrost jej matki. Stacey zawsze 

chciała mieć o kilka centymetrów więcej. Uważała, że jest stanowczo za mała. Zarówno bracia, jak i 

ojciec, byli wysocy. Jak to się stało, że tylko ona odziedziczyła po babci Courtney niski wzrost?

17

background image

Justin spojrzał na pantofle Stacey i uśmiechnął się.

- Miły kontrast między plastikowymi klapkami a sznurowanymi butami. - Zachęcał ją w len sposób do 

tego,   żeby   się   uśmiechnęła,   i   Stacey   rzeczywiście   była   bardzo   bliska   tego.   -   Czy   wiesz,   że   po   raz 

pierwszy od sierpnia pozwoliłaś mi na tyle zbliżyć się, abym mógł z tobą porozmawiać? - zapytał wprost, 

a Stacey poczuła, że się czerwieni. Pomyślała, że sama dała Justinowi świetną okazję do otwartego ataku. 

On dokładnie wiedział, jak i kiedy uchwycić moment, gdy ktoś przestaje mieć się na baczności.

- Widzę mojego brata. Pójdę się z nim przywitać. - Miała nadzieję, że zabrzmi to chłodno i wyniośle.

- Uciekaj, malutka - powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszała. - Ale to już nie potrwa długo.

Pod wpływem jego słów przebiegi jej po plecach chłodny dreszcz. Co Justin miał na myśli? Szybko 

podeszła do swego starszego brata, Sterne’a.

- Stacey! - zawołał Sterne jowialnie. - Czyżbyś uciekła przed kolejnym przesłuchaniem? - Spojrzał w 

stronę, gdzie stał Justin. - Co zrobiłaś tym razem, Stacey? Czy tata utracił przez ciebie stan Iowa albo coś 

w tym rodzaju?

- Nie, tylko spóźniłam się dziesięć minut i włożyłam sukienkę, w której wyglądam blado. Czy myślisz, 

że tata może utracić z tego powodu stan Iowa?

- Słyszałem, że jasna cera jest ostatnio modna. - Sterne uśmiechnął się szeroko. - Nie widzę jeszcze 

Lucasa, Spence’a i Patty. Czy myślisz, że zdążą na czas? - zapytał.

- Kto to wie? - Stacey roześmiała się radośnie. - Biedny Justin. Na pewno wyobraża sobie teraz ich 

wszystkich, jak wkraczają do sali obrad i przerywają w połowie wystąpienie taty. - Spojrzała na brata z 

podziwem. - Naprawdę wyglądasz dzisiaj wspaniale, Sterne.

- Dzięki - powiedział Sterne zadowolony.

Trzydziestodwuletni Sterne był wierną kopią ojca. Miał taką samą przystojną twarz, takie same, głęboko 

osadzone ciemnoniebieskie oczy i taki sam wdzięk, mimo metra dziewięćdziesięciu i potężnej postury. 

Były jednak między nimi także znaczące różnice. Senator miał wielką grzywę szpakowatych włosów, 

podczas gdy włosy jego najstarszego syna były jasnobrązowe. Poza tym,  Sterne Lipton nie miał ani 

takich ambicji, ani takich marzeń o władzy jak ojciec. Sterne prowadził w Georgetown mały bar dla 

samotnych   i   rozkoszował   się   swoim   beztroskim   i   bezproblemowym   życiem,   wypełnionym   głównie 

pogonią za kobietami. Justin Marks oczywiście tego nie pochwalał.

- Zadzwonił dzisiaj do mnie nasz fuhrer. - Sterne rzucił Justinowi rozbawione spojrzenie. - Ostrzegł 

mnie,   żebym   nie   ważył   się   przyjść   w   czarnej   jedwabnej   koszuli   rozpiętej   do   pasa   ani   w   czarnych 

dżinsach. Zapowiedział również, że jeśli włożę jakieś złote łańcuchy lub medaliony, to mnie na nich 

powiesi.

Stacey zachichotała wbrew własnej woli.

- Chyba rzeczywiście nie powinieneś był pojawiać się w takim stroju na przyjęciu po zwycięstwie taty 

w wyborach do Senatu dwa lata temu. Justin nigdy ci tego nie wybaczy.

18

background image

- Ani tata. - Sterne spoważniał na moment, już po chwili ponownie uśmiechnął się do Stacey. - No, ale 

w końcu udało się. Wreszcie włożyłem porządny niebieski garnitur, żółtą koszulę i prążkowany krawat. 

Czegóż więcej mogą od nas chcieć?

- Chyba tylko tego, żeby Spence zgolił brodę i wyjął z ucha kolczyk - stwierdziła Stacey.

- O tym nie może być mowy! O, przyszedł Lucas. - Stacey i Sterne podeszli do swego najmłodszego 

brata.

Senator Lipton zawsze wybuchał śmiechem, gdy przedstawiał swoje najmłodsze dziecko. Ten „synek” 

miał   dwadzieścia   lat,   prawie   dwa   metry   wzrostu   i   ponad   sto   kilo   wagi.   Był   obrońcą   liniowym   w 

uniwersyteckiej drużynie futbolowej.

- Lucas w garniturze? - Stacey nie wierzyła własnym oczom. - Niemożliwe, żeby Justin zadzwonił także 

do niego!

- Stacey! - Lucas wyciągnął w jej stronę ręce i Stacey musiała wykonać tradycyjne powitanie, uderzając 

z całej siły w jego dłonie. Sterne, oczywiście, zrobił to samo.

- Czy widzieliście, jak załatwiłem w ostatnią sobotę tego kiepskiego tylnego napastnika z Oklahomy? 

Podobno do tej pory nie może chodzić o własnych siłach! - zawołał Lucas radośnie. Justin Marks, stojący 

obok, skrzywił się. Zaś kiedy Lucas zaczął entuzjastycznie opowiadać, w jaki sposób złamał nos tylnemu 

obrońcy z Teksasu, Justin nie wytrzymał.

- Lucas, nie chcę, żebyś dzisiaj opowiadał o tych twoich... rozbojach któremukolwiek z reporterów. Nie 

ma   tutaj   żadnego   dziennikarza   sportowego   doceniającego   takie   osiągnięcia.   Dzisiaj   są   tutaj   tylko 

dziennikarze polityczni, a im mogłyby nie spodobać się twoje metody pokonywania przeciwników.

- Och, rozumiem.- Lucas z zapałem skinął głową.- To mięczaki!

Stacey niemal usłyszała, jak Justin policzył do dziesięciu, zanim odszedł, żeby porozmawiać z jednym z 

autorów przemówień.

Wkrótce   przyjechali   Patty   i   Spence   oraz   ich   trzy   córeczki:   Sunshine,   Melody   i   Aurora,   w   wieku 

czterech, trzech i dwóch lat Wszystkie trzy ubrane były w ciemnoróżowe sukienki, białe koronkowe 

skarpetki i czarne lakierki. Stacey przyglądała się im zaskoczona. Do tej pory widywała swoje bratanice 

tylko w drelichowych kombinezonach i trampkach, czyli ubrane tak, jak zawsze ubierali się ich rodzice. 

Nie mogła przypomnieć sobie, żeby kiedykolwiek widziała je w tak dziewczęcych strojach.

Patty radośnie uściskała i ucałowała Stacey. Zawsze tak robiła. Ściskała i całowała każdego członka 

rodziny, chociaż wiedziała, że Liptonowie nie są przyzwyczajeni do podobnego okazywania sobie uczuć.

- Wyglądasz na zmęczoną, Stacey - powiedziała Patty z typową dla siebie szorstkością. - Czy dobrze się 

czujesz?

- Oczywiście - odpowiedziała Stacey raźnym głosem i odsunęła się od Patty na bezpieczną odległość. 

Żyjąc tak blisko natury, Patty na pewno rozpozna jej ciążę jakimś szóstym zmysłem. Lepiej więc będzie 

zachować bezpieczny dystans. - Dzieci wyglądają słodko, Patty – powiedziała.

19

background image

- Dzięki, ale to nie moja zasługa. To sprawa Justina. Któregoś dnia w zeszłym tygodniu przyjechał do 

Fredericksburga i zabrał nas na zakupy. Wybrał ubrania dla mnie i dla dzieci.

- Justin wybrał ubrania dla dzieci? - powtórzyła Stacey z niedowierzaniem.

- Tak. Nawet te zabawne skarpetki i lakierki. - Patty uśmiechnęła się. - Powiedział mi, że chciałby ubrać 

je tak, jak ty byłaś ubrana na portrecie, który wisi w gabinecie ojca.

Stacey,   naturalnie,   znała   ten   portret   Został   namalowany   zaraz   po   jej   czwartych   urodzinach   i 

rzeczywiście była wtedy ubrana w ciemnoróżową sukienkę, koronkowe skarpetki, czarne lakierki, a we 

włosach miała  różowe wstążki. A więc Justin rzeczywiście  przyglądał  się temu  obrazowi. Dlaczego 

jednak zdecydował, że tak samo ubierze jej bratanice?

- To miło, że podobał mu się mój styl  ubierania chociaż w jednym, krótkim okresie mego życia - 

powiedziała chłodno.

-   Stwierdził,   że   wyglądasz   tak,   jak   powinna   wyglądać   dziewczynka   na   takim   portrecie.   Jak   mała 

księżniczka. - Patty na chwilę spoważniała. - Wiesz, Stacey, Justin naprawdę nie jest tak bezwzględny i 

okrutny, jak sądzisz. To wy go do tego zmuszacie. Jego rola jest bardzo trudna. Ojciec zrobił z niego 

tarczę, za którą może się przed wami ukryć. Wy zaś wyładowujecie na nim wszystkie swoje złości i 

urazy.

- Biedny Justin! - zaśmiał się Spence ironicznie. Przyłączył się przed chwilą i słyszał wypowiedź swojej 

żony. - Ty kochasz wszystkich, Patty - powiedział. - My jednak wiemy, że Justin Marks jest naprawdę nie 

do zniesienia.

Trzydziestoletni Spencer Lipton ubrany był w brązowy, źle na nim leżący garnitur. Nie zgolił jednak 

rudawej brody ani nie wyjął kolczyka z ucha. To, że nie włożył ulubionej koszuli w kratę i kombinezonu 

było na pewno zasługą Justina.

- Bardzo proszę o uwagę! - zawołał Justin, jak zwykle obejmując przywództwo. Podniósł rękę, aby 

wszystkich uciszyć. Stacey pomyślała, że Justin, spełniając swe zawodowe obowiązki, jest w stosunku do 

nich bardziej ojcowski niż senator. Zrozumiała, że Justin wie o życiu każdego z nich więcej niż sam 

Bradford Lipton. Nie była to wesoła myśl.

- Chciałbym  krótko omówić scenariusz wystąpienia senatora - kontynuował Justin, ale natychmiast 

przerwał mu Sterne.

- Co tu jest do omawiania? - zapytał prowokująco. - Tata wystąpi i wszyscy się ulotnimy.

Justin rzucił mu gniewne spojrzenie.

- Niestety, to nie będzie takie proste, Sterne. Cała rodzina stanie za senatorem - ciągnął niewzruszony. - 

Naprzeciwko będą dziennikarze i widzowie. Proszę, abyście w ogóle nie rozmawiali z prasą w sali obrad. 

Zamierzamy skierować wszystkie pytania bezpośrednio do senatora Liptona. On podsumuje uczucia i 

reakcje rodziny, dotyczące...

- Co tata może wiedzieć na temat naszych uczuć? — tym razem przerwał Justinowi Spence. - Nigdy go 

one nie interesowały.

20

background image

- Spence, to nie jest spotkanie grupy psychoterapeutycznej - powiedział Justin z udręką w głosie. - Nie 

jesteśmy tutaj po to, aby dyskutować o rodzinnych uczuciach, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

- Spence, naprawdę nie możesz oczekiwać od Justina Marksa, by wiedział cokolwiek na temat uczuć, 

przeszłości, teraźniejszości lub przyszłości - wtrąciła Stacey. - To jego nie dotyczy. On posługuje się 

dyskietkami komputerowymi, a nie uczuciami.

- Czy mogę kontynuować? - Justin zwrócił się wprost do Stacey, patrząc jej prosto w oczy. Poczuła 

dziwne mrowienie wzdłuż kręgosłupa, promieniujące głęboko do brzucha. Tak dawno patrzyła ostatni raz 

w te głębokie, czarne oczy. Zrobiło jej się nagle gorąco i słabo. Przypomniała sobie, jak leżała naga w 

jego ramionach, jak duże dłonie dotykały jej ciała. To wspomnienie wywołało niebezpieczne wzruszenie. 

Szybko spuściła oczy, policzki oblał rumieniec.

Nikt z rodziny nie zauważył, że coś jest z nią nie w porządku. Patty wzięła Spence’a pod rękę i, jak 

zwykle pogodnie, uśmiechnęła się do Justina.

- Mów dalej - powiedziała.

- Wszyscy musicie zachować ciszę podczas wystąpienia senatora - kontynuował. - W przemówieniu 

zaplanowano dwa małe żarty, z których powinniście się roześmiać. Kiedy senator wyciągnie w waszą 

stronę rękę, mówiąc o wsparciu, jakiego mu udzielacie jako rodzina, uśmiechnijcie się i...

- Z uwielbieniem? - zapytała Stacey. Chęć zirytowania Justina była silniejsza od niej. Chciała jakoś 

zburzyć ten kamienny spokój, chciała oderwać jego uwagę od politycznej przyszłości ojca i skierować ją 

na... na siebie? Natychmiast odrzuciła tę myśl.

- O co ci chodzi, Stacey? - niemal z nienawiścią zapytał Justin.

- Po prostu chciałam dokładnie wiedzieć, w jaki sposób mamy się uśmiechać do taty.

Och, żeby w końcu wyprowadzić go z równowagi!

- W końcu będą tam kamery telewizyjne i fotoreporterzy - dodała. - Czy wszyscy mamy uśmiechać się z 

uwielbieniem, czy w inny sposób?

- Może przećwiczymy to - zaproponował Sterne. - Policzę do trzech i wszyscy zaprezentujemy swój 

najlepszy uśmiech.

- Może taki? - Lucas wyszczerzył zęby i wybuchnął śmiechem.

-   Kiedy   tatuś   robił   mi   zdjęcia,   musiałam   powiedzieć   „cheeeeesburger”   -   oznajmiła   czteroletnia 

Sunshine.

- I dlatego miałaś na zdjęciu piękny uśmiech, kochanie - powiedział Spence, biorąc dziewczynkę na ręce 

i całując w różowy policzek.

Stacey z uwagą przyjrzała się bratu i jego córce. Dzisiaj szczególnie interesowali ją ojcowie i dzieci. 

Spence był dla córek czuły i bardzo do nich przywiązany. Zawsze chętnie pomagał Patty w wypełnianiu 

wszystkich   obowiązków   wychowawczych.   Stacey   próbowała   przypomnieć   sobie,   czy   ojciec   brał   ją 

kiedykolwiek tak spontanicznie na ręce i całował. Jeśli nawet zdarzyło się to kiedyś, to nie pamiętała 

tego. W życiu publicznym Bradford Lipton stwarzał wokół siebie atmosferę szczególnego ciepła, która 

21

background image

zjednywała mu ogromną liczbę zwolenników. Jednak prywatnie, wobec rodziny, zachowywał chłodny 

dystans. Stacey już dość dawno odkryła ten dziwny kontrast i nauczyła się go wykorzystywać. Kiedy 

chciała czegoś od ojca, starała się zbliżyć  do niego w momencie, gdy był  otoczony reporterami lub 

swoimi kolegami - politykami. Mając taką widownię, Bradford Lipton lubił grać rolę kochającego ojca. 

Gdy był sam, trudno było nawiązać z nim kontakt.

- Czy moglibyśmy wreszcie skończyć tę zabawę? - zapytał Justin, marszcząc brwi. - Czasu jest coraz 

mniej, a ja nie powiedziałem wam jeszcze wszystkiego.

Stacey położyła rękę na brzuchu i pomyślała o dziecku, które tam się rozwijało. O dziecku Justina 

Marksa.  Jakim mógłby  być  ojcem?  Chociaż  jej  własny ojciec  zachowywał  się tak chłodno  w  życiu 

prywatnym, to jednak publicznie przynajmniej starał się stwarzać pozory rodzinnego ciepła. Natomiast 

Justin Marks był zawsze taki, jak Bradford Lipton prywatnie.

Stacey zadrżała.

„Stacey, kochanie. Otwórz drzwi, proszę. Chcę cię objąć. Wiem, że jesteś zdenerwowana. Otwórz drzwi  

i pozwól, żebym cię przytulił”. - Znów w jej głowie zabrzmiały wypowiedziane wtedy słowa i na moment 

powróciła   do   sierpniowej   nocy.   Wpadła   wtedy   w   histerię   i   zabarykadowała   się   w   łazience.   Justin 

próbował ją uspokoić, ale go nie słuchała... a może jednak słuchała, skoro pamiętała, niezależnie od 

siebie, każde słowo?

Stacey przyjrzała się opanowanej twarzy stojącego przed nimi człowieka. Zimny i nieprzystępny w 

życiu publicznym, ale gorący i namiętny prywatnie? Nie mogła tego pojąć, w każdym bądź razie nie po 

przeżyciu tylu lat pod jednym dachem z ojcem.

- Mamo, jeść! - zażądała trzyletnia Melody. Patty natychmiast usiadła, rozpięła bluzkę, wzięła dziecko 

na ręce i podała mu pierś. To była właśnie jedna z zasad Patty i Spence’a: karmić dzieci piersią na każde 

żądanie. Zdaje się, że wiek dziecka nie odgrywał tu żadnej roli. Był natomiast ważny dla Justina.

- Och, na miłość boską! - zawołał i zaczerwienił się.

- Nie  podoba  ci  się,  kiedy  matka  karmi   piersią  dziecko?   - spytał   zaczepnie   Spence.  - Przecież  to 

najzupełniej naturalny, najpiękniejszy na świecie i wzbudzający największy szacunek widok.

- Nie mam nic przeciwko matkom karmiącym niemowlęta w miejscach publicznych, pod warunkiem, że 

robią do dyskretnie - odpowiedział Justin rozdrażniony. - Ale to dziecko już mówi! I ma wszystkie zęby! 

Poza tym nie uważam, aby sala obrad Senatu, wypełniona po brzegi przedstawicielami prasy z całego 

świata, była najodpowiedniejszym miejscem do karmienia jakiegokolwiek dziecka.

- Och, Melody za chwilę skończy - powiedziała Patty spokojnie, ale Justina to nie zadowoliło.

- A co będzie, jeśli pozostałe dzieci będą głodne? - Spojrzał z rozpaczą na zegarek. - Już czas na nas. 

Muszę poprosić senatora i panią Lipton.

Podczas całej sceny Sterne i Lucas po prostu ryczeli ze śmiechu. W innej sytuacji Stacey śmiałaby się 

razem z nimi. Dzieci senatora Liptona zawsze miały uciechę, widząc, jak Justin Marks traci swoją zimną 

krew. I tylko one potrafiły do tego doprowadzić. Jednak teraz rozmowa na temat niemowląt i karmienia 

22

background image

stawała się dla Stacey niebezpieczna.

W gabinecie senatora powitano Justina jak geniusza umiejącego przewidywać wszelkie polityczne i 

społeczne tendencje. Stacey zastanawiała się, czy umiałby równie trafnie przewidzieć publiczną reakcję 

na   wiadomość,   że   córka   senatora   Liptona   urodzi   nieślubne   dziecko.   Jak   on   sam   zareagowałby   na 

wiadomość, że wkrótce zostanie ojcem?

Jej   serce   zaczęło   niespokojnie   trzepotać.   Czy   dziecko,   które   w   sobie   nosiła,   mogło   rzeczywiście 

zaprzepaścić szansę ojca na prezydenturę? W rodzinie Liptonów nigdy dotąd nie było żadnego skandalu. 

Senator  miał   opinię   typowego   człowieka  ze   Środkowego  Zachodu;  serdecznego,  bardzo   rodzinnego, 

kierującego się w życiu surowymi zasadami moralnymi. To właśnie Justin Marks i jego specjaliści od 

handlu stworzyli nieskazitelny wizerunek Liptona. Co oni wszyscy powiedzieliby, dowiedziawszy się, że 

Stacey jest w ciąży? W dodatku z Justinem Marksem! Poczuła, że narasta w niej złość. Nikomu nie może 

powiedzieć o swojej ciąży! I nie powie!

Nagle w drzwiach gabinetu pojawił się Justin Marks.

- Panie i panowie - zaczął uroczyście. - Senator Bradford Lipton i jego żona!

Cały zgromadzony personel, nie wyłączając Justina, zaczął klaskać entuzjastycznie.

- Myślę, że tata jest już świetnie przygotowany do uroczystości inauguracyjnych w Białym Domu - 

wyszeptał Sterne. - Spójrz tylko, jak przesyła tłumom pozdrowienia.

Stacey spojrzała na ojca, bardzo eleganckiego i przystojnego w błękitnym, szytym na miarę garniturze. 

Już teraz grał rolę dystyngowanego przywódcy swego stanu. Skończył pięćdziesiąt cztery lata, ale w 

dalszym   ciągu   podobał   się   kobietom   w   różnym   wieku.   Stacey   widziała   nastolatki   piszczące   i 

podskakujące na jego widok oraz kobiety w średnim wieku ściskające mu ręce i wpatrujące się w niego z 

zachwytem.   Senator   był   nadal   „prawdziwym   mężczyzną”.   Ciągle   jeszcze   interesował   się   sportem, 

czasami opowiadał nieco pikantne historyjki, ale jednocześnie stał na straży starych, surowych zasad 

moralnych. Czy rzeczywiście miał szansę zostać prezydentem? Czasami myślała o nim jak o nierealnych 

i dalekich gwiazdach filmowych, których nigdy nie poznała.

W biurze zrobiło się tłoczno, ponieważ dołączyła  do nich pozostała część personelu, a także kilku 

reporterów.

- Bardzo wam wszystkim dziękuję - powiedział senator, kierując do nich ciepły uśmiech. - Chciałbym 

zasłużyć na zaufanie, jakie mi okazaliście. Amerykanie uwierzą w moje obietnice, kiedy zobaczą, że 

rodzina obdarza mnie niezachwianą miłością i udziela mi tak wielkiego poparcia.

- Miła, bardzo osobista pogawędka z najbliższą rodziną, co? - zapytał Spence z goryczą. - Gdyby nie ten 

tłum, ojciec przeszedłby obok nas bez słowa.

Senator Lipton odnalazł spojrzenie Stacey i mrugnął do niej okiem. Ona natomiast przesłała mu całusa. 

Cała ta scena została nagrana na kasecie wideo. Stacey wiedziała, dlaczego ojciec właśnie na niej skupił 

swoją   uwagę.   Kiedyś   zwierzył   się   Justinowi,   że   Stacey,   jako   jedyne   spośród   jego   dzieci,   potrafi   z 

prawdziwym talentem oszukiwać dziennikarzy. Uważał, że posiada „doskonałe wyczucie teatru”.

23

background image

Zupełnie nieźle odegrali teraz wobec zgromadzonej publiczności role ojca i córki. Stacey towarzyszyła 

w tej zabawie tylko i wyłącznie dla własnej przyjemności. Ot, taki niewinny sposób na to, aby mieć 

chociaż   trochę   do   powiedzenia   w   życiu,   którym   kierowały   głównie   wymykające   się   spod   kontroli 

przypadki.

Stacey zrobiła nagle krok do tyłu i wpadła na Justina Marksa, który dołączył do zgromadzonych i stanął 

za   jej   plecami.   Zanim   zdążyła   odskoczyć,   chwycił   ją   za   ramiona,   udając,   że   chce   podtrzymać 

dziewczynę. W momencie, kiedy poczuta dotyk jego rąk, znieruchomiała. Oblała ją fala gorąca. Z trudem 

odparła nagłe, szalone pragnienie, aby odchylić się do tyłu i oprzeć o Justina. Bardzo wyraźnie, niemal 

boleśnie, uświadomiła sobie obecność mocnego ciała, czuła siłę podtrzymujących ją ramion. Poczuła się 

tak spokojnie i bezpiecznie, i... O Boże! Czyżby traciła rozum? Była chyba tego bardzo bliska, skoro 

rozmyślała  o przytulaniu  się do Justina  Marksa! Słusznie robiła, unikając go przez ostatnie  dziesięć 

tygodni. Najwyraźniej jest od niego uzależniona w jakiś dziwny, fizyczny sposób.

Na szczęście wszyscy patrzyli w tej chwili na senatora, który właśnie powiedział coś dowcipnego.

- Czy to jest właśnie jeden z tych żartów? - zapytał szeptem Lucas. - Zdaje się, że miały być dwa?

- Obydwa usłyszymy dopiero podczas oficjalnego wystąpienia - odpowiedziała Stacey. Kiedyś Justin 

powiedział, że obawia się o rozum Lucasa, ponieważ zbyt często gra bez kasku. Stacey wtedy gorąco 

zaprotestowała, ale tak naprawdę była skłonna przyznać rację. Jej najmłodszy brat rzeczywiście nie był 

zbyt błyskotliwy.

- Po prostu obserwuj mnie. Będziesz wiedział, kiedy należy się śmiać - wyszeptała.

- Czas na mnie - powiedział Justin i rozsuwając zgromadzonych na boki, utorował drogę senatorowi i 

jego żonie. Zwartą grupą ruszyli do sali obrad.

-   Wyglądasz   dzisiaj   wyjątkowo   ładnie,   Stacey   -   powiedziała,   zatrzymując   się,   Caroline   Courtney 

Lipton.

- Dziękuję, mamo. - Stacey uśmiechnęła się. Jej matka była zbyt taktowna, aby powiedzieć prawdę. - 

Ten musztardowy kolor, jak myślę, nie jest dla mnie najlepszy.

-   Ale   dzięki   niemu   wydaje   się,   że   twoja   twarz   ma   w   sobie   jakieś   szczególne   światło,   kochanie. 

Nieokreślony blask.

- Stacey, rzeczywiście wyglądasz inaczej niż zwykle - wtrąciła Patty. Szła obok Spencera, niosąc na 

rękach małą Aurorę  i z uwagą wpatrywała się w twarz Stacey.

-   Zmieniłam   po   prostu   puder   -   szybko   odpowiedziała   Stacey.   Spence   zawsze   twierdził,   że   potrafi 

rozpoznać kobietę w pierwszych tygodniach ciąży po tym nieokreślonym czymś w jej twarzy. Dzięki 

Bogu, na razie nie zauważył niczego dziwnego.

- To ty wyglądasz dzisiaj wspaniale, mamo! - Stacey zmieniła temat. Zawsze uważała, że matka na 

uśmiech Mony Lisy: kobiecy i ciepły, a jednocześnie powściągliwy i tajemniczy. Uwielbiała matkę, ale 

także trochę się jej bała. Pani Lipton sama wychowywała czwórkę dzieci, podczas gdy jej mąż całkowicie 

poświęcił się karierze politycznej. Przez wszystkie te lata ani razu nie poskarżyła się na brak czasu lub 

24

background image

wieczną nieobecność męża. Mając czterdzieści siedem lat, była w dalszym ciągu szczupła, bez śladu 

siwizny we włosach i tak samo ładna, jak w wieku dwudziestu jeden lat, gdy poślubiła kongresmena 

Liptona i wzięła na siebie odpowiedzialność za wychowanie jego dwóch małych  synów  - Sterne’a i 

Spence’a.

Chociaż matka wybrała właśnie taki rodzaj małżeństwa, Stacey już dawno zdecydowała, że nigdy nie da 

się schwytać w pułapkę, jaką był ten tak niesprawiedliwy układ małżeński w samolubnym i zakłamanym 

świecie polityków.

Gdy zbliżyli się do sali obrad, senator Lipton zatrzymał się i obejrzał za siebie.

- Caroline? - powiedział. Jego twarz była spięta, a błękitne oczy zimne i twarde.

Caroline Lipton uśmiechnęła się i wzięła męża pod rękę. Obydwoje wkroczyli do sali, gdzie miało 

nastąpić doniosłe wydarzenie, a cała reszta rodziny podążyła za nimi dokładnie tak, jak zaplanował Justin 

Marks.

Stacey przesunęła wzrokiem po tłumie wypełniającym salę obrad, tę samą salę, w której wiele lat temu 

John F. Kennedy zgłosił swoją kandydaturę w wyborach. Niektórzy ze zgromadzonych siedzieli, jednak 

większość dziennikarzy stała. Trzy ogólnokrajowe stacje telewizyjne oraz lokalna telewizja i radiostacja 

przysłały tu dzisiaj reporterów.

Brynn rozmawiała z mężczyzną, w którym Stacey rozpoznała prezentera telewizyjnego. Pomachały do 

siebie.

W sali zapadła cisza, gdyż senator Lipton, stosownie się uśmiechając, rozpoczął przemówienie.

Było   bardzo   ciepło   i   duszno.   Po   dziesięciu   minutach   Stacey   zaczęła   się   zastanawiać,   czy   w   tym 

pomieszczeniu w ogóle działa wentylacja. Było jej potwornie gorąco. Nie czuła najmniejszego ruchu 

powietrza. Głęboko odetchnęła, ale to nie pomogło. Nie miała po prostu czym oddychać!

Spojrzała  na  ojca,  który w   trakcie  swego  przemówienia   nie  przestawał  być  energiczny  i  nie  tracił 

wigoru. Matka również była opanowana i obojętna, jak zawsze.

Stacey pomyślała, że chyba nikt z sali nie uświadamia sobie, że za chwilę wszyscy się poduszą. Jej 

twarz była gorąca i zaczerwieniona. Nagła fala mdłości podeszła jej do gardła. Rozpoznawała głos ojca, 

ale słowa nie układały się w żadną sensowną całość. W głowie słyszała dziwne brzęczenie.

W wielkim popłochu rozejrzała się po sali i napotkała badawczy wzrok Justina. Stał w odległości około 

pięciu metrów od niej i powinien patrzeć na Bradforda Liptona. Jednak ciemne oczy wpatrywały się 

właśnie w nią. Stacey także nie mogła oderwać od niego wzroku. Opanowała ją wielka słabość, nogi stały 

się miękkie, w uszach szumiało, odczuwała zawroty głowy. Uświadomiła sobie z przerażeniem, że za 

chwilę zwymiotuje lub zemdleje. Tak czy inaczej, stanie się coś strasznego. Ojciec oczywiście musiałby 

zrewidować   swoją   opinię   na   temat   „doskonałego   wyczucia   teatru”,   gdyby   teraz,   w   środku   jego 

przemówienia i w dodatku w świetle reflektorów, rozchorowała się.

25

background image

Pomyślała, że musi koniecznie gdzieś usiąść. Z rozpaczą zamknęła oczy, walcząc z przyprawiającymi o 

mdłości żółtymi i zielonymi kręgami, które zaczęły przysłaniać jej pole widzenia.

Usłyszała oklaski i zrozumiała, że skończyło się przemówienie ojca. Prosił teraz dziennikarzy, żeby 

zadawali pytania. Przerażona Stacey spojrzała na Brynn. Na pewno ustąpi jej miejsca...

Nagle poczuła, że czyjeś silne ramiona obejmują ją. W tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia, 

kto   to   był.   Najważniejsze,   że   nie   upadła.   Justin   Marks,   podtrzymując   ją   mocno,   przeprowadził   do 

odosobnionego  miejsca  w  tylnej  części  sali.  Posadził  dziewczynę  na krześle.  Kładąc  rękę na karku, 

zmusił, by pochyliła głowę do kolan. Stacey zacisnęła powieki, walcząc z nowym przypływem mdłości. 

Było jej na przemian zimno i gorąco, a całe ciało pokrył zimny pot.

- Oddychaj głęboko, Stacey. - Głos Justina z trudem przedzierał się przez gęstą mgłę, która ją otaczała. 

Spróbowała jednak być posłuszna i łapczywie chwytała ustami powietrze.

Nie miała pojęcia, jak długo siedziała z zamkniętymi oczami i głową między kolanami, ale w końcu 

stopniowo, powoli mdłości i słabość zaczęły ustępować. Umilkł huk w głowie i powróciła zdolność 

przełykania. Zaczęła znowu rozumieć, co się wokół niej dzieje. Jakiś dziennikarz zadał pytanie, ojciec 

dowcipnie   na   nie   odpowiedział,   przez   salę   przebiegł   śmiech.   Stacey   otworzyła   oczy   i   spróbowała 

podnieść głowę.

- Spokojnie, Stacey. Odetchnij głęboko.

Ostrożnie podniosła głowę i nagle znalazła się oko w oko z Justinem Marksem. Siedział na podłodze 

obok krzesła, a jego palce ciągle jeszcze obejmowały jej kark.

- Przepraszam - wyszeptała Stacey. Miała wysuszone wargi i czuła się tak, jakby w jej ustach znajdował 

się kłębek waty.

- Czy ktoś zauważył, co się stało? - Wiedziała, że zarówno ojciec jak i główny organizator kampanii 

wyborczej byliby wściekli, gdyby coś odwróciło uwagę publiczności w takim momencie.

- Zachowałaś  się bardzo dyskretnie, Stacey - powiedział  Justin. - Nawet jeśli ktoś zauważył  twoje 

odejście, nie spowodowało to żadnego zamieszania. Co się stało? - zapytał. - Jesteś chora?

- Nie, wszystko jest już w porządku. Po prostu zrobiło mi się słabo - odrzekła i dodała w myślach, że 

takie historie często się przytrafiają kobietom w ciąży.

- Tak, to ten upał, tłum, podniecenie - powiedział cicho i Stacey zrozumiała, że układa sobie odpowiedź 

na ewentualne pytania dotyczące jej nagłego zniknięcia. Nie zadała sobie trudu, aby zwrócić jego uwagę 

na fakt, że od drugiego roku życia uczestniczyła w zebraniach politycznych, nawet w środku gorącego 

lata w Nebrasce i nigdy nie stanowił problemu ani upał, ani tłum, ani podniecenie.

W dalszym ciągu masował jej kark i nie zamierzał wcale się odsunąć.

- Wyglądasz naprawdę źle, Stacey. Masz kredowobiałą twarz.

Stacey przeczesała palcami mokrą od potu grzywkę.

- To chyba lepsze niż ten poprzedni żółty odcień? - próbowała zażartować, ale Justin nie roześmiał się.

- Czy dasz radę usiąść prosto? - zapytał. - Może przynieść ci trochę wody?

26

background image

- Nie, nie trzeba.  - Stacey wolno wyprostowała  się. Pokój już nie wirował wokół niej, chociaż  w 

dalszym ciągu czuła się niepewnie i słabo. Wiedziała jednak, że najgorsze minęło. Justin nadal klęczał 

przy krześle, ale już jej nie dotykał. Stacey pomyślała ze zdumieniem, że był niezwykle wyrozumiały.

- Stacey, źle się czujesz? - Brynn właśnie podeszła do nich. Była zaniepokojona. Udało jej się przejść 

przez całą salę, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Położyła rękę na wilgotnych włosach Stacey.

- Zemdlałaś? - zapytała.

- Prawie. - Stacey próbowała uśmiechnąć się.

- Brynn, zaprowadźmy Stacey do mojego biura - powiedział Justin.

- To zbędne. Już ml lepiej - szybko powiedziała Stacey. - Justinie, zostań tutaj i wysłuchaj do końca 

konferencji prasowej. My z Brynn wrócimy do domu.

- Mogę to wszystko obejrzeć później na wideo. Zabieram cię teraz do mojego biura, Stacey. - W Justinie 

znowu odezwała się przywódcza natura. Chwycił ją za łokcie i postawił z taką łatwością, jakby podnosił 

szmacianą lalkę. Ta siła zdumiała ją i przypomniała, jak bez żadnego wysiłku wyniósł ją z klubowego 

bankietu w ciepłą sierpniową noc.

Szli długim korytarzem. Justin i Brynn z dwóch stron podtrzymywali Stacey.

- Biedna Stacey. Czuła się źle od samego rana. - Brynn była zdenerwowana. - To chyba jakiś wirus. Co, 

Stacey?

Stacey syknęła ze zniecierpliwieniem. Wiedziała, że Brynn próbuje jakoś wytłumaczyć jej zasłabnięcie. 

Pech jednak chciał, że wersja ta była całkowicie sprzeczna z wcześniejszą, podaną przez Stacey. Justin, 

oczywiście, natychmiast uchwycił różnicę. Nic nie mogło umknąć jego uwadze.

- Stacey powiedziała, że przedtem czuła się świetnie i nagle zrobiło jej się słabo - powiedział zdziwiony.

- Och! - Brynn nerwowo zakasłała. - Znasz przecież Stacey. Nigdy nie przyzna się, że jest chora. Taki 

zuch! Prawda, Stacey?

Stacey ze zdenerwowania potknęła się.

- Nie przewróć się! - zawołała Brynn, mocniej ją podtrzymując.

- Wszystko w porządku, Brynn. Naprawdę. - Stacey próbowała ją uspokoić. Jeśli nie będą ostrożniejsze, 

Justin zauważy to nietypowe dla Brynn zdenerwowanie.

- Zaniosę cię - oznajmił Justin i zanim zdążyła zaprotestować, wziął ją na ręce.

- Puść mnie - zażądała, zaciskając ze złości zęby. - Czuję się świetnie!

- Nie sądzę - odpowiedział Justin z zupełnie normalną u siebie pewnością siebie. - Zaniosę cię do 

swojego biura. Brynn, wróć do sali obrad i zawiadom panią Lipton. Niech dołączy do nas, gdy skończy 

się przemówienie senatora.

- Ludzie na nas patrzą, Justinie - powiedziała cicho Stacey, gdy Brynn odeszła. Ukryła twarz w klapach 

jego marynarki, oczywiście ciemnoszarej. - Puść mnie! - powtórzyła, ale zignorował jej protest.

- Rzeczywiście byłaś dzisiaj chora? Dlaczego nic nie powiedziałaś wcześniej? - zapytał.

27

background image

- Chciałam być tutaj, gdy ojciec będzie zgłaszał swoją kandydaturę. - Justin najwyraźniej zaakceptował 

wersję Brynn i Stacey postanowiła się tego trzymać. - Taki już ze mnie zuch! - zażartowała.

Justin zmarszczył brwi.

- Byłaś u lekarza? - zapytał. Stacey wpadła w popłoch.

- Iść do lekarza z powodu głupiej infekcji? Nie ma mowy! - zawołała. - Brynn zdarzyło się to samo 

wczoraj wieczorem, a dziś czuje się świetnie! - kłamała.

W końcu dotarli do biura senatora Liptona. Justin minął zaskoczoną sekretarkę i zaniósł Stacey do 

swojego gabinetu. Posadził ją w fotelu pokrytym ciemnoszarym materiałem. Jakiż inny kolor mogłyby 

mieć obicia mebli w gabinecie Justina Marksa?

- Siedź tutaj i odpręż się, Stacey. Przyniosę ci trochę wody.

Podszedł do zbiornika stojącego w rogu pokoju i nalał wodę do papierowego kubka.

- Masz swój własny zbiornik z wodą? - zainteresowała się Stacey.

- Wynajmuję ten zbiornik od kompanii, a oni co tydzień zaopatrują mnie w świeżą wodę do picia. 

Wymieniają   po   prostu   galon.   -   Uśmiechnął   się,   a   jej   serce   gwałtownie   zabito.   -   Wypijam   w   ciągu 

tygodnia około dziesięciu, piętnastu litrów. Chyba możesz to nazwać moim ukrytym nałogiem.

- Picie wody jest twoim ukrytym nałogiem? - Stacey wyciągnęła się wygodnie w fotelu. Wiedziała, że 

Justin Marks  nie pije alkoholu, nie pali  papierosów, nie  interesuje się hazardem  ani kobietami.  Ten 

zupełny brak nałogów przerażał Sterne’a, który w przeciwieństwie do Justina, posiadał je wszystkie.

- A więc jednak Justin Marks na jakiś słaby punkt. Pije wodę! - Nie mogła powstrzymać się, żeby nie 

zakpić.

- Uśmiechasz się. - Justin stanął nad nią, trzymając w ręku kubek z wodą. - Czyli czujesz się lepiej.

Wzięła od niego wodę i wypiła ją duszkiem.

- Czy mogę dostać jeszcze trochę? - zapytała, oddając mu pusty kubek.

- Aha! Zdaje się, że ty także wpadłaś w szpony tego nałogu - powiedział i przyniósł następną porcję. - 

Kiedyś wypijałem morze kawy, ale dwa lata temu doktor poradził mi, żebym z tym skończył. Wtedy 

zainstalowałem ten zbiornik. Pozostało mi tylko przymusowe picie wody.

Stacey była zaskoczona, słysząc takie osobiste wynurzenia. Justin Marks nigdy nic o sobie nie mówił.

- I nie brakuje ci kawy? - zapytała.

- Och, oczywiście! Bardzo! - zawołał. - Nie chcę jednak mieć wrzodów, które obiecał mi doktor, jeśli 

nie ograniczę jej picia.

- I ty, zamiast po prostu zmniejszyć ilość, przestałeś pić kawę zupełnie? Stara zasada „wszystko albo 

nic”, tak? To bardzo do ciebie pasuje, Justinie.

-   Ale   wiem   także,   kiedy   i   w   jaki   sposób   pójść   na   kompromis,   Stacey   -   powiedział   cicho,   a   ona 

zarumieniła się. Miała niejasne wrażenie, że Justin nie mówi o piciu kawy. Nagle dostrzegła fotografię 

stojącą na biurku. Było to kolorowe zdjęcie rodziny Liptonów - to samo, które miała w sypialni. Justin 

podążył za jej wzrokiem.

28

background image

- Umówiłem się już z fotografem, który podczas Święta Dziękczynienia zrobi aktualny portret rodziny - 

powiedział. - Zdjęcie to zostanie umieszczone w broszurze omawiającej stanowisko senatora...

Justin mówił dalej, ale Stacey nie zwracała już na to uwagi. Słuchanie wywodów na temat strategii 

politycznej działało usypiająco. Zaczęła przyglądać się fotografiom, które niemal w całości pokrywały 

wszystkie cztery ściany pokoju. Na każdym zdjęciu był jej ojciec w towarzystwie prezydenta, liderów 

kongresu, przywódców   religijnych,  słynnych   polityków   z  innych   stanów, gwiazd  sportu  i  filmu.  Na 

wszystkich widniały podpisy znajdujących się na nich osobistości. Tylko osiem fotografii, wiszących nad 

biurkiem Justina, wyraźnie różniło się od reszty. Był na nich senator Lipton i... ona. Zostały zrobione w 

różnych momentach życia. Zobaczyła więc siebie jako śmiejące się niemowlę, jako szczerbatą skautkę, 

dziewczynę   dopingującą   szkolną   drużynę   futbolową   i   jako   świeżo   upieczoną   studentkę.   Na   jednej 

fotografii miała siedemnaście lat i ubrana była w przewiązaną wstęgą i ozdobioną białą falbaną sukienkę. 

Właśnie tę sukienkę kazał jej Justin włożyć w tamten pamiętny wieczór.

Trzy pozostałe zdjęcia przedstawiały ją jako dorosłą kobietę. Na jednym była radośnie roześmiana, 

ubrana w dżinsy.  Na drugim miała sukienkę z czarnego jedwabiu i diamentowe  kolczyki  w uszach. 

Wyglądała wspaniale i bardzo dystyngowanie. A na trzecim...

Stacey zamarła z wrażenia. Zdjęcie to zostało zrobione na bankiecie wydanym na cześć Człowieka 

Roku. Stacey rozpoznała swoją seksowną czerwoną suknię i lekkie sandały, które miała wtedy na sobie. 

Uśmiechała się do ojca, który właśnie powiedział coś dowcipnego na jej temat. „Doskonałe wyczucie 

teatru”.   Tak,   obydwoje   je   posiadali.   Na   fotografii   nie   było   oczywiście   Justina   Marksa.   Jak   zawsze, 

taktownie pozostawał w cieniu.

Serce Stacey zabiło szybciej. Była wstrząśnięta nieoczekiwanym odkryciem swojej obecności w galerii 

Justina,   a   jednocześnie   wyprowadziło   ją   z   równowagi   przypomnienie   owej   namiętnej   nocy,   którą 

wspólnie spędzili. Szybko się odwróciła i zobaczyła, że on także przygląda się tej fotografii.

Nagle oderwał od niej wzrok i spojrzał w spłoszone brązowe oczy Stacey.

- Najwyższa pora, żebyśmy porozmawiali o tym,  co się zdarzyło tamtej nocy, Stacey - powiedział 

miękko.

29

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Stacey zadrżała ze strachu.

- Nie! - zaprotestowała.

-   Ależ   tak,   Stacey.   -   Oczy   Justina   rozbłysły.   -   Wiedziałem,   że   potrzebujesz   trochę   czasu,   żeby 

zaakceptować to, co stało się między nami. Wiedziałem, że po dziesięciu latach wrogiego nastawienia, 

musisz przyzwyczaić się do myśli o mnie jako swym kochanku. Dobrze się złożyło, że przez ostatnie trzy 

miesiące mieliśmy nawał pracy w związku z organizacją kampanii. Dzięki temu mogłem dać ci potrzebny 

czas, ale teraz...

- Teraz będziesz zajęty bardziej niż kiedykolwiek - szybko wtrąciła Stacey.  - W lutym odbędą się 

prawybory w stanie Iowa i New Hampshire. Musisz tam zwyciężyć albo wszystko przepadnie.

Na twarzy Justina pojawił się zarozumiały uśmiech.

- Zwyciężymy i w Iowa, i w New Hampshire - odpowiedział. - To „zaskakujące zwycięstwo” wymagało 

dwóch   lat   przygotowań.   Nasze   wstępne   prace   były   tak   gruntowne,   że   teraz   kandydat   musi   jedynie 

pokazywać się, uśmiechać i rozmawiać z tłumem.

- Whitney Chambers może nie zgodzić się z tobą - odpowiedziała z przekąsem.

Whitney Chambers był popularnym młodym senatorem z Nowego Jorku, zamierzającym także wziąć 

udział w wyborach. Formalnie jeszcze tego nie ogłosił. Kiedyś Bradford Lipton pokonał go. Było wtedy 

wielu innych polityków chcących kandydować, ale aktualny prezydent nie poparł oficjalnie żadnego z 

nich.

-   Whit   Chambers   może   być   faworytem   na   wschodzie,   ale   na   pewno   nie   wygra   w   Iowa   i   New 

Hampshire. - Justin powiedział to z takim przekonaniem, jakby oznajmiła, że Święta Bożego Narodzenia 

przypadają na dwudziesty piąty grudnia. - Ale odchodzimy od tematu, Stacey.

- I właśnie o to mi chodzi. Nie mam nic do powiedzenia na temat tego, co stało się owej nocy. - Stacey 

pomyślała o rozwijającym się w niej dziecku i zmroziło ją własne kłamstwo. Wkrótce nie będzie już 

mogła ukrywać swego stanu. I co wtedy?

- Chcę natychmiast stad wyjść. - Ogarnięta paniką ruszyła na oślep w stronę drzwi.

Justin zagrodził jej drogę.

- Jeszcze nie teraz, Stacey.

Spojrzała na niego, próbując uporządkować rozbiegane myśli. Stwierdziła, że podchodzi do spraw zbyt 

emocjonalnie. Trzeba zacząć działać rozważnie. Jeśli teraz ruszy na niego, próbując go wypchnąć na 

zewnątrz,   mężczyzna   bez   trudu   złapie   ją   i   powstrzyma.   Uświadomiła   sobie   w   jakimś   przebłysku 

inteligencji, że Justin czeka na to. Chce, żeby ona właśnie tak uczyniła!

Jego   ciemne   oczy   rzucały   wyzwanie.   Stacey   pomyślała   zdenerwowana,   że   Justin   szuka   jakiegoś 

pretekstu, żeby jej dotknąć. W jego oczach widać było namiętność. Stacey głęboko odetchnęła i cofnęła 

się.

- Nie! - zawołała. - Nie pozwolę ci tknąć mnie, Justinie.

30

background image

Skrzyżował ręce na piersi, a jego twarz była niewzruszoną maską.

- Nie zamierzam dotykać cię, dopóki sama nie będziesz tego chciała - powiedział.

- Czyli nigdy!

- Czyżby? - zapytał.

- Tak! - odparła. - Nie podobasz mi się, Justinie. Nigdy mi się nie podobałeś i nigdy nie będziesz.

- Jak więc wyjaśnisz swoje zachowanie tamtej sierpniowej nocy? - zapytał z logiką, która doprowadzała 

ją do szału.

- Byłam pijana! - zawołała. - I ty także. Przecież ja również nie podobam ci się, czyż nie?

- Naprawdę tak myślisz?

- Jestem tego pewna! - zawołała zapalczywie. - Nigdy nie zdarzyło ci się pochwalić mnie albo moich 

braci. Traktowałeś nas jak natrętne muchy, krążące wokół taty.

Nieoczekiwanie Justin uśmiechnął się.

- Przyznaję, że czasami marzyłem o tym, abyście mieli trochę więcej politycznej ogłady, ale cała wasze 

czwórka usilnie pracowała nad tym, żeby pozostać ignorantami w tej dziedzinie.

- I udało nam się popełnić kilka klasycznych gaf politycznych - wtrąciła Stacey. - Pamiętasz, jak Sterne 

próbował poderwać przedstawicielkę Światowej Organizacji Kobiet? - Pod wpływem wspomnień Stacey 

niechętnie, ale uśmiechnęła się. - Albo ten przypadek, kiedy studenci protestujący przeciwko poparciu 

zbrojeń nuklearnych przez naszego ojca, zwrócili się z tym do Lucasa. On wysłuchał ich w osłupieniu, a 

następnie zawołał: „Chryste, czy to możliwe, że ojciec chce to zrobić?”. - Justin dołączył się do niej i 

razem dokończyli słynną, choć niechlubną wypowiedź Lucasa. Roześmieli się obydwoje. Stacey była 

zaskoczona. Przecież wtedy nie rozbawiło to ani ojca, ani Justina.

- W tym samym czasie zdarzyło się, że umówiłaś się z synem najbogatszego współpracownika ojca - 

przypomniał Justin. - Potem zwierzyłaś się reporterowi, że ten chłopak to straszny nudziarz.

- Miałam wtedy tylko szesnaście lat! - zawołała Stacey. - A poza tym, to był naprawdę nudziarz.

- Podobnie jak jego ojciec - dodał Justin. - Jednak nie powinnaś mówić tego prasie.

Stacey przestała się uśmiechać.

- Z tego właśnie powodu gardzę polityką,  Justinie.  Tym  fałszem i obłudą. Tymi  manipulatorami  i 

wyzyskiwaczami. To sztuczny świat.

- Żadna z rzeczy, o których mówisz, nie dotyczy wyłącznie polityki. Zanim zacząłem pracować u twego 

ojca, zajmowałem się reklamą i handlem w Nowym Jorku. Zapewniam cię, że panowały tam takie same 

układy. Może nawet bardziej mordercze.

Stacey zapatrzyła się w jakiś odległy punkt.

- Pamiętam doskonale dzień, kiedy pojawiłeś się po raz pierwszy - powiedziała. - Tata przez cały czas 

zachwycał się tobą. Opowiadał, jaki to z niego szczęściarz, skoro udało mu się zdobyć ciebie do zespołu. 

Kazał   nam   robić   wszystko,   czego   od   nas   zażądasz,   ponieważ   „masz   władzę   absolutną”.   -   Jej   rysy 

stwardniały. - Nienawidziliśmy cię, zanim jeszcze cię zobaczyliśmy. I nic się od tamtej pory nie zmieniło.

31

background image

- Twoja wrogość wobec mnie wynika z wrogości i urazy, jaką żywisz do ojca - powiedział Justin. - 

Wiem, jak musiało być ciężko twoim braciom, gdy widzieli, że niewiele od nich starszy facet zdobywa 

wielkie zaufanie ojca.

- Zwłaszcza, że z tym ojcem rzadko udawało im się porozmawiać - dodała Stacey ze złością.

- A ty zachowujesz lojalność w stosunku do swoich braci, prawda, Stacey? - zapytał cicho Justin. - 

Wiem, że musiało być dla was bardzo bolesne, gdy ojciec bardziej cieszył się z mojej obecności niż z 

waszej. Nie wiedzieliście, jak jest szczęśliwy z tego powodu, że was ma. Moja rola też nie należała do 

łatwych. Musiałem wydawać polecenia, robić wszystko to, co właściwie należało do twojego ojca.

- Jednak w takich momentach okazywało się, że jest zbyt zajęty, by zawracać sobie nami głowę. Nigdy 

nie miał dla nas czasu. - Stacey była rozgoryczona. Justin popatrzył jej w oczy.

- Najgorzej układały się stosunki między nami, Stacey - powiedział.

- I tak będzie nadal - odpowiedziała chłodno.

Zdumiała ją trafność, z jaką Justin ocenił jej rodzinę. Nigdy nie podejrzewała go o taką emocjonalną 

wrażliwość. W ogóle nie przypuszczała, że kieruje się jakimiś emocjami.

- Nie, Stacey. - Uśmiechnął się przebiegle. - Stosunki między nami zmienią się radykalnie. A to dlatego, 

że teraz będziemy często się widywać. Od jutra zaczniemy bardzo blisko współpracować. Dałem ci trzy 

miesiące. To bardzo dużo. Teraz nadszedł czas, żeby cię schwytać, ptaszku.

- To tylko metafory,  które nie mają najmniejszego sensu. - Stacey próbowała urazić Justina swym 

zjadliwym tonem. Jednak zamiast zamierzonej złośliwości, usłyszała tylko niepewność i zdenerwowanie 

we własnym głosie.

- Pozwól więc, że wyjaśnię ci te metafory.  - Zabrzmiało to nieco złowieszczo i Stacey zadrżała. - 

Poczynając   od   dzisiaj,   przestajesz   pracować   dla   kongresmena   Erlicha.   Zostaniesz   zatrudniona   jako 

pełnoetatowy pracownik w biurze twego ojca.

- Chyba oszalałeś! - zawołała Stacey. - Nie zrezygnowałam z dotychczasowej posady i nie zamierzam 

tego zrobić. Już kilka lat temu powiedziałam ojcu, że pomogę mu zawsze, kiedy będzie tego potrzebował. 

Nigdy zaś nie będę dla niego oficjalnie pracować.

- Mogłoby się jednak zdarzyć, że zmieniłaś zdanie? - zapytał Justin, wręczając jej jakieś pismo, które 

wziął ze swego biurka. Było to podanie o zwolnienie, skierowane do kongresmena Nicolasa Erlicha. 

Stacey spojrzała na nie, potem zmięła papier i rzuciła na podłogę.

- Ja nie rezygnuję ze swojej pracy, Justinie - powiedziała. - A jeśli kopia tej fikcyjnej rezygnacji została 

już wysłana do Nicka, powiem mu, że to była pomyłka popełniona przez ciebie z nadgorliwości.

- Stacey, Nick Erlich jest protegowanym twego ojca w Białym Domu i doskonale rozumie, że twój 

udział   w   kampanii  senatora   jest  konieczny.   Po  wyborach  będziesz  mogła  powrócić   do  biura   Nicka, 

oczywiście, jeśli będziesz jeszcze tego chciała.

32

background image

- Chcę tam pracować teraz!- zawołała Stacey ze złością. - Nie pozwolę, by ktoś w ten sposób niszczył 

moje życie. Jeśli ojciec postanowił zostać prezydentem, to jego sprawa. Ja nie muszę w związku z tym 

wywracać wszystkiego w swoim życiu do góry nogami.

- Stacey. - Justin zrobił krok w jej stronę. - Nie jesteś już potrzebna Nickowi Erlichowi. Ta posada 

została stworzona specjalnie dla ciebie na prośbę twego ojca. W ten sam sposób może przestać istnieć.

Stacey   ogarnął   wielki   niepokój.   Ojca   nic   nie   obchodziło   jej   życie.   Jeśli   poprosił   Nicka   Erlicha   o 

zatrudnienie córki, to tylko dlatego, że Justin Marks podsunął mu tę myśl. Spojrzała na niego z nagłym 

błyskiem zrozumienia w oczach.

- Ale dlaczego? - wyszeptała. Justin przysunął się bliżej. Stał, górując nad nią, tak blisko, że gdyby 

chciała, dotknęłaby silnego i muskularnego ciała. Jego bliskość niemal pozbawiła ją tchu.

- Pamiętasz, jak skończyłaś szkołę cztery lata temu? Miałaś tylko ogólne humanistyczne wykształcenie i 

żadnych  praktycznych  umiejętności. Nie umiałaś  nawet pisać na maszynie!  Razem z Brynn  Cassidy 

planowałyście wyjazd do Europy, a następnie podróż dookoła świata. - Justin uśmiechnął się lekko. - Nie 

mogłem dopuścić do tego. Musiałem wiedzieć, gdzie jesteś. Musiałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna.

- I dlatego zaaranżowałeś tę rozmowę telefoniczną z Nickiem Erlichem, który zaproponował mi, żebym 

przyszła na rozmowę kwalifikacyjną?

-   Kochanie,   gdybyś   jednak   trochę   znała   świat   polityki,   zrozumiałabyś   absurdalność   sytuacji. 

Kongresmen nie dobiera sobie współpracowników spośród osób, które nawet nie złożyły u niego podania 

z prośbą o przyjęcie do pracy! Jak widzisz, córki senatorów tracą nieco poczucie rzeczywistości, czy chcą 

tego, czy nie.

Stacey nie mogła wydusić z siebie stówa. Boże, jaka była naiwna! Przecież przez cały czas manipulował 

nią i kontrolował Justin Marks! Myśl o tym doprowadzała ją do szaleństwa.

- Teraz masz już nową pracę. - Zawahał się na chwilę, zanim położył ręce na jej ramionach. - Zostaniesz 

moją osobistą sekretarką. Otrzymasz to samo wynagrodzenie, co u Erlicha, i wstawię dla ciebie małe 

biurko do mojego gabinetu. Będziesz teraz spędzać ze mną cały swój czas.

Stacey poczuła się jak zwierzę schwytane w potrzask.

- Nie ma mowy! - krzyknęła. - Nie zrobię tego! Jeśli Nick nie przyjmie mnie z powrotem do pracy, 

rzeczywiście wyruszę w podróż dookoła świata. - Pomysł, który właśnie w tej chwili przyszedł jej do 

głowy, wydawał się teraz ostatnią deską ratunku. Będzie mogła zniknąć na całe miesiące, lata nawet! 

Urodzi dziecko w tajemnicy, bez czyjegokolwiek wtrącania się w jej sprawy. Odsunęła się od Justina, 

czując swe mocno bijące serce.

- Zgłoś się jutro w moim biurze o dziewiątej rano, Stacey - powiedział Justin, zupełnie ignorując ten 

wybuch gniewu. - Ja będę przed ósmą, ale ciebie, oczywiście, nie obowiązują moje godziny pracy.

- Nie, Justinie. - Chodziła po pokoju szybkim krokiem. Ojciec patrzył na nią z wiszących na ścianach 

fotografii. Poczuła się schwytana w pułapkę, zamknięta w klatce. W pokoju nie było nawet okna, przez 

które można byłoby wyjrzeć na zewnątrz. - Powiem ojcu, że nie chcę z tobą pracować - postanowiła.

33

background image

- Natomiast ja mu powiem, że jesteś mi potrzebna w mojej pracy. Jak myślisz, kogo z nas posłucha? - 

zapytał Justin.

Stacey wiedziała aż nadto dobrze.

- Obydwaj możecie się przeliczyć - powiedziała zdesperowana. - Nikt nie będzie mi mówił, co mam 

robić. Jeśli moja praca u Nicka jest już nieaktualna, niech tak będzie. Poszukam jakiejś innej, gdzieś 

daleko stąd.

Pomyślała, że to byłoby prawdopodobnie najlepsze wyjście z sytuacji. Mogłaby wyjechać gdzieś na 

zachód lub do Kanady pod, przybranym nazwiskiem.

- Zapomniałbym o pieniądzach, które zapisała ci babcia Courtney. Niezła sumka pozwalająca przeżyć, 

zanim nie zdecydujesz się, co chciałabyś robić w życiu - zauważył Justin z przerażającym rozsądkiem. - 

Jesteś pod tym względem w bardzo szczęśliwej sytuacji. Szkoda, że twoja przyjaciółka, Brynn, nie ma 

takiego zabezpieczenia.

Stacey miała wrażenie, że serce zatrzymało się na chwilę, a następnie zaczęło bić w szalonym tempie.

- Co chciałeś przez to powiedzieć, Justinie? - znała go zbyt dobrze. Wiedziała, że nic nie mówi bez 

potrzeby.

- Wiem, jak Brynn jest ci bliska, Stacey - odpowiedział Justin. - Wiem także, jak bardzo potrzebuje 

pracy. Więc kiedy dowiedziałem się, że z różnych komisji działających w Białym Domu będą zwalniani 

pracownicy, zasięgnąłem informacji na temat Komisji do Spraw Zasobów Ludzkości, w której pracuje 

Brynn. - Justin podszedł do biurka i wziął z niego kilka arkuszy papieru, podał je następnie Stacey. - 

Brynn znalazła się w grupie, która ma być zwolniona w pierwszej kolejności, Stacey.

- Och, nie! - Stacey była przerażona. - Brynn będzie załamana! Ona tak kocha swoją pracę, ona...

- Brynn nie musi się już o to martwić - wtrącił Justin spokojnie. — Właściwie nie musi nawet wiedzieć, 

jaka była bliska tego, by znaleźć się w grupie bezrobotnych. Interweniowałem w jej sprawie i użyłem 

wszystkich   swoich   wpływów,   podobnie   jak   twój   ojciec,   aby  ocalić   posadę   Brynn.   Ktoś   inny   został 

zwolniony, nie ona. Brynn jest już bezpieczna, Stacey.

Stacey ukradkiem spojrzała na niego. Jego twarz była  dla niej zagadką. Jedynie  surowe spojrzenie 

czarnych oczu przypomniało jej umieszczony kiedyś w „The Washington Post” opis tego wieloletniego 

asystenta ojca: „Bezwzględny i twardy, Marks cieszy się na Kapitelu godną pozazdroszczenia opinią 

człowieka, który dąży do osiągnięcia celu za każdą cenę”.

- Jesteś moją dłużniczką, Stacey - powiedział Justin. - Zrobiłem wyjątek dla twojej przyjaciółki, chociaż 

wiesz, jak nienawidzę prosić kogoś o laskę i zaciągać długów wdzięczności. Zrobiłem to jednak dla was. 

Brynn mogłaby w tej chwili przeglądać ogłoszenia w poszukiwaniu pracy.

- Jestem twoją dłużniczką - powtórzyła Stacey szeptem. - I teraz zamierzasz ten dług odebrać?

- Tak, Stacey. Teraz chcę odebrać ten dług. - Justin uśmiechnął się. Z tej sytuacji nie było wyjścia i 

obydwoje o tym wiedzieli. Dzięki niemu Brynn nie straciła pracy i teraz Stacey musiała zapłacić. Nic 

dziwnego, ze Justin zawsze powtarzał, że w świecie polityków nie należy nikogo prosić o przysługę. Nie 

34

background image

wolno stwarzać sytuacji, gdy jest się winnym drugiemu człowiekowi...

Pomyślała, że nigdy nie darzyła nikogo większą nienawiścią, niż Justina Marksa w tej chwili.

- Któregoś dnia ktoś wsypie strychniny do twojego zbiornika z wodą - powiedziała. - A ja będę tańczyć 

na twoim pogrzebie.

Justin uśmiechnął się szeroko.

- Czy mam przez to rozumieć, że postanowiłaś z wdzięcznością przyjąć moją propozycję? - zapytał. 

Stacey wyprostowała się, żałując, że nie jest wyższa.

- Zawiedziesz się, Justinie. - Sama jednak usłyszała, jak bardzo dziecinnie i bezsilnie to zabrzmiało. Nie 

miała nic na poparcie swoich gróźb i on o tym wiedział.

- Nie sądzę, Stacey - odpowiedział, przyglądając się jej z rozbawieniem. - Witamy na wyborczym 

szlaku rodu Liptonów.

Nagle w głowie Stacey zabłysła pewna myśl. Nie miała nic na poparcie swoich pogróżek? Ależ miała! 

Ciekawe, czy redaktora kroniki towarzyskiej w „Post” zainteresowałaby pikantna opowieść o szalonej 

namiętnej nocy, którą córka senatora spędziła z najbliższym współpracownikiem ojca, a która to noc 

zaowocowała niepożądaną ciążą. Teraz Stacey nie czuła się już tak bezsilna. Uświadomiła sobie, że ma 

możliwość pomieszania szyków na wyborczym szlaku Liptonów.

Nagle rozszerzyła oczy ze strachu. Przecież wcale nie pragnęła takiej przewagi. Nie była ani mściwa, 

ani bezlitosna.

Justin patrzył na Stacey. Widział na jej twarzy emocje zmieniające się jak w kalejdoskopie; od złości, 

przez chłodną kalkulację do szczerego strachu. Podszedł bliżej.

- Stacey, dobrze się czujesz? - zapytał zaniepokojony. Dotknął ręką jej policzka. - Chyba jest ci zimno - 

powiedział. - Zapomniałem, że jesteś chora. - Objął ją i poprowadził do szarego fotela. - Stacey, nie 

chciałem cię zdenerwować. Powinienem domyślić się, że nadal źle się czujesz. Powinienem...

- Poczekać z żądaniem zapłaty długu? - dokończyła Stacey ironicznie, gdy już siedziała wygodnie w 

fotelu. Właściwie nic jej nie dolegało, czuła się tylko zastraszona, sterroryzowana, uwikłana w historię, 

która mogła zakończyć się jedynie katastrofą. - Doprawdy, jesteś bardzo uprzejmy, Justinie.

- Stacey - Justin przykucnął przy niej i wziął jej ręce w swoje dłonie. - Mam nadzieję, że kiedyś, może 

już wkrótce, przekonasz się, jak bardzo...

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Justin wstał.

- Proszę - powiedział.

Weszła Brynn, a za nią pani Lipton i Lucas.

- Cześć, Stacey! Jesteś chora? - zapytał Lucas, żując gumę.

- Jak się czujesz, moja droga? - zmartwiona Caroline podeszła do Stacey.

- Świetnie, mamo - zapewniła Stacey z uśmiechem. Poczuła zapach matczynych perfum i ogarnęło ją 

nieodparte pragnienie przytulenia się do Caroline i wypłakania na jej piersi; jednak ostatni raz zrobiła to, 

gdy była w drugiej klasie. Poza tym, matka nie mogła teraz pomóc.

35

background image

Caroline Lipton prawdopodobnie nigdy nie zrozumiałaby, jak jej córka mogła popaść w takie tarapaty. 

Jak   mogła   dopuścić   do   zajścia   w   ciążę   z   człowiekiem,   którego   darzyła   przez   ostatnie   dziesięć   lat 

nienawiścią?   Matka   była   doskonała   pod   każdym   względem.   Stacey   zastanawiała   się,   czy   Caroline 

naprawdę chciała, aby jej mąż został prezydentem? Czy chciała zostać Pierwszą Damą? Było tyle pytań, 

których Stacey nigdy nie zadała matce, i tyle rzeczy, które chciała o niej wiedzieć.

Teraz jednak nie mogły ze sobą porozmawiać. Nigdy nie mogły. Wszelkie osobiste tematy rozmów były 

w rodzinie Liptonów zakazane. To niepisane prawo, którego wszyscy przestrzegali. Pod wpływem łez 

kolor oczu Stacey stał się intensywniejszy. Wiele razy słyszała o tym, że u kobiet w ciąży bardzo łatwo 

zmieniają   się   nastroje.   W   tej   chwili   ona   była   tego   żywym   przykładem.   Jak   mogła   kiedykolwiek 

przypuszczać,   że   uda   się   jej   zachować   dobry  nastrój   pod   codziennym   wnikliwym   nadzorem   Justina 

Marksa.

Zadrżała. Zrozumiała, jakim koszmarem będzie teraz jej życie.

- Masz dreszcze - powiedziała Caroline. - Stacey, może pojedziesz dzisiaj ze mną do domu. - Miała na 

myśli ich ogromny dom w Chevy Chase. - Mogłabyś od razu pójść do łóżka, a Grace przygotowałaby dla 

ciebie jedną ze swoich wspaniałych zup.

- Gdybym nie musiał wrócić na trening, pojechałbym z tobą - roześmiał się Lucas. - Przyjdziesz na 

mecz w sobotę, Stacey?

- Nie wiem, Lucas - odparta Stacey. Zdarzało się, że razem z rodzicami chodzili na mecze futbolowe 

Uniwersytetu Stanowego Nebraski, żeby obejrzeć grę Lucasa. Senator Lipton nigdy nie opuścił żadnego 

meczu. To było z jego strony bardzo zręczne posunięcie, zwłaszcza gdy sportowa działalność jednego z 

jego dzieci zbiegała się z jakąś polityczną okazją w rodzinnym stanie.

- Stacey będzie umiała zaopiekować się mną, jeśli złapię tego samego wirusa - powiedziała Brynn, 

mrugając do przyjaciółki.

- Stacey powiedziała mi, że ty czułaś się źle już wczoraj - odparł Justin, marszcząc brwi.

Brynn zaczerwieniła się.

- Och! Tak... Tak, rzeczywiście... Zapomniałam - wyjąkała.

Stacey   stłumiła   jęk.   Caroline   i   Justin   spojrzeli   na   siebie   zaskoczeni.   Dziewczęta   natomiast   były 

przerażone.

- Zapomniałaś o wczorajszej chorobie? - Nawet Lucasowi wydało się to nieco dziwne.

- Coś tutaj nie gra. - Justin patrzył to na Brynn, to na Stacey, a jego niezadowolenie było coraz większe. 

- Czy powiecie mi wreszcie, o co chodzi, czy mam sam do tego dojść? - zapytał.

- Nie wiem, o czym mówisz. Czy domyślasz się, Stacey, o co mu chodzi? - Brynn zaczynała wpadać w 

panikę.   Stacey   poznawała   te   objawy.   Brynn   zawsze   mówiła   za   dużo   i   za   szybko,   kiedy   była 

zdenerwowana. — No więc dobrze, zapomniałam, że byłam wczoraj chora! - zawołała. - I co z tego? 

Uważam, że w całym tym zamieszaniu wokół osoby senatora...

36

background image

- Mamo, czy możesz poprosić Justina, żeby porzucił ten swój arogancki, władczy i rozkazujący ton? - 

wtrąciła   Stacey.   Zapożyczając   określeń   ze   słownika   Lucasa,   wysnuła   wniosek,   iż   dobra   obrona   jest 

czasami najskuteczniejszym atakiem. - Zdenerwował Brynn - dodała.

- Dlaczego nie powiesz mi tego sama, Stacey? - zapytał Justin łagodnie. - Na przykład w samochodzie, 

gdy będę cię odwoził do domu?

- Nikt nigdzie nie będzie mnie odwoził - odpowiedziała Stacey. - Mam swój własny samochód i sama 

pojadę do restauracji Sterne’a. Właśnie zaprosił mnie na cheeseburgera z bekonem. Na koszt zakładu!

- Ależ to jest potwornie tłuste, Stace - powiedziała Brynn. - Myślę, że w twoim stanie byłby znacznie 

zdrowszy pieczony kurczak, warzywa i mleko.

Stacey rzuciła Brynn ostrzegawcze spojrzenie.

- Uwielbiam cheeseburgery z bekonem, które przyrządza Sterne - powiedziała.

- Stacey, więc nie zjawisz się w domu? - Caroline była zawiedziona.

- Nie pojedziesz do tej speluny Sterne’a - stwierdził stanowczo Justin.

- Restauracja Sterne’a nie jest speluną - zaprotestowała Stacey. - W każdym bądź razie nie o wpół do 

szóstej   po   południu.   Mamo,   naprawdę   czuję   się   świetnie.   -   Pomyślała,   że   musi   się   stąd   wydostać. 

Natychmiast! - Lepiej będzie, jeśli już pojadę. Cześć, Lucas. Do zobaczenia, mamo. Brynn, idziemy!

- Stacey! - zawołał Justin, gdy była już za drzwiami.

- Wiem, wiem. Jutro o dziewiątej rano - rzuciła przez ramię, nawet się nie odwracając.

- Czyś ty oszalała? Nie możesz pracować dla Justina Marksa, Stacey! - zawołała Brynn, biegnąc w 

zimnej listopadowej mżawce do samochodu. - Urodzisz dziecko za sześć miesięcy. Czy sądzisz, że on nie 

zauważy, gdy zaczniesz chodzić w ciążowych sukienkach?

- Nie miałam wyboru, Brynn - odparta Stacey. - Justin uczynił mi propozycję nie do odrzucenia.

Dotarły   w   końcu   do   samochodu   Stacey   -   błękitnego   sportowego   BMW,   stanowiącego   kolejny 

przedmiot konfliktu, ponieważ Justin uważał, że każdy człowiek związany z Bradfordem Liptonem musi 

jeździć amerykańskimi samochodami. Miało to być poparcie dla stworzonego przez senatora sloganu: 

„Kupuj tylko to, co amerykańskie!”. Stacey może nawet zastosowałaby się do tego, gdyby nie fakt, że 

Justin kazał jej to zrobić. Tak więc, jeździła niemieckim BMW.

- Stacey, czy zamierzasz mu o wszystkim powiedzieć? - zapytała Brynn.

- Nie, Brynn. Jeśli nawet powiedziałabym mu, że jestem w ciąży, to cóż on mógłby zrobić?

- Mógłby oskarżyć cię o spiskowanie z opozycją w celu zniszczenia twego ojca - odpowiedziała Brynn.

- Prawdopodobnie - przytaknęła Stacey. - Poza tym, mógłby zażądać ode mnie, abym za niego wyszła, 

oczywiście, tylko i wyłącznie dla dobra kampanii. A ja nie chcę poślubić człowieka, który ma zamiast 

komórek mózgowych mikroprocesory, a zamiast uczuć - dyskietki komputerowe. Nienawidzę polityki i 

nie zamierzam niszczyć swojego życia, a także życia niewinnego dziecka.

- To dziecko Justina. Może urodzi się, licząc głosy wyborców? - zażartowała Brynn.

37

background image

Stacey wzdrygnęła się.

- Zawsze żyłam w domu zdominowanym przez politykę - powiedziała. - Widziałam, jak obsesja mego 

ojca niszczy rodzinę, a zwłaszcza rani Sterne’a i Spence’a. To, że wszyscy jesteśmy jeszcze normalni, 

zawdzięczamy matce, która, odsunięta na dalszy plan, bez reszty poświęciła się dzieciom. Myślę jednak, 

że matka kocha ojca. Tak mi się wydaje... To, czy on ją kocha, pozostanie dla wszystkich zagadką. Ja 

natomiast już teraz wiem, że Justin mnie nie kocha i nigdy kochać nie będzie. Poza tym zawsze było dla 

mnie najważniejsze w życiu to, aby uniknąć takiego właśnie małżeństwa.

Obydwie zamilkły na moment Pierwsza odezwała się w końcu Brynn:

- Stacey, może obchodzisz Justina bardziej, niż ci się wydaje? Gdybyś widziała, jak zerwał się i szybko 

podbiegł do ciebie, gdy zasłabłaś...

- Po prostu nie miał wyboru, Brynn. Gdybym wtedy zemdlała, przeszkodziłabym ojcu w najważniejszej 

chwili jego życia.

- Ależ on wcale nie patrzył na twojego ojca - odparła Brynn. - We odrywał wzroku od ciebie. Wiem to 

na pewno, bo przez cały czas obserwowałam go. Sądzę, że bardzo mu się podobasz.

Stacey roześmiała się.

- Myślę, że jedyna rzecz, która naprawdę rozpala Justina, to polityczne dyskusje i przeprowadzanie 

głosowań.

- Tego nie wiem, Stacey. To przecież ty spędziłaś z nim ową noc, a nie ja.

Stacey zarumieniła się. Znowu zostały przywołane wspomnienia. Wtedy zdarzyło się coś więcej, niż 

tylko   rozbudzenie   namiętności.   Tej   nocy   zostało   poczęte   dziecko.   Jej   dziecko!   Chociaż   był   to   już 

sprawdzony fakt, Stacey w dalszym ciągu nie mogła w to uwierzyć.

-   Czy   naprawdę   chcesz   jechać   do   Sterne’a,   Stacey?   Mam   dzisiaj   co   prawda   randkę,   ale   mogą   ją 

odwołać, jeśli chciałabyś wrócić do domu i pogadać - zaproponowała Brynn.

Stacey pomyślała, że musi wreszcie wziąć się w garść. Musi!

-   Tak.   Sterne   rzeczywiście   mnie   zaprosił.   Nie   odwołuj   więc   swojej   randki.   Czuję   się   świetnie, 

przysięgam.

- Skoro tak uważasz... - Brynn jednak nie była do końca przekonana.

- Oczywiście, Brynnie. Do zobaczenia wieczorem. Baw się dobrze! - Stacey miała nadzieję, że jej głos 

zabrzmiał lepiej, niż naprawdę się czuła.

- Czy to znaczy, że zaprosiłeś mnie po to, abym porozmawiała z dziennikarzem? - zapytała Stacey z 

niedowierzaniem.   W   sobotnie   i   niedzielne   popołudnia   knajpa   Sterne’a   była   zwykle   wypełniona 

hałaśliwym   tłumem.   W   ten   deszczowy   wieczór   nie   przyszedł   tutaj   nikt,   oprócz   jednego   klienta   - 

mężczyzny   siedzącego   przy   małym   stoliku   obok   lustrzanej   ściany.   Miał   na   sobie   beżowy  płaszcz   i 

obojętnie pykał z tureckiej fajeczki.

38

background image

Stacey natychmiast rozpoznała tego człowieka. Był to Cord Marshall, gospodarz jednego z programów 

lokalnej telewizji, dziennikarz o zdecydowanie detektywistycznym  zacięciu. Prowadzony przez niego 

program złośliwi określali jako telewizyjne wydanie „National Enquirer”. Dla każdego, kto był w jakiś 

sposób związany z życiem publicznym Waszyngtonu, Cord Marshall był  persona non grata, a jednak 

jego program bił wszelkie rekordy popularności. Czasami podawane przez niego wiadomości wzbudzały 

zainteresowanie   w   całym   kraju.   Podobno   trzy   największe   sieci   telewizyjne   zainteresowały   się   tym 

lokalnym fenomenem.

- To nie jest dziennikarz. To hiena! Dziękuję ci bardzo, Sterne! - syknęła Stacey. Tego jeszcze jej 

trzeba!

- O rany, Stacey! Marshall jest w porządku. Obiecał, że wspomni o mojej restauracji w jednym ze 

swoich programów, jeśli zorganizuję mu spotkanie z tobą. Tego typu reklama, to mógłby być niezły 

kopniak dla mojego interesu.

- Ale chyba ja najpierw dam kopniaka tobie - rzuciła ze złością Stacey. Powinna domyślić się, ze Sterne, 

zapraszając ją tutaj, kierował się innymi względami niż braterska miłość. Chociaż wiedziała, że Sterne 

jest zamknięty w sobie, nie traciła nigdy nadziei, że w końcu uda jej się nawiązać z nim bliższy kontakt. 

Powinna   jednak   być   mądrzejsza.   Nikt   w   tej   kalekiej   rodzinie   nie   potrafi   zbliżyć   się   do   drugiego 

człowieka. I teraz ona, dzięki swojemu bratu, musi mieć do czynienia z Cordem Marshallem! Uff!

- No cóż. Ponieważ już tutaj jestem, mogę porozmawiać z nim - powiedziała gderliwie, kierując się w 

stronę dziennikarza.

-   Stacey   Lipton!   -   Cord   Marshall   zerwał   się   na   jej   widok   i   wyciągnął   rękę.   Był   przystojnym, 

zbliżającym się do czterdziestki mężczyzną. Uśmiechnął się do Stacey, co chyba miało oznaczać miłe 

powitanie. Wyglądał jednak jak pająk cieszący się na widok muchy. Justin Marks dostałby chyba zawału, 

dowiedziawszy się o spotkaniu Stacey z Cordem Marshallem!

Ta myśl nagle ją rozbawiła, uśmiechnęła się więc prowokująco.

- Dzień dobry, panie Marshall! - przywitała go.

- Mów do mnie po prostu „Cord” - powiedział przymilnie. - Tak się cieszę, że przyszłaś. Z zebranych 

przeze mnie  informacji  wynikało,  że cesarz Justynian  zabronił  członkom rodziny Liptonów  udzielać 

wywiadów.

To była prawda. Justin nie pozwalał Stacey oraz jej braciom na udzielanie wywiadów, ponieważ nie 

potrafili tego robić. Na pewno któreś z nich mogło powiedzieć coś, co rozwścieczyłoby, a przynajmniej 

wprawiło w zakłopotanie senatora Liptona.

- Nie przyszłam tutaj na wywiad, ale na cheeseburgera z bekonem.

- Ja również. - Marshall podsunął jej krzesło. - Twój brat zapewniał mnie, że jego cheeseburgery są 

najlepsze w okolicy. Usiądź, Stacey. Napijesz się czegoś?

Już chciała zamówić coś mocniejszego, gdy pomyślała, że picie alkoholu nie byłoby wskazane z dwóch 

powodów. Po pierwsze, była w ciąży, a po drugie, naprzeciw niej siedział zawodowy węszyciel.

39

background image

- Poproszę tylko o napój imbirowy - powiedziała.

Cord Marshall uniósł ze zdziwieniem brwi, ale nic nie powiedział. Sterne uparł się jednak, by podać im 

whisky z lodem na koszt zakładu.

- Stacey, nie jestem tutaj po to, aby przeprowadzać z tobą wywiad. - Marshall pochylił się, patrząc na 

nią swymi błękitnymi oczami. - Chciałem prosić cię, abyś wzięła udział w moim programie w najbliższą 

sobotę.

Sterne, który krążył wokół stołu, serwując drinki, roześmiał się.

-   Chyba   żartujesz,   Marshall!   -   powiedział.   -   Justin   Marks   prędzej   zdemolowałby   lub   wysadził   w 

powietrze   twoje  studio,   niż   pozwolił   któremuś   ze   zbyt   gadatliwych   Liptonów   pojawić   się   w   twoim 

programie. Poza tym, moja siostra nie zasłużyła na zjadliwe ataki. To dobry dzieciak.

Jak na Sterne’a - były to słowa wielkiego uznania. Stacey uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

- Nie zamierzam atakować ani Stacey, ani kogokolwiek innego. - Marshall wyglądał na urażonego. - 

Wymyśliłem sobie, że zaproszę do programu córki najpewniejszych kandydatów. Poproszę, by podzieliły 

się   swymi   wrażeniami,   opowiedziały,   czy   łatwo   być   dzieckiem   człowieka,   który   chce   zostać 

prezydentem. I tak dalej, i tak dalej. To bardzo zainteresuje ludzi. Takie historie są ponadczasowe i 

zupełnie nieszkodliwe - zakończył.

Stacey pomyślała, że Marshall na chyba rację. Skoro cała sprawa dotyczy nie tylko jej, to będzie tam 

raczej bezpiecznie.

- Czy udało ci się już kogoś namówić? - zapytała. Marshall przytaknął.

- Zgodziła się już Laura Chambers, a także córki pięciu innych kandydatów.

- Nie wierzę ci, Marshall - przerwała mu Stacey. - Myślę, że jestem pierwszą osobą, z którą udało ci się 

skontaktować. Jeśli się zgodzę, użyjesz mego nazwiska, żeby namówić inne.

- Jesteś bystra, Stacey - powiedział Marshall z podziwem. - I masz oczywiście absolutną rację. Zrobisz 

to dla mnie?

- Lepiej porozmawiaj z Justinem, Stacey - ostrzegł Sterne. - Wiesz, że to mu się nie spodoba.

- Ten człowiek nie jest moją niańką, Sterne - odpowiedziała Stacey. To nie był najlepszy moment na 

mówienie o władzy, jaką miał nad ich życiem Justin Marks. Stacey pomyślała o swojej poprzedniej pracy 

i o tej nowej, przy biurku Justina. - Mogę robić to, na co mam ochotę, bez porozumiewania się za każdym 

razem z Justinem. A jeśli on tego nie pochwala, tym gorzej dla niego!

- Brawo, Stacey! - przyklasnął Cord Marshall. - Podobają mi się samodzielne kobiety. Obiecuję, że 

program będzie zrobiony ze smakiem i godnością.

- Trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę wcześniejsze programy, panie Marshall. A poza tym, nie 

wyraziłam jeszcze zgody - odparła Stacey.

- Mów mi Cord - ponownie poprosił Marshall. - Stacey, może byśmy zostawili te ociekające tłuszczem 

cheeseburgery i pojechali zjeść coś porządniejszego? Pozwolisz zabrać się do Harveya na jakieś „owoce 

morza”?

40

background image

- Ociekające tłuszczem? To nieprawda, Marshall! - zaprotestował Sterne.

„Dlaczego nie?”- pomyślała Stacey lekkomyślnie. Lubiła jedzenie u Harveya, a minęło już dość dużo 

czasu, odkąd była tam po raz ostatni. No i wizja przerażenia Marksa na wieść o kolacji

z Cordem Marshallem czyniła tę propozycję jeszcze atrakcyjniejszą.

- No dobrze - odpowiedziała w końcu. - Musisz jednak obiecać, że wszystko, o czym będziemy mówić, 

pozostanie między nami... Cord - powiedziała, uśmiechając się zalotnie do niego.

Stacey   wróciła   do   domu   tuż   przed   dziesiątą.   Wieczór   spędzony   z   Cordem   Marshallem   okazał   się 

zaskakująco miły. Jedzenie było doskonałe. Marshall nie próbował sprzeciwiać się Stacey, badać ją i nie 

zadawał podchwytliwych pytań. Justin nigdy by w to nie uwierzył, obydwoje rozmawiali przez cały 

wieczór wyłącznie o zawodowym i szkolnym futbolu. Cord był zagorzałym kibicem, a i Stacey, która 

wychowała się u boku równie fanatycznego pod tym względem Lucasa, posiadała dość rozległą wiedzę 

na ten temat. Jeśli nawet Marshall nagrywał ich rozmowę, to nie pojawiło się w niej nic, co mogłoby 

zaszkodzić senatorowi Liptonowi.

Stacey wzięła prysznic i założyła długi płaszcz kąpielowy z kremowego weluru. Czuła się wyczerpana, 

ale jednocześnie zbyt podniecona minionym dniem, aby zasnąć. Szkoda, że Brynn nie było w domu. 

Stacey chciała z kimś porozmawiać. Musiała z kimś porozmawiać. Chodząc niespokojnie po pokoju, 

wzburzyła lekko ręką swoje gęste brązowe włosy. W jej głowie ciągle pojawiały się niezliczone obrazy 

dzisiejszych wydarzeń. Test ciążowy, wystąpienie ojca, Justin niosący ją do biura, jego bardzo czarne 

oczy   wpatrujące   się   w   nią,   zawsze   się   w   nią   wpatrujące.   Czy   ich   dziecko   będzie   miało   tak   samo 

przenikliwe, czarne oczy?

Nagły dzwonek wyrwał ją z tych chaotycznych rozmyślań. Podeszła na palcach do drzwi i ostrożnie 

spojrzała   przez   wizjer,   zupełnie   automatycznie   stosując   środki   ostrożności.   Za   drzwiami   stał   Justin 

Marks. Stacey zamarła, bojąc się ruszyć czy nawet głębiej odetchnąć.

- Wiem, że tam jesteś, Stacey - powiedział cicho. - Ukrywasz się za drzwiami, mając nadzieję, że 

odejdę. - Zadzwonił jeszcze raz. - Ale ja nie odejdę, Stacey.

Otworzyła drzwi.

- Nie ukrywam się! - zawołała. - Nigdy się nie ukrywałam!

- Doprawdy? - zapytał rozbawiony. - Dzielna mała Stacey.

Stacey poczuła się rzeczywiście bardzo mała, ponieważ stała boso obok wyższego o prawie trzydzieści 

centymetrów Justina. Bardzo ją to uraziło.

- Wcale nie jestem mała - zawołała.

Justin   wszedł   do   środka.   Miał   na   sobie   (jakże   by   inaczej?)   ciemnoszary   garnitur,   białą   koszulę   i 

granatowy krawat Jego buty były jak zawsze starannie wypastowane i lśniące. Stacey skrzyżowała ręce 

na piersi, przyjmując klasyczną pozycję obronną.

- Co tutaj robisz, Justinie? - zapytała srogo.

41

background image

-   Przyjechałem,   żeby   upewnić   się,   że   wszystko   jest   w   porządku.   -   Spojrzał   na   nią   świdrującym 

wzrokiem. - Kiedy zadzwoniłem do Sterne’a, żeby dowiedzieć się, czy bezpiecznie dojechałaś do jego 

restauracji, odniosłem wrażenie, że twój brat cierpi na ciężką amnezję. Nie mógł sobie przypomnieć, czy 

w ogóle widział cię dziś wieczorem.

Stacey domyśliła się, że Sterne nie chce być tym, kto pierwszy powie Justinowi o jej kolacji z Cordem 

Marshallem. Spence zawsze twierdził, że Sterne jest tchórzliwy jak zając. Chyba miał rację.

- No cóż, byłam u Sterne’a - powiedziała.

- Tak, wiem. W końcu, z moją małą pomocą, Sterne przypomniał to sobie - odparł Justin. - Powiedział, 

że wyszłaś na kolację z jakimś mężczyzną, którego spotkałaś. - Marks starannie kontrolował głos, a jego 

twarz była  chłodna i nieprzenikniona. W oczach jednak palił się ogień i pod jego wpływem Stacey 

straciła nieco swojej zadziorności. Zmusiła się, żeby stawić czoła Justinowi.

- Rzeczywiście, byłam u Harveya z Cordem Marshallem. Zjedliśmy wspaniałą kolację.

Twarz Justina przestała być taka niewzruszona.

- Z Marshallem? - zapytał. - Z tą hieną? Z tym śmieciarzem? Byłaś na kolacji z nim?

To było niesamowite, widzieć jak Justin Marks traci powściągliwość i zimną krew. Brnęła dalej.

- Spędziliśmy z Cordem cudowny wieczór - powiedziała. - Poprosił mnie, żebym wystąpiła w jego 

sobotnim programie, a ja przyjęłam zaproszenie.

- Żartujesz, Stacey, prawda? - zapytał. Z wyrazu jego twarzy Stacey wywnioskowała, że Justinowi 

daleko do śmiechu.

- Nie, nie żartuję - odpowiedziała. Cofnęła się nieco, gdyż stał zbyt blisko niej, zdecydowanie za blisko. 

- Nie musisz o nic się martwić, Justinie. To będzie program w dobrym stylu. Oprócz mnie wezmą w nim 

udział córki sześciu innych kandydatów. Porozmawiamy o naszym życiu z...

- To pułapka. - Justin przerwał jej z wściekłością. - Do cholery, Stacey. Człowiek, który chodzi po 

śmietnikach, nie może mieć dobrego stylu i ty dobrze o tym wiesz! Marshall przeszukuje odpadki, które 

wyrzucają   ludzie,   po   to,   żeby   się   o   nich   czegokolwiek   dowiedzieć.   -   Justin   wygiął   palce   i   Stacey 

pomyślała, że ma chyba ochotę ją udusić. Zrobił krok w jej stronę i zanim zdążyła cofnąć się, złapał 

dziewczynę za ramiona i nie pozwolił ruszyć się z miejsca.      

- Zadzwonię do Marshalla i odwołam twój udział w tym programie. Nigdy więcej nie rozmawiaj z tym 

człowiekiem, Stacey.

- Sama wybieram sobie przyjaciół - odparła. - Zawsze tak robiłam. I dlatego wezmę udział w tym 

programie. Będę bardzo ostrożna, a poza tym już obiecałam.

Stacey   przypomniała   sobie,   jak   Marshall   zachwycał   się   jej   niezależnością.   Tak,   nie   może 

podporządkować się rozporządzeniom cesarza Justyniana, Próbowała wyrwać się z mocnego uścisku, 

nadaremnie.

- Zrobiłaś to, żeby się zemścić, tak? - zapytał cicho. Jego oddech był przyspieszony i nierówny. - To 

miał być rewanż za zmianę pracy? Wkrótce Marshall posadzi cię przed kamerą i...

42

background image

- I ja świetnie dam sobie radę - dokończyła zdecydowanie Stacey. Znów spróbowała odsunąć się od 

niego, gdyż coraz wyraźniej czuła ciepło emanujące z silnego męskiego ramienia.

- Czyżbyś zapomniał o moim doskonałym wyczuciu teatru? - zapytała.

-   Stacey,   przekonasz   się,   że   Cord   będzie   chciał   usłyszeć   twoją   opinię   na   temat   każdego 

kontrowersyjnego zdarzenia, jakie miało miejsce tego dnia. To jest niezrównany mistrz w zmuszaniu 

ludzi   do   mówienia   rzeczy,   których   wcale   nie   myślą.   On   mógłby   sprawić,   że   nawet   Matka   Teresa 

wydałaby się podejrzana. W tym wszystkim ukrywa się manipulacja. - Justin wzmocnił uścisk,

- Nic mu nie powiem, Justinie. Stwierdzę tylko, że mam takie motto życiowe: „Dziewczęta chcą się 

bawić!” i dlatego polityka nic mnie nie obchodzi.

Stacey nagle oparła dłonie o klatkę piersiową Justina i mocno go popchnęła. Justin stracił równowagę i 

przewrócił się na kanapę. Stacey zaczęła się śmiać; zupełnie nie mogła się opanować. Widok tak zawsze 

dostojnego Marksa, teraz niezgrabnie gramolącego się na kanapie, był godzien pokazania w programie 

Corda Marshalla. Śmiała się tak bardzo, że nie zauważyła ręki Justina, która chwyciła ją za nadgarstek i 

mocno pociągnęła na kanapę. Wtedy dopiero Stacey przestała się śmiać.

- Nie zachowuj się tak brutalnie, Justinie! - Nawet sama usłyszała, że zabrzmiało to bardzo dziecinnie. - 

Nie   możesz   rzucać   mną   jak   piłką   plażową.   -   Próbowała   nadać   swojej   wypowiedzi   ‘   nieco   więcej 

godności. Na pewno nie powinien jej tak traktować teraz, gdy była w ciąży. Zwłaszcza, że sam ponosił za 

to odpowiedzialność.

Nagle opanowała ją dzika złość. Chciała wstać, ale Justin poruszył się szybko i zwinnie jak pantera. 

Swoim ciałem przygniótł jej nogi i chwytając ją za ręce, znowu przewrócił na poduszki.

- Możesz spróbować uwolnić się, ale na pewno ci się to nie uda - zakpił.

Brzeg płaszcza kąpielowego przesunął się powyżej kolan. Stacey wierzgnęła nogami, ale mocny uścisk 

ud Justina udaremnił wysiłki. Jej dłonie czuły sprężystość mięśni mężczyzny, którego ciało napierało na 

nią i w ciągu kilku sekund złość ustąpiła miejsca narastającemu podnieceniu.

- Nie puszczę cię, Stacey - powiedział. W jego głosie nie było już siadu kpiny. W ciemnych oczach 

Stacey zobaczyła wielki głód. Jego wzrok elektryzował, poczuła w sobie silny, słodki ból, promieniujący 

ciepłem do samego serca.

- Nie pozwolę ci odejść - powiedział zachrypniętym głosem. - Muszę cię dotykać. Nie mogę już dłużej 

czekać.

Wstrzymała oddech, kiedy jego palce delikatnie zaczęły głaskać jej policzki, a potem szyję. Dotykał jej, 

jakby była   figurką   z  delikatnej   porcelany,   kruchą  i   cenną.   Jego  usta   zastąpiły  palce  w   tym   czułym 

odkrywaniu ciała i całował powieki, twarz i szyję.

- Justinie - wyszeptała jego imię, zachowując się jak w transie. Pod drżącymi palcami poczuła nieco 

szorstką skórę na jego policzkach; usłyszała głęboki, nierówny oddech.

Był tak blisko niej, że w Stacey budziła się świadomość rosnącego w nim napięcia. Czuła w sobie jakiś 

pulsujący, wilgotny ciężar. Westchnęła głęboko.

43

background image

W pełnym  napięcia  oczekiwaniu  obserwowała  zbliżające  się usta. Pomyślała  oszołomiona,  że chce 

poczuć dotyk tych warg. Jej usta, ramiona, całe ciało domagało się Justina.

Wreszcie zaczął całować tak, że brakowało tchu. Smak jego ust przyprawił Stacey o zawrót głowy. 

Język Justina śmiało i nieustępliwie wsunął się między jej wargi, dotykał ust zaborczo. Stacey gładziła 

włosy Justina, namiętnie oddawała pocałunki, pragnęła go z siłą, jakiej wcześniej nie znała. Nigdy, nawet 

tamtej   sierpniowej   nocy,   nie   reagowała   aż   tak   żywiołowo.   Teraz   całą   sobą   domagała   się   go.   To 

pragnienie było z każdą chwilą silniejsze, intensywniejsze. Chciała stać się częścią Justina w najbardziej 

naturalny sposób.

Jego usta wciąż całowały, domagając się odpowiedzi i otrzymując tę najgorętszą i najbardziej namiętną. 

Dotknął ręką jednej z jej piersi i odnalazł stwardniałą brodawkę. Stacey skrzywiła się pod wpływem 

nieoczekiwanego bólu. Ostatnio piersi były szczególnie wrażliwe, a sutki obolałe.

- Przestań - wyszeptała, gdy Justin potarł dłonią to nabrzmiałe i delikatne miejsce.

- Dlaczego, kochanie? - zapytał. - Przecież lubisz, gdy dotykam twoich piersi.

Pobudzające wyobraźnię słowa i ochrypły głos sprawiły, że poczuła się jak pijana. Jednak ręce Justina, 

chociaż wywoływały w niej taki żar i podniecenie, jednocześnie sprawiały cierpienie.

- To... to boli - powiedziała niepewnie i zaczerwieniła się.

Przez krótką chwilę Justin był wyraźnie zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się ze zrozumieniem. 

Położył rękę na jej brzuchu.

- Oczywiście. Rozumiem, kochanie - powiedział.

Dotknięcie to wywołało w niej prawdziwą burzę myśli. Pod dłonią Justina znajdowało się niczego 

nieświadome dziecko...

- Co przez to rozumiesz? - zapytała ostrożnie.

Justin pogładził łagodny łuk jej biodra i uda.

- To właśnie e dni miesiąca, tak? - odparł. - No cóż, to wiele tłumaczy.

Całe podniecenie uszło z niej jak powietrze z przekłutego balonu.

- Co masz na myśli?...

- Twoje dzisiejsze mdłości, tę pozbawioną sensu opowieść Brynn o chorobie. - Justin roześmiał się. - 

Nie powinnaś tak bardzo przejmować się... No cóż, ja sam mogłem skojarzyć  te proste fakty.  Mam 

trzydzieści dziewięć lat i trochę już widziałem w życiu.

- Och! Doprawdy? - Stacey zesztywniała i spojrzała z nienawiścią.

-   Twoje   wyjście   na   kolację   z   Cordem   Marshallem   oraz   zgoda   na   udział   w   jego   programie   były 

ukoronowaniem tego dnia. Wszystkie fanaberie miały biologiczne podłoże. Po prostu hormony.

Justin był bardzo zadowolony z siebie.

- Hormony!  - zawołała Stacey,  zrywając się z kanapy.  Miała ochotę zetrzeć mu z twarzy uśmiech 

męskiej satysfakcji. - Hormony!  - powtórzyła.  - Wynoś  się z mojego mieszkania, ty protekcjonalny, 

zarozumiały szowinisto!

44

background image

- No, no! - Justin uśmiechnął się zrezygnowany. - Stacey, przecież nigdy nie byłem ani protekcjonalny, 

ani zarozumiały. Szowinistą też nie jestem.

- Owszem! - zawołała opryskliwie. - Jesteś przede wszystkim szowinistą, Justinie Marksie.

- Kochanie, na miłość boską! - zawołał Justin.

- Wynoś się. - Wskazała mu drzwi. - I nie mów do mnie „kochanie”.

Justin wstał. Popatrzył na nią z irytacją, zawodem i... tak, z rozbawieniem! Stacey poczuła się urażona.

- Ty ciężki idioto! Wynos się!

Doprowadził do porządku marynarkę i poprawił krawat.

- Już wychodzę. Niepotrzebnie tak się unosisz - powiedział.

- Nic na to nie poradzę. Nie zapominaj, że to hormony! - odpowiedziała.

- Rozumiem, kochanie - powiedział poważnie. Położył rękę na jej karku i lekko pomasował. - Weź kilka 

aspiryn i połóż się do łóżka z termoforem.

- Mogłabym cię za to zabić! - zawołała, odpychając jego ręce.

-   I   mogłoby   ci   się   to   udać   -   przytaknął.   -   W   Anglii   uniewinniono   kilka   kobiet   oskarżonych   o 

morderstwo,   gdyż   ich   adwokatom   udało   się   udowodnić   działanie   w   okresie   napięcia 

przedmiesiączkowego.

Stacey poczuła, że za chwilę wybuchnie. Nikt na całej kuli ziemskiej nie potrafił wyprowadzić jej z 

równowagi   bardziej  niż   Justin   Marks.  Niepotrzebna   męska  troska  była   trudniejsza  do  zniesienia  niż 

najbardziej urzędowe polecenie.

- Nie musisz przychodzić jutro do biura na dziewiątą, Stacey. - Zatrzymał się jeszcze na chwilę w 

drzwiach. - Przyjdź o dwunastej. Jeśli będziesz wolała, spędź cały dzień w łóżku.

- W łóżku? Z termoforem? - rzuciła za nim, gdy znikał już w windzie. Z impetem trzasnęła drzwiami.

45

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Następnego ranka budzik zadzwonił o siódmej. Stacey wyłączyła alarm, przewróciła się na brzuch i 

ukrywając twarz w poduszce, jęknęła. Czy w ogóle spała ostatniej nocy? Przez kilka godzin kręciła się i 

przewracała z boku na bok, zbyt poruszona, żeby zasnąć. Wypiła chyba litr ciepłego mleka, ale nawet to 

stare lekarstwo na bezsenność okazało się nieskuteczne.

Pokusa pozostania w łóżku była niezwykle silna, zwłaszcza że wszyscy w biurze ojca, jeśli w ogóle jej 

się spodziewają, to najwcześniej w południe. Jednak dlatego właśnie postanowiła przyjść do pracy na 

dziewiątą. Odrzuciła prześcieradła i z determinacją wstała z łóżka.

„Weź ciepły termofor i spędź w łóżku cały dzień, jeśli będziesz miała ochotę” - przypomniała sobie 

słowa Justina. To ją ponownie zirytowało. Jeszcze przez godzinę po jego wyjściu siedziała w salonie, 

kipiąc   ze   złości.   Obiecała   sobie   wtedy,   że   nigdy   nie   przyjmie   jego   męskiego,   szowinistycznego 

współczucia.

Oczywiście, właśnie tego ranka musiało okazać się, że wszystkie spódnice są za ciasne, a żadne spodnie 

nie   dopinają   się.   Czyżby   aż   tak   utyła   w   ciągu   ostatniej   nocy?   Przejrzała   zawartość   swojej   szafy   i 

uświadomiła sobie, że nie ma w co się ubrać.

- Brynn! - zawołała zrozpaczona. - Ratuj!

Brynn przewyższała Stacey o całe pięć centymetrów i wszystkie jej ubrania były o numer większe. 

Sukienka   w   czerwono-czarne   pasy   nie   była   dla   Stacey   tak   krótka,   jak   powinna   być,   ale   nareszcie 

wystarczająco   obszerna   i   wygodna.   Stacey   włożyła   do   tego   czarne   rajstopy   oraz   zapinane   na   paski 

czerwone  pantofle   na  płaskich   obcasach.   Pożyczyła   jeszcze   od  Brynn   wisiorek  i   czerwone  klipsy  o 

geometrycznym kształcie. Gęste jasnobrązowe włosy okalały twarz łagodną linią, a długa grzywka ładnie 

podkreślała oczy.

- No i jak wyglądam? - zapytała Stacey. O ile ją pamięć nie myliła, to po raz ostatni denerwowała się 

tak, idąc na szkolny bal. Brynn przyjrzała się przyjaciółce i uśmiechnęła się kwaśno.

- Powiedziałabym, że wyglądasz wspaniale, gdybyś szła do biura Nicka Erlicha. Jednak pracownicy 

twego ojca ubierają się jak ludzie  sukcesu, prawda? Czy widziałaś  kiedykolwiek  któregoś  z nich w 

ubraniu innym niż niebieski lub szary garnitur?

- I biała koszula - dodała Stacey ponuro. - Nie, nie widziałam.

- No, a poza tym czerwone pantofle wywołają tam prawdziwą rewolucję. Zawsze wydawało mi się, że 

wszyscy, nawet młodzi pracownicy, mają obowiązek nosić obuwie ortopedyczne.

- Brynn, ja nie zamierzam upodobnić się do nich. Przecież tam nawet nie ma dla mnie prawdziwego 

zajęcia! Jest tylko ta idiotyczna posada, którą Justin stworzył, żeby...

- Żeby mieć cię blisko siebie? - dokończyła za nią Brynn.

- Raczej, żeby trzymać mnie pod kluczem - poprawiła ją Stacey. - Najchętniej zamknąłby mnie i moich 

braci w głębokim lochu otoczonym fosą. Na samą myśl, że moglibyśmy utrzymywać regularne kontakty 

z prasą, Justin dostaje wysypki. - Stacey wyjęła z szafy płaszcz przeciwdeszczowy, gdyż znowu padał 

46

background image

deszcz. Czy w ogóle udało im się chociaż na chwilę ujrzeć słońce w ciągu ostatnich dwóch tygodni? - No 

cóż, chyba jestem już gotowa do wyjścia.

- Tak wcześnie? - Brynn spojrzała na zegarek. - Przecież jeszcze nie ma ósmej. Jeśli wyjdziesz teraz, to 

będziesz w biurze za dwadzieścia minut. O ile pamiętam, pracujemy od dziewiątej do siedemnastej.

- Niestety, gorliwy personel ojca przychodzi do pracy wcześniej - odparła Stacey. - Skoro zostałam tam 

zatrudniona, muszę stać się częścią tego zespołu.

-   Musisz   najpierw   coś   zjeść   -   upierała   się   Brynn.   -   W   twoim   stanie   nie   powinnaś   zapominać   o 

porządnym śniadaniu. Zaraz ci je przygotuję.

Wrażliwy żołądek Stacey buntował się na samą myśl o śniadaniu.

- Brynn, prędzej wyskoczę z samolotu bez spadochronu, niż spojrzę teraz na jedzenie.

- Zdaje się, że to dzidziuś daje znać o sobie.

- Chyba tak. - Stacey czuła coraz silniejsze mdłości.

- Spotkamy się w takim razie na obiedzie? - zapytała Brynn.

Stacey z trudem opanowała dreszcz obrzydzenia. Sama myśl o posiłku budziła w niej odrazę.

- Zadzwonię do ciebie, jeśli będę w stanie coś przełknąć - obiecała Stacey poddając się.

W drodze na Kapitel Stacey czuła się coraz gorzej. Kiedy wreszcie dotarła do ogromnego biura ojca, z 

wielkim   trudem   powstrzymała   chęć   położenia   się   na   kanapie.   Sekretarka,   Diana   Drew,   spojrzała 

wymownie na strój Stacey, ale zaciskając usta, nie skomentowała tego.

- Twoje biurko jest w gabinecie pana Marksa - poinformowała. - Justin powiedział, że nie przyjdziesz 

dzisiaj.

- Och, jestem pełna niespodzianek! - odpowiedziała Stacey, dzielnie próbując być uprzejma.

- Chyba tak - powiedziała Diana, uśmiechając się tak blado i słabo, jak tylko można to sobie wyobrazić.

Stacey   stłumiła   westchnienie.   Próby   zaprzyjaźnienia   się   z   Dianą   były   pozbawione   sensu.   Mogła 

uwielbiać swego szefa - senatora, ale nie dotyczyło to jego rodziny. Każdy przystojny polityk miał wśród 

swego personelu przynajmniej jedną taką Dianę, kobietę, która cale swoje życie podporządkowała swemu 

ideałowi. Żaden inny mężczyzna nie mógł równać się z takim mitycznym bohaterem i kobiety te żyły w 

cieniu   wspaniałych   szefów.   Sterne   mówił   o   nich   „polityczny   fanklub”   i   próbował   je   zdobyć, 

wykorzystując powiązania rodzinne. Jednak bardzo rzadko udawało mu się to. Stacey wiedziała, że ojciec 

ma kilka takich wielbicielek. Często widziała żar w oczach kobiet, gdy patrzyły na Bradforda Liptona lub 

z nim rozmawiały. Czy ojciec w jakiś sposób odwdzięczał się za to przywiązanie? Stacey zastanawiała 

się nad tym nie raz. Było to pytanie, które często do niej powracało. Tak naprawdę, nie chciała znać na 

nie odpowiedzi. Po prostu bała się jej.

- Czy Justin już jest? - zapytała Stacey, próbując nawiązać rozmowę.

- Oczywiście - odpowiedziała Diana nadal tak samo oziębłym tonem.

47

background image

Stacey   wzruszyła   ramionami   i   skierowała   się   do   gabinetu   Justina.   Zgodnie   z   wcześniejszym 

postanowieniem   nie   powiedziała   Brynn   o   wizycie   Justina.   Jednak   większą   część   nocy   spędziła, 

przeżywając na nowo jego pocałunki. Gdy wreszcie dotarła do gabinetu Justina, z trudem mogła ustać na 

drżących nogach. Próbowała opanować mdłości i niepokój.

- Lepiej zapukaj wcześniej, Stacey - powiedział mijający ją właśnie Frederick Rhodes, radca prawny 

senatora.   Tak   jak   wszyscy   współpracownicy   ojca   uważał,   że   Stacey   i   jej   bracia   są   roztrzepani   i 

nieodpowiedzialni. - Justin miał kilka ważnych spraw do załatwienia i chyba w dalszym ciągu rozmawia 

przez telefon,

- Nigdy nie wchodzę bez pukania, Freddie - powiedziała Stacey słodkim głosem. - Wyssałam dobre 

maniery z mlekiem matki.

Fred   przyglądał   się   podejrzliwie   jej   ubraniu   i   najwyraźniej   nie   był   zadowolony,   że   nazwała   go 

„Freddie”.  Stacey  uśmiechnęła   się  z jeszcze  większą  słodyczą.  Zdaje  się,  że  wszyscy  w  biurze,  nie 

wyłączając samej Stacey,  będą niezadowoleni z jej pobytu tutaj. Zapukała do drzwi i usłyszała głos 

Justina.

- Kto tam?

- To ja - odpowiedziała.

Chwila wahania i Justin sam otworzył drzwi.

- Stacey? - zawołał. - Myślałem, że nie przyjdziesz dzisiaj. W każdym razie, nie przed ósmą trzydzieści.

Miał na sobie szyty na miarę ciemnoszary garnitur, sztywno wykrochmaloną białą koszulę i nieodłączny 

granatowy krawat, wiszący prosto i nienagannie. Czyli codzienny uniform.

- Jestem pełna niespodzianek. - Zastosowała tę samą metodę, która zawiodła w przypadku Diany Drew. 

Jednak Justin dał się na to złapać i na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Oczywiście, że jesteś - powiedział. - Proszę, wejdź.

Zaskoczyło   ją   to   ciepłe   powitanie.   Chwycił   dziewczynę   za   rękę   i   wprowadził   do   środka.   Był   tak 

zadowolony z obecności Stacey, że zdumiała się.

- Właśnie przyniesiono twoje biurko. - Wskazał na małe metalowe biurko stojące w rogu pokoju. Na 

nim znajdował się jedynie telefon i pusty metalowy koszyk na papiery.

- Widzę. - Z ulgą usiadła na służbowym winylowym krześle. - Co właściwie mam robić przy tym 

biurku, nie licząc oczywiście częstych wypraw do twojego zbiornika z wodą?

- Och, zaraz znajdziemy ci jakieś zajęcie. - Justin ciągle jeszcze uśmiechał się, co Stacey zauważyła 

mimo narastających mdłości. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek uśmiechał się tak długo.

- Wiesz co, Stacey? Mogłabyś pójść teraz do bufetu i przynieść mi ciastko jagodowe i dużą szklankę 

soku pomidorowego - oznajmił.

Gdy Stacey to usłyszała, jej żołądek dosłownie wywrócił się do góry nogami. Lepkie jagody na słodkim 

cieście i gęsty czerwony sok. Wzdrygnęła się i zbladła pod wpływem tego obrazu. Jeśli tam pójdzie i 

będzie musiała wąchać skwierczące na grillu kiełbaski i bekon albo chociażby spojrzeć na jajka, to po 

48

background image

prostu umrze!

- Słuchaj, Justinie. Miałam naprawdę ciekawą pracę u Nicka Erlicha - powiedziała słabym głosem. 

Wydawało jej się, że jest bliska śmierci. - Sortowałam i czytałam listy od wyborców z jego okręgu, a 

potem na te listy odpowiadałam. Czy ściągnąłeś mnie tutaj po to, abym była kelnerką dla ciebie i dla 

całego personelu senatora Liptona?

- Oczywiście, że nie, Stacey - odpowiedział. - Twoja praca tutaj będzie niezwykle ciekawa, ale na 

razie... Stacey? Czy dobrze się czujesz?

Nie, nie czuła się dobrze. Justin nie miał już więcej pytań, gdyż Stacey zaczęła wymiotować do kosza 

na śmieci. Szybko podszedł i przytrzymał jej głowę. Kiedy skończyła, wytarł białą chustką zimny pot z 

jej twarzy. Stacey była całkowicie upokorzona.

- Pójdziesz do lekarza - powiedział. Na jego twarzy pojawił się wyraz zaciętości. - A potem będziesz 

leżała w łóżku i robiła wszystko, co doktor ci zaleci, aż do czasu, kiedy całkowicie wyzdrowiejesz.

Gdyby tylko wiedział!

- Nie! - zaprotestowała, uświadamiając sobie, że za chwilę rozpłacze się. - Nic mi nie jest, Justinie. 

Naprawdę! Justin zmarszczył brwi i podszedł do telefonu.

- Kay, połącz mnie z doktorem Simpsonem - rzucił krótkie polecenie. Victor Simpson był prywatnym 

lekarzem senatora Liptona, a także znanym internistą w szpitalu wojskowym Walter Reed w innej części 

miasta. Po kilku minutach rozmowy Justin odłożył słuchawkę.

- Doktor czeka na ciebie. Wkładaj płaszcz, Stacey. Zawiozę cię tam.

- Nie możesz tego zrobić, Justinie - zaprotestowała Stacey. - Masz dzisiaj zbyt dużo pracy. Nie wolno ci 

tracić czasu, przesiadując w gabinetach lekarskich.

- Jedziemy do lekarza, Stacey - powiedział Justin stanowczo, głosem nie znoszącym sprzeciwu. Mimo 

to, Stacey próbowała dyskutować:

- Justinie, czuję się doskonale, a nawet jeśli byłoby inaczej, to nie ty powinieneś wozić mnie do lekarza.

- Jedziemy, Stacey. - Justin wręczył jej płaszcz i torebkę. W tym samym momencie zadzwonił telefon. 

Stacey   rzuciła   się,   żeby  go   odebrać,   chcąc   za   wszelką   cenę   odwlec   moment   wyjścia.   Przez   chwilę 

słuchała, a następnie oddała słuchawkę Justinowi.

- Dzwonią z CBS News. Chcą, żeby tata wystąpił w ich programie - powiedziała szeptem.

Justin oczywiście odebrał telefon. Nie mógł zlekceważyć tak ważnej reklamy, jaką było wystąpienie w 

programie CBS News. Wtedy Stacey chwyciła płaszcz i torebkę i wybiegła z biura.

- Stacey! - usłyszała za sobą głos Justina. - Stacey, wracaj!

Nie pobiegł jednak za nią; nie mógł przecież. Stacey wiedziała, że jest już bezpieczna. Dziękowała w 

myślach komuś, kto pracował w CBS News, a kto w tak odpowiedniej chwili zadzwonił. Pojawienie się 

w takim programie było sposobem zaprezentowania się, o jakim marzył każdy kandydat. Żaden szef 

kampanii wyborczej nie przepuści podobnej okazji.

49

background image

Stacey jechała swoim błękitnym BMW do rodziców, do ich dużego domu w Chevy Chase. Justin na 

pewno pomyśli, że wróciła do swojego mieszkania. Mogła więc spokojnie ukryć się w domu rodzinnym.

Caroline Lipton właśnie wychodziła na zebranie organizacji charytatywnej. Ubrana była w szyty na 

miarę, bardzo piękny i bardzo kobiecy szary kostium.

- Co za, hm... interesująca sukienka, Stacey - powiedziała Caroline taktownie. - Czy wybierasz się do 

dyskoteki, kochanie?

Stacey   musiała   uśmiechnąć   się.   Matka,   zawsze   taka   elegancka,   mogłaby   poczuć   się   wstrząśnięta, 

dowiedziawszy się, że to był strój do pracy.

- Nie, mamo - odpowiedziała. - Właściwie, ciągle jeszcze źle się czuję. Pomyślałam, że może jednak 

skorzystam z twojej propozycji i zamieszkam w moim starym pokoju, a Grace ugotuje dla mnie rosół.

- Doskonale, moja droga. Zaraz zawołam Grace. - Caroline dotknęła czoła Stacey. - Masz wypieki, ale 

to nie gorączka. Moja biedna Stacey. Szkoda, że muszę wyjść i zostawić cię samą,

Stacey chciała przycisnąć dłoń matki do policzka, poczuć jej dotyk i błagać, by została. Nie zrobiła tego 

jednak. Tylko Spence rzucił wyzwanie obowiązującej w rodzinie Liptonów powściągliwości i ożenił się z 

uczuciową i pełną ciepła kobietą. Stacey wiedziała, że rodzice źle znoszą Patty. Te wszystkie jej uściski i 

pocałunki! Zupełnie tego nie akceptowali.

Jednak w tej chwili typowa dla Liptonów skrytość bardzo przydała się Stacey. Dzięki niej matka nie 

będzie wyciągać z niej żadnych informacji, prywatność zostanie uszanowana.

-   Mamo,   muszę   odpocząć   i   naprawdę   nie   chcę,   żeby   mi   ktokolwiek   przeszkadzał.   Czy   mogłabyś 

poprosić Grace, aby każdemu, kto tutaj zadzwoni, mówiła, że mnie nie ma? Chyba, że byłaby to Brynn, 

oczywiście.

- Naturalnie, powiem jej to, kochanie - odpowiedziała matka. - A teraz idź na górę i odpoczywaj.

Stacey weszła do łóżka i natychmiast zasnęła. Kiedy obudziła się, po mdłościach nie zostało ani śladu, 

natomiast pojawił się wilczy apetyt  Zjadła dwie wielkie miski rosołu i trzy ciastka, które gospodyni 

specjalnie dla niej przygotowała.

- To było wspaniałe. Grace. - Najedzona, rozsiadła się wygodnie na krześle przy kuchennym stole. - No, 

czuję się milion razy lepiej.

- To dobrze. - Grace zaniosła naczynia do zlewu. - A teraz może zadzwonisz do Justina Marksa i 

powiesz mu, gdzie jesteś.

Stacey znieruchomiała.

- Czy... czy on dzwonił? - zapytała.

- Cztery razy. Oczywiście, zastosowałam się do poleceń twojej matki i nie powiedziałam mu, że tu 

jesteś   - odparła   oschle   Grace.  -  Nie  sądzę  jednak,  aby  pani  Lipton  miała  na  myśli  Justina   Marksa, 

prawda? Właściwie, dlaczego jesteś tutaj, Stacey Lynn? W co wpakowałaś się tym razem?

50

background image

Prywatność swoich dzieci mogli szanować Liptonowie, ale nie Grace. Zwłaszcza, kiedy podejrzewała, 

że coś jest nie w porządku. W podejrzeniach tych myliła się bardzo rzadko. „Zdumiewająca Grace” - tak 

mówiły o niej dzieci. Grace McKellum zaczęta prowadzić dom Liptonów wkrótce po przyjściu na świat 

Sterne’a. Znała jeszcze pierwszą żonę senatora, Dorothy, która zginęła podczas pożaru hotelu. Grace 

zaopiekowała się wówczas małym Spencem i Sternem, dopóki ich ojciec nie poślubił dwudziestojed-

noletniej   Caroline   Courtney.   Była   z   nimi   przez   cały   czas,   dopóki   młoda   żona   nie   uporała   się   z 

problemami, jakie na nią spadły, gdy nagle została matką dwóch chłopców w wieku czterech i sześciu lat. 

Grace znała Stacey od momentu narodzin i mogła, jak często sama mówiła, czytać z jej twarzy jak z 

książki.

Jednakże   teraz   Stacey,   choćby   nie   wiadomo   jak   bardzo   tego   chciała,   nie   mogła   zrzucić   swoich 

problemów   na   Grace.   Mogłaby   ona   pomyśleć,   że   jej   obowiązkiem   jest   powiedzieć   o   wszystkim 

Liptonom. Stacey wiedziała, że nic nie jest w stanie zmienić lojalności Grace wobec rodziców.

- Och, znasz przecież Justina, Grace - powiedziała wesoło. - Zawsze czegoś ode mnie chce.

-   Widzę,   że   jak   zawsze   bezlitośnie   zadręczasz   go,   moja   panno.   Czy   jest   to   jeszcze   jedna   próba 

zabawienia się kosztem tego biednego człowieka?

- Mylisz się. Grace - zawołała Stacey. - To o n zadręcza mnie!

- Stacey Lynn Lipton, od lat dokuczasz Justinowi. Pamiętam cię w wieku szesnastu lat, jeszcze w 

szkolnej spódnicy i podkolanówkach. Krążyłaś wokół niego i wykrzykiwałaś jakieś obraźliwe uwagi, od 

których na pewno włosy stawały mu dęba na głowie. Widzę, że nic się nie zmieniło od tamtej pory.

- To nieprawda! - Stacey zawołała oburzona. - Nie rozumiem, dlaczego go bronisz. Grace.

- Nikogo nie bronię, Stacey - odparła Grace. - Wiem po prostu, że jesteś do tego zdobią.

„Żeby to wszystko było takie proste!” - pomyślała Stacey smutno. Gdyby Grace zdała sobie sprawę z 

całej powagi problemu, mogłoby to być dla niej wielkim ciosem. Przez krótką chwilę Stacey żałowała, że 

nie jest uczennicą wymyślającą nowe sposoby doprowadzania Justina do szaleństwa. Teraz nosiła jego 

dziecko i była tym tak przestraszona i zdenerwowana, jak nigdy dotąd.

Nagle zadzwonił telefon. Stacey przełknęła ślinę.

- Grace, jeśli to on... - powiedziała.

- Wiem, wiem - odpowiedziała Grace, idąc do telefonu w holu. - Wypełnię dokładnie polecenie twojej 

matki, chociaż nie podoba mi się to.

Po chwili Grace zawołała Stacey do telefonu.

- To Brynn - powiedziała. - Matka mówiła, że dla niej jesteś w domu.

- Oczywiście. - Stacey odetchnęła z ulgą i wzięła słuchawkę. - Cześć, Brynnie!

- Grace, na pewno nie wiesz, gdzie jest Stacey? - usłyszała głos Brynn, nienaturalny i pełen napięcia. 

Wymawiała każde słowo wyraźnie i powoli. - Justin Marks stoi obok mnie i jest zaniepokojony, bo 

Stacey nie przyszła na umówioną wizytę u lekarza.

Stacey ciężko westchnęła.

51

background image

- Och, Brynn! Dziękuję! - powiedziała cicho. Brynn oczywiście domyśliła się, że Stacey nie chce, aby 

Justin znał miejsce jej pobytu. Uwaga na temat wizyty u lekarza była ukrytym  ostrzeżeniem. Stacey 

szybko oddała słuchawkę Grace.

- Grace, Justin stoi obok Brynn. Powiedz mu...

- Grace nic nie musi mi już mówić - usłyszała nagle głos Justina. - Za godzinę będę tam, żeby cię 

zabrać, Stacey. I nie próbuj znowu zniknąć. - Usłyszała dźwięk odłożonej z impetem słuchawki.

- Wszystko słyszał - jęknęła Stacey. - Musiał odebrać Brynn słuchawkę. Co za drań!

- Stacey,  wiesz przecież,  że Justin Marks  jest bardzo stanowczym  człowiekiem  - przypomniała  jej 

Grace. - A poza tym doskonale zna ciebie.

„Doskonale, rzeczywiście!” - pomyślała przygnębiona Stacey.

Justin   przyjechał   do   domu   Liptonów   czterdzieści   minut   później.   Był   surowy   i   poważny;   nie 

odpowiedział na powitanie Grace. Stacey domyśliła się, że jest zły na gospodynię za to, że aż cztery razy 

okłamała go. Justin Marks nie lubił, gdy ktoś psuł mu szyki.

Stacey schodziła po schodach w sposób, jak sądziła, dumny i wyniosły. Nareszcie nie czuła się ani 

słaba, ani chora. Cera odzyskała naturalny kolor, a złocistobrązowe oczy ożywiało wyzwanie.

- Witaj, Justinie! - przywitała go chłodno.

„Do diabla! - pomyślała. - Ani jego garnitur, ani koszula, ani nawet krawat nie miały najmniejszego 

zagięcia, najmniejszej fałdki, podczas gdy ona spala w sukience”. Zrozumiała, że jest w gorszej sytuacji i 

jeszcze wyżej uniosła głowę.

- Chcę, abyś wiedział, że jestem oburzona twoim despotycznym, nieznośnym wtrącaniem się w moje 

sprawy - powiedziała.

- A to nic nowego - uciął Justin. - To nas nie zatrzyma, Stacey. Idziemy!

- Bądź teraz grzeczna, Stacey! - upomniała ją Grace, gdy znajdowali się już za drzwiami.

Stacey skrzywiła się.

- To byłoby wielkie święto - ponuro powiedział do siebie Justin. Wepchnął ją do swojego smutnego, 

szarego (jakżeby inaczej) oldsmobila. Zachowywał się obojętnie i chłodno jak zawsze. Przypomniała 

sobie  radosne  i   ciepłe   powitanie  dzisiaj  rano   w  biurze   i  poczuła  dziwne   dławienie  w   gardle.   Teraz 

wydawało jej się, że ten Justin, który siedzi obok niej i zachowuje lodowaty spokój, nie jest zdolny do 

jakichkolwiek uczuć.

Jadąc   zatłoczoną   autostradą   do   szpitala   Walter   Reed,   nie   powiedzieli   do   siebie   ani   słowa.   Stacey 

wiedziała, że Justin jest wściekły. Zastanawiała się tylko, dlaczego wiezie ją, marnując swój cenny czas, 

na wizytę u lekarza w drugim końcu miasta? Doszła do wniosku, że Justin traktuje całą tę historię jak 

toczącą   się   między   nimi   walkę   o   władzę   i   że   chce   wyjść   z   tej   walki   zwycięsko.   Zacisnęła   usta   i 

skoncentrowała się na obmyślaniu planu dalszego działania. Musi jakoś załatwić sprawę z lekarzem...

52

background image

Justin  musiał  zostać w  poczekalni,  co najwyraźniej  zirytowało  go. Najchętniej  wpakowałby się do 

gabinetu, gdzie Stacey, mając na sobie tylko figi i krótką bawełnianą koszulkę, siedziała na przykrytym 

papierowym prześcieradłem stole.

- Doktorze Simpson,  czy lekarze,  kończąc studia, składają jakąś przysięgę?  - zapytała,  gdy doktor 

mierzył jej ciśnienie.

- Owszem - odpowiedział.  - Nazywamy  to przysięgą  Hipokratesa. Lekarze  ślubują w niej, między 

innymi, że nie będą udzielać żadnych informacji o swoich pacjentach. - Sprawdził jej tętno.

- Czy pan również składał taką przysięgę?

- Oczywiście.

- W takim razie chciałabym, żeby pan jej dzisiaj dotrzymał. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Widzi pan, 

spodziewam się dziecka i...

Dwadzieścia minut później Stacey i Victor Simpson wyszli z gabinetu do poczekalni. Justin odrzucił 

pismo, które właśnie przeglądał i wstał.

- I co? - zapytał niecierpliwie, patrząc uważnie na Stacey.

- Idealnie zdrowa młoda kobieta - odparł z przekonaniem doktor Simpson. Stacey spojrzała na Justina, 

jakby chciała powiedzieć: „A co, nie mówiłam?”

- Naprawdę wszystko jest w porządku? - Jego spojrzenie wędrowało od czubka głowy Stacey do butów.

- Ależ oczywiście. - Doktor odwrócił się do Stacey. - Mam nadzieję, że nie zapomnisz o obietnicy, 

Stacey?

- Nie zapomnę. - W jej torebce znajdowały się recepty na witaminy i żelazo dla ciężarnych kobiet, a 

także na środek mający zahamować wymioty. Obiecała również doktorowi Simpsonowi, że w następnym 

tygodniu odwiedzi ginekologa. Podał jej nazwiska kilku godnych zaufania kolegów.

- No cóż,  cieszę   się,  że  nic  złego  nie  dzieje  się  z  tobą  - powiedział   Justin,  gdy  szli  do windy.   - 

Zaczynałem podejrzewać... Dlaczego, do diabła, uciekłaś wtedy, Stacey? - westchnął z irytacją.

- Zostałam zesłana na ziemię tylko w jednym celu - żeby cię irytować, Justinie - odpowiedziała Stacey 

oschle. - Wypełniałam tylko swoje zadanie.

- Co ty wygadujesz? - uśmiechnął się niechętnie. - Co obiecałaś doktorowi, Stacey?

„Boże,   znowu   ta   jego   dokładność!   -   pomyślała   Stacey.   -   Nigdy   niczego   nie   przeoczy,   nawet 

najdrobniejszego szczegółu.” Przygryzła dolną wargę.

- Ja... obiecałam, że zareklamuję go w programie Corda Marshalla - odparła. - Zdaje się, że doktor chce 

trochę rozkręcić interes.

- Stacey!

- Już dobrze, dobrze! - zawołała. - Obiecałam, że przyślę mu kilka zdjęć taty z autografem. - Była 

dumna ze swego refleksu. Justin kupił to kłamstwo, kiwając z satysfakcją głową.

- To, oczywiście, da się załatwić. Powiem June, żeby przysłała mu jutro pięć takich fotografii. A może 

prosił o więcej?

53

background image

- Myślę, Justinie, że pięć sztuk będzie dla doktora miłą niespodzianką - powiedziała Stacey.

- Dołączę do tego znaczki i literaturę wyborczą. Simpson może to rozprowadzić wśród swoich kolegów. 

Nie zaszkodzi mieć po swojej stronie kilku lekarzy...

Stacey   przestała   go   słuchać   w   momencie,   gdy   zaczął   rozważać   możliwość   zdobycia   poparcia 

Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarzy. Zawsze przestawała go słuchać, gdy mówił, jakby udzielał 

wywiadu dla programu „Dzień dobry, Ameryko!” Wyszli ze szpitala, a Stacey uświadomiła sobie, że 

Justin ciągle jeszcze mówi.

- Zgłaszanie się do wyborów  prezydenckich na początku listopada ma taką zaletę, że daje czas na 

doprowadzenie  do perfekcji stylu  kandydata,  a także na w miarę wczesne umocnienie kampanii. Na 

wiosnę będziemy w szczytowej formie...

Stacey skrzywiła się. Czy naprawdę spędziła niezwykle namiętną noc z tym człowiekiem? Wydawało 

jej się, że ktoś, kto ubiera się w taki nudny, monotonny sposób i potrafi jedynie bezosobowo i poważnie 

rozmawiać o strategii politycznej, jest tak samo nieprzystępny i pozbawiony uczuć jak komputer IBM. 

Czy to możliwe, aby w tym ubranym na szaro automacie ukrywał się namiętny i czuły człowiek? To 

rozdwojenie budziło w niej wątpliwości.

- Zgadzasz się, Stacey? - Usłyszała pytanie Justina, gdy doszli do samochodu.

- Co? - spojrzała na niego nieprzytomnie.

-   Proponuję   ci,   żebyś   spędziła   część   lutego   w   New   Hampshire,   organizując   tam   spotkania 

przedwyborcze. - W jego głosie zabrzmiało zniecierpliwienie.

Stacey pomyślała, że w lutym będzie w siódmym miesiącu. Cmoknęła z irytacją.

- Sądziłam, że twoja kampania w New Hampshire jest już zapięta na ostatni guzik. Masz przecież takich 

wspaniałych agentów, dynamiczny zespół. Doskonała, precyzyjna organizacja.

Justin spojrzał na nią ze źle skrywanym rozdrażnieniem i zmęczeniem.

-  Bardzo   starannie   przygotowaliśmy   tam   grunt,   ale   nie   możemy   na  tym   poprzestać.   Podczas   całej 

kampanii  trzeba  zwracać  uwagę na najdrobniejsze szczegóły.  Nie możemy  pozwolić sobie na żadne 

ryzyko. Oczekuję, że wszyscy w twojej rodzinie zaangażują się i będą z nami współpracować.

-  Wiesz,   Justinie!  -  powiedziała.   -  Myślę,   że  bardziej   przysłużę  się   kampanii,  będąc   na  uboczu.   - 

Pomyślała, że dla kampanii byłoby najlepiej, gdyby w ogóle zniknęła na kilka lat.

Justin usiadł za kierownicą. Jego twarz była zachmurzona.

- Nie zamierzasz niczego nam ułatwiać, prawda, Stacey?

Położyła głowę na oparciu fotela i zamknęła oczy. Wydawało jej się, że obydwoje mówią różnymi 

językami. On był zajęty zbliżającymi się wyborami, podczas gdy ona skupiła całą swoją uwagę na ich 

dziecku, którego istnienie trzymała w tajemnicy. Niestety, stawało się to coraz trudniejsze, a jednocześnie 

nie potrafiła zaufać temu opętanemu polityką człowiekowi.

54

background image

- Dlaczego tak bardzo się w to wszystko angażujesz, Justinie? - nagle zainteresowało ją to, chciała 

czegoś się o nim dowiedzieć, poznać motywy działania. - Wiem, że ubieganie się o prezydenturę jest 

jedynym możliwym sposobem samorealizacji mojego ojca, ale ciebie przecież to nie dotyczy. Co w tym 

wszystkim znajdujesz dla siebie, poza morderczym rozkładem zajęć, napięciem, wyczerpaniem i rutyną?

- Więc tak, według ciebie, wygląda działalność polityczna? - zapytał Justin. - Tak właśnie wyobrażasz 

sobie kampanię prezydencką? - W jego głosie brzmiało niedowierzanie. - Czy naprawdę jest to tylko 

możliwość samorealizacji? Tylko wyczerpanie, strach i napięcie?

Stacey przytaknęła, a jej oczy zabłysły.

- Czyżbym zapomniała wspomnieć o dehumanizacji i obłudzie? Możesz jeszcze to dodać do listy.

Justin spojrzał na nią zaskoczony.

- Jak możesz być tak źle do tego nastawiona? - zawołał. - Stacey, przecież to jest sposób na życie! To 

szansa na przekształcenie pomysłów senatora, które mogłyby być równie dobrze moimi własnymi, w 

realne programy prowadzące do stabilizacji i poprawy warunków życia naszego społeczeństwa. Przecież 

to możliwość umocnienia demokracji!

-   Justinie,   nie   występujesz   w   tej   chwili   przed   kamerami   -   przerwała   mu   Stacey.   -   Czy   mógłbyś, 

porzucając krasomówstwo, wyjaśnić mi, dlaczego chcesz poświęcić swoje życie temu, aby uczynić mego 

ojca prezydentem? - zapytała. - Jestem bardzo tego ciekawa. Naprawdę chciałabym wiedzieć...

- Co sprawia, że jestem taki, jaki jestem? - dokończył Justin, uśmiechając się lekko.

- Stanowisz wielką zagadkę - ciągnęła Stacey. - Znam cię od dziesięciu lat, ale w dalszym ciągu jesteś 

dla mnie zupełnie obcym człowiekiem.

Jego twarz zmieniła się w jakiś dziwny sposób. Uruchomił samochód i włączył się w ruch uliczny.

- Czy zapoznałaś się kiedyś z jedną chociaż ekonomiczną propozycją swego ojca? - zapytał. - Albo 

przeczytałaś jakąś jego wypowiedź na temat polityki zagranicznej?

Stacey zaprzeczyła. Pomyślała ze smutkiem, że ten człowiek nie potrafi zrezygnować z politycznych 

przemówień.

- No cóż - ciągnął. - Wszystkie te propozycje i pomysły są moje, Stacey. Wymyślone i napisane przeze 

mnie. Oczywiście, twój ojciec stworzył te najbardziej spektakularne opinie na temat rodziny i moralności, 

ale to ja określiłem jego stanowisko dotyczące ekonomii i polityki zagranicznej.

Stacey wzruszyła ramionami.

- Chyba nie bardzo wiem, o czym mówisz - powiedziała.

- Na uniwersytecie w Stanford wybrałem specjalizację z ekonomii - mówił dalej, jakby w ogóle jej nie 

słysząc. - Kiedy skończyłem Szkołę Ekonomiczną Whartona, spróbowałem sił w świecie biznesu. Dobrze 

poznałem różne finansowe sztuczki, ale w końcu znudziło mnie to. Lubiłem świat idei. Właśnie myślałem 

o   przyjęciu   stanowiska   wykładowcy   na   uniwersytecie,   gdy  spotkałem   twego   ojca   podczas   zbierania 

funduszy w Nowym Jorku. Zainteresował mnie. Chciał osiągnąć sukces na skalę państwową, ale nie miał 

w sobie potrzebnej do tego siły i determinacji. Ja, dzięki doświadczeniu wyniesionemu z pracy w handlu i 

55

background image

reklamie, wiedziałem wszystko o panujących tendencjach i kierunkach. Umiałem sprzedać każdy towar. 

To wystarczyło, aby twój ojciec zaproponował mi pracę. Otrzymałem stanowisko asystenta administra-

cyjnego,   dzięki   któremu   mogłem   łączyć   politykę   ekonomiczną   z   moimi   ulubionymi   teoriami   i 

pomysłami. - Jego oczy rozświetlił entuzjazm. - Kiedy trzeba było zająć jakieś stanowisko dotyczące 

spraw   zagranicznych,   pochłaniałem   wszystko,   co   było   dostępne   na   ten   temat.   Rozmawiałem   z 

ekspertami, kończyłem różne kursy. To cudowne - uczyć się, tworzyć i wprowadzać w życie pomysły.

- Czyli  ty odwalałeś  całą robotę, a tata  zbierał  zaszczyty  - zaprotestowała  Stacey.  - Wszyscy  byli 

przekonani, że to jego teorie. Nie obchodzi cię to, Justinie? - zapytała.

- Oczywiście, że nie - odparł. - Nie jestem politykiem, Stacey. Pomijając moje umiejętności handlowe, 

jestem tylko ekonomistą i entuzjastą polityki zagranicznej. Prowadzenie kampanii to rzecz tymczasowa, 

konieczna, jeśli chcemy, aby twój ojciec został prezydentem - ciągnął Justin. - Ja sam nie mam ani takich 

pieniędzy, ani takich powiązań politycznych, ani takiego autorytetu wśród polityków jak twój ojciec. On 

jest   kandydatem   lub,   jeśli   wolisz,   przywódcą   moich   marzeń.   Obydwaj   z   senatorem   bardzo   szybko 

zorientowaliśmy   się,   ile   jesteśmy   dla   siebie   warci.   Nasza   współpraca   układa   się   harmonijnie   i 

bezproblemowo.

- I jeśli ojciec dostanie się do Białego Domu, ty zdobędziesz ważną, wysoko notowaną pozycję - dodała 

Stacey. - Będziesz miał wielką władzę. - Stacey nareszcie zaczynała wszystko rozumieć i ta prawda była 

przygnębiająca.

- Tak - przyznał Justin szczerze. - Nie przeczę, że władza stanowi pokusę nie do odparcia, ale jest też 

coś   ważniejszego.   Mam   wrażenie,   że   dzięki   temu   należę   do...   -   przerwał   i   zmarszczył   brwi, 

niezadowolony, że powiedział zbyt dużo. Było jasne, że Justin nie chce dłużej rozmawiać na ten temat, 

ale Stacey nie zamierzała rezygnować.

- Należysz do czego, Justinie? - drążyła.

- Nieważne. - Uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Nie chcę cię dłużej zanudzać. - Był najwyraźniej 

skrępowany.

To zafascynowało Stacey. Nie zamierzała pozwolić, aby teraz wymknął się jej.

- Zanudzałeś mnie przez całe lata tym swoim politycznym żargonem - odparła. - Powiedz mi, Justinie.

- Co mam ci powiedzieć? - próbował wykręcić się od odpowiedzi.

- To, co ukrywasz. Coś o jakiejś przynależności.

- Stacey, nie mam ochoty rozmawiać na ten temat - uciął krótko.

Przysunęła się bliżej niego.

- Nie przestanę cię męczyć, dopóki mi nie powiesz, Justinie. - Zobaczyła, jak mocno zaciska szczęki, 

jak kurczowo trzyma kierownicę. Przysunęła się jeszcze bliżej. - Mów - rzekła łagodnie. Uświadomiła 

sobie, że go dręczy i przypomniało jej się oskarżenie Grace: „Od lat zadręczasz tego człowieka!” Czyżby 

naprawdę tak było? Ta myśl zaniepokoiła ją.

Justin wziął głęboki oddech.

56

background image

- Nigdy nie należałem do nikogo ani do niczego - zaczął mówić monotonnie, bez żadnych emocji. - 

Wychowywałem się w różnych sierocińcach i nie miałem własnej rodziny. Chociaż muszę przyznać, że 

opiekunowie byli dla mnie raczej mili. Wiedziałem jednak, że moim jedynym kapitałem jest inteligencja. 

Dlatego studiowałem i pracowałem, całkowicie rezygnując z innych rzeczy

- sportu, przyjaźni, działalności społecznej. Otrzymałem stypendium w Stanford. Byłem wzorowym 

studentem, ale nigdy nie brałem udziału w życiu studenckim. Później, po skończeniu studiów, również 

nic się nie zmieniło.

- A posiadając władzę, nie musisz starać się, żeby do czegokolwiek należeć - powiedziała Stacey w 

zamyśleniu. - Siłą rzeczy zostajesz włączony. Ty wszystkim kierujesz. - Spojrzała na niego z uwagą. Po 

raz pierwszy udało jej się wyciągnąć z niego tak osobiste zwierzenia. Nie miała pojęcia, jak bardzo był 

samotny w młodości, jak bardzo brakowało mu miłości. Ze wstydem uświadomiła sobie, że nigdy nie 

starała się dowiedzieć czegokolwiek bliżej o nim.

Justin, bardzo zakłopotany, wzruszył ramionami. Stacey była pewna, że żałował teraz chwili słabości i 

tak osobistej rozmowy. Ona jednak chciała wiedzieć jeszcze więcej. Czuła, że jakiś wewnętrzny nakaz 

zmusza ją do poznania prywatnego życia Justina.

- Czy nigdy nie pragnąłeś  czegoś  więcej w życiu  niż tylko  zawodowych  i szkolnych  sukcesów? - 

zapytała. - Czy nigdy nie chciałeś założyć własnej rodziny? - Pytanie to wymknęło się jakoś samo, wbrew 

woli Stacey.

- Wydaje  mi  się, że w którymś  momencie  swego życia  poczułem  taką potrzebę  - przyznał  Justin, 

uśmiechając   się   lekko.   -   Jednak   dziesięć   lat   temu   zacząłem   pracować   z   twoim   ojcem   i   zawarłem 

znajomość z rodziną Liptonów, a to...

- Nie musisz nic więcej mówić - ucięła oschle Stacey. - Obserwowanie z bliska Liptonów może w 

każdym   zabić   chęć   założenia   własnej   rodziny.   Nie   zaskoczyłeś   mnie   tym.   Wiem,   że   nie   jesteśmy 

normalni.

- Nie to miałem na myśli, Stacey - odparł Justin. - Chciałem powiedzieć, że poczułem się członkiem 

waszej rodziny.

Stacey   spojrzała   na   niego   z   niedowierzaniem.   Justin   Marks   miał   należeć   do   jej   rodziny?   Była 

zaskoczona. To wydawało się nieprawdopodobne. W ciągu tych dziesięciu lat nikt z Liptonów, nawet 

rodzice, nie uważali Justina za członka rodziny. Mógł być, oczywiście, bezcennym pracownikiem, ale 

nigdy jednym z nich!

Spojrzała   na   siedzącego   obok   przystojnego   mężczyznę   i   łzy   napłynęły   jej   do   oczu.   To   znowu   te 

cholerne hormony! Miała ochotę zapłakać nad samotnością tego człowieka i nad tym, jak bardzo był 

niezrozumiany. Zaczęła szukać w torebce chustki.

- Czy zjesz ze mną kolację dzisiaj wieczorem? - zapytał Justin. Stacey z ulgą pomyślała, jak dobrze 

złożyło się, że panujący na drodze ruch i padający deszcz zmuszają Justina do skupienia uwagi tylko 

najeździe. Nie potrafiłaby wyjaśnić mu, dlaczego płacze. Sama nawet tego nie wiedziała!

57

background image

-   To   nie   jest   dobry  pomysł,   Justinie   -   odpowiedziała   cicho.   W   każdym   bądź   razie   nie   teraz,   gdy 

wzbudził w niej takie wyrzuty sumienia.

-   Dlaczego   nie?   -   zapytał.   -   Przecież   obydwoje   musimy   jeść,   prawda?   -   Zabrzmiało   to   zupełnie 

niewinnie.

- Tak, ale nie razem - odpowiedziała.

- Właśnie, że razem - powiedział stanowczo.

- Justinie, to nie ma sensu. - Zgniotła papierową chusteczkę i wrzuciła ją do torebki. - Jesteśmy zbyt 

różni, a poza tym nie interesują mnie przelotne romanse.

- Wiem - odpowiedział z jakąś dziwną satysfakcją w głosie. - Uważam, że to, co jest między nami, nie 

jest przelotne.

Przyznała mu w duchu rację. Cokolwiek między nimi zdarzyło się, dalekie było od przypadkowości i 

przelotności. Panujące między nimi napięcie było zawsze bardzo silne.

Popatrzyła przez okno na padający deszcz i nie mogła powstrzymać się, żeby nie zapytać.

- Justinie, czy miałeś jakieś... chwilowe romanse?

Uświadomiła sobie, że przez wszystkie lata ani razu nie widziała, żeby wychodził na randkę. Zawsze 

znajdował   się   w   pobliżu,   z   danymi   statystycznymi,   organizując   różne   spotkania   dla   senatora   i   jego 

rodziny.  Były to jednak tylko oficjalne okazje. Justin uczestniczył  w nich służbowo. Liptonowie nie 

spoufalali  się z asystentem administracyjnym  senatora. Stacey zaczęła się zastanawiać, jakie kobiety 

podobają się Justinowi. Co by się stało, gdyby nagle pojawił się na którejś z tych uroczystości z piękną 

blondynką u boku? Poczuła dziwny ucisk w żołądku, na pewno nie mający nic wspólnego z ciążą.

Justin był wyraźnie niezadowolony z poruszonego tematu.

- Owszem, byłem w swoim życiu związany z kilkoma kobietami - powiedział i wzruszył ramionami. - 

Nic jednak nie przetrwało. Nie było żadnych zobowiązań.

Stacey nawet nie próbowała zrozumieć, czemu odpowiedź tak bardzo ją ucieszyła.

- Czy dlatego, że całkowicie poświęciłeś się karierze? - zapytała.

- Może czekałem, aż dorośniesz i zauważysz mnie, Stacey - zrewanżował się.

- A jeśli w to uwierzę, obiecasz mi gwiazdkę z nieba? - zakpiła.

Justin rzucił jej szybkie zagadkowe spojrzenie.

-   Skoro   wyczerpaliśmy   już   ten   temat,   czy   możemy   wrócić   do   sprawy   naszej   dzisiejszej   wspólnej 

kolacji? - zapytał.

- Jesteś bardzo uparty - odpowiedziała zirytowana.

- Oczywiście, że jestem. To cecha wszystkich polityków. A więc, dokąd pójdziemy na kolację?

Westchnęła   z   rezygnacją.   Justin   nie   zrezygnuje   i   nie   pogodzi   się   z   odmową.   Ona   zaś   była   zbyt 

zmęczona, aby dłużej z nim się spierać.

-   No   dobrze   -   zgodziła   się   z   oporami.   -   Zjemy   wspólnie   kolację,   ale   to   wszystko,   Justinie.   Nie 

zamierzam iść z tobą do łóżka - dodała dzielnie i zaczerwieniła się.

58

background image

Justin nic nie odpowiedział, Stacey jednak zauważyła pełen zadowolenia uśmieszek. I chociaż bardzo 

chciała rozzłościć się na niego, zupełnie jej się to nie udało. Po prostu nie była zła na niego ani za to, że 

tak nalegał na tę kolację, ani za to, że w taki bezwzględny sposób zaciągnął ją do lekarza. I nawet nie 

próbowała zrozumieć, dlaczego jego uśmiech wzruszył ją.

59

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

- Czy moglibyśmy zatrzymać się przy aptece? - zapytała Stacey, gdy zjechali z autostrady na drogę 

prowadzącą do miasta. - Chciałabym  kupić witaminy i żelazo, które przepisał mi doktor Simpson. - 

Oczywiście nic nie wspomniała o przeciwwymiotnym lekarstwie, które w tej chwili było najważniejsze.

- Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie - odpowiedział Justin.

Stacey uśmiechnęła  się.  Justin   był  tak  uprzejmy,  że  nagle  przestała  razić   jego  ogromna  dbałość  o 

szczegóły, która zawsze doprowadzała ją do szaleństwa.

Ciągle   mżył   deszcz.   Wjechali   na   parking   obok   apteki   wielkiej   jak   supermarket.   Justin   wysiadł   z 

samochodu, a Stacey odpięła pasy bezpieczeństwa i chwyciła klamkę. Miała wrażenie, że drzwi zacięły 

się, więc mocno popchnęła je ramieniem. Odskoczyły z impetem w tym samym momencie, gdy z drugiej 

strony podszedł do nich Justin.

Nie przyszło jej do głowy, że Justin może obejść samochód dookoła po to, aby otworzyć jej drzwi. 

Kiedy po raz ostami  mężczyzna  zachował  się wobec niej  z taką  kurtuazją?  W dzisiejszych  czasach 

oczekuje się od kobiet, aby same dawały sobie radę ze wszystkim. I właśnie teraz Stacey, nauczona takiej 

samodzielności, otworzyła drzwi i uderzyła nimi Justina w sam środek czoła!

Rozległ się suchy trzask i z rany na czole zaczęła obficie płynąć krew. Stacey krzyknęła i wyskoczyła z 

samochodu. Justin patrzył przed siebie nieprzytomnym wzrokiem, a kolana zaczęły się pod nim uginać. 

Stacey z przerażeniem ujrzała, jak bezwładnie usiadł na ziemi.

- O Boże, Justinie! - zawołała i uklękła obok niego. - Zabiłam cię!

Justin otworzył jedno oko i ostrożnie dotknął ręką czoła.

- Czuję się tak, jakby przetoczył się po mnie atak całej drużyny futbolowej Uniwersytetu Nebraska - 

powiedział niepewnym głosem, próbując się uśmiechnąć.

- Och, Justinie! - Chociaż jego utrata przytomności trwała. dosłownie kilka sekund, Stacey była tym 

potwornie przerażona. Na czole Justina urósł już duży krwiak, a z głębokiego rozcięcia ciągle płynęła 

krew.

- Justinie, przepraszam - powiedziała Stacey i zaczęła płakać. - Nie wiedziałam, że tam stoisz. Nie 

spodziewałam się, że będziesz chciał otworzyć mi drzwi. - Przytuliła jego głowę do piersi i zaczęła 

potrząsać torebką w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby opatrzyć ranę. - Zużyłam ostatnią chusteczkę. 

Czym mam zatamować to krwawienie? Och, Justinie! Tak mi przykro!

- To nie była twoja wina, Stacey - powiedział Justin uspokajająco. - Wypadki chodzą po ludziach. - 

Stacey uświadomiła sobie całą ironię tej sytuacji. To o n a go zraniła, a teraz on próbuje ją pocieszyć. - W 

kieszeni marynarki mam chustkę - dodał.

Stacey znalazła starannie złożoną białą chustkę. Przycisnęła ją do rany i spojrzała na Justina z troską. To 

nie był już ten mężczyzna, którego znała. Nie wydawał się już taki wygładzony i nieskazitelny. Jego 

ubranie było przemoczone, ubrudzone ziemią oraz krwią; włosy mokre i potargane. Był taki niepodobny 

do siebie. Łzy ponownie napłynęły do oczu Stacey. Patrzyła na Justina, gdy siedział na ziemi bezbronny, 

60

background image

zakrwawiony, zabrudzony i obolały. To jej wina! Mocniej przycisnęła chustkę do rany; Justin skrzywił 

się.

- Przepraszam - płakała. - Biedny Justin!

- Wszystko w porządku - zapewnił ją. - Tylko czuję się nieco idiotycznie, siedząc na ziemi w strugach 

deszczu.

Justin wstał gwałtownie, zrobił kilka kroków i nagle zatoczył się. Stacey podbiegła do niego i mocno go 

objęła.

- Kręci ci się w głowie? - zapytała. - Oprzyj się o mnie, Justinie. Chyba wstałeś za szybko. - Przeraził ją 

kolor jego twarzy, białej jak ściana. - Nie jest wykluczone, że masz wstrząs mózgu. - Właściwie była tego 

pewna. Drzwi uderzyły Justina bardzo mocno, a jego utrata przytomności i późniejsze zawroty głowy 

tylko potwierdziły jej diagnozę. Lucas już kilka razy w swojej brutalnej karierze futbolowej miał wstrząs 

mózgu i Stacey doskonale znała świadczące o tym objawy.

Justin, podtrzymywany przez Stacey, dotarł do samochodu. Chustka, którą przez cały czas przyciskał do 

czoła, była już zupełnie przesiąknięta krwią.

- Daj mi kluczyki, Justinie - powiedziała Stacey. - Jedziemy do najbliższego szpitala.

Jej   ręce   drżały,   gdy   przeszukiwała   kieszenie   Justina.   Pochyliła   się,   a   on   oparł   ręce   o   jej   biodra   i 

powiedział:

- Do szpitala? To zupełnie niepotrzebne, Stacey. W domu poleję ranę jodyną i...

- Jedziemy do szpitala, Justinie. - Miała już w ręku kluczyki. - Trzeba założyć na tę ranę kilka szwów, a 

poza tym masz chyba wstrząs mózgu.

Justin protestował podczas całej drogi do szpitala, jednak Stacey całkowicie go ignorowała.

- Nie próbuj być taki dzielny - powiedziała. - Wiem, że cierpisz. Nie musisz przede mną udawać.

Gdy dojechali już na miejsce, Stacey pomogła mu wysiąść z samochodu i dojść do izby przyjęć. Wobec 

dyżurnej  pielęgniarki  zachowywała  się jak rozwścieczona  lwica broniąca  małych.  Jeśli sytuacja tego 

wymagała, Stacey potrafiła zachowywać się, jak przystało córce senatora. Nie zważając na przemoczone i 

zakrwawione ubranie, podała swoje nazwisko, a tym samym nazwisko ojca, i zażądała, aby natychmiast 

przyjęto Justina. Tak też się stało.

Była przy nim przez cały czas. Lekarz obejrzał ranę i kazał zrobić rentgen czaszki. Następnie założył 

cztery szwy i na koniec zgodził się z diagnozą Stacey, że Justin ma wstrząśnienie mózgu. Zalecił, aby 

przez następne kilka dni chory leżał spokojnie w łóżku. Wypisał także receptę na lekarstwo przeciwko 

mogącemu pojawić się bólowi głowy.

- Kilka dni w ciszy i spokoju! - powiedział Justin ironicznie, gdy wyszli ze szpitala. Miał na głowie 

imponujący opatrunek. Stacey podtrzymywała go, mocno obejmując w pasie.

- Gdyby doktor zobaczył mój rozkład zajęć na najbliższe dni - ciągnął Justin - zrozumiałby, jak bardzo 

niedorzeczne jest jego polecenie!

61

background image

- Justinie, musisz posłuchać lekarza - odparła Stacey. - Nie możesz teraz, po takim wypadku, prowadzić 

swojego szalonego trybu życia.

- Stacey, czuję się świetnie - zaprotestował Justin. - Nie będę leżał w łóżku i tracił czasu tylko dlatego, 

że uderzyłem się w głowę!

Dotarli do samochodu i Stacey pomogła Justinowi wsiąść do niego.

- Pojedziesz teraz prosto do domu - powiedziała. - Położysz się do łóżka i zastosujesz do wszystkich 

poleceń doktora. Ja natomiast zamierzam upewnić się, że tak właśnie będzie.

Justin uśmiechnął się rozbawiony.

- Jesteś bardzo stanowcza, Stacey - powiedział.

- Tak, upór jest cechą wszystkich ludzi związanych z polityką - odpowiedziała, przypominając mu jego 

własne słowa. - Nawet tych opornych, stojących na uboczu.

Znów zatrzymali się przy aptece, aby kupić przeciwbólowe lekarstwo dla Justina i zrealizować receptę 

Stacey.   Lek   przeciwwymiotny   będzie   jej   teraz   bardzo   potrzebny,   skoro  ma   dobrze   zaopiekować   się 

Justinem.

- Myślę, że będzie lepiej, jeśli tym razem zostanę w samochodzie - powiedział Justin obrażonym tonem. 

Jednak mówiąc to, uśmiechnął się i Stacey spojrzała na niego z rosnącym podziwem. Był taki dzielny. 

Nie zdawała sobie dotąd sprawy z tego, że Justin ma takie doskonałe poczucie humoru. Żartował teraz, 

kiedy prawdopodobnie był bardzo cierpiący!

Pochyliła się, żeby uścisnąć jego rękę.

- Zaraz wrócę z lekarstwami, Justinie - powiedziała ciepło.

Dwadzieścia minut później Justin wprowadził Stacey do swego mieszkania, składającego się z kilku 

pokoi na pierwszym piętrze odnowionego domu niedaleko Kapitelu. Ściany pomalowane zostały na biało, 

a w  oknach, zamiast  zasłon, wisiały żaluzje. Niemodne  i źle  dobrane  meble  były  na pewno nie  do 

przyjęcia nawet w czasach, kiedy je wyprodukowano.

- Och! - zawołała Stacey, rozglądając się po strasznym salonie. - Co za odważne pomieszanie stylów! 

Czy... sam urządzałeś swoje mieszkanie, Justinie?

- Nie - odpowiedział. - Wynająłem je już umeblowane.

Stacey odetchnęła z ulgą.

- Więc nie obrazisz się, jeśli powiem, że te meble są ohydne? - zapytała. - Od patrzenia na tę kanapę po 

prostu bolą oczy!  Nie mogę sobie przypomnieć, kiedy były modne ogromne pomarańczowe róże na 

ckliwym różowym tle. I w dodatku to krzesło w niebieskie i żółte pasy! Zbrodnia!

Justin roześmiał się.

- Naprawdę nie spędzam tutaj zbyt dużo czasu - powiedział. - To mieszkanie jest wygodne, bo znajduje 

się blisko biura, a poza tym ciągle nie mam swoich mebli. - Obojętnie wzruszył ramionami.

Kuchnia i sypialnia urządzone były w ten sam bezosobowy i ponury sposób. Nie było tam żadnego 

śladu obecności Justina Marksa.

62

background image

- Mieszkasz tu od dziesięciu lat? - zapytała z niedowierzaniem. Jak mógł to wytrzymać? I jak w ogóle 

można mieszkać gdzieś dziesięć lat i chociaż trochę nie naznaczyć tego miejsca swoją obecnością?

- Kupiłem  nowy materac  trzy lata  temu  - powiedział  Justin i usiadł na brzegu podwójnego łóżka, 

przykrytego kapą z brązowego sztruksu.

- To dobrze, ponieważ kilka następnych dni spędzisz w łóżku, a położysz się do niego już! - Spojrzała 

mu prosto w twarz. - Teraz się rozbierzesz. Przygotuję ci obiad,

Zanim zdążył odpowiedzieć, Stacey przeszła z sypialni do malej, brzydkiej kuchni. W lodówce nie było 

nic,   poza   na   wpół   opróżnionym   pudełkiem   margaryny.   Zajrzała   do   szafek   wiszących   na   ścianach; 

znalazła tam dziwny zestaw talerzy i szklanek, należący najwyraźniej do wyposażenia mieszkania. Był 

tam jeszcze bochenek chleba i duża puszka czekolady w proszku. Zdumiona wróciła do sypialni.

Justin w dalszym ciągu siedział na brzegu łóżka.

- Ależ tutaj w ogóle nie ma jedzenia! - zawołała Stacey.

- Rzadko jadam w domu - odparł Justin. - Czasem robię sobie śniadanie złożone z tostów i czekolady. 

Kilka razy zdarzyło mi się jeść tutaj obiad, ale wtedy po prostu kupowałem w sklepie coś mrożonego.

- Nie możesz nie mieć nic do jedzenia w domu! - upierała się Stacey. Nie rozumiała tego. Może Justin 

był naprawdę jakimś skomputeryzowanym, doskonałym mechanizmem?

Stacey   przyglądała   mu   się,   jak   zdejmował   marynarkę.   Pomyślała,   że   ten   człowiek   nigdy   nie   miał 

swojego domu i rodziny. Jego mieszkanie, okropnie urządzone i pozbawione niezbędnych do normalnego 

życia przedmiotów, było prawdopodobnie wszystkim, co mógł nazwać własnym domem. Było to tak 

samo żałosne jak fakt, że Liptonowie stanowili dla niego ideał rodziny. Jak bardzo obydwie te rzeczy 

były dalekie od prawdy!

Justin patrzył uważnie, jakby chciał poznać jej myśli. Nagle przewrócił się na łóżko, chwytając się za 

obandażowaną głowę.

- Justinie! - zawołała Stacey i podbiegła do niego. - Czy znowu masz zawroty głowy? - Lekarz ostrzegł 

ją przed tym.

- Tak...

- Och, biedny Justin! - Pomogła mu ostrożnie położyć głowę na poduszkach. - Czy chcesz tabletkę 

przeciwbólową? - Odpięła guziki jego koszuli, chcąc ułatwić mu oddychanie.

Nagle Justin chwycił ją za nadgarstki i przycisnął jej dłonie do swojej piersi. Poczuła pod palcami 

kręcone, ciemne włosy i silne, umięśnione ciało. Odetchnęła głęboko. W tej chwili Justin nie wyglądał 

jak człowiek cierpiący na zawroty głowy. Był bardzo czujny, skupiony i...

- Justinie... - Stacey próbowała uwolnić ręce, ale trzymał je mocno.

- Czy mówiłem ci już, jaka jesteś piękna? - zapytał stłumionym głosem.

Jej serce gwałtownie zabiło. Biorąc jednak pod uwagę okoliczności, to znaczy łóżko, ciszę i mrok w 

pokoju, a także bandaż na głowie Justina, Stacey zachowała zdrowy rozsądek. Zmusiła się do uśmiechu.

63

background image

- Chyba naprawdę majaczysz, Justinie. Wyglądam jak zmokła kura - powiedziała, wiedząc, że jest 

bliska   prawdy.   Włosy   miała   wilgotne,   proste   i   sztywne   od   deszczu,   sukienka   była   pognieciona   i 

zakrwawiona, a po makijażu nie zostało ani śladu.

- Nie! - Wziął jej twarz w swoje ręce. - Nie, Stacey. Dla mnie jesteś piękna. Piękna... - Jego ochrypły 

głos był jak pieszczota. Justin objął ją za szyję i przyciągnął do siebie. Przez krótką, cudowną chwilę nie 

myślała o niczym, tylko leżała z policzkiem przyciśniętym do miękkich włosów, czując pod sobą silne, 

muskularne ciało.

Jedną ręką w dalszym ciągu obejmował jej kark, drugą zaś zaczął gładzić biodro. Z ust Stacey wydobył 

się cichy jęk, poczuła budzący się w niej wielki ogień.

Wystarczył jeden krótki moment, by Justin wsunął swoją nogę między nogi Stacey i przewrócił ją na 

plecy. Leżał teraz obok, a ręka wędrowała po ciele Stacey, przesuwała się po piersiach, brzuchu i udach. 

Poruszała ustami, chcąc wymówić jego imię, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Patrzyła w 

ciemne oczy znajdujące się teraz blisko jej twarzy. I wtedy powoli i nieodwołalnie jego usta zaczęły 

zbliżać się.

- Nie, Justinie - wyszeptała, ale wiedziała, że był to bardzo symboliczny protest. Zadrżała. Chciała 

poczuć jego wargi na swoich i to pragnienie doprowadzało ją do rozpaczy. Usta mężczyzny zatrzymały 

się na chwilę.

- Tak, Stacey - wyszeptał i wsunął dłoń między uda, by pieścić ją w najbardziej intymny sposób. - Tak, 

kochana.

Nie mogła oddychać ani mówić. Pod wpływem pieszczot ciało wygięło się w łuk, a z ust wydobyło się 

westchnienie.

- Pragniesz mnie, Stacey - powiedział Justin, obserwując jej reakcję. - Chcesz mnie. Powiedz mi to. - 

Nie przestawał jej pieścić w tak zmysłowy sposób, że bliska była szaleństwa. - Powiedz, kochanie. Chcę 

usłyszeć, jak to mówisz.

Nie potrafiła mu się oprzeć, nie mogła już opanować narastającej w niej dzikiej żądzy.  Jego język 

dotykał lekko jej języka, drażnił, ale w końcu uciekał, dopóki nie zawołała.

- Och, Justinie! Chcę ciebie! Bardzo cię pragnę!

Usta wreszcie złączyły się i zaczęli całować się mocno, gwałtownie, z żarem, który budził jeszcze 

większą namiętność. Ręka Justina nie przestawała pieścić Stacey. Przylgnęła, pragnąc go...

Dzwonek telefonu dochodził jakby z innego wymiaru. Natrętny i napastliwy, był zgrzytem w ich bardzo 

prywatnym   świecie.   Nie   przestawał   jednak   dzwonić!   Po   sześciu   dzwonkach   nie   mogli   dłużej   go 

ignorować. Czarny telefon stał na nocnym stoliku i brzęczał długo, aż Justin nie odsunął się od Stacey i 

nie odebrał go.

-   Słucham   -   warknął   do   słuchawki.   -   Tak,   Fred.   Tak,   zrobiłem   to.   Tak,   wiem.   Opublikowaliśmy 

oświadczenie, które nakreśla...

64

background image

„Jeszcze jedna polityczna rozmowa” - pomyślała Stacey. Było to coś na temat głosowania w senacie. 

Słuchała, niezdolna do tego, żeby myśleć, poruszyć się czy zrobić cokolwiek innego. Czuła się słaba i 

zdezorientowana; zbyt szybko nastąpił powrót z wyżyn seksualnego pobudzenia do rzeczywistości.

Leżała teraz na łóżku i czuła się pusta, zawiedziona i coraz bardziej zła. Zorientowała się, że Justin 

przygląda   się   jej   i   nagle   uświadomiła   sobie,   jak   musi   wyglądać,   leżąc   wyciągnięta   na   łóżku,   z 

rozrzuconymi nogami i piersiami poruszanymi szybkim, płytkim oddechem. Usiadła gwałtownie, mając 

wrażenie, że zaczerwieniła się od czubka głowy po pięty. Justin mocno chwycił ją za rękę.

- Puść mnie! - powiedziała cicho. Z trudem opanowała się, żeby tego nie wykrzyczeć. Co powiedziałby 

Fred Rhodes, gdyby usłyszał, że w sypialni szefa znajduje się córka senatora?

- Fred, porozmawiamy jutro rano - powiedział Justin. Przez cały czas trzymał Stacey bardzo mocno. Nie 

mogła   się   uwolnić   i   coraz   bardziej   chciała   krzyczeć.   Justin   zdawał   sobie   chyba   z   tego   sprawę,   bo 

natychmiast zakończył rozmowę.

- Puść moją rękę, Justinie! - wrzasnęła chwilę po tym, jak Justin odłożył słuchawkę. - Natychmiast!

- Stacey, wiem, że jesteś zdenerwowana - powiedział Justin uspokajająco.

- Masz rację, do cholery! - odparła Stacey. - Jestem zdenerwowana! I jeśli zaraz mnie nie puścisz...

- Połóż się, kochanie. Byłaś tak blisko;.. Pozwól mi...

-   Nie!   -   krzyknęła.   Całe   ciało   płonęło   ze   wstydu.   Cóż   najlepszego   zrobiła!   Załamywał   ją   brak 

panowania nad sobą. W równym stopniu niepokoiło to, jak rozwścieczało. Zwalczyła w sobie ogromne 

pragnienie, żeby się rozpłakać. Nagromadzone podniecenie domagało się uwolnienia, dosłownie wrzało 

w jej rozbudzonym ciele. Gdyby wtedy nie przerwał!

Nagle Justin puścił rękę Stacey. Korzystając z okazji, zerwała się z łóżka i wybiegła z pokoju.

- Wychodzę! - rzuciła przez ramię. Porwała płaszcz i torebkę z okropnego krzesła w kolorowe pasy. 

Skierowała się do drzwi wyjściowych. Nagle zamarła... Przecież nie ma samochodu! Musi zadzwonić po 

taksówkę, żeby wrócić do domu. Zazgrzytała zębami. Powrót do sypialni Justina po to, żeby skorzystać z 

telefonu, był ostatnią rzeczą, której Stacey pragnęła. Trzeba jednak w jakiś sposób dostać się do domu, a 

to za daleko, żeby iść piechotą. Musi więc wrócić do sypialni i zadzwonić.

Wyprostowała ramiona i weszła do pokoju, z którego dopiero uciekła. Zdziwiła się, widząc, że Justin 

wciąż jeszcze leży na plecach, a jego oczy są zamknięte.

-  Justinie?   -  powiedziała  ostrożnie.  Leżał   zupełnie   nieruchomo.  Wzrok   Stacey  spoczął  na  bandażu 

opasującym jego czoło i na ten widok serce nerwowo w niej podskoczyło.

- Justinie, dobrze się czujesz? - Zrobiła krok w jego stronę.

Otworzył oczy.

- Myślałem, że już poszłaś, Stacey - powiedział.

- Muszę zadzwonić po taksówkę - odpowiedziała. - Mój samochód został u rodziców.

Justin podniósł dłoń do skroni.

65

background image

- Weź w takim razie mój - powiedział cicho. Musiała zbliżyć się, żeby to usłyszeć. Stanęła obok łóżka i 

spojrzała na Justina. Niemal słyszała, jak bije jej serce.

- Justinie, boli cię głowa, tak? - zapytała. Doskonale wiedziała, że tak właśnie było. Doktor zalecił ciszę 

i spokój, a w ciągu ostatnich trzydziestu minut robili wszystko oprócz zachowywania ciszy i spokoju! 

„Przeze mnie ten człowiek został ranny” - obwiniała się Stacey. I teraz jeszcze bardziej pogarszała jego 

stan, całkowicie ignorując polecenia lekarza.

- Justinie - wyszeptała niepewnie, pragnąc dotknąć jego gęstych czarnych włosów.

Justin otworzył oczy i jęknął.

- Tak bardzo cię boli? - zawołała przestraszona.

Jęknął ponownie i obrócił się na bok.

- Okropnie - odpowiedział. Jego głos był przytłumiony. - Do diabła, nie zamierzam uskarżać się, Stacey. 

Nie szanuję ludzi, którzy użalają się nad sobą.

-   Och,   ty   nie   jesteś   taki   -   zawołała   oburzona.-   Po   tym   wszystkim,   co   dzisiaj   przeszedłeś!   Byłeś 

wspaniały, Justinie.

Wydał z siebie dźwięk, którego nie potrafiła zidentyfikować. Pomyślała zaniepokojona, że to chyba jęk 

przed agonią. Biedak!

- Może chcesz proszek przeciwbólowy? - zapytała.

- Wezmę go później - odpowiedział. - Najpierw chyba zjem na kolację tosty i czekoladę. Weź mój 

samochód i jedź do domu. Kluczyki są w...

- Nie mogę zostawić cię w takim stanie - przerwała mu Stacey. To było nie do pomyślenia! Zostawić go 

samego, takiego cierpiącego, w tym okropnym mieszkaniu i w dodatku bez żadnego jedzenia!

- Czy zostaniesz na noc? - Dotarł do niej stłumiony głos.

Spojrzała w jego kierunku, zastanawiając się, czy ktoś kiedykolwiek został przy nim, gdy był chory lub 

gdy coś go bolało. Myślała o małym chłopcu, który dorastał, nie mając własnego domu ani rodziny. Serce 

skurczyło się pod wpływem bólu. Ogarnęła ją wielka litość dla tego znakomitego polityka i maniaka 

pracy, który teraz leżał cicho i spokojnie w łóżku. Był chory i potrzebował jej. Poczuła, że jest jej bardzo 

bliski.

- Tak, Justinie - odpowiedziała. Pragnienie, by go dotknąć, było teraz tak silne, że poddała mu się i 

wyciągnęła rękę, żeby pogładzić ramię Justina. - Tak, zostanę z tobą.

W najbliższej pizzerii zamówili telefonicznie pizzę, którą dostarczono im do domu. Justin stanowczo 

nie   pozwolił   Stacey   wyjść   po   zakupy   w   środku   nocy   i   prościej   było   podporządkować   się.   Stacey 

pomyślała, że może zaopatrzyć kuchnię Justina w żywność jutro rano.

Usiedli na łóżku, a pudełko z pizzą postawili między sobą. Zjedli ją całą; wyglądało na to, że rana 

Justina nie zmniejszyła jego apetytu. Zjadł pięć kawałków, Stacey tylko trzy.

66

background image

Justin wziął prysznic i przebrał się w błękitną piżamę. Stacey nie mogła oderwać od niego wzroku. 

Zawsze widziała go tylko w trzech kolorach: czarnym, szarym i białym. Dopiero teraz okazało się, jak 

wspaniale wygląda w niebieskim. Poza tym luźna piżama w jakiś sposób podkreślała muskularną budowę 

ciała. Stacey przełknęła łyk  coli, trzymając puszkę w nerwowych palcach. Myśli niezależnie od niej 

dryfowały w niebezpiecznym kierunku.

- Mam kilka zapasowych bluz od piżam. Są w dolnej szufladzie - powiedział Justin, nie spuszczając z 

niej wzroku. - Dlaczego nie weźmiesz gorącej kąpieli i nie włożysz jednej z nich? Moglibyśmy wtedy 

położyć się do łóżka.

Stacey zakrztusiła się colą. Justin zabrał puszkę i pochylił się, żeby poklepać dziewczynę po plecach.

- Wszystko w porządku, skarbie?

- Justinie, przestań! - Stacey zaczynała już żałować obietnicy, że zostanie na noc. Wydawało się, że bóle 

głowy zniknęły w jakiś cudowny sposób, i to bez pomocy pigułek. Justin był pełen sił witalnych, bardzo 

uwodzicielski i bardzo męski, co wprawiało ją w wielkie zakłopotanie.

- Będę spała w ubraniu - powiedziała stanowczo, cofając się przed jego dłońmi. - I nie w łóżku z tobą, 

ale na kanapie w salonie.

- Od tego wzoru na kanapie mogą przyśnić ci się koszmary - ostrzegł Justin z uśmiechem. - Poza tym 

jest zbyt krótka i wąska, żeby mogło być ci na niej wygodnie. - Chwycił jej rękę i podniósł do ust, żeby 

pocałować. - Będziemy spać w moim łóżku, Stacey.

Jego podniecające słowa i pieszczotliwy dotyk wywołały w niej falę pożądania. Wyrwała dłoń z jego 

rąk.

- Justinie, to szaleństwo! - powiedziała z jękiem.

- Nie bój się - rzekł. - Pozwól mi obejmować cię dziś w nocy. To wszystko, czego chcę. Trzymać cię w 

ramionach przez całą noc.

Stacey miała wrażenie, że zatraca się w jego ciemnych, gorących oczach. Nagle poczuła zmęczenie, 

kompletne wyczerpanie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech 

godzin: bezsenna noc, stresujący dzień, domagająca się swoich praw ciąża, doprowadziły ją do stanu 

zupełnego odrętwienia.

- Lekarz zalecił ci spokój i odpoczynek - przypomniała mu. - A to wyklucza...

- Tak, moja słodka - przerwał jej, uśmiechając się szeroko. - To rzeczywiście absolutnie wyklucza...

Zaczął gładzić jej ręce od nadgarstków do ramion. Stacey zakręciło się w głowie.

- Chodź do łóżka, Stacey - powiedział miękko. - Najwyższa pora pójść spać.

Stacey, bardzo już śpiąca, przytaknęła, nie dopuszczając do siebie żadnych innych myśli. Bardzo wolno 

poszła do łazienki. Była zbyt zmęczona, żeby wziąć prysznic. Starczyło jej sil tylko na to, aby zdjąć 

sukienkę, za ciasny biustonosz i włożyć ciemnoniebieską bluzę od piżamy Justina. Umyła twarz i wróciła 

do sypialni.

67

background image

Justin odchylił kołdrę, zapraszając do łóżka. Materac był sprężysty i bardzo wygodny, Stacey z ulgą 

wtuliła   głowę   w   poduszki,   rozkoszując   się   ciepłem,   jakie   dawała   wypełniona   pierzem   kołdra.   Na 

zewnątrz wiatr i deszcz uderzały o szyby. Poczuła się dobrze i bezpiecznie. Była szczęśliwa, że leży w 

łóżku obok Justina. Wydawało się, że zmęczenie krąży jak narkotyk w jej żyłach i usypia ją. Zamknęła 

oczy.

I chwilę później już je otworzyła. Justin wsunął palce pod elastyczny pasek rajstop i majtek.

- Zdejmij to, kochanie. - Głos był łagodny i miękki. - Będzie ci wtedy wygodniej.

Chwyciła jego rękę i ostrożnie odsunęła.

- Justinie. - Była tak senna, że z trudem mówiła. - Zróbmy długą, długą, bardzo długą przerwę.

Justin roześmiał się głęboko i radośnie. Przyciągnął ją do siebie, robiąc ze swojego ciała coś w rodzaju 

kołyski.

- Śpij, Stacey - szepnął, a ona poczuła jego oddech na swoich włosach. Przytulona do niego, już prawie 

zasypiała, gdy nagle pomyślała o Brynn. Dawno temu obydwie ustaliły, że ze względów bezpieczeństwa 

zawsze będą sobie mówiły, dokąd wychodzą.

- Justinie. - Odwróciła się w jego ramionach. - Muszę zadzwonić do Brynn i powiedzieć jej, gdzie 

jestem.

Bez narzekania i zadawania zbędnych  pytań wykręcił  numer  ich telefonu. Stacey pomyślała, że są 

jednak   takie   chwile,   kiedy   jego   praktyczność   jest   bardzo   pożyteczną   cechą.   Podczas   gdy   Stacey 

rozmawiała z Brynn, Justin przez cały czas trzymał ją w ramionach, nie pozwalając zsunąć się ciepłej 

kołdrze.

-   Cieszę   się,   Stacey,   że   zaczęłaś   rozwiązywać   swoje   problemy   -   powiedziała   Brynn,   gdy   Stacey 

wyjaśniła jej, gdzie spędzi tę noc.

- Brynnie, to nie jest to, o czym myślisz - zaprotestowała Stacey.

- Owszem, Brynn - powiedział głośno Justin. - To jest dokładnie to, o czym myślisz.

- Justinie! - upomniała go zawstydzona Stacey.

Brynn roześmiała się.

- Ten facet chyba naprawdę zmienia się przy tobie, Stace. Przecież nigdy dotąd nie żartował ani nie 

robił tego typu uwag.

- Och, to jest  prawdziwy komediant!  - zawołała  Stacey i  żartobliwie  uderzyła  Justina  w  rękę. On 

natomiast mocno objął ją ramionami i nogami, uniemożliwiając ucieczkę. Wiła się w jego objęciach, 

chichocząc mimo woli. Justin roześmiał się teatralnie, głośno i łobuzersko, i jeszcze bardziej wzmocnił 

uścisk.   Przez   moment   zapomnieli   o   Brynn.   W   końcu   ona   sama,   chrząkając,   przypomniała   o   swojej 

obecności.

- Stacey - powiedziała - nie chciałabym psuć wam zabawy, ale nie zgadniesz, kto kręcił się dzisiaj 

wieczorem obok naszego domu. Cord Marshall! Twierdził, że szuka ciebie.

Justin usłyszał to i zesztywniał.

68

background image

- Marshall? - powtórzył.

- Brynn, jestem pewna, że Marshall rzeczywiście mnie szukał - powiedziała Stacey beztrosko. - Mam 

wystąpić w jego programie w sobotę wieczorem.

- Co takiego? - zapytała zaskoczona Brynn.

- Zapomnij o tym! - uciął krótko Justin. Stacey próbowała uwolnić się, ale nie wypuszczał jej ze swoich 

ramion.

- Brynn, wczoraj wieczorem byłam na kolacji z Cordem - powiedziała Stacey. - Właściwie, to okazało 

się, że jest bardzo miły i obiecałam mu...

- Miły! - powtórzyła Brynn. - Stacey, ten facet to straszny szuja. Byłabyś bezpieczniejsza, jedząc obiad 

z chorym na tyfus!

Justin odebrał Stacey słuchawkę.

- Nie denerwuj się, Brynn - powiedział uspokajająco. - Stacey nie wystąpi w tym programie. Nie będzie 

także następnych obiadów z tym „miłym” panem.

Stacey zachmurzyła się i zabrała mu słuchawkę.

- Brynnie...

- Stacey, posłuchaj - przerwała jej Brynn. - Justin i ja po raz pierwszy zgadzamy się ze sobą. Marshall to 

chytry lis. Próbował wyciągnąć ze mnie informacje na temat twojej rodziny. Uważa, że nikt nie oprze się 

jego wdziękowi i próbował mnie podrywać.

- Cord Marshall próbował cię podrywać? - zawołała Stacey. - I co zrobiłaś, Brynnie?

- Pamiętasz, jak Lucas dawał nam kiedyś lekcje samoobrony? - zapytała Brynn obojętnie. - Otóż po raz 

pierwszy wypróbowałam swoje umiejętności właśnie na Marshallu. Okazało się, że to działa, Stacey.

- Och, jaka szkoda, że mnie przy tym nie było! - zawołała Stacey.

- Co za żądza krwi! - Justin uśmiechnął się złośliwie. - Powiedz Brynn, żeby przywiozła ci jutro jakieś 

ubranie - dodał. - Może wpaść tutaj w drodze do pracy.

- Zamówienie przyjęte! - zawołała Brynn, zanim Stacey zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Coś luźnego i 

wygodnego, prawda, Stacey?

- Dobranoc, Brynn - odpowiedziała Stacey. Justin wziął słuchawkę i odłożył  na widełki. Jego ręce 

poszukały jej piersi.

- Na czym to skończyliśmy? - zapytał.

- Na tym - prawie zasypiając, odpowiedziała Stacey surowo i odsunęła jego ręce, kładąc je na swoich 

biodrach. Nie przyszło jej do głowy,  żeby odsunąć się. Wręcz przeciwnie, przytuliła się mocniej do 

Justina. Objął ją mocno.

- Dobranoc, Justinie - powiedziała sennie.

- Dobranoc, kochanie.

69

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

- Stacey, gdzie, do diabla, są moje spodnie? - zawołał zirytowany Justin. Wziął już prysznic, ogolił się, 

ubrał   w   sztywno   wykrochmaloną,   białą   koszulę,   szarą   marynarkę,   ciemny   krawat,   skarpetki   i   białe 

spodenki. Teraz stał przed otwartą szafą i przeszukiwał jej zawartość, wołając mocno zdenerwowany: - 

Nie ma tutaj ani jednej pary spodni!

- Przecież  powiedziałam  ci, że nie pójdziesz dzisiaj  do pracy,  Justinie.  - Stacey patrzyła  na niego 

rozbawiona. - Doktor kazał ci odpoczywać  i to właśnie  będziesz  robić. Wracaj więc do łóżka,  a ja 

przyniosę ci śniadanie.

- Cholera, nie chcę żadnego śniadania! Chcę dostać moje spodnie! Co z nimi zrobiłaś? Przecież było 

tutaj osiem par.

-   Zamknęłam   je   w   bagażniku   samochodu   -   oświadczyła   Stacey,   bardzo   z   siebie   zadowolona.   -   A 

kluczyki mam ja. Wzięłam spodnie ze sobą nawet do sklepu dziś rano, kiedy jeszcze spałeś. Byłam 

pewna, że będziesz chciał iść do pracy. Wiedziałam, że bez spodni daleko nie zajdziesz.

- Zamknęłaś moje spodnie w bagażniku? - powtórzył Justin z niedowierzaniem.

- Tak - przytaknęła. - A potem zawiadomiłam twoje biuro, że nie przyjdziesz dzisiaj. Zadzwoniłam 

również do mamy i poprosiłam, aby powtórzyła ojcu, że miałeś wypadek i żeby nie przeszkadzać ci 

tysiącami telefonów.

- Zdaje się, że spędziłaś dzisiaj bardzo pracowity poranek, prawda? - jęknął Justin. - Stacey, jest prawie 

dziesiąta! Nigdy w życiu nie spałem tak długo. Muszę być dzisiaj w biurze.

- To tabletka przeciwbólowa tak zwaliła cię z nóg - wyjaśniła Stacey. - Dałam ci ją o piątej rano, kiedy 

wstałam, żeby... - przerwała. No cóż, lepiej nie wdawać się w szczegóły. Wstała wtedy, żeby połknąć 

swoje przeciwwymiotne lekarstwo i od razu dała Justinowi proszki, na wypadek, gdyby znów zaczęła go 

boleć głowa. Był wtedy taki śpiący, że posłusznie je połknął.

- Narkotyzujesz mnie! - oskarżył ją Justin. - Nigdy nie brałem żadnych tabletek. Nawet aspiryny!

Stacey przyznała w myślach, że lekarstwo rzeczywiście silnie na niego podziałało. Spał, kiedy o wpół 

do dziewiątej przyjechała Brynn, spał także o dziewiątej, gdy Stacey wyjechała na zakupy. Zabranie ze 

sobą   jego   spodni   było   nagłym   i,   jak   się   okazało,   świetnym   pomysłem,   którego   Stacey   sama   sobie 

pogratulowała. W przeciwnym razie Justin mógłby ubrać się i wyjechać do pracy przed jej powrotem ze 

sklepu.

- Uzupełniłam nieco zapasy w twojej kuchni - powiedziała Stacey, obciągając rękawy różowo-szarego 

dresu. Brynn kupiła ten dres w okresie, kiedy zaczęła uprawiać bieganie. Luźne spodnie i bluza były teraz 

idealne dla Stacey. Brynn podrzuciła także skarpetki i adidasy.

- Jesteś mi winien sto pięćdziesiąt pięć dolarów za zakupy - dodała Stacey.

- Co? - zawołał Justin.

70

background image

- Potrzebowałeś wszystkiego - wyjaśniła Stacey - łącznie z solą i pieprzem. Co chciałbyś na śniadanie? 

Płatki? Jajka? Bekon? - pytała Stacey, wiedząc, że dzięki swemu cudownemu lekarstwu będzie mogła 

sobie z tym wszystkim poradzić. - Kupiłam nawet sok pomidorowy i zamrożone ciastka jagodowe.

- Chcę odzyskać spodnie!

- Powtarzasz w kolko to samo.

- Gdzie są kluczyki? - zapytał.

- W bezpiecznym miejscu. Tam, gdzie na pewno ich nie znajdziesz - odpowiedziała. Schowała je w 

biustonoszu, który miała na sobie. Posłała Justinowi zwycięski uśmiech. - A teraz włóż piżamę i wróć do 

łóżka  jak grzeczny  chłopczyk.  -  Justin  groźnie   popatrzył  na  nią.  -  Może  dać  ci  gorący termofor?  - 

zapytała wesoło.

Ruszył w jej stronę; jego oczy niebezpiecznie błyszczały.

- Już dość tego, Stacey. - Stanął przy niej, ale odważnie spojrzała mu prosto w twarz, nie dając się 

zastraszyć.

- Uspokój się, Justinie, bo rozboli cię głowa.

- Nigdy nie bolała mnie głowa! W ogóle nigdy nic mi nie było! Tylko udawałem.

- Wczoraj wieczorem leżałeś na tym łóżku, jęcząc z bólu. Widziałam to. I słyszałam, Justinie.

- Nic mi nie było - zaprotestował. - Chciałem, żebyś ze mną została i dlatego symulowałem ból.

- Jasne! - zakpiła. - Rozumiem. W dzień jesteś twardy i silny; nie pozwalasz sobie wtedy na żadne 

słabości. Nie obawiaj się, nikomu nie zdradzę twojej małej tajemnicy. - Wspięła się na palce, żeby po 

matczynemu pogłaskać go po policzku.

- Szowinistka! - rzekł gniewnie. - Bawi cię ta sytuacja?

- Sam ją komplikujesz, Justinie. Po prostu poddaj się i pozwól, żebym się tobą zaopiekowała. - Własne 

słowa wprawiły ją w zakłopotanie. Wprost nie mogła oprzeć się pragnieniu zatroszczenia się o niego. 

Szybko odwróciła się i poszła do kuchni.

Skupiła   się   na   przygotowaniu   dla   niego   śniadania:   jajecznicy,   bekonu,   soku   pomidorowego,   no   i 

oczywiście jagodowego ciastka. Ułożyła wszystko na talerzu i nagle uświadomiła sobie, że Justin stoi w 

drzwiach i przygląda się. Miał na sobie świeżą niebieską piżamę. Stacey uśmiechnęła się, bo, aczkolwiek 

niechętnie,   w   końcu   spełnił   jej   prośbę.   Ich   oczy   spotkały   się   i   przez   krótki   moment   Stacey   miała 

wrażenie, że jakieś niewidoczne, ale niezwykle silne prądy krążą między nimi i zbliżają ich do siebie. Nie 

mogła oderwać wzroku od Justina.

- Chciałbym, żebyś zawsze tutaj była - powiedział wzruszony. - W moim mieszkaniu i w moim łóżku.

Stacey   gwałtownie   wciągnęła   powietrze.   Wiedziała,   że   przydałaby   się   jakaś   lekka   i   dowcipna 

odpowiedź, żeby zmniejszyć powstałe między nimi napięcie, ale w jej głowie była teraz tylko pustka. 

Justin stanął za nią i objął, mocno przyciskając do siebie. Usta błądziły po jej szyi i Stacey poczuła, jak 

miękną pod nią kolana. Przesunął ręce, dotykając teraz piersi i drażniąc palcami stwardniałe już sutki. 

Oparła się o niego; jej powieki ciężko opadły.

71

background image

- Czy bolą cię dzisiaj? - szepnął do ucha, dotykając językiem jego gładkiej powierzchni. - Czy boli cię, 

kiedy dotykam twoich piersi, kochanie?

- Nie... - odetchnęła, a talerz wysunął się z rąk i wpadł ze stukotem do zlewu. - Twoje śniadanie... - 

powiedziała cicho.

Justin wziął ją na ręce.

-   Nie   mam   ochoty   na   jedzenie   -   odparł.   Zaniósł   ją   do   sypialni,   a   jego   krok   był   energiczny   i 

zdecydowany. - Mam ochotę na ciebie, kochanie.

Położył Stacey na łóżku, a sam usiadł na brzegu i ostrożnie zaczął rozwiązywać sznurowadła adidasów.

- Justinie, twoja głowa... To... My...

- Doskonale opiekujesz się mną, Stacey - zapewnił, zrzucając jej skarpetki i buty na podłogę. - Wysłałaś 

mnie do łóżka, więc teraz musisz zdrzemnąć się razem ze mną.

Rozebrał ją z niezwykłą szybkością, a kiedy znalazł kluczyki do samochodu w biustonoszu, uśmiechnął 

się tylko  i odłożył  je na nocny stolik.  W tym  samym  momencie,  gdy poczuła  pieszczotliwy dotyk, 

zrozumiała,   jak   bardzo   go   pragnie.   Justin   przyglądał   jej   się,   z   uwagą   studiując   każdą   linię,   każdą 

wypukłość ciała i obserwując gorącą, słodką reakcję, jaką w niej wywoływał.

Zadrżała, gdy dotknął zdecydowanie jej stwardniałych brodawek.

- Jakie ściągnięte i twarde - powiedział głębokim, czułym głosem. - Pamiętasz, jak w tamtą sierpniową 

noc prosiłaś, żebym je całował?

Stacey wypuściła z siebie długo powstrzymywany wydech:

- Justinie...

-   Chcesz,   żebym   teraz   tak   cię   całował?   -   wyszeptał   w   pokryte   kremową   skórą   zagłębienie   szyi. 

Uśmiechnął się, gdy Stacey jęknęła i wyprężyła się. - Chcę całować cię wszędzie. Tutaj... I tutaj... - Jego 

usta dotknęły brodawek, a potem przesunęły się w dół, do pępka i jeszcze niżej. - Chcę spróbować, jak 

smakuje każdy centymetr twojego ciała, moja słodka, moja jedyna.

Stacey poczuła, że nie może już tego zatrzymać. Krzyknęła krótko, ostro i zakryła dłonią usta, chcąc 

zdusić w sobie ten krzyk.

- Nie, kochanie. - Justin odsunął jej rękę, całując palce, nadgarstek i dłoń. - Chcę cię słyszeć. Chcę 

słyszeć, co się z tobą dzieje.

- Och, Justinie! - Otoczyła jego szyję ramionami i przyciągnęła go do siebie zdesperowana, spragniona 

ust kochanka. Czuła jego ciało, tak samo spragnione, gorące i twarde. Poruszyła się pod nim w sposób, 

który rozpalił ich oboje. Chciała go i pragnęła z silą, która doprowadzała ją niemal do szaleństwa.

- Kochaj mnie, Justinie! - krzyknęła. Rozkosz, jaką dawały jego dłonie i wargi, obudziła w niej gorące, 

trudne do opanowania pożądanie. Chciała go nareszcie zdobyć i całkowicie do niego należeć.

- Tak, moja najdroższa - wyszeptał, a oczy mu rozbłysły. Wszedł w nią, przyjęła go z drżeniem.

72

background image

- Kocham cię! - wołała bez słów, owijając się wokół niego i lgnąc do jego ciała, kiedy zaczął się w niej 

poruszać. Czuła teraz coś więcej niż tylko fizyczną rozkosz, jaką dawał. To nie był jedynie seks. Kochali 

się w pełnym znaczeniu tego słowa. Ona go kochała i nosiła jego dziecko; to było naturalne i słuszne. 

Należeli do siebie.

- Nie zatrzymuj się, Stacey - powiedział ochrypłym głosem. - Chodź razem ze mną... Teraz... Teraz!

Oddała mu się całkowicie i krzyczała jego imię, gdy oboje dotarli wreszcie do końca tej drogi.

Przez   dłuższy   czas   żadne   z   nich   nie   poruszało   się.   Nareszcie   Stacey,   czując   ostatnie   drżenia 

odchodzącego uniesienia, przeciągnęła się pod Justinem i westchnęła z zadowoleniem.

Justin uniósł głowę i spojrzał w łagodne i rozzłocone miłością oczy.

- Kocham cię - powiedział, nie spuszczając z niej wzroku.

Do Stacey powrócił echem ostatni spazm rozkoszy.

- Kocham cię od dawna, Stacey - mówił. - Chciałem powiedzieć ci to wtedy w sierpniu, ale ty... - 

uśmiechnął się nagle i pocałował w czubek nosa. - Zaczęłaś krzyczeć w łazience i nie chciałaś mnie 

wpuścić.

Stacey pogłaskała jego gęste włosy.

- Przepraszam, Justinie. Byłam taka... taka... - zawahała się.

- Przyzwyczajona do tego, że mnie nienawidzisz - dokończył za nią. - Wiem, kochanie.

- Ty także mnie nienawidziłeś - broniła się słabo.

- Nie, to nieprawda. - Potrząsnął głową i zapatrzył się w jakiś odległy, niewidoczny punkt. - Kiedy 

zobaczyłem cię po raz pierwszy, pomyślałem, że jesteś najładniejszą, najinteligentniejszą i najweselszą 

dziewczyną,   jaką   kiedykolwiek   spotkałem.   Miałaś   wtedy   tylko   piętnaście   lat   i   byłaś   pełna   życia, 

tryskająca energią i radością. Zafascynowałaś mnie. Wprost nie mogłem oderwać od ciebie oczu.

-   Justinie.   -   Stacey   poruszyła   się   niespokojnie   pod   nim.   -   Fantazjujesz.   Uważałeś   mnie   wtedy   za 

smarkulę.

- W dalszym ciągu jesteś smarkulą - zgodził się z nią ze śmiechem, a ona kopnęła go w kostkę bosą 

stopą. - Ale to nie powstrzymało mnie przed zakochaniem się w tobie. Zrozumiałem to w czasie wakacji, 

kiedy skończyłaś  szesnaście lat. Przyjechałem wtedy do Rehoboth Beach, żeby spotkać się z twoim 

ojcem...

- A tak, pamiętam - wtrąciła. - Wtedy właśnie, po raz pierwszy w życiu, zobaczyłam na plaży kogoś w 

szarym garniturze i czarnych pantoflach. Powtarzało się to każdego lata.

Roześmiał się, a szczęście widoczne na jego twarzy sprawiło Stacey wielką radość. Nie pamiętała, aby 

kiedykolwiek przedtem widziała Justina tak odprężonego i beztroskiego, po prostu - szczęśliwego.

- Miałaś wtedy na sobie różowy kostium kąpielowy - wspominał z uśmiechem. I nagle uśmiech zniknął. 

- Byłaś z jakimś bezmyślnym, jasnowłosym chłopakiem - dodał.

- Tak, pamiętam go. To był Derek Rivers. Masz rację, był bezmyślny, ale za to bardzo umięśniony. 

Robił wtedy na mnie ogromne wrażenie.

73

background image

- Kiedy zobaczyłem, jak obydwoje bawicie się na plaży, jak ten głupek obejmuje cię... - Justin przerwał 

i jego twarz pociemniała. - Poczułem się tak, jakby ktoś zatopił we mnie nóż. Zrozumiałem, że wszystko, 

co się ze mną działo, to nie jedynie radość z przebywania w towarzystwie uroczego podlotka. Byłem o 

ciebie zazdrosny; uważałem, że należysz do mnie. Chciałem utopić tego idiotę i zabrać cię stamtąd, 

zatrzymać przy sobie na zawsze.

- Och, Justinie - westchnęła. Patrzył jej głęboko w oczy i poczuła dziwny dreszcz, gdy pojęła siłę jego 

uczuć.

- Oczywiście, nie mogłem cię mieć - ciągnął Justin spokojnie. - Miałaś wtedy szesnaście lat i byłaś 

córką człowieka, którego cele i aspiracje były tak mocno związane z moimi. Trzydziestoletni asystent nie 

mógł zakochać się w niepełnoletniej córce senatora. Musiałem to w sobie zabić, Stacey. Zmuszałem się, 

żeby być  tak szorstki i  nieprzyjemny,  jak tylko  potrafiłem.  Chciałem...  musiałem  wzbudzić w  tobie 

nienawiść.   Musiałem   zachować   między   nami   pewien   dystans,   w   przeciwnym   razie...   Nie   mogłem 

powstrzymać się od... - zawiesił głos. - Musiałem sprawić, żebyś zaczęła żywić do mnie wielką niechęć - 

zakończył stanowczym tonem.

- I udało ci się to znakomicie.  - Stacey zmarszczyła  czoło  w zamyśleniu.  To wszystko  było  takie 

dziwne, takie nieprawdopodobne. Pomyśleć tylko, że przez wszystkie lata, kiedy wydawało się, że Justin 

ją nienawidzi, on tak naprawdę pragnął jej. Czuła się tak, jakby przeszła na drugą stronę lustra, gdzie nic 

nie jest tym, na co wygląda. Spojrzała na niego oszołomiona.

- Z b y t dobrze mi się to udało - powiedział smutno. - Kiedy byłaś starsza i ściągnąłem cię do pracy na 

Kapitelu, pomyślałem, że będę mógł jakoś pokonać te bariery, jakie wyrosły między nami. - Przerwał na 

chwilę   i   potrząsnął   głową.   -   Ty   jednak   byłaś   wrogo   do   mnie   nastawiona.   Przyzwyczaiłaś   się   do 

nienawidzenia mnie. Nie mogłem zburzyć  muru, którym się ogrodziłaś. Załamałbym  się kompletnie, 

gdyby nie to, że zawsze żywo  reagowałaś  na moją  obecność, sprzeciwiałaś  mi  się i prowokowałaś. 

Zachowywałaś   się   tak,   odkąd   cię   poznałem   i   miałem   nadzieję,   że   to   oznacza,   iż   ty   także   usiłujesz 

zwalczyć jakieś dobre uczucie, które obudziłem w tobie.

- Grace powiedziała, że zawsze cię dręczyłam - powiedziała zdumiona Stacey. - Mój Boże, przez te 

wszystkie   lata...   Justinie,   to   niemożliwe!   To   nie   może   być   prawda!   Jestem   pewna,   że   byliśmy 

prawdziwymi wrogami!

-   No   cóż,   dwoje   ludzi   bardzo   często   walczy   ze   sobą,   zanim   zostaną   kochankami.   Pomyśl   o   tej 

sierpniowej nocy, Stacey. Tonie była pomyłka popełniona pod wpływem alkoholu. To nie był przypadek. 

To rezultat narastającego przez dziesięć lat seksualnego napięcia i ukrywanego zainteresowania.

- Nie! - zaprotestowała Stacey raczej z przyzwyczajenia.

- Tak. - Justin pocałował ją, a ona natychmiast, nie wahając się nawet przez chwilę, odpowiedziała z 

wielką namiętnością. Jej ciało wiedziało więcej niż ona sama.

Całował ją mocno, gorąco. Rozkoszowała się tym, że mogła całą sobą czuć ciężkie, pokryte szorstkimi 

włosami ciało.

74

background image

- Znowu cię pragnę - wyszeptał łagodnie. - Czy chcesz tego, kochanie?

- Och, tak! - usłyszała swój głos, głęboki i przepojony seksem, jakby nie do niej należący. Otworzyła się 

przed Justinem, przepełniona miłością. Była już tak podniecona, że przyjęła go, odpowiadając na jego 

pożądanie   krzykiem   równie   wielkiego   pragnienia.   Namiętność   rozpaliła   ich   do   białości   i   Stacey 

ponownie topniała w jej blasku.

- Uwielbiam patrzeć na ciebie - powiedział Justin później, gdy temperatura doznań nieco spadła. Leżał 

obok niej, wsparty na łokciu i delikatnie gładził jej włosy. - Lubię patrzeć, jak mocno zamykasz oczy, jak 

twoje   wargi   rozchylają   się   i   robią   wilgotne.   Lubię   słyszeć,   jak   w   podnieceniu   wypowiadasz 

niezrozumiałe słowa.

Stacey   zarumieniła   się.   Chociaż   byli   sobie   tacy   bliscy,   jego   uwagi   zawstydzały.   Zrozumiała,   że 

całkowite odsłonięcie się uczyniło ją bezbronną.

-   Czy   spodobałby   ci   się   ślub   w   Białym   Domu?   -   zapytał,   a   jego   czarne   oczy   zalśniły   wesoło.   - 

Dziewczynki Spence’a i Patty mogłyby rozsypywać przed nami kwiaty. Zostawiłyby wreszcie te swoje 

kombinezony i założyły na tę okazję nowe różowe sukienki. Lucas byłby moim drużbą. Możesz sobie 

wyobrazić, jak zręcznym rzutem trafia obrączką na mój palec?

- Ślub w Białym Domu? - powtórzyła Stacey. Nagle zaschło jej w gardle. - To wcale nie jest śmieszne, 

Justinie.

- Oczywiście, możemy pobrać się wcześniej, kochanie - dodał, biorąc ją w ramiona. - Pomyślałem, że ty 

i twoja matka będziecie zbyt zajęte w czasie kampanii wyborczej, aby przygotować taki ślub, jakiego 

pragnęłabyś. Jesteś ich jedyną córką i przypuszczam, że chcieliby, abyś miała wielkie i huczne wesele. 

Jeśli o mnie chodzi, nie mam nic przeciwko temu.

Jedyną  rzeczą,  której  Stacey nienawidziła  prawie tak  samo,  jak kampanii  wyborczej,  były wielkie, 

widowiskowe uroczystości ślubne. Już w wieku trzynastu lat obydwie z Brynn zdecydowały, że znacznie 

ciekawiej byłoby, gdyby ktoś je porwał i chyba niewiele zmieniło się od tamtej pory. I oto teraz Justin 

proponuje jej ślub w Białym Domu, uroczystość równą ślubom królewskim, a nawet bardziej królewską 

niż one same!

Serce zaczęło bić niespokojnie. Bliskość, zaufanie i uniesienie, łączące ich do tej pory, teraz zniknęły 

bez śladu, a to miejsce zajął zimny, obezwładniający strach. Wszystko mogłoby być takie poste; Justin ją 

kochał, a ona kochała jego i nosiła ich dziecko. Ale świat nie składa) się tylko z ich trojga. Justin był 

związany z kampanią i Białym Domem, a to przekreślało marzenia!

Wyrwała się z ramion Justina i usiadła, przyciskając drżącymi palcami prześcieradło.

- Justinie - powiedziała. - My... ja... ja nie mogę wyjść za ciebie.

- Oczywiście, że możesz. I wyjdziesz - odparł.

Była   naga,   bezbronna   i   bardzo   przerażona.   Poślubić   Justina?   Zostać   w   Waszyngtonie,   w   samym 

centrum politycznego cyklonu? Żyć z człowiekiem, którego nie będzie w domu przez dwadzieścia godzin 

na dobę, a kiedy w końcu przyjdzie na pozostałe cztery, to i tak będzie nieobecny myślami? Codziennie 

75

background image

tłumaczyć dzieciom, gdzie jest tata i dlaczego nie może do nich przyjść? W jaki sposób wynagrodzi im to 

wieczne zaniedbanie przez ojca, który całe życie i talent poświęci innym, a nie rodzinie? Czy ma już 

zawsze cierpieć w samotności, patrząc, jak mija noc za nocą, tydzień za tygodniem, jedna kampania 

wyborcza za drugą? Albo, co gorsze, włączyć się w kampanie, które uważała za tak wyczerpujące i 

nieludzkie?

Zawsze obiecywała sobie, że stworzy życie inne od tego, jakie poznała w rodzinnym domu. Chciała 

związać się z człowiekiem, dla którego najważniejsza będzie rodzina, który skupi całą uwagę wyłącznie 

na żonie i dzieciach. Justin Marks, którego cele i ambicje dotyczyły Białego Domu i senatora, daleki był 

od ideału męża. I chociaż kochała go, chociaż rosło w niej ich dziecko, nie mogła go poślubić. Po prostu 

nie mogła!

- O co chodzi, Stacey? - Justin usiadł, wziął w dłonie jej twarz i odwrócił do siebie. - Wiem, że ty także 

mnie kochasz, chociaż jeszcze mi tego nie powiedziałaś. - Głos obniżył się, stał się gwałtowniejszy. - Nie 

musisz poddawać cię całkowicie, jeśli tego nie chcesz. I tak dałaś mi dużo i cieszę się z tego, co mam.

- To byłoby dla ciebie bardzo wygodne, prawda, Justinie? - Stacey westchnęła znużona. - Chciałbyś 

zostać zięciem Bradforda Liptona?

- Do cholery, Stacey, nie oskarżaj mnie o to! Kocham cię bez względu na to, kto jest twoim ojcem!

- Mylisz się, Justinie. Wychowałam się w rodzinie rozbitej przez politykę i ostatnią rzeczą, której bym 

chciała, jest stworzenie następnej takiej rodziny. Nie przypominam swojej matki. Czasami tego żałuję, ale 

faktów nie da się zmienić. Matka podporządkowała całe swoje życie i małżeństwo politycznej karierze 

męża, ale ja chcę się związać z człowiekiem, dla którego najważniejsze będzie nasze życie. Chcę, aby 

mąż był przy mnie, kiedy będę rodzić, a nie wygłaszał przemówienie gdzieś w innym stanie. Moje dzieci 

muszą mieć prawdziwego ojca, takiego, który wieczorami będzie pomagał im odrabiać lekcje i będzie 

uczestniczył we wszystkich nudnych akademiach szkolnych. Bardzo mi tego wszystkiego brakowało w 

dzieciństwie i nie pozwolę, aby moje dzieci podobnie cierpiały.

Justin nic nie odpowiedział. Zresztą, co mógł odpowiedzieć? Stacey podciągnęła prześcieradło, aby 

zasłonić nagie ciało, a on już jej nie powstrzymał. Oboje wiedzieli, że ani w tej chwili, ani w przyszłości 

(jeśli w dalszym ciągu będzie pracował dla senatora) nie sprosta wymaganiom, jakie stawiała Stacey. 

Zapadła długa, ciężka cisza.

- To najbardziej bezsensowne argumenty, jakie kiedykolwiek słyszałem - odezwał się w końcu Justin. 

W jego głosie brzmiało zniecierpliwienie. - Rozmawiamy o nie istniejących dzieciach i nie istniejącym 

jeszcze małżeństwie. Może ograniczymy się do teraźniejszości, Stacey. Rozmawiajmy tylko o nas i o 

tym, co do siebie czujemy.

Stacey zastanowiła się, jak zachowałaby się, gdyby nie była w ciąży. Czy mogłaby założyć różowe 

okulary i żyć tylko wypełnioną namiętnością obecną chwilą? Jednak ich dziecko już istniało, już żyło. 

Musiała więc myśleć o przyszłości, lecz ta wizja przygnębiła ją i przeraziła.

76

background image

-   Justinie,   czy   wiesz,   jak   bardzo   nienawidzę   polityki?   -   zapytała   łagodnie.   -   Muszę   ci   to   chyba 

wytłumaczyć. Pogardzam nią, nie znoszę jej, to dla mnie trucizna. Nienawidziłam takiego życia i jako 

dziecko, i jako nastolatka. Nienawidzę go teraz. Nie cierpię świateł reflektorów, kampanii wyborczych, 

ściskania rąk, tłumu i całego tego zamieszania. Dla mnie to życie w wiecznej samotności. Nawet jeśli 

otaczają cię tłumy, są to tylko chwilowi sprzymierzeńcy, a nie prawdziwi przyjaciele. Ludzie uśmiechają 

się, ale to tylko maski. Nigdy nie uda ci się dowiedzieć, co się za tym kryje... Nigdy, nigdy nie wyjdę za 

mąż za kogoś, kto jest związany z polityką! Wolę być samotna przez całe życie.

Dłuższy czas patrzyli na siebie w milczeniu, w końcu Justin odezwał się znużonym głosem.

- Nie miałem pojęcia, że aż tak bardzo nienawidzisz politycznego życia. Oczywiście, pamiętam, zawsze 

narzekałaś na związane z nim niewygody i trudności, ale nie sądziłem, że to wszystko ma jakieś głębsze 

podłoże. Myślałem tylko, że masz po prostu... trochę trudny charakter.

- Chyba rzeczywiście mam trudny charakter. - Uśmiechnęła się smutno. - Znam siebie wystarczająco 

dobrze i wiem, że jestem wymagająca, lubię być w centrum uwagi. Jeśli mi się to zapewni, mogę stać się 

kochająca i szczęśliwa. Jestem bardzo złym materiałem na żonę polityka - powiedziała i pomyślała, że 

wszystko jest tak strasznie beznadziejne. Poczuła się tak, jakby zgubiła się w labiryncie. Miała wrażenie, 

że zaraz rozpłacze się, nie mogła dać sobie z tym rady. Dobry Boże, już płakała! Łzy płynęły po twarzy, a 

ramionami zaczęło wstrząsać łkanie.

- Kochanie, nie płacz! - Justin objął ją i przytulił, ale Stacey płakała coraz bardziej. To było najgorsze, 

co mogło się przytrafić - pokochać właśnie Justina Marksa! Gdyby tylko mogły powrócić dni, kiedy była 

przekonana, że nienawidzi go tak samo, jak całej polityki. Teraz jednak...

- Proszę, Stacey, nie płacz - powiedział łagodnie, lekko kołysząc ją w ramionach. - Nie przejmuj się tym 

tak bardzo. Pomyślimy o tym później. Możemy przecież w ogóle nie mówić o ślubie. Obiecuję, że nigdy 

więcej nie poruszę tego tematu. Cieszmy się tym, co mamy teraz.

- Czyli po prostu będziemy romansować? - zapytała zduszonym głosem.

- Tak, kochanie. Po prostu romans - odpowiedział spokojnie. Stacey zesztywniała. Czy to miało ją 

uspokoić?   Przecież   właśnie   przed   chwilą   człowiek,   którego   kochała,   powiedział,   żeby   zamiast 

małżeństwa   myślała   o   romansie.   Przestała   płakać.   Justin   łatwo   zmienił   zdanie.   Wysłuchał,   czego 

oczekuje od męża  i szybko  wycofał  się ze swojej propozycji.  Jego życiem  była  polityka  i zupełnie 

zadowalał go mały, utrzymywany w tajemnicy romansik. Stacey zachmurzyła się i wyrwała się z jego 

ramion. Wstała z łóżka, zaczęła zbierać porozrzucane na podłodze części garderoby.

- Stacey, musimy porozmawiać o jeszcze jednej rzeczy. - Justin stanął nad nią cudownie nagi i zupełnie 

swoją nagością nie skrępowany. Rzuciła szybkie spojrzenie na jego silne i bardzo męskie ciało. Znów 

poczuła głupie, prymitywne pożądanie.

- Kochanie, gdy jestem z tobą, zupełnie tracę głowę - powiedział Justin z wzruszającą nieśmiałością. Z 

niechęcią przyznała się sama przed sobą, że najwyraźniej wszystko w tym mężczyźnie dzisiaj jej się 

podoba. Była w nim zakochana bez pamięci. Justin chrząknął zakłopotany.

77

background image

- Zdaje się, że zapomniałem... Nawet nie pomyślałem... - Patrzył, jak Stacey z wdziękiem zakłada białe 

jedwabne   majteczki   i   z   jego   ust   wydobył   się   jakiś   dziwny   dźwięk,   coś   pośredniego   między 

westchnieniem a jękiem. - Stacey, kiedy kochaliśmy się dziś rano, nie pomyślałem o żadnych środkach 

ostrożności. Poprzednim razem także nie.

Serce   Stacey   gwałtownie   zabiło,   biały   koronkowy   biustonosz   wypadł   z   ręki.   Jego   głos   natrętnie 

dźwięczał w uszach.

- Chciałem zapytać - ciągnął Justin - czy jesteś... To znaczy, czy ty...

-   Chcesz   zapytać   o   to,   czy   biorę   pigułki   antykoncepcyjne   -   przerwała   mu.   Ani   chwili   dłużej   nie 

wytrzymałaby tego krążenia wokół tematu. Chyba po raz pierwszy w życiu widziała, jak Justin nie potrafi 

odważnie powiedzieć, o co mu chodzi. - Dobry moment na zadawanie takich pytań - powiedziała. - 

Myślę, że to raczej musztarda po obiedzie.

Stacey z satysfakcją stwierdziła, że Justin zaczerwienił się. Wtedy, w sierpniu, także nie pomyślał o 

środkach   ostrożności.   Ona   zresztą   także   nie.   Stacey   stłumiła   w   sobie   złość.   Nie   może   przecież 

przypominać   mu   o   tym   wszystkim.   Skojarzenie   pewnych   faktów   mogłoby   wówczas   stać   się   zbyt 

niebezpieczne.

- Mimo wszystko jestem bardzo wdzięczna za troskę. - Uśmiechnęła się kwaśno. Starała się mówić z 

nonszalancją, mając nadzieję, że uda jej się odwrócić uwagę od tamtej nocy, kiedy kochali się po raz 

pierwszy.

Justin był coraz bardziej zażenowany.

- Kochanie, wiem, że to było  nieodpowiedzialne,  egoistyczne i bezmyślne - mówił z prawdziwym 

poczuciem winy. - No i przede wszystkim, nieprawdopodobnie szczeniackie. - Stacey czuła jego wzrok 

na sobie, gdy próbowała założyć  biustonosz. Wyciągnął ramiona i przyciągnął ją do siebie miękkim 

ruchem.

- Nie potrafię rozsądnie myśleć, będąc z tobą, kochanie - powiedział namiętnie, całując gładką skórę jej 

szyi. - Kiedy trzymam cię w ramionach, czuję się tak, jakbym zażył najsilniejszy narkotyk. - Jego ręce 

przesunęły się po nieco  zaokrąglonych  biodrach  i talii,  potem  dotknęły lekko wypukłego  brzucha,  i 

potnych piersi. - Stacey, jeśli będą jakieś skutki... - W jego głosie brzmiała troska i Stacey poczuta lekki 

niepokój. Czy Justin pamięta, jak prawie trzy miesiące temu po raz pierwszy odkrywał jej ciało? Czy 

dostrzega różnice, jakie w niej zaszły? Wówczas była taka wiotka, teraz rozkwitła i dojrzała. Cmoknęła 

ze zniecierpliwieniem.

- Nie będzie żadnych skutków - powiedziała stanowczo i pomyślała, że na pewno nie przyniesie ich 

dzisiejszy ranek, bo one przecież już istniały. - Nie ma się czego obawiać, Justinie.

- Ale przecież nie bierzesz żadnych pigułek - odparł z irytującą pewnością siebie.

- Czy możemy dać już temu spokój? - zawołała ostro. Nie liczyła jednak na to, Justin potrafi być 

natrętny   i   nieustępliwy   jak   migrena.   Mimo   wszystko   próbowała   odwrócić   jego   uwagę.   -   Byłam 

bezpieczna, ponieważ mam niepłodne dni, rozumiesz? A teraz idź do kuchni i zjedz śniadanie. Pewnie 

78

background image

jest zimne.

- Mimo to chcesz, żebym je zjadł? - Jego oczy błysnęły wesoło.

- Owszem - odpowiedziała.

-   Brzmi   to   bardzo   kusząco.   -   Uśmiechnął   się   radośnie.   -   Zawsze   marzyłem   o   zjedzeniu   zimnej 

jajecznicy.

A więc w końcu zapomniał o pigułkach i tym podobnych rzeczach. Stacey odetchnęła z zadowoleniem i 

ulgą. Patrzyła, jak Justin zakłada bieliznę i sięga po koszulę.

- Stacey - odezwał się nagle, patrząc na nią z uwagą. - Wiesz, że ożeniłbym się z tobą, gdyby...

- Tak, wiem, Justinie - przerwała szybko. No tak, nie poddał się łatwo, a tylko zmylił ją, udając, że 

przekonały go argumenty. Może postanowił obserwować dziewczynę, począwszy od tego ranka? Stacey 

drżała, zakładając  różowo-szary dres Brynn.  Ten właśnie dres ukrywał  skutki  namiętnej  sierpniowej 

nocy.

Może Justin będzie nalegał, żeby Stacey za niego wyszła? Zastanawiała się, czy potrafiłby zmusić ją do 

zawarcia małżeństwa, którego nie chciała? Z drugiej jednak strony, czy starczy jej odwagi, aby chodzić w 

ciąży,   będąc   samotną,   niezamężną   kobietą?   Próbowała   wyobrazić   sobie   samą   siebie   w   dziewiątym 

miesiącu ciąży, grubą i spuchniętą. Nie potrafiła.

Uświadomiła sobie ze smutkiem,  że wciąż jeszcze oszukuje się, ciągle nie chce zrozumieć powagi 

sytuacji, w jakiej się znalazła.

Kątem oka zobaczyła, że Justin sięga po kluczyki do samochodu i podbiegła, żeby pierwsza zabrać je z 

nocnego stolika.

- Czyżbym ci nie udowodnił, że jestem już w doskonałej formie? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem, 

usiłując wyjąć jej kluczyki z ręki.

- Doktor powiedział wyraźnie, że nie wolno prowadzić ci teraz takiego wyczerpującego, szalonego 

trybu życia - odparła rezolutnie. - I zastosujemy się do tych poleceń.

- M y? - był wyraźnie zadowolony z tego, co usłyszał, a jednocześnie pełen energii i życia oraz tak 

interesująco męski, że Stacey dech zaparło z wrażenia. - Czy zamierzasz być ze mną przez cały czas, 

żeby upewnić się o moim posłuszeństwie?

Jego uśmiech był pełen seksu, bardzo prowokujący. Stacey poczuta się tak zakochana, że zapragnęła 

jeszcze na kilka dni odsunąć od siebie wszelkie kłopoty.

Podeszła do Justina i objęła go mocno.

- Ani na chwilę nie spuszczę z ciebie wzroku - szepnęła.

Justin ostrożnie położył ją na łóżku.

- Jaka szkoda, że ubraliśmy się - powiedział. - Teraz będziemy niepotrzebnie tracić czas.

Pocałowała go czule i usiadła.

79

background image

- Nie spędzimy całego dnia w łóżku, Justinie. - Rzeczywiście udowodnił, że jego życiu nie zagraża już 

żadne niebezpieczeństwo z powodu wstrząsu mózgu. Dzięki niemu dzień, który miała spędzić przy łóżku, 

zamienił się w dzień spędzony razem z nim w łóżku. Jedna jej polowa chciała, aby to trwało nadal, 

natomiast ta druga, rozsądna i praktyczna, odrzucała pomysł jako zdecydowanie niebezpieczny.

- Nie? - zapytał, wsuwając dłonie pod bluzę dresu i dotykając jej nagich pleców. - Co więc będziemy 

teraz robić, Stacey?

- Pojedziemy na zakupy - oznajmiła i roześmiała się, widząc jego kompletne zaskoczenie.

80

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Zakupy? - Justin popatrzył na nią, jakby postradała zmysły.- A co musimy kupić?

- Ubranie. Dla ciebie. Pojedziemy do jakiegoś miłego sklepu na przedmieściach i kupimy coś, co nie 

przypomina szarego garnituru, białej koszuli lub granatowego krawata.

Spodziewała   się,   że   Justin   będzie   się   z   nią   spierał   albo   nawet   stanowczo   odmówi.   Jednak,   ku   jej 

zaskoczeniu,   zgodził   się   bez   słowa   protestu.   Zawiozła   go   więc   do   wspaniałego   domu   towarowego 

Montgomery’ego   County  i   zaciągnęła   do   sklepu   Bloomingdale,   aby  rozpocząć   proces   przeobrażania 

Justina. Bardzo łatwo zgodził się na szafirowy, wycięty w serek sweter i natychmiast włożył go na białą 

koszulę,   tym   razem   bez   krawata   i   marynarki.   Udało   się   także   namówić   go   na   parę   brązowych 

sztruksowych  spodni, brązowy sweter,  a nawet na żółtą  koszulę. Stanowczo odmówił  ubrania się w 

niebieskie dżinsy.

- Przypominają mi farmę Patty i Spence’a - powiedział, przybierając bardzo dobrze jej znany, pełen 

zaciętości wyraz twarzy. - Nie założę również kombinezonu, Stacey.

-   Wcale   nie   zamierzałam   cię   o   to   prosić   -   powiedziała   wyniośle,   ale   zaraz   zepsuła   cały   efekt, 

wybuchając śmiechem, gdy wyobraziła sobie Justina w kombinezonie, z widłami w ręku.

Wybrała dla niego bawełnianą koszulkę w zielone, czerwone i białe pasy, nie zwracając uwagi na jego 

płaczliwe protesty, że będzie wyglądał jak włoska flaga. Zmusiła go także do kupienia pary wygodnych, 

wsuwanych skórzanych pantofli.

- To dopiero początek, Justinie  - powiedziała podniecona, gdy nieśli zakupy do samochodu. - Jest 

przecież jeszcze cały świat kolorów - różowe koszule, zielone bluzy, spodnie w kratkę.

Justin udał przerażenie:

- Mam nadzieję, że nie nosi się tego wszystkiego razem?

- Szorty, sportowe koszule, kostiumy kąpielowe - wymieniała dalej z entuzjazmem, nie zwracając uwagi 

na Justina. - Nie chcę, żebyś wyglądał jak agent FBI, który przyszedł na plażę w celu aresztowania kogoś.

- Stacey, przyjeżdżałem do was na plażę tylko po to, aby spotykać się służbowo z twoim ojcem. Dlatego 

nie mogłem pojawić się tam w stroju do pływania. To byłoby niewłaściwe i bezczelne. Gdybym był 

zaproszonym gościem...

Stacey wydawało się, że usłyszała w jego głosie smutek. Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Jej oczy 

pociemniały ze wzruszenia. Czy naprawdę Justina nigdy nie zaproszono towarzysko do ich domu? Więc 

były to tylko służbowe wizyty, składane odpoczywającemu na wakacjach senatorowi? Poczuła wstyd. Jak 

rodzice mogli o tym nie pomyśleć? Dlaczego ona sama o tym nie pomyślała? Przez te wszystkie lata 

Justin odbywał podróże do Rehoboth Beach w Delaware, jadąc dwie i pół godziny w jedną stronę i tyle 

samo  w drugą. Nikt nigdy nie zaproponował mu,  żeby chociaż  zanurzył  palce w wodzie?  Mimo  to 

uważał, że Liptonowie są mu bardzo bliscy i w dalszym ciągu traktował ich jak swoją rodzinę. Stacey 

zrobiło się bardzo smutno.

81

background image

- Och, Justinie - powiedziała cicho i zanim zdążyła pomyśleć, wsunęła swoją rękę pod łokieć Justina, a 

on z wdzięcznością przycisnął ją do boku.

- Chcę zabrać cię dzisiaj na kolację - powiedział Justin, gładząc włosy Stacey leżące w jego ramionach. 

Po powrocie z zakupów od razu poszli do łóżka. - Czy wiesz, że to byłaby nasza pierwsza, prawdziwa 

randka?

- Masz bardzo oryginalny sposób bycia, Justinie. - Stacey uśmiechnęła się do niego rozmarzona. - 

Leżysz ze mną w łóżku i dopiero teraz umawiasz się za mną na pierwszą randkę.

Przeciągnęła się leniwie i przytuliła do niego. Czuła się jak w raju, leżąc w jego ramionach, gdy on 

czule gładził włosy i pieścił wzrokiem. Stacey pomyślała, że ten romantyczny rys jego charakteru był 

chyba najlepiej skrywaną tajemnicą w całej Ameryce. Naprawdę zachowywał się romantycznie, trzymał 

jej rękę, splatając palce z jej palcami, patrzył w jej oczy z uwagą, słuchał każdego słowa i był bardzo 

czuły, nie tylko po to, aby zaciągnąć dziewczynę do łóżka.

- Pojechalibyśmy do twojego mieszkania, żebyś mogła się przebrać - powiedział. - A potem... - Stacey 

wyczula narastające napięcie. - Stacey, zostaniesz ze mną dziś w nocy. - To był rozkaz, ale także prośba.

Stacey nie potrafiła mu odmówić, zbyt mocno go kochała. Chciała, żeby się odprężył i był szczęśliwy, 

chciała widzieć w jego oczach zadowolenie. Jeszcze raz postanowiła nie myśleć o przyszłości, tylko żyć 

teraźniejszością. Byli sami w swoim prywatnym świecie i to musiało na razie wystarczyć.

- Tak, Justinie. - Podniosła się, żeby go pocałować. - Zostanę dzisiaj z tobą.

Pojechali na kolację do malej, cichej i pogrążonej w półmroku restauracji w Georgetown. Zajęli miejsce 

w rogu sali i rozmawiali spokojnie przy migających płomieniach świec. Łatwość, z jaką prowadzili tę 

konwersację, zaskoczyła Stacey. Za cichą obopólną zgodą nie poruszali tematów związanych z polityką. 

Stacey obawiała się, że takie polityczne zwierzę jak Justin Marks nie odezwie się - w niecodziennej dla 

niego sytuacji - ani słowem. Wiedziała, że nie był błyskotliwy podczas czysto towarzyskich spotkań. Nie 

znał się na niczym, co stanowiło filar rozmów, jakie prowadziła Stacey podczas każdej randki. Justin nie 

widział   najnowszych   filmów,   nie   czytał   ostatnich   bestsellerów,   nie   oglądał   telewizji   ani   nie   czytał 

magazynu „People”.

Stacey   była   niezwykle   ciekawa   wszystkiego,   co   dotyczyło   Justina.   Zadawała   mu   osobiste   pytania, 

zmuszała do odpowiedzi, aż obydwoje zaczęli swobodnie dyskutować na temat przeżyć, pomysłów i 

opinii. Ani razu nie zapadła między nimi niezręczna cisza; rozmowa  z Justinem bardzo wciągnęła i 

ożywiła Stacey. Nie pamiętała, aby kiedykolwiek przedtem tak miło spędziła z kimś czas podczas kolacji.

Długo siedzieli nad kawą i deserem, wreszcie zauważyli, że kelner kręci się niespokojnie w pobliżu. 

Justin spojrzał na zegarek.

- Przecież to już wpół do dwunastej! - zawołał zaskoczony.

Stacey rozejrzała się wokół. Oprócz nich i kelnerów nie było już nikogo. W ciągu tygodnia wieczory w 

Waszyngtonie kończyły się szybko, ale Stacey nie zamierzała zakończyć tego spotkania.

82

background image

- Pojedźmy gdzieś potańczyć - zaproponowała, spodziewając się oporu ze strony Justina. On jednak, ku 

jej zaskoczeniu, zgodził się.

- Muszę cię tylko ostrzec, że jestem okropnym tancerzem - powiedział. - Udało mi się nauczyć czegoś w 

rodzaju kroku bokserskiego, ale wątpię, czy ktoś nazwałby go tańcem.

- Domyślam się, że wykonywałeś jedynie obowiązkowe tańce z wdowami po politykach - powiedziała 

Stacey. 

Justin przytaknął i roześmiał się.

-   Ponieważ   nie   prowadziłem   żadnego   życia   towarzyskiego,   lekcje   tańca   okazały   się   niepotrzebne. 

Tańczyłem tylko wtedy, gdy było to konieczne, a wszystkie moje partnerki były już po sześćdziesiątce.

- A co z tymi licznymi interesującymi dziewczętami, które zaangażowano do pomocy w kampanii mego 

ojca? - zapytała Stacey. Justin był przecież najbliższym współpracownikiem jej wspaniałego i potężnego 

ojca. Stacey wiedziała, że to mogło czynić go niezwykle atrakcyjnym dla niektórych kobiet. - Na pewno 

organizowały jakieś przyjęcia. - Jej brat Sterne zawsze wkradał się tam nieproszony. - Czy żadna z nich 

nie zaproponowała, że nauczy cię tańczyć? - zapytała, czując wzbierającą w niej zazdrość.

- Przecież wiesz, jaki jestem nieprzystępny - odparł. - Komu chciałoby się uczyć tańca despotycznego, 

systematycznego i pozbawionego poczucia humoru robota?

Stacey spojrzała na niego. Tak właśnie zawsze o nim mówiła. A nawet jeszcze gorzej. Rumieniec oblał 

jej twarz. Wiedziała, że to nieprawda, że pod chłodną maską polityka kryje się człowiek romantyczny, 

namiętny i troskliwy. Była prawdopodobnie jedyną osobą w Waszyngtonie i okolicach, która zdawała 

sobie z tego sprawę. Uśmiechnęła się, a jej oczy zabłysły.

Trafili w końcu do małego, cichego klubu w Southwest Washington, gdzie orkiestra grała na przemian 

utwory szybkie i wolne, stare standardy i najnowsze przeboje. Tańcząc na małym parkiecie, Stacey objęła 

ramionami szyję Justina i przytuliła się mocno.

- Idę o zakład, że nie tańczyłeś  w ten sposób ze starą panią Weatherby na balu dobroczynnym  w 

Omaha? - zakpiła, opierając głowę na jego piersi i przymykając oczy.

Justin objął ją i zakołysał w rytm muzyki.

- Nie przypuszczałem, że taniec może być tak przyjemny - wyszeptał i Stacey uśmiechnęła się, słysząc, 

jak zmienił się mu głos. Jego uda ściśle przylegały do ciała Stacey; wolno i prowokująco poruszyła 

biodrami. Pod wpływem nagłego impulsu potarła piersiami o jego klatkę piersiową.

-   Stacey   -   jęknął   Justin,   gdy   dłońmi   zaczai   przesuwać   po   jej   plecach.   -   Jesteś   bez   biustonosza   - 

powiedział ochryple. Stacey przytaknęła. Miała na sobie tylko czarną aksamitną bluzę (jeszcze jeden z 

licznych niepotrzebnych zakupów Brynn) oraz białą jedwabną bluzkę. Biustonosz okazał się zupełnie 

niepotrzebny   i   Stacey   z   ulgą   pozbyła   się   tej   niewygodnej   części   garderoby.   Wszystkie   biustonosze, 

podobnie   jak   ubrania,   stały   się   ostatnio   za   ciasne   i   niewygodne.   Przytulając   się   do   Justina,   Stacey 

pomyślała leniwie, że musi w końcu kupić sobie coś, co będzie na nią pasowało. Niedługo w szafie Brynn 

skończą się zapasy niepotrzebnych ubrań.

83

background image

Nagle Stacey zesztywniała. Dobry Boże, niemal udało się całkowicie zapomnieć o trudnej sytuacji, ale 

problemy z garderobą sprowadziły ją znowu na ziemię. Była przecież w ciąży i tylko ona oraz Brynn o 

tym wiedziały! Ta idylla, która trwała od wczoraj, to tylko krótkie wytchnienie przed nadciągającą burzą. 

Stacey doskonale wiedziała, że wkrótce zacznie tyć i jej stan przestanie być tajemnicą.

- Co się stało, kochanie? - szepnął Justin.

To   właśnie   sprawiało,   że   traciła   pewność   siebie.   Niezwykle   wzruszało   ją,   że   Justin   tak   łatwo 

wychwytywał każdą zachodzącą w niej zmianę, że tak szybko orientował się, iż coś jest nie w porządku, 

chociaż nie zdążyła jeszcze nic powiedzieć.

- Jestem... zmęczona. - Musiała tak odpowiedzieć. Gdyby powiedziała, że wszystko jest w porządku, 

Justin  na  pewno nie   dałby  się zwieść  jej   słowom  i  dotąd  drążyłby  temat,  aż...  Był  taki   dokładny i 

dociekliwy w swoich poszukiwaniach... O Boże, co będzie, gdy Justin o wszystkim się dowie?!

- Chodźmy więc stąd. - Zeszli z parkietu. Justin mocno obejmował Stacey, przyciskając ją do siebie. - 

Bardzo podoba mi się taniec z tobą, są jednak rzeczy, które lubię robić z tobą jeszcze bardziej.

W drodze powrotnej Stacey była spokojna i cicha. Siedziała bardzo blisko Justina, rękę położyła na jego 

udzie, a głowa spoczywała na ramieniu. Oczy miała zamknięte. Justin przypisywał to wszystko senności. 

Zaniósł   ją   na   rękach   do   łóżka,   rozebrał   szybko   i   sprawnie.   Stacey   cieszyła   się   każdą   chwilą   takiej 

bliskości; czuła się rozpieszczana, kochana i bezpieczna. Kilka minut później Justin leżał obok niej, 

przytulając się do jej pleców i mocno obejmując.

- Dobranoc, skarbie - wyszeptał, dotykając ustami włosów kochanki.

Wtedy Stacey otworzyła oczy.

- Nie będziemy się kochać, Justinie? Przecież powiedziałeś, że są rzeczy, które bardziej lubisz niż taniec 

ze mną.

- To właśnie jedna z nich - odparł. Po brzmieniu głosu Stacey rozpoznała, że Justin uśmiecha się. - 

Uwielbiam trzymać cię w ramionach, kiedy śpisz. - Pocałował ją w czubek głowy i objął jeszcze mocniej. 

- Wiem, jak bardzo jesteś zmęczona. W samochodzie oczy same ci się zamykały. Śpij, kochanie.

Stacey sądziła, że zamartwiając się, nie będzie mogła zasnąć przez całą noc. Jednak po kilku minutach 

leżenia   w   ciemności   obok   Justina   i   wsłuchiwania   się   w   jego   spokojny,   równy   oddech,   poczuła 

niepohamowaną   senność.   Zamknęła   oczy.   Było   tak,   jak   zawsze   marzyła.   Odczuwała   ciepło   i 

bezpieczeństwo, jakie dawał mężczyzna, którego kochała.

- Czy pozwolisz mi pójść dzisiaj do biura? - zapytał Justin następnego dnia rano, gdy siedzieli w kuchni, 

jedząc śniadanie.

- Nie! - odpowiedziała stanowczo. Miała jeszcze na sobie niebieską bluzę od piżamy i właśnie kroiła 

grapefruita. - Potrzebny jest ci jeszcze jeden dzień odpoczynku, zanim wrócisz do tego... zoo na Kapitelu.

84

background image

- Zoo! - Justin strzelił  palcami.  - To jest pomysł.  Słońce świeci dziś po raz pierwszy od tygodni, 

wykorzystajmy to. Pójdźmy do zoo. Jestem chyba jedynym  człowiekiem w całym  okręgu, który nie 

widział jeszcze misiów panda.

-   Nie   widziałeś   misiów   panda?   -   Stacey   udawała,   że   jest   wstrząśnięta.   -   Przez   całe   lata   pisano   o 

najintymniejszych szczegółach ich wspólnego życia (ni mniej, ni więcej - tylko na pierwszych stronach 

„Post”), a ty jeszcze ich nie widziałeś?

- Wiem, to wielkie zaniedbanie z mojej strony. Musimy naprawić ten błąd!

Stacey usiadła mu na kolanach, udając, że poprawia kołnierz białego płaszcza kąpielowego.

- Czy nie moglibyśmy zrobić tego trochę później? - delikatnie ugryzła go w mocną, opaloną szyję. 

Justin wstał, unosząc ją w górę, a ona zaczęła drżeć w cudownym oczekiwaniu.

- Nienasycona dziewczyna! - Uśmiechnął się do niej z miłością i zaniósł do sypialni.

- To wszystko twoja wina - oskarżyła go z czułością w głosie. - Uzależniłeś mnie od siebie.

Całował ją długo i namiętnie.

- Kocham cię, Stacey.

Jej serce gwałtownie zabiło.

- I ja cię kocham, Justinie - powiedziała i pomyślała ze smutkiem, że byłoby dobrze, gdyby miłość 

mogła   im   wystarczyć.   Niestety,   to   niemożliwe.   Wkrótce   będzie   musiała   pogodzić   się   z   tym,   co 

nieuchronne, ale jeszcze nie teraz. Stacey jeszcze raz oddała się całkowicie miłości, która była jak zawsze 

wspaniała i pozwalała zapomnieć o przyszłości.

Był słoneczny, rześki listopadowy dzień. Stacey i Justin dotarli do zoo. Oprócz nich była tam jeszcze 

grupa wszędobylskich turystów oraz uczniowie, którzy wysypali się z kilku szkolnych autobusów. Na tę 

wycieczkę Justin ubrał się w nowe skórzane buty, żółtą koszulę, brązowy sweter i sztruksowe spodnie. 

Wyglądał wspaniale i Stacey po prostu nie mogła oderwać od niego wzroku. Udało się odnaleźć w domu 

Justina pralnię i dzięki temu mogła przyjść tutaj ubrana ponownie w czerwono-czarny komplet Brynn.

Stanęli  przy barierce   otaczającej  wybieg   dla  niedźwiadków   i  już  po  chwili   zaśmiewali  się   do  łez, 

obserwując pogrążone w bezruchu zwierzęta. Jeden z misiów spał na słońcu i nie drgnął mu ani jeden 

mięsień.   Drugi   siedział   na   skale,   nieruchomy   jak   jego   towarzysz.   Wreszcie,   po   dwudziestu   pięciu 

minutach, poruszył głową.

- Warto było czekać na to tak długo! - Justin zawołał zachwycony.

Stacey roześmiała się.

- Za półtorej godziny będą karmione. Czy chcesz na to popatrzeć?

-   Jestem   pewien,   że   oglądanie   Hsing-Hsinga   chrupiącego   marchewkę   byłoby   najwspanialszym 

momentem mojego życia, ale może zrezygnujemy z tego?

Zgodziła się, nie przestając się śmiać. Justin wziął ją za rękę, splatając palce z jej palcami. Podeszli do 

stojącego w pobliżu kiosku, w którym sprzedawano pamiątki.

85

background image

- Myślę, że powinniśmy jakoś upamiętnić ten dzień, Stacey. Co byś chciała? Koszulkę z misiem panda? 

Zegarek z misiem panda? Solniczkę lub pieprzniczkę z misiem panda?

Stacey przyjrzała się wszystkim tym rzeczom.

- Chyba nic nie chcę.

- Aha, rozumiem. Wolałabyś coś bardziej praktycznego - powiedział Justin i zanim Stacey zdołała go 

zatrzymać, kupił dla niej metrowej wysokości wypchanego niedźwiadka z błękitną wstążką na szyi.

- Chyba oszalałeś! - zawołała, gdy wręczył jej zabawkę.

- Oszalałem na twoim punkcie - poprawił ją. Zatrzymał się przed kioskiem z zabawkami i pocałował ją, 

a za ich plecami zgromadził się tłumek chichoczących dzieci.

Resztę   popołudnia   spędzili   w   mieszkaniu   Justina,   oczywiście   w   łóżku,   kochając   się,   rozmawiając 

leniwie   i   znowu   kochając.   Gdy   o   wpół   do   siódmej   zadzwonił   telefon,   obydwoje   pogrążeni   byli   w 

głębokim śnie.

Justin podniósł słuchawkę.

- Słucham - powiedział i Stacey uśmiechnęła się zadowolona, słysząc, że jego głos jest zachrypnięty od 

snu i w niczym nie przypomina zwykle ostrego i podniesionego tonu.

- To Brynn - powiedział, wręczając Stacey słuchawkę.

- Cześć, Brynnie. - Stacey przytuliła się do Justina, z satysfakcją gładząc jego ciało.

- To tylko kontrola z planety Ziemia, Stace. - Głos Brynn był oschły. - Wiem, że obydwoje zagubiliście 

się w jakiejś galaktyce dla zakochanych, jednak życie zmusza nas do rozwiązania kilku przyziemnych 

problemów.

- Na przykład jakich? - zapytała Stacey z niechęcią.

- Po pierwsze, co mam mówić ludziom, którzy dzwonią do ciebie? Twoja matka dzwoniła już cztery 

razy, dzwonili również różni znajomi, a także, co najważniejsze, ta obrzydliwa wesz - Cord Marshall. 

Wszystkim mówiłam, że wyjechałaś na zakupy, ale nie sądzę, żeby twoja matka uwierzyła mi.

Stacey przerwała wędrówkę swojej ręki po ciele Justina. Nagle brutalnie została wyrwana z cudownego 

świata marzeń. Sielanka skończyła się.

- Wrócę dziś wieczorem, Brynn - powiedziała cichym, lecz stanowczym głosem.

- Nie! - zaprotestował Justin. Podniósł jej rękę i mocno przycisnął do ust. - Zostań ze mną jeszcze 

dzisiaj, Stacey.

- Brynn... ja... Tylko ugotuję tu obiad i zaraz przyjadę - wyjąkała Stacey. Poczuła na sobie magnetyczne 

spojrzenie Justina. Jego oczy błyszczały jak diamenty. W Justinie zawsze było jakieś napięcie, coś, co 

sprawiało,   że   przypominał   mający   wybuchnąć   za   chwilę   wulkan.   Do   tej   pory   zużywał   tę   swoją 

kontrolowaną   energię   w   pracy,   lecz   w   ciągu   ostatnich   dwóch   dni   cała   uwaga   i   wszystkie   działania 

skierowane zostały na Stacey i nie chciała tego utracić. Czuła, że Justin jest jej tak bliski, jak nikt dotąd, 

nawet Brynn. Tego, co dawał związek z Justinem, nie mogła dać nawet największa przyjaźń. To było 

86

background image

także coś więcej niż tylko seks. W tym związku obydwoje zlali się w całość, utracili autonomię i to 

mogło przerażać, a jednak tak nie było. Czuła, że Justin stanowi dopełnienie i wsparcie, a jednocześnie jej 

tożsamość   pozostaje   nietknięta.   Byłoby   znacznie   łatwiej,   gdyby   żyła   w   przeświadczeniu,   że   on   jest 

wszystkim, czego potrzebuje do szczęścia, gdyby całkowicie zdała się na niego. Tak jednak nie mogło 

być i Stacey o tym wiedziała. Justin, oddany bez reszty polityce, był przeciwieństwem tego, o czym 

marzyła. Wspólne życie mogło uczynić ich jedynie nieszczęśliwymi.

- Stacey, nie odchodź - nalegał, kładąc ją na poduszki. - Zostań ze mną, kochanie.

Stacey westchnęła. Wiedziała, że wkrótce go utraci, gdyż polityka  jeszcze raz upomni się o niego. 

Mogła jednak spędzić z nim jeszcze jedną noc. Tylko jedną, błagało jej serce.

- Brynn - powiedziała do słuchawki. - Jeśli zostanę tu na noc, to sama zadzwonię do mamy.

W tym  momencie  Justin dotknął  jej piersi i Stacey gwałtownie wciągnęła  powietrze,  czując nagły 

dreszcz przebiegający ciało.

- Czy mogłabyś  mówić wszystkim dzwoniącym osobom, że... ciągle jeszcze jestem na zakupach? - 

poprosiła. Justin obsypał jej szyję pocałunkami, od których topniała. Z jej ust wydobyło się westchnienie.

Brynn zaśmiała się.

- Powiem im, że trafiłaś na wyprzedaż wszechczasów, Stace.

- Dzięki, Brynn. Do jutra. - Stacey odłożyła słuchawkę i przylgnęła do Justina z cichym jękiem.

Następnego dnia Stacey zjawiła się w biurze ojca o dwunastej w południe, ubrana w dżinsy Brynn i 

zrobiony   na   drutach   żółty   sweter.   Diana   Drew   rzuciła   jej   pełne   potępienia   spojrzenie,   ale   nie 

skomentowała ani spóźnienia, ani stroju. Stacey pomachała ręka i skierowała się wprost do gabinetu 

Justina.

Siedział przy biurku, ubrany jak zwykle w szarości, biele i błękity, zasypany stertą papierów, które 

starannie układał. Na jego widok serce Stacey na chwilę zgubiło rytm. Rozstali się prawie pięć godzin 

temu. Ostatni raz widziała go rano, gdy wychodząc do pracy, pocałował ją na pożegnanie. Wtedy to był 

Justin,  jakiego  kochała.   Teraz  miała  przed  sobą  Justina  Marksa,  asystenta   administracyjnego   i  szefa 

kampanii wyborczej. Jak to rozdwojenie wpłynie na nasze wzajemne stosunki?” - zastanawiała się nad 

tym, gdy zaniknąwszy drzwi, szła w jego kierunku.

-   Diana   Drew   spojrzała   znacząco   na   zegarek,   gdy  przyszłam   -   powiedziała,   sadowiąc   się   na   jego 

kolanach.   Uświadomiła   sobie,   że   jest   zdenerwowana.   -   Z   trudem   powstrzymałam   się,   żeby   nie 

powiedzieć, że dzisiaj rano szef, leżąc obok mnie w łóżku, pozwolił mi przyjść do pracy o dwunastej.

Justin roześmiał się i pocałował ją w policzek.

- To prawda. Pozwoliłem  ci - powiedział.  Rozłożył  papiery,  przebiegł  po nich  wzrokiem i  znowu 

odsunął od siebie. - Stacey, kochanie, zadzwoniłem dziś rano do Corda Marshalla i odwołałem twój 

udział w jutrzejszym programie.

87

background image

- Och, myślę, że to nie ma znaczenia - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Przyszło jej do głowy, że 

zazwyczaj takie postępowanie wywoływało w niej zdecydowany protest. Przecież nie rozmawiał z nią na 

temat   wycofania   się   z   tego   programu.   Nawet   o   to   nie   prosił.   Po   prostu   sam   wszystko   załatwił   i 

poinformował  ją, gdy było  już po wszystkim.  Tak  naprawdę, wcale  nie  chciała  występować  w tym 

programie i cała ta historia wydawała się nieważna, niewarta kłótni.

- Brynn uważa, że Marshall to jakaś obrzydliwa bakteria wyhodowana przez kogoś w laboratorium - 

dodała śmiejąc się.

- Tak się składa, że zgadzam się z nią. - Justin wziął jej twarz w swoje ręce i lekko pocałował w usta. - 

Cieszę się, że zrozumiałaś, iż o twoim udziale w programie Marshalla nie może być mowy. Dziękuję, że 

nie zaczęłaś się wściekać z tego powodu.

- Ja nigdy się nie wściekam - odpowiedziała dumnie i dotknęła językiem jego warg. - Mogę czasami 

okazać swoje... niezadowolenie, ale nie wściekam się.

- Piękne dzięki za wyczerpujące wyjaśnienia. - Justin uśmiechnął się. Jego ręce przesunęły się wzdłuż 

bioder i nagle zatrzymały się na udach.

- Stacey? Kochanie?

Oparła się o niego i poczuła, że ogarniają błogi spokój. Może jednak Justin nie zmieni się tak bardzo w 

biurze? Może...

- Co, mój drogi? - zapytała czule.

- Twoje dżinsy.

Stacey uniosła się lekko.

- O co chodzi?

- Wróciłaś dziś rano do swojego mieszkania, żeby się przebrać w coś odpowiedniego do biura, prawda? 

No cóż, muszę stwierdzić, że ten... strój nie nadaje się do pracy w biurze senatora Liptona, tak jak dres 

czy czerwono-czarna dyskotekowa sukienka.

Stacey   zacisnęła   mocno   usta,   usiłując   powstrzymać   się   od   ostrej   odpowiedzi,   która   natychmiast 

zaświtała jej w głowie. Sama uspokajała się, powtarzając sobie, że Justin zwraca się do niej w bardzo 

uprzejmy sposób. Obydwie z Brynn wiedziały, że najodpowiedniejszym ubraniem do pracy w biurze 

Bradforda Liptona byłby jakiś klasyczny (może po prostu nudny) strój. Raczej nie powinna teraz mówić 

Justinowi, żeby się wdrapał na wierzchołek pomnika Waszyngtona i rzucił głową w dół. Zmusiła się do 

uśmiechu.

- W porządku, Justinie. Obiecuję, że nigdy więcej nie przyjdę do biura w dżinsach. - Gorący uśmiech i 

jeszcze gorętszy pocałunek były wystarczającą nagrodą za opanowanie, do którego tak się zmuszała. 

Przytuliła się mocno do niego i ukryła twarz w zagłębieniu ramienia.

- Och! - Usłyszeli nagle pełen zaskoczenia okrzyk i oboje spojrzeli w stronę, skąd dochodził. - Bardzo 

przepraszam!   Nie   chciałem...   nie   mogłem...   Chyba   powinienem   najpierw   zapukać...   -   To   był   Fred 

Rhodes. Stał w drzwiach, aż śmieszny w swoim przerażeniu.

88

background image

- Oczywiście,  powinieneś  najpierw zapukać, Freddie - przyznała Stacey.  Miała właśnie wstać, gdy 

Justin sam zerwał się gwałtownie, niemal zrzucając ją na podłogę. Musiała chwycić się brzegu biurka, 

żeby nie upaść. Twarz Justina stawała się powoli purpurowa, natomiast twarz Freda już taka była.

-   Ja...   chciałem...   -   wyjąkał   strasznie   zmieszany   Fred.   -   Przyniosłem   tylko   to   pismo.   -   Pomachał 

dokumentem, zanim położył go na biurku. Zaczął powoli wycofywać się do drzwi. - Prze... przepraszam 

jeszcze raz. Pójdę już... - Zamknął za sobą drzwi.

- Uff. - Stacey uśmiechnęła się. - Zgadnij, o czym wszyscy będą dziś mówić w biurze?

- To wcale nie jest śmieszne! - Justin był przerażony. - Dobry Boże, przecież on będzie o tym opowiadał 

każdemu, kogo spotka! - wybiegł z gabinetu.

Stacey pomyślała, że na pewno po to, aby zapewnić sobie milczenie Freda. Ona sama nie dbała o to, co i 

komu opowie Fred, ale to najwyraźniej bardzo obchodziło Justina. Jemu szalenie zależało na utrzymaniu 

ich związku w tajemnicy. Ta świadomość sprawiła Stacey wielki ból.

Justin wrócił po kilku minutach, ciągle jeszcze wstrząśnięty.

- Wszystko załatwione - powiedział, oddychając z ulgą i podnosząc z biurka przyniesiony przez Freda 

dokument.

- A co zrobiłeś? Wyrwałeś mu język? - zapytała. Justin jednak nie uśmiechnął się, chyba w ogóle jej nie 

usłyszał. - Justinie, co by się stało, gdyby wszyscy w biurze dowiedzieli się, że mamy romans? Cóż 

mogłoby się stać? - Wstrzymała oddech, czekając na jego odpowiedź.

- Mhmm... - To było wszystko, co powiedział. Cała jego uwaga skupiona była na czytanym właśnie 

dokumencie. Kiedy zobaczyła, że sięga po słuchawkę telefonu, kiedy ujrzała pełen skupienia wzrok, 

wiedziała,   że   zupełnie   o   niej   zapomniał.   Skoncentrował   się   wyłącznie   na   notatce,   odcinając   się   od 

wszystkiego innego.

Stacey usiadła przy swoim biurku. Leżały na nim, poukładane w stosiki, karty z wydrukowanymi na 

nich   nazwiskami.   Dołączone   było   do   nich   polecenie:   „Ułożyć   w   porządku   alfabetycznym”.   Stacey 

przejrzała te karty, musiało ich być około czterystu. W jaki sposób maje uporządkować? Co za okropna 

robota!

- Czy mogę wykorzystać do tego komputer? - zapytała żałośnie.

Justin nie odpowiedział. Siedział odwrócony tyłem do niej i Stacey mogła jedynie widzieć jego plecy i 

słyszeć   głęboki,   niski   głos.   Rozmawiał   z   kimś   przez   telefon.   Powróciła   więc   do   swoich   kart.   Po 

dziesięciu minutach poddała się. Było tam siedemdziesiąt sześć nazwisk na literę „A” i diabli wiedzą ile 

na literę „B”. A to przecież dopiero dwie pierwsze litery alfabetu! Spojrzała szybko na plecy Justina, 

zebrała wszystkie karty i wyszła z gabinetu.

Skierowała się do długiego podziemnego korytarza, łączącego biura Senatu z biurami Białego Domu. 

Mijała po drodze licznych  pracowników  tych  biur, w większości młodych,  świetnie ubranych  ludzi, 

idących szybko przed siebie, samotnie lub grupkami. Wydawało się, że każdy z nich, pędząc tak tym 

korytarzem, ma do wypełnienia jakieś ważne zadanie i Stacey również próbowała udawać, że ma pilną 

89

background image

sprawę do załatwienia.

Brynn  pracowała w Komisji do Spaw Zasobów Ludzkości i dzieliła  pokój z koleżanką. Zobaczyła 

Stacey zbliżającą się do biurka.

- Cześć, Stacey! Powrót do pracy, co? - zawołała.

-   W   pewnym   sensie.   Raczej   wymyślają   dla   mnie   różne   zajęcia.   Czy   mogę   posłużyć   się   twoim 

komputerem, żeby ułożyć te nazwiska w porządku alfabetycznym?

- Proszę bardzo! - Brynn usłużnie podsunęła Stacey swoje krzesło i spojrzała na zegarek. - Słuchaj, o 

trzynastej trzydzieści wydajemy małe przyjęcie urodzinowe dla Lee Winters. Urządzamy je na czwartym 

piętrze. Masz ochotę przyłączyć się do nas?

- Oczywiście! - Stacey uśmiechnęła się na wspomnienie Lee Winters, wieloletniej członkini Kongresu, 

cieszącej się dużą popularnością wśród młodych pracowników. - Czy mam się złożyć na ciasto?

- Daj dolara Marii, jeśli ją zobaczysz - odparła Brynn. Stacey skupiła się na pracy, wprowadzając do 

komputera nazwiska z przyniesionych kart.

90

background image

ROZDZIAŁ

 ÓSMY

- Justin Marks chce natychmiast widzieć cię w swoim gabinecie - oznajmiła Diana Drew z fałszywym 

uśmiechem na twarzy, gdy Stacey weszła do biura. Stacey skinęła głową i skierowała się do gabinetu 

Justina.

- Gdzie byłaś? - Usłyszała na powitanie.

Weszła do środka i spojrzała uważnie na Justina. Jego twarz była ściągniętą, napiętą maską, a czarne 

oczy zimne i twarde.

-   Poszłam   do   biura   Brynn,   żeby   popracować   z   jej   komputerem.   -   Stacey   trzymała   w   ręku 

uporządkowaną listę nazwisk. Była zupełnie nieprzygotowana na taki wybuch gniewu Justina i po raz 

pierwszy cofnęła się, zamiast z właściwą sobie w takich wypadkach agresją, przeciwstawić się mu.

Justin wyrwał listę z jej rąk.

- Jest już po trzeciej. Czy chcesz mi wmówić, że wprowadzenie tych nazwisk do komputera zajęło ci 

prawie trzy godziny?

- Nie - odparła. - Zajęło mi tylko pół godziny. Potem załatwiłam kilka spraw dla Brynn i... zrobiłam 

sobie przerwę.

- Przerwę? - krzyknął Justin. - Przyszłaś do biura w południe, pracowałaś przez pół godziny i zrobiłaś 

sobie przerwę, która trwała dwie i pół godziny?! - Rzucił listę na biurko. - Wiem wszystko na ten temat, 

Stacey. Hałaśliwe, rozwrzeszczane przyjęcie na czwartym piętrze. I ty tam byłaś! Powiedział mi o tym 

ktoś z naszego biura. Ktoś, kto ciebie widział.

- Masz na pewno na myśli Olive Mayer, tę kłótliwą babę, która pracuje w biurze Rawlingsa - domyśliła 

się Stacey. - Wyglądała tak fałszywie, kiedy nam się przyglądała. Ten stary nietoperz nie może znieść, 

gdy ktoś dobrze się bawi, a poza tym jest strasznie zazdrosna o personel Lee Winters. Ona...

- Stacey, chodzi o to, że to dzień pracy - przerwał jej Justin chłodno. - Wszyscy, którzy tam byli, dostają 

pieniądze od rządu za pacę, a nie za zabawę. W dodatku pani Mayer powiedziała, że cale to widowisko 

było jedną rozpustą, a uczestnicy tarzali się po podłodze.

- Oni tylko tańczyli break-dance! - zawołała Stacey oburzona. Jego złość w końcu wyprowadziła ją z 

równowagi. - Kilku gońców pokazywało Lee Winters, jak to się robi. To było urodzinowe przyjęcie, 

Justinie. Właśnie dzisiaj kończy sześćdziesiąt lat. Mieliśmy tam ciasto i lemoniadę, ktoś włączył radio. 

To była właśnie ta rozpusta! Przypomina mi się podobna impreza, która odbyła się w tym biurze w dniu, 

gdy mój ojciec skończył pięćdziesiąt lat. Tylko, oczywiście, nikt wtedy nie tańczył break-dance.

Zastanawiała się, czy wreszcie udało się pokonać Justina. Trudno było cokolwiek powiedzieć, patrząc 

na jego pozbawioną wyrazu twarz. W końcu chrząknął.

- No tak - powiedział.

- No tak? - Spojrzała na niego z wściekłością. - To wszystko, co masz do powiedzenia? Po tym, jak 

prawie ściąłeś mi głowę, oskarżając o rozpustę?

Justin odetchnął głęboko i zacisnął zęby.

91

background image

- W dalszym ciągu uważam, że nie powinnaś tam pójść - powiedział. - Powinnaś być ze mną...

- Żebyś mógł mnie obserwować, czy nie robię czegoś, co mogłoby zaszkodzić mojemu ojcu? - Stacey 

podniosła przyniesioną przez siebie listę i uderzyła nią w biurko. - To jest główny powód, dla którego tu 

jestem. Prawda, Justinie? A jeśli możesz na tym skorzystać, zaciągając mnie do łóżka, tym lepiej dla 

ciebie.

- Czy mogłabyś mówić ciszej? - zapytał. - Nie ma potrzeby, żeby...

- Żeby co,  Justinie?  Żeby ogłaszać  w  całym  biurze,  że szef kampanii  wyborczej  senatora Liptona 

przespał się z jego córką?

Głos   Stacey   brzmiał   ostro,   a   z   oczu   płynęły   gorące   łzy.   Ten   robot   nie   był   tym   samym   czułym   i 

namiętnym   kochankiem,   z   którym   spędziła   kilka   ostatnich   dni.   Nie   przypominał   spontanicznego   i 

wesołego człowieka, który śmiał się w zoo z pogrążonych w letargu pand, a potem kupił jej zabawkę, od 

której była niewiele większa. Czuły, troskliwy mężczyzna, który gładził jej włosy i nazywał „swoim 

kochaniem”, zniknął bez śladu, a pozostał tylko spięty, napastliwy despota. Justin znów powrócił do 

świata polityki, gdzie obłuda i pozory miały największą wartość.

- Osądzasz mnie od chwili, w której dziś rano weszłam do biura! - zawołała zapalczywie. - A jeśli 

przestajesz mnie krytykować, to tylko po to, aby mnie dla odmiany całkowicie ignorować. Jesteś znowu 

tym pozbawionym uczuć tyranem, opętanym tylko jedną manią...

- To nieprawda! - zawołał. - Przecież wiesz, do diabła, jak bardzo...

- Wiem, że nie uda ci się zatrzymać mnie w biurze. Doprowadzę cię do szaleństwa albo ty pierwszy 

zrobisz to ze mną! Wychodzę, Justinie. Posada Brynn nie jest zagrożona i nie ma już pretekstu, dla 

którego mógłbyś mnie tu ściągnąć ponownie!

Stacey dziękowała Bogu, że dotąd nie powiedziała Justinowi o dziecku. W ciągu kilku ostatnich dni 

wiele razy miała ochotę na to. Chwilami czuła, że Justin jest jej tak bliski, że po prostu musi mu o 

wszystkim powiedzieć. Jednak przezornie nie zrobiła tego, znając jego oddanie polityce. I dobrze się 

stało!

- Stacey, nie wypuszczę cię stąd! - Justin chwycił ją za rękę i odciągnął od drzwi. - Kochanie, musimy o 

tym wszystkim porozmawiać. Nie chcę kłócić się z tobą. Ja...

- Puść mnie! - krzyknęła. - Nie mamy o czym rozmawiać.

- Stacey, proszę cię. Uspokój się - powiedział z rozpaczą. - Za chwilę zbiegną się tu wszyscy z biura!

- Będziesz mógł wtedy zająć się kimś innym. - Spróbowała się uwolnić. - To biuro, wszystkie te plany i 

zabiegi!   Jesteś   tutaj   zupełnie   innym   człowiekiem,   Justinie,   i   ja...   my...   -   Ku   własnemu   ogromnemu 

przerażeniu zaczęła płakać.

„Cholera!” - pomyślała. Była taka pobudliwa. Zbyt pobudliwa. Znowu te hormony?

- Stacey, proszę cię, nie płacz! - Justin puścił jej rękę i zaczął niespokojnie chodzić po pokoju. Stacey 

domyśliła się, że musiała go zirytować. Zirytowała przecież nawet samą siebie. Przeciwnikiem znacznie 

łatwiejszym niż łzy jest gniew. Zawsze kpiła z głupich kobiet, które próbowały manipulować ludźmi za 

92

background image

pomocą płaczu. Ona jednak teraz nie starała się manipulować Justinem, naprawdę cierpiała, czuła się 

zagubiona i przerażona.

- To się nie uda. - Zdesperowana usiłowała zetrzeć Izy z twarzy. Od samego początku wiedziała, że jej 

związek z Justinem nie ma przyszłości. Jednak przyznanie się do tej porażki sprawiało ból. - To się po 

prostu nie uda - powtórzyła szlochając.

- Co się nie uda? Stacey, błagam, nie płacz. Przyznaję, że i zbyt ostro zaatakowałem cię w związku z 

tym przyjęciem, ale... - Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej staroświecką białą chustkę do nosa, którą 

wręczył Stacey.

-   Kochanie,   Olive   Mayer   jest   rzeczywiście   obłudną,   wiecznie   wszystkich   krytykującą   pedantką.   I 

chociaż wiedziałem, że ciebie nie może dotyczyć ta... rozpusta, to jednak doprowadziło mnie do pasji, 

gdy wyobraziłam sobie, jak ta stara plotkara będzie o tym  opowiadać każdemu, kto zechce słuchać. 

Oczywiście,   nie   omieszka   dorzucić   czegoś   od   siebie.   Przyznaję,   że   zareagowałem   zbyt   gwałtownie, 

Stacey. - Przestał chodzić po pokoju i wyciągnął do niej rękę. - Poza tym, byłem zazdrosny jak diabli. 

Mayer powiedziała, że tańczyłaś z...

- Ona rzeczywiście potrafi zmyślać, Justinie - przerwała Stacey, nie zwracając uwagi na wyciągniętą 

rękę. - Ja z nikim nie tańczyłam.  A ty nie zadałeś  sobie trudu, żeby mnie  o to zapytać?  Po prostu 

oskarżyłeś mnie o najgorsze rzeczy i skoczyłeś do gardła tylko dlatego, że stoisz na straży sztucznego 

wizerunku rodziny Liptonów. Każda próba zniszczenia  go jest dla ciebie równoznaczna ze zbrodnią 

wojenną!

- Przepraszam. - Stanął blisko niej. Wystarczyło zrobić krok, by znaleźć się w jego ramionach, Stacey 

jednak nie drgnęła. Pozostała sztywna i niewzruszona. Justin westchnął ciężko.

- Byłem głupi, że dałem się sprowokować Olive Mayer. Nie powinienem tak ciebie zaatakować. Moim 

jedynym  wytłumaczeniem może  być  to,  że dzisiejszy dzień  przerodził  się  w prawdziwe  piekło.  Nie 

przychodziłem tu tylko przez dwa dni, a po powrocie zastałem biurko dosłownie zasypane papierami. 

Musiałem odpowiedzieć na co najmniej siedemdziesiąt pięć telefonów i... - Dotknął jej ciągle jeszcze 

mokrego policzka. - Nie chcę z tobą walczyć, Stacey. Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała.

Stacey odwróciła się. Może rzeczywiście nie chciał, ale jednak zrobił to. Swoje myśli i całą energię 

podporządkował politycznym ambicjom i wszystko (i każdy!) było mniej ważne. Tak właśnie robił jej 

ojciec. Bradford Lipton nie był złym człowiekiem, nie chciał ranić rodziny, ale czynił to ciągle wskutek 

przeoczeń. Senator był niedostępny i wiecznie zajęty, co oddalało go od bliskich mu osób i sprawiało, że 

stawał się nieczuły. Jego rodzina nie była przecież, tak jak on, pochłonięta polityczną karierą. Justin 

bardzo przypominał Stacey ojca.

- Wracam do domu, Justinie. - Nie było już żadnego powodu, dla którego miałaby tutaj pozostać.

- Nie! - powiedział stanowczo, zasłaniając sobą drzwi. - Stacey, nie pozwolę ci...

W tym samym momencie zadzwonił telefon i dla Stacey był to najpiękniejszy dźwięk.

93

background image

-   Poczekaj!   -   powiedział   Justin,   podnosząc   słuchawkę.   W   jego   głosie,   nawykłym   do   wydawania 

rozkazów, teraz zabrzmiało błaganie i to zatrzymało Stacey w drzwiach.

- Co on zrobił? - Jego głos wybuchł jak dynamit. - Nie, senator nie ma tym razem nic do powiedzenia na 

ten temat.  Wydamy  oficjalne oświadczenie  później. Nie, ja także tego nie skomentuję. Uważam,  że 

komentarz w tym momencie byłby niewłaściwy.

Stacey rozpoznała ten wyraz twarzy i ton głosu. Zastanawiała się, cóż takiego mógł znowu zrobić któryś 

z jej braci?

Justin odłożył słuchawkę; był bardzo wzburzony.

- Co się stało? - zapytała Stacey. Ciekawość wzięła górę nad chęcią ucieczki.

- Wczoraj został opublikowany wywiad, jakiego udzielił twój brat Lucas studenckiej gazecie. - Justin 

poruszał nozdrzami. Naprawdę to robił! Stacey wcale by się nie zdziwiła, gdyby zobaczyła buchającą z 

nich przy każdym wydechu parę. - Dzisiaj natomiast kilka z jego złotych myśli pojawiło się w lokalnych 

gazetach w mieście i paru oszustów wysłało pewne wiadomości do agencji informacyjnych. - Justin wziął 

do ręki ołówek i złamał go na pół. - Jutro rano znajdą się one we wszystkich gazetach w kraju.

Oczy Stacey rozszerzyły się ze zdziwienia. Państwowe dzienniki poświęcone Lucasowi? To zabrzmiało 

złowieszczo.

- Co on takiego powiedział? - odważyła się zapytać.

- Och, niewiele. Kiedy zapytano go, co lubi robić, gdy nie gra w piłkę, odpowiedział, że lubi pić piwo, 

grać w bilard i - Justin poniósł głos - pocieszać odrzucone dziewczyny, chyba że sam wcześniej którąś 

odrzucił!

Stacey   niemal   usłyszała,   jak   Lucas   mówi   to   tym   swoim   rubasznym   tonem,   zachowując   się   jak 

niegrzeczny chłopiec. Roześmiała się.

To był wielki błąd. Justin spojrzał na nią z wściekłością.

- To wcale nie jest zabawne! - zagrzmiał. - Czy zdajesz sobie sprawę, że jego wypowiedź ukaże się w 

całej prasie krajowej? Jest to ten rodzaj anegdoty, którą dziennikarze telewizyjni uwielbiają opowiadać na 

zakończenie   swoich   programów.   Powszechnie   szanowany   senator,   kultywujący   stare   obyczaje, 

popierający tradycyjną moralność, ma syna, który...

- Och, Justinie - przerwała mu Stacey. - Znowu przesadzasz. Przecież Lucas to jeszcze dzieciak. I w 

dodatku piłkarz. Jego wypowiedź na pewno nie zaszokuje. Jedynie tego wszyscy się po nim spodziewają. 

Nikt, do cholery, nie uwierzyłby, że jedyną rozrywką przystojnego, świetnie zbudowanego chłopaka jest 

opowiadanie bajek lub bawienie się kolejką elektryczną!

-   A   szkoda!   -   jęknął   Justin.   -   Stacey,   nie   rozumiesz   powagi   sytuacji.   Liberalna   prasa   jest   wrogo 

nastawiona do twojego ojca. Ich ulubieńcem jest Whit Chambers i wszystko, dosłownie wszystko, co 

mogłoby w jakiś sposób zaszkodzić Bradfordowi Liptonowi, zostanie wyolbrzymione do monstrualnych 

rozmiarów. Z naszych statystyk wynika, że wystąpienia twojego ojca trafiają do ludzi, ale jest jeszcze 

żmudna walka z piraniami prasowymi. Nie minął jeszcze tydzień od zgłoszenia kandydatury i ostatnia 

94

background image

rzecz, jakiej byśmy sobie teraz życzyli, to publiczne deklaracje Lucasa na temat upodobań, to znaczy 

picia piwa, grania w bilard i...

- Wykorzystywania dziewcząt - dokończyła za niego Stacey. Pomyślała, że Justin za bardzo przejmuje 

się   każdą,   najgłupszą   nawet   rzeczą.   Dzięki   temu   stał   się   niezwykle   cennym   pracownikiem,   ale 

jednocześnie  to właśnie mogło  wywołać  niebezpieczny wzrost ciśnienia,  wrzody i diabli  wiedzą, co 

jeszcze. Najważniejsze jest poczucie humoru,  ono powinno być  dla życia  wentylem  bezpieczeństwa. 

Stacey uśmiechnęła się do Justina, oczekując od niego takiej samej odpowiedzi.

Justin podniósł do góry ręce, bliski załamania.

- Mogłem spodziewać się, że taka historia rozbawi cię. - Zachmurzony ruszył w kierunku drzwi. - 

Sterne i Spence na pewno także będą skręcać się ze śmiechu. Czasami wydaje mi się, że cała wasza 

czwórka pracuje nad udoskonaleniem swoich dwuznacznych politycznie uwag. Często zastanawiam się, 

czy nie jesteście opłacani przez opozycję.

Ostatnie słowa Justin wypowiedział już na korytarzu. Zwoływał cały personel, aby wspólnie omówić 

popełnioną   przez   Lucasa   gafę   i   opracować   odpowiednie   oświadczenie   dla   prasy,   która   zapewne   już 

wkrótce podniesie wielki szum. Justin wyszedł, nie rzucając za siebie ani jednego spojrzenia.

Stacey postanowiła wrócić do domu, tutaj już nic jej nie trzymało. Zwłaszcza że widok jednej z czterech 

czarnych   owiec   rodziny   Liptonów   mógłby   w   tym   szczególnym   momencie   rozwścieczyć   personel 

senatora.

Jadąc samochodem, czuła pogłębiającą się depresję.

To jasne, że idylla z Justinem skończyła się. Już nie byli sobie tak bliscy; przeciwnie, stali na dwóch 

przeciwległych krawędziach przepaści, jaką była polityka. Nie potrafili już porozumieć się.

W domu Stacey zrobiła sobie filiżankę herbaty i usiadła, mając nadzieję, że to ją uspokoi. Wszystko 

toczyło   się   tak   szybko.   W   jej   głowie   panował   zamęt,   spotęgowany   przez   strach.   Justin...   dziecko... 

kampania... Myśli przebiegały przez głowę, a przed oczami, jak w kalejdoskopie, przesuwały się różne 

obrazy. Co powinna teraz zrobić? Skąd ma się tego dowiedzieć?

Kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi, Stacey pomyślała, że to Brynn zapomniała kluczy. Było trochę za 

wcześnie na powrót przyjaciółki, ale może udało jej się trafić po drodze tylko na zielone światła, co 

stanowiłoby niezwykle rzadkie zjawisko.

Stacey   była   przekonana,   że   to   Brynn.   Wobec   tego,   zapominając   o   zasadach   bezpieczeństwa,   nie 

spojrzała w wizjer. I nagle znalazła się oko w oko z... Cordem Marshallem. Jęknęła w duchu. Marshall 

był prawdopodobnie wściekły z powodu jej rezygnacji z udziału w programie. Bez wątpienia pojawił się 

tutaj po to, by ją namówić na ten wywiad. Nie zamierzała zgodzić się i w myślach przygotowywała się do 

nadciągającej nieprzyjemnej sceny.

- Cześć, Stacey - powiedział Marshall z uśmiechem. - Cieszę się, że zastałem cię w domu.

95

background image

Stacey   spojrzała   na   niego   z   uwagą.   Nic   nie   wskazywało   na   to,   że   jest   wściekły,   ale   ten   uśmiech 

wywoływał   nieprzyjemny   dreszcz.   Marshall   miał   w   sobie   coś   z   rekina   krążącego   wokół   nic   nie 

podejrzewającej ofiary.

- Czego pan sobie życzy, panie Marshall? - zapytała, ciągle jeszcze trzymając go za drzwiami.

- Cord - poprawił ją łagodnie. - Przyszedłem, żeby omówić z tobą jutrzejszy program.

Stacey westchnęła.

- Jestem pewna, że otrzymał pan dziś rano wiadomość od Justina Marksa, odwołującą mój udział w tym 

programie, panie Mars... Cord.

- Nie chcę zdradzać Marksowi naszych małych sekretów, Stacey. - Marshall ciągle jeszcze uśmiechał 

się. - Jednak jeśli  nie  wystąpisz  jutro,  będę musiał  powiedzieć  mu  o tym.  - Dramatycznym  gestem 

wydobył z fałdów swojego płaszcza pogniecione pudełko.

Stacey westchnęła ciężko i mocno chwyciła się drzwi. To było pudełko po teście ciążowym!

- Cudownie!  - zawołał  Marshall,  śmiejąc  się radośnie.  - Całkowicie  spontaniczna,  niepohamowana 

reakcja! Podejrzewałem, że to należy do ciebie, gdyż obserwowałem cię podczas wystąpienia twego ojca. 

Niemal zemdlałaś. Jednakże trzeba było także wziąć pod uwagę twoją agresywną współlokatorkę. Teraz 

rozwiałaś wszelkie moje wątpliwości. Jesteś w ciąży! I nie masz męża, z którym mogłabyś podzielić się 

tą wspaniałą wiadomością.

- Znalazłeś to pudełko w śmieciach! - zawołała Stacey. - Brynn wspominała, że widziała cię kilka dni 

temu węszącego koło naszego domu. Grzebałeś w śmieciach jak... jak szczur!

Marshall wzruszył ramionami.

- Ja to nazywam prowadzeniem śledztwa. Zdarza się, że czasami nic nie znajdę, ale znacznie częściej 

uda mi się natrafić na jakiś ukryty klejnot. Nie masz pojęcia, Stacey, co ludzie wyrzucają!

- Jesteś podły! Justin powiedział, że jesteś szczurem śmietnikowym. On wiedział, jakie chwyty potrafisz 

stosować, aby tylko dowiedzieć się interesujących, w twym przekonaniu, rzeczy.

- Natomiast nie wiedział, że jesteś w ciąży, co? - wtrącił Marshall. - Zaryzykowałbym stwierdzenie, że 

nikt o tym nie wiedział oprócz twojej przyjaciółki, tej rudowłosej złośnicy. No i, oczywiście, mnie. A kto 

jest ojcem?

- To nie twój interes!

-   Spokojnie,   dziecinko!   Nie   zamierzam   wywierać   na   ciebie   nacisku.   -   Marshall   uśmiechnął   się 

ponownie, a Stacey zapragnęła zetrzeć z jego twarzy ten wyraz zadowolenia, zetrzeć całą jego twarz! - 

Tak się składa, że darzę szacunkiem przyszłe matki. To chyba coś w rodzaju kompleksu Madonny. Nie 

zamierzam zdradzać sekretów. Chcę tylko, przy ich pomocy, poszantażować cię trochę.

- Och! - zawołała Stacey, czując, że kręci jej się w głowie. Ten człowiek po postu zabijał ją!

- Uspokój się, skarbie. Nastroje matki bardzo silnie wpływają na dziecko. Wiesz przecież o tym. - Był 

na tyle bezczelny, by udawać zaniepokojenie. - Zobaczysz, jak łatwo jest sprostać moim wymaganiom. 

Wystąpisz tylko w moim programie, w piętnastominutowym bloku, a ja zapomnę o tym chłopaczku lub 

96

background image

dziewuszce, którą nosisz pod sercem. Masz na to moje słowo honoru, Stacey.

- Twoje słowo honoru! Jesteś szantażystą, śmieciarzem i...

- Zostawmy te przezwiska, Stacey. Ograniczmy się tylko do interesów. Potrzebny jest mi ktoś, kto 

wypełni   piętnaście   minut   mojego   jutrzejszego   programu   jakąś   budzącą   ludzkie   zainteresowanie 

opowieścią. Chciałbym, żeby spodobała się zwłaszcza żeńskiej części mojej widowni. Córka kandydata 

na prezydenta świetnie się do tego nadaje. Obiecuję, Stacey, że ani słowem nie wspomnę o twojej... 

delikatnej  sytuacji. Przysięgam na świętą pamięć mojej matki!  Spójrz na to z innej strony.  Przecież 

możesz w ten sposób pomóc ojcu. Bądź słodka, zabawna, błyśnij wdziękiem! Zdobędziesz w ten sposób 

mnóstwo głosów dla ojca.

- Nie mogę! - powiedziała zrozpaczona. - Justin stwierdził, że nie może być o tym mowy. Zabije mnie, 

jeśli wystąpię w tym programie.

- To łajdak! - prychnął Marshall. - Stacey, nie ma się czego bać. Porozmawiamy tylko o tym, o czym ty 

będziesz chciała. Będziesz na wizji przez niecałe piętnaście minut, z przerwami na reklamy.

- A co z córkami pozostałych kandydatów? - zapytała.

- Żadna z nich nie odważyła się nawet odpowiedzieć na mój telefon. To musisz być ty, Stacey.

Co ma zrobić? Stacey z trudem powstrzymywała się, żeby nie wołać o pomoc. Dobrze wiedziała, że 

wpadła w pułapkę.

- A jeśli odmówię?... - Chciała, żeby to on powiedział. I, oczywiście, zrobił to.

- Wtedy opowiem na antenie o twoim mającym się urodzić nieślubnym dziecku. Obiecuję, Stacey.

To była groźba. Bardzo skuteczna groźba. Stacey, blada i milcząca, oparła się o drzwi.

- Bądź jutro w studiu o osiemnastej trzydzieści - powiedział Marshall. - Zaczynamy o dziewiętnastej i ty 

pójdziesz na pierwszy ogień. Do zobaczenia, Stacey! - Schodził po schodach, wesoło pogwizdując.

- A co ty tutaj robisz? - Stacey usłyszała głos Brynn. Pogwizdywanie nagle urwało się. - Przecież 

niedawno ten budynek był spryskiwany płynem przeciwgrzybicznym. - Głos Brynn był bardzo groźny.

- O... odłóż to! - Cord Marshall był bardzo zdenerwowany.

- Lepiej szybko zwiewaj, Marshall! - ostrzegła go Brynn. - Bardzo szybko.

Po całej klatce schodowej rozeszło się głośne echo, gdy Marshall zbiegał po schodach. Chwilę później 

w drzwiach pojawiła się Brynn, trzymając w ręku mały pojemnik z gazem łzawiącym. Spojrzała na twarz 

Stacey.

- Powinnam go wysadzić w powietrze! Co on tutaj robił, Stacey?

Stacey z wahaniem opowiedziała o groźbach Marshalla.

- Nie możesz pozwolić, by cię szantażował! - Brynn była oburzona. - Zadzwoń do Justina i powiedz mu 

o wszystkim. Niech załatwi tę sprawę.

- Powiedzieć Justinowi? - zawołała przerażona Stacey. - Nie mogę tego zrobić, Brynn. Wolę wystąpić w 

programie Marshalla.

- Stacey, przecież ty i Justin nie jesteście już wrogami. Przecież się kochacie, zapomniałaś o tym?

97

background image

Stacey   przypomniała   sobie   twarz   Justina,   taką,   jaką   widziała   ostatnio.   Wściekłą,   zirytowaną, 

rozgoryczoną.

- Jestem pewna, że Justin ma inne zdanie na ten temat, Brynn.

- Po jednym dniu? - zapytała Brynn drwiąco. - To niemożliwe.

- Ależ tak, Brynnie. Podczas tych dwóch dni, kiedy Justin przestał zajmować się kampanią, wszystko 

układało się między nami wspaniale. Po prostu cudownie! Jednak skończyło się to dzisiaj, natychmiast po 

przekroczeniu progu biura. Nigdy nie uda nam się być razem. - Stacey przeciągnęła ręką po włosach, 

burząc je nieco. - Cord Marshall obiecał, że nie wspomni o dziecku. Może to nie byłoby takie złe? 

Mogłabym zdobyć trochę punktów dla ojca. Może Justin w ogóle nie dowiedziałby się, że wystąpiłam w 

tym programie?

Brynn wzniosła oczy do nieba.

- Może książę Karol porzuciłby księżną Dianę i poślubiłby Tinę Turner? Hej, Stacey! Wróć na ziemię!

- Nie mogę powiedzieć o tym Justinowi! - lamentowała Stacey. - Gdybyś mogła zobaczyć jego twarz, 

gdy usłyszał, co Lucas powiedział reporterowi...

- Coś na temat picia piwa, grania w bilard i... umawiania się z dziewczętami? - Brynn uśmiechnęła się 

wesoło. - Słyszałam w radiu, wracając z pracy. Spiker był taki zabawny, gdy cytował Lucasa!

A więc zaczęły już krążyć anegdoty. Stacey syknęła zirytowana.

- Tata nie znosi, gdy się na jego temat żartuje. Nie lubi tego bardziej niż krytyki własnej osoby. Będzie 

wściekły.   A   gdy   ojciec   się   wścieka,   Justin   ma   sądny   dzień.   Nie   mam   odwagi   dobijać   go   w   tym 

momencie!

Justin prawdopodobnie przestanie ją kochać po jutrzejszym programie. Lecz jeśli Stacey nie wystąpi, to 

Marshall opowie na ekranie o jej ciąży. Skoro szczeniackie wypowiedzi Lucasa mogą wpędzić ojca w 

kłopoty,   co   dopiero   wiadomość   o   nieślubnym   dziecku   Stacey?   Zadrżała   na   samą   myśl   o   tym.   To 

zdecydowanie najgorszy dzień w jej życiu!

- Muszę tam pójść, Brynn.

- Chyba rzeczywiście nie masz wyboru - przyznała Brynn ponuro. - Nie musisz jednak sama walczyć z 

tym potworem. Pojadę jutro z tobą do studia i może rzeczywiście nie będzie tak źle.

Stacey zeszła z planu i ukryła twarz w dłoniach. Brynn, która czekała, stojąc poza linią dźwięku, objęła 

ją opiekuńczym gestem.

- To  była  klęska!  -  jęknęła   Stacey.   - Och,  zawsze  zachowuję  się  tak  okropnie  podczas  udzielania 

wywiadów! Teraz już wiem, dlaczego Justin nigdy mi na to nie pozwalał!

- Nie było tak źle. - Brynn, jak zawsze, próbowała pozostać lojalna. - To znaczy, nie sądzę, aby twego 

ojca zachwyciła wypowiedź, iż lubi pływać nago, ale to jeszcze nie jest wielki skandal, Stace.

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam. - Stacey potrząsnęła głową przygnębiona. - Marshall mówił coś o 

jakichś prezydentach pływających nago w basenie w Białym Domu i wtedy natychmiast pomyślałam...

98

background image

- Marshall jest bardzo podstępny. Po prostu naprowadził cię na to - powiedziała oburzona Brynn.

- Kiedy zaczął mówić o ślubach w Białym Domu, wpadłam w panikę. Byłam pewna, że nawiązuje do... 

- Stacey odruchowo dotknęła swego brzucha. - Nie bardzo wiedziałam, co mam odpowiedzieć.

- Wykorzystał cię ten skunks!

- W końcu opowiedziałam mu, jak kiedyś  wpadłyśmy razem z mamą do Sterne’a i znalazłyśmy w 

łazience przywiązaną do kurków wanny jakąś blondynkę. - Stacey prawie zapiszczała. - Powiedziałam to 

przed kamerą!

Brynn skrzywiła się.

-  Marshall   zastawił   na   ciebie   pułapkę.   Próbował   dać   do   zrozumienia,   że   twoja  rodzina   walczy   ze 

Sternem, ponieważ jego styl życia jest dla was nie do przyjęcia. Ty tylko... wyjaśniłaś, dlaczego.

- Justin nigdy mi tego nie wybaczy - wyszeptała Stacey.

- Przynajmniej teraz jest dla wszystkich jasne, że w waszej rodzinie nie ma prawdziwych animozji. To 

było piękne, gdy powiedziałaś, że wy, Liptonowie, akceptujecie się nawzajem, bez względu na to, jak 

dziwaczne jest wasze zachowanie. Tylko szkoda, że Marshall natychmiast zapytał, jakie dziwactwa masz 

na myśli.

- Odpowiedziałam, że nie chcę mówić na ten temat. - Stacey przygryzła wargę. - To chyba nie była 

najlepsza odpowiedź.

- No cóż, spróbujmy znaleźć w tym wszystkim jakąś dobrą stronę - powiedziała Brynn pokrzepiająco. - 

Wywiad już się skończył, a Marshall nic nie wspomniał o dziecku.

- Panie Marshall! - Młody sekretarz planu, wyglądający na bardzo zmartwionego, pomachał ręką do 

Corda Marshalla, który nadal znajdował się na planie. Taśma filmowa była jeszcze wyświetlana, więc 

wstał bardzo cicho i dołączył do stojącej w bezpiecznej odległości grupki.

- O co chodzi, Joe? - zapytał. Mrugnął porozumiewawczo do Stacey i Brynn, ale żadna z nich nie 

zareagowała na tę zaczepkę.

- Pana garderoba. Wydobywa się z niej jakiś straszny zapach, wszedłem do środka, żeby to sprawdzić. 

To okropny smród. Taki, jakby coś gniło, rozkładało się albo jeszcze gorzej.

- Cholera! Chodźmy tam, Joe - powiedział Marshall i obydwaj wyszli ze studia.

- Uciekajmy stąd, Stacey - zaproponowała Brynn, a przygnębiona Stacey przytaknęła.

- Do diabła! - Wrzaski Corda Marshalla słychać było w całym studiu. Po chwili pojawił się, trzymając 

w ręku jakieś butelki. Jego twarz była niemal purpurowa z wściekłości. - Ktoś wylał w mojej garderobie 

pięć butelek oleju skunksa. Tak tam cuchnie, że nie można wytrzymać!

- Skunksowi nie powinno to przeszkadzać - powiedziała Brynn słodkim głosem. - Powiedziałabym, że 

teraz jest tam dla pana odpowiednie środowisko, panie Marshall.

Oczy Stacey rozszerzyły się ze zdziwienia.

- Brynn, czy ty...

Cord Marshall doszedł do tego samego wniosku.

99

background image

- To ty zrobiłaś, ruda diablico! - szalał.

- Brynn - Stacey chwyciła ją za rękę - myślę, że czas już na nas.

Zaczęły biec korytarzem.

- Jeszcze cię dostanę, przyjaciółeczko! - Marshall deptał im po piętach. - Musimy wyrównać rachunki! 

Dużo już się uzbierało. Zobaczysz, pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś!

Zyskały trochę czasu, gdyż Marshall zaplątał się w kabel, który zgrabnie przeskoczyły. Upadł jak długi 

na podłogę, a one w tym czasie wybiegły z budynku.

- Brynn, skąd wzięłaś olej skunksa? - wysapała Stacey, gdy dopadły zaparkowanego w pobliżu BMW.

- Dzwoniłam do wszystkich oryginalnych sklepów w Waszyngtonie, aż w końcu znalazłam, chociaż 

najpierw pomyślałam o trutce na szczury. Stace, jesteś bezpieczna!

A   jednak   nie   były,   gdyż   właśnie   ze   swego   samochodu   wychodził   Justin   Marks.   Na   jego   twarzy 

malowała się wielka wściekłość. Zauważył Stacey i Brynn, zanim one zdążyły zauważyć jego.

- Stacey! - Jego głos spowodował, że obydwie zatrzymały się w miejscu. - Chodź tutaj, Stacey. - Justin 

mówił stanowczo i niezwykle spokojnie. Serce Stacey, wyczerpane wysiłkiem związanym z ucieczką, 

teraz zabiło jeszcze szybciej. - Nie każ mi iść po ciebie, Stacey. Ten zimny spokój przerażał ją bardziej 

niż wściekle wrzaski Corda Marshalla, które właśnie rozległy się ponownie.

- Jest tam! - Marshall wbiegł na parking; towarzyszył mu ten sam młody sekretarz planu oraz jakiś inny 

mężczyzna i kobieta.

- Ta ruda maniaczka! Łapcie ją! - wrzeszczał.

Stacey i Brynn wymieniły przerażone spojrzenia i równocześnie rzuciły się do samochodu. Wskoczyły 

do środka i zablokowały drzwi. Stacey zdążyła umieścić kluczyk w stacyjce, gdy przy oknie pojawił się 

Justin Marks i prawie w tym samym czasie podbiegł do samochodu z drugiej strony Cord Marshall.

- I co teraz, Stacey? - zawołała Brynn.

Stacey   wrzuciła   wsteczny   bieg   i   nacisnęła   pedał   gazu.   Samochód   skoczył   do   tyłu,   zostawiając 

zaskoczonego i wściekłego Justina i równie wzburzonego Corda Marshalla. Żadna z nich nie powiedziała 

ani słowa, dopóki nie zgubiły się w masie samochodów na autostradzie.

-  Przez  chwilę  myślałam,   że  gramy   główne  role   w  jakimś  horrorze   -  powiedziała  wreszcie   Brynn 

drżącym głosem. - Przy jednym oknie stała Godzilla, a przy drugim Bestia z Bagien. Byłaś wspaniała, 

Stacey - dodała zachwycona. - Jechałaś jak Mario Andretti na Indy 500.

Stacey nie odpowiedziała. Serce wreszcie uspokoiło się i mogła oddychać normalnie.

- Myślę, że będzie lepiej, jeśli nie wrócimy dziś na noc do domu, Brynn - powiedziała. - Odpada także 

dom moich rodziców.

- Trzymajmy się także z daleka od cieszącego się złą sławą mieszkania Sterne’a - dodała Brynn. - 

Mamy już wystarczająco dużo przeżyć, jak na jeden wieczór.

- Pojedźmy na farmę Spence’a i Patty w Fredericksburgu. - Stacey zjechała na pas prowadzący do 

Wirginii. - To tylko czterdzieści minut jazdy, a nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby nas tam szukać.

100

background image

Stacey wiedziała, że ojciec i Justin trzymają się z daleka od Spence’a i Patty.

- Możemy u nich przesiedzieć do poniedziałku - dodała.

- A do tego czasu cała ta awantura przycichnie. - Brynn przełknęła głośno ślinę. - Mam taką nadzieję - 

dodała.

101

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wydawało  się, że nic  nie jest w  stanie  zaskoczyć  Spence’a  i  Patty Lipton.  Kiedy Stacey i  Brynn 

pojawiły się w ich domu tuż po dziewiątej wieczorem, zaprosili je do środka bez żadnych pytań, jakby 

ich obecność tutaj i prośba o udzielenie schronienia były najnormalniejszą w świecie sprawą.

Spence oddał im do dyspozycji dodatkowy pokój, przylegający do sypialni dzieci. Natomiast Patty 

przygotowała  herbatę poziomkową  i upieczony w domu  chleb. Chociaż  oboje nie zadawali żadnych 

pytań, Stacey czuła się zobowiązana do wyjaśnienia powodów tej nie zapowiedzianej wizyty.

- Wystąpiłam dzisiaj wieczorem w programie Corda Marshalla - powiedziała, popijając herbatę.

- Och, rozumiem!  - Spence uśmiechnął się szelmowsko. - I musisz teraz ukryć  się, bo zrobiło się 

gorąco? Czy mamy  spodziewać się, że Justin  Marks  zjawi się tutaj  wkrótce  z megafonem,  brygadą 

antyterrorystyczną i gazem łzawiącym?

Brynn skrzywiła się.

- To jest bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę, cośmy dzisiaj przeżyły.

Na   zmianę   ze   Stacey   zaczęły   opowiadać   wydarzenia   dzisiejszego   wieczoru.   Patty   i   Spence   byli 

zachwyceni.

- Uważam jednak, że w twoim stanie, Stacey, nie powinno się tak biegać - zauważył Spence zatroskany. 

- Patty mówi, że ciąża w ogóle nie powinna ograniczać aktywności kobiety, ja jednak sądzę, że trzeba 

trochę zwolnić tempo, zwłaszcza w trzech pierwszych i trzech ostatnich miesiącach.

Kawałek chleba, który jadła Stacey, wypadł z ręki na podłogę. Brynn zakrztusiła się herbatą.

-  Skąd...  skąd   wiesz?  -  zapytała   Stacey,   gdy  Brynn   już  uspokoiła   się  i  mogła  wreszcie   normalnie 

oddychać.

- Podczas wystąpienia ojca widzieliśmy cię po raz pierwszy od dłuższego czasu - powiedziała Patty 

spokojnie.   -   Spence   zauważył,   że   zaszła   w   tobie   jakaś   zmiana.   A   kiedy   niemal   zemdlałaś   -   Patty 

wzruszyła ramionami - po prostu już wiedzieliśmy.

- Na kiedy masz termin porodu? Oczywiście, będzie to poród naturalny, nie ma innej możliwości. - 

Spence uśmiechnął się do Stacey. - Czy pomyślałaś o imieniu? Możemy pożyczyć ci świetną książkę o 

niezwykłych imionach. Aha, a kto jest ojcem?

- Och, Spencer! Ojcem jest Justin Marks! - Patty uśmiechnęła się pogodnie. Spence, nieprawdopodobnie 

zaskoczony, niemal wypuścił z rąk filiżankę. Równie zdumione Stacey i Brynn wlepiły wzrok w Patty.

- Któż inny mógłby nim być? - powiedziała Patty, wzruszając ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało.

- To prawda - wyszeptała Stacey, przenosząc zdziwiony wzrok z Patty na Spence’a. - Ale on nic o tym 

nie wie.

- Justin Marks! - Spence nie mógł tego pojąć. - Justin Marks?

- Od dawna byli w sobie zakochani - wyjaśniła Patty. - To było, oczywiście, ich przeznaczenie. Musieli 

jednak poczekać, aż rządzące ich losem planety znajdą się w dogodnym położeniu.

102

background image

- No tak! - przytaknął Spence, jakby to w końcu go przekonało.

Stacey i Brynn wymieniły spojrzenia.

- Czy byłaś już u lekarza, Stacey? - zapytała Spence.

Stacey potrząsnęła głową.

- Zamierzam pójść wkrótce, ale...

- Rozumiem - powiedziała Patty. - Wiem, jak zimni i obojętni potrafią być lekarze. - Poklepała Stacey 

po ramieniu. - Skoro już jesteś tutaj, musisz zobaczyć się z Kimberly. To położna, która przyjmowała 

nasze dzieci. - Twarz Patty rozjaśnił entuzjazm. - Ona jest wspaniała. Bardzo doświadczona, pełna ciepła 

i zrozumienia. Popiera porody w domu i...

- Położna Kimberly? - przerwała Brynn.

Spence przytaknął radośnie.

- Zadzwoń do niej jeszcze dzisiaj, Patty - powiedział. - Zamów na jutro wizytę dla Stacey.

- Wspaniały pomysł! - Patty zerwała się i podeszła do stojącego w kuchni starego, czarnego telefonu.

- Ale... - zaczęła mówić Stacey.

- Możesz rodzić tutaj, Stace. - Spence uśmiechnął się szeroko. - Patty i ja będziemy pomagać Kimberly. 

Nie będziesz miała nic przeciwko temu, żeby dzieci przyglądały się narodzinom swego nowego kuzyna? 

To byłoby dla nich bardzo wzruszające i oświetlające ich duszę przeżycie!

Kimberly była szczupłą blondynką zbliżającą się do trzydziestki i zupełnie nie pasowała do wyobraźni 

Stacey   na   temat   wiejskich   akuszerek.   Jednak   oprawione   w   ramki   świadectwo   ukończenia   szkoły 

pielęgniarskiej i dyplom położnej, które wisiały na ścianie gabinetu, zwiększyły nieco zaufanie Stacey.

Młoda   położna   udowodniła,   że   jest   dokładnie   taka,   jak   opisała   ją   Patty:   doświadczona,   przyjazna, 

wyrozumiała i ciepła. Przeprowadzała badanie z wielką znajomością rzeczy.

- Czy masz absolutną pewność, co do dnia, w którym dziecko zostało poczęte? - zapytała, gdy po 

skończonym badaniu usiadły w małym saloniku.

- Ależ tak! - odpowiedziała Stacey i wróciła myślami do tamtej gorącej sierpniowej nocy. - To był 

jedyny możliwy moment

Kimberly skinęła głową.

- W takim razie będziemy musiały dziś po południu zrobić USG w szpitalu. Stacey, twoja macica jest 

znacznie większa, niż powinna być w tym stadium.

- Co takiego? - zapytała Stacey, nie rozumiejąc, o czym mówi położna.

- Stacey. - Kimberly wzięła jej ręce w swoje dłonie. - Musisz przygotować się, że prawdopodobnie są to 

bliźnięta.

103

background image

-   Bliźnięta?   -   powtórzyła   po   raz   setny   Brynn,   prowadząc   samochód   w   drodze   powrotnej   do 

Waszyngtonu. Było późne niedzielne popołudnie. Stacey siedziała obok niej, niezdolna, żeby prowadzić, 

żeby myśleć logicznie, niezdolna do czegokolwiek.

- Bliźnięta! - mogła jedynie powtarzać za Brynn.

Do szpitala wybrali się całą grupą. Brynn, Spence, Patty, dziewczynki, Stacey i Kimberly tłoczyli się w 

małym   pokoju,   w   którym   ultrasonogram   potwierdził   przypuszczenia   Kimberly.   To   bliźnięta!   Od   tej 

chwili Stacey była w stanie dziwnego oszołomienia.

- Stacey, musisz o tym powiedzieć komuś! - Brynn była wyczerpana nerwowo. Od chwili, w której 

dowiedziała się o bliźniaczej ciąży, obgryzła osiem długich paznokci. - To znaczy, o tych bliźniakach. 

Ty... my same nie damy sobie dłużej z tym rady! Powiedz o tym przynajmniej matce, Stacey.

- Brynnie, matka nigdy tego nie zrozumie. Znienawidzi mnie! - zawołała udręczona Stacey.

- To samo mówiłaś, gdy będąc w szkole, poszłyśmy na wagary do kina i zostałyśmy złapane. Jednak 

kiedy powiedziałaś, ona to zrozumiała i nie znienawidziła cię, a nawet opowiedziała, jak sama, będąc 

uczennicą, poszła na wagary i została przyłapana. Pamiętasz?

- Brynn, nie możemy porównywać dziecięcego wybryku z moją obecną sytuacją! Jako dorosła kobieta, 

matka była zawsze doskonała pod każdym względem, zawsze zachowywała się odpowiednio. Ona tego 

nigdy nie zrozumie, Brynnie! Znienawidzi mnie!

- Stacey. - Brynn obgryzła dziewiąty paznokieć. - Powiedz wszystko matce.

Stacey siedziała w pięknie urządzonym salonie w domu Liptonów. Ręce miała zaciśnięte w pięści, a 

oczy spuszczone. Brynn podrzuciła ją tutaj, a sama wróciła do mieszkania.

- Och, Stacey! - zawołała matka, gdy Stacey zdradziła tajemnicę. Przeszła przez pokój śliczna, wiotka i 

bardzo zmartwiona. - Moja biedna dziewczynka! - Usiadła obok Stacey na kanapie i wzięła jej ręce w 

dłonie. Stacey patrzyła na łzy płynące z jasnobrązowych oczu matki. - Moja biedna, mała Stacey. - Jej 

głos zadrżał. - Musisz być przerażona. Na pewno czujesz się taka samotna, taka zakłopotana, a także... 

winna.

Stacey poczuła, że coś ją dławi w gardle. Serce biło jak oszalałe.

- Tak - wyszeptała. - Tak się właśnie czuję, mamo.

- Wiem, kochanie. - Caroline ścisnęła rękę Stacey. - Widzisz, ja także przez to przeszłam. Okoliczności 

były nieco inne. Miałam wtedy dwadzieścia jeden lat i byłam w ciąży tylko z jednym dzieckiem, ale... 

Nie miałam męża i przerażała mnie myśl, że muszę o tym powiedzieć moim rodzicom i ojcu dziecka. 

Doskonale wiem, co teraz czujesz, Stacey.

Stacey patrzyła na matkę z otwartymi ze zdziwienia ustami.

- Mamo! - wydusiła w końcu. - Ty?

Caroline przytuliła ją do siebie.

- Ty byłaś tym dzieckiem, a ten mężczyzna to twój ojciec.

104

background image

Stacey   była   wstrząśnięta.   Jej   rozsądny,   konserwatywny   ojciec   i   zrównoważona,   doskonała   matka 

musieli  się pobrać?  Stacey potrząsnęła  głową, jakby chciała  pozbyć  się tej  myśli.  To nie może  być 

prawda! To jakiś dziwny sen, z którego zaraz się przebudzi.

- Twój ojciec zachował się wspaniale, gdy w końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu o 

wszystkim. Nalegał, żebyśmy od razu się pobrali i tak też się stało. Udało nam się jednak antydatować 

ślub o kilka miesięcy. - Caroline uśmiechnęła się lekko. - Brad uważał, że to nie wypada, aby dziecko 

senatora urodziło się siedem miesięcy po ślubie. - Matka uśmiechnęła się teraz szerzej. - Byliśmy tacy 

szczęśliwi, Stacey. Jesteśmy doskonałym małżeństwem.

Stacey cofnęła się i spojrzała na nią z niedowierzaniem.

- Naprawdę?

- Ależ tak! - Caroline zaśmiała się. - Kochamy się tak samo, jak tej nocy, kiedy zostałaś poczęta. 

Oczywiście, to był dla mnie ciężki okres, kiedy byliście mali, a ja musiałam siedzieć w domu. Jednak 

kiedy dorośliście, mogłam zacząć prowadzić bardziej aktywny tryb życia, nawet sama działać na rzecz 

kampanii. Nigdy nie byliśmy z ojcem szczęśliwsi, Stacey.

- Ty lubisz politykę - powiedziała Stacey wolno.

- Myślę, że kiepska ze mnie aktorka. - Policzki matki zaróżowiły się. - Jednak kocham wszystko, co jest 

związane z polityką, uwielbiam tę uwagę skupioną na nas, światła reflektorów, tłumy i podniecenie. 

Oszalałabym, gdybym musiała prowadzić monotonne życie przy boku człowieka, który wykonuje jakąś 

głupią robotę od dziewiątej do siedemnastej.

Stacey słuchała przerażona. Wszystko, czego była pewna przez cale życie, waliło się w gruzy. Matka 

kochała związane z polityką życie. Jej małżeństwo nie wymagało żadnego poświęcenia; była z niego 

zupełnie zadowolona. Stacey cieszyła się szczęściem matki i świadomością, że nie narzucono jej trybu 

życia, którego by nienawidziła.

Zaraz jednak posmutniała, gdy zrozumiała, jak bardzo obie się różnią. Rozmowa z Caroline w ogóle nie 

wpłynęła na poglądy Stacey. To, co matka uwielbiała w politycznym życiu, córka znienawidziła. Stacey 

pragnęła właśnie tego monotonnego życia z mężczyzną pracującym w normalnych godzinach; marzyła o 

tym, o czym z lekceważeniem mówiła matka.

Ujawnienie, kto jest ojcem dzieci było łatwe w porównaniu z przyznaniem się do ciąży. Caroline była 

zachwycona.

- Justin to taki poważny, odpowiedzialny człowiek. Lojalny i pracowity. Jak to się spodoba prasie. Szef 

kampanii wyborczej zostanie zięciem senatora!

Bradford Lipton przyjechał  do domu  godzinę później  i żona, na prośbę Stacey,  powiedziała  mu  o 

wszystkim.   Po   pięciu   minutach   przyszedł   do   pokoju   córki.   Widać   było,   że   jest   zdenerwowany   i 

zmieszany.  Okazywanie  uczuć nie było  jego najmocniejszą  stroną. Ten człowiek,  który zachowywał 

zimną krew, występując przed tysiącami ludzi, stracił opanowanie, gdy przyszło mu stanąć twarzą w 

twarz z własną córką.

105

background image

- Chcę, żebyś wiedziała, Stacey, że nie potępiam cię - wydusił z siebie, wbijając wzrok w dywan. - 

Kobieta... mężczyzna... - Zaczerwienił się. - Oboje z mamą rozumiemy to.

Stacey musiała się uśmiechnąć.  W tym  momencie żałowała, że ona i ojciec byli  sobie tak dalecy. 

Prawdopodobnie zawsze tak będzie. Bradford Lipton nie otwierał się nigdy i przed nikim, może tylko 

przed żoną.

- Dziękuję, tato - powiedziała cicho. Pomyślała, że ojciec jest dla niej taki dobry. Nie powiedział ani 

jednego słowa na temat ewentualnych fatalnych skutków, jakie może przynieść jego kampanii wyborczej 

cała ta historia.

- Cieszę się, że wyjdziesz za Justina, Stacey. - Głos senatora stał się cieplejszy, gdy zawołał do stojącej 

na dole żony: - Caroline, może urządzimy ślub jutro? Chyba im szybciej, tym lepiej, co?

- Jutro? - powtórzyła Stacey blednąc.

- Świetnie, kochanie! - Caroline pojawiła się w drzwiach i uśmiechnęła się do męża. - Urządzimy małą, 

rodzinną   uroczystość,   tylko   dla   najbliższych.   Oczywiście,   zaprosimy   Grace   i   Brynn.   Zacznę 

przygotowania dzisiaj wieczorem.

Stacey poczuła, że ogarniają przerażenie.

- Słuchajcie - powiedziała. - Może będzie lepiej, jeśli najpierw porozmawiam o tym z Justinem.

Jej żołądek skurczył się ze strachu. Przecież Justin był na nią wściekły. Czy do tego stopnia, żeby ją 

znienawidzić? Ostatnio widzieli się w sobotę wieczorem, gdy niemalże przejechała go samochodem. A 

teraz rodzice planowali ich ślub bez jego wiedzy!

- Pani Lipton! - Z holu na parterze doszedł do nich głos Grace. - Przyszedł Justin Marks. Chce się 

widzieć z senatorem.

- Co za wyczucie! Prawda, Caroline? - Uśmiechnięty Bradford Lipton zaczął schodzić na dół. Za nim 

podążyła żona, jej twarz była rozpalona. Stacey nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Pozostała w 

sypialni, wszystko jednak doskonale słyszała.

- Witamy w rodzinie, Justinie - zagrzmiał ojciec. - Zapewniam cię, ze ja i Caroline jesteśmy bardzo 

zadowoleni. 

Pani Lipton nie posiadała się z radości.

- Jesteśmy zachwyceni, Justinie. Zaplanowaliśmy ślub na jutrzejszy wieczór. Ty i Stacey nie musicie się 

o nic martwić. Będę szczęśliwa, jeśli pozwolicie mi wszystkim się zająć.

W końcu Stacey usłyszała głos oszołomionego Justina:

- Ślub?

- Stacey, kochanie! - zawołała matka melodyjnym głosem. - Justin jest tutaj!

Stacey powoli schodziła po schodach. A więc tak właśnie czuli się żołnierze, lądując na wybrzeżach 

Normandii podczas drugiej wojny światowej? Zatrzymała się na ostatnim stopniu i przyjrzała się stojącej 

na dole grupie - swojemu przystojnemu, pełnemu charyzmy ojcu, pięknej, promiennej matce i Justinowi, 

całkowicie zaskoczonemu i jakby przestraszonemu.

106

background image

- A oto panna młoda! - zawołał ojciec, wyciągając rękę do córki. - Jestem pewien, że chcecie zostać 

sami. Macie na pewno dużo do omówienia.

Stacey i Justin przyglądali się sobie.

Pomyślała ponuro, że nawet podczas pierwszej randki nie była tak zakłopotana. Co, do licha, może teraz 

powiedzieć temu człowiekowi?

- Nie wybrałabyś się ze mną na przejażdżkę? - zapytał Justin pełnym napięcia głosem.

- Nie! - zawołała i spojrzała na rodziców. - Dziękuję, ale lepiej nie - dodała uprzejmie.

-   Romantyczna   przejażdżka   po   Rock   Creek   Park!   -   powiedział   senator   radośnie.   -   To   mi   coś 

przypomina, a tobie, Caroline? A więc ruszajcie, młodzi. Bawcie się dobrze!

Justin ścisnął ramię Stacey tak mocno, jakby założył mankiet do mierzenia ciśnienia. Wyprowadził ją z 

domu, nie mówiąc ani słowa. Stacey zadrżała, ale nie z powodu wieczornego chłodu.

- Czyżby twoi rodzice sądzili, że przyjęłaś moje oświadczyny? - zapytał Justin, gdy wyjechali na ulicę. 

W jego głosie słychać było sztuczny spokój. - W jaki sposób doszli do tego wniosku?

„Powiedz mu! - coś krzyczało wewnątrz niej. - Powiedz, zanim będzie za późno!”

-   Nie   będziesz   ze   mną   rozmawiać?   -   Jego   głos   był   zimny   i   ostry.   -   Pojawiłem   się   w   bardzo 

niedogodnym momencie? Nie spodziewałaś się, że ktoś przyłapie cię na kłamstwie tak szybko?

Stacey poruszyła ustami, nie mogąc jednak wydobyć głosu. Justin by na nią zły, tak strasznie zły!

- Odrzuciłaś   moje  oświadczyny   - mówił   dalej  tak  samo  zimnym  głosem.   - Chciałaś   mieć  ze  mną 

romans, pamiętasz?

Stacey zrozumiała, jak bardzo Justin czuje się urażony. Ogarnęła ją litość. Odrzucając jego propozycję, 

uraziła go i nawet tego nie zauważyła!

-  Moja  propozycja  jest   już  nieaktualna.  Romans,   to  wszystko,  czego   ode  mnie   chciałaś  i  tylko  to 

otrzymasz. Nie masz prawa kłamać i wykorzystywać mnie do tego, abym pomógł ci uwolnić się od 

rodziców. Jutro powiesz im prawdę, Stacey.

Prawda.   Stacey   ciężko   westchnęła.   Justin   nie   znał   całej   prawdy.   Był   urażony   i   zły.   Sądził,   że 

wykorzystała go, aby uniknąć konsekwencji związanych z wystąpieniem w programie Marshalla. Jak 

jednak powiedzieć całą prawdę teraz, kiedy jest taki zimny i zły?

- Głęboko oburzyły mnie twoje metody łagodzenia gniewu ojca w związku z pojawieniem się w tym 

okropnym programie. Nie powinnaś była mówić, że się pobieramy. To było tchórzliwe i podstępne! Poza 

tym, złośliwe - powiedział Justin.

- To nie było tak - odpowiedziała Stacey łagodnie. Rzuciła ukradkowe spojrzenie na zawziętą twarz. Do 

oczu napłynęły łzy. A więc nienawidzi jej! Naprawdę! Powiedział, że odwołuje swoje oświadczyny. A 

matka przygotowuje pieczołowicie jutrzejszą uroczystość!

Stacey delikatnie położyła swoje dłonie na brzuchu. Tam, w środku, rosło dwoje dzieci. To były dzieci 

Justina. Gdyby mu teraz o nich powiedziała... Na pewno w poczuciu obowiązku ożeniłby się z nią, 

chociaż   jej   nienawidzi.   Przypomniała   sobie   dni,   które   spędzili   razem   w   cudownej   harmonii.   Wtedy 

107

background image

obietnica głębokiej i wiecznej miłości była faktem, a nie marzeniem. Teraz nie było już na to nadziei.

- Nie obawiaj się, Justinie - powiedziała przez ściśnięte gardło. - Nie pobierzemy się.

Justin zatrzymał samochód przed jej domem.

- Bądź tak uprzejma i poinformuj rodziców o tym. - Nawet na nią nie spojrzał. Patrzył prosto przed 

siebie, gdy Stacey szybko wychodziła z samochodu.

-   Stacey,   co   się   stało?   -   zawołała   Brynn,   zobaczywszy,   jak   Stacey   wrzuca   do   walizki   różne 

przypadkowe ubrania. - Co robisz? Dokąd się wybierasz?

- Zamieszkam ze Spencem i Patty. Będziemy żyć z dala od świata. Kimberly może odebrać poród i... i 

moje małe kuzynki mogą przyglądać się temu, i...

- Dobry Boże! Ty chyba oszalałaś! Stacey, co powiedzieli rodzice? Wyparli się ciebie, czy co? Proszę, 

powiedz coś wreszcie!

- Spodziewają się, że jutro wieczorem poślubię Justina - odpowiedziała Stacey. - On natomiast nie chce 

się ze mną ożenić, on po prostu nie może na mnie patrzeć. Och, Brynn! Nic z tego nie będzie! Nasze... 

planety jednak nie są w sprzyjającym położeniu.

- Och! - jęknęła Brynn.

- Muszę wyjechać z Waszyngtonu. - Stacey uścisnęła mocno Brynn. - Zadzwonię do ciebie, kiedy...

- Stacey, nie pozwolę, żebyś sama w nocy jechała na farmę. W takim stanie! Jeśli koniecznie chcesz 

jechać, to jadę z tobą.

- Przecież musisz być jutro w pracy, Brynn.

- Zadzwonię do biura i powiem, że wzięłam kilka dni urlopu. Stacey, nie mogłabyś tego jeszcze raz 

przemyśleć i porozmawiać z Justinem?

- Już rozmawialiśmy, Brynn. To beznadziejne. - Stacey powstrzymała Izy. Nie będzie znowu płakać! 

Musi skierować wszystkie swoje myśli i całą energię na nowe życie. Rozpaczanie nad tym, co może się 

zdarzyć, jest demoralizujące i bezcelowe.

Brynn wyciągnęła z szafy walizkę.

- Mam nadzieję, że Spence nie każe nam doić swojej krowy-diablicy albo łapać zadziornego koguta - 

powiedziała ponuro.

108

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia rano Stacey, Brynn i trzy córeczki Spence’a siedziały przy stole w kuchni i bawiły się 

ciastem z mąki i wody, zagniecionym wcześniej przez Patty.

- Nie, Auroro. Nie jedz tego. - Po raz piętnasty Stacey wyjęła kawałek ciasta z ust dwuletniego dziecka. 

- My tylko bawimy się. To ciasto do zabawy.

- Ona także zjada nasze zapasy - powiedziała Sunshine. - Popatrz, ciociu, jakiego zrobiłam kotka.

Stacey uśmiechnęła się.

- Jest wspaniały, Sunny - powiedziała.

- Kiedy wrócą rodzice? - zapytała trzyletnia Melody.

Patty i Spence pojechali godzinę temu do miasta na zakupy.

- Wkrótce - powiedziała Brynn i przechyliła głowę. - Prawdę mówiąc, właśnie słyszę nadjeżdżający 

samochód. 

Dzieci wybiegły z kuchni, piszcząc radośnie.

- To nie rodzice - dobiegł z podwórka rozczarowany głos Sunny. - To Justin Marks.

- Stacey, tylko spokojnie - powiedziała szybko Brynn, ale było już za późno. Stacey chwyciła wiszący 

na haku gruby, wełniany sweter Patty i rzuciła się do kuchennych drzwi. Po piętnastu minutach Justin 

znalazł ją na strychu stodoły.

- Zejdziesz sama na dół, czy też ja mam wejść do ciebie na górę? - zapytał cicho, stając obok drewnianej 

drabiny i zadzierając do góry głowę.

- Ani jedno, ani drugie. - zawołała. - Odejdź stąd!

Justin postawił nogę na najniższym szczeblu.

- Dobrze, ale najpierw wygłoszę przemówienie, które powtarzałem przez całą drogę - powiedział.

- Nie chcę tego słuchać. Nie znoszę przemówień!

- Wiem. - Zaczął wspinać się po drabinie, powoli i z uporem. - Zadzwoniłem do ciebie pół godziny po 

naszym rozstaniu. Ponieważ nikt nie odbierał telefonu, przyjechałem do was i przekonałem się, że nikogo 

nie ma w domu. Jeden z waszych sąsiadów widział, jak wychodziłyście z walizkami.

Stacey nie mogła już dłużej znieść tej niepewności.

- Jak dowiedziałeś się, że jestem tutaj? Skąd y się tutaj wziąłeś. - Było jej niedobrze ze zdenerwowania. 

- Czy wiesz już?... - wyszeptała.

Doszedł do połowy drabiny i jego twarz znajdowała się teraz na wysokości wzroku Stacey.

- Patty zadzwoniła  do mnie  dziś rano - powiedział.  - Zaczęła  coś mówić o wywierających  wpływ 

domach, znakach i planetach. - Roześmiał się cicho. - Nic z tego nie rozumiałem, ale to nic nowego. 

Rzadko zdarza się, że wiem, o czym mówi Patty.

Justin wdrapał się zręcznie na strych i usiadł obok Stacey na sianie. Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Miał 

na sobie brązowe sztruksy, białą koszulę i nowy niebieski sweter. Gdy zorientowała się, że Justin patrzy 

na nią, natychmiast odwróciła wzrok.

109

background image

Nieśmiało wyciągnął rękę, żeby dotknąć jasnej perkalowej sukienki. Było to jedno z ciążowych ubrań 

Patty.

- Ładnie wyglądasz - powiedział wzruszony.

Stacey zadrżała.

- Justinie, czy Patty powiedziała ci, że jestem...?

- Ty mi to powiedz, Stacey - odparł.

Wzięła głęboki oddech. A więc nareszcie miało to nastąpić!

- Jestem w ciąży. - Słowa te wymknęły się, zanim Stacey zdążyła pomyśleć. - To będą bliźnięta. Ta 

sierpniowa noc...

Justin wyciągnął rękę. Stacey dostrzegła w jego oczach współczucie i troskę. Odsunęła się, przesuwając 

w głąb strychu.

- Nie chcę litości, Justinie - powiedziała. - Nie potrzebuję jej i nie oczekuję, że ożenisz się ze mną. 

Mogę...

- Stacey, oczywiście, że ożenię się z tobą - wtrącił Justin.

- Nie! - zawołała Stacey, ciągle odsuwając się od niego. - Przecież nie chcesz tego. Wycofałeś swoje 

oświadczyny i ja... ja nie mam o to pretensji. Nie moglibyśmy znieść siebie i obydwoje dobrze o tym 

wiemy.

Justin skoczył tak szybko i zwinnie jak kot. Nagle Stacey zorientowała się, że leży na sianie, a Justin 

przygniata ją swoim ciałem. Przytrzymał jej ręce nad głową; palce splotły się ze sobą.

- Stacey - powiedział cicho, patrząc w jej jasnobrązowe oczy. - Och, moja kochana.

- Nie, Justinie - błagała, gdy jego usta musnęły jej wargi. - Proszę, nie!

Nie mogła myśleć, gdy patrzył na nią w taki sposób, gdy jej dotykał. A przecież musi zachować teraz 

jasność umysłu. Musi!

-   Stacey,   wróciłem   wtedy,   aby   jeszcze   raz   prosić   cię   o   rękę.   -   Obsypywał   jej   szyję   gorącymi 

pocałunkami.   -   Chciałem   powiedzieć,   że   nie   obchodzi   mnie,   dlaczego   powiedziałaś   rodzicom,   że 

wyjdziesz za mnie. Chcę, żebyś  została moją żoną, bez względu na wszystko. To moja głupia duma 

spowodowała, że tak ostro napadłem na ciebie. Bardzo szybko zrozumiałem, że duma nie jest ważna, 

skoro przez nią mam utracić ciebie.

-   Justinie,   ja   wtedy   w   ogóle   nie   rozmawiałam   z   rodzicami   na   temat   tragicznego   wystąpienia   w 

programie   Marshalla   -   wtrąciła   Stacey.   -   Nic   im   także   nie   mówiłam   o   poślubieniu   ciebie.   Kiedy 

przyznałam się mamie, że jestem w ciąży, ona doszła do wniosku, że... zaczęli z ojcem snuć plany...

- I słusznie, kochanie - przerwał Justin. - Zanim przyjechałem tutaj, rozmawiałem z twoją matką. Ślub 

jest w dalszym ciągu zaplanowany na dzisiejszy wieczór.

- Nie! Nie możemy się pobrać! - Stacey poruszyła się pod nim niespokojnie.

- Stacey, nie możemy n i e pobrać się - poprawił ją Justin i uciszył długim, spokojnym pocałunkiem. 

Była już bardzo bliska poddania się, gdy Justin podniósł głowę.

110

background image

- Weźmiemy ślub, kochanie - powiedział.

- Justinie, wiem, że próbujesz zachować się odpowiednio honorowo, ale... - udało jej się powiedzieć.

- Stacey, nie chcę ożenić się z tobą dlatego, że jestem honorowy, czy też dlatego, że uważam to za mój 

obowiązek. Chcę tego, ponieważ cię kocham. Po raz pierwszy poprosiłem cię o rękę, nie wiedząc jeszcze 

o naszych dzieciach. - Jego twarz oświetlił nagle jakiś wewnętrzny blask. - Kiedy Patty powiedziała mi o 

bliźniętach, byłem  prawie nieprzytomny ze szczęścia. Mieć własne dzieci, których  matką w dodatku 

będziesz ty! To spełnienie najpiękniejszych marzeń.

Justin przesunął się i położył obok niej, ale w dalszym ciągu trzymał jej ręce nad głową.

- Wtedy dotarło do mnie, że po prostu nie mogłaś  powiedzieć mi o dziecku... o dzieciach. Byłem 

przecież taki nieprzystępny. Stacey, to boli jak diabli. Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo jesteś mi bliska, 

chcę, żebyś miała do mnie zaufanie i mogła mi mówić o wszystkim.

- Nie chodziło tylko o ciebie, Justinie - powiedziała Stacey łagodnie. Poczuła niemal fizyczny ból, 

widząc bardzo nieszczęśliwe ciemne oczy. - Ja także odegrałam w tym pewną rolę. Byłam przestraszona, 

czułam się winna i... - uśmiechnęła się smutno. - Po prostu stchórzyłam.

Justin uwolnił jedną rękę i dotknął palcami jej ust, rysując ich kontur.

- Stacey,  nie winie  cię  za to, że  nie  chciałaś  poślubić tego  politycznego  robota, który był  szefem 

personelu twojego ojca. Dużo myślałem nad tym, co zaszło między nami w piątek w biurze. Przez dwa 

dni nie rozstawaliśmy się ze sobą ani na moment. Wszystko zaczęło się psuć w chwili, gdy powróciłem 

do   swojej   roli   szefa   kampanii   i   asystenta   administracyjnego.   Dlatego   dzisiaj   rano   zrezygnowałem   z 

obydwu tych stanowisk, Stacey. O godzinie dziesiątej rano przestałem być politykiem - oznajmił.

- Co takiego? - Chciała usiąść, ale Justin nie pozwolił na to. Patrzył w oczy Stacey z taką uwagą, że aż 

zakręciło jej się w głowie.

- Justinie, mówisz poważnie? To... niemożliwe - przerwała, wpatrując się w niego w osłupieniu.

- Miałaś rację. - Wziął jej twarz w ręce. Jego oczy były bardzo poważne. - To nie mogłoby nam się 

udać.   Byłbym   zbyt   zajęty   pracą,   zbyt   pochłonięty   prowadzeniem   kampanii,   a   ty   byłabyś   zbyt 

nieszczęśliwa w politycznym małżeństwie, jakiego nigdy nie chciałaś. Nie zniósłbym, Stacey, żeby moja 

żona czuła się nieszczęśliwa. Za długo czekałem na własny dom i rodzinę, żeby teraz wybrać coś innego 

niż solidne, trwałe małżeństwo. Pobierzemy się, Stacey, i teraz nam się to uda - zapewnił Justin. - W 

końcu dokonamy tego.

Stanowczość   Justina   zrobiła   na   niej   wielkie   wrażenie.   W   jego  wypowiedzi   widoczna   była   żelazna 

konsekwencja, dzięki której osiągnął znaczące sukcesy w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Justin Marks 

nigdy nie przegrywał.

- Zrezygnowałeś?... - szepnęła. - Przecież nie mogę prosić cię o to!

- I wcale nie prosiłaś - odpowiedział cicho. - Sam postanowiłem, że muszę to zrobić i zrobiłem. Kocham 

cię, Stacey. Już od tak dawna cię kocham. Nie mogę ryzykować, że utracę ciebie i moje dzieci. Twoje 

szczęście jest dla mnie sprawą najważniejszą.

111

background image

- A co z twoim szczęściem? - zawołała Stacey. Po prostu nie mogła tego wszystkiego pojąć. Jak Justin 

mógł porzucić pracę, która stanowiła sens jego życia? Jest takim dumnym  i ambitnym  człowiekiem, 

obdarzonym niezwykłą energią i talentem. - Ty nie możesz zrezygnować z polityki! Przecież żyjesz tym, 

oddychasz tym i kochasz to!

Justyn wzruszył ramionami.

- Ale ciebie kocham bardziej - odpowiedział. - Dzięki temu, że mieszkałaś ze mną przez ostatnie kilka 

dni, zrozumiałem, czym może być szczęście. Żyjąc z kimś pod jednym dachem, można opiekować się 

sobą, śmiać się razem i kochać. Będę najszczęśliwszym człowiekiem, jeśli pozwolisz mi budować z tobą 

życie, kochać cię i czynić szczęśliwą.

-   Justinie,   ale   co   będziesz   robił?   Jesteś   niezwykle   zdolnym   człowiekiem,   musisz   pracować!   - 

powiedziała Stacey.

- Nie martw się, kochanie. Nie zostaniesz obarczona bezrobotnym mężem. - Uśmiechnął się, a w niej 

zamarło na chwilę serce. Chyba całe wieki minęły od chwili, gdy po raz ostatni widziała jego uśmiech.

- Wspomniałem ci, że kiedyś interesowało mnie nauczanie ekonomii na uniwersytecie. Jednak najpierw 

porwał mnie świat handlu w Nowym Jorku, a potem życie polityczne Waszyngtonu. Mimo to w dalszym 

ciągu  utrzymywałem  kontakty  z  kręgami  akademickimi.  Co  więcej,  w  ciągu  ostatnich   dziesięciu   lat 

spotkałem wielu innych wpływowych ekonomistów. Dzisiaj rano, gdy zrezygnowałem z pracy u twojego 

ojca,   wykonałem   kilka   telefonów.   Stacey,   czy   chciałabyś   mieszkać   w   Cambridge,   w   stanie 

Massachusetts? - zapytał. - Zaproponowano mi tam posadę w Harvard Business School. Mógłbym zacząć 

w czerwcu, na początku letniej sesji. Mielibyśmy dużo czasu dla siebie, zanim urodzą się dzieci.

- Mówisz serio, Justinie? - Stacey znowu płakała. Wyglądało na to, że nic innego ostatnio nie robiła. - 

Och, Justinie, nie mogę na to pozwolić. Rezygnujesz dla mnie ze wszystkiego i nie podoba mi się to! Co 

będzie, jeśli tata wygra wybory? Nie chcę, żebyś miał do mnie pretensję znienawidził mnie za to, że z 

mojego powodu nie możesz w tym uczestniczyć!

- Czy wyszłabyś za mnie, gdybym w dalszym ciągu pracował z twoim ojcem? - zapytał Justin. - Czy 

będziesz   żyła   w   Waszyngtonie   i   pilnowała   ogniska   domowego,   podczas   gdy   ja   będę   zajęty   przez 

dwadzieścia   cztery   godziny   na   dobę   prowadzeniem   kampanii   wyborczej?   Czy   będziesz   sama 

wychowywała nasze dzieci, jeśli ja poświęcę cały czas i wszystkie siły karierze politycznej?

- Tak! - zawołała Stacey. W końcu udało jej się uwolnić ręce z uchwytu Justina i mogła go objąć za 

szyję. - Tak, Justinie - powtórzyła. - Dlatego, że kocham cię i chcę, żebyś był szczęśliwy.

- Stacey. - Justin objął ją mocno i pocałował z ogromną czułością. - Sprawiłaś mi ogromną przyjemność 

swymi   słowami,   ponieważ   wiem,   ile   cię   to   kosztowało.   To   było   bardzo   miłe,   szlachetne   i 

wspaniałomyślne, ale niepotrzebne. - Przytulił ją do siebie i łagodnie pogładził po głowie. - Trzydzieści 

dziewięć lat czekałem, aby mieć dom i móc założyć rodzinę, teraz zamierzam całkowicie poświęcić się 

żonie i dzieciom. Jeśli w dalszym ciągu mam zajmować się polityką, to nie będę mógł być ani takim 

mężem, ani takim ojcem, jakim zawsze chciałem zostać. Tak więc... - zawiesił głos. - Uważam, że moja 

112

background image

kariera polityczna należy do przeszłości.

Stacey patrzyła na niego z miłością i strachem jednocześnie.

- W ten właśnie sposób zrezygnowałeś z picia kawy - powiedziała. - To twoja metoda - wszystko albo 

nic. Justinie, nie pozwolę, żebyś się tak poświęcał...

- To nie jest poświęcenie, Stacey - przerwał łagodnie. - Zawsze potrafiłem poznać to, co było dla mnie 

dobre i nie bałem się wprowadzania zmian w życiu, aby to osiągnąć. Popatrz tylko, co zdobędę: żonę, 

dwoje dzieci, dom, nową i interesującą pracę w normalnych godzinach. - Jego oczy zabłysły. - To będzie 

paca, w której będę mógł nosić swetry i mokasyny zamiast szarych garniturów i czarnych pantofli.

Stacey przytuliła się mocniej do niego.

- Czy jesteś pewien, że tego chcesz? - zapytała.

- Nigdy w swoim życiu nie byłem niczego bardziej pewny - powiedział, a ona objęła go.

-   Czy   mój   ojciec   bardzo   się   zdenerwował,   gdy   powiedziałeś,   że   odchodzisz?   -   zapytała.   Potrafiła 

wyobrazić sobie całą tę, wywołującą w niej dreszcz strachu, scenę.

-   Kochanie,   jest   mnóstwo   młodych   ludzi   tak   samo   zdolnych   jak   ja,   mających   podobne   polityczne 

ambicje, intuicję i spryt. Kilku takich już teraz znajdziesz w zespole ojca, a nie ma żadnych trudności z 

pozyskaniem nowych. Zapewniam cię, że nie jestem niezastąpiony.

- Ależ oczywiście, że tak - wyszeptała. - Dla mnie jesteś niezastąpiony.

Justin nie zamierzał opowiadać o tym, co się działo dziś rano w biurze. Chciał ją przed tym ochronić, 

zaoszczędzić przykrości kochanej kobiecie.

- Czy wyjdziesz za mnie, Stacey? - zapytał. - Jeszcze dziś wieczorem. A potem wyjedziemy gdzieś, 

tylko we dwoje.

- Tak. - Stacey patrzyła na niego z miłością. - Zgadzam się na wszystko, Justinie - zawołała radośnie. 

Optymizm dodawał jej pewności siebie. - Och, będziemy tacy szczęśliwi! Będziemy najwspanialszym 

małżeństwem, będziemy mieć najwspanialszy dom i najwspanialsze dzieci.

Całował ją namiętnie. Obejmując się mocno, zapadli w ciepłe, słodko pachnące siano.

113

background image

EPILOG

Delegaci ze stanu Wisconsin oświadczyli, że są dumni, iż mogą oddać swoje głosy na senatora Liptona. 

Były to głosy, których senator potrzebował, aby zapewnić sobie prezydencką nominację. W ogromnym 

centrum wyborczym wybuchło prawdziwe piekło, gdy zwolennicy Liptona zaczęli gwizdać, krzyczeć z 

radości,   dąć   w   trąbki   i   tańczyć,   aby   uczcić   zwycięstwo   ich   kandydata.   Sprawozdawca   telewizyjny 

poinformował widzów, że senator i jego żona oglądają wybory w apartamencie hotelowym i pojawią się 

w centrum wyborczym najdalej za godzinę.

Stacey   i   Justin,   siedząc   w   wygodnym   salonie   w   swoim   domu   w   Cambridge,   również   oglądali 

telewizyjną relację. Justin trzymał na kolanach Amandę, ssącą poważnie swój smoczek, a Stacey tuliła w 

ramionach Allison, która, zmęczona całym tym podnieceniem, w końcu zasnęła. Bliźniaczki, podobne do 

siebie jak dwie krople wody, urodziły się w bostońskim szpitalu trzy miesiące temu.

- To bardzo ważna noc w twoim życiu, Mandy - zwrócił się Justin do dziecka, które patrzyło na niego z 

taką uwagą, jakby próbowało zrozumieć  słowa. - Niezbyt  często zdarza się, żeby małe dziewczynki 

mogły przyglądać się, jak ich dziadek zdobywa nominację prezydencką.

Wielkie ciemne oczy Amandy zaczęły się zamykać. Justin zachichotał.

- W ogóle się tym nie przejmuje - powiedział. - A na Alli wywarło to jeszcze mniejsze wrażenie.

Stacey oderwała wzrok od ekranu telewizora i spojrzała na męża. Uśmiechnęła się, widząc śpiące w 

jego ramionach dziecko. Justin był bardzo oddany córkom od dnia ich narodzin. Był nawet pierwszą 

osobą, która wzięła je na ręce na sali porodowej. Obecny rozkład zajęć pozwalał mu spędzać wieczory 

oraz wszystkie soboty i niedziele w domu. Czasami zdarzało się, że miał także trochę wolnego czasu w 

ciągu dnia.

Stacey i Justin byli ze sobą niesłychanie szczęśliwi, jednak teraz, oglądając w telewizji to podniecające 

wydarzenie, słysząc jak sprawozdawca woła: „Historia dokonała się!”, Stacey zastanawiała się, czy to 

wszystko nie sprawia mężowi bólu, czy nie żałuje, że porzucił politykę.

- Justinie - zapytała. - Czy teraz, gdy tata zwyciężył, nie jest ci przykro, że jesteś tu, zamiast tam razem 

z całym zespołem cieszyć się ze zwycięstwa?

-   Czekałem   na   to   pytanie   przez   cały   wieczór.   -   Justin   przełożył   Amandę   na   lewą   rękę,   a   prawą 

przygarnął do siebie Stacey. - Odpowiem uczciwie, Stacey. - Spojrzała na niego z uwagą. - Nie, kochanie, 

nie żałuję. Kiedy podejmuję jakąś decyzję, nie oglądam się już za siebie. Nie zamieniłbym tego, co teraz 

mamy, na szaleństwo kampanii wyborczej. Nawet gdybym już wtedy, w listopadzie, wiedział, że mamy 

zapewnioną wygraną.

Stacey z ulgą oparła się o Justina, kładąc głowę na jego ramieniu.

114

background image

-   Miałam   nadzieję,   że   tak   właśnie   odpowiesz.   Chyba   po   prostu   chciałam   usłyszeć   te   słowa   - 

powiedziała.   Nagle   pochyliła   się   do   przodu,   żeby   lepiej   widzieć   ekran   telewizyjny.   -   Och,   spójrz, 

Justinie! Kamera pokazuje całą rodzinę! Nawet Brynn tam jest Tak się cieszę, że mama ją zaprosiła. Są 

także Sterne, Spence i Patty z dziećmi.

- Dlaczego dzieci ubrane są w stroje plażowe? - zastanowił się głośno Justin. - I co, na Boga, one jedzą? 

Kim   jest   ta   blondynka   z   dużym   biustem,   uwieszona   na   ramieniu   twego   brata?   Ta   w   bardzo   kusej 

bluzeczce, szortach i w butach na wysokich obcasach?

- Wkrótce cała Ameryka będzie zadawać te pytania - róże śmiała się Stacey. - Biedny Freddie Rhodes! 

Czy jako jego poprzednik, potrafisz sobie wyobrazić, co teraz przeżywa?

- Za żadne skarby świata nie chciałbym być w jego skórze - odpowiedział szczerze Justin.

-   Zastanawiam   się,   dlaczego   wnuczki   senatora   mają   na   sobie   plażowe   stroje?   -   rozległ   się   głos 

sprawozdawcy telewizyjnego. Interesuje mnie również, co takiego niezwykłego one jedzą?

- Nie znamy również towarzyszki Sterne’a Liptona - dod. drugi sprawozdawca oschłym tonem. I nic 

dziwnego, bo Stern i owa blondynka całowali się namiętnie, zapominając o milionach patrzących na nich 

widzów.

Justin i Stacey spojrzeli na siebie i roześmieli się. Trzymając dzieci na rękach, usadowili się wygodnie 

na kanapie i czekali, aż senator i jego żona ukażą się na ekranie.

115


Document Outline