background image

GLENDA SANDERS 

CUKIERECZEK 

 
 

ROZDZIAŁ 

- Spóźniłaś się. 
Brigitte  Dumont  zmarszczyła  brwi.  Popatrzyła  groźnie  na  brata,  siadając  naprzeciw  niego  z 
talerzem sałatki, która stanowiła jej lunch. Jadalnia była prawie pusta. Przy rodzinnym stole 
pozostał jedynie Stephen Dumont. 
- Dobrze, Ŝe w ogóle udało mi się wyrwać - mruknęła. 
- Właśnie wychodziłam, kiedy zadzwoniła Donna Prescott z „Contemporary Canada". Chcą 
zamieścić w najbliŜszym wydaniu wzmiankę o naszym weekendzie z zagadką. 
- „Contemporary Canada"? - ucieszył się Stephen. 
- AleŜ to świetna reklama! 
- Mam nadzieję. Sam wiesz, jak bardzo BARF potrzebuje tych pieniędzy. 
BARF,  czyli  Okręgowe  Towarzystwo  Ochrony  Środowiska,  planowało  budowę  nowego 
centrum  w  Bow  Valley.  Na  ten  cel  potrzebne  jednak  były  dość  znaczne  kapitały.  Prawie 
udało  im  się  zdobyć  głównego  inwestora.  Weekend  z  zagadką,  o  którym  wspomniała 
Brigitte, miał odbyć się w hotelu Dumontów za dwa tygodnie. Chodziło o zebranie funduszy 
na  kampanię  reklamową  BARF-u,  która  powinna  uświadomić  mieszkańcom  Bow  Valley 
konieczność dbania o czystość środowiska. 
- Jak tylko rozniesie się po okolicy, Ŝe sam C.H.Battle zgodził się poprzeć to przedsięwzięcie, 
ludzie będą walić drzwiami i oknami - zauwaŜył Stephen. 
-  Donna  juŜ  się  o  niego  dopytywała.  Wpadnie  dziś  wieczorem,  aby  przeprowadzić  z  nim 
krótki wywiad. 
- Wcale się jej nie dziwię. Wszyscy chcieliby wiedzieć, jaki jest naprawdę twórca jednego z 
najpopularniejszych w tym kraju komiksów gazetowych. 
Brigitte z niesmakiem pokręciła głową. 
- Nie mogę pojąć, czym  tu się zachwycać. - Popatrzyła na brata. - Ten cały „Fantasy  Fuzz" 
ma  bardzo  niski  poziom.  W  kaŜdej  historyjce  występuje  jakaś  głupawa  lalunia  z  duŜym 
biustem, którą on nazywa Cukiereczkiem. Tak jakby nie było na świecie pięknych i mądrych 
kobiet. 
- I na tym właśnie polega cały dowcip. - MęŜczyzna roześmiał się. 
-  Nie  widzę  w  tym  nic  zabawnego,  ale  skoro  C.H.Battle  zgodził  się  napisać  scenariusz  i 
osobiście odegrać rolę swojego detektywa, zasługuje na moją dozgonną wdzięczość. 
- Obiło mi się o uszy, Ŝe ten Battle jest kawalerem - zauwaŜył Stephen. - Biorąc pod uwagę 
twoją obecną sytuację, moŜe powinnaś... 
- Jaką sytuację? - spytała chłodno Brigitte. 
- Byłaś dziś głównym tematem rozmowy podczas lunchu. 
Brigitte westchnęła. 
- A cóŜ takiego zrobiłam tym razem? 
-  Jennifer  z  przekonaniem  w  głosie  oświadczyła  głośno,  Ŝe  juŜ  najwyŜszy  czas,  by  jej 
cioteczka Brigitte wyszła za mąŜ. 

background image

Brigitte zmarszczyła brwi. Jej siostrzenica, Jennifer, skończyła właśnie dwanaście lat. W tym 
wieku  dziewczęta  zaczynają  interesować  się  chłopcami  i  planować  własne  i  cudze 
zamąŜpójścia. 
- To stwierdzenie musiało wywołać niezłe zamieszanie. 
-  O  tak.  Przez  parę  dobrych  chwil  panowała  zupełna  konsternacja.  Przekonywałem 
wszystkich, Ŝe pewnie chodzi o tego bankiera ze Szwajcarii. Nie powinnaś była pozwolić mu 
na tak łatwe zwycięstwo. - Stephen Ŝartobliwie pogroził siostrze palcem. 
Brigitte  rzuciła  mu  pełne  urazy  spojrzenie.  Przez  całe  dwa  tygodnie  broniła  się  przed 
natarczywymi zalotami obleśnego Szwajcara ku uciesze całej rodziny Dumontów. 
-  Ale  Jennifer  wyjaśniła,  Ŝe  bankier  nie  ma  z  tym  nic  wspólnego  -  ciągnął  Stephen.  - 
Powiedziała, Ŝe to dlatego, iŜ Nicole zaŜyczyła sobie, by kupić jej koronkowy staniczek. 
- Jej matka musiała się ucieszyć. 
-  A  jakŜe.  Claire  głośno  skarciła  Jennifer,  na  co  wtrąciła  się  nasza  zacna  rodzicielka  i 
przypomniała  jej,  Ŝe  kiedy  Claire  sama  miała  trzynaście  lat,  nie  mówiła  o  niczym  innym, 
tylko  o  czarnych  jedwabnych  majteczkach.  Na  to  odezwał  się  Claude,  napomykając 
niedyskretnie, Ŝe Claire do dziś ma słabość do czarnej bielizny. Claire straciła resztki zimnej 
krwi  i  zagroziła  mu  rozwodem,  jeśli  będzie  wywlekał  ich  osobiste  sprawy  podczas 
rodzinnego posiłku. 
- No tak! - Brigitte roześmiała się. - Typowy rodzinny lunch u Dumontów. Szkoda, Ŝe mnie 
tam nie było. 
-  Uhm  -  przytaknął  Stephen.  -  Nie  mogę  tylko  zrozumieć,  co  ma  wspólnego  koronkowy 
staniczek dla Nicole z twoim zamąŜpójściem. Brigitte westchnęła cięŜko. 
- Jeszcze i to! Wczoraj znalazłam u siebie pierwszy siwy włos. 
- Nie pojmuję, co to ma wspólnego z wyjściem za mąŜ. 
- śaden męŜczyzna tego nie zrozumie. Latka lecą, a ja nie staję się młodsza. 
-  Tak  się  składa,  Ŝe  jestem  twoim  starszym  bratem,  siostrzyczko,  a  wcale  nie  wybieram  się 
jeszcze na tamten świat. 
-  Owszem,  ale  twoja  Ŝona,  zresztą  młodsza  ode  mnie,  spodziewa  się  dziecka,  a  moja 
siostrzenica, którą, zdawałoby się, jeszcze nie tak dawno kołysałam do snu, zaŜyczyła sobie 
koronkowego staniczka. - Zawahała się przez chwilę, po czym dodała z goryczą: - Dziś rano 
usłyszałam, jak jakiś chłopak wyraził się o mnie „starsza pani". 
- Pewnie teŜ zauwaŜył siwy włos na twojej grzywce - zaŜartował Stephen. 
Ale Brigitte wcale nie było do śmiechu. 
-  Wkrótce  skończę  dwadzieścia  dziewięć  lat. Wcale  nie  jest  mi  przyjemnie,  kiedy  patrzę  na 
Janet i mam świadomość, Ŝe jest przecieŜ ode mnie młodsza. Oczywiście, mam nadzieję, Ŝe 
się na mnie nie pogniewasz za to, co powiedziałam - dodała pośpiesznie. 
-  SkądŜe  znowu!  -  zapewnił  siostrę  Stephen.  -  Ale,  Brigitte,  na  litość  boską,  nikt  nie 
podejmuje  tak  waŜnej  decyzji  tylko  dlatego,  Ŝe  odkrył  u  siebie  pierwsze  oznaki  siwizny. 
Przede wszystkim naleŜy znaleźć odpowiedniego kandydata. 
- Właśnie - przytaknęła. - NajwyŜszy czas, Ŝebym zaczęła się za kimś takim rozglądać. 
- O ile pamiętam, robisz to od czasu, kiedy dostałaś swoją pierwszą buteleczkę perfum. Tata 
wspomniał o tym przy lunchu. 
- A więc moja słabość do perfum była kolejnym tematem po bieliźnie Claire. 
- Zaraz po groźbach o rozwodzie - przytaknął Stephen. Przez dłuŜszą chwilę Brigitte jadła w 
milczeniu. 
-  Na  dobrą  sprawę  -  zamyśliła  się  -  nie  sądzę,  Ŝebym  miała  większe  trudności  ze 
znalezieniem męŜa. MęŜczyźni uwaŜają, Ŝe jestem atrakcyjna. 
- Zdaniem twojej siostrzenicy otacza cię tłum przystojnych wielbicieli, którzy uwaŜają cię za 
uosobienie  seksu  -  potwierdził  Stephen.  -  Nicole  uwaŜa,  Ŝe  gdyby  miała  koronkowy 
staniczek, mogłaby konkurować z tobą. 

background image

Brigitte w zamyśleniu pokiwała głową. 
-  Całkiem  moŜliwe.  JuŜ  teraz  męŜczyźni  oglądają  się  za  nią.  Muszę  się  pośpieszyć.  - 
Roześmiała  się.  -  Kiedy  Nicole  dostanie  wreszcie  swój  wymarzony  staniczek,  stracę 
większość wielbicieli. 
- A więc, jak znam Claire, masz jeszcze co najmniej dwa lata - pocieszył ją brat. 
Brigitte zerknęła na zegarek. 
-  Niestety,  nie  mam  aŜ  tyle  czasu  do  przybycia  naszego  honorowego  gościa  -  zauwaŜyła.  - 
Mówił, Ŝe będzie około drugiej, ale moŜliwe, Ŝe zjawi się wcześniej. 
-  Słyszałem,  Ŝe  ten  cały,  jak  mu  tam,  Battle  zbił  niezłą  fortunkę  na  swoim  komiksie.  - 
Stephen popatrzył na siostrę znacząco. - MoŜe powinnaś się nim zainteresować. 
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek. 
-  Nie  sądzę,  abym  mogła  myśleć  powaŜnie  o  człowieku,  który  zwraca  się  do  kobiet  per 
Cukiereczku. 
- Ale zgodził się wziąć udział w akcji BARF-u - przypomniał jej Stephen. 
- Owszem. Jestem mu za to głęboko wdzięczna, co 
♦ CUKIERECZEK 
jednak  nie  oznacza,  Ŝe  muszę  za  niego  wyjść.  Zresztą,  jak  juŜ  będę  bardzo  niecierpliwa, 
zawsze mogę złamać nogę, a ty zawieziesz mnie na którąś z tych egzotycznych wysp, gdzie 
na pewno poznam księcia z bajki. - Brigitte roześmiała się. 
Stephen przecząco pokręcił głową. 
- Nie sądzę, aby ta sama historia powtórzyła się w naszej rodzinie dwa razy. 
Stephen  Dumont  poznał  swą  obecną  Ŝonę,  Janet,  na  Barbados,  gdzie  kurował  złamaną  na 
nartach nogę. 
- Sama musisz zatroszczyć się o jakąś romantyczną przygodę. 
- Romantyczna przygoda. - Brigitte zamyśliła się. Zawsze lubiła towarzystwo męŜczyzn, ale 
ostatnio  ta  ustawiczna  gra  w  kotka  i  myszkę  zaczynała  ją  trochę  męczyć.  Choć  przez  hotel 
Dumont  przewijało  się  w  sezonie  narciarskim  mnóstwo  przystojnych  i  sympatycznych 
młodzieńców,  tylko  niewielu  z  nich  trafiało  do  prywatnych  apartamentów  Brigitte  Dumont. 
Romantyczna przygoda, powtórzyła w duchu. MoŜe tego mi właśnie potrzeba? 
- Pomyślę o tym - oświadczyła na głos, podnosząc się z krzesła. - Teraz muszę juŜ uciekać. 
Pospieszyła na  górę, Ŝeby  odświeŜyć się przed przyjazdem honorowego  gościa. NiezaleŜnie 
od  tego,  co  myślała  o  C.H.Battle'u,  autor  popularnego  komiksu  był  waŜną  osobistością  i 
naleŜało mu się odpowiednie traktowanie. Brigitte chciała być w jak najlepszej formie, kiedy 
będzie  go  witała  w  progach  hotelu  Dumont.  Podmalowała  usta  i  przyczesała  związane  w 
koński ogon długie, ciemne włosy. 
- Jak zawsze piękna - szepnęła i uśmiechnęła się do swego odbicia w lustrze. 
O  tak!  C.H.  Battle  zostanie  przyjęty  ze  wszystkimi  honorami.  Choć  jej  zdaniem  twórca 
„Fantasy  Fuzza"  był  wstrętnym  męskim  szowinistą,  reszta  świata  zdawała  się  być  nim 
oczarowana,  a  poniewaŜ  wszyscy  tak  go  kochali,  nie  ulegało  wątpliwości,  Ŝe  gotowi  będą 
zapłacić kaŜde pieniądze, by ujrzeć go w akcji. Oto sam wielki Fantasy  Fuzz schodzi z kart 
komiksu i w swojej charakterystycznej skórzanej kurtce przesłuchuje podejrzanych w hotelu 
Dumont. 
Początkowo nikt z członków BARF-u nawet  w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, 
Ŝ

e Battle zgodzi się osobiście odegrać rolę detektywa podczas weekendu z zagadką. Wysłano 

zaproszenie, poniewaŜ ktoś przypomniał sobie, Ŝe Battle był członkiem towarzystwa jeszcze 
zanim  „Fantasy  Fuzz"  podbił  Amerykę.  Brigitte  dowiedziała  się,  Ŝe  nikt nie  skojarzył  sobie 
niejakiego  Charliego  Battle'a  figurującego  na  liście  członkowskiej  ze  słynnym  autorem 
popularnego komiksu, póki Marjorie Ambrose, która zajmowała się konkursem na najlepszy 
plakat  o  ochronie  środowiska,  nie  dostrzegła  podobieństwa  podpisu  na  jednym  ze  starych 
plakatów  ze  znaczkiem,  którym  sygnował  swoje  rysunki  C.H.Battle.  Marjorie  i  Brigitte  po-

background image

stanowiły,  Ŝe  plakat  ten  zostanie  wystawiony  na  aukcji  obok  słynnej  skórzanej  kurtki 
podarowanej przez twórcę „Fantasy Fuzza". 
Po  drodze  do  recepcji  Brigitte  zajrzała  do  kuchni,  gdzie  armia  kucharzy  uwijała  się, 
przygotowując smakołyki na wieczór rodzinny. Poniedziałkowe kolacje w hotelu Dumontów, 
znane  jako  wieczory  rodzinne,  stały  się  swoistą  tradycją  i  nawet  poza  sezonem  ściągały  do 
hotelu  wielu  gości.  Brigitte  zręcznie  prześliznęła  się  do  miejsca,  gdzie  szef  kuchni  oblewał 
właśnie  lukrem  imponujący  trzypiętrowy  tort.  MęŜczyzna  zauwaŜył  Brigitte.  Pomachał  jej 
ręką. 
- No i jak? - spytał zadowolony. - Udał mi się tort, co? 
Brigitte odwzajemniła uśmiech. 
- Prawdziwe arcydzieło. 
- Mais oui. Jestem artystą, n'est pas! - zamruczał Gerard. 
Brigitte przytaknęła. 
-  Chciałam  tylko  sprawdzić,  czy  nie  przesadziłeś  i  nie  wymyśliłeś  czegoś  zbyt...  zbyt 
ekstrawaganckiego - zaŜartowała. - No wiesz, na przykład półnaga dziewczyna wyskakująca 
z tortu czy coś w tym stylu. 
-  Mou  Dieu!  -  Francuz  załamał  ręce  w  udanym  przestrachu.  -  Dlaczego  wcześniej  nie 
wpadłem na ten pomysł! 
- PoniewaŜ lubisz swoją pracę i ten hotel. 
Gérard  uśmiechnął  się  szeroko.  Prawdopodobieństwo  utraty  przez  niego  posady  w  hotelu 
Dumont  było  takie  samo  jak  to,  Ŝe  Brigitte  zostanie  wydziedziczona,  i  kucharz  doskonale 
zdawał sobie z tego sprawę. 
- To będzie najwspanialszy i najsmaczniejszy tort, jaki udało mi się zrobić - zapewnił swoją 
pracodawczynię. - Całe Bow Valley nie będzie mówić o niczym innym. 
- Miejmy nadzieję - mruknęła Brigitte. - Po to właśnie ta cała gala. 
- Brigitte? 
- Tak? 
- Jak myślisz, czy mogłabyś... czy mogłabyś poprosić pana Battle... - plątał się Gérard - mam 
tu gdzieś niedzielne wydanie, gdyby pan Battle był tak uprzejmy... 
- Zostaw gazetę w recepcji. Zobaczę, co da się zrobić. 
- Och, merci! 
- Naprawdę podoba ci się ten komiks? 
- O, oui. Pan Battle jest bardzo przebiegły. Nigdy nie potrafię odgadnąć, kto jest mordercą, 
ale  tym  razem...  tym  razem  jestem  prawie  pewny,  Ŝe  to  ta  kobieta,  szwagierka  ofiary.  No 
wiesz, ta, którą Fantasy Fuzz nazywa... 
- Cukiereczkiem - dokończyła Brigitte. 
- Oui, Cukiereczek. Mam zamiar skorzystać z tego pomysłu i umieścić na szczycie tortu małe 
lukrowe Cukiereczki. 
- Dobry pomysł - pochwaliła Brigitte. 
- Maleńkie lukrowe kobietki - zapalił się Gérard. 
- Blondynki, brunetki i rude. 
Brigitte  westchnęła  cięŜko.  Pokiwała  głową.  Lukrowe  Cukiereczki  na  torcie!  Cały  świat 
wydawał się wariować na punkcie „Fantasy Fuzza". 
Charlie Battle ciągle jeszcze czuł się trochę nieswojo w takich miejscach jak hotel Dumont. 
Sława i fortuna spadły na niego nie tak dawno i nie zdąŜył przyzwyczaić się do wystawnego 
Ŝ

ycia, jakie wiedli bogaci. 

Miejsce to nie było mu tak zupełnie obce. KaŜdy z mieszkańców Bow Valley znał tę bajkową 
budowlę,  która  wyglądała  niczym  przeniesiona  z  ośnieŜonych  szczytów  szwajcarskich  Alp. 
Po raz pierwszy jednak znalazł się w środku. Zaskoczyła go miła, prawie domowa atmosfera 
przytulnie  urządzonego  holu.  Centralne  miejsce  zajmował  olbrzymi  kominek,  przy  którym 

background image

zziębnięci narciarze mogli ogrzać się po powrocie z gór. Ze zdziwieniem odkrył, Ŝe wcale nie 
Ŝ

ałuje, iŜ zgodził się wziąć udział w imprezie organizowanej przez BARF. 

Początkowo  miał  zamiar  wykręcić  się,  ale  nieopatrznie  wspomniał  o  zaproszeniu  swemu 
agentowi  prasowemu,  Joe'emu  Blanningowi.  Joe  uznał,  Ŝe  nadarza  się  sposobność 
pozyskania nowych sympatyków. 
- Sam wiesz, Ŝe nie wszyscy lubią ,fantasy Fuzza" 
- przekonywał Charliego. - JeŜeli poprzesz ochronę środowiska, zyskasz na popularności. 
I  tak  Charlie  zgodził  się  napisać  kolejną  opowieść  i  osobiście  odegrać  rolę  popularnego 
detektywa.  Tego  wieczoru  będzie  mógł  poznać  Dumontów,  właścicieli  hotelu,  w  którym 
miała odbyć się przygotowana przez BARF impreza. Dumontowie byli popularni nie tylko w 
Bow Valley. Jean-Pierre Dumont, wielokrotny złoty medalista igrzysk zimowych, był znany 
z  miłosnych  podbojów.  Gdy  przekroczył  czterdziestkę,  zakochał  się  i  poślubił  młodziutką 
Mar-guerite.  Stał  się  wzorowym  męŜem  i  ojcem  rodziny.  To  właśnie  dzięki  jego  staraniom 
zwykła,  górska  miejscowość  wypoczynkowa  przeobraziła  się  w  kurort  znany  i  popularny 
wśród amatorów zimowego szaleństwa. 
- Czym mogę panu słuŜyć? - Recepcjonista uśmiechnął się na widok wchodzącego gościa. 
- Mam tu zarezerwowany pokój. Na nazwisko Battle. C.H.Battle. 
-  A  tak.  -  Recepcjonista  podsunął  Charliemu  księgę  gości.  -  Proszę  się  wpisać.  Zaraz 
zawołam pannę Dumont. Zaprowadzi pana na górę. 
- Dziękuję, ale myślę, Ŝe poradzę sobie sam. Proszę tylko wskazać mi, które to piętro. 
MęŜczyzna za biurkiem wyglądał na zmieszanego. 
- Ale... 
- Mam tylko jedną torbę i mogę ponieść ją sam - powiedział Charlie. 
- Nigdy nie spieramy się z naszymi gośćmi. - Za jego plecami odezwał się melodyjny głos. 
Charlie odwrócił się. Właścicielka głosu miała duŜe błękitne oczy i uwodzicielski uśmiech. 
-  Jestem  Brigitte  Dumont  -  przedstawiła  się,  wyciągając  dłoń.  -  Witamy  w  hotelu  Dumont, 
panie Battle. 
Poczuł zapach jej perfum. Zwykle damskie perfumy draŜniły go i zaczynał kichać, ale te były 
inne. ŚwieŜy, ostry zapach przywodzący na myśl szum drzew i szmer górskiego strumyka, a 
jednocześnie  tak  bardzo  kobiecy.  Z  trudem  wymamrotał  uprzejme:  miło  mi  panią  poznać. 
Jego  uwagę  zaprzątały  kuszące,  czerwone  usta.  Ciekawe,  czy  były  takie  z  natury,  czy  teŜ 
pomadka dodała im powabu. 
Brigitte uwolniła dłoń z uścisku męŜczyzny, wzięła od recepcjonisty klucz i uśmiechnęła się. 
-  Nie  mam  nic  przeciwko  temu,  Ŝeby  poniósł  pan  swój  bagaŜ  sam,  ale  poniewaŜ  jest  pan 
naszym honorowym gościem, chciałabym panu towarzyszyć. 
Honorowy  gość!  O  mało  nie  zaprotestował.  Ciągle  jeszcze  nie  potrafił  przyzwyczaić  się  do 
roli  znanej  i  popularnej  osobistości.  Dobrze  pamiętał  długie,  nocne  godziny  spędzone  nad 
szkicownikiem,  kiedy  to,  niepewny  przyszłości,  wymyślał  coraz  to  nowe  historyjki  w 
nadziei, Ŝe moŜe któraś spodoba się wydawcy. 
- Proszę za mną - powiedziała Brigitte. - Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało. 
Charlie posłusznie sięgnął po torbę. 
- A więc prowadź, Cukiereczku. 
Brigitte  groźnie  zmarszczyła  brwi.  Cukiereczku!  Co  on  sobie  właściwie  wyobraŜa,  ten  cały 
Battle?! śe kim jest? Fantasy Fuzzem?! 
- Jak minęła podróŜ? - spytała, siląc się na uprzejmy ton. Czekali na windę. 
-  Dobrze.  -  Trudno  było  nazwać  interesującym  przeŜyciem  godzinną  jazdę  trasą,  którą 
przemierzył setki razy. 
Krótko  i  treściwie,  pomyślała  Brigitte.  C.H.Battle  nie  jest  zbyt  rozmowny.  UwaŜnym 
spojrzeniem  obrzuciła  barczystą  sylwetkę  gościa.  Czy  to  moŜliwe,  aby  tak  wyglądał  autor 
komiksów? Spojrzenia kobiety i męŜczyzny zetknęły się i nagle winda stała się za mała dla 

background image

nich  dwojga.  Kiedy  otworzyły  się  drzwi,  Brigitte  odetchnęła  z  ulgą.  Szybkim  krokiem 
ruszyła  w  stronę  apartamentu,  który  zarezerwowano  dla  C.H.  Battle'a.  Na  plecach  czuła 
uwaŜny wzrok męŜczyzny. 
Szerokie  okna  salonu  wychodziły  wprost  na  ośnieŜone  szczyty  gór.  Brigitte  otworzyła 
przeznaczoną na bagaŜ półkę w ścianie i uśmiechnęła się do Charliego. 
- Oto pański klucz - powiedziała, wyciągając dłoń w jego stronę. - Mam nadzieję, Ŝe spodoba 
się  panu  u  nas,  panie  Battle.  Jeśli  będzie  pan  czegoś  potrzebował,  proszę  wykręcić  zero  i 
poprosić kogoś z Dumontów. 

największą 

przyjemnością, 

odpowiedział 

duchu 

Charlie, 

nie 

odrywając 

zafascynowanego  wzroku  od  ust  kobiety.  Sięgnął  po  klucz,  ale  zamiast  wyjąć  go,  zacisnął 
palce na drobnej dłoni Brigitte. 
- Czy mogę pytać o konkretną osobę? - spytał cicho. Brigitte powoli uwolniła rękę z uścisku i 
ś

miało popatrzyła w ciemne oczy męŜczyzny. 

- My, Dumontowie, jednakowo powaŜnie traktujemy obowiązki gospodarza. 
MęŜczyzna nie spuścił wzroku. 
- CzyŜby? 
Brigitte lekko uniosła brwi. 
- W takim razie, proszę wybierać. 
- Nie omieszkam - zapewnił ją. 
Ktoś zastukał do drzwi i Brigitte skinęła  głową  Cha-rliemu, by otworzył. Na progu stał boy 
hotelowy  w  słuŜbowym  uniformie.  W  wyciągniętych  przed  siebie  rękach  trzymał  ogromny, 
obwiązany kolorową wstąŜką wiklinowy kosz. 
- Pan C.H.Battle? - spytał grzecznie. 
-  We  własnej  osobie  -  potwierdził  Charlie.  Chłopak  wszedł  do  środka  i  ustawił  kosz  na 
stoliku. 
- Z pozdrowieniami od hotelu Dumont. 
CUKIERECZEK ♦    6 
Charlie popatrzył na Brigitte. 
- Doprawdy, to niepotrzebne - powiedział i sięgnął po portfel. 
- Och, nie, proszę pana - uprzedził go boy. - To od firmy. 
- Mimo wszystko - upierał się Charlie. - A poza tym, słyszałem, Ŝe w hotelu Dumont nikt nie 
spiera się z gośćmi. 
Zerknął na Brigitte, wciskając chłopakowi zwinięty banknot. 
-  Dziękuję  panu  -  skłonił  się  grzecznie  boy.  Zawahał  się  przez  chwilę,  po  czym  dodał 
pośpiesznie: - "Fantasy Fuzz" to mój ulubiony komiks, panie Battle. To niesamowite, jak ten 
detektyw rozwiązuje wszystkie zagadki. Policja powinna mieć kogoś takiego jak Fuzz. 
-  Szkoda,  Ŝe  to  tylko  postać  z  komiksów  -  zauwaŜyła  Brigitte.  -  MoŜe  nie  byłoby  tylu 
przestępstw, gdyby Fantasy Fuzz istniał naprawdę. 
Boy wyjął z kieszeni złoŜoną gazetę. 
- Wyciąłem to z dzisiejszego wydania - zaczął niepewnie. - Gdyby był pan tak dobry i... 
-  Nie  ma  sprawy  -  uśmiechnął  się  Charlie.  PołoŜył  gazetę  na  stoliku  i  złoŜył  na  niej  swój 
podpis. Boy podziękował mu gorąco i wyszedł, ściskając gazetę niczym największy skarb. 
Charlie zajrzał do owiniętego celofanem kosza. 
- Co my tu mamy? 
- Ot, po prostu parę drobiazgów, by uprzyjemnić panu pobyt u nas - uśmiechnęła się Brigitte. 
-  Owoce,  sery,  a  nawet  wino.  No,  no,  no.  -  MęŜczyzna  z  niedowierzaniem  pokręcił  głową, 
sięgając  po  butelkę.  UwaŜnie  studiował  nalepkę.  -  A  szampan?  Myślałem,  Ŝe  to  będzie 
szampan. Czuję się zawiedziony. 
Brigitte obrzuciła go uwaŜnym spojrzeniem. 

background image

- Jest pan pierwszym męŜczyzną, który przyznał się, Ŝe lubi szampana. Zwykle nasi panowie 
wolą  wytrawne  Mo-selle.  Oczywiście,  zaraz  to  naprawimy.  Zadzwonię  do  recepcji,  by 
przyniesiono szampana. 
- AleŜ nie! Ja tylko Ŝartowałem - zaprotestował Char-lie. 
- Ja teŜ - roześmiała się Brigitte. - Zresztą, nie mamy teraz szampana. Zamawiamy go tylko 
raz do roku, w sylwestra. 
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony. 
- To znowu blef? 
- Aha. Dał się pan nabrać! - W jasnych oczach kobiety błysnęły wesołe iskierki. 
Charlie  poczuł,  jak  oblewa  go  fala  gorąca,  ale  szybko  wytłumaczył  sobie,  Ŝe  piękna  panna 
Dumont gości przecieŜ słynnego autora komiksów, a nie Charliego Battle'a. Dlaczego jednak 
nie miał cieszyć się, Ŝe jest tu z nim, taka śliczna, uśmiechnięta i pachnąca? Nagle zapragnął 
poznać ją bliŜej, dowiedzieć się o niej wszystkiego. 
- Wieczór rodzinny zaczyna się o siódmej, ale jest pan zaproszony na szóstą do apartamentu 
rodziców  -  poinformowała  go  Brigitte.  -  Chcemy,  by  poznał  pan  wszystkich  Dumontów. 
Będzie teŜ moja przyjaciółka, reporterka z „Contemporary Canada". 
Charlie  potakująco  kiwnął  głową  na  znak,  Ŝe  jej  słucha,  ale  był  nieobecny  duchem. 
Rozmyślał  o  stojącej  przed  nim  kobiecie,  o  jej  oczach,  włosach,  ustach.  Była  tak  blisko! 
Dosłownie  na  wyciągnięcie  ręki!  Niestety,  zbierała  się  do  wyjścia.  Zaproszenie  do 
apartamentu rodziców było grzeczną formą poŜegnania. 
Charlie  doskonale  zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  uprzejmość  Brigitte  wynikała  z  faktu,  iŜ  był 
honorowym  gościem  hotelu  Dumont,  ona  zaś  córką  właściciela.  Zazdrościł  jej  swobody, 
obycia. 
-  Pewnie  chce  pan  teraz  odpocząć  po  podróŜy.  Proszę  pamiętać,  jeśli  będzie  pan  czegoś 
potrzebował, wystarczy tylko zadzwonić. 
Przekręciła  gałkę  i  otworzyła  drzwi.  Za  chwilę  wyjdzie.  Charlie  wiedział,  Ŝe  nie  moŜe  do 
tego  dopuścić,  ale  nie  przychodził  mu  do  głowy  Ŝaden  pomysł.  Większą  część  swego 
dorosłego  Ŝycia  Charlie  Battle  spędził  w  samotności.  Kobiety  onieśmielały  go,  niweczyły 
pewność  siebie  i  zdolność  logicznego  myślenia.  Zawsze  zazdrościł  męŜczyznom,  którzy 
umieli postępować z kobietami. I oto teraz, on, C.H.Battle, sławny autor komiksów, jest sam 
na sam z piękną kobietą i tak po prostu pozwala jej odejść. Nie! Tak nie moŜe się stać! Ale co 
robić?! Fuzz nie pozwoliłby jej zniknąć. Wymyśl coś, Battle! 
- Hej, Cukiereczku! 
Brigitte zatrzymała się w progu. Odwróciła się i zaskoczona popatrzyła na męŜczyznę. 
- Pan coś mówił? 
Charlie schwycił stojącą na stoliku butelkę i pomachał nią w powietrzu. 
-  Czy  w  zakres  gościnności  Dumontów  wchodzi  teŜ  dotrzymanie  towarzystwa  samotnemu 
człowiekowi przy szklaneczce wina? 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
- Nie lubię popijać w samotności - powiedział cicho Charlie. 
Brigitte wahała się przez chwilę. Następnie skinęła głową. 
- No cóŜ - zaczęła wolno - nie moŜemy pozwolić, by nasz honorowy gość upijał się samotnie 
w środku dnia. 
Podeszła do baru i wyjęła z szafki plastikowe wiaderko na lód. 
- Pójdę po lód. Maszyna jest na końcu korytarza. 
Charlie  w  milczeniu  odprowadził  ją  wzrokiem.  Był  niespokojny,  a  jednocześnie  radośnie 
podniecony. Znał to uczucie. Pojawiało się wtedy, gdy czekało go coś nowego, nieznanego. 
Tym razem była to śliczna panna Dumont. 

ROZDZIAŁ 

background image

Brigitte  wychodząc  pozostawiła  uchylone  drzwi,  toteŜ  wracając  wśliznęła  się  do  środka 
prawie bezszelestnie. CH.Battle stał przy oknie, odwrócony plecami, zapatrzony w ośnieŜone 
szczyty  gór.  Brigitte wykorzystała ten moment, by przyjrzeć się mu uwaŜnie. MęŜczyzna w 
wytartych dŜinsach w niczym nie przypominał człowieka, który zdobył sławę i popularność. 
JuŜ  miała  potrząsnąć  kubełkiem,  by  w  ten  sposób  zasygnalizować  swoją  obecność,  kiedy 
męŜczyzna odwrócił się. 
- Piękny widok - zauwaŜył, wyjmując ręce z kieszeni. 
- Najładniejszy w całym hotelu - potwierdziła Brigitte, stawiając kubełek z lodem na stole. 
Ale  nie  tak  śliczny,  jak  ty,  pomyślał  Charlie,  chłonąc  wzrokiem  kaŜdy  szczegół  twarzy  i 
sylwetki. 
- Od dawna tu mieszkasz? 
- Uhm. - Brigitte potakująco kiwnęła głową. 
- Zazdroszczę ci. To musi być cudownie, patrzeć co dzień na te góry. Czy to dlatego zawsze 
jesteś taka pogodna i uśmiechnięta? 
Brigitte wstawiła wino do kubełka z lodem. 
- Kiedy byłam mała, myślałam, Ŝe z kaŜdego okna widać góry. 
- A ja zobaczyłem je pierwszy raz dopiero, gdy miałem czternaście lat - wyznał Charlie. 
- Myślałam, Ŝe urodziłeś się w Bow Valley. 
- Moja mama stąd pochodzi. Przyjechaliśmy tu z Chicago, po śmierci ojca. 
- Miałeś wtedy czternaście lat, tak? Charlie potakująco kiwnął głową. 
Brigitte  pomyślała  o  Nicole,  która  właśnie  skończyła  trzynaście  lat.  Była  jeszcze  taka 
dziecinna i wraŜliwa. 
- Strata ojca musiała być dla ciebie straszna. - Popatrzyła na męŜczyznę ze współczuciem. 
Charlie obojętnie wzruszył ramionami. 
- Jakoś to przeŜyłem. 
Brigitte sięgnęła po butelkę. Zręcznie oderwała oblepiającą szyjkę butelki srebrną folię. 
- Masz wprawę, co? 
Brigitte odetchnęła z ulgą, wdzięczna za zmianę tematu. 
-  To  po  prostu  jedna  z  umiejętności,  jakich  nabywa  się  dorastając  w  miejscu  takim  jak  to. 
Kiedyś podkochiwałam się w kelnerze, który serwował wina. 
-  Nieodwzajemnione  uczucie.  -  Domyślnie  pokiwał  głową  Charlie,  choć  trudno  mu  było 
wyobrazić sobie męŜczyznę, który potrafiłby się jej oprzeć. 
- Był sporo starszy i bardzo przystojny, ale, niestety, jak się okazało, wcale nie pociągały go 
kobiety  -  wyjaśniła  Brigitte.  -  Pod  koniec  lata  wyjechał  z  Bow  Valley  z  barmanem  z 
sąsiedniego hotelu. Kiedy się dowiedziałam, przepłakałam półtora dnia. 
- Półtora dnia? - Charlie roześmiał się rozbawiony. Brigitte zawtórowała mu wesoło. 
- Tamtego roku wcześnie spadł śnieg. Wkrótce się pocieszyłam. Poznałam innych. 
-  Takich,  którzy  woleli  kobiety  -  zaŜartował  Charlie.  Oczyma  duszy  ujrzał  otaczających  ją 
przystojnych młodzieńców z bogatych rodzin, którzy kaŜdej zimy odwiedzali hotel Dumont. 
O  tak,  Brigitte  Dumont  z  pewnością  miała  wiele  okazji,  by  się  pocieszyć.  Ciekawe,  czy  z 
kaŜdym honorowym gościem popijała wino w jego pokoju. 
Honorowy gość! I pomyśleć, Ŝe jeszcze nie tak dawno był po prostu Charliem Battle'em, nie 
znanym  nikomu  przeciętnym  zjadaczem  chleba.  Oburzało  go,  Ŝe  jedynie  dzięki  sukcesowi, 
jaki  odniósł  „Fantasy  Fuzz"  mógł  teraz  cieszyć  się  towarzystwem  Brigitte  Dumont.  Nagle 
sama  jej  obecność  przestała  mu  wystarczać.  Zapragnął  dotknąć  jej,  wziąć  w  ramiona. 
Właściwie  dlaczego  nie?  Był  przecieŜ  kimś.  Honorowym  gościem.  ZasłuŜył  sobie  na  to. 
CięŜko  pracował  na  sukces.  Całymi  latami,  zgarbiony  nad  szki-cownikiem,  kreślił  postacie 
swoich  bohaterów  wierząc  uparcie,  Ŝe  w  końcu  musi  się  udać.  A  poza  tym,  wcale  nie 

background image

zapraszał Brigitte Dumont. Była tu z własnej woli. Chłodziła dla niego wino i uśmiechała się 
kusząco. 
- Kieliszki - powiedziała Brigitte. - Potrzebne nam kieliszki. 
Podeszła  do  kredensu  i  sięgnęła  po  szkło.  Palce  jej  drŜały,  kiedy  zdejmowała  z  kieliszków 
papierowe  osłonki.  Sama  nie  wiedziała,  dlaczego  peszył  ją  wzrok  Charliego.  MęŜczyźni 
często oglądali się za nią lub taksowali oczyma, ale bardzo rzadko peszyły ją takie spojrzenia. 
Co najwyŜej była nimi na poły zirytowana, na poły rozbawiona. 
Z  kaŜdą  chwilą  czuła  się  coraz  bardziej  nieswojo.  Sama  nie  wiedziała  juŜ,  czego  pragnie 
bardziej:  chwycić  go  za  klapy  marynarki,  przyciągnąć  i  pocałować,  czy  pobiec  do  siebie  na 
górę  i  wziąć  zimny  prysznic.  Instynktownie  wyczuwała,  Ŝe  to  pierwsze  byłoby  daleko 
bardziej interesujące. Mimo to doskonale zdawała sobie sprawę, Ŝe nie wolno jej poddawać 
się  emocjom.  Battle  był  przecieŜ  honorowym  gościem  hotelu  Dumont,  a  ona  towarzyszyła 
mu w określonej roli, a nie dla przyjemności. Odetchnęła głęboko. Niestety, zimny prysznic 
był  w  tych  okolicznościach  absolutnie  wykluczony.  Wzięła  kieliszki  i  podeszła  do  stołu. 
Miała  nadzieję,  Ŝe  resztki  silnej  woli  i  odrobina  rozsądku  nie  pozwolą  jej  rzucić  się  w 
ramiona  męŜczyźnie,  którego  prawie  wcale  nie  znała.  Poza  tym,  nie  była  nawet  pewna,  czy 
go lubi. Wyjęła butelkę z kubełka, otarła ściereczką i podała Charliemu. 
- To męska robota. Korkociąg jest w koszyku. 
-  A  więc  to  korkociąg.  Właśnie  zastanawiałem  się,  do  czego  słuŜy  ten  dziwny  przedmiot  - 
powiedział z uśmiechem męŜczyzna, biorąc z jej rąk butelkę. 
- Jesteśmy wdzięczni, Ŝe zgodził się pan napisać scenariusz do naszego weekendu z zagadką. 
Tylko  dlatego  udało  się  nam  zainteresować  naszą  akcją  tak  powaŜny  dziennik  jak 
„Contemporary  Canada"  -  odezwała  się  Brigitte.  Z  trudem  powstrzymywała  się,  by  nie 
wyrwać mu z rąk korkociągu i pokazać, jak naleŜy się nim posługiwać. 
- Cieszę się, Ŝe "Fantasy Fuzz" moŜe się wreszcie na coś przydać - odparł Charlie. W końcu 
udało mu się uporać z korkociągiem. Kto wymyślił to urządzenie?! Sięgnął po butelkę. 
- Ta reporterka, która będzie dziś na kolacji, to moja przyjaciółka. 
Brigitte  zafascynowanym  wzrokiem  przyglądała  się,  jak  duŜe,  silne  dłonie  męŜczyzny 
zręcznie  wkręcają  korkociąg  w  szyjkę  butelki.  Korek  wyskoczył  z  cichym  plaśnięciem. 
Brigitte i Charlie wymienili rozbawione spojrzenia. 
- No proszę! I komu potrzebny szampan? - Brigitte roześmiała się. 
- Z pewnością nie nam - zgodził się z nią Charlie, ale rozlewając wino do kieliszków Ŝałował, 
Ŝ

e nie jest to jednak musujący trunek i Ŝe kieliszki to nie eleganckie lampki do szampana, a 

on  nie  ma  na  sobie  smokingu.  Przede  wszystkim  zaś  było  mu  przykro,  Ŝe  Brigitte  jest  tu  z 
nim jedynie dlatego, Ŝe C.H.Battle jest honorowym gościem, a ona córką właściciela hotelu. 
- Za powodzenie naszego weekendu z zagadką. - Brigitte wzniosła toast, unosząc kieliszek do 
góry. 
- Za powodzenie - mruknął Charlie. 
Toast!  No  jasne!  Tak  jak  naleŜy.  Wytwornie.  Na  miejscu.  Ciekawe,  czy  Brigitte  Dumont 
kiedykolwiek  w  swoim  Ŝyciu  wypiła  choć  lampkę  wina  bez  wznoszenia  toastów.  Uniósł 
kieliszek  i  umoczył  usta.  Wino  miało  przyjemny,  lekko  cierpki  smak,  naprzeciw  niego  zaś 
siedziała piękna kobieta. Powinniśmy wznieść toast za nas samych i za miłość, która nas za 
chwilę połączy, pomyślał, uśmiechając się gorzko. Ciekawe, jak smakowałyby jej usta? 
-  Czy  ma  pan  juŜ  jakiś  pomysł  na  ten  scenariusz?  Ostatnia  rzecz,  o  której  mógłby  teraz 
pomyśleć. 
-  Tylko  dotyczący  morderstwa  -  odparł  niechętnie.  -  Z  całą  resztą  wolałem  poczekać,  aŜ 
poznam wszystkich Dumontów. 
- Rachel Wilkes zrobi dla nas ciało. Lalki to jej hobby. 
- Lalki? 
- Tak. Z gałganów, naturalnej wielkości, oczywiście. Potrzebuje tylko paru wskazówek. 

background image

- Wskazówek? 
Brigitte uśmiechnęła się znacząco. 
-  No,  na  przykład,  czy  pańska  ofiara  ma  być  męŜczyzną  czy  kobietą.  Tak  się  składa,  Ŝe  są 
pewne róŜnice. 
- CzyŜby? 
- A co, nie zauwaŜył pan? MęŜczyźni są na ogół wyŜsi od kobiet - stwierdziła Brigitte oschle. 
- Proszę więc powiedzieć jej, Ŝe lalka ma być dosyć wysoka. 
Fuzz nigdy nie zajmował się morderstwami, których ofiarami byłyby kobiety. Woli je całe i 
Ŝ

ywe. 

- O tak - mruknęła Brigitte. 
- Proszę? 
-  Nie  takiego.  Pański  detektyw  szczególnie  lubi  takie,  które,  jak  to  się  mówi,  mają  czym 
oddychać. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- CzyŜbym miał do czynienia z wojującą feministką? 
-  Po  prostu  nie  lubię,  kiedy  ktoś  przedstawia  kobiety  jako  głupawe,  naiwne  stworzenia, 
cukiereczki! 
- Doprawdy? - MęŜczyzna roześmiał się. 
Brigitte gniewnie zacisnęła usta. Uśmiech na twarzy Charliego pogłębił się. 
- Rozchmurz się, Cukiereczku. Ja tylko Ŝartowałem. 
- Proszę mnie tak nie nazywać. 
-  To  tylko  mała  rozgrzewka  przed  naszym  weekendem  z  zagadką.  Zagra  pani  rolę 
Cukiereczka. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Ja? 
-  To  chyba  oczywiste.  Siostrzenice  pani  są  jeszcze  za  małe,  a  pozostałe  kobiety  z  rodziny 
Dumontów to męŜatki. Zostaje wiec tylko pani, mój słodziutki Cukiereczku. 
- Prosiłam, Ŝeby nie zwracał się pan do mnie w ten sposób - zaprotestowała Brigitte. - I wcale 
nie jestem pewna, czy nadaję się do tej roli. 
- Jasne, Ŝe się pani nadaje. A poza tym nie jest chyba tak trudno zagrać, jak to pani określiła, 
głupawe, naiwne stworzenie. 
-  No...  nie  wiem,  czy  mam...  odpowiednie  warunki.  MęŜczyzna  obrzucił  uwaŜnym 
spojrzeniem zgrabną, 
kobiecą postać. 
- Jak najbardziej. Nawet ma pani... czym oddychać. 
- Coś takiego! - obruszyła się Brigitte. - Wypraszam sobie! 
Przerwało  jej  natarczywe  buczenie,  wydobywające  się  z  leŜącej  na  stoliku  torebki.  Charlie 
odwrócił się zaciekawiony. 
- CzyŜby chowała tam pani jakiegoś pozaziemskiego stwora? 
-  To  mój  beeper  -  wyjaśniła  Brigitte,  sięgając  po  torebkę.  -  Przepraszam,  ale  muszę 
zadzwonić do recepcji. 
Wykręciła  zero  i  przedstawiła  się.  Przez  dłuŜszą  chwilę  słuchała  uwaŜnie.  Z  jej  twarzy 
Charlie  odgadł,  Ŝe  wiadomość  nie  naleŜała  do  przyjemnych.  Brigitte  podziękowała 
rozmówcy i odłoŜyła słuchawkę. 
- Niestety, obowiązki wzywają - powiedziała i poŜegnała się. 
Punktualnie  o  szóstej  Charlie  zastukał  do  prywatnego  apartamentu  Marguerite  i  Jean-Pierra 
Dumontów.  Drzwi  otworzył  mu  Stephen  Dumont,  który  uprzejmie  zaprosił  Charliego  do 
ś

rodka. 

Najpierw  przedstawiono  go  Donnie  Prescott,  reporterce  z  „Contemporary  Canada"  i 
przyjaciółce  Brigitte,  później  zaś  po  kolei  wszystkim  członkom  rodziny  Dumontów.  Pa-

background image

triarcha  rodu,  Jean-Pierre,  siedział  na  szerokim,  krytym  skórą  fotelu.  Obok  przycupnęła  na 
kanapie zaskakująco młoda i piękna Marguerite Dumont w towarzystwie swojej 
starszej  córki,  Claire  i  zięcia,  Claude'a.  Brigitte  i  jej  dwie  siostrzenice,  Jennifer  i  Nicole, 
siedziały na przyniesionych z jadalni drewnianych krzesłach. 
-  No  i,  oczywiście,  moja  Ŝona,  Janet  -  zakończył  prezentację  Stephen,  uśmiechając  siędo 
sympatycznej, młodej kobiety w zaawansowanej ciąŜy. 
Charlie  przysiadł  na  brzeŜku  fotela.  Ucichły  rozmowy.  Zebrani  w  pokoju  ludzie  patrzyli  na 
niego  wyczekująco.  No  tak,  był  przecieŜ  sławnym  człowiekiem,  twórcą  popularnego 
komiksu. Czuł się coraz bardziej nieswojo. 
-  Czy  ma  pan  juŜ  jakiś  pomysł?  -  Starsza  siostra  Brigitte,  Claire  była  pierwszą,  która 
przerwała krępującą ciszę. 
- Jesteśmy ciekawi, jakie role przeznaczył pan dla nas 
- przyłączyła się jej szwagierka, Janet Dumont. 
- Mam kilka pomysłów, ale to dopiero wersja próbna 
- zastrzegł się Charlie. 
Donna aŜ wychyliła się do przodu. 
- Czy mogłabym wspomnieć o tym w moim artykule? 
Brigitte  odnotowała  z  niezadowoleniem,  Ŝe  zainteresowanie  przyjaciółki  nie  jest  czysto 
zawodowe, choć C.H.Battle zdawał się niczego nie dostrzegać. 
- Chcę zagrać Cukiereczka - oznajmiła nagle Nicole i przybrała kuszącą pozę, spoglądając na 
męŜczyznę spod na wpół opuszczonych powiek. 
Brigitte  przyjrzała  się  jej  uwaŜnie  i  stwierdziła,  Ŝe  biust  jej  starszej  siostrzenicy  jest  dziś 
wyjątkowo sterczący. Pewnie znowu wypchała sobie staniczek, pomyślała z rozbawieniem. 
Brigitte nie była jedyną osobą, która dostrzegła te zmiany. Ojciec Nicole, Claude, zmarszczył 
brwi i popatrzył na Ŝonę. 
- Twoja córka za duŜo czasu spędza przed telewizorem 
- rzucił gniewnie. 
- Jesteś za młoda, Ŝeby zagrać Cukiereczka - poinformowała siostrę Jennifer. 
- Wcale nie! - upierała się Nicole. - Prawda, panie Bat-tle? 
- No cóŜ... - zaplątał się Charlie. 
Brigitte zrobiło się go Ŝal. Postanowiła mu pomóc. 
- Przykro mi, Nicole - zwróciła się do siostrzenicy. - Ta rola została juŜ obsadzona. 
Nicole westchnęła Ŝałośnie. 
- Wiedziałam. Tobie zawsze trafiają się najlepsze kąski. 
- Dosyć tego, Nicole! - zdenerwowała się jej matka. Nicole zacisnęła usta. 
-  Mam  dla  ciebie  równie  ciekawą  rolę  -  pocieszył  ją  Charlie.  -  Zagrasz  bardzo  waŜnego 
ś

wiadka. 

- Świadka? - Dziewczynka rozchmurzyła się momentalnie. 
- Zobaczysz, a raczej odkryjesz coś, co stanowić będzie klucz do całej zagadki. 
- Czy ja teŜ mogę być tym... no, świadkiem? - włączyła się Jennifer. 
Charlie skinął głową. 
- Ty i twoja siostra będziecie świadkami pewnego istotnego dla sprawy zdarzenia. 
- Ale... - zaczęła Nicole, po czym umilkła skarcona groźnym wzrokiem Claire. 
Policzki Jennifer pokraśniały z zadowolenia. 
- Świadkiem! Będę świadkiem! - Ucieszyła się. - Czy mogę juŜ teraz? - Popatrzyła pytająco 
na matkę. 
Claire przytaknęła. Jennifer odwróciła się do Charliego. 
- Zbierałyśmy gazety z całego tygodnia. Czy mogłybyśmy dostać pański autograf? 
- Jasne, nie ma sprawy - zgodził się Charlie. Jennifer zeskoczyła z krzesła i ruszyła do drzwi. 
Kiedy 

background image

mijała  fotel  Charliego,  męŜczyzna  szepnął  jej  coś  na  ucho.  Jennifer  potakująco  kiwnęła 
głową i z tajemniczą miną opuściła pokój. 
Brigitte nie mogła oprzeć się wraŜeniu, Ŝe na pozór gburowaty i zgryźliwy C.H.Battle potrafi 
być naprawdę czarujący. 
- Myślę, Ŝe i dla pani mam rolę - poinformował Janet. 
- A co z ofiarą? - zainteresowała się Donna. 
- Musi to być ktoś znienawidzony przez wszystkich Dumontów - wyjaśnił Charlie. - Tak, aby 
kaŜdy miał jakiś motyw, by się go pozbyć. Ofiarą będzie narzeczony naszego Cukiereczka - 
popatrzył znacząco na Brigitte. 
- Który, rzecz jasna, nie będzie mi wierny - dokończyła Brigitte, uśmiechając się krzywo. 
- Co uczyni cię główną podejrzaną - zauwaŜyła Donna. 
-  I  będziesz  musiała  uwieść  Fuzza  -  wtrąciła  Nicole.  Jej  rodzice  wymienili  zaniepokojone 
spojrzenia. 
- Stanowczo za duŜo telewizji - mruknął Claude. 
-  Nie  sądzę,  aby  było  to  konieczne  -  zaprotestowała  Brigitte,  ale  nikt  nie  zwrócił  na  nią 
uwagi, bo oto do pokoju wróciła Jennifer. Podeszła do Charliego i wręczyła mu gazety, duŜą 
ksiąŜkę w twardej okładce oraz plik czystych kartek z nadrukiem hotelu. 
- Czy to wystarczy? - spytała cicho. 
-  W  porządku.  -  Charlie  wyjął  z  kieszeni  marynarki  czarny  flamaster.  UłoŜył  na  kolanach 
ksiąŜkę, na niej luźne czyste kartki i kilkoma ruchami flamastra nakreślił na jednej podobiznę 
Jennifer.  Dziewczynka  aŜ  pisnęła  z  radości,  kiedy  Charlie  umieścił  pod  rysunkiem  swój 
autograf i wręczył go jej. 
- Teraz mnie, dobrze? - zawołała Nicole, przybierając uwodzicielską pozę. 
Charlie  rysował  z  zaskakującą  łatwością.  W  efekcie  na  obrazku  pojawiła  się  nieco  starsza  i 
bardzo  atrakcyjna  Nicole.  Pod  rysunkiem  umieścił  napis:  Cukiereczek  2010.  Nicole  aŜ 
pokraśniała z zadowolenia. 
- Kto następny? 
Donna odchrząknęła znacząco. 
- Jeśli byłby pan tak uprzejmy... Obiecuję, Ŝe kaŜę szkic oprawić i powieszę w moim biurze. 
- Kobieta reporter. - Charlie pochylił się nad kolejną kartką papieru. Wkrótce pojawiła się na 
niej Donna w długim męskim płaszczu, z zawieszonym na szyi aparatem fotograficznym. 
- Niech pan narysuje dziadka i babcię - poprosiła Jennifer. 
Charlie sięgnął po kolejną kartkę, by uwiecznić radość Ŝycia emanującą z oblicza patriarchy 
rodu  Dumontów  i  pełen  czułości  uśmiech  jego  pięknej  Ŝony.  Następnie  przyszła  kolej  na 
tryskającego energią Stephena, uśmiechniętą Janet w powaŜnym stanie oraz Claire i Claude'a. 
-  A  teraz  cioteczkę  Brigitte  -  nalegała  Jennifer.  Charlie  obrzucił  Brigitte  rozbawionym 
spojrzeniem. 
- Atak. Byłbym zapomniał. Nasz Cukiereczek. Gniewnie zaciśnięte usta i zmarszczone brwi 
nie umknęły 
jego uwagi. Jakby na przekór namalował ją dokładnie tak, jakby rzeczywiście była postacią z 
jego słynnego komiksu, celowo dorysowując szeroki uśmiech i głęboki dekolt 
-  Prawdziwa  seksbomba!  -  wykrzyknęła  Nicole,  obrzucając  gościa  pełnym  podziwu 
spojrzeniem. 
Charlie obojętnie wzruszył ramionami. 
- No cóŜ, artysta przedstawia prawdę. 
- A karykaturzysta rysuje karykatury - mruknęła pod nosem Brigitte. 
-  Niektórzy  ludzie  uwaŜają,  Ŝe  to  właśnie  w  karykaturze  najlepiej  odbija  się  otaczająca  nas 
rzeczywistość -wtrąciła Donna, sięgając po podobiznę Brigitte. - Chciałabym umieścić któryś 
z pańskich rysunków obok mojego artykułu. MoŜe ten? 
- Ale... - zaprotestowała Brigitte. 

background image

- Prawdziwy C.H.Battle - zachwycała się Donna. - Z autografem, dobrze? Myślę, Ŝe udałoby 
mi  się  przekonać  wydawcę,  by  wypłacił  panu  honorarium.  Oczywiście,  nie  będzie  to  duŜa 
suma. 
-  Nie  ma  problemu  -  oznajmił  Charlie,  patrząc  na  najwyraźniej  zirytowaną  Brigitte.  -  A 
honorarium proszę przekazać na konto BARF-u. 
No  tak!  -  rozzłościła  się  Brigitte.  Tu  ją  miał.  Teraz  nie  mogła  juŜ  odmówić.  Jak  by  to 
wyglądało. 
- Brigitte mówiła, Ŝe dziś wieczór wystąpi pan w swojej słynnej skórzanej kurtce - ciągnęła 
Donna. 
Charlie potakująco kiwnął głową. 
-  Chciałabym  sfotografować  pana  właśnie  w  tym  stroju.  MoŜe  zrobilibyśmy  to  juŜ  teraz, 
zanim zaczną się schodzić goście? 
- Jak pani sobie Ŝyczy. 
- Wspaniale! - ucieszyła się Donna. - A ty, Cukiereczku? - popatrzyła na przyjaciółkę. 
- Och, nie - zaprotestowała Brigitte. - Nie jestem... nie jestem odpowiednio ubrana. 
- SkądŜe znowu! Wyglądasz świetnie - nalegała Donna. - MoŜe tylko rozepniesz ten guziczek 
pod szyją. Fantasy Fuzz i jego Cukiereczek. To będzie prawdziwa bomba. 
- Rozpiąć guziczek? - powtórzyła wolno Brigitte. 
- To dla BARF-u - zapewnił Charlie. 
-  Tak,  Brigitte  -  poparł  go  Stephen.  -  Wszystko  dla  BARF-u.  Trudno  o  bardziej  chwalebny 
cel. 
-  Dumontowie  zawsze  dawali  z  siebie  wszystko,  kiedy  chodziło  o  słuszną  sprawę  -  wtrącił 
Jean-Pierre. 
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Mój własny ojciec! 
- AleŜ, skarbie! Mówimy o jednym guziczku. Nikt nie kaŜe ci się rozbierać. 
- Jean-Pierre! - obruszyła się jego Ŝona. Donna uniosła aparat. 
- Gotowi? 
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
-  Wobec  tego  spotkamy  się  w  jadalni  -  poŜegnała  rodzinę.  -  Ruszam,  by  ratować  honor 
Dumontów. CóŜ znaczy jeden mały guziczek wobec tak waŜnej sprawy. 
W apartamencie Charliego Donna kazała im ustawić się pod oknem. 
-  Świetnie!  -  zawołała,  spoglądając  przez  obiektyw.  -  Wspaniały  widok  i  doskonałe  tło.  A 
przy okazji, reklama dla hotelu. - Mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki. 
Ale  Brigitte  nie  podzielała  tego  entuzjazmu.  Choć  nigdy  nie  odczuwała  tremy  występując 
przed  publicznością,  wcale  nie  była  zachwycona  perspektywą  pozowania  do  wspólnego 
zdjęcia z przystojnym autorem popularnego komiksu. 
Charlie,  ubrany  w  słynną  skórzaną  kurtkę  Fantasy  Fuz-za,  wydawał  się  jeszcze  bardziej 
speszony.  Donna  poprawiła  kołnierz  kurtki,  pozostawiając  dłoń  na  ramieniu  męŜczyzny  o 
ułamek  sekundy  dłuŜej,  niŜ  było  to  konieczne.  Brigitte  bacznym  spojrzeniem  obrzuciła 
przystojną twarz Charliego. Donna nie była trzynastoletnią dziewczynką, która za duŜo czasu 
poświęca  telewizji.  Była  dorosłą  kobietą  świadomą  swych  wdzięków.  Brigitte  z  satysfakcją 
odnotowała, Ŝe na Charliem nie zrobiły one Ŝadnego wraŜenia. 
Donna uniosła aparat. 
- Spokojnie. To tylko aparat, a nie pistolet maszynowy. Świetnie! Wspaniale! - Błysnął flesz. 
- A teraz ty, Brigitte. 
Podejdź do niego. Dobrze. Fantasy, niech pan na nią popatrzy tak jak na tych rysunkach. 
Charliemu  niepotrzebne  były  Ŝadne  wskazówki.  Kiedy  zobaczył,  jak  Brigitte  wolno  rozpina 
bluzkę, po plecach przebiegł mu przyjemny dreszczyk. 

background image

Pod  namiętnym  spojrzeniem  ciemnych  oczu  męŜczyzny  na  policzki  Brigitte  wystąpił 
rumieniec.  Nie  dość,  Ŝe  wprost  poŜerał  ją  wzrokiem,  to  jeszcze  działo  się  to  w  obecności 
Donny. Tej samej Donny, która przed chwilą robiła do niego słodkie oczy. 
Błysnął flesz. 
- Potrzeba nam trochę akcji - stwierdziła reporterka. 
- Akcji? - wykrztusiła Brigitte. 
- Fantasy, jest pan pisarzem, jak zachowałby się w takiej sytuacji pański Cukiereczek? 
-  Hm  -  odchrząknął  Charlie.  -  Jako  główna  podejrzana,  próbowałaby  z  pewnością  zjednać 
sobie detektywa. 
-  Słyszałaś,  Brigitte?  Masz  go  sobie zjednać.  Brigitte  zacisnęła  usta  i  zmarszczyła  gniewnie 
brwi. Dobrze. Sami tego chcieli. JuŜ ona im pokaŜe. 
- Czy to ma być coś w tym stylu? - spytała miękko, przysuwając się do męŜczyzny i patrząc 
mu zalotnie w oczy. 
No, na co czekasz? Pocałuj mnie! - kusiły błękitne oczy. 
-  Świetnie,  Brigitte!  -  pochwaliła  przyjaciółkę  Donna.  -  Byłaś  naprawdę  wspaniała.  Twój 
ruch, Fantasy. 
Charlie  zesztywniał.  Doskonale  zdawał  sobie  sprawę,  Ŝe  Brigitte  udawała.  Grała  rolę,  którą 
on  sam  jej  wyznaczył.  Dlaczego  więc  tak  mocno  biło  mu  serce?  Dlaczego  brakło  mu  tchu? 
Czy Fantasy czułby to samo? 
No właśnie, Fantasy! Co zrobiłby detektyw? Jak zachowałby się w takiej sytuacji jego słynny 
bohater? 
Pocałuj ją! Pocałuj ją, ty głupcze! Na co czekasz? 

ROZDZIAŁ 

Fantasy  otoczył  ramionami  szczupłą  kibić  Cukiereczka  i  przytulił  ją  do  szerokiej, 
muskularnej piersi. To właśnie on, a nie Charlie Battle chciwie wpił się w jej kuszące wargi, 
ale nikt inny, tylko sam  Charlie poczuł ich słodycz. Nawet w najśmielszych marzeniach nie 
przypuszczał,  Ŝe  moŜe  być  tak  wspaniale.  Wypełniała  go  radość.  Tulił  delikatne,  kobiece 
ciało. Chciał, by ta chwila trwała wiecznie. 
Brigitte  była  początkowo  zdezorientowana,  ale  juŜ  po  chwili  uległa,  poddając  się 
męŜczyźnie. 
- Brawo, Brigitte! Świetnie, detektywie Fantasy! - pochwaliła rozbawiona Donna. 
W  jednej  chwili  Brigitte  otrzeźwiała.  Gwałtownie  odsunęła  się  od  Charliego.  Stała  o  kilka 
kroków  od  niego,  oddychając  cięŜko  jak  po  długim,  męczącym  biegu.  Nieprzytomnym 
spojrzeniem obrzuciła twarz przyjaciółki. 
Charliego  zaskoczyło  zachowanie  Brigitte.  Poczuł  się  nim  nawet  uraŜony.  Dlaczego 
odskoczyła  od  niego  tak  nagle?  PrzecieŜ  sama  tego  chciała.  Kusiła,  uwodziła,  flirto-wała  z 
nim przez całe popołudnie. On jedynie odpowiedział na jej zaproszenie. 
Fantasy  Fuzz  dał  się  złapać  we  własne  sidła.  Tylko  Ŝe  słynny  detektyw  wcale  nie  byłby 
zaŜenowany. Tak, Fuzz z pewnością potrafiłby wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. 
Charlie  gorączkowo  szukał  w  myślach  odpowiednich  słów,  właściwych  gestów.  Oczyma 
wyobraźni  ujrzał  swego  detektywa  w  towarzystwie  Cukiereczka,  przyłapanych  przez 
wścibską reporterkę w niedwuznacznej sytuacji i nagle wszystko stało się jasne. JuŜ wiedział. 
- O to chodziło, Cukiereczku? Zadowolona? - zwrócił się do Donny. 
Brigitte  poczuła,  jak  policzki  oblewa  jej  ciemny  rumieniec.  Jak  on  śmie!  Jeszcze  przed 
chwilą rzucił się na nią niczym wygłodniały marynarz, który od miesięcy nie widział kobiety, 
a teraz otwarcie flirtuje z jej przyjaciółką! A to dopiero bezczelność! 
-  Czy  jestem  zadowolona?  -  Donna z  ukontentowaniem  potrząsnęła  głową.  -  Wypstrykałam 
chyba cały film. 

background image

- To dobrze - mruknął Charlie. Chciał spojrzeć na Brigitte, lecz zabrakło mu odwagi. Nie był 
pewien,  co  wyczyta  z  jej  twarzy.  Był  ciekaw,  czy  ten  pocałunek  zrobił  na  niej  równie  silne 
wraŜenie jak na nim. A jeśli tylko udawała? Wtedy wyszedłby na kompletnego idiotę, a tego 
nie mógłby znieść. 
-  Do  licha!  -  zniecierpliwiła  się  Donna,  siłując  się  z  korbką  statywu.  -  Ta  wstrętna  śruba 
znowu się zacięła. Czy mógłby pan mi pomóc? 
Charlie skwapliwie skorzystał z pretekstu, by znaleźć się jak najdalej od Brigitte. Jej bliskość 
onieśmielała  go.  Chwycił  korbkę,  pociągnął  mocno  i  statyw  z  głuchym  łoskotem  runął  na 
podłogę. Charlie i Donna pochylili się, by pozbierać rozsypane części, a Brigitte postanowiła 
wykorzystać ten moment. 
- Mam jeszcze parę spraw do załatwienia, zanim zacznie się wieczór rodzinny - powiedziała 
szybko. - Zobaczymy się przy kolacji. 
Nim  ktokolwiek  zdołał  zaprotestować,  juŜ  jej  nie  było.  Winda  przyjechała  prawie 
natychmiast i na szczęście okazała się zupełnie pusta. Brigitte weszła do kabiny i odetchnęła 
z ulgą. Z przyzwyczajenia zerknęła na swoje odbicie w wyłoŜonej lustrami ścianie i zamarła. 
Policzki  jej  płonęły,  oczy  błyszczały  nienaturalnie.  Wstyd  czy  moŜe  gniew?  Westchnęła. 
Pewnie jedno i drugie. Nie była juŜ młodziutką, naiwną dziewczyną. Przekonała się, Ŝe zdol-
ności  malarskie  nie  były  jedynym  talentem,  jakim  matka  natura  obdarzyła  C.H.Battle'a. 
Dlaczego  jednak  męŜczyzna,  który  tak  wspaniale  całował,  musiał  okazać  się  takim 
głupcem?!  Nazwał  ją  Cukiereczkiem,  a  potem  potraktował  jak  jedną  z  tych  postaci  z 
komiksu.  Brigitte  gniewnie  zmarszczyła  brwi.  Jak  mógł  całować  ją  tak  namiętnie,  a  zaraz 
potem flirtować z jej przyjaciółką! 
Jean-Pierre Dumont zerknął na zegarek, nie kryjąc zniecierpliwienia. 
- Nasz honorowy gość spóźnia się, Brigitte. Czy aby na pewno przypomniałaś mu, Ŝe kolacja 
zaczyna się o siódmej? 
- Przypomniałam, przypomniałam. Pewnie Donna nie skończyła jeszcze wywiadu. OdgraŜała 
się, Ŝe chce wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. 
Brigitte rozejrzała się po sali. Ani śladu Charliego. Ona równieŜ miała swoje powody, by się 
o niego niepokoić. Nie powinien mieć trudności ze znalezieniem właściwego stołu. Podczas 
wieczorów  rodzinnych  Dumontowie  zajmowali  honorowe  miejsce  pośrodku  jadalni.  Tego 
wieczoru  Bri-gitte  kazała  przygotować  jedenaście  nakryć.  Rodzina  Du-montów  i  dwoje 
gości, C.H.Battle i Donna Prescott. 
-  Odniosłem  wraŜenie,  Ŝe  Donna  miałaby  ochotę  wyciągnąć  z  Charliego  duŜo  więcej  niŜ 
kilka informacji -mruknął siedzący obok niej Stephen. 
-  To  do  niej  podobne.  -  Brigitte  uśmiechnęła  się  kwaśno.  -  Donna  zawsze  miała  słabość  do 
sławnych ludzi. 
-  Tylko  Ŝe  tym  razem  trafiła  kulą  w  płot  -  zauwaŜyła  Janet.  -  Battle  wcale  nie  wyglądał  na 
zainteresowanego. 
- Był zbyt zajęty naszym słodkim Cukiereczkiem. - Stephen roześmiał się. 
Brigitte westchnęła. 
- Proszę, nie nazywaj mnie tak. 
- Czy moŜesz powiedzieć mi, o co w tym wszystkim chodzi? 
Brigitte  zarumieniła  się.  CzyŜby  Stephen  coś  podejrzewał?  Jak  to  moŜliwe?  Skąd  mógłby 
wiedzieć, co zaszło na górze? 
- Nie rozumiem twojego pytania - odpowiedziała, nie patrząc na brata. 
- Hm, zazwyczaj nie obraŜasz naszych gości. 
- ObraŜam? 
Stephen odwrócił się do Ŝony. 
- Moja siostrzyczka udaje niewiniątko. Popatrz, jak znakomicie jej to wychodzi. Zawsze tak 
postępowała w dzieciństwie, gdy spsociła. 

background image

- I zawsze się udawało! - Brigitte roześmiała się. 
- Nie zmieniaj tematu. Battle przedstawił się jako artysta, a ty nazwałaś go karykaturzystą. 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
- A widziałeś, jak mnie narysował? 
-  Nie  pojmuję,  co  ci  się  w  tym  szkicu  nie  podoba.  Mysiałem,  Ŝe  zawsze  chciałaś  mieć...  no 
wiesz. - Stephen wykonał zamaszysty gest rękami gdzieś w okolicy klatki piersiowej. - Kiedy 
byłaś młodsza, ciągle narzekałaś, Ŝe jesteś płaska jak deska i wyglądasz jak chłopak. 
- To było dawno i nieprawda - zaperzyła się Brigitte. - Zresztą, wcale nie jestem taka płaska. 
A poza tym duŜy biust staje się z wiekiem nieapetyczny. 
- Przynajmniej nie grozi ci, Ŝe będziesz miała na starość obwisły biust - draŜnił się z siostrą 
Stephen. 
-  A  propos  biustu  -  wtrąciła  Janet,  pochylając  się  do  ucha  szwagierki.  -  Czy  nie  odniosłaś 
wraŜenia, Ŝe Nicole poprawia naturę? 
Brigitte  spojrzała  przez  stół  na  siostrzenice.  Jennifer  z  oŜywieniem  dyskutowała  na  jakiś 
temat z dziadkiem, Nicole zaś z naburmuszoną miną niemrawo grzebała widelcem w talerzu. 
Claire z niepokojem zerkała na starszą córkę. 
- Wygląda na to, Ŝe Claire teŜ to zauwaŜyła - szepnęła bratowej do ucha. 
- Biedna Nicole! - westchnęła Janet. 
-  Biedna  Claire!  -  Stephen  delikatnie  poklepał  Ŝonę  po  zaokrąglonym  brzuchu.  -  Jesteś 
pewna, Ŝe naprawdę tego chcesz? 
-  Nie  całkiem  -  odparła  Janet  -  ale  jest  juŜ  trochę  za  późno,  by  zmienić  zdanie.  Jakoś 
będziemy musieli sobie z tym radzić. 
Brigitte  z  zaŜenowaniem  odwróciła  głowę.  Gdzieś  na  dnie  serca  poczuła  lekkie  ukłucie 
zazdrości. Choć bardzo lubiła szwagierkę, czasem była zazdrosna o starszego brata. 
Claire wyszła za mąŜ, gdy Brigitte była dzieckiem, toteŜ wydawało jej się całkiem naturalne, 
Ŝ

e uwagę starszej siostry zaprzątały jej własne dzieci i mąŜ. Ale Stephen? O, to juŜ całkiem 

inna historia. Brigitte poczuła się nagle bardzo samotna. KaŜdy z Dumontów miał Ŝyciowego 
partnera. Mama Jean-Pierra, Claire Claude'a, Stephen Janet, tylko ona ciągle była sama. 
Ponure  rozmyślania  Brigitte  przerwało  pojawienie  się  Charliego  i  Donny.  Jean-Pierre 
podniósł się, by powitać gości. Uprzejmym gestem wskazał reporterce miejsce obok siebie, a 
Charliemu  wolne  krzesło  obok  młodszej  córki.  Charlie  obrzucił  Brigitte  uwaŜnym 
spojrzeniem.  Ta  chłodno  skinęła  głową,  po  czym  odwróciła  wzrok.  Nie  miała  mu  nic  do 
powiedzenia.  Odetchnęła  z  ulgą,  kiedy  usłyszała,  Ŝe  Stephen  przejął  na  siebie  obowiązek 
zabawiania  gościa.  Z  drugiej  strony  stołu  Claire  ruchem  głowy  dała  znak,  Ŝe  czas  zaczynać 
część artystyczną. 
Wieczory rodzinne u Dumontów obrosły juŜ tradycją. Wkrótce po ślubie Marguerite Dumont 
wpadła  na  pomysł  uatrakcyjnienia  zebrań  towarzyskich.  Początkowo  sama  grała  na 
fortepianie  znane  i  lubiane  przeboje.  Wkrótce  przyłączyły  się  do  niej  córki,  opowiadając 
dowcipy  i  zabawne  historyjki  z  Ŝycia  Bow  Valley.  Z  czasem  poniedziałkowe  spotkania 
przyciągały coraz więcej gości. 
Niewielka  scena  zajmowała  przeciwległy  koniec  sali.  Senior  rodu,  Jean-Pierre  Dumont,  w 
towarzystwie  swych  obu  córek,  Brigitte  i  Claire,  powitał  zebranych,  przedstawiając  kolejno 
członków  rodziny  Dumont,  po  czym  opuścił  podium.  Brigitte  i  Claire,  utartym  zwyczajem, 
zaczęły wieczór od krótkiej pogawędki. 
- A więc, Brigitte - zwróciła się do siostry Claire -o czym opowiemy dziś naszym gościom? 
Czy wydarzyło się moŜe ostatnio coś niezwykłego? 
-  Oczywiście.  W  hotelu  Dumont  zawsze  coś  się  dzieje.  Opowiem  wam  o  Mortie'em  i 
Bernie'em. 
- Chodzi ci o Moritza i Berna, nasze psy? - zdziwiła się Claire. 
- Właśnie. 

background image

- Wszyscy znają Moritza i Berna, prawda? - zaczęła Claire, ale przerwały jej gromkie brawa. 
Dwa  sympatyczne  bernardyny  naleŜały  do  ulubieńców  zarówno  hotelowych  gości,  jak  i 
mieszkańców  całej  Bow  Valley.  -  Ale  dlaczego  właśnie  o  nich  chcesz  dziś  rozmawiać?  - 
zwróciła się do siostry. 
- Hm, zawsze uwaŜałam, Ŝe to ładne pieski. Claire potakująco kiwnęła głową. 
- I bardzo przyjacielskie. 
- O tak! - zgodziła się Claire. 
- Ale dopiero wczoraj odkryłam, jakie są mądre. Claire popatrzyła na siostrę zaskoczona. 
- Mądre? No, nie wiem... 
-  Przyglądałam  się  im,  kiedy  bawiły  się  wczoraj  po  południu  na  podwórzu  i  usłyszałam  jak 
Mortie powiedział do Bernie'ego... 
- Chwileczkę, Brigitte - przerwała jej siostra. - PrzecieŜ psy nie potrafią mówić. 
-  MoŜe  inne  nie,  ale  Bernie  i  Mortie  naleŜą  do  wyjątków.  Dlatego  właśnie  uwaŜam,  Ŝe  są 
takie mądre - upierała się Brigitte. - Czy wiesz, co Mortie powiedział Bemie'emu? 
Claire z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- AŜ boję się pomyśleć. 
- Powiedział: BARF! 
- AleŜ, Brigitte! Wszystkie psy robią: barf, barf. Ludzie nazywają to szczekaniem. 
- Nie. - Brigitte przecząco pokręciła głową. - On nie powiedział: barf, tylko BARF. DuŜymi 
literami. 
- O! - zdziwiła się Claire. - Chodzi ci o Towarzystwo Ochrony Środowiska? 
- No, nareszcie! 
Claire ze zrozumieniem pokiwała głową. 
- Bardzo sprytne, siostrzyczko. 
Ze swego miejsca przy stole Charlie z podziwem patrzył na śliczną twarzyczkę  Brigitte.  Za 
jeden  taki  uśmiech  kaŜdy  męŜczyzna  byłby  gotów  skoczyć  w  ogień.  Kobieta,  która  potrafi 
tak się uśmiechać, z pewnością wyszłaby cało z największych tarapatów. Wyobraził ją sobie 
jako  bohaterkę  jednego  ze  swoich  komiksów.  Stoi  przed  policyjnym  detektywem  i, 
uśmiechając się niewinnie, zapewnia: „Słowo honoru, panie oficerze, nie miałam pojęcia, Ŝe 
arszenik  rozpuszczony  w  kawie  moŜe  być  trujący.  Chciałam  jedynie  usunąć  ten  osad  z 
dzbanka". 
Ciemne  włosy  kobiety  połyskiwały  w  świetle  reflektorów,  gdy  swobodnie,  z  uśmiechem 
opowiadała  o  działalności  BARF-u.  Brigitte  była  nieodrodną  córą  swego  sławnego  ojca. 
Charlie  był  prawie  pewien,  Ŝe  publiczne  występy  sprawiały  jej  przyjemność.  Zupełnie 
odwrotnie  niŜ  jemu.  Ilekroć  miał  pojawić  się  przed  większą  widownią,  nogi  odmawiały  mu 
posłuszeństwa.  Chyba  juŜ  nigdy  nie  zdoła  się  do  tego  przyzwyczaić.  To  niepojęte,  jak 
męcząca okazała się sława i popularność! 
Większość Ŝycia Charlie spędził w otoczeniu stworzonego przez siebie komiksowego świata. 
Przez  całe  lata  pochylony  nad  szkicownikiem  kreślił  sylwetki  bohaterów  zabawnych 
opowieści  w  nadziei,  Ŝe  wreszcie  kiedyś  uda  mu  się  zainteresować  nimi  wydawców  i 
czytelników. W końcu pewnego dnia wszędobylski detektyw o dźwięcznym imieniu Fantasy 
zwrócił  uwagę  jednego  z  redaktorów  popularnej  gazety.  W  zaskakująco  krótkim  czasie 
Fantasy stał się ulubieńcem całej Ameryki, a jego twórca bogatym i sławnym człowiekiem. 
- Wszyscy zdajemy sobie sprawę z konieczności wy 
korzystania tak zwanych surowców wtórnych - kontynuowała Brigitte. 
-  My  sami,  na  przykład,  często  odświeŜamy  stare  dowcipy  -  wtrąciła  Claire,  ku  uciesze 
obecnych na sali. 
Brigitte zgromiła siostrę wzrokiem. 
-  Hm,  no  cóŜ...  obawiam  się,  Ŝe  niewielki  z  tego  poŜytek  dla  środowiska,  ale  bądźmy  teraz 
przez chwilę powaŜni. 0 ile mi wiadomo, większość mieszkańców naszej doliny zdaje sobie 

background image

sprawę,  jak  waŜne  jest  zagospodarowanie  odpadków.  Niestety,  ciągle  jeszcze  w  naszym 
okręgu  nie  ma  chętnych  do  zajęcia  się  tymi  wszystkimi  starymi  gazetami,  butelkami  i 
puszkami, które codziennie wyrzucamy na śmietnik. 
- I właśnie dlatego powstał BARF. 
- Racja. BARF chce uczynić nasze Ŝycie łatwiejszym, a naszą dolinę czystszą i ładniejszą. 
- Świetny pomysł - pochwaliła Claire. - A  propos pomysłów, obiło mi się o uszy, Ŝe BARF 
coś planuje... 
- Knuje. 
- Co, proszę? 
- Knuje. Knuje zbrodnię. 
- Zbrodnię? 
- CzyŜbyś nie umyła dzisiaj uszu? 
- Chyba zapomniałam. Czy ktoś tu wspominał o zbrodni? 
- Owszem - uśmiechnęła się Brigitte. - Morderstwo. Właśnie tu, w hotelu Dumont... 
- A więc o to chodzi - domyśliła się Claire. - Mówisz o naszym weekendzie z zagadką, kiedy 
to hotelowi goście będą mogli zabawić się w detektywów. 
-  Właśnie!  Choć  to  wcale  nie  takie  łatwe,  jak  się  niektórym  wydaje.  Na  szczęście,  nasi 
detektywi amatorzy będą mogli liczyć na profesjonalną pomoc. 
- Profesjonalną pomoc? 
- Właśnie. Spróbuj zgadnąć. Pomogę ci. Z czym ci się kojarzy słowo cukiereczek? 
Przez widownię przeleciał szmer podnieconych szeptów. 
- Chyba nie chodzi ci o...? - Claire z niedowierzaniem popatrzyła na siostrę. 
-  A  i  owszem!  -  Brigitte  uśmiechnęła  się  triumfalnie.  -  Panie  i  panowie,  detektyw  Fantasy 
Fuzz przybywa na ratunek! 
- Ale przecieŜ Fuzz to tylko postać z komiksu - zdziwiła się Claire. 
- Racja. Ale tak się szczęśliwie składa, Ŝe jest dziś wśród nas jego twórca. Panie i panowie, 
oto  C.H.Battle,  autor  waszego  ulubionego  komiksu.  -  Brigitte  wyciągnęła  dłoń  w  stronę 
Charliego. - Panie Battle, prosimy do nas. 
Charlie  zmarszczył  brwi.  Niechętnie  podniósł  się  od  stołu.  Miał  cichą  nadzieję,  Ŝe  moŜe 
wystarczy,  jeśli  skłoni  się  publiczności  z  tego  miejsca,  ale  Brigitte  wołała  go  na  scenę. 
Oczywiście, naleŜało się uśmiechać. Posłusznie rozciągnął wargi w krzywym grymasie, choć 
wcale  nie  było  mu  do  śmiechu,  kiedy  tak  stał  przed  tłumem  Ŝądnych  sensacji  widzów, 
wystawiony na pastwę ciekawskich spojrzeń. 
Domyślał  się,  Ŝe  publiczność  chce  w  nim  widzieć  nie  Charliego  Battle'a,  ale  swego 
ulubionego bohatera, niezłomnego Fantasy Fuzza. No tak! Niech pan pozwoli uścisnąć sobie 
dłoń, doktorze Frankenstein, zakpił z siebie w duchu. Nie pan jeden stworzył potwora. 
Niemal  nie  zauwaŜył,  Ŝe  stoi  juŜ  na  podium  razem  z  Brigitte  i  Claire.  Młodsza  córka 
Jean-Pierre'a pochyliła się do mikrofonu. 
- Panie i panowie, pozwólcie, Ŝe przedstawię wam pana C.H.Battle'a! 
Gorący  aplauz ze strony zebranej na sali publiczności zaskoczył  go. Czuł się coraz bardziej 
nieswojo,  wystawiony  na  pokaz  niby  jakieś  egzotyczne  zwierzę.  Ale  oto  Brigitte  objęła  go 
ramieniem. Zdenerwowanie zniknęło. Czuł ciepło bijące od delikatnego, kobiecego ciała. 
- Panie Battle - zaczęła Brigitte - jest pan członkiem BARF-u, prawda? 
Charlie obrzucił niespokojnym spojrzeniem podsunięty mikrofon. 
- Tak - odparł po dłuŜszej chwili. 
-  I,  choć  niewielu  ludzi  o  tym  wie,  laureatem  jednego  z  konkursów  na  najlepszy  plakat  o 
ochronie środowiska 
- ciągnęła Brigitte. 
MęŜczyzna skinął głową. 

background image

Brigitte  popatrzyła  na  niego  zdumiona.  Doprawdy,  cóŜ  to  za  mruk!  Wcale  nie  ułatwiał  jej 
zadania. 
- MoŜe opisze nam pan w paru słowach, jak wygląda ten plakat - zaproponowała. 
-  Hm,  no  cóŜ  -  odchrząknął  Charlie.  -  Namalowałem  drzewo,  które  próbuje  przekonać 
drwala, by go nie ścinał. 
Choć  mówił  powaŜnym  tonem,  widownia  zareagowała  śmiechem  i  brawami.  Brigitte 
odetchnęła z ulgą. Zerknęła na siostrę. Claire w wyciągniętych przed siebie rękach trzymała 
namalowany przez Battle'a plakat. 
- Dziękuję, Claire. - Brigitte sięgnęła po mikrofon. 
-  To  właśnie  wspomniane  dzieło.  PrzekaŜemy  je  wraz  z  autografem  autora  na  specjalną 
aukcję. KaŜdy z was ma szansę, by stać się jego właścicielem. 
-  A  propos  zagadki  -  wtrąciła  Claire.  -  Pan  Battle  nie  tylko  zgodził  się  wystąpić  w  roli 
waszego  ulubionego  detektywa.  Zobowiązał  się  równieŜ  nakreślić  scenariusz  wieczoru  z 
zagadką. 
- O! - odezwała się Brigitte - CzyŜby zbrodnia była pańskim hobby? 
Charlie  uwaŜnym  spojrzeniem  obrzucił  uśmiechniętą  twarz  kobiety.  Prowokowała  go 
specjalnie,  czy  robiła  to  jedynie  ze  względu  na  widownię?  Tak  czy  owak,  jej  zachowanie 
całkiem zbiło go z tropu. 
Nim jednak ktokolwiek z widzów zdąŜył się zorientować", Claire uratowała sytuację. 
- Więc wszyscy Dumontowie mają być podejrzani? Choć Brigitte nie naleŜała do osób, które 
długo chowają 
urazę, ciągle jeszcze nie mogła przeboleć krótkiego epizodu, jaki miał miejsce podczas zdjęć 
w  apartamencie  Charliego.  Teraz  zaś  nadarzała  się  doskonała  okazja,  by  odpłacić  mu 
pięknym za nadobne. 
Przysunęła się bliŜej i połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny, delikatnie  gładząc go po szyi. 
Przytuliła policzek do szerokiej, muskularnej piersi. 
- Brigitte? - Claire popatrzyła groźnie na młodszą siostrę. 
Brigitte zrobiła niewinną minkę. 
- Ja tylko ćwiczę - oznajmiła z uśmiechem. 
- Ach tak! - domyśliła się Claire. - Wiemy juŜ, jaka rola przypadła w udziale Brigitte. 
Publiczność  klaskając  głośno,  wesołymi  okrzykami  zachęcała  Cukiereczka,  by  pocałował 
detektywa.  Brigitte  sięgnęła  po  mikrofon  i,  zanurzając  dłoń  w  gęstej  czuprynie  męŜczyzny, 
szepnęła omdlewającym głosem: 
- Och, Fantasy! 
Claire odchrząknęła znacząco. 
-  Przepraszam,  Ŝe  przerywam  to  interesujące  przedstawienie,  ale  czuję  się  w  obowiązku 
przypomnieć, Ŝe znajdujemy się w siedzibie Dumontów, a to zobowiązuje. 
Brigitte westchnęła Ŝałośnie i niechętnie odsunęła się od Charliego. 
- Później, Fantasy - zagruchała do mikrofonu. Publiczność nagrodziła ją gromkimi brawami. 

 

-  No  cóŜ  -  podjęła  Claire,  kiedy  brawa  ucichły  -  to  jedynie  przedsmak  tego,  co  będziecie 
państwo  mogli  zobaczyć  podczas  naszego  weekendu  z  zagadką.  Pan  C.H.Bat-tle  zagra  rolę 
słynnego  detektywa,  Brigitte  Dumont  zaś  wystąpi  jako  najsłodszy  z  Cukiereczków.  Teraz 
natomiast,  panie  i  panowie,  zachęcamy  do  wspólnego  śpiewania.  Moje  córki,  Nicole  i 
Jennifer,  wręczą  państwu  kartki  ze  słowami  nowej  piosenki.  Mają  teŜ  pod  ręką  małe 
piszczałki dla tych z was, którzy nie czują się na siłach, by wypróbować własne głosy. 

background image

- Piszczałki zostały wprowadzone przez naszą bratową, Janet - przejęła mikrofon Brigitte.- W 
kaŜdy  poniedziałek  ci  z  państwa,  którzy  uwaŜają,  Ŝe  nie  potrafią  śpiewać,  mogą  zakupić  te 
oto piszczałki, by bawić się razem z nami. 
-  Dziś  wieczór,  by  uczcić  pana  Battle,  który  zaszczycił  nas  swoją  obecnością,  przekaŜemy 
dochody  ze  sprzedaŜy  piszczałek  na  konto  BARF-u.  Za  chwilę  zaczniemy  wspólne 
ś

piewanie, a tymczasem  poprosimy mamę, by zagrała coś lekkiego i przyjemnego dla ucha. 

Panie i panowie, przy fortepianie Marguerite Dumont! 
Brigitte  wyłączyła  mikrofon  i  odwróciła  się  do  Charliego.  Trafiła  akurat  na  moment,  kiedy 
męŜczyzna szykował się do opuszczenia sceny. 
- Chwileczkę, nie tak prędko - powstrzymała go, chwytając za rękaw. 
Charlie odwrócił się gwałtownie. Na jego przystojnej twarzy malował się gniew. 
- Jest pan jeszcze potrzebny - wyjaśniła. Charlie groźnie zmarszczył brwi. 
- Po co? 
-  Chcemy  zaśpiewać  piosenkę  na  pana  cześć.  Patrzyła  na  niego  prosząco.  Charlie  zacisnął 
zęby. 
- Mogę posłuchać siedząc przy stole - upierał się. 
- Byłoby ciekawiej, gdyby pozostał pan na scenie. Brigitte odniosła wraŜenie, Ŝe męŜczyzna 
nie ustąpi. 
Miał  taką  niewyraźną  minę,  Ŝe  gdyby  dalej  się  opierał,  pozwoliłaby  mu  odejść.  Czasem 
zapominała, Ŝe inni ludzie nie są tak oswojeni ze sceną i widownią jak ona. 
Charlie  zawahał  się  przez  chwilę,  po  czym  cięŜko  westchnął.  Brigitte  zrobiło  się  go  Ŝal. 
Wyciągnęła rękę i delikatnie uścisnęła duŜą, ciepłą dłoń. 
- Obiecuję, Ŝe to nie będzie bolało. 
Charlie  popatrzył  na  drobną  kobiecą  dłoń.  Długie,  szczupłe  palce.  Te  same,  które  jeszcze 
przed  chwilą  pieszczotliwie  głaskały  jego  szyję.  Delikatne.  Czułe.  Brigitte  Dumont  okazała 
się niebezpieczna, a jemu brakowało doświadczenia w kontaktach z tego rodzaju kobietami. 
Z  trudem  oderwał  wzrok  od  szczupłej  dłoni  i  spojrzał  w  niebieskie  oczy.  To  był  błąd. 
Wystarczył  jeden  załomy  uśmiech,  by  rozwiać  wszystkie  jego  wątpliwości.  Złote  ogniki  w 
jasnych oczach przypomniały mu to, co zdarzyło się wcześniej w jego apartamencie. 
-  Mam  nadzieję,  Ŝe  udało  nam  się  zainteresować  gości  -powiedziała  cicho  Brigitte,  by 
przerwać krępującą ciszę. 
Charlie skinął głową. 
Claire i Janet sprawdziły głośniki. 
- MoŜemy zaczynać, jak tylko mama skończy grać. 
Brigitte  przytaknęła.  Claire  przedstawiła  Janet,  zapraszając  wszystkich  tych,  którzy  zakupili 
piszczałki, by przyłączyli się do zabawy. 
- A teraz proszę unieść piszczałki do góry. Zobaczymy, De nas jest - ciągnęła. - Wspaniale! 
Dzisiaj proponujemy specjalną piosenkę na cześć naszego gościa, pana Battle, a zaśpiewamy 
ją  na  melodię  „Clementine".  Aby  i  nasz  gość  mógł  uczestniczyć  w  tej  zabawie,  poprosimy 
Nicole, Ŝeby wręczyła mu mały prezent 
Nicole, zaróŜowiona z podniecenia, wysunęła się naprzód. Claire podała jej mikrofon. 
- Panie Battle, chcielibyśmy, aby przyjął pan tę piszczałkę jako dowód naszej wdzięczności. 
Tym samym czynimy pana honorowym członkiem naszego chóru. 
Charlie podziękował i Nicole z zadowoloną miną opuściła scenę. 
- A więc zaczynamy! - zawołała Claire. - Gotowi? 
- Gotowi! - zapewniły ją Brigitte i Janet.   
Janet  uniosła  piszczałkę  do  ust.  Charliemu  nie  pozostawało  nic  innego,  jak  pójść  za  jej 
przykładem. Chcąc nie chcąc nabrał powietrza i  zadął w instrument. Na szczęście pisk, jaki 
się z niego wydobył, utonął w chórze podobnych dźwięków dobiegających z kaŜdego zakątka 
sali. 

background image

-  A  teraz  spróbujemy  jeszcze  raz  -  zawołała  do  mikrofonu  Claire.  -  Tym  razem  juŜ  ze 
słowami. 
Marguerite  Dumont  uderzyła  w  klawisze  fortepianu  i  popłynęła  piosenka  o  słynnym 
detektywie  o  dźwięcznym  imieniu  Fantasy  Fuzz,  który  potrafił  rozwiązać  kaŜdą  zagadkę  i 
któremu  nie  porafiła  oprzeć  się  Ŝadna  kobieta.  Piosenka  spodobała  się.  Rozbawiona 
publiczność powtórzyła ją trzykrotnie. Kiedy umilkły ostatnie tony melodii, Brigitte podeszła 
do mikrofonu. 
- Panie i panowie, raz jeszcze pan C.H.Battle. Nasz honorowy gość. 
Podczas gdy widzowie głośnym aplauzem wyraŜali swój podziw i uznanie, Brigitte nachyliła 
się do ucha Charliego. 
- To juŜ wszystko. Jest pan wolny. I jeszcze raz dziękuję. Równy z pana facet. 
Charlie  pośpiesznie  zszedł  ze  sceny.  Stephen  Dumont  powitał  go  przy  stole,  sięgając  po 
butelkę. 
- No i jak się panu podoba ten nasz rodzinny kabaret? - spytał, napełniając kieliszki winem. 
- Czy tak jest w kaŜdy poniedziałek? 
-  Niestety.  Ku  mojej  wiecznej  zgryzocie  i  zmartwieniu.  Niech  pan  sobie  wyobrazi,  Ŝe Janet 
była  zupełnie  normalną,  trzeźwo  myślącą  dziewczyną,  dopóki  nie  przekabaciły  jej  moje 
siostry - dodał, patrząc na Ŝonę. 
- A pan nie śpiewa? 
- Szybciej dałbym sobie odciąć język - zaperzył się Stephen. 
Charlie  roześmiał  się  rozbawiony.  Uniósł  kieliszek,  ale  nim  zdąŜył  umoczyć  usta  w  winie, 
otoczyli  go  rozgorączkowani  łowcy  autografów.  Kiedy  wreszcie  podniósł  głowę  znad 
ostatniego  albumu,  Claire  zapowiedziała  właśnie  najciekawszy  punkt  programu,  duet 
taneczny Brigitte i Jean-Pierre Dumont. 
Starszy  pan  wstał  od  stołu  i  wyszedł  na  scenę.  Po  chwili  do  ojca  dołączyła  Brigitte.  Claire 
podała obojgu meloniki i eleganckie bambusowe laseczki. 
Charlie  zafascynowanym  wzrokiem  przyglądał  się  tańczącej.  Jak  lekki  i  pełen  wdzięku  był 
jej  taniec!  Podziwiał  i  jednocześnie  zazdrościł.  Zazdrościł  jej  swobody  i  pewności  siebie, 
która  przebijała  z  kaŜdego  ruchu.  Ojciec  i  córka  stanowili  wyjątkowo  dobraną  parę. 
Siwowłosy,  dystyngowany  dŜentelmen  i  zwinna,  ciemnowłosa  młoda  kobieta.  Charlie  juŜ 
wiedział, po kim Brigitte odziedziczyła czarujący uśmiech i zalotne spojrzenie. 
Tancerze  zakończyli  występ.  Jean-Pierre  przyklęknął  na  jedno  kolano,  na  drugim 
przycupnęła  Brigitte.  Nietrudno  było  odgadnąć,  dlaczego  ten  punkt  programu  cieszył  się 
takim uznaniem wśród widzów. Straszy pan zachwiał się udając, Ŝe pada. Brigitte roześmiała 
się  wesoło,  zerwała  mu  z  głowy  kapelusz  i  czułym  gestem  zmierzwiła  siwą  czuprynę. 
Jean-Pierre  wyrwał  córce  kapelusz  i  Ŝartobliwie  pociągnął  ją  za  związane  w  koński  ogon 
włosy. Publiczność nagrodziła ich gromkimi brawami. 
Charlie  przyglądał  się  tej  scenie  z  mieszanymi  uczuciami.  Widać  było,  Ŝe  Brigitte  czuje  się 
na scenie jak ryba w wodzie.  Instyktownie wyczuwała, czego oczekuje od niej publiczność. 
Zmieniała pozy niczym kameleon barwę skóry. 
Te  wszystkie  lata,  westchnął  w  duchu.  Te  długie,  spędzone  nad  szkicownikiem  noce.  I 
wreszcie udało się. Stał się bogaty i sławny. Jego nazwisko przyciągało ludzi. Znalazł się w 
ekskluzywnym  świecie  Dumontów.  Dostał  najlepszy  pokój  i  powitała  go  osobiście  córka 
właściciela.  Reporterka  z  poczytnego  czasopisma  przeprowadziła  z  nim  wywiad,  a  potem 
poproszono go na scenę jako honorowego gościa. A jednak nie czuł się szczęśliwy. 

ROZDZIAŁ 
4

44

4    

background image

Imponujący tort wniesiono na salę w momencie, gdy Brigitte i jej ojciec zakończyli występ. 
Brigitte  poprosiła  na  scenę  Gerarda,  by  głośno  wyrazić  mu  swoje  uznanie  za  tak  wspaniałe 
dzieło sztuki kulinarnej, po czym dołączyła do reszty rodziny. 
- A gdzie się podział nasz honorowy gość? 
- Wymknął się, gdy zbieraliście z tatą oklaski - poinformował siostrę Stephen. 
-  Kiedy  zszedł  ze  sceny,  obstąpili  go  łowcy  autografów.  MoŜe  to  go  zirytowało?  - 
zaniepokoił się Jean-Pierre. 
- Nie sądzę - mruknął Stephen. 
-  MoŜe  Donna  namówiła  go  na  jeszcze  jeden  wywiad?  -  podsunęła  Brigitte,  choć  nie 
zachwycała jej taka ewentualność. ZauwaŜyła, Ŝe jej przyjaciółka równieŜ zniknęła. 
-  Wątpię.  Donna  wyszła  duŜo  wcześniej.  Jeszcze  zanim  zaczęliście  wspólne  śpiewanie  - 
odparł Stephen. 
-  Gérard  był  taki  dumny  z  tego  tortu  -  powiedziała  Brigitte.  -  Będzie  niepocieszony,  gdy 
dowie się, Ŝe Battle nawet go nie spróbował. 
-  MoŜe  więc  nasz  gość  powinien  jednak  spróbować  tego  tortu  -  zauwaŜył  Stephen.  - 
ChociaŜby ze względu na Gerarda - dodał w odpowiedzi na pytające spojrzenie siostry. 
-  No  cóŜ,  nie  moŜemy  przywiązywać  gości  do  krzeseł,  by  nie  opuszczali  jadalni  przed 
deserem. - Brigitte roześmiała się. 
- Ten tort został upieczony na jego cześć, Brigitte -upierał się jej brat. - Grzeczność wymaga, 
by ktoś zaniósł mu kawałek. 
- To nie taki zły pomysł - poparł syna starszy pan - Nie podoba mi się to, Ŝe nasz honorowy 
gość wyszedł tak wcześnie. MoŜe zirytowali go ci łowcy autografów, a moŜe źle się poczuł. 
Zaniesiesz mu kawałek tortu i przy okazji upewnisz się, czy wszystko  w  porządku - polecił 
córce. 
- Ale dlaczego ja? - zaprotestowała Brigitte. - Kto powiedział, Ŝe to muszę być właśnie ja? 
-  Grzeczność  tego  wymaga  -  cierpliwie  tłumaczył  Stephen.  -  To  przecieŜ  twoja  praca, 
zapomniałaś? 
- Nakazałam pokojówce, Ŝeby pościeliła mu łóŜko i zaniosła gorącą czekoladę. MoŜe jeszcze 
mam osobiście otulić go kołderką? - zniecierpliwiła się Brigitte. 
- Jeśli będzie sobie tego Ŝyczył. - Starszy pan wzruszył ramionami. 
- Dziękuję, tatuśku. Jak to miło, Ŝe tak dbasz o moją cnotę. 
- AleŜ, Brigitte! Nie rozumiem, co ma do tego twoja cnota - Ŝachnął się Jean-Pierre. 
- No, bo... - zaczęła  Brigitte. Westchnęła. Nie było sensu dłuŜej się spierać. Wiedziała, Ŝe i 
tak  ich  nie  przekona.  -  No,  dobrze.  Zaniosę  mu  ten  tort.  Jak  myślicie,  woli  brunetki  czy 
blondynki? A moŜe rude? Gérard naprawdę się postarał. Skoro juŜ mamy mu się podlizywać, 
dlaczego nie pójść na całość? 
- Sprawdź, czy zostały jeszcze jakieś brunetki - poradził Stephen. - Kiedy tańczyłaś, wprost 
nie mógł oderwać od ciebie oczu. 
- Daj spokój! - Ŝachnęła się Brigitte. 
- Jak myślisz, tato, czy to juŜ miłość? - Stephen popatrzył pytająco na ojca. 
- Hm. - Jean-Pierre zamyślił się. - Dama się zŜyma, a to coś znaczy. 
- No wiecie! Wypraszam sobie takie Ŝarty! - rozzłościła się Brigitte. - Jeśli nie zjawię się na 
ś

niadaniu, moŜesz szykować strzelbę - zwróciła się do ojca. 

-  Jeśli  nie  zjawisz  się  na  śniadaniu,  kaŜę  podać  do  pokoju  pana  Battle  śniadanie  dla  dwóch 
osób - zaŜartował starszy pan. 
- No wiesz, tato! - Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek. 
- Zanieś mu wreszcie ten tort, Brigitte. 
- I pamiętaj, pod Ŝadnym pozorem nie przyjmuj zaproszenia, by usiąść - ostrzegł ją brat. 
Brigitte postanowiła nie odpowiadać na tę zaczepkę. W chwilę potem z talerzykiem tortu w 
wyciągniętej  dłoni  zapukała  do  drzwi  apartamentu  C.H.Battle'a.  Miała  nadzieję,  Ŝe  ta 

background image

niespodziewana  wizyta  nie  przerwie  czułego  sam  na  sam  twórcy  „Fantasy  Fuzza"  i 
wschodzącej gwiazdy „Contemporary Canada". 
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast i Brigitte z ulgą stwierdziła, Ŝe Charlie jest sam. 
- O! Witaj! - Uśmiechnął się na jej widok, zapraszając do środka. 
Czy to wyobraźnia płata jej figle, czy C.H.Battle naprawdę ucieszył się z tej wizyty?! 
-  Nasz  kucharz,  Gerard,  upiekł  tort  specjalnie  na  pański  przyjazd  -  zaczęła,  wyciągając 
talerzyk  w  jego  stronę.  -  To  prawdziwe  arcydzieło.  Pomyślałam...  pomyśleliśmy,  Ŝe  moŜe 
zechciałby pan spróbować. 
- Wygląda bardzo smakowicie. 
- PrzekaŜę to kucharzowi. 
- Koniecznie. Zadał sobie naprawdę wiele trudu. 
- Jest fanem pańskiego bohatera. Zostawił w recepcji niedzielne wydanie gazety. Jeśli byłby 
pan uprzejmy złoŜyć swój podpis, Gérard będzie wniebowzięty. 
- Postaram się nie zapomnieć. 
- Czy nie draŜnią pana te bezustanne prośby o autograf? - zaciekawiła się Brigitte. 
Charlie zawahał się przez chwilę. 
-  No,  nie  wiem.  To  znaczy,  chciałem  powiedzieć,  Ŝe  to  miło  mieć  swoich  sympatyków. 
Gdyby nie oni... 
Urwał.  Brigitte  zastanawiała  się,  jak  zakończyłby  tę  wypowiedź,  gdyby  chciał  być  zupełnie 
szczery.  Choć  autor  popularnego  komiksu  wydawał  się  przyjaźnie  nastawiony  do  świata  i 
ludzi,  zauwaŜyła,  Ŝe  popularność  mu  ciąŜyła  i  nie  lubił  pozostawać  w  centrum 
zainteresowania. 
- Tak szybko pan wyszedł... MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami. 
- Myślałem, Ŝe to juŜ koniec. 
- Tata niepokoił się, czy to nie przez łowców autografów. 
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Czy to dlatego znalazła się pani tutaj? 
- To jeden z powodów - odpowiedziała Brigitte szczerze. - Chcieliśmy upewnić się, czy nic 
panu nie potrzeba. 
My. Ciągle to my. Przez krótką chwilę łudził się, Ŝe Brigitte przyszła tu wiedziona potrzebą 
ujrzenia go. 
- A więc, nic panu nie potrzeba? - powtórzyła. 
- Jasne - skłamał męŜczyzna. - Nic mi nie jest. Nic, czego nie usunęłoby kilka ćwiczeń. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Ćwiczeń? 
MęŜczyzna skinął głową. Zawinął rękawy koszuli, odsłaniając imponujące mięśnie. 
-  Czuję  się  trochę  spięty.  To  przez  te  występy.  Publiczność  mnie  peszy  -  wyznał  cicho.  - 
Właśnie  miałem  zamiar  skorzystać  z  sali  gimnastycznej,  ale  przeczytałem  w  broszurce 
reklamowej, Ŝe w poniedziałki klub jest zamknięty ze względu na wieczór rodzinny. 
-  No  cóŜ,  staramy  się  jak  moŜemy,  Ŝeby  zapełnić  salę  -  zaŜartowała  Brigitte.  -  Ale  wie  pan 
co, panie Battle... 
- Charlie. Proszę mówić mi Charlie. 
- A więc, wiesz, Charlie - poprawiła się - prawdziwy szczęściarz z ciebie. Tak się składa, Ŝe 
rozmawiasz z właściwą osobą. Jeśli masz ochotę poćwiczyć... 
- Nie chciałbym sprawiać kłopotu... 
-  Bzdura!  To  Ŝaden  kłopot.  Raz  w  tygodniu  zamykamy  wcześniej,  Ŝeby  gruntownie 
posprzątać, ale o tej porze sala jest juŜ z pewnością wolna. 
- No... nie wiem - zawahał się męŜczyzna. 
- Daj spokój - Ŝachnęła się Brigitte. - Skorzystam z okazji i teŜ trochę poćwiczę. 
Charlie nerwowo przeczesał palcami gęstą czuprynę. 

background image

- Muszę się przebrać. 
- MoŜesz przecieŜ skorzystać z łazienki. 
- No, skoro naprawdę nie sprawię kłopotu. 
- Czego ty właściwie chcesz, Charlie? - zniecierpliwiła się Brigitte. - Pisemnego zaproszenia? 
W  chwilę  potem  męŜczyzna  wynurzył  się  z  łazienki  ubrany  w  sportową  podkoszulkę  i 
spodnie  od  dresu.  Brigitte  pełnym  uznania  spojrzeniem  obrzuciła  zgrabną,  barczystą 
sylwetkę. 
- Pewno podnosisz cięŜary - zauwaŜyła, kiedy zjeŜdŜali windą. 
- Lubię być w formie. 
- Od czego zaczniesz, cięŜary czy bieŜnia? - spytała, gdy weszli do sali. 
- MoŜe wypróbuję tę nową maszynę do biegów narciarskich. 
- Świetny pomysł! - pochwaliła Brigitte. Pomogła mu zapiąć narty i ustawić stopery. - Mam 
zamiar  poćwiczyć  trochę  przy  muzyce.  Będę  tu  obok.  -  Wskazała  przeszkloną  salkę  o 
ś

cianach wyłoŜonych lustrami. - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, zawołaj. 

Charlie przytaknął w milczeniu. 
- A więc, do roboty! - zawołała Brigitte. 
W chwilę później wyszła z szatni w szortach i obcisłej koszulce. Charlie pomachał jej ręką. 
Przyjrzał  się  zgrabnej,  kobiecej  sylwetce,  wyginającej  się  w  rytm  muzyki.  Poczuł,  jak  robi 
mu się gorąco, bynajmniej nie z wysiłku. Szczupłe ramiona, wąska talia, długie, zgrabne nogi 
zrobiły na nim duŜe wraŜenie. Czubkiem języka zwilŜył zaschnęte wargi. 
JuŜ  wcześniej  zauwaŜył  krągły  tyłeczek  Brigitte,  ale  nawet  nie  przypuszczał,  jak 
podniecająco będzie on wyglądał w obcisłych, króciutkich szortach. 
Muzyka  zwolniła  rytm,  a  ruchy  kobiety  stały  się  bardziej  zmysłowe.  Charlie  wyłączył 
maszynę  i  uwolnił  stopy  z  nart.  Podszedł  do  dzielącej  oba  pomieszczenia  szklanej  ściany. 
Brigitte zauwaŜyła go w lustrze. Przerwała taniec. 
- Jakieś kłopoty? - zawołała, uśmiechając się Ŝyczliwie. 
- Nie - męŜczyzna przecząco pokręcił głową. - Tak sobie patrzę. To chyba dość trudne. 
- Taniec? SkądŜe znowu! Parę podstawowych kroków i to wszystko. Chcesz spróbować? 
Charlie zawahał się. 
- Ja... ja nie tańczę. 
- śartujesz? 
MęŜczyzna wzruszył ramionami. 
- Nie potrafię. 
Brigitte wyłączyła magnetofon. 
- Naprawdę nie umiesz tańczyć? 
- No cóŜ, nie wszyscy rodzą się tacy utalentowani jak Dumontowie. 
- Nie chciałam cię urazić. Po prostu do tej pory nie znałam nikogo, kto by nie umiał tańczyć. 
Zapadła krępująca cisza. Wreszcie Charlie zdecydował się przerwać milczenie. 
- Od jak dawna występujesz razem z ojcem podczas wieczoru rodzinnego? 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
-  Nawet  nie  pamiętam.  Tata  nauczył  nas  tańczyć  jeszcze  zanim  zaczęłyśmy  chodzić. 
Wcześniej tańczyłam z Claire, ale ona zrezygnowała, kiedy była w ciąŜy z Nicole. 
- A twój brat? 
-  Stephen?  Zna  kroki,  ale  nie  przepada  za  publicznymi  występami.  Chciałyśmy  nauczyć 
Janet,  ale  ona  wolała  swoje  piszczałki.  Wiesz  co,  jeśli  chcesz,  mogłabym  nauczyć  cię 
tańczyć. 
- Mam dwie lewe nogi - zaprotestował Charlie. 
- Nie wierzę. Jeździsz przecieŜ na nartach, prawda? Jestem pewna, Ŝe w mig opanujesz box 
step. 
-
 Box step? - zaciekawił się męŜczyzna. - A co to takiego? 

background image

- PokaŜę ci. 
- Pewnie nie potrafię. 
-  Jasne,  Ŝe  potrafisz.  To  potrwa  tylko  chwilę  -  zapewniła  go.  -  Poczekaj,  poszukam 
odpowiedniej muzyki. Mamy tu całą taśmotekę. Na pewno coś się znajdzie. 
Charlie otworzył usta, by zaprotestować, ale Brigitte ubiegła go. 
- Mam - oświadczyła z triumfalnym uśmiechem, wkładając kasetę do magnetofonu. - To jest 
to. 
Muzyka  była  słodka  i  nastrojowa.  Charlie  wiedział,  Ŝe  znalazł  się  w  tarapatach.  Za  chwilę 
będzie trzymał ją w objęciach, dotykał delikatnej skóry, patrzył z bliska w jasne oczy. 
Brigitte ustawiła się przed męŜczyzną. 
- Gotowy? - Uśmiechnęła się zachęcająco. - A więc, podaj mi, proszę, lewą rękę. 
Charlie niechętnie spełnił to polecenie. Brigitte delikatnie zacisnęła szczupłe palce na duŜej, 
ciepłej dłoni. 
- Świetnie - oznajmiła, kładąc drugą dłoń na ramieniu męŜczyzny. - W ten sposób będzie mi 
łatwiej przewidzieć twoje ruchy. 
Charlie odwzajemnił uśmiech. Dziękował Bogu, Ŝe nie musi nic mówić. Gardło ściskało mu 
wzruszenie. 
-  Obejmij  mnie  -  poinstruowała  go  Brigitte.  -  Twoja  prawa  dłoń  powinna  znaleźć  się  nieco 
poniŜej mojej łopatki. To tradycyjna pozycja. Oczywiście, są jeszcze róŜne inne kombinacje. 
- Kombinacje? - powtórzył zaskoczony. 
- Niektórzy ludzie tańczą bardziej przytuleni - wyjaśniła Brigitte. - MęŜczyzna kładzie sobie 
dłoń kobiety na piersi, ona zaś drugą obejmuje go za szyję. 
- O! 
- DuŜo zaleŜy od wzrostu obojga tancerzy. 
- Od wzrostu? 
- Uhm - przytaknęła Brigitte. - Istotna jest teŜ muzyka i to, czy... 
- Tak? 
- ... czy ludzie lubią ze sobą tańczyć - dokończyła cicho. - Ale my zaczniemy od tradycyjnej 
pozycji. Na resztę przyjdzie czas, kiedy opanujesz juŜ podstawowe kroki. Musisz być bardzo 
uwaŜny  -  ciągnęła.  -  Będziesz  naśladował  moje  ruchy,  z  tym  Ŝe  dokładnie  na  odwrót,  a  to 
wymaga koncentracji. Popatrz. Robię krok do przodu prawą nogą, więc ty musisz zrobić krok 
do tyłu lewą. Jasne? A teraz do przodu i w bok prawą. Świetnie. Lewa do prawej. Przenosisz 
cały cięŜar ciała na lewą stopę. Widzisz, to wcale nie takie trudne. 
Charlie skinął głową. 
-  A  teraz  odpręŜ  się  i  powtórzymy  to  jeszcze  raz.  Pamiętasz?  Prawa  do  tyłu.  Dobrze.  Do 
przodu i w bok. Świetnie! To właśnie tak zwany box step. Teraz naleŜy go tylko powtarzać. 
- To wszystko? - MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony. 
- No cóŜ, nie jest to lambada czy tango, ale ten  krok pomoŜe ci wybrnąć z wielu sytuacji. - 
Brigitte uśmiechnęła się. - No, spróbujmy raz jeszcze. Z muzyką. 
- Lewa do przodu - powtarzał cicho męŜczyzna. - Prawa, a teraz... - zawahał się. 
- Razem - podpowiedziała Brigitte. - Przenosisz cały cięŜar ciała na lewą stopę. 
Początkowo jego ruchy były trochę sztywne i niemrawe, ale juŜ po kilku taktach nie musiała 
przypominać mu, co ma dalej robić. 
- Pojętny z ciebie uczeń - pochwaliła. 
- Nie wiedziałem, Ŝe to takie łatwe. 
I  przyjemne,  dodał  juŜ  w  duchu.  Chciał,  by  ta  chwila  trwała  wiecznie.  Wiedział,  Ŝe  gdy 
umilknie  muzyka,  nie  będzie  mu  łatwo  wypuścić  partnerki  z  ramion.  Wirowali  po  sali. 
Brigitte zacisnęła palce na ramieniu męŜczyzny. 
- Masz wiele do nadrobienia - szepnęła miękko, przytulając policzek do szerokiej piersi. 

background image

Charlie  poczuł  zapach  perfum.  Lekki,  zmysłowy  i  świeŜy  niczym  górski  poranek.  Nigdy 
dotąd  nie  było  mu  tak  dobrze.  Chciał  tulić  ją  w  ramionach  przez  całą  noc.  Ta  jedna  noc 
byłaby  dla  niego  zadośćuczynieniem  za  wszystkie  szkolne  potańcówki,  które  spędził 
podpierając  ściany,  i  bale,  których  unikał.  Ta  jedna  noc  wystarczyłaby  mu  na  całe  Ŝycie, 
gdyby  wiedział,  Ŝe  Brigitte  Dumont  jest  z  nim  dla  niego  samego,  a  nie  dlatego  Ŝe  był 
honorowym gościem w hotelu jej ojca. 
Brigitte  westchnęła.  Nie  pamiętała,  kiedy  ostatni  raz  czuła  się  tak  dobrze  i  bezpiecznie  w 
ramionach męŜczyzny. Ze sposobu, w jaki tulił ją do piersi, zorientowała się, Ŝe nie jest mu 
obojętna.  On  równieŜ  jej  się  podobał.  WyobraŜała  sobie,  Ŝe  mógłby  być  wspaniałym 
kochankiem.  Silny  i  umięśniony,  a  jednocześnie  delikatny  i  czuły.  Po  plecach  przebiegł  jej 
przyjemny  dreszczyk  podniecenia.  Tak,  C.H.Battle  bez  wątpienia  byłby  najwspanialszym 
kochankiem,  jakiego  znała.  Przypomniała  sobie  jego  gorące,  namiętne  wargi  na  swoich 
ustach.  Kiedy  wypuścił  ją  z  ramion,  oboje  byli  zaskoczeni  siłą  swoich  doznań.  A  potem.  .. 
potem zniszczył wszystko, nazywając Donnę Cukiereczkiem. 
Otworzyła  oczy.  Gwałtownie  zamrugała  powiekami.  Jej  dłoń,  spleciona  z  ręką  męŜczyzny 
spoczywała na jego szerokiej, muskularnej piersi. Skąd się tam wzięła? Kto ją tam przesunął? 
On  czy  moŜe  ona  sama?  Zresztą,  jakie  to  ma  teraz  znaczenie.  Wiedziała,  Ŝe  oboje  dąŜą  ku 
przeznaczęniu. Jeśli teraz nie przerwie tego tańca, zostanie jeszcze jednym Cukiereczkiem do 
kolekcji. Ciekawe którym? Tysiąc pięćsetnym, a moŜe pięćsetnym pierwszym? Mimo to nie 
potrafiła  zdobyć  się  na  Ŝadne  działanie.  Jakaś  niewidzialna  siła  przyciągała  ją  do  niego. 
MoŜliwe, Ŝe i on czuł to samo. 
Zdrowy rozsądek, a moŜe instynkt samozachowawczy podpowiadał jej, Ŝe inne Cukiereczki, 
te,  które  znał  przed  nią,  z  pewnością  odczuwały  to  samo.  One  równieŜ  dały  się  nabrać  na 
uwodzicielskie  spojrzenia  i  chłopięcy  urok.  Fakt,  Ŝe  C.H.Battle  zrobił  na  niej  tak  duŜe 
wraŜenie,  wcale  nie  musiał  oznaczać,  Ŝe  i  ona  szczególnie  go  zainteresowała.  Oczywiście, 
miała wszelkie podstawy ku temu, by przypuszczać, Ŝe tak właśnie było, ale... 
Zatrzymała się nagle. Charlie o mało nie zaplątał się we własne nogi. 
- Brigitte? - Popatrzył na nią zaskoczony. - Co się stało? 
Kobieta cofnęła się. Wolała zachować dystans. Kiedy obejmował ją, nie potrafiła myśleć. 
- Nic takiego. Zastanawiałam się tylko... 
- Tak? 
- Zastanawiałam się, co naprawdę czujesz, kiedy całujesz kobietę. 

ROZDZIAŁ 

Charlie obrzucił Brigitte uwaŜnym spojrzeniem. 
- Myślałaś o naszym pocałunku? 
- Tak - wyznała. - Niestety. 
Charlie  zmarszczył  brwi.  SkrzyŜował  ramiona  na  piersi  i  zmierzył  ją  groźnym  wzrokiem. 
Brigitte  zagryzła  wargi,  by  powstrzymać  uśmiech.  Wyglądał  niczym  Pan  Proper  z  reklam 
proszków do czyszczenia, tyle Ŝe nie był łysy i brakowało mu kolczyka w uchu. 
- Jak mam to rozumieć? - mruknął gniewnie. 
-  To  dlatego  Ŝe...  Ŝe  mi się  podobasz  -  powiedziała  cicho.  -  Przy  tobie  czuję  się  atrakcyjna, 
kobieca. 
Nagle przyszła mu do głowy przeraŜająca myśl. 
-  Nie  jesteś  chyba  męŜatką,  prawda?  -  Wiedział,  Ŝe  niektóre  kobiety  nawet  po  ślubie 
pozostawały przy swoim panieńskim nazwisku. 
Brigitte obrzuciła go zdumionym spojrzeniem. 
- MęŜatką? 
- No, moŜe jesteś zaręczona lub coś w tym rodzaju 

background image

- plątał się Charlie. 
- Czy myślisz, Ŝe wtedy byłabym tu z tobą? 
-  Skoro  więc  nie  masz  Ŝadnych  zobowiązań,  dlaczego  uwaŜasz,  Ŝe  nie  powinienem  był  cię 
całować? 
- PoniewaŜ boję się brać cię na serio - wyznała odwaŜnie Brigitte. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Ale dlaczego? 
- Bo ty nie traktujesz kobiet powaŜnie! - wypaliła. Charlie zaśmiał się gorzko w duchu. CóŜ 
za ironia losu! 
Był  ostatnim  męŜczyzną,  któremu  moŜna  by  zarzucić  flirty  i  romanse.  Kobiety  zawsze  go 
onieśmielały. Stanowiły dla niego zagadkę. 
-  Co,  u  licha,  chcesz  przez  to  powiedzieć?  Na  jakiej  podstawie  moŜesz  twierdzić,  Ŝe  nie 
traktuję kobiet powaŜnie? 
- Nazywasz je Cukiereczkami! Charlie aŜ otworzył usta ze zdumienia. 
- Cu... ? AleŜ, Brigitte! To Fantasy Fuzz nazywa kobiety Cukiereczkami, a nie Charlie Battle! 
- Powiedziałeś do mnie: Cukiereczku - upierała się Brigitte. 
- PoniewaŜ zgodziłaś się zagrać tę rolę. 
- A Donna? 
- Donna? Jaka Donna? 
- Ta reporterka, która przeprowadzała z tobą wywiad. 
-  Brigitte  ucieszyła  się,  Ŝe  Charlie  nie  zapamiętał  imienia  jej  przyjaciółki.  -  Ją  teŜ  nazwałeś 
Cukiereczkiem. 
-  Ach,  tak.  No  cóŜ,  byłem  trochę  zaŜenowany  tą  całą  sytuacją.  Zachowałem  się  jak  mój 
bohater. 
- ZaŜenowany? 
- A ty nie? 
- Tak,ale... 
- Nie wiedziałem, jak postąpić ani co powiedzieć. 
- Ja teŜ - wyznała  Brigitte. -  I  nadal nie wiem, co mam sądzić o tamtym  pocałunku. Czy to 
było na serio? 
- Dobre sobie! Masz jeszcze wątpliwości? 
- Nie byłam pewna, czy to mnie całujesz. 
- A kogóŜ, u licha, miałbym całować? - zniecierpliwił się Charlie. 
- Cukiereczka! - wypaliła Brigitte. 
- To chwyt poniŜej pasa. 
- Myślałam, Ŝe po prostu skorzystałeś z okazji. Charlie z niedowierzaniem pokręcił głową. 
- Naprawdę? - W głosie męŜczyzny zabrzmiała irytacja. 
Brigitte  milczała.  Zastanawiała  się,  jak  ułagodzić  jego  gniew.  Charlie  postąpił  krok  do 
przodu. Stał teraz tuŜ przed nią. 
- Ja równieŜ mam powody, by wątpić w twoją szczerość. 
Brigitte popatrzyła na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia niebieskimi oczami. 
- Co takiego? 
- Tak. Wystarczy na ciebie popatrzeć. Zręcznie wykorzystujesz swój urok. 
- Wy... wykorzystuję swój urok? - zająknęła się. 
- Owszem. Taka uprzejma i słodka, aŜ do przesady. Choćby dziś, w jadalni, kiedy tuliłaś się 
do mnie w obecności tych wszystkich ludzi. 
- Ale... ale przecieŜ to była tylko taka zabawa. 
- Tak samo jak tamten pocałunek. Brigitte popatrzyła na Charliego uwaŜnie. 
- Czy tylko tyle dla ciebie znaczył? 
- A dla ciebie? 

background image

- To zaleŜy. 
- Od czego? 
- Od tego, jak ty to traktujesz - odpowiedziała wolno Brigitte. - Czy całowałeś Ŝywą kobietę, 
czy jedną z tych twoich głupawych laleczek, które nazywasz Cukiereczkami. 
- Ten pocałunek znaczył dla mnie... bardzo wiele -wyznał po chwili. 
Brigitte milczała. Charlie po raz kolejny wrócił myślami do tamtych chwil, kiedy trzymał ją 
w ramionach. Nie kłamał. Pocałunek zrobił na nim ogromne wraŜenie. 
Brigitte  stała  przed  nim,  patrząc  na  niego  szeroko  otwartymi  jasnymi  oczami.  Była  taka 
piękna i tak bardzo jej pragnął. Bał się jej dotknąć, a jednocześnie wiedział, Ŝe jeśli tego nie 
zrobi... 
Nim zdąŜyła odpowiedzieć, zamknął jej usta pocałunkiem. Brigitte objęła Charliego za szyję 
i  rozchyliła  wargi.  Charlie  całował  zachłannie.  śadna  z  wcześniej  poznanych  kobiet  nie 
podobała mu się tak jak ona i Ŝadna nie działała na niego w ten sposób. Przytulił ją mocniej 
do muskularnej piersi, unosząc lekko do góry. 
Brigitte uświadomiła sobie nagle, Ŝe jeszcze chwila, a będzie zgubiona. Ramiona męŜczyzny 
były  silne,  a  usta  namiętne  i  słodkie.  Uniosła  powieki.  W  ciemnych  oczach  dostrzegła 
niekłamany zachwyt. Odwzajemniła pełne czułości spojrzenie. Milczała, bo zabrakło jej słów 
Nigdy dotąd Charlie nie był w tak znakomitym nastroju. Przepełniała go radość. Przyjrzał się 
Brigitte,  ustom  nabrzmiałym  od  pocałunków,  zaróŜowionym  policzkom,  pełnym  blasku 
jasnym oczom. 
- Teraz juŜ mi wierzysz? - spytał cicho. 
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie pogłaskała go po twarzy. 
- Wierzę. 
Powoli  wracali  do  rzeczywistości.  Brigitte  wiedziała,  Ŝe  w  końcu  urok  chwili  minie. 
Postanowiła ułatwić Charlie-mu sytuację. Zapytała: 
- Czy chcesz wypróbować jakiś inny sprzęt? Oboje się roześmieli. 
- NajwyŜszy czas, Ŝebym wrócił do pokoju - oznajmił Charlie. 
- Muszę się przebrać. Trafisz sam? 
- Jasne! I dzięki za... 
- Cała przyjemność po mojej stronie. 
Ociągając  się  skierował  się  w  stronę  wyjścia.  W  pół  drogi  zatrzymał  się  i  odwrócił  głowę. 
Przystojną twarz wykrzywił lekki grymas. 
-  Jeśli  jeszcze  raz  popatrzysz  na  mnie  w  ten  sposób  -  powiedział  cicho  -  nie  będę  mógł 
odejść, Brigitte. 
Skinęła głową na znak, Ŝe rozumie. MęŜczyzna ruszył do drzwi. 
- Charlie? Zatrzymał się. 
-  Jeśli  jeszcze  raz  popatrzę  na  ciebie  w  ten  sposób,  będzie  to  oznaczało,  Ŝe  nie  chcę,  abyś 
odszedł. 
Przez  chwilę  Brigitte  miała  wraŜenie,  Ŝe  Charlie  jednym  susem  przemierzy  dzielącą  ich 
odległość,  porwie  ją  w  ramiona  i  zaniesie...  No  właśnie,  gdzie  ją  zaniesie?  Tu  zawiodła  ją 
wyobraźnia.  Nie  wiedziała,  dokąd  mógłby  ją  zabrać.  Zresztą,  to  i  tak  nie  było  waŜne. 
Ciągnęła ich ku sobie jakaś potęŜna, niewidzialna siła. Siła, której nie potrafili się oprzeć. 
Stała wstrzymując oddech. Czekała, by męŜczyzna uczynił pierwszy  krok. Charlie otworzył 
usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili rozmyślił się, odwrócił i pośpiesznie opuścił 
salę. 
Z piersi kobiety wyrwało się Ŝałosne westchnienie. 
-  Następnym  razem,  Charlie  -  powiedziała  głośno,  z  determinacją  potrząsając  głową  -  nie 
pozwolę ci odejść. 
- Nie uwierzyłabyś, co za dziwak z tego C.H. Battle'a 

background image

- opowiadała Donna. - Od dwóch dni uganiam się za ludźmi, którzy znali go, zanim stał się 
sławny. 
Brigitte zmarszczyła brwi i poprawiła słuchawkę przy uchu. 
- Sądziłam, Ŝe artykuł miał dotyczyć BARF-u. 
- To tylko pretekst. C.H.Battle to jest to. Dzwonię, bo pomyślałam sobie, Ŝe moŜe chciałabyś 
dodać coś interesującego na jego temat. 
- Ja? Chyba Ŝartujesz. Poznałam go przecieŜ tego samego popołudnia, co ty i reszta rodziny. 
- Nie bądź taka skromna, Brigitte. Nie zapominaj, Ŝe byłam świadkiem waszego namiętnego 
pocałunku. - Donna roześmiała się. 
Całe szczęście, Ŝe nie następnego, pomyślała Brigitte. 
- A... tamto. To był tylko Ŝart. 
- No, nie powiedziałabym. Oceniłam  go przynajmniej na siedem w skali Richtera. Co ty na 
to? 
- Hm.... - W głosie Brigitte pojawiła się figlarna nutka. 
-  Wiedziałam!  -  zawołała  triumfalnie  Donna.  -  A  to  ci  historia!  Casanova  z  tego  Battle'a.  I 
wiesz co, nie uwierzyłabyś, ale zanim „Fantasy Fuzz" uczynił go sławnym, ten facet Ŝył jak 
przysłowiowy pustelnik. 
- To wszystko wyjaśnia - mruknęła Brigitte. 
- Wyjaśnia? - podchwyciła Donna. - Co masz na myśli? 
- Nie, nic takiego. 
- Brigitte ! Nie uda ci się mnie zbyć. Co miałaś na myśli twierdząc, Ŝe to wszystko wyjaśnia? 
Brigitte  westchnęła.  Znała  Donnę  nie  od  dziś  i  wiedziała,  Ŝe  przyjaciółka  wcześniej  czy 
później  wyciągnie  z  niej  prawdę.  Nie  na  darmo  Donna  Prescott  była  jedną  z  najlepszych 
dziennikarek „Contemporary Canada". 
- Nie umiał tańczyć - wyznała niechętnie. 
- Tańczyłaś z nim? 
-  Nie,  a  właściwie  tak  -  plątała  się  Brigitte.  -  Pokazałam  mu  kilka  kroków.  To  wszystko  - 
zakończyła.  Nie  miała  zamiaru  zdradzać  Donnie  szczegółów.  Na  jej  twarzy  pojawił  się 
uśmiech,  kiedy  popatrzyła  na  leŜący  na  biurku  rysunek.  Znalazła  go  tego  ranka  w  swojej 
przegródce  na  listy.  Przedstawiał  parę  tancerzy,  męŜczyznę  i  kobietę,  w  strojach 
gimnastycznych.  Postaci  były  łudząco  podobne  do  Brigitte  i  Charliego  Battle'a.  Pod 
rysunkiem widniał podpis autora i krótka notka: Dziękuję za nowe doświadczenie. 
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć. 
-  Uwierzyć  w  co?  -  zdziwiła  się  Brigitte.  Zatopiona  w  rozmyślaniach  zapomniała,  Ŝe 
rozmawia z przyjaciółką. 
- śe ta prywatna lekcja tańca nic nie znaczy. 
-  No  wiesz!  -  obruszyła  się  Brigitte.  -  Nie  sądzisz  chyba,  Ŝe...  Nie  naleŜę  do  tego  rodzaju 
kobiet! 
- MoŜe tak, moŜe nie - filozoficznie stwierdziła przyjaciółka. - Widzę, Ŝe i tak niczego się od 
ciebie nie dowiem. A propos, zdjęcia wyszły wspaniale. Jeśli chcesz, przyślę ci odbitki. 
Fotografie  okazały  się  rzeczywiście  udane.  Przeglądając  je  Jean-Pierre  zauwaŜył  niby 
mimochodem,  Ŝe  nigdy  nie  przypuszczałby,  iŜ  C.H.Battle  będzie  tak  wdzięczny  za  kawałek 
tortu.  Brigitte  z  trudem  powstrzymała  się,  by  nie  przypomnieć  mu,  Ŝe  zdjęcia  zostały 
zrobione,  zanim  Charlie  miał  okazję  spróbować  dzieła  Gerarda.  Zresztą,  nie  było  sensu. 
Zdawać by się mogło, Ŝe cała rodzina uwzięła się, by jej dokuczyć. Stephen nie zwracał się 
do  niej  inaczej,  jak  Cukiereczku.  Nicole  i  Jennifer  naśladowały  go  z  upodobaniem,  mimo 
upomnień  Claire.  Claude,  jak  to  Claude,  uśmiechał  się  tylko  pod  wąsem,  zaś  Marguerite 
kilkakrotnie  wspomniała  o  osobistym  zaangaŜowaniu  Brigitte  w  słuszną  sprawę  ochrony 
ś

rodowiska. 

background image

Brigitte ze stoickim spokojem znosiła te docinki, ciesząc się w duchu, Ŝe nikt z rodziny nawet 
nie  podejrzewał,  jak  bardzo  interesował  ją  przystojny  autor  komiksów.  Nie  przypuszczali 
nawet, Ŝe Brigitte rozpamiętuje wspólnie spędzone chwile i często przypatruje się rysunkowi, 
który Charlie podarował jej przed wyjazdem. To wszystko było jej tajemnicą. Zbyt osobistą i 
zbyt drogą, by dzielić się nią z innymi. 
Brigitte  Dumont  wzrastała  w  otoczeniu  gości,  licznie  odwiedzających  hotel  Dumont.  Nie 
brakowało  okazji  do  spotkań,  flirtów,  a  nawet  krótkotrwałych  romansów.  Miała  juŜ  pewne 
doświadczenie  i  dlatego  była  w  stanie  ocenić,  Ŝe  ta  znajomość  moŜe  okazać  się  czymś 
istotnym w jej Ŝyciu. Rodzina Dumontów z niecierpliwością oczekiwała powrotu Charliego, 
by  dowiedzieć  się,  jakie  role  wyznaczył  im  w  scenariuszu  weekendu  z  zagadką.  Brigitte 
spodziewała się, Ŝe uda jej się odkryć, co właściwie czuje do przystojnego autora komiksów. 
Tymczasem zaś sprawy nie cierpiące zwłoki wymagały zaangaŜowania Brigitte. Było jeszcze 
tyle do zrobienia! Młoda kobieta przejrzała rezerwacje. Cztery pary wyraziły chęć udziału w 
weekendzie  z  zagadką  bezpośrednio  po  wieczorze  rodzinnym.  Przez  następny  tydzień 
wpłynęło  niewiele  zgłoszeń.  Przygotowywana  przez  BARF  impreza  miała  odbyć  się  juŜ  za 
dwa tygodnie, a ponad połowa miejsc nadal pozostawała wolna.  Brigitte  wiedziała jednak z 
doświadczenia,  Ŝe  większość  biletów  zostanie  wykupiona  w  przeddzień  imprezy.  Tylko  w 
jaki, u licha, sposób miała przekonać o tym członków komitetu organizacyjnego?! 
Brigitte  zaprzątały  nie  tylko  przygotowania  do  weekendu  z  zagadką.  Dziś,  na  przykład, 
spędziła wyjątkowo pracowite przedpołudnie, rozmawiając z pewną bardzo niezdecydowaną 
młodą  parą  na  temat  przyjęcia  weselnego.  Nadejście  poczty  trochę  poprawiło  jej  humor, 
poniewaŜ  wśród  urzędowych  pism  i  prospektów  reklamowych  odkryła  duŜą,  białą  kopertę 
zaadresowaną ręką Charliego. Pierwsza część listu zawierała prośbę o przekazanie pewnych 
wskazówek  rzeźbiarce,  która  miała  przygotować  „ciało"  ofiary.  Druga  kartka  została 
podzielona  na  pięć  równych  części.  W  pierwszych  czterech  autor  narysował  ślady  stóp, 
większe,  naleŜące  do  męŜczyzny  i  niniejsze,  kobiece.  Brigitte  uśmiechnęła  się  z 
rozczuleniem,  kiedy  uświadomiła  sobie,  Ŝe  jest  to  wzór  kroku  tanecznego,  który  pokazała 
Charliemu. W piątej części zaś widniały otoczone wykrzyknikami czerwone serduszka. 
Brigitte  sięgnęła  po  telefon  i  wykręciła  numer  rzeź-biarki.  Podyktowała  wskazówki 
Charliego, po czym wsunęła kartkę do specjalnej przegródki z napisem: Weekend z zagadką. 
Drugi  rysunek  włoŜyła  do  szuflady  biurka,  tuŜ  obok  pierwszego  zatytułowanego  przez 
męŜczyznę „Nowe doświadczenie". 
W  kilka  dni  później  Donna  przesłała  jej  egzemplarz  „Contemporary  Canada".  Artykuł 
przyjaciółki był poświęcony głównie postaci autora "Fantasy Fuzza". Donna nie przesadziła. 
Biografia  C.H.Batde'a  była  naprawdę  fascynującą  lekturą.  Jego  ojciec,  detektyw  z  wydziału 
zabójstw chicagowskiej policji, zginaj zastrzelony przez uzbrojonego bandytę, kiedy chłopak 
miał  czternaście  lat.  Matka  Charliego,  Kanadyjka  z  pochodzenia,  wróciła  wraz  z  synem  do 
rodzinnego  miasteczka.  Przez  długi  czas  Charlie  nie  potrafił  zaadaptować  się  w  nowym 
ś

rodowisku.  Cichy  i  nieśmiały,  był  bardzo  przeciętnym  uczniem.  Szkolni  koledzy  nazywali 

go  odludkiem  i  ponurakiem.  Jedynymi  imprezami,  w  jakich  brał  udział,  były  doroczne 
wystawy obrazów i plakatów. 
„Charlie  zawsze  malował  coś  w  swoim  zeszycie,  podczas  gdy  inni  robili  notatki  z  lekcji. 
UwaŜaliśmy go za dziwaka, wspominał jeden z kolegów". 
„W  college'u  Charlie  uchodził  za  samotnika,  choć  był  jednym  z  załoŜycieli  kółka 
plastycznego". 
„Podziwialiśmy go za jego talent i poświęcenie, powiedział jeden z członków kółka. Charlie 
nigdy nie brał udziału w prywatkach i wspólnych wypadach za miasto. Interesowała go tylko 
sztuka". 
„Był naprawdę wyjątkowy, wspominała koleŜanka ze studiów. Taki silny, milczący. Otaczała 
go aura tajemniczości. Wszystkie dziewczyny chciały z nim chodzić, ale on nigdy się z Ŝadną 

background image

nie umawiał. Nie wiedziałyśmy, dlaczego. Było oczywiste, Ŝe interesują go dziewczyny. Miał 
taki intrygujący sposób patrzenia". 
Brigitte zmarszczyła brwi. A więc to tak! Nic dziwnego, Ŝe i ona dała się nabrać na te jego 
„interesujące spojrzenia". Miał sporo czasu, by udoskonalić tę technikę. Czytała da-lej. 
„Jego  prace  były  naprawdę  dobre,  zapewniał  kolega  z  gazety.  Miał  dar  trafiania  w  samo 
sedno sprawy. Był świetnym rysownikiem. Nie istniało dla niego nic poza pracą. Miał naturę 
samotnika. Pojawiał się na przyjęciach, ale nigdy nie włączał się do rozmowy. Zazwyczaj stał 
gdzieś na uboczu. Wszyscy byliśmy ciekawi, jak wygląda jego Ŝycie prywatne, ale on chyba 
w ogóle go nie posiadał. Nigdy nie wspominał, Ŝe pracuje nad komiksami". 
„Historia  C.H.Battle'a  przypomina  więc  bajkę  o  Kopciuszku,  który  w  jedną  noc  ze  słuŜącej 
przemienił się w królewnę. Fascynujące przygody  sympatycznego detektywa o dźwięcznym 
imieniu  Fantasy  Fuzz  przyniosły  ich  autorowi  popularność  i  fortunę.  Mimo  to  sukces  nie 
zawrócił mu w głowie. Ten przystojny, pociągający męŜczy-zna... 
Cała  Donna!  -  pomyślała  Brigitte,  krzywiąc  się  lekko.  CzyŜby  była  zazdrosna?!  Przebiegła 
wzrokiem dalszą część artykułu. Nagle jej uwagę przykuło własne nazwisko, które pojawiło 
się przy końcu strony. 
„.. .która zgodziła się odegrać rolę Cukiereczka w organizowanym przez BARF weekendzie z 
zagadką, określiła ten pocałunek na siedem w skali Richtera". 
A to spryciara! PrzecieŜ to nie ja powiedziałam, tylko ona sama. Brigitte z niedowierzaniem 
pokręciła głową. Czytała dalej. 
„Potwierdza  się  opinia  szkolnych  koleŜanek  i  kolegów  twórcy  słynnego  detektywa.  Brigitte 
Dumont,  która  udzielała  panu  Battle  pierwszej  w  jego  Ŝyciu  lekcji  tańca  wyznała  nam  w 
sekrecie: Powiedział mi, Ŝe nigdy przedtem nie miał okazji, by nauczyć się tańczyć". 
Brigitte  zmarszczyła  brwi.  Ach,  ta  Donna!  To  nie  było  przeznaczone  do  druku!  Po  chwili 
gniew  minął.  No  cóŜ,  na  drugi  raz  będzie  ostroŜniejsza.  Popatrzyła  raz  jeszcze  na  duŜe, 
kolorowe  zdjęcie,  którym  przyjaciółka  ozdobiła  swój  artykuł.  Fantasy  Fuzz  trzymający  w 
objęciach Cukiereczka. Charlie z pewnością zachowa je do swego albumu. Który męŜczyzna 
nie byłby dumny czytając, jak wysoko oceniono jego umiejętności w całowaniu? 

ROZDZIAŁ 
6

6

6

6    

W ciągu trzech dni od ukazania się „Contemporary Ca-nada" wszystkie bilety na weekend z 
zagadką w hotelu Dumont zostały wyprzedane. Brigitte zadzwoniła do zarządu BARF-u, by 
podzielić  się  dobrą  nowiną  i  wysłała  do  Donny  Ust  z  podziękowaniem  za  artykuł,  który 
przyczynił się do rozreklamowania poŜytecznej imprezy. 
Przyszło  jej  teŜ  na  myśl,  Ŝe  jest  jeszcze  ktoś,  kto  chciałby  pewnie  usłyszeć  pomyślną 
wiadomość. Miała nadzieję, Ŝe moŜe Charlie sam się z nią skontaktuje. Niestety, męŜczyzna 
milczał.  Długo  zastanawiała  się,  czy  wypada  jej  samej  do  niego  zadzwonić.  Wreszcie 
zdecydowała,  Ŝe  nawet  zwykła  grzeczność  wymaga,  by  powiadomić  go  o  przygotowaniach 
do  wekeendu  z  zagadką.  Tak.  Stanowczo  powinna  to  zrobić,  przekonywała  samą  siebie.  Za 
nic nie przyznałaby się, Ŝe chciała po prostu usłyszeć Char-liego. 
Po  wystukaniu  numeru  włączyła  się  automatyczna  sekretarka.  Nagrany  na  taśmie  głos 
powiadamiał  z  chłodną  uprzejmością,  Ŝe  właściciel  głosu  jest  teraz  nieobecny,  ale  prosi  o 
pozostawienie  wiadomości.  Brigitte  opowiedziała  w  paru  słowach  o  wynikach  sprzedaŜy 
biletów na weekend z zagadką i poprosiła, Ŝeby Charlie zadzwonił do niej, jeśli będzie miał 
jakieś  pytania.  Podała  swój  prywatny  numer  telefonu,  by  nie  musiał  łączyć  się  z  nią  przez 
centralkę hotelu. 
Minął juŜ prawie tydzień bez Ŝadnej wiadomości od Charliego. Brigitte  przekonywała samą 
siebie,  Ŝe  moŜe  zbytnio  absorbowały  go  obowiązki  zawodowe.  Równie  dobrze  mógł 
wyjechać  z  miasta.  MoŜliwe,  Ŝe  pozostawione  przez  nią  informacje  całkowicie  zaspokoiły 

background image

jego  ciekawość.  Czuła  się  rozczarowana,  choć  nie  wierzyła  w  nagły  brak  zainteresowania. 
Doskonale  pamiętała  tamten  ostatni  pocałunek.  No  i  te  rysunki,  które  przysłał.  Liczyła  dni 
dzielące  ich  od  następnego  spotkania.  Wtedy  właśnie  zaświtała  jej  w  głowie  pewna  myśl. 
Automatyczna sekretarka mogła być przecieŜ zepsuta! MoŜliwe, Ŝe Charlie wcale nie otrzy-
mał  jej  wiadomości.  MoŜe  powinna  zadzwonić  jeszcze  raz,  by  upewnić  się...  JuŜ  miała 
sięgnąć po słuchawkę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. 
Automatyczna  sekretarka  w  domu  Charliego  Battle'a  działała  sprawnie.  Charlie  otrzymał 
wiadomość  od  Brigitte.  Prawdę  mówiąc,  wysłuchał  jej  głosu,  poniewaŜ  był  w  domu,  kiedy 
zadzwoniła. Zabrakło mu odwagi, by podnieść słuchawkę i przyznać się, Ŝe ją słyszy. 
- Cześć! Tu Brigitte Dumont. 
Pogodny, wesoły głos. Taki jak ona sama. Przez moment ujrzał przed sobą jej uśmiechniętą 
twarz,  Ŝyczliwie  spoglądające  błękitne  oczy,  pełne,  słodkie  usta.  Poczuł  zapach  perfum. 
Zaraz  jednak  uprzytomnił  sobie,  Ŝe  to  Brigitte  zdrajczyni.  Oszukała  go.  Podstępnie  zbliŜyła 
się  do  niego,  skłoniła  do  zwierzeń,  a  potem  wykorzystała.  I  pomyśleć,  Ŝe  odkrył  przed  nią 
najskrytsze tajemnice. Zapomniał o ostroŜności. Musiała się nieźle bawić. Był z nią szczery 
jak  nigdy  przedtem  z  Ŝadną  inną  kobietą.  Ładnie  mu  odpłaciła,  nie  ma  co!  Opowiedziała  o 
wszystkim  swojej  przyjaciółce,  tej  wścibskiej  reporterce  z  „Contemporary  Canada". 
Wystawiła go na pośmiewisko całej Ameryki! 
Tak. Sam kupił tę przeklętą gazetę. Był ciekaw, co teŜ Donna o nim napisała. Spodobało mu 
się  zdjęcie,  jakie  umieszczono  obok  artykułu.  Przypomniało  mu,  jak  wspaniale  się  czuł, 
trzymając w ramionach śliczną spadkobierczynię fortuny Dumontów. Uśmiechnął się na poły 
z  dumą,  na  poły  z  rozbawieniem,  kiedy  przeczytał  podpis  pod  zdjęciem:  Siedem  w  skali 
Richtera. Dopiero po chwili uświadomił sobie, Ŝe to Brigitte uŜyła tego określenia. 
Nie potrafił przypomnieć sobie koleŜanki z klasy, która nazwała  go dziwakiem, toteŜ wcale 
nie poczuł się uraŜony. Zirytowała go natomiast wypowiedź kolegi z college 'u, ale poniewaŜ 
przebijał  przez  nią  przyjazny  ton,  szybko  darował  mu  tę  drobną  niedyskrecję.  Najbardziej 
jednak  zabolała  go  zdrada  Brigitte  Dumont.  Otworzył  się  przed  nią  jak  przed  kimś  bardzo 
bliskim,  a  ona  go  zawiodła.  Wyraźnie  dał  jej  przecieŜ  do  zrozumienia,  ile  znaczą  dla  niego 
wspólnie spędzone chwile, ona zaś podała do publicznej wiadomości szczegóły z jego Ŝycia 
osobistego.  Podstępem  i  słodkimi  uśmiechami  skłoniła  go,  by  odkrył  przed  nią  swoje 
prawdziwe ja i wykorzystała to, by okrasić pikantnymi szczegółami artykuł przyjaciółki. 
Niebacznie jej zaufał. Tak bardzo pragnął być z nią, Ŝe zapomniał o ostroŜności, co Brigitte 
skwapliwie wykorzystała. Nigdy jej tego nie wybaczy. 
Ze złością wyrwał kartkę z leŜącego na biurku szkicównika, zmiął i cisnął do kosza. Jeszcze 
do  niedawna  bawiła  go  myśl,  Ŝe  jego  Cukiereczki  do  złudzenia  przypominają  Brigitte 
Dumont.  Zastąpił  wprawdzie  koński  ogon  fryzurą  z  blond  loczków,  ale  pozostał  kuszący 
uśmiech i błękitne oczy. Za kaŜdym razem odkładał odrzucone rysunki na osobną kupkę, by 
pokazać  Brigitte,  jak  często  myślał  o  niej  podczas  pracy.  Teraz  zaś  wszystkie  te  szkice, 
zmięte  w  małe  kulki  papieru,  znalazły  się  w  koszu  na  śmieci.  Nie  potrafił  myśleć  o  niej 
inaczej niŜ Brigitte zdrajczyni. 
PrzeraŜał  go  zbliŜający  się  weekend  z  zagadką.  Wiedział,  Ŝe  nie  moŜe  zawieść.  Dał  słowo. 
Obiecał.  Poza  tym,  scenariusz  był  juŜ  gotowy,  a  z  tego,  co  mówiła  przez  telefon  Brigitte 
wynikało, Ŝe wszystkie bilety zostały wyprzedane. 
Zresztą,  czyŜ  nie  potrafi  wcielić  się  w  postać  Fantasy  Fuzza  nawet  u  boku  Brigitte 
zdrajczyni? W końcu to tylko dwa dni. 
Poradzi sobie. 
Brigitte  z  trudem  hamowała  zniecierpliwienie.  Przez  całe  przedpołudnie  bezskutecznie 
usiłowała dojść do porozumienia z członkami komitetu organizacyjnego przygotowującego w 
hotelu doroczny zjazd absolwentów miejscowego college'u. Zaczęło się od tego, Ŝe dwóch z 
pięciu  uczestników  spotkania  spóźniło  się  na  zebranie  i  wszystkie  szczegóły  dotyczące 

background image

uroczystej  kolacji  i  dancingu  musiały  zostać  przedyskutowane  raz  jeszcze.  Brigitte  miała 
szczerą  ochotę  wstać  i  wyjść.  Powstrzymywała  ją  jedynie  świadomość,  Ŝe  hotel  Dumont 
szczycił się sprawną obsługą i dbałością o gości. Poza tym, to wcale nie ich wina, Ŝe zebranie 
wypadło  akurat  tego  samego  dnia,  kiedy  miał  się  pojawić  sławny  C.H.Battla.  Chcąc  nie 
chcąc,  Brigitte  cierpliwie  wysłuchiwała  pytań,  podsuwała  rozwiązania  i  pomagała  podej-
mować decyzje. 
Wreszcie  udało  jej  się  ustalić  menu  uroczystej  kolacji  i  wybrać  sposób  udekorowania  sali. 
ZdąŜyła  juŜ  pogodzić  się  z  myślą,  Ŝe  z  pewnością  nie  uda  jej  się  powitać  osobiście 
honorowego  gościa.  Obawy  potwierdziły  się,  kiedy  wpadła  do  recepcji.  Charlie  właśnie 
wchodził do windy. 
No  nie!  Myślała,  Ŝe  będzie  miała  choć  chwilkę  czasu,  by  przyczesać  włosy  i  odświeŜyć  się 
przed  tym  spotkaniem.  Ruszyła  w  stronę  windy,  ale  w  tej  samej  chwili  drzwi  kabiny 
zamknęły się. Podeszła do biurka recepcji. 
- Czy to był pan Battle? 
Sarah, recepcjonistka z dziennej zmiany, popatrzyła na nią spłoszona. 
-  Tak,  panno  Dumont.  Wspomniałam  panu  Battle,  Ŝe  jest  pani  na  zebraniu  i  Ŝe  zaraz  panią 
zawołam, ale on powiedział, Ŝeby pani nie przeszkadzać. 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
-  No  cóŜ,  pan  Battle  nie  jest  małym  chłopcem.  Jestem  pewna,  Ŝe  nie  miał  trudności  ze 
znalezieniem właściwego pokoju. 
- Chyba nie był w najlepszym humorze - zauwaŜyła Sarah. 
Czy dlatego, Ŝe nie wyszłam mu na powitanie? - pomyślała Brigitte. 
- Dlaczego tak sądzisz? 
- Był jakiś taki... obcesowy, jakby przyjazd tutaj nie był mu w smak. 
- Hm... Czy posłano juŜ na górę kosz z upominkami? Sarah skinęła głową. 
- Jak tylko się zameldował. 
- W takim razie powinien juŜ dotrzeć. Chyba pójdę na górę i zobaczę, co się da zrobić, Ŝeby 
poprawić nastrój naszemu honorowemu gościowi. 
W  kwadrans  później  odświeŜona  i  uczesana  Brigitte  zapukała  do  drzwi  apartamentu 
Charliego  Battle'a.  Drzwi  uchyliły  się  natychmiast.  Dziewczyna  powitała  gościa  radosnym 
uśmiechem. 
MęŜczyzna  mruknął  coś  niewyraźnie  na  jej  widok.  Stał  w  progu,  mierząc  ją  niechętnym 
spojrzeniem. 
- Ja... myślałam, Ŝe moŜe miałbyś ochotę napić się wina - zaczęła, potrząsając trzymanymi w 
dłoniach kieliszkami. 
Charlie przyglądał jej się ponuro. 
- Nie sądzę - burknął po dłuŜszej chwili. 
Choć Brigitte nie rozumiała jego zachowania, postanowiła, Ŝe nie da się tak łatwo zbyć. 
- Skądinąd wiem, Ŝe zwykle nie masz nic przeciwko lampce wina wczesnym popołudniem - 
przypomniała z uśmiechem. 
- Nie dziś. 
Brigitte obrzuciła go zaniepokojonym wzrokiem. 
- Daj spokój, Charlie. OdpręŜ się. Rozchmurz. 
- Właśnie to miałem zamiar zrobić. 
Brigitte czekała, aŜ męŜczyzna usunie się z przejścia i wpuści ją do środka, ale Charlie nadal 
tkwił w drzwiach. 
- Słyszałam, Ŝe ludziom zdarza się czasem wstać z łóŜka lewą nogą, ale to juŜ chyba przesada 
- zniecierpliwiła się. 
- Spotkamy się za dwie godziny, aby omówić scenariusz. Muszę mieć trzeźwą głowę. 
- A więc otrzymałeś moją wiadomość? 

background image

-  Owszem.  -  W  jego  głosie  było  tyle  samo  entuzjazmu,  co  w  głosie  skazańca,  któremu 
właśnie odczytano wyrok. 
Zwykle Brigitte potrafiła radzić sobie z humorami innych ludzi. Tym razem jednak instynkt 
podpowiadał jej, Ŝe nie były to tylko kaprysy czy przejściowy zły nastrój. Charlie wcale nie 
był zdenerwowany. Z jego zachowania wyraźnie przebijała wrogość. 
    Dlaczego?  Co  się  stało?  Pytania  same  cisnęły  się  na  usta,  ale  zabrakło  jej  odwagi,  by  je 
wypowiedzieć  głośno.  Patrzyła  na  męŜczyznę  szeroko  otwartymi  ze  zdziwienia  błękitnymi 
oczami,  szukając  w  jego  spojrzeniu  czułości  i  zrozumienia.  Znalazła  jedynie  chłodną 
obojętność. 
- No cóŜ, w takim razie zobaczymy się później - powiedziała cicho. 
Charlie przytaknął w milczeniu. Odwrócił głowę, unikając jej badawczego wzroku. Wiedział, 
Ŝ

e gdyby teraz spojrzał w te pełne smutku jasne oczy, byłby zgubiony. 

-  Witamy  w  hotelu  Dumont,  panie  Battle  -  dodała  Brigitte,  po  czym  odwróciła  się  i  wolno 
ruszyła korytarzem. 
Charlie  westchnął.  Powinien  być  zadowolony,  Ŝe  tak  szybko  udało  mu  się  jej  pozbyć. 
Odczuwać  ulgę,  Ŝe  nie  musi  tłumaczyć,  wyjaśniać.  Być  z  siebie  dumnym,  Ŝe  potrafił 
zapanować nad emocjami, nie dał się zwieść jej urokowi. 
Ze  złością  zatrzasnął  drzwi  pokoju.  Przekręcił  klucz.  Tak.  To  było  proste.  O  wiele  trudniej 
jednak będzie mu wyrzucić Brigitte Dumont z serca. 
Brigitte  celowo  spóźniła  się  na  umówione  spotkanie.  Po  nieprzyjemnym  powitaniu  wolała 
uniknąć sam na sam z C.H.Battle'em. 
Pośrodku pokoju leŜała szmaciana kukła rozmiarów dorosłego męŜczyzny. Obok przyklęknął 
Charlie Battle. Towarzyszyły mu zaróŜowione z podniecenia Jennifer i Nicole. 
- A więc to jest nasza ofiara - stwierdziła Brigitte, siadając na kanapie. 
-  Nazywał  się  Vincent  Langton,  ale  Nicole  i  ja  mówiłyśmy  do  niego  wujaszek  Vin  - 
poinformowała ciotkę Jennifer. 
- Zginął od strzału prosto w serce z tej oto broni - dodała Nicole, potrząsając trzymanym w 
ręku pistoletem. 
Claire zbladła. 
- OdłóŜ to natychmiast, Nicole! 
-  PrzecieŜ  on  wcale  nie  jest  prawdziwy  -  odparła  dziewczynka.  -  Pan  Battle  kupił  go  w 
sklepie z zabawkami. 
- Wygląda jak prawdziwy - zdziwiła się Brigitte. 
-  Wiele  rzeczy  tak  wygląda,  choć  są  zwykłymi  imitacjami.  Podobnie  rzecz  ma  się  z 
niektórymi ludźmi - zauwaŜył Charlie, patrząc na nią znacząco. 
Po raz pierwszy od chwili, gdy Brigitte weszła do pokoju, męŜczyzna popatrzył jej prosto w 
twarz.  Ciarki  przeszły  jej  po  plecach.  Dlaczego  w  jego  wzroku  było  tyle  nienawiści?  Co 
takiego zrobiła? 
-  Nie  rozumiem,  dlaczego  sprzedają  takie  paskudztwa  w  sklepach  z  zabawkami.  -  Claire  z 
niesmakiem potrząsnęła głową. 
-  To  replika  prawdziwego  pistoletu.  Niektórzy  ludzie  kolekcjonują  je  jak  inni  ołowiane 
Ŝ

ołnierzyki czy modele samochodzików - wyjaśnił Charlie. 

- Ładne hobby, nie ma co. - Claire zmarszczyła brwi. - OdłóŜ to, Nicole. 
- Ale... 
- JuŜ raz powiedziałam. 
Nicole niechętnie spełniła polecenie matki. 
-  Czy  mogę  juŜ  rozlewać  krew?  -  spytała  Jennifer.  W  ręku  trzymała  buteleczkę  z 
ciemnoczerwonym, gęsta-wym płynem, mającym imitować ludzką krew. 

background image

-  Dopiero  kiedy  rozłoŜą  dywan  -  odparł  Jean-Pierre.  Odwrócił  się  do  Brigitte.  -  Stephen  i 
Claude poszli na strych po ten stary dywan z przedpokoju. No wiesz, ten poplamiony farbą. 
Nasz nieszczęsny nieboszczyk będzie się mógł na nim wykrwawić na śmierć. 
- To powinno spodobać się widzom. 
- Nicole i ja zajmiemy się tym - oświadczyła Jennifer z powaŜną miną. 
Janet połoŜyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu. 
- To ja juŜ sobie pójdę. 
Brigitte roześmiała się rozbawiona 
- A więc, kto opowie mi coś więcej o naszym drogim nieboszczyku? Jak mu tam,  Langley, 
Langów? 
- Langton - poprawił ją ojciec. - Był najlepszym przyjacielem Stephena. 
-  Byli  w  tej  samej  druŜynie  narciarskiej  -  dodała  Marguerite  Dumont.  -  Traktowaliśmy  go 
prawie jak syna. 
- Właśnie dlatego nazywałyśmy go wujaszkiem Vin-nie'em - wtrąciła Jennifer. 
-  Ku  niezadowoleniu  swego  ojca  -  uzupełniła  Claire  -  choć  dla  świętego  spokoju  Claude 
starał się to tolerować. 
- O! CzyŜ nie czyni go to podejrzanym? - spytała Brigitte. 
-  Nie  bardziej  od  Claire  -  zauwaŜyła  jej  matka.  -  To  właśnie  ona  jest  głównym  powodem 
takiego stanu rzeczy, a Dumontowie znani są ze swej porywczości. 
Claire westchnęła cięŜko. 
- PrzecieŜ to juŜ tyle lat... 
- Mam nadzieję, Ŝe chociaŜ ty nie romansowałaś z tym podrywaczem Langtonem. - Brigitte 
popatrzyła pytająco na matkę. 
- No cóŜ. - Marguerite Dumont zrobiła niewinną minkę. - Kiedyś. To był sylwester. Vincent 
leczył  akurat  złamane  serce  i  trochę  za  duŜo  wypił.  Stephen  i  twój  ojciec  przywołali  go  do 
porządku.  Następnego  dnia  bardzo  wszystkich  przepraszał.  Zresztą,  nikt  z  nas  nie 
potraktował tego powaŜnie. 
Brigitte popatrzyła na ojca. 
- Chyba Ŝe znany ze swej porywczości Jean-Pierre nie potrafił zapomnieć o tym incydencie. 
Dusił w sobie gniew i czekał na odpowiedni moment, by się zemścić. 
-  W  takim  razie  on  równieŜ  jest  podejrzany  -  zauwaŜyła  Claire.  -  Nieźle  pomyślane,  panie 
Battle. A ty, Brigitte 
- odwróciła się do siostry - nie jesteś ciekawa, co ci przypisano? 
- AŜ boję się pytać. 
-  Masz  najlepszy  motyw  ze  wszystkich  Dumontów,  Cukiereczku  -  oświadczył  Charlie.  - 
Zmarły był twoim... 
- Kochankiem! - wypaliła Nicole. 
- ... narzeczonym - dokończył męŜczyzna. 
- Pokłóciłaś się z nim przy kolacji. Wszyscy słyszeli 
- dodała Jennifer. 
- Dałaś mu w twarz - cieszyła się Nicole. - Powiedziałaś, Ŝe o wszystkim wiesz. 
- No, no, no. - Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. - Jak się okazuje, niezły gagatek z 
tego Vincenta. A więc, ja równieŜ miałam powód, by pragnąć jego śmierci. 
- I to niebłahy. Dwa miliony dolarów. 
- Dwa miliony dolarów? 
-  Langton  uczynił  cię  głównym  spadkobiercą  swojego  majątku  -  wyjaśnił  Charlie.  - 
Oczywiście, najpierw musiałaś podpisać intercyzę przedmałŜeńską. 
- Intercyzę przedmałŜeńską? JakieŜ to romantyczne! 
- zadrwiła Brigitte. - Drogi Vinnie był doprawdy czarującym kochankiem. 
- Będziesz bogatą kobietą, Cukiereczku. O ile nie skończysz na krześle elektrycznym. 

background image

Jennifer aŜ pokraśniała z zadowolenia. 
-  Będziesz  musiała  pocałować  Fuzza,  cioteczko  Brigitte  -  poradziła  -  Ŝeby  był  po  twojej 
stronie. 
Do pokoju weszli Stephen i Claude, dźwigając cięŜki, zwinięty w długą belę dywan. Charlie 
uniósł kukłę, po czym ułoŜył ją na rozwiniętym dywanie. 
- Czy mogę juŜ zaczynać? - Nicole sięgnęła po buteleczkę z płynem imitującym krew. 
- Jeszcze momencik. - Charlie uśmiechnął się. 
- To ja wychodzę - oznajmiła Janet. Stephen westchnął. 
- Nie znosi widoku krwi, nie moŜe się schylać, nie wolno jej pić wina, nie moŜe patrzeć na 
jajecznicę... 
- A ty nie moŜesz urodzić dziecka, więc jesteśmy kwita 
- podsumowała Janet, biorąc męŜa pod ramię. - Chodźmy, tatuśku. Właśnie przyszła świeŜa 
dostawa  do  kiosku  z  pamiątkami.  Mogę  ponaklejać  ceny,  pod  warunkiem,  Ŝe  będziesz 
otwierał kartony. 
- No, nie wiem, czy będę w stanie - mruknął Stephen. 
- Właśnie straciłem najlepszego przyjaciela. 
-  Zanim  zaczniesz  się  nad  nim  uŜalać,  pomyśl  o  tej  reporterce  z  gazety  sportowej,  którą 
Vincent sprzątnął ci sprzed nosa. Jak ona miała na imię? 
- Samantha. 
- Ach, więc i Stephen miał powód, by Ŝyczyć śmierci panu Langtonowi - zauwaŜyła Brigitte. 
- CóŜ to za motyw! - pogardliwie prychnął jej brat. 
- To stara historia. A poza tym - uśmiechnął się do Ŝony 
- Vinnie zrobił mi przysługę. Inaczej nigdy nie poznałbym Janet. 
- No, no. Nie podlizuj się. I tak będziesz musiał otwierać kartony. 
- O BoŜe! Co za nudziara! 
- Nie wiem,  co byś zrobił bez tej nudziary - ucięła dyskusję Janet, biorąc męŜa pod ramię i 
popychając w stronę drzwi. 
- Czy moŜemy juŜ rozlać krew? - dopytywała się Nicole. 
-  Tak  -  zezwolił  Charlie.  -  Tylko  bądźcie  uwaŜne.  Trzeba  zrobić  to  tak,  by  rana  wyglądała 
naturalnie. 
- Chyba zaczekam do jutra i obejrzę to razem z gośćmi - oznajmiła Marguerite Dumont. 
- Będziemy na dole, w recepcji - poinformował zebranych Jean-Pierre, podając Ŝonie ramię. - 
Powinniśmy osobiście powitać naszych gości. 
Brigitte postanowiła skorzystać z okazji. 
-  Pójdę  z  wami,  tatku  -  oświadczyła,  podnosząc  się  z  kanapy.  -  Jeśli  zrobi  się  tłoczno, 
pomogę recepcjonistce. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Nie moŜesz jeszcze odejść. Nie powiedziałem ci, na czym polega twoja rola. 
- A... tak. - Brigitte niechętnie opadła z powrotem na kanapę. 
Jak  mogła  zapomnieć?!  Na  dobrą  sprawę,  nic  w  tym  dziwnego.  Miała  tyle  innych 
obowiązków. Przejęła większość spraw związanych z prowadzeniem hotelu. Oczywiście, nikt 
nie nalegał, by po ukończeniu szkoły wróciła do Bow Valley i podjęła tu pracę, ale wydawało 
jej  się  to  całkiem  naturalne.  Poza  tym,  naprawdę  kochała  ten  hotel.  Tu  się  urodziła  i 
wychowała. Nie wyobraŜała sobie, Ŝe mogłaby kiedyś opuścić to urocze miejsce. Była zła na 
siebie,  Ŝe  pozwoliła,  by  Ŝycie  prywatne  przeszkodziło  jej  w  sumiennym  wypełnianiu 
codziennych obowiązków. Zmarszczyła brwi. 
Dobrze, panie Battle, zaperzyła się w duchu. Bądź gbu-rowaty i niegrzeczny! MoŜesz do woli 
obnosić tę nadętą minę! Nic a nic mnie to nie obchodzi. Ten weekend ma być największym 
sukcesem roku i dopnę swego. Z twoją pomocą lub bez niej. 
Z rozmyślań wyrwał Brigitte wybuch śmiechu. 

background image

37 ♦ CUKIERECZEK_ 
- Ale bomba! Świetnie! - wykrzykiwała Nicole. Obie dziewczynki klęczały na środku pokoju, 
zafascynowanym  wzrokiem  przyglądając  się,  jak  sztuczna  krew  wąskim  strumyczkiem 
spływa z piersi „ofiary" i wolno wsiąka w dywan. 
- Gdzie to się kupuje? - zainteresowała się Jennifer. 
- Niech pan jej nie mówi! - wtrąciła pośpiesznie Claire. 
- Ale, mamo... 
- Powiedziałam - ucięła krótko Claire. 
- Jeszcze trochę, dobrze? - nalegała Jennifer. 
- Wystarczy - mruknął Charlie. - Nie wszyscy mogą znieść takie widoki. 
- Mięczaki! - stwierdziła pogardliwie Nicole. 
- Nicole! - skarciła ją matka. 
- Czy pamiętacie, co macie mówić, jeśli ktoś zapyta was o pana  Langtona? - zwrócił się do 
sióstr Charlie. 
- Kochałyśmy wujaszka Vinnie'ego - wyrecytowała Jennifer, przybierając smutną minkę. - Za 
kaŜdym razem, kiedy tu przyjeŜdŜał, przywoził nam słodycze i zabawki. 
- I traktował mnie jak dorosłą kobietę - wtrąciła Nicole. - Podrywał mnie - zachichotała. - Na 
BoŜe Narodzenie pocałował mnie w usta. Mamie się to bardzo nie spodobało. 
Brigitte uśmiechnęła się, patrząc na starszą siostrę. 
- No proszę! Nie tylko wzgardzona kochanka, ale przestraszona matka. 
-  Ty  równieŜ  nie  byłaś  tym  zachwycona  -  poinformował  ją  Charlie.  -  A  jaka  była  twoja 
reakcja? - zwrócił się do Nicole. 
-  Byłam  trochę  zmieszana.  Chciałam,  Ŝeby  nikt  o  tym  nie  wiedział  -  powtórzyła  wyuczoną 
rolę dziewczynka. 
- Świetnie!-pochwalił ją męŜczyzna. 
- Dlaczego nie chce pan nam powiedzieć, co mamy ukrywać? - dopytywała się Nicole. 
- Powiem wam później. W ten sposób unikniemy ryzyka, Ŝe niechcący coś się wam wypsnie. 
Dowiecie się razem ze wszystkimi. 
- Myślę, Ŝe powinnam wiedzieć wcześniej - upierała się dziewczynka. 
- Wtedy nie byłoby to takie ciekawe. - Charlie uśmiechnął się. 
Nicole  odwzajemniła  uśmiech.  Ona  równieŜ  dała  się  zwieść  jego  urokowi,  pomyślała 
Brigitte, patrząc na siostrzenicę. 
-  Jeśli  skończyłyście  juŜ  pomagać  panu  Battle,  czas  przebrać  się  do  kolacji  -  zarządziła 
Claire. 
- Czy mogłybyśmy zostać jeszcze chwilę? - nalegała Nicole. 
- Macie juŜ tylko pól godziny - przypomniała jej matka. - Akurat tyle, Ŝeby zmienić sukienki 
i zapleść włosy. 
Dziewczynki  niechętnie  podniosły  się  z  dywanu,  poŜegnały  się  grzecznie  i  posłusznie 
pomaszerowały  za  matką.  Brigitte  została  sam  na  sam  z  C.H.Battle'em.  Cały  wysiłek 
skoncentrowała na tym,  by nie okazać zdenerwowania. NiewaŜne, Ŝe potrafił być naprawdę 
czarującym  człowiekiem.  CóŜ  z  tego,  Ŝe  pachniał  tak  samo  jak  wtedy,  kiedy  ją  całował.  To 
wszystko  było  teraz  bez  znaczenia.  Zresztą,  nie  byli  tu  dla  przyjemności.  JuŜ  niedługo 
hotelowa  jadalnia  zapełni  się  gośćmi,  którzy  zapłacili  grube  pieniądze,  by  w  towarzystwie 
sławnego  detektywa  głowić  się  nad  rozwiązaniem  zagadki  tajemniczego  morderstwa  w 
hotelu Dumont. 
- Zatem... - zaczęła, przesiadając się z kanapy na krzesło, jak najdalej od męŜczyzny. 

ROZDZIAŁ 

background image

Brigitte usiadła wygodnie i załoŜyła wysoko nogę na nogę. Charlie musiał w duchu przyznać, 
Ŝ

e  miała  wspaniałe  nogi.  Trudno  było  zapomnieć,  jaką  atrakcyjną  i  pociągającą  kobietą  jest 

Brigitte Dumont. Ona zaś ze swej strony wcale mu tego nie ułatwiała. 
- Zatem - powtórzył, naśladując jej ton. 
Przez chwilę patrzyli na siebie z nieukrywaną niechęcią. 
- Kto pierwszy znajdzie ciało? - zapytała Brigitte. 
-  Twój  brat,  Stephen  -  odparł  Charlie.  -  Vincent  był  jego  przyjacielem.  Kiedy  Langton  nie 
pojawi się na kolacji, Stephen pójdzie na górę do jego pokoju, by dowiedzieć się o przyczynę 
spóźnienia. 
- I, jak przypuszczam, zastanie tam swoją siostrę, stojącą w jakimś powiewnym negliŜu nad 
ciałem kochanka z dymiącym rewolwerem w dłoni? 
- Mam nadzieję, Ŝe w swojej kolekcji bielizny znajdziesz stosowny strój. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Nie jestem pewna. Mam chyba jakąś koszulkę, ale nie sądzę... 
- Tylko Ŝartowałem - przerwał jej Charlie. - Nikt nie byłby tak głupi, aby dać się przyłapać z 
bronią w ręku nad ciałem ofiary. 
- Nawet Cukiereczek? - W głosie Brigitte zabrzmiała ironiczna nutka. 
- Rewolwer, a raczej pistolet zostanie znaleziony dopiero jutro - wyjaśnił sucho męŜczyzna. - 
Dziś wieczór będziesz spokojnie jadła kolację w towarzystwie gości i wraz z innymi głośno 
zastanawiała się, co teŜ zatrzymało Vincenta. 
- CzyŜby jakaś nowa miłostka? - zadrwiła. Charlie zignorował tę zaczepkę. 
-  Nie  zaszkodzi,  jeśli  będzisz  lekko  zniecierpliwiona.  MoŜesz  od  czasu  do  czasu  zerkać 
wymownie  na  zegarek  i  puste  krzesło.  Chcesz,  aby  goście  domyślili  się,  Ŝe  coś  jest  nie  w 
porządku.  Pod  koniec  kolacji  mimochodem  zapytasz  Stephena,  czy  nie  wie,  co  zatrzymało 
Vincenta. Twój brat i jego Ŝona wyraźnie się zmieszają. Stephen zaoferuje się, Ŝe pójdzie na 
górę i sprawdzi, czy Vincent jest u siebie w pokoju. 
- Chcesz, by goście to słyszeli? MęŜczyzna przytaknął. 
- Będą mogli później porównać swoje notatki i omówić to, co usłyszeli. Pod koniec wieczoru 
okaŜe się, Ŝe kaŜde wypowiedziane podczas kolacji słowo jest bardzo istotne. Nim jednak to 
nastąpi,  chcę,  Ŝeby  pozostawali  w  niepewności,  czy  chodzi  o  niegroźny  kryzys  w  rodzinie, 
czy moŜe to juŜ część naszej zagadki. 
- A ty? Będziesz na kolacji? Charlie przecząco pokręcił głową. 
- Nie zapominaj, Ŝe Fantasy Fuzz pojawia się dopiero, kiedy morderstwo zostanie odkryte. 
- W jaki sposób to się stanie? 
-  Tak,  jakby  to  wszystko  działo  się  naprawdę  -  odparł  Charlie.  -  Przeanalizujmy  to  jeszcze 
raz.  Stephen  idzie  na  górę  i  znajduje  swego  najlepszego  przyjaciela  martwego.  Jak  myślisz, 
co by wtedy zrobił? 
- Bez wątpienia zadzwoniłby na policję. 
- A oni przysłaliby Fuzza. Co dalej? 
- Potem zawiadomiłby ojca. 
- Jak? 
Brigitte  zamyśliła  się.  Charlie  przyglądał  jej  się  z  mimowolnym  zachwytem.  Usta  młodej 
kobiety były takie kuszące! Postanowił jednak, Ŝe drugi raz nie popełni tego samego błędu i 
nie pozwoli wywlekać swoich spraw osobistych na forum publiczne. 
- Stephen z pewnością nie chciałby opuścić miejsca zbrodni. Ktoś mógłby tam wejść i zatrzeć 
ś

lady - myślała głośno Brigitte. - Pewnie zadzwoniłby do recepcji i poprosił, by przekazano 

ojcu wiadomość. 
- Hm. - MęŜczyzna zmarszczył brwi. 
Przez chwilę Brigitte poczuła nieodpartą chęć, by podejść do niego, usiąść mu na kolanach i 
pocałunkami  wygładzić  zmarszczki  na  czole.  Na  szczęście,  szybko  opanowała  tę  pokusę, 

background image

przypomniawszy  sobie,  jak  zmienne  bywały  humory  przystojnego  autora  komiksów. 
ZwaŜywszy jego obecny nastrój, nie zdziwiłaby się, gdyby ją odepchnął. 
-  Vincent  był  twoim  narzeczonym  -  ciągnął  męŜczyzna.  -  Stephen  z  pewnością  chciałby 
powiedzieć ci, co zaszło, nim dowiedzą się o tym inni członkowie rodziny. 
- MoŜliwe - zgodziła się Brigitte. - Kazałby ojcu zabrać mnie ze sobą na górę? 
-  Właśnie.  Dokładnie  tak.  Starszy  pan  przeczyta  kartkę  od  Stephena,  podejdzie  do  ciebie  i 
poprosi, Ŝebyś wyszła z nim na chwilę. Będziesz zaskoczona i głośno zapytasz, co się stało. 
- Myślę, Ŝe nie zrobiłabym tego - zaprotestowała Brigitte. 
- Czego? 
-  No,  gdyby  ojciec  podszedł  do  mnie  podczas  kolacji  i  poprosił,  bym  z  nim  wyszła, 
starałabym się robić jak najmniej zamieszania. 
- MoŜesz chyba trochę poudawać - burknął Charlie. - To przecieŜ twoja specjalność. 
Brigitte popatrzyła na niego zdziwiona. Skąd się wzięła ta wrogość w jego głosie? Dlaczego 
jest taki złośliwy? 
-  Wkrótce  potem  wróci  twój  ojciec  i  głośno  oznajmi,  Ŝe  zostało  popełnione  morderstwo,  a 
wszyscy goście proszeni są o pomoc w odnalezieniu winnego. Dobrze by było podzielić ich 
na grupy. 
-  JuŜ  o  tym  pomyślałam.  Przy  kolacji,  obok  kaŜdego  nakrycia,  znajdzie  się  odwrócona  do 
góry karta. Cztery kolory to cztery grupy, figury zaś utworzą piątą. 
- Bardzo pomysłowe - niechętnie przyznał Charlie. 
-  Drobiazg  -  mruknęła  Brigitte.  -  Czy  chcesz,  aby  zespoły  po  kolei  zapoznawały  się  z 
„miejscem zbrodni"? 
-  Właśnie.  Twój  ojciec  przedstawi  mnie  jako  detektywa  Fuzza  z  miejscowej  policji,  a  ja 
przeprowadzę  wizję  lokalną,  zwracając  uwagę  detektywów  amatorów  na  pewne  istotne 
szczegóły.  Potem  goście  będą  pewnie  chcieli  porozmawiać  z  tobą  i  Stephenem.  Czy  jest  tu 
jakaś salka konferencyjna lub coś w tym rodzaju? 
- Oczywiście - zapewniła Brigitte. 
-  Przyprowadź  ze  sobą  Ŝonę  Stephena,  Janet.  Na  tym  etapie  wy  troje  jesteście  najbardziej 
podejrzani.  Vincent  był  twoim  narzeczonym  i  najlepszym  przyjacielem  twego  brata.  To 
właśnie  Stephen  odkrył  ciało,  Janet  zaś  jest  w  ciąŜy  i  wszyscy  będę  ciekawi,  jak  przyjęła 
wiadomość o tragedii. 
- Czy mam teŜ zabrać ze sobą zapas chusteczek? 
- Od czasu do czasu moŜesz uronić łezkę czy dwie - poinstruował Charlie. - Wyobraź sobie, 
Ŝ

e  to  wszystko  stało  się  naprawdę.  To  ułatwi  sprawę.  Będziesz  zrozpaczona,  to  całkiem 

naturalne. Postaraj się sprawić wraŜenie, Ŝe coś ukrywasz. Przygotuj się na to, Ŝe wezmą cię 
w krzyŜowy ogień pytań. 
-  W  krzyŜowy  ogień  pytań?  -  zdziwiła  się  Brigitte.  -PrzecieŜ  dopiero  co  straciłam 
narzeczonego. 
-  Będą  bezlitośni.  Przekonasz  się.  WspółmałŜonkowie  i  narzeczeni  ofiary  zawsze  są 
najbardziej podejrzani. A szczególnie, kiedy chodzi o piękną kobietę. Będą chcieli wiedzieć, 
jak  naprawdę  układały  się  stosunki  między  tobą  i  Vinnie'em.  Spytają,  czy  byliście 
kochankami. 
- I co mam odpowiedzieć? 
-  Wykręcaj  się.  Udaj  zawstydzoną.  MoŜesz  wzruszyć  ramionami  i  stwierdzić,  Ŝe  byliście 
zaręczeni - dodał, naśladując piskliwy kobiecy głos. 
Brigitte z trudem powstrzymała śmiech. 
- Innymi słowy, mam przyznać się do winy, unikając odpowiedzi wprost. 
- To nie powinno być trudne. Przy twoich zdolnościach. 
Choć  pozornie  stwierdzenie  to  brzmiało  jak  komplement,  Brigitte  wyczuła  w  głosie 
męŜczyzny wyraźną drwinę. 

background image

-  Spytają  teŜ  -  ciągnął  -  czy  byłaś  mu  wierna  i  czy  Vincent  cię  nie  zdradzał.  Te  pytania 
powinny wyprowadzić cię z równowagi. To nasunie podejrzenie, Ŝe wasz związek nie naleŜał 
do  udanych.  Pamiętaj,  aby  wszystkie  grupy  uzyskały  te  same  informacje.  Nasi  detektywi 
obejrzą najpierw „miejsce zbrodni", a potem kaŜda grupa będzie miała kwadrans na rozmowę 
z tobą, Stephenem i Janet. 
- Musimy przygotować coś, by wypełnić im czas, kiedy będą czekali na swoją kolej - myślała 
głośno Brigitte. - Przed kolacją zaśpiewamy „Balladę o Fantasy Fuzzie". Claire moŜe uczyć 
słów. 
- Myślę, Ŝe będą zbyt zaaferowani, by się nudzić. Claire zdradzi im, Ŝe ty i Vincent byliście 
zaręczeni, Claude da do zrozumienia, Ŝe nie lubił Langtona, dziewczynki zaś będą ze łzami w 
oczach wspominać dobrego wujaszka. 
Brigitte roześmiała się rozbawiona. 
-  Od  razu  wiedziałam,  Ŝe  ten  weekend  z  zagadką  to  świetny  pomysł.  Ale  nigdy  nie 
przypuszczałam, Ŝe to takie ekscytujące. Jestem pod wraŜeniem, Charlie. 
Zaskoczyła  go.  Wypowiedziała  jego  imię  słodko  i  czule. Wyobraził  sobie,  jak  szepcze  je  w 
zupełnie innych, daleko bardziej intymnych okolicznościach. 
- Więc to dlatego BARF zaŜyczył sobie samego C.H.Battle'a? - rzucił ostro, zły za to swoje 
rozmarzenie. 
Brigitte  popatrzyła  na  niego  zaskoczona.  W  głosie  męŜczyzny  zabrzmiał  gniew.  Nie  miała 
pojęcia,  co  mogło  być  tego  przyczyną.  CzyŜby  uwaŜał,  Ŝe  go  wykorzystano?  Nie.  To 
zupełnie nie trzymało się kupy. BARF zwrócił się do niego z uprzejmą prośbą, a on z ochotą 
przystał na propozycję. CzyŜby był aŜ tak dwulicowy? 
- Czy nie powinniśmy włączyć do akcji kogoś z pracowników hotelu? - spytała. 
- Czy są zaprzyjaźnieni z rodziną? 
- Oczywiście. 
- A więc wiedzieliby o twoich zaręczynach z Vincen-tem Langtonem? 
- śartujesz! W tym hotelu nie moŜna nawet kichnąć w samotności. 
-  W  takim  razie  posłuŜymy  się  barmanem.  Vincent  często  odwiedzał  bar  w  towarzystwie 
róŜnych członków rodziny. Poza tym, co tu ukrywać, lubił sobie wypić. 
Brigitte z niesmakiem zmarszczyła zgrabny nosek. 
- Nie ma co! Ładnego narzeczonego mi wybrałeś. 
- Czy mogłabyś wprowadzić do komputera, Ŝe Vincent zameldował się w hotelu we czwartek 
wieczorem i poprosić w recepcji, by przekazywali tę informację gościom? 
Brigitte westchnęła. 
- To trochę niezgodne z przepisami, ale chyba moŜemy zrobić wyjątek. 
-  A  co  myślisz  o  pokojówce,  która  sprząta  na  górze?  -  zamyślił  się  Charlie.  -  Z  pewnością 
byłaby ciekawa, jak układało ci się z Vincentem. 
- Ciekawa? 
-  No  wiesz,  jak  kaŜda  kobieta.  Szukałaby  śladów  na  potwierdzenie,  Ŝe  odwiedzałaś  swego 
narzeczonego  w  jego  pokoju.  Mogłaś  zostawić  szczotkę  do  włosów,  szczoteczkę  do  zębów, 
koszulkę. 
Brigitte zmarszczyła brwi. 
-  MoŜliwe,  choć  mogę  cię  zapewnić,  Ŝe  gdyby  okazało  się,  iŜ  rozsiewa  jakieś  plotki, 
natychmiast  zostałaby  zwolniona.  Mimo  to,  nie  moŜna  wykluczyć,  Ŝe  pokojówki  bywają 
ciekawskie.  MoŜe  powinniśmy  wprowadzić  ją  w  całą  sprawę.  Mogłaby  być  waŜnym 
ś

wiadkiem. W końcu popełniono morderstwo. 

- Dobry  pomysł - przytaknął Charlie. - Pokojówka mogłaby podsunąć naszym detektywom, 
Ŝ

e w Ŝyciu Vin-centa Langtona była jakaś inna kobieta. 

- No nie! Doprawdy nie wiem, co ja mogłam widzieć w tym wstrętnym, dwulicowym draniu 
- zdziwiła się Brigitte. 

background image

- Powiem krótko: pieniądze. Brigitte zmarszczyła brwi. 
-  Skoro  był  taki  bogaty  i  najwyraźniej  wcale  mu  na  mnie  nie  zaleŜało,  dlaczego,  u  licha, 
chciał się ze mną oŜenić? 
Charlie zawahał się. Na  końcu języka miał odpowiedź, Ŝe jest tysiąc powodów, dla których 
męŜczyzna chciałby związać się z kobietą taką jak ona. Zamiast tego stwierdził sucho: 
-  Otwórz  oczy,  Cukiereczku.  Vincent  tak  naprawdę  kochał  tylko  siebie.  No  i  moŜe  jeszcze 
narty.  Twoja  rodzina  posiada  ekskluzywny  hotel  w  górach.  Gdyby  cię  poślubił,  mógłby  do 
końca  Ŝycia  popijać  najlepszą  whisky,  flirtować  z  pięknymi  kobietami  i  nikt  nigdy  nie 
zapytałby go nawet, w jaki sposób zarabia na Ŝycie. 
-  Wcale  się  nie  dziwię,  Ŝe  ktoś  go  w  końcu  zastrzelił  -  stwierdziła  Brigitte.  -À  propos,  kto 
wyświadczył światu tę przysługę? 
-  W  niedzielę  przy  śniadaniu  pewna  osoba  złoŜy  bardzo  dramatyczne  oświadczenie  - 
oznajmił tajemniczo męŜczyzna. 
Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Naprawdę nie mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy? Charlie roześmiał się rozbawiony. 
- Jesteś zupełnie taka sama jak twoja siostrzenica. Tak. Tylko Ŝe Brigitte Dumont nie miała 
trzynastu lat. 
Była dorosłą kobietą, świadomą swego uroku i atrakcyjności. Podczas gdy Nicole złościła się 
i robiła naburmuszoną minkę, Brigitte uśmiechała się uwodzicielsko. 
Do licha! Dlaczego wtedy ją pocałował? Dlaczego spróbował tych słodkich, czerwonych ust? 
Teraz  nie  potrafił  juŜ  myśleć  o  niczym  innym.  Czy  to  naprawdę  takie  waŜne,  Ŝe  była 
odrobinę niedyskretna? Gdyby znów mógł wziąć ją w ramiona i posmakować tych miękkich, 
słodkich warg... 
Większość ludzi uwaŜała, Ŝe to wspaniałe uczucie 
być sławnym człowiekiem. Dlaczego więc nie skorzystać z nadarzającej się okazji, by mieć z 
tego coś dla siebie? 
- No cóŜ, w takim razie chodźmy na dół - stwierdziła Brigitte, podnosząc się z krzesła. 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. 
- Co proszę? 
-  Jeśli  zejdziemy  teraz  do  baru,  unikniemy  tłoku.  O  tej  porze  jest  tam  prawie  pusto  - 
wyjaśniła. - Będziesz mógł porozmawiać z barmanem. Kto wie, moŜe jeśli wlejesz w siebie 
trochę  alkoholu,  to  uda  mi  się  wyciągnąć  z  ciebie,  kto  zamordował  mojego  niewiernego 
narzeczonego - dodała z uśmiechem. 
-  Zapomnij  o  tym.  Mam  wyjątkowo  mocną  głowę.  Zgodnie  z  przewidywaniami  Brigitte  w 
„San Sousi", 
hotelowym  nocnym  klubie,  było  prawie  pusto.  Brigitte  zaprowadziła  Charliego  prosto  do 
baru, gdzie przedstawiła go ciemnowłosemu młodzieńcowi. 
-  Jake,  to  pan  C.H.Battle.  Chciałby  porozmawiać  z  tobą  chwilę.  Charlie,  to  Jake,  najlepszy 
barman po tej stronie gór. 
MęŜczyźni uścisnęli sobie dłonie. 
- To pan jest ten gość od „Fantasy Fuzza"? Charlie przytaknął. 
Brigitte podniosła opuszczany blat i wsunęła się za kontuar. 
- Idź z panem Battle, Jake. Zastąpię cię przy barze. 
- JuŜ się robi, szefowo. 
Brigitte  odprowadziła  ich  wzrokiem,  po  czym  rozejrzała  się  po  półkach.  Miała  nadzieję,  Ŝe 
Ŝ

adnemu z gości nie przyjdzie do głowy zamówić coś bardziej skomplikowanego od dŜinu z 

tomkiem czy rumu z colą. 
Charlie w skrócie zapoznał barmana z sytuacją. 

background image

- Vincent nie naleŜał do pana ulubionych klientów tłumaczył. - Nie podobał się panu sposób, 
w  jaki  traktował  swoją  narzeczoną,  pannę  Dumont.  Tak  się  składa,  Ŝe  bardzo  lubi  pan 
Brigitte. MoŜe pan nawet udawać, Ŝe jest w niej trochę zadurzony. 
-  To  nie  będzie  trudne  -  powiedział  barman.  Miał  około  trzydziestu  lat,  długie,  związane  w 
ogonek włosy i sylwetkę boksera. 
Charlie popatrzył w stronę baru, gdzie Brigitte wesoło rozmawiała z gośćmi. 
- Czy... czy coś was łączy? - spytał cicho. Jake popatrzył na niego zaskoczony. 
-  Człowieku!  To  córka  właściciela.  Poza  tym  jest  moją  szefową.  Nawet  by  na  mnie  nie 
spojrzała. 
- Aprobowałeś? 
- Tylko w marzeniach - wyznał Jake. - Jestem tu przecieŜ barmanem. 
- Czy myślisz, Ŝe to mogłoby jej przeszkadzać? 
- Brigitte? SkądŜe! Ona dla wszystkich jest miła i przyjaźnie nastawiona. 
- Więc dlaczego nie próbowałeś? 
- PoniewaŜ lubię swoją pracę i zaleŜy mi na posadzie. Ale przede wszystkim cenię wygodne 
Ŝ

ycie. Przypuśćmy, Ŝe nawet coś by z tego wyszło. Ona nadal byłaby córką właściciela, a ja 

barmanem. 
- Pewno ma wielu adoratorów. 
-  Kręci  się  koło  niej  wielu  facetów,  ale  Brigitte  trzyma  ich  na  dystans.  Nie  kaŜdy  ma  to 
szczęście, by się do niej zbliŜyć. 
Mnie  się  to  udało,  pomyślał  Charlie.  A  przynajmniej  tak  mu  się  wydawało.  Przypomniał 
sobie o zdradzie, jakiej dopuściła się Brigitte i ogarnął go gniew. Dosyć! Nie po to tu jest, by 
dyskutować o prywatnym Ŝyciu pięknej panny Dumont. 
- Tak więc, wracając do scenariusza, Langton ostro flirtował z innymi kobietami - wyjaśniał 
Jake'owi.  -  Tamtego  feralnego  popołudnia  równieŜ  tu  był.  Brigitte  przyszła  po  niego. 
Zapłacili  rachunek  i  zaraz  wyszli.  Nie  wyglądali  na  szczęśliwych.  Poprzedniego  wieczoru 
Vincent  spotkał  się  tu  z  Claire.  Pomyślał  pan,  Ŝe  to  trochę  dziwne,  bo  Claire  rzadko 
odwiedzała  bar  i  zawsze  w  towarzystwie  Claude'a.  Dlatego  właśnie  obserwował  ich  pan. 
Wyglądali, jakby się o coś spierali. Claire była bardzo zdenerwowana i wkrótce wyszła. Aha, 
proszę pamiętać, Ŝe nie jest pan zbyt rozmowny. Proszę czekać na konkretne pytania. 
- Jasne! Buzia na kłódkę. Odpowiadam dopiero,  kiedy zapytają. - Jego uwagę zwrócił mały 
ruch przy barze. - Miło mi było pana poznać, panie Battle - powiedział wstając - ale lepiej juŜ 
wrócę do pracy. Ten gość, który właśnie wszedł, pija tylko Harveya Wallbangersa, a Brigitte 
gotowa podać mu tequile lub coś w tym rodzaju. 
Charlie podniósł się od stolika, by powitać nadchodzącą. 
- Dobra wiadomość - uśmiechnęła się Brigitte. - Rozmawiałam z jedną z pokojówek. Angie 
zgodziła się zostać dziś trochę dłuŜej i odpowiadać na pytania naszych detektywów. Musisz 
tylko powiedzieć jej, co ma mówić. Angie świetnie nadaje się do tej roli. To straszna gaduła. 
Usta jej się nie zamykają. 
- Wspaniale. 
- Skoro więc nie masz juŜ Ŝadnych pytań, pójdę do recepcji i wprowadzę dane Vincenta do 
komputera. 
-  W  porządku  -  przytaknął  Charlie.  -  Ja  zaś  porozmawiam  z  szefem  kuchni.  Chcę 
podziękować mu za ten wspaniały tort. 
-  Gérard  będzie  wniebowzięty.  O  ile  wiem,  szykuje  podobny  na  dzisiejszy  wieczór. 
Zaprowadzę cię do kuchni. 
Charlie z podziwem obserwował kucharza. Gérard podniecony tą niecodzienną wizytą dwoił 
się i troił, wyjaśniając swemu ulubionemu autorowi tajemnice sztuki kulinarnej. 

ROZDZIAŁ 

background image

Brigitte westchnęła, opierając łokcie o blat długiego, konferencyjnego stołu. 
- Nigdy nie przypuszczałam, Ŝe smutek moŜe być tak wyczerpujący. 
-  Szok  równieŜ.  -  Janet  przyłączyła  się  do  narzekań  szwagierki.  -  Gdybym  musiała  choć 
minutę duŜej trzymać się za brzuch, przysięgam, Ŝe wpadłabym w histerię. 
-  Pierwsze  trzy  zespoły  nie  były  takie  złe,  ale  te  dwa  ostatnie...  Szkoda  gadać  -  ocenił 
Stephen.  -  Z  trudem  powstrzymałem  się,  by  nie  walnąć  tamtego  grubasa  w  okularach  po 
gębie, kiedy zaczął sugerować coś więcej niŜ męską przyjaźń między mną i Vincentem. 
-  A...  tamten.  To  jakiś  prawnik  z  Montrealu  -  wyjaśniła  Brigitte.  -  On  i  jego  trzej  koledzy 
celowo pozamieniali się kartami, by znaleźć się w innych grupach. Konkurują ze sobą. 
- Powinienem był się tego domyślić po sposobie zadawania pytań. 
-  Myślę,  Ŝe  jesteś  po  prostu  trochę  zmęczony.  -  Janet  czule  poklepała  męŜa  po  policzku.  - 
Poza tym, dobrze mu odpowiedziałeś. 
- O tak! - potaknął Stephen. 
- Teraz, kiedy jesteśmy sami, czy moŜesz powiedzieć mi, co naprawdę stało się z twoją ręką? 
- poprosiła Brigitte, patrząc na duŜy ciemnofioletowy siniec na prawej ręce brata. 
Stephen uniósł dłoń do góry i przyjrzał się jej z zachwytem. 
-  Charlie  namalował  to  posługując  się  farbkami  do  jedzenia,  które  poŜyczył  u  Gerarda  - 
wyjaśnił. - Wygląda zupełnie jak prawdziwy, co? 
- Nawet mnie udało ci się zmylić - przyznała Brigitte. 
-  To  świetnie!  -  ucieszył  się  Stephen.  -  Charlie  kazał  mi  mówić,  Ŝe  uderzyłem  się, 
przestawiając kartony z pamiątkami. Kiedy spytałaś przy kolacji, co mogłoby pozostawić taki 
ś

lad, a ja odpowiedziałem, Ŝe nie pamiętam, detektywi aŜ zapomnieli o jedzeniu. 

-  Oczywiście,  wszyscy  domyślili  się,  Ŝe  pobiłeś  się  z  Vincentem,  bo  ofiara  ma  na  twarzy 
podobnego siniaka. Dlaczego tak upierałeś się przy tamtej wersji? 
- Charlie mu kazał - włączyła się Janet. - A propos, domyślasz się moŜe, kto jest mordercą? 
-  W  niedzielę  rano  nastąpi  pewne  dramatyczne  wyznanie  -  odparła  Brigitte,  naśladując 
tajemniczy ton Charlie-go. - Ciekawe, kto to będzie. 
- To jeszcze nie takie pewne - wtrącił Stephen. - Charlie chce odsunąć ten moment najdalej 
jak to moŜliwe. Póki co, tylko ty, siostrzyczko, moŜesz spać spokojnie. 
- Ja? - zdziwiła się Brigitte. - Dlaczego właśnie ja? 
- PoniewaŜ Cukiereczek zawsze okazuje się niewinny. 
- Tylko w sprawie o morderstwo - dodała Brigitte. 
- Jeśli o mnie chodzi, teŜ mam zamiar dobrze się wyspać - oznajmiła Janet, podnosząc się od 
stołu.  -  Nawet  jeśli  to  ja  zamordowałam  Vincenta  Langtona,  choć  doprawdy  nie  pojmuję, 
dlaczego miałoby mi zaleŜeć na śmierci najlepszego przyjaciela mego męŜa. 
-  A  moŜe  tamten  grubas  miał  rację  -  podsunęła  Brigitte.  -  MoŜe  ta  przyjaźń  nie  była  aŜ  tak 
niewinna. 
Brat rzucił jej pełne urazy spojrzenie. 
- Chodźmy - ponagliła męŜa Janet. - PomoŜesz pewnej bardzo zmęczonej i bardzo cięŜarnej 
podejrzanej połoŜyć się do łóŜka. 
- Tylko pod warunkiem Ŝe ja teŜ będę mógł wejść do tego łóŜka - zastrzegł Stephen. 
- Nie ulega wątpliwości, Ŝe juŜ raz się w nim znalazłeś. 
- Brigitte roześmiała się. 
- A ty, co będziesz robić? - zainteresowała się Janet 
- Pójdziesz do baru? 
- Nie sądzę.    - Brigitte przecząco pokręciła głową. 
-  Myślę,  Ŝe  to  nie  byłoby  na  miejscu.  Nie  zapominaj,  Ŝe  właśnie  straciłam  narzeczonego. 
Zajrzę na „miejsce zbrodni" i zobaczę, jak sobie radzi nasz wspaniały detektyw. 

background image

Janet obrzuciła ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Oczywiście, to zainteresowanie jest czysto zawodowe? 
- Jasne! - zapewniła Brigitte, choć stwierdzenie to mijało się z prawdą. Nie mogła doczekać 
się chwili, kiedy znajdzie się z Charliem sam na sam. 
Zapukała cicho. Drzwi otworzyły się prawie natych- . miast i Brigitte znalazła się twarzą w 
twarz z Charliem. MęŜczyzna zmarszczył brwi. Brigitte z trudem opanowała chęć, by rzucić 
się mu w ramiona i zaŜądać wyjaśnień, 
dlaczego  tak  nagle  zmienił  swój  stosunek  do  niej  i  przez  cały  dzień  był  chłodny  i 
odpychający. 
-  Ja...  ja  chciałam  sprawdzić,  czy  wszystko  w  porządku  -  wyjąkała,  wchodząc  do  środka.     
— 
-  Jak  najbardziej  -  zapewnił  ją  Charlie.  -  Nasi  detektywi  byli  bardzo  dociekliwi.  Jeden  miał 
nawet aparat i przez cały czas robił zdjęcia. 
-  Wiem.  Sfotografował  teŜ  siniak  na  ręce  Stephena.  Nie  mam  pojęcia,  skąd  się  biorą  takie 
pomysły. 
- O tak! Język mi zesztywniał od odpowiadania w kółko na te same pytania. - Dał się słyszeć 
kobiecy głos. 
Brigitte rozejrzała się dookoła. 
- Angie? - zdziwiła się. Dopiero teraz zauwaŜyła pokojówkę. - Nie zauwaŜyłam cię. 
- Właśnie wychodziłam i wspomniałam panu Battle, Ŝe od tego gadania zaschło mi w gardle - 
tłumaczyła Angie. - Pan Battle był tak miły, Ŝe zaproponował drinka. 
- O! - Brigitte popatrzyła na butelki znajdujące się na stoliku. 
- Znaleźliśmy je w barku - wyjaśnił Charlie. - Proszę dopisać to do mojego rachunku. 
-  Nie  bądź  śmieszny  -  skarciła  go  Brigitte.  -  Jesteś  przecieŜ  naszym  honorowym  gościem. 
Zostawię tylko kartkę dla pokojówki, Ŝeby uzupełniła zapasy. 
- A moŜe się do nas przyłączysz? - zaproponował męŜczyzna. 
-  Hm...  jeśli  znajdzie  się  trochę  białego  wina.  -  Brigitte  przysiadła  na  krześle.  PoŜerała  ją 
ciekawość, co naprawdę robiła Angie sam na sam z Charliem. Na pierwszy rzut oka wszystko 
wyglądało całkiem niewinnie. 
- O co cię najczęściej pytali? - zwróciła się do pokojówki. 
-  O  całą  masę  rzeczy.  Przede  wszystkim,  czy  znalazłam  coś  niezwykłego  w  pokoju  pana 
Langtona? Czy sądzę, Ŝe pan Langton miał jakichś gości? Czy nie zauwaŜyłam przypadkiem, 
jak ktoś wchodzi lub wychodzi z jego pokoju? Czy znałam go osobiście i czy nie dostrzegłam 
nic dziwnego w jego zachowaniu? 
Brigitte  z  uwagą  przyglądała  się  pokojówce.  Angie  była  wysoką,  postawną  kobietą  około 
czterdziestki.  Miała  utlenione  na  platynowy  blond  włosy,  a  szeroki  uśmiech  odsłaniał 
nierówne  zęby.  Angie  mogła  podobać  się  męŜczyznom.  Była  miłą,  wesołą  osobą,  o 
pogodnym usposobieniu i Ŝyczliwym spojrzeniu ciemnych oczu. Mimo to Brigitte jakoś nie 
potrafiła wyobrazić jej sobie z młodszym o dobre pięć lat C.H.Battle'em. 
Zresztą,  kto  wie,  pomyślała  z  niechęcią.  MoŜe  tlenione  blondynki  były  w  jego  typie.  Z 
pewnością nie moŜna było powiedzieć tego o filigranowych brunetkach. 
- I co odpowiedziałaś? 
Brigitte zaczęła Ŝałować, Ŝe w ogóle przyjęła to zaproszenie. Gdyby Charlie nie chłodził dla 
niej butelki białego wytrawnego wina, opuściłaby pokój pod byle pretekstem. 
- Dokładnie to, co mówił mi pan Battle - opowiadała Angie. - śe łóŜko wyglądało, jakby ktoś 
w  nim  spał  i  Ŝe  ostatniej  nocy  musiała  odwiedzić  pana  Langtona  jakaś  kobieta, 
prawdopodobnie pani, panno Brigitte. Chyba nie ma pani nic przeciwko temu? 
Brigitte wzruszyła ramionami. 
- Taki był scenariusz. 

background image

-  Och,  to  taka  świetna  zabawa!  -  ciągnęła  Angie.  -A  pani,  panno  Brigitte,  gra  Cukiereczka, 
prawda? To musi być cudowne. 
- Owszem - potwierdziła Brigitte. 
-  Wszyscy  z  obsługi  zastanawiają  się,  kto  jest  mordercą.  Robią  nawet  zakłady  -  paplała 
wesoło pokojówka. 
- Tak? A kogo typują? 
- Większość męŜczyzn uwaŜa, Ŝe to musiała być pani, poniewaŜ była pani z nim zaręczona, 
ale ci, którzy czytują "Fantasy Fuzza" wiedzą, Ŝe to niemoŜliwe, bo Cukiereczek zawsze jest 
niewinny.  Najwięcej  osób  stawia  na  pana  Stephena.  Kiedy  usłyszeli  o  tym  jego  wypadku  z 
ręką... - u-rwała i popatrzyła pytająco na Charliego. - A moŜe uchyliłby pan rąbka tajemnicy i 
dał biednej Angie zarobić parę dolarów? 
- Przykro mi. - Charlie bezradnie rozłoŜył ręce. 
- Nawet ja nie znam nazwiska mordercy - dodała Brigitte. 
- Naprawdę? - zdziwiła się Angie. - Hm, w takim razie wszyscy mają równe szanse. 
Brigitte sięgnęła po butelkę i napełniła kieliszek. 
-  Dziękuję,  Ŝe  zgodziłaś  się  zostać  dziś  dłuŜej  i  pomóc  nam,  Angie  -  zwróciła  się  do 
pokojówki. 
-  Nic  wielkiego.  To  naprawdę  świetna  zabawa.  Zrobiłabym  to  nawet  za  darmo,  choć  nie 
przeczę, Ŝe przyda się te dodatkowe parę groszy. Będę mogła przesłać je mojej ma-łej. 
Brigitte popatrzyła na nią zaskoczona. 
- Masz córkę? Pokojówka skinęła głową. 
- Jest na uniwersytecie - oświadczyła z dumą. - Pracuje wieczorami, Ŝeby zarobić na studia. 
Chce zostać biologiem. 
- Musisz być z niej bardzo dumna. 
- Jestem. - Angie dopiła drinka i odstawiła szklankę. Westchnęła. - Świetnie się bawiłam, ale 
na mnie juŜ pora - oznajmiła, podnosząc się z kanapy. - W kuchni będą chcieli wiedzieć, jak 
było, a jutro rano trzeba wstać do pracy. 
Charlie  odprowadził  ją  do  drzwi.  Nie  wrócił  na  swoje  miejsce.  Stał  oparty  o  kontuar  baru  i 
mierzył Brigitte uwaŜnym spojrzeniem. 
Brigitte umoczyła usta w winie. 
- Przepraszam, jeśli przeszkodziłam - powiedziała cicho. 
W niczym nie przeszkodziłaś. 
- To dobrze - uśmiechnęła się. - Myślałam... Chciałam tylko spytać, czy nie potrzebujesz juŜ 
tego pokoju. Mam rezerwację na jutro rano. 
- Nie, skądŜe! Nie będzie juŜ nam potrzebny. 
- MoŜemy zanieść kukłę do mojego biura. 
- Pomogę ci - zaproponował. Brigitte przecząco potrząsnęła głową. 
-  Zawołam  boya  i  powiem  mu,  Ŝeby  wziął  ze  sobą  wózek  na  brudną  bieliznę.  Przykryjemy 
Vincenta prześcieradłem i zwieziemy słuŜbową windą. 
MęŜczyzna przytaknął w milczeniu. 
- Charlie? 
- Tak? - Ciemne oczy męŜczyzny mierzyły ją z chłodną obojętnością. 
- Sama się wszystkim zajmę - dokończyła sucho. -MoŜesz juŜ iść. 
Ale  Charlie  wcale  nie  chciał  odchodzić.  Chciał  porwać  ją  w  ramiona,  przytulić  do  piersi  i 
zatrzymać  tak  na  zawsze,  na  resztę  Ŝycia.  Choć  jednak  bardzo  pragnął  to  uczynić,  jakaś 
niewidzialna siła trzymała go w miejscu, krępowała ruchy. 
Brigitte  patrzyła  na  męŜczyznę  wyczekująco.  Dlaczego  nic  nie  mówi?  Dlaczego  tak  stoi  i 
patrzy na nią głodnymi oczyma? 
- Naprawdę moŜesz juŜ iść - powtórzyła. - Dam sobie radę. 

background image

Kazała mu odejść. Wyraźnie dawała do zrozumienia, Ŝe nie chce go tutaj. CóŜ robić? Charlie 
skinął  głową  i  wyszedł  z  pokoju.  Czuł  jednocześnie  gniew,  wstyd  i  upokorzenie.  Po  chwili 
ochłonął  i  odetchnął.  Był  ocalony,  bezpieczny,  choć  zarazem  opuszczony.  Większość  Ŝycia 
spędził samotnie, ałe nigdy dotąd samotność nie wydawała mu się tak dojmująca. 
Brigitte  odczekała,  aŜ  umilkną  na  korytarzu  kroki  męŜczyzny,  po  czym  ukryła  twarz  w 
dłoniach.  Z  jej  piersi  wyrwał  się  Ŝałosny  jęk.  Nie  miała  pojęcia,  w  jaki  sposób  uda  jej  się 
przetrwać  ten  weekend.  Na  dodatek  w  roli  Cukiereczka!  Ta  postać  narzucała  przecieŜ 
określony sposób bycia. Powinna uśmiechać się zalotnie i flirtować z Charliem detektywem. 
MoŜe nawet będzie musiała go, o zgrozo, pocałować! 
Dobry BoŜe! Na pewno będzie musiała go pocałować. I do tego w obecności tłumu gości. To 
nie  byłoby  takie  trudne,  gdyby...  Brigitte  zadrŜała,  bo  oto  uświadomiła  sobie,  Ŝe  jest 
zakochana. 

ROZDZIAŁ 
9

9

9

9    

Brigitte  z  narastającym  zainteresowaniem  obserwowała  ostrą  wymianę  zdań  pomiędzy 
siostrzenicami.  Nicole  i  Jennifer  zaczęły  od  pełnych  wyrzutu  spojrzeń  i  gniewnych 
pomruków, które w krótkim czasie przerodziły się w otwartą kłótnię. Jennifer poderwała się. 
Odepchnięte gwałtownym ruchem krzesło z głuchym łoskotem runęło na podłogę. Wszystkie 
głowy zwróciły się w stronę stołu zajmowanego przez rodzinę Dumontów. Nicole obrzuciła 
młodszą siostrę wymownym spojrzeniem. 
- A obiecałaś, Ŝe nikomu nie powiesz! - zawołała oskarŜycielsko. 
-  Ale  ja  naprawdę  muszę  -  broniła  się  Jennifer.  -  To  zbyt  niebezpieczne.  -  Podeszła  do 
siedzącej po przeciwnej stronie matki i pochyliła się do jej ucha. 
-  O  BoŜe!  Nie!  -  wykrzyknęła  Claire.  Popatrzyła  na  męŜa,  po  czym  zerwała  się  od  stołu  i 
podeszła do starszej córki. Claude pośpieszył za Ŝoną. Claire mijając Charliego rzuciła cicho: 
- Pan teŜ powinien o tym wiedzieć. 
Charlie  wolno  podniósł się  z  krzesła  i  dołączył  do  pozostałych.  Claire  szeptem  zwróciła  się 
do starszej córki. Nicole posłusznie wstała od stołu i opuściła jadalnię pod opieką rodziców i 
honorowego gościa. 
Brigitte  z  zadowoleniem  odnotowała  zainteresowanie,  jakie  wzbudziła  ta  scenka.  Jej 
siostrzenice  bezbłędnie  odegrały  wyznaczone  role.  Claire  i  Claude  okazali  zrozumiałe  w 
takiej sytuacji zaniepokojenie i rodzicielską troskę. 
Jennifer  była  w  siódmym  niebie.  Nareszcie  znalazła  się  w  centrum  uwagi.  Stała  pośrodku 
sceny, a pięćdziesiąt par oczu przyglądało jej się uwaŜnie, chłonąc kaŜde słowo. 
Wszystko wskazywało na to, Ŝe weekend z zagadką będzie największym wydarzeniem roku 
nie  tylko  w  hotelu  Dumont,  ale  w  całym  Bow  Valley.  Brigitte  cieszył  ten  fakt,  chociaŜ 
pojawienie  się  autora"Fantasy  Fuzza"  wprowadziło  zamieszanie  w  jej  Ŝycie  prywatne. 
Poranna narada przed śniadaniem była dla niej prawdziwą torturą. Choć przez cały czas czuła 
na sobie uwaŜny wzrok Charliego, męŜczyzna zdawał się zupełnie ją ignorować. Rozmawiał 
ze wszystkimi poza nią. Początkowo myślała, Ŝe moŜe to ona jest trochę przewraŜliwiona, ale 
kiedy wychodzili z pokoju, podszedł do niej Stephen i zapytał: 
- Czy on nadal gniewa się na ciebie za nazwanie go karykaturzystą? 
Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
- Nie wiem, o czym mówisz. 
Zatroskana mina brata świadczyła, Ŝe Stephen wcale jej nie uwierzył. 
- Daj spokój! To drobiazg - ucięła krótko. 
Nie miała zamiaru zwierzać się nikomu z tego, co zaszło wczorajszego wieczoru między nią i 
Charliem.  Zresztą,  cóŜ  mogła  powiedzieć?  śe  spędzili  razem  kilka  miłych  chwil,  a  ona  od 

background image

razu się zakochała? śe podarował jej dwa śmieszne rysunki, z których jasno wynikało, Ŝe nie 
była mu obojętna, a potem zjawił się tu, traktując ją wręcz wrogo? 
Drzwi  otworzyły  się  i  do  jadalni  wkroczył  detektyw  Fuzz  wraz  z  resztą  towarzystwa. 
Oznajmił,  Ŝe  właśnie  przed  chwilą  doręczono  mu  narzędzie  zbrodni,  po  czym  wyjął  z 
kieszeni  kurtki  zawinięty  w  serwetkę  pistolet.  Poprosił  równieŜ,  by  wszyscy  członkowie 
rodziny Dumontów weszli na scenę. 
Z widowni posypały się pytania. Kto znalazł broń i kiedy? Jaki to kaliber? Skąd wiadomo, Ŝe 
z tej właśnie broni zastrzelono Vincenta Langtona? 
Fuzz  złoŜył  formalne  oświadczenie,  z  którego  wynikało,  Ŝe  wnuczka  pana  Dumont,  Nicole 
Silvani,  znalazła  broń  w  podstawce  jednej  z  popielniczek  stojących  w  korytarzu  przy 
windach  na  piętrze,  na  którym  popełniona  została  zbrodnia.  Był  to  dziewięciomilimetrowy 
półautomatyczny  pistolet  produkcji  niemieckiej.  Z  oględzin  zwłok  wynikało  niezbicie,  Ŝe 
Vincent  Langton  zmarł  na  skutek  rany  od  kuli  kaliber  22  lub  38.  Dopóki  kula  nie  zostanie 
usunięta  z  ciała  i  nie  dokona  się  specjalnej  ekspertyzy  batalistycznej,  trudno  stwierdzić  z 
absolutną pewnością, Ŝe znaleziony pistolet jest narzędziem zbrodni. Goście chcieli równieŜ 
wiedzieć,  kiedy  i  w  jakich  okolicznościach  Nicole  znalazła  broń.  Charlie  podsunął  więc 
dziewczynce mikrofon. 
-  Znalazłam  go  wczoraj  wieczorem  -  szepnęła  Nicole,  rzucając  przestraszone  spojrzenie  w 
stronę stojącej nieopodal matki. 
Brigitte była dumna z siostrzenicy. Urodzona aktorka! 
- Mama nie pozwoliła mi wejść do pokoju, gdzie leŜał wujaszek Vinnie, więc kiedy wszyscy 
poszli spać, pojechałam tam - opowiadała Nicole. - Gdy wychodziłam z windy, zauwaŜyłam, 
Ŝ

e jedna z popielniczek stoi trochę krzywo. Chciałam ją poprawić i wtedy... wtedy znalazłam 

ten pistolet. Schowałam go do torebki. 
- Właśnie odesłano popielniczkę do laboratorium -wtrącił Fuzz. 
-  Dlaczego  nie  poinformowałaś  wcześniej  o  swoim  odkryciu?  -  zwrócił  się  do  dziewczynki 
jeden z detektywów amatorów otaczających scenę. 
- Bałam się. 
Fuzz opiekuńczo objął szczupłe plecy dziewczynki. 
- Czego się bałaś, skarbie? - spytał miękko. Nicole ukryła twarz na piersi męŜczyzny. 
- Bo... bo ktoś zamordował wujaszka Vinnie'ego i... 
- Znasz ten pistolet, prawda, Nicole? Czy to dlatego bałaś się powiedzieć o swoim odkryciu? 
Wiesz, do kogo naleŜy ta broń, czy tak? 
- Nie! - wykrzyknęła Nicole, z trudem powstrzymując łkanie. 
Fuzz odwrócił się do Brigitte. 
- A pani, Cukiereczku? Pani teŜ rozpoznaje ten pistolet, prawda? 
Brigitte  zadrŜała.  Po  raz  pierwszy  nazwał  ją  Cukiereczkiem.  Publiczność  zareagowała 
gromkimi  brawami.  Brigitte  odczekała,  aŜ  brawa  umilkną,  po  czym,  przybierając  słodką 
minkę, uśmiechnęła się niewinnie do detektywa. 
- Ja?... Ja nie znam się na... pistoletach. 
-  No  jasne!  -  mruknął  Fuzz,  po  czym  przeniósł  wzrok  na  Stephena.  -  A  pan,  Dumont? 
Kolekcjonuje pan broń? 
- SkądŜe! - zaprzeczył pytany. - Nigdy nie miałem w ręku pistoletu. 
- Wiec moŜe pański przyjaciel? Czy to Vincent Lang-ton gromadził pistolety? 
- Nic mi o tym nie wiadomo. 
- Jedyna broń, jaką u niego widziałam, to stary samu-rajski miecz - wtrąciła Brigitte. - Wisiał 
nad kominkiem. 
- Dzięki za pomoc, Cukiereczku - uśmiechnął się Fuzz, po czym odwrócił się do Claire. - A 
pani, pani Silvain? Czy wie pani, do kogo naleŜy ten pistolet? 

background image

-  Czy  mogłabym  przyjrzeć  się  z  bliska  temu  pistoletowi?  -  nieoczekiwanie  do  przodu 
wysunęła się Marguerite Dumont. 
Fuzz bez słowa podał jej broń. 
-  Osoba,  do  której  naleŜy  ten  pistolet,  nie  ma  nic  wspólnego  z  popełnioną  w  tym  domu 
zbrodnią - oświadczyła stanowczo Marguerite, oddając detektywowi broń. 
- Skąd ta pewność? 
- Jestem tego pewna, poniewaŜ ten pistolet jest moją własnością. 
Na widowni dały się słyszeć podniecone głosy. 
-  NaleŜał  do  mojego  ojca  -  ciągnęła  pani  Dumont.  -  To  pamiątka  z  wojny.  Widzi  pan  ten 
napis na kolbie? 
- Kto wiedział o jego istnieniu? - dopytywał się Fuzz. 
-  Hm...  -  zamyśliła  się  Marguerite  -  ja,  mój  mąŜ,  moje  dzieci...  Wątpię,  aby  Nicole  czy 
Jennifer go widziały. Nie trzymam broni na wierzchu. Zresztą, zachowałam ten pistolet jako 
jedyną pamiątkę po moim zmarłym ojcu. 
- MoŜna wiedzieć, gdzie pani go przechowywała? 
-  W  górnej  szufladzie  kredensu,  pod  obrusami  mojej  matki.  Nigdy  ich  nie  uŜywam,  ale 
czasami... czasami lubię na nie popatrzeć. 
- A gdzie jest ten kredens? 
- W naszym apartamencie. 
-  Tak  więc  tylko  najbliŜsza  rodzina  wiedziała  o  istnieniu  tego  pistoletu  i  miała  do  niego 
dostęp? - nalegał detektyw. 
Marguerite Dumont popatrzyła na niego z niepokojem. 
-  No,  nie  powiedziałabym.  Dwa  razy  w  tygodniu  słuŜba  hotelowa  sprząta  cały  apartament. 
KaŜda z pokojówek mogła znaleźć tę broń, zabrać ją i... komuś przehandlować. MoŜliwe, Ŝe 
stało się to juŜ dawno. 
- Czy broń była naładowana? 
Marguerite rzuciła Charliemu pełne urazy spojrzenie. 
-  Nie  jestem  taka  głupia,  by  trzymać  naładowany  pistolet  w  domu,  w  którym  są  dzieci, 
detektywie  Fuzz.  ChociaŜ...  była  amunicja.  W  takim  kartonowym  pudełku.  Mój  ojciec  lubił 
sobie postrzelać na Nowy Rok, kiedy jeszcze Ŝył. Nie sądzę jednak, aby od jego śmierci ktoś 
uŜywał tego pistoletu. 
- Myli się pani, pani Dumont - odparł Charlie. - Wygląda na to, Ŝe ktoś z niego strzelał. I to 
całkiem niedawno. 
Marguerite zbladła. 
- Chyba nie sądzi pan, Ŝe Vincent został zabity z tej właśnie broni? 
-  To  się  okaŜe  -  oznajmił  Fuzz  i  przystąpił  do  zbierania  odcisków  palców  osób,  które 
przypuszczalnie dotykały pistoletu. 
-  Mając  odciski  palców  naleŜące  do  obu  dziewczynek  -  wyjaśnił  -  zaoszczędzimy  pracy 
kolegom  z  laboratorium.  Nie  będą  musieli  głowić  się  nad  identyfikacją  odcisków  palców 
osób,  które  przypuszczalnie  nie  miały  ze  zbrodnią  nic  wspólnego  -  dodał,  po  czym 
oświadczył, Ŝe udaje się do laboratorium policyjnego. 
Brigitte wraz z resztą rodziny pozostała w jadalni, by odpowiadać na pytania gości. 
Detektyw  Fuzz  pojawił  się  z  powrotem  dopiero  pod  koniec  lunchu,  by  poinformować 
zebranych, Ŝe tak jak przypuszczał, kulę, którą wyjęto z ciała ofiary, wystrzelono z pistoletu 
będącego  własnością  Marguerite  Dumont.  Choć  oficjalny  raport  z  sekcji  zwłok  nie  został 
jeszcze ogłoszony, koroner powiedział mu w sekrecie, Ŝe denat zmarł na skutek postrzału w 
klatkę  piersiową  z  bliskiej  odległości.  Siniaki  i  opuchlizna  na  twarzy  powstały  na  dobrych 
parę godzin przed śmiercią. 
Goście  uzyskali  teŜ  informację,  Ŝe  testy  batalistyczne  wykazały,  Ŝe  morderca  był 
prawdopodobnie tego samego wzrostu co ofiara. 

background image

- A więc uwaŜa pan, Ŝe był to męŜczyzna? - dopytywali się detektywi amatorzy. 
-  No  cóŜ  -  odchrząknął  Fuzz.  -  O  ile  mi  wiadomo,  pan  Langton  liczył  około  metra 
siedemdziesięciu pięciu centymetrów. Tyle samo, co średniego wzrostu kobieta w pantoflach 
na  wysokim  obcasie.  Na  przykład  pani,  Cukiereczku  -  odwrócił  się  do  Brigitte.  -  Jest  pani 
ś

redniego wzrostu, prawda? 

-  Nie  mierzyłam  się  ostatnio  -  odparła  Brigitte.  -A  moŜe  pan  chciałby  mnie  zmierzyć?  - 
spytała, uśmiechając się zalotnie. 
Charlie zacisnął zęby. Nigdy dotąd nie zdarzyło  się, Ŝeby  Fantasy Fuzz stracił koncept. Ale 
do tej pory sławny detektyw nie miał do czynienia z Brigitte Dumont. 
-  Jakieś  metr  sześćdziesiąt  pięć,  co?  -  zauwaŜył  głośno.  Brigitte  zmarszczyła  brwi.  Jak  on 
ś

miał patrzeć na nią 

w ten sposób! I to w obecności tych wszystkich ludzi. JuŜ ona mu pokaŜe! 
-  Wiesz,  Fuzz,  lubię  facetów,  którzy  zwracają  uwagę  na  szczegóły  -  odpowiedziała, 
przysuwając się bliŜej. 
- To mój zawód, Cukiereczku. Skrzywienie zawodowe. 
- Gdyby nie mój stan, ryknęłabym sobie czegoś mocniejszego - westchnęła Janet, sięgając po 
puszkę coli. 
-  Co  za  dzień!  Nawet  zagorzały  abstynent  nie  odmówiłby  sobie  drinka  po  tym,  co  dzisiaj 
przeszłyśmy - zgodziła się z bratową Brigitte, łykając dwie aspiryny. 
Siedziały  w  przytulnym  salonie  Stephena  i  Janet,  gdzie  skryły  się  przed  natrętnymi 
detektywami amatorami. 
- Nasi goście traktują tę zabawę bardzo serio - zauwaŜyła Brigitte. 
-  I  to  jak!  -  przytaknęła  Janet.  -  Mam  juŜ  serdecznie  dosyć  tych  wszystkich  pytań.  Kiedy 
jeden z nich po raz setny zapytał mnie, co stało się Stephenowi w rękę, oświadczyłam, Ŝe w 
kłótni uderzyłam go wałkiem do ciasta. 
- PowaŜnie? - Brigitte roześmiała się. 
Naprawdę  -  zapewniła  Janet.  -  A  najlepsze  w  tym  wszystkim,  Ŝe  on  mi  chyba  uwierzył. 
Pewnie myśli, Ŝe odkrył bardzo waŜny motyw. 
- To jeszcze nic - oznajmiła Brigitte. - Wyobraź sobie, Ŝe wczoraj wieczorem w barze jeden z 
tych wścibskich gości próbował mnie upić, Ŝeby wyciągnąć jakieś informacje. Miał czelność 
pytać,  czy  przypadkiem  Vincent  i  ja  nie  mieliśmy  jakichś...  hm,  szczególnych  upodobań 
seksualnych. Na szczęście udało mi się uciec, nim posunął się za daleko. 
- Chwilami to przestaje być śmieszne. - Janet westchnęła. - Trzy osoby pytały mnie, ile mam 
wzrostu. A właśnie, czy ty nosisz czerwone koronkowe majteczki? 
- Więc ciebie równieŜ o to pytali? 
-  Wygląda  na  to,  Ŝe  Angie  powiedziała  naszym  detektywom,  iŜ  ścieląc  łóŜko  w  pokoju 
nieszczęsnego Vincenta, znalazła czerwone majteczki. Skoro nie są twoje, to znaczy, Ŝe nasz 
Vinnie nie był grzecznym chłopcem. 
- Był wstrętnym draniem - burknęła Brigitte, popijając wino. - Dziewczynki świetnie się dziś 
rano spisały, nie sądzisz? 
-  O  tak!  -  zgodziła  się  jej  bratowa.  -  Przypadkiem  słyszałam,  jak  Nicole  opowiadała  o 
wszystkim jednej ze swoich przyjaciółek. Była w siódmym niebie, a kiedy jeszcze sam wielki 
C.H.Battle objął ją ramieniem, o mało nie zemdlała. To jej słowa. 
- Klasyczny przypadek szczenięcego zauroczenia. 
- Skoro mowa o C.H.Battle'u... - zaczęła Janet. 
-  Nie  wiedziałam,  Ŝe  rozmawiamy  o  Battle'u  -  przerwała  jej  Brigitte.  -  Przysięgłabym,  Ŝe 
mówiłyśmy o tym, co Nicole opowiadała przyjaciółce. 
- Jest wspaniały jako Fuzz - nie dawała za wygraną Janet. - Publiczność go uwielbia. 
- To zrozumiałe. Bilety wcale nie były takie tanie. 

background image

-  Daj  spokój,  Brigitte  -  Ŝachnęła  się  jej  bratowa.  -  MoŜesz  być  ze  mną  szczera.  Jesteśmy  tu 
same. Wiem, Ŝe coś was łączy. 
- Akurat! 
- Nie jestem ślepa. Widziałam, jak on na ciebie patrzy. 
- Spojrzenia to jego specjalność. Nie czytałaś artykułu Donny? 
-  Ale  tylko  na  ciebie  tak  patrzy  -  zauwaŜyła  Janet.  -  Tamtego  wieczoru,  gdy  tańczyłaś  z 
ojcem, wprost poŜerał cię wzrokiem. 
- Kiedy tańczyłam? 
- No wiesz, na wieczorze rodzinnym. Stephen teŜ to zauwaŜył. 
-  Stephen  ma  kompleks  starszego  brata.  Zawsze  podejrzewał  wszystkich  męŜczyzn,  którzy 
się koło mnie kręcili, Ŝe mają jakieś nieczyste zamiary. 
- Nikt nie mówi o zamiarach! Ale gołym okiem widać, Ŝe mu się podobasz. 
Brigitte odstawiła pusty kieliszek. 
- Naprawdę? 
- No jasne! - zapewniła ją bratowa. - To musi być okropne, kiedy masz ochotę poznać kogoś 
bliŜej, a cała rodzinka bacznie cię obserwuje - dodała współczująco. Brigitte westchnęła. 
- Nie wiem, co się ze mną dzieje, Janet. To takie skomplikowane. Chyba się zakochałam, a 
on jest taki... taki dziwny. 
-  Dziwny?  -  Janet  popatrzyła  na  szwagierkę  zaskoczona.  Brigitte  opowiedziała  jej  całą 
historię. 
-  Sama  widzisz,  Ŝe  to  tak,  jakbym  znała  dwie  róŜne  osoby  -  zakończyła  cicho.  -  Czułego, 
delikatnego  męŜczyznę,  w  którym  się  zakochałam  i  niegrzecznego  gbura,  który  mnie  nie 
cierpi. 
- Nie mogę w to uwierzyć. - Janet z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- PrzecieŜ sama widziałaś, jak on mnie traktuje. Raz jest... 
- Nie mówię o Charliem - przerwała szwagierce Janet. - Miałam na myśli ciebie. 
- Mnie? 
- Kiedy wyszłam za Stephena i zamieszkałam w hotelu Dumont, wydawałaś mi się szalenie 
pewną siebie osobą. 
- Ja? 
Janet przytaknęła. 
-  Jesteś  ładna,  zgrabna,  pełna  Ŝycia,  otoczona  tłumem  wielbicieli  -  ciągnęła  Janet  -  Nie 
wiedziałam,  czy  będę  potrafiła  cię  polubić,  ale  jesteś  taka  miła,  Ŝe  lubiłabym  cię,  nawet 
gdybyś nie była siostrą Stephena - dodała. 
-  A  teraz  trudno  ci  uwierzyć,  Ŝe  ten  chodzący  ideał  moŜe  mieć  jakieś  problemy  z 
męŜczyznami? 
- Trudno - przytaknęła Janet. - Choć widzę, Ŝe ta historia mocno ci dopiekła. 
-  A  więc  okazuje  się,  Ŝe  nawet  ideał  nie  jest  wolny  od  trosk.  -  Brigitte  zaśmiała  się.  -  Coś 
takiego! 
-  Nie  chciałam  cię  zranić.  -  Janet  popatrzyła  na  nią  przepraszająco.  -  Jeśli  słuchałaś  mnie 
uwaŜnie, powinnaś wiedzieć, Ŝe ja tylko nie spodziewałam się, Ŝe będę kochać cię jak siostrę. 
A tak właśnie jest, Brigitte. I bardzo się o ciebie martwię. 
Brigitte westchnęła. 
- Wiesz, zawsze zastanawiałam się, dlaczego jesteś wobec mnie taka nieufna. 
- Robisz wraŜenie bardzo pewnej siebie osoby. Chyba trochę się ciebie obawiałam - wyznała 
Janet.  -1  wiesz,  co  myślę,  Brigitte?  Charlie  jest  pewnie  nieśmiały.  MoŜe  on  teŜ  się  ciebie 
trochę boi. 
- Charlie? Nieśmiały?! - Brigitte popatrzyła na bratową zaskoczona. - Mówię ci, ten facet to 
skała. Przypuszczasz, Ŝe się mnie obawia. AleŜ on ma nade mną ogromną przewagę! 
- Nie o to chodzi. Podejrzewam, Ŝe on lęka się zaangaŜować. 

background image

Brigitte zmarszczyła brwi. 
- Ale dlaczego? 
- Na Boga, Brigitte! - zniecierpliwiła się Janet. - Czy ty naprawdę tego nie widzisz? Popatrz 
na  swego  ojca.  Na  całą  rodzinę  Dumontów.  Czy  moŜesz  mu  się  dziwić,  Ŝe  czuje  się 
onieśmielony? 
Brigitte zamyśliła się. 
-  A  więc  niech  i  tak  będzie  -  stwierdziła  po  chwili.  -  Zastanówmy  się  jeszcze  raz.  Jest 
nieśmiały. A moŜe ma juŜ kogoś i dlatego wolałby się ze mną nie wiązać? Po trzecie, mógł 
dojść do wniosku, Ŝe nie podoba mu się moja fryzura lub coś w tym rodzaju. 
-  Wygląda  na  to,  Ŝe  teraz  ty  powinnaś  zadać  naszemu  detektywowi  parę  pytań  - 
podsumowała Janet. 
Brigitte ze smutkiem potrząsnęła głową. 
- Myślisz, Ŝe nie próbowałam? 
- I co? 
-  Tak  na  mnie  spojrzał,  Ŝe  stchórzyłam.  Chyba  przestraszyłam  się  tego,  co  mogłabym 
usłyszeć. 
- Zastanów się, Brigitte. Czy moŜe być coś gorszego od niepewności? 
-  Hm...  -  Brigitte  zamyśliła  się.  -  Mogłoby  okazać  się,  na  przykład,  Ŝe  jest  nieuleczalnie 
chory. 
- Musisz się dowiedzieć - upierała się Janet Brigitte obrzuciła ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Wiesz co, Janet, nie byłam zachwycona, kiedy Stephen oŜenił się z tobą - wyznała cicho. - 
Wkrótce  jednak  przekonałam  się,  Ŝe  jesteś  dla  niego  bardzo  dobra  i  przebaczyłam  ci,  Ŝe 
zabrałaś mi brata. Teraz zaś naprawdę się cieszę, Ŝe tak się stało, poniewaŜ dla mnie równieŜ 
jesteś bardzo dobra. 
- Mam wraŜenie, Ŝe jesteśmy siostrami. 
- Jak to wraŜenie? - Brigitte Ŝartobliwie pogroziła Janet palcem. 
W  tej  samej  chwili  drzwi  otworzyły  się  i  do  salonu  wkroczył  Stephen  Dumont  w 
towarzystwie Charliego Battle'a. 
- A! Więc tu się ukrywacie! - zawołał Stephen, spoglądając na Ŝonę i siostrę. - Zniknęłyście 
tak nagle. Charlie chciałby zamienić z wami parę słów. 
- Myślałam, Ŝe do jutra rana mamy wolne - poskarŜyła się Janet. - O ile pamiętam, druŜyny 
miały dziś wieczór naradzić się nad rozwiązaniem. 
-  No  właśnie,  trzeba  dać  im  nowy  temat  do  rozmyślań  -  wyjaśnił  Charlie.  Popatrzył  na 
Brigitte. - Czas, by wkroczył do akcji nasz Cukiereczek. 
Brigitte popatrzyła na niego zaskoczona. 
-  Pewnie  chciałby  pan  naradzić  się  z  Brigitte  sam  na  sam  -  domyśliła  się  Janet  -  MoŜecie 
skorzystać  z  naszego  salonu.  Mamy  jeszcze  do  załatwienia  parę  spraw  w  sklepiku,  prawda 
Stephen? - Delikatnie popchnęła męŜa w stronę drzwi. 
- AleŜ, Janet! - zaprotestował Stephen. - Ta rozmowa nas równieŜ dotyczy. 
- Owszem - przytaknął Battle. - Wyznanie, jakie uczyni Brigitte, będzie dotyczyło jednego z 
was. To powinno zbić z tropu naszych detektywów amatorów. Oczywiście, pod warunkiem, 
Ŝ

e Brigitte będzie dostatecznie przekonywająca. 

- Do tej pory spisywała się bez zarzutu - pochwalił siostrę Stephen. 
- O tak! - zgodził się Charlie. - Brigitte jest urodzoną aktorką, prawda, Cukiereczku? 
Brigitte rzuciła mu pełne urazy spojrzenie. 
- Staram się - burknęła. 
- A więc - klasnęła w ręce Janet - czego się panowie napiją? Kieliszek brandy? 
A  moŜe  by  tak  kieliszek  cykuty?  -  pomyślała  Brigitte.  MęŜczyźni  przecząco  pokręcili 
głowami. 

background image

- Wracamy właśnie z baru - wyjaśnił Stephen. -  Charlie przesłuchiwał mnie w sprawie tego 
wypadku z ręką. Ci nasi goście mają doprawdy  niesamowite pomysły. Skąd im przyszło do 
głowy, Ŝe Janet mogła uderzyć mnie wałkiem do ciasta? 
-  Ach,  ci  detektywi!  A  więc  -  Janet  przeniosła  wzrok  na  Charliego  -  jaki  mamy  program 
wieczoru? 
- Mam zamiar zadać naszemu Cukiereczkowi bardzo intymne pytanie - oznajmił z tajemniczą 
miną Charlie. 
- CzyŜby chodziło o słynne koronkowe majteczki? - podsunęła Brigitte. 
MęŜczyzna popatrzył na nią zaskoczony. 
- A więc juŜ cię o to pytali? Brigitte potakująco kiwnęła głową. 
- To świetnie! 
- Czy mógłbyś powiedzieć mi, co mam odpowiadać? Chciałabym jak najszybciej mieć to za 
sobą. 
Charlie przystąpił do objaśnień. 
- To wszystko? - spytała chłodno, kiedy przerwał. MęŜczyzna zmierzył ją spojrzeniem. Usta 
wykrzywił 
mu złośliwy uśmieszek. 
- A na koniec - zaczął wolno - na koniec Cukiereczek pocałuje detektywa. 

ROZDZIAŁ 
10 

- Cu-kie-re-czek! Fan-ta-sy! - skandowali uczestnicy weekendu z zagadką. 
Brigitte  zmarszczyła  brwi.  Była  zdenerwowana,  chociaŜ  juŜ  wiele  razy  występowała  przed 
publicznością. 
-  Chciałbym  zadać  pani  kilka  pytań.  Dotyczą  one  pewnego  słodkiego  drobiazgu,  który 
znaleziono na miejscu zbrodni - zaczął Charlie, wcielając się w rolę swego Fantasy Fuzza. 
Brigitte zmusiła się do uśmiechu. 
-  CzyŜby  miał  pan  na  myśli  ten  element  damskiej  garderoby,  o  którym  nie  powinno  się 
wspominać  w  obecności  osób  trzecich,  detektywie  Fuzz?  -  zapytała,  przybierając  pozę 
charakterystyczną dla postaci Cukiereczka. 
- Czy to pani własność, Cukiereczku? - Detektyw wyjął z kieszeni kurtki plastikową torebkę. 
Brigitte Cukiereczek zatrzepotała rzęsami. 
- Nigdy nie rozmawiam o... takich rzeczach z męŜczyzną. 
- Są czerwone, Cukiereczku. Czerwone, koronkowe majteczki. 
- A fe, detektywie! 
- ZałoŜę się, Ŝe dobrze pani w tym kolorze. 
- Wolę siebie bez Ŝadnych ozdób. - Słowom tym towarzyszyło znaczące mrugniecie. 
MęŜczyzna czubkiem języka zwilŜył zaschnięte wargi. 
- O tym porozmawiamy później. Nie odbiegajmy od tematu. 
- Och, Fantasy! - zagruchała Brigitte, przysuwając się bliŜej. - Rozmowy są takie nuuudne. 
-  Przykro  mi,  Cukiereczku,  ale  tę  musimy  przeprowadzić  do  końca.  -  W  głosie  męŜczyzny 
pojawiła  się  stanowcza  nutka.  -  A  więc,  czy  te...  majteczki  są  pani  własnością?  -  Fantasy 
Fuzz wyjął czerwone damskie majteczki. 
Przez  krótką  chwilę  Brigitte  Cukiereczek  patrzyła  na  męŜczyznę  szeroko  otwartymi  z 
przeraŜenia  błękitnymi  oczami.  Nerwowo  rozejrzała  się  po  sali,  jakby  szukała  pomocy  u 
publiczności. 
- A więc, Cukiereczku? - powtórzył detektyw. - Czekam na odpowiedź. 
- Czy... czy znalazł je pan w pokoju... w pokoju Vin-centa? 
- Dokładnie w łóŜku pani narzeczonego. 
- Owszem - stwierdziła krótko, sięgając po majteczki. - Są moje. 

background image

MęŜczyzna gwałtownie cofnął rękę. 
- Nie tak szybko, Cukiereczku - uśmiechnął się. - Nie sądzę, aby to był pani rozmiar. 
- Oczywiście, Ŝe mój - upierała się Brigitte. - Chyba nie sądzi pan, Ŝe bielizna znaleziona w 
łóŜku mojego narzeczonego mogłaby naleŜeć do innej kobiety. 
- A gdzie kupiła pani te majteczki? 
-  Tam,  gdzie  zawsze  kupuję  moją  bieliznę  -  odpowiedziała  Brigitte,  podchodząc  do 
męŜczyzny. - Jest taki mały butik. Nazywają go „Rajem grzechu". 
Charlie zmuszony był poczekać z kolejną kwestią, aŜ umilkną oklaski. 
-  „Raj  grzechu"?  To  bardzo...  interesujące.  Jak  pani  myśli,  czy  sprzedają  tam  bieliznę  dla 
kobiet w ciąŜy? 
- Bieliznę dla kobiet w ciąŜy? Z czerwonej koronki? Pan chyba Ŝartuje. - Brigitte roześmiała 
się z przymusem. 
- Wobec tego proszę przeczytać ten napis na metce - męŜczyzna podsunął jej majteczki. - „La 
Sexy  Mama".  Ekskluzywna  firma  produkująca  bieliznę  dla  kobiet,  które  mimo  swego  stanu 
chcą być atrakcyjne. 
-  Nigdy  nie  czytam  napisów  na  metkach.  Patrzę  jedynie,  czy  koronka  jest  wystarczająco 
przejrzysta - szepnęła Brigitte, kładąc dłoń na ramieniu detektywa. 
- Te majteczki pochodzą z kompletu. Co pani na to? Brigitte obojętnie wzruszyła ramionami. 
- Pewnie właściciel postanowił sprzedawać obie części oddzielnie. 
- MoŜliwe... zakładając, Ŝe te majteczki rzeczywiście są pani własnością. 
- Oczywiście, Ŝe są. 
- Nie sądzę, Cukiereczku. 
- Dlaczego miałabym kłamać? MęŜczyzna obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- MoŜe czuje się pani zaŜenowana, Ŝe pani narzeczony spotykał się z inną kobietą. 
- Jest pan bardzo... pomysłowy, detektywie. - Brigitte bliŜej przysunęła się do męŜczyzny. 
- A moŜe chce pani uchronić kogoś przed podejrzeniami? 
Brigitte szeroko otworzyła błękitne oczy. 
- Uchronić przed podejrzeniami? Dlaczego miałabym chronić kogoś, z kim, jak pan twierdzi, 
zdradzał mnie mój narzeczony? 
-  MoŜe  dlatego,  Ŝe  zamieszany  jest  w  tę  sprawę  ktoś  bardzo  pani  bliski.  Ktoś,  kogo  pani 
kocha i podejrzewa, Ŝe byłby zdolny zamordować Vincenta Langtona. 
- To nie w moim stylu! Nie jestem aŜ tak szlachetna. 
- A jaka pani jest? - Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
-  Słodka  i  bardzo,  bardzo  pociągająca  -  szepnęła  Brigitte  Cukiereczek,  otaczając  ramionami 
szyję Fantasy Fuz-za. - Jestem pewna, Ŝe pan to zauwaŜył. Jest pan przecieŜ detektywem. 
- Owszem - przytaknął Fuzz, pochylając się do jej ust 
-  A  czy  zauwaŜył  pan  teŜ,  Ŝe  mam  usta  wprost  stworzone  do  całowania?  -  Brigitte  uniosła 
lekko głowę. Patrzyła prosto w ciemne oczy męŜczyzny. 
- Czy ta odpowiedź panią zadowala? - szepnął Fuzz i pocałował kuszące, czerwone wargi. 
Nie  potrafił  pozostać  obojętny  wobec  kobiety,  której  kaŜdy  uśmiech,  spojrzenie  i  gest 
pobudzały  jego  zmysły.  Jak  mógł  być  taki  głupi  i  przypuszczać,  Ŝe  nie  poruszy  go  ten 
pocałunek? Poczuł, jak wargi Brigitte rozchylają się, zapraszając go do środka. 
Brigitte  mocniej  przywarła  do  szerokiej,  muskularnej  piersi.  Widownia  gromkimi  brawami 
nagrodziła aktorów. Charlie rozluźnił uścisk, ale nie wypuszczał Brigitte z ramion. Była mu 
za  to  głęboko  wdzięczna.  Nie  wiedziała,  czy  zdołałaby  utrzymać  się  na  nogach  o  własnych 
siłach. Ciekawe, czy on to wyczuł, pomyślała. Wewnętrzny głos szeptał jej nagląco: powiedz 
coś, Brigitte, powiedz coś! Minęła jednak dobra chwila, nim udało jej się wydusić: 
- Och, Fantasy! 
Oświetlający scenę reflektor przesunął się na widownię. Dopiero teraz Brigitte uświadomiła 
sobie, gdzie się znajduje. Zawstydzona, korzystając z ciemności, pośpiesznie opuściła scenę. 

background image

Przez wyjście słuŜbowe  przedostała się na pusty  o tej porze korytarz. Winda zawiozła ją na 
górę, do jej własnego apartamentu. 
Kiedy  zapaliły  się  światła,  Charlie  ze  zdumieniem  rozejrzał  się  po  sali.  Gdzie,  u  licha, 
podziała się Brigitte? Nie zauwaŜył nawet, kiedy wyszła. Jeszcze przed chwilą trzymał ją w 
ramionach, a teraz stał tu zupełnie sam. Przy stoliku czekali na niego Stephen i Janet. 
-  Chciałbym  zamienić  z  tobą  parę  słów,  Battle  -oświadczył  Stephen,  biorąc  Charliego  pod 
ramię  i  popychając  w  stronę  wyjścia.  Janet  pośpieszyła  za  nimi,  zapewniając  po  drodze 
detektywów amatorów, Ŝe za chwilę ona i jej mąŜ będą do ich dyspozycji. 
-  Jeden  z  prawników  myśli,  Ŝe  postanowiłeś  przyznać  się  do  winy  -  poinformowała  męŜa, 
kiedy znaleźli się za drzwiami. - Zaproponował, Ŝe będzie cię bronił. 
- Nie zawracaj mi teraz głowy - odburknął Stephen, odwracając się do Charliego. - Gdyby nie 
to, Ŝe jesteś naszym gościem, Battle, a ci ludzie zapłacili grube pieniądze, aby oglądać cię w 
akcji, wyrzuciłbym cię stąd na zbity pysk. 
Charlie popatrzył na niego zaskoczony. 
- Nie bardzo rozumiem. 
- Nie udawaj durnia, Battle - warknął Stephen. - Chodzi o moją siostrę. 
- O Brigitte? - Charlie westchnął. Pośpiech, z jakim 
Brigitte opuściła scenę, nie umknął uwagi jej rodziny. Był jak przyznanie się do winy. 
-  Nie  wiem,  o  co  w  tym  wszystkim  dokładnie  chodzi,  ale  nie  jestem  ślepy  -  zŜymał  się 
Stephen.  -  Nic  nie  mówiłem,  bo  uwaŜałem,  Ŝe  Brigitte  jest  wystarczająco  dorosła,  by 
decydować o swoim Ŝyciu. Ale teŜ nigdy przedtem nie widziałem jej w takim stanie. A więc, 
Battle, oczekuję, Ŝe powie mi pan, co tu się, u Ucha, dzieje? 
-  Stephen!  -  cicho  wtrąciła  Janet,  kładąc  dłoń  na  ramieniu  męŜa.  -  Ktoś  powinien  pójść  do 
Brigitte. 
- Idź sama. Zaraz do ciebie dołączę. 
-  Powiedziałam  gościom,  Ŝe  za  chwilę  wrócimy  -  przypomniała  mu  Ŝona.  -  Niech  idzie 
Charlie. 
- On? - zdziwił się Stephen. - PrzecieŜ to z jego powodu Brigitte... 
- Właśnie dlatego - przerwała męŜowi Janet. - Oczywiście, jeśli zaleŜy mu, by to naprawić. 
Charlie potakująco skinął głową. 
- Chciałbym z nią porozmawiać. 
Stephen zmierzył go groźnym spojrzeniem, ale Janet juŜ wyjaśniała Charliemu, jak trafić do 
apartamentu zajmowanego przez Brigitte Dumont. 
- Jeśli ją skrzywdzisz... - zaczął ostrzegawczo Stephen. 
- Nie skrzywdzę jej - obiecał Charlie. Choć nie miał pewności, czy ta rozmowa coś wyjaśni, 
wiedział, Ŝe musi spróbować porozmawiać z Brigitte. 
Kiedy  w chwilę później  Brigitte uchyliła drzwi,  Charlie odniósł wraŜenie, jakby  chciała mu 
je zatrzasnąć przed nosem. Jednak chyba zmieniła zamiar, poniewaŜ gestem zaprosiła go do 
ś

rodka.  Miała  na  sobie  tę  samą  suknię,  w  której  wystąpiła  przed  publicznością.  Czarny, 

połyskliwy  materiał  ciasno  opinał  zgrabną  sylwetkę.  Charlie  z  ulgą  zauwaŜył,  Ŝe  na 
policzkach nie było śladu łez. 
Brigitte  wróciła  na  kanapę,  Charlie  zaś  przysiadł  na  stojącym  obok  krześle.  Zatroskanym 
spojrzeniem obrzucił smutną twarz kobiety. Męczyło go poczucie winy. 
- Chcę tylko wiedzieć, dlaczego - odezwała się Brigitte głucho brzmiącym głosem. 
- Dlaczego co? 
- Nie jestem dzieckiem, Charlie. Przez ten hotel przewija się mnóstwo męŜczyzn. Wiem, Ŝe 
jestem  atrakcyjna  i  wielu  z  nich  próbuje  mnie  podrywać  -  urwała  i  odwróciła  wzrok.  Przez 
dłuŜszą chwilę przyglądała się swoim dłoniom. Charlie chciał jej jakoś pomóc, ale nie bardzo 
wiedział,  co  ma  robić.  Zastanawiał  się,  jak  by  zareagowała,  gdyby  teraz  podszedł  do  niej, 

background image

otoczył  ramionami  i...  No  właśnie.  Nawet  Fuzz  nie  potrafiłby  wybrnąć  z  takiej  sytuacji, 
pomyślał. 
Brigitte odchrząknęła. 
- Czasami spotykam męŜczyzn, których chciałabym poznać bliŜej, ale oni po paru tygodniach 
wracają do swoich miast. Czasem telefonują lub piszą listy. Niektórzy nawet wracają. - Na jej 
twarzy pojawił się blady uśmiech. - Inni obiecują, Ŝe napiszą lub zadzwonią, choć nigdy nie 
dotrzymują  słowa.  Ale  nigdy,  nigdy  przedtem  nie  zdarzyło  się,  Ŝeby  ktoś  umyślnie  zranił 
moje uczucia. 
Zranił jej uczucia?! Charlie popatrzył na nią zaskoczony, a jednocześnie zawstydzony. Czuł 
się  winny,  poniewaŜ  takie  właśnie  były  jego  zamiary.  Chciał  ją  zranić,  aby  zemścić  się  za 
zdradę,  której  dopuściła  się,  odkrywając  przed  światem  jego  sekrety.  Jednak  nawet  w 
najśmielszych  marzeniach  nie  przypuszczał,  Ŝe  moŜe  mu  się  to  udać.  Nie  zdawał  sobie 
sprawy z władzy, jaką miał nad tą piękną i pewną siebie kobietą. 
- Brigitte... 
- Wiem, Ŝe jest w tym równieŜ i moja wina - przerwała mu Brigitte. - Ubzdurałam sobie, Ŝe 
te wspólnie spędzone chwile są dla ciebie równie waŜne jak dla mnie. 
- I są. 
- Rozumiem, Ŝe wyjeŜdŜając chciałeś podziękować mi i dlatego zostawiłeś tamten rysunek - 
ciągnęła  -  ale  dlaczego  przysłałeś  mi  kolejny?!  Czy  taką  przyjemność  sprawia  ci  dręczenie 
mnie? 
- A nie przyszło ci do głowy, Ŝe ja równieŜ mogłem poczuć się dotknięty? - spytał Charlie. 
- Ty? Dotknięty? Czym? - Brigitte popatrzyła na niego zdumiona. 
- Myślałem, Ŝe to, co zaszło między nami wtedy... Coś takiego nie zdarza się codziennie. Nie 
mogłem doczekać się, kiedy znowu cię zobaczę i wtedy właśnie przeczytałem ten artykuł w 
..Contemporary Canada". 
- ..Contemporary Canada"? Chodzi ci o artykuł Donny? 
- Owszem - przytaknął chłodno męŜczyzna. - Ten sam, w którym oceniłaś nasz pocałunek na 
siedem w skali Richtera. 
-  I  dlatego  tak  się  zachowywałeś?  Dlatego  traktowałeś  mnie  jak  powietrze?  Z  powodu 
jakiegoś głupiego artykułu? 
- Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- Dla mnie nie był głupi - zaprotestował męŜczyzna. 
-  Wy,  Dumontowie,  jesteście  moŜe  przyzwyczajeni,  Ŝe  piszą  o  was  w  gazetach,  ale  ja  nie. 
Zaufałem ci, poniewaŜ... do licha, poniewaŜ ci zaufałem. Polubiłem cię, a ty... Ty płaczesz? 
-  Tak!  Masz  rację!  Płaczę!  -  wybuchnęła  Brigitte,  rozmazując  łzy  na  policzkach.  -  Ale  nie 
myśl, Ŝe płaczę dlatego, Ŝe mnie to zabolało. Płaczę ze złości, panie C.H.Battle. 
- Jesteś na mnie zła? 
-  Jak  śmiałeś!  -  Poderwała  się  z  kanapy.  -  Jak  mogłeś  przypuszczać,  Ŝe  po  tym,  co  zaszło 
między nami, pobiegłam do Donny i opowiedziałam jej wszystko, Ŝeby miała czym okrasić 
swój wstrętny artykuł?! Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób! 
- Byłaś jedyną osobą, której powiedziałem, Ŝe nie umiem tańczyć - bronił się męŜczyzna. 
- Tak, ale nie mówiłeś, Ŝe to tajemnica. 
- śartowałaś na temat naszego pocałunku! 
      -  Nie  bądź  śmieszny!  -  Ŝachnęła  się  Brigitte.  -  A  poza  tym,  to  Donna  tak  powiedziała,  a 
ja...  ja  tylko  nie  zaprzeczyłam.  A  co,  wolałbyś,  Ŝebym  skłamała?  Większość  męŜczyzn 
byłaby dumna z takiej oceny. 
- Nie jestem większością męŜczyzn. 
- Nie, ale nie zapominaj, Ŝe jesteś sławny. To o tobie był ten artykuł. 
-  To,  co  zaszło  między  nami,  powinno  pozostać  naszą  prywatną  sprawą,  a  ty  wygadałaś  się 
jakiejś reporterce. 

background image

-  To  wcale  tak  nie  było!  -  zaperzyła  się  Brigitte.  -  Donna  stwierdziła,  Ŝe  zrobiłeś  na  niej 
wraŜenie  samotnika,  a  ja  wspomniałam,  Ŝe  nie  umiesz  tańczyć.  Zresztą,  rozmawiałam  z 
przyjaciółką, a nie reporterką. Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe wykorzysta to w artykule. A poza 
tym,  nie  rozumiem,  o  co  się  pieklisz.  PrzecieŜ  to  ty  właśnie  zaaranŜowałeś  przed  Donną 
tamto przedstawienie! - wypaliła. 
- Tylko cię pocałowałem. 
- To tak, jakbyś twierdził, Ŝe King Kong to tylko małpka. 
- Do niczego cię nie zmuszałem. 
- No nie! Wypraszam sobie te insynuacje! 
Zamilkli.  Brigitte  z  powrotem  opadła  na  kanapę.  Opuściła  głowę.  Gwałtownie  zamrugała 
powiekami, by powstrzymać napływające jej do oczu łzy. Na próŜno. 
-  Czy  wiesz,  Ŝe  to  naprawdę  boli,  Charlie?  -  odezwała  się  cicho.  -  Czy  uwaŜasz,  Ŝe  tylko 
dlatego,  iŜ  noszę  nazwisko  Dumont,  nie  jestem  zdolna  do  prawdziwych  uczuć?  Powinnam 
była się tego domyślić. Nie ty pierwszy tak mnie oceniłeś. To tak, jakbyś zakładał, Ŝe przez 
cały czas udawałam. 
Charlie zerknął ukradkiem na twarz kobiety skulonej w rogu kanapy. Płakała. 
- To nie jest tak - zaprzeczył. 
- Właśnie, Ŝe jest. - Brigitte energicznym ruchem otarła łzy. - Dokładnie to samo usłyszałam 
dziś od mojej bratowej. Myślała, Ŝe jestem tak opanowana i pewna siebie, Ŝe nikt nie jest w 
stanie mnie zranić. 
- Nigdy nie chciałem... 
-  Ale  bardzo  szybko  uwierzyłeś,  Ŝe  mogłabym  być  tak  próŜna,  by  wypaplać  wszystko 
Donnie. Czy myślisz, Ŝe ja marzę o rozgłosie? 
-  Nie,  wcale  tak  nie  uwaŜam,  tylko...  To  wszystko  jest  dla  mnie  takie  nowe  -  plątał  się 
Charlie. - Widzisz, zawsze byłem bardzo nieufny i ostroŜny. Bałem się ci zaufać. 
- Bałeś się mi zaufać? - Brigitte nie kryła swego zaskoczenia. - Czy dlatego, Ŝe nazywam się 
Dumont? 
- To wszystko stało się tak nagle. Miałem wraŜenie, Ŝe ziemia usuwa mi się spod nóg. 
- Nie ty jeden - gorzko wtrąciła Brigitte. Charlie obrzucił ją zdumionym spojrzeniem. 
-  Przepraszam  -  szepnął.  -  Tak  bardzo  się  bałem,  Brigitte.  Zaufałem  ci,  a  potem...  potem 
przeczytałem ten artykuł. 
Charlie przysiadł na brzegu kanapy. Tak bardzo chciał jej pomóc. 
-  Niewiele  wiem  o  kobietach,  Brigitte  -  zaczął.  -  Brak  mi  doświadczenia.  Naprawdę  nie 
chciałem cię zranić. Lękałem się i nadal lękam tego, co do ciebie czuję. 
Z piersi kobiety wyrwało się pełne Ŝalu westchnienie. 
- Proszę cię, nie płacz. 
Brigitte Ŝałośnie pociągnęła nosem. 
- Widzę, Ŝe naprawdę niewiele wiesz o kobietach, Charlie. 
MęŜczyzna skinął głową. 
- Ostatnią rzeczą, jakiej oczekuje kobieta, kiedy płacze, to usłyszeć, by przestała. 
MęŜczyzna zmarszczył brwi. 
- Och Charlie, Charlie! - Na zapłakanej twarzyczce Brigitte pojawił się blady uśmiech. - Czy 
nie uwaŜasz, Ŝe pocałunek byłby o wiele bardziej skutecznym rozwiązaniem? 

ROZDZIAŁ 
11 

Charlie  trzymał  Brigitte  tak  blisko,  Ŝe  prawie  nie  mogła  oddychać.  Całował  ją,  szepcząc 
pełne  czułości  miłosne  zaklęcia.  Pragnął  wynagrodzić  Brigitte  wszystkie  chwile  zwątpień  i 
cierpienia. Mocno tulił ją do piersi, jakby w obawie, Ŝe odwróci się i odejdzie. Na wargach 
czuł słony smak łez. 

background image

- Nie mogłem przestać o tobie myśleć - wyznał. - Nie byłem nawet w stanie pracować. Czy 
wiesz,  Ŝe  wszystkie  Cukiereczki  z  moich  historii  miały  twoje  rysy?  Przepraszam,  Ŝe 
sprawiłem ci ból. Byłem w błędzie. Teraz to rozumiem. 
-  Wystarczy  -  przerwała  mu  Brigitte.  -  JuŜ  dosyć  powiedziałeś,  Charlie.  Wszystko,  co 
naleŜało. Teraz czas przejść do czynów. 
MęŜczyzna szeroko otwartymi oczami patrzył na wzniesioną ku niemu twarz. Pragnął jej tak 
bardzo! Brigitte odwróciła się plecami. 
- Rozepnij mi sukienkę, Charlie - poprosiła, zerkając przez ramię. 
Charlie  z  niecierpliwością  rozsunął  zamek.  Ukazały  się  gładkie  plecy  i  szczupłe  ramiona. 
Brigitte  podniosła  się  z  kanapy  i  wolno  ruszyła  przez  pokój.  Gestem  nakazała,  by  szedł  za 
nią. Weszli do sypialni. Brigitte zatrzymała się przy łóŜku. Charlie był tuŜ za nią. Tak blisko, 
Ŝ

e słyszał jej przyspieszony oddech. Brigitte czekała. 

MęŜczyzna  przyglądał  jej  się  pełnym  zachwytu  wzrokiem.  Skóra  kobiety  była  koloru  kości 
słoniowej i jeszcze nim jej dotknął, wiedział, Ŝe będzie aksamitnie gładka i miękka. 
- Chcę cię pieścić całą - szepnął drŜącym z podniecenia głosem. 
-  Byłabym  rozczarowana,  gdybyś  tego  nie  zrobił  -  odpowiedziała  Brigitte,  uśmiechając  się 
zalotnie. 
Charlie wolno uniósł dłonie i połoŜył je na nagich ramionach kobiety. Brigitte wypręŜyła się. 
Jeden ruch wystarczył, by  suknia opadła na podłogę.  ZaróŜowione policzki, pełne, wilgotne 
usta, błyszczące oczy nie pozostawiały wątpliwości. Brigitte pragnęła  go. śaden męŜczyzna 
nie  powinien  oglądać  kobiety  w  takim  stanie,  jeśli  nie  zamierza  się  z  nią  kochać,  pomyślał 
Charlie. To zbyt niedyskretne. 
Brigitte  drŜącymi  palcami  sięgnęła  do  guzików  koszuli  Charliego.  Przysunęła  się  bliŜej  i 
przytuliła  policzek  do  gorącej  skóry.  Westchnęła  cicho.  Nigdy  przedtem  nie  czuła  się  tak 
dobrze, tak bezpiecznie. Gwałtownym ruchem zsunęła z ramion męŜczyzny rozpiętą koszulę. 
Charlie pomógł jej, uwalniając ręce z rękawów. Poczuł na nagiej skórze dotyk pełnych piersi. 
Wolno pochylił się do ust Brigitte. 
NaleŜała  do  niego.  Choć  było  oczywiste,  Ŝe  swoim  postępowaniem  wyrządził  jej  krzywdę, 
nie chowała urazy. Jej szczerość i oddanie wzruszyły go do głębi. Pośpiesznie zrzucił buty i 
pozbył się reszty ubrania. Nagi odwrócił się do Brigitte. 
Siedziała  na  brzegu  łóŜka,  wolno  zsuwając  z  nóg  cienkie  pończochy.  Charlie  przyglądał  się 
jej oczarowany. Brigitte zauwaŜyła to spojrzenie. Podniosła się i zbliŜyła do męŜczyzny. 
- Kocham cię, wiesz? - szepnęła, biorąc jego twarz w dłonie. 
To wyznanie zaskoczyło go. Nie był na nie przygotowany i wcale nie był pewny, czy chce i 
moŜe wyznać to samo. Brigitte objęła go i mocno przywarła do silnego, muskularnego ciała. 
Nie potrafił juŜ dłuŜej pozostać obojętny. Nie namyślając się długo, chwycił ją w ramiona i 
rzucił  na  łóŜko,  przykrywając  sobą.  Prawie  natychmiast  Brigitte  przekręciła  się  na  bok, 
uwalniając  się  od  jego  cięŜaru.  LeŜała  na  nim,  okrywając  jego  twarz,  szyję,  ramiona  na-
miętnymi  pocałunkami.  Była  nienasycona.  DrŜącymi  z  niecierpliwości  palcami  szukała 
czegoś pod poduszką. 
- WłoŜyłam ją tam dziś rano - szepnęła, wyciągając spod poduszki małą foliową paczuszkę. - 
Wiedziałam, Ŝe się przyda. 
Brigitte klęczała nad leŜącym. Ciemne włosy otaczały zarumienioną twarz, wargi nabrzmiały 
od pocałunków, oczy błyszczały. Nie spuszczając wzroku z twarzy Char-liego, wsunęła palce 
za gumkę koronkowych majteczek i jednym szybkim ruchem pozbyła się ostatniej części gar-
deroby. 
Charlie  wiedział,  Ŝe  nie  potrafi  juŜ  dłuŜej  czekać.  Popchnął  ją  lekko  na  poduszki  i  pochylił 
głowę do ślicznych. piersi. Delikatnymi muśnięciami języka pieścił nabrzmiałe sutki. Brigitte 
zacisnęła  palce  na  ramionach  męŜczyzny.  Była  gotowa.  Rozsunęła  uda,  a  on  wszedł  w  nią 
powoli, 

background image

ostroŜnie.  Objęła  go  ciasno  nogami,  pozwalając,  by  stali  się  jednym  ciałem.  Gdy  wspólnie 
osiągnęli ekstazę, Brigitte krzyknęła i z całych sił przywarła do Charliego. 
LeŜeli spleceni ramionami, oddychając cięŜko. Brigitte wyciągnęła rękę i odgarnęła wilgotny 
kosmyk z czoła męŜczyzny. 
- Wszystko w porządku? - Charlie zaniepokojonym spojrzeniem obrzucił twarz Brigitte. 
- O tak! 
- Jestem chyba za cięŜki, co? 
- Jesteś wspaniały. 
- Hm, muszę cię przeprosić. - Charlie wycofał się do łazienki. 
Kiedy  wrócił,  Brigitte  leŜała  na  łóŜku,  oparta  na  łokciu.  Miała  na  sobie  skórzaną  kurtkę 
Charliego i swoje koronkowe majteczki. 
- Wszystko w porządku? - powtórzył męŜczyzna, siadając na brzegu łóŜka. 
Brigitte przekręciła się na plecy. 
- Och, Fantasy! 
- Byłaś w łóŜku z Charliem Battle'em - stwierdził chłodno. - Fantasy Fuzz to tylko postać z 
komiksu. 
Brigitte usiadła na łóŜku, zaalarmowana ostrą nutą w głosie męŜczyzny. 
- Tylko Ŝartowałam. 
- Chciałbym, Ŝebyś o tym pamiętała. 
- Dlaczego mam wraŜenie, Ŝe nie traktujesz mnie powaŜnie? - spytała cicho. 
- AleŜ traktuję cię jak najbardziej powaŜnie - zapewnił Charlie. 
-  Nie  jestem  naiwną  gąską,  Charlie.  Nie  czytuję  nawet  twojego  komiksu.  Wiem,  Ŝe  Charlie 
Battle to nie Fantasy Fuzz, a ja kocham Charliego. 
- Mówisz serio? 
Brigitte przysunęła się bliŜej. 
- Tak, Charlie. Obawiam się, Ŝe tak - szepnęła mu do ucha. 
Charlie milczał przez dłuŜszą chwilę, nim zdołał zapytać: 
- Ale dlaczego właśnie mnie? 
-  Nie  wiem.  -  Brigitte  uśmiechnęła  się,  otaczając  ramionami  szyję  męŜczyzny.  -  Jesteś 
przystojny, ale znam wielu przystojnych męŜczyzn... - zamyśliła się. - Nawet nie próbowałeś 
mnie podrywać. 
- No cóŜ, kobiety zawsze mnie onieśmielały - wyznał Charlie. 
Brigitte popatrzyła na męŜczyznę przez zalotnie opuszczone rzęsy. 
- Masz za to całą masę innych zalet - szepnęła, pochylając się do jego ust. 
- Brigitte... 
- Nic nie mów, Charlie. Nie musisz nic mówić. 
Ledwie Brigitte zdąŜyła wziąć szybki prysznic i poprawić makijaŜ, a juŜ trzeba było zejść na 
dół.  Właśnie  zaczynała  się  aukcja.  Kiedy  przekroczyła  próg  jadalni,  prawie  natychmiast 
wyrosła przy niej Janet. 
- Wszystko w porządku? - spytała cicho, pochylając się do ucha szwagierki. 
- O tak! - Uśmiechnęła się Brigitte. - W najlepszym. 
- Wiedziałam. Wystarczyło popatrzeć na Charliego, kiedy się tu zjawił. Wiedziałam. 
- JuŜ tu jest? - zdziwiła się Brigitte. Janet skinęła głową. 
- Odpowiada na pytania. 
- A jak wam poszło? 
- Tak jak zaplanowaliśmy. Wyznałam niechętnie, ze czerwone majteczki są moją własnością, 
a  Stephen  przyznał,  iŜ  to  on  uderzył  Vincenta  -  odparła  Janet.  -  Wygląda  na  to,  Ŝe 
przekonałam ich. Stephen nadal jest głównym podejrzanym, choć głośno zaprzeczył, jakoby 
to  on  zastrzelił  swego  najlepszego  przyjaciela.  Nasi  detektywi  uznali  za  podejrzany  fakt,  Ŝe 

background image

skłamałaś  mówiąc,  iŜ  majteczki  naleŜą  do  ciebie.  UwaŜają,  Ŝe  chcesz  chronić  ukochanego 
brata. À propos chronienia. Szkoda, Ŝe nie widziałaś Stephena w akcji. 
- Stephena? Janet przytaknęła. 
-  Przyparł  Charliego  do  muru.  Taka  mała  demonstracja  braterskiej  miłości.  Z  trudem  udało 
mi się zaŜegnać kłótnię. 
-  Wiedziałam,  Ŝe  musisz  mieć  coś  wspólnego  z  tą  niespodziewaną  wizytą  Charliego  - 
domyśliła się Brigitte. 
- Podałam mu jedynie wskazówki, jak trafić do twojego apartamentu - wykręciła się Janet. - 
Chciał cię przeprosić. 
-  I  to  właśnie  zrobił  -  kiwnęła  głową  Brigitte,  uśmiechając  się  tajemniczo.  -  A  więc  mój 
starszy braciszek stanął dziś w obronie cnoty siostry. Mam nadzieję, Ŝe nigdy nie dowie się, 
Ŝ

e jego starania odniosły akurat przeciwny skutek. 

- Martwił się o ciebie, Brigitte. Zrób coś z tym uśmiechem. 
- Czy aŜ tak to widać? 
- SkądŜe! - Janet roześmiała się. - Tylko kiedy się na ciebie patrzy. 
-  Hm,  trudno.  -  Brigitte  wzruszyła  ramionami.  -  C'est  la  vie!  -  Zerknęła  w  stronę  sceny. 
Fantasy Fuzz odpowiadał na rozliczne pytania. - Mam wraŜenie, Ŝe nasz detektyw potrzebuje 
pomocy. 
- Chyba tak - przytaknęła Janet. - A więc, zobaczymy się później. 
Brigitte z trudem przecisnęła się przez otaczający Charliego tłumek. MęŜczyzna zauwaŜył ją i 
powitał pytającym spojrzeniem. Brigitte uśmiechnęła się w odpowiedzi. 
- Podoba mi się twoja kurtka, Fantasy - zaczęła głosem Cukiereczka. Podeszła i połoŜyła dłoń 
na okrytym skórą ramieniu męŜczyzny. - Czy mogłabym ją poŜyczyć? 
- Nie - burknął Charlie, oblewając się rumieńcem. Miał nadzieję, Ŝe nikt tego nie zauwaŜył. - 
Jeśli jednak tak ci się podoba, powiem w sekrecie, Ŝe za chwilę zaczyna się aukcja, na której 
będziesz mogła kupić sobie taką samą. 
Brigitte zalotnie zatrzepotała rzęsami. 
- Chyba skorzystam z okazji. 
- Nie wiedziałem, Ŝe lubisz skórę, Cukiereczku. 
- Lubię nosić ją na gołe ciało - szepnęła Brigitte, przysuwając się jeszcze bliŜej. 
Charlie  poczuł,  jak  robi  mu  się  gorąco.  No,  no.  Zanosi  się  na  długi  wieczór,  Fantasy, 
pomyślał. 

ROZDZIAŁ 
12 

-  Jesteśmy  tu  dziś,  by  odkryć  prawdę  -  oznajmił  Fantasy  Fuzz.  -  Zaczniemy  od  ciebie, 
Cukiereczku - dodał, wyciągając palec w stronę Brigitte, która wraz z resztą rodziny siedziała 
na ustawionych na scenie krzesełkach. 
Brigitte popatrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia błękitnymi oczami. 
- AleŜ Vincent był moim narzeczonym! - zaprotestowała płaczliwie. - Dlaczego miałabym go 
zabić? 
-  Nikt  nie  mówi,  Ŝe  go  zabiłaś.  Próbujesz  jedynie  osłonić  mordercę.  Szczególnie,  Ŝe  twoim 
zdaniem morderstwo było w pełni uzasadnione i usprawiedliwione. 
- Chyba pan Ŝartuje! - Brigitte nie kryła oburzenia. - Kochałam Vincenta Langtona! 
- I dlatego właśnie tak bardzo cierpiałaś z powodu jego zdrad, prawda, Cukiereczku? A kiedy 
jeszcze okazało się, Ŝe twój narzeczony zdradzał cię z twoją własną bratową... 
Brigitte pobladła. 
- To nieprawda! - zaprzeczyła drŜącym  głosem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w stronę 
brata. 

background image

-  Skłamałaś  mówiąc,  Ŝe  koronkowe  majteczki  znalezione  w  łóŜku  narzeczonego  są  twoją 
własnością - ciągnął oskarŜycielsko sławny detektyw. 
- Kupiłam je w butiku „Raj grzechu" w zeszłym miesiącu - broniła się Brigitte. 
- Owszem, ale nie dla siebie. Kupiłaś je dla swojej bratowej, prawda, Cukiereczku? 
- Nie! 
-  Sprzedawczyni  dobrze  cię  zapamiętała.  Pomyślała  sobie,  Ŝe  to  ładnie  z  twojej  strony,  iŜ 
chcesz zrobić prezent Ŝonie Stephena. Kto mógł przypuszczać, Ŝe te same majteczki znajdzie 
pokojówka. Kiedy pokazałem ci je wczoraj wieczorem, od razu je rozpoznałaś, ale myślałaś 
tylko o tym, by osłaniać brata. 
-  Tak!  -  wybuchnęła  Brigitte.  -  Skłamałam,  ale  wcale  nie  zrobiłam  tego,  aby  uchronić 
Stephena od posądzenia o morderstwo. Nie chciałam, Ŝeby dowiedział się, iŜ Janet tam była. 
Przepraszam, Stephen - dodała cicho, patrząc na brata. 
-  Mogłaś  oszczędzić  sobie  fatygi,  Cukiereczku  -stwierdził  Fuzz,  spoglądając  na  Janet 
Dumont - Twój brat doskonale wiedział, Ŝe jego Ŝona odwiedziła Vincenta Langtona w jego 
pokoju,  nieprawdaŜ,  pani  Dumont?  Właśnie  dlatego  poszedł  tam  zaraz  po  niej  i  wrócił  z 
posiniaczoną ręką. Wiedział, poniewaŜ sama mu pani o tym powiedziała. 
- Tak. Wyznałam mu wszystko. - Ciemne oczy Janet Dumont napełniły się łzami. 
Fuzz pokiwał współczująco głową i odwrócił się do Stephena Dumonta. 
- śona opowiedziała panu o wszystkim, prawda? Nie przypuszczała jednak, Ŝe wpadnie pan 
w taką wściekłość. 
-  On  ją  szantaŜował!  -  wybuchnął  męŜczyzna.  -  Janet...  -  urwał  i  popatrzył  na  Ŝonę.  -  Parę 
miesięcy temu 
- zaczął spokojniejszym juŜ tonem - miał miejsce pewien, nazwijmy to, wypadek. Musiałem 
wyjechać w interesach, a przedtem posprzeczaliśmy się trochę. Vincent był akurat w hotelu. 
Mój tak zwany przyjaciel postanowił więc skorzystać z okazji i pocieszyć moją Ŝonę. 
-  To  był  mój  błąd  -  wtrąciła  Janet,  ocierając  łzy.  -  Mam  słabą  głowę.  Vincent  dolewał  mi  i 
dolewał,  a  ja  nie  potrafiłam  odmówić.  Zanim  się  spostrzegłam...  Potem  bardzo  Ŝałowałam. 
Wiedziałam, Ŝe skrzywdziłam Stephena... - urwała. 
- ... i przysięgła pani sobie, Ŝe on nigdy się o tym nie dowie - dokończył za nią Fuzz. - Jak 
szlachetnie. Niestety, Vincent miał inne plany. 
- Chciał, Ŝebym została jego kochanką - rozpłakała się na nowo kobieta. - Groził, Ŝe jeśli się 
nie zgodzę, powie o wszystkim Stephenowi. Prosiłam go i błagałam,  ale  on tylko się śmiał. 
W  końcu  musiałam  się  zgodzić.  Poszłam  do  jego  pokoju,  rozebrałam  się  nawet,  ale  nie 
mogłam.  Po  prostu  nie  mogłam!  Nie  na  trzeźwo  i  nie  po  tym,  co  przeszłam.  Kiedy  chciał 
mnie dotknąć, dałam mu w twarz, zabrałam ubranie i uciekłam. 
Detektyw pokiwał ze zrozumieniem głową i odwrócił się do Stephena. 
- Tę właśnie historię usłyszał pan od Ŝony, prawda? MęŜczyzna przytaknął. 
-  Był  pan  na  nią  zły,  ale  to  nic  w  porównaniu  z  nienawiścią,  jaką  czuł  pan  do  Vincenta 
Langtona - ciągnął Fuzz. 
- Mało, Ŝe zrobił z pana rogacza, ale zranił równieŜ pańską siostrę, która go przecieŜ kochała. 
Na dodatek, zmusił pańską cięŜarną Ŝonę, by poszła z nim do łóŜka. 
- Uderzyłem go! - wyznał Stephen. - Ma pan rację, zaślepiała mnie nienawiść. Walnąłem go 
w szczękę i jeszcze parę razy w Ŝołądek. Gdyby sekcja wykazała, Ŝe zmarł na skutek pobicia, 
mógłbym uwierzyć, Ŝe to ja go zabiłem, ale kiedy wychodziłem, Vincent jeszcze Ŝył. Siedział 
na dywanie, rozcierając sobie szczękę. Słyszy pan? On Ŝył! 
-  A  więc,  wracamy  do  punktu  wyjścia.  -  Detektyw  rozłoŜył  ręce.  -  Kto  zabił  Vincenta 
Langtona? CzyŜby jednak nasz słodki Cukiereczek? 
Brigitte zmarszczyła brwi. 

background image

-  MoŜe  dowiedziała  się  o  jego  zdradach  i  postanowiła  połoŜyć  im  kres  -  ciągnął  Fuzz, 
uśmiechając się znacząco. - A moŜe to wcale nie była piękna i dumna Brigitte? MoŜe winna 
jest młodsza pani Dumont? 
- Ja? - Janet patrzyła na detektywa szeroko otwartymi ze zdziwienia ciemnymi oczami. 
- Uwiódł panią, a potem próbował szantaŜować. MąŜ wcale nie miał zamiaru wybaczyć pani 
tej zdrady. Langton zniszczył pani małŜeństwo, a pani zemściła się zabijając go- 
- Nie wiedziałam nawet, Ŝe mama ma ten pistolet -broniła się Janet. 
- Pani nie, ale mąŜ pani doskonale wiedział, kto i gdzie przechowuje w tym domu broń. MoŜe 
doszedł do wniosku, Ŝe parę ciosów pięścią nie jest wystarczającą karą dla takiego drania jak 
Vincent Langton. 
-  To  niemoŜliwe!  -  zaprotestowała  Janet  -  Wrócił  ze  spuchniętą  ręką  i  musiałam  zrobić  mu 
okład  z  lodu.  Rozmawialiśmy,  a  potem...  potem  pogodziliśmy  się.  Stephen  przez  cały 
wieczór nie opuszczał naszego pokoju. 
- CzyŜbyśmy więc znowu utknęli w martwym punkcie? - zamyślił się Fuzz. 
Jean-Pierre  Dumont  podniósł  się  ze  swego  krzesła.  Wyszedł  na  środek  i  stanął  naprzeciw 
sławnego detektywa. 
-  Panie  Fuzz  -  zaczął  gniewnym  tonem  -  od  trzech  dni  przesłuchuje  pan  moją  rodzinę, 
wyciągając  na  światło  dzienne  sprawy,  o  których  wszyscy  wolelibyśmy  zapomnieć.  Jeśli 
posiada pan dowody winy przeciwko jednemu z nas, dlaczego nie aresztuje go pan? Mam juŜ 
dosyć  tej  głupiej  zabawy  w  szukanie  winnego.  Jeśli  zaś  nie  ma  pan  Ŝadnych  dowodów, 
nalegam, aby natychmiast opuścił pan mój hotel. 
- Owszem - odparł detektyw - posiadam dowody. Na przykład, ta broń, z której zastrzelono 
Vincenta Langtona. NaleŜała do pańskiej Ŝony, nieprawdaŜ? 
Starszy pan zmierzył go pełnym oburzenia spojrzeniem. 
- CzyŜby sugerował pan, Ŝe Marguerite...? AleŜ to nonsens! Czyste szaleństwo! Moja Ŝona to 
najłagodniejsza, najdelikatniejsza z kobiet, jakie znam. A znałem ich wiele, jak pan wie. 
Fuzz zmarszczył brwi. 
- Nie da się ukryć, Ŝe pistolet jest własnością pańskiej Ŝony, choć o jego istnieniu wiedziały 
wszystkie  państwa  dzieci.  Mało  tego,  znały  miejsce  jego  przechowywania.  ZałóŜmy,  Ŝe 
pańska  starsza  córka,  Claire  Silvani,  nadal  była  zakochana  w  panu  Langtonie.  Vincent  nie 
tylko oficjalnie zaręczył się z jej młodszą siostrą, ale wziął się równieŜ za najmłodszą latorośl 
rodu  Dumontów,  Nicole.  Samo  to  mogło  wystarczyć,  by  Claire  znienawidziła  dawnego 
kochanka. Kiedy zaś dowiedziała się, co go łączyło z Ŝoną Stephena, nie jest wykluczone, Ŝe 
postanowiła skończyć z Langtonem i na zawsze uwolnić rodzinę od jego osoby. 
-  To  śmieszne!  -  Ŝachnęła  się  Claire.  -  Owszem,  kiedyś  go  kochałam,  ale  to  było  dawno. 
Bardzo  dawno.  Jeszcze  zanim  poznałam  mojego  obecnego  męŜa,  Claude'a.  Tak  jak  reszta 
rodziny  cieszyłam  się  z  zaręczyn  Brigitte  i  Vincenta,  co  zaś  się  tyczy  tamtego  pocałunku... 
No cóŜ, wszyscy byliśmy tego świadkami. Tylko Nicole zrobiła z niego wielkie halo. 
- MoŜliwe więc, Ŝe rzeczywiście nic pani nie czuła do Langtona - zgodził się Fuzz. - MoŜliwe 
jednak, Ŝe pani mąŜ mógł myśleć inaczej. 
Claire popatrzyła na niego zaskoczona. 
- Claude? 
- No cóŜ, zazdrość to bardzo brzydkie uczucie. I silne. 
- To tylko pańskie teorie, detektywie - zniecierpliwił się Jean-Pierre. - Obawiam się, Ŝe będę 
zmuszony prosić, by raczył pan opuścić mój dom. 
- To dziwne, Ŝe tak bardzo zaleŜy panu, abym sobie jak najszybciej poszedł - stwierdził Fuzz. 
Marguerite Dumont podniosła się z krzesła. 
- Mój mąŜ nie chciał być niegrzeczny, panie Fuzz -przepraszała. - Wszyscy jesteśmy ostatnio 
trochę podenerwowani. Oczywiście, moŜe pan zostać w hotelu jak długo pan sobie Ŝyczy, ale 

background image

jestem  pewna,  Ŝe  myli  się  pan,  szukając  mordercy  w  naszej  rodzime.  Prawdopodobnie  ktoś 
wykorzystał moją nieuwagę i wykradł pistolet, aby rzucić podejrzenia na kogoś z Dumontów. 
-  Nie  sądzę,  pani  Dumont.  -  Fuzz  przecząco  pokręcił  głową.  -  Osoba,  która  zastrzeliła 
Vincenta Langtona, miała pomocnika. Powiem więcej, tym pomocnikiem był ktoś z państwa 
rodziny. 
- Pomocnika? - zdziwili się wszyscy Dumontowie. 
-  Owszem  -  przytaknął  detektyw.  -  Bardzo  sprytnego  pomocnika.  Osoba  ta  widziała,  jak 
morderca chowa pistolet w podstawce popielniczki i szybko skojarzyła sobie wszystkie fakty. 
Później, kiedy wszyscy juŜ spali, wróciła w to miejsce i wyjęła broń ze schowka. Nie chciała, 
by  odnalazł  ją  ktoś  inny.  To  było  naprawdę  bardzo  sprytne,  Nicole.  Powiedz  nam,  kogo 
chciałaś osłonić? 
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się na Nicole. 
- To był przypadek - upierała się dziewczynka. 
-  Ten  numer  juŜ  nie  przejdzie,  Nicole  -  ostrzegł  ją  detektyw.  -  Pobraliśmy  twoje  odciski 
palców, by porównać je  ze śladami na pistolecie i popielniczce, pamiętasz? W laboratorium 
okazało się, Ŝe zarówno broń, jak i popielniczka są zupełnie czyste. śadnych śladów, Nicole. 
Czy  wiesz,  co  to  oznacza?  PrzecieŜ  to  niemoŜliwe.  Przez  hol  przewija  się  codziennie 
mnóstwo  osób.  Część  z  nich  to  palacze.  Z  pewnością  wiele  osób  dotykało  tej  popielniczki 
przed tobą. Jej metalowa powierzchnia jest idealnym podłoŜem dla odcisków palców. 
Nicole czubkiem języka zwilŜyła zaschnięte wargi. 
- MoŜe wytarł je morderca. 
-  MoŜliwe  -  zgodził  się  Fuzz  -  ale  to  musiałoby  się  stać,  zanim  ty  dotknęłaś  obu 
przedmiotów.  Twoje  odciski  powinny  zostać  zarówno  na  popielniczce,  jak  i  na  pistolecie. 
Nawet jeśli to morderca je wytarł, co nie wydaje mi się prawdopodobne, ty musiałaś dotykać 
obu przedmiotów, by wyjąć broń ze schowka. Skoro zaś ani na pistolecie, ani na popielniczce 
nie  było  Ŝadnych  śladów,  jest  tylko  jedna  moŜliwość.  To  ty  wyjęłaś  broń  ze  schowka,  a 
potem  dokładnie  wytarłaś  oba  przedmioty,  a  zrobiłaś  to,  poniewaŜ  dobrze  wiedziałaś,  kto 
włoŜył pistolet do popielniczki. Kogo starasz się osłonić, Nicole? 
- Nie! 
- Morderca nie zostawiłby broni w tak łatwym do odkrycia miejscu, gdyby nie to, Ŝe bardzo 
się spieszył -  ciągnął detektyw, nie zwaŜając na  protest dziewczynki. -  Wiedział, Ŝe pistolet 
zostanie  znaleziony,  ale  wiedział  równieŜ,  Ŝe  nie  nastąpi  to  wcześniej  niŜ  nazajutrz  rano, 
kiedy  pokojówki  sprzątają  korytarz.  Mimo  to  z  jakiegoś  tylko  sobie  znanego  powodu  - 
moŜliwe, Ŝe usłyszał nadjeŜdŜającą windę lub potrzebował więcej czasu do namysłu - zdecy-
dował się ukryć broń w podstawce popielniczki. Być moŜe zdąŜył wytrzeć oba te przedmioty, 
ale  nawet  jeśli  to  zrobił,  powinny  się  tam  znaleźć  twoje  odciski,  Nicole.  Jesteś  mądrą 
dziewczynką. Widziałaś osobę, która chowała broń, a kiedy dowiedziałaś się o morderstwie, 
wróciłaś  tam,  Ŝeby  ukryć  pistolet  i  wytrzeć  popielniczkę.  Kto  to  był?  Powiedz  nam,  kto  to 
był, Nicole! 
- Nikogo nie widziałam. - Dziewczynka przecząco pokręciła głową. - Znalazłam ten pistolet 
zupełnie przypadkowo. 
- To prawda - wtrąciła Jennifer. - Tak mi powiedziała. 
-  Nicole  rozpoznała  mordercę  -  ciągnął  Fuzz.  -  Wiedziała  jednak,  Ŝe  musi  go  chronić. 
Dlatego nie powiedziała 
o    swoim  odkryciu  nikomu,  nawet  siostrze.  Tak,  Jennifer.  PrzecieŜ  to  właśnie  ty 
opowiedziałaś o wszystkim rodzicom. Nicole musiała zdawać sobie z tego sprawę. 
- To nieprawda! - upierała się Nicole. - Nikogo nie widziałam. Tam nikogo nie było. Tylko ta 
popielniczka. Stała trochę krzywo... 
-  Jesteś  dzielną  dziewczynką,  Nicole.  Musisz  bardzo  kochać  mordercę,  skoro  jesteś  gotowa 
kłamać, by go uchronić przed karą. 

background image

- Nie kłamię! To wszystko prawda! 
- Kłamiesz - powtórzył Fuzz. - Wytarłaś popielniczkę 
1i wytarłaś pistolet. Kogo osłaniasz, Nicole? 
- Nie! Nie! Nie! 
- Panie Fuzz, tego juŜ doprawdy za wiele - zdenerwował się Jean-Pierre. - Nie podobają mi 
się  pańskie  metody  prowadzenia  śledztwa.  Moja  wnuczka  jest  juŜ  dostatecznie 
zdenerwowana śmiercią pana Langtona. Nie pozwolę, aby się pan nad nią znęcał. Poza tym, 
Nicole nie jest kłamczucha. 
- Zgoda. - Fantasy obrzucił dziewczynkę pełnym współczucia spojrzeniem. - Nicole nie jest 
kłamczucha.  Weźmy  jednak  pod  uwagę  niecodzienne  okoliczności  tej  sprawy.  Nie  co  dzień 
młoda dama dowiaduje się, Ŝe jej ulubiony wujaszek Vinnie został zamordowany. 
Nicole jęknęła cicho. 
- Panie Fuzz, niech pan oszczędzi cierpień temu biednemu dziecku - rozkazał Jean-Pierre. 
-  ...  i  nie  co  dzień  ta  sama  młoda  dama  uświadamia  sobie,  Ŝe  mordercą  jest  jej  ukochany 
dziadunio - dokończył Fuzz. 
Starszy pan Dumont zastygł w bezruchu. 
-  Langton  zasłuŜył  sobie  na  śmierć,  jaka  go  spotkała,  prawda,  panie  Dumont?  -  ciągnął 
detektyw,  nie  spuszczając  wzroku  z  poszarzałej  twarzy  siwowłosego  dŜentelmena.  -  Chciał 
zniszczyć  pańską  rodzinę.  Igrał  z  uczuciami  pańskiej  młodszej  córki,  flirtował  z  wnuczką  i 
zagraŜał  małŜeństwu  pańskiego  syna.  To  był  właśnie  jego  najgorszy  błąd.  Błąd,  za  który 
przeszło mu zapłacić Ŝyciem, prawda, panie Dumont? Ma pan dwie wnuczki. 
- Kocham moje wnuczki nad Ŝycie - oświadczył starszy pan. 
- Ale pańskie wnuczki noszą nazwisko Silvain, a nie Dumont. A nawet gdyby brzmiało ono 
Dumont i tak kiedyś wyjdą za mąŜ i przyjmą nazwiska swoich męŜów. Dziecko, które nosi w 
swoim  łonie  Janet,  moŜe  być  chłopcem.  Gdyby  Vincentowi  udało  się  rozbić  małŜeństwo 
pańskiego syna, Janet odeszłaby, zabierając dziecko ze sobą. Nawet jeśli to dziewczynka, bez 
Ŝ

ony  Stephen  miałby  niewielkie  szanse  na  obdarzenie  pana  męskim  potomkiem.  Nie 

wiadomo,  czy  udałoby  mu  się  oŜenić  i  spłodzić  syna  jeszcze  za  pańskiego  Ŝycia,  prawda, 
Dumont? 
- W pańskich ustach to brzmi jak obelga - obraził się starszy pan. - Robi pan ze mnie tyrana, 
zaprzątniętego jedną myślą: kto przejmie królestwo. Czy to źle, Ŝe próbowałem chronić moją 
rodzinę?  Widziałem,  jak  Janet  wychodzi  z  pokoju  Vincenta  zapłakana.  Poszedłem  za  nią  i 
słyszałem  jej  łkania.  Dobiegły  mnie  odgłosy  walki  z  pokoju  Langtona,  po  czym  Stephen 
wypadł  stamtąd  jak  oszalały  i  popędził  na  górę.  Wszedłem  do  środka  i  oświadczyłem 
Vincentowi,  Ŝe  chcę,  aby  natychmiast  opuścił  hotel  i  zostawił  moją  rodzinę  w  spokoju.  Ale 
on tylko się śmiał. Groził, Ŝe jeśli odejdzie, to tylko z Brigitte, poniewaŜ  Brigitte go kocha. 
Nie  mogłem  na  to  pozwolić.  Nie  mogłem  dopuścić,  by  ten  podły,  występny  drań  zniszczył 
moją rodzinę. To wszystko, co mam. Tak, panie Fuzz, to ja zastrzeliłem Vincenta Langtona. I 
gdyby było trzeba, bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz. 
-  Jean-Pierre!  -  wykrzyknęła  Marguerite  Dumont,  podrywając  się  z  krzesła.  Podbiegła  do 
męŜa  i  otoczyła  jego  szyję  ramionami.  -  Nie  mów  nic  więcej,  kochany.  Weźmiemy 
najlepszego adwokata. Wyciągniemy cię z tego. 
Ignorując te ostrzeŜenia, starszy pan odwrócił się do Nicole. 
- Nie chciałem cię w to mieszać, skarbie - powiedział miękko. - Panie Fuzz, przyznałem się 
do winy. Nie ma potrzeby dręczyć dłuŜej tego biednego dziecka. 
- Bardzo bystrego dziecka - zauwaŜył Fuzz. - Nicole chciała odwiedzić wujaszka Vinnie'ego. 
Kiedy  była  juŜ  w  połowie  drogi,  drzwi  otworzyły  się  gwałtownie  i  zobaczyła  pana, 
opuszczającego pokój Langtona. Ukryta za załomem korytarza widziała, jak chowa pan broń. 
-  Winda  zatrzymała  się  piętro  wyŜej  -  wyjaśnił  starszy  pan.  -  Wiedziałem,  Ŝe  ktoś  jest  w 
ś

rodku. 

background image

- Nicole odczekała, aŜ pan odjedzie, po czym pobiegła do pokoju Vincenta Langtona. Kiedy 
nikt  nie  zareagował  na  pukanie,  zrozumiała,  Ŝe  stało  się  coś  złego.  Wtedy  właśnie  wyjęła 
broń  ze  schowka,  starannie  wycierając  pozostawione  przez  pana  ślady.  -  Fuzz  urwał  i 
popatrzył  na  dziewczynkę.  -  Musiało  ci  być  bardzo  cięŜko,  Nicole,  gdy  dowiedziałaś  się  o 
morderstwie. 
Dziewczynka podniosła się z krzesła. Podbiegła do dziadka. 
- Tak mi przykro, dziaduniu - zaszlochała, tuląc się do piersi starszego pana. - To wszystko 
moja wina. Gdybym lepiej ukryła ten pistolet... 
-  I  tak  bym  się  przyznał.  -  Jean-Pierre  ze  smutkiem  pokiwał  głową.  -  Vincent  Langton 
zasłuŜył sobie na śmierć, ale ja przeceniłem swoje siły. Nie nadaję się na kata. Cieszę się, Ŝe 
prawda wyszła na jaw. 
Fuzz  wyciągnął  z  kieszeni  parę  błyszczących  metalowych  kajdanków  i  zapiął  je  na 
przegubach  starszego  pana.  Błysnął  flesz.  To  reporter  z  miejscowej  gazety  uwiecznił  ten 
pełen  dramatyzmu  moment  na  kliszy.  Detektyw  ujął  więźnia  pod  ramię.  Ruszyli  w  stronę 
wyjścia. 
- Fantasy! - Brigitte Dumont poderwała się z krzesełka. - To... to mój ojciec. 
MęŜczyzna obrzucił ją pełnym współczucia spojrzeniem. 
- Przykro mi, Cukiereczku. To moja praca. 
Brigitte zastąpiła mu drogę. PołoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny. 
- Cco... co teraz będzie? - spytała cicho, patrząc mu w oczy. 
-  No  cóŜ  -  uśmiechnął  się  gorzko  detektyw.  -  Wkrótce  odbędzie  się  rozprawa  w  sądzie. 
MoŜesz  płakać  i  błagać  ławę  przysięgłych  o  miłosierdzie.  ZwaŜywszy  na  podeszły  wiek, 
nienaganną  przeszłość  i  towarzyszące  tej  sprawie  okoliczności,  pewnie  skończy  się  na 
wyroku w zawieszeniu. 
- Och, Fantasy! - westchnęła Ŝałośnie Brigitte. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny i mocno 
przywarła do jego piersi. 
Sala  zatrzęsła  się  od  braw.  Zebrani  w  jadalni  goście  głośno  komentowali  zręczne 
zakończenie,  porównywali  z  własnymi  teoriami.  Brigitte  krąŜyła  w  tłumie,  dziękując  za 
udział  w  imprezie,  podczas  gdy  Charlie  otoczony  grupą  gości  podpisywał  reklamujące 
imprezę plakaty. 
Weekend  z  zagadką  okazał  się  większym  sukcesem,  niŜ  zakładano.  Brigitte  zaś  nie  mogła 
doczekać  się  chwili,  kiedy  zostanie  z  Charliem  sam  na  sam,  by  wyrazić  mu  swoją 
wdzięczność i okazać, ile znaczyły dla niej spędzone z nim wspólnie chwile. 
Zastała go na górze, w apartamencie, który sama dla niego wybrała. MęŜczyzna właśnie się 
pakował. 
-  Chciałam  zaprosić  cię  na  kolację.  Dziś  wieczór  -  powiedziała  cicho.  -  Myślałam,  Ŝe 
zostaniesz trochę dłuŜej. 
Charlie zaciągnął zamek walizki. 
- Przepraszam, Brigitte, ale muszę wracać. Mam masę zaległości. Wiesz, Ŝe ostatnio miałem 
trudności z koncentracją - zaŜartował. 
To wszystko stało się tak nagle, myślał, potrzebuję czasu, by się z tym oswoić. 
- Tak bardzo ci się spieszy? Charlie wzruszył ramionami. 
- Chciałem zdąŜyć do domu przed zmrokiem. 
Brigitte uśmiechnęła się. 
- Jest lato. Dni są długie. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał cicho Char-lie, choć znał odpowiedź. Wyczytał ją 
w  błyszczących  oczach,  zaróŜowionych  policzkach,  kusząco  rozchylonych  wargach. 
Pochlebiało  mu,  Ŝe  kobieta  nie  ukrywa  swoich  uczuć,  ale  jednocześnie  trochę  go  to 
krępowało. 
- Spróbuję pomóc ci w odzyskaniu koncentracji. 

background image

- Myślisz, Ŝe znasz sposób? 
- Nawet parę. - Brigitte roześmiała się, przysuwając bliŜej. 
Charlie westchnął, otwierając zapraszającym gestem ramiona. 
- Ile teŜ muszę wycierpieć dla tego przeklętego komiksu! - zaŜartował. 
LeŜeli ciasno spleceni ramionami. MęŜczyzna uniósł głowę. Spojrzał na zegarek. 
- Muszę się zbierać - stwierdził ze smutkiem. Brigitte popatrzyła na niego uwaŜnie. 
- Zostań - poprosiła cicho. 
- Nie mogę. 
Nie było mu łatwo zrezygnować z tej jakŜe kuszącej propozycji. Szczególnie gdy trzymał w 
ramionach  ciepłe  i  miękkie  ciało  Brigitte.  Mimo  to  wiedział,  Ŝe  nie  moŜe  jej  przyjąć. 
Potrzebował  czasu,  by  przemyśleć  wszystko,  co  zaszło  podczas  tego  szalonego  weekendu. 
Nigdy przedtem nie był tak blisko z Ŝadną kobietą. Brigitte Dumont była teŜ pierwszą, która 
wyznała, Ŝe go kocha. Pierwszą, która była z nim szczera. 
- Nie mogę zostać - powtórzył. - Bardzo bym chciał, ale nie mogę. 
-  Jesteś  pewien?  A  moŜe  chociaŜ  do  jutra?  Jutro  poniedziałek.  Wieczór  rodzinny.  Będzie 
mowa o weekendzie. To świetna reklama dla twego komiksu - kusiła. 
-  Nawet  gdybym  został,  to  wiesz,  Ŝe  nie  przepadam  za  publicznymi  występami.  Czuję  się 
głupio, kiedy tak stoję na scenie, niby jakieś dziwowisko. 
-  Nie  przesadzaj  -  Ŝachnęła  się  Brigitte.  -  To  przecieŜ  nic  takiego.  Moglibyśmy  nawet 
zatańczyć coś razem. Duet: Fantasy Fuzz ze swoim Cukiereczkiem. To świetny pomysł 
- zapaliła się. - No, jak, Charlie? 
MęŜczyzna nie podzielał jej entuzjazmu. 
- Nie jestem artystą. 
- Nie musisz być. Nikt tego od ciebie nie wymaga 
- przekonywała. - To nie balet, Charlie. Po prostu, wyjdziesz i zatańczysz. Nauczę cię w pół 
godziny. 
- Muszę wracać, Brigitte. 
- Więc moŜe innym razem? 
- Nie! 
- Myślałam, Ŝe lubisz ze mną tańczyć. 
- Owszem, ale tylko gdy jesteśmy sami. Wiesz, jak peszy mnie publiczność. 
- Znam na to świetny sposób. Po prostu, wyobraź sobie, Ŝe jesteś zupełnie sam, Ŝe na sali nie 
ma nikogo. 
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Ty nie musisz niczego sobie wyobraŜać, co? Ty kochasz występować. 
- Hm... - zamyśliła się Brigitte. - To pewnie dlatego, Ŝe przyzwyczaiłam się od dziecka. 
- Jesteśmy zupełnie inni, Brigitte - stwierdził Charlie, całując ją lekko w policzek. 
Brigitte odwzajemniła pieszczotę. 
- Więc sprawdźmy... te róŜnice - zaproponowała. 
- Przed chwilą to robiliśmy. 
- Więc zróbmy to jeszcze raz. 
- Nie mam juŜ sił. Zamęczysz mnie - stwierdził Charlie ze śmiechem. 
Brigitte zawtórowała mu cichym, zmysłowym śmieszkiem. 
- Nie powinieneś kłamać kobiecie, kiedy jesteś nagi 
- zamruczała, wsuwając dłoń pomiędzy splecione w uścisku ciała. - Łatwo to sprawdzić. 
- Ach, ty rozpustnico! - Ŝartobliwie zganił ją Charlie, po czym westchnął cicho, kiedy zwinne 
palce Brigitte zamknęły się na jego drŜącej z podniecenia męskości. 
- Pragniesz mnie - draŜniła się kobieta. 
- Mam przeczucie, Ŝe na pragnieniu się nie skończy 

background image

-  stwierdził  Charlie,  chwytając  ją  za  nadgarstki  i  unosząc  jej  dłonie  do  góry.  -  Teraz  jesteś 
moja. 
- Od pierwszej chwili, kiedy nazwałeś mnie Cukiereczkiem - wyznała cicho Brigitte. 
- Czy zawsze jesteś taka szczera w kontaktach z męŜczyznami? 
- śycie jest za krótkie, by udawać. To stare chińskie przysłowie. Oznacza, Ŝe... 
- Wiem, co oznacza. Ale większość ludzi uwielbia takie gierki w kotka i myszkę. 
- A ty? 
- Nigdy nie opanowałem tej sztuki. 
- A ja nigdy nie byłam w tym dobra. Nie potrafię ukrywać swoich uczuć. 
Błękitne oczy popatrzyły na niego ufnie. 
- Nie powinnaś patrzeć tak na męŜczyznę, gdy jesteś w jego rękach - ostrzegł Charlie. 
- Więc kochaj się ze mną. - Brigitte uśmiechnęła się zachęcająco. 
Charlie posłusznie spełnił to Ŝyczenie. 
-  Co  robisz,  kiedy  nie  tańczysz  na  scenie  i  nie  uwodzisz  detektywów?  -  zainteresował  się 
Charlie duŜo później, ciekaw, jak wygląda jej Ŝycie. 
- Jestem kimś w rodzaju dobrej wróŜki. 
- CzyŜby we współczesnym świecie było jeszcze dla nich miejsce? 
- Hotel Dumont jest znany ze sprawnej obsługi. Organizujemy konferencje, zjazdy, przyjęcia 
weselne, no i róŜne akcje dobroczynne. 
- Jak na przykład ten weekend z zagadką? Brigitte przytaknęła. 
-  Jednym  z  moich  jutrzejszych  obowiązków  będzie  napisanie  oficjalnego  podziękowania  do 
niejakiego C.H.Bat-tle'a. 
- Mam nadzieję, Ŝe będzie gorące. 
- Jeszcze jak! Wymienię wszystkie twoje zalety - zapewniła go Brigitte z uśmiechem. 
- O jakich zaletach myślisz? 
- Chwileczkę, niech no się zastanowię... A więc, tak, hojność, wspaniałomyślność, gotowość 
do  poświęceń  -wymieniała  z  zapałem.  -  A  kiedy  juŜ  skończą  mi  się  zalety,  przejdę  do 
talentów. A propos, scenariusz był naprawdę świetny. 
- To dopiero będzie list. 
- Nie list, arcydzieło. Prześlę kopię do twojej redakcji. 
- A moŜe dostarczyłabyś go osobiście? 
- Do Nowego Jorku? 
- Miałem na myśli egzemplarz przeznaczony dla mnie. Sama wiesz, Ŝe nie moŜna dziś ufać 
poczcie. 
- Chcesz,abym... 
- Chcę, abyś mnie odwiedziła - dokończył za nią Charlie. - Zobaczysz moje studio. 
Brigitte zawahała się. 
-  Bardzo...  bardzo  bym  chciała  je  obejrzeć.  A  pokaŜesz  mi  swoje  „niegrzeczne"  rysunki?  - 
uśmiechnęła się. 
MęŜczyzna odetchnął z ulgą. A więc się zgadza. 
- No, nie wiem. - Zamyślił się. - Jesteś taka swawolna, Ŝe jeszcze przyszłoby ci do głowy coś 
brzydkiego. 
- Chciałbyś, co? Przyznaj się. 
-  Zamiast  tego  pokaŜę  ci  wszystkie  odrzucone  przez  wydawców  szkice  -  zaproponował 
Charlie. 

ROZDZIAŁ 
13 

background image

Charlie  niecierpliwie  przechadzał  się  po  pokoju.  Czekał.  Czekał  na  odgłos  podjeŜdŜającego 
samochodu,  zatrzaskiwanych  drzwiczek,  a  potem  na  rozjaśnione  uśmiechem  błękitne  oczy 
Brigitte Dumont. 
Był gotowy na jej przyjęcie. Odkurzył dywany, umył podłogę, uzupełnił zapasy w lodówce. 
Kupił nawet nową pościel w modny geometryczny wzór. Teraz zaś stał pośrodku pokoju nie 
wiedząc, jak się zachować. Chciał wybiec przed dom, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. 
Nigdy przedtem nie występował w roli gospodarza i zupełnie nie potrafił się w niej znaleźć. 
Przez  okno  widział,  jak  Brigitte  wyjmuje  z  bagaŜnika  duŜą  torbę  i  idzie  w  stronę  domu. 
Grzeczność nakazywała jej pomóc 
Na widok zbliŜającego się męŜczyzny, Brigitte zatrzymała się. 
- Cześć! - wykrzyknęli równocześnie. 
Charlie  wyjął  z  rąk  kobiety  torbę  i  zarzucił  ją  sobie  na  ramię.  Drugą  ręką  objął  Brigitte  i 
ruszyli w stronę domu. 
- No cóŜ - oznajmił, kiedy weszli do małego holu - witaj u Charliego! 
Brigitte rozejrzała się dokoła. 
- Podoba mi się twój dom. Jest przytulny. 
- Usiądź, proszę. Zaniosę twoją torbę na górę. 
Kiedy wrócił, Brigitte siedziała w fotelu. Na jej kolanach wyciągnięty wygodnie ulokował się 
duŜy, pręgowany kocur. 
- Bumerang! Psik! Niedobre kocisko! - zganił kota Charlie. 
Bumerang leniwie otworzył jedno oko i rzucił swemu panu pełne urazy spojrzenie. Wcale nie 
zamierzał opuścić wygodnego legowiska. 
- Po prostu go zepchnij - poradził Charlie. - Brak mu obycia. A poza tym uwaŜa pewnie, Ŝe 
ten fotel naleŜy do niego. 
- Nic nie szkodzi. - Brigitte podrapała kota za uchem. Nie wiedziałam, Ŝe masz kota. To jakoś 
mi do ciebie nie pasuje. 
-  NaleŜał  do  ludzi,  od  których  kupiłem  ten  dom  -  wyjaśnił  Charlie.  -  Próbowałem  go  się 
pozbyć, ale ciągle wracał. 
-  I  stąd  to  imię  -  domyśliła  się  Brigitte.  Bumerang,  jakby  wiedząc,  Ŝe  o  nim  mowa, 
zamiauczał 
głośno i przeciągnął się leniwie, nastawiając kark do głaskania. 
-  Co  za  natręt!  -  Charlie  z  niesmakiem  pokręcił  głową.  Krzywe  spojrzenia  nie  zwiodły 
Brigitte. Kot był wesoły 
i dobrze odkarmiony. Nie ulegało wątpliwości, Ŝe cieszył się sympatią swego pana. 
- Obiad będzie dopiero za godzinę. Pomyślałem, Ŝe moŜe najpierw pokaŜę ci moje studio, a 
potem zrobimy sobie mały spacerek po okolicy. Brigitte uśmiechnęła się. 
- Jest tylko jeden mały problem. - Wskazała na rozłoŜonego na jej kolanach Bumeranga. 
-  Po  prostu  zepchnij  go  na  podłogę  -  poradził  Charlie,  po  czym  ostroŜnie  podniósł  śpiące 
zwierzę  i  przeniósł  je  na  kanapę.  Bumerang  zamiauczał  protestująco,  ale  juŜ  po  chwili 
zwinięty w kłębek pochrapywał smacznie na nowym miejscu. 
- Mam nadzieję, Ŝe schowałeś wszystkie „brzydkie" rysunki. 
- A komu potrzebne rysunki? - odparł Charlie w odpowiedzi i wziął ją w ramiona. 
-  Z  pewnością  nie  nam.  -  Brigitte  przytuliła  policzek  do  piersi  męŜczyzny.  -  Bałam  się,  Ŝe 
wcale za mną nie tęskniłeś. 
- A skąd wiesz, Ŝe tęskniłem? 
- Kobieca intuicja i - przysunęła się bliŜej - twoje ciało mówi samo za siebie. 
- Jesteś tak samo zepsuta jak przedtem - zaŜartował męŜczyzna. 
- A ty tak samo mnie pragniesz. 

background image

-  Później,  Cukiereczku  -  powiedział  Charlie,  niechętnie  wypuszczając  ją  z  objęć.  -  Teraz 
pokaŜę ci miejsce, gdzie przyszedł na świat Fantasy Fuzz i cała kupa jego nie chcianych braci 
i sióstr. 
- Podoba mi się twoje studio - stwierdziła Brigitte, rozglądając się po pracowni. 
- To jeden z powodów, dla których kupiłem ten dom. Brigitte z uwagą oglądała przypięte do 
szkicownika rysunki, na których był uwieczniony sławny detektyw. 
- Kiedy to się ukaŜe? 
- Za jakieś dwa do trzech tygodni. 
- A więc jak na razie wszyscy wielbiciele Fuzza zastanawiają się, kto jest mordercą? 
MęŜczyzna obojętnie wzruszył ramionami. 
- I pozwoliłeś mi poznać rozwiązanie? Nie boisz się, Ŝe zdradzę tajemnicę? 
- Nie zrobisz tego. 
- Ale jeszcze dwa tygodnie temu wcale nie byłeś tego pewny. 
Charlie ujął twarz Brigitte w obie dłonie. Popatrzył jej w oczy. 
- Wtedy jeszcze cię nie znałem. 
- A teraz uwaŜasz, Ŝe juŜ mnie znasz? 
- Inaczej nie byłoby cię tutaj. 
Brigitte westchnęła. Otoczyła ramionami szyję męŜczyzny. 
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - szepnęła. Charlie w milczeniu pochylił głowę do jej ust. 
Pragnął 
jej  tak  bardzo,  Ŝe  nie  potrafił  juŜ  dłuŜej  czekać.  Dywan  pokrywający  podłogę  był  gruby  i 
miękki. Obiad odwlekł się o kolejną godzinę. 
Potem  wybrali  się  na  długi  spacer  po  okolicy.  W  lokalnej  wypoŜyczalni  video  wybrali  na 
wieczór romantyczną komedię. Podczas gdy w piekarniku piekła się aromatycznie pachnąca 
pieczeń, Charlie pokazał Brigitte resztę szkiców. 
- Czy zawsze rysujesz tylko ludzi? - zaciekawiła się, przeglądając rysunki. 
- Tak jest łatwiej. Ludzie rozmawiają, czują, myślą. 
- A dlaczego nie zwierzęta? 
- Jakoś nie widzę siebie w roli autora „Przygód kota zwanego Bumerangiem". 
- A co byś powiedział na łosie? Elinor i Elven, para kanadyjskich łosiów, które postanawiają 
osiedlić się w mieście. 
- Dzięki Bogu, Ŝe nie umiesz rysować. 
- Dlaczego? To świetny temat - zapaliła się Brigitte. - W okresie godowym Elven sprowadza 
sobie  cały  harem.  Sąsiedzi  są  zszokowani.  No  wiesz,  same  hałasy...  Oczywiście,  Elinor 
będzie zupełnie zdezorientowana. Z jednej strony instynkt, z drugiej zaś zasady. 
-  Jeśli  moŜe  być  coś  gorszego  od  gadających  zwierząt,  to  problemy  moralne.  -  Charlie 
skrzywił się. - Wierz mi, Brigitte, świat nie chce czytać i słuchać o moralności. 
- Ach tak! - zaperzyła się Brigitte. - Tylko historyjki o nadętym detektywie i jego głupawych 
Cukiereczkach?! 
Charlie popatrzył na nią zaskoczony. Brigitte połoŜyła dłoń na ramieniu męŜczyzny. 
- Nie bierz tego do siebie, Charlie. Nie chciałam cię urazić. 
- Wcale nie czuję się uraŜony. Rysuję komiksy, bo lubię to robić. Nie zamierzam uzdrawiać 
ani wychowywać ludzkości. 
- Ale przyznasz, Ŝe ten twój Fuzz to wstrętny męski szowinista. 
-  MoŜliwe,  ale  czy  to  takie  istotne?  Ludzie  lubią  Fuzza,  bo  uwaŜają,  Ŝe  jest  zabawny. 
MęŜczyźni  zazdroszczą  mu,  a  kobiety...  kobiety  marzą  o  kimś  takim  i  wszyscy  są  zado-
woleni, poniewaŜ Fantasy istnieje tylko na papierze. 
- Akurat! 
- Nie sądź, Ŝe ja i mój bohater to jedno - zastrzegł się pośpiesznie Charlie. - Detektyw Fuzz to 
nie autoportret, Brigitte. 

background image

- Gdybym tak myślała, nie pozwoliłabym ci mówić do siebie Cukiereczku. 
- Na pewno. A teraz chodźmy dalej. Zobaczysz moją salę tortur. 
- Tortur? 
-  W  pewnym  sensie  -  odparł  Charlie,  otwierając  drzwi.  -  Tu  zmagam  się  z  moimi 
problemami. 
-  Musisz  mieć  ich  bardzo  duŜo.  Tyle  tu  sprzętu.  -  Bri-gitte  zdumionym  spojrzeniem  objęła 
cięŜkie sztangi i han-tle. 
- Większość naleŜała do mojego ojca - wyjaśnił Charlie. - Mama chciała się tego pozbyć, ale 
się nie zgodziłem. Zawarliśmy porozumienie. Zatrzymałem sprzęt pod warunkiem, Ŝe będę z 
niego korzystał. I tak właśnie zacząłem ćwiczyć. 
- Widać rezultaty. - Brigitte pełnym podziwu spojrzeniem objęła szerokie bary i muskularną 
sylwetkę męŜczyzny. 
MęŜczyzna uśmiechnął się. 
- Czym zasłuŜyłem sobie na takie uznanie? Brigitte pociągnęła nosem. 
- Co tak wspaniale pachnie? Umieram z głodu. 
Po  obiedzie  obejrzeli  przyniesiony  z  wypoŜyczalni  film.  Przytuleni  usadowili  się  wygodnie 
na kanapie. Brigitte nigdy przedtem nie czuła się tak szczęśliwa. Zaprotestowała, gdy Charlie 
uniósł ramię, by wyłączyć magnetowid. 
- Zostańmy tu. Na zawsze. MęŜczyzna roześmiał się. 
- Do rana oboje mielibyśmy sztywne karki i zdrętwiałe nogi. 
- O to będziemy się martwić rano. 
Charlie pochylił się i czule pocałował ją w czoło. 
- Na jutrzejszy ranek mam inne plany. 
- CzyŜbyś próbował przekupstwa, detektywie Fuzz? 
- Jeśli to jedyny sposób, by cię stąd ruszyć. 
- A zaniesiesz mnie? 
- Tylko pamiętaj, Ŝe sama o to prosiłaś. 
Nim Brigitte zdołała zorientować się, co się dzieje, zwisała głową w dół, przerzucona przez 
ramię Charliego. 
- Aleja tak nie chcę! 
- Trzymaj się i przestań się wiercić. 
- Neandertalczyk! 
- SłuŜę pani! - Charlie przyłoŜył Brigitte delikatnego klapsa. 
- Zaloty z epoki kamienia łupanego! - zawołała Brigitte, kiedy męŜczyzna niemal rzucił ją na 
łóŜko. 
Charlie pośpiesznie uwolnił się z ubrania. 
-  To  niezbyt  mądrze  obraŜać  kogoś,  kto  jest  dwa  razy  większy  i  silniejszy  -  powiedział, 
podchodząc do łóŜka. 
- Cała drŜę - szepnęła Brigitte. 
- Ze strachu? - draŜnił się z nią Charlie. Brigitte lekko uniosła biodra. 
- Nie. 
- Niegrzeczna dziewczynka! Do licha! Ja teŜ drŜę. 
Następnego ranka  Brigitte niechętnie otworzyła jedno oko. Na poduszce tuŜ obok jej głowy 
ułoŜył się Bumerang. Właśnie trącał ją miękką łapką. 
- Bumerang! Co ty tu robisz? 
Bumerang miauknął głośno, uraŜony tym niegościnnym powitaniem i zeskoczył na podłogę. 
-  A  gdzie  twój  pan?  -  Brigitte  rozejrzała  się  po  pokoju.  Zasnęła  w  ramionach  Charliego. 
Musiała być bardzo zmęczona. Nic dziwnego, pomyślała, przypominając sobie ostatnią noc. 
Zerknęła  na  zegarek.  Dziesiąta.  MoŜe  Charlie  jest  w  kuchni  i  przygotowuje  dla  nich 
ś

niadanie? 

background image

Wykąpała  się,  po  czym  wciągnęła  krótką  jedwabną  koszulkę,  której  nie  zdąŜyła  włoŜyć 
poprzedniego wieczora. 
Zajrzała  do  kuchni.  Pusto.  MoŜe  wyszedł  po  świeŜe  pieczywo,  zastanawiała  się,  stojąc  w 
korytarzu.  Charakterystyczne  uderzenie  metalu  o  metal  rozwiało  jej  wątpliwości.  Charlie 
ć

wiczył. 

- Słyszałem, jak chodzisz po domu - powiedział na powitanie. 
- Bumerang postanowił mnie obudzić. 
- Przeklęty kot! Pewnie jest zazdrosny. 
- Pewnie tak. Czy pozwolisz, Ŝe popatrzę, jak sobie radzisz? 
- Jasne! 
Brigitte  zachwycona  przyglądała  się  grze  mięśni  na  ciele  męŜczyzny.  Mimowolnie 
wyciągnęła dłoń i delikatnie przeciągnęła palcem po napręŜonym udzie. 
-  Oszalałaś!  Czy  zdajesz  sobie  sprawę,  co  mogłoby  się  stać,  gdybym  upuścił  tę  sztangę?!  - 
zawołał Charlie. 
- Przepraszam - wyjąkała. - Chciałam tylko... 
- To ćwiczenie polega przede wszystkim na koncentracji. 
Brigitte opuściła głowę. 
- JuŜ cię nie dotknę. 
- Nie wtedy, gdy trzymam nad głową stukilową sztangę. - Po jej minie poznał, Ŝe zabolały ją 
te słowa. - Ja teŜ przepraszam, Brigitte - dodał. - Przestraszyłaś mnie. 
- To się juŜ nie powtórzy. 
- Brigitte? 
-  Wszystko  w  porządku.  Nic  mi  nie  jest  -  zapewniła  go.  -  Ćwicz  dalej.  Nie  przeszkadzaj 
sobie. 
MęŜczyzna  niechętnie  wrócił  do  przerwanego  ćwiczenia.  Brigitte  przyglądała  się  temu  ze 
zmarszczonym czołem. Koncentracja! Phi! TeŜ mi coś! 
Charlie odetchnął z ulgą, gdy Brigitte zostawiła go samego. Był tak zajęty ćwiczeniem, Ŝe nie 
zauwaŜył,  iŜ  znowu  się  pojawiła.  Dostrzegł  ją  dopiero  wtedy,  kiedy  usiadła  na  przeciwnym 
krańcu jego ławeczki. Była naga. 
-  Nie  zwracaj  na  mnie  uwagi  -  szepnęła.  -  Ćwicz  dalej.  Charlie  uniósł  sztangę  do  góry. 
Zawsze był dumny 
z  umiejętności  koncentrowania  się  w  kaŜdej  sytuacji,  ale  nigdy  dotąd  nie  ćwiczył  w 
obecności nagiej kobiety. 
- Masz szczęście, Ŝe nie upuściłem sztangi. 
- Mam szczęście - potwierdziła Brigitte, pochylając się nad leŜącym - ale wcale nie dlatego. 
Wyciągnął ręce, by ją objąć, ale Brigitte była szybsza. Schwyciła go za przeguby. 
- Teraz ty jesteś moim niewolnikiem. 
Charlie  nie  potrafił  się  oprzeć.  Miała  rację,  był  jej  niewolnikiem.  Zaczęła  obsypywać  go 
pocałunkami  i  pieszczotami,  bezbłędnie  odnajdując  najbardziej  czułe  miejsca.  W  chwilę 
potem otworzyła się dla niego, przyjmując go w miękką wilgoć swego spragnionego ciała... 
Później, duŜo później Brigitte osunęła się na pierś męŜczyzny. Nie wypuszczając jej z objęć, 
Charlie ostroŜnie usiadł na ławeczce. Brigitte otworzyła oczy. 
- Wiedziałam, Ŝe nie będziesz mnie chciał tutaj, ale... - zaczęła niepewnie. 
- Wszystko w porządku, skarbie. Było wspaniale. 
- O tak! 
- Brigitte? 
Brigitte popatrzyła pytająco. 
- Nigdy więcej tu nie wchodź, dobrze? 
Brigitte zrozumiała. To było jego sanktuarium i nie miał zamiaru niczego zmieniać. 
- To byłoby wysoce niewskazane - przyznała z uśmiechem. 

background image

ROZDZIAŁ 
14

14

14

14    

Kolejny  wieczór  rodzinny  w  hotelu  Dumont  okazał  się  bardzo  udany.  Brigitte  wróciła  do 
stolika zgrzana i spocona. Tańczyli mambo. Opadła na krzesło i sięgnęła po szklankę z wodą. 
- A to co? - zdziwiła się, patrząc na opartą o swój talerzyk duŜą, białą kopertę z nadrukiem 
hotelu. 
- To do ciebie - poinformował ją brat. - Ściśle tajne. Boy chciał szukać cię w tym wirującym 
tłumie,  ale  obiecałem,  Ŝe  dostarczę  ci  ją  do  rąk  własnych,  jak  tylko  ochłoniesz  po  tych 
latynoamerykańskich szaleństwach. 
Brigitte rozpoznała pismo. 
- To od Charliego. 
- Nie otwieraj! - ostrzegł ją Stephen. - Jeszcze wybuchnie. 
- Nie martw się. Powiedz Claire, Ŝeby mnie zastąpiła. Minął juŜ prawie miesiąc od wizyty u 
Charliego. Na 
poŜegnanie przyrzekł, Ŝe niedługo przyjedzie, by razem mogli spędzić weekend. Niestety, w 
przeddzień Charlie zadzwonił z przeprosinami. Chicago postanowiło uczynić autora przygód 
popularnego detektywa  honorowym obywatelem miasta. Trzeba było przesunąć spotkanie.  I 
tym  razem  wszystko  sprzysięgło  się  przeciwko  nim.  Z  wizytą  w  Chicago  wiązała  się  cała 
masa  imprez  towarzyszących:  konferencje  prasowe,  bal  dobroczynny,  spotkania  autorskie. 
Charlie nie mógł dokładnie określić, kiedy uda mu się wyrwać. 
Teraz  okazało  się,  Ŝe  Charlie  jest  w  hotelu.  Podał  jej  numer  pokoju  i  krótką  informację,  by 
posłuŜyła się swoim kluczem. Brigitte zapukała cicho do drzwi, a kiedy nikt nie odpowiadał, 
posłuchała  zamieszczonej  w  Uście  rady.  W  pokoju  było  ciemno.  Po  omacku  przesunęła 
dłonią  po  ścianie,  szukając  kontaktu.  Usłyszała  znajomy  śmiech.  Pochwyciły  ją  silne 
ramiona. 
- Przestraszyłeś mnie. 
- Ciii... 
W ciemnościach Charlie pomógł jej pozbyć się ubrania, po czym wziął ją na ręce i zaniósł na 
łóŜko.  Kochali  się  w  milczeniu,  napawając  się  sobą.  Później,  kiedy  leŜeli  ciasno  spleceni 
ramionami, Brigitte usłyszała pełen czułości szept: 
- Kocham cię, Cukiereczku. 
Brigitte  obudziła  się  w  przeświadczeniu,  Ŝe  to  wszystko  musiało  jej  się  przyśnić.  Powoli 
uniosła  powieki  i  jej  twarz  rozjaśnił  radosny  uśmiech.  Obok  niej  leŜał  Charlie,  oddychając 
równo  przez  sen.  OstroŜnie  wstała  z  łóŜka,  zebrała  porozrzucaną  na  podłodze  garderobę  i 
ubrała  się.  Cicho  zamknęła  za  sobą  drzwi,  wieszając  na  klamce  tabliczkę  z  napisem:  Nie 
przeszkadzać. 
W swoim apartamencie wykąpała się, zmieniła strój i zbiegła na dół. Wzywały ją obowiązki. 
W recepcji zastała Claire. 
- O! Dzień dobry! - powitała siostrę Brigitte. 
Claire przeprosiła recepcjonistę i pośpieszyła za Brigitte do jej biura. 
- To twoje „dzień dobry" jest podejrzanie radosne - zauwaŜyła. 
Brigitte uśmiechnęła się tajemniczo. 
- Jak się miewa Charlie? 
- Po staremu. 
- Wspominał o pobycie w Chicago? Brigitte popatrzyła na siostrę zdziwiona. 
- Nie rozmawialiśmy o Chicago. A dlaczego pytasz? 
- To pewnie nic takiego. 
- Ale powiedz co? 
- Właśnie przeglądałam gazetę. Na pierwszej stronie umieszczono zdjęcie Charliego. 

background image

- To świetnie! - ucieszyła się Brigitte. 
- Brigitte! 
- Tak? 
- On nie jest sam na tej fotografii. 
- O? 
-  Ma  na  sobie  tę  słynną  skórzaną  kurtkę  i  trzyma  w  ramionach  jakąś  aktorkę  -  wypaliła 
Claire. 
- Blondynkę? 
Claire potakująco kiwnęła głową. 
- Jakaś gwiazdka przedpołudniowych seriali telewizyjnych. 
Brigitte milczała. 
-  Pewnie  to  tylko  reklama.  Tak  jak  w  przypadku  naszego  weekendu  z  zagadką  -  ciągnęła 
Claire. 
- Pozwól mi zobaczyć. 
Jej własne zdjęcie z Charliem, które ukazało się w „Contemporary Canada", teŜ miało tylko 
przysporzyć  popularności  imprezie  organizowanej  przez  hotel  Dumont.  Jedynym 
pocieszeniem był fakt, Ŝe Charlie nie całował wydekoltowanej blond piękności. 
Brigitte  wsunęła  gazetę  pod  pachę  i  ruszyła  do  windy.  Po  drodze  wstąpiła  do  kuchni,  skąd 
poŜyczyła  plastikowe  wiaderko.  Na  piętrze  napełniła  wiaderko  lodem  i,  posługując  się 
słuŜbowym  kluczem,  otworzyła  drzwi  do  pokoju  Charliego.  MęŜczyzna  spał  smacznie. 
Brigitte,  nie  namyślając  się  długo,  odrzuciła  na  bok  kołdrę  i  wysypała  zawartość  kubełka 
wprost na nagie ciało śpiącego męŜczyzny. 
Charlie gwałtownie usiadł na łóŜku. 
- Co, u licha...? - zawołał na widok Brigitte. 
- A to! - odpowiedziała Brigitte, podtykając mu pod nos gazetę. 
Chariie zamrugał powiekami. Wstał z łóŜka, owijając się prześcieradłem. Sięgnął po gazetę. 
- A... to - mruknął niechętnie. 
- Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? MęŜczyzna ziewnął szeroko. 
- A więc senator Ŝyje. 
-  Co  takiego?!  -  zniecierpliwiła  się  Brigitte.  -  Jaka  ja  byłam  głupia!  Powinnam  była  mieć 
więcej rozumu... 
- A co ma twój rozum do tego? 
-  Jak  to  co?  -  wybuchnęła  Brigitte.  -  Jesteś  na  pierwszej  stronie  gazet  z  tą  wyfiokowaną  lal 
unią, po tym jak... jak ty i ja... 
- Senator miał zawał pod koniec zeszłego tygodnia i nie wiadomo było, czy z tego wyjdzie - 
tłumaczył  cierpli-wie  męŜczyzna.  -  Na  wszelki  wypadek  redakcja  przygotowała  artykuł  o 
jego Ŝyciu i zasługach. Zapowiedzieli, Ŝe jeśli senator nie umrze, zamieszczą nasz materiał. 
-  Chariie!  Nic  mnie  to  nie  obchodzi.  Chcę  wiedzieć,  jak  mogłeś  bawić  się  w  Fuzza  i 
Cukiereczka po tym, jak... jak... 
- Jesteś zazdrosna? Chyba nie podejrzewasz, Ŝe Lauren i ja... 
-  Nie  muszę  podejrzewać!  Widzę!  -  zŜymała  się  Brigitte.  -  I  cała  Ameryka  widzi  to  samo! 
Mam tylko nadzieję, Ŝe dobrze się bawiłeś z tą... z tą... 
- Chodzi ci o to, czy dobrze mi się pracowało z Lauren?    - Nie. Mam nadzieję, Ŝe dobrze ci 
się „pracowało" ze mną. 
-  Ty  to  co  innego.  Gdyby  nie  fakt,  Ŝe  chodziło  o  Związek  Emerytowanych  Policjantów  i 
ś

ołnierzy, nigdy bym się nie zgodził. 

- Związek Emerytowanych Policjantów? 
-  Tak.  Ta  organizacja  pomaga  równieŜ  rodzinom  policjantów,  którzy  zginęli  na  słuŜbie  - 
wyjaśnił.  -  Kiedy  zastrzelono  mojego  ojca,  mama  i  ja  dostaliśmy  od  nich  zapomogę,  dzięki 
której mogliśmy wyprowadzić się z Chicago, a ja mogłem nadal uczęszczać do college'u. 

background image

- Rozumiem. - Brigitte skinęła głową. - Nie wypadało ci odmówić. 
-  Ojciec  Lauren  to  jakaś  gruba  ryba.  Kiedyś  pracował  w  policji.  Czy  nie  napisano  o  tym  w 
artykule? 
-  Przeczytałam  tylko  podpis  pod  zdjęciem  -  wyznała  zawstydzona.  -  Do  licha,  Charlie,  to 
zdjęcie zupełnie zbiło mnie z tropu. Mogłeś mnie chociaŜ uprzedzić. 
- Miałem zamiar opowiedzieć ci o wszystkim. 
- Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? 
- Nie miałem ochoty na rozmowę - powiedział cicho, biorąc ją w ramiona - chciałem ciebie. 
Brigitte otoczyła ramionami szyję męŜczyzny. 
- A jednak coś powiedziałeś, pamiętasz? 
- Tak. 
- To dobrze. - Uśmiechnęła się, rozchylając usta. 
-  Przepraszam,  Ŝe  cię  nie  uprzedziłem  -  szepnął  z  ustami  na  jej  wargach.  -  Czy  mogę  ci  to 
jakoś wynagrodzić? 
Brigitte zawahała się przez chwilę. 
- Hm, no cóŜ. MoŜesz chyba paść na kolana i błagać o przebaczenie. 
- Wolałbym paść na kolana i całować twoje stopki. 
- Niech i tak będzie - wspaniałomyślnie zgodziła się Brigitte. 
- Ale najpierw... 
Kiedy wreszcie Charlie oderwał wargi od jej ust, Brigitte zauwaŜyła: 
- Coraz lepiej ci idzie. Czy aby na pewno nie ćwiczyłeś w Chicago? 
Suknia z cichym szelestem opadła na podłogę. Charlie przyklęknął i pochylił głowę do stóp 
Brigitte. 
- Och, Charlie! - westchnęła cicho, obejmując go za ramiona i zmuszając, by podniósł się z 
kolan. 
Nim  się  zorientowała,  męŜczyzna  pochwycił  ją  na  ręce,  zaniósł  na  łóŜko  i  namiętnym 
pocałunkiem zamknął jej usta. Dopiero kiedy ochłonęła, zdała sobie sprawę, Ŝe coś ostrego i 
zimnego  uciska  jej  plecy.  Wybuchnęła  śmiechem.  To  Charlie  odegrał  się  na  niej  za 
nieprzyjemną pobudkę, jaką mu wcześniej urządziła. Zanosząc się od śmiechu, wygramolili 
się z mokrej pościeli. 
- Ładny bałagan, nie ma co! - zauwaŜyła Brigitte. 
- Ty zaczęłaś. 
- Zostałam sprowokowana. 
- Ale chyba trochę przesadziłaś. 
- Więc jesteśmy kwita. 
- Owszem. 
- Brutal! 
- Złośnica! 
- Brutal. - powtórzyła Brigitte, podchodząc bliŜej. 
- Rozpuszczony bachor! - Charlie zamknął ją w uścisku. 
- Miałeś całować mnie po nogach i błagać o przebaczenie - przypomniała. 
- Rozpustnica! 
- Słyszałam, Ŝe z kostkami lodu moŜna robić wiele przyjemnych rzeczy. 
- Na przykład? 
- Nie mam pojęcia. - Brigitte uśmiechnęła się niewinnie. 
- W takim razie, zrobimy to w tradycyjny sposób -stwierdził męŜczyzna. 
- Zrobimy co? 
- To, co oboje bardzo lubimy. 

background image

Brigitte  o  mało  nie  zapomniała  o  zebraniu  wyznaczonym  na  ten  ranek.  Omówienie  spraw 
słuŜbowych przeciągnęło się i było juŜ dobrze po dwunastej, kiedy spotkała się z Charliem w 
hotelowej jadalni. 
- Szkoda, Ŝe nie zszedłeś wczoraj na dół. Tańczyliśmy mambo. 
- Słyszałem, ale nie byłem w nastroju. 
- Hm. 
- Potrzebowałem trochę ciszy i spokoju. Brigitte uśmiechnęła się. 
- Oboje wiemy, czego ci było potrzeba. 
- Nie tylko mnie. 
- Opowiedz mi o Chicago - poprosiła. - Jak się udało spotkanie? 
-  Wszystko  poszło  świetnie.  Joe  Blanning,  mój  agent  prasowy,  nie  był  pewien,  czy  uda  mu 
się  to  zorganizować  w  tak  krótkim  czasie,  ale  członkowie  klubu  wykupili  wszystkie  bilety. 
Ojciec Lauren zaproponował, Ŝeby jego córka odegrała rolę Cukiereczka. To dla niej świetna 
reklama. Jest aktorką. 
- Naturalnie. 
- To nie był mój pomysł, Brigitte. 
- Wierzę. To BARF wymyślił weekend z zagadką. Twój agent ukradł im pomysł - stwierdziła 
sucho. 
- Niezupełnie - sprostował Charlie. - Ofiarą był jeden z członków klubu, a reszta wystąpiła w 
roli podejrzanych. 
- Na szczęście mieli fachową siłę do pomocy. 
- Brigitte! Ile razy mam ci powtarzać, Ŝe Lauren i ty to dwie róŜne sprawy - zniecierpliwił się 
męŜczyzna. 
- Uwierz mi. 
Brigitte westchnęła. 
- Gdybym ci nie wierzyła, nie byłoby mnie tutaj. Słuchaj, Charlie, uwaŜam się za inteligentną 
kobietę i nie było mi łatwo odgrywać rolę twego głupiutkiego Cukiereczka. 
- Cukiereczek nie ma z tym nic wspólnego. 
- Mimo to, byłam wściekła, gdy zobaczyłam to zdjęcie 
- ciągnęła. - Wiem, Ŝe nie mam prawa ci nic narzucać, ale nie odpowiada mi, Ŝe pozujesz do 
zdjęć z wydekoltowanymi blond wampami. 
- Dobry BoŜe! To ci dopiero ironia losu! Czy uwaŜasz, Ŝe nie mam nic lepszego do roboty, 
niŜ uganiać się po kraju w poszukiwaniu, jak to nazwałaś, blond wampów?! 
- Nie, skądŜe! Tylko przez ostatni miesiąc. W Chicago. 
- To juŜ się więcej nie powtórzy - zapewnił ją Charlie. 
- Nie zamierzam przez resztę Ŝycia odgrywać Fantasy Fuz-za. 
- A więc co robiłeś poza tym? 
- Oprah Winfrey zaprosiła mnie do swego programu 
- opowiadał męŜczyzna, wdzięczny za zmianę tematu. 
-  Powinnaś  to  obejrzeć.  Zaprosiła  prawdziwego  detektywa  z  policji,  wydawcę,  Lauren  i 
działaczkę  z  Ruchu  Wyzwolenia  Kobiet.  Dopiero  mi  się  dostało.  Miałaś  rację,  Ŝe  moje 
Cukiereczki to głupawe laleczki. 
- No cóŜ, drobne brunetki unikają porównań z blondynkami o posągowych kształtach. 
Charlie obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Jesteś dwa razy, co ja mówię, dziesięć razy ładniejsza. 
- Nie jesteś zbyt rozmowny, Charlie - stwierdziła. - Ale zawsze trafiasz w sedno. 
MęŜczyzna popatrzył na nią zaniepokojony. 
- Chyba się nie rozpłaczesz? 
- Nawet jeśli, to tylko dlatego, Ŝe cię tak bardzo kocham, ty głuptasie. 

background image

ROZDZIAŁ 
15 

Po  raz  pierwszy  w  tym  roku  Charlie  napalił  w  kominku.  Siedzieli  na  kanapie,  przytuleni, 
zapatrzeni w ogień. Brigitte spędzała u Charliego kolejną sobotę i niedzielę. 
- Joe Blanning dzwonił do mnie wczoraj. 
- To twój agent prasowy, tak? - upewniła się. Charlie skinął głową. 
- Chce, Ŝebym wystąpił w Nowym Jorku. Kolejny weekend z zagadką. Tym razem chodzi o 
budowę centrum onkologicznego. 
- A kto zagra Cukiereczka? Charlie zawahał się przez chwilę. 
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. 
- Domyśliłam się. Kogo proponują? 
- Jeszcze nikogo. 
-  Nie  mów,  Ŝe  Meryl  Streep  jest  zajęta  -  zadrwiła  Brigitte.  -  A  co  odpowiedziała  Michelle 
Pfeiffer? 
-  Powiedziałem,  Ŝe  zgodzę  się  tylko  pod  jednym  warunkiem.  -  Charlie  postanowił  nie 
reagować na zaczepkę. 
- Tak? A co to za warunek? Wywiad dla „News-weeka"? - Brigitte nie ustępowała. 
- Nie ułatwiasz mi sytuacji. Brigitte popatrzyła mu w oczy. 
- Jestem zazdrosna. Niełatwo ze mną wytrzymać. Ale dobrze. Co to za warunek? 
- śe niejaka Brigitte Dumont zagra Cukiereczka. Brigitte z niedowierzaniem pokręciła głową. 
- A to dopiero! I co on na to? 
- UwaŜa, Ŝe coś się za tym kryje. - Charlie uśmiechnął się. 
- Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza? MęŜczyzna przytaknął. 
Brigitte popatrzyła na niego z uwagą. 
- Czy jesteś na to gotowy? 
-  Wolę  publicznie  ogłosić,  co  nas  łączy,  niŜ  zgodzić  się  na  coś,  co  mogłoby  sprawić  ci 
przykrość. Zrobimy to razem albo wcale. 
- Co zamierzasz im powiedzieć? 
- Komu? 
- Reporterom. - Brigitte zwinęła dłoń w pięść i uniosła ją do ust, udając, Ŝe jest to mikrofon. - 
Panie Battle, czy mógłby pan zdradzić, jakie są pańskie zamiary wobec tej młodej damy? 
- Niecne - krótko podsumował Charlie. 
- A tak na serio? 
- Bez komentarza. Brigitte przysunęła się bliŜej. 
- PrzecieŜ mówiłeś, Ŝe zamierzasz rozgłosić, co nas łączy. 
- Myślałem, Ŝe to ci odpowiada. 
-  Owszem  -  przytaknęła.  -  Jestem  zadowolona,  ale  wiesz,  jacy  są  dziennikarze.  Nigdy  nie 
rozmawialiśmy o przyszłości, a co im odpowiesz, jeśli zapytają cię o dalsze plany? 
- To, co słyszałaś. Bez komentarza. 
- Bez komentarza? - powtórzyła zaskoczona. 
- Nie musimy odpowiadać na takie osobiste pytania, Brigitte. 
- A... a gdybym ja zapytała cię o to samo? MęŜczyzna zawahał się. 
- PrzecieŜ wiesz, co do ciebie czuję. 
- A więc jakie masz wobec mnie zamiary, Charlie? 
- Nigdy dotąd Ŝadna kobieta nie zrobiła na mnie takiego wraŜenia. 
-  Nie  pytam  o  seks,  Charlie.  Pytam  o  twoje  zamiary.  Charlie  popatrzył  na  nią  zdziwiony. 
PrzecieŜ powiedział 
jej, Ŝe ją kocha. CzegóŜ jeszcze chciała?! 
- Masz na myśli... uhm, małŜeństwo i... te rzeczy? - wykrztusił wreszcie. 

background image

-  Te  rzeczy  juŜ  nastąpiły  -  przypomniała  mu  Brigitte.  Gdyby  zaŜartował  sobie  z  jej  pytania 
lub  próbował  dać  jakąś  wykrętną  odpowiedź,  wiedziałaby,  jak  sobie  poradzić.  Jego 
zaskoczenie zupełnie zbiło ją z tropu. 
- To zabrzmiało, jakbyś oskarŜała mnie, Ŝe cię uwiodłem, a przecieŜ... - bronił się. 
Brigitte westchnęła. 
- Chyba się nie zrozumieliśmy, Charlie. 
- Było nam ze sobą dobrze, prawda? Brigitte zmarszczyła brwi. 
- Mówię o naszym związku, a ty mieszasz do tego seks. 
- To chyba jedno i to samo. 
-  Niezupełnie.  Jedno  jest  częścią  drugiego.  Przynajmniej  dla  mnie  -  urwała.  -  Teraz 
rozumiem,  dlaczego...  Po  prostu  nie  zrozumieliśmy  się,  Charlie.  Zresztą,  czego  moŜna 
oczekiwać  po  córce  takiego  ojca,  co?  Skąd  mogłeś  wiedzieć,  Ŝe  kiedy  córka  Jean-Pierra 
Dumonta rzuciła się na ciebie jak wygłodniała samica, córka Marguerite Dumont marzyła o 
białych koronkach... 
- I całej reszcie - dodał Charlie. 
-  I  całej  reszcie  -  powtórzyła  Brigitte  -  Zasypiać  i  budzić  się  przy  twoim  boku,  jeść  razem 
ś

niadanie i... - głos załamał jej się lekko - mieć gromadkę dzieci. 

- Brigitte, ja... nigdy nie przypuszczałem... 
-  I  to  właśnie  najbardziej  mnie  boli  -  chlipnęła  Ŝałośnie  Brigitte.  Przytuliła  mokry  od  łez 
policzek do piersi Charliego. 
Charlie trzymał ją w ramionach, całował, szeptał do ucha słowa pełne czułości. CóŜ mógł jej 
obiecać? Kobieta taka jak Brigitte Dumont, piękna, mądra, dobra, zasługiwała na to, o czym 
marzyła. Na miłość, wierność, małŜeństwo. Brigitte uniosła głowę. Czekała. Charlie oddałby 
wszystko, co miał, Ŝeby móc powiedzieć jej to, co pragnęła usłyszeć. 
- Jesteś mi droŜsza niŜ wszystko inne na świecie. Brigitte ze smutkiem pokiwała głową. 
- Z kaŜdym rokiem, z kaŜdym dniem jestem starsza, Charlie. Nie mam zamiaru być juŜ dłuŜej 
panienką Dumont. 
- Nie jesteś jeszcze taka stara. 
- Chcę tylko tego, co kaŜda kobieta. 
- Ja... 
- Nic nie mów, Charlie - przerwała mu ostro. - Widzę po twojej minie, Ŝe jeszcze o tym nie 
myślałeś. Nie mam zamiaru błagać cię, Ŝebyś się ze mną oŜenił. 
Obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
- Wiesz, Brigitte, czasem wolałbym, Ŝebyś nie była taka szczera i otwarta. 
-  NajwyŜszy  czas,  Ŝebyś  jednak  o  tym  pomyślał  -  ciągnęła,  nie  zwracając  uwagi  na  jego 
słowa. - śebyś się zastanowił nad swoim Ŝyciem, Charlie. Nad sobą, nad nami. Nie moŜemy 
ciągnąć  tego  bez  końca.  Od  weekendu  do  weekendu,  bez  Ŝadnych  perspektyw.  -  Brigitte 
patrzyła  teraz  prosto  w  oczy  męŜczyzny.  -  Pomyśl  o  tym,  Charlie.  Wcześniej  czy  później 
będziesz musiał się ze mną oŜenić lub pozwolić mi znaleźć kogoś, kto nie będzie miał takich 
oporów. 
Zdecydowane postawienie sprawy przez Brigitte wpłynęło na postawę obojga. Cieszyli się na 
wspólny wypad do kina, ale film okazał się niezbyt interesujący. Po powrocie kochali się, ale 
spędzone  razem  chwile  przepełnione  były  smutkiem.  Zabrakło  poprzedniej  radości  i 
spontaniczności. Brigitte odetchnęła z ulgą, kiedy weekend dobiegł końca. 
Charlie odprowadził ją do samochodu. 
- A co z wyjazdem do Nowego Jorku? - spytała cicho, unikając jego wzroku. 
- Joe uwaŜa, Ŝe to byłaby świetna reklama. 
- A co sądzą wydawcy? Czy mogą zmusić cię, Ŝebyś się zgodził? 
Charlie przecząco pokręcił głową. 

background image

-  Nie  jestem  ich  własnością.  Jednak  wolę  Ŝyć  z  nimi  w  zgodzie.  Nie  bardzo  wierzę  w  tę 
reklamę, ale moŜe udałoby się zebrać trochę gotówki na budowę centrum. 
- Kiedy masz dać im odpowiedź? 
- Jak najwcześniej. Najlepiej do końca tygodnia. 
-  To  niezbyt  ładnie,  Ŝe  zwalasz  cały  cięŜar  decyzji  na  mnie.  Nie  chcę,  Ŝebyś  przeze  mnie 
zadarł ze swoim wydawcą. 
-  Więc  czego  oczekujesz?  -  zniecierpliwił  się  męŜczyzna.  -  Nie  wystąpię  z  Ŝadną  inną 
kobietą. Nie będę  ryzykował. Następnym  razem  mogłabyś potraktować  mnie nie lodem, ale 
na przykład gorącą kawą - zaŜartował. 
Brigitte potrząsnęła głową. Charlie objął ją ramieniem i przyciągnął do piersi. 
-  Wiesz  co,  przemyśl  to  jeszcze  raz  i  zadzwoń  do  mnie  w  środku  tygodnia,  dobrze, 
Cukiereczku? 
Ale Brigitte miała inny pomysł. 
- A moŜe wpadłbyś jutro na wieczór rodzinny? Moglibyśmy porozmawiać. 
- Brigitte... - zaczął niepewnie męŜczyzna. 
- Rozumiem - przerwała mu ostro Brigitte. 
- Co rozumiesz? 
-  Masz  zamiar  podać  do  publicznej  wiadomości,  co  nas  łączy,  ale  nie  chcesz,  aby  moja 
rodzina  domyśliła  się  czegoś.  Weekend  z  zagadką,  tak.  To  twoja  specjalność,  co?  Ale 
wieczór rodzinny? SkądŜe znowu! Ile razy prosiłam cię, Ŝebyś został, zawsze wykręcałeś się 
nawałem zajęć. 
- Chciałaś, Ŝebym zatańczył, a ja naprawdę nie jestem tancerzem. 
-  A  ja  nie  jestem  słodką  idiotką,  a  mimo  to  zagrałam  twojego  Cukiereczka  -  wybuchła 
Brigitte. 
- To co innego. 
- Dlaczego? Dlatego, Ŝe autorem był C.H.Battle? 
-  Dlatego  Ŝe  kaŜdy  wiedział,  Ŝe  grasz.  Nie  jesteś  słodką  idiotką.  Czy  to  musi  być  akurat 
wieczór  rodzinny?  -  spytał  Charlie.  -  Gdybym  przyjechał  we  środę,  mógłbym  zostać  na 
weekend. 
- I nie ryzykowałbyś, Ŝe zostaniesz rozpoznany, co, detektywie? - rzuciła ostro Brigitte. - Nie 
musiałbyś obawiać się, Ŝe ktoś dowie się o tym, co łączy cię z Brigitte Dumont. 
- Nie obchodzi mnie, czy ktoś się dowie, czy nie! - wybuchnął męŜczyzna. - Gdyby tak było, 
czy prosiłbym cię, Ŝebyś pojechała ze mną do Nowego Jorku? 
-  Nie  obchodzi  cię,  Ŝe  świat  dowie  się  o  C.H.Battle'u  i  Brigitte  Dumont.  Co  innego  Charlie 
Battle. O! To juŜ całkiem inna sprawa. 
MęŜczyzna opuścił głowę. Wyglądał tak Ŝałośnie, Ŝe Brigitte znienawidziła samą siebie za to, 
co musiała zrobić. 
- Miałeś rację, Ŝe poprawiłeś mnie wtedy, no wiesz, pierwszy raz. 
Charlie popatrzył na nią pytająco. 
- Szepnęłam: Och, Fantasy! Przypomniałeś mi, Ŝe to Charlie Battle kochał się ze mną, a nie 
jakiś  wymyślony  bohater  komiksów.  Nawet  nie  C.H.Battle,  tylko  Charlie.  Zwykły,  szary 
Charlie. Jedyne o co proszę, to Ŝeby ten Charlie był równie szczery w swoich uczuciach jak 
C.H. 
Brigitte uniosła dłoń i delikatnie odgarnęła ciemny kosmyk z czoła męŜczyzny. 
-  Nie  będziesz  musiał  tańczyć,  Charlie.  W  tygodniu  są  urodziny  Claude'a  i  dziewczynki 
przygotowały  małą  niespodziankę.  Nie  będę  teŜ  nikomu  cię  przedstwiać.  Nie  mogę  jednak 
obiecywać,  Ŝe  nie  zostaniesz  rozpoznany.  Było  nie  było  jesteś  sławnym  człowiekiem, 
Charlie, i musisz się z tym pogodzić. 
Charlie  delikatnie  ujął  twarz  Brigitte  w  swoje  dłonie.  Jej  skóra  była  taka  gładka.  Szczupła, 
dziewczęca  sylwetka  w  zaskakujący  sposób  kontrastowała  z  temperamentem  i  siłą  ducha. 

background image

Brigitte  nie  bała  się  kroczyć  przez  Ŝycie  bez  udawania  i  obłudy.  Otwarcie  i  szczerze 
okazywała swe uczucia. Nagle zrozumiał, jak bardzo ją kocha i ile dla niego znaczy. 
- Wcale się ciebie nie wstydzę - oświadczył, pochylając się do jej ust - Jesteśmy umówieni, 
tak, Cukiereczku? 
Przez cały dzień Brigitte zupełnie nie potrafiła skoncentrować się na tym, co robi. Jakby na 
złość, przeznaczenie uparło się, by pokrzyŜować jej plany. Najpierw Nicole wróciła ze szkoły 
zdenerwowana.  Oznajmiła,  Ŝe  zapomniała  o  bardzo  waŜnej  próbie  szkolnego  chóru  i  nie 
moŜe  jej  opuścić.  Jennifer  uparła  się,  Ŝe  nie  wystąpi  bez  siostry,  wobec  czego  trzeba  było 
przesunąć  urodziny  Claude'a  na  kolejny  poniedziałek.  Brigitte  została  bez  programu  na 
wieczór. 
Claire  wpadła  na  pomysł,  Ŝe  poszuka  nut  nowych  piosenek.  Brigitte  udała  się  więc  na 
poszukiwanie  Janet,  by  uprzedzić  ją  o  zmianie  planów.  Niestety,  mimo  godzinnych 
poszukiwań nie znalazła ani Janet, ani Stephena. 
Kiedy  w  końcu  Janet  skontaktowała  się  z  nią,  dla  odmiany  zniknęły  Claire  i  Marguerite. 
Jean-Pierre  przypuszczał,  Ŝe  pojechały  do  miasta  po  sprawunki,  poniewaŜ  Jennifer  podarła 
swój ulubiony sweter i uparła się, Ŝe jeszcze tego wieczoru musi mieć podobny. 
- No nie! - wykrzyknęła Brigitte. - Chyba wszystko sprzysięgło się dziś przeciwko mnie. Ta 
próba  chóru  Nicole  zupełnie  pokrzyŜowała  mi  plany.  Za  dwie  godziny  zaczną  się  schodzić 
goście, a ja nie mam Ŝadnego programu - lamentowała. 
- Doprawdy, skarbie, zawsze moŜesz przecieŜ zatańczyć ze swoim starym ojcem - pocieszył 
ją starszy pan. - Pamiętasz „Herbatkę we dwoje"? 
Brigitte uśmiechnęła się blado. 
- Dzięki, tatku. 
- A teraz powiedz mi prawdę, dlaczego jesteś taka spięta? 
- Mam randkę - wyznała cicho. 
- Z panem Battle? Brigitte przytaknęła. Jean-Pierre zmarszczył brwi. 
-  MoŜe  powinienem  poŜyczyć  od  sąsiada  dubeltówkę,  Ŝeby  upewnić  się,  czy  ma  wobec 
ciebie uczciwe zamiary? 
Brigitte roześmiała się rozbawiona. 
-  No  nie!  To  byłaby  ironia  losu!  W  swoim  czasie,  pewno  nie  raz  musiałeś  salwować  się 
ucieczką przed jakimś rozjuszonym rodzicem z dubeltówką, co? Przyznaj się, tatku! 
- To zupełnie co innego. 
Brigitte uspokajająco poklepała ojca po ramieniu. 
- Na razie poczekaj jeszcze z tą dubeltówką. Mam nadzieję, Ŝe uda mi się przekonać go bez 
uŜywania siły. 
Z gabinetu ojca Brigitte udała się wprost do swego apartamentu. Napuściła wody do wanny i 
postanowiła  wziąć  długą,  gorącą  kąpiel.  Wypoczynek  przerwało  jej  ciche  pukanie. 
Pośpiesznie  wyskoczyła  z  wanny,  nie  tracąc  czasu  na  wycieranie  się.  Owinęła  się  tylko 
szlafrokiem i pospieszyła do drzwi. Miała nadzieję, Ŝe to Charlie przyjechał nieco wcześniej. 
Za drzwiami stała Jennifer. Claire przysłała ją z wiadomością, Ŝe znalazła nuty i Marguerite 
właśnie się z nimi zapoznaje. 
- Dzięki Bogu! - odetchnęła z ulgą Brigitte. - A propos, podoba mi się twój sweter, Jennifer. 
- Dziękuję. Mam jeszcze taki sam turkusowy, a Nicole ma porwane dŜinsy. 
- Porwane? CzyŜby coś się jej stało? - zaniepokoiła się Brigitte. 
Jennifer roześmiała się. 
- Nie, to taka moda. Są całe postrzępione. 
- I z pewnością bardzo drogie - dodała Brigitte. 
- Nicole ma dziury na kolanach. 
- To niezbyt rozsądne - zauwaŜyła Brigitte. 
- Chciała takie z dziurami na udach, ale mama się nie zgodziła. 

background image

- I bardzo słusznie. 
Jennifer ciekawie rozglądała się po pokoju. Jej uwagę przyciągnęła leŜąca na łóŜku jedwabna 
suknia. 
- WłoŜysz tę sukienkę dziś wieczór? Brigitte przytaknęła. 
- Mam randkę. 
- Z panem Battle? 
Brigitte obrzuciła siostrzenicę podejrzliwym spojrzeniem. CzyŜby wszyscy juŜ wiedzieli? 
- Uhm - mruknęła. 
- On jest bardzo fajny - ucieszyła się Jennifer. 
- O tak! - zgodziła się Brigitte. 
Charlie  spóźniał  się.  Brigitte  z  trudem  przebrnęła  przez  otwierający  wieczór  monolog  o 
zakochanych łosiach. Jej myśli zaprzątał Charlie. Gdzie on, u Ucha, się podziewa? Dlaczego 
się spóźnia? A moŜe miał wypadek?! 
Podała mikrofon Claire i pośpieszyła do stołu. 
- Są jakieś wiadomości? - spytała, pochylając się w stronę brata. 
MęŜczyzna przecząco pokręcił głową. 
- A jeśli miał wypadek? 
- Pewnie tylko złapał gumę. 
- To niemoŜliwe - denerwowała się. - To juŜ prawie dwie godziny. 
Stephen obojętnie wzruszył ramionami. 
- MoŜe to jakaś powaŜniejsza awaria. 
Chcąc  nie  chcąc,  Brigitte  musiała  wracać  na  scenę.  Aktorzy  się  zmieniają,  przedstawienie 
trwa.  Co  za  idiota  wymyślił  tę  zasadę?  Myślała  o  Charliem.  A  moŜe  zmienił  zdanie? 
Uśmiechając się krzywo, dobrnęła do ostatniej zwrotki wesołej piosenki o zakochanym łosiu. 
Jeszcze tylko „Herbatka we dwoje" i będzie wolna. 
Za kulisami zauwaŜyła ojca. 
- Są jakieś wiadomości od Charliego? - spytała z nadzieją. 
Starszy pan przecząco pokręcił głową. 
- Nie martw się, moja mała. Na pewno się zjawi. 
- Chyba Ŝe zmienił zdanie. 
- Gdzie twoja wiara, moja droga? Tylko głupiec mógłby tak postąpić, a ten twój Battle wcale 
na takiego nie wygląda. 
Brigitte powtarzała wyuczone w dzieciństwie kroki i gesty. Ze zdumieniem odkryła, Ŝe taniec 
uspokoił ją i odpręŜył.  Odtańczyła swoją solówkę i odczekała trzy takty. Za chwilę dołączy 
do  niej  ojciec.  Odwróciła  się  i  oniemiała.  W  kręgu  padającego  z  reflektora  światła  stał 
niejeden męŜczyzna, ale dwóch. Na twarzy Jean-Pierre'a Dumonta pojawił się pełen nostalgii 
uśmiech, kiedy ujął wyciągniętą ku niemu dłoń córki i połączył ją z ręką młodszego męŜczy-
zny. 
Brigitte  nie  wierzyła  własnym  oczom.  Czy  to  naprawdę  on?  W  eleganckim  czarnym 
smokingu, białej koszuli i meloniku? C.H.Battle? Jej Charlie?! 
Po  raz  pierwszy  od  ponad  dwudziestu  lat  pomyliła  kroki.  Szybko  jednak  złapała  rytm  w 
silnych  ramionach  Charliego.  W  głowie  kłębiły  jej  się  pytania.  Kiedy?  Jak?  Dlaczego? 
Zakończyli  taniec  tą  samą  figurą,  którą  Brigitte  wykonywała  od  lat  z  ojcem.  Charlie 
przyklęknął na jedno kolano, na drugim zaś posadził sobie Brigitte. 
- Romantycznie, co? - szepnął jej do ucha, uśmiechając się radośnie. 
- Panie i panowie, pozwólcie sobie przedstawić: pan C.H. Battle, twórca waszego ulubionego 
komiksu, fantasy Fuzz" - oznajmiła Claire, wysuwając się zza pleców tancerzy. 
-  Charlie  Battle  -  poprawił  męŜczyzna,  kiedy  Claire  podsunęła  mu  mikrofon.  Nie 
wypuszczając  mikrofonu  z  rąk,  odwrócił  się  do  Brigitte  i  patrząc  jej  w  oczy  oświadczył 

background image

uroczystym głosem: - Brigitte Dumont, kocham cię do szaleństwa, czy zechcesz zostać moją 
Ŝ

oną? 

Brigitte pisnęła radośnie i rzuciła się Charliemu w ramiona. 
- To chyba miało oznaczać tak - powiedziała Claire do mikrofonu. 
Widownia zatrzęsła się od oklasków. Charlie wziął Brigitte na ręce i opuścił scenę. 
Później Brigitte dowiedziała się, Ŝe Charlie spędził cały ranek na poszukiwaniu smokingu, a 
po  południu  uczył  się  od  Stephena  kroków  do  ,.Herbatki  we  dwoje".  Usłyszała,  jaką 
wyśmienitą  zabawę  miała  Nicole,  udając,  Ŝe  zapomniała  o  bardzo  waŜnej  próbie,  po  to,  by 
moŜna było przełoŜyć urodziny Claude'a. To jednak nastąpiło duŜo, duŜo później. 
Tymczasem zaś czuła, Ŝe obejmują ją silne ramiona męŜczyzny, który kocha ją do szaleństwa 
i  który  właśnie  przed  chwilą  oświadczył  się  jej  w  obecności  tylu  ludzi!  Zakochani, 
wymykając  się  ukradkiem  z  jadalni,  nie  zauwaŜyli  ukrytych  za  zakrętem  korytarza  dwóch 
podekscytowanych  dziewcząt.  Jedna  z  nich  miała  na  sobie  turkusowy  sweter,  druga  zaś 
porwane  dŜinsy.  Z  piersi  tych  młodych  dam  wyrwało  się  ciche  westchnienie,  kiedy 
rozmarzonym spojrzeniem odprowadzały zakochaną parę.