background image
background image
background image

W listopadzie proponujemy 

Harlequin Desire 

KAWALER NA SPRZEDAŻ 

Shawna Delacorte 

• 

BEZ SERCA 

Kelly Jamison 

CZUŁY i OBCY 

Diana Palmer 

• 

POWRÓT MIŁOŚCI 

Beverly Barton 

Hiarlequin 

background image

DIANA PALMER 

Czuły i obcy 

Harlequin® 

Toronto • Nowy Jork • Londyn 

Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg 

Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney 

Sztokholm • Tokio • Warszawa 

background image

Tytuł oryginału: 

The Tender Stranger 

Pierwsze wydanie: 

Silhouette Books, 1985 

Przekład: 

Weronika Żółtowska 

Redakcja: 

Mira Weber 

Korekta: 

Maria-Teresa Grabowska 

Maria Kaniewska 

© 1985 by Diana Palmer 

© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin 

Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 1993 

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji 

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. 

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu 

z Harlequin Enterprises B.V. 

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek 

podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych i umarłych -jest 

całkowicie przypadkowe. 

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin 

Desire są zastrzeżone. 

Skład i łamanie: COMPTEXT, Warszawa 

Printed in Germany by ELSNERDRUCK 

ISBN 83-7070-252-X 

Indeks 391999 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Fotel w samolocie był o wiele za niski dla postawne­

go mężczyzny; pasażer ledwo się w nim mieścił. Na 

dodatek siedząca obok dziewczyna rozłożyła wokół 

siebie jakieś rupiecie. Zmierzył ją nieprzyjaznym spo­

jrzeniem ciemnobrązowych oczu. Zarumieniła się, 

spuściła wzrok, przełożyła ogromną torbę na drugą 

stronę fotela i próbowała się uporać z pasami bezpie­

czeństwa. Westchnął i zaczął ją obserwować. Na 

pewno jest starą panną, pomyślał złośliwie. Kogóż 

mogłyby zachwycić rozwichrzone, brunatne włosy 

i oczy ukryte za drucianymi okularami. Obszerny biały 

sweter, długa popielata spódnica i praktyczne szare 

pantofle też nie dodawały dziewczynie uroku. Odwró­

cił wzrok i rozglądał się z niesmakiem po wnętrzu 

samolotu. Cholerne linie lotnicze, pomyślał ze złością. 

Gdyby nie spóźnił się na wcześniejszy rejs, nie musiałby 

tkwić w tym fotelu, ściśnięty niczym sardynka w pusz­

ce. Na domiar złego ta mała czarownica jako sąsiadka. 

Nigdy nie lubił kobiet, a teraz czuł do nich jeszcze 

większą niechęć. San Antonio było odległe od meksykań­

skiego Veracruz o kilkaset kilometrów. Będzie musiał 

przez wiele godzin znosić towarzystwo tej dziwacznej 

kobiety. Znowu spojrzał na nią gniewnie. Wyjęła z torby 

stos książek. Na miłość boską, tylko tego brakowało! 

Czy ta idiotka nie wie, że w samolocie jest luk bagażowy? 

background image

6 CZUŁY I OBCY 

- Trzeba było zarezerwować na te szpargały do­

datkowy fotel - burknął, zerkając na stertę roman­

sów. 

Dziewczyna niechętnie podniosła wzrok, onieśmie­

lona trochę obecnością przystojnego, jasnowłosego 

mężczyzny, który patrzył na nią z pogardą. Miał takie 

ładne dłonie, wąskie, mocno opalone i na pewno 

bardzo silne. Na jednej dostrzegła bliznę... 

- Przepraszam - mruknęła. - Przyjechałam na 

lotnisko w San Antonio bezpośrednio po spotkaniu 

z autorką książki. Te... podpisane przez nią egzemp­

larze dam w prezencie moim przyjaciołom po powrocie 

z wakacji. Wolałam nie oddawać ich z resztą bagażu. 

- Pewnie to bezcenne arcydzieła? - spytał z ironią, 

zerkając wymownie na wypchaną torbę, którą dziew­

czyna usiłowała wcisnąć pod fotel. 

- Owszem, zdaniem niektórych osób - przyznała 

dziwna pasażerka. Wyglądała z niepokojem przez 

okno. Rozległ się warkot silników, a załoga samolotu 

przystąpiła do rutynowej demonstracji sprzętu ratun­

kowego. Zniecierpliwiony mężczyzna westchnął i zało­

żył ręce na szerokiej piersi. Miał na sobie wymiętą 

koszulę w kolorze khaki. Odchylił głowę i gapił się 

bezmyślnie na stewardesę. Uroda tej dziewczyny nie 

robiła na nim żadnego wrażenia. Od paru lat kobiety 

wcale go nie obchodziły, chyba że ciało upominało się 

o swoje prawa, co nie zdarzało się często. Parsknął 

śmiechem i zerknął na urażoną sąsiadkę. Zastanawiał 

się, czy wie, czego potrzebuje niekiedy mężczyzna, 

i uznał, że to niemożliwe. Była pewnie cnotliwa niczym 

zakonnica. Zdradzały ją płochliwe oczy i niespokojne 

dłonie. Śliczne dłonie, pomyślał zaciskając usta. Dłu­

gie, smukłe palce, nie lakierowane paznokcie. To były 

background image

CZUŁY I OBCY 

ręce prawdziwej damy. Rozłościł się sam na siebie za 

to, że się jej tak przygląda. Spojrzał na dziewczynę 

nieprzyjaźnie. 

Zauważyła to. Póki sąsiad okazywał irytację i pró­

bował wyładować na niej swoją złość, wcale się nie 

przejmowała, lecz w końcu uznała, że ma dość jego 

pogardliwych spojrzeń. Odrzuciła dumnie głowę 

i zmierzyła go wzrokiem. Spostrzegła nagle dziwny 

błysk w ciemnych oczach mężczyzny. Odwrócił się do 

niej bokiem i zaczął gapić się na stewardesę. 

Ta niezwykła dziewczyna ma temperament, pomyś­

lał. Kto by się tego spodziewał po osóbce pryncypial­

nej i wstydliwej jak panienka. Zastanawiał się, czym się 

zajmuje. Na pewno jest bibliotekarką. Tak, to by 

tłumaczyło jej miłość do książek. A te romantyczne 

powieści... Na pewno i jej marzy się jakiś mały 

romansik. Mężczyźni to idioci, pomyślał, a oczy mu 

pociemniały, nie zauważają tej uroczej dziewczyny, 

a pociąga ich blichtr i krzykliwa elegancja kobiet 

wyzwolonych. 

Z boku dobiegł go cichutki szept. Miał doskonały 

słuch i wkrótce zaczął rozróżniać wypowiadane gorą­

czkowo słowa: „Zdrowaś Mario, łaskiś pełna.?." Nie­

możliwe! Odwrócił się i popatrzył na nią szeroko 

otwartymi ze zdumienia oczami. Czyżby naprawdę 

była zakonnicą? 

Napotkała jego pytający wzrok i w zakłopotaniu 

przygryzła wargę. 

- Przyzwyczajenie - szepnęła. - Moja najlepsza 

przyjaciółka jest katoliczką. Nauczyła mnie odmawiać 

różaniec. Modliłyśmy się podczas podróży. Szczerze 

mówiąc - dodała po cichu - nie sądzę, żeby tam, 

w kabinie, siedział jakiś pilot kierujący tą maszyną! 

background image

8 CZUŁY I OBCY 

- Co pani powie? - spytał z lekkim rozbawieniem. 

- Czy kiedykolwiek widział pan tam kogoś? - Przy­

sunęła się do niego i wskazała głową kabinę. - Zawsze 

ryglują drzwi. Gdyby nie mieli nic do ukrycia, to by ich 

nie zamykali. 

- Nie chcą, abyśmy się dowiedzieli, że samolotem 

kieruje robot - wyjaśnił uśmiechając się mimo woli. 

- Przypuszczam raczej, że pilot nie chciał lecieć, 

więc został tu przyprowadzony siłą i przywiązany do 

fotela. Załoga chce to przed nami ukryć. - Roześmiała 

się cicho i jej twarz natychmiast zmieniła wyraz. Gdyby 

ją odpowiednio umalować i ostrzyc, gdyby jej włosy 

nie były tak rozwichrzone i niesforne, wyglądałaby 

całkiem nieźle. 

- Za dużo się pani tego naczytała - stwierdził 

wskazując torbę z książkami. 

- Istotnie, lubię marzyć - westchnęła. - Ale myślę, 

że czasami potrzebne nam są marzenia. Nie pozwalają 

rzeczywistości zbytnio się panoszyć. 

- Wolę rzeczywistość - odparł. - Nie pozostawia 

żadnych złudzeń, nie można się rozczarować. 

- Pozostanę jednak przy moich złudzeniach. 

Przyglądał się jej otwarcie. Duże, ładnie zarysowane 

usta, prosty nos, szeroko rozstawione, jasnoszare 

oczy, twarz w kształcie serca. I mocno zarysowany 

podbródek, pomyślał uśmiechając się z ociąganiem. 

- Dziwna z pani osóbka - powiedział. 

- Dlaczego zaraz osóbka? - odparła. - Nie jestem 

wcale taka mała. Mam sto sześćdziesiąt siedem centy­

metrów wzrostu, 

- A ja grubo ponad metr osiemdziesiąt. Przy mnie 

wydaje się pani mała - oznajmił wzruszając ramiona­

mi. 

background image

CZUŁY I OBCY 9 

- Nie będę się z panem spierać - odparła z nie­

śmiałym uśmiechem. 

- Ma pani jakieś imię? - wypytywał ją żartobliwie. 

- Danielle. Danielle St. Clair. Jestem właścicielką 

księgarni w Greenville w Południowej Karolinie. -To 

zajęcie świetnie do niej pasowało. 

- Wszyscy mówią do mnie Dutch - odpowiedział 

- ale w rzeczywistości nazywam się Eryk van Meer. 

- Jest pan Holendrem? 

- Moi rodzice mieszkali w Holandii - potwierdził 

skinieniem głowy. 

- Jak to dobrze mieć rodziców - odrzekła i nagle 

posmutniała. - Byłam całkiem mała, gdy straciłam 

moich. Nie mam nawet krewnych. 

Oczy mężczyzny pociemniały gwałtownie. Odwró­

cił głowę. 

- Mam nadzieję, że dostaniemy tu jakiś posiłek 

- stwierdził, zmieniając niespodziewanie temat. - Nic 

nie jadłem od wczorajszego wieczora. 

- Pan na pewno umiera z głodu! - wykrzyknęła 

i zaczęła grzebać w torbie. Samolot szarpnął. Kołował 

na pas startowy. -Mam ciasto. Po spotkaniu z pisarką 

było przyjęcie. Zostało mi trochę. Nie zdążyłam wszys­

tkiego zjeść. Może pan spróbuje? - zapytała wręczając 

mu kawałek kokosowego placka. 

- Nie, poczekam, aż podadzą coś do jedzenia na 

pokładzie. Ale dziękuję pani. - Jego twarz rozjaśnił 

uśmiech. 

- Nie powinnam jeść ciasta. Próbuję schudnąć, 

ważę prawie o dziesięć kilogramów za dużo. 

Przyjrzał się jej uważnie. Rzeczywiście miała niewie­

lką nadwagę, ale nie była gruba, tylko przyjemnie 

zaokrąglona. Chciał jej o tym powiedzieć, ale w samą 

background image

10 

CZUŁY I OBCY 

porę przypomniał sobie, że wszystkie kobiety to podłe 

stworzenia, i ugryzł się w język. Miał dość własnych 

kłopotów i nie zamierzał pocieszać starych panien. 

Usadowił się wygodnie, zamknął oczy i przestał się 

zajmować sąsiadką. 

Lot do Veracruz przebiegł bez żadnych zakłóceń. 

Dutch miał nadzieję, że wkrótce znajdzie się na 

lotnisku i zapomni na zawsze o siedzącej obok dziew­

czynie, ale widać nie było mu to pisane. Gdy tylko 

samolot zakończył kołowanie, Danielle zerwała się 

i stanęła w przejściu między fotelami. Sięgnęła po torbę 

z książkami, która niespodziewanie pękła. 

Niewiele brakowało, by Dutch wybuchnął śmie­

chem, widząc przerażoną minę dziewczyny. Szybko 

pozbierał książki, rzucił je na sąsiedni fotel i przyciąg­

nął Dani do siebie, żeby nie stała na drodze tłoczącym 

się w przejściu pasażerom. 

- O Boże! - jęknęła, jakby los uwziął się na nią. 

- Na pewno zapakowała pani do walizki zapasową 

torbę. Wszyscy tak robią - rzekł pogodnie. Podróżni 

kierowali się w stronę wyjścia. Wielkie, szare oczy 

patrzyły na niego błagalnie i rozpaczliwie. Zapomniał 

nagle, co chciał powiedzieć. Dani miała bardzo delika­

tną cerę. Gotów był się założyć, że nie musi używać 

żadnych upiększających kosmetyków. 

- Zapasowa torba? - powtórzyła machinalnie. 

- Oczywiście, zapasowa torba! - Uśmiechnęła się 

i znowu wstała. 

- Co pani chce zrobić? - wypytywał uprzejmie. 

Wskazała ręką półkę na bagaż ponad jego głową. 

-Poczekajmy, aż wszyscy wysiądą -zaproponował. 

- Ja również położyłem tam swoje rzeczy. Chętnie 

pomogę. 

background image

CZULV I OBCY 11 

Odgarnęła kosmyki rozwichrzonych włosów. 

- Gdy siedzę w domu, nie miewam takich kłopotów 

- tłumaczyła się zmieszana. - W moim mieszkaniu 

panuje zawsze idealny porządek, każdy drobiazg ma 

swoje miejsce. Lecz gdy tylko wyjadę z Greenville, staję 

się okropnie roztrzepana, wszystko leci mi z rąk i nie 

potrafię dać sobie rady bez cudzej pomocy. 

- Ze mną pani nie zginie - powiedział ze śmiechem. 

- Czy ma pani rezerwację? 

- Rezerwację? Aha, chodzi panu o hotel. Wybrałam 

„Mirador". 

-Ja też tam zamieszkam. -Przeznaczenie, pomyślał 

ze smutnym uśmiechem. Podniosła głowę i spojrzała 

na niego. Wyraz jej twarzy wprawił go w zakłopotanie. 

Szare oczy wyrażały bezgraniczną ufność i nadzieję. 

- Zna pan ten hotel? Właściwie chciałam zapytać, 

czy był pan już w Veracruz - dodała niepewnie, żeby 

nie pomyślał, że jest wścibska. 

- Kilkakrotnie - odparł i rozejrzał się. - Przyjeż­

dżam tu parę razy w roku, gdy potrzebuję trochę 

odpoczynku. Możemy iść. 

Zdjął z półki walizkę Danielle i pomógł jej znaleźć 

zapasową torbę, spoglądając z kwaśną miną na wygo­

dne, bawełniane nocne koszule i bieliznę. Zaczer­

wieniła się okropnie, gdy z całkowitą obojętnością 

przeszukiwał jej rzeczy. Starannie zapakowała książki 

do torby. 

Razem opuścili samolot. Była mu nieskończenie 

wdzięczna. Bez trudu mógł to wyczytać z jej twarzy. 

Miała ochotę go ucałować, bo, zamiast kpić, po prostu 

się nią zaopiekował. Pomyśleć tylko, taki przystojny 

mężczyzna pospieszył jej z pomocą! 

- Przykro mi, że sprawiam tyle kłopotu - po-

background image

12 CZUŁY I OBCY 

wtarzała. Prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku, 

gdy szli załatwić formalności paszportowe. Pochyliła 

głowę i grzebała w torebce, szukając gorączkowo 

dokumentów. Nie zauważyła pobłażliwego uśmiechu, 

który złagodził na chwilę twarde rysy mężczyzny. 

- To żaden kłopot - odparł. - Znalazła pani? 

- Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ściskając paszport 

w dłoni. 

- Dzięki Bogu, wreszcie mi się coś udało - powie­

działa. - Nigdy jeszcze nie był mi potrzebny. 

- Po raz pierwszy wyjechała pani za granicę? 

- zapytał uprzejmie, gdy stanęli w kolejce. 

- Rzadko opuszczam Greenville - przyznała. 

- Skończyłam niedawno dwadzieścia sześć lat. Po­

stanowiłam, że czas najwyższy zakosztować przygody, 

nim będzie za późno. 

- Dwadzieścia sześć lat to jeszcze nie starość 

- oświadczył marszcząc brwi. 

- Zgoda, ale i nie pierwsza młodość. - Odwróciła 

wzrok. Z rezygnacją i spokojem pomyślała o wszyst­

kich latach, które przeżyła w samotności. 

- Ma pani kogoś? - zapytał, nie wiedząc dlaczego. 

Zaskoczył go ironiczny uśmiech i zmęczone spo­

jrzenie dziewczyny. 

- Nawet już o tym nie marzę - powiedziała i przesu­

nęła się dźwigając ogromną walizkę. Wpatrywał się 

w nią, próbując zapanować nad sprzecznymi uczucia­

mi. Dlaczego to takie ważne, że Danielle jest samotna? 

Potrząsnął głową i odwrócił wzrok, chcąc się uwolnić 

od jej uroku. Nic go nie obchodziły cudze sprawy. 

Danielle podeszła do celników. Wkrótce dopełniła 

wszystkich formalności. Zastanawiała się, czy powin­

na czekać na przystojnego znajomego z samolotu, ale 

background image

CZUŁY I OBCY 13 

uznała, że dość już miał z nią kłopotów. Autokar 

należący do agencji turystycznej przewoził pasażerów 

z lotniska do hotelu, lecz Danielle wolała pojechać 

taksówką niż zatłoczonym autobusem. Po chwili usa­

dowiła się w aucie z torbą pełną książek i ogromną 

walizką. 

- Hotel „Mirador" - poprosiła. 

Kierowca uśmiechnął się, uruchomił silnik i wyje­

chał na ulicę. Panował ogromny ruch. Żądna wspania­

łych wrażeń i nowych przeżyć Dani rozglądała się 

gorączkowo na wszystkie strony. Patrzyła na zachwy­

cającą błękitem wód zatokę Campeche, na palmy, 

piaszczystą plażę i eleganckie hotele. Veracruz zostało 

założone na początku szesnastego wieku. Podobnie 

jak w innych miastach z tamtej epoki budynki wznie­

sione w czasach, kiedy grasowali tu piraci, sąsiadowały 

z nowoczesnymi gmachami ery kosmicznej. Dani 

miała wielką ochotę wyruszyć na wycieczkę zaraz po 

przyjeździe, ale dokuczał jej upał, a poza tym zdawała 

sobie sprawę, że niemądrze byłoby biegać po mieście, 

póki się nie zaaklimatyzuje. 

Kierowca zatrzymał się przed jednym z hoteli. Był 

to biały, piętrowy budynek ozdobiony prześlicznymi 

arkadami i kaskadami kwitnących roślin. Podróż 

taksówką z lotniska trwała zaledwie kilka minut, lecz 

opłata za kurs była zadziwiająco wysoka. Dani trochę 

się przestraszyła. Dwadzieścia dolarów za kilkanaście 

kilometrów? Ale może takie tu są obyczaje, pomyślała 

i zapłaciła bez sprzeciwu. Kierowca uśmiechnął się 

szeroko, uchyla kapelusza i odprowadził ją do recepcji. 

Podała swoje nazwisko i czekała wstrzymując oddech. 

Pokój był zarezerwowany. Na szczęście miała gdzie 

mieszkać. Wakacje będą wspaniałe. 

background image

14 CZUŁY I OBCY 

Pokój spodobał się Dani. Niestety, okna wychodzi­

ły na miasto, a nie na piękną zatokę. Za niewiarygod­

nie niską cenę nie mogła się jednak spodziewać luk­

susowych warunków. Zdjęła sweter zdziwiona, że 

wydawał się całkiem odpowiedni, gdy wsiadała do 

samolotu. Ale w Stanach wiosna dopiero się za­

czynała. Tutaj okazał się za ciepły. Powietrze w pokoju 

było rozgrzane, mimo włączonej klimatyzacji. Popa­

trzyła na miasto przez okno. Przyjechała do Meksyku. 

Jej sen się ziścił. Oszczędzała i ciułała przez dwa lata, 

żeby pojechać na egzotyczną wycieczkę, ale i tak 

pieniędzy starczyło tylko na wyjazd poza sezonem. 

Wtedy miała najwięcej pracy, ale Harriett Gaynor, 

przyjaciółka Dani, która pracowała w księgarni jako 

ekspedientka, pilnowała interesu pod jej nieobecność. 

Jedź, namawiała cierpliwie, i ciesz się życiem przez 

kilka dni. 

Dani spojrzała w lustro i skrzywiła się. Ciesz się 

życiem, łatwo powiedzieć. Co innego, gdyby była tak 

urodziwa jak tamta stewardesa. Może wtedy jasno­

włosy olbrzym nie odwracałby wzroku i okazałby jej 

coś więcej niż tylko niechętne współczucie, które 

czytała w jego ciemnych oczach. 

Zaczęła rozpakowywać torbę podróżną. Nie po­

winna się łudzić. Pomógł jej tylko dlatego, że nie miał 

innego wyjścia. Gdy rozsypała swoje bezcenne książki, 

zatarasowała mu przejście. Westchnęła, sięgając po 

bluzki i powiesiła je do szafy. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

Późnym popołudniem Dani wybrała się na spacer. 

Uradowana niczym mała dziewczynka wędrowała 

ulicami wiekowego miasta. Przebrała się w dżinsy 

i obszerną, cienką koszulę. Nie różniła się wyglądem 

od innych turystów zwiedzających port. Bardzo ją 

zaciekawił rząd straganów ciągnący się wzdłuż nad­

morskiej promenady. Długo oglądała towary. Kupiła 

sobie starannie wykonany srebrny krzyżyk inkrus­

towany masą perłową. Słabo znała hiszpański, ale 

dawała sobie radę, ponieważ większość sprzedawców 

mówiła trochę po angielsku. Wszystko ją zachwycało 

- prześliczne suknie we wszystkich kolorach tęczy, 

chusty, kapelusze, torby, zwierzaki wyplatane ze sło­

my, muszle. Podziwiała stare budynki wznoszące się 

w pobliżu portu. Patrzyła na zatokę i próbowała sobie 

wyobrazić, jak bywało tu w dawnych czasach, gdy 

przybywali do miasta żądni przygód piraci. Nagle 

stanął jej przed oczyma jasnowłosy olbrzym poznany 

w samolocie. Tak właśnie powinien wyglądać pirat. 

Jak Dutch o nich mówił? Korsarze? Wyobraziła go 

sobie z nożem w garści. Uśmiechnęła się i poszła dalej 

nabrzeżem, by obserwować rozładunek frachtowca. 

Nigdy nie miała okazji przyjrzeć się statkom z bliska. 

Greenville leżało w głębi lądu, daleko od oceanu. Dani 

poznała dobrze okoliczne wzniesienia i nie zatrute 

background image

16 CZUŁY [ OBCY 

przez fabryki wiejskie okolice. Statki były dla niej 

czymś zupełnie nowym. Patrzyła na nie z przyjemnoś­

cią. Zatopiła się w marzeniach i zupełnie straciła 

poczucie czasu. Nie przyszło jej do głowy, że to 

zaciekawienie może zwrócić czyjąś uwagę. Jeden z ro­

botników portowych zaczął się na nią gapić. Za­

kłopotana ruszyła w stronę grupy turystów. Samotna 

kobieta była narażona na zaczepki, a Dani wcale nie 

miała ochoty znaleźć się w kłopotliwej sytuacji. 

Mrok zapadał nad cichnącymi ulicami Veracruz. 

Nieznajomy nadal przyglądał się Dani. Zerknęła ką­

tem oka i spotrzegła, że idzie za nią. O Boże, pomyślała 

przestraszona, co ja teraz zrobię? Nie widziała w po­

bliżu żadnego policjanta, a wśród turystów przeważali 

starsi ludzie, którzy na pewno nie chcieli mieszać się do 

cudzych spraw. Dani jęknęła w duchu, ścisnęła moc­

niej torebkę i szybkim krokiem ruszyła w stronę 

hotelu. Zrobiło się zupełnie pusto. Nadal słyszała 

dobiegający z tyłu odgłos kroków: Jej serce uderzało 

pospiesznie. A jeśli ten natręt napadnie ją i obrabuje? 

Może pomyślał, że poszła do portu, żeby szukać 

męskiego towarzystwa. 

Przyspieszyła kroku, skręciła w najbliższą prze­

cznicę i nagle znalazła się twarzą w twarz z innym 

mężczyzną. Stanęła jak wryta i niewiele brakowało, 

żeby krzyknęła, ale rozpoznała od razu jasną czup­

rynę, połyskującą w ostatnich promieniach zachodzą­

cego słońca. 

Dutch patrzył na nią obojętnie. W jednej ręce 

trzymał papierosa, drugą schował do kieszeni. Nadal 

miał na sobie ubranie w stylu safari, w którym widziała 

go w samolocie, a jednak wydawał się świeży i wypo­

częty. Zastanawiała się, czy cokolwiek mogło wy-

background image

CZUŁY I OBCY 

17 

prowadzić tego człowieka z równowagi. Cechowała go 

szczególna pewność siebie, jakby poddano go najcięż­

szym próbom; doskonale znał swoje możliwości. 

Popatrzył w głąb ulicy ponad jej ramieniem. Wy­

starczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, co się stało. 

Oczy mu pociemniały. 

- Veracruz to doskonałe miejsce do odpoczynku, 

pod warunkiem że po zmierzchu unika się tej części 

miasta - oznajmił uprzejmie, ale stanowczo. - Masz 

wielbiciela. 

- Tak, zauważyłam... - Chciała się obejrzeć, ale 

Dutch pokręcił głową. 

- Nie odwracaj się. Uzna, że go zachęcasz. -Wybu­

chnął śmiechem i dodał: -Ma koło pięćdziesiątki i jest 

łysy. A może specjalnie poszłaś do portu, żeby kogoś 

poderwać? W takim razie zrób do niego oko i umów się 

na randkę. 

Żartował, ale Dani poczuła się urażona. Czy jego 

zdaniem nie jest dość ładna, by się spodobać młodemu, 

przystojnemu mężczyźnie? 

- Wyobraź sobie, że po prostu zapomniałam, gdzie 

jestem i straciłam poczucie czasu. Następnym razem 

będę bardziej uważała. Przepraszam -odparła spokoj­

nie i przeszła obok niego. Patrzył za nią, czując że 

ogarnia go wściekłość. Skąd miał wiedzieć, że całkiem 

poważnie potraktuje jego żart. Był na siebie zły, 

ponieważ tego nie przewidział. Wymamrotał jakieś 

przekleństwo i poszedł za dziewczyną. 

D ani miała dość wrażeń jak na jeden dzień. Pobieg­

ła do hotelu, nie czekając na windę wspięła się na 

piętro, wpadła do pokoju i zamknęła drzwi na klucz. 

Zastanawiała się, dlaczego tak postępuje. To nie jest 

mężczyzna, który chciałby się uganiać za handlującą 

background image

18 CZUŁY I OBCY 

książkami okułarnicą, powtarzała sobie. Nie zeszła 

tego wieczora na kolację. Dutch na pewno by do niej 

nie podszedł, ale czuła się zażenowana i nie chciała 

ryzykować kolejnego spotkania. Zamówiła posiłek do 

pokoju i z apetytem zjadła w samotności owoce morza. 

Następnego ranka zeszła na śniadanie. Nie mogła 

wiecznie unikać tego człowieka. Duma jej na to nie 

pozwalała. Dutch siedział przy osobnym stoliku w po­

bliżu okna i czytał gazetę. Prezentował się wspaniale, 

chociaż miał na sobie zwykłe, białe spodnie i rozpiętą 

koszulę w białe i czerwone paski. Przeciętny turysta. 

Oderwał wzrok od gazety, jakby poczuł, że mu się 

przygląda. Złapana na gorącym uczynku, zarumieniła się 

ze wstydu. Dutch obdarzył ją wymuszonym uśmiechem 

i zagłębił się w lekturze. Gdy wróciła do pokoju, nie 

mogła sobie przypomnieć, co jadła na śniadanie. Przez 

cały czas mimowolnie zerkała na niego kątem oka. 

Postanowiła jak najlepiej wykorzystać czterodnio­

wy urlop. Zamierzała wybrać się na plażę. Wyjęła 

jednoczęściowy czarny kostium kąpielowy. Odgarnęła 

rozwichrzone włosy i spojrzała w lustro. Oto za­

chwycająco piękna kobieta, pomyślała z ironią. Trud­

no się dziwić, że Dutch nie zwrócił na nią uwagi. 

Z takim wyglądem nie skusiłaby nawet rekina. Nagle 

podniosła słuchawkę, zadzwoniła do salonu piękności, 

który mieścił się w hotelu, i umówiła się z fryzjerką. 

Postanowiła obciąć włosy. 

Jedna z klientek odwołała spotkanie i Dani mogła 

być obsłużona natychmiast. Chwilę później siedziała 

w fotelu, przyglądając się nowej fryzurze. Niesforne 

kosmyki zostały starannie podcięte. Krótke loki ota­

czały jej drobną twarzyczkę, opadając ku wielkim, 

background image

CZUŁY I OBCY 

19 

szarym oczom i nadając dziewczynie szelmowski wy­

gląd. Uśmiechnęła się z zadowoleniem do swego 

odbicia, zapłaciła i tanecznym krokiem wbiegła na 

piętro. Włożyła kostium kąpielowy, lekko się umalo­

wała (czego zazwyczaj nie robiła), a nawet skropiła się 

perfumami. Wprawdzie nie wyglądała jak królowa 

piękności, ale prezentowała się teraz o wiele lepiej. 

Popatrzyła ze smutkiem na wydatny biust. Tu nie 

pomoże żaden cud, powiedziała sobie i narzuciła na 

kostium plażowe wdzianko. Jasna tkanina w lawendo­

wym odcieniu doskonale ukrywała niedostatki figury. Do 

plażowej torby, kupionej w hotelowym sklepie, wrzuciła 

krem ochronny oraz duży ręcznik. Zmieniła okulary na 

specjalne, przeciwsłoneczne, i poszła nad morze. 

Było cudownie. Rozgrzany piasek, ciepło słońca 

i monotonny szum wody sprawiły, że odprężyła się 

całkowicie. Wyciągnęła się na ręczniku, oczarowana 

pięknem zatoki i miasta pełnego zabytków. 

W pewnej chwili poczuła czyjeś spojrzenie. Otworzyła 

oczy, odwróciła głowę i ujrzała Dutcha spacerującego po 

plaży z papierosem w dłoni. Jasne włosy lśniły w słońcu 

jak białe złoto. Nie mogła oderwać od niego wzroku. 

Mocno opalony tors i nogi mężczyzny porośnięte były 

niezbyt gęstymi, kędzierzawymi, jasnymi włosami. Miał 

na sobie tylko krótkie, drelichowe szorty i sandały, które 

nosili prawie wszyscy plażowicze, by uniknąć przykrych 

niespodzianek, gdyby na coś nadepnęli. 

Odwróciła głowę. Nie chciała na niego patrzeć. Ten 

zmysłowy mężczyzna mógłby bez trudu złamać serce 

kobiecie tak niedoświadczonej jak ona. Na pewno 

zauważył jej prostoduszność i nieźle się tym bawił, 

pomyślała z goryczą. 

Dutch zauważył, że odwróciła głowę, i poczuł złość. 

background image

20 CZUŁY I OBCY 

Czemu ta dziewczyna wpatruje się w niego ze smut­

kiem i dziecięcą tęsknotą? Odebrała mu spokój. Zmru­

żył oczy. Czyżby zmieniła fryzurę? Było jej z tym do 

twarzy, ale dlaczego, u licha, włożyła na siebie tyle 

ciuchów? Wygląda jak ryba owinięta w gazetę. Wolał­

by oglądać Dani bez tych szmat zasłaniających ją od 

szyi do talii. Zmarszczył brwi. Może jest płaska jak 

deska i nie chce, żeby zwracano na to uwagę. Czy 

naprawdę nie rozumie, że takie maskowanie tylko 

podkreśla niedostatki figury? 

Zmierzył dziewczynę krytycznym spojrzeniem. 

Miała zgrabne, długie nogi. Przymknął oczy i zaczął ją 

obserwować. Zauważył, że miała szczupłe biodra 

i wąską talię. Resztę przykrywało wdzianko. Twier­

dziła, że powinna schudnąć, lecz chyba bezpodstawnie. 

Uznał, że ma doskonałą figurę. 

Po cóż mi taka kobieta, przekonywał samego siebie. 

Mimo pozorów to z pewnością pozbawiona wszelkich 

skrupułów kokietka, szukająca kolejnej ofiary. Czy on 

nigdy nie zmądrzeje? Czy już zapomniał, jaką cenę 

przyszło mu zapłacić za jedyną wielką miłość? Wielka 

miłość, powtórzył z goryczą. Nieprawda. To było 

fatalne zauroczenie, które kosztowało go wszystko, co 

miał najdroższego. Stracił rodzinę i widoki na przy­

szłość, przepadły oszczędności rodziców... 

Uważnie obserwował Dani i uśmiechał się drwiąco. 

Jednak była inna. Nie znał dotąd takich kobiet. 

Zrozumiał wreszcie, że go zaciekawiła. Pragnął od­

kryć, na czym polega jej niezwykły urok. 

Był niedaleko. Widziała go kątem oka. Z każdym 

jego krokiem serce przerażonej dziewczyny biło coraz 

mocniej. Proszę, nie podchodź, błagała w duchu, 

zaciskając mocno powieki, odejdź stąd. Nie budź we 

background image

CZUŁY I OBCY 

21 

mnie nadziei. Nie zbliżaj się. Przy tobie moja wola 

słabnie, a przecież nie mogę sobie na to pozwolić. 

-W tym stroju trudno ci się będzie opalić- zauważył 

wskazując obszerne wdzianko i wyciągnął się obok na 

ręczniku. Leżał oparty na łokciu. Poczuła ciepło 

emanujące z jego ciała i zapach drogiej wody po goleniu. 

- Nie zamierzam przesadzać z opalaniem - wy­

krztusiła. 

- Nadal złościsz się na mnie o to, co powiedziałem 

wczoraj wieczorem? - zapytał z uśmiechem. 

- Owszem, trochę - przyznała szczerze. Dutch 

pochylił się i zdjął jej z nosa przeciwsłoneczne okulary. 

Poczuła się jakby obnażona i całkiem bezbronna. Był 

człowiekiem bywałym i nieustępliwym. To rzucało się 

w oczy. Dlatego budził w niej ogromny lęk. 

- Nie kpiłem z ciebie. Po prostu rzadko rozmawiam 

z kobietami i nie umiem z nimi postępować - rzekł 

cicho. - Od dawna obywam się bez ich towarzystwa. 

-1 nie cierpisz ich - zauważyła. 

Rzucił na nią gniewne spojrzenie. Przyglądał się jej 

ustom. 

- Robię wyjątki. Sypiam z kilkoma. - Roześmiał się, 

widząc rumieńce na policzkach dziewczyny. - Nie 

próbuj mi wmawiać, że czujesz się zakłopotana. Wi­

działem twoje książki. Nie wątpię, że wszystko zostało 

w nich dokładnie opisane. 

- Jest inaczej, niż myślisz - zaprzeczyła. 

- Urocza dama z Południa -mruknął, przyglądając 

się Dani. Rzadko spotykał istoty tak wrażliwe i bez­

bronne. Za ową subtelnością kryła się jednak praw­

dziwa siła. Nieśmiałość Dani go nie zwiodła. Pod­

świadomie czuł, że dziewczyna jest równie nieugięta 

jak on sam. - Boisz się mnie? 

background image

22 CZUŁY I OBCY 

- Tak. Mało wiem... o mężczyznach - odparła 

cicho. - Niewiele miałam z nimi do czynienia. 

- Zawsze odpowiadasz tak szczerze? - zapytał 

mimochodem. Odkrył na jej nosie kilka piegów. 

- Nie lubię być oszukiwana - odparła - dlatego 

nigdy nie próbuję zwodzić innych. 

-Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło?-Dotknąłjej 

ciemnych włosów. Lśniły w słońcu. Przesunął między 

palcami kosmyk miękki jak kocie futerko i delikatny 

niczym jedwab. - Podoba mi się twoja nowa fryzura. 

- Za gorąco na długie włosy... - Dani poczuła lęk. 

Nikt jej jeszcze tak nie dotykał. Ten mężczyzna 

o niezwykłym uroku i sile przyciągał ją niczym magnes, 

a zarazem budził prawdziwy niepokój. Był tak blisko, 

że mógłby bez trudu dotknąć ręką jej ciała. Czuła się 

przy nim jak nastolatka. Powróciła słodka tęsknota, 

której Dani nie zaznała od lat. Niespokojne oczekiwa­

nie mieszało się z obawą i pożądaniem. 

-Dlaczego to włożyłaś? - zapytał i dotknął guzików 

obszernego wdzianka. - Z konieczności? 

-Nie... tylko... -wyjąkała. Zabrakło jej tchu. Była 

tak roztrzęsiona, że prawie zapomniała, jak się nazywa. 

- W takim razie zdejmij je - odparł po cichu. - Chcę 

zobaczyć, jak wyglądasz. 

Dokładnie takie same słowa znalazła w ostatniej 

książce ulubionej autorki. Czytała tę scenę z wypieka­

mi na policzkach. Teraz sama ją przeżywała i drżała, 

patrząc w ciemne oczy Dutcha. Zapomniała, po co 

włożyła tę obszerną bluzkę. Wpatrywała się w jego 

twarz, a on zręcznie rozpiął guziki. Zsunął wdzianko 

z ramion dziewczyny i nagle widok, który ujrzał, 

zaparł mu dech w piersiach. Zarumieniła się, onie­

śmielona niczym młoda panienka. 

background image

CZUŁY I OBCY 23 

- Po co włożyłaś ten ciuch? - powtórzył pytanie, 

spoglądając jej w oczy. Wierciła się niespokojnie. 

- Wiesz, mam wrażenie... mężczyźni gapią się na 

mnie. 

- O rany, wcale mnie to nie dziwi. Wyglądasz 

cudownie! 

Nikt jej dotąd nie powiedział takiego komplementu. 

Podniosła oczy, pewna że z niej kpi, ale się pomyliła. 

- To dlatego ciągle nosisz takie szerokie bluzki 

i swetry? - wypytywał. 

- Mężczyźni zakładają, że kobieta... hojnie ob­

darowana przez naturę na pewno źle się prowadzi 

- westchnęła. - Wstydzę się, gdy na mnie patrzą. 

- Podejrzewałem, że jesteś płaska jak deska - przy­

pomniał sobie z uśmiechem. 

- Wcale nie - wymamrotała. -Musiałam wyglądać 

dziwacznie. 

-Nie przejmuj się. -Przez kilka chwil patrzył na nią 

z uśmiechem, a potem ułożył się wygodnie na plecach. 

- Przepędzę natrętnych wielbicieli. 

Natychmiast poczuła się zagrożona. Niepokój po­

wrócił. Czy Dutch spodziewa się jakiejś nagrody za tę 

opiekę? Popatrzyła z lękiem na odpoczywającego 

mężczyznę. 

- Nie będziesz miała wobec mnie żadnych zobowią­

zań - mruknął nie otwierając oczu. - Potrzebny mi 

odpoczynek, a nie szalona przygoda miłosna. 

-Ja natomiast nie mam bladego pojęcia, co powin­

nam zrobić, żeby ją wreszcie przeżyć - westchnęła 

żałośnie. 

- Jesteś dziewicą? - zapytał z prostotą. 

- Owszem. 

- Niewiele dziewczyn czeka tak długo. 

background image

24 CZUŁY I OBCY 

- Marzy mi się zakończenie jak z bajki: żyli razem 

długo i szczęśliwie. 

- Domyśliłem się tego, gdy zobaczyłem twoje 

książki - odparł z uśmiechem. Przeciągnął się. Zafascy­

nowana Dani patrzyła na potężne mięśnie rysujące się 

pod opaloną skórą. Nie mogła od nich oczu oderwać. 

Napotkał jej zachwycone spojrzenie. Gotów był się 

założyć o roczne zarobki, że nie zaznała dotąd nawet 

niewinnych pieszczot. Zaczął się nagle zastanawiać, co 

by to było, gdyby Dani dała się porwać namiętności, 

gdyby jej szare oczy rozjaśnił blask, gdyby leżała przy 

nim odprężona i ufna. Zmarszczył brwi. Odkąd rozstał 

się z tamtą suką, niewiele czasu poświęcał kobietom. 

Niekiedy spotykał się z którąś, a potem szybko o niej 

zapominał. Wiedział jednak, że czasem bywa inaczej. 

Niespieszne, pełne wzajemnej czułości zaloty. Nagle 

do tego zatęsknił. Chciał pieścić łagodną kobietę, obok 

której leżał, i uczyć ją miłości. Wyobraził sobie, że 

delikatne palce błądzą po jego ciele. Reakcja była 

równie natychmiastowa, co nieoczekiwana. 

Odwrócił się na brzuch, na wpół oszołomiony 

gwałtownym pożądaniem. Cóż to za czarownica? 

Przyglądał się jej z uwagą. Czy zdawała sobie sprawę, 

co czuł przed chwilą? Niemożliwe, zdecydował. Była 

tak niewinna, że natychmiast zarumieniłaby się po 

uszy, Z pewnością nie widziała nigdy podnieconego 

mężczyzny. Uśmiechnął się, gdy spojrzała na niego ze 

zdumieniem. 

- Co cię tak śmieszy? - zapytała nieśmiało. 

- Naprawdę chcesz wiedzieć? -mruknął z poważną 

miną. 

Położyła się na brzuchu i podparła łokciami. Stu­

diowała ostre rysy twarzy mężczyzny i słabo widoczną 

background image

CZUŁY I OBCY 25 

bliznę na policzku. Wydawał się jej bardzo pociągają­

cy. A co najdziwniejsze, uważała za całkiem naturalne, 

że leży obok niego na plażowym ręczniku i bezwstyd­

nie mu się przygląda. 

Dutch nie odrywał oczu od jej dekoltu. Elastyczna 

tkanina naciągnęła się, odsłaniając trochę kuszące 

okrągłości. Dani chciała się odsunąć, ale mężczyzna ją 

powstrzymał. 

- Pozwól mi popatrzeć. Od tego nie zachodzi się 

w ciążę - szepnął. 

- Ty potworze - odcięła się natychmiast. 

- Zgoda, ale i tak zagrażam ci o wiele mniej niż 

którykolwiek z tych podstępnych Latynosów - przy­

pomniał. - Jestem, że tak powiem, mniejszym złem. 

Nie zamierzam cię uwieść. 

- Chyba nikt nie ma na to ochoty - odparła 

i wy buchnęła śmiechem. Odsunęła się i tym razem 

Dutch nie zaprotestował. Położyła się na plecach 

z rękami za głową. Oparł się na łokciu i uparcie patrzył 

jej prosto w oczy. 

- Gdyby na plaży nie było tylu ludzi, szybko bym cię 

nauczył, jak doprowadzić mężczyznę do szaleństwa, 

mój ty niedowiarku -mruknął. -Przed chwilą zdarzy­

ło mi się coś nieoczekiwanego, i to przez ciebie. 

Spoglądała na niego szeroko otwartymi oczyma, 

nie mogąc uwierzyć w usłyszane przed chwilą słowa. 

To nie była salonowa konwersacja. 

- Chyba wiesz, co mam na myśli? Cóż w tym złego, 

śliczna panienko z Południa? Chyba w ogóle nie znasz 

życia? 

- Chyba nie za bardzo - wyjąkała patrząc na jego 

zmęczoną twarz. -Ty natomiast znasz je aż za dobrze. 

- Zgadza się - przytaknął. - Posiwiałabyś, gdybym 

background image

26 CZUŁY I OBCY 

ci opowiedział swoje przygody, zwłaszcza - dodał 

z wystudiowaną powagą - te z kobietami. 

- Nie jesteś... zbyt romantyczny - zauważyła Dani. 

Wolno pokręci! głową. 

- Nie - odrzekł cicho. - Czasem potrzebuję kobiety, 

ale chodzi wyłącznie o seks. To pozwala mi zapomnieć. 

Pozbyłem się złudzeń. 

Popatrzyła mu w oczy i nagle poczuła się zażenowa­

na. 

- Na pewno jest jakiś powód -odrzekła z przekona­

niem. Dutch skinął głową. 

- Miałem wtedy dwadzieścia cztery lata, ona dwa­

dzieścia osiem. Dużo wiedziała o życiu i była piękna jak 

bogini. Uwiodła mnie na jachcie. Byłem gotów dla niej 

umrzeć. Żądała ode mnie pieniędzy, a mnie to uczucie 

całkiem ogłupiło. Sprzedałem wszystko, co posiada­

łem, żeby kupić sobie jej wierność. - Oczy mężczyzny 

pociemniały z wściekłości. - Gdy rodzice przeszli na 

emeryturę, nabyłem z nimi na spółkę niewielki dom. 

Miałem swoje... dochody - dodał, nie wyjaśniając, 

skąd je czerpał. - Obciążyłem hipotekę, żeby zdobyć 

pieniądze dla tamtej kobiety. Bank zabrał wszystko. 

Mój ojciec, który włożył w dom oszczędności całego 

życia, zmarł wkrótce na atak serca. Matka ciągle mnie 

obwiniała, że zmarnowałem cały ich życiowy dorobek. 

Umarła sześć miesięcy później. - Zagarnął dłonią 

trochę piasku i obserwował, jak przesypuje się między 

palcami. Dani patrzyła na jego piękny profil. Była 

pewna, że nikt przed nią nie słyszał tej opowieści. 

- A tamta kobieta? - zapytała łagodnie. 

- Znalazła sobie innego. - Zacisnął pięść, jakby chciał 

zgnieść sypki piasek na drobniutki pył. Spojrzał na Dani 

z pogardliwym uśmiechem. - Miał więcej pieniędzy. 

background image

CZUŁY I OBCY 27 

- Przepraszam -mruknęła, nie wiedząc, jak powin­

na zareagować. - Rozumiem, że pozostało w tobie 

wiele goryczy, ale... 

- ...ale nie wszystkie kobiety są wyrafinowanymi 

oszustkami - dokończył za nią. - To chciałaś powie­

dzieć? 

- Mój jedyny narzeczony umawiał się z inną 

dziewczyną, nie zrywając ze mną - wyznała. 

- Cóż to musiał być za romans - skomentował 

ironicznie. Dani patrzyła w jego twarz. Malowały się 

na niej gniew i cierpienie. 

- Kochałam go - oświadczyła, uśmiechając się 

smutno. - Niestety, on chciał tylko iść ze mną do łóżka. 

Nie zamierzał się wiązać na całe życie. 

- Jak większość mężczyzn - rzucił Dutch. 

- Też tak sądzę - westchnęła Dani i ułożyła się 

wygodniej. - Dlatego postanowiłam żyć samotnie. 

Czuję się bezpieczna. 

Dutch leżał na boku i patrzył na nią uważnie. 

- Zbijasz mnie z tropu - rzekł po chwili milczenia. 

- Czy dlatego, że niewiele wiem o życiu? 

- Owszem - przytaknął. - W moim świecie za brak 

doświadczenia trzeba drogo płacić. Zaciekawiłaś mnie. 

- Ty mnie również - przyznała śmiało. 

Odgarnął włosy opadające jej na twarz. Przyjemnie 

było czuć dotknięcie silnych, ciepłych rąk na delikat­

nych policzkach. Skóra jego dłoni była twarda jak po 

ciężkiej, fizycznej pracy. Dani miała wrażenie, że 

drobne iskierki przebiegają po jej ciele; przyjemność 

graniczyła niemal z bólem. 

Dutch widział, jak piersi dziewczyny nabrzmiewają 

pod cienkim kostiumem. Stwardniałe sutki zdradzały 

jej podniecenie, podobnie jak przyspieszony oddech. 

background image

28 CZUŁY I OBCY 

Chciała się zasłonić, ale Dutch zajrzał jej w oczy 

i pokręcił głową. 

- To jest równie normalne jak oddychanie - rzekł 

ledwo dosłyszalnym głosem. - I pochlebia mi. Nie 

wstydź się. 

- Ciotka, która mnie wychowała, była starą panną. 

Zawsze powtarzała... - Mężczyzna położył palec na jej 

wargach. Delikatne dotknięcie obudziło nieznaną po­

kusę. Miała ochotę ugryźć go leciutko. 

- Wyobrażam sobie, czego nakładła ci do głowy. 

- Spojrzenie ciemnych oczu spoczęło na drżących, 

rozchylonych wargach, których dotykał. - Masz pięk­

ne usta, Dani. Chciałbym cię pocałować. 

Dziewczyna na samą myśl o tym poczuła zawrót 

głowy. Spojrzała mimo woli na jego surowe, ale 

pięknie wykrojone usta. Górna warga była wąska, 

dolna wydatna i zmysłowa. Dani mogła się założyć, że 

wiedział o pocałunkach nieskończenie więcej niż ona. 

- Często się całowałaś? - zapytał. 

- Od czasu do czasu - rzuciła jakby żartem. 

- To były francuskie pocałunki? - drażnił się z nią. 

Ciało płatało jej figle. Serce kołatało, próbując 

wyrwać się z piersi; oddychała z trudem. Przestała nad 

sobą panować, gdy jego stwardniałe palce dotknęły jej 

karku, opadły na ramię i przez tkaninę kostiumu 

objęły miękką wypukłość biustu. 

- Niesamowite uczucie, prawda? - mruczał, pat­

rząc w szeroko otwarte oczy i widząc rumieńce na 

policzkach. Jego palce wślizgnęły się pod ramiączko. 

Szerokie plecy Dutcha zasłaniały dziewczynę przed 

spojrzeniami innych plażowiczów. - Nikt na nas nie 

patrzy -szepnął uspokajająco. Śmiał się cicho, żartob­

liwie, wsuwając dłoń pod tkaninę. Łagodna pieszczota 

background image

CZUŁY I OBCY 29 

nie przestraszyła Dani, lecz obudziła skryte prag­

nienia. Ciało dziewczyny upominało się o swoje 

prawa; wiedziała, że nie umknie to uwagi Dutcha. 

- Skóra gładka jak aksamit - szeptał, niemal 

dotykając wargami jej ust. Poddała się delikatnej 

pieszczocie smukłych palców i drżała odczuwając 

narastającą rozkosz. Jej pragnienia stawały się coraz 

śmielsze. Chciała, by dotknął stwardniałych sutków, 

pragnęła, żeby szorstka dłoń objęła jej pierś. Miała to 

wypisane na twarzy. 

Oczy mężczyzny pociemniały, zniknął pobłażliwy 

uśmieszek. 

- Jeśli nadal będziesz patrzyła w ten sposób - wy­

szeptał - nie wytrzymam i rzucę się na ciebie, nie 

zważając na to, że jest tu mnóstwo ludzi. 

Dani nie wierzyła własnym uszom. Wiedziała, że 

to szaleństwo. Czuła się taka samotna i bezbronna. 

Pomyślała z goryczą, że wspomnienia z tych cztero­

dniowych wakacji będą jej musiały wystarczyć na 

całe życie. Wszystkie przyjaciółki Dani powychodzi­

ły za mąż i były szczęśliwe. Tylko ona pozostała 

samotna. Nikt jej nie chciał. A na dodatek ten 

mężczyzna, który uwiódłby bez trudu każdą z uro­

czych turystek, opalających się na plaży, żartuje 

sobie, bawi się jej kosztem, a ona mu na to po­

zwala. 

Zachmurzyła się na myśl o tym. Jasnowłosy olb­

rzym nie mógł znieść widoku jej zasmuconej twarzy. 

- Nieprawda - rzekł czule. - Nie udaję. Nie wolno ci 

tak myśleć. 

- Udajesz, udajesz -powtarzała z uporem. Zagryzła 

usta, żeby się nie rozpłakać. - Ty przecież... 

Dutch pochylił się, musnął jej wargi i szybko 

background image

30 CZUŁY I OBCY 

podniósł głowę. Dłoń wsunięta pod ramiączko kos­

tiumu znowu się poruszyła. 

- Cicho - mruknął, gdy dziewczyna zadrżała. 

Pocałował ją lekko w czubek nosa, - Nikt nie widzi, co tu 

robimy. - Dotknął ustami przymkniętych powiek, 

Smukłe palce wpełzały coraz głębiej pod materiał. 

Położyła ręce na jego ramionach. Z wysiłkiem chwytała 

ustami powietrze, czując jego zachłanne wargi tak blisko. 

- Eryku - szepnęła, żeby usłyszeć jego imię. 

Zawahał się na moment, uniósł głowę i popatrzył jej ' 

w oczy, zamglone, szeroko otwarte, zdumione inten­

sywnością nowych doznań. Wsunął rękę pod głowę 

dziewczyny i zaczął delikatnie gładzić kark, a drugą

 : 

obejmował jej pierś. Czuła ciepłą szorstkość dłoni, 

przesuwającej się po rozpalonej skórze. 

- Czy jestem pierwszym mężczyzną, który cię tak 

dotyka? - zapytał szeptem. 

- Przecież... wiesz - odparła załamującym się gło­

sem. 

Spragnione pieszczot ciało dziewczyny prężyło się 

wbrew jej woli pod czułymi dłońmi. Uśmiechała się 

dziwnie, jakby za chwilę miała wybuchnąć płaczem. 

- Dzięki, dzięki ci - powtarzała. 

To nie do zniesienia. Była mu wdzięczna. Poczuł 

smutek. Dotknął ręką policzka Dani i pocałował ją 

z czułością, jakiej nie okazał żadnej kobiecie, od czasu 

gdy był niemal chłopcem. 

- Mówisz tak, jakbym musiał się zmuszać, żeby cię 

dotknąć -rzekł cicho. - Gdybyś lepiej znała mężczyzn, 

wiedziałabyś, że pragnę cię równie mocno jak ty mnie. 

- Pragniesz mnie? ~ powtórzyła, wpatrując się 

w niego ogromnymi, rozświetlonymi oczyma praw­

dziwej czarodziejki. 

background image

CZUŁY I OBCY 31 

- Oczywiście, ty lubieżna, zmysłowa pannico -wy­

buchnął śmiechem. - Nie masz pojęcia, jakie znoszę 

męki. 

Dani uśmiechnęła się do niego. Jej twarz nagle 

pojaśniała i wypiękniała. Dutch obserwował ją uważ­

nie i nie mógł się nadziwić, że jeszcze niedawno uważał 

ją za szarą myszkę, W tym wrażliwym ciele kryła się 

niespotykana zmysłowość. Zapragnął wydobyć ją na 

jaw. Wsparł się na łokciu, a wolną ręką nadal gładził 

w zamyśleniu krótkie włosy dziewczyny. 

Bez skrępowania błądziła wzrokiem po jego mus­

kularnej, opalonej na brąz sylwetce; przyglądała się 

jasnym włosom na torsie, mięśniom brzucha rysują­

cym się wyraźnie pod skórą, smukłym, silnym udom. 

Wszystko jej się podobało, nawet kształtne stopy. 

Nogi Dutcha były mocne i opalone, a nie słabowite 

i blade jak u większości amerykańskich mężczyzn. 

- Ty także masz piękne nogi - mruknął. 

- Nie przeszkadza ci, że gapię się na ciebie jak 

smarkula? - zapytała cicho i spojrzała mu w oczy. 

- Jesteś niezwykle uczciwą i przyzwoitą dziewczyną 

- oznajmił już po raz drugi tego dnia. - To mnie zbija 

z tropu. Możesz się gapić do woli. Ale przyznam, że 

to... - zawahał się. 

- Co takiego? - nalegała. 

- Podnieca mnie - wyznał otwarcie. 

- Wystarczy, że na ciebie patrzę? - dopytywała się 

zachwycona jego słowami. 

- Pewnie w moim wieku to normalne. - Uśmiechnął 

się i wzruszył ramionami. -Masz bardzo wyraziste oczy, 

wiesz? Mogę z nich bez trudu wyczytać, o czym myślisz. 

- Naprawdę? - Roześmiała się i podniosła wzrok. 

- Udowodnij. - Próbowała przez chwilę nie myśleć 

background image

32 CZUŁY I OBCY 

o niczym. Zacisnął usta i spojrzał na nią zaczepnie. 

Czuła, jak płomień ogarnia z wolna jej ciało. Spuściła 

oczy, ale gdy wbiła je w szeroką pierś mężczyzny, wcale 

nie poczuła się lepiej. 

- Zjemy razem obiad? -zaproponował. - Co ty na to? 

- Owszem. Pod warunkiem że mnie nie uwiedziesz. 

Nie zamierzam dać się schrupać na deser - oznajmiła. 

- Szkoda - westchnął. - Ale muszę przyznać, że 

gdybym chciał cię uwieść, nie byłaby to łatwa decyzja. 

Nigdy nie sypiam z dziewicami. Kobiety, z którymi 

zdarza mi się spędzić noc, to prawdziwe ladacznice. 

Dani miała nadzieję, że się nie zarumieni, ale już po 

chwili jej policzki płonęły. 

- Nie skrzywdzę cię - obiecał, zaglądając jej w oczy. 

- Chciałbym się z tobą kochać, a nie tylko zaspokoić 

chwilowe pożądanie. 

Czuła, że jeszcze moment i zemdleje. Spojrzała mu 

w oczy. Patrzył na nią z wielką tkliwością. 

- Przepraszam - wyjąkała. 

- Z a co? 

-Myślę, że... pragnę... abyśmy zostali kochankami. 

- Odwróciła wzrok. 

- I ja tego chcę - odrzekł miękko. Łagodnym 

ruchem uniósł jej głowę i zajrzał w oczy. - Szkoda, że 

zjawiłaś się tak późno, dopiero tutaj. Powinniśmy się 

byli spotkać dziesięć lat temu. 

-Jako szesnastolatka byłam okropna. Na pewno bym 

ci się nie spodobała - oznajmiła z ponurym uśmiechem. 

- Miałam wtedy ze dwadzieścia kilo nadwagi. 

- A mnie czekało trudne, niebezpieczne życie. 

Właśnie zaczynałem się do niego przyzwyczajać. Szko­

da. - Podniósł do ust dłoń dziewczyny i ucałował, nie 

odrywając oczu od jej twarzy. Zarumieniła się z radości. 

background image

CZUŁY I OBCY 33 

- Jak długo tu zostaniesz? - zapytał. 

- Tylko cztery dni - odparła ze smutkiem. 

- Musimy zachować o nich piękne wspomnienie 

- szepnął i przygryzł wargę. 

- Potem będzie jeszcze gorzej... - zaczęła. 

- Spędzimy miło czas. Nie uwiodę cię - obiecał. 

- Nim wstanie świt, zacznę cię błagać, żebyś to 

zrobił - oznajmiła z nieszczęśliwą miną. Wpatrywała 

się w niego zachłannie. - To straszne, jestem wobec 

ciebie całkiem bezbronna. 

- Owszem. 

Błądził spojrzeniem po jej postaci i czuł, jak narasta 

w nim pożądanie. 

-1 ja jestem czuły na twoje uroki. 

Nie odwróciła wzroku, chociaż miała na to wielką 

ochotę. Dutch rzucił na dziewczynę wesołe spojrzenie, 

odgadując bez trudu jej myśli. Wybuchnął śmiechem 

i położył się znowu na brzuchu. 

- Będę się tobą opiekował. Nie pożałujesz. 

- Jesteś bardzo przystojny - wyznała mimo woli. 

- Gdy zobaczyłem, co ukrywasz, po prostu zwaliło 

mnie z nóg - powiedział. - Do diabła, myślałem, że 

jesteś płaska jak decha. - Wybuchnął śmiechem. 

- Dziewczyno, ile w tobie żaru! 

- Dzięki. 

- Chodząca niewinność. - Wpatrywał się z za­

chwytem w jej twarz. -J.D. umarłby ze śmiechu, gdyby 

się o nas dowiedział. 

- Kto to jest  J . D . ? - dopytywała się z ciekawością. 

- Stary kumpel. Zamknij oczy. Będziemy się opalać. 

Później możemy zwiedzić miasto. - Przymknął powie­

ki, a po chwili znowu na nią zerknął. -Ale do portu nie 

pójdziemy. 

background image

34 CZUŁY I OBCY 

Dani zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Nawet stara 

panna może czasem liczyć na cud. To będą cztery 

najpiękniejsze dni w jej życiu. Nie powinna tylko brać 

wszystkiego na serio. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

Dani wróciła do pokoju, żeby się przebrać. Po drodze 

wstąpiła do hotelowego salonu mody. Kupiła białą 

meksykańską sukienkę z elastyczną, obcisłą górą przy­

braną koronkami. Wyglądała w niej trochę tajemniczo. 

Biel sukni podkreślała urodę szarych oczu, harmonizo­

wała z brunatnymi włosami i jasną cerą. Druciane 

okulary nie wyglądały najlepiej, ale widziane zza szkieł 

oczy dziewczyny zdawały się większe. Wcale nie jestem 

gruba, powtarzała, spoglądając z zadowoleniem na 

swoje odbicie, mam tylko wydatny biust, a nowa 

sukienka pozwoli to zatuszować. Sięgnęła po małą, 

elegancką torebkę i zeszła na dół. Dutch czekał w holu. 

Miał na sobie szerokie białe spodnie, białą koszulę 

i niebieski rozpinany sweter. Na jej widok podniósł się 

leniwie z pluszowej kanapy i odłożył wieczorną gazetę. 

- Wylądasz uroczo - powiedział i wziął ją za rękę. 

- Jakie potrawy lubisz? Meksykańskie, chińskie, włos­

kie, a może wolisz stek? 

- Owszem - mruknęła. 

- Ja także - oznajmił. Minęli tani bar. Dutch 

poprowadził Dani ku drzwiom wytwornej restauracji. 

Wszędzie kręciło się mnóstwo kelnerów w białych 

marynarkach i rękawiczkach. Spojrzała z obawą na 

towarzyszącego jej mężczyznę, który podał recep­

cjonistce swoje nazwisko. 

background image

36 

CZUŁY I OBCY 

- Co się stało? - zapytał po cichu, gdy szli za 

elegancką młodą kobietą, niosącą karty dań. 

- Tu jest okropnie drogo - oznajmiła przerażona. 

- Może pozmywasz naczynia? Rachunek będzie 

mniejszy - zaproponował, uśmiechając się pogodnie. 

Skwitowała wybuchem śmiechu jego złośliwości. 

•- Chętnie, pod warunkiem że mi pomożesz - odpar­

ła. 

- Urocza z ciebie dziewczyna - szepnął. Objął 

ramieniem talię Dani. 

- Uważaj. Twoja mama nie byłaby zadowolona, że 

spotykasz się z dziewczyną, która prowokuje męż­

czyzn - żartowała. 

- Nieprawda. Z pewnością by cię polubiła. To była 

kobieta z charakterem, podobnie jak ty. 

Uśmiechnęła się zawstydzona. Czuła na sobie zawi­

stne spojrzenia innych kobiet. Trudno się dziwić, 

Dutch jest przecież niezwykle przystojny, pomyślała 

zerkając na niego. Doskonale zbudowany, elegancki, 

piękny jak grecki bóg. Wcielenie ideału męskiej urody. 

Mógłby pozować najwybitniejszym artystom. 

- O czym tak rozmyślasz? - wypytywał z ciekawoś­

cią, gdy usiedli przy zarezerwowanym stoliku. 

- Pomyślałam, że każdy artysta byłby zachwycony, 

gdybyś zechciał mu pozować. Jesteś pięknym mężczyz­

ną. 

- Od tych komplementów przewróci mi się w gło­

wie, łaskawa pani - odparł z westchnieniem. 

- Chyba od czasu do czasu patrzysz w lustro? Wcale 

nie chcę gapić się na ciebie, ale to silniejsze ode mnie. 

- Prawdę mówiąc, mam ten sam problem - mruk­

nął, nie odrywając od niej oczu. Co za szczęście, że nie 

uległa pokusie i nie zsunęła na ramiona elastycznego 

background image

CZUŁY I OBCY 37 

kołnierza sukni. Dutch wpatrywał się w nią jak 

urzeczony. 

- Na co masz ochotę? - zapytał. 

- Poproszę stek, sałatkę i kawę. - Dutch przywołał 

kelnera i zamówił to samo dla nich obojga. 

-Wiele podróżujesz, prawda?-zapytała, bawiąc się 

serwetką. 

- Owszem. - Rozsiadł się wygodnie i obserwował ją 

z uwagą. - A ty po raz pierwszy jesteś za granicą. 

- Nigdzie dotąd nie wyjeżdżałam - przyznała, 

spoglądając z uśmiechem na serwetkę. - Wciąż tylko 

praca i praca. Miałam ochotę coś zmienić, ale nie 

starczało mi odwagi. 

- Niełatwo jest odrzucić stare nawyki. - Przysunął 

bliżej popielniczkę i zapalił papierosa. -Mam nadzieję, 

że ci to nie przeszkadza. I tak się nie odzwyczaję. To 

jeden z nawyków, od których nie potrafię się uwolnić. 

- Na coś trzeba umrzeć - przypomniała popularny 

cytat. - Znam wiele niezłych powiedzonek, ale to 

uważam za doskonałe. 

- Palenie papierosów jest najmniejszym z niebez­

pieczeństw, na które się narażam - oznajmił, wybucha­

jąc śmiechem. 

- Czym się zajmujesz? - Dani bardzo chciała czegoś 

się o nim dowiedzieć. 

Zawahał się na moment i zacisnął wargi. Co by 

powiedziała, gdyby wyznał jej prawdę? Na pewno 

zerwałaby się z krzesła i uciekła. Więcej by jej nie 

zobaczył. Zmarszczył brwi. Nie chciał, żeby tak się 

zakończyła ich znajomość. 

- Powiedzmy, że służę w wojsku - rzekł w końcu. 

-Zawodowo? wypytywała ostrożnie. Dutch wyraź­

nie dał jej do zrozumienia, że nie zdradzi swoich sekretów. 

background image

38 CZUŁY I OBCY 

- W każdym razie teraz mam urlop. - Obserwował 

jej twarz, przesłoniętą smugą dymu z papierosa. 

- To chyba niebezpieczne zajęcie? 

- Owszem. 

- Zupełnie jakbyśmy grali w dwadzieścia pytań! 

-zawołała nagle. Poweselała, widząc jego roześmianą 

twarz. - A może jesteś agentem wywiadu działającym 

na dwie strony? 

- Wzrost mi to uniemożliwia - wyjaśnił z powagą. 

- Szpieg powinien być niewysoki, żeby mógł się łatwo 

ukryć w krzakach. - Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia 

i dopiero po chwili zrozumiała, że Dutch z niej kpi. 

Zachichotała. 

- Twoje oczy lśnią, kiedy się śmiejesz - rzekł 

w zadumie. - Zawsze jesteś taka rozpromieniona? 

- Zazwyczaj tak - przyznała. Poprawiła zsuwające 

się z nosa okulary. - Miewam złe dni, ale staram się 

tego nie okazywać. 

- Dlaczego nie nosisz szkieł kontaktowych? - zapy­

tał widząc, że znowu dotyka oprawki. 

- Okropnie się denerwuję, kiedy muszę je nakładać 

i zdejmować, płukać w roztworze. Przyzwyczaiłam się 

do noszenia okularów. 

- Na pewno trochę przeszkadzają, gdy całujesz się 

z mężczyznami - zauważył złośliwie. 

- To mi nie grozi. - Parsknęła śmiechem, trochę 

zażenowana jego bezpośredniością. - Nie uganiają się 

za mną żadni adoratorzy. 

- Jeśli okulary przeszkadzają, można je po prostu 

zdjąć. - Dutch nie dawał za wygraną. Wstrzymała 

oddech, spojrzała mu w oczy i ujrzała w nich niejasną 

zapowiedź tego, co miało się wydarzyć. 

- Nie wpadaj w panikę - żartował czule, widząc, że 

background image

CZUŁY I OBCY 

39 

zmieniła się na twarzy. - Nie sądziłem, ze cię prze­

straszę. 

- Wcale się nie boję - stwierdziła i odwróciła wzrok. 

- Dani. - Wypowiedział jej imię niczym sekretną 

modlitwę. Podniosła oczy. 

- Wierz mi, nie planuję uwiedzenia cię - rzekł cicho 

- ale gdyby między nami do czegoś doszło, ożenię się 

z tobą. Obiecuję i pamiętaj, że nie rzucam słów na 

wiatr. - Dziewczyna zadrżała. 

- To zbyt wielka zapłata za chwilę zapomnienia. 

- Czyżby? - Przyglądał się jej dziwnie. - Przez 

wiele lat nie przyszło mi do głowy, że mógłbym 

się ożenić. Ciekawe, jak to jest w małżeństwie. - Za­

myślił się. - Przynajmniej miałbym do kogo wracać. 

Zdziwiły ją te słowa. Dlaczego nie powiedział, że 

miałby z kim dzielić życie? W porę przypomniała 

sobie, że prowadzą zwykłą towarzyską rozmowę. 

Dutch bawił się jej kosztem, powinna wbić to sobie 

do głowy. Już postanowiła, że wykorzysta każdą 

chwilę cudownych wakacji i zachowa piękne wspo­

mnienia. Byli sobie obcy i tak już pozostanie. Nie 

mogła pozwolić, żeby wakacyjny romans zrujnował 

jej życie. Przecież to tylko miła przygoda. Powinna 

o tym pamiętać. 

Kelner podał obiad. Jedli, rozmawiając o różnych 

sprawach. Dutch okazał się prawdziwym znawcą 

w dziedzinie wojen i konfliktów międzynarodowych. 

Z pewnością wiele czytał na ten temat. W czasie 

rozmowy wspomniał o uzbrojeniu i tu również da! się 

poznać jako prawdziwy ekspert. 

- Mąż mojej najlepszej przyjaciółki, Harriett, inte­

resuje się różnymi rodzajami broni. Zbiera fachowe 

książki i czasopisma. Pokazywał mi kiedyś fotografię 

background image

40 

CZUŁY I OBCY 

małego pistoletu maszynowego, kaliber dziewięć mili­

metrów.... 

- Uzi - podpowiedział Dutch. -Trzydzieści nabo­

jów w magazynku, można z niego oddać pojedynczy 

strzał albo strzelać seriami. Niewielki, ale doskonały. 

- Miałam kiedyś w ręku strzelbę kaliber dwadzieś­

cia dwa. Niewiele wiem o pistoletach maszynowych 

i karabinach. 

-Moją specjalnością jest biała broń, przede wszyst­

kim noże, sztylety i tak dalej. Często się nimi posługuję, 

ale używam także broni palnej. - Sięgnął do wewnętrz­

nej kieszeni, wyciągnął spory nóż sprężynowy i położył 

na stole. Dani oglądała go z zainteresowaniem. Ostrze 

wykonane było ze srebrzystego metalu, a rękojeść 

rzeźbiona w kości. Niebezpieczna broń. 

- Trudno go uznać za scyzoryk, prawda? - rzekła 

podnosząc wzrok. 

- Ale celnicy dają się nabrać. 

- Gdzie kupiłeś to cudo? 

- Sam je zrobiłem - oznajmił, chowając nóż do 

kieszeni. 

- Naprawdę? - wykrzyknęła. 

- Możesz mi wierzyć. - Uśmiechnął się, widząc jej 

zdumienie. - A jak myślisz, skąd się biorą na świecie 

takie przedmioty? Ktoś je przecież robi. 

- Oczywiście, ale nie sądziłam... Taka zegarmist­

rzowska robota - dodała. 

- Prawdę mówiąc, nie służy mi do ozdoby, tylko do 

walki. - Wypił łyk kawy. 

- Masz ochotę na deser? 

- Raczej nie. Na szczęście nie przepadam za słody­

czami. 

- Ja również. Może pójdziemy na spacer? 

background image

CZUŁY I OBCY 

41 

- Cudownie! - Dutch zapłacił rachunek i wyszli 

z hotelu. Zapadł zmierzch. Wieczór był ciepły. Dani 

zdjęła pantofle i boso biegała po plaży, ścigając się 

z falami. Dutch patrzył na nią i śmiał się. Ręce wsunął 

do kieszeni. Jasne włosy lśniły w blasku hotelowych 

neonów. 

- Ile masz lat? Przypomnij mi, bo zapomniałem 

- zapytał, gdy podbiegła do niego, potrząsając trzy­

manymi w ręku sandałkami. 

- Prawie dziesięć - zawołała, wybuchając śmie­

chem. 

- Czuję się przy tobie jak starzec. -Dotknął ręką jej 

policzka i ust. Plaża była zupełnie pusta. Gdzieś 

w oddali rysowały się niewyraźne sylwetki spacerowi­

czów. 

- A ile ty masz lat? - zapytała. 

- Trzydzieści sześć. - Wyjął z jej zdrętwiałych 

palców zapomniane pantofelki i rzucił je na piasek. 

Szum fal zagłuszał głuchy, stłumiony szept. 

- Pragnę cię - powtarzał wolno. Ujął w dłonie twarz 

dziewczyny. Przysunęła się do niego. Poczuła rozkosz­

ne ciepło muskularnego ciała. 

- Wiesz, co się dzieje z mężczyzną, gdy ogarnia go 

pożądanie? 

Czuła, że jej policzki płoną. Nie mogła się odsunąć. 

Dutch objął jej biodra i przyciągnął do swoich. 

Wstrzymała na chwilę oddech. Mężczyzna dotknął 

ustami jej czoła. Dyszał ciężko. Odkrywała ze zdumie­

niem sekrety jego ciała i była pewna, że to ona tak 

bardzo go podnieca. 

- Nie masz mi tego za złe? - zapytał cicho. 

- Jestem... zaciekawiona - wyszeptała. - Przecież 

wiesz, to dla mnie zupełna nowość. 

background image

42 CZUŁY I OBCY 

-1 nie boisz się? 

- Nie, już nie. - Czuła, że kąciki jego ust unoszą się 

w uśmiechu. Objął ją jeszcze mocniej. 

- Nawet teraz nie czujesz strachu? -wyszeptał. Jego 

szeroka pierś podnosiła się i opadała, gdy chwytał 

ustami powietrze. 

- Poszukajmy spokojnego miejsca. Nie wiem, do 

czego nas to doprowadzi. 

- Pragniesz mnie - szepnęła Dani. W jej głosie 

brzmiał tryumf. 

-Tak. -Jego ręce sunęły powoli w górę ku piersiom 

dziewczyny, nagim pod cienką tkaniną sukienki. Nie 

włożyła stanika. Było zbyt gorąco. Zdrętwiała, gdy 

delikatne palce dotknęły jej skóry, powodując natych­

miastową i spontaniczną reakcję. 

-1 ty mnie pragniesz, prawda? - zapytał po cichu. 

Zmysłowy dotyk mężczyzny sprawił, że całkiem straci­

ła głowę. Przytuliła się z jękiem i ukryła twarz na jego 

ramieniu. 

- Dobrze, że nikogo tu nie ma - wykrztusił. 

- Spokojnie, Dani. - Powolnym, niewiarygodnie czu­

łym ruchem zsunął sukienkę z jej ramion. Na chwilę 

serce w niej zamarło, a potem zatrzepotało jak szalone. 

Wilgotny, słony powiew chłodził ramiona i piersi 

uwolnione spod miękkiej tkaniny, sfałdowanej wokół 

talii. Jęknęła znowu, chwytając spazmatycznie powiet­

rze. Przyspieszony oddech Dani działał na Dutcha jak 

narkotyk. Kolana ugięły się pod nim, gdy uległa mu 

tak żywiołowo. Wyczuwał instynktownie, że był jedy­

nym mężczyzną, którego tak hojnie obdarowała. 

Dani wspięła się na palce i zarzuciła mu ramiona na 

szyję. Dłonie Dutcha błądziły po jej ramionach. Zanu­

rzyła palce w gęstych, jasnych włosach. Silne dłonie 

background image

CZUŁY I OBCY 43 

zsunęły się na jej piersi i gładziły twarde sutki. Drgnęła 

mimo woli pod wpływem nagłej rozkoszy. 

- Chcę cię całować - szepnął, muskając wargami 

usta Dani. Jego ręce zawładnęły nią całkowicie i nie­

odwołalnie. Czuł, że drży mimo woli. 

- Cokolwiek zrobię, nie obawiaj się. Będziemy się 

kochać i wtedy zrozumiesz, że to wszystko jest całkiem 

naturalne. Zapamiętasz, co ci teraz powiedziałem? 

- Ale ludzie... - wyjąkała. 

- Było tu dwoje staruszków, ale wrócili już do 

hotelu. Dani, Dani, to będzie najcudowniejsza noc 

w moim życiu! 

Przylgnęła do niego, głucha i ślepa na wszystko, co 

nie było rozkoszą. Jutro będzie miała wyrzuty sumie­

nia, jutro zacznie się martwić. 

- Chcesz, żebym cię całował, prawda, najmilsza? 

- Patrzył na nią z czułością, obsypując pocałunkami 

usta, szyję i ramiona. 

- Jesteś dla mnie jak wspaniała uczta - szeptał. 

Poczuła nagle delikatne ugryzienie i zamarła na chwilę. 

- Eryku - jęknęła przerażona i zacisnęła palce na 

jego włosach. 

- Już dobrze - szeptał, tuląc twarz do jej piersi. - Nic 

złego się nie stanie, obiecuję. Spokojnie, najmilsza. 

0 tak, Dani. Ułóż się wygodnie, żebym mógł cię 

pieścić... - Osunęła się na piasek. Podtrzymywał ją 

i była mu za to wdzięczna. Ziemia wirowała w szalo­

nym tempie. Uszczęśliwiona, przylgnęła do Dutcha, 

rozkoszując się dotykiem jego bioder, ust, zębów, 

języka. Tak mało wiedziała o mężczyznach. Płonęła, 

gdy całował jej usta. Przyciągnęła go do siebie i z ża­

rem, chociaż niezbyt umiejętnie, odwzajemniała poca-

kmki. Wybuchnął cichym śmiechem i wsunął się na 

background image

44 

CZUŁY I OBCY 

nią. Ich biodra przylgnęły do siebie. Uległa bez reszty 

jego namiętności. 

- Eryku - szepnęła nieśmiało. 

- Co, kochanie? - zapytał, całując przymknięte 

powieki. Dotknęła jego koszuli. Uniósł głowę. 

- Mam ją rozpiąć? 

- Tak - odparła zarumieniona. 

- Zrób to sama. 

Przygniatał ją do ziemi ogromnym ciężarem, ale 

była tym zachwycona. Nad nimi lśniły setki gwiazd, ale 

w tej chwili Dani była świadoma tylko jednej rzeczy: 

Dutch naprawdę jej pożądał. Przesunęła dłońmi po 

nagiej, porośniętej włosami skórze i zadrżała z pod­

niecenia. Nigdy przedtem nie dotykała obnażonego 

ciała mężczyzny. Bliskość Dutcha wprawiała ją w stan 

euforii. 

- Dotykaj mnie - poprosił, a gdy delikatne ręce 

przesunęły się po nagim torsie, objął ją mocno. Była 

zaskoczona gwałtownością ogarniającego ją pożąda­

nia. 

- Zadowolona? - zapytał cicho. 

- W najśmielszych marzeniach... - zaczęła chrap­

liwym, drżącym głosem. - Och, pragnę cię - wyznała 

szlochając. - Tak bardzo cię pragnę! 

-A ja ciebie, maleńka - szepnął i pocałował ją czule. 

- Ale nie myśl, że spędzę z tobą jedną noc i odejdę. 

Zostało mi jeszcze trochę przyzwoitości. - Scałował łzy 

płynące po policzkach dziewczyny i musnął wargami 

jej powieki. Zorientowała się nagle, że okulary gdzieś 

zniknęły. 

- Gdzie moje...? - zapytała niepewnie. 

- Leżą za tobą -uspokoił ją i uśmiechnął się. Usiadł 

powoli i przyciągnął Dani do siebie. W słabym świetle 

background image

CZUŁY I OBCY 

45 

neonów rozkoszował się widokiem jasnej skóry i peł­

nego, bezwstydnie obnażonego biustu dziewczyny. 

- Jaka pani zmieniona, droga panno St. Clair 

- powiedział z czułością i pochylił głowę, by dotknąć 

ustami twardego sutka. 

Dani niemogła złapać tchu. Wpatrywała się w jasną 

głowę mężczyzny. 

- Ja... powinniśmy... to jest... 

- Chcesz, żebyśmy się rano pobrali? - zapytał. 

- Jak to po... pobrali? 

Dutch skinął głową. 

- Pobierzemy się. - Niechętnie naciągnął sukienkę 

na ramiona dziewczyny. Sięgnął po okulary i włożył jej 

na nos. 

- Ależ... - Nie dokończyła, bo objął dłonią krągłą 

pierś. 

- Nie liczmy na to, że się opamiętamy - tłumaczył. 

- Trudno się oprzeć takiemu pożądaniu, nic nas nie 

powstrzyma. Sam jestem zdumiony intensywnością 

własnych doznań, ostatni raz czułem się tak jako 

piętnastolatek. Ciebie spotyka to na pewno pierwszy 

raz w życiu. 

- Owszem, z pewnością masz rację, ale przecież 

jesteśmy sobie całkiem obcy - Dani próbowała za­

chować rozsądek. 

- Wkrótce poznamy się lepiej - rzekł stanowczo. 

- Na miłość boską, potrzebuję cię, Dani. Jeśli za mnie 

nie wyjdziesz, spakuję się natychmiast i opuszczę to 

cholerne miasto pierwszym samolotem. Nie zniosę 

tego dłużej, muszę cię mieć. Ale tylko pod warunkiem 

że zostaniesz moją żoną. 

- Posłuchaj... 

- Dlaczego uważasz, że nie nadaję się na męża? 

background image

46 

CZUŁY I OBCY 

-wybuchnął. -Inne kobiety same mi się oświadczały! Nie 

jestem potworem, staram się być miły, lubię psy i koty, 

zawsze płacę rachunki w terminie, rzadko choruję, mam 

przyjaciół. Czemu, do cholery, nie chcesz za mnie wyjść? 

- Bo łączy nas tylko pożądanie. 

- Też mi argument - burknął. - Nie potrafię być taki 

rozsądny. Całkiem odebrało mi rozum. Pragnę ciebie 

i wiem, co czujesz. Zlituj się nade mną! 

- Czy rozwód byłby możliwy, gdybyśmy... jeśli ty... 

- zaczęła niepewnie. 

- Posłuchaj, starzeję się. - Wstał, podał jej rękę 

i przyciągnął dziewczynę do siebie. - Z pewnością 

często będę wyjeżdżał i musisz się z tym pogodzić. Nie 

mam nikogo bliskiego. Polubiłem cię. Dobrze mi 

z tobą. Myślę, że będziemy wspaniałymi kochankami. 

Wielu ludziom nawet tego brakuje w małżeństwie. Nie 

jesteśmy dziećmi, nie wierzymy w bajki i opowiastki 

typu „żyli długo i szczęśliwie". Wolę żyć z kobietą, 

która mnie zaciekawia, niż uwikłać się w zgubną 

i szaleńczą miłość. 

- A jeśli naprawdę się zakochasz? - zapytała cichym 

głosem. Słuchała go z uwagą i żegnała się z marzeniami 

o wielkiej miłości. 

- Nigdy więcej się nie zakocham - odparł równie 

cicho - ale gdybyś znalazła miłość, pozwolę ci odejść. 

- Wziął ją za rękę. -Tak czy nie? Pytam po raz ostatni. 

- Tak - odrzekła bez wahania. Harriett na pewno 

zemdleje, gdy się o tym dowie. Wszyscy się zdziwią, 

kiedy usłyszą nowinę. Któż da wiarę, że taki mężczyz-

na ją zechciał? Zapomniała, o co chciała zapytać. 

Dutch pochylił się i pocałował ją czule, nie tak 

zachłannie jak przedtem. 

- Nazywam się Eryk James van Meer. Urodziłem 

background image

CZUŁY I OBCY 47 

się w Niderlandach, to znaczy w Holandii. Moim 

rodzinnym miastem jest Utrecht. Mieszkałem tam do 

dziewiętnastego roku życia. Potem zostałem żołnie­

rzem. Trochę już o mnie wiesz. Kiedyś wszystko ci 

opowiem. Jeśli będzie taka potrzeba. 

- To brzmi złowieszczo. 

- Na razie nie powinnaś się przejmować - odparł, 

mocno obejmując ją ramieniem. 

- Chcesz wziąć ślub jako dziewica? 

Dani oddychała z trudem. Otworzyła usta, żeby 

odpowiedzieć twierdząco, ale słowa nie przeszły jej 

przez gardło. Pomyślała o długiej, samotnej nocy 

i rozsądek całkiem ją opuścił. Musiał ustąpić ciału 

udręczonemu pożądaniem. 

- Bardzo cię pragnę - wyjąkała. 

- Nie bardziej niż ja ciebie - mruknął. 

Ruszyli w stronę hotelu. Dutch przystanął nagle. 

Ujął w dłonie twarz dziewczyny i wpatrywał się w nią 

ciemnymi, pełnymi cierpienia oczyma. 

- Wychowałem się w rodzinie katolickiej. Wedle 

mojej religii to, co zamierzam uczynić, jest grzechem. 

Twój pastor zapewne zgodziłby się ze mną. A więc 

teraz w obliczu Boga biorę cię za żonę i niech tak 

pozostanie przez całe życie. Jutro staniesz się moją 

żoną także wobec ludzi. 

-1 ja biorę cię za męża, na dobre i złe, póki śmierć 

nas nie rozłączy - odrzekła ze łzami w oczach. Słowa 

Eryka wzruszyły ją głęboko. 

Pochylił się i pocałował zapłakane oczy. 

- W Holandii mówimy na kobietę zamężną mev-

rouw

 - szepnął. 

- Mevrouw - powtórzyła. 

- Lieveling - dodał z uśmiechem - znaczy kochanie. 

background image

48 

CZUŁY I OBCY 

- Lieveling - próbowała zapamiętać. 

- Gdy pójdziemy na górę - dodał, prowadząc ją 

w stronę hotelu - nauczę cię kilku innych słów, ale 

musisz mi obiecać, że nikomu ich nie powtórzysz. 

Parsknął śmiechem na widok jej miny. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

Wytworny apartament Dutcha z widokiem na 

zatokę w niczym nie przypominał skromnego pokoju 

Dani. Nie pogardziłyby nim nawet osoby z królewskiej 

rodziny. Dziewczynę znowu ogarnął niepokój. Gdy 

mężczyzna przekręcił klucz w zamku, wyszła na bal­

kon, żeby popatrzeć na błyszczący setkami świateł 

statek cumujący w porcie. Morski wiatr rozwiewał jej 

włosy i szarpał sukienkę. Czuła się jak podróżnik 

wyruszający na spotkanie nowej przygody. 

—To pasażerski liniowiec - wyjaśnił Dutch, wskazu-

jąc rozświetlony transatlantyk. - Piękny, prawda? 

- Tak. Mało wiem o morzu, lecz uwielbiam przy­

glądać się statkom. 

Dutch zapalił papierosa. Milczał. 

- Sam kiedyś żeglowałem - zwierzył się niespodzie­

wanie. Odwróciła się, by popatrzeć na obcego męż­

czyznę, który miał wkrótce zostać jej kochankiem, a za 

kilkanaście godzin mężem. - Przed ośmiu laty prze­

prowadziłem się do Chicago, Zamieszkałem nad jezio­

rem i kupiłem łódź. Pewnego wieczoru wypłynąłem po 

pijanemu, łódź się wywróciła i zatonęła. - Dani 

zmrużyła oczy i zerknęła na niego z niepokojem. 

Popatrzył jej prosto w oczy. 

-Nie jestem pijakiem -wyjaśnił spokojnie. -Chyba 

trochę za dużo tych niejasnych aluzji do przeszłości. 

background image

50 CZUŁY I OBCY 

Rzadko zaglądam do butelki, ale czasami miewam 

chandrę. Obiecuję, że nigdy nie będę się upijał w twojej 

obecności. 

Mówił tak, jakby chciał dowieść, że jest gotów do 

ustępstw. Dani poczuła, że robi się jej ciepło na sercu. 

Przysunęła się bliżej, spojrzała mu w oczy z ufnością 

i spokojem. 

- J a też mogę z czegoś zrezygnować - odparła cicho. 

- Ty zdecyduj, gdzie zamieszkamy. 

- Mogę się przeprowadzić do ciebie. 
- To prawda, ale skoro pracujesz w Chicago, 

powinniśmy tam zamieszkać. 

- Moja praca wymaga ciągłego podróżowania. 

Mieszkam w Chicago, ponieważ mam tam przyjaciół. 

- Czy także przyjaciółki? - wypytywała z niepoko­

jem. Dutch milczał. Zgasił papierosa i wyrzucił niedo­

pałek do popielniczki. Przytulił czule Dani. 

- Jesteś pierwszą kobietą, z którą spędzę noc w tym 

roku - mruknął z drwiącym uśmiechem. - Czy taka 

odpowiedź cię zadowala? 

- Przecież... mężczyzna potrzebuje... więc ty chyba? 

- Brakowało jej słów, a chciała taktownie wyrazić 

swoje obawy i niedowierzanie. 

- Sądziłem, że udało mi się poskromić namiętności. 

Wtedy ty wkroczyłaś w moje życie - zwierzył się. - Nie 

pamiętam, żebym pragnął jakiejś kobiety równie moc­

no jak ciebie. 

- Jesteś pewny, że chcesz się ze mną ożenić? 

-Przestań się tak przejmować -powiedział, dotyka­

jąc ustami zmarszczki na jej czole. -Tak, chcę. I rano 

nie zmienię zdania. Nie skłamałbym tylko po to, żeby 

cię zaciągnąć do łóżka. 

Dani trochę go o to podejrzewała. Spuściła oczy. 

background image

CZUŁY I OBCY 

51 

- Coś jeszcze cię dręczy? - zapytał. Milczała przez 

chwilę, bawiąc się guzikami jego koszuli. 

- Boję się. 

- O tak, potrafię sobie to wyobrazić. Mój pierwszy 

raz to była ciężka próba. Strasznie się denerwowałem 

- oznajmił, wybuchając śmiechem. 

- Jakoś nie mieści mi się w głowie, że coś cię może 

wyprowadzić z równowagi. 

- To było sto lat temu, ale nie zapomniałem. Będę 

uważał. - Pochylił głowę i lekko dotknął ustami jej 

warg. - Chcę, żebyś pamiętała o dwóch rzeczach. Po 

pierwsze, w tych sprawach nie ma żadnych ustalonych 

zasad, wszystko zależy od tego, co daje rozkosz 

kochankom. Rozumiesz? 

- Tak - odparła niepewnie. 

- Po drugie, pamiętaj, że jestem zwykłym czło­

wiekiem - powiedział cicho. - Z pewnością przy­

jdzie chwila, że całkiem przestanę nad sobą paso­

wać. Mam nadzieję, że osiągniesz taki stan przede 

mną. A jeśli nie, będziemy się kochali jeszcze raz 

i wtedy postaram się, żebyś go ze mną przeżyła. 

Zgoda? 

- To brzmi ogromnie tajemniczo - oznajmiła szep­

tem, jakby się obawiała, że nawet ściany mają uszy. 

- Do rana wszystkiego się dowiesz. - Objął spo­

jrzeniem postać dziewczyny i zabrakło mu tchu. 

- Świeża niczym pączek róży -mruknął, przyciąga­

jąc ją do siebie nagłym ruchem. Przytuliła twarz do 

jego szyi. Poczuła zapach drogiej wody po goleniu. 

Obejmowały ją mocne ramiona. Czuła się cudownie 

lekka w jego uścisku. Dutch wziął Dani na ręce 

i ostrożnie ułożył na łóżku. Sądziła, że natychmiast 

zacznie ją rozbierać albo zedrze z siebie ubranie. 

background image

52 CZUŁY I OBCY 

Leżała bez ruchu, napięta i pełna obaw. Dutch usiadł 

obok niej i wybuchnął śmiechem widząc jej minę. 

- Zastanawiam się, o czym myślisz. Czy uważasz, że 

zerwę tę sukienkę i natychmiast rzucę się na ciebie? 

- Przepraszam. - Oczy Dani napełniły się łzami. 

- Przypomnij sobie, jak było na plaży. Leżałaś na 

piasku, a ja cię całowałem... tutaj -dodał, a jego palce 

zsunęły się w dół na miękką pierś. - Odchyliłaś głowę, 

jęknęłaś i błagałaś, żebym cię dotykał. 

Dani przymknęła powieki. Natychmiast powróciły 

odczucia wywołane poprzednio jego pieszczotami, 

równie intensywne jak wtedy. 

- Teraz będzie tak samo - zapewnił. Pochylił się, by 

ją znowu pocałować. - Ale tym razem nic mnie nie 

powstrzyma. 

Usta dziewczyny rozchyliły się pod jego zachłan­

nymi wargami. Ciepłe dłonie o stwardniałej skórze 

gładziły jej obnażone plecy, zataczając powoli szerokie 

kręgi. Czułość kochanka pozwoliła Dani uwolnić się 

od wszelkich obaw i zahamowań. 

Dutch wolno zsunął z jej ramion sukienkę. Ustami 

wędrował po nagiej skórze. Dani już się nie opierała. 

Pożądanie rozgorzało w niej na nowo, gdy poczuła, że 

mężczyzna całuje jej piersi i bierze je w dłonie. To ją 

podnieciło. Zapomniała o strachu. Sukienka i skąpe 

majteczki opadły na podłogę. Dziewczyna zdumiała 

się, czując dotknięcie ust i zębów Dutcha na udach. To 

niewiarygodne, zastanawiała się, usiłując zebrać myśli 

zmącone bolesnym pożądaniem, to niewiarygodne, że 

można odczuwać tak wielką, porażającą rozkosz! Nie 

miała pojęcia, co się z nią dzieje; oddała się we 

władanie zmysłom; była wielkim, nie zaspokojonym 

głodem. Zamknęła oczy, zaciśnięte w pięści ręce wsu-

background image

CZUŁY I OBCY 53 

nęła pod kark i odchyliła głowę. Namiętne wargi 

Dutcha sunęły po jej brzuchu i biodrach. Rozbierał się 

powoli, nie przerywając pieszczot. W pewnej chwili 

Dani poczuła na sobie nagie ciało mężczyzny. Ot­

worzyła oczy i nie mogąc opanować ciekawości zaczęła 

się przyglądać. Nie potrafiła odwrócić wzroku. Jej 

kochanek był taki piękny, równo opalony, jakby przez 

całe życie nago wygrzewał się na słońcu. Nie spotkała 

dotąd tak przystojnego mężczyzny. 

Dłonie Dutcha odkrywały najskrytsze tajemnice jej 

ciała. Próbowała się odsunąć, ale natychmiast ją 

pocałował. Rozchyliła usta i pozwoliła, by silne dłonie 

gładziły ją czule i delikatnie. Płakała ze szczęścia, 

drżała oddając mu się we władanie. Dutch usiadł 

i oparł się o wezgłowie łóżka. Ciemne oczy błyszczały 

mu z pożądania. Przyciągnął do siebie Dani i przytulił 

mocno. Z najwyższym trudem kontrolował swoje 

reakcje, a jego twarz, stężałą niczym maska, znamio­

nowało ogromne napięcie. Dani odetchnęła głęboko, 

zacisnęła ręce na ramionach Dutcha i spojrzała mu 

prosto w oczy. 

- Sama to zrobisz - rzekł ochrypłym głosem. 

- Unikniesz bólu. 

Chciała zaprotestować, ale czuła, że każda chwila 

zwłoki jest dla niego torturą. Wstrzymała oddech, 

zamknęła oczy, przygryzła wargę i spróbowała się 

poruszyć. Jeszcze jeden głęboki oddech i kolejna 

próba. 

- Pomóż mi, Eryku - błagała, przyciągając jego 

dłonie do swoich bioder. - Proszę... och! 

- Wiem, to boli. - Miał ochotę zakląć. 

- Przepraszam... wybacz mi. - Smukłe palce zacis­

nęły się na jej biodrach. Dutch nie mógł dłużej 

background image

54 

CZUŁY I OBCY 

panować nad własnym ciałem. Pożądanie zwyciężyło 

rozsądek. Zadrżał i przytulił ją mocniej. - Dani! 

Otworzyła szeroko oczy, słysząc nową nutę w jego 

głosie. Na widok jego zmienionej twarzy całkiem 

zapomniała o bólu. Przyglądała mu się z zachwytem. 

Otworzył oczy i napotkał jej spojrzenie. Ciało wy­

mknęło się całkiem spod kontroli umysłu. Twarz mu 

pałała, oddychał ciężko i drżał spazmatycznie. Dani 

nie odrywała od niego wzroku. Gdy odchylił głowę 

i zacisnął powieki, zrozumiała nagle, co się dzieje 

i oblała się rumieńcem. Znieruchomiał na chwilę, 

a potem wstrząsnął nim dreszcz. Otworzył oczy i napo­

tkał jej spojrzenie. Nadal dygotał lekko i z trudem 

chwytał powietrze. Czuła napięte mięśnie pod skórą. 

Łagodnym ruchem głaskał jej biodra. 

- Wydawało mi się, że umierasz - szepnęła. 

-1 tak się czułem - odparł cicho. Głos mu drżał, 

ciałem nadal wstrząsały dreszcze. Zajrzał jej w oczy. 

- Patrzyłaś na mnie przez cały czas. Bałaś się? 

- Tak - przyznała śmiało. 

- Bolało? 

- Tak, ale gdy zobaczyłam, co się z tobą dzieje, 

całkiem zapomniałam o bólu. 

Przygarnął ją do siebie. Przytuliła twarz do spoco­

nej piersi Dutcha. Nadal czuła go w sobie. 

- Kiedy ujrzałem twoje zdziwione oczy, całkiem 

straciłem głowę. Tego było dla mnie za wiele - wyma­

mrotał. 

- Wyglądałeś jak skazaniec wzięty na tortury. 

-I nie mieściło ci się w głowie, że można doznawać 

tak wielkiej rozkoszy, prawda?-strofowal ją łagodnie. 

Wybuchnął śmiechem, ale nie było w nim szyderstwa. 

Głaskał ją po plecach. 

background image

CZUŁY I OBCY 55 

- Odpocznę chwilę, a potem zobaczymy, jak ty 

reagujesz. Przeżyjesz to sama. 

- Obiecujesz7 

- Jasne. Potrzeba ci nieco więcej czasu. Trochę się 

pospieszyłem. Za drugim razem -dodał odsuwając ją 

na długość ramienia - łatwiej jest mężczyźnie kont­

rolować reakcje. 

- Jesteś moim kochankiem - stwierdziła, patrząc 

mu w oczy. Jego spojrzenie powędrowało w dół. 

Odwróciła wzrok i zaczerwieniła się okropnie. 

- Nie przestałem nim być ani na chwilę ~ przyznał. 

Położył ręce na jej udach i objął ją mocno. Natych­

miast zrozumiała jego intencje. 

- Już wiesz, co się za chwilę stanie, prawda? 

- mruknął. Uniósł się, położył Dani na plecach 

i przylgnął do niej całym ciałem. 

- Za chwilę wszystkiego się dowiesz. Uważaj! 

- szepnął, patrząc na nią pożądliwie. Przyglądała mu 

się z zachwytem. Nagle krzyknęła mimo woli, całkiem 

zaskoczona niespodziewanymi odczuciami. Uniosła 

się ku niemu, ogarnięta bez reszty namiętnością. 

- Wszystko będzie dobrze - powiedział, wpatrując 

się w jej zmienioną twarz. - Chcę widzieć, co czujesz. 

Chcę, żeby ci było tak dobrze, jak mnie przed chwilą. 

Tak, Dani, właśnie tak! 

Jej serce uderzało mocno i pospiesznie. Drżała 

rozpaczliwie, prężyła się, próbowała go odepchnąć 

i zarazem przytulić do siebie. Krzyczała i szeptała 

miłosne zaklęcia, zagryzała wargi, pojękiwała, aż 

wreszcie odrzuciła głowę i krzyknęła chrapliwie,'jakby 

jej ciało rozerwało się nagle na kawałki. Potem zaczęła 

spadać. Osuwała się lekka i bezcielesna w ciemną 

otchłań całkowitego zapomnienia. 

background image

56 CZUŁY I OBCY 

Gdy otworzyła oczy, była całkiem wyczerpana. 

Eryk siedział obok na łóżku i obmywał ją delikatnie 

wilgotnym ręcznikiem. 

- Czy mężczyźni zawsze tak to odczuwają? - zapyta­

ła z ciekawością. Pokręcił głową. 

- Z nikim nie było mi tak, jak z tobą. Ten drugi raz 

był dla mnie jeszcze bardziej niesamowity. Krzycza­

łem. 

- Dzięki - szepnęła. Łzy stanęły jej w oczach. 

-Nie, niemów tak-błagał, całując ją znowu. Długo 

nie odrywał warg od jej ust, jakby to było wy­

rzeczeniem ponad siły. Odłożył ręcznik i wziął Dani 

w ramiona. Tulił ją, głaskał po twarzy, obsypywał 

rozpalone policzki czułymi pocałunkami. Drżała w je­

go objęciach. Leżeli spleceni mocnym uściskiem. Roz­

koszowała się ciepłem jego skóry, przylgnęła do mus­

kularnego torsu. 

-Ty również krzyknęłaś, kiedy to się stało - szeptał 

jej do ucha. - Musiałem cię całować, żeby nikt nas nie 

usłyszał. 

- Nawet w najśmielszych snach czegoś podobnego 

nie przeżyłam. 

- Cieszę się, że doznałaś tego ze mną - odparł, 

podnosząc głowę. - Dzięki, że na mnie czekałaś. 

-Dobrze, że tak się stało-powiedziała z uśmiechem. 

- Nie zabezpieczyłem się - mruknął po chwili. 

- Powinnaś iść jutro do lekarza. A może wolisz, żebym 

ja się o to zatroszczył? Przyzwyczaiłem się już do myśli, 

że wkrótce będziemy małżeństwem, ale dziecko... To 

dla mnie zbyt trudne. 

- W takim razie, jeśli możesz... - zawahała się. 

- Wolę pójść do lekarza po powrocie do domu. 

- Zgoda. - Musnął ustami jej wargi. 

background image

CZUŁY I OBCY 57 

- Czy chciałbyś mieć dzieci? - zapytała, ponieważ 

miało to dla niej wielkie znaczenie. 

- Może kiedyś - odparł, odgarniając jej włosy 

z czoła. 

- Nie wszystko naraz, prawda? - szepnęła z powagą. 

- Najpierw będę musiał przyzwyczaić się do życia 

w małżeństwie - stwierdził. - Masz piękne ciało. 

- Ty również. 

- Czas się przespać - oznajmił, całując ją znowu. 

- Naprawdę tego potrzebuję, to smutne - dodał 

z westchnieniem i sięgnął po ręcznik. 

- Na razie wystarczy tych szaleństw. Jutro wybie­

rzemy się do miasta i załatwimy wszystkie formal­

ności. Powinniśmy odczekać przynajmniej jeden 

dzień, chyba że... jeśli się zgodzisz, są inne sposo-

by... 

Dani oblała się rumieńcem i natychmiast zmieniła 

temat. 

- Gdzie odbędzie się nasz ślub? 

- W małej kaplicy niedaleko hotelu - wyjaśnił 

z uśmiechem. - Otwierają o dziesiątej. Pewnie będzie­

my już czekali przed drzwiami. 

- Nie żałujesz? - zapytała, gdy szedł do łazienki. 

Odwrócił się. Mogła podziwiać jego doskonałą postać 

w całej okazałości. Potrząsnął głową. 

- A ty? - Powtórzyła jego gest. Gdy po dłuższej 

chwili wrócił z łazienki, wtuliła się w jego ramiona. 

Leżeli nadzy w ciemności, wsłuchani w odgłosy nocy 

dobiegające zza okna. 

- Może włożysz mój podkoszulek - zaproponował. 

- Raczej nie, jeśli ci to nie przeszkadza. 

-Tak jest cudownie-oznajmił. Przytulił ją mocniej. 

- Będziemy mieli trochę kłopotu z oddychaniem, a ja 

background image

58 

CZUŁY I OBCY 

pewnie dostanę ataku serca, próbując zapanować nad 

moimi namiętnościami, ale wolę spać nago. Dobranoc, 

lieveling. 

- Dobranoc, Eryku. - Wtuliła się ufnie w jego 

ramiona, westchnęła i po chwili zapadła w głęboki 

sen. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

Dani miała sen. Unosiła się w powietrzu, całkiem 

obnażona i bardzo szczęśliwa. Przeciągnęła się z uśmie­

chem, usłyszała męski głos i wreszcie się obudziła. 

- Nie wyrywaj się, kochanie - usłyszała. - Uważaj, 

bo cię upuszczę. 

Otworzyła oczy. Dutch niósł ją do łazienki. Przygo­

tował gorącą kąpiel. 

- Tak - powiedziała zaspanym głosem. 

- Chyba powinnam się obudzić, nim wejdę do 

wanny. - Przytuliła się do szerokiej piersi Dutcha, 

położyła mu głowę na ramieniu i zamknęła oczy. 

- Moja poduszka nauczyła się chodzić - westchnęła. 

Dutch parsknął śmiechem i ze zdumieniem stwier­

dził, że w ciągu ostatnich dwu dni śmiał się więcej niż 

przez dziesięć lat. Patrzył z upodobaniem na jasną 

skórę dziewczyny, pełny biust przylegający do jego 

muskularnego, porośniętego jasnymi włosami torsu. 

Rozumiał, że Dani jest krucha i bezbronna, ale 

podświadomie wyczuwał, że cechuje ją także poczucie 

niezależności i upór. Musiał się liczyć z jej zdaniem. 

- Obudź się, bo utoniesz - ostrzegł. 

- A może już utonęłam i jestem w niebie - odparła, 

tuląc roześmianą twarz do jego szyi. Nie widziała nic 

dziwnego w tym, że obudziła się w ramionach Dutcha. 

Śniła o nim przez całą noc. 

background image

60 CZUŁY I OBCY 

- Musimy wziąć ślub - przypomniał. 

- Czy dzięki temu stanę się znowu przyzwoitą 

kobietą? - żartowała, spoglądając na niego. 

- Nie przestałaś nią być ani na chwilę. Nie zna­

łem przed tobą takich kobiet. A teraz do wanny. 

- Ułożył ją w ciepłej, pachnącej wodzie i po chwili 

sam się zanurzył. Namydlili się wolno, poznając 

nawzajem swoje ciała. Dutch przesunął ręce niżej. 

Dani skuliła się z rumieńcem na twarzy i strachem 

w oczach. 

- Nie obawiaj się - rzekł uspokajająco. - Ciągle się 

mnie wstydzisz. Poczekam. 

- Stare panny mają wiele zahamowań - odparła 

cicho. 

- Pozbędziesz się ich wkrótce - obiecał. 

- Jeszcze trochę piany? - Namydlił jej plecy. Jakieś 

wspomnienie z wczorajszej nocy nie dawało Dani 

spokoju. Spojrzała na mężczyznę z obawą. 

- Co cię dręczy? - wypytywał łagodnie. 

- W nocy mówiłeś coś o.... ostrożności, zabez­

pieczeniu. 

- Nie ma się czym martwić - oznajmił beztrosko. 

- Wstąpię do apteki. Jeśli nie chcesz zażywać pigułek, 

po powrocie do kraju mogę się poddać prostej opera­

cji, żeby... - Popatrzyła na niego z przerażeniem. 

Zamilkł w pół słowa. 

- Nie chcesz mieć dzieci, zgadłam? - wykrztusiła. 

- Niech to diabli - zaklął. Czuł, że ogarnia go 

panika. Po co zaczęła mówić o dzieciach? Nie spusz­

czał z niej oczu. Szybko wyszła z wanny i owinęła się 

ręcznikiem. 

- Jeszcze się nie pobraliśmy, a ty już gadasz 

o dzieciach - wybuchnął gniewnie i wyszedł z wan-

background image

CZUŁY I OBCY 61 

ny. - Po co nam one, do cholery. To zobowiązanie na 

całe życie. Prawie niewola. 

- Małżeństwo także - rzuciła stłumionym głosem. 

- Owszem -warknął i chwycił ręcznik. -Ale nie tak 

jak dzieci. 

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypo­

mniała cicho. - Nie chcesz żadnych dzieci, prawda? 

- Nie, nie chcę - burknął, zmęczony jej wyrzutami, 

udręczony wspomnieniami, które powróciły w trakcie 

kłótni. - Żadnych dzieci. 

Odwróciła się i poszła do sypialni. Dość. Nie wolno 

dłużej narażać się na cierpienia. Nie potrafiła wyob­

razić sobie życia bez dziecka. Postanowiła wrócić do 

swego pokoju i zapomnieć o Dutchu. Co to za 

człowiek? Nic o nim nie wiedziała. 

Łzy przesłaniały jej oczy. Chwiejnym krokiem po­

deszła do łóżka i usiadła. Czuła się pusta, chora 

i samotna. Zawsze marzyła o dziecku. Ledwie skoń­

czyła osiemnaście lat, zaczęła ukradkiem myszkować 

po sklepach z dziecięcymi rzeczami. Dotykała prze­

ślicznych ubranek i wyobrażała sobie, że trzyma 

w objęciach własne maleństwo. Nie miała nigdy blis­

kiej osoby; gdyby urodziła dziecko, nie czułaby się 

samotna. Wybuchnęła płaczem. Łzy płynęły spod 

przymkniętych powiek. 

Dutch stał w drzwiach łazienki i wpatrywał się 

w nią. To pułapka, pomyślał z wściekłością. Dani chce 

fo opętać, udając słabą i bezradną. Mamrocząc prze­

kleństwa odrzucił ręcznik i podszedł do łóżka. Chwycił 

dziewczynę za nadgarstki i szybkim ruchem położył na 

posłaniu. 

-Eryku! -krzyknęła przestraszona. Dotknął jej ust, 

ile nie był to brutalny pocałunek, chociaż właśnie tego 

background image

62 CZUŁY I OBCY 

się obawiała. Muskał delikatnie jej wargi, tak że prawie 

tego nie czuła. Zsunął z niej ręcznik i szeptał coś 

niezrozumiale. Dani zadrżała. Dutch rozsunął jej nogi. 

Ukląkł obok, dotykając torsem biustu. Patrzyła w cie­

mne oczy, zauroczona nagłą zmianą wyrazu twarzy 

Dutcha. Objął jej głowę wielkimi, ciepłymi dłońmi. 

- Otwórz usta - szepnął, pochylając się nad nią. 

- Pocałuj mnie tak, jak cię nauczyłem w nocy. 

Posłuchała go. Całowała długo i czule. Położył 

dłonie na jej piersiach i sutki stały się natychmiast 

twarde i wrażliwe. Westchnęła, a Dutch coraz namięt­

niej oddawał jej pocałunki. Wsunął rękę pod biodra 

Dani i przyciągnął je do swoich. Niewiarygodnie silne 

palce obejmowały jej uda. Wstrzymała oddech. Cało­

wał ją niemal bez przerwy, a chwilami szeptał jakieś 

słowa, które kruszyły wolę i sprawiały, że omdlewała 

w jego ramionach. Pieścił ciało dziewczyny jeszcze 

odważniej niż zeszłej nocy, a każdy gest wzmagał w niej 

nienasycenie. Zawahał się nagle. Patrzyli sobie w oczy. 

Intensywność doznań sprawiła, że zabrakło jej tchu. 

Poznawała najtajniejsze sekrety jego ciała. Poruszał się 

wolno jak we śnie. 

- Dopiero teraz naprawdę się kochamy - szepnął, 

zamykając oczy. 

Początkowo nie rozumiała, co miał na myśli. Po 

chwili pojęła. Był tak czuły, tak niesłychanie delikatny, 

że każde dotknięcie, każde poruszenie wzmagało roz­

kosz. Przytuliła się do niego z tkliwością, starając się 

obdarować go równie hojnie. Mrugała powiekami, na 

przemian zamykając i otwierając szeroko oczy, wsunę­

ła palce w jego mokre, jasne włosy i drżała, gdy dotykał 

najwrażliwszych miejsc na jej ciele. Pod wpływem tak 

wielkiej przyjemności prężyła się bezwiednie. Nie 

background image

CZUŁY I OBCY 63 

wiedziała, jak zdoła przetrwać moment najwyższej 

rozkoszy. 

- Eryku - szlochała z wargami przy jego ustach. 

Czuła, że i on cały dygocze. 

- Lieveling - powtarzał chrapliwie. - Mijn lieveling, 

mijn vrouw!

 - Silne ręce objęły ją mocniej. Kołysali się 

razem czule, łagodnie. Szeptał jej do ucha słowa w nie 

znanym języku, których nie rozumiała, lecz chłonęła 

ich obezwładniającą tkliwość. Okrywała pocałunkami 

opalone czoło, usta, podbródek. Gdy podniósł głowę, 

ujrzała błyszczące, pociemniałe oczy i rozchylone 

wargi. 

- Tak - szeptał, podtrzymując ją. - Tak, właśnie 

tak. - Przymknął oczy. Czuł dotyk jej miękkich warg 

na powiekach, ustach, na czubku nosa i na policzkach. 

Znowu otworzył oczy, czytając z jej twarzy, jak bardzo 

go pożąda. 

- Tak - szepnął. - Teraz to nastąpi. Teraz... 

- Głos Dutcha nie zmienił się, ale oddech był coraz 

bardziej urywany. Wchodził w nią powoli, coraz 

głębiej, nie gubiąc niczego z czułości pierwszych 

chwil, choć przynaglało go pożądanie. Dani nie 

mogła pojąć, co się z nią dzieje. Napięcie nie do 

zniesienia, dłonie obejmujące ją z wielką siłą, fale 

gorąca przebiegające po jej skórze tysiącem roz­

żarzonych igiełek. Otworzyła usta, nie mogąc złapać 

ichu. Wstrząsały nią dreszcze, lękała się, że umrze 

z rozkoszy. 

- To straszne... -jęknęła, kuląc się i zaciskając palce 

aa jego ramionach. 

-

 Cicho - szepnął łagodnie. Wchodził w nią coraz 

głębiej. Patrzył w szare oczy. 

- Poczujesz to. Zaraz poczujesz. Nie obawiaj się, 

background image

64 CZUŁY I OBCY 

lieveling.

 Nie odwracaj głowy, chcę patrzeć na cie­

bie. 

Widziała jego twarz jak przez mgłę. Chyba się 

uśmiechał. Nagle wszystko rozbłysło jak tysiące fajer­

werków na nocnym niebie. Pośród tego blasku na 

moment jej serce przestało bić. Nie mogła złapać tchu. 

Krzyknęła. To, czego przed chwilą doznała, było takie 

piękne. Zaczęła płakać. Czuła, że jego ciało tężeje. 

Usłyszała krzyk, a potem swoje imię. 

Długo leżeli nieruchomo. Nie mieli siły, by się 

poruszyć. Dani była trochę zdziwiona. Dutch oznaj­

mił, że nie będzie się z nią kochał, póki nie zostaną 

małżeństwem, a tymczasem sam zaczął. Ale dlaczego? 

I czemu właśnie w ten sposób? Tak tkliwie i delikatnie, 

jakby mu na niej ogromnie zależało. Pogłaskała jego 

wilgotne ramiona. Podniósł głowę i długo patrzył jej 

w oczy. 

- Nigdy w życiu nie byłem tak czuły wobec żadnej 

kobiety. - Otarł jej łzy. - Bolało? 

- Wcale. - Zawahała się i dodała zdławionym 

głosem: - To było... wspaniałe. 

- Owszem. Dla mnie również. - Odsunął się od niej 

niechętnie. Westchnął ciężko, zmarszczył brwi. Wstał 

i poszedł do łazienki. 

- Lepiej będzie, jeśli się ubierzemy. 

Podniosła się ociężale, trochę zdziwiona jego nieco­

dziennym zachowaniem. Na początku chciał ją pocie­

szyć, to pewne, ale potem stracił nad sobą panowanie. 

Okazał jej tyle czułości... 

Zastanawiała się, czy postępuje właściwie, poślubia­

jąc całkiem obcego mężczyznę. Dutch wyszedł z ła­

zienki. Miał na sobie spodnie. Przyczesał włosy. Przy­

glądał się jej z uśmiechem. Podjęła decyzję. Czy chciał 

background image

CZUŁY I OBCY 65 

mieć dzieci, czy nie, pragnęła, by włożył jej na palec 

obrączkę. Powitała go uśmiechem. 

Ślub wzięli w małej kaplicy. Otaczali ich ludzie 

prawie nie znający angielskiego. Rozpromieniony 

ksiądz pozwolił oblubieńcowi pocałować pannę mło­

dą. 

Dutch musnął jej wargi, uśmiechając się do swo­

ich marzeń. A więc stało się. Wcale nie jest mi z tym 

źle, pomyślał, wpatrując się w rozradowaną, mło­

dzieńczą twarz żony. Będzie czekała na niego w do­

mu. Może u niej mieszkać, ilekroć powróci do kraju. 

To się nawet dobrze składa, dzięki częstym roz­

staniom unikną nudy. Każde z nich będzie żyło po 

swojemu, bez żadnych zobowiązań. Zmarszczył brwi 

przypominając sobie, co zaszło dziś rano. Nagle 

przeraziły go możliwe następstwa tego wydarzenia. 

O nie, na pewno Dani nie zajdzie w ciążę. Od tej 

chwili powinien uważać. Żadnej wpadki. Na myśl 

o dziecku ogarnął go strach. Mogłoby ich związać 

na zawsze. 

Dani widziała, że coś go martwi. Dlaczego mężczyz­

na tak niezależny i samowystarczalny zdecydował się 

ją poślubić? 

- Nie żałujesz? - odważyła się zapytać, gdy wrócili 

do hotelu. Przystanął, podniósł głowę i uśmiechnął się. 

- Słucham? - spytał zdziwiony. 

- Pytałam, czy żałujesz, że mnie poślubiłeś - po­

wtórzyła z niepokojem. -Taki byłeś zamyślony. Wiem, 

że nie jestem zbyt urodziwa, poza tym prawie się nie 

znamy. Pamiętaj, że istnieją rozwody - dodała żałoś­

nie. 

- Próbowałem rozwiązać dość trudny problem 

background image

66 CZUŁY I OBCY 

dotyczący aprowizacji i transportu wojskowego 

- skłamał. - Wcale nie żałuję, że się pobraliśmy. Gdy 

poznasz mnie lepiej, przekonasz się, że robię tylko 

to, na co mam ochotę. Nie można mnie do niczego 

zmusić. - Wziął ją za rękę. - Dobrze mi z tobą, 

rozumiemy się, a w łóżku było cudownie. Nie 

jesteśmy już tacy młodzi, potrzebujemy siebie na­

wzajem. Trzeba dla kogoś żyć. 

- Owszem - przyznała. Miała łzy pod powiekami. 

Zamknęła oczy, żeby ich nie zauważył. 

- Nie sądziłam, że wyjdę za mąż. Pogodziłam się ze 

swoją samotnością. 

- Ja również. - Głaskał jej dłoń. Miała piękne ręce. 

- Grasz na jakimś instrumencie? - zapytał nie­

spodziewanie. 

- Owszem, na fortepianie, ale marnie - odparła, 

wybuchając śmiechem. 

- Wspaniale. Ja również trochę gram. - Spletli 

dłonie. Niezwykłą przyjemność sprawił mu widok 

złotej obrączki na jej palcu. 

- Pasuje do ciebie. Pozbyłaś się wyrzutów sumienia 

z powodu ostatniej nocy? - zapytał z uśmiechem, jakby 

wreszcie zrozumiał, że niełatwo przyszło Dani zostać 

przed ślubem jego kochanką. 

-Jestem trochę staroświecka- westchnęła smutno. 

- Nie martw się, mnie to nie przeszkadza. - Oczy mu 

zabłysły, gdy objął spojrzeniem jej postać: krótkie, 

brunatne włosy, twarz w kształcie serca, jasną cerę, 

wpatrzone w niego szare oczy. 

- Cieszę się, że byłem pierwszy - wyznał. 

Zdziwił ją nowy, bardzo osobisty ton w głosie 

Dutcha. Uśmiechnęła się. Ścisnęła jego palce i z ru­

mieńcem na twarzy spojrzała mu w oczy. 

background image

CZUŁY I OBCY 67 

- Gdy dziś rano kochałem się z tobą - zaczął cicho, 

nie odrywając od niej wzroku -miałemwrażenie, jakby 

i dla mnie to był pierwszy raz. Nie sądziłem, że potrafię 

być tak czuły. Nie zaznałem tego nigdy z żadną inną 

kobietą. Po prostu zaufałem ci. 

Dani zaczerwieniła się, ale nie odwróciła wzroku. 

-A ja zaufałam tobie. -Jej spojrzenie ześlizgnęło się 

na wąskie usta Dutcha. Przypomniała sobie, jak 

błądziły po jej skórze i poczuła niepohamowane pożą­

danie. 

- Jedna z moich przyjaciółek przed dwoma laty 

wyszła za mąż. Opowiadała mi, że mąż okropnie ją 

przeraził w noc poślubną, a potem zaczął sobie kpić. 

Dutch zacisnął pięści. 

- To byłoby straszne, gdyby jakiś mężczyzna po­

traktował cię w ten sposób. 

Wpatrywała się w niego oszołomiona tym wy­

znaniem. Nie oczekiwała, że tak dobrze ją zrozumie. 

Dutch pokiwał głową. 

- Wierz mi, czuję tak samo jak ty. Nie lubię, gdy 

ktoś ze mnie szydzi. - Dani patrzyła na niego z uwiel­

bieniem. Nie próbowała ukryć swoich uczuć. Niech 

wie, że tylko on się liczy. Mężczyznę ogarnął nagły 

niepokój. Puścił jej rękę. 

- Nigdy nie próbuj zamknąć mnie w pułapce 

- oświadczył niespodziewanie, patrząc jej prosto w oczy. 

- Zostanę z tobą, pod warunkiem że będę czuł się wolny. 

- Od pierwszej chwili zdawałam sobie z tego sprawę 

- odparła cicho. - Żadnych zobowiązań. Żadnych 

nierozerwalnych więzów. Nie będę próbowała cię 

omotać. 

Dutch zaczął chodzić po pokoju. Zastanawiał się, 

jak by postąpiła, gdyby wiedziała, czym się zajmuje. 

background image

68 

CZUŁY I OBCY 

Podniósł wzrok i zajrzał jej w oczy. Do diabła, ufała 

mu bez zastrzeżeń. Pewnie sądziła, że jest zawodowym 

oficerem. Powstrzymał wybuch śmiechu. Po prostu 

będzie musiała zaakceptować jego tryb życia. Dutch 

nie zamierzał niczego zmieniać. 

Załatwili formalności w recepcji. Dani przeniosła 

swoje rzeczy do pokoju męża, a potem zeszli do 

restauracji na obiad. Dutch nadal był milczący i zamyś­

lony. Dani czuła, że coś nie daje mu spokoju. Prawie go 

nie znała, nie wiedziała, jak taktownie zapytać, co go 

dręczy. Nagle zaświtał jej doskonały pomysł. Spojrzała 

na męża wesoło. Jeśli nawet nie zdoła się dowiedzieć, co 

go martwi, pomoże mu o tym zapomnieć. 

-Hop, hop! -zawołała. Spojrzał na nią nieobecnym 

wzrokiem. Uniósł brwi. 

- Wymyśliłam wspaniały deser - mruknęła. Po raz 

pierwszy próbowała go uwieść. 

- Czyżby? - zapytał z ciekawością. 

- Mogłabym się cała posmarować bitą śmietaną... 

- Miód smakuje lepiej - usłyszała w odpowiedzi. 

Natychmiast spłonęła rumieńcem. Dutch się roze­

śmiał. Odsunął talerz, pochylił się i musnął palcami jej 

wargi. 

- Pragniesz mnie? - zapytał. Uśmiechnął się widząc, 

że odwraca twarz. 

- Tak - przyznała. 

- Powiedz o tym wprost. Pamiętaj, nie próbuj ze mną 

żadnych sztuczek. - Podniósł się i odsunął jej krzesło. 

Zapłacił rachunek. Milczał w drodze do pokoju. Gdy 

weszli do środka, Dani oparła się o drzwi. Przywarł do 

niej całym ciałem. Jego siła przeraziła dziewczynę. 

- Możesz mnie mieć, ilekroć zechcesz - oznajmił 

cichym głosem. - Wystarczy powiedzieć. Pobraliśmy 

background image

CZUŁY I OBCY 69 

się, by żyć razem, a nie po to, żeby udowadniać, kto jest 

silniejszy. 

- Nie pojmuję, o co ci chodzi - odparła, mrużąc 

oczy. Odgarnął jej włosy z czoła i wsunął je za 

ucho. 

- Nie znoszę szantażu. Nie próbuj mi oferować 

własnego ciała jako nagrody za ustępstwa. 

- Nie przyszłoby mi to na myśl - oświadczyła. 

Spoglądała na niego ze zdumieniem. Dlaczego ten 

przystojny mężczyzna zdecydował się ją poślubić? 

- Widziałam, że coś cię dręczy. Próbowałam znaleźć na 

to jakąś radę. 

Dutch zamarł na chwilę. Westchnął ciężko. 

- Miałaś najlepsze intencje, a ja wszystko niewłaś­

ciwie zrozumiałem, zgadza się? - Delikatnie głaskał jej 

szyję. - Pragniesz mnie? 

- Będę cię pragnąć nawet na łożu śmierci - wyznała 

drżącym głosem. 

Pochylił głowę i pocałował ją z wielką tkliwością. 

- Nie potrafię wyrazić, jakie to dla mnie ważne, ale 

zastanów się, czy rzeczywiście chcesz mnie teraz. 

Będzie bolało. - Uniósł jej głowę. - Wytrzymasz? 

- Może... - zaczęła, przygryzając dolną wargę. 

- Wytrzymasz? - domagał się wyraźnej odpowiedzi. 

Opuściła głowę. 

- Zrozum, nie potrafię - wymamrotała. 

Roześmiał się cicho i utulił ją w ramionach. 

- Tak sobie pomyślałem. Dlatego byłem dziś rano 

taki ostrożny - mruczał jej do ucha. Kłamał, bo nie 

chciał przyznać, że Dani całkiem go zawojowała. 

Cóż za rozczarowanie, pomyślała dziewczyna, to 

była ostrożność, nie uczucie. Objęła ramionami ciepłe, 

muskularne ciało, czerpiąc z niego siłę. 

background image

70 CZUŁY I OBCY 

- W książkach jest inaczej - zauważyła. - Kobiety 

nie mają takich kłopotów, nie czują bólu i... 

- Życie nie jest romansem - przypomniał. Przy­

gładził jej włosy. - Poczekamy dzień lub dwa, aż 

wszystko się zagoi. A wtedy - dodał pochylając twarz 

i zaglądając jej żartobliwie w oczy - nauczę cię, jak 

inaczej możemy dawać sobie rozkosz. - Dani za­

chichotała wstydliwie. 

- Obiecujesz? 

- Tak bardzo różnisz się od kobiet, które znałem 

- rzekł z ociąganiem i westchnął głęboko. Przytulił ją 

mocniej, a gdy wspięła się na palce, pocałował delikat­

nie. 

- Czujesz, co się ze mną dzieje? 

- Owszem - przyznała. 

- Lepiej przestańmy, bo skończy się na tym, że 

będzie mi potrzebny zimny prysznic, czego nie znoszę. 

- Jesteś cudowny - westchnęła. 

- Ty również. Włóż kostium. Idziemy popływać. 

Dani zamierzała przebrać się w łazience, ale napo­

tkała jego drwiące spojrzenie. 

- Jesteś moim mężem - powiedziała głośno, żeby 

uświadomić im obojgu ten fakt. 

- Zastanawiałem się, kiedy sobie o tym przypo­

mnisz - zachichotał. Patrzył, jak Dani się rozbiera 

i wspominał wczorajszą noc. Gdy sięgnęła po kostium, 

podszedł i ujął jej dłonie. 

- Poczekaj chwilę - poprosił cicho. Podniosła oczy. 

Widział w nich wciąż nienasycone pożądanie. 

- Co kobieta odczuwa w takiej chwili? - zapytał nagle 

z nie ukrywaną ciekawością. - Co się wtedy z tobą dzieje? 

- Trochę się boję - wyjaśniła. - Robi mi się słabo, 

tracę panowanie nad sobą, wszystko mnie boli... 

background image

CZUŁY I OBCY 71 

- Spróbuję ci pomóc - powiedział, dotykając war­

gami jej piersi. Jęknęła. To było ponad siły. Wilgotne 

usta mężczyzny błądziły po smukłym ciele. Dani 

natychmiast straciła głowę. Z trudem uświadomiła 

sobie, że Dutch wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. 

Pieścił gładką skórę, poznawał jej smak, studiował 

kształtne ciało w pełnym świetle słonecznego dnia. 

Pomyślała, że to wspaniale być jego żoną i roz­

koszować się pieszczotami. 

- Uwielbiam na ciebie patrzeć - wyznał. - Uwiel­

biam cię dotykać i całować. Jesteś śliczna. Nikt nie 

może się z tobą równać. 

- To wspaniale, że jesteś moim mężem - szepnęła. 

- To wspaniale, że jesteś moją żoną - odrzekł. 

Nie mogła znieść tego napięcia. Wiedziała, że 

Dutcha opanowały te same pragnienia. Spojrzała na 

niego pytająco. Wolno pokręcił głową. 

- Tego się po mnie nie spodziewaj - oznajmił 

krótko. - Nie zamierzam zaspokajać swoich pragnień 

ze szkodą dla ciebie. 

Zacisnęła zęby, by powstrzymać łzy. 

- Nie robię tego z litości. Nigdy się nie kieruję 

takimi pobudkami. Niech ci przypadkiem nie przy­

jdzie do głowy, że pobraliśmy się, ponieważ wzbudziłaś 

moje współczucie. Tak właśnie pomyślałaś, widzę to 

w twoich oczach. Pragnę cię i jestem wściekły, bo nie 

mogę cię teraz mieć. Lepiej włóż kostium, a ja wezmę 

ten cholerny prysznic i pójdziemy na plażę. 

Dani ułożyła się wygodniej i obserwowała męża. 

Rozbierał się powoli. Rozchyliła wargi, gdy stanął 

przed nią całkiem nagi. Pożądał jej, nie miała co do 

tego wątpliwości. Zadrżał na całym ciele, gdy poczuł 

na sobie jej wzrok. Dani miała wrażenie, że zaraz się 

background image

72 

CZUŁY I OBCY 

rozpłacze. Tak bardzo chciała dogodzić najbliższemu 

sobie człowiekowi. 

-Wspomniałeś... są podobno... inne sposoby - od­

ważyła się w końcu. - Tak mówiłeś, prawda? 

Rysy Dutcha stężały, a oczy zabłysły. Przytaknął. 

Wyciągnęła do niego ramiona. Czuła szalone pul­

sowanie krwi w całym ciele. Wahał się tylko przez 

chwilę. W następnej sekundzie porwał ją w objęcia. 

Dni mijały szybko. Dani i Dutch nie rozstawali się 

ani na chwilę. Pływali razem i dużo rozmawiali, ale 

niemal wyłącznie na tematy ogólne. Unikali osobis­

tych zwierzeń. Wieczorami tańczyli i próbowali nie 

znanych potraw. Nocą, a niekiedy także wczesnym 

rankiem, kochali się. Pewnego dnia ogarnięci nagłą 

namiętnością uprawiali miłość na podłodze w łazience. 

Droga do łóżka okazała się zbyt daleka. Dutch starał 

się zachować ostrożność, ale zazwyczaj w ostatniej 

chwili zapominał o wszelkich zabezpieczeniach. Pożą­

danie wybuchało u obojga z równą siłą. Dani chodziła 

jak we mgle, nienasycona, zaślepiona miłością, niepo­

mna na to, co niesie przyszłość. W końcu nadszedł 

moment wyjazdu z Veracruz - całkiem niespodziewa­

nie i stanowczo zbyt wcześnie. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

Ostatniego dnia wakacji niechętnie zabrali się do 

pakowania. Dani miała smutną minę. Zmieniła 

plany i została z Dutchem w Veracruz dłużej, niż 

zamierzała. Pod koniec tygodnia oznajmił, że musi 

wracać do pracy. Nadszedł czas wyjazdu. Obser­

wowała go, gdy zbierał ubrania porozrzucane po 

pokoju i zastanawiała się, jak bardzo niebezpieczne 

może być jego zajęcie. Powiedział, że jest żołnierzem. 

Może nawet oficerem. W każdym razie nic nie 

wskazywało na to, że praca może mu uniemożliwić 

przeprowadzkę do Greenville. 

Dużo myślała o tym, by zwinąć manatki i przenieść 

się do Chicago. Przyszłoby jej to bez trudu, chociaż 

tęskniłaby za Harriett i znajomymi, które czasem 

zaglądały do księgarni. Poszłaby za Dutchem na kraj 

świata. Kiedy uświadomiła sobie, jak krótko się znali, 

z trudem mogła uwierzyć, że wszystko potoczyło się 

tak szybko. Chyba wieki minęły od chwili, gdy w sa­

molocie milczący, jasnowłosy olbrzym zajął sąsiedni 

fotel. Teraz był jej mężem, ale nadal mało o nim 

wiedziała. Wyczuł jej dziwny nastrój i odwrócił głowę. 

Uśmiechnął się. 

- Gotowa? - zapytał, podnosząc torbę podróżną. 

- Owszem. - Postawiła swoje bagaże przy drzwiach. 

Dutch popatrzył na mniejszą torbę. 

background image

74 

CZUŁY I OBCY 

- Ach, te twoje książki. - Roześmiał się cicho, 

spoglądając na nią. - Teraz już wiesz, o czym mówią, 

prawda? - dodał. 

Dani musiała odchrząknąć, nim zdołała odpowie­

dzieć. Pamięć podsuwała jej obrazy długich miłosnych 

nocy. 

- O tak, panie van Meer, teraz wiem wszystko 

- przytaknęła żarliwie. 

- Nie żałujesz, Dani? - spytał cicho. 

- Niczego nie żałuję, choćby to miał być ostatni 

dzień w moim życiu - odparła, kręcąc głową. - A ty? 

- Tylko jednego: że nie poznałem cię wcześniej. To 

wspaniale, że się odnaleźliśmy. -Popatrzyłna zegarek. 

Był to bardzo kosztowny egzemplarz, z wieloma 

tarczami i cyframi. Dani nie wiedziała, co wskazują. 

- Pospieszmy się. Nie możemy się spóźnić na samolot. 

Dutch zarezerwował sąsiednie fotele. Patrzyła 

z uwielbieniem na swego bohatera, a serce podchodziło 

jej do gardła. Był taki przystojny. I należał do niej. 

Harriett nigdy w to nie uwierzy. 

Dutch zerkał na nią ukradkiem. Jeszcze się nie 

przyzwyczaił, że ma żonę. J.D, i Gabby osłupieją ze 

zdumienia, pomyślał, a inni kumple - Apollo, Łach­

maniarz, Semson, Drago i Laremos będą gadać w nie­

skończoność. Dutch się ożenił. To niewiarygodne, 

nawet dla pana młodego. Ale całkiem przyjemne. 

To wszystko wpływ Gabby, przyznał uczciwie. Tyle 

o niej słyszał od J.D., jeszcze nim się poznali, że 

odrzucił niektóre ze swych uprzedzeń, dotyczących 

kobiet. Nie wszystkie, ale i to był pewien postęp. 

Gabby szła z ich oddziałem przez dżunglę, nie chcąc 

opuścić J.D., który zawdzięczał jej życie. Gdyby nie 

zaryzykowała, zginąłby od kuli. Spojrzał kątem oka na 

background image

CZUŁY I OBCY 75 

żonę. Czy Dani potrafiłaby narazić dla niego życie? 

Czy ta zalękniona i cicha dziewczyna naprawdę miała 

szaloną odwagę i upór? Co uczyni, gdy pozna prawdę? 

Przez ostatnie dni wcale się tym nie przejmował, ale 

teraz zaczął się martwić, i to bardzo. Popatrzył na 

torbę z książkami wsuniętą pod zgrabne stopy żony. 

Bzdury, pomyślał z pogardą. Uśmiechnął się, gdy 

przyszło mu do głowy, że dzieje niektórych jego 

wypraw przypominają akcję sensacyjnych powieści, 

przynajmniej dla siedzącej obok niego kobiety. Dani 

zauważyła nieprzyjazne spojrzenie i poruszyła się 

niespokojnie w fotelu. 

- No cóż, nie każdy może być odkrywcą Amazonki 

- mruknęła. 

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał, unosząc 

brwi. 

- Spoglądałeś pogardliwie na moje książki - oznaj­

miła. - Jeśli uważasz, że to stek bzdur, mógłbyś się 

przyjemnie rozczarować. - Pogrzebała w torbie i wy­

dobyła jeden z romansów. Okładka przedstawiała 

przystojnego mężczyznę uzbrojonego w karabin ma­

szynowy, na tle dżungli. U jego boku stała kobieta. 

Dutch odruchowo sięgnął po książkę. Przeglądał ją 

z nachmurzoną miną. Przeczytał streszczenie na od­

wrocie. Była to powieść o dwójce fotoreporterów, 

którzy utknęli w jakimś południowoamerykańskim 

kraju podczas rewolty. 

- Spodziewałeś się czegoś innego? - wypytywała 

Dani. 

- Owszem - rzekł, patrząc na nią uważnie. Wyjęła 

mu książkę z rąk i wsunęła do torby. 

- Większość ludzi tęskni za niebezpiecznymi przy­

godami, ale przeżywa je tylko w wyobraźni, nie 

background image

76 CZUŁY 1 OBCY 

ruszając się z wygodnego fotela. - Westchnęła ciężko. 

- Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Zdziwił­

byś się, gdybym ci powiedziała, jak wiele osób z mojej 

klienteli wyobraża sobie, że uczestniczy w jakimś 

przewrocie wojskowym czy powstaniu gdzieś na dru­

gim końcu świata. 

Twarz Dutcha znieruchomiała. Spojrzał groźnie na 

żonę. Przeszedł ją dreszcz. 

- Dani, widziałaś kiedykolwiek umierającego czło­

wieka? - zapytał szorstko. Zawahała się, słysząc niechęć 

i chłód w jego głosie. Straciła naraz całą odwagę. 

- Nie, nigdy - odrzekła. 

- A zatem nie mów z taką radością i ciekawością 

o armii i wojskowych konfliktach. Lepiej trzymaj się 

od tych spraw jak najdalej. Nie ma w tym nic 

zabawnego. - Sięgnął do kieszeni po papierosy, ale 

w porę dostrzegł podświetlony napis. Nie wolno palić, 

póki samolot nie nabierze wysokości. Po chwili przy­

pomniał sobie, że ze względu na Dani, która nie znosiła 

dymu, wybrał miejsca dla niepalących. Zaklął cicho. 

-Ale ty mieszasz się do takich spraw? -Zaskoczyło 

go jej pytanie. 

- To nie twoje zmartwienie - odparł. Uśmiechnął 

się, by zatrzeć niemiłe wrażenie, które mogły wywołać 

te słowa. Dani wiedziała, że nie chciał jej urazić, ale 

w milczeniu odwróciła głowę. Zrobiło jej się przykro, 

próbowała jednak stłumić to uczucie. To był jej mąż. 

Musi się nauczyć, jak powinna z nim postępować. 

Położyła głowę na oparciu, zamknęła oczy i próbowała 

przekonać samą siebie, że niepotrzebnie się martwi. 

Przeszłość Dutcha nie kryła żadnych ponurych se­

kretów. 

Pasażer siedzący tuż przed nimi przywołał stewar-

background image

CZUŁY I OBCY 77 

desę. Dani odpoczywała z zamkniętymi oczyma, roz­

myślając o czekającym ich wielogodzinnym locie. 

Postanowili zatrzymać się tymczasem w Greenville 

i zdecydować, gdzie osiądą na stałe. Dutch powiedział, 

że chce zobaczyć jej mieszkanie i księgarnię, poznać 

Harriett. Dani czuła się z tego powodu bardzo szczęś­

liwa. 

Nagle usłyszała czyjś chrapliwy oddech, a potem 

krzyk. Natychmiast otworzyła oczy i ujrzała stewar­

desę popychaną brutalnie przez mężczyznę w brązo­

wych spodniach i białej koszuli z rozpiętym koł­

nierzykiem. Wyglądał na cudzoziemca, w jego oczach 

czaiło się okrucieństwo. Do szyi jasnowłosej dziew­

czyny przyłożył igłę trzymanej w ręku strzykawki. 

Siedzący obok niego mężczyzna wstał bez pośpiechu 

i ruszył w stronę kabiny pilota. Po chwili dobiegły 

stamtąd głośne okrzyki. Drugi pilot stanął w drzwiach 

i pobladł, widząc, co się wydarzyło. 

- Zgadza się. Sądzę, że ten facet mówi prawdę 

- rzucił w stronę kabiny. Dały się słyszeć przytłumione 

odgłosy. Po chwili kapitan przemówił do pasażerów. 

Dutch zesztywniał i wolno podniósł wzrok na męż­

czyznę trzymającego strzykawkę. 

- Panie i panowie, mówi kapitan Hall. - Głos pilota 

był podejrzanie obojętny. - Zmieniamy trasę. Samolot 

wyląduje w Hawanie. Proszę zachować spokój, pozo­

stać na miejscach i postępować zgodnie z instrukcjami, 

które państwo usłyszą. Dziękuję. 

Porywacz wyszedł z kabiny, szarpiąc bujne wąsy. 

Przez chwilę zmagał się z mikrofonem, nie umiejąc go 

uruchomić. 

- Nie chcemy, żeby komuś stała się krzywda 

- odezwał się w końcu. - Strzykawka, którą mój kolega 

background image

78 CZUŁY I OBCY 

przyłożył do szyi tej uroczej młodej damy, zawiera 

żrący kwas. - Wśród pasażerów rozległ się stłumiony 

lękiem pomruk. Drugi terrorysta odsunął na moment 

strzykawkę od karku dziewczyny i kropla płynu spadła 

na obicie fotela, wypalając dużą dziurę. Teraz wszyscy 

pasażerowie mogli sobie wyobrazić, co by się stało, 

gdyby kwas wstrzyknięto stewardesie. 

- A zatem przez wzgląd na tę młodą damę proszę 

zachować spokój - ciągnął porywacz. - Nie zrobimy 

wam żadnej krzywdy, chyba że zmuszą nas do tego 

okoliczności. - Odwiesił mikrofon i wrócił do kabiny 

pilotów. Jego kolega wlókł za sobą stewardesę, nie 

zwracając uwagi na pasażerów. Uznał niewątpliwie, że 

groźba użycia strzykawki zniechęci każdego do zdecy­

dowanej interwencji. I miał rację. Pasażerowie szeptali 

tylko niespokojnie. 

- To zawodowcy - rzucił półgłosem Dutch. - Bar­

dzo im spieszno opuścić ten kraj. 

- Jak sądzisz, kim oni są? - zapytała Dani, zerkając 

na męża z niepokojem. 

- Nie mam pojęcia - usłyszała w odpowiedzi. 
- Chyba nie zamierzają naprawdę wstrzyknąć jej 

tego kwasu - dodała stłumionym głosem. 

Odwrócił się i spojrzał w szare oczy. Dani była 

chwilami bardzo naiwna. Zmarszczył brwi. 

- Zapewniam cię, że nie cofną się przed niczym 

- powiedział z naciskiem. 

Jego żona pobladła. Szukała wzrokiem terrorysty 

ukrytego za fotelami. Widziała tylko ramię obejmujące 

stewardesę. 

- Może kapitan coś na to poradzi? - łudziła się. 

- Brednie. - Dutch rozsiadł się wygodnie, zamknął 

oczy i splótł ręce na brzuchu. - Może zrobić tylko 

background image

CZUŁY I OBCY 79 

jedno: wykonywać skrupulatnie ich polecenia, póki 

nie opuszczą samolotu. Porywacze chcą jak naj­

szybciej uciec z Meksyku. Gdy dotrą do celu, zni­

kną. 

- Czy ty się wcale nie boisz? - zapytała z niedowie­

rzaniem. 

- To nie mnie grożą strzykawką z kwasem. 

Była wstrząśnięta jego obojętnością. Współczuła 

nieszczęsnej stewardesie. Odwróciła wzrok. Boże miło­

sierny, kim był naprawdę mężczyzna, którego po­

ślubiła? 

Dutch zamknął oczy. Nie chciał patrzeć na jej minę. 

Żałował swoich słów, ale nie miał innego wyjścia. 

Musiał obmyślić jakiś plan, a nie zdołałby tego zrobić, 

rozmawiając przez cały czas z Dani. Miał teraz chwilę 

spokoju i mógł wszystko rozważyć. Stewardesie nic się 

nie stanie, jeśli żądania terrorystów zostaną spełnione. 

A jeśli nie wszystko pójdzie po ich myśli? Skoro plan 

zawiedzie, trzeba szukać innego wyjścia z sytuacji. 

Porywacze działali we dwójkę, ale tylko jeden był 

uzbrojony. Na pewno nie mogli wnieść na pokład 

samolotu prawdziwej broni. Wykrywacze metali dzia­

łały niezawodnie. To już coś. Może ukryli gdzieś 

plastykowe noże? Albo składane, podobne do tego, 

który zawsze nosił przy sobie. Jego, hm... scyzoryk 

miał szczególne właściwości. Był bardzo lekki. Można 

nim było rzucać, trafiając łatwo nawet w odległy cel. 

Dutch uśmiechnął się. 

Dani wpatrywała się w niego z bólem i ciekawością. 

Na litość boską, ten człowiek spał! Terroryści porywa­

ją samolot, a on ucina sobie drzemkę! Sapała z wściek­

łości. Ale z drugiej strony, czego się po nim spodziewa­

ła? Miał się rzucić na porywaczy i oswobodzić zakład-

background image

80 

CZUŁY I OBCY 

niczkę gołymi rękami? Tak postąpiłby bohater roman­

su. Ale o idiotyzm! 

To nie do wiary, że samolot, którym leciała, został 

porwany. Westchnęła, ściskając torebkę. Bezustannie 

myślała o tym, co musi przeżywać stewardesa. Nie­

szczęsna dziewczyna próbowała zachować spokój, ale 

nie przychodziło jej to łatwo. Kwas w mgnieniu oka 

przepaliłby jej tkanki... Dani zadrżała na samą myśl 

o skutkach takiego zastrzyku. Dotąd naiwnie wierzyła, 

że wśród jej bliźnich prawie nie ma fanatyków zdol­

nych do wszelkiej podłości. 

Dutch na moment otworzył oczy i ponownie opuścił 

powieki. Dani rzuciła mu gniewne spojrzenie i zacis­

nęła dłonie, by przestały drżeć. Wyższy z porywaczy 

trzymał w ręku jakiś przedmiot, najprawdopodobniej 

granat. Samolot miał wkrótce wylądować na Kubie. 

Terrorysta spacerował nerwowo. Drugi porywacz wy­

sunął się zza fotela, przytrzymując brutalnie stewar­

desę. Pchnął ją na siedzenie przy wejściu do kabiny 

pilotów. Usiadł obok i przyłożył strzykawkę do gardła 

dziewczyny. Dutch i Dani siedzieli w następnym 

rzędzie. 

Ten człowiek jest już zmęczony, pomyślał Dutch. 

Jego kolega czegoś się obawia. Przymknął oczy i za­

stanawiał się nad sytuacją. Czy rzeczywiście zdołali 

przechytrzyć ochroniarzy z lotniska i przemycić gra­

nat? W pewnym czasopiśmie fachowym omawiającym 

tajne operacje wojskowe widział kiedyś reklamę atrap 

broni - śmiesznie tanich i z daleka łudząco podobnych 

do prawdziwego uzbrojenia, rzecz jasna dla cywila, nie 

dla zawodowca takiego jak on. 

Postanowił czekać, aż samolot wyląduje na Kubie. 

Jeśli porywacze dostaną azyl, kłopot z głowy. Gdy 

background image

CZUŁY I OBCY 81 

sprawy potoczą się inaczej, spróbuje pokrzyżować im 

plany. Musiał to zrobić dla Dani. Siedziała obok 

smutna i rozczarowana. Wielbiła dzielnych bohaterów 

ze swoich książek i Bóg jeden wie, co sobie teraz o nim 

myślała. 

Kiedy samolot wylądował w Hawanie, wyższy 

z porywaczy wszedł do kabiny. Po chwili wypadł 

stamtąd w panice, klnąc z pasją. 

- Gadaj, co się dzieje! - zażądał drugi mężczyzna. 

- Nie chcą nas tu! Nie dostaniemy azylu! - wrzasnął. 

Toczył wkoło przerażonym wzrokiem, ściskając w dło­

ni zapomniany granat. Nie zwracał uwagi na wylęk­

nione spojrzenia i okrzyki pasażerów. 

- Co robimy? Dadzą nam paliwo, ale mamy się stąd 

natychmiast wynosić. Masz jakiś plan? Przecież nie 

możemy wrócić do Meksyku! 

- Cuidado! - Starszy kolega przywołał go do 

porządku. - Polecimy do Miami. Niech nasi zagrani­

czni protektorzy zatroszczą się o wszystko. Każ piloto­

wi lecieć do Stanów. -Terrorysta natychmiast przeka­

zał nowe żądanie. 

- Zaraz startujemy do Miami - oznajmił. 

- Bueno - odparł z ulgą porywacz. - Chodź. Pilot 

musi przedstawić nasze warunki amerykańskim wła­

dzom - mruknął. Poszli w stronę kabiny pilota, 

ciągnąc za sobą stewardesę. 

-Droga pani van Meer, czy uważa się pani za osobę 

odważną? - zapytał Dutch, otwierając oczy. Dani 

poczuła zdenerwowanie. Czegóż ten człowiek od niej 

chce? 

- Tchórzem na pewno nie jestem - wykrztusiła. 

- Mam pewien plan, ale jeśli się nie uda, możesz 

stracić życie. 

background image

82 CZUŁY I OBCY 

- Ciągle myślę o tej biednej stewardesie - jęknęła 

Dani, czując przyspieszone bicie serca. Dutch popat­

rzył na żonę. Jego twarz wyglądała niczym wykuta 

z granitu. 

- Musisz mi pomóc. Gdy będziemy podchodzić do 

lądowania, odwrócisz na chwilę uwagę mężczyzny, 

który pilnuje stewardesy. Zajmij go czymś, żeby na 

ułamek sekundy zapomniał o strzykawce. 

- Czy to konieczne? - zapytała cicho. - Powiedzia­

łeś, że znikną, gdy... 

- Wszystko się zmieniło. Teraz są w sytuacji bez 

wyjścia. Jestem przekonany, że zażądają, by im dostar­

czono broń automatyczną. Gdy ją otrzymają, będzie­

my wszyscy zdani na ich łaskę i niełaskę. 

- Władze nie dadzą im broni - oświadczyła Dani. 

- Jeśli terroryści potraktują kwasem kilku pasaże­

rów, rząd zgodzi się na wszystko. 

Dani zadrżała. Ze strachu zrobiło jej się niedobrze. 

Dutch był za to dziwnie spokojny. Musiała przyznać, 

że źle go oceniła. Milczał, ponieważ układał plan 

działania. Zaufała mu całkowicie. 

- Twoje życie będzie zagrożone - przypomniał. 

Mówienie o tym sprawiło mu ból, ale nie mógł 

zmarnować jedynej szansy. - Mój plan zawiera ele­

ment ryzyka, którego nie potrafię zmniejszyć. 

- Nikt nie będzie po mnie płakał - westchnęła. 

- Może z wyjątkiem ciebie i Harriett - dodała obojęt­

nie. Dutch słuchał jej z mieszanymi uczuciami. Nie 

powiedziała tego, żeby się nad sobą użalać. Po prostu 

stwierdziła fakt. Cholera, nikt nie uroniłby łzy. Znał to 

uczucie. Poza kumplami z oddziału nikomu na nim nie 

zależało. Ale teraz miał Dani. Potrzebowali siebie 

nawzajem. Nagle zrozumiał, że jest wobec tej dziew-

background image

CZUŁY I OBCY 83 

czyny zupełnie bezbronny. Patrzył w szare oczy, które 

tak niewiele w życiu widziały, a niedługo mogły się 

zamknąć na zawsze. 

-Jeśli się bardzo postaram, może sam sobie poradzę 

- zaczął. 

- Nie boję się - oświadczyła. -A właściwie boję się, 

ale zrobię wszystko, co mi każesz. 

Gabby nie jest wcale unikatem, pomyślał z dumą, 

uszczęśliwiony, że Dani tak bardzo przypomina żonę 

;ego najlepszego przyjaciela. Mała kotka ma ostre 

pazurki. Od początku ją o to podejrzewał. 

- Dobra, tygrysie - rzekł, uśmiechając się lekko. 

- Posłuchaj, mój plan wygląda tak.... 

Wiele razy powtórzyła w myśli jego instrukcje. 

Przygryzła wargę niemal do krwi. Musi się udać. 

W przypadku niepowodzenia nieszczęsna stewardesa 

nie miała żadnych szans. Jeśli zawiodą (ciągle nie miała 

pojęcia, jak Dutch zamierza obezwładnić porywaczy), 

dziewczyna zginie. 

Cierpiała katusze, czekając, aż samolot zbliży się do 

Miami. W końcu usłyszała głos kapitana, który zwró­

cił się do pasażerów z prośbą o zachowanie spokoju. 

Nie było powodów do paniki. Po wylądowaniu wszys­

cy mieli pozostać na miejscach. Pilot wydawał się 

równie niespokojny jak Dani. Najbardziej przerażał ją 

ręczny granat w dłoni drugiego porywacza. Czy Dutch 

zdoła obezwładnić terrorystę, nim ten odbezpieczy 

straszną broń? 

Samolot podchodził do lądowania. Uderzył kolami 

o płytę lotniska, podskoczył kilka razy i zaczął koło­

wać w stronę budynków. Dani ujrzała wreszcie Miami 

. pomyślała drwiąco, że w krótkim czasie zobaczyła 

u wał świata. 

background image

84 CZUŁY I OBCY 

Samolot stanął. Dutch ujął dłoń żony i zajrzał 

jej w oczy. Dani zmówiła krótką modlitwę. Mę­

żczyzna trzymający strzykawkę szedł ze stewardesą 

między fotelami. Był straszliwie zdenerwowany. 

Dziewczyna wyglądała tak, jakby pogodziła się 

z losem i czekała na śmierć w męczarniach. Miała 

puste oczy. 

- Och, senor...l - zawołała Dani, podnosząc się 

z fotela. Niski mężczyzna podskoczył na dźwięk jej 

głosu i przyciągnął do siebie stewardesę. 

- Czego chcesz? - warknął. 

- Ja... błagam pana. - Dani zacisnęła palce 

na oparciu fotela. Patrzyła na porywacza szeroko 

otwartymi oczyma. Mówienie przychodziło jej 

z najwyższym trudem. - Muszę iść... do toalety. 

Proszę... 

Mężczyzna zaklął. Krzyknął coś w obcym języku do 

kolegi siedzącego w kabinie pilota. Drugi terrorysta 

popatrzył na Dani ze złością. 

- Dłużej nie wytrzymam! 

Jej wygląd i jęki przekonały terrorystów. Wyższy 

mężczyzna mruknął coś do kolegi, który parsknął 

śmiechem. 

- Zgoda - usłyszała wkrótce Dani. Przez minutę 

postarzała się o pięć lat. - Idź. 

Przemknęła obok Dutcha, który dyskretnie sięgnął 

ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki. Szła między 

siedzeniami w stronę toalety. Żeby się tam dostać, 

musiała przejść obok człowieka ze strzykawką. Jeszcze 

dwa kroki, mruczała do siebie. Oczy utkwiła w pod­

łodze, żeby porywacz niczego z nich nie wyczytał i nie 

zareagował przedwcześnie. Jeszcze jeden krok. Pomóż 

mi, wołała w duchu do Dutcha. To szaleństwo. Mam 

background image

CZUŁY I OBCY 85 

zaledwie dwadzieścia sześć lat. Nie chcę umierać, tak 

niedawno wyszłam za mąż. 

Ostatni krok. Przystanęła i zachwiała się, przy­

kładając dłoń do skroni. 

- Słabo mi! - jęknęła, a była to szczera prawda. 

Udała, że osuwa się na podłogę. To wystarczyło. 

Porywacz odruchowo pochylił się, by ją podtrzymać 

i w tej samej chwili Dutch rzucił w niego nożem. 

Strzykawka upadła na podłogę. Terrorysta zgiął się 

wpół. Dutch poderwał się w mgnieniu oka. Tak jak 

w Wietnamie. W Rodezji. W Angoli. Nie zwracał 

uwagi na Dani, która wodziła za nim zdumionym 

wzrokiem, nie dowierzając własnym oczom. Dutch 

wyrwał stewardesę ze słabnących ramion porywacza 

i rzucił na sąsiedni Fotel. Kopnął strzykawkę, która 

potoczyła się między fotele. W następnej sekundzie był 

już przy drzwiach kabiny pilotów. Nie zwracał uwagi 

na jęki rannego terrorysty. 

- Mam granat, senor! Rzucam! - wrzasnął drugi 

porywacz, wyrywając zawleczkę. 

- No, rzucaj! - krzyknął Dutch, podchodząc bliżej. 

Uderzył dwukrotnie. Jego ruchy były tak szybkie, że 

nim śledzący tę scenę pilot zrozumiał, co się dzieje, 

porywacz leżał na podłodze, ściskając w ręku granat. 

- Zaraz wybuchnie! - ryknął młody pilot, wywołu­

jąc panikę wśród pasażerów samolotu. 

- Na litość boską, czego tu się bać - burknął Dutch, 

podnosząc z podłogi imitację granatu. - To plas­

tykowa zabawka. - Rzucił atrapę na kolana pilota. 

Młody człowiek oglądał ją z ciekawością. Kapitan 

samolotu, mężczyzna około pięćdziesiątki, wybuchnął 

śmiechem. Spoglądał na Dutcha życzliwie. 

- To naprawdę imitacja! - zawołał drugi pilot. 

background image

86 CZUŁY I OBCY 

- Weź go sobie na pamiątkę - zaproponował Dutch. 

Młody człowiek podał atrapę koledze. 

- Jak się czuje Lainie? 

- Chodzi o stewardesę? Nic jej nie jest - uspokoił go 

Dutch. - Natomiast jego kompan - dodał, wskazując 

leżącego na podłodze terrorystę - dostał za swoje. 

Lepiej sprowadźcie lekarza. 

- Już się robi. Dzięki za wszystko - dodał kapitan 

z uśmiechem. 

- Miałem powody, by tak zareagować - odparł 

Dutch, wzruszając ramionami. - Przez tych zbirów nie 

dostałem kawy. 

-Postawiępanu filiżankę, jak tylko stąd wyjdziemy 

- oznajmił pilot. 

- Trzymam pana za słowo - rzekł z uśmiechem 

Dutch i opuścił kabinę. 

- T o nie był prawdziwy granat -uspokoił pasażerów. 

Jego głos przyzwyczajony do wydawania rozkazów 

podziałał na nich od razu. - Już po wszystkim. Proszę 

zachować spokój i pozostać na swoich miejscach. 

Dani siedziała na podłodze. Patrzyła z przeraże­

niem na pojękującego mężczyznę z nożem w brzuchu. 

Próbowała jakoś uporządkować wydarzenia ostatnich 

chwil. Podniosła wzrok na obcego człowieka, którego 

niedawno poślubiła. Nie poznawała go. Skąd miała 

wiedzieć, kim jest naprawdę? 

Dutch żałował, że musiała uczestniczyć w tej akcji, 

ale nie było innego wyjścia. Pochylił się, ujął ramię 

żony i podniósł ją delikatnie. 

- Wyjdzie z tego - zapewnił, spoglądając na ran­

nego. - Nie martw się. Chodźmy stąd. - Popchnął ją 

w stronę drzwi. Pozostali członkowie załogi pobiegli 

uściskać stewardesę. 

background image

CZUŁY I OBCY 87 

- Wszystko w porządku - powtarzała drżącym 

głosem drobna blondynka, - Nic mi się nie stało. 

- Dzięki. Dziękuję wam obojgu! - zwróciła się do 

Dani i jej męża. Błękitne oczy patrzyły na nich 

z wdzięcznością. 

- To drobnostka - odparł niedbale Dutch. - Czy 

ktoś może otworzyć drzwi? Pamiętajcie, że ten facet 

potrzebuje lekarza. 

- Proszę ze mną do biura - rzekł kapitan. - Policja 

na pewno już czeka. 

- Oczywiście - odparł Dutch. Sprowadził po scho­

dach Dani, która nadal była w szoku. Nad Miami 

panował zmrok. Nagle Dutch o czymś sobie przypo­

mniał i skinął na jednego z członków załogi. 

- Moja żona zostawiła w samolocie torbę z książ­

kami i małą torebkę. Fotel 7b. Proszę nam je przynieść 

do biura. 

- Z przyjemnością, proszę pana - usłyszał w odpo­

wiedzi. Dani była wprawdzie bardzo wyczerpana, ale 

usłyszała jego słowa. W tym straszliwym zamieszaniu 

pamiętał o jej ukochanych czytadłach. Spojrzała na 

niego z niedowierzaniem. Oczy miała szeroko otwarte 

i przestraszone. Wyczytał z nich nieufność i strach. 

- Wiesz, że musiałem tak postąpić. Nie było innego 

sposobu - przekonywał ją, 

- Tak, tak, wiem. Ale nigdy nie widziałam... tyle 

krwi. 

- Byłaś bardzo dzielna - odparł. - Znam tylko jedną 

kobietę, która potrafiłaby w takiej sytuacji zachować 

zimną krew, podobnie jak ty. - Dani zastanawiała się, 

kogo miał na myśli, ale ta sprawa mogła poczekać. 

Dręczyły ją inne wątpliwości. 

- Tak łatwo... uporałeś się z nimi - wykrztusiła 

background image

88 CZUŁY I OBCY 

z trudem, gdy czekali na kapitana. - Wspominałeś, że 

jesteś żołnierzem. 

Dutch odwrócił ją delikatnie. Stali twarzą w twarz. 

- To prawda, ale nie powiedziałem ci wszystkiego. 

Ja z tego żyję. Jestem zawodowym żołnierzem i walczę 

dla tych, którzy oferują najwyższą stawkę -wyznał bez 

owijania w bawełnę. Dani była wstrząśnięta. Nie 

przypuszczał, że to wyznanie tak ją przestraszy. Nie 

przewidział, że odraza i nieme potępienie, które czytał 

w jej wzroku, sprawią mu tyle bólu. Rozzłościł się. Za 

kogo, na miłość boską, go uważała? Za urzędnika 

z ministerstwa? 

- A więc jesteś najemnikiem - wykrztusiła. 

- Zgadza się - przytaknął zaczepnie. Milczała. Nie 

mogła o tym mówić. Nic nie pozostało z pięknych 

marzeń. To potworne. O wiele gorsze niż wszystko, co 

przeszła w porwanym samolocie. Wbiła oczy w ziemię. 

Nie odzywała się. Wkrótce dołączyli do nich kapitan, 

drugi pilot i jasnowłosa stewardesa. Ruszyli w stronę 

budynku, w którym mieściły się biura. Dani szła 

w pewnej odległości od Dutcha i starała się go nie 

dotykać. Zauważył to i natychmiast spochmurniał. 

W niewielkim pokoju strażnicy z lotniska i polic­

janci wysłuchali zeznań dwojga pasażerów oraz człon­

ków załogi. Przesłuchanie nie trwało długo. Uprzedzo­

no ich, że będą zeznawać jako świadkowie podczas 

procesu. Dani niewiele z tego usłyszała. Próbowała się 

uporać ze swoim odkryciem. Poślubiła najemnika. Nie 

wiedziała, jak ma dalej żyć. 

Obserwowała go podczas składania zeznań. Nie 

wyglądał jak najemny żołnierz. Z drugiej strony wiele 

rzeczy się wyjaśniło. Władczy ton, który ją tak zdziwił, 

pewność siebie, szybka ocena faktów. Wszystko się 

background image

CZUŁY I OBCY 89 

zgadzało. Domyślała się nawet, kiedy wybrał takie zajęcie 

-zapewne wkrótce po rozstaniu z tamtą kobietą. To był 

początek. Potem spodobało mu się takie życie. Na koniec 

znalazł sobie potulną żonę, która miała czekać w domu, 

gdy on będzie szukał guza, włócząc się po świecie. 

Popijała wolno kawę. O nie, mój panie, pomyślała, 

mrużąc oczy. Nie, drogi mężu, Dani nie będzie cicha 

i pokorna. Zależało jej na Dutchu, ale małżeństwo to 

nie tylko seks. Jeżeli on myśli inaczej, niech zabiera 

manatki i zostawi ją w spokoju. 

Poczuła chłód w sercu, gdy uświadomiła sobie, jak 

bardzo zżyła się z nim przez tych kilka dni. Nie 

potrafiłaby o nim zapomnieć. Spojrzała na męża 

i natychmiast zapragnęła rzucić mu się w ramiona. 

Znała mnóstwo jego sekretów. Rumieniła się na myśl 

o niektórych. Ale to wszystko nie miało najmniejszego 

związku z normalnym życiem. Jak mogłaby spokojnie 

czekać w domu, wiedząc, że jej mąż nieustannie 

ryzykuje życie? Teraz wiedziała, dlaczego nie chciał 

mieć dzieci! To zrozumiałe, skoro wciąż narażał się na 

niebezpieczeństwo. Gdyby zginął, dzieci zostałyby bez 

ojca. A ona, Dani, czy mogłaby normalnie żyć, gdyby 

niepokój zżerał nieustannie jej serce? Przy każdym 

pożegnaniu zastanawiałaby się, czy go jeszcze zobaczy. 

Nigdy nie miałaby pewności. To by ją zabiło. Nie, 

pomyślała z rozpaczą, lepiej zachować cudowne wspo­

mnienia niż przeżywać koszmary. Niech Dutch się 

z nią rozwiedzie. Zdawała sobie sprawę, że nie porzuci 

dla niej swego zajęcia, a zatem nie mogła pozostać jego 

żoną. To już koniec. Czas obudzić się z pięknego snu. 

Po złożeniu zeznań wyszli w milczeniu przed biuro­

wiec w towarzystwie kapitana. Jeden z członków 

załogi przyniósł Dani zapomnianą torebkę i książki. 

background image

90 CZUŁY I OBCY 

- Co mamy teraz robić? - zapytała bezradnie. 

- Proszę jechać do hotelu. Linie lotnicze pokryją 

wszelkie koszty - odparł kapitan z uprzejmym uśmie­

chem. - Jutro polecą państwo do Greenville. 

Dutch spojrzał na niego z obawą. 

- Dziennikarze nadchodzą - powiedział i skrzywił 

się. 

- Nie zależy panu na popularności? - Kapitan 

uśmiechnął się szeroko. 

- Ani trochę - odparł niechętnie Dutch. - Dani i ja 

odlecimy najbliższym samolotem. Dla dziennikarzy ta 

sprawa to nie lada gratka. 

-

 Racja. Nasi porywacze mają chyba wiele powią­

zań z pewnym południowoamerykańskim dyktato­

rem. Na pewno coś ich łączy także z komunistami 

- westchnął kapitan. - Zażądali, by dostarczono im 

broń. 

- Tak myślałem. I na pewno by ją dostali - odparł 

Dutch, zapalając papierosa. 

- Bardzo sprawnie posługuje się pan nożem - za­

uważył kapitan. - Często go pan używa? 

Dutch skinął głową. 

- Ostatnimi czasy aż za często. 

- Mogę zapytać, czym się pan zajmuje? 

- Niech pan sam zgadnie - odparł Dutch. 

- Tajne operacje wojskowe? 

Mężczyzna pokiwał głową. Dani patrzyła przed 

siebie nieobecnym wzrokiem. 

- Jestem najemnikiem - wyjaśnił Dutch. - Za­

jmuję się głównie aprowizacją, ale znam się również 

na uzbrojeniu, a w walce wręcz nie mam sobie 

równych. Sam zrobiłem tamten nóż. Chciałbym go 

odzyskać. 

background image

CZUŁY I OBCY 91 

- Najchętniej kazałbym go pozłocić, przyjacielu. 

Gdyby nie pan, byłoby z nami krucho. Może kiedyś 

będę mógł się odwdzięczyć. Proszę tylko dać mi 

znać. 

- Nie sądzę, ale mimo to dziękuję. 

Pilot oddalił się i natychmiast otoczyli go dzien­

nikarze. Dutch palił w milczeniu papierosa. 

- Nie chcesz, żeby o tobie pisały gazety. To ma 

związek z twoją pracą, zgadza się? - zapytała Dani 

z wahaniem. Czytała dwukrotnie „Psy wojny" i trzy 

razy oglądała film zrealizowany na podstawie tej 

książki, ale nie mogła uwierzyć, że są ludzie, którzy 

naprawdę tak żyją. Zupełnie jak w filmie. Porwanie 

samolotu, błyskawiczne obezwładnienie terrorystów, 

niewiarygodna sprawność Dutcha. Nie odrywała 

wzroku od jego twarzy, a nie uporządkowane myśli 

cisnęły się jej do głowy. Poślubiła najemnika. Jak ma 

z tym żyć? Dutch patrzył jej w oczy i miał ochotę kląć. 

Los uwziął się na niego. 

- Nie lubię rozgłosu - odpowiedział na jej pyta­

nie. - Nikogo nie powinno obchodzić moje prywatne 

życie. 

- A gdzie w twoim życiu jest miejsce dla mnie? 

- spytała cicho. Może sam jeszcze nie wiedział, ale 

Dani musiała to od niego usłyszeć. Nie mogła dłużej 

zwlekać. Uznała, że czas wyjaśnić sytuację. 

- Jesteś moją żoną. - Nie potrafił inaczej tego ująć. 

- Dlaczego się ze mną ożeniłeś? - nie ustępowała. 

Przyparła go do muru. Zamknął oczy i mocno 

zacisnął zęby. Zaciągnął się głęboko, nim odpowie­

dział. 

- Bo cię pragnąłem. 

I nic więcej, pomyślała. Nie czuła bólu, ale wiedzia-

background image

92 CZUŁY I OBCY 

ła, że gdy ustąpi dziwne otępienie, będzie cierpiała, i to 

bardzo. Nadal była w szoku. Znalazła się w śmiertel­

nym niebezpieczeństwie, patrzyła na ciężko rannego 

człowieka, odkryła, że jej mąż jest najemnikiem... 

Dutch wpatrywał się w jej twarz z mieszanymi 

uczuciami. Zupełnie się w nich pogubił. Ta dziewczyna 

przesłoniła mu cały świat, zapadła w serce. Jak miał się 

od niej uwolnić? 

- Tak właśnie myślałam. Łączy nas jedynie pożąda­

nie. - Nadal zastanawiała się nad jego słowami. - Jak 

sobie wyobrażałeś nasze wspólne życie? Mam siedzieć 

w domu i czekać, a ty będziesz znikał na długie 

miesiące i wracał cały w bliznach? 

Dutch był zaskoczony i przerażony. Gapił się na nią 

ze zdumieniem. 

- Sądziłem, że każde z nas będzie żyło po swojemu, 

a mimo to możemy być razem i cieszyć się sobą. 

Dani pokręciła głową. 

- Przykro mi. To się nie uda. Nie potrafię tak żyć. 

Najlepiej będzie, jeśli się ze mną rozwiedziesz. 

To chyba żart. Stara panna, z którą ożenił się 

zaledwie przed tygodniem, groziła mu rozwodem. 

Jemu, mężczyźnie, za którym uganiały się wszystkie 

kobiety. Miał ich na pęczki, a każda wierzyła, że zdoła 

go wreszcie usidlić. Ta naiwna mała sekutnica, właś­

cicielka lichej księgarenki, postanowiła się z nim 

rozwieść! 

- Nie patrz tak na mnie - prosiła Dani. - Chcę tylko 

sobie oszczędzić kłopotów i cierpień. Nie mogę żyć 

z myślą, że nieustannie zagraża ci niebezpieczeństwo. 

To by mnie zabiło. 

-Na miłość boską, nie jestem przecież samobójcą - wtrąciŁ 

- Ale nie jesteś też ze stali - przypomniała mu. 

background image

CZUŁY I OBCY 93 

-Widziałam twoje blizny. Nie miałam pojęcia, skąd się 

wzięły. Teraz wiem. Pewnego dnia dosięgnie cię kula. 

Nie zamierzam wyczekiwać na złe wiadomości. Jestem 

silna, ale nie aż tak. Za bardzo mi na tobie zależy. 

Ostatnie słowa Dani wstrząsnęły nim do głębi. Tej 

dziewczynie rzeczywiście na nim zależało. Miała to 

wypisane na twarzy. Uwielbiała go. Widział to w jej 

szarych oczach, kiedy się kochali. Dani była nim 

zauroczona, pełna podziwu dla silnego mężczyzny. 

Pochlebiało mu to i z każdym dniem znaczyło coraz 

więcej. Szczególnie teraz, gdy postanowiła go porzucić. 

- Rozważymy wszystko spokojnie w Greenville 

- oznajmił z uporem. 

- Mów sobie, co chcesz - rzekła, zbierając się do 

odejścia. - Ja powiedziałam swoje. 

- Ty wstrętna wiedźmo! - krzyknął z wściekłością. 

- No proszę, co za epitet! - Odwróciła się. Zza 

okularów patrzyły na niego gniewnie szare oczy. 

Ciemny rumieniec pojawił się na policzkach. - Za kogo 

ty się uważasz7 Patrzcie państwo, oto wielki, groźny 

wojownik. Podarunek od samego Pana Boga! 

Dutch miał ochotę ją udusić, ale zamiast tego 

parsknął śmiechem. 

- Nie waż się ze mnie śmiać - syknęła z wściekłością. 

- Nieźle to sobie zaplanowałeś, co? Wmawiałeś mi, że 

jestem śliczna, ale w gruncie rzeczy niewiele cię ob­

chodziłam. Wpadałbyś do mnie między jedną i drugą 

wyprawą, żeby się rozerwać! 

- Na początku tak myślałem - przyznał Dutch. 

Rozgniótł obcasem niedopałek papierosa. - Ale to się 

zmieniło. 

-Jasne. Stałam się dla ciebie ciężarem. Wakacje się 

skończyły. 

background image

94 

CZUŁY I OBCY 

Dutch potrząsnął energicznie jasną czupryną. Dani 

z dnia na dzień wydawała mu się ładniejsza i bardziej 

urocza. Nazwał ją wiedźmą tylko dlatego, że był 

wściekły. Uśmiechnął się. 

- Wcale z tobą nie skończyłem, ślicznotko. 

- Już nie jestem wstrętną wiedźmą?! - krzyknęła. 

- Z pewnością nie - mruknął przechodzący obok 

pilot, patrząc na nią z zachwytem. Dani chwyciła torby 

i ruszyła w stronę poczekalni. 

- Dokąd idziesz? - wypytywał Dutch. 

- Wracam do domu - oznajmiła. - Do mojej 

księgarni. Muszę pilnować interesu. 

- Poczekaj.. - Posłuchała go, ale nie odwróciła 

głowy. Zawahał się. Nie miał pojęcia, jak się zachować. 

To było zastanawiające. Jeśli zechce siłą zatrzymać 

Dani, straci ją na zawsze. Ale czy mógł pozwolić, żeby 

tak po prostu odeszła? Zależało mu na niej. Nie mógł 

pogodzić się z myślą, że już nigdy jej nie zobaczy. 

- Przemyśl to - rzekł w końcu. - Wrócę za kilka 

tygodni. 

- Dokąd się wybierasz? - Odwróciła się. Nie dbała 

o to, że Dutch zobaczy łzy spływające po policzkach 

i dowie się, jak bolesne jest dla niej to rozstanie. 

Widok zapłakanej twarzy Dani był dla niego nie do 

zniesienia. To bolało! Spojrzał w dal ponad jej głową 

i zacisnął ręce w kieszeniach. Żadna kobieta nie 

patrzyła na niego w ten sposób. Przeraził się. Wiele 

razy śmierć zaglądała mu w oczy. Mówił o tym 

z lekceważeniem, ale na widok dziewczęcej twarzy 

zmienionej cierpieniem ogarnął go strach. 

Dani odetchnęła głęboko, próbując wziąć się w garść. 

-Nie zmienię zdania - oświadczyła. Miała pewność, że 

gdyby została z Dutchem, równałoby się to samobójstwu. 

background image

CZUŁY I OBCY 95 

- Mimo wszystko przyjadę do ciebie. 

- Twoja sprawa. Rób, jak uważasz. 

Dutch zajrzał jej w oczy. 

- Muszę wykonać tę robotę. Mam zobowiązania. 

Nie mogę się teraz wycofać. - Nagle pojął, że po raz 

pierwszy w życiu tłumaczy się ze swego postępowania. 

- Nic mnie to nie obchodzi - odparła zdecydowanie. 

- Żyj, jak chcesz i pozwól, żebym sama decydowała 

o moim losie. Gdybyś powiedział mi prawdę na samym 

początku, trzymałabym się od ciebie z daleka. 

- Przeczuwałem to - rzekł cicho. Przyglądał się 

Dani w skupieniu. Chciał ją dobrze zapamiętać. 

- Uważaj na siebie. 

- Dobra rada. - Po raz ostatni spojrzała na niego 

czule. - Ty również uważaj. 

- Jasne. 

Popatrzyła w zadumie na obrączkę. 

-Zachowaj ją-poprosił. -Będziemi... przyjemnie, 

gdy pomyślę, że nosisz ją na palcu. 

Dani nie mogła powstrzymać łez. Wybuchnęła 

płaczem. Chwyciła torby i pobiegła przed siebie. Dutch 

stał i patrzył za nią, aż zniknęła w tłumie. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

Wszystko się zmieniło. Zaraz po powrocie Dani 

poszła jak co dzień do księgarni, ale doskonale wie­

działa, że jej życie nigdy już nie będzie takie jak 

przedtem. Harriett Gaynor, osóbka dość pulchna 

i niewysoka, spoglądała na przyjaciółkę nieufnie. Dani 

była niemal pewna, że nie wierzy w jej opowieści 

o meksykańskich wakacjach. Następnego dnia gazety 

doniosły o porwaniu samolotu. 

- To wszystko prawda! - krzyknęła Harriett, wpa­

dając do księgarni. Ciemne oczy lśniły, a czarne loki 

rozsypały się wokół drobnej jak u elfa twarzyczki. -Tu 

napisali wszystko o porwaniu. 

Dani zmarszczyła czoło, patrząc na gazetę, którą 

Harriett rzuciła na ladę. Obejrzała fotografię pilota 

oraz niewyraźne zdjęcie jednego z porywaczy wy­

prowadzanego z samolotu. Nie znalazła fotografii 

Dutcha, ale tego się spodziewała. Potrafił unikać 

dziennikarzy. 

- Piszą o mężczyźnie, który obezwładnił porywa­

czy... - Harriett zmarszczyła brwi i czytała z zapartym 

tchem. Reportaż był niezwykle zajmujący. Nagle pod­

niosła wzrok. - Dani, naprawdę odważyłaś się na to? 

-Dutch twierdził, że po przylocie do Miami zażąda­

ją broni - wyjaśniła spokojnie, Harriett odłożyła 

gazetę. 

background image

CZUŁY I OBCY 97 

- Najemnik. Nie mogę uwierzyć. Dlaczego nie 

zapytałaś przed ślubem, czym się zajmuje? 

- Nie dziwiłabyś się tak, gdybyś go poznała. -Dani 

odwróciła się. Nie chciała rozmawiać o Dutchu. 

Wolała o nim zapomnieć. Na pewno wyruszył na 

kolejną wojnę... 

- Żaden mężczyzna nie jest aż tak przystojny, żeby 

warto było całkiem stracić dla niego głowę - oznajmiła 

Harriett. - Nawet Dane. 

Mąż najlepszej przyjaciółki Dani był uroczym czło­

wiekiem, lecz ani w połowie tak zadziornym jak jego 

malutka połowica. 

- A przy okazji, pani Jones dzwoniła, żeby po­

dziękować za książkę z autografem. 

- Cieszę się, że poznałam tę autorkę. - Dani 

sprawdziła kasę. - Otwórz sklep. 

- Gdzie on się podziewa? - zapytała nagle Harriett. 

- Sądzę, że szuka teraz dobrego adwokata - odparła 

Dani, wybuchając śmiechem, chociaż czuła ból w sercu. 

- Pobiliśmy rekord. Najkrótsze małżeństwo świata. 

Zaledwie tydzień. 

- Zastanów się jeszcze - usłyszała w odpowiedzi. 

Nie patrzyła na przyjaciółkę. 

- Dutch igra ze śmiercią dla pieniędzy, Harrie 

- odparła. - Przez całe życie musiałabym się o niego 

zamartwiać. Wolę odejść, póki nie jest za późno. 

- Chyba wiesz, co robisz. - Harriett wzruszyła 

ramionami. -Muszę jednak przyznać, że .gdy w końcu 

zdecydowałaś się na małą przygodę, poszłaś na całego. 

Poślubiłaś obcego człowieka, uporałaś się z terrorys­

tą.,. - Odeszła w głąb sklepu, mamrocząc pod nosem. 

Dani uśmiechnęła się i odprowadziła ją spojrze­

niem. Istotnie, przeżyła wielką przygodę. Było, minęło. 

background image

98 CZUŁY 1 OBCY 

Teraz powinna zapomnieć o Dutchu. Przestanie czytać 

gazety. Każda wzmianka o lokalnej wojnie budziła 

w niej lęk. 

Minęło kilka tygodni. Niełatwo było zapomnieć. 

Wszystko się sprzysięgło, żeby jej w tym przeszko­

dzić. Najgorsza była Harriett. Nie szczędziła przyja­

ciółce dobrych rad. Ale gdy Dani zaczęła regularnie 

wymiotować po śniadaniu, zaniepokoiła się na serio. 

- Klątwa Montezumy - stwierdziła Dani żarto­

bliwie, wychodząc z łazienki i przecierając pobladłą 

twarz mokrym ręcznikiem. 

- Raczej klątwa Latającego Holendra - usłyszała 

kąśliwą odpowiedź. Parsknęła śmiechem, ale natych­

miast spoważniała. 

- Nie jestem w ciąży. 

-Posłuchaj, Dani, wprawdzie poroniłam, ale nicze­

go nie zapomniałam. Pamiętam, jak wyglądałam i jak 

się czułam. Jesteś blada jak ściana, szybko się męczysz 

i ciągle masz nudności. Nic na to nie skutkuje. 

Od paru dni Dani rozmyślała o tym z obawą, 

nadzieją, przerażeniem. Doszła do tych samych wnios­

ków co Harriett, ale nie potrafiła wypowiedzieć ich 

głośno. Opadła na stołek przy ladzie i westchnęła. 

- Głupi dzieciaku, przecież istnieją środki antykon­

cepcyjne - jęknęła Harriett, obejmując przyjaciółkę. 

Była starsza tylko o cztery lata, ale niekiedy czuła się 

niczym jej matka. Dani zaczęła płakać. Wieczorem 

przypadkowo obejrzała w telewizji reportaż poświęco­

ny partyzanckiej ofensywie w jednym z państw af­

rykańskich. Wśród maszerujących żołnierzy zauważy­

ła jasną czuprynę i zaczęła rozpaczać. Rozmowa 

z Harriett znowu ją rozstroiła. 

background image

CZUŁY I OBCY 

99 

- Jestem w ciąży - powiedziała drżącym głosem. 

- Zgadza się. 

- Och, Harrie, okropnie się boję. - Objęła mocno 

przyjaciółkę. - Nie mam pojęcia, jak wychowam 

dziecko. 

- No, no, panienko Scarlett, ja też się na tym nie 

znam, ale we dwie damy sobie radę, - Odsunęła się 

i spojrzała na Dani z wielką życzliwością. - Pomogę ci. 

Chcesz je urodzić? - dodała, patrząc przyjaciółce 

prosto w oczy. Dziewczyna drgnęła. 

- Oglądałam kiedyś film. Pokazywali, jak rozwija 

się niemowlę w łonie matki. -Wolno przesunęła dłonią 

po płaskim jeszcze brzuchu. - Widziałam też, co się 

dzieje, gdy ciąża zostanie przerwana. Potem długo 

płakałam. 

- Czasami nie ma innego wyjścia - powiedziała 

cicho Harriett. 

- Tak bywa - przytaknęła Dani. - Ale moim 

zdaniem nie wolno uważać przerwania ciąży za coś 

w rodzaju środka antykoncepcyjnego. Poza tym... 

chcę urodzić to dziecko. - Poderwała się niespokojnie 

i objęła rękami brzuch. Uśmiechnęła się. - Ciekawe, 

czy będzie miał jasne włoski? - dodała w zamyśleniu. 

- To może być dziewczynka - przypomniała trzeź­

wo Harriett. 

- Wspaniale. Bardzo chciałabym mieć córeczkę. 

- Westchnęła rozmarzona. - Czyż to nie wspaniałe? 

Rośnie we mnie malutki człowieczek. 

- Owszem. Ja też czułam się bardzo szczęśliwa. Było 

mi cudownie. 

Dani podniosła wzrok i uśmiechnęła się. 

- Razem to przeżyjemy - oznajmiła. 

Harriett wbiła paznokcie w dłonie, ale i tak oczy 

background image

1 0 0 CZUŁY I OBCY 

miała pełne łez. Odwróciła twarz. Nie chciała za­

smucać przyjaciółki. 

- Oczywiście. Musisz iść do lekarza. 

- Wiem, kiedy to się stało - powiedziała Dani 

w zadumie. Przypomniała sobie tamten poranek w po­

koju Dutcha. Kochali się tak czule. - Wiem dokładnie. 

- Potrzebne ci witaminy - gderała Harriett. - Mu­

sisz się dobrze odżywiać. 

-Kupię zaraz ubranka i łóżeczko... -rozmarzyła się 

Dani. 

- Dopiero gdy minie siódmy miesiąc - stwierdziła 

stanowczo Harriett. - Zachowaj trochę rozsądku. Nie 

wszystko układa się po naszej myśli. 

- Nie kracz! - Dani była zirytowana. 

- Lekarz powie ci to samo. Kupiłam niemowlęcą 

wyprawkę i dziecinne mebelki, gdy byłam w pierwszym 

miesiącu. W czwartym poroniłam. Musiałam oddać te 

wszystkie cudeńka. Nie upieraj się. 

Dani poczuła skruchę. Objęła mocno przyjaciółkę. 

- Dzięki, że jesteś ze mną, że mi pomagasz. 

-Ktoś musi. - Harriett zerknęła na Dani. - Zawia­

domisz go? 

- Ciekawe jak? Nie znam nawet jego adresu. 

- O Boże, wyszłaś za tego faceta i nie wiesz nawet, 

gdzie mieszka? 

Dani parsknęła śmiechem, widząc minę Harriett. 

- Niewiele mieliśmy czasu na rozmowy - mruknęła. 

- Tak sobie pomyślałam - odparła Harriett, spo­

glądając znacząco na jej brzuch. 

- Och, przestań. - Dani westchnęła ciężko. - Dutch 

nie chce mieć dzieci. Pewnie uciekłby na drugi koniec 

świata. I tak czeka nas rozwód, więc po co mu taka 

nowina. 

background image

CZUŁY I OBCY  1 0 1 

- Jak chcesz się z nim rozwieść, skoro nawet nie 

wiesz, gdzie go szukać? 

- Niech on się tym zajmie. Znajdzie mnie, gdy 

będzie trzeba. 

- A więc wszystko jasne. Bierzmy się lepiej do 

roboty, ale przedtem zadzwoń do lekarza. 

Okazało się, że Dani nic nie dolega. Była jedynie 

trochę osłabiona. Lekarz przepisał jej odpowiednie 

witaminy. Wyglądała kwitnąco. Doktor Henry Carter 

przyglądał się jej z zachwytem, ilekroć przychodziła na 

badania. Dziecko rozwijało się normalnie, a Dani była 

idealną pacjentką. 

- Dla pani to naprawdę błogosławiony stan, praw­

da? - zapytał, gdy przyszła na badania w połowie 

piątego miesiąca. 

- Cieszę się każdą chwilą! - Dotknęła wypukłego 

brzucha. - Dziś rano po raz pierwszy się poruszył 

- oświadczyła z zachwytem, - Poczułam jakby trzepo­

tanie malutkich skrzydeł. 

- Rozumiem - rzekł lekarz, uśmiechając się przyjaź­

nie. - Inne pacjentki mówią podobnie. To znak, ze 

dziecko jest zdrowe. Ale zrobimy badania, żeby się 

upewnić. 

Dani ucieszyła się, gdy po badaniach otrzymała 

fotografię główki maleństwa. 

- Pani mąż się odezwał? - zapytał cicho lekarz. 

- Nie. - Dani poczuła chłód w sercu. Oglądała 

z zainteresowaniem swoje paznokcie. - Prawdopodob­

nie... nigdy do mnie nie wróci. 

- Szkoda. Pytałem o to, ponieważ chcę, żeby się pani 

zapisała do szkoły rodzenia. Nawet jeśli nie zdecyduje się 

pani na poród naturalny, ćwiczenia pomogą znosić 

niedogodności ciąży. Ale potrzebny jest ktoś do pomocy. 

background image

1 0 2 CZUŁY I OBCY 

- Może Harriett? 

Lekarz znał jej przyjaciółkę i chętnie się zgodził. 

- Doskonały wybór. Ta dziewczyna potrafi być 

pomocna. Będzie pani podpowiadać, kiedy należy 

oddychać. 

- Już teraz radzi sobie z tym doskonale - odparła 

Dani z przekąsem. 

- Świetnie. Zapiszę panią w przyszłym miesiącu. 

Jest pani zdrowa. Tylko tak dalej. Ale proszę się nie 

przemęczać. Lato jest wyjątkowo upalne. 

- Nie musi pan mi o tym przypominać - mruk­

nęła. Nosiła obszerną koszulkę bez rękawów i spód­

nicę z elastyczną wstawką, ale mimo to była zlana 

potem. Ustaliła termin następnej wizyty, pożegnała 

się i poczłapała do wyjścia. Musiała wracać do 

pracy. Był piękny, letni dzień, jeden z tych, które 

zachęcają marzycieli do leniuchowania nad brzegiem 

jeziora albo na łące wśród kwiatów i motyli. Dziew­

czyna szła, nucąc po cichu jakąś melodyjkę. Od 

czasu do czasu mała istotka poruszała się lekko w jej 

brzuchu. Uśmiechała się wtedy. Świat był piękny. 

Cieszyła się dobrym zdrowiem i przyszłym macie­

rzyństwem. 

Gdy weszła do księgarni, nadal uśmiechała się 

marzycielsko. Nagle stanęła twarzą w twarz z Du-

tchem. Miał na sobie uniform w kolorze khaki. Od 

razu zauważyła nową bliznę na policzku. Trochę 

schudł, ale nadal był zabójczo przystojny. Harriett 

była zapewne tego samego zdania, bo gapiła się 

w niego jak w obraz. 

Dutch nie odrywał wzroku od Dani. Spojrzał na 

zaokrąglony brzuch i w jego oczach pojawiła się 

panika. Wstrzymał oddech. Wyglądał tak, jakby zie-

background image

CZUŁY I OBCY 103 

mia usuwała mu się spod nóg. Przyjechał, żeby z nią 

porozmawiać, żeby ją skłonić do zmianydecyzji. I co 

zastał! 

Dani zauważyła jego przerażenie. Dotychczas 

żywiła w głębi serca nadzieję, że może się w końcu 

pogodzą, ale teraz zrozumiała, że to niemożliwe. 

Nie spała po nocach, wspominała, zamartwiała 

się, rozważała szanse, odmawiała modlitwy i my­

ślała z niepokojem, co zrobi Dutch, gdy dowie 

się o dziecku. Nareszcie poznała odpowiedź na 

swoje pytanie. 

To było ponad jej siły. Niespodziewane spotkanie, 

tęsknota, długie tygodnie i miesiące życia w niepoko­

ju... Pociemniało jej w oczach, obraz postawnego 

mężczyzny przesłoniła nagle mgła. Dani osunęła się na 

podłogę. 

Gdy w końcu przyszła do siebie, leżała w ogromnym 

fotelu ustawionym w małym pokoiku na zapleczu, 

gdzie jadały z Harriett posiłki. Była boso. Na głowie 

miała zimny kompres. 

- ...przez pana mnóstwo zmartwień - usłyszała 

surowy głos przyjaciółki. - Jest zdrowa, ale za mało 

odpoczywa. 

- Po cholerę się z nią ożeniłem? - burknął oprysk­

liwie Dutch. 

- Wysoko się pan ceni, prawda? - rzuciła Harriett. 

- Ta dziewczyna nigdy nie miała nikogo, a życie jej 

nie oszczędzało. Rodzice ją porzucili, gdy była 

małą dziewczynką. Nigdy tu nie wrócili. Nie miała 

własnego chłopaka ani narzeczonego. Jestem dla 

niej jedyną bliską osobą. Pojawił się pan nie wiado­

mo skąd, zawrócił jej w głowie i zniknął, gdy zaszła 

w ciążę. Przeszedł pan przez jej życie niczym 

background image

104 CZUŁY I OBCY 

tornado. Jeśli zachował pan resztki ludzkiej przy­

zwoitości, proszę nie dręczyć jej więcej i zniknąć na 

zawsze. 

- Zostawiając Dani na pani łasce, tak? - odciął się 

Dutch. - Tego się pani nie doczeka. 

Och, tylko nie to, pomyślała Dani, odzyskując 

przytomność. Wiedziała, co się stanie za chwilę. Trze­

cia wojna światowa. Dutch i Harriett byli do siebie 

bardzo podobni, żadne z nich nie ustąpi... 

- Pan się nią lepiej zaopiekuje? Przez pana...! 

- krzyczała Harriett. 

- O nie - szepnęła z trudem Dani. Otworzyła oczy. 

Dutch i Harriett mierzyli się nienawistnym spojrze­

niem. Natychmiast odwrócili się ku niej. 

- Przestańcie - powtórzyła głośniej. - Jeśli chcecie 

się kłócić, wyjdźcie na ulicę. Nie będziecie mi wrzesz­

czeć nad głową. Mam tego dosyć. 

- Nie gniewaj się, kochanie. Jak się czujesz? - Har­

riett natychmiast złagodniała. 

- Lepiej, dzięki za troskę. - Dani usiadła, przetarła 

twarz mokrym kompresem. Dutch spoglądał na nią 

z wściekłością. Jasne włosy były potargane, a twarz 

stężała niczym wykuta w kamieniu. Nigdy go takim nie 

widziała. 

- Czemu tak na mnie patrzysz? - nie wytrzymała. 

- Pamiętaj, że przez ciebie jestem w ciąży! 

- Zostawię was samych. Na pewno chcecie poroz­

mawiać - stwierdziła Harriet, z trudem powstrzymując 

śmiech. 

- Porozmawiamy w domu - oznajmiła stanowczo 

Dani, zerkając na Dutcha. - Zamierzam rzucać tale­

rzami i wrzeszczeć. W sklepie musiałabym uważać. 

- Podniosła się. Dutch odwrócił głowę, ubawiony tym 

background image

CZUŁY I OBCY 

105 

wybuchem złości. Dani patrzyła na niego gniewnie zza 

okularów. Była wściekła. 

- Poradzi sobie pani sama przez godzinę? - zwrócił 

się do Harriett. 

- Naturalnie. A pan? - dodała zaczepnie. 

- Jasne, mamuśka - odparł żartobliwie. - Nie ma 

obawy, nie skrzywdzę pani niewiniątka. 

Ostrożnie prowadził Dani, która wskazywała 

mu drogę do swego mieszkania na pierwszym pię­

trze. Gdy wspinali się na górę, zmarszczył, brwi. 

Dani nie powinna w tym stanie chodzić po scho­

dach. 

- Musisz się przeprowadzić - oznajmił, gdy ot­

wierała drzwi. Weszli do środka. Dutch rozglądał się 

po przytulnym saloniku. Dominowały tu dwa kolory, 

biały i żółty. Dani odwróciła się i popatrzyła na niego 

ze zdziwieniem. 

- Co takiego? 

- Musisz się przeprowadzić - powtórzył. - Nie 

powinnaś biegać po schodach, skoro dźwigasz... to. 

- Wskazał dłonią okrągły brzuch. 

- To? Tam jest malutkie dziecko - odrzekła stanow­

czo. Zamierzała stawić mu czoło. - Chłopiec. Po­

stanowiłam, że nazwę go Joshua Eryk. 

Dutch przyjął to z kamienną twarzą. Po raz pierw­

szy od wielu miesięcy poczuł się znowu sobą. Roz­

stanie z Dani było najtrudniejszą chwilą w całym jego 

życiu. Od tamtego momentu bezustannie o niej myś­

lał, tęsknił, pragnął jej. Nawet w tej chwili, mimo że 

była w ciąży. Nie chciał mieć dziecka, nie chciał jej 

oglądać w tym stanie. Powróciły okropne wspomnie­

nia. 

Właściwie nie zamierzał do niej wracać. Nie chciał 

background image

106 

CZUŁY I OBCY 

zmieniać swego życia. Tamten koszmar znowu zaczął 

go dręczyć, ledwo ujrzał zmienioną postać Dani. 

- Przywiozłeś dokumenty rozwodowe do podpisu? 

- zapytała opanowanym głosem. 

- Znasz mnie doskonale i potrafisz dokładnie 

przewidzieć, jak postąpię, zgadza się? - odrzekł zimno, 

patrząc na nią nieprzyjaznym wzrokiem. - Jak mogę 

się teraz z tobą rozwieść? Pewnie chcesz, żebym łożył 

na utrzymanie dziecka? 

Te słowa sprawiły jej ból. Nie poczułaby się gorzej 

nawet wtedy, gdyby ją uderzył. Łzy stanęły jej 

w oczach. 

- Wynoś się! - zawołała. 

- Skąd mam wiedzieć, czy jest moje?! - krzyknął. 

Złapała go w pułapkę. Miotał się w niej, nie 

znajdując wyjścia. Dani chwyciła pierwszą rzecz, która 

wpadła jej w rękę, niewielki grecki posążek, i cisnęła 

w Dutcha. 

- Niech cię diabli! 

Mężczyzna zrobił unik i figurka uderzyła o drzwi, 

rozpadając się na tysiąc kawałków. 

- Wynoś się z mojego domu. Nie chcę mieć z tobą 

nic wspólnego! -szlochała. -Nienawidzęcię! Nienawi­

dzę... - Poczuła mdłości i pobiegła do łazienki. Długo 

wymiotowała i płakała rozpaczliwie, nie zwracając 

uwagi na postawnego mężczyznę, który ocierał jej 

twarzmokrym ręcznikiem. Dutch czuł do siebie wstręt. 

Dręczyło go poczucie winy. Miał ochotę wyskoczyć 

przez okno. 

- Nienawidzę cię - powtarzała ledwo dosłyszalnym 

głosem. Położyła ciężką głowę na brzegu chłodnej 

umywalki. Nie miała siły wstać. 

- Wiem. - Dutch umył jej twarz i ręce, a potem 

background image

CZUŁY l OBCY 107 

zaniósł do sypialni i położył na łóżku. Ustawił wentyl-

tor tak, by powiew chłodził jej twarz. 

- Prześpij się - rzeki cicho. - Porozmawiamy 

później. 

- Nie... nie chcę - mamrotała, zapadając w drzem­

kę. Była zbyt senna i wyczerpana, by postawić na 

swoim. 

Dutch siedział obok. Czuł się winny. Wyrządził jej 

tyle zła. Pełnym miłości wzrokiem patrzył na zmienio­

ną postać żony. Jakby wbrew sobie podniósł brzeg 

szerokiej bluzy, zsunął elastyczną spódnicę i wpat­

rywał się w zaokrąglony brzuszek. Po raz pierwszy 

w życiu oglądał taki widok. Przypomniał sobie inną 

kobietę, która również spodziewała się dziecka. Dani 

jest zupełnie inna, pomyślał. Nie można sobie wyob­

razić dwu równie odmiennych osób. Szczupłe palce 

dotknęły z wahaniem ciepłej skóry na brzuchu Dani. 

Mięśnie były jędrne. W środku znajdowało się dziecko. 

Jego dziecko. Dani powiedziała, że to chłopczyk. Skąd 

mogła to wiedzieć? Przypomniał sobie, że istnieją 

badania prenatalne. Głaskał wielkimi dłońmi gładką 

wypukłość. Gdy nacisnął trochę mocniej, coś zatrzepo­

tało pod jego palcami. Wstrzymał oddech i natych­

miast cofnął rękę. 

Dani ocknęła się, czując dotyk szczupłych palców 

i z zachwytem obserwowała zdziwioną minę Dutcha. 

Wyglądał tak zabawnie, gdy błyskawicznie cofnął 

rękę, że nie mogła powstrzymać śmiechu. 

- Zrobiłem coś złego? - zapytał niepewnie i zajrzał 

jej w oczy. 

- Dziecko się poruszyło - wyjaśniła krótko. 

- Ono się rusza? - zapytał z niedowierzaniem. 

Ostrożnie wyciągnął rękę i ponownie położył na 

background image

108 CZUŁY I OBCY 

brzuchu Dani. Nakryła dłonią jego palce i przycisnęła 

je mocniej. Znowu poczuł ruchy dziecka. Zaczął się 

śmiać, cicho, miękko, radośnie. 

- Większe dzieci kopią - tłumaczyła. - Lekarz mi 

powiedział, że im są zdrowsze, tym bardziej rozrabiają. 

Nasz maluch ciągle się porusza. 

- Nigdy bym nie pomyślał... - Dutch przeniósł 

wzrok na piersi Dani. Podciągnął wyżej bluzkę i popat­

rzył jej w oczy pytająco. - Naprawdę nie wiem, jak 

wygląda kobieta w ciąży. 

- Proszę bardzo, patrz sobie. Nie mam nic przeciw­

ko temu - szepnęła, uradowana, że tak go ciekawi jej 

stan. Miał dziwny wyraz twarzy. Spoglądał na nią 

z czułością. Zastanawiała się, dlaczego było w nim tyle 

goryczy i co go zraziło do dzieci. 

Dutch podwinął wysoko szeroką koszulę i odsłonił 

biust Dani. Siedział nieruchomo, a jego oczy od­

krywały drobne zmiany w wyglądzie żony. 

- Masz teraz większe piersi - powiedział cicho. 

- Pociemniały... tutaj - dodał, wodząc palcami wokół 

sutka, co sprawiło Dani wielką przyjemność. 

- To dopiero początek - odparła, z trudem łapiąc 

oddech. - Mój organizm przygotowuje się do nowych 

funkcji. Będę karmiła piersią. 

- Nie sądziłem, że współczesne kobiety tak po­

stępują. - Dutch był ogromnie wzruszony. Zauważyła 

to, gdy spojrzał jej w oczy. 

- Zamierzam wychowywać go tradycyjnie - odrzek­

ła z uśmiechem. -Ja... - zachichotała - uwielbiam być 

mamą. Nawet teraz, gdy jestem w ciąży. Zawsze 

pragnęłam mieć kogoś, kim mogłabym się opiekować 

- tłumaczyła. - Nie miałam o kogo się martwić, 

troszczyć, nikt nie potrzebował mojej miłości. On 

background image

CZUŁY I OBCY 109 

będzie dla mnie wszystkim. Potrafię go wychować: 

będę go pielęgnowała, jeśli zachoruje, nauczę różnych 

zabaw, gdy podrośnie. Nigdy nie zostawię go samego 

i... - Odwróciła wzrok, by nie patrzeć na jego zmienio­

ną twarz. 

- Wspomniałeś o pieniądzach na jego wychowanie. 

To nie będzie konieczne - oświadczyła dumnie. - Do­

chód z księgarni pozwoli nam żyć całkiem dostatnio. 

Potrafię sama o niego zadbać. 

Po raz pierwszy w życiu Dutch czuł się zupełnie 

niepotrzebny. Patrzył na jej zaokrąglony brzuszek, 

słuchał opowieści o dziecku i marzył, by i jemu okazała 

tyle samo miłości. Daremnie. Nie potrzebowała go. 

Wyraźnie dała mu to do zrozumienia. 

- Będziesz wspaniałą matką - wymamrotał, ob­

ciągając jej koszulę. 

- Przykro mi, że dowiedziałeś się tak niespodziewa­

nie. Chciałam do ciebie napisać, ale nie miałam adresu. 

Dutch wstał, westchnął ciężko i podszedł do okna. 

Wydawał się taki samotny i zagubiony. 

- Byłeś... ranny? 
-Draśnięcie. -Dutch gapił się na przejeżdżające za 

oknem samochody. Cholera, od chwili gdy wysiadł 

z samolotu, zachowywał się jak głupiec. Chciał przeko­

nać Dani, żeby do niego wróciła, ale gdy zobaczył ją 

w zaawansowanej ciąży, stracił głowę i ogarnęła go 

wściekłość. Powróciły wspomnienia, od których nie 

potrafił się uwolnić. Wyładował na Dani swą złość. 

Może jednak wyolbrzymił tamto wydarzenie sprzed lat. 

Odwrócił się, żeby popatrzeć na żonę. Niepokoił go jej 

wygląd. Harriett miała rację. Dani była wyczerpana. 

Kiedy weszła do sklepu, promieniała radością. 

Teraz przygasła. To przez jego nieczułość i idiotyczne 

background image

1 1 0 CZUŁY I OBCY 

zarzuty. Znowu sprawił jej ból, chociaż wcale tego nie 

chciał. 

- Nagadałem ci głupstw - zaczął, ociągając się. 

Machnął ręką, nie wiedząc, jak się wytłumaczyć. 

- Przecież wiem, że to moje dziecko. 

- Czyżby? - Dani uśmiechnęła się sceptycznie. 

- Skąd wiesz? Rozstaliśmy się, mogłam mieć wielu 

kochanków. 

- Wróciłem, bo chcę cię przekonać, że możemy 

uratować nasze małżeństwo. 

Próbował wyczytać z jej twarzy, co o tym myśli, ale 

nadal przyglądała mu się obojętnie. Nie chciała, żeby 

poznał jej uczucia. Próbowała zachować spokój. 

-1 co teraz zamierzasz? - zapytała. Stał przy oknie 

z pochyloną głową i rękami w kieszeniach. 

- Sam nie wiem. 

Dani opuściła stopy na podłogę. 

- Musisz wiedzieć, że nie myślę tak samo jak 

przedtem. Nie pójdę na żadne ustępstwa, choćbyś 

nawet zmienił to i owo w swoim życiu - oświadczyła, 

nie dając mu dojść do słowa. Szare oczy patrzyły na 

niego z wielkim spokojem. -Muszę donosić to dziecko 

i prowadzić sklep, żeby zapewnić małemu utrzymanie. 

Nie mam sił na nic więcej. Nie powinieneś nalegać. 

Mam nadzieję, że zrozumiesz. 

- Dlaczego przez cały czas powtarzasz, że to on? 

- zapytał sucho. 

- Bo urodzę chłopca - wyjaśniła. - Zrobiłam 

badania. 

Dutch poczuł się dziwnie. Syn. Mały chłopiec, który 

może być podobny do niego. Popatrzył na Dani tak, 

jakby po raz pierwszy widział na oczy kobietę. Studio­

wał dokładnie każdy szczegół jej postaci. 

background image

CZUŁY I OBCY  1 1 1 

- Nie obawiaj się, Eryku. Niczego od ciebie nie chcę 

- rzekła w zadumie, podnosząc się wolno. - Skoro 

powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedzenia, 

chciałabym wrócić do sklepu. Prześlę ci adres mojego 

adwokata... 

- Nie! - wyrwało się Dutchowi mimo woli. Nie 

będzie żadnego rozwodu. Do diabła, nawet o tym nie 

pomyślał! Dani miała wkrótce urodzić jego dziecko i.,, 

cieszył się z tego. 

- Nie chcę być z tobą - powtórzyła z uporem, 

zaciskając splecione dłonie. 

- Ale będziesz - odparł zdecydowanie. 

- Ciekawe, jak mnie zmusisz. 

Nie mógł oderwać od niej oczu. Mocno zaciśnięte 

usta, groźne szare oczy, rumieniec na policzkach. 

Oto przyszła matka. Mimo woli roześmiał się ser­

decznie. 

- Bardzo cię lubię - zaczął całkiem bez związku. 

- Daję słowo, że to prawda. Nie oszukujesz, nie 

próbujesz mnie podejść ani szantażować, nie obawiasz 

się kłopotów. Jesteś wspaniałą kobietą. 

Dani przestąpiła z nogi na nogę. O nie, nie pójdzie 

mu z nią tak łatwo. 

- Już nie pamiętasz, jak mnie nazwałeś? - spytała 

zimno. - Wstrętna wiedźma. 

Dutch podszedł bliżej. Oczy mu zabłysły. Odrucho­

wo cofnęła się trochę. 

- Śliczna wiedźma - mruczał - która będzie miała 

dziecko. I nadal jest bardzo pociągająca. Nie pragnę 

rozwodu. Pragnę ciebie. 

- Nie dostaniesz mnie. - Cofała się krok po kroku, 

aż poczuła za plecami ścianę. - Wynoś się. Idź sobie 

postrzelać. 

background image

1 1 2 CZUŁY I OBCY 

- Rzadko strzelam - mruknął. Oparł się dłońmi 

o ścianę i zagrodził jej drogę. -Zajmuję się aprowizacją 

i strategią. 

-1 tak cię kiedyś zabiją. 

- To równie prawdopodobne jak śmierć w wypadku 

samochodowym - odparł, wzruszając ramionami. 

- Przesadzasz - nie poddawała się. 

- Pragnę cię - powtórzył cicho. 

- Wiem - szepnęła. - Ale samo pożądanie nie 

wystarczy. Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie jesteś 

już zdolny do prawdziwej miłości. Mogę liczyć na to, że 

będziesz się ze mną kochał, o ile wrócisz cały i zdrowy 

z kolejnej wojny. Jesteś wspaniałym kochankiem, 

zadowoliłbyś każdą kobietę, ale żądasz ode mnie, bym 

pogodziła się ze świadomością, że pewnego dnia 

możesz zginąć. Nie potrafię żyć w cieniu śmierci. - Nim 

Dutch zdążył odpowiedzieć, wzięła go za rękę i przycis­

nęła ją delikatnie do wydatnego brzucha. - Noszę pod 

sercem twego syna. Nie jestem dość silna, by ryzyko­

wać utratę was obu. 

- Nie rozumiem. - Zmarszczył brwi. 

- Czasem zdarzają się poronienia - wykrztusiła 

stłumionym głosem, jakby strach ścisnął jej gardło. 

Zaczynał pojmować. 

- To ci grozi? 

-Jestem zdrowa, dziecko również, ale nikt nie może 

mi dać stuprocentowej pewności. - Opuściła wzrok na 

jego tors. 

- Boisz się... że go stracisz? - zapytał niechętnie. 

- Okropnie! - Wpatrywała się w niego szeroko 

otwartymi oczyma. 

Znowu pomyślał o tamtej kobiecie. Cóż z niego za 

idiota, klął w duchu. Tak się pomylić. Przecież Dani 

background image

CZUŁY I OBCY  1 1 3 

naprawdę chciała urodzić dziecko. Miała to wypisane 

na twarzy. 

- Nie mogę się zamartwiać o was obu. Nie zamie­

rzam narażać życia i zdrowia naszego dziecka. Jesteś 

dorosłym mężczyzną, sam decydujesz o swoim życiu 

i płacisz za popełnione błędy, ale za niego ja ponoszę 

odpowiedzialność. 

Długo milczał. Potem odwrócił się do niej plecami 

i westchnął ciężko. 

- Przed wielu laty wybrałem tę profesję. - Znowu 

zamilkł i wbił oczy w podłogę. - Nic innego nie potrafię 

robić. 

- Nie prosiłam, żebyś rezygnował - przypomniała 

mu. 

- Jesteśmymałżeóstwem - rzekł i spojrzał jej w oczy. 

- Rozwiedziemy się, 

- A po cholerę mi rozwód! - wybuchnął. Oczy 

pociemniały mu ze złości. Dani patrzyła na niego 

bezradnie, szukając właściwych słów. Dutch od­

dychał ciężko. - Od chwili gdy cię zobaczyłem, 

wiedziałem, że będę miał z tobą kłopoty - burknął. 

Zaniedbana i jędzowata właścicielka księgarni oka­

zała się piękna i dobra jak anioł. - Omotałaś mnie. 

Do samej śmierci nie uwolnię się od ciebie. Nie 

potrafię bez ciebie żyć. 

- Spójrz na to od lepszej strony - odparła, uśmie­

chając się ponuro. - Skoro tylko tobie się podobam, 

nie będziesz musiał walczyć o mnie z innymi mężczyz­

nami. 

- Założysz się? - Pokręcił głową i roześmiał się 

cicho. - Wyglądasz teraz... 

- Wyglądam jak kobieta w ciąży - przypomniała 

mu. - Za dwa miesiące stanę się wielka niczym słoń. 

background image

114 

CZUŁY I OBCY 

- Nie dla mnie. Wyjadę do Chicago na kilka dni. 

Muszę spakować rzeczy i spotkać się z kilkoma 

osobami - oznajmił, patrząc na czubki swoich butów. 

- Dlaczego chcesz się pakować? 

- Zamieszkam z tobą - oświadczył, podnosząc 

wzrok. - Jeśli ci się to nie podoba, twój problem. Nie 

pozwolę - perorował, nabierając pewności siebie - że­

byś się zapracowała na śmierć i biegała w tę i z po­

wrotem po tych cholernych schodach. Harriett ma 

rację. Ktoś powinien się tobą opiekować i będę to ja. 

Zajmę się tobą do czasu rozwiązania, a potem zoba­

czymy - dodał. - Razem zdecydujemy, co robić dalej. 

Dani chciała się jeszcze spierać, ale ustąpiła. Dutch 

przemawiał z wielką stanowczością. 

- A twoja... praca? 

- Niech ją diabli porwą - zaklął. Wyglądał bardzo 

groźnie. - Mam na koncie za granicą dość pieniędzy, 

żeby kupić cały ten cholerny budynek, w którym 

mieszkasz. Pracuję, ponieważ lubię ryzyko, a nie dla 

forsy. 

- Przecież... 

- Nic nie mów. Takie rozmowy mogą zaszkodzić 

dziecku. Wrócę w sobotę. 

To wszystko działo się zbyt szybko. Dani nie mogła 

zebrać myśli. Była okropnie zdenerwowana. Dutch 

podszedł bliżej. 

- Mała, szarooka wiedźma - szepnął. Przytulił ją 

i musnął wargami jej usta. -Pozwól mi. Nie całowałem 

cię od miesięcy. 

- Mogę się założyć, że pocieszały cię inne kobiety 

- stwierdziła złośliwie. 

- Właśnie, że nie. - Głaskał ją po zarumienionym 

policzku. - Na żadną nawet nie spojrzałem, a sporo się 

background image

CZUŁY I OBCY  1 1 5 

ich kręci wśród ludzi, z którymi pracuję. Są piękne, nie 

mają żadnych zasad i myślą wyłącznie o pieniądzach. 

A ja byłem w stanie myśleć tylko o tobie, o tamtym 

poranku w moim pokoju, kiedy spłodziliśmy naszego 

chłopca. 

- Wiedziałeś? - zapytała ze łzami w oczach. 

- Oczywiście. A ty? 

- Cóż, brakuje mi twego doświadczenia - odparła 

z rezerwą. 

- Nie sądziłem, że może tak być - szepnął ze 

skruchą. - Nie okłamałem cię mówiąc, że i dla mnie 

było to cudowne, nie znane przeżycie. 

- Bardzo się martwisz, że będziemy mieli dziecko? 

Dutch wygładził palcem zmarszczki na jej czole. 

- Muszę się po prostu oswoić z tą myślą. Przez 

długie lata żyłem bez zobowiązań. Nie miałem nikogo. 

- Wiem. - Przypatrywała się uważnie guzikom jego 

koszuli. - Eryku, pamiętaj, że ja cię do niczego nie 

zmuszam. Nie musisz się do mnie przenosić... 

Przerwał tę wzniosłą mowę pocałunkiem, delikat­

nym a zarazem namiętnym, którym natychmiast roz­

palił w niej pożądanie. Wsunął palce w krótkie włosy 

na karku Dani i przyciągnął jej głowę do swego 

ramienia. Drugą dłonią głaskał szyję, plecy, piersi, 

starając się pokonać jej opór. 

- Ty sadysto - szepnęła z trudem, czując, że znowu 

poddaje się jego urokowi. Przygryzł delikatnie jej 

wargę. 

- Będziemy się kochać? 

- Nie - odparła zdecydowanie, patrząc mu prosto 

w oczy. Uśmiechnął się i musnął palcami jej sutki. 

Drgnęła pod wpływem nieoczekiwanej przyjemności. 

Dutch roześmiał się. 

background image

1 1 6 CZUŁY I OBCY 

- Chcesz tego - mruknął. 

- Mój rozsądek mówi nie - oświadczyła. Dutch 

próbował wykorzystać jej słabość. Rozumiał, że jesz­

cze chwila i nie zdoła mu się oprzeć. Całował jej 

przymknięte powieki. Silne dłonie ześlizgnęły się na 

zaokrąglony brzuch. 

- Nie obawiaj się poronienia - szepnął. - Wiem, że 

muszę zachować ostrożność. Będę uważał. 

Drżała wsłuchując się w jego czułe słowa. Przytulił 

ją mocniej. 

- Nie tego się obawiam. Nie chcę, żeby mi tak 

strasznie na tobie zależało. Jeśli znowu odejdziesz, 

będzie mi ciężej niż przedtem. Mogę nawet udawać, że 

przez cały czas jesteśmy na wakacjach w Meksyku i że 

nic złego się nie stało. To pomaga. 

Dutch milczał i głaskał ją po włosach. 

-Dani... 

- Proszę! 

- Zgoda. - Westchnął ciężko i wypuścił ją z objęć. 

Popatrzył na wydatny brzuch i zachichotał. -Jesteśmy 

na wakacjach. We troje. 

- I na razie nie będziemy się kochali - dodała, 

patrząc mu w oczy z obawą. Dutch wiedział, jak 

bardzo się boi, że znowu go straci. Nie potrafił myśleć 

o tym obojętnie, ale jeszcze nie wiedział, jak z tym żyć. 

- Na pewno nie chcesz? Byłoby cudownie. 

- Oczywiście. Ale lepiej poczekajmy. 

Wiele od niego wymagała, lecz miała do tego 

prawo. Był za nią odpowiedzialny. Wzruszył ramio­

nami, jakby niewiele go kosztowało spełnienie jej 

prośby. 

- Zgoda - rzucił od niechcenia. - Nie będziemy się 

kochać. 

background image

CZUŁ* I OBCY  1 1 7 

Dani odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że spór 

potrwa dłużej. Dutch pocałował ją w nos. 

- Naturalnie - dodał - możesz mnie uwieść,' jeśli 

będziesz miała na to ochotę. 

- Dzięki za przypomnienie - odpowiedziała 

z uśmiechem. 

- Zobaczymy się w sobotę. Poleź jeszcze z godzinę. 

Wstąpię do księgarni i powiem tej kwoce, że od­

poczywasz. Pamiętaj, uważaj na schodach - przypo­

mniał stanowczym głosem. 

Dani parsknęła śmiechem. Dutch wyszedł i cicho 

zamknął za sobą drzwi. Patrzyła na nie przez kilka 

minut, nim znowu się położyła. Rozmyślała nad tym, 

co się stanie z jej życiem. Była przekonana, że Dutch 

nie potrafi wytrzymać bez ryzyka, w normalnej rodzi­

nie, a to oznaczało dla niej wyłącznie cierpienia. Ale 

z drugiej strony na pewno miał poczucie odpowiedzial­

ności. Obiecał, że przez pięć miesięcy będzie się nią 

opiekował. Skrzywiła się, gdy pomyślała, że Dutch 

i Harriett wyraźnie nie przypadli sobie do gustu. 

Przyjdzie jej się z tym uporać. Niełatwo jej będzie 

przetrwać ten błogosławiony stan. 

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY 

Po przyjeździe do Chicago Dutch odwiedził J.D. 

i Gabby. Oznajmił im, że się ożenił. Pomyślał z zado­

woleniem, że warto przewrócić całe życie do góry 

nogami choćby po to, by ujrzeć osłupiałe miny Bret-

tmanów. 

J.D. był potężnym, ciemnowłosym mężczyzną, by­

łym najemnikiem. Obecnie prowadził kancelarię pra­

wniczą w Chicago. Gabby Darwin-Brettman praco­

wała jako jego sekretarka, nim się pobrali. Dutch wiele 

o niej słyszał od Łachmaniarza, kolegi z oddziału, 

który powiedział mu, że początkowo Gabby patrzyła 

na umizgi J.D. niechętnym okiem. Dutch spotkał ją 

tylko raz. Chciał porozmawiać o swoich kłopotach 

i uznał, że J.D. najlepiej się nadaje na doradcę 

i powiernika. 

- Ożeniłeś się? - J.D. odetchnął głęboko. - Niemoż­

liwe! 

Dutch wzruszył ramionami. Zaciągnął się dymem 

z papierosa. W zielonych oczach Gabby dostrzegł 

rozbawienie. Mimo woli parsknął śmiechem. 

- Wszystko przez ciebie - poskarżył się, wskazując 

palcem na żonę przyjaciela. - Nie spojrzałbym nawet 

na Dani, gdyby nie ty. Nim J.D. się z tobą ożenił, 

sądziłem, że wszystkie kobiety są z gruntu złe. 

- I ja musiałem zmienić poglądy, kiedy poznałem 

background image

CZUŁY I OBCY  1 1 9 

Gabby - odparł J.D., dotykając czule policzka żony. 

Popatrzyli sobie w oczy. Zakłopotany Dutch odwrócił 

wzrok. Podszedł do okna i gapił się bezmyślnie na 

panoramę miasta. 

- Sam nie wiem, jak powinienem postąpić -wyznał. 

- Na początku myślałem, że Dani i ja będziemy nadal 

żyli po swojemu. Nie chciałem rzucać mojej pracy. 

Dani nie zgodziła się na taki układ. Nie potrafi 

pogodzić się z myślą, że ciągle narażam życie. 

- Przygotuję kawę - zaproponował J.D. - Gabby, 

dotrzymasz naszemu gościowi towarzystwa? 

- Oczywiście. - Młoda kobieta podeszła do okna. 

Stała obok jasnowłosego olbrzyma z rękami założony­

mi na piersi i obserwowała go. - Gdyby J.D. wrócił do 

dawnego zajęcia, musiałabym odejść. Ja również nie 

mogę znieść myśli, że ryzykowałby własne życie. 

- Wzruszyła bezradnie ramionami. - Nie jestem tchó­

rzem, ale ciągły lęk odebrałby mi siłę. Gdyby został 

policjantem albo pracował w wymiarze sprawiedliwo­

ści, jakoś bym się z tym pogodziła, ale jego dawne, 

a twoje obecne zajęcie jest dla każdej kochającej żony 

nie do przyjęcia. To potwornie niebezpieczne. 

- Gabby - zaczął Dutch, nadal gapiąc się w okno 

- co byś zrobiła, gdyby się okazało, że jesteś w ciąży, 

a J.D. nie chciałby zrezygnować z dawnego życia? 

Gabby wy buchnęła płaczem. Dutch spojrzał na nią 

i na jego twarzy pojawił się wyraz przerażenia. 

- Boże, co ja narobiłem - westchnął. 

- Przepraszam - mruknęła Gabby, odwracając się 

do niego plecami. - Bardzo chciałabym mieć dziecko, 

ale wszystkie nasze starania spełzły na niczym. Gdy­

bym zaszła w ciążę, a J.D. wyjechałby na wojnę, po 

prostu umarłabym z rozpaczy. 

background image

120 CZUŁY I OBCY 

Dutch chciał odpowiedzieć, ale nie mógł znaleźć 

słów. Ta rozmowa była dla niego udręką. W milczeniu 

palił papierosa. Po kilku minutach J.D. wrócił do 

pokoju z dzbankiem kawy. 

- Czy wiesz, że Apollo został oczyszczony z za­

rzutów? 

- Wyciągnąłeś go z tego? - Dutch uśmiechnął się 

uradowany dobrą nowiną o starym przyjacielu i towa­

rzyszu broni, 

- Było przy tym nieco zachodu - odparł J .D. - ale na 

szczęście okazał się niewinny. Wyobraź sobie, założył 

firmę. 

- Naprawdę? Czym się zajmuje? - zainteresował się 

Dutch. 

- Doradztwem. Specjalizuje się w organizowaniu 

szkoleń antyterrorystycznych dla międzynarodowych 

korporacji przemysłowych. Ma mnóstwo ofert. Sam 

z trudem daje sobie radę. - J.D. rozsiadł się na 

kanapie i perorował dalej. - Ciekawa praca. Nie 

pozbawiona elementu ryzyka. Apollo uważa, że 

i tobie się spodoba. Szuka specjalisty w dziedzinie 

taktyki i strategii. 

- Urzędnicza robota - obruszył się Dutch. 

- Skądże. Pogadaj z nim. 

- Nie wiem, czy potrafię się ustatkować - oświad­

czył niepewnie. 

- Ze mną było podobnie - wyznał J.D. patrząc na 

żonę, która siedziała przy niewielkim biurku i pisała 

list. Długie włosy spływały jej na ramiona. - Na 

szczęście od początku wiedziałem, co jest dla mnie 

ważniejsze: chwilowy dreszczyk emocji czy Gabby. 

Stała się dla mnie wszystkim. - W jego głosie było tyle 

miłości, że zmieszany Dutch spuścił oczy. 

background image

CZUŁY I OBCY 

121 

- Dani spodziewa się dziecka - oznajmił. Skulił się 

i wbił wzrok w dywan. 

- Twojego? - zapytał niepewnie J.D. 

- Jasne! - Dutch z uśmiechem pokiwał głową. 

Postawny, czarnoskóry Apollo Blain od początku 

należał do niewielkiego oddziału najemników, który J.D. 

i Łachmaniarz sformowali przed laty. Dutch wybrał się 

do niego po wizycie u Brettmanów. Apollo siedział za 

ogromnym biurkiem i uśmiechał się promiennie. 

- Co, znudziło ci się planowanie kampanii wojen­

nych?- dowcipkował, ściskając rękę przyjaciela. -Po­

móż mi lepiej pilnować zamożnych grubasów. To 

o wiele bezpieczniejsze zajęcie, a jakie dochodowe. 

- J.D. twierdzi, że powinno mi się spodobać - od­

parł z westchnieniem Dutch, sadowiąc się w fotelu. 

- Ożeniłem się. 

-Ty? -Apollo otworzył szeroko oczy i dotknął ręką 

czoła. - O rany, chyba mam gorączkę. Wydawało mi 

się, że wspomniałeś o swoim ślubie. 

- Nie przesłyszałeś się. Wkrótce urodzi mi się syn 

- oznajmił rozbawiony Dutch. 

- Chyba powinienem się na chwilę położyć. 

- Najpierw pogadajmy o pracy - zaproponował 

Dutch. 

- Naprawdę chciałbyś ze mną pracować? - Apollo 

natychmiast spoważniał. Dutch skinął głową. 

-Nie wiem, jak długo wytrzymam - tłumaczył. -To 

dla mnie trudne zadanie. Ale powinienem przynaj­

mniej spróbować, ze względu na Dani. 

Apollo zagwizdał cicho. 

- Wiesz, stary, chciałbym poznać twoją panią. 

Podobna do Gabby? 

background image

1 2 2 CZUŁY I OBCY 

- Owszem - odparł Dutch uśmiechając się. 

- Mam nadzieję, że nie istnieje zbyt wiele takich 

kobiet. - Apollo wzruszył ramionami. - Pomyśleć 

tylko, nawet Łachmaniarz stracił rozum. Ugania się za 

matką Gabby. Ale przejdźmy do interesów. Oto mój 

plan. Może cię to zainteresuje... 

Dutch zapalił papierosa, rozsiadł się wygodnie 

w fotelu i kiwał głową, słuchając Apolla, który z zapa­

łem opowiadał o swych zamierzeniach. Ciekawa robo­

ta, pomyślał. Chodziło o to, by przechytrzyć terrorys­

tów. To mogłoby mu się nawet podobać. 

Dani opowiedziała Harriett o rozmowie z Du-

tchem. Najlepsza przyjaciółka przyszłej mamy nie 

siliła się na żadne komentarze, mamrotała tylko pod 

nosem o solidnej klatce i porządnym laniu. 

-Dutch nie jest taki zły, trzeba go tylko lepiej poznać 

-tłumaczyłaDani z szelmowskim uśmiechem. -Musisz 

przyznać, że mam zabójczo przystojnego męża. 

- Jego wygląd nie ma nic do rzeczy - odparła 

szorstko Harriett, ale po chwili zachichotała i mruk­

nęła jak kotka. Dani odpowiedziała uśmiechem. Po­

tem spochmurniała. Objęła dłońmi wydatny brzuch 

i powolnym krokiem wróciła za ladę. 

To wszystko przypominało senny koszmar. Jedynie 

dziecko wydawało jej się rzeczywiste. Mąż? Jak ma żyć 

z człowiekiem, który uważa, że złapała go w pułapkę? 

Nie mogła zapomnieć przerażenia na jego twarzy, gdy 

odkrył, że zaszła w ciążę. Dobrze pamiętała wszystkie 

jego słowa. Przeprosił, ale to niewiele zmieniło. Co 

sprawiło, że nie chciał mieć dzieci? Pragnął Dani, ale jej 

nie kochał. Na tak mizernym fundamencie nie można 

budować wspólnego życia i małżeństwa. 

background image

CZULV I OBCY 123 

- Przestań się zadręczać - szeptem skarciła ją 

Harriett. - Trochę mu na tobie zależy. Przecież chce się 

tobą opiekować. 

- Naprawdę tak sądzisz? - Dani podniosła na nią 

zapłakane, pełne udręki oczy. - Był przerażony, gdy 

odkrył, że jestem w ciąży. Podczas rozmowy w moim 

mieszkaniu wygadywał różne głupstwa. To nie było 

przyjemne. 

- Sądzę, że w rzeczywistości myśli inaczej. - Harriett 

poklepała dłoń przyjaciółki. - Przestań się wreszcie 

martwić. To ci nie służy. 

- Powiedział mi, że wyjeżdża, bo musi się zobaczyć 

z jakimiś ludźmi - przypomniała sobie Dani. 

- Widać tak jest. ~ Harriett zerknęła na klienta 

wertującego książki. -Jeśli obiecał, że wróci, dotrzyma 

słowa. To nie jest mężczyzna, którego można trzymać 

pod pantoflem. 

- Umrę, jeśli mnie opuści - szepnęła Dani i przy­

mknęła oczy. - Proponowałam mu rozwód, ale mnie 

wyśmiał. Nigdy się nie zgodzę, by został ze mną tylko 

dlatego, że tak nakazuje poczucie odpowiedzialności. 

- A może się zmieni, gdy cię lepiej pozna? Nie 

przyszło ci to do głowy? - zapytała Harriett z uśmie­

chem. - Bierzmy się do pracy. To najlepszy sposób na 

wszystkie smutki. Zgoda? 

Dani przytaknęła, ale w głębi duszy martwiła się 

coraz bardziej. A jeśli Dutch nie wróci? Może ci 

ludzie, z którymi miał się spotkać, namówią go do 

udziału w kolejnej wyprawie? W piątek wieczorem 

poprosiła Harriett, żeby sama otworzyła sklep. 

Chciała dłużej pospać. Zadręczały ją wątpliwości. 

Była wyczerpana, a zmartwienia szkodziły zdrowiu. 

Przyjaciółka zamierzała przemówić jej do rozsądku, 

background image

1 2 4 CZUŁY I OBCY 

ale powstrzymała się, nie chcąc pogarszać sprawy 

niepotrzebnym gadaniem. 

Dani obudziła się wcześnie. Ktoś usiadł obok niej na 

łóżku. Niechętnie uniosła powieki. Nadal była zmęczo­

na i blada, pod oczami miała głębokie cienie. Dutch 

patrzył na nią z niepokojem. Wyglądała gorzej niż przed 

jego wyjazdem. Zerknął na okrągły brzuch, ale nie 

wyciągnął ręki. Dani nie życzy sobie, bym jej dotykał, 

pomyślał z goryczą. Nie pragnie mnie tak jak dawniej. 

Dziewczyna mrugała powiekami. Chciała dotknąć 

go, sprawdzić, czy naprawdę tu jest. Może to tylko 

przywidzenie? Błądziła wzrokiem po szerokich ramio­

nach okrytych przeciwdeszczowym płaszczem. Wil­

gotne włosy skręcone w pierścionki opadały na poli­

czki. Dani zastanawiała się, czy ich syn odziedziczy po 

ojcu jasną, falującą czuprynę. 

- Nie sądziłam, że wrócisz tak wcześnie. Pada? 

- spytała zaspanym głosem. 

- Leje jak z cebra. Harriett zastępuje cię w księgarni, 

tak? 

- Owszem. Przygotować ci śniadanie? - zapytała, 

chociaż na samą myśl o jedzeniu zrobiło jej się niedobrze. 

- Jadłem w samolocie - odparł. - M oże ty coś zjesz? 

- Później przygotuję sobie grzankę. 

- Ja się tym zajmę. 

Dani otworzyła szeroko oczy i roześmiała się z nie­

dowierzaniem. 

- Tak się składa, moja droga, że umiem gotować. 

Gdy oddział był w akcji, po kolei każdy z nas musiał 

szykować żarcie. 

Dani odwróciła wzrok i położyła dłonie na pościeli 

ozdobionej koronką. 

background image

CZUŁY I OBCY 125 

-A tamci ludzie... widziałeś się z nimi? - Zerknęła 

na jego ponurą twarz i znowu spuściła oczy. - Prze­

praszam, że zapytałam. To nie moja sprawa. - Pod­

niosła się ostrożnie. Każdy gwałtowny ruch mógł 

wywołać mdłości. 

Dutch czuł się tak, jakby go ktoś uderzył. Na litość 

boską, czy to jej wcale nie obchodzi? Odwrócił się 

i pomaszerował do kuchni. Dani westchnęła żałośnie, 

zastanawiając się, czym go znowu uraziła. Podreptała 

do łazienki. Narzuciła prostą sukienczynę w kwiatki, 

uczesała się i poczłapała boso do kuchni. Była okro­

pnie blada i wymizerowana. Dutch odziany w dżinsy 

i brązową koszulkę z bawełny, opalony, silny i pełen 

życia, prezentował się lepiej niż zazwyczaj. 

- Źle wyglądasz - rzekł otwarcie. 

- Przecież jestem w ciąży. 

- To się rzuca w oczy. 

Podniosła wzrok i napotkała jego pogodne spo­

jrzenie. 

- Rano zawsze marnie się czuję - wyjaśniła - ale nie 

ma powodu do obaw. A poza tym - dodała, spo­

glądając na niego ze złością - sam mówiłeś, że nie 

jestem zbyt urodziwa. Nazwałeś mnie wstrętną wiedź­

mą. 

- Ktoś chyba wstał lewą nogą - mruknął Dutch 

z uśmiechem. - Jedz grzanki, mała wiedźmo. 

- Już ci mówiłam, że nie musisz czuć się za mnie 

odpowiedzialny - wycedziła zimno, spoglądając na 

niego z furią. - Nie powinieneś tu tkwić. Potrafię sama 

troszczyć się o siebie i dziecko. 

- Jasne - szydził. - Zwłaszcza że wyglądasz jak okaz 

zdrowia. 

- Poczuję się lepiej, gdy wyjedziesz! - krzyknęła 

background image

126 CZUŁY I OBCY 

i rzuciła na stół trzymaną w ręku grzankę. Poderwała 

się z krzesła i natychmiast znowu na nie opadła. 

Oddychała z trudem. Dutch chwycił mokry ręcznik 

i ukląkł obok niej. Delikatnie zwilżał Dani twarz 

i szyję. 

- Już lepiej? - Głos zabrzmiał tak łagodnie, że 

dziewczyna poczuła łzy wzruszenia napływające do 

oczu. 

- Tak - odparła przygnębiona. Ręka Dutcha do­

tknęła jej brzucha i objęła go opiekuńczym gestem. 

- Ono jest moje - rzekł cicho, patrząc jej prosto 

w oczy. - Żyje w tobie dzięki mnie. Zostanę, aż się 

urodzi, muszę was chronić. 

- Odejdź, tak będzie lepiej. - Dani płakała rozpacz­

liwie. Objął ją i przytulił opiekuńczo. Pachniał wodą 

po goleniu i papierosami. Łagodna pieszczota sprawiła 

jej ogromną przyjemność. Starała się o tym nie myśleć. 

Wkrótce Dutcha już tu nie będzie, powtarzała sobie. 

Zniknie, gdy przyjdzie na świat dziecko. To lekkomyś­

lność chronić się w jego ramionach. 

- Chciałem później z.tobą o tym porozmawiać, ale 

zmieniłem zamiar. Chodźmy do pokoju. -Wziął ją na 

ręce, podniósł ostrożnie, unikając gwałtownych ru­

chów, i zaniósł do sypialni. Po chwili leżała wygodnie 

wsparta na poduszkach. Usiadł obok i pochylił się nad 

nią. Wystraszone, szare oczy patrzyły na niego zza 

okularów. 

- Zadręczasz mnie - szepnęła zbolałym głosem. 

- Wiem - odparł cicho. - Wcale nie jest mi z tym 

lekko. Zrozum, nigdy cię nie pokocham, nie jestem do 

tego zdolny -wyznał otwarcie. Rysy stężały mu z bólu. 

- Wybacz. Musisz wiedzieć, że stałaś mi się... bardzo 

bliska - dodał, patrząc na płaczącą Dani. Zdjął jej 

background image

CZUŁY I OBCY 127 

okulary i rogiem prześcieradła wycierał łzy spływające 

po policzkach. - Nie potrafię kochać. To uczucie 

wypaliło się we mnie dawno temu. Żyję tak, jak żyję, 

dlatego starałem się zawsze unikać trwałych związ­

ków. 

- Kocham cię -wyznała bezradnie i zamknęła oczy. 

Jej głos był zmieniony cierpieniem. 

- Wiem - odparł. Spojrzała na niego pytająco. Do 

diabła! Powinna znać prawdę. Może wtedy potrafi 

zrozumieć. Odetchnął głęboko. - Tamta kobieta, 

w której kochałem się jak wariat, zaszła w ciążę. To 

było moje dziecko. Tego dnia, w którym odeszła 

z nowym kochankiem, oznajmiła mi, że „pozbyła się 

kłopotu". Wyśmiała mnie. Powiedziała, że muszę być 

idiotą, skoro uważam, że zdecydowałaby się urodzić to 

dziecko. - Ręce Dutcha zacisnęły się na ramionach 

Dani, ale wcale tego nie poczuła. Wpatrywała się 

z przerażeniem w jego udręczoną twarz. - Pozbyła się 

dziecka - powtórzył ochrypłym głosem - jak rzeczy, 

która przestała być potrzebna. 

Dani nagle wszystko zrozumiała. Wyciągnęła rękę 

i nieśmiało dotknęła jego policzka. 

- Tamte wspomnienia uczyniły ze mnie samotnika 

- wyjąkał. - Kiedy cię zobaczyłem i uświadomiłem 

sobie, że urodzisz moje dziecko, niedobra przeszłość 

odebrała mi siłę niczym nawrót choroby. Słabo mnie 

znasz, Dani. To przez tamtą jestem... -Położyła dłoń 

na jego wargach i poczuła ich ciepło. Chciała go 

wesprzeć, dodać otuchy. Nieszczęśliwy, zagubiony 

człowieku, powtarzała w duchu. Biedny, zmęczony 

cierpieniem mężczyzno. 

- Rodzice mnie nienawidzili - wykrztusił Dutch. 

- Nienawidzili mnie aż do śmierci! 

background image

128 

CZUŁY I OBCY 

- Chodź do mnie. - Przyciągnęła go i przytuliła 

mocno. Czuła, że cały drży. Nie kochał jej, ale na 

pewno potrzebował, chociaż może nie zdawał sobie 

z tego sprawy. Dani objęła go ramionami, by czuł, że 

ona go kocha i rozumie. Przytuliła policzek do mok­

rych włosów i głaskała je delikatnie. 

- Rodzice nie mogą czuć nienawiści do swego 

dziecka - rzekła cicho. - To niemożliwe. 

- Skąd możesz wiedzieć? - burknął. - Przecież twoi 

cię opuścili. 

Dani westchnęła ciężko i przywarła do niego jeszcze 

mocniej. 

- Byli zbyt młodzi, nie całkiem dojrzali. Przerażała 

ich odpowiedzialność. Próbowali mnie odnaleźć, ale 

ciotka, u której się wychowywałam, powiedziała im, 

że... umarłam. - Dani milczała przez chwilę, roz­

pamiętując własny ból. - Wyznała mi wszystko dopie­

ro na łożu śmierci, ale wtedy było już za późno na 

rozpoczęcie poszukiwań. 

- Dani... 

- Nie możemy zmienić przeszłości - dodała, gładząc 

czule jego kark - ale powinniśmy wykorzystać jak 

najlepiej te lata, które nam jeszcze zostały. 

- Nie masz do mnie żalu o tę ciążę? - zapytał tak 

cicho, że z trudem zrozumiała jego słowa. 

- Już ci powiedziałam, że dziecko jest dla mnie 

wielkim szczęściem. Dobrze wiesz, że nie miałam 

nikogo bliskiego. 

Dużo czasu minęło, nim Dutch podniósł głowę. 

Odetchnął głęboko i spojrzał jej w oczy. Był wzburzony, 

zalękniony i udręczony bolesnymi wspomnieniami. 

- Nigdy nie zrobię ci krzywdy - przyrzekła Dani. 

- Nawet jeśli będę miała po temu sposobność. Poko-

background image

CZUŁY I OBCY 129 

chałeś kobietę z gruntu złą i bardzo przez nią cierpiałeś, 

ponieważ byłeś młody i wrażliwy. Jestem przekonana, 

że twoi rodzice wszystko zrozumieli, chociaż tak 

boleśnie ich zraniłeś. Nie próbuj mi wmówić, że 

(

przestali cię kochać. - Patrzyła na niego z miłością 

i troską. Dutch zacisnął usta, wstał i próbował zapalić 

papierosa. Bez okularów Dani niewiele widziała i nie 

spostrzegła, jak bardzo trzęsą mu się ręce. Sięgnęła po 

szkła i obciągnęła zmiętą sukienkę. 

- Muszę iść do księgarni - powiedziała w końcu. 

Przedłużające się milczenie zaczęło ją irytować. - Har­

riett chce dziś obciąć włosy. O dwunastej powinna być 

u fryzjera. 

-Jesteś zbyt wyczerpana, żeby pracować - oświad­

czył Dutch, rzucając jej groźne spojrzenie. 

- Nonsens! Jestem tylko trochę osłabiona -upierała 

się. - Muszę pilnować interesu. 

- Przede wszystkim powinnaś myśleć o dziecku. 

Zadzwoń do Harriett i powiedz jej, żeby wcześniej 

zamknęła księgarnię. 

- Wykluczone - odparła, spoglądając na niego ze 

złością. Zaczęła się przebierać. Dutch wzruszył ramio­

nami, jakby uznał dyskusję za zakończoną. Dani 

włożyła majtki i pończochy. Gdy ściągała sukienkę 

przez głowę, odłożył papierosa, podbiegł do niej 

i zwinnym ruchem wyrwał ubranie. Chwycił spódnicę 

i bluzkę, które zamierzała włożyć, rzucił je do gardero­

by i zamknął drzwi, a klucz wsunął do kieszeni. 

W chwilę później Dani leżała w łóżku z kołdrą 

podciągniętą pod brodę. Gapiła się na niego oczami 

wielkimi jak filiżanki. Wszystko stało się tak szybko, że 

nie zdążyła mu odpłacić za tę zniewagę. 

Dutch podniósł słuchawkę i zapytał Dani o numer 

background image

130 CZUŁY I OBCY 

telefonu księgarni. Całkiem ogłupiała dziewczyna po­

dała mu go niebacznie. 

- Harriett? Mówi Dutch. Dani prosi, żebyś za­

mknęła wcześniej. Musi dzisiaj poleżeć. Oczywiście. 

Na pewno. - Odwiesił słuchawkę i sięgnął po papiero­

sa. - Nie wstawaj, dopóki ci nie pozwolę. 

- Wykluczone! 

- Doskonale - odparł pogodnie, wsuwając rękę do 

kieszeni. - Rób, jak uważasz. 

Dani zerwała się natychmiast, ale w porę przypomnia­

ła sobie, że jest prawie naga. Szybko przykryła się kołdrą. 

- Oddaj mi ubranie. 

- Poczekaj do jutra. 

- Chcę je mieć natychmiast. 

- Prześpij się. Dopiero dziewiąta - poradził. - Po­

sprzątam kuchnię. 

Zbita z tropu Dani wodziła za nim zdziwionym 

wzrokiem. W drzwiach przystanął i rzekł cicho: 

- Bardzo przypominasz mi Gabby. 

Wyszedł z pokoju, nim zdążyła odpowiedzieć. Czy 

Gabby to owa tajemnicza kobieta z przeszłości, zastana­

wiała się przygnębiona. Zdjęła okulary, wtuliła głowę 

w poduszkę i rozpłakała się. Dutch jej nienawidził, była 

o tym przekonana. Dlatego porównał ją z tamtą. 

Zmęczona płaczem zasnęła. Gdy się obudziła, było 

późne popołudnie. W nogach łóżka leżało ubranie, 

a pod poduszką znalazła kartkę skreśloną w pośpiechu 

wyraźnym, zamaszystym charakterem pisma. Prze­

czytała ją, starając się przezwyciężyć senność. 

„Ubierz się, ale nie wychodź z domu. Robię zakupy. 

Wracam o piątej. Dutch". 

Zerknęła na budzik. Dochodziła piąta. Wygramoli­

ła się z łóżka i włożyła ubranie. Gdy Dutch wrócił 

background image

CZUŁY I OBCY  1 3 1 

z torbą pełną warzyw i owoców, siedziała skulona na 

kanapie, przeglądając rozłożone wokół papiery. Spo­

jrzał na nią groźnie. Nie odwróciła wzroku. 

- Ktoś musi się tym zajmować - oświadczyła 

nieustępliwie. - Przez ciebie nie mogę pracować. 

- Wet za wet - odparł pogodnie. - Tobie nie podoba 

się moja praca. 

- Sprzedawcy książek nie narażają się na śmierć 

-rzuciła. 

- Przyzwyczaiłem się do myśli, że zostanę ojcem 

i bardzo się z tego cieszę - oświadczył. Zaniósł torbę 

z zakupami do kuchni i postawił na stole. - Nie chcę, 

żeby coś się stało tobie albo dziecku. 

-Proszę, proszę, odezwał się troskliwy tatuś - burk­

nęła. Dutch spokojnie układał produkty w lodówce. 

- Nie kłóć się ze mną - rzekł pojednawczo. - Nie 

jestem w nastroju do kłótni. 

- Wcale się nie kłócę - odparła zdecydowanie. Nie 

mogła uwierzyć, że Dutchowi rzeczywiście na niej 

zależy. Odsunęła papiery i poczłapała do kuchni po 

zimny napój. Panował okropny upał, a klimatyzaqa 

w jej mieszkaniu nie działała najlepiej. Dutch natych­

miast zauważył, że skóra Dani pokryta jest potem. 

- Gorąco?-zapytał ze współczuciem. -Kupię nową 

klimatyzację. 

- Nie - zaprotestowała. - Ta, którą mam, mi 

wystarczy. 

Dutch położył jej ręce na ramionach. Stali na­

przeciwko siebie. 

- Dani, nie wygrasz ze mną - przemawiał do niej 

łagodnie. - Szkoda wysiłku. Chciałem ci powiedzieć, że 

w poniedziałek muszę lecieć do Chicago - dodał. Dani 

patrzyła w podłogę. 

background image

132 

CZUŁY I OBCY 

- Chodzi o pracę? - zapytała obojętnie. Nie dam po 

sobie poznać, że się tym przejmuję, pomyślała. Dutch 

głaskał obnażone ramiona. 

-Tak, chodzi o pracę. Pamiętaj, niczego nie obiecuję. 

- A ja o nic nie proszę - mruknęła, podnosząc 

wzrok. 

-1 nie poprosisz - dodał z przekonaniem. - Jesteś 

zbyt dumna, by o coś zabiegać. -Pochylił się, chcąc ją 

pocałować, ale odwróciła twarz. Dutch był urażony 

i zły. Odsunął się, czując nagły ból i smutek. Westchnął 

ciężko. Omotała go. Miał ochotę coś stłuc. 

- Nie wyjadę za granicę - oznajmił krótko. - Mój 

stary przyjaciel założył firmę. Prowadzi szkolenia 

antyterrorystyczne. Poszukuje eksperta w dziedzinie 

taktyki. Zapytał, czy chciałbym z nim pracować. 

- Dutch wzruszył ramionami. - Zgodziłem się. 

Te słowa całkowicie zaskoczyły Dani. Naprawdę 

myślał o zmianie zajęcia. Czyżby dziecko było dla 

niego aż tak ważne? Ukrywał w sercu głęboką ranę. 

Może nigdy się nie zabliźniła? Niestety, Dani nie była 

ani dość piękna, ani wystarczająco mądra, żeby za­

skarbić sobie jego miłość, a namiętność jej nie wystar­

czała. Każda, nawet niezbyt urodziwa kobieta, mogła 

stać się obiektem pożądania. 

-Niełatwo ci będzie zmienić stare nawyki-zauważyła. 

- To prawda - przyznał Dutch. Chciał do niej 

podejść, ale zawahał się. Patrzył na Dani z uwagą. Nie 

odrywała od niego wzroku. Podziwiała muskularną 

sylwetkę męża i twarz, której mógłby mu pozazdrościć 

każdy gwiazdor filmowy: regularne rysy, ciemne, 

błyszczące oczy, pięknie wykrojone usta. 

-Kiedyś już rozmawialiśmy o moich przyzwyczaje­

niach - przypomniał. - Chętnie zmienię swoje życie. 

background image

CZUŁY I OBCY 133 

Myślę, że najlepiej będzie, jeśli na razie zamieszkam 

u ciebie. W Chicago czułabyś się trochę osamotniona, 

chociaż przypuszczam, że Gabby chętnie dotrzymywa­

łaby ci towarzystwa. 

- Gabby? - Dani spojrzała na niego z niepokojem. 

- Tak, Gabby Brettman - wyjaśnił - żona mojego 

przyjaciela, który jest prawnikiem. - Twarz Dutcha 

nagle złagodniała. Uśmiechnął się. -Gabby przemierzy-

łaz J.D. południowoamerykańską dżunglę z karabinem 

pod pachą. Zastrzeliła nawet terrorystę i uratowała życie 

swemu przyszłemu mężowi. Niesamowita kobieta. 

Dani poczuła ulgę. Gabby nie była ową kochanką 

Dutcha z przeszłości. Dutch podziwiał żonę J.D. 

Brettmana i uznał, że Dani jest do niej podobna. Na 

myśl o tym zarumieniła się z radości. 

- Nareszcie zrozumiałaś, o co mi chodziło, prawda? 

- zapytał cicho. - Na litość boską, kogo, twoim 

zdaniem, miałem na myśli? 

- Wydawało mi się, że mówisz o tamtej kobiecie, 

która cię zdradziła - odparła żałośnie i usiadła na 

kanapie. 

- Nie najlepiej się rozumiemy - zauważył po 

dłuższej chwili. - Chciałabyś pojechać ze mną do 

Chicago? Spotkasz się z moimi przyjaciółmi i poznasz 

trochę lepiej swojego męża. 

Dani ucieszyła się z zaproszenia, ale miała pewne 

obiekcje. 

-To nie jest takie proste, jak ci się wydaje... -zaczęła. 

-W moim mieszkaniu są dwie sypialnie. Nie musisz 

dzielić ze mną łóżka - rzucił lodowatym głosem. 

- Sądzę, że wcale ci na tym nie zależy. - Dani 

usadowiła się wygodnie i sięgnęła po rachunki. - Tyle 

pięknych kobiet mieszka... Eryku! 

background image

1 3 4 CZUŁY I OBCY 

Dutch jednym skokiem dopadł sofy. Papiery roz­

sypały się na wszystkie strony. Przewrócił ją, przy­

gwoździł do kanapy, zmiażdżył nadgarstki w stalo­

wym uścisku. Oczy mu płonęły, oddychał nierówno. 

Zupełnie przestał nad sobą panować. Dani obawiała 

się, że ją uderzy. 

- Nigdy cię nie zdradzę - wykrztusił ochrypłym 

głosem. - Nigdy, rozumiesz? Za kogo ty mnie uważasz? 

Oczy Dani zaszły łzami. 

- To boli - szepnęła drżącym głosem. 

Dutch rozluźnił uchwyt, ale nie puścił jej rąk. 

- Przepraszam - rzekł cicho, wpatrując się w po­

bladłą twarz dziewczyny. - Nieustannie sprawiam ci 

ból. Uwiodłem cię, zrobiłem ci dziecko, namówiłem do 

małżeństwa, zatajając prawdę... a na dodatek tobie 

przypisuję winę za to, że nie układa się między nami jak 

należy. - Dani zamknęła oczy. Łzy popłynęły spod 

zaciśniętych powiek. Dutch westchnął ciężko. 

-Dani, proszę cię, nie płacz. Przepraszam. Lieveling, 

tak mi przykro - powtarzał, obsypując pocałunkami 

mokre od łez policzki. Rozchyliła wargi. Dutch całował 

ją zaborczo i namiętnie. Uwolnił nadgarstki Dani i ujął 

w dłonie jej twarz. - Liev ełing -powtarzał najczulszym 

szeptem, muskając wargami jej usta. Leżeli przytuleni. 

Dutch oparł się na łokciach, żeby nie czuła ciężaru 

potężnego ciała. Serce waliło mu jak młotem i brakowa­

ło tchu. Pragnął jej. Bardzo jej pragnął! 

Dani czuła, że cały drży. Już się nie opierała 

i uświadomiła sobie, że to przyzwolenie budzi w nim 

niepohamowane pożądanie. Nie pragnęła tego, nie 

chciała, by w ich związku najważniejsza była namięt­

ność, ale od miesięcy nie czuła mu się tak bliska. 

Tęskniła do zachłannych ust i dłoni. Nie zaspokojone 

background image

CZUŁY I OBCY 135 

pożądanie doprowadzało ją do szaleństwa. Po chwili 

wahania oplotła ramionami jego szyję. 

- Chcę się z tobą kochać, Dani. Pozwól mi - szeptał, 

nie odrywając ust od jej warg. Podniósł się i zdjął jej 

sukienkę. - Mogę? 

Chciała powiedzieć nie, ale Dutch pieścił namiętnie 

jej nagą, jedwabistą skórę. Zapragnęła mu ulec, nie 

bacząc na konsekwencje. Całował ją zachłannie, z wiel­

ką pasją, jakby pragnął w jednej chwili całkowicie 

zawładnąć jej ciałem. Dani zacisnęła dłonie na ramio­

nach ukochanego i przytuliła się z jękiem. 

- Powiedz tak - nalegał drżącym głosem. - Błagam. 

- Tutaj...? - wyjąkała w ostatnim przebłysku zdro­

wego rozsądku. 

- Tutaj - mruczał. Wyciągnął się na kanapie, 

uważając, by nie przygnieść jej swoim ciężarem. 

Kochali się tkliwie i delikatnie jak tamtego ranka 

w Meksyku. Każde dotknięcie Dutcha było łagodne, 

przyjemne, uważne. Podtrzymywał ją drżącymi ręka­

mi, szeptał do ucha czułe zaklęcia po holendersku. Nie 

przerywając pocałunku, wszedł w nią ostrożnie. 

- Eryku... - szepnęła, wpatrując się w niego. 

- Spokojnie, kochana... -rzekł ochrypłym głosem. 

Kochali się, nie przestając myśleć o dziecku w jej łonie. 

Czuł pospieszne kołatanie serca Dani przy swej musku­

larnej piersi. Tłumił pocałunkami ciche westchnienia. 

- Musiałaś mi ulec - szeptał z ustami przy jej 

rozchylonych wargach. - Jesteś moja, a ja twój. Chcę 

być z tobą. 

- Kocham cię - szlochała Dani. - Kocham cię. 

Wsłuchiwał się w jej zmieniony głos i patrzył 

w rozkochane oczy. Zniknęły wszystkie uprzedzenia. 

Dutch nie był w stanie dłużej nad sobą panować. 

background image

1 3 6 CZUŁY I OBCY 

Podtrzymywał ją delikatnie i całował z pasją. Słyszał 

urywane okrzyki, czuł żar bijący z jej ciała. Pragnął 

nadal radować się widokiem oszalałej z namiętności 

Dani, ale nagle jego ciało rozpadło się na milion 

kawałków. Poczuł nieopisaną rozkosz, jakiej nie zaznał 

z żadną inną kobietą. Miał wrażenie, że za chwilę umrze... 

Odpoczywali. Dutch czuł bliskość Dani każdą 

komórką swego ciała. Głaskał ją, błądząc rękami po 

gładkiej skórze. Wracał z wolna do rzeczywistości, 

jakby się budził z głębokiego snu. 

- Dani? - szepnął, otwierając oczy. 

- Słucham - odparła miękko. 

- Ja tego nie planowałem - rzekł z wahaniem. - Nie 

przypuszczałem, że tak się to skończy. 

- Wiem. - Pocałowała go, a potem dotknęła ustami 

brwi, nosa, policzków, brody i znowu ust. Uwielbiał jej 

delikatne pocałunki. Przymknął oczy, by poczuć je 

także na powiekach. Uśmiechnął się. Był kochany 

i zaspokojony. Kochany bezgranicznie, pomyślał 

w oszołomieniu. Połączyli się nie tylko cieleśnie. 

Dotknął brzucha Dani. Dziecko się poruszyło. Dutch 

wybuchnął cichym, radosnym śmiechem. 

- Kopie - szepnął. - Nie ma wątpliwości. 

Studiował uważnie twarz żony. Dostrzegł kilka 

piegów na nosie. Okulary zniknęły. Nie pamiętali, co się 

z nimi stało, gdy porwała ich namiętność. Dutch rozejrzał 

się i dostrzegł je na małym stoliku przy kanapie. 

-Zapomniałem, gdzie jesteśmy -przyznał z uśmie­

chem. Westchnął i pocałował Dani. Objął dłonią 

miękką, ciężką pierś. - Pozwolisz mi być przy kar­

mieniu? -zapytał niepewnie i uśmiechnął się, widząc jej 

rumieniec. - Pozwolisz? - nalegał. 

- Zgoda - wykrztusiła i przytuliła zaczerwienioną 

background image

CZUŁY I OBCY 137 

twarz do jego szyi. Ucałował czoło i przymknięte 

powieki Dani. 

- W pewnej chwili poczułem, że moje ciało rozpada 

się na kawałki. Chciałbym wiedzieć, czy ty również... 

Francuzi mówią, że wielka rozkosz przypomina trochę 

śmierć - dodał z wahaniem. Rozumiesz mnie? - Dani 

wstrzymała oddech. 

- Tak - szepnęła. - Nie wiem tylko... 

- Nie sądziłem, że może tak być - wyznał cicho 

i mocniej ją przytulił. - Z nikim nie było mi tak dobrze 

jak z tobą. 

Tak, pomyślała ze smutkiem i przymknęła oczy, 

pewnie to prawda, ale potrzebował tylko jej ciała. 

Dobre i to, doszła do wniosku, głaszcząc w zadumie 

włosy na karku Dutcha. Przynajmniej na początek. 

Wyjechali do Chicago w poniedziałek rano. Dutch 

zadzwonił do doktora Cartera, by się upewnić, że 

podróż nie zaszkodzi zdrowiu Dani. Nie spuszczał jej 

z oczu ani na chwilę. Śledził każdy krok żony. Śmieszy­

ła ją nieco owa przesadna troskliwość. Śmieszyła... 

a zarazem pochlebiała jej. Może istotnie stała mu się 

bliska. 

Nie kochali się więcej od tamtego dnia. Dutch był 

opiekuńczy i tkliwy, ale o nic nie prosił. Nie wiedziała, 

co nim kierowało, ale sama też niczego nie proponowa­

ła. Dawno nauczyła się przyjmować wszystko, co miał 

jej do zaoferowania, nie prosząc o nic więcej. Powoli 

przywykła do myśli, że będzie dzielić z nim życie. Nie 

miała innego wyjścia; nie potrafiłaby istnieć bez niego. 

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 

Dani z mieszanymi uczuciami myślała o spotkaniu 

z przyjaciółmi Dutcha. Kiedy ich wreszcie poznała, bez 

trudu wyczytali z jej twarzy niepewność. 

- No proszę - pokiwał głową Apollo, ściskając 

wyciągniętą nieśmiało dłoń. - Uprzedzałem cię, J.D., 

że ta młoda dama spodziewała się ujrzeć uzbrojonych 

po zęby żołnierzy jak z okładki „Komandosa". 

Dani zarumieniła się i wy buchnęła śmiechem. 

- Na szczęście nie jestem aż tak naiwna, by oczeki­

wać, że zobaczę tu jakieś okopy - zażartowała, 

-Jasne.-Apollo zachichotał.-Witaj, przyszła mamo. 

Dani spuściła oczy i uśmiechnęła się niepewnie. 

Dutch objął ją ramieniem. 

-Potwory -rozzłościła się Gabby. -Powinniście się 

wstydzić. 

- Zwykła ciekawość - bronił się J.D. Trzej przy­

stojni mężczyźni mieli na sobie eleganckie letnie gar­

nitury, a urocza Gabby włożyła sukienkę w zielony 

deseń. W obszernym ciążowym kostiumie Dani czuła 

się wśród nich jak kopciuszek. 

- Otóż to - wtórował mu Apollo. - Kobieta, która 

usidliła Dutcha, musi mieć klasę, prawda? 

- Nie będę się z tobą sprzeczać - odparła z uśmiechem 

Gabby. - Chodź, Dani, pomożesz mi przygotować 

obiad, a tymczasem panowie omówią swoje sprawy. 

background image

CZUŁY I OBCTf 

139 

-Doskonały pomysł-przyznała Dani, uśmiechając 

się figlarnie do męża. - Wprawdzie nie znam się na 

karabinach, ale potrafię bez trudu odróżnić sałatę od 

kartofli. 

Dutch obdarzył ją czułym uśmiechem i zaborczym 

spojrzeniem. 

- Co mam robić? - zapytała Dani, gdy weszły do 

kuchni. 

- Przede wszystkim zdradź mi, jak tego dokonałaś?! 

-zażądała Gabby z wesołym błyskiem w oczach. 

- Dutch się ożenił! Możesz mi wierzyć, mój mąż i ja 

o mało nie zemdleliśmy. 

- To długa historia - mruknęła Dani, wyczuwając 

w Gabby pokrewną duszę. Usiadła przy kuchennym 

stole. - Musisz wiedzieć, że nie była to wcale miłość od 

pierwszego wejrzenia - dodała cicho. 

-Dla ciebie tak. - Gabby obserwowała ją uważnie. 

- To się rzuca w oczy. Jesteś z nim szczęśliwa? 

- Owszem, nawet bardzo - odparła Dani. - Nie 

wiem tylko, czy zdołam go przy sobie zatrzymać. Jest 

niezwykle opiekuńczy i chce mieć ze mną dziecko, nie 

sądzę jednak, by kiedykolwiek mnie pokochał. 

Gabby nalała kawy do filiżanek, włączyła kuchenkę 

mikrofalową i usiadła obok Dani. Podsunęła jej fili­

żankę, cukiernicę i dzbanuszek ze śmietanką. 

- Wiesz, kim była dla niego Melissa? - zapytała po 

chwili. 

- T o kobieta, którą dawniej kochał? -Dani natych­

miast się domyśliła, o kim mowa. Gabby skinęła głową. 

- Nikt z nas by się o tym nie dowiedział, ale Dutch 

był kiedyś ciężko ranny i bredził w gorączce. Nie ma 

pojęcia, że się wygadał. -Gabby rzuciła Dani wymow­

ne spojrzenie. - Kiedy pomyślę o tamtej kobiecie... 

background image

1 4 0 CZUŁY I OBCY 

- Dutch wyznał mi wszystko - oznajmiła Dani 

i wypiła łyk kawy. - Był zdruzgotany, gdy odkrył, że 

jestem w ciąży. 

- Powiedział ci, z czego żyje, nim się pobraliście? 

- wypytywała Gabby. Dani uśmiechnęła się smutno 

i pokręciła głową. 

- Dowiedziałam się o tym dopiero po porwaniu 

samolotu, którym wracaliśmy do kraju. 

- Ależ wybraliście sobie moment. - Gabby wes­

tchnęła głęboko. - Pamiętam doskonale, kiedy po raz 

pierwszy usłyszałam o Dutchu. Martina, siostra J.D., 

została porwana przez terrorystów. Pojechaliśmy do 

Włoch, by negocjować wysokość okupu. Dutch re­

prezentował mego męża w rozmowach z porywaczami. 

J.D. nie chciał mi go przedstawić. Twierdził, że Dutch 

nienawidzi kobiet. 

- Sama to od niego słyszałam - odparła Dani 

z uśmiechem. - Kiedy się poznaliście? 

- Dopiero na weselu. Inaczej go sobie wyobraża­

łam. Początkowo byłam okropnie zdenerwowana w je­

go obecności. Stopniowo poznawałam go coraz lepiej, 

chociaż niełatwo czegoś się o nim dowiedzieć. W czasie 

poprzedniej wizyty Dutcha rozmawialiśmy o tobie. 

Zapytał, jak bym zareagowała, gdybym zaszła w ciążę, 

a J.D. nie chciał niczego zmienić w swoim życiu. 

Rozpłakałam się. 

- Ja też często przez niego płaczę. - Dani oddychała 

z trudem. - Nie wiem, co robić. Chyba nie mam prawa 

żądać, by zmienił się dla mnie. Nie potrafię bez niego 

żyć. Po prostu szaleję za nim. Umarłabym z rozpaczy, 

gdyby przytrafiło mu się coś złego. 

- Rozumiem cię doskonale - odrzekła cichutko 

Gabby. - Zazdroszczę ci tego dziecka - dodała ze 

background image

CZUŁY I OBCY  1 4 1 

smutnym uśmiechem i bezradnie wzruszyła ramiona­

mi.-J.D. i ja robiliśmy wszystko, co w ludzkiej mocy... 

daremnie. 

- M oja przyjaciółka miała taki sam problem - przy­

pomniała sobie Dani i poweselała. -Poddała się terapii 

i pięć lat po ślubie urodziła trojaczki, a rok później 

bliźnięta. 

- Aż miło posłuchać! - Gabby roześmiała się 

głośno. 

- Co to za hałasy? - dopytywał się J.D., stanąwszy 

w drzwiach kuchni. - Dostaniemy w końcu coś do 

jedzenia? 

Gabby zerwała się i z zuchwałą miną pocałowała go 

w usta. 

- Zaraz będzie obiad, głodomorze. Śmiałyśmy się 

z trojaczków. 

- Słucham? - J.D. otworzył szeroko oczy. 

- Porozmawiamy później. Nakryj do stołu. 

Późnym wieczorem Dani i Dutch znaleźli się w jego 

mieszkaniu nad jeziorem. Nie spodziewała się, że 

będzie urządzone tak luksusowo. Po raz kolejny 

uświadomiła sobie, jak różnią się stylem życia. W cza­

sie obiadu przyjaciele wspominali dawne czasy i Dani 

usłyszała wiele opowieści o kompanach męża, których 

jeszcze nie znała. Mówiono również o propozycji 

Apolla i nowej pracy Dutcha. Dani słuchała z zapar­

tym tchem. Nowa praca zawierała element ryzyka, ale 

nie była nawet w połowie tak niebezpieczna jak jego 

dotychczasowe zajęcie. Dani będzie musiała przywyk­

nąć. Na pewno potrafi, jeśli się postara. 

- Nie nadaję się do urzędniczej roboty - tłumaczył 

Dutch po powrocie do domu, jakby wiedział, co ją 

dręczy. Dani patrzyła przez okno na światła samo-

background image

1 4 2 CZUŁY I OBCY 

chodów i nadrzeczne latarnie. Odwróciła się i podeszła 

do męża. 

- Zdaję sobie z tego sprawę - uspokoiła go. Dutch 

wepchnął ręce w kieszenie i wpatrywał się w nią przez 

długą chwilę, mrużąc ciemne oczy. 

- Spróbuję się ustatkować. 

- O nic więcej nie proszę. - Pokiwała głową. 

- Przyjmę wszystkie twoje warunki. Niewiele zostało 

z mojej dumy. - Westchnęła i nagle jakby się po­

starzała. - Czas spać, Eryku. Jestem zmęczona. 

- To był ciężki dzień. Wybierz sypialnię. 

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się słabo. Szła 

korytarzem, gdy nagle usłyszała jego głos. 

- Dani... - Przystanęła, ale nie odwróciła się. 

- Słucham. - Długo milczał, ważąc słowa. 

- Pierwsze drzwi po lewej stronie prowadzą do 

mojego pokoju - wymamrotał. - Łóżko jest ogrom­

ne... starczyłoby miejsca dla nas trojga. 

- Jeśli nie będziemy ci przeszkadzać... - szepnęła, 

czując łzy pod powiekami. 

- Przeszkadzać, też coś! - Natychmiast podbiegł do 

Dani i wziął ją w ramiona. Objął żonę mocno, czule, 

opiekuńczo. Natychmiast odnalazł jej usta. Przytuliła 

się do niego z całej siły. Porwał ją na ręce, zajrzał 

głęboko w oczy i znowu pocałował. 

- Teraz? - zapytał niepewnie. 

- Teraz - jęknęła niecierpliwie, myśląc z radością 

o tym, co miało za chwilę nastąpić. Dutch pochylił 

głowę i całował Dani, niosąc ją bez pośpiechu do 

sypialni. 

Po dwóch tygodniach wrócili do Greenville. Dani 

musiała zrobić badania i zatrudnić drugą ekspedient-

background image

CZUŁY I OBCY 143 

kę. Wkrótce czekało ich kolejne rozstanie. Dutch miał 

w poniedziałek ważną konferencję i musiał wrócić do 

Chicago. 

- Wcale nie mam ochoty zostawiać cię tutaj - oświa­

dczył, rozglądając się po niewielkim mieszkaniu. Czuł 

się z nią nierozerwalnie związany i nie lubił takich 

rozstań. Dani najchętniej pojechałaby z mężem, ale nie 

znalazła jeszcze w Chicago godnego zaufania lekarza, 

a musiała zrobić badania i upewnić się, że dziecko jest 

zdrowe. 

-Nie martw się o mnie -prosiła, ujmując jego dłoń. 

Odprowadziła męża do drzwi. - Nic mi nie będzie. Noc 

bez ciebie dłuży się w nieskończoność, ale jakoś 

przetrwam do twego powrotu - żartowała. 

Nie uśmiechnął się, pogłaskał ją tylko po policzku 

i zadrżał. Westchnął głęboko. Niepokój o dziecko jest 

jedynym powodem tego dziwnego stanu, wytłumaczył 

sobie. To zrozumiałe, że zależy mu na maleństwie i jego 

matce. 

- Wrócę pojutrze. Zostaniemy tu przez tydzień 

i uporządkujemy wszystkie sprawy. Powtórz ode mnie 

Harriett, żeby na ciebie uważała. 

- Sama o tym pamięta. Dostanę całusa na pożegna­

nie? - dodała z uśmiechem. Dutch przytulił ją mocno. 

- Jeśli cię teraz pocałuję, skończy się na tym, że 

zostanę w domu - mruknął z powagą. - Zaryzykuję. 

Dani wspięła się na palce i dotknęła jego ust. Czuję 

się, jakbym fruwał, przemknęło mu przez myśl, jak­

bym unosił się w powietrzu. Przy Dani życie staje się 

takie proste. Zamknął powieki, poznając na nowo 

smak jej ust. Podniósł głowę i zajrzał w rozkochane 

oczy. Przestał się bać jej uwielbienia. Chyba już się 

przyzwyczaił. Musnął ostatni raz jej wargi. 

background image

144 CZUŁY I OBCY 

- Sprawuj się dobrze. I żadnego biegania po scho­

dach, zgoda? 

- Zgoda. Do zobaczenia. 

- Cześć - rzucił, gładząc jej włosy. Wyszedł, nie 

odwracając głowy. Zamknęła drzwi i poczuła się 

strasznie samotna. 

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

Harriett z radością wysłuchała nowin, uszczęśliwio­

na faktem, iż niezwykły mąż Dani postanowił się 

wreszcie ustatkować. 

- Dutch z pewnością coś do ciebie czuje - tłumaczy­

ła z uśmiechem. - Mów, co chcesz, żaden mężczyzna 

nie poszedłby na takie ustępstwa, gdyby chodziło mu 

wyłącznie o łóżko. 

Dani bała się nawet o tym pomyśleć, ale długo 

rozważała jej słowa. 

- Czasami wydajesz mi się bardzo naiwna, droga 

przyjaciółko - oznajmiła Harriett, uśmiechając się 

złośliwie. - Dutch już wpadł, choć sam nie zdaje sobie 

z tego sprawy. 

Oby to była prawda, pomyślała Dani, modląc się 

o cud, oby mu się spodobała praca w firmie Apolla. 

Bez żalu przeprowadziłaby się do Chicago. Od czasu 

do czasu przyjeżdżałaby do Greenville. Poprosi Har­

riett, żeby została matką chrzestną. 

Z roztargnieniem krzątała się po księgarni, a myś­

lami krążyła wokół Dutcha. W pewnym momencie 

potrzebna jej była książka leżąca wysoko na półce. 

Zaczęła się wspinać po drabinie. Nagle zachwiała się, 

krzyknęła, ogarnięta panicznym Jękiem i runęła na 

podłogę. Pobladła straszliwie i spojrzała na Harriett. 

background image

146 CZUŁY I OBCY 

- O Boże, dziecko! - szlochała, obejmując dłońmi 

brzuch. 

- Spokojnie, tylko spokojnie - powtarzała w kółko 

przyjaciółka. -Już dzwonię po pogotowie. Nie ruszaj 

się. Coś cię boli? 

- Nie wiem! 

Harriett dopadła telefonu. Dani leżała na podłodze 

sparaliżowana strachem. Osłaniała dłońmi brzuch. 

Och, błagam, spraw, Boże, by dziecko ocalało, modliła 

się w duchu. Zamknęła oczy. Gdy poczuła ból w no­

gach i plecach, łzy spłynęły jej po policzkach. Nie, nie, 

nie! 

Krótkie oczekiwanie na karetkę było dla niej kosz­

marem. Bała się śmiertelnie. Harriett pojechała z nią 

do szpitala. Dani z trudem uświadamiała sobie jej 

obecność. Bezustannie myślała o dziecku. Lekarz zajął 

się nią natychmiast, ale nie rozwiał jej obaw. Zlecił 

dodatkowe badania, a gdy je zakończono, przerażona 

pacjentka została przewieziona do separatki. Wyniki 

badań miały być znane dopiero za kilka godzin. 

Dani płakała. Łzy płynęły bez przerwy, mimo że 

Harriett próbowała ją pocieszyć. Dani czuła tępy ból 

w dole brzucha. A więc straci dziecko. Naprawdę je 

straci! Przyjaciółka próbowała się od niej dowiedzieć, 

jak można zawiadomić Dutcha. Niewiele myśląc Dani 

podała jej numer telefonu Brettmanów i zamknęła oczy. 

Po co to wszystko, zastanawiała się. Dutch przyjedzie,., 

ponieważ czuje się za nią odpowiedzialny, ale to żadna 

pociecha. Przypomniała sobie, że raz już stracił dziecko. 

Na wieść o nowym nieszczęściu może się zachować 

nieobliczalnie, pomyślała z przerażeniem. 

Po kilku godzinach w drzwiach separatki stanął 

doktor Carter. Wezwał pielęgniarkę i polecił jej przy-

background image

CZUŁY [ OBCY 147 

gotować zastrzyk na uspokojenie. Skinął na Harriett. 

Dziewczyna natychmiast wyszła z pokoju. 

- Dziecku nic się nie stało - oznajmił. - Pani również 

nie ucierpiała bardzo przy tym upadku. Proszę się 

natychmiast uspokoić. 

- Słucham? - Dani podniosła na niego czerwone, 

załzawione oczy. 

- Dziecko jest w doskonałej formie. - Uśmiech 

rozjaśnił niebieskie oczy doktora Cartera. - Takie 

maleństwa są odporne na wstrząsy. Chronią je wody 

płodowe. Oczywiście jest pani trochę posiniaczona, ale 

siniaki wkrótce znikną. Nic nie zagraża pani zdrowiu. 

- Dzięki Bogu! - Dani odetchnęła z ulgą. - Niepo­

koi mnie tylko... chwilami czuję ból w dole brzucha. 

- Fałszywy alarm. Nie ma powodu do obaw 

- odparł z uśmiechem lekarz. 

Pielęgniarka zjawiła się, by zrobić Dani zastrzyk, 

lecz nim podeszła do łóżka, drzwi rozwarły się z trzas­

kiem i do pokoju wtargnął jasnowłosy mężczyzna. 

Miał dziki wzrok. Wystraszona pielęgniarka i lekarz 

cofnęli się odruchowo. 

- Eryku! - zawołała Dani, wstrząśnięta widokiem 

jego zmienionej twarzy. Woda spływała z płaszcza 

narzuconego niedbale na szary garnitur. Dutch patrzył 

na nią z lękiem. Poczerwieniał na twarzy jak po długim 

biegu, z trudem łapał oddech. 

-Jak się czujesz? - zapytał drżącym głosem, dotyka­

jąc ostrożnie jej rąk, jakby się obawiał, że są złamane. 

- Co z dzieckiem? 

- Nic nam się nie stało, Eryku - szepnęła. - Jesteśmy 

zdrowi - zapewniła ponownie. Dutch patrzył na żonę 

z uwielbieniem. Jej modlitwy zostały wysłuchane. -Po 

prostu spadłam z drabiny, ale nic... 

background image

1 4 8 CZUŁY I OBCY 

- Dzięki Bogu! - Usiadł na łóżku. Objął jej twarz 

roztrzęsionymi z emocji dłońmi. W jego spojrzeniu 

było coś, co sprawiło, że Dani nie potrafiła wykrztusić 

słowa. Przez chwilę głaskał delikatnie policzki żony. 

Nagle pochylił się i ukrył twarz na jej ramieniu. 

- Dzięki Bogu - powtórzył, drżąc na całym ciele. 

Dani zawahała się na moment, a potem objęła 

mocno męża i zaczęła gładzić jego mokre włosy. 

Uspokajał się stopniowo. Wilgotne krople spłynęły jej 

na szyję. Poczuła łzy pod powiekami. 

- Najdroższy - szepnęła. Zrozumiała, że jest mu 

bardzo bliska. Wielkie uczucie objawiło się niespodzie­

wanie, chociaż nie wspomniał o tym ani słowem. Dani 

roześmiała się przez łzy. Teraz mogła zawojować cały 

świat, przenosić góry. Dutch ją kochał! 

- Pani mąż odreagowuje napięcie - stwierdził 

doktor Carter, kiwając głową ze zrozumieniem. - Cią­

ża to trudny czas również dla przyszłych ojców - dodał 

z powagą. - Młody człowieku, proszę zdjąć płaszcz. 

- Sam musiał ściągnąć mu prochowiec i marynarkę, 

a potem podwinąć rękawy koszuli. Wbił igłę w musku­

larne ramię. -Proszę tu wstawić dodatkowe łóżko. Ten 

pan musi u nas zostać. Dani - dodał życzliwie - sądzę, 

że środki uspokajające nie są już pani potrzebne. 

- Ma pan racje, doktorze - odparła z rozmarzonym 

uśmiechem, kołysząc w ramionach wyczerpanego mę­

ża. Lekarz skinął głową i wyszedł. Pielęgniarka po­

spieszyła za nim. 

- Kocham cię - szepnęła Dani z uwielbieniem. 

- Kocham cię, kocham cię... 

Drżące wargi Dutcha dotknęły jej ust. Gdy podniósł 

głowę, zobaczyła ślady łez na jego policzkach. Wcale 

się ich nie wstydził. 

background image

CZULV I OBCV 149 

- J.D. przyjechał do mnie, żeby przekazać wiado­

mość od Harriett. Myślałem, że zwariuję - powiedział, 

głaszcząc Dani po twarzy. - J.D wsadził mnie do 

samolotu; Wypadłem z budynku lotniska jak burza, 

zabrałem komuś taksówkę... nie pamiętam, jak się tu 

dostałem. -Musnął ustami jej wargi. Uświadomił sobie 

wreszcie, że najgorsze minęło. Żadne niebezpieczeństwo 

nie groziło żonie, najbliższej jego sercu istocie. -Wieczo­

rem miałem do ciebie zadzwonić. Nowa praca zapowia­

da się interesująco. Znalazłem dla nas dom, blisko plaży, 

z wielkim ogrodem. Wspaniałe miejsce dla dziecka. 

- Na pewno mi się spodoba, kochanie - szepnęła. 

- Bałem się pomyśleć, co tu zastanę - rzekł, 

odgarniając jej włosy z czoła. - Nareszcie odkryłem, co 

do ciebie czuję i nagle miałbym cię stracić? Nie 

potrafiłbym już żyć samotnie. 

- Nic mi nie grozi, więc nie obawiaj się samotności 

- szepnęła. 

Dutch dotknął jej ust, szyi, wydatnego brzucha. 

- Kocham cię, Danielle - szepnął prawie niedo­

słyszalnie. Był przerażony, ale w końcu odważył się 

wyznać prawdę. 

- Wiem. - Dani roześmiała się tryumfalnie. Dutch 

również wybuchnął śmiechem. 

- Mówię te słowa po raz pierwszy w życiu. To nie 

takie trudne. - Zajrzał jej w oczy. - Kocham cię 

- powtórzył. 

- Ja też cię kocham - odrzekła radośnie Dani 

i przeciągnęła się leniwie. Nagle jęknęła. - Cała jestem 

posiniaczona. Po co właziłam na tę głupią drabinę? 

-Wyrzucimy wszystkie drabiny - zdecydował Dutch. 

-Powinniśmy się przeprowadzić do Chicago, muszę cię 

mieć na oku. Harriett będzie nas odwiedzała. 

background image

1 5 0 CZUŁY I OBCY 

- Jesteś pewny, że chcesz tak żyć? - zapytała, 

patrząc mu w oczy. 

- Oczywiście. Jak mógłbym się tobą opiekować, 

gdybym wyjechał na drugi koniec świata? - argumen­

tował rozsądnie. Mówił coraz wolniej, a jego głos 

brzmiał sennie. - Poza tym jestem już trochę za stary 

na takie przygody. Naprawdę chciałbym nauczyć 

innych tego, co wiem o zwalczaniu terroryzmu. J.D. 

mnie przekonał, że taka zmiana trybu życia wcale nie 

jest trudna. Kiedy poślubił Gabby, zrozumiał, że 

małżeństwo jest dla niego ważniejsze niż szukanie guza 

na wojnie. Myślę, że ma rację. - Raz jeszcze rzucił 

okiem na jej brzuch i położył na nim rękę. Pozbył się 

nareszcie wszelkich uprzedzeń. - Lekarze są pewni, że 

nic mu nie będzie? 

- Urodzę ci zdrowe dziecko - zapewniła uśmiech­

nięta Dani. Usiadła na łóżku i czule ujęła w dłonie jego 

twarz. - To zdrowy, silny chłopiec. Tak powiedział 

lekarz. 

Dutch próbował odpowiedzieć, ale słowa uwięzły 

mu w gardle. 

- Będę się wami opiekował - szepnął wreszcie. Dani 

przysunęła się bliżej i delikatnie przygryzła jego dolną 

wargę. 

- A ja zajmę się tobą najlepiej, jak potrafię, gdy 

mnie stąd wypuszczą - żartowała. 

Dutch zachichotał i dotknął ręką skroni. 

- Chyba potrzebuję opieki. Co było w tej strzykaw­

ce? 

- Środek uspokajający. Mieli mi zrobić zastrzyk, ale 

uznali, że tobie bardziej się przyda. 

- Tyle chciałem ci opowiedzieć - Dutch uśmiechnął 

się przepraszająco - ale czuję, że zasypiam. 

background image

CZUŁY I OBCY  1 5 1 

Ledwie to powiedział, drzwi się otworzyły. Stanął 

w nich doktor Carter. Pielęgniarka ustawiła w separatce 

drugie łóżko. Lekarz popatrzył na Dutcha z uśmiechem. 

- W samą porę. Widzę, że jest pan bardzo senny. 

Marsz do łóżka, przyszły tatusiu. Drzemka doskonale 

panu zrobi. Obudzę pana przed kolacją. Jak samopo­

czucie, Dani? 

- Wspaniałe. - Odetchnęła z ulgą. Wymienili z Du-

tchem czułe spojrzenia. Pielęgniarka gapiła się na 

niego z zachwytem. Na ustach Dani igrał zarozumiały 

uśmieszek kobiety, która jest pewna miłości swego 

męża. Gdy Dutch wyciągnął się na łóżku, nie prze­

stając patrzeć na żonę z uśmiechem, przymknęła oczy. 

Przez chwilę myślała o czekającej ich wspólnej przy­

szłości, a potem zapadła w głęboki sen. 

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY 

Uroczysty chrzest dziecka odbył się sześć miesięcy 

później w prezbiteriańskim kościele na przedmieściach 

Chicago. Mały Joshua van Meer miał dwa miesiące i spał 

spokojnie w ramionach matki. Szczęśliwego ojca rozpie­

rała duma. Dawni towarzysze broni, siedzący w pierw­

szych ławkach, wymieniali rozbawione spojrzenia. 

Harriett była matką chrzestną. Czuła się dość 

dziwnie w tym towarzystwie. Cóż za dziwaczna zbiera­

nina ci znajomi Dutcha! Niewysoki, chudy mężczyzna, 

wyraźnie starszy od pozostałych, siedział obok szczup­

łej, przystojnej kobiety. Trzymali się za ręce. Wśród 

kolegów Dutcha było też dwu Murzynów, jeden 

postawny i budzący respekt, drugi niższy, o usposobie­

niu wesołka. Harriett zauważyła jeszcze jedną parę: 

ciemnookiego, czarnowłosego mężczyznę oraz brunet­

kę o zielonych oczach w zaawansowanej ciąży. Po 

drugiej stronie siedział bardzo śniady Portorykańczyk 

w eleganckim garniturze. Matka chrzestna spojrzała 

na kapłana, trzymającego dziecko na ręku. Uśmiech­

nęła się z dumą. To przecież jej chrześniak. Powinna 

teraz stać wraz z nimi przy ołtarzu, ale na nieszczęście 

skręciła nogę w kostce, gdy wsiadała do samolotu, 

i musiała przesiedzieć w ławce całą uroczystość. Może 

to i lepiej, pomyślała, spoglądając z uśmiechem na 

jasnowłosego Holendra. Ukochany Dani za bardzo 

background image

CZUŁY I OBCY 153 

charakterem przypominał samą Harriett, by mogli się 

zaprzyjaźnić. Ale nawet ona musiała przyznać, że 

Dutch jest wspaniałym mężem i ojcem. I wyjątkowym 

domatorem, co dziwniejsze. Postępował jak człowiek 

porządny i odpowiedzialny. Ale ci jego znajomi... 

Po ceremonii Dani podbiegła i serdecznie ucałowała 

przyjaciółkę. 

-Joshua był wyjątkowo grzeczny, prawda? -zawo­

łała radośnie, przytulając ubrane na biało niemowlę, 

które gaworzyło cichutko. - Jestem z niego bardzo 

dumna. Harrie, musisz poznać naszych przyjaciół. 

Gabbie! -Brettmanowie natychmiast do nich podeszli. 

Rozpromieniona Gabby wdzięczyła się do maleństwa. 

- Czyż nie jest śliczny? Ale wolałabym córeczkę. Za 

to J.D. chciałby mieć syna - oznajmiła, podnosząc na 

męża rozświetlone, kocie oczy. 

- Syn, córka... wszystko mi jedno, byle było nasze 

- odparł wesoło J.D. - Cześć, Dani. Piękna uroczys­

tość. Dutch trzymał się dzielnie. Przyznaję, że jestem 

z niego dumny. 

- Jeszcze do mnie nie dotarło, że Dutch się ożenił. 

- Chudy mężczyzna potrząsał głową z niedowierza­

niem. - Ma nawet dziecko! 

-Myślałem, że padnę, kiedy się o tym dowiedziałem 

- oznajmił postawny Murzyn, przyłączywszy się do nich. 

- Łachmaniarz niech się nie wygłupia, a ty, Apollo, 

powinieneś się wstydzić -zgromiła ich Gabby. -Dutch 

znalazł w końcu odpowiednią dziewczynę. 

- I bardzo się z tego cieszę - odparł czarnoskóry 

mężczyzna, puszczając oko do Dani. - Jest idealnym 

wicedyrektorem mojej firmy. Może i Łachmaniarz 

zacznie dla nas pracować? Bardzo by się przydał. 

Semson i Drago już się zdecydowali. 

background image

1 5 4 CZVLY I OBCY 

- Mdli mnie na widok waszych nadzianych forsą 

bufonów - wyśmiał go Łachmaniarz. - A poza tym 

pani Darwin, matka Gabby, i ja mamy na oku lepszy 

interes. Będziemy hodować bydło w Teksasie. 

- J.D. ma na nas wszystkich dobry wpływ. -Apollo 

uśmiechnął się serdecznie do ciemnowłosego olbrzy­

ma, przytulającego swoją żonę. - Wiele mu zawdzię­

czam. Wyciągnął mnie z kłopotów. Tyle lat się ukry­

wałem. To już przeszłość. Mam powody, by się cieszyć, 

J.D., że znowu pracujesz jako prawnik. 

- Jedźmy na obiad - zaproponował Dutch. - Czy 

wszyscy znają drogę do naszego domu? 

- Doskonały pomysł - ucieszył się Apollo. - Dużo 

macie żarcia? 

- Łachmaniarz i pani Darwin przywieźli mnóstwo 

wołowiny. Jeśli nie będziesz się pchał na początek 

kolejki, może dla wszystkich wystarczy. 

- Przesadzasz, wcale nie jestem takim żarłokiem 

- złościł się Apollo. 

-Jasne. Co to dla ciebie pół szynki! Pamiętasz, jak 

w Angoli pożarłeś w jednej chwili królika, którego 

złapałem? - szydził z niego Dutch. 

-Kiedy byliśmy w Wietnamie, zjadłeś mojego węża 

- odparował Apollo. 

- Panowie, jesteśmy na chrzcinach - wtrącił J.D. 

- Zapomnijcie o dawnych urazach. 

- Co ty powiesz? A kto pożarł ciasteczka przysłane 

przez moją mamusię? Ty gadzie! - perorował Apollo. 

-I pudding śliwkowy, który zwędziłem obozowemu 

kucharzowi! -wpadłmu w słowo Dutch. J.D. zasłonił 

się Gabby. 

- Spokojnie, chłopaki, ręce przy sobie, mam ciężar­

ną kobietę na utrzymaniu. 

background image

CZUŁY I OBCY 155 

- Wiem, co czujesz. Sam tego niedawno doświad­

czyłem - odparł Dutch. 

- No, panowie, powinienem chyba trzymać się od 

was z daleka - burknął Apollo. - To może być 

zaraźliwe. 

- Nie obawiaj się, Apollo. Nie sądzę, żebyś mógł 

zajść w ciążę. - Dutch kpił z niego bezlitośnie. Dani 

parsknęła śmiechem, a inni jej zawtórowali. Przytuliła 

głowę do ramienia męża. 

-Umieram z głodu. Jedźmy do domu. Przygotowa­

liśmy mnóstwo jedzenia. 

- Doskonale - ucieszył się Dutch. - Najwyższy czas 

zacząć świętować. 

- Nas czeka dziś inne święto - mruknęła Dani tak 

cicho, by usłyszał ją tylko mąż. - Lekarz powiedział, że 

możemy... 

- Naprawdę? - Dutch uśmiechnął się i popatrzył na 

śpiącego synka. - Dzisiejsza noc będzie wyjątkowa, 

prawda? - zapytał uszczęśliwiony. - Będziemy się 

kochać tak, jak tamtego ranka w Veracruz. 

-1 znowu zrobisz mi dziecko? - szepnęła, czując, że 

jej serce bije jak oszalałe. 

-Porozmawiamy wieczorem-odparł, biorąc głębo­

ki oddech. 

- Zgoda - przytaknęła i spojrzała mu w oczy. 

- Niczego nie żałujesz?. 

- Niczego. Widzę, co zyskałem. 

Dotknęła czule jego policzka. Uśmiechnął się i na 

krótką chwilę zapomnieli o całym świecie.