background image

ELIZABETH WINFREY 

WIĘCEJ NIŻ PRZYJAŹŃ 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

DELIA 

Nigdy  się  nie  dowiem,  co  spowodowało  zmianę,  jaka  zaszła  we  mnie  tego  dnia. 

Możliwe,  że  jej  powodem  było  niewiarygodnie  błękitne  niebo  i  powietrze  przepojone 

odurzającą wonią róży jerychońskie.  A może sprawił to fakt, że przez wszystkie lata liceum 

obserwowałam, jak uczniowie plotkują, ale sama nie puściłam w obieg ani jednej płotki. Albo 

stało  się  tak,  dlatego,  że  nie  widziałam  Caina  od  prawie  trzech  miesięcy  i  czułam  się  nieco 

oszołomiona.  A  może  po  prostu  chciałam  się  zakochać.  -  Wiesz,  na  czym  polega  twój 

problem, Delio Byrne? 

- Wiem.  Na  tym,  że  mnie  wciąż  wypytujesz,  na  czym  polega  mój  problem  - 

odpowiedziałam  na  pytanie  Caina  Parsona,  mojego  najlepszego  przyjaciela,  także,  niestety, 

najsurowszego krytyka w jednej osobie. - I znowu się mylisz. 

Leżący  na  trawie  Cain  pokręcił  głową  i  przekręcił  się  na  drugi  bok.  Byliśmy  na 

pikniku nad Stawem Hazardzisty i zdałam sobie sprawę, że Caina nudzi układna konwersacja 

na temat minionych wakacji. 

Wspólne  spędzane  Święta  Pracy  nad  stawem  weszło  już  do  tradycji.  Kiedy  człowiek 

przyjaźni  się  z  kimś  od  ponad  trzech  lat  tworzą  się  pewne  rytuały,  i  jeśli  się  je  zlekceważy, 

obie strony czują, ze stało się coś bardzo złego. Dlatego, zamiast zostać jeszcze kilka dni na 

obozie w lasach Sherwood i dobrze się bawić w towarzystwie innych instruktorów szkolnych, 

skróciłam  pobyt  w  Minnesocie  i  przyleciałam  do  domu  kilka  dni  wcześniej.  Nie  było  to  z 

mojej strony wielkie poświęcenie i muszę dodać, że Cain zrezygnował z wyprawy kajakowej 

z  Andrew  Rice'em,  aby  spędzić  ten  dzień  ze  mną.  to  jednak  wcale  nie  oznaczało,  że  jestem 

przygotowana  na  to,  że  będzie  się  starał  zanalizować  moje  zachowanie.  Westchnęłam 

najbardziej dramatycznie, jak umiałam, aby mu to dać do zrozumienia. 

- No dobrze, doktorze Parson. Niech mnie pan oświeci. Cain usiadł i wyjął spomiędzy 

zębów źdźbło trawy. 

- Ujmując  rzecz  krotko,  jesteś  typową  przedstawicielką  dziewczyn  pijących  mrożoną 

herbatę bez Cukru. Co gorsza, jest to zawsze herbata cytrynowa, a nigdy brzoskwiniowa czy 

malinowa.  -  Tu  Cain  uśmiechnął  się  bardzo  z  siebie  zadowolony  i  znowu  wyciągnął  się  w 

trawie. Zachowywał się zupełnie tak jakby właśnie rozwiązał problem głodu na świecie, a nie 

wymamrotał  bzdurę  na  temat  mrożonej  herbaty.  Gdybym  miała  choć  trochę  rozumu, 

założyłabym na uszy słuchawki od walkmana i zlekceważyła Caina. On jednak miał irytującą 

background image

umiejętność wciągania mnie w swoje dziwaczne dywagacje. 

- I  co  jeszcze?  -  spytałam.  -  A  może  powinnam  zaprzestać  picia  mrożonej  herbaty  i 

uwierzyć, że ostatni rok w liceum przyniesie mi sławę, majątek, urodę oraz miłość? 

- No,  proszę.  Nasza  dama  pragnie  usłyszeć  coś  więcej  -  powiedział  Cain 

dramatycznym  tonem  i  potoczył  wzrokiem  wokół.  Pewnie  mu  się  wydawało,  że  towarzyszy 

nam kilka setek świadków owej pasjonującej rozmowy. - Faktycznie mam na ten temat coś do 

dodania  -  ciągnął.  -  Wiesz,  Delio,  kiedy  idziemy  do  sklepu,  możesz  wybrać  spośród 

rozmaitych  napojów:  Nawet  mrożona  herbata  występuje  w  dwunastu  różnych  smakach.  - 

Więc? 

Gdybym go nie ponaglała, spędziłabym kilka godzin, wysłuchując, jak Cain zbacza na 

różne tematy, gubiąc wątek. 

- Dlaczego  nie  wybierzesz  napoju  o  smaku  mango?  Albo  ponczu  owocowego?  Czy 

choćby zwykłej wody sodowej? 

- Nie wydaje mi się, żeby poncz był rodzajem mrożonej herbaty - wtrąciłam. 

- Masz  rację,  ale  nie  o  to  chodzi.  Chodzi  o  to,  że  nigdy  nie  ulegasz  kaprysom.  Nie 

mówisz: „Ejże, poncz owocowy to ciekawe. Mam go ochotę spróbować”. Wiecznie obnosisz 

się z mrożoną herbatą bez cukru. Jakby to było twoje jedyne towarzystwo. 

- Mrożona herbata nie jest moim jedynym towarzystwem. Jesteś jeszcze ty. Cain wyjął 

mi z ręki na wpół opróżnioną butelkę mrożonej herbaty i pociągnął z niej długi łyk. 

- O rany, Deels, posłużyłem się metaforą. Staraj się za mną nadążać. 

- Ależ, ja nadążam - odparłam, wzdychając. 

- W  każdej  sytuacji  wybierasz  utartą  ścieżkę.  Boisz  się  zakosztować  czegoś  nowego. 

Wiedziesz  żywot  niczym  zakonnica,  która  ślubowała  podążać  jedną  jedyną  drogą.  Zrozum 

wreszcie, że musisz z niej zejść. 

- Dlaczego? 

- Dlaczego? Dlaczego? Bo gdy z niej zejdziesz mogą ci się przydarzyć niewiarygodne 

rzeczy. 

- Na  przykład?  -  Jak  już  wspomniałam,  Cain  potrafił  mnie  wciągnąć  w  swoje 

dywagacje. 

- Mogłabyś  zostać  wynalazcą  jak  ten,  kto  wymyślił  automat  do  rozmieniania 

pieniędzy.  Mogłabyś  opracować  choreografię  do  szałowego  musicalu  na  Broadwayu.  Albo, 

co  jeszcze  bardziej  podniecające,  mogłabyś  się  zakochać  lub  znaleźć  sobie  chłopaka  czy 

przynajmniej pójść na randkę. Jęknęłam. Moje życie miłosne, a raczej jego całkowity brak był 

jednym z ulubionych tematów Caina. W najbardziej niespodziewanych chwilach, na przykład 

background image

gdy  uczyliśmy  się  matematyki,  potrafił  mi  zarzucić,  że  nie  spotykam  się  z  chłopakami.  ,,To 

równanie  jest  zupełnie  jak  twoje  życie  miłosne  -  mawiał.  -  Wiele  nic  nieznaczących 

czynników, które są równe zeru”. 

Przedstawiam Caina, jakby był pozbawionym serca obserwatorem tego co oczywiste. 

Ale  on  wcale  taki  nie  jest.  Ani  trochę.  Po  prostu  nie  rozumie,  jak  zwykli  ludzie  przeżywają 

swoje  dni.  ,,Zwykli  to  ci  spośród  nas,  którzy  nie  mierzą  ponad  metr  osiemdziesiąt,  nie  mają 

czarnych  włosów,  niebieskich  oczu  oraz  niewiarygodnego  ciała.  Gdybyście  nie  zgadli,  tak 

właśnie prezentuje się Cain. Na dodatek obdarzony jest nieopisanym wdziękiem, talentem do 

formułowania zgrabnych powiedzonek i darem natychmiastowego zjednywania sobie ludzkiej 

sympatii. 

Mówiąc o strachu, Cain  miał trochę racji. Nękają mnie różne lęki. Przede wszystkim 

boję  się  odrzucenia.  Widuję  dziewczyny  wypłakujące  się  w  ubikacji,  bo  jakiś  sportowiec 

uznał  za  stosowne  porzucić  którąś  z  nich  podczas  lunchu.  Patrząc  na  te  nieszczęśnice, 

starannie  poprawiające  makijaż,  aby  wystawić  się  na  dalsze  tortury,  bardzo  im  współczuję. 

Naprawdę.  Jednocześnie  zastanawiam  się,  dlaczego  znalazły  się  w  takiej  sytuacji.  Czy 

chłopak  jest  taki  ważny?  Czy  warto  przeżywać  ból  i  mdłości  za  każdym  razem,  gdy  twój 

chłopak obejmuje inną dziewczynę? Według innie stanowczo nie. 

Należę  do  tych  dziewczyn,  które  moja  mama  nazywa  kaktusami.  Chodzi  jej  o  to,  że 

nie  pozwalam,  by  ktokolwiek  się  do  mnie  zanadto  zbliżył,  tak  to  ujmuje  popularna 

psychologia.  Bezustannie  powtarzam  mamie,  że  nienawidzę  popularnej  psychologu,  która 

każdemu  przylepia  etykietkę,  jakby  nie  był  niczym  więcej  niż  pudełkiem  tamponów  czy 

jednorazową  golarką.  Według  mnie  takie  traktowanie  ludzi  jest  niehumanitarne.  Przecież 

każdy  jest  inny,  a  nawet  wyjątkowy.  Dlaczego  sprowadzać  wszystkich  do  jednego 

mianownika? 

Zgodnie z tym, co powiedział Cain, paraliżuje mnie strach. Ale nie tylko mnie. 

- Uważasz, że jestem strachliwa? - Spojrzałam na Caina zmrużonymi oczami. Właśnie 

wrócił z trzymiesięcznej praktyki w szkółce,  gdzie hodowano drzewka na Boże Narodzenie. 

Musiałam  przyznać,  że  sadzenie  świerczków  wzmocniło  jego  bicepsy  i  mięśnie  klatki 

piersiowej.  Gdybyż  nauka  tańca,  którą  prowadziłam  dla  garstki  dziesięciolatków,  podobnie 

rozwinęła moje mięśnie I Cain poważnie skinął głową. 

- Owszem. Sama powiedz, Delio. Masz siedemnaście lat i nigdy nie byłaś zakochana. 

Czy  naprawdę  chcesz  samotnie  spędzić  ostatni  rok  szkoły  średniej.  Najwyższy  czas,  by 

odwrócić role. 

- A ty, Cain? Otacza cię wianuszek dziewczyn, które wybierasz sobie wedle własnego 

background image

uznania. Chcesz mi wmówić, że wtedy, gdy zabawiasz się z jedną z nich na tylnym siedzeniu 

samochodu, nie czujesz się samotny? - Przynajmniej próbuję. 

- Ja też próbuję - upierałam się przy swoim. - Tylko że nic mi z tego nie wychodzi. 

Cain roześmiał się. - Ot, i cała ty. W końcu pojawi się ten ideał na białym koniu i tak 

dalej, a ty go przeoczysz i pozwolisz mu odjechać. 

- Wcale nie - odparłam. 

Coraz bardziej nabierałam wrażenia, że Cain zmierza do jakiegoś celu. Chciałam, żeby 

wreszcie  postawił  kropkę  nad  ,,i”  i  pozwolił  mi  zjeść  kanapkę  z  mielonym  kotletem.  - 

Udowodnij to - powiedział. 

- Co  mam  udowodnić?  -  Utkwiłam  wzrok  w  ziemi,  myśląc  o  tym,  jak  zmienić  temat 

rozmowy.  Zaczęłam  wymyślać  zabawne  anegdotki  na  temat  dziesięcioletnich  dziewczynek, 

które  podczas  wakacji  uczyłam  tańca.  Wszystko,  byle  Cain  nie  poruszał  moich  spraw 

osobistych. 

- Udowodnij, że naprawdę chcesz się zakochać. 

- Jak mam ci to udowodnić? 

- Jak to jak? Zakochaj się w kimś, oczywiście. 

- Cain,  to  nie  jest  to  samo  co  zdobycie  szóstki  z  historii.  Nie  mogę,  ot  tak,  się 

zakochać. 

- Skąd możesz wiedzieć, skoro nigdy nie próbowałaś? 

To się robiło niesmaczne. Cain nie dawał za wygraną, a ja czułam, że się rumienię. 

Cain uwielbiał, gdy się czerwieniłam. Z jakiegoś powodu uważał to za wzruszające. Ja 

sądziłam, że to poniżające. 

- Dajmy  temu  spokój  -  powiedziałam  stanowczo.  Ugryzłam  kanapkę  i  włączyłam 

walkmana. Jeśli nie będę zwracała uwagi na Caina znudzi się i przestanie mnie zamęczać. 

Ale  on  wyciągnął  rękę  i  zdjął  mi  z  uszu  słuchawki.  Usłyszałam  dochodzący  z  nich 

przytłumiony głos Arethy Franklin. 

- Mówię poważnie, Delio. Idę o zakład, że się nie zakochasz. 

Sama  sobie  byłam  winna.  Nie  miałam  wyboru.  Zdobyłam  się  na  ostatni  rozpaczliwy 

wysiłek. 

- Dobra.  Idę  o  zakład,  że  ty  się  nie  zakochasz.  I  nie  chodzi  mi  o  dwutygodniowy 

romans z panienką, która pracuje w Minsky's Pizza. 

Rozgrzewałam się, obmyślając, jakimi warunkami obwarować to jego zakochanie się. 

- Nie  mówię  również  o  kilku  randkach  z  Sarah  Fain,  tą  cheerleaderką  z  wielkim 

przedsięwzięciem. Mam na myśli prawdziwe zaangażowanie się. Braterstwo dusz. 

background image

Cain wzruszył ramionami. 

- W porządku. Zgadzam się. 

- Co?!  -  Nie  spodziewałam  się,  że  na  to  pójdzie.  Oczekiwałam  jakiegoś  sprytnego 

wybiegu, który zdezaktualizowałby całą dotychczasową rozmowę. 

- Ja  wyzwałem  ciebie.  Ty  wyzwałaś  mnie.  Ten,  komu  się  powiedzie,  zwycięży  - 

powiedział  Cain  z  nieodgadnionym  wyrazem  twarzy,  a  ja  wciąż  się  łudziłam,  że  cały  ten 

pomysł to tylko żart. 

- Naprawdę chcesz się założyć o to, które z nas pierwsze się zakocha? 

- A  czemu  nie?  -  Cain  skrzyżował  ramiona  na  piersi  i  przybrał  niewiarygodnie 

zarozumiały  wyraz  twarzy.  Wbrew  sobie  poczułam,  że  cała  sprawa  zaczyna  mnie 

interesować. Może Cain ma rację. Może nadszedł czas, by Delia Byrne pokazała chłopakom 

ze szkoły średniej im. Jeffersona, a przynajmniej jednemu z nich, co jest warta. Jeżeli zrobię z 

siebie  skończoną  idiotkę,  to  najwyżej  będę  cierpiała  przez  cały  ostatni  rok  i  nigdy  się  nie 

pojawię  na  szkolnym  zjeździe  koleżeńskim.  Skoro  już  mam  się  zgodzić  na  wariacki  pomysł 

Caina, to niech stawka będzie wysoka. Nie miałam zamiaru łamać sobie serca tylko dlatego, 

ż

e Cain uznał to za słuszne. Skinęłam głową. 

- Masz rację. 

- Naprawdę? - Po raz pierwszy glos Caina zabrzmiał troszkę mniej pewnie. 

- Jasne. No, to się załóżmy. 

Oczy Caina zabłysły. Uwielbiał zakłady. 

- Widzę, że to do ciebie rzeczywiście przemówiło. Wyprostowałam się. 

- O co się założymy? 

- Przegrany przez cały miesiąc stawia wygranemu lunch? 

Pokręciłam głową. Skoro musimy to robić, zróbmy to naprawdę dobrze. Jeśli nagroda 

nie  będzie  kusząca,  zrezygnujemy  ze  współzawodnictwa  i  wrócimy  do  naszych  dawnych 

przyzwyczajeń. 

- Może  przegrany  będzie  musiał  przez  cały  rok  sprzątać  raz  w  tygodniu  pokój 

wygranego? - zaryzykował Cain. 

- To by było niesprawiedliwe - odparłam. - Je jestem pedantką, a z ciebie niepoprawny 

bałaganiarz. 

- Przegrany będzie musiał przez cały tydzień nosić nalepkę z napisem „Daj mi kopa”? 

- Nie, to za mało oryginalne. 

- Pięćdziesiąt dolców? 

- Daj spokój, Parsom Stać cię na coś lepszego. 

background image

Cain  położył  się  na  wznak.  Wyprostował  ramiona  i  nogi  i  spuścił  powieki,  chroniąc 

oczy przed jaskrawymi promieniami słońca. 

- Daj mi się zastanowić - powiedział. - Wymyśle taką stawkę, to włosy zjeżą ci się na 

głowie. 

Położyłam  się  na  brzuchu  i  oparłam  głowę  na  rękach,  Chciałam  się  skupić,  ale  nie 

mogłam.  Podczas  gdy  Cain  w  milczeniu  wysilał  umysł,  dałam  upust  fantazji,  Wyobraziłam 

sobie, te jestem na pierwszym tegorocznym meczu futbolu amerykańskiego i powiewam nad 

głową flagą Szkoły im, Jeffersona. Patrzę, jak mój, na razie, anonimowy obiekt uczuć wbiega 

truchtem  na  boisko.  Ogląda  się  i  patrzy  na  widownię,  aż  jego  wzrok  napotyka  moje 

spojrzenie.  Wtedy  unosi  obydwa  kciuki  i  dopiero  potem  zwołuje  zawodników  na  naradę. 

Roześmiałam się, Piłkarze nie byli w moim guście. Zawsze kojarzyli ml się z szatnia, gdzie, 

owinięci ręcznikami, opowiadali sobie sprośne kawały. To nie dla mnie. 

Następnie wyobraziłam sobie, ze jestem na scenie i tańczę w „Jeziorze łabędzim”. Po 

przedstawieniu, u moich stóp, ląduje bukiet z trzech tuzinów czerwonych róż. Kłaniam się i 

posyłam  całusa  mojemu  wspaniałemu  chłopakowi  na  widowni.  Ów  piękny  scenariusz  miał 

tylko jedno ale: balet „Jezioro łabędzie” jest stanowczo przereklamowany. 

Cain usiadł gwałtownie i klasnął w ręce. 

- Mam. Jeśli naprawdę chcesz czegoś wielkiego, to ci się spodoba. 

Podparłam się na łokciach. - Wal! 

- Dobra.  Jeśli  ty  przegrasz,  będziesz  musiała  ściąć  włosy  na  krótko  i  utlenić  je  na 

blond. - Cain spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. 

- Co?! - wrzasnęłam. 

Uznałam,  że  Cain  stracił  rozum.  Doskonale  wiedział,  że  włosy  były  moją  jedyną 

ozdobą.  Gęste,  czarne  i  długie.  Za  każdym  razem,  gdy  poprawiałam  fryzurę  w  szkolnej 

toalecie,  skąpo  wyposażona  przez  naturę  dziewczyna  zawistnie  przypatrywała  się  moim 

włosom. Czyżby Cain rzeczywiście chciał mnie pozbawić jedynego powodu do dumy? 

Najwyraźniej spostrzegł moją minę. 

- O co chodzi, Delio? Myślisz, że przegrasz zakład? 

Nienawidzę fałszywej ambicji. Sprawia, że mówisz i robisz rzeczy, które człowiek jej 

pozbawiony,  uznałby  za  czyste  szaleństwo.  W  tym  przypadku,  fałszywa  ambicja 

doprowadziła do tego, że przyjęłam warunki Caina. 

- Dobra, Panie Zbyt Super By Przegrać. A co będzie, gdy ja wygram? 

- To proste. Dam sobie przekłuć ucho. 

- O, nie! Wciąż powtarzałeś, że sobie przekujesz ucho. Nie ma mowy. 

background image

- W porządku. W takim razie, ty coś wymyśl. 

Nieczęsto  miewam  przebłyski  geniuszu,  ale  gdy  już  mi  się  przydarzą,  doznaję 

prawdziwego natchnienia. I oto nadeszła taka chwila. 

- Jeżeli  ja  wygram  zakład,  ty,  Cainie  Parson,  wygolisz  sobie  na  głowie  napis 

GAMOŃ. Zrobię to własnoręcznie, aby ci osłodzić przegraną. 

Cain gwizdnął. Myślę, że nie odpowiadała mu perspektywa ogłoszenia całemu światu, 

ż

e jest gamoniem. Nie mógł jednak się wycofać. 

- Uściśnijmy sobie ręce - powiedział. 

Uczyniliśmy to z wielką powagą i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie ustanowiliśmy 

limitu czasu. Powinniśmy dać go sobie wystarczająco dużo, żeby się zakochać, ale nie aż tyle, 

byśmy się stali obślinionymi staruszkami. Cain musiał czytać w moich myślach. 

- Mamy czas do studniówki - oświadczył. - Kto się na niej pokaże ze swoim obiektem 

uczuć, wygrywa. 

- Ejże!  -  wykrzyknęłam,  bo  olśniła  mnie  nowa  myśl.  -  A  co  będzie,  gdy  oboje  się 

zakochamy? - spytałam. 

Cain poklepał mnie po głowie. 

- Wtedy oboje wygrywamy. To jasne. 

Podczas gdy pakowaliśmy resztę jedzenia, koc i książki, poczułam mdłości. W czasie 

nadchodzących  miesięcy  nie  wystarczą  mi  ciężka  praca  i  łut  szczęścia  -  potrzebowałam 

prawdziwego cudu. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

CAIN 

We  wtorek  obudziłem  się,  zaprzątnięty  jedną,  jedyną  sprawą  -  owym  głupim 

zakładem,  który  zawarłem  z  Delią.  Gdybym  przypuszczał,  że  się  zgodzi,  nigdy  bym  czegoś 

takiego  nie  zaproponował.  Niestety;  choć  byłem  przekonany,  że  potrafię  przewidzieć  każdy 

jej ruch. Delia zupełnie mnie zaskoczyła. Musiałem się więc zakochać. 

Na  pierwszy  rzut  oka  mogłoby  się  wam  wydać,  że  moje  zadanie  jest  łatwiejsze  od 

tego,  czego  miała  dokonać  Delia.  Nigdy  nie  miewałem  problemów  z  umawianiem  się  na 

randki. Jestem śmiały i pewny siebie. Natomiast Delia lubi się trzymać na uboczu. Jest jedną 

z  najładniejszych  dziewczyn  w  szkole  (  o  ile  nie  najładniejszą),  ale  gdyby  ktoś  jej  to 

powiedział,  nie  odparłaby  po  prostu:  ,,Dziękuję”  i  pomyślała,  że  oszalał.  Zaczęłaby 

rozprawiać  o  protekcjonalnych  osobnikach,  którym  się  wydaje,  że  wmawiając  kobiecie 

rzeczy, które, w sposób oczywisty, nie mają nic wspólnego z prawdą, sprawią, że owa kobieta 

poczuj  sie  lepiej.  Cóż  mogę  na  to  powiedzieć?  Może  moja  najlepsza  przyjaciółka  ma 

kompleksy. 

Teraz, gdy zdecydowała, że musi się zakochać możecie być pewni, że tak się stanie.. 

Delia  potrafi  wykonywać  zadania.  Ja  rzuciłem  wyzwanie,  a  ona  nie  spocznie,  zanim  w  jej 

głowie  nie  zrodzi  sie  plan. Ja  nie  miałem żadnego  planu  i  nie  wiedziałem,  jak  się zabrać  do 

rzeczy. 

Delia  prawdopodobnie  rozejrzy  się  po  klasie  podczas  lekcji  historii,  wymieni 

spojrzenia  z  jakimś  nieudacznikiem  i  śmiertelnie  się  w  nim  zakocha.  Tymczasem  ja  będę 

tkwił  na  tylnym  siedzeniu  samochodu  (tak  jak  to  wyobrażała  sobie  Delia)  na  randce  z  jakąś 

bardzo  sympatyczną  dziewczyną,  której  nawet  nie  obchodzi,  czy  jestem  żywy,  czy  umarły. 

Na domiar złego skończę ze słowem GAMOŃ wygolonym na głowie. 

Wszedłszy  do  szkoły  owego  słonecznego  wtorkowego  poranka,  rozglądałem  się, 

szukając na korytarzach Delii. Kto wie? Może ona także obudziła się, żałując, że zawarliśmy 

zakład.  Jeśli  tak,  chętnie  ją  zwolnię  z  danego  słowa  i  Delia  nigdy  się  nie  dowie,  ze  moja 

pewność siebie została zachwiana. Niestety, Delii nigdzie nie było. 

- Prawdopodobnie  zestawia  tabelkę  z  rubrykami:  pierwsza  randka,  pierwszy 

pocałunek, pierwsze ,,kocham cię” - wymamrotałem pod nosem. 

I, znając Delię, będzie czekała na owe ,,kocham cię” aż do samej studniówki, na którą 

wkroczy ze swoim ukochanym. Delia ma zmysł dramatyzmu. 

background image

Zacząłem się wspinać na czwarty podest (wiem, bo je policzyłem) do mojej klasy, gdy 

dogonił mnie Andrew Rice, mój najlepszy przyjaciel, nie licząc Delii. 

Ponieważ  nie  pojechałem  z  nim  na  spływ  kajakowy,  nie  widziałem  go  od  Święta 

Niepodległości. 

- Hej,  Parson  -  powiedział  Andrew  -  Znalazłeś  jakiegoś  aniołka  na  czubku  tych 

bożonarodzeniowych drzewek? 

- Nie,  ale  znalazłem  Scroogea

  w  osobie  mego  szefa.  Wypłacił  mi  nędzne  trzysta 

dolarów. A ja zasuwałem przez całe lato. 

- Witaj  w  prawdziwym  świecie,  chłopie.  Dlatego  zasuwani  u  własnego  ojca.  -  Pan 

Rice jest prawnikiem I Andrew każdego lata pracuje w jego firmie. Większość czasu spędza, 

wysyłając faksy i sporządzając fotokopie, co mnie doprowadziłoby do samobójstwa. 

Dotarliśmy  na  najwyższy  podest.  Musiałem  przyznać  ze  złośliwą  satysfakcją,  że 

Andrew  się  zasapał.  Trzy  miesiące  w  klimatyzowanym,  sztucznie  oświetlonym 

pomieszczeniu okazały się zgubne dla jego kondycji. 

- Nie patrz tam teraz, ale w prawo w skos stoi Debbie Jackson - powiedział Andrew, 

dając mi sójkę w bok. 

Jęknąłem. Zeszłej wiosny Debbie Jackson była moją dziewczyną przez ponad miesiąc. 

Na początku bardzo ją lubiłem, ale pod koniec doprowadzała mnie do szaleństwa. Cokolwiek 

mówiła,  brzmiało  jak  pytanie,  z  wyjątkiem  prawdziwych  pytań,  bo  te  intonowała  jak 

stwierdzenia.. Czułem się, jakbym brał udział w nieustającym teleturnieju. 

Chciałem sie ukryć w szafce, ale Debbie już mnie spostrzegła. 

- Cześć,  Cain  -  powiedział  całując  mnie  w  policzek.  Stwierdziłem,  że  prezentuje  się 

jeszcze lepiej niż w ubiegłym roku. Obcięła na krótko gęste jasne włosy i jej gładka grzywka 

ładnie opadała na czoło. 

- Cześć, Debbie. Jak tam wakacje? - Zawsze jestem uprzejmy. I może omyliłem się co 

do Debbie. Może to właśnie ona była moją miłością, a ja, zbyt przejęty jej intonacją, tego nie 

spostrzegłem. 

- Było świetnie? Zostałam ratowniczką na basenie dla maluchów. A ty? 

W tej chwili zdałem sobie sprawę, że dla mnie i Debbie nie ma wspólnej przyszłości. 

Myślcie,  co  chcecie,  ale  lubię  rozmowę,  która  mnie  nie  męczy.  Słyszałem,  że  stojący  obok 

mnie  Andrew  krztusi  się  ze  śmiechu.  Jeśli  chodzi  o  dojrzałość,  to  znajduje  się  on  na  tym 

samym poziomie co Barney Flinston, bohater „Jaskiniowców”. 

                                                 

 Scrooge - typ zgryźliwego skąpca (przyp. tłum.). 

background image

- Było  dobrze.  W  porządku  -  mruknąłem.  Zerknąłem  na  zegarek.  -  Hola.  Zaraz 

zabrzmi pierwszy dzwonek, a my mamy godzinę wychowawczą z panem Maughnem. 

- Rozumiem?  Był  moim  wychowawcą  w  drugiej  klasie?  -  powiedziała  Debbie, 

odwracając się, by odejść. - Chciałbyś się czasem ze mną spotkać. 

- Tak? Może kiedyś? - odpowiedział za mnie Andrew. To nie było miłe z jego strony, 

ale nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem. Moja dojrzałość także pozostawiała 

wiele do życzenia. 

Debbie spojrzała na nas zdziwiona i odeszła. 

Kręcąc głową, wślizgnąłem się na ostatnią ławkę w klasie pana Maughna. Spotykałem 

się już z wieloma świetnymi dziewczynami, ale zdarzało mi się również chadzać na randki z 

kilkoma  takimi,  które  nie  powinny  się  pokazywać  na  ulicach,  a  tym  bardziej  być  moimi 

przyjaciółkami. 

- Rany,  w  tej  szkole  nie  ma  ani  jednej  przyzwoicie  wyglądającej  kobiety  - 

poskarżyłem się Andrew. 

Tylko  wzruszył  ramionami.  -  Pamiętasz,  jak  byliśmy  w  gimnazjum?  Wydawało  nam 

się,  że  liceum  jest  pełne  pięknych  i  podniecających  dziewczyn.  Musiały  zdać  maturę,  kiedy 

byliśmy w pierwszej klasie. 

- Wypisałem właśnie imiona dwudziestu najładniejszych dziewczyn z wyższych klas. 

Mam na tej kartce wszystkie laski, z którymi chciałbym się spotykać w tym roku. Jak możesz 

mówić o braku urodzaju? Znów pokręciłem głową. 

- Mówię o kimś wyjątkowym. O dziewczynie w której mógłbym się zakochać. 

- Zakochać  się?  Chyba  zwariowałeś.  -  Andrew  przewrócił  oczami  i  dalej  wypisywał 

nazwiska. 

Zajrzałem  do  jego  notesu,  przebiegając  wzrokiem  imiona.  Skreślałem  w  myśli  te 

dziewczyny,  z  którymi  już  się  spotykałem.  Nie  kusiły  mnie  odgrzewane  kotlety.  Gdy 

doszedłem do dziewczyny numer jedenaście, zrobiłem wielkie oczy. 

- Delia? - Aż mnie zatkało. 

- Jasne - odparł Andrew. - Spełnia wszystkie moje kryteria. - Nakreślił dużą gwiazdkę 

obok imienia Delii. 

Gapiłem  się  na  tę  kartkę.  Umieścił  Delię  pomiędzy  Amandą  Wright  a  Carrie  Starks. 

Nie  do  wiary.  Nie  żebym  uważał,  że  Delia  nie  może  się  podobać  Andrew,  że  nie  jest 

atrakcyjna,  inteligentna  i  inne  takie.  Jednak  pomysł,  żeby  wypisać  jej  imię  na  jakiejś  durnej 

liście  naprawdę  mnie  poruszył.  Zupełnie  jakby  Andre  nie  rozumiał,  że  Delia  jest  jedyna  w 

swoim rodzaju. Delia jest kimś. 

background image

- Jesteś  chory  -  przemówiłem  wreszcie.  -  Zdajesz  sobie  sprawę,  jak  się  wścieknie, 

kiedy jej to powiem? - Chwyciłem notes i zamachałem nim przed nosem Andrew. 

Wzruszył ramionami. 

- Uważam,  że  Delię  nic  a  nic  nie  obchodzi,  jak  spędzam  czas  w  oczekiwaniu  na 

początek lekcji. - Uniósł brwi i spojrzał na mnie. - To twój problem, Parson. 

- o co ci chodzi? Andrew pstryknął palcami. 

- Jesteś zazdrosny. 

- Oszalałeś - odparłem. Ludzie od lat wmawiali mi, że w tajemnicy podkochuję się w 

Delii, ale te złośliwości spływały po mnie jak woda po gęsi. 

Rozległ się drugi dzwonek. Opadłem na krzesło, patrząc, jak pan Maughn wyjmuje z 

teczki  notatki.  Odchrząknął  i  zaczął  przytruwać  o  tym,  jak  źle  się  spóźniać  na  lekcje  i 

przysypiać  na  zajęciach.  Zaliczywszy  trzy  lata  nauki  w  liceum,  nie  miałem  zamiaru 

przejmować  się  jego  nudziarstwami.  Po  wysłuchaniu  jednego  przemówienia  na  rozpoczęcie 

roku szkolnego znało się wszystkie następne. 

Rozmyślając o tym, co powiedział Andrew, poczułem, że się czerwienię. To prawda, 

ż

e  zawsze  broniłem  Delii.  Dobrze  wiedziałem,  jacy  są  faceci.  Nie  życzyłem  sobie,  żeby 

rozmawiali o niej tak samo lubieżnie i ordynarnie jak o innych dziewczynach. 

Po  kilku  minutach  pan  Maughn  zakończył  powitalne  przemówienie,  w  którym 

zapewnił nas, że jest w szkole wyłącznie po to, by zatruwać nam życie. Następnie przystąpił 

do równie podniecającego odczytywania listy obecności. Gdy dotarł do litery D, drzwi klasy 

otwarły  się  zamaszyście.  Spojrzałem  na  ściągniętą  twarz  pana  Maughna.  Nauczycielom 

zawsze się wydaje, że jeśli zapanują nad klasą od pierwszego dnia nauki, to bezproblemowo 

przebrną  przez  cały  rok  szkolny.  Maughn  najwyraźniej  nie  byt  zachwycony,  że  jego  plan, 

dotyczący dyscypliny, legł w gruzach. 

Obróciłem  się,  by  rzucić  okiem  na  intruza.  Stanęła  w  drzwiach,  jakby  się  wahała,  w 

którą stronę klasy ma ruszyć. W rękach trzymała stos zeszytów z których jeden omal się nie 

ześlizgnął. 

Jej  jasne  włosy  były  sczesane  do  tyłu,  odsłaniając  zadziwiająco  wydatne  kości 

policzkowe  oraz  wielkie  oczy.  Miała  na  sobie  czarną  mini  spódniczkę  i  prążkowany 

bezrękawnik.  Odetchnąłem  głęboko,  podziwiając  długie,  opalone  nogi.  Nagle  lista  Andrew 

przestała mnie interesować. 

- Nazwisko? - warknął pan Maughn. 

Dziewczyna  rozejrzała  się  po  klasie,  jakby  miała  nadzieję,  że  znajdzie  poparcie.  Jej 

oczy  spotkały  się  z  moimi.  Przez  ułamek  sekundy  wytrzymałem  jej  wzrok.  A  potem  się 

background image

uśmiechnąłem. 

- Rebeka Foster - odparła spokojnym tonem, nie przejmując się, że wkroczyła do klasy 

pełnej ludzi. Sprawiała wrażenie osoby pewnej siebie i panującej nad sytuacją. 

Maughn powiódł palcem w dół listy. - Foster. Faster. Foster - mamrotał pod nosem. - 

Zdajesz sobie sprawę, którą mamy godzinę, panno Foster? 

Zerknęła na zegar ponad biurkiem pana Maughna. 

- Mhm...  piętnaście  po  dziewiątej?  -  powiedziała.  -  Właśnie  -  odparł  nauczyciel, 

skinąwszy głową. 

- A lekcje zaczynamy o ósmej pięćdziesiąt pięć. Co masz na swoje wytłumaczenie? 

Przeszła na środek klasy i podała mu kartkę szarego papieru. 

- Byłam  w  sekretariacie.  Jestem  nowa  w  tej  szkole.  Do  gimnazjum  chodziłam  w 

innym mieście. 

Maughn  się  zdenerwował.  W  klasie  zapadła  cisza.  W  obdarzonych  niezwykłą  urodą 

kobietach jest coś takiego, co każe ludziom wpatrywać się w nie w milczeniu. 

- No, dobrze - powiedział Maughn. - Usiądź. Później powtórzę ci, co straciłaś. 

Rebeka uśmiechnęła się z wdziękiem i usiadła w pierwszej ławce. Wpatrywała się w 

pana  Maughna,  jakby  posiadł  wszystkie  rozumy.  Przeklinałem  chwilę,  w  której  zająłem 

miejsce  w  ostatniej  ławce.  Maughn  wziął  plan  zajęć  i  podjął  przemowę  tam,  gdzie  ją 

przerwał.  Jego  ton  brzmiał  teraz  bardziej  przyjaźnie.  Widocznie  zmienił  zamiar.  Uznał,  że 

jeśli uczniowie go polubią, to zechcą się dobrze zachowywać. 

Wpatrywałem  się  w  plecy  Rebeki  tak  zawzięcie,  że  Maughn  musiał  dwukrotnie 

powtórzyć  moje  nazwisko,  zanim  mu  odpowiedziałem.  Może  to  tylko  wyobraźnia,  ale 

przysiągłbym,  że  Rebeka  wyprostowała  się  nieco,  gdy  odchrząknąłem  i  powiedziałem: 

„Obecny”. 

Andrew  przysłał  mi  liścik,  krótki  i  celny:  „Niezły  towar.  Twarz  i  reszta!”. 

Zakłopotany  podarłem  liścik  i  wsunąłem  strzępy  do  kieszeni.  Nie  chciałem,  żeby  dopisał 

Rebekę  do  swojego  spisu  imion.  Czułem,  że  Rebeka  jest  kimś  wyjątkowym.  Łaskotanie  w 

brzuchu utwierdziło mnie w przekonaniu, że będzie moja. Wkrótce. 

Przez  resztę  popołudnia  byłem  bardzo  zamyślony.  Jak  mam  się  do  niej  zbliżyć?  Czy 

mam się jej wydać silny i agresywny? A może słodki i nieśmiały? 

Nic  o  niej  nie  wiedziałem  i  nie  miałem  pojęcia,  jak  rozegrać  sprawę.  Nie  znając  jej, 

nie  potrafiłem  prze  widzieć,  w  jakich  facetach  gustuje.  Nie  wiedziałem  czy  lubi  słuchać 

muzyki,  czy  chce  być  cheerleaderką,  czy  może  interesuje  ją  teatr.  Możliwe,  że  ma  już 

chłopaka.  Miałem  nadzieję,  że  przeniosła  się  do  naszej  szkoły  z  daleka.  Gdyby  tak  było, 

background image

chłopak nie stanowiłby przeszkody. 

Nie  spotkałem  wielu  łudzi,  którym  udałoby  się  utrzymać  związek  z  kimś,  kogo 

widywali  raz  na  miesiąc  łub  na  dwa  miesiące,  choćby  im  się  wydawało,  ze  są  bardzo 

zakochani. Nazywałem to syndromem wakacyjnym. Ludzie jadą na letni obóz, poznają kogoś, 

całują się co wieczór pod drzewem albo na kajaku. Pod koniec wakacji wyznają sobie miłość 

i zapewniają, że czas do następnego obozu szybko zleci. Po kilku listach i paru niezręcznych 

telefonach cała sprawa odchodzi w zapomnienie. A w następnym roku obydwoje decydują, że 

i  tak  są  za  starzy  na  obóz.  Tak,  mówię  to  z  własnego  doświadczenia,  chociaż  nigdy  nie 

zapomnę tych rozgwieżdżonych nocy z Elaine Mason. 

Rozmyślanie  o  Rebece  oraz  o  pozbawionych  przyszłości  wakacyjnych  romansach 

prowadziło  donikąd.  Uznałem,  że  będę  po  prostu  sobą,  a  wszystko  dobrze  się  skończy. 

Właśnie  tak  zazwyczaj  postępowałem  z  dziewczynami.  W  drugiej  klasie  liceum 

powiedziałem Ginie Roslin, lekkoatletce z drużyny szkolnej, że świetnie skacze o tyczce. Gdy 

mnie poprosiła, żebym jej pokazał, jak skaczę omal nie zwichnąłem sobie szczęki, padając na 

twarz  na  twardą  matę,  To  doświadczenie  (oraz  kilka  rozsądnych  słów  Delii)  sprawiło,  że 

zdałem  sobie  sprawę,  że  większość  kobiet  jest  niewiarygodnie  czuła  na  kłamstwa.  Gdy  raz 

kogoś przyłapią na oszustwie, odnoszą się do niego z odrazą. Po dzwonku nie ruszyłem się z 

miejsca. Wciąż nie wiedziałem, czy mam podejść do Rebeki. I wtedy usłyszałem, że Maughn 

mówi jej, żeby została w klasie, bo chce jej pokrótce opowiedzieć; co ją czeka w szkole im. 

Jeffersona. To był sygnał, że mam się wycofać. 

Zanim wyszedłem, rzuciłem ostatnie spojrzenie na Rebekę. Przesłała mi lekki uśmiech 

i  pomachała.  Ten  gest  sprawił,  że  po  plecach  przebiegły  mi  ciarki.  Już  wiedziałem,  że 

wygram zakład. 

Delia  czekała  na  mnie  na  korytarzu.  W  pierwszym  okresie  mieliśmy  wspólne  lekcje 

fizyki. 

- Jeśli chodzi o nasz zakład... - zaczęła. Uniosłem dłoń. 

- Nie  próbuj  się  wycofać,  Byrne  -  powiedziałem  szybko.  -  Właśnie  znalazłem 

dziewczynę moich marzeń. Możesz już szukać nożyczek i brać się do tlenienia włosów. 

Skrzywiła się. 

- Ha! Nie mam zamiaru się wycofać. Chciałam ci tylko powiedzieć, że postanowiłam 

spisać naszą umowę, byś nie próbował się wykręcić od wygolenia napisu GAMOŃ. 

- Niech zwycięży lepszy - powiedziałem. 

Idąc do pracowni, liczyłem dni do następnej godziny wychowawczej. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

DELIA 

Wiedziałam,  że  nawet  w  dobre  dni  nie  będę  lubiła  zajęć  z  fizyki.  Przez  najbliższe 

dziewięć  miesięcy  z  samego  rana,  będę  się  musiała  pocić  nad  okropnymi  równaniami  lub 

doświadczeniami. Według mnie takie przedmioty powinny być zabronione przed przerwą na 

lunch. 

Słuchając, jak pani Gordon przynudza o prędkości przyglądałam się twarzy Caina. Jej 

wyraz  uległ  zmianie,  jakby  rozmyślał  o  czymś  naprawdę  przyjemnym.  Przeczuwałam,  że 

zajmuje  go  nasz  zakład,  a  arogancki  sposób,  w  jaki  prostował  plecy,  przyprawiał  mnie  o 

mdłości. 

To  niesprawiedliwe.  Cain  miał  nieprawdopodobne  szczęście,  a  ja  miałam  pecha. 

Pewnego  razu  namówił  mnie,  bym  poszła  z  nim  i  jego  babcią  do  klubu  seniora  na  grę  w 

bingo.  Do  końca  spotkania  Cain  wygrał  sto  dolców.  Kiedy  raz  jeden  udało  mi  się  trafić, 

nagrodą  nie  była  gotówka,  tylko  jedna  z  tych  beznadziejnych  koszulek.  Cain  upierał  się, 

ż

ebym nosiła koszulkę za każdym razem, gdy w pobliżu znajdowała się jego babcia. Możecie 

mi wierzyć, że jaskrawa zieleń nie jest moim ulubionym kolorem! 

Gdy  wreszcie  rozległ  się  dzwonek,  pani  Gordon  rozdała  nam  kartki  z  pierwszym 

zestawem  pytań.  Kartka  wyglądała  tak,  jakby  zadania  już  zostały  rozwiązane.  Próżne 

nadzieje, po prostu tak prezentują się pytania z fizyki. 

Zanim  nasze  drogi  się  rozeszły,  Cain  podał  mi  kartkę,  nad  którą  mozolił  się  podczas 

lekcji.  Naszkicował  siebie  wewnątrz  wielkiego  serca.  Ja  znajdowałam  się  na  zewnątrz  i 

usiłowałam  przebić  je  strzałą.  Nad  moją  głową  był  dymek  z  napisem:  „Tlenione  blondyny 

mają więcej szczęścia”. 

- Ha, ha , bardzo śmieszne. - Masz zamiar myśleć wyłącznie o tym głupim zakładzie? 

Cain uśmiechnął się i poklepał mnie po plecach. 

- Jasne,  że  nie.  Niedługo  będę  taki  zakochany,  że  zabraknie  mi  czasu  nawet  na 

napawanie się zwycięstwem. - Pociągnął mnie za włosy i odszedł. 

Powlokłam się do mojej szafki, dźwigając dwuipółkilogramowy podręcznik do fizyki, 

który  ciążył  mi  w  ramionach  jak  ołów.  Była  dopiero  dziesiąta,  a  już  wyglądało  na  to,  że 

będzie to najgorszy dzień w mojej karierze licealistki. 

Natężając  się,  by  zatrzasnąć  drzwiczki  szafki,  poczułam  wibracje  w  ramieniu,  gdy 

metalowe drzwi zetknęły się z framugą. 

background image

- Zły dzień, no nie? - usłyszałam przyprawiający o mdłości, słodki głos. 

- Ellen! - wrzasnęłam. - Dzwoniłam do ciebie z pięć razy. 

- Przepraszam.  Tata  się  uparł,  żebyśmy  się  w  drodze  z  Kolorado  zatrzymali  w 

muzeum Buffalo Billa. To wydłużyło podróż o jakieś dwanaście godzin, więc przyjechaliśmy 

do domu późną nocą. Wciąż mam zdrętwiały tyłek. 

Roześmiałam  się  i  uściskałam  Ellen.  Jeśli  nie  liczyć  Caina,  Ellen  Frazier  była  moją 

najlepszą  przyjaciółką.  Niewiarygodnie  chuda  i  wysoka  Ellen  miała  wygląd  zamorzonej 

modelki,  jakie  widuje  się  na  okładkach  pism.  Ale  stąpała  mocno  po  ziemi  i  nie  widziała  w 

sobie nic nadzwyczajnego. Była nawet przekonana, że jej zauważalny brak biustu czyni z niej 

wybryk natury. 

- No i jak było na zjeździe rodziny Frazierów? - spytałam. Spojrzała w sufit i złożyła 

dłonie jak do modlitwy. 

- Mój tata i jego bracia spędzili całe trzy dni, ścigając się w łowieniu ryb na muchę. A 

wieczorami  bezustannie  grali  w  szachy,  doprowadzając  mamę  do  szaleństwa.  Tymczasem 

moje małe kuzynięta sikały w pieluszki. I zgadnij, kto się zajmował niemowlakami? 

- Innymi  słowy,  było  dokładnie  tak,  jak  się  spodziewałaś?  -  Sięgnęłam  do  kieszeni  i 

wyjęłam  z  niej  czarną  frotkę.  Wilgotne  powietrze  sprawiało,  że  włosy  skręcały  mi  się  w 

loczki.  Wiedziałam,  że  jeśli  nic  nie  zrobię,  moja  głowa  upodobni  się  do  kopy  siana.  Ellen 

wzięła  ode  mnie  podręcznik  do  historii,  więc  mogłam  obydwiema  rękami  zgarnąć  włosy  do 

tyłu. Przez ostatnie dwa lata powtarzałyśmy tę czynność dzień w dzień. 

- Tak, właśnie tego się spodziewałam. Ale zdarzyło się coś nieoczekiwanego. 

- Zakochałaś się w instruktorze konnej jazdy? 

- zapytałam, odbierając od niej książkę do historii. Ellen uśmiechnęła się zagadkowo. 

- Lepiej. 

Wziąwszy pod uwagę, że zakochanie się było dla mnie najważniejsze na świecie, nie 

mogłam sobie wyobrazić, by mogło jej się przydarzyć coś jeszcze lepszego. 

- Co? - spytałam. 

- Dwa słowa. Cudowny biustonosz. Babcia mi kupiła. 

- Masz obsesję - jęknęłam. 

Zielone  oczy  Ellen  zalśniły.  -  Już  nie.  Uwydatniwszy  moją  kobiecość,  poczułam  się 

nowym człowiekiem. 

Ruszyłyśmy  wzdłuż  korytarza.  Odwróciłam  się,  by  na  nią  spojrzeć.  Nie  zauważyłam 

najmniejszej zmiany. 

- Nie chcę ci psuć przyjemności, ale nie widzę różnicy. 

background image

- Bo  w  tej  chwili  nie  mam  go  na  sobie.  Dzisiejszego  ranka  było  tak  gorąco,  że  nie 

chciałam  nakładać  dodatkowej  warstwy  ubrania.  Ale  kiedy  nastanie  jesień,  nic  mnie  nie 

powstrzyma! 

Zachichotałam.  Ellen  zawsze  potrafiła  powiedzieć  coś  głupiego  w  taki  sposób,  że 

brzmiało to rozsądnie. Między innymi za to tak bardzo ją lubiłam. 

- Jestem pewna, że zaćmisz samą Dolly Parton - powiedziałam. 

Ellen odrzuciła długie włosy na ramię. 

- Na  pewno.  A  ty  sprawisz,  że  Jane  Austen  pożałuje,  że  kiedykolwiek  chwyciła  za 

pióro. 

Skierowałyśmy  się  do  klasy,  w  której  odbywały  się  warsztaty  literackie,  zajęcia,  na 

które  czekałam  od  pierwszej  klasy  liceum.  Obie  z  Ellen  uwielbiałyśmy  układać  wiersze,  a 

czasami pisywałyśmy razem opowiadania, na przemian wymyślając ich fragmenty. 

- Czy  to  będzie  po,  czy  przed  otrzymaniem  nagrody  za  główną  rolę  w  najbardziej 

kasowym musicalu na Broadwayu? 

Dotarłyśmy  do  pracowni  pani  Heinsohn.  Drzwi  byty  otwarte  i  zobaczyłam,  że 

nauczycielka  przestawia  stojące  w  rzędach  ławki,  tak  aby  utworzyły  duży  krąg.  Spostrzegła 

nas i zawołała: 

- Świetnie,  że  jesteście.  Będziecie  doskonałymi  ofiarami  na  moich  pierwszych 

zajęciach  z  pisania  w  klasie.  Tak  trudno  namówić  uczniów,  aby  pochwalili  się  przed  resztą 

klasy, czytając swoje utwory. 

- Na  mnie  proszę  nie  liczyć  -  odparła  Ellen.  -  Nie  mam  zamiaru  popisywać  się  w 

pierwszym dniu nauki. 

Pani Gordon zwróciła się do mnie. 

- A ty, Delio? 

Wzruszyłam ramionami. Nie byłam pewna, czy do tego dorosłam. 

- Kto wie - powiedziałam enigmatycznie. 

Ellen  i  ja  zajęłyśmy  miejsca  obok  siebie.  Wyjęłam  swój  ulubiony  notatnik  (miał 

lśniącą  czarną  okładkę  z  wydrukowanym  wewnątrz  kalendarzem)  i  białym  flamastrem 

wypisałam  z  przodu  „Warsztaty  literackie”.  Właśnie  miałam  pomazać  flamastrem  mój 

polakierowany na różowo paznokieć, gdy Ellen szturchnęła mnie łokciem. 

Do  klasy  wszedł  James  Sutton  i  skierował  się  w  naszą  stronę.  Zaparło  mi  dech  i 

niechcący położyłam dłoń na wciąż mokrym napisie „Warsztaty literackie,,. Kochałam się w 

Jamesie  Suttonie  od  chwili  gdy  jeszcze  jako  uczennica  pierwszej  klasy,  zobaczyłam  go  na 

pokazie  talentów  szkoły  im.  Jeffersona.  Miał  długie,  gęste  jasne  włosy,  orzechowe  oczy  i 

background image

dołek w policzku. Zawsze się wyróżniał. Teraz był solistą zespołu Fale Radiowe i durzyły się 

w nim dziewczyny ze wszystkich klas. W ciągu minionych trzech lat mieliśmy razem niektóre 

zajęcia, ale rozmawialiśmy bardzo rzadko. Spotykał się z Tanyą Reed, piękną cheerleaderką z 

wyższej  klasy.  Nawet  gdyby  byt  wolny,  nie  miałabym  szansy  u  kogoś  takiego  jak  on.  Mógł 

mieć każdą dziewczynę z naszej szkoły. 

Ellen nachyliła się do mnie. 

- Krążą słuchy, że Tanya rzuciła Jamesa, kiedy poszła na studia. Jest wolny. 

Poczekałam, aż moje serce przestanie galopować, powtarzając sobie, że nie ma nadziei 

na  to,  by  James  się  mną  zainteresował.  Elektryzująca  nowina,  którą  przekazała  mi  Ellen, 

znaczyła  tylko  tyle,  że  będę  się  musiała  przyzwyczaić  do  oglądania  Jamesa  obejmującego 

inną dziewczynę... nie mnie. Nie było się czym podniecać. Mimo wszystko podparłam głowę 

ręką,  tak  aby  palce  zakryły  niewielki  pryszcz  na  lewym  policzku  na  wypadek,  gdyby  James 

spojrzał w moją stronę. 

Chociaż  bardzo  lubiłam  pisać,  większą  część  lekcji  spędziłam  podpatrując  Jamesa. 

Fakt, że wybrał warsztaty literackie, czynił go w moich oczach jeszcze bardziej tajemniczym i 

upragnionym. Może miał zostać drugim Hemingwayem. Długie nogi wyciągnął przed siebie. 

Uznałam, że dżinsowe spodnie są fascynujące. 

Pani  Heinsohn  wyjaśniła,  na  czym  polega  konstrukcja  haiku  i  dała  nam  kwadrans  na 

napisanie  jednego  wiersza.  Zdobyłam  się  tylko  na  tyle,  by  wypisać  swoje  nazwisko  u  góry 

kartki.  Myślę,  że  pani  Heinsohn  spostrzegła,  jak  bardzo  jestem  roztargniona  i,  ulitowawszy 

się nade mną, wybrała Joego Scaglię, aby na głos odczytał swój wiersz. 

W pewnej chwili Ellen napisała do mnie liścik. „Co z Cainem?” - przeczytałam, Ellen 

od  dawna  interesowała  się  Cainem,  ale  nic  w  tej  sprawie  nie  robiła.  Wiedziała  o  licznych 

romansach  Caina  i  sądziła,  że  nic  jest  on  dobrym  materiałem  na  stałego  chłopaka  Miała 

również dziwaczną teorię, ze ja i Cain jesteśmy stworzeni dla siebie. Ilekroć powtarzałam jej, 

ż

e  nie  umawiałabym  się  z  Ca  i  nem,  nawet  gdyby  był  jedynym  facetem  na  Ziemi,  ona 

spoglądała na mnie z chytrym uśmieszkiem. 

Pod  koniec  lekcji  pani  Heinsohn  zadała  nam  te  mat  na  piątek.  Mieliśmy  wybrać 

wiersz, przeczytać go w klasie, a potem wyjaśnić, dlaczego nam się spodobał. Przebiegłam w 

myśli moje ulubione i wiersze, zastanawiając się, co w nich tak mnie urzekło. 

- Spotkamy  się  w  kolejce  po  lunch!  -  zawołałam  do  Ellen,  gdy  wybiegła,  zmierzając 

do pracowni matematycznej. 

Pomachała  mi  na  pożegnanie,  a  ja  znowu  ruszy  łam  w  stronę  mojej  szafki.  Przed 

przerwą  na  lunch  miałam  jeszcze  dwie  lekcje.  Zanim  przeszłam  kilka  kroków,  poczułam  na 

background image

ramieniu  czyjąś  dłoń.  Krew  odpłynęła  mi  z  twarzy.  Choć  nigdy  przedtem  mnie  nie  dotknął, 

szósty  zmysł  podpowiedział  mi,  że,  gdy  się  odwrócę,  stanę  twarzą  w  twarz  z  Jamesem 

Suttonem. 

- Cześć,  Delio.  Jak  się  masz?  -  Spojrzenie  brązowych  oczu  było  pełne  ciepła. 

Poczułam się tak, jakbym miała zaraz zemdleć, zupełnie jak dama z epoki wiktoriańskiej. 

- Nieźle.  Zupełnie  dobrze.  -  W  tej  chwili  nienawidziłam  samej  siebie.  James  miał 

pewnie niewiarygodnie poetycką duszę, a ja wybąkałam najmniej liryczne słowa, jakie można 

sobie było wyobrazić. 

Zbliżył  się,  a  ja  poczułam,  że  ramiona  pokrywają  mi  się  gęsią  skórką.  Przełożyłam 

książki  z  ręki  do  ręki  usiłując  zachowywać  się  swobodnie.  Wyświadczyłabyś  mi  przysługę? 

Przez wzgląd na dawne dobre czasy? - zapytał. Nie miałam pojęcia, o jakie dawne czasy mu 

chodzi ale byłam bardziej niż chętna, by wyświadczyć mu przysługę. 

- Jasne - odparłam, nie pytając, co to za przysługa. - Jak mogę ci pomóc? 

- Nie za bardzo znam się na poezji. Czy mogłabyś ze mną przeczytać trochę wierszy? 

Może pokazałabyś mi, co w nich jest dobre, a co złe i w ogóle? 

- Sprawiał wrażenie naprawdę zakłopotanego. 

- Nie ma sprawy - odparłam. - Skoro nie znasz się na poezji, dlaczego wybrałeś takie 

zajęcia? Skrzywił się i wskazał sekretariat. 

- Nieporozumienie. 

Skinęłam głową w milczeniu. Nawet jeśli nie miał zostać następnym Hemingwayem, 

jego status jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole, nie uległ zmianie. 

- Spotkamy  się  w  bibliotece,  jutro  po  lekcjach  -  powiedziałam  takim  tonem,  jakby 

nasza rozmowa nie zrobiła na mnie najmniejszego wrażenia. 

Uścisnął  mi  lekko  rękę  i  odszedł  w  przeciwnym  kierunku.  Patrząc,  jakim  wzrokiem 

obrzucają  go  dziewczyny,  powróciłam  myślami  do  zakładu  z  Cainem.  Możliwe,  że  Delia 

Byrne zaczyna nowe życie. I nie dbałam o to, czy owa zmiana zaszła na skutek układu planet, 

losu czy zamieszania w sekretariacie. James Sutton poprosił mnie o pomoc w pracy domowej. 

Po  lekcjach  znalazłam  Caina  na  szkolnym  stadionie.  Powiedział  mi  kiedyś,  że  lubi 

tutaj biegać, bo bieżnia ma długość czterystu metrów, więc łatwo mu policzyć, ile kilometrów 

ma  za  sobą.  Według  mnie  po  prostu  lubił,  żeby  podziwiały  go  dziewczyny  ze  szkolnych 

drużyn sportowych. 

Spostrzegłszy  mnie,  zwolnił.  Moją  twarz  rozjaśniał  szeroki  uśmiech.  Nieczęsto  się 

zdarzało, że miałam do przekazania Cainowi nowinę dotyczącą mego życia uczuciowego. 

- Cześć,  Deels.  -  Położył  mi  dłoń  na  ramieniu  i,  ba  lansując  na  jednej  nodze, 

background image

rozmasował sobie ścięgno podkolanowe. - Co słychać? 

- Wprawdzie jestem całkowicie przekonana, że nic z tego nie będzie, ale James Sutton 

poprosił  mnie,  żebym  pomogła  mu  się  uporać  z  lekturą  na  warsztaty  literackie.  -  Nie 

potrafiłam  mówić  o  sprawach,  które  w  jakikolwiek  sposób  wiązały  się  z  miłością,  me 

deprecjonując  samej  siebie.  Czekałam  na  zapewnienie  Caina,  że  prośba  Jamesa  to  tylko 

pretekst do czegoś więcej. 

Cain  milczał  przez  chwilę.  Następnie  postawił  stopę  na  ziemi  i  spojrzał  na  mnie.  - 

James Sutton? Nie mów mi, że ta oferma ci się podoba. 

Nie  wierzyłam  własnym  uszom.  Cain  nazwał  Jamesa  ofermą.  -  Słucham?  - 

powiedziałam podniesionym głosem. - James jest super. Utalentowany, seksowny... 

Cain się roześmiał. 

- Daj  spokój,  Byrne.  Jego  czaszka  nadaje  się  najwyżej  na  przycisk  do  papierów.  A 

poza tym od dzieciństwa prowadza się z tą pustogłową Tanyą. 

Pokręciłam  głową.  Męski  brak  zrozumienia,  co  czyni  innych  chłopców  atrakcyjnymi 

w oczach dziewczyn, nie przestawał mnie zadziwiać. 

- Otóż dowiedz się, że Tanya wyjechała na studia daleko stąd. James jest do wzięcia. 

- No  to  masz  szczęście.  -  Cain  zaczął  truchtać  w  miejscu,  a  ja  się  zorientowałam,  że 

nie ma mi nic więcej do powiedzenia na interesujący mnie temat. 

- Masz  rację.  Choć  raz  mi  się  poszczęściło.  A  teraz,  pozwól,  że  cię  zostawię.  Muszę 

iść  do  biblioteki.  -  Nie  dodałam,  że  chcę  przejrzeć  niektóre  wiersze,  zanim  spotkam  się  z 

Jamesem, by mu pomóc w wyborze lektury. Cain by tego nie zrozumiał. 

Opuściłam  stadion  z  podniesioną  głową.  Cain  najwyraźniej  był  zazdrosny. 

Wyprzedziłam  go  w  naszym  wyścigu  do  zwycięstwa,  a  on  nie  mógł  znieść  myśli  o 

przegranej. Pobiegłam do samochodu, machając plecakiem. 

Wierciłam  się  w  łóżku  do  północy,  starając  się  zdecydować,  który  wiersz  będzie 

najodpowiedniejszy  dla  Jamesa.  Wyobrażałam  sobie  jego  rozpromienioną  twarz  i  radość  ze 

zrozumienia, dlaczego wybrałam właśnie ten utwór. 

Weźmie  mnie  za  rękę  i  przybliży  wargi  do  moich  ust.  Właśnie  gdy  miał  mnie 

namiętnie  pocałować,  zadzwonił  telefon  przy  łóżku.  (Moi  rodzice  dali  za  wygraną  i 

podarowali mi własny aparat i numer na czternaste urodziny, bo zorientowali się, że blokuję 

linię  na  dwadzieścia  godzin  na  dobę).  Serce  skoczyło  mi  do  gardła.  Czyż  bym  się 

komunikowała z Jamesem drogą telepatyczną? 

- Halo? 

- To ja. - Poczułam się jak idiotka. Zawsze cieszy łam się, na dźwięk głosu Caina, lecz 

background image

tym razem to nie jego miałam nadzieję usłyszeć. 

Spojrzałam na zegar przy łóżku. 

- Co się dzieje? Jest późno. 

- Waśnie.  I  zgadnij,  co  ci  ma  do  zakomunikowania  twój  fantastyczny  najbliższy 

przyjaciel. 

- Zakochałeś  się?  -  To  byłoby  bardzo  w  stylu  Caina.  Znaleźć  sobie  w  ciągu  ośmiu 

godzin dziewczynę, która według niego jest ideałem. 

- Nie. W kinie nocnym pokazują ,,Casablankę”. Na czwartym kanale. 

- Pozwól,  że  oddzwonię.  -  Odłożyłam  słuchawkę.  Wzięłam  z  łóżka  prześcieradło  i 

zeszłam  do  gabinetu,  gdzie  mieliśmy  telefon  i  telewizor.  Moi  rodzice  spali,  więc  nie 

włączyłam  światła.  W  niebieskawej  poświacie,  płynącej  z  ekranu  telewizora,  wykręciłam 

numer Caina. Podniósł słuchawkę po pierwszym sygnale. 

- Humphrey Bogart właśnie zobaczył ją po raz pierwszy. Ona słucha, jak Sam gra na 

fortepianie. 

- Wiem,  Cain.  Mam  ich  przed  nosem.  -  Usadowiłam  się  na  kanapie,  przyciskając 

słuchawkę do ucha. Choć zazwyczaj za dużo nie rozmawialiśmy, lubiliśmy od czasu do czasu 

rzucić słówko. „Casablanka” była naszym ulubionym filmem. 

Pod koniec usiłowałam stłumić szloch prześcieradłem, chociaż Cain dobrze wiedział, 

ż

e  za  każdym  razem,  gdy  sie  okazywało,  że  Rick  i  Ilsa  nie  mogą  być  razem,  zalewam  się 

łzami. 

- Znowu płaczesz, Deels? Widziałaś ten film ze trzynaście razy. 

- Wiem  -  odparłam,  ocierając  oczy  -  ale  wydaje  mi  się  coraz  smutniejszy  - 

wyszeptałam, nie chcąc budzić rodziców. 

Cain roześmiał się cicho. 

- Jesteś romantyczką, wiesz o tym? 

- Po prostu łatwo się wzruszam, oglądając sentymentalne filmy - odparłam. 

- Przyjemnych snów, Byrne. 

- Nawzajem,  Parson.  -  Odłożyłam  słuchawkę  i  wyłączyłam  telewizor.  Wracając  do 

sypialni,  zdałam  sobie  sprawę,  że  nie  zdecydowałam  się,  który  wiersz  mam  wybrać  dla 

Jamesa. 

- To się nazywa „Upojna pieśń” - powiedziałam Jamesowi. - Rozumiesz, Yeats tworzy 

metaforę na temat upojenia winem i miłością. 

Zamilkłam zakłopotana. A jeśli James pomyśli, że wybrałam ten wiersz specjalnie, by 

mu  dać  do  zrozumienia,  że  jesteśmy  w  sobie  zakochani,  albo  coś  w  tym  rodzaju?  Zaraz 

background image

jednak  przywołałam  się  do  porządku.  Większość  wierszy  opowiada  o  miłości.  James  nie 

zorientuje się, że mam ukryty motyw. 

James wyszczerzył zęby. 

- Heinsohn będzie zachwycona. Wciąż nawija o metaforach, porównaniach i o innych 

poetyckich chwytach. 

- Tak,  spodoba  jej  się.  Jeśli  chcesz,  możemy  przed  lekcjami  porozmawiać  o  tym,  co 

autor chciał powiedzieć ... 

Zamknął  książkę  z  wierszami  i  położył  mi  dłoń  na  kolanie.  Trwało  to  zaledwie 

sekundę, ale poczułam mrowienie na całym ciele. 

- Jesteś niezastąpiona, Delio. 

Następnie  stanął  z  książką  w  ręku.  Przyglądał  mu  się,  zachwycona  długimi  nogami, 

opiętymi spranymi dżinsami. Czy James kiedykolwiek dojrzy, we mnie to, co Yeates widział 

w  kobiecie  opisanej  w  wierszu?  Czy  w  ogóle  zdarzy  mi  się  coś  takiego?  Dotknęłam  swego 

kolana w miejscu, gdzie niedawno James położy! dłoń i wyobraziłam sobie, co powiedziałby 

Cain. „Nie przegap okazji, Deels. Bo życie przemknie obok ciebie”. 

Nawet jeśli Cain nie myślał o Jamesie, zamierza lam przejąć filozofię życiową mego 

najlepszego  przyjaciela.  Miałam  dość  sterczenia  na  bocznicy,  gdy  wokół  toczyła  się  gra 

zwana miłością. Uf! Z całą pewnością naczytałam się za wiele poezji… 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

CAIN 

Czwartek, 12 Października, godzina 21.00 

Sukces. Minęło sześć tygodni nauki, a czuję się tak, jakby upłynęło nie więcej niż sześć 

dni.  Nadal  nie  umówiłem  się  na  randkę  z  Rebeką,  chociaż  kilka  razy  udało  mi  się  z  nią 

porozmawiać.  Nie  dalej  jak  dziś  zdarzyło  się  coś,  co  nazwałbym  znaczącą  wymianą  zdań.  - 

Wybierasz się na jutrzejszy mecz futbolu? - spytałem od niechcenia. 

A powinnam? - Ona na to. 

Ja  tam  będę  -  powiedziałem,  wzruszając  ramionami  Rozciągnęła  w  uśmiechu  te 

swoje czerwone wargi, które tak bardzo chciałem pocałować. 

W  porządku.  W  takim  razie  zajrzę  do  terminarza  -  odparła.  Podczas  godziny 

wychowawczej na próżno starałem się podchwycić jej wzrok, ale przeczuwałem, ze będzie na 

meczu. Myślę, że jutrzejszy wieczór może być przełomowy. Delia będzie zdruzgotana, bo to ja 

wygram  zakład,  ale  to  jej  problem.  I  tak  jest  przejęta  tym  Jamesem  Suttonem.  Wyobraża 

sobie,  że  skoro  pomaga  mu  w  pracy  domowej,  jest  w  nim  zakochana.  Z  tego,  co  mi  mówiła, 

James  nie  ma  wiele  do  zaofiarowania  w  dziedzinie  stymulującej  konwersacji  Niby  to 

przypadkiem  podsłuchałem,  jak  rozmawiali  w  bibliotece,  i  musiałem  zasłonić  twarz  rękami, 

ż

eby stłumić śmiech. 

Delia (w nawiązaniu do książki, którą trzymała w dłoni): 

Uwielbiam ,,Rok 1984”. A ty? 

Też. Świetny rok. Zacząłem wtedy właśnie jeździć na desce. Delia: 

Miałam na myśli tę książkę. George'a Orwella. Fu turystyczna. James: 

Och, tak! Chyba widziałem film w telewizji O komputerze imieniem Sal, no nie? 

Delia: 

No, tak... Kiedy ona wreszcie dostrzeże, że: 

1) jedyne, co ten facet ma do zaoferowania, to przetłuszczony koński ogon, za którym 

tak szaleją dziewczyny 

2) on wciąż marzy o Tanyi jak - jej - tam?  

Naprawdę muszę z nią pogadać. Życie Delii staje się żałosne. 

- Musisz  coś  zrobić  z  tym  samochodem,  Cain  -  powiedziała  Delia,  gdy  w  piątek 

wieczorem zajeżdżaliśmy na zatłoczony parking przed naszą szkołą. 

- Dlaczego?  -  spytałem,  rozglądając  się  za  miejscem,  w  którym  mógłbym  postawić 

background image

mój oldsmobil rocznik 1972. 

- Obrzydliwość. W tej butelce chyba coś wyrosło. - Uniosła plastikową butelkę, abym 

się jej przyjrzał. Na dnie chlupotało trochę jakiegoś zielonkawego płynu. 

Następnie  Delia  spojrzała  na  podłogę  po  stronie  pasażera,  gdzie  walały  się  stare 

gazety, drobniaki, brudne podkoszulki i pusta puszka po napoju gazowanym. 

- Masz  rację,  ja  podwiozłem  cię  na  mecz,  a  ty  posprzątaj  mi  samochód.  Będziemy 

kwita. Wmanewrowałem oldsmobil pomiędzy małą toyotę i fiata, a Delia odpięła pas. 

- Ale  mi  się  trafiło.  Pewnie  złapię  jakąś  zarazę  i  skończę  szpitalu.  Zatrzasnęliśmy 

drzwi i ruszyliśmy w stronę boiska. Wyglądało na to, że na pierwszym w tym sezonie meczu 

Raidersów  zjawili  się  wszyscy  byli,  obecni  i  przyszli  uczniowie  liceum  im.  Jeffersona, 

mieszkający w promieniu dziesięciu kilometrów od szkoły. 

Delia  przepychała  się  przez  tłum  uczniów  młodszych  klas,  którzy  ustawili  się  obok 

trybun. Poprowadziła mnie na górę, gdzie siedzieli Ellen Frazier i Mike Feldman. 

- Hej, wy! - zawołała Delia. - Dopingujecie Raidersów? 

- Nie  mogę  się  doczekać,  kiedy  pojawią  się  cheerleaderki  -  skrzywiła  się  Ellen.  - 

Uwielbiam patrzeć, jak Amanda Wright wymachuje pomponami. 

- To ci dopiero zbieg okoliczności Ja także - powiedział Mike, unosząc ciemne brwi. 

- Właściwie nie wiem, co tutaj robimy - powiedziała Delia, siadając obok mnie. 

- Przecież futbol nic nas nie obchodzi. 

- Jesteśmy tutaj z tego samego powodu co wszystkie inne dziewczyny - odparła Ellen. 

- Mamy nadzieję, że na trybunach spotkamy naszą wymarzoną miłość. 

Nie  przysłuchując  się  rozmowie  Delii  i  Ellen,  rozglądałem  się  dookoła.  Chociaż  nie 

wierzyłem,  że  Rebeka  Foster  przyjdzie  na  mecz,  miałem  nadzieję  ujrzeć  w  tłumie  jej  jasne 

włosy i niebieskie oczy. 

W  ciągu  ostatniego  tygodnia  codziennie  rozmawiałem  z  Rebeką.  Uśmiechała  się  do 

mnie zalotni prowokacyjnie odrzucała włosy i obdarzała mnie spojrzeniami przeznaczonymi 

wyłącznie dla mnie. Ale po godzinie wychowawczej znikała na korytarzu i nie miałem okazji 

zaprosić  jej  na  randkę.  Miałem  jednak  pewność,  że  to  nastąpi.  Widząc,  jak  staje  na  progu 

klasy pana Maughna z miną zdobywczyni czułem, że nie spocznę, dopóki jej nie pocałuję. 

Gdy  dostrzegłem  Rebekę  na  trybunie  po  przeciwnej  stronie  boiska,  siedzącą  w 

pojedynkę  z  programem  w  ręce,  serce  skoczyło  mi  do  gardła.  W  ogrodniczkach  i  obcisłej 

czarnej koszulce, nawet z odległości sześćdziesięciu metrów prezentowała się przepięknie. A 

co najważniejsze, była sama. Nadarzała mi się wspaniała sposobność. 

Wstałem i poczułem, że Delia ciągnie mnie za kieszeń dżinsów. 

background image

- Dokąd to? Dopiero przyszliśmy. 

- Tam jest Andrew - odparłem, wskazując na kiosk po przeciwnej stronie boiska. 

- Chcę  z  nim  pogadać.  -  Nie  czułem  się  na  siłach  opowiadać  przyjaciołom,  że  mam 

zamiar usiąść obok potencjalnej ukochanej. Nie byłem pewny, czy Rebeka ucieszy się na mój 

widok i czy po chwili do nich nie wrócę, a nie życzyłem sobie, aby ktokolwiek komentował 

ten fakt przez resztę wieczoru. 

Zanim  zdążyli  zaprotestować,  zszedłem  z  trybun,  nie  spuszczając  oka  z  Rebeki.  Na 

wypadek gdyby Delia na mnie patrzyła, ruszyłem w stronę kiosku i na chwilę przystanąłem w 

kolejce. Spojrzałem na tablicę i zobaczyłem, że Raidersi prowadzą siedem do zera. Następnie 

wbiegłem na trybuny i ruszyłem w stronę Rebeki. 

Wieczorem  wyglądała  jeszcze  lepiej  niż  rano.  Lśniące  w  świetle  jupiterów  włosy 

spływały jej na ramiona. Na mój widok uśmiechnęła się i przesunęła, robiąc mi miejsce obok 

siebie. Uznałem, że chce, abym usiadł. 

- Co u ciebie, Kajmak? - spytała, gdy podszedłem bliżej. Ludzie nazywali mnie tak już 

wcześniej,  myśląc  że  to  zabawne.  Zazwyczaj  dostawałem  wtedy  gęsiej  skórki.  Ale  w  jej 

ustach to głupie przezwisko zabrzmiało pieszczotliwie. 

- Nic nadzwyczajnego. Po prostu udaję, że oglądam mecz. 

Usiadłszy  obok  niej,  postarałem  się,  aby  nasze  kolana  się  zetknęły.  Chociaż  był  to 

tylko dżins koło dżinsu, po mojej nodze przebiegł prąd. Rebeka spojrzała na boisko, po czym 

westchnęła. 

- Zamierzałam  zostać  wieczorem  w  domu,  ale  czułam  się  taka  samotna.  Miałam  do 

wyboru Davida Lettermana albo wideo. 

Skinąłem  głową,  nie  wierząc  własnemu  szczęściu.  Rebeka  najwyraźniej  szukała 

kogoś,  z  kim  mogłaby  spędzać  wolny  czas.  Pewnie  była  nieśmiała  i  wrażliwa  i  dlatego  tak 

szybko wychodziła z klasy po godzinie wychowawczej. - Już nie jesteś sama. Chętnie zostanę 

twoim  osobistym  przewodnikiem.  Zachichotała  cicho  i  przysunęła  się  odrobinę  bliżej.  - 

Słyszałam, jak jakieś dziewczyny mówiły, że po meczu jest impreza w domu Patricka Mayora 

- powiedziała. 

Zdusiłem westchnienie. Pomyślałem, że moglibyśmy pójść razem na hamburgera albo 

na pizzę, a potem przejechać się za miasto. Patrick Mayor był bezmózgim futbolistą. Ale jeśli 

Rebeka  chce  poznać  tutejszego  osiłka,  nie  będę  jej  mówił,  że  jej  życzenie  nie  jest  dla  mnie 

rozkazem. 

- Doskonale - powiedziałem. - Powiem kilku moim przyjaciołom i zabierzemy ich ze 

sobą. Poznasz trochę ludzi. 

background image

- Z kim się przyjaźnisz? 

- Znasz już Andrew Rice'a. Chodzi z nami na godzinę wychowawczą. 

- Wiem. Gra w piłkę nożną. 

Skinąłem głową, zaskoczony, że Rebeka wie, jaką dziedzinę sportu uprawia Andrew. 

Musiał próbować z nią swoich sztuczek, gdy mnie nie było w pobliżu. Typowe. 

- Tak. Jest napastnikiem. 

- Z kim jeszcze? - spytała, spoglądając na mnie wyczekująco. A ja uznałem, że nigdy 

w życiu nie widziałem takich długich rzęs. 

Przez  chwilę  się  wahałem.  Jakoś  nie  miałem  ochoty  wspominać  jej  o  Delii.  Wielu 

ludzi  błędnie  interpretowano  nasza  znajomość  i  nie  chciałem,  żeby  Rebeka  coś  sobie 

wyobrażała.  Ale  jeśli  nie  powiem  jej  o  Delii,  a  Rebeka  dowie  się,  że  jesteśmy  najlepszymi 

przyjaciółmi, sprawa wyda jej się podejrzana. . - Delia Byrne jest moją najlepszą przyjaciółką 

-  powiedziałem  obojętnym  tonem.  -  Siedzi  teraz  po  drugiej  stronie  boiska  z  kilkorgiem 

przyjaciół. Rebeka spojrzała na trybuny naprzeciw nas. 

- Nie jest cheerleaderką? 

Roześmiałem się. Myśl, że Delia mogłaby być w zespole cheerleaderek wydała mi się 

równie śmieszna, jak pomysł, że ja mógłbym rozgrzewać publiczność. Delia nie należała do 

dziewczyn,  które  lubiły  paradować  w  króciutkiej  spódniczce  i  wywrzaskiwać  nazwisko 

rozgrywającego,  aby  rozruszać  widzów.  Wolałaby  raczej  siedzieć  na  uboczu  i  wypowiadać 

cyniczne uwagi na temat banalności szkolnego życia Pokręciłem głową. 

- Nie, ale jest tancerką. Podczas wakacji uczyła tańca na obozie w Minnesocie. Rebeka 

zmarszczyła nosek. 

- Jak... miło - powiedziała. 

- Dość  na  temat  Delii.  Opowiedz  mi  o  sobie,  panno  Foster.  Rebeka  milczała  przez 

chwilę, jakby porządkowała myśli. 

- No, dobrze. Mówiłam ci już, że przyjechałam z Nowego Jorku. 

- Tak - Usiłowałem skupić się na jej słowach, ale rozpraszał mnie jasny kosmyk, który 

opadał  jej  na  oczy.  Nie  mogłem  się  powstrzymać  i  odgarnąłem  niesforne  pasemko  za  ucho 

Rebeki. 

- Mówiłam  ci,  że  moi  rodzice  przenieśli  się  tutaj,  aby  zapewnić  mnie  i  mojemu 

młodszemu bratu wszystkie korzyści płynące z uczęszczania do prowincjonalnej szkoły? 

- Tak - Rozmyślałem o tym, jak jedwabiste są jej włosy. Nie wzdrygnęła się, gdy ich 

dotknąłem, co uznałem za dobry znak. 

- Mówiłam ci, jak bardzo mi się podobasz? 

background image

- Przygryzła wargę i spojrzała na mnie spod długich rzęs. Byłem tak wstrząśnięty, że 

mnie zamurowało. 

- Nie, tego mi nie mówiłaś - wykrztusiłem wreszcie. Wzruszyła ramionami. 

- Przypomnij mi na imprezie, to ci powiem. 

Uśmiechnąłem  się,  wyobrażając  sobie  Delię  maszerującą  do  szkoły  z  włosami 

utlenionymi na okropny blond. Byłem bliski zwycięstwa. 

Mecz  skończył  się  wynikiem  dwadzieścia  jeden  do  siedmiu.  Raidersi  popisali  się  w 

pierwszej  tegorocznej  rozgrywce  i  kibice  wdzierali  się  na  boisko,  by  im  pogratulować. 

Przedzierając  się  przez  tłum,  chwyciłem  Rebekę  za  rękę.  Było  oczywiste,  że  Delia  może 

wrócić do domu z Mike'em i Ellen, ale wolałem sprawdzić, czy na mnie nie czeka. 

Nie  znalazłem  jej  na  trybunie  i,  okrążywszy  jeszcze  raz  boisko,  stwierdziłem,  że 

nigdzie jej nie ma. Rebeka nie była zadowolona, że się tak kręcimy, więc uznałem, że Deels 

musi sobie poradzić sama. 

- Czy  możemy  wpaść  po  drodze  do  mnie,  bo  chcę  się  przebrać?  -  zapytała  Rebeka, 

gdy zmierzaliśmy przez parking do samochodu. 

- Wyglądasz świetnie w tych ciuchach - powiedziałem, zachwycony. 

- Dzięki. Ponieważ nikogo tam nie znam, poczuję się lepiej, kiedy zrzucę te niechlujne 

łachy. - Wsunęła do samochodu, kończąc rozmowę. 

Jadąc w stronę domu Rebeki, zdałem sobie sprawę, że jeśli teraz wygląda niechlujnie, 

to wystroiwszy się, zakasuje miss Ameryki. 

Dwadzieścia  minut  później  siedziałem  na  sofie  w  salonie  Fosterów,  czekając,  aż 

Rebeka zejdzie na dół. Jej rodzice wyszli z domu i panowała w nim cisz. Pokój był obszerny, 

miał wysoki sufit i wielkie drzwi balkonowe. Pani Foster zdążyła przykryć  podłogę  grubym 

dywanem  kremowej  barwy  oraz  powiesić  kilka  obrazów.  -  Mój  mały  braciszek  zaświni  ten 

dywan - usłyszałem głos Rebeki. Stała w drzwiach i prezentowała się zachwycająco. Miała na 

sobie  krótką  czerwoną  sukienkę  z  głębokim  dekoltem.  Ramiączka  były  wąziutkie,  i 

pomyślałem, że w każdej chwili mogą pęknąć Westchnąłem głęboko. 

- Żegnaj, niechlujo - powiedziałem, starając się nie chrypieć. 

Obróciła się wkoło, a potem wzięła mnie pod rękę. 

- Uznaję to za komplement - odparła pogodnie. 

- Takie były moje intencje. 

Wyszliśmy na dwór. Jak na tę porę roku wieczór był bardzo ciepły. Rebeka zamknęła 

drzwi  dużego  domu  w  stylu  Tudorów.  Gdy  zmierzaliśmy  do  mego  oldsa,  wysokie  obcasy 

Rebeki  cicho  stukały  o  chodnik.  Pośród  aksamitnej  ciemności  każdy  jej  krok  brzmiał  jak 

background image

obietnica. Choć powietrze było rozgrzane, przebiegł mnie dreszcz. 

Gdy dojechaliśmy do domu Patricka Mayora, okazało się, że jego ulica jest zastawiona 

samochodami.  Zaparkowaliśmy  w  odległości  jakichś  dziesięciu  domów  i  ruszyliśmy  za 

ludźmi,  zmierzającymi  do  drzwi  państwa  Mayorów.  Zanim  dotarliśmy  do  trawnika  przed 

domem, usłyszałem dudnienie mocnych głośników. Rebeka zacisnęła dłoń na moim ramieniu. 

Wyobrażałem sobie, jakie denerwujące będzie wejście do domu pełnego nieznanych osób. 

Nagle  z  domu  Mayorów  wytoczył  się  Andrew.  Za  nim  wypadła  wrzeszcząca 

dziewczyna, trzymają ca pistolet na wodę. 

- Dopadnę cię! - krzyczała, przebiegając obok nas. 

Andrew przystanął, chowając się za mną. 

- To jest neutralne terytorium! - odkrzyknął. - Za Cainem zaczyna się Szwajcaria. 

Dziewczyna,  którą  w  końcu  rozpoznałem  jako  Carrie  Starks  (numer  dwa  na  liście 

Andrew), opuściła pistolet. 

- Dobrze - powiedziała - ale zaczekam na ciebie w domu. 

Andrew wyszedł spoza mnie i klepnął mnie w ramię. 

- Świetna impreza - oświadczył. 

- Z całą pewnością świetna - odparłem. 

Andrew pochylił się, aby zawiązać sznurowadło. 

- Gdzie się podziałeś podczas meczu? Delia powiedziała, że poszedłeś mnie szukać, a 

ty się nie pokazałeś. Kiedy jej wyjaśniłem, że nie widziałem cię przez cały wieczór, spojrzała 

na mnie dziwnymi wzrokiem i zaczęła mówić o jakimś zakładzie. 

Nagle  poczułem  się  winny.  Zostawiłem  Delię.  Teraz  jednak  nie  warto  było  się  tym 

przejmować.  Jutro  zatelefonuję  do  niej  i  przeproszę.  Zamiast  odpowiedzieć  Andrew, 

zwróciłem się do Rebeki. 

- Już się znacie, prawda? 

Andrew spojrzał sponad swego buta. 

- Jasne,  że  znam  Rebekę  Foster.  Każdy,  kto  robi  idiotę  pana  Maughna,  jest  moim 

przyjacielem. 

W  ubiegłym  tygodniu  Rebece  udało  się  przyprawiać  Maughna  o  rumieniec  niemal 

dzień w dzień. Dwukrotnie, kiedy zwracał się do niej, zaprzeczył samemu sobie. 

Adrew skłonił się przed Rebeką i pocałował jej dłoń. 

- Nie upokarzam go celowo - wyjaśniła. - Po prostu ma dar mówienia głupot. 

Andrew i ja roześmieliśmy się. Delikatnie powiedziane! 

- W każdym razie Delia jest w środku - zakomunikował Andrew. - Ona i Ellen królują 

background image

na parkiecie. 

- Naprawdę?  -  Nie  wiem,  dlaczego  tak  mnie  zaskoczyła  obecność  Delii.  Pewnie 

dlatego,  że  zazwyczaj  musiałem  ją  wyciągać  na  wszystkie  ważniejsze  imprezy.  Zwykle 

zżymała się i kazała odwozić do domu, nim upłynęła godzina. 

- Tak. Sam sprawdź, człowieku. - Andrew popędził do środka, wykrzykując powitania 

do wszystkich wyprzedzanych osób. 

Prowadziłem Rebekę, mówiąc, jak kto się nazywa i dodając to i owo o każdym z nich. 

Chłonęła moje słowa, kiwając głową i wpatrując się w każdego po kolei. 

Gdy weszliśmy do środka, Rebeka poprowadziła mnie prosto na parkiet. Ktoś zwinął 

dywan w salonie Mayorów, a wszystkie kanapy i fotele zostały odsunięte pod ściany. 

Zmieniła  się  muzyka.  Usłyszałem  starą  melodię  Eltona  Johna  i  uznałem,  że  jest  to 

sygnał,  żebym  objął  Rebekę.  Wydawała  sie  uszczęśliwiona,  więc  przytuliłem  ją  jeszcze 

mocniej. 

Sunąc po parkiecie, spostrzegłem Delię. Tańczyła tuż obok nas, niemal ramię w ramię. 

Miała  przymknięte  oczy,  a  głowę  opierała  o  pierś  Jamesa  Suttona.  Nie  byłbym 

bardziej  zdumiony,  gdyby  do  pokoju  wkroczył  słoń.  Delia  nie  należała  do  osób,  które 

skupiają  na  sobie  uwagę,  tańcząc  wolne  kawałki  (prawdę  powiedziawszy,  raczej  stała 

obejmując Jamesa) wśród tłumu. 

Delia otworzyła oczy i przyłapała mnie na tym, że się w nią wpatruję. Spodziewałem 

się,  że  będzie  za  kłopotana  i  odsunie  się  od  Jamesa,  ale  się  omyliłem.  Mrugnęła  do  mnie, 

unosząc kciuk triumfalnym gestem. 

- Cześć, Cain - powiedziała, bardzo z siebie dumna, jakby taniec z Jamesem Suttonem 

był wart tyle co Nagroda Nobla albo coś w tym rodzaju. - Cześć - odparłem. 

- Jak tam, Parson? - zapytał James, poklepując mnie po plecach. 

- Jak się nazywa twoja nowa przyjaciółka? 

Przez  chwilę  nie  mogłem  sobie  przypomnieć  imienia  Rebeki.  Ale  na  szczęście 

odezwała się Delia. 

- Rebeka, prawda? Jestem Delia, a to James. Zobaczyłem, że Delia przyciąga Jamesa 

do siebie, jakby nie chciała, by Rebeka zaczęła coś podejrzewać. 

- Cześć, James - odparła Rebeka. Nie odezwała się do Delii. 

Nastąpiła długa chwila milczenia, którą rozpaczliwie chciałem zakończyć. 

- Może pogadamy później - powiedziałem, odciągając Rebekę. 

- Może - odparta Delia. Nawet na mnie nie spojrzała. Wpatrywała się w Jamesa i nagle 

poczułem, że dzieje się coś ważnego, jakby Delia mnie prześcignęła. 

background image

Musnąłem  brodą  miękkie  włosy  Rebeki,  wyobrażając  sobie  własną  głowę  z 

wygolonym napisem GAMOŃ. Nie był to miły obrazek. 

W niedzielę wieczorem zatelefonowała do mnie Delia. 

- Jak tam cudowna Rebeka? - zapytała, gdy podniosłem słuchawkę. 

- Cudownie  -  odparłem  sucho.  Czekałem,  że  powie  coś  na  temat  tego,  jak  się 

wygłupiła, klejąc się do Suttona. 

- Czyż ta impreza nie była niewiarygodna? 

- Była - odparłem. Nie reagowała na moje sygnały. 

- Szkoda  tylko,  że  Rebeka  nie  jest  dziewczyną,  w  jakiej  mógłbyś  się  zakochać. 

Przypuszczam, że prowadzę w naszym wyścigu. Ja pierwsza znalazłam partnera doskonałego. 

- Co?! - wrzasnąłem. - Niby dlaczego nie miałbym się zakochać w Rebece?! 

- Nie widziałeś, jak patrzyła na Jamesa? Najwyraźniej strzelała oczami. Mam nadzieję, 

ż

e James się z nią nie umówi. Jest okropnie ładna. 

- Opanuj  się.  Rebeka  nigdy  by  się  nie  umówiła  z  Jamesem.  On  przecież  ustępuje  mi 

pod każdym względem. - Chyba mam rację, no nie? 

Delia się roześmiała. 

- Przepraszam,  zapomniałam,  z  kim  rozmawiam.  Jesteś  najwspanialszym  facetem  na 

ś

wiecie. 

- Nie podoba mi się twój sarkazm - powiedziałem, dotknięty. 

Delia milczała przez chwilę. 

- Mówię  poważnie,  Cain.  Jesteś  najlepszy.  By  się  o  tym  przekonać,  wystarczy 

popatrzeć, kto jest twoją najlepszą przyjaciółką. 

Jak zwykle, nie mogłem się gniewać na Delię. 

- Przyjemnych snów, Deels. 

- Przyjemnych snów, doktorze Parson - odpowie działa. 

Odkładając słuchawkę, uśmiechałem się. Delia Byrne była jedyna w swoim rodzaju - 

Bogu niech będą dzięki. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

DELIA 

Ś

roda, 18 października 

Tak,  tak,  tak!  Dziś  było  wspaniale;  nie  wiem,  czy  zdołam  zasnąć.  Zanim  przejdę  do 

szczegółów,  powiem,  że  póki  w  zeszły  weekend  nie  zatańczyłam  z  Jamesem  na  imprezie  u 

Patricka,  nasza  znajomość  nie  była  zbyt  obiecująca.  Prawdę  rzekłszy,  przedstawiała  się 

fatalnie. 

Przykład: Po kilku tygodniach pomagania Jamesowi w pracy domowej, kiedy pewnego 

dnia  spoglądałam  na  niego  sponad  książki  z  poezjami  Wallace'a  Stevensa,  podchwycił  mój 

wzrok i zapytał: 

Co? Mam brudną twarz? A ja nie mogłam się powstrzymać i odparłam: 

Och,  rozmarzyłam  się  na  temat  nadchodzącego  weekendu.  Co  robisz  w  sobotę 

wieczorem? - Wydawałoby się, idealne zagajenie. Otóż nie. 

Mamy próbę zespołu. - On na to. 

Och - odparłam i wróciłam do lektury Stevensa. 

Z  kim  się  spotykasz?  -  zapytał  James  po  kilku  sekundach.  -  Z  kim  się  spotykam?  - 

wykrztusiłam. 

No,  tak.  Powiedziałaś,  że  się  rozmarzyłaś  na  temat  weekendu.  Uznałem,  że  masz 

randkę. Ja zazwyczaj fantazjuję na ten temat. 

Hm.  Nie  znasz  go  -  odparłam  bez  przekonania.  I  to  by  było  tyle  o  subtelnych 

aluzjach. 

Minął  tydzień.  James  zapytał  mnie,  jak  mi  się  układa  z  moim  tajemniczym 

nieznajomym,  a  ja  uśmiechnęłam  się  zagadkowo  (mam  nadzieję)  i  odrzekłam  ,że  źle.  James 

przeszył mnie płonącym wzrokiem, a po chwili powiedział: 

Zmieniłaś się, Delio. Do tej pory byłaś dziewczyną kumplem, a teraz jesteś... sam nie 

wiem...  bardziej  kobieca.  -  Wyszedł  z  biblioteki,  nie  zdając  sobie  sprawy,  że  moje  serce 

galopuje z prędkością kilometra na minutę. 

A  potem,  po  dzisiejszych  warsztatach  literackich,  Ja  mes  wziął  mnie  za  rękę  i 

wprowadził  do  pustej  pracowni.  Objął  mnie  i  zaczął  tańczyć,  zupełnie  jak  w  ostatni  piątek 

wieczorem.  Zatrzymał  się  i  zaproponował:  -  A  może  posłuchamy  muzyki  w  sobotę 

wieczorem? 

Banalne  zagajenia  przyznaję,  ale  kto  by  się  przejmował?  Najważniejsze,  że  James 

background image

zaproponował  mi  randkę.  Oczywiście,  opowiadając  o  tym  Cainowi,  jąkałam  się,  a  on  się  ze 

mnie  nabijał.  Ale,  powiem  to  jeszcze  raz,  kto  by  się  przejmował?  Teraz  muszę  do  czekać 

soboty... 

Czy zauważyliście że tempo życia wzrasta i maleje wbrew wszelkiej logice? Zaraz to 

wyjaśnię.  Trzy  pierwsze  lata  liceum  wlokły  się  niemiłosiernie,  jakby  czas  był  jakimi 

ś

redniowiecznym narzędziem tortur. Każda lekcja ciągnęła się całe wieki, piątkowe wieczory 

nie miały końca, a sobotnie popołudnia spędzałam uwięziona w bibliotece. 

A  w  ostatniej  klasie  wszystko  się  zmieniło.  Kilka  pierwszych  tygodni  października 

minęło  w  niewiarygodnym  tempie,  przyprawiając  mnie  o  zawroty  głowy.  Coraz  bardziej 

zajęta  Jamesem,  spotkaniami  z  Cainem  i  odrabianiem  lekcji,  czułam  się  tak,  jakbym  była  w 

ruchu przez dwadzieścia cztery godziny. Zauważyłam także, że przy odrobinie makijażu moje 

oczy  rzeczywiście  stają  się  tak  wyraziste,  jak  uważał  Cain.  Na  dodatek  przez  kilka  dni  w 

tygodniu,  po  lekcjach,  pilnowałam  dziecka,  a  co  mi  płacono  (chociaż  były  to  zmięte 

dolarówki,  a  nie  gładziutkie,  urzędowo  wyglądające  czeki),  wiec  czułam  się  jak  osoba 

dorosła. 

W  czwartek  rano  obudziłam  się,  zanim  zadzwonił  budzik.  Prawie  po  ciemku 

wyskoczyłam  z  łóżka  i  spojrzałam  na  ledwo  widoczny  kalendarz  ścienny.  Odnalazłam  w 

szufladzie biurka stary perfumowany marker (pachnący malinami, żeby nie pominąć żadnego 

szczegółu) i zaznaczyłam na kalendarzu datę 21 października. Nie, żebym bała się zapomnieć, 

kiedy idę na randkę z Jamesem, po prostu chciałam skreślać dni, w miarę jak będą upływały, 

przybliżając mnie do tego wydarzenia. 

Kiedy  nadeszła  sobota  (oczekiwałam,  że  przed  weekendem  nastąpi  koniec  świata), 

miałam zaciśnięty żołądek. Około szóstej zamknęłam się w łazience i zwymiotowałam. Tyle 

na temat mego opanowania. 

Kiedy  już  było  po  wszystkim,  przystanęłam  przed  kalendarzem,  Wpatrując  się  w 

zaznaczony  dzień.  Oczywiście  wiedziałam,  że  będę  świętować  rocznicę  naszego  pierwszego 

spotkania  w  bibliotece.  Od  owej  chwili  nabrałam  pewności  (no,  może  nie  całkowitej),  że 

wygram zakład z Cainem. Po kilku miesiącach znudzi się Rebeką, a nasza miłość z Jamesem 

rozkwitnie.  Po  warsztatach  literackich  wpatrywałam  się  w  niego,  wyobrażając  sobie  nas 

starych  i  posiwiałych,  otoczonych  wnukami.  Ellen  nie  mogła  uwierzyć,  że  tak  głupio  się 

zachowuję; nigdy nie widziała mnie tak rozmarzonej. Dla ścisłości, nigdy  przedtem taka nie 

byłam. 

Około  ósmej  wieczorem  stanęłam  przed  dużym  lustrem  w  moim  pokoju.  Miałam  na 

sobie niebieską sukienkę i niebieskie pantofle na płaskim obcasie Długie włosy okalały moją 

background image

twarz,  a  wargi  umalowałam  ciemnoczerwoną  szminką.  Usłyszawszy  klak  son,  chwyciłam 

torebkę i zbiegłam po schodach. 

- To pa! - wrzasnęłam w stronę rodziców, którzy oglądali telewizję. 

- Cain zawsze czekał na ciebie w drzwiach! - zawołała mama. 

- Cain to głupek! - odkrzyknęłam. 

James  siedział  w  czerwonym  dżipie.  Chociaż  było  zimno,  dach  był  odsunięty  i  silne 

podmuchy  rozwiewały  mu  długie,  związane  w  koński  ogon  włosy.  James  był  zabójczo 

przystojny i przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że naprawdę umówił się ze mną na randkę. 

James wychylił się i uśmiechając się do mnie, otworzył drzwiczki. Wsiadłam, zdając 

sobie  sprawę,  że  mogę  zemdleć  z  wrażenia.  Dotychczas  bywaliśmy  sami  tylko  w  miejscach 

publicznych.  Siedząc  obok  Jamesa,  spoglądając  na  jego  dłoń,  zaciśniętą  na  gałce  przekładni 

biegów, miałam wrażenie, że jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie. 

- Pomyślałem,  że  wpadniemy  do  pizzerii  „U  Jona”  -  powiedział  James,  kiedy 

drżącymi palcami zapięłam pas. 

- Wspaniale - odparłam słabym głosem. 

Przez  kilka  minut  jechaliśmy  w  milczeniu.  Nad  naszymi  głowami  mrugały  gwiazdy. 

Odchyliłam głowę i wybrałam najjaśniejszą z nich. Gwiazdko, gwiazdko, pierwsza gwiazdko, 

jaką  dziś  ujrzałam  na  niebie,  spraw,  żebym  wygrała  zakład  z  Cainem.  Jestem  gotowa  się 

zakochać,  pomyślałam.  Dla  lepszego  efektu  zamknęłam  oczy  i  wyobraziłam  sobie 

rozgwieżdżone niebo. 

Gdy uniosłam powieki, stwierdziłam, ze James spogląda na mnie rozbawiony. 

- Spojrzałem na ciebie i westchnąłem - powiedział. - Jesteś taka piękna. 

Serce zabiło mi szybciej. James zacytował wers z ,,Upojnej pieśni” Williama Butlera 

Yeatsa, utworu, który kilka tygodni temu pomogłam mu wybrać na warsztaty literackie. Głos 

Jamesa miał głębokie i ochrypłe brzmienie i przyprawił mnie o dreszcz. 

„U Jona” podają fantastyczną pizzę prosto z ceglanego pieca i jest to świetne miejsce 

na  randki.  Byłam  tam  z  milion  razy  z  Cainem  i  z  Ellen  i  zawsze  zazdrościłam  parom, 

siedzącym we wnękach wzdłuż ścian restauracji. Czułam, że moja twarz promienieje, kiedy ja 

i  James  weszliśmy  do  środka.  Wszystkie  dziewczyny  będą  się  na  mnie  gapiły  i  pękały  z 

zazdrości. 

James położył mi dłoń na plecach i poprowadził do narożnej wnęki. Poprzez materiał 

sukienki czułam ciepło jego ręki. 

- Lubię pepperoni - powiedział James, gdy usiedliśmy. 

Przejrzałam  pokryte  plastikiem  menu.  Cain  i  ja  zawsze  zamawialiśmy  niezwykle 

background image

wymyślną  kombinację.  Nasz  ulubiony  zestaw  dodatków  obejmował  bakłażana,  bekon  i 

pieczarki. 

- Może być - powiedziałam. 

James  odchylił  się  na  oparcie  krzesła  i  splótł  dłonie  na  blacie  stołu.  Nie  wiedząc,  co 

powiedzieć zrobiłam to samo. Nagle nachylił się ku mnie. 

- Więc ty i Cain Parson nie kręcicie ze sobą? - zapytał. Zmartwiałam. 

- Co? - zapytałam. 

- Ty i Parson. Wszyscy w szkole wiedzą, ze macie się ku sobie. 

Nie  mogłam  powstrzymać  śmiechu.  W  ciągu  ubiegłych  dwóch  lat  Cain  miał  ze 

dwadzieścia dziew czyn. Czyżby James wyobrażał sobie, że jestem osobą, która pozwoliłaby, 

aby mój chłopak miewał randki na boku? 

- Cain ma wiele dziewczyn, ale ja z całą pewnością nie jestem jedną z nich. Po prostu 

się przyjaźnimy. 

James złożył zamówienie, po czym uniósł brwi. 

- Nie sądzę, żeby przedstawiciele odmiennych płci mogli się przyjaźnić - oświadczył. - 

Zawsze jest to... napięcie. 

- Nie w moim przypadku - odparłam szybko. 

Za wszelką cenę chciałam zmienić temat rozmowy, ale jednocześnie ciekawiło mnie, 

co  ludzie  sądzą  o  mojej  przyjaźni  z  Cainem.  Czy  naprawdę  wszyscy  wyobrażali  sobie,  ze 

jestem  w  nim  zakochana?  Czy  zakładali,  ze  siedzę  spokojnie,  kiedy  on  prowadza  się  z 

dziewczynami z naszej szkoły? Poczułam się upokorzona. Zawsze uważałam siebie za silną i 

stanowczą  kobietę,  która  musi  być  na  pierwszym  miejscu.  Być  może  inni  postrzegali  mnie 

inaczej. Może mieli mnie za zakochaną smarkulę. 

- Wtem jedno - powiedział James, biorąc mnie za rękę. 

- Co?  -  Natychmiast  przestałam  myśleć  o  Cainie,  poczuwszy  dotyk  jego  silnych 

palców. - My nie możemy być przyjaciółmi. - Orzechowe oczy Jamesa lśniły, czerwone usta 

były nieodparcie pociągające. 

- Dlaczego?  -  wyszeptałam.  -  Bo  zawsze  będę  chciał  cię  pocałować  tak  jak  teraz. 

Właśnie  wtedy  podeszła  kelnerka  z  zamówionymi  napojami.  Jej  obecność  sprawiła,  że  czar 

prysnął, ale i tak byłam pewna, że moje policzki płoną. 

Nie  wiedziałam,  jak  mam  rozumieć  słowa  Jamesa.  Z  jednej  strony  nigdy  nie 

pozwalałam  sobie  marzyć  o  takiej  chwili.  Z  drugiej  sytuacja  wydawała  mi  się  nierealna. 

Zawsze  sobie  wyobrażałam,  że  miłość  będzie  czymś  w  rodzaju  gromu  z  jasnego  nieba. 

Oczekiwałam  poetycznych  słów  i  gorących  spojrzeń.  James,  prawie  mnie  nie  znając,  mówił 

background image

rzeczy  niezwykle  intymne.  Czy  rzeczywiście  tak  myślał?  Po  kilku  minutach  kelnerka 

postawiła  przed  nami  pizzę.  Ogarnęły  mnie  wątpliwości,  gdy  patrzyłam,  jak  James  zgina 

kawałek pizzy i odgryza ogromny kęs. Jeżeli James jest taki wspaniały, jak mi się wydaje, to 

dlaczego chce właśnie mnie? Nikt inny jakoś nie chciał. 

Choć wciąż bolał mnie żołądek, sięgnęłam po kawałek pizzy. Omal nie udławiłam się 

serem czując na sobie natarczywy wzrok Jamesa. Miałam tak pełne usta i ściśnięte gardło, że 

z  trudem  chwytałam  oddech.  Zakaszlałam,  po  czym  łyknęłam  haust  dietetycznej  coli. 

Pomyślałam,  że  jeśli  James  jest  mną  zainteresowany,  teraz  straciłam  wszelkie  szanse.  I  to 

mnie podkręciło. Zawsze lubiłam wyzwania. 

- A  co  myślisz  o  warsztatach  literackich?  -  spytałam,  chcąc  skierować  rozmowę  na 

bezpieczniejsze tory. 

- Pisanie jest całkiem fajne - odparł James. 

- Naprawdę? 

- Jasne.  Myślę,  że  zacznę  pisywać  teksty  dla  naszego  zespołu.  Zwykle  robi  to  Mark, 

ale jego wiersze są głupie. - Sięgnął po następny kawałek pizzy i serwetkę. 

- To świetnie,. Chętnie przeczytam twoje wiersze... oczywiście, jeśli zechcesz. 

- Może napiszę piosenkę o tobie. 

Znów się zarumieniłam. Spojrzałam na talerz i skupiłam się na jedzeniu. Nie miałam 

pojęcia o flirtowaniu i na próżno wytężałam umysł, by znaleźć jakąś milutką odpowiedź. 

James  wydawał  się  zadowolony,  że  może  jeść  w  milczeniu,  więc  nadstawiłam  ucha, 

by  posłuchać  rozmów  innych.  Ilekroć  byłam  zdenerwowana,  pomagało  mi  skoncentrowanie 

się  na  czymś  poza  mną.  Tego  triku  nauczyła  mnie  mama.  Słuchałam,  co  mówią  ludzie  we 

wnęce  za  nami.  Pierwszy  głos  należał  do  ładnej  dziewczyny,  którą  spostrzegłam,  wchodząc 

do pizzerii. 

- Tata zabrał mi kartę kredytową. Na miesiąc. 

Zląkł się, kiedy w zeszłym tygodniu kupiłam sobie skórzaną kurtkę. Straszne z niego 

skąpiradło. 

Gdybym ja skorzystała z karty mojego taty, zamknąłby mnie w moim pokoju na cały 

rok. 

- To niesprawiedliwe  - odpowiedział chłopak. -  Nie zdaje sobie sprawy,  że bez karty 

jesteś praktycznie nikim? 

- Co ja na to mogę? On nie ma pojęcia, co to znaczy być młodym. Może go powinnam 

oskarżyć o zaniedbanie. 

Zachichotałam..  Para  za  nami  prowadziła  rozmowę  żywcem  z  kiepskiej  telenoweli. 

background image

Mówili to poważnie? - Słyszysz, co mówią? - wyszeptałam do Jamesa. Pokręcił głową. 

- O czym rozmawiają? 

Odchrząknęłam,  przygotowując  się  do  naśladowania  brzmienia  głosu  tamtej 

dziewczyny.  Nazywałam  go  głosem  bogaczki.  Była  to  kombinacja  sposobu  mówienia  pani 

Howell  z  ,,Gilligan  lsland”  oraz  przesadnych  tonów,  przybieranych  przez  angielską 

arystokrację. 

- To  nazbyt  okropne  -  oznajmiłam,  małpując  dziewczynę.  -  Tatuś  zabrał  mi  Rolls 

royce'a. Chce, żebym jeździła beamerem. Czuję się taaaka upokorzona. 

- I znowu się roześmiałam. 

James siedział z kamiennym wyrazem twarzy. Usłyszawszy, że para znów rozmawia, 

powiedziałam: 

- Słuchaj. 

- Podoba mi się to, co zrobili w klubie. Chociaż mahoniowa boazeria w pomieszczeniu 

do  grilla  jest  nieco  pretensjonalna  -  oświadczyła  dziewczyna.  Mrugnęłam  do  Jamesa,  ale  on 

spoglądał  na  mnie  jak  na  wariatkę.  Najwyraźniej  nie  uważał  mojego  naśladownictwa  za 

zabawne.  Westchnęłam.  Gdyby  Cain  teraz  siedział  tu  ze  mną,  naśladowałby  tego  chłopaka. 

Prawdopodobnie  spędzilibyśmy  cały  wieczór  na  wymyślaniu  nowych  kwestii.  I  przez  cały 

czas pękalibyśmy za śmiechu. 

Poważny  wyraz  twarzy  Jamesa  wprawiał  mnie  w  za  kłopotanie.  Nieładnie  z  mojej 

strony,  że  naśmiewam  się  z  innych.  Uznałam,  że  dla  Buffy  (tak  w  myślach  nazwałam  tę 

dziewczynę) pozbawienie karty przez tatusia było prawdziwą tragedią. 

James odsunął swój pusty talerz. 

- Fale  Radiowe  będą  mogły  nagrywać  i  wydawać  płyty  w  niezależnej  wytwórni.  W 

przyszłym roku o tej porze będziemy mieli CD. 

Byłam  pod  wrażeniem.  Natychmiast  wyobraziłam  sobie  siebie  w  roli  dziewczyny 

gwiazdy  rocka.  Będę  mogła  chodzić  za  kulisy,  rozjeżdżać  się  limuzyną,  dostawać  darmowe 

koszulki. 

- Naprawdę?  Będę  mogła  posłuchać  z  tobą  waszego  albumu?  -  spytałam,  trzepocząc 

rzęsami i uśmiechając się szeroko. 

No, i proszę. Na tym właśnie polega flirtowanie. Nie było mi łatwo, czułam się głupio, 

ale jakoś to przeżyłam. Może od czasu wydania płyty Jamesa stanę się prawdziwą specjalistką 

w tej dziedzinie. 

Sięgnął pod stół i poklepał mnie po kolanie. 

- Kiedy tylko zachcesz, Delio. W każdej chwili. 

background image

Było  około  jedenastej,  gdy  zajechaliśmy  pod  mój  dom.  Zdenerwowana,  natychmiast 

chwyciłam za klamkę. James położył mi dłoń na ramieniu i przy ciągnął do siebie. 

- Jesteś zabawna, Delio - wyszeptał. Zabawna? 

Nie  takiego  określenia  oczekiwałam.  Liczyłam  na  coś  w  rodzaju:  Chętnie 

spotykałbym się z tobą częściej. 

A  on  pochylił  się  i  niespodziewanie  pocałował  mnie  w  usta.  W  pierwszej  chwili 

pomyślałam  tylko  tyle:  O  rany,  całuję  się  z  Jamesem  Suttonem.  Gdy  nieco  ochłonęłam, 

skupiłam się na cieple jego delikatnych warg. Cieszyłam się, że siedzę, ponieważ zmięły mi 

kolana, więc na stojąco z pewnością straciłabym równowagę. 

Oddałam  mu  pocałunek,  starając  się  nie  myśleć  o  tym,  że  spotniały  mi  dłonie,  a  w 

moim  oddechu  prawdopodobnie  czuć  pepperoni.  Gdy  się  odsunął,  byłam  rozdygotana  i 

zdezorientowana.  -  Przyjemnych  snów,  Delio  -  mruknął.  Idąc  ścieżką  w  stronę  drzwi  domu, 

zdałam  sobie  sprawę,  że  ,,przyjemnych  snów”  zawsze  życzył  mi  Cain.  Z  cała  pewnością  w 

ustach faceta, który właśnie mnie pocałował brzmiało to zupełnie inaczej… 

W  niedzielę  rano  poszłam  do  Johnsonów.  Kilka  razy  w  tygodniu  zostawałam  z  ich 

dziesięcioletnią córką, Niną. Zastałam ją na trawniku przed domem, ćwiczyła kroki taneczne. 

Od chwili  gdy się dowiedziała, że uczę tańca, twierdziła, że taniec jest jej największą pasją. 

Pasją  numer  dwa  było  prowadzenie  rozmów  o  chłopakach  ze  szkoły  podstawowej  im. 

Lincolna. 

- Cześć,  Nino!  -  zawołałam.  -  Jak  sobie  radzisz  z  tym  nowym  krokiem,  którego 

uczyłam  cię  w  czwartek?  -  Weszłam  na  trawnik  i  usiadłam.  Przez  większość  nocy 

rozmyślałam o randce z Jamesem i niedostatek snu dawał mi się we znaki. 

- Świetnie! Chcesz zobaczyć, jak mi idzie przy muzyce? - Podskakiwała niecierpliwie, 

czekając na moją odpowiedź. 

- Z  przyjemnością.  Przynieś  magnetofon.  Poczekam  tutaj.  -  Zamknęłam  oczy, 

wystawiając twarz do słońca, zadowolona, że jest wystarczająco ciepło, by zostać na dworze. 

Po  minucie  Nina  wróciła  w  towarzystwie  rodziców  i  z  magnetofonem.  Johnsonowie 

wykrzykiwali ostatnie polecenia, a Nina przewijała taśmę, którą dla niej nagrałam. 

Wykonywała  ćwiczenia  po  raz  piętnasty,  kiedy  przyjechał  Cain.  Lubił  odwiedzać 

mnie  u  Johnsonów,  ponieważ  Nina  całowała  ziemię,  po  której  stąpał.  Nina  przerwała  w  pół 

kroku i pobiegła do Caina. 

- Chcesz  zobaczyć  mój  nowy  taniec?  -  zapytała.  Cain  podszedł  do  frontowych 

schodków i usiadł. 

- Jasne,  że  chcę.  Chyba  nie  wyobrażasz  sobie,  że  przyszedłem  tutaj,  by  spotkać  się  z 

background image

Delią? 

Nina  zachichotała  i  pobiegła,  by  znów  przewinąć  taśmę.  Usiadłam  obok  Caina. 

Czasami dziesięcioletnia dziewczynka może cię zadręczyć nadmiarem energii. 

- Jak się udała randka? - zapytał Cain, patrząc na Ninę, pląsającą na trawniku. 

- Nadzwyczajnie  -  odparłam,  zastanawiając  się,  czy  Cain  pozna,  że  James  mnie 

pocałował. Wciąż czułam na wargach delikatny dotyk jego ust. 

- Jesteś  pewna,  że  nie  mówisz  tak tylko  dlatego,  że  chcesz  wygrać  zakład?  - zapytał, 

unosząc brwi. 

- Oświadczam ci, że nasz głupi zakład jest ostatnią rzeczą, o jakiej w tej chwili myślę. 

- Było to kłamstwo, ale miałam dość podejrzeń Caina. 

- I Sutton nie wydał ci się ani trochę nudny? - Cain nagrodził popis Niny oklaskami. - 

Jeszcze! - zawołał, kiedy Nina dygnęła. 

Dałam znak Ninie, żeby zaczęta od nowa, i zwróciłam się do Caina. 

- Przyjmij  do  wiadomości,  że  Fale  Radiowe  wkrótce  wydadzą  płytę.  -  powiedziałam 

wzburzona. Cain prychnął. 

- Po pierwsze James powtarza to od przeszło roku. Te chłopaki mają taką samą szansę 

zrobienia  kariery  muzycznej,  jak  ja.  Po  drugie  nie  odpowiedziałaś  na  moje  pytanie.  Jest 

nudny? 

- Jest fascynujący. A co ważniejsze, jest mną zafascynowany. 

- Nie wątpię - odparł Cain. - Po Tanyi Reed musisz mu się wydawać geniuszem. 

- Dziękuję za komplement. - Cain zaczynał mnie irytować. Pomimo naszego zakładu 

miałam nadzieję, że ucieszy go mój romans. W dniu Święta Pracy zachowywał się tak, jakby 

znalezienie przeze mnie chłopaka było czymś absolutnie niemożliwym. 

- Przepraszam. Naprawdę. Powiedz mi jedno. 

- Co? - spytałam, ciężko wzdychając. 

- Ile razy spojrzał w lustro? 

Musiałam  się  roześmiać.  James  był  naprawdę  próżny.  Przyłapałam  go  nawet  na 

przeglądaniu się w pustym naczyniu po pizzy. 

Cain zaczął naśladować Jamesa wdzięczącego się przed dużym lustrem i było po nas. 

Kiedy Nina skończyła taniec, pomyślała, że coś jest z nami nie w porządku. 

Odprowadziłam  Caina  do  samochodu,  zostawiając  Ninę.  Miała  pozbierać  sprzęt, 

ż

ebyśmy  mogły  pójść  do  domu  i  przygotować  lunch.  Wiedziałam,  że  jest  rozczarowana 

odjazdem Caina. Lubiła się przed nim popisywać. 

- Poważnie, jak bardzo lubisz Jamesa? - zapytał Cain. Otworzył drzwiczki i patrzy! na 

background image

mnie wyczekująco. 

Zastanawiałam  sie  przez  chwilę.  Nigdy  bym  nie  przypuszczała,  że  James  Simon 

spędzi  ze  mną  wieczór,  a  może  nawet  zostanie  moim  chłopakiem.  Byłabym  głupia,  tracąc 

taką okazję. Nawet jeśli ma mi złamać serce, wchodzę w to. 

- Bardzo go lubię - odpowiedziałam. - To może być facet w sam raz dla mnie. 

Cain pokręcił głową. 

- Jeszcze  nie  szykuj  tej  golarki.  Do  czasu  studniówki  może  sie  mnóstwo  wydarzyć. 

Mnóstwo. 

Patrząc,  jak  samochód  Caina  znika  za  rogiem,  miałam  przeczucie,  że  mój  najbliższy 

przyjaciel coś knuje. Czy kiedykolwiek bywało inaczej ? 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

CAIN 

Wtorek, 24 października, po lekcjach 

Nie  mogę  przestać  myśleć  o  Delii  i  Jamesie.  W  ciągu  ostatnich  dwóch  dni  wciąż 

widywałem  ich  flirtujących.  Parę  razy  trzymali  się  nawet  za  ręce.  Delia  zachowuje  się  tak 

głupio. Nie poznaję jej. Nie jestem pewien, czy mi się to podoba. Kiedy powiedziałem jej we 

wrześniu, że powinna się zakochać, nie przypuszczałem, że tak się z tym pospieszy. 

Jasne,  James  jest  bardzo  przystojny  -  jeśli  lubi  się  typ  ładnego  chłopca.  I  z  całą 

pewnością  ma  wielkie  powodzenie.  Ale  jego  osobowość  pozostawia  wiele  do  życzenia.  Nie 

widziałem  ,  żeby  Delia  śmiała  sie  w  jego  towarzystwie.  A  kiedy  jest  ze  mną,  śmieje  się  bez 

przerwy. 

W  ostatni  weekend  Rebeka  wyjechała  z  rodzicami,  ale  umówiliśmy  się  na  sobotę.  I 

jeśli sprawy nie potoczą się po mojej myśli, będę naprawdę w kłopocie... 

Zacząłem  się  obawiać,  że  przegram  zakład.  Jeśli  przegram,  wyjdę  na  kompletnego 

idiotę,  i  Delia  nigdy,  przenigdy  nie  pozwoli  mi  o  tym  zapomnieć.  Andrew  nie  popuści  mi 

przez  najbliższe  pól  wieku.  No  i  jest  jeszcze  sprawa  znalezienia  prawdziwej  miłości.  Mam 

dość  samotności  i  spotykania  się  z  przypadkowymi  dziewczynami.  Chcę  czegoś  więcej  niż 

miło spędzony czas. 

Jestem stanowczo gotowy na to, by zmienić charakter znajomości z Rebeką. To jedna 

z  najpiękniejszych  dziewczyn,  jakie  widziałem.  I  taka  mądra.  I  wyrobiona.  I  pełna  seksu. 

Jednym słowem, idealna. 

Nie  wiem,  dlaczego  byłem  taki  zdenerwowany,  kiedy  w  sobotę  po  południu 

zajechałem przed jej dom. Czyżby dlatego, że znalazłem dziewczynę, na której mi naprawdę 

zależy, i paraliżował mnie lęk przed odrzuceniem? A może wyszedłem z wprawy? W każdym 

razie  wymyłem  samochód  i  wyczyściłem  wewnątrz,  co  zdarzyło  mi  się  pierwszy  raz.  Na 

tylnym  siedzeniu  miałem  piknikowy  kosz  z  kanap  kami,  chipsami,  ciasteczkami  i  piciem 

(przygotowany  przez  moją  zapobiegliwą  mamę).  Podchodząc  do  drzwi  domu  Fosterów, 

pogwizdywałem pod nosem. Gdy już oczaruję Rebekę, Delia będzie musiała wywiązać się z 

zakładu. 

Drzwi  otworzył  jasnowłosy  chłopczyk.  Miał  na  sobie  koszulkę  Power  Rangers  i 

wyglądał tak, jakby się bawił w błocie. 

- Kim jesteś? - zapytał, spoglądając na mnie z ukosa. 

background image

- Cain  Parson,  proszę  pana.  Mieszka  pan  w  tym  domu?  -  zapytałem  tonem 

domokrążcy, a mały się roześmiał. Otworzył drzwi szerzej i zaprosił ranie do środka. 

- Jesteś  chłopakiem  mojej  siostry?  -  zapytał,  przyglądając  mi  się,  jakbym  był 

ciekawym okazem zwierzęcia. 

- Nie wiem. Może powinniśmy ją zapytać. 

- Jason,  znów  jesteś  nieznośny?  -  zawołała  Rebeka,  zbiegając  po  schodach.  W 

czarnych  dżinsach  i  obcisłym  zielonym  sweterku,  prezentowała  się  zachwycająco.  Włosy 

uczesała w luźny kok, ale kilka kosmyków wymknęło się z niego, okalając twarz. 

- Nie!  -  wrzasnął  Jason,  cofając  się  przed  nią.  Wynoś  się  stąd.  Wracaj  do  swego 

błocka. 

Jason podbiegł do siostry, nadepnął jej na stopę i uciekł długim korytarzem. 

- Miły  dzieciak  -  powiedziałem.  -  A  jego  siostra  jest  jeszcze  milsza.  Rebeka 

pocałowała mnie w policzek. 

- To  prawdziwy  potwór:  Dlaczego  dzieci  nie  mogą  przychodzić  na  świat  dorosłe?  - 

Rebeka najwyraźniej nie przepadała za dziećmi. 

- To mogłoby być uciążliwe dla matek. 

- Skoro  mowa  o  matkach.  Zmywajmy  się,  zanim  moja  mama  cię  zobaczy.  Jak  cię 

dorwie, ani się obejrzysz, a będziesz z nią siedział w kuchni, popijając kawę. 

- Rebeka  złapała  wypłowiałą  kurtkę  dżinsową  i  przerzuciła  ją  sobie  przez  ramię. 

Ruszyliśmy i Rebeka nastawiła radio. 

- Ile  stacji  muzycznych  ma  ta  dziura?  Na  Manhattanie  coś  takiego  byłoby  nie  do 

pomyślenia. 

- Jest  jedna  stacja  z  dobrą  muzyką  jazzową  -  powiedziałem,  przyciskając  guzik. 

Wzruszyła ramionami. 

- Może być. Na czerwonym świetle obróciłem się ku niej. 

- Masz ochotę na piknik? 

- Jasne. Żebym tylko nie musiała jeść mrówek. - Odpięła pas i przysunęła się do mnie. 

- Dokąd jedziemy? 

- Nad Staw Hazardzisty - odparłem dumnie. Nieczęsto zabieram tam dziewczyny, ale 

ponieważ Rebeka była kimś niezwykłym, chciałem pokazać jej to miejsce. 

- Nazwa jak z piosenki Kenny'ego Rogersa. Roześmiałem się. Gdy jechaliśmy tam po 

raz pierwszy, Delia powiedziała to samo. 

- Piękny zakątek. Przekonasz się. 

- Równie piękny jak Central Park? 

background image

- Nie  zobaczysz  tam  powozów,  ale  za  to  nie  ma  ścieków.  -  Położyłem  rękę  na 

ramieniu Rebeki. Za powiadał się cudowny dzień. 

Skręciłem w polną drogę, która prowadziła nad staw. 

- Jak ci się żyje w liceum imienia Jeffersona? 

- Nieźle.  Podlizałam  się  kilku  cheerleaderkom,  więc  pewnie  w  przyszłym  sezonie 

załapię  się  do  ich  zespołu.  I  z  tego,  co  widziałam  w  samorządzie  szkolnym,  mam  szansę 

zostać przewodniczącą. 

- No, no. Jesteś bardzo ambitna. - Jakoś nigdy nie pomyślałam, że Rebeka jest typem 

samorządowca. 

- Lubię  być  zauważona.  Pomyśl,  jak  dobrze  byłoby  mieć  taki  wpis  w  podaniu  na 

studia. 

- Myślę, że odzywa się w tobie prawdziwa mieszkanka Nowego Jorku. - Zatrzymałem 

samochód  na  skraju  pola  w  sąsiedztwie  Stawu  Hazardzisty.  Chociaż  dzień  był  pogodny  i 

ciepły, tylko my przyjechaliśmy nad wodę. 

- Muszę przyznać, że naprawdę jest pięknie - powiedziała Rebeka takim tonem, jakby 

się spodziewała, że zabiorę ją na śmietnisko. 

- Panno Poster, oto Staw Hazardzisty. 

Zachichotała, a ja pomogłem Jej wysiąść z samo chodu. Sięgnąłem po kosz piknikowy 

i koc. Podbiegłem, by ją dogonić. 

- Jak zaciszne - powiedziała Rebeka, gdy się z nią zrównałem. 

- Tak.  Tylko  ty,  ja  i  słońce.  -  Strzepnęliśmy  koc,  który  wydymał  się  na  wietrze. 

Przycisnąłem jego rogi kamykami i usiadłem. 

Oparłem się na łokciu i poklepałem miejsce obok siebie. 

- Nakryto do stołu, madame. 

Rebeka uklękła przy mnie i uniosła wieko kosza. - Och, masło orzechowe i galaretka. 

- Chciałem kupić kawior, ale nie mieli świeżego. 

- Kawior nie bardzo pasuje na lunch. Masło orzechowe i galaretka będą w sam raz. - 

Zaczęła  wypakowywać  jedzenie  z  kosza.  Zachowywała  się  tak  swobodnie,  jakbyśmy 

piknikowali razem od lat. 

- Może  kiedyś  zabierzemy  tutaj  Jasona  -  odezwałem  się.  -  Tylko  pomyśl,  ile 

wspaniałych babek z piasku mógłby zrobić. 

Rebeka spojrzała na mnie, jakbym postradał zmysły. 

- Lepiej  nie  -  powiedziała  krótko.  -  Nie  tak  sobie  wyobrażam  idealną  randkę. 

Otworzyłem  puszkę  z  napojem  gazowanym  i  napełniłem  nim  plastikowe  kieliszki  do 

background image

szampana, które ze sobą przywiozłem. 

- Może wzniesiemy toast? - zaproponowałem. 

- Chętnie, pod warunkiem, że nie będzie dotyczył mojego młodszego brata. 

Na  ziemię  wokół  nas  opadały  żółte  i  czerwone  liście.  Staw  był  błękitny,  a  jego 

powierzchnia  lśniła  w  słońcu.  Brakowało  tylko  faceta  ze  skrzypcami,  a  Staw  Hazardzisty 

byłby najromantyczniejszym miejscem na ziemi. Uniosłem kieliszek. 

- Za Staw Hazardzisty. I, cytując Johna Denvera, za ciepło słońca na ramionach. 

- Za  nas  i  za  moje  nowe  życie  w  rodzinnej  Ameryce.  -  Rebeka  stuknęła  się  ze  mną, 

spoglądając spod długich rzęs. 

Odstawiłem  kieliszek  i  przysunąłem  się  do  Rebeki.  Nasze  usta  zetknęły  się  i 

pocałowałem  ją  delikatnie.  Jej  usta  smakowały  jeszcze  lepiej,  niż  wyglądały.  Puls  mi 

przyspieszył, przysiadłem się jeszcze bliżej. Gdy pogłębiliśmy pocałunek, zacząłem żałować, 

ż

e  nie  widzi  nas  Delia.  W  dziedzinie  miłości  została  daleko  z  tyłu.  A  potem  Rebeka 

pogłaskała mnie po włosach i przestałem myśleć o czymkolwiek. 

- Było  świetnie  -  oświadczyłem  Andrew.  -  Zaprosiłem  Rebekę  na  imprezę  z  okazji 

zjazdu  absolwentów  szkoły.  -  Właśnie  rozegraliśmy  partię  koszykówki  na  szkolnym  boisku. 

Pochłodniało, ale byłem zlany potem i z trudem chwytałem oddech. 

- Zgodziła  się?  -  zapytał  Andrew,  obracając  piłkę  na  czubku  wskazującego  palca.  Tę 

sztuczkę doskonalił od dwóch lat. 

- Jasne. Czy jakaś dziewczyna oparła się moim wdziękom? 

- Znam taką - odparł Andrew, rzucając piłką prosto w mój brzuch. Jęknąłem. 

- Niby kogo? - Wstałem z ławki, na której siedzieliśmy i zakozłowałem piłką. 

- A jak myślisz? Chodzi mi o Delię. 

- Co takiego? - Chwyciłem piłkę i przystanąłem bez ruchu. 

- Delia Byrne. Dziewczyna, której nie dajesz spokoju. Jakoś nigdy nie uległa twojemu 

czarowi. 

- Delia i ja jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli nie wiesz, co to znaczy, zajrzyj do słownika. 

- Zobacz  w  słowniku,  co  oznacza  odmowa.  Twój  przypadek  jest  beznadziejny.  - 

Myślałem, że rozmawiamy o Rebece. - Zabraliśmy plecaki i ruszyliśmy na parking. 

- Bo  tak  jest.  Prawdę  powiedziawszy,  nie  rozumiem,  czemu  koniecznie  chcesz  sobie 

znaleźć dziewczynę. Do studniówki jeszcze mnóstwo czasu. Może trafisz na kogoś lepszego. 

Pokręciłem  głową.  Całkowity  brak  wrażliwości  Andrew  nie  przestawał  mnie 

zadziwiać. Choć byłem chłopakiem, uważałem, że obraźliwie traktuje dziewczyny. 

- Posłuchaj, Andrew. Istnieje jeszcze coś takiego jak miłość, spełnienie i szczęście. 

background image

- I?  -  zapytał  Andrew,  przystając.  -  Co  i?  -  Wyobrażasz  sobie,  że  to  wszystko 

znajdziesz dzięki Rebece? - Andrew odebrał mi piłkę. Znowu obracał ją na palcu. 

- Jasne. Czemu nie? 

Andrew uniósł dłonie obronnym gestem. 

- Po prostu nie rozumiem, jak możesz twierdzić, że jesteś zakochany w  dziewczynie, 

którą znasz zaledwie od kilku miesięcy. 

- Posłuchaj,  szukam  prawdziwego  uczucia.  Nie  widzę,  w  tym  nic  złego.  -  Ruszyłem 

naprzód, a Andrew podążył za mną. 

- Jeśli  chcesz  znać  moje  zdanie,  uważam,  że  dziewczyny  to  tylko  kłopot.  -  Nie  chcę 

znać twego zdania. 

- Lepiej, żebyś je poznał. Rebeka tylko szuka rozrywki Nie jest typem dziewczyny, w 

której chciał byś się zakochać. 

- Wezmę to pod uwagę. Może mi oddasz moją piłkę? 

- Weź sobie piłkę - odparł i dodał: - Pakujesz się w kłopoty. Przyłożyłem Andrew  w 

ramię. Bo i cóż on wie o kobietach? 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

DELIA 

Ś

roda, 1 listopada, 10 wieczorem  

Wczoraj  James  zaprosił  mnie  na  tańce  z  okazji  zjazdu  absolwentów!  W  Halloween 

byliśmy na imprezie u Caroline Sung. (Przebrałam się za czarownicę, a Ja - mes za pirata). 

James  zaprowadził  mnie  do  czarnego  pomieszczenia,  które  urządziła.  Wcześniej  tego 

wieczoru  trochę  mnie  wkurzył,  opowiadając  o  tym,  jak  spędzili  zeszłoroczny  Halloween  z 

Tanyą  (na  szaleńczej  jeździe  na  wozie  z  sianem  -  jeśli  chcecie  wiedzieć.)  Byłam  w  nie 

najlepszym  nastroju,  ponieważ  Cain  się  nie  pokazał.  Poszedł  z  Rebeką  do  domu  jednego  z 

futbolistów. 

Najważniejsze jest to, że James zaprosił mnie na tańce. Spotkanie absolwentów będzie 

pierwszą okazją, na którą przyjdę z moim oficjalnym chłopakiem. Czy to oznacza, że jesteśmy 

zakochani? 

PS  Me  mogę  się  doczekać,  kiedy  podzielę  się  z  Cainem  tą  nowiną.  Wydaje  mi  się,  że 

nie rozmawialiśmy całe wieki. 

Do liceum im. Jeffersona zawitała zima. Wszyscy  wbili się w swetry i rozprawiają o 

tym, że wydychają kłęby pary. Nocą zamykani okno w moim pokoju i zastanawiam się, czy 

nie włączyć elektrycznego koca. Kiedy uczę tańca Ninę Johnson, nie robimy tego na trawniku 

przed  domem,  lecz  w  pomieszczeniu  w  suterenie.  Ellen  Frazier  uznała,  że  czas  włożyć 

osławiony cudowny biustonosz. 

Chociaż  nie  zmieniłam zdania  na  temat  szkolnych  potańcówek  i  nadal  uważam  je  za 

głupie, nie mogę się doczekać chwili, gdy wkroczę na salę, otoczona ramieniem Jamesa. Mały 

bukiecik z czerwonych róż, będzie przypięty do mojej sukienki, tuż ponad ramionami będą się 

kołysały  kolczyki  z  kryształu  górskiego,  a  na  nogach  będę  miała  wieczorowe  sandałki  na 

wysokich obcasach. Niestety, będą grać Fale Radiowe, więc nie będę miała wiele okazji, żeby 

bawić  się  w  towarzystwie  Jamesa.  Pocieszałam  się  myślą,  że  wszystkie  dziew  czyny  na  sali 

gimnastycznej będą zazdrościć, że to właśnie ja przyszłam z seksownym solista ze społu. 

W piątkowe popołudnie wybrałyśmy się z Ellen do centrum handlowego, żeby wybrać 

odpowiednie  sukienki.  Choć  bez  entuzjazmu,  Ellen  zgodziła  się  pójść  na  tance  z  jednym  z 

kolegów Jamesa. 

- Co  myślisz  o  tej?  -  spytała  mnie.  Chichocząc,  oglądała  sukienkę  z  różowej  tafty  o 

spódnicy w kształcie bombki. Przy ramionach powiewały pióra. Sukienka była ohydna. 

background image

- Gdybym  się  wystroiła  w  to  okropieństwo,  to  można  by  mnie  zawinąć  w  kartki  z 

jakiegoś głupiego komiksu, a wyglądałabym jak balonowa guma do żucia. 

Podeszłam  do  innego  stoiska  i  wybrałam  krótką  czarną  sukienkę.  Miała  bolerko 

wyszywane paciorkami i była absolutnie doskonała. 

Ellen znalazła zielony futerał z jedwabiu i ruszyłyśmy do przymierzalni. 

- Wszystko  wskazuje  na  to,  że  Cain  i  Rebeka  są  z  sobą  na  poważnie  -  powiedziała 

Ellen.  Zdejmowała  przez  głowę  sweter,  więc  jej  głos  byt  przytłumiony,  ale  dobrze  ją 

zrozumiałam. Zajęłam się rozwiązywaniem butów. 

- Idą  razem  na  tańce.  -  Zdjęłam  buty  i  grube  czarne  skarpety;  nie  pasowałyby  do 

sukienki. 

Ellen obróciła się plecami do mnie, żebym zapięła jej suwak. Muszę stwierdzić, że jej 

„pomocnik matki natura”, jak nazwała nowy stanik, uczynił cuda. 

- Wiem.  Cain  zaprosił  ją  całe  wieki  temu.  A  ta  bransoletka,  którą  jej  podarował, 

wygląda  na  bardzo  drogą.  Andrew  Rice  powiedział  mi,  że  Cain  wydał  na  nią  sporą  część 

zarobionej w lecie kasy. Moje dłonie znieruchomiały w połowie suwaka. 

- O  czym  ty  mówisz,  na  Boga?  Jaka  bransoletka?  Zobaczyłam  w  lustrze,  że  Ellen 

unosi brwi. 

- Nic nie wiesz? 

Pokręciłam głową, usiłując wyglądać beztrosko. 

- Nie. Chyba zapomniał mi o tym wspomnieć. Drobiazg. 

- Jest złota z opalem. Opal to jej szczęśliwy kamień. Zobaczyłam tę bransoletkę, kiedy 

wczoraj byłyśmy  razem  w toalecie. Trzymała  rękę w taki sposób, że musiałabym być ślepa, 

ż

eby jej nie zauważyć. 

Udawałam,  że  wcale  mnie  to  nie  interesuje.  -  Nie  wiedziałam,  że  Cain  jest  facetem, 

który  może  zrobić  coś  tak  głupiego,  jak  ofiarować  dziewczynie  jej  szczęśliwy  kamień.  To 

trąci  latarni  sześćdziesiątymi.  -  Jestem  pewna,  że  opowie  ci  o  tej  bransoletce.  Po  prostu  nie 

miał  jeszcze  okazji.  -  Ellen  wspięła  się  na  palce,  usiłując  sobie  wyobrazić,  czy  sukienka 

będzie pasowała do czółenek. 

- Tak, na pewna Po prostu wypadło mu z głowy. 

Byłam wściekła. Jak Cain mógł nie powiedzieć o czymś tak ważnym swojej najlepszej 

przyjaciółce?  Na  pewno  pochwalił  się  Andrew.  Może  nawet  naradzał  się  z  nim,  co  ma  jej 

kupić. Cain nigdy nie da wał prezentów swoim dziewczynom, a już na pewno nie kosztowną 

biżuterię.  Jedyne,  co  od  niego  do  stałam,  to  złota  rybka  (która  zresztą  po  kilku  dniach 

zdechła). 

background image

Może  Cain  naprawdę  zakochał  się  w  Rebece.  Jeśli  tak,  nasz  zakład  zakończy  się 

remisem,  ponieważ  jestem  pewna,  że  kocham  Jamesa.  Czy  teraz,  gdy  znalazł  sobie  kogoś, 

Cain  mnie  porzuci?  Dawniej  nasza  przyjaźń  zawsze  była  na  pierwszym  miejscu,  Cain 

opowiadał  mi  wszystko,  nie  pomijając  życia  osobistego.  Chyba  teraz  przestałam  mu  być 

potrzebna. Może straciłam najlepszego przyjaciela. Ta myśl mnie przygnębiła. 

Ellen  okręciła  się  przed  trzyskrzydłowym  lustrem  wygładzając  na  biuście  zielony 

jedwab. Wyglądała tak, jakby nosiła co najmniej rozmiar B. 

- Uważam, że Cain głupio robi spotykając się z Rebeką Foster. Ona jest do niczego. 

- Niby  czemu?  -  Musiałam  przyznać,  że  ja  także  nie  przepadałam  za  Rebeką.  Za 

każdym  razem,  gdy  ją  spotykałam,  wiało  od  niej  chłodem.  Przywykłam  do  tego,  że 

dziewczyny  Caina  odnoszą  się  do  mnie  bez  sympatii  i  wcale  się  tym  nie  przejmowałam. 

Nawet  mnie  to  podkręcało.  A  jednak  dziwiło  mnie,  że  Ellen  ma  tak  złe  zdanie  o  ostatnim 

podbój Caina. 

- Ta  dziewczyna  to  snobka.  Słyszałam,  jak  rozprawiała  o  Cainie  damskiej  toalecie. 

Wciąż  powtarzała,  jaki  jest  przystojny,  a  nie  powiedziała  ani  słowa  o  jego  niezwykłej 

osobowości. - Ellen rozpięła suwak i zdjęła sukienkę. 

- Naprawdę? - Wciąż przeglądałam się w lustrze. Czarna sukienka jakoś straciła urok. 

Czułam się tak, jakbym miała ciężar w żołądku i raptem zakupy przestały mnie interesować. 

- A potem usłyszałam, jak mówiła Amandzie Wright, że Cain to jej bilet do zdobycia 

popularności.  Każdy  wie,  kim  jest  Cain,  więc  automatycznie  będzie  wiedział,  kim  ona  jest. 

Powiedziała, że zanim przejdzie do ostatniej klasy, zostanie cheerleaderką i będzie spotykała 

się z rozgrywającym. Widzisz, jaka jest powierzchowna? 

Powiesiłam  sukienkę  i  bolerko  na  wieszaku.  -  Nie  jesteś  chyba  zazdrosna  o  Rebekę? 

Wiem,  że  Cain  ci  się  podoba,  ale  to  nie  jest  dobry  materiał  na  stałego  chłopaka.  Jest  zbyt 

kapryśny. Ellen zmarszczyła brwi. 

- Nie jestem zazdrosna, Delio. A ty? 

- Nie rozśmieszaj mnie - powiedziałam oburzona. - Za żadne skarby nie umawiałabym 

się z Cainem. Powtarzam ci to ciągle od nowa. 

- Owszem,  powtarzasz.  -  Ellen  włożyła  dżinsy  i  sięgnęła  po  buty.  -  Nigdy  mi  nie 

powiedziałaś, dlaczego właściwie nie chcesz się z nim spotykać? 

Westchnęłam. 

- Jestem teraz z Jamesem. A poza tym Cain do mnie nie pasuje. 

- Jaśniej, proszę - zażądała Ellen, unosząc brwi. 

- On jest dla mnie jak brat, jest arogancki, lubimy inne smaki lodów, bijemy się o to, 

background image

kto będzie zdalnie sterował zabawkami... 

Wiedziałam, że gadam bzdury ale pytanie Ellen sprawiło mi kłopot. Miałam trudności 

z poważną rozmową na temat Caina. Ellen się roześmiała. - Widzę, że jesteście parą z piekła 

rodem. Zostawmy to. Wiem, że nie lubisz rozmawiać o Cainie. - Dziękuję. A teraz spadajmy. 

Tutaj  nie  ma  mojej  wymarzonej  sukienki.  Wciąż  nie  mogłam  uwierzyć,  że  Cain  nie 

powiedział  mi  o  bransoletce,  którą  kupił  Rebece.  Po  powrocie  do  domu  od  razu  do  niego 

zadzwonię. Będzie się musiał tłumaczyć. 

Owijałam  kabel  wokół  palca,  czekając,  aż  ktoś  u  Parsonów  podniesie  słuchawkę.  Po 

trzecim sygnale usłyszałam ciepły głos pani Parson. 

- Dzień dobry Czy mogę rozmawiać z Cainem? - zapytałam, zrzucając kapcie i kładąc 

się na wznak. 

- Delia! Miło cię słyszeć. Bardzo dawno cię nie widziałam. 

- Jestem straszliwie zajęta. Myślę, że Cain także - Bardzo lubiłam panią Parsom. Była 

dla mnie nie omal jak druga matka. 

- Deels? - Cain podniósł inną słuchawkę i jego mama się rozłączyła. 

- Cześć! - Z jakiegoś powodu moje serce galopowało. Cain wydał mi się jakiś obcy. 

- Co robisz dzisiaj wieczorem? - Słyszałam, że coś pogryza. Po chrupaniu poznałam, 

ż

e to pewnie kukurydziane chipsy - Pochłaniał prawie całą paczkę dziennie. 

- Mam  randkę  z  Jamesem.  -  Podeszłam  z  telefonem  do  szafy.  James  miał  po  mnie 

przyjechać za pół godziny, a ja nie wiedziałam, w co się ubrać. 

- Wygląda  na  to,  że  nasz  zakład  pozostanie  nierozstrzygnięty.  -  Cain  mówił 

zmęczonym głosem, jakby nie miał ochoty ze mną rozmawiać. 

- Tak słyszałam - oznajmiłam gorzkim tonem. 

- Co masz na myśli? - Wyczułam, że jest zirytowany, ale nie dbałam o to. 

- Ty  i  Rebeka  jesteście  prawdziwą  parą.  Cała  szkoła  trąbi  o  ekstrawaganckiej 

bransoletce, którą uznałeś za stosowne jej kupić. 

- Miała urodziny. I co z tego? 

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś na tyle zakochany, by wydać na swój obiekt 

wakacyjne  zarobki?  Nie  jestem  dla  ciebie  wystarczająco  ważna,  żebyś  podzielił  się  ze  mną 

taką nowiną? - Ogarniała mnie coraz większa złość. Cain mógł mnie przynajmniej poprosić o 

pomoc w wyborze prezentu. Miałam lepszy gust niż on. 

- Przepraszam,  że  w  moim  życiu  w  ogóle  coś  się  dzieje.  Myślałem,  że  jesteś  zbyt 

zajęta obcałowywaniem tego gogusia Jamesa, by dbać o to, co ja robię. - Teraz Cain także był 

zły i czułam, że nasza rozmowa zmierza donikąd. 

background image

- A ty tak przyssałeś się do Rebeki, że sprawiacie wrażenie syjamskich bliźniąt! Nagle 

Cain przestał chrupać chipsy. 

- Chyba się boisz, że wygram zakład. Boisz się, że twoja miłość do Jamesa nie dotrwa 

do studniówki. 

Wyciągnęłam z szafy spodnie i golf. 

- Jestem po uszy i bez pamięci zakochana w Jamesie Suttonie. A ty nie masz pojęcia o 

prawdziwym uczuciu. Zależy ci tylko na ładnej twarzy. Wolną ręką zdjęłam z siebie dżinsy. 

Czas naglił a ja jeszcze się nie przebrałam. Z trudem opanowałam chęć rzucenia słuchawki. 

- Nic  o  mnie  nie  wiesz,  Delio.  Ostatnie  trzy  lata  ni  czego  cię  nie  nauczyły.  - 

Najwyraźniej - odpowiedziałam ironicznie. - A teraz, jeśli pozwolisz, muszę się przygotować 

do randki. Udanego życia uczuciowego. 

- Nawzajem - odburknął Cain. 

- Żegnam. - Z trzaskiem odłożyłam słuchawkę. Byłam bliska łez, a za dziesięć minut 

miał pojawić się James. 

Nie  mogłam  uwierzyć,  że  moja  rozmowa  z  Cainem  tak  źle  się  potoczyła.  Nigdy 

przedtem nie bywaliśmy wobec siebie złośliwi i bałam się, że już się nie pogodzimy. 

Próbowałam  cieszyć  się  z  randki,  ale  łzy  popłynęły  mi  po  policzkach.  Miałam  bladą 

twarz  i  zaczerwienione  oczy.  Może  i  byłam  zakochana,  ale  wszystko  wskazywało  na  to,  że 

straciłam najlepszego przyjaciela. 

- Jesteś taka piękna - powiedział James, przyciągając mnie do siebie. Oparłam głowę 

na jego piersi, wsłuchując się w przyspieszone bicie serca. 

- Ty też jesteś niczego sobie. 

Spałaszowaliśmy sutą kolację i teraz staliśmy pod drzwiami mojego domu. Przez cały 

wieczór James był bardzo troskliwy, czułam się jak księżniczka. - Tak się cieszę,, że jesteśmy 

razem, Delio. Na początku roku szkolnego byłem naprawdę ogłupiały. Kiedy Tanya odeszła, 

myślałem,  że  będę  sam  przez  resztę  życia.  Wtedy  przyszedłem  na  warsztaty  literackie  i 

spotkałem ciebie. 

- Myślę, że to przeznaczenie - powiedziałam, spoglądając w orzechowe oczy Jamesa. 

Chciałam się w nich zatracić bez reszty. Czułam się jak księżniczka z bajki. 

- Też  tak  myślę.  -  Wargi  Jamesa  były  tak  blisko  moich,  że  raczej  wyczułam,  niż 

usłyszałam  jego  słowa.  Objęłam  go  za  szyję,  przyciągając  jeszcze  bliżej.  Pogłaskał  mnie  po 

policzku, a ja pogładziłam go po ciepłej skórze na karku i poczułam, że zadrżał. 

Przez  chwilę  wpatrywaliśmy  się  w  siebie.  A  potem  James  pocałował  mnie  w  usta, 

rozchylając  je  swymi  wargami.  Poczułam  mrowienie  na  całym  ciele,  ale  jednocześnie 

background image

ogarnęło  mnie  zakłopotanie.  Miałam  to,  czego  pragnęłam,  a  mimo  to  prześladowało  mnie 

dziwne  poczucie  rozczarowania.  Dlaczego?  Odrzucając  wątpliwości,  przylgnęłam  jeszcze 

bliżej i zamknęłam oczy przed przymglonym światłem latarni nad drzwiami. 

Nie  wiem,  jak  długo  staliśmy  razem,  tuląc  się  do  siebie.  Kiedy  wreszcie  się 

rozdzieliliśmy, brakowało nam tchu. 

Lampa nad drzwiami zamrugała kilkakrotnie. Najwyraźniej moja mama wiedziała, że 

stoję  na  zewnątrz  i  uznała,  że  mam  dość  emocji  jak  na  jeden  wieczór.  Roześmiałam  się  z 

zakłopotaniem. 

James  uśmiechnął  się,  głaszcząc  mnie  po  włosach.  Pochylił  się  i  przelotnie  cmoknął 

mnie w czoło a potem wyszeptał mi do ucha: - Na zabawie zaśpiewam piosenkę specjalnie dla 

ciebie. 

Wślizgnęłam  się  do  domu,  zauważając,  że  mama  dyskretnie  wycofała  się  z  holu. 

Podeszłam  do  okna  w  salonie  i  odsunęłam  muślinową  firankę.  James  wsiadł  już  do  dżipa  i 

jego twarz była niewidoczna w mroku. Usłyszałam ciche pogwizdywanie i opuściłam firankę. 

Wchodząc  po  schodach,  czułam,  że  jakaś  cząstka  mnie  znajduje  się  w  siódmym 

niebie.  Osiągnęłam  cel,  który  sobie  wyznaczyłam.  Przed  nami  dopiero  jesienny  zjazd 

absolwentów,  a  ja  już  zakochałam  się  po  raz  pierwszy  w  życiu.  Kto  by  przypuszczał,  że 

cyniczna  Delia  Byrne  zdoła  rozniecić  taką  namiętność  w  oczach  Jamesa?  Naprawdę  zdarzył 

się cud. 

Ale pozostała część mnie była zdruzgotana. Chociaż mogłam zatelefonować do Ellen i 

zdać  jej  dokładnie  relację  z  namiętnego  wieczoru  z  Jamesem,  drzwi  Caina  dla  mnie  się 

zamknęły.  Ponieważ  nie  mogłam  się  podzielić  szczegółami  życia  uczuciowego  z  osobą,  na 

której zależało mi najbardziej na świecie, było tak, jakby nic się nie wydarzyło. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

CAIN 

W poniedziałek rano poszedłem do pracowni fizycznej, nie mogąc się doczekać, kiedy 

zobaczę  Delię.  Po  owej  katastrofalnej  rozmowie  telefonicznej  w  sobotę  wieczorem  nie 

zamieniliśmy ani słowa i właściwie nie byłem pewny, co spowodowało taką okropną kłótnię. 

W jednej chwili rozmawialiśmy jak normalni ludzie, a zaraz potem wrzeszczeliśmy na siebie 

jak  najzacieklejsi  wrogowie.  Byłem  bardzo  zdenerwowany  i  wciąż  myślałem  o  tym,  co 

zaszło. 

Delia  weszła  do  klasy  po  mnie  i  usiadła  w  sąsiedniej  ławce.  Ponieważ  było  kilka 

wolnych miejsc, uznałem to za znak, że chce się ze mną pogodzić. 

Kiedy  pani  Gordon  zaczęła  wykład  o  zrzucaniu  monet  z  Empire  State  Building, 

wydarłem  kartkę  z  notesu.  „ZAWIESZENIE  BRONI?”  napisałem  wielkimi  drukowanymi 

literami. (Chciałem zrobić pierwszy krok, ale nie miałem zamiaru przepraszać). 

Od  jakiegoś  kwadransa  Delia  urządzała  przedstawienie,  odwracając  głowę  ode  mnie. 

Postukałem  ją  długopisem  w  ramię  i  pokazałem  kartkę.  Spojrzała  w  moją  stronę. 

Zobaczywszy,  co  napisałem,  uśmiechnęła  się  lekko.  Pociągnąłem  ją  za  włosy  i  schowałem 

liścik. Poczułem się tak, jakby z mego serca spadł dwutonowy głaz. 

Gdy  rozległ  się  dzwonek,  Delia  wstała  i  podeszła  do  mnie.  Oparła  mi  dłonie  na 

ramionach. - Nadal jesteśmy przyjaciółmi? - spytała. 

Skinąłem głową, ściskając jej ręce. 

- Zawsze. Wyszliśmy z klasy. 

- Może  po  lekcjach  wpadniemy  do  Winsteada?  Przekąsimy  nachos  i  przypomnimy 

sobie dawne dobre czasy. 

- Świetny  pomysł,  Parson.  Spotkamy  się  o  trzeciej.  Na  korytarzu  czekała  na  mnie 

Rebeka. Na nadgarstku połyskiwała bransoletka, którą jej podarowałem. Zerknąłem na Delię. 

Miała na twarzy szeroki uśmiech. 

- Cześć wam - powiedziała Rebeka, promieniejąc. 

- Cześć,  Rebeko  -  odparła  Delia.  -  Piękna  bransoletka.  -  Mówiła  takim  tonem,  jakby 

rozmawiała z najlepszą przyjaciółką. Ucieszyłem się, że stara się być miła dla Rebeki. 

Rebeka uniosła rękę. 

- Dzięki, Delio. Kajmak mi ją podarował. Czyż nie jest słodki? 

Chwyciła mnie za rękę i podeszła bliżej. 

background image

Zobaczyłam, że Delia wywraca oczami. Nie wie działem, co sobie myśli. 

- Słodki jak cukierek - powiedziała. - Do zobaczenia, gołąbeczki. 

Delia oddaliła się korytarzem, a Rebeka pocałowała mnie w policzek. 

- Zgadnij? - powiedziała. 

- Co?  -  Nie  spuszczałem  oka  z  Delii,  która  stała  z  Jamesem  przy  wyjściu 

przeciwpożarowym.  Śmiała  się  i  trudno  było  uwierzyć,  że  to  ta  sama  dziewczyna,  która  tak 

bardzo złościła się w sobotę wieczorem. 

- Rozmawiałam  z  Carrie  Starks.  Powiedziała,  że  ona  i  Patrick  wybiorą  się  z  nami  na 

sobotnie tańce. 

Zmarszczyłem  brwi  na  myśl  o  tym,  jak  okropny  bywał  Patrick  na  szkolnych 

imprezach.  Nie  należał  do  osób  z  którymi  chciałbym  się  afiszować.  A  odkąd  zaczął  się 

spotykać  z  Carrie  Starks,  nie  mogłem  patrzeć  na  ich  publicznie  demonstrowane  wzajemne 

czułości.  Sposób,  w  jaki  zwalisty  futbolista  na  oczach  wszystkich  obmacywał  swoją 

dziewczynę, budził niesmak. Rebeka zdawała się nie zauważać, że nie jestem zachwycony. 

- Będzie  wspaniale  -  zapewniała.  -  Będziemy  się  razem  świetnie  bawić.  Jeśli 

zaprzyjaźnię się z Carrie, pomoże mi się dostać do zespołu cheerleaderek. 

Jeśli  naprawdę  chciała  iść  z  Patrickiem  i  Carrie,  niech  jej  będzie.  Im  lepszy  będzie 

miała humor, tym bardziej będzie skłonna do romansów. A przecież po to są szkolne zabawy. 

- Pojedziemy moim samochodem - powiedziałem, obejmując ją ramieniem. 

Zostawiłem Rebekę przed jej klasą i przeskakując po dwa stopnie naraz, pobiegłem do 

biblioteki. Ja i Andrew przygotowywaliśmy referat z historii. 

Znalazłem  go  przy  stole.  Przed  nim  piętrzyło  się  ze  dwadzieścia  opasłych  tomów. 

Trzymał w zębach ołówek i sprawiał wrażenie poważnego ucznia, którym wcale nie był. 

- Jak tam, Rice? - spytałem, sadowiąc się obok niego. 

- Ciii, jesteśmy w bibliotece. - Andrew przyłożył palec do ust, nakazując mi milczenie. 

Pochyliłem się w jego stronę. - Co jest? - wyszeptałem, rozglądając się, czy nie patrzy 

na nas bibliotekarka. 

Andrew  wskazał  na  dziewczynę  za  biurkiem.  W  bibliotece  odbywali  praktykę  różni 

uczniowie,  ale  Andrew  nigdy  się  nimi  nie  przejmował.  Dziewczyna  o  drugich  brązowych 

włosach miała na sobie rozpinaną z przodu bluzkę. Andrew powiedział: 

- Obiecałem Rachel, że będziemy cicho. 

Uniosłem  brwi.  Czyżby  przybysze  z  kosmosu  uprowadzili  Andrew  i  zastąpili  go 

klonem? Nigdy przed tern nie przejmował się pomocnicami bibliotekarki. 

- No i co z tego? 

background image

- To wspaniała dziewczyna. Okażmy jej trochę szacunku - wyszeptał Andrew i wrócił 

spojrzeniem do Rachel, która wpisywała coś do komputera. 

Dotknąłem jego czoła. 

- Masz gorączkę czy straciłeś rozum? Odepchnął moją rękę. 

- Bierzmy  się  do  pracy.  Rachel  była  tak  miła,  że  znalazła  dla  nas  książki. 

Skorzystajmy z nich. 

Otworzyłem najbliżej leżący tom i przekartkowałem kilka stron. Po chwili zwróciłem 

się  do  Andrew,  pytając,  jak  ma  zamiar  podzielić  pracę.  Z  otwartymi  ustami  gapił  się  na 

Rachel. Pomachałem mu ręką przed oczami, usiłując zwrócić na siebie uwagę. 

Na widok rumieńca, oblewającego policzki Andrew, doznałem olśnienia. Bez względu 

na  to,  czy  zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  czy  nie,  ten  renegat  Andrew  zakochał  się  w 

dziewczynie z biblioteki. 

- Ma  na  imię  Rachel  -  zakomunikowałem  Delii,  przytrzymując  dla  niej  oszklone 

drzwi, prowadzące do Winsteada. - Pracuje w bibliotece. 

Winstead  był  jedyny  w  swoim  rodzaju.  Można  tam  było  dostać  wszystko  od 

hamburgerów  po  burritos,  chociaż  większość  dań  smakowała  tak  samo.  Stoliki  były 

zniszczone,  a  w  rogu  stała  szafa  grająca.  Myślę,  że  Delia  i  ja  spędziliśmy  tam  większość 

wolnego czasu, zwłaszcza zanim dostaliśmy prawa jazdy. Było to popularne miejsce spotkań 

uczniów pierwszej i drugiej klasy, bo prawie każdy mógł tam dojechać na rowerze. 

- Rachel Hall? - spytała Delia, zmierzając do naszego ulubionego stolika. Stał tuż przy 

szafie  grającej.  Ilekroć  tam  byliśmy,  Delia  okupowała  szafę,  narzucając  innym  swój  gust 

muzyczny  -  Chyba  tak.  Andrew  mówił  o  niej  po  prostu  Rachel.  Za  każdym  razem,  gdy 

wypowiadał  jej  imię,  miał  durnowaty  wyraz  twarzy.  -  Powiesiłem  nasze  kurtki  na  wieszaku 

obok sąsiedniego stolika, a potem ciężko usiadłem na krześle. Miałem za sobą trudny dzień. 

- Bardzo interesujące. Wydawało mi się, że Rachel nie figuruje na liście Andrew. 

Delia otworzyła menu, a ja wykręciłem szyję, żeby móc je czytać do góry nogami. 

- Ale najwyraźniej wpadła mu w oko. 

- Zastanawiam się, czy on jej także - powiedziała Delia, popychając jadłospis w moją 

stronę. - Weźmiemy nachos do spółki? 

- Marzę o nachos od czasu lunchu z sałatką z tuńczyka - odparłem. - Nie wyglądają na 

dobraną parę, ale miłość nie pyta. 

- Z nami też tak było  - zgodziła się Delia.  Złożyła zamówienie u kelnerki. Następnie 

pochyliła się, żeby wsunąć dolara do szafy grającej. 

- To  prawda.  Jeszcze  trzy  miesiące  temu  nie  mieliśmy  pojęcia,  że  się  zakochamy.  I 

background image

stało  się.  -  Uśmiechnąłem  się  do  Delii,  a  ona  do  mnie.  Kelnerka  przyniosła  nachos  prawie 

natychmiast. Składają się one  głównie z kupnych chipsów, oblanych topionym serem. Obok 

nich  piętrzył  się  stosik  małych  papryczek.  Krótko  mówiąc,  nachos  u  Winsteada  były  moim 

ulubionym daniem. Delia sięgnęła po rozmoczonego chipsa i wepchnęła do ust w całości. 

- Wiesz, Cain, muszę ci się do czegoś przyznać. 

- Do czego? 

- Jestem  naprawdę  zadowolona,  że  namówiłeś  mnie  na  ten  głupi  zakład.  Nie  wiem, 

czy  wysyłałabym  do  Jamesa  miłosne  sygnały,  gdyby  nad  moja  głową  nie  zawisła  groźba 

utlenionych włosów. 

- Cieszę się z twojej nowej roli zakochanej dziewczyny, ale nadal uważam, że James 

jest ofiarą losu. - Zjadłem nachos, rozkoszując się smakiem topionego sera. 

- Mówisz tak tylko dlatego, że chcesz wygrać zakład. Nie satysfakcjonuje cię remis? 

Wiedziałem,  że  Delia  nie  przyjmie  mojej  rady,  ale  nie  mogłem  się  powstrzymać  od 

wygłoszenia opinii. Taką już mam naturę. 

- Nie mówię tego, żeby wygrać zakład. Mówię to, co myślę. 

- A jeśli ja powiem, że  Rebeka nie jest wystarczająco dobra dla  ciebie? - Zaczęła się 

jedna z wybranych melodii i Delia kołysała się w jej rytmie. 

- Odpowiem, żebyś pilnowała własnego nosa - odparłem. 

- Otóż to. 

- Więc mówisz mi, żebym pilnował własnego nosa? 

- Tak, Sherlocku. 

Pomachałem białą flagą z serwetki. 

- Masz rację. 

Delia skinęła głową. 

- Wiedziałam, że się ze mną zgodzisz. 

Delia odsunęła talerz z nachos i sięgnęła po szklankę z wodą, którą wychyliła jednym 

haustem. Patrząc na nią, musiałem się roześmiać. Delia była jedna na milion. 

Zjazd absolwentów wypadał w sobotę, 11 listopada. Dzień był zimny i słoneczny. W 

piątek po południu uporałem się z wszystkimi przygotowaniami. Mama pomogła mi wybrać 

bukiecik  z  czerwonych  róż  dla  Rebeki,  odebrałem  z  pralni  mój  jedyny  garnitur,  a  nawet 

umyłem samochód. Byłem gotowy. 

Ponieważ  Patrick  należał  do  drużyny  futbolowej,  a  Carrie  była  cheerleaderką,  ja  i 

Rebeka  mieliśmy  pojechać  po  nich  na  mecz  Raidersów.  Potem  wrócić  do  domu,  żeby  się 

przebrać,  a  około  ósmej  miałem  zabrać  wszystkich  moim  samochodem.  Nadal  nie  piałem  z 

background image

zachwytu,  że  będziemy  się  bawić  w  nudnawym  towarzystwie  Patricka  i  Carrie,  ale 

pogodziłem się z tą myślą. 

Gdy  przyjechaliśmy  na  mecz,  Rebeka  zaprowadziła  mnie  do  sektora  trybuny 

dokładnie naprzeciw cheerleaderek. 

- Usiądźmy tutaj - powiedziała. - Stąd będzie widać wszystkich naszych przyjaciół.  - 

Pomachała do Carrie, która w odpowiedzi potrząsnęła czerwonym pomponem. 

Kątem  oka  zauważyłem  Andrew.  Był  sam,  więc  przywołałem  go  gestem  dłoni.  Miał 

ż

ałosny  wyraz  twarzy,  co  było  do  niego  całkiem  niepodobne.  Rebeka  wstała  i  uściskała  go, 

zanim usiadł. 

- Jak leci, Andy? 

Andrew podrapał się w głowę i potarł rudawą szczecinę, porastającą jego policzki. 

- Prawdę mówiąc, bywało lepiej. 

Rebeka jakby nie usłyszała jego odpowiedzi. 

- Kogo zabierasz na tańce? Andrew pokręcił głową. 

- Nie idę - odparł. 

- Myślałem,  że  idziesz  z  Rachel  Hall  -  powiedziałem.  Od  dwóch  dni  zbierał  się  na 

odwagę i przysięgał, że ją zaprosi w piątek po lekcjach. 

- Uznałem,  że  to  będzie  obraźliwe.  Nie  można  zaprosić  dziewczyny  na  dzień  przed 

imprezą. Będzie wyglądało na to, ze myślę, że ona nie ma z kim pójść. 

- Rachel Hall? - spytała Rebeka, marszcząc nos. - Ta nijaka dziewczynina z biblioteki? 

Szturchnąłem Rebekę w żebra. Była piękna i inteligentna, ale dyplomacja nie należała do jej 

mocnych stron. 

- Uważam, że jest bardzo ładna - powiedziałem. Andrew wzruszył ramionami. 

- Może Rebeka ma rację. Co mam wspólnego z laską, która pracuje w bibliotece? 

- To nie jest dziewczyna dla ciebie - oświadczyła Rebeka stanowczym tonem. - Jestem 

pewna, że znajdziesz sobie kogoś o wiele atrakcyjniejszego. 

- Delia lubi Rachel - powiedziałem. - W zeszłym roku, razem chodziły  na angielski i 

cały  czas  rozmawiały  o  książkach.  -  Zerknąłem  na  Rebekę,  dając  jej  do  zrozumienia,  żeby 

dała spokój Andrew. Rachel była pierwszą dziewczyną, na której naprawdę mu zależało i me 

chciałem, żeby Rebeka wszystko popsuła. 

- To,  że  Delia  ją  lubi,  o  niczym  nie  świadczy.  Ona  nie  trzyma  dłoni  na  pulsie 

szkolnego  życia  -  powiedziała  Rebeka  słodkim  tonem,  ale  jej  słowa  przyprawiły  mnie  o 

mdłości. 

- Co  chcesz  przez  to  powiedzieć?  -  zapytałem,  nieomal  zapominając,  że  Andrew  jest 

background image

tuż obok. Całą moją uwagę pochłonęła Rebeka. 

- Uważam,  że  Delia  nie  ma  pojęcia,  kto  spośród  uczniów  ostatniej  klasy  cieszy  się 

popularnością. Ona jest miła, ale... - Rebeka zawiesiła głos. 

- Ale  co?  Deels  nie  ma  czasu,  bo  ma  do  roboty  coś  lepszego:  taniec,  pisanie, 

spotykanie się ze mną. 

Wiedziałem, że nie powinienem tego mówić, ale nie mogłem się powstrzymać. Krew 

uderzała  mi  do  głowy,  ilekroć  usłyszałem,  że  ktoś  źle  się  wyraża  o  Delii.  Mogłem  całymi 

godzinami rozprawiać, jak bardzo mnie wkurza, ale gdy ktoś inny ośmielał się ją krytykować, 

miałem ochotę coś rozwalić. 

- Wybacz,  Cain.  To  tylko  moja  opinia  -  powiedziała  Rebeka  urażonym  tonem,  a  ja 

natychmiast  zdałem  sobie  sprawę,  że  przesadziłem.  W  końcu  żyjemy  w  wolnym  kraju. 

Rebeka może mówić, co się jej podoba. A poza tym Delia nie potrzebowała adwokata. 

- Przepraszam - odezwałem się skruszony. - Myślę, że w przypadku Byrne zachowuję 

się jak starszy brat. Andrew wie, o co mi chodzi, prawda? 

Spojrzałem  w  jego  stronę,  spodziewając  się,  że  rozładuje  sytuację  jakimś  żartem. 

Niestety, już go nie było. Zobaczyłem jego plecy w czarnej skórzanej kurtce, gdy zmierzał w 

stronę kiosku. 

- Nie  szkodzi  -  powiedziała  Rebeka,  kładąc  mi  dłoń  na  kolanie.  -  Myślę,  że  jest 

mnóstwo  znacznie  zabawniejszych  tematów  niż  rozmowa  o  Delii.  Skinąłem  głową  w 

milczeniu i objąłem Rebekę. 

- Masz racje. Pomówmy o nas. 

Podczas  gdy  Rebeka  rozwodziła  się  na  temat  swojej  nowej  sukienki,  którą  włoży  na 

tańce, ja omiotłem wzrokiem trybuny. 

Na  prawo  od  nas,  o  kilka  rzędów  wyżej,  siedziała  Delia  z  Jamesem.  Byli  okryci 

wielkim kocem i nie było widać, czy ona i Goguś (tak nazywałem go w myśli) trzymają się za 

ręce. Nie, żeby mnie to obchodziło, ale po prostu byłem ciekawy. 

Za Jamesem i Delia siedziała Ellen Frazier. Jestem pewien, że facet obok niej był tym, 

z  którym  miała  pójść  na  tańce,  ale  dzieliła  ich  odległość  co  najmniej  metra.  Ellen  miała 

pogardliwy wyraz twarzy, a ja nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Delia po wiedziała 

mi o jej cudownym biustonoszu. Zmrużyłem oczy, by mu się lepiej przyjrzeć. Według mnie 

wyglądała  tak  samo  jak  zawsze.  Ale  miała  na  sobie  gruby  sweter.  Postanowiłem  sprawdzić 

podczas tańców. 

Mój  wzrok  powędrował  ku  Delii.  Koniecznie  chciałem  wiedzieć,  co  dzieje  się  pod 

kocem. Właśnie wtedy spojrzała na mnie. Otworzyła szeroko oczy, a potem odwróciła głowę. 

background image

Poczułem, że się rumienię. Czyżby sobie pomyślała. że sie na nią gapię? 

- Mój  tata  powiedział,  że  mogę  wrócić  o  dwie  godziny  później  niż  zwykle  dotarł  do 

mnie głos Rebeki. - Wspaniale, no nie? 

Przysunąłem się do niej i uściskałem mocno. 

- Wspaniale. Po prostu świetnie. 

- Wiem  -  Zwłaszcza  że  jedna  z  gwiazd  drużyny  koszykówki  robi  imprezę  u  siebie. 

Tylko za zaproszeniami, ale jestem przekonana, że będziemy na jego liście. 

Jęknąłem  bezgłośnie,  znowu  zwracając  głowę  w  stronę  Delii.  Nasze  spojrzenia 

spotkały się na chwilę i zobaczyłem, że się wzdrygnęła. Koc zsunął się z jej kolan i w końcu 

zobaczyłem, że ona i Goguś rzeczywiście trzymają się za ręce. 

Zamknąłem  oczy,  zastanawiając  się,  czy  ona,  podobnie  jak  ja,  uważa,  że  prawdziwa 

miłość nie jest wcale łatwa. Chyba jednak nie. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

DELIA 

Czy zauważyliście, że zabawy w liceum mają temat przewodni? Nie jest to po prostu 

impreza  w  sali  gimnastycznej  z  bajeranckim  oświetleniem,  zespołem  i  ponczem.  Istnieje 

niepisane prawo, nakazujące uczniom dostosowanie się do zachcianek specjalnego komitetu, 

zajmującego się dekoracjami. Na tegoroczny zjazd absolwentów komitet wybrał „Wieczór w 

Paryżu”. 

Muszę przyznać, że sala gimnastyczna liceum im. Jeffersona wyglądała nawet ładnie. 

Na  ścianach  i  suficie  umocowano  sznury  białych  lampek.  Ustawiono  rzędy  maleńkich 

stolików, wokół których stały krzesełka z kutego żelaza. Na każdym stole płonęła świeczka. 

Na  ścianach  wisiały  ogromne,  wykonane  przez  uczniów  malowidła,  przedstawiające  słynne 

widoki Paryża. A pod tablicą z koszem, wznosiła się wieża Eiffla z papier - mache. Nie był to 

może  Paryż  jak  żywy,  ale  rzeczywiście  komitet  się  postarał.  Powieszenie  tych  wszystkich 

lampek musiało im zająć wiele godzin. 

Przyjechaliśmy z Jamesem przed czasem, ponieważ chłopcy z Fal Radiowych musieli 

rozstawić instrumenty i sprzęt nagłaśniający. Wkrótce zespół był gotowy, chociaż brakowało 

jeszcze  wiele  osób.  Patrzyłam  na  śpiewającego  Jamesa  i  na  dziewczyny,  przyglądające  się 

ś

piewającemu  Jamesowi.  Uwielbiałam  ten  ich  napięty  wyraz  twarzy;  ich  maślane  oczy 

przypominały mi moje własne. 

- Jak ci się podoba wesoły Paryż? - spytała Ellen. 

Ucieszyłam  się  na  jej  widok.  Chociaż  James  na  scenie  prezentował  się  doskonale, 

doskwierała mi samotność. 

- Piękny widok, ale gdzie jest Sekwana? 

Ellen się roześmiała. - Jeżeli rozleje się wystarczająco dużo ponczu, przez środek sali 

gimnastycznej popłynie rzeka. 

- A gdzie jest Sam? 

Parą  Ellen  był  kolega  Jamesa,  Sam.  Przyjechali  do  szkoły  razem  z  nami,  ale  Sam 

zniknął z pola widzenia. 

- Jest na parkingu z kilkoma kumplami. Myślę, że nie nadaje się na księcia z bajki. 

- Ale ty wyglądasz pięknie. Może powinnaś się rozejrzeć za kimś odpowiedniejszym. 

Ellen  rzeczywiście  prezentowała  się  fantastycznie.  Muszę  dodać,  że  wróciłyśmy  do 

sklepu  i  zdecydowałyśmy  się  na  sukienki,  które  zwróciłyśmy  po  przymierzeniu.  Ellen  była 

background image

prawdziwą królową balu, chociaż nie byłam przekonana, czy rzeczywiście konieczny jest ten 

cudowny biustonosz. 

- Poznałam  już  pewnego  chłopaka.  O,  stoi  sam  niedaleko  wieży  Eiffla.  Myślę,  że  do 

niego podejdę. Piękne widoki są jeszcze piękniejsze, gdy się je ogląda w miłym towarzystwie. 

Gdy Ellen odeszła, zlękłam się, że będę podpierać ścianę. Sala gimnastyczna zapełniła 

się, a ja tkwiłam samotnie. Byłam znudzona i poirytowana. Fale Radiowe miały występować 

do końca wieczoru, a wszyscy znajomi chłopcy tańczyli na parkiecie. 

Nowe  czółenka  piły  mnie  w  pięty,  więc  postanowiłam  zająć  miejsce  przy  jednym  ze 

stolików.  Z  dogodnego  punktu  obserwacyjnego,  siedząc  na  krzesełku,  zobaczyłam,  że  Cain 

przyszedł  na  zabawę  z  Rebeka,  Patrickiem  Mayorem  i  Carrie  Starks.  Zawsze  wyczuwałam 

obecność  Caina.  W  ciągu  minionych  lat  rozwinęło  się  u  mnie  coś  w  rodzaju  radaru,  który 

informował  mnie  o  miejscu  jego  pobytu.  Czasami  nawet  odczuwałam  z  nim  łączność 

telepatyczną, o jakiej w telewizji opowiadają bliźnięta. 

Zobaczywszy,  że  Cain  i  Rebeka  kierują  się  na  parkiet,  oparłam  głowę  o  ścianę  i 

zamknęłam oczy. Miałam za sobą długi dzień i wiele godzin do końca zabawy. 

Nagle  usłyszałam  głos  Jamesa,  mówiącego  do  mikrofonu  i  uniosłam  powieki.  - 

Chciałbym zadedykować tę piosenkę Delii Byrne - powiedział niskim, gardłowym głosem. - 

Jest moją brązowooką dziewczyną. 

Wszystkie  spojrzenia  natychmiast  skupiły  się  na  mnie.  Wstałam  i  pomachałam 

Jamesowi,  czując,  że  się  rumienię.  Byłam  pewna,  że  mój  puls  bije  dwa  razy  szybciej  niż 

zwykle. Nigdy przedtem nie dedykowano mi piosenki. Pomysł był niesłychanie romantyczny. 

Patrząc na uśmiechniętą twarz Jamesa, poczułam dreszcz podniecenia. Fale Radiowe zaczęły 

grać własną wersję „Dziewczyny o brązowych oczach” Vana Morrisona. Rytm był powolny i 

duszny. W sam raz na „Wieczór w Paryżu”. 

Chociaż  słuchałam  piosenki,  którą  wykonywano  specjalnie  dla  mnie,  byłam 

przygnębiona,  bo  ani  razu  nie  zatańczyłam  i  do  końca  wieczoru  miałam  przyglądać  się 

zabawie innych. 

- Czy mogę panią prosić do tańca, madame? 

Odwróciłam  się.  Obok  mnie  stał  Cain.  Jego  niebieskie  oczy  lśniły.  W  granatowym 

garniturze  i  w  krawacie  w  turecki  wzór  prezentował  się  bardzo  elegancko  i  wytwornie. 

Zupełnie jak model z okładki. 

- Zatańczę  z  przyjemnością,  proszę  pana  -  odparłam  i  wtuliłam  się  w  jego  rozwarte 

ramiona. 

Cain rozejrzał się po parkiecie i uznałam, że wypatruje Rebeki. Myliłam się. 

background image

- A więc Andrew nie przyszedł. 

- Rachel Hall także się nie pokazała. Szukałam jej. 

Cain pokręcił głową. 

- Szkoda. Pewnie każde z nich siedzi teraz samotnie w domu. 

- Dobrze, że to nie my. 

Cain przyciągnął mnie trochę bliżej. 

- Dzięki Bogu - odparł. Zamilkliśmy. 

Cain  i  ja  często  tańczyliśmy  razem.  Ukończył  wszystkie  szkolne  kursy  tańca,  a  ja 

tylko  kilka  z  nich,  przy  czym  zazwyczaj,  zaraz  po  przyjściu  na  lekcję,  starałam  się  pozbyć 

partnera i dać nogę. Jak wspominałam, nigdy nie miałam szczęścia w miłości. 

- Świetnie wyglądasz, Deels - powiedział Cain, patrząc mi w oczy. Przesunęliśmy się 

na środek parkietu i zdawałam sobie sprawę, że Cain mocno mnie obejmuje. Ale nie z wyboru 

- tańczyliśmy wolny kawałek, więc musiał mnie trzymać blisko siebie. 

- Naprawdę  tak  uważasz?  -  spytałam.  Cain  nigdy  nie  prawił  mi  komplementów, 

woleliśmy się czule przekomarzać. - Tak. 

- Dzięki. Dlaczego jesteś taki miły? To denerwujące. 

W tle rozbrzmiewał bardzo męski głos Jamesa, ale moją uwagę pochłaniał Cain. 

- Jestem miły? - roześmiał się. - Niemożliwe. - Obrócił mnie, a potem przygiął niemal 

do podłogi. 

Wyraz powagi całkowicie zniknął z jego twarzy. 

- Uważasz, że ta sukienka jest wystarczają co obcisła? Wygląda tak, jakby ją zszyto na 

tobie. 

Takiego Caina dobrze znałam. 

- Tak?  Więc  teraz  ja  ci  coś  powiem.  Ile  tubek  brylantyny  zużyłeś?  -  spytałam, 

chichocząc. - Trzy? A może cztery? 

Wybuchnęliśmy  śmiechem.  A  gdy  James  przyspieszył  rytm  piosenki,  zaczęłam 

prowadzić Caina w tańcu podobnym do tanga. Mknęliśmy po parkiecie, zmuszając inne pary; 

by się rozstępowały. 

Gdy muzyka ucichła, znajdowaliśmy się w przeciw ległym końcu sali gimnastycznej. 

Było tam znacznie ciemniej. Cain znów przyciągnął mnie bliżej, a ja zarzuciłam mu ręce na 

szyję. 

Nagle zabrakło mi tchu. Poczułam silne mięśnie karku Caina i mój puls przyspieszył 

do stu uderzeń na sekundę. 

Gdy  odchyliłam  głowę,  aby  spojrzeć  na  jego  twarz,  zobaczyłam  wargi  Caina  kilka 

background image

milimetrów  ponad  moimi.  Czas  się  zatrzymał,  nie  mogłam  oderwać  wzroku  od  jego  oczu. 

Pewnie widzą to inne dziewczyny, pomyślałam. Oto Cain, jakiego nie znałam. 

Zbliżyłam  głowę  do  jego  głowy  i  zamknęłam  powoli  oczy.  Dziwnie  się  czułam,  ale 

nie mogłam się powstrzymać. 

- Odbijany! - usłyszałam piskliwy głos nad uchem. 

- Rebeka!  -  powiedział  Cain,  gwałtownie  odsuwając  się  ode  mnie.  -  Właśnie 

zamierzałem cię szukać. 

- A więc jestem - stwierdziła, zupełnie mnie lekceważąc. 

- A  więc  jesteś  -  powiedziałam,  odsuwając  się  jeszcze  dalej  od  Caina.  -  Na  razie, 

Parson. 

Przepchnęłam  się  przez  tłum  par  i  ruszyłam  na  poszukiwanie  Ellen.  Potrzebowałam 

cynicznego komentarza na temat głupoty szkolnych zabaw. 

Gdy  znalazłam  się  na  środku  sali  gimnastycznej,  obejrzałam  się,  żeby  zerknąć  na 

Caina. Patrzył na mnie, ale znajdował się zbyt daleko, bym mogła odczytać wyraz jego oczu. 

Zabrakło mi tchu i poczułam się jak sparaliżowana. 

W  tej  samej  chwili  Rebeka  przyciągnęła  głowę  Caina,  aby  go  pocałować,  i  czar 

prysnął.  Nie  byłam  pewna,  co  zaszło  pomiędzy  mną  a  Cainem,  ale  łudziłam  się  i  modliłam, 

ż

eby, cokolwiek to było, nie powtórzyło się nigdy więcej. 

- Podobało  się  -  powiedział  James  kilka  godzin  później.  -  Moje  miłosne  piosenki 

zawsze się podobają. 

Była  niemal  pierwsza  w  nocy.  Przed  godziną  zatelefonowałam  do  mamy,  by  jej 

powiedzieć,  że  wrócę  później  niż  zwykle.  Zabawa  się  skończyła,  ale  James  i  Fale  Radiowe 

musieli zostać dłużej i spakować sprzęt. 

- Byliście  świetni  -  pochwaliłam,  chowając  do  płóciennej  torby  kłąb  przedłużaczy.  - 

Ludzie was uwielbiają. 

- Cóż  mogę  odpowiedzieć?  Mam  rock  and  rolla  we  krwi.  -  James  chwycił  gitarę  i 

przysiadł na jednym z krzesełek. Zagrał dwunastotaktowy rytm, nucąc pod nosem. 

- Co  jeszcze  mogę  zrobić?  -  zapytałam,  rozglądając  się  po  pustej  estradzie.  Byłam 

wykończona, a jutro miałam wcześnie wstać i pilnować Niny. James chwycił mnie za rękę i 

pociągnął na krzeseł ko obok siebie. 

- Oto  blues  „Nie  chcę  odwozić  Delii  do  domu”  -  zaśpiewał  przy  akompaniamencie 

gitary. Roześmiałam się. 

- Daj  spokój,  Micku  Jaggerze.  Jeśli  zaraz  nie  wrócę  do  domu,  mój  tata  naśle  na  nas 

Gwardię Narodową. 

background image

Gdy  zajechaliśmy  przed  mój  dom,  nad  gankiem  świeciło  się  światło.  Poprzez  firanki 

dostrzegłam za rys sylwetki mamy, która siedziała na kanapie czekając na mnie. 

James wyłączył silnik i zgasił światła. Odwrócił się do mnie i położył dłonie na moich 

biodrach.  Przyciągnął  mnie  do  siebie  i  pocałował  mocniej  niż  zwykle.  W  mroku  nocy 

poczułam  się  jak  owinięta  w  ciepły  kokon.  Zapomniałam  o  minionym  meczu,  zabawie  i  o 

czekającej na mnie matce. Istniały tylko nasze usta, ręce i ciche oddechy. 

Po plecach przebiegły mi ciarki i każdy mój nerw dygotał z podniecenia. 

- Cain - wyszeptałam, czując miękkie włosy pod palcami. 

Zaraz  potem  otworzyłam  oczy,  nie  wierząc  w  to,  co  przed  chwilą  wyszeptałam. 

Przerażona,  zdałam  sobie  sprawę,  że  nazwałam  Jamesa  Cainem.  Jak  mogłam?  I  czy  on  to 

usłyszał? 

Odsunęłam  się  i  spojrzałam  na  Jamesa.  A  wtedy  on  przytulił  mnie  mocniej. 

Najwyraźniej  nie  usłyszał,  że  wypowiedziałam  imię  Caina.  Odczułam  wielką  ulgę,  ale  nie 

mogłam  się  skupić  na  pocałunkach  Jamesa.  W  mojej  głowie  rozbrzmiewało  imię  Caina, 

Dlaczego je wypowiedziałam? Co się ze mną dzieje? Lekko potrząsnęłam głową, starając się 

pozbierać  myśli.  Wmawiałam  sobie,  że  wypowiedzenie  imienia  Caina  nic  nie  znaczy. 

Niedawno go widziałam, więc utkwił mi w głowie. Przecież jestem zachwycona że tak dobrze 

układa mi się z Jamesem. 

- Mógłbym  cię  całować  bez  końca  -  powiedział  James,  czule  ujmując  w  dłonie  moją 

twarz. 

- Kocham  cię  -  wyszeptałam,  wtulając  twarz  w  jego  ramię.  Nigdy  przedtem  nie 

wypowiedziałam tych słów do chłopaka (z wyjątkiem Caina, ale to było co innego), i zawsze 

wyobrażałam sobie, że gdy ta chwila w końcu nadejdzie, rozdzwonią się dzwony, a na niebie 

rozbłysną  fajerwerki.  Nic  takiego  się  nie  stało,  ale  pomyślałam,  że  oczekuję  zbyt  wiele.  W 

tym  momencie  byłam  pewna,  że  dałam  wyraz  prawdziwym  uczuciom.  James  Sutton  jest 

moim przeznaczeniem. I kropka. 

Dopiero gdy zgasiłam lampkę na nocnym stoliku, zdałam sobie sprawę, że James nie 

zrewanżował mi się tymi samymi słowami. Byłam pewna, że to uczyni. Wkrótce. 

- Przetańczyłaś  całą  noc?  -  zapytała  mnie  Nina,  wyciągając  pudełko  lodów  z 

zamrażalnika. 

Przygotowałam dwa talerzyki i dwie łyżeczki. - Nie. James grał z zespołem, więc nie 

miałam z kim tańczyć. Nina głośno westchnęła. 

- Taniec jest taki romantyczny. Tak bardzo chciałabym pójść na zabawę. 

W ciągu ostatnich kilku miesięcy Nina zaczęła się interesować chłopcami i randkami. 

background image

Zadawał mi mnóstwo pytań dotyczących Caina i  Jamesa, chcąc zrozumieć, jaka jest różnica 

pomiędzy chłopcem, z którym się spotykam, a chłopcem, z którym się przyjaźnię. 

Gdy  dotarłam  do  jej  domu,  podskakiwała,  nie  mogąc  się  doczekać  opowieści  o 

zabawie. Czułam się jak stara, zgorzkniała kobieta, patrząc na jej uszczęśliwioną twarzyczkę. 

- Jeszcze  się  wytańczysz.  Jestem  przekonana,  że  wszyscy  chłopcy  z  twojej  klasy  na 

wyścigi będą cię zapraszali na zabawę. 

Wyłożyłam porcje lodów na miseczki i jedną z nich podsunęłam Ninie. 

- Czy Cain był na zabawie? - Odkąd dziewczynki z jej klasy zaczęły  się interesować 

chłopcami, Nina jeszcze bardziej zwariowała na punkcie Caina. 

- Tak. Przyszedł ze swoją dziewczyną, Rebeką. Nina zmarszczyła brwi. Nie podobało 

jej się, że Cain spotyka się z dziewczyną, której nigdy nie widziała. 

- Zatańczyłaś z nim chociaż? 

- Tak. Raz. - Miałam nadzieję, że Nina nie zauważyła moich rumieńców. Czułam, że 

na samo wspomnienie napięcia, które zaistniało między mną a Cainem, gdy tańczyliśmy przy 

„Dziewczynie  o  brązowych  włosach”,  moja  twarz  purpurowieje.  Nie  chciałam  o  tym 

rozmawiać z Niną. 

- Jak myślisz, czy Cain zechce mnie zabrać na tańce? Roześmiałam się. 

- A nie jest dla ciebie trochę za stary? Nina wzruszyła ramionami. 

- Jak  na  swój  wiek  jestem  dojrzała.  Wpakowałam  do  ust  pełną  łyżeczkę  lodów.  - 

Wstawię się za tobą - obiecałam z uśmiechem. Przez chwilę Nina jadła w milczeniu, a potem 

spojrzała na mnie z poważnym wyrazem twarzy. 

- Czy ty i Cain pobierzecie się kiedyś? Omal się nie zadławiłam. 

- Nie!  -  Nina  i  ja  setki  razy  rozmawiałyśmy  o  tym,  że  z  Cainem  łączy  mnie  tylko 

przyjaźń, ale ona nie chciała przyjąć do wiadomości, że nie jest on moim ideałem mężczyzny. 

Nina spojrzała na mnie w zamyśleniu. 

- A  ja  uważam,  że  powinnaś  zostać  jego  żoną.  Będę  twoją  druhną.  Wiedziałam  z 

doświadczania,  że  sprzeczanie  się  z  Niną  nie  ma  sensu,  więc  tylko  pokręciłam  głową. 

Dziewczynki w jej wieku muszą się wiele nauczyć o miłości. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

CAIN 

Ja  i  Rebeka  wygrzewaliśmy  się  w  promieniach  słoń  ca,  leżąc  na  kocu  nad  Stawem 

Hazardzisty. Spoglądałem na wodę, rozmyślając o tym, jak dobrze być młodym i zakochanym. 

Odwróciłem głowę, słysząc perlisty śmiech dziewczyny. Lecz to nie Rebeka się śmiała. 

To była Delia. Osłaniała oczy przed słońcem. Jej umięśnione, opalone na brąz nogi leżały na 

kocu obok mnie. 

Nie zastanawiając się nad tym, skąd się tam wzięła, położyłem głowę na jej kolanach. 

Uśmiechnąłem  się,  spoglądając  w  jej  błyszczące  oczy.  Delia  pochyliła  się  powoli  i  musnęła 

wargami moje ucho. A potem przybliżyła wargi do moich ust, a ja wsunąłem palce w jej gęste 

czarne  włosy.  Usiadłem  i  całowaliśmy  się,  przywierając  do  siebie  tak  mocno,  jakbyśmy  byli 

dwiema połówkami całości... 

Nagle  się  obudziłem.  Serce  waliło  mi  jak  młotem,  a  na  skronie  wystąpiły  kropelki 

potu. Co się ze mną działo? 

Oczywiście  Delia  śniła  mi  się  wiele  razy.  Każdy,  kogo  znałem,  od  czasu  do  czasu, 

pojawiał  się  w  moich  snach.  Ale  nigdy  się  nie  całowaliśmy!  Poczułem  się  tak,  jakby  ktoś 

wymierzył  mi  policzek.  Powinienem  przecież  fantazjować  o  Rebece!  To  ona  jest  moją 

dziewczyną  i  w  niej  jestem  zakochany.  Ale  pocałunek  z  Delią  był  taki  realny,  że  wciąż 

czułem go na wargach. 

Zegarek przy łóżku wskazywał kwadrans po południu. Zawstydzony, że tak zaspałem, 

powlokłem się do łazienki, żeby wymyć zęby i pozbyć się myśli na temat Delii. 

Każdy wie, że nie można serio traktować snów. Chociaż przyśniło mi się, że całuję się 

z  Delią,  nie  oznacza  to,  że  chcę  się  z  nią  całować.  Poprzedniego  wieczoru  przydarzyła  nam 

się romantyczna chwila podczas tańca i stąd ten sen. 

Oblałem  twarz  lodowatą  wodą  i  zadecydowałem,  że  najlepiej  będzie,  jak  pójdę 

porzucać  piłką  do  kosza.  Potrzebowałem  ruchu.  Sen  o  Delii  nie  ma  znaczenia.  - 

Najmniejszego - powiedziałem do mego odbicia w lustrze. - Znaczy tyle, co nic. Zero. 

- Jak  było  na  tańcach,  Parson?  -  zagadnął  mnie  Andrew  w  poniedziałek  rano. 

Siedzieliśmy  w  bibliotece,  męcząc  się  nad  referatem.  Tematem  były  egipskie  piramidy.  Ja 

opracowywałem  tło  historyczne,  a  Andrew  zbierał  dane  na  temat  samych  piramid  i  grobów, 

które się w nich mieściły. 

- Zespół był do bani, ale i tak dobrze się bawiłem - odparłem. 

background image

Andrew uniósł brwi. 

- Dziwne. Słyszałem, jak grają Fale Radiowe, i uważam, że to zupełnie dobry zespół. 

- Są gusta i guściki - odpowiedziałem, wzruszając ramionami, i otworzyłem książkę. - 

Nawiasem mówiąc, Rachel nie przyszła. 

Zgodnie  z  moimi  przewidywaniami  Andrew  natychmiast  zapomniał  o  Jamesie 

Suttonie  i  jego  głupim  zespole.  Spojrzał  na  biurko  bibliotekarki  i  jak  na  zawołanie  Rachel 

Hall weszła do środka i usiadła przy komputerze. Zobaczyłem, że spojrzała w naszą stronę i 

szybko odwróciła wzrok. 

Andrew odsunął krzesło. 

- Właśnie mi się przypomniało, że muszę oddać książkę. Zaraz wracam. 

Odchyliłem  się  na  poręcz  krzesła,  by  popatrzeć  jak  Andrew  zabiera  się  do  rzeczy. 

Chciałem,  żeby  umówił  się  z  Rachel  i  przestał  się  zadręczać.  Andrew  podał  jej  książkę,  a 

potem  sterczał  tam  jeszcze  z  minutę,  wykręcając  sobie  palce.  Wymienił  z  nią  kilka  zdań  i 

powlókł się do naszego stołu. 

- Jak poszło? - zapytałem, grzmocąc go w plecy. 

- Beznadziejnie.  Czuję  się  przy  niej  jak  idiota.  -  Ukrył  twarz  w  dłoniach,  ale 

zauważyłem, że zerka pomiędzy palcami w kierunku Rachel. 

Przestałem  się  przejmować  problemami  Andrew  i  wróciłem  do  książki  Referat  miał 

być gotowy za tydzień, a ja musiałem się wiele nauczyć o faraonach. 

- Jestem  tu  krócej  niż  semestr,  a  już  zaprzyjaźniłam  się  z  wszystkimi,  którzy  coś 

znaczą  -  oświadczyła  Rebeka  w  środę  po  południu.  Siedzieliśmy  w  moim  samochodzie, 

całując się od dobrego kwadransa. 

Jak zawsze, gdy Rebeka chwaliła się swoją popularnością, poczułem niemiły skurcz w 

ż

ołądku. Na początku myślałem, że chce poznać nowych ludzi. Ale ona miała jakąś obsesję. 

Widziałem nawet, że bywa niegrzeczna dla uczniów, którzy nie wydają jej się wystarczająco 

atrakcyjni. 

- To  wspaniale  -  powiedziałem  bezbarwnym  tonem  -  Teraz  masz  wszystko,  czego 

pragniesz. 

Rebeka skwapliwie skinęła głową. 

- Tak, i zawdzięczam to tobie. - Odrzuciła długie włosy na ramię i rzuciła mi zalotne 

spojrzenie. 

- Dziękuję Bogu, że cię znalazłam. 

- Co masz na myśli? 

- Wszyscy cię lubią, więc automatycznie polubili i mnie. Jesteś moim aniołem. 

background image

Od  kilku  tygodni  utwierdzałem  się  w  przekonaniu,  że  Rebeka  naprawdę  mnie  kocha 

i... że ja ją kocham. Ale wątpliwości, które starałem się zagłuszyć, znowu mnie opadły... 

Rebeka  wcale  nie  chciała  poznać  moich  przyjaciół.  Wyjątek  robiła  dla  cheerleaderek 

albo  sportowców.  Za  każdym  razem,  gdy  zapewniała  mnie,  jak  bardzo  mnie  kocha,  w 

następnym  zdaniu  mówiła  coś  o  popularności.  Traktowała  mnie  raczej  jak  zdobycz  niż  jak 

chłopaka. 

Jak  błyskawica  poraziła  mnie  myśl,  że  zakochałem  się  w  Rebece  na  siłę  po  to,  by 

wygrać zakład z Delią. Moje motywy wcale nie były czystsze od jej motywów, mimo że ona 

chciała przede wszystkim zostać kimś w szkole. 

- Uważam,  że  jesteśmy  najładniejszą  parą  w  całej  szkole  -  dobiegł  mnie  pełen 

ożywienia głos Rebeki. 

- A ty? Skinąłem głową w milczeniu, czując się tak, jakby mój świat rozpadł się. 

W  czwartkowy  wieczór  Delia  i  siedzieliśmy  w  gabinecie  w  jej  domu,  oglądając 

„Pamiętny  romans”.  Był  to  jeden  z  naszych  ulubionych  filmów  i  po  raz  pierwszy,  odkąd 

Rebeka nazwała mnie swoim „aniołem”, czułem się odprężony. 

Delia  w  milczeniu  wpatrywała  się  w  telewizor,  pogryzając  popcorn.  Chociaż  nie 

paliłem  się  do  tego,  by  Delia  naśmiewała  się  ze  mnie,  że  przegram  za  kład,  chciałem  z  nią 

porozmawiać  o  Rebece.  W  końcu  była  moją  najlepszą  przyjaciółką  i  wiedziała  o  kobietach 

znacznie więcej niż ja. 

- Wiesz,  co,  Deels.  Uważam,  że  Rebeka  jest  typem  karierowiczki  -  powiedziałem, 

sięgając po prażoną kukurydzę. 

- Nie żartuj - odparła Delia z westchnieniem. 

- Chyba nie jestem w niej aż tak zakochany, jak mi się wydawało. 

- Hm - mruknęła Delia z roztargnieniem. 

- Deels, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytałem, dając jej kuksańca. 

- Myślisz,  że  James  wciąż  może  kochać  Tanyę?  -  spytała,  zamiast  odpowiedzieć  na 

moje pytanie. 

- Delio, powiedziałem ci, że chyba nie jestem zakochany w Rebece. 

Odsunęła popcorn i spojrzała na mnie. 

- Chodzi  o  to,  że  pani  Heinsohn  wywołała  Jamesa,  żeby  odczytał  wiersz,  który  nam 

zadała. - Delia najwyraźniej nie interesowała się tym, co jej powiedziałem. - I co z tego? 

Zmarszczyła brwi. 

- To  był  wiersz  miłosny.  -  Daruj  mi  szczegóły.  -  Nie  byłem  w  nastroju  do 

odsłuchiwania opowieści na temat poezji Jamesa Gogusia. 

background image

- Ten wiersz nie był o mnie. 

- Co? - Musiałem przyznać, że pobudziła moją ciekawość. - Było w nim o rozłące i o 

,,okrutnym dystansie”, jak to ujął. - Delia przygryzła wargę, kręcąc głową. 

- I? - Czułem, że do czegoś zmierza. 

- Myślę,  że  napisał  ten  wiersz  dla  Tanyi,  co  oznacza  że  wcale  nie  jest  we  mnie 

zakochany. - Przysiągłbym, że spostrzegłem łzy w jej oczach. 

- Ten facet to kanalia. Szybko się wycofaj, póki wciąż jest zakochany w Tanyi. 

Nagle  zdałem  sobie  sprawę,  że  jeśli  Delia  zerwie  z  Jamesem,  a  ja  zerwę  z  Rebeką, 

będzie  po  równo.  Kto  wie?  Może  zdążę  się  zakochać  przed  studniówką?  Wszystko  jest 

możliwe. 

- James  nie  jest  kanalią!  -  wrzasnęła  Delia.  -  Jeśli  powiesz  to  jeszcze  raz,  ukręcę  ci 

głowę. Lepiej się zamknij! 

Zaczynałem  mieć  dosyć  Delii.  Przed  chwilą  powiedziała  mi,  że  James  wciąż  kocha 

swoją byłą. A teraz złości się, że nazwałem go kanalią. Przecież na to zasłużył, no nie? 

- Dobra. Więc co mam ci powiedzieć? 

Delia rzuciła się na oparcie kanapy. 

- Tanya  wraca  do  domu  na  Święto  Dziękczynienia.  Jak  myślisz,  powinnam  się 

niepokoić? 

- Skoro  nie  życzysz  sobie,  żebym  nazywał  Jamesa  kanalią,  nie  mam  ci  nic  do 

powiedzenia - odparłem trochę zły. 

Delia zakryła twarz poduszką. 

- Mógłbyś sobie pójść, Cain? Chciałabym zostać sama. 

Wypadłem  z  jej  domu  bez  pożegnania.  Chciałem  z  Delią  poważnie  porozmawiać,  a 

ona przejmuje się tylko sobą i tym mięczakiem, którego nazywa swoim chłopakiem. 

Jadąc  do  domu,  ujrzałem  Rebekę  w  całkiem  nowym  świetle.  Ma  pewne  niedostatki, 

ale któż ich nie ma? Przynajmniej zawsze chętnie mnie widzi i ni gdy nie wyrzuciła mnie ze 

swojego domu. 

Zawróciłem wpół drogi. Teraz też na pewno ucieszy się na mój widok. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

DELIA 

Sobota, 19 listopada 

W trakcie nudnego popołudnia 

Jest okropny ziąb. Mój nastrój niewiele lepszy. Odkąd James odczytał na warsztatach 

swój  sławetny  utwór,  ja  i  Ellen  wciąż  od  nowa  analizujemy  jego  znaczenie.  Teraz,  gdy  nad 

moją  głową  zawisła  groźba  powrotu Tanyi  Reed,  stałam  się  bardzo  zaborcza  w  stosunku  do 

Jamesa. Nie lubię siebie w tej roli. 

Ostatnio  James  nie  wypowiada  jej  imienia,  a  ja  nie  wypytywałam  go  o  wiersz.  Nie 

chcę  się  upokarzać.  Muszę  wyznać,  ze  właśnie  obawa  przed  podobnymi  sytuacjami 

powstrzymywała  mnie  od  uczuciowego  zaangażowania.  Mam.  nadzieje,  że  wszystko  dobrze 

się skończy. 

W  środę  przed  Świętem  Dziękczynienia  lekcje  skończyły  się  w  południe  i  mamy 

wolne do poniedziałku. Po szkole zastałam Jamesa przy jego szafce, gdzie wystawał z kolegą 

z zespołu. Gdy pode - szłam, obydwaj zamilkli i odwrócili się, by na mnie spojrzeć. 

- Jutrzejszy wieczór jest wciąż aktualny? - zapytałam, obejmując Jamesa w pasie. 

- Za  nic  bym  z  niego  nie  zrezygnował  -  odparł  James,  całując  mnie  w  czoło.  W 

czarnych dżinsach i w koszuli w jaskrawą kratę wyglądał wprost nie wiarygodnie. 

- Do zobaczenia o ósmej - rzuciłam i czując się nieco lepiej, odeszłam korytarzem. 

Gdyby  James  miał  zamiar  spędzić  czas  z  Tanyą,  nie  przyjąłby  mego  zaproszenia  na 

ś

wiąteczną kolację. Ellem miała rację, twierdząc, te popadam w paranoję. 

W czwartkowy wieczór nakrywałyśmy do stołu przed tradycyjną świąteczną kolacją. 

- Cain  dzisiaj  nie  przyjdzie?  -  zapytała  moja  mama,  podając  mi  stertę  naszych 

lepszych talerzy. 

Pokręciłam  głową.  Cain  zwykle  przychodził  do  nas  na  wszystkie  ważniejsze  święta, 

ale w tym roku za rzuciliśmy tą tradycję. Od czasu zeszłotygodniowej kłótni, która, wybuchła 

podczas oglądania „Pamiętnego romansu”, nasza przyjaźń nie była jut taka sama jak dawniej. 

- Cain i James nie przepadają za sobą - wyjaśniłam, ustawiając talerze na stole w taki 

sposób, by zostało dużo miejsca na srebrne świeczniki, które mama wyjmowała na specjalne 

okazje. 

- Szkoda - powiedziała, - Babcia bardzo się cieszyła, że zobaczy Caina. Mówi, że on 

zawsze potrafi ją rozśmieszyć, dzięki czemu zapomina o artretyzmie. 

background image

Wzruszyłam ramionami. 

- Powinna się cieszyć, że pozna Jamesa. To on jest moim chłopakiem. 

- Nie jeż się tak, córeczko, Jestem pewna, że babcia i dziadek nie mogą się doczekać, 

kiedy poznają Jamesa. Napomknęłam tytko, że lubią Caina. 

- Może odwiedzi nas w święta Bożego Narodzenia, mamo. 

Gdy  zadzwonił  telefon,  poczułam  bolesny  skurcz  żołądka.  To  musiała  być  moja 

kobieca intuicja. Poszłam do kuchni i drżącą ręką podniosłam słuchawkę. 

- Halo? 

- Cześć, Delio - powiedział James, Jego glos brzmiał jak zwykle bardzo męsko. 

- Cześć,  James.  -  Odetchnęłam  głęboko.  Może  dzwoni,  żeby  zapytać,  czy  ma  coś 

przynieść. 

- Posłuchaj, nie będę mógł przyjść dziś wieczorem. 

- Szkoda - powiedziałam, starając się nie okazać, jak bardzo jestem rozczarowana. - A 

co się stało? Rodzice nie chcą cię puścić? 

Spojrzałam na mamę, która udawała, że nie słucha. 

- Tak, właśnie. Wiesz, jak to bywa. Przyjeżdżają dziadkowie i w ogóle. 

- No  tak.  Moi  dziadkowie  także  będą  na  kolacji.  -  Naciągnęłam  kabel,  ile  tylko  się 

dało, żeby znaleźć się poza zasięgiem słuchu mamy. 

- Mogę do ciebie zatelefonować w weekend? - zapytał. 

- Jasne.  -  Odłożyłam  słuchawkę,  zbierając  siły  przed  indagacjami  mamy. 

Spodziewałam  się,  że  wytknie  mi  przynajmniej  tyle,  że  Cain  nigdy  nie  odwołał  wizyty  w 

ostatniej chwili. 

Ale mama otworzyła wahadłowe drzwi jadalni i zawołała: 

- Kolacja gotowa! Przerwijcie grę! 

Usiadłam  na  moim  miejscu  i  nałożyłam  sobie  na  talerz  górę  pokrojonego  w  plastry 

indyka, który znajdował się na półmisku obok nakrycia taty. Ten biedny indyk był w niewiele 

lepszym stanie niż ja. Nagle straciłam apetyt. 

Gdy  rozległ  się  dzwonek,  zerwałam  się  od  stołu  i  pomknęłam  ku  drzwiom. 

Spodziewałam  się,  że  zobaczę  Jamesa,  może  nawet  z  bukietem  kwiatów  w  dłoni.  Zamiast 

niego ujrzałam Caina. Przyniósł dyniowe ciasto. Miał kurtkę przyprószoną śniegiem. 

- Specjalna dostawa dla rodziny Byrne - powiedział, wchodząc. 

Pod wpływem impulsu rzuciłam mu się na szyję. Jak mogłam zapomnieć, że na Caina 

mogę  liczyć  w  każdej  sytuacji?  Cain  potrafił  rozproszyć  mój  smutek  nawet  wtedy,  gdy 

postanowiłam pogrążyć się w rozpaczy. 

background image

- Wydawało  mi  się,  że  miałeś  zanieść  ciasto  twojej  mamy  do  domu  Rebeki  - 

powiedziałam. 

Cain rozpiął suwak i zdjął parkę. 

- Pojechali do Nowego Jorku odwiedzić przyjaciół. A poza tym chyba nie myślałaś, że 

zapomnę o naszej tradycji? - Pociągnął mnie za koński ogon i wszedł do jadalni. 

- Cain Parson! - wykrzyknęła babcia. - Czyżby padał śnieg? Cain podszedł do babci i 

ucałował ją w policzek. 

- Właśnie  zaczął,  pani  Byrne.  Matka  natura  musiała  się  zwiedzieć,  że  zawita  pani  do 

naszego miasta. 

Jak już wspominałam, Cain miał dar wprawiania ludzi w dobry nastrój. Bez względu 

na  to,  jak  kiepskie  były  jego  żarty,  babcia  śmiała  się  z  nich,  jakby  słuchała  samego 

Johnny'ego  Garsona.  -  Oj,  dzieciaki  -  powiedziała.  -  Tak  się  cieszę,  że  cię  tu  widzę.  Delia 

snuła się po domu smętna, jakby zgasł dla niej ostami promyk słońca. 

Cain  spojrzał  na  mnie  ponad  głowami  zebranych.  Uniósł  brwi.  Wzruszyłam 

ramionami. 

- Nie stój tak z deserem w ręce - wtrącił się mój tata. - Weź sobie talerz i siadaj. 

Cain  posłusznie  poszedł  do  kuchni,  a  ja  wróciłam  na  swoje  miejsce  przy  stole. 

Dyniowe ciasto wydało mi się doskonałym lekarstwem na moje zmartwienia. 

- Chodźmy się przejść po śniegu - zaproponował Cain godzinę później. 

Skończyliśmy  ciasto,  które  przyniósł  Cain,  oraz  wypieki  mojej  mamy  i  siedzieliśmy 

wszyscy  przy  kominku.  Dziadek  i  babcia  drzemali  w  fotelach,  a  tata  wyglądał  jak  ktoś,  kto 

także  zaraz  zaśnie.  Na  dworze  padał  gęsty  śnieg  i  nasz  trawnik  pokrył  się  warstwą  lśniącej 

bieli. 

- Idźcie koniecznie - powiedziała mama. - Do jutra zostanie z niego tylko ciapa. 

- Po  tych  wszystkich  ciastach  przyda  mi  się  trochę  ruchu  -  orzekłam,  zrzucając 

kraciasty pled, którym się przykryłam. 

Cain poszedł za mną do holu i przyniósł nasze parki. Podczas gdy się ubierałam, Cain 

pogrzebał  w  szafie,  gdzie  znalazł  koszyk  pełen  czapek,  szalików  rękawiczek  i  łapawic. 

Wybrał starą wełnianą czapkę w czerwone i zielone paski i nasadził mi ją na głowę. 

- Ejże, w tym nie wyjdę - zaprotestowałam. - Nie chcę z siebie robić pośmiewiska. 

- Jeśli ty wyjdziesz w tym, ja włożę to - powiedział i wyjął zza pleców rękę, w której 

trzymał  jaskrawo  pomarańczową  czapkę,  którą  mój  tata  kupił  na  swoje  jedyne  polowanie. 

Miała zwisające nauszniki i napis na daszku: Uwaga, jeleń! 

Zachichotałam, obwiązując sobie szyję starym szalikiem. 

background image

- Skoro tak, nie mogę odmówić! Lećmy wystraszyć sąsiadów! 

Cain  otworzył  drzwi  i  wypadliśmy  na  dwór,  wzniecając  spod  nóg  śniegową  zamieć. 

Na  ulicy  skręciliśmy  w  lewo.  Kilka  przecznic  od  mego  domu  znajdowała  się  prawie 

nieuczęszczana droga i wiedziałam, że do niej idziemy. 

Przez  chwilę  szliśmy  w  milczeniu.  Sypał,  gęsty  śnieg,  ale  ponieważ  nie  było  wiatru, 

czułam  się  przytulnie  w  mojej  puchówce.  Wystawiłam  język,  żeby  skosztować  świeżego 

ś

niegu. Cain dreptał zakosami, starając się zostawić jak najwięcej śladów. 

- Może  powinniśmy  zatelefonować  do  Andrew  -  powiedziałam,  żeby  przerwać 

milczenie. Cain wzruszył ramionami. 

- Pewnie  i  tak  by  nie  wyszedł.  Myślę,  że  w  tajemnicy  spędza  czas,  wpatrując  się  w 

zdjęcia Rachel Hall w rocznikach z ubiegłych lat. 

- Czemu jeszcze się z nią nie umówił? - spytałam, kopiąc kamień. 

- Twierdzi,  że  nie  chce  się  wiązać,  ale  na  mój  gust  obawia  się  odrzucenia.  Przedtem 

było mu wszystko jedno, czy dziewczyna zgodzi się z nim spotkać. 

Skinęłam głową. 

- Znam to uczucie. 

- Wolałabyś  teraz  być  z  Jamesem?  -  nagle  zapytał  Cain,  obchodząc  mnie  szerokim 

łukiem. 

Nie  od  razu  odpowiedziałam.  Przez  ostatnie  półtorej  godziny  zdążyłam  zupełnie 

zapomnieć  o  moim  rozczarowaniu.  Radowałam  się  śniegiem  i  świątecznym  nastrojem  w 

towarzystwie Caina. 

- Nie. Cieszę się, że jestem z tobą - odparłam wreszcie. - Czemu pytasz? Tęsknisz za 

Rebeką? 

Cain podniósł garść śniegu i ulepił z niego kulkę. 

- Nie, Rebeka nie nadaje się do obrzucania śniegiem! 

Cain  rzucił  we  mnie  śnieżką  i  roześmiał  się  głośno  w  ciemności  nocy.  Trafił  mnie 

prosto w twarz, a ja wrzasnęłam przenikliwie. Natychmiast uklękłam i nabrałam tyle śniegu, 

ile mogłam unieść. Dogoniłam Caina i zwaliłam całą stertę na jego plecy. 

Krzyknął, usiłując otrzepać kurtkę. 

- Traktuję to jako wypowiedzenie wojny! - zawołał. 

Dobiegliśmy  do  pustej  drogi,  gdzie  było  pełno  świeżego  śniegu.  Przez  kwadrans 

zachowywaliśmy  się  jak  kompletni  wariaci,  obrzucając  się  śniegiem  i  turlając  się  po  ziemi. 

Przez cały czas śmiałam się do rozpuku. 

Wreszcie  opadliśmy  z  sił.  Leżałam  na  ziemi  wykończona,  wpatrując  się  w  niebo  i 

background image

ciężko  dysząc.  Kiedy  zdałam  sobie  sprawę,  że  mam  przemoczone  spodnie  i  zziębnięte 

pośladki, powiedziałam: 

- Było fajnie, ale teraz musimy się rozgrzać gorącą czekoladą. 

- Ale  najpierw  odciśnijmy  orła  -  zaproponował  Cain.  -  Od  lat  tego  nie  robiłem.  - 

Położył się obok mnie na wznak i zaczął uklepywać śnieg rękami i nogami. 

- Za  mało  śniegu  -  zaoponowałam.  -  Potrzeba  co  najmniej  paru  centymetrów,  żeby 

zrobić porządne orły. 

Cain wpakował sobie do ust garść śniegu i głośno siorbnął. 

- No i co z tego? Liczy się pomysł. Z takim argumentem nie mogłam dyskutować więc 

wykonałam najlepszego orła, na jakiego po zwalały warunki atmosferyczne, i wstałam, żeby 

podziwiać rezultat. 

- Zupełnie nieźle - stwierdziłam. 

- Zaryzykowałbym, że bardzo dobrze - zgodził się Cain. - Czy mi się wydawało, czy 

ktoś wspomniał o gorącej czekoladzie, z naciskiem na określenie gorąca? 

Po chwili zadyszani staliśmy w mojej kuchni. Ściągaliśmy z siebie przemoczone buty, 

skarpetki  i  swetry.  Mokre  włosy  Caina  sterczały  na  wszystkie  strony,  a  jego  wargi  miały 

sinawy odcień. 

Wszyscy położyli się spać, więc na palcach poszłam do pralni i przyniosłam Cainowi 

dres  taty.  Potem  w  moim  pokoju  włożyłam  flanelową  piżamę.  Kiedy  z  gorącą  czekoladą 

zasiedliśmy  przed  dogasającym  kominkiem,  byliśmy  wysuszeni  i  rozgrzani.  Nagle  Cain 

westchnął. 

- Czemu tak ciężko wzdychasz? - zapytałam. 

- Sam nie wiem. Pomyślałem, że dzisiejszy wieczór jest bardzo romantyczny. 

Wpatrzyłam  się  w  kominek,  zastanawiając  się,  czy  James  siedzi  gdzieś  z  Tanyą, 

popijając  gorącą  czekoladę  i  opowiadając  jej,  jak  bardzo  za  nią  tęsknił.  Poczułam  ucisk  w 

gardle i z trudem przełknęłam ślinę. 

- Tak - odparłam. - Wiem, co masz na myśli. 

Kiedy  Cain  odwrócił  się  w  moją  stronę,  jego  oczy  były  niemal  czarne.  Przysunął  się 

bliżej  i  owinął  sobie  moje  włosy  wokół  wskazującego  palca.  Serce  zabiło  mi  szybciej  i 

poczułam to samo zakłopotanie, które ogarnęło mnie podczas tańca na zabawie. 

- Znasz tę piosenkę? - zapytał mnie cicho. 

Pokręciłam głową, nie mogąc oderwać od niego wzroku. 

- Jaką piosenkę? 

- Jeśli nie możesz być z tym, kogo kochasz... 

background image

- Pokochaj  tego,  z  kim  jesteś  -  dokończyłam.  Mój  wzrok  padł  na  czerwone  wargi 

Caina i zahipnotyzowała mnie ich bliskość. 

Cain położył dłoń na moim karku i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Zamknęłam 

oczy, pragnąc, by dotknął moich ust wargami. 

Gdy  mnie  pocałował,  poczułam  się  tak,  jakby  spłynęło  we  mnie  roztopione  żelazo. 

Bez  zastanowienia  chwyciłam  kurczowo  za  jego  bluzę,  nie  chcąc,  by  się  odsunął.  W  mojej 

głowie rozbłysły fajerwerki, które miałam nadzieję zobaczyć, gdy całował mnie James. Skóra 

na całym ciele płonęła, jakbym brała udział w reakcji rozszczepienia jądra atomowego. Świat 

zewnętrzny przestał istnieć i jedyną istotą oprócz mnie był Cain. 

Po chwili odsunął się ode mnie. 

Gdy  nasz  pocałunek  się  skończył,  poczułam  się  upokorzona.  Naprawdę  to  zrobiłam? 

Całowałam się z Cainem, moim najlepszym przyjacielem? 

- Rany,  nie  wiedziałem,  że  będzie  tak  gorąco  -  powiedział  Cain,  rozczesując  palcami 

włosy. 

Oszołomienie ustąpiło miejsca złości. 

- Dlaczego to zrobiłeś? - wysyczałam. 

- Ja? - zapytał. - Ty też tutaj byłaś. Zacisnęłam pięści. 

- To  był  twój  pomysł.  Nie  zaprzeczaj.  -  Starałam  się  mówić  cicho,  ale  chyba 

wrzeszczałam. 

Cain przeszył mnie gniewnym spojrzeniem. 

- Cóż, najwyraźniej był to zły pomysł - powie dział, waląc pięścią w kanapę. 

- Po prostu nie możesz znieść myśli, że jest w tym mieście dziewczyna, która nie ma 

ochoty z tobą chodzić. 

- Nie pochlebiaj sobie, Delio. To się już nigdy więcej nie zdarzy. 

- I bardzo dobrze! - zawołałam, krzyżując ramiona na piersi. 

- Pewnie,  że  dobrze!  -  odparł  Cain,  wstając.  -  Podziękuj  tacie  za  ubranie.  Oddam  je 

przy najbliższej okazji. 

- Nie musisz się nam odwdzięczać - powiedziałam, idąc do holu. 

- Nie  obawiaj  się.  Nie  będę.  -  Chwycił  wciąż  mokrą  kurtkę  i  włożył  ją  na  siebie.  -  I 

bardzo dobrze. - Otworzyłam drzwi, patrząc na Caina. Ręce mi dygotały. Czułam, że się zaraz 

rozpłaczę. 

- Pozdrów  babcię  i  dziadka  -  powiedział  Cain  i  wyszedł  w  śnieżną  noc,  a  ja 

zatrzasnęłam drzwi. Tym razem nie przejmowałam się, że mogę obudzić wszystkich w domu. 

To był najgorszy dzień w moim życiu. Chciałam się położyć i porządnie wypłakać. 

background image

Słuchając,  jak  Cain  uruchamia  samochód  i  odjeżdża,  poczułam  łzy  na  policzkach. 

Wpadłam do swego pokoju, szlochając rozdzierająco. Znowu narozrabiałam. 

- Dlaczego ja? - wyszeptałam w ciemności. - Dlaczego to się zdarzyło właśnie mnie? 

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY 

CAIN 

Gdy  w  piątek  rano  otworzyłem  oczy,  wiedział  że  coś  jest  nie  w  porządku. 

Potrzebowałem  dłuższej  chwili,  żeby  poskładać  razem  wszystkie  zdarzenia?  poprzedniego 

wieczoru. A potem przypomniało mi się, że całowałem się z Delią. 

Jęknąłem, waląc głową w ścianę przy łóżku. Jednym głupim pociągnięciem złamałem 

kardynalną  zasadę  platonicznej  przyjaźni.  Delia  mnie  znienawidziła  i  nic  mogłem  na  to 

poradzić. 

Odtwarzałem w pamięci tamtą scenę wciąż od nowa. Co mi strzeliło do głowy, żeby ją 

pocałować? Czy to z powodu śniegu? A może z siedzenia przy kominku? Pokręciłem głową. 

To zbyt bolesne i w gruncie rzeczy nieistotne. Popsułem coś pięknego i rozpamiętywanie tego 

nie zmieni. 

Była  jeszcze  sprawa  Rebeki.  Technicznie  rzecz  ujmując,  oszukałem  ją.  Nawet  jeśli 

pocałowałem  Delię  w  chwili  niepoczytalności,  nie  mogłem  zaprzeczyć,  że  zdradziłem 

Rebekę. 

Męczyła mnie jeszcze jedna wątpliwość. Czy Rebeka by się przejęła, gdyby się o tym 

dowiedziała?  Oczywiście  ucierpiałaby  jej  duma.  Ale  czy  byłaby  naprawdę  zmartwiona,  czy 

tylko  zła?  Obiecała  mi,  ze  zadzwoni  z  Nowego  Jorku,  ale  jak  dotąd  się  nie  odezwała.  Czy 

odwiedziła swego byłego chłopaka? 

Myśl,  że  mogła  się  całować  z  kimś  innym,  była,  o  dziwo,  pocieszająca.  Chociaż 

wyobrażając  sobie  moją  dziewczynę  w  ramionach  cwanego  nowojorczyka,  nie  ucieszyłem 

się, to ten obraz uśmierzał poczucie winy. Rebeka i ja byliśmy młodzi, więc nic dziwnego, że 

obydwoje popełniliśmy błędy. 

Uporawszy  się  z  tym  problemem,  znowu  zacząłem  myśleć  o  Delii.  Zanim  zdążyłem 

sformułować sensowne przeprosiny, do drzwi zastukała mama. - Cain, obudziłeś się już? 

- Niestety,  tak.  -  Przekręciłem  się  na  brzuch,  mając  nadzieję,  że  pojmie  aluzję  i 

odejdzie. 

- Przyszła Delia, kochanie. 

- Delia?  -  Usiadłem  gwałtownie,  zrzucając  z  siebie  kołdrę.  -  Daj  mi  dwie  minuty  i 

przyślij ją na górę. 

Skacząc  po  pokoju,  włożyłem  dżinsy  i  uczesałem  włosy.  Gdy  zapinałem  koszulę, 

otworzyły się drzwi i Delia wsunęła głowę do pokoju. 

background image

- Czy mój były najlepszy przyjaciel może mi poświęcić trochę czasu? - zapytała. Całe 

złe samopoczucie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 

Głos Delii brzmiał przyjaźnie, więc wszystko będzie dobrze. 

- Tylko  pod  warunkiem,  że  opuścisz  słowo  „były”  -  odparłem,  otwierając  drzwi  na 

oścież. 

- Przyniosłam  coś  na  zgodę  -  powiedziała,  podając  mi  pudełko  pączków,  po  czym 

usiadła na starym leżaku, który trzymałem w pokoju. 

- Wiesz, Delio, obudziłem się dziś z ochotą na pączki. I oto jesteś. 

- Widzisz, jak dobrze cię znam - powiedziała Delia i dodała: - Kiepsko dziś spałam. 

- Ja także. - Wziąłem pączka i podałem pudełko Delii. 

Odgryzła połowę pączka. 

- Nie możemy zaprzepaścić naszej przyjaźni. Oby dwoje przesadziliśmy. 

- Całkowicie się z tobą zgadzam - odparłem. 

W  dziennym  świetle  incydent  wydawał  się  mniej  katastrofalny.  Pocałowaliśmy  się. 

Jeden  pocałunek  to  jeszcze  nie  koniec  świata.  W  końcu  jesteśmy  gorąco  krwistymi 

amerykańskimi nastolatkami. Nastolatki całują się bez przerwy. Nie popełniliśmy zbrodni. 

Przez chwilę Delia jadła w milczeniu, po czym odezwała się: 

- Uważam,  że  kłopot  byłby  dopiero  wtedy,  gdyby  ten  pocałunek  sprawił  nam 

przyjemność. 

Skinąłem  głową,  zastanawiając  się,  dokąd  zmierza.  Zawsze  wiedziałem,  kiedy  Delia 

ma zamiar teoretyzować. 

- Kiedy się pomyśli o całej sprawie w sposób racjonalny, można dojść do wniosku, że 

pocałunek  wyszedł  nam  na  dobre.  -  Przerwała,  czekając  na  moją  reakcję.  -  Jesteśmy 

przyjaciółmi  różnych  płci.  To  naturalne,  że  odczuwamy  w  stosunku  do  siebie  pewną,  hm, 

ciekawość. 

- Ciekawość - powtórzyłem, tylko po to, by potwierdzić, że jej słucham. 

- Właśnie. A teraz, gdy mamy pocałunek za sobą, możemy go zaliczyć do przeszłości. 

Już wiemy, że nie zrobimy tego nigdy więcej. Koniec pieśni. 

Byłem trochę zawiedziony, że tak łatwo przeszła do porządku nad moim pocałunkiem. 

Dla mnie było to jak lot w kosmos na zderzaku rakiety międzyplanetarnej. Gdy się w końcu 

odsunąłem  od  Delii,  potrzebowałem  dłuższej  chwili,  by  się  przekonać,  że  grawitacja  nadal 

istnieje. Nie mogłem zaprzeczyć, że Delia mnie podnieca, i to bardzo! 

Ale  nie  miałem  zamiaru  się  z  nią  wykłócać.  Przyznałbym  jej  rację,  nawet  gdyby 

twierdziła, że Ziemia jest płaska. Za wszelką cenę chciałem to zamknąć i pójść naprzód. 

background image

- Koniec pieśni - potwierdziłem. 

Delia podała mi rękę, a ja nią silnie potrząsnąłem. 

- Cieszę się, że już po kłopocie - powiedziała takim tonem, jakby chodziło o sprzeczkę 

na temat tego, kto ma pozmywać naczynia. 

Uśmiechnąłem się. 

- Ja też, Deels. Jestem pewien, że tej nocy będzie nam się lepiej spało. 

- Och, tak, z pewnością. 

- Bez  wątpienia.  -  Opadłem  na  poduszki,  czując  się  jak  nowo  narodzony.  Mój  świat 

nie legł w gruzach i byłem za to bardzo wdzięczny. 

Byłem bardzo niespokojny, jadąc w sobotę wieczorem do Rebeki. Zatelefonowała do 

mnie  zaraz  po  powrocie  z  Nowego  Jorku  i  teraz  tylko  minuty  dzieliły  mnie  od  chwili,  gdy 

ujrzę  jej  piękną  twarz.  Chciałem  usłyszeć  jej  głos,  zwłaszcza  że  czułem  się  tak,  jakbyśmy 

mieli  zacząć  wszystko  od  początku.  Od  czasu  epizodu  z  Delią  uznałem,  że  brak  mi  Rebeki 

bardziej,  niż  oczekiwałem.  Najwyraźniej  przeniosłem  swoje  uczucia  na  Delię,  która  z  kolei 

przeniosła  na  mnie  uczucia,  jakie  żywiła  do  Jamesa,  i  w  sumie  doprowadziło to  do znanego 

epizodu. 

W  niedzielę  temperatura  nadal  utrzymywała  się  poniżej  zera.  Więc,  gdy  Rebeka 

zapytała, czy nie chciałbym pójść na łyżwy do parku Hamiltona, pomyślałem, że to świetny 

pomysł. Wyobraziłem sobie nas dwoje, trzymających się za ręce i mknących po zamarzniętej 

tafli.  Będziemy  tam  sami,  nie  licząc  kilkoro  dzieciaków.  A  potem  pójdziemy  do  jej  domu, 

napijemy  się  gorącej  czekolady  (choć,  po  namyśle,  gorący  jabłecznik  wydał  mi  się  lepszym 

pomysłem) i pocałujemy się na dobranoc. Nie mogłem się tego doczekać. 

Gdy  dojechałem  do  domu  Fosterów,  Rebeka  natychmiast  mi  otworzyła.  Zanim 

zdążyłem ją pocałować na powitanie, zawirowała w holu. 

- Jak ci się podoba mój nowy strój do jazdy na łyżwach? - zapytała. 

- No, no! - Lepszej odpowiedzi nie potrafiłem wymyślić. 

Rebeka  włożyła  króciutką  różową  sukienkę,  która  musiała  być  uszyta  z  lycry, 

ponieważ  opinała  ją  jak  druga  skóra.  Na  nogach  miała  cielistej  barwy  trykoty,  a  w  ręku 

trzymała nieskazitelnie białe buty z łyżwami. Prawdę powiedziawszy, moi znajomi ślizgali się 

w dżinsach i w swetrach, i nie przyszło mi do głowy, że Rebeka wystroi się jak na rewię na 

lodzie.  Ale  nie  miałem  powodu,  by  się  skarżyć.  Wyglądała  jak  mistrzyni  olimpijska,  która 

została supermodelką. 

- Chodźmy. Wszyscy zaraz tam będą. - Chwyciła wiatrówkę i wyszła. 

Nie  miałem  pojęcia,  kogo  miała  na  myśli,  mówiąc  „wszyscy”,  ale  nie  zapytałem,  bo 

background image

zamurowało mnie na widok jej stroju i obawiałem się, że gdy otworzę usta, wydobędzie się z 

nich skrzek. 

W zaciszu samochodu przygarnąłem Rebekę. Nasz pocałunek położy kres tej okropnej 

historii  z  Delią.  Święto  Dziękczynienia  odejdzie  w  niepamięć.  Przynajmniej  taką  miałem 

nadzieję.  Rebeka  była  ciepła  i  pełna  życia,  a  gładki  materiał  jej  sukienki  przypominał  w 

dotyku  jedwab.  Ucałowałem  jej  usta,  potem  policzek,  wreszcie  czoło.  Nie  mknąłem  przez 

wszechświat z szybkością światła, ale czułem wrzenie hormonów. 

Pocałowałem  Rebekę  mocniej,  starając  się  zniweczyć  wrażenie,  jakie  pozostawił 

pocałunek  z  Delią.  Po  kilku,  pozbawiających  tchu,  minutach,  doszedłem  do  wniosku,  że 

wybuch, który poczułem przy Delii, był wynikiem tęsknoty za moją dziewczyną oraz obawą, 

ż

e  spędza  ona  czas  ze  swym  byłym  chłopakiem.  Istniało  na  to  mnóstwo  psychologicznie 

uzasadnionych  wyjaśnień.  Umysł  ludzki  ma  wielką  siłę...  czyż  nie  to  właśnie  powtarzali 

ludzie? Rebeka rozwichrzyła mi włosy. 

- Nie  było  mnie  zaledwie  cztery  dni,  a  ty  zachowujesz  się  jak  facet,  który  umiera  z 

pragnienia po przebyciu pustyni. 

- I właśnie tak się czuję - odparłem, całując ją znowu. 

- Cieszę  się,  że  mnie  doceniasz.  Nie  każda  dziewczyna  potrafiłaby  się  spotkać  ze 

swoim byłym chłopakiem i oprzeć się jego błaganiom. 

Zerknąłem  na  Rebekę,  zastanawiając  się,  skąd  kobiety  wiedzą,  co  powiedzieć,  żeby 

facet  poczuł  się  jak  kompletny  idiota.  Cieszyłem  się,  że  na  dworze  szybko  zapada  zmrok, 

ponieważ miałem czerwone policzki ze wstydu. 

- Lepiej już jedźmy - powiedziałem. 

Parking  przed  parkiem  Hamiltona  był  w  połowie  zastawiony  samochodami. 

Rozpoznałem kilka z nich. Nagle pojąłem, kogo miała na myśli Rebeka, mówiąc ,,wszyscy”. 

- Cała  banda  już  jest!  -  wykrzyknęła  uradowana  gdy  szliśmy  wokół  zamarzniętego 

stawu.  -  Nie  powiedziałaś  mi,  że  zastanę  na  lodowisku  połowę  szkoły  -  odparłem  trochę 

ostrzej, niż chciałem. 

- To wspaniale, prawda? Tak się cieszę, że ich wszystkich zobaczę! Wyprzedziła mnie 

biegiem i zniknęła za budką, w której wypożyczano łyżwy. 

Po chwili usłyszałem jej pisk. Następnie wyłoniła się, obściskując Carrie Starks, jakby 

odnalazła dawno utraconą siostrę. Poczułem niesmak. Mimo uwielbienia, jakie Rebeka żywiła 

dla cheerleaderek w rodzaju Carrie Starks i Amandy Wright, uważałem, że obydwie są głupie 

i  powierzchowne,  zwykłe  plotkarki  i  manipulantki.  Zmuszały  człowieka  do  tego,  żeby  na 

powitanie całował je w policzek. Ale były zbyt niecierpliwe, by poczekać, aż przytkniesz usta 

background image

do ich skóry i w końcu twój pocałunek lądował w powietrzu. Oczywiście Carrie podbiegła do 

mnie. 

- Nie pocałujesz mnie, Cain? - zapytała. Nachyliłem się w jej stronę. Zgodnie z moimi 

oczekiwaniami  ucałowałem  miejsce,  w  którym  jeszcze  przed  chwilą  znajdował  się  jej 

policzek. 

Rebeka  pociągnęła  mnie  w  stronę  stawu.  Wyjąłem  z  torby  hokejówki.  Gdy 

spostrzegłem  Patricka  Mayora,  Barta  Langleya  i  Josha  Nielsona,  wiedziałem,  że  moje 

marzenia  o  romantycznym  wieczorze  z  Rebeką  się  nie  spełnią.  Od  czasu  owej  imprezy,  na 

której ujrzałem Delię tańczącą w ramionach Jamesa, nie przepadałem za Patrickiem. I wprost 

nie znosiłem Josha Nielsona. 

Josh leciał na Delię, gdy byliśmy w drugiej klasie liceum. Raz poszła z nim na randkę, 

znienawidziła go i nigdy więcej się do niego nie odezwała. A ten neandertalczyk, Josh, zaczął 

się na niej okrutnie mścić. Gdy nie zareagowała  na jego kąśliwe zaczepki, wypisywał o niej 

obraźliwe  słowa  w  męskiej  przebieralni.  Raz  przyłapałem  go  na  gorącym  uczynku,  co  stało 

się  powodem  jedynej  walki  na  pieści,  jaką  stoczyłem.  Po  tym,  jak  rozdzielił  nas  trener, 

obiecałem  sobie,  że  nigdy  więcej  nikogo  nie  uderzę.  Następnego  roku  rodzice  Josha 

przeprowadzili  się  do  innej  dzielnicy  i  Josh  przeniósł  się  do  innej  szkoły,  dzięki  czemu  nie 

widywałem  go  aż  do  dzisiaj.  (Nawiasem  mówiąc,  Delia  nigdy  nie  dowiedziała  się  o  naszej 

bójce). 

Szybko zasznurowałem buty, mówiąc sobie, że przez półtora roku Josh pewnie stał się 

człowiekiem i, jeśli będę dla niego miły, nie będzie powodu do bijatyki. 

Rebeka  już  była  na  lodzie  i  ślizgała  się,  zataczając  ogromne  ósemki.  Zrobiłem  kilka 

głębokich wdechów i dogoniłem ją, zdecydowany zachować spokój. 

Wziąłem ją za rękę i okrążyliśmy ślizgawkę. Zaczynałem dobrze się bawić, ponieważ 

nie zwracałem uwagi na Josha Nielsena. 

- Jest  tak  romantycznie  -  powiedziała  Rebeka,  spoglądając  na  rozgwieżdżone  niebo  i 

księżyc w pełni. 

- Dlatego,  że  ty  tutaj  jesteś  -  odparłem,  ujmując  obie  dłonie  Rebeki  i  obracając  się  z 

nią w koło. 

Kątem  oka  spostrzegłem  Josha  i  zatrzymałem  się  w  miejscu.  Z  szyderczym 

uśmiechem  mknął  prosto  na  nas.  Zacisnąłem  zęby,  starając  się,  aby  mimo  to  wyraz  mojej 

twarzy pozostał pogodny i przyjazny. 

- Cześć, Josh - powiedziałem. - Znasz Rebekę Foster? 

Zmierzył ją od stóp do głów i uśmiechnął się obleśnie. 

background image

- Jak dotąd tylko ze słyszenia. Miło mi cię poznać, Rebeko. 

Uśmiechnęła się do niego zalotnie. 

- Jak to możliwe, że dotąd się nie spotkaliśmy? 

- Chodzę  do  liceum  Rosedale'a.,  ale  lubię  się  spotykać  z  kumplami  z  dawnej  budy.  - 

Josh spojrzał na mnie i po złośliwym błysku w jego spojrzeniu poznałem, że umiera z chęci 

zakomunikowania mi czegoś. 

Ponieważ nie byłem zainteresowany, znowu wziąłem Rebekę za rękę. 

- Nie stójmy w miejscu - powiedziałem, żegnając Josha skinieniem głowy. 

Ale on zatrzymał mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu. 

- Skoro  mowa  o  dawnych  kumplach,  Mayor  powiedział  mi,  że  nasza  wspólna 

sympatia, Delia Byrne, spotyka się z Jamesem Suttonem. 

Zobaczyłem, że Rebeka zmrużyła oczy i nie miałem jej tego za złe. Josh powiedział to 

w  taki  sposób,  jakbyśmy  ja  i  Delia  stanowili  parę.  Nie  chciałem  rozwijać  tematu. 

Postanowiłem, że wyjaśnię to Rebece kiedy indziej. 

- Wiem.  Są  w  sobie  zakochani  do  nieprzytomności  -  powiedziałem,  zadowolony,  że 

jego szyderczy uśmiech zmienia się w grymas. 

- Przekaż jej ode mnie wiadomość. 

- Co takiego? - spytałem, czując, że sztywnieją  mięśnie karku. Postanowiłem jednak, 

ż

e nie dam po sobie poznać, jak bardzo mnie zdenerwował. 

- Przedwczoraj  wieczorem  widziałem  Jamesa  z  Tanyą  Reed  w  pizzerii  „U  Jona”. 

Czulili się w zacisznym kątku - powiedział, uśmiechając się złośliwie. 

- Kłamiesz.  -  Nie  zależy  mi  na  tym,  byś  mi  uwierzył,  Parson.  Powinieneś  jednak 

powtórzyć swojej przyjaciółce, że ten Sutton wykorzystuje ją na czas rozłąki z Tanyą. 

Podszedłem  do  Nielsona  dygocząc  ze  złości.  Bez  względu  na  to,  czy  mówił  prawdę, 

chciałem zetrzeć z jego twarzy ten obmierzły uśmiech. 

- Po prostu jesteś zazdrosny, bo Delia nie interesowała się twoją żałosną osobą. 

- Delia to ofiara losu - odparł Josh. - Spytaj, kogo zechcesz. 

Rebeka uznała za stosowne wtrącić swoje trzy grosze. 

- On ma rację, Cain. Każdy wie, że Delia jest trochę... dziwna. 

- Dzięki za twoją opinię, Rebeko, ale rozmawiam z Joshem. 

- Chcesz się bić, Parson? - zapytał Josh. 

- Nie  mam  z  kim  -  odparłem.  Spostrzegłem,  że  Patrick  i  Bart  podjeżdżają  do  nas, 

wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. 

Josh  wykorzystał  moją  nieuwagę.  Ni  stąd,  ni  zowąd,  rąbnął  mnie  pięścią  w  szczękę. 

background image

Upadłem, lądując na siedzeniu. 

- Delia jest najfajniejszą dziewczyną, jaką znam! - wrzasnąłem. - Bije na głowę każdą, 

którą uda ci się namówić na randkę. 

Gdy usiłowałem się podnieść, Josh zamachnął się znowu, ale nim zdążył mi przyłożyć 

Patrick i Bart chwycili go za ramiona i odciągnęli go ode mnie. 

- Masz dość na dzisiaj - orzekł Bart. On i Patrick zjechali z tafli, holując Josha. 

Stanąłem  na  lodzie.  Byłem  wściekły.  Odwrócił  wzrok  od  Josha  i  spojrzałem  na 

Rebekę. Wzięła się pod boki i mierzyła mnie gniewnym wzrokiem. 

- Skoro  tak  przepadasz  za  Delią,  może  powinieneś  się  z  nią  spotykać!  -  wrzasnęła.  - 

Pasujecie do siebie! 

Patrzyłem  na  Rebekę,  zbyt  wstrząśnięty,  by  jej  od  powiedzieć.  Uśmiechnęła  się  do 

mnie lodowato. 

- Między nami skończone. 

Patrząc  na  jej  oddalającą  się  sylwetkę,  poczułem  się  jak  przekłuty  balon.  Rebeka 

dojechała do skraju tafli, odpięła łyżwy i pobiegła w stronę parkingu. 

- Josh, zaczekaj! - Usłyszałem jej krzyk. A potem zniknęła mi z oczu. 

Usiadłem  na  lodzie,  zbyt  zmęczony,  żeby  się  poruszyć.  Czułem  się  zraniony 

zerwaniem  Rebeki,  ale  w  głębi  duszy  zdawałem  sobie  sprawę,  że  nasza  znajomość  była 

skazana na niepowodzenie. Rebeka zawsze miała więcej wspólnego z Carrie i z Amandą, niż 

chciałem przyznać. Teraz przekonałem się, jak bardzo była powierzchowna. 

Ś

wiąteczna przerwa i moja znajomość z Rebeką Foster dobiegła końca. 

Rozejrzałem się wokół po pustej ślizgawce i pokręciłem głową. 

- Wygląda na to, że przegrałem zakład - powiedziałem głośno. 

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY 

DELIA 

Gdy w poniedziałek rano wraz z Ellen przyszłam do pracowni na warsztaty literackie, 

miałam  spocone  dłonie  i  ściskało  mnie  w  żołądku.  Od  Święta  Dziękczynienia  nie 

rozmawiałam  z  Jamesem  i  niedzielny  wieczór  spędziłam  na  zastanawianiu  się  dlaczego  do 

mnie nie zatelefonował. Przyjechali jego dziadkowie. Wiedziałam również, że Fale Radiowe 

miały wkrótce wystąpić  w miejscowej uczelni, więc James z pewnością codziennie ćwiczył. 

Wzięłam  pod  uwagę  również  czwartkową  śnieżycę  -  możliwe,  że  w  piątek  James  odśnieżał 

podjazd przed ich domem. 

Ale  i  tak  na  myśl,  że  go  zobaczę,  drżały  mi  ręce.  Doszła  do  głosu  Delia  pesymistka. 

Prawie  się  spodziewałam,  że  przyjdzie,  niosąc  transparent  z  napisem:  SPĘDZIŁEM 

WEEKEND Z TANYĄ REED. 

- Jestem  pewna,  że  po  prostu  nie  miał  czasu  -  powiedziała  Ellen,  starając  się  mnie 

pocieszyć. - Tanya nie umywa się do ciebie. To pozerka. 

- Od razu poczułam się lepiej - odparłam ironicznie. - Każdy wie, że siedemnastoletni 

chłopak najbardziej ceni w dziewczynie autentyczność. Jesteś kompletnie niedzisiejsza. 

- Przynajmniej  staram  się  dostrzec  jaśniejszą  stronę  -  odparła  Ellen,  wzruszając 

ramionami. 

- Nie  ma  żadnej  jaśniejszej  strony  -  mruknęłam  posępnie.  Usiadłyśmy  w  ławkach, 

James się nie pokazał. 

Pani  Heinsohn  kazała  nam  zajrzeć  do  nowelek,  więc  otworzyłam  zeszyt,  nie 

spuszczając oka z drzwi. 

- O czym jest twoja nowela? - zapytała Ellen, za puszczając żurawia do mego zeszytu. 

- O niczym - Takie tam głupoty - zbyłam ją. 

Moja nowelka opowiadała o chłopaku i dziewczynie, którzy się przyjaźnili. Pewnego 

romantycznego wieczoru pocałowali się, siedząc  przy kominku, i to omal nie zniszczyło ich 

przyjaźni. Jednak w końcu się pogodzili. Intryga nie była szczególnie oryginalna, ale wszyscy 

mówili, że pisanie ma przynosić catharsis. Pomyślałam, że przelanie na papier tego co zaszło 

miedzy mną a Cainem, może się okazać dobrą terapią, i rzeczywiście tak się stało. - A twoja? 

- zwróciłam się do Ellen. 

- Moja także jest głupia - odparła. 

Zerknęłam do jej zeszytu. U góry strony widniał tytuł, napisany drukowanymi literami 

background image

RATUNKU! PODKOCHUJĘ SIĘ W NAJLEPSZYM PRZYJACIELU MOJEJ NAJLEPSZEJ 

PRZYJACIÓŁKI!  To  wystarczyło,  bym  miała  pojęcie  o  tym,  czego  dotyczyła  jej  nowela. 

Jeśli pani Heinsohn ma choć trochę oleju w głowie, dopatrzy się uderzającego podobieństwa 

łączącego bohaterów obydwu opowiadań. Westchnęłam. Poniedziałek nie zapowiadał się zbyt 

dobrze. 

Pięć  minut  po  dzwonku  do  klasy  wszedł  James.  Uśmiechnął  się  przepraszająco  do 

pani Heinsohn i usiadł na krześle przy drzwiach. Usiłowałam podchwycić jego spojrzenie, ale 

wpatrywał się w konspekt, który nauczycielka położyła na jego pulpicie. 

Przez następny kwadrans omijałam Jamesa wzrokiem. Jeśli on mnie me zauważa, nie 

mam  zamiaru  robić  do  niego  słodkich  oczu.  To  koniec,  powtarzałam  sobie  ciągle  na  nowo. 

On wciąż kocha Tanyę. 

Gdy Ellen klepnęła mnie w ramię, podskoczyłam na krześle. Podała mi złożony liścik 

i wskazała głowa Jamesa. 

Z  bijącym  sercem  rozłożyłam  karteczkę  i  przeczytałam:  ,,Delio,  czy  spotkasz  się  ze 

mną po lekcjach? Kochając James”. 

Zerknęłam  w  jego  stronę  i  przekonałam  się,  że  na  mnie  patrzy.  Skinęłam  głową  z 

uśmiechem  i  znów  zwróciłam  się  ku  nauczycielce.  Może  James  naprawdę  miał  powody,  by 

do mnie nie dzwonić. Teraz byłam pełna nadziei. 

- Nie mogę długo rozmawiać - oświadczyłam Jamesowi, zamykając drzwi dżipa. 

- Za pół godziny muszę być u Niny Johnson. 

W  czarnym  swetrze  z  golfem  i  w  spranych  dżinsach  James  był  jak  zwykłe  zabójczo 

przystojny. Jego oczy lśniły. Cieszy się na mój widok! - powiedziałam sobie. Poczułam miłe 

łaskotanie wzdłuż kręgosłupa. Nareszcie wszystko wraca do normy. 

- Przepraszam, że nie zatelefonowałem w czasie weekendu - odezwał się cicho. 

Wzruszyłam ramionami, jakbym w ogóle nie zauważyła, że milczący telefon śmiał się 

ze mnie przez trzy dni. 

- Och, nic nie szkodzi. Byłam bardzo zajęta. Opiekowałam się babcią i dziadkiem. 

James skinął głową. 

- Taaa, ja też byłem bardzo zajęty... 

Uznałam,  że  trzeba  spojrzeć  niebezpieczeństwu  prosto  w  twarz  i  zapytać  Jamesa  o 

jego byłą dziewczynę. Jeśli należała już do przeszłości, nie miałam się czego obawiać. 

- Spotkałeś się z Tanyą  w czasie weekendu? - zapytałam od niechcenia. - Słyszałam, 

ż

e przyjechała do domu. 

James przygryzł wargę i wlepił wzrok w kierownicę, jakby to był obraz Picassa, a nie 

background image

metal i plastik. 

- Tak. Właśnie dlatego byłem taki zajęty - powiedział wreszcie. 

- Och  -  wybąkałam.  Powinnam  była  wysiąść  z  samochodu  i  nigdy  więcej  nie 

rozmawiać  z  Jamesem.  Poczucie  winy  i  pobrzmiewające  w  jego  głosie  podniecenie, 

powiedziały mi wszystko, co chciałam wiedzieć. Zlękłam się, że zwymiotuję. 

Tkwiłam w samochodzie jak idiotka, czekając, aż James powie coś więcej. 

- Nie poznała nikogo na studiach. I naprawdę bardzo za mną tęskniła... Ja chyba także 

za nią tęskniłem. 

- Och - powtórzyłam. Do oczu napłynęły mi łzy, więc zamrugałam gwałtownie, by je 

powstrzymać. Nie zamierzałam okazać Jamesowi Suttonowi, jak bardzo jestem upokorzona i 

zraniona. 

- Postanowiliśmy  spróbować  związku  na  odległość  -  ciągnął  James.  -  To  nie  znaczy, 

ż

e  cię  nie  kocham...  Uważam,  że  jesteś  wspaniała.  Ale  Tanya  i  ja  jesteśmy  sobie 

przeznaczeni. 

Przełknęłam  ślinę  i  wyprostowałam  się  na  tyle,  na  ile  było  to  możliwe  na  siedzeniu 

dżipa. 

- To cudowne, Jamesie. - Mój głos zabrzmiał zupełnie naturalnie. 

- Naprawdę? - zapytał zaskoczony. 

- Ja także chciałam ci coś powiedzieć. - Wsunęłam dłonie do kieszeni kurtki, żeby nie 

zauważył, że drżą. 

- Co takiego? - Uniósł swoje piękne brwi i spojrzał mi prosto w oczy. 

- Podczas  tego  weekendu  ja  i  Cain  zdaliśmy  sobie  sprawę,  że  jesteśmy  w  sobie 

zakochani. - Wypowiadając te słowa, nie wierzyłam własnym uszom. 

Przepraszam, Cain, pomyślałam. 

- Och.  -  Na  widok  wyprowadzonego  z  równowagi  Jamesa  poczułam  odrobinę 

satysfakcji. 

- Czyż  to  nie  jest  niewiarygodny  zbieg  okoliczności?  -  spytałam  pogodnie.  - 

Obydwoje możemy się cieszyć, że nie zraniliśmy tej drugiej osoby. 

- Taaa - zgodził się James. Sprawiał wrażenie zmieszanego. 

- Myślę,  że  będziemy  się  widywali.  -  Pochyliłam  się  i  pocałowałam  go  w  policzek. 

Następnie otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. 

- Do widzenia, Delio. 

- Do widzenia, Jamesie - powiedziałam, zatrzaskując za sobą drzwi. 

Dopiero  gdy  James  odjechał  z  parkingu,  ugięły  się  pode  mną  kolana  i  upadłam  na 

background image

ziemię, szlochając. 

Zazwyczaj  lubię  zostawać  z  Niną,  ale  tego  popołudnia  moja  praca  wydawała  mi  się 

czymś  w  rodzaju  kary.  Nina  zasypywała  mnie  pytaniami.  Większość  z  nich  dotyczyła 

stosunków łączących chłopaka i dziewczynę. 

- W  ten  piątek  Marcy  Grey  organizuje  imprezę  -  oświadczyła  Nina.  Siedziałyśmy  w 

gabinecie Johnsonów i pomagałam jej w odrabianiu lekcji. 

- To  miło  -  odparłam,  nieobecna  duchem.  Nie  miałam  nastroju  na  rozmowy  o 

imprezach. 

- I  zaprosi  chłopców  -  ciągnęła  Nina.  Nieomal  wstrzymywała  oddech,  czekając  na 

moją odpowiedź. 

- Niesamowite. - Zdałam sobie sprawę, że jestem dla Niny niemiła, a jej urażona mina 

rozbudziła we mnie poczucie winy. 

- Przepraszam  -  powiedziałam,  przytulając  ją.  -  Jestem  pewna,  że  będziecie  się 

ś

wietnie bawili. 

Nina była mała, ale niegłupia. Wiedziała, że coś przed nią ukrywam. 

- Co  się  stało,  Delio?  Jesteś  jakaś  smutna.  Wzruszyłam  ramionami,  powstrzymując 

łzy. 

- Zerwaliśmy z Jamesem. Wyczułaś pismo nosem. 

- I tak nie lubiłam Jamesa - oświadczyła, jakby to załatwiało sprawę. 

- Przecież nigdy go nie widziałaś - zauważyłam. 

- Wiem,  ale  Cain  mi  o  nim  opowiadał.  -  Wycięła  z  kartonu  serce  i  wypisała  na  nim 

swoje inicjały. 

- Co ci powiedział? 

- Mówił, że James to mięczak i że ty zasługujesz na kogoś lepszego. 

Omal  się  nie  roześmiałam.  Odkąd  to  Cain  rozprawia  o  moim  życiu  uczuciowym  z 

dziesięciolatką? 

- Cain nie powinien mówić czegoś takiego. Nie jego sprawa, z kim się spotykam. I nie 

twoja. - Patrzyłam, jak Nina dopisuje na sercu inne inicjały. Domyśliłam się, że H. R. To jej 

najnowsza sympatia. 

- Ale  miał  rację,  prawda?  -  Spojrzała  na  mnie,  otwierając  szeroko  ufne  niebieskie 

oczy. 

- Tak - westchnęłam. - Myślę, że miał. 

Stałam  na  schodkach  przed  domem  Parsonów,  dygocząc  z  zimna.  Wyszłam  w  takim 

pośpiechu, że nie zdążyłam zabrać kurtki. 

background image

- Delia!  - Cain natychmiast mnie objął. - Przykro mi - wyszeptał mi wprost do ucha. 

Otarłam łzy o jego sweter i zajrzałam mu w oczy. 

- Skąd wiedziałeś? 

- Poznałem  po  wyrazie  twojej  twarzy,  że  albo  umarł  ktoś  z  twojej  rodziny,  albo 

zerwałaś  z  Jamesem.  A  ponieważ  twoja  mama  była  w  dobrym  nastroju,  gdy  przed  chwilą 

rozmawiałem z nią przez telefon, wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Zakryłam twarz rękami 

i padłam na sofę w salonie. 

- Czuję się okropnie. 

- Wiem,  jak  się  czujesz  -  powiedział,  siadając  obok  mnie  i  niezręcznie  poklepując 

mnie po ramieniu. 

- Skąd możesz wiedzieć? - zapytałam, pociągając nosem. 

- W  niedzielę  poszliśmy  z  Rebeką  na  łyżwy  i  zerwała  ze  mną  -  odparł  obojętnym 

tonem. 

- Dlaczego? - Ta nowina wstrząsnęła mną do tego stopnia, że zapomniałam o własnym 

nieszczęściu. 

- Kto to wie? - Cain odchylił się na oparcie kanapy. Wyglądał na zakłopotanego. 

- Nigdy jej nie lubiłam. - Współczułam Cainowi, ale nie żałowałam, że już nie muszę 

być miła dla Królowej Rebeki. 

- A ja nigdy nie lubiłem Jamesa. 

- Skoro  mowa  o  Jamesie,  powiedziałam  mu  coś  okropnie  głupiego.  -  Uznałam,  że 

mogę wyznać Cainowi prawdę. W końcu miał prawo wiedzieć. 

- Co takiego? - zapytał. 

- Obiecaj, że się nie wściekniesz. 

- Co takiego? Powiedz mi - ponaglił mnie pełnym irytacji głosem i nie chciałam, żeby 

rozgniewał się jeszcze bardziej, zanim stracę odwagę. 

- Kiedy  James  powiedział,  że  on  i  Tanya  się  schodzą,  poczułam  się  straszliwie 

upokorzona... 

- I? - naciskał Cain. 

- I,  żeby  zachować  twarz,  powiedziałam,  że  ty  i  ja  jesteśmy  w  sobie  zakochani.  - 

Utkwiłam  wzrok  w  wazonie  stojącym  na  półce  ponad  kominkiem  czekając  na  wybuch 

wściekłości. Ku memu zaskoczeniu, Cain się roześmiał. 

- I co to szkodzi? 

- Naprawdę? - Przynajmniej ten kłopot miałam z głowy. 

- Jasne.  Ludzie  wciąż  rozpowiadają,  że  są  zakochani,  sama  wiesz.  Za  tydzień 

background image

powiemy, że znów wolimy być tylko przyjaciółmi, i po sprawie. 

Uśmiechnęłam się po raz pierwszy, odkąd James ze mną zerwał. 

- Masz rację! To, co robimy, nie powinno nikogo obchodzić. 

Cain skinął głową. 

- I  nie  mogę  się  doczekać,  kiedy  zobaczę  minę  Rebeki!  To  będzie  chwila  warta 

uwiecznienia na fotografii. 

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY 

CAIN 

Czwartek, 30 listopada 11.30 wieczorem 

Widziałem  dziś  na  korytarzu  Rebekę,  flirtującą  z  Patrickiem  Mayorem.  I  wiecie  co? 

Nic nie poczułem; no, może litość dla Patricka (to byt żart). Prawdę mówiąc, byłem odrobinę 

dotknięty.  Czy  nic  dla  niej  nie  znaczyłem?  I  jeszcze  jedno,  czy  ona  znaczyła  coś  dla  mnie? 

Może Delia przez cały czas miała rację. Może ja rzeczywiście nie mam pojęcia o prawdziwej 

miłości Ale któż je ma? 

W  piątek  wieczorem  ja  i  Delia  topiliśmy  nasze  smutki  w  koktajlu  bananowym  u 

Swensona.  Był  z  nami  Andrew,  ale  siedział  w  milczeniu.  Gapił  się  w  swój  pucharek,  jakby 

była w nim wypisana jego przyszłość. Wszyscy troje byliśmy w ponurym nastroju. 

- Wiesz, na czym polega twój problem, Delio Byrne? - zapytałem. 

- Wiem. Na tym, że wciąż mnie pytasz, na czym polega mój problem - odpowiedziała 

automatycznie. Odbyliśmy milion rozmów, które zaczynały się w ten sposób. 

- Otóż, nie. Twój problem polega na tym, że zbyt łatwo się zakochujesz. 

- Ha!  I  to  mówi  facet,  który  zarzucał  mi,  ze  nie  potrafię  się  zakochać.  Cóż  za 

hipokryzja! 

- Teraz jestem starszy i  mądrzejszy niż wtedy -  od parłem. - Uznałem, że miłość jest 

zakazana. 

Delia postukała łyżeczką w pięknie udekorowaną szklankę z koktajlem. 

- A ja mam pewną sugestię, która zachęci do miłości nawet kogoś tak znudzonego jak 

ty. Zlizałem trochę koktajlu z łyżeczki. 

- Wątpię, ale spróbuj. 

- Powinieneś umówić się z Ellen. - Delia odchyliła się na oparcie z bardzo zadowoloną 

miną. 

- Z Ellen Frazier? - zapytałem zaskoczony, wiedziałem, że Ellen trochę na mnie leci, 

ale  nawet  do  głowy  mi  nie  przyszło,  by  się  z  nią  umówić.  Ellen  była  najlepszą  przyjaciółką 

Delii. Sam pomysł wydawał mi się dziwaczny. 

- Jasne,  że  z  Ellen  Frazier.  Jest  ładna,  inteligentna  i  dziesięć  razy  fajniejsza  niż  inne 

dziewczyny, z którymi się umawiałeś. 

Pokręciłem głową. 

- Myślę,  że  zostanę  przy  swoim.  Dziękuję  bardzo.  Wtedy  Andrew  uniósł  głowę  znad 

background image

pucharka z lodami. 

- Zgadzam się z Delią. Co masz do stracenia? Spojrzałem na niego. 

- I to mówi facet, który od początku semestru nie był ani razu na randce? - spytałem. 

- To co innego. 

- Niby  dlaczego?  -  Spojrzałem  na  niego  wyczekująco.  Mógłbym  przysiąc,  że  Delia 

także była ciekawa. Ostatnio Andrew był bardzo tajemniczy. 

Oblizał do czysta łyżeczkę i otarł usta serwetką. 

- Ponieważ  mam  zamiar  umówić  się  z  Rachel  Hall.  Wkrótce.  Bardzo  niedługo. 

Wzniosłem oczy do nieba. 

- Tak, jasne. Tak samo jak umówiłeś się z nią dwanaście razy w ciągu ostatnich dwóch 

miesięcy. Andrew lekko poczerwieniał. 

- Zaprosiłbym  ją,  ale  byłem  zajęty  procesem  eliminacji.  Teraz,  odrzuciwszy 

kandydatury  czterdziestu  dwóch  dziewczyn  z  naszego  liceum,  doszedłem  do  wniosku,  że 

warto się umówić tylko z Rachel Hall. Bez obrazy, Delio. 

Delia wzruszyła ramionami. Była przyzwyczajona do zgryźliwych uwag pod adresem 

dziewczyn. 

- Ale  z  ciebie  kłamczuch  -  powiedziałem.  -  Nie  próbowałeś  się  z  nią  umówić  ze 

strachu, że ci odmówi. 

Andrew położył na stole kilka monet. 

- Myśl  sobie,  co  chcesz,  Cain.  Po  prostu  przyjmij  radę  Delii  i  umów  się  z  Ellen. 

Przesiadywanie  samemu  w  domu  w  sobotni  wieczór  nie  należy  do  przyjemności.  -  Wstał.  - 

Zobaczymy się później. Gdy Andrew wyszedł, Delia odłożyła łyżeczkę. 

- Nie  mów  potem,  że  nie  próbowałam.  Jeśli  ci  przyjdzie  umrzeć  w  samotności, 

pamiętaj, że Delia usiłowała ci pomóc. 

- Zastanowię się nad tym - ustąpiłem. - Teraz całą energię włożę w to, by zapomnieć, 

ż

e Rebeka Foster kiedykolwiek istniała. To praca na pełnym etacie. 

- Chyba  zatrudnia  nas  ten  sam  pracodawca.  Ciężka  praca,  mała  płaca  -  zauważyła 

sentencjonalnie Delia, - Skończ to za mnie. - Podsunęła mi prawie pustą szklankę. 

Wyskrobałem z dna resztki. 

- Może sprawdzimy, co dają w nocnym kinie? 

- Dobry  pomysł  -  zgodziła  się  Della.  -  Na  czwartym  kanale  jest  tydzień  z  Cary 

Grantem. 

Wstała.  Pomogłem  jej  włożyć  parkę.  Zerknąłem  na  nasze  odbicie  w  staroświeckim 

lustrze na ścianie. 

background image

Uśmiechaliśmy  się.  Spostrzegłem,  że  niczym  się  nie  różnimy  od  innych  par  u 

Swensona.  Gdybym  nie  znał  prawdy,  pomyślałbym,  że  jesteśmy  stałą  para;  młodą  i 

zakochaną. 

Dwie godziny później Delia włączyła pilotem telewizor w gabinecie w swoim domu. 

Wiele razy oglądaliśmy „Filadelfijską historię” i za każdym razem na jej twarzy gościł wyraz 

rozmarzenia. Pomimo szorstkiego sposobu bycia Delia miała słabość do romansów. 

- Myślisz, że jakiś facet pokocha mnie kiedyś tak, jak Jimmy Stewart kochał Katherine 

Hepburn w tym filmie? 

- Głupie pytanie - odparłem. 

- Bo myślisz, że to niemożliwe? - spytała ze smutkiem. 

Delia leżała na sofie, opierając łydki na moich kolanach. Stwierdziłem, że nie jest już 

rozmarzona, lecz posępna. 

- Nie,  Deels.  Jestem  pewien,  że  jest  co  najmniej  tysiąc  facetów,  którzy  mogliby  cię 

pokochać tak, jak Jimmy kochał Kate. 

Uśmiechnęła się. 

- Naprawdę tak myślisz? 

- Delio,  przecież  jesteś  najwspanialszą  laską  w  całej  szkole.  Na  całym  świecie.  Facet 

musiałby mieć nie po kolei w głowie, żeby się w tobie nie zakochać. 

Usiadła i objęła mnie ramionami. Uściskałem ją, zadowolony, że znów się uśmiecha. - 

Tak się cieszę, że jesteś moim najlepszym przyjacielem - powiedziała stłumionym głosem. 

- Nie tak bardzo jak ja - odparłem i uściskałem ją jeszcze mocniej. 

- Kocham cię - wyznała, tuląc się do mnie. 

- Ja także cię kocham. 

Delia i ja często wypowiadaliśmy owo magiczne słowo „kocham”, aby określić nasze 

przyjazne uczucia. Tego wieczoru jednak nasze słowa nabrały głębszego sensu niż zazwyczaj. 

Myślę, że spowodowały to ciężkie przejścia, dzięki którym zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo 

polegamy na łączącej nas trwałej przyjaźni. 

Delia  cmoknęła  mnie  w  policzek.  Ja  także  pocałowałem  ją  w  policzek.  Wtedy  ona 

pocałowała mnie w drugi policzek. I ja pocałowałem ją w drugi policzek. I tak na przemian, 

chyba ze dwadzieścia razy. 

W  końcu,  kiedy  znów  miałem  pocałować  ją  w  policzek,  moje  wargi  niechcący,  a 

zarazem naumyślnie znalazły się na jej ustach.  Zamiast się szybko odsunąć, pocałowałem ją 

w  usta,  a  ona  oddała  mi  pocałunek.  I  nagle  zdałem  sobie  sprawę,  że  ją  całuję  i  całuję  i  nie 

mam dosyć. 

background image

Delia rozchyliła ciepłe wargi. Wsunąłem palce w jej włosy, a ona wczepiła się w moją 

koszulę. Straciłem poczucie czasu, wydało mi się, że jesteśmy połówkami całości. 

Delia odsunęła się raptownie. Wstała i opadła na fotel obok kominka. Bez ostrzeżenia 

zalała się łza mi. Ukryła twarz w dłoniach i cicho chlipała. 

Obezwładniło  mnie  poczucie  bezradności.  Podniosłem  się  z  sofy.  Poklepując  ją  po 

plecach, mamrotałem słowa pociechy. Po jakiejś minucie Delia zaczęła mówić. 

- Z Jamesem... pocałunek... nigdy... ja nie... 

Rozumiałem jedno słowo na dziesięć,  ale nie trze ba było  geniusza, by pojąć, że jest 

zdenerwowana z powodu Jamesa. Stało się dla mnie jasne, że moje pocałunki przypomniały 

jej,  że  facet,  którego  naprawdę  kochała,  zostawił  ją  na  lodzie.  -  Nie  martw  się,  Delio. 

Wszystko będzie dobrze - powiedziałem, żeby ją pocieszyć. 

- Naprawdę? - zapytała, spoglądając na mnie mokrymi od łez oczami. 

Skinąłem głową. 

- Posłuchaj,  obydwoje  jesteśmy  roztrzęsieni  po  zerwaniu.  Nic  dziwnego,  że  szukamy 

pociechy. Przyrzekam, że nic się między nami nie zmieni. 

- Masz rację - powiedziała, ocierając łzy rękawem. 

- Po prostu jestem podenerwowana z powodu Jamesa. To wszystko. 

Wyglądało na to, że się pozbierała. Ucieszyłem się, choć czułem się przybity, że wciąż 

myślała  o  Gogusiu.  Na  mnie  nasze  pocałunki  zrobiły  kolosalne  wrażenie.  Ale  nadal,  z 

biegłością aktora nagrodzonego Oscarem, odgrywałem rolę najlepszego przyjaciela. 

- Jesteśmy przyjaciółmi. Jak zawsze - podkreśliłem stanowczo. 

Delia uśmiechnęła się radośnie, a potem podała mi rękę. 

- Przyjaciele - powiedziała. 

Wymieniliśmy uścisk dłoni, jakbyśmy dobijali targu. 

- Oto najpiękniejsze słowo w słowniku - zauważyłem tonem profesora. 

Delia spuściła wzrok. 

- Taaa - powiedziała do siebie. - Po prostu smutno mi z powodu Jamesa... 

Nagle poczułem, że muszę uciec od Delii i jej chlipania z żalu po Jamesie. Chciałem 

znaleźć się w domu i móc się zastanowić. 

- Chyba  obydwoje  przegraliśmy  zakład  -  powiedziałem,  starając  się  sprowadzić 

rozmowę na inny temat. 

- Masz rację - przyznała Delia głosem, w którym pobrzmiewał smutek i rozbawienie, 

ale wyraz jej twarzy pozostał obojętny. 

Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem, jak wybrnąć z sytuacji. 

background image

W  drodze  do  domu  rozmyślałem  o  Delii  opłakującej  rozstanie  z  Jamesem.  Nie 

mogłem pojąć, co mogła w nim widzieć oprócz urody modela. 

Gdy się rozebrałem i położyłem do łóżka, byłem pewien jednego: przywiązanie Delii 

do Gogusia okropnie mnie irytowało. Obrażało mnie. 

Wpatrując  się  w  sufit,  rozmyślałem  o  wszystkich  dziewczynach,  z  którymi  się 

całowałem.  Wszystkie  cokolwiek  warte  dziewczyny  z  naszej  szkoły  spotykały  się  ze  mną. 

Rebeka  była  jedyną,  która  ze  mną  zerwała.  Ale  nawet  ona  rozstała  się  ze  mną  z  powodu 

dumy.  Poczuła  się  urażona,  że  wstawiłem  się  za  Delią.  Choć  nie  powiedziałem  tego  Delii, 

byłem pewien, że Rebeka wróciłaby do mnie, gdybym ją poprosił. Przez cały tydzień posyłała 

mi powłóczyste spojrzenia. 

Ale  ja  nie  zamierzałem  umawiać  się  z  Rebeką.  Jedyne  czego  pragnąłem,  to 

uświadomić  Delii,  jak  wiele  dziewczyn  chciałoby  się  znaleźć  na  jej  miejscu.  I  żadna  z  nich 

nie wybuchłaby płaczem z powodu moich pocałunków. Wprost przeciwnie. 

Usiadłem i walnąłem pięścią w poduszkę. Pora działać. Fakt, że pocałowałem Delię i 

ż

e zamartwiałem się teraz, ponieważ ona wciąż zamartwiała się z powodu Jamesa, świadczył 

o  tym,  iż  nie  mam  zbyt  wiele  czasu.  Gdy  tylko  umówię  się  z  inną  dziewczyną  (z  mocnym 

postanowieniem, że się nie zakocham), moje życie powróci do normy. 

Natychmiast  przypomniało  mi  się,  że  Delia  radziła,  abym  się  umówił  z  Ellen. 

Przedtem  nie  miałem  zamiaru  iść  z  nią  na  randkę,  ale  Delia  była  taka  zachwycona  tym 

pomysłem,  że  może  powinienem  spróbować.  Przynajmniej  udowodnię  jej,  że  podczas  gdy 

ona zalewa się łzami po stracie tego frajera, którego nazywa swoim chłopakiem, ja posuwam 

się naprzód. Z pewnością nie musi się obawiać, że jeszcze kiedyś ją pocałuję. 

Zamknąłem  oczy,  czując,  że  w  końcu  zasnę.  Z  samego  rana  zatelefonuję  do  Ellen 

Frazier.  Spotkam  się  z  przyjaciółką  Delii  i  przyjemnie  spędzę  czas;  choćby  mnie  to  miało 

zabić. 

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY 

DELIA 

Sobotni  ranek  spędziłam,  snując  się  z  kąta  w  kąt.  Rodzice  pojechali  na  kiermasz 

wyrobów  rzemieślniczych  i  w  domu  panowała  głucha  cisza.  Miałam  pilnować  Niny,  ale  na 

razie  nie  wiedziałam  co  z  sobą  zrobić.  Uznałam,  że  życie  nastolatki,  która  nie  może  się 

doczekać wieczoru z dziesięciolatką, jest naprawdę beznadziejne. 

Koło  południa  zasiadłam  przed  komputerem,  żeby  napisać  pracę  na  warsztaty 

literackie,  ale  nie  miałam  nic  do  powiedzenia.  W  głowie  kłębiły  mi  się  myśli  na  temat 

wczorajszego  wieczoru,  nie  potrafiłam  jednak  nadać  im  żadnego  sensownego  kształtu. 

Czułam  się  jakby  zawieszona  w  przestrzeni.  Czekałam,  aż  coś  się  wydarzy,  ale  nie  miałam 

pojęcia, co by to mogło być. 

Gdy  odezwał  się  dzwonek  u  drzwi,  zbiegłam  po  schodach.  W  tej  chwili 

uszczęśliwiłaby mnie nawet rozmowa z domokrążcą. Byle tylko się czymś zająć. 

Na widok samochodu Ellen natychmiast poweselałam. Postanowiłam, że opowiem jej, 

co zaszło wczorajszego wieczoru między mną a Cainem. 

- Mam  nowinę.  Jak  usłyszysz,  padniesz  z  wrażenia  -  oświadczyła,  gdy  tylko 

otworzyłam drzwi. 

- Napadli na nas najeźdźcy z kosmosu? - spytałam, wieszając jej kurtkę w groszki. 

- Najeźdźcy  z  kosmosu  to  pestka  w  porównaniu  z  tym,  co  mnie  spotkało  -  odparła  z 

błyskiem oku. 

Weszłyśmy do kuchni i wyjęłam z lodówki dwie puszki coli. 

- Nie trzymaj mnie w napięciu! Opowiedz wszystko! Ellen otworzyła puszkę. 

- Dziś rano w najlepsze czytałam gazetę, niczego się nie spodziewając. Niczego. 

- Do rzeczy - przerwałam jej. - Nie mogę się doczekać. 

- Zadzwonił Cain i umówił się ze mną na dzisiejszy wieczór. 

Zachłysnęłam się colą i odkaszlnęłam. 

- Żartujesz. Pokręciła głową. 

- Nie. Idziemy razem na kolację. 

- No, no. - Poczułam się tak, jakbym dostała obuchem w głowę. 

Ellen spojrzała na mnie. 

- Nie przeszkadza ci to? To znaczy domyśliłam się, że mu to podszepnęłaś i... 

Zmusiłam się do uśmiechu. 

background image

- Ani trochę. Po prostu jestem zaskoczona, że nic mi nie powiedział. To wszystko. 

- Jesteś jakaś zielonkawa - stwierdziła Ellen, przyglądając mi się uważnie. 

- Zawsze  uważałam,  że  będzie  z  was  zachwycająca  para.  Jestem  taka  uradowana,  że 

odebrało mi mowę. 

Ellen znów się rozpromieniła. 

- Skoro tak mówisz. W takim razie czy możesz mi pożyczyć jakiś odpowiedni ciuch? 

- Znajdziemy  coś  ekstra.  Gdy  Cain  cię  w  tym  zobaczy,  Rebeka  Foster  stanie  się 

bladym wspomnieniem. 

Czułam się okropnie. To prawda, że pomysł, aby Cain umówił się z Ellen, pochodził 

ode mnie. Jakoś nigdy nie wierzyłam, że Cain wprowadzi go w czyn. 

Jedno  było  pewne.  Nie  mogłam  powiedzieć  Ellen  o  pocałunkach  Cain  a. 

Wyobrażałam  sobie  ich  dwoje,  żartujących  ze  mnie  podczas  kolacji.  „Nieszczęsna  Delia  - 

powie Cain. - Nigdy nie znajdzie sobie chłopaka”. 

Zadrżałam.  Za  żadną  cenę  nie  mogę  pozwolić,  by  Cain  albo  Ellen  domyślali  się,  że 

przejmuję się ich randką. 

- Chodźmy na górę - powiedziałam, wstając. - Nie mamy ani chwili do stracenia. 

- Dzięki,  Delio.  Wiedziałam,  że  mnie  wesprzesz.  -  Ellen  uściskała  mnie.  Widziałam, 

ż

e nie posiada się z radości. 

Gdy znalazłyśmy się w moim pokoju, zaczęłam przeszukiwać szafę. Wyjęłam zieloną 

sukienkę z bufiastymi rękawami i podałam ją Ellen. 

- Przymierz to - powiedziałam. 

- Patrząc na mnie, miej na względzie, że wieczorem włożę mój cudowny biustonosz - 

przypomniała Ellen. - Dodaj pięć centymetrów w obwodzie. 

Usiadłam na łóżku i patrzyłam, jak się przebiera. 

- Ten biustonosz to jakby koło ratunkowe - rzuciłam. 

Zachichotała. 

- No, i jak wyglądam? 

- Świetnie. - Sukienka prezentowała się na niej znacznie lepiej niż na mnie. - Daję ci 

ją. Ten fason jest odpowiedniejszy dla ciebie. 

Ellen obróciła się przed lustrem. 

- Myślisz, że Cainowi się spodoba? 

- Z całą pewnością. 

Ellen podeszła do lustra i przyjrzała się swojej twarzy. 

- Chyba robi mi się pryszcz na brodzie. 

background image

- Wcale  nie  -  starałam  się,  żeby  mój  głos  za  brzmiał  wesoło  i  zachęcająco.  Ellen 

usiadła na krześle przy biurku. 

- Jestem zdenerwowana - wyznała. 

- Nie ma powodu. Jesteś sto razy fajniejsza od dziewczyn, z którymi spotykał się Cain. 

Nagle Ellen podskoczyła na krześle. 

- Znasz  Caina  lepiej  niż  ktokolwiek  inny.  Co  powinnam  zrobić,  żeby  mu  się 

spodobać? 

Przymknęłam  oczy  i  zastanawiałam  się  przez  chwilę.  Jak  ująć  wszystko,  co  wiem  o 

Cainie, w kilku treściwych zdaniach? Przelatywałam w myślach istotne szczegóły, o których 

mogłabym jej powiedzieć. Nabrałam powietrza w płuca. 

- Nie znosi pikli i na hamburgerze. Nie mów mu, że jesteś za gruba. Nie przeszkadza 

mu, gdy się śpiewa w samochodzie, nawet fałszując. Lubi bawić się w naśladowanie. Jeśli nie 

będziesz umiała poznać, kogo udaje, powiedz, że Elvisa. Jeżeli drga mu mięsień nad okiem, 

to znaczy, że nie chce ci pokazać, że się złości... 

Teraz,  kiedy  już  zaczęłam,  nie  mogłam  przestać.  Czułam  się  tak,  jakbym  otworzyła 

zawór  tamy.  Ellen  przyglądała  mi  się  w  milczeniu.  Wydawało  mi  się  że  słucha,  więc 

wyliczałam dalej. 

- Jego ulubionym kolorem jest zielony. Przepada za muzyką disco. Wieczorami słucha 

radia.  Nie  znosi  powierzchownych  dziewczyn,  chociaż  patrząc  na  jego  ostatnią  dziewczynę, 

nigdy  byś  tego  nie  zgadła.  Prędzej  umrze,  niż  podejmie  pracę  w  biurze  prawniczym. 

Najzabawniejszy jest wtedy, gdy... 

- Delio,  wszystko  z  tobą  w  porządku?  -  nagle  zapytała  Ellen.  Uniosła  dłoń, 

przerywając potok wymowy. Zdałam sobie sprawę, ze niemal zapomniałam, że jest ze mną. 

- Co?  Och,  przepraszam,  zasypałam  cię  szczegółami.  -  Ellen  pracowicie  odpychała 

skórki paznokci. 

Przygryzła wargi i spojrzała na mnie. 

- Kochasz się w Cainie, prawda? - spytała cicho, ale jej słowa dudniły mi w uszach. 

- Co? - Objęłam poduszkę, żeby się czymś zająć. Ellen uniosła brwi. 

- Słyszałaś, co powiedziałam. Myślę, te jesteś zakochana w Cainie Parsonie. 

- To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam - zaprotestowałam głośno, odwracając wzrok. - 

Nie bądź śmieszna. 

- Z tego, jak o nim opowiadasz, Delio, wynika, że... 

- Nie kocham się w Cainie. Koniec. - Wiedziałam, że mój głos brzmi nienaturalnie, ale 

nie mogłam na to nic poradzić. 

background image

- Jesteś pewna... 

- Jasne, że jestem pewna. Weź tę sukienkę i idź się przygotować. 

Po  kilku  minutach  Ellen  wyszła.  Stałam  bez  ruchu,  wsłuchując  się  w  ciszę  pustego 

domu.  Nie  jestem  zakochana  w  Cainie,  powiedziałam  sobie.  Gdy  te  słowa  rozbrzmiały  w 

mojej głowie, omal w nie uwierzyłam. 

W sobotę wieczorem Nina była tak podekscytowana, że siłą zawlokłam ją do sypialni. 

Koniecznie chciała zdać mi dokładną relację z wczorajszej imprezy u Marcy Stein. 

- I wtedy Peter Ross wrzucił mi za kołnierz kostkę lodu - powiedziała, wkładając żółtą 

nocną koszulę. 

- A ty? - spytałam, sięgając po jej szczotkę i pokazując, że ma usiąść na brzegu łóżka. 

- Najpierw  wrzasnęłam,  a  potem  zrobiłam  mu  to  samo.  Pękaliśmy  ze  śmiechu,  aż 

myślałam, że się posikamy. - Nina zaśmiała się na samo wspomnienie. 

- Nie wierć się, bo zrobi ci się kołtun. - Rozczesując długie włosy, czekałam na dalszy 

ciąg. 

- Jeszcze ci nie opowiedziałam najlepszego. 

- A  to  nie  koniec?  -  Mimo  kiepskiego  nastroju  nie  mogłam  powstrzymać  uśmiechu. 

Entuzjazm Niny był zaraźliwy. 

Skinęła głową. 

- Powiem ci, jeśli obiecasz, że nie wygadasz moim rodzicom. 

- Przysięgam. 

- Graliśmy w butelkę! 

- Nie!  -  starałam  się,  by  w  moim  okrzyku  za  brzmiało  zgorszenie.  Wiedziałam,  że 

Nina spodziewa się dramatycznej reakcji. 

- No! Chłopcy byli tacy ordynarni, że o mało się nie porzygałam. 

- Kogo musiałaś pocałować? - zapytałam. Zepchnęłam ją z łóżka, żeby je pościelić. 

- Petera Rossa! Pfuj! - Nina skrzywiła się i wywaliła język. 

- Jakoś to przeżyjesz. A może kiedyś zechcesz go znowu pocałować. Pokręciła głową, 

wydając gardłowe dźwięki. 

- Nawet za milion lat. 

- Skoro tak mówisz - powiedziałam wesoło, całując ją na dobranoc. Zgasiłam lampkę 

przy je] łóżku. 

Gdy byłam przy drzwiach, Nina usiadła i z powrotem zapaliła lampkę. 

- Hej, Delio. 

- Co? - zapytałam, opierając dłonie na biodrach. - Myślisz, te w końcu wyjdę za Petera 

background image

Rossa? No, bo się całowaliśmy. 

- Tak.  I będziecie żyli długo i szczęśliwie. - Zgasiłam światło, mając nadzieję, że nie 

wyczuła w moim tonie goryczy. 

Zeszłam  na  dół,  całkowicie  pewna,  że  za  dwie  minuty  będzie  spała,  śniąc  o  tym 

okropnym  Peterze  Rossie.  Nie  miałam  serca,  by  jej  powiedzieć,  że  od  piątej  klasy  wzwyż 

romansowanie jest coraz mniej przyjemne. Wkrótce, sama się dowie. 

Po  położeniu  Niny  nie  miałam  wiele  do  roboty.  Wzięłam  torebkę  z  preclami  i 

włączyłam  telewizor.  Powtarzałam  sobie,  że  naprawdę,  ale  to  naprawdę,  mam  nadzieję,  że 

Ellen i Cain dobrze się razem bawią. 

Przez godzinę oglądałam wideoclipy. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że Ellen musi 

być już w domu. W końcu, ile może trwać taka kolacja? Umierałam z ciekawości, jak udała 

się randka. 

Dopiero  po  trzech  sygnałach  odebrała  telefon  mama  Ellen.  Wiedziałam,  że  pani 

Frazler wcześnie chodzi spać. Była zaspana i trochę poirytowana. Gdyby Ellen była w domu, 

jej  mama  nie  fatygowałaby  się,  żeby  podnieść  słuchawkę.  Przerwałam  połączenie,  nie 

odezwawszy się słowem. 

Ellen  nie  wróciła  do  domu,  co  oznaczało,  że  ona  i  Cain  są  ciągle  razem.  Randka 

najwyraźniej była udana. Wkrótce zaczną się trzymać za ręce w publicznych miejscach, a ja 

stanę się piątym kołem u wozu, sama i niepotrzebna. 

Absolutnie nie zniosę zwierzeń Caina na temat tego, jak bardzo podoba mu się Ellen. 

Nasza przyjaźń nie wytrzyma tej próby. Nie zamierzałam stawać im na drodze do szczęścia. 

- Przez  jakiś  czas  będę  się  trzymała  na  uboczu  -  powiedziałam,  zwracając  się  do 

telewizora. - Tak będzie najlepiej dla wszystkich. 

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY 

CAIN 

- Czy to jest sukienka Delii? - zapytałem Ellen. Spojrzała na nią z uśmiechem. 

- Tak. Podarowała mi ją. 

- Dlaczego?  -  Wiedziałem,  że  moje  pytanie  nie  jest  zbyt  uprzejme,  ale  nie  mogłem 

sobie  wyobrazić,  że  Delia  kiedykolwiek  odda  komuś  zieloną  sukienkę.  Należała  do  moich 

ulubionych, a trudno było nie zauważyć, że na Deels sukienka wygląda znacznie lepiej. 

- Chyba jej się znudziła - odparła Ellen, wzruszając ramionami. 

- Ostatnio strasznie mnie wkurza - powiedziałem, jakby nie było przy mnie Ellen. 

Siedzieliśmy  przy  stoliku  w  Pasta  House.  Przez  cały  wieczór,  począwszy  od 

przystawek  po  danie  główne,  starałem  się  nie  wypowiadać  imienia  Delii  i  zachowywać  się 

tak,  jakby  Ellen  była  dziewczyną,  z  którą  chcę  się  spotykać.  Ale  gdy  kelner  przyniósł  nam 

kawę,  wiedziałem,  że  romans  z  Ellen  to  stracona  sprawa.  Dla  mnie  była  wyłącznie 

przyjaciółką  Delii.  Musiałem  przyznać,  że  jest  wspaniała,  ale  za  każdym  razem,  gdy  na  nią 

spojrzałem, widziałem Delię. I pozwoliłem sobie mówić o tym, co przez cały dzień leżało mi 

na sercu - o Delii Byrne. 

- Rozumiem, że mówimy teraz o Delii - odezwała się Ellen, unosząc brwi. 

- Tak. 

- Myślę, że ty ją także wkurzasz - oznajmiła Ellen poważnym tonem. Upiła łyk kawy, 

czekając, że powiem coś więcej. 

- Strasznie ją kocham - wyznałem i nalałem sobie śmietanki. 

- Ona także ciebie kocha - powiedziała Ellen, wzdychając. 

- Naprawdę? 

- Naprawdę. - Ellen zamilkła na chwilę. - I pomyśleć, że wyobrażałam sobie, że idę na 

prawdziwą randkę. Wygląda na to, że potrzebujesz terapeuty. - Pokręciła głową. 

Nagle zdałem sobie sprawę, jaki ze mnie palant. 

- Przepraszam, Ellen. Nie miałem zamiaru wałkować sprawy Delii. Porozmawiajmy o 

czymś innym. Dokąd chcesz iść na studia? 

Ellen się roześmiała. 

- Nie  próbuj  mi  wmawiać,  że  obchodzi  cię,  gdzie  się  wybieram  na  studia.  Prawdę 

mówiąc, kiepski z ciebie aktor. 

- Tak łatwo mnie rozgryźć? - spytałem zmartwiony. 

background image

- Od  chwili  gdy  podjechałeś  po  mnie  pod  dom,  jesteś  myślami  daleko  stąd.  -  Ellen 

odchyliła się na oparcie krzesła, bawiąc się papierową serwetką. 

- Myślałem, że jak się umówię, uda mi się zapomnieć, jak bardzo... - Urwałem. 

- Jak bardzo kochasz Delię? - spytała Ellen z lekką drwiną. 

- Nie!  -  zaprotestowałem  gwałtownie.  -  To  znaczy  właśnie  zerwałem  z  Rebeką  i 

wszystko... 

- Oszczędź  mi  kłamstw  -  przerwała  Ellen.  -  Ty  i  Delia  jesteście  w  sobie  zakochani  i 

wszyscy w szkole wiedzą o tym od lat. Jeśli to do was wreszcie dotrze i zechcecie być razem, 

cała reszta pogodzi się z tym. 

Moje serce galopowało i nie mogłem złapać oddechu. 

- Naprawdę myślisz, że Delia mnie kocha? Ellen z trzaskiem odstawiła filiżankę. 

- Ja  wiem,  że  tak  jest,  Cain.  Szkoda,  że  jej  dzisiaj  nie  widziałeś.  Udawała,  że  się  nie 

przejmuje naszą randką. Ale ja widziałam łzy w jej oczach. 

- Mówisz  prawdę?  -  Wyschło  mi  w  ustach  i  musiałem  przepłukać  je  wodą.  Ellen 

pomasowała sobie skronie. 

- Zastanów się, Cain. Od dwóch lat podkochuję się w tobie. A teraz udało mi się pójść 

na coś, co przynajmniej zaczęło się jak randka. Naprawdę sobie wyobrażasz, że spędziłabym 

ten wieczór na wmawianiu ci, że ty i Delia powinniście być razem, gdybym nie miała co do 

tego stuprocentowej pewności? 

- Ellen skinęła na kelnera, żeby przyniósł nam rachunek. 

- Rozumiem,  co  masz  na  myśli  -  powiedziałem.  -  To  dobrze.  A  teraz  chodźmy  stąd. 

Na pewno chcesz wrócić do domu i rozmyślać o Delii. 

- Obiecaj  mi,  proszę,  że  nie  powiesz  jej  o  tym,  co  ci  mówiłem  dziś  wieczór.  - 

Wstrzymałem oddech, modląc się, by się zgodziła trzymać buzię na kłódkę. 

- Obiecuję. Westchnąłem z ulgą. 

- Jak mam ci podziękować za to, że jesteś taką równą babką? Wskazała ręką rachunek. 

- Powiem ci. Pozwolę ci zapłacić za moją kolację. 

- Zrobione - odparłem. Oczywiście, i tak bym zapłacił. 

- A możesz zrobić dla mnie coś jeszcze? - spytała, wkładając płaszcz. 

- Co tylko zechcesz. 

- Nie  umawiaj  się  ze  mną  nigdy  więcej.  -  Uśmiechnęła  się.  Wziąłem  ją  za  rękę  i 

pocałowałem w czoło. 

- Wiesz, co, Ellen Frazier? Jesteś naprawdę w porządku. 

Wychodząc  z  restauracji,  pogwizdywałem  pod  nosem.  A  w  drodze  do  domu 

background image

podśpiewywałem. 

W  domu  natychmiast  popędziłem  na  górę.  W  myślach  wykręcałem  numer  do  Delii. 

Mieliśmy wiele do omówienia. 

Ale  gdy  usiadłem  na  łóżku  ze  słuchawką  w  ręce,  nagle  uszło  ze  mnie  powietrze. 

Podczas rozmowy z Ellen wszystko wydawało mi się takie proste. Teraz, gdy zostałem sam, 

sprawy  się  skomplikowały.  Przez  trzy  lata  Delia  i  ja  byliśmy  najlepszymi  przyjaciółmi.  Nie 

spodziewałem się, że nasza znajomość może ulec zmianie. 

Odłożyłem  słuchawkę  i  podszedłem  do  korkowej  tablicy  na  ścianie.  Były  na  niej 

zdjęcia  z  trzech  pierwszych  lat  liceum.  Na  połowie  z  nich  znajdowała  się  Delia.  Mój  wzrok 

przykuła duża fotografia pośrodku tablicy. 

Zdjęcie zrobiła moja mama, kiedy byliśmy w pierwszej klasie. Pracowaliśmy wtedy z 

Delią  w  myjni  samochodów.  Wysiliłem  pamięć  i  przypomniałem  sobie,  że  zbieraliśmy 

pieniądze  na  miejscowy  szpital  pediatryczny.  Około  trzeciej  po  południu  ruch  trochę  zelżał. 

Byliśmy wykończeni i lekko nam odbiło. 

Nagle chwyciłem gumowy wąż i oblałem Delię wodą. Wtedy ona wylała mi na głowę 

wiadro mydlin. Jak na komendę, wszyscy inni także zaczęli rozrabiać. Przez najbliższe kilka 

minut oblewaliśmy się, rechocząc histerycznie. 

Gdy  wreszcie  odłożyłem  wąż,  zobaczyłem,  że  mama  przyprowadziła  do  mycia  nasz 

stary  samochód  combi.  Trzymała  w  ręku  aparat,  stojąc  kilka  metrów  od  nas.  Delia  podeszła 

do  mnie  i  przybiła  mi  piątkę.  Do  dziś  pamiętam,  jak  nasze  dłonie  się  ześlizgnęły,  bo  były 

pokryte mydlinami. I tę właśnie chwilę mama uwieczniła na zdjęciu. 

Jeszcze teraz, stojąc samotnie w pokoju, roześmiałem się na to wspomnienie. Wesoła i 

klepiąca mnie Delia była uosobieniem radości. 

Przeniosłem  wzrok  na  inne  zdjęcia  przyczepione  do  tablicy.  Kilka  z  nich 

przedstawiało  mnie  i  Andrew,  grających  w  koszykówkę  i  zajmujących  się  innymi  męskimi 

sprawami.  Moją  ulubioną  fotografią  była  ta,  na  której  Delia  i  ja,  z  pomocą  mojej  babci, 

lepimy bałwana. 

A  co  będzie,  gdy  powiem  Delii,  co  czuję,  i  okaże  się,  że  ona  nie  podziela  moich 

uczuć?  Będę  okropnie  upokorzony  i  stracę  najlepszą  przyjaciółkę.  Nasze  żarciki, 

przekomarzanie się i zwierzenia bezpowrotnie odejdą w przeszłość. 

A  jeśli  zaczniemy  się  spotykać  i  nasz  związek  zakończy  się  tak  jak  poprzednie?  Nie 

było  żadnej  gwarancji,  że  nasza  miłość  przetrwa.  Delia  może  poznać  kogoś,  kto  jej  się 

spodoba bardziej niż ja, albo uzna, że nie potrafię dobrze całować, albo zda sobie sprawę, że 

moje  żarty  już  jej  nie  śmieszą.  Będę  miał  złamane  serce  i  utracę  to,  co  liczyło  się  dla  mnie 

background image

najbardziej na świecie. 

Westchnąwszy  ciężko,  wyciągnąłem  się  na  łóżku.  Milczący  telefon  zdawał  się  drwić 

ze  mnie  i  omal  nie  rzuciłem  nim  o  ścianę.  Zamiast  tego  jednak  wziąłem  słuchawkę  i 

wybrałem sześć pierwszych cyfr numeru Delii. 

Gdy  miałem  przycisnąć  ostatnią  cyfrę,  zawahałem  się.  Przez  kilka  minut  siedziałem 

bez ruchu,  wpatrując się w plakat przedstawiający  Michaela Jordana.  Nie mogę tego zrobić. 

Nie mogę ryzykować utraty przyjaźni. Stawka jest zbyt wysoka. 

Nie zawracając sobie głowy przebieraniem się w piżamę, zgasiłem światło i wsunąłem 

się pod kołdrę. - Delia nigdy się nie dowie, co do niej czuję - poprzysiągłem sobie. - Nigdy. 

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY 

DELIA 

W niedzielny poranek obudziłam się z okropnym bólem głowy. Z dołu docierały głosy 

rodziców, spierających się żartobliwie na temat ewentualnego kupna nowej termy. Jęknęłam i 

na  wspomnienie  tortur,  które  spotkały  mnie  w  ciągu  ostatniej  doby,  wtuliłam  twarz  w 

poduszkę. Ellen i Cain. Cain i Ellen. Delia i nikt. Była chyba piąta trzydzieści nad ranem (tak, 

większość  nocy  przeleżałam  bezsennie,  wpatrując  się  w  rysy  na  suficie),  gdy  zdałam  sobie 

sprawę, dlaczego czuję się tak paskudnie. Po raz pierwszy wypowiedziałam te słowa na głos, 

ż

eby się przekonać, czy brzmią prawdziwie. 

- Kocham  Caina  -  wyszeptałam.  -  A  on  mnie  nie  kocha.  -  Wypowiedzieć  to  było  mi 

jeszcze trudniej, niż pomyśleć. Starłam łzy z twarzy. Nie ma nawet dziesiątej, a już płaczę. 

- Życie  jest  piękne  -  rzekłam  sarkastycznie.  Przekręciłam  się  na  łóżku,  powtarzając 

sobie nowo uświadomioną prawdę. 

Zwlokłam się z łóżka, czując, że nie zniosę własnych myśli  ani chwili dłużej. Wciąż 

było  wcześnie,  ale  odkładanie  tego,  co  nieuniknione,  na  później,  nie  miało  sensu.  Muszę 

zerwać wszelkie więzy łączące mnie z Cainem, i muszę to zrobić dzisiaj. 

Ubrałam  się  w  najstarsze  dżinsy  i  znalazłam  wyblakłą  bluzę  z  emblematem  naszej 

szkoły.  Dla  lepszego  efektu  nasadziłam  na  głowę  czapkę  bejsbolową,  a  nogi  wsunęłam  w 

znoszone mokasyny. 

Walcząc  z  frotką,  którą  usiłowałam  zebrać  włosy,  uznałam,  że  gdy  już  przegram 

zakład i tak je obetnę, nawet jeżeli Cain nie będzie się przy tym upierał. Po co sobie zawracać 

głowę wyglądem? Zresztą wtedy będę spędzała weekendy w towarzystwie rodziców. 

Poszłam  do  przedpokoju  i  wyjęłam  z  szafy  kartonowe  pudło,  które  postawiłam  na 

niezaścielonym łóżku. W pudle były zgromadzone pamiątki z różnych chwil szkolnego życia. 

Wyjęłam je wszystkie. Większość z nich, w ten, czy w inny sposób, przypominała mi Caina, i 

z  moich  oczu  popłynęły  łzy.  Muszę  się  tego  wszystkiego  pozbyć.  Zachowanie  choćby 

najmniejszej pamiątki przyprawi mnie o trudne do zniesienia cierpienie. 

Ostrożnie  odłożyłam  do  pudła  pluszowego  misia,  którego  Cain  wygrał  dla  mnie 

podczas balu karnawałowego, gdy chodziliśmy do drugiej klasy. Nazwałam misia Chichotek, 

bo  Cain  zawsze  mnie  rozśmieszał.  Za  misiem  podążyły  srebrne  kolczyki  w  kształcie 

wisiorków - prezent od Caina na szesnaste urodziny. 

Podeszłam  do  ściany  i  zdjęłam  znad  biurka  oprawioną  fotografię,  przedstawiającą 

background image

mnie  i  Caina  w  myjni  samochodów.  Przyglądając  się  naszym  uśmiechniętym,  pokrytym 

mydlinami  twarzom,  poczułam  bolesny  skurcz  serca.  Wrzuciłam  zdjęcie  do  kartonu  i 

zaczęłam  grzebać  w  szufladach  komody.  W  ciągu  ubiegłych  trzech  lat  zgromadziłam  stos 

koszulek Caina i nigdy nie pomyślałam, żeby mu je oddać. 

- Ucieszy  się,  gdy  mu  je  odniosę  -  wyszeptałam,  przytulając  do  twarzy  czarny 

podkoszulek. 

Po  chwili  zapełniłam  pudło.  Rozejrzałam  się  po  pokoju,  który  teraz  był  nagi  i 

pozbawiony  charakteru.  Większość  mego  życia  wylądowała  w  kartonie.  Chwyciłam  pudło  i 

podeszłam do drzwi. 

- Żegnaj, Chichotku - powiedziałam. - Cieszę się, że cię poznałam. 

Pani Parson nie starała się mnie zatrzymać, gdy ją wyminęłam i podążyłam schodami 

na górę. Miałam do wypełnienia misję i nic mnie przed tym nie mogło powstrzymać. Schody 

wydawały się nie mieć końca, a ciężkie pudło przyprawiało mnie o ból ramion i pleców. 

Przed drzwiami pokoju Caina upuściłam pudło na podłogę. Huk rozległ się echem po 

domu, anonsując moje przybycie. Następnie  głośno zastukałam do drzwi, nie przejmując się 

tym, że jego rodzice prawdopodobnie uznają mnie za pomyloną. 

- Kto tam? - zapytał Cain. Jego  głos był mi tak  dobrze znany, tak bliski, że omal się 

nie wycofałam, by jeszcze raz przeanalizować moje mieszane uczucia. 

Stanowczo  pokręciłam  głową,  przypominając  sobie,  że  nie  należy  ulegać  pokusom. 

Wiedziałam, że spotkanie z Cainem nie będzie łatwe, ale nie miałam wyboru. 

- To ja! - zawołałam, starając się, by nie zawiódł mnie głos. Otworzyłam drzwi i stopą 

wepchnęłam pudło do środka. Następnie wkroczyłam do pokoju, krzyżując ramiona na piersi. 

- O co chodzi? - zapytał Cain bardzo zaspany i oszołomiony. Miał potargane włosy  i 

był  owinięty  zmiętoszonym  kocem.  Nawet  w  takim  stanie  wyglądał  wspaniale.  Mógłby 

reklamować materace. 

- Przyniosłam  ci  twoje  rzeczy  -  powiedziałam  bezbarwnym  tonem.  Nie  miałam 

pojęcia,  jak  mu  wytłumaczyć,  że  nie  możemy  już  być  przyjaciółmi.  -  Zdałam  sobie  sprawę, 

ż

e... hm... mam mnóstwo twoich koszulek. 

Cain rzucił okiem na zegar nad łóżkiem. 

- Uznałaś, że powinnaś zwrócić mi koszulki w niedzielę o dziesiątej rano? 

- Muszę  -  odrzekłam,  jakby  to  wszystko  wyjaśniało.  -  Na  pewno  jesteś  zmęczony  po 

waszej  wspaniałej  randce  z  Ellen,  więc  już  cię  zostawiam  i  będziesz  sobie  spał  dalej.  - 

Obróciłam się na pięcie, gotowa uciec. 

- Zaczekaj!  -  powiedział  Cain, zupełnie  obudzony.  -  Czy  możesz  mi  wyjaśnić,  co  się 

background image

dzieje? Nadajesz jakoś bez sensu. 

Wbiłam wzrok w podłogę, zastanawiając się, co mu powiedzieć. Mój plan zerwania z 

Cainem  najwyraźniej  miał  jakieś  braki.  -  Nie  możemy  być  przyjaciółmi  -  oznajmiłam 

wreszcie. 

Nie  mogłam  powstrzymać  łez.  Cain  zmarszczył  brwi  i  wyglądał  tak  ufnie  i 

sympatycznie, że zapragnęłam zarzucić mu ręce na szyję i błagać, by się  we mnie zakochał. 

Ale potem mój wzrok spoczął na jego wargach i wyobraziłam sobie Caina całującego Ellen. 

Prawdopodobnie  podczas  deseru  nie  przestawali  się  czulić.  Ten  obraz  sprawił,  że  serce 

przeszył mi przejmujący ból. 

- Niby dlaczego? - zapytał Cain drżącym głosem. 

- Między nami nie jest już tak jak dawniej - powiedziałam, wstrząsana łkaniem. 

- Nie potrafię tego wyjaśnić. 

Cain  milczał,  przypatrując  mi  się  z  szeroko  otwartymi  ustami.  Zapragnęłam,  by 

rozstąpiła  się  pode  mną  podłoga,  ale  nic  się  nie  stało,  nie  pojawiła  się  choćby  najmniejsza 

błyskawica. 

- Ty  i  Ellen  będziecie  wspaniałą  parą  -  powiedziałam.  -  Z  całego  serca,  życzę  wam 

obydwojgu szczęścia. 

- Ellen i ja? My nie... 

- Nie mów nic więcej! - wrzasnęłam. - Nie chcę tego słuchać. 

- Ależ, Delio, to nie ma sensu. - Cain wstał z łóżka i podszedł do mnie. 

- Przykro  mi,  Cain.  Zawiodłam  jako  przyjaciółka.  Wiem.  Ale  proszę,  nie  mów  nic 

więcej. Po prostu daj mi spokój, na zawsze. 

Wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Łzy, zalewające mi oczy, zupełnie 

mnie oślepiły. 

Zbiegłam  na  dół  i  ruszyłam  do  wyjścia,  nie  zwracając  uwagi  na  zaniepokojone 

spojrzenie pani Parsom Słyszałam, że Cain wykrzykuje moje imię, ale nie zatrzymałam się. 

Wypadłam  na  dwór  i  popędziłam  do  brązowej  toyoty  mojej  mamy,  którą 

zaparkowałam  na  podjeździe.  Obejrzałam  się,  by  wycofać  samochód,  i  zobaczyłam  Caina, 

stojącego w drzwiach. Machał rękami i podskakiwał w miejscu. Odwróciłam głowę. 

Mknęłam ulicą, zostawiwszy za sobą serce. 

Chociaż  było  bardzo  zimno,  opuściłam  szybę  i  pozwoliłam,  by  owiewało  mnie 

lodowate  powietrze.  Było  mi  duszno.  Jechałam  bez  celu,  modląc  się  o  to,  by  w  miarę 

oddalania się od Caina przybyło mi rozumu. 

Włączyłam radio. Popłynął z niego cichy melodyjny głos spikera. Byłam zadowolona, 

background image

ż

e  słyszę  ludzki  głos.  Przy  odrobinie  szczęścia  zagłuszy  on  wołanie  Caina  wykrzykującego 

moje imię. 

- A oto stary złoty przebój „Zakochajmy się”, dla Rachel od Andrew, który mówi, że 

spędził wczoraj wspaniały wieczór i cieszy się, że w końcu się odważył poprosić Rachel, aby 

została jego dziewczyną - powiedział spiker. 

Wyłączyłam  radio,  uśmiechając  się  gorzko.  Ironia  losu.  Musiałam  zatrzymać 

samochód  na  parkingu,  żeby  zebrać  myśli.  Jakie  było  prawdopodobieństwo,  że  włączywszy 

radio,  usłyszę  dedykację  od  Andrew  Rice'a  dla  Rachel  Hall?  Wygląda  na  to,  że  wszyscy  w 

naszym liceum są szczęśliwie zakochani. Wszyscy z wyjątkiem mnie. 

Oparłam  głowę  na  kierownicy,  oddychając  głęboko.  Nie  pójdę  na  studniówkę.  Nie 

będę miała pary, żeby pójść na całonocny bal maturalny. Nie pójdziemy z Ellen w dwie pary 

na  karnawałową  zabawę.  Ja  i  Cain  nie  damy  sobie  prezentów  pod  choinkę  i  nie  będziemy 

razem jeździć na sankach. Od jutra będę się snuła po szkolnych korytarzach jak cień dawnej 

siebie. 

Zaczęłam  się  zastanawiać,  czy  nie  zrezygnować  ze  szkoły  i  nie  zdawać  matury 

eksternistycznie. 

Przeniosę  się  do  innego  miasta.  Znajdę  pracę  i  zacznę  zupełnie  nowe  życie. 

Wyobraziłam sobie, jak mieszkam w Nowym Jorku i tańczę w jakimś okropnym musicalu. A 

potem  wyobraziłam  sobie  nowe  życie  na  Środkowym  Wschodzie.  Mogę  się  przenieść  do 

Nebraski  i  pomagać  na  farmie.  Albo  pojechać  do  Kalifornii  i  zostać  hipiską.  Może  nawet 

przybiorę inne imię. Będę się nazywała Tęcza albo Księżycowa Poświata. 

Wreszcie  się  otrząsnęłam  i  otarłam  łzy.  Na  razie  wciąż  byłam  dawną  Delią  Byrne  i 

czułam się podle. Rodzice nie pozwolą mi wyjechać ze stanu.  Zmuszą  mnie, abym cierpiała 

nędzny żywot, znosząc jeden samotny dzień za drugim. 

Włączyłam silnik i wyjechałam z parkingu. Jechałam przed siebie nie wiem jak długo, 

aż  znalazłam  się  przed  starym  kinem  Tivoli.  W  soboty  i  w  niedziele  wyświetlano  tam  stare 

filmy. Zobaczyłam, że o pierwszej zaczyna się „Casablanka” i zaparkowałam samochód. 

„Casablanka” to film, który we wrześniu oglądaliśmy, kontaktując się z Cainem przez 

telefon.  Wtedy  nasze  wzajemne  uczucia  były  czyste  i  nieskomplikowane.  Ach,  gdybym  tak 

mogła cofnąć czas i wymazać wszystko, co zaszło po owej nocy. 

Kiedy kupowałam bilet, pani w kasie spojrzała na mnie zdziwiona. 

- Seans  zaczyna  się  dopiero  za  trzy  kwadranse  -  powiedziała.  -  Możesz  się  przejść. 

Masz dużo czasu. 

Pokręciłam głową, zdając sobie sprawę, że nie mam dokąd pójść. Pusta widownia kina 

background image

była doskonałym miejscem, żeby spędzić czas w samotności. 

- Poczekam - powiedziałam płaczliwym głosem. 

- Dobrze, kochanie - odparta dobrotliwie. - Wejdź. Bez publiczności sala kinowa była 

niesamowita i nierealna. Usiadłam. 

Zmęczona  zamknęłam  oczy,  nie  patrząc  na  rzędy  pustych  krzeseł.  Wszystko  jedno, 

czy mam czekać trzy kwadranse, czy całą wieczność. Moje życie straciło sens. 

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY 

CAIN 

Tkwiłem w progu, dopóki samochód Delii nie zniknął za rogiem. Mama stała za mną. 

Wyglądała na wstrząśniętą. 

- Co się stało? - spytała. 

- To długa historia - odparłem z westchnieniem. 

A  potem  bez  słowa  wróciłem  do  mego  pokoju  i  postawiłem  na  łóżku  pudło,  które 

przyniosła  Delia.  Z  krwawiącym  sercem  zacząłem  sztuka  po  sztuce  przeglądać  jego 

zawartość.  Znalazłem  na  dnie  Chichotka  i  przytuliłem  go  do  piersi,  a  potem  wsunąłem  pod 

kołdrę. 

Nie  wiedziałem,  co  napadło  Delię.  Może  Ellen  powtórzyła  jej  to,  co  powiedziałem 

zeszłego wieczoru. Pokręciłem głową. Wierzyłem, że Ellen dochowa tajemnicy. 

Przebiegłem  pamięcią  wszystko,  co  zdarzyło  się  od  dnia  Święta  Pracy.  Chociaż 

kłóciliśmy  się  częściej  niż zazwyczaj  (o  wiele  częściej),  nie  przyszło  mi do  głowy,  że  Delia 

zechce  zakończyć  naszą  przyjaźń.  Dla  mnie  taki  pomysł  był  równie  dziwaczny,  jak  pomysł, 

ż

eby przestać oddychać. Byliśmy stworzeni dla siebie, a Delia nas rozdzieliła. Dlaczego? 

Całym sercem pragnąłem wierzyć, że Delia jest zazdrosna o Ellen. Ale to przecież był 

jej  pomysł,  żebym  poszedł  na  randkę  z  jej  najlepszą  przyjaciółką.  Delia  chciała,  żebym 

wyleczył  się  z  Rebeki  i  ruszył  naprzód.  I  to  Delia  chlipała  z  powodu  utraty  Jamesa, 

zachowując  się  tak,  jakby  jej  świat  się  zawalił,  gdy  James  wrócił  do  Tanyi.  Co  więcej,  gdy 

całowaliśmy  się  w  piątek,  to  ona  się  odsunęła.  Na  wspomnienie  jej  łkań  zrobiło  mi  się 

niedobrze. 

Przez cały ranek oglądałem różne przedmioty, które odniosła Delia. Za każdym razem, 

gdy spojrzałem na kosmaty pyszczek brązowego misia, na nowo robiło mi się smutno. Delia 

błagała mnie, abym ją zostawił w spokoju, więc nie mogłem nic zrobić. 

W  końcu  się  rozłościłem.  Co  ona  sobie  wyobraża?!  Od  kiedy  to  ona  podejmuje 

wszystkie decyzje związane z naszą przyjaźnią? Sięgnąłem po telefon. Zmuszę ją, by ze mną 

porozmawiała,  nawet  gdybym  miał  się  siłą  wedrzeć  do  jej  domu  i  zabarykadować  w  jej 

pokoju. 

Odłożyłem  słuchawkę,  gdy  odezwała  się  automatyczna  sekretarka.  Nie  chciałem 

nagrywać rozpaczliwej wiadomości, zwłaszcza że Delia mogła być u siebie. Nie mogłem jej 

zmusić  do  rozmowy.  Wściekłaby  się  i  nazwałaby  mnie  tyranem.  Mogłem  co  najwyżej... 

background image

właściwie nic nie mogłem. 

Gdy  zadzwonił  telefon,  byłem  zdumiony.  Podniosłem  słuchawkę  po  pierwszym 

sygnale, mając nikłą nadzieję, że Delia poszła po rozum do głowy. 

- Cześć, Parson - usłyszałem radosny głos Andrew. 

- Cześć, Andrew. - Musiałem szybko wymyślić jakiś sensowny powód, dla którego tak 

szybko odebrałem telefon. 

- Człowieku. Wreszcie to zrobiłem. Zrobiłem. 

- Co? - spytałem, masując wolną ręką obolały kark. 

- Rachel. Wczoraj wieczorem zabrałem Rachel na randkę. Nie do wiary. Rano, kiedy 

się  obudziłem,  powiedziałem  sobie:  Rice,  dzisiaj  postąpisz,  jak  prawdziwemu  mężczyźnie 

przystało  i  zadzwonisz  do  dziewczyny,  przez  którą  zachowujesz  się  jak  skończony  wariat. 

Zatelefonowałem do niej, a ona się zgodziła i tak się zaczęła ta romantyczna historia. 

- Na  pewno  świetnie  się  bawiliście  -  powiedziałem,  starając  się,  by  mój  głos  nie 

brzmiał cynicznie. 

- Rany, jesteśmy stworzeni dla siebie. I wiesz, co jest najlepsze? 

- Co? - Z całych sił uścisnąłem Chichotka, starając się cieszyć ze szczęścia Andrew i 

Rachel. 

- Powiedziała, że kocha się we mnie od początku semestru. Czy to nie jest kapitalne? 

- Niesamowite. 

Nie  mogłem  uwierzyć,  że  Andrew  Rice  jest  zakochany.  Naśmiewał  się  ze  mnie,  że 

szukam idealnej dziewczyny. A teraz paplał jak idiota, nieziemsko uszczęśliwiony. 

- Chcesz się dowiedzieć, co dzisiaj zrobiłem? - Mów. 

Andrew  zdawał  się  nie  zauważać,  że  ta  rozmowa  nie  cieszyła  mnie  tak  bardzo  jak 

jego. 

- Zatelefonowałem do radia i zadedykowałem Rachel piosenkę. A potem  wykręciłem 

do Rachel i powiedziałem jej, żeby włączyła radio. Obydwoje zostaliśmy przy telefonie. Nie 

rozmawialiśmy, tylko czekaliśmy na piosenkę. - Andrew westchnął z zadowoleniem. 

- Chyba  nieźle  wpadłeś  -  powiedziałem,  nie  wiedząc,  jak  mu  dać  do  zrozumienia,  że 

rozprawiając o miłości, wbija mi nóż w serce. 

- Zaprosiłem ją na karnawałową zabawę. Hej, a może pójdziemy w dwie pary? 

- Jakoś się nie wybieram. 

- Jasne,  że  się  wybierasz,  Cain.  Jeśli  nie  znajdziesz  sobie  kogoś  innego,  zawsze 

możesz  wziąć  Delię.  Obydwoje  nie  macie  pary...  a  większość  ludzi  i  tak  myśli,  że  ze  sobą 

chodzicie. 

background image

Usłyszałem,  że  się  śmieje  jak  wariat.  Jeśli  porozmawiam  z  Andrew  choć  chwilę 

dłużej, chyba wyskoczę przez okno. 

- Słuchaj,  stary.  Muszę  kończyć.  Mama  mnie  woła.  Jestem  pod  wrażeniem  twojego 

wyczynu. Tak trzymaj. 

Odłożyłem słuchawkę, zanim zdążył mi odpowiedzieć. Miałem zaledwie siedemnaście 

lat, a w moim życiu był tylko ból i samotność. Leżąc na łóżku, zastanawiałem się, ile jeszcze 

zdołam wytrzymać. 

Nie mam pojęcia, ile czasu upłynęło, zanim mama zajrzała do mojego pokoju. Mogły 

to być sekundy, godziny albo dni. 

- Tata  i  ja  wybieramy  się  na  aukcję  -  powiedziała.  -  Chcesz  pojechać  z  nami? 

Schowałem Chichotka pod kocem i pokręciłem głową. 

- Myślę, że zostanę w domu. 

Mama  uśmiechnęła  się  swoim  najbardziej  macierzyńskim  uśmiechem,  a  ja  poczułem 

się, jakbym miał pięć lat. 

- Dobrze,  kochanie,  ale  nie  przeleż  całego  dnia  w  łóżku.  To  niezdrowo.  -  Zamknęła 

drzwi, a ja wyjąłem Chichotka z ukrycia. 

Słysząc, że otwierają się drzwi garażu, sturlałem się z łóżka. W łazience zmusiłem się, 

by wyszorować zęby i umyć twarz. Uczesanie się było ponad moje siły. 

Czując  się  tak,  jakbym  poruszał  się  w  próżni,  zszedłem  do  kuchni  i  nalałem  sobie 

filiżankę  czarnej  kawy.  Następnie  przejrzałem  pobieżnie  gazetę,  mając  nadzieję,  że  to 

oderwie moje myśli od Delii. 

Skupiłem  się  na  dziale  sportowym,  ale  kiedy  odwróciłem  wzrok  od  tabeli  wyników, 

zdałem  sobie  sprawę,  że  nie  pamiętam,  kto  wygrał  mecz  futbolowy.  I  że  wcale  mnie  to  nie 

obchodzi. 

Przerzuciłem parę stron i w dziale poświęconym sztuce moje oczy przykuła ogromna 

reklama  filmu  „Casablanka”.  Film  wyświetlano  w  Tivoli  i  pierwszy  seans  zaczynał  się  o 

pierwszej  po  południu.  Przypomniałem  sobie,  jak  oglądałem  ten  film  poprzednim  razem. 

Delia była już w łóżku, gdy do niej zatelefonowałem, ale wstała i obejrzała film do końca. 

Spojrzałem  na  zegarek.  Do  seansu  pozostał  kwadrans.  Popędziłem  do  drzwi, 

narzuciłem  kurtkę  i  chwyciłem  kluczyki.  Następnie  automatycznie  podszedłem  do  telefonu, 

ż

eby zapytać Delię, czy by się ze mną nie wybrała. 

Już miałem podnieść słuchawkę, ale się rozmyśliłem. Uświadomiłem sobie, że idę do 

kina,  żeby  zapomnieć  o  tym,  co  spotkało  mnie  dzisiaj  rano.  Powoli  odszedłem  od  telefonu. 

Delia  powiedziała,  żebym  dał  jej  spokój.  Muszę  się  przyzwyczaić  do  samotnego  oglądania 

background image

starych filmów. Żaden z moich kolegów nie rozumiał, jak można lubić czarno - białą filmową 

klasykę. 

Jadąc  do  kina,  zdałem  sobie  sprawę,  że  wpatrywanie  się  w  Humphreya  Bogarta  i  w 

Ingrid  Bergman  nie  odciągnie  moich  myśli  od  Delii.  I  że  rozpłaczę  się,  gdy  siedzący  za 

fortepianem Sam zagra dla Ilsy „Gdy mija czas”. 

Ale i tak kupiłem bilet. Skoro nic nie zdoła zagłuszyć moich wspomnień o Delii, mogę 

równie dobrze rozpaczać w ciemnym kinie. 

- Masz się tam z kimś spotkać? - spytała kasjerka, wydając mi resztę. 

- Nie. Wprost przeciwnie - odparłem. Wzruszyła ramionami. 

- Coś pewnie wisi w powietrzu - mruknęła. 

- Chyba tak - zgodziłem się z nią, nie wiedząc i nie dbając o to, co miała na myśli. 

Ponieważ  już  i  tak  byłem  spóźniony,  podszedłem  do  bufetu  i  kupiłem  prażoną 

kukurydzę.  Przez  całe  przedpołudnie  nic  nie  jadłem  i  burczało  mi  w  brzuchu.  Nie  byłem 

pewien,  czy  uda  mi  się  pochłonąć  całą  porcję  kinowego  popcornu,  ale  na  wszelki  wypadek 

poprosiłem o podwójne masło. 

Widownia  była  w  połowie  pusta.  Zobaczyłem  Humphreya  Bogarta  i  usłyszałem 

muzykę. Mogłem się utożsamić z Bogartem, który grał Ricka. Jego bohater utracił swą jedyną 

prawdziwą miłość i wiódł pozbawioną sensu egzystencję. Był chłodny i niedotykalski, bo nic 

się  dla  niego  nie  liczyło.  Postanowiłem,  że  od  dzisiaj  będę  taki  sam  -  trzymający  się  na 

uboczu macho, który prześlizguje się przez życie, odporny na wszystkie emocje i pragnienia. 

Zatopiony  w  ponurych  myślach,  czekałem,  by  moje  oczy  przyzwyczaiły  się  do 

ciemności.  Następnie  ruszyłem  naprzód,  wypatrując  wolnych  miejsc.  Chciałem  być  sam  ze 

swoją rozpaczą. 

Dotarłem  do  trzeciego  rzędu  i  zatrzymałem  się  z  walącym  sercem.  Tuż  przed  sobą 

zobaczyłem  dobrze  mi  znaną  ciemną  głowę.  Patrzyłem  z  niedowierzaniem,  omal  nie 

upuściwszy popcornu. 

Przetarłem jedno oko, potem drugie. Czyżbym miał halucynacje? Jakie były szanse na 

to, że tuż przede mną siedzi Delia, jakby czekała, że przyjdę i ją znajdę? 

Na chwilę zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem Delia nadal tam była. Gdy ruszyłem 

z  miejsca,  nie  mogłem  się  pozbyć  uczucia,  że  w  przeciwieństwie  do  romansu  Ricka,  mój 

skończy się happy endem. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY 

DELIA 

Ingrid  Bergman  nie  pojawiła  się  jeszcze,  a  ja  już  przełykałam  łzy.  Zazwyczaj  moje 

oczy  pozostawały  suche  co  najmniej  do  chwili,  gdy  Rick  znajduje  przy  fortepianie  Sama, 

grającego dla Ilsy „Gdy mija czas”. Myśląc o sile Ilsy, postanowiłam nie zachowywać się jak 

idiotka. Ilsa nie uroniła ani jednej łzy przez cały film, nie płakała nawet podczas wojny. 

Otarłam  oczy  swetrem  i  wyprostowałam  się  w  fotelu.  Moje  myśli  niezmordowanie 

krążyły  wokół  Caina.  Zamiast  roztrząsać  przykry  koniec  naszej  przyjaźni,  zaczęłam 

wspominać wszystkie spędzone razem, miłe chwile. 

Oczyma wyobraźni ujrzałam film o nas i uśmiechnęłam się. Najpierw zobaczyłam, jak 

wywracamy  się  z  kajakiem  na  Stawie  Hazardzisty.  Potem  Cain  pojawił  się  przed  moimi 

drzwiami,  przebrany  w  strój  Wielkanocnego  Królika.  Wreszcie  roześmiałam  się  głośno  na 

wspomnienie  Caina  koziołkującego  z  góry  na  nartach  podczas  szkolnej  wycieczki.  Po 

wywrotce wstał i skłonił się nisko zdumionym narciarzom. 

A potem pojawiło się wspomnienie pocałunku. Niemal czułam ciepłe wargi Caina na 

moich ustach i jego palce, przesuwające się po moich włosach. A gdy tańczyliśmy na zjeździe 

absolwentów,  było  mi  tak,  jakbyśmy  się  znaleźli  w  naszym  prywatnym  świecie.  Trzymał 

mnie mocno w ramionach i zupełnie zapomniałam, że jestem zakochana w Jamesie. 

To  śmieszne,  pomyślałam.  Nigdy  nie  byłam  zakochana  w  Jamesie.  Chyba  nawet  nie 

bardzo go lubiłam. Chęć posiadania  chłopca wzięłam za miłość. Teraz sama myśl o tym, że 

płakałam z powodu Jamesa i Tanyi, wydała mi się śmiechu warta. 

Byłam tak bardzo pogrążona we wspomnieniach o Cainie, że nie zauważyłam, że ktoś 

podszedł.  Siedziałam  w pustym  rzędzie  i  nagle  poczułam,  że  ktoś  usiadł koło  mnie.  Zjeżyły 

mi się włosy na karku i po całym ciele przebiegł dreszcz. Nie musiałam odwracać głowy, by 

wiedzieć, że to Cain. - Czy ktoś zamawiał popcorn? - wyszeptał mi do ucha. 

Gapiłam  się  na  niego  oszołomiona,  kręciło  mi  się  w  głowie.  Zupełnie  jakbym  go  z 

materializowała  siłą  wspomnień.  I  oto,  siedzi  tuż  obok  mnie  i  nawet  w  ciemności  mogę 

dostrzec  ciepłe  lśnienie  jego  oczu.  Spojrzałam  na  jego  zmierzwione  włosy,  na  cień  zarostu. 

Spuściwszy wzrok, stwierdziłam, że ma na sobie buty nie do pary. Wygląda jeszcze gorzej niż 

ja, pomyślałam z szaleńczo bijącym sercem. 

Nie  mogłam  z  siebie  wydobyć  głosu,  ale  sięgnęłam  do  rożka  i  zaczerpnęłam  pełną 

garść popcornu. Następnie utkwiłam wzrok w ekranie, bojąc się, że wybuchnę płaczem. Nie 

background image

bardzo wiedziałam, co czuję, ale cieszyłam się, że Cain jest blisko mnie. Jego obecność koiła 

ból  po  utracie  naszej  długoletniej  przyjaźni.  Będziemy  razem  przynajmniej  przez  najbliższe 

półtorej godziny. 

Przez  dłuższą  chwilę  tkwiliśmy  sztywno  w  fotelach,  nie  mając  odwagi  spojrzeć  na 

siebie.  W  „Casablance”  upływały  dni  i  noce,  ale  dla  mnie  film  był  zasnuty  mgłą.  Bliskość 

Caina zajmowała mnie bez reszty. 

Nie  dotykaliśmy  się,  ale  otaczało  mnie  ciepło  promieniujące  z  jego  ciała.  Raz 

jednocześnie wetknęliśmy dłonie do rożka z prażoną kukurydzą i natychmiast je cofnęliśmy. 

Gdy rozgrywała się ostatnia scena filmu, nasze ramiona mocno się stykały i ja prawie 

straciłam  oddech.  Nigdy  dotąd  obecność  drugiego  człowieka  nie  zrobiła  na  mnie  tak 

piorunującego wrażenia. Ale on przecież nie był jakimś tam człowiekiem - był Cainem, moim 

najlepszym przyjacielem, moją prawdziwą miłością. 

Gdy  z  ekranu  padły  słowa  Humphreya  Bogarta  „Zawsze  będziemy  mieli  Paryż”,  w 

moich oczach zabłysły łzy po raz pierwszy od chwili, gdy usiadł koło mnie Cain. 

Nagle poczułam na policzku jego oddech i pochyliłam ku niemu głowę. Każdy nerw w 

moim ciele dygotał, czekając na to, co się stanie. 

- Zawsze  będziemy  mieli...  -  wyszeptał  Cain  do  mojego  ucha.  Myślałam,  że  powie 

„Paryż”, ale on dokończył: - ...nasze szczęście na zawsze. 

Wzięłam  go  za  rękę  i  mocno  zacisnęłam  palce.  Gdy  zwróciłam  ku  niemu  głowę, 

palcami  drugiej  dłoni  delikatnie  obrysował  linię  moich  warg.  Byłam  pewna,  że  wszyscy 

widzowie słyszą bicie mego serca, ale nie dbałam o to. 

- Kocham cię - wyszeptałam. 

- Kocham cię - odpowiedział Cain. 

Gdy  na  ekranie  pojawiły  się  napisy,  pocałowałam  go,  dając  upust  całej  tęsknocie, 

nagromadzonej przez ostatnie tygodnie, miesiące i lata. Pocałunek Caina był równie namiętny 

i poczułam, że po raz pierwszy w życiu naprawdę się rozumiemy. 

Trwaliśmy  złączeni  uściskiem,  pogłębiając  pocałunek.  Zupełnie  zapomniałam,  gdzie 

się znajdujemy. Nie liczyło się nic poza nami. Cały świat składał się z Caina i mnie, ze mnie i 

Caina. Wszystko inne było złudzeniem ulatującym w powietrze, mirażem. 

Nagle bez ostrzeżenia rozbłysły światła. A my wciąż się całowaliśmy. Aż wszyscy na 

widowni zaczęli nam bić brawo i śmiać się. Wtedy się rozdzieliliśmy. Spojrzeliśmy na siebie 

zawstydzeni,  a  potem  wybuchnęliśmy  śmiechem.  Gdy  ktoś,  przechodzący  obok,  przeciągle 

gwizdnął,  roześmialiśmy  się  jeszcze  głośniej.  I  wciąż  wpatrywaliśmy  się  w  siebie. 

Napawaliśmy się doskonałością chwili. 

background image

Gdy  wszyscy  widzowie  opuścili  kino,  Cain  wziął  mnie  za  rękę  i  pomógł  mi  wstać. 

Szliśmy wąskim przejściem pomiędzy rzędami, nie przestając się obejmować, nie przejmując 

się tym, że za każdym krokiem wpadamy na siebie. 

W jasno oświetlonym holu, czekała na nas kasjerka. 

- Miałam  przeczucie!  -  wykrzyknęła  na  nasz  widok.  -  Mówiłam,  że  coś  wisi  w 

powietrzu. 

Wyszliśmy  na  ulicę  uśmiechając  się  i  chichocząc  jak  głupki.  Zakochane  głupki, 

pomyślałam uszczęśliwiona. 

Nagle  Cain  przystanął  i  objął  mnie  mocno.  Ja  także  go  przytuliłam,  ściskając  z  całej 

siły. 

- Hej, Deels? - powiedział. 

- Co? - spytałam, odgarniając mu włosy z twarzy. 

- Masz z kim pójść na bal karnawałowy? Jest pewien zakład, który muszę wygrać. 

Przyciągnęłam  go  jeszcze  mocniej,  obsypując  pocałunkami  jego  twarz.  A  potem 

roześmiałam się i żartobliwie szturchnęłam go w ramię. 

- Chciałeś  powiedzieć,  że  to  ja  go  muszę  wygrać  -  sprostowałam,  zaglądając  mu  w 

oczy. 

Cain spoważniał i ujął moją twarz w dłonie. 

- Myślę, że obydwoje wygraliśmy - powiedział cicho. 

Pocałował mnie i nie bardzo pamiętam, co działo się później. W każdym razie wieczór 

skończył się przy kominku i nad gorącą czekoladą. Reszty możecie się domyślać...