background image

 

Barbara Cartland

 

Uśmiech losu 

A Revolution of Love 

 

background image

Od Autorki 
Portret  kapitana  McKaya,  który  nakreśliłam  w  tym 

opowiadaniu, jest prawdziwy. 

Podróżując wiele po świecie zaobserwowałam, że Szkoci, 

dokądkolwiek się udają, starają się w jakiś sposób odtworzyć 
wokół siebie obraz swych rodzinnych stron. 

Kapitanowie  statków,  podobnie  jak  kapitan  McKay, 

ozdabiają  swe  kajuty  symbolami  ojczystego  kraju,  którego 
wizerunek zawsze noszą w sercu. 

W  Kanadzie  na  każdym  moście  zbudowanym  przez 

Szkota przytwierdzona jest informująca o tym tabliczka. 

W Indiach każdy brytyjski  cmentarz  wypełniają szkockie 

nazwiska upamiętniające tych, którzy oddali swe życie, służąc 
imperium  brytyjskiemu.  I  tak  jest  w  każdym  miejscu  na  kuli 
ziemskiej, gdzie tylko Brytyjczycy postawili swą nogę. 

Szkockie pułki odznaczały się szczególną walecznością, a 

wśród  wybitnych  brytyjskich  budowniczych,  architektów  i 
inżynierów  ubiegłego  stulecia  znajdowało  się  wiele, 
legendarnych już, szkockich nazwisk. 

Wzruszające  wydało  mi  się  przechowywanie  przez  tych 

ludzi  gałązek  wrzosu  między  kartkami  książek  czy 
sprawozdań.  Jelenie  rogi  i  szkockie  pledy  zawsze  wisiały  w 
ich kwaterach. 

Dokądkolwiek  udaje  się  Szkot,  bez  względu  na  to,  jak 

długi  to  ma  być  pobyt,  jego  serce  „pozostaje  w  wysokich 
górach Szkocji ścigając dziką zwierzynę". 

background image

R

OZDZIAŁ 

Rok 1887 
Drogo  Forde  z  ulgą  pomyślał,  że  już  niewiele  drogi 

zostało mu do stolicy Kozania, Ampuli. Był wyczerpany. Jego 
koń  już  od  trzech  mil  utykał.  W  czasie  całej  podróży  na 
każdym  niemal  kroku  czyhało  na  niego  niebezpieczeństwo. 
Nigdy w jego niełatwym i pełnym przygód życiu żadna misja 
nie była tak pełna zagrożenia, i to co chwila, jak właśnie ta. A 
jednak  mu  się  udało.  Wiedział,  że  informacje,  które  zdobył, 
zadowolą  lorda  Rosebery,  sekretarza  stanu  do  spraw  Indii  w 
Londynie,  gdy  tylko  je  otrzyma.  Śpieszył  się,  by  dotrzeć  do 
jakiejkolwiek ambasady lub konsulatu, gdzie przynajmniej to, 
co  najpilniejsze,  będzie  mógł  przesłać  szyfrem.  Nie  był 
pewien,  czy  ambasada  w  Kozaniu  jest  godna  zaufania. 
Pomyślał, że byłoby rozsądnie upewnić się o tym dyskretnie, 
zanim  ujawni  cel  swojej  wizyty  i  informacje,  które  mogły 
zaważyć  na  bezpieczeństwie  Indii  i  losie  setek  żołnierzy 
brytyjskich.  Ponieważ  Kozań  był  państwem,  gdzie  władzę 
faktyczną sprawował monarcha, wiedział, że w Ampuli będzie 
brytyjska ambasada. Z drugiej jednak strony, Kozań graniczył 
z Rosją, która miała tu dużo swoich agentów. 

Kiedy, rozważając swoją sytuację, patrzył na rysujący się 

w  oddali  cel  swojej  podróży,  przyszedł  mu  na  myśl  kuzyn 
Gerald  Forde,  który  sprawował  urząd  właśnie  w  ambasadzie 
brytyjskiej w Ampuli. Ostatnio widzieli się dwa lata temu. 

 - Jeśli twoje drogi kiedykolwiek zawiodą cię do Kozania, 

odwiedź  mnie.  Sprawisz  mi  przyjemność  zatrzymując  się  u 
mnie,  chyba  że  cenisz  się  wyżej  i  skorzystasz  z  zaproszenia 
ambasadora - powiedział przy pożegnaniu Gerald. 

 - Z pewnością nie - odparł Drogo - i nie bądź zaskoczony, 

gdy wpadnę nieoczekiwanie. 

 - Będę czekał - obiecał Gerald. - Uważaj na siebie.  

background image

Mówił  poważnie.  Będąc  w  służbie  dyplomatycznej  miał 

pewne  pojęcie  o  stopniu  niebezpieczeństwa  zadań,  które 
wykonywał  Drogo.  Tak  naprawdę  to,  poza  politykami  na 
najwyższym szczeblu w rządzie brytyjskim, nikt nie wiedział 
o  żadnych  szczegółach  dotyczących  tych  misji.  Wkrótce  po 
przybyciu do Indii Drogo, mistrz w maskowaniu się, który, jak 
na  Anglika,  znał  zadziwiająco  dużo  orientalnych  języków, 
został włączony do czegoś, co nazywało się „Wielką Grą". Był 
inteligentny,  a  codzienne  pułkowe  życie  wydawało  mu  się 
nudne. Po  wyjątkowo  dobrym  sprawdzeniu  się  w  dwóch  czy 
trzech  niełatwych  akcjach  dowództwu  nie  pozostawało  nic 
innego jak tylko spełnić życzenia Drogo. Zgodzili się, że nie 
będzie  związany  z  żadną  konkretną  placówką  i 
zagwarantowali  mu  swobodę  przemieszczania  się  w  Indiach, 
jeśli to będzie konieczne. 

Tajność  tej  misji  wymagała,  by  działał  sam.  Nigdy 

przedtem  nie  był  tak  blisko  śmierci,  jak  właśnie  tym  razem, 
gdy  przejeżdżał  przez  Afganistan  przebrany  za  Rosjanina  i 
przez Rosję przebrany za Afgańczyka. Biegła znajomość obu 
języków pomogła mu przeżyć i przewieźć zebrane informacje 
aż do Kozania. 

Miał nadzieję, że gdy dotrze do Ampuli, w domu Geralda 

będzie ktoś - stajenny lub służący, kto zajmie się koniem. On 
sam  też  potrzebował  w  tej  chwili  jedzenia  i  snu.  Brakowało 
mu tego przez ostatni miesiąc. Sypiał niewiele, pod drzewami 
i w rowach. Często zasypiał na koniu. 

„Jeszcze tylko godzina drogi", dodawał sobie otuchy, gdy 

koń  ociężale  posuwał  się  naprzód.  Był  spragniony.  Przyłapał 
się  na  błądzeniu  myślami  wokół  strumienia  płynącego  przez 
ogród  rodzinnego  domu  w  Anglii.  Kiedy  był  chłopcem,  w 
upalne dni chlapał się w nim i łowił młode pstrągi, by potem 
triumfalnie zanieść je do domu matce. 

background image

Nadal  z bólem  myślał  o tym, jak bardzo cierpiała, zanim 

zmarła.  Pamiętał,  jakie  trudności  napotkał,  po  przybyciu  do 
Anglii,  w  zdobyciu  tak  potrzebnych  mu  wtedy  pieniędzy. 
Pożyczał,  ile  mógł,  z  banku  i  od  przyjaciół,  by  zapewnić 
matce  wszelkie  wygody  w  ostatnich  chwilach  jej  życia. 
Lekarze niestety nie mogli przywrócić chorej do zdrowia, lecz 
tylko ulżyć jej cierpieniom. 

Zawsze, gdy myślał o matce, nieuchronnie ożywało w nim 

nienawistne  wspomnienie  stryja  Lionela.  Ojciec  Drogo  był 
młodszym  synem  markiza  Baronforde  i  to  zdecydowało,  że 
zgodnie  ze  zwyczajem  został  pozbawiony  majątku.  Starszy 
brat  ojca,  Lionel,  będąc  dziedzicem  fortuny  otrzymał  tytuł  i 
mienie  należące  do  rodu.  Drogo  wiedział,  że  jego  rodzice 
odmawiali  sobie  luksusów,  żeby  zapewnić  mu  jak  najlepsze 
wykształcenie.  Kiedy  osiągnął  odpowiedni  wiek,  wstąpił  do 
pułku, w którym służył jego ojciec. 

 - Zdaję sobie sprawę - powiedział przy tej okazji ojciec - 

że  wsparcie  finansowe,  które  mogę  ci  dać,  nie  dorównuje 
temu, jakie mają inni oficerowie, ale mam nadzieję, że z twoją 
inteligencją  znajdziesz  sposób  na  powiększenie  swoich 
dochodów. 

 -  Z  pewnością  -  uśmiechnął  się  Drogo,  dla  którego 

pieniądze niewiele wówczas znaczyły. 

Kiedy jednak pułk został wysłany do Indii, okazało się, że 

czuje się skrępowany nie mogąc pozwolić sobie na posiadanie, 
jak  inni,  konia  do  gry  w  polo  czy  też  korzystanie  z  wygód, 
które były niezbędne w tak gorącym klimacie. 

Wkrótce  jednak  niedogodności  te  zeszły  na  drugi  plan 

wobec idei służenia swojemu krajowi. Rosjanie przenikali do 
Indii  wywołując  niepokoje  wśród  plemion  hinduskich  na 
północno  -  zachodniej  granicy  i  północy  kraju.  Dowództwo 
brytyjskie  obawiało  się,  że  celem  tych  działań  jest  wyparcie 
Anglików  z  Indii  i  przejęcie  kontroli  nad  tym  państwem. 

background image

Drogo  był  tylko  jednym  z  wielu,  którzy  pracowali  dla 
najlepszych  „tajnych  służb"  na  świecie.  Pochłonięty 
wykonywaniem powierzonych  mu zadań nie zauważał, że na 
„górze" coraz częściej mówiło się o nim z uznaniem. 

Z  każdą  chwilą  przybliżał  się  do  Ampuli.  Wspomnienia 

rodzinnego  domu  znów  ożyły,  a  wraz  z  nimi  ostatnie 
spotkanie  ze  stryjem  -  markizem.  Po  raz  pierwszy  wówczas 
udał  się  do  niego  z  prośbą  o  pomoc.  Markiz  mieszkał  w 
rezydencji  Baronforde  jako  wyłączny  dziedzic  rodowej 
fortuny  i  wydawało  się,  że  nie  może  odmówić  Drogo 
wsparcia. 

Lokaj  zapowiedział  Drogo  i  wprowadził  do  ogromnej 

biblioteki,  gdzie  siedział  markiz.  Mieściły  się  tam  unikalne 
zbiory  dokumentów  i  książek  będące  przedmiotem  zazdrości 
każdego muzeum w Anglii. Na ścianach wisiały cenne obrazy, 
a  wnętrze  wypełniały  kosztowne,  zabytkowe  meble 
gromadzone tu od czasów Tudorów, kiedy t rodzina Forde'ów 
zdobyła  swą  obecną  pozycję.  Drogo  wiedział,  że  wszystko 
należy do stryja, który, jak jego poprzednik, będzie oszczędny 
aż do skąpstwa. Jednak dla Drogo nie było nic ważniejszego 
niż  dobro  matki  i  o  to  zamierzał  walczyć.  Musiał  zdobyć 
najlepszą  pomoc  lekarską  i  zapewnić  jej  najniezbędniejsze 
wygody. Wykwalifikowanych pielęgniarek było mało i bardzo 
drogo  liczyły  za  swoją  pracę.  Jedynie  płacąc  niemal 
astronomiczne  sumy  zdołał  zapewnić  matce  opiekę  dwóch 
wyszkolonych  pielęgniarek  z  Londynu,  których  troskliwość 
chociaż  trochę  zdołała  poprawić  psychiczne  i  fizyczne 
samopoczucie chorej. 

Markiz podszedł do Drogo z wyciągniętą ręką. 
 - Jak się masz, Drogo - powiedział. - Myślałem, że jesteś 

w Indiach. 

 -  Jestem  na  okolicznościowym  urlopie.  Jak  stryj  pewne 

wie, moja matka jest ciężko chora. 

background image

 -  Przykro  mi  to  słyszeć  -  odpowiedział  markiz.  -  Proszę, 

pozdrów ją ode mnie i życz szybkiego powrotu do zdrowia. 

Usiedli 

wygodnych 

fotelach 

przy 

ogromnym 

marmurowym kominku. 

 - Przyjechałem spytać - zaczął Drogo, kiedy zauważył, że 

markiz przygląda mu się dociekliwie - czy nie mógłby mi stryj 
pomóc  w  olbrzymich  wydatkach,  które  mam  od  czterech 
miesięcy w związku z chorobą matki. 

Wydało  mu  się,  że  markiz  jakby  zesztywniał,  więc 

pospiesznie kontynuował: 

 -  Myślę,  że  stryj  zrozumie.  Musiała  być  badana  aż  trzy 

razy  przez  chirurgów...  -  przerwał  i  po  chwili  odezwał  się 
znów:  -  Opiekują  się  nią  najlepsze  pielęgniarki,  jakie  można 
znaleźć. 

Markiz milcząc poruszył się niespokojnie w fotelu. Drogo 

zaś mówił dalej: 

 - Lekarze przepisali jej drogie lekarstwa i zalecili dobrze 

się  odżywiać.  Pożyczyłem  już  dużo  pieniędzy  z  banku  i  od 
przyjaciół. Nie wiem, czy uda mi się więcej. 

Nienawidził żebrać. Patrząc więc na cenny obraz wiszący 

nad komodą zwrócił się błagalnie do stryja: 

 -  Już  tylko  ciebie  mogę  prosić  o  pomoc,  stryju  Lionelu. 

Obiecuję,  że  gdy  tylko  będę  mógł,  zwrócę  wszystko  co  do 
grosza! 

Kiedy to mówił, instynkt nieomylnie podpowiadał mu, że 

markiz  zamierza  odmówić.  Z  jego  ust  uprzejmie  zabrzmiały 
słowa, że jeżeli pomoże jednemu z członków rodziny, będzie 
musiał pomóc innym. Samo utrzymanie dworu jest kosztowne. 
Jego  syn  William  ma  rozrzutną  żonę.  W  rzeczywistości 
pochłania to wszystkie oszczędności. Dla Drogo sprawa była 
jednak zbyt pilna i ważna, poza tym nie prosił dla siebie, więc 
ponownie  zwrócił  się  błagalnie  do  stryja  w  sposób,  który 
wydawał mu się upokarzający. Bezskutecznie. 

background image

 -  Stryju,  proszę  choć  o  trochę!  -  odezwał  się.  -  Nawet 

kilkaset funtów to więcej niż nic. Nie mogę pozwolić umrzeć 
matce  z  głodu  czy  braku  należytej  opieki  lekarskiej!  Za  to 
trzeba płacić! 

Markiz wstał. 
 - Przykro mi, chłopcze - powiedział. - Zapewniam cię, że 

współczuję  ci,  jednakże  jako  głowa  rodu  i  jak  każdy  mam 
zasady, których nie mogę złamać. 

Przerwał i po chwili dodał: 
 -  Jedną  z  nich  jest  niepożyczanie  pieniędzy,  jeżeli  nie 

mam gwarancji, że zostaną zwrócone. 

 -  Ależ  obiecuję...  -  zaczął  Drogo,  lecz  markiz 

powstrzymał go ruchem ręki. 

 -  Dłuższe  rozwodzenie  się  nad  tym  jest  bezcelowe!  - 

powiedział surowo. 

Drogo krew uderzyła do głowy. Przez chwilę miał ochotę 

rzucić się na stryja. Wiedział jednak, że niczego w ten sposób 
nie osiągnie, a przy tym nie zachowa się z godnością. 

 -  Jeżeli  to  jest  ostatnie  słowo  stryja  -  rzekł  w  końcu  -  to 

nie mam już nic do dodania. 

 -  Istotnie  -  zgodził  się  markiz  -  ale  mam  nadzieję,  że 

zostaniesz na obiedzie. 

Drogo  pomyślał,  że  w  tej  sytuacji  nie  przełknąłby  nawet 

kęsa. Pożegnał się więc opanowany, nie uchybiając manierom 
dobrego wychowania. Dopiero w powozie, który wiózł go do 
domu,  przyłapał  się  na  przeklinaniu  markiza.  Czynił  to  z 
zapałem  i  biegłością  równą  szalonemu  fakirowi,  w  którego 
postać wcielił się w czasie jednej ze swoich ostatnich misji.  

Matka  Drogo  zmarła  miesiąc  później.  Tylko  dzięki 

upokarzającym pożyczkom od przyjaciół ojca, których ledwo 
znał, udało mu się zapewnić jej należyte warunki do ostatniej 
chwili.  Po  jej  śmierci  sprzedał  wszystko,  co  było  do 
sprzedania, żeby spłacić długi. Dom  wystawił na licytację ze 

background image

słabą nadzieją na znalezienie kupca, a sam powrócił do Indii, 
gdzie  przez  ostatnie  miesiące  szukał  zapomnienia  w  pracy. 
Niebezpieczeństwo  i  konieczność  walki  o  przeżycie 
złagodziły  nieco  głęboki  ból  po  utracie  uwielbianej  matki. 
Jednak pamięć o niej teraz, po kończącej się kilkumiesięcznej 
misji, była nadal żywa i bolesna. 

Od  przykrych  wspomnień  oderwał  go  widok  bram 

Ampuli.  Uświadomił  sobie,  że  już  ponad  milę  przebył  na 
terytorium  Kozania  i  że  niebezpieczeństwo  zostało  poza  jego 
granicami.  Zakończył  zatem  i  tę  misję.  Wykonał  to,  co 
wydawało się niemożliwe, i chociaż trudno było uwierzyć, żył 
nadal! 

Był  pewien,  że  rosyjscy  szpiedzy  rozpoznali  go  i  przez 

ostatnie  kilka  dni  podążali  tuż  za  nim.  Tak  czy  inaczej  w  tej 
chwili  czuł  się  bezpieczny  i  żadne  miejsce  na  ziemi  nie 
wydawało mu się bardziej upragnione niż Kozań. 

To  niewielkie  państwo  na  wschodzie  sąsiadowało  z 

Rumunią,  na  północy  zaś  z  Besarabią.  Mieszkańcy  Kozania 
tworzyli  barwną  mieszankę  narodowości  rumuńsko  - 
rosyjskiej, a na południu tureckiej. Stolica, Ampula, leżała nad 
Morzem  Czarnym.  Drogo  próbował  przypomnieć  sobie,  co 
jeszcze wie o tym kraju, lecz zmęczenie kierowało jego myśli 
wyłącznie ku dręczącemu pragnieniu snu. 

Wjechał  do  miasta.  Było,  jak  oczekiwał,  wypełnione 

kolorową  zbieraniną  różnych  narodowości  z  całym 
bogactwem  barw  i  strojów,  ludźmi  uderzająco  przystojnymi 
albo - małymi i groteskowymi, zniszczonymi pracą i głodem, 
dziećmi  i  psami,  krowami  i  końmi...  Nad  tym  wszystkim 
górowały  białe  strzeliste  minarety  meczetów  i  zarysowujące 
się  na  tle  ciemnoniebieskiego  nieba  złociste  kopuły 
prawosławnych cerkwi. 

Jechał  wąskimi  ulicami,  które  w  świetle  zachodzącego 

słońca  wyglądały  szczególnie  interesująco  z  domami  o 

background image

niezwykłych,  nie  powtarzających  się  kształtach.  Coraz 
częściej  pojawiające  się  bardziej  wyszukane  w  formie, 
imponujące rozmiarami budynki upewniły go, że wkracza do 
bogatszej  części  miasta.  Tu  spytał  o  drogę  do  Ambasady 
Brytyjskiej  wiedząc,  że  dom  kuzyna  Geralda  powinien 
znajdować się w jej pobliżu. 

Znalazł  się teraz na cichej ulicy, którą przejeżdżały tylko 

powozy  zamożnych  mieszkańców.  Dom  Geralda  stał  na  jej 
końcu. Miał wąską fasadę, lecz imponujące drzwi wejściowe. 
Drogo  zsiadł  z  konia.  Przez  głowę  przemknęła  mu  myśl,  że 
Gerald  może  nie  poznać  go  w  łachmanach  służących  za 
przebranie.  Pociągnął  za  rączkę  dzwonka  zbyt  osłabiony,  by 
zapukać. Rozległ się głośny dźwięk. Odruchowo rozejrzał się 
dokoła  w  obawie  przed  ściągnięciem  na  siebie  uwagi 
przechodniów.  Nikt  nie  otwierał.  Z  niepokojem  pomyślał,  że 
w  domu  nikogo  nie  ma.  Jeżeli  tak  jest,  to  musi  zawrócić  do 
ambasady.  Poprzedniej  nocy  bowiem  wydał  resztę  pieniędzy 
na  przekupienie  Rosjan,  by  zdobyć  coś  do  jedzenia  i  nie 
stracić przy tym konia. Z drugiej jednak strony nie miał teraz 
ochoty na spotkanie z ambasadorem. Poza tym nie był pewien, 
na ile może mu zaufać. 

Kiedy  raz  jeszcze  uniósł  rękę  ku  dzwonkowi,  drzwi 

otworzyły się. Stał w nich starszy wąsaty mężczyzna z siwymi 
włosami. 

 -  Co  pan  sobie  życzy?  -  odezwał  się  nieoczekiwanie 

niepoprawną angielszczyzną. 

Drogo domyślił się, że mężczyzna jest służącym Geralda. 
 -  Czy  twój  pan  jest  w  domu?  -  zapytał.  -  Nazywam  się 

Drogo Forde. Jestem jego kuzynem. 

 -  Ja  być  Maniu.  Pan  wyjechać.  On  mówić,  sir  przybyć 

wcześniej. 

background image

 - Przykro mi, że się spóźniłem - uśmiechnął się Drogo. - 

Skoro jednak już tu jestem, czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie 
mogę odstawić konia? 

Mężczyzna otworzył szeroko drzwi. 
 - Ja prosić. Sir wejść. Ja wziąć koń. 
Drogo  nie  potrzebował  specjalnej  zachęty.  Zabrawszy 

nieduży  bagaż,  zdjął  siodło  mówiąc  do  służącego,  który 
trzymał konia za uzdę: 

 -  Jest  spragniony,  głodny  i  okulały.  Proszę,  zajmij  się 

nim, jak należy. 

 -  Ja  tak  zrobić  -  odpowiedział  Maniu.  -  Sir  wejść  i,  ja 

prosić, zamknąć drzwi. 

Drogo spełnił tę prośbę. 
Nieduży dom Geralda był wciśnięty między dwa większe. 

Wewnątrz, na dole, był tylko pokój jadalny i schody na górę. 
Całe  pierwsze  piętro  zajmował  pokój  gościnny,  a  na  drugim 
znajdowały się dwie sypialnie - większa dla gospodarza domu 
i mniejsza dla gości. Drogo postawił w kącie torbę i zrzucił z 
siebie brudne, zakurzone ubranie. Od kilku dni się nie mył. W 
domu nie było wprawdzie ciepłej wody, ale za to obok miski 
leżał  świeży  kawałek  mydła.  Umywszy  się,  włożył  na  nagie 
ciało  znaleziony  w  szafie  szlafrok.  Nareszcie  był  uwolniony 
od grubych łachmanów, zbyt ciepłych jak na kozańskie upały, 
i w konsekwencji od przykrego swędzenia ciała. 

Pojawił się Maniu. 
 -  Koń  szczęśliwy  -  oznajmił  z  szerokim  uśmiechem  na 

ustach. - Jedzenie na stole. 

 - Dziękuję, Maniu - odparł Drogo. - Bardzo ci dziękuję. 
Jedzenie  było  niewyszukane.  Głód  jednak  sprawił,  że 

smakowało  jak  na  niebiańskiej  uczcie.  Drogo,  zanim  zdołał 
cokolwiek  ugryźć,  musiał  zwilżyć  spękane  usta  dwoma 
szklankami soku pomarańczowego. 

Zbierając po posiłku puste naczynia Maniu odezwał 

background image

 -  Teraz  ja  iść,  Przynieść  śniadanie  jutro  rano.  Która 

godzina? 

 -  Niezbyt  wcześnie  -  rzekł  Drogo.  -  Nie  budź  mnie. 

Muszę się wyspać. 

Służący  kiwnął  głową  na  znak,  że  zrozumiał.  Drogo 

przypomniał  sobie,  że  Kozańczycy  uchodzą  za  naród 
wyjątkowo  rozmowny.  Toteż  z  ulgą  pomyślał,  że  Gerald 
dobrze  zrobił  nie  kładąc  szczególnego  nacisku  na  nauczanie 
służącego  języka  angielskiego.  Co  zaś  do  swojej  znajomości 
kozańskiego,  to  wolał  teraz  nie  eksperymentować  na  Maniu, 
wszystkiego  czego  bowiem  pragnął,  to  udać  się  jak 
najszybciej  do  łóżka.  Był  jednak  przekonany,  że  ze  swoimi 
zdolnościami  językowymi  za  kilka  dni  będzie  władał 
tutejszym językiem na tyle biegle, by być rozumianym przez 
miejscowych. Wiele słów już znał i dużo rozumiał z rozmów 
toczących  się  na  ulicach,  którymi  przejeżdżał.  Była  to 
mieszanina  rosyjsko  -  rumuńska  z  dodatkiem  wyrazów 
greckich - cechą charakterystyczną dla języków bałkańskich. 

 - Jeszcze raz bardzo dziękuję, Maniu - powiedział Drogo 

po skończonej kolacji. 

Służący odpowiedział skinieniem głowy i zniknął. 
Zapadł  zmierzch.  Drogo  wspiął  się  po  schodach  do 

sypialni,  zdjął  szlafrok,  zdmuchnął  świecę  stojącą  na  stole  i 
rzucił się na łóżko. Po nocach przespanych w niewyszukanych 
miejscach:  pod  gołym  niebem,  w  jaskiniach  czy  namiotach, 
komfort leżenia w normalnym łóżku wydał mu się niebiańską 
rozkoszą.  Przypomniał  sobie  skrzypienie  twardych  desek  i 
stęchły zapach szmat, które były namiastką pościeli. Wszystko 
to  było  już  za  nim.  Wyciągnął  się  wygodnie.  Pod  poduszką 
czuł  zeszyt  z  tajnymi  informacjami,  dla  których  ryzykował 
życiem. Zamknął oczy i zasnął. 

Kiedy  znów uniósł powieki, zaskoczony spostrzegł, że  w 

pokoju  nadal  panuje  półmrok.  Wiedział,  że  świt  w  Kozaniu 

background image

nastaje  wcześnie  i  że  spał  długo.  Gdy  wróciła  mu  pełna 
świadomość  sytuacji,  zaczął  podejrzewać,  że  przespał  cały 
dzień. Rozsunął zasłony. Za oknem zapadał kolejny zmierzch, 
a  ostatnie  promienie  słońca  przesuwały  się  po  dachach 
domów. Przespał dobę. Poczuł wzmagający się głód. Nagi, jak 
grecki  bożek,  przeciągnął  się  w  oknie,  po  czym  narzucił 
szlafrok i ostrożnie zszedł do jadalni. 

Na stole stało naczynie z zimną  potrawką z kury, a obok 

leżał kawałek papieru. Maniu nie było. 

„Sir spać. Ja wrócić jutro", głosił napis na kartce. 
Drogo  zaśmiał  się,  odsunął  papier  na  bok  i  zabrał  się  do 

jedzenia  tego,  co  wydawało  mu  się  resztką  z  poprzedniego 
wieczora.  Zaspokoiwszy  głód,  pomyślał  o  kieliszku  wina. 
Wiedział,  że  Gerald,  jako  człowiek  przezorny,  wyjeżdżając 
musiał ukryć gdzieś wino, a klucz od schowka zabrać ze sobą. 
Po  namyśle  uznał,  że  równie  dobrze  zadowoli  go  kufel 
kozańskiego  piwa,  a  jeszcze  bardziej  wino  z  tutejszych 
winnic,  którego  smak  poznał  już  wcześniej.  Zdecydował  się 
wyjść z domu. Problemem pozostawał jednak brak pieniędzy. 

Wrócił  na  górę.  Z  szafy  wyjął  jakąś  koszulę  i  spodnie. 

Włożył  ubranie  na  siebie  i  pomyślał,  że  będzie  musiał  kupić 
sobie kilka najpotrzebniejszych rzeczy, jeżeli Gerald nie wróci 
prędko.  W  najlepszym  razie  mógłby  wówczas  liczyć  na 
pomoc ambasady, a do tego odnosił się z niechęcią. 

Gdy wiązał wokół szyi chustkę zamiast krawata. przyszło 

mu  na  myśl  inne  wyjście  z  sytuacji,  które,  miał  nadzieję, 
zakończy  się  sukcesem.  Nietrudno  było  odgadnąć,  że  Gerald 
musi  mieć  sejf  ukryty  prawdopodobnie  za  jakimś  strasznym 
malowidłem  w  sypialni.  Drogo  był  specjalistą  w  otwieraniu 
sejfów.  Ilekroć  Rosjanie  byli  przekonani,  że  ich  skarbce  są 
niezawodne,  jemu  niezawodnie  udawało  się  dostać  do  ich 
cennej zawartości. 

background image

Tym razem sprawa okazała się wyjątkowo prosta. Już po 

kilku  chwilach  sejf  Geralda  był  otwarty  i  kilka  paczek 
kozańskich banknotów znajdowało się w rękach Drogo. Wziął 
równowartość  dwóch  czy  trzech  funtów.  Reszta  wróciła  do 
sejfu z notatką na wierzchu: „Zwrócę, kiedy tylko będę mógł". 

Zszedł na dół. W holu znalazł klucz od frontowych drzwi. 

Zabrał  go  i  wyszedł  na  ulicę  kierując  się  ku  centrum.  Tam 
powinien znajdować się rynek i skupiać całe miejskie życie. 

Przemierzał  okolice  zamieszkane  przez  ludzi  zamożnych. 

Większość  domów  otaczały  ogrody  ukryte  za  wysokimi 
murami,  na  które  kładły  się  gałęzie  drzew  owocowych 
obsypane  żółtymi,  białymi  i  czerwonymi  kwiatami.  Drogo, 
przywykłemu  przez  długie  dni  do  pejzażu  ponurych, 
postrzępionych  gór  ze  skalistymi  szczytami  spowitymi 
śniegiem, widok ten wydawał się piękny. 

Podniesiony  na  duchu  i  ożywiony  ciepłem  barw  i 

subtelnością  zapachów  unoszących  się  w  wieczornym 
powietrzu,  zapragnął  czegoś  więcej  niż  wina.  Zapragnął 
kogoś,  /.  kim  mógłby  się  nim  cieszyć.  Kogoś,  jeżeli  to 
możliwe, pociągającego. 

Mówiąc w duchu, że oczekuje zbyt wiele od losu, spojrzał 

w  niebo  i  dostrzegł  na  blado  rozświetlonym  tle  pierwszą 
gwiazdę.  Jak  przez  mgłę  gdzieś  z  głębin  jego  świadomości 
przywędrowało  nieuchwytne  wspomnienie  matki,  a  może 
piastunki,  podpowiadającej:  „Wypowiedz  życzenie,  a  spełni 
się!" 

Bezwiednie, za głosem serca, pomyślał o pięknej kobiecie, 

z którą  mógłby spędzić  kilka chwil przy butelce szampana, i 
wybuchnął  głośnym  śmiechem  rozbawiony  chwilą  własnej 
słabości. 

Jego donośnemu głosowi wtórował jeszcze czyjś. Spojrzał 

ku  górze.  Tym  razem  nad  głową  Drogo  unosiła  się  postać 

background image

kobieca  zwisająca  na  linie  z  muru,  pod  którym  szedł.  Postać 
krzyczała na przemian po kozańsku i angielsku: 

 - Na pomoc! Proszę mi pomóc! 
Przez  sekundę  stał  bez  ruchu  patrząc  zdumionym 

wzrokiem na kobietę, a raczej na jej spódnicę wirującą mu nad 
głową. 

 - Ratunku! Na pomoc! 
Ponowne  wołanie  i  krzyk  wyrwały  go  z  oszołomienia. 

Było  jasne,  że  spuszczając  się  po  za  krótkiej  linie  kobieta 
zawisła  na  jej  końcu,  bojąc  się  skoczyć  z  wysokości  około 
dwóch metrów.  

Chwycił  ją  za  kostki  nóg  i,  mówiąc  po  angielsku, 

uspokoił: 

 -  Trzymam  panią.  Proszę  spuścić  się  powoli  po  linie  na 

tyle, ile to jeszcze możliwe, potem panią pochwycę. Proszę się 
nie obawiać, nie spadnie pani. 

Był silny i wysoki. Bez trudu jedną ręką podtrzymywał, a 

drugą  asekurował  nieznajomą,  tak  że  po  chwili  siedziała  mu 
na  ramieniu.  Gdy  postawił  ją  na  ziemi,  w  bladym  świetle 
zachodu  dostrzegł,  że  czarne  włosy,  starannie  upięte  z  tyłu 
głowy,  okalały  twarz  pięknej  młodej  kobiety,  tak  młodej,  że 
gdyby  nie  wymyślna  fryzura  i  delikatny,  lecz  wyszukany 
zapach perfum, wyglądałaby niemal dziewczęco. 

Podniosła  głowę  wysoko  do  góry,  by  móc  spojrzeć  w 

twarz swemu wybawcy. 

 -  Dziękuję!  Skąd  mogłam  wiedzieć,  że  z  drugiej  strony 

muru  lina  okaże  się  za  krótka?!  -  powiedziała  z 
usprawiedliwieniem i irytacją w głosie. 

 -  Domyślam  się,  że  nie  jest  to  typowy  dla  pani  sposób 

wychodzenia z domu - uśmiechnął się Drogo. 

 -  A  jednak  udało  mi  się.  Byłam  sprytna,  no  i oczywiście 

miałam dużo szczęścia, że pan tędy przechodził. 

background image

Oczy jej błyszczały, gdy mówiła to, patrząc mu odważnie 

w twarz. 

 - Dziękuję - odpowiedział. - A skoro już pani uciekła, to 

co zamierza zrobić z wolnością? 

 -  Dowiedzieć  się,  czym  żyje  to  miasto  -  odparła  z 

nienagannym angielskim akcentem. 

„Jak dama", pomyślał, a na głos zauważył: 
 - Jeżeli nie ma nikogo, kto by pani towarzyszył, popełnia 

pani błąd. 

 - Gdyby nie było pana, kto inny by mi pomógł. 
 - Nie byłbym tego pewien. Jest wielu mężczyzn na ulicy, 

którzy uznaliby panią za atrakcyjną kobietę. 

Spojrzała zdziwiona, jakby o tym nie pomyślała. 
 -  Ale  przecież  jest  dzień  św.  Wita  -  powiedziała  z 

odcieniem  rozczarowania  w  głosie  -  i  ja  chcę  zobaczyć 
procesję i tańce! 

Ta niemal dziecinna skarga wydała się Drogo pełna uroku. 

Po chwili zapytał: 

 - Czy na pewno za rogiem nie czeka na panią eskorta? 
 - Nie. Jestem sama. 
 -  Cóż,  w  takim  razie,  czy  uczyni  mi  pani  zaszczyt  i 

pozwoli oprowadzić się po mieście? 

Dziewczyna roześmiała się dźwięcznym głosem. 
 -  Z  wdzięcznością  przyjmuję  zaproszenie.  Byłoby 

okrucieństwem  odesłać  mnie  do  frontowych  drzwi  po  tym 
wszystkim, co przeszłam! 

 -  Rozumiem  i  podejrzewam,  że  gdyby  kierował  mną 

rozsądek, to właśnie powinienem zrobić. 

Zaprzeczyła nagłym ruchem ręki. 
 - Jeżeli jeszcze raz usłyszę słowo „rozsądek", obiecuję, że 

ucieknę! 

background image

 -  Skoro  tak,  to  proponuję  już  ruszać  -  uśmiechnął  się.  - 

Zanim panią spotkałem,  wyraziłem życzenie, by móc spędzić 
z kimś czas przy winie. 

 -  Zatem,  sir,  pańskie  życzenie  spełniło  się  i  pora  już,  by 

los przedstawił nas sobie. 

 - Oczywiście. Nazywam się Drogo. 
 - A ja, Tekla. 
Wyciągnęła rękę i, gdy ją trzymał w swojej, wydawało się, 

że czeka, aby złożył na niej pocałunek. Cofnęła jednak dłoń i z 
uśmiechem powiedziała: 

 - Nie masz pojęcia, jakie to niezwykłe. 
 - Ależ  mam - odparł. - Sam jestem przejęty. Spotykałem 

piękne  kobiety  w  wielu  dziwnych  miejscach,  ale  żadna  nie 
wisiała mi nad głową na linie. 

Tekla zaśmiała się. 
 -  Cóż,  a  więc  to  dla  ciebie  nowe  doświadczenie  i  mam 

nadzieję, że dla mnie też. 

Spojrzał  na  nią  przenikliwie.  Mógł  różnie  interpretować 

to, co powiedziała, lecz kiedy  mówiła, patrzyła nie na niego, 
lecz  przed  siebie,  w  stronę,  w  którą  zmierzali;  skąd  dobiegał 
gwar  tłumu  zgromadzonego  w  świetle  niezliczonych  lamp. 
„To  jeszcze  dziecko,  pomyślał,  i  po  uroczystościach  trzeba 
będzie odprowadzić je do domu". 

Była  skromnie  ubrana  w  białą  spódnicę  i  bluzkę  z 

rękawami  do  łokci.  Owinięta  wokół  talii  błękitna  szarfa 
zawiązana  z  tyłu  w  ogromną  kokardę  wprowadzała  trochę 
ożywienia. Nie miała na sobie żadnej biżuterii. 

Kiedy podeszli bliżej do świateł i tłumu, nie zwracała już 

uwagi na Drogo. Przejęta patrzyła niecierpliwie przed siebie. 
Obserwując  jej  profil  pomyślał,  że  ma  bardzo  mały,  prosty, 
arystokratyczny  nos.  Oczy  Tekli  były  duże  i  dominowały  w 
pociągłej  twarzy.  „Jest  urocza  i  bardzo  młoda",  pomyślał. 

background image

„Prawdopodobnie  uciekła  ze  szkoły  i  będzie  miała  kłopoty, 
jeżeli w porę nie odprowadzę jej z powrotem". 

Doszli do rynku. Pośrodku tryskała fontanna z Neptunem i 

syrenami. Na stopniach wokół niej rozłożyły się kwiaciarki  z 
koszami,  uliczni  sprzedawcy  z  tacami  pełnymi  towarów  i 
wróżąca  z  ręki  Cyganka,  W  wodzie  bawiły  się  dzieci 
opryskując  się  nawzajem.  Jakiś  mężczyzna  grał  na  gitarze. 
Kilka  małych,  dwuosobowych,  powozów  wolno  przesuwało 
się pośród tłumów. 

Drogo  rozejrzał  się  wokół.  Zauważył  kawiarnię  ze 

stolikami  ustawionymi  przed  wejściem.  W  większości  były 
zajęte  przez  gości  pijących  kawę.  Wziął  pod  rękę  Teklę, 
pochłoniętą  obserwowaniem  sprzedawców  i  chłopca 
popisującego  się  akrobacją,  i  poprowadził  do  jednego  z 
wolnych stolików. 

Gdy  usiedli,  a  Drogo  wypatrywał  kelnera,  usłyszał 

śpiewny, miękki głos Tekli: 

 -  Jest  tak,  jak  sobie  wyobrażałam.  Dziękuję,  dziękuję,  że 

mnie tu przyprowadziłeś. 

background image

R

OZDZIAŁ 

Kiedy  do  stolika  podszedł  kelner,  Drogo  zamówił  kawę, 

po czym, po chwili  wahania, zapytał  go  wolno po kozańsku, 
uważając, by dobrać właściwe słowa: 

 - Jakie macie wino? 
Kelner zrozumiał, ale wymienił nazwę nie do wymówienia 

dla Drogo. 

 -  Poproś  o  wino  z  okolic  doliny  Bela  -  wtrąciła  po 

angielsku Tekla. - Takie właśnie pija mój ojciec. 

Nie  potrafił  powiedzieć  tego  po  kozańsku,  więc  sama 

zwróciła się z zamówieniem do kelnera. 

 -  Gratuluję  biegłości  w  dwóch  językach.  Twój  angielski 

jest doskonały - zauważył Drogo, gdy kelner odszedł. 

 - Moja matka była Angielką - uśmiechnęła się Tekla. 
 -  To  wszystko  tłumaczy  -  przyznał  i  zapytał:  -  Czy 

mówisz też po rosyjsku? 

Zdziwiony  spostrzegł,  że  przez  twarz  Tekli  przemknął 

cień.  Jej  oczy  wyrażały  jakby  zaciętość,  gdy  oschle 
odpowiedziała: 

 -  Trochę,  ale  nienawidzę  tego  języka  i...  ludzi.  Zdziwiło 

go  to,  wiedział  bowiem,  że  oba  narody  były  bliskimi 
sąsiadami,  a  ich  kultury  wzajemnie  się  przenikały.  Nie 
zamierzając  jednak  wdawać  się  w  rozmowę  o  polityce, 
zmienił temat: 

 - Czy byłaś w Anglii? 
 -  Nie  -  zaprzeczyła  ruchem  głowy  -  ale  chciałabym  tam 

kiedyś  pojechać.  Mama  dużo  mi  opowiadała  o  tym  kraju, 
zanim umarła. 

Głos  Tekli  zadrżał.  Drogo  zrozumiał,  że  było  to  dla  niej 

bolesne wspomnienie. Odezwał się więc cicho: 

 -  Wiem,  co  czujesz.  Moja  matka  zmarła  kilka  miesięcy 

temu, zanim opuściłem Anglię. 

background image

 - Wszystko się zmieniło, gdy odeszła - westchnęła Tekla. 

- Ale nie chcę o tym mówić, w każdym razie nie dzisiaj. 

 -  Mówmy  więc  o  czym  innym  -  uśmiechnął  się.  -  Zdaje 

się, że wspomniałaś coś o tańcach? 

 -  Wiem,  że  dzień  Św.  Wita  zwykle  czci  się  procesją  i 

tańcami, ale nigdy przedtem nie pozwolono mi ich oglądać. 

 -  Zatem  zapytajmy  kelnera,  gdzie  się  odbywają  - 

zaproponował Drogo. 

 - Zapytam - zgodziła się Tekla. 
Pijąc  kawę  i  patrząc  na  nią,  siedzącą  naprzeciwko, 

pomyślał,  że  jest  najbardziej  uroczą  młodą  kobietą,  jakiej  od 
dłuższego czasu nie było mu dane spotkać. Jej śmiała ucieczka 
z  domu,  a  może  ze  szkolnego  internatu,  była  bardzo 
nierozważna. Gdyby nie był z nią. z pewnością znalazłaby się 
teraz  w  tarapatach.  Kilku  mężczyzn  siedzących  w  pobliżu 
patrzyło na nią natrętnie z wyrazem oczu, który nie wymagał 
komentarza. 

Zastanawiał się, czy jest rzeczywiście tak niewinna, jak się 

wydawała. Czy też, jeśli niewinność ta była tylko pozą mającą 
w nim rozbudzić zainteresowanie, był to z jej strony po prostu 
oryginalny  sposób  na  zawarcie  bliższej  znajomości. 
Obserwując  ją,  nie  mógł  jednak  uwierzyć,  aby,  będąc  nawet 
najlepszą aktorką,  potrafiła tak doskonale udawać ożywienie, 
które  iskrzyło  się  w  jej  oczach,  i  entuzjazm,  z  jakim 
podziwiała wszystko dookoła. 

Zachwycał się niemal srebrzyście lśniącymi oczami Tekli i 

jej,  odziedziczoną  zapewne  po  matce,  jasną,  delikatną 
karnacją  połączoną  z  czarnymi  włosami  o  nietypowym  dla 
mieszkańców Bałkanów odcieniu. 

Kelner przyniósł wino i napełnił kieliszki. 
Drogo wzniósł swój i powiedział: 
 -  Twoje  zdrowie,  Teklo!  Niech  życie  będzie  dla  ciebie 

zawsze tak fascynujące i piękne, jak jest teraz! 

background image

 -  Piękny  toast!  -  wykrzyknęła  z  radością.  -  A  teraz  ja 

pomyślę o jakimś dla ciebie. 

Zawahała  się  na  moment,  po  czym,  unosząc  kieliszek, 

powiedziała z przejęciem: 

 - Obyś znalazł to, czego szukasz, i oby gwiazdy spełniły 

twoje najskrytsze marzenia! 

Popatrzył na nią zaskoczony. 
 -  Twój  toast  jest  zachwycający!  -  powiedział  z 

uśmiechem. - Skąd jednak wiesz, że czegoś szukam? 

 -  Wiem,  że  szukasz!  Domyślam  się,  że  podróżujesz,  bo 

jesteś obcy  w tym kraju. - Spojrzała na niego z uśmiechem  i 
dodała: - A że czegoś szukasz, to podpowiada mi instynkt. 

 - Czuję, że będę musiał zapytać Cygankę przy  fontannie, 

jakie jest jej zdanie na ten temat! 

Tekla roześmiała się. 
 -  Dziewczęta  mówią,  że  Cyganki  zwykle  przepowiadają 

im,  iż  spotkają  przystojnego  nieznajomego  o  czarnych 
włosach,  który  złamie  im  serce  -  powiedziała  bez 
zastanowienia, a spostrzegłszy, że uwaga ta odnosi się raczej 
do niej niż do Drogo, zaczerwieniona odwróciła głowę. 

Pochylił się ku niej nad stolikiem: 
 -  Posłuchaj  mnie,  Teklo,  to  co  chcę  ci  powiedzieć,  jest 

ważne. 

Popatrzyła na niego. Zapytał cicho: 
 -  Czy  rzeczywiście  dzisiaj  pierwszy  raz  uciekłaś  do 

miasta sama? 

 -  Oczywiście!  Nigdy  przedtem  nie  miałam  dość  odwagi, 

chociaż bardzo chciałam - odparła zdziwiona. 

 - Obiecaj mi więc, że nigdy więcej tego nie zrobisz. 
 - Dlaczego miałabym obiecać? 
 -  Ponieważ  musisz  uświadomić  sobie,  że  to  jest 

niebezpieczne i możesz później tego żałować. 

background image

 -  Stajesz  się  nudny  -  stwierdziła  -  i  próbujesz  mnie 

nastraszyć. 

Spojrzała mu w twarz wyzywająco. 
 - Zawsze  mi  mówią,  że nie  mogę  robić tego, na co  mam 

ochotę,  bo  to  niebezpieczne,  złe  i  wywoła  skandal!  -  Tu 
zaśmiała się cicho i dokończyła: - No i proszę, co się stało?! 
Przeszłam przez mur i... spotkałam... ciebie! 

 - Skąd wiesz, że nie jestem przestępcą łub uwodzicielem, 

który może cię jeszcze nastraszyć? 

Tekla roześmiała się. 
 - Nie potrzebuję pomocy Cyganki, by wiedzieć, że mogę 

ci zaufać; że jesteś, jak mama mówiła - dżentelmenem. 

 -  Bardzo  dziękuję!  Ale  pamiętaj,  że  mogłaś  być 

uratowana przez kogoś całkiem innego! 

 -  Ale  nie  byłam!  -  zapewniła  Tekla.  -  I,  czy  nie 

moglibyśmy już porozmawiać o czymś bardziej interesującym 
niż moja osoba?! Skąd jesteś i dlaczego w Ampuli? - zapytała. 

Był  na  to  przygotowany  i  miał  wytłumaczenie,  w  które 

mogła uwierzyć. 

 - Jestem geologiem i badam tereny w górach Afganistanu 

i Rosji. 

 - Dlaczego? - zapytała. 
Sekunda wystarczyła, by znalazł wiarygodne wyjaśnienie: 
 -  Są  doniesienia  o  złocie,  szlachetnych  kamieniach  i 

innych  minerałach,  ale  myślę,  że  ich  gospodarcze 
wykorzystanie  jest  niemożliwe  ze  względu  na  trudności  w 
wydobyciu i transporcie. 

 - Rozumiem - odparła Tekla. - Twoja podróż musiała być 

bardzo interesująca. 

 -  Tak  -  przyznał  i  pomyślał,  że  określenie  „interesująca" 

było  uogólnieniem  znacznie  pomniejszającym  to,  przez  co 
przeszedł i czego nie znosił. 

background image

 - Czy, kiedy wyruszasz w góry, nikt ci nie towarzyszy? - 

zapytała. 

 -  Nie  wyobrażam  sobie,  by  jakakolwiek  kobieta  zniosła 

tak długą podróż, zimno i niewygody związane z tą pracą. 

 - To lepsze niż siedzenie w fotelu i... wysłuchiwanie cały 

dzień kazań! - stwierdziła niemal bez tchu. 

 -  Czy  to  właśnie  przytrafiło  się  tobie?  Nie  wierzę!  - 

zaśmiał się Drogo. 

 - Tak spędzam większość czasu - przyznała ze smutkiem. 

- I zapewniam cię, że jest to bardzo, bardzo nudne. 

 - To z tego powodu ta szalona ucieczka?! 
 -  Znów  masz  zamiar  pouczać  mnie  i  straszyć  - 

powiedziała z wyrzutem i odstawiła swój kieliszek. Chodźmy 
popatrzeć  na  tańce.  Proszę,  zawołaj  kelnera,  zapytam  go  o 
drogę! 

Nie  potrafił  oprzeć  się  tej  prośbie  wypowiedzianej  w 

radosnym  podnieceniu.  Dał  znak  kelnerowi.  Zapłacił 
rachunek,  stwierdzając  z  ulgą,  że  nie  jest  duży.  Na  pytanie 
Tekli,  gdzie  mogą  obejrzeć  świąteczne  tańce,  kelner  wskazał 
ręką  za  siebie,  z  czego  Drogo  wywnioskował,  że  miejsce 
uroczystości jest niedaleko. 

Zostawił na stole napiwek. Kelner podziękował głębokim 

ukłonem. 

 -  To  całkiem  blisko  -  stwierdziła  uśmiechnięta  Tekla.  - 

Czasami odbywają się tam też parady wojskowe. 

Drogo  wziął  ją  pod  rękę  i  poprowadził  wśród  tłumu 

przechodniów, z których część kierowała się w tę samą stronę, 
co oni. 

Tekla  przejęta  wszystkim,  co  działo  się  wokół  niej, 

pozwoliła sobą kierować. Z rynku skręcili  w  wąską ulicę, na 
której  większość  sklepów  była  otwarta  mimo  późnej  pory. 
Obok  witryn  stali  żebracy  i  kobiety  ze  śpiącymi 
niemowlętami, wyciągając błagalnie ręce. Dzieci biegały obok 

background image

przechodniów,  domagając  się  głośno  tego,  co  na  wschodzie 
nazywa się „bakszysz". 

Drogo  świadomy,  że  Tekla  w  białej  sukni  przyciąga 

uwagę  mężczyzn  opartych  o  ściany  domów  i  siedzących  na 
schodach  sklepów  odetchnął  z  ulgą,  gdy  doszli  do  dużego 
placu  defilad  w  dzielnicy,  która  wydawała  się  centrum 
handlowym  miasta.  Wokół  placu  mieściły  się  liczne  sklepy, 
kawiarnie,  budynki  urzędów  i  wciśnięte  między  nie  budki 
uliczne  z  różnymi  towarami.  Na  pustym  jeszcze  placu 
znajdowała  się  jedynie  orkiestra,  szykująca  się  do  gry. 
Muzycy  w  tradycyjnych  ludowych  strojach  wyglądali  bardzo 
atrakcyjnie. Zarówno oni, jak i stragany, budynki i sklepy, byli 
jasno  oświetleni.  Niezliczone  gwiazdy  rozsiane  na  niebie 
dodawały świetności i blasku temu świętu. 

Wkrótce  orkiestra  zaczęła  grać  marsza  i  z  głębi  jednej  z 

ulic wyłoniła się procesja. Na jej czele szedł chór chłopięcy w 
komżach  ozdobionych  koronkami.  Dalej  duchowni  w 
błyszczących szatach i mnisi w surowych czarnych habitach z 
różańcami  w  dłoniach.  Za  nimi,  na  wozie  ciągniętym  przez 
dwa  białe  woły,  jechała  statua  św.  Wita.  Za  wozem  kroczył, 
jak  we  wszystkich  podobnych  procesjach  w  każdym  zakątku 
Europy, chór mężczyzn i chłopców śpiewający hymn ku czci 
świętego.  Głosy  ich  ginęły  wśród  radosnych  okrzyków 
tłumów  widzów,  którzy  pojawili  się  nie  wiadomo  skąd  i 
zmierzali  w stronę podobizny patrona dnia, kołyszącej  się na 
wozie. 

Zamiast  obserwować  przesuwający  się  orszak,  Drogo 

patrzył  na  Teklę.  Pomógł  jej  stanąć  na pustej  skrzyni  leżącej 
obok  jednego  ze  straganów,  by  mogła  lepiej  widzieć.  Była 
zachwycona  procesją.  Chór  chłopięcy  niósł  świece.  Zapach 
kadzideł,  niesionych  przez  duchownych  przed  statuą, 
wypełniał  ciepłe  powietrze.  Procesję  kończyły  śpiewające 
zakonnice.  Tak  sformowany  orszak  przemierzył  plac  wśród 

background image

tłumów  i  zniknął  w  jednej  z  ulic.  Tekla  oznajmiła,  że  teraz 
uczestnicy procesji wracają do katedry. 

Gdy  tylko  z  placu  zniknęła  ostatnia  zakonnica,  orkiestra 

zaczęła  grać  do  tańca.  Tłum  wybuchł  radością.  Na  placu 
spontanicznie  uformowały  się  grupy.  Tancerze  -  mężczyźni 
spletli ramiona i w takt muzyki, poruszając się do przodu i do 
tyłu, tworzyli koła i szeregi. Podobne tańce Drogo widział już 
w Atenach, Bukareszcie i kilku innych bałkańskich stolicach. 

Wśród  tańczących  niewiele  było  kobiet.  Przeważnie 

turystki lub miejscowe młode dziewczęta - prawie dzieci. 

 -  Zatańczmy!  -  zawołała  Tekla,  gdy  Drogo  zdjął  ją  ze 

skrzyni. 

 - Myślę, że to nie byłoby właściwe - odpowiedział. 
 - Ale ja wiem, jak się to tańczy, i mogę cię nauczyć!  
Drogo  spojrzał  na  tańczących.  Większość  z  nich  to 

mężczyźni,  którzy  przedtem  raczyli  się  winem.  Z  kilkoma  z 
nich tańczyły już kobiety. Gdyby teraz przyłączyli się do nich, 
z pewnością ktoś odbiłby mu Teklę w tańcu. 

 - Chodźmy popatrzeć, co jest na straganach, może uda mi 

się  znaleźć  jakiś  upominek  dla  ciebie  -  powiedział,  próbując 
skierować jej uwagę na coś innego. 

 - Sądzę, że to tylko wymówka, by powstrzymać  mnie od 

tańca 

odpowiedziała 

rozentuzjazmowana 

Tekla, 

przejrzawszy jego zamiar. 

 -  Jeżeli  nawet,  to  i  tak  musisz  przecież  mieć  jakąś 

pamiątkę z tej dzisiejszej eskapady - roześmiał się. 

 - Wolę zatańczyć - odparła. 
Kiedy  to  mówiła,  jeden  z  tańczących  w  pobliżu  nich 

mężczyzn  wyciągnął  ku  niej  rękę  i  usiłując  chwycić  ją  za 
ramię, wykrzyknął po kozańsku: 

 - Chodź! Zatańcz ze mną, piękna! 
Ordynarność  rysów  jego  twarzy,  ozdobionej  sumiastymi 

wąsami,  oraz  niezbyt  estetyczny  ubiór,  sprawiły,  że  Tekla 

background image

odruchowo  cofnęła  się  w  stronę  Drogo,  który  objął  ją 
opiekuńczo  ramieniem  przeszywając  natręta  stanowczym 
spojrzeniem.  Mężczyzna  przebiegł  lubieżnym  wzrokiem  po 
Tekli  i,  robiąc  jakąś  wulgarną  uwagę,  wtopił  się  w  tłum 
tańczących. Tekla odezwała się pospiesznie: 

 - Chodźmy popatrzeć na stragany. 
Upłynęła  dłuższa  chwila,  zanim  znaleźli  stragan  z 

ciekawymi  pamiątkami,  które  przyciągnęły  również  uwagę 
turystów  i  kilku  miejscowych  kobiet.  Były  na  nim  ustawione 
małe  lalki  w  ludowych  strojach,  małe  wachlarze,  wyroby  z 
porcelany  i  drewna  z  herbem  Kozania  oraz  różnobarwna 
kolekcja nie najlepszej jakości skórzanych toreb i pasków. 

 - Co byś chciała? - Drogo zapytał Teklę i odwrócił głowę 

w  stronę  tańczących  na  placu,  skąd  dobiegały  go  dźwięki 
muzyki i ogłuszające okrzyki tłumów. 

Niektóre  z  nich  wydały  mu  się  jednak  wyraźniejsze  i 

głośniejsze.  Spostrzegł,  że  z  drugiego  końca  placu  wbiegli 
między  zgromadzonych  jacyś  mężczyźni,  wykrzykując  coś 
głośno.  Z  każdą  chwilą  napływało  ich  coraz  więcej  z 
donośnymi okrzykami na ustach: „Wolność! Wolność! Precz z 
królem! Wolność dla Kozania!" 

Właściciel  straganu,  przy  którym  stali,  z  przerażeniem 

zaczął  zbierać  towar  i  upychać  do  worków  i  skrzyń.  Obok 
inny handlarz pospiesznie poszedł w jego ślady. 

Tekla odezwała się z trwogą w głosie: 
 - To są... Czerwone Oddziały. 
Nie musiała nic więcej dodawać. Drogo wiedział już, że to 

rewolucjoniści. Chwycił Teklę za rękę i, torując drogę wśród 
tłumu, starał się jak najprędzej wydostać z obrębu placu. 

Gdy  zbliżali  się  do  jednej  z  wylotowych  ulic,  usłyszał 

strzały.  W  drugim  końcu  placu  pojawili  się  żołnierze 
wypierając  rebeliantów.  Niebezpieczeństwo  wzrosło.  Nie 
ociągając  się  i  nie  zwracając  uwagi  na  powstałą  wśród  ludzi 

background image

panikę,  zdecydowanie  i  pewnie  doprowadził  Teklę  do  mniej 
zatłoczonej bocznej ulicy. 

Zgiełk przerażonego tłumu, krzyki i opisy tego, co działo 

się  na  placu,  cichły,  gdy  oddalali  się  od  centrum,  i  nareszcie 
mógł usłyszeć własne słowa skierowane do Tekli: 

 -  Nie  wiem,  gdzie  jesteśmy!  W  którą  stronę  dalej?!  - 

zapytał. 

 -  Skręćmy  w  lewo.  Dojdziemy  do  mojego  domu  - 

odpowiedziała. 

Skierowali  się  w  lewo,  idąc  blisko  ścian  domów,  Po 

drodze  wyprzedziło  ich  kilka  przestraszonych  osób.  Wkrótce 
minęli  rynek.  Ulice,  które  teraz  przemierzali,  były  prawie 
puste i wydawały się bezpieczne. Drogo zwolnił i powiedział: 

 - Musisz mi wyjaśnić, co się dzieje w tym mieście. 
 -  Czerwone  Oddziały  próbują  podburzyć  ludzi  przeciw 

królowi,  by  obalić  monarchię  -  odpowiedziała  drżącym 
głosem Tekla. 

 -  Byłem  przekonany,  że  Kozań,  choć  mały,  jest 

spokojnym i bezpiecznym państwem - zauważył. 

 - Problemem są Rosjanie, którzy wysyłają do nas swoich 

agentów, by przekonywali ludzi o tym, że są wyzyskiwani, że 
lepiej będzie im, gdy się uwolnią od ucisku tyrana - wyjaśniła. 

Nie  był  specjalnie  zdziwiony  odpowiedzią  Tekli,  gdyż 

słyszał  już  coś  o  tym  wcześniej.  Rosja  w  przeszłości  nieraz 
okazywała  się  mistrzem  w  stwarzaniu  podobnych  sytuacji. 
Tak  było  choćby  w  Afganistanie  czy  na  północno  - 
wschodniej granicy Indii. 

Po  przyczynieniu  się  do  obalenia  monarchii  można  było 

oczekiwać,  że  Rosjanie  wezmą  Kozań  pod  swoją  kuratelę, 
wkraczając  tu  pod  pretekstem  przywrócenia  porządku,  co 
praktycznie oznaczało jego aneksję. Był to stary, sprawdzony 
wybieg,  który  Rosjanie  stosowali  zwykle  wobec  słabszych 

background image

państw. Myślami tymi Drogo nie podzielił się z Teklą, sądząc, 
że nie zrozumie. 

Szli  prawie  pustą ulicą,  gdy  nagle  z  jej  końca  rozległ  się 

odgłos marszowych kroków i błysnęło słabe światło. Pewien, 
że  zbliżają  się  żołnierze,  instynktownie  pociągnął  Teklę  w 
stronę stopni najbliższego domu. 

 - Dlaczego...? - zaczęła, ale przerwał jej stanowczo: 
 - Cicho! Nie mogą nas zauważyć! 
Na szczęście drzwi domu, pod którym stanęli, znajdowały 

się  w  głębi  niedużego  portyku  o  grubych  ścianach.  Drogo 
pchnął  Teklę w ciemny kąt  przy drzwiach i  stanął  naprzeciw 
niej  plecami  do  ulicy.  Ledwo  to  uczynił,  gdy  usłyszał,  że 
maszerujący  mężczyźni  zaczęli  biec,  wydając  przy  tym 
dźwięki  przypominające  okrzyki  bojowe.  Minęli  ich  i 
popędzili  dalej,  w  głąb  ulicy.  Rozległ  się  krzyk  przerażenia 
przechodnia  potrąconego  w  biegu,  a  może  przewróconego 
przez nich bagnetem. 

Drogo  wiedział,  że  postać  Tekli  w  białej  sukni  ukryta  w 

mroku  rzuca  się  szczególnie  w  oczy.  Osłonił  ją  więc  swym 
ciałem,  odwrócony  tyłem  do  tego,  co  działo  się  w  pobliżu. 
Krzyk trwogi jakiejś kobiety, który rozległ się raptem na ulicy, 
sprawił,  że  Tekla  odruchowo  przysunęła  się  bliżej  do  niego. 
Czuł,  że  drży  ze  strachu.  Próbowała  coś  powiedzieć,  ale 
szybko przycisnął jej twarz do swego ramienia Z odgłosów na 
ulicy  wywnioskował,  ze  uzbrojeni  mężczyźni  zadawali  rany 
lub  zabijali  każdego,  kto  stanął  im  na  drodze.  W  miarę 
oddalania  się  ich  krzyki  stopniowo  cichły.  Nadal  jednak 
słychać było strzały, choć Drogo nie był pewien, czy strzelali 
w powietrze, czy do ludzi 

W  końcu  wokół  nich  zapanowała  cisza  przerywana  tylko 

histerycznym  kobiecym  lamentem  i  przekleństwami 
wykrzykiwanymi  przez  jakiegoś  mężczyznę  Drogo  spojrzał 
ostrożnie za siebie nie wypuszczając Tekli z objęć W słabym 

background image

świetle  gwiazd ulica  w kierunku, w  którym zamierzali pójść, 
wydawała  się  pusta.  Odczekał  jeszcze  kilka  chwil  dla 
pewności i, biorąc Teklę za rękę, odezwał się: 

 - Chodźmy, zaprowadzę cię do domu. 
 -  Nie!  -  zawołała  -  Nie...  proszę,  nie!  Ci  mężczyźni  z 

Czerwonych Oddziałów… mogą tam być! 

Paniczny  strach  w  jej  głosie  przekonał  go.  Nie  tracąc 

czasu na dalszą rozmowę, szybko ruszyli ulicą Skrzyżowanie, 
do  którego  doszli,  wydawało  się  tym  samym,  które  mijał 
poprzedniego  dnia  wjeżdżając  do  miasta.  Jeżeli  tak  było,  to 
dom  Geralda  powinien  być  blisko  Drogo  ruszył  niemal 
biegiem  ciągnąc  za  sobą  Teklę  i  wkrótce  stanęli  przed 
drzwiami jego domu 

 -  Tu  mieszkam  -  odezwał  się  ściszonym  głosem.  Ręka 

Tekli drżała w jego dłoni. 

 -  Wejdziesz  ze  mną,  czy  odprowadzić  cię  do  domu?  - 

zapytał 

 -  Nie...  nie  mogę  wrócić  do  domu  w  tej  chwili...  nie 

rozumiesz... - wyszeptała zdławionym głosem. 

Rozmowa na ulicy była zbyt ryzykowna Wyjął więc klucz 

i  otworzył  drzwi.  W  holu  żarzyła  się  lampka  oliwna,  którą 
zostawił zapaloną, gdy wychodził. Weszli przy jej świetle do 
pokoju na piętrze. 

 - Jeżeli uważasz, że ryzykowne jest wychodzenie dzisiaj, 

możesz tu zostać do rana - powiedział. 

Spojrzała na niego błagalnie, mówiąc: 
 -  Proszę,  pozwól  mi  tu  zostać...  Jestem  przerażona... 

bardzo  przerażona  tym,  co  się  wokół  dzieje...  Ci  straszni 
ludzie... stwarzają kłopoty już od dawna... 

 -  Pokażę  ci,  gdzie  możesz  się  położyć  -  odpowiedział  i 

poprowadził Teklę do sypialni Geralda. 

Zapalił  świece  stojące  przy  łóżku  i  postawił  lampkę  na 

stole. Posłanie było w nowej, czystej pościeli. 

background image

 - Będzie ci tu wygodnie. I mam nadzieję, że będziesz się 

czuła bezpieczna - rzekł z uśmiechem. 

Podeszła  do  niego  i,  opierając  głowę  na  jego  ramieniu, 

wyszeptała: 

 - Jestem... jestem przestraszona... Bardzo, bardzo się boję! 
 -  Z  pewnością  jutro  wszystko  powróci  do  normy  - 

pocieszył  ją.  -  Wiesz  przecież,  że  takie  rzeczy,  jak  dzisiaj, 
zdarzają się na podobnych uroczystościach. 

Spojrzała  mu  w  twarz.  W  świetle  świec  dostrzegł  w  jej 

oczach strach. Jej usta drżały. 

 -  Musisz  być  dzielna  -  odezwał  się  jak  do  dziecka  i  bez 

zastanowienia, pochylając się, pocałował. 

Tekla  zesztywniała,  lecz  po  chwili,  jakby  tego  właśnie 

pragnęła,  przytuliła  się  mocniej.  Całował  namiętnie,  z 
pożądaniem jej młode, dziewczęco niewinne, miękkie usta. 

Kiedy uniósł głowę, powiedziała z rozmarzeniem: 
 - To było piękne zakończenie... pięknego wieczoru.  
Pocałował ją raz jeszcze. Krew tętniła mu w skroniach, a 

w piersi płonął ogień. 

Cofnął się mówiąc: 
 - Połóż się, Teklo, a ja upewnię się, czy  wszystko jest  w 

porządku. 

Spojrzał  w jej oślepiająco lśniące oczy,  zabrał  lampę i  w 

milczeniu wyszedł z pokoju. 

Gdy  znalazł  się  na  dole,  uświadomił  sobie,  że  chociaż 

drzwi  frontowe  były  zamknięte,  nie  był  pewien,  czy  tylne 
zostały należycie zabezpieczone. Wiedział, że jeżeli w mieście 
wybuchnie rebelia, to łupem złodziei padną nie tylko stragany 
i  sklepy,  ale  też  domy.  Poszedł  do  kuchni.  Jak  podejrzewał, 
drzwi  były  zamknięte  tylko  na  klucz.  Zasunął  więc  dwie 
zasuwy u dołu i u góry. Następnie upewniwszy się, że okna w 
kuchni i jadalni są dobrze zabezpieczone, dodatkowo zamknął 
drzwi frontowe na nie zauważoną wcześniej zasuwę. 

background image

Wrócił  do  swojej  sypialni.  Rozebrał  się,  umył  i  zaczesał 

do tyłu włosy. Zamiast piżamy włożył szlafrok i skierował się 
do  drzwi.  W  chwili  gdy  miał  je  otworzyć,  zawahał  się  i 
zastanowił,  czy  nie  postępuje,  mówiąc  delikatnie,  "nie  po 
dżentelmeńsku"  wobec  dziewczyny,  która  mu  ufa.  Lecz,  z 
drugiej strony, pomyślał z cieniem cynizmu, że żadna dobrze 
wychowana  dziewczyna,  choćby  była  nawet  najbardziej 
niewinna,  nie  mogła  nie  brać  pod  uwagę  takiego  ryzyka 
wychodząc  wieczorem  sama  z  domu.  Szczególnie  tu,  w 
Kozaniu  -  mniej  cywilizowanym  niż  inne  państwa  na 
Bałkanach. 

Oczywiście Tekla wydawała się bardzo dziecinna i niemal 

niedorzecznie  niewinna.  Ale,  skoro  tu  żyła,  w  tym  kraju,  w 
tym  mieście,  a  przecież  tak  było,  nie  musiała  zdawać  sobie 
sprawę,  że  będąc  nawet  przez  kilka  minut  nocą  sama  na 
festynie, natychmiast przyciągnie uwagę mężczyzn. 

„Zachowuję  się  jak  głupiec",  pomyślał.  „Przecież  tego 

chciałem!  I  dlaczego  właśnie  ja  miałbym  zrezygnować  z 
okazji, o której marzyłem i która się nadarzyła?" 

Nie byłby mężczyzną, gdyby, będąc przez długi czas bez 

kobiety, nie pożądał teraz Tekli. 

Wyszedł na korytarz. Ujrzał światło padające z jej pokoju 

przez  uchylone  drzwi.  Pomyślał,  że  z  pewnością  czeka  na 
niego. Zbliżył się do drzwi, otworzył szeroko i stanął w nich. 
Była  w  łóżku.  Długie  włosy,  dłuższe,  niż  się  przedtem 
wydawały, spływały na jej nagie ramiona. Wolno przemierzył 
pokój.  Było  gorąco.  Ciało  Tekli  przykryte  tylko 
prześcieradłem  zarysowywało  się  wyraźnie  w  świetle  świec. 
Spała. Wyglądała pięknie. Jej czarne rzęsy na tle śnieżnobiałej 
skóry sprawiały, że wydawała się prześliczna. Przemknęło mu 
przez  myśl,  że  może  jest  nierzeczywista;  że  jest  jedynie 
tworem  jego  wyobraźni,  jak  część  sennego  marzenia. 

background image

Płócienne  prześcieradło  poruszało  się  jednak  rytmicznie,  gdy 
jej pierś unosiła się i opadała. 

„Oszukuje mnie", pomyślał i ukląkł na jedno kolano obok 

łóżka,  pochylając  się,  by  rozbudzić  ją  pocałunkiem.  Spojrzał 
jeszcze raz na jej twarz i uświadomił sobie, że Tekla naprawdę 
śpi.  Nie  było  mowy,  by  udawała.  Jedno  ramię  leżało 
swobodnie  wyciągnięte  na  prześcieradle,  a  długie  palce  były 
niedbale rozluźnione. 

Pochylił  znów  głowę,  pragnąc  ją  pocałować,  lecz 

powstrzymała go jej niewinność niemal unosząca się wokół i 
promieniująca  ku  niemu.  Zaufała  mu  i  powierzyła  tę 
niewinność  wraz  ze  swym  losem.  Wiedział,  że  nie  może  jej 
wykorzystać.  Powoli,  jak  w  męczarniach,  wstał.  Zdmuchnął 
jedną  ze  świec  przy  łóżku,  a  drugą  oświetlił  sobie  drogę  do 
drzwi i wyszedł, zostawiając Teklę samą. 

Gdy znalazł się w swoim pokoju, znów naszła go myśl, że 

zachowuje  się  jak  głupiec.  Całe  jego  ciało  domagało  się 
przecież  Tekli  -  pełnej  wdzięku,  ciepła  i  delikatności. 
Intrygowała  go  na  swój  sposób.  Przyznał  się  sobie,  że  przez 
cały  czas,  od  chwili  ich  spotkania,  był  pod  urokiem  jej 
niewinności.  „Jak  mogę  zachowywać  się  tak  idiotycznie?!", 
pytał siebie w duchu. „Powinna być moja. Tak postąpiłby na 
moim miejscu każdy mężczyzna". 

Leżał w łóżku. Całe jego ciało pulsowało pożądaniem. Nie 

mógł  zasnąć.  Powtarzał  sobie,  że  kto  inny  w  tych 
okolicznościach  nie  postąpiłby  tak  rycersko.  -  Jestem 
głupcem,  skończonym,  absolutnym  głupcem!  -  mówił  do 
siebie ze złością, przewracając się z boku na bok. 

Dopiero  nad  ranem  zapadł  w  niespokojny  sen,  który 

przerwało  walenie  w  drzwi  wejściowe.  W  pierwszej  chwili 
pomyślał, że to stolarz tłucze młotkiem w coś wymagającego 
naprawy.  Przypomniał  sobie  jednak,  że  dodatkowo  zamknął 

background image

drzwi na zasuwy i Maniu z pewnością nie może dostać się do 
środka. 

Wstał, włożył szlafrok i zszedł do kuchni. 
Słońce  zaglądało  przez  okna  i  wszelkie  niepokoje  i 

problemy 

poprzedniego 

wieczora 

wydały 

się 

mu 

niedorzecznie  przesadzone.  Jak  mógł  uwierzyć  Tekli,  że  jej 
powrót do domu byłby niebezpieczny? Teraz, w świetle dnia, 
mógł  tylko  jeszcze  raz  robić  sobie  wyrzuty,  śmiejąc  się  z 
własnej  głupoty.  Jak  mógł,  po  miesiącach  nieoglądania 
kobiety,  niesłyszenia  kobiecego  głosu,  odmówić  daru,  który 
niebiosa  zesłały  mu  wczorajszej  nocy?  Jak  mógł  być  tak 
naiwny i słaby?! Gdyby jego przyjaciele z pułku wiedzieli, jak 
się zachował, wyśmialiby go. W  Indiach biała kobieta często 
była traktowana jak partner w miłosnej grze, która dotąd była 
uczciwa, dopóki wszystkie jej zasady były zachowane. 

W  Simli  żony  żołnierzy  służących  w  jednostkach 

polowych  miewały po kilka romansów. Przyczyny tego stanu 
rzeczy były różne, lecz  wiadomo było, że przeważały  w tym 
procederze  kobiety  z  rozpadających  się  małżeństw  i 
mężczyźni,  którzy  uważali,  że  niemożliwe  jest  obywanie  się 
przez  dłuższy  czas  bez  kobiety  w  tak  gorącym  klimacie. 
Słowo  „miłość"  było  ugrzecznioną  nazwą  tego,  co  w 
rzeczywistości  było  czymś  zupełnie  innym.  Mężczyzna 
powinien być sobą - być mężczyzną. 

Wczorajszej nocy zrezygnował z czegoś, co mogłoby być 

niewiarygodnie  rozkoszną  przygodą.  To,  że  Tekla  spała, 
zamiast  czekać  na  niego  niecierpliwie,  nie  było 
wytłumaczeniem. Nie mógł uwierzyć, że gdyby nie spała, nie 
wyraziłaby  zdziwienia,  widząc  go  w  swoim  pokoju.  Zwykle 
tak  przecież  bywało  w  podobnych  sytuacjach.  Z 
doświadczenia  wiedział,  że  wchodząc  do  sypialni  niezwykle 
fascynującej  kobiety,  powinien  zastać  ją  leżącą  w  łóżku, 
opartą o poduszki i udającą, że czyta książkę. Na jego widok 

background image

powinna wówczas wykrzyknąć: „O, to ty! Co tu robisz?! Nie 
spodziewałam się ciebie!" 

Wszystko  to  było  częścią  gry  i  mogłoby  zdarzyć  się 

wczoraj  w  pokoju  Tekli,  chyba  że  byłby  to  przypadek  gry 
niebezpiecznej,  a  zagrożeniem  byłby  zazdrosny  mąż  kobiety. 
O  ile  jednak  chodziło  o  Drogo,  tak  nie  bywało.  A  jego 
odwiedziny w pokoju Tekli stanowiłyby raczej kolejny uroczy 
i  szczęśliwy  wstęp  do  poważniejszej  gry,  w  której  każde 
słowo  byłoby  pełne  niebezpiecznych  pułapek  i  każde 
uderzenie serca mogłoby być ostatnim. 

„Dlaczego,  do  licha,  wczoraj  byłem  taki  głupi",  raz 

jeszcze w myślach zapytał siebie podchodząc do drzwi. 

Odciągnął zasuwy i wpuścił stojącego na progu Maniu. 
 - Sir zamknąć drzwi. Bardzo dobrze! - powiedział służący 

wchodząc do kuchni. - Być bardzo niebezpiecznie. Sir zostać 
w domu. 

 -  Dlaczego  niebezpiecznie?  Co  się  dzieje?  -  zdziwił  się 

Drogo. 

 - Rewolucja zacząć się! - odpowiedział Maniu. - Nie żyć 

dużo 

ludzi. 

Czerwone 

Oddziały 

ostrzelać 

pałac!

background image

R

OZDZIAŁ 

Drogo popatrzył zdumionym wzrokiem na Maniu. 
 - Ostrzelali pałac - powtórzył szeptem i zapytał: - Więc to 

rzeczywiście coś poważnego? 

 -  Bardzo  poważne,  sir  -  odparł  Maniu.  -  Wielu  z  armii 

przyłączyć się do Czerwone Oddziały. 

Drogo  zmarszczył  brwi  z  niezadowolenia.  Ostatniej 

rzeczy,  jakiej  pragnął,  to  wplątać  się  w  rewolucję.  W  jednej 
chwili  najistotniejsze  stało  się  dla  niego,  by  dostać  się  do 
jakiegoś  bezpiecznego  miejsca,  skąd  będzie  mógł  przekazać 
do Londynu zebrane przez siebie informacje. 

Maniu  wszedł  do  kuchni  dokładnie  zamykając  za  sobą 

drzwi. 

 -  Ja  zrobić  śniadanie,  sir  -  zauważył  oczekując  na 

polecenia. 

Drogo przypomniał sobie, że będzie potrzebny posiłek dla 

dwóch osób. Tekla przecież nadal była na górze. 

 - Tak - powiedział. - Przygotuj śniadanie dla dwóch osób. 

Moja znajoma zatrzymała się wczoraj u nas na noc. 

Wyszedł z kuchni i skierował się do sypialni. Zdecydował, 

że  obudzi  Teklę.  Zamierzał  odprowadzić  ją  do  domu  i  jak 
najszybciej opuścić Kozań. Potrzebował wprawdzie pieniędzy, 
ale  był  pewien,  że  zawartość  sejfu  Geralda  pozwoli  mu 
bezpiecznie przedostać się do Rumunii. Gdyby to okazało się 
niemożliwe,  pozostawała  jeszcze  ucieczka  morzem  do 
Bułgarii  lub  Turcji.  Wynajęcie  statku  nie  było  problemem  - 
Ampula leżała przecież nad brzegiem Morza Czarnego. 

Pogrążony  w  myślach  doszedł  do  drzwi  sypialni  Tekli. 

Otworzył je bez pukania przekonany, że o tak wczesnej porze 
będzie jeszcze spała. Nie mylił się. Leżała oparta o poduszki, 
jak  poprzedniego  wieczora,  z  włosami  okrywającymi  jej 
ramiona.  W  świetle  poranka  przenikającym  przez  zasłony 
wyglądała równie pięknie jak w świetle świec. 

background image

Rozsunął  firanki,  by  ją  obudzić,  lecz  spała  nadal  z  ręką 

wsuniętą pod policzek niczym dziecko. Przez chwilę stal nad 
nią  podziwiając  niezwykłą  urodę  dziewczyny,  zanim 
uświadomił sobie, że czas nagli, i że im szybciej odprowadzi 
Teklę tam, skąd ją zabrał, tym lepiej. Nie mogąc oprzeć się jej 
urokowi  ukląkł,  pochylił  się  i  pocałował.  Nie  ruszała  się. 
Słodycz i miękkość ust dziewczyny przemówiły do niego z tą 
samą siłą jak poprzedniego wieczora. 

W  końcu  Tekla  uniosła  powieki  i  powiedziała  cicho, 

rozmarzonym głosem: 

 - Śniłam o tobie... 
 -  Pora  wstawać  -  odezwał  się  Drogo  i,  zanim  się 

wyprostował,  nie  mogąc  się  powstrzymać,  pocałował  ją 
jeszcze  raz.  -  Pospiesz  się  -  powiedział.  -  Muszę  natychmiast 
odprowadzić cię do domu. 

 - Dlaczego? - zapytała sennym głosem. 
 -  Tak  jak  przewidywałaś,  wybuchła  rewolucja.  Muszę 

odprowadzić cię do domu i opuścić Kozań, zanim stanie się to 
niemożliwe. 

 - Wyjeżdżasz? 
 -  Muszę  -  odparł.  -  Wiesz  przecież,  że  jestem 

wędrowcem. Podszedł do drzwi ze słowami: 

 -  Idę  się  ubrać.  Zrób  to  samo  i  zejdź  na  dół.  Maniu 

przygotowuje dla nas śniadanie. 

 -  Czy  rewolucja  jest  bardzo  gwałtowna?  -  zapytała  z 

obawą w głosie. 

Mimo  że  nie  chciał  jej  niepokoić,  uznał  za  konieczne 

zmobilizować  Teklę  do  wstania  z  łóżka.  Powiedział  więc 
wychodząc z pokoju: 

 - Maniu mówił, że został ostrzelany pałac.  
Tekla wykrzyknęła z rozpaczą: 
 -  Ostrzelali  pałac?!  -  i  zdławionym  głosem  wyszeptała:  - 

Ale... ojciec jest... gdzie indziej. 

background image

Odwrócił  się.  Siedziała  w  łóżku  zapomniawszy,  że  jest 

naga.  Wzrok  Drogo  spoczął  przez  chwilę  na  jej  kształtnych 
różowych  piersiach,  zanim  zasłoniła  je  prześcieradłem  z 
okrzykiem zawstydzenia. 

Wolno podszedł do niej i zapytał: 
 -  Powiedziałaś  „ojciec"?  Czy  mieszkasz  w  pałacu?  Kim 

jest twój ojciec? 

Tekla  popatrzyła  na  niego  szeroko  rozwartymi  oczami, 

przyciskając prześcieradło do siebie. Jej mała twarz tonęła we 
włosach. 

 - Pytam, kim jest twój ojciec? 
Po chwili wahania odrzekła niemal szeptem: 
 - Jest... jest... królem. 
Drogo  oniemiał.  Przez  dłuższy  czas  wpatrywał  się  w 

Teklę, zanim się odezwał: 

 - Mówisz prawdę? 
 -  Oczywiście,  że  tak  i...  nie  mogę  wrócić...  do  pałacu, 

jeżeli są tam... Czerwone Oddziały. 

 -  Jesteś  królewską  córką  i  wychodzisz  z  pałacu  w  tak 

niezwykły  sposób?  -  indagował  ją  próbując  jednocześnie 
pozbierać myśli. 

 -  Byłam...  znudzona  -  odezwała  się.  -  Ojciec  wyjechał  z 

macochą,  i...  ona  nie  chciała  mnie  zabrać...  ponieważ... 
nienawidzi mnie. 

Usiadł na łóżku naprzeciw Tekli. 
 -  Trudno  mi  w  to  wszystko  uwierzyć  -  odezwał  się.  - 

Zacznijmy  od  początku,  Mało  znam  Kozań,  ale  nigdy,  w 
najśmielszych  marzeniach,  nie  oczekiwałem,  że  spotkam  tu 
królewską córkę wirującą na linie nad moją głową. 

Zaśmiała się, ale w jej oczach nadal krył się strach. 
 - Z okna pałacu zobaczyłam, że robotnicy reperujący mur 

zostawili liny i drabiny tam, gdzie pracowali... 

Zerknęła na Drogo, zanim znów zaczęła mówić: 

background image

 - Chciałam tylko zobaczyć procesję i tańce... 
 - Nie mogłaś postąpić bardziej nierozważnie - powiedział. 

- Z pewnością ktoś z pałacu cię szuka! 

 - Raczej nie ma komu mnie szukać - odparła. - W pałacu 

są ze mną tylko dwie stare pokojówki, które zrzędzą i kraczą 
nade  mną.  Odkąd  mama...  umarła,  nie  mam  się  do  kogo 
odezwać, jeśli nie liczyć starych i nudnych dworzan. 

 - Mówiłaś, że twoja matka była Angielką. 
 -  Była  córką  księcia  Dorchester.  Ojciec  mógł  się  z  nią 

ożenić, gdyż mama była kuzynką królowej Adelajdy. 

Drogo wiedział, że w takich sytuacjach musi być wydane 

zezwolenie gwarantujące, że do  rodziny królewskiej dostanie 
się  przez  związek  małżeński  tylko  ktoś  z  królewskim 
rodowodem. Nie przerywał więc Tekli, która ciągnęła dalej: 

 -  Kiedy  mama  wychodziła  za  ojca,  była...  bardzo  w  nim 

zakochana.  Jako  drugi  w  kolejności  syn  królewski  miał  małe 
szanse na objęcie tronu... 

 - A jednak tak się stało - ponaglił Drogo. 
 - Tak. Starszy brat ojca zginął w wypadku podczas konnej 

jazdy. Ojciec został królem dwanaście lat temu. Miałam wtedy 
sześć  lat  i...  wówczas  wszystko  się  zmieniło  -  westchnęła 
Tekla.  -  Mama  często  mówiła,  że  tęskni  za  domem  na  wsi, 
gdzie mogliśmy żyć bez całego tego zamieszania i przepychu, 
który panował na dworze. 

 - Rozumiem - przytaknął Drogo. 
 -  Ale,  mimo  to,  byliśmy  tu  szczęśliwi  -  kontynuowała  - 

dopóki, trzy lata temu, mama nie zmarła. 

Głos się jej załamał, a w oczach zabłysły łzy. Wiedział, że 

dla Tekli to bardzo bolesne wspomnienie. 

 - Ojciec był... tak bardzo przygnębiony, że bez sprzeciwu 

pozwolił,  by  zmuszono  go  do  ślubu  z  serbską  księżniczką, 
która...  znienawidziła  mnie  od  momentu,  gdy  znalazła  się  w 
pałacu. 

background image

 -  Musiało  ci  być  bardzo  ciężko  -  powiedział  ze 

współczuciem. 

 -  Tak,  to  było  nie  do  zniesienia...  Księżna  próbowała 

poróżnić  mnie  z  ojcem...  trzymała  z  dala  od  i  tak  niewielu 
rozrywek, które zdarzały się na dworze. 

 - Zatem, dlatego chciałaś uciec? 
 -  Oczywiście!  Byłam  zła,  że  macocha  nie  pozwoliła  mi 

pojechać  z  ojcem  na  karnawałowe  przyjęcie,  które  odbywało 
się w miejscu odległym o piętnaście mil od pałacu. 

 - Dlaczego twój ojciec nie nalegał, byś z nimi pojechała? 

- zapytał Drogo. 

 -  Ojciec  ma  łagodny  charakter  i  nie  znosi  awantur,  do 

których doprowadza macocha, gdy coś jest nie po jej myśli. 

 - Wielu mężczyzn to rubi - stwierdził cynicznie. 
 -  Ojciec  był  szczęśliwy  z  mamą  -  ciągnęła  Tekla.  - 

Wszystko  w  pałacu  wydawało  się  przepełnione  miłością, 
dopóki nie pojawiła się ta kobieta. Od tej chwili pałac stał się 
ponury i zimny. Wszyscy żyli jak we mgle 

 -  Bardzo  ci  współczuję  i  żal  mi  cię  -  rzekł  Drogo  -  lecz 

musisz  zrozumieć,  ze  mc  na  to  nie  poradzę.  Powinienem 
wydostać  cię  stąd.  Musisz  mi  powiedzieć,  gdzie  mogę  cię 
zostawić, żebyś była bezpieczna! 

Spojrzała na niego i wyciągnęła rękę 
 -  Proszę  nie...  nie  opuszczaj  mnie.  Wczoraj  byłam 

szczęśliwa z tobą, pierwszy raz, odkąd., mama zmarła. Czuję 
się bardzo zagubiona. . boję się... 

 - Wiem - odezwał się cicho - Ale muszę, muszę wyruszyć 

w drogę Powiedz mi, do kogo cię zaprowadzić, żebyś  mogła 
bezpiecznie przeczekać rewolucję! 

 - To wszystko skończy się dopiero, gdy.. Rosja zawładnie 

całym Kozaniem - odrzekła zrezygnowana. 

 - Skąd ta pewność? 

background image

 -  Słyszałam  przypadkiem  w  pałacu,  jak  dworzanie  i 

urzędnicy mówili, że Rosjanie podważyli zaufanie narodu do 
króla 

 - Dlaczego  więc twój ojciec nie zrobił nic, by tak się nie 

stało? - zapytał 

 -  Myślę,  ze  próbował  -  odpowiedziała  Tekla  -  Ale 

macocha zlekceważyła zagrożenie twierdząc, że nie ma żadnej 
opozycji,  z  którą  należy  się  liczyć.  Wielu  też  było  takich, 
którzy,  nadskakując  jej,  zgadzali  się  z  tym  i  popierali  jej 
stanowisko 

Był  pewien,  że  Tekla  mówi  prawdę,  lecz  stanowczo 

powtarzał sobie, że wszystko to nie jego sprawa. Wstał. 

 -  Musisz  się  ubrać  -  powiedział.  -  Po  śniadaniu 

zaprowadzę cię, dokąd tylko zechcesz. Pomyśl,  gdzie byłoby 
ci najlepiej. 

Podszedł do drzwi i odwrócił się do Tekli z uśmiechem. 
Patrzyła  na  niego  wzruszająco,  jak  małe  dziecko 

potrzebujące opieki. Wyglądała przy tym tak pięknie, że znów 
poczuł  nieodparte  pragnienie,  by  wrócić  i  raz  jeszcze 
pocałować Teklę. Zmusił  się jednak do wyjścia i  zamknął  za 
sobą drzwi. 

Trudno było mu oswoić się z myślą, że dziewczyna, która 

przedostała  się  przez  mur  po  to,  by  nacieszyć  się  życiem 
miasta, okazała się królewską córką. „Muszę znaleźć jej jakieś 
bezpieczne  schronienie  i  szybko  ruszać  w  drogę",  pomyślał 
ubierając się. Włożył rzeczy, w których przyjechał. Wyglądał 
w nich mniej atrakcyjnie niż w ubraniu Geralda, lecz takiego 
poświęcenia wymagały nowe okoliczności. 

Gdy był gotowy, zastukał do drzwi Tekli mówiąc: 
 - Pospiesz się, bo wystygnie śniadanie. 
Zbiegł  po  schodach  do  jadalni.  Usłyszał,  że  służący 

rozmawia  z  kimś  w  kuchni.  Po  chwili  Maniu  pojawił  się  z 
dużym talerzem, na którym dymiły gorące jajka na bekonie. 

background image

 -  Angielskie  śniadanie  lubić  pan  -  powiedział  stawiając 

naczynie przed Drogo. 

 - Jaka sytuacja na zewnątrz? - zapytał go Drogo. 
 - Bardzo źle, sir. Czerwone Oddziały zająć pałac i senat. 
 -  Może  powinienem  pójść  do  ambasady?  -  rozmyślał  na 

głos Drogo. 

 -  Zamknąć  ambasada.  Wszyscy  uciec.  Zostać  tylko 

dozorca.  On  być  wystraszony.  Ja  być  tam  po  wiadomość  o 
pan. 

Drogo  zacisnął  zęby  z  niezadowolenia.  Sytuacja  stała  się 

bardzo  poważna.  W  razie  nagłej  potrzeby  liczył  na  pomoc 
ambasady. Niestety, teraz było już na to za późno. Żałował, że 
nie poszedł tam tuż po przyjeździe do Ampuli. 

Maniu przyniósł z kuchni dzbanek z gorącą kawą. Gdy ją 

nalewał,  do  jadalni  weszła  Tekla.  W  pośpiechu  zawiązała 
włosy  na  karku  jedwabną  wstążką  przypominającą  męski 
krawat.  Drogo  domyślił  się,  że  pochodziła  ona  z  szafy 
Geralda. 

 - Zostało chyba trochę śniadania dla mnie - odezwała się, 

gdy wstał z krzesła. 

 - Maniu zatroszczy się o to - odpowiedział. 
Służący  postawił  dzbanek  na  stole  i  zerknął  z 

zaciekawieniem  na  siadającą  Teklę.  W  chwilę  potem 
znieruchomiał  i  zmieszany  wpatrywał  się  w  nią  zdumionym 
wzrokiem. 

 -  Wasza  wysokość!  -  odezwał  się  po  kozańsku.  -  Czy  to 

Wasza wysokość?! 

Tekla  spojrzała  na  służącego  przestraszona,  a  Drogo 

oschle wyjaśnił: 

 - Tak, Maniu. Potrzebujemy twojej pomocy, ale najpierw 

śniadania. 

 -  Tak,  sir,  śniadanie...  -  wyszeptał  służący  i  szybko 

wyszedł, z pokoju. 

background image

Drogo podał Tekli swoją filiżankę kawy i powiedział: 
 - Dziwne, że Maniu cię rozpoznał, skoro wczoraj nikomu 

się to nie udało. 

 -  Sądzę,  że  widział  mnie  na  jakiejś  uroczystości 

państwowej w tej części miasta. 

 - Nie pozwalano ci poruszać się gdzie indziej, chyba że w 

powozie - rzekł zamyślony Drogo i dodał: - teraz, kiedy wiem, 
kim jesteś, musimy być bardzo ostrożni. 

 -  Myślisz,  że  rewolucjoniści  mogliby...  mnie  zabić?  - 

zapytała ze strachem. 

 - W najlepszym razie mogliby cię aresztować. 
 -  Więc...  muszę  zostać  tutaj,  z  tobą...  wtedy  mnie  nie 

znajdą. 

Zastanawiał  się,  co  jej  odpowiedzieć,  gdy  do  pokoju 

wszedł Maniu z talerzem jajek na bekonie. Postawił go przed 
Teklą, złożył głęboki ukłon i odwrócił się, by wyjść. 

 -  Zaczekaj  chwilę...  -  powstrzymał  go  Drogo.  - 

Przyprowadziłem  tu  księżniczkę  wczoraj  wieczorem  ze 
względu  na  zamieszki  -  mówił  wolno  po  kozańsku,  tak  aby 
służący  mógł  go  zrozumieć.  -  Musimy  się  zastanowić,  gdzie 
umieścić Jej wysokość, żeby była bezpieczna. 

Maniu kiwnął głową na znak, że rozumie. 
 - Proponuję - ciągnął Drogo - żebyś zbadał, co dzieje się 

w  mieście.  Po  obiedzie,  w  czasie  sjesty,  lub  wieczorem 
będziemy  mogli  zaprowadzić  Jej  wysokość  w  jakieś 
bezpieczne miejsce. 

Mówiąc to pomyślał, że sam najchętniej opuściłby Kozań 

tego samego dnia. 

 -  Dowiem  się  wszystkiego  -  powiedział  Maniu  po 

kozańsku. 

Teraz, gdy ustalili, co robić, Drogo mógł zacząć myśleć o 

swojej ucieczce. 

background image

Służący  wyszedł  pospiesznie  zostawiając  na  stole  gorące 

grzanki,  masło,  marmoladę  i  miód.  „Typowo  angielskie 
śniadanie", pomyślał Drogo z zadowoleniem. Od miesięcy nie 
jadł  nic  równie  smakowitego.  Tekla  okazała  się  też  głodna  i 
nie  odezwała  się,  dopóki  nie  zmiotła  wszystkiego  z  talerza. 
Dopiero popijając kawę zauważyła: 

 - Trudno będzie ci... znaleźć... jakieś miejsce dla mnie. 
 - Dlaczego tak uważasz? - zapytał. 
 -  Ponieważ  wiem,  że  wszyscy,  którzy  służyli  ojcu...  z 

pewnością  tuż  po  wybuchu  rewolucji  uciekli  do  swoich 
domów  na  wsi  -  westchnęła,  -  Nie  są  głupcami,  by  zostać  w 
Ampuli i czekać, aż będą uwięzieni czy... zabici. 

Było  to  poprawne  rozumowanie,  lecz  Drogo  z  uporem 

powtórzył: 

 -  Musi  być  jakieś  miejsce,  gdzie  będziesz  bezpieczna. 

Może w klasztorze lub siedzibie arcybiskupa? 

 -  Zbyt  się  będą  obawiać  Rosjan,  aby  pozwolić  mi 

oficjalnie u nich zostać. 

 - Skąd ta pewność? 
 -  Kiedykolwiek  mówiło  się  w  pałacu  o  rewolucji, 

arcybiskup oświadczał zawsze, myślę, że celowo, iż gdyby się 
zaczęła,  to  kościół  postąpi  najsłuszniej  zachowując 
neutralność. 

Drogo westchnął. 
 - Wszystko widzisz w czarnych kolorach. 
 -  Nie  -  powiedziała.  -  Staram  się  tylko  myśleć  realnie  i 

logicznie,  tak  jak  mama  chciałaby,  bym  się  zachowywała  w 
czasie kryzysu, a przyznasz chyba, że to jest kryzys, 

 -  Owszem,  jest  -  zgodził  się  Drogo.  -  Zrobię  oczywiście 

wszystko,  co  w  mojej  mocy,  żeby  zapewnić  ci  bezpieczne 
schronienie,  ale  muszę  opuścić  Kozań  i  nie  wolno  ci 
przeszkodzić mi w tym! 

 - Dlaczego? - zapytała. 

background image

Zawahał się na chwilę, po czym powiedział prawdę. 
 - Przyczyna mojego wyjazdu, której nie mogę ci wyjawić, 

wiąże się z moim krajem. Nic więcej nie mogę powiedzieć. 

 - Rozumiem - odpowiedziała. - Domyślałam się, że kiedy 

mówiłeś  o  swoich  poszukiwaniach  w  Afganistanie,  nie 
dotyczyły one złota czy drogich kamieni... 

 - Co sugerujesz? - nachmurzył się. 
 - Wiem, że powód twojej podróży jest tajny i nie chcesz o 

tym  mówić, ale... słyszałam kiedyś rozmowę  mamy z jakimś 
Anglikiem o tym, że Rosjanie mają pewne plany co do Indii... 
i wiem, że umyślnie sieją niepokój na jej granicach, tak jak to 
robili u nas... 

 -  Uważaj,  co  mówisz!  -  przestrzegł  ją.  -  Rosjanie  mają 

dobry  słuch  i  za  każde  nierozważne  słowo  możesz  zapłacić 
życiem. 

 -  Będę  bardzo,  bardzo  ostrożna  -  obiecała.  -  Rozumiem 

teraz, że nie możesz ze mną zostać. 

Wyglądała tak pięknie, gdy to mówiła, że Drogo nie mógł 

powstrzymać się od wzięcia jej za rękę. 

 -  Obiecuję  -  wyszeptał  -  że  nie  opuszczę  cię,  dopóki  nie 

będziesz bezpieczna. 

Patrząc bezwolnie w oczy Tekli czuł drżenie jej ręki. 
Po  śniadaniu  zszedł  do  kuchni,  żeby  porozmawiać  z 

Maniu.  Nie  było  go  tam  jednak.  Domyślił  się,  że  służący 
wyszedł  już,  by  zbadać  sytuację  w  mieście.  Zamierzał  więc 
pójść  na  górę  i  spakować  swoje  rzeczy,  ale  przedtem 
postanowił  zajrzeć  z  Teklą  do  stajni.  Choć  był  pewien,  że 
Maniu  zajął  się  jego  koniem  należycie,  to  czuł,  że  zaniedbał 
się w swych obowiązkach przesypiając cały poprzedni dzień. 

Upewniwszy się, że nikogo nie ma w pobliżu, zaprowadził 

Teklę do stajni na podwórzu z tyłu domu. Było w niej miejsce 
tylko  na  dwa  konie.  Koń  Drogo  miał  wszystko,  co  było  mu 

background image

potrzebne - wyściółkę ze świeżej słomy, wiadro wody i paszę 
w korycie. 

 - Ocalił mi życie - odezwał się Drogo do Tekli poklepując 

przyjaźnie  konia.  -  Zasługuje  na  długi  odpoczynek  i...  kiedy 
wyjadę, na dobrego właściciela. 

 - Jeżeli zostawisz go Maniu - powiedziała Tekla głaszcząc 

konia  -  starzec  będzie  dumny.  W  Kozaniu  posiadanie  konia 
uchodzi za bardziej chwalebne niż posiadanie żony. 

 - Dostanie go więc. Chyba że będę musiał jechać na nim 

do Rumunii. 

 -  To  długa  droga  przez  góry!  -  zauważyła.  -  Łatwiej 

będzie dostać się tam morzem. 

Myślał  już  o  tym.  Spojrzał  na  Teklę  z  uznaniem 

podziwiając jej inteligencję. 

Wrócili  do  domu.  Tekla  została  w  pokoju  gościnnym,  a 

Drogo  zabrał  się  do  gruntownego  sprawdzenia  zawartości 
sejfu  Geralda.  Był  pewien,  że  Gerald  chętnie  pomógłby  mu 
znając  wagę  misji,  którą  wypełniał.  Bez  poczucia  winy  zdjął 
więc  szpetny  obraz  ze  ściany  w  jego  sypialni  i  ponownie 
otworzył  sejf.  Okazało  się,  że  pieniędzy  w  skrytce  było 
znacznie mniej, niż wydawało mu się poprzedniego wieczora. 
Był  zawiedziony.  Wiedział,  że  rewolucja  spowoduje  spadek 
wartości  kozańskich  pieniędzy  za  granicą,  a  nawet  może  się 
okazać, że nic nie będą warte. Pocieszała go jednak myśl, że 
jakkolwiek  bezwartościowe  gdzie  indziej,  tu  kozańskie 
banknoty ułatwią mu przejazd do bardziej bezpiecznego kraju. 

Przeliczył  je  stwierdzając  z  konsternacją,  że  ich  wartość 

równa się dziesięciu angielskim funtom. Włożył banknoty do 
kieszeni, zamknął sejf i powiesił obraz na ścianie. Zastanawiał 
się  gorączkowo,  na  jak  długo  wystarczą.  Miał  nadzieję,  że  z 
ich  pomocą  uda  mu  się  dotrzeć  przynajmniej  do  Bułgarii, 
gdzie,  być  może,  znajdzie  jakąś  pomoc,  by  wyruszyć  dalej. 

background image

Tak  czy  inaczej,  najważniejszym  problemem  pozostawała 
nadal Tekla. 

Wrócił do pokoju gościnnego. Tekla patrzyła przez okno i 

gdy wszedł, odwróciła się do niego. W jej dużych oczach czaił 
się lęk. 

 - Ile pieniędzy znalazłeś? - zapytała niepewnie. 
 - Niedużo, ale myślę, że to wystarczy. 
 -  Gdybyś  tylko  mógł  dostać  się  do  pałacu!  -  zawołała.  - 

Wiem, gdzie znajduje się tajny sejf ojca. Jest w nim mnóstwo 
pieniędzy! 

 - Jeśli powinniśmy trzymać się z dala od jakiegoś miejsca, 

to z pewnością tym miejscem jest właśnie pałac twojego ojca! 
- odparł oschle. 

 -  Pewnie  tłumy  już  się  tam  wdarły  i  zabrały  wszystkie 

moje ubrania - oświadczyła ze smutkiem. 

 -  To  ostatnia  sprawa,  o  którą  musimy  się  troszczyć!  - 

powiedział zniecierpliwiony. 

 -  Mówisz  tak,  bo  jesteś  mężczyzną,  a  ja  chcę  wyglądać 

ładnie dla ciebie. Chciałabym włożyć inną suknię! 

Drogo roześmiał się. 
 -  Jeżeli  oczekujesz  komplementów,  to  proszę  bardzo. 

Wyglądasz prześlicznie i twoja suknia nie ma nic do rzeczy. 

 - Naprawdę?! - zaśmiała się rozpromieniona. 
 -  Zapamiętam  cię  na  całe  życie  jako  najpiękniejszą 

kobietę,  jaką  kiedykolwiek  spotkałem  -  odpowiedział.  - 
Przysięgam, że mówię prawdę. 

Tekla podeszła do niego i patrząc mu w oczy wyszeptała: 
 -  Twoje  pocałunki  były...  najwspanialszą  rzeczą,  jaka 

przytrafiła się w moim życiu. 

 -  Nie  całował  cię  przedtem  żaden  mężczyzna?  -  zapytał 

głuchym głosem. 

 -  Nie...  oczywiście,  że  nie!  Było...  tak,  jak  sobie 

wyobrażałam... tylko... jeszcze bardziej cudownie. 

background image

Instynktownie  wyciągnął  ramiona  przyciągając  ją,  lecz 

jednocześnie uświadomił sobie, że to tylko pogorszy sytuację 
przy  rozstaniu.  Było  jednak  za  późno.  Tekla  przysunęła  się 
jeszcze  bliżej  i  kiedy  Drogo  walczył  z  pragnieniem 
pocałowania  jej,  zarzuciła  mu  ręce  na  szyję  i  przyciągnęła 
jego  głowę  do  swojej.  Całował  ją  namiętnie,  żarliwie,  z 
pożądaniem. Wszystko straciło znaczenie w tej chwili, nawet 
rewolucja. Liczyła się tylko Tekla. 

 - Kocham... kocham cię - wyszeptała z nutą uniesienia w 

głosie. 

 - Nie wolno ci - mruknął. 
 - Dlaczego? 
 - Ponieważ, ukochana, musimy się rozstać. Nie mógłbym 

znieść  myśli,  że  jesteś  nieszczęśliwa;  że  ktoś  może  cię 
skrzywdzić. 

Tekla ze szlochem ukryła twarz na ramieniu Drogo. 
 - To był  sen... - odezwał się. -  Cudowny,  wspaniały sen! 

Nie  wolno  nam  go  zniszczyć,  żebyśmy  później  lego  nie 
żałowali i nie pragnęli, by nigdy się nie zdarzył. 

 -  Jak  mogłabym  tego  pragnąć?!  -  spojrzała  zdumiona.  - 

Nie  tylko  jestem  szczęśliwa,  że  się  mi  przytrafił,  ale  pragnę, 
by trwał wiecznie! 

 - Wiem - powiedział. - Niestety, musimy się przebudzić z 

tego  snu  i  jutro  powinienem  być  dla  ciebie  jedynie 
przypadkowo spotkanym nieznajomym, który tylko na chwilę 
wkroczył w twoje życie. 

 -  Pozostaniesz  dla  mnie  najcudowniejszym  mężczyzną, 

jaki  kiedykolwiek  istniał,  a  wszystko,  czego  pragnę,  to 
pozostać z tobą, gdziekolwiek będziesz! 

 - To niemożliwe - powiedział. - Pozwól mi zachować cię 

w  pamięci  taką,  jaką  jesteś  teraz  -  uroczą  i  piękną,  nie 
księżniczką,  lecz  dziewczyną,  dla  której  zawsze  będzie 
specjalne miejsce w moim sercu. 

background image

 - Obiecaj mi to! 
 - Obiecuję, jeżeli ty obiecasz, że będziesz szczęśliwa. 
 - Będę, ale... moje serce zostanie przy tobie... 
Było  coś  tak  wzniosłego,  gdy  to  mówiła,  że  objął  ją 

mocniej i całował do utraty tchu. Jego serce biło jak oszalałe. 
Świat  wokół  przestał  istnieć.  Widział  tylko  piękną  twarz 
Tekli,  czuł  miękkość  jej  ust,  jej  trzepoczące  serce  i  chłonął 
całym  swym  ciałem  miłość  promieniującą  z  dziewczyny. 
Pragnął  jej  aż  do  bólu,  lecz  stanowczym  ruchem  odsunął  od 
siebie. 

 -  Nie  wolno  mi  tego  robić,  ukochana  -  odezwał  się.  - 

Najważniejsze  jest  teraz,  bym  znalazł  ci  bezpieczne 
schronienie. 

W chwili gdy to mówił, do pokoju wszedł Maniu. 
 - Jesteś! - wykrzyknął Drogo. - Czego się dowiedziałeś? 
 -  Czerwone  Oddziały  zwyciężyć  -  odparł  służący.  -  Nikt 

już nie strzelać. Armia poddać się. 

Drogo  patrzył  zdumiony  nie  wiedząc  co  powiedzieć. 

Maniu mówił dalej: 

 -  Czerwone  Oddziały  splądrować  sklepy,  a  ludzie, 

wszyscy, pognać do pałac. Kraść fotele, zasłony, wszystko, co 
znaleźć. 

 -  Czerwone  Oddziały  nie  powstrzymały  ich?  -  zapytał 

Drogo. 

 -  Nie,  sir...  oni  też  brać  wszystko,  a  ci  w  pałac  ograbić 

piwnice i pić wino. Butelki być wszędzie. 

Tekla podeszła do Drogo. Bezwiednie objął ją ramieniem, 

jakby chcąc ochronić. Jej bliskość przypomniała mu o czymś. 

 - To ryzykowne, ale chyba jedyne wyjście - odezwał się, 

jakby do siebie. 

 - O czym mówisz? - zapytała Tekla. 
 - Mówię, że jest  możliwe - odpowiedział - bym  z Maniu 

dostał  się  do  pałacu,  jak  inni,  i  zdobył  dość  pieniędzy,  żeby 

background image

zabrać cię ze sobą do innego kraju, jeżeli oczywiście powiesz 
mi, gdzie jest ukryty sejf twojego ojca. 

Tekla wykrzyknęła radośnie: 
 - To znaczy, że... mogę jechać z tobą?! 
 -  Myślę,  że  teraz  tak  będzie  bezpieczniej,  niż  gdybym 

miał cię tu zostawić. 

 -  Więc  proszę...  proszę,  zrób  to,  co  proponujesz.  Nic  się 

nie liczy, nic... tylko nie opuszczaj mnie! 

Po  skromnym  obiedzie  Drogo  postanowił  wyruszyć  z 

Maniu do pałacu. Zaprowadziwszy Teklę do pokoju na górze, 
kazał  jej  przyrzec,  że  nie  opuści  sypialni,  nawet  jeżeli  ktoś 
będzie dobijał się do drzwi lub wtargnie do domu. 

 - Obiecaj, że będziesz ostrożna - prosił. 
 -  A  jeżeli...  zabiją  cię  i...  nie  wrócisz?  -  zapytała 

ściszonym głosem. 

 -  Nie  zabiją  mnie  -  uspokoił  ją.  -  Mówię  po  rosyjsku  i 

pójdę  przebrany  za  Rosjanina,  a  raczej  za  jednego  z 
Czerwonych Oddziałów. 

Miał zawiązaną czerwoną chustkę wokół szyi, a za pasem 

pistolet  oraz  nóż.  Były  to  rekwizyty,  którymi  odznaczali  się 
według  Maniu  ludzie  z  Czerwonych  Oddziałów.  Reszta 
ubrania  Drogo  składała  się  z  łachmanów,  w  których 
przemierzył  Afganistan  i  które  niewiele  różniły  się  od 
rebelianckich.  Z  astrachańską  czapką  na  głowie  mógł 
uchodzić za Rosjanina. 

Jego przebrania zawsze były przekonywające, gdyż starał 

się wczuć w postać, którą miał odegrać. Jednak nie wygląd był 
najważniejszy,  lecz  zachowanie  i  porozumiewanie  się  wśród 
ludzi,  między  którymi  miał  działać.  Używał  nie  tylko 
zwrotów, jakimi się posługiwali, lecz naśladował też ich gesty 
i mimikę. Było to bardziej przekonywające niż ubiór. 

Od  chwili  gdy  opuścił  z  Maniu  dom,  w  którym  Tekla 

modliła  się  o  ich  szczęśliwy  powrót,  Drogo  myślał,  mówił  i 

background image

poruszał  się  jak  Rosjanin.  Maniu  wcielił  się  w  swe 
kompromitujące  alter  ego  podążając  za  Drogo  chwiejnym 
krokiem  z  opróżnioną  do  połowy  butelką  wina  w  ręce.  Szli 
ulicą  wiodącą  do  pałacu.  Wkrótce  Drogo  poznał  mur,  przez 
który  Tekla  przechodziła  poprzedniego  wieczora.  Otaczał  on 
cały pałac urywając się jedynie w miejscach, gdzie pojawiały 
się  wymyślne  bramy  wjazdowe.  Weszli  na  dziedziniec  przez 
jedną z nich. 

Wewnątrz  pałac  wyglądał  tak,  jak  Drogo  oczekiwał. 

Obszerne  pokoje  w  rokokowym  stylu,  upiększane  w 
późniejszych latach różnymi dodatkami, w chwili gdy weszli, 
były  ograbiane  przez  opanowanych  chciwością  ludzi  ze 
ws7ystkiego, co wpadło im w ręce. Kobiety ciągnęły za sobą 
zasłony z okien. Mężczyźni wynosili fotele opierając je sobie 
na  głowach.  Dzieci  uginały  się  pod  ciężarem  zastaw 
stołowych  i  naczyń  kuchennych.  Wszystko  to  działo  się  w 
zamieszaniu  i  atmosferze  ogólnego  podniecenia.  Nie  zdziwił 
go widok  mężczyzn walczących  o jakiś srebrny przedmiot  w 
sali  marmurowej  ani  ciało  leżące  w  sali  tronowej, 
prawdopodobnie zasztyletowane w jednej z bójek. 

Zanim  wyszli  z  domu,  Tekla  naszkicowała  im  plan 

rozlokowania  głównych  pomieszczeń  pałacu.  Orientowali  się 
więc  dobrze  w  labiryncie  korytarzy  i  komnat.  Nie  od  razu 
jednak skierowali się do pokoi  króla. Wtopili  się najpierw  w 
tłum  ograbiający  pałac,  by  nie  wzbudzać  podejrzeń.  Dopiero 
gdy byli pewni, że nikt nie zwraca na nich uwagi, zdecydowali 
się wejść schodami dla służby na piętro. 

Prywatne  apartamenty  króla  znajdowały  się  w  odległym 

skrzydle  pałacu,  dokąd  większość  plądrujących  jeszcze  nie 
dotarła.  Jedynie  dwóch  mężczyzn  kradło  obrazy  z  holu,  a 
kilku  innych,  pijanych,  bezskutecznie  usiłowało  wynieść  z 
komnat  sekretarzyki i  komody.  Drogo i Maniu przeszli obok, 
nie  ściągając  na  siebie  ich  uwagi,  i  bez  trudu  odnaleźli 

background image

sypialnię  króla.  Była  już  ogołocona  z  obrazów,  ozdób  i 
pościeli.  Otwarta  szafa  wskazywała,  że  ktoś  przywłaszczył 
sobie część królewskich mundurów. 

Drogo  skierował  się  do  pokoju  -  garderoby  króla. 

Zostawiając  Maniu  na  straży  w  sypialni,  wślizgnął  się  do 
środka  i  zamknął  za  sobą  drzwi.  Rozejrzawszy  się  wokół 
podszedł  do  północnej  ściany.  W  niej,  między  drugim  a 
trzecim  oknem,  zgodnie  z  opisem  Tekli,  miał  znajdować  się 
sejf. Ściany między oknami były wyłożone ozdobną boazerią i 
niemożliwe  było,  by  ktoś  nie  wtajemniczony  mógł  odnaleźć 
schowek.  Drogo  pociągnął  za  uchwyt  odsuwający  jedną  z 
drewnianych płyt i ujrzał przed sobą sejf. 

Tekla, nieraz otwierając skrytkę na polecenie ojca, dobrze 

znała szyfr do zamka i udzieliła Drogo dokładnych objaśnień. 
Gdy zamek ze szczękiem ustąpił, Drogo odetchnął z ulgą. Był 
to  decydujący  moment  dla  niego  i  Tekli.  Zgodnie  z  tym,  co 
mówiła, znalazł w środku stos złotych monet i plik banknotów 
kozańskich  o  dużych  nominałach.  W  sejfie  znajdowała  się 
ponadto  zagraniczna  waluta,  której  król  nie  wydał 
odwiedzając przed rokiem Wiedeń i Paryż. 

Nie  tracąc  czasu  na  przeliczanie,  włożył  zagraniczne 

banknoty i złote monety do kieszeni. Po chwili namysłu zabrał 
też z sejfu większość kozańskich pieniędzy, mimo iż wątpił w 
ich  użyteczność.  Następnie,  zgodnie  ze  wskazówkami  Tekli, 
otworzył dolną część schowka. Tam znalazł biżuterię należącą 
do jej matki. Klejnoty będące własnością Korony znajdowały 
się  w  innej  części  pałacu  i  prawdopodobnie  zabrały  je 
Czerwone  Oddziały,  zanim  pozwoliły  mieszkańcom  Ampuli 
wtargnąć do pałacu. 

Biżuteria  należąca  do  matki  była  tym  cenniejsza,  gdyż 

stanowiła materialne zabezpieczenie dla Tekli na uchodźstwie. 
Drogo nie zmieściłby jej  w kieszeni, ale przezornie zabrał ze 
sobą  z  domu  poszewkę  z  małej  poduszki.  Mogła  z 

background image

powodzeniem  służyć  jako  sakiewka  i  nie  rzucać  się  w  oczy. 
Do niej włożył całą biżuterię, zamknął sejf i, zasłoniwszy go 
drewnianą płytą, wyszedł. 

W garderobie króla przebywał tylko trzy, cztery minuty, a 

jednak Maniu już się niecierpliwił. 

Drogo kiwnął głową na znak, że znalazł to, czego szukał, i 

cicho powiedział: 

 - Wychodzimy, ale przedtem - do sypialni księżniczki! 
To  dzięki  pomocy  Tekli  zaistniała  szansa,  że  ucieczka  z 

Kozania się powiedzie. Nie mógł więc rozczarować Tekli nie 
spełniając jej prośby. Gdyby nie to, nie zostałby w pałacu ani 
chwili dłużej. 

Szybko  ruszył  z  Maniu  długim  korytarzem  do  pokoi 

zajmowanych  przez  Teklę.  Gdy  doszli,  okazało  się,  że  salon 
był całkowicie ograbiony i niewiele też zostało z wyposażenia 
sypialni.  Zniknęły  z  niej  obrazy,  lustra  oraz  baldachim 
wiszący  niegdyś  nad  łóżkiem  wraz  z  jedwabnymi  zasłonami. 
Szafa  była  pusta.  Tekla  wspomniała  jednak  o  swojej 
garderobie,  w  której  znajdowały  się  szafy  tak  nietypowo 
wbudowane  w  ściany,  że  mogły  zostać  nie  zauważone  przez 
plądrujących pałac. 

Drogo otworzył najbliższą z nich i z ulgą przekonał się, że 

Tekla  miała  rację.  Znalazł  w  niej  pelerynę  obszytą  futrem. 
Obawiając  się,  że  mogą  mu  ją  wyrwać  w  drodze  powrotnej, 
zawinął  ją  w  suknie  wiszące  obok.  Rozsądnie  wybrał  z  nich 
tylko  najskromniejsze,  które  Tekla  mogłaby  nosić  nie 
zwracając  niczyjej  uwagi.  Bogate  i  wyszukane  zostawił. 
Maniu  w  tym  czasie  napychał  sobie  kieszenie  bielizną  Tekli 
znajdującą się w sąsiedniej szafie. 

Po  pewnym  czasie  z  głębi  korytarza  dobiegły  ich  czyjeś 

głosy. Drogo szybko zamknął drzwi do sypialni i, ponaglając 
Maniu,  który  zdążył  jeszcze  upchnąć  pod  kurtkę  parę  butów 

background image

Tekli,  wymknął  się  ze  służącym  tylnym  wyjściem  w  chwili, 
gdy do pokoju obok wtargnęła hałaśliwa grupa młodych ludzi. 

Kierował  się  bocznymi  przejściami  ku  tylnym 

pomieszczeniom  pałacu.  Śpiewy  pijanych  rewolucjonistów, 
którzy obrabowali piwnice, niesione echem, wibrowały mu w 
uszach, dopóki nie zamknął za Maniu drzwi prowadzących do 
pałacowego ogrodu. 

Znaleźli się teraz na zewnątrz budynku i problemem stało 

się  dobrnięcie  z  zabranymi  rzeczami  do  domu  Geralda. 
Niemal na każdym kroku toczyły się  bójki i na ulicach leżeli 
zabici  lub  ranni.  To,  że  w  końcu  dotarli  bezpiecznie  do 
miejsca,  gdzie  oczekiwała  ich  Tekla,  i  że  nic  złego  nie 
wydarzyło się w czasie ich nieobecności, uznał za cud. Drzwi 
i  okna  były  nie  naruszone,  a  wokół  panowała  cisza. 
Wdzięczny  był  Geraldowi,  że  wybrał  na  miejsce  swojego 
zamieszkania tak spokojną ulicę. 

Maniu  otworzył  drzwi  do  kuchni  i  weszli  do  środka. 

Drogo rzucił swój pakunek obok schodów. 

 -  Tekla!  Tekla!  -  zawołał,  niecierpliwie  wbiegając  po 

schodach. 

Stała  w  drzwiach,  gdy  zdyszany  dotarł  do  jej  pokoju. 

Wyciągnęła ramiona i rzuciła mu się na szyję. 

 -  Jesteś...  dzięki  Bogu!  Modliłam  się,  byś  wrócił 

szczęśliwie - wyszeptała. 

Objęła  go  i  zbliżyła  swe  usta  do  jego  ust.  Całował  ją 

żarliwie, jakby powrócił do niej zza grobu. 

background image

R

OZDZIAŁ 

Tekla  była  wzruszona  ujrzawszy  rzeczy,  które  Drogo  i 

Maniu przynieśli z pałacu. 

 -  Spisaliście  się  doskonale  -  powiedziała  z  uznaniem  po 

obejrzeniu ubrań. 

Kiedy  Maniu  poszedł  do  kuchni  i  zostali  sami,  Drogo 

pokazał  Tekli  klejnoty  jej  matki  z  sejfu.  Poruszył  go  wyraz 
twarzy  Tekli,  na  której  malowała  się  radość,  lecz  nie  z 
powodu ich materialnej wartości. Cieszyła się, że znów może 
dotykać przedmiotów należących do bliskiej jej osoby. 

 -  Nie  zniosłabym  myśli,  że  mogłyby  wpaść  w  ręce 

rewolucjonistów - powiedziała zamyślona. 

Zdecydował, że na razie nie wspomni Tekli o możliwości 

ich  sprzedaży,  i  zajął  się  przeliczaniem  przyniesionych 
banknotów.  Okazało  się,  że  pieniędzy  w  obcej  walucie  jest 
dużo. Gdy się zastanawiał, jak je bezpiecznie ukryć, by go nie 
okradziono  w  podróży,  spojrzał  na  Teklę  czule  pieszczącą 
palcami klejnoty matki i uświadomił sobie nagle, że to ona jest 
w  tej  chwili  najważniejsza,  Z  szaleńczym  niepokojem  zadał 
sobie  pytanie,  co  powinien  zrobić,  by  ją  uratować.  Mając  w 
pamięci sceny z ulic, którymi niedawno przechodził z Maniu, i 
zniszczenia w pałacu, wiedział, że jej życie jest w ogromnym 
niebezpieczeństwie. „Muszę ją stąd wywieźć", pomyślał, lecz 
po chwili doszedł do wniosku, że może się to okazać bardziej 
niebezpieczne,  niż  gdyby  została  w  Kozaniu.  Przypomniał 
sobie  o  klasztorze  i,  powiedziawszy  Tekli,  że  musi  zamienić 
kilka słów z Maniu, zszedł do kuchni. Służący przygotowywał 
wieczorny  posiłek.  Drogo  usiadł  na  jednym  z  krzeseł  i 
odezwał się: 

 -  Potrzebuję  twojej  rady,  Maniu.  Jej  wysokość 

powiedziała mi, że nie byłaby bezpieczna w klasztorze, ale nie 
mogę  przestać  myśleć,  że  jednak  byłoby  lepiej,  gdyby  tam 
została i nie próbowała uciekać z kraju. 

background image

Przerwał na chwilę i mówił dalej: 
 -  Możemy  zostać  schwytani  przez  rewolucjonistów  i  w 

najlepszym razie znaleźć się w więzieniu. 

Maniu  spojrzał  na  drzwi,  jakby  obawiając  się,  że  Tekla 

może usłyszeć to, co chce powiedzieć, i wyszeptał: 

 -  Ja  słyszeć,  Czerwone  Oddziały  pić  dużo  w  pałac  i 

włamać  się  do  klasztor  wczoraj  w  noc  i  zgwałcić  kilka 
zakonnic. 

Drogo  zacisnął  zęby.  Wstał  z  krzesła  i  podszedł  do  okna 

wychodzącego  na  podwórze.  Uświadomił  sobie,  że  musi 
wywieźć  Teklę  z  Kozania,  nawet  gdyby  miał  ryzykować 
własnym życiem. Sama myśl o tym, iż mógłby ją choćby tylko 
dotknąć  jakiś  rozochocony  mężczyzna,  sprawiała,  że  miałby 
ochotę zabić go gołymi rękami. 

Stał przez pewien czas przy oknie odwrócony plecami do 

Maniu, który w milczeniu zajmował się dalej gotowaniem. W 
końcu odwrócił się i powiedział po kozańsku: 

 - Chciałbym, żebyś poszedł do portu, Maniu, i dowiedział 

się, czy jest możliwe, by jakiś statek zabrał nas w bezpieczne 
miejsce. 

Przerwał, po czym dodał: 
 -  Byłoby  dobrze,  żebyś  przy  tym  udawał,  że'  coś 

sprzedajesz, aby nikt nie pomyślał, że chcesz opuścić Kozań. 

 -  Rozumiem  -  odparł  Maniu.  -  Wezmę  ze  sobą  skrzynkę 

owoców, którą znalazłem na ulicy. 

Bardziej  prawdopodobne  wydało  się  Drogo,  że  służący 

raczej  zabrał  skrzynię  jakiemuś  złodziejowi,  ale  zostawił  to 
spostrzeżenie dla siebie i powiedział: 

 -  Ruszaj  od  razu.  Ja  nie  mogę  wyjść  z  Jej  wysokością, 

dopóki  jest  widno.  Ale  gdy  tylko  znajdziesz  odpowiedni 
statek, sam pójdę porozmawiać z kapitanem. 

Maniu wziął z krzesła płaszcz, okrył się nim i, zabrawszy 

stojącą  obok  drzwi  skrzynię,  wyszedł  na  podwórze.  Gdy 

background image

znalazł się na ulicy, Drogo zamknął za nim bramę wejściową 
na zasuwy i wrócił do Tekli. 

Włożyła na siebie jedną z sukni, które przyniósł z pałacu. 

Uczesała  się  podobnie,  jak  poprzedniego  wieczora,  choć  nie 
tak dokładnie, jak zrobiłaby to jej służąca. Mimo to wyglądała 
pięknie. Kiedy zbliżał się do niej, wiedział, że czeka na słowa 
uznania.  Gdy  jednak  zatrzymał  się  przypatrując  się  jej  w 
zamyśleniu,  Tekla  z  niepokojem  podeszła  do  niego  i, 
chwytając  za  klapy  marynarki,  zapytała  przestraszonym 
głosem: 

 -  O  czym  mówiłeś  z  Maniu?  Nie  zamierzasz  chyba... 

wyjechać beze mnie?! 

 - Nie. Zabieram cię ze sobą - odpowiedział - ale musimy 

podchodzić  do  tego  z  rozwagą  i  zdać  sobie  sprawę,  że  jeżeli 
rewolucjoniści  będą mieli  choćby cień podejrzenia, iż chcesz 
uciec  z  kraju,  będą  pilnować  każdego  statku  i  każdej  drogi 
wychodzącej z miasta. 

 - Może myślą, że wyjechałam z ojcem - wyszeptała. 
Drogo  był  pewien,  że  do  tej  pory  przywódcy  rewolucji 

dowiedzieli  się,  że  opuściła  pałac  dopiero  poprzedniej  nocy. 
Nie chcąc jednak bardziej wystraszyć tymi podejrzeniami i tak 
już dość zaniepokojonej Tekli, zmienił temat. 

 -  Posłuchaj,  jaki  mam  plan  -  powiedział  sadzając  Teklę 

delikatnie na krześle. 

Klasnęła  z  ożywieniem  w  ręce  jak  małe  dziecko  i 

wpatrzyła się w niego szeroko rozwartymi oczami. 

 - Wysłałem Maniu do portu, żeby się dowiedział, czy jest 

statek, który mógłby nas stąd zabrać - zaczął. - Jeżeli uda mu 
się taki znaleźć, podróż może być dla ciebie bardzo męcząca i 
nieprzyjemna, ale będzie szansa, że dotrzesz przynajmniej do 
Bułgarii  lub  innego  bałkańskiego  kraju,  a  stamtąd  uda  ci  się 
już dołączyć do ojca, gdziekolwiek jest. 

background image

Pomyślał,  że  król  prawdopodobnie  skierował  się  do 

Rumunii  lub  Rosji.  Rosjanie  z  pewnością  zatroszczą  się  o 
byłego  monarchę  i  udzielą  mu  azylu,  chociaż  to  oni  właśnie 
przyczynili  się  do  upadku  monarchii.  Gdy  rewolucjoniści 
utworzą  nowy  rząd,  król  zostanie  skazany  na  wygnanie  do 
końca  życia.  Takie  były  reguły  gry  politycznej.  Jedynie  cud 
mógłby  to  zmienić.  Dla  dobra  Tekli  Drogo  gotów  był 
uwierzyć, że ten cud zdarzy się właśnie w Kozaniu. 

Tekla  nie  odzywała  się  przez  chwilę,  aż  w  końcu 

stwierdziła: 

 - Bułgaria nigdy nie była z nami w dobrych stosunkach i 

jeżeli  już  mam  stąd  uciekać,  to  raczej  do  Grecji  lub,  jeszcze 
lepiej, do Anglii. 

Spojrzał na nią zdumiony. 
 - Chciałabyś pojechać do krewnych twojej matki? 
 -  Gdybyś  mnie  tam  zabrał...  -  powiedziała  nieśmiało  i 

dodała z otuchą w głosie: - Byłoby cudownie być z tobą i nie 
bać się już niczego. 

 -  To  niemożliwe!  -  wykrzyknął  i  zawahał  się 

zastanawiając,  czy  rzeczywiście  nie  byłoby  to  najlepsze 
rozwiązanie.  Przecież  Tekla  sama  mówiła,  że  nie  jest 
szczęśliwa  z  ojcem  z  powodu  macochy,  a  krewni  Tekli  w 
Anglii z pewnością odnieśliby się do niej z wyrozumiałością i 
współczuciem,  widząc, w jak trudnej  jest  sytuacji. Być  może 
królowa  Wiktoria  zaofiarowałaby  nawet  pomoc  jej  ojcu  w 
odzyskaniu tronu. 

Wszystkie  te  spostrzeżenia  szybko  przebiegały  mu  przez 

głowę, a wpatrzone w niego oczy Tekli mówiły z radością, że 
czyta  w  jego  myślach.  Wiedział,  jak  bardzo  pragnie,  żeby 
zabrał ją ze sobą do Anglii. Z drugiej strony jednak był na tyle 
doświadczony,  by  wiedzieć,  że  znalezienie  statku,  na  który 
mogliby  się  dostać  nie  zatrzymani  przez  rewolucjonistów, 
będzie niezwykle trudne. Z pewnością obserwują każdy okręt 

background image

opuszczający Ampulę, zdecydowani za wszelką cenę odnaleźć 
Teklę. Rozdzielą ich, jeżeli ją znajdą. Zabiją go z zimną krwią 
podając  do  publicznej  wiadomości,  że  zginął  w 
nieszczęśliwym  wypadku,  a  przecież,  zanim  umrze, 
informacje, które posiadał, muszą dotrzeć do Londynu. 

Właśnie zaczął się zastanawiać, jak mógłby najszybciej je 

tam przekazać, gdy z rozmyślań wyrwał go szloch Tekli. 

 - Sprawiam ci... same... kłopoty... - odezwała się cicho. - 

Chyba  rzeczywiście...  lepiej  będzie,  gdy...  jednak... 
zaprowadzisz mnie do klasztoru. Może... uda mi się... ubłagać 
matkę przełożoną, żeby... mnie ukryła. 

Drogo  z  niepokojem  przypomniał  sobie,  co  Maniu 

powiedział  o  klasztorze.  Nawet  jeżeli  żadna  zakonnica  nie 
została skrzywdzona, to i tak nie mógłby pozwolić, by Tekla 
została teraz bez jego opieki. 

 -  Zaczekajmy  z  decyzją,  dopóki  nie  dowiemy  się,  jakie 

wiadomości przyniesie Maniu z portu - powiedział i po chwili 
dodał  z  uśmiechem:  -  A  na  razie  ślijmy  modły  do  świętego 
Wita,  czy  kogokolwiek,  kto  patronuje  tam  w  górze 
dzisiejszemu dniu, by czuwali nad nami aniołowie i wskazali 
sposób ucieczki. 

 -  Modliłam  się  cały  czas,  gdy  byliście  w  pałacu  - 

oświadczyła Tekla z przejęciem. 

 - Zatem twoje modlitwy zostały wysłuchane - powiedział 

i, spojrzawszy na leżącą obok Tekli biżuterię jej matki, dodał: 
- Sądzę, że czas już włożyć klejnoty z powrotem do poszewki 
i  pomyśleć,  jak  je  przenieść  razem  z  twoimi  rzeczami  na 
pokład statku, oczywiście, jeżeli Maniu znajdzie taki dla nas. 

 - Znajdzie. Wiem, że tak! - odparła Tekla z przekonaniem 

-  Gdybyśmy  mogli  teraz  zapytać  o  to  jakiegoś  astrologa,  z 
pewnością powiedziałby, że gwiazdy sprzyjają nam dzisiejszej 
nocy. 

background image

 -  Chciałbym  móc  w  to  uwierzyć  -  rzekł  Drogo  z 

uśmiechem.  -  A  tymczasem  proponuję,  żebyś  się  położyła  i 
odpoczęła na wypadek, gdyby jednak czekała nas długa droga 
do przebycia. 

Tekla  wstała  z  krzesła  i  gdy  odprowadził  ją  do  drzwi, 

wzięła go za rękę mówiąc ze wzruszeniem w głosie: 

 -  Chcę...  zostać  z  tobą.  Kiedy  jestem  sama...  boję  się,  że 

cię stracę... Jesteś teraz jedyną bliską mi osobą na świecie... 

Uświadomił  sobie,  że  tak  jest  w  istocie  i  że  Tekla 

wykazała  się  do  tej  pory  niezwykłą  odwagą.  Była  przecież 
naocznym świadkiem tego, jak cały jej świat zawalił się wokół 
niej. Nie mogła nikomu zaufać, oprócz niego. Delikatnie objął 
ją ramieniem. 

 -  Nie  zostawię  cię  -  uśmiechnął  się.  -  Przecież  wiesz,  że 

gwiazdy nam sprzyjają i aniołowie wskazują drogę. 

Pragnął ją pocałować, lecz uznał, że byłby to błąd z jego 

strony, i zrezygnował. 

Zeszli  po  schodach  trzymając  się  za  ręce.  W  salonie 

znaleźli  karty  i  przez  dłuższy  czas  grali  dla  zabicia  czasu. 
Tekla  rozbawiona  grą  zapomniała  na  chwilę  o  swoim 
położeniu. Roześmiana, wydawała się Drogo niezwykle młoda 
i piękna. Z trudem powstrzymał się od wzięcia jej w ramiona. 
Znów  pragnął  całować  ją  tak,  by  oboje  poczuli  to  samo 
uniesienie, które przeżyli kilka godzin temu. Wiedział jednak, 
że  to  pogorszyłoby  tylko  sytuację  przy  rozstaniu.  Tekla 
przecież  nadal  musiała  żyć  swoim  własnym  książęcym 
życiem,  w  królestwie  czy  poza  nim,  a  jemu  pozostawał 
smutny  obowiązek  spłacenia  wszystkich  zaległych  długów 
zaciągniętych  w  czasie  choroby  matki.  „Kiedy  tylko  Tekla 
znajdzie  się  wśród  krewnych  w  Anglii,  wrócę  do  pułku", 
pomyślał. 

Słońce  chyliło  się  ku  horyzontowi,  gdy  godzinę  później, 

siedząc przy oknie usłyszeli stukanie w bramę. Drogo odłożył 

background image

karty,  wstał  i  zbiegł  do  kuchni.  W  chwilę  potem  otworzył 
drzwi. W głowie huczały  mu setki  pytań do Maniu, lecz gdy 
służący  wślizgnął  się  na  podwórze  zamykając  za  sobą  drzwi 
na zasuwę, zdołał tylko zapytać: 

 - I co?! 
 - Dobre wieści, sir - odparł Maniu i skierował się szybko 

do kuchni, jakby obawiając się, że ktoś może podsłuchać ich 
rozmowę. 

Drogo pospieszył za nim. 
 -  Wszystkie  statki  opuścić  port  -  odezwał  się  znów 

służący  stawiając  na  stole  opróżnioną  do  połowy  skrzynkę  z 
owocami. - Wszystkie bać się rewolucja, tylko nie rosyjskie. 

Przerwał przeglądając owoce. 
 - Dalej! Mów! - ponaglił go Drogo. 
 -  Jeden  statek  pomóc.  Handlowy  statek.  On  zabierać 

drzewo z nabrzeża i opuścić port późno w noc. 

 -  Myślisz,  że  zabrałby  nas?  -  zapytał  Drogo.  Maniu 

zawahał się. 

 - Ja nie być pewien. Kapitan być dziwny człowiek. Gdy ja 

tam być, on odprawić wiele chętnych ludzi. 

 - Dlaczego ich odprawił? - wypytywał Drogo. 
 - Oni dawać mu dużo pieniądz, ale on uważać ludzie być 

nieodpowiedni. 

 - Nie rozumiem - przyznał Drogo. 
 - Kapitan nie być Anglik. Być ze Szkocja i uznać, oni być 

źli ludzie, bo dawać mu dużo pieniądz za miejsce na statek. 

 -  Co  znaczy  „źli"?  -  zapytał  Drogo  zagubiony  w 

gmatwaninie kozańsko - angielskich wyjaśnień Maniu. 

Przyszło  mu  na  myśl,  że  służący  sam  nie  może  pojąć, 

dlaczego  ludzie  ofiarowujący  kapitanowi  dużo  pieniędzy  są 
złymi ludźmi, więc zapytał inaczej: 

 - Co mówił kapitan? 

background image

 - On powiedzieć jednemu, że on nie lubić obcych - odparł 

Maniu. 

Drogo,  podniesiony  nieco  na  duchu,  pytał  niecierpliwie 

dalej: 

 - Czy jeszcze coś powiedział? 
 - On powiedzieć jedna ładna i bogata pani, że on nie brać 

kobieta, bo kobieta robić kłopot. 

 - Czy ta kobieta była sama? 
 - Tak, sir. Żaden mężczyzna z nią nie być - odparł Maniu. 
Drogo zamyślił się na chwilę i w końcu zdecydował: 
 -  Spotkam  się  z  tym  Szkotem.  Może  uda  mi  się  go 

przekonać, żeby zabrał mnie i Jej wysokość ze sobą. 

 -  Tak.  Jak  wy  mówić  ten  sam  język,  to  może  się  udać  - 

stwierdził z przekonaniem Maniu. 

 -  Wyruszam  natychmiast.  Uważaj  na  Jej  wysokość  i 

powiedz, że wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł. 

Powiedziawszy  to,  Drogo  chwycił  leżącą  na  krześle 

rosyjską  czapkę,  w  której  był  w  pałacu,  i  nałożył  na  głowę. 
Zapinając zniszczoną marynarkę pomyślał, że w łachmanach, 
które miał na sobie, nikt nie powinien na niego zwracać uwagi 
na ulicy. Maniu opisał mu dokładnie statek i jego miejsce przy 
nabrzeżu w porcie. 

Wyruszył szybko we wskazanym kierunku, tak jednak, by 

swoim 

pośpiechem 

nie 

ściągnąć 

zainteresowania 

przechodniów.  Nie  biegł,  a  gdy  zauważał,  że  zbliża  się  do 
niego  ktoś  podejrzany,  zwalniał  i  szedł  chwiejnym  krokiem 
pijanego  rewolucjonisty.  Zgodnie  z  radami  Maniu  unikał 
zatłoczonych ulic i trzymał się z dala od ograbianych domów i 
sklepów. 

Dotarcie  do portu  zajęło  mu  pół  godziny.  Tak  jak  mówił 

Maniu,  większość  okrętów  odpłynęła.  Zostało  tylko  kilka 
rosyjskich  i  jeden  handlowy  cumujący  w  odległym  końcu 
nabrzeża.  Ku  zdumieniu  Drogo  nad  tym  wymagającym 

background image

gruntownej  odnowy  statkiem  dumnie  trzepotała  brytyjska 
flaga. 

Zbliżał  się  ostrożnie,  sprawdzając,  czy  statek  jest  pod 

obserwacją.  Na  nabrzeżu  leżał  ogromny  stos  drewna  do 
załadowania.  Było  to  drzewo  mahoniowe.  Rosło  nie  tylko  w 
Rosji, ale jak się okazało, również w Kozaniu. Drogo podszedł 
jeszcze  bliżej.  Ludzie  z  załogi  statku  ładujący  drewno  byli 
różnych  narodowości,  w  tym  czarni.  Z  pewnością  nie  byli 
Brytyjczykami. 

Na  pokładzie  stał  jakiś  człowiek  w  niebieskiej 

marynarskiej  czapce.  Drogo  domyślił  się,  że  to  kapitan. 
Wydawał się Szkotem, co sugerowała jego jasnoruda broda, w 
której  błyszczało  kilka  siwych  włosów.  Był  dobrze 
zbudowanym  mężczyzną  o  szerokich  barach,  muskularnych 
ramionach i dłoniach, które mogły z łatwością unieść niczym 
piórko  przeciwnika  o  ciężarze  słonia.  Stał  na  szeroko 
rozstawionych  nogach  mówiąc  coś  głośno  do  małego 
człowieka o czarnych włosach i rysach Greka. 

Potężny glos kapitana dźwięczał donośnie w porcie. 
 - Dla mnie możesz pan mieć nie jeden, ale pięć statków, a 

i  tak  nie  znajdziesz  miejsca  na  moim  pokładzie!  Sprawa 
skończona! - krzyczał. 

Grek  ściszonym  głosem  usiłował  przekonać  kapitana  do 

zmiany zdania proponując mu prawdopodobnie większą sumę 
za możliwość skorzystania z gościny na jego statku. 

Szkot spojrzał nań z góry. 
 -  Zatrzymaj  pan  sobie  te  pieniądze  i  niech  cię  diabli 

wezmą!  Albo  pan  zejdziesz  z  mojego  statku  na  własnych 
nogach, albo będę musiał ci pomóc! 

To mówiąc odwrócił się plecami do nieszczęsnego petenta 

i wolno ruszył wzdłuż burty. 

background image

Grek, z wyrazem rezygnacji i rozpaczy na twarzy, zszedł 

ostrożnie  po  trapie.  Gdy  stanął  na  nabrzeżu,  Drogo  odezwał 
się do niego po grecku: 

 -  Żałuję,  że  nie  mogę  panu  pomóc,  sir.  Mimo  to  czy 

mógłbym  się  dowiedzieć,  jak  nazywa  się  kapitan,  z  którym 
pan właśnie rozmawiał? 

Przez  chwilę  wydawało  się,  że  Grek  nie  zaspokoi  jego 

ciekawości, lecz w końcu rzekł: 

 -  Kapitan  McKay.  Jednak  niech  pan  nie  liczy  na  to,  że 

dostanie miejsce na jego nędznej łajbie. 

Mówiąc to niedoszły pasażer oddalił się w stronę miasta. 
Tymczasem  kapitan  krzycząc,  że  musi  jak  najszybciej 

wypłynąć w morze, ponaglał mężczyzn ładujących towar. 

Drogo wszedł na statek i odczekał, aż Szkot skończy robić 

niewybredne  uwagi  o  tym,  co  czeka  członków  załogi,  jeżeli 
się nie pospieszą, po czym wolno podszedł do niego. 

 -  Dobry  wieczór,  kapitanie  McKay!  -  odezwał  się 

uprzejmie z lekkim szkockim akcentem. 

 - Ktoś pan i czego chcesz? - zapytał zaczepnie kapitan. 
 -  Przychodzę  z  prośbą  o  pomoc,  jak  Szkot  do  Szkota  - 

odparł spokojnie Drogo. 

 - Szkot? - mruknął podejrzliwie kapitan. 
 -  Moja  matka  była  z  domu  McKay.  Na  pamięć  o  niej 

zaklinam pana, by zechciał pan mnie wysłuchać. 

Nastąpiła  chwila  ciszy,  w  trakcie  której  Szkot  rozważał, 

czy  zbyć  Drogo,  jak  przedtem  Greka,  czy  wysłuchać,  co  ma 
do powiedzenia. 

Nagle spojrzał przebiegle i z błyskiem w oku spytał: 
 -  Mówisz  pan,  że  twoja  matka  była  z  McKayów,  a 

mógłbym wiedzieć, skąd pochodziła? 

 - McKayów pełno jest w różnych zakątkach świata. Moja 

matka, zanim wyszła za mąż, mieszkała w Tongue. To okolice 
Sutherland, jak pan zapewne wie. 

background image

Kapitan raz jeszcze spojrzał badawczo na Drogo i w końcu 

wyciągnął rękę. 

 -  Też  jestem  z  Tongue  -  powiedział.  -  Dobrze  na  tym 

diabelskim końcu świata spotkać bratnią, szkocką duszę. 

 -  Również  cieszę  się  z  tego  spotkania  -  uśmiechnął  się 

Drogo. 

 -  Jak  chcesz  pan,  bym  ci  pomógł?  -  odezwał  się  znów 

mniej przyjaźnie kapitan. 

 -  Czy  moglibyśmy  porozmawiać  gdzieś  w  ustronnym 

miejscu? Ci rewolucjoniści mają dobry słuch! 

Kapitan  nieco  niecierpliwie  skierował  się  w  stronę 

przeciwległej  burty.  Drogo  podążył  za  nim.  Gdy  stanęli 
naprzeciw  siebie,  celowo  rozejrzał  się  wokół  sugerując 
kapitanowi, że obawia się o swe bezpieczeństwo. 

 -  Chyba  mogę  panu  zaufać,  kapitanie.  Chodzi  o  sprawę 

wielkiej wagi. Dlatego natychmiast muszę powrócić do Anglii 
albo  przynajmniej  dotrzeć  do  kraju,  gdzie  jest  brytyjska 
ambasada  -  powiedział  z  powagą,  oficjalnym  tonem,  mając 
nadzieję,  że  w  ten  sposób  wywrze  pozytywne  wrażenie  na 
kapitanie. 

Szkot wolno skierował wzrok na jego zniszczone ubranie, 

więc Drogo szybko dodał: 

 -  Rosjanie  śledzili  mnie  przez  długi  czas  w  drodze  do 

Kozania, stąd mój ubiór będący przebraniem. 

Mówiąc to ryzykował. Wiedział bowiem, że jeżeli kapitan 

okaże  się  wrogo  usposobiony,  to  może  nieodwracalnie 
zniweczyć rezultaty jego misji. 

Kapitan,  przeszywając  badawczym  wzrokiem  Drogo, 

zapytał: 

 - Gdzie chcesz pan, bym cię zabrał? 
 -  Tam,  dokąd  płynie  pański  statek,  i  to  jak  najprędzej. 

McKay przytaknął głową. 

 - Wyruszam, gdy tylko załaduję towar - oznajmił. 

background image

 -  Będę  ogromnie  wdzięczny,  jeśli  zabierze  mnie  pan  ze 

sobą  -  powiedział  Drogo.  -  Przybyłem  do  Ampuli  dwa  dni 
temu,  kompletnie  wyczerpany.  Miałem,  jak  było  wcześniej 
ustalone,  spotkać  się  tu  z  żoną.  W  mieście  panował  spokój, 
gdy  nieoczekiwanie  wybuchła  rewolucja  i  w  dwadzieścia 
cztery godziny wszystko stanęło na głowie. 

 - Żona?! Jesteś pan tu z żoną?! 
 -  Tak,  zaplanowaliśmy  nasze  spotkanie  w  Ampuli  trzy 

miesiące  temu.  Wszystko  byłoby  w  porządku,  gdyby  nie 
zamieszki.  Próbowałem  skontaktować  się  z  ambasadą 
brytyjską, ale była już zamknięta. 

 -  Nic  dziwnego.  Szczury  zwykle  pierwsze  opuszczają 

tonący statek - stwierdził oschle kapitan McKay. 

 -  Doprawdy,  bardzo  ważne  jest,  bym  dotarł  jak 

najszybciej  do  jakiejś  innej  naszej  ambasady  -  powtórzył 
Drogo mając nadzieję, że to ostatecznie przekona kapitana. 

Ten jednak odezwał się znów podejrzliwie - . 
 -  Czy  aby  jesteś  pan  pewien,  że  ta  kobieta  jest  twoją 

żoną? Na  mój  pokład nie wejdzie żadna przygodna dziewka! 
Jestem bogobojnym człowiekiem. Lepiej weź pan ze sobą akt 
ślubu,  bo  inaczej  zostaniesz  pan  tu,  na  brzegu!  -  zakończył 
ostro. 

 - Myślę, że nie będzie z tym problemu. Żona ma chyba ze 

sobą  nasze  świadectwo  zawarcia  małżeństwa.  Ponadto  jej 
nazwisko  widnieje  w  moim  liście  polecającym  wydanym  w 
Anglii przez królewskiego sekretarza spraw zagranicznych. 

 -  Więc  przynieś  go  pan  też  i  jeszcze  dwieście  funtów, 

żebym mógł was wpuścić do jedynej wolnej kajuty. 

Obaj  wiedzieli,  że  taka  cena  za  miejsce  na  statku 

handlowym 

jest 

nieprzyzwoicie 

wygórowana. 

Drogo 

rozmyślnie wstrzymał się na chwilę z odpowiedzią. 

background image

 -  Cóż  -  odezwał  się  w  końcu  wolno  -  chyba  uda  mi  się 

znaleźć  taką  sumę,  ale  zajmie  mi  to  co  najmniej  dwie,  trzy 
godziny. 

 -  Nie  ma  pośpiechu.  Z  załogą  ruszającą  się  w  żółwim 

tempie nie odpłynę przed północą. Nigdy nie miałem gorszej! 
Doprowadzają mnie do szału! - narzekał kapitan. 

 - W takim razie dziękuję panu, kapitanie - odrzekł Drogo. 

-  I  jeszcze  jedno,  jeżeli  ktokolwiek  pytałby,  czy  ma  pan 
pasażerów  na  pokładzie,  ufam,  że  jako  człowiek  honoru  nie 
wspomni pan o nas. 

Przerwał i po chwili wyjaśnił; 
 - Widzi pan, ci, z którymi kontaktowałem się  w  Ampuli, 

są przekonani, że jestem Rosjaninem, a nie Brytyjczykiem. 

 -  O  to  możesz  pan  być  spokojny  -  zapewnił  kapitan 

McKay i uścisnął wyciągniętą do niego rękę Drogo. 

Drogo zszedł z pokładu i stanął na nabrzeżu. Odwrócił się. 

Kapitan  nie  ruszał  się,  nadal  uważnie  go  obserwując. 
Pomachał  mu  więc  ręką  i,  modląc  się  w  duchu,  by  Szkot  w 
ostatniej chwili nie zmienił zdania, szybko opuścił port. 

Wracał  bez  przeszkód  tą  samą  drogą,  którą  przyszedł. 

Jednak  w  czasie  jego  krótkiego  pobytu  w  dokach  niektóre 
domy,  przedtem  nie  naruszone,  teraz  były  obrabowane. 
Wydawały się puste. Nawet jeśli byli w nich właściciele, to z 
pewnością  już  nie  żyli  i  nie  mogli  opowiedzieć,  co  się 
zdarzyło.  Zaniepokojony  tym  widokiem  szybko  dotarł  do 
małego domu  Geralda,  wciśniętego  między dwa  większe. Na 
ulicy nadal panowała cisza. Drogo miał nadzieję, że będzie tak 
do czasu, gdy opuści z Teklą Ampulę. 

Zastukał  w  bramę.  Otworzył  mu  Maniu  i  obaj  weszli  do 

kuchni,  gdzie  czekała  Tekla.  Rzuciła  się  ku  niemu  z  niemal 
histerycznym płaczem. 

 -  Jak  mogłeś...  tak  sobie  pójść  i...  nie...  powiedzieć  mi 

nic?! Myślałam już... że... cię... straciłam na zawsze! 

background image

 -  Nie  straciłaś  -  uspokoił  ją.  -  Mam  dobre  wieści...  W 

porcie cumuje statek, który nas stąd zabierze. 

 - Statek?! Więc mamy szczęście! 
 -  Ogromne  -  przyznał.  -  A  teraz  chodź  ze  mną  na  górę. 

Musisz pomóc mi w czymś ważnym. 

Poprowadził  Teklę  do  drzwi,  a  kiedy  wyszła  z  kuchni, 

zatrzymał się i zwrócił do służącego: 

 -  Dziękuję,  Maniu.  To  była  nasza  jedyna  szansa  i  udało 

mi się przekonać kapitana, żeby przyjął nas na pokład swojego 
statku. 

 - To dobra wiadomość, ale ja dostać zła wiadomość, gdy 

sir nie być w dom - powiedział Maniu. 

 - Jaką? 
 -  Czerwone  Oddziały  zabić  króla  -  oznajmił  służący. 

Drogo milczał przez chwilę. 

 - Jesteś tego pewien? 
 -  Oni  pójść  na  rynek  i  wiwatować,  i  spalić  tron,  który 

zabrać z pałac - potwierdził Maniu. 

Drogo  wyszedł  z  kuchni.  Wchodząc  po  schodach 

pomyślał, że teraz jedynym bezpiecznym  miejscem dla  Tekli 
jest Anglia. 

Czekała  na  niego  w  salonie.  Była  jeszcze  blada  i 

zdenerwowana  jego  wyjściem  do  portu.  Uznał  więc,  że  na 
razie nie powie jej o śmierci ojca. 

 - Teraz musimy wykazać się sprytem. Coś mi się zdaje, że 

poradzisz sobie z tym lepiej niż ja - powiedział wchodząc do 
pokoju. 

 - Z czym? - zapytała. 
Z  głębokiej,  wewnętrznej  kieszeni  marynarki,  trudnej  do 

odkrycia dla zwykłego złodzieja, Drogo wyjął jakieś papiery. 
Przejrzawszy je, zostawił jeden, a resztę schował z powrotem. 
Rozłożył  papier  na  stole.  Był  to  list  polecający  zredagowany 
przejrzyście  i  zwięźle  i  napisany  wprawną  ręką  urzędnika  z 

background image

Ministerstwa  Spraw  Zagranicznych  w  Londynie.  Podpisany 
był  przez  lorda  Derby.  List  zawierał  prośbę  o  udzielenie 
wszelkiej pomocy Drogo Forde przez tę osobę, której zostanie 
wręczony. 

Tekla spojrzała na list, a potem na Drogo. 
 - Chcę, byś dokładnie przepisała to, co jest tu napisane, i 

wstawiła  obok  mojego  imienia  swoje,  jako  moja  żona.  Nie 
możesz jednak użyć imienia „Tekla", żeby nikt z czytających 
nie skojarzył cię z księżniczką Kozania - wyjaśnił. 

 -  Na  chrzcie  dano  mi  jeszcze  kilka  innych  imion.  - 

„Zofia" po babce, „Lillian" po matce i „Teresa" na cześć mojej 
patronki - zauważyła Tekla z uśmiechem. 

 -  Imponujące  -  stwierdził  rozbawiony  Drogo  -  ale  nam 

potrzebne są tylko dwa - jedno angielskie, a drugie szkockie. 
Może  więc  użyjemy  imion:  „Lillian"  po  twojej  matce  i 
„Janet".  To drugie z pewnością  ożywi  wspomnienia kapitana 
McKaya o szkockich dziewczętach z dalekiej północy. 

Tekla spojrzała zdziwiona. 
 -  Kapitan  jest  bardzo  pobożnym  i  żarliwym  szkockim 

patriotą, musimy więc sprostać jego wymaganiom - wyjaśnił. - 
Zatem  od  tej  chwili  nazywasz  się  Janet  Ross,  której  rodzina 
mieszka  niedaleko  rodziny  kapitana  McKaya,  i  uwielbiasz 
północną Szkocję. 

Tekla roześmiała się mówiąc: 
 -  W  takim  razie  musisz  mi  powiedzieć,  co  jest  tam 

godnego uwielbienia. 

 -  Oczywiście  -  przytaknął.  -  Musisz  jednak  być  bardzo 

ostrożna, by nie wzbudzić w kapitanie cienia wątpliwości, że 
rzeczywiście  jesteś  naiwną,  płochliwą,  szkocką  dziewczyną 
zakochaną  po  uszy  w  swym  mężu  -  powiedział  beztrosko  i 
spostrzegł, że postąpił nieostrożnie. 

Wyraz oczu Tekli zmienił się. 

background image

 -  Ale...  ja...  naprawdę  jestem  w  tobie  zakochana...  - 

odezwała  się  cicho.  -  Uświadomiłam  to  sobie,  gdy  mnie 
zostawiłeś i poszedłeś do portu... Kocham cię całym sercem... 
i... gdybyś nie wrócił... wolałabym umrzeć niż żyć bez ciebie. 

 -  Nie  wolno  ci  tak  mówić!  -  odparł  stanowczo.  -  Musisz 

pamiętać,  że  jesteś  królewską  córką  i,  czy  tu,  czy  w  Anglii, 
zawsze będziemy dla siebie tylko mijającymi się w ciemności 
statkami. 

 -  Ależ  dlaczego?!  Dlaczego?!  -  zapytała.  -  Przecież 

kocham cię i... kiedy mnie całowałeś, to... czułam się... jak w 
niebie i... właśnie tak chcę spędzić z tobą życie. 

Drogo zniecierpliwiony podszedł do okna i, patrząc przez 

nie nic nie widzącym wzrokiem, odezwał się: 

 -  Jak  mam  ci  wytłumaczyć,  że  księżniczka,  w  której 

żyłach płynie królewska krew, nie może interesować się kimś 
tak mało znaczącym jak ja?! 

 -  Ale  moja  babka,  w  której  żyłach  płynęła  królewska 

krew,  poślubiła  człowieka,  który  nie  był  jej  równy  stanem  - 
próbowała go przekonać. 

 - To co innego. On był księciem, a ona nie była królewską 

córką - odparł. 

Tekla podeszła do niego i zapytała cicho: 
 -  Gdyby  nie  moje  pochodzenie...  czy...  czy  ożeniłbyś  się 

ze mną? 

 - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - rzekł oschle. - 

I im szybciej dotrzesz do rodziny w Anglii, tym lepiej. 

Po chwili dodał stanowczym tonem: 
 - A teraz usiądź i zrób to, o co cię prosiłem! 
Był spięty, starając się kontrolować własne uczucia, i jego 

słowa zabrzmiały znacznie ostrzej, niż by tego chciał. 

Tekla  nie  odezwała  się.  Odwrócił  się  do  niej.  Stała  jak 

porażona, z oczami pełnymi łez. 

background image

Przez chwilę jeszcze powstrzymywał się od wzięcia jej w 

ramiona,  walcząc  ze  swym  uczuciem,  lecz  gdy  cicho 
zaszlochała, przyciągnął ją gwałtownie do siebie i, obejmując 
czule,  pocałował  żarliwie,  z  pożądaniem.  Wiedział,  że 
postępuje  źle,  lecz  czuł  całą  duszą  i  ciałem,  że  kocha  Teklę 
tak,  jak  nigdy  przedtem  nikogo  nie  kochał.  To  uczucie  było 
silniejsze od niego. Nie sądził, że można kogoś tak pokochać. 

background image

R

OZDZIAŁ 

Zegar  bijący  na  kominku  przywrócił  Drogo  świadomość 

rzeczywistości  i  rozsądek.  Odsunął  Teklę  od  siebie  i 
powiedział dziwnie niepewnym głosem: 

 - Nie wolno nam tracić czasu. 
Spojrzał  na  nią.  Była  rozpromieniona.  Usta  drżały  jej  od 

żarliwości jego pocałunków. Wyglądała tak pociągająco, że z 
największym trudem odszedł od niej kilka kroków. 

 -  Kiedy  napiszesz  nowy  list  polecający,  musimy  zacząć 

się pakować - powiedział i, nie mając odwagi spojrzeć na nią, 
wyszedł z pokoju. 

Zszedł do kuchni. Maniu przygotowywał dla nich kolację. 
 - Posłuchaj, Maniu - odezwał się do służącego. - Kapitan 

statku, który ma zabrać księżniczkę i mnie z Ampuli - pytał o 
nasz  akt  ślubu.  Muszę  wywieźć  stąd  Jej  wysokość,  ale  jeżeli 
nie będę miał tego dokumentu, Szkot może nie przyjąć nas na 
pokład. 

 - Tak. To być bardzo ważne, sir - odparł Maniu. - Ludzie 

na rynek pytać, gdzie być Jej wysokość. 

Drogo  poczuł  przeszywający  go  strach  na  myśl,  że  może 

mu się nie udać. 

 -  Muszę  zatem  zdobyć  ten  dokument  -  powtórzył  z 

naciskiem. 

Poczuł  się  bezradny.  Zastanawiał  się,  jak  w  tak  krótkim 

czasie  może  zdobyć  akt  ślubu,  gdy,  ku  jego  zdziwieniu, 
służący oświadczył z uśmiechem: 

 - Ja to załatwić. Ja znać ksiądz. On być bardzo stary, ale 

bardzo dobry człowiek. 

W oczach Drogo zabłysła nadzieja. 
 - 

Poproś  go,  by  udzielił  nam  tylko  swego 

błogosławieństwa  -  powiedział  ożywiony  -  a  gdy  będzie  tym 
zajęty, zorientuj się, czy uda się zabrać jakiś akt ślubu z jego 
rejestru. Z pewnością ma go w kościele. 

background image

 -  Ksiądz  mieć  mała  kaplica.  Ona  być  blisko  nabrzeża  - 

wyjaśnił służący. 

Drogo odetchnął z ulgą. 
 - Im szybciej się spakujemy, tym lepiej - powiedział. 
 -  Najpierw  kolacja  -  nalegał  Maniu.  -  Jedzenie  na  statek 

nie być dobre. 

Drogo przyznał mu rację i uznał, że rozsądnie będzie zjeść 

coś przed wyjściem z domu. 

 - Musimy wziąć też ze sobą ubrania. Nie wiem tylko, jak 

przenieść je na statek - zastanawiał się na głos. 

Wiedział,  że  poruszanie  się  z  jakimkolwiek  bagażem, 

nawet  pustymi  ulicami,  może  ściągnąć  uwagę  kogoś 
niepożądanego. 

Maniu zamyślił się na chwilę i podpowiedział mu: 
 - Sir, może włożyć je w poszewki. Drogo roześmiał się. 
 -  Maniu,  jesteś  geniuszem!  Poszewki!  Oczywiście!  Będą 

wyglądały jak  marynarskie  worki. Módlmy się tylko, by nikt 
nie zwrócił na nie uwagi. 

Powiedziawszy to, wrócił do sypialni Tekli. Gdy zastukał, 

układała  właśnie  na  łóżku  rzeczy  przyniesione  z  pałacu.  Ich 
spojrzenia spotkały się. Przez chwilę stali bez ruchu naprzeciw 
siebie  i  gdy  Tekla  zamierzała  już  podejść  do  niego, 
powstrzymał ją mówiąc: 

 -  Musimy  się  pospieszyć.  Maniu  wpadł  na  znakomity 

pomysł.  Włożymy  nasze  rzeczy  do  poszewek  na  poduszki. 
Będą się mniej rzucały w oczy niż walizki. 

 -  Oczywiście  -  zgodziła  się  patrząc  na  łóżko.  -  Musi  tu 

gdzieś być pościel. 

Drogo  wyszedł  na  korytarz.  Obok  drzwi  sypialni  stała 

jakaś szafka. Otworzy! ją i przekonał się, że Tekla miała rację. 
Na półkach leżały koce na zimę, koronkowe zasłony na okna i 
bielizna pościelowa. Wziął trzy  duże poszewki  na poduszki  i 
wrócił do sypialni. 

background image

 - Zapakuj w nie wszystko, co masz. Co do mnie, to muszę 

najpierw uzupełnić moją dość skromną garderobę. 

Mówiąc to otworzył szafę Geralda i z uśmiechem dodał: 
 -  Jeżeli  mój  kuzyn  kiedykolwiek  tu  jeszcze  powróci,  to 

czuję, że zastanie swój dobytek znacznie uszczuplony. 

 -  Powinieneś  powiedzieć  Maniu,  że  może  wziąć  sobie  z 

domu, co chce. To tak uczciwy człowiek, że z pewnością sam 
nie  wziąłby  niczego,  chyba  że  mu  na  to  pozwolisz  - 
zauważyła. 

 -  Bardzo  rozsądna  uwaga  -  przyznał.  Uśmiechnęła  się 

zadowolona z komplementu. 

 -  Dobrze  wiesz,  że  naprawdę  niewiele  kobiet  na  twoim 

miejscu zachowywałoby się równie wspaniale jak ty. 

Tekla nie mogąc powstrzymać się z radości wyciągnęła do 

niego ręce, lecz odwrócił się od niej mówiąc: 

 - Musimy się pospieszyć! 
Posłusznie zajęła się znów wkładaniem swoich rzeczy do 

poszewki. 

Drogo  wyjął  z  szafy  część  ubrań  Geralda,  w  których, 

wydawało  mu  się,  będzie  wyglądał  szacownie,  dopóki  nie 
dotrą do Anglii. Upchnął je do swojej poszewki z nadzieją, że 
nikt  mu  ich  nie  odbierze,  zanim  znajdą  się  na  statku.  W 
przeciwnym razie zostałby tylko w łachmanach, które miał na 
sobie. 

Prawie  całą  trzecią  poszewkę  wypełniła,  obszyta  futrem, 

peleryna Tekli. 

 - Może lepiej włożę ją na siebie - zaproponowała. 
 - Mam lepszy pomysł - odpowiedział. 
Spojrzał  na  jasnożółte  prześcieradło  leżące  na  łóżku.  W 

słabym  świetle  ulic  powinno  wyglądać  ciemniej.  Zdjął  je  i 
wręczył Tekli. 

 -  Włóż  je  na  siebie,  a  pod  spód  jak  najwięcej  swoich 

ubrań - rozkazał. 

background image

Spojrzała na niego zdziwiona. 
 - Owiń się prześcieradłem, jak to czynią muzułmanki. Ich 

mężowie odznaczają się niezwykłą gwałtownością i odwagą, a 
przy  tym  są  szczególnie  zazdrośni  o  swoje  żony.  Wszyscy  o 
tym wiedzą, więc żaden rewolucjonista, nawet najzuchwalszy, 
nie śmie cię tknąć. 

Klasnęła w ręce z uznaniem. 
 - Wspaniały pomysł! Gdy nas ktoś spostrzeże, będę sunąć 

pokornie za tobą. Widziałam, jak to robią muzułmanki. 

Drogo spojrzał na zegar. 
 -  Wychodzimy  za  kwadrans  -  powiedział.  -  Po  drodze 

musimy coś jeszcze załatwić. 

Spojrzała pytająco. 
 -  Spróbujemy  zdobyć  akt  ślubu,  którego  domaga  się 

kapitan.  Jest  Szkotem  i  jak  sam  mówi,  „wielce  bogobojnym 
człowiekiem"  -  wyjaśnił  z  uśmiechem  naśladując  szkocki 
akcent kapitana. 

Tekla  roześmiała  się.  Wydawała  się  beztroska,  więc 

poważnie przypomniał: 

 -  Musimy  być  szczególnie  ostrożni.  Pamiętaj,  że  bardzo 

mi  zależy,  byś  znalazła  się  jak  najszybciej  w  bezpiecznym 
miejscu. Jeżeli statek odpłynie bez nas, nie będzie już drugiej 
takiej szansy. 

 - Obiecuję, że zrobię wszystko, co mi każesz - przyrzekła. 
 - Zatem pospiesz się! 
Zniósł pełne poszewki do holu i zszedł z Teklą do jadalni, 

gdzie  Maniu  podał  im  posiłek.  Jadł  w  pośpiechu  zerkając  co 
pewien czas na zegarek i  myśląc z niepokojem o tym, co ich 
jeszcze dzisiaj czeka. 

Gdy wstali od stołu, odezwał się do Maniu. 
 - Wyruszamy.  Ty i ja weźmiemy bagaże, a Jej wysokość 

przebrana za muzułmankę będzie szła za nami. 

background image

Wyjął z kieszeni dziesięć złotych monet przyniesionych z 

pałacu i dając je służącemu powiedział: 

 -  To  dla  ciebie,  jako  podziękowanie  za  twoją  pomoc  i 

rekompensata za wyżywienie. 

 - To być za dużo, sir. Wy potrzebować pieniądz na droga 

- odpowiedział Maniu. 

 -  Poradzimy  sobie  -  rzekł  Drogo  z  uśmiechem  i  dodał:  - 

Jej  wysokość  słusznie  zaproponowała  mi,  żebym  zostawił  ci 
wszystko,  co  znajduje  się  w  domu.  Jestem  przekonany,  że 
będzie  splądrowany  przez  złodziei,  zanim  nowo  utworzony 
rząd przywróci porządek w Ampuli. Bierz więc stąd, co tylko 
chcesz. 

Maniu skinął głową. 
 - Oczywiście mój koń również należy do ciebie. Wiem, że 

będziesz o niego dbał. 

 - Ja zabrać go do dom mojego ojca na wieś. On być tam 

bezpieczny - zapewnił służący. 

 - Mam nadzieję, że obaj będziecie tam bezpieczni - odparł 

Drogo. - A teraz powinniśmy już iść. 

Tekla założyła prześcieradło na głowę. Sięgało do podłogi. 

Kiedy się nim owinęła, nie można było dojrzeć jej twarzy ani 
określić  wieku.  Drogo  rozejrzał  się  po  pokoju,  czy  wszystko 
zostało  zabrane,  i  skierował  się  do holu. Zarzucił  sobie  dwie 
pełne poszewki na plecy. Trzecią wziął do ręki Maniu. 

Wyszli na pustą ulicę. Było już ciemno. Na niebie zabłysły 

gwiazdy,  a  nad  horyzontem  widniał  księżyc.  Spiesznie 
posuwali  się  w  kierunku  portu.  W  niektórych  większych 
domach  paliło  się  światło.  Dźwięki  dochodzące  z  nich 
wskazywały,  że  są  tam  złodzieje  okradający  w  pierwszej 
kolejności piwnice. Kilka razy kryli się w cieniu domów, gdy 
z przeciwnej strony zbliżał się jakiś mężczyzna. 

Szli  właśnie  w  milczeniu  drogą  wiodącą  ze  wzgórza 

wprost  do  portu,  gdy  Maniu  skręcił  w  boczną  ulicę.  Drogo  i 

background image

Tekla podążyli za nim. W połowie ulicy Maniu zatrzymał się 
przed  małym  budynkiem,  który  przypominał  kaplicę 
dobudowaną do jakiegoś większego domu. 

Służący  odezwał  się  po  raz  pierwszy,  odkąd  wyszli  z 

domu. 

 - Sir, wy tu zostać. Ja mówić z ksiądz, zanim wy wejść do 

kaplica - wyszeptał. 

Drogo przytaknął głową. 
Maniu pchnął otwarte drzwi do budynku i zniknął za nimi. 
Tekla przysunęła się bliżej Drogo. 
 - Nie boisz się chyba, ukochana? - zapytał. 
 -  Nie,  przy  tobie  czuję  się  bezpieczna  -  odpowiedziała  - 

ale... modlę się, żeby... nam obojgu udało się szczęśliwie stąd 
uciec. 

Wiedział, iż Tekla obawia się, że nie dostaną aktu ślubu i 

kapitan nie wpuści ich na statek. Miał już coś powiedzieć, by 
ją pocieszyć, gdy drzwi otworzyły się i obok stanął Maniu. 

 - Ksiądz czekać w kaplica. Tam być rejestr - powiedział. 
 - Dziękuję - szepnął Drogo. 
Służący  poprowadził  ich  do  kaplicy.  Weszli  do  środka. 

Wewnątrz  budynek  okazał  się  jeszcze  mniejszy.  Z  trudem 
pomieściłby  kilkanaście  osób.  Jego  wystrój  wskazywał,  że 
była  to  kaplica  grecka  lub  prawosławna.  Ołtarz  był  pięknie 
rzeźbiony,  a  z  sufitu  zwisało  nisko  siedem  srebrnych 
żyrandoli. W powietrzu unosił się zapach świec i kadzideł. 

Zza  ołtarza  wyszedł  powoli  bardzo  stary  duchowny  w 

odświętnej  szacie  i  ukląkł  przed  nim.  Modlił  się  po  grecku 
niezwykle  długo.  Drogo  zaczął  się  już  obawiać,  że  zanim 
dostaną  jego  błogosławieństwo,  statek  odpłynie.  Zastanawiał 
się  z  niepokojem,  ile  czasu  zajmie  im  dojście  do  portu,  gdy 
poczuł,  że  Tekla  wsuwa  mu  coś  do  ręki.  Była  to  obrączka. 
Zaskoczony,  pojął  nagle,  że  błogosławieństwo  dostaną 
dopiero po najprawdziwszej ceremonii zaślubin. 

background image

Przez  chwilę,  oszołomiony,  pomyślał  o  przerwaniu 

ceremonii, lecz do uszu dobiegły go jego własne słowa: 

 - Ja, Drogo, biorę sobie ciebie, Lillian, za żonę... Było za 

późno.  Ksiądz  wziął  od  niego  obrączkę,  pobłogosławił  i 
wręczył  ją  znów  Drogo  prosząc,  by  nałożył  Tekli  na  palec. 
Nie mógł zrobić już nic innego, jak tylko wykonać polecenie 
księdza  i  pogodzić  się  z  faktem,  że  niespodziewanie 
rzeczywiście został prawowitym mężem królewskiej córki. 

Ręka  Tekli  drżała,  gdy  wkładał  jej  obrączkę  na  palec. 

Przebiegło mu przez myśl, że nigdy nie będzie zaakceptowany 
przez  jej  rodzinę.  Z  drugiej  jednak  strony  pocieszał  się,  że 
przynajmniej  będzie  to  powód,  dla  którego  Tekla  będzie 
mogła żądać unieważnienia ślubu i uwolni się w ten sposób od 
związku,  który  zaistniał  tylko  z  konieczności,  w  sytuacji  bez 
wyjścia. 

Tekla  mocno  trzymała  Drogo  pod  ramię,  gdy  ksiądz 

zmówił modlitwę, ogłosił ich mężem i żoną do końca życia i 
pobłogosławił. Kiedy podnieśli się z kolan, Maniu zbliżył się z 
rejestrem w ręce i poprosił o ich podpisy. Tekla podpisała się 
pierwsza.  Drogo  zauważył,  że  napisała  „Lillian  Janet  Bela 
Ross". Domyślił się, że „Bela" poza tym, iż było nazwą doliny 
winnic,  musiało  być  jednym  z  tytułów  króla,  do  którego ona 
również  była  uprawniona.  Uczyniło  to  ich  związek 
trudniejszym do unieważnienia, lecz w tej chwili nie mógł już 
nic na to poradzić. Podpisał się. Ksiądz złożył też swój podpis 
w księdze i raz jeszcze wszyscy uklękli przed ołtarzem. 

Gdy  wstali,  Maniu  zabrał  akt  ślubu  z  rejestru.  Zanim 

jednak  zdążył  odłożyć  księgę,  Drogo  powstrzymał  go  na 
chwilę i szybko wpisał przy dacie rok 1885, zamiast 1887. W 
ten  sposób  sprawił,  że  jego  małżeństwo  z  Teklą  trwało  już 
dwa lata, co powinno ostatecznie uwiarygodnić ich związek i 
przekonać kapitana McKaya o jego prawdomówności. 

background image

Między strony rejestru wsunął jeszcze złotą monetę, którą 

Maniu położył na tacy przed ołtarzem, i wycofał się do drzwi, 
gdzie leżały ich bagaże. Zakładając sobie na plecy dwa z nich 
spojrzał na Teklę. Jeszcze raz uklękła i przeżegnała się. Była 
wzruszona.  Na  jej  twarzy  malowało  się  szczere  uniesienie. 
Wydawała  się  piękna,  uduchowiona  i  jakby  odmieniona. 
„Kocham ją" - pomyślał  pełen zachwytu - i  gdyby nie to, że 
jest  to  absolutnie  niemożliwe,  pragnąłbym,  by  została  moją 
żoną".  Jednak  nie  jego  pragnienia  były  teraz  najważniejsze, 
lecz  bezpieczeństwo  Tekli,  i  pospiesznie  wyszedł  z  kaplicy. 
Tekla podążyła za nim razem z Maniu, który cicho zamknął za 
nimi drzwi. 

Księżyc  był  już  wysoko  na  niebie,  gdy  prawie  biegnąc 

zdążali  do  portu.  Statek  stał  jeszcze  na  kotwicy,  lecz  stos 
drewna  zniknął  już  z  nabrzeża,  a  na  pokładzie  panowało 
ożywienie.  Gdy  podeszli  bliżej,  Drogo  zauważył  z  ulgą,  że 
trap  nadal  jest  spuszczony.  W  świetle  księżyca  dostrzegł 
kapitana  McKaya.  W  marynarskim  uniformie  wyglądał 
bardziej schludnie i władczo niż poprzednim razem. 

Drogo wszedł pierwszy na statek. 
 -  Dobry  wieczór,  kapitanie  McKay  -  odezwał  się  z 

uśmiechem.  -  Proszę  pozwolić  mi  przedstawić  panu  moją 
zonę.  Wygląda  trochę  dziwnie,  gdyż  ze  względów 
bezpieczeństwa  przebraliśmy  ją  za  muzułmankę.  Jak  pan 
zapewne wie, w innych częściach miasta nie jest tak spokojnie 
jak tu. Dookoła krążą rewolucjoniści. 

 - Tak, słyszałem - odpowiedział kapitan. - Czy byłby pan 

jednak  łaskaw,  panie  Forde,  pokazać  mi  najpierw  swój  list 
polecający i akt ślubu, zanim wpuszczę was na pokład? 

 -  Już  panu  służę  -  odparł  spokojnie  Drogo  i  wręczył  oba 

dokumenty kapitanowi. 

background image

Chociaż nie było powodu do obaw, to jednak w napięciu 

oczekiwał  na  decyzję  Szkota,  który  po  długich  oględzinach 
obu papierów w świetle księżyca odezwał się w końcu: 

 -  Wszystko  wydaje  się  w  porządku,  panie  Forde.  Zatem, 

witam pana i pańską żonę na pokładzie mojego statku. 

Oboje z Teklą uścisnęli wyciągniętą do nich dłoń kapitana, 

który przez cały czas spoglądał podejrzliwie na Maniu. 

 -  To  mój  służący  -  pospieszył  z  wyjaśnieniem  Drogo.  - 

Pomógł nam przynieść bagaże. 

Odebrał od Maniu worek i uścisnął mu rękę. 
 - Żegnaj, Maniu - powiedział. - Nie potrafię wyrazić, jak 

bardzo  jestem  ci  wdzięczny  za  wszystko.  Może  kiedyś  znów 
się spotkamy. 

 - Bóg z wami - odparł służący. 
Ukłonił  się  Tekli,  po  czym  zszedł  z  pokładu  i  zniknął  w 

cieniu domów. 

 -  Chodźcie  za  mną!  -  kapitan  ponaglił  Drogo  i  Teklę. 

Drogo  objuczony  trzema  bagażami  z  trudem  zszedł  wąskimi 
schodami pod pokład. Pomyślał z obawą, że kabiny muszą być 
małe  i  źle  wyposażone,  więc  podróż będzie dla  Tekli  bardzo 
uciążliwa.  Podążali  wąskim  przejściem,  gdy  nagle  kapitan 
zatrzymał się pod jedną z lamp. 

 - Jeszcze mi pan czegoś nie dałeś, panie Forde - odezwał 

się. 

Drogo  spojrzał  na  niego  zdziwiony  i  po  chwili 

przypomniał sobie o pieniądzach. Wcześniej przygotował  już 
w  obcej  walucie,  zabranej  z  sejfu  króla,  sumę  równą  dwustu 
angielskim  funtom.  Niechętnie  pozbywał  się  tych  pieniędzy. 
Wiedział jednak, że gdy tylko  wiadomość o  rewolucji dotrze 
do  innych  krajów,  kozańskie  pieniądze  z  pewnością  staną  się 
bezwartościowe.  Prawdopodobnie  domyślił  się  też  tego 
kapitan.  Nie  mógł  więc  ryzykować  dając  mu  banknoty 
wątpliwej wartości. 

background image

Wręczył  kapitanowi  kopertę z umówioną sumą pieniędzy 

w różnej walucie i powiedział: 

 -  Z  pewnością,  gdy  je  pan  przeliczy,  kapitanie,  przekona 

się  pan,  że  nie  tylko  dotrzymuję  słowa,  lecz  także  jestem 
hojny. 

Kapitan zerknął do koperty. 
 -  Panie  Forde,  myślę,  że  mogę  ci  ufać,  jak  Szkotowi,  bo 

jeśli nie, to zawsze mogę jeszcze nakarmić tobą ryby. 

Drogo roześmiał się. 
 - Postaram się, by tak się nie stało. 
 - Mam nadzieję - przytaknął Szkot i ruszył dalej.  
Zatrzymali  się  na  końcu  korytarza  przed  małymi 

drzwiami, które kapitan otworzył z wyrazem dumy na twarzy. 
Drogo  zajrzał  do  środka  i  od  razu  pojął,  skąd  wzięło  się 
dziwne  zachowanie  kapitana.  To  co  im  oferował,  było  jego 
własną  kajutą,  a  raczej  częścią  Szkocji,  którą  zabrał  ze  sobą 
wyruszając  w  morze.  Zamiast  surowej  kajuty  małego  statku 
handlowego  mieli  przed  sobą  najprawdziwszy  szkocki  dom. 
Teraz  rozumiał,  dlaczego  kapitan  nie  życzył  sobie,  by 
zajmował  ją  jakikolwiek  cudzoziemiec,  a  tym  bardziej  ktoś 
żyjący w grzechu. Stąd też tak wysoka cena za jej wynajęcie. 

Rozejrzał  się  dookoła.  Pośrodku  stało  szerokie,  wygodne 

łóżko przykryte wzorzystą narzutą, bez wątpienia utkaną przez 
czułe  szkockie  ręce.  Po  jego  obu  stronach  wisiały  skóry 
żbików  zastrzelonych  gdzieś  w  wysokich  górach  Szkocji. 
Okna  ozdabiały  zasłony  w  szkocką  kratę,  trochę  zniszczone, 
lecz  nadal  cieszące  oko  swym  jasnozielonym  odcieniem.  Na 
podłodze leżał gruby szkocki pled w tym samym kolorze, a na 
każdej wolnej przestrzeni na ścianach wisiały jelenie rogi. 

Widok  ten  niespodziewanie  był  tak  inny  od  tego.  czego 

oczekiwał, że wydałby się Drogo zabawny, gdyby nie fakt, że 
emanowała  z  niego  jakaś  wzniosłość.  Kapitan,  będąc 
wygnańcem z konieczności, z racji swojej pracy i obowiązków 

background image

z  nią  związanych,  nie  przestawał  być  jednak  sercem  w 
Szkocji.  Zabierał  więc  ze  sobą  tę  odrobinę  rodzinnych  stron, 
dokądkolwiek się udawał. 

Poruszony  tym,  co  ujrzał,  Drogo  przez  chwilę  stał  w 

milczeniu, zanim powiedział cicho: 

 -  Czuję  się  trochę  zakłopotany,  ale  też  niezwykle 

zaszczycony  tym,  że  wraz  z  żoną  mogę  korzystać  z  pańskiej 
kajuty, kapitanie. 

 -  Lepiej  bądźcie  ostrożni,  żeby  tu  nic  nie  uszkodzić!  Za 

każde,  nawet  najmniejsze  zniszczenie  będziecie  musieli 
zapłacić! - ostro przestrzegał ich Szkot. 

 -  Niczego  nie  zniszczymy  w  pańskiej  kajucie  -  zapewnił 

spokojnie  Drogo.  -  Raz  jeszcze  dziękuję  za  udostępnienie  jej 
nam. 

 - No, to jesteście zakwaterowani - szybko odparł kapitan, 

jakby  czuł  się  zażenowany  zachowaniem  Drogo  i  dodał:  - 
Odpływamy! 

 - Dokąd płyniemy? - zapytał Drogo. 
 - Pełną parą do Aleksandrii - odpowiedział Szkot. - I nie 

zamierzam  zatrzymywać  się  po  drodze.  I  tak  jestem  już 
spóźniony, a czas to pieniądz! 

Wyszedł z kajuty zamykając za sobą drzwi. Na schodach 

zadźwięczał  odgłos  jego  kroków.  Po  chwili  na  pokładzie 
rozległy  się  okrzyki  komend  i  wkrótce  z  dołu  dobiegł  ich 
odgłos uruchamianego silnika. 

Tekla  zdjęła  z  siebie  prześcieradło  i  usiadła  na  brzegu 

łóżka. 

 - Udało się! - wykrzyknęła. - Odpływamy! Tak się bałam, 

że w ostatniej chwili coś nam przeszkodzi! 

 -  Ja  też,  ale  dzięki  Maniu  zdobyliśmy  jednak  akt  ślubu  - 

powiedział Drogo i usiadł na krześle. 

Spojrzał  na  Teklę.  Wyglądała  pięknie.  Miała  na  sobie 

atrakcyjną  suknię.  Na  nią  nałożyła  żakiet,  by  jak  najmniej 

background image

rzeczy  było  do  niesienia  w  workach.  Był  to  rodzaj  drogiej 
wschodniej  kurtki,  na  którą  mogły  sobie  pozwolić  jedynie 
najzamożniejsze dziewczęta. Ozdabiały ją fantazyjne wzory z 
pereł i drogich kamieni. 

Prawie automatycznie Drogo powiedział: 
 - Nie wolno ci tego nosić na statku! 
 - Dlaczego? - zapytała. 
 -  Ponieważ  żaden  ubogi  żołnierz  nie  mógłby  kupić 

takiego żakietu swojej żonie - odparł. 

Tekla roześmiała się dźwięcznym głosem. 
 - Nie pomyślałam o tym,  ale jeżeli wygląda zbyt bogato, 

to włożę go na lewą stronę - powiedziała z uśmiechem. 

Drogo nadal był poważny. 
 -  Posłuchaj  mnie,  Teklo  -  odezwał  się.  -  To,  co  chcę  ci 

powiedzieć, jest bardzo ważne... 

 -  Dlaczego  jesteś  taki  ponury?  -  przerwała  mu.  - 

Uciekliśmy!  Rewolucjoniści  zostali  za  nami!  Jeżeli  mają 
nadzieję znaleźć mnie, to się rozczarują! 

Odetchnęła głęboko z ulgą i znów wykrzyknęła radośnie: 
 -  Jesteśmy  wolni,  Drogo!  Wolni!  I  już  nikt,  nikt...  nie 

zabije mnie ani nie wtrąci do więzienia! 

Jej dziecięca radość z ucieczki uświadomiła  mu, że dotąd 

żyła w ogromnym strachu i pragnieniu bezpieczeństwa. 

 - Tak, jesteś wolna od rewolucjonistów, ale nie ode mnie - 

zauważył cicho. 

Spojrzała na niego zdziwiona nie pojmując, o czym mówi. 
 -  Z  pewnością,  tak  jak  ja,  zdajesz  sobie  sprawę,  że  w 

kaplicy  nie  otrzymaliśmy  zwykłego  błogosławieństwa,  jak 
miał  to  załatwić  Maniu,  lecz  faktycznie  udzielono  nam 
prawdziwego ślubu, a ja uświadomiłem to sobie za późno, by 
móc cokolwiek zmienić. 

 -  Tak,  wiem.  Ucieszyłam  się,  gdy  sobie  przypomniałam, 

że mam obrączkę mamy przy sobie. 

background image

Siedział w milczeniu przez chwilę, po czym powiedział: 
 -  Gdy  dopłyniemy  do  Aleksandrii,  możemy  zrobić  tylko 

dwie rzeczy... 

 - Co? - zapytała z niepokojem. 
 - Albo podrzemy akt ślubu i zapomnimy, że kiedykolwiek 

byliśmy sobie poślubieni, albo... 

 -  Ale,  jeżeli  tak  zrobimy  -  przerwała  mu  -  i  któreś  z  nas 

poślubi  potem  kogoś  innego,  to  będzie  to  bigamia...  Jestem 
przecież twoją żoną, a ty moim mężem... 

Odwrócił od niej głowę mówiąc: 
 -  Dobrze  wiesz,  że  to  absolutnie  niemożliwe,  abyś  ty, 

królewska  córka,  poślubiła  człowieka,  który  nic  sobą  nie 
reprezentuje. 

 - Ale jednak jesteśmy małżeństwem. 
 -  Tylko  dlatego,  że  to  był  jedyny  sposób  uchronienia  cię 

przed niebezpieczeństwem. 

 -  Chcesz  powiedzieć,  że  nie  pragniesz  być  związany  ze 

mną małżeństwem? 

 - Próbuję ci tylko wytłumaczyć - odezwał się spokojnie - 

że  nie  możemy  tego  ślubu  zaakceptować.  Byliśmy  do  niego 
zmuszeni  szczególnymi  okolicznościami  i  musimy  go 
unieważnić. 

Nastąpiła chwila ciszy. 
 -  Załóżmy...  że  nie  chcę,  by  był  unieważniony?  - 

odezwała się Tekla. 

 -  Nie  możesz  o  tym  decydować.  Wyjaśnią  ci  to  twoi 

krewni w Anglii. 

 -  Oni  nie  należą  do  rodziny  królewskiej,  dlaczego  więc 

miałoby ich to obchodzić? - zapytała. 

 - Kiedy dotrzemy do Anglii, znów będziesz Jej królewską 

wysokością,  księżniczką  Kozania  i  za  taką  będziesz  uznana 
przez  królową  brytyjską,  nawet  jeżeli  twój  kraj  na  zawsze 
pozostanie w rękach rewolucjonistów. Twoi krewni  wiedzą o 

background image

tym dobrze i z pewnością dojdą do wniosku, że nasz związek 
był  jedynie  chwilową  koniecznością  zaistniałą  dla  ratowania 
twojego życia. 

Znów zapanowała cisza. 
 - Ale teraz, tutaj... jestem z tobą i... jestem twoją żoną.,. 
 -  Właśnie  o  tym  chciałem  z  tobą  porozmawiać  - 

powiedział  wolno  odwracając  znów  głowę,  by  uniknąć  jej 
spojrzenia.  -  Zawarliśmy  ten  związek,  ale  oboje  wiemy,  że 
musi  być  unieważniony.  Dlatego,  Teklo,  powinniśmy 
zachowywać  się  wobec  siebie  z  największą  rezerwą,  żebyś, 
gdy  będziesz  wnosić  pozew  o  jego  unieważnienie,  mogła 
przysiąc  na  to,  co  ci  najdroższe,  że  jesteś  nadal  niewinna  i 
czysta. 

 - Ale... ja nie chcę, żeby małżeństwo było unieważnione - 

oponowała niemal rozdrażniona. 

 - Musi tak być - odparł Drogo. 
Po  chwili  milczenia  Tekla  odezwała  się  zmienionym 

głosem. 

 - Kiedy mnie całowałeś, myślałam... że mnie kochasz... 
Obawiając  się,  że  znów  straci  głowę  pocieszając  ją, 

szybko odparł: 

 - Kocham cię! Oczywiście, że cię kocham! Ale nie mogę 

nic zmienić, nic zrobić, absolutnie nic! 

 - Kochasz mnie? Naprawdę... kochasz?! 
 -  Jak  mógłbym  cię  nie  kochać?!  Musisz  jednak  być 

rozsądna,  ukochana,  i  zrozumieć,  że  nawet,  gdybym 
zapomniał, że jesteś królewską córką, to i tak nie mógłbym cię 
poślubić! 

 - Dlaczego? 
 -  Ponieważ  z  powodu  choroby  mojej  matki  zaciągnąłem 

ogromne  długi.  Jestem  tylko  żołnierzem  i  przez  następne 
dziesięć lat będę musiał oszczędzać każdy grosz, by je spłacić. 

 - Mam klejnoty mamy... - nieśmiało odezwała się Tekla. 

background image

Drogo uśmiechnął się. 
 - To wszystko, co ci zostało, i musi wystarczyć na długo. 

Nie chcesz chyba przybyć do Anglii bez grosza i być na łasce 
krewnych. 

Zawahał się na moment i dodał: 
 -  Da  ci  to  szansę  wyjścia  za  mąż  za  kogoś  bardziej 

odpowiedniego niż ja. 

 - Ale ja nie chcę wyjść za mąż za kogoś odpowiedniego... 

- powtórzyła z uporem. - Przecież jestem twoją żoną. 

Sposób,  w  jaki  to  powiedziała,  sprawił,  że  Drogo  wstał  i 

mimo że statek zaczął się kołysać, podszedł do okna. Spojrzał 
na migoczące na niebie gwiazdy i na księżyc, którego światło 
odbijało  się  w  falach.  Przez  głowę  przemknęła  mu  myśl,  że 
mimo wszystko była to ich noc poślubna i że wystarczyło, by 
wziął  teraz  Teklę  w  ramiona,  a  jeszcze  raz  ożyłoby  w  nich 
uniesienie, które wydawało mu się czystym i błogosławionym 
uczuciem.  Szukał  tego  każdy  mężczyzna,  lecz  rzadko 
znajdował. 

Przywołał się jednak znów do porządku mówiąc sobie, że 

powinien zachowywać się jak dżentelmen. Tekla jest przecież 
prawie dzieckiem. Ufa mu. 

Odwrócił się od okna. 
 -  Nie  będziemy  się  już  więcej  sprzeczać  -  rzekł.  - 

Uczyniłoby to nas tylko nieszczęśliwymi, a przecież przyjdzie 
nam  spędzić  w  tym  małym  pomieszczeniu  wiele  godzin 
razem. Znajdziemy jakieś wspólne tematy do rozmów, ale nic 
poza tym nie może nas łączyć. 

Tekla  odetchnęła  głęboko  i  klasnęła  w  ręce,  ale  zanim 

zdążyła  cokolwiek  powiedzieć,  Drogo  znów  odezwał  się 
stanowczo: 

 - Chociaż na zewnątrz będziemy uchodzić za małżeństwo, 

to  w  kajucie  musimy  zachowywać  się  jak  brat  i  siostra,  i  ty 

background image

musisz  mi  w  tym  pomóc.  Powinniśmy  zachowywać  się 
rozsądnie. 

 - Co znaczy „rozsądnie"? - zapytała. 
 - Choćby to, że ja będę spał na podłodze - odparł Drogo. 
 - Będzie ci niewygodnie... 
 - Spałem już w dużo gorszych warunkach. Poza tym, jeśli 

chcesz,  możesz  pożyczyć  mi  zbywającą  ci  poduszkę  i  koc  - 
powiedział z uśmiechem, jakby to był żart. 

Tekla spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczami. Miał 

ochotę objąć ją ramieniem, lecz powstrzymał się i powiedział: 

 -  Wiesz  przecie,  że  skoro  cię  kocham,  nie  wolno  mi  cię 

tknąć. Musisz mi w tym pomóc. Jestem mężczyzną i jeżeli mi 
utrudnisz  zadanie,  możemy  zrobić  coś,  co  zrani  cię  na  całe 
życie i, być może, znienawidzisz mnie. 

 - Nie mogłabym cię znienawidzić! 
 -  Nie  możesz  być  tego  pewna  -  odpowiedział.  -  Dlatego 

oboje  musimy  starać  się  być  jak  najbardziej  opanowani  i 
rozsądni... 

Przerwał w zamyśleniu i po chwili dodał: 
 -  Kiedy  dopłyniemy  do  Aleksandrii,  wszystko  będzie 

łatwiejsze.  To,  czego  od  ciebie  teraz  wymagam,  wiąże  się 
tylko  z  koniecznością  odgrywania  roli  zakochanych 
małżonków przed kapitanem. Potrzebuję więc twojej pomocy, 
bo  inaczej  ta  podróż  stanie  się  dla  mnie  nie  do  zniesienia  i 
będę pragnął, by nigdy mi się nie przytrafiła. 

 -  Chcesz  powiedzieć,  że...  będziesz  żałował,  że  mnie 

kiedykolwiek spotkałeś? 

 -  Nie  wolno  ci  zadawać  takich  właśnie  pytań!  -  odparł. - 

Pamiętaj,  że  w  tej  kajucie  jesteśmy  dla  siebie  tylko  bratem  i 
siostrą i, chociaż będziemy ze sobą rozmawiać i żartować, nie 
możemy poruszać spraw intymnych. 

 - Nie mogę powiedzieć ci, że cię kocham? 
 - Nie! 

background image

 - Nie pocałujesz mnie... nawet na dobranoc? 
 - Nie! Nastąpiła cisza. 
 - W takim razie myślę, że byłoby lepiej, gdybym... została 

z rewolucjonistami - odezwała się cicho. 

Rozzłościł  się  wiedząc,  że  świadomie  go  prowokuje,  i 

rzekł stanowczo: 

 -  Jeżeli  jeszcze  raz  powiesz  coś  takiego,  to  oznajmię 

kapitanowi,  że  jestem  maniakiem  na  punkcie  świeżego 
powietrza, i będę spał na pokładzie! 

Tekla wykrzyknęła: 
 - Nie! Nie możesz mnie tu zostawić samej! Boję się! 
 -  Byłabyś  tu  całkowicie  bezpieczna  -  zapewnił  ją.  -  Na 

przyszłość  więc  proszę,  bądź  grzeczna.  Rozumiesz,  co  mam 
na myśli?! 

 - Tak! 
 -  To  właśnie  chciałem  usłyszeć.  A  teraz  weź  to,  co  ci 

potrzebne  na  noc.  Resztę  rzeczy  rozpakujemy  jutro.  Wyjdę 
popatrzeć  na  gwiazdy,  a  ty  kładź  się  do łóżka.  Kiedy  wrócę, 
chcę widzieć, że śpisz. Zrozumiałaś? Masz spać! 

 -  Powiem  ci  tylko  -  odparła  Tekla  -  że  jesteś...  jeszcze 

gorszy niż moje dwie nudne pokojówki razem wzięte! 

 - Sądzę, że cokolwiek robiły, robiły to dla twojego dobra. 

Jak ja w tej chwili. 

Mówiąc  to  rozwiązał  jeden  z  worków,  w  którym  były 

koszule Tekli. Wyjął je i rzucił na łóżko. Pomyślał przy tym, 
że są bardzo atrakcyjne i Tekla musi w nich wyglądać uroczo. 
Szybko jednak przypomniał sobie, że takie myśli nie przystoją 
bratu i zabrał się za wyciąganie reszty rzeczy z worka. 

 - Ułóż je na razie na krześle - zwrócił się do Tekli. - Jutro 

wszystko uporządkujemy. A teraz zostawiam ci dziesięć minut 
na pójście do łóżka. 

Rozejrzał się wokół i dodał: 

background image

 -  Mamy  szczęście.  Jest  tu  coś  w  rodzaju  łazienki. 

Zapewniam  cię,  że  rzadko  zdarzają  się  na  statkach  takie 
luksusy. 

Otworzył nieduże drzwi znajdujące się obok jednej z szaf. 

Znajdowała  się  za  nimi  mała,  amatorsko  wykonana 
umywalnia.  Było  tam  wiadro  wody  stojące  na  półce 
zawieszonej  nad  ściekiem  oraz  miska  przymocowana  do 
ściany, a nad nią coś, co przypominało prysznic. 

Nie  spodziewał  się  ujrzeć  czegoś  takiego  na  statku 

handlowym. 

 -  Kapitan  McKay  rzeczywiście  urządził  tu  sobie 

prawdziwy dom - zauważył  z uśmiechem. - Naprawdę  mamy 
szczęście. Ogromne szczęście! 

 - Tak - powiedziała Tekla. - I to od chwili, gdy pomogłeś 

mi  zejść  z  muru.  Gdybym  wtedy  nie  uciekła  z  pałacu,  co 
uznałeś  za  nierozsądne,  byłabym  schwytana  przez 
rewolucjonistów i... może zabita... 

 - Myślałem o tym - przyznał Drogo. 
Milczeli przez chwilę, zanim Tekla odezwała się cicho: 
 - Nie chciałam pytać cię przedtem o wiadomości o moim 

ojcu, więc zwróciłam się z tym do Maniu, ale on odparł, że ty 
mi wszystko powiesz. 

Nie odzywał się przez pewien czas. 
 - Nie chciałem cię martwić... - zaczął w końcu, ale Tekla 

przerwała mu: 

 - To znaczy, że ojciec nie żyje?! 
 -  Obawiam  się,  że  tak...  -  odparł  spodziewając  się,  że 

Tekla się rozpłacze. 

Nie  uczyniła  tego  jednak.  Długo  siedziała  w  milczeniu, 

zanim znów się odezwała: 

 - Myślę, że ojciec wolał umrzeć niż żyć na wygnaniu... z 

dala od swego kraju... 

background image

 -  Dokonałbym  takiego  samego  wyboru  -  odezwał  się 

Drogo. 

 - Nie był szczęśliwy z macochą... Jestem przekonana, że... 

jest teraz z mamą i... znów są szczęśliwi... 

 -  Tak  właśnie  powinnaś  myśleć...  Wierzę,  że  są  teraz 

razem i będą czuwać nad tobą, gdziekolwiek będziesz... 

 - Staram się w to wierzyć i... wydaje mi się, że mama wie, 

jak  bardzo  ko...  -  przerwała  nagle  i  szybko  dokończyła  -  jak 
bardzo chcę być z tobą. 

Uśmiechnął się widząc, że Tekla pilnuje się, by unikać w 

rozmowie słów „kocham cię". 

 -  Jestem  przekonany,  że  tak  jak  ja,  twoi  rodzice  są  z 

ciebie  bardzo  dumni.  A  teraz  proszę,  idź  już  spać...  - 
powiedział czule i wstał. 

Gdy wychodził z kajuty, wydawało mu się, że zamyka za 

sobą  drzwi  do  raju  na  ziemi.  Jednak  znów  stanowczo 
upomniał  sam  siebie,  że  skoro  Tekla  ma  dość  siły,  by 
zachowywać się rozsądnie, tym bardziej jego stać na to. Tylko 
niebiosa  wiedziały,  jak  ciężko  mu  to  przychodziło  w 
obecności Tekli; ile wysiłku kosztowało go powstrzymywanie 
się od pocałowania jej, od powiedzenia, jak bardzo ją kocha. 

 -  Kocham  ją!  Kocham!  -  szeptał  do  gwiazd,  stojąc  kilka 

minut później na pokładzie. 

Jakieś  tajemnicze  i  niezwykłe  piękno  kryło  się  w 

posrebrzonych  światłem  księżyca  falach.  W  mroku  jaśniały 
światła odległej już Ampuli, a nad horyzontem zarysowywały 
się szczyty gór. Z tej perspektywy Kozań wydawał się krainą 
czarów.  Pomyślał,  że  mimo  wszystko  takim  właśnie 
pozostanie  na  zawsze  w  jego  pamięci.  Gdy  dotrą  do  Anglii  i 
nigdy  więcej  nie ujrzy już  Tekli, stanie się ona tylko częścią 
tego  cudownego  snu,  w  którym  przez  chwilę  dane  mu  było 
trzymać w ramionach piękno i doskonałość, a którego wyrzekł 
się w imię zasad moralnych i konwenansów. 

background image

 -  Czy  jestem  głupcem  nie  biorąc  tego,  co  zsyłają  mi 

niebiosa? - wyszeptał, patrząc na księżyc. 

Dziwnie  niespokojne  bicie  jego  własnego  serca 

podpowiadało  mu,  że  to,  co  czuł  do  Tekli,  było  czymś 
głębszym niż tylko fascynacją. Było uczuciem, którego nigdy 
przedtem  nie  doświadczył.  Tekla  była  jednak  jak  gwiazda  - 
piękna i nieosiągalna dla niego. 

 - Muszę, muszę ją kochać, myśleć o niej i troszczyć się o 

nią... - mówił do siebie - ale, cokolwiek się zdarzy, nie wolno 
mi jej tknąć! 

background image

R

OZDZIAŁ 

Już  od  kilku  dni  statek  spiesznie  przemierzał  Morze 

Czerwone. Oparty o burtę Drogo patrzył na migoczącą w dole 
wodę.  Zastanawiał  się,  czy  dobrze  zrobił  nie  nalegając,  by 
kapitan  McKay  zatrzymał  się  gdzieś  po  drodze.  Dzisiejszej 
nocy  mieli  minąć  cieśninę  Bosfor,  mógłby  więc  spróbować 
przekonać  Szkota,  żeby  zatrzymał  się  w  Konstantynopolu,  z 
którym  Anglia  miała  połączenie  podmorskim  kablem 
telegraficznym.  Przebiegał  on  całą  Europę,  Turcję,  Zatokę 
Perską i sięgał aż do Indii. Połączenie to miało jednak tę wadę, 
że  na  odcinku tureckim  nie  funkcjonowało  sprawnie  i  Drogo 
obawiał  się,  że  tajne  informacje,  które  przekazałby  z 
Konstantynopola, mogłyby być przechwycone przez Rosjan. 

Z drugiej strony, przez Aleksandrię, biegł inny podmorski 

kabel  założony  w  1870  roku.  Został  on  przeprowadzony  z 
Anglii  przez  Gibraltar,  Maltę,  Aleksandrię,  Suez  i  Aden  do 
Bombaju  i  był  całkowicie  w  rękach  Brytyjczyków.  Drogo 
doszedł  więc  do  wniosku,  że  bezpieczniej  i  szybciej  będzie 
dopłynąć  do  Aleksandrii  i  stamtąd  zatelegrafować  do 
wicekróla  i  lorda  Rosebery.  Wiedział  też,  że  w  ten  sposób 
uniknie  nieprzyjemnych  dyskusji  z  kapitanem,  który  z 
pewnością 

nie 

będzie 

chciał 

zatrzymać 

się 

Konstantynopolu. 

By  nie  opóźnić  dostawy  towaru,  statek  płynął  znacznie 

szybciej,  niż  oczekiwali.  Było  to  możliwe  dzięki  nowemu 
silnikowi 

zainstalowanemu 

przez 

kapitana 

przed 

wypłynięciem po ładunek drewna do Kozania, czym Szkot nie 
omieszkał  pochwalić  się  Drogo.  Sprzyjała  im  też  pogoda  i 
morze było spokojne. 

Podczas podróży okazało się, że kapitan jest interesującym 

człowiekiem i Drogo z przyjemnością spędzałby z nim więcej 
czasu,  gdyby  jeszcze  bardziej  nie  pragnął  przebywać  w 
towarzystwie  Tekli.  Dopiero  wieczorem,  gdy  szła  spać, 

background image

zostawał na pokładzie sam z kapitanem, który opowiadał dużo 
o handlu ze wschodnią Europą i o najdziwniejszych towarach, 
które przyszło mu przewozić. 

Rozmowy  te  trwały  zwykle  około  godziny,  po  czym 

Drogo schodził cicho do kajuty z nadzieją, że Tekla śpi, albo 
przynajmniej udaje, że śpi  wiedząc, jak bardzo zależy  mu na 
utrzymaniu rygoru w ich wzajemnych stosunkach. Kładł się na 
podłodze. Tekla była blisko niego i jednocześnie, jak gwiazdy, 
nieskończenie  daleko.  Całymi  nocami  przewracał  się 
niespokojnie myśląc tylko o niej. Jego ciało domagało się jej, 
lecz było to coś więcej niż tylko fizyczne  pożądanie kobiety. 
Ta dziewczyna uosabiała wszystko, co podziwiał w kobiecie, i 
pragnął znaleźć w swojej żonie. 

Uwielbiał  ją  za  odwagę,  która  kierowała  nią  w  czasie 

szalonej ucieczki z pałacu; za jej opanowanie i rozsądek, gdy 
wybuchła  rewolucja.  Nie  płakała,  gdy  dowiedziała  się  o 
śmierci  ojca,  chociaż  często  mówiła  o  nim  z  miłością  i  na 
pewno  cały  czas  była  przy  nim  myślami.  A  teraz  stawiała 
czoło nieznanej  przyszłości,  która  czekała  ją  w  obcym  kraju, 
w  sposób,  którym  mogłaby  poszczycić  się  nie  tylko  kobieta, 
ale też niejeden mężczyzna. 

Poza tym było w niej wiele innych zalet, którym nie mógł 

się  oprzeć.  Była  wesoła  i  szczera.  Śmiała  się  beztrosko  ze 
wszystkiego,  co  ją  bawiło.  Głęboko  wzruszało  ją  piękno,  a 
cierpienia  i  ból  innych  sprawiały,  że  jej  oczy  stawały  się 
zamglone.  Uważał,  że  żaden  mężczyzna  nie  mógłby  długo 
przebywać w towarzystwie Tekli nie zakochując się w niej po 
uszy. 

Jej  niewinność i  czystość  wynikała z faktu, że dopóki  go 

nie spotkała, nigdy przedtem żaden mężczyzna nie wzbudził w 
niej  uczucia  do  siebie.  „Znajdzie  kogoś  innego,  bardziej 
odpowiedniego niż ja, kogo będzie mogła poślubić", pomyślał 
posępnie. Przyznawał wprawdzie sam przed sobą, że łączy ich 

background image

jakaś nieuchwytna więź, jakby niewidzialna siła popychała ich 
ku sobie, lecz uznał za bezcelowe zastanawianie się nad tym, 
skoro  i  tak  będzie  musiał  oddać  Teklę  jej  krewnym  po 
przyjeździe  do  Anglii  i  więcej  już  jej  nie  zobaczy.  Mimo  to 
wiedział,  że  zawsze  będzie  o  niej  myślał.  Jak  teraz,  gdy 
światło  księżyca  rozkołysane  na  fałach  przypominało  mu 
miękkość  i  delikatność  ust  Tekli,  kiedy  całował  ją  po  raz 
pierwszy. 

Odwrócił  się  niespokojnie  tyłem  do  fal  obawiając  się 

takich  wspomnień  i  ruszył  wzdłuż  burty.  Zwykle  zostawał 
dłużej na pokładzie przed powrotem do kajuty, gdzie czekało 
na niego posłanie na podłodze. Tekla przygotowywała  mu je 
przed pójściem do łóżka. Rano sam uprzątał koc i  poduszkę, 
by przez przypadek kapitan McKay nie dowiedział się, gdzie 
sypia, i nie zaczął podejrzewać, że coś jest nie w porządku z 
ich małżeństwem. 

Do  tej  pory  udawało  im  się  trzymać  go  w 

przeświadczeniu,  że  Tekla  pochodzi  ze  Szkocji.  To,  że  jej 
wiedza  o  tym  kraju  była  znacznie  uboższa  niż  jej  męża, 
tłumaczyli  wieloletnim  przebywaniem  Tekli  w  Anglii. 
Tymczasem  Drogo,  będąc  w  Szkocji  kilka  razy,  miał  okazję 
zaznajomić  się  dobrze  z  wędkarstwem  i  myślistwem,  i  ze 
swobodą opowiadał o swoich osiągnięciach w łowieniu łososi 
czy  w strzelaniu do pardw. Jednak tym, kto mówił o Szkocji 
najwięcej,  był  kapitan,  szczęśliwy,  że  ma  przy  sobie  rodaka. 
Opowiadał  im  o  swoim  dzieciństwie;  o  tym,  jak  wypłynął  w 
morze uciekając z domu, kiedy miał dwanaście lat; o trudach i 
przeszkodach,  które  musiał  pokonać,  zanim  stał  się 
właścicielem  statku  i  mógł  pływać  tam,  gdzie  był  towar  do 
przewiezienia. 

Ich rozmowy toczyły się podczas wspólnych posiłków na 

mostku  kapitańskim.  Było  na  nim  niewiele  miejsca.  Drogo 

background image

domyślał się, że tam też kapitan musiał sypiać odstępując im 
swoją kajutę. 

Obsługiwał ich chiński kucharz, dzięki czemu, ku miłemu 

zaskoczeniu  Tekli  i  Drogo,  jedzenie  nie  było  najgorsze. 
Płynąc  przez  Morze  Czarne,  uzupełniali  zapasy  zabrane  z 
Ampuli łowiąc ryby na linkę z przynętą ciągniętą za statkiem. 
W  ten  sposób  udało  im  się  urozmaicić  swe  posiłki  trzema 
jesiotrami. 

Spanie i jedzenie o regularnych porach sprawiły, że Drogo 

nie  był  już  tak  szczupły,  jak  w  Ampuli,  a  z  jego  twarzy 
zniknęło ciągłe napięcie. Wyglądał lepiej i nieświadomy tego 
starał  się  unikać  oczu  Tekli,  w  których  głębokie  uczucie 
mieszało się z zachwytem dla jego urody. Bez wątpienia Tekla 
również  stawała  się  z  każdym  dniem  piękniejsza.  Wiedząc  o 
tym, Drogo z niepokojem spostrzegł, że różnojęzyczna załoga 
statku  obserwowała  ją  uważnie,  gdy  spacerowała  po 
pokładzie.  Każdy,  poczynając  od  majtka  Senegalczyka,  a 
kończąc na pierwszym oficerze, który był Turkiem, wpatrywał 
się w nią z podziwem. 

Zdziwiony, że wśród załogi nie było żadnego Anglika ani 

Szkota, Drogo zapytał o to kapitana, który krótko wyjaśnił: 

 - Za drogo się cenią! A ci, tutaj, pochodzą z krajów, gdzie 

nie ma dla nich pracy. Mało mnie kosztują i nie są zbyt dumni, 
by słuchać moich rozkazów. 

Drogo  uśmiechnął  się  ze  zrozumieniem  przypomniawszy 

sobie,  w  jaki  sposób  kapitan  McKay  wydaje  rozkazy.  Każdy 
Anglik  czy  Szkot  poczułby  się  urażony  krzykami  i 
przekleństwami,  którymi  raczył  swoją  załogę.  Miał  nadzieję, 
że Tekla ich nie rozumiała. 

Starał się trzymać ją z dala od kapitana i załogi, gdy tylko 

było  to  możliwe.  Znajdował  zwykle  jakieś  zaciszne  ustronne 
miejsce  na  pokładzie,  gdzie  mogli  spokojnie  siedzieć  i 
rozmawiać.  Teklę  interesowały  jego  przygody,  więc 

background image

opowiadał trochę o tych, które przytrafiły mu się. gdy opuścił 
Indie.  Ciekawiły  ją  też  same  Indie.  Kiedy  opisał  jej  urodę 
hinduskich  kobiet,  wspaniałość  książęcych  pałaców  i  nastrój 
tamtejszych świątyń, Tekla z westchnieniem powiedziała: 

 - Chciałabym pojechać do Indii... 
 - Być może, kiedyś, twój przyszły mąż weźmie cię tam z 

całą świtą i honorami - odparł beztrosko. 

Tekla odezwała się poważnie: 
 -  Nie  pragnę  pojechać  tam  ze  świtą  i  honorami. 

Wszystkiego tego miałam już dość w pałacu. Chcę... pojechać 
z  tobą,  żeby  móc  błądzić  po  bazarach,  oglądać  pielgrzymów 
kąpiących się w Gangesie i słonie ciągnące drzewa w lasach... 

Sam  tego  pragnął,  lecz  wiedząc,  że  tak  się  nie  stanie, 

powiedział: 

 - Porozmawiajmy o Anglii. Powinienem przygotować cię 

na  to,  co  tam  zastaniesz.  Przyjdzie  ci  przecież  żyć  w  mojej 
ojczyźnie. 

Opisał Tekli dom rodzinny, w którym wychowała się jego 

matka.  Chociaż  nigdy  nie  widział  posiadłości  księcia 
Dorchester, krewnego Tekli, to zakładając, że jest podobna do 
majątku wuja Lionela, w którym był, wyobraził ją sobie jako 
ogromne  dobra  ziemskie  wypełnione  bogactwami,  gdzie 
każdy  zatrudniony  tam  pracownik  patrzy  na  ich  właściciela  i 
jednocześnie swego pracodawcę jak na nadludzką istotę. 

 -  W  rzeczywistości  -  powiedział  na  głos  -  książę 

Dorchester  jest  królem  małego  królestwa,  jakby  państwa  w 
państwie! 

 -  To  samo  mówiła  mama  -  odparła  Tekla  -  ale  nie 

słuchałam  jej  wtedy  uważnie  sądząc,  że  nigdy  nie  pojadę  do 
Anglii. 

 - A teraz tam jedziesz - uśmiechnął się Drogo. 

background image

 -  Czy...  Anglicy,  których  spotkam...  będą  podobni...  do 

ciebie? - zapytała trochę drżącym głosem, co podpowiedziało 
mu, że pytanie może być niebezpieczne. 

Odpowiedział: 
 - Dla Chińczyków wszyscy wyglądamy tak samo, a i my 

nie potrafimy ich odróżnić. 

Roześmiała się i powiedziała: 
 -  Gdybym  zobaczyła  setki  mężczyzn  takich  jak  ty... 

identycznie takich jak ty... z pewnością rozpoznałabym wśród 
nich... ciebie. 

 - W jaki sposób? - zapytał. 
 - Ponieważ... czuję, kiedy jesteś blisko mnie... Nawet, gdy 

cię nie widzę, wiem. że jesteś obok. 

Czuł to samo, lecz uznał, że nie powinien o tym mówić a 

spojrzawszy na morze, uciekł od tematu wykrzykując: 

 - Statek na horyzoncie! 
 - Chyba mówią o nas w tej chwili to samo - uśmiechnęła 

się i dodała: - Popłyńmy za ten horyzont, a potem za następny 
i za jeszcze jeden... donikąd... 

 - Jestem przekonany, że po pewnym czasie znudziłoby cię 

to! 

Tekla otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale szybko znów 

je zamknęła. Wiedział, że chciała powiedzieć: 

 - Nie, jeżeli bylibyśmy razem! Pomyślał tak samo. Wstał i 

odezwał się: 

 - Zasiedzieliśmy się. Przejdźmy się po pokładzie. 
Po kilku krokach zatrzymali się na rufie i gdy patrzyli na 

spienioną  wodę  za  statkiem,  spostrzegł,  że  obserwuje  ich 
uważnie  potężnie  zbudowany  mężczyzna.  Przywykły  od 
miesięcy do czujności i podejrzliwości wobec każdego, kto na 
niego patrzy, Drogo przyjrzał się mu badawczo udając, że go 
nie zauważa. Mężczyzna miał czarne włosy i oczy, a jego cera 
była  śniada.  Domyślił  się,  że  w  jego  żyłach  musi  płynąć 

background image

arabska  krew.  Po  chwili  mężczyzna  zauważył,  że  jest 
obserwowany.  Odwrócił  się  więc  plecami  i  zabrał  za 
czyszczenie  lin  ujawniając  przy  tym  niezwykłą  siłę  swych 
muskularnych ramion. 

Drogo  zaprowadził  Teklę  z  powrotem  do  miejsca,  gdzie 

siedzieli, i wkrótce potem do kajuty. Lekka bryza chłodziła ich 
po  upalnym  dniu.  Gdy  po  pewnym  czasie  sam  skierował  się 
do  kajuty,  wiatr  całkiem  ustał,  a  powietrze  stało  się  ciężkie, 
niemal  duszące.  Wcześniej,  stojąc  z  Teklą  na  rufie,  rozpiął 
koszulę, a teraz zdjął ją całkiem myśląc o zimnym prysznicu 
w małej umywalni, gdy tylko Tekla położy się spać. 

Każdego ranka napełniał dwa wiadra morską wodą - jedno 

dla siebie, drugie dla Tekli. Po czym szedł  po następne dwa, 
aby w ciągu dnia woda była w każdej chwili pod ręką i mogli 
się ochłodzić, gdy tylko upał stanie się nie do zniesienia. Tekli 
z  trudem  udawało  się  oblewać  wodą  z  wiadra  na  półce  nad 
ściekiem bez uderzania się nim o głowę. 

 -  Naprawdę,  powinieneś  mi  w  tym  pomóc  -  powiedziała 

kiedyś tak naturalnie i swobodnie, jakby mówiła do brata. 

Uświadomił  sobie  wówczas,  że  przez  myśl  nie  przeszło 

jej,  jakie  skutki  mogłaby  pociągnąć  za  sobą  jego  pomoc.  Na 
chwilę  wyobraził  sobie,  jak  pięknie  musi  wyglądać  naga  i 
prawie nadludzkim wysiłkiem zmusił się znów do myślenia o 
czym innym. 

„Wezmę zimny prysznic", pomyślał idąc do kajuty. „Być 

może, gdy trochę ochłonę, będę mógł zasnąć". Jednocześnie z 
bólem pomyślał, że gdy przepłyną morze Marmara i znajdą się 
na  Morzu  Egejskim,  statek  skieruje  się  już  prosto  do 
Aleksandrii.  Tam  zgłoszą  się  do  ambasady  i  niewątpliwie 
zostaną odesłani na okręt, na którym dostaną oddzielne kajuty 
do  końca  podróży.  Wtedy  ich  separacja  zacznie  się  na  serio. 
Wiedział, że jednym z pocztowych statków dotrą do Anglii w 
mniej więcej dziesięć dni i że te dziesięć dni z Teklą zostanie 

background image

w jego pamięci do końca życia. Kiedy przekaże ją krewnym, 
nigdy więcej już jej nie ujrzy. 

Zamyślony  dotarł  do  schodów  prowadzących  pod  pokład 

do  kajuty.  Na  rozkaz  kapitana  pragnącego  jak  najszybciej 
dotrzeć  do  Aleksandrii,  statek  płynął  pełną  parą  w  dzień  i  w 
nocy,  a  połowa  załogi,  do  czasu,  gdy  znajdą  się  w  porcie, 
musiała  bez  wytchnienia  pracować  przy  kotłach,  dodając 
opału. 

Zaczął  właśnie  wolno  schodzić  pod  pokład,  gdy  wydało 

mu  się,  że  z  dołu  dobiegł  go  krzyk  Tekli.  Przez  chwilę 
pomyślał,  że  się  przesłyszał,  lecz  krzyk  się  powtórzył.  W 
jednej  chwili  zeskoczył  ze  schodów  i  ruszył  biegiem  wzdłuż 
wąskiego korytarza. Wpadł do kajuty. W świetle lampy, którą 
Tekla zostawiała zapaloną do jego powrotu, dostrzegł, że leży 
na  łóżku  krzycząc  i  usiłując  się  obronić  przed  mężczyzną, 
który z całej siły przygniatał ją swym ciałem. Jednym skokiem 
dopadł  napastnika  i,  zaciskając  ramię  jak  imadło  wokół  jego 
szyi, zwlókł go z łóżka. Tego skutecznego chwytu nauczył się 
trenując karate u pewnego Chińczyka. 

Spojrzał  na  mężczyznę.  Był  to  ten  sam  Arab,  który 

wcześniej  przyglądał  się  Tekli  na  pokładzie.  Był  większy  i 
silniejszy, niż się wydawało, lecz Drogo bez trudu przeciągnął 
go  przez  kajutę  do  drzwi  i  trzykrotnie  uderzył  jego  głową  o 
próg. Po dwóch uderzeniach mężczyzna wydał cichy jęk, a po 
trzecim stracił przytomność. Drogo wywlókł go na korytarz i 
rzucił na schody, po czym wrócił do kajuty zamykając drzwi 
na klucz. 

Podszedł do Tekli. Siedziała na łóżku roztrzęsiona, głośno 

szlochając. Spostrzegł, że Arab rozdarł jej na ramieniu koszulę 
odsłaniając małą pierś. Usiadł obok i wziął Teklę w ramiona. 
Przytuliła się do niego jak szalona, ciągle jeszcze płacząc i z 
trudem łapiąc powietrze w przerażeniu. 

background image

 -  Już  dobrze,  ukochana,  już  dobrze...  -  odezwał  się.  - 

Nigdy więcej nie zostawię cię samej. 

Mówiąc  to  robił  sobie  wyrzuty,  że  nie  kazał  Tekli 

zamykać  drzwi  na  klucz,  kiedy  była  sama,  i  otwierać  tylko 
jemu.  Nigdy  jednak  nie  przyszło  mu  do  głowy,  że  ktoś  z 
załogi mógłby ją niepokoić, tym bardziej że prawie cały czas 
byli  razem,  z  wyjątkiem  gdy  zostawiał  ją  samą  na  godzinę 
przed pójściem do łóżka. 

 - Boję się... O Drogo... boję się... - szeptała cicho. 
 - Już po wszystkim - uspokajał ją. 
Całe ciało Tekli drżało, więc odsunął ją od siebie pragnąc 

delikatnie ułożyć na poduszkach. Jakby obawiając się, że chce 
ją znów zostawić, zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła za 
sobą.  Pocałował  ją  pragnąc  pocieszyć  i  zapewnić,  że  jest 
bezpieczna.  Uniesienie,  które  czuł  przedtem,  powróciło  i 
wzbierało w nim jak morska fala. Całował Teklę coraz goręcej 
- jej oczy, policzki, mały prosty  nos i znów usta. Jej ramiona 
więziły go w mocnym uścisku tak, że nawet gdyby chciał, nie 
mógłby od niej uciec. Przestała płakać i uświadomił sobie, że 
jej  ciałem  nie  wstrząsa  już  strach,  lecz  że  drży  z  uniesienia. 
Poczuł, że dotyka swym nagim torsem jej miękkich piersi. 

Była  światłem  księżyca  na  rozkołysanych  falach  i 

niespokojnymi gwiazdami na aksamitnym niebie. 

Kocham cię... kocham...! 
Nie  wiedział,  czy  wyszeptała  te  słowa  Tekla,  czy  jego 

własne serce. Wiedział tylko, że całe jego ciało jakby tętniło 
cudem  ich  miłości.  Piękno  i  uniesienie,  które  emanowały  z 
jego duszy jak jaśniejące płomienie, były częścią jej duszy. 

Była jego, a on jej i nic ich już nie dzieliło. 
Minęło sporo czasu, zanim Drogo, wciąż trzymając Teklę 

w ramionach, odezwał się: 

 -  Moja  ukochana!  Moja  najdroższa!  Wybacz  mi,  proszę! 

Nie chciałem, by się tak stało. 

background image

 - O Drogo... Drogo...! Dlaczego nikt mi nie powiedział, że 

kochanie się jest tak... cudowne?! 

Mówiła  bardzo  cicho,  ale  jej  głos  brzmiał  jak  pieśń 

aniołów.  Wiedział,  że  znalazła  się  teraz  w  mistycznym 
świecie, gdzie rzeczywistością była tylko ich miłość. Był tam 
razem  z  nią.  Zdawał  sobie  sprawę,  że  nie  powinien,  lecz  nie 
mógł oprzeć się tej miłości. 

Tekla poruszyła się i przysunęła bliżej do niego. Ich ciała 

dotykały się. Była delikatna, piękna i niemal eteryczna - taka, 
jak sobie wyobrażał. 

Całowała jego ramię mówiąc: 
 - Teraz... naprawdę... jestem twoją żoną. 
 -  Nie  powinnaś  nią  być  -  odparł  -  ale  nie  mogłem 

powstrzymać się przed kochaniem ciebie, tak jak nie mógłbym 
uciszyć fal czy zgasić światła księżyca. 

 -  Dlaczego  miałbyś  się  powstrzymywać?  -  zapytała.  - 

Przecież...  należę  do  ciebie  od  chwili,  gdy  zdjąłeś  mnie  z 
muru. 

Odgarnął  włosy  z  czoła  Tekli  i  delikatnie  dotknął  jej 

twarzy szepcząc: 

 -  Moja  ukochana,  najdroższa!  Moja  piękna,  mała 

księżniczko! To szaleństwo! 

 - 

Rozkoszne,  cudowne,  wspaniałe  szaleństwo  - 

odpowiedziała z uśmiechem. 

 - Obawiam się o twoją przyszłość - powiedział. 
 - Jestem szczęśliwa teraz - powiedziała. - Przyszłość być 

może  wcale  nie  nadejdzie...  może  statek  nie  dopłynie  do 
Aleksandrii... może... utonie gdzieś po drodze i będziemy żyć 
wśród ryb... 

 -  Wszystko,  czego  pragnę  w  tej  chwili  -  powiedział  -  to 

spędzić  resztę  życia  jak  teraz  -  trzymając  cię  mocno  w 
ramionach, wiedząc, że jesteś moja. 

background image

 -  Jestem  twoja!  Jestem,  jestem  twoja!  -  wykrzyknęła.  -  I 

za  późno  już  jest,  byś  się  przejmował,  że  jestem  księżniczką 
czy czymś równie bezsensownym. 

Milczał, więc po chwili znów się odezwała: 
 -  Nie  myślisz  chyba,  że  nie  należę  do  ciebie  po  tym,  co 

przeżyliśmy, i że uda się unieważnić nasz związek?! 

Zwlekał  z  odpowiedzią,  lecz  czując,  że  ciało  Tekli 

zaczyna drżeć z niepokoju, odezwał się szybko: 

 -  Myślę,  że  teraz  będzie  to  bardzo  trudne,  jeżeli  nie 

niemożliwe. 

Tekla wykrzyknęła radośnie: 
 - Więc mogę zostać z tobą! Nie możesz mnie się pozbyć, 

jak zamierzałeś! 

 -  Nie  zamierzałem  się  ciebie  pozbyć  -  odparł.  -  Zrozum, 

proszę,  najdroższa,  że  jeżeli  zostaniesz  ze  mną,  jako  moja 
żona, będziesz musiała zrzec się swojego tytułu. Nie będziesz 
już księżniczką. Zostaniesz nią tylko w moim sercu. 

Przekonany,  że  nigdy  przedtem  Tekla  nie  pomyślała  o 

tym,  oczekiwał,  że  to  ją  zaniepokoi.  Tymczasem  Tekla 
roześmiała się: 

 - Właśnie tego chcę! Być w twoim sercu. Być z tobą. Cóż 

poza tym może mnie obchodzić?! 

 - Najukochańsza, to nie takie proste! Mówiłem ci o moich 

trudnościach finansowych, a ty nigdy nie zaznałaś ubóstwa. 

 -  Będę  się  troszczyć  o  ciebie,  gotować  ci.  Będę  robić 

cokolwiek, ale nie opuszczę cię! 

Powiedziała to z taką żarliwością w głosie, że Drogo cicho 

westchnął. 

 - Kocham cię! - odezwał się. - Nikt chyba nie mógłby być 

bardziej  cudowny  niż  ty!  Lecz,  moja  ukochana,  niepokoję 
się... 

 - O co?! 

background image

 - O to, że nie wiesz, czego się podejmujesz, i że pewnego 

dnia  będziesz  żałować,  że  wyrzekłaś  się  wszystkiego,  do 
czego przywykłaś, w imię miłości. 

 -  A  czy  to  wszystko  ma  jakieś  znaczenie?  -  zapytała.  - 

Wiem, że zanim cię spotkałam, nie żyłam, a teraz wszystko się 
odmieniło. 

Z uśmiechem mówiła dalej: 
 -  Jesteśmy  tu  -  na  tym  czarodziejskim  statku  -  i  jeżeli 

miałby  to  być  nasz  jedyny  dom  do  końca  życia,  byłby  i  tak 
dostatecznie duży, by schronić w nim naszą miłość! 

 - Moja ukochana - wyszeptał całując Teklę i pomyślał, że 

właśnie w tej chwili sięga do gwiazd i nikt już nie może mu w 
tym przeszkodzić. 

Świt  zaglądał  przez  okno  kajuty,  gdy  Drogo  znów  się 

odezwał; 

 - Musisz się przespać, najdroższa. 
 -  Jestem  zbyt  szczęśliwa,  by  móc  spać  -  uśmiechnęła  się 

Tekla. - Każdej nocy, gdy byliśmy tu razem, pragnęłam, żebyś 
był...  tak  blisko  mnie,  jak  jesteś  teraz,  a  zamiast  tego 
słuchałam tylko, jak niespokojnie wiercisz się na podłodze i... 
chciałam położyć się obok ciebie. 

 -  Pragnąłem  tego  samego  -  powiedział  -  ale  starałem  się 

robić  to,  co  uważałem  za  słuszne.  No,  i  proszę,  co  z  tego 
wynikło! 

 - Wybuchła rewolucja w naszych sercach - powiedziała z 

uśmiechem.  -  Miłość  zburzyła  nasze  dotychczasowe  życie. 
Nie  możesz  już  cofnąć  czasu.  Musimy  zacząć  wszystko  od 
nowa, czy tego chcemy, czy nie. 

 - Bardzo tego pragnę - odparł. - Może nawet za bardzo i... 

wstyd  mi,  że  nie  potrafiłem  się  opanować,  ale...  nie  można 
walczyć z własnym sercem, gdy ma nad nami władzę. 

 -  To  właśnie  chciałam  od  ciebie  usłyszeć  -  stwierdziła.  - 

Nie mogłam znieść udawania, że jestem twoją siostrą! 

background image

 -  Wcale  nie  jesteś  do  niej  podobna  -  odpowiedział  z 

uśmiechem  przesuwając  delikatnie  ręką  po  ciele  Tekli  i, 
całując ją w szyję, znów cicho się odezwał: 

 - Muszę pozwolić ci się wyspać. Poczuł, że Tekla drży. 
 -  Mamy  całe  lata,  by  się  wyspać  -  odpowiedziała.  - 

Jesteśmy  sobie  poślubieni,  to  nasz  miodowy  miesiąc.  Chcę, 
byś  mnie  kochał...  raz  jeszcze...  i  jeszcze  raz.  Dlaczego 
mielibyśmy pragnąć czego innego? 

 -  Właśnie,  dlaczego?  -  wyszeptał  całując  Teklę  i  znów 

zapłonęły gwiazdy unosząc ich do nieba. 

Słońce świeciło wysoko, gdy w końcu wstali. 
 - Przegapiliśmy śniadanie - zauważył z uśmiechem Drogo 

-  ale  nikt  chyba  tego  nie  spostrzegł,  może  z  wyjątkiem 
chińskiego kucharza. 

 - Już pora obiadu - odezwała się Tekla. - Najpierw jednak 

wykąpię  się,  a  ty  polejesz  mnie  wodą,  jak  tego  zawsze 
chciałam. Teraz przecież już możesz. 

Roześmiał się. 
 -  Starałem  się  bardzo  nie  myśleć  o  tym,  odkąd  mi  to 

zasugerowałaś. 

 -  Pomyśl  więc  o  tym  teraz...  i  zrób  to  -  powiedziała 

prowokująco. 

Weszli  razem  do  umywalni.  Tekla  była  piękniejsza,  niż 

sobie  wyobrażał.  Pocałował  ją,  gdy  była  jeszcze  mokra.  i 
wysuszył  dość  skąpymi  ręcznikami,  w  które  zaopatrzył  ich 
kapitan. 

Gdy  znaleźli  się  znów  w  kajucie,  wziął  ją  w  ramiona,  a 

Tekla szeptem zapytała: 

 - Może... zrezygnujemy z obiadu? 
Z trudem odsunął ją na odległość ramion. 
 -  Kocham  cię  i  podziwiam,  ale  nie  chcę,  byśmy  z  tego 

powodu  oboje  głodowali.  Włóż  teraz  coś  na  siebie,  a  po 

background image

dobrym  posiłku,  jeżeli  będziesz  bardzo  grzeczna,  może 
wrócimy tu odpocząć, zamiast siedzieć na pokładzie. 

Wiedział, że zrozumiała. Oczy jej rozbłysły i powiedziała 

w podnieceniu: 

 -  Byłoby  cudownie...  Nie  traćmy  zatem  dużo  czasu  na 

jedzenie! 

Przyciągnął ją do siebie i znów wziął w ramiona. 
 -  Jesteś  niepoprawna,  zachwycająca  i...  stanowczo  zbyt 

pociągająca jak na jednego mężczyznę. 

 -  Najbardziej  cudownego  mężczyznę  na  ziemi  - 

powiedziała dotykając palcami jego policzka i zapytała: - Nie 
pojmuję... jak mi się udało cię znaleźć? 

 -  Wydawało  mi  się,  że  jesteś  podarunkiem  z  niebios  - 

uśmiechnął  się  -  ale  gdy  dowiedziałem  się,  kim  jesteś  i 
uświadomiłem sobie, że nie wolno mi cię tknąć, pomyślałem, 
że to raczej gorzki i bolesny prezent dla mnie. 

 - A teraz? - zapytała. 
 -  Teraz...  jest  tak  cudownie,  że...  trudno  mi  uwierzyć,  że 

to prawda. 

Przytuliła się do niego mocno. 
 -  Sprawię,  że  uwierzysz  i...  nigdy...  nigdy  nie  dopuszczę 

do tego, byś żałował, że mnie poślubiłeś. 

 - Obiecuję ci to samo, najdroższa - wyszeptał. 
 - Oboje... nie pozwolimy, by któreś z nas tego żałowało - 

powiedziała całując go. 

Było  późne  popołudnie,  gdy  wyczerpana  Tekla  zasnęła. 

Drogo  obserwował  światło  migoczące  na  łóżku.  Myślał  o 
przyszłości  zastanawiając się, czy znajdzie jakąś  sposobność, 
by zarobić na nich dwoje, kiedy opuści armię. Tekla była teraz 
jego  żoną  i  wiedział,  że  nie  może  już  ryzykować  swoim 
życiem,  jak  to  robił  przez  ostatnie  łata.  Z  drugiej  strony, 
spodziewał się, że gdy powie o tym wicekrólowi i tym, którzy 
stali za kulisami „Wielkiej Gry", w której brał udział, wywoła 

background image

ich  zdumienie.  Musiał  jednak  tak  postąpić.  Gdyby  zginął, 
Tekla  nie  tylko  zostałaby  bez  środków  do  życia,  ale  też, 
zrzekając  się  tytułu,  bez  pozycji  społecznej.  Pomyślał,  że 
powinien wynagrodzić jej wszystko, co straciła. 

Czuł, że zakochując się w niej w pewnym sensie zdradził 

siebie  i  swoją  zasadę  niezależności.  Lecz  gdy  patrzył  na  nią 
śpiącą  teraz  obok,  rozumiał,  że  miała  rację  i  że  liczyła  się 
tylko ich miłość, a wszystko inne było bez znaczenia. 

Wyglądała  tak  niezwykle  pięknie,  że  wydawała  mu  się 

boginią  z  Olimpu  czy  też  aniołem,  który  zstąpił  z  nieba.  Jej 
czarne  rzęsy  rzucały  długi  cień  na  białe  policzki,  a  włosy 
okrywały  obnażone  ramiona.  Patrząc  na  jej  nagie  ciało, 
pomyślał,  że  leży  w  tej  małej,  dziwnej  kajucie,  wśród 
zielonych 

szkockich 

tkanin 

jelenich 

rogów, 

jak 

półprzezroczysta,  rozświetlona  perła  wyłowiona  właśnie  z 
morza. 

Przez  chwilę  poczuł  się  natchniony.  Świadomość  piękna 

urody Tekli była tak silna, że sprawiała mu ból. 

Musiał  ją  chronić,  jakby  była  skarbem  o  nieocenionej 

wartości,  i  dlatego  nic  nie  mogło  być  zbyt  trudnym  ani  zbyt 
wielkim poświęceniem dla niego. 

 - Kocham cię - wyszeptał patrząc na śpiącą Teklę - i będę 

cię wielbić od tej chwili aż po wieczność. 

background image

R

OZDZIAŁ 

 -  To  ostatnia  noc...  -  powiedziała  Tekla.  Drogo  objął  ją 

ramieniem i mocno przytulił. 

 - Ale jutrzejszy dzień przed nami - odparł. 
 - Obawiam się jutra. 
Zbyt  dobrze  znał  odpowiedź,  by  pytać  dlaczego.  Przez 

ostatnie  kilka  dni  i  nocy  byli  we  wspaniałym, 
niewiarygodnym, cudownym raju i ciężko im było myśleć, że 
ten  czas  już  się  kończy.  Wiedział,  że  gdy  statek  dotrze 
wczesnym  rankiem  do  portu,  powrócą  nie  tylko  do 
cywilizacji, ale i do rzeczywistości. 

 -  Chcę  tu  zostać  -  odezwała  się  cicho.  -  W  tej  małej, 

uroczej  kajucie...  sama  z  tobą...  i  nie  myśleć...  o  tym,  co  się 
zdarzy, kiedy ją opuścimy. 

 -  Przyrzekam,  że  wszystko  się  ułoży!  -  pocieszał  ją.  - 

Będę  o  ciebie  dbał  i,  ponieważ  kochamy  się,  wierzę,  że  z 
boską  pomocą  przezwyciężymy  wszystkie  trudności,  każdą 
przeszkodę, i będziemy szczęśliwi jak teraz. 

 -  Jestem  szczęśliwa  -  wyszeptała.  -  Kocham  cię  coraz 

bardziej i bardziej... z każdym dniem i każdą... nocą. 

Zawahała  się,  zanim  wypowiedziała  ostatnie  słowo,  i 

ukryła twarz na ramieniu Drogo. 

Wprowadzanie  Tekli  w  świat  miłości  było  najbardziej 

wspaniałą i podniecającą rzeczą, jaka kiedykolwiek przytrafiła 
mu się w życiu. Ich miłość była tak ogromna, że wszystko, co 
robili,  wydawało  się  błogosławione  i  czyste.  Za  każdym 
razem, gdy się kochali na tym mknącym po morzu statku, nie 
tylko ich ciała, lecz również dusze zbliżały się do siebie coraz 
bardziej. 

 -  Uwielbiam  cię  -  powiedział.  -  Nie  ma  nikogo 

doskonalszego od ciebie! Nie pozwolę  ci  odejść! Przyrzeknij 
mi, że mnie nie opuścisz! 

background image

 -  Nie  opuszczę  cię!  -  odpowiedziała  żarliwie.  -  Nawet 

gdybyśmy mieli głodować... będziemy razem... i nie będę się 
bać niczego, bo będziesz przy mnie. 

Pocałował  ją  i  znów  zawładnęły  nimi  potęga  i  czar  ich 

miłości. 

Kiedy  zasnęli,  ramiona  Drogo  obejmowały  Teklę,  a  jej 

policzek spoczywał na jego piersi. 

Drogo  obudził  się,  gdy  statek  wpływał  do  portu  w 

Aleksandrii.  W  nocy  odsunęli  zasłony  z  okien,  by  móc 
podziwiać  gwiazdy,  i  teraz  mógł  przez  nie  obserwować 
przepływające obok okręty i ogromne nabrzeże. 

Bardzo  delikatnie  odsunął  od  siebie  śpiącą  Teklę 

zachwycając się jej cudowną urodą w świetle poranka. Znów 
obudziło  się  w  nim  pragnienie,  by  przytulić  ją  i  obudzić 
pocałunkiem.  Pomyślał  jednak,  że  musi  być  zmęczona 
miłosnymi  doznaniami  minionej  nocy.  Była  przecież  bardzo 
młoda, chociaż jej uczucia do niego nie były już dziewczęce, 
lecz  rozbudzonej  do  głębin  namiętności,  dojrzałej  kobiety,  i 
mimo  że  bardzo  wielu  rzeczy  w  sprawach  miłości  musiał  ją 
jeszcze  nauczyć,  to  jednak  jak  na  swoje  lata,  okazała  się  w 
pewien sposób już doświadczona. 

Była  tak  porywająca  i  fascynująca  jak  kwiat  lotosu  - 

symbol miłości otwierający się do słońca. Przysięgał sobie na 
wszystko, co było dla niego najświętsze, że będzie ją chronił i 
kochał do końca życia. Lepiej niż Tekla zdawał sobie sprawę, 
ile poświęciła rezygnując z tytułu książęcego, poślubiając go i 
zostając żoną ubogiego żołnierza. Nie  mogli jednak uciec od 
siebie. Taki był ich los i, jeżeli było to w ludzkiej mocy, nie 
powinna żałować niczego. 

Wstał  ostrożnie  z  łóżka  myśląc,  że  zawsze  będzie 

pamiętał, jak wiele szczęśliwych chwil przeżyli w nim razem. 
Wszedł  do umywalni, oblał się  wiadrem  wody i  ogolił  przed 
małym lusterkiem. Gdy wrócił do kajuty, Tekla wciąż jeszcze 

background image

spała.  Podszedł  do  szafy,  gdzie  wisiały  ich  ubrania,  i  wyjął 
rzeczy kuzyna Geralda. Wybrał z nich białe spodnie i koszulę, 
zawiązując na szyi pułkowy krawat. Przed wyjściem na brzeg 
zamierzał  włożyć  jeszcze  marynarkę  Geralda  z  mosiężnymi 
guzikami, by wyglądać jak najbardziej w stylu angielskim. 

Gdy się ubierał, statek dobił do nabrzeża. Usłyszał, że jest 

spuszczany  trap,  i  domyślił  się,  że  na  pokład  wejdą  najpierw 
celnicy,  żeby  sprawdzić  dokumenty  kapitana  McKaya. 
Dopiero potem będzie można wyładować towar. Wkrótce też 
wokół  statku  powinni  pojawić  się  egipscy  magicy 
wyczarowujący  z  rękawów  kurczęta  oraz  sprzedawcy 
dywanów,  wisiorków,  fezów  i  mnóstwa  innych  drobiazgów 
przyciągających uwagę turystów. 

Na razie jednak na nabrzeżu uwijali się jedynie marynarze 

wiążąc  liny  cumownicze  wokół  słupów  i  wyczekując  z 
nadzieją na możliwość zarobku przy wyładowywaniu drewna, 
jeżeli  kapitanowi  będzie  zależało  na  czasie.  Wśród  nich,  w 
głębi  nabrzeża,  ujrzał  dwóch  mężczyzn  stojących  w  cieniu 
magazynu.  Wydawali  się  tylko  gapiami  obserwującymi 
przepływające  statki,  lecz  coś  szczególnego  w  ich  wyglądzie 
przyciągnęło  jego  uwagę.  Przyjrzał  im  się  dokładnie 
dwukrotnie.  Instynkt,  wyostrzony  po  doświadczeniach  z 
Afganistanu i Rosji, mówił mu, że są niebezpieczni. Nie było 
niczego,  co  utwierdzałoby  go  w  tym  przekonaniu,  ale 
wiedział, że powinien się ich wystrzegać. 

Z  szybkością  właściwą  ludziom,  którym  umiejętność 

podejmowania  słusznych  decyzji  w  trudnych  sytuacjach 
uratowała nieraz życie, obmyślił plan działania. 

Podszedł  do  łóżka  i  pochylając  się  nad  Teklą  obudził  ja 

pocałunkiem,  tak  jak  wcześniej  zamierzał.  Gdy  jego  usta 
dotknęły jej, wydała ciche westchnienie zadowolenia i chociaż 
miała zamknięte oczy, wyciągnęła ramiona, by go objąć. 

 - Obudź się, ukochana! - odezwał się. 

background image

Minęła  dłuższa  chwila,  zanim  otworzyła  oczy  i 

powiedziała: 

 - Kocham cię! O Drogo, kocham cię! 
 -  Ja  też  cię  kocham  -  odpowiedział.  -  Obudź  się  już 

jednak. Muszę załatwić coś ważnego. 

Podniósł ją trzymając w ramionach, aż usiadła, i rzekł: 
 - Posłuchaj, najdroższa! Muszę teraz wyjść na pokład, by 

porozmawiać z kapitanem i celnikami, którzy są już na statku. 
Zamknij  za  mną  drzwi  na  klucz  i  nie  otwieraj  nikomu. 
Zrozumiałaś? 

Oczy Tekli rozwarły się szeroko. 
 -  Co  się  dzieje?  Czy  stało  się  coś  złego?  -  zapytała 

przestraszonym głosem. 

 - Nic złego się nie dzieje - uspokoił ją. 
 - Nie sądzisz chyba, że ten Arab... 
 -  Nie!  Nie!  Skądże!  -  odparł  szybko.  -  To  coś  całkiem 

innego. Proszę, zrób, jak mówiłem. 

 - Będziesz tam długo? 
 - Tylko kilka minut. 
Podszedł do szafy i włożył marynarkę Geralda. 
 - Teraz wyglądasz bardzo elegancko. To robi wrażenie! - 

wykrzyknęła. 

 -  Chcę,  byś  wyglądała  równie  wspaniale  -  powiedział.  - 

Wstań i włóż najładniejszą i najbardziej szykowną suknię. 

 - Dla kogo? - zapytała ze zdziwieniem. 
 -  Przede  wszystkim  dla  mnie,  a  potem  dla  całej  reszty 

świata,  której  nareszcie  będę  miał  przyjemność  przedstawić 
moją żonę. 

Tekla roześmiała się. 
 -  Zapewniam  cię,  że  nie  będziesz  musiał  się  mnie 

wstydzić. 

Wstając  z  łóżka  wyglądała  tak  bardzo  pociągająco,  że  z 

trudem odwrócił się i podszedł do drzwi. 

background image

 - Zamknij się na klucz - przypomniał jej. 
 -  Nie  pocałujesz  mnie  przed  wyjściem?  -  zapytała 

prowokująco wiedząc, co czuł. 

Stała  w  słońcu  zaglądającym  przez  okno.  Wyglądała  tak 

pięknie i kusząco, że nie śmiałby jej teraz pocałować wiedząc, 
czym by się to skończyło. 

 - Pocałuję cię, gdy wrócę - powiedział i zamknął za sobą 

drzwi. 

Odczekał,  aż  Tekla  przekręci  klucz  w  zamku,  i  szybko 

wspiął się po schodach na pokład. 

Jak  przewidywał,  kapitan  McKay  stał  na  mostku  w 

towarzystwie  dwóch  celników  sprawdzających  dokumenty 
przewozowe.  Spostrzegł  z  ulgą,  że  jeden  z  nich  jest 
Anglikiem. 

Napoleon  nazwał  Egipt  "jednym  z  najwspanialszych 

krajów świata". Uczestnicząc w „Wielkiej Grze", Drogo miał 
okazję zapoznać się bliżej z polityką imperium brytyjskiego i 
wkrótce  doszedł  do  wniosku,  że  fascynacja  Anglików  tym 
krajem  przybrała  postać  niemal  patologiczną.  Dla 
Brytyjczyków Egipt leżał na drodze do Indii. Przedtem Nelson 
i Nil, a teraz statki pasażerskie kursujące regularnie Kanałem 
Sueskim,  uświadomiły  im,  jak  niezwykle  żywotne  interesy 
łączą  ich  z  tym  tajemniczym  krajem.  Egipt  nie  był  częścią 
imperium,  ale  z  każdym  dniem  rosły  tu  brytyjskie  wpływy  i 
kierownictwo.  Nieświadomie  Egipcjanie  stawali  się  coraz 
bardziej  uzależnieni  od  Anglików.  Było  tu  coraz  więcej 
brytyjskich  oddziałów  wojskowych  i  dzięki  pomysłowości, 
inicjatywie  oraz  organizacji  Brytyjczyków  z  roku  na  rok 
rozwijały się wielka inżynieria i prace irygacyjne. 

Celnik,  który  był  Anglikiem,  spojrzał  zdziwiony  znad 

papierów na zbliżającego się Drogo. 

background image

 - Dzień dobry, kapitanie McKay - przywitał  się Drogo. - 

Byłbym  wdzięczny,  gdyby  przedstawił  mnie  pan  temu 
dżentelmenowi. Mam mu do powiedzenia coś ważnego. 

Kapitan wydał się nieco zaskoczony jego prośbą i dopiero 

po chwili milczenia odezwał się zniecierpliwiony: 

 - To pan Forde, który podróżuje na moim statku od czasu 

wypłynięcia z Ampuli. 

Drogo wyciągnął rękę do celnika. 
 - Miło mi pana poznać - odezwał się do Anglika i uścisnął 

też dłoń jego towarzysza, który wydawał się Egipcjaninem. 

 -  Nazywam  się  Smithson  -  odpowiedział  celnik.  -  Mam 

nadzieję, że miał pan przyjemną podróż? 

 - Rzeczywiście, tak - odparł Drogo i zapytał: - Czy mogę 

zamienić z panem kilka słów na osobności? 

Celnik  uniósł  brwi  ze  zdziwienia,  lecz  widząc,  że  Drogo 

nie czekając na jego odpowiedź schodzi z mostka, podążył za 
nim.  Po  chwili  Drogo  odezwał  się  z  powagą,  ściszonym 
głosem: 

 -  Przybyłem  tu  z  ważną  misją  wojskową  i  pragnę,  by 

zorganizował  pan  mnie  i  mojej  żonie  przejazd  z  portu  do 
ambasady pod zbrojną eskortą. 

Smithson spojrzał zdumiony. 
 - Pod zbrojną eskortą?! - powtórzył. 
 -  Czy  ostatnio  przybył  jakiś  rosyjski  statek  z  Kozania?  - 

zapytał go Drogo. 

Celnik zastanowił się przez chwilę i odpowiedział: 
 - Chyba wczoraj wpłynął do portu rosyjski niszczyciel. 
 -  Tak  podejrzewałem  -  mruknął  Drogo.  Wiedział,  że 

jeden  z  niszczycieli,  które  cumowały  w  Ampuli,  mógł 
dopłynąć do Aleksandrii przed nimi. 

 - Myśli pan - odezwał się Smithson - że Rosjanie... 

background image

 - Rozumie pan, że nie mogę o tym mówić - przerwał mu 

Drogo. - Żądam powozu i eskorty, która jak mówiłem, ma być 
uzbrojona! 

Świadomie  powiedział  to  w  tak  władczy  sposób,  starając 

się  raczej  powstrzymać  celnika  przed  rozwodzeniem  się  nad 
sprawą, niż rzeczywiście zmusić go do wykonania polecenia. 

Smithson  był  jednak  człowiekiem  młodym  i  żądanie 

Drogo  musiało  wywrzeć  na  nim  pozytywne  wrażenie,  bo  w 
jego  oczach  pojawił  się  błysk  podniecenia.  Każdy  urzędnik 
brytyjski,  bez  względu  na  to,  jak  niską  pozycję  zajmował  w 
administracyjnej hierarchii, był świadom zagrożenia ze strony 
Rosjan dla imperium. 

 -  Natychmiast  się  tym  zajmę,  sir!  -  powiedział  z  pełnym 

szacunkiem i powagą. 

 -  Będę  bardzo  zobowiązany  -  rzekł  Drogo.  -  Zostanę  z 

żoną na pokładzie do czasu pojawienia się powozu. 

Smithson wbiegł z powrotem na mostek, oddał kapitanowi 

dokumenty zezwalając na wyładunek towaru, po czym opuścił 
statek szybciej, niż nań wszedł. 

 - Co pan zamierzasz? - odezwał się kapitan do Drogo, gdy 

zostali sami. 

 -  Staram  się  zapewnić  sobie  i  żonie  bezpieczny  przejazd 

do ambasady - odparł Drogo. 

Kapitan zmarszczył brwi. 
 - Jest jakiś powód, by się o to niepokoić? - zapytał. Drogo 

skinął głową. 

 - W głębi nabrzeża stoją tacy dwaj. Proszę nie patrzeć  w 

ich stronę, dopóki nie zostawię pana samego - odpowiedział. 

 - Kim są? - zapytał kapitan McKay. 
 - To Rosjanie - krótko odpowiedział Drogo. 
 -  Do  licha  z  nimi!  -  zaklął  kapitan.  -  Nie  wejdą  na  mój 

statek! 

background image

 -  Proszę  się  o  to  postarać  przynajmniej  do  czasu,  gdy 

znajdziemy się z żoną w powozie. Myślę też, że wybaczy mi 
pan, iż dzisiaj zjem śniadanie z żoną w kajucie. 

 - Rzeczywiście, tak będzie lepiej - zgodził się kapitan. 
 - Wiedziałem, że tak pan powie - uśmiechnął się Drogo. - 

Zawsze  też  będę  wdzięczny,  że  nie  odmówił  pan  mojej 
prośbie i zabrał nas na swój statek. 

Mówił  prawdę,  choć  wiedział,  że  na  decyzję  kapitana 

wpłynęła  wówczas  przede  wszystkim  wysoka  suma  za  tę 
przysługę. 

 -  Pójdę  teraz  do  kuchni  -  powiedział  Drogo  opuszczając 

mostek kapitański. 

Zszedł pod pokład, odnalazł kucharza i poinformował go, 

że śniadanie zje z żoną w kajucie. 

 - Ja przynieść - zapewnił go Chińczyk śpiewnym głosem. 
Drogo  pospieszył  do  Tekli.  Otworzyła  drzwi  upewniając 

się  przedtem,  że  to  on.  Była  w  koszuli  i  szlafroku.  Zarzuciła 
mu ręce na szyję. 

 - Bałam się! Bardzo się bałam, że... zdarzy się coś złego... 

Powiedz mi, co się stało. Muszę wiedzieć. 

 -  Nic  złego  się  nie  stało  -  uspokoił  ją.  -  Upewniłem  się 

tylko,  czy  wszystko  jest  w  porządku.  Zawsze  lepiej  być 
przygotowanym. 

 - Na co?! 
Ponieważ nie odpowiadał, przytuliła się do niego mocniej 

szepcząc: 

 -  Nie  myślisz  chyba,  że...  Czerwone  Oddziały...  będą 

mnie tu szukać... 

 -  Nie,  najdroższa!  To  nie  tobą,  lecz  mną  interesują  się 

Rosjanie. 

 - Rosjanie?! - wykrzyknęła z trwogą. 

background image

 -  Wszystko  będzie  dobrze  -  uspokoił  znów  Teklę.  - 

Posłałem po eskortę brytyjskich żołnierzy. Zapewniam cię, że 
w Egipcie wzbudzają oni ogromny szacunek. 

 - Skąd wiesz, że Rosjanie szukają cię tutaj? - zapytała. 
 -  Być  może  się

 

mylę,  ale  na  nabrzeżu  stoją  dwaj,  raczej 

podejrzanie  wyglądający  mężczyźni,  a  wczoraj  wpłynął  do 
portu rosyjski niszczyciel z Kozania. 

Tekla  wstrzymała  oddech  ze  strachu  i  po  chwili,  niemal 

jak szalona, wykrzyknęła; 

 - Musisz być bardzo... bardzo ostrożny! Jeżeli, przytrafi ci 

się coś złego... umrę! 

 - Troszczę się o nas oboje, ukochana - odparł stanowczo. 

-  Ubierz  się  więc,  żebyśmy  mogli  zejść  ze  statku,  gdy  tylko 
przybędzie powóz. 

Gdy  zjedli  śniadanie  przyniesione  przez  Chińczyka  do 

kajuty, Drogo pomógł  Tekli zapiąć bardzo atrakcyjną suknię, 
którą przyniósł z pałacu. Była zbyt wytworna, żeby nosić ją na 
statku, lecz znakomicie nadawała się na wyjście na ląd. Tekla 
obróciła się zalotnie dookoła prezentując, jak w niej wygląda. 
Suknia uczyniła jej talię nieprawdopodobnie wąską. 

Nagle znieruchomiała. 
 -  Właśnie  sobie  przypomniałam,  że  nie  mam  co  włożyć 

na głowę! Nie mogę wyjść na ląd bez kapelusza! - zawołała z 
konsternacją w głosie. 

Drogo  popatrzył  z  uśmiechem  na  jej  czarne  włosy  Były 

tak  piękne,  że  przestępstwem  byłoby  skrywanie  ich  pod. 
nawet najpiękniejszym, kapeluszem. 

 - Na pewno coś znajdziesz - pocieszył ją jednak. 
 - Ależ tak! - przypomniała sobie z ulgą. - Mam szarfę od 

mojej błękitnej sukni! 

Szybko  wyciągnęła  z  worka,  w  który  zapakowała  już 

większość swych rzeczy, długą szyfonową szarfę i pokazała ją 
Drogo.  Wziął  szarfę  z  rąk  Tekli  i  delikatnie  nałożył  jej  na 

background image

głowę zawiązując końce wokół szyi. Okalała całą twarz Tekli 
nadając  jej  rysom  wschodni,  niezwykle  piękny  wygląd 
Łatwiej  było  mu  wyrazić  swój  zachwyt  nad  jej  urodą 
pocałunkami niż słowami. 

Upłynęło sporo czasu, zanim Drogo mógł znów zabrać się 

do  pakowania  reszty  swoich  rzeczy  Gdy  skończył,  wsunął 
pistolet  do  kieszeni  marynarki  i  podszedł  do  okna,  by 
zobaczyć,  co  się  dzieje  na  nabrzeżu.  Leżał  tam  już  ogromny 
stos  wyładowanego  drewna,  a  wokół  statku  zebrał  się  spory 
tłum gapiów. Jak przewidywał, byli wśród nich sprzedawcy i 
magicy,  a  także  żebracy  i  ciekawskie  dzieci.  W  cieniu 
magazynu nadal stali dwaj Rosjanie 

Obserwując  ich  spostrzegł,  ze  zgromadzony  tłum  ożywił 

się  nagle  i  rozstąpił  na  boki.  Na  nabrzeże  wjechał  powoli 
mały, służbowy powóz udostępniony przez ambasadę Za mm 
jechało konno dwóch uzbrojonych żołnierzy brytyjskich. Inni 
dwaj siedzieli w powozie Jeden z nich kierował zaprzęgiem 

W  chwilę  później  do  kajuty  zapukał  cicho  kucharz 

zawiadamiając  Drogo,  że  powóz  czeka  już  na  nabrzeżu 
Wcześniej,  gdy  podawał  im  śniadanie,  Drogo  poprosił  go  o 
pomoc  w  przeniesieniu  bagaży  Chińczyk  chętnie  na  to 
przystał Teraz Drogo wskazał  mu gotowe do zabrania worki, 
zawierające wszystko, co oboje z Teklą mieli Kucharz zaniósł 
je  do  powozu  i  wrócił  do  kajuty.  Drogo  podziękował  mu 
wręczając  duży  napiwek  we  francuskich  banknotach,  które 
bez  trudu  można  było  wymienić  prawie  wszędzie  we 
wschodniej Europie, a tym bardziej w Aleksandrii Raz jeszcze 
rozejrzał  się po kajucie i  wyszedł  z Teklą na pokład Kapitan 
McKay czekał na nich przy trapie. 

 -  Opuszczacie  mój  statek  w  prawdziwie  wielkim  stylu  - 

zauważył ironicznie. 

Drogo uśmiechnął się, przypomniawszy sobie, jak oboje z 

Teklą wyglądali, gdy wchodzili na pokład w Ampuli. 

background image

 -  Wyłącznie  panu,  kapitanie  McKay,  zawdzięczamy,  że 

nie musimy już ukrywać się przed rewolucjonistami. 

 - Chyba wrócę do kajuty - odparł lakonicznie kapitan. 
Drogo  jeszcze  raz  podziękował  mu,  a  Tekla  dodała  od 

siebie: 

 - Byliśmy bardzo szczęśliwi w pana pięknej kajucie. Mam 

nadzieję, że śpiąc w niej, pomyśli pan czasami o nas tak, jak 
my będziemy wspominać pana. 

Było to piękne pożegnanie i kapitan był nim wzruszony. 
Drogo pierwszy zszedł po trapie, podtrzymując Teklę lewą 

ręką, prawą zaś zaciskając na pistolecie w kieszeni marynarki. 
Wsiedli  do  powozu,  który  ruszył  wolno  wzdłuż  nabrzeża 
eskortowany  przez  dwóch  żołnierzy  jadących  konno  po  jego 
obu bokach. 

Gdy  mijali  Rosjan,  Drogo,  udając,  że  nie  patrzy  w  ich 

stronę, zauważył, że zaskoczeni tym, w jaki sposób opuszczał 
port,  ożywili  się  nie  wiedząc,  co  robić.  Podejrzewał,  że 
zadaniem  ich  było  schwytanie  go  właśnie  w  chwili,  gdy 
zejdzie  ze  statku  i  doprowadzenie  na  pokład  niszczyciela, 
gdzie byłby przesłuchany. Gdyby się im to udało, z pewnością 
zginąłby potem w jakimś „nieszczęśliwym wypadku" i więcej 
nikt nie usłyszałby o nim. 

Powóz  znalazł  się  wkrótce  na  jednej  z  głównych  ulic 

wiodących z portu do centrum miasta i konie ruszyły szybciej 
Drogo odetchnął i pomyślał, ze z boską pomocą udało mu się 
ocalić Teklę i siebie. 

Dojechali  do  dużego,  imponującego  budynku  ambasady, 

nad  którym  powiewała  brytyjska  flaga  Spodziewał  się,  ze 
ambasador przebywa w Kairze, więc kiedy wyszli z powozu, 
jedynie  przez  grzeczność  zapytał,  czy  go  zastał.  Ku  swemu 
zaskoczeniu usłyszał, ze ambasador właśnie go oczekuje 

Poczekalnia, do której został wprowadzony, wydawała się 

podobna  do  innych  angielskich  poczekalni,  w  których  miał 

background image

okazję  przebywać.  Na  jednej  ze  ścian  wisiał  dość  nieudolnie 
namalowany  portret  brytyjskiej  królowej,  a  przeciwną 
ozdabiał  wizerunek  kedywa  Egiptu  Służący  właśnie 
zaproponował  Drogo  do  wyboru  turecką  lub  angielską  kawę, 
gdy  do  pokoju  wszedł  adiutant  oznajmiając,  ze  ambasador 
pragnie go widzieć 

 - Czy zechciałby pan zaopiekować się moją żoną podczas 

mojej nieobecności? - zapytał go Drogo - Z powodów, których 
nie  muszę  chyba  wyjaśniać,  będzie  rozsądniej,  jeżeli  nie 
będzie sama, gdy będę rozmawiał z Jego Ekscelencją. 

Z  oczami  szeroko  otwartymi  ze  zdziwienia  adiutant 

odrzekł 

 - Tak, sir Proszę za mną 
Drogo ruszył za mm długim korytarzem Po chwili stanęli 

przed  dużymi  drzwiami  Adiutant  otworzył  je,  głośno 
oznajmiając 

 - Pan Forde, Ekscelencjo! 
Powiedziawszy  to,  zamknął  drzwi  i  Drogo  usłyszał,  jak 

kieruje się w stronę pomieszczeń, gdzie pozostała Tekla. 

Ambasador podniósł się zza biurka stojącego przy oknie, 

by powitać Drogo. 

 -  Miło  mi  pana  widzieć,  panie  Forde  -  powiedział.  - 

Prawdę mówiąc, szukałem pana, ponieważ... 

 - Proszę mi wybaczyć, Ekscelencjo - przerwał mu Drogo 

-  ale  powinienem  natychmiast  wysłać  pilną  depeszę  do 
wicekróla.  Zbyt  długo  z  tym  zwlekałem.  Nie  muszę  chyba 
tłumaczyć, że każda kolejna chwila zwłoki może spowodować 
śmierć wielu pańskich ludzi. 

Gdy  tylko  Drogo  skończył  mówić,  ambasador  wkroczył 

do  akcji  z  energią  właściwą  człowiekowi  przywykłemu  do 
działania  w  nagłych  sytuacjach.  Dzwoniąc  na  adiutanta 
odezwał się do Drogo: 

 - Sądzę, ze posłuży się pan kodem ,,A". 

background image

Drogo domyślił się, że musi to być najbardziej tajny kod, 

którym  porozumiewali  się  jedynie  minister  spraw 
zagranicznych, wicekról i ambasadorzy. 

Skinął twierdząco głową. 
 - Tak, Ekscelencjo. 
Ambasador  wyjął  z  kieszeni  klucz,  otworzył  nim  jedną  z 

szuflad  swego  biurka  i  wyjął  małą  książkę.  Gdy  wręczał  ją 
Drogo, drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł adiutant. 

 - Pan dzwonił, Ekscelencjo? - zapytał oficer. 
 -  Proszę  natychmiast  zaprowadzić  pana  Forde  do 

telegrafu i dopilnować, by nikt mu nie przeszkadzał. 

Drogo wyszedł z oficerem. Udali się na tyły ambasady, a 

stamtąd  długim  przejściem  dostali  się  do  innego,  mniejszego 
budynku,  w  którym  zatrzymali  się  przed  drzwiami 
pilnowanymi przez dwóch wartowników. 

Przekazanie  wicekrólowi  zakodowanych  informacji, 

zdobytych  w  Afganistanie,  zajęło  Drogo  blisko  pół  godziny. 
Gdy to uczynił, poczuł, że ogromny ciężar spadł  mu z serca. 
Teraz pozostawało tylko modlić się, żeby informacje te w porę 
zapobiegły  spustoszeniu  na  północno  -  zachodniej  granicy 
Indii. 

Siedem  miesięcy  zabrało  mu  ich  uzyskanie  i  wiele  razy 

ryzykował  przy  tym  życiem.  Dopiero  gdy  myślał  o  Tekli, 
każda  chwila  strachu  nabierała  wartości  i  sensu.  Przecież  na 
końcu  tej  niebezpiecznej  drogi  znalazł  właśnie  ją.  Czego 
więcej mógł pragnąć? 

Wstał  od  stołu,  na  którym  stał  telegraf,  zabierając 

bezcenną  książkę  z  kodami,  do  której  mieli  dostęp  tylko 
nieliczni uczestnicy „Wielkiej Gry". 

Drzwi  otworzyły  się  i  do  pokoju  zajrzał  znów  adiutant 

towarzyszący Drogo na polecenie ambasadora. 

 - Już pan skończył? - zapytał. 
 - Na razie, tak - odpowiedział Drogo. 

background image

 -  Chciałbym  wyrazić  swój  podziw  dla  pana  -  powiedział 

oficer. - Mam pewne pojęcie, czym się pan zajmuje, ponieważ 
było  tu u nas  ogromne  poruszenie,  kiedy  nie  mogliśmy  się  z 
panem skontaktować. 

Drogo spojrzał na niego zdziwiony. 
 -  Próbowaliście  się  ze  mną  skontaktować?  Dlaczego?  - 

zapytał. 

 -  Jego  Ekscelencja  wszystko  wyjaśni  -  odparł  adiutant.  - 

Właśnie zabrał pańską żonę do salonu i zamówił szampana do 
obiadu!  Wyobrażam  sobie,  że  macie...  a  może  raczej  mamy 
wiele do uczczenia. 

Drogo uśmiechnął się. 
 -  Zadziwiające,  że  Brytyjczycy  zawsze  muszą  mieć  jakiś 

pretekst, żeby napić się szampana! 

Wrócili do głównego budynku i weszli do dużego, bogato 

wyposażonego  salonu,  z  oknami  w  stylu  francuskim 
wychodzącymi na wypełniony kwiatami ogród. 

Tekla  siedziała  na  kanapie.  Zdjęła  szyfonową  szarfę  z 

głowy i rozmawiała z ambasadorem. Gdy tylko ujrzała Drogo 
poderwała  się  z  miejsca  i  podbiegła  do  niego,  zanim 
ambasador zdążył ją uprzedzić. 

 - Tak długo cię nie było - powiedziała - Bałam się. 
 - Wszystko w porządku, ukochana - uspokoił ją. Spojrzał 

na ambasadora 

 -  Jestem  panu  bardzo  wdzięczny,  Ekscelencjo,  za  pomoc 

w doprowadzeniu mojej misji do końca, bez dalszej zwłoki. 

 -  Pańska  żona  właśnie  mi  powiedziała,  ze  pobrali  się 

państwo w Ampuli. Pomyślałem więc, że powinniśmy uczcić 
to  przy  obiedzie,  chociaż  jestem  pewien,  ze  nie  pogardziłby 
pan kieliszkiem szampana już teraz. 

 - Dziękuję - odrzekł Drogo 
Zastanawiał  się,  czy  Tekla  powiedziała  ambasadorowi, 

kim jest, ale wydało mu się to mało prawdopodobne 

background image

 - Najpierw jednak muszę powiedzieć - ciągnął ambasador 

- że szukam pana już od dwóch miesięcy 

 -  Od  dwóch  miesięcy?  Dlaczego?  -  zapytał  zdziwiony 

Drogo 

 -  Mam  nadzieję,  że  nie  będzie  to  dla  pana  szokiem  - 

odezwał się po chwili przerwy ambasador 

Drogo stał spokojnie. Tekla wzięła go za rękę Wiedział, że 

się  boi.  Mocno  ścisnął  jej  dłoń  zastanawiając  się  z 
niepokojem, co mogło się wydarzyć. 

Ambasador mówił dalej 
 -  Minister  spraw  zagranicznych,  lord  Rosebery, 

powiadomił  wszystkie  ambasady  w  tym  rejonie,  by 
skontaktowały  się  z  panem,  gdy  tylko  będzie  to  możliwe,  i 
przekazały, ze musi pan natychmiast udać się do Anglii. 

Drogo spojrzał zdumiony. 
 - W jakim celu? 
 - Pański kuzyn, książę Forde, został zabity podczas jednej 

z potyczek w Sudanie! 

Drogo wstrzymał oddech. 
 - Pański stryj, markiz Forde - wyjaśniał dalej ambasador, 

dostał  ataku  serca  na  wieść  o  tym,  a  ponieważ  lekarze 
twierdzili,  że  nie  powróci  już  do  zdrowia,  lord  Rosebery 
uznał, że powinien pan jak najszybciej powrócić do Londynu. 

Ambasador przerwał i po chwili dodał: 
 -  Niestety,  nie  mogliśmy  w  żaden  sposób  skontaktować 

się z panem. Pański stryj zmarł trzy tygodnie temu. 

Przez  chwilę  Drogo  nie  był  w  stanie  nic  powiedzieć. 

Pomyślał,  że  w  najśmielszych  marzeniach  nie  wyobrażał 
sobie, że obaj - jego kuzyn i stryj umrą, i że całe jego życie się 
odmieni. To niewiarygodne, ale właśnie zdarzyło się to, czego 
najmniej się spodziewał. 

background image

Spostrzegł,  że  Tekla  przygląda  mu  się  niespokojnie,  a 

ambasador 

jest 

nieco 

zakłopotany 

rolą 

posłańca 

przekazującego złe wiadomości. 

 - Oczywiście jestem tym bardzo zaskoczony, Ekscelencjo 

- odezwał się Drogo z powagą, ściszonym głosem. 

 - Nie jest ci z tego powodu przykro...? - wyszeptała cicho 

Tekla. 

Spojrzał  na  nią  i  przyznał  w  duchu,  że  gdyby  miał  być 

szczery,  to  wcale  nie  był  tym  zmartwiony.  Trudno  mu  było 
jedynie uwierzyć, że z żołnierza mającego tylko górę długów 
do  spłacenia,  nagle  stał  się  poważanym  arystokratą  z 
ogromnym  majątkiem.  Pomyślał,  że  spotkanie  z  Teklą 
również  było  czymś  niepojętym  i  niewiarygodnym  w  jego 
życiu. 

Wiadomość, którą przed chwilą przekazał mu ambasador, 

zwiastowała jakby kolejny dar niebios, który zmieni nie tylko 
jego  życie,  ale  również  Tekli.  Dla  królewskiej  córki  bowiem 
poślubienie  markiza  Baronforde,  a  nie  ubogiego  żołnierza, 
było  ogromną  różnicą.  Zostanie  teraz  panią  jednego  z 
najznamienitszych  domów  w  Anglii  i  otrzyma  dziedziczny 
tytuł damy dworu przy królowej brytyjskiej, a jej mąż będzie 
sprawował wiele wysokich stanowisk na królewskim dworze. 

Ponieważ  wszystko  to  czyniło  życie  Tekli  łatwiejszym  i 

bardziej  atrakcyjnym,  Drogo  zapragnął  nagle  krzyczeć  z 
radości,  by  obwieścić  światu  swoje  szczęście.  Umiejętność 
panowania  nad  emocjami,  którą  zdobył  w  ciągu  ostatnich 
miesięcy, powstrzymała go jednak przed tym. 

 -  Ekscelencja  przekazał  mi  niewątpliwie  smutną 

wiadomość - odezwał się spokojnie po dłuższej chwili - i jak 
się zapewne pan domyśla, powinienem natychmiast powrócić 
z żoną do Anglii. 

Na twarzy ambasadora odmalowała się ulga. Drogo mówił 

dalej: 

background image

 - Muszę przyznać, że rzeczywiście zaskoczył mnie pan tą 

wiadomością.  Odwzajemnię  się  więc  tym  samym.  Otóż... 
moja  żona,  którą  poślubiłem  w  Ampuli,  jest  Jej  królewską 
wysokością, księżniczką Teklą z Kozania! 

W  oczach  ambasadora  pojawiło  się  zdumienie.  Drogo 

ciągnął dalej: 

 -  Jej  życie  było  w  niebezpieczeństwie  i  jak  pan  wie,  a 

może  nie,  rewolucjoniści  zabili  jej  ojca,  króla  Kozania. 
Jedynym  sposobem  uratowania  księżniczki  było  wywiezienie 
jej z kraju jako mojej żony. 

Spojrzał na Teklę i mówił dalej: 
 - Wyszła za mnie, mimo iż wiedziała, ze w konsekwencji 

będzie  musiała  zrzec  się  swojego  tytułu,  kiedy  dotrzemy  do 
Anglii 

 -  Kochamy  się  -  przerwała  mu  Tekla  -  i  mogę  zapewnić 

Ekscelencję,  ze  nie  obawiam  się  żadnych  trudów. 
Wszystkiego, czego pragnę, to być żoną Drogo. 

W jednej chwili ambasador pojął sytuację 
 - Jest pani teraz także markizą Baronforde - powiedział - i 

dlatego zapewniam panią, ze nie ma powodu do zrzekania się 
przez  panią  tytułu  księżniczki  Kozania  i  związanej  z  nim 
pozycji na dworze królowej brytyjskiej. 

 - Tak właśnie myślałem - odezwał się Drogo - Cieszę się, 

ze Ekscelencja to potwierdził. 

 -  Cóż,  faktycznie  jestem  raczej  zaskoczony  tą 

wiadomością  -  przyznał  ambasador  -  i  chciałbym  usłyszeć 
więcej  szczegółów  nie  tylko  o  pańskich  przeżyciach  w 
Afganistanie,  ale  i  o  tym,  jak  udało  się  panu  uciec  z 
księżniczką przed Czerwonymi Oddziałami 

Spojrzał  na  Teklę,  jakby  chciał  się  upewnić,  że 

rzeczywiście stoi obok niego, i dokończył. 

 -  Od  dwudziestu  czterech  godzin  Czerwone  Oddziały 

chełpią się, że unicestwiły całą rodzinę królewską. 

background image

 -  Mieliśmy  szczęście  -  stwierdził  Drogo  Uśmiechnął  się 

do  Tekli  i  pomyślał,  ze  żaden  mężczyzna  nie  mógł  mieć 
więcej  szczęścia  niż  on.  Gdy  wjeżdżał  do  Ampuli  krańcowo 
wyczerpany na okulałym koniu, z depczącymi  mu po piętach 
Rosjanami,  nie  przypuszczał,  że  przeżyje  i  będzie 
komukolwiek  o  tym  opowiadał  Nie  przeczuwał  też  ze  na 
końcu tej drogi znajdzie szczęście tak doskonałe, iż wydawało 
się nieziemskie 

Nie musi już walczyć z ubóstwem Nie musi liczyć się ze 

zdaniem tych, którzy uważaliby, że nie  ma żadnych praw do 
Tekli.  Nie  ma  już  powodu,  by  żałować  wycofania  się  z 
"Wielkiej Gry". Może teraz przecież, jako markiz Baronforde, 
służyć ojczyźnie na wiele innych sposobów. 

Przyrzekł  sobie,  że  nigdy  nie  odmówi  pomocy  swym 

krewnym, którzy będą w potrzebie, jak to uczynił stryj Lionel. 
Doświadczenia  ostatnich  miesięcy  na  zawsze  nauczyły  go 
zrozumienia i współczucia dla innych. 

Spojrzał w oczy Tekli wpatrzone w niego z uwielbieniem. 

Cały świat wydawał się lśnić, jak obsypany złotem, a trzepot 
ptasich skrzydeł w ogrodzie wydawał się anielski. 

 -  Musimy  jak  najszybciej  wracać  do  domu  -  powiedział 

raczej  do  Tekli  niż  do  ambasadora.  -  Tyle  czeka  nas  tam  do 
zrobienia. 

Tekla  uśmiechnęła  się  ze  zrozumieniem,  a  ambasador 

zauważył: 

 -  Oczywiście.  Tak  się  szczęśliwie  składa,  że  jeden  z 

pocztowych  statków  przypływa  jutro  rano.  Dopilnuję.  by 
dostali  państwo  kabinę  dla  nowożeńców.  Za  tydzień  statek 
powinien  dotrzeć  do  Tilbury.  Tę  noc  jednak  muszą  państwo 
spędzić w ambasadzie. 

 - Dziękuję! - odparł Drogo. - Z pewnością będzie nam tu 

wygodnie i będziemy bezpieczni. 

background image

 -  Naturalnie!  -  zapewnił  ambasador.  -  A  teraz,  jeśli 

państwo pozwolą, wyjdę na chwilę zadepeszować do ministra 
spraw  zagranicznych.  Powinienem  powiadomić  go,  że  pana 
odnalazłem, żeby przygotował wszystko na państwa powrót. 

 - To bardzo uprzejmie z pana strony. Ekscelencjo - odparł 

Drogo. 

Ambasador wyszedł z salonu. 
Gdy  zamknęły  się  za  nim  drzwi,  Tekla  wykrzyknęła 

radośnie: 

 -  Zwyciężyłeś...!  Znów  ci  się  udało!  Uratowałeś  mnie! 

Teraz,  skoro  jesteś  tak  ważną  osobą...  nie  musisz  już  mnie 
ukrywać i wstydzić się przed nikim. 

Roześmiał się. 
 -  Moja  najukochańsza!  Nie  wstydziłem  się  ciebie  przed 

nikim! To raczej ty miałabyś powód, by się mnie wstydzić! 

 -  Jakżebym  mogła?!  Przecież  jesteś  tak...  cudowny... 

Przytuliła twarz do jego szyi i wyszeptała: 

 -  Nie  zapomnisz  chyba  o  mnie  teraz,  gdy...  jesteś  tak 

wielki i zamożny... 

Objął ją mocno. 
 -  Czy  myślisz,  że  to  możliwe?  Kocham  cię,  najdroższa, 

tak  bardzo,  że  zrobię  wszystko,  by  tylko  zatrzymać  cię  przy 
sobie!  Cały  czas  obawiałem  się,  iż  mogłabyś  żałować,  że 
zostałaś żoną ubogiego żołnierza. 

 -  Nie  miałoby  to  żadnego  znaczenia,  jeżeli  byłabym  z 

tobą!  -  powiedziała  namiętnie.  -  Kocham  cię!  Kocham  cię! 
Wszystko,  czego  pragnę,  to  żebyś  mnie  całował  i  kochał... 
kochał... 

 -  Obiecuję  ci  to!  -  uśmiechnął  się.  -  Tymczasem  jest  też 

wiele innych spraw do załatwienia, a najważniejsza z nich to 
zapełnienie  naszego  domu  rodziną!  Chcę,  żebyśmy  mieli 
dzieci  i  wychowali  je  na  szczęśliwych  ludzi,  takich,  jakimi 
byli nasi rodzice. 

background image

Tekla zarumieniła się i spojrzała nieśmiało na Drogo -  
 - Wszystkie nasze córki muszą być jak ty... - powiedział. 
 - A nasi synowie nie tylko tak przystojni jak ty - odparła - 

ale równie dobrzy i czuli, i... bardzo, bardzo odważni... 

 -  Gdyby  ktoś  nas  w  tej  chwili  słuchał,  pomyślałby,  że 

jesteśmy okropnie zarozumiali! - zauważył z uśmiechem. 

 -  I  że  mamy  ku  temu  niejeden  powód!  -  odparła. 

Pocałował  ją  mocno.  Poczuła,  jakby  słońce  paliło  jej  usta  i 
wkradało się do piersi. Pragnęła go tak jak on jej. 

 - Chciałabym... - wyszeptała - byśmy teraz znów byli... w 

naszej małej szkockiej kajucie, sami... 

 - Będziemy sami przez następne dziesięć dni - powiedział 

-  a  potem...  cokolwiek  się  wydarzy,  zawsze  będziemy  nocą 
razem... i obiecuję, że nie będę spał na podłodze! 

Roześmiała się. 
 - Nikt nie uwierzyłby, że tak było! Zresztą i tak nikomu o 

tym nie powiem. Myślałam wówczas, że mnie nie chcesz, bo... 
jestem dla ciebie mało pociągająca! 

 -  Pragnąłem  cię  tak  bardzo,  że  nie  mogłem  spać  i 

myślałem tylko o tobie! 

Westchnął. 
 -  Wydawałaś  mi  się  piękną  gwiazdą  -  zachwycającą  i 

bardzo pociągającą, ale... nieosiągalną. 

 - A teraz? - zapytała. 
 -  Teraz...?  Jesteś  moja!  Całkowicie  moja!  Cokolwiek  się 

wydarzy, dokądkolwiek się udamy i cokolwiek zrobimy - nie 
pozwolę ci odejść! 

Pocałował Teklę i powiedział: 
 -  Jesteś  moja  i  Bóg  wie,  że  kocham  cię,  jak  nikogo  w 

życiu nie kochałem. Nie myślałem, że można tak kochać! Ale 
to dopiero początek! Całe życie przed nami, moja najdroższa! 
Być może będzie inne niż dotychczas, ale równie pasjonujące 
i bardzo podniecające! 

background image

 -  Tak  jak  wtedy,  gdy...  pierwszy  raz  kochaliśmy  się  - 

wyszeptała - i gdy nasza miłość wybuchła jak rewolucja... 

 - Cudowna rewolucja, której nigdy nie zapomnę... - rzekł 

czule. 

 - Ale teraz wszystko się zmieniło... - mówiła dalej - i nie 

będzie  już  żadnych  przeprosin,  żadnych  obaw  o  zachowanie 
twoich niezłomnych zasad i prób... ratowania mnie przed samą 
sobą... 

Wcale nie zamierzam tego robić - chciał powiedzieć, lecz 

nie mógł. 

Ramiona Tekli bowiem oplotły jego szyję, a usta spoczęły 

na jego ustach. Miłosne uniesienie porwało ich znów do nieba 
niczym boskie istoty. 

Pokonali ogromne trudności i niebezpieczeństwa, przeżyli 

wiele cierpień i rozterek serc, by w końcu się odnaleźć. Teraz 
byli  razem,  a  ich  miłość  jasnym  płomieniem  oświetlała  im 
drogę ku szczęśliwej przyszłości. 

 - Kocham cię! Kocham cię! - rytmicznie powtarzało serce 

Drogo. 

Usłyszał, jak Tekla wyszeptała w uniesieniu: 
 -  Kocham  cię...  O  Drogo,  tak  bardzo  cię  kocham! 

Zapomnieli o wszystkim. Była tylko ich miłość.