background image

MARIE RYDZYŃSKI

Szczęśliwy traf

Fiona And The Sexy Stranger

Tłumaczyła: Maria Filimon

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Fiona  Reilly  wpatrywała  się  w  trzymany  w  ręku  kawałek  papieru.  W 

przeciwieństwie do innych przesłanych jej tego dnia wiadomości, nie miał on nic 
wspólnego  z  zamówieniem  stu  perliczek  czy  też  czterech  tuzinów  kieliszków  do 
wina na wysokich nóżkach. Nie była to nawet kolejna informacja od Kellermanów, 
którzy  zlecili  Fionie  przygotowanie  uroczystości  weselnej.  Do  ślubu  ich  córki 
pozostało  zaledwie  trzy  tygodnie,  a  państwo  Kellermanowie  wciąż  nie  potrafili 
ustalić  menu,  co  kilka  dni  przesyłając  Fionie  faksy  zmieniające  poprzednie 
postanowienia. Do tej pory Fiona otrzymała piętnaście takich wiadomości.

Nie,  tym  razem  kartka,  którą  wypluł  z  siebie  faks  wraz  z  kilkoma  innymi, 

wychwalała  kwalifikacje,  doświadczenie  i  wykształcenie  niejakiego  Henry’ego 
Cutlera.

Był  to  życiorys.  Niezwykle  imponujący  życiorys  mężczyzny,  który 

zgromadził na swoim koncie liczne nagrody z branży reklamowej. Życiorys, który 
w jakiś sposób zmylił drogę i trafił na biurko Fiony.

–  Montana?  –  odczytała  zdziwiona  nazwę  stanu,  w  którym  Henry  Cutler 

ukończył  szkołę  i  ostatnio  pracował.  –  Nie  sądziłam,  że  w  Montanie  muszą 
cokolwiek reklamować, a ty, Velcro? – zwróciła się do kota, który w odpowiedzi 
wskoczył na jej kolana i miauknął z wyraźną przyjemnością.

Gładząc palcami aksamitny grzbiet Velcro, Fiona zastanawiała się, co zrobić 

z tą zabłąkaną kartką. W pierwszym odruchu chciała ją po prostu zgnieść i wrzucić 
do  kosza.  Ostatnią  rzeczą,  jakiej  potrzebowała,  było  kolejne  papierzysko, 
zaśmiecające  i  tak  zagracony  już  zakątek  kuchni,  który  przeznaczyła  na  biuro. 
Kiedy  jednak  zaczęła  zgniatać  kartkę,  Velcro  uniosła  głowę  i  skierowała  na  nią 
oskarżycielskie  spojrzenie.  Wiedziała,  że  kotka  domaga  się  po  prostu  dalszej 
pieszczoty, lecz jej wzrok wzbudził w niej wyrzuty sumienia.

–  Taak,  może  masz  rację  –  powiedziała,  ulegając  nakazowi  sumienia. 

Sumienia, które nie pozwalało jej deptać po żuczkach czy zabijać pająków, choćby 
najbardziej włochatych.

Z  westchnieniem  odłożyła  kartkę  na  stos  innych  i  rozprostowała  ją. 

Niezadowolona z powodu braku zainteresowania swojej pani, Velcro wbiła pazurki 
w  dżinsy  Fiony.  Przyzwyczajona  do  złych  manier  ulubienicy,  dziewczyna  nie 
zwróciła na  to uwagi. Zauważyła natomiast, że w otrzymanym życiorysie nie  ma 
żadnej wzmianki o obecnym miejscu pracy pana Cutlera. Wyobraźnia podsunęła jej 
obraz  mężczyzny  z  niepokojem  oczekującego  wiadomości,  która  nigdy  nie 
nadejdzie, ponieważ jego pismo trafiło pod zły adres.

To  przeważyło  szalę.  Sięgnęła  po  telefon.  Velcro  znów  zaprotestowała 

przeciwko kolejnej niewygodzie.

–  Jeśli  ci  się  nie  podoba,  zawsze  możesz się  stąd  zabrać  –  zwróciła  się  do 

kotki  Fiona.  Potem szybko  wystukała widniejący na  faksie numer i  po  czwartym 
sygnale usłyszała w słuchawce przeciągły, męski głos.

– Hej! – Powitanie zabrzmiało nisko, dźwięcznie i bardzo seksownie.
Fiona wyprostowała się i powiedziała:
– Dzień dobry. Nie zna mnie pan, lecz...
–  Tu Henry Cutler –  ciągnął głos, który wydał się  Fionie tak  podniecający 

już  w  pierwszej  sekundzie.  Nawet  nie  zdawała  sobie  sprawy,  jak  mocno  gładzi 
kota, dopóki ten nie zamiauczał głośno na znak protestu.

– Tak, wiem, dzwonię, żeby powiedzieć...

background image

–  ...nie  mogę  teraz  rozmawiać,  ale  jeśli  zostawisz  swoje  imię  i  numer 

telefonu, z pewnością oddzwonię później.

Automatyczna  sekretarka!  Fiona  ze  zdumieniem  wpatrywała  się  w 

słuchawkę. Głos z drugiej strony brzmiał tak swobodnie, melodyjnie i... seksownie, 
że  nawet  nie  rozpoznała  nagrania  z  automatu.  Teraz,  skonsternowana  i 
zawstydzona, próbowała ułożyć jakąś logicznie brzmiącą wiadomość.

– Tu Fiona Reilly. Nie zna mnie pan, ale na numer mojego faksu nadeszła 

kopia  pańskiego  życiorysu.  To  bardzo  interesujący  życiorys  i  z  przyjemnością 
zatrudniłabym pana, nie sądzę jednak, by rzeczywiście miał pan ochotę pracować 
w maleńkiej firmie stawiającej dopiero swoje pierwsze kroki.

Radziłabym  panu  raz  jeszcze  wysłać  życiorys,  tym  razem  uważniej 

wykręcając numer.

Krótki  sygnał  po  drugiej  stronie  dał  jej  znać,  że  zdążyła  zmieścić  się  w 

wyznaczonym czasie. Zadowolona z siebie i z uspokojonym sumieniem, odłożyła 
słuchawkę. Jej usta wygięły się w uśmiechu, gdy przypomniała sobie nagraną przez 
Henry’ego Cutlera wiadomość. Ten facet rzeczywiście miał seksowny głos.

Zamknęła  oczy,  odtwarzając  w  pamięci  melodyjne,  zmysłowe  brzmienie 

słów nieznajomego mężczyzny. Samo wspomnienie jego tonu wywoływało w niej 
delikatne dreszcze. Rozsiadła się wygodniej w fotelu i westchnęła.

Jak mógł wyglądać właściciel tego głosu?
Wyobraziła  sobie  szerokie  barki,  szczupłe  biodra,  zabójczy  uśmiech  i 

kasztanowe,  lekko  falujące  włosy.  Ciemne  kosmyki  wiły  się  niesfornie, 
zapraszając, by gładzić je i przeczesywać palcami.

Przesunęła  dłoń  po  grzbiecie  Velcro.  Kotka  zamruczała  z  zadowoleniem. 

Fiona  uśmiechnęła  się.  Czasami  miło  było  sobie  trochę  pomarzyć.  W 
rzeczywistości  Henry  Cutler  ma  pewnie  metr  sześćdziesiąt  wzrostu,  okrągły 
brzuszek i beczkowate nogi. Marzenia są zawsze piękniejsze od rzeczywistości. I 
znacznie bezpieczniejsze.

Koniec  przerwy,  postanowiła.  Czas  wracać  do  pracy.  Firma  nie  będzie 

działać sama. Odłożyła życiorys Henry’ego Cutlera na bok. Wzięła do ręki kartkę z 
piętrzącego się na biurku stosu i jęknęła. Następna wiadomość od pani Kellerman! 
Zmiana  menu.  Kolejna.  Zamiast  gulaszu  drobiowego  miała  przygotować  zupę  z 
raków. Fiona czuła, że kilka z jej włosów zmieniło barwę na białą. Czy nie byłoby 
miło, gdyby ten seksowny nieznajomy okazał się uroczym księciem, który zabierze 
ją daleko od przebrzydłych jędz w rodzaju pani Kellerman?

Małą  kuchnię  przepełniały  zapachy,  od  których  zarówno  chłopcom,  jak  i 

mężczyznom  napływała  ślinka  do  ust,  zamieniając  ich  w  łasuchów.  W 
przeciwieństwie  do  reszty  domu,  gdzie  panował  sympatyczny  chaos  wśród 
wygodnych,  lecz  zdecydowanie  nie  najlepszej  jakości  sprzętów,  kuchnia,  choć 
niezbyt  duża,  stanowiła  prawdziwe  dzieło  sztuki.  Gdy  tylko  firma  zaczęła 
przynosić  pierwsze  zyski,  Fiona  zainwestowała  je  w  wyposażenie  kuchni. 
Interesowały  ją  wyłącznie  sprzęty  najwyższej  jakości.  To  właśnie  w  kuchni 
spędzała większość czasu i jej zawdzięczała swoje dobre imię.

Od czasu gdy przygotowała przyjęcie, wyświadczając przysługę przyjaciółce 

znanej z tego, że potrafiła przypalić nawet wodę, firma Fiony pięła się pomału w 
górę drogą sukcesu. I Fiona zdecydowana była dotrzeć na sam szczyt.

Bridgette Turner ze zmarszczonymi brwiami przyglądała się starszej siostrze 

ponad stertą ptysiów, których pakowaniem była akurat zajęta. Nikt nie potrafił piec 

background image

tak  pysznych  ptysiów  jak  Fiona.  Wszystkie  wpływały  niemal  do  pudełka, 
potwierdzając twierdzenie Fiony, że jej ptysie są lżejsze od powietrza.

Lżejsze  od  powietrza!  Podobnie  jak  umysł  Fiony,  pomyślała  rozeźlona 

Bridgette.  Jak na  tak drobną istotę,  jej siostra potrafiła być czasami zadziwiająco 
uparta. Na przykład teraz.

Przykryła pudło wieczkiem.
– Ale dlaczego nie przyjdziesz, żeby chociaż poznać przyjaciela Briana? To 

zwykły, rodzinny obiad, a nie uroczyste przyjęcie.

Zwykły  rodzinny  obiad,  dokończyła  w  myśli  Bridgette,  którego 

zaaranżowanie  tak  wiele  ją  kosztowało.  Fiona  do  tego  stopnia  pochłonięta  była 
rozwijaniem  swej  niedawno  założonej  firmy,  że  nie  starczało  jej  czasu  na 
jakiekolwiek życie towarzyskie. Co  gorsza, Fiona  nie  wykazywała  najmniejszego 
zainteresowania tą dziedziną życia. Ktoś musiał się nią zająć, by nie skończyła jako 
zgorzkniała stara panna piekąca najlżejsze na świecie ptysie.

Fiona  zerknęła  na  siostrę  sponad  listy  spraw  do  załatwienia  w  związku  z 

weselem Kellermanów, którą sprawdzała po raz czwarty. Nie mogła się doczekać, 
by mieć ten dzień za sobą.

– Zaszkodziłoby to mojemu żołądkowi, Bridgette, gdybym musiała spędzić 

pół nocy, wymiotując.

Bridgette wiedziała, że choć jej umiejętności kulinarne w żaden sposób nie 

mogły  równać  się  z  talentem  siostry,  nie  była  to  złośliwość  skierowana  pod  jej 
adresem.

– Jesteś dorosłą kobietą – przypomniała siostrze Bridgette.
–  Jestem  –  potwierdziła  Fiona,  zaczynając  pakować  perliczki,  na  które 

ostatecznie  zdecydowała  się  pani  Kellerman  poprzedniego  dnia  o  trzeciej 
trzydzieści – i jako osoba dorosła mam prawo sama dobierać sobie towarzystwo.

– Towarzystwo? – powtórzyła szyderczo Bridgette.
Otworzyła  kolejne  pudełko  na  ptysie.  –  Duchy  częściej  bywają  w 

towarzystwie niż ty.

Fiona  uniosła  w  górę  brwi.  Dlaczego  Bridgette  zawsze  umiała  wybrać 

najgorszy moment, żeby zabawiać się w swatkę.

–  Spotykam  mnóstwo  różnych  ludzi  –  Fiona  poinformowała  Bridgette 

chłodno, zgrabnie przenosząc mięso z brytfanki do wyłożonego folią pudełka.

– To są kontakty służbowe – zauważyła trafnie Bridgette.
– Jesteś doprawdy czarująca – ciągnęła, imitując sposób mówienia ich babki. 

– Jak motyl przelatujesz z kwiatka na kwiatek, od jednego mężczyzny do drugiego. 
Gdy w grę wchodzi interes twojej firmy – dokończyła Oskarżycielskim tonem.

– Na wypadek gdybyś nie zauważyła, Bridgette, skarbie – podjęła wyzwanie 

Fiona – to właśnie firmę mam zamiar prowadzić i bardzo zależy mi na jej rozwoju. 
I  nie  uda  mi  się  to,  jeśli  będę  marnować  czas  z  każdym  Tomem,  Dickiem  czy 
Harrym.  –  Energicznie  wcisnęła  wieczko  na  pudło  i  sięgnęła  po  następne. 
Wszystko musiało być wykonane perfekcyjnie.

W  rodzinie  Kellermanów  były  jeszcze  trzy  córki.  Jeśli  dziś  zrobi  na  tych 

ludziach  dobre  wrażenie,  zapewni  sobie  kolejne  zlecenia  w  przyszłości.  Może 
również od obecnych na przyjęciu gości.

Jeśli oczywiście przeżyje do świtu.
Bridgette wzruszyła ramionami.
– Wystarczyłoby mi, gdybyś spotykała się choć z jednym Tomem, Dickiem 

czy Harrym. Lub Alfredem – dodała imię mężczyzny, którego jej mąż wreszcie po 
wielu  perswazjach  zgodził  się  zaprosić  na  obiad  dziś  wieczorem.  Brian  miał 

background image

podobne  podejście  do  życia  jak  Fiona:  chciał,  aby  wszystko  działo  się  w  sposób 
naturalny. Jakby oni sami poznali się w taki właśnie sposób. Brian nie domyślał się 
nawet, ile wysiłku kosztowało ją zaaranżowanie ich pierwszego spotkania.

Bridgette spojrzała na siostrę ze zniecierpliwieniem.
– Fiono, nie stajesz się młodsza.
Fiona przerwała pakowanie. Z nich dwóch to Bridgette była zawsze radością 

i  dumą rodziny. To  ją  adorowali chłopcy, kiedy obydwie były podlotkami.  Fiona 
pozostawała z boku, dumna z Bridgette i zadowolona z tego, że może skryć się w 
jej cieniu.

–  W  twoich  ustach  brzmi  to  tak,  jakbym  już  jedną  nogą  znajdowała  się  w 

grobie. Mam tylko dwadzieścia sześć lat.

– Wróciła do pracy. Czas był tego dnia wyjątkowo cenny i było go mało. –

Choć muszę przyznać, że podczas rozmów z tobą starzeję się dwukrotnie szybciej.

Zdesperowana Bridgette postanowiła rozegrać ostatnią, decydującą partię.
– Powiedz, że przyjdziesz, i przestanę gadać. Obiecuję.
– Uniosła do góry dłoń, jakby składała przysięgę przed sądem.
Fiona zaśmiała się.
– Choć brzmi to bardzo kusząco, jednak nie mogę przyjść. Mam zbyt dużo 

roboty.

Odezwał się telefon, lecz Bridgette zignorowała go.
– Wciąż zasłaniasz się pracą.
Fiona wytarła ręce.
– Ocalona dźwiękiem dzwonka – powiedziała z uśmiechem, mając nadzieję, 

że  tym  samym  zakończy  dalszą  dyskusję.  Sięgając  po  słuchawkę,  modliła  się  w 
duchu, by nie była to pani Kellerman.

– Bezbolesne Przyjęcia – oznajmiła Fiona na powitanie.
–  Spełniamy  najbardziej  fantastyczne  życzenia  i  zaspokajamy  wszelkie 

oczekiwania. Tu Fiona Reilly, czym mogę służyć?

Przez  chwilę  w  słuchawce  panowała  cisza.  Fiona  zmarszczyła  brwi. 

Wiedziała, że gdy odłoży słuchawkę, znów stanie się celem ataków siostry.

– Halo?
Bridgette podniosła wzrok z lekkim zainteresowaniem.
– Jeśli to jakiś dowcipniś, nie odkładaj słuchawki – poradziła. – Potrzebujesz 

treningu.

Fiona wykonała w odpowiedzi zniecierpliwiony gest ręką.
– Halo? – powtórzyła. – Czy ktoś tam jest?
– Czy to pani dzwoniła do mnie w związku z moim pomyłkowo przysłanym 

do pani życiorysem?

Nie musiał podawać nazwiska. Nawet gdyby nie wspomniał o życiorysie, i 

tak  rozpoznałaby  ten  głos.  Choć  zadzwoniła  do  niego  ponad  trzy  tygodnie  temu, 
długo  wspominała  jeszcze  melodyjne,  głębokie  brzmienie  słów  nieznajomego, 
które wprawiło ją wówczas w takie rozmarzenie.

– Henry?
Kątem  oka  zauważyła,  że  Bridgette  przerwała  pakowanie  ostatnich  już 

ptysiów. Na jej twarzy malowała się ciekawość.

Fiona z premedytacją odwróciła się plecami do siostry. Wiedziała, co czeka 

ją po skończeniu rozmowy.

Odpowiedzią na jej pytanie był głęboki, dźwięczny śmiech, który wywołał w 

niej dreszcz.

–  Skąd  wiedziałaś?  –  Jego  głos  z  każdą  wypowiedzianą  sylabą  nabierał 

background image

miękkości.

–  Zapamiętałam  twoje  imię  i  nazwisko.  Przecież  niecodziennie  ląduje  na 

moim biurku podanie o pracę wśród zamówień na perliczki i zupę z raków.

Tym razem cisza po drugiej stronie słuchawki trwała krócej.
– Nie rozumiem...
– Prowadzę firmę gastronomiczną – wyjaśniła Fiona.
Przemknęło jej przez myśl, że Henry Cutler może nie jest zbyt bystry. Podała 

przecież nazwę firmy, jeszcze zanim sama zdążyła się przedstawić.

W słuchawce rozległ się wesoły śmiech.
– Więc to takie usługi świadczysz.
Fiona starała się zachować trzeźwość umysłu, choć głos Henry’ego odbierał 

jej rozsądek.

– Tak, dlaczego pytasz? A co, według ciebie, miałabym robić?
Zaśmiał się raz jeszcze, tym razem głośniej.
– Nieważne. Posłuchaj, dzwonię, ponieważ dwa tygodnie temu otrzymałem 

pracę.

– Gratuluję.
Henry Cutler ucieszył się, że zabrzmiało to tak szczerze.
Mógł  teraz  mówić  dalej.  Był  człowiekiem,  który  zawsze  spłacał  wszystkie 

długi. Duże i najdrobniejsze. Ten miał dla niego znaczenie szczególne.

–  Gdybyś  nie  okazała  współczucia  facetowi  o  zbyt  grubych  paluchach,  by 

trafić  we  właściwe  guziki,  wciąż  jeszcze  siedziałbym  bezczynnie  w  domu, 
zastanawiając się, czy Collins Walker kiedykolwiek zaprosi mnie na rozmowę.

– Nie zrobiłam nic wielkiego, po prostu zadzwoniłam.
–  Ale  był  to  bardzo  ważny  telefon  i  chciałbym  wyrazić  ci  swoją 

wdzięczność.

–  Rozumiem.  –  Fiona  zamilkła,  podświadomie  czekając,  by  jej  rozmówca 

mówił  dalej.  Jego  głos  wprawiał  ją  w  taki  stan,  że  chętnie słuchałaby  Henry’ego 
Cutlera choćby czytającego książkę telefoniczną.

– Dokąd chciałabyś pójść? – spytał.
O  czym  on  mówi?  Fiona  obróciła  się  raz  jeszcze,  ponieważ  umierająca  z 

ciekawości Bridgette całkowicie przerwała pakowanie i stała teraz naprzeciw niej, 
usiłując dociec, z kim rozmawia jej siostra. Machnięciem ręki Fiona dała Bridgette 
do zrozumienia, że powinna wrócić do stołu i ptysiów.

– Słucham?
– Chciałbym podziękować ci za pomoc przy kolacji – wyjaśnił Henry. – Jak 

mogłaś się  domyślić,  czytając życiorys, jestem tu  od  niedawna i  nie  wiem,  gdzie 
można dobrze zjeść.

–  U  mnie  –  odpowiedziała,  zanim  zdążyła  się  zastanowić, co  mówi.  Fiona 

nie była niczego pewna, jeśli chodziło o nią samą, poza tym, że w kuchni potrafi 
wyczarować prawdziwe cuda.

Znów usłyszała jego uwodzicielski śmiech.
–  Czy  dla  taksówkarza  może  być  coś  przyjemniejszego  niż  wakacje  za 

kółkiem?

Minęła chwila, zanim dotarło do niej znaczenie jego słów.
–  Nie, zaczekaj. Nie to  miałam na  myśli.  –  Fiona  modliła się  w  duchu, by 

Henry nie pomyślał, że chciała zaprosić go do siebie.

–  A  więc  co  miałaś  na  myśli?  –  spytał  przeciągle,  zastanawiając  się,  co 

spowodowało zmianę w jej głosie; Teraz sprawiała wrażenie zdenerwowanej.

–  Chciałam  powiedzieć,  że  nigdy  nie  jadam  w  restauracjach.  Jestem  zbyt 

background image

zajęta.

–  Może  jednak  znalazłabyś  trochę  czasu  –  kusił.  Zaintrygowała  go.  –  Jem 

szybciej, niż mówię.

Fiona czuła, że ma spocone dłonie. Do licha, nawet nie było go w pobliżu. 

Dlaczego  reagowała  w  taki  śmieszny  sposób?  Dlaczego  zawsze  musiała  tak  się 
zachowywać, kiedy rozmowa zdawała się zbaczać na zbyt niebezpieczne tory?

Czuła  na  sobie  palący  wzrok  Bridgette,  lecz  na  razie  musiała  stawić  czoło 

bardziej bezpośredniemu niebezpieczeństwu.

–  Wierzę, że  potrafisz, Henry, lecz  to  nie zmienia  faktu,  że  jestem  bardzo, 

bardzo  zajęta.  Mamy  czerwiec  i  w  ciągu  najbliższych  trzech  tygodni  muszę 
zorganizować aż trzy wesela. Naprawdę nie mam chwili do stracenia.

–  A  ja  naprawdę  chciałbym  w  jakiś  sposób  wyrazić  swoją  wdzięczność  –

nalegał.

Fiona walczyła, by nie ulec temu głosowi.
– Już to zrobiłeś. Powiedziałeś „dziękuję”.
Bridgette  krążyła  wokół  niej  niczym  rekin,  który  zwęszył  świeżą  krew. 

Kiedy  Fiona  obracała  się,  Bridgette  już  po  chwili  znajdowała się  naprzeciw  niej, 
gestykulując zawzięcie. Fiona czuła się osaczona ze wszystkich stron.

–  Naprawdę  muszę  kończyć.  Powodzenia,  Henry.  –  Szybko  odłożyła 

słuchawkę. Potem podniosła głowę, by napotkać rozgniewane spojrzenie Bridgette. 
Gdyby wzrok mógł zabijać, Fiona nie doczekałaby wesela córki pani Kellerman.

Bridgette nie potrafiła ukryć swojej złości.
– Czy właśnie odmówiłaś mężczyźnie?
Wracając  do  kuchni  i  nie  zapakowanych  perliczek,  Fiona  wzruszyła 

ramionami.

– Na to wygląda.
Bridgette miała ochotę uderzyć głową o ścianę. A jeszcze bardziej trzasnąć o 

ścianę głową siostry.

– Mężczyźnie, który chciał umówić się z tobą na kolację?
Fiona  westchnęła.  Dlaczego  Bridgette  nie  mogła  zostawić  jej  w  spokoju  i 

zabrać się do pracy?

–  On  nie  chciał  umówić  się  ze  mną,  Bridgette.  Chciał  mi  po  prostu 

podziękować.

Bridgette skrzyżowała ramiona, czekając na wyjaśnienie.
Fiona jednak milczała.
– Za co?
Oczywiście, Bridgette zamierzała zrobić z tego wielką aferę. Siostra potrafiła 

dostrzec sensację nawet w tym, że chłopiec ze sklepu ofiarował Fionie pomoc przy 
transportowaniu przeładowanego wózka. To, że chłopiec otrzymywał suty napiwek 
w  zamian  za  swój  trud,  nie  przekonywało  jej–  Za  to,  że  zadzwoniłam  do  niego, 
kiedy pomyłkowo przysłał do mnie swoje podanie o pracę wraz z życiorysem.

Bridgette  spoglądała  na  aparat  telefoniczny  z  coraz  większym 

zainteresowaniem.

– To był ten pan, który ma najseksowniejszy głos świata?
Fiona  gorzko  żałowała,  że  w  chwili  słabości  opowiedziała  o  tym  siostrze. 

Powinna była zakleić sobie usta plastrem. Kto jednak mógł się spodziewać, że ten 
mężczyzna jeszcze kiedykolwiek pojawi się w jej życiu?

Z ciężkim westchnieniem skinęła niechętnie głową.
– Tak.
Bridgette  spojrzała  na  faks  stojący  na  zagraconym  biurku  Fiony kupionym 

background image

na ulicznej wyprzedaży.

– Masz jeszcze jego życiorys?
– Tak, jest gdzieś tutaj. – Za późno zdała sobie sprawę, że nie powinna była 

tego  mówić. Znała ten ton.  Bridgette gotowa była  zadzwonić do  Cutlera i  błagać 
go, by nie rezygnował z zaproszenia jej siostry na kolację. – Bridgette, posłuchaj. 
Mamy  dużo  pracy.  Jeśli  chcesz  mi  pomóc,  pomóż  i  nie  gadaj  głupstw  o  jakimś 
życiorysie. Do zapakowania jest jeszcze trzydzieści pięć perliczek i jeśli nie znasz 
jakiejś sztuczki, dzięki której te ptaszki same przefruną do pudełek, lepiej się nimi 
zajmij.

Bridgette popatrzyła na siostrę z niesmakiem.
– Jesteś beznadziejna, wiesz o tym?
Słyszała  to  nie  raz.  Sądziła,  że  siostrze  znudzi  się  wreszcie  powtarzanie  w 

kółko tego samego.

– Jestem szczęśliwa.
Bridgette spojrzała na perliczki, które dekorowały rano przez całą godzinę.
– Zajmując się kurczakami, tak?
–  Nie,  dążąc  do  czegoś.  Rozwijając  firmę.  Zdobywając  dla  niej  nowych 

klientów.  –  Uniosła  głowę,  jakby  znów  stawiała  czoło  mężczyźnie,  który  już  nie 
żył. – Tata nigdy nie spodziewał się, że do czegokolwiek dojdę.

Shawn  Reilly,  człowiek  wesoły  i  towarzyski,  całkiem  inaczej  traktował 

własną  rodzinę.  Zwłaszcza  wówczas,  kiedy  był  niezadowolony.  A  nigdy  nie  był 
zadowolony z Fiony.

– Tata był idiotą. Niech odpoczywa w pokoju – dodała odruchowo Bridgette. 

Z  niechęcią  postanowiła  ostatecznie  dać  siostrze  spokój.  Przyrzekła  sobie  jednak 
przy  najbliższej  okazji  znaleźć  zarówno  życiorys,  jak  i  samego  pana  o 
najseksowniejszym  głosie  świata.  Fiona  jeszcze  będzie  jej  za  to  wdzięczna. 
Kiedyś...

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Henry nigdy nie lubił mieć długów. Wszystkie, zarówno te pieniężne, jak i te 

całkiem innej natury, spłacał najszybciej, jak tylko było to możliwe.

Ta właśnie filozofia pchnęła Henry’ego, Hanka dla przyjaciół, do działania, 

gdy  tylko odłożył słuchawkę po rozmowie z Fioną. Może  mówił wolno, ale  jego 
umysł  pracował  szybko.  Szybko  też  podejmował  decyzje.  Wiedział  już,  że  chce 
spotkać swoją nieśmiałą wybawicielkę. Nie zaszkodzi też zaopatrzyć się po drodze 
w bukiet kwiatów.

Samochód,  smukły,  sportowy  model,  czekał  na  podjeździe.  W 

przeciwieństwie do wynajmowanego domu, wóz był jego własnością. Prezent, jaki 
zafundował sobie po wywiązaniu się z największego zlecenia w historii Fraser and 
Smith, agencji reklamowej działającej w Butte, w stanie Montana.

Kiedy przekręcił kluczyk, silnik samochodu zamruczał niczym zadowolony 

kot. Kupił to auto za bezcen od poprzedniego właściciela, którego zniechęciły jego 
ciągłe  usterki  techniczne.  Naturalny  dar  do  majsterkowania  oraz  pomoc  braci  i 
sióstr,  którzy  chcieli  mieć  swój  udział  w  restauracji  tego  sportowego  cacka, 
pozwoliły Hankowi szybko przywrócić wóz do stanu pierwotnej świetności.

Miał  samochód,  teraz  potrzebował  domu.  Daleki  był  od  chciwości,  uważał 

jednak, że mężczyzna powinien posiadać pewne rzeczy. Zdecydowanie należał do 
nich  dach  nad  głową.  Postanowił  zająć  się  kupnem  domu  po  przepracowaniu 
sześciu miesięcy w nowej firmie.

To  zaś,  że  jego  plany  zaczynały  się  rysować  coraz  bardziej  realnie, 

zawdzięczał  melodyjnemu  głosowi  nagranemu  na  jego  automatycznej  sekretarce. 
Zamierzał poznać właścicielkę tego głosu.

Jego  litościwa  nieznajoma  mogła  nie  zdawać  sobie  z  tego  sprawy,  w 

rzeczywistości jednak ocaliła mu życie. Gdyby nie ona, nie udałoby się mu zrobić 
najlepszego,  jak  dotąd,  w  jego  karierze  kroku.  Collins  Walker  było  prestiżową 
agencją  reklamową,  poszukującą  osoby,  która  mogłaby  pokierować  nowo 
stworzonym  działem.  On  zaś  potrzebował  szansy,  jaką  dawała  praca  w  dużej 
firmie.

Gdyby jednak panna Fiona Reilly nie zdecydowała się zainterweniować we 

właściwym momencie, nigdy trafiłby do tego jakby specjalnie przeznaczonego dla 
niego miejsca.

Mógł zrozumieć, że Fiona Reilly nie chce zjeść z nim kolacji, lecz powinien 

przynajmniej posłać jej kwiaty.

Lub zanieść je osobiście.
W progu kwiaciarni odurzył go zapach kwiatów. Bije na głowę poranny odór 

stajni,  pomyślał,  wspominając  ranczo,  na  którym  się  wychowywał.  On  i  jego 
rodzeństwo  od  dzieciństwa  przyzwyczajani  byli  do  ciężkiej  pracy,  a  częścią  ich 
wychowania było przerzucanie siana w porze, kiedy świt majaczył się jedynie nikłą 
smużką światła na horyzoncie.

Kupię  goździki,  zdecydował  po  chwili.  Mnóstwo  goździków.  Nie  zdarzyło 

mu  się  jeszcze  spotkać  kobiety,  która  nie  lubiłaby  tych  kwiatów.  Ich  urokowi 
ulegała  nawet  Morgan,  która  jako  najmłodsza  z  rodzeństwa  zawsze  starała  się 
dorównać nieokrzesaniem starszym braciom.

Tak,  goździki.  Piękne  i  wyrażające  szacunek  ofiarodawcy  dla  osoby 

obdarowanej.

I sympatię.

background image

To  matka  nauczyła go,  by  wszystko  starał  się  załatwiać  osobiście.  Dlatego 

też  dzwonił,  zamiast wysyłać  faksy,  a  w  tym wypadku  postanowił  raczej  zanieść 
kwiaty, niż posłać je przez posłańca.

Henry wierzył, że właśnie dzięki temu zaszedł tak wysoko, o wiele wyżej niż 

wielu jego rówieśników z Fraser i Smith, którzy, choć niewątpliwie utalentowani, 
nie  posiadali  jednak  tego  specyficznego  daru  potrzebnego  przy  prezentacjach  i 
rozmowach z klientami.

Dziesięć  minut  później,  zadowolony  z  wyboru,  ruszył  w  drogę.  Miał  do 

spełnienia misję.

Nikt nie odpowiadał.
Raz  jeszcze  przycisnął  dzwonek,  tym  razem  nasłuchując,  czy  urządzenie 

rzeczywiście  działa.  Jego  ojciec  odłączył  kiedyś  dzwonek,  by  sprawdzić,  czy  nie 
uda się nastawić go głośniej.

Nigdy  już  potem  nikt  nie  zadzwonił  do  ich  furtki.  Co  nie  znaczy,  by  na 

ranczu zbyt często miewali gości. Dla większości ludzi Shady Lady była położona 
zbyt daleko od głównej drogi. Dorastając, z utęsknieniem wyczekiwał chwili, kiedy 
będzie  mógł  wreszcie  uciec  do  wielkiego  miasta.  Podobnie  jak  i  reszta  jego 
rodzeństwa, poza Kentem, który urodził się już w siodle.

– Nigdy nie sądziłem, że mogę kiedyś zatęsknić za tym miejscem – mruknął 

do siebie, przyciskając dzwonek ponownie.

Dzwonek  nie  był  zepsuty,  nikt  jednak  nie  odpowiadał.  Hank  zauważył 

stojącą  w głębi podwórza  furgonetkę z otwartymi tylnymi  drzwiami. Zastanawiał 
się, jak powinien postąpić, kiedy usłyszał jęk rozpaczy dobiegający z uchylonego 
okna obok frontowego wejścia.

Zaintrygowany, postanowił sprawdzić, czy istnieje inna możliwość dostania 

się  do  środka oprócz forsowania  nie  domkniętego okna.  Perspektywa odniesienia 
rany  postrzałowej  nie  bardzo  go  pociągała.  Powoli  zaczął  okrążać  dom,  uważnie 
rozglądając  się  dookoła,  czy  nie  widać  gdzieś  stróżującego  psa.  Jego  matka  nie 
wychowała głupich dzieci.

Fiona znów jęknęła. Czując, że nagle opuszczają ją wszystkie siły, osunęła 

się na stojący przy blacie stołek. To musiał być zły sen.

– Nie, nie, nie możesz mi tego zrobić, Alex, po prostu nie możesz.
Odpowiedziało jej głębokie westchnienie.
–  Fiono,  nie  zrobiłem  tego  tobie.  Zwichnięcie  kostki  to  dla  mnie  żadna 

przyjemność i naprawdę nie wpisałem go do swojego kalendarza.

Wiedziała,  że  to,  co  mówi,  nie  brzmi  zbyt  sensownie,  ale  mając  w 

perspektywie  „kameralne  przyjęcie  na  dwieście  osób”,  nie  była  w  stanie  myśleć 
rozsądnie.

– Gdzie ja, według ciebie, znajdę innego kelnera w tak krótkim czasie?
W  głosie  Alexa  słychać  było  nutę  zniecierpliwienia.  Fiona  starała  się 

zrozumieć jego słowa wśród dobiegającego zewsząd hałasu.

– Zadzwoń do agencji. To właśnie tam mnie znalazłaś – przypomniał jej.
Fiona  pomyślała  o  tym  od  razu,  gdy  tylko  Alex  zadzwonił  do  niej  z 

pogotowia,  lecz  prawie  natychmiast  odrzuciła  ten  pomysł.  Nie  było  szansy,  by 
ktokolwiek zdążył zjawić się na czas. Poza tym sytuację komplikowały dodatkowo 
inne problemy. Ten koszmarny sen wydawał się rzeczywistością.

–  Wtedy  miałam  w  zapasie  pięć  dni  –  zauważyła  Fiona,  przeczesując 

palcami  miedziano-brązowe  włosy –  a  nie  pięć  minut.  Szkoda, że  nie  dałeś  mi o 

background image

tym znać wcześniej.

– Naprawdę mi przykro, Fiono. – Z każdej wypowiadanej przez niego sylaby 

przebijało  współczucie.  –  Deskorolka  mojego  bratanka  stała  po  prostu  w  złym 
miejscu  i  w  niedobrym  momencie.  Kiedy  poszybowałem  w  powietrze,  byłem 
pewien, że skręcę sobie kark.

– Wtedy nie uszkodziłbyś sobie kostki.
– Bardzo śmieszne. Wcześniej nie miałem możliwości zadzwonić do ciebie. 

Jestem uwięziony na pogotowiu od rana.

Fiona  poczuła  się  winna.  Martwiła  się  o  przyjęcie,  podczas  gdy  Alex 

cierpiał.

–  Przepraszam,  nie  powinnam  była  zachowywać  się  w  ten  sposób.  Będą 

jeszcze  inne  wesela  –  dodała  bez  wiary  we  własne  słowa.  –  Wracaj  do  zdrowia, 
jakoś  sobie  poradzę  –  zakończyła  pogodnym  tonem,  odkładając  słuchawkę.  –  Po 
prostu  w  ciągu  najbliższej  godziny  wyhoduję  sobie  dodatkową  parę  rąk,  to 
wszystko – mruknęła pod nosem.

Potem  zamknęła  oczy,  modląc  się  o  cud.  Jakby  w  odpowiedzi  Velcro 

miauknęła, komentując czyjeś chrząknięcie.

Chwilę później czyjąś obecność za drzwiami potwierdziło głośne pukanie.
Fiona ruszyła do drzwi, zdecydowanie wrogo nastawiona do świata.
–  Tak?  –  rzuciła  niezbyt  uprzejmie  w  stronę  ogromnego  bukietu  biało-

różowych goździków.

– Czy ten kot należy do pani? – usłyszała zbolały głos.
No  tak,  inni  ludzie  mieli  łagodne  kotki,  zaś  jej  kocica  należała  do 

drapieżników.  Velcro  wisiała  wczepiona pazurami  w  nogę  przybysza.  Brakowało 
zaledwie kilku centymetrów, a przybyły mężczyzna skarżyłby się sopranem.

Ostrożnie,  nie  chcąc,  by  nabrało  to  zbyt  intymnego  charakteru,  Fiona 

odczepiła  Velcro  z  nogi  nieznajomego.  Kiedy  syknął  z  bólu,  uśmiechnęła  się  ze 
współczuciem.

–  Nie wiem, czy to  w  czymś panu  pomoże, jeśli powiem, że  ona  robi to  z 

sympatii.

Hank znał kiedyś podobną kobietę. Na szczęście dość szybko urwały się ich 

kontakty.  Unosząc  w  górę  bukiet,  potarł  nogę,  zaskoczony,  że  nie  tryska  z  niej 
krew.

– Z sympatii? – Strzepnął ze spodni kłąb kociego futra.
– Nie chciałbym spotkać jej, kiedy jest zła.
–  To  rzeczywiście  mało  przyjemny  widok  –  potwierdziła  Fiona,  gładząc 

ulubienicę i jednocześnie przyglądając się gościowi.

Miał bardzo męską, zmysłową urodę. Rysy jego niezwykle urodziwej twarzy 

sugerowały także wrażliwość i inteligencję.

– Czy to dla mnie? – Fiona skinieniem głowy wskazała bukiet.
Wyglądała  dokładnie  tak,  jak  sobie  wyobrażał.  Szczupła  i  pełna  energii. 

Sądził tylko, że będzie blondynką. Ciemne, kasztanowe pasma włosów zaskoczyły 
go.

Wyciągnął przed siebie bukiet.
– Tak. Jestem...
– Wysoki – wyrwało się Fionie. Posłaniec z kwiaciarni jest wysoki, myślała 

Fiona. Może nawet wyższy niż Alex.

Być może jej modlitwy zostały wysłuchane.
– Tak, to prawda, ale...
Idealny,  jest  idealny.  Fiona  myślała  o  stroju,  którego  zawsze  używał  Alex, 

background image

pomagając jej obsługiwać gości. Wydawało się,  że  wiszący w  jej szafie  smoking 
był  jakby  uszyty  na  miarę  dla  tego  przystojnego  nieznajomego.  Okrążyła  go 
niczym krawiec podczas ostatniej przymiarki.

– Idealny – powtórzyła głośno.
Hank  nigdy  dotąd  nie  spotkał  kobiety  tak  otwarcie  wyrażającej  swoje 

odczucia.

– Słucham?
Fiona prawie go nie słyszała.
– Czy jesteś zajęty? – Och, Boże, żeby tylko nie był zajęty. – Czy jesteś teraz 

zajęty?  –  powtórzyła,  gdy  nie  odpowiedział.  –  To  znaczy,  nie  masz  już  żadnych 
kwiatów do doręczenia?

Zupełnie zdezorientowany Hank nie wiedział, o co może chodzić tej kobiecie 

o egzotycznej, cygańskiej urodzie.

– Nie – powiedział ostrożnie.
Odetchnęła z ulgą.
– Nie chciałbyś zarobić trochę pieniędzy za mniej więcej trzy godziny pracy?
Może  nie  była  aż  tak  niewinna,  jaką  się  wydawała.  Zmrużył  oczy, 

przypatrując się jej uważnie. Zwykle dość trafnie oceniał ludzi, tym razem jednak 
najwyraźniej się pomylił.

– Co dokładnie masz na myśli?
Fiona błyskawicznie starała się rozważyć wszystkie za i przeciw. A jeśli ten 

doręczyciel  okaże  się  niezdarą?  Nie,  to  niemożliwe,  ktoś  z  tego  rodzaju  urodą 
musiał posiadać naturalny wdzięk.

– Czy masz kłopoty z utrzymaniem równowagi?
–  Przepraszam?  –  Hank  starał  się  nie  poddawać  podsuwanym  przez 

wyobraźnię wizjom, choć doprawdy ta kobieta nie ułatwiała mu zadania.

Fiona  zdała  sobie  sprawę,  że  jej  myśli  są  szybsze  niż  słowa.  Postanowiła 

bardziej nad sobą panować.

– Czy potrafisz utrzymać tacę?
Nie spuszczał z niej wzroku.
– Robiąc co?
–  Obsługując  gości.  –  Fiona  postawiła  na  ziemi  Velcro  i  ujęła  mężczyznę 

pod ramię. Pociągnęła go do holu i wtajemniczyła w swoje problemy.

– Kelner, który miał podawać do stołu na organizowanym przeze mnie dziś 

po południu weselu, zadzwonił właśnie z informacją, że skręcił kostkę. Jestem w 
nie lada kłopocie.

Nie  jest  możliwe  znalezienie  kogoś  w  tak  krótkim  czasie,  a  zdecydowanie 

nie kogoś tak wysokiego jak on...

–  Czy  wzrost  ma  w  tym  przypadku  znaczenie?  –  Hank  wciąż  nie  mógł 

zrozumieć, o co tu chodzi. Czyje to było wesele? Kapitana drużyny koszykarskiej?

Znów powiedziała za dużo. Nic dziwnego, że nie mógł zrozumieć, o co jej 

chodzi.  Nieznajomy  wymawiał  słowa  powoli,  jak  człowiek,  który  nigdy  nie  ma 
zwyczaju  się  śpieszyć.  Ona  jednak  nie  miała  czasu.  I  potrzebowała  tego 
mężczyzny.

– Ma znaczenie, jeśli jedyny smoking, jaki posiadasz, jest uszyty na bardzo 

wysokiego  mężczyznę  –  tłumaczyła,  otwierając  szafę.  –  Czy  masz  metr 
dziewięćdziesiąt?

Powoli wszystko zaczynało do niego docierać.
– Metr dziewięćdziesiąt trzy.
Miała ochotę go uściskać.

background image

– Dzięki. – Sięgała już po wieszak. – Naprawdę wyświadczysz mi ogromną 

przysługę i zarobisz pięćdziesiąt dolarów. – Podała mu smoking.

Odsuwając na bok wciąż trzymane w ręku kwiaty, wziął do ręki wieszak.
– Aleja...
Nie miała teraz czasu na targowanie się.
– Mogę zapłacić nawet sześćdziesiąt. – W jej wzroku było nieme błaganie. 

W tej chwili Fiona zapomniała o dumie.

Była bliska rozpaczy. – Proszę.
Jeśli rzeczywiście zależało mu na spłaceniu długu, z pewnością miał ku temu 

dobrą okazję. Nie wahał się dłużej.

– Oczywiście. – W tym momencie przypomniał  sobie o  kwiatach. Spojrzał 

na bukiet. – Nie chcesz ich?

– Ach, tak. – Pośpiesznie wzięła od niego kwiaty. Potem podniosła wzrok na 

mężczyznę, którego brała za doręczyciela. – Nie ma kartki.

Ponieważ osobiście przywiózł kwiaty, Hank nie widział potrzeby dołączania

wizytówki.

– Nie, ja...
Znów była szybsza.
– Zgubiłeś ją? Nie szkodzi. – Był jej wybawicielem.
Ostatnią  rzeczą,  o  jakiej  teraz  myślała,  było  robienie  mu  jakichkolwiek 

wyrzutów. – Sama też zgubiłam niejedną rzecz.

Bez problemu mogła zadzwonić później do kwiaciarni i dowiedzieć się, kto 

przysłał bukiet. Z pewnością któryś z klientów. Nieczęsto dostawała kwiaty, a jeśli 
już, zawsze bywały wyrazem wdzięczności zadowolonego klienta.

Fiona dojrzała na twarzy mężczyzny wahanie.
–  Naprawdę,  nie  warto  się  tym  przejmować.  –  Jedną  ręką  przytrzymując 

bukiet,  drugą  ujęła  Hanka  pod  ramię  i  poprowadziła  w  stronę  kuchni.  –  Twoja 
pomoc w obecnej sytuacji znaczy dla mnie o wiele więcej.

Napełniła  wodą  stojący  na  blacie  słój  i  wstawiła  do  niego  goździki.  Hank 

czuł niemal emanującą od tej kobiety energię.

–  Czy  wszyscy  tu  mówią  tak  szybko  jak  ty?  –  Po  raz  pierwszy  zaczął  się 

zastanawiać, czy da sobie radę w Południowej Kalifornii.

– Nie, tylko w sytuacjach kryzysowych.. – Wskazała mu łazienkę. – Proszę, 

przebierz się. I zrób to szybko. Musimy wyjechać za piętnaście minut. Bridgette już 
przygotowuje wszystko na miejscu.

Zatrzymał się z ręką na klamce.
– Bridgette?
Zdenerwowana Fiona nakryła dłonią jego rękę i nacisnęła klamkę.
– Moja siostra.
Spojrzał na rękę Fiony, a potem bardzo powoli przeniósł wzrok na jej twarz. 

Fiona spłoniła się i opuściła rękę.

– Czy to jej firma?
–  Nie,  moja.  –  Fiona  odzyskała  pewność  siebie.  Rozpogodziła  się, 

rozświetlając swoim uśmiechem całą kuchnię.

–  Nie  widać?  –  Spojrzała  na  niego  uważniej,  jakby  nagle  coś  sobie 

przypominając. – Jak masz na imię?

Nie  lubił  swojego  imienia.  Ludzie  oświadczali,  że  Henry  całkowicie  do 

niego nie pasuje.

– Przyjaciele nazywają mnie Hank.
Skinęła głową.

background image

– Hank. – Uśmiechnęła się raz jeszcze. – Dziękuję.
– Nie ma za co.
Fiona  sama  również  pobiegła  zmienić  strój.  Była  gotowa,  kiedy  otworzyły 

się drzwi łazienki.

O tak, zdecydowanie istnieje patron początkujących restauratorów i dziś jest 

dla mnie łaskawy, pomyślała.

– Wyglądasz znakomicie. Lepiej niż Alex.
Podobał  jej  się  zwłaszcza  sposób,  w  jaki  spodnie  opinały  jego  muskularne 

nogi. Może nikt nie zauważy, jeśli rzeczywiście okazałby się niezdarą. W każdym 
razie żadna kobieta nie zwróci na to uwagi.

Wzrok Hanka przyciągnął natychmiast nowy strój Fiony.
Miała  na  sobie  obcisłą  czarną  sukienkę  wykończoną  białą  koronką,  która 

odsłaniała długie, szczupłe nogi. Włożyła też czarne szpilki, w których wydawała 
się co najmniej o dziesięć centymetrów wyższa.

Teraz  ich  twarze  zbliżyły  się  do  siebie,  co  było  zdecydowanie  przyjemne.

Hank nie starał się ukryć uśmiechu, jaki pojawił się na jego wargach.

– Czy nosisz do tego kabaretki?
Spojrzała w dół, jakby chcąc się upewnić.
–  Nie,  wystarczy  naturalny  beż  –  wyjaśniła,  podając  nazwę  koloru 

widniejącego na pudełku z rajstopami.

Uśmiech Hanka wydawał się równie zmysłowy jak jego głos.
– Ostatnim razem, kiedy zobaczyłem równie długie nogi, zakochałem się.
Aha, pomyślała Fiona, może to nie był w gruncie rzeczy taki dobry pomysł.
–  Należały  do  klaczy,  którą  podarował  mi  ojciec  –  ciągnął.  –  Gwendolyn 

była moją pierwszą miłością i stanowiliśmy nierozłączną parę. Miałem wtedy pięć 
lat.

Fiona odetchnęła i znów poczuła się swobodnie.
– Twoją pierwszą miłością była klacz?
– Tak, proszę pani, z tym tylko, że Gwendolyn uważała, że jest człowiekiem.
Fiona wiedziała coś na temat takich zwierząt.
– Podobnie jak Velcro sądzi, że jest kotem obronnym.
Zaśmiał się.
– Tak, o tym miałem się już okazję przekonać.
– Przepraszam. – Fiona także nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Pamiętała 

jednak, że czas nieubłaganie biegnie naprzód.

– Muszę przetransportować resztę jedzenia przed rozpoczęciem przyjęcia. –

Podała mu pudło z przekąskami i sama wzięła w ręce następne. – Furgonetka jest 
na zewnątrz. – Nie czekając na odpowiedź, wyszła.

Rozejrzała  się  dokoła,  spodziewając  się  zobaczyć  zaparkowany  przed 

domem samochód kwiaciarni. Zamiast tego stał tam jedynie imponujący sportowy 
wóz. Zapewne sąsiadka z naprzeciwka miała nowego „narzeczonego”.

– Gdzie twoja furgonetka?
Popatrzył na nią, nie bardzo rozumiejąc, skąd to pytanie.
– Nie mam furgonetki.
– Więc jak się tu dostałeś?
– Tym. – Wskazał błyszczący, sportowy model.
A więc to auto należało do niego?
– Ile właściwie płacą ci za doręczanie kwiatów?
– Nie płacą...
–  Wystarczająco  dużo.  Tak,  wiem.  –  Wstawiła  trzymane  w  ręku  pudło  na 

background image

tylną półkę, potem wzięła paczkę od Hanka.

–  To  częste,  niestety.  Ja  czułam  się  podobnie,  pracując  dla  kogoś.  Nie 

doceniana i źle opłacana. – Zatrzasnęła drzwi.

– To jeden z powodów, dla których postanowiłam założyć własną firmę. –

Uśmiechnęła się i przeszła do kabiny wozu.

–  Dzięki  temu  nikt  nie  mówi  mi,  co  mam  robić,  a  przynajmniej  nie  przez 

cały czas.

Myliłem się, pomyślał Hank. Ta kobieta porusza się szybciej niż jego klacz. I 

ma zdecydowanie ładniejsze nogi.

– Czy komuś się to udało?
Fiona spojrzała na niego zdziwiona.
– Co masz na myśli?
Była szczupła, drobna, ale dynamit również nie imponuje objętością.
– Mam przeczucie, że nikt nie mógłby kazać ci coś zrobić, gdybyś sama nie 

miała na to ochoty.

– To jedna z najmilszych rzeczy, jakie kiedykolwiek usłyszałam.
– Trudno mi w to uwierzyć.
Jego uśmiech uwodził niczym odświeżająca wieczorna bryza.
–  Bardzo  dobrze  się  z  tobą  rozmawia.  –  Tak  dobrze,  że  zapomniała  się 

przedstawić. – A przy okazji, jestem Fiona Reilly.

– Tak, wiem. A ja jestem...
–  Moim  dobrym  duchem  –  dokończyła  Fiona.  Wsiadła  do  samochodu, 

wskazując Hankowi miejsce obok siebie. Wsiadaj, zostało nam niewiele czasu.

Czując się bardziej rozbawiony niż zdezorientowany, Hank zajął miejsce w 

furgonetce. Zapiął pas i spojrzał na Fionę.

– Czy zawsze wszystko załatwiasz w tak szaleńczym tempie? – spytał.
– Tylko wtedy, kiedy los mi sprzyja. – Włączyła silnik i ruszyła przed siebie, 

modląc  się  w  duchu,  by  sprzyjały  jej  także  światła  po  drodze.  –  Czerwiec  to 
miesiąc  ślubów,  a  w  tym  roku  modne  są  imprezy  o  kameralnym,  rodzinnym 
charakterze. A to jest właśnie to, co mogę zaoferować moim klientom. – Pokonała 
zakręt na tyle ostro, na ile starczyło jej odwagi. – Trzymaj się, to będzie szaleńcza 
podróż.

Hank tego zdążył się już domyślić.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

–  Najwyższy  czas,  żebyś  się  wreszcie  pojawiła.  Wiem,  że  to  ty  jesteś 

szefową, a ja jedynie pomagam, ale...

Bridgette  nagle  zaniemówiła,  a  trzymana  przez  nią  taca  z  kieliszkami 

przechyliła  się  niebezpiecznie.  Hank  szybko  przecisnął  się  obok  Fiony  i  chwycił 
brzeg tacy. Oczami wyobraźni widząc już czekającą ich katastrofę, Fiona sięgnęła 
po  kieliszki  w  tym  samym  momencie.  W  pośpiechu  zderzyli  się,  Fiona  musnęła 
dłońmi jego rękę i jej serce zabiło w szaleńczym tempie.

– Nieźle się spisałeś – pogratulowała mu Fiona, zdobywając się na uśmiech. 

Czekała, by jej serce choć trochę się uspokoiło. – To chyba najlepsza odpowiedź na 
pytanie o twoją umiejętność utrzymywania równowagi.

Hank uśmiechnął się, cofając rękę.
– Tak sądzę.
Bridgette  odstawiła  tacę  na  stół,  po  czym,  nie  dając  Fionie  szansy 

zaprotestować, odciągnęła ją na bok.

– Gdzie go znalazłaś? – spytała podniecona. Spodziewała się zobaczyć przy 

boku  Fiony  Alexa.  Spokojnego,  poczciwego  Alexa,  przy  którym  jednak  nawet 
Abraham  Lincoln  wydawałby  się  przystojny.  Pojawienie  się  seksownego 
nieznajomego zupełnie wytrąciło ją z równowagi.

– W zasadzie to on mnie znalazł. To posłaniec z kwiaciarni, Hank.
Rozpromieniona Bridgette z zadowoleniem przyglądała się siostrze.
– Fiono, jestem z ciebie dumna, ale to dość niezwykłe miejsce na pierwszą 

randkę.

Fiona uwolniła się z uścisku Bridgette. Przekąski czekały na rozpakowanie, a 

pięciopiętrowy tort na złożenie. Nie miała czasu na bzdury.

– Randkę? – powtórzyła  z niedowierzaniem. Skąd jej siostrze przyszedł do 

głowy pomysł, że mogłaby mieszać sprawy prywatne z pracą? – Nie umówiłam się 
z nim, Bridgette. To kelner – wyjaśniła szeptem.

Nietrudno  było  się  tego  domyślić,  zważywszy  na  strój  Hanka,  refleksja 

Bridgette  jednak  ograniczała  się  do  tego,  że  towarzysz  Fiony  w  czerni  wygląda 
oszałamiająco.

Dopiero teraz rozejrzała się dokoła.
– Gdzie Alex?
Fiona  pośpieszyła  z  powrotem  do  furgonetki.  Kątem  oka  dostrzegła,  że 

obiekt  zachwytów  Bridgette  podąża  za  nią,  Przynajmniej  jemu  nie  trzeba  było 
wciąż mówić, co ma robić.

–  Na  pogotowiu  ze  zwichniętą  kostką.  Posłaniec  z  kwiatami  pojawił  się 

dokładnie w momencie, gdy czekałam na cud. – Zniżyła głos do szeptu. – Nawet 
smoking leży na nim jak ulał.

Bridgette zerknęła na idącego z tyłu mężczyznę.
– Ciekawa jestem, co lub kto mógłby jeszcze na nim leżeć tak dobrze.
Dźwigając przed sobą pudła, Fiona prychnęła.
– Jesteś maniaczką seksualną.
Bridgette westchnęła, gdy Hank posłał jej uśmiech, zanim przejął pudło z rąk 

Fiony. Obciągnęła sukienkę, wyprostowała się i wypięła pierś.

Fiona tylko pokręciła głową. Wyjmowała właśnie spód upieczonego o piątej 

nad ranem tortu.

–  Przypomnij  mi,  żebym  wysłała  Brianowi  kartkę  z  życzeniami  szybkiego 

background image

odzyskania sił.

Bridgette wyciągnęła ręce, by przejąć ciasto.
– Dlaczego, przecież nie jest chory.
Fiona ruszyła z powrotem do ogrodu. Ponad paczkami zerknęła na siostrę.
– Nie, ale znając ciebie, słania się pewnie biedaczek z wycieńczenia.
Bridgette uśmiechnęła się szeroko.
– Tobie też bym tego życzyła.
Kiedy przeniosły już wszystko, Fiona spojrzała na swoich pomocników.
– Bierzmy się do roboty. – Miała ochotę uściskać Bridgette, lecz jej siostra 

wyglądała  tak,  jakby  za  chwilę  miała  zacząć  chichotać  niczym  podlotek.  –  Nie 
mamy dużo czasu – zwróciła się do niej szorstko. – Za chwilę zaczną się zjeżdżać 
goście.

–  Co  chciałabyś,  żebym  zrobił?  –  spytał  rzeczowo  Hank,  lecz  usłyszał 

jedynie zmysłowy śmiech Bridgette. Uniósł w górę brwi.

– Chyba nikt nie musi ci tego mówić – odpowiedziała mu Bridgette z miną.
Może  trzeba  nią  porządnie  potrząsnąć,  rozważała  Fiona,  posyłając  siostrze 

mordercze spojrzenie, które jednak nie zrobiło na Bridgette żadnego wrażenia.

– Ty musisz być Bridgette – domyślił się Hank.
– Potrzebuję pomocy przy naczyniach – zawołała Fiona.
Bridgette wykonała w jej kierunku lekceważący gest. Nie odrywała wzroku 

od pary morskiej barwy oczu.

– A ty jesteś z pewnością zajęty.
–  Bridgette  –  warknęła  Fiona  przez  zaciśnięte  zęby  –  mamy  jeszcze  wiele 

pracy.  Nie  pora  na  konwersacje.  –  Zamknęła  oczy,  modląc  się  o  cierpliwość. 
Dlaczego nie urodziła się jedynaczką?

–  Zajęty? –  Hank nie  bardzo  wiedział, co  Bridgette ma na  myśli.  Czy cała 

rodzina Fiony porozumiewała się w tak zagadkowy sposób?

Całkowicie ignorując siostrę, Bridgette pytała dalej:
– Zaręczony? Żonaty? Związany z kimś?
Jeśli  te  pytania  mogłyby  wydać  się  komuś  zbyt  wścibskie,  Hank 

najwyraźniej nie miał nic przeciw temu.

– Nie, obawiam się, że nie. Nic z tych rzeczy.
Fiona  podała  Bridgette  stos  salaterek,  a  Hankowi  wcisnęła  tacę  ze 

szklankami.

– Pośpieszcie się – powiedziała i zniknęła w ogrodzie.
Bridgette myślała teraz tylko o jednym: jak zbliżyć do siebie tych dwoje. W 

jej  głowie  zaczynały  roić  się  pewne  plany.  Całe  szczęście,  że  Fiona  nie  jest 
jedynaczką!

Mimo dość burzliwego początku i nieobecności Alexa, wszystko ułożyło się 

dobrze.  Zyskali  kilka  cennych  minut,  ponieważ  państwo  młodzi,  wracając  z 
kościoła,  zatrzymali  się  w  parku,  gdzie  fotograf  robił  im  pamiątkowe  zdjęcia. 
Pozwoliło to Fionie spokojnie dokończyć przygotowania.

Kiedy  przyjechali  goście,  perliczki  były  gorące,  napoje  zimne,  a 

udekorowany  tort  weselny  okazał  się  prawdziwym  dziełem  sztuki.  Nawet 
krytyczne oko pani Kellerman nie mogło dopatrzyć się żadnego niedociągnięcia.

Fiona obserwowała swojego protegowanego, niespokojna, czy poradzi sobie 

w tłumie gości.

Mogła sobie oszczędzić zmartwienia.
Hank czuł się tutaj jak przysłowiowa ryba w wodzie.

background image

W wodzie pełnej kobiet. Za każdym razem, gdy patrzyła w jego stronę, był 

otoczony kobietami proszącymi o nowe drinki lub po prostu flirtującymi. Niejedna 
z  nich  wsunęła  mu  do  kieszeni  marynarki  banknot  w  podzięce  za  przyniesienie 
napoju czy zabranie talerza.

A może też za obietnicę czegoś więcej po przyjęciu.
To  nigdy  nie  zdarzało  się  Alexowi.  Ale  i  twarz  Alexa  mogła  prędzej 

wystraszyć, niż zachęcić do rozmowy.

–  Wszystkie  baby  go  opadły  –  szepnęła  Bridgette  siostrze  do  ucha, 

przechodząc z kolejną tacą pełną perliczek.

Fiona szybko ułożyła je na półmisku.
– Tak, zauważyłam.
Bridgette  szturchnęła  ją  ponaglająco,  jakby  były  na  zawodach,  a  nie  na 

przyjęciu weselnym.

– No, podejdź do niego.
Fiona popatrzyła na nią zdumiona.
– Po co?
Bridgette wydawała się szczerze zdziwiona pytaniem siostry.
– Żeby zademonstrować tym babom, czyją ten facet jest już własnością.
Fiona opróżniła tacę, nie podnosząc wzroku.
– Ten mężczyzna nie jest nieruchomością wystawioną na sprzedaż.
– Bez wątpienia nie. Nieruchomości nie są seksowne.
–  Bridgette  wzięła  od  niej  tacę,  jakby  była  to  jedyna  rzecz,  która 

wstrzymywała Fionę.

–  Zapominasz  chyba,  że  ten  mężczyzna  jest  obcym  człowiekiem,  który 

zechciał wyświadczyć mi przysługę.

–  Świetnie  –  odrzekła  Bridgette.  –  A  więc  niech  wyświadczy  ci  jeszcze 

większą przysługę, nie pozostając dłużej obcym. Ten facet jest zabójczo przystojny 
i samotny. Baby krążą naokoło niego niczym wygłodniałe piranie. Zrób coś.

– Robię coś. Pracuję. – Fiona odebrała tacę i zawróciła do kuchni.
Co, u licha, przyszło Bridgette do głowy? Nie była to pora ani miejsce, żeby 

narzucać  się  mężczyźnie.  Prawdę  mówiąc,  nigdy  nie  będzie  na  to  odpowiedniej 
pory.  Fionie  brakowało  do  tego  pewności  siebie.  Jej  ojciec  postarał  się  o  to. 
Wysoki, niezwykle przystojny mężczyzna  od samego początku był zniesmaczony 
jej  nieciekawym  wyglądem  i  nigdy  nie  pozwolił  jej  o  tym  zapomnieć. 
Pieszczotliwie  nazywał  ją  szarą  myszką.  Wiele  lat  później  dowiedziała  się,  że  w 
którymś  momencie  ojciec  nawet  oskarżył  matkę  o  zdradę,  gdyż  tak  bardzo 
odstawała urodą od swych pięknych rodziców i  siostry. W dzieciństwie czuła się 
jak  brzydkie  kaczątko  w  towarzystwie  łabędzi.  Kiedy  sama  zamieniła  się  w 
łabędzia,  a  przynajmniej  tak  twierdziła  Bridgette,  było  za  późno,  by  mogła  w  to 
uwierzyć.

– Do diabła, dziewczyno – mruknęła cicho Fiona – przestań ukrywać się w 

kuchni. Czekają na ciebie ludzie.

Pierwszą  rzeczą,  jaką  ujrzała  po  wyjściu  z  kuchni,  była  pani  Kellerman 

flirtująca z Hankiem. Pan Kellerman stał z boku z kieliszkiem wina i niekoniecznie 
najszczęśliwszą  miną.  Spojrzenia  Fiony  i  pani  Kellerman  spotkały  się  i  starsza 
kobieta natychmiast ruszyła w jej stronę, najpierw jednak ściskając serdecznie dłoń 
Hanka, który z powodzeniem mógłby być jej synem.

–  Wspaniale  się  spisałaś,  moja  miła  –  oświadczyła  pani  Kellerman.  –

Zdecydowanie odezwę się do ciebie na jesieni w związku ze ślubem Janet. I mam 
nadzieję, że będzie ci pomagał ten sam młody człowiek.

background image

Fiona nie czuła się zobowiązana niczego wyjaśniać. Zamiast tego zrobiła to, 

co zdarzało się jej bardzo rzadko. Skłamała.

– Oczywiście – powiedziała.
Pani Kellerman roześmiała się.
– Dobrze. A zanim zapomnę... Proszę. – Wsunęła kopertę do kieszeni Fiony. 

– Jestem pewna, że wszystko będzie w porządku. – Uśmiechnęła się kącikiem ust. 
– A nawet doskonale.

– Pozwól, pomogę ci.
Zaskoczona,  Fiona  podniosła  wzrok  sponad  torby  śmieci,  z  którą  walczyła 

od  kilku  minut. Bridgette ulotniła się zaraz po  wyjściu  gości, wspominając coś o 
„obowiązkach  rodzinnych”,  co  w  jej  żargonie  znaczyło  „nie  sprzątam  własnych 
śmieci, dlaczego więc miałabym zajmować się cudzymi”. Państwo młodzi udali się 
w podróż poślubną, a państwo Kellerman na spoczynek. Z bałaganem Fiona została 
sama.

W  pośpiechu  zapomniała  o  swoim  dzisiejszym  pomocniku.  Zresztą  była 

przekonana, że już dawno ulotnił się z którąś z obecnych na przyjęciu kobiet.

Nie czekając na odpowiedź, Hank wziął od niej torbę i zamknął ją bez trudu.
Zdecydowanie  jest  bardziej  pomocny  niż  Alex,  pomyślała  Fiona. 

Zastanawiała się, czy Hank miałby ochotę jeszcze kiedyś u niej pracować.

– Dzięki. – Wyjęła kolejną torbę i zaczęła zgarniać do niej pozostałe śmieci. 

– I dzięki, że zostałeś, żeby mi pomóc.

Nienawidzę sprzątania – wyznała.
Hank  pomyślał  o  brudnych  stajniach  i  roześmiał  się.  Ta  kobieta  nie  miała 

pojęcia, czym jest prawdziwe sprzątanie.

–  To  nas  łączy.  –  Wyniósł  wypełnioną  śmieciami  torbę  przed  dom,  gdzie 

czekały na wywiezienie pozostałe śmieci.

Potem  wrócił  sprawdzić,  co  jeszcze  może  zrobić.  –  Jako  dziecko  zawsze 

starałem się od tego wymigać.

Fiona  próbowała  wyobrazić  sobie,  jak  Hank  wyglądał  jako  mały  chłopiec. 

Koleżanki  z  podstawówki  z  pewnością  zgłaszały  się  same,  by  odrabiać  za  niego 
pracę domową.

–  Nie,  chciałam  powiedzieć,  że  nienawidzę  sprzątania,  ponieważ  oznacza 

ono koniec zabawy. – Umilkła i zamyśliła się, patrząc na opustoszały ogród.

Potem postawiła stołek pod pękiem balonów umocowanych na ścianie domu 

i wspięła się po nie.

– Jest w tym coś niezwykle smutnego. Choćby ten ślub.
– Odwiązała wstążki, podała je Hankowi i sięgnęła po balony. – Planowano 

wszystko  od  miesięcy.  Od  Kellermanów  płynął  do  mnie  nieprzerwany  strumień 
faksów omawiających każdy szczegół uroczystości w siedmiu różnych wariantach, 
począwszy od koloru serwetek po dekoracje na torcie.

Hank  przytrzymywał  stołek.  Musiał  przyznać,  że  widok  był  imponujący. 

Fiona miała wspaniałe nogi, które nie traciły nawet przy tak bliskiej obserwacji.

– To dziwne więc, że nie cieszysz się, mając to wreszcie za sobą – Z jednej 

strony się cieszę. – Fiona wspięła się na palce, by sięgnąć po balony wiszące nieco 
wyżej. Z pewnością nie będzie brakowało jej ciągłych telefonów pani Kellerman.

– Część, która przyprawiała mnie o ból głowy, mam za sobą.
Ale i tak jest mi dziwnie smutno.
Otarła się udem o czoło Hanka, kiedy pochylił się, by ją podtrzymać. Stołek 

zachwiał  się  niebezpiecznie.  Umysłem  Hanka  zawładnęły  natychmiast  niezwykle 

background image

zmysłowe obrazy i musiał bardzo się starać, by nie zgubić wątku rozmowy.

–  Życie  często  układa  się  w  ten  sposób  –  powiedział.  Ale  zawsze  jest  coś 

nowego, czego można oczekiwać.

– Chyba masz rację – odrzekła. W następnej chwili pisnęła cicho, spadając 

ze stołka.

Hank natychmiast ją schwycił, przytrzymał w talii i przyciągnął do siebie.
Jej  serce  biło  niespokojnie,  kiedy  opierając  dłonie  na  ramionach  Hanka, 

spojrzała na niego z góry.

–  Po  raz  drugi  mnie  dzisiaj  ocaliłeś.  –  Dziwiła  się,  że  jej  głos  brzmi  tak 

spokojnie, kiedy ona sama ledwie mogła oddychać. – Możesz mnie teraz postawić 
– powiedziała, niepewna, czy uda się jej zapanować nad głosem.

– Dobrze.
Bardzo powoli opuszczał ją, aż dotknęła stopami podłogi.
Otarła się o niego. Bardzo delikatnie. Było to jak lekkie muśnięcie wiatru, a 

jednak miało efekt huraganu.

Zacisnęła usta, by nie wydobył się z nich jęk.
– Może ja powinienem zdjąć resztę dekoracji? – zaproponował Hank.
– Może – zgodziła się cicho.
Ile czasu upłynie, zanim przestanie drżeć? Przecież tylko jej dotknął.
Kiedy Hank wszedł na stołek, Fiona miała przed sobą niezwykle atrakcyjny 

widok.  Mocne  nogi  Hanka  kończyły  się  napiętymi  krągłościami  mięśni.  W 
następnej chwili uświadomiła sobie, że dopiero co Hank miał okazję oceniać w ten 
sam  sposób  jej  figurę,  tylko  że  ona  nie  miała  na  sobie  spodni.  Jej  twarz  pokrył 
rumieniec.

Kiedy  Fiona  nie  odebrała  kolejnego  pęku  dekoracji,  Hank  spojrzał  w  dół. 

Fiona stała ze wzrokiem wbitym w podłogę.

Domyślił się, dlaczego, i nie mógł powstrzymać uśmiechu.
Jego matka od razu pokochałaby tę dziewczynę.
Podobnie jak jego bracia, choć z całkiem innych powodów.
Chrząknąwszy, żeby zwrócić jej uwagę, Hank podał Fionie balony.
Fiona widziała, że jest rozbawiony, i nie dziwiło ją to.
Choć  zachowywał  się  swobodnie,  z  pewnością  był  przyzwyczajony  do 

towarzystwa bardziej światowych kobiet.

Ogromnym wysiłkiem woli pokierowała myśli ku sprawom zawodowym.
– W przyszłym tygodniu mam następny ślub – zaczęła.
– Twoja firma musi dobrze prosperować.
–  Lepiej  niż  kiedyś  –  zgodziła  się.  Przygryzła  wargę.  Czy  miałbyś  ochotę 

pomóc mi jeszcze raz?

Hank zszedł na podłogę i przesunął stołek na nowe miejsce.
– Jeśli będziesz miała kłopoty.
– Dopóki Alex jest kontuzjowany, będę musiała znaleźć innego kelnera. Tak 

dobrze  ci  dzisiaj  poszło...  Wydajesz  się  mieć  do  tego  prawdziwy  dar  –  dodała 
szybko – i jeśli to nie koliduje z pracą w kwiaciarni...

Zaskoczony Hank zmarszczył brwi.
– Pracą w kwiaciarni?
– Tak, rozwozisz przecież kwiaty.
Hank zszedł na ziemię, nie spuszczając z niej wzroku.
Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł?
– Nie rozwożę kwiatów.
Fiona  nic  nie  rozumiała.  Dlaczego  przyglądał  się  jej,  jakby  nagle  zaczęła 

background image

mówić od rzeczy?

– Ale przecież przywiozłeś kwiaty dla mnie...
– Tak, ponieważ chciałem wręczyć ci je osobiście. – Wiedziony instynktem, 

ujął jej dłoń, nie chcąc, by uciekła. Wyglądała jak spłoszona łania, w każdej chwili 
gotowa umknąć w las.

– Nierozu...
I wtedy on zrozumiał wszystko. Fiona nie wiedziała, kim jest.
– Nazywam się Henry Cutler. Źle nadany faks – dodał, chcąc dopomóc jej 

pamięci, bo wciąż patrzyła na niego zdezorientowana.

Fionę ogarnął wstyd. Hank musiał wziąć ją za kompletną kretynkę.
– O, nie! Popełniłam straszny błąd.
W  odpowiedzi  Hank  posłał  jej  łobuzerski,  a  jednocześnie  bardzo  męski 

uśmiech. Czuła, jak jej żołądek zbija się w twardą kulę, kiedy tak stała przed nim, 
czekając, by ziemia się rozstąpiła.

– Nie taki znowu straszny – pocieszył ją. – Przypisywano mi gorsze zawody 

niż doręczyciel kwiatów. A przy okazji...

Sądzę, że to należy się tobie.
Hank  zaczął  opróżniać  kieszenie  ze  wszystkich  banknotów,  jakie  wcisnęli 

mu goście w trakcie przyjęcia. Był ich tam spory plik.

Fiona nie zdawała sobie sprawy, że uzbierał tak wiele pieniędzy.
– To napiwki – powiedziała. – Tradycyjnie zatrzymuje je kelner.
Uczciwość  u  odpowiedniej  kobiety  jest  bardzo  seksowną  cechą,  pomyślał 

Hank. Fiona zaczynała go intrygować.

–  Ale  ja  nie  jestem  kelnerem  –  przypomniał  jej.  –  Ponieważ  to  ty 

organizowałaś to przyjęcie, sądzę, że wszelkie dodatkowe zyski należą się tobie. –
Kiedy wciąż nie  wyciągała ręki po pieniądze,  Hank ujął  jej dłoń, położył na  niej 
banknoty i nie spuszczając z Fiony wzroku, zacisnął na nich jej palce.

Nigdy nie sądziła, że wymiana pieniędzy może być tak podniecająca.
Fiona  zamrugała  powiekami.  Nieźle  się  spisała!  Nawet  nie  spytała  tego 

człowieka  o  nazwisko,  tylko  wcisnęła  w  smoking.  Ktokolwiek  inny,  choćby  z 
namiastką  mózgu,  poprosiłby  o  tę  informację.  Gdyby  dowiedziała  się  tego  w 
odpowiednim czasie, nie zrobiłaby z siebie takiej idiotki.

– Dlaczego się pojawiłeś?
Przechylił głowę, jakby próbując domyślić się, o co jej chodzi.
– Przywiozłaś mnie, nie pamiętasz?
Fiona potrząsnęła głową.
–  Nie,  nie  na  przyjęciu.  Skąd  wziąłeś  się  u  mnie?  –  Dlaczego  ktoś  tak 

przystojny chciał tracić czas na poszukiwanie jakiejś kobiety?

Hank  wzruszył  ramionami.  Nie  był  przyzwyczajony,  by  tłumaczyć  się 

komukolwiek z tego, co zrobił.

–  Nie  chciałaś  przyjąć  zaproszenia  na  kolację,  a  ja  pragnąłem  okazać  ci 

swoją  wdzięczność.  Moje  siostry  lubią  goździki,  postanowiłem  więc  przysłać  ci 
bukiet.  Ostatecznie  jednak  uznałem,  że  najlepiej  będzie  przywieźć  kwiaty 
osobiście. – Jego oczy błysnęły łobuzersko. – Ty dokonałaś reszty.

Tak, bez wątpienia sama była sobie winna. Zawstydzona, spuściła wzrok.
– Mogłeś powiedzieć, kim jesteś.
– Mówiłem przecież, że nazywam się Hank.
– W życiorysie podałeś imię Henry – zauważyła z wyrzutem.
–  Henry  brzmi  bardzo  oficjalnie.  –  Uśmiechnął  się.  –  Nasze  spotkanie  nie 

było zbyt oficjalne.

background image

Wydawała  się  tak  zmartwiona,  że  Hank  nie  mógł  oprzeć  się  pokusie,  by 

delikatnie pogłaskać jej policzek. Patrzył potem, zafascynowany, jak powiększają 
się jej źrenice.

– I umiesz mówić „proszę” bardziej przekonująco niż ktokolwiek ze znanych 

mi osób. – Wzruszając lekko ramionami, wsunął ręce w kieszenie. – Poza tym było 
to dość zabawne.

Bridgette zawsze narzekała, że to ciężka harówka. Alex również twierdził, że 

ma  zbyt  wiele  pracy.  Fiona  podejrzewała,  że  być  może  jest  z  nią  coś  nie  w 
porządku,  skoro  lubi  swoje  zajęcie.  Hank  zaskoczył  ją,  wypowiadając  podobną 
opinię.

– Naprawdę?
–  Tak.  Poza  tym nie  robię  tego  zarobkowo  –  przypomniał  jej. –  Wszystko 

może być przyjemne, kiedy nie jest jednym z twoich obowiązków.

Czy podobna filozofia odnosiła się także do jego związków z kobietami?
Oczywiście, że tak, odpowiedziała sobie natychmiast Fiona. Nie był przecież 

żonaty. Kobiety garnęły się do niego, jakby był ostatnią szklanką wody na Saharze. 
Dla kogoś w rodzaju Hanka Cutlera liczyła się jedynie przyjemność i naprawdę nie 
można było mieć o to do niego pretensji.

Pragnąc zająć czymś ręce, Fiona zaczęła przekłuwać balony, by zajmowały 

mniej miejsca.

– I tak z pewnością uważasz mnie za idiotkę.
Robi  to  z  mściwością,  pomyślał  Hank,  patrząc,  jak  Fiona  wbija  szpilkę  w 

kolejne balony.

– Absolutnie nie. Sądzę, że jesteś bardzo utalentowaną i energiczną kobietą. 

–  Potem  w  jego  oczach  zapłonęły  iskierki.  –  I  uważam,  że  ten  strój  wyglądałby 
lepiej z kabaretkami.

Hank z przyjemnością obserwował, jak policzki, które przed chwilą gładził, 

nabierają  jasnoróżowego  odcienia.  Nie  sądził,  że  współczesne  kobiety  umieją  się 
jeszcze rumienić.

I nie myślał też, że może wyglądać to tak ładnie.
–  Będę  o  tym  pamiętać  –  mruknęła  Fiona.  Kiedy  skończyła  zajmować  się 

balonami,  wzięła  do  ręki  torebkę,  odliczyła  sześćdziesiąt  dolarów  i  podała 
pieniądze Hankowi.

– Co to jest? – spytał.
–  Twoja  zapłata.  –  Kiedy  Hank  nie  uczynił  żadnego  ruchu,  dodała:  –

Umawialiśmy się na sześćdziesiąt.

–  Ja  się  nie  umawiałem.  –  Nie  miał  zamiaru  brać  od  niej  pieniędzy.  –

Zatrzymaj je. Traktuj to jako przysługę.

– Będę twoją dłużniczką.
– Chyba tak. – Hank roześmiał się serdecznie.
– Nie lubię mieć długów.
Naprawdę  na  wiele  rzeczy zapatrywali  się  podobnie.  Sprawiło  to  Hankowi 

przyjemność. Pochylił głowę.

. – Jakoś sobie z tym poradzimy. Jest też coś, co mogłabyś zrobić dla mnie 

już teraz.

Fiona gotowa byłaby przysiąc, że jej serce przestało bić na ułamek sekundy.
– Co takiego? – spytała jednym tchem.
Miał ochotę  ją pocałować,  jednak rozsądek podpowiadał mu, że  nie  jest to 

najlepszy moment.

– Podwieź mnie do samochodu.

background image

Odetchnęła z ulgą.
– Tak. Oczywiście.
Przez  moment  miała  wrażenie,  że  Hank  ją  pocałuje.  Znów  okazała  się 

idiotką.

– Chodźmy.

W drodze  do domu była niezwykle milcząca. Hank oczywiście nie znał jej 

zwyczajów, domyślał  się jednak, że zazwyczaj  Fiona  bywa bardziej rozmowna. I 
raczej podobał się mu dźwięk jej głosu.

– Od jak dawna się tym zajmujesz?
Była tak zatopiona w rozmyślaniach, że pytanie Hanka zbiło ją z tropu.
– Czym?
– Organizowaniem przyjęć.
–  Ach.  –  Policzyła  szybko.  –  Od  mniej  więcej  czterech  lat.  –  Widząc,  że 

Hank wydaje się tym zainteresowany, mówiła dalej: – Zaczęło się od kilku przyjęć 
dla  przyjaciół,  którzy  nie  cierpieli  gotowania.  Interes  rozkręcił  się,  gdy  ludzie 
zaczęli prosić moich przyjaciół o przepisy.

– Czy to dochodowa firma? – spytał.
Ponieważ już we wczesnym dzieciństwie wpojono jej, że nic, co robi, nie jest 

nigdy wystarczająco dobre, wzruszyła tylko ramionami.

– Tak, na razie.
– Czy reklamujesz się?
– Zamieszczam maleńkie ogłoszenie w książce telefonicznej. Przekaz ustny 

zapewnia  mi  nowych  klientów  –  dodała,  widząc  malujące  się  na  jego  twarzy 
powątpiewanie.

Hank oczywiście zgodziłby się, że przekaz ustny ma niezwykłą siłę, uważał 

jednak,  że  nie  wystarczającą,  by  odnieść  sukces  w  dzisiejszych  czasach.  A 
przeczuwał, że na tym właśnie zależy Fionie.

– Wydrukowanie serii reklam przyniosłoby znacznie lepszy efekt.
– Ale na to potrzebne są pieniądze.
Hankowi zaczynało świtać, w jaki sposób mógłby naprawdę odwdzięczyć się 

jej za wyświadczoną przysługę.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Fiona  zaciągnęła  hamulec  ręczny,  parkując  wóz  na  podjeździe.  Kampanie 

reklamowe zawsze wiązały się z ogromnymi kosztami. Obróciła się, by spojrzeć na 
Hanka.

Co dokładnie miał na myśli?
Pomiędzy jej brwiami rysowała się delikatna zmarszczka.
Hank oparł się pokusie wygładzenia jej czubkami palców, by przekonać się, 

czy jest w stanie tego dokonać.

–  Dlaczego  nie  mielibyśmy  wstąpić  gdzieś  na  kawę,  gdzie  spokojnie 

wyjaśniłbym, co mam na myśli? – zaproponował.

Miał przeczucie, że Fionie mogłoby być przyjemnie, gdyby dla odmiany to 

ją teraz obsłużono. Poza tym dobrze się czuł w jej towarzystwie.

Kiedy  Fiona  wyobraziła  sobie  ich  dwoje  siedzących  naprzeciw  siebie, 

przestała  być  właścicielką  firmy,  a  znów  stała  się  zakompleksionym,  brzydkim 
kaczątkiem.

Wzruszyła  ramionami,  patrząc  w  ciemność  ponad  głową  Hanka.  Choć 

chciała go zignorować, czuła szaleńcze bicie swojego serca. Idiotka!

– Jestem dziś bardzo zmęczona.
Z pewnością jest na nogach od świtu, pomyślał Hank. Miał okazję przekonać 

się,  jak  bardzo  jest  dokładna.  Nie  mógł  mieć  do  niej  pretensji  o  to,  że  czuje  się 
wyczerpana.

–  Oczywiście,  rozumiem  –  powiedział,  choć  w  głębi  serca  był  bardzo 

zawiedziony.  –  Sięgnął  do  portfela  po  wizytówkę.  –  Zadzwoń  do  mnie,  kiedy 
uznasz,  że  jesteś  gotowa  porozmawiać  o  możliwościach  reklamy  twojej  firmy, 
dobrze?

Możliwości?  Te,  o  których  myślała  Fiona,  nie  miały  nic  wspólnego  z  jej 

pracą.  To  wszystko  wina  Bridgette,  pomyślała  Fiona.  Siostra  miała  na  nią 
zdecydowanie zły wpływ.

– Oto i twój wóz. Dziękuję jeszcze raz za pomoc.
Wysiadając z samochodu, starała się, by jej głos brzmiał beztrosko, choć nie 

przyszło  jej  to  bez  wysiłku.  Zwykle  natychmiast  rozpakowałaby  bagażnik  mimo 
zmęczenia, dziś jednak pomyślała, że to wszystko może poczekać. Nie chciała, by 
Hank zaproponował jej pomoc.

Ale  on  nie  śpieszył  się  z  odjazdem,  mimo  jej  zdecydowanie 

niedwuznacznych aluzji. Wyszedłszy z samochodu, stanął przed domem i wyraźnie 
na  nią  czekał.  Skryty  w  cieniu  Hank  Cutler  wyglądał  nadzwyczaj  interesująco  i 
serce Fiony zadrżało lekko, gdy go dostrzegła.

Szukając klucza od drzwi frontowych, upuściła na ziemię cały ich pęk. Hank 

pochylił  się  natychmiast,  starając  się  sięgnąć  po  nie  przed  nią.  Zderzyli  się 
głowami, gdy on prostował się ku górze, a ona schylała ku ziemi. Fiona zachwiała 
się, lecz Hank zdążył ją podtrzymać.

Drugi raz tego dnia znalazła się w jego ramionach. Szkoda tylko, pomyślała, 

że jest to przypadkowa sytuacja.

– Przepraszam – rzekł Hank, wypuszczając ją z objęć.
– To chyba twoje – dodał, podając jej klucze.
–  Dzięki  –  odparła,  pocierając  nerwowo  czoło,  zaczerwienione  na  skutek 

zderzenia. – Czy... jest jakiś problem?

Oczy Hanka zwęziły się, gdy patrzył na nią uważnie.

background image

– Nie, nie sądzę.
Nie umiała ująć tego bardziej delikatnie.
– Czemu więc nie odjeżdżasz?
– Bo masz moje rzeczy.
Fiona  zamknęła  oczy.  No  jasne.  Przez  krótką  chwilę  sądziła,  że  Hank 

próbuje się do niej wprosić. Głupia! Nawet gdyby chciała, nie mogłaby zachować 
się bardziej idiotycznie.

– Zapomniałam.
– Tak sądziłem. – Hank przyglądał się, jak Fiona walczy z pękiem kluczy, 

szukając tego od frontowych drzwi. – Czy czujesz się skrępowana z powodu mojej 
obecności?

– Nie, oczywiście, że nie.
Fiona  zacisnęła  usta.  Nigdy  nie  umiała  dobrze  kłamać  i  było  to  raczej  jej 

zaletą.  Ludzie  to  wyczuwali  i  wiedzieli, że  mają  do  czynienia  z  osobą  uczciwą  i 
wiarygodną. Teraz jednak marzyła o tym, by umieć kłamać jak z nut.

– No cóż – poddała się w końcu. – Może trochę – dodała.
Hank patrzył zafascynowany, jak Fiona po kolei sprawdza i przesuwa każdy 

klucz. Ileż ta kobieta ich ma?

– Dlaczego? – spytał zaciekawiony. – Jestem zupełnie niegroźny.
Znalazłszy właściwy klucz,  Fiona  wsunęła go  w  zamek  i  przekręciła  gałkę 

drzwi.  Zapaliła  pośpiesznie  światła,  wszystkie  światła  między  wejściem  a  dalszą 
częścią  holu.  W  tym  człowieku  i  tak  było  coś  bardzo  zmysłowego,  nie  chciała 
więc, by ciemność potęgowała w niej tego świadomość.

– O nie, nie z tym uśmiechem – rzekła, zanim zdążyła pomyśleć, co mówi.
Słowa Fiony połechtały próżność Hanka.
– Ty chyba ze mną flirtujesz?
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumieniu i przerażenia.
– Nie, nie flirtuję. To znaczy... – Fiona urwała w pół zdania. Wiedziała, że 

im więcej powie, tym bardziej się pogrąży. Wyciągnęła z szafy wieszak i podała go 
Hankowi.

– Masz tu swoje ubrania.
Hank zerknął na wieszak.
–  Tak,  są  moje  –  potwierdził,  przesuwając  wzrokiem  po  Fionie  w  taki 

sposób, jakby jej dotykał.

– Przebiorę się. Ty możesz tego nie robić, bo bardzo ci ładnie w tym stroju –

dodał, zamykając za sobą drzwi łazienki.

Fiona  zapomniała,  że  wciąż  ma  na  sobie  służbowy  uniform.  Ale  jeśliby 

pobiegła teraz na górę, żeby się przebrać, Hank mógłby to mylnie zinterpretować.

To samo może pomyśleć, jeśli zostanę w uniformie, skonstatowała, bijąc się 

z myślami. Tak źle, i tak niedobrze.

Zanim  zdążyła  coś  postanowić,  drzwi  do  łazienki  otworzyły się  ponownie. 

Fiona popatrzyła ze zdumieniem na Hanka. Był bardzo szybki.

Właściwie zinterpretował wyraz jej twarzy.
–  Dopóki  nie  skończyłem  dziesięciu  lat,  mieliśmy  w  domu  tylko  jedną 

łazienkę – wyznał. – Przy tylu domownikach trzeba było albo nauczyć się ubierać 
błyskawicznie,  albo  nie  wstydzić  się,  kiedy  ktoś  bezceremonialnie  właził  do 
łazienki.

– Więc nauczyłeś się szybko ubierać.
–  I  przestałem  się  wstydzić  –  dodał.  Podał  Fionie  smoking  i  wyciągnął 

ramiona jak pantera, przeciągająca się po przebudzeniu.

background image

–  No,  już  mi  lepiej.  –  Popatrzył  na  smoking.  –  Mój  ojciec  mawiał,  że  to 

małpie odzienie. Teraz go rozumiem.

Stał  o  wiele  za  blisko.  Próbując  nie  potknąć  się  o  własne  stopy,  Fiona 

podeszła  do  szafy  i  powiesiła  smoking,  zastanawiając  się  jednocześnie,  co 
powiedzieć.

– Czy twój ojciec nadal mieszka w Montanie?
Hank poczuł nostalgię, jak zwykle wtedy, gdy myślał o rodzinie i o miejscu,

które  zawsze  pozostanie  jego  domem,  nawet  gdyby  daleko  stamtąd  odjechał  lub 
bardzo się zestarzał. Zaśmiał się cicho w odpowiedzi na pytanie Fiony. Spojrzała 
na niego zbita z tropu.

–  Tak,  wciąż  mieszka  w  Montanie.  Nic  poza  dynamitem  nie  mogłoby  go 

stamtąd ruszyć. Powiedziałem kiedyś, że chcę, żeby rodzina odwiedziła mnie, jak 
już  zapuszczę  trochę  korzenie  w  Kalifornii.  Myślałem  o  prawdziwym  zjeździe 
rodzinnym. Ojciec odparł, że to ja powinienem wybrać się do nich, zamiast ciągnąć 
ich wszystkich tutaj.

– Wszystkich? – powtórzyła jak echo Fiona. Oczy błyszczały mu, gdy mówił 

o  rodzinie.  Jak  to  jest,  kiedy  dobre  wspomnienia  przeważają  nad  złymi?  –  To 
znaczy ile was jest? – spytała.

–  Siedmioro  –  odparł  Hank  bez  namysłu  –  ale  teraz  żyjemy  rozproszeni  –

dodał, jakby zastanawiając się nad czymś.

– Nie chodzi mi oczywiście o Kenta i resztę. Oni wciąż mieszkają w Shady 

Lady. Ale Quint, Will i Morgan są na swoim, uciekli z rancza jak mogli najszybciej 
i nawet dymu nikt po nich nie powąchał.

Fiona  wyobraziła sobie trzech mężczyzn,  wszystkich bliźniaczo podobnych 

do Hanka, uciekających z rancza, i uśmiechnęła się.

– Quint, Will i Morgan to twoi bracia?
–  Quint  i  Will  tak.  Ale  nie  Morgan.  –  Fiona  nie  rozumiała,  co  go  tak 

rozbawiło, dopóki nie dodał: – Morgan to moja siostra.

Może  powinna pokryć sobie  piętę  lukrem.  Wtedy za  każdym razem,  kiedy 

zatykałaby  nią  usta,  by  nie  palnąć  kolejnego  głupstwa,  przynajmniej 
zakosztowałaby trochę słodyczy.

– Przepraszam.
Hank nie rozumiał, dlaczego Fiona wciąż czuje się zobowiązana za wszystko 

przepraszać.

–  To  częsty  błąd  z  tego  rodzaju  imieniem.  Mniej  więcej  w  czasie,  gdy 

urodziła się Morgan, dziadek zaczął zgłaszać pretensje, że żadne z dzieci nie nosi 
jego  imienia.  Gdy  Morgan  przyszła  na  świat,  nie  przeszkadzało  mu,  że  jest 
dziewczynką, a nawet twierdził, że to imię może przynieść jej szczęście.

Uśmiechnął  się,  przypominając  sobie  gorący  temperament  Morgan. 

Temperament, którego przez lata całe nie udało się nikomu okiełznać. Teraz zyskał 
jedynie piękniejszą oprawę.

Hank  współczuł  mężczyźnie,  któremu  przypadnie  kiedyś  rola  ujarzmienia 

jego siostry.

–  Nie  tak  dawno  jeszcze  pragnęła  być  moim  bratem.  Zawsze  uważała,  że 

musi  coś  udowadniać.  Nikt  nie  mógłby  nazwać  jej  słodką,  nieporadną  istotką. 
Morgan  chce  uchodzić  za  równie  twardą  jak  my.  Zabawne,  ale  prawie  jej  się  to 
udaje – rzekł z uśmiechem.

Fiona  nie  umiała  bronić  się  przed  zmysłowym  uśmiechem  tych  ust 

stworzonych do uwodzenia.

– Cieszę się, że nie zdjęłaś tego stroju – dodał.

background image

Uniosła  ramię,  a  potem  opuściła  je  szybko,  zdając  sobie  sprawę,  jak 

bezbronna  wydaje  się  w  ten  sposób.  Hank  opowiadał  o  tym,  jak  silna  jest  jego 
siostra,  podczas  gdy  ona  zachowywała  się  jak  myszka,  gotowa  do  ucieczki  przy 
najlżejszym szmerze.

Tylko że nigdy przedtem kot nie wyglądał równie seksownie.
– Po prostu nie zdążyłam się przebrać – wyznała.
Nigdzie  się  nie  wybierali,  odprowadzała  go  tylko  do  drzwi.  Dlaczego 

tłumaczyła się brakiem czasu?

– Obawiam się, że nie rozumiem. Co to znaczy, że nie zdążyłaś?
Fiona coraz bardziej się pogrążała.
– Hm, przebierałeś się i...
– Myślałaś, że zacznę cię  szukać, jeśli nie będziesz stała przy drzwiach? –

spytał Hank. – Że wejdę do twojego pokoju i zastanę cię na wpół rozebraną?

Widział  w  jej  oczach,  że  trafił  w  sedno,  i  nie  mógł  sobie  odmówić 

przyjemności  podokuczania  trochę  zakłopotanej  Fionie.  Nigdy  w  życiu  nie 
narzucał  się  żadnej  kobiecie  –  było  to  wbrew  jego  zasadom.  Ponieważ  jednak 
uważał  się  za  człowieka  wyluzowanego,  wolał,  by  to  posądzenie  bardziej  bawiło 
go, niż gniewało.

– Może nawet przycisnąłbym cię do muru w taki sposób.
–  Hank  przysunął  się  do  niej  tak,  że  Fiona  musiała  oprzeć  się  plecami  o 

ścianę i nie mogła uciec.

– Nie. Tak. – Złapana w pułapkę i sfrustrowana Fiona zmieszała się nagle. –

Przestań.

Hank odsunął się o krok, choć musiał przyznać, że jej bliskość była kusząca. 

Włosy Fiony pachniały polnymi kwiatami, co okazało się bardzo podniecające.

Nie chciał się śmiać, ale wyraz twarzy Fiony zmusił go do tego.
– Fiono, jesteś cudowna – rzekł, myśląc o rozmowie, którą odbył z matką tuż 

przed  wejściem  do  samolotu.  –  Jesteś  zupełnie  inna  niż  kobiety,  przed  którymi 
ostrzegała mnie matka.

– Martwiła się o ciebie?
Śmiech zamarł mu w gardle i zastąpiło go inne uczucie.
Ogarnęła go tkliwość. Dotknął dłonią policzka Fiony.
–  Oczywiście.  Wszyscy  wiedzą,  że  dziewczyny  z  Kalifornii  łamią  serca 

mężczyznom.

– Byłaby zatem szczęśliwa, wiedząc, że jesteś ze mną.
Nigdy nie złamałam nikomu serca – odparła cicho Fiona.
Nie tylko matka byłaby z tego zadowolona, pomyślał.
– Jesteś pewna, Fiono? – Hank pochylił głowę tak nisko, że prawie dotykał 

ustami jej warg. – Zupełnie pewna?

Fiona  czuła,  że  brak  jej  tchu.  Czemu  było  jej  przy  tym  tak  dobrze,  nie 

wiedziała.  Może  za  bardzo  szumiało  jej  w  głowie,  by  mogła  zachować  jasność 
myśli.

– Najzupełniej – szepnęła, jakby bojąc obudzić się ze snu.
Hank delikatnie musnął ustami jej wargi.
Pragnął tylko zakosztować, choć raz poczuć ich smak.
Jej zapach, jej oddech zawładnęły nim. Zachłanność zrodzona z zaskoczenia 

kazała  mu  pogłębić  pocałunek.  Przytrzymywał  dłonią  głowę  Fiony,  jego  usta 
naciskały mocniej.

Bał się, by nie sprawić jej bólu, lecz nie panował już nad tym, co się działo. 

Stracił wolę i rozsądek. Pamiętał, że gdy ostatni raz czuł się podobnie, kopnął go 

background image

muł. Wylądował w szpitalu.

To było znacznie przyjemniejsze doznanie.
Fiona zapomniała o strachu. Nie zdążyła uciec, kiedy pieszczota zawładnęła 

jej  zmysłami.  Gdy  oplatała  rękoma  szyję  Hanka,  nie  miała  siły  i  nie  chciała 
walczyć.

Pragnęła  tylko,  by  ta  chwila  nigdy  nie  miała  końca,  a  ona  mogła  nadrobić 

stracony czas.

Oszołomiony i zdezorientowany, Hank uniósł głowę.
Czuł  się  tak,  jakby  trzymał  w  ramionach  dynamit.  Pierwsze  wrażenia 

potrafią być bardzo mylące.

Odetchnął  powoli,  czekając,  aż  jego  serce  znów  zacznie  bić  w  normalnym 

rytmie, a umysł odzyska jasność.

Nie mogąc oprzeć się pokusie, delikatnie przeczesywał palcami włosy Fiony.
–  Nie  bądź  tego  taka  pewna,  Fiono.  O  ile  się  nie  mylę,  masz  na  sumieniu 

niejedno złamane serce.

Fiona  zamrugała  oczami.  Euforia  nagle  minęła.  To,  co  było  takie  piękne 

jeszcze przed chwilą, teraz znów straszyło ją szpetotą.

Wyśmiewa się ze mnie, pomyślała, nieruchomiejąc nagle.
Pocałunek zapewne również miał być żartem.
Obracając się, otworzyła drzwi.
– Zrobiło się późno. Może lepiej, żebyś już poszedł.
Hank patrzył na nią zdezorientowany.
–  Czy  powiedziałem  coś,  co  cię  uraziło?  –  Słodka,  seksowna  kobieta 

zniknęła jak asystentka magika, której miejsce zajął rozjuszony tygrys.

Fiona nie zamierzała dać mu satysfakcji, potwierdzając jego słowa.
– Nie, ale jutro muszę rano wstać.
Wykorzystując zaskoczenie Hanka, położyła dłoń na jego piersi i wypchnęła 

go z domu.

– Dziękuję za pomoc. Dobranoc.
Zanim  zrozumiał,  co  się  dzieje,  piękną  twarz  Fiony  zastąpiła  twarda 

płaszczyzna drzwi. Co, u licha, się stało? W jednej chwili stali na progu upojnej, 
miłosnej nocy, a w następnej dotykał nosem lakierowanego drewna.

Zaintrygowany,  potrząsając  głową,  powoli  ruszył  przed  siebie.  Może  jego 

matka  miała  rację,  przestrzegając  go  przed  kalifornijskimi  dziewczętami.  W 
każdym razie były co najmniej szalone.

– Wyrzuciłaś go za drzwi?
Bridgette  patrzyła  na  siostrę,  jakby  jej  włosy  zamieniły  się  nagle  w 

kłębowisko syczących węży.

Zbyt  wstrząśnięta,  by  utrzymać  się  na  nogach,  opadła  na  długi  stół,  który 

Fiona  pracowicie  wyprodukowała  swego  czasu  podczas  kursu  stolarskiego  dla 
dorosłych.

–  Fiono,  sądziłam,  że  po  śmierci  ojca  nie  ma  już  w  naszej  rodzinie 

szaleńców.

Fiona  przeglądała  wysłużoną  książkę  kucharską,  szukając  czegoś,  co 

mogłaby wyczarować szybko jako próbkę swoich umiejętności do przedstawienia 
państwu  Goldbergom.  Niecodziennie  zgłaszała  się  do  niej  para  planująca 
uroczystości  z  okazji  złotych  godów.  Nie  miała  teraz  najmniejszej  ochoty 
opowiadać o tym, jak zakończyła się jej przygoda z panem Cutlerem poprzedniej 
nocy.

background image

– Nie wyrzuciłam go za drzwi – zaprzeczyła szorstko.
Zaznaczyła kartką stronę 534, po czym szukała dalej.
– Co więc się stało?
Fiona  zamknęła  książkę.  Dobrze,  skoro  Bridgette  chciała  prawdy,  to  ją 

usłyszy.

– Naigrawał się ze mnie.
Bridgette potrząsnęła głową.
– Całując ciebie?
Rozstrojona,  nie  mogąc  od  soboty  znaleźć  sobie  miejsca,  Fiona  wstała  i 

przeszła  się  po  kuchni.  Nie  było  nic  do  zmycia,  nic  do  schowania.  Szczęśliwie 
dostrzegła szafkę z przyprawami i postanowiła zrobić w niej porządek.

–  Nie  chodziło o  pocałunek,  ale  o  to,  co  powiedział.  Nie  zrozumiesz  tego. 

Zawsze byłaś piękna.

– Dzięki, ale co to ma do rzeczy?
– Zawsze, kiedy słyszałaś komplement, wiedziałaś, że jest szczery. Gdy ktoś 

zwracał się do mnie z czymś podobnym, był w tym jedynie sarkazm.

Bridgette  wiedziała,  czego  doświadczyła  Fiona.  Nigdy  nie  przestanie 

żałować, że była wtedy zbyt próżna i zadufana w sobie, by przeciwstawić się temu. 
Przeszłości  jednak  nie  można  było  zmienić.  Mogła  jedynie  próbować  uczynić 
teraźniejszość przyjemniejszą dla siostry.

Bridgette objęła Fionę ramieniem.
– Posłuchaj, dzieciaki mówią wiele okrutnych rzeczy.
Znajdują czyjś czuły punkt, a potem drwią bez litości.
Spojrzała Fionie w oczy.
– I nie zawsze to, co mówią, jest prawdą.
Fiona odsunęła się od siostry. Wiedziała, że Bridgette stara się być miła. Ich 

stosunki ogromnie się poprawiły, kiedy obydwie dorosły, a jednak przeszłości nie 
można było wymazać.

Starała  zachowywać  się  tak,  jakby  to,  co  zdarzyło  się  kiedyś,  nie  miało 

znaczenia. Jakby dawno zdążyła się z tym pogodzić. Lecz w głębi serca zawsze ją 
to bolało.

– Tata twierdził, że to prawda, i to samo mówiło mi lustro.
– Czy przeglądałaś się w tym lustrze ostatnio? – spytała łagodnie Bridgette.
Fiona wzruszyła ramionami. Wszystko to nie było teraz ważne. Jedynie gdy 

pojawiał  się  ktoś  taki  jak  Hank,  powracały  do  niej  wspomnienia  i  dawne 
kompleksy.

– Może nie prowokuję wybuchów śmiechu, przechodząc ulicą, ale ktoś taki 

jak  Hank  wybiera  zawsze  wszystko  w  najlepszym  gatunku.  Widziałaś,  ile  kobiet 
toczyło się wokół niego.

Mogły się tłoczyć, ale to ją pocałował.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Czy naprawdę wszystko musiała jej tłumaczyć?
– Jeśli może wybierać wśród najpiękniejszych, po co miałby zawracać sobie 

głowę mną? Tylko dla rozrywki?

Bridgette  miała przeczucie, że  Fiona się myli, lecz  wiedziała, że jej siostra 

potrafi być uparta.

– Rozrywka nie jest niczym złym.
Fiona odwróciła się od niej i podeszła do stołu.
Nie dając za wygraną, Bridgette podążyła za nią.
– Czasami zabawa przeradza się w coś poważniejszego.

background image

Poza tym to taki sam dobry początek jak każdy inny dla trwałego związku.
–  Jedyną  rzeczą,  jaka  mnie  interesuje,  jest  moja  firma  –  przypomniała 

siostrze  Fiona,  jakby  nie  mówiła  już  tego  wiele  razy.  Hankowi  jednak  udało  się 
dokonać jednego.

Wciąż  rozważała  to,  co  powiedział  o  reklamie.  Było  to  dla  niej  nowe 

wyzwanie. – Może po kilku takich imprezach jak wesele Kellermanów zgromadzę 
wystarczająco dużo gotówki, by zainwestować ją w kampanię reklamową.

Bridgette nadstawiła ucha.
– W jakiej branży pracuje Cutler?
Fiona doskonale znała ten ton. Bridgette znów zaczynała coś knuć.
–  Daj  mi  spokój,  Bridgette.  Jeśli  kiedykolwiek  zdecyduję  się  zamówić 

kampanię reklamową, to z pewnością nie w firmie Hanka.

–  A  dlaczego  nie?  Wiedziałabyś  przynajmniej,  że  dobrze  inwestujesz 

pieniądze.

Czasami nie mogła nadążyć za tokiem myślenia siostry.
– A to dlaczego?
– Uczciwie mu z oczu patrzy.
– Na przyjęciu nie zwracałaś uwagi na jego oczy, tylko na tyłek.
Bridgette nie wydawała się urażona.
– Bo ma wspaniały tyłek. A na dodatek jest uczciwy.
Kiedy Fiona chciała się odwrócić, Bridgette położyła jej rękę na ramieniu.
– Fiono, nie bądź głuptasem. To doskonała kombinacja.
– Dla firmy czy dla mnie?
Bridgette nie próbowała nawet kłamać.
– I dla ciebie, i dla firmy, Z tego, co wiem, firma to ty.
Być może. Istniała jednak pewna drobna przeszkoda.
– Zapominasz, że nie mam pieniędzy.
– Porozmawiaj z Cutlerem. Może nie będziesz musiała płacić za wszystko z 

góry.

– Nie wchodzę w układy, prosząc o przysługi.
–  Czy  nie  mówił,  że  jest  ci  winien  przysługę  za  powiadomienie  go  o 

pomyłkowym wysłaniu faksu?

Fiona potrząsnęła głową.
– Po robocie jesteśmy kwita. Jeśli ktoś jest winien komuś jakąś przysługę, to 

raczej ja jemu. Nie chciał wziąć ode mnie żadnych pieniędzy.

Bridgette otworzyła usta ze zdumienia.
– Proponowałaś mu pieniądze za pocałowanie ciebie?
– Nie, za obsługiwanie gości. – Fiona westchnęła z rezygnacją. – Jeśli chcesz 

wydobyć  ode  mnie  jakieś  informacje,  przynajmniej  słuchaj,  kiedy  sama  coś  ci 
mówię.

Bridgette słuchała. Bardzo uważnie słuchała tego, co chciała usłyszeć.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Pozwól, że się upewnię, czy dobrze zrozumiałem.
Hank pochylił się, przysuwając bliżej jeden z wielu bloczków z karteczkami, 

które lubił  mieć pod ręką na  wypadek, gdyby  wpadł  mu do głowy jakiś genialny 
pomysł. Choć był entuzjastą wszelkich nowinek technicznych, uważał,  że nie ma 
nic lepszego jak papier i pióro, gdy chodziło o notowanie uwag i spostrzeżeń.

Tym razem jednak żadne pomysły nie przychodziły mu do głowy i na kartce 

narysował jedynie znak zapytania, gdy po odebraniu telefonu usłyszał w słuchawce 
głos Bridgette.

Po  kilku  minutach  słuchania  jej  monologu  wciąż  nie  umiał  nic  zapisać  na 

swojej kartce.

Powtórzył to, co udało mu się zrozumieć z jej wywodów.
– Ty i twoja siostra chciałybyście spotkać się ze mną, by omówić ewentualną

kampanię reklamową dla jej firmy?

W  głosie  Bridgette  brzmiała  nuta  zniecierpliwienia,  którą  z  marnym 

skutkiem starała się ukryć.

– Właśnie o tym mówię od pięciu minut.
Hank potrafił wyczuć intrygę, gdy ktoś próbował go w nią wciągnąć.
–  Fiona  nie  zdradzała  zainteresowania  reklamą,  kiedy  jej  o  tym 

wspomniałem. – Chyba że z sobie tylko wiadomych powodów postanowiła okazać 
je, zamykając mu drzwi przed nosem.

– Miała czas, by to przemyśleć, i zmieniła zdanie. O wszystkim – dodała z 

naciskiem  Bridgette,  mając  nadzieję,  że  jej  enigmatyczne  stwierdzenie  okaże  się 
wystarczającą zachętą.

–  Rozumiem.  –  Jego  ręka  narysowała postać  kobiety dźwigającej  piętrowy 

tort w stronę czekającej furgonetki. Postać miała opadające do talii czarne kręcone 
włosy i wysokie szpilki. – Skoro jest tak zainteresowana, jak mówisz, czemu więc 
nie zadzwoniła do mnie sama?

–  Jest  bardzo  zajęta. Pojechała na  spotkanie  z  potencjalnymi  klientami.  To 

para  planująca  uroczystość  z  okazji  pięćdziesiątej  rocznicy  ślubu  –  brnęła  dalej 
Bridgette. – Fiona nie lubi zajmować się kilkoma rzeczami jednocześnie.

– Interesujące. – Odsuwając notes na bok, Hank przerzucił kartki kalendarza. 

Zajmował się teraz trzema zleceniami, a czwarte czekało na niego. Każdym chciał 
zająć  się osobiście,  co  oznaczało, że  w każdej  z  firm  musiał spędzić parę godzin 
dziennie,  zapoznając  się  z  produktami,  procedurami  i  wszelkimi  innymi 
szczegółami, które mogłyby pobudzić jego wyobraźnię.

– Przez najbliższe tygodnie będę dość zajęty.
– Szkoda!
W tym krótkim słowie brzmiało rozczarowanie. Więc to jednak intryga. Ale 

zamierzał wykorzystać sytuację.

Przewrócił kartkę i zanotował coś pod datą następnego dnia.
–  A  może  spotkalibyśmy  się  po  pracy?  Powiedzmy  jutro  około  wpół  do 

siódmej. – Zaproponowałby dzisiejszy wieczór, gdyby nie to, że umówił się zaraz 
po  lunchu  w  Riverside  z  właścicielem  Central  Computers.  –  Na  Newport  Centre 
Drive jest restauracja McGonigle. Wewnątrz Fashion Island...

–  Nie  musisz  mi  tłumaczyć.  Wiem,  gdzie  to  jest.  Będziemy  tam  –

oświadczyła Bridgette, nie ukrywając zadowolenia.

Hank  uśmiechnął  się  do  siebie.  Zastanawiał  się,  jaką  historyjkę  Bridgette 

background image

sprzeda Fionie, by zmusić ją do przyjścia.

– A więc mam nadzieję, że uda się nam dojść do porozumienia, pani Reilly.
–  Turner  –  poprawiła  go  Bridgette.  –  Jestem  mężatką.  W  jej  głosie  jak 

zawsze, kiedy czyniła to wyznanie, słychać było nutkę żalu.

– Tak to zwykle bywa z najpiękniejszymi kobietami.
A więc do jutra – zakończył Hank.
–  Do  jutra  –  westchnęła  Bridgette,  z  zamkniętymi  oczami  odkładając 

słuchawkę gdzieś w pobliżu aparatu. Przy zwykłym pożegnaniu ten Cutler potrafił 
sprawić, by poczuła się seksownie. Co za niezwykły mężczyzna!

– Naprawdę, Fiono – mruknęła, zwijając się na kanapie – lepiej zdobądź go, 

zanim ja zdecyduję się porzucić Briana i sama się nim zająć.

– Mówisz do mnie?
Zaskoczona Bridgette podniosła głowę, by zobaczyć w progu Fionę.
Mrucząc  coś  pod  nosem,  Fiona  walczyła  z  zamkiem,  nie  mogąc  wydobyć 

zeń klucza. Któregoś dnia musi wreszcie pamiętać, by go naoliwić. Była to jeden z 
wielu punktów na jej nie mającej końca liście rzeczy do zrobienia.

Bridgette poderwała się, spoglądając na Fionę z miną niewiniątka.
– Czasami mówię głośno do siebie. – Nigdy nie ma lepszej chwili niż obecna 

na zastawienie pułapki. – Dzwonił właśnie twój piękny kelner. Hank – dodała, gdy 
Fiona nie odzywała się.

Fiona znieruchomiała.
–  On  nie  jest  moim  kelnerem  –  odrzekła.  Twarz  Fiony  nie  zdradzała  nic, 

choć serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.

–  Czego  chciał?  –  Starała  się  nie  okazywać  specjalnego  zainteresowania, 

wątpiła  jednak,  by  udało  się  jej  oszukać  Bridgette.  –  Czy  zapomniał  czegoś  w 
sobotę?

–  Nie,  ale  najwyraźniej  tobie  się  to  przytrafiło.  Wspominał  przecież,  że 

reklama pomogłaby ci zdobyć takich klientów, jakich pragniesz.

Fiona zdjęła z półki duży notes. Weszła do kuchni i usiadła przy stole.
– Zmieniłam zdanie w sprawie reklamy. Mam takich klientów, na jakich mi 

zależy. Klientów, którzy płacą.

Bridgette westchnęła.
–  Doprawdy?  –  Widziała,  że  Fiona  stara  się  ją  zignorować.  –  Czy 

przypadkiem nie mówiłaś, że chcesz, by twoja firma odniosła sukces?

– Tak, mówiłam, ale...
– A więc dlaczego tak podejrzliwie odnosisz się do tego pomysłu? – chciała 

wiedzieć Bridgette. – Reklama pomoże ci osiągnąć cel.

– Bridgette, reklama kosztuje mnóstwo pieniędzy. Jeśli pamiętasz podstawy 

algebry, wiesz pewnie, że jeśli A równa się B, a B równa się C, to A równa się C. 
Wiesz zatem, dlaczego nie mogę reklamować swojej firmy.

–  Niczego  nie  pamiętam  z  lekcji  algebry  poza  tym,  że  Scott  O’Hara  miał 

barki  szerokie  jak  stąd  do  Cataliny  i  wspaniale  całował.  –  Bridgette uśmiechnęła 
się, zanim powróciła do przerwanego wątku. – Ty zaś powinnaś pamiętać przede 
wszystkim o tym, że pieniądz robi pieniądz.

Zaciskając wargi, Fiona modliła się o cierpliwość. Bridgette z pewnością nie 

była głupia, mimo to niekiedy doprowadzała ją do szału. Doskonale jednak radziła 
sobie  w  życiu,  po  prostu  będąc  sobą.  Pięciokrotnie  zdobyła  tytuł  królowej 
piękności i producenta filmowego na męża. Fiona wiedziała, że Bridgette pomaga 
jej  jedynie  z  nudów,  gdyż  potrzebowała  jakiegoś  zajęcia.  Niestety,  dla  niej 
prowadzenie firmy było czymś więcej niż tylko rozrywką.

background image

–  Pamiętam  to  powiedzenie.  Obiecuję,  że  gdy  tylko  uda  mi  się  odłożyć 

trochę pieniędzy, natychmiast je zainwestuję.

Do tego czasu... – Jako znak zakończenia rozmowy Fiona otworzyła zeszyt 

ze  zgromadzonymi  przez  siebie  przepisami  i  zaczęła  je  przeglądać,  szukając 
zwłaszcza przepisu na danie, o którym wspomniała państwu Goldbergom.

Bridgette położyła rękę na otwartym notesie, usiłując zwrócić uwagę siostry. 

Trzymała w ręku prostokątny kawałek papieru. Pomachała nim przed twarzą Fiony.

– Masz pieniądze.
Fiona spoglądała na kartkę, lecz nie wykonała żadnego ruchu, by ją wziąć.
– Co to jest?
Zniecierpliwiona Bridgette ujęła rękę siostry i wcisnęła w nią papier.
– Mój Boże, Fiono, czy naprawdę nie potrafisz rozpoznać czeku in blanco?
–  Tak,  potrafię  rozpoznać  czek.  –  Fiona  podniosła  wzrok  na  siostrę.  –

Chciałabym tylko wiedzieć, dlaczego mi go pokazujesz?

Mimo iż Bridgette wyciągała czek w jej kierunku, Fiona nie miała zamiaru 

go wziąć.

– Chcę pomóc ci w sfinansowaniu inwestycji.
Bridgette  zaproponowała  jej  pomoc  dwa  miesiące  temu,  gdy  asystentka 

Fiony wyszła za mąż i przeniosła się do San Francisco. Fiona spodziewała się, że 
do tej pory jej siostra będzie miała dość tej zabawy.

– Od kiedy?
– Od zaraz. Daj spokój, Fiono – Bridgette nalegała, widząc wahanie siostry. 

– Nie muszę spłacać rat za dom czy zapożyczać się na wakacje. Mamy więcej, niż 
potrzebujemy, i Brian wciąż zachęca mnie, żebym wydawała pieniądze, na co tylko 
przyjdzie mi ochota.

Fiona przypomniała sobie szały zakupów, jakie często ogarniały jej siostrę. 

Bridgette  kupowała,  jakby  było  to  nie  tylko  jej  życiowym  powołaniem,  lecz 
również obowiązkiem patriotycznym.

– I robisz to. Kupujesz ubrania, biżuterię...
Bridgette przerwała Fionie, a jej głos brzmiał teraz bardzo poważnie.
–  Chcę  zainwestować  pieniądze  w  firmę  swojej  siostry.  To  takie  moje 

marzenie,  zgoda?  Brian  jest  zawsze  zajęty.  Choć  raz  chcę  wspierać  coś,  co  jest 
ekscytujące i ma szansę rozwoju.

Fiona  widziała,  że  siostra  jest  szczera.  Dostrzegła  w  jej  oczach  nieme 

błaganie. Odkładając na bok książkę, spojrzała na Bridgette ze współczuciem.

– Zawsze sądziłam, że jesteś w samym centrum wszystkiego, co ekscytujące.
–  Mówisz  o  konkursach  piękności?  –  zapytała  Bridgette.  Kiedy  mijało 

pierwsze podniecenie,  za każdym razem ogarniało  mnie to  samo uczucie pustki i 
przekonanie,  że  omija  mnie  coś  naprawdę  ważnego.  Gdy  wychodziłam  za  mąż, 
miałam nadzieję, że może Brian znajdzie dla mnie miejsce w swoim świecie.

Za  każdym  razem,  kiedy  go  o  to  proszę,  gładzi  mnie  po  głowie  i  wręcza 

kolejną  kartę  kredytową.  To  nie  wystarcza  –  wyznała  cicho.  –  Chcę  być  częścią 
czegoś, co się rozwija i o co trzeba dbać. Nie mogę sama tchnąć życia w tę firmę –
zatoczyła  ręką  wokół,  wskazując  tym  gestem  kuchnię  wypełnioną  naczyniami  i 
książkami kucharskimi. – Do tego niezbędny jest twój talent i energia. – Spojrzała 
na Fionę z nadzieją. – I co na to powiesz?

Po  raz  pierwszy  Bridgette  prosiła  ją  o  cokolwiek.  Fiona  nie  mogła  jej 

odmówić. Zwłaszcza teraz, kiedy jej siostra na szali położyła własną dumę.

– Co mogę powiedzieć? Zgadzam się.
Bridgette zarzuciła jej ręce na szyję.

background image

– Dzięki. Będę twoją cichą wspólniczką.
Fiona zaśmiała się. Czy Bridgette rzeczywiście spodziewała się, że ona w to 

uwierzy?

– Cieszę się.
W  zasadzie  było  to  miłe  uczucie  wiedzieć,  że  w  potrzebie  może  liczyć  na 

siostrę.

To  zwykłe  spotkanie  w  interesach,  powtarzała  sobie  po  raz  setny  Fiona, 

rozglądając  się  po  wnętrzu  lokalu  McGonigle’s.  Restauracja  urządzona  w  stylu 
dziewiętnastowiecznego  angielskiego  pubu  była  słabo  oświetlona.  Odnalezienie 
siostry w takich warunkach graniczyło z cudem, przynajmniej dopóki oczy Fiony 
nie przywykły do mroku.

Bridgette  zawsze  się  spóźniała.  Fiona  ufała,  że  choć  raz  przyjdzie 

punktualnie. Nie uśmiechała się jej perspektywa samotnego zabawiania Hanka.

Nie  miała  najmniejszego  powodu  do  niepokoju,  a  jednak  każdy  nerw  jej 

ciała  był  napięty  niczym  struna  nastrojonych  przed  koncertem  skrzypiec.  Znów 
spotka  się  z  Hankiem,  i  co  z  tego?  Pocałował  ją,  sprawiając,  że  świat  zawirował 
nagle, ale to już się nie powtórzy. Znów jest tak, jak było kiedyś.

Ich  dzisiejsze  spotkanie  odbędzie  się  w  optymalnie  dogodnych  warunkach. 

Spotka się z Hankiem w uczęszczanej restauracji w obecności siostry. Oczywiście, 
jeśli Bridgette raczy się pojawić.

Na  tak  neutralnym  gruncie  Fiona  wiedziała,  że  ma  szansę  poradzić  sobie 

doskonale.  Nieśmiała  z  natury,  musiała  wyrobić  w  sobie  umiejętność 
nawiązywania  kontaktów  i  prowadzenia  rozmów.  Spotykając  się  z  potencjalnym 
klientem,  nie  była  Fioną  Reilly,  lamentującą  nad  rozlanym  mlekiem,  lecz  Fioną 
Reilly, jedyną właścicielką dobrze rozwijającej się firmy gastronomicznej.

To ostatnie stwierdzenie nie było już prawdą. Miała w torebce czek, który je 

negował.  Bridgette  stała  się  jej  wspólniczką  i  niewątpliwie  będzie  chciała  mieć 
wpływ na decyzje dotyczące firmy, niezależnie od tego, co mówiła wczoraj.

Znała swoją siostrę. Każdego dnia będzie musiała walczyć z Bridgette, chcąc 

realizować swoje plany. Jednak te nieuniknione starcia nie przerażały jej. Nigdy nie 
odczuwała lęku przed Bridgette. Zazdrościła jej, gdy były nastolatkami, lecz nawet 
to nie miało teraz znaczenia.

Podejrzewała,  że  pod  wieloma  względami  nie  przypomina  już  tej  szarej 

myszki, z której tak szydził ojciec. Teraz umiała radzić sobie sama. Pod warunkiem 
oczywiście, że nie musiała „radzić sobie” z mężczyznami.

Do licha, gdzie podziewała się Bridgette?
Raz  jeszcze  przypomniała  sobie  ich  wczorajszą  rozmowę.  Kto  mógłby  się 

domyślić,  że  Bridgette  także  ma  kompleksy?  I  że  zazdrości  siostrze.  Bridgette 
wyznała później, że zawsze zazdrościła Fionie jej uporu i wytrwałości. Do tej pory 
Fiona  nigdy  nie  przypuszczała,  że  bycie  pięknością  może  mieć  także  swoje  złe 
strony, że może rozleniwiać, gdy wszystko przychodzi zbyt łatwo. Rozpieszczana i
psuta Bridgette nie wiedziała, jak walczyć o rzeczy, które były dla niej ważne.

Przez całe życie czegoś się uczymy, pomyślała Fiona, wciąż rozglądając się 

dookoła w poszukiwaniu siostry.

W następnej chwili jej serce zabiło gwałtownie. Zamiast Bridgette dostrzegła 

bowiem siedzącego przy stoliku Hanka.

Był sam.
Fionę ogarnęły złe przeczucia.
– Czym mogę służyć? – usłyszała pytanie kelnerki.

background image

Westchnęła głęboko, po czym wskazała na stolik Hanka.
– Jestem umówiona z tym panem – mruknęła.
Na kelnerce wyraźnie zrobiło to wrażenie.
– Ma pani szczęście – powiedziała. – Tędy proszę. – Biorąc po drodze menu, 

poprowadziła Fionę do znajdującego się we wnęce stolika.

Hank wstał, gdy dojrzał Fionę.
– Zaczynałem już zastanawiać się, czy nie zostałem wystawiony do wiatru.
–  To  z  pewnością  zdarzyłoby  się  tobie  po  raz  pierwszy,  Fiona  Reilly, 

bizneswoman. Fiona Reilly, bizneswoman.

Nie przestawała powtarzać w duchu tej mantry, bez  jakiegokolwiek  jednak 

rezultatu. Siadając na krześle, czuła, że jej kolana są wiotkie.

Hank  wyglądał  wspaniale.  Fiona  rozłożyła  na  kolanach  ciemnozieloną 

serwetkę. Bridgette, gdzie do licha jesteś?

Zmusiła się do uśmiechu.
– Domyślam się, że moja siostra jeszcze nie przyjechała.
–  Nie  widziałem  jej  –  potwierdził  Hank.  I  miał  dziwne  przeczucie,  że  nie 

zobaczy  dzisiaj  Bridgette,  ale  osobiście  nie  miał  nic  przeciw  temu.  Przyjemność 
czy interesy, przede wszystkim zależało mu na towarzystwie Fiony.

Kelnerka znów pojawiła się przy ich stoliku i stała przez chwilę w milczeniu, 

jakby zastanawiając się nad czymś.

– Czy pani Fiona Reilly? – spytała wreszcie.
Zdziwiona Fiona skinęła głową.
– Tak, to ja. Czy coś się stało?
Kelnerka uśmiechnęła się, zadowolona, że odgadła właściwie.
–  Pani  siostra  mówiła,  że  będzie  pani  siedzieć  z  najprzystojniejszym 

mężczyzną w całym lokalu.

Fiona poczuła, że robi się jej słabo.
– Moja siostra?
–  Tak,  dzwoniła  właśnie  z  wiadomością,  że  nie  będzie  mogła  tu  dotrzeć, 

gdyż dopadła ją grypa – wyrecytowała kelnerka, nie spuszczając wzroku z Hanka. 
– Ale nie musicie się państwo martwić. To podobno nic poważnego.

–  Poprosimy  o  dwie  lampki  wina –  zwrócił się  do  kelnerki  Hank. –  To da 

nam czas na przejrzenie menu.

Zrozpaczona  Fiona  zamknęła  oczy.  Zapłacisz  mi  za  to,  Bridgette.  Choćby 

miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobisz, zapłacisz mi za to. Kiedy otworzyła oczy, 
napotkała wzrok Hanka.

– Czy wszystko w porządku? – zapytał. Fiona wydawała się taka zaskoczona 

i bezbronna.

Zła na Bridgette, zapomniała o zdenerwowaniu.
– Nie. I będzie jeszcze gorzej – mruknęła. Jak Bridgette mogła posłużyć się 

tak  oczywistą  intrygą?  Jej  wczorajsze  wzruszające  wyznanie  było  także  tylko 
kłamstwem,  mającym  skłonić  ją  do  przyjścia  tutaj?  –  Nikt  w  naszej  rodzinie  nie 
siedział jeszcze w więzieniu – oświadczyła nagle.

– W więzieniu? – Hank nie nadążał za jej tokiem myślenia, ale zdążył się do 

tego przyzwyczaić. – Kto wybiera się do więzienia?

–  Ja,  po  tym,  jak  zamorduję  Bridgette.  –  Wzięła  do  ręki  torebkę.  Hank 

prawdopodobnie  marzył  o  tym,  by  jak  najszybciej  wydostać  się  z  tej  kiepsko 
zastawionej  pułapki.  Posłuchaj,  to  oczywiste,  że  moja  siostra  zaaranżowała  tę 
sytuację. – Wstała z krzesła, lecz Hank nakrył dłonią jej rękę, zmuszając Fionę, by 
z powrotem usiadła.

background image

– Prawdę mówiąc, rzeczywiście  to zrobiła. Twierdziła, że zmieniłaś zdanie 

na temat reklamy twojej firmy.

Starał się być uprzejmy, czy też naprawdę nie wiedział, o co chodzi? Mając 

nadzieję na to drugie, Fiona skorzystała z wymówki, którą Hank sam jej podsuwał. 
Nie miała innej możliwości, by wybrnąć jakoś z tej sytuacji.

–  Hm,  właściwie  tak. Zastanawiałam  się  nad  tym, co  mówiłeś. –  Pochyliła 

się do przodu z powagą w oczach, starając się sprawiać wrażenie profesjonalistki. –
Co dokładnie mógłbyś dla mnie zrobić?

Doskonała  metamorfoza,  pomyślał  Hank.  Poprzednio  Fiona  była  pełna 

obiekcji i wątpliwości. Uśmiechnął się.

– Więcej niż mogłabyś się spodziewać.
W  następnej  chwili  Hank  starał  się  umknąć  wraz  z  krzesłem  przed 

strumieniem zimnej wody ze szklanki, którą Fiona niechcący przewróciła.

Sytuacja  z  niezręcznej  w  okamgnieniu  zmieniła  się  w  upokarzającą. 

Spojrzenie Hanka wytrąciło Fionę z równowagi. Kiedy chciała się cofnąć, łokciem 
potrąciła szklankę.

Jej twarz spłonęła rumieńcem.
– Tak mi przykro.
Nie namyślając się długo, chwyciła serwetkę i zaczęła wycierać nią spodnie 

Hanka.  Kiedy  zdała  sobie  sprawę,  co  robi,  serwetka  wypadła  jej  z  ręki.  Fiona 
zaczerwieniła się jeszcze bardziej i zaczęła modlić się w duchu o trzęsienie ziemi. 
Niewielkie, lecz wystarczające do tego, by ziemia rozstąpiła się pod jej krzesłem i 
pochłonęła ją w swych niezgłębionych czeluściach.

Hank przygryzł wargę,  lecz  nie  do  końca udało  mu się  ukryć  rozbawienie. 

Podniósł upuszczoną przez Fionę serwetkę.

–  Nic  się  nie  stało  –  zapewnił  ją.  Przez  chwilę  prawie  uwierzył  w 

metamorfozę  tej  kobiety.  Teraz  jednak  znów  widział  prawdziwą  Fionę. 
Zdecydowanie bardziej mu się podobała. – To tylko woda. Spodnie wyschną i nie 
pozostanie na nich najmniejszy ślad.

– Posłuchaj, może powinniśmy się spotkać, gdy Bridgette wróci do zdrowia 

–  powiedziała  Fiona.  A  jeśli  nie  jest  chora,  to  lepiej  dla  niej,  gdyby  była.  Znów 
wzięła do ręki torebkę, gotowa do ucieczki. – Ja nie jestem w tym dobra.

– W tym? – spytał niewinnie.
Dlaczego tak ją dręczył? Wiedział, o co chodzi.
– Nie umiem rozmawiać z mężczyznami – odrzekła. Nie umiem rozmawiać 

z tobą, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, pomyślała.

Hank ujął jej dłoń.
–  A  więc  zapomnij,  że  jestem  mężczyzną.  A  ja  spróbuję  zapomnieć  na 

chwilę, że jesteś piękną kobietą. Umowa stoi?

Na  ustach  Fiony  pojawił  się  delikatny  uśmiech.  Nie  ruszyła  się  z  miejsca, 

choć rozsądek nakazywał jej uciekać, zanim będzie na to za późno.

– Ty nie będziesz miał z tym problemu.
Naprawdę uważa siebie za nieatrakcyjną, zdał sobie sprawę Hank. Podobnie 

jak  naprawdę  wierzy we  wszystkie  te  upokarzające sądy,  jakie  wygłasza  na  swój 
temat. Zmarszczył czoło.

– Dlaczego to robisz?
Jego  groźna  mina  miała dziwnie  kojące  działanie  na  nerwy Fiony.  Uniosła 

głowę, gotowa do obrony.

– Co robię?
– Tak się poniżasz? – nie ustępował Hank. Nie chodziło jej o prowokowanie 

background image

go do prawienia jej komplementów. Tyle zdążył już zauważyć.

Odwróciła wzrok. To była ostatnia rzecz, o jakiej miała ochotę rozmawiać. Z 

kimkolwiek, a już najmniej z Hankiem.

– Nie poniżam się. Jestem jedynie realistką... i nie boję się prawdy.
Do  licha,  ktoś  musiał  potraktować ją  z  wyjątkowym okrucieństwem.  Może 

kochanek? zastanawiał się Hank. Nie wyglądała na kobietę, która pozwoliłaby się 
wykorzystywać, ale zdarzało mu się mylić. Morgan była ostatnią osobą na świecie, 
co do której spodziewałby się, że może jej się to przytrafić, a jednak i ona stała się 
kiedyś  ofiarą  wybranego  przez  siebie  mężczyzny.  Pozostawała  w  toksycznym 
związku przez sześć miesięcy, dopóki któregoś ranka nie zrozumiała wreszcie, że 
potrafi się z niego wyzwolić.

– Fiono, jest różnica pomiędzy skromnością a poniżaniem. Uwierz mi, jesteś 

bardzo  atrakcyjną  kobietą.  –  W  pewnym  sensie  wydawała  się  nawet  piękna, 
pomyślał, lecz wiedział, że Fiona nie jest gotowa, by to usłyszeć.

Kiedyś  już  to  słyszałam!  zdała  sobie  sprawę  Fiona.  Matka  próbowała 

pocieszać  ją  niemal  dokładnie  tymi  samymi  słowami.  Choć  płynęły  z  dobrego 
serca,  nie  brzmiące  zbyt  szczerze  zapewnienia  matki  nigdy  nie  spełniły  swego 
zadania.

–  Racja,  zapomnijmy  o  ciele,  liczy  się  dusza  –  stwierdziła  gorzko  Fiona. 

Słowa  Hanka  wzbudziły tyle  złych  wspomnień.  –  No  dobrze,  wróćmy do  tematu 
naszej  rozmowy  –  mówiła  teraz  stanowczo  i  zdecydowanie.  –  A  więc,  o  jakim 
rodzaju reklamy myślałeś dla mojej firmy?

Hanka kusiło, by powiedzieć coś jeszcze na temat jej ciała i duszy, które z 

takim sarkazmem wspomniała przed chwilą, ale zmusił się do milczenia. Doceniał 
to,  że  Fiona chce powrócić do  sprawy, którą  oboje wykorzystali jako pretekst do 
tego spotkania.

– Na początek telewizja.
– Na początek? – powtórzyła. Telewizja mogła być celem ostatecznym, lecz 

z  pewnością  Fiony  nie  stać  było,  by  od  tego  zaczynać.  –  Moja  siostra  ma  na 
nazwisko  Turner,  ale  nie  jest  spokrewniona  z  Tedem.  Co  oznacza:  nie  mam 
pieniędzy, jakich wymaga kampania telewizyjna.

Hank wiedział, że istnieją różne sposoby poradzenia sobie z tym problemem. 

Jego stary przyjaciel pracował w stacji telewizyjnej nadającej z Bedford.

– Myślałem o programach lokalnych.
Fiona pokręciła głową.
– I na to mnie nie stać.
– Bardzo lokalnych – nalegał.
–  Weź  pod  uwagę  raczej  coś  w  rodzaju  lokalnego  teatrzyku  lalkowego 

przygotowanego  przez  zerówkowiczów  –  odparła,  pociągając  łyk  wina.  –  Może 
nawet  przez  przedszkolaków.  –  To  niedobre  posunięcie,  pomyślała  natychmiast. 
Wino uderzyło jej do głowy. Bardzo powoli odstawiła kieliszek i czekała, kiedy jej 
uwaga znów skupi się na temacie, o którym rozmawiali.

– Jeśli przyjrzysz  się programom lokalnych stacji, przekonasz się, że wiele 

osób samodzielnie przygotowuje reklamy.

Może  wygląda  to  odrobinę  amatorsko,  ale  kto  powiedział,  że  nie  ma 

wdzięku. Poza wszystkim reklama nie musi być szczególnie wymyślna, żeby była 
dobra. – Fiona patrzyła na niego z powątpiewaniem. Nie jest przekonana, pomyślał 
Hank. – Najpyszniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek jadłem, był placek rabarbarowy 
mojej mamy. To nic szczególnie oryginalnego i zdecydowanie źle się nazywał, ale 
smakował niebiańsko. Moim ostatnim życzeniem przed  śmiercią byłaby prośba o 

background image

kawałek tego placka. – Popatrzył na nią z powagą. – Pamiętaj o tym.

Fiona nie wiedziała, czy nie przypisuje zbyt dużego znaczenia jego słowom. 

Prawdopodobnie tak.

–  No  dobrze.  –  Dla  dobra  dalszej  dyskusji  postanowiła  na  chwilę  przyjąć 

jego pomysł. – A jak dużo „niczego wymyślnego” mogłabym kupić za tę sumę?

Wyjęła  otrzymany  od  Bridgette  czek  i  starannie  wpisała  kwotę,  której 

wysokość  mieściła  się  jeszcze  w  uznawanych  przez  nią  granicach  przyzwoitości, 
Bridgette  nalegałaby pewnie,  by  suma  była  wyższa,  ale  Fiona  nie  lubiła  długów, 
niezależnie od tego, u kogo i w jakim, choćby najważniejszym, celu je zaciągała.

Hank  spojrzał  na  czek.  Suma,  dla  niej  z  pewnością  ogromna,  dla  niego 

oznaczała budżet więcej niż skromny. Nigdy jednak nie odrzucał wyzwania.

– Coś z tym można zrobić. – Na razie oddał jej czek.
– Miej to pod ręką – poradził. – Jest pewien człowiek, z którym chciałbym 

cię poznać. – Zauważył kwaśną minę Fiony.

– Czemu się tak krzywisz?
– Przepraszam, to odruch bezwarunkowy. – Fiona włożyła czek do torebki. –

Moi przyjaciele wciąż powtarzają to zdanie. – Wzruszyła ramionami, nie wiedząc 
nawet,  dlaczego  mu  o  tym  opowiada.  –  Wygląda  na  to,  że  świat  nie  lubi  liczb 
nieparzystych, jak na przykład jeden.

Hank przyglądał się jej przez chwilę.
– Czy często umawiają cię na randki w ciemno?
Zaśmiała się, obracając w rękach kieliszek. Nie zamierzała wypić ani kropli 

więcej przed jedzeniem.

– Próbują.
– Ale ty odmawiasz – domyślił się.
Potrząsnęła głową.
– Jestem zbyt zajęta.
Hank miał przeczucie, że to nie jest jedyny powód.
– Miałem szczęście, że dziś wieczorem byłaś wolna. Zauważył, że kelnerka 

spogląda w ich stronę. Gestem poprosił ją do stolika, a potem zwrócił się do Fiony. 
– Zamówimy coś?

Za każdym razem, kiedy uśmiechał się do niej w ten sposób, Fiona czuła, że 

braknie  jej  tchu.  Zerknęła  na  menu,  zbyt  rozkojarzona,  by  skupić  uwagę  na 
poszczególnych nazwach potraw.

– Na co ty masz ochotę?
Hank uśmiechnął się szeroko.
–  Powiedziałbym,  że  na  ciebie,  ale  znów  mogłabyś  uciec,  więc  nie  będę 

ryzykował.  –  W  jego  oczach  błyszczały  iskierki,  kiedy  przeglądał  spis  dań.  –  Ja 
zamówię porządny stek, lekko wysmażony. Proste, a jednak smaczne jedzenie. Biję 
na głowę wszystkie wyszukane potrawy.

Fiona  nie  potrafiłaby  powiedzieć,  dlaczego  potraktowała  jego  słowa  jak 

rzucone sobie wyzwanie.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Chyba nie potrafię ci w pełni uwierzyć – zaczęła Fiona.
Malujące  się  na  twarzy  Hanka  zdziwienie  kazało  jej  mówić  dalej.  Jeśli 

istniała  jakakolwiek  dziedzina,  w  której  czuła  się  pewnie,  było  to  właśnie 
przyrządzanie  potraw,  którym  nikt  nie  umiał  się  oprzeć.  Odkąd  tylko  wyrosła 
trochę ponad blat kuchenny, miała dar wyczarowywania prawdziwie niebiańskich 
specjałów z najprostszych składników. Ten talent wyróżniał ją i stanowił dla niej 
ucieczkę przed rzeczywistością.

–  Wydaje  mi  się,  że  umiałabym  wyczarować  jedno  czy  dwa  dania,  które 

mogłyby zagrozić twojemu zamiłowaniu do mięsa i ziemniaków.

Hank przyglądał się jej i nie wierzył własnym oczom.
To nie była Fiona lękająca się wszystkiego i wszystkich. Widział przed sobą 

kobietę pewną siebie i gotową stawić czoło światu.

– Zapraszasz mnie na domowy posiłek?
Nie  to  dokładnie  miała  na  myśli,  lecz  Hank  najwyraźniej  w  ten  właśnie 

sposób zinterpretował jej słowa.

– Ja... to... – Nie umiała zręcznie wybrnąć z zastawionej przez siebie samą 

pułapki.  Może  zresztą  wcale  jej  na  tym  nie  zależało.  Po  cóż  zatem  w  ogóle 
odzywałaby się?

– Bo jeśli tak – ciągnął – przyjmuję zaproszenie. – Nie jadłem porządnego 

domowego posiłku, odkąd opuściłem ranczo.

–  Nie  umiesz  gotować?  –  Nie  wiedziała,  dlaczego  ją  to  zaskoczyło.  Może 

dlatego,  że  pod  każdym  innym  względem  Hank  wydawał  się  tak 
samowystarczalny. Sądziła, że potrafi poradzić sobie w każdych okolicznościach.

Na ustach Hanka zaigrał uśmiech, gdy przypomniał sobie jedną szczególnie 

dotkliwą porażkę kulinarną: próbując przygotować gulasz według przepisu matki, 
spalił  na  węgiel kawałki  mięsa, które  przywarły  do  dna  patelni na  wieki  wieków 
amen.

– Tylko tyle, by nie umrzeć z głodu. To nie jest mój największy talent. Poza 

tym  nigdy  nie  mam  czasu  na  gotowanie.  –  Pracował  do  późna  i  zazwyczaj 
zamawiał jakąś potrawę z restauracji. W tych rzadkich chwilach, gdy ogarniała go 
potrzeba twórczego wysiłku, kupował krojoną wędlinę i robił kanapki.

Fiona, która większość czasu spędzała w kuchni, tworząc nowe kompozycje 

lub udoskonalając stare, sprawdzone przepisy, nie wyobrażała sobie, że można nie 
mieć czasu na gotowanie.

– Ja zawsze mam na to czas. Gotowanie mnie odpręża.
Na Hanka zaś gotowanie wywierało efekt wręcz przeciwny, zwłaszcza kiedy 

zawartość garnków zaczynała kipieć.

Sądził,  że  ponieważ  praca  Fiony  wiąże  się  z  koniecznością  przyrządzania 

potraw,  ostatnią  rzeczą,  na  jaką  miałaby  ochotę  w  wolnym  czasie,  będzie 
przygotowywanie posiłku.

– Nawet kiedy pracujesz w stresie?
–  Szczególnie  wtedy.  –  Wtedy  właśnie  była  w  najlepszej  formie, 

zdopingowana stojącym przed nią wyzwaniem. W innych rzeczach nie jestem zbyt 
dobra, ale w kuchni...

cóż,  w  kuchni  nie  liczy  się  to,  ile  mam  wzrostu  i  czy  się  umalowałam. 

Przyprawom nie zależy na tym, bym była piękna, tylko pomysłowa.

Patrzył na nią z zastanowieniem.

background image

– Nie wiedziałem, że przyprawy w ogóle mają własne zdanie.
Za dużo mówię, zreflektowała się Fiona.
– Znowu się ze mnie śmiejesz.
Wyciągnął do niej rękę.
– Absolutnie  nie.  Nie  śmieję  się,  tylko  uśmiecham.  –  Jego  głos  brzmiał 

ciepło. – Razem z tobą.

– Ale ja się nie uśmiecham. – Wysiłkiem woli Fiona powstrzymała uśmiech. 

Sama obecność Hanka sprawiała, że kąciki jej ust bezwiednie unosiły się ku górze.

– Więc powinnaś. – Ujął jej dłoń. – Uśmiech dodaje ci uroku.
Fiona  nie  wiedziała,  jak  przyjmować  komplementy  Hanka,  choć 

zdecydowanie  sprawiały  jej  one  przyjemność.  Nikt  wcześniej  nie  zwracał  się  do 
niej w ten sposób.

– Czuję się zmęczona. Od rana jestem na nogach – wyjaśniła – i nie miałam 

jeszcze okazji ochłonąć.

Przyszła  tutaj  prosto  ze  spotkania  z  kolejnym  potencjalnym  klientem  i  nie 

zdążyła  wstąpić  do  domu,  by  się  przebrać  tak,  jak  planowała  to  wcześniej. 
Wszystkie  jej  zamiary  brały  w  łeb,  gdy  spotkania  się  przeciągały.  Instynkt 
podpowiadał  jej  jednak,  by  nie  pośpieszać  przyszłych  klientów.  Zwykle 
uroczystość,  którą  chcieli  zorganizować,  miała  dla  nich  ogromne  znacznie. 
Wymagało to traktowania ich z największą delikatnością i pośpiech nie był w takiej 
sytuacji wskazany.

Bardzo powoli, nie odrywając spojrzenia od jej oczu, Hank potarł kciukiem 

dłoń Fiony.

– Podobasz mi się właśnie taka.
– Spocona?
– Promienna – poprawił.
Miała  wrażenie,  że  temperatura  wokół  nich  podniosła  się  o  kilka  stopni. 

Zrobiło się też jakby ciemniej dokoła.

– Czy chcą państwo złożyć zamówienie? – spytała kelnerka.
Mrok  rozjaśnił  się  nieco,  gdy  Fiona  spojrzała  na  stojącą  przy  ich  stoliku 

kobietę.

–  Jak  najbardziej.  –  Fiona  szybko  przebiegła  wzrokiem  kartki  menu,  po 

czym, zdając się na los, wymieniła nazwę jednej z potraw. Nie miało znaczenia, co 
zamówi. Wątpiła, by przy tak napiętych nerwach w ogóle poczuła smak jedzenia.

Bez wątpienia denerwuje się w mojej obecności, doszedł do wniosku Hank. 

Uśmiechnął  się  do  siebie,  czekając,  aż  Fiona  złoży  zamówienie.  Ona  sama 
podniecała go i stymulowała i, jak podejrzewał, i jedno, i drugie robiła bezwiednie, 
przez cały czas koncentrując się na tym, by nie pozwolić mu za bardzo zbliżyć się 
do siebie.

Czy  chodziło  o  narowistego  konia,  czy  o  zlecenie,  które  wydawało  się 

szczególnie trudne do  wykonania, wyzwanie zawsze  Hanka  pociągało. Zaś  Fiona 
Reilly stanowiła wyzwanie szczególnie wdzięczne i intrygujące.

Chętnie  pomoże  tej  młodej  i  pięknej  kobiecie  pokazać  światu  swoje 

prawdziwe ja, które wyczuwał pod maską chłodu i uprzejmości.

Pamiętał doskonale, że cicha woda...
Fiona westchnęła. Czuła się zbyt najedzona, by zdobyć się na coś więcej.
Rzadko  zdarzało  się  jej  usiąść  do  posiłku,  a  jeszcze  rzadziej  nie  przy 

własnym stole. Ktoś wykonał za nią całą robotę i była to dość przyjemna odmiana, 
nawet  jeśli  sos  okazał  się  odrobinę  za  ostry.  Ostry  czy  nie,  doceniała  wysiłek 
włożony w jego przygotowanie.

background image

Dokończenie  posiłku  to  jedna  sprawa;  pozostawienie  połowy  dania  na 

talerzu  byłoby  przecież  niegrzeczne.  Ale  zamówienie  na  deser  czekoladowego 
puddingu było z jej strony czystą rozpustą.

Włożyła do ust ostami okruch, rozkoszując się jego smakiem. Był wspaniały.
Miała minę grzesznika świadomego wielkości swojej winy.
– Nie powinnam była jeść deseru – szepnęła ze skruchą.
Hank  obserwował  ją  z  przyjemnością.  W  przeciwieństwie  do  znanych  mu 

kobiet,  które  odważały  się  ledwie  dziobać postawioną przed nimi  potrawę,  Fiona 
jadła, jakby każdy kęs sprawiał jej radość.

–  Dlaczego?  Boisz  się,  że  możesz  przekroczyć  granicę  pięćdziesięciu 

kilogramów podczas wieczornego ważenia?

Mówił o niej, jakby była małą i kruchą laleczką.
– Ważę więcej niż pięćdziesiąt kilogramów – zaprotestowała.
Hank potrząsnął głową. Miał na ten temat własne zdanie.
– Nie sądzę, byś przekroczyła pięćdziesiąt. Kiedy trzymałem cię wtedy, gdy 

omal nie spadłaś z taboretu, wydawałaś mi się bardzo lekka.

Samo  wspomnienie  tamtego  incydentu  wywołało  w  Fionie  dreszcze. 

Wzruszyła lekko ramionami, jakby chcąc zamknąć ten temat.

– Może się przepracowałeś i mięśnie cię oszukały.
– Może – zgodził się, rozbawiony. Podał kelnerce kartę kredytową. Po chwili 

złożył podpis na podanym rachunku.

– Gotowa do drogi?
Fiona powoli wstała od stołu.
– Obawiam się, że będziesz musiał mnie nieść.
Raczej spodobał mu się ten pomysł. Jego oczy zabłysły.
– Sądzę, że dam radę, jeśli okaże się to konieczne. – Podszedł, odsunął jej 

krzesło  i  pomógł  wyjść  zza  stolika.  Znów  wydawała  się  spłoszona.  Tak, 
zdecydowanie chciał podjąć wyzwanie. – A przy okazji, kiedy mam przyjść?

Prawie zamarła w pół kroku.
– Przyjść? – powtórzyła. Kiedy zdążyła zaprosić go do siebie?
Wziął ją pod ramię i poprowadził do wyjścia. Nie umknął jej uwagi fakt, że 

oczy wszystkich kobiet w restauracji spoczęły na Hanku.

–  Na  domowy  obiad  –  wyjaśnił.  –  Nie  mów,  że  chcesz się  wycofać.  Moje 

kubki smakowe nie zniosłyby tego zawodu.

Fiona  miała nadzieję,  że  o  tym zapomniał.  Palnęła  głupstwo. Powinna  być 

bardziej  przewidująca.  Prawo  Murphy’ego.  Oczywiście,  sama  perspektywa 
gotowania  dla  kogoś  nie  była  dla  niej  niemiła.  Przeciwnie,  zawsze  dawało  jej  to 
wiele  satysfakcji.  Ale  prywatnie  gotowała  dotąd  jedynie  dla  przyjaciół  lub 
Bridgette i jej rodziny.

Zdawała sobie sprawę, że dla Hanka jest to tylko sposób na zabicie czasu, a 

jednak nie mogła zgasić w sobie pragnienia zaimponowania mu. Szybko przebiegła 
w  myślach  plan  zajęć na  najbliższe dni.  We  wszystkie  była  bardzo  zajęta oprócz 
piątkowego wieczoru.

Jak zwykle, skomentowała to w duchu nie bez nuty sarkazmu.
–  Piątek  wieczorem  z  pewnością  ci  nie  pasuje  –  powiedziała  głośno. 

Spodziewała się, że na ten termin Hank dawno jest już umówiony.

Zaskoczył ją.
– Skądże. Jestem wolny. – Przytrzymał drzwi, by mogła przejść.
Fionę  ogarnęła  fala  chłodu,  a  zaraz  potem  gorąca.  On  naprawdę  zamierzał 

skorzystać z jej niefortunnej propozycji.

background image

– Nie masz żadnej randki? – Nie mogła w to uwierzyć.
Za wszelką cenę próbuje się wykręcić, pomyślał Hank.
Popatrzył jej w oczy. Serce zabiło mu gwałtowniej.
– Teraz już mam.
– Randkę? – Nie, zdecydowanie nie to miała na myśli.
Nie  proponowała  randki,  ale  towarzyskie  spotkanie,  lekcję  na  temat  zasad 

zdrowego  żywienia.  Następne  zdanie  podyktowała  jej  panika.  –  Naprawdę  masz 
zamiar przyjść do mnie na kolację?

– Tak, właśnie to zamierzam zrobić. Nie mogę teraz zrezygnować, Fiono –

ostrzegł  ją,  rozbawiony.  –  Na  szali  leży  twoja  reputacja.  –  Przedstawił  jej  swoją 
wizję  wieczoru.  –  Ty  przygotujesz  jedzenie,  ja  przyniosę  wino.  Zjemy, 
porozmawiamy... o czymkolwiek.

Fiona przeklinała w duchu swoje nieobycie.
– Co?
Stali  na  stopniach  prowadzących  na  chodnik.  Ciepły  wieczorny  wiatr

rozwiewał włosy Fiony. Hank odgarnął z jej twarzy kilka kosmyków.

– O czymkolwiek – powtórzył z łagodnym uśmiechem.
–  Oznacza,  że  nasze  spotkanie  będzie  miało  charakter  otwarty.  Możemy 

zrobić z nim wszystko, na co przyjdzie nam ochota. Chyba się nie boisz, prawda?

–  Nie – odrzekła, zanim zdążyła się  zastanowić. Zanim pozwoliła  sobie na 

szczerość wobec niego.

Hank  udał,  że  bierze  jej  „nie”  za  dobrą  monetę,  choć  widział,  że  Fiona 

kłamie.

– Dobrze.
Fiona bała się. Obawiała się, że zrobi z siebie jeszcze większą idiotkę niż do 

tej  pory.  Bała  się,  że  nie  zdoła  wycofać  się  wtedy,  gdy  będzie  chciała.  Strach 
podsunął jej nowy pomysł.

– Hm, a może przygotuję tę kolację u ciebie?
Hankowi nie sprawiało różnicy, gdzie się spotkają, nie rozumiał tylko, skąd 

zrodziła się ta propozycja.

– Dlaczego?
–  Byłaby  to  bardziej  naturalna  dla  mnie  sytuacja.  Właśnie  w  ten  sposób 

obsługuję  moich  klientów.  Jeśli  będę  podawała  kolację  w  twoim  salonie,  może 
jakiś szczegół stanie się dla ciebie inspiracją do reklamy.

Hank  nie  widział  powodu,  dla  którego  miałby  nie  przystać  na  propozycję 

Fiony.  Jej  mieszkanie,  czy  jego,  cokolwiek  jest  im  przeznaczone,  stanie  się, 
niezależnie od tego, gdzie zjedzą kolację.

– Dobrze – zgodził się.
Fiona  westchnęła,  przez  chwilę  ciesząc  się  tym  małym  zwycięstwem,  po 

czym  zaczęła  zastanawiać  się,  czy  zgoda  Hanka  była  podyktowana  tymi  samymi 
względami, które nią kierowały.

Tak,  myślała  Fiona,  kończąc  piątkowym  popołudniem  pakowanie  zapasów 

do  furgonetki.  Będąc  u  Hanka,  może  wyjść  w  każdej  chwili,  kiedy  uzna  to  za 
stosowne.  Gdyby to on  był  jej gościem, nie  mogłaby  w  dowolnym  momencie  po 
prostu zabrać swoich rzeczy i wyjść, kiedy poczułaby, że nadeszła pora. Byłaby w 
pułapce. A wtedy, kto wie, co mogłoby się wydarzyć?

To było znacznie sprytniejsze posunięcie.
Hank zaskoczył ją, otwierając drzwi, zanim zdążyła zadzwonić.
– Widziałem, jak parkowałaś samochód – wyjaśnił, odpowiadając na zawarte 

background image

w jej wzroku pytanie. – Pomogę ci – zaproponował, biorąc od niej niezwykle duży 
rondel. – Co to takiego? Wydaje się ciężkie.

– Trochę tego, trochę tamtego. – Uśmiechnęła się, podając mu następne, tym 

razem mniejsze naczynie. Minę miała zdecydowanie tajemniczą.

Poprowadził ją do kuchni. Kątem oka widział, że Fiona rozgląda się dokoła.
– Łatwiej byłoby ci we własnym domu.
Miał  rację,  ale  Fiona  nie  miała  zamiaru  przyznać  mu  jej  głośno  ani  też 

wyjawić prawdziwego powodu, dlaczego wolała przyjechać tutaj.

– Ale wtedy nie wiedziałbyś, jak to jest być obsłużonym we własnym domu. 

– Postawiła garnek na kuchennym blacie.

Kuchnia była duża i przestronna, urządzona w stylu rustykalnym. Doskonała 

do pracy. Niestety, Hank nie potrafił tego wykorzystać.

Fiona wróciła do samochodu po resztę naczyń. Hank podążał tuż za nią.
– Podobno chciałeś jak najlepiej poznać charakter świadczonych przeze mnie 

usług. Dziś będziesz mógł przyjrzeć się wszystkiemu z perspektywy klienta.

– Tak, miałem już okazję zaznajomić się z twoją pracą, że tak powiem „od 

kuchni” – przekomarzał się, dźwigając tym razem wyjątkowo duży garnek.

Fiona unikała jego wzroku.
– Tak, z powodu mojej pomyłki.
– Uważam, że dobrze się stało. Nie miałbym okazji posmakować dziś tych 

smakowitości, gdybyś wtedy nie rzuciła się na mnie.

Fiona przesunęła się na bok, umożliwiając mu przejście.
– Nie rzucałam się na ciebie.... Poza tym to nie moja wina, że jesteś prawie 

tego samego wzrostu co Alex.

– A kto zastępuje go w tej chwili? – zapytał Hank. Choć początkowo prosiła 

go  o  dalszą  pomoc,  nigdy  później  nie  ponowiła  tej  propozycji.  Uznał  więc,  że 
najwyraźniej  kontuzja  Alexa  nie  jest  aż  tak  poważna,  na  jaką  się  początkowo 
zapowiadała.

– Skontaktowałam się z agencją. Naprawdę potrafię działać efektywnie, jeśli 

tylko mam wystarczająco dużo czasu.

Po twarzy Hanka znów przemknął cień rozbawienia.
– Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogłoby być inaczej.
Miał cudowny uśmiech. Fiona odczuwała dreszcze, gdy dość długo patrzyła 

w  jego  oczy.  Dlatego  właśnie  musiała  tego  unikać.  Nie  mogła  przecież  stać 
pośrodku kuchni, drżąc i wibrując niczym szafa grająca. Powinna zachowywać się 
jak profesjonalistka.

Wyglądało to tak, jakby Fiona wprowadzała się do Hanka.
Garnki, rondle i patelnie zajęły każdą wolną przestrzeń.
Mógłby otworzyć sklep gospodarstwa domowego.
–  To  wszystko  po  to,  by  przygotować  jeden  posiłek?  spytał  z 

niedowierzaniem  Hank.  Powinien  był  nalegać,  by  zjedli  kolację  u  niej.  Fiona 
zadawała sobie zdecydowanie za wiele trudu.

–  Będzie  to  zaskakująca  kompozycja  różnych  składników.  Poza  tym...  –

Pociągnęła  nosem,  ustawiając  temperaturę  piekarnika.  –  Nie  podważaj  autorytetu 
artysty.

Hank roześmiał się, podnosząc ręce do góry.
– Gdzieżbym się odważył.
Śledził  spojrzeniem  każdy  jej  krok.  Miał  ochotę  objąć  jej  szczupłą  talię  i 

przyciągnąć  Fionę  do  siebie,  nie  troszcząc  się  o  jedzenie.  Wszystko,  czego 
potrzebował do życia, ta kobieta miała w sobie.

background image

Przeczucie podpowiadało mu jednak, że Fiona nie byłaby zbyt zadowolona, 

słysząc to w tej chwili. Nie teraz, gdy tak wiele trudu włożyła w przygotowanie dla 
niego kolacji.

Stał, nie wiedząc, co z sobą zrobić.
– Czy mogę ci pomóc w jakiś sposób?
Popatrzyła na niego zdziwiona.
– Sądziłam, że nie potrafisz gotować.
– Bo nie potrafię. – Nie widział potrzeby, żeby kłamać.
–  Ale  jestem  nie  do  pobicia,  jeśli  idzie  o  podawanie  łyżek,  solniczek, 

salaterek i tego rodzaju rzeczy. – Puścił do niej oko. – Wypróbuj mnie.

Nie umiała bronić się przed jego czarem.
–  Twoim  jedynym  zadaniem  jest  zrelaksować  się  i  cieszyć  tą  chwilą 

słodkiego nieróbstwa i oczekiwania.

Uśmiech Hanka był niewątpliwie zmysłowy i prowokujący.
– Właśnie to robię.
Nie,  tego  było  za  dużo  jak  na  nią.  Hank  musi  wyjść  do  innego 

pomieszczenia, postanowiła. Teraz wciąż czuła na sobie jego wzrok, słyszała każdy 
oddech.

– Poruszam się dość szybko, więc może lepiej by było, gdybyś zszedł mi z 

drogi. – Wskazała ręką salon, licząc na to, że Hank zrozumie aluzję.

Nic z tego.
–  Umawialiśmy  się,  że  będę  się  tobie  przyglądał,  pamiętasz?  Poznam 

dokładnie charakter tego, co robisz. – Własne słowa obracały się przeciwko niej. –
Dzięki temu reklama będzie bardziej szczera.

Nigdy  nie  spodziewała  się  szczególnej  szczerości  po  reklamach.  Najlepsze 

były skuteczne, ale to wszystko.

– Dlaczego nie możesz po prostu czegoś wymyślić?
Dlaczego tak bardzo Fiona chce być w kuchni sama, zastanawiał się Hank. 

Czy obawiała się, że zobaczy coś, czego nie powinien widzieć? Podejrzy sekretną 
recepturę przekazywaną od pokoleń pierworodnym córkom w rodzinie? Nagle stało 
się dla niego ważne, by Fiona mu zaufała.

–  Reklama  zawsze  jest  lepsza,  jeśli  wierzę  w  zalety  tego,  co  polecam 

klientom.

Westchnęła.
– Dobrze, ale w ten sposób potrwa to dłużej.
–  Nie  szkodzi  –  odparł  Hank,  rozsiadając  się  wygodnie  przy  kuchennym 

stole.

Niewiele ponad godzinę później Hank odchylił się wraz z krzesłem. Gdyby 

nie było to tak straszliwie nieuprzejme, już dawno poluzowałby pasek  od spodni. 
W niecałe sześćdziesiąt minut z wygodnych stały się nie do zniesienia ciasne.

Bardzo  starał  się  nie  objadać,  jednak  potrawy  przygotowane  przez  Fionę 

wyglądało tak kusząco i były tak pyszne, że na nic zdały się dobre chęci.

Fiona  patrzyła  na  niego,  czekając  na  jego  reakcję.  Choć  podczas  posiłku 

poruszyli  wiele  tematów,  Hank  jak  dotąd  nie  wspomniał  nawet  słowem  o 
przyrządzonym  przez  nią  jedzeniu.  Wydawało  jej  się  śmieszne,  że  tak  bardzo 
pragnie jego pochwały, ale jednak tak było.

– I jak?
Hank pochylił głowę jak zawodnik z godnością przyjmujący porażkę.
–  Poddaję  się.  Doznania,  jakich  doświadczyłem  podczas  tego  posiłku,  nie 

dadzą się wyrazić słowami.

background image

To nie wróżyło zbyt dobrze ich współpracy.
– Sądziłam, że dobieranie odpowiednich słów to twój zawód.
–  Tak, ale zajmie sporo  czasu znalezienie słów oddających sprawiedliwość 

twoim umiejętnościom kulinarnym.

Gdzie nauczyłaś się tak gotować?
–  Obserwowałam  naszą  gosposię,  Mavis.  Dokonywała  w  kuchni 

prawdziwych  czarów  i  pozwalała  mi  eksperymentować,  gdy  nie  było  nikogo  w 
pobliżu. Mówiłam ci, że gotowanie mnie odpręża. Lubię to robić.

Hank skinął głową.
–  To  widać.  –  W  jego  umyśle  zaczęła  się  konkretyzować  pewna  wizja.  –

Fiono, odpowiednio pokierowana, mogłabyś zawojować rynek do tego stopnia, że 
nie miałabyś nawet jednej chwili dla siebie.

Uśmiechnęła się.
– Nie narzekałabym.
Spojrzał na naczynie, które wzięła do ręki.
– Tego sosu nie przyrządziłaś, lecz stworzyłaś go, prawda?
Skinęła głową, sprzątając ze stołu.
– Prawda. To mój przepis.
Poderwał się, by jej pomóc. Miał już pewne plany. Zdążył też zaprojektować 

logo. Mała, schematycznie nakreślona figurka, balansująca z olbrzymim weselnym 
tortem żyła już własnym życiem. Oczarowana tym pomysłem, Fiona usiadła zaraz 
przy drukarce, by nanieść rysunek na wizytówkę.

– Moglibyśmy dostarczać go do sklepów i restauracji.
Albo  jeszcze  lepiej...  –  Podekscytowany  ujął  Fionę  za  ramiona,  by 

uzmysłowić jej, że stoi u progu czegoś naprawdę wielkiego. – Myślę o ekspansji, 
sieci.

Entuzjazm wręcz go rozsadzał. Nie sądziła, że Hank może być tak ożywiony. 

Teraz Fiona położyła mu rękę na ramieniu.

–  Na  razie  pomyśl  o  reklamie.  Lokalnej  reklamie.  Później  będziemy  snuli 

dalsze plany.

To miłe, że tak w nią wierzył, ale była realistką i chciała wiedzieć, że zawsze 

stąpa po pewnym gruncie.

Nakrył dłonią jej dłoń, zapominając na chwilę o przyszłym sukcesie, którego 

perspektywy  roztaczał  przed  nią,  koncentrując  się  zamiast  tego  na  stojącej  przed 
nim kobiecie.

– Popuść wodze fantazji – zachęcał ją. – Nie bój się marzeń.
Tego było dla niej za wiele.
–  Lepiej  zmyję  naczynia  przed  zaniesieniem  ich  do  samochodu  –

oświadczyła, skupiając uwagę całkowicie na sztućcach i salaterkach. – Tego sosu 
właściwie nie można niczym usunąć, kiedy zaschnie.

Nie  martwiła  się  o  sos,  lecz  znów  chciała  mu  się  wymknąć.  To  było  jak 

taniec. Dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu, wciąż w kółko.

Kuchnia  była  całkowicie  zastawiona  wszelkiego  rodzaju  garnkami  i 

naczyniami. Fiona odebrała z rąk Hanka talerze i skinieniem głowy wskazała mu 
salon.  Musiała  zostać  sama  choć  na  parę  minut,  by  odzyskać  równowagę.  By 
przypomnieć  sobie,  że  jest  jego  klientką,  a  ich  znajomość  ma  czysto  służbowy 
charakter.  Pragnienie  czegoś  więcej  byłoby  głupotą.  A  przede  wszystkim 
dopraszaniem się o kłopoty.

– Gdybyś był klientem, nie robiłbyś tego. Dlaczego nie...
Nie  miał  zamiaru  wyjść.  Fiona  musiała  uporać  się  z  tym,  co  w  jego 

background image

obecności tak bardzo ją niepokoiło.

–  Może  nie.  powinienem  pytać,  ale  dlaczego  jesteś  taka  płochliwa? 

Większość kobiet nie boi się mojego towarzystwa. Z pewnością nie traktują mnie 
jak bomby zegarowej, gotowej w każdej chwili eksplodować.

Nie była mu winna żadnych wyjaśnień. A jednak mając w pamięci doznane 

upokorzenia, nie chciała, by Hank obwiniał siebie za to, co się z nią dzieje.

– To nie twoja wina, lecz moja.
Nie była to dla niego zbyt wielka pociecha. Oparł się o zlew i czekał.
– To niczego nie tłumaczy.
Ktoś  inny  mógłby  wzruszyć  ramionami  i  powiedzieć  „trudno”,  lecz  Fiona 

była zbyt wrażliwa, by pozostawać obojętną na zmartwienia innych.

Zaczęła  zmywać  naczynia.  Jej  słowa  były  niewiele  głośniejsze  od  szumu 

wody i Hank musiał bardzo wysilać się, by je usłyszeć.

– Kiedy miałam piętnaście lat, zadurzyłam się w Jasonie Greeleyn. Wydawał 

mi  się  wówczas  najpiękniejszą  istotą  dwunożną.  Umierałam  wprost  z  miłości  do 
niego. Na niektóre lekcje chodziliśmy razem i jedyne, co mogłam wtedy robić, to 
wpatrywać  się  w  niego  jak  zakochane  cielę.  Któregoś  dnia,  zupełnie 
niespodziewanie,  podszedł  do  mnie  w  szatni,  objął  i  pocałował.  –  Odetchnęła 
głęboko,  jakby  dodając  sobie  odwagi  przed  tym,  co  miała  teraz  powiedzieć.  –
Zakręciło mi się w głowie i przysięgam, że słyszałam anielskie chóry.

Ale była to krótka melodia. Zaraz potem odszedł i  widziałam,  jak wyciąga 

rękę  do  mojego  kuzyna  Jimmy’ego.  Jimmy  dał  mu  pięciodolarowy  banknot,  a 
Jason uśmiechnął się zarozumiale. „Widzisz, mówiłem, że mogę pocałować każdą, 
nawet ją”, powiedział.

Fiona zamrugała oczami. Po tylu latach tamto wspomnienie nadal sprawiało 

jej ból. Nie potrafiła nad tym zapanować.

– Miałam ochotę umrzeć. – Podniosła wzrok na Hanka.
–  Najgorsze  w  tym  wszystkim było  to,  że  naprawdę  uwierzyłam,  iż  ktoś  o 

urodzie Jasona mógł się mną zainteresować.

– Ależ niczego ci nie brakuje – odrzekł Hank.
–  Oczywiście,  że  nie.  Ale  nie  jestem  kobietą,  która  przyciągałaby  takich 

mężczyzn jak  Jason.  –  Znała  swoje zalety, ale  wiedziała też,  gdzie  są  granice  jej 
marzeń. – Lub ty.

Jestem  solidna,  lojalna,  niezastąpiona  w  trudnych  sytuacjach,  ale  to  tylko 

mięso  i  ziemniaki,  nie  kawior.  –  Jasonowie  tego  świata  pożądają  kawioru.  Nie 
pozwoli więc, by któryś z nich jeszcze kiedyś miał ją tak zranić.

Hank zaczynał rozumieć.
– Mówiłem ci, że mam słabość do mięsa i ziemniaków.
To,  że  smakuje  mi  również  wymyślny  sos  kremowy,  niczego  nie  zmienia. 

Mięso  i  ziemniaki  są  zawsze  dobre  i  zawsze  zaspokoją  apetyt.  Czy  mogę  teraz 
przestać udawać klienta?

Fionę znów ogarnął niepokój.
– Dlaczego?
Śmiech Hanka był dźwięczny i ciepły.
– Bo chcę pomóc ci w zmywaniu.
Zaśmiała się.
– Nie będę się upierać.
– Świetnie.
Wziął ścierkę i zaczął wycierać talerze.
– A tymczasem pozwól,  że powiem ci, jakie jeszcze mam plany względem 

background image

twojej  firmy.  –  Na  razie  Hank  postanowił  skoncentrować  się  na  interesach. 
Wierzył, że reszta przyjdzie sama, jeśli będzie wystarczająco cierpliwy. – Będziesz 
błogosławiła dzień, w którym mnie spotkałaś – zaczął.

Jedno nie ulega wątpliwości, pomyślała Fiona. Z pewnością nigdy tego dnia 

nie zapomni.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Dzwonek do drzwi ostrym, natrętnym dźwiękiem wdzierał się w wyjątkowo 

przyjemny sen  Fiony.  Z  każdą sekundą  jego  brzmienie stawało się  mocniejsze,  a 
sen Fiony bardziej mglisty, aż wreszcie rozpłynął się w blasku dnia.

Fiona zbudziła się wbrew swojej woli. Z jej świadomości ulatywały ostatnie, 

słodkie fragmenty sennego marzenia.

Usiadła, wzdychając z rezygnacją. Musi wziąć się w garść.
Zerknęła  na  budzik  z  przyzwyczajenia,  choć  niezależnie  od  tego,  jaką 

wskazywałby godzinę, wiedziała, że i tak jest za wcześnie. Goldbergowie dali jej 
wczoraj wolną rękę, oświadczając, że nie żałują kosztów, chodzi im jedynie o to, 
by  uroczystość  miała  odpowiednią  oprawę.  Stanowili  uroczą  parę,  wciąż  pełną 
wzajemnej czułości, ale okazując Fionie tyle zaufania, złożyli na jej barki ogromną 
odpowiedzialność.

Pracowała do późna, układając mordercze dla siebie menu.
Zestaw,  który  wymagał  bardzo  dużo  gotowania  i  próbowania.  I  jeszcze 

więcej wyrzucania.

Położyła się wreszcie około drugiej, sądząc, że będzie spała jak zabita, lecz 

sen nie przyniósł jej wytchnienia.

Śniła o Hanku, uzmysłowiła sobie nagle. I był to sen erotyczny. Tylko tyle 

pamiętała. I tak było to więcej, niż potrzebowała.

Dzwonek wciąż dzwonił.
Fiona zastanawiała się, kto do niej przyszedł.
To była pierwsza sobota w tym miesiącu, kiedy nie musiała przygotowywać 

żadnego  przyjęcia,  a  więc  pod  jej  drzwiami  z  pewnością  nie  czekała  Bridgette. 
Poza tym zwykle musiała dzwonić po siostrę, by ta się w ogóle zjawiła.

Nikt nie był takim śpiochem jak Bridgette.
Był  to  zapewne  jakiś  dzieciak  z  sąsiedztwa, zbierający  datki  na  szkołę  lub 

klub,  albo  przedstawiciel  jakiejś  sekty,  który  postanowił  ją  nawrócić.  Fiona 
postanowiła  nie  otwierać  drzwi.  Położyła  się  z  powrotem,  naciągając  na  głowę 
kołdrę.

Odezwał się telefon.
Technika  mściła  się  na  niej.  Odrzucając  kołdrę,  sięgnęła  po  aparat  i 

przyciągnęła  go  bliżej.  Opierając  się  na  łokciu,  mruknęła  coś  niewyraźnie  do 
słuchawki.

– Otwórz drzwi, Fiono.
Usiadła,  w  jednej  chwili  całkiem  rozbudzona.  Przeczesała  palcami  włosy, 

starając się wyglądać przyzwoicie. Jakby Hank mógł ją zobaczyć w tej chwili.

– Hank? – Skąd wie, że ktoś dzwoni do jej drzwi, zastanawiała się. – Gdzie 

jesteś?

– Przed twoim domem.
Prawie  nie  odrywał  palca  od  dzwonka.  Po  pięciu  minutach  zaczął  się 

martwić,  że  coś  jest  nie  w  porządku.  Samochód  Fiony  stał  na  podjeździe,  więc 
wiedział, że nie wyjechała do pracy.

– Dzwonię z telefonu komórkowego. Jeśli wyjrzysz przez okno, zobaczysz 

mnie.

Ze  słuchawką  w  dłoni,  Fiona  wygrzebała  się  z  łóżka  i  podeszła  do  okna. 

Hank  stanął  tak,  by  mogła  go  widzieć,  i  machał  do  niej.  Miała  wrażenie,  że 
powróciła do swego snu.

background image

– Otwórz drzwi – usłyszała w telefonie. – Chcę ci coś pokazać.
Przytrzymując  brodą  słuchawkę,  naciągała  rękawy  szlafroka,  który  zawsze 

spoczywał w nogach łóżka.

Zerknęła do lustra. Jej szlafrok lepsze dni miał za sobą.
Podobnie  jak  i  ona,  pomyślała  z  żalem.  Nie  mogła  pozwolić,  by  Hank 

zobaczył  ją  w  takim  stanie.  W  tej  chwili  bardziej  przypominała  buszujące  po 
śmietnikach żebraczki niż elegancką właścicielkę firmy.

Przeskakując  przez  porzuconą  na  podłodze  książkę  kucharską,  w  dwóch 

krokach dotarła do szafy.

– Daj mi minutę, żebym mogła narzucić coś na siebie, zgoda?
– Nie mów, że sypiasz nago, Fiono. Moje serce by tego nie wytrzymało.
Fiona o mało nie upuściła słuchawki. Zmieszana i rozbawiona, rzuciła ją na 

łóżko.

–  Zaczekaj  –  zażądała,  podnosząc  głos  tak,  by  mógł  ją  słyszeć.  Chwyciła 

pierwszą  z  brzegu  parę  przyzwoicie  wyglądających  szortów.  Któregoś  dnia  musi 
wreszcie zrobić porządne pranie, ale, oczywiście, nie dzisiaj.

W słuchawce rozległo się ciche „Tak, proszę pani”, a potem przysięgłaby, że 

także chichot.

Fiona  zawiązała  szybko  w  pasie  końce  spranej  koszulki  i  boso  zbiegła  po 

schodach. Nagle pojawiła się Velcro, wypoczęta i chętna do zabawy. Kotka pędziła 
po schodach tuż przed nią.

Fiona chwyciła się poręczy w obawie, że rozdepcze zwierzątko.
– A psik! – syknęła.
Velcro, jak zwykle, zignorowała ją.
–  W  każdej  chwili  mogę  zastąpić  cię  pluszową  przytulanką  –  ostrzegła 

pupilkę Fiona.

Kotka miauknęła z pogardą, zajmując miejsce pod progiem, jakby pierwsza 

chciała wiedzieć, kto śmie zakłócać spokój jej terytorium o tak wczesnej porze.

– Cześć – powitała Hanka Fiona.
– Cześć – powtórzył, wchodząc do środka.
Fiona  była  absolutnie  rozkoszna.  Miała  potargane  włosy  i  policzki 

zaróżowione od snu. Zastanawiał się, jak by to było budzić się koło niej tak uroczej 
i świeżej jak sam poranek.

– Przepraszam, jeśli wyciągnąłem cię z łóżka.
–  Ależ  nie...  –  zaczęła,  po  czym  zreflektowała  się,  że  jej  protest  nie  ma 

sensu.

–  Rzeczywiście  wyciągnąłeś,  ale  i  tak  od  dawna  już  powinnam  być  na 

nogach. – Velcro owinęła się wokół nogi Hanka i wbiła w nią pazury, podobnie jak 
przy okazji jego pierwszych odwiedzin. Tylko że tym razem Hank zdawał się tego 
nawet  nie  zauważać.  Zdążył  się  pewnie  przyzwyczaić  do  tego  rodzaju 
gwałtownych  manifestacji  emocji  przez  przedstawicielki  płci  przeciwnej,  uznała 
Fiona, uwalniając go od drapieżnej kotki. – Zwykle nie śpię tak długo, ale mam za 
sobą ciężką noc.

–  Pracowałaś?  –  spytał  Hank,  gładząc  Velcro.  Kotka  wygięła  grzbiet  i 

zamruczała, jakby już za życia zaznawała rajskich rozkoszy.

Zdziwiona reakcją ulubienicy, Fiona skinęła głową.
–  Próbowałam  ułożyć  menu  na  przyjęcie  z  okazji  złotych  godów  pewnej 

pary.

Hank gwizdnął z uznaniem.
– Pięćdziesiąt lat z jedną osobą! To coś, co ja nazywam oddaniem.

background image

Przeczuwała,  że  tego  rodzaju  oddaniem  Hank  darzy  jedynie  pracę.  I  któż 

miałby  prawo  go  o  to  winić?  Każdej  nocy  mógłby  zmieniać  kochankę  bez 
najmniejszego wysiłku ze swojej strony, gdyby tylko przyszła mu na to ochota.

–  Tak, to  prawda.  Wydaje  mi  się,  że  to  dość  rzadkie  w  naszych czasach  –

zgodziła się Fiona.

– Och, nie wiem. Moi rodzice przeżyli razem trzydzieści pięć lat. Myślę, że 

mieszkanie na ranczu wiele im w tym pomogło. Gdy wybuchała jakaś sprzeczka, 
wokół  nie  brakowało  przestrzeni,  gdzie  mogli  ochłonąć  i  przemyśleć  to,  co 
początkowo wywołało u nich wzburzenie.

Miał dobrych, kochających się rodziców, pomyślała z zazdrością.
–  To  znacznie  lepsza  metoda  niż  wizyty  u  psychiatrów  i  w  poradniach 

rodzinnych.

– Jest też tańsza. – Hank zmrużył oczy, gdy Velcro przejechała łapką po jego 

kciukach. – Mogłabyś pomyśleć o spiłowaniu jej pazurów.

–  Przepraszam.  –  Fiona  odsunęła  kotkę.  –  Mogę  zamknąć  ją  w  drugim 

pokoju, jeśli chcesz.

– Nie, nie trzeba. Może przyzwyczai się do mnie. – Spojrzał na Fionę, czując 

się teraz winnym tego, że ją obudził.

Wiedział  jednak,  że  chętnie  obejrzy  to,  co  przyniósł.  Ujął  ją  pod  brodę, 

przyglądając się uważnie jej twarzy.

– Czy w ogóle choć trochę spałaś?
– Niewiele – przyznała. – Zaczęłam śnić, gdy tylko zamknęłam oczy. Teraz 

czuję się bardziej zmęczona, niż kiedy szłam do łóżka.

– Koszmary? – domyślił się.
– Nie – zaprzeczyła gwałtownie. W oczach Hanka pojawiła się ciekawość. –

Prawdę  mówiąc,  śniłam  o  tobie.  –  Fiona  przygryzła  wargę.  –  Zdaje  się,  że 
powinnam była zatrzymać tę informację dla siebie.

Ta dama jest rozkosznie szczera, pomyślał Hank.
Jego usta wygięły się w uśmiechu.
– No, nie wiem – powiedział.
Bawił się kosmykami jej włosów, stojąc o wiele za blisko.
Zawsze mogła liczyć na to, że Velcro stanie w jej obronie.
– Czy to był przyjemny sen? – zapytał po chwili.
Spuściła  wzrok,  nagle  zawstydzona.  Kiedy  wreszcie  nauczy  się  najpierw 

myśleć, a dopiero potem mówić?

– Nie wiem. Nie pamiętam.
Pamiętała  doskonale.  Gdyby  było  inaczej,  nie  rumieniłaby  się  teraz.  Hank 

zapragnął wydobyć z niej więcej szczegółów.

Przechylił jej brodę, aż ich spojrzenia się spotkały.
–  Może  zrobimy  coś,  by  odświeżyć  twoją  pamięć,  kiedy  już  przeczytasz 

pewien fragment ze strony drugiej przyniesionej przeze mnie gazety. – Wręczył jej 
czasopismo.

– Dlaczego, co tam jest?
Fiona  nie  miała  pojęcia,  co  takiego  mogło  być  w  tej  gazecie,  że  Hankowi 

chciało się specjalnie odwiedzać ją tak rano.

Otworzyła gazetę na wspomnianej przez niego stronie.
Otworzyła  usta  ze  zdziwienia,  zauważając  w  tekście  swoje  nazwisko,  po 

czym szybko wróciła do początku artykułu.

Pewien  znawca  kulinarny  opisywał  przygotowane  przez  nią  w  zeszłym 

tygodniu przyjęcie.

background image

Hank  patrzył  zafascynowany,  jak  radość,  a  potem  całe  mnóstwo  innych 

uczuć  odmalowują  się  na  jej  twarzy.  Nie  mogąc  się  powstrzymać,  wziął  od  niej 
gazetę.

– Posłuchaj – zaproponował. – „Zdarzyło mi się coś, czym muszę się z wami

podzielić – zaczął czytać głośno. Jeśli kiedykolwiek zechcecie urządzać przyjęcie 
dla więcej niż dwóch osób, najlepszym wyjściem może okazać się skorzystanie z 
usług  pani  Reilly.  –  Zerknął  na  Fionę.  –  Dama  ta  jest  właścicielką  przedziwnej, 
maleńkiej firmy gastronomicznej o nazwie «Bezbolesne Przyjęcia. Ale wierzcie mi, 
potrawy,  które  dostarczy  na  wasz  stół,  choć  oryginalne,  z  pewnością  nie  będą 
dziwaczne...”

Fiona  położyła  mu  rękę  na  ramieniu.  Hank  przerwał  czytanie i  spojrzał  na 

nią.

– Czy to twoja sprawka?
Wskazał podpis pod artykułem.
– Autorem jest Terrance Gilbert. – Zaznaczył palcem odpowiednią linijkę.
–  Nie  pytam,  czy  to  napisałeś,  tylko  czy  sprawiłeś,  że  ten  artykuł 

wydrukowano. – Z wyrazu twarzy Hanka domyśliła się, że trafiła w sedno. W jakiś 
sposób  Hank  maczał  w  tym  palce.  –  Czy  przekupiłeś  tego  Terrance’a  Gilberta, 
żeby to napisał?

Hank  zaśmiał  się  na  samą  myśl  o  tym,  że  ktoś  odważyłby  powiedzieć 

Terrance’owi Gilbertowi, co ma napisać. Był on najbardziej upartą i niezależną ze 
znanych mu osób.

– Gdybyś znała Terry’ego, nie zadałabyś tego pytania.
Jest wrogiem wszelkiego przekupstwa. I słynie również jako kulinarny snob. 

Ale rzeczywiście znam go i przypadkowo tak się składa, że jest jednym z zięciów 
pani  Harrison  –  wyjaśnił,  wymieniając  nazwisko  kobiety,  dla  której  Fiona 
organizowała  wesele  podczas  ostatniego  weekendu.  –  Któregoś  dnia  jedliśmy 
razem  lunch.  Wspomniał  o  przyjęciu,  a  ja  powiedziałem,  że  przydałoby  ci  się 
trochę  rozgłosu.  –  Oddał  Fionie  gazetę.  –  Pomyślałem,  że  możesz  zechcieć  to 
zachować. To całkiem nieźle napisany artykuł.

– Tak – zgodziła się.. – Bardzo dobry.
–  Przepowiadam,  że  ten  artykuł  przyciągnie  do  ciebie  wielu  nowych 

klientów. Ludzie z sobie tylko wiadomych pobudek polegają na opinii Terry’ego. 
Ale nie znają go tak dobrze jak ja.

Uniosła brwi w niemym pytaniu.
– Chodziliśmy razem do szkoły. Kiedyś ocaliłem mu skórę.
A  teraz  Gilbert  oddaje  mu  przysługę,  domyśliła  się.  Z  jakiegoś  powodu, 

którego nie umiałaby nazwać, Hank stał się jej nagle bliższy. Niezależnie od tego, 
co  mówił,  poprosił  przyjaciela  o  przysługę,  by  jej  pomóc.  Czy  ich  relacja  nie 
straciła przez to swego czysto służbowego charakteru?

O czym świadczyło również jego niespodziewane pojawienie się w jej domu, 

uświadomiła sobie w następnej chwili.

W tym momencie zadzwonił telefon.
– To może być ktoś, kto przeczytał właśnie poranną prasę.
– Zadowolony z siebie Hank wskazał na telefon. – Odbierz.
Rozdarta  między  chęcią  rozmowy  z  nim  a  potencjalnymi  klientami, 

wyciągnęła wreszcie rękę.

–  Nigdzie  nie  odchodź  –  powiedziała,  przechylając  się  przez  kanapę,  by 

sięgnąć do aparatu.

Nogawki  szortów  Fiony  przesunęły  się  do  góry  i  Hank  mógł  podziwiać 

background image

pięknie wyrzeźbione, smukłe uda. Bezwstydnie skorzystał z tej okazji.

– Nigdzie się nie wybieram.

Odebrała trzy telefony, jeden  pod  drugim, zanim wreszcie  mogła powrócić 

do przerwanej rozmowy.

Odwracając  się  w  stronę  Hanka,  zastała  go  siedzącego  na  podłodze  obok 

pomrukującej z zadowolenia Velcro. Hank delikatnie drapał ją za uszami.

– Nigdy nie widziałam, żeby zachowywała się tak wobec obcych.
– Wszystko, czego pragnie, to trochę uwagi, prawda, dziewczynko? – Kotka 

leżała  na  plecach,  z  uniesionymi  do  góry  łapkami,  reagując  rozkosznym 
mruczeniem na pieszczoty Hanka.

Fiona miała dziwną chęć przywołać kotkę do porządku.
–  Jak  my  wszystkie  –  mruknęła  Fiona.  Kiedy  Hank  podniósł  na  nią 

zdziwiony wzrok, zdała sobie sprawę, że znów powiedziała za dużo. – Wracając do 
artykułu  –  dodała  szybko,  gładząc  wygniecioną  stronę  gazety  –  nie  wiem,  co 
powiedzieć. „Dziękuję” to za mało.

–  To  prawda  –  zgodził  się.  Poklepawszy  kotkę  po  brzuszku  ostatni  raz, 

skierował swoją uwagę całkowicie na Fionę.

Nie była pewna, jak interpretować jego uważne spojrzenie. Wiedziała tylko, 

że wzrok Hanka wywołuje w niej niepokój.

– Rozumiem, chodzi o czek.
Dziwiła się, że Hank nie wziął od niej do tej pory pieniędzy, choć już kilka 

razy spotkali się u niego w biurze. Wszystkie spotkania odbywały się po godzinach 
pracy,  ponieważ  w  ciągu  dnia  Hank  był  bardzo  zajęty.  Nie  miała  nic  przeciwko 
spotykaniu się w dogodnej dla niego porze, lecz nie lubiła uczucia, że jest mu coś 
dłużna.

Zatrzymał ją, zanim zdążyła odnaleźć torebkę.
– Myślałem o innej formie zapłaty.
Wciąż nie pamiętała szczegółów, lecz  jej sen  sprawił,  że czuła się  dziwnie 

słaba  i  bezbronna.  To  uczucie  wzmogło  się  jeszcze  pod  wpływem  spojrzenia 
Hanka. Jej babcia nazwałaby takie spojrzenie „łóżkowym”.

– O jakiej? – usłyszała własny szept.
Odpowiedź zaskoczyła Fionę.
– Za kilka tygodni Collins wydaje swój doroczny bal.
Ponieważ  jestem  w  firmie  od  niedawna,  przypadło  mi  zadanie  zajęcia  się 

organizacją bufetu.  –  Pociągnął  za  węzeł koszulki  Fiony. –  Nie  znasz  kogoś,  kto 
mógłby mi w tym pomóc?

–  Bardzo  zabawne.  –  Odetchnęła  z  ulgą,  ciesząc  się,  że  ich  rozmowa 

powróciła  do  interesów.  –  Ile  ma  być  osób  na  tym  balu  i  jakiego  rodzaju  dania 
mam przygotować?

Milczał przez chwilę, jakby dokonując w pamięci obliczeń.
– Około trzystu osób. Teraz proszę, żebyś opowiedziała mi swój sen.
Koniec rozmowy o interesach! Znów zaczynało się dziać z nią coś dziwnego.
– Mówiłam już, że nie pamiętam.
– A ja zaproponowałem ci pomoc w odświeżeniu pamięci. – Objął ją. – Czy 

to pomaga?

W  jego  ramionach  było  Fionie  jak  w  niebie.  W  niebie,  gdzie  wszystko 

wydawało się takie cudowne, a serce mocniej biło.

– Na krążenie, tak. Ale pamięci nie odświeża.
Hank  pochylił  głowę,  muskając  ustami  jej  wargi.  Płytki  oddech  Fiony 

background image

podniecał go. Nie droczył się z nią więcej, lecz zanurzył w słodkiej głębi jej ust.

Przegrała  bitwę,  zanim  padł  pierwszy  strzał.  Zanim  zdążyła  choćby  dobyć

broni. Bezbronna, oplotła rękoma jego szyję, przylegając całym ciałem do Hanka.

Może jej opór stanowił dla niego wyzwanie. Nie wiedziała i w tej chwili nie 

miało to dla niej znaczenia. Liczył się tylko ich pocałunek. Nigdy dotąd nie czuła 
się  w  ten  sposób.  I  według  wszelkiego  prawdopodobieństwa  te  wrażenia  nigdy 
więcej nie staną się jej udziałem.

Hank  poczuł,  że  brakuje  mu  tchu.  To  bojaźliwe,  drobne  stworzenie 

kompletnie  zawróciło  mu  w  głowie.  Przyglądał  się  Fionie  przez  długą  chwilę. 
Potem bardzo powoli przesunął dłonią wzdłuż jej pleców. Samo dotykanie działało 
na niego kojąco.

Uśmiechnął się.
– Pani wygląd i zachowanie są zdecydowanie mylące, panno Fiono Reilly.
Zamrugała oczami, nie wiedząc, co ma na myśli.
– Mylące?
– Nie jest pani tak oschła i chłodna, za jaką stara się pani uchodzić.
Było za późno, by cofnąć to, co się stało. Wystarczyło, by Hank skinął ręką, 

a mógł zrobić z nią wszystko.

I wiedział o tym. Nie miał jednak pojęcia, co tkwi w niej w środku.
– Nie chcę, by ludzie myśleli, że jestem oschła. Nie jestem – upierała się. –

Ja... się boję. – To wyznanie nie było łatwe.

Hank próbował ją zrozumieć. Jak daleko sięgał pamięcią, nigdy niczego się 

nie bał. Może jedynie burzy z piorunami, ale miał wtedy pięć lat.

–  Czego  się  boisz,  Fiono?  –  Wciąż  obejmując  ją,  szukał  w  jej  oczach 

odpowiedzi. – Mnie?

Skinęła  głową:  tak  było  prościej.  Znacznie  prościej,  niż  tłumaczyć,  że  nie 

bała się jego, ale uczucia, które się w niej budziło. Obawiała się, że straci kontrolę 
nad emocjami i gdy Hank zaspokoi już swoją ciekawość czy cokolwiek to jest, co 
każe mu interesować się nią, i odejdzie, ona nie będzie w stanie tego znieść.

–  Nie  bój  się  –  przekonywał  ją  łagodnie,  obejmując  dłońmi  jej  twarz.  Jak 

mogła uważać się za nieładną? Bijący z jej oczu blask czynił Fionę piękną. – Nie 
bój się mnie.

Lecz jego słowa nie przekonywały jej.
– Czy wierzysz w chemię?
– W chemię? – powtórzyła.
– No, wiesz. W to coś, co popycha dwoje ludzi ku sobie, a innych odpycha –

ciągnął z powagą. – Co więcej, wierzę, że jeśli istnieje tego rodzaju przyciąganie 
między dwojgiem ludzi, są zobowiązani to zbadać.

Po raz pierwszy na jej ustach zaigrał uśmiech.
– W imię nauki?
Hank czuł palący ogień pożądania.
– Chociażby.
A później, ponieważ kusiła go bardziej niż ktokolwiek dotąd, zapomniał, że 

planował  zabrać  Fionę,  by  poznała  kogoś.  Nie  pamiętał  o  niczym  poza  własnym 
pragnieniem,  pragnieniem  tej  kobiety,  która  łączyła  w  sobie  niewinność  i  seks, 
humor i powagę. Pragnął jej ponad wszystko.

Ich  usta  znów  się  spotkały.  Całował  ją  najpierw  łagodnie,  potem  coraz 

gwałtowniej  i  namiętniej.  Przygarniał  ją  do  siebie,  a  na  plecach  czuł  jej  dłonie 
wędrujące coraz śmielej.

Czuł drżenie jej ciała.

background image

I jego ciało także drżało w oczekiwaniu słodkiego spełnienia. Pragnął kochać 

się z nią. Pragnął przekonać Fionę, że jest piękna. Piękna dla niego.

I wtedy właśnie zadzwonił telefon.
Fiona chciała zignorować ten sygnał, skupić się na płomieniu, który ogarniał 

ją  całą.  Usta  Hanka  tak  cudownie  pieściły  jej  szyję.  Chwyciła  jego  ramiona, 
odchylając do tyłu głowę, pragnąc więcej.

– Nie sądzisz, że powinnaś odebrać telefon? – spytał.
Chwilę trwało, zanim zrozumiała, co do niej mówi.
– Tak, oczywiście.
Dopiero później w jej sercu zagościła gorycz i upokorzenie. Czy nie chciał 

się z nią kochać? Czekała tylko, by oddać się mu na pierwszy sygnał z jego strony. 
By sprawić mu przyjemność.

I sobie.
Spłoniła  się,  próbując  uratować  resztki  godności.  Może  nie  zauważył,  jak 

była chętna i gotowa do miłosnych igraszek. Jak bardzo go pragnęła.

Z  pewnością.  Tak  jakby  nie  przytrafiało  mu  się  to  co  krok,  pomyślała  z 

żalem.  Jak  mogła  sądzić,  że  w  jakikolwiek  sposób  różni  się  od  tych  wszystkich 
kobiet,  które  go  pożądały?  Kobiet,  które  mógł  wziąć  lub  porzucić  zależnie  od 
swojej zachcianki.

– Ocalona przez dzwonek – powiedziała cicho.
Było coś smutnego w jej słowach, tak smutnego, że Hank poczuł ukłucie w 

sercu. Miał ochotę porwać Fionę w ramiona i tulić dotąd, aż jej oczy znów zapłoną 
blaskiem.

Ten impuls zaskoczył go. Nigdy dotąd nie odczuwał potrzeby opiekuńczości 

wobec kobiety. Z żadną nie był tak blisko związany.

Delikatnie musnął jej wargi.
– Ciąg dalszy nastąpi – obiecał.
Kiedy sięgała po słuchawkę, miała wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy jej 

z piersi.

– To prawdziwy rarytas – oświadczył Collins, kończąc kolejną z przekąsek, 

którymi  delektował  się  przez  cały  wieczór.  –  Nie  wiem,  gdzie  ją  znalazłeś,  ale 
jestem gotów uczynić cię pełnoprawnym wspólnikiem za odkrycie tego skarbu.

–  Zafascynowany  spojrzał  na  resztki  jedzenia  na  swoim  talerzyku.  –  Te 

kraby  są  fantastyczne.  Zjadłem  już  chyba  tyle,  ile  ważę,  a  ona  wciąż  przynosi 
więcej. Jak ona to robi?

– Ona jest uosobieniem amerykańskiego mitu. Wierzy w sukces, osiągnięty 

dzięki ciężkiej pracy – odparł Hank.

– Jeśli ci smakuje, czemu sam jej o tym nie powiesz, Jeff?
Wiem, że sprawiłoby jej to ogromną przyjemność.
Collins  odgryzł  kolejny  kęs  potrawy,  rozkoszując  się  smakiem  każdej 

okruszyny, podobnie jak dwie godziny wcześniej.

– Chyba to zrobię.
Odstawiając  na  bok  pusty  talerzyk,  Jeffrey  Collins  zaczął  przedzierać  się 

poprzez tłum klientów i pracowników, by dotrzeć do Fiony.

– Młoda damo, chciałbym zamienić z tobą słówko.
Fiona zatrzymała  się w pół kroku, mając  wrażenie, że doświadcza deja vu. 

Ojciec  zawsze  wzywał  ją  na  ciągnące  się  w  nieskończoność  wykłady  do  swego 
gabinetu tymi samymi słowami.

– Czy zrobiłam coś źle, panie Collins? – spytała zaniepokojona.

background image

–  Źle?  –  Zaśmiał  się,  porywając  kolejną  przekąskę  z  trzymanej  przez  nią 

tacy. – Nie mogłaby się pani spisać lepiej.

Nie  wiem,  gdzie  się  pani  dotąd  ukrywała,  ale  bardzo  cieszę  się,  że  Hank 

panią odkrył. Może być pani pewna, że wiele z obecnych tutaj osób będzie chciało 
skorzystać z pani usług.

Proszę tylko nie zapominać, że mamy prawo pierwszeństwa.
–  Szybko  uporał  się  z  przekąską  i  zaczął  zastanawiać  się  nad  następnym 

koreczkiem  ananasowym.  Przed  sięgnięciem  po  ten  smakowity  kąsek 
powstrzymywało  go  jedynie  uważne  spojrzenie  Fiony.  –  Tego  lata  moja  córka 
kończy szkołę.

Chciałbym urządzić z tej okazji małą uroczystość. Proszę zarezerwować dla 

mnie ostatnią sobotę sierpnia, dobrze? – Rozstrzygnął wreszcie swój wewnętrzny 
dylemat i sięgnął po kolejne ciastko krabowe. – Uwielbiam je – wyznał, odchodząc 
z błogim uśmiechem na ustach.

Chociaż  komplementy  Collinsa  pochlebiały  Fionie,  cała  rozmowa  była  dla 

niej  zaskoczeniem.  Rozejrzała  się  w  poszukiwaniu  Hanka.  Zauważyła,  że 
rozmawia z jakimś mężczyzną, i ruszyła w tym kierunku.

– Czy mogłabym zamienić z tobą słówko? – poprosiła.
Hanka  zdziwił  wyraz  jej  twarzy.  Nie  wyglądała  na  kobietę,  którą  właśnie 

obdarzono komplementem. Przypomniał sobie o reputacji Collinsa.

– Co się stało? Czy Collins powiedział coś niestosownego?
Fionie zdawało się, że słyszy w głosie Hanka troskę, lecz doszła do wniosku, 

że takie przypuszczenie to wytwór przemęczonej wyobraźni.

– Nie, ale poprosił mnie, żebym przygotowała dla niego przyjęcie. Hank, on 

zachowywał się tak, jakby nic o mnie nie wiedział. Czy nie powinien zdawać sobie 
sprawy chociaż z tego, że jestem klientką waszej firmy? – A może firma Hanka jest 
tak duża, że jej dyrektor mógł nie wiedzieć o wszystkich zleceniodawcach?

Hank  zdawał  sobie  sprawę,  że  powinien  był  powiedzieć  Fionie  o  tym 

wcześniej,  nigdy  jednak  nie  było  ku  temu  okazji.  Nadeszła  teraz,  w  tym  właśnie 
momencie, niezależnie od tego, czy mu się to podobało, czy nie.

– Cóż – zaczął – nie jesteś klientką naszej firmy. Jesteś moja. Wyłącznie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Fiona spoglądała z uwagą na Hanka. Nie rozumiała, co do niej mówi.
–  Co  dokładnie  znaczy  „wyłącznie  twoja”?  –  W  jej  spojrzeniu  było  coś, 

czego Hank nie potrafił rozszyfrować. Starannie dobierał słowa.

–  To  znaczy,  że  kiedy  zaczynałem  pracować  u  Collinsa  i  Walkera,  oprócz 

kierowania działem i realizowania powierzonych mi kampanii uzyskałem prawo do 
prowadzenia w wolnym czasie,  ale  przy wykorzystaniu zaplecza firmy, własnego 
niewielkiego tematu, gdybym widział w tym korzyść dla siebie. – A reklamowanie 
Fiony wydawało mu się ze wszech miar korzystne. – Gdyby temat miał się kiedyś 
rozrosnąć, oczywiście, jestem zobowiązany zgłosić go oficjalnie.

Przyglądał się jej uważnie, ale jej twarz wciąż pozostawała nieprzenikniona.

Może był to dobry znak.

– W pewnym sensie jest to rodzaj programu sierocego.
To określenie natychmiast poruszyło Fionę.
– Ze mną w roli sieroty.
Już w chwili kiedy wypowiadał to słowo, Hank wiedział, że popełnia błąd. 

Próbował go teraz naprawić, choć obawiał się, że może być na to za późno.

– Twoja firma to temat o wielkim potencjale, choć nie ma na razie środków 

na  sfinansowanie  dużej  kampanii  reklamowej.  –  Widział,  że  Fiona  nie  jest 
przekonana.  Przywołując  na  pomoc  cały  swój  wdzięk  i  umiejętności,  starał  się 
uczynić  tę  sytuację  bardziej  do  przyjęcia  dla  Fiony.  –  Gdybym  był  prawnikiem, 
porównałbym to do czegoś w rodzaju prowadzenia sprawy pro publico bono.

Fiona doskonale wiedziała, co to oznacza. I jak czuła się w przypisanej jej 

roli. W żaden sposób nie mogła się na to zgodzić.

– Działalność charytatywna?
Przez  całą  noc  mogli  żonglować  eufemizmami.  To  jednak  nie  zmieniało 

kwestii zasadniczych. A rzeczą podstawową było to, że Fiona nie miała pieniędzy, 
by  osiągnąć  to,  czego  potrzebowała.  Przynajmniej  na  razie.  Ale  Hank  chciał  jej 
pomóc.  Gdyby  nie  Fiona,  prawdopodobnie nie  pracowałby u  Collinsa  i  Walkera. 
Poza  tym  uważał,  że  każdy  od  czasu  do  czasu  powinien  zrobić  coś  tylko  i 
wyłącznie  dla  poprawienia  własnego  samopoczucia  i  samooceny.  I  tak  właśnie 
Hank czynił teraz. Pomagając Fionie, sam czuł się lepszy.

Było mu z tym dobrze i koniec.
– Nie unoś się dumą, Fiono. To ty okazujesz miłosierdzie wobec mnie.
Musi chyba uważać ją za kompletną idiotkę.
– A to w jaki sposób?
– Pozwalając mi działać w dobrym momencie. Nie rzucałem słów na wiatr, 

przepowiadając ci wielką przyszłość.

Osiągniesz  sukces.  I  to  ogromny.  Trzeba  tylko  odpowiednio  tobą 

pokierować.

Fiona czuła, że jej opór słabnie, lecz nie była do końca przekonana, że Hank 

ma  rację.  Nie  dlatego,  że  nie  wierzyła  w  siebie.  Gdyby  tak  było,  wycofałaby się 
znacznie wcześniej.

Nie widziała jednak szansy, by jej firma mogła rozrosnąć się do rozmiarów, 

o których wspominał.

– Tak mówiłeś.
– Moja droga, jak nazywają się te małe cudeńka?
Fiona obróciła się w stronę starszej, dojrzale wyglądającej kobiety. Trzymała 

background image

ona  w  ręku  jedną  z  miniaturowych  tart,  które  z  wielkim  poświęceniem  Fiona 
przygotowywała o świcie, udoskonalając otrzymany niegdyś od Mavis przepis.

– W zasadzie jest to ciastko orzechowe – odparła Fiona.
Ciasteczko  było  tak  maleńkie,  że  można  by  je  podać  na  balu  elfów,  i 

najwyraźniej zachwyciło starszą damę.

– Czy sprzedaje je pani?
Fiona potrząsnęła głową.
– Nie.
– Jeszcze nie – wtrącił się Hank, stając pomiędzy Fioną a kobietą, w której 

rozpoznał  właścicielkę  „Eleganckiego  Świata”,  jednej  z  modniejszych  ostatnio 
restauracji.

– Jeszcze? – powtórzyła zdziwiona Fiona. O czym on mówi?
– Ale to nasz następny planowany krok, pani Gentry.
– Uśmiechając się czarująco w stronę starszej pani, Hank poprowadził Fionę 

na bok. Chciał porozmawiać z nią na osobności.

Alice  Gentry zdążyła jeszcze chwycić tartę krabową, zanim Fiona  poniosła 

tacę  dalej.  Hank  dostrzegł,  jak  oczy  starszej  damy  przymykają  się  w  kulinarnej 
ekstazie.

Odkryłem żyłę złota, pomyślał.
Fiona nie miała pojęcia, o czym mówił Hank.
– Jaki krok, jakie plany? – dopytywała się. I było też pytanie ważniejsze od 

wszystkich pozostałych. – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zajmujesz się reklamą 
mojej firmy prywatnie, a nie przez swoją agencję?

–  Z  powodu  wyrazu  twoich  oczu,  kiedy  pomyślałaś,  że  może  to  być  jakiś 

zawoalowany akt miłosierdzia. Trzymaj się mnie, moja pani – odparł, obejmując ją 
ramieniem – a zobaczysz, że wszystko zacznie dziać się o wiele szybciej.

– Ja tego nie potrafię.
Fiona  przygryzła  wargę,  patrząc,  jak  kamerzysta  ustawia  swój  sprzęt  na 

niewielkiej scenie. Hank przyprowadził ją tutaj dziesięć minut temu i przedstawił 
Tony’emu Kiriakisowi.

–  To  najlepszy  w  branży  operator  reklam  telewizyjnych  –  oświadczył  z 

przekonaniem.

Dla niej równie dobrze mógłby to być ktokolwiek, ale ufała Hankowi.
Może  nawet  za  bardzo.  Przycisnęła  dłoń  do  żołądka,  który  niemal 

podchodził jej do gardła.

Scena  była  podzielona  na  dwie  części,  przedstawiające  salon  prywatnego 

domu i salę balową. Dla Fiony nie miało to znaczenia. Nie była aktorką. Cóż mogła 
wiedzieć o tego rodzaju występach?

–  Oczywiście,  że  potrafisz.  –  Hank  zaczął  masować  jej  kark.  Tak  bardzo 

chciał  jej  pomóc.  Mięśnie  Fiony  nie  byłyby  twardsze,  gdyby  na  co  dzień 
zajmowała  się  przemycaniem  rzeźbionych  krzeseł.  Ale  wiedział,  że  jest  w  stanie 
sprostać wyzwaniu. Musiał tylko sprawić, by uwierzyła w siebie. Teraz modna jest 
naturalność.  Patrz  po  prostu  w  kamerę  i  powiedz  to,  co  dla  ciebie  napisałem.  I 
wszystko będzie dobrze.

Co ja tutaj robię, pytała siebie w duchu. Musi być szalona, skoro dała się na 

to namówić. Ale z jakiegoś powodu wciąż mu ulegała.

– Łatwo ci powiedzieć – odezwała się z wyrzutem. Twoje dłonie nie ociekają 

wodą jak chmury burzowe.

Stanął przed nią i ujął ją za ręce. Bardzo powoli, wciąż patrząc w jej oczy, 

background image

uniósł jej dłonie do ust i pocałował. Najpierw jedną, potem drugą.

– Lepiej?
–  O  tak,  o  wiele.  –  W  jej  głosie  brzmiała  desperacja  i  sarkazm,  lecz  nie 

wyrwała rąk. – Mój żołądek jest jednym, ciasnym supłem.

Zaśmiał  się,  znów  stając  za  nią.  Chce,  żebym  całkowicie  straciła  kontrolę 

nad swoim ciałem, pomyślała Fiona, gdy Hank powrócił do masowania jej karku. 
Nic to nie pomagało.

Jego najlżejszy dotyk wywoływał w niej dreszcze.
Spróbowała się obrócić, ale Hank mocno ją trzymał.
– A co teraz robisz? – spytała.
– Staram się rozluźnić twoje mięśnie – odparł łagodnie.
–  To  jedynie  trzydziestosekundowa  migawka  w  lokalnym  programie.  –

Tylko  tyle  udało  mu  się  wynegocjować  za  pieniądze,  jakimi  dysponował.  Część 
pochodziła  od  Fiony,  resztę  dołożył  sam.  Wystarczyło  na  pokrycie  kosztów 
wynajęcia studia i honorarium Tony’ego.

Fiona  zobaczyła,  że  kamerzysta  patrzy  w  jej  stronę.  Jej  żołądek  znów  się 

skurczył do rozmiarów orzeszka.

– Chyba nie ma sensu liczyć na to, że nikt tego nie zobaczy.
– Najmniejszego. – Zaśmiał się.
Fiona zacisnęła usta. Choć wysilała umysł, nie znajdowała nic pozytywnego, 

na  czym  mogłaby  skupić  uwagę.  Przeżywała  prawdziwe  piekło,  które 
najprawdopodobniej  nie  przyniesie  niczego  dobrego.  Dlaczego  nie  umiała 
przekonać Hanka, że wystarczą jej polecenia osób będących na przyjęciu Collinsa 
Walkera?

Spojrzała na niego z niepokojem.
– Czy to prawda, że kamery podkreślają wszystkie mankamenty człowieka?
Stanowczym ruchem odwrócił jej głowę z powrotem do kamery. Chyba była 

teraz trochę mniej spięta, choć wątpił, by udało jej się poczuć naprawdę swobodnie.

– Ty nie masz żadnych mankamentów.
Zaśmiała się lekceważąco.
– Mylisz mnie ze sobą.
– Znowu zaczynasz – oskarżył ją Hank. – Flirtujesz ze mną, kiedy ja nic nie 

mogę zrobić. – Jedyne, co mu jeszcze zostało, to spróbować odwrócić uwagę Fiony 
od kamery.

Nachylił się, muskając niemal ustami jej ucho. – Czy potem nie moglibyśmy 

wybrać się gdzieś, żeby coś przekąsić?

Z trudem opanowała drżenie, czując na policzku ciepło jego oddechu.
– Do restauracji?
– Prawdę mówiąc – odparł, delikatnie całując jej ucho – myślałem raczej o 

twoim domu.

Ten mężczyzna nie zdawał sobie sprawy, jaki wywiera na nią wpływ.
– Zgoda. – Z trudem panowała nad swoim głosem. – Jeśli chcesz.
Obrócił ją do siebie.
– Chcę – powtórzył z powagą.
Patrzyła  na  niego  jak  zahipnotyzowana.  Musiała  przypominać  sobie,  że 

należy  oddychać.  Zepsułaby  wszystko,  osuwając  się  teraz  do  jego  stóp  jak 
bezwolna, szmaciana lalka.

–  Czy możemy  zaczynać?  –  zawołał do nich  Tony. –  Wiem,  że  nie jestem 

Stevenem  Spielbergiem,  ale  też  mam  własne,  choć  bardzo  zwyczajne  życie  i 
chciałbym  wpaść  na  chwilę  do  domu,  zanim  znów  będę  musiał  pojawić  się  tutaj 

background image

jutro rano.

– Przepraszam,  Tony, jesteśmy prawie  gotowi. – Hank popatrzył na  Fionę, 

chcąc dać jej tyle czasu, ile potrzebowała.

Zniżył głos. – Jesteśmy?
Nie  chciała  sprawić  mu  zawodu.  Hank  dokonywał  dla  niej  rzeczy  niemal 

niemożliwych.  Była  pewna,  że  czek,  jaki  od  niej  dostał,  nie  wystarczył  na 
wyprodukowanie tej reklamy.

Dzięki  rozmowom  ze  szwagrem  miała  jakie  takie  pojęcie  o  kosztach 

produkcji. Ale dobre chęci nie wystarczały. Była pewna, że wypadnie jak gadające 
pudło.

Zawahała się.
– Nie wiem.
– Wyobraź sobie, że mówisz tylko do mnie – radził, prowadząc ją w stronę 

kamery. – Tylko do mnie.

Aha, jakby to miało pomóc się jej odprężyć.
–  Nie  kręcimy  „Przeminęło  z  wiatrem”.  –  Tony  wskazał  Fionie  pierwsze 

zaznaczone  na  podłodze  miejsce.  –  To  tylko  trzydziestosekundowy  kawałek. 
Pojawiasz się, a za chwilę cię nie ma. Nic więcej. – Spojrzał na nią po raz ostatni. –
Gotowa?

Fiona  westchnęła  głęboko.  Jej  wzrok  bezwiednie  skierował  się  w  stronę 

Hanka. Gestem pokazał jej, że wszystko w porządku.

– Gotowa.
Wszystko potoczyło się zadziwiająco szybko i bezboleśnie.
–  To  najszybszy  kawałek,  jaki  w  życiu  nakręciłem.  –  Zadowolony  Tony 

spoglądał na Fionę. – Kamera cię kocha, skarbie. Czy myślałaś kiedyś o kręceniu 
reklamówek  zawodowo?  Bo  gdybyś  chciała,  mam  kuzyna,  który  prowadzi  tę 
agencję...

Fiona  zerknęła  na  Hanka.  Na  jego  twarzy  nie  dostrzegła  rozbawienia.  Czy 

oni obydwaj potracili rozum?

– Czy ty go na to namówiłeś?
– Jedyne, do czego namówił mnie ten śliczny chłopak, to żebym nakręcił dla 

niego  ten  drobiazg  za  nieprzyzwoicie  małą  sumę  pieniędzy.  Te  twoje  uczciwe, 
budzące  zaufanie  oczy.  –  Tony  roześmiał  się  wesoło.  –  Kupiłbym  od  ciebie 
używany samochód.

Teraz, gdy było po wszystkim, Fiona czuła się o wiele lepiej. Mogła nawet 

wspominać  całą  tę  sytuację  z  rozbawieniem,  kiedy  żołądek  przestał  wreszcie  jej 
dokuczać.

– Dzięki, będę o tym pamiętać, gdy moja furgonetka zacznie się sypać.
Tony dał sygnał komuś ukrytemu z tyłu i pogasły światła.
Scena  tak  jasna  jeszcze  chwilę  wcześniej,  teraz  wydawała  się  smutna  i 

opuszczona.

– Cóż, muszę iść do domu wypełniać mężowskie obowiązki. – Zachichotał, 

spoglądając na Fionę i Hanka. – Kobieta rzuca się na mnie, gdy tylko przekraczam 
próg.

–  Nowożeńcy?  –  domyśliła  się  Fiona,  choć  Tony Kiriakis  nie  wyglądał  na 

świeżo upieczonego męża. Miał prawie pięćdziesiąt lat i jego twarz czas oznaczył 
plątaniną bruzd.

Tony potrząsnął głową.
–  Niedługo  będziemy  obchodzić  dziesiątą  rocznicę  ślubu  –  oświadczył  z 

dumą, po czym dodał: – Jeśli dożyję. – Popatrzył na Fionę i nagle o czymś sobie 

background image

przypomniał. – Może urządzimy małą uroczystość, jeśli dotrwamy do tego czasu.

– Czy masz może przy sobie wizytówkę?
To pytanie zaskoczyło Fionę.
– Oczywiście. – Szybko odnalazła w torebce blankiecik.
Tony przyjrzał się narysowanej w lewym rogu postaci.
–  W  ogóle  nie  przypomina  ciebie.  –  Spojrzał  w  dół.  Tylko  buty  są  takie 

same.  –  Schował  do  kieszeni  wizytówkę,  po  czym  wskazał  na  trzymaną  w  ręku 
taśmę. – Będzie gotowe jutro po południu. Pasuje? – zwrócił się do Hanka.

– Jak najbardziej.
Uścisnęli jeszcze ręce na pożegnanie, po czym kamerzysta wyszedł tylnymi 

drzwiami, zaś Fiona i Hank skierowali się do głównego wyjścia.

Usłyszeli  to sekundę przed otworzeniem  drzwi.  Grom,  którego  echo niosło 

się jak dźwięk bębnów.

Wstrzymując  oddech,  Hank  pchnął  drzwi.  Przed  nimi  pojawiła  się  ściana 

wody. Cały parking niemal pływał w jeziorze deszczówki.

Po  raz  pierwszy  Hank  widział  dziś  to,  co  miejscowi  ludzie  nazywali 

płynnym kalifornijskim słońcem. Cofnął się.

– Sądziłem, że deszcz pada tu jedynie w zimie.
Fiona  zaśmiała  się.  Zawsze  kochała  deszcz  i  nigdy  nie  przerażał  jej  huk 

piorunów,  nawet  gdy  była  małą  dziewczynką.  Wyobrażała  sobie,  że  to  anioły 
przypominają ludziom o swoim istnieniu.

Spojrzała  w  górę,  wyglądając  błyskawic,  ale  niebo  było  tylko  ciemną, 

nieprzeniknioną taflą.

–  Czasami  faceci  od  pogody  potrafią  się  pomylić.  –  Wyciągnęła  rękę, 

pozwalając, by woda spływała po jej nagim ramieniu.

Nic nie wskazywało na to, by ulewa miała wkrótce ustać.
Mogliby  tkwić  tutaj  nawet  do  rana.  Od  samochodu  dzieliło  ich  zaledwie 

kilka metrów, a jednak zanimby tam dotarli, przemokliby do suchej nitki.

– Zaczekaj tutaj, a ja przyprowadzę samochód – zaoferował się Hank.
Fiona w żadnym wypadku nie zamierzała się na to zgodzić.
–  Nie  ma  mowy.  Pobiegnijmy  razem.  –  Zobaczyła  w  oczach  Hanka 

powątpiewanie. – Nie martw się, nie rozpuszczę się. Nie jestem z cukru.

Miał  na  temat  własne  zdanie.  Dla  niego  była  samą  słodyczą  z  odrobiną 

egzotycznej  przyprawy,  czyniącej  całość  bardziej  interesującą.  Zanim  jednak 
zdążył wyrazić swoją opinię, Fiona chwyciła go za rękę i pociągnęła na parking.

Woda  zaatakowała  ich  ze  wszystkich stron.  Lała  się  strumieniami  z  góry  i 

pryskała z ogromnych kałuż.

Kiedy  dotarli  do  samochodu,  oboje  byli  kompletnie  przemoczeni.  Fiona 

zdawała się nie przejmować tym, że ubranie oklejało jej ciało.

Co więcej, choć zakrawało to na czyste szaleństwo, wydawało się wręcz, że 

cała sytuacja jest dla Fiony przyjemna.

Hank  szybko  otworzył  drzwiczki  wozu  i  oboje  wsiedli  do  niego  w 

pośpiechu. Deszcz wdarł się za nimi do środka.

– Uff – westchnęła Fiona ze śmiechem. Ocierając rękoma twarz, opryskała 

przy okazji Hanka. – Przepraszam – powiedziała bez specjalnej skruchy w głosie.

Hank  czuł  się  podobnie,  gdy  jako  dziecko  skakał  przez  kałuże:  wesoło  i 

beztrosko.

–  Proponowałem,  że  cię  oszczędzę  –  przypomniał  Fionie,  przekręcając 

kluczyk w stacyjce.

Jego modlitwa została wysłuchana i samochód zapalił.

background image

Choć  bardzo  szykowny,  jego  sportowy  wóz  potrafił  czasem  zawieść  przy 

kiepskiej pogodzie.

Fiona  przeczesywała  palcami  mokre  włosy.  Ich  zwykle  niesforne  kosmyki 

przylegały teraz gładko do czaszki.

– Rośliny potrzebują deszczu. Ostatnio nie było go zbyt wiele.
Dwie  poprzednie  zimy  okazały  się  szczególnie  suche.  Fiona  czasami 

zastanawiała się, jakim cudem cokolwiek w ogóle rośnie w tym rejonie.

Kiedy  Hank  nie  odpowiedział,  Fiona  spojrzała  w  jego  stronę.  Latarnie 

uliczne oświetlały jego profil. Woda ściekała mu po brodzie. Miała wielką ochotę 
obetrzeć z jego twarzy krople deszczu. Mocniej zacisnęła dłonie.

Hank bardzo uważnie wyjechał z parkingu. Wycieraczki nie radziły sobie ze 

strugami deszczu. Widoczność była niemal żadna.

–  Większość  znanych  mi  kobiet  nie  lubi  być  smagana  potokami  ulewnego 

deszczu.

Fiona roześmiała się.
– Nazywasz to ulewą? Niewiele jeszcze widziałeś. Poczekaj, aż zacznie się 

pora  deszczowa  –  ostrzegła.  –  Wówczas  niekiedy  ma  się  wrażenie,  że  woda  za 
chwilę zmyje z powierzchni ziemi całą południową Kalifornię.

– Nie mogę się tego doczekać – mruknął Hank.
Niespodziewana  ulewa  wypłoszyła  z  arterii  miasta  większość  kierowców. 

Mimo  słabej  widoczności  dość  szybko  dotarli  pod  dom  Fiony.  Kiedy  się 
zatrzymali,  zaczęła  zastanawiać  się,  czy  nie  zaprosić  Hanka  do  środka.  Kręcenie 
filmu, a potem deszcz wprawiły ją  w lekką  euforię,  ale nie musiała trwać w  tym 
szaleństwie.

Uchyliła lekko drzwi i krople deszczu zaczęły wdzierać się do wewnątrz.
– Może lepiej jedź do domu. Nie chcesz się chyba przeziębić.
Nie  pozbędzie  się  mnie  tak  łatwo,  pomyślał  Hank.  Od  dwóch  tygodni 

spotykali  się  po  godzinach,  omawiając  różne  reklamowe  pomysły  i  wcielając  w 
życie  niektóre  z  nich,  jak  choćby  dzisiejszy  film.  Coraz  bardziej  lubił  Fionę  i 
przyzwyczajał się do jej nietypowego zachowania.

–  Zwykła  mżawka  nie  wystarczy,  by  mnie  zmóc  oświadczył.  –  Doiłem 

krowy podczas burzy śnieżnej.

–  Zdecydowanie nie żałuję,  że nie  miałam okazji  osobiście przeżyć czegoś 

podobnego.  –  Zbierając  w  sobie  całą  odwagę,  pchnęła  mocno  drzwiczki 
samochodu.

–  Nie  mów  „nie  żałuję”,  dopóki  czegoś  nie  spróbujesz  –  odrzekł  Hank. 

Kiedyś nie  znosił życia na  ranczu, ale to właśnie doświadczenia z tego okresu w 
dużym  stopniu  ukształtowały  jego  charakter.  Niewiele  rzeczy  mogło  go  teraz 
przerazić.

Kuląc  ramiona,  podążył  za  Fioną.  Zatrzymali  się  przed  wejściem.  Fiona 

próbowała otworzyć drzwi. Klucz jednak utknął w zamku.

– Poczekaj, pomogę ci. – Po kilku mocnych szarpnięciach zamek ustąpił. –

Trzeba go naoliwić.

Fiona  zamknęła  drzwi.  Zdążyła  zobaczyć  w  lustrze  swoje  odbicie.  Zmokła 

kura prezentowałaby się lepiej niż ona, lecz w tej chwili miała zbyt dobry humor, 
by się tym przejmować.

–  To  samo  wciąż  sobie  powtarzam.  Ale  zanim  dojdę  do  kuchni,  gdzie 

trzymam  puszkę  ze  smarem,  zapominam.  Westchnęła,  bez  specjalnej  skruchy.  –
Tak wiele jest do zrobienia.

Przez całe dzieciństwo wpajano Hankowi zasadę, że wszystko należy robić 

background image

od  razu,  inaczej  w  szybkim  czasie  przygniecie  człowieka  ogrom  odłożonych  na 
później spraw.

–  Nie  ma  lepszej  okazji  niż  teraz.  –  Przesunął  ręką  po  włosach.  Dookoła 

posypały się mokre krople. – Gdzie trzymasz ten pojemnik?

– Pod zlewem. – Ruszyła za nim. – Ale nie musisz...
Hank znalazł pojemnik i już szedł z powrotem.
– Lubię być użyteczny. Pozwól mi choć przez chwilę poczuć się jak macho.
Kiedy skończył oliwić zamek, Fiona odebrała od niego puszkę.
–  Jesteś  macho.  –  Odstawiła  pojemnik,  czując  dziwny  spokój.  Może  to  z 

powodu deszczu. – A więc na co masz ochotę?

Jego usta wygięły się w uśmiechu.
– Na coś zimnego i mokrego.
Nie spuszczał z niej wzroku.
– W tej chwili ten opis pasuje do mnie.
Hank ujął jej rękę, przysuwając się bliżej.
– Wiem.
Fiona nie była w stanie wykonać żadnego ruchu.
– Nie jesteś głodny, prawda?
– Nie bardzo.
Czy słyszał, jak bije jej serce?
– Więc czego chcesz?
– Ciebie.
Powiedział to bardzo cicho, a ona czuła, że zbiera się jej na płacz. I bała się, 

że Hank źle zrozumie jej łzy.

– Rozczarujesz się.
–  Nic  nie  mów.  –  Położył  jej  palec  na  ustach.  Nie  chciał  słyszeć  żadnych 

protestów, zaprzeczeń. Pragnął tylko jej.

– Pozwól, że sam osądzę.
Wiedziona instynktem, przemożną potrzebą bliskości, przycisnęła wargi do 

palca, który ich dotykał. Oczy Hanka nabrały dziwnego wyrazu. Widziała w nich 
tkliwość i namiętność.

Cofnął rękę i przygarnął Fionę do siebie. Całował ją zachłannie, nie próbując 

walczyć dłużej z pożądaniem. Pragnął tylko jednego: Kochać się z tą kobietą, która 
tak bardzo go intrygowała.

Świat zawirował wokół Fiony. Tego jednego dnia postanowiła przenieść się 

w świat marzeń. Uwierzyć, że jest równie piękna jak Bridgette, piękna jak piękne 
musiały być kobiety w życiu Hanka.

Jak zawsze o tym marzyła.
Hank  prawie  jej  nie  poznawał.  W  jego  ramionach  stała  się  całkiem  inną 

osobą.  Nieśmiała,  przestraszona  dziewczynka  zniknęła,  a  na  jej  miejsce  pojawiła 
się  kobieta,  która  całowała  go  namiętnie.  Która  zdawała  się  pragnąć  go  równie 
mocno jak on jej.

Ich  miłosne  zbliżenie  w  jakiś  sposób  pozwoliło  mu  zbliżyć  się  do  siebie 

samego. Pieszcząc Fionę, doświadczał wrażeń, jakich nigdy wcześniej nie zaznał. 
Smak, dotyk, dźwięki, wszystko drażniło jego zmysły, otwierając je niczym okna, 
które zbyt długo chroniły wewnętrzny zaduch.

Fiona  pachniała  polnymi  kwiatami,  tymi  samymi,  które  matka  stawiała  w 

kuchni. Świeżym sianem grabionym na łące.

Pachniała domem, uświadomił sobie w pewnej chwili, pokrywając jej ciało 

pocałunkami.

background image

Było to dziwne uczucie dla mężczyzny w jego wieku zdać sobie sprawę, że 

opuścił przed laty dom, po to, by odnaleźć go w odległym zakątku świata.

Jeszcze dziwniejsze było to, że odnalazł go dzięki kobiecie, której wizerunek 

naszkicował kiedyś w swoim żółtym notatniku.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Obudził go zapach polnych kwiatów.
Polne kwiaty.
Fiona.
Powoli otwierając oczy, wyciągnął w jej stronę rękę, by w następnej chwili 

przekonać się, że jest sam. Jej miejsce było zimne i puste. Fiona musiała wstać już 
jakiś czas temu.

Spojrzał na zegarek. Ledwie minęła siódma. O wiele za wcześnie, by zrywać 

się  z  łóżka  w  sobotni  poranek.  Zwłaszcza  że  w  nocy  nie  mieli  okazji  zbyt  długo 
pospać.

Ogarnęło  go  rozczarowanie. Miał nadzieję na  długi, leniwy poranek,  kiedy 

kochaliby się powoli, zanim wreszcie głód skłoniłby ich do wstania.

Z ciężkim westchnieniem rozejrzał się wokół w poszukiwaniu dżinsów. Nie 

pamiętał, gdzie rzucił je poprzedniego wieczora. Nie myślał wtedy o ubraniu.

Kilka minut później znalazł spodnie pod łóżkiem. Wciągając je, uśmiechnął 

się na wspomnienie Fiony. Była absolutnie niewiarygodna, gdy uchylili drzwi, za 
którymi skrywała swą prawdziwą naturę.

Może  nie  było  to  aż  tak  zaskakujące,  skonstatował,  przeczesując  palcami 

włosy. Kiedy pierwszy raz spojrzał w jej oczy, wydawało mu się, że widzi w nich 
pasję i ogień tuż pod cienkim pancerzykiem strachu. Ale, z drugiej strony, sądził 
też, że obudzi się u boku Fiony i będą mogli wspominać razem to, co zdarzyło się 
kilka godzin wcześniej.

I powtórzyć wszystko raz jeszcze.
Czuł się tak, jakby wykonał rzut za dziesięć punktów.
Nieźle jak na pierwszą rozgrywkę.
Tylko że tak naprawdę to, co się wydarzyło, nie było zwykłą grą. To było...
Czymś więcej.
Szukając koszulki, przypomniał sobie, że zostawił ją w salonie. Czy była tam 

także Fiona? Ruszył, by to sprawdzić.

Nie potrafił powstrzymać jęku, gdy w progu pokoju zaatakowała go Velcro, 

wbijając pazury w jego bose stopy. Jego okrzykowi odpowiedział z kuchni głośny 
brzęk tłuczonego szkła.

Natychmiast  pobiegł  w  tamtą  stronę  z  Velcro  wciąż  wczepioną  w  nogę. 

Pośrodku  kuchni  klęczała  Fiona,  zbierając  na  kolanach  szczątki  tego,  co  było 
kiedyś niebieską porcelanową miską. W jej wzroku, kiedy ich spojrzenia spotkały 
się na chwilę, było zawstydzenie. Szybko odwróciła oczy.

Poruszając  się  dość  niezgrabnie  z  powodu  przywieszonej  u  nogi  ozdoby, 

Hank pośpieszył jej na pomoc.

–  Velcro,  psik!  –  zawołała  Fiona.  Hank  nigdy  dotąd  nie  słyszał  u  niej  tak 

stanowczego tonu. Podobnego zdania musiała być kotka, gdyż natychmiast uciekła 
z podwiniętym ogonem.

Hank ostrożnie zbierał biało-niebieskie kawałki.
– Brakowało mi ciebie dzisiaj rano.
Fiona  nie  sądziła,  że  będzie  to  tak  niezręczna  sytuacja.  Nie  miała  tego 

rodzaju doświadczeń.

– Musiałam wstać.
Wrzucił kawałki porcelany do kosza.
– Organizujesz dzisiaj przyjęcie?

background image

Łatwo byłoby po prostu potwierdzić i ukryć się  za tą wymówką.  Fiona nie 

chciała jednak okłamywać Hanka.

– Nie.
– Ale gotowanie cię odpręża – przypomniał sobie Hank.
Jej odwrócony wzrok był dostatecznym potwierdzeniem jego domysłów.
– Tak.
Trzymała  w  dłoni  kawałki  potłuczonej  miski.  Wziął  je  od  niej  i  wyrzucił. 

Uważnie strzepnąwszy z ręki Fiony okruchy porcelany, pomógł jej wstać.

Stała  przed nim bez  makijażu, potargana i  urocza. Nie  widząc powodu,  by 

odmawiać sobie tej przyjemności, wziął ją w ramiona.

–  Znam  inne  sposoby  osiągnięcia  tego  samego  celu.  I  możemy  robić  to 

razem.

Jego  obecność  zdecydowanie  nie  pomagała  jej  się  odprężyć.  Poza  tym  nie 

chciała, by Hank czuł, że jest jej cokolwiek winien.

– Nie musisz.
– Muszę? – Patrzył na nią zaskoczony. – Dość dziwnie to określiłaś. Czy gdy 

kochaliśmy się wczoraj, moje zachowanie w jakimkolwiek momencie sprawiło na 
tobie wrażenie wymuszonego? – Mówiąc to, delikatnie wodził palcem po krawędzi 
ucha Fiony.

Była  coraz  bardziej  rozkojarzona.  Po  plecach  zaczęły  przechodzić  jej 

dreszcze.

– Nie, wczoraj było cudownie. Było pięknie – poprawiła się.
– A więc w czym tkwi problem? – Hank nie potrafił zrozumieć, czemu Fiona 

znów wydawała się taka spięta.

–  Nie  ma  żadnego  problemu.  –  Jak  może  wyjaśnić  cokolwiek,  nie 

upokarzając  jednocześnie  samej  siebie,  zastanawiała  się  Fiona.  –  Myślałam,  że... 
gdy oprzytomniejesz, najchętniej... po prostu wymkniesz się do domu.

Nie. Dlaczego nie mógł zwyczajnie wyjść, zamiast dręczyć ją w ten sposób?
–  Gdy  oprzytomnieję  –  powtórzył  powoli,  starając  się  zrozumieć  słowa 

Fiony. – Czy wczoraj sprawiałem wrażenie lunatyka?

– Ale wczoraj było wczoraj, a dzisiaj jest... dzisiaj.
Teraz naprawdę nic z tego nie rozumiał.
– To bardzo głębokie spostrzeżenie i jestem pewien, że ktoś zechce dodać je 

do  swojej  kolekcji  przysłów,  ale  czy  mogłabyś  mi,  do  licha,  wyjaśnić,  o  co  ci 
chodzi?

–  Że  nie  masz  wobec  mnie  żadnych  zobowiązań. Możesz  po  prostu  iść  do 

domu i zapomnieć o wszystkim.

A  więc  Fiona  sądziła,  że  to  taka  sobie  jednorazowa  przygoda.  Hank  nie 

wiedział, czy powinien się obrazić, czy przepraszać, jeśli czymkolwiek dał jej do 
zrozumienia, że może chcieć ją w ten sposób wykorzystać.

– Żadnych zobowiązań? Nie czuję się wobec ciebie do niczego zobowiązany.

Stworzyła  sobie  pani  chyba  dość  fałszywy  obraz,  moja  damo.  Musisz  zdjąć  te 
ciemne okulary.

Nie chcę iść do domu, a tym, co czuję w tej chwili, Fiono, jest głód.
–  Mogę...  –  Obróciła się  w  stronę  lodówki,  ale  Hank  Chwycił  ją  za  rękę  i 

powstrzymał.

–  Nie  tego  rodzaju  głód  –  wyjaśnił,  przyciągając  ją  do  siebie.  Musnął  jej 

wargi i czuł, że opór Fiony maleje.

Krew w jego żyłach zaczęła żywiej krążyć. – Chcę tego szepnął.
Wciąż  mnie  pożąda,  pomyślała  Fiona.  Chociaż  kochali  się  przez  pół  nocy, 

background image

wciąż jej pożądał.

– Jesteś pewien?
Otoczył dłońmi jej twarz i pocałował czule.
– Jestem.
Jeszcze broniła się przed tą cudowną wizją, jaką przed nią roztaczał.
– Ale przecież kochaliśmy się zeszłej nocy.
–  Naprawdę?  –  spytał  przekornie.  Po  kolei  ucałował  jej  powieki.  –  Być 

może.  A  więc  ponieważ  mam  tak  słabą  pamięć,  musimy  coś  zrobić,  żeby  ją 
odświeżyć. – Obsypał pocałunkami jej twarz.

– Ale...
Nie pozwolił jej skończyć i całował, aż całkowicie zapomniała o wszystkim 

poza przyjemnością, której oczekiwała.

–  Dobrze,  możemy,  oczywiście,  stać  tutaj  i  rozmawiać,  jeśli  tego  chcesz  –

powiedział  wreszcie.  –  Ale  moglibyśmy  też  poszukać  jakiegoś  wygodniejszego 
miejsca do rozmowy.

Może w twoim łóżku.
Wsunęła rękę w jego dłoń.
– Zgoda.
Obejrzał się, zanim wyprowadził Fionę z kuchni.
– Czy nie ma tu nic, co mogłoby zacząć wrzeć?
– Tylko ja.
Popatrzył na nią z czułością.
Doskonale!
To był sen. Długi, piękny sen. Fiona wiedziała o tym.
W  każdej  chwili  mogła  się  obudzić  i  stwierdzić,  że  spędzone  z  Hankiem 

tygodnie  są  jedynie  mglistym  wspomnieniem,  nie  różniącym  się  niczym  od  jej 
sennego marzenia.

Po prostu ten sen trwał trochę dłużej. To wszystko.
Fiona spoglądała na Hanka ze ściśniętym sercem. Ostatniej nocy pracowali 

do  późna.  Potem  Hank  udawał,  że  jest  zbyt  zmęczony,  by  ją  odwieźć  do  domu. 
Zaraz potem zaprzeczył temu, kochając się z nią.

Gdyby nie Hank, nie byłaby w stanie nawet wyobrazić sobie, że miłość może 

być  tak  piękna.  Potrafił  być  zarazem  czuły  i  namiętny,  delikatny  i  zmysłowy. 
Dopiero teraz Fiona zrozumiała, jak puste było dotąd jej życie.

I jak puste będzie, gdy Hank się nią znudzi.
Leżał  obok  niej  z  twarzą  ukrytą  w  poduszce  i  z  kosmykami  włosów  na 

oczach. Miała ochotę dotknąć go, odgarnąć z twarzy włosy i szeptać, jak bardzo jej 
na nim zależy.

Jak bardzo, zdała sobie teraz sprawę, go kocha.
Powoli  przesunęła  się  na  brzeg  łóżka.  Chciała  wstać,  nie  budząc  go. 

Wiedziała, że Hank ponad wszystko lubi zacząć dzień od kawy. Czasy świetności 
jego ekspresu należały do przeszłości. Z pewnością nie zaparzyłby tak dobrej kawy 
jak ona.

Fiona uśmiechnęła się do siebie, dotykając stopą podłogi.
Chciała  rozpieszczać  Hanka,  pokazać  mu,  że  bez  niej  jego  życie  będzie 

uboższe o coś cennego i ważnego. Co więcej, miała ochotę chwycić się go mocno 
obiema rękami, tak by nigdy nie zniknął z jej życia.

Błąd.
Kiedy trzyma się coś zbyt mocno, może to po prostu pęknąć. Fiona wiedziała 

o tym. Wszystko, co mogła zrobić, to modlić się, by ten piękny sen potrwał dłużej.

background image

Postawiwszy na podłodze obydwie nogi, zaczęła cichutko wyślizgiwać się z

łóżka, kiedy nagle Hank zacisnął palce na jej nadgarstku. Zaskoczona, obróciła się 
w jego stronę. Z głową na poduszce, patrzył na nią jednym zmrużonym okiem.

– Dokąd się wybierasz? – spytał zachrypniętym od snu głosem.
Bardzo ostrożnie oswobodziła rękę z uścisku. Hank sprawiał wrażenie na pół 

śpiącego.

– Chcę zaparzyć kawę.
–  Kawa.  –  To  słowo  zabrzmiało  w  jego  ustach  jak  modlitwa.  Westchnął, 

jakby ukazały mu się bramy raju. – Mówiłem, że cię kocham?

Jej serce zatrzepotało w piersi jak spłoszony ptak.
Powiedział, że ją kocha.
Z wielkim wysiłkiem powstrzymała podobne wyznanie, które samo cisnęło 

się jej na usta. Nie myślał tak naprawdę.

Mówił przez sen, to wszystko. Po przebudzeniu nic nie będzie pamiętał.
– Nie – szepnęła. – Nie mówiłeś.
– Aha – mruknął w poduszkę. – Więc mówię.
Fiona skuliła ramiona, nie pozwalając ponieść się emocjom.
– Zaparzę kawę.
– Jesteś aniołem – zdołał jeszcze szepnąć, zanim zapadł z powrotem w sen.
Przez chwilę stała nieruchomo, zastanawiając się nad słowami Hanka.
–  Gdybym  była  aniołem,  poruszyłabym  niebo  i  ziemię,  by  moje  szczęście 

trwało wiecznie – powiedziała cicho. Tak cicho, by Hank nie mógł jej usłyszeć.

Ale nie była aniołem i jedyne, co mogła zrobić, to zaparzyć kawę.
Najpierw  jednak  otworzyła  szufladę  komody  i  wybrała  sobie  jedną  z 

koszulek Hanka. Włożyła ją i poszła do kuchni.

Nie sądziła, że zostanie tutaj. Początkowo spotkali się u niej w domu, później 

jednak  Hank  przypomniał  sobie,  że  tego  wieczoru  będzie  nadawana  w  telewizji 
reklama jej firmy i ponieważ była to pierwsza emisja, upierał się, by obejrzeć ją na 
szerokim  ekranie  jego  telewizora.  Kiedy  reklama  się  zaczęła,  Fiona  była  zbyt 
zawstydzona, by patrzeć. Zerkała jedynie ukradkiem na ekran przez szparę między 
palcami  rąk,  którymi  zakryła  twarz.  Było  to  dla  niej  bardzo  stresujące  przeżycie. 
Wyjęła  puszkę  importowanej  kawy,  którą  jakiś  czas  wcześniej  podarowała 
Hankowi.  Od  chwili  rozpoczęcia  programu  Hank  obsypywał  ją  komplementami. 
Był tak czuły, że Fiona niemal rozpłynęła się w jego ramionach.

Nalała  do  tygielka  wody  i  zwiększyła  płomień.  Za  każdym  razem  w 

obecności  tego  mężczyzny  jej  ciało  zmieniało  konsystencję  ze  stałej  na  płynną. 
Jeśli dalej nic z tym nie zrobi, Hank niedługo będzie musiał nosić ją w jednej z tych 
plastikowych torebek śniadaniowych.

Oczywiście, jeśli będzie miał na to ochotę.
Nie miało sensu oszukiwanie samej siebie, nawet jeśli bardzo tego pragnęła. 

Ojciec, mimo wszystkich jego bezmyślnych i raniących uwag, nauczył ją jednego. 
Realizmu. Wypracowała w sobie optymizm, lecz kosztowało ją to wiele wysiłku i 
był to optymizm mocno osadzony w rzeczywistości.

Tak jak w tej chwili.
To,  czego  doświadczała  obecnie,  było  cudowniejsze  niż  najskrytsze 

marzenia, lecz wiedziała, że kiedyś się skończy.

Już i tak idylla trwała znacznie dłużej, niż się spodziewała.
Szczęście  nie  opuszczało  jej  od  dawna.  Zdawała  sobie  jednak  sprawę,  że 

koniec romansu jest tylko kwestią czasu.

Woda  zawrzała.  Fiona  przelała  ją  przez  staroświecką  maszynkę  do  kawy, 

background image

którą  udało  się  jej  zdobyć  po  wielu  miesiącach  poszukiwań.  Wzięła  ją  ze  sobą 
wczoraj,  po  to  tylko,  by  zaparzyć  Hankowi  filiżankę  „przyzwoitej”  kawy  i 
odciągnąć jego uwagę od nadawanej w telewizji reklamy. Wzniósł tą kawą toast na 
jej cześć.

Dźwięk dzwonka do drzwi przestraszył ją. Spojrzała w stronę sypialni.
– Hank, czy oczekujesz kogoś? – zawołała.
Odpowiedział  jej  plusk  odkręcanej  wody.  Hank  brał  prysznic.  Pokonała  w 

sobie impuls, by dołączyć do niego.

Dzwonek odezwał się ponownie.
Z  wahaniem  podeszła  do  drzwi.  Hank  zainstalował  miniaturową  kamerę, 

kiedy zorientował się, że obraz z wizjera jest zbyt zniekształcony.

Na  ekranie  Fiona zobaczyła smukłą blond piękność.  Kobieta opierała się o 

dzwonek.

–  Hank,  rusz  się,  otwórz  te  piekielne  drzwi  –  zawołała,  patrząc  prosto  w 

kamerę.  –  Wiem,  że  tam  jesteś.  Nie  po  to  pokonywałam  taki  szmat  drogi,  by 
rozmawiać z tobą przez drzwi.

Cóż, kimkolwiek była, najwyraźniej kobieta ta znała Hanka na tyle dobrze, 

by na niego krzyczeć. Fiona wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi.

Zamiast  wejść,  nieznajoma,  ubrana  w  czarną  skórzaną  kurtkę  i  skórzane

dżinsy,  najpierw  zlustrowała  Fionę  od  stóp  do  głów.  Fiona  zauważyła  też,  że 
kobieta,  znacznie  od  niej  wyższa,  trzyma  pod  pachą  kask.  Po  dłuższej  chwili 
uśmiechnęła się, jakby kontemplując jakiś żart. Wreszcie też odezwała się.

– Przyjechałam, bo sądziłam, że Hank może czuć się samotny. – Weszła do 

środka, potrząsając głową. – Niepotrzebnie się martwiłam. – Blondynka odwróciła 
się w stronę Fiony, która dostrzegła w jej oczach rozbawienie. – Muszę przyznać, 
że Hank nie marnuje czasu, prawda?

Była kochanka?  A  może obecna,  o  której Hank  zapomniał  jej powiedzieć? 

Fiona czuła, że zbiera się jej na mdłości.

Kimkolwiek  była,  zdecydowanie  bardziej  pasuje  do  Hanka  niż  ona  sama, 

przyznała  w  duchu  Fiona.  Wysoka,  smukła  blondynka,  z  twarzą,  która  nawet 
umazana błotem wydawałaby się piękna.

Kobieta w typie Bridgette, lecz nie jej.
– A więc, gdzie go ukrywasz? – spytała kobieta. Rozglądała się po pokoju, 

jakby sądziła, że Hank wyjdzie nagle z którejś ze ścian.

– Bierze prysznic. – Fiona przygryzła wargę. Zabrzmiało to dość poufale. –

To znaczy... – Wzięła głęboki oddech, by opanować stres. – W kuchni jest właśnie 
świeżo zaparzona kawa. – Napijesz się?

Oczy nieznajomej pojaśniały.
–  W  tej  chwili,  skarbie,  gotowa  bym  zabić  za  filiżankę  kawy.  –  Zdjęła 

kurtkę,  którą  wraz  z kaskiem rzuciła  na  najbliższe krzesło.  Czuła  się  tu  znacznie 
swobodniej niż Fiona.

– Częstuj się. – Fiona wskazała maszynkę do kawy pełnym godności gestem. 

– Ja muszę już iść. – Szybko wyszła z kuchni.

– Hej, nie uciekaj z mojego powodu – zawołała za nią kobieta.
–  Ależ  ja  nie  uciekam  –  zaprzeczyła  Fiona,  niepewna,  czy  długonoga 

piękność w ogóle ją słyszy. Nie miało to znaczenia.

Nie odchodziła z powodu tej kobiety, lecz dlatego, że sama tego chciała. Nie 

odrywała  wzroku  od  drzwi  łazienki,  modląc  się  w  duchu,  by  Hank  nie  wyszedł, 
zanim ona ubierze się i wyjdzie.

Jakąż  była  idiotką,  łudząc  się,  że  to  może  się  udać.  To  tamta  kobieta  w 

background image

kuchni  pasowała  do  Hanka,  nie  ona.  Kobieta  piękna  i  pewna  siebie  w  każdych 
okolicznościach.

Ta  kobieta  to  moje  przeciwieństwo,  pomyślała  z  żalem  Fiona,  wkładając 

bluzkę,  przy  której  brakowało  guzika,  gdyż  Hank  był  bardzo  niecierpliwy 
poprzedniej nocy.

Teraz  pragnęła  jak  najszybciej  wrócić  do  domu.  Do  swojej  kuchni  i 

tworzenia  potraw,  które  uszczęśliwiały  ludzi.  Nie  miała  złudzeń  co  do  tego,  by 
potrafiła osiągnąć ten sam cel bez garnka i patelni.

Jestem  gotowa,  pomyślała,  wsuwając  pantofle  i  chwytając  w  rękę  torebkę. 

Hank wciąż jeszcze tkwił pod prysznicem.

–  Wspaniała  kawa  –  oświadczyła  blondynka,  zauważając  zmierzającą  do 

drzwi Fionę. – Czy mam coś przekazać Hankowi?

Fiona zatrzymała się tylko na chwilę.
– Powiedz mu... powiedz, że teraz po przystawkach może przejść wreszcie 

do dania głównego.

Kobieta zmarszczyła  brwi, gdy za Fioną zamknęły się drzwi. Dziwne małe 

stworzenie. Przez moment sądziła, że gust Hanka zdecydowanie się poprawił, ale 
może się myliła.

Wstała, wypłukała filiżankę i ustawiła ją na brzegu zlewu.
Jej  uwagę  zwróciło  jakieś  poruszenie  za  plecami.  Kiedy  zobaczyła  Hanka 

wchodzącego  do  kuchni  z  omotanym  wokół  bioder  ręcznikiem,  Morgan  Cutler 
uśmiechnęła się szeroko.

–  Czy  tak  teraz  chadzają  faceci  w  Kalifornii?  Nie  wykonuj  żadnych 

gwałtownych ruchów, braciszku, bo inaczej będę miała szansę przekonać się, czy 
zmężniałeś od czasu, gdy pluskaliśmy się razem w strumyku.

Hank zamarł w pół kroku. Jego ręka natychmiast spoczęła na węźle ręcznika, 

przytrzymując go.

– Co tu robisz?
–  Podziwiam  widok  –  odparła  z  uśmiechem  Morgan.  Czy  naprawdę  w  ten 

sposób  wita  się  swoją  małą  siostrzyczkę?  Zwłaszcza  że  przejechałam  taki  kawał 
drogi tylko po to, by cię zobaczyć. – Podchodząc bliżej, Morgan cmoknęła brata w 
policzek.

–  Wiesz  przecież,  że  się  cieszę.  –  Hank  rozejrzał  się  dokoła.  W  powietrzu 

unosił  się  zapach  kawy,  nigdzie  nie  było  jednak  śladu  kobiety,  która  ją 
przygotowała. Gdzie, u Ucha, się podziała? – Widziałaś Fionę?

–  Fionę  –  powtórzyła  Morgan.  Spodobał  się  jej  dźwięk  tego  imienia. 

Brzmiało  o  wiele  bardziej  melodyjnie  niż  Morgan,  chociaż  osobiście  nigdy  nie 
narzekała  na  dokonany  przez  rodziców  wybór.  –  Czy  mówisz  o  tym  śmiesznym 
małym stworzeniu w jednym z twoich starych podkoszulków?

– Tak – potwierdził zniecierpliwiony. – Gdzie ona jest?
Morgan  rozsiadła  się  wygodnie  przy  blacie  kuchennym  i  zdecydowała,  że 

owszem,  wypije  drugą  filiżankę  kawy.  Coś  podpowiadało  jej,  że  może  tego 
potrzebować.

– Wyszła.
– Wyszła? – powtórzył Hank, a potem podszedł bliżej.
– Co jej powiedziałaś?
– Nic.
Morgan patrzyła na brata z niewinnym uśmiechem. Hank lubił przekomarzać 

się z siostrą, lecz w tej chwili zdecydowanie nie był w nastroju do żartów. Fiona 
nie miała powodu, by tak po prostu odejść bez słowa wyjaśnienia.

background image

– Ale ona powiedziała coś do mnie – wyznała Morgan.
– Co? – warknął.
Morgan zadrżała o własną skórę. Jej brat niezbyt często manifestował złość. 

Morgan zaczęła przyglądać się mu uważniej.

–  Powiedziała  mi,  że  po  przekąskach  możesz  teraz  przystąpić  do  dania 

głównego.

Po  przekąskach?  O  co  jej,  u  licha,  chodziło?  Czyżby  Fionie  przyszło  do 

głowy, że Morgan jest jego dawną dziewczyną?

Ta  myśl  go  przeraziła.  Hank  chwycił  ramię  siostry  i  obrócił  ją  twarzą  do 

siebie.

– Czy powiedziałaś, że jesteś moją siostrą?
– Nie zdążyłam niczego jej powiedzieć. Zniknęła, zanim zorientowałam się, 

że to twoja najnowsza zdobycz. – Morgan uśmiechnęła się. – Muszę powiedzieć, że 
pierwszy raz związałeś się z kimś, kto nie wygląda na kompletną idiotkę.

Poirytowany  Hank  nalał  sobie  kawy,  dodał  mleczka  i  szybko  opróżnił 

filiżankę. Zmarszczył czoło. Potem z brzękiem odstawił naczynie.

– Problem polega na tym, że ona nie chce się wiązać.
Morgan patrzyła na brata, nie wiedząc, czy mówi poważnie.
– Z tobą? Hank, skarbie. Chyba straciłeś wyczucie.
Do diabła, jak miał przekonać Fionę, że traktuje ją poważnie?
– Wyczucie mało mnie interesuje. Nie chcę stracić Fiony.
Rozbawienie  zniknęło  z  twarzy  Morgan.  Sądziła,  że  Kupidyn  nigdy  nie 

dosięgnie najstarszego z jej braci.

– To poważna sprawa?
Szedł już do pokoju, ale przystanął na chwilę.
– Nawet bardzo.
To głośne wyznanie dodało mu odwagi. Wiedział już, co powinien zrobić.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Hank spodziewał się dogonić Fionę przy wyjeździe z osiedla. Nigdzie jednak 

nie było jej widać.

Najprawdopodobniej  złapała  taksówkę,  pomyślał.  Ja  to  mam  zezowate 

szczęście.

– Do licha, kobieto, dlaczego uciekłaś? – mruknął ze złością.
Kiedy skręcił w ulicę, przy której znajdował się dom Piony, zdążył jeszcze 

zobaczyć  wykręcającą  na  podjeździe  taksówkę.  Zahamował  gwałtownie  zaledwie 
kilka centymetrów od jej furgonetki. Chwilę potem stał przy drzwiach, naciskając 
dzwonek.

Nikt nie otwierał.
– Fiono, otwórz, wiem, że tam jesteś.
Nie  doczekawszy  się  żadnego  odzewu,  zaczął  pukać.  Pukanie  szybko 

przemieniło się w walenie, gdy jego pięść zetknęła się z drewnem.

Fiona wreszcie pojawiła się w progu. Wyraz twarzy Hanka zaskoczył ją, lecz 

gniew  jej  nie  przerażał.  Nauczyła  się  stawiać  mu  czoło.  To  czułość  czyniła  ją 
bezbronną.

– Pobudzisz sąsiadów – powiedziała oschle.
Hank wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
– W tej chwili mało mnie obchodzi, czy przerwę twoim sąsiadom relaksującą 

drzemkę,  czy  też  nie.  –  Z  trudem  opanowywał  gniew.  Fiona  nie  miała  powodu 
zachowywać się w ten sposób. – Dlaczego, u diabła, uciekłaś bez słowa?

Wzruszyła ramionami, odwracając wzrok.
– Pomyślałam, że możesz chcieć zostać sam.
Jej wyjaśnienia brzmiały bezsensownie.
– Sam?
Czy miała mu to przeliterować?
– Z twoją piękną przyjaciółką.
Miał  więc  rację.  Fiona  uciekła,  bo  sądziła,  że  Morgan  jest  jego  dawną 

dziewczyną. Nawet gdyby tak było, nie stanowiło to powodu do tak irracjonalnego 
zachowania.

–  Morgan  z  pewnością  doceni  twój  komplement,  ale  dlaczego  miałbym 

chcieć zostać sam na sam z siostrą?

Fiona zrozumiała swoją pomyłkę, gdy tylko usłyszała imię dziewczyny.
– Z siostrą?
Kiedy, do diabła, zacznie mu ufać?
– Tak, z moją siostrą. – Na wszelki wypadek wcisnął ręce w kieszenie, gdyż 

miał ochotę potrząsnąć Fioną. – Gdybyś nie uciekła jak goniony przez kojota zając, 
dowiedziałabyś się tego.

Fionę  poczuła  się  urażona  tym  porównaniem,  choć  wiedziała,  że  na  nie 

zasługuje. Może postąpiła zbyt pochopnie, ale zdarzenie z Morgan uświadomiło jej, 
jak  bardzo  jest  naiwna.  Prędzej  czy  później  w  domu  Hanka  i  tak  pojawiłaby  się 
jakaś  dawna jego kochanka.  Lub  co gorsza nowa. Mężczyzna tego  typu co  Hank 
nigdy nie należałby tylko do niej.

– Może to i lepiej – oświadczyła.
Hank zmarszczył brwi, które zbiegły się w groźną linię nad jego oczami. Co 

znów  przyszło  jej  do  głowy,  zastanawiał  się.  Kobiety  naprawdę  powinny 
przychodzić na świat zaopatrzone w instrukcje obsługi. Choć pewnie i wtedy, przy 

background image

jego szczęściu, najważniejsze punkty byłyby sformułowane w obcym języku.

– Jakie „lepiej”? Co za „to”? Fiono, o czym ty mówisz?
Całą  swoją  energię  skoncentrowała  na  rym,  by  nie  załamać  się  przy 

wypowiadaniu tych słów.

– Cóż, przeżyliśmy razem piękne chwile...
– Przeżyliśmy?
W  jego  głosie  zabrzmiała  groźna  nuta,  której  Fiona  nigdy  przedtem  nie 

słyszała. Wiedziała, że musi powiedzieć to teraz, bo nigdy więcej się już na to nie 
odważy.

– Tak, przeżyliśmy.
Miała ochotę załamywać ręce i chodzić po pokoju, by rozładować napięcie. 

Nie chciała jednak, by Hank wspominał ją jako znerwicowaną wariatkę.

–  Nie  mogę  oczekiwać,  że  nasz  romans  potrwa  długo,  a  zwłaszcza  w 

miejscu,  gdzie  co  piąta  kobieta,  o  którą  się  potykasz,  wygląda  jak  gwiazda 
filmowa.

– Nie zauważyłem, żebym potykał się o kobiety – odparł Hank, patrząc na 

Fionę ponurym wzrokiem.

Uniosła  w  górę  ręce  w  geście  bezsilności.  Czy  naprawdę  nie  wiedział,  jak 

ciężko  jej  o  tym  rozmawiać?  Dlaczego  nie  potrafił  docenić,  że  daje  mu  szansę 
eleganckiego wycofania się?

– Wiesz, o czym mówię?
– Nie, nie wiem. Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. – Złożył ręce na piersi, 

cały czas nie spuszczając z niej wzroku.

– Wyjaśnij mi.
W jakiś sposób znalazła w sobie siłę, by stawić mu czoło.
–  Jesteś  bardzo  przystojnym  mężczyzną.  Pasuje  do  ciebie  kobieta  o 

olśniewającej urodzie – powiedziała najprościej, jak umiała. Nie sądziła jednak, że 
jej słowa będą miały taki skutek. Oczy Hanka rozbłysły groźnie.

–  Czy  to  jakiś  nowy  rodzaj  uprzedzeń?  –  spytał  z  gniewem.  –  Jestem 

przystojny, więc nie mam mózgu?

Nie zrozumiał, co miała na myśli. Przecież nie chciała go obrazić.
– Nie...
Przerwał jej, zbyt zagniewany, by jej wysłuchać.
– Tak właśnie to brzmi. – Nie pamiętał, czy kiedykolwiek był tak wściekły 

jak w tej chwili. Może jedynie wtedy, gdy umarł jego dziadek. Wtedy także czuł się 
całkiem bezsilny.

–  Traktujesz  mnie  jak  próżnego  pyszałka,  którego  miejsce  jest  na  szczycie 

jednego z twoich tortów obok równie nieprawdziwej kobiety.

Fiona położyła rękę na jego ramieniu, by zrozumiał, że robi to dla dobra ich 

obojga. Nie chciała, by za jakiś czas musiał wyznawać jej, że ich bajka skończyła 
się, bo znalazł kogoś, na kim mu rzeczywiście zależy.

– Nie o to mi chodziło.
Hank  nie  przyjmował  jej  protestów.  Być  może  Fiona  nie  zdawała  sobie  z 

tego sprawy, ale właśnie taką wymowę miały jej słowa.

– Sądzisz, że jestem głupi, Fiono? Że najważniejsze jest dla mnie to, by mieć 

kobietę, która będzie błyszczała przy moim boku?

Fiona skuliła ramiona. Chciała zachować się dorośle, on zaś krzyczał na nią, 

jakby była dzieckiem. Krzyczał na nią dokładnie tak samo, jak kiedyś robił to jej 
ojciec.

– Nie, nie uważam, żebyś był głupi, ale dlaczego nie miałbyś znaleźć kobiety 

background image

o olśniewającej urodzie?

Teraz użył przeciw niej jej własnej broni.
– Czy to właśnie liczy się dla ciebie? Czy dlatego  jesteś ze mną? – spytał. 

Kiedy cofnęła  się  o  krok,  ruszył do  przodu i  nie  zatrzymał  się,  dopóki  Fiona nie 
została  dosłownie  i  w  przenośni  przyparta  do  muru.  –  Z  tego,  co  powiedziałaś 
dzisiaj, wynika, że zainteresowałaś się mną jedynie dlatego, że jestem przystojny. 
Czy tak było?

Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Jak mógł przypuszczać, że jest 

aż tak małostkowa?

– Nie, to nieprawda.
Hank nie zamierzał ustąpić.
– Sądzisz mnie według siebie.
W niej także obudził się gniew.
– Nie podnoś na mnie głosu.
Miał ochotę krzyczeć na  nią, potrząsać nią, by wreszcie oprzytomniała. Jej 

ostry protest uświadomił mu jednak, że żadne z nich nie jest gotowe ustąpić.

Westchnął, próbując zapanować nad wzburzonymi emocjami.
– Przepraszam. Zdaje się, że oboje potrzebujemy trochę czasu, by ochłonąć. 

Być może wszystko stało się zbyt szybko dla nas obojga. – A zdecydowanie zbyt 
szybko dla niego.

Zaczynał  snuć  w  związku  z  tą  kobietą  plany,  które  nigdy  wcześniej  nie 

przyszłyby mu do głowy.

Ruszył w kierunku drzwi, zanim Fiona zdołała cokolwiek powiedzieć.
– Przepraszam, że zakłóciłem spokój twoim sąsiadom rzekł na pożegnanie.
Fiona trwała w bezruchu, mając wrażenie, że świat wokół niej rozpada się na 

kawałki. W ciągu kilku minut zdołała zniszczyć wszystko, co było dla niej ważne.

Przez długi czas tak stała, zanim wreszcie wybuchnęła płaczem.

– Więc zadzwoń do niego – ponaglała ją Bridgette.
Z każdym dniem Fiona popadała w coraz większą depresję.
Usychała niczym pozbawiony wody kwiat. – Fiono, proszę, jeśli go kochasz, 

zadzwoń.

Nie ma żadnego „jeśli”. Fiona doskonale o tym wiedziała. Myślała o tym, by 

zadzwonić do Hanka. Setki razy.

Raz  czy  dwa  nawet  nakręciła  numer,  po  czym,  przestraszona,  odkładała 

słuchawkę.

– I co? Mam błagać o przebaczenie?! – krzyknęła i natychmiast zawstydziła 

się swojego wybuchu. Bridgette przecież chciała dla niej jak najlepiej. Nie powinna 
wyładowywać na niej własnej frustracji. – Prosić, by jeszcze trochę ze mną został? 
– spytała już spokojniej. – Musiałabym później przechodzić przez to wszystko raz 
jeszcze, kiedy on uzna wreszcie, że się mną znudził.

Bridgette  zmusiła  Fionę,  by  całą  scenę  odtworzyła  w  najdrobniejszych 

szczegółach.

–  Nie  wyglądało  na  to,  by  się  tobą  znudził.  Miał  jedynie  dość  twoich 

kompleksów. – Położyła dłonie na ramionach siostry. – Fiono, zrozum to wreszcie! 
Nie jesteś brzydkim kaczątkiem i nigdy nim nie byłaś.

Fiona nie chciała słuchać kłamstw.
– Czy miałaś takie samo dzieciństwo jak ja?
Bridgette zrozumiała to pytanie na swój sposób. Zawsze była faworyzowana 

i wiedziała o tym.

background image

–  Nie,  ale  byłam  z  tobą.  Owszem,  uważano  mnie  za  ładniejszą  od  ciebie. 

Miałam typowy, klasyczny rodzaj urody, który cenił w kobietach nasz ojciec.

Obie  wiedziały,  jaki  był  Alfred  Reilly  i  co  było  dla  niego  ważne.  Był 

doskonałym agentem handlu nieruchomościami.

Wygląd i pozory stanowiły dla niego wszystko. Właśnie dlatego ożenił się z 

ich matką. Bo była kobietą, jaką pragnął mieć u swego boku: kobietą piękną.

Bridgette kochała ojca, lecz to nie zmieniało jej opinii o nim.
–  Był  niesłychanie  płytkim  człowiekiem,  dla  którego  ładne  opakowanie 

stanowiło istotę rzeczy.

Usta Fiony wykrzywił gorzki uśmiech.
– Racja, nie znał pojęcia: piękno wewnętrzne.
Bridgette westchnęła, wracając pamięcią do czasów dzieciństwa.
– Nie rozczulaj się za bardzo nad sobą. O  mnie mówiono zawsze, że mam 

pusto w głowie. Ciebie uważano za osobę inteligentną.

– Tak, i jeśli ktoś potrzebował spisać zadania z algebry, zgłaszał się do mnie. 

Jeśli chciał iść do kina, na dyskotekę, czy zwyczajnie się zabawić, umawiał się z 
tobą.  –  Bridgette  miała  zawsze  więcej  umówionych  randek  niż  dni  w  tygodniu. 
Fiona zostawała w domu. Ojciec wciąż jej to wypominał.

Bridgette wzruszyła ramionami.
–  Daj  spokój,  Fiono.  Spójrz  na  siebie.  Dobrze  się  sobie  przypatrz.  –

Pociągnęła Fionę do stojącego w holu lustra i zmusiła, by siostra spojrzała na swoje 
odbicie.  –  Zawsze  umiałaś  osiągnąć  to,  co  sobie  założyłaś.  Czy  kiedykolwiek 
próbowałaś  zrobić  cokolwiek  ze  swoim  wyglądem?  Ja  miałam  zawsze  na  sobie 
tonę różnych kosmetyków, ty nie używałaś nawet szminki – przypomniała Fionie 
ze  zniecierpliwieniem.  –  Mój  wygląd  to  w  pięćdziesięciu  procentach  iluzja.  Ty 
jesteś  autentyczna.  –  Dlaczego  Fiona  nie  potrafiła  tego  dostrzec?  Głos  Bridgette 
złagodniał  nieco.  –  Przy  odrobinie  starania  mogłabyś  zrobić  z  siebie  prawdziwą 
piękność. Pewnie bym cię za to znienawidziła.

Twarz Fiony rozjaśniła się uśmiechem. Nigdy nie umiała długo gniewać się 

na Bridgette.

– Tak tylko mówisz.
– Jeśli chodzi o tę nienawiść, rzeczywiście przesadziłam.
Ale  reszta  to  szczera  prawda.  –  Ich  spojrzenia  spotkały  się  w  lustrze.  –

Pozwól mi przez chwilę zająć się sobą, a pokażę ci, jaka możesz być olśniewająca.

Fiona nigdy nie miała ochoty ukrywać swojej twarzy pod warstwą makijażu.
– Nie, ja...
– Tchórzysz? – W głosie Bridgette było wyzwanie.
– Oczywiście, że nie.
– Czyżby? – Bridgette patrzyła na siostrę z potępieniem.
Fiona uniosła w górę ręce.
– Zgoda, poddaję się. A więc, kochana wróżko, pokaż, co potrafią zdziałać 

twoje czary.

Bridgette już sięgała do torebki.
– Przypadkiem zostawiłam różdżkę w innym ubraniu, ale na szczęście mam 

tu swoją kosmetyczkę. – Popchnęła Fionę na krzesło. – Siadaj i czekaj na cud.

Nie trwało to długo.
Bridgette  odeszła  o  krok,  by  z  zadowoleniem  podziwiać  swoje  dzieło. 

Nakazała Fionie, by podeszła do lustra.

Fiona bała się spojrzeć. Sądziła się, że mimo wysiłków siostry nie dostrzeże 

żadnej różnicy w swoim wyglądzie.

background image

A  jednak  zmieniła  się.  Różnica  była  subtelna,  lecz  niezaprzeczalna. 

Zadziwiona, przyglądała się własnemu odbiciu.

– No, no.
– Całkowicie się zgadzam. – Bridgette stanęła za siostrą.
Sama była zaskoczona, że Fiona może tak pięknie wyglądać, gdy podkreśli 

się jej urodę. – Czuję się jak prawdziwa artystka.

Fiona mimo wszystko nie posunęłaby się do tego, by nazwać siebie piękną. 

To określenie należało się Bridgette i matce, lecz nie jej.

–  Nie  jest  to  wielka  zmiana  –  powiedziała  wreszcie  Fiona.  Bridgette 

wiedziała, że jej siostra potrafi być uparta.

–  Wyglądasz  doskonale  –  odrzekła  z  przekonaniem.  Pamiętaj  jednak,  że 

najważniejsze  jest  to,  co  masz  w  głowie  i  sercu.  Z  tego  co  mówiłaś,  wnoszę,  że 
Hank myśli podobnie.

Wydaje się, że jesteś mu winna przeprosiny.
Fiona wzruszyła ramionami, odwracając się od lustra.
–  Nie  sądzę,  żeby  chciał  ze  mną  rozmawiać.  Nie  dzwonił  od  tygodnia.  –

Westchnęła,  dokonując  dokładnego obliczenia.  –  Od  tygodnia,  dwóch  dni,  pięciu 
godzin i dwudziestu sześciu minut.

–  Oczywiście  nikt  tego  nie  liczył  –  mruknęła  cicho  Bridgette.  –  Może 

naprawdę go zraniłaś.

Fiona  miała  inne  zdanie.  Nie  umiała  wyobrazić  sobie,  by  ktoś  mógł 

szczególnie przejąć się jej słowami.

– Może zdążył się pocieszyć kimś innym. – Widziała, że Bridgette zamierza 

zaprotestować. – Niezależnie od tego, jak wyglądam, nie będę się mu narzucać.

Bridgette miała dość tej dziecinady. Nie rezygnowało się z faceta w rodzaju 

Hanka Cutlera z powodu głupiego nieporozumienia.

– A jeśli ja bym ci w tym pomogła?
Fiona posłała siostrze groźne spojrzenie.
– Ani się waż.
– Potrafisz doprowadzić człowieka do szału.
Fiona wzruszyła ramionami.
– Upór to moja najlepsza cecha. Nie wiedziałaś o tym?
Spojrzenie Bridgette złagodniało. Pogładziła policzek Fiony.
– Nie, dobroć. Nie wiedziałaś o tym?
–  Dzięki.  –  Fiona  wciąż  jednak  nie  miała  zamiaru  zgodzić  się  na 

pośrednictwo Bridgette. – Pamiętasz, co mawiała babcia? Jeśli coś ma się zdarzyć, 
to się zdarzy.

Obydwie pamiętały  babcię.  Łagodna  w  zachowaniu, w  rzeczywistości  była

twarda i wytrzymała jak skała.

–  Och,  nasza  babcia  zawsze  umiała  przeprowadzić  wszystko  po  swojej 

myśli,  pamiętasz?  –  Bridgette  ujęła  siostrę  pod  ramię.  –  Wiesz,  mam  ochotę  na 
zakupy.

Tego dnia Fiona nie miała żadnych zajęć zaplanowanych na popołudnie. Nie 

chcąc znów zostać sama ze swoimi myślami, przystała na propozycję Bridgette.

Kiedy dochodziły do drzwi, włączył się fax. Fiona z wahaniem spojrzała w 

tamtą stronę.

Bridgette nie zamierzała rezygnować z wyprawy z powodu kawałka papieru.
– Jeśli to jakiś klient, niech poczeka – kusiła.
Dla Fiony praca była zawsze ważniejsza niż zakupy. Wróciła do kuchni.
– Firma nie prosperuje aż tak dobrze. Każdy potencjalny klient jest ważny.

background image

Maszyna  wypluła  kartkę  na  podłogę.  Fiona  podniosła  ją  i  w  tym  samym 

momencie faks zaczął drukować następną wiadomość.

Bridgette podążyła z rezygnacją za siostrą.
– I co? Kolejne wesele?
Fiona  patrzyła  na  kartkę,  czytając  ją  po  raz  kolejny.  Jej  twarz  nabrała 

dziwnego wyrazu. Zaciekawiona Bridgette podeszła bliżej.

– Rocznica?
– Nie. To oświadczyny. – Fiona podniosła wzrok. Bała się uwierzyć, że to, 

co  przeczytała,  rzeczywiście  przeznaczone  jest  dla  niej.  –  Od  Hanka.  –  Podała 
kartkę  Bridgette.  Widniało  na  niej  tylko  kilka  słów:  „Wyjdź  za  mnie.  Hank”.  –
Fiona przygryzła wargę. – Myślisz, że znów pomylił numer?

Mając  już  zamiar  zarzucić  siostrze  ramiona  na  szyję,  Bridgette  zamarła  z 

uniesionymi do góry rękoma. Skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł?

– Nie, a jeśli tak sądzisz, zaraz oberwiesz. – Bridgette spojrzała na pozostałe 

kartki, które wysuwały się z maszyny.

Na  wszystkich  była  ta  sama  wiadomość.  Nie  miała  wątpliwości,  że  Hank 

Cutler kocha jej siostrę. Zobaczyła, że Fiona pisze coś na odwrocie jednej z kartek.

– Co robisz?
– Odpowiadam. – Ale paradzie kartek nie było końca. Fiona nie miała szansy 

na połączenie. Zniechęcona ruszyła do drzwi.

– Dokąd? – chciała wiedzieć Bridgette.
– Muszę go zobaczyć! – krzyknęła Fiona, wybiegając na zewnątrz.
I zobaczyła.
Samochód  Hanka  stał  przed  jej  domem.  Kiedy  stanęła  w  progu,  szybko 

wyszedł jej na spotkanie. Nie był pewien, czy znów nie zechce się mu wymknąć.

– I? – zapytał, blokując jej przejście.
Skąd się tu wziął?
– Mój faks wypluwa twoje wiadomości. Jak...
Wskazał zaparkowany przy krawężniku samochód.
–  Mój  telefon  komórkowy  podłączony  jest  do  przenośnego  faksu.  –

Uśmiechnął  się.  –  Współczesna  technika  potrafi  zdziałać  cuda.  Pomyślałem,  że 
skoro  poznaliśmy  się  dzięki  faksowi,  może  uda  mi  się  odzyskać  cię  w  ten  sam 
sposób.

Odpowiedział na jej pytanie; teraz była kolej Fiony.
– Wciąż nie usłyszałem odpowiedzi na moje pytanie przypomniał jej.
– To nie pytanie. To był rozkaz.
– Prośba – poprawił ją. – Wadą faksu jest to, że nie słyszysz głosu. Inaczej 

wiedziałabyś, że nie rozkazuję, lecz proszę. Wiedział, że musi zacząć wszystko od 
nowa. – Fiono, ja...

–  Przepraszam  –  powiedzieli  oboje  w  tym  samym  momencie,  a  potem 

wybuchnęli śmiechem.

Kiedy zaczęli mówić jednocześnie, Hank podniósł rękę.
–  Ja  pierwszy.  Nie  wiem,  co  roi  ci  się  w  twojej  ślicznej  główce,  ale  nie 

zależy mi tylko na urodzie. Kiedyś, może tak, czego nie omieszkała przypomnieć 
mi moja kochająca siostrzyczka, ale nie bardziej niż innym. – W jego wzroku była 
naraz  czułość  i  stanowczość.  –  Nie  bardziej  niż  tobie.  Przyznaj  się,  że  tym,  co 
najpierw zwróciło twoją uwagę, był mój wygląd.

Och, nie tylko. Milion różnych rzeczy.
– Tak, ale...
– A chcesz wiedzieć, co w tobie najpierw zwróciło moją uwagę?

background image

Nie była pewna, czy jest gotowa to usłyszeć.
– Co?
–  To  samo.  Twój  wygląd.  –  Fiona  westchnęła  w  odpowiedzi,  ale  niełatwo 

było go zrazić. – Masz najpiękniejsze nogi, jakie kiedykolwiek widziałem, nawet 
ładniejsze  niż  moja  ukochana  klacz.  –  Puścił  do  niej  oko,  wzbudzając  w  Fionie 
dreszcze. – Moim zdaniem, reszta opakowania też jest równie doskonałej jakości.

Fiona  chciała  zaprotestować,  ale  w  ostatniej  chwili  przypomniała  sobie 

ostrzeżenie Bridgette.

–  Jeśli  nie  zauważyłaś,  interesuje  mnie  całość.  Jesteś  słodka,  zabawna  i 

zupełnie tracę głowę, kiedy patrzysz na mnie tymi swoimi pełnymi blasku oczami. 
Nie  chodzi  mi  tylko  o  wygląd,  Fiono.  Chcę  kobiety,  którą  stałaś  się  wtedy,  gdy 
twoje rówieśniczki zajmowały się przedłużaniem rzęs. Wziął ją w ramiona, zdając 
sobie sprawę, że w kilku sąsiednich domach, a także w oknie Fiony, odchyliły się 
zasłony.

Nie dbał o to. – Jednego tylko nie mogę zaakceptować.
– Czego?
– Twoich kompleksów. – Pocałował ją w czoło. – I co ty na to? – Spojrzał jej 

w oczy. – Wyjdziesz za mnie?

– To zależy.
Uniósł w górę brwi.
– Od czego?
– Czy będę musiała przygotować wesele?
Zaśmiał się, przytulając ją do siebie.
–  Nie,  dostaniesz  wolny  dzień.  Ale  chciałbym,  żebyś  pod  suknię  ślubną 

włożyła to. – Patrzyła zaciekawiona, jak Hank wyjmuje z kieszeni parę kabaretek i 
macha nimi w powietrzu.

Ze śmiechem wyrwała mu je z ręki.
– Kocham cię.
Przechylił do tyłu jej głowę, delikatnie ujmując ją pod brodę.
– Czy to znaczy „tak”?
– Tak, od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłam.
Pocałował  ją, bo  słowami nie  umiałby  wyrazić,  jak  bardzo  jest szczęśliwy. 

Tylko o tym marzył od momentu, gdy rozstali się tydzień, dwa dni, pięć godzin i 
trzydzieści jeden minut temu.

Pocałował ją, bo wszystkie jego zmysły domagały się tego.
– A przy okazji – szepnął, odchylając na moment głowę.
– Mhm? – Piękno, zdała sobie sprawę, jest w oczach patrzącego. I czuła się 

piękna.

Delikatnymi muśnięciami wędrował po jej twarzy.
– Nie potrzebujesz żadnych kosmetyków, by być olśniewająca.
Fiona wspięła się na palce, opierając się o twardy tors Hanka.
– Czy mówiłam już, że cię kocham?
Przechylił głowę, ustami dotykając lekko jej warg.
– Tak, chyba o tym wspominałaś.
– Bo kocham cię.
– To dobrze – powiedział, przerywając swoje słowa pocałunkami. – Bałem 

się już, że złamiesz mi serce.

– To – obiecała – nigdy się nie stanie.