background image

David M. Buss

Ewolucja pożądania

Przekład: Bogdan Wojciszke, 

tytuł oryginału: Evolution of Desire. Strategies of Human

background image

CZEGO CHCĄ KOBIETY

Pozycja społeczna

Obserwacja tradycyjnych społeczności zbieracko-łowieckich, stanowiących najlepszą 

z   dostępnych   analogię   do   archaicznych   warunków,  w   których   rozwijał   się   nasz   gatunek, 
wskazuje, że nasi przodkowie żyli w społecznościach o jasno określonej hierarchii. Na górze 
tej hierarchii dobra płynęły szeroką rzeką, z rzadka jedynie kapiąc u jej dołu (Betzig, 1986; 
Brown,   Chai-yun,   n.d.).   Taki   nierównomierny   podział   dóbr   z   obfitością   przypadającą 
nielicznym   obserwuje   się   u   współcześnie   żyjących   plemion   tradycyjnych,   jak   Tiwi 
zamieszkujący   dwie   małe   wysepki   u   północnych   wybrzeży   Australii,   Yanomamo   z 
Wenezueli, Ache z Paragwaju czy plemię !Kung zamieszkujące we współczesnej Botswanie. 
Nie inaczej zapewne było i u naszych przodków.

Henry   Kissinger   zauważył   kiedyś,   że   najsilniejszym   afrodyzjakiem   jest   władza. 

Kobiety pożądają mężczyzn, którzy mają władzę, ponieważ jest ona najlepszym wskaźnikiem 
tego,   że   dysponują   także   poważnymi   zasobami   materialnymi.   Wysoka   pozycja   społeczna 
pociąga   za   sobą   lepsze   jedzenie,   większe   terytorium,   staranniejszą   opiekę   zdrowotną. 
Oznacza też dziedziczenie przez dzieci możliwości, których nie będą mieć dzieci mężczyzn o 
niskiej pozycji społecznej. Na całym świecie męscy potomkowie rodzin o wysokiej pozycji 
społecznej mają większy dostęp do partnerek seksualnych o lepszej „jakości". Na przykład 
pewne studium stu osiemdziesięciu sześciu społeczeństw - od afrykańskich Pigmejów Mbuti 
do   zamieszkujących   Aleuty   Eskimosów   -   wykazało,   że   mężczyźni   o   wysokiej   pozycji 
społecznej   nieodmiennie   byli   też   zamożniejsi   i   dysponowali   większą   ilością   jedzenia   dla 
dzieci i większą liczbą... żon (Betzig, 1986).

Kobiety amerykańskie nie wahają się ujawniać swojego upodobania do mężczyzn o 

wysokiej pozycji społecznej czy zawodzie, który ją zapewnia - zalety te oceniane są jako 
tylko nieznacznie mniej ważne od dobrych perspektyw finansowych (HM, 1945; Langhorne, 
Secord, 1955; McGinnis, 1958; Hudson, Henze, 1969; Buss, Barnes, 1986). Na skali od „bez 
znaczenia"   do   „konieczna"   oceniają   one   wysoką   pozycję   społeczną   partnera   na   pozycji 
pomiędzy   „ważną"   a   „konieczną".   Pewne   badanie   pięciu   tysięcy   studentów   obojga   płci 
wykazało, że kobiety wyżej niż mężczyźni cenią takie zalety, jak pozycja społeczna, prestiż, 
status, władza, klasa społeczna czy pozycja w hierarchii (Langhorne, Secord, 1955).

W badaniu wykonanym wspólnie z Davidem Schmittem skupiliśmy uwagę na różnicy 

między  zaletami  pożądanymi  u partnera  związku  stałego i  przelotnego.  Zbadaliśmy  kilka 
setek studentek i studentów Uniwersytetu w Michigan - a więc osoby, dla których z racji 
wieku   i   statusu   zarówno   przelotne,   jak   i   rokujące   nadzieje   na   stałość   związki   z   płcią 
przeciwną są bardzo ważną sprawą życiową. Okazało się, że studentki oceniały sukces i dobre 
perspektywy   zawodowe   ewentualnego   męża   wyżej,   niż   studenci   u   ewentualnej   żony.   Co 
więcej,   kobiety   cenią   te   cechy   wyżej   u   kandydata   na   męża,   niż   na   partnera   jedynie 
przelotnego? To samo badanie wykazało też, że kobiety wyżej cenią sobie wykształcenie - 
cechę silnie związaną ze statusem społecznym. Stereotypowe przekonanie, że Amerykanki 
wolą   wychodzić   za   lekarzy,   prawników   czy   profesorów,   znajduje   więc   potwierdzenie   w 
wynikach badań. Wygląda na to, że kobiety starają się unikać mężczyzn, którzy łatwo mogą 
zostać zdominowani przez innych i którzy nie cieszą się szacunkiem społeczności.

Oczywiście,   kobiece   pragnienie   wysokiej   pozycji   własnego   partnera   widać   także 

gołym   okiem.   Pewien   kolega   opowiadał   mi,   jak   siedząc   w   restauracji,   chcąc   nie   chcąc 
przysłuchiwał się rozmowie kobiet zajmujących sąsiedni stolik. Wszystkie narzekały na brak 
odpowiednich   mężczyzn   w   swoim   otoczeniu.   Choć   były   w   tym   momencie   otoczone 
kelnerami, z których ani jeden nie miał ślubnej obrączki na palcu, żadna z nich nawet nie 
pomyślała o kelnerze jako o odpowiednim mężczyźnie. Określenie „odpowiedni kandydat" to 

background image

eufemizm   oznaczający   tyle,   co   „dysponujący   zasobami,   które   nie   zostały   jeszcze 
zainwestowane gdzie indziej". „Najodpowiedniejszy kandydat" to taki zaś, który jest wolny, a 
dysponuje najwyższą pozycją społeczną i największymi zasobami spośród tych, którzy są w 
pobliżu.

Pożądanie mężczyzn o wysokiej pozycji społecznej nie ogranicza się oczywiście ani 

do   Amerykanek,   ani   do   mieszkanek   krajów   kapitalistycznych.   Podobne   upodobania 
stwierdziliśmy   u   ogromnej   większości   kobiet   ze   wspomnianego   już   badania   nad 
przedstawicielami trzydziestu siedmiu kultur - u kobiet żyjących w socjalizmie i komunizmie, 
białych  i czarnych, katoliczek i żydówek,  zamieszkujących  tropiki i kraje północy (Buss, 
1989a). Na przykład na Tajwanie kobiety cenią status o 63% wyżej niż mężczyźni, w Zambii 
o 30%, w Niemczech o 38%, a w Brazylii - o 40% wyżej.

Ponieważ   zróżnicowana   hierarchia   pozycji   jest   zjawiskiem   powszechnie 

występującym w ludzkich społecznościach, bogactwo zaś wszędzie koncentruje się na górze 
hierarchii,   kobiety   wykształciły   sobie   powszechne   upodobanie   do   mężczyzn   o   wysokiej 
pozycji  społecznej. Jej zajmowanie  było  bowiem i nadal  jest dobrym  wskaźnikiem  ilości 
zasobów, których kobieta może się po mężczyźnie spodziewać dla siebie i swoich dzieci. 
Wszędzie na świecie kobiety wolą „wżenić się" w wyższą pozycję społeczną. Te, które w 
naszej  ewolucyjnej   przeszłości  nie   zdradzały takiej  skłonności,  miały  mniejszą   szansę na 
przeżycie własne i swoich dzieci. 

Wiek

Ważnym wskaźnikiem dostępu mężczyzny do odpowiednich zasobów jest również 

jego wiek.  Podobnie  jak młode  pawiany muszą  dorosnąć,  by dojrzeć  do zajęcia  wyższej 
pozycji   w   swoim   stadzie,   nastolatki   i   młodzieńcy   rzadko   osiągają   szacunek,   pozycję   i 
znaczenie,   którymi   dysponują   starsi   od   nich   mężczyźni.   Tendencja   ta   znalazła   krańcowy 
wyraz w plemieniu Tiwi, gdzie gerontokracja bardzo starych mężczyzn zagarnia większość 
władzy i prestiżu, a także kontroluje seksualne relacje całej społeczności za pośrednictwem 
skomplikowanego systemu przymierzy. Nawet w kulturze amerykańskiej zasoby i pozycja 
społeczna wyraźnie narastają wraz z wiekiem.

We   wszystkich   badanych   przez   nas   trzydziestu   siedmiu   kulturach   kobiety   wolały 

mężczyzn   starszych   od   siebie,   przeciętnie   o   trzy   i   pół   roku.   Najmniejszą   różnicę 
zaobserwowaliśmy   u   francuskojęzycznych   mieszkanek   Kanady   (niespełna   dwa   lata), 
największą zaś u mieszkanek Iranu (ponad pięć lat różnicy) (Buss,1989a). Dane statystyczne 
o wieku zawierania małżeństw wskazują, że przynajmniej to jedno marzenie zwykle zostaje 
spełnione - przeciętna różnica wieku panny młodej i pana młodego wynosi na świecie trzy 
lata.

Wyjaśnieniem tej skłonności kobiet może być fakt, że wraz z wiekiem mężczyzny 

dość systematycznie wzrasta jego dostęp do bogactwa. We współczesnych społeczeństwach 
Zachodu zarobki mężczyzn rosną z ich wiekiem (Jencks, 1979). Na przykład amerykańscy 
trzydziestolatkowie zarabiają w skali rocznej przeciętnie  o 14 tysięcy dolarów więcej niż 
dwudziestolatkowie, a o 7 tysięcy dolarów mniej niż czterdziestolatkowie. Zjawisko to nie 
ogranicza się do społeczeństw przemysłowych. Wśród wspomnianych już Tiwi mężczyzna z 
reguły   osiąga   pozycję   umożliwiającą   poślubienie   pierwszej   żony,   kiedy   ma   co   najmniej 
trzydzieści lat, a rzadko się zdarza, by poślubił drugą przed ukończeniem czterdziestki (Hart, 
Pilling, 1960).

W   społeczeństwach   tradycjonalistycznych   związek   bogactwa   z   wiekiem   może 

przynajmniej   częściowo   tłumaczyć   się   siłą   fizyczną   i   umiejętnościami   łowieckimi 
mężczyzny. Wydolność fizyczna mężczyzny rośnie z wiekiem, osiągając szczyt na przełomie 
dwudziestu i trzydziestu lat. Choć brak tu systematycznych badań, antropologowie są zdania, 
że   szczyt   łowieckich   możliwości   mężczyzny   przypada   na   jego   lata   trzydzieste,   kiedy 

background image

niewielki   jeszcze   spadek   wydolności   fizycznej   zostaje   z   naddatkiem   skompensowany 
przyrostem   wiedzy,   cierpliwości,   doświadczenia   i   umiejętności   (Kim   Hill,   informacja 
osobista, maj 1991; Don Symons, informacja osobista, lipiec, 1990). Upodobanie kobiet do 
starszych   mężczyzn   może   więc   mieć   swoje   źródło   w   stosunkach   panujących   w 
społeczeństwie   zbieracko-łowieckim,   gdzie   zasoby   zdobywane   drogą   polowania   były 
niezbędne do przetrwania.

Kobiety   mogą   też   woleć   starszych   mężczyzn   z   przyczyn   mniej   uchwytnych   niż 

bogactwo.   Starsi   mężczyźni   częściej   bywają   dojrzalsi,   stali   w   uczuciach   i   stosunkowo 
bardziej   niezawodni   -   na   przykład   w   Stanach   Zjednoczonych   wszystkie   te   właściwości 
narastają u mężczyzn wraz z wiekiem przynajmniej do trzydziestego roku życia (McCrae, 
Costa, 1990; Gough, 1980). Jak wyraziła się jedna z badanych  kobiet: „Starsi mężczyźni 
lepiej się prezentują, bo można z nimi porozmawiać o poważnych sprawach, a mężczyźni 
młodzi   są   niemądrzy   i   niepoważni"   (Jankowiak,   Hill,   Donovan,   1992).   Ponadto,   wraz   z 
wiekiem mężczyzny coraz jaśniejszy staje się zakres możliwości jego awansu społecznego - 
kobiety, które wolą mężczyzn starszych, mogą więc trafniej wybrać.

We   wszystkich   badanych   przez   nas   trzydziestu   siedmiu   kulturach   kobiety   około 

dwudziestki   z   reguły   wolały   partnera   starszego   od   siebie   tylko   o   kilka   lat,   choć   zasoby 
materialne mężczyzny na ogół nie osiągają szczytu przed jego dojściem do czterdziestego czy 
pięćdziesiątego roku życia. Jedną z przyczyn, dla których kobiety nie zdradzają upodobania 
do mężczyzn znacznie starszych od siebie, może być narastająca wraz z zaawansowanym 
wiekiem   mężczyzny   możliwość   jego   śmierci.   Obok   tej   ważnej   dla   przetrwania   kobiety   i 
dzieci okoliczności nieobojętne jest też i to, że wraz z różnicą wieku małżonków  narasta 
ryzyko  nieporozumień,  które mogą  prowadzić  do rozwodu. Z tych  wszystkich  względów 
kobiety zdają się woleć mężczyzn starszych od siebie, ale tylko do pewnego stopnia.

Nie wszystkie jednak kobiety wybierają starszych mężczyzn. Studium małej chińskiej 

wioski   wykazało,   że   czasami   siedemnaste-   czy   osiemnastoletnie   kobiety   poślubiały 
„mężczyzn"   czternastoletnich.   Działo   się   tak   jednak   tylko   w   bardzo   ograniczonych 
okolicznościach. W każdym wypadku „mężczyzna" był już zamożny, wywodził się z rodziny 
o   wysokiej   pozycji   społecznej   i   dzięki   czekającemu   nań   spadkowi   miał   zapewnioną 
przyszłość (Martin Whyte, informacja osobista, 1990). Wygląda więc na to, że upodobanie do 
starszych   mężczyzn   może   zaniknąć,   jeżeli   nawet   młodsi   są   zamożni   i   mają   zapewnioną 
pozycję   społeczną.   Inny   wyjątek   od   reguły   może   być   rezultatem   swoistej   gry   sił   rynku 
matrymonialnego. Starsza kobieta akceptuje młodszego mężczyznę, kiedy sama jest za mało 
atrakcyjna dla mężczyzny o wysokiej pozycji, a jej młodego partnera nie stać na młodsze 
kobiety   monopolizowane   przez   starszych   mężczyzn   o   większych   zasobach.   Na   przykład 
wśród Tiwi pierwsza żona trzydziestolatka jest z reguły starsza od niego (czasami o dziesięć 
lat lub więcej), ponieważ posiadanie tylko takiej umożliwia mu stosunkowo jeszcze niska 
pozycja społeczna.

Inny wyjątek dotyczyć może kobiet, które same dysponują znacznymi zasobami czy 

wysoką pozycją, by wspomnieć choćby takie gwiazdy jak Cher czy Joan Colłins, romansujące 
z mężczyznami  młodszymi  od siebie o dziesiątki lat. Są to jednak przypadki wyjątkowe, 
większość   bowiem   zamożnych   kobiet   woli   mężczyzn   przynajmniej   dorównujących   im 
zasobnością (Townsend, 1989; Townsend, Levy,  1990; Wiederman, Allgeier, 1992; Buss, 
1989a). Choć zasobne kobiety mogą przelotnie romansować z młodszymi mężczyznami, na 
stałe wiążą się ze starszymi. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że sławne romanse i Cher, i 
Joan Collins okazały się nietrwałe.

Wszystkie   trzy   omówione   dotąd   zalety   mężczyzny   mają   wspólny   mianownik   - 

oznaczają jego zdolność do gromadzenia i kontrolowania zasobów, których kobiety mogą 
używać   dla   dobra   własnego   i   dzieci.   Długa   historia   ewolucji   drogą   doboru   naturalnego 
wykształciła więc w kobietach skłonność do patrzenia na mężczyzn w kategoriach sukcesu, 

background image

który   są   w   stanie   osiągnąć.   Posiadanie   dóbr   to   jednak   jeszcze   nie   wszystko   -   kobietom 
potrzebni są mężczyźni, którzy są też w stanie zdobywać dobra także w przyszłości. W tych 
kulturach, gdzie małżeństwo zawierane jest w młodości, ekonomiczna wartość mężczyzny nie 
kwalifikuje się do bezpośredniej obserwacji - trzeba ją wnioskować na podstawie jakichś 
pośrednich wskaźników. W społecznościach zbieracko-łowieckich pieniądz oczywiście nie 
istnieje, nie może więc stanowić podstawy oceny wartości mężczyzny. Wśród Tiwi młodzi 
mężczyźni są przedmiotem uważnej obserwacji zarówno kobiet, jak i starszych mężczyzn, 
celem   odróżnienia   tych,   którzy   osiągając   wysoką   pozycję   „wyjdą   na   ludzi",   od 
nieudaczników, którzy pozostaną na dole społecznej drabiny. Podstawą oceny są umiejętności 
łowieckie, waleczność, a w szczególności zapał do wspinania się po szczeblach społecznego 
awansu.

Kobiety wszystkich kultur, dawnych i współczesnych, muszą więc kierować się przy 

wyborze partnera tymi jego cechami, które rokują osiągnięcie przezeń poważnych zasobów w 
przyszłości. Kobiety znajdujące upodobanie w takich cechach mężczyzny mają oczywiście 
większą szansę na przetrwanie i reprodukcyjny sukces.

Ambicja i pracowitość

Wspólnie   z   Liisą   Kyl-Heku   przeprowadziliśmy   badanie   strategii,   których   ludzie 

używają   na   co   dzień   celem   podniesienia   swojej   pozycji   w   miejscu   pracy   i   otoczeniu 
społecznym. Poprosiliśmy osiemdziesięciu czterech mieszkańców Kalifornii i Michigan, aby 
przypomnieli   sobie   dobrze   znane   osoby   i   opisali   taktyki,   którymi   posługują   się   one,   by 
podwyższyć   swoją   pozycję   w   społecznej   hierarchii.   Posługując   się   różnymi   obliczeniami 
statystycznymi,   wyodrębniliśmy   dwadzieścia   sześć   różnych   sposobów,   jak   pracowitość, 
zdobywanie   wykształcenia,   udawanie,   świadczenie   usług   seksualnych   czy   zawieranie 
przymierzy   z   innymi.   Na   przykład   przejawami   pracowitości   były   takie   zachowania,   jak 
wkładanie dużej ilości czasu i wysiłku w pracę, skuteczne gospodarowanie własnym czasem, 
jasne ustalanie hierarchii celów, zdobywanie dobrej opinii.

Kiedy   już   mieliśmy   gotową   listę   ze   szczegółowymi   działaniami   stanowiącymi 

przejawy różnych taktyk, poprosiliśmy dwustu dwunastu mężczyzn między dwudziestym a 
trzydziestym rokiem życia o wskazanie, które działania sami podejmują. O podobne oceny 
poprosiliśmy ich żony, a także zebraliśmy różne miary sukcesu rzeczywiście odnoszonego 
przez   naszych   badanych,   jak   dotychczasowe   i   przewidywane   zarobki,   dotychczasowe   i 
przewidywane   tempo   awansowania   itp.   Pracowitość   okazała   się   jedną   z   najważniejszych 
rękojmi sukcesu. Mężczyźni, którzy mówili, że dużo pracują (a ich żony to potwierdziły), 
osiągali wyższy poziom wykształcenia, wyższe zarobki i awansowali szybciej niż ich mniej 
wytrwali rówieśnicy (Buss, 1989a; Willerman, 1979; Kyl-Heku, Buss, 1996; Jencks,
1979). Pracowitość jest więc skutecznym sposobem powiększenia zasobów i podwyższenia 
pozycji społecznej. Kobiety zdają sobie z tego sprawę, wolą bowiem mężczyzn pracowitych. 
Kiedy w latach pięćdziesiątych poproszono ponad pięć tysięcy amerykańskich studentów pici 
obojga o ocenę różnych cech pożądanych u drugiej strony, okazało się, że kobiety cenią sobie 
u   mężczyzn   pracowitość,   ambicję,   zainteresowanie   pracą   i   karierą   zawodową,   znacznie 
bardziej   niż   mężczyźni   cenią   te   cechy   u   potencjalnych   żon.   Podobnie   amerykańskie 
uczestniczki naszego badania nad trzydziestoma siedmioma kulturami nieodmiennie uważały 
pracowitość i ambicję za ważne lub konieczne cechy męża, niezależnie od tego, czy same 
były już zamężne, czy nie (Langhorne, Secord, 1955). Badanie nad różnicami upodobań co do 
partnerów   związków   krótko-   i   długotrwałych   wykazało,   że   brak   ambicji   jest   krańcowo 
niepożądany u męża, choć obojętny u żony. Wiadomo | wreszcie, że Amerykanki skłonne są 
zerwać związek z mężczyzną, który traci pracę, wykazuje brak ambicji zawodowych i jest 
leniwy (Buss, Schmitt, 1993; Betzig, 1989).

background image

Nie inaczej przedstawiają się upodobania znacznej większości kobiet z innych krajów. 

Na przykład na Tajwanie kobiety o 26% wyżej  niż mężczyźni  cenią sobie pracowitość i 
ambicję, w Bułgarii o 29%, a w Brazylii o 30%. Najwyraźniej: różnica ta nie zależy ani od 
czasu, ani od miejsca badań i można ją wyjaśnić faktem, że odległa przeszłość ewolucyjna 
naszego gatunku wykształciła w kobietach upodobanie do tych cech u mężczyzn. Wybieranie 
mężczyzn pracowitych i ambitnych zapewniało kobietom dostęp do potrzebnych im dóbr, 
zapewniało   też   trwały   charakter   tej   dostępności,   ponieważ   te   właśnie   zalety   mężczyzny 
gwarantują   odtwarzalność   posiadanych   przezeń   zasobów.   Równie   ważnym   jak   ambicja   i 
pracowitość wskaźnikiem wartości mężczyzny jako partnera długotrwałego związku! jest jego 
dojrzałość uczuciowa i niezawodność.
Niezawodność i stałość uczuciowa

Nasze badanie trzydziestu siedmiu  kultur wykazało, że na osiemnaście  możliwych 

kryteriów wyboru stałego partnera niezawodność i stałość uczuciowa zajmują drugą i trzecią 
pozycję (po miłości). Niezawodność (odpowiedzialność) była w dwudziestu jeden krajach 
jednakowo wysoko ceniona przez kobiety i mężczyzn, a w piętnastu na szesnaście krajów, 
gdzie różnice się pojawiły, kobiety ceniły ją wyżej. Średnia ocena tej zalety przez kobiety 
wynosiła   2,69,   przez   mężczyzn   zaś   -   2,50   (na   skali,   której   maksimum   wynosiło   3,00   i 
oznaczało cechę konieczną). Podobnie przedstawiały się dane dla stałości emocjonalnej, z 
tym że różnica między kobietami i mężczyznami była tu nieco większa — kobiety ceniły 
dojrzałość   wyżej   w   dwudziestu   trzech   badanych   kulturach   (w   pozostałych   ocena   była 
podobnie wysoka u kobiet i mężczyzn).

Powszechność, z którą cechy te są cenione u partnerów na całym świecie, wiąże się 

zapewne z tym, że stanowią one pewny sygnał stałego dostępu do zasobów partnera. Ludzie, 
na których  nie sposób polegać,  mogą  stać  się dla  swoich partnerów  źródłem  poważnych 
kłopotów.   Wykazało   to   badanie,   które   przeprowadziliśmy   z   grupą   współpracowników   na 
próbie stu czterech par nowożeńców losowo wybranych z rejestrów jednego z okręgów stanu 
Michigan.   Pary   te   prosiliśmy   o   wypełnienie   rozległej   baterii   testów   psychologicznych, 
zawierającej między innymi kwestionariusz, w którym badani wskazywali, na jakie koszty 
(spośród stu czterdziestu siedmiu możliwych) naraziła ich druga strona w ciągu ubiegłego 
roku.   Mężczyźni   niezrównoważeni   uczuciowo   (w   myśl   ich   własnych   ocen,   ocen   ich. 
małżonek, a także ocen osoby prowadzącej badanie) okazali się szczególnie „kosztowni" dla 
swoich żon (Buss, 1991b). Po pierwsze, skoncentrowani byli na sobie i mieli skłonność do 
monopolizowania   wspólnych   dóbr   na   własny   użytek.   Po   drugie,   zagarniali   znaczną   ilość 
czasu swoich żon, byli zaborczy i zazdrośni nawet z powodu ich najzupełniej niewinnych 
rozmów z innymi mężczyznami. Byli także bardziej od swoich żon uzależnieni i domagali się 
zaspokajania przez nie wszelkich swoich potrzeb, ujawniając przy tym skłonność do agresji 
zarówno   słownej,   jak   i   fizycznej.   Cechowała   ich   wreszcie   większa   niedbałość   (np. 
niepunktualność), zmienność nastrojów (np. płacz bez powodu) i skłonność do zdradzania 
żon.

Tak więc niestali, niezrównoważeni uczuciowo mężczyźni nie tylko sami byli mniej 

odpowiedzialni, lecz także starali się zagarnąć różnorako rozumiane zasoby swoich partnerek 
i w dodatku mieli skłonność do rozpraszania własnych zasobów poza związkiem. Nietrudno 
wyobrazić   sobie   katastrofalne   następstwa   związania   się   z   nieodpowiedzialnym   partnerem 
także   w   naszej   ewolucyjnej   przeszłości.   Powiedzmy   z   mężczyzną,   który   nieoczekiwanie 
ucinał sobie drzemkę miast wybrać się na polowanie, kiedy akurat niezbędne było zdobycie 
pożywienia. Stabilność i przewidywalność w dostarczaniu zasobów mogą być równie ważne, 
jak sama ilość dostarczanych dóbr.

Niezawodność i zrównoważenie to jednak kategorie dość pojemne i wieloznaczne. 

Pragnąc osiągnąć tu nieco większą precyzję, poprosiliśmy wspólnie z Michaelem Botwinem 
sto czterdzieści osób, aby wymieniły konkretne wypadki zachowań stanowiących przejaw 

background image

zrównoważenia   uczuciowego   lub   jego   braku.   Wymieniane   wypadki   zrównoważenia 
dotyczyły   pogody   ducha   i   niezłomności,   na   przykład   powstrzymanie   się   od   narzekań   i 
zrozumienie trudności innego człowieka; inne dotyczyły pracy, jak wkładanie w aktywność 
zawodową   raczej   energii   niż   lęków.   Nietrudno   zauważyć,   że   tego   rodzaju   zachowania 
stanowią rękojmię stabilności - sygnał, że partner jest przewidywalny i potrafi dostarczyć, to, 
czego trzeba, pomimo stresu i niesprzyjających okoliczności. Przeciwnie jest z zachowaniami 
wyrażającymi  niezrównoważenie  uczuciowe,  jak zamartwianie  się czymś,  na co i tak nie 
można   nic   poradzić,   czy   lęk   przed   pracą   zamiast   jej   wykonywania.   Zachowania   takie 
sygnalizują  zawodność partnera,  nieprzewidywalność  i to, że nie można  na nim polegać. 
Nietrudno   dojść   do   wniosku,   że   kobiety   wybierające   mężczyzn   niezawodnych   i 
zrównoważonych pomniejszały szansę ponoszenia poważnych kosztów, a powiększały szansę 
stabilnego dostępu do dóbr niezbędnych do przetrwania.

Inteligencja

Innym wskaźnikiem zdolności mężczyzny do zdobywania i utrzymywania pożądanych 

zasobów jest jego inteligencja. Choć nikt nie wie do końca, co tak naprawdę testy inteligencji 
mierzą, dobrze wiadomo, że jedną z konsekwencji posiadania wysokiego ilorazu inteligencji 
jest w Stanach Zjednoczonych zamożność (Jencks, 1979). Mężczyźni inteligentni osiągają 
wyższy   poziom   wykształcenia   i   zarobków.   Nawet   w   obrębie   tego   samego   zawodu,   jak 
budowlaniec czy cieśla, inteligencja decyduje o tym, kto szybciej zdobędzie wyższą pozycję, 
a wraz z nią i wyższe  zarobki.  We współcześnie  żyjących  społeczeństwach  plemiennych 
wodzowie czy przywódcy plemienia są z reguły inteligentniejsi od podporządkowanych im 
współplemieńców (Herrnstein, 1989; Brown, 1991; Brown, Chai-yun, n.d.).

Jeżeli   inteligencja   odgrywała   podobną   rolę   i   w   ewolucyjnej   przeszłości   naszego 

gatunku, u kobiet mogło wykształcić się upodobanie do wybierania mężczyzn inteligentnych. 
Nasze badanie trzydziestu siedmiu kultur pokazało, że istotnie - kobiety stawiają inteligencję 
partnera   na  wysokiej,  piątej   pozycji  (na  osiemnaście   możliwych).   Przy  tym  w  dziesięciu 
kulturach   kobiety   wyżej   niż   mężczyźni   stawiają   inteligencję   drugiej   strony,   choć   w 
pozostałych kulturach obie płci ceniły inteligencję wysoko.

Inteligencja mężczyzny sygnalizuje wiele potencjalnych korzyści, włącznie z dużymi 

umiejętnościami   rodzicielskimi,   znajomością   kultury   (Barków,   1989),   umiejętnością 
przekonywania   innych   i   wywierania   na   nich   wpływu.   Oznacza   też   umiejętność 
przewidywania możliwych niebezpieczeństw i rozwiązywania pojawiających się problemów. 
W prowadzonych wspólnie z Michaelem Botwinem badaniach poprosiliśmy sto czterdzieści 
osób,   aby   pomyślały   o   najbardziej   inteligentnych   znanych   sobie   osobach   i   opisały   pięć 
działań   dowodzących   ich   inteligencji.   Wszystkie   opisane   działania   okazały   się   przynosić 
dobroczynne skutki, z których może skorzystać osoba wybierająca inteligentnego partnera. 
Inteligentniejsi ludzie potrafią patrzeć na sprawy z szerszej perspektywy i z większej liczby 
różnych punktów widzenia, częściej wydają trafne sądy i formułują trafne przewidywania. 
Potrafią też lepiej przekazywać własne komunikaty innym i lepiej odczytywać komunikaty 
cudze, a także lepiej radzą sobie z nowymi, nieznanymi problemami i rozsądniej zarządzają 
własnymi zasobami.

Odwrotnie mają się sprawy z zachowaniami ludzi mniej inteligentnych - nie potrafią 

oni   trafnie   odczytać   subtelnych   sygnałów   nadawanych   przez   innych,   zrozumieć   cudzych 
wyjaśnień, a nawet zastosować się do jasnych instrukcji. Mówią też niewłaściwe rzeczy w 
niewłaściwych momentach, powtarzają raz już popełnione błędy, wykłócają się nawet wtedy, 
gdy bez wątpienia nie mają racji itd.

Wszystko wskazuje więc na to, że wiązanie się z mężczyznami inteligentnymi było dla 

pradawnych kobiet decyzją podnoszącą szansę ich przetrwania i sukcesu reprodukcyjnego. 
Kobiety   preferujące   mężczyzn   inteligentnych   miały   większą   szansę   przekazania   swoich 

background image

genów i upodobań następnemu pokoleniu. Jest tu też jednak pewne ograniczenie - ludzie na 
ogół   nie   pragną   wiązać   się   z   partnerami   znacznie   przewyższającymi   ich   inteligencją. 
Pożądamy  bowiem w  naszych  partnerach  nie tylko  zalet,  ale  i tego,  by pasowali  do nas 
samych.

Dopasowanie

Udany   związek   wymaga   trwałego   utrzymywania   przymierza   korzystnego   dla   obu 

stron. Trudno o takie korzyści  w związku  nękanym  konfliktami.  Dopasowanie partnerów 
uzależnione  jest od dwóch czynników: podobieństwa i komplementarności  polegającej na 
wzajemnym uzupełnianiu się ich cech.

Podobieństwo   ułatwia   współpracę,   podczas   gdy   różnice   interesów,   wartości   i 

charakterów prowadzić mogą do napięć i konfliktów. Psycholog Zick Rubin prowadził przez 
kilka lat badania dwustu dwóch młodych, „chodzących" ze sobą par, z których jedne rozpadły 
się   w   trakcie   okresu   objętego   badaniem,   a   inne   przetrwały.   W   porównaniu   z   partnerami 
dziewięćdziesięciu dziewięciu par, które przetrwały, partnerzy ze stu trzech par, które się 
rozpadły, mieli bardziej odmienne poglądy w takich sprawach, jak rola kobiety i mężczyzny, 
dopuszczalność przelotnego seksu między znajomymi i religia (Hill, Rubin, Peplau, 1976).

Jednym ze sposobów na dopasowanie jest więc poszukiwanie partnera podobnego do 

siebie. Tendencja do dobierania się par na zasadzie podobieństwa zauważalna jest na całym 
świecie.   Idzie   tu   przede   wszystkim   o   podobieństwo   pod   względem   wartości,   poziomu 
inteligencji   i   przynależności   do   tych   samych   grup   społecznych   (rasowych,   etnicznych, 
religijnych) (Buss, 1984; 1985; n.d.). Ludzie poszukują partnerów o podobnych poglądach, na 
przykład   w   takich   sprawach   jak   dopuszczalność   aborcji   czy   kary  śmierci.   Poglądy   na   te 
kwestie  u partnerów  tego samego  związku  są na ogół zbliżone,  podobnie jak najczęściej 
zbliżony jest ich poziom inteligencji. Wyraźnie mniejsze, choć widoczne, są podobieństwa 
pod względem takich cech osobowości, jak ekstrawersja, ugodowość czy sumienność. Ludzie 
z   upodobaniem   do   licznych   imprez   towarzyskich   wybierają   partnerów   o   takichże 
zamiłowaniach;   ludzie,   którzy   wolą   raczej   domowe   zacisze,   również   wybierają   sobie 
podobnych. Nie inaczej jest z zamiłowaniem do nowości i innymi sprawami.

Wzajemne podobieństwo partnerów w szczęśliwych,  dopasowanych  związkach jest 

też po części ubocznym produktem naszej skłonności do pobierania się z tymi, którzy są w 
pobliżu,   a   takie   właśnie   osoby   są   zwykle   bardziej   podobne   do   nas   niż   ludzie   z   miejsc 
odległych. Na przykład zbliżony poziom inteligencji partnerów w obrębie pary może być 
pochodną   faktu,   że   młodzi   ludzie   o   podobnym   poziomie   inteligencji   uczęszczają   do 
podobnych   szkół,   co   jednak   nie   tłumaczy   bardzo   rozpowszechnionego   preferowania 
partnerów   podobnych   do   siebie   (Buss,   1987b;   Buss   i   in.,   1990).   W   badaniu,   które 
prowadziłem na „chodzących ze sobą" parach ze stanu Massachusetts, mierzyłem zarówno 
rzeczywiste cechy osobowości i poziom inteligencji badanych, jak i ich pragnienia co do 
idealnych właściwości drugiej strony. Kobiety marzyły o partnerach podobnych do siebie pod 
licznymi względami, jak poziom aktywności, ugodowości, odpowiedzialności, życzliwości, 
pracowitości i śmiałości, a przede wszystkim inteligencji, wrażliwości i twórczości. Te, które 
same   wypadały   nisko   pod   względem   tych   cech,   pożądały   partnerów   o   podobnie 
niewygórowanym ich poziomie.

Wybieranie podobnego sobie partnera jest eleganckim w swej prostocie rozwiązaniem 

problemu przystosowania się do długotrwałego związku z drugim człowiekiem. Wystarczy 
wyobrazić sobie niebezpieczeństwa, na które narażony jest związek zapiekłego przeciwnika 
aborcji   z   równie   zawziętym   zwolennikiem   jej   dopuszczalności   i   tym   podobne.   Może   to 
rokować interesujące dyskusje, ale nie trwałość związku. Co najważniejsze, dopasowane pary 
mają znacznie większe szansę na gładką koordynację wysiłków w skutecznym wykonywaniu 
wspólnych   zadań,   jak   wychowywanie   dzieci,   nawiązywanie   sojuszy   i   utrzymywanie 

background image

korzystnych stosunków z innymi. Pary niedobrane trwonią zaś czas i energię na kulejącą, 
jeżeli w ogóle możliwą, koordynację swoich wysiłków.

Wybieranie   osób   sobie   podobnych   jest   także   korzystne   z   ogólniejszego   punktu 

widzenia.   Ponieważ   takie   cechy   jak   inteligencja,   wytrwałość   czy   ugodowość   są   dobrami 
wysoce pożądanymi na matrymonialnym rynku, szansę na ich uzyskanie u partnerów mają 
głównie   ci,   którzy   sami   oferują   zbliżone   lub   równoważne   zalety   (Buss,   Barnes,   1986; 
Kenrick, Groth, Trost, Sadall,  1993; Thibaut,  Kelley,  1986). Pożądając podobnych  sobie, 
pożądamy więc osób o matrymonialnej wartości zbliżonej do naszej własnej. Dzięki temu 
oszczędzamy   czas   i   energię,   nie   próbując   zabiegać   o   to,   czego   i   tak   nie   dostaniemy; 
oszczędzamy   też   sobie   niepewności   i   możliwości   rozpadu   związku   z   partnerem,   którego 
wartość   matrymonialna   przewyższa   naszą   własną.   Związki   partnerów   o   jaskrawo   różnej 
wartości są bowiem nietrwałe.

Wybranie partnera podobnego sobie rozwiązuje więc wiele problemów adaptacyjnych 

naraz.   Podwyższa   skuteczność   poczynań   na   rynku   matrymonialnym,   ułatwia   koordynację 
wysiłków,   zapobiega   rozpadowi   związku   i   konfliktom   między   partnerami,   a   także   je 
pomniejsza, podnosi szansę sukcesu w realizowaniu wspólnych przedsięwzięć i chroni przed 
kosztami sprzeczności interesów.

Wielkość i siła

Kiedy Magie Johnson, wielka gwiazda koszykówki amerykańskiej, wyznał, że miał 

dosłownie   tysiące   kobiet,   ujawnił   przy   okazji   upodobanie   kobiet   do   mężczyzn   o   dużych 
walorach fizycznych i atletycznych. Liczba kobiet, które przespały się z Johnsonem, może 
być szokująca, choć nie dziwią ich preferencje. Takie cechy jak wielkość, siła czy atletyczna 
budowa   ciała   są   zbyt   ważnymi   wskaźnikami   wartości   mężczyzny,   by   kobiety   mogły   je 
pominąć w swych upodobaniach.

Kierowanie się tego rodzaju cechami jest bardzo widoczne w całym świecie zwierząt. 

Na przykład u pewnego gatunku ropuch (zwanego gladiatorem) samce są odpowiedzialne za 
zbudowanie gniazda i obronę jaj (Trivers, 1985). W godowym rytuale tego gatunku występuje 
z   reguły   dość   niecodzienne   zachowanie   samicy,   która   celowo   i   z   wielką   siłą   uderza 
upatrzonego samca, także ten chwieje się, a czasem nawet ucieka. Jeżeli samiec zachwieje się 
zbyt mocno lub ucieknie, samica natychmiast opuszcza jego gniazdo. Większość samic parzy 
się jedynie z siłaczami, na których cios robi niewielkie wrażenie i którzy dobrze przechodzą 
próbę sprawności. Reakcja samca na uderzenie jest  więc dla samicy dowodem poziomu jego 
sprawności fizycznej i wskaźnikiem, czy będzie walecznym obrońcą złożonych jaj.

Kobiety stają czasami przed próbami zdominowania przez większych i silniejszych od 

nich   mężczyzn   próbujących   podporządkować   je   sobie   seksualnie   i   pozbawić   swobody 
wybrania   innego   partnera.   Tego   rodzaju   dominacja   niewątpliwie   musiała   się   regularnie 
pojawiać u naszych odległych przodków. Sugerują to na przykład obserwacje współczesnych 
nam małp, dokonywane przez prymatologa Barbarę Smuts, która przez długi czas prowadziła 
badania zachowań seksualnych pawianów żyjących na sawannach Afryki. Stwierdziła ona, że 
samice   często   nawiązują   szczególne   „przyjaźnie"   z   samcami,   którzy   ochraniają   je   i   ich 
potomstwo,   a   w   zamian   obdarzają   ich   szczególnym   względami   seksualnymi   w   okresie 
własnej płodności.

Podobnie i u ludzi - jedną z korzyści, które kobiety mogą uzyskać od 

mężczyzny,   jest   oczywiście   dostarczana   przezeń   ochrona,   tym   skuteczniejsza,   im   jest   on 
większy   i   silniejszy.   W   pewnym   badaniu   proszono   grupę   Amerykanek   o   ocenę   szeregu 
fizycznych   cech   płci   przeciwnej   i   stwierdzono,   że   niski   wzrost   oceniany   jest   jako   cecha 
niepożądana u stałego partnera (Buss, Schmitt, 1993).

Pożądana   była   natomiast   siła   fizyczna,   atletyczna   budowa   ciała   i   wysoki   wzrost, 

najlepiej co najmniej 180 cm, jak stwierdzono w innych jeszcze badaniach, które pokazały 
też, że wybierając partnera na randkę, kobiety z reguły wolały mężczyzn wysokich (Jackson, 

background image

1992). Takież upodobanie ujawniały wspomniane już uprzednio dwa badania nad zawartością 
gazetowych ogłoszeń matrymonialnych i towarzyskich. Wśród kobiet wymieniających wzrost 
jako poszukiwaną cechę aż 80% pożądało mężczyzny o wzroście przewyższającym 180 cm 
Jeszcze bardziej przekonywający jest fakt, że ogłaszający się mężczyzn, otrzymywali więcej 
zwrotnych ofert, jeśli sami byli wysocy. Mężczyźni wysocy częściej umawiają się na randki 
niż niscy i mogą wybierać wśród większej liczby partnerek.

Mężczyźni   wysocy   cieszą   się   wyższą   pozycją   społeczną   w   niemalże   wszystkich 

kulturach świata. „Wielcy ludzie" ze współczesnych nam plemion zbieracko-łowieckich (tzn. 
mężczyźni o wysokiej pozycji społecznej) są z reguły dosłownie wielcy a w każdym razie 
więksi i silniejsi od innych mężczyzn o niższej pozycji w hierarchii (Brown, Chai-yun, n.d.). 
Nawet   w   kulturach   zachodnich   wyżsi   mężczyźni   zarabiają   więcej   pieniędzy   i   szybciej 
awansują zawodowo. Niewielu amerykańskich prezydentów miało mniej niż 180 cm wzrostu, 
a podczas telewizyjnej debaty Bush - Dukakis (dwaj główni kandydaci w amerykańskich 
wyborach prezydenckich z roku 1988) wysoki Bush dokładał starań, by stać jak najbliżej 
niższego   Dukakisa,   najwyraźniej   zdając   sobie   sprawę,   że   może   na   tym   skorzystać.   Jak 
zauważa ewolucyjny psycholog Bruce Ellis:
Wzrost   jest   rzetelnym   wskaźnikiem   zdolności   do   podporządkowania   sobie   innych   w 
kontaktach społecznych... policjanci niżsi są częściej atakowani od wysokich co wskazuje, że 
ci   ostatni   wzbudzają   większy   szacunek   przeciwników   samym   swoim   wyglądem...   wyżsi 
mężczyźni są bardziej poszukiwani przez kobiety, dostają więcej odpowiedzi na swoje oferty 
matrymonialne i częściej mają ładniejsze kobiety niż
 mężczyźni niżsi (Ellis, 1992, s. 279, 281). 
Takież   upodobania   kobiet   odnotował   też   antropolog   Tomas   Gregor,   obserwujący   życie 
plemienia Mehinaku z brazylijskiej Amazonii:
Umięśniony,   dobrze   zbudowany   mężczyzna   ma   znacznie   większą   szansę   zgromadzenia 
licznych przyjaciółek od mężczyzny drobnego, określanego pogardliwym mianem peritsi. Już 
sam tylko wzrost stanowi dużą zaletę. Jak powiadali moi informatorzy, silny zapaśnik budzi w 
swoich przeciwnikach strach i szacunek Kobietom zaś wydaje się piękny (awitsiri) i pożądają  
go na męża lub kochanka. Triumfując w polityce i w miłości, zwycięski zapaśnik stanowi 
uosobienie męskości. Przeciwnie mężczyzna ponoszący ustawiczne porażki w zapasach - jak  
wielkie   by  nie  byty  inne   jego  zalety,  uważany  jest   powszechnie  za  głupca.  Gdy  staje   do 
zapasów, przyglądający się mężczyźni nie szczędzą mu złośliwych rad... Kobiety są mniej 
hałaśliwe, ale i one rzucają sarkastyczne uwagi, przyglądając się zapasom z drzwi swoich 
domostw. Żadna nie pała dumą, gdy zdarzy się jej mieć wiecznie przegrywającego za męża 
(Gregor, 1985, s. 35, 96).

Barbara Smuts przekonuje, że w trakcie ewolucyjnej historii naszego gatunku fizyczna 

ochrona była jednym z najważniejszych dóbr, które mężczyzna mógł zaofiarować kobiecie. 
Obecność   agresywnych   mężczyzn   usiłujących   podporządkować   sobie   kobiety   fizycznie   i 
seksualnie musiała wywierać duży wpływ na sposób wybierania sobie partnera przez kobiety. 
Zważywszy alarmującą liczbę wypadków seksualnego przymusu i gwałtu w wielu kulturach, 
zapewniana przez mężczyznę  ochrona do dziś nie straciła na wartości w wielu zakątkach 
naszego globu. Po prostu kobiety nie czują się bezpiecznie na ulicy, a wysoki, silny towarzysz 
może skutecznie odstraszyć niedoszłych napastników. Wielkość i siła to jednak nie jedyne 
fizyczne zalety mężczyzny. 

Zdrowie

Wszędzie na świecie kobiety wolą mężczyzn zdrowych (Buss i in., 1990). W naszym 

badaniu trzydziestu siedmiu kultur zdrowie kandydata było oceniane wszędzie jako cecha 
ważna   lub   konieczna.   Inne   badania   przeprowadzone   w   Ameryce   pokazały,   że   wszystkie 
niedostatki   kondycji   fizycznej   -   od   braku   schludności   do   choroby   wenerycznej   -   były 

background image

uważane za wysoce niepożądane. Biologowie Clelland Ford i Frank Beach stwierdzili, że 
wszelkie oznaki choroby, jak rany, cięcia czy niewłaściwe ubarwienie skóry, uważane są za 
odstręczające w znacznej większości znanych kultur (Ford, Beach, 1951).

U   ludzi   dobra   kondycja   zdrowotna   sygnalizowana   jest   zarówno   wyglądem,   jak   i 

sposobem   zachowania.   Dobry  nastrój,  energiczność   i   ożywienie   stanowią   o   atrakcyjności 
człowieka zapewne dlatego, że stać na nie jedynie jednostki zdrowe. Nie inaczej jest zresztą i 
w świecie zwierząt. Niektóre zwierzęta prezentują różne swoje głośne, jaskrawe lub dużych 
rozmiarów walory, a wszystkie one są z reguły energetycznie kosztowne i stać na nie jedynie 
osobniki zdrowe. Przysłowiowy paw puszący ogon zachowuje się, jakby chciał powiedzieć: 
„Spójrz   na   mnie,   jaki   jestem   dziarski   -   puszę   te   ogromne   piórzyska,   a   wcale   mi   to   nie 
przeszkadza i mam się świetnie". Tajemnica pawiego ogona, stanowiącego tak wielką zawadę 
w przetrwaniu osobnika, zdaje się być na progu wyjaśnienia. Biologowie W. D. Hamiłton i 
M.   Zuk   stwierdzili,   że   jaskrawość   pawiego   ogona   jest   pewnym   wskaźnikiem   zdrowia 
osobnika, kolory te bowiem bledną i szarzeją tym bardziej, im większą ilością pasożytów jest 
dotknięty  dany osobnik  (Hamiłton,   Zuk,  1982).  Ogon  służy  więc  wygraniu   rywalizacji   z 
konkurentami,   a   pawice   wybierają   samce   z   większymi   ogonami   ponieważ   stanowią   one 
(ogony) oznakę zdrowia.

W ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku kobiecie wybierającej partnera o słabym 

zdrowiu groziły co najmniej cztery niebezpieczeństwa. Mogła sama zostać zarażona chorobą, 
mogła ponieść szkody wskutek gorszego spełniania przez chorego mężczyznę jego istotnych 
funkcji (dostarczanie pożywienia, ochrony i pomocy w chowaniu dzieci), mogła narazić się na 
przedwczesną utratę partnera w wyniku jego śmierci, a wreszcie mogła też narazić na szwank 
własne   geny   przez   przekazanie   ich   słabszym   dzieciom.   Wybieranie   partnera   zdrowego 
chroniło nasze przodkinie przed każdym z tych niebezpieczeństw. 

Miłość i zaangażowanie 

  Pojawienie się takich zalet mężczyzny jak zdrowie, wysoka pozycja społeczna czy 

poważne zasoby nie gwarantuje jeszcze skłonności do ich poświęcenia na rzecz określonej 
kobiety i jej dzieci. W istocie, wielu mężczyzn  zdradza wyraźną niechęć do małżeńskich 
więzów i woli harcować na polu matrymonialnym bez angażowania się w trwały związek. 
Kobiety wyśmiewają takich mężczyzn, nazywając ich dezerterami, tchórzami czy motylkami 
skaczącymi z kwiatka na kwiatek (Farrell, 1986, s. 50). Trudno nie zrozumieć gniewu kobiet. 
Zważywszy, jak ogromne koszty ponieść one mogą z tytułu ciąży i urodzenia dziecka, nie 
można się dziwić, że oczekują od mężczyzny trwałego zaangażowania w zamian za seksualne 
względy.

Ogromne znaczenie zaangażowania dla kobiet ilustrować może taka oto prawdziwa 

historia, którą przytaczam ze zmienionymi imionami bohaterów. Marek i Anna chodzili ze 
sobą   od   dwóch   lat,   a   od   pół   roku   zamieszkiwali   razem.   On   był   czterdziestodwuletnim, 
zamożnym   przedstawicielem   wolnego   zawodu,   ona   -   dwudziestoośmioletnią   studentką 
medycyny.  Anna nalegała na ostateczną decyzję o małżeństwie - oboje kochali się, a ona 
marzyła o dzieciach w nieodległym czasie. Marek jednak uchylał się od decyzji - był już raz 
żonaty   i   przed   ponownym   związaniem   się   chciał   mieć   absolutną   pewność,   że   następne 
małżeństwo   okaże   się   udane.   Proponował   też   formalne   ustalenie   odrębności   majątkowej, 
gdyby małżeństwo doszło do skutku, na co Anna nie chciała się zgodzić, uważając to za 
sprzeczne z duchem małżeństwa. W końcu ustalili, że Marek podejmie ostateczną decyzję w 
ciągu czterech miesięcy. Ale cztery miesiące minęły, Marek zaś nadal decyzji nie podjął, 
wobec   czego   Anna   ogłosiła   zerwanie,   wyprowadziła   się   i   poczęła   spotykać   się   z   innym 
mężczyzną. Marek wpadł w panikę. Zadzwonił do Anny błagając, by wróciła, twierdząc, że 
już się zdecydował na małżeństwo, w dodatku bez rozdzielności majątkowej, a nawet obiecał 

background image

kupić   jej   nowy   samochód.   Niczego   już   jednak   nie   wskórał.   Anna,   na   zawsze   zrażona 
niechęcią Marka do pełnego zaangażowania, nigdy do niego nie wróciła.

Tak  więc   kobiety  stoją  przed   problemem  wybrania   mężczyzny  dysponującego  nie 

tylko odpowiednimi zasobami, lecz skłonnego zasoby te poświęcić na rzecz ich samych i 
wspólnych   dzieci.   Problem   jest   trudniejszy,   niż   na   to   wygląda.   Choć   zasoby   można 
bezpośrednio   zaobserwować,   nie   sposób   bezpośrednio   zaobserwować   skłonności   do 
zaangażowania.   Trafna   jej   ocena   wymaga   posłużenia   się   jakimś   rzetelnym   wskaźnikiem 
wierności mężczyzny w lokowaniu zasobów tylko w tę kobietę. "Wskaźnikiem takim może 
być jego miłość.

Miłość jest oczywiście zjawiskiem uniwersalnym, nieograniczonym do jednej tylko 

kultury,  doświadczana jest przez wszystkich  - od afrykańskich  Zulusów do Eskimosów  z 
północnych krańców Alaski. Dokonując przeglądu stu sześćdziesięciu ośmiu różnych kultur 
świata,   antropolog   William   Jankowiak   znalazł   silne   dowody  na   występowanie   miłości   w 
ponad 90% kultur (w pozostałych 10% wypadków antropologiczne zapiski były zbyt skąpe, 
by jednoznacznie o tym wnioskować). Kiedy socjolog Susan Sprecher przeprowadziła wraz 
ze współpracownikami wywiady z 1667 kobietami i mężczyznami w Rosji, Japonii i Stanach 
Zjednoczonych, stwierdziła, że 61% Rosjan i 73% Rosjanek przyznawało, że kochało kogoś 
w okresie przeprowadzania wywiadu. Analogiczne liczby wynosiły 41 i 63% dla Japonek i 
Japończyków  oraz 53 i 63% dla Amerykanek  i Amerykanów  (Jankowiak, Fischer, 1992; 
Sprecher, Aron, Hatfield, Cortese, Potapova, Levitskaya, 1992).

Aby bliżej zorientować się, czym właściwie jest miłość, przeprowadziłem badanie nad 

zachowaniami,   które   ją   wyrażają   (Buss,   1988c).   Na   początek   poprosiłem   pięćdziesięciu 
studentów i pięćdziesiąt studentek uniwersytetów w Kalifornii i w Michigan, aby pomyśleli o 
ludziach,   którzy   aktualnie   kogoś   kochają   i   opisali   ich   wyrażające   miłość   zachowania. 
Następna grupa kobiet i mężczyzn oceniła zebrane sto piętnaście zachowań pod względem 
typowości,   z   którą   wyrażają   one   miłość.   Postępowanie   wyrażające   wyłączność 
zaangażowania   w   partnera   znalazło   się   na   czele   tej   listy,   zarówno   dla   kobiet,   jak   i   dla 
mężczyzn.   Na   postępowanie   to   składały   się   takie   zachowania,   jak   wycofanie   się   z 
romantycznych związków z innymi partnerami, planowanie małżeństwa i wspólnych dzieci. 
W wykonaniu mężczyzny wszystkie te działania sygnalizują jego skłonność do poświęcenia 
własnych zasobów na rzecz kobiety i wspólnych dzieci.

Zaangażowanie   ma   jednak   wiele   aspektów.   Jednym   z   zasadniczych   jest   wierność 

sygnalizująca wyłączność seksualną. Innym jest ofiarowywanie posiadanych dóbr wybrance, 
jak kupowanie kosztownych prezentów czy pierścionka, sygnalizujące skłonność do dzielenia 
się dobrami ekonomicznymi także i w przyszłości. Jeszcze innym jest dostarczanie partnerowi 
wsparcia uczuciowego -wysłuchiwanie go i przebywanie z nim w potrzebie, sygnalizujące 
skłonność do poświęcania własnego czasu, troski i energii na rzecz celów drugiej strony. ! 
Wszystkie te akty - nie wyłączając dostępności seksualnej - sygnalizują więc skłonność do 
poświęcania różnych własnych zasobów na rzecz partnera.

Skoro miłość jest zjawiskiem uniwersalnym i sygnalizuje skłonność do dzielenia się z 

partnerem   własnymi   zasobami   niezbędnymi   do   przetrwania,   kobiety   winny   przypisywać 
miłości   kluczowe   znaczenie   przy   wyborze   partnera.   Sprecher   i   jej   współpracownicy 
zapytywali   swoich   rosyjskich,   japońskich   i   amerykańskich   badanych,   czy   związaliby   się 
małżeństwem z osobą, której by nie kochali, a która miałaby jednak wszystkie pożądane przez 
nich zalety (Sprecher i in., 1992). Aż 89% Amerykanek i 82% Japonek, choć jedynie 59% 
Rosjanek, odpowiedziało na to pytanie przecząco. Znaczna większość kobiet uważała więc 
miłość za niezbędny warunek małżeństwa, obniżenie zaś tego procentu u Rosjanek wiązać się 
może z ich większymi trudnościami znalezienia mężczyzny, szczególnie takiego, który byłby 
w stanie zaoferować odpowiednią ilość dóbr. Niezbędność miłości potwierdzają również inne 
badania.   Na   przykład   wśród   stu   sześćdziesięciu   dwóch   studentek   z   Teksasu   miłość 

background image

mężczyzny zajęła pierwsze miejsce wśród jego stu różnych badanych zalet (Thiessen, Young, 
Burroughs,   1993).   Podobnie   nasze   badanie   nad   trzydziestoma   siedmioma   kulturami 
wykazało, że na osiemnaście badanych cech miłość była najważniejsza i dla kobiet, i dla 
mężczyzn   -   we   wszystkich   kulturach   uważana   była,   średnio   rzecz   biorąc,   za   najbardziej 
niezbędny warunek małżeństwa.

Niezbędnym warunkiem trwałego zaangażowania partnera są też dwie jego inne cechy 

- życzliwość i szczerość (Harrison, Saeed, 1977). Jedno z badań nad treścią ośmiuset ogłoszeń 
matrymonialnych pokazało, że najczęściej poszukiwaną przez kobiety cechą jest szczerość. 
Podobne   wyniki   przyniosło   inne   badanie   treści   tysiąca   stu   jedenastu   ogłoszeń 
matrymonialnych, gdzie stwierdzono ponadto, że kobiety poszukują szczerości czterokrotnie 
częściej niż mężczyźni (Wiederman, w druku). W ogłoszeniach matrymonialnych szczerość 
występuje w charakterze zalety sygnalizującej trwałość męskiego zaangażowania. Wszędzie 
na świecie ludzie z natury rzeczy pozostają silnie uzależnieni od życzliwości swoich stałych 
partnerów. Nasze badanie trzydziestu siedmiu kultur pokazało powszechność preferowania 
życzliwości u partnera - jednakowo silną u kobiet i mężczyzn w trzydziestu dwóch badanych 
kulturach (jedynie w Japonii i na Tajwanie silniejszą preferencję ujawniali tu mężczyźni; 
tylko w Nigerii, Izraelu i Francji silniejszą preferencję ujawniały kobiety).

Życzliwość   jest   złożoną   cechą   osobowości,   a   jej   składnikiem   podstawowym   jest 

skłonność   do   dzielenia   się   własnymi   zasobami.   Cecha   ta   sygnalizuje   dobry   stosunek   do 
dzieci, skłonność do inwestowania własnych zasobów w potrzeby drugiej strony, a nawet 
stawiania   ich   ponad   swoje   własne   (Buss,   1991b).   Krótko   mówiąc,   sygnalizuje   skłonność 
potencjalnego   kandydata   do   nieegoistycznego   inwestowania   własnych   zasobów   na   rzecz 
drugiej strony. 

Z kolei brak życzliwości sygnalizuje egoizm, niezdolność lub niechęć do działań na 

rzecz   partnera.   Na   przykład   we   wspomnianym   już   badaniu   nad   setką   par   nowożeńców 
zidentyfikowaliśmy mężczyzn nieżyczliwych, próbując zbadać, jakie koszty ponoszą z tego 
tytułu ich żony. Okazało się, że skarżą się one na złe traktowanie (wrzaski, plucie, a nawet 
rękoczyny), na to, że traktowane są jako istoty głupie i gorsze. Mężczyźni tacy okazali się też 
bardziej egoistyczni, monopolizujący wspólne dobra na własny użytek, niechętni do pomocy 
w pracach domowych, a także bardziej skłonni do zdrady, co sugeruje ich niezdolność do 
wyłącznego lokowania własnych zasobów na rzecz swoich żon (Buss, 1991b). Mężczyźni 
nieżyczliwi dbają tylko o siebie i jedynie z trudem są w stanie uwzględnić cudze potrzeby.

Ponieważ   seks   jest   jednym   z   największych   dóbr,   które   kobiety   mogą   zaoferować 

mężczyznom,   ewolucja   musiała   wykształcić   u   naszych   przodkiń   mechanizmy   bardzo 
rozważnego gospodarowania tym dobrem. Wymaganie miłości, szczerości i życzliwości jest 
dla kobiet sposobem na uzyskanie od mężczyzn stosownej rekompensaty za oferowaną przez 
nie dostępność seksualną. Pozyskanie partnera o takich właściwościach rozwiązuje ważny 
problem zapewnienia sobie przez kobietę trwałego dostępu do zasobów mężczyzny.

Gdy kobiety mają władzę

Upodobanie   kobiet   do   mężczyzn   dysponujących   dużymi   zasobami   było   też 

wyjaśniane i w inny sposób, tak zwaną hipotezą o „strukturalnej bezsilności kobiet" (Buss, 
Barnes, 1986). W myśl tej hipotezy kobiety poszukują mężczyzn o poważnych zasobach z 
tego powodu, że w wielu społeczeństwach są one wyłączone z kręgu władzy i posiadania, 
stanowiącego   wyłączną   domenę   mężczyzn.   Jedynym   sposobem   na   pozyskanie   wyższej 
pozycji społecznej jest więc dla kobiety pozyskanie partnera dysponującego odpowiednimi 
zasobami. Z kolei mężczyźni nie oczekują od kobiet poważnych zasobów, ponieważ sami je 
posiadają.   Koncepcja   ta   budzi   jednak   wątpliwości,   na   przykład   w   świetle   danych   o 
obyczajach   panujących   w   plemieniu   Bakweri   zamieszkującym   w   Kamerunie   (zachodnia 
Afryka). W plemieniu tym kobiety dysponują większą władzą osobistą i ekonomiczną niż 

background image

mężczyźni i jest ich w dodatku ponad dwukrotnie mniej niż mężczyzn (proporcja wynosi 100 
do 236) (Secord, 1982; Ardener, Ardener, Warmington, 1960). Źródłem dochodów kobiet jest 
ich praca na plantacjach, ale poważne zyski ciągną także i ze świadczenia usług seksualnych, 
które tym bardziej są w cenie, że zwabieni możliwością zarobku na plantacjach mężczyźni 
wciąż   napływają   do   okolicy,   powiększając   liczebną   nierównowagę   płci.   Choć   kobiety 
Bakweri dysponują znacznie większą ilością pieniędzy niż ich mężczyźni, nadal wyraźnie 
wolą mężczyzn zamożnych. Często też narzekają na niewystarczające wsparcie ekonomiczne 
ze strony męża, a brak takiego wsparcia podawany jest jako najczęstsza przyczyna rozwodu w 
tej   społeczności.   Dysponowanie   przez   kobiety   nawet   bardzo   poważnymi   zasobami   nie 
zmienia więc ich odwiecznych preferencji.

Podobnie jest i w wypadku zamożnych kobiet amerykańskich. W naszym badaniu nad 

nowożeńcami zdołaliśmy zidentyfikować sporo wysoko wykształconych kobiet zarabiających 
ponad 50, a nawet ponad 100 tysięcy dolarów rocznie. Okazało się, że te zamożne kobiety 
ceniły sobie u mężczyzny wysokie wykształcenie, pozycję społeczną, wzrost, a także wysokie 
zarobki   nawet   bardziej   od   swoich   biedniejszych   rówieśniczek.   W   innym   badaniu 
psychologowie Michael Wiederman i Elizabeth Allgeier stwierdzili, że studentki oczekujące 
wyższych   zarobków   własnych   przykładały   większą   wagę   do   zarobków   ewentualnego 
kandydata   niż   ich   spodziewające   się   niższych   dochodów   koleżanki.   Wielką   wagę   do 
zarobków   partnera   przykładają   też   studentki   medycyny   i   prawa,   które   to   profesje   są   w 
Stanach Zjednoczonych bardzo dochodowe (Wiederman, Allgeier, 1992; Townsend, 1989). 
Wreszcie,   mężczyźni   sami   niegrzeszący   zamożnością   wcale   nie   cenią   sobie   dobrych 
zarobków   ewentualnej   partnerki   wyżej   niż   to   czynią   zamożni   mężczyźni   (Buss,   1989a). 
Wszystkie   te   dane   nie   tylko   więc   nie   potwierdzają   koncepcji   „strukturalnej   bezsilności 
kobiet", ale wręcz wyraźnie jej przeczą.

Koncepcja strukturalnej bezsilności zawiera pewien element prawdy -w większości 

kultur   to   mężczyźni   kontrolują   zasoby   materialne   i   wykluczają   kobiety   z   kręgu   władzy. 
Koncepcja ta nie wyjaśnia jednak, dlaczego mężczyźni równie mocno starają się pozbawić 
władzy także i innych mężczyzn, nie tłumaczy też źródeł początkowej nierównowagi w ilości 
zasobów kontrolowanych przez mężczyzn, ani dlaczego u kobiet nie wykształciły się ciała 
równie duże jak męskie,  co zapewniłoby obecnie „słabszej" płci równie dobry dostęp do 
zasobów.   Natomiast   psychologia   ewolucjonistyczna   zgrabnie   wyjaśnia   całą   konstelację 
omówionych   wyników.   Mężczyźni   dążą   do   kontrolowania   możliwie   wielkich   zasobów 
zarówno po to, by wygrać rywalizację z innymi  mężczyznami,  jak i po to, by zaspokoić 
żądania kobiet. W ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku mężczyźni, którzy nie odnieśli 
sukcesu na tym polu, mieli mniejszą szansę na sukces reprodukcyjny. Większe rozmiary ciała 
u mężczyzny i jego silniejsze dążenie do pozyskania wysokiej pozycji społecznej mają swoją 
przynajmniej   częściową   przyczynę   w   preferencjach   pradawnych   kobiet,   które   wybierały 
takich partnerów przez ostatnie kilka milionów lat.
 
Wielość kobiecych upodobań

Mamy więc już zarys odpowiedzi na zagadkę, czego chcą kobiety. Ponieważ mają do 

zaoferowania bardzo wartościowe dobra reprodukcyjne, nie szastają nimi gdzie popadnie, bez 
rozwagi i namysłu. Przeciwnie, rozdzielają je skąpo, ostrożnie i w sposób wysoce wybiórczy. 
Postępując inaczej, nasze przodkinie ryzykowałyby przetrwaniem własnym i swoich dzieci, 
narażałyby   się   na   głód,   choroby,   opuszczenie,   agresję   skierowaną   na   siebie   i   dzieci. 
Wszystkim   tym   niebezpieczeństwom   mogły   zapobiec   jedynie   przez   rozważny   wybór 
partnerów seksualnych, niosących im skarby ochrony, pożywienia i opieki nad dziećmi.

Wybór   stałego   partnera   z   odpowiednimi   zasobami   charakterologicznymi   i 

materialnymi był więc i jest nadal przedsięwzięciem niesłychanie skomplikowanym. Oznacza 
konieczność kierowania się przynajmniej tuzinem różnych kryteriów, z których każde istotne 

background image

jest  dla   rozwiązania   jakiegoś  problemu  adaptacyjnego  kobiety.  Upodobanie   do  mężczyzn 
zasobnych  jest  oczywistością.  Ponieważ jednak trudno jest rozpoznać  przyszłą  zasobność 
partnera i zdolność do jej utrzymania, kobiety musiały być i są nadal bardzo wyczulone na 
różne  pośrednie   sygnały  tych   zdolności,  jak  ambicja,   pozycja   społeczna,   inteligencja   czy 
wiek. Być może nawet bardziej na te sygnały, niż na zamożność jako taką. Kobiety analizują 
więc sygnały męskiego potencjału w sposób bardzo staranny.

Sam potencjał jednak jeszcze nie wystarcza. Ponieważ wielu mężczyzn dysponujących 

dużym   potencjałem   zachowuje   się   również   wybiórczo   bądź   poprzestaje   na   przelotnych 
kontaktach   seksualnych,   kobiety   muszą   jeszcze   rozwiązać   problem   ich   zaangażowania. 
Jednym ze sposobów jego rozwiązania jest poszukiwanie mężczyzn szczerych i kochających. 
Szczerość sygnalizuje zdolność mężczyzny do zaangażowania, miłość - do zaangażowania się 
w   związek   z   tą   właśnie   kobietą.   Zapewnienie   sobie   miłości   i   zaangażowania   ze   strony 
mężczyzny,   który   łatwo   może   zostać   pokonany   przez   innych,   byłoby   nabytkiem   mocno 
problematycznym   dla   naszych   przodkiń.   Sposobem   na   poradzenie   sobie   z   tym 
niebezpieczeństwem   było   wybieranie   mężczyzn   dużych   i   silnych,   gotowych   do   obrony 
zarówno swoich dóbr, jak i kobiet wraz dziećmi. Zasoby, zaangażowanie i ochrona niewiele 
jeszcze   znaczą  dla  kobiety,   jeżeli  jej  mężczyzna   zachoruje,  umrze,   bądź  też  ich  związek 
nękany będzie nierozwiązywalnymi konfliktami. Przykładanie wagi do zdrowia i wybieranie 
mężczyzny podobnego do siebie samej było rozwiązaniem tych problemów.

Wielość   problemów   adaptacyjnych   stojących   przed   pradawnymi   kobietami 

zadecydowała o wielości ich upodobań i żądań kierowanych pod adresem mężczyzn. Ci zaś 
sami mieli wiele problemów do rozwiązania, choć miały one inny charakter, w związku z 
czym   potrzebowali   od   kobiet   czegoś   innego,   niż   one   od   nich.   W   następnym   rozdziale 
spróbujemy przyjrzeć się kobietom oczami naszych męskich praprzodków.

background image

IV
Przelotne kontakty seksualne

Z biologicznego punktu widzenia ironia podwójnego standardu
polega na tym, że promiskuityzm mężczyzn nie mógłby się u nich
utrwalić, gdyby kobiety zawsze odmawiały im
możliwości jego wyrażenia.
Robert Smith Sperm Compełition and the Evolution of Mating System

Wyobraź   sobie,   że   na   terenie   miasteczka   uniwersyteckiego   podchodzi   do   ciebie 

atrakcyjna osoba przeciwnej płci ze słowami: „Cześć! Ostatnio widywałe(a)m cię na mieście i 
bardzo   mi   się   podobasz.   Nie   poszłabyś(szedłbyś)   ze   mną   do   łóżka?"   Co   byś   na   to 
powiedział(a)?   Jeżeli   jesteś   w   stu   procentach   podobna   do   kobiet   z   tego   badania,   twoją 
odpowiedzią byłoby stanowcze nie połączone z uczuciem obrazy, zniewagi i zdumienia tego 
rodzaju   nieoczekiwaną   propozycją.   Jeżeli   jednak   jesteś   mężczyzną,   to   jest 
siedemdziesięciopięcioprocentowa   szansa,   że   twoja   odpowiedź   brzmiałaby   „tak",   a 
towarzyszyłoby   jej   miłe   połechtanie   twojej   próżności   (Clark,   Hatfield,   1989).   Kobiety   i 
mężczyźni odmiennie reagują na możliwość przelotnego kontaktu seksualnego.

Przelotne   kontakty   z   reguły   wymagają   zgody   obu   stron.   Pradawni   mężczyźni   nie 

mogliby   takich   kontaktów   nawiązywać,   gdyby   kobiety   nie   wyrażały   na   nie   zgody. 
Przynajmniej   niektóre   z   nich   musiały   więc   także   praktykować   przelotny   seks   -   gdyby 
wszystkie w historii unikały seksu przed- i pozamałżeńskiego, taka forma zachowania nigdy 
nie mogłaby się u mężczyzn rozwinąć (Smith, 1984). W ewolucyjnej przeszłości naszego 
gatunku główną okazją do pozamałżeńskiego seksu była dla kobiety czasowa nieobecność jej 
stałego partnera, na przykład z powodu polowania, które zajmowało wiele godzin, dni czy 
tygodni. Kobiety pozostawały więc na krótsze czy dłuższe okresy same lub pod opieką mniej 
czujnej rodziny partnera.

Pomimo   dużej   częstości   występowania   przelotnego   seksu   i   jego   znacznej   roli   w 

ewolucji   naszego   gatunku,   w   zasadzie   wszystkie   dotychczasowe   badania   skupiały   się   na 
małżeństwie. Przelotne kontakty seksualne są z definicji krótkotrwałe i trzymane w głębokiej 
tajemnicy,  co  oczywiście   czyni   je bardzo  trudnym  przedmiotem   badania.  Na  przykład  w 
klasycznej   ankiecie   Kinseya   o   ludzkim   seksualizmie   pytanie   o   pozamałżeńskie   kontakty 
seksualne często wywoływało oburzenie i odmowę dalszego udziału w badaniach.

Nieznajomość reguł rządzących seksem przelotnym jest też i wyrazem naszej wiary w 

pewne wartości. Wiele osób potępia promiskuityzm i niewierność, gdyż zagrażają one ich 
własnym   interesom   seksualnym,   narażając   ich   trwałe   związki   na   próbę   lub   rozpad. 
Promiskuityzm utrudnia też znalezienie stałego partnera tym, którzy go dopiero poszukują. 
Potępiamy   osoby   skłonne   do   promiskuityzmu,   określając   je   mianem   kozłów,   dziwkarzy, 
dziwek i tym podobne, gdyż chcemy, aby takich obyczajów nie było. Seks przelotny jest 
tematem tabu, ale też i przedmiotem fascynacji. Musimy więc przyjrzeć mu się bliżej, by 
zrozumieć, dlaczego tak mocno ciąży on nad naszymi stałymi związkami.

Fizjologiczne wskaźniki strategii seksualnych

Mechanizmy adaptacyjne obserwowane współcześnie w naszej psychice, zachowaniu, 

fizjologii   i   budowie   ciała   wyrażają   selekcyjne   naciski   oddziałujące   na   nasz   gatunek   w 
przeszłości.   Tak   jak   nasz   współczesny,   paniczny   lęk   przed   wężami   zdradza 
niebezpieczeństwo grożące naszym przodkom, tak elementy anatomii i fizjologii seksualnej 
odkrywają   pradawne   strategie   uprawiania   przelotnego   seksu   przez   naszych   przodków. 
Pokazują   to   niedawne   badania   nad   wielkością   męskich   jąder,   objętością   ejakulatu   i 
zmiennością ilości spermy wytwarzanej przez organizm mężczyzny.

background image

W świecie zwierząt duże jądra wyrażają z reguły intensywną rywalizację plemników 

różnych samców wewnątrz narządów rodnych kanału samicy, która kopulowała więcej niż z 
jednym  samcem  w tym  samym  okresie (Smith,  1984). To współzawodnictwo plemników 
stymuluje rozwój dużych jąder zdolnych do produkowania ejakulatów zawierających wiele 
plemników, a więc i zdolnych  do pokonania spermy rywali. W wyścigu do cennego jaja 
większą szansę mają te plemniki, których jest po prostu więcej i które są w stanie przeważyć 
nad plemnikami innego samca.

Jądra mężczyzny są znacznie większe - w stosunku do wielkości całego ciała - niż 

jądra goryli czy orangutanów - stanowią około 0,079% masy ciała u mężczyzn, a jedynie 
0,018% u goryli i 0,048% u orangutanów. Względnie duże jądra człowieka stanowią dobitny 
dowód na to, że w ewolucyjnej przeszłości pradawne kobiety odbywały stosunki seksualne 
więcej   niż   z   jednym   mężczyzną   w   krótkim   odstępie   czasu.   Względne   rozmiary   jąder   są 
jeszcze większe u bardzo promiskuitycznych szympansów, których jądra stanowią aż 0,269% 
masy ciała, a więc trzykrotnie więcej niż u mężczyzn. Wskazuje to, że promiskuityzm ludzi 
był  w ewolucyjnej  przeszłości mniejszy niż u szympansów, ale większy niż u goryli  czy 
orangutanów (gdzie samiec z reguły skutecznie monopolizuje jedną, a zwykle więcej samic) 
(Smith, 1984; Short, 1979).

Innego   świadectwa   częstych   przelotnych   kontaktów   seksualnych   w   ewolucyjnej 

przeszłości   naszego   gatunku   dostarczają   badania   nad   ilością   produkowanej   spermy   i   jej 
zawartością w ejakulacie mężczyzny podczas stosunku odbywanego po zakończeniu rozstania 
ze   stałą   partnerką   (Baker,   Bellis,   1993a).   Liczba   plemników   zawartych   w   ejakulacie 
dramatycznie rośnie wraz z długością rozstania partnerów. W wypadku partnerów, którzy w 
ogóle się nie rozstawali, ejakulat mężczyzny zawiera przeciętnie 389 milionów plemników, 
po długim rozstaniu prawie dwukrotnie więcej, bo aż 712 milionów. Trudno to wyjaśniać 
inaczej   niż   jako   rezultat   ewolucyjnie   wykształconej   adaptacji   do   rywalizacji   plemników. 
Organizm   mężczyzny   automatycznie   reaguje   na   rozstanie   z   partnerką   w   taki   sposób,   by 
zwyciężyć   plemniki   ewentualnego   rywala,   które   mogą   jeszcze   znajdować   się   w 
wewnętrznych   narządach   płciowych   partnerki.   Po   zakończonym   rozstaniu   organizm 
mężczyzn   „stara   się”   więc   skompensować   niedobór   własnych   plemników   zalegających 
organizm   kobiety   i   przywrócić   ich   monopol.   Pradawni   mężczyźni,   których   organizmy 
rozwinęły   ten   mechanizm   przystosowawczy,   mieli   większą   szansę   przezwyciężyć   skutki 
niewierności swoich partnerek i przekazać własne geny następnym pokoleniom, a wraz z nimi 
i ten mechanizm przystosowawczy.

Jeszcze innej wskazówki dostarcza fizjologia orgazmu kobiety. Kiedyś sądzono, że 

biologiczną  funkcją orgazmu  kobiety jest jej  ukojenie i utrzymanie  w  pozycji  leżącej  po 
stosunku seksualnym,  co przeciwdziałać  miało  wypłynięciu  spermy z  pochwy i  podnosić 
szansę   zapłodnienia.   Gdyby   jednak   funkcją   orgazmu   było   przeciwdziałanie   odpływowi 
plemników, to odpływ ten powinien być tym mniejszy, im później po stosunku ma miejsce. 
W rzeczywistości jednak nie jest to prawda, to znaczy nie istnieje związek między liczbą 
wydalonych plemników a stopniem odroczenia w czasie samego ich wydalenia (Baker, Bellis, 
1993b). Przeciętnie rzecz biorąc, organizm kobiety wydala 35% złożonej spermy już w ciągu 
pierwszych trzydziestu minut po stosunku, jeśli jednak kobieta ma podczas stosunku orgazm, 
jej organizm zatrzymuje aż 70% spermy.  Tak więc funkcją orgazmu zdaje się być raczej 
wciągnięcie plemników z pochwy do macicy i podniesienie szans zapłodnienia.

Co ciekawe, brytyjskie badania nad ponad trzema tysiącami kobiet, które proszono o 

prowadzenie zapisu zarówno własnego cyklu menstruacyjnego, jak i zapisu pożycia z mężem 
i   ewentualnym   kochankiem,   pokazały,   że   kobiety   były   bardziej   skłonne   do   stosunków 
seksualnych   z   kochankami   w   okresie   własnej   płodności,   kiedy   szansa   zapłodnienia   była 
największa (Baker, Bellis, 1995). Wiadomość to niezbyt przyjemna dla mężów, ale ważna dla 
zrozumienia   roli,  którą  przelotny  seks   odgrywał  w   ewolucyjnej  historii  naszego   gatunku. 

background image

Wygląda   na   to,   że   kobiety   rozwinęły   mechanizm   podnoszący   szansę   zapłodnienia   przez 
przelotnego   kochanka   i   pozyskania   w   ten   sposób   bardziej   wartościowych   genów 
(przypomnijmy, że przelotnymi kochankami mężatek częściej bywają mężczyźni o wyższej 
pozycji społecznej niż ich mężowie).

Fizjologia seksualna naszych organizmów zawiera więc zdumiewająco wyrafinowane 

mechanizmy adaptacyjne, uchylające nieco kotarę zasłaniającą odległą przeszłość naszego 
gatunku.

Pożądanie

Poza anatomicznymi i fizjologicznymi świadectwami seksualnej przeszłości naszego 

gatunku istnieją jeszcze i świadectwa psychologiczne. Ponieważ zyski z przelotnego seksu 
były   inaczej   rozłożone   dla   każdej   z   płci,   ewolucja   wykształciła   odmienne   mechanizmy 
psychologiczne   u   kobiet   i   mężczyzn.   Podstawową   korzyścią   mężczyzny   było   spłodzenie 
większej liczby potomków, stąd też strategia męska polegała na pozyskaniu możliwie dużej 
liczby   przelotnych   partnerek.   Rozwinęły   się   więc   u   nich   mechanizmy   psychologiczne 
ułatwiające pozyskanie  licznych  partnerek. Jednym  z nich jest pożądanie seksualne wielu 
kobiet - typowa cecha mężczyzn. Mężczyźni nie zawsze idą za impulsem pożądania, niemniej 
jest to potężna siła motywująca ich działania. „Nawet gdyby tylko jeden impuls na tysiąc był 
realizowany,   funkcją   pożądania   nadal   pozostaje   motywacja   do   stosunku   seksualnego" 
(Symons, 1979, s. 207).

W pewnym badaniu proszono młode kobiety i mężczyzn (zarówno na stałe z kimś 

związanych, jak i wolnych) o podanie upragnionej liczby partnerów seksualnych dla różnych 
okresów czasu, poczynając od „w ciągu najbliższego miesiąca”, a kończąc na „w ciągu całego 
życia”. Dla każdego okresu mężczyźni chcieliby mieć więcej partnerek niż kobiety partnerów 
(Buss,   Schmitt,   1993).   Na   przykład   „w   ciągu   najbliższego   roku”   przeciętny   mężczyzna 
chciałby mieć sześć partnerek, kobieta zaś tylko jednego. Różnica ta rośnie wraz z okresem, o 
który   pytano:   w   ciągu   całego   życia   mężczyźni   chcieliby   mieć   przeciętnie   osiemnaście 
partnerek, podczas gdy kobiety jedynie 4-5 partnerów. Męskie pragnienie mnożenia liczby 
seksualnych „zdobyczy” przypisuje się zwykle wzorcom kultury Zachodu, niedojrzałości lub 
brakowi poczucia bezpieczeństwa. Niesłusznie - w rzeczywistości są one wyrazem głęboko 
zakorzenionej   strategii   pozyskiwania   reprodukcyjnych   korzyści   z   faktu   utrzymywania 
licznych przelotnych kontaktów seksualnych.

Innym   psychologicznym   mechanizmem   adaptacyjnym   pozwalającym   na   po-

zyskiwanie licznych partnerek jest preferowanie niewielkiej ilości czasu, która musi upłynąć 
między poznaniem partnerki a odbyciem z nią stosunku seksualnego. W pewnym badaniu 
pytano mężczyzn i kobiety, jaka byłaby szansa na wyrażenie przez nich zgody na stosunek 
seksualny z podobającą się im osobą znaną od godziny, od dwudziestu czterech godzin, od 
tygodnia, miesiąca, pół roku, roku, dwóch bądź pięciu lat. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni 
niemal bez wyjątku uważali, że zgodziliby się na pożycie z osobą znaną od pięciu lat. Im 
krótszy   był   jednak   okres   ewentualnej   znajomości,   tym   bardziej   powiększała   się   różnica 
między mężczyznami (którzy po pół roku równie często godziliby się na seks, jak po pięciu 
latach) a kobietami, które dopiero po pół roku osiągały punkt neutralny między „nie” a „tak”. 
Mężczyźni byli gotowi na seks przeciętnie już po tygodniu, kiedy dla kobiet był on jeszcze 
wysoce nieprawdopodobny. Wielu (choć mniejszość) było „za” nawet po godzinie, co kobiety 
uważały za zupełnie niemożliwe. Psychika mężczyzn zdaje się być więc ukształtowana w 
sposób umożliwiający im nawiązywanie dużej liczby przelotnych kontaktów seksualnych.

background image

Wymagania w stosunku do partnera seksu przelotnego

Jeszcze innym mechanizmem psychologicznym umożliwiającym mężczyznom liczne 

kontakty   przelotne   jest   obniżenie   wymagań   w   stosunku   do   partnerki   takiego   kontaktu. 
Wymagania równie wysokie jak w stosunku do stałej partnerki wykluczyłyby rzecz jasna 
większość potencjalnych kandydatek do przelotnego kontaktu. 

W   pewnym   badaniu   proszono   młodych   ludzi   o   określenie   minimalnego   i 

maksymalnego wieku dopuszczanego u partnera stałego i przelotnego związku seksualnego. 
W odniesieniu do kontaktów przelotnych, studenci dopuszczali zakres wieku o cztery lata 
dłuższy niż studentki - gotowi byli pójść do łóżka z kobietą mającą zarówno lat szesnaście, 
jak i dwadzieścia osiem, podczas gdy dla studentek zakres ten wynosił od osiemnastu do 
dwudziestu   sześciu   lat.   Obniżenie   męskich   wymagań   nie   dotyczyło   jednak   związków 
trwałych, gdzie studenci dopuszczali zakres wieku partnerki od siedemnastu do dwudziestu 
dwóch lat (a studentki od dziewiętnastu do dwudziestu pięciu lat).

Obniżanie wymagań w stosunku do partnerek przelotnych dotyczy u mężczyzn także i 

innych   cech.   Na   sześćdziesiąt   siedem   badanych   cech,   aż   w   wypadku   czterdziestu   jeden 
mężczyźni mieli mniejsze wymagania adresowane do partnerek przelotnych niż trwałych. W 
związku   przelotnym   mężczyznom   mniej   są   potrzebne   takie   zalety   kobiet,   jak   urok, 
wysportowana   sylwetka,   wykształcenie,   szczodrość,   uczciwość,   niezależność,   życzliwość, 
inteligencja,   lojalność,   poczucie   humoru,   towarzyskość,   zamożność,   odpowiedzialność, 
spontaniczność, dojrzałość emocjonalna i skłonność do współpracy.

Kiedy   poproszono   badanych   o   ocenę,   jak   dalece   każda   z   sześćdziesięciu   jeden 

negatywnych cech byłaby niepożądana u partnera przelotnego, dla kobiet jedna trzecia z tych 
cech była bardziej niepożądana niż dla mężczyzn. Mężczyznom mniej przeszkadzały w tym 
kontekście   takie   wady,   jak   przemoc   i   dręczenie   psychiczne,   biseksualizm,   nadużywanie 
alkoholu,   głupota   i   bycie   nielubianym   przez   innych,   brak   wykształcenia,   promiskuityzm, 
zaborczość, brak poczucia humoru i wrażliwości. Tylko cztery wady bardziej przeszkadzały 
mężczyznom   niż   kobietom:   słaby   popęd   seksualny,   brzydota,   domaganie   się   trwałego 
zaangażowania i... nadmierne owłosienie ciała.

Jakby wymagania te nie były u mężczyzn obniżone na użytek kontaktów przelotnych, 

nadal jednak pozostają pewnymi  standardami wyrażającymi  męskie pragnienie pozyskania 
licznych przelotnych partnerek. Nie lubią w tym kontekście pruderii, konserwatyzmu i braku 
popędu   seksualnego,   lubią   zaś   doświadczenie   -seksualne   i   promiskuityzm   (skłonność   do 
posiadania   licznych   partnerów,   która,   jak   pamiętamy,   jest   poważną   wadą   kandydatki   na 
długotrwały   związek).   Lubią   więc   u   partnerek   przelotnych   to,   co   zapewnić   może   łatwy 
kontakt seksualny, nie lubią zaś tego, co mogłoby go utrudnić. Szczególną uwagę zwraca 
sprawa uczuciowego zaangażowania. Jest ono bardzo pożądane u kandydatek na partnerki 
stałe i niemalże równie niepożądane u kandydatek na partnerki przelotne (oceny +2,17 i -1,40 
na skali od -3 do +3) (Buss, Schmitt, 1993). Co więcej, mężczyznom nie przeszkadza u 
partnerek   przelotnych   ich   trwały   związek   z   innym   mężczyzną;   stanowi   wręcz   zaletę, 
ponieważ   obniża   szansę,   że   przelotna   partnerka   będzie   od   nich   wymagać   trwałego 
zaangażowania. Wszystkie te dane pokazują więc, że w odniesieniu do partnerek przelotnych 
mężczyźni zmieniają swoje wymagania w taki sposób, by pozyskać ich jak najwięcej i przy 
jak najmniejszych kosztach własnych.

Efekt Coolidge’a

Jeszcze inne rozwiązanie psychologiczne umożliwiające mężczyznom liczne kontakty 

przelotne nosi miano efektu Coolidge’a. Nazwa nawiązuje do anegdoty, której bohaterami są 
amerykański prezydent Calvin Coolidge i jego żona. Pewnego razu oboje, choć oddzielnie, 
oprowadzani byli po rządowej farmie kur. Przechodząc obok koguta, który dzielnie sobie 
poczynał z kurą, pani Coolidge zapytała, jak często wykonuje on swoje kogucie obowiązki. 

background image

„Och, dziesiątki razy dziennie” - odpowiedział przewodnik, na co pani prezydentowa rzekła: 
„Proszę powiedzieć o tym panu prezydentowi”. Kiedy nieco później prezydent Coolidge miał 
okazję obejrzeć dzielnego koguta i usłyszeć wypowiedź swej małżonki, spytał: „I zawsze z tą 
samą kurą?” „Och, nie - brzmiała odpowiedź - za każdym razem z inną”. „Proszę powiedzieć 
o tym pani Coolidge” - rzeki prezydent.

Efekt   Coolidge’a   oznacza   skłonność   mężczyzny   do   szybszego   i   skuteczniejszego 

odzyskania   wigoru   seksualnego   po   stosunku,   jeżeli   partnerka   zostanie   zastąpiona   inną. 
Prawidłowość   ta   jest   bardzo   powszechna   wśród   ssaków   i   wielokrotnie   stwierdzano   ją   u 
szczurów, baranów, byków (Bermant, 1976). U tych ostatnich reakcja seksualna nawet na 
dwunastą z kolei samicę  jest niemalże równie silna jak na pierwszą. Kiedy w badaniu z 
użyciem tryka zakrywano samicę, z którą już kopulował, tak że nie mógł jej zobaczyć, reakcja 
samca i tak była słabsza, niż na samicę rzeczywiście nową. Spadek reakcji seksualnej na 
„starą”   samicę   nie   jest   przy   tym   spowodowany   tym,   że   odbyła   ona   kopulację,   lecz   jej 
nowością - kiedy samcom podstawiano samicę, z którą niedawno kopulował inny samiec, 
również   ona   powodowała   nawrót   silnej   reakcji   seksualnej.   Nawrót   taki   nie   następuje 
natomiast po czasowym usunięciu samicy i ponownym dopuszczeniu do niej tego samego 
samca. Samce nie dają się oszukać.

Efekt   Coolidge’a   stwierdzano   również   u   mężczyzn   z   wielu   różnych   kultur.   W 

kulturach zachodnich częstość odbywania stosunków seksualnych spada wraz ze wzrostem 
czasu trwania związku - po roku jest ona o połowę mniejsza niż w pierwszym  miesiącu 
małżeństwa.   Po   czym   spada   dalej.   Donald   Symons   twierdzi:   „Spadek   zainteresowania 
seksualnego   własną   żoną   jest   adaptacyjny...   ponieważ   zachęca   do   seksualnego 
zainteresowania  innymi”  (James,  1981; Kinsey,  Po-meroy,  Martin, 1953; Symons,  1979). 
Zainteresowanie to przybiera wiele postaci.

W większości kultur mężczyźni częściej zdradzają swoje żony, niż one ich. Badanie 

Kinseya ujawniło na przykład, że aż 50% mężczyzn, a tylko 26% kobiet dopuściło się zdrady. 
Bardziej współczesne badania wskazują, że różnica ta prawdopodobnie maleje. Jedno z badań 
nad ośmioma tysiącami osób wykazało, że do przynajmniej jednorazowej zdrady przyznaje 
się 40% mężczyzn i 36% kobiet. Badanie Hite ujawniło wręcz 75% zdradzających mężczyzn i 
70% kobiet, choć wiadomo, że badane próby nie były reprezentatywne dla całej populacji. 
Bardziej reprezentatywne próby, na przykład Hunta (Anthanasiou, Shaver, Tavris, 1970; Hite, 
1987; Hunt, 1974), szacują te odsetki na 41 dla mężczyzn i 18 dla kobiet. Niezależnie od 
zastrzeżeń   co  do reprezentatywności  prób  i  być  może   malejącej   różnicy między  płciami, 
wszystkie badania zgodnie wykazują, że mężczyźni zdradzają częściej i z większą liczbą osób 
niż kobiety (Thompson, 1983; Lawson, 1988).

Co więcej, amerykański obyczaj zamieniania się współmałżonkami (zwany swinging) 

jest z reguły inicjowany przez mężów, a nie żony (Symons, 1979). Również seks grupowy 
poszukiwany   jest   głównie   przez   mężczyzn.   Męskie   pożądanie   różnorodności   krótko 
podsumował pewien Muria z Indii: „Nie chce się jeść codziennie tego samego” (Elwin, 1968, 
s. 47). Mężczyzna z plemienia Kgatla (Południowa Afryka) tak opisuje pragnienia kierowane 
na swoje dwie żony: „Pożądam ich obu jednakowo, ale kiedy sypiam przez trzy noce z jedną, 
czuję się nią już znużony i wtedy idę do drugiej i czuję większą namiętność do niej. Ale nie 
jest   tak   do   końca,   bo   po   kilku   dniach   wszystko   się   powtarza   i   powracam   z   większą 
namiętnością do pierwszej.” (Schapera, 1940, s. 193).

Antropolog  Thomas   Gregor   tak  natomiast   opisuje  seksualne   odczucia  mężczyzn   z 

amazońskiego plemienia Mehinaku: „Atrakcyjność seksualna kobiet może zmieniać się od 
«bez smaku»  (mana)  do «smakowitej» (awirintya)...  i choć przykro  to stwierdzić,  seks  z 
własną żoną określany jest mianem mana, podczas gdy seks z kochankami prawie zawsze jest 
awirintya"  (Gregor, 1985, s. 84, 72). Gustaw  Flaubert pisał o pani Bovary,  że była  „jak 
wszystkie   inne   kochanki,   a   urok   nowości,   usuwający   się   stopniowo   niczym   pończocha, 

background image

odsłaniał nagość wiecznej monotonii namiętności, której słowa i postaci na zawsze miały 
pozostać niezmienione”. Najlepiej jednak podsumował to sam Kinsey: „Zdaje się nie ulegać 
żadnej wątpliwości, że mężczyźni zadawaliby się z licznymi partnerkami przez całe życie, 
gdyby im tylko społeczeństwo na to zezwalało... Kobiety są znacznie mniej zainteresowane 
różnorodnością partnerów” (Kinsey, Pomeroy, Martin, 1948,/ s. 589).

Marzenia seksualne

Podobnym   świadectwem   męskiej   skłonności   do   promiskuityzmu   jest   treść   marzeń 

seksualnych.   Jeden   z   teledysków   kierowanych   do   nastolatków   przedstawia   śpiewaka 
rockowego przedzierającego się przez plażę zatłoczoną pięknymi kobietami przyodzianymi w 
skąpe kostiumy bikini. Inny klip przedstawia gwiazdora rocka pieszczącego w trakcie śpiewu 
nogi coraz to innych kobiet; jeszcze inny - śpiewaka gapiącego się na dziesiątki kobiet w 
bieliźnie. Ponieważ te wideoklipy adresowane są do nastolatków płci męskiej, ich przesłanie 
jest jednoznaczne - męskie marzenie to posiąść dziesiątki kobiet, z których każda jest piękna i 
dyszy pożądaniem.

Kobiety   i   mężczyźni   ogromnie   różnią   się   marzeniami   seksualnymi.   Po   pierwsze, 

mężczyźni   snują   je   dwukrotnie   częściej,   co   wykazały   badania   prowadzonej   w   Japonii, 
Wielkiej   Brytanii   i   Ameryce   (Ellis,   Symons,   1990).   Częściej   także   śnią   o   zdarzeniach 
seksualnych,  a w ich seksualnych  snach częściej niż w snach kobiet pojawiają się osoby 
nieznajome,   anonimowe   i   po   kilka   równocześnie.   Większość   mężczyzn   „zmienia”   w 
marzeniach partnerkę w ciągu tego samego epizodu, co jest bardzo rzadkie w marzeniach 
kobiet. Tylko 12% mężczyzn (43% kobiet) twierdzi, że nigdy nie marzy o zmianie partnerki. 
Aż 32% mężczyzn (8% kobiet) przyznaje się do posiadania w marzeniach tysięcy kobiet w 
ciągu  życia;  o seksie grupowym  marzy co trzeci  mężczyzna,  ale tylko  co szósta kobieta 
(Hunt, 1974). Typowo męskie marzenie seksualne to „znaleźć się w łóżku z sześcioma nagimi 
kobietami równocześnie, z których każda mnie pieści, całuje i liże” (Wilson, 1987, s. 126). 
Inny mężczyzna przytacza swoje marzenie: „Jestem burmistrzem małego miasteczka pełnego 
nagich dziewcząt w wieku od dwudziestu do dwudziestu czterech lat. Kiedy przechodzę ulicą, 
wybieram sobie tę, która akurat dzisiaj najładniej wygląda i mam z nią stosunek. Każda z nich 
zawsze chce się ze mną przespać" (Barclay, 1973, s. 209). Istotą męskich fantazji jest więc 
różnorodność, nowość i wielka liczba partnerek.

Męskie   marzenia   skupiają   się   też   na   poszczególnych   częściach   ciała   i   pozycjach 

podczas   stosunku,   pomijają   zaś   uczucia.   Podczas   snucia   seksualnych   fantazji   aż   81% 
mężczyzn (43% kobiet) wyobraża sobie jedynie jakieś wizualne sceny, nie zaś przeżycia. 
Zbiorowym   bohaterem   męskich   fantazji   erotycznych   są   kobiety   liczne   i   nagie,   ale   nie 
przejawiające   śladu   zaangażowania   uczuciowego.   Jak   zauważają   Bruce   Ellis   i   Donald 
Symons: „Najbardziej uderzającą cechą [męskich fantazji seksualnych] jest traktowanie seksu 
jako czysto fizycznego pożądania wyzbytego uczuć i przywiązania, flirtu i zalotów, intrygi i 
gry wstępnej”  (Ellis,  Symons,  1990,  s.  544). Ten   nagi  seks   z męskich   fantazji  zdaje  się 
zdradzać to, na czym mężczyznom zależy najbardziej.

Zgoła inaczej przedstawia się treść marzeń seksualnych kobiet. Aż 59% Amerykanek 

(28% Amerykanów) twierdzi, że ich marzenia z reguły skupiają się na osobie, z którą już 
pozostają w „romantycznym” czy seksualnym związku. 41% kobiet (16% mężczyzn) skupia 
się najbardziej  na osobistych  i uczuciowych  cechach  bohatera marzeń.  57% kobiet  (19% 
mężczyzn) twierdzi zaś, że koncentruje się w swych marzeniach na określonych przeżyciach, 
a nie wizualnych scenach. Jak zaobserwowała pewna badana: „Zwykle myślę o facecie, z 
którym jestem. Czasami wyobrażam sobie, jak uczucia te dosłownie zalewają mnie i jak płynę 
z   nimi   w   górę”   (Barclay,   1973,   s.   211).   Pierwszoplanową   rolę   w   kobiecych   fantazjach 
seksualnych odgrywa czułość, romantyczność i zaangażowanie uczuciowe, a także to, jak 
bohater marzeń na nie reaguje (Ellis, Symons, 1990).

background image

Oceny urody

Ciekawe   światło   na   męskie   strategie   seksualne   w   kontaktach   przelotnych   rzucają 

wyniki   badań   prowadzonych   w   barach   dla   samotnych.   Stu   kilkudziesięciu   mężczyzn   i 
osiemdziesiąt   kobiet   proszono   o   ocenę   atrakcyjności   znajdujących   się   w   barze   osób   płci 
przeciwnej - w skali od 0 do 10 (Gladue, Delaney, 1990; Nida, Koon, 1983; Pennybaker, 
Dyer, Caulkins, Litowitz, Ackerman, Anderson, 1979). Im bliżej było do zamknięcia baru, 
tym bardziej znajdujące się w nim kobiety wydawały się badanym mężczyznom atrakcyjne - 
średnie oceny skoczyły z 5,5 punkta o godzinie dziewiątej wieczór na 6,5 punkta o północy. 
U kobiet stwierdzono skłonność podobną, choć słabszą - nawet tuż przed zamknięciem baru o 
północy oceny znajdujących się w nim mężczyzn ledwie przekraczały średnią (i wynosiły 5,5 
punkta).   Wzrost   dokonywanych   przez   mężczyzn   ocen   nie   zależał   przy   tym   od   ilości 
skonsumowanego   alkoholu   -   czy   mężczyzna   był   po   jednym   drinku,   czy   po   sześciu, 
atrakcyjność klientek baru nieodmiennie rosła wraz ze zbliżaniem się pory jego zamknięcia. 
Potoczna   mądrość   zakłada,   że   za   subiektywny   wzrost   urody   kobiet   w   oczach   mężczyzn 
odpowiedzialny jest właśnie wlewany w siebie alkohol. Badania psychologiczne wskazują 
jednak, że przyczyną „wzrostu” są raczej malejące szanse znalezienia sobie kogoś na daną 
noc.   „Wzrost”   atrakcyjności   znajdujących   się   w   pobliżu   kobiet   jest   psychologicznym 
mechanizmem ułatwiającym przelotny kontakt seksualny.

Przesunięcia oceny w drugą stronę można oczywiście oczekiwać, kiedy jest już po 

wszystkim. Wielu mężczyzn twierdzi, że już tuż po orgazmie z przelotną partnerką wydaje im 
się ona wyraźnie brzydsza niż przed kilkoma minutami. Brak jednak systematycznych badań 
nad tym domniemanym „spadkiem” urody partnerki, choć spekulować można, że powinien on 
mieć   miejsce   głównie   wtedy,   kiedy   partnerka   jest   poniżej   wartości   mężczyzny   na 
„matrymonialnym rynku” i kiedy idzie mu o kontakt przelotny, nie zaś o początek trwalszego 
związku. Funkcją takiego subiektywnego spadku urody partnerki może być przyspieszenie i 
ułatwienie   wycofania   się   z   przelotnego   kontaktu   przez   mężczyznę,   a  przez   to   uniknięcie 
zaangażowania. Choć to tylko spekulacja, taki subiektywny spadek urody przelotnej partnerki 
stanowiłby   wymarzony   element   męskiej   strategii   seksualnej:   seks   bez   zapłaty   w   postaci 
zaangażowania.

Różnorodność seksu

Jeszcze   innym   źródłem   informacji   o   strategiach   stosowanych   przez   mężczyzn   w 

przelotnych kontaktach seksualnych są badania nad homoseksualistami. Jak zauważa Donald 
Symons, w kontaktach homoseksualnych męskie preferencje nie są krępowane wymaganiami 
kobiet (romantyczność, zaangażowanie, uczucia), upodobania te mogą więc ujawnić się w 
postaci - by tak rzec - nieskażonej.

Statystycznie rzecz biorąc, najczęstszą formą homoseksualizmu jest przelotny kontakt 

dwóch   nieznajomych   (Symons,   1979).   W   przeciwieństwie   do   lesbijek,   mężczyźni 
zorientowani homoseksualnie często krążą po barach, parkach czy toaletach publicznych w 
poszukiwaniu przelotnego kontaktu. Podczas gdy homoseksualni mężczyźni często poszukują 
licznych   kontaktów,   lesbijki   z   reguły   wolą   trwałe   związki   połączone   z   zaangażowaniem 
uczuciowym. W jednym z badań stwierdzono, że 94% gejów miało w życiu ponad piętnastu 
partnerów, lecz tylko  15% lesbijek dorównywało im pod tym  względem (Saghir, Robins, 
1973).   Zakrojone   na   szerszą   skalę   badania   Kinseya   w   rejonie   San   Francisco   w   latach 
osiemdziesiątych   wykazały,   że   niemalże   połowa   gejów   miała   w   życiu   ponad   pięćset 
partnerów seksualnych, z reguły nieznajomych z baru czy łaźni (Ruse, 1988). Wskazuje to, że 
mężczyźni   nieskrępowani   wymaganiami   kobiet   swobodnie   rzucają   się   w   wir   ciągle 
zmieniających się partnerów seksualnych.

background image

Jak widzimy, zamiłowanie do seksualnej różnorodności cechuje gejów, podobnie jak i 

mężczyzn  zorientowanych  heteroseksualnie, z tym  że ci pierwsi mają większą możliwość 
realizacji   swych   pragnień.   Upodobania   lesbijek   przypominają   zaś   preferencje   kobiet 
zorientowanych na płeć przeciwną - jedne i drugie przedkładają związki trwałe i nieliczne nad 
liczne   i   przelotne.   Symons   zauważa,   że   „mężczyźni   heteroseksualni   pragnęliby   seksu   z 
równie licznymi partnerkami, jak homoseksualiści - przelotnych kontaktów na pięć minut z 
nieznajomymi i seksu grupowego. Gdyby tylko kobiety były tym także zainteresowane. Ale 
kobiety nie są tym zainteresowane” (Symons, 1979, s. 300).

Innym   świadectwem   większego   pragnienia   przelotnego   seksu   u   mężczyzn   jest 

prostytucja (Burley, Symanski, 1981; Smith, 1984; Symons, 1979). Występuje ona niemalże 
we   wszystkich   znanych   społeczeństwach.   Oszacowania   liczby   „aktywnych   zawodowo” 
prostytutek w Stanach Zjednoczonych wahają się od stu do pięciuset tysięcy, w Polsce - 230 
tysięcy,   w  Niemczech   jest  legalnie  zarejestrowanych   50  tysięcy.   W  samym  Tokio  działa 
ponad 130 tysięcy prostytutek, w Addis Abebie - 80 tysięcy. Klientami są we wszystkich 
kulturach   niemalże   wyłącznie   mężczyźni.   Kinsey   stwierdził   w   swoich   badaniach,   że   z 
prostytutek korzystało 69% amerykańskich mężczyzn, a dla 15% była to w ogóle główna 
forma aktywności seksualnej. Analogiczne odsetki dla kobiet były tak nikłe, że Kinsey ich 
nawet  nie   przytoczył  w   swym   raporcie.   Powszechność  prostytucji   nie  musi   oznaczać,  że 
stanowi   ona   wykształcony   przez   ewolucję   mechanizm   adaptacyjny   naszego   gatunku. 
Prostytucja   zdaje   się   być   raczej   wynikiem   równoczesnego   działania   dwóch   czynników   - 
męskiego pragnienia przelotnych kontaktów bez zaangażowania oraz kobiecej skłonności do 
odpłatnego oferowania usług seksualnych w wyniku wyboru lub przymusu ekonomicznego.

O męskiej skłonności do wykorzystywania  każdej pojawiającej się okazji kontaktu 

seksualnego świadczy również fakt, że kazirodztwo ojca z córką jest trzykrotnie częstsze od 
kazirodztwa matki z synem. Większość przypadków kazirodztwa (od 48 do 75%) to akty 
dokonywane nie przez ojców biologicznych, lecz przybranych (Thornhill, 1992a; Weilham, 
1990),   co   oznacza,   że   nie   pociągają   one   za   sobą   typowych   genetycznych   skutków 
kazirodztwa, jak upośledzenie umysłowe czy choroby uzależnione od genów recesywnych.
Wszystkie te prawidłowości - od efektu Coolidge'a do treści marzeń seksualnych, prostytucji i 
wzorców kontaktów homoseksualnych i kazirodczych - świadczą o tym, że proces ewolucji 
faworyzował mężczyzn, którzy w repertuarze swoich strategii seksualnych mieli skłonność do 
przelotnych   kontaktów   seksualnych.   Mężczyźni   potrzebowali   do   tego,   oczywiście,   zgody 
kobiet.

Ukryta strona przelotnego seksu u kobiet

Wobec   oczywistych   korzyści,   które   przelotny   seks   mógł   w   sensie   biologicznym 

przynieść mężczyznom, ewentualne korzyści kobiet z tego rodzaju kontaktów są niemalże 
zupełnie   ignorowane.   Choć   kobiety   nie   mogą   pomnożyć   liczby   własnych   dzieci   przez 
utrzymywanie licznych kontaktów seksualnych, mogą jednak zyskać tym sposobem korzyści 
na tyle poważne, że i u nich seks przelotny utrwalił się jako jedna z możliwości repertuaru 
zachowań   seksualnych   (Buss,   Schmitt,   1993;   Smali,   1992;   Smith,   1984;   Smuts,   1985; 
Barkow,   1989;   Thornhill,   1992a;   Wilson,   Daly,   1992).   Pradawne   kobiety   musiały 
przynajmniej   czasami   poszukiwać   korzyści   w   przelotnym   seksie,   w   przeciwnym   bowiem 
razie tak silna skłonność nie mogłaby wykształcić się u mężczyzn. Gdyby kobiety nigdy nie 
zgadzały   się   na   przelotne   kontakty   seksualne,   mężczyźni   nie   wykształciliby   wszystkich 
poprzednio   opisanych   mechanizmów   psychologicznych   sprzyjających   poszukiwaniu   i 
realizacji tego rodzaju kontaktów. Poszukiwanie seksu dla niego samego nie było  jednak 
zapewne dla pradawnych kobiet żadną atrakcją z tej prostej przyczyny, że spermy nigdy nie 
brakowało. Dodatkowy dostęp do spermy w żaden sposób nie powiększał u kobiet szansy na 

background image

sukces reprodukcyjny,  a ta minimalna liczba plemników, która potrzebna jest kobiecie do 
zapłodnienia, była zapewne dostępna bez trudu.

Kobiecą   korzyścią   z   przelotnego   seksu   było   natomiast   powiększenie   dostępu   do 

niezbędnych   do   przeżycia   zasobów.   Wystarczy   wyobrazić   sobie   niedostatek   żywności 
nękający jakieś plemię przed tysiącami lat. Zwierzyny mało, nadchodzą mrozy, nie ma już 
jagód   na   krzakach,   tylko   jakiś   myśliwy   o   szczęśliwej   ręce   transportuje   do   obozowiska 
upolowanego jelenia. Kobieta przełyka ślinę i za kawałek mięsa oferuje mu to, czym sama 
dysponuje. Seks za pożywienie, pożywienie za seks - ta transakcja musiała powtarzać się 
miliony razy przez tysiące lat trwania naszego gatunku.

W wielu społeczeństwach tradycjonalistycznych,  jak u amazońskich Mehinaku czy 

wyspiarskich   Trobriandczyków,  mężczyźni   przynoszą  swym  kochankom   różne  dobra,   jak 
żywność, tytoń, opaski i ozdobne obręcze, a kobiety zgadzają się na stosunki seksualne tak 
długo, jak długo płynie strumień prezentów. Dziewczyna może powiedzieć: „Jeżeli nie masz 
dla   mnie   prezentu,   to   ja   się   nie   zgadzam”   (Malinowski,   1929,   s.   269).   Reputacja 
trobriandzkiego mężczyzny wśród kobiet może mocno ucierpieć, jeżeli odmówi kochance 
prezentu, a w rezultacie ucierpi i jego zdolność do pozyskania następnej. Trobriandki zaś 
ciągną oczywiste korzyści materialne z przelotnych kontaktów seksualnych.

Kobiety współczesne zdradzają upodobania wcale nieodległe od tamtych. Ba-dania 

nad zaletami  cenionymi  u partnerów  stałych  i przelotnych  wykazały,  że w szczególności 
cztery zalety są wyżej cenione u kandydata na kontakt przelotny. Były to: wydawanie od 
początku  dużej  ilości  pieniędzy na kobietę,  dawanie  jej  od początku  cennych  prezentów, 
prowadzenie wystawnego trybu życia i szczodrość w udostępnianiu własnych zasobów (Buss, 
Schmitt, 1993). Te cztery cnoty są pożądane u mężów w stopniu umiarkowanym, u partnerów 
związku przelotnego pożądane są dużo bardziej. Kobiety nie lubią natomiast u kochanków 
oszczędności i skąpstwa sygnalizujących, że nie są oni gotowi do dzielenia się z nimi swoimi 
zasobami. Te po dziś dzień trwające upodobania wskazują, że kluczową korzyścią
adaptacyjną   kobiet   z   przelotnych   kontaktów   seksualnych   był   natychmiastowy   dostęp   do 
zasobów partnera.

Dominującą rolę tych korzyści najwyraźniej ujawnia prostytucja. Z punktu widzenia 

porównań między kulturami, bardzo częstą przyczyną wejścia na drogę prostytucji jest fakt, 
że   droga   ta   jako   jedyna   zapewnia   kobiecie   przetrwanie.   W   niektórych   kulturach,   jak   w 
Somalii   czy   u   Hokkien   mieszkających   na   Tajwanie,   kobieta   rozwiedziona   z   powodu 
niewierności nie może liczyć na ponowne zamążpójście (Burley, Symanski, 1981). W innych, 
jak u Chińczyków, Birmańczyków lub Pawnee, na zamążpójście nie ma szans kobieta, która 
utraciła   dziewictwo.   W   jeszcze   innych,   jak   u   Azteków   czy   Ifugao,   niemożliwą   do 
przezwyciężenia   przeszkodą   w   zamążpójściu   jest   choroba   kobiety.   We   wszystkich   tych 
wypadkach prostytucja stanowi jedyny sposób na przetrwanie.

Bywają   jednak   i   kobiety   zostające   prostytutkami   po   to,   by   uniknąć   uciążliwości 

małżeństwa.   Na   przykład   Malajki   z   Singapuru   często   zostają   prostytutkami,   by   uniknąć 
ciężkiej pracy, której oczekuje się w tym społeczeństwie od żon. W plemionach Amhara czy 
Bemba kobiety zarabiają na przelotnym seksie wystarczająco wiele, by pozwolić sobie na 
wynajmowanie mężczyzn do wykonywania prac, zwykle należących do obowiązków żony. 
Krótko mówiąc, zachętą do przelotnego seksu są też znaczne dobra, które kobieta może dzięki 
niemu pozyskać. 

Kontakty   seksualne   umożliwiają   też   rozpoznanie   i   ocenę   potencjalnego   męża     w 

stopniu często niemożliwym do uzyskania w inny sposób. Pozwalają rozeznać się w jego 
osobowości i zamiarach, sposobie reagowania na różne sytuacje, w niezawodności, w jego 
atrakcyjności i wartości jako mężczyzny dla innych kobiet. Pozwalają też kobiecie ocenić 
wrażliwość  i elastyczność  mężczyzny,  jego skłonność do dbania  o jej  szczęście. Kontakt 
seksualny pozwala też partnerom zorientować się w stopniu ich wzajemnego dopasowania, 

background image

dostarczając   ważnych   informacji   o   szansach   na   trwały   związek.   Pary   niedopasowane 
seksualnie częściej są sobie niewierne i związki te częściej kończą się rozwodem (Janus, 
Janus, 1993). Seksuologowie Samuel i Cynthia Janus stwierdzili, że 25% badanych przez nich 
kobiet i mężczyzn wskazywało niedopasowanie seksualne jako główny powód rozwodu i była 
to najczęściej wymieniana pojedyncza przyczyna rozpadu małżeństwa. Kosztów niewierności 
i   rozwodu   można   uniknąć   dzięki   ocenie   dopasowania   seksualnego   przed   zawarciem 
małżeństwa.

Niektóre   upodobania   kobiet   dotyczące   partnerów   seksu   przelotnego   wyraźnie 

wskazują, że jedną z funkcji takich kontaktów jest pozyskiwanie informacji celem wybrania 
partnera stałego związku (Buss, Schmitt, 1993). Gdyby tak nie było, nie przeszkadzałyby im 
takie cechy przelotnego partnera, jak promiskuityzm czy pozostawanie w trwałym związku z 
inną   kobietą,   sygnalizujące   jego   niedostępność   jako   kandydata   do   ewentualnego   stałego 
związku. Cechy te oznaczają zresztą też i niemożność pozyskania jego zasobów w takim 
stopniu, w jakim byłoby to możliwe, gdyby nie był związany z inną kobietą lub gdyby nie 
nawiązywał tak licznych kontaktów przelotnych.

Ogólnie rzecz biorąc, preferencje kobiet co do kandydatów na związek przelotny są 

bardzo zbliżone  do tych,  które adresują do kandydata  na związek  trwały (Buss, Schmitt, 
1993).  W   obu   wypadkach   kobiety   pragną   mężczyzny   życzliwego   i   pełnego   zrozumienia, 
romantycznie nastrojonego i podniecającego, stałego w uczuciach, zdrowego, z poczuciem 
humoru   i skłonnością  do  dzielenia  się  własnymi  zasobami   z  kobietą.  W  obu  wypadkach 
kobiety chciałyby też mężczyzny wysokiego, wysportowanego i przystojnego. Mężczyźni, jak 
pamiętamy, bardzo wyraźnie zmieniali swoje wymagania, kiedy przechodzili od wyliczania 
cnót partnerki związku trwałego do wskazywania cech wystarczających u partnerki związku 
przelotnego. U kobiet zmiana taka jest prawie niezauważalna, co wskazuje na ich większą 
gotowość do traktowania seksu przelotnego jako wstępu do trwałego związku czy też sposobu 
na poszukiwanie partnera do takiego związku.

Inną korzyścią z przelotnego seksu jest dla kobiety możliwość lepszego zorientowania 

się w swojej własnej wartości dla płci przeciwnej. Ludzie, którzy nie potrafili trafnie ocenić 
swojej własnej wartości matrymonialnej, musieli być w naszej pradawnej przeszłości narażeni 
na poważne straty. W szczególności niekorzystne musiało być dla kobiet niedoszacowanie 
własnej wartości, pociągające za sobą związek z mniej wartościowym mężczyzną, oferującym 
mniejsze zasoby,  zaangażowanie i ochronę, niż ta, którą mogłyby zdobyć,  gdyby trafniej 
oceniły własną wartość. Również przeszacowanie własnej wartości mogło być niekorzystne, 
ponieważ wydłużało okres „panieństwa”, co w końcu mogło prowadzić do rzeczywistego 
spadku własnych walorów seksualnych, jako że te są u kobiet silnie powiązane z wiekiem. 
Przelotne kontakty z mężczyzną jednym lub wieloma podnosiły szansę uniknięcia obu tych 
niebezpieczeństw.

Jeszcze inną dodatkową korzyścią z przelotnego seksu było dla kobiety pozyskiwanie 

sprzymierzeńca lub zapasowej ochrony na wypadek konfliktu z innymi  mężczyznami  czy 
rywalkami. Mogło to być szczególnie wartościowe w społeczeństwach, w których kobieta 
narażona jest na wysokie ryzyko  zgwałcenia,  pobicia  czy wręcz zabicia  jej dzieci, co na 
przykład grozi kobiecie pośród wenezuelskich Yanomamo, jeżeli nie dysponuje ona męską 
ochroną   (Smuts,   1991).   Ryzyko   to   ilustruje   opowieść   pewnej   Brazylijki,   która   została 
porwana   przez   mężczyzn   Yanomamo   (Biocca,   1970).   Kiedy   Indianie   z   innej   wioski 
próbowali ją zgwałcić, ani jeden mężczyzna z „jej” wioski nie stanął w jej obronie, gdyż nie 
była   ani   żoną,   ani   przyjaciółką   żadnego   z   nich.   Używanie   specjalnych   przyjaźni   dla 
zapewnienia sobie ochrony obserwuje się zresztą także pośród pawianów z sawanny, których 
samice oprócz głównego partnera, mają też i zapasowego „przyjaciela” broniącego ich przed 
niechcianymi samcami, a któremu one odwdzięczają się seksem w okresie rui (Smuts, 1985). 
Jak wskazuje Robert Smith:

background image

  Główny   partner   nie   zawsze   może   być   obecny,   kiedy   jego   żonie   czy   dzieciom   potrzeba  
ochrony. W takich wypadkach dysponowanie przez kobietę zapasowym przyjacielem może 
oddać   nieocenione   usługi   (...)   nieobecność   głównego   partnera   [np.   gdy   wyrusza   na 
polowanie] stwarza więc możliwość, a czasem i konieczność kontaktów seksualnych z innymi  
mężczyznami (...) a mniej lub bardziej stały przyjaciel  może być skłonny do bronienia w 
potrzebie swej kochanki i jej dzieci w nadziei, że być może przechowują się wśród nich i jego  
własne geny
 (Smith, 1984, s. 614).
Kochanek może być też trzymany przez kobietę w odwodzie na wypadek porzucenia przez 
męża, jego choroby czy śmierci, które często zdarzały się naszym praprzodkom, na przykład 
w wyniku polowań czy wojen plemiennych. Nawet żyjący mąż może utracić swe zasoby czy 
pozycję społeczną. Kobieta trzymająca w odwodzie zapasowego partnera może więc szybko i 
skutecznie zastąpić nim poprzednika, jeżeli okazałoby się to z tych czy innych względów 
konieczne.

Tego rodzaju taktyka zamiany partnerów nie jest spotykana jedynie u ludzi. Występuje 

ona na przykład u pisklika plamistego (Actitis macularia), zamieszkującego jezioro Leech w 
stanie   Minnesota   (Colwell,   Oring,   1989).   W   trakcie   czterech   tysięcy   godzin   obserwacji 
biologowie Mark Colwell i Lewis Oring wykryli, że samice tego gatunku, wdające się w 
kontakty   „pozamałżeńskie”,   często   zamieniały   swego   przyjaciela   na   następnego   stałego 
partnera, wypróbowawszy uprzednio jego dostępność i podatność na ich wdzięki. Samce tego 
gatunku często wyraźnie próbują ukryć własne zdrady przed stałymi partnerkami, poszukując 
przyjaciółek   w   oddaleniu,   a   nie   w   sąsiedztwie   własnego   terytorium.   „Cudzołożnicy” 
niejednokrotnie kończą u tego gatunku jako stali partnerzy, co wskazuje na to, że przelotny 
seks jest mechanizmem zastępowania jednego stałego partnera następnym.

Niektóre wyniki zdają się wskazywać na podobną funkcję seksu przelotnego u kobiet. 

W jednym z badań stwierdzono na przykład, że kobiety wdają się w seks pozamałżeński 
głównie   wtedy,   kiedy   są   niezadowolone   z   dotychczasowego   związku,   podczas   gdy   u 
mężczyzn nie ma zależności między satysfakcją z małżeństwa a zdradą. Inne badania, które 
prowadziłem wspólnie z Heidi Greiling, wykazały, że kobiety czasami nawiązują kontakty 
przelotne po to, by zastąpić obecnego partnera lub ułatwić sobie z nim rozstanie (Greiling, 
1993; por. też Spanier, Margolis, 1983 oraz Terman, 1938).

Mężczyźni   użyczają   też   czasami   przelotnym   partnerkom   swojej   wysokiej   pozycji 

społecznej. Związek modelki Marli Maples z rekinem biznesu Donaldem Trampem przyniósł 
jej wielki rozgłos w massmediach, co zaowocowało nowymi, bardzo intratnymi propozycjami 
pracy i dostępem do przedtem dla niej zamkniętych ekskluzywnych kręgów towarzyskich. 
Jeżeli kobietą zainteresuje się mężczyzna o niezwykle wysokiej pozycji społecznej, wzbudza 
to przekonanie, że i owa kobieta musi mieć w sobie coś niezwykłego. Może to z kolei ułatwić 
jej dostęp do kręgów o wyższej pozycji społecznej i pozyskanie tam stałego partnera bądź też 
pozyskanie wartościowszego partnera we własnym dotychczasowym kręgu.

Teoretycznie   jest   też   możliwe,   że   drogą   przelotnego   seksu   kobieta   jest   w   stanie 

pozyskać cenniejsze geny, łatwiej bowiem zwabić mężczyznę o wysokiej wartości na użytek 
związku   przelotnego   niż   stałego.   Możliwą   strategią   naszych   przodkiń   mogło   być   więc 
pozyskiwanie  trwałego  zaangażowania   od dostępnych  im  mężczyzn  o  niższej  wartości,  a 
genów — od niedostępnych na stałe partnerów o wysokiej wartości reprodukcyjnej. Strategia 
taka   uprawiana   jest   przez   Brytyjki   -biologowie   Robin   Baker   i   Mark   Bellis   wykryli,   że 
wybierają  one  sobie  na  kochanków  mężczyzn  z  reguły o  pozycji  społecznej  wyższej  niż 
zajmowana przez własnego męża (Symons, 1979; Baker, Bellis, 1995; por. też Gangestad, 
1989; Gangestad, Simpson, 1990).

Jedna  z  odmian  tej  koncepcji  nazywana  jest   „hipotezą  seksownego  syna”  (Fisher, 

1958). Głosi ona, że kobiety wybierają  sobie na kochanków  mężczyzn,  którzy są bardzo 
atrakcyjni   dla   innych   kobiet.   Urodzeni   z   takich   kontaktów   synowie   są   z   kolei   bardziej 

background image

atrakcyjni dla kobiet następnego pokolenia, co sprzyja szerszemu propagowaniu genów ich 
matek. Koncepcję tę zdają się potwierdzać wyniki badań wskazujących, że kobiety wymagają 
większej atrakcyjności  fizycznej  od swoich kochanków niż mężów  (Buss, Schmitt,  1993; 
Kenrick i in., 1993).

Choć nigdy nie uzyskamy tu pewności, antropologowie przekonani są, iż wiele kobiet 

w   naszej   ewolucyjnej   przeszłości   nie   podejmowało   decyzji   o   własnym   małżeństwie. 
Obserwacje   współczesnych   plemion   zbieracko-łowieckich   -   stanowiących   analog   i   naszej 
przeszłości - wskazują, że małżeństwa są aranżowane przez ojców i innych krewnych kobiety 
(Symons, 1979). Małżeństwa aranżowane przez krewnych są zresztą popularne do dziś w 
wielu regionach świata, jak Indie, Kenia czy Środkowy Wschód. Obyczaje takie pozbawiają 
kobiety   wielu   zwykłych   korzyści   z   przelotnego   seksu.   Nawet   jednak   w   kulturach 
powszechnie  aranżujących  małżeństwa   kobiety  mogą  wywierać   wpływ  na  matrymonialne 
decyzje,   manipulując   swoimi   rodzicami,   przeciwstawiając   się   ich   woli,   ukrywając   swoje 
przelotne kontakty, a nawet uciekając z wybranym kochankiem.

Koszty przelotnego seksu

Każda strategia seksualna pociąga za sobą pewne koszty i przelotny seks nie jest tu 

oczywiście   wyjątkiem.   Mężczyźni   ryzykują   zarażenie   się   chorobami,   opinię   dziwkarza, 
kłopoty czy uszkodzenie ciała przez zazdrosnego męża. We wszystkich kulturach spora część 
zabójstw to rezultat działań zazdrosnych mężów podejrzewających niewierność swoich żon 
(Dały, Wilson, 1988). Niewierni mężczyźni ryzykują rewanż swoich małżonek lub różnorakie 
koszty   rozwodu.   Przelotne   kontakty   seksualne   pochłaniają   też   czas,   energię,   a   często   i 
poważne zasoby materialne. Kobiety ponoszą czasami większe koszty od mężczyzn. Przede 
wszystkim ryzykują opinią osoby o nadmiernie swobodnych obyczajach seksualnych, co z 
reguły   jest   dla   kobiety   znacznie   bardziej   niekorzystne   niż   dla   mężczyzny,   nawet   w 
społeczeństwach bardzo liberalnych w sprawach seksu, jak Szwedzi czy Indianie Ache (Kim 
Hill, informacja osobista, 1991).

Kobieta pozbawiona fizycznej ochrony stałego partnera bardziej jest też na

rażona na agresję i ryzyko zgwałcenia. Choć niebezpieczeństwa te grożą kobietom także ze 
strony mężów, alarmująco wysoki odsetek młodych kobiet donoszących o gwałcie podczas 
randki dochodzi do 15% i wskazuje na powagę zagrożeń czyhających na kobietę samotną 
(Muehlenhard i Linton, 1987). Opisywane poprzednio badania nad cechami pożądanymi  i 
niepożądanymi u partnera stałego i przelotnego wykazały, że kobiety boją się u mężczyzn 
skłonności do przemocy fizycznej i psychicznej, co sugeruje, że dobrze zdają sobie sprawę z 
możliwości napotkania takiego niebezpieczeństwa. Obroną przed nim mogą być właściwe 
kryteria dobierania sobie partnera.

Kobiety   oczywiście   ryzykują   też   ciążą   i   urodzeniem   dziecka,   które   musiałyby 

wychowywać samotnie, bez pomocy i zaangażowania mężczyzny. W pradawnych czasach 
dzieci  takie musiały być  znacznie  bardziej  narażone na chorobę, przemoc  i śmierć  (Hill, 
Hurtado, 1989). Niektóre samotne matki decydują się nawet na dzieciobójstwo - na przykład 
w   Kanadzie   samotne   matki   urodziły   zaledwie   12%   dzieci   w   latach   1977-1983,   ale   były 
sprawczyniami   aż   50%   okołoporodowych   dzieciobójstw   (następujących   do   64   godzin   po 
urodzeniu)   odnotowanych   w   statystykach   policyjnych   (Daly,   Wilson,   1988).   Podobne 
zjawisko obserwuje się też w wielu innych kulturach, na przykład u afrykańskich Baganda. 
Nawet   to   „rozwiązanie”   nie   kompensuje   jednak   samotnej   kobiecie   poważnych   kosztów 
biologicznych   związanych   z   ciążą   i   porodem.   Niewierne   kobiety   pozostające   w   stałym 
związku ryzykują też utratą zasobów męża. Z reprodukcyjnego zaś punktu widzenia kobieta, 
angażując się w przelotny związek, traci cenny czas na pozyskanie i tak niepotrzebnej do 
rozrodu   spermy   (Wilson,   Daly,   1992).   Ryzykuje   też   niebezpieczną   rywalizację   między 

background image

własnymi dziećmi, które mogą być  słabiej ze sobą związane, jeżeli pochodzą od różnych 
ojców (Holmes, Sherman, 1982).

  Przelotne   kontakty   seksualne   niosą   więc   ze   sobą   ryzyko   dla   obu   płci.   Ponieważ 

jednak niosą też i poważne korzyści, zarówno kobiety, jak i mężczyźni wykształcili strategie 
dobierania   sobie   przelotnych   partnerów   w   sprzyjających   warunkach   pozwalających 
zmniejszyć koszty, a zwiększyć korzyści z przelotnego seksu.

Warunki sprzyjające przelotnemu seksowi

Wszyscy znamy takich mężczyzn, którzy gonią za każdą spódniczką, i takich, którzy nigdy 
nie zdradziliby swojej partnerki. Znamy kobiety chętne do przelotnych kontaktów i takie, 
którym   seks   bez   uczuciowego   zaangażowania   w   ogóle   nie   przychodzi   do  głowy.   Ludzie 
oczywiście różnią się skłonnością do nawiązywania przelotnych kontaktów seksualnych, a 
nawet u tej samej osoby skłonność ta ulega wahaniom w zależności od czasu i kontekstu.

Jednym z czynników nasilających tę skłonność jest wychowanie w rodzinie bez ojca. 

Kobiety z takich rodzin mają znacznie więcej partnerów seksualnych w życiu, niż kobiety z 
rodzin pełnych. Co więcej, dziewczęta z rodzin pozbawionych ojca wcześniej dorastają do 
pierwszej miesiączki (Draper, Belsky, 1990; Moffit, Caspi, Belsky, 1990). Wygląda to tak, 
jakby  kobiety  wychowujące   się   bez   stałej   obecności   ojca  były   mniej   skłonne   wierzyć   w 
zdolność   mężczyzny   do   trwałego   i   wyłącznego   zaangażowania   w   jedną   osobę   i   same   w 
związku   z   tym   wybierają   strategię   pozyskiwania   dóbr   nie   od   jednego,   lecz   od   wielu 
partnerów.

Innym czynnikiem decydującym o skłonności do seksu przelotnego jest faza własnego 

cyklu życiowego. W wielu kulturach seks przelotny typowy jest dla ludzi dorastających i 
młodych,   dopiero   poszukujących   własnej   drogi   przez   rynek   matrymonialny, 
eksperymentujących  na swoich możliwościach i kształtujących  własne strategie seksualne. 
Dopiero po przejściu tego okresu stają się gotowi do małżeństwa. W niektórych kulturach, jak 
u amazońskich Mehinaku, taki eksperymentalny seks nastolatków jest nie tylko tolerowany, 
lecz   nawet   zachęca   się   doń   młodych   ludzi,   co   sugeruje   powiązanie   seksu   przelotnego   z 
określoną fazą życia (Frayser, 1985; Gregor, 1985).

Dodatkowej   okazji   do   tego   rodzaju   kontaktów   seksualnych   dostarczają   też   okresy 

przejściowe   między   kolejnymi   związkami   o   monogamicznym   charakterze.   Po   rozwodzie 
ważną sprawą jest ponowna ocena własnej wartości matrymonialnej, która uległa zmianie 
wskutek   pojawienia   się   dzieci   czy   zmiany   pozycji   społecznej   itp.   Przelotne   kontakty 
seksualne pozwalają człowiekowi zorientować się, jak tego rodzaju zmiany wpłynęły na jego 
wartość   dla   płci   przeciwnej   i   kogo   ma   wobec   tego   poszukiwać   na   partnera   następnego 
związku, jak ukierunkować własne wysiłki.

Innym   czynnikiem   jest   proporcja   liczby   kobiet   i   mężczyzn   w   danej   społeczności, 

uzależniona od takich zdarzeń, jak wojny i bójki (wywołujące zwykle niedobór mężczyzn), 
celowe zabójstwa, od których przeciętnie rzecz biorąc ginie siedmiokrotnie więcej mężczyzn 
niż kobiet, czy odsetek ponownych ożenków, który szybciej spada wraz z wiekiem dla kobiet 
niż mężczyzn. Kiedy stosunek liczebności płci faworyzuje mężczyzn, zwykle przestawiają się 
oni na kontakty przelotne kosztem trwałych. Na przykład Indianie Ache cechują się znacznym 
promiskuityzmem, gdyż w plemieniu tym jest o połowę więcej kobiet niż mężczyzn. Kobiety 
zwracają   się   ku   kontaktom   przelotnym,   kiedy   panuje   niedostatek   mężczyzn   zdolnych   do 
zainwestowania poważnych zasobów w trwały związek (Secord, 1983; Pedersen, 1991). W 
niektórych   subkulturach,   na   przykład   w   zamieszkiwanych   przez   biedotę   gettach   wielkich 
miast   amerykańskich,   brakuje   mężczyzn   dysponujących   zasobami   wystarczającymi   do 
przyciągnięcia kobiety na dłużej. Wobec tego kobiety mają mniej powodów, by wiązać się z 
mężczyznami   na   stałe.   Skłonność   kobiet   do   przelotnych   kontaktów   seksualnych,   rośnie 

background image

również wtedy, kiedy są one w stanie pozyskać więcej zasobów od swoich krewnych niż od 
partnerów (Gaulin, Schlegel, 1980). W kulturach tych kobiety chętniej korzystają z okazji do 
pozyskania korzyści dla siebie i dzieci z przelotnych kontaktów z licznymi mężczyznami.

Mniej zachęt do trwałych związków stwarzają kobietom także te kultury, w których 

żywność   jest   własnością   wspólnoty,   a   nie   poszczególnych   jednostek.   Na   przykład 
paragwajscy Ache z reguły dzielą się upolowaną zwierzyną z całą wioską. Dobrzy myśliwi 
nie pozyskują więcej pożywienia niż kiepscy, kobiety uzyskują swój przydział niezależnie od 
tego, czy są zamężne i jakim myśliwym jest ich mąż. Nie zachęca to do budowania trwałych 
związków i trzy czwarte kobiet poprzestaje na seksie przelotnym (Hill, Kapłan, 1988; Kim 
Hill, informacja osobista, 1991). Innego przykładu  dostarcza  socjalistyczny system opieki 
społecznej w Szwecji, zapewniający bardziej równomierny podział dóbr niż gdzie indziej. W 
rezultacie tylko połowa zamieszkujących wspólnie par jest formalnie związana małżeństwem, 
a osoby obu płci często nawiązują krótkotrwałe związki z innymi (Posner, 1992).

Innym   ważnym   czynnikiem   jest   własna   atrakcyjność   jako   stałego   partnera   w 

przyszłości, która inaczej wpływa na zachowania kobiet i mężczyzn. Terminujący dopiero 
mężczyzna z dużymi szansami na awans społeczny skłonny jest poprzestawać na przelotnych 
związkach do czasu osiągnięcia pozycji zapewniającej mu pozyskanie wysoce wartościowej 
partnerki   stałego   związku.   Kobieta,   której   bieżąca   wartość   matrymonialna   jest   niewielka, 
może założyć, że i tak nie pozyska takiego partnera, jakiego chciałaby,  co zaowocuje jej 
większą skłonnością wchodzenia w przelotne związki.

Niektóre   społeczeństwa   wykształcają   też   instytucje   prawne   czy   obyczajowe 

zachęcające do przelotnych kontaktów. Na przykład władcom Rzymu wolno było mieć setki 
konkubin, które były odsyłane z haremu po osiągnięciu trzydziestego roku życia (Betzig, 
1992). W Hiszpanii i Francji istnieje kulturowo usankcjonowana tradycja utrzymywania w 
odrębnych   mieszkaniach   konkubin   przez   tych   mężczyzn,   którzy   są   w   stanie   na   to   sobie 
pozwolić. Również niektóre komuny czy „społeczności alternatywne” licznie powstające w 
latach   sześćdziesiątych   i   siedemdziesiątych   naszego   wieku   wyraźnie   zachęcały   do 
eksperymentowania z licznymi kontaktami seksualnymi. Mniejsza lub większa skłonność do 
wdawania się w przelotne kontakty pozostaje również uzależniona od strategii realizowanych 
przez innych. Jeżeli wielu mężczyzn poprzestaje na kontaktach jedynie przelotnych, jak w 
Rosji   lat   dziewięćdziesiątych,   kobiety   zostają   zmuszone   do   praktykowania   równie 
przelotnego seksu - z braku chętnych na partnera stałego związku. Małżonkowie mogą też 
nawzajem się sobie rewanżować wdawaniem się w przelotne kontakty seksualne z innymi.
 

Przelotny   seks   jest   więc   strategią   uprawianą   zawsze   w   konkretnych   warunkach 

społecznych i jego częstość pozostaje silnie od tych warunków uzależniona. Wpływają na nią 
stosunek liczebny obu płci i instytucje  kulturowe wykształcone w danym  społeczeństwie, 
stadium własnej historii życiowej i strategie uprawiane przez
innych.

Przelotny seks jako źródło możliwości

Dwudziestowieczne badania naukowe nad kojarzeniem się ludzi w pary skupiały się 

niemal   wyłącznie   na   małżeństwie.   Ludzka   anatomia,   fizjologia   i   psychologia   zdradzają 
jednak   pradawną   przeszłość   naszego   gatunku   wypełnioną   także   i   seksem   przelotnym. 
Oczywiste   korzyści   osiągane   przez   mężczyzn   stosujących   tę   strategię   postępowania 
przysłoniły uczonym równie wielkie korzyści osiągane przez kobiety. Przelotne kontakty są 
kontaktami mężczyzn z kobietami, i to kobietami chętnymi do takich związków. Chętnymi 
także do czerpania z nich korzyści.

Wyłaniający  się  obraz   rzeczy  nie  wszystkim   się  zapewne   spodoba.  Kobiety  może 

niepokoić   męska   skłonność   do   wskakiwania   do   łóżka   z   ledwo   poznanymi   osobami. 
Mężczyznom   nie   pomaga   myśl   o   żonach   przeszukujących   teren   w   nadziei   na   korzystny 

background image

związek   przelotny,   nadających   innym   mężczyznom   subtelne,   choć   czytelne   sygnały 
gotowości seksualnej, a czasami podkładających  własnemu mężowi kukułcze jajo. Natura 
ludzka może być niepokojąca.

Z innej jednak perspektywy dysponowanie przez nas złożonym, obfitującym w różne 

strategie   postępowania   repertuarem   zachowań   seksualnych   daje   nam   więcej   siły, 
elastyczności i możliwości kontrolowania własnego losu. Miast pozostać skazani na jeden 
tylko, niezmienny sposób postępowania, możemy faktycznie wybierać z dość obfitego menu, 
stosownie do własnych apetytów i konieczności. Współczesna technologia pozwala nam też 
uniknąć   wielu   kosztów,   które   przelotny   seks   pociągał   za   sobą   dla   naszych   odległych 
przodków.   Środki   antykoncepcyjne   pozwalają   ludziom   uniknąć   ciąży   niechcianej   czy 
pojawiającej   się   w   niewłaściwym   czasie.   Względna   anonimowość   miast   zapewnia 
zmniejszenie   szkód,   które   przelotny   seks   może   przynieść   naszej   reputacji.   Ruchliwość 
przestrzenna   umożliwia   dzieciom   umknięcie   spod   rodzicielskiej   władzy   w   sprawach 
matrymonialnych, a dostarczana przez rządy opieka społeczna umożliwia przetrwanie także 
dzieciom z przelotnych związków. Obniżenie kosztów przelotnego seksu powiększa repertuar 
dostępnych nam sposobów postępowania.

Dopuszczenie do świadomości całego skomplikowania ludzkich strategii seksualnych 

jest   trudne   do   pogodzenia   z   wiarą   w   błogosławieństwa   małżeńskiego   stanu,   w   której 
zostaliśmy   wychowani.   Ale   równocześnie   wiedza   ta   daje   nam   więcej   możliwości 
kształtowania własnych losów matrymonialnych, niż mieli ich nasi poprzednicy.

V
PRZYCIĄGANIE PARTNERA 

Serca mają równie wiele nastrojów jak twarze wyrazów.
Pozyskanie tysiąca serc wymaga tysiąca sposobów.
Owidiusz, Sztuka kochania

Jasna świadomość, czego się chce od partnera, nie gwarantuje jeszcze realizacji pragnień. 
Zależy to w dużym stopniu od umiejętności sygnalizowania, że posiada się przymioty 
pożądane przez płeć przeciwną. Ponieważ pradawnym kobietom zależało na przykład na 
pozyskaniu partnerów o wysokiej pozycji społecznej, u mężczyzn pojawiła się motywacja do 
demonstrowania tych właśnie cech. Współzawodnictwo o partnera polegało na przewyższeniu 
rywali własnej płci pod względami pożądanymi przez płeć przeciwną.

W ty cyklu wspólnej ewolucji kobiet i mężczyzn każda z płci wykształcała pewne 

mechanizmy psychologiczne rozwiązujące problemy stwarzane przez płeć przeciwną. Tak jak 
zręczny rybak posługuje się przynętą najbardziej pasującą do upodobań ryby, którą chce 
złowić, tak nasi przodkowie rozwijali strategie postępowania najbardziej pasujące do 
upodobań płci przeciwnej. Zrozumienie pragnień pożądanego partnera stanowiło więc klucz 
do sukcesu w grze o jego zdobycie.

Przyciąganie partnera nie odbywa się jednak w próżni- o wysoce pożądanego partnera 

płci przeciwnej zabiegają też inni konkurenci naszej własnej płci. Nie wystarczy zatem tylko 
demonstracja własnych, a pożądanych przez płeć przeciwną zalet, trzeba jeszcze pomniejszyć 
wagę zalet konkurencji. Ludzie wykształcili jedyny w swoim rodzaju mechanizm zwalczania 
konkurencji- podważanie wartości innych za pomocą wypowiedzi słownych. W rezultacie 
nieodłączną częścią ludzkich zabiegów matrymonialnych jest pomniejszanie zalet 
konkurencji za pomocą obmowy, insynuacji, ośmieszania i w ogóle szkodzenia opinii innych 
osób naszej własnej płci.

Podobnie jak taktyki przyciągania partnera opierają się na zrozumieniu, czego płeć 

przeciwna pożąda, tak taktyki szkodzenia konkurencji opierają się na zrozumieniu, czego 

background image

osoby płci przeciwnej chciałyby uniknąć. Mniej lub bardziej otwarty komunikat mężczyzny, 
że jego konkurent wyzuty jest z wszelkich ambicji, działa dzięki predyspozycji kobiet do 
unikania mężczyzn pozbawionych ambicji. Podobnie komunikat kobiety na temat wdawania 
się jej konkurentki w liczne kontakty seksualne z wieloma mężczyznami, jest taktyką 
skuteczną dlatego, że mężczyźni skłonni są unikać stałych partnerek, które nie zapewnią im 
wyłączności dostępu do własnych powabów seksualnych.

Skuteczność różnych sposobów przyciągania partnera do siebie, a zniechęcania do 

konkurencji uzależniona będzie od tego, czy płeć przeciwna poszukuje partnera na stałe, czy 
też przelotnego. Rozważmy przypadek kobiety próbującej zniechęcić mężczyznę do rywalki 
za pomocą insynuacji, że tamta sypia z wieloma innymi. Jeżeli on poszukuje partnerki stałej, 
insynuacja taka odniesie pożądany skutek, mężczyźni bowiem unikają promiskuityzmu u 
stałych partnerek. Jeżeli jednak mężczyzna poszukuje partnerki przelotnej, insynuacja 
odniesie skutek odwrotny do zamierzonego - u partnerek przelotnych promiskuityzm nie jest 
bowiem w oczach mężczyzny wadą, a może wręcz być zaletą. Z kolei na przykład otwarte 
ujawnianie pragnień seksualnych przez kobietę może być skuteczne przy pozyskiwaniu 
partnera przelotnego, ale nie stałego.

Reguły rządzące powstawaniem związków przelotnych różnią się od zasad kojarzenia 

się par na stałe. W odniesieniu do związków trwałych, zarówno kobiety, jak i mężczyźni wolą 
dłuższy okres zalotów pozwalających dobrze zorientować się w zaletach i wadach drugiej 
strony. W tym czasie okazać się może, że pozycja społeczna mężczyzny wcale nie jest tak 
wysoka, jak starał się on sprawić wrażenie, że kobieta miała już męża, że któreś z nich ma 
dzieci z poprzedniego związku itd.

W wypadku związków przelotnych, możliwości oszukania partnera są nieporównanie 

większe - mężczyzna może udawać wyższą pozycją społeczną niż faktycznie zajmowana, 
kobieta może udawać lepszą reputację, niż ma w istocie. Krótko mówiąc, kontakty przelotne 
to teren zdradliwy i usiany pułapkami dotyczącymi przede wszystkim udawania tych cech, 
których płeć przeciwna pożąda najbardziej. W wypadku mężczyzn będzie to udawanie 
wyższej pozycji społecznej, posiadania większych zasobów i silniejszego zaangażowania 
uczuciowego. W wypadku kobiet będzie to udawanie urody i wierności seksualnej. Bitwa o 
seks przelotny toczona jest przez obie płcie, choć w niejednakowym stopniu, na kontaktach 
przelotnych bardziej bowiem zależy mężczyznom. Dlatego też kobiety mają w tej dziedzinie 
więcej do powiedzenia - na każdą chętną czekają zwykle dziesiątki mężczyzn, kobieta ma 
więc duży wybór i decydujący głos. W wypadku małżeństwa ta nierównowaga znika, 
chętnych obu płci jest mniej więcej tyle samo i w konsekwencji na dalej posuniętą 
wybredność mogą sobie pozwolić tylko bardzo atrakcyjne kobiety.

Przyciąganie partnera związku i przelotnego, i trwałego wymaga pokazywania 

własnych zalet pożądanych przez płeć przeciwną. Tak jak samce tkaczyka afrykańskiego 
pokazują swoje gniazda, a samce muchy skorpionowatej pokazują swój prezent kopulacyjny, 
tak mężczyźni i kobiety muszą zareklamować swoje zalety. Ponieważ kobiety i mężczyźni 
mają odmienne pragnienia, każda z płci stara się zademonstrować co innego.

Prezentowanie zasobów

W świecie zwierząt demonstrowanie posiadanych zasobów jest dość powszechnym 

zachowaniem samców. Na przykład samce kukawki srokatej (Geococcyx californianus) łapią 
myszy czy niedojrzałe szczury, ogłuszają je lub zabijają, po czym oferują je samicom. Nie 
przekazują jednak prezentu, poprzestając na wyczekującym krakaniu i kiwaniu ogonem. 
Przekazanie żywności następuje dopiero po kopulacji; samica zjada „prezent", co ma jej 
pomóc wysiedzieć jaja właśnie zapłodnione przez samca (Kevles, 1986). Jeżeli samcowi nie 
uda się upolować właściwego prezentu, nie uda mu się też i przystąpić do kopulacji.

Również mężczyźni dokładają starań, by zaprezentować swoje zasoby kobietom i 

background image

dzięki temu przywabić je do siebie. W badaniach nad taktykami wabienia partnera prosiliśmy 
kilka setek studentów i studentek różnych uniwersytetów (kalifornijski, Harvarda, Michigan) 
o opisanie taktyk, które sami stosują i które zaobserwowali u innych. Wśród opisanych taktyk 
znalazły się takie zachowania, jak chwalenie się własnymi osiągnięciami, opowiadanie o 
ważności własnej pracy, okazywanie sympatii i zrozumienia innym, nawiązywanie kontaktu 
wzrokowego czy noszenie seksownych ubrań. Zespół czworga badaczy podzielił następnie te 
ponad sto zachowań na dwadzieścia osiem wyodrębniających się kategorii. Na przykład 
kategoria „prezentowanie sprawności fizycznej" obejmowała takie zachowania, jak 
podnoszenie ciężarów na pokaz, otwieranie mocno zamkniętych słojów i opowiadanie o 
własnych sukcesach sportowych. Wreszcie poprosiliśmy sto par małżeńskich i dwieście 
studentów i studentek stanu wolnego o ocenę skuteczności każdej z tych taktyk jako sposobu 
na przyciągnięcie płci przeciwnej (do związku przelotnego lub stałego) i ocenę, jak często 
każda taktyka jest stosowana przez nich samych, przez ich przyjaciół i małżonków (Buss, 
1988a; Schmitt, Buss, 1996). Przedmiotem podobnie skonstruowanego badania były też 
taktyki zwalczania konkurencji - najpierw poprosiliśmy badanych o opisanie własnych i cu-
dzych praktyk, po czym również sklasyfikowaliśmy je w dwadzieścia osiem różnych 
kategorii. Na przykład kategoria „podważanie inteligencji konkurenta" polegała na takich 
zachowaniach, jak doprowadzenie do sytuacji, w której konkurent wyjdzie na głupca, 
mówienie innym, że jest tępy czy że „ma nie po kolei w głowie". Na koniec i tutaj 
poprosiliśmy sto małżeństw i ponad trzysta studentów i studentek o ocenę skuteczności i 
częstości stosowania tych taktyk (Buss, Dedden, 1990).

Jedną z taktyk stosowanych przez mężczyzn okazało się prezentowanie własnych 

zasobów - przechwalanie się wysokością zarobków i osiągnięciami, wydawanie dużych sum 
pieniędzy celem wywarcia na kobiecie odpowiedniego wrażenia, jeżdżenie drogim 
samochodem, opowiadanie o ważności wykonywanej pracy. Innym sposobem jest zawyżanie 
przed kobietami własnej pozycji zawodowej i perspektyw kariery. Pokazywanie zasobów jest 
więc strategią przyciągania płci przeciwnej stosowaną nie tylko przez ptaki, lecz i przez 
mężczyzn.

Mężczyźni starają się też pomniejszyć wagę zasobów, którymi dysponują konkurenci, 

mówiąc kobietom, że rywal jest biedny, nie ma pieniędzy, nie wykazuje ambicji i jeździ tanim 
samochodem. Kobiety w mniejszym stopniu stosują tę taktykę obniżania wartości rywalek, a 
jeżeli nawet, to jest ona oceniana jako mniej skuteczna w wydaniu kobiet niż mężczyzn.

Kluczową rolę odgrywa też dostosowanie taktyki do przelotnego bądź trwałego 

charakteru związku. Próby oszołomienia kobiety własnymi zasobami już na początku 
znajomości (kosztowna kolacja podczas pierwszej randki, cenne prezenty, szastanie 
pieniędzmi) są skuteczniejsze przy pozyskiwaniu partnerki związku przelotnego niż trwałego. 
W barach dla samotnych częstym sposobem wabienia partnerki jest fundowanie jej drinka, a 
im droższy drink, tym bardziej jest skuteczny; podobnie skuteczną strategią jest dawanie 
wysokich napiwków kelnerowi, co pokazuje kobiecie szczodrość i zasobność mężczyzny 
(Cloyd, 1976).

W kontekście związku trwałego skuteczniejszą taktyką mężczyzny jest natomiast 

pokazywanie własnej pracowitości czy opowiadanie o ambitnych planach życiowych. 
Podważanie wartości zasobów konkurenta również jest taktyką skuteczniejszą w kontekście 
pozyskiwania partnerki długotrwałej niż przelotnej - podważanie ambicji życiowych i 
umiejętności zawodowych konkurenta zniechęca do niego kobietę, jeżeli idzie o małżeństwo, 
ale nie o przelotny seks. Pasuje to oczywiście doskonale do poprzednio omówionych 
upodobań kobiet, które pragną natychmiastowego dostępu do zasobów mężczyzny w 
kontakcie przelotnym, a dobrych, choć niekoniecznie natychmiast realizowanych perspektyw 
na przyszłość w wypadku związku trwałego.

Noszenie kosztownego ubrania działa natomiast jednako dobrze w obu kontekstach. 

background image

W pewnym badaniu wyświetlano kobietom zdjęcia mężczyzn ubranych w drogie 
trzyczęściowe garnitury, markowe dżinsy czy marynarki bądź też ubranych w odzież tanią. Ci 
pierwsi bardziej się kobietom podobali (Hill, Nocks, Gardner, 1987; Townsend, Levy, 1990), 
zarówno jako kandydaci na męża, jak i na przelotnego partnera, ponieważ drogie ubranie 
zdaje się sygnalizować zasoby zarówno natychmiastowo dostępne, jak i trwałe. 
Antropologowie John M. Townsend i Gary Levy stwierdzili powszechność takiego właśnie 
oddziaływania ubioru mężczyzn na kobiety we wszelkich relacjach damsko-męskich, od 
pójścia na kawę do małżeństwa. Pokazywali różnym kobietom zdjęcia tych samych mężczyzn 
ubranych albo w tani uniform Burger Kinga, albo w kosztowny blezer, białą koszulę i 
wykwintny krawat oraz zegarek firmy Rolex. Kobiety nie chciały z tymi pierwszymi ani 
umówić się na randkę, ani nawiązać przelotnego kontaktu, ani wyjść za nich za mąż. Ci 
drudzy, owszem, nadawali się do wszystkich tych trzech celów, mimo że byli to dokładnie ci 
sami mężczyźni, tyle że inaczej ubrani.

Ważność pokazywania przez mężczyznę zasobów materialnych nie ogranicza się 

oczywiście do kultur Zachodu. Antropolog A.R. Holmberg napotkał wśród boliwijskich 
Indian Siriono pewnego szczególnie marnego myśliwego, którego już kilka kolejnych żon 
zdążyło porzucić na rzecz lepszych myśliwych i który w związku z tym spadł na bardzo niską 
pozycję w plemiennej hierarchii. Kiedy jednak Holmberg zaczął z nim wspólnie polować i 
nauczył go posługiwania się bronią palną, wzrost łowieckich umiejętności owego Indianina 
spowowodował, że zaczął on w końcu „cieszyć się najwyższym szacunkiem 
współplemieńców, pozyskał kilka partnerek seksualnych i zaczął ubliżać innym, miast 
samemu wysłuchiwać ich obelg" (Holmberg, 1950, s. 58).

Siła oddziaływania zasobów mężczyzny nie jest też niczym nowym. Dwa tysiące lat 

temu Owidiusz zauważał nie bez melancholii: „Chcemy solidniejszych darów / chociaż 
poezję chwalimy / Nawet dziki barbarzyńca / nieogładzony, nieczuły / może być pewien 
triumfu /jeśli ma pełne szkatuły / Żyjemy dziś w złotym wieku / Wszystko otrzymasz za złoto 
/ Ta, co nawet słynie cnotą / nagradza złoto pieszczotą" (Owidiusz Sztuka kochania, tłum. 
Julian Ejsmond, Warszawa 1987). Wciąż jeszcze żyjemy w tym złotym wieku.

Okazywanie zaangażowania uczuciowego

Kobiety przyciąga także objawianie przez mężczyznę miłości, zaangażowania i 

skłonności do poświęceń. Sygnalizują one gotowość mężczyzny do inwestowania własnej 
energii, czasu i zasobów w tę właśnie kobietę. Wartość tych sygnałów jest tym większa, że 
zaangażowanie jest trudne lub zbyt kosztowne do udawania - wiarygodne oznaki 
zaangażowania muszą być bowiem ujawniane wielokrotnie i niezawodnie. Okazywanie 
zaangażowania jest więc typowe dla mężczyzn zainteresowanych kontaktem trwałym, a nie 
przelotnym i stąd kobiety przywiązują do zaangażowania mężczyzny dużą wagę.

Potwierdzają to nasze opisywane już badania nad taktykami pozyskiwania partnerów i 

utrącania konkurencji. Rozważanie planów małżeńskich przez mężczyznę sygnalizuje jego 
gotowość do włączenia kobiety we własne kontakty społeczne i rodzinne, do wydatkowania 
własnych zasobów na jej rzecz. Deklarowanie przez mężczyznę gotowości do zmiany 
wyznania, jeżeli taka byłaby wola kobiety, sygnalizuje jego pragnienie dbania o jej potrzeby. 
Zainteresowanie jej problemami sygnalizuje gotowość do udzielenia uczuciowego wsparcia, 
gdy okaże się ono potrzebne. W naszych badaniach nad setką nowożeńców wszystkie kobiety 
twierdziły, że ich mężowie ujawniali takie właśnie zachowania podczas zalotów. Istotnym 
sygnałem zaangażowania jest wytrwałość zalotów mężczyzny. Spędzanie dużej ilości czasu z 
kobietą, częste spotkania, telefony i listy - wszystko to są zachowania o większej skuteczności 
przy pozyskiwaniu partnerki związku trwałego niż przelotnego (średnie oceny ich 
skuteczności wyniosły 5,48 i 4,54 na skali siedmiostopniowej). Wytrwałość w zalotach jest 
też skuteczniejszą taktyką u mężczyzn niż u kobiet, sygnalizuje bowiem zainteresowanie 

background image

czymś więcej niż przelotny seks.

Skuteczność męskiej wytrwałości ilustruje historia opowiedziana nam przez jedną z 

uczestniczek badania nad nowożeńcami: „Początkowo wcale się Johnem nie interesowałam. 
Uważałam raczej, że jest trochę nieudany i ciągle mu odmawiałam i odmawiałam. Ale on nie 
rezygnował i wciąż się pokazywał, dzwonił i doprowadzał do „przypadkowych" spotkań. W 
końcu zgodziłam się z nim wyjść, żeby go już mieć z głowy. Ale wszystko potoczyło się, jak 
to mówią, od rzemyczka do koziczka i po sześciu miesiącach pobraliśmy się".

Wytrwałość podziałała także w wypadku pewnego niemieckiego profesora. Wracając 

z naukowej konferencji z Polski do Niemiec, wdał się w pasjonującą rozmowę z atrakcyjną 
lekarką, dwanaście lat od siebie młodszą. Lekarka jechała do Amsterdamu, nie do Niemiec, i 
niedługo pojawiła się stacja jej przesiadki. Powiedziała profesorowi do widzenia, a ten 
nalegał, że pomoże jej choćby odnieść bagaż do przechowalni. Kiedy profesor odjeżdżał 
swoim pociągiem, uświadomił sobie, że traci niepowtarzalną okazję. Na następnej stacji 
przesiadł się więc do pociągu powrotnego i wrócił na miejsce rozstania. Lekarki nigdzie 
jednak nie znalazł, mimo przeszukania wszystkich sklepów i restauracji w pobliżu dworca. 
Zdeterminowany, zainstalował się przed przechowalnią bagażu i czekał tak długo, aż lekarka 
przyszła po swą walizkę. Jego obecność zaskoczyła ją, ale wytrwałość poszukiwań zrobiła na 
niej duże wrażenie. Tak duże, że po roku opuściła ojczystą Polskę i wyszła za mąż za 
profesora, który utraciłby ją na zawsze, gdyby nie wytrwałość. Wytrwałość popłaca.

Poważną rolę w strategiach pozyskiwania kobiety odgrywa też okazywanie 

życzliwości, również stanowiącej objaw zaangażowania. Stałą partnerkę łatwo pozyska 
mężczyzna okazujący zrozumienie jej problemów, wrażliwość na jej potrzeby, współczucie i 
pomoc. Życzliwość działa w ten sposób, gdyż sygnalizuje poważne zainteresowanie kobietą, 
a nie tylko przelotnym z nią seksem. Stąd też niektórzy mężczyźni nadużywają tej taktyki, 
udając życzliwość celem pozyskania partnerki do przelotnego związku.

Różne taktyki wprowadzania w błąd i wykorzystywania płci przeciwnej badane były 

przez psychologów Williama Tooke'a i Lori Camire (Tooke, Camire, 1991). Poprosili oni 
jedną grupę badanych o opisanie tego rodzaju sposobów postępowania, które zaobserwowali 
u innych i siebie samych. Badani wymieniali tu takie zachowania, jak przedstawianie własnej 
kariery zawodowej w fałszywie pozytywnym świetle, wciąganie brzucha na widok płci 
przeciwnej, starania, by wydać się bardziej rozważnym i godnym zaufania, niż się jest w 
istocie, ukrywanie zainteresowania seksem wtedy, kiedy tylko o to włas'nie chodzi. Opisy 
wszystkich osiemdziesięciu ośmiu uzyskanych tą drogą sposobów postępowania przedstawio-
no następnie dwustu pięćdziesięciu osobom z prostą o ocenę skuteczności i częstości ich 
stosowania przez mężczyzn i kobiety. Okazało się, że aby pozyskać kobietę, mężczyźni 
starają się wydać delikatniejsi, rozważniejsi i wrażliwsi, niż są w rzeczywistości.

Podobne wyniki przyniosły także badania nad klientami barów dla samotnych. 

Czwórka badaczy spędziła około stu godzin w barach w okręgu Washtenaw (stan Michigan), 
zapisując wszystkie obserwowane praktyki pozyskiwania partnera. W sumie zaobserwowano 
sto dziewięć taktyk przyciągania partnera, jak oferowanie drinka, wypinanie piersi, zmysłowe 
ssanie słomki czy intensywne wpatrywanie się w inną osobę. Grupa stu studentów została 
poproszona o ocenę skuteczności każdej z tych taktyk w zastosowaniu przez mężczyzn i przez 
kobiety. Kobiety twierdziły, że najskuteczniejszym sposobem ich pozyskania są dobre ma-
niery, oferowanie pomocy, okazywanie troski i współczucia. Naśladowanie tego, czego 
kobieta chciałaby od męża, jest więc skutecznym sposobem przywabienia jej do przelotnego 
związku.

Inną taktyką demonstrowania własnej życzliwości jest okazywanie opiekuńczego 

stosunku do dzieci. W jednym z badań pokazywano różnym kobietom trzy ujęcia tego 
samego mężczyzny: na jednym zabawiał on niemowlę, na drugim ignorował płaczące 
niemowlę, na trzecim był sam, bez niemowlęcia (La Cerra, Cosmides, Tooby, 1993). 

background image

Najbardziej podobał się kobietom mężczyzna opiekujący się dzieckiem, najmniej - 
mężczyzna ignorujący rozpłakane dziecko. Kiedy mężczyznom pokazywano podobne trzy 
ujęcia kobiet, zachowanie kobiety w stosunku do dziecka nie wpływało na ocenę jej 
atrakcyjności w oczach mężczyzn.

Mężczyźni sygnalizują swoje zaangażowanie, okazując również lojalność i wierność, 

podczas gdy oznaki promiskuityzmu sygnalizują oczywiście zainteresowanie jedynie 
przelotnym kontaktem seksualnym. Wśród stu trzydziestu sposobów przyciągania partnerki 
przez mężczyznę, okazywanie i dotrzymywanie wierności kobiety stawiają na drugim miejscu 
- tuż za okazywaniem zrozumienia ich problemów. Ponieważ wierność sygnalizuje 
zaangażowanie, skutecznym środkiem walki z konkurentem jest sugerowanie, że tamtemu 
chodzi jedynie o przelotny seks. Kobiety oceniają tę technikę jako znacznie bardziej 
skuteczną w kontekście związku trwałego niż przelotnego. Podobnie mężczyźni uważają, że 
skutecznym w tym kontekście sposobem podważania wartości rywalki jest podawanie w 
wątpliwość jej wierności seksualnej (Schmitt, Buss, 1996).                      

Innym sygnałem zaangażowania jest okazywanie miłości - robienie dla kobiety czegoś 

szczególnego, wyrażanie miłości, mówienie „kocham cię". I kobiety, i mężczyźni 
umieszczają ten sposób postępowania wśród 10% najbardziej skutecznych. W 1991 roku 
Roseanne Barr i Tom Arnold (małżeństwo amerykańskich aktorów) dokonali takiej oto 
transakcji: on dał się nawrócić na judaizm, na czym jej zależało, ona zaś przejęła jego 
nazwisko, co z kolei on uważał za ważną oznakę miłości. Tego rodzaju akty miłości 
sygnalizują poważne zaangażowanie, ponieważ mają charakter publiczny i dowodzą 
poświęcenia dla drugiej strony.

Tak jak rzeczywiste zaangażowanie mężczyzny jest owocną taktyką pozyskiwania 

żony, tak jego udawanie jest skutecznym sposobem uwiedzenia kobiety i nakłonienia jej do 
kontaktu, który dopiero potem okaże się przelotny. Technika ta działa szczególnie wtedy, 
kiedy dla kobiety przelotne kontakty stanowią drogę do pozyskania stałego partnera. 
Wspomniane badanie nad wprowadzaniem płci przeciwnej w błąd wykazało, że mężczyźni 
częściej niż kobiety udają poważne zainteresowanie partnerką i perspektywami trwałego z nią 
związku. Udawanie zainteresowania trwałym związkiem jest przez obie płci uważane za 
taktykę skuteczniejszą w ręku mężczyzny niż kobiety. Mężczyźni zdają sobie z tego sprawę i 
udając to, co kobiety cenią sobie w trwałym związku, starają się je pozyskać dla przelotnego 
kontaktu. Jak zauważa biolog Lynn Margulis: „Każde zwierzę, które widzi, może też zostać 
wprowadzone w błąd i nakłonione do widzenia rzeczy, których nie ma". Robert Trivers 
komentuje zaś, że „wprowadzanie w błąd jest pasożytowaniem na dotąd trafnym systemie 
komunikowania się osobników". Kiedykolwiek samice poszukują samców skłonnych do 
dokonania trwałych inwestycji, znajdą się też samce, które tylko udają tę skłonność. Wśród 
pewnego gatunku owadów samce oferują pokarm samiczce. Po kopulacji odbierają go jej 
jednak i powtarzają tę samą operację z następną partnerką (Margulis, Sagan, 1991, s. 103; 
Triwers, 1985, s. 395; Thornhill, Alcock, 1983).                            

Dla osobników żeńskich tego rodzaju strategia stwarza oczywiście problem 

wykrywania nieszczerości. Ludzkim rozwiązaniem tego problemu jest to, że kobiety wysoko 
oceniają uczciwość mężczyzny, uczciwość sygnalizującą czystość intencji i skłonność do 
trwałego zaangażowania. Wśród 10% najskuteczniejszych taktyk pozyskiwania kobiety 
znajdują się przynajmniej trzy związane z uczciwością: uczciwość wobec kobiety, 
bezpośrednie okazywanie jej swoich uczuć i szczerość.

Podczas gdy sygnały męskiego zaangażowania przyciągają, sygnały, że mężczyzna 

jest zaangażowany gdzie indziej, obniżają jego atrakcyjność w oczach kobiet. Duża część 
klienteli barów dla samotnych to mężczyźni żonaci i posiadający dzieci. Wybierając się do 
baru, zdejmują jednak obrączkę, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że kobiety uważają 
zaangażowanie gdzie indziej za wadę mężczyzny (Allan, Fishel, 1979, s. 150). Powiedzenie 

background image

kobiecie, że rywal ma już stałą dziewczynę, jest uważane przez studentki za najskuteczniejszą 
taktykę podważenia jego szans. Tak więc sygnały zaangażowania przyciągają kobiety, 
ponieważ znamionują one mężczyznę zainteresowanego związkiem trwałym, a więc i przy-
szłym inwestowaniem własnych zasobów w ten związek. Sygnały te są skuteczne, ponieważ 
tego właśnie kobiety najczęściej poszukują.

Popisywanie się tężyzną fizyczną

Mężczyźni starają się pozyskać kobiety, pokazując także swoją sprawność fizyczną, a 

robią to dwa razy częściej niż kobiety - co wykazały nasze badania zarówno nad 
nowożeńcami, jak i studentami uniwersytetu. Taktyka ta jest również uważana za 
skuteczniejszą w wydaniu mężczyzn niż kobiet. Podważanie dowodów sprawności fizycznej 
rywala jest natomiast skuteczną taktyką pomniejszania jego szans w oczach kobiet, 
szczególnie w kontekście kontaktów przelotnych. Wspominanie, że rywal jest fizycznie słaby, 
przegrywa w zawodach sportowych, bądź fizyczne zdominowanie rywala - wszystkie te 
taktyki skuteczniej obniżają jego wartość jako partnera przelotnego niż trwałego. Wyniki 
badań zdają się więc potwierdzać potoczne mniemanie, że mężczyźni fizycznie sprawni i 
wysportowani mają większe szansę na pozyskanie kobiet dla przelotnego kontaktu.

W wielokrotnie już wspominanym plemieniu Yanomamó społeczna pozycja 

mężczyzny jest w dużym stopniu wyznaczona jego sprawnością fizyczną, nieustannie 
sprawdzaną w pojedynkach przypominających nasz boks, walkach na toporki czy w licznych 
wojnach z sąsiednimi wioskami. Pozyskany dzięki fizycznej krzepie status bezpośrednio 
przekłada się na sukces reprodukcyjny - mężczyźni którzy są  unoka, czyli wykazali się 
tężyzną, zabijając innych mężczyzn, mają więcej żon i dzieci niż nie-unoka w tym samym 
wieku (Chagnon, 1988).    

Demonstracja tężyzny fizycznej jest więc skuteczną taktyką przyciągania kobiet 

zarówno w społecznościach tradycjonalistycznych, jak i w naszym własnym kręgu 
kulturowym. Ponieważ taktyka ta jest szczególnie skuteczna w kontaktach przelotnych, 
potwierdza to omawianą poprzednio hipotezę, że kobiety angażują się w kontakty przelotne 
celem pozyskania dodatkowej czy też zapasowej ochrony ze strony mężczyzny.

     Okazywanie brawury i pewności siebie

Skuteczną taktyką przyciągania partnerek jest również okazywanie przez mężczyzn 

brawury i pewności siebie. Składające się na tę taktykę postępowanie - odgrywanie „twardego 
faceta", chwalenie się swoimi osiągnięciami, pewność siebie- oceniane jest przy tym jako 
skuteczniejsze w kontekście kontaktów przelotnych niż trwałych. Ilustracją skuteczności tej 
taktyki może być taka oto opowieść kobiety badanej w barze dla samotnych:

Siedziałam z przyjaciółką przy narożnym stoliku, sączyłam dżin z tonikiem. I wtedy wszedł do 
baru Bob. Wszedł w taki sposób, jakby cały ten bar należał do niego - uśmiechając się 
szeroko i z wielką pewnością siebie. Siadł i zaczął opowiadać o tym, że jego hobby to konie, 
wspominając przy tym, że jest właścicielem stajni. Kiedy barman zapowiedział ostatnią przed 
zamknięciem kolejkę, Bob wciąż jeszcze opowiadał, ile go te konie kosztują, i wspomniał, że 
powinniśmy się kiedyś wspólnie przejechać. „Właściwie, to możemy od razu pójść się przeje-
chać" - powiedział. Była druga w nocy. Wyszłam z baru i przespałam się z nim od razu. Ale 
nigdy nie sprawdziłam, czy rzeczywiście miał te konie.

Pewność siebie sygnalizuje u mężczyzny duże zasoby i wysoką pozycję społeczną 

(Barkow, 1989). W naszych badaniach nowożeńców okazało się, że bardziej pewni siebie 
mężczyźni mieli istotnie wyższe zarobki od mniej pewnych siebie. Fakt, że pewność siebie 

background image

przekłada się u mężczyzn na wzrost zdolności do pozyskania przelotnej partnerki, zauważyła 
jedna z kobiet badanych w barze dla samotnych: „Niektórzy faceci wyglądają na takich, 
którzy wiedzą, co robią. Wiedzą, jak do ciebie podejść i co zrobić, żebyś się dobrze poczuła. 
Ale są też i tacy niedowarze-ni. Wchodzą niby mocno na początku, ale potem wszystko im się 
rozłazi, niczego nie potrafią porządnie zrobić... plączą się dookoła, dopóki ich w końcu nie 
zostawisz, wychodząc do toalety czy pogadać do przyjaciółki" (Cloyd, 1976, s. 300). Kobiety 
często potrafią rozróżnić prawdziwą pewność siebie od udawanej brawury i bardziej cenią 
sobie, rzecz jasna, tę pierwszą. Co więcej, badania psychologów pokazały, że mężczyźni 
pewni siebie podchodzą do atrakcyjnych kobiet i proszą je o randkę niezależnie od poziomu 
własnej atrakcyjności, a mężczyźni pozbawieni pewności siebie unikają kobiet atrakcyjnych, 
uważając, że mają u nich małe szanse (Kiesler, Baral, 1970; Stroebe, 1977).                   

Stopień okazywanej przez mężczyznę pewności siebie jest jednak uzależniony od 

sposobu, w jaki traktuje go kobieta. W barach dla samotnych zaobserwowano, że odrzucanie 
awansów przez kobietę owocuje coraz to bardziej nieśmiałymi podejściami mężczyzny, a 
czasami niechęcią i wycofaniem się z wszelkich prób zalotów. Jak się wyraził pewien 
mężczyzna po odtrąceniu przez trzecią kolejną kobietę: „Trzeba być ze stali, żeby sobie tu 
poradzić". Odrzucenie jest oczywiście bolesne i powoduje zrewidowanie własnych taktyk - 
obniżenie aspiracji do mniej atrakcyjnych kobiet lub oczekiwanie na lepsze czasy (Cloyd, 
1976; Nesse, 1990). Mężczyźni starają się też wydać bardziej pewni siebie, niż w istocie są - 
chwalą się, starają się zachowywać „po męsku" i w sposób stanowczy, by podwyższyć swoje 
szanse  w grze o przelotną partnerkę. Czasami tego rodzaju zachowania są jednak skierowane 
nie na płeć przeciwną, lecz na innych mężczyzn, celem podniesienia własnej wśród nich 
pozycji. Studenci przechwalają się swoimi miłostkami i zawyżają ich liczbę, swoją 
wydolnością seksualną i też ją zawyżają, swoją atrakcyjnością dla płci przeciwnej, 
przesadzając także i w tym względzie. Taka rywalizacja o wysoką pozycję wśród innych 
mężczyzn pośrednio przyczynia się jednak i do sukcesów na polu erotycznym, ponieważ 
wzrost statusu społecznego mężczyzny jest nie tylko skutkiem, lecz i przyczyną zwiększenia 
ich dostępu do atrakcyjnych kobiet.

Fakt, że mężczyźni stosują tego rodzaju taktykę głównie w kontekście kontaktów 

przelotnych, zdaje się przemawiać za hipotezą „seksownego syna". Mężczyźni pokazujący 
kobietom swoją dziarskość i dotychczasowe zdobycze sygnalizują swoją atrakcyjność dla 
kobiet w ogóle. Pusząc się swą męskością niczym paw ogonem, podwyższają być może 
szanse spłodzenia synów, którzy będą atrakcyjni dla kobiet następnego pokolenia.

Tak czy owak, okazywanie brawury i pewności siebie jest istotnym elementem 

samczych taktyk seksualnych także u innych gatunków. Zdarza się jednak i tak, że tego 
rodzaju taktyki „kolegów" są sprytnie wykorzystywane przez inne samce. Na przykład samce 
pewnego gatunku żab kucają przy brzegu i wabią samice głośnym rechotem. Starają się 
rechotać jak najgłośniej, ponieważ natężenie wydawanych dźwięków świadczy o fizycznej 
krzepkości samca i decyduje o jego atrakcyjności dla samic. W istocie samce starają się 
„zarechotać" konkurentów i jest to ich główna strategia pozyskiwania partnerki. Fizycznie 
słabsze samce, zdominowane przez właścicieli potężnych basów, stosują jednak zupełnie inną 
„strategię satelity". Siedzą w pobliżu wysilającego się basisty, lecz same nie wydają głosu. 
Czekają na zbliżającą się samicę i przechwytują ją, odbywając ukradkową kopulację podczas 
koncertu w wykonaniu dominującego samca (Joward, 1981). Podobną strategię satelity 
można spotkać i u ludzi, czego ilustracją jest komedia Woody Allena, w której gra on rolę 
wymoczkowatego plemnika. Przygląda się zażartej walce o dostęp do cennego jaja, toczonej 
przez dwa potężne plemniki w typie macho, a kiedy już oba padną do cna wyczerpane walką, 
Woody wychyla się zza kurtyny, gdzie się ukrywał, i pospiesznie wskakuje do cennego jaja.

W jednym z naszych badań pytaliśmy badanych, co zrobiliby, aby pozyskać partnera 

czy partnerkę aktualnie zaangażowanych w inny związek (Schmitt i Buss, w przygotowaniu). 

background image

Jedną z najczęstszych propozycji było dołączenie do pary jako jej „przyjaciel/przyjaciółka" i 
poczekanie na korzystny dla siebie rozwój wydarzeń.
Rzadziej używaną przez samców strategią kłusowania jest udawanie, że są samicami. 
Strategia ta jest używana przez samce bassa słonecznego zamieszkującego jeziora 
kanadyjskiego stanu Ontario - małe samce przybierają barwę samicy, co umożliwa im 
dostanie się bez przeszkód na terytorium dużego dominującego samca i zapłodnienie 
złożonego tam przez samice skrzeku. Taktyką stosowaną niekiedy wśród ludzi jest natomiast 
udawanie homoseksualizmu przez mężczyzn, co umożliwia im łatwy dostęp do kobiet i 
ewentualną konsumpcję seksualną pod nieobecność dominującego mężczyzny. Jest to jednak 
taktyka stosowana bardzo rzadko.

Polepszanie wyglądu

Tak jak skuteczność męskich taktyk pozyskiwania partnerki uzależniona jest od 

ujawniania przez nich właściwości pożądanych przez kobiety, tak skuteczność taktyk 
kobiecych polega na demonstrowaniu cech upragnionych przez mężczyzn. Przede wszystkim 
więc - na pokazywaniu wskaźników własnej wartości reprodukcyjnej- urody, zdrowia i 
młodości.

Stąd też tak poważną rolę u kobiet odgrywa troska o własny wygląd fizyczny, czego 

świadectwem może być rozkwit przemysłu kosmetycznego, którego głównymi klientkami są 
kobiety. W czasopismach kobiecych ukazuje się mnóstwo ogłoszeń o cudownych bądź 
przynajmniej nowych środkach kosmetycznych, których nie znajdziemy w czasopismach 
przeznaczonych dla mężczyzn. Te ostatnie reklamują raczej samochody, wyposażenie stereo 
czy napoje alkoholowe, a jeżeli już znajdzie się tam jakieś ogłoszenie związane z wyglądem 
fizycznym, dotyczy ono sprzętu kulturystycznego, a nie kosmetyków.                              

Stosowane przez kobiety strategie pozyskiwania mężczyzn polegają nie tyle na 

pokazywaniu swojego prawdziwego wyglądu, ile na staraniach, by wyeksponować i 
zaprezentować takie swoje cechy, które odpowiadają kryteriom urody, wykształconym u 
mężczyzn. Ponieważ rumieńce znamionują zdrowie, kobiety malują policzki, by przyciągnąć 
uwagę mężczyzn. Ponieważ mężczyzn pociąga gładka czysta skóra, kobiety stosują przeróżne 
kremy, pudry, maseczki kosmetyczne i poddają się operacjom usuwania zmarszczek. 
Ponieważ mężczyźni mają upodobanie do błyszczących włosów, kobiety szczotkują, 
rozjaśniają i farbują włosy, starając się je wzmocnić za pomocą piwa, żółtka czy lakierów. 
Ponieważ wydatne czerwone wargi wzbudzają w mężczyznach pożądanie, kobiety używają 
szminek, a niektóre nawet zastrzyków kolagenowych, skoro zaś mężczyznom podobają się 
piersi jędrne i krągłe - kobiety poddają się stosownym operacjom chirurgicznym 
poprawiającym ich wygląd.

Licznych świadectw na to, jak wielką wagę przykładają kobiety do wyglądu 

fizycznego, dostarczają też badania psychologiczne. Zarówno nowo poślubione kobiety, jak i 
studentki, dwudziestokrotnie częściej niż mężczyźni donoszą o stosowaniu kosmetyków, a 
dziesięciokrotnie częściej - o uczeniu się nowych sposobów stosowania kosmetyków. 
Dwukrotnie częściej niż mężczyźni przechodzą na dietę, która ma poprawić ich figurę, i 
spędzają ponad godzinę dziennie na zabiegach poświęconych poprawie wyglądu. Kobiety 
dwukrotnie częściej chodzą do fryzjera i o połowę czasu więcej niż mężczyźni poświęcają na 
opalanie się, aby nabrać zdrowego wyglądu. Wreszcie zabiegi, które mają na celu poprawę 
wyglądu, są dwukrotnie bardziej skutecznymi taktykami pozyskiwania partnera, kiedy 
stosowane są przez kobiety, niż przez mężczyzn (Schmitt, Buss, 1996). Mężczyźni 
przykładający dużą uwagę do własnego wyglądu mogą wręcz obniżyć swoje szanse w oczach 
kobiet, ponieważ duża troska o wygląd budzi w wypadku mężczyzny podejrzenia o 
homoseksualizm czy narcyzm (Dawkins, 1976; Symons, 1979; Buss, Chiodo, 1991).

Kobiety używają także całego szeregu zabiegów mniej lub bardziej wprowadzających 

background image

w błąd co do prawdziwego swego wyglądu. Noszą sztuczne paznokcie, by ich dłonie 
wydawały się dłuższe, wysokie obcasy, by nogi wyglądały na dłuższe i szczuplejsze, ubrania 
ciemne lub w pionowe paski, by szczupłej wyglądać, wywatowane ubiory, by figura 
wyglądała na pełniejszą. Wciągają też brzuchy, by wyglądać szczupłej i farbują włosy, by 
wyglądać młodziej. Polepszanie wyglądu może więc zawierać sporo elementów 
wprowadzania płci przeciwnej w błąd. Tego rodzaju zabiegi są uważane przez badanych za 
skuteczniejszą taktykę pozyskiwania partnera kontaktów przelotnych niż trwałych, a w obu 
tych kontekstach uważane za skuteczniejsze w wypadku stosowania ich przez kobiety.
Kobiety zdają sobie oczywiście sprawę z ważności wyglądu fizycznego. Wywiady z 
klientkami barów dla samotnych pokazały, że wiele z nich przed wizytą w takim barze 
„poddaje swój wygląd generalnej renowacji: bierze kąpiel, myje włosy, nakłada świeży 
makijaż i trzykrotnie przebiera się przed lustrem, zanim wreszcie podejmie decyzję, co na 
siebie włożyć. Wygląd jest dla nas o wiele ważniejszy niż dla facetów, którzy nie muszą się 
tak bardzo przejmować tym, jak wyglądają" (Allan, Fishel, 1979, s. 152). Zdolność do 
przyciągania wzroku mężczyzn sygnalizuje wysoką atrakcyjność i pociąga za sobą awanse 
całej puli kandydatów. Im więcej jest zainteresowanych, tym bardziej kobieta może wybierać 
i tym lepszego kandydata może do siebie przyciągnąć.

Kobiety nie tylko starają się poprawić własny wygląd, próbują też pogorszyć w oczach 

mężczyzn wygląd rywalek, wskazując, że tamte są grube, brzydkie i bezkształtne. Ta taktyka 
zwalczania rywalek jest skuteczniejsza w kontekście kontaktu przelotnego, niż trwałego. W 
obu kontekstach jest skuteczniejszą w wypadku kobiet. Kobiety adresują też tego typu 
zachowania nie tylko w odniesieniu do mężczyzn, lecz i samych rywalek. Jedna z badanych 
klientek baru dla samotnych opowiadała, że ma zwyczaj wymownego przyglądania się 
natapirowanym włosom czy wystudiowanej i skomplikowanej fryzurze rywalki i wręczania 
jej szczotki do włosów. Tego rodzaju cios często powodował całkowite wycofanie się 
„rywalki" i przeniesienie się do innego baru.

Dewaluacja wyglądu rywalki zyskuje na skuteczności, kiedy ma charakter publiczny. 

Mężczyźni starają się bowiem unikać kontaktów erotycznych z kobietami uważanymi za 
nieatrakcyjne przez innych. Kontakty takie oznaczają bowiem dla nich obniżenie ich 
własnego statusu społecznego i opinii w oczach innych (Buss, w przygotowaniu b), narażają 
na wyśmianie i upokorzenia. Jeden z naszych badanych studentów opowiadał, jak koledzy z 
akademika długo stroili sobie z niego żarty, kiedy wyszło na jaw, że przespał się z bardzo 
brzydką koleżanką. Publiczne i przekonywające podważenie atrakcyjności wyglądu jest więc 
bardzo skutecznym sposobem zwalczania konkurencji przez kobiety w kontekście kontaktów 
przelotnych - skutecznie odstrasza mężczyzn, z wyjątkiem sytuacji, kiedy liczą oni na 
przelotny kontakt, którego inni ludzie nie będą świadomi. Na to jednak liczyć trudno, 
zważywszy powszechność ludzkiego zafascynowania tematem „kto z kim sypia".

Ponieważ atrakcyjność fizyczna jest łatwa do zaobserwowania, obniżanie 

atrakcyjności wyglądu rywalki działa na zasadzie kierowania uwagi mężczyzn na przywary 
urody, które mogłyby ich uwadze umknąć - grube uda, długi nos, krótkie palce czy 
asymetryczna twarz. Nikt nie jest pozbawiony mniejszych czy większych usterek i skupienie 
na nich uwagi czyni je większymi i ważniejszymi, szczególnie jeżeli uda się przy tym 
udowodnić także próby ich ukrycia. Kobiety wykorzystują też fakt, że nasze oceny urody 
pozostają pod silnym wpływem ocen wydawanych przez innych (Graziano, Jensen-Campbell, 
Shebilske, Lundgren, 1993). Świadomość, że inni uważają kobietę za brzydką, powoduje 
obniżenie jej spostrzeganej urody, a także obniżenie jej ogólnej wartości jako ewentualnej 
partnerki.

Wzajemna rywalizacja kobiet o partnerów za pomocą własnego wyglądu jest 

bezlitośnie wykorzystywana przez przemysł kosmetyczny. Jeżeli jedna kobieta podda się 
jakiemuś upiększającemu zabiegowi, już sam fakt, że obniża w ten sposób szansę 

background image

pozostałych, nasila szansę, że i one będą chciały poddać się temu samemu zabiegowi. 
Współzawodnictwo to - nakręcane przez technologie i masową skalę cywilizacji 
współczesnego Zachodu - powoduje, że kobiety poświęcają swemu wyglądowi więcej czasu i 
pieniędzy niż kiedykolwiek przedtem w historii ludzkości. Nigdy przedtem prezentowanie 
wizualnych wzorców urody nie było możliwe na tak masową skalę.

Dziennikarka Naomi Wolf zarzuciła massmediom kreowanie fałszywego wzorca 

urody, „mitu piękności", celem ekonomicznego, politycznego i seksualnego 
podporządkowania kobiet i zniszczenia w ten sposób zdobyczy ruchu feministycznego. „Mit 
piękności" ma jakoby opierać się na zupełnie arbitralnych, dowolnie wybranych cechach i 
służyć zniewoleniu kobiet, a podobnym celom służyć ma też chirurgia plastyczna (Wolf, 
1991, s. 11). Cały przemysł kosmetyczny, kosmetyczno-chirurgiczny i dietetyczny, przez 
który przepływa strumień pięćdziesięciu trzech miliardów dolarów rocznie, oskarżany jest o 
tworzenie i wtłaczanie w głowy kobiet sztucznego mitu piękności, by je zniewolić i 
„utrzymać w szeregu". To nie mity jednak bywają siłą sprawczą zdarzeń, lecz ludzie, którzy 
w nie wierzą. Twierdzenie, że przemysł kosmetyczny tworzy sztuczny mit piękności po to, by 
żerować na kobiecej naiwności, opiera się na niezbyt pochlebnych poglądach na temat 
kobiecej natury. Zakłada, że kobiety w gruncie rzeczy są naiwne i głupie, pozbawione 
własnych upodobań i indywidualności, że bezrefleksyjnie ulegają złudzeniom wtłaczanym im 
do głowy przez „struktury władzy" po to, by kobiety sobie podporządkować.

Psychologia ewolucjonistyczna pozwala inaczej spojrzeć na zachowanie kobiet i to w 

sposób bardziej pochlebny dla nich samych. Kobiety wcale nie ulegają jakiemuś sztucznemu, 
wymyślonemu mitowi urody z powodu „prania mózgów" przez massmedia. Stosując różne 
upiększające środki, zupełnie rozsądnie odwołują się do rzeczywiście istniejących męskich 
upodobań. Dostosowując swój wygląd do męskich upodobań, zapewniają sobie stopień 
kontroli nad decyzjami mężczyzn większy, niż gdyby nie zwracały uwagi na męskie 
preferencje. Nie są więc bezbronnymi ofiarami specjalistów od reklamy z Madison Avenue, 
lecz wykorzystują współczesne dostępne na rynku technologie i środki celem zwiększenia 
własnych szans na pozyskanie wartościowych partnerów. W kontekście związków długo-
trwałych manipulowanie własnym wyglądem nie jest zresztą ani najważniejszą, ani jedyną 
taktyką pozyskiwania partnera. Jak zobaczymy, w grę wchodzi także ujawnianie lojalności, 
sygnalizowanie wspólnoty interesów i własnej inteligencji. Z pewnego punktu widzenia 
mnogość środków upiększających raczej powiększa, niż pomniejsza swobodę kobiecych 
wyborów.

Niezależnie od tej argumentacji przyznać jednak trzeba, że przemysł reklamowy 

wyrządza kobietom oczywiste szkody. Bombarduje je nierealistycznie zawyżonymi 
standardami piękna, nieosiągalnymi dla przeciętnego śmiertelnika, obniżając w ten sposób 
samoocenę kobiet i ich poczucie bezpieczeństwa. Nasila koncentrację na samym wyglądzie, a 
pomniejsza rolę innych zalet również pożądanych przez mężczyzn, takich jak lojalność, 
charakter i inteligencja. Sprowadzając wszystko do samej tylko urody, przemysł reklamowy 
może więc powodować zniekształconą orientację kobiet w tym, czego mężczyźni naprawdę 
od nich pragną. Wszystkie współcześnie żyjące kobiety są zwyciężczyniami konkursu 
piękności, który rozwijał się przez miliony lat ewolucji naszego gatunku i jego poprzedników. 
Każda przodkini każdej z czytelniczek i czytelników tych słów była na tyle piękna, że 
pozyskała sobie partnera i jego zaangażowanie pozwalające dochować się potomstwa. Każdy 
praprzodek był wystarczająco przystojny, by pozyskać partnerkę, dzięki której mógł 
przekazać swoje geny następnemu pokoleniu. Wszyscy jesteśmy wytworem długiej i 
nieprzerwanej linii sukcesu reprodukcyjnego.

background image

Okazywanie wierności

Zważywszy ogromną rolę, którą mężczyźni przywiązują do wierności stałych part-

nerek, sygnalizowanie przez kobietę własnej wierności winno być istotnym elementem 
taktyki pozyskiwania partnera. Wierność oznacza bowiem realizację długo-, a nie 
krótkoterminowych celów z jednym tylko mężczyzną, który nie zostanie przez kobietę 
oszukany.

Oczekiwanie to potwierdzają wyniki badań zarówno nad nowożeńcami, jak i 

studentkami. Dochowywanie wierności, unikanie kontaktów seksualnych z innymi 
mężczyznami i okazywanie wyłączności to trzy najskuteczniejsze taktyki (na sto trzydzieści 
badanych) pozyskiwania stałego partnera przez kobiety. Wszystkie zyskały sobie ocenę 
powyżej 6,5 na siedmiostopniowej skali skuteczności. I nic  dziwnego, wierność kobiety 
stanowi bowiem rozwiązanie jednego z najważniejszych problemów mężczyzny - pewności 
własnego ojcostwa wspólnie chowanych dzieci. Centralne znaczenie wierności ujawniają 
również stosowane przez kobiety sposoby „podkopywania" konkurencji. Podawanie w 
wątpliwość zdolności rywalki do dochowania wierności jednemu mężczyźnie oceniane było 
przez mężczyzn jako w ogóle najskuteczniejsza taktyka obniżania wartości rywalki przez 
kobietę. Pośród 10% najskuteczniejszych taktyk znajdują się też wypowiedzi, że rywalka jest 
bardzo liberalna w swoich obyczajach seksualnych, że jest zbyt swobodna w kontaktach z 
mężczyznami i że spala z wieloma. Nasze badane utrzymywały też, że ta taktyka zwalczania 
konkurencji częściej jest stosowana przez kobiety niż przez mężczyzn (Buss, Dedden, 1990).

Taktyka ta może jednak dać skutki odwrotne do zamierzonych, jeżeli mężczyzna 

poszukuje kontaktu jedynie przelotnego. Aktorka Mae West zauważyła nie bez słuszności: 
„Mężczyźni lubią kobiety z przeszłością, bo mają nadzieję, że historia się powtórzy". 
Promiskuityzm partnerki nie przeszkadza mężczyznom w kontaktach przelotnych, a nawet 
może być pożądany jako czynnik podnoszący szanse ich własnego sukcesu, odsuwający zaś 
niebezpieczeństwo trwałego zaangażowania. Tak więc posądzanie rywalki o promiskuityzm 
jest skuteczną taktyką pomniejszania jej szans wtedy, kiedy poszukuje ona męża, ale nie 
przelotnego partnera.

Różnica upodobań mężczyzny adresowanych do partnerek związków przelotnych i 

stałych komplikuje więc taktyki postępowania kobiet. Jeżeli kobieta błędnie odczyta 
zainteresowanie mężczyzny jako przelotne, gdy jest ono trwałe, bądź też odwrotnie, 
stosowane przez nią sposoby postępowania mogą dać skutek odwrotny do zamierzonego. 
Podkreślanie promiskuityzmu rywalki jest więc skuteczną taktyką jej zwalczania, kiedy ma 
się pewność, że mężczyzna zainteresowany jest pozyskaniem żony, a nie partnerki przelotnej. 
Z reguły jednak raczej trudno mieć taką pewność.

Mężczyźni bardziej boją się niewierności kobiet, niż kobiety niewierności mężczyzn, 

co znajduje odbicie w fakcie, że liczne języki zawierają więcej określeń kobiety niż 
mężczyzny skłonnego do promiskuityzmu. Na przykład w angielskim naliczyć można ponad 
pięćdziesiąt takich określeń, którymi Angielki obrzucają Francuzki (w anglojęzycznych 
utworach literackich):

harlot, whore, sow, bawd, strawgirl, tumbler, mattressback, windowgirl, galley-wench, 
fastfanny, nellie, nightbird, shortheels, bumbessie, furrowbutt, coxswain, conycatcher, tart, 
arsebender, canvasback, hipflipper, hardtonguer, bedbug, bre-echdropper, giftbox, 
craterbutt, pisspallet, narycherry, poxbox, flapgap, codhop-per, bellylass, trollop, joygirl, 
bumbacon, strumpet, slattern, chippie, pipecleaner, hotpot, backbender, leasepiece, 
spreadeagle, susage grinder, cornergirl, codwin-ker, nutcracker, hedgewhore, fleshpot, 
cotwarmer, hussy, stumpthumper
 (Barth, 1987).

Podobną liczbę określeń zawiera język francuski. Te są oczywiście używane ze szczególnym 

background image

upodobaniem przez Francuzki w odniesieniu do Angielek. Prawie wszystkie znajdują 
zastosowanie jedynie w odniesieniu do kobiet, a znaczna ich większość częściej jest używana 
przez kobiety niż mężczyzn. W dodatku określenia tego rodzaju zastosowane w odniesieniu 
do mężczyzny wcale nie muszą być negatywne, a często wyrażają wręcz podziw i zazdrość 
(jak np. Don Juan czy nawet uwodziciel).

Różnice skuteczności taktyk szkodzenia konkurentkom w zależności od długo- bądź 

krótkofalowych celów mężczyzny dotyczą także udawania niedostępności. Odgrywanie roli 
osoby trudnej do zdobycia postrzegane jest jako taktyka skuteczniejsza w wykonaniu kobiet 
niż mężczyzn, szczególnie w kontekście związku trwałego, a nie przelotnego (Buss, 1988a; 
Schmitt, Buss, 1996). Wynik ten świetnie pasuje do poprzednio omówionych strategii 
seksualnych zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Odgrywanie roli fortecy trudnej do zdobycia 
sygnalizuje w kontekście małżeństwa zarówno wierność, jak i wysoką Wartość. 
Zaprezentowanie siebie jako łatwej do zdobycia mogłoby oczywiście sygnalizować 
mężczyźnie, że dana kobieta jest łatwa do zdobycia nie tylko dla niego, lecz i dla wszystkich 
pozostałych. Studenci uważają, że kobiety łatwe do zdobycia rozpaczliwie gonią za partnerem 
i mogą roznosić choroby weneryczne, a więc odczytują to jako oznakę zarówno niskiej 
wartości, jak i promiskuityzmu (Hatfield, Rapson, 1993).

Inne badania pokazały, że odgrywanie roli kobiety trudnej do zdobycia jest najbardziej 

skuteczną taktyką pozyskiwania partnera, kiedy stosowana jest ona wybiórczo - kiedy kobieta 
sprawia wrażenie ogólnie trudnej do zdobycia, ale względnie dostępnej dla wybranego 
partnera (Hatfield, Walster, Piliavin, Schmidt, 1973). Kobieta może na przykład publicznie 
odrzucać awanse wszystkich ubiega-jących się z wyjątkiem upatrzonego kandydata, co temu 
ostatniemu jasno pokazuje, że pozyskać może coś, co niedostępne jest innym, i że ewentualna 
wybranka pozostanie mu wierna w przyszłości. Skuteczne posługiwanie się tą taktyką 
wymaga więc od kobiety sprawiania wrażenia, że jest twierdzą trudną do zdobycia, choć 
jednocześnie jest w tej twierdzy specjalna furtka dla jej wybranka. Taktyka trudnej do 
zdobycia twierdzy z jednej strony podnosi wartość kobiety i sygnalizuje wierność, a więc 
dobrze pasuje do męskich upodobań. Z drugiej zaś strony przynosi ona też korzyści kobiecie, 
pozwala bowiem sprawdzić gotowość mężczyzny do inwestowania własnych zasobów w jej 
zdobycie.

Kobiety z bogatą historią przelotnych kontaktów mogą jednak mieć kłopoty z 

zaprezentowaniem siebie jako osoby lojalnej, oddanej i rokującej wierność w przyszłości. 
Pozyskiwanie partnerów nie odbywa się w społecznej próżni, a ludzie wykazują zwykle wiele 
zainteresowania seksualnymi obyczajami swoich bliźnich, czego świadectwem mogą być 
zarówno codzienne rozmowy, jak i rubryki towarzyskie w gazetach, kipiące informacjami na 
temat tego, kto z kim się zadaje. W trosce o swoje długofalowe interesy, kobiety starają się 
więc unikać reputacji osoby o swobodnych obyczajach seksualnych.

W środowisku stosunkowo niewielkich grup, w którym wykształciliśmy jako gatunek, 

ukrycie częstych kontaktów przelotnych musiało być praktycznie niemożliwe, a ewentualne 
szkody na reputacji - prawie nieodwracalne. Na przykład wśród Indian Ache każdy w wiosce 
wie, kto spał z kim, i możliwość ewentulnego oszukania partnera jest po prostu żadna. Kiedy 
antropolog-mężczyzna zapytał mężczyzn plemienia, kto spał z kim, a antropolog-kobieta 
zapytała o to samo kobiety, uzyskane przez nich relacje okazały się bez wyjątku zgodne (Kim 
Hill, informacja osobista, 1991). Współczesna cywilizacja zachodnia, z towarzyszącą jej 
wielką ruchliwością przestrzenną i anonimowością wielkich miast, oczywiście umożliwia 
ludziom podreperowanie reputacji i rozpoczęcie życia na nowo w nowym środowisku, gdzie 
można wiarygodnie przedstawić siebie jako wzór wierności.  

                                                                                         

background image

Posługiwanie się sygnałami seksualnymi

Większość mężczyzn pragnie w kontaktach przelotnych jednego - seksu z atrak-

cyjnymi kobietami. Stąd też kobiece sygnały własnej dostępności seksualnej mają w tym 
kontekście dużą siłę oddziaływania. Badania nad studentami wykazują, że zaakceptowanie 
seksualnych awansów mężczyzny jest dla kobiety najskuteczniejszym sposobem pozyskania 
przelotnego partnera. Niemalże równie skuteczna jest jej własna inicjatywa - bezpośrednie 
zaproszenie do kontaktu seksualnego za pomocą słów, gestów czy uwodzicielskiego sposobu 
zachowania, bądź też ujawniania własnego liberalnego stosunku do kontaktów seksualnych. 
Wszystkie te zachowania są oceniane jako skuteczniejsze przy pozyskiwaniu partnera 
przelotnego niż trwałego, a w kontekście kontaktów przelotnych - jako skuteczniejsze u ko-
biet niż u mężczyzn.

Potwierdzają to badania mężczyzn w barach dla samotnych, gdzie poproszono ich o 

ocenę skuteczności stu trzech taktyk przyciągania partnera przez kobietę. Za najbardziej 
skuteczne uważali oni takie zachowania, jak ocieranie biustu lub brzucha o mężczyznę, 
uwodzicielskie wpatrywanie się weń, zakładanie mu rąk na szyję, przejeżdżanie dłońmi po 
jego włosach, ściąganie ust i przesyłanie całusów, ssanie słomki lub palca, pochylanie się 
celem wyeksponowania własnych piersi lub przeginanie się celem wyeksponowania własnych 
wypukłości. Im bardziej czytelny jest seksualny charakter jakiegoś gestu, tym bardziej jest on 
uważany przez mężczyzn za skuteczną technikę uwodzenia. Dokładnie na odwrót uważają 
kobiety, dla których otwarcie seksualne gesty mężczyzny są odpychające. Na przykład 
ocieranie się piersią czy brzuchem o partnera oceniane jest przez mężczyzn na poziomie 6,07 
(na skali 7-stopniowej, wyższą pozycję zajmuje tylko otwarta zgoda na seks), a przez kobiety 
-jedynie na poziomie 1,82, co wskazuje na całkowitą nieskuteczność tego gestu w wykonaniu 
mężczyzny.

Inną bardzo skuteczną taktyką pozyskiwania partnera przelotnego jest dla kobiet 

useksualnienie własnego wyglądu. Mężczyźni z barów dla samotnych bardzo wysoko 
oceniają skuteczność takich zabiegów, jak noszenie obcisłej lub przezroczystej garderoby 
uwydatniającej seksualne wdzięki, głęboki dekolt, pozwalanie bluzce na zsunięcie się z 
ramienia, uwodzicielski taniec, kołysanie biodrami czy chodzenie z wypiętą piersią. Podobne 
wyniki uzyskała antropolog Elizabeth Cashdan, stwierdzając, że kobiety poszukujące partnera 
przelotnego odziewają się w bardziej skąpe stroje niż kobiety starające się pozyskać partnera 
na stale (Cashdan, 1993).

Dowodem skuteczności zabiegów kobiety seksualizujących jej wygląd są też badania, 

w których mężczyźni i kobiety oglądali zdjęcia osób płci przeciwnej ubranych w stroje o 
różnych stopniu obcislości i odkrywające mało bądź wiele nagiego ciała. Badani oceniali 
atrakcyjność każdej pokazywanej im osoby jako partnera małżeństwa, umawiania się na 
randkę bądź kontaktu jedynie seksualnego. Mężczyźni uważali kobiety ubrane skąpo lub w 
obcisłe stroje za bardziej atrakcyjne kandydatki do kontaktu seksualnego i randki, ale nie 
małżeństwa. Kobiety natomiast uważały mężczyzn ubranych w taki sposób za mniej 
atrakcyjnych we wszystkich trzech kontekstach, ponieważ ten rodzaj ubioru sygnalizuje 
zainteresowanie właściciela wyłącznie przelotnym seksem (Hill, Nocks, Gardner, 1987).
Seksualizację wyglądu można często napotkać w barach dla samotnych - badacze donoszą, że 
klientki tych barów „często zachowują się, jakby były na wystawie, wypinając piersi, 
wciągając brzuchy, gładząc swoje włosy i ramiona". Czasami potrafią wyglądać „sexy" w 
takim stopniu, że mężczyźni nie są stanie w ogóle niczego innego zauważyć, jak to opisują ci 
sami badacze, relacjonując zachowanie pewnej bardzo szczupłej piękności o wydatnych 
piersiach:

background image

Często mówiła rzeczy zupełnie pozbawione sensu i chichotała nerwowo. Zdawało się 

to jednak wcale nie przeszkadzać mężczyznom, z którymi rozmawiała w barze - ci pochłonięci 
byli bez reszty obserwacją jej piersi i sposobu, w jaki je wypinała i eksponowała, pochylając 
się do przodu. Niektórzy mężczyźni mówili nam, że prawie nie słyszeli treści wypowiadanych 
przez nią słów, a w każdym razie nie zwracali na nie żadnej uwagi. Wyglądało na to, że o 
wiele bardziej woleli przyglądać się jej biustowi, niż słuchać tego, co mówi 
(Allan i Fishel, 
1979, s. 137, 139).

Skuteczną taktyką przyciągania męskiej uwagi jest też nawiązywanie przez kobietę kontaktu 
wzrokowego. Mężczyźni uważają wpatrywanie się im w oczy przez nieznajomą za jedną ze 
skuteczniejszych taktyk pozyskania ich na partnera przelotnego kontaktu. Kobiety uważały 
jednak tę taktykę za jedynie umiarkowanie skuteczną w wykonaniu mężczyzny (w połowie 
siedmiostopniowej skali). Inicjowanie kontaktu wzrokowego przez kobietę zdaje się więc być 
dla mężczyzn sygnałem jej dostępności seksualnej, a mężczyźni są mocno wyczuleni na 
wszelkie oznaki tego rodzaju. W jednym z badań nagrywano przebieg kontaktu mężczyzny z 
nieznajomą kobietą, która w pewnym momencie spoglądała mu z uśmiechem w oczy (Abbey, 
1982). Badanym odtwarzano zapis tego kontaktu i proszono ich
0 ocenę jej intencji. Choć kobiety oceniały zachowanie aktorki jako wyraz jedynie 
przyjazności, mężczyźni to samo zachowanie uważali za uwodzicielski objaw erotycznego 
zainteresowania. Z uwagi na taką męską interpretację nawiązywania; kontaktu wzrokowego 
przez kobietę, zachowanie to może być skuteczniejszym sposobem pozyskiwania 
zainteresowania partnera przelotnego niż stałego. W wypadku tego ostatniego skuteczniejsze 
może być unikanie kontaktu wzrokowego, sygnalizujące mężczyźnie niedostępność i brak 
zainteresowania przelotnym seksem.

Tak jak sygnalizowanie seksualnej dostępności jest kobiecą taktyką pozyskiwania 

przelotnego partnera, tak kwestionowanie dostępności jest kobiecą taktyką zwalczania 
konkurencji w kontekście takich kontaktów. Studentki na przykład starają się zdeprecjonować 
rywalki, tłumacząc mężczyźnie, że „tamta" tylko udaje i zabawia się mężczyznami, a w 
rzeczywistości jest oziębła i nie interesuje się seksem. Usiłują więc przekonać mężczyznę, że 
niepotrzebnie traci czas
i energię, gdyż i tak nie uzyska u rywalki tego, o co mu idzie. Ta strategia zwalczania 
konkurencji częściej stosowana jest przez kobiety niż mężczyzn. Kobiety nierzadko twierdzą, 
że ich rywalki są ozięble, pruderyjne i purytańskie. Strategia ta nie jest skuteczna w wypadku 
inicjowania trwałego związku, choć dobrze działa w kontekście kontaktów przelotnych, 
ponieważ kwestionowanie seksualnej dostępności rywalki sygnalizuje mężczyźnie 
bezowocność jego wysiłków.
Informowanie, że rywalka tylko zabawia się mężczyznami, próbując ich „rozpalić do 
białości", ma też z punktu widzenia kobiety i ten walor, że wcale nie sygnalizuje wierności 
rywalki na dłuższą metę. Przeciwnie, sugeruje raczej nielojalność i wykorzystywanie 
udawanej dostępności seksualnej celem pozyskania od mężczyzny korzyści, które nie zostaną 
potem „opłacone" rzeczywistym kontaktem seksualnym. Mężczyźni unikają oziębłości i 
skłonności do manipulacji także u stałych partnerek. Stąd też taktyka deprecjonowania 
rywalki za pomocą insynuacji, że faktycznie tylko udaje ona dostępność seksualną, by 
wycofać się, gdy „przyjdzie co do czego", jest skuteczna w zwalczaniu konkurencji w 
kontaktach przelotnych, a równocześnie i ewentualnych kontaktach trwałych.
Mae West wyraziła się kiedyś, że inteligencja jest wielką zaletą kobiety, pod warunkiem, że 
potrafi ją ukryć. Zdaje się to być prawdą w odniesieniu do pozyskiwania partnerów 
przelotnych. Kobiety często odgrywają rolę istot uległych, bezbronnych, a nawet głupich, 
celem pozyskania przelotnego partnera - pozwalają mu przejmować inicjatywę w rozmowie, 
udają roztrzepanie i naiwność. Studenci uważają tego rodzaju taktyki za umiarkowanie 

background image

skuteczne w pozyskiwaniu mężczyzny dla kontaktu przelotnego, choć za zupełnie 
nieskuteczne w pozyskiwaniu stałego partnera (średnie oceny 3,35 i 1,62 na 
siedmiostopniowej skali skuteczności). Ujawnianie bezradności i uległości przez mężczyzn 
jest natomiast wybitnie nieskutecznym środkiem pozyskiwania partnerek zarówno 
przelotnych, jak i stałych (średnie oceny skuteczności: 1,60 i 1,31).
Uległość kobiety sygnalizuje mężczyźnie, że nie musi się obawiać jej wrogiej reakcji na 
własne awanse (Givins, 1978), że ma jej pozwolenie na zapoczątkowanie kontaktu. Rozszerza 
to znacznie pulę ewentualnych kandydatów o tych, którzy są niezbyt odważni czy wytrwali, 
powiększając możliwości dokonywania wyborów przez kobietę i szansę wybrania sobie 
lepszego partnera. Uległość może też sygnalizować mężczyźnie, że bez trudu zapanuje nad 
kobietą i podporządkuje ją swym pragnieniom. Ponieważ w kontekście kontaktów 
przelotnych pragnienia te mają charakter głównie seksualny, uległość sygnalizuje zwiększoną 
dostępność seksualną kobiety i możliwość seksu bez kosztów zaangażowania. Stereotyp „głu-
piej blondynki" może jednak wprowadzać w błąd - taki sposób prezentowania siebie przez 
kobietę sygnalizuje nie tyle brak inteligencji, ile brak barier w dostępie do niej, także 
seksualnym.
Sygnalizowanie nasilonej dostępności seksualnej bywa częścią rozleglejszej intrygi w celu 
pozyskania przez kobietę trwałego partnera. Czasami jedynym sposobem kobiety na 
przyciągnięcie początkowej uwagi mężczyzny jest oferowanie łatwego dostępu seksualnego, 
pozornie niepociągającego za sobą żadnych kosztów z jego strony. Jeżeli koszty zdają się 
wystarczająco małe, mężczyzna zostaje bez trudu przywabiony do kontaktu wyglądającego na 
przelotny. Kiedy już kontakt taki zostanie nawiązany, kobieta może na różne sposoby 
uzależniać mężczyznę od siebie, stale podnosząc jego korzyści z pozostania, a koszty z 
opuszczenia związku. Tak więc to, co początkowo wyglądało na seks bez zobowiązań, posłu-
żyć może w istocie jako wabik służący powiększaniu zaangażowania mężczyzny. Ponieważ 
mężczyźni są tak bardzo nastawieni na pozyskiwanie seksu przelotnego, kobiety mogą 
wykorzystywać ten mechanizm celem zwabienia ich do trwałego związku.

PRZYCIĄGANIE PARTNERA

Mężczyźni posługują się podobną taktyką, próbując pomniejszyć niesione przez siebie 

koszty, kiedy poszukują partnerki na stałe. Tak jak kobiety wabią za pomocą seksu, tak 
mężczyźni wabią za pomocą objawów zaangażowania.
Odmienność celów kobiet i mężczyzn

Sukces w pozyskaniu partnera zależy nie tylko od trafnego odczytania jego długo-

bądź krótkofalowych intencji, ale i od przelicytowania konkurencji. Stąd też zarówno 
mężczyźni, jak i kobiety nie tylko starają się podnieść atrakcyjność własną, lecz także obniżyć 
atrakcyjność rywali. Ten pierwszy cel osiągany jest, jak widzieliśmy, przez pokazywanie 
właściwości poszukiwanych przez płeć przeciwną, cel drugi - przez wskazywanie tych 
„właściwości rywala, których płeć przeciwna unika, bądź przez deprecjonowanie jego/jej 
właściwości poszukiwanych.

Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą ponosić znaczne straty wskutek strategii 

stosowanych przez płeć przeciwną, szczególnie w kontaktach przelotnych. Mężczyźni mogą 
udawać zasoby i status, których nie mają, bądź zaangażowanie, pewność siebie i życzliwość, 
których nie czują, by tylko zapewnić sobie seksualny dostęp do kobiety. Kobiety, które dają 
się na to nabrać, oferują wartościowe dobro w postaci seksu poniżej jego rzeczywistej ceny. 
Odpłacają mężczyznom, nalegając na poważniejsze dowody zaangażowania uczuciowego 
bądź udając zainteresowanie kontaktem jedynie przelotnym, kiedy chcą pozyskać partnera na 
stałe. Niektórzy mężczyźni dają się zwabić, a ryzyko takie wliczone jest w koszty gry o seks 
przelotny.

Posługiwanie się przynętą seksualnej dostępności, choć niewątpliwie bardzo skuteczne 

background image

w pozyskiwaniu partnerów przelotnych, jest też jednak strategią bardzo ryzykowną dla 
kobiety zainteresowanej związkiem trwałym. Mężczyźni starają się, bowiem za wszelką cenę 
unikać niewierności i promiskuityzmu u swoich stałych partnerek. Kobiety zmuszone są, więc 
do posługiwania się innymi strategiami przy poszukiwaniu partnera przelotnego, a innymi 
przy pozyskiwaniu partnera na stałe. Łatwiej, więc o kosztowny błąd w wypadku kobiet niż 
mężczyzn, których skuteczne strategie pozyskiwania partnerki są podobne w obu kontekstach. 
Mężczyzna może, więc w większym stopniu pozwolić sobie na luksus późniejszego 
zdecydowania, czy dana partnerka jest tylko na chwilę, czy na stałe. W wypadku kobiet jest to 
mniej możliwe, nasilając, bowiem szanse sukcesu na kontakt przelotny, z reguły obniżają 
możliwość pozyskania danego partnera na stałe.

Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zachowują pewną dozę nieufności w stosunku do 

płci przeciwnej. Kobiety są powściągliwe seksualnie, wymagają oznak zaangażowania i 
długofalowych intencji, próbują także zorientować się, czy potencjalny partner nie jest 
zaangażowany gdzie indziej. Mężczyźni ukrywają swoje uczucia i oznaki zaangażowania. 
Próbują pozyskać seksualny dostęp do kobiety bez ponoszenia kosztów zaangażowania.
O pojawianiu się tych czy innych strategii postępowania decyduje między innymi stosunek 
liczby kobiet i mężczyzn. Na przykład w wielokrotnie tu wspominanych barach dla 
samotnych z reguły znacznie więcej mężczyzn niż kobiet poszukuje przelotnego seksu. 
Stawia to kobiety na lepszej pozycji i zmusza mężczyzn do nasilenia starań, choć przegranych 
jest oczywiście więcej niż wygranych i większość mężczyzn wraca do domu samotnie.
Kiedy proporcja płci ulega odwróceniu, przewagę i dyktat zyskują mężczyźni. Ma to miejsce 
na przykład w śródmiejskich gettach wielkich miast amerykańskich, gdzie mężczyzn jest 
mniej niż kobiet, w efekcie licznych zabójstw i wyroków więzienia, znacznie częściej 
dotykających mężczyzn niż kobiety (Dały, Wilson, 1988; Guttentag, Secord, 1983; Pedersen, 
1991). Środowiska takie są wybitnie niekorzystne dla kobiet zainteresowanych pozyskaniem 
stałego partnera, zarówno z uwagi na ostrą konkurencję innych kobiet, jak i fakt, że 
mężczyźni z reguły starają się poprzestać na łatwo dostępnych kontaktach przelotnych. Sytu-
ację kobiet pogarsza jeszcze bardziej ich naturalna skłonność do wybiórczości - wielu 
mężczyzn odpada w przedbiegach, jako że nie spełniają podstawowych kryteriów. Ci 
nieliczni, którzy dysponują odpowiednimi zasobami i statusem, stają się natomiast 
przedmiotem ostrej rywalizacji licznych kobiet. Kobiety, które ich pozyskają, nie mogą 
jednak pozwolić sobie na spoczywanie na laurach - po przyciągnięciu partnera do związku, 
trzeba go jeszcze utrzymać przy sobie. Przed partnerami pojawia się, zatem następny problem 
adaptacyjny - pozostawanie razem.

ROZDZIAŁ VI

Pozostawanie razem

„Kiedy dwoje ludzi jest razem, na początku ich serca pali ogień,
a ich namiętność jest bardzo wielka.
Po pewnym czasie... nadal się kochają, ale już w inny sposób
 - pełen ciepła i wzajemnej troski.”
Marjorie Shostak The Life and Words of a! Kung Woman

Pary pozostające w stałym związku czerpią z niego ogromne korzyści. To jedyne w 

swoim rodzaju przymierze umożliwia skuteczne nabywanie wzajemnie się uzupełniających 
umiejętności, podział obowiązków, dzielenie się zasobami, utrzymywanie wspólnego frontu 
przeciw nieprzyjaciołom i stałego środowiska domowego umożliwiającego wychowanie 
dzieci. Aby zapewnić sobie wszystkie te korzyści, ludzie muszą być zdolni do utrzymania 
przy sobie raz zdobytego partnera.

Z kolei ludzie, którzy nie potrafią utrzymać partnera przy sobie, ponoszą z tego 

background image

powodu szereg poważnych strat. Rozerwaniu ulegają korzystne więzi z dalszymi krewnymi 
partnera, utracone zostaną poważne zasoby, dzieci pozbawione zostają korzystnej dla nich 
stabilności środowiska, w którym wzrastają. Bezpowrotnie stracone zostają też wszystkie 
dotychczasowe inwestycje włożone w wybranie, pozyskanie i utrzymywanie partnera przy 
sobie. Mężczyźni, którzy nie potrafią przeciwdziałać rozpadowi swego związku, tracą 
reprodukcyjne walory partnerki, kobiety zaś - dostęp do zasobów partnera, jego ojcowskie 
zaangażowanie i ochronę.

Zważywszy znaczny odsetek rozwodów we współczesnych krajach zachodnich oraz 

istnienie instytucji rozwodu we wszystkich kulturach, pozostawanie razem nie jest ani 
automatyczne, ani z góry zapewnione. Rywale czają się na obrzeżach, czekając na sposobność 
odebrania partnerki czy partnera, ten zaś może nie dotrzymywać danych obietnic lub narażać 
na trudne do wytrzymania koszty. Utrzymywanie więzi może być sprzeczne z interesami 
ludzi otaczających daną parę. Pozostawanie razem stanie pod znakiem zapytania, jeżeli 
partnerzy nie będą realizowali wykształconych w trakcie ewolucji naszego gatunku strategii 
utrzymywania partnera przy sobie.

Strategie utrzymania partnera przy sobie odgrywają poważną rolę w świecie zwierząt. 

Pouczających przykładów, a nawet analogii dostarcza analiza taktyk stosowanych na przykład 
przez owady (Thornhill, Alcock, 1983). Jedna z nich polega na ukryciu partnerki przed 
rywalami - przez usunięcie jej poza ich fizyczny zasięg lub ukrycie jej atrakcyjnych, 
przyciągających uwagę cech. Samiec osy, któremu udało się wywęszyć samicę na gałązce, 
natychmiast ją stamtąd zabiera, na wypadek gdyby została wywęszona i przez inne samce 
(Alcock, 1981). Jeżeli mu się to nie uda, ryzykuje konieczność wdawania się w walkę z 
innymi, nadciągającymi na gałązkę samcami. Samce pewnego gatunku żuków wydzielają 
natomiast w takiej sytacji specjalną substancję zapachową, która obniża atrakcyjność samicy 
dla innych samców (Alexander, 1962). Substancja ta zapobiega wykryciu samicy przez inne 
samce bądź też ostrzega ich, że ta jest już „zajęta", a próby jej pozyskania zakończyłyby się 
walką. Samiec świerszcza rozpoczyna zaloty od wydawania głośnych dźwięków, choć w 
miarę zbliżania się do samicy stopniowo cichnie, by nie przyciągać uwagi innych samców. 
Wszystkie te zabiegi mają jeden cel - zapobiec kontaktom partnerki z rywalami.

Temu samemu celowi służy też pilnowanie partnerki na wypadek, gdyby jakiś rywal 

próbował ją porwać. U niektórych gatunków owadów samiec przesiaduje na plecach samiczki 
całymi godzinami i dniami, by zapobiec próbom kopulacji podejmowanym przez inne samce. 
Napotkawszy rywala, samce owadów mogą używać swoich czułków jako broni, wdawać się z 
nim w zapasy czy po prostu przeganiać go groźnymi gestami (Thornhill, Alcock, 1983). 
Chyba najbardziej niezwykłą taktyką przeciwdziałania konkurencji jest pozostawianie korka 
pokopulacyjnego. U pewnego gatunku robaków wraz ze spermą wydzielana jest szczególna 
substancja, która koaguluje po złożeniu w ciele samicy i „zapieczętowuje" ją na dobre, 
uniemożliwiając zaplemnienie innym samcom. U pewnego zaś gatunku muchówek 
(Johannseniella nitida) samiec posuwa się tak daleko, że „zakorkowuje" przewód 
wyprowadzający układu rozrodczego samicy swoimi własnymi genitaliami, które w niej 
pozostawia po odbyciu kopulacji. Zaprawdę, samce są w stanie posunąć się bardzo daleko, by 
zniweczyć reprodukcyjne zapędy swoich rywali (Abele, Gilchrist, 1977; Parker, 1970). 
Oczywiście ludzi dzieli od owadów ogromny dystans filogenetyczny, logika postępowania 
pozostaje jednak uderzająco podobna: samce próbują zapłodnić samice i zabezpieczyć się 
przed podrzuceniem „kukułczego jaja" przez inne samce, samice zaś próbują pozyskać od 
samca jakieś zasoby w zamian za dostęp seksualny. Ludzkie strategie utrzymywania partnera 
przy sobie są jednak nieporównanie bardziej złożone i opierają się na szeregu mechanizmów 
psychologicznych wyraźnie odróżniających ludzi od reszty królestwa zwierząt.
 

Niepowtarzalność ludzkich strategii ma swoje źródło także i w tym, że pozostawanie 

razem przynosi reprodukcyjne korzyści obu płciom i dla obu płci korzyści te przeważają nad 

background image

zyskami ze zmiany partnera. W rezultacie taktyki utrzymywania partnera przy sobie 
uprawiane są i przez mężczyzn, i przez kobiety (u owadów uprawiają je z reguły jedynie 
samce). Ponieważ ludzie kojarzą się zwykle z osobami o podobnym poziomie wartości 
reprodukcyjnej, obie strony mają zwykle mniej więcej tyle samo do stracenia wskutek 
rozpadu związku (Buss, 1988b; Buss, Barnes, 1986; Kenrick i in., 1993). Ludzie rozwinęli, 
więc wiele sobie tylko właściwych taktyk utrzymywania partnera przy sobie. Jedne z 
najważniejszych to system wczesnego ostrzegania przed niebezpieczeństwem w postaci 
zazdrości seksualnej oraz zaspokajanie pragnień partnera. 

Funkcje zazdrości seksualnej

Jak już wspominałem, mężczyźni stoją przed problemem niepewności własnego 

ojcostwa, które z natury rzeczy jest bardziej lub mniej prawdopodobnym domysłem, a w 
każdym razie nigdy nie jest tak stuprocentowo pewne jak macierzyństwo. Ponieważ 
mężczyźni z reguły inwestują znaczne zasoby w chowanie potomstwa, uniknięcie 
„kukułczego jaja", inwestowania energii i czasu w potomstwo innego mężczyzny jest dla nich 
poważnym problemem adaptacyjnym.

Problem jest tym poważniejszy, że inwestycje mężczyzn w potomstwo są nie-

porównanie większe niż inwestycje dokonywane przez samce innych ssaków, które zresztą 
zwykle od takich inwestycji w ogóle się uchylają (Alexander, Noonan, 1979; Dały, Wilson, 
Weghorst, 1982). Wśród szympansów, naszych najbliższych filogenetycznych krewnych, 
samce bronią, co prawda własnej grupy przed wewnątrzgatunkową agresją, ale ich wkład w 
chowanie młodych jest żaden. Wykształcenie w trakcie ewolucji tak niespotykanie 
poważnych inwestycji mężczyzny w chowanie dzieci było więc wysoce nieprawdopodobne 
bez równoczesnego wykształcenia jakiegoś mechanizmu umożliwiającego mężczyźnie 
pewność ojcostwa dzieci. W przeciwnym razie mężczyzna byłby narażony nie tylko na 
ogromną stratę czasu i energii, lecz i na ukierunkowanie własnych wysiłków w propagowanie 
genów nie własnych, lecz rywali. Problem pewności ojcostwa nie został rozwiązany przez 
inne gatunki ssaków, czego ewolucyjnym dowodem jest uchylanie się samców od 
inwestowania energii w potomstwo. Fakt, że u ludzi jest inaczej, sugeruje, że problem ten 
został przynajmniej częściowo rozwiązany. Rozwiązaniem, które rozwinęło się u naszych 
praprzodków, była zazdrość o partnera seksualnego.

Wyobraź sobie niespodziewanie wczesny powrót z pracy do domu. Nikt nie 

odpowiada na twoje wołania, ale słyszysz dobiegające z sypialni niepokojące odgłosy - 
przyspieszone oddechy, jęki itd. Otwierasz drzwi sypialni i zastajesz w niej nagą nieznajomą 
osobę w trakcie stosunku seksualnego z twoją żoną czy mężem. Jeżeli jesteś kobietą, zapewne 
poczujesz smutek i opuszczenie, jeżeli mężczyzną - gniew. Jeżeli jesteś człowiekiem - 
poczujesz upokorzenie (Shettel--Neuber, Bryson, Young, 1978; Buss, w przygotowaniu b).
Na zazdrość seksualną składają się uczucia stanowiące reakcję na spostrzegane 
niebezpieczeństwo grożące naszemu związkowi. Dostrzeżenie niebezpieczeństwa prowadzi 
do pomniejszających lub usuwających je działań - od wzmożenia czujności w poszukiwaniu 
oznak niewierności drugiej strony do przemocy w stosunku do partnera lub rywala (Dały, 
Wilson, 1988, s. 182). Zazdrość wzbudzają sygnały zainteresowania rywali partnerem bądź 
też oznaki niewierności partnera czy tylko zainteresowania ewentualnymi rywalami. Funkcją 
wzbudzonych tymi oznakami emocji - gniewu, smutku, upokorzenia - jest albo odcięcie się od 
rywala, albo powstrzymanie własnego partnera przed dezercją ze związku.
Mężczyźni, którzy nie potrafili rozwiązać tego problemu adaptacyjnego, stawali nie tylko w 
obliczu bezpośrednich strat „reprodukcyjnych", lecz również ryzykowali utratą reputacji i 
pozycji społecznej, co w wypadku rejterady partnerki mogło im poważnie utrudniać 
pozyskanie następnej. Już u starożytnych Greków „niewierność żony ściągała hańbę na głowę 
męża, określanego wówczas obraźliwym mianem keratos (rogacz), oznaczającym słabość i 

background image

nieadekwatność... Choć opinia społeczna dopuszczała tolerowanie zdrady męża przez żonę, 
tolerowanie niewierności żony przez męża było niedopuszczalne i ściągało nań drwiny jako 
zachowanie niemęskie" (Safilios-Rotschild, 1969, s. 78-79). Mężczyźni zdradzani są 
powszechnym przedmiotem kpin. 

Zapewne z powodu asymetrii pewności ojcostwa i macierzyństwa większość 

dotychczasowych badań skupiała się na zazdrości seksualnej mężczyzn, choć jest ona 
doświadczana, oczywiście i przez kobiety. Kontakt partnera z inną kobietą może, bowiem 
zawsze doprowadzić do wycofania przezeń własnych zasobów i skierowania ich na rywalkę i 
jej dzieci. Mężczyźni i kobiety nie różnią się ani częstością, ani natężeniem przeżywanej 
zazdrości, jak to wykazało na przykład badanie stu pięćdziesięciu par, które poproszono o 
opisanie własnego poziomu zazdrości o płeć przeciwną (White, 1981). Podobne wyniki 
uzyskano w badaniu ponad dwóch tysięcy osób z Węgier, Irlandii, Meksyku, Holandii, byłego 
Związku Radzieckiego, Stanów Zjednoczonych i dawnej Jugosławii, które to osoby proszono 
o podanie własnych reakcji na różne wyobrażane scenariusze zdrady. Mężczyźni i kobiety ze 
wszystkich siedmiu krajów podawali jednakowo negatywne reakcje na wyobrażenie flirtu lub 
stosunku seksualnego drugiej strony z kimś innym. Nie różnili się też intensywnością reakcji 
na wyobrażane sceny, w których partner obejmuje rywalkę czy tańczy z nią, choć reakcje na 
te sceny były oczywiście mniej negatywne od reakcji na flirt i stosunek seksualny. We 
wszystkich krajach mężczyźni i kobiety zdają się, więc jednako reagować zazdrością w 
odpowiedzi na grożące ich związkom niebezpieczeństwo (Buunk, Hupka, 1987).

Pomimo tych podobieństw, mężczyźni i kobiety ujawniają jednak intrygujące różnice, 

co do treści zdarzeń prowokujących zazdrość. W jednym z badań poproszono dwadzieścia 
kobiet i dwudziestu mężczyzn o odegranie roli w wywołującym zazdrość 
scenariuszu(Teisman, Mosher, 1978). Zanim jednak do tego doszło, badanych poproszono o 
wybranie najbardziej prowokującego scenariusza spośród kilku przedstawionych. Aż 
siedemnaście kobiet wybrało scenariusz, w którym niewierny partner poświęcał swój czas i 
zasoby materialne rywalce, a jedynie trzy scenariusz, w którym dochodziło wyłącznie do 
zdrady seksualnej. Mężczyźni wybierali natomiast dokładnie na odwrót - tylko czterech 
wybrało scenariusz zawierający poświęcanie czasu i energii, aż szesnastu - zdradę czysto 
seksualną. Badanie to dostarczyło pierwszej wskazówki, że choć zazdrość typowa jest i dla 
kobiet, i dla mężczyzn, każda z płci może ją przeżywać z odmiennych powodów. U kobiet 
powody te dotyczą problemu pozyskiwania od mężczyzny niezbędnych zasobów 
materialnych, u mężczyzn - problemu pewności własnego ojcostwa.

W innym badaniu poproszono piętnaście par, by wymieniły sytuacje prowokujące 

zazdrość. Mężczyźni wymieniali na pierwszym miejscu kontakty seksualne partnerki z 
rywalem, na drugim zaś - dokonywanie przez partnerkę porównań między nimi a rywalami. 
Kobiety reagowały zazdrością przede wszystkim na spędzanie czasu przez partnera z rywalką, 
rozmawianie z nią i całowanie jej (Francis, 1977). Zazdrość kobiet prowokowana jest 
oznakami wydatkowania przez mężczyznę zasobów na rzecz rywalki, podczas gdy zazdrość 
mężczyzn wywołują oznaki niewierności seksualnej.

Różnice te przejawiają się na poziomie reakcji zarówno psychicznych, jak i 

fizjologicznych. W jednym z naszych badań poprosiliśmy pięćset jedenaścioro studentów i 
studentek o wyobrażenie sobie, że ich stały partner albo odbył stosunek seksualny z inną 
osobą, albo nawiązał z nią trwałą i głęboką więź uczuciową (Buss i in., 1992). Aż 83% kobiet, 
a jedynie 40% mężczyzn twierdziło, że niewierność uczuciowa bardziej wzburzyłaby ich od 
niewierności seksualnej (pozostali twierdzili odwrotnie).

Inną grupę sześćdziesięciu kobiet i mężczyzn również poprosiliśmy o wyobrażanie 

sobie jednego z tych dwóch rodzajów zdrady. Celem zmierzenia przeżywanego przez 
badanych pobudzenia fizjologicznego założyliśmy im elektrody na pierwszy i trzeci palec 
(pomiar potliwości skóry), na kciuk (pomiar tętna) oraz na brew (pomiar czynności mięśnia 

background image

powodującego marszczenie brwi). Mężczyźni okazali się bardziej pobudzeni fizjologicznie 
wyobrażeniem zdrady seksualnej - tempo akcji serca wzrosło u nich o pięć uderzeń na minutę, 
co jest odpowiednikiem wypicia trzech kaw na jednym posiedzeniu. Potliwość skóry 
(mierzoną jej opornością elektryczną) wyraźnie wzrosła przy myślach o zdradzie seksualnej, 
choć prawie nie drgnęła przy zdradzie uczuciowej. Podobnie reakcja mięśnia brwiowego 
wzrosła o 7,75 jednostek (mikrowoltów) przy wyobrażeniu zdrady seksualnej, a jedynie o 
1,16 przy zdradzie uczuciowej. U kobiet - odwrotnie, na przykład reakcja brwi wyniosła 8,12 
jednostek przy zdradzie uczuciowej, a jedynie o 3,03 przy seksualnej. Ta koordynacja reakcji 
psychicznych z objawami pobudzenia fizjologicznego ilustruje precyzję mechanizmów 
reagowania na różne rodzaje przystosowawczo istotnych zagrożeń, które wykształciły się w 
trakcie ewolucji u kobiet i mężczyzn. 

Oczywiście, różnice te nie ograniczają się do Amerykanek i Amerykanów - zdają się 

być raczej typowe dla ludzi jako gatunku. Na przykład jedno z badań prowadzonych w 
Europie Środkowej ujawniło, że aż 80% mężczyzn podawało seks jako przyczynę obaw (np. 
że partnerka ich zdradza albo że sami nie są w stanie jej zaspokoić seksualnie). Taka treść 
obaw podawana była jedynie przez 22% zazdrosnych kobiet, które głównie obawiały się 
więzi emocjonalnej partnera z domniemaną rywalką (Gottschalk, 1936). Wspominane 
poprzednio badanie nad osobami z siedmiu krajów (Węgry, Irlandia, Meksyk, Holandia, 
ZSRR, USA i Jugosławia) wykazało, że w każdym z nich mężczyźni byli bardziej niż kobiety 
zazdrośni o fantazje seksualne partnerek z rywalem w roli głównej (Buunk, Hupka, 1987).

Skutki zazdrości

Zazdrość seksualna mężczyzn nie jest emocją nieważną ani nie pozostaje na uboczu 

życia. Nierzadko bywa tak gwałtowna, że prowadzi do zabójstwa partnerki lub rywala, a 
obawa przed podrzuceniem kukułczego jaja odgrywa tu niemałą rolę, jak ilustruje takie oto 
wyjaśnienie pewnego zazdrośnika-zabójcy:

Zawsze kłóciliśmy się o jej pozamałżeńskie skoki na bok. Ale tego dnia było to coś 

więcej. Po powrocie z pracy do domu zaraz podniosłem naszą małą córeczkę i trzymałem ją 
w ramionach, kiedy żona wysyczała do mnie: „Jesteś takim kompletnym durniem, że nawet 
nie wiesz, że to nie twoje dziecko". Byłem kompletnie zszokowany i wpadłem w szaleństwo. 
Pobiegłem po strzelbę i zabiłem ją (Chimbos, 1978, s. 54).

Niewierność żony jest czasami uważana za tak krańcową prowokację, że „rozsądny 

mężczyzna" ma prawo odpowiedzieć zabójczą przemocą. Na przykład prawa stanu Teksas aż 
do roku 1974 dopuszczały zabójstwo niewiernej żony i jej kochanka, jeżeli przyłapano ich in 
flagranti. Zabójstwo takie uważane było jedynie za adekwatną odpowiedź na ogromną 
prowokację, a podobne poglądy można spotkać w różnych zakątkach naszego globu. Zarówno 
plemię Yap, jak i zamieszkujący na Sumatrze Toba-Batak dopuszczają w takiej sytuacji 
zabójstwo i żony, i kochanka, a także spalenie domu, w którym zostali przez męża przyłapani. 
Prawo takie przysługiwało w starożytnym Rzymie mężczyźnie, który przyłapał cu-
dzołożników we własnym domu, a podobne prawa napotkać można po dziś dzień w 
niektórych krajach europejskich (Daly Wilson, 1988, s. 196).

Zazdrość mężczyzn jest zresztą najczęstszą pojedynczą przyczyną przemocy w 

stosunku do żon - tak fizycznego znęcania się, jak i zabójstwa. Jedno z badań nad żonami 
uciekającymi przed przemocą męża wykazało, że w 55% przypadków głównym motywem 
powodującym mężami była zazdrość (Miller, 1980). Zazdrość jest potężnym motywem 
zabójstwa. Badanie okoliczności siedemdziesięciu zabójstw dokonanych w afrykańskich 
koloniach brytyjskich (pośród plemion Tiv, Soga, Gisu, Nyoro, Luyia i Luo) pokazało, że w 
46% przypadków motyw zabójstwa miał podłoże seksualne w postaci zdrady męża przez 
żonę, opuszczenia go przez nią bądź odmowy stosunków seksualnych z mężem.

Męska zazdrość jest również częstym podłożem dokonywanych przez kobiety 

background image

zabójstw w obronie własnej (Dały, Wilson, Weghorst, 1982). Badanie próbki czterdziestu 
siedmiu zabójstw związanych z męską zazdrością seksualną, pokazało, że szesnaście kobiet i 
siedemnastu mężczyzn (domniemanych kochanków) poniosło śmierć z ręki męża w wyniku 
rzeczywistej lub podejrzewanej niewierności, a dziewięciu mężczyzn zostało zabitych przez 
żony działające w obronie własnej. Zazdrość seksualna jest wiodącym motywem zabójstw w 
Sudanie, Ugandzie i w Indiach (Lobban, 1972; Tanner, 1970; Bohannan, 1960). Na przykład 
w trzystu przypadkach zabójstw poddanych badaniu w Sudanie, męska zazdrość okazała się 
głównym motywem w siedemdziesięciu czterech z nich (Lobban, 1972). Jak się wydaje, 
większość zabójstw partnera małżeńskiego we wszystkich badanych pod tym względem 
kulturach spowodowana jest właśnie przez męską zazdrość seksualną. Co więcej, około 20% 
wszystkich zabójstw mężczyzn dokonanych przez innych mężczyzn spowodowane jest 
rywalizacją o kobietę bądź też urazą mężczyzny, wzbudzoną rzeczywistymi lub 
domniemanymi awansami ofiary kierowanymi na jego żonę, córkę lub krewniaczkę (Dały, 
Wilson, Weghorst, 1982).

Adaptacyjną funkcję zazdrości przeciwdziałającej niewierności trudno pogodzić z 

wyraźnie dezadaptacyjnym aktem zabójstwa własnej żony, które w oczywisty sposób jest 
aktem samo pozbawienia się przez mężczyznę jej zasobów reprodukcyjnych. Można to 
wyjaśniać na różne sposoby. Ponieważ znaczna większość niewiernych żon nie zostaje zabita, 
rzeczywiste zabójstwo może być „wypadkiem przy pracy" skądinąd skutecznego mechanizmu 
powstrzymywania partnerki przed zdradą, wypadkiem wywołanym chorobliwym natężeniem 
zazdrości prowadzącym do przypadkowego lub zamierzonego przez mężczyznę zabójstwa 
(Dały, Wilson, 1988). Wyjaśnienie to jednak nie tłumaczy dość częstych przypadków za-
bójstwa celowego, niekiedy wręcz z premedytacją zaplanowanego.

Inne wyjaśnienie zakłada, że nie we wszystkich warunkach naszej przeszłości 

ewolucyjnej zabicie żony było aktem pogarszającym sytuację zabójcy. Jeżeli żona i tak 
zamierzała go opuścić, zabójstwo nie zmieniało straty ponoszonej przez męża, 
przeciwdziałało natomiast dodatkowej stracie, a taką byłoby dopuszczenie innego mężczyzny 
do zasobów kobiety, w których powstaniu czy utrzymaniu jej mąż miał swój udział. Po 
drugie, mężczyźni pozwalający podrzucać sobie „kukułcze jaja" byli powszechnie 
wydrwiwani i ponosili straty na reputacji, szczególnie, jeśli nie próbowali przeciwdziałać 
niewierności partnerki. W małżeństwie poligynicznym zabójstwo niewiernej żony mogło, 
więc zarówno podbudowywać nadszarpniętą reputację mężczyzny, jak i odstraszać od 
niewierności jego pozostałe żony. Wyobrazić sobie można, że w niektórych sytuacjach z 
naszej ewolucyjnej przeszłości zabójstwo niewiernej żony mogło powstrzymywać zabójcze 
dla mężczyzny „wyciekanie" zasobów reprodukcyjnych.

W niektórych sytuacjach zabójstwo partnerki, która faktycznie dopuściła się zdrady i 

tak czy owak opuściłaby mężczyznę, mogło stanowić z jego strony reakcję polepszającą, a nie 
pogarszającą własny „bilans reprodukcyjny". Myśli o zabójstwie, a czasami i rzeczywiste 
zabójstwo mogły, więc stanowić ewolucyjnie wykształcony element przystosowawczych 
mechanizmów mężczyzny. Możliwość taka jest dość przerażająca, jeżeli jednak 
społeczeństwo chce skutecznie przeciwdziałać zabójstwom żon, musi też stanąć twarzą w 
twarz z psychologicznymi mechanizmami do nich prowadzącymi, a w szczególności 
rozpoznać warunki sytuacyjne aktywizujące ten niebezpieczny mechanizm.
W ogromnej większości wypadków zazdrość prowadzi jednak nie do zabójstwa, lecz do 
znacznie łagodniejszych, a często wręcz dobroczynnych strategii utrzymywania partnera przy 
sobie. Zapewne najważniejszą z takich strategii jest po prostu przykładanie się do 
zaspokojenia pragnień drugiej strony.

Spełnianie pragnień partnera

background image

Z ewolucyjnego punktu widzenia, bardzo skuteczną, choć mniej widowiskową taktyką 

utrzymywania partnera przy sobie jest spełnianie jego pragnień i upodobań, które legły u 
podłoża budowy trwałego z nim związku. Możliwość tę sprawdzałem w badaniach nad 
strategiami utrzymywania partnera przy sobie, które rozpocząłem od poproszenia licznej 
grupy kobiet i mężczyzn o opisanie tego rodzaju zachowań, zaobserwowanych u siebie 
samych i u innych (Buss, 1988b). Uzyskałem w ten sposób opisy stu czterech różnych 
działań, które zostały następnie pogrupowane w dziewiętnaście odrębnych wiązek. Na 
przykład wiązka „czujność" zawierała takie akty zachowania, jak niespodziewane 
odwiedzanie partnera i sprawdzanie, z kim przebywa, czy proszenie o to samo przyjaciela 
bądź przyjaciółki, a także przeszukiwanie rzeczy partnera. W drugim etapie badań poprosiłem 
sto dwoje studentów i dwieście dziesięcioro nowożeńców o ocenę, jak często sami zachowują 
się w każdy z opisanych sposobów. Nowożeńcy dokonywali ponadto ponownych ocen pięć 
lat po ślubie. Jeszcze inna grupa badanych oceniała skuteczność tych działań w wykonaniu 
kobiet i mężczyzn.

Spełnianie pragnień drugiej strony istotnie okazało się skuteczną taktyką 

utrzymywania jej przy sobie. Ponieważ, wybierając partnera, kobiety preferują miłość i 
życzliwość, dalsze okazywanie tych uczuć stanowi dla mężczyzn skuteczną taktykę 
utrzymywania kobiety przy sobie. Mówienie, że się ją kocha, pomaganie w potrzebie, 
okazywanie ciepła i pozytywnych uczuć to w ogóle najskuteczniejsze taktyki utrzymywania 
przy sobie kobiety (średnia ocena skuteczności: 6,23 na skali siedmiostopniowej). 
Postępowanie w ten sposób jest też uważane za skuteczniejszą taktykę mężczyzny niż kobiety 
(średnia ocena skuteczności: 5,39). Co więcej, częstość takiego postępowania mężczyzny 
okazała się bezpośrednio związana z długością trwania związku przedmałżeńskiego oraz z 
trwałością małżeństwa sprawdzaną po pięciu latach. Krótko mówiąc, mężczyźni, którzy nie 
pokazują swej miłości i zaangażowania, po prostu tracą swoje partnerki.

Innym upodobaniem kobiety decydującym o wyborze partnera są jego zasoby 

materialne. Pozwala to oczekiwać, że skutecznym sposobem na utrzymanie kobiety przy 
sobie będzie dalsze dostarczanie jej dóbr materialnych. Istotnie, dostarczanie dóbr było 
uważane za drugą pod względem skuteczności męską taktykę utrzymania kobiety przy sobie. 
Taktyka ta również była uważana za znacznie skuteczniejszą w wykonaniu mężczyzn niż 
kobiet (średnie oceny skuteczności wyniosły odpowiednio 4,50 i 3,76). Nasze badania 
pokazały też, że mężczyźni wydają duże sumy pieniędzy na swoje partnerki, a w wypadku 
związków przedmałżeńskich więcej wydają na swoje partnerki, niż one na nich. Taktyka 
udostępniania własnych zasobów materialnych jest znacznie częściej stosowana przez 
mężczyzn niż przez kobiety, zarówno w związkach przedmałżeńskich, jak i w małżeństwach 
(Buss, Shackelford, 1997).

Z drugiej strony, ponieważ mężczyźni pożądają u kobiet urody, nie będzie za-

skoczeniem stwierdzona przez nas zależność, że troska o własny wygląd fizyczny jest drugą, 
co do skuteczności kobiecą taktyką utrzymywania partnera przy sobie (po okazywaniu 
miłości i zaangażowania). Kobiety dokładają starań, by utrzymać czy polepszyć stan swojego 
wyglądu za pomocą kosmetyków, ubiorów i ćwiczeń (także kilka lat po ślubie).
Ogromną rolę, którą kobiety przypisują zabiegom o własny wygląd jako taktyce utrzymania 
partnera przy sobie, ilustruje pewne badanie, w którym wyświetlano kobietom nagranie wideo 
przedstawiające rozmawiającą ze sobą parę (Shettel--Neubaer, Bryson, Young, 1978). 
Rozmowa miała dość intymny charakter, czemu towarzyszyło obejmowanie się i pocałunki. 
Po kilkudziesięciu sekundach obserwowana kobieta wstawała i wychodziła z pokoju, by 
napełnić kieliszki winem. Podczas jej nieobecności pojawiała się „ta trzecia", dawna 
dziewczyna bohatera nagrania, i zaczynała go całować i obejmować. Po minucie 
obserwowana kobieta wracała z pełnymi kieliszkami, „przyłapując" partnera z nieznajomą. W 
tym momencie nagranie zatrzymywano i proszono badane kobiety, by powiedziały, co same 

background image

zrobiłyby na miejscu bohaterki nagrania. Mężczyźni widzieli nagranie o podobnej treści, z 
tym, że w męskiej wersji wychodził z pokoju oczywiście mężczyzna, pojawiał się zaś „ten 
trzeci", a nie „ta trzecia". Badane kobiety dwukrotnie częściej niż mężczyźni deklarowały 
różne działania mające na celu poprawienie własnego wyglądu tak, by „tę trzecią" 
przewyższyć atrakcyjnością. Mężczyźni znacznie częściej deklarowali natomiast, że w takiej 
sytuacji wpadliby w gniew, co sugeruje, że ich strategia utrzymywania partnerki przy sobie 
jest bardziej aktywna.

Manipulowanie uczuciami partnera

Kiedy zawiodą poprzednio opisane taktyki utrzymywania partnera przy sobie, ludzie 

mogą posuwać się do bardziej desperackich kroków, szczególnie jeśli ich własna atrakcyjność 
jest mniejsza od tej, która cechuje ich partnera. Desperackie manipulowanie uczuciami 
partnera to płacz w odpowiedzi na jego zainteresowanie płcią przeciwną, wzbudzanie 
poczucia winy, mówienie partnerowi, jak bardzo jest się od niego uzależnionym, wreszcie 
podporządkowanie się każdemu życzeniu partnera i ustępowanie mu we wszystkim.

Choć w myśl potocznego stereotypu kobiety są bardziej uległe od mężczyzn, nasze 

badania pokazały coś wręcz przeciwnego. Badając zarówno studentów, jak i nowożeńców (a 
także badając tych ostatnich ponownie pięć lat po ślubie), stwierdzaliśmy niezmiennie, że 
mężczyźni stosują taktykę ustępowania i uległości wyraźnie częściej niż kobiety, a 
potwierdzają to także relacje ich partnerek. Przyczyny tej systematycznie stwierdzanej 
różnicy między płciami pozostają jednak zagadką, której wyjaśnienie mogą przynieść tylko 
dalsze badania.

Jeszcze inną techniką manipulowania uczuciami partnera jest celowe wzbudzanie w 

nim zazdrości za pomocą takich działań, jak randka z inną osobą, długie rozmowy z osobą 
płci przeciwnej na imprezie towarzyskiej, okazywanie zainteresowania inną osobą celem 
rozgniewania partnera. Działania te oceniane są jako dwukrotnie bardziej skuteczne w 
wykonaniu kobiety niż mężczyzny. Celowe wzbudzanie zazdrości partnera jest jednak dla 
niej taktyką niebezpieczną, jako że partner może dojść do wniosku, że jej obyczaje seksualne 
są nazbyt swobodne i opuścić ją na dobre. Kobiety twierdzą, że stosują tę taktykę, by 
sprawdzić siłę związku i czy partnerowi jeszcze na nich zależy, aby wzbudzić zaborczość 
partnera i... poprawić ogólny stan związku.

Choć taktyka ta jest często stosowana, oczywiście nie wszystkie kobiety posługują się 

nią. Badania sugerują, że zależy to od zrównoważenia stopnia zaangażowania kobiety i jej 
partnera w dany związek. Wzbudzanie zazdrości stosowane jest aż przez 50% kobiet, które są 
silniej zaangażowane niż ich partner, ale jedynie przez 26% kobiet zaangażowanych w 
związek tak samo bądź słabiej od partnera. Nierówność zaangażowania sygnalizuje 
niejednakową atrakcyjność obojga partnerów - zwykle bardziej na związku zależy temu z 
dwojga, które jest lub czuje się osobą mniej atrakcyjną. Wzbudzanie zazdrości zdaje się być 
w istocie próbą sprawdzenia i podniesienia poziomu zaangażowania mężczyzny przez te 
kobiety, które czują się niezbyt atrakcyjne, a w każdym razie uważają się za mniej od swoich 
partnerów atrakcyjne dla pici przeciwnej.

Trzymanie konkurencji na wodzy

Podobnie jak inne gatunki, ludzie zdradzają własnościowe postawy w stosunku do 

swoich partnerów. Przejawia się to między innymi publicznym sygnalizowaniem, że partner 
należy właśnie do nas, że jest już zajęty i że rywale powinni się trzymać od niego z daleka. 
Sygnały takie mogą mieć bardzo zróżnicowany charakter - od słów (przedstawiania partnera 
„to jest mój chłopak") do nakłaniania partnera, by publicznie ujawniał jakieś symboliczne 
oznakowanie przynależności do nas (trzymał na biurku w pracy nasze zdjęcie, a na palcu nosił 
obrączkę).

background image

Choć mężczyźni i kobiety nie różnią się częstością wykorzystywania tego rodzaju 

publicznych sygnałów przynależności, nasi badani uważali, że taktyka ta jest skuteczniejszym 
sposobem utrzymania przy sobie kobiety przez mężczyznę niż na odwrót. Sygnały takie zdają 
się działać na podobieństwo wydzielanych przez samce owadów substancji zapachowych, 
którymi obdzielają oni swe partnerki, by powstrzymać konkurentów przed interesowaniem się 
nimi. Przekazują w ten sposób innym mężczyznom informację, że dana kobieta jest już zajęta, 
jej potrzeby i pragnienia są spełniane, krótko mówiąc - żeby inni szukali gdzie indziej.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni uciekają się też do wzmożenia czujności jako taktyki 
utrzymywania partnera przy sobie. Analogiem ze świata zwierząt jest tu na przykład 
zachowanie kalifornijskich słoni morskich - samce tego gatunku fok wytrwale opływają swój 
harem dookoła, by odstraszyć intruzów i przeciwdziałać ewentualnym próbom ucieczki 
samic. Czujność jest, więc narzędziem wczesnego wykrywania dezercji partnera i 
pokazywaniem mu własnej gotowości przeciwdziałania wszelkim próbom w tym kierunku. 
Sądzić można, że nasi praprzodkowie cechujący się wzmożoną czujnością mieli większą 
szansę utrzymania partnera przy sobie, a zatem i większą szansę na sukces reprodukcyjny. 
Podobną w wydźwięku taktyką jest ukrywanie partnera, a właściwie minimalizowanie jego 
kontaktów z płcią przeciwną – nie zabieranie go ze sobą na przyjęcia towarzyskie czy 
wszelkie imprezy, na których spotkać mógłby atrakcyjne osoby płci przeciwnej, nie 
przedstawianie go takim osobom (np. koleżankom z pracy) i tym podobne. Jeszcze inna 
pokrewna taktyka to monopolizowanie czasu partnera - zajmowanie mu tyle czasu, że nie ma 
już, kiedy spotkać się z naszą konkurencją.

Wszystkie te taktyki przejawiają się na wiele sposobów w różnych kulturach ludzkich. 

Na przykład Hindusi ograniczali swe małżonki do domowego zacisza, Arabowie zakrywali 
ich twarze, Chińczycy stosowali praktykę podwiązywania stóp małym dziewczynkom, co 
uniemożliwiało im jako dojrzałym już kobietom swobodne kontakty z płcią przeciwną. W 
społeczeństwach, gdzie obowiązuje zakrywanie twarzy kobiet, obserwuje się, że natężenie tej 
praktyki uzależnione jest od wieku kobiety. Najdalej posunięte zakrywanie przypada na 
szczyt zdolności rozrodczych kobiety, w szczególności na ceremonię ślubną. Niedojrzałe 
jeszcze dziewczęta i starsze kobiety są zasłaniane w mniejszym stopniu - nie sposób się 
oprzeć wrażeniu, że traktowane są one jako mniej pociągające dla ewentualnych intruzów 
(Dickemann, 1981). Inną praktyką często spotykaną w historii było gromadzenie i strzeżenie 
kobiet w haremach. Samo słowo harem znaczy „zabroniony". Zamkniętym kobietom było 
równie trudno wyjść z haremu, jak intruzowi doń wejść. Kobiety pilnowane były przez 
eunuchów, a w szesnastowiecznych Indiach kwitł handel bengalskimi eunuchami, którzy byli 
nie tylko wykastrowani, ale wręcz mieli obcięte wszystkie narządy płciowe (Betzig, dane 
nieopublikowane).

Liczba kobiet gromadzonych w haremach bywała zdumiewająco wielka, jakiej by tu 

miary nie zastosować. Indyjski cesarz Bhuponder Singh miał w swoim haremie trzysta 
trzydzieści dwie kobiety, a „każda była w każdym momencie na zawołanie Maharadży. Mógł 
zaspokoić swój popęd z dowolną kobietą o dowolnej porze dnia i nocy" (Dass, 1970, s. 78). 
Ogólnie rzecz biorąc, w szesnastowiecznych Indiach przebywało w haremach od czterech do 
dwunastu tysięcy kobiet (Saletore, 1978, s. 64; 1974, s. 61). W cesarskich Chinach w VIII 
wieku przed naszą erą, na dworze cesarza przebywała jedna królowa, trzy żony pierwszej 
rangi, dziewięć żon drugiej rangi, dwadzieścia siedem żon trzeciej rangi oraz osiemdziesiąt 
jeden nałożnic (Van Gulik, 1974, s. 17). Władca peruwiańskich Inków trzymał w swym 
pałacu co najmniej siedem setek kobiet „dla posług domowych, a także... celem zażywania 
przyjemności i dowolnego płodzenia dzieci" (Cienza de Leon, 1959, s. 41).
Wszystkie te taktyki służą jednemu celowi - zapobieganiu kontaktu partnerki z ewentualnymi 
konkurentami. Ponieważ, historycznie rzecz biorąc, władzę sprawowali z reguły mężczyźni, 
stosowanie przez nich tych strategii drastycznie ograniczało swobodę kobiet. We 

background image

współczesnych społeczeństwach przemysłowych nacechowanych większym 
równouprawnieniem płci taktyki te są stosowane zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, choć 
nie na skalę używaną przez średniowiecznych władców.

Destruktywne sposoby utrzymywania partnera

Ostatnim wreszcie sposobem utrzymywania partnera przy sobie jest odwodzenie go od 

decyzji o opuszczeniu związku za pomocą dezaprobaty, groźby lub przemocy, bądź też 
odstraszania ewentualnych rywali. Podważanie wartości rywali jest zapewne 
najłagodniejszym jeszcze sposobem ich zwalczania, choć powiada Eklezja-sta (28:17): 
„Chlaśnięcie biczem trzyma w ryzach świat, ale chlaśnięcie językiem może pogruchotać 
kości". Aby zniechęcić swoich partnerów do potencjalnych rywali, kobiety i mężczyźni mogą 
starać się pomniejszyć zalety ich wyglądu czy umysłu albo rozpowszechniać zniesławiające 
ich plotki. Zastosowana w rozsądnych granicach, taktyka ta stanowi skuteczny sposób 
obniżenia atrakcyjności rywala i pomniejszenia szansy, że druga strona wycofa się ze związku 
i podąży za rywalem.

Bardziej kosztowne taktyki radzenia sobie z konkurencją to próby odstraszenia 

potencjalnych rywali. Tak jak szympansy starają się odstraszyć rywali przez szczerzenie 
zębów, tak nowożeńcy mogą krzyczeć na innych mężczyzn zbyt długo przyglądających się 
ich małżonkom, obdarzać ich wymownie zimnym spojrzeniem czy grozić pobiciem. W taki 
sposób postępują prawie wyłącznie mężczyźni i choć nie robią tego często, aż 47% badanych 
przez nas mężów (a tylko 11% żon) twierdziło, że w ciągu minionego roku podejmowali, co 
najmniej jedną próbę fizycznego odstraszenia domniemanego rywala.
Mężczyźni posuwają się niekiedy znacznie dalej w swych próbach pokazania rywalom, że 
zajmowanie się ich partnerkami może tamtych drogo kosztować. „Kłusownicy" próbujący 
nawiązać kontakt z zajętą już kobietą mogą zostać zaatakowani przez jej męża lub jego 
przyjaciół, co może skończyć się pobiciem, zdewastowaniem ich własności, a w rzadkich 
wypadkach nawet śmiercią. Reputacja mężczyzny, który w ten sposób broni dostępu do 
swojej partnerki, sprawia, że każdy inny dwa razy się zastanowi, zanim podejmie próbę 
kłusownictwa.

Wiele tego rodzaju destruktywnych taktyk jest też kierowanych na własnego partnera. 

Samce pawianów i innych naczelnych nierzadko dosłownie ranią swoje partnerki za 
zadawanie się z rywalami (Smuts, Smuts, 1993). Mężczyźni i kobiety gniewają się na drugą 
stronę za próby flirtowania z płcią przeciwną, krzyczą w wypadku podejrzanego 
zainteresowania kimś innym i grożą zerwaniem w wypadku zdrady. Czasami posuwają się do 
uderzenia drugiej strony. Wszystkie te zachowania są wykonywane dwukrotnie częściej przez 
mężczyzn niż kobiety, a ich skuteczność zasadza się na kosztach, które ponosi partner z 
powodu rzeczywistej czy domniemanej nielojalności. Koszty te mogą mieć charakter zarówno 
fizyczny (np. zranienie), jak i psychiczny - przede wszystkim spadek samooceny z reguły 
obserwowany u osób źle traktowanych przez partnera (Dały, Wilson, 1988; Russell, 1990; 
Margo Wilson, 1989 oraz informacja osobista). Zapewne najpoważniejszym kosztem 
psychicznym jest groźba utraty samego związku, a w konsekwencji i wszystkich włożonych 
weń dotąd wysiłków.

Niektóre kultury sankcjonują również przeróżne działania zapobiegawcze, czasami 

bardzo drastyczne. Należy do nich chirurgiczne usuwanie łechtaczki (klitoridektomia) celem 
pozbawienia ich zdolności do przeżywania rozkoszy seksualnej. Zabieg ten do dziś 
praktykowany jest rokrocznie na milionach kobiet afrykańskich. Inną praktyką powszechnie 
stosowaną w Afryce centralnej i północnej jest zszycie warg sromowych większych 
(infibulacja). Według niektórych szacunków infibulacji poddanych zostało 65 milionów 
współczesnych kobiet afrykańskich (Hosken, 1979).

Infibulacja całkowicie uniemożliwia stosunek seksualny. Czasami jest wykonywana 

background image

na młodych dziewczętach przez ich krewnych, którzy w ten sposób chcą zagwarantować 
przyszłym mężom ich dziewictwo. Dopiero po ślubie następuje rozcięcie szwu, by umożliwić 
nowożeńcom współżycie seksualne. Jeżeli mężczyzna wyjeżdża na dłużej, jego żona może 
zostać ponownie zaszyta. W Sudanie ponowne zaszycie ma z reguły miejsce po urodzeniu 
dziecka, dopiero po pewnym czasie następuje rozcięcie szwu. Decyzja w tej sprawie 
pozostaje w zasadzie w rękach mężczyzny, choć wiele kobiet wręcz domaga się ponownego 
zaszycia po porodzie w przekonaniu, że praktyka ta nasila przyjemność mężczyzny. Zgodnie 
zaś z panującymi w Sudanie obyczajami, kobieta, której nie uda się zaspokoić swego męża, 
ryzykuje rozwodem (połączonym z utratą dzieci i środków do życia) i wielką plamą na 
honorze całej rodziny (Daldy, Wilson, Weghorst, 1982; Hosken, 1979, s. 2).

Mężczyźni narażają czasami swe partnerki na niezwykle wysokie koszty, by tylko je 

przy sobie utrzymać. Badania nad kulturą Baiga ujawniły, że kobiety flirtujące z innymi 
mężczyznami są tam atakowane przez swoich mężów płonącymi bierwionami. Kanadyjskie 
badania nad żonami fizycznie molestowanymi przez własnych mężów pokazują, że zazdrość 
seksualna jest motywem takich działań w 55% przypadków, z czego w połowie - jak 
przyznają same kobiety (Miller, 1980) - stanowi ona odpowiedź na faktyczną zdradę.
Nie znamy natomiast żadnej kultury, w której męska zazdrość w ogóle by nie występowała - 
dotyczy to także tych kultur, które w swoim czasie uważane były za wolne od zazdrości. Za 
taką kulturę uważani byli na przykład mieszkańcy wysp Markizów. Bezpodstawnie jednak - 
badający tę kulturę etnograf pisał: „Kiedy kobieta podejmowała wspólne życie z mężczyzną, 
poddawała się tym samym jego władzy. Jeśli odchodziła z innym bez jego pozwolenia, była 
bita, a nawet zabijana, jeżeli trafił jej się bardzo zazdrosny mąż" (Handy 1923, cytowany w: 
Dały i Wilson, 1988, s. 204). Innym przypadkiem świadczącym o braku zazdrości miał być 
eskimoski zwyczaj udostępniania przez mężczyznę własnej żony przybywającemu do ich 
domostwa gościowi. W rzeczywistości męska zazdrość jest u Eskimosów główną przyczyną 
zabójstw żon, a odsetek zabijanych żon jest alarmująco wysoki (Rasmussen, 1931). Sam zaś 
obyczaj udostępniania żony gościowi ograniczony jest do wąskiego zakresu sytuacji i 
uprawiany jest przede wszystkim wtedy, kiedy mąż liczyć może na wzajemność swego 
gościa. Obyczaj wymieniania się żonami może w rzeczywistości wręcz prowokować 
wybuchy zazdrości, miast je osłabiać.

Niektóre kultury wymagają też od „kłusownika" złożenia mężowi rekompensaty w 

wypadku przyłapania na gorącym uczynku. Żądania tego rodzaju zdarzają się też i w Stanach 
Zjednoczonych. Na przykład w Północnej Karolinie pewien mężczyzna zażądał na drodze 
sądowej dwustu tysięcy dolarów od lekarza, który odbił mu żonę. Tego rodzaju obyczaje są 
przejawem intuicyjnego rozumienia psychologii ewolucjonistycznej, faktu, że „podrzucanie 
kukułczego jaja" jest równoznaczne z narażaniem mężczyzny na bardzo poważne koszty. We 
wszystkich kulturach mężczyźni zdają się traktować żony niczym swoją własność, a 
niewierność niczym uszczerbek ich własności właśnie, uszczerbek, za który często odpłacają 
przemocą i agresją (Wilson, Daly, 1992, s. 311).

Niepewność związku

Z biologicznego punktu widzenia, zdolność dwojga ludzi, którzy nie mają wspólnych 

genów, do pozostawania razem i tworzenia przymierza trwającego i dziesiątki lat jest 
zdumiewającym osiągnięciem naszego gatunku. Z powodu jednak licznych sił zagrażających 
trwałości związku solidarne pozostawanie razem mężczyzny i kobiety jest przedsięwzięciem 
niepewnym, wymagającym rozwiązania szczególnych problemów adaptacyjnych. 
Rozwiązania skuteczne zawierają zwykle wiele składników. Pierwszym jest dysponowanie 
środkami powstrzymującymi drugą stronę przed wycofaniem się. Po drugie, ewentualni 
rywale trzymani są na dystans za pomocą takich środków, jak ukrywanie partnera czy 
publiczne manifestowanie jego przynależności. Po trzecie, stosowana jest manipulacja 

background image

uczuciami partnera ukierunkowana na wzbudzenie jego zazdrości, pożądania, wzrost atrak-
cyjności własnej a spadek atrakcyjności ewentualnych konkurentów. Po czwarte wreszcie, 
stosowana może być przemoc w stosunku do partnera zdradzającego oznaki niewierności i 
wobec rywala próbującego kłusowniczych zabiegów.

Te różne taktyki utrzymywania partnera przy sobie są skuteczne dzięki wyko-

rzystywaniu mechanizmów psychicznych działających u partnera i rywali. Realizowanie 
pragnień partnerki, okazywanie jej miłości i zaangażowania jest skuteczną taktyką 
mężczyzny, pasuje ona bowiem do kobiecych upodobań, które w ogóle zadecydowały o 
pierwotnym wybraniu go przez nią na stałego partnera. Polepszanie własnego wyglądu jest 
skuteczną taktyką kobiety, ponieważ pasuje ona do wykształconych w trakcie ewolucji 
upodobań mężczyzn do atrakcyjnego wyglądu kobiet. Skuteczność taktyk destrukcyjnych 
również opiera się na tym, że wykorzystują one wykształcone w trakcie ewolucji mechanizmy 
psychologiczne. Tak jak ból fizyczny prowadzi do unikania wywołujących go sytuacji, tak 
strach prowadzi do unikania działań wywołujących gniew i agresję partnera.

Głównym czynnikiem leżącym u podłoża wielu z tych taktyk jest męska zazdrość 

seksualna. Jest ona przyczyną większości aktów agresji kierowanych przez mężczyzn na 
kobiety i w dużym stopniu także agresji kierowanej przez kobiety w obronie własnej na 
mężczyzn. W fakcie, że ta główna siła napędowa utrzymywania partnerki przy sobie jest też 
przyczyną ponoszonych przez nią szkód, tkwi wiele gorzkiej ironii. Destrukcyjna siła 
zazdrości wynika z powagi zaangażowanych w związek dwojga ludzi zasobów rozrodczych i 
z tego, że nie zawsze to, co sprzyja reprodukcyjnemu sukcesowi kobiety, sprzyja też 
sukcesowi jej partnera i na odwrót. Biologiczne interesy obojga partnerów bywają często 
rozbieżne, co jest przyczyną konfliktu płci omawianego szerzej w następnym rozdziale.

VII

Konflikt płci

„Gdy dowiadujemy się o tym, co nas ukształtowało,
mężczyźni jawią się jako wrogowie, oprawcy, a przynajmniej jako jakiś niezrozumiały 
gatunek nie z tej ziemi.”
Carol Cassell Swept away

Powieści, popularne piosenki, telewizyjne seriale i pisma ilustrowane pełne są 

niezliczonych opowieści o walkach toczonych przez mężczyzn i kobiety, o bólu, który sobie 
nawzajem zadają. Żony skarżą się na mężów, że je zaniedbują, mężowie skarżą się na 
niestałość nastrojów swoich żon. „Mężczyźni są tak zahamowani uczuciowo" - twierdzą 
kobiety. „Kobiety nie są w stanie pohamować swych emocji" - wtórują im ich partnerzy. 
Mężczyźni zawsze pragną seksu za szybko, kobiety zawsze odkładają go na frustrujące 
„potem".
Badania nad konfliktem między mężczyznami a kobietami rozpocząłem od możliwie 
szerokiego przeglądu możliwych kwestii spornych. Dlatego też poprosiłem kilkaset kobiet i 
mężczyzn o swobodne wypowiedzi na temat tego, co ich u płci przeciwnej denerwuje, drażni, 
gniewa i irytuje (Buss, 198%). Bez trudu uzyskałem sto czterdzieści siedem różnych 
rodzajów skarg dotyczących szerokiego zakresu spraw - od nadmiernej uległości, obelżywego 
zachowania i fizycznej przemocy, do przemocy seksualnej, oziębłości, seksistowskich 
poglądów i zdrady. Tę listę możliwych konfliktów wręczyliśmy ponad pięciuset kobietom i 
mężczyznom (pozostającym w związkach małżeńskich lub przedmałżeńskich), aby spraw-
dzić, które konflikty pojawiają się najczęściej i jak dalece są one dotkliwe dla za-

background image

interesowanych.

Konflikt płci zapewne najlepiej można zrozumieć w szerszym kontekście konfliktu 

społecznego. Konflikt społeczny występuje wtedy, kiedy jedna osoba utrudnia drugiej 
osiągnięcie jej celów. Utrudnianie może przyjmować różne formy - na przykład wśród 
mężczyzn konflikt pojawia się w wypadku współzawodnictwa o dokładnie to samo dobro - o 
wysoką pozycję społeczną lub dostęp do tej samej kobiety. Ponieważ młodych, atrakcyjnych 
kobiet jest mniej niż poszukujących ich mężczyzn, wygrana jednego oznacza automatycznie 
stratę innego mężczyzny. Podobnie jest z kobietami - kiedy jedna pozyska odpowiedzialnego, 
wiernego i kochającego mężczyznę o pokaźnych zasobach, tym samym nie pozyska go żadna 
inna.

Konflikt między mężczyzną i kobietą wybucha, gdy to, czego pragnie jedna z płci, jest 

sprzeczne z pragnieniami drugiej. W dziedzinie seksu, na przykład, mężczyzna poszukujący 
łatwego i szybkiego kontaktu bez zobowiązań niewątpliwie popadnie w konflikt z kobietą 
poszukującą trwałego zaangażowania emocjonalnego i materialnego. Podobnie kobieta 
poszukująca wytrwałych zalotów i kosztownych inwestycji partnera niewątpliwie 
przeszkadza realizacji męskiego celu w postaci szybkiego podboju seksualnego bez 
zobowiązań.

Konflikt nie spełnia żadnej funkcji ewolucyjnej i sam w sobie raczej pogarsza niż 

polepsza przystosowanie. Stanowi jednak nieuchronną konsekwencję odmienności 
seksualnych strategii kobiety i mężczyzny. Odmienności te sprawiają, że ani mężczyźni, ani 
kobiety nie mogą w pełni zrealizować swoich celów bez popadania w konflikt z płcią 
przeciwną. Ponieważ jednak te same konflikty nękały i naszych odległych, ewolucyjnych 
przodków, wykształcili oni psychologiczne mechanizmy ich rozwiązywania, które po nich 
odziedziczyliśmy i które możemy wykorzystać. 

Częścią tych mechanizmów są negatywne emocje gniewu, smutku i zdenerwowania, 

stanowiące reakcję na trudności w osiągnięciu seksualnych i innych adaptacyjnych celów. 
Emocje te spełniają szereg funkcji: zwracają uwagę na zdarzenia stanowiące źródło 
problemów, ułatwiają ich zapamiętanie i przypomnienie, prowadzą do działań usuwających 
ich źródła. Ponieważ mężczyźni i kobiety różnią się strategiami seksualnymi, także i 
przeżywane przez nich emocje negatywne wywoływane są odmiennymi zdarzeniami. 
Mężczyzna poszukujący szybkiego seksu bez zaangażowania łatwo rozgniewa i zdenerwuje 
kobietę. Podobną reakcję wywoła kobieta, która nakłania mężczyznę do długotrwałych 
inwestycji, a potem odmawia mu seksu.
Dostępność seksualna. 

Pożycie seksualne jest prawdopodobnie najczęstszym polem konfliktów między 

mężczyznami i kobietami. Badanie sto dwudzieściorga jeden studentów i studentek, których 
poproszono o prowadzenie swego rodzaju „pamiętnika" kontaktów z (przedmałżeńskim) 
partnerem płci przeciwnej ujawniło, że 47% badanych miało co najmniej jedną sprzeczkę czy 
nieporozumienie w sprawie dopuszczalnego stopnia intymności kontaktów seksualnych 
(Byers, Lewis, 1988). Mężczyźni poszukują seksu bez zobowiązań i skąpo dzielą się swoimi 
zasobami, tak by starczyło ich dla wielu przelotnych partnerek bądź też by zachować je dla 
stałej partnerki. Ponieważ kobiety zainteresowane są głównie pozyskaniem zaangażowanego 
partnera, mają tendencje do nakłaniania mężczyzn, aby dokonywali poważniejszych 
inwestycji, zanim one zgodzą się na kontakt seksualny. To, czego pragną mężczyźni, jest 
zazdrośnie strzeżone przez kobiety; to, czego pragną kobiety, jest równie mocno strzeżone 
przez mężczyzn.

Pierwszą bitwą jest często konflikt o stopień atrakcyjności partnerów. Osoby wysoce 

atrakcyjne zwykle żądają w zamian za siebie więcej, osoby mniej atrakcyjne poprzestać 
muszą na czymś mniejszym. Czasami jednak człowiek uważa, że zasługuje na więcej, niż 
partner chce mu zaoferować, i konflikt gotowy. Ilustrują to wyznania pewnej klientki baru dla 

background image

samotnych. Opowiadała ona, że czasami nagabywali ją o taniec niechlujnie ubrani, pijący 
piwo i niegrzeszący delikatnością manier kierowcy ciężarówek czy robotnicy budowlani. Gdy 
odmawiała, często słyszała w odpowiedzi: „Co, dziwko, nie jestem dla ciebie dość dobry?" 
Choć odwracała głowę bez słów, myślała właśnie to - że on nie był dla niej dość dobry. Jej 
niewypowiedziany komunikat był taki, że zasługuje na więcej, zważywszy jej własną 
wartość, i informacja ta oburzała mężczyzn.

Główną przyczyną tego rodzaju konfliktów jest skłonność mężczyzn do wnioskowania 

seksualnego zainteresowania kobiet w sytuacjach, w których one takiego zainteresowania 
wcale nie przejawiają. Zjawisko to wykazano w wielu badaniach. W jednym z nich około stu 
kobiet i stu mężczyzn oglądało dziesieciominutowe nagranie rozmowy profesora ze 
studentką, która przyszła poprosić o przedłużenie terminu składania pisemnej pracy 
semestralnej (Saal, Johnson, Weber, 1989; por. też Abbey, 1982). W rzeczywistości on był 
profesorem, ona zaś studentką szkoły teatralnej i oboje byli poinstruowani, by zachowywać 
się w stosunku do siebie w sposób przyjazny, choć wyzbyty erotycznych podtekstów. 
Badanych poproszono o ocenę intencji studentki z nagrania. Badane kobiety oceniały 
studentkę jako próbującą zachować się przyjaźnie (średnia ocena 6,45 na skali 
siedmiostopniowej), ale nie seksownie (2,00) czy uwodzicielsko (1,89). Badani mężczyźni 
również doceniali przyjazność jej zachowania (6,09), ale bardziej niż kobiety skłonni byli po-
dejrzewać ją o intencje uwodzicielskie (4,08) i seksualne (4,87). Podobne wyniki uzyskano w 
innym badaniu, w którym ludzie oceniali intencje studentek na podstawie zdjęć 
przedstawiających pary studentów i studentek wspólnie przygotowujących się do egzaminu: 
mężczyźni oceniali kobiety jako umiarkowanie uwodzicielskie i „sexy", podczas gdy kobiety 
oceniały zamiary studentek ze zdjęć jako bardzo nikłe (Abbey, Melby, 1986). Najwyraźniej 
mężczyźni dostrzegają seksualne zainteresowanie kobiety nawet tam, gdzie inne kobiety 
widzą jedynie przyjazny uśmiech (Abbey, 1982; Saal, Johnson, Weber, 1989).
Co więcej, w wypadkach wątpliwych, mężczyźni skłonni są wnioskować jednak 
zainteresowanie seksualne kobiety i podejmować zgodne ze swoimi wnioskami działania. 
Jeżeli w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku nawet niewielki procent błędów 
spostrzegania odchylających się w tę właśnie stronę owocował kontaktem seksualnym, 
musiało to doprowadzić do utrwalenia się tego systematycznego błędu w ocenie kobiecych 
intencji przez mężczyzn. Przy tym wszystkim trudno jest jednoznacznie orzec, że mężczyźni 
postrzegają seksualne intencje kobiet błędnie, ponieważ trudno orzec, jakie są w 
rzeczywistości cudze intencje. Z pewnością jednak można powiedzieć, że mężczyzn cechuje 
zaniżony próg wnioskowania o pojawieniu się seksualnych intencji u kobiety.

Skoro taki mechanizm już u mężczyzn występuje, może on zostać spożytkowany dla 

manipulacji, której kobiety niekiedy się dopuszczają. Pewne badanie z udziałem dwustu 
studentów obojga płci wykazało, że kobiety częściej niż mężczyźni uśmiechają się i 
zachowują w uwodzicielski sposób w stosunku do płci przeciwnej, by pozyskać jakieś 
specjalne traktowanie, nawet jeżeli w istocie nie mają żadnych seksualnych zamiarów 
(Semmelroth, Buss, dane niepublikowane). Tak więc obniżony próg postrzegania przez 
mężczyzn seksualnego zainteresowania kobiet spotyka się tutaj ze skłonnością kobiet do 
wykorzystywania tej męskiej tendencji. Daje to potencjalnie wybuchową mieszankę i podłoże 
konfliktu, w którym mężczyźni czują się przywodzeni do kontaktu seksualnego, kobiety zaś
- nadmiernie o niego molestowane.

Molestowanie o kontakt seksualny prowadzi czasami do agresji seksualnej

- męskich prób wymuszenia seksu pomimo niechęci i sprzeciwu kobiet. Z punktu widzenia 
mężczyzny agresja seksualna jest strategią pozyskiwania seksu bez kosztów, choć strategia ta 
niesie własne koszty w postaci groźby zemsty i szkód w reputacji mężczyzny. Agresję 
seksualną można określić na przykład jako domaganie się lub wymuszanie intymności 
seksualnej, nieuzgadnianie stopnia intymności kontaktu erotycznego i dotykanie ciała kobiety 

background image

bez jej zgody (Zahavi, 1977). W jednym z badań prosiliśmy kobiety o ocenę stu czterdziestu 
siedmiu potencjalnie niepokojących czy nieakceptowalnych aktów, których może dopuścić 
się mężczyzna. Agresja seksualna oceniana była jako niemalże maksymalnie stresująca (6,50 
na skali siedmiostopniowej) i bardziej stresująca od wszystkich pozostałych nadużyć, takich 
jak agresja słowna czy fizyczna. Wbrew temu, co zdają się sądzić przynajmniej niektórzy 
mężczyźni, wymuszony seks nie sprawia kobietom żadnej przyjemności, wręcz przeciwnie - 
stanowi największą przykrość. Choć motyw wymuszonego seksu pojawia się czasami w 
kobiecych fantazjach seksualnych i romansach (pod warunkiem, że sprawca okazuje się w 
końcu przystojny i bogaty), nie oznacza to wcale, że kobiety pragną seksu bez swojej zgody.
Mężczyznom seksualna agresja kobiet przeszkadza natomiast znacznie mniej
- na tej samej skali siedmiostopniowej oceniają oni różne jej przejawy na poziomie, średnio 
rzecz biorąc, 3,02, a więc jako tylko nieznacznie przykre. Niektórzy pisali wręcz na 
marginesie kwestionariusza, że tego rodzaju działania kobiety byłyby dla nich bardzo 
podniecające. Znacznie bardziej przykre są dla mężczyzn takie zachowania, jak niewierność 
(6,04) czy agresja słowna lub fizyczna (5,55).

Ponadto mężczyźni mają niepokojącą skłonność do ogromnego niedoceniania, jak 

dalece agresja seksualna jest przykra dla kobiet. Wszystkie tego rodzaju akty agresji 
mężczyźni uznają za znacznie mniej przykre dla kobiet, niż uważają same kobiety. Jest to 
oczywiście drzemiące zarzewie konfliktu - niedocenianie bolesności wymuszonego seksu 
stanowić może jeden z czynników powodujących brak empatii mężczyzn dla ofiar gwałtu 
(Zahavi, 1977). Drastyczną ilustracją tego braku jest pozbawiona serca (i sensu) wypowiedź 
pewnego teksańskiego polityka, który stwierdził, że jeżeli kobieta nie może uciec przed 
gwałtem, powinna leżeć spokojnie i starać się przynajmniej mieć z niego przyjemność.
Z kolei kobiety przeceniają stopień, w jakim mężczyznom sprawia przykrość skierowana na 
nich kobieca agresja seksualna - kobiety oceniają ją na 5,13, sami mężczyźni - jedynie na 3,02 
(Blumstein, Schwartz, 1983). Tak więc zarówno mężczyźni, jak i kobiety nie doceniają 
zdania płci przeciwnej i niezbyt dobrze je rozumieją. Obie płcie skłonne są widzieć reakcje 
płci przeciwnej raczej na obraz i podobieństwo swoich własnych odczuć. Mężczyźni sądzą, że 
kobiety w sprawach agresji seksualnej są bardziej męskie, niż to jest w istocie, a podobny 
błąd - zmieniwszy, co trzeba - popełniają i kobiety. Rozpowszechnienie informacji o faktycz-
nych odczuciach kobiet wśród mężczyzn i o faktycznych odczuciach mężczyzn wśród kobiet 
mogłoby, więc stanowić choćby drobny krok na drodze zmniejszania konfliktu między 
płciami.

W pewnym sensie odwrotnością agresji seksualnej jest oziębłość czy wycofywanie się 

z seksu, o co ustawicznie kobiety oskarżane są przez mężczyzn. Narzekają oni na takie ich 
zachowania, jak celowe rozbudzanie mężczyzny, by potem się wycofać z kontaktu, złośliwe 
flirtowanie na niby czy odmawianie kontaktu seksualnego. Tego rodzaju zachowania 
oceniane są przez mężczyzn jako wyraźnie przykre (5,03), choć przez kobiety widziane są 
jako tylko umiarkowanie przykre (4,29). Wycofanie się z seksu jest, więc przykre dla obu 
płci, choć wyraźnie bardziej dla mężczyzn.

Z punktu widzenia kobiet wycofywanie się z seksu spełniać może szereg funkcji. 

Najbardziej oczywistą jest pozostawianie sobie możliwości wyboru między mężczyznami o 
dużej wartości, gotowymi do zaangażowania uczuciowego i materialnego. Kobiety wycofują 
się z seksu z pewnymi mężczyznami po to, by zaangażować się weń z innymi, których same 
wybrały. Za pomocą wycofania się z seksu kobiety podwyższają również swoje znaczenie dla 
mężczyzny - w myśl zasady, że niedostępność każdego dobra podnosi jego wartość. Jeżeli 
jedynym sposobem pozyskania kobiety przez mężczyznę będzie poczynienie poważnych 
inwestycji, poczyni je. Ale jest to następne zarzewie konfliktu między mężczyzną pragnącym 
szybkiego seksu bez zobowiązań a kobietą, która wycofuje dostępność seksualną, by 
pozyskać właśnie emocjonalne zobowiązanie mężczyzny.

background image

Jeszcze inną funkcją wycofywania się z seksu przez kobietę jest doprowadzenie 

mężczyzny do przekonania o wartości tejże kobiety. Ponieważ kobiety o wysokiej wartości są 
z definicji niedostępne przeciętnemu mężczyźnie, kobieta może wykorzystywać własną 
niedostępność dla nakłonienia mężczyzny, by widział ją jako bardziej wartościową, 
szczególnie w kontekście związku trwałego. Wczesne zezwolenie na seks może zaś przywieść 
partnera do przekonania, że dana kobieta nadaje się na kontakt jedynie przelotny, jako łatwa 
zdobycz każdego mężczyzny.

Choć mężczyźni angażują się na dłużej tylko w związek z jedną kobietą, poszukują 

przelotnego seksu z wieloma, czemu wycofywanie się z seksu przez kobiety oczywiście 
przeszkadza. Kobiety mają rzecz jasna prawo wyboru. Wykorzystując to prawo, utrudniają 
mężczyznom realizację głęboko w nich zakorzenionej skłonności do poszukiwania licznych 
kontaktów seksualnych. Podobnie mężczyźni - domagając się seksu szybkiego i bez 
zobowiązań, utrudniają kobietom realizację ich głęboko zakorzenionej strategii szukania w 
mężczyźnie poważnego i trwałego zaangażowania. Łatwość i szybkość dochodzenia do 
kontaktu seksualnego jest, więc głównym polem konfliktu między obiema płciami.

Zaangażowanie emocjonalne

Najogólniej rzecz biorąc, problemy adaptacyjne rozwiązywane są na dwa sposoby - 

albo przez własny wysiłek jednostki, albo przez zapewnienie sobie wydatkowania wysiłku 
przez innych. Ludzie, którzy potrafią zapewnić sobie cudzy wysiłek przy minimalnych 
nakładach własnych, mają większą szansę na skuteczne przystosowanie się do problemów 
życiowych. Na przykład z punktu widzenia interesów kobiety korzystne jest pozyskanie 
mężczyzny, który całą swoją energię i czas poświęcałby jej i urodzonym przez nią dzieciom. 
Z punktu widzenia interesów mężczyzny, korzystniejsze jest jednak poświęcanie tylko części 
własnych zasobów jednej kobiecie, tak by pozostałą ich część móc wydatkować na inne cele, 
jak zdobywanie wysokiej pozycji społecznej czy pozyskiwanie przelotnych kontaktów z 
innymi kobietami. Konflikt między kobietą a mężczyzną rozgrywa się więc często wokół 
stopnia zaangażowania obu stron w związek.

Typowym wyrazem konfliktu o stopień zaangażowania jest irytacja kobiet na 

mężczyzn z powodu braku otwartego wyrażania uczuć. Pretensje o zahamowania uczuciowe 
to jedna z najczęściej zgłaszanych przez kobiet skarg pod adresem mężczyzn. W naszych 
badaniach nad nowożeńcami stwierdziliśmy na przykład, że aż 45% kobiet, ale tylko 24% 
mężczyzn zgłasza tę pretensję pod adresem drugiej strony. Lustrzanym odbiciem tych 
zarzutów jest oskarżanie drugiej strony o niezwracanie uwagi na nasze uczucia. W okresie 
przedmałżeńskim skarży się na to co prawda jedynie 25% kobiet, choć w pierwszym roku 
małżeństwa odsetek ten rośnie do 30, by po czterech latach małżeństwa osiągnąć aż 59. 
Mężczyźni oskarżają partnerki o ignorowanie ich (mężczyzn) uczuć znacznie rzadziej (12% 
nowożeńców i 32% po czterech latach małżeństwa).

Różnice te należy rozważyć zarówno z punktu widzenia kobiet, jak i mężczyzn. Jakie 

korzyści, z tych dwóch punktów widzenia, przynosi zarówno wyrażanie uczuć, jak i tłumienie 
ich ekspresji?

Aby odpowiedzieć na to pytanie w kategoriach psychologii ewolucjonistycznej, 

przypomnieć należy, że obie picie różnią się stopniem podzielności swoich zasobów 
reprodukcyjnych. Kobieta może w ciągu roku zajść w ciążę z jednym tylko mężczyzną, a ten 
może w tym samym czasie utrzymywać „reprodukcyjnie owocne" kontakty z dwiema lub 
więcej kobietami. Wskazuje to, że jedną z przyczyn mniejszej skłonności mężczyzn do 
wyrażania uczuć może być tendencja do minimalizacji zaangażowania zasobów w swoją 
partnerkę po to, by móc je zainwestować też gdzie indziej (we własną karierę lub inne 
kobiety). Poza tym emocje zdradzają stopień rzeczywistego zaangażowania, który mężczyźni 
starają się przed kobietami ukryć, by wynegocjować z nimi korzystniejszy dla siebie układ. 

background image

Podobnie gracze w pokera starają się ukryć przed sobą nawzajem własne uczucia przez 
zachowywanie kamiennej twarzy, a tureccy sprzedawcy dywanów noszą ciemne okulary, by 
utrudnić klientom ocenę stopnia własnego zainteresowania transakcją. Ponieważ kobiety 
oczywiście starają się zorientować właśnie w stopniu zaangażowania partnerów, ukrywanie 
uczuć przez mężczyzn jest dla nich bardzo frustrujące. Stąd też na przykład młode kobiety 
spędzają znacznie więcej czasu niż mężczyźni, debatując między sobą nad prawdziwymi 
uczuciami, zamiarami i motywami płci przeciwnej (Semmelroth, Buss, dane niepublikowane).

Wszystko to nie znaczy, że strategie seksualne stanowią jedyny czynnik skłaniający 

mężczyzn do kontroli ekspresji własnych uczuć ani że mężczyźni są niezdolni do ich 
ujawniania w innych sytuacjach. Kobiety zresztą też potrafią swoje uczucia ukrywać, kiedy 
służy to ich strategicznym interesom. Z punktu widzenia dobierania sobie trwałego partnera, 
zorientowanie się w rzeczywistym stopniu zaangażowania drugiej strony jest jednak bez 
porównania ważniejsze dla kobiet, niż dla mężczyzn. Pradawne kobiety pochopnie użyczające 
dostępu seksualnego mężczyźnie, który zawiódł pokładane w nim nadzieje na zaangażowanie 
i zostawił je w krytycznej sytuacji, miały mniejszą szansę na przeżycie i sukces 
reprodukcyjny. Domaganie się od mężczyzn ujawniania uczuć stanowi, więc z punktu 
widzenia kobiety ważną taktykę pozyskiwania informacji niezbędnych do oceny stopnia jego 
zaangażowania.

Kobiety uskarżają się na brak uczuciowości partnerów, mężczyźni zaś skarżą się na 

nadmiar uczuć u kobiet, a przede wszystkim na ich nadmierne uleganie zmiennym nastrojom. 
Narzeka na to 30% mężczyzn w okresie narzeczeństwa, 34% w pierwszym i aż 49% w 
czwartym roku małżeństwa. Nastrojowość drugiej strony nie jest natomiast przedmiotem 
narzekań kobiet - nawet w czwartym roku małżeństwa zaledwie co czwarta żona skarży się na 
nadmierną nastrojowość męża.

Kobieta łatwo ulegająca zmiennym nastrojom może być dokuczliwa przez dużą ilość 

czasu i energii, której wymaga od partnera zajmowanie się poprawą jej samopoczucia. 
Kobiety zdają się mówić: „Lepiej okaż mi więcej zaangażowania i poświęcenia, bo inaczej 
drogo cię to może kosztować". Popadanie w zmienne nastroje stanowi jedną z kobiecych 
taktyk pozyskiwania i nasilania zaangażowania mężczyzn. Drugą funkcją takiego 
postępowania kobiet jest sprawdzanie siły więzi i stopnia zaangażowania mężczyzny (Zahavi, 
1977). Poświęcanie przez mężczyznę stosunkowo niedużych zasobów na poprawienie 
nastroju kobiety sygnalizuje bowiem jego skłonność również do większych poświęceń. 
Obojętność czy niechęć wobec jej zmian nastroju znamionuje zaś brak jego skłonności do 
dokonania także i poważniejszych inwestycji. Tak czy owak, reakcje mężczyzny dostarczają 
kobiecie ważnych informacji na temat siły więzi między nią a jej partnerem.

Podkreślić przy tym warto, że ani chwiejność nastrojów kobiety, ani skrytość uczuć 

mężczyzny nie muszą stanowić świadomych strategii postępowania, celowo stosowanych 
przez kobietę, by pozyskać informację o sile więzi, czy przez mężczyznę, by ukryć stopień 
własnego zaangażowania. Podobnie jak to jest w wypadku większości mechanizmów 
psychologicznych, rzeczywiste znaczenie i funkcje konfliktu kobiety i mężczyzny wokół 
stopnia ujawniania uczuć może pozostawać poza zakresem ich świadomości.
Inwestowanie zasobów

Częstym przedmiotem otwartego konfliktu jest także ilość czasu, energii i zasobów 

wkładanych przez partnerów w ich związek. Najczęstszym przejawem tego konfliktu jest 
zaniedbanie i zawodzenie drugiej strony w potrzebie. Ponad jedna trzecia kobiet (ze 
związków zarówno małżeńskich, jak i przedmałżeńskich) skarży się na to, że partnerzy je 
zaniedbują, spędzają z nimi za mało czasu, spóźniają się lub nie pojawiają na umówionych 
spotkaniach i w ogóle zachowują się w taki sposób, że nie można na nich liczyć. Skargi tego 
rodzaju są dwukrotnie częściej zgłaszane przez kobiety niż przez mężczyzn, są, więc 
kosztami, które z tytułu związku ponoszą raczej kobiety. Na przykład w związkach 

background image

przedmałżeńskich aż 38% kobiet, ale tylko 12% mężczyzn skarży się na drugą stronę, że 
czasami w ogóle nie pojawia się w umówionym terminie.

Tego konfliktu o ilość zasobów inwestowanych w związek nie kończy nawet 

małżeństwo - obie strony przynajmniej od czasu do czasu sprawdzają wielkość kosztów, które 
dla ich dobra gotowa jest ponieść druga strona (Zahavi, 1977). Brak takiej gotowości ze 
strony partnera może oznaczać zarówno sygnał jego pragnienia wycofania się ze związku, jak 
i sygnał, że my sami winniśmy to zrobić.

Aż 41% mężatek w pierwszym roku małżeństwa i 45% w roku piątym skarży się, że 

są zaniedbywane przez mężów, którzy sami bardzo rzadko zgłaszają tego rodzaju pretensje 
(4% i 12%). Pretensje mężów dotyczą natomiast psychologicznej odwrotności zaniedbania w 
postaci zaborczości. Aż 36% mężów, a tylko 7% żon oskarża drugą stronę o domaganie się 
zbyt dużej ilości czasu, a podobne różnice dotyczą też pretensji o domaganie się zbyt wielkiej 
ilości uwagi.

Różnice te wyrażają kontynuację konfliktu płci o wielkość dokonywanych w związek 

i partnera inwestycji czasu, energii i zasobów. Najogólniej rzecz biorąc, mężczyźni próbują 
zachować dla siebie część tych dóbr i czują się przymuszani przez partnerki do inwestowania 
ich w nie. Z punktu widzenia kobiety inwestycji tych wciąż jest za mało i przez zaborczość 
starają się przeciwdziałać podejmowanym przez partnerów próbom zachowania części 
własnych zasobów, a szczególnie ich inwestowaniu poza związkiem.

Innym przejawem konfliktu o wielkość inwestowanych dóbr są skargi obu stron na 

samolubstwo drugiej. Około 40% zarówno kobiet, jak i mężczyzn oskarża drugą stronę o 
egoizm, a ponad 30% jednych i drugich - o nadmierną koncentrację na samym sobie. 
Częstość zarzucania drugiej stronie koncentracji na sobie wzrasta przy tym ponad dwukrotnie 
w ciągu pierwszych czterech lat trwania małżeństwa. Prawdopodobnie duża częstotliwość i 
narastanie tych skarg w początkach małżeństwa wiążą się z faktem, że okazywanie własnej 
bezinteresowności i skłonności do poświęceń na rzecz drugiej strony jest ważnym elementem 
zalotów i strategii pozyskiwania partnera. Kiedy małżeństwo jest już na dobre „za-klepane", 
każde z partnerów powraca do większego skupienia się na swoich własnych interesach, a 
troska o interesy drugiej strony słabnie? I kobiety, i mężczyźni skarżą się więc na to, że druga 
strona traktuje ich jako dobro, o które już nie warto się starać.

Raz jeszcze wyłaniający się z naszych analiz obraz pożycia obu płci okazuje się 

niezbyt przyjemny. Ewolucja ukształtowała jednak mężczyzn i kobiety w taki właśnie sposób 
nie po to, by im zapewnić życie pośród przyjemności i błogosławieństwa stanu małżeńskiego. 
Zostaliśmy przez ewolucję ukształtowani celem podniesienia szans naszego indywidualnego 
przetrwania i zachowania gatunku. Nic zatem dziwnego, że mechanizmy psychologiczne 
ukształtowane według takich bezlitosnych kryteriów trącą egoizmem i samolubstwem.
Ostatecznym przejawem konfliktu o inwestowanie zasobów są konflikty małżonków o 
pieniądze - w myśl potocznego przekonania, nic nie budzi tylu starć małżeńskich, co 
pieniądze. Badania małżeństw amerykańskich przekonują, że 72% z nich toczy walki o 
pieniądze przynajmniej raz do roku, a 15% - nie rzadziej niż raz w miesiącu (Blumstein, 
Schwartz, 1983). Kłótnie dotyczą przy tym znacznie częściej sposobów wydawania niż 
pozyskiwania pieniędzy. Ponieważ obie strony rzadko cechują się jednakowymi 
zainteresowaniami, naturalne jest, że sposób wydawania pieniędzy staje się źródłem 
rozbieżności i konfliktów.

Nie będzie oczywiście zaskoczeniem wiadomość, że mężczyźni częściej niż kobiety 

uskarżają się na wydawanie przez drugą stronę zbyt wielu pieniędzy na stroje. Różnica ta i 
częstość męskich narzekań w tej sprawie wyraźnie rośnie między pierwszym a piątym rokiem 
małżeństwa (z 12 do 26%; dla kobiet odsetki te wynoszą jedynie 5 i 7). Obie płcie równie 
często uskarżają się jednak na to, że druga strona w ogóle wydaje za dużo pieniędzy - w 
piątym roku małżeństwa jest to przedmiotem pretensji już, co trzeciej osoby.

background image

Więcej kobiet niż mężczyzn skarży się na to, że druga strona wydaje na nie za mało 

pieniędzy, szczególnie w postaci dawania prezentów - po czterech latach małżeństwa skarży 
się na to 30% kobiet i trzykrotnie mniej mężczyzn. Treść konfliktu między partnerami stałego 
związku wyraźnie jest, więc powiązana z omawianymi poprzednio różnicami upodobań 
kobiet i mężczyzn. Kobiety częściej niż mężczyźni kierują się przy wyborze partnera jego 
zasobami materialnymi. Kiedy związek już trwa, to właśnie one częściej skarżą się na 
niedobór tych zasobów?

Wprowadzanie w błąd

Konflikt płci o dostęp seksualny, zaangażowanie uczuciowe i inwestowanie dóbr 

narasta, kiedy jedna ze stron próbuje wprowadzić drugą w błąd. Licznych przykładów 
wprowadzania w błąd dostarcza obserwacja świata roślin i zwierząt. Niektóre gatunki 
storczyków mają kwiaty o bardzo kolorowych, przyciągających uwagę płatkach i środkach do 
złudzenia przypominających kształtem, kolorem i zapachem samicę osy z gatunku smukwa 
orzęsiona (Scolia ciliata) (Trivers, 1985). Przyciąga to oczywiście samce tego gatunku, które 
lądują pośrodku kwiatu niczym na grzbiecie samicy i próbują kopulacji ze słupkiem kwiatu, 
posuwając się wzdłuż niego w poszukiwaniu komplementarnych narządów płciowych. Nie 
znajdując ich, samce podążają dalej, często do następnej orchidei i roznoszą pyłki kwiatowe, 
umożliwiając w ten sposób orchideom zapylenie.

W wypadku ludzi, kobiety i mężczyźni oszukują się nawzajem, by pozyskać dostęp do 

dóbr, którymi dysponuje druga strona. Na przykład jedna z moich znajomych miała zwyczaj 
odwiedzania drogich restauracji i wyszukiwania w nich mężczyzn skłonnych zaprosić ją na 
obiad. Podczas obiadu przyjaźnie z nimi flirtowała, a pod koniec wychodziła do toalety, po 
czym tylnymi drzwiami opuszczała restaurację. Czasami odbywała tego rodzaju eskapady 
samotnie, czasami z koleżanką, wybierając na ofiary z reguły przejezdnych biznesmenów, na 
których trudno byłoby ponownie natknąć się w tym samym miejscu. Choć nie wypowiadała 
wprost żadnego kłamstwa, znajoma ta była swego rodzaju oszustką seksualną. Flirtując z 
mężczyznami, sygnalizowała im subtelnie swoją dostępność seksualną, co skłaniało ich do 
wydatkowania ich własnych zasobów, czyli pieniędzy.

Kiedy jednak przychodził czas odwzajemnienia, a więc rzeczywistego dostępu 

seksualnego, kobieta ta uchylała się od zobowiązań, po prostu znikając?
Choć tego rodzaju intryga wydać się może dość niezwykła czy wręcz makiaweliczna, bazuje 
ona na wątku bardzo powszechnie przewijającym się w stosunkach między kobietami i 
mężczyznami. Kobiety zdają sobie świetnie sprawę z korzyści, które może im zapewnić 
okazywanie mężczyznom względów, odczytywanych przez nich jako seksualne. Kiedy w 
pewnym badaniu zapytano ponad setkę kobiet, jak często flirtują z mężczyznami, by 
pozyskać od nich przysługę lub szczególne traktowanie, zdając sobie sprawę, że do żadnego 
erotycznego kontaktu nigdy nie dojdzie, średnia odpowiedź kobiet znalazła się na poziomie 
„czasami" (na skali od „nigdy" do „często?). Kobiety przyznają się do równie częstego po-
sługiwania się tą techniką dla pozyskania uwagi i zainteresowania mężczyzn. Tak, więc same 
kobiety przyznają się do subtelnego wprowadzania płci przeciwnej w błąd za pomocą 
sygnalizowania własnej dostępności seksualnej w sytuacjach, kiedy nie mają żadnych 
zamiarów erotycznych, choć ich udawanie może im przynieść korzyści.
Tak jak kobiety udają zainteresowanie seksualne, tak mężczyźni udają zaangażowanie. 
Przyjrzyjmy się wypowiedzi trzydziestotrzyletniego mężczyzny na temat znaczenia deklaracji 
„kocham cię":

Zdawać by się mogło, że w naszych czasach nie ma już potrzeby mówić kobiecie 

„kocham cię", żeby ją uwieść. Ale to nie tak. Takie słowa wywierają rzeczywiście 
podniecający wpływ. Zawsze kiedy czuję przypływ namiętności, mówię kobiecie, że ją 
kocham. Nie zawsze mi wierzy, ale obojgu robi nam się od tego lepiej. To nie jest tak, że ja ją 

background image

świadomie oszukuję, bo przecież coś do niej muszę czuć, żeby móc to powiedzieć. No, a poza 
tym czuję, że po prostu wypada to mężczyźnie powiedzieć przy takiej okazji (Cassell, 1984, s. 
55).
Mężczyźni używają też tej techniki w jak najbardziej świadomy sposób. Kiedy ponad setkę 
młodych mężczyzn spytano, czy zdarza im się celowo przesadzać w okazywaniu głębokich 
uczuć do kobiety, po to by uzyskać jej zgodę na kontakt seksualny, 71 % przyznało się do 
takich zabiegów? Znacznie rzadziej przyznawały się do tego kobiety (39%). Prawie wszystkie 
kobiety (97%) twierdzą przy tym, że przynajmniej jeden mężczyzna próbował je uwieść w 
taki sposób, a tylko nieco ponad połowa mężczyzn deklaruje, że taktyki tej próbowała z nimi 
jakaś kobieta. W małżeństwie tego rodzaju taktyka jest kontynuowana w postaci ukrywania 
przed drugą stroną własnej zdrady. Biologiczne motywacje leżące u podstaw zdrady 
mężczyzny są bardzo przejrzyste i jednoznaczne, jak to była o tym wcześniej mowa. Zdrada 
mężczyzny jest dla kobiety bardzo niepokojąca, szczególnie wtedy, kiedy towarzyszą jej 
sygnały uczuciowego angażowania się mężczyzny w „tę trzecią". Oznacza to bowiem 
niebezpieczeństwo, że przeniesie on na nią swoje zainteresowanie i dobra. Stąd też kobiety 
łatwiej wybaczają zdradę, której nie towarzyszy poważne zaangażowanie uczuciowe ich 
partnera (Semmelroth i Buss, dane niepublikowane). Mężczyźni zdają się wiedzieć, że dla 
kobiet bardziej niepokojąca jest niewierność uczuciowa niż jedynie seksualna - przyłapani na 
zdradzie, często twierdzą, że tamta kobieta nic dla nich nie znaczy.

Z perspektywy ewolucyjnej, koszty takich oszustw były znacznie większe dla 

pradawnych kobiet niż mężczyzn. Mężczyzna, który dał się nabrać na perspektywę kontaktu 
seksualnego, do którego nigdy nie doszło, ryzykował najwyżej niewielką porcję czasu, energii 
i zasobów na wyrządzenie przysługi wprowadzającej go w błąd kobiecie. Kobieta jednak, 
która dała się nabrać na oznaki nieistniejącego zaangażowania uczuciowego mężczyzny i 
zgodziła się na kontakt seksualny, narażona była na nieporównanie większe koszty, jeżeli 
kontakt zaowocował ciążą, urodzeniem i chowaniem dziecka. Oczekiwać, więc należy, że u 
kobiet wykształciła się większa umiejętność, a przynajmniej skłonność do wykrywania 
możliwych oszustw płci przeciwnej. Tym można tłumaczyć fakt, że kobiety bardziej niż męż-
czyźni domagają się długotrwałych zalotów, co oczywiście umożliwia trafniejsze rozpoznanie 
ich rzeczywistych intencji i zabezpieczenie się przed jedynie udawanym zaangażowaniem. 
Mężczyźni o jednoznacznie przelotnych intencjach zwykle zniechęcają się do partnerek 
domagających się długotrwałych zachodów połączonych z wydatkowaniem znacznych 
zasobów i podążają gdzie indziej w poszukiwaniu łatwego łupu.

Przed wprowadzeniem w błąd przez płeć przeciwną chronią również długotrwałe 

dyskusje z przyjaciółmi tej samej płci nad rzeczywistymi uczuciami i intencjami płci 
przeciwnej. Jak już wspominaliśmy, młode kobiety często skłonne są całymi godzinami 
debatować nad tą kwestią, przypominając sobie dokładnie, co i kiedy „on" powiedział, co 
naprawdę miał na myśli, porównując wzajemnie swoje doświadczenia itd. Rozsądzenie, który 
mężczyzna ma intencje poważne i trwałe, a który poszukuje jedynie przelotnego seksu, jest 
dla nich sprawą pierwszorzędnej wagi? Mężczyźni spędzają na takich rozmowach i 
dociekaniach znacznie mniej czasu (Semmelroth, Buss, dane niepublikowane).
Nawet mężczyźni nie mogą jednak zupełnie ignorować podejmowanych przez płeć przeciwną 
prób oszustwa, szczególnie kiedy wybierają partnerkę długotrwałego związku. Wówczas w 
grę wchodzi dokładna ocena walorów kandydatki - jej atrakcyjności, zasobów, a przede 
wszystkim przeszłości seksualnej i przypuszczalnego stopnia wierności w przyszłości. Dobrze 
ilustruje to jedna ze scen ze sztuki Tennessee Williamsa Tramwaj zwany pożądaniem. Jeden z 
bohaterów sztuki, Mitch, spotyka się ze swoją narzeczoną Blanche DuBois, byłą nauczycielką 
szkoły średniej, którą zamierza poślubić. Blanche oszukała go jednak co do swej przeszłości, 
przemilczając skandalizujący związek erotyczny z jednym ze swoich uczniów, co 
spowodowało jej wydalenie ze szkoły. Po ostrzeżeniach przyjaciela na temat erotycznej 

background image

przeszłości Blanche, Mitch przy następnym spotkaniu zarzuca jej ukrywanie przeszłości, a 
także pokazywanie się mu jedynie w przyćmionym świetle. Mitch zapala jasne światło, przed 
którym Blanche usiłuje uciec, i dostrzega, że jest ona znacznie starsza, niż usiłowała mu się 
wydać. Blanche ze smutkiem pyta Mitcha, czy nadal zamierzają poślubić, na co ten 
odpowiada, że teraz już tak nie sądzi.

Zważywszy uprzednio omawiane znaczenie przypisywane przez mężczyzn wyglądowi 

i wierności seksualnej kobiety, mężczyźni są szczególnie wyczuleni na próby wprowadzania 
ich w błąd co do wieku i seksualnej przeszłości partnerki. Seksualna reputacja partnerki jest 
więc przedmiotem ich dociekań, kiedy żywią poważne zamiary. Krótko mówiąc, tak jak 
kobiety starają się zabezpieczyć przed oszustwem w sprawie rzeczywistego zaangażowania 
drugiej strony, tak mężczyźni starają się zabezpieczyć przed oszustwem w tym, co jest 
najbardziej istotne z ich punktu widzenia - a więc w sprawie reprodukcyjnych walorów 
kobiety i pewności, że walory te będą dostępne tylko im.
Konflikt płci nie kończy się jednak na potyczkach o dostęp seksualny, stopień zaangażowania 
i inwestowania zasobów. Niekiedy przyjmuje postać poważniejszą nawet, niż omówione 
próby oszustwa - postać złego traktowania płci przeciwnej.

Złe traktowanie płci przeciwnej

Złe traktowanie przejawia się na wiele różnych sposobów. W sensie psychicznym 

celem złego traktowania jest wpędzenie drugiej strony w poczucie niższości, przekonanie jej, 
że miała niezasłużone szczęście, pozyskując obecnego partnera, i że żadnego lepszego nie 
znajdzie w wypadku opuszczenia związku (Daly, Wilson, 1988). Osiągnięciu tych celów 
służy poniżanie, wyśmiewanie i podważanie wartości drugiej strony, a wszystkie te 
pożałowania godne zabiegi są częściej stosowane przez mężczyzn wobec kobiet niż na 
odwrót. 

Poniżanie kobiet przez mężczyzn może polegać na ignorowaniu zdania kobiet tylko 

dlatego, że są kobietami, czy też na traktowaniu ich jako głupszych od siebie. Celem tych 
zabiegów - na które nowo poślubione kobiety skarżą się dwukrotnie częściej od swoich 
mężów -jest wpojenie partnerce przekonania, że jest mniej warta od swego męża (Margo 
Wilson, informacja osobista, 1989). Jeżeli zabieg taki się powiedzie, jego ofiara będzie 
wkładać więcej energii w zaspokajanie potrzeb i zachcianek partnera, aby ten nie opuścił 
związku, bądź też by powstrzymać jego dalsze poniżające postępowanie. 

Z kolei przemoc fizyczna, której mężczyźni dopuszczają się w stosunku do swoich 

żon, jest często próbą przymusowego zapanowania nad postępowaniem partnerki. 
Stwierdzono to na przykład, przysłuchując się rozprawom w stu sprawach o pobicie żony 
wniesionych przed sądy w Kanadzie. Analiza przebiegu rozpraw ujawniła, że u podłoża 
agresji mężów leżała z reguły ich niemożność zapanowania nad zachowaniem żony, czemu 
towarzyszyły zwykle oskarżenia o seksualne kontakty z innymi mężczyznami (Whitehurst, 
1971). Zazdrość seksualna stanowiła też bezpośrednią przyczynę agresji męża w ponad 
połowie takich przypadków badanych w jednym ze studiów amerykańskich (Rounsaville, 
1978). Inne badanie nad sześćdziesięcioma kobietami z Północnej Karoliny pobitymi przez 
mężów ujawniło, że aż 95% przypadków zazdrości patologicznej (tj. nadmiernej i bez 
powodu, wywołanej na przykład wizytą u przyjaciółki) kończyło się fizyczną agresją męża w 
stosunku do żony (Hilberman, Munson, 1978). U podłoża przemocy fizycznej leży więc z 
reguły próba wymuszenia na kobiecie jakichś zachowań, szczególnie dotyczących spraw 
seksu. 

Złe traktowanie drugiej strony jest oczywiście taktyką bardzo niebezpieczną. Choć 

zasadniczym jej celem jest powiększenie zaangażowania partnerki i przymuszenie jej do 
działań na rzecz męża, taktyka ta może łatwo przynieść skutki odwrotne od zamierzonych i 
doprowadzić do ucieczki kobiety, gdy dojdzie ona do wniosku, że nic gorszego i tak już jej 

background image

spotkać nie może. Być może właśnie, dlatego mężowie bijący żony często je potem 
przepraszają, nierzadko plącząc i obiecując poprawę (Dały, Wilson, 1988; Russell, 1990). 
Tego rodzaju działania służą powstrzymaniu żony przed ucieczką.

Bicie żon spotykane jest w wielu kulturach. Wśród Indian Yanomamo zdarza się 

często, że mężczyźni biją swoje żony kijami za takie „wykroczenia", jak opieszałość w 
podawaniu herbaty (Chagnon, 1983). Co ciekawe, kobiety z tego plemienia uważają 
nierzadko bicie za objaw gorących uczuć mężowskich - interpretacja, której zapewne nie 
podzielają współczesne Amerykanki. Niezależnie od interpretacji, tego rodzaju działania 
służą podporządkowaniu żony mężowi.

Inną formą złego traktowania drugiej strony jest szydzenie z jej wyglądu. Zdarza się to 

zaledwie u 5% nowo poślubionych mężczyzn, ale w piątym roku małżeństwa odsetek ten jest 
już czterokrotnie wyższy. Zważywszy, jak ważny dla kobiet jest ich wygląd, cios wymierzony 
w ten punkt jest wyjątkowo bolesny. Funkcją takiego postępowania mężczyzny jest zapewne 
obniżanie mniemania żony o samej sobie, a przez to powstrzymywanie jej od angażowania się 
w kontakty pozamałżeńskie.
   Złe traktowanie partnerek można więc wyjaśnić na gruncie myślenia ewolucjonistycznego 
adaptacyjnymi funkcjami takiego postępowania. Zrozumienie funkcji i celów takiego 
zachowania nie oznacza jednak wcale jego akceptacji czy aprobaty, podobnie jak to jest i z 
innymi rodzajami destruktywnego postępowania. Wręcz przeciwnie, zrozumienie przyczyn i 
warunków pojawiania się takich niepożądanych zachowań może przyczynić się do 
skuteczniejszego im przeciwdziałania. Złe traktowanie partnerek przez mężczyzn ma swoje 
korzenie biologiczne, ale nie jest to w żadnym sensie zachowanie ani konieczne (niczym 
odruch kolanowy), ani niemożliwe do zmiany. Jego pojawianie się zależy od różnych 
okoliczności, w tym także od szczególnych cech charakteru mężczyzn. W badaniach nad 
nowożeńcami stwierdziliśmy na przykład, że mężczyźni nieufni i niestabilni emocjonalnie 
czterokrotnie częściej źle traktują swoje żony, niż mężczyźni emocjonalnie stabilni i 
pozbawieni podejrzliwości. Inne czynniki nasilające poniewieranie żon przez mężów to 
odizolowanie żony od jej krewnych, brak sankcji prawnych grożących mężczyźnie za takie 
postępowanie, czy sytuacja, w której atrakcyjność żony znacznie przewyższa atrakcyjność jej 
męża, co nasila się jego lęk przed opuszczeniem. Zidentyfikowanie okoliczności nasilających 
szansę złego traktowania kobiety przez męża może być pierwszym krokiem w kierunku 
przeciwdziałania temu niepożądanemu zjawisku

Napastowanie seksualne
Konflikty między mężczyznami a kobietami o dostępność seksualną mogą wychodzić poza 
kontekst kontaktów małżeńskich czy przedmałżeńskich i wkraczać w środowisko pracy, w 
którym ludzie często poszukują stałych i przelotnych partnerów. Poszukiwanie może jednak 
przekroczyć dopuszczalną granicę i zamienić się w molestowanie seksualne (sexual 
harassment), czyli „obdarzanie osób płci przeciwnej zainteresowaniem seksualnym, które jest 
niepożądane i nieprowokowane przez osobę stanowiącą obiekt takiego zainteresowania" 
(Studd, Gattiker, 1991, s. 251). Zaczepki seksualne przyjmować mogą całą gamę form, od 
łagodnych, jak wpatrywanie się i komentarze o seksualnych podtekstach, do ostrych, jak 
dotykanie intymnych części ciała. Psychologia ewolucjonistyczna umożliwia 
zidentyfikowanie mechanizmów i okoliczności prowadzących do takiego zachowania. 
Psychologia nie twierdzi bynajmniej, że tego rodzaju zachowania są nieodwracalnie 
wyznaczone biologią, nieuniknione i niepoddające się modyfikacji - stara się raczej 
zrozumieć ich przyczyny i dostarczyć wiedzy umożliwiającej przeciwdziałanie takim 
postępkom.

Choć zaczepki seksualne mogą być czasami sposobem zaznaczania własnej 

dominującej pozycji czy drogą poszukiwania trwałych partnerów, najważniejszym motywem 

background image

takich zachowań zdaje się być poszukiwanie czy próba wymuszenia przelotnego kontaktu 
seksualnego. Wskazuje na to profil typowej ofiary i typowego sprawcy zaczepki seksualnej, a 
także wzorzec zachowania obojga.

Nie jest zapewne przypadkiem, że znaczna większość formalnych skarg na zaczepki 

seksualne wnoszona jest przez kobiety. Na siedemdziesiąt sześć skarg wniesionych przez 
kobiety do Wydziału Praw Człowieka Stanu Illinois przypadało zaledwie pięć wniesionych 
przez mężczyzn (w ciągu dwuletniego okresu poddanego badaniom) (Terpstra, Cook, 1985). 
Ankieta przeprowadzona na ponad dziesięciu tysiącach pracowników amerykańskiej 
administracji rządowej wykazała, że aż 42% kobiet i tylko 15% mężczyzn było w jakimś 
momencie pracy zawodowej obiektem zaczepek seksualnych (Studd, Gattiker, 1991). 
Podobnych proporcji liczbowych dostarczają też badania kanadyjskie. Nie ulega więc 
wątpliwości, że typową ofiarą zaczepki seksualnej jest kobieta, a typowym sprawcą - 
mężczyzna. Zważywszy jednak wspomniane uprzednio różnice między płciami we 
wrażliwości na agresję seksualną, za tak ogromną dysproporcją liczby skarg wnoszonych 
przez kobiety i mężczyzn kryje się zapewne i większa wrażliwość kobiet.

Co więcej, typowa ofiara seksualnej molestacji jest też młoda, atrakcyjna i niezamężna 

- kobiety, które przekroczyły czterdziesty piąty rok życia jedynie bardzo rzadko bywają 
przedmiotem zaczepek (Studd, Gattiker, 1991). Jedno z badań wykazało, że 72% skarg na 
molestowanie seksualne wniosły kobiety w wieku od 20 do 35 lat, choć stanowiły one tylko 
43% zatrudnionych, a kobiety powyżej czterdziestego piątego roku życia, stanowiące 28% 
zatrudnionych, wniosły zaledwie 5% skarg (Terpstra i Cook, 1985). Dysproporcja taka 
zaobserwowana została we wszystkich badaniach nad napastowaniem seksualnym.
Panny i rozwódki są bardziej narażone na zaczepki seksualne niż mężatki. W jednym z badań 
kobiety samotne stanowiły zaledwie jedną czwartą zatrudnionych, choć wniosły one 43% 
wszystkich skarg, podczas gdy stanowiące większość zatrudnionych kobiety zamężne wniosły 
tylko 31% skarg (Terpstra, Cook, 1985). Najbardziej oczywistą przyczyną tych różnic jest 
zapewne obawa ewentualnych sprawców przed rewanżem męża ofiary zaczepek. Kobiety 
samotne są poza tym spostrzegane jako bardziej podatne na seksualne awanse, a kobiety 
zamężne są istotnie mniej podatne na uroki tego rodzaju przygód, ponieważ nie chcą 
ryzykować trwałości już istniejącego związku.

Również reakcje obu płci na seksualne zaczepki zdają się być podporządkowane 

ewolucjonistycznej logice. Kiedy zapytano ludzi, jak zareagowaliby na seksualną propozycję 
kolegi/koleżanki z pracy, aż 63% kobiet twierdziło, że odebrałoby to jako obelgę, a tylko 17% 
- jako pochlebstwo. Mężczyźni na odwrót - tylko 15% odczułoby zniewagę, aż 67% zaś - 
pochlebstwo (Gutek, 1985). Jest to więc wzorzec typowy dla omawianych już różnic 
płciowych w reakcji na przelotny kontakt seksualny, z silną niechęcią kobiet do bycia 
traktowanymi jako obiekty jedynie seksualnego zainteresowania. Natężenie tej niechęci 
zależy jednak od statusu i pozycji społecznej napastującego mężczyzny. Kiedy wspólnie z 
Jennifer Semmelroth zapytaliśmy ponad sto studentek, jak dalece byłoby dla nich 
denerwujące, gdyby jakiś nieznajomy wciąż ponawiał propozycje spotkania pomimo ich 
odmowy, odpowiedzi okazały się mocno uzależnione od zawodu nieznajomego. Najbardziej 
denerwujące byłyby nalegania śmieciarza (średnio 4,32 na skali siedmiostopniowej) i 
sprzątacza (4,19), najmniej zaś - studenta medycyny (2,65) i znanego gwiazdora rockowego 
(2,71). Dokładnie odwrotnie przedstawiały się oceny stopnia zadowolenia z takich awansów 
mężczyzn o różnych zawodach, o co spytaliśmy inną grupę kobiet.

Kobiece reakcje na zaczepki zależą także od tego, czy spostrzegają sprawcę jako 

skoncentrowanego wyłącznie na seksie, czy też przekonane są o bardziej romantycznych 
motywach jego postępowania. Takie działania, jak uzależnianie awansu zawodowego od 
dostępności seksualnej, dotykanie intymnych części ciała czy przypieranie do ściany, gdy nie 
ma nikogo w pobliżu, oczywiście bardziej są uważane za akty napastowania seksualnego niż 

background image

zapraszanie na kawę, flirtowanie czy prawienie komplementów (Studd, Gattiker, w 
przygotowaniu). Im bardziej widoczne jest bezpośrednie zainteresowanie seksem bądź 
przymuszanie do niego, tym bardziej zachowanie uważane jest za akt molestowania 
seksualnego.

Nawet w tej sprawie nie wszystkie jednak kobiety myślą tak samo. Na przykład 17% 

kobiet nie uważa prób erotycznego dotykania ich ciała za obraźliwe, co może wskazywać na 
to, że elementem kobiecych strategii postępowania jest wykorzystywanie seksualnych 
awansów mężczyzn dla własnych korzyści. Poza tym wiele osób płci obojga poszukuje w 
środowisku zawodowym kandydatów przelotnego kontaktu, a niektóre kobiety nawet chętnie 
godzą się na zamienianie względów seksualnych na awans lub lepszą pracę. Pewna badana 
stwierdziła, że nie traktowałaby perspektywy seksu z brygadzistą jako jego napastliwości 
seksualnej, ponieważ „wszystkie kobiety traktowane są tak samo", a seks z brygadzistą umoż-
liwiłby jej otrzymywanie „łatwiejszej pracy" (Gutek, 1985; Studd, Gattiker, 1991; Quinn, 
1977).

Wszystkie te wyniki dotyczące typowego profilu, reakcji i zachowania sprawców i 

ofiar zaczepek seksualnych łatwo dają się wyjaśnić w kategoriach psychologii 
ewolucjonistycznej. Mężczyźni cechują się obniżonym progiem angażowania się w przelotne 
kontakty seksualne i mniej im trzeba, aby wnioskować o erotycznym zainteresowaniu 
kobiety. Zaczepki czy napastliwość seksualna stanowią przykład ujawniania się tych 
ewolucyjnie wykształconych strategii we współczesnym środowisku pracy. Oczywiście w 
niczym to mężczyzn nie usprawiedliwia, kiedy próbują przymusić swoje współpracowniczki 
czy podwładne do niechcianego przez nie seksu. Pozwala jednak zrozumieć powody tych 
pożałowania godnych postępków i tak organizować środowiska pracy, by pomniejszyć czę-
stość ich występowania.

Gwałt

Gwałt to użycie siły bądź zagrożenie jej użycia dla wymuszenia stosunku seksualnego. 

Oceny częstości gwałtu różnią się, ponieważ różnią się sposoby rozumienia zwrotu „użycie 
siły". Niektórzy badacze posługują się definicją szeroką, kwalifikującą jako użycie siły także 
wypadki, w których kobieta dopiero po fakcie dochodzi do wniosku, że jednak nie chciała 
kontaktu seksualnego, a jedynie została doń przymuszona przez partnera. Inni ograniczają 
definicję gwałtu do przypadków fizycznego wymuszenia stosunku seksualnego wbrew woli 
kobiety. Pewne badanie z udziałem dwóch tysięcy studentek ujawniło, że 6% z nich było w 
życiu zgwałconych (Koss, Oroś, 1982). Inne badanie trzystu osiemdziesięciu słuchaczek 
college'u ujawniło, że aż 15% z nich miało do czynienia ze stosunkiem seksualnym odbytym 
wbrew ich woli (Muehlenhard, Linton, 1987). Zważywszy, jak silnym odium społecznym są 
obłożone ofiary gwałtu, liczby te prawdopodobnie są zaniżonymi szacunkami rzeczywistej 
częstości gwałtów.

Sytuacją, w której stosunkowo często dochodzi do gwałtu, jest randka. Jedno z badań 

ujawniło, że prawie 15% studentek doświadczyło gwałtu podczas randki. Inne badanie trzystu 
czterdziestu siedmiu kobiet ujawniło zaś, że sprawcami aż 63% gwałtów są „chłopcy", 
narzeczem czy mężowie ofiar (Gavey, 1991). Najbardziej rozległe z dotychczasowych badań 
nad tym problemem ujawniło, że spośród prawie tysiąca zamężnych kobiet, 14% zostało 
zgwałconych przez swoich mężów (Russell, 1990). Daleko, więc do tego, by gwałt można 
było uważać za przestępstwo popełniane jedynie przez nieznajomych czyhających w 
ciemnych alejkach. Jest on zjawiskiem nierzadkim w kontekście kojarzenia się ludzi w pary, 
stanowiącym przedmiot zainteresowania tej książki.

Podobnie jak w wypadku zaczepek seksualnych, sprawcami gwałtów są prawie 

nieodmiennie mężczyźni, a ofiarami - niemal zawsze kobiety. Sugeruje to podobieństwo i 
związek gwałtu z innymi, mniej drastycznymi przejawami konfliktu płci. Nie musi to jednak 

background image

znaczyć, że gwałt stanowi ewolucyjnie wykształconą strategię adaptacyjną mężczyzn. 
Kwestia tego, czy gwałt stanowi taką strategię, czy też stanowi jedynie przerażający produkt 
uboczny ogólnego dążenia mężczyzn do pomnażania przelotnych kontaktów seksualnych, jest 
w istocie przedmiotem nierozwiązanego dotąd sporu (Malamuth, Heavey, Linz, 1993; Thorn-
hill, Thornhill, 1992).

Podstawowe pytanie dotyczy zagadnienia, czy istnieją jakieś dowody potwierdzające 

tezę, że gwałt stanowi specyficzną dla mężczyzn, wykształconą w trakcie ewolucji strategię 
adaptacyjną. Dowody wykształcenia takiej strategii zaobserwować można u niektórych 
gatunków ptaków i owadów. Na przykład samce wspominanych już wojsiłek mają specjalne 
odnóże, którego jedyną funkcją wydaje się przytrzymywanie samicy podczas wymuszonej 
kopulacji (a nie kopulacji normalnej, za którą samiec ofiarowuje specjalny „podarek 
kopulacyjny" w postaci jedzenia). Eksperymenty, w których odnóże to zaklejano woskiem, 
pokazały, że zabieg taki całkowicie uniemożliwiał samcom wymuszenie kopulacji na samicy 
(Thornhill, 1980a, 1980b).

Mężczyźni nie są oczywiście samcami wojsiłek, choć wyniki pewnych badań 

psychologicznych i fizjologicznych nasuwają dość niepokojące sugestie. Eksperymenty 
laboratoryjne, w których mężczyznom pokazywano nagrania przedstawiające zarówno sceny 
gwałtu, jak i dobrowolnego stosunku seksualnego, ujawniły, że oba rodzaje scen są dla 
mężczyzn podniecające. Pokazały to zarówno ich własne zeznania, jak i obiektywne pomiary 
fizjologicznych reakcji seksualnych, choć obecność innych sygnałów, takich jak przemoc lub 
obrzydzenie kobiety, hamowała seksualne pobudzenie mężczyzn, którym reagowali na gwałt 
(Malamuth, 1992; Thomhill, Thornhill, 1992).

Nie wiadomo jednak, czy mężczyzn podnieca obserwacja wszelkich scen o 

charakterze seksualnym, czy też wyniki te świadczą o rozwinięciu się u mężczyzn 
specyficznej strategii przystosowawczej w postaci gwałtu. Rozważmy analogię do jedzenia. 
Ludzie ślinią się na widok lub zapach smakowitego jadła, szczególnie gdy są głodni. 
Załóżmy, że jakiś badacz sformułował hipotezę, iż jedna z wykształconych przez ludzi 
strategii adaptacyjnych polega na zabieraniu przemocą jedzenia innym. Celem sprawdzenia 
swojej hipotezy nasz badacz przeprowadza eksperyment polegający na pokazywaniu 
wygłodzonym badanym sceny, w której jedna osoba daje drugiej smakowite jedzenie, bądź 
też sceny, w której jedna osoba zabiera drugiej to samo jedzenie (Mazur, 1992). Gdyby taki 
eksperyment wykazał, że wygłodzeni badani jednako się ślinią przy oglądaniu obu tych scen, 
nie dowodziłoby to jeszcze wykształcenia się u nich strategii adaptacyjnej polegającej na 
zabieraniu przemocą jedzenia innym. Dowodziłoby to jedynie, że wygłodzeni ludzie ślinią się 
na widok jedzenia niezależnie od warunków, w których jedzenie to jest im pokazywane. Tak 
więc, ostatecznie, przytoczony eksperyment dowodzący podniecenia seksualnego mężczyzn 
obserwujących scenę gwałtu nie dowodzi jeszcze wykształcenia przez nich skłonności do 
gwałtu jako odrębnej strategii adaptacyjnej.

Bardziej niepokojących sugestii dostarczają natomiast podobieństwa między tym, 

czego mężczyźni zwykle poszukują u kobiet, a charakterystyką typowej ofiary gwałtu. 
Analiza danych dotyczących ponad dziesięciu tysięcy ofiar gwałtów ujawniła, że kobiety w 
wieku od szesnastu do trzydziestu pięciu lat mają znacznie większą szansę paść ofiarą gwałtu, 
niż kobiety z jakiegokolwiek innego przedziału wiekowego, a 85% wszystkich ofiar gwałtu to 
kobiety w wieku poniżej trzydziestu sześciu lat (Thornhill, Thornhill, 1983). Zupełnie 
odmienny jest rozkład wieku ofiar innych przestępstw. Na przykład kobiety w wieku od 
czterdziestu do czterdziestu dziewięciu lat równie często stają się ofiarą napadu rabunkowego, 
jak kobiety w wieku od dwudziestu do dwudziestu dziewięciu lat, choć te pierwsze znacznie 
rzadziej padają ofiarą gwałtu. Krótko mówiąc, rozkład wieku ofiar gwałtu niemalże idealnie 
pokrywa się z wiekową rozpiętością reprodukcyjnej wartości kobiety. Wskazuje to na 
możliwość istnienia związku między gwałtem a ewolucyjnie wykształconą psychologią 

background image

zachowań seksualnych, choć też samo w sobie nie dowodzi, że gwałt jest ewolucyjnie 
wykształconą, specyficzną dla mężczyzn strategią adaptacyjną. Ponieważ z punktu widzenia 
sprawcy gwałt jest działaniem o charakterze seksualnym, wiek i atrakcyjność ofiar gwałtu 
dowodzi, jedynie, że mężczyźni poszukują tych walorów w kontekście każdej swojej 
seksualnej aktywności.

Nie ma, więc jednoznacznych dowodów na to, że gwałt stanowi ewolucyjnie 

wykształconą strategię adaptacyjną mężczyzn. Wszystko zdaje się wskazywać raczej na 
skłonność mężczyzn do stosowania przemocy dla osiągania wielu różnych celów. W tym 
również pozyskiwania dostępu seksualnego do młodych kobiet, ale i na przykład w walce z 
rywalami.

Faktem jest jednak, że mężczyźni skłonni są uciekać się do przemocy w wielu 

aspektach życia seksualnego (Thornhill, Thomhill, 1992; patrz także Clark, Lewis, 1977). 
Badania postaw wskazują, że mężczyźni dużo bardziej od kobiet skłonni są akceptować 
przymus w pozyskiwaniu seksualnego kontaktu. Wypowiedzi młodych kobiet przekonują, że 
mężczyźni często kontynuują propozycje seksualne nawet po jednoznacznym „nie" kobiet, a 
czasami posuwają się do gróźb czy nawet przemocy fizycznej w postaci policzka czy 
uderzenia (Byers, Lewis, 1988; McCormick, 1979; Muehlerand, Linton, 1987). Jedno z badań 
nad studentkami college'u wykazało, że u tych, które zostały zgwałcone, gwałt miał miejsce 
po ich wyraźnym sprzeciwie w 55% przypadków, w 14% doszło do fizycznego przymusu, jak 
przytrzymanie siłą, a w 5% - do gróźb (Muehelrand, Linton, 1987). Przymus zdaje się więc 
być dość częstym elementem kontaktów seksualnych. Mężczyźni stosują jednak przemoc 
także i w wielu innych sytuacjach niemających nic wspólnego z seksem - na przykład zabijają 
innych mężczyzn czterokrotnie częściej niż kobiety. Jest oczywiste, że mężczyźni są znacznie 
bardziej agresywni od kobiet i są też sprawcami znacznej większości wszystkich społecznie 
nieakceptowanych, kryminalnych i odrażających postępków (Dały, Wilson, 1988; Thornhill, 
Thornhill, 1992).

Badania feministyczne jednoznacznie wykazały, że - wbrew przekonaniu wielu 

mężczyzn - kobiety ani gwałtu nie pragną, ani nawet nie uważają go za aktywność seksualną. 
Gwałt jest dla ofiary doświadczeniem jedynie upokorzenia, wstydu, obrzydzenia, gniewu, 
strachu i jest z pewnością jednym z najgorszych doświadczeń, które może człowieka spotkać. 
Biologowie ewolucyjni Nancy i Randy Thornhill postawili hipotezę, że spowodowane 
gwałtem cierpienie psychiczne stanowi ewolucyjnie wykształcony mechanizm skupiania 
uwagi kobiety na wydarzeniach towarzyszących gwałtowi, a mający na celu eliminację bądź 
unikanie bodźców wywołujących ból (Thornhill, Thornhill, 1990a, 1990b). W badaniu sied-
miuset dziewięćdziesięciu ofiar gwałtu z okolic Filadelfii Thornhillowie stwierdzili, że 
cierpienie (i towarzyszące mu takie objawy jak bezsenność, lęk przed pozostawaniem samej 
domu i lęk przed nieznajomymi) jest większe u kobiet w wieku reprodukcyjnym niż u 
niedojrzałych płciowo dziewcząt i kobiet po menopauzie. Badacze interpretują to jako dowód 
na tezę, że wielkość cierpienia przeżywanego przez zgwałcone kobiety wyraża wielkość 
ponoszonych przez nie strat reprodukcyjnych. Ten wzorzec zależności sugeruje, że ewolucja 
wykształciła u kobiet mechanizmy psychologiczne, których działanie uwzględnia aktualny 
własny stan reprodukcyjny kobiety. Wyniki te wskazują też, że przemoc seksualna wobec 
kobiet musiała być nieobca dziejom naszych ewolucyjnych przodków.

Mężczyźni różnią się skłonnością do gwałtu. W dwóch badaniach pytano mężczyzn, 

jaka byłaby szansa wymuszenia przez nich na kobiecie stosunku seksualnego wbrew jej woli, 
gdyby nie groziło to żadnym ryzykiem (jak pochwycenie, szkody na reputacji czy zarażenie 
się jakąś chorobą). W jednym z tych badań 35% mężczyzn twierdziło, że jest jakaś szansa 
dopuszczenia się takiego czynu (Malamuth, 1981), w drugim procent takich mężczyzn 
wynosił 27 (Young, Thiessen, 1992). Z jednej strony odsetki mężczyzn dopuszczających 
jakąś możliwość gwałtu są, więc alarmująco wysokie, choć z drugiej strony, dane te 

background image

wskazują, że większość mężczyzn nie jest potencjalnymi gwałcicielami.

Mężczyźni skłonni do przemocy seksualnej wyposażeni są też w pewien cha-

rakterystyczny zestaw cech i przekonań, w skład którego wchodzi impulsywność, wrogość, 
przesadne akcentowanie własnej męskości, duża ilość kontaktów seksualnych, a także 
wrogość w stosunku do kobiet i wiara w mit gwałtu (przekonanie, że kobiety sekretnie pragną 
być zgwałcone) (Malamuth, 1986; Malamuth, Sockloskie, Koss, Tanaka, 1991). Faktyczni 
gwałciciele cechują się przy tym niską samooceną, niskimi dochodami, a nieproporcjonalnie 
duża ich liczba wywodzi się z najniższych klas społecznych (Thornhill, Thornhill, 1983). 
Gwałciciele zdają się, więc być mężczyznami raczej odrzucanymi przez kobiety, a to samo 
sugerują ich własne zeznania. Jeden z seryjnych gwałcicieli wyznawał: „Czułem, że jak się 
dowie, kim jestem, to mnie odrzuci, i czułem, że nigdy nie uda mi się jej dostać. Nie 
wiedziałem nawet, jak się zabrać do tego, żebym mógł jej zaproponować spotkanie... 
wykorzystałem jej strach i zgwałciłem ją". (Freemont, 1975, s. 244-246). Przemoc zdaje się 
więc być desperacką alternatywą dla mężczyzn bez pieniędzy, pozycji społecznej i innych 
zasobów, którymi mogliby przyciągnąć kobiety. Wyśmiewani przez kobiety z powodu braku 
tego, czego one poszukują u płci przeciwnej, mężczyźni tacy mogą wykształcać w sobie 
wrogość w stosunku do kobiet - postawę, która uniemożliwi im wczucie się w los własnych 
ofiar.

Obok osobowości, czynnikiem decydującym o szansach gwałtu jest także kultura i 

kontekst sytuacyjny. Wśród mężczyzn Yanomamo porywanie kobiet z sąsiedniej wioski w 
celach matrymonialnych jest kulturowo usankcjonowaną praktyką (Chagnon, 1983). Setki 
tysięcy gwałtów towarzyszące wojnom wskazują na nasilenie gwałtów w wypadku ich 
bezkarności (Brownmiller, 1975). Sugeruje to, że jednym ze sposobów przeciwdziałania 
gwałtom jest powiększanie kosztów ponoszonych przez samych gwałcicieli za ich czyny.

Ewolucyjny wyścig zbrojeń

Kontakty mężczyzn z kobietami nękane są więc licznymi konfliktami - od potyczek o 

dostęp seksualny w parach przedmałżeńskich, przez walki o zaangażowanie i inwestycje 
zasobów wśród par małżeńskich, do zaczepek seksualnych w miejscu pracy i gwałtu pośród 
znających się osób i nieznajomych. Źródła znacznej większości tych konfliktów znaleźć 
można w odmienności ewolucyjnie wykształconych strategii seksualnych obu płci. Strategie 
typowe dla jednej płci często utrudniają realizację celów drugiej strony.

Obie strony konfliktu wykształciły w trakcie ewolucji szereg mechanizmów 

reagowania na utrudnianie własnych celów przez postępowanie drugiej strony. Należą do nich 
przede wszystkim takie emocje, jak gniew, smutek i zazdrość. Kobiety najsilniej reagują 
gniewem na mężczyzn wtedy, kiedy ich postępowanie uniemożliwia im realizację ich 
własnych strategii postępowania, kiedy mężczyźni na przykład próbują wymusić seks i 
poniżają je. Podobnie mężczyźni reagują gniewem na utrudnianie im realizacji ich własnych 
strategii seksualnych, kiedy kobiety odtrącają ich zaloty, odmawiają seksu czy podrzucają 
„kukułcze jaja".
Wszystkie te potyczki prowadziły w trakcie ewolucji naszego gatunku do swoistej „spirali 
zbrojeń" obu płci. Na każdy postęp umiejętności mężczyzn do wprowadzania kobiet w błąd, 
te odpowiadały rozwojem większych umiejętności wykrywania oszustwa. Na każdą, coraz to 
trudniejszą próbę, na którą kobiety wystawiały mężczyzn, by sprawdzić siłę ich uczuć i 
zaangażowania, mężczyźni odpowiadali wzrostem umiejętności udawania oznak 
zaangażowania. A to prowadziło do dalszego wzrostu wrażliwości kobiet na tego rodzaju 
próby wprowadzenia ich w błąd. Każde ulepszenie w realizacji strategicznych celów jednej 
płci spotykało się z analogiczną reakcją drugiej. Ponieważ zaś strategie seksualne obu płci są 
częściowo odmienne, owa ewolucyjna spirala zdaje się nie mieć końca.

Ewolucyjnie wykształcona zdolność do reagowania negatywnymi emocjami i 

background image

cierpieniem na przeszkody w realizowaniu własnych strategii seksualnych pozwalają 
kobietom i mężczyznom działać w sposób pomniejszający ich własne koszty. Czasami 
oznacza to wycofanie się z dotychczasowego związku. 

VIII

Zerwanie

„Kobiety wychodzą za mąż w przekonaniu, że ich mężowie
się zmienią. Mężczyźni żenią się w przekonaniu, Że ich żony się nie zmienią. Obie strony są w 
błędzie.”
 Anonim

Ludzie rzadko kojarzą się w pary raz na całe życie. Rozwód i ponowne małżeństwo są 

we współczesnej Ameryce tak częste, że prawie połowa dzieci wychowuje się bez jednego ze 
swoich biologicznych rodziców. Rodziny przybrane szybko stają się regułą, a nie wyjątkiem. 
Taki stan rzeczy nie jest czymś nowym w dziejach ludzkości i nie jest przejawem jakiegoś 
nagłego upadku wartości rodzinnych. Rozpad trwałych związków w ogólności, a rozwód w 
szczególności, są zjawiskami o zasięgu międzykulturowym. Na przykład z trzystu trzydziestu 
jeden małżeństw obserwowanych w plemieniu! Kung, sto trzydzieści cztery zakończyły się 
rozwodem (Howell, 1979), wśród paragwajskich Indian Ache przeciętni mężczyzna, i 
kobieta, kiedy dobiegają czterdziestki, mają za sobą około dwunastu małżeństw (Kim Hill, 
1991, informacja osobista).

Długotrwałe związki ulegają rozpadowi z wielu powodów - na przykład druga strona 

może wymagać zbyt wielkiego nakładu kosztów albo w zasięgu ręki pojawia się inna, lepsza 
możliwość. Złe małżeństwo może przynosić poważne straty w postaci zaprzepaszczenia 
własnych zasobów, złego traktowania przez drugą stronę, braku odpowiedniej troski o dzieci 
czy utraty lepszych możliwości. Wycofanie się z takiego małżeństwa może natomiast dać 
dostęp do nowych, poważnych zasobów, lepszą opiekę nad dziećmi czy nowych ważnych 
sojuszników.

Pradawne warunki

W odległej przeszłości ewolucyjnej człowieczego gatunku jedynie niewielu naszych 

przodków dożywało późnego wieku. Mężczyźni ginęli w licznych bitwach między 
zwalczającymi się plemionami. Ślady wzajemnej agresji mężczyzn przynoszą wykopaliska 
paleontologiczne, na przykład w postaci fragmentów włóczniw pozostałościach żeber czy 
uszkodzonych czaszek i innych kości. Ślady uszkodzeń świadczących o pradawnych aktach 
agresji częściej są odnajdywane na kościach należących do mężczyzn, niż do kobiet. Co 
ciekawe, większość tego rodzaju uszkodzeń znajdowana jest z lewej strony szkieletów, co 
świadczy o prawo-ręczności agresorów. Najstarsze tego rodzaju wykopalisko to szkielet 
neandertalskiego mężczyzny zabitego ciosem w pierś przez praworęcznego napastnika przed 
pięćdziesięcioma tysiącami lat (Dały, Wilson, 1988; Trinkaus, Zimmerman, 1982). 
Powtarzający się wzorzec uszkodzeń kopalnych kości trudno wyjaśnić jako dzieło przypadku 
- zdaje się on świadczyć raczej o tym, że śmierć z ręki przeciwnika własnego gatunku była 
częstym zdarzeniem w przeszłym bytowaniu człowieka.

Niezwykle wysoki poziom agresji między mężczyznami obserwuje się również u 

wielu plemion współczesnych. Na przykład wśród Ache tylko mężczyźni toczą rytualne walki 
na pałki, często kończące się śmiercią lub trwałym kalectwem uczestników (Hill, Hurtado, 
1989). Kobieta, której mąż wybiera się na taką walkę, nigdy nie ma pewności, że powróci z 
niej żywy. Wśród Yanomamo chłopiec osiąga pełne prawa mężczyzny dopiero po zabiciu 

background image

innego mężczyzny, a mężczyźni z tego plemienia pokazują swoje blizny z wielką dumą, 
nierzadko malując je jaskrawymi barwami, by przyciągnąć do nich uwagę obserwatora 
(Chagnon, 1983). Wojny w przeszłości naszego gatunku były toczone głównie przez 
mężczyzn i często stanowiły bardzo poważne ryzyko dla przetrwania.

Inną często spotykaną przyczyną śmierci było polowanie, szczególnie na grubego 

zwierza, jak dzik, bizon czy niedźwiedź. Polowanie na tego rodzaju zwierzęta stanowiło 
domenę mężczyzn, i to oni byli narażeni na różnego rodzaju wypadki (jak spadnięcie z 
drzewa czy urwiska), a także na śmierć czy okaleczenie przez drapieżniki (tygrysy, lwy itp.). 
Wszystko to podnosiło prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci lub poważnego kalectwa 
mężczyzny, co z kolei stwarzało kobietom szansę, a nawet konieczność poszukiwania 
następnego partnera.

Pradawne kobiety nie brały zapewne udziału w wojnach i rzadko polowały, trudniąc 

się zbieractwem, które dostarczało od 60 do 80% pożywienia i było, oczywiście, zajęciem 
znacznie bezpieczniejszym (Tooby, DeVore, 1987). Niebezpieczne dla kobiet było natomiast 
rodzenie dzieci i ciąża - zbierały one śmiertelne żniwo, którego wielkość trudno dziś ocenić. 
Tak więc zarówno kobiety, jak i mężczyźni często stawali przed koniecznością znalezienia 
sobie następnego partnera czy partnerki i sądzić można, że pradawni ludzie rozwinęli 
psychologiczne mechanizmy umożliwiające im poszukiwanie takiego zastępstwa jeszcze 
podczas związku z poprzednim partnerem.

Śmierć czy kalectwo drugiej strony nie były też zapewne jedynymi powodami 

wynajdywania następnych partnerów. Mężczyzna mógł się okazać nieudolnym myśliwym i 
dostarczycielem dóbr, utracić sojusze i poważanie innych, mógł też okazać się bezpłodny lub 
niewierny, agresywny w stosunku do kobiety lub dzieci. Kobieta mogła okazać się marną 
zbieraczką pożywienia, złą matką czy żoną, mogła okazać się niewierna lub bezpłodna albo 
oziębła seksualnie. Każda ze stron mogła zachorować czy ulec wypadkowi. Spadek wartości 
lub śmierć dotychczasowego partnera stanowiły o częstej konieczności poszukiwania 
następcy. Innym powodem mógł być wzrost własnej wartości jednej ze stron związku, 
otwierający przed nią niedostępne wcześniej możliwości. Zmiana taka mogła następować 
szczególnie w wypadku mężczyzny, jeżeli okazał się na przykład wyjątkowo dzielnym i 
zręcznym łowcą lub wojownikiem. Mogło to podnosić jego pozycję społeczną i decydować o 
wzroście jego atrakcyjności jako partnera związku. W wypadku kobiet podniesienie wartości 
własnej było zapewne trudniejsze, ponieważ reprodukcyjna wartość dojrzałej kobiety spada 
wraz z wiekiem. Niemniej jednak także kobiety mogły awansować w hierarchii społecznej, na 
przykład dzięki zręczności w łagodzeniu konfliktów społecznych, mądrości czy wysokiej 
pozycji osiąganej przez ich dzieci lub innych krewnych. Tego rodzaju zmiany wartości 
matrymonialnej z upływem czasu mają oczywiście miejsce po dziś dzień.

Poza spadkiem lub wzrostem wartości matrymonialnej jednej ze stron, przyczyną 

rozwodu mogło być też pojawianie się nowych, alternatywnych partnerek i partnerów. Ktoś, 
kto przedtem był nieosiągalny lub niezainteresowany kontaktem seksualnym, mógł z tych czy 
innych względów (np. z powodu zmiany własnej atrakcyjności bądź śmierci 
dotychczasowego partnera) okazać się nagle dostępny. Jeżeli osoba taka była bardziej 
pożądana od dotychczasowego partnera, mogło dojść do rozpadu związku.
Podsumowując, trzy rodzaje warunków mogły doprowadzać jednostkę do opuszczenia 
dotychczasowego związku: spadek wartości matrymonialnej partnera, wzrost wartości 
własnej (szczególnie ponad wartość partnera) oraz pojawienie się partnerów alternatywnych - 
dostępnych, a bardziej wartościowych od partnera dotychczasowego. Ponieważ wydaje sie, że 
te trzy rodzaje warunków bardzo często występowały w przeszłości naszego gatunku, 
rozsądne jest założenie, iż nasi przodkowie rozwinęli mechanizmy psychologiczne 
pozwalające oceniać bilans strat i zysków niesionych przez związek bieżący w porównaniu z 
innymi możliwymi do pozyskania związkami. Mechanizmy te powinny być wrażliwe na 

background image

zmiany wartości matrymonialnej partnera, powinny też kierować uwagę jednostki na 
wyszukiwanie, ocenę i przyciąganie do siebie ewentualnego „zastępstwa".

Ewolucyjnie wykształcone mechanizmy psychologiczne

Wymienione wyżej warunki sprzyjające rozpadowi związku stanowiły w przeszłości 

naszego gatunku stale powracający problem adaptacyjny, co oznaczało występowanie 
ewolucyjnego nacisku na wykształcenie mechanizmów psychologicznych pozwalających 
skutecznie problem ten rozwiązywać. Jednostki lepiej radzące sobie z jego rozwiązywaniem 
miały większe szansę na sukces reprodukcyjny niż jednostki niereagujące na dysproporcję 
między wartością własną a partnera, czy takie, które śmierć lub dezercja partnera zastawała 
całkowicie nieprzygotowanymi do poszukiwania zastępstwa.

Jeżeli rozumowanie to jest słuszne, założyć wypada, że ludzie rozwinęli skłonność i 

umiejętność wyszukiwania i oceniania takich zastępczych czy następczych partnerów jeszcze 
podczas trwania związku z partnerem pierwotnym. Żonaci mężczyźni często i z upodobaniem 
żartują na temat wyglądu i dostępności seksualnej przebywających w ich środowisku kobiet. 
Mężatki także nie stronią od dyskusji o walorach, pozycji społecznej i obyczajach 
seksualnych mężczyzn. Tego rodzaju rozmowy służą wymianie informacji i pomagają 
utrzymać orientację w bieżącym rynku matrymonialnym, nawet jeżeli rozmówcy nie mają 
zamiaru bezpośrednio spożytkować tych informacji. 

Preferowanie określonych właściwości u płci przeciwnej nie zanika z chwilą zawarcia 

małżeństwa i prawdopodobnie zamienia się w proces porównywania obecnego partnera z 
innymi, „zastępczymi" możliwościami. Upodobanie mężczyzn do kobiet ładnych i młodych 
nie przemija z chwilą złożenia małżeńskiej przysięgi, podobnie jak nie znika zamiłowanie 
kobiet do wysokiego statusu i pozycji społecznej innych mężczyzn. Własny partner może 
stanowić stały punkt odniesienia przy ocenie owych innych, choć tego rodzaju kalkulacje nie 
przybierają zapewne postaci świadomych przemyśleń. Mężczyzna, któremu udało się pod-
wyższyć własną pozycję społeczną, nie myśli sobie: „Gdybym porzucił swoją żonę, mógłbym 
podnieść swoje szansę na rozrodczy sukces, wiążąc się z młodszą kobietą o większej wartości 
reprodukcyjnej". Po prostu młode kobiety go pociągają i okazują się dlań bardziej dostępne 
niż przedtem. Podobnie źle traktowana żona nie myśli świadomie: „Ja i dzieci będziemy mieli 
większą szansę na sukces rozrodczy, jeżeli opuszczę tego partnera, który przynosi nam tyle 
strat". Myśli, że po prostu lepiej zrobi, usuwając siebie i dzieci w bezpieczne miejsce. 
Mechanizmy decydujące o strategiach zerwania związku funkcjonują poza polem ludzkiej 
świadomości, podobnie jak nieświadome są mechanizmy decydujące o smakowych 
zamiłowaniach do cukru, tłuszczu i białka.

Choć niektórzy ludzie po prostu zrywają z partnerem i odchodzą ze związku, w 

większości wypadków potrzebne jest jakieś wytłumaczenie takiego kroku, które pozwala 
wyjaśnić go rodzinie, przyjaciołom czy nawet samemu sobie, a także pozwala pomniejszyć 
szkody na własnej reputacji. Jedna ze strategii skutecznych w takiej sytuacji polega na 
postępowaniu wbrew oczekiwaniom drugiej strony, co może ją sprowokować do odejścia. 
Nasi praprzodkowie mogli w tym celu przestać dzielić się swoimi zasobami z partnerką bądź 
sygnalizować inwestowanie zasobów w inną kobietę. Nasze praprzodkinie mogły wzbudzać 
w swych partnerach niepewność w kwestii ich ojcostwa - na przykład zdradzając ich z 
innymi, a odmawiając im samym seksualnego kontaktu. Przedstawiciele obu płci mogli postę-
pować w nieżyczliwy, złośliwy czy okrutny sposób, by pozbyć się drugiej strony, nakłonić ją 
do odejścia. Wspólnym elementem wszystkich tych zabiegów jest odwoływanie się do 
wykształconych przez płeć przeciwną mechanizmów dozorowania słuszności własnych 
decyzji matrymonialnych. Mechanizmy te uwrażliwiają ludzi na możliwość, że podjęta 
decyzja była niemądra i sprzeczna z własnymi upodobaniami, że partner zmienił się w 

background image

niepożądany sposób, że być może warto położyć kres ponoszeniu kosztów wynikających ze 
związania się z tym właśnie partnerem.

Ewolucyjnie pojęte korzyści mężczyzny z utrzymywania stałej partnerki polegają na 

zapewnienia sobie wyłącznego dostępu do jej walorów reprodukcyjnych, podczas gdy 
korzyści kobiety zależą od zmonopolizowaniu posiadanych i zdobywanych przez mężczyznę 
zasobów niezbędnych do przeżycia. Różnica ta wywiera głęboki wpływ na przyczyny 
rozpadu związku, które muszą być zatem odmienne z punktu widzenia każdej z płci. 
Odmienność ta narasta z upływem wspólnie spędzanego czasu, w trakcie którego nastąpić 
może znaczny spadek lub zanik zdolności rozrodczych kobiety (ewentualnie kompensowany 
przyrostem innych jej walorów jako towarzyszki życia), a także wzrost pozycji społecznej 
mężczyzny otwierający przed nim niedostępne wcześniej możliwości matrymonialne (choć 
może on też i spaść w społecznej hierarchii, jedynie z trudem zdobywając się na utrzymanie 
przy sobie dotychczasowej partnerki).

Głównym źródłem danych na temat przyczyn rozpadu długotrwałych związków jest 

rozlegle studium wyznaczników rozwodu w stu sześćdziesięciu społeczeństwach, które to 
studium wykonała Laura Betzig uprawiająca antropologię ewolucjonistyczną (Betzig, 1989). 
Punktem wyjścia tego studium było sporządzenie listy czterdziestu trzech przyczyn rozwodu, 
odnotowanych przez etnografów lub ich informatorów żyjących wśród badanych 
społeczności. Różnego rodzaju ograniczenia metodologiczne uniemożliwiają wyliczenie 
absolutnej częstości kolejnych przyczyn rozwodu, choć dane te umożliwiają ocenę względnej 
częstości różnych przyczyn. Nie ulega wątpliwości, że listę najczęstszych przyczyn rozwodu 
w różnych kulturach otwierają niewierność i bezpłodność.
Niewierność

Niewierność kobiety jest najważniejszym wskaźnikiem porażki męża w zapewnieniu 

sobie wyłączności w dostępie do jej zdolności reprodukcyjnych. Niewierność mężczyzny jest 
najważniejszym sygnałem dla żony, że nie udało jej się zapewnić sobie wyłącznego dostępu 
do jego zasobów. Niewierność jest najczęściej wymienianą przyczyną rozwodu i stanowi 
powód wystarczający do rozwodu aż w osiemdziesięciu ośmiu społeczeństwach badanych 
przez Laurę Betzig. W dwudziestu pięciu społeczeństwach przyczyną rozwodu może być 
niewierność dowolnej ze stron, w pięćdziesięciu czterech przyczyną jest jedynie niewierność 
żony, a tylko w dwóch - niewierność męża. Nawet jednak w tych dwóch społeczeństwach 
niewierna kobieta z reguły zostaje ciężko pobita przez męża, choć nie może się on z nią 
formalnie rozwieść.

Tak więc niewierność drugiej strony znacznie częściej wystarcza do rozwodu 

mężczyźnie niż kobiecie. Różnica ta jest tym bardziej uderzająca, że z reguły to właśnie 
mężczyźni częściej dopuszczają się zdrady (Daly, Wilson, 1988). Klasyczne badania Kinseya 
ujawniły na przykład, że aż co drugi mąż, a jedynie co czwarta żona dopuszczają się zdrady. 
W sprawie zdrady obowiązuje więc bardziej rygorystyczna miara dla kobiet niż dla 
mężczyzn, co nazywane jest podwójnym standardem. Podwójny standard występuje nie tylko 
w kręgu cywilizacji przemysłowych, lecz ma charakter ponadkulturowy. Można wskazać trzy 
przyczyny jego powszechności. Po pierwsze, to mężczyźni sprawują zwykle władzę i są 
silniejsi, mają więc większe możliwości narzucenia swej woli kobietom. Po drugie, kobiety 
mogą łatwiej wybaczać niewierność niż mężczyźni, ponieważ zdrada mężczyzny mniej 
przeszkadza realizacji kobiecych strategii seksualnych, jeżeli nie towarzyszy jej rozpraszanie 
zasobów mężczyzny na rzecz kochanki. Po trzecie, kobiety mogą czuć się zmuszone do 
tolerowania niewierności mężczyzny wysokimi kosztami rozwodu i jego następstw, 
szczególnie jeśli troska o dzieci spada w wypadku zerwania na kobiety, co obniża także ich 
możliwości ponownego zamążpójścia. Ze wszystkich tych względów zdrada kobiety ma 
poważniejsze konsekwencje i częściej kończy się rozpadem dotychczasowego związku.

Ludzie zdają sobie sprawę z wagi niewierności jako przyczyny rozpadu związku i 

background image

czasami celowo dopuszczają się zdrady, by związek zerwać. W badaniu nad strategiami 
opuszczania związku spytaliśmy sto kobiet i mężczyzn, co zrobiliby celem opuszczenia 
nieudanego związku. Przespanie się z kimś innym i nieukrywanie tego faktu było jedną z 
najczęściej wymienianych taktyk pozbycia się niechcianego partnera. Często nie dochodzi 
nawet do rzeczywistej zdrady, lecz jedynie do nieprawdziwego poinformowania o niej 
partnera. Podobną rolę spełnia flirtowanie na oczach partnera czy dopuszczanie, by 
zaobserwował nas w jakimś dwuznacznym kontakcie z płcią przeciwną.

Niewierność jest więc tak poważną przyczyną rozwodu, że często wystarcza samo 

rozpowszechnianie wiadomości o rzekomej zdradzie drugiej strony. W plemieniu Truk mąż, 
który zamierza opuścić żonę, często sam rozpowszechnia plotki o jej niewierności, a kiedy te 
powracają doń niczym echo - udaje, że w nie wierzy i opuszcza żonę, pałając świętym, choć 
nieszczerym oburzeniem (Gladwin, Sara-son, 1953). Ilustruje to przy okazji fakt, że ludzie 
przykładają dużą wagę do usprawiedliwienia rozwodu przed innymi, a zdrada jest 
powszechnie akceptowanym uzasadnieniem rozpadu związku. 

Bezpłodność

Gołębie żyją w związkach monogamicznych częściej niż większość gatunków ptaków, 

choć nawet u nich jedna czwarta związków rozpada się w każdym sezonie rozrodczym. 
Główną przyczyną rozpadu gołębich związków jest bezpłodność - rozchodzą się przede 
wszystkim te pary, którym nie udało się dochować potomstwa (Erickson, Zenone, 1976). 
Brak potomstwa jest także ważną przyczyną rozwodu wśród ludzi. Szansa rozwodu pary 
bezdzietnej jest znacznie większa, niż rozwodu pary, która ma dwójkę lub więcej dzieci. 
Przeprowadzone pod egidą ONZ studium milionów par z czterdziestu pięciu krajów 
wykazało, że 39% rozwodów dotyczy par bezdzietnych, 26% - par z jednym dzieckiem, 19% 
- z dwojgiem, a jedynie mniej niż 3% to rozwody par, które mają czwórkę lub więcej dzieci. 
Większy odsetek rozwodów wśród par bezdzietnych pozostaje przy tym niezależny od 
długości trwania związku (Fisher, 1994). Dzieci wzmacniają małżeński węzeł i zmniejszają 
niebezpieczeństwo rozwodu, tworząc potężną wspólnotę interesów (także genetycznych) 
obojga partnerów. Niezdolność do stworzenia tych wspólnych małych  „przenośników 
genów"  w przyszłe pokolenia pozbawia rodziców ważnego powodu podtrzymania więzi i 
pozostawania razem.

Bezpłodność stanowi drugą po niewierności przyczynę rozwodu wymienianą w 

siedemdziesięciu pięciu społeczeństwach (na sto sześćdziesiąt badanych przez Betzig). W 
dwunastu społeczeństwach przyczyną rozwodu może być bezpłodność zarówno męża, jak i 
żony; w trzydziestu może nią być tylko bezpłodność żony, a w pozostałych z tych 
siedemdziesięciu pięciu społeczności nie sposób było tego rozstrzygnąć. Niemniej jednak 
widać wyraźnie, że i tutaj mamy do czynienia z podwójnym standardem - znacznie częściej 
mąż może się rozwieść z żoną z powodu jej bezpłodności, niż na odwrót.
Nie wszystkie społeczeństwa dopuszczają rozwód, nawet jednak wśród tych, które go nie 
uznają, często zdarza się sankcjonowanie separacji małżonków w wypadku i z powodu 
bezpłodności. Na Wyspach Andamańskich (u południowych wybrzeży Azji) małżeństwa nie 
uważa się za skonsumowane, dopóki nie urodzi się z niego dziecko (Racliffe-Brown, 1992). 
Bez dziecka związek pozostaje jedynie niezobowiązującym „małżeństwem na próbę". W 
wielu wsiach japońskich małżeństwo nie jest w ogóle rejestrowane, dopóki nie dochowa się 
potomka (Beardsley i in., 1959). Oczywiście tego rodzaju instytucje społeczne ułatwiają
zerwanie bezpłodnego związku.

Prawdopobieństwo bezpłodności rośnie z wiekiem - oczywiście silniej dla kobiet niż 

dla mężczyzn. Choć zawartość plemników w spermie spada wraz z wiekiem, nawet 
mężczyźni siedemdziesięcio- i osiemdziesięcioletni mogą mieć dzieci i często je miewają w 
różnych kulturach. Wśród Yanomamo pewien szczególnie produktywny mężczyzna miał 

background image

dzieci o różnicy wieku... 50 lat. Wśród Tiwi (północna Australia) starzy mężczyźni często 
monopolizują o trzydzieści lat od siebie młodsze kobiety i mają z nimi dzieci. Choć w naszej 
kulturze różnica wieku małżonków jest znacznie mniejsza, nierzadko mężczyźni rozwodzą się 
ze swoimi rówieśniczkami po menopauzie i zakładają nowe rodziny ze znacznie młodszymi 
kobietami (Chagnon, 1983; Hart, Pilling, 1960; Buss, 1989a).

Biologiczne różnice między płciami pozwalają oczekiwać, że zaawansowany wiek 

kobiety będzie częstszą przyczyną rozwodu od takiegoż wieku mężczyzny. Cytowane już 
międzykulturowe badania nad przyczynami rozwodów wykazały, że zaawansowany wiek jest 
uznawany za wystarczającą przyczynę rozwodu jedynie w ośmiu społeczeństwach - we 
wszystkich tych przypadkach jest to jednak wiek kobiety.                                                          
 

Fakt, że najczęstszymi przyczynami wystarczającymi do rozwodu są niewierność i 

bezpłodność, jest oczywiście całkowicie zrozumiały i wyjaśnialny z ewolucyjnego punktu 
widzenia. Obie te przyczyny są sygnałem porażki reprodukcyjnej podważającej cały 
biologiczny sens zabiegów o płeć przeciwną.

Raz jeszcze podkreślić należy, że ludzie nie kalkulują w świadomy sposób re-

produkcyjnych strat wynikających z niewierności i bezpłodności. Ewolucja naszego gatunku 
doprowadziła po prostu do wykształcenia się mechanizmów rozwiązywania adaptacyjnych 
problemów stwarzanych przez niewierność i bezpłodność. Mechanizmem tym jest 
opuszczanie partnerów przynoszących tego rodzaju straty, a jednym z przejawów działania 
tego mechanizmu jest gniew na niewiernego partnera oraz traktowanie niewierności i 
bezdzietności jako wystarczającego powodu do rozwodu w bardzo wielu społeczeństwach. 
Ludzie nie zdają sobie sprawy, że kryje się za tym swoista kalkulacja reprodukcyjna, 
podobnie jak nie zdają sobie sprawy, że za przemożnym pragnieniem kontaktu seksualnego 
stoi ewolucyjnie wykształcone i utrwalone dążenie do płodzenia dzieci i przedłużania 
egzystencji gatunku. Fakt, że niewierność jest destruktywna nawet dla par z wyboru bezdziet-
nych, pokazuje przy tym, jak silnie utrwalone są psychologiczne mechanizmy wykształcone 
w odległej ewolucyjnej przeszłości gatunku celem rozwiązania różnych szczegółowych 
przeszkód na drodze do sukcesu reprodukcyjnego. Mimo radykalnej zmiany warunków, w 
których żyjemy obecnie, mechanizmy te nadal działają i decydują na przykład o wzorcach 
naszego reagowania emocjonalnego na różne działania i cechy naszych partnerów 
seksualnych.

Odmowa kontaktów seksualnych

Żona odmawiająca mężowi seksualnego pożycia w istocie pozbawia go dostępu do 

własnych walorów reprodukcyjnych, choć żadne z nich nie myśli oczywiście o tej sprawie w 
takich kategoriach. Ponieważ w ewolucyjnej historii naszego gatunku dostęp seksualny był 
zapłatą dla mężczyzny za możliwość korzystania przez kobietę z jego zasobów, wycofanie się 
kobiety z pożycia seksualnego może zaowocować odmówieniem jej przez mężczyznę dostępu 
do owych zasobów. Wycofanie się kobiety z pożycia z mężem może też mu sygnalizować, że 
przelała swoje seksualne względy na innego bądź że nosi się z takim zamiarem. Oczekiwać 
więc można, że ewolucja wykształciła u mężczyzn jakieś mechanizmy reagowania na 
odmowę pożycia seksualnego przez kobietę.

Wspominane już międzykulturowe badania nad przyczynami rozpadu trwałych 

związków wykazały, że w dwunastu społeczeństwach odmowa pożycia seksualnego uważana 
jest za wystarczającą przyczynę rozwodu. We wszystkich tych przypadkach odmawia przy 
tym kobieta. Badania nad strategiami pozbywania się niechcianego partnera wykazały zaś, że 
odmowa kontaktów seksualnych jest dla kobiet taką właśnie skuteczną strategią. To 
wyłącznie kobiety posługują się bowiem takimi sposobami, jak odmowa fizycznego kontaktu, 
zabranianie partnerowi dotykania swego ciała i odmowa pożycia seksualnego.

background image

Skuteczność tej taktyki ilustruje historia pewnej kobiety, która chciała się pozbyć 

swego męża, lecz nie potrafiła tego dokonać. Zwróciła się więc o poradę do przyjaciółki, 
która po dłuższym wypytywaniu wykryła, że mimo jak najpoważniejszego zamiaru rozstania 
się z mężem kobieta ta nigdy nie odmawiała mu pożycia seksualnego. Przyjaciółka poradziła 
jej więc, by spróbowała mu odmówić. Po tygodniu przyjaciółka dowiedziała się, jak bardzo 
skuteczna okazała się jej rada - mąż kobiety wpadł w gniew i po dwóch dniach od odmowy 
pożycia seksualnego spakował walizki i wyprowadził się z domu. Wkrótce nastąpił rozwód. 
Odmowa pożycia seksualnego jest więc dla kobiety bardzo skutecznym sposobem na 
pozbycie się niechcianego partnera.

Odmowa wsparcia ekonomicznego

Zważywszy, jak dużą rolę w przyciąganiu kobiety i jej utrzymywaniu przy sobie odgrywają 
materialne zasoby mężczyzny, oczekiwać można z kolei, że skutecznym sposobem na 
pozbycie się partnerki przez mężczyznę będzie odmówienie jej dostępu do zasobów 
ekonomicznych.

W rzeczy samej, badania międzykulturowe przekonują, że niedostarczanie przez 

mężczyznę odpowiednich środków ekonomicznych jest częstą przyczyną rozpadu 
długotrwałego związku. W dwudziestu społeczeństwach najważniejszą przyczyną 
uzasadniającą rozwód okazał się brak ekonomicznego wspierania kobiety przez mężczyznę, w 
czterech niezbudowanie przezeń odpowiedniego domostwa, w trzech niedostarczanie jedzenia 
i w czterech niedostarczanie odpowiedniego ubrania. Brak wsparcia ekonomicznego był we 
wszystkich tych przypadkach powodem rozwodu tylko wtedy, gdy dotyczył postępowania 
mężczyzny - w żadnym społeczeństwie brak wkładu ekonomicznego kobiety w pożycie pary 
nie był uważany za wystarczającą przyczynę do rozwodu.
Rolę ekonomicznego wsparcia mężczyzny dobrze ilustruje następująca odpowiedź pewnej 
kobiety żyjącej w separacji z mężem:

Mąż kilkakrotnie tracił pracę i wpadł w końcu w depresję. Po prostu nie potrafił 

utrzymać się w żadnej pracy. Przez dwa czy trzy lata miał pracę, która się skończyła. Potem 
przez rok miał następną i też ją stracił. Miał jeszcze jedną, ale też się w niej nie utrzymał. 
Kiedy był już naprawdę w depresji, zwrócił się o pomoc do pracowników opieki społecznej, 
ale to też nie podziałało. Właściwie całe dni ; przesypiał. Pewnego dnia poczułam, że mam 
już naprawdę dosyć tego spania - wyszłam wtedy na miasto, a gdy wróciłam do domu, dzieci 
nadal oglądały telewizję, tak jak je zostawiłam wychodząc. Mąż nie byt w stanie ich położyć, 
bo ciągle spał. Nazajutrz zażądałam, żeby się po prostu wyniósł z domu (Weiss, 1975, s. 19).

We współczesnej Ameryce obserwuje się skłonność do opuszczania mężów przez 

kobiety, które zarabiają więcej niż oni. Jedno z badań wykazało, że prawdopodobieństwo 
rozwodu rośnie o połowę w małżeństwach, w których żona zarabia więcej od męża (Cherlin, 
1981; Fisher, 1994; Whyte, 1990). Nic dziwnego, że czasami kwitnąca kariera zawodowa 
żony spotyka się z dużą niechęcią męża. Uczestniczka jednego z badań nad przyczynami 
rozwodu stwierdziła: „On po prostu nienawidził tego, że zarabiałam więcej, bo czuł się przez 
to gorszym mężczyzną". Kobiety nie lubią także u swych mężów braku ambicji zawodowych 
- jak stwierdziła jedna z uczestniczek badania: „Ja pracowałam na pełnym etacie. On na 
połówce, ale pił na całym etacie. W końcu uświadomiłam sobie, że potrzebny mi jest ktoś, kto 
bardziej niż on byłby w stanie mi pomagać" (Bowe, 1992, s. 200). Mężowie, którzy nie 
spełniają swojego podstawowego zadania, są przez swoje żony odrzucani, szczególnie jeśli 
one same potrafią zarobić więcej.

Konflikty między żonami

background image

Wiele kultur praktykuje poligynię (wielożeństwo). Pewna analiza ośmiuset pięć-

dziesięciu trzech kultur wykazała, że 83% z nich dopuszcza poligynię. W niektórych 
społeczeństwach Afryki zachodniej aż jedna czwarta starszych mężczyzn ma dwie lub więcej 
żon równocześnie. Rzeczywista poligynia zdarza się nawet w społeczeństwach, w których nie 
jest prawnie dopuszczalna - na przykład jedno z badań szacuje liczbę faktycznie 
poligynicznych małżeństw we współczesnych Stanach Zjednoczonych na 25-35 tysięcy 
(głównie w stanach zachodnich) (Seiler, 1976). Inne badanie ponad czterystu Amerykanów, 
którzy mogli pochwalić się poważnymi sukcesami finansowymi, wykazało, że niektórzy 
utrzymywali po dwie odrębne rodziny, przy czym zwykle żadna z rodzin nie wiedziała o 
istnieniu drugiej (Cuber, Harroff, 1965).

Z punktu widzenia kobiety główną wadą poligynii jest oczywiście drenaż zasobów 

materialnych męża przez inną kobietę i jej dzieci. Choć obecność współ-żon może być z 
pewnych względów korzystna, z reguły straty przeważają nad korzyściami, ponieważ zwykle 
zyski jednej z żon oznaczają straty pozostałych i na odwrót. Badania międzykulturowe 
wykazały, że poligamia jest przyczyną rozwodu w dwudziestu pięciu społeczeństwach - 
głównie z powodu konfliktów między żonami tego samego mężczyzny.

Niewykluczone, że konflikt między żonami stanowił jeden z problemów 

adaptacyjnych stających przed naszymi męskimi przodkami. Do dziś obserwuje się w 
poligamicznych społeczeństwach pewne taktyki rozwiązywania tego problemu, na przykład 
sprawiedliwe dzielenie przez męża zasobów i czasu między poszczególne żony. W 
zamieszkującym Kenię plemieniu Kipsigis każda z żon ma jednakowej wielkości działkę 
uprawnego pola przydzieloną jej przez męża (Bor-gerhoff Mulder, 1985; 1988). Każda z żon 
zamieszkuje osobno, a ich mąż spędza z każdą kolejno taką samą ilość czasu. Zabiegi te mają 
na celu oczywiście zminimalizowanie konfliktów między żonami, a podobnemu celowi służy 
poślubianie przez tego mężczyznę dwóch lub więcej żon, które są siostrami. Pokrewieństwo 
sióstr tworzy genetyczną wspólnotę ich interesów, co pomniejsza prawdopodobieństwo 
konfliktów między nimi (Murdock, Wilson, 1982). Dzielenie męża z innymi żonami jest 
jednak dla kobiety trudne do zaakceptowania. Na przykład w Gambii, gdzie wielożeństwo jest 
i obyczajowo, i prawnie dopuszczalne, kobiety często opuszczają mężów, dowiedziawszy się 
o ich zamiarze poślubienia drugiej żony (Ames, 1953).

Nieżyczliwość i okrucieństwo

Życzliwość w stosunku do drugiej strony związku jest jedną z najbardziej pożądanych 

cech partnera, decydującą zarówno o jego wybraniu, jak i pozostawaniu z nim w trwałym 
związku. Nic więc dziwnego, że cechy przeciwne - złe traktowanie, bezduszność i 
okrucieństwo - stanowią jedną z najczęstszych przyczyn rozpadu trwałego związku. Badania 
międzykulturowe wykazały, że stanowią one wystarczającą przyczynę rozwodu aż w 
pięćdziesięciu czterech społeczeństwach. Częstszymi przyczynami są jedynie niewierność i 
bezpłodność (Betzig, 1989). Jedno z badań nad przyczynami rozwodu w Ameryce wykazało, 
że aż 63% rozwiedzionych kobiet twierdziło, że były źle traktowane uczuciowo, a 29% - że 
ich mężowie byli w stosunku do nich fizycznie agresywni.

Złe traktowanie i okrucieństwo bywają reakcją na różne czynniki pojawiające się w 

trakcie małżeńskiego pożycia, jak na przykład bezpłodność. Stanowi ona częstą przyczynę 
konfliktów małżeńskich w społecznościach plemiennych zamieszkujących w Indiach. Pewien 
Hindus tak opisywał swe niedole, dopóki nie rozwiódł się z żoną: „Byliśmy ze sobą już 
siedem lat, a dziecka ani śladu. Gdy moja żona zaczynała okres, zawsze ze mnie szydziła: Co 
z tobą? Brak ci sił? Czy ty w ogóle jesteś mężczyzną? Czułem się zawstydzony i upokorzony" 
(Bowe, 1992). Nieżyczliwość i okrucieństwo bywa też reakcją na niewierność drugiej strony. 
Jeśli kobieta z plemienia Quiche dopuści się cudzołóstwa, jej mąż nie tylko na nią krzyczy, 

background image

narzeka, bije, ale może nawet zagłodzić ją na śmierć (Elwin, 1949, s. 70). Na całym świecie 
niewierne żony są przedmiotem agresji słownej i fizycznej swoich mężów, włącznie z 
gwałtem i zadawaniem niekiedy ciężkich ran.

W niektórych przypadkach nieżyczliwość bywa też stałą cechą osobowości jednego z 

partnerów (Bunzel, 1952, s. 132). W badaniach nad nowożeńcami stwierdziliśmy, że żony 
nieżyczliwych mężów skarżą się na ich zaborczość, agresję fizyczną i słowną, niewierność, 
brak rozwagi, nastrojowość i koncentrację na samych sobie (Dały, Wilson, 1988). Mężczyźni 
ci mają też skłonność do traktowania żon jako kogoś gorszego od siebie, wyśmiewania ich 
wyglądu i niepomagania w domowych obowiązkach. Większość żon takich mężczyzn wnosi 
o separację lub rozwód w ciągu pierwszych czterech lat małżeństwa.

Akty nieżyczliwości i okrucieństwa są też oczywiście skutecznym sposobem na 

pozbycie się niechcianego partnera. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety zgadzają się, że do 
rozpadu związku szybko prowadzą takie zachowania, jak celowe ranienie uczuć partnera, 
publiczne obrzucanie obelgami, krzyczenie bez powodu, wzbudzanie konfliktów z błahych 
powodów i bicie. Takie sposoby są też stosowane w wielu różnych kulturach dla pozbycia się 
partnera. Kiedy mężczyzna z plemienia Quiche chce się pozbyć żony, często z powodu jej 
niewierności, czyni jej życie niemożliwym do wytrzymania: „Niechciana żona jest obrażana i 
głodzona, jej mąż krzyczy na nią i jawnie ją zdradza. Często poślubia inną żonę albo nawet 
sprowadza do domu prostytutkę" (McCrae, Costa, 1990).

Trwałość małżeństwa

Głównymi powodami rozpadu trwałych związków wszędzie na świecie są takie 

właściwości lub postępowanie partnera, które uniemożliwiają lub utrudniają reprodukcyjny 
sukces drugiej strony. Z punktu widzenia mężczyzny jest to niewierność żony, wzbudzająca 
wątpliwości co do jego ojcostwa wspólnie wychowywanych dzieci, jej bezpłodność, a także 
odmowa pożycia seksualnego oznaczająca niedostępność reprodukcyjnych zasobów żony i 
ewentualny sygnał, że udziela ona lub zamierza udzielić dostępu do nich innemu mężczyźnie. 
Z punktu widzenia kobiety jest to niedostarczanie przez męża koniecznych do życia środków, 
rozpraszanie środków na inne kobiety, nie wykluczając innych jego legalnych żon, a także 
nieżyczliwość i złe traktowanie.

Wyniki te są istotne dla zrozumienia warunków, które muszą być spełnione, aby 

małżeństwo mogło trwać: wierność obu stron, posiadanie dzieci, zapewnianie przez 
mężczyznę środków do życia, nie odmawianie przez kobietę pożycia seksualnego, wzajemna 
życzliwość i zrozumienie partnerów. Spełnienie tych warunków nie zapewnia małżeństwu 
trwałości w stu procentach, choć niewątpliwie poważnie minimalizuje szansę rozwodu.
Nie wszystkich czyhających na związek zagrożeń można uniknąć. Takie czynniki jak 
bezpłodność, zaawansowany wiek, zanik pragnień seksualnych, spadek pozycji społecznej 
czy choroba mogły w przeszłości i mogą nadal obniżać  matrymonialną wartość jednostki 
mimo jej najlepszych wysiłków. Jak się wydaje, ewolucja naszego gatunku wbudowała w 
ludzi mechanizmy dozorowania zmian matrymonialnej wartości partnera oraz skłonność do 
Opuszczania partnerów, których wartość silnie spada. Mechanizmy te mogą być trudne do 
„wyłączenia", ponieważ zgodne z nimi funkcjonowanie owocowało w ewolucyjnej 
przeszłości gatunku korzyściami reprodukcyjnymi, wzmacniającymi działanie tych mechaniz-
mów przez liczne pokolenia naszego gatunku. Ci, którzy mechanizmom tym nie ulegali, mieli 
mniejszą szansę sukcesu reprodukcyjnego, a więc i zostania naszymi przodkami. Dotyczy to 
także mechanizmu porównywania bieżącej wartości partnera z innymi pojawiającymi się 
możliwościami. W wielu wypadkach mechanizm ten nieuchronnie prowadzi do postrzegania 
drugiej strony jako możliwości mniej korzystnej od jej alternatyw. 

Większość z tych czynników, które w przeszłości naszego gatunku czyhały na 

trwałość związku kobiety i mężczyzny, nie przestało działać po dziś dzień. Pozycja społeczna 

background image

mężczyzny nadal może w trakcie trwania małżeństwa poważnie rosnąć lub spadać, skądinąd 
szczęśliwe pary mogą być dotknięte bezpłodnością, smutek starzenia się zamienia 
młodzieńczą frustrację miłości nieodwzajemnionej w rozpacz miłości całkowicie 
nieosiągalnej. Czynniki te nadal aktywizują wykształcone w trakcie ewolucji mechanizmy 
unikania reprodukcyjnej klęski i wycofywanie się ze związku (nawet jeżeli reprodukcja nie 
jest świadomym celem partnerów), podobnie jak węże nadal budzą odruchowy lęk (nawet gdy 
są oglądane w ogrodzie zoologicznym). Ludziom trudno zahamować działanie tych mecha-
nizmów i przyczyniają się one do rozwodów i zawierania kolejnych związków, w miarę jak w 
życiu pary pojawiają się różne zdarzenia aktywizujące te mechanizmy.

IX
Zmiany z upływem czasu

Świat pełen jest narzekających ludzi. Ale prawdą jest, że nie ma na nim nic pewnego.
Detektyw z filmu Blood Simple

W  dużej kolonii szympansów zamieszkujących ogród zoologiczny w Arnhem 

(Holandia) królował dominujący nad wszystkimi pozostałymi samiec imieniem Yeoren (de 
Waal, 1982). Przechadzał się w przesadnie ciężki sposób i starał się wyglądać na większego, 
niż był w rzeczywistości. Tylko od czasu do czasu musiał demonstrować swoją dominującą 
pozycję, jeżąc sierść i pędząc w kierunku pozostałych małp uciekających na jego widok. 
Dominacja Yeorena rozciągała się także na sferę kontaktów seksualnych. Choć stado liczyło 
sobie czterech dorosłych samców, trzy czwarte wszystkich kopulacji w okresie płodności 
samic było dziełem samego Yeorena.

Ten stan rzeczy zaczął jednak ulegać zmianie w miarę starzenia się Yeorena. W 

pewnym momencie jeden z młodszych samców imieniem Luit począł stopniowo mnożyć 
wyzwania pod adresem dominacji Yeorena. Zaprzestał okazywania wiernopoddańczych 
gestów przy powitaniu i mnożył objawy własnej nieuległości. Pewnego razu mocno uderzył 
Yeorena, innym razem go ugryzł. Większość potyczek Luita z Yeorenem miała jednak 
charakter wyłącznie symboliczny i sprowadzała się do groźnych gestów i blefowania. 
Początkowo wszystkie samice brały stronę Yeorena, pomagając mu utrzymać dominującą 
pozycję. Stopniowo jednak, jedna po drugiej poczęły przechodzić do obozu Luita. W ciągu 
dwóch miesięcy nastąpiło całkowite odwrócenie społecznej pozycji obu samców - Yeoren 
został zdetronizowany i począł składać wiernopoddańcze hołdy Luitowi, demonstrując swą 
uległość. Zmiana hierarchii szybko pociągnęła za sobą także zmianę seksualnych obyczajów 
szympansiej kolonii. Za panowania Yeorena Luit był sprawcą 25% wszystkich kopulacji. Po 
objęciu dominującej pozycji, ponad połowa kopulacji stała się dziełem Luita. Liczba 
kopulacji Yeorena spadła do zera. ' Choć Yeoren stracił władzę i seksualny dostęp do samic, 
zachował życie. Stopniowo nawiązał sojusz z innym awansującym w społecznej hierarchii 
samcem - Nikkie'em. Ani Yeoren, ani Nikkie nie mogli w pojedynkę zagrozić Luitowi, 
wspólnie stanowili jednak dla niego poważne zagrożenie. W kilka tygodni nowe przymierze 
nabrało odwagi na tyle, że doszło do otwartej walki. Choć wszyscy uczestnicy bitwy wyszli z 
niej mocno poturbowani, para Nikkie-Yeoren zatriumfowała. Nikkie zapewnił sobie 50% 
wszystkich kopulacji, a dalsze 25% przypadło jego sojusznikowi Yeorenowi, który tym 
samym zakończył okres całkowitej abstynencji seksualnej. I choć nigdy nie odzyskał swojej 
dominującej pozycji, pozostał liczącym się w hierarchii samcem.

Wśród ludzi również nic nie trwa przez całe życie w niezmienionej postaci. W 

zależności od płci i okoliczności, matrymonialna wartość człowieka ulega zmianie. Ponieważ 
wiele z tych zmian stale powtarzało się w przeszłości naszego gatunku, ewolucja wbudowała 

background image

w naszych przodków mechanizmy radzenia sobie z owymi zmianami. Jednostka stale 
awansująca w hierarchii może zostać przegoniona przez jakiś świeżo ujawniony talent. 
Świetny myśliwy może odnieść ciężką ranę, która czyni z niego myśliwego jedynie marnego. 
Syn starzejącej się kobiety może zostać wodzem grupy, windując w górę jej status. Ciesząca 
się zdrowiem i szczęściem para konstatuje, że nie może mieć wspólnie dzieci. Życie trwa, a to 
oznacza zmiany, których ignorowanie byłoby niebezpiecznym zagrożeniem dla przetrwania i 
reprodukcji.

W pewnym sensie zmiany towarzyszące upływowi czasu są nieodłącznie wpisane w 

cały proces kojarzenia się ludzi w pary - od pierwszych dreszczy w okresie seksualnego 
dojrzewania, do wpływania z pozycji dziadka czy babci na wybory matrymonialne młodszych 
członków rodziny. Precyzowanie własnych upodobań co do płci przeciwnej jest procesem 
rozciągniętym w czasie, podobnie jak wymagająca ćwiczeń umiejętność przyciągania płci 
przeciwnej i utrzymywania jej przy sobie. Celem niniejszego rozdziału jest przyjrzenie się 
zmianom, którym ulegają w życiu kobiety i mężczyźni - triumfom i porażkom, temu, co nie-
pewne, i temu, co nieuniknione.

Zmiany matrymonialnej wartości kobiety
Ponieważ matrymonialna wartość kobiety uzależniona jest w dużej mierze od jej zdolności 
reprodukcyjnych, ogólnie rzecz biorąc spada ona wraz z wiekiem dojrzałej kobiety. Zjawisko 
to jest najbardziej widoczne w społeczeństwach praktykujących dosłowne kupowanie żon. 
Aby poślubić żonę, mężczyzna z kenijskiego plemienia Kipsigis musi za nią zapłacić 
określoną ilość krów, kóz, owiec i kenij-skich szylingów (Borgerhoff Mulder, 1988). 
Negocjacje w tej sprawie toczą się między ojcami dwojga młodych. Ojciec przyszłego pana 
młodego składa wstępną ofertę, a ojciec panny młodej starannie rozważa liczbę dóbr 
oferowanych przez każdego z kandydatów ubiegających się o rękę jego córki, po czym z 
reguły występuje z żądaniem większej liczby krów, kóz i szylingów, niż dotąd za nią ofe-
rowano. Negocjacje mogą ciągnąć się całymi miesiącami i kończą się określeniem ostatecznej 
ceny ustalanej przez ojca panny młodej. Cena ta jest z reguły ustalana indywidualnie i zależy 
od jakości kobiety, a ta od jej wieku (nawet 4-5 lat więcej mogą decydować o spadku ceny), 
stanu zdrowia czy uprzedniego rodzenia dzieci płodzonych z innym mężczyzną.

Wycenianie kobiety stosownie do jej wieku i stanu zdrowia jest częstym zjawiskiem w 

wielu kulturach. Wśród zamieszkujących w Tanzanii Turu panuje na przykład obyczaj 
zwracania części opłaty za pannę młodą w wypadku rozwodu, a zwracana suma jest mniejsza, 
jeśli chodzi o starszą kobietę „z powodu obniżenia wartości ciała" (Schneider, 1964, s. 53). 
Zamieszkujący w Ugandzie Sebei więcej płacą za młodą niż za starszą wdowę, uzasadniając 
to wprost liczbą lat płodności, które jeszcze jej pozostały (Goldschmidt, 1974).
Wiek kobiety decyduje o jej atrakcyjności. W jednym z niemieckich badań przedstawiano 
dużej grupie kobiet i mężczyzn zdjęcia trzydziestu dwóch kobiet w wieku od szesnastu do 
sześćdziesięciu czterech lat, z prośbą o ocenę ich atrakcyjności (Henss, 1992). Oceny okazały 
się silnie uzależnione od wieku ocenianych kobiet, niezależnie od płci i wieku osób 
dokonujących ocen, choć spadek atrakcyjności kobiet w zależności od wieku silniej zaznaczał 
się w ocenach mężczyzn niż kobiet. Związek atrakcyjności kobiety z jej wiekiem jest więc 
zjawiskiem ponad-kulturowym i uzależniony jest nie od seksistowskich stereotypów 
społecznych, lecz od ewolucyjnie wykształconych mechanizmów oceny matrymonialnej 
wartości kobiety, oceny opartej w dużej mierze na zdolności reprodukcyjnej: Od tej ogólnej 
reguły odchyla się oczywiście wiele pojedynczych wyjątków. Pomimo upływu lat niektóre 
kobiety utrzymują swą atrakcyjność dzięki przymiotom osobowości, osiągniętej pozycji 
społecznej, sławie i odpowiednim kontaktom społecznym. Tendencje stwierdzane na 
poziomie wartości przeciętnych maskują ogromną różnorodność indywidualnych 
przypadków. W każdym konkretnym wypadku oceny wartości kobiety uzależnione są od 

background image

okoliczności i określonych potrzeb osoby dokonującej ocen. Pewien zamożny biznesmen i 
ojciec sześciorga dzieci owdowiał w wieku pięćdziesięciu lat, po czym po pewnym czasie 
ponowa-nie ożenił się z kobietą o trzy lata od siebie starszą. Ogólnie rzecz biorąc, jeżeli 
zamożny biznesmen powtórnie się żeni, jego druga żona jest zwykle znacznie od niego 
młodsza. W tym konkretnym wypadku mężczyźnie była jednak potrzebna pomoc w 
wychowaniu szóstki dzieci, stąd też kobieta pięćdziesięciotrzyletnia była dlań znacznie 
wartościowszą partnerką od, powiedzmy, trzydziestolatki, która zapewne chciałaby mieć 
własne dzieci i tak dalej.

Dla konkretnych ludzi dokonujących konkretnych wyborów wartości średnie są 

oczywiście znacznie mniej ważne od okoliczności, w których decyzje podejmują. Zmiana 
okoliczności powoduje też i zmianę kryteriów oceny. Wspomniany uprzednio biznesmen 
rozwiódł się ze swoją drugą żoną, kiedy ta wychowała mu już jego dzieci, i ożenił się po raz 
trzeci, z dwudziestotrzyletnią Japonką, z którą założył nową rodzinę. Zachowanie to jest 
niewątpliwie bezwględne, choć dobrze ilustruje, jak różne cechy partnerki mogą być cenione 
przez tego samego mężczyznę w różnych okolicznościach.

Choć tendencje stwierdzane na poziomie wartości przeciętnych zacierają ważne 

różnice indywidualne, dają jednak przybliżony obraz tego, co na ogół dzieje się w życiu 
większości ludzi. Dają też wgląd w problemy adaptacyjne stojące przed ludźmi jako 
gatunkiem. Wraz z upływem lat sukces reprodukcyjny żony coraz bardziej zależy nie od 
możliwości rodzenia przez nią nowych dzieci, lecz od umiejętnego wychowania dzieci już 
istniejących i doprowadzenia ich do wieku dojrzałego. Z punktu widzenia męża, jej 
umiejętności macierzyńskie i wychowawcze stanowią dobra bardzo cenne i w istocie 
niezastąpione. Kobieta z reguły też dostarcza ważnych dóbr w postaci wkładu w prowadzenie 
domu lub zasobów ekonomicznych, tego rodzaju wkład może zaś wręcz narastać w miarę 
przyrostu wieku kobiety. Na przykład u Tiwi starsze kobiety często stają się cennymi poli-
tycznymi sprzymierzeńcami swoich mężów i pomagają im w nawiązywaniu ważnych sojuszy, 
a nawet w pozyskiwaniu nowych, młodszych żon (Hart, Pilling, 1960). Tak więc wartość 
nawet starszej kobiety może być bardzo wysoka dla jej męża, choć z reguły bywa mniejsza 
dla innych mężczyzn w wypadku powrotu kobiety na rynek matrymonialny, także dlatego, że 
starsze kobiety pochłonięte są z reguły wychowywaniem własnych dzieci czy wnuków.

Spadek pożądania

Spadek pożądania seksualnego jest jedną z najwyraźniejszych zmian w pożyciu 

małżonków w miarę upływu czasu. Odsetek mężów skarżących się na niechęć żon do 
kontaktów seksualnych rośnie trzykrotnie między pierwszym a piątym rokiem trwania 
małżeństwa (z 14 do 43%). Podobnie zmieniają się i skargi żon w tej materii (z 4 do 18%), 
choć są one znacznie rzadsze. Spada też faktyczna częstość pożycia seksualnego - żony w 
wieku lat dziewiętnastu współżyją z mężami jedenaście-dwanaście razy w miesiącu, w wieku 
lat trzydziestu - dziewięć razy, a w wieku lat czterdziestu dwóch -już tylko sześć razy (Udry, 
1980). Dane te wyrażać mogą spadek zainteresowania pożyciem seksualnym kobiet, 
mężczyzn lub - najprawdopodobniej - obu stron.
Badania Instytutu Gallupa wskazują, że odsetek małżeństw odbywających przynajmniej jeden 
stosunek seksualny na tydzień spada z 80% dla osób w wieku około trzydziestu lat do 40% w 
wieku około sześćdziesięciu lat. W tym przedziale wieku spada też i zadowolenie z pożycia 
seksualnego z prawie 40 do 20% osób twierdzących, że pożycie stanowi dla nich „bardzo 
duże źródło zadowolenia" (Greeley, 1991).

Poważnym przełomem w częstości stosunków seksualnych jest także pojawienie się 

dziecka. W pewnym badaniu proszono ludzi o zapisywanie ilości seksualnych kontaktów 
przez trzy lata począwszy od pierwszego dnia małżeństwa (James, 1981). Po roku częstość 
stosunków seksualnych spadła o połowę w porównaniu z pierwszym miesiącem małżeństwa, 

background image

kiedy zaś pojawiało się dziecko, częstość ta spadała do jednej trzeciej poziomu 
początkowego. Choć konieczna jest większa liczba bardziej rozległych badań nad tym 
problemem, wydaje się, że pojawienie się dziecka wywiera trwały wpływ na spadek częstości 
stosunków seksualnych wskutek ukierunkowania energii na opiekę nad dzieckiem.

Inne badania próby liczącej sobie ponad półtora tysiąca osób wykazały, że w miarę 

upływu lat małżonkowie nie tylko wykazują malejące zainteresowanie i zadowolenie z 
pożycia seksualnego, lecz także i to, że tendencja ta jest szczególnie silna w wypadku 
mężczyzn przekonanych o dużym spadku urody ich partnerek (Margolin, White, 1987). Po 
pierwszych kilku latach małżeństwa mężczyźni ujawniają większy spadek zainteresowania 
seksualnego swoimi żonami, niż kobiety mężami (Pfeijfer, Davis, 1972). Wszystko to 
sugeruje, że zanik seksualnego zainteresowania mężczyzn jest silniej niż u kobiet uzależniony 
od spadku urody drugiej strony w miarę przybywania lat.

Spadek zaangażowania

Upływ lat niesie też ze sobą spadek zaangażowania uczuciowego partnerów i spadek 

częstości wzajemnego obdarzania się uwagą i uczuciami, co zresztą bardziej dolega kobietom 
niż mężczyznom. W pierwszym roku trwania małżeństwa 8% kobiet skarży się na brak oznak 
miłości w zachowaniu swoich mężów, po czterech latach małżeństwa odsetek ten rośnie do 
18. Wzrost tego rodzaju skarg następuje też u mężczyzn (z 4 do 8%), choć są one u nich o 
połowę rzadsze. W pierwszym roku małżeństwa 64% kobiet twierdzi, że mąż czasami nie 
zwraca uwagi na ich słowa; po czterech latach twierdzi tak już 80% kobiet (dla mężczyzn 
analogiczne odsetki wynoszą 18 i 34). Podobnie jest ze skargami na niezwracanie przez drugą 
stronę uwagi na nasze uczucia. Między pierwszym a piątym rokiem małżeństwa częstość tego 
rodzaju skarg rośnie u kobiet z 35 do 57%, a u mężczyzn z 12 do 32%. Wszystko to sugeruje 
spadek zaangażowania uczuciowego, postępujący w miarę trwania małżeństwa. Spadek ten 
jest przy tym znacznie dotkliwiej odczuwany przez kobiety niż mężczyzn.

Dla mężczyzn bardziej dotkliwe stają się natomiast wymagania drugiej strony, by 

obdarzać ją uwagą i uczuciami. Wśród nowożeńców 22% mężczyzn skarży się, że żona 
wymaga od nich za wiele czasu (16% - że wymaga za wiele uwagi), po czterech latach 
małżeństwa skarży się na to już 36% mężczyzn (29%- że wymaga za wiele uwagi). Wśród 
kobiet skarży się na te niedogodności zaledwie 2-3% w pierwszym i 7-8% w piątym roku 
trwania małżeństwa. Tak więc wzrost skarg na domaganie się przez drugą stronę zbyt wielu 
objawów uczuć cechuje i mężczyzn, i kobiety, choć u tych pierwszych jest nieporównanie 
częstszy.

Zmiany te znajdują także wyraz w sposobie pilnowania lojalności drugiej strony. Z 

ewolucyjnego punktu widzenia można tu oczekiwać znacznych różnic między mężczyznami a 
kobietami. Ponieważ mężczyźni pilnują głównie reprodukcyjnych zasobów swoich partnerek, 
ich wysiłki w tym kierunku powinny być najsilniejsze na początku związku, kiedy ich żony są 
młodsze. Kobiety są natomiast strażniczkami głównie materialnych zasobów mężczyzny, 
które nie tylko nie spadają, lecz mogą nawet rosnąć wraz z wiekiem mężczyzny. W każdym 
razie, wysiłki kobiet w kierunku pilnowania lojalności męża powinny być mniej uzależnione 
od jego wieku niż od skuteczności, z którą dostarcza on żonie niezbędnych do przeżycia 
zasobów.                                                                              :

Rozumowanie to potwierdzają wyniki badań, które przeprowadziłem nad sto-

sowanymi przez nowo poślubionych mężczyzn i kobiety metodami utrzymywania przy sobie 
drugiej strony (Buss, Shackelford, 1997). Przedmiotem badania było dziewiętnaście różnych 
taktyk postępowania, od stosowania pozytywnych „przynęt" w postaci obdarzania drugiej 
strony prezentami i uwagą, do działań negatywnych w postaci gróźb lub uciekania się do 
przemocy. Częstość i nasilenie wysiłków podejmowanych przez mężczyzn okazały się 
bezpośrednio uzależnione od wieku ich małżonek. Żony po trzydziestce były strzeżone 

background image

znacznie słabiej niż żony przed trzydziestką. Mężowie młodszych kobiet szczególnie często 
starali się przeciwstawiać ewentualnym konkurentom, mówiąc im, że ich partnerka jest już 
zajęta, okazując jej publicznie czułość i fizyczną bliskość, prosząc, by nosiła obrączkę, czy 
grożąc konkurentom agresją w wypadku kierowania awansów na ich partnerkę. Z kolei 
wysiłki kobiet w kierunku utrzymywania czujności, w monopolizowaniu mężowskiego czasu 
i troski o atrakcyjność własnego wyglądu utrzymywały się na jednakowym poziomie 
niezależnie od wieku ich męża.

Najbardziej przekonującym wyjaśnieniem różnic w uzależnieniu własnych starań od 

wieku drugiej strony jest zapewne fakt, że wartość reprodukcyjna spada z wiekiem jedynie u 
kobiet. Gdyby spadek starań o strzeżenie kobiety wynikał jedynie z tego, że im dłużej ludzie 
są ze sobą razem, tym bardziej są sobą zmęczeni i tym mniej im na sobie nawzajem zależy, to 
należałoby oczekiwać podobnego spadku także i u kobiet. Należałoby też oczekiwać, że 
spadek starań o przypilnowanie partnera którejkolwiek płci będzie silnie uzależniony od czasu 
trwania małżeństwa. W rzeczywistości było inaczej - wysiłki mężczyzn mocno zależały od 
wieku kobiety, a nie zależały od wieku własnego ani od czasu trwania małżeństwa. Wysiłki 
kobiet pozostawały natomiast równie wysokie niezależnie od wieku męża i czasu trwania 
małżeństwa.   

Podobny wzorzec zachowania dostrzegł także antropolog Mark Flinn u czterystu 

osiemdziesięciu mieszkańców karaibskiej wyspy Trynidad, których obserwował w 
regularnych odstępach czasu (Flinn, 1988). Mężczyźni, których żony były młode i nie były 
akurat w ciąży, spędzali z nimi więcej czasu i częściej wdawali się w konflikty zarówno z 
nimi, jak i z innymi mężczyznami (potencjalnymi rywalami), niż mężczyźni, których żony 
były starsze, w ciąży lub tuż po rozwiązaniu. Flinn podsumował swoje badania wnioskiem, że 
głównym wyznacznikiem skłonności mężczyzny do strzeżenia partnerki jest jej bieżąca 
wartość reprodukcyjna.

W podobnym duchu społeczeństwa Środkowego Wschodu praktykujące zakrywanie 

twarzy kobiet nasilają tę praktykę w odniesieniu do młodych kobiet, a stopniowo ją osłabiają 
w miarę wchodzenia kobiety w okres porozrodczy (Dickemann, 1979). Zabójstwa z zazdrości 
nie zależą w ogóle od wieku zazdrosnego męża, choć zależą silnie od wieku jego żony. Żony 
przed dwudziestym rokiem życia dwukrotnie częściej padają ofiarą zabójczej zazdrości 
mężów niż żony po dwudziestym roku życia (Daly, Wilson, 1988). Są to tylko dwa krańcowe 
przykłady taktyk strzeżenia żon przez mężów - mężczyźni tym częściej i silniej stosują te 
taktyki, im młodsze są ich żony.

Zmiany częstości zdrady małżeńskiej

Zdrada małżeńska owiana jest mgłą tajemnicy; w klasycznych badaniach 

seksuologicznych Alfreda Kinseya najwięcej uczestników ankiety odmawiało odpowiedzi na 
pytania dotyczące tej właśnie sprawy. Więcej na ten temat zdają się mówić powiedzonka w 
rodzaju „monogamia to zachodni obyczaj posiadania jednej żony, a tylko z rzadka - 
kochanek" (Byrne, 1988), niż wyniki ankietowych badań. Te ostatnie prawie na pewno za 
nisko szacują częstość występowania zdrady. Na przykład jedno z badań z udziałem 
siedmiuset pięćdziesięciu osób pozostających w związku małżeńskim wykazało, że tylko 30% 
uczestników przyznało się początkowo do zdrady, choć z treści dalszych szczegółowych 
odpowiedzi wynikało, że zdrady dopuściło się jeszcze następne 30% badanych (Green, Lee, 
Lustig,
1974).

W wypadku kobiet częstość dopuszczania się zdrady rośnie wraz z wiekiem

- do zdrady przyznaje się zaledwie 6% żon w wieku do lat dwudziestu, po czym odsetek ten 
rośnie do 17 u kobiet między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia, by znowu potem 
opaść do poziomu 4% u kobiet między pięćdziesiątym piątym a sześćdziesiątym rokiem 

background image

życia. Zależność zdaje się więc być krzywoliniowa - najmniej zdrad przypada na szczyt 
zdolności rozrodczych oraz zaawansowany już wiek kobiety, najwięcej zdrad obserwuje się 
pod koniec okresu rozrodczego. Podobnie krzywoliniową zależność od wieku stwierdzono 
również dla częstości orgazmów przeżywanych przez kobiety w wyniku zdrad. Z badań 
Kinseya wynika, że stanowią one zaledwie 3% wszystkich orgazmów przeżywanych przez 
kobiety w wieku do dwudziestu pięciu lat, ale już 11% u kobiet w wieku od trzydziestu pięciu 
do czterdziestu pięciu lat, po czym ponownie spadają do 4% orgazmów u kobiet po 
menopauzie, między pięćdziesiątym piątym a sześćdziesiątym rokiem życia.

W kategoriach ewolucjonistycznych zależność tę można wyjaśniać przyjmując, że 

nikła liczba zdrad młodych kobiet jest wynikiem czujności intensywnie ich pilnujących 
mężów. Nasilenie zdrad pod koniec okresu płodności może oznaczać spadek czujności 
mężów i mniejsze koszty, na które kobieta naraża się w wypadku złapania przez mniej już 
zazdrosnego męża (Daly, Wilson, 1988). Nasilenie zdrad w tym okresie życia kobiety może 
stanowić także wyraz prób zmiany partnera przed całkowitym zanikiem własnej płodności. 
Badania nad dwustu pięcioma osobami, które dopuściły się zdrady, ujawniły, że aż 72% 
kobiet (51% mężczyzn) zdradzało z powodów raczej uczuciowych niż jedynie seksualnych 
(Spanier, Margolis, 1982). Inne badania wykazały również, że zdradzający mężczyźni 
dwukrotnie częściej niż kobiety skłonni są myśleć o swej zdradzie w kategoriach działań 
jedynie seksualnych, a nie motywowanych miłością czy przywiązaniem (Thompson, 1984). 
Jeszcze inne badanie dowiodło, że tylko 33% zdradzających kobiet uważa swoje małżeństwo 
za udane i zadowalające, choć uważa tak aż 56% mężczyzn dopuszczających się zdrady 
(Glass, Wright, 1985). Fakt, że u kobiet zdrada jest znacznie częściej motywowana 
względami uczuciowymi, wskazuje, iż w ich wypadku romanse poza malżeńskie częściej 
stanowią próbę znalezienia następnego stałego partnera.

Mężczyźni zdradzają natomiast zarówno częściej niż kobiety, jak i z częstością prawie 

niezależną od wieku. Świadectwem tego są już same pragnienia mężczyzn - w jednym z 
badań stwierdzono, że aż 48% mężczyzn (a tylko 5% kobiet) chciałoby zdradzić drugą stronę 
(Johnson, 1970). Inne badania nad satysfakcją małżeńską ponad półtora tysiąca osób 
wykazały, że aż 72% mężczyzn, a tylko 27% kobiet przyznawało się do pokusy zdradzenia 
drugiej strony (Terman, 1938). Podobnie, w niemieckich badaniach nad osobami 
wywodzącymi się z klasy robotniczej stwierdzono, że 46% żonatych mężczyzn, a tylko 6% 
mężatek przyznawało, że zdradziliby drugą stronę, gdyby nadarzyła się jakaś atrakcyjna 
okazja (Sigusch, Schmidt, 1971).

Ta odmienność pragnień znajduje też wyraz w rzeczywistym postępowaniu. Badania 

Kinseya wykazały, że w każdym przedziale wiekowym mężowie znacznie częściej zdradzają 
żony niż na odwrót (Kinsey, Pomeroy, Martin, 1948; 1953). Na przykład w przedziale od 
szesnastego do dwudziestego roku życia do zdrady przyznawało się aż 37% mężów, a 
zaledwie 6% żon. Ten odsetek zdradzających mężów pozostaje wysoki we wszystkich 
przedziałach wieku, z niewielkim spadkiem pod koniec życia.

Co więcej, zdrady stanowią poważną część męskiej aktywności seksualnej. W 

przedziale do trzydziestego piątego roku życia dają okazję do około jednej piątej wszystkich 
orgazmów mężczyzn, a odsetek ten stale rośnie - do 26% (36-40 rok życia), 30% (41-45 rok 
życia) i 35% orgazmów między czterdziestym szóstym a pięćdziesiątym rokiem życia. 
Odbywa się to kosztem seksualnych kontaktów z własnymi żonami - udział orgazmów z 
własną żoną w ogólnej ich liczbie stale maleje we wskazanych przedziałach wiekowych. 
Uwzględniwszy to, co wiadomo o psychologii seksu mężczyzn, sądzić można, że opisane 
tendencje wyrażają znudzenie mężczyzn własnymi żonami i spadek pociągu do nich wskutek 
przybywających im lat.

Częstość zdrady zarówno mężczyzn, jak i kobiet powinna też zależeć od przyjętego w 

danym społeczeństwie systemu kojarzenia się par. W społeczeństwach praktykujących 

background image

wielożeństwo więcej mężczyzn pozostaje w stanie bezżennym niż w społeczeństwach 
monogamicznych, a bezżennym mężczyznom pozostają jedynie mężatki. W niektórych 
kulturach mężczyźni o wysokiej randze społecznej mają też prawo seksualnego dostępu do 
żon mężczyzn niższych rangą, co miało miejsce na przykład w wypadku Juliusza Cezara i 
innych władców imperium rzymskiego (Betzig, 1992). W takich warunkach odsetek 
zdradzających żon powinien być wyższy niż odsetek zdradzających mężów.

Myślenie ewolucjonistyczne nie zakłada, że mężczyźni muszą swoje żony zdradzać 

nieuchronnie częściej, niż one ich, ani że w ogóle muszą je zdradzać. Zakłada natomiast, że 
ewolucyjnie wykształcone mechanizmy psychologiczne skłaniają mężczyzn do poszukiwania 
większej różnorodności i seksu pozamałżeńskiego, jeżeli pociąga to za sobą jedynie 
niewielkie koszty. Kobiety również poszukują przelotnych kontaktów, w tym także 
pozamałżeńskich, choć przeciętnie rzecz biorąc, ich pragnienia i motywacje w tym kierunku 
są znacznie słabsze niż u mężczyzn. Mark Twain zauważył kiedyś: „Wielu mężczyzn nie jest 
w stanie powstrzymać się od cudzołóstwa, kiedykolwiek mają do niego okazję, choć są też i 
tacy, którym temperament pozwala utrzymać się w czystości, szczególnie,gdy dana kobieta 
jest mało pociągająca" (cyt. za Symonsem, 1979, s. 166). Seks pozamałżeński pozostaje więc 
poważną częścią seksualnej aktywności mężczyzn niemalże przez całe ich życie.

Menopauza

Jednym z najbardziej zadziwiających elementów fizjologii ciała kobiety jest me-

nopauza - zanik płodności na długo przed końcem życia. U niemalże wszystkich kobiet 
zdolność reprodukcji całkowicie zanika przed pięćdziesiątym rokiem życia, choć wiele z nich 
przeżywa ponad siedemdziesiąt lat i więcej. Jest to specyficznie ludzka cecha, w zasadzie 
niewystepująca u innych naczelnych. Nawet u najdłużej żyjących ssaków okres 
postreprodukcyjny sięga u samicy najwyżej 10% całego jej życia. Na przykład tylko 5% słoni 
dożywa pięćdziesięciu pięciu lat życia, ale nawet w tym podeszłym dla nich wieku płodność 
samicy spada zaledwie o połowę w porównaniu z okresem płodności maksymalnej (Hill, 
Hurtado, 1991; Jones, 1975; Croze, Hillman, Lang, 1981). Oczywiście, wraz z wiekiem spada 
także wydolność i innych funkcji organizmu kobiety, ale nigdy nie jest to spadek tak gwał-
towny i całkowity, jak w wypadku zdolności rozrodczych - na przykład pięćdziesięcioletnia 
kobieta zachowuje 80% maksymalnej wydolności serca i płuc (Hill, Hurtado, 1991). Tak 
niespotykany i niespodziewany spadek wydolności jakiejś funkcji organizmu aż się prosi o 
wyjaśnienie. Nic więc dziwnego, że podejmowano wiele prób w tym kierunku.

Jedno z oferowanych w przeszłości wyjaśnień obwiniało same kobiety o zanik 

zdolności rozrodczych w wyniku „ekscesów wywołanych zbytkiem i kaprysami namiętności" 
(Utian, 1980, cyt. za: Pavelka, Fedigan, 1991). Jedno z wyjaśnień oferowanych współcześnie 
zakłada, że długi okres życia po menopauzie (zaniku płodności) jest skutkiem lepszego 
odżywiania i opieki zdrowotnej w czasach nowożytnych. W myśl tego rozumowania nasi 
odlegli praprzodkowie bardzo rzadko, jeżeli w ogóle kiedykolwiek, przeżywali poza wiek 
odpowiadający wiekowi menopauzy. To wyjaśnienie jest jednak mało przekonujące, 
ponieważ zwiększenie średniej długości życia w czasach nowożytnych jest skutkiem przede 
wszystkim spadku śmiertelności niemowląt. Nasi praprzodkowie, którym udało się przekro-
czyć dwudziesty rok życia, dożywali niewielu mniej lat niż my sami. W istocie, brak jest 
dowodów na to, że nowoczesne techniki medyczne przyczyniły się do wydłużenia 
maksymalnego okresu życia ludzi (Alexander, 1990). Wyjaśnienie menopauzy jako 
ubocznego skutku wzrostu długości życia nie wystarcza w wypadku nagłego spadku 
zdolności rozrodczych, tym bardziej, że wydolność innych funkcji organizmu kobiety spada 
powoli i stopniowo. Nie tłumaczy też, dlaczego u kobiet spadek płodności jest gwałtowny, 
podczas gdy u mężczyzn jest on równie powolny i stopniowy, jak w wypadku innych funkcji 
organizmu w późniejszym wieku (Hill, Hurtado, 1991).

background image

Bardziej zadowalające wyjaśnienie to „hipoteza babci". Zakłada ona, że menopauza 

jest ewolucyjnie rozwiniętą adaptacją kobiet, polegającą na przesunięciu wysiłków z rodzenia 
dalszych dzieci na chowanie dzieci już urodzonych oraz wnuków. Hipoteza ta opiera się na 
założeniu, że chowanie już urodzonych dzieci lub wnuków jest bardziej dla kobiety korzystne 
z reprodukcyjnego punktu widzenia niż rodzenie dalszych dzieci w późniejszym wieku 
własnym. Założenie to pozostaje w zgodzie z faktem, że starsze kobiety gromadzą z reguły 
wiele niedostępnej młodszym kobietom wiedzy na temat ochrony zdrowia, zwalczania stresu 
czy utrzymywania harmonijnych kontaktów rodzinnych i społecznych. Wykorzystanie tej 
wiedzy dla opieki nad dorastającymi czy dorosłymi już dziećmi, wnukami i całym klanem 
rodzinnym może być skuteczniejszą strategią przekazywania własnych genów następnym 
pokoleniom niż rodzenie dalszych dzieci (Alexander, 1990; Dawkins, 1976; Hill, Hurtado, 
1991; Williams, 1957). Próby bezpośredniego sprawdzenia hipotezy babci na danych 
pochodzących z obserwacji Indian Ache wykazały jednak, że reprodukcyjne korzyści z 
przesunięcia wysiłku rozrodczego z własnych dzieci na wnuki i całą rodzinę nie przeważają - 
przynajmniej w tej konkretnej grupie - nad stratami ponoszonymi przez kobietę w wyniku za-
przestania reprodukcji bezpośredniej (Hill, Hurtado, 1991). Hipoteza babci wymaga więc 
dalszych badań nad innymi społecznościami ludzkimi.

Jeszcze inne wyjaśnienie menopauzy zakłada, że rodzenie i karmienie dużej liczby 

dzieci we wczesnym okresie dojrzałości drenuje biologiczne zasoby organizmu kobiety, 
prowadząc do zaprzestania bezpośredniej reprodukcji na długo przed końcem życia (Hill, 
Hurtado, 1991). Hipoteza ta wymaga więc prześledzenia warunków, które w ewolucyjnej 
przeszłości naszego gatunku umożliwiały kobietom rodzenie licznych dzieci we wczesnym 
okresie dojrzałości. Jednym z takich warunków mogła być możliwość korzystania z zasobów 
męskiego partnera i jego ochrony. Duże inwestycje mężczyzny w partnerkę i wspólne 
potomstwo - tak charakterystyczne dla ludzi jako gatunku - mogły przyczyniać się do 
rodzenia przez kobiety licznych dzieci we wczesnej dojrzałości. Na przykład samice 
szympansów i goryli nie mogą sobie pozwolić na rodzenie licznych dzieci w krótkich 
odstępach czasu, ponieważ to one są wyłącznie obciążone opieką nad potomstwem. Samice 
tych gatunków zachowują zdolność rodzenia młodych co 5-6 lat przez cale niemal życie.

Ewolucyjna zmiana żeńskich strategii reprodukcyjnych polegająca na zaprzestaniu 

własnego rozmnażania i przesunięciu wysiłku reprodukcyjnego na cały klan rodzinny może 
być więc konsekwencją wysokich inwestycji rodzicielskich dokonywanych przez mężczyzn. 
Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że kobiety aktywnie poszukują mężczyzn skłonnych do 
dokonywania takich inwestycji - pojawienie się menopauzy u ludzi jest zatem silnie uwikłane 
w strategie kojarzenia się ludzi w pary.

Zmiany wartości mężczyzny

Inaczej niż to jest u kobiet, matrymonialna wartość mężczyzny nie musi spadać w 

miarę przyrostu jego wieku. Wiek mężczyzny nie decyduje bowiem tak dalece o cechach 
równie kluczowych dla jego wartości matrymonialnej, jak inteligencja, zdolność do 
współpracy, zawierania przymierzy i opieki nad dziećmi, a przede wszystkim skłonność i 
zdolność do zapewniania kobiecie i dzieciom niezbędnych do przeżycia zasobów 
materialnych i opiekuńczych..    

Powiązanie zasobów mężczyzny z jego wiekiem przedstawia się zupełnie inaczej niż 

zależność zasobów reprodukcyjnych kobiet od ich wieku. Po pierwsze, szczyt zasobów 
mężczyzny przypada z reguły na znacznie późniejszy okres ich życia, niż to jest u kobiet ze 
szczytem ich możliwości reprodukcyjnych. Po drugie, podczas gdy reprodukcyjne możliwości 
różnych kobiet są z grubsza wyrównane, mężczyźni są znacznie bardziej zróżnicowani pod 
względem zakresu i ilości kontrolowanych zasobów. Zasoby mężczyzny mogą też narastać, 
maleć lub pozostawać niezmienne w miarę przybywania mu lat, podczas gdy reprodukcyjne 

background image

zasoby kobiety nieuchronnie i powszechnie spadają z wiekiem.

Aby zrozumieć postępujące w miarę lat zmiany wartości mężczyzny, odróżnić należy 

jego pozycję społeczną od zdolności do gromadzenia zasobów. W pradawnych 
społecznościach łowiecko-zbierackich granicę możliwości gromadzenia dóbr przez 
mężczyznę zakreślał poziom jego umiejętności łowieckich i ilość dostępnej zwierzyny. 
Obserwacje współczesnych społeczności łowiecko-zbierackich wskazują, że żyjący w nich 
mężczyźni nie różnią się drastycznie wielkością posiadanych dóbr czy nagromadzonego 
mięsiwa (Hill, Hurtado, 1989). Choć poszczególni mężczyźni cechują się zróżnicowanym 
poziomem umiejętności łowieckich, niektóre plemiona (np. Ache) wręcz wymagają od nich 
dzielenia się mięsem upolowanej zdobyczy z całą społecznością, co sprawia, że zasoby 
pochodzące z polowania są wyrównane dla różnych mężczyzn.

Nawet jednak w społeczeństwach praktykujących kolektywne dzielenie mięsa lepsi 

myśliwi dochowują się liczniejszego potomstwa, a więc odnoszą większy sukces 
reprodukcyjny. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, lepsi myśliwi bardziej są 
pożądani przez kobiety, dzięki czemu mają stosunkowo większy dostęp do pozamałżeńskich 
kontaktów seksualnych. Po drugie, całe plemię lepiej opiekuje się potomstwem dobrych niż 
złych myśliwych. Nawet jeżeli umiejętności łowieckie nie przyczyniają się do bezpośredniego 
pomnożenia dóbr mężczyzny, decydują one o jego pozycji społecznej, która z kolei wpływa 
zarówno na dostęp do pożądanych kobiet, jak i na jakość opieki sprawowanej nad jego 
potomstwem (Kapłan, Hill, 1985a; Kapłan, Hill, Hurtado, 1984; Hill, Hurtado, 1989; Hill, 
Kapłan, 1988). Bezpośrednio posiadane dobra i pozycja społeczna stanowią więc odrębne 
jakości decydujące o matrymonialnej wartości mężczyzny.

Gromadzenie zasobów przez jednostkę stało się na szerszą skalę możliwe dopiero 

dzięki rolnictwu, które pojawiło się około dziesięciu tysięcy lat temu, i jeszcze późniejszej 
gospodarce pieniężnej. Różnice zasobów między Rockefellerem a żebrakiem są 
nieporównanie większe od różnic między najwyżej stojącym w hierarchii kacykiem a starym i 
niezdolnym już do polowania mężczyzną z indiańskiego plemienia Ache. Różnice w statusie 
społecznym pozostają jednak równie wielkie w obu tych przypadkach. Współczesna 
gospodarka pieniężna powiększyła zróżnicowanie mężczyzn pod względem ilości 
posiadanych zasobów, choć nie pod względem zajmowanej pozycji społecznej.
Pozycję społeczną trudniej jest zmierzyć niż posiadane zasoby, ale obserwacje współczesnych 
plemion łowiecko-zbierackich pozwalają na wyciągnięcie pewnych wniosków co do związku 
między wiekiem mężczyzny a jego statusem.

W żadnym ze znanych plemion kilkunastoletni chłopcy nie cieszą się wysoką pozycją 

społeczną. Wśród Tiwi na pierwszy ożenek może sobie pozwolić dopiero mężczyzna 
trzydziestoletni lub nawet znacznie starszy (Hart, Pilling, 1960). Mężczyźni młodsi mają zbyt 
niewielu ważnych sprzymierzeńców, by móc sobie pozwolić na taki luksus. Wśród Kung 
młodzi mężczyźni do trzydziestego roku życia z reguły spędzają czas na nabywaniu 
niezbędnego doświadczenia życiowego i mądrości (Shostak, 1981). Dopiero wtedy są w 
stanie upolować jakąś grubszą zwierzynę dla całej grupy. Również wśród Indian Ache 
pozycja społeczna mężczyzny uzależniona pozostaje od jego łowieckich umiejętności, 
których szczyt przypada na drugą połowę trzeciej dekady, dekadę czwartą i późniejsze (Kim 
Hill, informacja osobista, 1991). W obu tych plemionach mężczyźni po sześćdziesiątce z 
reguły przestają odnosić łowieckie sukcesy, a w konsekwencji przestają nosić łuk i strzały i 
wyraźnie spada ich pozycja polityczna oraz zdolność do pozyskiwania młodych, atrakcyjnych 
żon. Wśród Ache pozycja społeczna mężczyzny jest wyraźnie powiązana z jego 
umiejętnościami łowieckimi, obie zaś te własności zależą od jego wieku - ze szczytem 
możliwości przypadającym gdzieś między dwudziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem 
życia (Hill, Hurtado, 1989). Starsi mężczyźni Ache, Yanomamó czy Tiwi cieszą się 
szacunkiem i bojaźnią swoich młodszych współplemieńców dzięki temu, że przetrwali tak 

background image

wiele walk na pałki, włócznie czy toporki i utrzymują ten szacunek do końca wieku 
średniego.

Podobne tendencje powiązane z wiekiem obserwuje się we współczesnych 

społeczeństwach kultury zachodniej. Choć nie dysponujemy ogólnoświatowymi danymi na 
temat dochodów mężczyzn i kobiet w różnym wieku, w Stanach Zjednoczonych regularnie 
obserwuje się krzywoliniowy związek dochodów z wiekiem mężczyzny. Na przykład dane z 
roku 1987 dowodzą, że zarówno mężczyźni młodzi, przed trzydziestką, jak i starsi, po 
sześćdziesiątce, cechują się stosunkowo niskimi dochodami, podczas gdy szczyt dochodów 
mężczyzny przypada między trzydziestym piątym a pięćdziesiątym piątym rokiem życia 
(Jencks, 1979). Te wartości średnie maskują jednak znaczne zróżnicowanie indywidualne - 
niektórzy mężczyźni pozostają biedni przez całe życie, podczas gdy inni przez całe życie 
nabywają coraz więcej dóbr.

Ponieważ przynajmniej do pewnego momentu ilość posiadanych przez mężczyznę 

dóbr zwykle wzrasta z wiekiem, mężczyźni i kobiety będący w tym samym wieku bardzo 
różnią się wartością matrymonialną w różnych okresach życia. Szczyt rozrodczych zdolności 
kobiety przypada między piętnastym a dwudziestym czwartym rokiem życia, a więc na 
dekadę najniższych dochodów rówieśnych im mężczyzn. Dekada między trzydziestym 
piątym a czterdziestym czwartym rokiem życia to gwałtowny spadek zdolności rozrodczych 
kobiety oraz szczyt możliwości materialnych mężczyzny. Tak więc na tyle, na ile wartość 
kobiety zależy od jej zdolności reprodukcyjnych, a wartość mężczyzny od jego zdolności 
finansowych, rówieśnicy obojga płci są wyraźnie niedopasowani pod względem wartości.

Wspomniana już różnorodność statusu społecznego mężczyzn jest od pewnego 

momentu słabo uzależniona od ich wieku, co również przyczynia się do słabego uzależnienia 
matrymonialnej wartości mężczyzny od jego wieku. Między dwudziestym a czterdziestym 
rokiem życia mężczyźni poczynają się ogromnie różnić zajmowaną pozycją społeczną i 
zakresem posiadanych dóbr - od woźnego czy nalewacza na stacji benzynowej, do dyrektora 
wielkiej firmy, przedsiębiorcy czy milionera.

Z punktu widzenia kobiet dokonujących matrymonialnych wyborów liczą się jednak 

nie takie stwierdzane na poziomie wartości przeciętnych trendy, lecz konkretne warunki, w 
których wybory te są dokonywane. Niektóre kobiety w średnim wieku wybierają starszych 
mężczyzn nie z uwagi na ich zasoby, lecz z uwagi na przekonanie, że starszy mężczyzna 
będzie je bardziej cenił niż rówieśnik. Na przykład pośród afrykańskich Aka mężczyźni o 
wysokim statusie społecznym i znacznych zasobach z reguły w bardzo niewielkim stopniu 
przyczyniają się do wychowywania dzieci, a mężczyźni o statusie niskim kompensują 
niedostatki swej pozycji społecznej, poświęcając więcej czasu na sprawowanie bezpośredniej 
opieki nad dziećmi (Hewlett, 1991). Obserwacje wykazały, że Aka o wysokim statusie 
społecznym trzymają na ręku swe niemowlęce dzieci około trzydziestu minut dziennie, 
podczas gdy Aka o statusie niskim - aż około siedemdziesięciu minut. Choć kobiety z reguły 
wolą mężczyzn o wysokim statusie społecznym, nietrudno sobie wyobrazić warunki, w 
których kobieta będzie wolała mężczyznę wkładającego wiele wysiłku w wychowanie dzieci.
Niektóre kobiety mogą też same dysponować tak poważnymi zasobami materialnymi, że nie 
będą się kierować zasobami mężczyzn przy wyborze partnera. Pamiętać należy o tym, że 
matrymonialna wartość mężczyzny wyznaczona jest psychologicznymi mechanizmami 
działającymi u dokonującej ocen kobiety, te zaś są mocno wyczulone na zmienność 
warunków sytuacyjnych. Wszystko to nie świadczy o tym, że tendencje przejawiające się na 
poziomie wartości średnich są pozbawione znaczenia. Przeciwnie - właśnie takie trendy są 
świadectwem oddziaływania nacisków ewolucyjnych przez tysiące pokoleń naszych 
przodków. Wbudowane w nas przez ewolucję mechanizmy wyboru partnera pozostają 
uzależnione jednakże nie tylko od płci osoby wybierającej i wybieranej, lecz także od kon-
kretnego układu warunków, w których do wyboru dochodzi. Warunki te zależą zaś od wieku 

background image

własnego i drugiej strony oraz od innych okoliczności.

Wcześniejsza śmierć mężczyzny

Ludzkie mechanizmy dobierania się w pary uwzględniają też zagadkowy fakt 

wcześniejszej śmierci mężczyzn niż kobiet. Prawidłowość ta pojawia się we wszystkich 
znanych społeczeństwach - na przykład w Stanach Zjednoczonych mężczyźni umierają 
przeciętnie od sześciu do ośmiu lat wcześniej od swoich rówieśniczek. Naciski ewolucyjne 
ostrzej traktowały mężczyzn niż kobiety i w każdym momencie cyklu życiowego umiera 
większa liczba mężczyzn niż kobiet. Mężczyźni są bardziej podatni na większą liczbę 
infekcji, a także ulegają większej liczbie wypadków, włącznie z utonięciami, eksplozjami, 
upadkami, przypadkowymi zatruciami, katastrofami i kraksami samochodowymi. W 
pierwszych czterech latach życia śmiertelność chłopców w wyniku różnych wypadków jest o 
30% wyższa niż dziewczynek, a w momencie osiągnięcia wieku dojrzałego odsetek ten 
wynosi już 400 (Trivers, 1985). Mężczyźni trzykrotnie częściej niż kobiety padają ofiarami 
morderstwa, częściej też umierają wskutek podejmowania ryzykownych działań i prób 
samobójczych. Największa różnica w śmiertelności mężczyzn i kobiet przypada na przedział 
od szesnastego do dwudziestego ósmego roku życia, a więc na okres szczególnie nasilonej 
rywalizacji o partnera, kiedy to ogólna śmiertelność mężczyzn (z wszystkich przyczyn 
łącznie) jest dwukrotnie wyższa od śmiertelności kobiet.

Przyczyny większej śmiertelności mężczyzn wyrastają bezpośrednio z ich psychologii 

seksualnej, a w szczególności ze współzawodnictwa o dostęp do kobiet. Odwoływanie się do 
ryzykownych taktyk współzawodnictwa narasta tym bardziej, im silniej osobniki męskie 
różnią się między sobą wielkością rzeczywistego sukcesu reprodukcyjnego. Tam, gdzie 
nieliczne samce monopolizują dostęp do licznych samic, koszty wygranej we 
współzawodnictwie rosną równie mocno, jak straty w wyniku przegranej. Dobrym 
przykładem są jelenie, gdzie wygranie rywalizacji z innymi samcami zależy od wielkości 
ciała, a w szczególności poroża. Jelenie o większym porożu płodzą więcej potomstwa, gdyż 
poroże takie umożliwia im wygranie bezpośredniej walki z konkurentami. Dzieje się to 
jednak kosztem ich własnego przetrwania - podczas długiej zimy ubogiej w pożywienie, 
osobniki o większej masie ciała umierają częściej niż osobniki mniejsze. Dokładnie ta sama 
cecha, która podnosi szansę wygrania rywalizacji z konkurentami w procesie reprodukcji, 
obniża też szansę indywidualnego przetrwania osobnika. Dochodzi do tego jeszcze ryzyko 
zranienia lub śmierci w wyniku samej walki z rywalami. Podejmowanie niebezpiecznych 
strategii przez samce jeleni sprzyja więc ich sukcesowi reprodukcyjnemu, choć skraca ich 
życie w porównaniu z samicami.

Ogólnie rzecz biorąc, w królestwie zwierząt obowiązuje reguła, że im bardziej 

poligyniczny jest system kojarzenia się osobników, tym wyższa jest przeciętna śmiertelność 
samców w porównaniu z samicami (Dały, Wilson, 1988; Trivers, 1985). Poligynia zachęca 
więc osobniki męskie do podejmowania ryzyka -w trakcie rywalizacji z konkurentami, 
gromadzenia zasobów wymaganych przez osobniki żeńskie czy wreszcie w trakcie zalotów, 
które często oznaczają dla osobników męskich wystawienie się na niebezpieczeństwo ze 
strony drapieżników. Nawet umiarkowanie poligyniczny system panujący u ludzi (gdzie 
niektórzy mężczyźni pozyskują równocześnie bądź seryjnie kilka partnerek, podczas gdy inni 
skazani są na bezżenność) doprowadził do stosowania przez mężczyzn ryzykownych taktyk 
pozyskiwania partnerek i zasobów. Właśnie skłonność do takich taktyk zdaje się być 
odpowiedzialna za większą śmiertelność mężczyzn niż kobiet.

W każdym znanym społeczeństwie więcej mężczyzn niż kobiet pozostaje bez stałego 

partnera płci przeciwnej. Na przykład w Stanach Zjednoczonych w roku 1988 aż 43% 
mężczyzn, a tylko 29% kobiet w wieku do dwudziestu dziewięciu lat nie było nigdy w 
związku małżeńskim (U.S. Bureau of the Census, 1989). Dla wieku trzydziestu czterech lat 

background image

odsetki te wynoszą odpowiednio 25 i 16. Różnica ta jest jeszcze większa w kulturach silnie 
poligynicznych, jak Tiwi, gdzie praktycznie rzecz biorąc wszystkie kobiety są zamężne, a 
niektórzy mężczyźni miewają po dwadzieścia, trzydzieści żon, co oczywiście skazuje wielu 
innych mężczyzn na stan starokawalerski (Hart, Pilling, 1960).

Adaptacyjna logika prowadzi do wniosku, że większa skłonność do ryzyka, a w 

konsekwencji i większa śmiertelność we wcześniejszych okresach życia powinny być 
nasilone u mężczyzn znajdujących się na dole hierarchii dostępu do partnerki seksualnej, a 
więc wśród desperatów walczących o samo utrzymanie się w systemie matrymonialnym. 
Wniosek taki zdają się potwierdzać liczne fakty. Wśród uczestników wszelkich ryzykownych 
przedsięwzięć - od gier hazardowych do kończących się śmiercią bójek - wyraźnie 
nadreprezentowani są mężczyźni bezrobotni, stanu wolnego i młodzi (Wilson, Dały, 1985). 
Na przykład w mieście Detroit sprawcami aż 41% zabójstw byli w roku 1972 bezrobotni 
mężczyźni, choć ogólny odsetek bezrobotnych był wówczas w tym mieście czterokrotnie 
niższy (11%). Przy tym 73% sprawców (a 69% ofiar) pozostawało w stanie bezżennym 
(ogólna bezżenność mężczyzn w tej populacji wynosiła 43%), nieproporcjonalnie zaś wiele 
sprawców było między szesnastym a trzydziestym rokiem życia. Krótko mówiąc, mężczyźni 
mało pożądani przez kobiety - bezżenni, bezrobotni i młodzi - bardziej są skłonni do 
podejmowania ryzykownych działań nierzadko kończących się ich własną śmiercią. 
Adaptacyjne jest oczywiście nie tyle wystawianie się na ryzyko śmierci, co reagowanie na 
własne niskie szansę pozyskania partnerki skłonnością do angażowania się w ryzykowne 
działania, które mogą szansę te podwyższyć.

Sądzić więc można, że w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku większą szansę na 

sukces reprodukcyjny mieli mężczyźni o większej skłonności do podejmowania różnego 
rodzaju ryzyka. W wypadku ryzykownych walk z konkurentami o dostęp seksualny do kobiet, 
skłonność ta mogła decydować zarówno o większym sukcesie reprodukcyjnym, jak i o 
krótszym życiu mężczyzny.

Eliminacja z rynku matrymonialnego

Wcześniejsza śmierć mężczyzn przyczynia się do eliminowania kobiet z rynku 

matrymonialnego wskutek braku odpowiednich dla nich partnerów. Do nierównowagi liczby 
kobiet i mężczyzn pozostających na matrymonialnym rynku przyczynia się też wiele innych 
czynników. Mężczyźni częściej emigrują z miejsca zamieszkania niż kobiety i częściej 
bywają więzieni za dokonane przestępstwa czy rekrutowani do wojska w czasach wojny. 
Źródłem nierównowagi są też fale podwyższonej liczby urodzeń - kobiety urodzone w okresie 
takiej fali mają mniej kandydatów do wyboru, gdyż wybierają z reguły mężczyzn nieco 
starszych, a więc pochodzących z poprzedniej, mniej licznej fali urodzeń.

Inną przyczyną liczebnej nierównowagi płci na rynku matrymonialnym są też wzorce 

rozwodu i powtórnego małżeństwa. Żeniący się ponownie mężczyźni mają skłonność do 
poślubiania coraz młodszych od siebie kobiet. Rozwiedzione kobiety mają zaś coraz większe 
kłopoty z pozyskaniem następnego partnera niż mężczyźni. W ponowny związek małżeński 
wstępuje zatem więcej mężczyzn niż kobiet, a różnica ta narasta z wiekiem. Na przykład w 
Kanadzie w ponowne związki małżeńskie wstępuje 83% rozwiedzionych mężczyzn w wieku 
od dwudziestu do dwudziestu czterech lat, a 88% - w wieku od dwudziestu pięciu do 
dwudziestu dziewięciu lat, podczas gdy dla rozwiedzionych kobiet analogiczne odsetki 
wynoszą jedynie 61 i 40. W Stanach Zjednoczonych wychodzi ponownie za mąż aż 76% 
rozwódek w wieku od czternastu do dwudziestu dziewięciu lat, ale procent ten opada do 56 
dla wieku 30-39 lat, do 32 dla wieku 40-49 lat i aż do 12 dla wieku 50-75 lat (Mackey, 1980; 
U.S. Bureau of Census, 1977).

Podobne prawidłowości obserwuje się też i w innych krajach. Jedno z badań 

uwzględniających czterdzieści siedem krajów wykazało, że choć różnice w procencie 

background image

rozwiedzionych kobiet i mężczyzn wstępujących w ponowne związki małżeńskie są 
niewielkie w wieku do dwudziestu dziewięciu lat, po przekroczeniu pięćdziesiątego roku 
życia mężczyźni mają już drastycznie większą szansę na ponowne małżeństwo (Chamie, 
Nsuly, 1981). Na przykład w Egipcie szansę mężczyzn są już czterokrotnie większe niż 
kobiet, w Ekwadorze dziewięciokrotnie, a w Tunezji aż dziewiętnastokrotnie większe. 
Rozkład szans na ponowne małżeństwo dobrze też ilustruje względna liczebność 
czarnoskórych kobiet i mężczyzn amerykańskich w roku 1980. W wieku dorastania na sto 
kobiet przypadało stu ośmiu mężczyzn; w drugiej połowie lat dwudziestych - osiemdziesięciu 
mężczyzn, około czterdziestego roku życiu już tylko sześćdziesięciu dwóch mężczyzn, a 
powyżej sześćdziesiątki - zaledwie czterdziestu mężczyzn (Gutten-tag, Secord, 1983, s. 204-
205). Oznacza to oczywiście, że na przykład po sześćdziesiątym roku życia znaczna 
większość kobiet nie jest już w stanie pozyskać rówieśnika bądź starszego od siebie 
mężczyzny.

U podłoża tej drastycznej i nasilającej się z wiekiem eliminacji kobiet z rynku 

matrymonialnego leżą oczywiście uprzednio omawiane preferencje mężczyzn, którzy 
poszukują partnerek młodych i tym młodszych od siebie, im bardziej sami są zaawansowani 
wiekiem. Równie dużą rolę odgrywają jednak i upodobania kobiet, które zagarniają wolnych 
mężczyzn z poważnymi zasobami - co z reguły oznacza mężczyzn starszych od nich i 
przyczynia się do eliminacji z matrymonialnego rynku ich starszych koleżanek. Ponadto, 
ponieważ kobiety preferowały mężczyzn dysponujących poważnymi zasobami przez tysiące 
pokoleń ewolucji naszego gatunku, u mężczyzn wykształciła się większa skłonność do 
podejmowania ryzykownych działań często kończących się ich śmiercią, a zatem i wcześniej-
szym zniknięciem z matrymonialnego rynku, na którym pozostają ich samotne już 
rówieśniczki. Tak więc upodobania seksualne obu płci jednako przyczyniają się do 
nierównomiernej eliminacji kobiet i mężczyzn z rynku matrymonialnego.

Zmiany proporcji mężczyzn i kobiet w tej samej grupie wiekowej owocują dość 

oczywistymi zmianami strategii doboru partnera - przede wszystkim zmianami poziomu 
wymagań stawianych płci przeciwnej. Jeśli liczebnie przeważają mężczyźni, nie mogą sobie 
oni pozwolić na większą wybredność, ponieważ kobieta może każdego bez trudu zastąpić 
kimś innym. Spadek proporcjonalnej liczby mężczyzn ogranicza natomiast swobodę wyboru 
kobiet, a umożliwia swobodę mężczyznom, którzy w takich warunkach często poprzestają na 
związkach jedynie przelotnych. Potwierdzeniem tego rozumowania jest na przykład wyraźny 
wzrost liczby rozwodów w Stanach Zjednczonych między rokiem 1970 a 1980, kiedy na 
rynku matrymonialnym pojawił się wyraźny nadmiar liczby kobiet w stosunku do liczby 
mężczyzn (Pedersen, 1991). Dopiero w końcu lat osiemdziesiątych nastąpił proporcjonalny 
wzrost liczby mężczyzn, a wraz z nim i spadek rozwodów wśród nowo zawieranych 
małżeństw (Pedersen, 1991). W tym okresie poziom zadowolenia kobiet z małżeństwa 
przekroczył też poziom zadowolenia mężczyzn, choć w piętnastu poprzednich latach - w 
których obserwowano nadmiar mężczyzn - to kobiety były mniej zadowolone z małżeństwa 
(Markman, Stanley, Storaasili, 1991). W tym samym okresie - między pierwszą polową lat 
siedemdziesiątych a drugą połową lat osiemdziesiątych - kiedy nastąpił wzrost 
proporcjonalnej liczby mężczyzn, podwojeniu uległ odsetek mężczyzn wybierających karierę 
w biznesie, co sugeruje wzrost ich zainteresowania gromadzeniem dóbr wystarczających do 
pozyskania coraz trudniej dostępnych partnerek. Dla okresu tego można też oczekiwać 
wzrostu skłonności mężczyzn do sprawowania bezpośredniej opieki nad dziećmi, choć nie 
zebrano danych pozwalających rozstrzygnąć tę kwestię. 

Niedostępność mężczyzn wskutek ich proporcjonalnie małej liczby skłania też kobiety 

do wzmagania własnych wysiłków w kierunku pozyskiwania zasobów ekonomicznych. Po 
pierwsze dlatego, że w takiej sytuacji nie mogą już liczyć na łatwy dostęp do zasobów 
mężczyzny, po drugie dlatego, że posiadane przez nie zasoby mogą decydować o pozyskaniu 

background image

przewagi nad konkurentkami. Analizy historyczne pokazują, że liczba zatrudnionych kobiet 
rośnie w okresach cechujących się proporcjonalnie małą liczbą mężczyzn. Kiedy w latach 
dwudziestych zmiany prawa imigracyjnego w Stanach Zjednoczonych spowodowały wzrost 
liczby napływających kobiet w stosunku do liczby imigrujących mężczyzn, gwałtownie 
wzrosła również liczba imigrantek podejmujących pracę zarobkową (Gaulin, Boster, 1990; 
Pedersen, 1991).

Względny niedobór mężczyzn wzmaga ponadto konkurencję między kobietami, które 

nasilają praktyki mające na celu polepszenie własnego wyglądu i stanu zdrowia, a nawet 
wzrost własnej dostępności seksualnej dla mężczyzn. Przypadająca na koniec lat 
sześćdziesiątych i lata siedemdziesiąte rewolucja obyczajowa w Stanach Zjednoczonych 
oznaczała dla wielu kobiet zgodę na przelotne związki seksualne bez trwałego zaangażowania 
mężczyzny. Był to przy tym okres wchodzenia w dorosłość bardzo licznego pokolenia, 
powodujący względny niedobór mężczyzn. Również w tym okresie nastąpiła prawdziwa 
eskplozja przemysłu kosmetycznego i chirurgii plastycznej - z których to usług kobiety 
poczęły korzystać na masową skalę celem podniesienia własnej „konkurencyjności" na rynku 
matrymonialnym.

Opisane tendencje ulegają odwróceniu, kiedy pojawia się względnie więcej mężczyzn 

niż kobiet. Te ostatnie mogą wówczas skuteczniej narzucać mężczyznom swoje własne 
preferencje. Owocuje to na przykład większą trwałością małżeństw, gdyż mężczyźni stają się 
bardziej skłonni do trwałego zaangażowania w jedną kobietę i mają mniej możliwości 
wdawania się w przelotne kontakty seksualne z licznymi partnerkami. Mężczyźni zaczynają 
współzawodniczyć ze sobą, starając się dostarczyć kobietom to, czego one pragną — przede 
wszystkim własne zasoby ekonomiczne i skłonność do inwestowania we wspólne dzieci.
Nie wszystkie jednak zmiany pojawiające się w okresach proporcjonalnie dużej liczby 
dostępnych mężczyzn są dla kobiet dobroczynne. Wybitnie negatywną zmianą jest narastanie 
skłonności mężczyzn do stosowania przemocy wobec kobiet, co wynika z nasilenia zazdrości 
i prób utrzymania przy sobie partnerki wobec stosunkowo dużej liczby wolnych rywali. W 
warunkach względnej przewagi liczebnej mężczyzn rośnie też liczba aktów agresji 
kierowanych przez nich na innych mężczyzn - potencjalnych rywali (Flinn, 1988). Warunki 
takie mogą ponadto prowadzić do nasilenia agresji seksualnej i gwałtów, przemoc jest 
bowiem strategią pozyskiwania dostępu seksualnego do kobiet typową dla mężczyzn 
niedysponujących zasobami wystarczającymi do dobrowolnego przyciągnięcia do siebie 
partnerki (Wilson, 1989). Mężczyźni niedysponujący takimi zasobami częściej są sprawcami 
gwałtów (Thornhill, Thornhill, 1993). Wreszcie, wysoka proporcja mężczyzn jest też 
okolicznością często towarzyszącą wybuchowi wojen, co zdaje się także świadczyć o tym, że 
nadmiarowi mężczyzn towarzyszy nasilenie wewnątrzpłciowej rywalizacji między nimi 
(Divale, Harris, 1976).

Zmianom proporcji kobiet i mężczyzn w trakcie cyklu życiowego towarzyszą 

odpowiednie zmiany strategii wyboru i pozyskiwania partnera seksualnego. Młodzi 
mężczyźni często żyją w warunkach niedostatku kobiet preferujących zwykle mężczyzn 
starszych i dysponujących poważnymi zasobami. Strategie postępowa-nia mężczyzn wyrażają 
ten lokalny niedobór kobiet, to właśnie młodzi mężczyźni angażują się bowiem 
nieproporcjonalnie często w ryzykowne strategie pozyskiwania dóbr lub pozyskiwania 
dostępu seksualnego i są sprawcami większości rabunków, morderstw, a także gwałtów i 
bicia partnerek (Dały, Wilson, 1988). Jedno z badań wykazało na przykład, że aż 71% 
aresztowanych podejrzanych o gwałt to mężczyźni poniżej trzydziestego roku życia 
(Thornhill, Thornhill, 1993).

Wraz z narastaniem lat, proporcja dostępnych na matrymonialnym rynku kobiet i 

mężczyzn z reguły zmienia się na korzyść mężczyzn - jeżeli uda im się przetrwać do tego 
czasu. Ich wartość matrymonialna rośnie, a pula dostępnych kobiet powiększa się. Mogą 

background image

przyciągnąć większą liczbę partnerek przez przelotne kontakty seksualne, zdrady 
pozamałżeńskie, poligynię bądź ponowne małżeństwa. Los ten nie staje się jednakże udziałem 
wszystkich - mężczyźni o niskim statusie i małych zasobach mogą zostać całkowicie 
wykluczeni z matrymonialnego rynku. Z kolei kobiety doświadczają w miarę upływu lat 
pomniejszania się puli dostępnych im partnerów, co prowadzi je z jednej strony do obniżenia 
wymagań, z drugiej zaś - do wzmożenia wysiłków mających na celu podnoszenie własnych 
przewag nad konkurentkami i zdolności do samodzielnego pozyskiwania zasobów 
ekonomicznych. 
                                                                                  
Perspektywy związku na całe życie

Taktyki kojarzenia się mężczyzn i kobiet ulegają licznym zmianom w trakcie ich 

dojrzałego życia, a każda z płci wykształciła mechanizmy psychologiczne uwrażliwiające ją 
na zmiany reprodukcyjnej wartości, wielkości zasobów i społecznej pozycji. Zmiany te są w 
odmienny sposób uzależnione od wieku u kobiet i mężczyzn, a niektóre z tych odmienności 
są raczej niezbyt przyjemne. Kobiety osiągają dojrzałość płciową około dwóch lat wcześniej 
niż mężczyźni, ale ich zdolność do reprodukcji kończy się co najmniej dwa dziesięciolecia 
wcześniej. Dojmujące tykanie biologicznego zegara, które odczuwają bezdzietne kobiety, 
kiedy na horyzoncie pojawia się kres ich zdolności reprodukcyjnych, nie jest kwestią 
obyczaju czy kulturowej konwencji - pojawiające się często w takim wypadku kłopoty 
emocjonalne kobiet są wyrazem odziedziczonych mechanizmów psychologicznych 
nastawionych na reprodukcję.

Zmiana reprodukcyjnej wartości kobiety postępująca w miarę przyrastania jej wieku 

wywołuje zmianę strategii seksualnych stosowanych nie tylko przez nią samą, ale i przez 
otaczających ją mężczyzn - nie wyłączając mężów i innych potencjalnych partnerów. Młode 
kobiety są ściśle strzeżone przez mężów zazdrośnie pilnujących pozyskanych przez siebie 
walorów reprodukcyjnych małżonek. Obecność rywali czyhających na „reprodukcyjne dobra" 
kobiety przydaje kontaktom między płciami kłopotów, ale i emocjonującego dreszczyku. 
Wraz z upływem lat częstość kontaktów seksualnych między małżonkami maleje, podobnie 
jak spada i przeciętne natężenie zazdrości. Zmniejsza się też zadowolenie mężczyzn z pożycia 
seksualnego, a także ich skłonność do okazywania partnerkom uczuć i przywiązania. Spotyka 
się to, oczywiście, z żalem kobiet, które w miarę upływu lat coraz częściej skarżą się na 
zaniedbywanie ich przez mężów, podczas gdy ci ostatni coraz częściej oskarżają swe 
partnerki o domaganie się zbyt wielkiej ilości czasu i uwagi.

Wraz z posuwaniem się w latach, kobiety są coraz słabiej strzeżone przez mężów i 

rosnąca ich liczba angażuje się w pozamałżeńskie kontakty seksualne, co osiąga szczyt na 
krótko przed zanikiem ich zdolności reprodukcyjnych. Choć u mężczyzn zdrada podyktowana 
jest głównie pragnieniem zmiany i różnorodności seksualnej, u kobiet częściej jest ona 
motywowana względami o naturze uczuciowej i częściej oznacza próbę poszukania 
następnego stałego partnera. Kobiety zdają się mniej lub bardziej zdawać sobie sprawę z tego, 
że ich wartość matrymonialna w wypadku chęci zmiany będzie większa, kiedy zmiany takiej 
dokonają raczej wcześniej niż później. Po menopauzie kobiety przemieszczają swe wysiłki 
reprodukcyjne z rodzenia następnych dzieci na opiekę nad dziećmi już urodzonymi i 
wnukami. Przyczyniają się w ten sposób do reprodukcyjnego sukcesu własnych dzieci, a więc 
i - pośrednio - do swojego własnego sukcesu rozrodczego,

Zmiany matrymonialnej wartości mężczyzn w mniejszym stopniu zależą od ich wieku. 

Mężczyźni awansujący w hierarchii społecznej i z powodzeniem gromadzący rosnące dobra 
mogą utrzymywać swą atrakcyjność dla płci przeciwnej przez dziesiątki lat. Mężczyźni, 
którzy nie są w stanie gromadzić dóbr i awansować, mogą pozostawać na dole hierarchii 
atrakcyjności przez całe swoje życie. Z grubsza połowa mężczyzn wdaje się w trakcie swego 
życia w pozamałżeńskie kontakty seksualne - zwykle kosztem osłabienia kontaktów z 

background image

własnymi żonami. Męskie upodobanie do kobiet młodszych - i to względnie coraz młodszych 
w miarę ich własnego starzenia się - zdaje się wyrażać raczej ewolucyjnie wykształconą i bio-
logicznie zakorzenioną powszechną tendencję niż psychoseksualną niedojrzałość, kult 
młodości czy słabość ego -jak to próbowało wyjaśniać wielu autorów.

Dramatycznym produktem ubocznym tych różnic płciowych w strategiach 

seksualnych jest wcześniejsza śmierć mężczyzn niż kobiet. Stanowi ona przewidywalną 
konsekwencję ich większej skłonności do angażowania się w ryzykowne przedsięwzięcia 
mające na celu zwyciężenie konkurentów lub osiągnięcie zasobów niezbędnych do 
pozyskania partnerki seksualnej. Wcześniejsze i stałe ubywanie mężczyzn owocuje coraz 
większym nadmiarem kobiet w stosunku do mężczyzn z ich własnej grupy wiekowej. 
Prowadzi to także do rosnącej eliminacji kobiet z rynku matrymonialnego - wskutek spadku 
liczby dostępnych im partnerów, spadku postępującego coraz szybciej w miarę narastania 
wieku. Obie płcie wykształciły sobie w trakcie ewolucji naszego gatunku strategie 
reagowania na te zmieniające się z wiekiem problemy.

Zważywszy ogromną liczbę zmian pojawiających się w trakcie wspólnego pożycia 

kobiet i mężczyzn, godnym uwagi osiągnięciem jest fakt, że ponad polowa par pozostaje 
razem przez cale życie, na dobre i na złe. Trwający przez całe życie związek dwóch jednostek 
niespokrewnionych genetycznie stanowi być może największe osiągnięcie seksualnych 
strategii naszego gatunku. Wykształcone w nas przez ewolucję mechanizmy nie tylko 
wciągają nas w konflikt międzypłciowy, lecz ułatwiają także i harmonijne pożycie obu płci. 
Wielokrotnie już przywoływane badanie międzynarodowe wykazało na przykład, że z 
upływem lat zarówno mężczyźni, jak i kobiety zwracają coraz mniej uwagi na wygląd 
zewnętrzny drugiej strony, a podkreślają rolę takich stałych cech, jak niezawodność i 
przyjemne usposobienie - właściwości ważnych dla przetrwania małżeństwa i wspólnego 
wychowania dzieci. Mechanizmy ułatwiające harmonijne współżycie płci w równie wielkim 
stopniu wynikają z ewolucyjnie wykształconych strategii seksualnych, jak uprzednio 
omawiane mechanizmy sprzyjające konfliktowi między płciami. 

X
Harmonia między kobietą a mężczyzną

Cokolwiek zostało uczynione przez jakąkolwiek jednostkę w historii ludzkiego gatunku, 
wyznacza minimalną granicę
naszych możliwości. Granica maksymalna — jeżeli w ogóle istnieje —pozostaje całkowitą 
niewiadomą
John Tooby i Leda Cosmides The Adapted Mind

Kluczowym przesłaniem niniejszych rozważań nad ludzkimi strategiami seksualnymi 

jest idea, że strategie te są ogromnie plastyczne i wrażliwe na kontekst społeczny. 
Wykształcając różne nasze mechanizmy psychologiczne, ewolucja wyposażyła nas w szeroki 
repertuar zmiennych zachowań pozwalających rozwiązywać różne problemy adaptacyjne 
związane z doborem partnerów. Z repertuaru tego możemy wybierać dowolne zachowania 
pozwalające spełnić nasze pragnienia przy uwzględnieniu konkretnych warunków, w których 
do spełnienia tych pragnień dochodzi. Tak więc w dziedzinie seksu żadne zachowanie nie jest 
nieuniknione czy wyznaczone nieuchronnym programem genetycznym - ani niewierność czy 
monogamia, ani przemoc czy łagodność, ani zazdrosne strzeżenie drugiej strony czy 
obojętność. Mężczyźni nie są nieodwołalnie skazani na pogoń za przelotnym seksem z 
licznymi partnerkami, podobnie jak kobiety nie są skazane na wyśmiewanie mężczyzn 
nieskłonnych do stałego zaangażowania. Nie jesteśmy niewolnikami na zawsze przypisanymi 

background image

do ról płciowych wyznaczonych przez ewolucję. Znajomość warunków aktywizujących każdą 
ze strategii postępowania umożliwia nam dowolne decydowanie, którą z nich realizować, a 
którą pozostawić jedynie niewykorzystaną możliwością.

Zrozumienie powodów, dla których seksualne strategie w nas się wykształciły, 

dostarcza nam potężnego narzędzia umożliwiającego zmienianie naszego własnego 
postępowania, podobnie jak poznanie fizjologii ludzkiego ciała umożliwia nam 
wprowadzanie zmian w jego funkcjonowaniu. Wiedząc, co i dlaczego powoduje powstawanie 
odcisków, możemy ich uniknąć. Podobnie wiedząc, że funkcją zazdrości u mężczyzn jest 
zapewnienie sobie ojcostwa rodzonych przez partnerkę dzieci, a u kobiet — zapewnienie 
sobie wyłączności dostępu do zasobów partnera, możemy przewidzieć, które warunki 
najbardziej będą zazdrości sprzyjały, a w konsekwencji warunków tych unikać. Dysponując tą 
wiedzą, możemy skonstruować nasz związek w taki sposób, że zazdrość nie będzie w nim 
wielkim problemem.

W dotychczasowych rozdziałach tej książki posługiwałem się danymi empirycznymi 

na temat stosowanych przez ludzi taktyk przyciągania, pozyskiwania, utrzymywania przy 
sobie i porzucania partnera celem zbudowania ogólnej teorii ludzkich zachowań seksualnych. 
Choć nie stroniłem od spekulacji, w zasadzie starałem się ograniczać do ustalonych faktów. 
W tym rozdziale wychodzę poza owe fakty, próbując pokazać ich szersze implikacje dla 
kontaktów społecznych w ogóle, a szczególnie dla kontaktów między kobietami a 
mężczyznami.

Różnice między płciami

Ponieważ kobiety i mężczyźni stawali w ewolucyjnej przeszłości naszego gatunku 

przed ogromną liczbą identycznych wyzwań, większość wykształconych przez obie płcie 
mechanizmów adaptacyjnych jest jednakowa. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni pocą się i 
doznają dreszczy w trakcie regulacji temperatury ciała, podobnie jak obie płcie wysoko cenią 
sobie inteligencję i niezawodność u stałego partnera życiowego, a także jego lojalność, 
rzetelność czy skłonność do współpracy. Na tle tych licznych podobieństw tym bardziej 
wyraziste stają się różnice między kobietami a mężczyznami. Występują one w takim 
zakresie, w jakim nasi praprzodkowie różnych płci stawali przed odmiennymi problemami 
przystosowawczymi, które musiały zostać rozwiązane odmiennymi sposobami. Ponieważ na 
pradawne kobiety spadał główny ciężar opieki nad dzieckiem, to u nich wykształciły się 
gruczoły mleczne. Ponieważ do zapłodnienia dochodzi wewnątrz ciała kobiety, to pradawni 
mężczyźni stawali przed problemem pewności własnego ojcostwa. Doprowadziło to do 
wykształcenia się u nich szczególnej preferencji do seksualnej wierności partnerek i 
psychologicznych mechanizmów zazdrości skoncentrowanej na niewierności seksualnej oraz 
skłonności do wycofywania własnego zaangażowania w wypadku podejrzeń, że podrzucono 
im „kukułcze jajo". Wszystko to wyraźnie ich odróżnia od kobiet (Baker, Bellis, 1995; Buss, 
Schmitt, 1993; Betzing, 1989).

Niektóre z różnic między płciami są niezbyt przyjemne. Kobiety nie lubią być 

traktowane jako obiekty seksualne cenione za piękno i młodość, a więc właściwości, na które 
w przeważającej mierze nie mają żadnego wpływu. Mężczyźni nie lubią być traktowani jako 
narzędzie sukcesu cenione za grubość portfela i wysokość zajmowanej pozycji społecznej. 
Niewątpliwe bolesne jest być żoną mężczyzny, którego pogoń za seksualną różnorodnością 
skłania do niewierności, podobnie jak być mężem kobiety, którą do niewierności skłania 
poszukiwanie emocjonalnej bliskości z innym mężczyzną. I dla kobiet, i dla mężczyzn 
bolesne jest doświadczenie odrzucenia przez płeć przeciwną wskutek braku cenionych przez 
nią właściwości.

Dość powszechnie przyjmowane założenie nauk społecznych o jednakowości obu płci 

nie daje się utrzymać w świetle obecnie znanych faktów. Zważywszy siłę ewolucyjnych presji 

background image

oddziaływujących w odmienny sposób na kobiety i mężczyzn przez tysiące pokoleń, 
oczekiwanie takiej jednakowości byłoby oczywiście zupełnie pozbawione realizmu. Dziś nie 
można już wątpić w zasadnicze różnice między płciami - z silniejszą preferencją mężczyzn do 
partnerek młodych, urodziwych i licznych oraz z silniejszą preferencją kobiet do mężczyzn 
wysoko stojących w hierarchii, zasobnych i skłonnych do dzielenia się swymi zasobami tylko 
z nimi. Mężczyźni i kobiety różnią się znacznie strategiami przyciągania, pozyskiwania i 
utrzymywania przy sobie drugiej strony. Wszystkie te różnice zdają się mieć powszechny, w 
dużym stopniu ponadkulturowy charakter i decydują o kształcie pożycia obu płci.
Niektórzy ludzie starają się różnicom tym przeczyć w nadziei, że po zamknięciu oczu znikną i 
same różnice. Zaprzeczanie ich istnieniu nie na wiele się jednak zda, a harmonijne współżycie 
obu płci będzie możliwe dopiero wtedy, kiedy różnice te dobrze zrozumiemy, pojmując w ten 
sposób także i odmienność pragnień kobiet i mężczyzn. 

Feministyczny punkt widzenia

Ewolucja różnic między płciami ma nieuchronne konsekwencje dla współczesnego 

feminizmu, jak to zauważają zresztą same badaczki ewolucji o feministycznych poglądach - 
Patricia Gowaty, Jane Lancaster i Barbara Smuts. Kluczowym założeniem feminizmu jest 
idea, że główne pole bitwy między płciami stanowi patriarchat, rozumiany z grubsza jako 
kontrolowanie wszelkich zasobów przez mężczyzn za pomocą fizycznego, psychicznego i 
seksualnego podporządkowania sobie kobiet. Opresyjne postępowanie mężczyzn jest w myśl 
tych poglądów motywowane pragnieniem zmonopolizowania seksualizmu i reprodukcyjnych 
walorów kobiet. Badania nad zróżnicowaniem strategii seksualnych mężczyzn i kobiet po-
twierdzają słuszność tych głównych twierdzeń feminizmu. Mężczyźni rzeczywiście starają się 
podporządkować sobie kobiety, zarówno przez kontrolę zasobów ekonomicznych, jak i przez 
bezpośrednie stosowanie przemocy, w tym i seksualnej. Ich wysiłki rzeczywiście koncentrują 
się na kobiecej seksualności i zdolnościach reprodukcyjnych (Gowaty, 1992; MacKinnon, 
1987; Smuts, 1995; Ortner, 1974; Ortner, Whitehead, 1981; Dały, Wilson, 1988). 

Ewolucyjne spojrzenie na strategie seksualne dostarcza wartościowego wglądu w 

źródła i mechanikę tej skłonności mężczyzn. Niewątpliwie poruszającą konstatacją jest na 
przykład wniosek, że powszechnie obserwowana skłonność mężczyzn do pozyskiwania dóbr i 
ich kontrolowania przynajmniej po części wynika z preferencji samych kobiet (Buss, 1989a). 
Utrzymujące się przez tysiące pokoleń upodobanie kobiet do partnerów zasobnych w dobra 
ekonomiczne stanowiło silny nacisk na mężczyzn, by do gromadzenia dóbr dążyli. Ci, którzy 
tego nie czynili, wypadali z matrymonialnego rynku. Upodobania kobiet rozpisywały więc 
niejako reguły rywalizacji między mężczyznami o partnerki seksualne. Współcześni 
mężczyźni odziedziczyli po swych przodkach mechanizmy psychologiczne, które nie tylko 
dają priorytet dążeniu do awansu społecznego i dóbr, lecz także nakłaniają ich do częstego 
angażowania się w ryzykowne działania mające na celu pozyskanie dóbr i statusu. 
Mężczyźni, którzy nie potrafią okazać się pod tymi względami lepsi od rywali, nie są też w 
stanie pozyskać odpowiednich partnerek seksualnych.

Jedną z kluczowych strategii stosowanych przez mężczyzn jest budowanie sojuszy z 

innymi mężczyznami, co pozwala im zatriumfować nad rywalami w walce o zasoby i 
seksualny dostęp do kobiet. Tworzenie takich przymierzy obserwuje się też u wielu zwierząt - 
pawianów, szympansów czy delfinów (Hali, DeVore, 1965; de Waal, 1982). Na przykład 
samce delfinów tworzą koalicje pilnujące samic, dzięki czemu zapewniają sobie większy do 
nich dostęp seksualny, niż byłoby to możliwe w pojedynkę (Connor, Smolker, Richards, 
1992). Samce szympansów — naszych najbliższych krewniaków ewolucyjnych — tworzą 
koalicje, które pozwalają im wygrywać walki z innymi samcami i utrzymać wysoką pozycję 
społeczną i seksualny dostęp do samic. Rzadko zdarza się, by samiec mógł osiągnąć 
dominującą w stadzie pozycję bez sojuszy z innymi samcami. Osobniki samotne są natomiast 

background image

narażone na ryzyko brutalnego ataku, a nawet śmierci ze strony samców z innych grup 
(Nishida, Goodall, 1986; Goodall, 1986).

Podobne przymierza tworzą także i mężczyźni celem upolowania większej zwierzyny, 

powiększenia swej władzy, dostępu do kobiet i obrony przed wrogimi koalicjami innych 
mężczyzn (Alexander, 1987; Chagnon, 1983). Ogromne korzyści dla przetrwania i sukcesu 
reprodukcyjnego, które alianse te przynosiły ich uczestnikom, były przyczyną silnego nacisku 
ewolucyjnego na mężczyzn, by wykształcili mechanizmy umożliwiające ich budowanie. 
Nacisku takiego w mniejszym stopniu doświadczały kobiety, jako że to nie one polowały na 
grubego zwierza, wypowiadały wojnę innemu plemieniu czy napadały na sąsiednią wioskę 
celem porwania seksualnej zdobyczy (Tooby, Cosmides, 1989b). Choć kobiety tworzą 
również koalicje z innymi kobietami celem skuteczniejszej troski o rodzinę, koalicje te często 
ulegają osłabieniu, kiedy kobieta opuszcza własny klan, by przyłączyć się do klanu męża. 
Barbara Smuts uważa, że to względna siła koalicji męskich, a słabość kobiecych przyczyniła 
się do zdominowania kobiet przez mężczyzn (Smuts, 1995).

Męska skłonność do pozyskiwania zasobów jest produktem współewolucji męskich i 

kobiecych upodobań adresowanych do płci przeciwnej. Źródła męskiej kontroli nad zasobami 
ekonomicznymi nie są przy tym jedynie jakąś historyczną ciekawostką bez znaczenia. 
Przeciwnie - zdobycie kontroli zasobów przez mężczyzn po dziś dzień rzutuje na 
postępowanie tak mężczyzn, jak i kobiet. Kobiety współczesne nadal skłonne są wybierać 
mężczyzn zasobnych, a odrzucać biednych. Preferencja ta trwa niezmiennie, a jej przejawy są 
stale widoczne - na przykład w każdym dowolnym roku mężczyźni poślubiający kobiety 
okazują się bardziej majętni od swoich pozostających w bezżenności rówieśników. 
Mężczyźni kontynuują budowanie przymierzy i współzawodnictwo z innymi mężczyznami
o zasoby  dostęp do kobiet. Siły pierwotnie odpowiedzialne za pojawienie się nierówności 
płci - rywalizacyjne skłonności mężczyzn i upodobanie kobiet do takich właśnie mężczyzn - 
nadal przyczyniają się do utrzymywania tej nierówności*.

Konkluzje feministek i ewolucjonistów są zbieżne co do tego, że u podłoża męskich 

skłonności do monopolizowania zasobów leży pragnienie pozyskania kontroli nad 
seksualizmem kobiet. Myślenie ewolucjonistyczne wyjaśnia przyczyny, dla których tak 
właśnie jest i dlaczego kontrola kobiecego seksualizmu jest centralnym problemem mężczyzn 
(Smuts, 1995). Wszyscy jesteśmy potomkami tych pradawnych mężczyzn, którzy odnieśli 
sukces w zazdrosnym strzeżeniu dostępu seksualnego do swoich partnerek i próbach 
kontrolowania ich zachowań seksualnych, którzy potrafili także dostarczyć im wystarczająco 
wiele zasobów, by móc je przy sobie utrzymać. Jesteśmy też potomkami pradawnych kobiet, 
które użyczały dostępu seksualnego jedynie takim właśnie mężczyznom.
Podejście feministyczne przedstawia czasami mężczyznę jako istotę sprzymierzoną z 
wszystkimi innymi mężczyznami celem poddania kobiet skutecznej opresji (Brownmiller, 
1975). Myślenie ewolucjonistyczne przekonuje jednak, że taki scenariusz wydarzeń jest 
mocno nierealistyczny, ponieważ zarówno mężczyźni, jak i kobiety rywalizują przede 
wszystkim z członkami własnej płci. Mężczyźni pozyskują kontrolę zasobów głównie 
kosztem innych mężczyzn - to rywali własnej płci pozbawiają zasobów, wykluczają z 
wysokich pozycji społecznych, wyśmiewają, gdy ci utracą pozycję lub zasoby. Fakt, że 70% 
wszystkich zabójstw to zabójstwa dokonywane przez mężczyzn na mężczyznach, jest tylko 
czubkiem góry lodowej, pokazującym, jak nasilona i kosztowna jest rywalizacja mężczyzn z 
innymi przedstawicielami własnej płci (Dały, Wilson, 1988; Smuts, 1992). O tym samym 
świadczy też wcześniejsza przeciętnie o sześć lat śmierć mężczyzn niż kobiet.
Kosztów rywalizacji z własną płcią nie udaje się też uniknąć i kobietom (Buss, Dedden, 1990; 
Hrdy, 1981). Rywalizują one między sobą o mężczyzn o wysokim statusie, podkradają sobie 
wzajemnie mężów, obrzucają zniewagami rywalki, szczególnie te, które angażują się w 
przelotne kontakty seksualne. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni ponoszą wiele szkód ze 

background image

strony rywali własnej płci i trudno twierdzić, aby wszystkie czy wszyscy mogli się ze sobą 
sprzymierzyć przeciwko płci przeciwnej. Co więcej, przedstawiciele każdej płci odnoszą 
wyraźne korzyści ze strategii stosowanych przez płeć przeciwną. Mężczyźni obsypują 
dobrami swe żony, córki, siostry czy kochanki. Ojciec i bracia kobiety zyskują na statusie 
bądź zasobach ekonomicznych dzięki jej zamążpójściu. Poszczególne jednostki mogą więc 
często więcej zyskać od wybranych przedstawicieli płci przeciwnej, niż na domniemanym 
sojuszu z wszystkimi przedstawicielami płci własnej.           

Choć stosowane przez mężczyzn strategie postępowania niewątpliwie przyczyniają się 

do nierówności płci, strategii tych nie można rozpatrywać w oderwaniu od taktyk 
postępowania samych kobiet. Nie oznacza to, że kobiety należy obarczyć winą za dominację 
mężczyzn i ich skłonność do monopolizacji zasobów ekonomicznych. Jeśli jednak mamy 
kiedykolwiek osiągnąć harmonię między płciami, musimy trafnie zidentyfikować 
współewolucję mężczyzn i kobiet, która rozpoczęła się dawno temu i trwa po dziś dzień.  
                                      
Różnorodność strategii kojarzenia się w pary

Odmienność pragnień kobiet i mężczyzn jest niewątpliwym faktem, choć nie powinien 

on przysłaniać także ogromnego zróżnicowania, które obserwujemy zarówno wśród 
mężczyzn, jak i wśród kobiet. Choć mężczyźni wykazują ogólnie większe upodobanie do 
liczniejszych kontaktów seksualnych niż kobiety, wielu z nich woli pozostać w 
monogamicznym związku przez całe życie. Niektórzy mężczyźni wybierają kobiety dla ich 
zasobów ekonomicznych, niektóre kobiety wybierają mężczyzn dla ich wyglądu. Różnic 
takich nie można lekceważyć jako tylko „statystycznego" błędu. Ich uwzględnienie jest 
niezbędne dla zrozumienia całego bogactwa ludzkich strategii seksualnych.

Indywidualne zróżnicowanie strategii postępowania wyraża zróżnicowanie 

konkretnych warunków, w których dochodzi do ich realizacji. Jak już wspominałem, 
mężczyźni z plemienia Aka nasilają sprawowanie bezpośredniej opieki nad dziećmi, kiedy 
muszą czymś skompensować niedostatek posiadanych przez siebie zasobów (Hewlett, 1991). 
Kobiety z plemienia Kung preferują seryjną monogamię, jeżeli pozostają wystarczająco 
atrakcyjne, by przyciągnąć kolejnych partnerów (Shostak, 1981). Żadna z nawet najgłębiej 
zakorzenionych strategii seksualnych nie jest realizowana bez poważnego ulegania 
modyfikacjom pod wpływem warunków sytuacyjnych. Zrozumienie oddziaływania tych 
warunków ma zatem kluczowe znaczenie dla zrozumienia samych strategii seksualnych.
Świadomość ogromnej różnorodności ludzkich strategii seksualnych każe spojrzeć na cenione 
w danym społeczeństwie wartości jako wyraz ewentualnej obrony własnego interesu tych, 
którzy wartości te głoszą. W społeczeństwach zachodnich za ideał jest często uważana 
trwająca przez całe życie monogamia, a wszyscy, którzy ideału tego nie spełniają, uważani są 
za odmieńców, grzeszników, nieudaczników czy przynajmniej osoby niedojrzałe. Należy 
jednak pamiętać, że takie poglądy mogą być jedynie wyrazem preferowania przez głoszącą je 
osobę tych, a nie innych strategii seksualnych. Przekonanie innych do absolutnej wartości 
monogamii leży na przykład w interesie kobiet, ponieważ pojawienie się rywalek 
niehołdujących monogamii może je narazić na poważne straty (np. mężowskich zasobów). 
Przekonanie innych do monogamii leży także w interesie mężczyzny, nawet, jeżeli sam 
monogamii nie dochowuje. Pojawienie się rywali nie hołdujących monogamii narazić go 
bowiem może na równie poważne straty (np. w postaci podrzuconego „kukułczego jaja").

W rzeczywistości jednak przelotne kontakty seksualne są niezbywalnym składnikiem 

ewolucyjnej historii zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Ewolucjonistyczne portretowanie 
mężczyzny jako istoty zupełnie pozbawionej wybiórczości w kontaktach seksualnych, a 
kobiety jako istoty kompletnie biernej seksualnie jest oczywiście nadmiernym uproszczeniem. 
Podobnie jak mężczyźni mają w swoim repertuarze zachowań seksualnych długotrwałe 
przywiązanie do jednej partnerki, tak i kobiety zdolne są do przelotnych kontaktów 

background image

seksualnych z licznymi partnerami. Korzyści kobiet z takich kontaktów pozostają jedną z 
najmniej zbadanych dziedzin kontaktów między płciami.

Zaproponowana przez Darwina przed stu laty teoria doboru płciowego była częstym 

przedmiotem ataków uczonych mężczyzn częściowo dlatego, że nie mogli pogodzić się z 
tezą, iż kobiety nie odgrywają w doborze płciowym tak biernej roli, jak to wielu z nich 
zakładało. Założenie, iż kobiety aktywnie wybierają swoich partnerów, a ich upodobania 
tworzyły w ewolucji naszego gatunku trwałą presję, do której mężczyźni musieli się 
przystosować, długo były uważane za naukową fikcję. Dopiero w latach siedemdziesiątych 
dwudziestego wieku zyskała sobie stopniowo akceptację idea, że w świecie zwierząt 
kluczową rolę odgrywają wybory dokonywane przez samice. Dopiero zaś w latach 
osiemdziesiątych nauka poczęła gromadzić dowody, że także kobiety realizują aktywne 
strategie wyboru i rywalizacji o partnera. Niemniej jednak w latach dziewięćdziesiątych nadal 
wielu mężczyzn sądzi jeszcze, że kobietom pozostaje w zasadzie tylko jedna strategia 
postępowania - poszukiwanie stałego partnera.

Rzeczywistość przeczy tym wyobrażeniom. Fakt, że kobiety, angażując się w 

przelotne kontakty, zmieniają swe upodobania i pożądają mężczyzn o ekstrawaganckim stylu 
bycia (i dysponujących zasobami) i atrakcyjnym wyglądzie, wskazuje, że kobiety mają też 
szczególny zestaw preferencji dotyczących partnera związku przelotnego. Fakt, że kobiety 
mają skłonność do zdradzania mężów z mężczyznami o wyższym statusie społecznym niż 
mężowski, sugeruje przy tym, że kobiety wykształciły specjalny mechanizm psychologiczny 
odpowiedzialny za angażowanie się w kontakty przelotne. O tym samym świadczy też 
uzależnienie częstości takich kontaktów od liczby dostępnych mężczyzn gotowych do 
trwałego zaangażowania, proporcjonalnej liczby mężczyzn i kobiet i tak dalej. 

Ludzie często potępiają promiskuityzm - szybkie i częste zmiany partnerów 

seksualnych, a przekonywanie innych do takichże poglądów może służyć ochronie własnego 
interesu osób przekonujących. Z naukowego, długofalowego punktu widzenia na nasz własny 
gatunek, trudno jednak uznać „moralną" wyższość jednej strategii dobierania się partnerów 
nad innymi strategiami. Natura ludzka bazuje na różnorodności, w tym także i różnorodności 
strategii seksualnych. Trafne rozpoznanie różnorodności ludzkich pragnień może stanowić 
krok przybliżający nas do tolerancji i harmonii w kontaktach między ludźmi.

Kulturowe zróżnicowanie strategii kojarzenia się w pary

Jednym z najbardziej fascynujących i tajemniczych przejawów ludzkiej różnorodności 

jest kulturowe zróżnicowanie wzorców zachowania. Ludzie z odmiennych kultur różnią się 
ogromnie preferowanymi strategiami seksualnymi. W niektórych społeczeństwach (np. 
Chiny) niemalże wszyscy przedstawiciele obu płci uważają dziewictwo za niezbędny walor 
stałego partnera - osoby waloru tego pozbawione praktycznie rzecz biorąc wypadają z rynku 
matrymonialnego. W innych społeczeństwach (np. skandynawskich) dokładnie ta sama cecha 
jest zupełnie pozbawiona znaczenia jako kryterium wyboru stałego partnera. Tego rodzaju 
zróżnicowania kulturowe stanowią łamigłówkę dla każdej teorii próbującej wyjaśnić zasady 
kojarzenia się ludzi w pary.

Psychologia ewolucjonistyczna próbuje wyjaśniać to zróżnicowanie w kategoriach 

wczesnych doświadczeń, praktyk rodzicielskich i innych czynników środowiskowych. 
Psycholog Jay Belsky i współpracownicy uważają na przykład, że jeżeli panujące w danej 
kulturze praktyki wychowawcze cechują się surowym, odrzucającym i niekonsekwentnym 
traktowaniem dzieci przez rodziców oraz dużym natężeniem konfliktów między rodzicami, 
owocuje to skłonnością do wczesnego opuszczania domu rodzicielskiego i wcześniejszego 
podejmowania własnej reprodukcji przez dzieci (Belsky, Steinberg, Draper, 1991). W tych 
natomiast kulturach, w których opieka nad dziećmi ma charakter systematyczny, rzetelny i 
troskliwy oraz wsparta jest harmonią panującą między samymi rodzicami, dzieci opuszczają 

background image

dom rodzicielski znacznie później. Dzieci wychowywane wśród konfliktu i niepewności zdają 
się też uczyć zasady, że poleganie na jednym tylko partnerze jest niemożliwe. W 
konsekwencji anagażują się one w kontakty seksualne zarówno wcześniej, jak i z większą 
liczbą partnerów - co potwierdzają na przykład porównania dzieci z rodzin rozbitych i 
nienaruszonych rozwodem czy konfliktami.

Wrażliwość na wczesne doświadczenia może także tłumaczyć zróżnicowanie 

kulturowe w zakresie wagi przypisywanej dziewictwu. Na przykład w Chinach małżeństwa 
mają w przeważającej większości charakter trwały, a rodzice inwestują bardzo wiele wysiłki 
w wieloletnie wychowanie dzieci. W Szwecji rozwód jest zjawiskiem powszechnym, liczne 
dzieci rodzą się poza małżeństwem i mniej ojców konsekwentnie inwestuje dużą ilość 
wysiłków w wychowanie własnych dzieci. Zróżnicowanie wczesnych doświadczeń w 
dzieciństwie może decydować o odmienności wyborów seksualnych dokonywanych w 
późniejszym, dorosłym już życiu. Problem wpływu wczesnych doświadczeń na strategie 
seksualne wymaga niewątpliwie dalszych badań.

Inną ilustracją kulturowego zróżnicowania strategii seksualnych jest różnica między 

promiskuitycznymi Ache i względnie monogamicznymi Hiwi. Przyczyną tego zróżnicowania 
może być drastyczna różnica w stosunku liczby mężczyzn i kobiet. Wśród Ache na 
mężczyznę przypada około 1,5 kobiety, wśród Hiwi mężczyzn jest więcej niż kobiet, choć 
precyzyjne liczby nie są znane. Względny niedobór mężczyzn wśród Ache stwarza im 
niedostępne mężczyznom Hiwi możliwości anagażowania się w przelotne kontakty z 
licznymi partnerkami. Z kolei kobiety Hiwi mają większe możliwości zapewnienia sobie 
trwałego i wyłącznego zaangażowania ze strony mężczyzn, gdyż ci, którzy takich skłonności 
nie przejawiają, mogą względnie łatwo zostać zastąpieni przez innych, skłonnych do trwałego 
zaangażowania (Kim Hill, informacja osobista, 1992).

Poszczególne kultury różnią się więc dostępnymi w nich możliwościami i 

okolicznościami towarzyszącymi wyborom partnera seksualnego, proporcją kobiet do 
mężczyzn, dostępnością różnych dóbr ekonomicznych i tak dalej. Wykształcone w nas w 
drodze ewolucji strategie postępowania są wrażliwe na tego rodzaju informacje, które tym 
samym decydują o wybraniu tej, a nie innej strategii postępowania spośród wielu możliwych. 
Każda jednostka dziedziczy bowiem po swych przodkach całe bogactwo repertuaru strategii 
postępowania, z których może wybrać tę, która najbardziej pasuje do danych warunków 
kulturowych.

Współzawodnictwo i konflikt

Nieprzyjemna prawda o ludzkim kojarzeniu się w pary polega między innymi na tym, 

że liczba osób płci przeciwnej wysoce pożądanych jako partnerzy jest z reguły mniejsza od 
liczby zainteresowanych ich pozyskaniem. Tylko niektórzy mężczyźni cechują się naprawdę 
wysoką pozycją społeczną i dużą ilością posiadanych dóbr. Kobiety muszą między sobą o 
nich współzawodniczyć, a wygrana przypadnie tylko nielicznym, z reguły tym, które same 
mają najwięcej do zaofiarowania. Rzadko się zdarza, by jakaś jednostka miała wszystkie 
pożądane przez płeć przeciwną zalety. Większość z nas musi więc zadowolić się partnerem 
mniej lub bardziej odbiegającym od wymarzonego ideału.

Swoista gra sił rynku matrymonialnego stwarza warunki ostrej rywalizacji z innymi 

osobami własnej płci, a niebezpieczeństw tej rywalizacji można całkowicie uniknąć jedynie 
za cenę kompletnego wycofania się z rynku. Trudno jednak wygasić podstawowe ludzkie 
pragnienia, a skłonność do ich spełnienia rzuca nas w wir współzawodnictwa i konfliktu. 
Ludzie nie zawsze potrafią świadomie rozpoznać współzawodnictwo w jego różnych 
przebraniach. Kupując najnowszy krem do twarzy, raczej nie myślimy o tym, że chcemy 
uczynić naszą skórę piękniejszą od skóry innych kobiet. Podobnie pocąc się na nowo 
zakupionym sprzęcie treningowym, nie sądzimy, że powoduje nami chęć zwyciężenia rywali 

background image

pięknem rzeźby naszych mięśni. A jednak, gdyby nie konieczność okazania się lepszym od 
rywali własnej płci, niewielka byłaby szansa na pojawianie się takich zachowań, podobnie jak 
niewielka jest szansa na zaniknięcie wewnątrzpłciowej rywalizacji w dającej się przewidzieć 
przyszłości.

Równie trudno wyobrazić sobie zanik konfliktu między płciami. Niektórzy mężczyźni 

okazują bezmyślną niewrażliwość na psychologię płciowości kobiet. Domagają się kontaktów 
seksualnych szybciej i częściej, niż pragną ich kobiety, czego świadectwem może być 
wspominany uprzednio fakt, że niemalże wszystkie skargi o napastowanie seksualne to skargi 
kobiet na mężczyzn. Strategie mężczyzn są więc dla kobiet źródłem gniewu, bólu i frustracji. 
A także na odwrót - mężczyźni cierpią z powodu strategii postępowania kobiet, gdy zostaną 
na przykład przez nie odrzuceni z powodu braku odpowiednich walorów. Jedni drugim zadają 
więc wiele cierpień, choć mężczyźni zdają się być ogólnie rzecz biorąc źródłem większego 
cierpienia kobiet, niż na odwrót.

Trudno także wyobrazić sobie całkowite wyeliminowanie konfliktu z pożycia 

konkretnych par. Choć niektóre pary żyją w większej harmonii niż inne, także te pierwsze nie 
są wolne od konliktów, trudno bowiem całkowicie uniknąć warunków prowokujących 
konflikt płci. Mężczyzna, który traci pracę z niezależnych od siebie przyczyn, może stanąć w 
obliczu konieczności rozwodu, do którego dąży jego żona, ponieważ przestał spełniać swą 
podstawową rolę dostarczyciela pożądanych dóbr. Pośród rosnącej liczby niezależnych od 
woli kobiety zmarszczek, może ona stanąć w obliczu konieczności rozwodu pożądanego 
przez jej męża, który odnosi zawodowe sukcesy i jest przedmiotem zainteresowania innych, 
młodszych kobiet.

Fakt, że konflikt płci wywodzi się z naszej ewolucyjnie wykształconej psychologii 

kojarzenia się w pary, może być źródłem niepokoju dla osób wyznających szeroko 
rozpowszechniony pogląd, jakoby konflikty były dziełem jedynie kulturowych konwencji 
sprzecznych z rzeczywistą naturą człowieka. Gniew mężczyzny, któremu podrzucono 
„kukułcze jajo", ma jednak równie niewiele wspólnego z normami jedynie kulturowymi, jak 
rozpacz kobiety przymuszanej do niechcianych kontaktów seksualnych. Ewolucja działa na 
zasadzie bezlitosnego kryterium sukcesu reprodukcyjnego, niezależnie od tego, jak bardzo 
skutki i przejawy stosowania tego kryterium są dla nas odrażające.

Szczególnie szkodliwym przejawem konfliktu wewnątrzpłciowego są wojny nękające 

ludzkość od zarania dziejów. Zważywszy większą skłonność mężczyzn do podejmowania 
ryzyka (celem zgromadzenia zasobów, które mogłyby zadowolić ich partnerki), nie jest 
zaskoczeniem fakt, że wojny są niemal wyłącznie dziełem mężczyzn. Wśród Indian 
Yanomamo występują tylko dwa zasadnicze powody wojen - pragnienie przechwycenia 
kobiet należących do mężczyzn z wrogiej grupy i pragnienie odzyskania własnych żon, 
porwanych przez tamtych w czasie poprzedniej wojny. Kiedy badający ich antropolog 
Napoleon Chagnon wyjaśniał swoim informatorom, że jego własny kraj wypowiedział 
właśnie wojnę w imię ideałów wolności i demokracji, Yanomamo zareagowali pełnym 
niedowierzania zdumieniem. Ryzykowanie własnym życiem dla jakiegolwiek innego powodu 
niż pozyskanie kobiet wydawało im się przedsięwzięciem wybitnie nierozsądnym (Chagnon, 
1983; informacja osobista, 1991). Motywacje przyświecające mężczyznom Yanomamo nie 
wydają się przy tym ani dziwaczne, ani nietypowe -o czym świadczy na przykład fala 
gwałtów towarzysząca niemal każdej wojnie odnotowanej w historii (Brownmiller, 1975). 
Mężczyźni wszędzie na świecie cechują się tymi samymi mechanizmami psychologicznymi 
wykształconymi w nich przez ewolucję. Fakt, że historia nie odnotowała ani jednego 
przypadku, w którym kobiety sformowałyby zbrojny oddział i napadły na sąsiednią wioskę 
celem pozyskania mężów, mówi nam coś istotnego o różnicach między płciami - że miano-
wicie mężczyźni cechują się znacznie brutalniejszymi strategiami pozyskiwania dostępu 
seksualnego niż kobiety (Tooby, Cosmides, 1989). Seksualne podłoże wielu aktów przemocy 

background image

obrazują także związki konfliktów międzypłciowych i  wewnątrzpłciowych.

Konflikt międzypłciowy rozgrywa się w życiu codziennym nie na polu bitwy, lecz w 

trakcie indywidualnych kontaktów poszczególnych mężczyzn i kobiet -w miejscu pracy, w 
domu, w trakcie towarzyskich spotkań. Kosztów zazdrości mężczyzny nie ponoszą wszystkie 
kobiety, lecz tylko jedna - jego partnerka.

Większość mężczyzn nie przejawia skłonności do gwałtu nawet w sprzyjających 

warunkach (Malamuth, 1981; Young, Thiessen, 1992), tak więc mężczyźni nie obciążają jako 
całość wszystkich kobiet kosztami związanymi z gwałtem. Krótko mówiąc, to nie solidarność 
mężczyzn z mężczyznami i kobiet z kobietami jest przyczyną konfliktu płci. Podstawową 
przyczyną konfliktu jest odmienność strategii seksualnych stosowanych przez kobiety i 
mężczyzn, odmienność sprawiająca, że realizacja indywidualnych strategii mężczyzn często 
napotyka przeszkody wynikające z realizowania przez poszczególne kobiety ich własnych, 
indywidualnych strategii.

W chwili obecnej jesteśmy już wyposażeni w taki zakres wiedzy o kontaktach 

mężczyzn z kobietami, jakim nigdy nie dysponowali nasi dawni i niedawni przodkowie. 
Stwarza to sposobność kształtowania naszej własnej przyszłości na skalę, która nigdy dotąd 
nie była możliwa. Fakt, że istota strategii seksualnych stosowanych przez obie płci 
uwarunkowana jest ewolucją biologiczną, nie czyni tych strategii ani niezmiennymi, ani nie 
usprawiedliwia nadużyć, do których może prowadzić ich stosowanie. Zmiany są możliwe 
dzięki temu, że strategie postępowania obu płci są bardzo wrażliwe na czynniki sytuacyjne, w 
tym także na koszty, którymi obciążone być mogą zachowania brutalne czy krzywdzące płeć 
przeciwną.

Współpraca płci

Mężczyźni i kobiety zawsze pozostawali od siebie nawzajem uzależnieni w prze-

kazywaniu własnych genów następnym pokoleniom. Długotrwałe związki ludzi bardziej 
opierają się na wzajemnym zaufaniu i świadczeniu sobie przysług, niż można to 
zaobserwować u jakiegokolwiek innego gatunku. W tym sensie ludzie są gatunkiem, u 
którego kooperacja płci przybrała natężenie niespotykane w świecie zwierząt. Zdolność do 
współpracy jest cechą równie ludzką, jak zdolność do samoświadomości czy tworzenia 
kultury.                                           

Analiza strategii seksualnych pozwala zorientować się w warunkach sprzyjających 

tworzeniu przez kobietę i mężczyznę trwałych związków. Takim sprzyjającym czynnikiem są 
niewątpliwie wspólne dzieci, których pojawienie się oznacza przypieczętowanie genetycznej 
wspólnoty interesów obu płci. Żadna róża nie pozostaje jednak bez kolców. Choć dzieci 
głównie cementują wspólnotę rodziców, stanowią też i zarzewie sporów - począwszy od 
rozdziału opieki nad nimi, skończywszy na perturbacjach w pożyciu seksualnym, które 
wywoływane są pojawieniem się już pierwszego dziecka. Innym czynnikiem sprzyjającym 
trwałości związku jest dochowywanie wierności seksualnej - każda zdrada otwiera drogę do 
większego lub mniejszego osłabienia więzi między małżonkami. Nawet jeżeli przynosi 
korzyści stronie, która zdrady się dopuszcza, są one z reguły pozyskiwane kosztem drugiej, 
zdradzanej strony. "Wierność przyczynia się do harmonii między płciami, choć i ta róża nie 
jest bez kolców - wierność możliwa jest bowiem tylko za cenę rezygnacji z dóbr, które obojgu 
partnerom przynieść mogą kontakty pozamałżeńskie.

Kluczem do harmonii między mężczyzną a kobietą jest gotowość do wzajemnego 

realizowania pragnień drugiej strony. Zadowolenie kobiety rośnie, kiedy mężczyzna oferuje 
jej więcej uwagi, czasu, zaangażowania i znoszonych do domu dóbr. Zadowolenie mężczyzny 
rośnie, kiedy kobieta okazuje mu życzliwość, uczucia i zaangażowanie oraz kiedy jest 
atrakcyjniejsza fizycznie od niego samego (Weisfeld, Russell, Weisfeld, Wells, 1992). Ci, 
którzy w większym stopniu spełniają pragnienia partnerów, z reguły sami więcej ze związku 

background image

wynoszą. Zrozumienie pragnień wykształconych przez ewolucję u płci przeciwnej jest więc 
kluczem do osiągnięcia harmonijnego pożycia kobiet i mężczyzn.

Okolicznością być może najbardziej sprzyjającą osiągnięciu tej harmonii jest sama 

wielość naszych pragnień, a w konsekwencji i wielość dóbr, które może wnieść do stałego 
związku każda ze stron. Dobra wnoszone do związku przez mężczyznę i kobietę częściowo 
się uzupełniają czy dopełniają, jak zasoby reprodukcyjne kobiety z niezbędnymi do 
przetrwania zasobami dostarczanymi przez mężczyznę. Poza tymi dobrami podstawowymi i 
niezbywalnymi partnerzy trwałego związku opartego na współpracy dostarczają sobie jednak 
nawzajem bardzo zróżnicowanych i niezbędnych do życia korzyści, jak ochrona przed 
niebezpieczeństwami, odstraszanie przeciwników, opieka w potrzebie, pomoc w wychowaniu 
dzieci i tak dalej. Każda z tych korzyści odpowiada jednemu z pragnień drugiej strony, 
pragnień definiujących ludzką naturę.

Fakt, że przez całe ludzkie dzieje kobiety i mężczyźni byli sobie nawzajem niezbędni 

do przetrwania, reprodukcji i spełniania własnych pragnień, powinien każdemu z nas 
uświadomić, na jak wielki szacunek zasługuje płeć przeciwna i jej pragnienia. Zapewne ta 
właśnie trwająca przez tysiące pokoleń komplementamość pragnień kobiety i mężczyzny 
decyduje o niezwykłym poczuciu spełnienia, którego doświadczamy w wypadku szczęśliwej 
miłości. Trwający przez całe życie sojusz kobiety i mężczyzny stanowi triumfalne osiągnięcie 
współgrania strategii seksualnych stosowanych przez obie płci.

Współcześnie stajemy przed szeregiem problemów, które obce były naszym odległym 

przodkom, jak pojawienie się rzetelnych metod zapobiegania niechcianej ciąży i skutecznych 
metod zwalczania bezpłodności, banki spermy, dzieci „z probówki", chirurgia kosmetyczna, 
niezwykłe rozpowszechnienie pornografii czy wreszcie pojawienie się AIDS. Osiągnęliśmy 
niespotykany nigdy dotąd poziom możliwości dowolnego kontrolowania skutków naszych 
kontaktów seksualnych. Stajemy jednak przed tymi nowymi zjawiskami wyposażeni w 
pradawne, niedostosowane do nich preferencje seksualne wykształcone w nas przez warunki, 
które bezpowrotnie już zniknęły z powierzchni Ziemi. Strategie seksualne 
trwają w nas niczym żywe skamieliny, świadcząc o tym, kim jesteśmy i skąd
przychodzimy.

Jesteśmy jedynym gatunkiem, który pojawił się na naszej planecie w ciągu trzech i pół 

miliarda lat dziejów życia i który dysponuje tak daleko posuniętymi możliwościami 
kształtowania swego przeznaczenia. Perspektywy skutecznego kształtowania przyszłości 
uzależnione są jednak od naszej zdolności do zrozumienia własnej przeszłości. Tylko przez 
badanie skomplikowanego repertuaru ludzkich strategii seksualnych możemy zrozumieć, skąd 
przyszliśmy. Tylko rozumiejąc, dlaczego strategie takie w nas się rozwinęły, uzyskać 
możemy zdolność wpływania na to, dokąd zmierzamy.

XI
Ukryte strategie seksualne kobiet

(...) upodobania płci, która inwestuje więcej — czyli samic — 
w znacznym stopniu wyznaczają kierunek,
w którym będzie ewoluował dany gatunek.
To samica podejmuje bowiem ostateczne decyzje co do tego,
kiedy, jak często i z kim łączy się w pary.
Sarah Blaffer Hrdy 1981

Złożoność kobiecych strategii doboru seksualnego bardzo utrudnia ich zrozumienie. 

Wyzwaniem nie jest jedynie rozwiązanie zagadki, czego kobiety pragną, ale także poznanie 
ukształtowanych w toku ewolucji strategii realizowania owych pragnień. Ciała i umysły 

background image

kobiet kryją w sobie oszałamiające i wciąż niezbadane zawiłości dotyczące seksualności. 
Niektóre strategie pozostają w ukryciu z czysto ewolucyjnych przyczyn - niemożliwe byłoby 
ich skuteczne stosowanie, gdyby ujawniła się ich prawdziwa natura. Jednak ludzie chcą 
wiedzieć. Odczuwamy głębokie pragnienie zrozumienia kobiet. W porównaniu z kobietami 
mężczyźni wydają się bardziej przejrzyści, jednak to wrażenie może być mylne. Zgodnie z 
zasadami koewolucji jest mało prawdopodobne, aby mężczyźni pozostawali ewolucyjnie 
niezmienni, podczas gdy u kobiet powstają coraz bardziej wyrafinowane strategie. Adaptacje 
kobiet związane z wyborem partnera znajdują odzwierciedlenie w kontradaptacjach męż-
czyzn, podobnie jak męskie adaptacje odzwierciedlają się w kontradaptacjach kobiet.

W tym rozdziale spróbujemy rozwiązać cztery ewolucyjne zagadki, na których 

skupiają się ostatnio autorzy badań nad kobiecymi strategiami doboru seksualnego. Czy 
żeński orgazm spełnia jakąś konkretną funkcję? Dlaczego kobiety romansują? Czy strategie 
seksualne kobiet są powiązane z ich cyklem menstruacyjnym? Czy mężczyźni mogą 
rozpoznać moment owulacji u kobiet?

Czy żeński orgazm ma znaczenie adaptacyjne?

W jednym z odcinków popularnego serialu Sześć stóp pod ziemią Brenda - atrakcyjna 

kobieta o burzliwym życiu emocjonalnym i wielu seksualnych przygodach - zaręcza się z 
Nate'em. Ich życie seksualne jest dalekie od bajkowej idylli. Na początku jednego z kolejnych 
odcinków Brenda siedzi w samochodzie, czekając na zielone światło. Przygląda się bardzo 
męskiemu kierowcy ciężarówki stojącej na sąsiednim pasie, a on odwzajemnia jej spojrzenie. 
W następnej scenie widzimy ich splecionych w szaleńczym akcie seksualnym w jego 
ciężarówce. Brenda jest wyraźnie podniecona, bardzo namiętna. Kiedy zbliża się do 
osiągnięcia orgazmu, okazuje się, że ów stosunek seksualny odbył się wyłącznie w jej 
wyobraźni. W rzeczywistym świecie zapala się zielone światło i Brenda, omdlewając, opusz-
cza „kochanka", odjeżdżając samotnie własnym samochodem. Tego samego wieczoru prosi 
narzeczonego, żeby wyszedł na zewnątrz i udawał napastnika, który włamuje się do jej domu. 
odmawia. Zamiast tego kochają się spokojnie i delikatnie. W kolejnym ujęciu Nate porusza 
się łagodnie na Brendzie, mrucząc: „Kocham cię". Brenda prosi go, żeby to robił „mocniej", 
jednak Nate nadal kocha się z nią w delikatny, zbyt łagodny sposób. Zamiast podniecenia i 
orgazmu, Brenda odczuwa frustrację i rozdrażnienie. Tak kończy się owa scena.

Żeński orgazm od stuleci intryguje, przeraża, zachwyca, niepokoi i zwodzi mężczyzn. 

Definiuje się go jako „wysoce zmienny szczyt doznań seksualnych, któremu towarzyszą 
mimowolne, rytmiczne skurcze zewnętrznej części pochwy, a często również macicy, 
zwieracza odbytu i zwieracza cewki moczowej, a także obniżenie napięcia ścian naczyń 
krwionośnych i mięśni, które wiąże się z silnym pobudzeniem seksualnym" (Symons, 1979, s. 
75). Aby zrozumieć fenomenologię kobiecego orgazmu, zobaczmy, jak opisują go kobiety, 
które go doświadczyły:
Intensywne uczucie podniecenia, któremu towarzyszy silne napięcie mięśni, szczególnie 
pleców i nóg, sztywne wyprężenie ciała trwające pięć sekund, a następnie całkowite 
rozluźnienie i uczucie ogromnego zmęczenia i ulgi.
Połączenie przypływów niezwykle przyjemnych doznań i narastającego napięcia. Kulminację 
tego doświadczenia stanowi fantastyczne doznanie, po którym następuje spadek napięcia. 
Na początku jest mrowienie i pełne napięcia oczekiwanie. Skurcze odbytu zapoczątkowują 
serię dreszczy pełznących ku górze wzdłuż kręgosłupa. Mrowienie i dreszcze nagle narastają, 
aż dochodzi do prawdziwej eksplozji w okolicy genitalnej. Towarzyszą jej zawroty głowy i 
uczucie osłabienia, niemal utrata świadomości, lecz nie do końca. To jakby kwietna eksplozja 
docierająca z rozmaitą intensywnością do miejsc położonych w różnej odległości od okolicy 
genitalnej (Bancroft, 1989).
Są to opisy szczególnie dramatycznych przeżyć. Niektóre kobiety opisują orgazm jako 

background image

znacznie powolniejsze, pulsujące doznanie, po którym następuje łagodne rozluźnienie.

Kobiety bardzo się różnią pod względem częstości przeżywania orgazmu. W pewnym 

dość typowym badaniu 15% kobiet twierdziło, że przeżywa orgazm podczas każdego 
stosunku seksualnego, 48% - że podczas większości stosunków, 19% - że czasami, 11% - 
sporadycznie, a 7% - nigdy (Tavris, Sadd, 1977). Porównywalne wyniki - uzyskane przy 
użyciu nieco innych metod i w innych próbach - opisywali Terman, Kinsey, Hunt, Chester, 
Fisher, Hite oraz ostatnio Lau-mann i Gagnon. Nasza fascynacja żeńskim orgazmem wynika 
po części z niepewności, czy w ogóle wystąpi, oraz z jego nieprzewidywalności. „W 
odróżnieniu od jednorożca, który jest szczególnie interesujący właśnie dlatego, że nie istnieje 
(...), i męskiego orgazmu, który występuje z monotonną regularnością, (...) żeński orgazm z 
pewnością istnieje, a jednak wzbudza zainteresowanie, wywołuje spory i polemiki, a także 
stanowi inspirację do tworzenia nowych ideologii, technicznych podręczników oraz literatury 
naukowej i popularnej tylko dlatego, że tak często się nie pojawia" (Symons, 1979, s. 86).     

Co sprawia, że niektóre kobiety z łatwością osiągają orgazm, a inne nie? Dlaczego 

kobieta przeżywa orgazm podczas stosunków z jednym mężczyzną, a współżyjąc z innym 
doświadcza jedynie seksualnej frustracji*? Zwolennicy różnych podejść naukowych od 
dawna próbują odpowiedzieć na te pytania, badając wiele aspektów kobiecego orgazmu - 
właściwości intymnych związków, w których występuje, subiektywne doznania, reakcje 
fizjologiczne, psychologiczne czynniki poprzedzające oraz emocjonalne następstwa. 
Podstawowe ewolucyjne pytanie, które inspiruje badaczy do poszukiwań, łączy w sobie 
wszystkie te aspekty: Czy żeński orgazm wykształcił się w procesie ewolucji po to, aby 
spełniać jakąś konkretną funkcję?

Na jednym biegunie sporu, jaki toczy się wokół tej kwestii, znaleźli się dość 

nieoczekiwani sprzymierzeńcy - antropolog ewolucyjny Donald Symons oraz nieżyjący już 
paleontolog ewolucyjny Steven J. Gould. W 1979 roku Symons stwierdził - a w 1987 roku 
poparł go Gould - że w odróżnieniu od orgazmu męskiego żeński nie powstał po to, aby 
spełniać jakąś konkretną funkcję (Symons, 1979; Gould, 1987).
*Jedna z czytelniczek zwróciła uwagę na fakt, że mężczyźni także różnią się pod względem 
łatwości osiągania orgazmu oraz że mogą go przeżywać podczas stosunków z niektórymi 
partnerkami, a z innymi nie -jednak te kwestie nie zostały dotąd wystarczająco wnikliwie 
zbadane.

W przeciwieństwie do kobiecego orgazmu funkcja orgazmu męskiego i towarzyszącej 

mu ejakulacji wydaje się oczywista - służą one wprowadzeniu spermy głęboko w drogi rodne 
kobiety, co ułatwia zapłodnienie. Wytryskowi nasienia towarzyszy szczyt seksualnej 
przyjemności - w ten sposób męski orgazm wiąże się z największym prawdopodobieństwem 
poczęcia potomstwa. Według Symonsa nie ma wiarygodnych dowodów na to, że 
jakiekolwiek właściwości żeńskiego orgazmu dawały kobietom, które łatwo go osiągały, 
reprodukcyjną przewagę nad rywalkami, które przeżywały go rzadko lub wcale. Zatem jest 
mało prawdopodobne, że żeński orgazm pełni funkcję adaptacyjną. Jak sugeruje Symons, 
kobiecy orgazm można raczej porównać do męskich sutków. Podobnie jak one, jest 
bezużytecznym produktem ubocznym pewnych kompromisów w rozwoju prenatalnym 
ssaków. Wszystkie osobniki ludzkie mają genetyczny potencjał umożliwiający powstanie 
funkcjonalnych żeńskich sutków lub ich bezużytecznych męskich odpowiedników. Podobnie, 
wszyscy ludzie mają genetyczne podstawy do wytworzenia się funkcjonalnego męskiego 
orgazmu bądź bezużytecznego orgazmu żeńskiego. Zgodnie z omawianym ujęciem to, który z 
owych związanych z płcią mechanizmów zostanie zaktywizowany, a który zahamowany, 
zależy od zdeterminowanych genetycznie „zwrotów", zachodzących w różnych stadiach 
rozwoju. Samce i samice nie są zatem odrębnymi bytami, ale raczej „dwoma wariantami 
jednego podstawowego planu, który zostaje sprecyzowany w trakcie rozwoju embrionalnego" 
(Gould, 1987, s. 16). Krótko mówiąc, żeński orgazm jest rozwojowym produktem ubocznym 

background image

orgazmu męskiego, który stanowi seksualną adaptację.

Goulda najwyraźniej irytowali badacze, którzy sugerowali, że orgazm u kobiet może 

spełniać jakieś funkcje. Na przykład surowo skarcił ewolucyjną antropolog Sarę Hrdy za 
opowiadanie „bajek o adaptacji" i wymyślanie „fantastycznych teorii", kiedy wysunęła ona 
hipotezę, że żeński orgazm służy wywoływaniu niepewności ojcostwa, a tym samym 
umożliwia kobiecie uzyskanie wsparcia od wielu mężczyzn. Symons wnikliwie rozważył 
argumenty i dane empiryczne przemawiające za słusznością jego tezy. Przedstawił cztery 
odrębne linie argumentacji wspierające koncepcję żeńskiego orgazmu jako produktu 
ubocznego. Po pierwsze stwierdził, że nie ma przekonujących dowodów na to, iż samice 
innych naczelnych przeżywają orgazm podczas kopulacji, chociaż wiele z nich jest zdolnych 
do osiągania orgazmu wskutek konkretnych rodzajów stymulacji, na przykład pocierania 
łechtaczki. Po drugie, żeński orgazm nie jest niezbędny do poczęcia potomstwa; na całym 
świecie w ciążę zachodzą także kobiety, które nie doświadczają seksualnego szczytowania. 
Po trzecie, żeński orgazm charakteryzuje się dużą zmiennością. W odróżnieniu od orgazmu 
męskiego, który występuje regularnie podczas stosunków seksualnych, żeński orgazm 
czasami się pojawia, a czasami przypomina raczej nieistniejącego jednorożca. Po czwarte, w 
niektórych kulturach kobiecy orgazm jest najwyraźniej zupełnie nieznany. Symons cytuje 
etnograficzne podsumowanie obserwacji, które przemawiają za tym ostatnim argumentem:
W większości społeczeństw, w których zgromadzono dane na ten temat, mężczyźni przejmują 
inicjatywę i bez dłuższej gry wstępnej zmierzają energicznie ku własnemu orgazmowi, nie 
poświęcając zbyt wiele uwagi zsynchronizowaniu swoich doznań z orgazmem kobiety. Liczne 
doniesienia wskazują, że o zakończeniu stosunku decyduje zaspokojenie namiętności i 
osiągnięcie przyjemności przez mężczyznę, który nie zważa na reakcje kobiety. Jeśli nawet 
kobiety przeżywają orgazm, to osiągają go biernie (Davenport, 1977, s. 149).
Symons zwraca także uwagę na fakt, że w kulturach Zachodu kobiety zwykle nie wymieniają 
orgazmu jako najważniejszego źródła przyjemności podczas stosunku seksualnego. Wiele 
kobiet podkreśla raczej, że lubi seks przede wszystkim dlatego, iż daje poczucie emocjonalnej 
bliskości z partnerem, i często wyróżnia moment penetracji jako najprzyjemniejszy w trakcie 
stosunku seksualnego.

Symons opublikował swoją klasyczną rozprawę o ewolucji ludzkiej seksualności w 

1979 roku. Od tego czasu przeprowadzono nowe badania, które sugerują, że samice 
niektórych innych gatunków naczelnych mogą, podobnie jak kobiety, przeżywać orgazm w 
trakcie kopulacji (Slob, van der Werff ten Bosch, 1991; Dixon, 1998; Baker, Bellis, 1995). Na 
przykład badacze zajmujący się jednym z gatunków makaków (Macaca arctoides) dokonali 
telemetrycznej rejestracji skurczów macicy podczas spółkowania. Co interesujące, owe 
fizjologiczne skurcze występują u samic równocześnie z „wyrazem twarzy wskazującym na 
szczytowanie". Ów grymas bardzo przypomina „ejakulacyjny wyraz twarzy" samca. Kiedy 
skurcze macicy ustają, wskazujący na szczytowanie wyraz twarzy samicy znika w ciągu 
dziesięciu sekund.

Chociaż badacze oczywiście nie mogą zapytać samic małp o ich subiektywne 

odczucia, to ścisły związek między fizjologicznymi skurczami a wyrazem twarzy wskazuje na 
to, że samice tego gatunku naczelnych przeżywają orgazm. Podobne reakcje zaobserwowano 
u samic szympansów. Podsumowując, wyniki przeprowadzonych ostatnio badań sugerują, że 
żeński orgazm przeżywany podczas stosunku seksualnego mógł powstać we wczesnej fazie 
ewolucyjnego rozwoju naczelnych.

Dane empiryczne dotyczące innych gatunków naczelnych nie odpowiadają wprost na 

pytanie, czy żeński orgazm u ludzi spełnia konkretną funkcję, czy też jest tylko 
bezużytecznym produktem ubocznym. Co więcej, jeśli samice wszystkich gatunków 
naczelnych są zdolne do doświadczania orgazmu, to można przypuszczać, że u ludzi nie 
wykształcił się żaden specyficzny mechanizm, który miałby spełniać określoną funkcję. Aby 

background image

dowieść, że żeński orgazm jest adaptacją, musimy sięgnąć po dowody, których wymaga się w 
wypadku wszystkich hipotetycznych adaptacji - czyli po dane wskazujące na to, że badane 
zjawisko jest specyficzne i swoiste dla danego gatunku, umożliwia oszczędność i służy 
rozwiązaniu konkretnego problemu adaptacyjnego. Rozpocznijmy poszukiwanie takich do-
wodów od przeglądu badań międzykulturowych.

Argumenty, które opierają się na międzykulturowych danych etnograficznych, nadal 

budzą zastrzeżenia, szczególnie w dziedzinie seksualności. Antropolodzy, którzy zgromadzili 
te dane, byli w większości mężczyznami, podobnie jak przeważająca część przedstawicieli 
badanych kultur, którzy przekazali badaczom owe informacje. Kobiety - co zrozumiałe - 
mogą być niechętne rozmawianiu o  szczegółach swoich doświadczeń seksualnych z 
antropologiem – mężczyzną i obcokrajowcem. Badacze często po prostu nie poszukują 
informacji na temat niuansów kobiecych zachowań związanych z wyborem partnera. Te 
czynniki mogły doprowadzić do nietrafnej etnograficznej oceny częstości występowania 
żeńskiego orgazmu. 

Przyjrzyjmy się kulturom, w których zdaniem wielu badaczy żeński orgazm nie 

występuje. Na przykład jeden z przedstawicieli indyjskiego ludu Muria - kultury, w której 
zdaniem części badaczy kobiety nie doświadczają orgazmu - opowiadał: „Kiedy leży na niej, 
ona ręką umieszcza jego organ we właściwym miejscu. Oboje milczą. Są bardzo cicho. On 
musi to robić bardzo gwałtownie - dopóki nie oblejesz się potem, a twoja żądza cię nie 
opuści, nie poczujesz się spełniony. Ona mówi: «Jeszcze, jeszcze». Nie pozwoli mu skończyć, 
dopóki jej nie zaspokoi". Opis ten wydaje się sugerować, że kobieta dąży do osiągnięcia 
orgazmu, chociaż kulturę, z której pochodzi, uznaje się często za przykład społeczeństwa, w 
którym żeński orgazm nie występuje. W etnograficznych opisach sporządzonych przez 
kobiety doniesienia o żeńskim orgazmie wydają się dość powszechne. W książce Nisa: The 
Life and Words of a !Kung Woman („Nisa: Życie i opowieści kobiety z ludu !Kung") 
Margorie Shostak pisze:
Czasami kobieta kończy pierwsza, a mężczyzna później. Czasami kończą jednocześnie. Obie 
możliwości są równie dobre. Niedobrze jest tylko wtedy, kiedy kobieta jeszcze nie skończyła, a 
mężczyzna już osiągnął szczyt (...). Wszystkie kobiety znają seksualną przyjemność. Jeśli 
mężczyzna kończy przed kobietą, to zdarza się, że kobieta - jeśli naprawdę lubi seks - czeka, 
aż mężczyzna odpocznie, a potem jeszcze raz się z nim kocha, bo i ona chce skończyć. Będzie 
się kochała z mężczyzną tak długo, aż zostanie zaspokojona. W przeciwnym razie mogłaby 
zachorować (Shostak, 1981, s. 286-287).
Chociaż prawdopodobnie można by znaleźć etnograficzne potwierdzenie słuszności szeregu 
poglądów, to podstawowy problem polega na tym, że nie przeprowadzono dotąd 
systematycznych badań nad kobietami w różnych kulturach, aby zyskać pewność co do tego, 
czy istnieją społeczeństwa, w których żeński orgazm jest zupełnie nieznany bądź kobiety go 
nie doświadczają (Rancour-Laferriere, 1985). Jak stwierdziła jedna z badaczek, „etnografowie 
nie przywiązywali dotąd zbyt wielkiej wagi do poszukiwania informacji dotyczących istnienia 
żeńskiego orgazmu" (Rancour-Laferriere, 1985, s. 79).

Za dowód słuszności koncepcji żeńskiego orgazmu jako produktu ubocznego uważa 

się czasami wewnątrz- i międzykulturową zmienność badanego zjawiska. Jednak to właśnie 
zmienność, a nie stałość, jest właściwością, której należałoby oczekiwać zgodnie z różnymi 
hipotezami dotyczącymi adaptacji. Dowodów adaptacyjnego charakteru jakiegoś zjawiska 
poszukuje się zwykle w uniwersalności jego konstrukcji, a nie w niezmienności jego 
obserwowalnych przejawów. Mechanizmy powstawania zgrubień naskórka są uniwersalnymi 
ludzkimi adaptacjami, jednak obserwuje się znaczną zmienność indywidualną i kulturową w 
grubości i rozmieszczeniu takich zgrubień. Adaptacja może być skonstruowana tak, aby jej 
przejawy były zmienne, bo tylko dzięki temu może niezawodnie, precyzyjnie i skutecznie 
spełniać swoją funkcję. Sygnały związane z funkcją danej adaptacji stają się bezwartościowe, 

background image

kiedy albo występują zawsze, albo też są niezmiennie nieobecne (Rancour-Laferriere, 1985, s. 
70). Jeśli orgazm spełnia funkcję sygnału, jak sugeruje kilka hipotez adaptacyjnych, to 
zmienność jest absolutnie niezbędnym elementem konstrukcji kobiecego orgazmu.

Pięć możliwych funkcji żeńskiego orgazmu

Istnieje przynajmniej pięć odrębnych hipotetycznych adaptacyjnych funkcji żeńskiego 

orgazmu. Pierwszą i najbardziej popularną hipotezą jest tak zwana hipoteza hedonistyczna, 
zgodnie z którą dziewczęta po prostu chcą się dobrze bawić. Zgodnie z tą hipotezą orgazm 
motywuje kobiety do odbywania stosunków seksualnych w ciągu całego cyklu 
menstruacyjnego, co zwiększa szansę poczęcia potomstwa (Rancour-Laferriere, 1985, s. 105). 
Dzięki orgazmowi seks sprawia kobietom przyjemność, co zachęca je do jak najczęstszego 
współżycia. Zatem kobiety doświadczające orgazmu mogły w przeszłości osiągać 
reprodukcyjną przewagę nad kobietami, które go nie przeżywały, ponieważ częściej 
odbywały stosunki seksualne, wskutek czego rodziły więcej dzieci. Ponieważ w tej hipotezie 
zakłada się znaczną jednorodność sposobu doświadczania orgazmu przez różne kobiety, więc 
jej weryfikacja wymaga zastosowania kryterium uniwersalności konstrukcji żeńskiego 
orgazmu. Dobrze udokumentowana empiryczna zmienność sugeruje, że owa hipoteza jest 
niesłuszna, a w najlepszym razie niekompletna. Ponadto, hipoteza hedonistyczna wyjaśnia, 
dlaczego kobiety lubią seks, ale nie wynika z niej, dlaczego orgazm i jego konkretne 
elementy, takie jak wzrost napięcia, nagłe szczytowanie, szczyt przyjemnych doznań i 
charakterystyczne skurcze mięśni, są niezbędne do tego, żeby seks sprawiał kobietom radość.

Inną adaptacyjną funkcję żeńskiego orgazmu proponuje hipoteza „tego jedynego". 

Głosi ona, że kobiecy orgazm jest narzędziem wyboru partnera. Jak pisze Natalie Angier, 
dziennikarka zajmująca się tematyką naukową, „żeński orgazm jest ostatecznym wyrazem 
wyboru kobiety (...), narzędziem, dzięki któremu kobieta panuje nad przebiegiem 
odwiecznego ukrytego sporu" (Angier, 1999, s. 74). Zakłada się, że wybierając mężczyznę, z 
którym jest zdolna do osiągania orgazmu, kobieta decyduje się na partnera, który zostanie 
przy niej oraz będzie inwestował w nią i w jej dzieci. Być może wrażliwość mężczyzny na 
pragnienia kobiety, jego umiejętność rozpoznawania jej potrzeb oraz jego starania, żeby 
zaspokoić ją seksualnie, sugerują, że w przyszłości będzie dobrym mężem i ojcem. Zmien-
ność żeńskiego orgazmu - a szczególnie fakt, że ta sama kobieta może być w różnym stopniu 
zdolna do osiągania go podczas współżycia z różnymi mężczyznami - jest niezbędna do tego, 
aby mógł on spełniać hipotetyczną funkcję wyboru partnera.

Podczas gdy hipoteza „tego jedynego" skupia się na informacyjnej wartości żeńskiego 

orgazmu dla samej kobiety, to hipoteza pewności ojcostwa dotyczy sygnału, wysyłanego 
przez kobietę partnerowi (Alexander, Noonan, 1979, s. 449). Żeński orgazm mówi 
mężczyźnie, że zaspokaja kobietę seksualnie, a zatem nie będzie ona miała motywacji do 
poszukiwania seksualnego spełnienia z innymi partnerami. W rezultacie kobiecy orgazm jest 
dla mężczyzny oznaką seksualnej wierności partnerki. Jeśli kobieta osiąga orgazm, to 
mężczyzna może przypuszczać, że zostanie z nim zamiast rozglądać się za kimś innym. 
Funkcja sygnału wierności kobiety polega na oddziaływaniu na zachowanie jej partnera - 
żeński orgazm zwiększa prawdopodobieństwo, że mężczyzna zwiąże się z partnerką na stałe i 
będzie inwestował w jej dzieci.

O czwartej funkcji żeńskiego orgazmu mówi hipoteza niepewności ojcostwa. Po raz 

pierwszy sformułowała ją ponad dwadzieścia lat temu antropolog ewolucyjna Sarah Hrdy w 
kontekście swoich badań nad naczelnymi - langurami i makakami (Hrdy, 1999). Zgodnie z 
tym poglądem, żeński orgazm wykształcił się po to, by sprzyjać promiskuityzmowi. Kiedy 
samica współżyła seksualnie z wieloma samcami, trudno było ustalić, kto jest prawdziwym, 
genetycznym ojcem jej dzieci. Wywołując niepewność ojcostwa, samica mogła zmniejszać 
prawdopodobieństwo tego, że któryś z samców należących do grupy zabije jej potomstwo - 

background image

ostatecznie młode mogło być jego dzieckiem. Ta niepewność mogła także zwiększać 
gotowość wielu samców do inwestowania w samicę i jej potomstwo, co przynosiło jej 
korzyści przewyższające te, które mogłaby uzyskać od jednego samca.

Symons zwraca uwagę na istotny problem teoretyczny związany z hipotezą 

niepewności ojcostwa (Symons, 1982). Otóż hipoteza ta zakłada, że samce mogą ocenić 
prawdopodobieństwo ojcostwa. Jeśli to prawda, dlaczego samce nie miałyby zmniejszać 
swoich inwestycji w samicę i jej dzieci w miarę, jak maleje prawdopodobieństwo, że są 
genetycznymi ojcami? A jeżeli rzeczywiście tak jest, dlaczego samica miałaby czerpać 
większe korzyści z uzyskania cząstek zasobów od pięciu różnych samców niż z otrzymania 
całości od jednego samca? Poza tym teoretycznym problemem warto zwrócić uwagę na 
wątpliwości natury empirycznej - dotąd nie próbowano zweryfikować hipotezy niepewności 
ojcostwa wśród ludzi. Wydaje się, że sama Hrdy odstąpiła ostatnio od tej hipotezy (Hrdy, 
1999, s. 223).     .                                                                           .

Niektórzy biolodzy ewolucyjni wyjaśniają żeński orgazm, odwołując się do 

wspomnianej już w rozdziale czwartym hipotezy zatrzymania spermy. Zgodnie z tą hipotezą 
żeński orgazm służy „wsysaniu" spermy do szyjki i jamy macicy, co zwiększa 
prawdopodobieństwo zapłodnienia. 

* Jako pierwsi sformułowali tę hipotezę Fox, Wolff i Baker (1970); próby jej 

zweryfikowania podjęło wielu badaczy, przede wszystkim Baker i Bellis (1995). 

Chociaż nie znamy dokładnego fizjologicznego mechanizmu, za pośrednictwem 

którego tak się dzieje, to omawiane zjawisko może zachodzić w jeden z trzech sposobów. Po 
pierwsze, żeński orgazm może sprawiać, że szyjka macicy zanurza się głębiej w 
pozostawionym przez samca płynie nasiennym. Po drugie, orgazm może wydłużać czas 
zanurzenia szyjki macicy w płynie nasiennym. Po trzecie, wreszcie, skurcze mogą powo-
dować wsysanie śluzu szyjkowego do jamy macicy (Baker, Bellis, 1995).

Ewolucjoniści opracowali specjalne badania i zgromadzili dostępne dane empiryczne, 

aby zweryfikować te konkurencyjne hipotezy. Zanim przyjrzymy się owym danym, warto 
zauważyć, że dla wielu kobiet seks może być bardzo przyjemny także wtedy, kiedy w ogóle 
nie osiągają orgazmu. Na przykład badanie przeprowadzone niedawno w Wielkiej Brytanii 
ujawniło, że 71% respondentek uważa, iż seks bez orgazmu może całkowicie zadowalać 
kobietę. Co interesujące, o 10% więcej mężczyzn niż kobiet uważa, że orgazm jest niezbędny 
do tego, aby kobieta mogła osiągnąć pełną satysfakcję ze współżycia, co sugeruje, iż być 
może mężczyźni bardziej się przejmują żeńskim orgazmem niż same kobiety (Wellings, 
Field, Johnson, Wadsworth, 1994).

Daniel Rancour-Laferriere opowiada się za hipotezą „tego jedynego", nazywając ją 

hipotezą „rodzinnego szczęścia". W 1970 roku czasopismo „Redbook" opublikowało wyniki 
ankiety przeprowadzonej wśród 100 000 kobiet. Okazało się, że kobiety najczęściej osiągają 
orgazm, jeśli współżyją seksualnie w ramach stałego, opartego na silnym zaangażowaniu 
związku - zarówno przed ślubem, jak i w małżeństwie. Aż 77% kobiet, które nawiązywały 
serię jednorazowych kontaktów seksualnych, twierdziło, że nigdy nie osiąga orgazmu. Dla 
odróżnienia, wśród kobiet, które regularnie współżyły ze stałym partnerem, to samo 
twierdziło zaledwie 23% (Tavris, Sadd, 1977). Przeprowadzone pól wieku temu klasyczne 
badanie Kinseya wykazało, że mężatki osiągają orgazm częściej niż kobiety niezamężne 
(Kinsey i in., 1953), a dobrze kontrolowane badanie ankietowe z 1994 roku,
zatytułowane Sex in America, ujawniło, że ponad dwie trzecie samotnych kobiet zwykle nie 
przeżywa orgazmu podczas współżycia seksualnego, zaś około 75% mężatek szczytuje 
zazwyczaj lub za każdym razem (Michael, Gagnon, Laumann, Kołata, 1994). Wszystkie te 
wyniki wskazują na to, że żeński orgazm zdarza się najczęściej w stałych, opartych na 
zaangażowaniu związkach. Ta obserwacja pozostaje w zgodzie z hipotezą „tego jedynego", 

background image

chociaż można by ją także wyjaśnić jako skutek długoletniej praktyki lub wystarczająco wielu 
prób i błędów w kontaktach seksualnych z jednym partnerem, a zatem nie sposób jej uznać za 
decydujący dowód na to, że żeński orgazm jest specjalnie skonstruowanym narzędziem, które 
służy do wyboru partnera.

Badania wskazują, że zamężne kobiety, które częściej przeżywają orgazm, są 

szczęśliwsze w małżeństwie niż kobiety, które rzadziej osiągają szczyt seksualnej 
przyjemności. To odkrycie przemawia za słusznością hipotezy „tego jedynego", jeśli 
uzupełnimy ją o założenie, że orgazm wpływa nie tylko na początkowy wybór partnera, ale 
także na decyzję o pozostaniu z nim (Eisher, 1973; Terman, 1938). Badanie przeprowadzone 
wśród 6000 angielskich kobiet potwierdza istnienie trwałej zależności między orgazmem a 
jakością małżeństwa. Podczas gdy tylko 3% kobiet, które podczas współżycia z mężem często 
lub za każdym razem osiągały orgazm, ujawniało zainteresowanie seksem pozamałżeńskim, 
to aż 10% tych, które w małżeństwie rzadko doświadczały szczytu seksualnej przyjemności, 
wyrażało chęć romansowania z innymi mężczyznami (Chesser, 1957). W badaniu Kinseya 
obejmującym 6927 kobiet, które miały pozamalżeńskie romanse, 42% oceniło, że podczas 
współżycia z kochankiem osiąga orgazm częściej niż w małżeństwie, zaledwie 24% 
twierdziło, że podczas stosunków z mężem przeżywa orgazm częściej niż w trakcie 
współżycia z kochankiem, a 34% uznało, że w obu wypadkach równie często osiąga orgazm. 
Co interesujące, 94% zamężnych kobiet często przeżywających orgazm w małżeństwie 
twierdziło, że nadal kocha swoich mężów równie mocno, jak w ciągu pierwszego roku po 
ślubie. Niesłabnącą miłość małżeńską ujawniło 61% kobiet, które rzadziej doświadczały 
szczytu seksualnej przyjemności. Zatem chociaż miłość i orgazm są ze sobą związane, to 
orgazm nie jest warunkiem koniecznym miłości. Co więcej, na podstawie żadnego z omówio-
nych badań nie można określić kierunku zależności przyczynowo-skutkowej. Być może to 
szczęśliwe małżeństwo powoduje, że kobieta częściej osiąga orgazm, a nie na odwrót. Być 
może niektórzy mężczyźni są szczególnie czuli dla swoich partnerek, odczuwają do nich 
wyjątkowo silny pociąg fizyczny lub są w nich szczególnie mocno zakochani, wskutek czego 
bardziej niż inni starają się zaspokoić seksualnie swoje żony, co doprowadza do 
współwystępowania miłości i orgazmu. 

Krótko mówiąc, wyniki badań empirycznych w pewnym stopniu potwierdzają 

słuszność hipotezy „tego jedynego", jednak nie w jej pierwotnej formie. Żeński orgazm może 
odgrywać pewną rolę w budowaniu i utrzymywaniu rodzinnego szczęścia, tak jak sugeruje to 
omawiana hipoteza. Jednak brak orgazmu może skłaniać kobiety do nawiązywania 
pozamałżeńskich romansów, co wskazuje na znacznie bardziej złowrogą funkcję tego 
zjawiska.

Zamiast służyć do wyboru „tego jedynego" towarzysza kobiety w małżeńskim raju, 

żeński orgazm mógł powstać (przynajmniej częściowo) jako mechanizm genetycznej zdrady - 
narzędzie wyboru spermy ułatwiające kobiecie podjęcie decyzji, który z samców zapłodni jej 
drogocenne jajeczka. Słusznos'ć tego przypuszczenia potwierdzają w pewnym stopniu wyniki 
badań nad innym gatunkiem naczelnych - makakami japońskimi (Troisi, Carosi, 1998). 
Alfonso Troisi i Monica Carosi zanalizowali dwieście czterdzieści aktów kopulacji w grupie 
szesnastu samców i dwudziestu sześciu samic. Żeński orgazm - przejawiający się kurczowym 
zaciskaniem dłoni, skurczami mięśni i wydawaniem specyficznych odgłosów - wystąpił 
podczas 33% tych aktów. Podobnie jak u ludzi, dłuższy czas kopulacji i większa liczba 
pchnięć miedniczych zwiększały prawdopodobieństwo tego, że samica osiągnie orgazm. 
Badacze dokonali jednak innego fascynującego odkrycia - samice częściej osiągały orgazm w 
trakcie kopulacji z samcami dominującymi w grupie, szczególnie jeśli same zajmowały niską 
pozycję społeczną.

Autorzy dość zbliżonych badań nad ludźmi skupili się nad związkiem między cechami 

mężczyzny - takimi jak symetria rysów twarzy i fizyczna atrakcyjność - a żeńskim orgazmem. 

background image

Jak wspomniano w rozdziale trzecim, wady genetyczne oraz szkodliwe czynniki 
środowiskowe mogą zaburzać symetrię ciała i twarzy (przypomnij sobie, jak wygląda aktor i 
piosenkarz country, Lyle Lovett). Wielu biologów uznaje symetrię za oznakę dziedzicznej 
dobrej kondycji i wysokiej jakości genów. Randy Thornhill i jego współpracownicy zbadali 
osiemdziesiąt sześć heteroseksualnych par i wykazali, że kobiety, których partnerzy mieli 
symetryczne twarze i ciała, osiągały orgazm częściej niż kobiety mające partnerów o bardziej 
asymetrycznych ciałach (Thornhill, Gangestad, Comer, 1995). Przeprowadzone z jeszcze 
większym rozmachem badanie, w którym uczestniczyło trzysta osiemdziesiąt osiem kobiet 
(niektóre z nich mieszkały w Niemczech, a inne w Stanach Zjednoczonych), ujawniło 
podobne zjawisko - kobiety związane z atrakcyjniejszymi fizycznie mężczyznami częściej niż 
te, które miały mniej atrakcyjnych partnerów, twierdziły, że podczas ostatniego stosunku 
osiągnęły orgazm (Shackelford, Weekes-Shackelford, LeBlanc, Bleske, Euler, Hoier, 2000). 
Wyniki tych badań w pewnym stopniu potwierdzają zawarty w hipotezie „tego jedynego" 
element wyboru partnera, sugerując, że kobiety częściej osiągają orgazm podczas współżycia 
z mężczyznami o genotypie i fenotypie wysokiej jakości. Jednak wszystkie te badania budzą 
pewne wątpliwości, ponieważ nie umożliwiają określenia kierunku związku przyczynowo-
skutkowego. Być może atrakcyjni mężczyźni o symetrycznych ciałach mają więcej 
doświadczeń seksualnych, a tym samym zyskują więcej okazji do tego, aby się nauczyć, jak 
być lepszymi kochankami. Ponadto, żeński orgazm nie wiąże się z silniejszą miłością kobiety 
do partnera czy też większymi inwestycjami w związek, ani ze sposobem, w jaki kobieta 
spostrzega miłość mężczyzny i jego inwestycje. Wszystko to wydaje się podważać słuszność 
tej wersji hipotezy „tego jedynego", która skupia się na „rodzinnym szczęściu".

O co więc w tym wszystkim chodzi? Wydaje się, że kluczem do rozwiązania tej 

tajemnicy jest związek między żeńskim orgazmem a zatrzymaniem spermy w drogach 
rodnych, połączony z ukrytą stroną kobiecej seksualności - zdradami seksualnymi. Jak 
pamiętamy, Kinsey odkrył, że odsetek kobiet, które osiągały więcej orgazmów z kochankiem 
niż z mężem, niemal dwukrotnie przewyższał odsetek kobiet, które częściej doświadczały 
szczytu seksualnej przyjemności podczas współżycia ze stałym partnerem. Badanie 
przeprowadzone niedawno w Wielkiej Brytanii ujawniło, że kobiety mają więcej orgazmów 
sprzyjających zatrzymywaniu spermy w drogach rodnych (czyli takich, które występują w 
ciągu dwóch minut od orgazmu mężczyzny) podczas stosunków z kochankami niż w trakcie 
współżycia z mężami (Baker, Bellis, 1995). Rozstrzygającym argumentem może się jednak 
okazać czas odbywania popołudniowych schadzek w zacisznych hotelikach. Kobiety, które 
mają romanse, wydają się współżyć seksualnie ze swoimi kochankami przede wszystkim w te 
dni, kiedy są najbardziej płodne - tuż przed owulacją lub podczas jej trwania. Rzeczywiście, 
w okresie największej płodności kobiety współżyją z kochankami trzykrotnie częściej niż w 
niepłodnej fazie poowulacyjnej (Baker, Bellis, 1995).

Nareszcie zaczynamy uchylać rąbka tajemnicy żeńskiego orgazmu. Zdolność kobiety 

do jego osiągania mogła się pierwotnie wytworzyć jako produkt uboczny, jak twierdzili 
Symons i Gould. Wydaje się jednak, że w toku ewolucji doszło do adaptacyjnej modyfikacji 
żeńskiego orgazmu, wskutek czego stało się istotne, kiedy i z kim kobieta go osiąga. Dane 
empiryczne przemawiają za hipotezą „tego jedynego", ale nie w jej pierwotnej postaci. 
Orgazm wydaje się spełniać funkcję narzędzia selekcji, za pomocą którego kobieta wybiera, 
który z mężczyzn ją zapłodni, przy czym ów wybranek wcale nie musi być jej mężem. 
Kobiety częściej osiągają orgazm ze stałymi partnerami o genach wysokiej jakości, 
przejawiającej się w anatomicznej symetrii ciała oraz w fizycznej atrakcyjności. Jeśli jednak 
kobieta ma romans, to także zwykle wybiera kochanka o genach wysokiej jakości i właśnie z 
nim - w kontekście niebezpiecznych schadzek - częściej niż z mężem doświadcza szczytu 
seksualnych doznań. W takiej sytuacji orgazm może ułatwiać kobiecie stosowanie strategii 
wyboru partnerów, która umożliwia jej „złapanie dwóch srok za ogon" - czyli uzyskanie 

background image

inwestycji od jednego mężczyzny, który zapewnia jej dzieciom ojcowską opiekę i potrzebne 
zasoby, oraz dobrych genów od innego mężczyzny, który niewiele inwestuje, ale podwyższa 
genetyczną jakość jej dzieci.                                               

Chociaż analiza wyników badań naukowych przywiodła mnie do wniosku, ze żeński 

orgazm nosi przynajmniej pewne znamiona adaptacji, to przeciwnicy tej tezy - zwolennicy 
hipotezy produktu ubocznego - nadal dysponują sporym arsenałem argumentów. Żadna ze 
współczesnych hipotez adaptacyjnych nie wyjaśnia, na przykład, dlaczego kultury wydają się 
tak bardzo różnić pod względem częstości występowania żeńskiego orgazmu. Ponadto 
musimy się liczyć z możliwością, że żeński orgazm nie jest w pełni ani adaptacją, ani 
produktem ubocznym, ale raczej łączy w sobie pewne właściwości produktu ubocznego z 
adaptacyjną modyfikacją.

Na zakończenie tych rozważań warto zwrócić uwagę na uderzającą lukę w 

ewolucyjnych teoriach dotyczących możliwych funkcji żeńskiego orgazmu. Otóż autorzy tych 
teorii niemal zupełnie pominęli kwestię wpływu owych funkcji na strategie seksualne 
mężczyzn.
*Donowi Symonsowi należą się podziękowania za to, że zwrócił uwagę na tę lukę.

 
Jeśli żeński orgazm spełnia funkcję „wykrywacza" najlepszego partnera lub służy 

zwiększaniu prawdopodobieństwa zajścia w ciążę z konkretnym mężczyzną, to selekcja 
naturalna powinna sprzyjać koewolucyjnemu wykształceniu się u mężczyzn adaptacji 
zwiększających szansę na to, że ich partnerka osiągnie orgazm. Można by zatem oczekiwać, 
że mężczyźni są wyposażeni w adaptacje, dzięki którym (a) rozpoznają żeński orgazm, (b) nie 
dają się oszukać kobiecie, która tylko go udaje, (c) powstrzymują ejakulację do momentu, 
kiedy partnerka go osiąga i (d) doprowadzają do wytrysku nasienia natychmiast po jego 
osiągnięciu przez kobietę. Dotąd nie zgromadzono żadnych danych potwierdzających 
istnienie tych hipotetycznych adaptacji. Jest to niezwykłe wyzwanie dla przyszłych badaczy, 
którzy będą mieli dość odwagi, żeby się włączyć w naukową debatę na temat możliwych 
funkcji żeńskiego orgazmu.

Dlaczego kobiety miewają romanse?

Przeprowadzone niedawno badanie marzeń seksualnych trzystu czterdziestu dzie-

więciu osób przyniosło godne uwagi wyniki - 87% badanych przyznało, że w ciągu ostatnich 
dwóch miesięcy miało fantazje seksualne na temat kogoś innego niż stały partner (Hicks, 
Leitenberg, 2001). Pod tą zaskakująco wysoką liczbą kryje się wyraźna różnica pici - 
mężczyzn, którzy ujawnili takie marzenia, było o 18% więcej niż kobiet. Oznacza to jednak, 
że aż 80% kobiet przyznało się do niedawnych fantazji seksualnych na temat kogoś spoza ich 
obecnego związku. Kobiety często pogrążają się w seksualnych marzeniach także na temat 
obecnego partnera. Warto dodać, że większość seksualnych fantazji przedstawicieli obu płci - 
64% marzeń kobiet i 54% fantazji mężczyzn - skupia się na ich obecnym partnerze. Niemniej 
jednak, 34% erotycznych marzeń kobiet dotyczyło kogoś innego. Dlaczego?
Pewna wskazówka wynika z funkcji seksualnych marzeń: „(...) umysł jest przystosowany do 
radzenia sobie z tym, co niezwykłe i złożone, oraz z tym, co się wydarzy w przyszłości (...), 
funkcja umysłu polega na wywoływaniu zachowań; nawet jeśli zaledwie jeden na tysiąc 
impulsów zostanie urzeczywistniony, to jednak funkcja pożądania polega na motywowaniu 
jednostek do współżycia seksualnego" (Symons, 1979, s. 206-207). Fantazje są oknem, przez 
które można zajrzeć do seksualnej części umysłu człowieka, ale odgrywają także znacznie 
ważniejszą rolę: motywują nas do wprowadzania naszych pragnień w czyn, kiedy pojawia się 
okazja, a moment jest po temu właściwy.

Czy dysponujemy jakimikolwiek dowodami empirycznymi na to, że fantazje 

seksualne motywują ludzi do nawiązywania romansów? Przyjrzyjmy się następującym danym 

background image

statystycznym. Męskie fantazje seksualne na temat innych kobiet nie są istotnie związane z 
tym, czy mężczyźni zdradzają swoje partnerki - kobiety spoza obecnych związków badanych 
mężczyzn pojawiały się w 54% seksualnych marzeń wiernych i w 55% fantazji niewiernych 
partnerów. Odmiennie przedstawiała się sytuacja w wypadku kobiet. Tylko 30% fantazji 
wiernych kobiet dotyczyło kogoś innego niż ich obecni partnerzy, ale ponad 53% marzeń 
niewiernych kobiet skupiało się na mężczyznach spoza ich obecnego związku. Oczywiście na 
podstawie tych danych nie można określić kierunku zależności przyczynowo--skutkowej. Być 
może to niewierność powoduje, że kobiety częściej snują seksualne fantazje na temat innych 
mężczyzn, a nie marzenia są przyczyną romansów. Niemniej jednak, wyniki te są zgodne z 
koncepcją, że fantazje seksualne na temat mężczyzn innych niż ich obecni partnerzy skłaniają 
kobiety do poszukiwania seksualnych doznań w ramionach kochanków.

Pytanie, z jakich ewolucyjnych przyczyn kobiety angażują się w owe niebezpieczne 

związki, nadal wprawia badaczy w zakłopotanie, a dzieje się tak z dwóch powodów. Po 
pierwsze, w porównaniu z mężczyznami kobiety rzadko mogą bezpośrednio podnieść swoją 
wydajność reprodukcyjną przez znalezienie dodatkowych partnerów seksualnych. Podczas 
gdy przodkowie dzisiejszych mężczyzn mogli bezpośrednio zwiększać szansę odniesienia 
reprodukcyjnego sukcesu przez współżycie seksualne z dodatkowymi partnerkami, kobiety 
nie miały takiej możliwości. Konieczność zainwestowania dziewięciu miesięcy w ciążę 
uniemożliwia kobietom rodzenie więcej niż jednego dziecka na rok, niezależnie od tego, czy 
mają jednego, dziesięciu, czy stu partnerów seksualnych.

Drugim czynnikiem, który powinien zniechęcać kobiety do seksualnych przygód „na 

boku", są ogromne koszty, jakie mogą ponosić wskutek zdrady. Decydując się na romans, 
kobieta ryzykuje, że zostanie porzucona przez stałego partnera. Mężczyźni często rozwodzą 
się z kobietami przyłapanymi na zdradzie (zob. rozdział ósmy). Nawet jeśli kobieta nie 
zostanie porzucona, grozi jej fizyczna i psychiczna przemoc ze strony zazdrosnego partnera. 
Angażując się w seksualne przygody, kobiety narażają na szwank swoje dobre imię. Ryzykują 
obniżenie swojej wartości jako potencjalnych partnerek w razie, gdyby w przyszłości musiały 
powrócić na matrymonialny rynek. Mogą również zaszkodzić swoim dzieciom, ponieważ 
zdarza się, że zdradzeni mężczyźni porzucają dzieci albo ograniczają inwestycje w 
potomstwo. Niewierne kobiety wystawiają się też na ryzyko zarażenia się od kochanków 
chorobami przenoszonymi drogą płciową. Ponadto, jakby wszystkich tych kosztów było 
jeszcze mało, romanse wymagają czasu, energii i wysiłku - cennych zasobów, które można by 
przeznaczyć na inne adaptacyjne zadania. Dlaczego kobiety miałyby podejmować tak wielki 
wysiłek i narażać się na tak ogromne koszty tylko po to, żeby uzyskać kilka chwil seksualnej 
przyjemności i nieistotny dodatek w postaci nadprogramowej spermy innego mężczyzny? 
Jakie potencjalne korzyści wynikające ze zdrady są tak ważne, że przewyższają wszystkie 
koszty, które kobieta może wskutek niej ponieść? 

Poszukując odpowiedzi na te pytania, wysunięto wiele hipotez. W rozdziale czwartym 

omówiliśmy wiarygodność hipotezy powiększania dostępu do zasobów oraz hipotezy ochrony 
w kontekście strategii wyboru partnerów w przelotnych związkach. Kobiety mogą 
otrzymywać od swoich kochanków jedzenie, prezenty, a czasami pieniądze (i często tak się 
dzieje), co przemawia za hipotezą powiększania dostępu do zasobów (Greiling, Buss, 2000). 
Hipoteza ochrony wydaje się jednak bardziej kontrowersyjna. Po pierwsze, nie zgromadzono 
dotąd dowodów na to, że kochankowie zapewniają kobietom ochronę. Po drugie, kobiety 
narażają się na przemoc, jeśli ich stały partner zauważy, a nawet będzie tylko podejrzewał 
niewierność partnerki (Przegląd badań zob. w: Buss, 2000). Naiwne wydaje się przy-
puszczenie, że kobieta ryzykuje przemoc ze strony zazdrosnego męża po to, by uzyskać 
ochronę od kochanka, który zwykle inwestuje w nią znacznie mniej niż stały partner.
Przeprowadzone ostatnio badania wskazują na bardziej przekonujące korzyści, jakie kobiety 
mogą czerpać z pozamałżeńskich romansów. Jedna z takich korzyści ujawniła się już przy 

background image

okazji omawiania wyników badań nad żeńskim orgazmem - chodzi tu o hipotezę „dobrych 
genów".

Zgodnie z zasadami rynku matrymonialnego kobieta - przynajmniej teoretycznie - 

może pozyskać od kochanka lepsze geny, niż ma do zaoferowania jej stały partner. Wielu 
bardzo atrakcyjnych mężczyzn chętnie się angażuje w przelotne związki z mniej atrakcyjnymi 
partnerkami, jeśli te nie próbują na nich nałożyć trwałych zobowiązań. Gdyby zatem nie 
trzeba było ponosić żadnych kosztów, w bezwzględnym świecie, w którym liczy się przede 
wszystkim wartość reprodukcyjna, optymalna żeńska strategia doboru partnerów polegałaby 
na pozyskiwaniu stałych inwestycji od męża oraz lepszych genów od kochanka. Seksualne 
„skoki w bok" mogą jej zapewnić lepsze i bardziej zróżnicowane geny oraz tak zwane geny 
seksownego syna. Takie geny mogą zwiększać żywotność i sukces reprodukcyjny jej dzieci. 
Zatem chociaż pradawne kobiety rzadko mogły bezpośrednio podnieść swoją reprodukcyjną 
wydajność przez angażowanie się w poza-małżeńskie romanse, to jednak mogły zwiększyć 
swój ostateczny sukces reprodukcyjny, zapewniając genetyczną wyższość swoim dzieciom - 
w ten sposób kosztem zdradzonych mężczyzn zyskiwały reprodukcyjną przewagę nad innymi 
kobietami.
* Pewna kwestia podważa jednak słuszność tego rozumowania. Dlaczego w procesie ewolucji 
u kobiet nie wykształciła się umiejętność rozpoznawania genów, które czynią z mężczyzny 
dobrego opiekuna (dostarczyciela zasobów) i dobrego ojca, a nie tylko genów, które 
sprawiaj;), że mężczyzna świetnie się sprawdza w przelotnych kontaktach seksualnych?

Dane potwierdzające słuszność hipotezy dobrych genów pochodzą między innymi z 

badań nad odsetkiem genetycznych zdrad. W badaniach tych wykorzystuje się metody 
porównywania grup krwi bądź analizy DNA. Są one niezwykle trudne do przeprowadzenia, a 
ich wyniki mogą się okazać groźne niczym odbezpieczony granat. Dotąd opublikowano 
rezultaty niewielu takich badań, a w tych, które ujawniono, odsetek genetycznych zdrad 
wynosi od 1% do 30% (przy średniej oscylującej wokół 10%). Na przykład dane 
zgromadzone w Szwajcarii wskazują na zaledwie 1 % przypadków genetycznego 
wykluczenia ojcostwa, podczas gdy badanie przeprowadzone w Monterey (w Meksyku) 
ujawniło aż 12% takich przypadków (Cerda-Flores, Barton, Marty-Gonzales, Rivas, 
Chakraborty, 1999; Sasse, Muller, Chakraborty, Ott, 1994; Maclntyre, Sooman, 1991). Jedna 
z moich koleżanek, która życzyła sobie zachować anonimowość, powiedziała mi, że przy 
okazji badania genetycznych uwarunkowań raka piersi w Stanach Zjednoczonych, posługując 
się techniką analizy markerów DNA, odkryła dziesięcioprocentowy wskaźnik genetycznej 
zdrady. Być może zatem 10% czytelników tej książki, w wyniku nigdy nieodkrytych zdrad, 
których dopuściły się ich matki, ma innych genetycznych ojców niż sądzi. Chociaż wyniki 
tych badań nie przemawiają bezpośrednio za hipotezą dobrych genów, to jednak dowodzą 
występowania zjawiska, które jest warunkiem koniecznym słuszności tej hipotezy - płodzenia 
dzieci przez mężczyzn, którzy nie są stałymi partnerami ich matek.                       

Hipoteza dobrych genów została zweryfikowana w fascynującym badaniu autorstwa 

Steve'a Gangestada i Randy'ego Thornhilla (Gangestad, Thornhill, 1997). Badacze ci zadali 
sobie podstawowe pytanie: co charakteryzuje mężczyzn, których kobiety wybierają na 
pozamałżeńskich partnerów seksualnych? Zbadali kilka zmiennych, między innymi 
doświadczenie seksualne, wiek, status społeczno-ekonomiczny, oczekiwane dochody oraz styl 
przywiązania. Zmierzyli także dwa wskaźniki genetycznej jakości - symetrię ciała (mierzoną 
przy użyciu cyrkla) oraz atrakcyjność fizyczną. Jak pamiętamy, symetria ciała jest przypusz-
czalnie dziedziczną oznaką dobrej kondycji, wskazującą na brak genów, które zaburzają 
rozwój, bądź na obecność genów wzmacniających odporność na szkodliwe czynniki 
środowiskowe. Mężczyźni o symetrycznej budowie ciała są także bardziej muskularni, 
energiczni, wyżsi i lepiej zbudowani, cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i psychicznym 

background image

oraz osiągają nieco lepsze wyniki w testach inteligencji niż ich mniej symetryczni rówieśnicy 
(Thornhill, Gangestad, w druku). Najważniejszym odkryciem autorów tego badania był 
jednak fakt, że kobiety częściej wybierają na swoich kochanków mężczyzn o symetrycznej 
budowie ciała niż kandydatów asymetrycznych. Ponadto, mężczyźni o symetrycznej budowie 
ciała mieli zwykle więcej kontaktów seksualnych z kobietami, które pozostają w innych 
związkach. Być może kobiety wybierające takich mężczyzn, wybierają przede wszystkim 
partnerów, których geny ostatecznie zwiększą szansę na to, że ich potomstwo przetrwa i 
odniesie reprodukcyjny sukces.

Oprócz pozyskania dobrych genów, kobiety mogą czerpać z romansów jeszcze inną 

korzyść — romans stanowi swego rodzaju dźwignię, która umożliwia kobiecie zmianę 
partnera. Hipoteza zmiany partnera występuje w wielu odmianach. Jedna z nich głosi, że 
romans pełni funkcję dźwigni, dzięki której kobieta może się wydostać z nieudanego 
związku, być może przez zmotywowanie męża do odejścia, czyli - jak pisze Donald Symons - 
może „się pozbyć obecnego męża i zyskać lepszego". Po drugie, romans może umożliwić 
kobiecie odbycie „próbnej jazdy" z innym mężczyzną i przekonanie się, jak bardzo do siebie 
pasują lub jak wiele nowy partner jest gotów w nią zainwestować - takie informacje byłoby 
jej trudno zdobyć bez pewnego stopnia intymnej zażyłości. Romanse mogą także ułatwiać 
oszacowanie własnej wartości na rynku matrymonialnym, chociaż takie informacje można 
zwykle uzyskać za pomocą mniej kosztownych metod, takich jak flirtowanie bądź po prostu 
obserwowanie liczby i atrakcyjności mężczyzn, którzy wydają się seksualnie lub uczuciowo 
zainteresowani daną kobietą.

Przeprowadzone ostatnio badania przyniosły obiecujące potwierdzenie słuszności 

hipotezy zmiany partnera. Wraz z Heidi Greiling przeprowadziliśmy cztery badania mające 
na celu zweryfikowanie tej oraz innych hipotez dotyczących korzyści, jakie kobiety czerpią z 
romansów (Greiling, Buss, 2000). W jednym z badań poprosiliśmy pięćdziesiąt osiem 
uczestniczek, aby oceniły prawdopodobieństwo uzyskania każdej z dwudziestu ośmiu 
korzyści, jakie mogłyby przynieść kobiecie romanse. Na tej liście znalazły się rozmaite 
korzyści, począwszy od: „Poprawiłaby swoje umiejętności przyciągania i uwodzenia 
mężczyzn", a skończywszy na: „Zyskałaby pieniądze, darmowe kolacje lub ubrania". Okazało 
się, że badane kobiety najwyżej oceniły seksualne spełnienie, co może wskazywać na to, iż w 
romansach wielkie znaczenie ma orgazm. Jednak wiele innych wysoko ocenionych korzyści 
dotyczyło możliwości zmiany partnera:
•   Znalezienie bardziej atrakcyjnego partnera niż obecny towarzysz życia.
•   Ułatwienie zerwania z obecnym partnerem.
•   Możliwość zastąpienia obecnego partnera.
•   Odkrycie innych potencjalnych partnerów, którzy mogą być nią zainteresowani.

•   Upewnienie się co do cech, które jej zdaniem są ważne u partnera w stałym związku (lub w 
małżeństwie).
•   Możliwość uzyskania trafnej wiedzy na temat tego, co myślą o niej inni potencjalni 
partnerzy.

W drugim badaniu poprosiliśmy sto jeden uczestniczek o ocenę czterdziestu siedmiu 

okoliczności pod względem stopnia, w jakim zwiększyłoby się prawdopodobieństwo, że 
kobieta zdecyduje się na seksualne kontakty z kimś innym niż jej aktualny partner. Lista 
okoliczności była dość zróżnicowana, począwszy od: „Kobieta odkrywa, że jej aktualny 
partner ma romans", a skończywszy na: „Aktualny partner nie może się utrzymać w żadnej 
pracy". I w tym wypadku kobiety oceniały, że możliwość zmiany partnera w znacznym 

background image

stopniu zwiększa prawdopodobieństwo nawiązania romansu:
•   Poczucie, że mogłaby znaleźć kogoś, kto bardziej by jej odpowiadał niż obecny partner.
•   Spotkanie kogoś, kto jest gotów spędzać z nią mnóstwo czasu.
•   Spotkanie zainteresowanego nią mężczyzny, który jest przystojniejszy od jej aktualnego 
partnera.
Ostatnia z wymienionych okoliczności może być także pośrednim potwierdzeniem słuszności 
hipotezy „dobrych genów", biorąc pod uwagę fakt, że atrakcyjność fizyczna jest w pewnym 
stopniu dziedziczna.

W trzecim badaniu uczestniczyły kobiety, które w przeszłości nawiązywały przelotne 

związki. Chcieliśmy się dowiedzieć, jakie korzyści dostrzegają one w romansach. Tym razem 
także ujawniło się istotne znaczenie możliwości zmiany partnera. Kobiety o bogatym 
doświadczeniu seksualnym uznały „odkrycie innych dostępnych partnerów" oraz 
„odnalezienie innych partnerów, którzy są nią zainteresowani" za najważniejsze korzyści, 
jakie czerpią z romansów. Kobiety o bardziej monogamicznym nastawieniu nie wyrażały 
podobnych opinii.

Czwarte z przeprowadzonych przez nas badań ujawniło ukrytą korzyść, którą 

przynoszą kobiecie romanse - wzrost samooceny. Poprosiliśmy pięćdziesiąt trzy uczestniczki, 
aby oceniły, jak istotna byłaby każda z osiemdziesięciu jeden potencjalnych korzyści, gdyby 
kobieta uzyskała ją od kochanka. A oto lista najbardziej pożądanych z nich:
•   Kochanek sprawił, że czuła się bardziej wartościowa niż z jakimkolwiek innym partnerem.
•   Czuła się wartościowa, ponieważ partner okazywał jej szacunek.
•   Ponieważ kochanek interesował się szczegółami jej życia, czuła się z nim dobrze.
•   Kochanek sprawił, że czuła się ważna.                      
•   Kochanek sprawił, że czuła się inteligentna.
•   Kochanek sprawił, że czuła się piękna.
•   Kochanek sprawił, że czuła się seksowna.
Dlaczego owe korzyści związane z samooceną miałyby odgrywać tak ważną rolę w 
kobiecych romansach? Samoocena jest niezwykle złożonym zjawiskiem i bez wątpienia 
spełnia wiele funkcji (Kirkpatrick, Ellis, 2001). Jedna z nich może się wiązać ze zmianą 
partnera. Po długim związku, w którym już od dawna „wieje nudą", ów nagły wzrost 
samooceny uzyskany dzięki kontaktom z nowym partnerem seksualnym działa na kobietę jak 
cudowny lek. Mówi jej, że jest godna pożądania, inteligentna, interesująca i seksowna. 
Wywołuje w niej optymistyczną myśl, że gdzieś tam czekają na nią inni, lepsi partnerzy. Daje 
jej pewność siebie, dzięki której może porzucić aktualnego partnera. Wreszcie, daje jej siłę, 
dzięki której jest gotowa podjąć ryzyko opuszczenia bezpiecznej przystani obecnego związku 
i powrotu na niepewny matrymonialny rynek. Ponieważ mężczyźni rzadko wybaczają żonom 
zdradę, romans może być dla kobiety źródłem siły niezbędnej do uwolnienia się z 
małżeńskich więzów. To, czy kobieta zwiąże się z kochankiem na stałe, może się okazać 
nieistotne. Dzięki romansowi czuje się atrakcyjna i ma pewność, że inni będą ją spostrzegać 
jako godną pożądania. Krótko mówiąc, wzrost samooceny daje kobiecie psychiczną pewność 
siebie, która jest jej potrzebna do tego, by mogła zmienić partnera.

Ostatnia wskazówka dotycząca tego, czy kobiece romanse pełnią funkcję związaną ze 

zmianą partnera, pochodzi z badań nad stylem przywiązania charakterystycznym dla kobiet, 
które chętnie nawiązują romanse. Styl przywiązania jest sposobem, w jaki ludzie podchodzą 
do związków - nastawieniem, które przypuszczalnie kształtuje się w dzieciństwie pod 
wpływem wzorca relacji danej osoby z matką i innymi opiekunami. Psychologowie 
wyodrębnili trzy style przywiązania. Osoby o bezpiecznym stylu przywiązania bez trudu 
osiągają bliskość z innymi, mają poczucie, że mogą liczyć na innych, z łatwością się im 
odwzajemniają, zapewniając ich, że mogą na nich polegać, oraz zwykle budują dojrzałe, 
wolne od lęku związki. Dla osób o unikowym stylu przywiązania psychiczna bliskość jest 

background image

krępująca. Tacy ludzie nie potrafią zaufać innym i unikają zależności od innych. Zwykle 
odpychają tych, którzy próbują się do nich zbliżyć. Osoby o lękowo--ambiwalentnym stylu 
przywiązania są głęboko niepewne tego, czy inni rzeczywiście darzą je miłością. Pragną 
bliskości z innymi i chcą stanowić jedność z ukochaną osobą, ale jednocześnie mają poczucie, 
że ludzie są niechętni nawiązywaniu z nimi prawdziwie intymnych relacji. Osoby o tym stylu 
przywiązania obawiają się, że ich pragnienie bliskości może odstraszać innych.

Który ze stylów przywiązania w największym stopniu wiąże się ze skłonnością do 

romansowania? Styl bezpieczny nie jest związany z prawdopodobieństwem nawiązywania 
romansów - kobiety o tym stylu przywiązania nie romansują ani częściej, ani rzadziej niż inne 
kobiety (Gangestad, Thornhill, 1997). Jednak dwa pozostałe style okazują się wyraźnie 
skorelowane z nawiązywaniem seksualnych kontaktów poza stałym związkiem. Kobiety o 
unikowym stylu przywiązania romansują rzadziej niż inne. Być może unikają bliskości w 
kontaktach ze stałym partnerem i nie szukają jej w związkach z innymi mężczyznami. 
Natomiast kobiety o lękowo-ambiwalentnym stylu przywiązania nawiązują romanse częściej 
niż inne. Zachowują się tak, jakby połączenie rozpaczliwego pragnienia bliskości z obawą 
przed porzuceniem przez stałego partnera popychało je w ramiona innych mężczyzn. Jeśli te 
kobiety trafnie spostrzegają sytuację - być może na podstawie wcześniejszych doświadczeń 
związanych z porzuceniem - to romanse mogą być dla nich strategią unikania cierpienia 
wywołanego odejściem stałego partnera, a jednocześnie sposobem poszukiwania w relacji z 
innym mężczyzną psychicznej bliskości, której tak bardzo potrzebują. Innymi słowy, w 
wypadku takich kobiet romanse mogą pełnić funkcję zmiany partnera.

Poznaliśmy przynajmniej częściowe odpowiedzi na pytanie, dlaczego kobiety 

nawiązują romanse. Wskazówek dotyczących funkcji kobiecych romansów dostarcza nam to, 
które kobiety najczęściej romansują, w jakich okolicznościach to robią, jakie korzyści z tego 
czerpią oraz jakich mężczyzn wybierają na swoich kochanków. W wypadku kobiet, które 
zostają z dotychczasowym partnerem, romanse pełnią prawdopodobnie funkcję pozyskiwania 
dobrych genów. Zdradzając stałego partnera, kobieta uzyskuje inwestycje od jednego 
mężczyzny oraz lepsze DNA od innego. W wypadku innych kobiet romanse spełniają funkcję 
zmiany partnera. Zapewniają kobietom nagły wzrost samooceny, dzięki czemu mogą się one 
„wydostać" z jednego związku i poszukać bliskości w nowej relacji.

Czy cykl menstruacyjny wpływa na kobiece strategie seksualne?

W środowisku naukowym krąży pewien dowcip: „Przeprowadzone niedawno badanie 

wykazało, że to, jaki typ męskiej twarzy kobieta uważa za atrakcyjny, może zależeć od tego, 
w której fazie cyklu menstruacyjnego akurat się znajduje. Na przykład, jeśli kobieta 
jąjeczkuje, to pociągają ją mężczyźni o surowych, męskich rysach twarzy. Jeśli natomiast jest 
tuż przed menstruacją, to będzie jej się raczej podobał mężczyzna z nożyczkami wbitymi w 
skroń".

Cykl menstruacyjny kobiety fascynuje wiele osób, jednak do niedawna prze-

prowadzono niewiele naukowych badań nad jego wpływem na strategie doboru seksualnego. 
Ta znikoma liczba badań wynika w znacznej mierze z dwóch czynników. Po pierwsze, takie 
badania są niezwykle trudne do przeprowadzenia, wymagają bowiem dokonywania 
wielokrotnych pomiarów kobiecych cykli, co jest bardzo trudne bez odpowiedniej techniki. 
Po drugie, brakowało przekonujących teorii umożliwiających przewidywanie, jakich zmian w 
wyborze partnerów należałoby oczekiwać (o ile takie zmiany w ogóle zachodzą). 
Psycholodzy, biolodzy i antropolodzy ewolucyjni zaczynają obecnie wypełniać te luki.

Wiele osób zastanawia się nad podstawową kwestią: kiedy kobiety chcą się kochać? 

Nareszcie zaczyna się wyłaniać odpowiedź na to frapujące pytanie. W jednym z badań 
określano moment owulacji, mierząc podstawową temperaturę ciała, która wzrasta tuż przed 
jajeczkowaniem. Przez dwadzieścia cztery miesiące badane kobiety stawiały na dziennym 

background image

wykresie krzyżyk za każdym razem, kiedy odczuwały seksualne pożądanie (Stanisław, Rice, 
1998; zob. także Regan, 1996). Wszystkie krzyżyki naniesiono następnie na wykres 
prezentujący 28-dniowe cykle menstruacyjne. Okazało się, że odczuwane przez kobiety 
seksualne pożądanie narastało stopniowo w miarę, jak zbliżał się moment owulacji, osiągając 
gwałtowny szczyt tuż przed nią (owulacja następuje w czternastym dniu cyklu). Następnie 
pożądanie stopniowo słabło w miarę, jak zbliżały się bezpłodne dni menstruacji. Chociaż 
kobiety mogą odczuwać seksualne pożądanie w ciągu całego cyklu men-struacyjnego (i 
czasami tak się dzieje), a niektóre badania wskazują na niewielki wzrost pożądania tuż przed 
menstruacją, to jednak wyniki najbardziej wnikliwych i wiarygodnych metodologicznie badań 
ujawniają wyraźny szczyt pożądania w fazie folikularnej - czyli tuż przed owulacja, kiedy 
kobieta może z największym prawdopodobieństwem zajść w ciążę (Zob. Gangestad, Cousins, 
w druku - przegląd badań i wnioski). Chociaż wśród biologów panuje obiegowa opinia, że 
„owulacja jest utajona", to jednak pradawne seksualne tęsknoty wydają się budzić w 
kobietach dokładnie wtedy, kiedy zajście w ciążę staje się najbardziej prawdopodobne.

Dokładne znaczenie tych sygnałów stało się przedmiotem wielu prowadzonych 

ostatnio badań. W jednym z nich posłużono się dostępnym na rynku przyrządem do 
wykrywania owulacji, aby w grupie pięćdziesięciu jeden kobiet zmierzyć wzrost poziomu 
wydzielanych przez przysadkę mózgową hormonów lu-teinizujących - który ma miejsce tuż 
przed owulacja (około dwudziestu czterech do czterdziestu ośmiu godzin przed nią) 
(Gangestad, Thornhill, Garver, w druku). Uczestniczki tego badania dwukrotnie wypełniały 
kwestionariusz - pierwszy raz podczas najbardziej płodnej fazy folikularnej, a drugi w trakcie 
najmniej płodnej fazy lutealnej. Niektóre z pozycji kwestionariusza dotyczyły pragnień i 
fantazji seksualnych badanych kobiet na temat mężczyzn niebędących ich aktualnymi 
partnerami:
•   Poczułam silny pociąg seksualny do kogoś innego niż mój obecny partner.
•   Fantazjowałam na temat uprawiania seksu z obcym mężczyzną, ze znajomym lub z 
dawnym partnerem.
•   Poczułam seksualne podniecenie na widok bardzo atrakcyjnego fizycznie mężczyzny 
(kogoś innego niż mój obecny partner).
•   Podniecił mnie zapach jakiegoś mężczyzny (kogoś innego niż mój obecny partner).

Badacze pytali także o pociąg do obecnych partnerów oraz o fantazje seksualne na ich 

temat. W najbardziej płodnej fazie cyklu kobiety częściej fantazjowały na temat innych 
mężczyzn i reagowały na nich silniejszym podnieceniem seksualnym niż w fazie najmniej 
płodnej. Pragnienia seksualne kobiet dotyczące innych mężczyzn oraz fantazje seksualne na 
ich temat były przynajmniej o 65% częstsze w okresie płodności niż w fazie bezpłodnej. U 
badanych kobiet nie wystąpiły jednak uzależnione od fazy cyklu różnice w pociągu 
seksualnym do stałego partnera. Najwyraźniej strategia seksualna kobiet dotycząca kontaktów 
seksualnych poza stałym związkiem jest ściśle związana z owulacją.
Hipoteza macho. 
Jeśli kobiety, które mają stałych partnerów, odczuwają pociąg seksualny do innych mężczyzn 
tuż przed owulacją, to zgodnie z zasadami logiki nasuwa się kolejne pytanie: jakimi cechami 
charakteryzują się mężczyźni, którzy je pociągają? Dwaj brytyjscy psycholodzy próbowali 
znaleźć odpowiedź na to pytanie przy użyciu skomplikowanego programu komputerowego 
umożliwiającego tworzenie wizerunków twarzy (Penton-Voak, Perrett, 2000). Przygotowali 
oni cyfrowe fotografie, które następnie modyfikowali tak, aby uzyskać bardziej „męskie" lub 
bardziej „kobiece" twarze. Na przykład, kobiety mają zwykle mniejsze szczęki niż 
mężczyźni, a męskie łuki brwiowe są bardziej wydatne niż kobiece. Technika cyfrowa 
umożliwia zmienianie podobizn twarzy tak, aby wydawały się bardziej męskie lub bardziej 
kobiece, przez manipulowanie owymi zróżnicowanymi płciowo cechami. Grupa stu 
trzydziestu dziewięciu kobiet oceniała pięć fotografii różniących się w wymiarze męskość - 

background image

kobiecość: pierwsza była w 50% sfeminizowana, druga w 30% sfeminizowana, trzecia 
neutralna (ani sfeminizowana, ani zraaskulinizowana), czwarta w 30% zmaskulinizowana, a 
piąta w 50% zmaskulinizowana. Kobiety poproszono o wskazanie twarzy, która wydawała im 
się najbardziej atrakcyjna. Uczestniczki badania na podstawie podanego przez nie terminu 
ostatniej miesiączki podzielono na dwie grupy - grupę „wysokiego ryzyka zajścia w ciążę" 
oraz grupę „niskiego ryzyka zajścia w ciążę" (warto zauważyć, że ta metoda jest mniej 
dokładna niż pomiar podstawowej temperatury ciała czy analiza poziomu hormonu 
luteinizującego). Wyniki badania okazały się niezwykle interesujące. Kobietom w najmniej 
płodnej fazie cyklu najbardziej podobała się twarz nieco sfeminizowana. Upodobania kobiet 
w najpłodniejszej fazie cyklu były zdecydowanie odmienne - najbardziej pociągała je twarz, 
którą w 30% zmaskulinizowano. Podobne wyniki uzyskano w badaniu, w którym 
uczestniczyła grupa kobiet z Japonii (Penton-Voak, Perrett, Castles, Kobayashi, Burt, Murray, 
Minamisawa, 1999). 

Dlaczego kobiety w fazie owulacyjnej miałyby preferować twarze o męskich rysach? 

Teoretyczne wyjaśnienie tego zjawiska opiera się na założeniu, że męskie rysy twarzy są 
wiarygodnym fizycznym wskaźnikiem sprawności układu odpornościowego. Okazuje się, że 
produkcja testosteronu - hormonu, który wywołuje maskulinizację rysów twarzy - stanowi 
poważne obciążenie dla układu odpornościowego. Tylko wyjątkowo zdrowi mężczyźni mogą 
sobie „pozwolić" na wytwarzanie dużej ilości testosteronu w decydującym dla rozwoju 
okresie dorastania, kiedy ich twarze zaczynają przybierać dojrzały, dorosły wygląd. 
Mężczyźni o mniejszej wartości reprodukcyjnej nie mogą znieść negatywnego wpływu testo-
steronu na ich i tak słaby system odpornościowy, zatem w procesie rozwoju ich organizmy 
wytwarzają ograniczoną ilość tego hormonu. Tylko mężczyźni w doskonałej kondycji są w 
stanie ponieść koszty ponadprzeciętnie rozwiniętych drugorzędowych cech płciowych. 

Można zatem uznać, że męskie rysy twarzy wskazują na dziedziczną dobrą kondycję 

organizmu - silny układ odpornościowy, który mężczyzna może przekazać swoim dzieciom. 
Fakt, że kobiety w fazie owulacji wybierają zmaskulinizowane twarze, ujawnia więc ich 
preferencję „dobrych genów", które czasami łatwiej jest pozyskać od kochanka niż od stałego 
partnera. Kobiety oceniają mniej męskie rysy twarzy - preferowane przez nie w najmniej 
płodnej fazie cyklu -jako oznakę gotowości do współpracy, uczciwości i zadatków na dobrego 
ojca. Być może kobiety uznają owe cechy „miłego faceta" za najbardziej atrakcyjne u stałych 
partnerów, ponieważ mogą one wskazywać na gotowość mężczyzny do długotrwałego 
inwestowania w kobietę i jej dzieci. Zatem „mili faceci" mogą dystansować swoich rywali - 
jednak tylko wtedy, kiedy ich partnerki nie znajdują się właśnie w fazie owulacji.

Psycholog ewolucyjny, Victor Johnston i jego współpracownicy posunęli się o krok 

dalej, opracowując wyrafinowane narzędzie eksperymentalne w postaci 1200-klatkowego 
filmu wykonanego w komputerowej technologii Quick Time (Johnson, Hagel, Franklin, Fink, 
Grammer, 2001). Program komputerowy umożliwia osobie badanej przeszukiwanie 
wielowymiarowej przestrzeni, w której znajdują się setki twarzy różniących się stopniem 
zmaskulinizowania bądź sfeminizowania oraz innymi właściwościami. Osoby badane 
przeglądają 1200-klatkowy film w obu kierunkach, posługując się suwakiem oraz 
przyciskami zatrzymującymi pojedynczą klatkę, aby odnaleźć najbardziej pożądany obiekt - 
na przykład „najbardziej atrakcyjną twarz u kandydata na przelotnego partnera". Johnston 
zbadał podczas dwóch odrębnych sesji badawczych - w trakcie płodnej fazy folikularnej oraz 
podczas mniej płodnej fazy poowulacyjnej - czterdzieści dwie kobiety (które nie przyjmowały 
pigułek antykoncepcyjnych) w wieku od osiemnastu do trzydziestu pięciu lat. Datę owulacji 
określono przez odliczenie czternastu dni w tył od momentu rozpoczęcia miesiączki. Chociaż 
cykle menstruacyjne kobiet różnią się długością, to owe różnice występują zwykle między 
pierwszym dniem miesiączki a owulacją. Do owulacji dochodzi niemal zawsze na czternaście 
dni przed kolejną miesiączką, niezależnie od całkowitej długości cyklu.

background image

Johnston i jego współpracownicy dokonali trzech ważnych odkryć. Po pierwsze, 

większość kobiet - niezależnie od fazy cyklu menstruacyjnego - preferowała twarze o 
ponadprzeciętnie męskich rysach. Ów wynik jest sprzeczny z rezultatem opisanego wcześniej 
brytyjskiego badania, które wykazało, że kobiety znajdujące się w najmniej płodnej fazie 
cyklu wolą twarze mężczyzn o nieco sfeminizowanych rysach. Wyjaśnienie owych 
rozbieżności wymaga przeprowadzenia dalszych badań. Po drugie, kiedy kobiety były w fazie 
wysokiego ryzyka zajścia w ciążę, preferowały jeszcze bardziej zmaskulinizowane twarze niż 
wtedy, gdy znajdowały się w najmniej płodnej fazie cyklu. To odkrycie jest w pełni zgodne z 
wynikami zarówno badania brytyjskiego, jak i japońskiego. W kategoriach ilościowych 
zaobserwowane przesunięcie preferencji wynosiło średnio dwadzieścia dziewięć klatek 
filmowych w kierunku bardziej męskich rysów twarzy (od klatki 299 do klatki 270). Po 
trzecie, kobiety, które uzyskały niskie wyniki w psychologicznym teście męskości, ujawniały 
szczególnie silne przesunięcie preferencji w trakcie cyklu menstruacyjnego - od klatki 298 w 
fazie niskiego ryzyka zajścia w ciążę do klatki 245 w najbardziej płodnej fazie (czyli aż o 
pięćdziesiąt trzy klatki w kierunku bardziej męskich rysów twarzy). Owa grupa mało męskich 
kobiet uznawała także zmaskulinizowane rysy twarzy za szczególnie pożądane u przelotnego 
partnera seksualnego.

Dlaczego kobietom podobają się twarze o męskich rysach i dlaczego owa preferencja 

jest szczególnie silna wtedy, gdy kobiety mogą z największym prawdopodobieństwem zajść 
w ciążę? Johnston twierdzi, że męskie rysy twarzy kształtują się przede wszystkim wskutek 
działania hormonów wytwarzanych w okresie dojrzewania. Wysoki poziom testosteronu 
doprowadza do powstania długiej i szerokiej żuchwy, wydatniejszych łuków brwiowych i 
bardziej wystających kości policzkowych - czyli hormonalnych oznak dobrej kondycji 
organizmu. I rzeczywiście, kiedy kobiety poproszono o wskazanie „najzdrowszej" twarzy, ich 
wybory całkowicie się pokrywały z ocenami twarzy „najbardziej atrakcyjnej". Podsumo-
wując, wydaje się, że kobiety odczuwają pociąg do zdrowych mężczyzn o silnym układzie 
odpornościowym, szczególnie kiedy znajdują się w najbardziej płodnej fazie cyklu 
menstruacyjnego, a ich wybór dotyczy przelotnego związku. Taka preferencja umożliwia 
kobiecie pozyskanie „dobrych genów", które mogą zostać przekazane jej potomstwu.
Zapach symetrii. A co ze zmysłem węchu? Anegdotyczne doniesienia sugerują, że 
nieprzyjemny zapach może działać jak seksualny „wyłącznik", a badania empiryczne 
dowodzą, iż wiele kobiet spontanicznie określa zapach jako jeden z najważniejszych 
czynników wpływających na pożądanie seksualne (Regan, Berscheid, 1995). Ważnej roli 
chemicznych sygnałów w doborze seksualnym ludzi dowiedli ostatnio James Kohl, Karl 
Grammer oraz inni badacze (Kohl, Atz-mueller, Fink, Grammer, 2001), którzy zajmowali się 
zjawiskiem wykrywania zapachów, a być może również feromonów za pośrednictwem 
mechanizmów węchowych. Termin „feromon" stanowi połączenie dwóch greckich słów: 
hormon, co znaczy „stymulować lub podniecać", oraz pherein, oznaczającego „przenosić". 
Feromony są chemicznymi przekaźnikami wydzielanymi przez organizm jednej osoby, a 
wywołującymi fizjologiczne i behawioralne zmiany u innej. Przypuszcza się, że feromony są 
wydzielane przez umiejscowione w skórze apokrynowe gruczoły potowe, a także przez usta, 
stopy i pochwę. Chociaż gruczoły apokrynowe pojawiają się już w życiu płodowym, to 
zaczynają działać dopiero w okresie dojrzewania płciowego, co wskazuje na ich 
przypuszczalne znaczenie dla doboru seksualnego ludzi.

Kobiety nie tylko odznaczają się bardziej wrażliwym zmysłem węchu niż mężczyźni, 

ale także osiągają szczyt wrażliwości na zapachy w trakcie owulacji lub tuż przed nią. Czy ów 
nagły wzrost może być funkcją, która rozwinęła się w toku ewolucji? Steve Gangestad i 
Randy Thornhill poprosili mężczyzn, którzy różnili się pod względem symetrii ciała, żeby 
przez dwie noce nie zmieniali podkoszulka, nie biorąc w tym czasie prysznica ani nie 
używając dezodorantów (Gangestad, Thornhill, 1998; takie same wyniki uzyskali również 

background image

Rikowski, Grammer, 1999). Badacze poinstruowali również badanych mężczyzn, żeby nie 
jedli żadnych pikantnych potraw - zawierających pieprz, czosnek, cebulę i tym podobne. Po 
dwóch dniach zebrali podkoszulki i zaprosili do laboratorium grupę kobiet, które miały je 
wąchać. Kobiety oceniały każdy podkoszulek pod względem tego, jak przyjemnie (lub 
nieprzyjemnie) pachniał. Uczestniczki badania nie były świadome jego celu ani nie znały 
żadnego z mężczyzn, którzy wcześniej nosili podkoszulki. Badacze dokonali fascynującego 
odkrycia. Okazało się, że kobiety oceniały zapach podkoszulków noszonych przez mężczyzn 
o symetrycznej budowie ciała jako bardziej przyjemny (bądź - w wypadku niektórych kobiet - 
mniej nieprzyjemny) niż zapach podkoszulków noszonych przez mężczyzn mniej 
symetrycznych. Działo się tak jednak tylko wtedy, kiedy badana kobieta znajdowała się 
akurat w owulacyjnej fazie cyklu menstruacyjnego. Jajeczkujące kobiety uważają, że 
symetryczni mężczyźni pachną seksownie, a przynajmniej bardziej seksownie niż mężczyźni 
o mniej symetrycznych ciałach. Prawdopodobnie przyszłe badania pozwolą nam poznać inne 
ważne funkcje zapachu ciała w doborze seksualnym ludzi, chociaż we współczesnych 
społeczeństwach owe zjawiska mogą być przytłumione wskutek tego, że większość osób 
codziennie się kąpie i usuwa swoją naturalną woń za pomocą dezodorantów.
* Inne badanie wskazujące na ważną rolę zapachu wykazało, że kobiety preferują zapach 
mężczyzn o odmiennym genotypie głównego układu zgodności tkankowej (MHC); zob. 
Wedekind, Seebeck, Bettens, Paepke, 1995. 

W XVIII wieku francuski filozof Monteskiusz napisał, że „Człowiek jest jedynym 
zwierzęciem, które je, kiedy nie jest głodne, pije, kiedy nie jest spragnione, i uprawia miłość o 
każdej porze". Tę uwagę można uznać za słuszną w odniesieniu do czterech pór roku, jednak 
w kobiecych cyklach można dostrzec subtelne rytmy miesięczne. Chociaż owulacji u kobiet 
nie towarzyszy jaskrawoczerwone obrzmienie w okolicy genitaliów, występujące 
powszechnie u szympansic w okresie rui, to cykl menstruacyjny z pewnością nie pozostaje 
bez wpływu na kobiece strategie seksualne.

Czy mężczyźni mogą rozpoznać, kiedy kobieta owuluje?

Skoro owulacja wpływa na tak wiele aspektów kobiecych strategii pozyskiwania 

partnerów - na pożądanie seksualne, fantazje seksualne dotyczące innych mężczyzn, pociąg 
do zapachu mężczyzn o symetrycznej budowie ciała oraz preferencję twarzy o zdecydowanie 
męskich rysach - to nasuwa się kolejne frapujące pytanie: czy mężczyźni mogą rozpoznać 
moment owulacji? Według tradycyjnych poglądów naukowych nie mogą. Jak pisze Donald 
Symons, „Prosta logika procesów reprodukcyjnych oraz wyniki badań nad innymi gatunkami 
zwierząt nasuwają oczywisty wniosek, że (...) mężczyźni powinni być w stanie rozpoznać, 
kiedy kobiety jajeczkują, oraz uznawać kobiety w fazie owulacji za najbardziej atrakcyjne 
seksualnie. Badacze poszukiwali u mężczyzn takich adaptacji, ale jak dotąd niczego nie 
znaleźli (...)" (Symons, 1987, s. 133).

Można jednak wskazać przekonujące powody, dla których takie adaptacje powinny 

istnieć (Buss, 1999, s. 145). Po pierwsze, ci przodkowie współczesnych mężczyzn, którzy 
potrafili rozpoznać moment owulacji u kobiet, mogli kierować swoje taktyki uwodzenia i 
seksualne umizgi na kobiety, które właśnie jajeczkowały, a tym samym maksymalizować 
swoje szansę na skuteczne zapłodnienie i sukces reprodukcyjny. Po drugie, mężczyźni mogli 
dzięki temu uniknąć niepotrzebnych kosztów, jakie ponosiliby, wkładając wysiłek w 
pozyskiwanie seksualnych partnerek, które nie są w fazie owulacji. Po trzecie, męska taktyka 
„pilnowania" partnerki przynosiłaby największe korzyści, gdyby skupiała się na kobiecie, 
która była właśnie w fazie owulacji. W żadnym innym momencie utrata czujności nie mogła 
się bowiem okazać równie kosztowna.

Można przypuszczać, że te adaptacyjne korzyści, jakie przynosiłaby mężczyznom 

background image

umiejętność rozpoznawania momentu owulacji u kobiet, ulegały zwielokrotnieniu w miarę, 
jak nasz ewoluujący gatunek zasiedlał coraz to nowe środowiska. Ów wniosek opiera się na 
trafnym spostrzeżeniu Margie Profet (Margie Profet [w rozmowie prywatnej], cyt. w: 
Symons, 1995, s. 90-91), badaczki zajmującej się procesami ewolucyjnymi. Rozważmy kilka 
uzasadnionych założeń, które dotyczą sytuacji pradawnych kobiet, a opierają się na danych 
pochodzących z kultur tradycyjnych. Okres płodności kobiet wynosił średnio dwadzieścia 
sześć lat - od szesnastego do czterdziestego drugiego roku życia. Przez większość tego czasu 
(być może aż 92%) kobieta była ciężarna lub karmiła piersią. Laktacja i ciąża zatrzymują 
owulację. Być może zatem przodkinie dzisiejszych kobiet jajeczko-wały zaledwie 
kilkadziesiąt razy w ciągu całego życia! Fakt, że to doniosłe wydarzenie było taką rzadkością, 
z pewnością zwiększał selekcyjny nacisk wywierany na mężczyzn oraz dawał przewagę tym 
spośród nich, u których wykształciła się adaptacyjna zdolność do rozpoznawania momentu 
owulacji u kobiet. Mężczyźni, którzy przegapili owe rzadkie okazje, byli skazani na 
ewolucyjną zagładę.

Innymi słowy, owulacja jest przełomowym wydarzeniem w przebiegu życia 

seksualnego. Jest punktem, wokół którego zachodzi kilka decydujących zdarzeń związanych z 
reprodukcją. Bez wątpienia kobieca owulacja stała się stosunkowo niejawna; nie uwidacznia 
się tak krzykliwie jak u spokrewnionych z nami szympansów. W procesie ewolucji u kobiet 
wykształciły się adaptacje, które zagłuszają sygnały owulacji. Owe adaptacje służą trwałości 
stałych związków albo przyczyniają się do sukcesu romansów z innymi mężczyznami, a być 
może spełniają obie te funkcje jednocześnie. Byłoby jednak niezgodne z reprodukcyjną 
logiką, gdyby mężczyźni pozostali ewolucyjnie niezmienni, podczas gdy sygnały kobiecej 
owulacji stawały się coraz mniej widoczne. Zgodnie z zasadami koewolucji, u mężczyzn 
powinny się rozwijać adaptacje ułatwiające rozpoznawanie coraz mniej wyraźnych sygnałów. 
A może kobiety rzeczywiście wygrały ów ewolucyjny wyścig zbrojeń?

Kilka lat temu przewidywałem, że tradycyjny pogląd, zgodnie z którym mężczyźni są 

całkowicie niezdolni do rozpoznania momentu owulacji, zostanie kiedyś obalony (Buss, 
1999). To przewidywanie opierało się częściowo na analizie adaptacyjnych problemów, jakie 
mężczyźni mogliby rozwiązać dzięki tej cennej umiejętności - począwszy od seksualnych 
zalotów, a skończywszy na pilnowaniu zdobytej partnerki. Wynikało też po części z 
nieformalnych rozmów z moimi kolegami. Jeden z nich opowiedział mi, na przykład, o tym, 
jak pewnego dnia wybrał się na przyjęcie i spotkał tam kobietę, którą wcześniej ledwie 
zauważał. Tego dnia wydawała się kwitnąć i wysyłała pozytywne seksualne sygnały. Ów 
mężczyzna nie mógł oderwać od niej wzroku. Kiedy spotkał ją przypadkowo tydzień później, 
jego chwilowe zauroczenie ulotniło się bez śladu. Zastanawiał się, co wywołało tę 
przejściową zmianę. Czy to „coś" kryło się w jego umyśle, czy raczej w samej kobiecie? 
Chociaż wiele kobiet twierdzi, że to, czy wyglądają lepiej czy gorzej, zależy od tego, jak 
danego dnia układają się im włosy, to zacząłem się zastanawiać, czy owe wahania 
atrakcyjności nie są częściowo związane z cyklem owulacyjnym.  

Badacze zaczęli ostatnio poświęcać owym wahaniom wiele uwagi. W najlepiej 

kontrolowanym spośród dotychczasowych badań dwóch psychologów ewolucyjnych - 
Devendra Singh i Matt Bronstad - poprosiło siedemnaście kobiet o to, aby w różnych fazach 
cyklu menstruacyjnego nosiły białe koszulki. W ten sposób badacze uzyskali próbki zapachu 
ciał badanych kobiet (Singh, Bronstad, 2001). Organizmy kobiet wytwarzają kopuliny, czyli 
pochwowe kwasy tłuszczowe, których ilość zmienia się w trakcie cyklu owulacyjnego. 
Większość kopulin jest wytwarzana podczas owulacji, a następnie ich stężenie stopniowo 
spada w trakcie poowulacyjnej fazy lutealnej, w miarę jak zbliża się początek menstruacji. 
Organizmy kobiet wydzielają także zapachy, które powstają w umiejscowionych w skórze 
gruczołach apokrynowych. Skupiska tych gruczołów znajdują się między innymi wokół 
piersi. Pięćdziesięciu dwóch mężczyzn, którzy nie byli świadomi celu badania ani nie znali 

background image

żadnej z kobiet, oceniało każdą z koszulek pod względem stopnia, w jakim pachnie 
„przyjemnie" i „seksownie". Mężczyźni uznali zapach koszulek noszonych przez kobiety w 
trakcie fazy folikularnej za najbardziej seksowny i najprzyjemniejszy. Średnia ocena tych 
koszulek wynosiła 7,76 i była niemal o siedem punktów wyższa niż ocena koszulek, które 
kobiety miały na sobie podczas bezpłodnej fazy lutealnej. Podobne wyniki uzyskano w grupie 
par pozostających w stałych związkach, kiedy to badacze pobierali zapachy kobiecych ciał ze 
śliny, z pochwy oraz spod pach, a także w badaniach, w których mężczyźni oceniali podobne 
próbki pochodzące od nieznanych kobiet*.
* Porań (1994); Kuukasjarvi, Eriksson, Koskela, Mappes, Rantala (w druku); zob. także Doty, 
Ford, Preti, Huggins (1975). Thornhill i Gangesiad (1999) nie zdołali jednak potwierdzić tych 
wyników, posługując się innym zestawem metod badawczych. 

Inne pośrednie dowody również wskazują na to, że mężczyźni są w stanie 

rozpoznawać sygnały, które —jak się uważa — wiążą się z atrakcyjnością seksualną. W 
trakcie cyklu menstruacyjnego kobieca skóra zmienia nieznacznie barwę, przy czym jest 
najjaśniejsza w okolicach owulacji (Van den Berghe, Frost, 1986). Podczas owulacji skóra 
staje się także lepiej ukrwiona, przez co mężczyźni mają wrażenie, że kobieta „promienieje". 
Ponadto, w tej fazie części ciała kobiety, które są zbudowane z tkanki miękkiej - na przykład 
piersi i uszy - stają się bardziej symetryczne (Manning, Scutt, 1996). Margie Profet wysunęła 
także przypuszczenie, że wysoki poziom estrogenów we krwi kobiety może powodować 
zmniejszenie się stosunku obwodu talii do obwodu bioder. Wszystkie te wskazówki - od 
koloru skóry przez zmiany w symetrii ciała po stosunek obwodu talii do obwodu bioder - są 
właściwościami, które można zaobserwować i o których wiadomo, że są seksualnie 
atrakcyjne dla mężczyzn. Oczywiście ze względu na to, że wszystkie te zmiany są dość 
subtelne, najłatwiej mogą je dostrzec mężczyźni, z którymi kobiety kontaktują się na co 
dzień. Ta okoliczność odnosiła się do wielu członków niewielkich grup, w jakich żyli nasi 
ewolucyjni przodkowie.

Oprócz wyglądu i zapachu u kobiet w fazie owulacji zmienia się także zachowanie. 

Psycholog ewolucyjny Karl Grammer wysłał obserwatorów do barów dla samotnych. Ich 
zadaniem było dokonanie oceny, jak obcisłe ubrania noszą przychodzące do tych barów 
kobiety, oraz zarejestrowanie, jak często kobiety są dotykane przez mężczyzn (Grammer, 
1996). Inny członek zespołu badawczego podchodził do każdej z kobiet tuż po jej wyjściu z 
baru, fotografował ją i dowiadywał się, w której fazie cyklu menstruacyjnego się znajduje. 
Następnie Grammer wprowadził fotografie do komputera, a specjalny program obliczył 
proporcję nagiej skóry, którą odsłoniła każda z kobiet.

Mężczyźni w barach dla samotnych inicjowali kontakt dotykowy z owulującymi 

kobietami częściej niż z tymi, które nie były w fazie owulacji. Owulujące kobiety wysyłały 
także więcej seksualnych sygnałów niż inne kobiety - nosiły bardziej obcisłe bluzki i krótsze 
spódnice, innymi słowy odkrywały większą powierzchnię nagiej skóry. Być może zatem 
mężczyźni nie są wcale tacy biegli w rozpoznawaniu momentu owulacji u kobiet, lecz to 
raczej owulujące kobiety czują się bardziej seksowne i wysyłają więcej seksualnych 
sygnałów, które mają przyciągać mężczyzn. Wyniki innego badania potwierdzają słuszność 
tej interpretacji - w okolicach owulacji kobiety inicjowały kontakty seksualne ze swoimi 
partnerami częściej niż w innych fazach cyklu (Gangestad, Cousins, w druku).

Ostatnia podpowiedź ułatwiająca rozwiązanie zagadki owulacji pochodzi z informacji 

na temat tego, jak pilnie mężczyźni strzegą swoich seksualnych partnerek (Gangestad, 
Thornhill, Garver, w druku). Jak wynika z obserwacji poczynionych przez kobiety, w 
okolicach owulacji mężczyźni bardziej niż w innych fazach cyklu traktują je jak swoją 
własność (np.: „Wściekł się, kiedy zobaczył, ze spaceruję z innym mężczyzną"), 
monopolizują ich czas (np.: „Spędzał ze mną jak najwięcej wolnego czasu, żebym nie mogła 

background image

się spotykać z innymi mężczyznami") i je rozpieszczają (np.: „Starał się być jak najmilszy, 
żebym była zadowolona"). Najwyraźniejsza zmiana zachodziła jednak w czujności. Kiedy ich 
partnerki owulowały, mężczyźni częściej niespodziewanie do nich dzwonili, żeby sprawdzić, 
z kim są, a także częściej przeglądali ich osobiste rzeczy i pytali je, co robiły w czasie, kiedy 
się z nimi nie widzieli. Innymi słowy, mężczyźni mogą wkładać więcej wysiłku w pilnowanie 
swoich partnerek wtedy, kiedy znajdują się one w fazie owulacji. 

To badanie nie udziela jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o przyczyny 

owych powiązań. Ponieważ opisy zachowań mężczyzn pochodzą od samych kobiet, nie 
można więc wykluczyć tego, że podczas owulacji kobiety stawały się bardziej wyczulone na 
„wartownicze" wysiłki swoich partnerów, szczególnie jeśli odczuwały pociąg do innych 
mężczyzn. Być może jest tak, że to owulujące kobiety częściej zauważają i opisują tego typu 
zachowania swoich partnerów, a nie tak, że mężczyźni dostrzegają u swoich partnerek 
sygnały owulacji i zaczynają pilniej ich strzec. Jest też możliwe, że mężczyźni odbierają 
sygnały seksualnego pobudzenia kobiet i ich gotowości do flirtowania, co skłania ich do 
większej czujności. Być może, wreszcie, mężczyźni spostrzegają swoje owulujące partnerki 
jako bardziej atrakcyjne i pociągające niż w innych fazach cyklu, a -jak już wiadomo - takie 
okoliczności nasilają skłonność do czujnego pilnowania partnerek (Buss, Shackelford, 1997). 
Autorzy przyszłych badań muszą zatem rozłożyć to fascynujące odkrycie na czynniki 
pierwsze, aby ustalić, czy przyczyną zaobserwowanego zjawiska jest fakt, że mężczyźni 
spostrzegają zachodzące u kobiet fizyczne zmiany, męska zdolność do wykrywania zmian w 
zachowaniu kobiet, czy może podwyższona wrażliwość owulujących kobiet na 
„wartownicze" zachowania partnerów?

Założenie o niejawnym przebiegu owulacji leży u podstaw wielu ewolucyjnych 

koncepcji na temat przyczyn niepowtarzalnych cech doboru seksualnego ludzi, takich jak 
odbywanie stosunków seksualnych w ciągu całego cyklu menstruacyjnego, powstawanie 
trwałych, monogamicznych związków czy też znaczne rodzicielskie inwestycje mężczyzny. 
Nie sposób zaprzeczyć, że owulacja u ludzi jest w znacznej mierze utajona, przynajmniej w 
porównaniu z blisko spokrewnionymi z nami naczelnymi, takimi jak szympansy. Jednak 
wyniki najnowszych badań podają w wątpliwość tradycyjny pogląd, że owulacja jest 
całkowicie niejawna. Owulujące kobiety wysyłają subtelne sygnały wzrokowe i zapachowe. 
Mężczyźni spostrzegają te sygnały jako seksowne. Kobiety w fazie owulacji odczuwają 
silniejszy pociąg seksualny do mężczyzn spoza ich stałego związku oraz częściej snują na ich 
temat fantazje seksualne. Noszą bardziej obcisłe ubrania, pokazują więcej nagiej skóry i 
częściej inicjują kontakty seksualne. Z kolei mężczyźni właśnie w tym czasie zaczynają 
pilniej strzec swoich partnerek. Jeśli weźmie się pod uwagę doniosłe znaczenie jajeczkowania 
dla reprodukcji oraz stosunkowo niewielką liczbę owulacyjnych epizodów w życiu 
pradawnych kobiet, byłoby zadziwiające, gdyby u kobiet i u mężczyzn nie wykształciły się 
szczególne strategie seksualne ułatwiające zmierzenie się z adaptacyjnymi wyzwaniami 
związanymi z tym przełomowym wydarzeniem.

Stoimy u progu „owulacyjnej rewolucji". Przyszłe badania z pewnością ujawnią 

więcej aspektów strategii seksualnych powiązanych z cyklem menstruacyjnym. Czy kobiety 
celowo flirtują w tym czasie z innymi, wzbudzając w swoich partnerach zazdrość i 
wzmagając wewnątrzpłciową rywalizację między mężczyznami? Czy mężczyźni stają się w 
tym okresie bardziej natarczywi seksualnie? Czy kobiety, które mają romanse, zyskują 
szczególną biegłość w oszukiwaniu stałych partnerów podczas owulacji po to, by się ustrzec 
przed ich wzmożoną czujnością? Czy samotne kobiety są w tym czasie szczególnie skłonne 
„promować się na rynku matrymonialnym", ponieważ podczas owulacji mają największe 
szansę na przyciągnięcie najbardziej atrakcyjnych mężczyzn? Czy mężczyźni naprawdę bar-
dziej kochają swoje partnerki, kiedy te jajeczkują? Czy mają więcej wątpliwości co do swoich 
związków, kiedy ich partnerki nie są w fazie owulacji? W ciągu najbliższych dziesięciu lat 

background image

poznamy zapewne odpowiedzi na wszystkie te pytania.

XII
Tajemnice doboru seksualnego
ludzi

W niniejszym rozdziale zastanowimy się nad rozmaitymi zagadkami doboru 

seksualnego - tajemnicami, które nadal zaprzątają umysły badaczy, pytaniami, na które 
znaleźliśmy już jednoznaczne odpowiedzi, oraz kwestiami, które wywołują w nas tak silne 
emocje, że niemal nie sposób poddać ich beznamiętnym naukowym badaniom. Pierwszą z 
owych zagadek jest homoseksualizm, który na pierwszy rzut oka wydaje się przeczyć 
ewolucyjnej logice. Skoro ewolucja kształtuje organizmy zdolne do reprodukcji, to dlaczego 
miałaby zaszczepiać w umysłach niektórych ludzi pragnienia, które wydają się sprzeczne z 
celami prokreacji?

Drugą tajemnicą jest gwałt - temat, wokół którego narosło wiele kontrowersji, 

politycznych sporów i silnych emocji, a któremu poświęcono niepokojąco znikomą liczbę 
naukowych badań. W czasach, kiedy po raz pierwszy wydano Ewolucję pożądania, 
dysponowaliśmy bardzo ograniczonym zasobem naukowych informacji na temat tej 
odrażającej plagi świata związków seksualnych. Zgromadzone ostatnio dane empiryczne i 
nowe argumenty skłaniają nas do ponownego zastanowienia się nad tym, czy gwałt jest 
ukształtowaną w procesie ewolucji strategią seksualną mężczyzn, bezużytecznym produktem 
ubocznym innych adaptacji, czy też patologią nowoczesnych społeczeństw. Równie doniosłe 
znaczenie praktyczne i teoretyczne ma to, czy u kobiet rozwinęły się adaptacje 
przeciwdziałające gwałtowi - czyli strategie służące zapobieganiu wymuszonym stosunkom 
seksualnym.

Najnowsze badania rzuciły także światło na inne zagadki doboru seksualnego. Czy 

mężczyźni i kobiety tendencyjnie odczytują seksualne upodobania przeciwnej płci? Dlaczego 
ludzie „kradną" cudzych partnerów? Czy mężczyźni i kobiety mogą być „tylko 
przyjaciółmi"? Nowe badania naukowe udzielają rzeczowych odpowiedzi na te frapujące 
pytania.

Skąd się bierze homoseksualizm?

„Orientacja heteroseksualna jest paradygmatyczną adaptacją psychiczną" - twierdzi 

Michael Bailey, jeden z najsłynniejszych badaczy orientacji seksualnych na świecie. Jego 
rozumowanie jest bardzo przekonujące. Wśród wszystkich gatunków, które rozmnażają się 
płciowo, sukces reprodukcyjny wymaga kopulacji samca z samicą. Jakakolwiek orientacja 
obniżająca prawdopodobieństwo skutecznej reprodukcji powinna zostać bezlitośnie 
wyeliminowana. Chociaż dokładne wartości liczbowe pozostają przedmiotem sporów, 
większość badaczy zgadza się co do tego, że heteroseksualizm jest podstawową orientacją 
seksualną około 96-98% wszystkich mężczyzn oraz 98-99% wszystkich kobiet. Właśnie 
takiego odsetka można się spodziewać w wypadku swoistej dla danego gatunku strategii 
adaptacyjnej.

Jednak utrzymywanie się niewielkiego odsetka mężczyzn i kobiet o podstawowej lub 

wyłącznej orientacji homoseksualnej stanowi prawdziwą ewolucyjną zagadkę. Podczas 
kilkuset wykładów, jakie wygłosiłem na temat ludzkich strategii seksualnych, pytanie „Skąd 
się bierze homoseksualizm?" padało zdecydowanie najczęściej. Homoseksualizm jest jedną z 
tajemnic doboru seksualnego ludzi oraz empiryczną zagadką wpisaną w teorię ewolucji 
(Bobrow, Bailey, 2001). Dwa powszechnie znane fakty czynią tę łamigłówkę jeszcze bardziej 
interesującą. Po pierwsze, pewna liczba badań nad bliźniętami dowodzi, że orientacja sek-

background image

sualna jest w umiarkowanym stopniu dziedziczna, co wskazuje na jej częściowo genetyczne 
podłoże. 
*Przegląd najnowszych badań zob. w: Rahman i Wilson (w druku); chociaż wyniki 
większości badań wskazują na umiarkowany wpływ czynników dziedzicznych (około 50%), 
to niektóre badania wykazują zaledwie 20-30% zgodność orientacji seksualnej miedzy 
jednojajowymi (identycznymi) bliźniętami, co sugeruje nieco mniejszą niż się zwykle uważa 
rolę dziedziczenia.

Po drugie, kilka innych badań dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że homoseksualni 

mężczyźni mają zdecydowanie mniej liczne potomstwo niż mężczyźni o orientacji 
heteroseksualnej (Podsumowanie wyników badań zob. w Bobrów, Bailey, 2001; Muscarella, 
2000; McKnight, 1997). Jak to możliwe, że częściowo dziedziczna orientacja seksualna trwa 
mimo tego, iż dobór naturalny działa nieustannie przeciwko niej?

Jednym z pierwszych ewolucyjnych wyjaśnień homoseksualizmu, zaproponowanym 

przez E. O. Wilsona, była teoria altruizmu krewniaczego (Wilson, 1975). Według tej teorii 
geny odpowiedzialne za orientację homoseksualną mogą powstawać i trwać, ponieważ 
homoseksualni mężczyźni odznaczający się zwykle mniejszą bezpośrednią wydajnością 
reprodukcyjną niż mężczyźni o orientacji heteroseksualnej, zwiększają swoją wartość 
reprodukcyjną, inwestując znaczne zasoby w genetycznych krewnych, na przykład w dzieci 
siostry bądź brata. Zwolennicy tego poglądu twierdzą, że homoseksualiści to mężczyźni o 
niewielkich szansach na zbudowanie heteroseksualnych związków, zatem rezygnacja z bez-
pośredniej reprodukcji nie wywiera istotnego wpływu na ich wartość reprodukcyjną. Jeśli 
mężczyzna nie jest w stanie przyciągać partnerek, sugerują, to dlaczego nie miałby całkowicie 
zrezygnować z heteroseksualnych związków i ukierunkować swoje zasoby na krewnych, 
którzy mają potomstwo? Za słusznością teorii altruizmu krewniaczego przemawiają pośrednio 
dwa fakty. Po pierwsze, homo-seksualni mężczyźni są zwykle młodsi od swojego rodzeństwa 
i często mają starszych braci, zatem mają też krewnych, w których mogą inwestować. Po 
drugie, homoseksualni mężczyźni są zwykle bardziej empatyczni i „kobiecy" niż mężczyźni o 
orientacji heteroseksualnej, czyli charakteryzują się cechami, które mogą się wiązać z 
silniejszą skłonnością do altruizmu.                                   

Jednak wyjaśnienie homoseksualizmu odwołujące się do altruizmu krewniaczego 

napotyka także poważne problemy teoretyczne i empiryczne. Po pierwsze, teoria ta wcale nie 
wyjaśnia, dlaczego niektórych ludzi pociągają przedstawiciele ich własnej pici. Jeśli selekcja 
naturalna faworyzuje mechanizmy służące zapewnieniu korzyści genetycznym krewnym, to 
dlaczego owe mechanizmy miałyby zawierać potencjalnie kosztowne pragnienia 
homoseksualne? Dlaczego altruizm krewniaczy nie został po prostu skojarzony z 
aseksualnością (Bobrow, Bailey, 2001)? Po drugie, nie jest wcale oczywiste, że wyższy 
ogólny poziom altruizmu przekłada się na altruizm ukierunkowany w szczególności na 
genetycznych krewnych. To podstawowe założenie wymaga empirycznego potwierdzenia, 
aby omawiana teoria mogła się utrzymać. Po trzecie, nawet jeśli dla dobra sprawy uznamy 
słuszność problematycznych tez omawianej teorii, to skala altruistycznych inwestycji w 
genetycznych krewnych musiałaby być wyjątkowo duża, aby zrekompensować mężczyźnie 
utratę szans na bezpośrednią reprodukcję.

Ostatecznym kryterium weryfikacji każdej teorii naukowej są twarde dane 

empiryczne. Psychiatra David Bobrow oraz psycholog ewolucyjny Michael Bailey 
przeprowadzili decydujące badanie. Dobrali jednakowe pod względem wieku, wykształcenia i 
przynależności etnicznej próby homoseksualnych i hetero-seksualnych mężczyzn, a następnie 
zbadali wzorce i skalę inwestycji krewniaczych w obu grupach. Analizowali hojność 
(zarówno finansową, jak i emocjonalną) okazywaną przez badanych mężczyzn członkom ich 
rodzin, skłonności awunkularne (na przykład gotowość do ofiarowywania prezentów, 

background image

pieniędzy i psychicznego wsparcia dzieciom siostry lub brata) a także ogólne poczucie 
bliskości z genetycznymi krewnymi. Wyniki były jednoznaczne - badacze nie znaleźli naj-
mniejszych dowodów słuszności podstawowej tezy teorii altruizmu krewniaczego. Geje nie 
różnili się pod względem skłonności do ofiarowywania zasobów swoim krewnym od 
mężczyzn o orientacji heteroseksualnej. Co więcej, homoseksualiści częściej niż mężczyźni o 
orientacji heteroseksualnej twierdzili, że czują się odsunięci od swoich genetycznych 
krewnych, co pozostaje w sprzeczności z teorią altruizmu krewniaczego. Jeśli więc 
wyjaśnienie orientacji homoseksualnej w kategoriach tej teorii nie zostanie radykalnie 
przeformulowane albo nie pojawią się nowe, całkowicie odmienne od dotychczasowych dane 
empiryczne, to teorię tę będzie można z czystym sumieniem uznać za błędną.

Nadal zatem nie znamy rozwiązania zagadki dotyczącej genezy homoseksualizmu i 

przyczyn jego trwałości. Ostatnio zaproponowano kilka nowych teorii, które mają na celu 
wypełnienie tej luki. Autorem jednej z nich jest psycholog ewolucyjny Frank Muscarella, 
który uważa, że powinniśmy się skupić na zachowaniach homoerotycznych, czyli 
zachowaniach seksualnych z udziałem przedstawicieli własnej płci (między innymi 
odbywanych dla przyjemności stosunkach ge-nitalnych), a nie na orientacji homoseksualnej. 
Według Muscarelli zachowania homoerotyczne pełnią szczególną funkcję - ułatwiają 
zawieranie przymierzy. Funkcję tę opisywało również kilku ewolucyjnych prymatologów 
(Kirkpatrick, 2000; Parish, 1994; Vasey, 1995). Według teorii zawierania przymierzy 
zachowania homoerotyczne powstały w toku ewolucji, aby umacniać więzi z przedstawi-
cielami własnej płci - więzi, które w przeszłości były szczególnie korzystne dla dorastających 
chłopców. Sprzymierzając się z mężczyznami o wyższym statusie, chłopcy mogli uzyskać 
dostęp do cennych zasobów, ochronić się przed agresywnymi mężczyznami, podwyższyć 
swoją pozycję w hierarchii grupy i, ostatecznie, zwiększyć swoje szansę na pozyskanie 
seksualnych partnerek. Zgodnie z tą teorią skłonności do zachowań seksualnych 
ukierunkowanych na przedstawicieli własnej płci rozwinęły się dlatego, że zapewniały 
korzyści wynikające z zawieranych w ten sposób przymierzy.

Teoria zawierania przymierzy ma kilka zalet, takich jak podkreślenie funkcji 

rzeczywistych zachowań homoseksualnych (czasami pomijanych w teoriach orientacji 
homoseksualnej) czy też nacisk na porównania międzygatunkowe (kontakty seksualne w 
ramach jednej płci nie są wyłącznie domeną ludzi, zaobserwowano je także wśród innych 
naczelnych). Jednak i to wyjaśnienie homoseksualizmu nie jest wolne od poważnych 
problemów natury teoretycznej i empirycznej. Po pierwsze, z teorii zawierania przymierzy 
wydaje się wynikać, że zachowania homoseksualne powinny być uniwersalne kulturowo i 
praktykowane przez większość mężczyzn w każdej kulturze. Chociaż teoria ta wyjaśnia być 
może praktyki seksualne w kilku wybranych kulturach - na przykład w starożytnej Grecji oraz 
w niektórych plemionach zamieszkujących Nową Gwineę - to nie ma empirycznych 
dowodów na to, że w większości kultur przeważająca część młodych chłopców zwyczajowo 
zaspokaja seksualnie starszych mężczyzn. Po drugie, jeśli zawieranie przymierzy jest 
zjawiskiem adaptacyjnym, to selekcja naturalna powinna faworyzować jednostki, które 
znajdują sprzymierzeńców w najmniej kosztowny sposób. Czy nie można by po prostu 
zawrzeć przymierza, nie ponosząc kosztów seksu? Rzeczywiście, nieseksualne przymierza 
zawierane w ramach tej samej płci są dość powszechne zarówno wśród ludzi, jak i wśród 
innych naczelnych, co sugeruje, że takie sojusze nie wymagają seksualnego zaangażowania 
(de Waal, 1989; Wrangham, 1999). Po trzecie, teoria zawierania przymierzy nie wyjaśnia, 
dlaczego niektórzy mężczyźni i kobiety mają wyłącznie homoseksualną orientację. Znacznie 
trudniej jest rozwiązać tę ewolucyjną zagadkę niż wyjaśnić samą aktywność homoseksualną, 
która nie utrudnia heteroseksualnej reprodukcji. Wreszcie, brakuje dowodów na to, że 
mężczyźni, u których występują zachowania homoseksualne, rzeczywiście zyskują 
wypływające z zawierania przymierzy korzyści, o których mówi ta teoria, takie jak wyższy 

background image

status czy wynikający z niego łatwiejszy dostęp do partnerek seksualnych.

Kolejną nową teorię homoseksualizmu - zwaną teorią „miłego faceta" - sformułował 

ekonomista Edward Miller (Miller, 2000; zob. także McKnight, 1997). Punktem wyjścia było 
dla niego założenie, że ani homoseksualizm, ani zachowania homoerotyczne same w sobie nie 
są strategiami adaptacyjnymi. Pod tym względem podejście Millera zdecydowanie się różni 
od omówionych wcześniej teorii. Według teorii „miłego faceta" homoseksualizm jest rzadkim 
produktem ubocznym genów, które spełniają zupełnie inną funkcję - powodują kształtowanie 
się u mężczyzn „kobiecych" cech, takich jak empatia, wrażliwość, czułość i łagodność. 
Według Millera owe cechy „miłego faceta" zwiększają atrakcyjność mężczyzn w oczach 
kobiet, ponieważ tacy partnerzy są lepszymi ojcami i żywicielami rodziny niż mężczyźni typu 
„macho". Jeśli wiele różnych genów determinuje pożądane cechy „miłego faceta", to 
mężczyźni powinni być w naturalny sposób zróżnicowani pod względem liczby takich 
genów. Większość mężczyzn powinna posiadać umiarkowaną ich liczbę niezbędną do 
złagodzenia ich męskości oraz osiągnięcia optymalnej równowagi między męskością i 
kobiecością, która najbardziej pociąga kobiety. Jednak niektórzy mężczyźni, może dwa lub 
trzy procent, „wygrywają" na genetycznej loterii wyjątkowo dużą liczbę takich „kobiecych" 
cech, wskutek czego ich mózgi skłaniają się ku homoseksualizmowi. Geny odpowiedzialne za 
to zjawisko trwają i mają się znakomicie w procesie ewolucji, bo „zamieszkując" organizmy 
heteroseksualnych mężczyzn na ogół zwiększają ich szansę na odniesienie reprodukcyjnego 
sukcesu. Owe geny są faworyzowane, ponieważ w przeszłości kobiety uznawały ich 
rozwojowe skutki za bardzo atrakcyjne. Krótko mówiąc, orientacja homoseksualna jest 
sporadycznie występującym produktem ubocznym genów „miłego faceta", które święcą 
ewolucyjne triumfy, ponieważ na ogół bywają faworyzowane przez kobiety.

Niestety, koncepcja „miłego faceta" również wiąże się z poważnymi wątpliwościami 

natury teoretycznej i empirycznej. Z teoretycznego punktu widzenia, biorąc pod uwagę 
reprodukcyjne koszty preferencji homoseksualnej, można się zastanawiać, czy selekcja 
naturalna nie powinna raczej faworyzować modyfikujących genów, które czyniłyby z 
mężczyzny „miłego faceta", współistniejąc z orientacją heteroseksualną. Tę teorię można by 
zatem przyjąć tylko wtedy, gdyby jedyny sposób, w jaki ewolucja może dodawać 
mężczyznom subtelności, polegał na obdarowaniu ich kobiecymi genami. Czy jednak 
rzeczywiście nie ma miłych heteroseksualnych mężczyzn? Z empirycznego punktu widzenia, 
chociaż wyniki niektórych badań sugerują, że geje są przeciętnie nieco bardziej empatyczni i 
mniej agresywni niż mężczyźni o orientacji heteroseksualnej, nie istnieją żadne dowody na to, 
iż kobiety wolą się wiązać z mężczyznami obdarzonymi owymi „kobiecymi" cechami, a nie z 
mężczyznami o bardziej „męskich" przymiotach, takich jak stanowczość i śmiałość (Rahman 
i Wilson, w druku). Ponadto, teoria „miłego faceta", podobnie jak wiele innych podejść do 
orientacji homoseksualnej, nie wyjaśnia homoseksualnych skłonności u kobiet.

Podsumowując, dotychczasowe podejścia do homoseksualizmu wiążą się z 

podstawowymi problemami natury teoretycznej i empirycznej, zatem poszukiwanie 
wyjaśnienia tego zjawiska trwa nadal. Początkowo z wielkim entuzjazmem przyjęto rzekome 
odnalezienie tak zwanego „homoseksualnego genu" na chromosomie Xq28, jednak nikomu 
nie udało się powtórzyć tego odkrycia. 
* Krótki opis pierwszych prób wyodrębnienia „homoseksualnego genu" znajdziesz w: Hamer 
i Copeland (1998). Opis nieudanych prób powtórzenia tego odkrycia znajdziesz w: Rice, 
Anderson, Rische i Ebers (1999). Nieudane próby znalezienia dowodów na to, że ów gen jest 
przekazywany po linii żeńskiej, omówiono w: Bailey i in. (1999). Rahman i Wilson (w druku) 
proponują pewien kompromis, twierdząc, że wyniki wiekszości badań potwierdzają, iż gen 
związany z chromosomem X wpływa na orientację seksualną mężczyzn.

Zdaniem innych badaczy homoseksualizm może być produktem ubocznym 

background image

współczesnych środowisk, wynikającym z rozbieżności między warunkami, w jakich 
ewoluował nasz gatunek, a niezwykłymi właściwościami nowoczesnych społeczeństw. Cho-
ciaż nie można wykluczyć takiej możliwości, to nikt dotąd nie sprecyzował, o jakie warunki 
środowiskowe mogłoby chodzić. Ponadto, warto pamiętać o tym, że „pociąg do osobników 
płci przeciwnej, który umożliwia osiągnięcie sukcesu reprodukcyjnego, wydaje się tak istotny 
dla ewolucyjnego dostosowania, że można oczekiwać, iż będzie równoważył wszelkie 
oddziaływania społeczne, które mogłyby ukształtować upodobania do nawiązywania 
stosunków seksualnych wyłącznie z przedstawicielami własnej płci" (Cochran, Ewald, 
Cochran, 2000, s. 437-438).

Twórcy innej z zaproponowanych ostatnio teorii mieliby wielkie szanse na zdobycie 

nagrody za najbardziej niepoprawną politycznie teorię roku. Otóż, jak sugeruje to 
wyjaśnienie, być może męska orientacja homoseksualna wcale nie ma podłoża genetycznego, 
ale jest ubocznym efektem działania czynników zakaźnych, które mogą być przenoszone 
drogą płciową (Cochran, Ewald, Cochran, 2000). Teoria czynnika zakaźnego nie została 
dotąd poddana empirycznej weryfikacji, nie sformułowano też szczegółowych przewidywań, 
które wynikają z jej założeń. Wyniki badań wskazujące na umiarkowaną dziedziczność 
orientacji seksualnej wydają się przeczyć ortodoksyjnej wersji teorii czynnika zakaźnego, 
podobnie jak dane, które sugerują, że orientacja seksualna krystalizuje się już w dzieciństwie, 
kiedy jednostka nie miała jeszcze okazji do kontaktowania się z potencjalnymi czynnikami 
zakaźnymi. Niemniej jednak, teoria ta nie jest sprzeczna z podstawowymi zasadami ewolucji. 
Jej autorzy słusznie zauważają, że „dyskwalifikujące mankamenty innych hipotez 
[dotyczących homoseksualizmu] zwracają naszą uwagę na potrzebę poddania rygorystycznej 
weryfikacji każdej teorii, która opiera się na rzetelnych podstawach teoretycznych, nawet jeśli 
wywołuje w nas ona niepokój lub poczucie dezorientacji" (Cochran, Ewald, Cochran, 2000, s. 
438).

W ciągu najbliższych dziesięciu lat badacze z pewnością będą poświęcali więcej niż 

dotąd uwagi naturze, genezie i następstwom homoseksualizmu. Rozwiązanie ewolucyjnej 
zagadki homoseksualizmu znacznie się przybliży, jeśli uwzględnimy istotny fakt, który 
podkreślali tacy teoretycy, jak Mike Bailey, Frank Muscarella i James Dabbs: 
homoseksualizm nie jest zjawiskiem jednorodnym. Na przykład, homoseksualizm kobiecy i 
męski mają zupełnie odmienną naturę i różne ścieżki rozwoju. Męska orientacja seksualna 
jest zwykle silnie ukierunkowana i ujawnia się we wczesnej fazie rozwoju jednostki, podczas 
gdy żeńska seksualność wydaje się znacznie bardziej elastyczna na wszystkich etapach życia 
kobiety. Męska orientacja seksualna przyjmuje zwykle rozkład dwubiegunowy - większość 
mężczyzn jest albo zdecydowanie heteroseksualna, albo zdecydowanie homoseksualna, a 
między tymi dwiema skrajnościami jest stosunkowo niewielu biseksualistów. Kobieca 
orientacja seksualna rozkłada się natomiast znacznie bardziej płynnie wzdłuż kontinuum, na 
którego jednym krańcu znajduje się zdecydowany heteroseksualizm, na drugim - preferencja 
przedstawicielek własnej płci, a między nimi - cała seria pośrednich odmian biseksualizmu.

Kolejna różnica polega na tym, że kobiety wydają się łatwiej niż mężczyźni zmieniać 

orientację seksualną, co wskazuje na większą elastyczność kobiecej seksualności. Popularna 
anegdota opisuje powszechne w amerykańskich college'ach „zjawisko LDCUS" - co oznacza 
„lesbijka do czasu ukończenia szkoły". Aktorka Anne Heche przez wiele lat żyła w lesbijskim 
związku z aktorką komediową Ellen Degeneres. Po rozpadzie tego związku Heche wyszła za 
mąż i niedawno urodziła dziecko. Podobnie, niektóre kobiety najpierw wychodzą za mąż i 
rodzą dzieci, aby potem, w wieku średnim przyjąć nagle lesbijski styl życia. Chociaż zdarza 
się, że mężczyźni „wychodzą z ukrycia" po latach życia w społecznie zaaranżowanym 
małżeństwie z kobietą, która nie pociąga ich seksualnie, to wydaje się, że męska orientacja 
seksualna ustala się stosunkowo wcześnie i rzadko przenosi się z jednej płci na drugą. Dobrze 
byłoby, gdyby twórcy przyszłych teorii homoseksualizmu uwzględnili odmienność kobiecego 

background image

i męskiego homoseksualizmu i nie próbowali znaleźć wspólnego wyjaśnienia obu tych 
zjawisk.

Autorzy przyszłych teorii powinni także wziąć pod uwagę wyniki najnowszych badań 

nad znacznymi różnicami indywidualnymi wśród osób zaliczanych do kategorii „lesbijek" i 
„gejów". Na przykład, lesbijki, które same o sobie mówią butch preferują inne partnerki niż 
lesbijki typu femme (Bailey, Kim, Hill, Linsenmeier, 1997; Bassett, Pearcey, Dabbs, 2001). 
Lesbijki typu butch są zwykle bardziej męskie, dominujące i stanowcze, podczas gdy lesbijki 
typu femme są na ogół bardziej wrażliwe, pogodne i kobiece. Te różnice nie ograniczają się 
wyłącznie do sfery psychicznej - w porównaniu z lesbijkami typu femme, lesbijki typu butch 
mają wyższy poziom testosteronu we krwi, bardziej męską proporcję obwodu talii do obwodu 
bioder, przychylniejsze postawy wobec przygodnego seksu i słabsze pragnienie posiadania 
dzieci (Singh, Vidaurri, Zambarano, Dabbs, 1999). W porównaniu z lesbijkami typu butch, 
lesbijki typu femme przywiązują większą wagę do zasobów finansowych potencjalnej 
partnerki i odczuwają seksualną zazdrość o rywalki, które wydają im się bardziej atrakcyjne 
fizycznie. Lesbijki typu butch przywiązują mniejszą wagę do zasobów finansowych 
potencjalnej partnerki, ale są bardziej zazdrosne o rywalki, które odniosły większy niż one sa-
me sukces finansowy. Właściwości psychiczne, morfologiczne i hormonalne skorelowane z 
tymi dwiema kategoriami kobiecego homoseksualizmu sugerują, że terminy butch i femme 
nie są tylko arbitralnie nadawanymi etykietami, ale raczej odzwierciedlają rzeczywiste 
różnice indywidualne.

Pomimo teoretycznej i empirycznej uwagi, jaką poświęca się ostatnio zrozumieniu i 

wyjaśnieniu orientacji homoseksualnej oraz zachowań seksualnych ukierunkowanych na 
przedstawicieli własnej płci, geneza homoseksualizmu pozostaje naukową tajemnicą. Być 
może uda nam się przyspieszyć rozwiązanie tej zagadki, jeśli zdamy sobie sprawę z faktu, że 
prawdopodobnie nie sposób sformułować jednej teorii, która będzie w pełni wyjaśniała 
zarówno męski, jak i kobiecy homoseksualizm, a jeszcze trudniejsze może się okazać 
stworzenie teorii, która mogłaby wyjaśnić ogromne różnice indywidualne wśród osób o 
orientacji homoseksualnej.

Czy mężczyzn rzeczywiście bardziej interesuje przygodny seks?
Wśród użytkowników poczty elektronicznej krążył ostatnio pewien dowcip na temat tego, jak 
zdobyć partnera.                                                                          
Jak zrobić wrażenie na kobiecie? Praw jej komplementy, pieść ją, całuj, kochaj, głaszcz, drap 
ją czule za uszkiem, pocieszaj ją, chroń, przytulaj, obejmuj, wydawaj na nią pieniądze, 
stawiaj jej wino i wystawne kolacje, kupuj jej różne rzeczy, słuchaj jej, dbaj o nią, bądź 
zawsze przy niej, idź za nią na koniec świata.
Jak zrobić wrażenie na mężczyźnie? Pokaż mu się nago i przynieś piwo.

Chociaż ten żart z pewnością umniejsza kobiece pragnienie seksualnej różnorodności i być 
może przecenia siłę tego pragnienia u mężczyzn, to jednak ujawnia jaskrawą różnicę, która 
znalazła potwierdzenie w wynikach ogromnej liczby badań naukowych. Nawet nieżyjący już 
Steven J. Gould, który często krytykował rozmaite twierdzenia psychologii ewolucyjnej, 
przyznawał, że mężczyźni i kobiety różnią się pod względem ukształtowanych w toku 
ewolucji strategii seksualnych związanych z tym wymiarem (Gould, 1997). Jednak pomimo 
licznych dowodów, niektórzy nadal powątpiewają w to, czy płcie rzeczywiście różnią się pod 
względem pragnienia posiadania wielu seksualnych partnerów, warto zatem przedstawić 
aktualny stan naukowej wiedzy na ten temat.

Niedawno poświęcono temu zagadnieniu badanie o niespotykanym dotąd zasięgu - 

badacze zapytali 281 064 studentów 421 różnych college'ów i uniwersytetów, w jakim 
stopniu zgadzają się (bądź nie zgadzają) z następującym stwierdzeniem: „Jeśli dwoje ludzi 

background image

naprawdę się sobie podoba, to nie ma nic złego w tym, że decydują się na seks, nawet jeśli 
znają się od bardzo niedawna" (Wspólny instytutowy program badawczy, University of 
California, Los Angeles, 2001). Ujawniły się znaczne różnice międzypłciowe - aż 55,2% 
mężczyzn i tylko 31,7% kobiet zdecydowanie lub w pewnym stopniu zgadzało się z tym 
stwierdzeniem. Badanie to dotyczyło ogólnych postaw respondentów wobec przygodnego 
seksu, a nie ich osobistej gotowości do podejmowania tego typu zachowań, jednak inne 
sondaże dostarczają i takich bezpośrednich dowodów. Na podstawie wnikliwego badania 
dwustu studentów psycholog ewolucyjna Michele Surbey doszła do wniosku, że w 
porównaniu z kobietami mężczyźni w każdych warunkach ujawniają „większą gotowość do 
podejmowania współżycia seksualnego" (Surbey, Conohan, 2000, s. 367). 73% mężczyzn, ale 
tylko 27% kobiet udzieliło twierdzącej odpowiedzi na pytanie: „Czy kiedykolwiek celowo 
uprawiałeś(-aś) seks bez zaangażowania emocjonalnego?" (Townsend, Kline, Wasserman, 
1995). W innym badaniu mężczyźni istotnie częściej niż kobiety opisywali samych siebie, a 
także byli opisywani jako niewierni, poligamiczni, skłonni do zdrady oraz rozwiąźli, a 
rzadziej niż kobiety jako wierni, monogamiczni i oddani (Schmitt, Buss, 2000).

Psycholog ewolucyjny David Schmitt i jego współpracownicy przeprowadzili cztery 

badania z udziałem 1458 osób w różnym wieku, aby poznać tajniki psychologii przygodnego 
seksu. Podobnie jak autorzy wszystkich poprzednich badań, Schmitt odkrył, że w porównaniu 
z kobietami mężczyźni znacznie częściej wyrażają pragnienie posiadania wielu partnerek 
seksualnych, dążą do współżycia seksualnego po krótszym okresie znajomości i ujawniają 
silniejszą motywację do poszukiwania przygodnych partnerek seksualnych. Kiedy kobiety 
oceniały mężczyzn, a mężczyźni oceniali kobiety pod względem tych samych skłonności, to 
ujawniły się identyczne różnice między płciami. Większość kobiet doskonale zdaje sobie 
sprawę z faktu, że mężczyźni częściej niż one tęsknią za przelotnymi kontaktami 
seksualnymi, pragną mieć więcej partnerek oraz inicjują współżycie seksualne po krótszej 
znajomości (Schmitt, Shackelford, Duntley, Tooke, Buss, 2001).

W ramach programu o niespotykanym dotąd zasięgu David Schmitt przeprowadził 

badanie kwestionariuszowe 13 551 osób z 10 najważniejszych regionów świata, 
obejmujących 6 kontynentów, 13 wysp, 27 języków oraz 52 narodowości. Od jednej z 
najmniejszych wysp archipelagu Fidżi po ogromną wyspę Tajwan, od południowych krańców 
Tanzanii po północną część Norwegii, na każdej wyspie, na każdym kontynencie i we 
wszystkich kulturach mężczyźni wyrażali znacznie silniejsze niż kobiety pragnienie 
seksualnej różnorodności (Schmitt, w druku).

Psycholog ewolucyjna Martie Haselton zgromadziła dane wskazujące na to, że u 

mężczyzn może występować adaptacja, która ułatwia im skuteczne stosowanie strategii 
przelotnych kontaktów seksualnych. Chodzi tu o zmiany emocjonalne zachodzące tuż po 
stosunku seksualnym (Haselton, Buss, 2001). Haselton odkryła, że w oczach mężczyzn, 
którzy mają więcej partnerek seksualnych, atrakcyjność kobiety gwałtownie maleje 
bezpośrednio po zakończeniu stosunku. Takich zmian nie zaobserwowano u kobiet ani u 
mężczyzn o skromniejszym doświadczeniu seksualnym. Jeśli przyszłe badania potwierdzą 
występowanie zjawiska spadku atrakcyjności partnerki, to ich wyniki mogą przemawiać za 
słusznością hipotezy, że u mężczyzn powstała dodatkowa psychiczna adaptacja sprzyjająca 
sukcesowi strategii przygodnego seksu - adaptacja, która motywuje mężczyzn bądź do 
pospiesznego „ulotnienia się" po zakończeniu współżycia po to, by zminimalizować 
inwestycje zasobów w jakąkolwiek kobietę, bądź do ciągłego rozglądania się za nowymi, 
przygodnymi partnerkami mimo trwającego, stałego związku.

Oczywiście kobiety także decydują się na przelotne związki, jednak motywy, które 

popychają przedstawicieli obu płci w ramiona nieznajomych, znacznie się różnią. Psycholog 
Pamela Regan wykazała, że aż 44% kobiet i tylko 9% mężczyzn wymienia „zwiększenie 
prawdopodobieństwa zbudowania trwałego związku" jako motyw skłaniający ich do 

background image

nawiązywania przelotnych kontaktów seksualnych. Przyjrzyjmy się przytoczonym dosłownie 
wypowiedziom trzech kobiet:
•    Przeżywałam trudny okres i chciałam się z kimś związać. Wtedy myślałam, że jedna 
spędzona wspólnie noc może być dobrym sposobem rozpoczęcia takiego związku.
•    Zdecydowałam się na przelotny związek, bo miałam nadzieję, że zwiążę się
z tym mężczyzną na stałe.
•    Robię to, bo kiedy jakiś facet chce się ze mną kochać, czuję się ładna. Czuję, że naprawdę 
mu się podobam i że mu na mnie zależy (...). Mam nadzieję, że kiedy od razu się z nim 
prześpię, to nasz związek potrwa dłużej, a mężczyzna zostanie ze mną (...).
Mężczyźni jako motyw skłaniający ich do przygodnego seksu częściej wymieniają czyste 
pożądanie seksualne:
•    Kierowały mną wtedy czysto fizyczne pobudki. Uprawianie seksu jest przyjemne, a ta 
kobieta bardzo mnie pociągała.
•    Chciałem się tylko z nią przespać. Nie chciałem niczego innego, stałego związku ani 
randek, tylko seksu.                                                                                       
• Myślę, że nawiązuję przelotne kontakty seksualne, bo mogę to robić - żeby udowodnić to 
sobie i wszystkim dokoła. (...) Kiedy kocham się z jakąś kobietą, czuję się tak, jakbym 
osiągnął cel (Regan, Dreyer, 1999).
Nie jest prawdą, że poszukiwanie przelotnych kontaktów seksualnych świadczy o 
nieprzystosowaniu lub o psychicznej patologii. Kobiety i mężczyźni, którzy mieli wielu 
partnerów seksualnych, są równie stabilni emocjonalnie jak osoby, które miały co najwyżej 
jednego lub kilku partnerów, albo nawet nie miały ich wcale (Schmitt i in., 2001). Co więcej, 
mężczyźni, którzy mieli wiele partnerek seksualnych, uzyskują wyższe wyniki w testach 
samooceny niż mężczyźni o skromniejszym doświadczeniu seksualnym (Walsh, 1991; 
Schmitt i in., 2001).

Nowy, interesujący kierunek badań nad dobrze udokumentowaną między-płciową 

różnicą pod względem pragnienia seksualnej różnorodności skupia się na tym, co się dzieje w 
miarę, jak mężczyznom i kobietom przybywa lat. Psycholog Eugene Mathes badał trzy grupy 
wiekowe mężczyzn i kobiet - nastolatków, dwudziestolatków i trzydziestolatków (Mathes, 
King, Miller, Reed, 2002). Chociaż w każdej z tych grup wiekowych mężczyźni chcieli mieć 
więcej partnerek seksualnych niż kobiety, to okazało się, że owa różnica z wiekiem maleje. 
Wynikało to przede wszystkim ze zmian zachodzących w mężczyznach. Starsi mężczyźni 
wyrażali słabsze pragnienie posiadania wielu partnerek seksualnych niż młodsi, podczas gdy 
pragnienia kobiet były bardziej stałe i niezależne od wieku. Jeśli zatem konflikty między 
płciami wynikają w pewnym stopniu z uporczywego dążenia mężczyzn do przygodnych 
kontaktów seksualnych (zob. rozdział siódmy), to wyniki tego badania mogą nas napawać 
optymizmem co do możliwości osiągnięcia międzypłciowej harmonii w perspektywie całego 
życia.

Wydaje się, że wreszcie rozwiązano zagadkę różnicy między deklarowanymi przez 

mężczyzn i kobiety liczbami partnerów seksualnych. W przeszłości wiele samoopisowych 
badań wykazywało, że mężczyźni przyznają się do większej liczby partnerek seksualnych niż 
kobiety, co jest matematycznie niemożliwe. Biorąc pod uwagę zbliżoną liczbę przedstawicieli 
obu płci w całkowitej puli partnerów seksualnych, przeciętna liczba partnerów seksualnych 
powinna być dla obu płci jednakowa. Naukowcy zaproponowali kilka hipotez wyjaśniających 
owe różnice w deklarowanych liczbach partnerów - być może mężczyźni zawyżają tę liczbę, 
być może kobiety ją zaniżają, być może każda z płci inaczej definiuje pojęcie „seks". Chociaż 
czynniki te mogą w niewielkiej mierze wyjaśniać zaobserwowane różnice, to faktyczna 
przyczyna tych różnic okazuje się znacznie prostsza: w dotychczasowych badaniach nie 
uwzględniono odpowiedniej liczby prostytutek, zatem badane próby nie były 
reprezentatywne. Oczywiście klientami prostytutek są przede wszystkim mężczyźni (zob. 

background image

rozdział czwarty). Prostytutki zwykle uprawiają seks z wieloma mężczyznami -jedno z badań 
wykazało, że średnio z sześciuset dziewięćdziesięcioma czterema mężczyznami rocznie. Jeśli 
uwzględni się tę dotąd niewystarczająco reprezentowaną grupę „zawodowych kochanek", to 
pozorna rozbieżność między deklarowanymi przez obie płcie liczbami partnerów znika 
(Brewer i in., 2000). Fakt, że liczba partnerów seksualnych musi być matematycznie 
identyczna dla obu płci, nie zaprzecza oczywiście temu, że mężczyźni i kobiety wyraźnie się 
różnią pod względem pragnienia seksualnej różnorodności.

Zarówno kobiety, jak i mężczyźni dysponują szeroką gamą strategii seksualnych, 

począwszy od przelotnych przygód seksualnych, a skończywszy na trwających do końca 
życia monogamicznych związkach (między tymi skrajnościami mieści się ogromna 
różnorodność pośrednich strategii). Wszelkie próby zredukowania złożoności ludzkiego 
doboru seksualnego do jednej strategii, takiej jak budowanie długotrwałych związków, 
odzwierciedlają raczej romantyczne tęsknoty niż empiryczną rzeczywistość. Przedstawiciele 
obu płci poszukują przelotnych związków seksualnych, a dzieje się tak z ważnych przyczyn 
adaptacyjnych. Badacze ustalili ponad wszelką wątpliwość (podobnie, jak można ustalić 
każdy inny naukowy fakt), że na całym świecie mężczyźni ujawniają na ogół silniejsze pra-
gnienie seksualnej różnorodności niż kobiety. Niektórzy uznają to pragnienie za odrażające. 
Inni woleliby, żeby nie istniało, zatem starają się dowieść, że rzeczywiście nie istnieje - ja 
określam te wysiłki mianem „złudzenia naturalistyczne-go", a Steven Pinker nazwał je 
niedawno „złudzeniem moralistycznym" (Pinker, 2002). Niektórzy użalają się nad 
cierpieniem, na jakie to pragnienie naraża osoby, które chcą budować stałe, oparte na 
wzajemnym oddaniu związki. Jeśli chodzi o pragnienie doświadczania przelotnych przygód 
seksualnych, to być może mężczyźni i kobiety nie pochodzą z dwóch zupełnie różnych planet, 
jednak byłoby naiwnością myśleć, że obie płcie są seksualnie identyczne.

Czy kobiety i mężczyźni mogą być „tylko przyjaciółmi"?
Bohaterowie popularnego filmu „Kiedy Harry poznał Salwy” - Sally (w tej roli wystąpiła 
Meg Ryan) i Harry (grany przez Billy'ego Crystala) - odbywają taką rozmowę:
Harry: Oczywiście wiesz, że nigdy nie będziemy mogli zostać przyjaciółmi.
Sally: Dlaczego nie?
Harry: Mężczyźni i kobiety nie mogą być przyjaciółmi, bo seks zawsze staje im
w tym na przeszkodzie.     
Sally: To nieprawda! Przyjaźnię się z kilkoma mężczyznami i seks nie ma z tym nic 
wspólnego. 
Harry: Wcale nie. 
Sally: Właśnie, że tak.                                                                          
Harry: Tylko ci się tak wydaje.
Sally: Próbujesz mi wmówić, że nieświadomie uprawiam seks z tymi facetami? 
Harry: Nie. Chodzi mi o to, że wszyscy oni chcą się z tobą kochać (...). Bo żaden mężczyzna 
nie może się przyjaźnić z kobietą, która mu się podoba. Zawsze chce się z nią kochać.   
Sally (zadowolona z siebie, myśli, że postawiła na swoim): Czyli mężczyzna
może się przyjaźnić z kobietą, która mu się nie podoba. 
Harry (po chwili namysłu): Nie, taką też chce przelecieć.
Pewnego dnia do mojego gabinetu weszła jedna z moich koleżanek z twarzą zalaną łzami. 
Zaprzyjaźniła się z mężczyzną, który grał razem z nią w koedukacyjnej drużynie softballu. 
Przez kilka miesięcy zwierzali się sobie, służyli sobie radą i stworzyli ciepły, bliski związek. 

Pewnego dnia, kiedy po meczu pili wspólnie piwo, moja koleżanka podzieliła się z 

przyjacielem dobrą wiadomością - jej chłopak się jej oświadczył, a ona przyjęła oświadczyny. 
Zamiast ucieszyć się jej szczęściem, mężczyzna stał się nagle ponury i chłodny. Następnego 
dnia wysłał jej pocztą elektroniczną wiadomość, w której napisał, że nie chce się już z nią 

background image

przyjaźnić. Był wściekły o to, że moja koleżanka przyjęła oświadczyny. Jak mogła go tak 
zwodzić? Z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, jak głębokie żywi do niej uczucie. 
Koleżanka zapytała mnie, jak to się mogło stać. Myślała, że są takimi dobrymi przyjaciółmi. 
Nigdy nie ukrywała przed nim faktu, że ma chłopaka. Wkrótce potem jej przyjaciel odszedł z 
drużyny i do dziś nie utrzymuje z nią żadnych kontaktów. 

Do niedawna wiedzieliśmy bardzo niewiele o psychologii przyjaźni między 

przedstawicielami różnych płci. Psycholog ewolucyjna April Bleske jako pierwsza podjęła 
próbę wypełnienia tej luki (Bleske, Buss, 2000, 2001). Bleske definiuje przyjaciela płci 
przeciwnej jako bliskiego i ważnego dla danej osoby przedstawiciela płci przeciwnej, który 
nie jest jej partnerem w intymnym związku. Badała ona korzyści dostrzegane przez ludzi w 
takich przyjaźniach, spostrzeganą częstotliwość uzyskiwania tych korzyści, koszty owych 
przyjaźni oraz spostrzeganą częstotliwość ponoszenia tych kosztów. Bleske pytała także 
uczestników badania o przyczyny zawierania takich przyjaźni, o to, jak bardzo przyjaciele 
pociągają się seksualnie, oraz o to, czy dochodzi między nimi do współżycia seksualnego.

W tym wypadku nauka wydaje się naśladować sztukę - badanie Bleske ujawniło 

fascynujące różnice między płciami, dość wiernie odtwarzające przebieg kłótni między 
Billym Crystalem i Meg Ryan w „Kiedy Harry poznał Sally”. Mężczyźni oceniali możliwość 
nawiązania seksualnych kontaktów ze swoimi przyjaciółkami jako dwukrotnie bardziej 
korzystną niż kobiety. Przyjaciółki pociągały seksualnie mężczyzn niemal dwa razy częściej 
niż przyjaciele płci przeciwnej pociągali kobiety. Mężczyźni wyrazili także prawie 
dwukrotnie silniejsze pragnienie uprawiania seksu ze swoimi przyjaciółkami niż uczyniły to 
kobiety. Co interesujące, kiedy Bleske podzieliła badaną próbę na osoby samotne i ludzi, 
którzy mają stałych partnerów, to różnice między płciami pozostały dokładnie takie same. 
Mężczyźni, którzy już mieli stałe partnerki, odczuwali równie silny pociąg seksualny do 
swoich przyjaciółek i pragnienie uprawiania z nimi seksu jak samotni mężczyźni - a 
pragnienia obu grup mężczyzn okazały się dwukrotnie silniejsze niż pragnienia ujawnione 
przez kobiety. Samotni czy związani z kimś na stałe, wolni czy zaangażowani — to wszystko 
wydaje się nie mieć dla mężczyzn większego znaczenia, jeśli chodzi o seksualne pożądanie, 
jakie odczuwają do swoich przyjaciółek.                                  

Jeszcze bardziej zdumiewające wyniki przyniosła ta część ankiety, w której Bleske 

zapytała osoby badane o to, jak bardzo - ich zdaniem - pociągają seksualnie swoich przyjaciół 
płci przeciwnej. Kobiety nieco zaniżały tę wartość. Podczas gdy deklarowany przez mężczyzn 
pociąg seksualny do przyjaciółek wynosił średnio 5,3 na siedmiopunktowej skali, kobiety 
oszacowały go na poziomie 4,7. Z kolei mężczyźni zdecydowanie przeceniali swoją seksualną 
atrakcyjność w oczach przyjaciółek. Sądzili, że przyjaciółki czują do nich umiarkowany 
pociąg seksualny - średnio 4,7, podczas gdy w rzeczywistości kobiety oceniły go zaledwie na 
poziomie 3,6. Innymi słowy, mężczyźni mają błędne przekonanie, że ich przyjaciółki czują do 
nich umiarkowany pociąg seksualny, mimo iż wielu badanym kobietom seks nawet nie 
przeszedł przez myśl. Wreszcie, w porównaniu z kobietami mężczyźni o 62% częściej 
wymieniali „brak seksu", a o 65% częściej „zanik pociągu seksualnego" jako przyczyny 
zerwania przyjaźni z przedstawicielkami płci przeciwnej. Badania Bleske potwierdziły 
doświadczenie mojej koleżanki - mężczyźni częściej niż kobiety decydują się zakończyć 
przyjaźń, kiedy staje się jasne, że seks nie wchodzi w grę.     

Czy zatem mężczyźni i kobiety mogą być „tylko przyjaciółmi"? Być może zarówno 

Meg Ryan, jak i Billy Crystal mieli rację z punktu widzenia własnej płci. Kobiety lubią się 
przyjaźnić z mężczyznami, którzy zapewniają im towarzystwo, bliskość, ochronę (kiedy 
pojawi się taka potrzeba), informacje na temat płci przeciwnej, a nawet wzrost samooceny. 
Również mężczyźni czerpią z przyjaźni z kobietami znaczne korzyści, między innymi 
towarzystwo, informacje, a czasami nawet kontakty z potencjalnymi partnerkami. Jednak 
liczni mężczyźni i tylko niektóre kobiety pożądają seksualnie swoich przyjaciół płci 

background image

przeciwnej. Czasami te pragnienia się urzeczywistniają - 20% osób badanych przyznało, że 
uprawiało seks z przyjacielem płci przeciwnej. Jednak tacy „uprzywilejowani przyjaciele", 
„przyjaciele na specjalnych prawach" czy też -jak się ich czasami nazywa w Nowym Jorku - 
„przyjaciele od pocałunków" są w mniejszości. Większość kobiet nie odwzajemnia 
seksualnych pragnień swoich męskich przyjaciół, mimo że ci czasami się łudzą, iż 
przyjaciółki również ich pożądają, Kiedy te rozbieżności wychodzą na jaw - co przytrafiło się 
mojej koleżance i jej przyjacielowi - to związek mężczyzny i kobiety, którzy zaczynali jako 
„tylko przyjaciele", może się zakończyć w bardzo nieprzyjemny sposób. Bywa jednak i tak, 
że przyjaciele płci przeciwnej zostają kochankami na całe życie, co ostatecznie spotkało 
bohaterów filmu „Kiedy Harry poznał Salwy”.

Przyjaciele jako rywale
Wielu najlepszych i najbliższych przyjaciół należy oczywiście do tej samej płci. Przyjaciele 
tej samej płci zajmują wyjątkowe miejsce w konstelacji naszego życia społecznego. Mogą 
nam zapewnić całe mnóstwo korzyści - ochronę, kiedy jej potrzebujemy, cenne informacje, 
kontakty z ludźmi o wysokim statusie, radę w trudnych momentach. Jak czytamy w biblijnej 
księdze Mądrość Syracha:
Bywa bowiem przyjaciel, ale tylko na czas jemu dogodny,
nie pozostanie nim w dzień twego ucisku. (...)
Jeśli zaś zostaniesz poniżony, stanie przeciw tobie
i skryje się przed twym obliczem. (...) 
Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną,
kto go znalazł, skarb znalazł.
Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty (...).
* Syr 6, 8-15; cyt. za: Biblia Tysiąclecia (1980)

Przyjaciele mogą nas także ranić tak mocno, jak żaden z naszych wrogów. Przyjaciele znają 
nasze mocne i słabe strony. Znają nasze nawyki - wiedzą, kiedy jesteśmy w pracy, kiedy 
wyjeżdżamy, kiedy jesteśmy chorzy lub słabi. Zwykle znają naszych partnerów i wiedzą, 
kiedy w naszych związkach następują niebezpieczne okresy wewnętrznych niepokojów. 
Ponieważ przyjaciele, podobnie jak partnerzy, często przypominają nas pod względem 
atrakcyjności, wartości i zainteresowań, więc są też podobni do naszych partnerów i łatwo 
nawiązują z nimi bliskie relacje. Podobieństwo i bliskość są podstawowymi prawami doboru 
seksualnego - dwiema bliźniaczymi siłami, które często przyciągają ku sobie naszych 
przyjaciół i partnerów. Przyjaciel łatwiej niż ktokolwiek inny może się stać koniem trojań-
skim i pod osłoną przyjaźni realizować podstępny plan odbicia naszego partnera. 

Psycholodzy ewolucyjni, April Bleske i Todd Shackelford przeprowadzili pionierskie 

badania nad zjawiskami odbijania cudzego partnera, zdrady seksualnej i oszustwa w 
przyjaźniach między przedstawicielami tej samej płci (Bleske, Shackelford, 2001). Poprosili 
sto sześćdziesięcioro dziewięcioro mężczyzn i kobiet, żeby sobie przypomnieli sytuacje, w 
których oszukali przyjaciela (przyjaciółkę) lub sami zostali przez niego (przez nią) oszukani, 
oraz podali motyw tego oszustwa. Zdecydowanie najczęściej pojawiały się wspomnienia 
dotyczące oszustw związanych ze sferą związków seksualnych - kłamstw lub zatajeń odno-
szących się do odbicia partnera, rywalizacji o niego oraz seksualnej niewierności. A oto kilka 
przykładów:                                          
• Nie powiedziałam przyjaciółce, że kochałam się z jej partnerem.
• Moja przyjaciółka nie powiedziała mi, że uprawiała seks z moim byłym chłopakiem. 
• Nie powiedziałem przyjacielowi, że kobieta, która mu się podoba, tak naprawdę woli mnie.
• Mój przyjaciel nie powiedział mi, że moja żona mnie zdradza.
Ponieważ problem przyjacielskiej zdrady jest tak poważny, ludzie uważnie dobierają sobie 

background image

przyjaciół. Kobiety wydają się szczególnie świadome niebezpieczeństwa seksualnej zdrady, 
ujawniając silniejszy niepokój niż mężczyźni, kiedy dostrzegają u swoich przyjaciółek oznaki 
dostępności seksualnej. Kobiety uznają dostępne seksualnie przedstawicielki własnej płci za 
szczególnie niepożądane, zdając sobie sprawę, że takie rywalki mogą stanowić poważne 
zagrożenie dla ich stałych związków. Ponieważ wielu mężczyzn nieodparcie pociągają 
seksualne przygody, łatwo dostępne kobiety mogą skłonić ich do przelotnego „skoku w bok", 
siejąc spustoszenie w ich stałym intymnym związku. Owa dynamika związków uruchamia 
prawdziwy koewolucyjny wyścig zbrojeń. Niektóre kobiety oszukują swoje przyjaciółki - 
celowo umniejszają swoje seksualne doświadczenie, żeby tamte nie spostrzegały ich jako 
zagrożenia.    

Prawdziwi przyjaciele wzbogacają nasze życie. Bez nich nasza egzystencja 

wydawałaby się zapewne pusta. Jednak przyjaciele mają wiele okazji, żeby nas zdradzić. A 
kiedy przyjaciel (przyjaciółka) oszukuje cię i odbija ci partnerkę (partnera), to ponosisz 
podwójne koszty tej zdrady - za jednym zamachem możesz stracić oboje: przyjaciela 
(przyjaciółkę) i partnerkę (partnera).

Widmo odbicia partnera

Atrakcyjnych partnerów nigdy nie ma pod dostatkiem. Czarujące, interesujące, 

atrakcyjne fizycznie i kompetentne społecznie osoby mają wielu wielbicieli i szybko znikają z 
matrymonialnego rynku. Ci, którym uda się zdobyć najwartościowszych partnerów, zwykle 
starają się ich zatrzymać przy sobie, strzegąc ich szczególnie starannie (Buss, Shackelford, 
1997). Ludzie atrakcyjni mogą z łatwością przechodzić z jednego związku do kolejnego. We 
współczesnych społeczeństwach monogamicznych problem niedoboru potencjalnych 
partnerów z każdym rokiem staje się bardziej poważny dla osób, które nadal „podpierają 
ściany", pozostając poza tanecznym parkietem. W tradycyjnych społeczeństwach 
poligynicznych, w których najbardziej atrakcyjne kobiety wychodzą za mąż tuż po osiągnię-
ciu dojrzałości płciowej, najbardziej cierpią samotni mężczyźni. Jak można znaleźć godnego 
pożądania partnera, jeśli wszystkie te czynniki sprzysięgają się, żeby usunąć atrakcyjnych 
kandydatów z rynku matrymonialnego?

Odbicie partnera jest niezbyt eleganckim rozwiązaniem tego odwiecznego problemu. 

Chociaż wiele osób uważa próby „wykradzenia" kogoś z jego obecnego związku za 
obrzydliwe, to takie praktyki mają długą i dobrze udokumentowaną historię (Schmitt, Buss, 
2001). Jednym z najwcześniejszych opisów odbicia partnera jest biblijna historia króla 
Dawida i Batszeby. Pewnego dnia król Dawid przypadkowo dostrzegł piękną Batszebę, żonę 
Uriasza, jak kąpała się na dachu sąsiedniego budynku. Opanowała go niepohamowana 
namiętność do pięknej kobiety. Udało mu się ją uwieść, wskutek czego Batszeba zaszła w 
ciążę. Król Dawid postanowił zgładzić Uriasza, wysyłając go na wojenny front i nakazując 
jego oddziałom bardzo niebezpieczny odwrót. Po śmierci rywala król Dawid poślubił 
Batszebę. Chociaż ich pierwsze dziecko zmarło, to ich związek okazał się płodny, a jego 
owocem było czworo dzieci.

Wraz z Davidem Schmittem odkryliśmy, że 60% mężczyzn i 53% kobiet przyznaje się 

do tego, że przynajmniej raz próbowało uwieść cudzego partnera i zbudować z nim stały 
związek. Chociaż ponad połowa tych prób nie powiodła się, to przecież niemal połowa 
zakończyła się powodzeniem! Podobieństwo obu płci pod względem długotrwałych prób 
odbicia cudzego partnera kontrastowało z wysiłkami mającymi na celu nawiązanie 
przelotnych kontaktów seksualnych - aż 60% mężczyzn i tylko 38% kobiet przyznało się do 
próby uwiedzenia cudzego partnera na krótki czas. Znacznie więcej osób reprezentujących 
obie płcie twierdziło, że ktoś inny próbował je uwieść i skłonić do porzucenia dotychczaso-
wego partnera - w celu zbudowania stałego związku (93% mężczyzn i 82% kobiet) bądź 
nawiązania przelotnego romansu (87% mężczyzn i 94% kobiet). Znacznie mniejsza grupa 

background image

przedstawicieli obu płci twierdziła, że ktoś inny próbował „ukraść" jej partnera, co sugeruje, 
iż „złodzieje" często prowadzą swoją podstępną grę z dala od ciekawskich oczu nic 
niepodejrzewającej „ofiary". Mniej więcej jedna trzecia badanej próby - 35% mężczyzn i 30% 
kobiet - stwierdziła, że „złodziej" rzeczywiście odbił jej partnera. Krótko mówiąc, odbijanie 
partnera jest najwyraźniej powszechnie stosowaną strategią łączenia się w pary. Chociaż 
wiele prób kończy się niepowodzeniem, to niemal jedna trzecia z nich okazuje się skuteczna. 
David Schmitt uzyskał bardzo podobne wyniki w przeprowadzonym na wielką skalę 
międzykulturowym badaniu, w którym uczestniczyły osoby z ponad trzydziestu krajów 
(Schmitt, 2001). Prawdopodobnie „kradzież" partnera bywa skuteczna wystarczająco często, 
aby można było przypuszczać, że wykształciła się w procesie ewolucji jako odrębna strategia 
seksualna.

Ludzie odbijają cudzych partnerów z tych samych powodów, z których w ogóle chcą 

się łączyć w pary - aby znaleźć emocjonalną bliskość, doświadczyć namiętnego seksu, 
zapewnić sobie ochronę, zdobyć cenne zasoby, podwyższyć swój status społeczny, zakochać 
się lub mieć dzieci. Jednak „złodzieje" partnerów dostrzegają w swoich działaniach 
dodatkowe korzyści, charakterystyczne wyłącznie dla kontekstu odbijania partnera. Jedną z 
takich korzyści jest dokonanie zemsty na rywalu (rywalce) przez odbicie mu partnerki 
(partnera). Oczywiście, zemsta mogła się stać ewolucyjnie ukształtowanym motywem 
„kradzieży" partnera tylko wtedy, jeśli spełniała jakąś adaptacyjną funkcję, taką jak narażenie 
rywala na koszty zmniejszające prawdopodobieństwo osiągnięcia przez niego sukcesu re-
produkcyjnego bądź odstraszenie innych potencjalnych rywali od narażenia „złodzieja" na 
podobne koszty. Kolejną korzyścią jest zapewnienie sobie dostępu do sprawdzonego partnera, 
który udowodnił już swoją wartość, spełniając kryteria wyboru przyjęte przez inną osobę. 
Chociaż zdobycie partnera, który jest już „zajęty", może przynosić takie korzyści, to czasami 
wiąże się także z pewnymi kosztami. „Złodzieje" partnerów narażają się na przemoc ze strony 
zazdrosnych towarzyszy życia swoich „zdobyczy". Bywa, że ryzykują poważnymi 
obrażeniami ciała, a nawet śmiercią. Narażają się także na utratę dobrego imienia, jeśli społe-
czeństwo przyklei im etykietę „zdrajców". Jeśli wieść o ich postępku rozniesie się, to mogą 
zostać odrzuceni przez otoczenie, co może zmniejszyć ich szansę na pozyskanie innych 
potencjalnych partnerów. Ponadto, nawet jeśli „złodziej" odniesie sukces, to związek z 
partnerem, który już raz dowiódł, że można go odbić, może się okazać dość kosztowny, bo 
wymaga przeznaczenia dodatkowych zasobów na pilnowanie partnera.

Schmitt i ja wykazaliśmy, że wiele taktyk wykorzystywanych do zdobywania 

partnerów w innych sytuacjach, sprawdza się także w wypadku odbijania partnera. Są to na 
przykład poprawianie wyglądu zewnętrznego, ujawnianie posiadanych zasobów, okazywanie 
dobroci i czułości, demonstrowanie poczucia humoru, empatii i tym podobne. Jednak dwie 
taktyki wydają się być przeznaczone wyłącznie do „wykradania" innym ich dotychczasowych 
partnerów. Pierwsza z nich nosi nazwę czasowej inwazji i polega na podejmowaniu takich 
działań, jak zmienianie własnego planu zajęć, żeby spędzać z obiektem zainteresowania 
więcej czasu niż jego obecny partner (partnerka), albo odwiedzanie obiektu zainteresowania 
wtedy, kiedy jego partnera (partnerki) nie ma w domu. 

Druga taktyka - wbijanie klina - polega na „wciskaniu się" w istniejący związek i 

aktywnym dążeniu do jego rozbicia. Jednym ze sposobów wbijania klina jest podnoszenie 
samooceny obiektu zainteresowania przez wysyłanie mu komunikatów, które umacniają jego 
poczucie własnej atrakcyjności. Jednocześnie „złodziej" przekonuje potencjalną „zdobycz", 
że stały partner jej nie docenia, mówiąc na przykład: „On źle cię traktuje", „Zasługujesz na 
coś lepszego" lub „Jesteś dla niego za dobra". Czasami to połączenie wzrostu samooceny z 
kontrastującym z nim poczuciem, że jest się niedocenianym, wystarcza, aby drobna rysa w 
stałym związku zamieniła się w głęboką przepaść. Atakując z dwóch stron, „złodziej" uwalnia 
potencjalnego (i dotąd zajętego) partnera, czekając „za kulisami" na właściwy moment.

background image

Jak się bronimy przed seksualną zdradą?

Zdrada przenika nasze intymne związki i życie seksualne. Zarówno mężczyźni, jak i 

kobiety snują seksualne marzenia na temat innych partnerów. Kobiety w fazie owulacji 
fantazjują na temat nieznajomych. Dążą do nawiązywania romansów z mężczyznami, którzy 
są bardziej atrakcyjni niż ich stali partnerzy. Kobiety, które romansują „na boku", częściej 
osiągają orgazm podczas współżycia z kochankiem niż w trakcie stosunków ze stałym 
partnerem. Przyjaciele stają się czasami seksualnymi rywalami. „Złodzieje" partnerów czają 
się w ukryciu i atakują znienacka, niszcząc zgodne dotąd związki. Biorąc pod uwagę całe to 
zakłamanie i obłudę, wydaje się, że przeczyłoby ewolucyjnej logice, gdyby selekcja naturalna 
nie stworzyła potężnego arsenału broni, która mogłaby nas chronić przed tymi zagrożeniami. 

Widmo genetycznej zdrady nieustannie wisi nad mężczyzną. Wewnętrzne 

zapłodnienie sprawia, że kobiety mogą być pewne, iż ich dzieci są rzeczywiście ich 
genetycznymi potomkami. Powiedzenie „maleństwo mamusi, a może i tatusia" dobrze 
ilustruje tę seksualną asymetrię. Ponieważ już w zamierzchłych czasach seksualna 
niewierność stawiała pod znakiem zapytania ojcostwo mężczyzny, męska zazdrość powinna 
się skupiać przede wszystkim na sygnałach zdrady seksualnej (to zagadnienie rozważaliśmy 
w rozdziale szóstym). Niewierność mężczyzny stwarza równie poważne reprodukcyjne 
zagrożenie dla kobiety, narażając ja na utratę czasu, jaki mężczyzna jej poświęca, jego uwagi, 
energii, wysiłków rodzicielskich, inwestycji i zaangażowania. Kobieca zazdrość powinna się 
więc skupiać przede wszystkim na sygnałach tego rodzaju zagrożeń, na przykład na oznakach 
emocjonalnego związku partnera z inną kobietą. Oczywiście w naturze seksualna i 
emocjonalna niewierność partnera ściśle się ze sobą wiążą (Buss i in., 1992). Ludzie zwykle 
zaczynają odczuwać emocjonalną bliskość z osobami, z którymi współżyją seksualnie. Często 
podejmują też współżycie seksualne z osobami, które są im bliskie emocjonalnie. Jednak nie 
zawsze się tak dzieje. Można uprawiać seks bez emocjonalnego zaangażowania, co zdarza się 
w wypadku jednorazowych „wyskoków" czy krótkich wakacyjnych przygód. Można też 
związać się z kimś emocjonalnie, nie uprawiając z nim seksu, co ma miejsce w wypadku 
przynajmniej niektórych męsko-damskich przyjaźni. Obie formy niewierności są oczywiście 
niezwykle bolesne zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet, obie mogą też dla nich oznaczać 
nagłą utratę zasobów o znacznej wartości reprodukcyjnej (Buss, 2000).

Kiedy jednak kobiety i mężczyźni muszą wybrać, która forma niewierności jest dla 

nich bardziej przykra, to za każdym razem ujawniają się wyraźne różnice między płciami. 
Mężczyźni częściej niż kobiety uznają zdradę seksualną za bardziej bolesną niż niewierność 
emocjonalna, podczas gdy kobiety częściej cierpią z powodu zdrady emocjonalnej (zob. 
rozdział szósty). Te fundamentalne różnice płciowe znalazły potwierdzenie w wynikach 
badań przeprowadzonych przez wielu naukowców w rozmaitych kulturach - w Chinach 
(David Geary), Szwecji (Michael Wiederman), Holandii (Bram Buunk i Pieternel Dijkstra), 
Niemczech (Alois Angeitner i Victor Oubaid), Japonii (Mariko Hasegawa i Toshikazu 
Hasegawa) oraz Korei (Jae Choe) (Buunk i in., 1996; Wiederman, Kendall, 1999; Geary i in., 
1995; Buss i in., 1999).

Dzielące obie płcie różnice w konstrukcji broni, jaką jest zazdrość, zostały także 

ujawnione na innych obszarach seksualnej gry, przy użyciu szerokiego wachlarza metod 
naukowych. Na przykład, Todd Shackelford i jego współpracownicy wykazali, że mężczyźni 
częściej niż kobiety twierdzą, iż byliby gotowi zerwać z partnerką, gdyby odkryli jej 
seksualną zdradę. W porównaniu z mężczyznami, kobiety są bardziej skłonne wybaczyć 
partnerowi jednorazowy „wyskok" (Shackelford, Buss, Bennett, 2002). Przedstawione w 
rozdziale ósmym dane statystyczne dotyczące przyczyn rozwodów potwierdzają 
występowanie tej międzypłciowej różnicy. Posługując się czterema różnymi miarami stresu 
fizjologicznego, Robert Pietrzak z Clark University wykazał ostatnio, że obie płcie zde-

background image

cydowanie się różnią pod względem zazdrości. Na przykład, kiedy kobiety wyobrażają sobie 
emocjonalną niewierność partnera, to wzrasta u nich przewodnictwo skórne, serce zaczyna 
bić szybciej, zwiększa się elektryczna czynność mięśni oraz rośnie temperatura ciała. 
Wszystkie te fizjologiczne objawy są silnie skorelowane z subiektywnymi opisami 
przeżywanego stresu.
*Pietrzak i in. (2002); różnice płciowe zostały potwierdzone przez dziesiątki badaczy na 
całym świecie i stały się jednymi z najlepiej udokumentowanych różnic psychologicznych w 
literaturze naukowej. Nawet krytycy podejścia ewolucyjnego uzyskiwali podobne wyniki 
dotyczące różnic płciowych, posługując się zarówno miarami psychologicznymi, jak i fizjolo-
gicznymi (Harris, 2000). 

Mężczyźni doświadczają silniejszego stresu fizjologicznego, kiedy wyobrażają sobie, 

jak ich partnerka wypróbowuje różne pozycje seksualne z innym mężczyzną.

Chociaż kwestionowano ewolucyjną genezę owych różnic i próbowano je wyjaśniać, 

formułując alternatywne hipotezy, to większość zgromadzonych dotąd danych empirycznych 
przemawia za słusznością teorii ewolucyjnej. Na przykład w jednym z badań poprosiliśmy 
dwieście trzydzieści cztery osoby, żeby sobie wyobraziły, iż spełnił się najgorszy z ich 
nocnych koszmarów - ich partner związał się zarówno seksualnie, jak i emocjonalnie z kimś 
innym. Następnie zapytaliśmy osoby badane, który z aspektów owej zdrady wydaje im się 
bardziej bolesny. Aż 63% mężczyzn i tylko 13% kobiet uznało seksualny aspekt zdrady za 
bardziej przykry. Aż 87% kobiet uznało aspekt emocjonalny niewierności partnera za trud-
niejszy do zniesienia. Podobne różnice odkryto ostatnio wśród mieszkańców Korei i Japonii.

Podsumowując, ewolucyjna hipoteza dotycząca dzielących obie płcie różnic w 

konstrukcji zazdrości traktowanej jako seksualny mechanizm obronny uzyskała potwierdzenie 
dzięki wielu empirycznym testom. Z niezwykłą oszczędnością środków wyjaśnia ona całą 
konstelację naukowych odkryć, wobec których inne teorie okazują się bezradne. Wyjaśnia 
różnice między reakcjami stresowymi mężczyzn i kobiet na podstawowy dylemat 
niewierności. Wyjaśnia, dlaczego każda z płci uznaje inny aspekt zdrady za bardziej bolesny, 
kiedy zdrada ma charakter zarówno seksualny, jak i emocjonalny oraz dlaczego te różnice 
występują zarówno na poziomie psychologicznym, jak i fizjologicznym. Wyjaśnia, dlaczego 
owe międzypłciowe różnice obserwuje się w wielu różnych kulturach, zarówno tych znanych 
z seksualnego liberalizmu (np. w Szwecji i w Holandii), jak i tych, które mają bardziej 
konserwatywny stosunek do seksu (np. w Chinach i Korei). Wreszcie, ta hipoteza wyjaśnia, 
dlaczego seksualna niewierność kobiety częściej doprowadza do zerwania, przemocy i 
rozwodów niż seksualna zdrada mężczyzny.

Oczywiście dostępne człowiekowi środki obrony przed niebezpieczeństwem 

niewierności nie kończą się na reakcji emocjonalnej nazywanej zazdrością. Psycholodzy 
ewolucyjni odkryli wiele innych „konstrukcyjnych" cech, które charakteryzują owe niezwykle 
istotne mechanizmy przeciwdziałania zdradzie. Jedna z takich cech dotyczy tego, jacy rywale 
są spostrzegani jako najbardziej zagrażający. Holendrzy, Koreańczycy i Amerykanie 
uszeregowali jedenaście właściwości potencjalnego rywala (rywalki), zaczynając od tej, która 
wydawała im się najbardziej niepokojąca (Buss, Shackelford, Choe, Buunk, Dijkstra, 2000). 
Owa lista zawierała rozmaite cechy, począwszy od „ma większe poczucie humoru niż ty", a 
skończywszy na „jest od ciebie lepszy(-a) w łóżku". We wszystkich trzech kulturach 
mężczyźni częściej niż kobiety twierdzili, że przeżywaliby najsilniejszy stres, gdyby rywal 
przewyższał ich na wymiarach: perspektywy finansowe, perspektywy zawodowe oraz siła 
fizyczna. Kobiety ujawniały z kolei najsilniejsze zaniepokojenie, kiedy rywalka miała 
bardziej atrakcyjną twarz i bardziej seksowne ciało. 

Badanie, w którym uczestniczyło sto siedem par nowożeńców, dotyczyło predyktorów 

intensywności wysiłku, jaki dana osoba wkłada w pilnowanie partnera (Buss, Shackelford, 

background image

1997). Mężczyźni żonaci z młodymi, atrakcyjnymi fizycznie kobietami strzegli swoich 
partnerek najintensywniej. W porównaniu z innymi mężczyznami byli bardziej skłonni 
ukrywać swoje partnerki przed innymi, reagować wybuchami wściekłości na najdrobniejszy 
sygnał niewierności żony oraz grozić innym mężczyznom fizyczną przemocą. A oto kilka 
przykładów konkretnych działań podejmowanych przez tych mężczyzn:
• Nie chciał zabrać jej na przyjęcie, jeśli wśród gości byli inni mężczyźni.
• Nalegał, żeby żona spędzała z nim każdą wolną chwilę.
• Krzyczał na nią za to, że rozmawiała z innym mężczyzną.
• Powiedział jej, że umarłby, gdyby kiedykolwiek od niego odeszła.
• Deprecjonował inteligencję innego mężczyzny.
• Zmierzył zimnym spojrzeniem mężczyznę, który na nią patrzył.
Młodość i fizyczna atrakcyjność kobiety nie tylko wywierają silny wpływ na dokonywany 
przez mężczyznę wybór partnerki, ale także determinują wysiłek, z jakim stara się on 
zatrzymać ją przy sobie.

W wypadku kobiet wysiłek wkładany w pilnowanie partnera nawet w najmniejszym 

stopniu nie zależał od jego wyglądu i wieku. Decydujące okazały się dochody męża oraz jego 
determinacja w dążeniu do osiągnięcia wysokiej pozycji społecznej. Żony zamożnych 
mężczyzn o wysokim statusie ujawniały emocjonalny stres w reakcji na najdrobniejszą 
oznakę zainteresowania ich partnerów innymi kobietami, dokładały dodatkowych starań, żeby 
dobrze wyglądać, i okazywały partnerom więcej uległości, aby zatrzymać ich przy sobie. 
Kobiety te strzegły swoich partnerów, podejmując działania takie, jak:
•  Kiedy byli na przyjęciu, przez cały czas była u jego boku.
• Groziła, że z nim zerwie, jeśli kiedykolwiek ją zdradzi.
•„Robiła się na bóstwo", żeby nie przestać mu się podobać.
• Powiedziała mu, że chętnie się zmieni, żeby go zadowolić.
• Poprosiła go, żeby nosił obrączkę na znak, że jest już zajęty.
Zatem upodobanie kobiet do mężczyzn o wysokim statusie i dużych zasobach wpływa nie 
tylko na początkowy wybór partnera. Te same przymioty mężczyzny determinują także 
wysiłek, z jakim kobieta stara się zatrzymać przy sobie już zdobytego partnera.

Mechanizm obronny, który nazywamy zazdrością, jest niezbędny do skutecznego 

utrzymania związku, ze względu na nieustanną groźbę seksualnej zdrady lub emocjonalnej 
ucieczki partnera. W niebezpiecznym świecie, w którym rywale czają się w przebraniu 
przyjaciół, partnerzy czują namiętność do innych osób, a zdrada grozi rozpadem związków, 
które mogłyby trwać przez całe życie, nie może dziwić fakt, że ewolucja stworzyła złożone 
strategie wykrywania i odpierania owych niebezpieczeństw. Jednak na kobiety i ich 
partnerów może czyhać jeszcze gorsze niebezpieczeństwo; zagrożenie tak straszne, że samo 
poruszenie tego tematu wywołuje u każdego z nas silne emocje - groźba gwałtu.

Czy gwałt jest męską strategią adaptacyjną?
To było jej pierwsze przyjęcie w tym towarzystwie. Piwo lało się strumieniami, a ona wypita 
więcej, niż zamierzała. Było gorąco i tłoczno, a goście rozeszli się po całym domu, więc kiedy 
trzech mężczyzn poprosiło ją, żeby poszła z nimi na górę, zrobiła to. Zaprowadzili ją do 
sypialni, zamknęli drzwi na klucz i zaczęli ją rozbierać. Oszołomiona alkoholem, zaczęła 
słabo protestować, ale mężczyźni zlekceważyli jej anemiczny sprzeciw i zgwałcili ją. Kiedy 
skończyli, położyli ją, nagą, na korytarzu, pozostawiając jej ubranie w zamkniętej na klucz 
sypialni
 (Sanday, 1990, s. 3).
W oddalonej o tysiące mil amazońskiej puszczy, na pograniczu Brazylii i Wenezueli, pewną 
kobietę spotkał podobny los:
To przeciąganie liny trwało przez jakieś dziesięć minut. Patrzyłem na to i krew coraz szybciej 
pulsowała mi w żyłach, bo intuicja podpowiadała mi, że trzeba z tym skończyć. Chłopcy 

background image

ciągnęli Roobemi [amazońską Indiankę] kilka kroków w swoją stronę, ale potem stare kobiety 
zyskiwały na chwilę przewagę i przeciągały ją z powrotem, podczas gdy Roobemi ze 
wszystkich sił starała się utrzymać równowagę, a jej głowa kołysała się gwałtownie to w 
jedną, to w drugą stronę. (...) „Szwagierko, co oni jej robią?" - zapytałem. „Och - 
odpowiedziała - zabierają ją do lasu". „Po co?" - zapytałem, a ona odpowiedziała: „Chcą ją 
zgwałcić". (...) Młodzi ludzie pociągnęli zgodnie jeszcze raz i zdołali przeciągnąć kobietę na 
swoją stronę. (...) Z triumfalnym wyciem pobiegli ścieżką w głąb lasu, ciągnąc ją za sobą. (...) 
Takie rzeczy się zdarzały. Jeśli kobieta opuściła swoją wioskę i pojawiała się gdzieś bez 
ochrony, było bardzo prawdopodobne, że zostanie zgwałcona. I ona sama, i inni o tym 
wiedzieli. Wszyscy się tego spodziewali
 (...) (Good, 1991, s. 102).

Gwałty zdarzają się we wszystkich kulturach. „Wszystkie kobiety z plemienia 

Mehinaku żyją w strachu przed gwałtem" pisał antropolog Thomas Gregor, który przez jakiś 
czas żył wśród amazońskich Indian w Brazylii (Gregor, 1985, s. 103). Według Kennetha 
Gooda, którego żona - Indianka z wenezuelskiego plemienia Yanomamo - także została 
zgwałcona, „wśród Yanomamo nie ma kobiet, które zdołały uniknąć gwałtu" (Good, 1991, s. 
199). Na dalekiej wyspie Samoa, którą Margaret Mead ogłosiła kiedyś utopijnym rajem na 
ziemi, liczba gwałtów jest od dwóch do pięciu razy wyższa niż w Stanach Zjednoczonych: 
„Samoańskie dziewczęta bardzo się boją gwałtu, a rodziny ofiar traktują go ze śmiertelną 
powagą" (Freeman, 1984). Chociaż kultury bardzo się różnią pod względem liczby gwałtów - 
na przykład w Norwegii jest ona wyjątkowo niska, a w Stanach Zjednoczonych stosunkowo 
wysoka - to nie znamy ani jednej kultury, której to zjawisko byłoby całkowicie obce.

Gwałt występuje także wśród innych naczelnych. Prymatolodzy już od dawna 

obserwują znaczne różnice indywidualne między samcami orangutana. Podczas gdy niektóre 
osobniki po zakończeniu okresu dorastania osiągają rozmiary i sylwetkę dojrzałego samca 
(ważą średnio około 100 kilogramów), inne pozostają w stadium, które nazywa się 
powszechnie „zatrzymaniem rozwoju". Te samce czasami przez wiele lat mają niewielkie 
rozmiary ciała i nie zachowują się tak jak duże, w pełni dojrzałe osobniki. Nie mają własnego 
terytorium, nie wydają głośnych dźwięków, ani nie walczą z dojrzałymi samcami. 
Początkowo prymatolodzy sądzili, że pozostają one w stadium niedojrzałości wskutek 
środowiskowego stresu - zagrażającej obecności dorosłych samców o wyższym statusie, z 
którymi nie są w stanie konkurować. 

Jednak badacze dokonali trzech odkryć, które podważyły ten pogląd (Maggioncalda, 

Sapolsky, 2002; Mitani, 1985). Po pierwsze, okazało się, że samce pozostające w stadium 
zatrzymania rozwoju nie mają podwyższonego poziomu hormonów stresu. Po drugie, chociaż 
są one pod wieloma względami niedojrzałe fizycznie - na przykład nie mają w pełni 
rozwiniętej brody ani dużego worka gardzielowego umożliwiającego wydawanie głośnych 
dźwięków - to mają całkowicie dojrzałą spermę i jądra. Nie są zatem ani zestresowane, ani 
niedojrzałe pod względem reprodukcyjnym. Po trzecie, chociaż unikają bezpośredniej 
rywalizacji z dużymi dorosłymi osobnikami, zachowując się w ich obecności ulegle, często 
napastują samice - nawet przez wiele dni - i zmuszają je do kopulacji. Prymatolodzy uważają, 
że mamy tu do czynienia z gwałtem, ponieważ samice robią wszystko, co w ich mocy, żeby 
nie dopuścić do kopulacji. Uciekają, wydają głośne, gardłowe dźwięki i próbują gryźć 
napastliwe samce. Warto dodać, że samice nie zachowują się w ten sposób, kiedy kopulują z 
dojrzałymi samcami. Antropolog John Mitani przeprowadził terenowe badanie na Borneo. 
Zaobserwował w sumie sto pięćdziesiąt jeden aktów kopulacji, w których uczestniczyły 
zatrzymane w rozwoju samce - sto czterdzieści cztery z tych aktów były wymuszone. Dojrza-
łe samce bardzo rzadko używały siły, żeby skłonić samicę do kopulacji. Należy podkreślić, że 
orangutany mogą stanowić wyjątek wśród naczelnych. Tej -jak się wydaje, charakterystycznej 
tylko dla orangutanów - strategii gwałtu nie zaobserwowano dotąd wśród innych, bliżej 
spokrewnionych z człowiekiem naczelnych, takich jak bonobo (szympansy karłowate) czy 

background image

doskonale nam znane szympansy. Niemniej jednak odkrycie dokonane wśród orangutanów 
wskazuje na prawdopodobieństwo, że u niektórych gatunków gwałt może się rozwinąć w 
procesie ewolucji, jeśli zaistnieją określone warunki.     

Spór wokół tej możliwości wybuchł w 2000 roku, kiedy to biolog Randy Thornhill i 

antropolog Craig Palmer wydali książkę pod tytułem A Natura „History of Rape: Biological 
Bases of Sexual Coercion” („Naturalna historia gwałtu: Biologiczne podstawy przymusu 
seksualnego") (Thornhill, Palmer, 2000). Chociaż już dwadzieścia lat wcześniej publikowano 
ewolucyjne teorie dotyczące gwałtu (zob. rozdział siódmy), to praca Thornhilla i Palmera 
wywołała prawdziwą burzę. Autorzy przedstawili dwie konkurencyjne teorie gwałtu, przy 
czym każdy z nich opowiedział się za jedną z tych teorii. Randy Thornhill wysunął hipotezę, 
że w toku ewolucji u mężczyzn wykształciły się adaptacje związane z gwałtem - czyli 
wyspecjalizowane mechanizmy psychologiczne skłaniające mężczyzn do stosowania strategii 
reprodukcyjnej, która polega na wymuszaniu na kobietach seksu wbrew ich woli. Craig 
Palmer stwierdził natomiast, że gwałt jest produktem ubocznym innych powstałych w 
procesie ewolucji mechanizmów, takich jak męskie pragnienie seksualnej różnorodności, 
dążenie do minimalizowania kosztów dobrowolnego seksu, psychiczne wyczulenie na 
seksualne okazje oraz ogólna skłonność mężczyzn do stosowania przemocy fizycznej dla 
osiągania wielu różnych celów.

W teorii gwałtu jako strategii adaptacyjnej wyróżniono sześć wyspecjalizowanych 

adaptacji, które mogły się rozwinąć w męskim umyśle:              
• Ocena bezbronności potencjalnych ofiar gwałtu (np. w czasie wojny lub w innych 
sytuacjach, kiedy kobiet nie chronią ani mężowie, ani krewni).
• Wrażliwy na sytuację „włącznik", który motywuje do gwałtu mężczyzn pozbawionych 
dostępu do partnerek wyrażających zgodę na współżycie seksualne (np. „nieudaczników", 
którzy nie mogą zdobyć partnerki drogą zwyczajnych zalotów).
• Preferencja maksymalnie płodnych ofiar gwałtu, która zdecydowanie różni się od typowej w 
małżeństwie preferencji partnerek o większej wartości reprodukcyjnej, ale niekoniecznie 
najbardziej płodnych w danym momencie (zob. rozdział trzeci).
• Większa liczba plemników w płynie nasiennym uwalnianym podczas gwałtu w porównaniu 
z ejakulatami składanymi w drogach rodnych partnerki podczas dobrowolnych aktów 
seksualnych.
• Seksualne pobudzenie mężczyzn w reakcji na przemoc lub sygnały kobiecego sprzeciwu 
wobec współżycia seksualnego.
• Zdeterminowany kontekstowo gwałt w małżeństwie, w okolicznościach, w których istnieje 
prawdopodobieństwo rywalizacji spermatycznej (np. kiedy mąż ma dowody zdrady żony lub 
tylko podejrzewają o niewierność).
Niestety, nie uzyskano dotąd empirycznych dowodów na istnienie tych hipotetycznych 
adaptacji. Z kolei też dane, które udało się zgromadzić, okazały się niejednoznaczne. Gwałty 
zdarzają się często podczas wojny, czyli w sytuacji, w której kobiety rzeczywiście są często 
bezbronne, ale równie powszechne są wówczas kradzieże, rabunki i niszczenie mienia. Czy 
dla każdego z tych zachowań istnieje odrębna, wyspecjalizowana strategia adaptacyjna, czy 
też owe zjawiska są raczej produktami ubocznymi innych mechanizmów psychologicznych 
albo po prostu wynikiem działania bardziej ogólnych mechanizmów szacowania zysków i 
strat? Dotąd nie przeprowadzono badań, które udzieliłyby ostatecznej odpowiedzi na to 
pytanie.

Nieproporcjonalnie duża część skazanych gwałcicieli pochodzi z grup o niskim 

statusie społeczno-ekonomicznym, co wydaje się potwierdzać słuszność tak zwanej hipotezy 
niedostępności partnerek seksualnych. Jednak przyczyną uzyskania takich danych może być 
fakt, że kiedy sprawcami gwałtu są mężczyźni z wyższych sfer społecznych, to ofiary rzadziej 
zgłaszają przestępstwo. Zaobserwowana dysproporcja może też wynikać z tego, że 

background image

uprzywilejowani mężczyźni łatwiej niż pozostali gwałciciele unikają aresztowania i skazania, 
ponieważ mogą sobie pozwolić na drogich adwokatów. Być może, wreszcie, kobiety 
zgwałcone prze mężczyzn o wysokim statusie rzadziej wnoszą sprawę do sądu, nisko 
oceniając prawdopodobieństwo tego, że sąd im uwierzy i wymierzy sprawcy sprawiedliwość.
Zgromadzono także bezpośrednie dowody zaprzeczające hipotezie niedostępności partnerek. 
W badaniu, w którym uczestniczyło stu pięćdziesięciu sześciu mężczyzn (średnia wieku 
wynosiła dwadzieścia lat), psycholog ewolucyjny Martin Lalumiere i jego współpracownicy 
szacowali skłonność badanych do stosowania seksualnego przymusu za pomocą takich pytań, 
jak: „Czy kiedykolwiek użyłeś choćby nieznacznej siły fizycznej, żeby odbyć stosunek 
seksualny z kobietą, która tak naprawdę nie miała na to ochoty?" (Lalumiere i in., 1996). 
Badacze dokonali także niezależnego pomiaru sukcesów badanych mężczyzn w pozyskiwaniu 
partnerek. Mężczyźni, którzy odnosili sukcesy w zdobywaniu partnerek seksualnych, osiągali 
także wysokie wyniki w teście skłonności do seksualnej agresji. Mężczyźni, którzy mieli 
wiele partnerek, częściej przyznawali się do używania siły. Ponadto, mężczyźni, którzy 
wysoko oceniali swoje przyszłe możliwości zarobkowe, przyznawali się do częstszego (a nie 
rzadszego) używania fizycznego przymusu w ramach stosowanych przez siebie taktyk 
seksualnych. Chociaż konieczne są dalsze badania, to można wstępnie wnioskować, że prosta 
wersja teorii niedostępności partnerek jest fałszywa.

Zgromadzone dane nie wykluczają jednak słuszności bardziej złożonej hipotezy - być 

może w procesie ewolucji u mężczyzn ukształtowały się dwa rodzaje uzależnionych od 
sytuacji strategii adaptacyjnych związanych z gwałtem, przy czym pierwsza z nich uruchamia 
się wtedy, kiedy mężczyźnie nie udaje się pozyskać partnerki, a druga - kiedy koszty gwałtu 
są tak niewielkie, że mężczyzna może uniknąć wszelkich konsekwencji tego czynu, co może 
się zdarzać w najwyższych warstwach społeczno-ekonomicznych (Thornhill, Palmer, 2000). 
Dotąd nie zgromadzono ani danych przemawiających za tą tezą, ani dowodów przeciwko niej.

Wśród ofiar gwałtów jest zwykle nieproporcjonalnie wiele młodych, potencjalnie 

zdolnych do reprodukcji kobiet. Większość badań dowodzi, że najliczniejszą grupę ofiar 
gwałtów stanowią kobiety dwudziestokilkuletnie, a przynajmniej 70% ofiar mieści się w 
przedziale od szesnastu do trzydziestu pięciu lat (Thorn-hill, Thornhill, 1983).

Fakt, że gwałciciele atakują zwykle młode, płodne kobiety, nie stanowi jednak 

ostatecznego dowodu przemawiającego za którąkolwiek z teorii gwałtu lub przeciw niej. To 
odkrycie można przypisać charakterystycznej dla mężczyzn, a ukształtowanej w procesie 
ewolucji preferencji wszelkich oznak płodności kobiety w typowych sytuacjach doboru 
seksualnego, a nie męskiej strategii adaptacyjnej odnoszącej się wyłącznie do gwałtu. 
Ponadto, krytycy hipotezy gwałtu jako strategii adaptacyjnej zwracają uwagę na fakt, że 
wśród ofiar gwałcicieli jest także wiele bezpłodnych kobiet. Wyniki kilku badań wskazują, że 
niemal jedną trzecią wszystkich ofiar gwałtów stanowią dziewczynki w wieku poniżej 
jedenastu lat oraz kobiety, które utraciły już zdolności rozrodcze (czyli takie, które 
przekroczyły czterdziesty piąty rok życia). Trudno byłoby pogodzić te dane z teorią gwałtu 
jako męskiej strategii adaptacyjnej.

Jednym ze źródeł danych, które zdaniem wielu naukowców mają istotny związek z 

interesującymi nas teoriami, jest częstość zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu. Jeśli gwałt 
powstał w toku ewolucji jako jedna ze strategii reprodukcyjnych, to w przeszłości musiał od 
czasu do czasu doprowadzać do zapłodnienia. Oczywiście współczesne dane dotyczące 
częstości zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu mogą nie udzielać wiarygodnej odpowiedzi na 
pytanie, czy w przeszłości gwałt doprowadzał do zapłodnienia, bo powszechne stosowanie 
środków antykoncepcyjnych może znacznie zaniżać współczesne statystyki w porównaniu z 
czasami, w których żyli nasi przodkowie. Tym bardziej zaskakujące wydają się zatem wyniki 
przeprowadzonego niedawno badania, które wykazało, że odsetek ciąż stanowiących skutek 
gwałtów dokonanych na kobietach w wieku reprodukcyjnym i polegających na penetracji 

background image

pochwy ofiary przez penis sprawcy jest niezwykle wysoki i wynosi 6,4%, podczas gdy 
odsetek ciąż wynikających z pojedynczych, dobrowolnych stosunków seksualnych wynosi 
zaledwie 3,1%. 
* Gottschall i Gottschall (2001). Wyniki większości badań, w których porównywano odsetek 
ciąż stanowiących skutek gwałtów z odsetkiem ciąż stanowiących skutek dobrowolnego 
współżycia seksualnego, są obarczone rozmaitymi biedami. W niektórych badaniach 
uwzględniono łącznie wszystkie kategorie gwałtu, takie jak wymuszony stosunek oralny, 
stosunek analny oraz gwałt polegający na penetracji pochwy ofiary przez penis sprawcy, i 
porównano odsetek ciąż, do których doszło wskutek wszystkich tych form gwałtu z odsetkiem 
ciąż wynikających z dobrowolnego współżycia seksualnego. W większości badań nie 
uwzględniono powszechnej praktyki podawania ofiarom gwałtu „awaryjnych" środków 
antykoncepcyjnych (takich jak pigułki typu „dzień po"). W badaniu Gottschallów po raz 
pierwszy poddano wszystkie te zmienne systematycznej kontroli.

Ten rezultat można częściowo wyjaśnić jako skutek tendencyjnego wyboru ofiar przez 

sprawców - ofiarą gwałcicieli padają zwykle młode, płodne kobiety. Jednak nawet po 
skontrolowaniu zmiennej wieku, odsetek ciąż stanowiących skutek gwałtów pozostaje o około 
2% wyższy niż odsetek ciąż wynikających z dobrowolnego współżycia seksualnego. Jeśli 
kolejne badania przyniosą powtórzenie tego sprzecznego z intuicyjnymi oczekiwaniami 
wyniku, to z pewnością trzeba będzie znaleźć wyjaśnienie tego zadziwiającego odkrycia.

Jonathan i Tiffani Gottschall proponują hipotezę opartą na założeniu, że mężczyźni, 

którzy zalecają się do kobiet przy użyciu normalnych strategii pozyskiwania partnerek, są 
„zdani na łaskę wybrednych samic", a sprawcy gwałtów nie. Chociaż gwałcicieli ograniczają 
mechanizmy obronne kobiet oraz konieczność znalezienia dogodnej okazji, to jednak mogą 
oni wybierać ofiary, które w innym wypadku nie zgodziłyby się z nimi współżyć. Gwałciciele 
mogą zatem wybierać kobiety, które są nie tylko młode, ale także szczególnie atrakcyjne 
fizycznie. Jak pamiętamy, atrakcyjne kobiety są zwykle bardziej płodne, co może wyjaśniać 
niezwykle wysoki odsetek ciąż, do których dochodzi wskutek gwałtów.

Jednak odkrycia związane z częstością zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu nie są 

przekonującym dowodem słuszności hipotezy gwałtu jako męskiej strategii adaptacyjnej. Jak 
już wiemy, w kontekstach dobrowolnego współżycia seksualnego mężczyzn pociągają te 
cechy kobiety, które wiążą się z płodnością (np. oznaki młodości i dobrego stanu zdrowia), 
zatem wyjaśnienie uzyskanych wyników nie wymaga odwołania się do wyspecjalizowanej 
strategii adaptacyjnej. Jednak dane dotyczące częstości zachodzenia w ciążę wskutek gwałtu 
podważają wysuwany przez niektórych przeciwników hipotezy gwałtu jako strategii 
adaptacyjnej „argument niemożliwego poczęcia", zgodnie z którym gwałt nie mógł powstać 
w toku ewolucji, ponieważ tak rzadko doprowadza do zapłodnienia.
*Zob. Jonem (1999), który jest autorem nazwy tego argumentu przeciwko teoriom gwałtu 
jako adaptacji.

Wreszcie, wyniki niektórych badań wskazują na to, że gwałty małżeńskie zdarzają się 

szczególnie często, kiedy mąż obawia się seksualnej zdrady żony, a także tuż po zerwaniu 
(Rusell, 1990). To odkrycie sugeruje, że gwałt może być strategią adaptacyjną związaną z 
rywalizacją spermatyczną. Trudno jednak określić przyczynowy kierunek tego związku - być 
może kobiety częściej zrywają z partnerami, którzy zmuszają je do współżycia, niż z 
partnerami, którzy tego nie robią. Wniosek, do którego Donald Symons doszedł ponad 
dwadzieścia lat temu, wydaje się więc słuszny także dzisiaj: „Moim zdaniem nadal jesteśmy 
dalecy od zgromadzenia wystarczających empirycznych dowodów na to, że gwałt jest sam w 
sobie fakultatywną męską strategią adaptacyjną (...)" (Symons, 1979, s. 284).

Brak wystarczających dowodów istnienia jakiegoś zjawiska nie jest jednak dowodem 

jego nieistnienia. Fakt, że badania nad przyczynami gwałtu są tak silnie obciążone 

background image

ideologicznie, z pewnością utrudniał dokonanie wnikliwej analizy tego odrażającego 
zjawiska. Książka Thornhilla i Palmera była krytykowana, potępiana i wyszydzana bardziej 
niż jakakolwiek inna publikacja w najnowszej historii nauki. Chociaż autorzy nie ustrzegli się 
błędów, które najtrafniej wskazali w dwóch wyważonych recenzjach Massimo Pigliucci oraz 
przyjmujący perspektywę ewolucyjną znawca prawa Owen Jones, to docenić trzeba ich 
niezwykłą naukową odwagę, jakiej wymagało sformułowanie konkurencyjnych teorii gwałtu i 
uporządkowanie dostępnych dowodów empirycznych odnoszących się do każdej z tych teorii. 

* Najbardziej wyważoną ocenę słabych i mocnych stron książki Thornhilla i Palmera 

można odnaleźć w recenzjach autorstwa Owena Jonesa (2001) i Massimo Piglicciego (2002). 

Niestety, wiele osób pospiesznie potępiło autorów za to, że ośmielili się dopuścić 

teoretyczną możliwość, iż gwałt może być jedną z wykształconych w toku ewolucji męskich 
strategii adaptacyjnych. Być może wbrew intencjom surowych krytyków, ich potępienie 
przekreśliło szansę na przeprowadzenie wnikliwych badań naukowych, które mogłyby się 
przyczynić do poznania rzeczywistych przyczyn gwałtu, a tym samym umożliwić zgromadze-
nie wiedzy stanowiącej punkt wyjścia do prób rozwiązania tego powszechnego problemu.

Przypuszczam, że naukowy postęp w tej dziedzinie dokona się wtedy, kiedy teoretycy 

wyodrębnią różne rodzaje gwałtu, zamiast traktować wszelki przymus seksualny jako jedno 
zjawisko. Weźmy pod uwagę gwałty zdarzające się podczas randek, gwałty dokonywane 
przez obcych, gwałty wojenne, gwałty homoseksualne oraz gwałty dokonywane przez 
ojczymów na ich pasierbicach. Na przykład gwałty dokonywane podczas randek mogą być po 
części produktem ubocznym współczesnych warunków życia - młode kobiety żyją dziś w 
takim otoczeniu społecznym, które często nie zapewnia im ochrony ze strony członków 
rozszerzonej rodziny (dowiedziono, że ten czynnik zapobiega przemocy wobec kobiet). Seryj-
nym gwałcicielom nieznajomych kobiet często udaje się uniknąć schwytania wskutek 
charakterystycznych dla współczesnych społeczeństw geograficznej mobilności i 
wielkomiejskiej anonimowości. Ograniczona mobilność geograficzna naszych przodków oraz 
fakt, że żyli w niewielkich grupach, praktycznie uniemożliwiały dokonywanie pewnych 
rodzajów gwałtu na nieznajomych ofiarach. Z kolei gwałt wojenny wydaje się tak 
zakorzeniony w historii wielu różnych kultur, że mógł powstać w toku ewolucyjnych 
procesów selekcji. Niektóre rodzaje gwałtu mogą być skutkiem patologii lub dysfunkcji 
mechanizmów ukształtowanych w procesie ewolucji, inne mogą być produktami ubocznymi, 
jeszcze inne mogły powstać jako specyficzne strategie adaptacyjne. Zaliczenie wszystkich 
przypadków wymuszonego współżycia seksualnego do zbiorczej kategorii „gwałt" może 
opóźniać odkrycie konkretnych warunków, które doprowadzają do każdego z tych typów 
przestępstw.

Czy u kobiet wytworzyły się mechanizmy obrony przed gwałtem?
Nigdy nie byłam wolna od strachu przed gwałtem. Od najwcześniejszych lat życia, podobnie 
jak większość kobiet, uważałam gwałt za część mojego naturalnego środowiska - coś, czego 
należy się bać, i o czego uniknięcie trzeba się modlić, tak jak o uniknięcie pożaru czy 
uderzenia pioruna. Nigdy nie pytałam, dlaczego mężczyźni gwałcą. Sądziłam, po prostu, że 
jest to jedna z tajemnic ludzkiej natury.
 (Susa Griffin) (Griffin, 1971, cyt. w: Hickman i 
Muehlenhard, 1997).

Zaciekły spór dotyczący gwałtu skupia się przede wszystkim na czynnikach, które 

motywują mężczyzn do wymuszania na kobietach współżycia seksualnego. W ferworze walki 
niemal nie poświęca się teoretycznej uwagi psychologii ofiar gwałtu. Wszystkie strony owego 
sporu zgadzają się jednak co do jednej kwestii związanej z psychologią ofiar: gwałt jest 
straszliwym okrucieństwem, które zwykle wywiera na ofiary silny, negatywny wpływ. Nie 

background image

potrzebujemy żadnej formalnej teorii, żeby dojść do tego wniosku. Istotne wydaje się jednak 
ustalenie, dlaczego gwałt jest tak niezwykle traumatycznym przeżyciem.

Z perspektywy ewolucyjnej koszty gwałtu wynikają przede wszystkim z faktu, że 

uniemożliwia on kobiecie dokonanie wyboru, który jest podstawowym elementem żeńskiej 
strategii seksualnej. Zgwałcona kobieta może zajść w ciążę w niewłaściwym dla siebie 
momencie z mężczyzną, którego nie wybrała -z mężczyzną, który posiadł ją wbrew jej woli, 
który najprawdopodobniej nie będzie inwestował w jej dzieci i który przekaże jej potomstwu 
geny gorsze od genów partnera, jakiego sama by wybrała. Zgwałconej kobiecie grozi, że 
zostanie obwiniona, ukarana lub porzucona przez stałego partnera, który może podejrzewać, 
iż rzekomy gwałt był w rzeczywistości dobrowolnym aktem seksualnym albo że kobieta w 
jakiś sposób sprowokowała sprawcę. Dramatyczną ilustrację ponoszonych przez ofiarę 
kosztów gwałtu stanowi przypadek, który wydarzył się niedawno w Pakistanie:
Zafran Bibi, 26-letnia religijna muzułmanka mieszkająca w Pakistanie, została skazana na 
śmierć przez ukamienowanie. Oskarżono ją o zdradę - przestępstwo, za które, zgodnie z 
prawem islamu, wymierza się karę śmierci. Dowód: dziecko urodzone ponad rok po tym, jak 
opuścił ją mąż, z którym jednak nie była jeszcze rozwiedziona. To nie była zwyczajna zdrada. 
Zafran Bibi zeznała, że została zgwałcona przez szwagra. Jednak nie miało to znaczenia. 
Według sędziego narodziny nieślubnego dziecka dowodziły małżeńskiej zdrady. Jej zeznanie,
że została zgwałcona przez szwagra, było równoznaczne z przyznaniem się do winy (Mydans, 
2002).

Zgwałcone kobiety doświadczają psychicznego cierpienia. Przeżywają strach, 

upokorzenie, wstyd, lęk, przygnębienie, gniew i wściekłość. Czują się winne, wykorzystane, 
zbezczeszczone i zbrukane. Kobiety spostrzegają wymuszony seks jako bardziej bolesny niż 
którakolwiek z przynajmniej stu czterdziestu siedmiu innych krzywd, jakie mężczyzna może 
im wyrządzić, bardziej bolesny niż brutalne (lecz pozbawione seksualnych motywów) pobicie 
(Buss, 1989). Zgwałcone kobiety cierpią jeszcze długo po tym dramatycznym zdarzeniu. 
Niektóre ofiary boją się wychodzić z domu, unikają kontaktów z mężczyznami, izolują się 
społecznie i żyją w emocjonalnym więzieniu, nie mając nadziei na szybkie ułaskawienie.

Oprócz psychicznej udręki, ofiary ponoszą także poważne społeczne konsekwencje 

gwałtu. Jak ilustruje przypadek Zafran Bibi, czasami zgwałcone kobiety obarcza się 
odpowiedzialnością za popełnione na nich przestępstwo. Tracą dobrą opinię, stają się mniej 
atrakcyjne na matrymonialnym rynku, mogą być odrzucane lub bojkotowane przez krewnych 
za to, że okryły rodzinę niesławą. Czasami spotykają się z ostracyzmem społecznym. 
Niezależnie od tego, jakie są przyczyny gwałtu, nikt poza zupełnymi ignorantami i osobami 
nieczułymi na cierpienie innych nie może wątpić w to, że gwałciciel wyrządza ofierze 
straszliwą krzywdę.

Biorąc pod uwagę owe często katastrofalne koszty, jeśli gwałty zdarzały się od 

początku istnienia naszego gatunku, to zgodnie z ewolucyjną logiką selekcja powinna 
wytworzyć w kobietach mechanizmy obronne umożliwiające przeciw-działanie im. Ta 
kwestia jest czymś innym niż pytanie o to, czy w toku ewolucji u mężczyzn powstały 
strategie adaptacyjne związane z gwałtem. \J kobiet mogły się rozwinąć adaptacje 
przeciwdziałające gwałtowi, nawet jeśli jest on wyłącznie produktem ubocznym zupełnie 
innych mechanizmów. Nie dysponujemy nagraniami wideo z zamierzchłej przeszłości 
naszego gatunku, zatem nigdy nie będziemy mogli ustalić z całą pewnością, czy gwałty 
zdarzały się wystarczająco często, aby spowodować powstanie u kobiet przeciwdziałających 
im mechanizmów psychicznych. Możemy jednak zgromadzić dostępne dane historyczne i 
międzykulturowe, aby na ich podstawie wysnuć uzasadnione przypuszczenia. Sięgająca cza-
sów biblijnych spisana historia ludzkości pełna jest scen gwałtu, a nawet zawiera opisy 
sprecyzowanych przez przywódców religijnych warunków, w których mężczyzna ma prawo 
posiąść kobietę siłą. Na przykład mędrcy z dzieł Majmonidesa udzielają takiego napomnienia: 

background image

Żołnierz walczący w armii najeźdźcy może współżyć z wziętą do niewoli kobietą, jeśli ogarnie 
go niepohamowana namiętność (...), [jednak] nie wolno mu współżyć z nią po raz drugi 
zanim ją poślubi. (...) Współżycie jest dozwolone wyłącznie w czasie, kiedy kobieta przebywa 
w niewoli (...), nie wolno mu zmuszać jej do stosunku na otwartej przestrzeni pola bitwy (...), 
musi zabrać ją w ustronne miejsce i dopiero tam może z nią współżyć.
Chociaż nie przeprowadzono systematycznych międzykulturowych badań nad 
występowaniem i częstością gwałtu w tradycyjnych społeczeństwach, to nieformalny 
przegląd opublikowanych prac etnograficznych wykazuje, że w wielu z nich dochodzi do 
wymuszonego seksu. Międzykulturowe dane etnograficzne są pełne opisów przypadków 
gwałtu, od amazońskich Indian w Brazylii po bardziej pokojowy lud !Kung San z Botswany. 
Malezyjski lud Semai padał często ofiarą malajskich najeźdźców, którzy urządzali zasadzki, 
zabijali mężczyzn i brali siłą kobiety (Gilmore, 1990). Amazońskie ludy badane przez 
Thomasa Gregora używały odrębnych terminów odnoszących się do gwałtu - antapal - oraz 
gwałtu zbiorowego - aintyawakakinapai. Gwałty wojenne zdarzają się przynajmniej od 
czasów, kiedy zaczęto spisywać dzieje ludów, co obszernie udokumentowała Susan 
Brownmiller w klasycznej rozprawie Against Our Will („Wbrew naszej woli"). Ponad 800 lat 
temu Czyngis-chan z wyraźną lubością opisywał przyjemność, jaką daje mężczyźnie gwałt:
Największą rozkoszą jest pokonać wrogów, przepędzić ich przed sobą, ograbić ich z majątku, 
ujrzeć ich bliskich zalanych łzami, ujeżdżać ich konie oraz sypiać na białych brzuchach ich 
żon i córek (Royle, 1989).
Antropolog ewolucyjna Barbara Smuts w taki sposób podsumowuje dane pochodzące z badań 
międzykulturowych: „Chociaż powszechność stosowania przez mężczyzn przemocy wobec 
kobiet jest różna w różnych zakątkach świata, to badania międzykulturowe wskazują na to, że 
społeczeństwa, w których mężczyźni rzadko napastują lub gwałcą kobiety, stanowią wyjątek, 
a nie normę" (Smuts, 1992, s. 1).

Ewolucjoniści, tacy jak Tara Chavanne, Gordon Gallup, Patricia Gowaty, Sarah 

Mesnick, Craig Palmer, Sandra Petralia, Barbara Smuts, Nancy Thornhill, Randy Thornhill i 
Margo Wilson, jako pierwsi wymienili hipotetyczne ewolucyjne mechanizmy obronne 
przeciwko gwałtowi. Do owych hipotetycznych strategii adaptacyjnych należą:
• Psychiczne cierpienie wywołane gwałtem, które motywuje kobietę do unikania go w 
przyszłości.
• Zawieranie obronnych przymierzy z mężczyznami, którzy pełnią funkcję „wyjątkowych 
przyjaciół".                                         
• Zawieranie obronnych sojuszy z innymi kobietami.
• Swoiste obawy motywujące kobietę do unikania sytuacji, w których mógłby jej grozić 
gwałt.
• Rezygnacja z ryzykownych zachowań w fazie owulacji, zmniejszająca możliwość 
seksualnej napaści w okresie, kiedy istnieje największe prawdopodobieństwo zajścia w ciążę.
Pierwsze dane sugerujące, że w toku ewolucji u kobiet mogły się wytworzyć adaptacyjne 
strategie przeciwdziałania gwałtowi, pochodzą z dwóch badań, w których dokonano analizy 
rozkładu liczby gwałtów w zależności od fazy cyklu menstruacyjnego zgwałconych kobiet. W 
badaniu, w którym uczestniczyło siedemset osiemdziesiąt pięć ofiar gwałtu, proporcjonalnie 
mniej kobiet zostało zgwałconych w środkowej części cyklu, zdefiniowanej jako okres od 
dziesiątego do dwudziestego drugiego dnia (warto zauważyć, że był to niefortunnie szeroki, a 
tym samym zbyt nieprecyzyjnie określony przedział) (Rogel, 1976). Inne badanie wykazało, 
że kobiety w fazie owulacji rzadziej niż kobiety w innych fazach cyklu menstruacyjnego 
padają ofiarą napaści seksualnych (Morgan, 1981). Aby ustalić możliwe przyczyny tych 
wyników, Tara Chavanne i Gordon Gallup zbadali skłonność do podejmowania ryzyka wśród 
trzystu studentek pierwszych lat studiów (Chavanne, Gallup, 1998). Badane kobiety 
zaznaczały, czy podejmowały każdą z osiemnastu czynności różniących się poziomem 

background image

związanego z nimi ryzyka narażenia się na napaść seksualną. Pójście do kościoła i oglądanie 
telewizji były przykładami czynności niskiego ryzyka, podczas gdy wizyta w barze i samotny 
spacer po słabo oświetlonym terenie były przykładami zachowań wysokiego ryzyka.

W wypadku kobiet, które przyjmowały tabletki antykoncepcyjne, Chavanne i Gallup 

nie wykazali wpływu fazy cyklu menstruacyjnego na skłonność do podejmowania ryzyka. 
Jednakże wśród badanych, które nie przyjmowały doustnych środków antykoncepcyjnych, 
kobiety w fazie owulacji podejmowały ryzykowne zachowania zdecydowanie rzadziej niż te 
w mniej płodnych fazach cyklu. Zdaniem autorów tego badania unikanie ryzyka jest 
najprawdopodobniej adaptacyjną strategią przeciwdziałania gwałtom. Chavanne i Gallup 
przekonująco wykluczają kilka innych możliwych wyjaśnień tego zjawiska. Na przykład, 
osłabienie skłonności do podejmowania ryzyka nie jest odzwierciedleniem ograniczenia 
seksualnej dostępności kobiet w fazie owulacji. Przeciwnie, w kontekście dobrowolnych 
kontaktów seksualnych kobiety są zwykle najbardziej dostępne seksualnie właśnie w 
środkowej części cyklu. Unikania ryzyka w fazie owulacji nie można też przypisać obniżeniu 
poziomu ogólnej aktywności, ponieważ rejestrowany przy użyciu krokomierza poziom 
aktywności kobiety zwykle wzrasta w środkowej części cyklu menstruacyjnego (Morris, 
Udry, 1970). Podsumowując, wydaje się, że owulujące kobiety unikają zachowań, które 
narażałyby je na podwyższone ryzyko gwałtu, co sugeruje, iż u kobiet mogła się wykształcić 
adaptacyjna strategia przeciwdziałania gwałtowi, polegająca na wyspecjalizowanym unikaniu 
ryzyka.

Wiele kobiet rutynowo podejmuje działania służące unikaniu ryzyka, żeby nie narażać 

się na niebezpieczeństwo. 
* Przegląd i wnioski z badań zob. w: Hickman i Muehlenhard (1997).

Jedno z badań, w którym uczestniczyły mieszkanki dużego miasta, wykazało, że 41% 

kobiet stosuje „taktykę izolacji" - na przykład nie wychodzi samotnie na ulicę późnym 
wieczorem, a 71% „taktykę ulicznego sprytu" - na przykład nosi wygodne buty, które w razie 
ataku umożliwiają szybką ucieczkę. Inne badanie przeprowadzone w Seattle ujawniło, że 67% 
kobiet unikało pewnych, szczególnie niebezpiecznych zakątków miasta, 42% nie wychodziło 
samotnie z domu, a 27% nie otwierało drzwi niepożądanym gościom. Badanie 
przeprowadzone w Grecji wykazało, że 71% kobiet unikało samotnych nocnych spacerów, a 
78% nie zapuszczało się w niebezpieczne rejony miasta. Kobiety zachowują także ostrożność 
w obecności mężczyzn, którzy dużo mówią o seksie, mężczyzn skłonnych do agresji 
seksualnej oraz takich, którzy są znani z tego, że sypiają z wieloma kobietami. Kobiety 
wybierają miejsca publiczne na randki z mężczyznami, których nie znają zbyt dobrze. Celowo 
unikają wysyłania pewnym mężczyznom dwuznacznych sygnałów seksualnych. Czasami 
noszą ze sobą gaz łzawiący, gwizdek albo broń. Zdarza się też, że ograniczają ilość alkoholu 
spożywanego w towarzystwie mężczyzn, których nie znają zbyt dobrze (Hickman, 
Muehlenhard, 1997). 

Owe strategie unikania ryzyka mogą być wyuczonymi środkami ostrożności, podobnie 

jak instalowanie w domu alarmu przeciw włamywaczom po przeczytaniu informacji o dużej 
liczbie włamań w okolicy. Unikanie ryzyka może też wynikać ze szczególnego strachu przed 
gwałtem - czyli drugiej adaptacyjnej strategii przeciwdziałania gwałtom, która skłania kobiety 
do unikania warunków sprzyjających napaściom seksualnym. Na istnienie owego 
szczególnego strachu wskazuje silna dodatnia korelacja między wyrażaną przez kobiety 
obawą przed gwałtem a podejmowanymi przez nie środkami ostrożności, które mają je 
uchronić przed tym traumatycznym doświadczeniem (Hickman, Muehlenhard, 1997). 
Kobiety, które bardzo obawiają się gwałtu, częściej niż inne unikają przebywania sam na sam 

background image

z mężczyznami, których nie znają zbyt dobrze, odrzucają składane przez nieznajomych 
propozycje podwiezienia, wychodzą, kiedy w zachowaniu mężczyzny zaczyna się ujawniać 
zbyt silny podtekst seksualny, unikają samotnego wychodzenia z domu i zachowują 
ostrożność, pijąc alkohol. Badanie przeprowadzone w Nowej Zelandii wykazało, że młode 
kobiety odczuwają silniejszy strach przed napaścią seksualną niż kobiety starsze, które 
obawiały się raczej rabunku lub włamania niż gwałtu (Pawson, Banks, 1993). Kobiety 
mieszkające w okolicach, w których gwałty zdarzają się stosunkowo często, ujawniają 
silniejszy strach niż te, które zamieszkują bezpieczniejsze miejsca. Oczywiście te badania nie 
mogą udzielić odpowiedzi na pytanie, czy w toku ewolucji u kobiet wytworzył się szczególny 
strach przed gwałtem, uzależniony od ich wieku i stopnia, w jakim są narażone na napaść 
seksualną, czy też owe obawy są przejawem bardziej ogólnych mechanizmów, takich jak 
racjonalna ocena niebezpieczeństwa połączona z typowymi dla wszystkich ludzi 
mechanizmami strachu.

Psycholożki Susan Hickman i Charlene Muehlenhard odkryły, że kobiety bardziej się 

boją, iż zostaną zgwałcone przez obcych niż przez znajomych mężczyzn. Ta różnica ujawniła 
się mimo tego, że w rzeczywistości sprawcami gwałtu rzadko bywają nieznajomi. Obcy 
sprawcy popełniają tylko 10-20% wszystkich gwałtów, podczas gdy gwałty dokonywane 
przez znajomych mężczyzn są znacznie częstsze i stanowią 80-90% tego rodzaju przestępstw 
(Hickman, Muehlenhard, 1997). Hickman i Muehlenhard wyciągają stąd wniosek, że obawy 
kobiet są nieadekwatne do rzeczywistych zagrożeń związanych z gwałtem. Zgodnie z inną 
interpretacją obawy kobiet są po prostu skuteczne. Strach przed obcymi motywuje do 
zachowywania środków ostrożności, co sprawia, że gwałty dokonywane przez nieznajomych 
sprawców zdarzają się rzadziej, niż gdyby kobiety nie czuły tych funkcjonalnych obaw. W 
tym ujęciu kobiecy strach przed obcymi jest użyteczny w zapobieganiu gwałtom.

Sarah Mesnick i Margo Wilson badały trzecią z hipotetycznych adaptacyjnych 

strategii przeciwdziałania gwałtom, którą nazwały hipotezą ochroniarza. Zgodnie z tą 
hipotezą kobiety budują stałe heteroseksualne związki z mężczyznami między innymi po to, 
żeby zmniejszyć ryzyko seksualnej agresji ze strony innych mężczyzn (Wilson, Mesnick, 
1997). Według hipotezy ochroniarza w sytuacjach, w których kobietom grozi agresja 
seksualna, najbardziej powinni je pociągać postawni i społecznie dominujący mężczyźni. Aby 
to zweryfikować, Wislon i Mesnick zbadały 12 252 kobiety, przy czym specjalnie przeszkolo-
ny żeński zespół badawczy przeprowadził z każdą z badanych wywiad telefoniczny. 
Fragment wywiadu dotyczący napaści seksualnej rozpoczynał się od pytania: „Czy 
kiedykolwiek zdarzyło się, że nieznajomy mężczyzna zmusił lub próbował panią zmusić do 
jakiejkolwiek aktywności seksualnej, grożąc, przytrzymując siłą lub zadając ból?". Kolejne 
pytania dotyczyły niepożądanego dotyku o charakterze seksualnym: „[Pomijając zdarzenie, o 
którym właśnie mi pani opowiedziała], czy kiedykolwiek zdarzyło się, że nieznajomy 
mężczyzna dotykał panią wbrew pani woli, przy czym był to dotyk o seksualnym charakterze, 
taki jak niepożądane głaskanie, chwytanie, pocałunki lub pieszczoty?" (Wilson, Mesnick, 
1997, s. 507). Analizy statystyczne skupiły się na napaściach seksualnych, do których doszło 
w ciągu dwunastu miesięcy poprzedzających wywiad, oraz nie dotyczyły seksualnego 
napastowania ze strony stałych partnerów badanych kobiet.

Czterysta dziesięć niezamężnych kobiet i dwieście pięćdziesiąt osiem mężatek 

stwierdziło, że doświadczyło przynajmniej jednej z form seksualnego napastowania. Stan 
cywilny okazał się wywierać decydujący wpływ na stopień, w jakim badane kobiety były 
narażone na seksualną agresję. Wśród kobiet z najmłodszego przedziału wiekowego (od 
osiemnastu do dwudziestu czterech lat) ofiarą seksualnej napaści ze strony nieznajomego 
padło osiemnaście na sto niezamężnych kobiet i tylko siedem na sto mężatek. Zdaniem 
Mesnick i Wilson te wyniki potwierdzają słuszność hipotezy ochroniarza, chociaż badaczki 
przyznają, że nie ustaliły, jakie mechanizmy przyczynowe sprawiają, iż mężatki rzadziej 

background image

padają ofiarą gwałtów niż niezamężne kobiety w tym samym wieku. Mniejsza częstość 
gwałtów wśród zamężnych kobiet (w porównaniu z ich niezamężnymi rówieśnicami) może 
odzwierciedlać różnice w stylu życia - być może samotne kobiety spędzają więcej czasu w 
miejscach publicznych niż w domach, co naraża je na ataki gwałcicieli. Zaobserwowane 
zjawisko może też odzwierciedlać indywidualne różnice w strategiach łączenia się w pary - 
być może samotne kobiety częściej niż mężatki poszukują przelotnych kontaktów 
seksualnych, wskutek czego częściej znajdują się w sytuacjach, w których są bardziej 
narażone na przymus seksualny. Wreszcie, różnica w częstości gwałtów może odzwierciedlać 
odstraszający wpływ mężów na potencjalnych gwałcicieli, jak sugeruje to hipoteza 
ochroniarza. Tę hipotezę z pewnością trzeba poddać bardziej bezpośredniej weryfikacji: czy 
kobiety szczególnie często wybierają postawnych, silnych mężczyzn, kiedy żyją w warunkach 
społecznych wskazujących na stosunkowo wysokie ryzyko gwałtu? Czy kobiety, które mają 
takich partnerów, rzadziej padają ofiarą gwałtu?

Czwartą z hipotetycznych adaptacyjnych strategii zapobiegania gwałtowi jest 

wyspecjalizowane psychiczne cierpienie, omówione w książce Thornhilla i Pal-mera. Zgodnie 
z tą hipotezą, psychiczna trauma, jakiej doświadczają zgwałcone kobiety, motywuje je do 
unikania podobnych zdarzeń w przyszłości. Dane odnoszące się do tej hipotezy pochodzą z 
badania, które jakoby dowodzi, że największego cierpienia i najsilniejszej psychicznej traumy 
doświadczają wskutek gwałtu (a) młode i płodne kobiety, a nie niedojrzałe dziewczęta bądź 
kobiety, które utraciły już zdolności rozrodcze, (b) mężatki, a nie kobiety stanu wolnego, oraz 
(c) ofiary gwałtu pochwowego, a nie kobiety, na których dopuszczono się gwałtu oralnego lub 
analnego. Ponadto (d) kobiety, które wskutek gwałtu noszą na ciele najbardziej widoczne 
oznaki fizycznej przemocy, doświadczają najsłabszego psychicznego cierpienia, 
przypuszczalnie dlatego, że najrzadziej obwinia się je lub podejrzewa o „współudział" w 
gwałcie. Zwolennicy hipotezy psychicznego cierpienia mogliby dodać jeszcze jedno 
przewidywanie: (e) kobiety zgwałcone przez mężczyzn o niskiej wartości matrymonialnej 
(np. nieatrakcyjnych fizycznie, o niskim statusie społeczno-ekonomicznym) powinny 
doświadczać silniejszej psychicznej traumy niż ofiary gwałcicieli o wyższej wartości (np. 
bardziej atrakcyjnych fizycznie, o wyższym statusie).

Biolog Jerry Coyne, jeden z najsurowszych krytyków książki Thornhilla i Palmera, 

twierdzi, że dowody słuszności hipotezy cierpienia są znacznie słabsze, niż to sugerują jej 
autorzy. 

* Coyne (2000). Chociaż recenzja Coyne'a zwraca uwagę na pewne słabości książki 

Thornhilla i Palmera, to jej istotną wadą są częste uwagi ad homonim oraz głębokie 
teoretyczne niezrozumienie logiki psychologii ewolucyjnej.

Coyne słusznie kwestionuje wątpliwą metodologię badania, na które powołują się 

Thornhill i Palmer - na przykład dziewczynkom poniżej dwunastego roku życia w 
odpowiadaniu na pytania dotyczące cierpienia i traumy pomagali opiekunowie, co sprawia, że 
ich odpowiedzi nie można porównywać z odpowiedziami kobiet, które bezpośrednio 
ujawniały swoje stany psychiczne. Ponadto, nie zaobserwowano istotnych statystycznie 
różnic między kobietami w wieku rozrodczym i tych, które utraciły już zdolności rozrodcze, 
co jest sprzeczne z omawianą hipotezą.

Niezależnie od kwestii, wokół których toczą się teoretyczne i empiryczne spory, jeden 

wniosek nie budzi najmniejszych wątpliwości: dotąd nie zgromadzono przekonujących 
danych empirycznych dotyczących specyfiki kobiecych mechanizmów obrony przed 
gwałtem. Należy jak najszybciej przeprowadzić badania nad kobiecymi strategiami 
przeciwdziałania seksualnej przemocy oraz nad ich względną skutecznością, bez względu na 
to, czy ostatecznie takie strategie okażą się wyspecjalizowanymi, ewolucyjnie 
ukształtowanymi adaptacjami, czy też produktami ubocznymi bardziej ogólnych 

background image

mechanizmów poznawczych i emocjonalnych.

Zniekształcenia poznawcze w odczytywaniu stanów umysłu związanych z seksem

Żyjemy w bardzo niepewnym świecie społecznym. Musimy się domyślać intencji i 

stanów emocjonalnych innych ludzi. Jak bardzo ona go pociąga? Jak bardzo ta kobieta jest 
mu oddana? Czy ten uśmiech sygnalizuje seksualne zainteresowanie, czy tylko życzliwość? 
Niektóre stany, takie jak niegasnąca namiętność do innej osoby, bywają celowo skrywane, co 
sprawia, że niepewność wzrasta, a przypuszczenia stają się jeszcze bardziej wątpliwe. 
Jesteśmy zmuszeni do wyciągania wniosków na temat zamiarów i skrywanych postępków 
innych na podstawie całej masy nieuporządkowanych wskazówek, które tylko z pewnym 
prawdopodobieństwem sugerują, że te zdarzenia mogły mieć miejsce. Na przykład 
niewyjaśniony zapach perfum na ubraniu stałego partnera może sygnalizować zdradę lub 
niewinne przejęcie cudzej woni w trakcie przypadkowej rozmowy.

Odczytując stany umysłu innych ludzi, można popełnić dwa rodzaje błędów. Po 

pierwsze, można doszukać się u drugiej osoby nieistniejącego stanu psychicznego, na 
przykład dostrzec u niej zainteresowanie seksualne, którego w rzeczywistości nie ma. Po 
drugie, można przeoczyć rzeczywisty stan psychiczny drugiej osoby, na przykład nie 
zauważać jej gorących, romantycznych uczuć. Zgodnie z nowym podejściem, 
zaproponowanym przez psycholog ewolucyjną Martie Haselton i określanym mianem teorii 
zarządzania błędami, jest wysoce nieprawdopodobne, że zyski i straty wynikające z obu 
rodzajów błędów są za każdym razem takie same (Haselton, Buss, 2000; Haselton, w druku; 
Haselton, Buss, w druku). Intuicyjnie rozumiemy tę ideę poprzez analogię do alarmów 
przeciwpożarowych, które zwykle reguluje się tak, żeby reagowały na najmniejsze stężenie 
dymu. Koszty zdarzających się sporadycznie fałszywych alarmów są minimalne w 
porównaniu z katastrofalnymi skutkami ewentualnego niewykrycia prawdziwego pożaru. 
Teoria zarządzania błędami rozszerza ten sposób rozumowania na zyski i straty w kontekście 
ewolucyjnego przystosowania, a w szczególności na odczytywanie związanych z seksem 
stanów umysłu przedstawicieli płci przeciwnej.     

Zgodnie z teorią zarządzania błędami, powtarzający się w toku ewolucji asymetryczny 

rozkład zysków i strat wynikających z różnych wniosków na temat stanów umysłu innych 
wytworzył selekcyjne naciski, które doprowadziły do powstania możliwych do przewidzenia 
zniekształceń poznawczych. Teoria zarządzania błędami głosi, że podobnie jak alarmy 
przeciwpożarowe są uregulowane „tendencyjnie" - tak, aby liczba fałszywych alarmów 
przewyższała liczbę „przeoczeń", tak ukształtowane w toku ewolucji mechanizmy 
odczytywania stanów umysłu powinny być tendencyjne w tym sensie, że generują więcej 
błędnych wniosków jednego niż innego rodzaju. Wraz z Martie Haselton zbadaliśmy dwa z 
potencjalnych zniekształceń mechanizmów odczytywania stanów umysłu. Pierwszym z nich 
jest błąd seksualnej nadpercepcji, który polega na tym, że mężczyźni odczytują stany umysłu 
kobiet tendencyjnie tak, aby zminimalizować koszty przeoczenia seksualnych okazji. Teoria 
zarządzania błędami w przekonujący sposób wyjaśnia, dlaczego mężczyzna tak często nabiera 
błędnego przekonania, iż kobieta jest nim seksualnie zainteresowana, tylko dlatego, że się do 
niego uśmiechnęła, dotknęła jego ramienia lub przypadkowo wpadła na drinka do pobliskiego 
baru (zob. rozdział czwarty).

Drugim zniekształceniem jest występujący u kobiet błąd sceptycyzmu wobec 

zaangażowania partnera. Zgodnie z tą hipotezą, w toku ewolucji u kobiet wytworzyło się 
zniekształcenie procesu wnioskowania, które doprowadza do niedoceniania rzeczywistego 
uczuciowego zaangażowania mężczyzny na początku znajomości. To zniekształcenie służy 
minimalizowaniu kosztów seksualnego uwiedzenia kobiety przez mężczyznę, który udaje 
zaangażowanie, poszukując przelotnych kontaktów seksualnych. Na przykład, kiedy 
mężczyzna daje kobiecie kwiaty lub prezenty, zwykle ocenia ona stopień, w jakim te 

background image

podarunki oznaczają jego zaangażowanie, niżej niż „obiektywni" obserwatorzy z zewnątrz. 
Oczywiście, kobiecy sceptycyzm wobec zaangażowania mężczyzny opiera się na solidnych 
przesłankach. Mężczyźni poszukujący przelotnych przygód seksualnych często starają się 
oszukiwać kobiety co do swojego zaangażowania, statusu społecznego, a nawet miłości do 
dzieci, a kobiety zwykle zdają sobie sprawę z tego rodzaju wybiegów (Keenan, Gallup, 
Goulet, Kulkarni, 1997).

Trzecie zniekształcenie wiąże się z zazdrością seksualną - są to błędne wnioski na 

temat niewierności partnera (Buss, 2000, 2001). Zdarza się, że przedstawiciele obu płci żywią 
mylne podejrzenia, iż partner ich zdradza, podczas gdy w rzeczywistości druga osoba jest 
wzorem wierności. To zniekształcenie aktywizuje się w sytuacjach, które od zamierzchłych 
czasów wiążą się z niewiernością - kiedy partner nie osiąga seksualnego zadowolenia, w 
wypadku nagłego spadku popędu seksualnego lub w sytuacji rosnącej rozbieżności między 
wartością seksualną obojga partnerów.

Teoria zarządzania błędami oferuje nam świeże spojrzenie na problemy doboru 

seksualnego ludzi, sugerując, że niektóre rodzaje błędów poznawczych są raczej użytecznymi 
adaptacjami niż rzeczywistymi usterkami naszej psychicznej maszynerii. Teoria ta dostarcza 
nam także nowych wyjaśnień genezy pewnych typów konfliktów miedzy mężczyznami i 
kobietami - sugerując, na przykład, że męski błąd seksualnej nadpercepcji doprowadza do 
niepożądanych seksualnych zalotów. Wiedza na temat tych zniekształceń oraz znajomość 
zasad ewolucyjnej logiki, zgodnie z którą powstały, może pomóc mężczyznom i kobietom w 
trafniejszym odczytywaniu „seksualnych stanów umysłu" drugiej płci.

Inne tajemnice

Kilka innych tajemnic doboru seksualnego ludzi nadal czeka na rozwiązanie. Czy 

mężczyźni mają ewolucyjnie ukształtowane adaptacje służące rywalizacji spermatycznej? 
Pewien projekt badawczy nie przyniósł potwierdzenia istnienia tak zwanej „spermy 
kamikadze", która -jak głosi hipoteza - niszczy spermę innych mężczyzn (Moore, Martin, 
Birkhead, 1999). Jednak wyniki innych badań wskazują - przynajmniej na poziomie 
psychologicznym - na istnienie hipotetycznych adaptacyjnych mechanizmów rywalizacji 
spermatycznej. Na przykład, Todd Shackelford odkrył, że wraz z wydłużaniem się czasu 
rozłąki - co stwarzało potencjalnym rywalom możliwość wprowadzenia własnej spermy w 
drogi rodne „niepilnowanej" kobiety - mężczyźni uważali swoje partnerki za bardziej 
atrakcyjne seksualnie i odczuwali silniejsze pragnienie natychmiastowego odbycia z nimi 
stosunku seksualnego (Shackelford, LeBlanc, Weekes-Shackelford, Bleske-Rechek, Euler, 
Hoier, 2002). To zjawisko było funkcją czasu spędzonego z dala od partnerki, nawet kiedy 
kontrolowano statystycznie czas, jaki upłynął od ostatniego współżycia. Biorąc pod uwagę 
fakt, że - jak wiadomo - kobiety dość często nawiązują romanse poza stałymi związkami, 
można się spodziewać większej niż dotąd liczby badań nad możliwymi adaptacyjnymi 
mechanizmami rywalizacji spermatycznej, zarówno natury fizjologicznej, jak i 
psychologicznej. 

Dobór seksualny nie jest uwarunkowany wyłącznie pragnieniami, pewną rolę 

odgrywają w nim również nasze awersje. Chociaż książka ta skupia się przede wszystkim na 
ewolucji pożądania, to warto się zastanowić nad świetnym przykładem braku pożądania - 
unikaniem kazirodztwa, które jest wynikiem braku pociągu seksualnego do genetycznych 
krewnych. Po raz pierwszy zwrócił na to uwagę socjolog Edward Westermarck w swojej 
klasycznej rozprawie The History of Human Mating („Historia ludzkiego doboru 
seksualnego") (Westermarck, 1891). Od tego czasu seksualna awersja genetycznych 
krewnych jest nazywana „efektem Westermarcka". Być może ta obserwowana niemal na 

background image

całym świecie awersja powstała pod wpływem dwóch czynników selekcyjnych - kosztów 
endogamii oraz korzyści wynikających z egzogamii. Wskutek endogamii rodzą się dzieci 
posiadające pary szkodliwych genów recesywnych, odpowiedzialnych za obniżony poziom 
inteligencji oraz częstsze występowanie wad wrodzonych. Egzogamia, która doprowadza do 
większej genetycznej różnorodności potomstwa, może ułatwiać zwalczanie pasożytów i 
unikanie czynników patogenetycznych (Hamilton, 1982).

Obszerny materiał empiryczny przemawia za słusznością hipotezy, że ludzie nie tylko 

nie uważają bliskich genetycznych krewnych za atrakcyjnych seksualnie, ale także czują do 
nich seksualną niechęć, a nawet odczuwają emocjonalny wstręt, kiedy zmusi się ich do 
wyobrażenia sobie, że współżyją seksualnie z blisko spokrewnioną osobą (Lieberman, 2002). 
Badania przeprowadzone w Chinach, Izraelu i Ameryce Północnej dowiodły ponad wszelką 
wątpliwość, że dorastanie w bezpośredniej bliskości z inną osobą hamuje pociąg seksualny do 
tej osoby. Badania przeprowadzone niedawno przez psychologów ewolucyjnych, Irene Bevc 
oraz Irwina Silvermana wykazały, że wzajemna seksualna niechęć odczuwana przez 
rodzeństwo, które razem dorastało, dotyczy przede wszystkim stosunku genitalnego, czyli 
aktu, który wiąże się ze szczególnie wysokim ryzykiem poniesienia kosztów endogamii i 
utraty korzyści wynikających z egzogamii (Bevc, Silverman, 2000). Autorzy przyszłych 
badań skupią się zapewne na poznaniu konkretnych mechanizmów unikania kazirodztwa, 
takich jak wdrukowanie węchowe czy narzędzia wykrywania pokrewieństwa, a także na 
potencjalnie katastrofalnych genetycznych i psychicznych konsekwencjach naruszenia tabu 
kazirodztwa (Schneider, Hendrix, 2000; Immerman, Mackey, 1997).

Kolejna tajemnica dotyczy psychologicznych aspektów wartości matrymonialnej. 

Wyniki wielu współczesnych badań sugerują, że mężczyźni i kobiety o większej ogólnej 
atrakcyjności są bardziej wybredni i narzucają wyższe standardy wyboru partnera niż osoby 
mniej atrakcyjne (Pawlowski, Dunbar, 1999). Psycholog ewolucyjny Norman Li opracował 
pomysłową metodę „alokacji środków", za pomocą której można różnicować liczbę 
„matrymonialnych dolarów", którymi dysponuje każda z osób. Innymi słowy, Li różnicuje 
(chociaż w sztuczny sposób) poziom ogólnej atrakcyjności (Li, Bailey, w druku). Kiedy dana 
osoba dysponuje niewielkim „budżetem matrymonialnym", czyli jej poziom ogólnej
atrakcyjności jest stosunkowo niski, to zwykle poszukuje u potencjalnego partnera cech, które 
Li nazywa „artykułami pierwszej potrzeby" łączenia się w pary. Jeśli chodzi o upodobania 
kobiet, listę artykułów pierwszej potrzeby otwierają inteligencja, zasoby finansowe, etyka 
pracy oraz poczucie humoru. Dla mężczyzn takim niezbędnym artykułem jest atrakcyjność 
fizyczna. W miarę, jak budżet matrymonialny rośnie, czyli wzrasta ogólna atrakcyjność danej 
osoby, coraz bardziej liczą się „dobra luksusowe" doboru seksualnego. Po osiągnięciu 
określonego poziomu zaopatrzenia w artykuły pierwszej potrzeby, takie jak inteligencja, 
atrakcyjność fizyczna czy zasoby finansowe, ludzie wydają „nadwyżkowe" matrymonialne 
dolary na pozyskanie partnerów, którzy są szczególnie twórczy lub mają interesującą 
osobowość.

Znamy już dość oczywiste implikacje indywidualnych różnic w wartości ma-

trymonialnej. Osoby o najwyższej wartości mogą być bardziej wymagające i jest im łatwiej 
stosować preferowane przez siebie strategie seksualne. Ludzie o przeciętnej wartości 
matrymonialnej mają dostęp do wielu potencjalnych partnerów, jednak muszą się zadowolić 
mniej atrakcyjnymi kandydatami niż poprzednia grupa. Przyszłe badania skupią się zapewne 
na bardziej subtelnych implikacjach wartości matrymonialnej. Czy wartość matrymonialna 
kobiety zmienia się w przewidywalny sposób jako funkcja jej cyklu owulacyjnego, osiągając 
szczyt w okolicach owulacji i spadając po jej zakończeniu? Czy kobiety ujawniają większą 
miesięczną zmienność wartości matrymonialnej niż mężczyźni (co odpowiada intuicyjnemu 
rozróżnieniu między dniami, w które włosy od samego rana wyglądają znakomicie, a dniami, 
w które nie sposób ułożyć dobrej fryzury), ponieważ w fazie owulacji ich wartość 

background image

reprodukcyjna jest wyższa niż w jakimkolwiek innym momencie cyklu? Czy u mężczyzn 
obserwuje się w dłuższej perspektywie czasowej bardziej dramatyczne wahania wartości 
matrymonialnej, wynikające z ich spektakularnych publicznych sukcesów bądź przypadków 
nagłego obniżenia statusu społecznego? Jak owe dzienne, miesięczne i długoterminowe 
wahania wpływają na równowagę sił i uczucie miłości między partnerami w intymnych 
związkach oraz ich seksualne fantazje na temat innych? Te pytania domagają się wnikliwych 
badań, a w ciągu następnych dziesięciu lat z pewnością poznamy odpowiedzi na większość z 
nich.

Doniosłe znaczenie doboru seksualnego w życiu społecznym

Drogą selekcji naturalnej ewolucja ukształtowała mechanizmy doboru seksualnego, 

które są być może bardziej złożone, misterne i tajemnicze niż jakiekolwiek inne organiczne 
narzędzia. Pragnienie znalezienia odpowiedniego partnera kryje się niemal we wszystkim, co 
robimy, od budowania przyjaźni po deprecjonowanie rywali, od dążenia do zyskania prestiżu 
po motywację do popełnienia morderstwa. Ewolucja języka wiąże się z doskonaleniem 
sygnałów werbalnych, które wykorzystuje się do przyciągania potencjalnych partnerów, 
wyrażania nastroju, zalotów oraz seksualnych plotek. Polowanie na duże zwierzęta oraz 
niezbędna do tego fizyczna i psychiczna siła wyposażały mężczyzn w dodatkowe atuty, a tym 
samym umożliwiały im skuteczniejsze zaloty. Zjawisko wojny powstało w toku ewolucji 
między innymi wskutek nieustannego poszukiwania partnerek oraz zasobów niezbędnych do 
ich zdobycia i utrzymania. Być może nawet twórcze przejawy kultury (np. dzieła sztuki) 
miały sygnalizować potencjalnym partnerkom genetyczne dostosowanie ich twórców (Miller, 
2000). Nasza anatomia, fizjologia, psychologia i kulturowe tradycje zostały misternie 
wyrzeźbione przez godowe sukcesy i porażki naszych człekokształtnych przodków.

Żadne związki społeczne nie są wolne od wszechobecnego wpływu doboru 

seksualnego. Mężczyźni błędnie interpretują uśmiechy kobiet, żeby móc wykorzystywać je 
seksualnie. Kobiety odnoszą się sceptycznie do oznak uczuciowego zaangażowania 
mężczyzn, żeby nie paść ofiarą seksualnego wykorzystywania. Ojcowie strzegą swoich córek, 
żeby mieć wpływ na wybór ich partnera, a córki manipulują ojcami, żeby łączyć się w pary z 
mężczyznami, których kochają. Przedstawiciele obu płci wysyłają zwodnicze sygnały. 
Mężczyznom i kobietom jest bardzo trudno zostać „tylko przyjaciółmi". Zdarza się, że 
sprzymierzeńcy tej samej płci zmieniają się w zdrajców. „Złodzieje" partnerów czają się pod 
osłoną uśmiechniętych twarzy. Trwała miłość niespodziewanie ustępuje miejsca seksualnej 
zdradzie. Na szczęście czasami udaje nam się znaleźć miłość na całe życie. Na poziomie 
jednostki dobór seksualny przenika większość naszych działań. Na poziomie gatunku określa, 
kim jesteśmy.
                                                                                     KONIEC