background image

Chapter 21 

 

PWE: 
 
Po wyjściu Belli zapadła niezręczna cisza. Spojrzałem na Charliego, który uparcie 
przypatrywał się drzewom za oknem,  ruszającym się pod wpływem wiatru. Wziąłem głęboki 
oddech. 
 
- Charlie, wiem, że jesteś niezadowolony z tego, jak otoczyły się sprawy, ale co się stało, to 
się nie odstanie. 
 
Mój teść spojrzał na mnie zaciekawiony, zaczynając powoli kiwać głową. 
- Wiesz, biorąc pod uwagę twoją pozycję społeczną mam pełne prawo martwić się o swoją 
córkę. Czy twoi rodzice w ogóle wiedzą o wszystkim?  
 
Poczułem się zmieszany. Byłem przywiązany do moich rodziców, ale od kilku lat zacząłem 
interesować się wyłącznie swoim życiem, w ten sposób odsuwając się od nich. Może 
powinienem wszystko inaczej zaplanować? Rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, oni mogli 
poczuć się rozczarowani tym, że nie mogli uczestniczyć w tak ważnym dla nas dniu. 
Ściągnąłem brwi, próbując przybrać swobodny ton. 
 
- Moi rodzice zawsze aprobują mój wybór. Jestem pewny, że pokochają Bellę równie mocno, 
jak ja – odparłem z mocą. Charlie spojrzał na mnie uważnie. 
- Podobasz mi się. Zawsze myślałem, że moja córka wyjdzie za mąż za Tylera, syna moich 
sąsiadów. Myślę, że będzie zawiedzony dowiadując się o tym, że Bells jest już zajęta. 
 
Przeanalizowałem szybko jego wypowiedź. Charlie nie wiedział, do jakich czynów posuwał 
się Tyler, aby usidlić Bellę? Zacząłem zastanawiać się z jakiego powodu moja żona nie 
zechciała poinformować go o tak ważnej rzeczy. I w jaki sposób udało jej się oszukać ojca. 
Wyglądał na sprytnego mężczyznę, a biorąc pod uwagę fakt, że jest policjantem, sytuacja ta 
zaczęła wyglądać coraz bardziej podejrzanie. 
 
Moje rozmyślania przerwały głosy wydobywające się z korytarza. Po chwili do pokoju 
wszedł Jacob z jakimś młodym mężczyzną. Na twarzy obu z nich malowało się zakłopotanie. 
- Edwardzie, Charlie, to jest mój... – Spojrzał przelotnie na ojca Belli. – Mój przyjaciel. Erick. 
– Mówiąc to w tonie jego głosu można było dosłyszeć tyle czułości, że niemal usłyszałem 
kilknięcie w głowie mojego teścia, który chrząknął lekko.. 
 
- Miło mi – odpowiedział Charlie, podnosząc się z krzesła. – Pójdę do swojego pokoju, 
miałem bardzo ciężki dzień. – Tu spojrzał na mnie mało przyjaznym wzrokiem, jednak na 
twarzy błąkał się mały uśmiech. 
 
Po wyjściu Charliego wstałem z swojego miejsca i uścisnąłem rękę Erickowi. 
- Coś mi się wydaje, że TO już jest na bardzo poważnie – powiedziałem ze śmiechem. 
 
 
 
 
 
 

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com   For evaluation only.

background image

PWB: 
 
- Mike? – zapytałam ze ściśniętym gardłem. Coś w jego twarzy sprawiło, że poczułam jak 
przebiega mnie dreszcz strachu. – Cześć – powiedziałam prosto, zamykając drzwiczki 
samochodu. 
 
- Widzę, że Edwardowi nie będzie przeszkadzało, że mówię do jego żony per słonko. 
- Skąd wiesz...? – zapytałam zdezorientowana. 
- Można powiedzieć, że w ostatnim czasie zaprzyjaźniłem się z twoim narzeczonym. Obecnie 
już byłym narzeczonym. 
 
Spojrzałam na niego szybko, bez słowa ruszając w stronę księgarni, chcąc znaleźć się w 
otoczeniu ludzi, gdyż na ulicy nie było ani jednej osoby. Przeklinałam w duchu 
małomiasteczkowe życie. Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że Mike ruszył za mną. W 
księgarni spotkało mnie niemiłe zaskoczenie, gdyż jedyną osobą w pomieszczeniu była stara 
ekspedientka uśmiechająca się szeroko do syna burmistrza. 
- Dzień dobry – powiedział grzecznie Mike. 
 
W duchu wyzywałam się od paranoiczek, widzącą wszędzie ukryte spiski. Podeszłam szybko 
do działu w najdalszym kącie sklepu. Wzięłam z półki pierwszą książkę, którą napotkała moja 
ręką i zaczęłam kierować się w stronę lady. Nagle poczułam, jak coś delikatnie wyrywa mi 
książkę z ręki. Doskoczyłam gwałtownie. 
 
- Jezu, Bello, małżeństwo ci nie służy, czy Edward cię bije? – zapytał z złośliwym wzrokiem. 
Po chwili przeniósł spojrzenie na książkę. – Wędkarstwo dla początkujących? 
- Ttak. 
- Wiesz, tam jest półka z większą ilością książek o tej tematyce. – Wskazał ruchem głowy na 
dział, znajdujący się nieopodal wyjścia ewakuacyjnego. 
- Nie, ta mi odpowiada... – zaczęłam, ale Mike już mnie ciągnął w miejsce wcześniej przez 
siebie wskazane. 
- Sorry, Bella – powiedział cicho, gdy znaleźliśmy się przy wyjściu ewakuacyjnym. 
 
Gdy dotarł do mnie sens jego słów chciałam zacząć krzyczeć, jednak moja reakcja była zbyt 
późna. Mike przycisnął swoją olbrzymią dłoń do moich ust. Zaczęłam się szamotać. 
- Cii – szepnął. 
 
Rzuciłam okiem w stronę lady, za którą stała nic nie świadoma starsza pani, przeglądająca 
jakieś papiery. Mike pchnął mocno drzwi. Na mojej twarzy poczułam zimny wiatr, który 
chłodził rozgrzane ciało. Tuż przy drzwiach stało srebrne auto, należące do Mika. Wpakował 
mnie bez delikatności do środka zamykając za mną drzwi i blokując zamek. Zaczęłam 
gwałtownie szarpać za klamkę, krzycząc bezustannie. 
- Pomocy! – zawołałam ostatni  ran, nim Mike wsiadając do środka rzucił mi spojrzenie, od 
którego zrobiło mi się stało. Natychmiast umilkłam czekając na wybuch jego wściekłości. On 
jedynie szarpnął szybko gałkę zmiany biegów, wbijając jedynkę. Ruszyliśmy, jadąc powoli 
przez opustoszałe miasto. Jedynie gdzieniegdzie przemieszczały się pojedyncze osoby, które 
nawet nie zwracały uwagi na to, co się wokół nich dzieje. 
 
- Mike – zaczęłam cicho. – Po co ci to? Wiesz, że później będziesz miał problemy. 
- Proszę, nie zabawiaj się w psychologa, próbującego negocjować z porywaczem. Nie robię 
tego dla siebie, słonko. – Spojrzałam na niego uważnie, czując coraz większy strach. – 

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com   For evaluation only.

background image

Mówiłem ci, że zaprzyjaźniłem się z Tylorem. To jest wielka szycha, nawet w Europie. 
Robiąc to zdobędę u niego punkty. 
 
Przeciągnął wzrokiem wzdłuż mojego ciała. Od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz, tym 
razem obrzydzenia. 
- Nie zrozum mnie źle, jesteś całkiem śliczna. Jednak ja nie jestem idiotą, nie narażę się na 
gniew Crowleya. Nie jestem takim idiotą jak Cullen. – Mówiąc to parsknął śmiechem. Po 
chwili wyciągnął komórkę z kieszeni, wybierając jakiś numer. 
 
Odłożył telefon na panelu przed kierownicą i spojrzał na mnie z wyższością. 
- Zaraz porozmawiamy z twoim byłym. – Zrozumiałam, że musiał włączyć tryb głośno 
mówiący, bo po chwili usłyszałam znudzony głos Tylera. 
 
- Czego znowu chcesz Newton? 
- Mam tutaj twoją Bellę – odpowiedział Mike z tryumfem w głosie. 
- Co? – warknął rozłoszczony. 
- No, właśnie jadę z nią do ciebie. Zrozum, jakiego miałem farta! Akurat zaparkowałem na 
tyłach księgarni, patrzę, a tu z autka Cullena wyskakuje twoja miłość – parsknął Mike. – 
Słuchaj, nie planowałem tego! Zwabiłem ją do środka, potem... 
- Co zrobiłeś ty idioto? – krzyknął Tyler. Po tonie jego głosu można było stwierdzić, że jest 
bardzo zły. – Masz wrócić z nią, do miasteczka i odstawić bezpiecznie do samochodu. Jeżeli 
włos jej z głowy spadnie to cię zabije ty skurwysynie! 
 
Newton pustym wzrokiem patrzył na jezdnię. 
- Tyler, nie zrobię tego. Nie po to poświęcałem karierę swojego ojca, żebys teraz wyskoczył z 
takim czymś – powiedział spokojnie, jednak w wypowiedzianych przez niego słowach 
usłyszałam determinację. 
 
Mknęliśmy właśnie po szosie w lesie, otaczającym miasteczko. Mike zwiększył nagle 
prędkość. Zbliżaliśmy się do zakrętu... 
- Newton... – zaczął Tylor. 
 
Nie myślałam nad tym, co robię. Przez moje żyły przebiegł mocny impuls. Adrenalina niemal 
przejęła kontrolę nad moim ciałem. Chwyciłam za kierownicę i mocno szarpnęłam w moją 
stronę. Wiedziałam, że przy takiej prędkości Mike nie będzie w stanie zapanować nad 
pędzącym samochodem. 
 
Jak w zwolnionym tempie przyglądałam się, jak coraz bardziej zbliżamy się do drzewa... 
 
Po chwili była już tylko ciemność. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com   For evaluation only.

background image

Epilog. 
 

Do świadomości przywrócił mnie pisk w moich uszach. Zacisnęłam mocniej powieki, chcąc 
powrócić do miejsca, w którym było ciepło, nie słyszałam żadnych głosów, a moim ruchom 
nie towarzyszył ból. 
 
Jednak nie dane mi było do niego powrócić. 
 
Poczułam jak ktoś ściska moją rękę. 
 
- Bella? – zapytał cicho jakże znany mi głos! Dla samego jego dźwięku powoli otworzyłam 
ociężałe powieki. Moje oczy musiały przyzwyczaić się do jaskrawego światła, które otaczało 
mnie zewsząd. Po chwili, która dla mnie trwała niczym wieczność, zobaczyłam go. Siedział 
przy łóżku, pocierając zaczerwienione oczy. Płakał. 
 
- Edward? – zapytałam cicho. 
- Cii, nic nie mów – powiedział mój mąż, głaszcząc uspokajająco moją rękę. – Wszystko 
będzie w porządku. Nie masz bardzo poważnych obrażeń. 
- A Mike? 
- Mike... – tu mój ukochany się zawahał. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Naprzeciwko 
mojego łóżka stał Tyler, patrząc na mnie z bólem w oczach. 
 
- Bello, ja bym nigdy... Nigdy bym nie zrobił czegoś, co sprawiłoby ci ból. – Z każdej 
komórki jego ciała emanowało poczucie winy. 
 
- To Tyler pojechał was szukać, gdy usłyszał dźwięk wypadu. Mike nie zakończył połączenia 
– wyjaśnił Edward. 
 
- Dziękuję – powiedziałam prosto, czując coraz większe zmęczenie. 
- Zostawię was samych – usłyszałam głos Tylera. Gdy zostaliśmy sami spojrzałam na 
Edwarda. 
 
- I tak go nie lubię – powiedział ze śmiechem. – Ale czuję wdzięczność, że cię znalazł. 
 
Edward przeciągnął wzrokiem po moim ciele. 
- Pewnie wyglądam strasznie – mruknęłam. Byłam coraz bardziej senna. 
- Zawsze będziesz piękna, niezależnie od sytuacji. Chociaż jestem pewien, że ból który 
odczuwasz jest niczym w porównaniu do mojego. Leżysz tutaj, bezbronna, posiniaczona... – 
Tu ziewnęłam. – I bardzo zmęczona. – Uśmiechnął się. 
 
- Kocham cię – powiedziałam oddając swoje ciało objęciom Morfeusza. 
- Ja chyba ciebie bardziej. 
 

Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software

http://www.foxitsoftware.com   For evaluation only.