background image
background image

Charlotte Hawkes

Niezapomniana noc

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: The Doctor’s One Night to Remember

Pierwsze wydanie: Harlequin Medical Romance, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Charlotte Hawkes

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo

do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie

przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do

Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane

bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

background image

ISBN 978-83-276-8228-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / 

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Które z nich udaje? Jak myślisz? – zastanowiła się głośno Isla Sinclair,

obserwując na plaży parę nowożeńców.

Jej  przybrana  siostra  Leonora  –  właściwie  była  przybrana  siostra  –

odstawiła koktajl i z wdziękiem się odwróciła, by spojrzeć na nowożeńców.

-  Nie  pozwól,  żeby  to,  co  zrobił  ci  ten  drań  Brad,  zamieniło  cię

w  cynika.  –  Leo  uśmiechnęła  się  łagodnie.  –  Może  oni  naprawdę  się
kochają?

-  Jesteś  beznadziejną  romantyczką.  –  Isla  uśmiechnęła  się,  odsuwając

niemiłe wspomnienie byłego narzeczonego. – Wiesz, że zawsze ktoś udaje.
Jeśli  mają  szczęście,  małżeństwo  przyniesie  im  korzyści,  tak  jak  mojej
mamie i twojemu ojcu.

Przez  pięć  cudownych  lat  to  było  obopólnie  korzystne  małżeństwo,

a zakończyło się w przyjaźni trzynaście lat temu, kiedy Isla i Leo miały lat
dziewiętnaście.

Trzeba  stale  dążyć  do  czegoś  lepszego.  Isla  od  dziecka  słyszała  to  od

swojej pięknej czarującej matki, która przemawiała do niej czule i szeptała,
co  trzeba  zrobić,  by  zdobyć  kolejnego,  bogatszego,  jeszcze  lepiej
ustosunkowanego męża.

Marianna  Sinclair-Raleigh-Burton  postrzegała  akt  małżeństwa  jako

negocjacje biznesowe, gdzie każda ze stron zgadza się na to, co wniesie ta
druga.

background image

-  Jakbym  słyszała  twoją  matkę.  –  Leo  pokręciła  głową.  –  Po  co

komplikować  sprawy,  dziewczynki,  udając  zakochaną?  Lepiej  być
szczerym, dzięki temu unikamy przykrych niespodzianek.

-  Fuj.  –  Isla  naśladowała  komiczne,  a  jednocześnie  eleganckie

wzdrygnięcie się matki. – Niech cię Bóg broni.

Leo zaśmiała się dźwięcznie. Isla porównywała ten śmiech do dźwięku

dzwonków i uważała go za najładniejszy śmiech na świecie.

- Mówisz zupełnie jak ona, Isla.
- Przeżyję to. A gdzie jest moja matka?
- Powiedziała, że się położy i odpocznie. – Leo zrobiła minę. – Jakie są

szanse, że znalazła nowego kandydata?

-  Cóż,  po  pierwsze  jest  świeżo  upieczoną  rozwódką.  Znowu.  –  Isla

odliczała  na  palcach.  –  Po  drugie  uparła  się,  żeby  tu  przyjechać,  chociaż
mówiłam, że jadę tu wcześniej, żeby złapać oddech i przygotować się do
pracy na statku. Po trzecie zarezerwowała nam najdroższy hotel w okolicy,
a  może  nawet  w  całym  Chile.  Więc  gdyby  nie  wypatrzyła  sobie  nowego
męża, byłabym zdziwiona.

- Lepiej niech szuka męża dla siebie, a nie próbuje nas swatać. – Leo

jęknęła, choć w jej tonie nie było urazy.

Obie wiedziały, że niezależnie od swoich wad Marianna jest dla Leo jak

matka,  i  to  lata  po  rozwodzie  z  jej  ojcem.  Także  w  oczach  Isli  Marianna
była najbardziej kochającą i wspaniałomyślną matką. Co nie powstrzymało
Isli przed wzniesieniem oczu do nieba.

- Racja, ale nie będę wstrzymywać oddechu.
- Ja też. – Leo przeniosła wzrok na nowożeńców. – Może naprawdę się

kochają.

- Może.

background image

Isla  z  westchnieniem  spojrzała  na  parę  młodych  ludzi.  Z  pewnością

wyglądali na takich, którzy kochają życie.

Tyle że to nie było życie, jakiego pragnęła dla siebie.
- Mam ochotę zajrzeć do paru sklepików, które mijałyśmy po drodze. –

Leo dopiła drinka i odstawiła szklankę. – Pójdziesz ze mną?

Isla zawahała się przez moment.
-  Jeśli  się  nie  pogniewasz,  wolałabym  pójść  na  spacer  plażą.  Kiedy

znajdę  się  na  pokładzie,  może  minąć  sporo  czasu,  zanim  znów  postawię
stopę na ziemi.

-  Rozumiem.  –  Leo  ześliznęła  się  z  wysokiego  stołka  i  zarzuciła  na

ramię torebkę. – Widzimy się w hotelu?

- Tak, za jakąś godzinę?
- Za godzinę. – Leo skinęła głową, z gracją wyszła z baru i skierowała

się w stronę pary w podróży poślubnej.

Typowe dla romantycznej Leo. Isla uśmiechnęła się pod nosem. Ona nie

przyjechała tu szukać miłości czy romansu. Przyjechała do pracy, o jakiej
marzyła od dziecka – młodszego lekarza na statku wycieczkowym.

„Klejnot Hestii”.
Może nie była to wspaniała „Królowa Kasjopeja”, flagowy statek linii

rejsowej  Port-Star,  ale  całkiem  dobry  statek,  który  pozwoli  jej  na
wykonywanie ukochanej pracy połączonej z podróżą dookoła świata.

Czy może być coś lepszego?
A jeśli jeszcze pozwoli jej to zapomnieć o upokorzeniu, jakiego doznała

od Bradleya, i uwolni ją od pomysłów matki? Czy to nie bonus?

Dopiła drinka, wstała i uśmiechnęła się. Przeszłość się nie liczy, liczy

się przyszłość. A do czasu, kiedy jej statek wpłynie do portu za dwa dni,
postara się poznać ten region Chile i przekonać się, co ma do zaoferowania.

background image

Nagłe zamieszanie za plecami kazało jej się odwrócić. Przy sąsiednim

barze  kłócili  się  dwaj  atletyczni  pijani  mężczyźni,  którzy  w  bokserskim
ringu wyglądaliby na miejscu. Ludzie chyba też tak uważali, bo trzymali się
na dystans.

Przemykając między stolikami, Isla skierowała się do przejścia między

barami  i  plażą,  oddalając  się  od  awantury.  To  nie  jej  sprawa.  Szła  ze
spuszczoną  głową,  przyspieszając  kroku,  aż  nagle  powietrze  przeciął
ogłuszający huk.

Mimowolnie odwróciła się i zobaczyła oficera ze statku, który biegnie,

by ściągnąć jednego z pijanych mężczyzn z drugiego, który padł na ziemię
z hukiem.

Oficer  rzucił  słowo  i  gapie  zamienili  się  w  zatroskanych  obywateli,

którzy otoczyli poszkodowanego i sprawdzali jego stan, podczas gdy oficer
przycisnął wciąż agresywnego drugiego mężczyznę do betonowego słupa.

Oficer  był  wzrostu  awanturnika,  a  choć  nie  wydawał  się  równie

potężny, było jasne, że jest wystarczająco silny i zręczny, by kontrolować
mężczyznę.  Spokojnie  do  niego  przemawiał,  po  czym  poprosił  dwóch
miejscowych osiłków, aby zabrali mężczyznę gdzieś dalej, by się uspokoił.
Potem wyjął zza pasa krótkofalówkę i przekazał komuś kilka poleceń.

Niesamowicie  było  obserwować,  jak  skutecznie  zapanował  nad

sytuacją,  która  łatwo  mogła  eskalować.  Serce  Isli  zabiło  mocniej,  co
tłumaczyła skokiem adrenaliny wywołanym przez okoliczności. A może ta
sytuacja podkreślała wady wszystkich jej byłych? Brad lubił udawać, że jest
cieszącym się posłuchem samcem alfa, choć w trudnych sytuacjach wolał
wysługiwać się innymi.

A ona potrzebowała tyle czasu, żeby dostrzec prawdę!
Dość!  To  dlatego  znalazła  się  w  Chile  i  czekała  na  „Klejnot  Hestii”.

Pozycja  młodszego  lekarza  na  statku  to  nowe  wyzwanie  zawodowe

background image

i zarazem nowy początek.

Zamierzała  ruszyć  dalej,  gdy  usłyszała  serię  krzyków,  w  tym  jeden,

którego nie mogła zignorować.

Lekarz, czy jest tu lekarz? Médico? Es alguien médico?
Zdenerwowana przez moment lustrowała scenę wydarzeń, jakby miała

nadzieję, że ktoś się zgłosi.

Nikogo takiego nie widziała.
-  Soy  médica  –  powiedziała  i  przecisnęła  się  przez  grupkę  ludzi.

Z bliska zobaczyła, że mężczyzna, który upadł, przewrócił się na szklany
stolik  i  leżał  na  plecach,  mając  pod  sobą  odłamki  szkła.  Spod  pleców  na
wysokości lędźwi wypływała krew.

Isla wskazała na gapiów.
- Możecie przesunąć stoliki? Mover las mesas?
Przykucnęła obok mężczyzny. Nie miała odwagi uklęknąć, dopóki nie

ktoś nie uprzątnie szkła.

- A wy przynieście szczotkę… un cepillo para – szukała słów – para

barrer los… fragmentos de vidrio.

Poszkodowany nie był wcale nieprzytomny, ale zdecydowanie pijany.
- Witam, może pan powiedzieć, jak pan się nazywa? Cómo se llama?
Jęknął i próbował odsunąć jej rękę. Pewnie ją słyszał, ale treść słów do

niego nie docierała.

- Okej, w porządku. Jestem lekarzem. Soy médica.
Puls miał nieregularny. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, wziąwszy

pod uwagę bójkę, a potem upadek.

- Czy ktoś wezwał karetkę? Ambulancia?
Sí sí – odpowiedziało kilka osób.

background image

Na szczęście barman zamiótł już podłogę i mogła zająć się pacjentem.

A ponieważ był wysoki i potężny, poruszenie go okazało się trudniejsze, niż
się spodziewała.

-  Proszę  mi  pomóc  przewrócić  go  na  brzuch  –  zwróciła  się  do  tych,

którzy jej słuchali. – Ayudar me… rodar…

- Proszę go zostawić.
Słysząc  rozkazujący  ton,  uniosła  głowę  i  zobaczyła  pochylającego  się

nad nią mężczyznę. To był oficer ze statku. Już wcześniej miała ciarki na
jego widok.

Przyglądała mu się bacznie, niczego nie pomijając, nawet epoletów na

ramionach. Pierwszy oficer, prawa ręka kapitana.

- Rozumiem, że to jeden z pana ludzi? – wypaliła, zła na siebie. – Może

mi pan powiedzieć, jak się nazywa?

-  To  członek  mojej  załogi  –  burknął  przystojniak  w  mundurze.  –

Potrzebuje lekarza.

- Ja jestem lekarzem.
- Naprawdę? – Urwał na moment. – Chciałem powiedzieć, że naszymi

ludźmi zajmują się nasi lekarze.

- Rozumiem, ale ich tu nie ma, prawda? – Isla skupiła teraz uwagę na

pacjencie. – On krwawi, a ja tu jestem, więc sugeruję, żeby pan pomógł mi
go obrócić. I podał mi jego imię. Aha, w jakim języku on mówi?

Wyczuła  moment  wahania  przystojniaka.  Już  z  daleka  robił  wrażenie,

a  z  bliska  był  chyba  najbardziej  atrakcyjnym  mężczyzną,  jakiego  dotąd
widziała.  Nie  był  klasycznie  przystojny,  dla  mężczyzny  to  zbyt  banalne.
A jednak przykuwał uwagę. Nigdy nie widziała oczu w tak głębokim, jakby
przydymionym odcieniu karmelu, a do tego miał schrypnięty głos. A ciało?
Wolała o tym nie myśleć.

background image

Niestety  zdawało  się,  że  jej  umysł  w  tym  momencie  niczego  nie

kontroluje.  Jej  wzrok  –  najwyraźniej  z  własnej  woli  –  przeniósł  się  na
przykucniętą obok postać.

Mocne uda dotykały jej ud. Mundur przylgnął do wyrzeźbionego ciała

niczym  kochanka,  podkreślając  silne  nogi  i  szerokie  ramiona.  Nic
dziwnego, że bez problemu pokonał krzepkiego awanturnika.

W  ustach  jej  zaschło,  jakby  nigdy  w  życiu  nie  widziała  mężczyzny.

Mówiąc  szczerze,  nigdy  nie  widziała  takiego  mężczyzny.  Sądząc
z  zachwyconych  spojrzeń  kobiet  w  tłumie  gapiów,  nie  była  odosobniona
w swojej opinii.

Wróciła spojrzeniem do pacjenta.
- W jakim języku mówi? – zapytała.
- Na imię ma Phillipe. Mówi po angielsku.
-  Okej,  Phillipe.  Jestem  Isla.  Jestem  lekarzem.  Chcę  ci  pomóc.

Obrócimy cię teraz na brzuch, dobrze? – uprzedziła, kiedy przystojniak był
tak blisko niej, że czuła zbyt wiele w zbyt wielu miejscach.

Potem obrócił olbrzyma, jakby ważył tyle co piórko.
Tłum głośno wciągnął powietrze.
W  lewym  pośladku  mężczyzny  widniał  kawałek  szkła,  z  rany  sączyła

się krew. Nie ulegało wątpliwości, że szkło uszkodziło tętnicę pośladkową.
Gdy jej towarzysz  sięgnął po krótkofalówkę,  wzywając  lekarza ze statku,
Isla  zdjęła  szyfonowy  szalik,  owinęła  nim  rękę  i  zamierzała  chwycić
odłamek szkła.

- Co pani robi? – spytał gwałtownie przystojniak.
- Muszę wyjąć szkło.
-  Nie  wykrwawi  się,  jak  pani  to  wyjmie?  Zrobi  mu  pani  opaskę

uciskową?

background image

-  Nie  mogę  założyć  opaski  na  plecy.  –  Potrząsnęła  głową,  ostrożnie

wyciągając szkło.

-  Sugeruję,  żeby  pani  niczego  nie  ruszała  –  ciągnął  tonem,  który  był

rozkazem – dopóki nie pojawi się lekarz z mojego statku.

Już  to  słyszała  i  nie  było  powodu  dręczyć  się  tym  tylko  dlatego,  że

padło z ust nieznajomego.

-  Pański  lekarz  jakoś  się  nie  spieszy  –  rzekła  obojętnym  tonem.  –

A pacjent może nie mieć czasu na czekanie.

Widziała,  że  zastanawiał  się,  czy  wykonać  kolejny  telefon.  W  duchu

cieszyła się jego zdenerwowaniem, bo najwyraźniej przywykł do tego, że
wszystko kontroluje.

- Jest nieprzytomny i ma nierówny puls – powiedziała znów. – A jeśli

będzie  wymagał  resuscytacji?  Poza  tym  lepiej  wyjąć  szkło  natychmiast,
żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia czy zapobiec reakcji alergicznej. Muszę
wyjąć obce ciało i oczyścić ranę.

- To nie jest jakiś pacjent. To członek mojej załogi. Poczeka pani.
- Obawiam się, że nie. Może jest pan drugi po Bogu na statku, ale tu

i teraz istnieje pilna potrzeba medycznej interwencji, a ja jestem jedynym
lekarzem. Więc zrobimy to po mojemu.

Naprawdę powiedziała to człowiekowi, który mógłby być jej szefem?
- Nie zrozumiała pani. – Zmierzył ją spojrzeniem.
Słabsza kobieta przestraszyłaby się, słysząc ostrzeżenie w jego głosie.

Po Bradleyu Isla miała dość bycia słabą kobietą.

-  Proszę  –  rzekła,  trzymając  odłamek  i  uśmiechając  się  słodko.  –

Wyciągnięte.

Przystojniak zerknął w dół, a ona przysięgłaby, że na ułamek sekundy

pobladł.

background image

- On wciąż krwawi – wychrypiał. – Jak pani to powstrzyma?
- Tak – odparła, szybko oczyszczając ranę i zatykając ją palcem. Jakby

codziennie  patrzyła  na  najprzystojniejszego  faceta,  jakiego  widziała,
z palcem w pupie innego. Co gorsza, była niemal pewna, że na jego twarzy
dojrzała cień rozbawienia. – Widzi pan? I gdzie ten cholerna karetka?

Nikhil  Dara  słuchał  lekarki  –  chyba  miała  na  imię  Isla  –  która

przekazywała  pacjenta  ratownikom.  Pragnął  skupić  się  na  tym,  jak
skutecznie  wykonała  swoją  pracę,  a  nie  na  tym,  że  jest  wyjątkowo
atrakcyjna. Okazało się to trudne.

Słynął z determinacji, a także z tego, że jest wymagający i precyzyjny.

Mógłby  wymienić  jeszcze  kilka  uprzejmych  określeń  używanych  przez
załogę,  zwłaszcza  gdy  byli  wyczerpani,  a  on  kazał  im  po  raz  kolejny
przerabiać jakiś scenariusz, by mieć pewność, że wszystko jest jak należy.
Teraz po raz pierwszy, odkąd pamiętał, walczył z sobą, by skoncentrować
się na zadaniu i nie zerkać na lekarkę.

Jakby życie na morzu pozbawiło go towarzystwa kobiet, a on był tego

spragniony,  podczas  gdy  na  statku  wycieczkowym  kobiet  nie  brakowało,
w  załodze  i  wśród  pasażerów,  które  na  dodatek  oferowały  mu  się  na
srebrnej tacy. Nigdy z tego nie korzystał.

A  jeśli  był  akurat  na  lądzie,  nigdy  nie  spotykał  się  z  kobietą,  którą

miałby  znów  zobaczyć.  Tym  też  się  szczycił.  Irytowało  go,  że  walczy
z  własnym  ciałem,  by  trzymać  się  z  daleka  od  lekarki.  Poinstruował
młodszego  oficera,  który  właśnie  się  pojawił,  by  towarzyszył  pacjentowi,
a później informował go, co dzieje się w szpitalu.

Pomógł  ratownikom  zamknąć  drzwi  i  patrzył,  jak  karetka  odjeżdża.

W końcu przeniósł wzrok na lekarkę.

- Dziękuję za pomoc. Philippe miał szczęście.

background image

- Nie ma sprawy. – Wzruszyła ramionami, wyciągnęła telefon i czytając

wiadomości, zmarszczyła czoło.

Nie  miał  żadnego  powodu  zastanawiać  się,  co  ją  zirytowało  ani

dlaczego  zwrócił  uwagę  na  to,  że  jej  niebieskie  oczy  zrobiły  się
srebrnoszare, gdy kiwnęła mu głową i ruszyła przed siebie. Złotobrązowe
włosy zebrane w koński ogon muskały jej ramiona.

To idiotyczne, pomyślał, kręcąc głową, jakby mógł pozbyć się ucisku,

który od dwóch dni powodował pulsujący ból głowy. Żadne tabletki mu nie
pomagały.

Nie był sobą. Nie był sobą od chwili, gdy otrzymał urodzinową kartkę

od Daksza.

Daksz.  Brat,  który  nie  odzywał  się  do  niego  przez  dwadzieścia  lat,

a teraz ni stąd, ni zowąd chciał się z nim spotkać. Właśnie tu, w Chile.

Nie miał pojęcia, jak Daksz go odnalazł. Co gorsza, człowiek, który był

jego bratem tylko z nazwiska, obudził stare demony, które powinny zostać
pogrzebane. I to jak najgłębiej. A jeszcze lepiej powinny spłonąć w jakimś
piekle w samym środku Ziemi. Cicho przeklął. Nic dziwnego, że ból głowy
nie  ustaje.  Nic  dziwnego,  że  ta  obca  kobieta  wytrąciła  go  z  równowagi.
Gdyby  był  sobą,  potraktowałby  to  jako  zwyczajny  pociąg  seksualny
i szybko o tym zapomniał.

Zdał  sobie  sprawę,  że  jeszcze  kilka  kroków  i  kobieta  zniknie.  Nie

rozumiał tego, ale nie chciał, by odeszła.

- Chwileczkę! – zawołał.
Zatrzymała się i powoli się odwróciła, jakby nie miała na to ochoty, ale

czuła się do tego zmuszona.

- Proszę pozwolić, że postawię pani drinka.
Patrzyła na niego bez mrugnięcia.
- Nie – odparła w końcu.

background image

-  Czemu?  –  Z  uśmiechem  patrzył,  jak  spuściła  wzrok  na  jego  wargi,

a potem się zaczerwieniła.

Jakby jej myśli nie były do końca właściwe.
- Nie wiem nawet, jak pan się nazywa – mruknęła, po czym zacisnęła

powieki.

- Nikhil. A pani ma na imię Isla.
Wydawała się zdziwiona, a on wzruszył ramionami.
- Podała pani pacjentowi swoje imię, chociaż był nieprzytomny.
- Racja. – Kiwnęła głową. – Cóż, w zasadzie do końca nie wiemy, ile

człowiek słyszy nawet w takiej sytuacji.

- Podobno – odrzekł.
Ten  temat  od  dawna  go  interesował,  jednak  teraz  nie  znajdował  nic

mniej frapującego.

- Skoro już dokonaliśmy prezentacji, co z tym drinkiem?
- Ja… – Zrobiła pełną żalu minę i zamilkła.
- Chcę pani podziękować.
Czemu  tak  naciska?  Powinien  wrócić  na  statek  i  przygotować  się  na

wieczór  na  lądzie,  który  nie  zdarzał  mu  się  często.  Zamiast  tego  usłyszał
własne słowa:

-  Firma  poprosi  panią  o  raport.  Pomogę  pani  go  wypełnić.  –  Mówił

prawdę, choć zapraszając ją, nie to przede wszystkim miał na myśli.

- W porządku, mogę przygotować dla was raport.
W tonie swojego głosu Nikhil znajdował coś, czego nie potrafił nazwać.

Całe lata doskonalił sztukę samokontroli,  a tej kobiecie udało się zbić go
z  tropu  jak  nikomu.  To  pewnie  wina  tej  przeklętej  kartki  od  brata.  Jeśli
można  nazwać  bratem  człowieka,  który  nie  kontaktował  się  z  nim  przez
dwie dekady.

background image

-  Formularze  są  dość  zawiłe  –  ostrzegł,  odsuwając  na  bok  niechciane

myśli.

- Nie boję się formularzy. – Na jej wargach igrał cień uśmiechu.
Nikhila przeszył dreszcz. To było coś więcej niż zainteresowanie ładną

kobietą.

- Ach tak?
- Tak. – Kiwnęła głową. – Może nie jestem jednym z lekarzy na pana

statku, ale jestem nowym lekarzem Port-Star Cruise.

- Może pani to powtórzyć?
Zaśmiała się, a jej twarz rozświetliła się zachwycająco. Nagle pomyślał,

że chce dłużej patrzeć na ten uśmiech. Jakby wziął dawkę narkotyku i teraz
potrzebował kolejnej.

- Pracuje pani dla Port-Star?
-  Tak.  „Klejnot  Hestii”  ma  tu  przypłynąć  za  dwa  dni,  to  będzie  moje

pierwsze zadanie.

- Czyli nowa praca? Tym bardziej ma pani co świętować. W takim razie

kolacja, przyjdę po panią wpół do ósmej. Gdzie się pani zatrzymała?

- A jeśli mam chłopaka? – spytała, ale widział, że to raczej ciekawość

niż odmowa.

- Nie ma pani – odparł. – Ma pani na palcu ślad po pierścionku, który

przestała  pani  nosić.  Sądząc  z  szerokości  powiedziałbym,  że  to  był
pierścionek zaręczynowy, nie obrączka. Czyli angaż na „Hestii” będzie dla
pani nowym początkiem.

Jeśli  go  zaniepokoiło,  że  w  tak  krótkim  czasie  tyle  w  niej  dostrzegł,

postanowił to ignorować.

-  Dobrze  –  odparła  po  nieskończenie  długim  czasie.  –  Nie  mam

chłopaka, ale są tu ze mną przyjaciółki. Nie mogę ich porzucić.

background image

- Już je pani porzuciła – zauważył. – Albo one panią. Najwyraźniej nie

jesteście od siebie zależne. Jutro jest wasz ostatni wspólny wieczór, pewnie
pożegnalna kolacja, więc dziś może się pani spotkać ze mną.

Otworzyła i zamknęła usta. Kusiło ją, by się zgodzić, widział to i go to

podniecało.

- Poza tym dziś są moje urodziny. Pozwoli pani, żebym sam świętował?
Czemu  jej  o  tym  mówi?  Nigdy  nikomu  nie  mówił,  kiedy  obchodzi

urodziny. Mówiąc szczerze, nie miał pojęcia, czemu to ukrywał i czemu ten
sekret stał się taki ważny. Czemu nikt na pokładzie tego nie wiedział. Może
dlatego,  że  na  tej  ograniczonej  przestrzeni  wszyscy  wiedzieli  wszystko
o wszystkich, a to była jedna z tych rzeczy, którą mógł zachować dla siebie.
Więc nie wiedział nikt poza kapitanem i działem personalnym.

A  tu  ni  stąd,  ni  zowąd  oznajmił  to  najnowszemu  pracownikowi  Port-

Star.  Teraz  powinien  się  odwrócić  i  odejść,  a  tymczasem  usłyszał,  jak
mówi:

- Więc który to hotel, Islo?
Jej niebieskozielone oczy zabłysły.
- Okej – powiedziała, wymieniając nazwę hotelu.
Uniósł brwi. To był słynny hotel dla sławnych i bogatych. Przeciętnego

oficera, nawet lekarza, nie było stać na to, by się tam zatrzymać, a ostatnia
rzecz, jakiej pragnął, to bratać się z bogaczami.

To raczej naturalne środowisko Daksza, nie jego.
- Pożegnalny prezent od przyjaciółek – powiedziała, jakby czytała mu

w  myślach.  Choć  czuł,  że  coś  przed  nim  ukrywa.  –  Pomyślałyśmy,  że
zaszalejemy.

Rozumiał to. Czy nie robił tego samego, gdy z rocznym wyprzedzeniem

rezerwował stolik w chilijskiej sławnej na cały świat restauracji Te Tinka?

Tylko dla siebie.

background image

- Aha. Więc dziś wieczór puszczą panią?
Czemu tak się upierał przy towarzystwie lekarki? Pewnie w ten sposób

chce uniknąć spotkania z Dakszem.

- Ja… one… chyba tak – zaryzykowała po chwili. – Oczywiście to nie

będzie randka.

-  Oczywiście,  że  nie  –  potwierdził.  –  To  co,  pani  doktor?  Może  być

wpół do ósmej. W holu?

Potem odwrócił się i odszedł.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Nie  miała  pojęcia,  co  w  nią  wstąpiło,  że  zgodziła  się  na  tę  kolację.

Mogła  udawać,  że  zrobiła  to  pod  wpływem  esemesa  od  matki,  którego
otrzymała.  Oddalając  się  od  Nikhila,  miała  przed  oczami  jej  słowa
domagające  się  informacji,  co  się  z  nią  dzieje.  Co  więcej,  dosłownie
słyszała  ekscytację  w  każdym  słowie,  gdy  Marianna  chwaliła  się,  że
znalazła dla niej kolejnego idealnego mężczyznę, którego powinna poznać.

Islą  wstrząsnął  dreszcz.  Ostatnia  rzecz,  jakiej  chciała,  to  randka

w  ciemno  czy  w  ogóle  jakaś  randka.  Dlatego  rozum  podpowiadał  jej,  by
odmówiła Nikhilowi, choć ją zafascynował.

Tymczasem  zamiast  odmówić,  posłuchała  drugiego  głosu  w  głowie,

diabła, który szeptał, że najlepszym sposobem uniknięcia randki w ciemno
jest powiedzenie matce, że jest już umówiona, i to z pierwszym oficerem.

To było logiczne rozwiązanie. Gdzieś w głębi ducha Isla podejrzewała

jednak,  że  jej  motywy  nie  są  tak  logiczne.  Gdyby  była  z  sobą  szczera,
uznałaby  raczej,  że  mają  więcej  wspólnego  z  tym,  jak  Nikhil  budził  do
życia jej ciało.

Samym  tylko  spojrzeniem.  Między  nią  a  tym  obcym  w  końcu

mężczyzną było więcej chemii niż łączyło ją z Bradem. Czy to nie smutna
konstatacja?

Stała  teraz  przed  lustrem,  usiłując  zdusić  niechciane  podniecenie

i  krytycznie  oceniała  kolejny  strój,  jak  nastolatka,  jaką  nigdy  nie  była.
Mogłaby poradzić się Leo, ale była przyrodnia siostra jeszcze nie wróciła
do hotelu.

background image

Przyglądając  się  znów  swojemu  odbiciu  w  lustrze,  westchnęła.  Nigdy

nie poświęcała tyle czasu wyborowi stroju. Jej pokój nigdy nie wyglądał,
jakby  wyrzuciła  zawartość  szafy  na  łóżko.  Zostawiała  to  innym
dziewczynom.  Podobnie  jak  szminkę  kupioną  ledwie  dwie  godziny
wcześniej w hotelowym butiku.

To idiotyczne. Co innego korzystać z okazji, by uniknąć zaaranżowanej

przez  matkę  randki  w  ciemno,  a  co  innego  mizdrzyć  się  przed  lustrem,
jakby kolacja z Nikhilem była prawdziwą randką.

Weszła  do  łazienki,  starła  szminkę  i  wyrzuciła  ją  do  kosza,  po  czym

wróciła  do  sypialni.  Powiesiła  ubrania  na  wieszakach  i  schowała  je  do
szafy, jakby w ten sposób mogła przywrócić porządek w świecie, w którym
zapanował chaos.

Ręce  lekko  jej  drżały  i  wciąż  zerkała  na  zegar,  mając  wrażenie,  że

wskazówki stoją w miejscu.

W  końcu  w  pokoju  zapanował  ład.  Tak  jak  lubiła.  Znów  spojrzała  na

zegar. Minęło pięć minut.

Zachowywała się jak nastolatka czekająca na pierwszą w życiu randkę.

Nie  zachowywała  się  tak,  kiedy  miała  naście  lat.  Sięgnęła  po  torebkę,
schowała do niej kartę magnetyczną, wyszła z pokoju i ruszyła do wind.

To  tylko  mężczyzna  jak  każdy  inny,  przypomniała  sobie.  Jeśli  jej

zdradziecki  umysł  ma  problem  z  przyswojeniem  tego  prostego  faktu,
półgodzinny spacer powinien oczyścić głowę i przywrócić w niej porządek.

Zatrzymując się na parterze, winda lekko się zakołysała, a kiedy drzwi

otworzyły się ze świstem, jej uszy wypełniły dźwięki argentyńskiego tanga
i rozmów.

To  było  dużo  lepsze  niż  cisza  w  jej  pokoju.  Stukot  obcasów  na

marmurowej  posadzce  dodał  jej  pewności  siebie.  Gdy  podniosła  wzrok,
spotkała  się  spojrzeniem  z  Nikhilem,  który  siedział  w  fotelu  ledwie

background image

piętnaście  metrów  od  niej.  Opierał  nogę  na  nodze,  trzymając  w  rękach
gazetę  dużego  formatu,  a  przy  tym  wyglądał  na  bardziej  niedostępnego
i  tajemniczego  niż  parę  godzin  wcześniej.  Poczuła  się,  jakby  dostała
gorączki.

Zaraz  potem  wstał,  a  ona  poczuła  ucisk  w  piersi,  jakby  zabrakło  jej

powietrza.  Jego  ciało,  które  w  mundurze  wyglądało  na  wyrzeźbione,
w garniturze było jeszcze bardziej niebezpieczne. Na moment zakręciło jej
się w głowie, jakby wypiła za dużo drinków.

To nie jest randka, powtórzyła. To tylko kolacja, by uniknąć załatwionej

przez matkę randki w ciemno.

Nie była pewna, czy rozum jej słucha. Nikhil wyglądał oszałamiająco,

nie  była  w  stanie  oderwać  od  niego  oczu.  Kiedy  ruszył  jej  na  spotkanie,
cudem  nie  wyciągnęła  do  niego  rąk,  chociaż  nie  była  przekonana,  czy
chciała go zatrzymać, czy przyciągnąć bliżej.

- Jest pan wcześniej – wyszeptała.
- Tak jak pani – zauważył. – Miła niespodzianka.
W każdym innym przypadku miałaby na końcu języka ripostę na temat

seksizmu,  zwłaszcza  że  jej  zdaniem  celowo  ją  prowokował,  ale  wtedy
stanął tuż obok i położył rękę na jej plecach. Ten niespodziewany kontakt
głęboko nią poruszył. Miała wrażenie, że parzy jej skórę.

- Wygląda pani zachwycająco, miła pani doktor.
- Chyba nie podoba mi się, jak pan tak do mnie mówi – skłamała, bo

coś jej mówiło, że nie powinno jej się podobać.

Machnął ręką.
- Przepraszam. Wygląda pani bardzo ładnie, Islo.
Pomyślała,  że  pierwszy  komplement  bardziej  jej  się  podobał,  brzmiał

bardziej  spontanicznie.  Podobało  jej  się  też,  że  potrafiła  wytrącić
z równowagi człowieka, który przywykł do panowania nad sobą.

background image

-  Dziękuję.  –  Kiedy  delikatnie  pchnął  ją  w  stronę  drzwi,  poczuła

dreszcz. – Ale to nie jest randka.

Nie była pewna, czy kieruje to przypomnienie do niego, czy do siebie.

Tak czy owak poczuła cień rozczarowania, gdy bez wahania kiwnął głową.

- Oczywiście.
Działał na nią jak narkotyk. Nie powinna była przyjmować zaproszenia

na kolację. Wpadła niemal w euforię, że już za późno się wycofać…

Nie  powinien  jej  dotykać,  to  był  błąd.  Zdał  sobie  z  tego  sprawę

w chwili, gdy jego palce zetknęły się z jej skórą. Kolejny błąd. Pierwszym
było  zaproszenie  na  kolację.  A  wszystko  z  powodu  głupiej  urodzinowej
kartki od człowieka, na którego niegdyś patrzył z podziwem, widząc w nim
bohatera.

Kiedyś, gdy był jeszcze naiwny, pomyślał ze złością, zanim Daksz go

zdradził. To dlatego był tak zdenerwowany, że zaprosił tę obcą kobietę, by
dołączyła do jego corocznej pielgrzymki do Te Tinca.

Nie wspominając o erotycznym zainteresowaniu, jakie w nim budziła.

Gdy usłyszał kroki na posadzce, podniósł wzrok i ujrzał, jak szła pewnym
krokiem w szpilkach, które podkreślały jej zgrabne łydki.

Zanim  tu  przyszedł,  krążył  po  kabinie  jak  zwierzę  w  klatce,  nie  był

w  stanie  tam  wysiedzieć,  więc  wcześniej  trafił  do  hotelu,  wciąż  usiłując
zdusić emocje, które w nim buzowały.

Boczne uliczki prowadzące do restauracji były puste i ciche, więc stukot

jej obcasów rozbrzmiewał tu donośniej. Głowa go rozbolała od wygaszania
niedozwolonych  obrazów,  które  się  w  niej  pojawiały.  Było  jakoś  zbyt
intymnie, jakby ten ciepły wieczór należał tylko do nich.

Nie miał ochoty na kolację ani na rozmowę. Pragnął jedynie pocałunku,

pragnął  zaspokoić  pożądanie,  które  w  nim  obudziła.  Miał  wrażenie,  że

background image

palce go swędzą, by jej dotknąć. To było głębokie, niedające się wyjaśnić
doznanie, którego nigdy nie doświadczył.

Zacisnął  zęby  i  ponaglił  Islę.  Pożądanie,  bezbrzeżne  i  głębokie  jak

ocean, ściskało go jak kleszcze. Fale coraz bardziej go zalewały, spychając
głębiej pod powierzchnię. Tonął i w żaden sposób nie mógł się uratować.

Co gorsza, wcale tego nie chciał.
-  Na  pewno  się  pani  ucieszy,  słysząc,  że  Philippe  ma  się  dobrze  –

wycedził przez zęby.

Jakby banalna rozmowa mogła zmniejszyć falę pożądania. Jakby była

punkcikiem światła, w stronę którego płynął po ratunek.

- O, to świetnie. – Jej głos był głuchy, jakby ona też usiłowała wypłynąć

na powierzchnię.

- W dużym stopniu dzięki pani.
I znów otoczyła ich cisza.
- A co z waszym lekarzem? Pewnie już pan wie, czemu nie pojawił się

na brzegu.

Oboje udawali, że w jej głosie nie ma desperacji. Że podobnie jak on

nie  próbuje  wypełnić  ciszy,  by  chwilowo  powstrzymać  pożądanie,  które
ogarniało ich oboje.

- Zapalenie wyrostka – odrzekł ponuro. – Nie będzie go dwa tygodnie,

jutro ma przylecieć nowy lekarz.

-  Co  załoga  na  to,  że  w  środku  rejsu  będą  mieli  nowego  medyka?  –

spytała nagle.

I  wbrew  oczekiwaniom  zdawało  się,  że  napięcie  minimalnie  opadło.

Nikhil wzruszył ramionami, choć na niego nie patrzyła.

- Zależy od lekarza. Na szczęście znam tego gościa, który do nas leci.

Już z nim pracowałem, zanim dołączyłem do załogi „Królowej Kasjopei”.

background image

- Racja – stwierdziła obojętnie. – To ułatwia sprawę.
- Niepokoi się pani, jak panią przyjmą na „Klejnocie Hestii”?
Zrobiła smutną minę, a on powiedział sobie, że fakt, iż tak łatwo czyta

w jej myślach, nic nie znaczy. To umiejętność, którą nabył przez lata bycia
oficerem  i  czytania  w  myślach  kolegów.  Albo  w  dzieciństwie,  gdy
zgadywał, w jakim humorze jest ojciec.

- Będzie dobrze. „Kasjopeja” wypływa często na wiele miesięcy, wielu

członków załogi pracuje razem od lat. „Klejnot” ma krótsze rejsy, częściej
dochodzi do zmian w załodze. To dobry statek, i droga do awansu na lepsze
linie, więc są przyzwyczajeni do nowych twarzy.

- Tak pan sądzi?
-  Proszę  się  zachowywać  tak  jak  dziś  z  Philippem  i  będą  bardzo

zadowoleni.

-  Co  za  ulga.  –  Odetchnęła  i  w  ten  oto  sposób  napięcie  znów  ciut

zelżało.

Może ta kolacja nie będzie taka straszna.
Nikhil zatrzymał Islę przed nijakimi drzwiami. Nikt by nie pomyślał, że

prowadzą  do  restauracji  kierowanej  przez  szefa  kuchni  światowej  sławy.
Nikhil  starał  się  nie  myśleć,  że  Isla  jest  jedyną  osobą,  którą  tu
przyprowadził.

To nic nie znaczy, mówił sobie, otwierając drzwi. Zaczekał, aż wejdzie

pierwsza.  Jeśli  w  to  wierzył,  cóż…  miał  większy  problem,  niż  mu  się
wydawało.

- Nikhil! – zawołał jakiś mężczyzna, gdy weszli.
Ruszył  przez  zatłoczoną  salę,  by  przywitać  Nikhila  niedźwiedzim

uściskiem, poklepując go po plecach. Mówił z tak wyraźnym akcentem, że
Isla rozumiała niewiele z wypowiadanych przez niego słów.

- Dobrze cię znów widzieć, przyjacielu.

background image

- Cieszę się, że tu jestem – odparł Nikhil po hiszpańsku, nieco bardziej

zrozumiale, choć wciąż z chilijskim slangiem, więc z trudem nadążała za
ich rozmową.

Potem  nagle  mâitre  odwrócił  się  do  niej  z  zaskakująco  oceniającym

spojrzeniem.

- Przyprowadziłeś towarzyszkę, Nikhil?
- Islo, to jest Hernandez. Hernadez, to jest Isla… Koleżanka.
Encantada de conocerte.
-  Encantado
.  –  Ujął  jej  dłoń  i  pocałował  ją,  a  Isla  dojrzała  wymianę

spojrzeń  między  mężczyznami.  –  Chodźcie,  posadzę  was  tu,  najlepszy
stolik.

Kiedy szła za Hernandezem, zbyt świadoma kroczącego za nią Nikhila,

przyglądała się gościom przy stolikach. Potem, kiedy zajrzała przez otwarte
drzwi do kuchni, powiedziała zdumiona:

- To szef kuchni Miguel.
- We własnej osobie – potwierdził Nikhil ze swobodą.
-  Słyszałam,  że  stolik  w  jego  restauracji  trzeba  zamawiać  wiele

miesięcy naprzód.

Nikhil patrzył na nią przez moment, po czym rzekł:
-  Sześć  miesięcy,  zgadza  się.  Przychodzę  tu  od  siedmiu  lat,  ilekroć

jestem w porcie. Więc może dwa albo trzy razy do roku.

- Kapitan za każdym razem pozwala panu zejść na ląd?
- Z początku, kiedy byłem młodszym oficerem, to była jedyna okazja,

kiedy prosiłem o pozwolenie.

-  Potem  został  pan  pierwszym  i  mógł  pan  wybierać,  kiedy  chce  pan

zejść.

background image

W  jej  tonie  było  coś,  co  kazało  mu  się  zatrzymać.  Jakby  sądziła,  że

ludzie są egoistami.

- To prawda, teraz mogę decydować, ale nadal staram się zachowywać

fair.

Jak to o niej świadczy, że mu uwierzyła?
-  To  miejsce  musi  robić  wrażenie  na  kobietach,  z  którymi  się  pan

umawia na randki.

- Zdawało mi się, że nie jesteśmy na randce.
Zaczerwieniła się, co dodało jej uroku.
- Oczywiście, że nie jesteśmy. Miałam na myśli…
-  Proszę  się  zrelaksować.  –  Uśmiechnął  się.  –  Jest  pani  pierwszą

kobietą, którą tu przyprowadziłem.

Zmrużyła  oczy,  przenosząc  wzrok,  a  potem  wróciła  do  niego

spojrzeniem.

- Naprawdę? Oczekuje pan, że w to uwierzę?
- Niczego nie oczekuję. Spytała pani, więc odpowiedziałem. Nikogo tu

nie przyprowadzałem poza kapitanem, którego wziąłem tu raz, rok temu.

Ugryzł się w język, ale było już za późno. Słowa padły, a sądząc z miny

Isli, i tak mu nie uwierzyła. No i dobrze.

Nie  miał  pojęcia,  co  takiego  miała  w  sobie  ta  kobieta,  że  tak  go

przyciągała. Była zagadką, a nie znosił zagadek.

Nie,  właściwie  lubił  zagadki,  nie  znosił  tych,  których  nie  potrafił

rozwiązać. Rozwikłanie łamigłówki, jaką była doktor Isla, zajmowało zbyt
dużo czasu.

Im szybciej ją rozwikła, tym szybciej będzie mógł wrócić do swojego

normalnego życia.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Chciała  mu  pokazać,  że  nie  wierzy,  że  jest  pierwszą  kobietą,  którą  tu

przyprowadził.  A  właściwie  że  kompletnie  jej  nie  obchodzi,  czy  jakąś  tu
zapraszał.

Problem w tym, że ją to obchodziło. Chyba za bardzo.
Wróciła  myślą  do  zdumionej  twarzy  Hernandeza,  gdy  zobaczył,  że

Nikhil przyprowadził gościa. Spojrzenia wymienione między mężczyznami
potwierdzały zapewnienie Nikhila, więc poczuła się wyjątkowa.

Podobnie czuła się przy Bradleyu.
Udawał, że jest mu droga, że jej pieniądze, stosunki, pozycja społeczna

nie mają dla niego znaczenia. Zastanowiła się, czy Nikhil jest tak szczery,
na  jakiego  wygląda,  czy  też  może  należy  do  mężczyzn,  którzy  świetnie
udają.  Zirytowana  potrząsnęła  głową.  Dlaczego  wszystko  wciąż  prowadzi
do Bradleya? Wiele miesięcy po rozstaniu nadal pozwalała, by dominował
jej myśli.

Przecież był już przeszłością.
-  Mówiła  pani,  że  „Hestia”  będzie  pani  pierwszym  statkiem

wycieczkowym?

Zamrugała i podniosła wzrok, uprzytomniając sobie, że długo milczeli.

Nie wiedząc kiedy dokończyła swoje danie.

- Jestem lekarzem od dziesięciu lat, ale po raz pierwszy będę pracować

na statku wycieczkowym – odparła.

background image

- Dziesięć lat? – Nie wyglądał na przekonanego. – To teraz lekarki robią

dyplomy jako nastolatki?

- Mam trzydzieści dwa lata – odparła spokojnie.
Stawiała  czoło  bardziej  obraźliwym  słowom.  Te  nie  powinny  boleć

tylko dlatego, że padły z ust tego mężczyzny.

- Nie wiedziałem. – Wyraz jego twarzy uległ zmianie. – Musiała pani

ciężko pracować, żeby zrobić dyplom w tak młodym wieku.

To  prawda,  ciężko  pracowała,  także  dlatego,  że  ludzie  w  nią  nie

wierzyli. Z powodu wieku i z powodu tego, kim był jej ówczesny ojczym.
Choć  Stephen  Claybourne  był  jednym  z  najlepszych  ojczymów,  jakich
znała i zachęcał ją, by spełniła marzenie o zostaniu lekarzem, jego dobroć
i wsparcie nie zastąpiły ciężkiej pracy.

-  Zawsze  chciałam  być  lekarką.  –  Wzruszyła  ramionami.  –  Już

w  dzieciństwie,  kiedy  inne  dzieci  chciały  zostać  księżniczkami  albo
piratami.

- To w żaden sposób nie ułatwia pracy.
- To prawda – przyznała. – Ale to znaczy, że warto ciężko pracować.

Nie zostaje się pierwszym oficerem na takim statku jak „Kasjopeja”, jeśli
nie jest się oddanym pracy.

- Nigdy o tym nie marzyłem.
Spojrzała na niego uważnie. Nie wiedziała, które z nich było bardziej

zdumione tą rewelacją.

- Nie?
Długą chwilę milczał.
- Tam, skąd pochodzę, nie ma wiele możliwości. Praca ma morzu jest

jedną z nich. Więc postanowiłem, że jeśli się na to zdecyduję, nie skończę
gdzieś na dole, w śmierdzących czeluściach statku.

background image

- Wobec tego pana osiągnięcia robią tym większe wrażenie.
Nie mogła pozbyć się poczucia, że Nikhil nie jest zwykle tak otwarty.

No ale znów skąd mogła to wiedzieć? Bradley był strasznym kłamcą, a jej
jakoś  nie  przyszło  do  głowy,  by  kwestionować  jego  słowa.  Ponieważ
wierzyła  –  wbrew  wszystkiemu,  czego  nauczyły  ją  wynegocjowane
małżeństwa matki – że prawdziwa miłość istnieje.

Nikhil  może  po  prostu  dobrze  udawać,  że  odkrywa  przed  kobietą

nieznaną dotąd twarz.

Ona nie była taka głupia. Już raz dała się nabrać. Więc co tu robisz? –

spytał głos w jej głowie.

- Rodzice na pewno są z pana dumni.
- Oboje nie żyją.
Przypadkowy  obserwator  uznałby  to  stwierdzenie  za  rzeczowe

i  spokojne.  Isli  zdawało  się,  że  dojrzała  w  jego  oczach  smętny  ponury
błysk. Kiedy znikł, zastanowiła się, czy sobie tego nie wymyśliła.

- Och… – szukała słów – przykro mi.
- To było dawno temu.
Wzruszył ramionami, a ona nie wiedziała, czy to lepiej czy gorzej. Ale

właśnie w tym momencie Hernandez przyniósł kolejne danie. Wyglądało to
na tak precyzyjną robotę, że bardziej pasowałoby do galerii sztuki, ale gdy
je spróbowała, eksplodowało w jej ustach najdoskonalszym smakiem, jaki
znała.

- Robi wrażenie, prawda? – spytał Nikhil.
- Wspaniałe – odparła z zachwytem. – Zawsze pan to zamawia? Wobec

tego rozumiem, czemu pan tu wraca.

-  Nie,  zawsze  dostaję  do  spróbowania  coś  innego  i  za  każdym  razem

myślę, że nic nie może być lepsze.

background image

Przez  parę  minut  degustowali  i  wychwalali  zalety  dania.  Isla  nie

wiedziała, kiedy resztki jej niepokoju się ulotniły.

- Więc „Hestia” to będzie pani nowy początek?
Pochylił  głowę,  a  ona  znów  sobie  przypomniała  ślad  po  pierścionku,

który ją zdradził. Przywołała na twarz uśmiech.

-  Tak,  to  dobry  krok,  jeśli  chodzi  o  karierę  zawodową.  To  dla  mnie

szansa, żeby skupić się na pracy, bo nic nie będzie mnie rozpraszać.

Wybuchnął śmiechem, niskim i głębokim.
- Nie mówi pani poważnie?
- Mówię. – Zmarszczyła czoło. – Co w tym złego?
-  Będzie  pani  na  statku  wycieczkowym.  –  Zaśmiał  się  znów,  a  ona

żałowała, że nie może schować tego śmiechu do butelki i zabrać z sobą.

- Wiem, że to statek wycieczkowy, a ja jestem lekarzem.
- Jest pani atrakcyjną lekarką, a na dodatek wolną. Chyba wie pani, że

statki wycieczkowe słyną z romansów. Wśród załogi, a także pasażerów.

To szalone, jak jego słowa natychmiast pobudziły jej wyobraźnię i jak

zobaczyła go w roli kochanka.

- Mówił pan chyba, że nie bierze w tym udziału. – Starała się mówić

obojętnym tonem.

- Słowem nie wspomniałem o moim życiu prywatnym na pokładzie. –

Uniósł  brwi,  dając  odczuć,  że  potrafi  odczytać  jej  niegrzeczne  myśli.  –
Powiedziałem tylko, że nie przyprowadziłem żadnej kobiety na randkę do
tej restauracji.

Jej policzki zapłonęły.
- Aha.
- Ale, jeśli to ma jakieś znaczenie, nie biorę w tym udziału. Staram się

oddzielać życie prywatne od zawodowego.

background image

Właśnie takie słowa pragnęła usłyszeć.
- Ja też zamierzam tak robić.
Po raz kolejny się zaśmiał.
- Różnica między nami polega na tym, że ślad po pierścionku na palcu

od razu wywoła spekulacje.

- Cóż, nie będę odpowiadać na pytania.
-  Będzie  pani  musiała.  Nie  odpuszczą  pani,  to  zbyt  pikantna  historia.

Nowa lekarka ze złamanym sercem.

- Nie chcę być tematem plotek. Nie mam złamanego serca.
- Naprawdę? – W jego głosie była ciekawość. – Pani zaręczyny zostały

zerwane  i  ląduje  pani  jako  lekarka  na  statku  wycieczkowym.  Jakby  pani
uciekała.

- Nie uciekam – oburzyła się.
-  Rzeczywiście?  –  spytał,  a  potem  uniósł  ramiona.  –  Cóż,  statek  to

dziwne  miejsce.  Ktoś  mógłby  powiedzieć,  że  jesteśmy  zintegrowani  jak
społeczność  miasteczka,  inni  powiedzą,  że  jesteśmy  od  siebie  zależni
i  przebywamy  z  sobą  na  okrągło.  Tak  czy  owak,  tam  nie  ma  sekretów,
ludzie wiedzą o sobie wszystko i wściubiają nos w cudze sprawy.

- To znaczy?
- Już widzę życzliwych kolegów, którzy panią umawiają z każdym po

kolei, żeby zapomniała pani o złamanym sercu.

- Powiedziałam panu…
- Że nie ma pani złamanego serca. Słyszałem, ale nie wyobrażam sobie,

żeby ich to powstrzymało.

- Boże, zupełnie jak moja matka. – Przewróciła oczami. – Ona też ma

dobre  intencje.  Wciąż  życzy  mi  romansu.  Zorganizowała  mi  dziś  randkę

background image

w  ciemno.  Gdybym  jej  nie  powiedziała,  że  mam  randkę  z  pierwszym
oficerem…

Jeśli  był  zaskoczony,  że  wspomniała  o  matce,  choć  tego  popołudnia

twierdziła, że jest tu z przyjaciółkami, nie okazał tego.

-  Więc  umówiła  się  pani  ze  mną  dlatego,  żeby  uciec  przed  randką

w  ciemno?  Pochlebia  mi  pani.  Co  prawda  zdawało  mi  się,  że  nasze
spotkanie to nie jest randka.

- Bo nie jest. – Czemu wciąż to powtarza?
- Szkoda. – Na jego wargach pojawił się szelmowski uśmiech. – Chyba

by mi nie przeszkadzało, gdyby mnie pani wykorzystała, żeby zapomnieć
o tym… kimś.

W tym momencie jej chyba też by to nie przeszkadzało.
- W każdym razie… – próbowała zmienić temat, ale akurat pojawił się

Hernandez z kolejnym daniem. – No no, pachnie niesamowicie.

-  Prawda?  Musi  pani  wiedzieć,  że  szef  Miguel  lubi  oszukiwać  nasze

zmysły.  Więc  niezależnie  od  tego,  czego  pani  się  spodziewa,  proszę  być
gotową na zaskoczenie.

Powoli kiwając głową, nabrała niewielką porcję na widelec i uniosła go

do ust.

- Fantastyczne. On jest niesamowity!
- Zgadza się. I wciąż wymyśla coś nowego.
-  Pewnie  będę  musiała  tu  wrócić,  żeby  się  przekonać.  –  Uśmiechnęła

się. – To znaczy sama. Nie chciałam…

-  Spokojnie,  rozumiem  –  wtrącił  Nikhil.  –  Domyślam  się,  że  mama

wolałaby, żeby pani założyła prywatną praktykę, a nie podróżowała dokoła
świata statkiem wycieczkowym?

background image

-  Moja  mama  wolałaby,  żebym  nie  była  lekarką  –  przyznała  bez

namysłu, a Nikhil ściągnął brwi.

- Aż tak? Nie jest z pani dumna?
Czy jej się wydawało, czy usłyszała w jego głosie nutę…?
- Przepraszam, to nie było fair. – Zmarszczyła nos. – Mama jest zawsze

dumna, chociaż nie rozumie, dlaczego to jest moje marzenie.

- Czemu?
Nie  prowadziła  takich  rozmów  z  nieznajomymi.  Nikhil  nie  naciskał,

czekał,  nie  przerywając  kontaktu  wzrokowego.  Bardzo  różnił  się  od
Bradleya,  którego  w  restauracji  zawsze  bardziej  interesowało,  kogo  może
zobaczyć albo kto jego zobaczy.

Nikhil skupiał uwagę na niej, jakby liczyło się tylko to, co ona ma do

powiedzenia.  O  mały  włos  nie  wyjawiła  mu  tego,  co  rzadko  mówiła
komukolwiek. Opanowała się w ostatniej chwili i ułożyła sobie w głowie,
co może mu powiedzieć.

-  Moja  mama  nie  dostrzega  atrakcyjności  pracy  z  chorymi  ludźmi.

Wyznaje filozofię, według której więcej pomoże innym, dobrze wychodząc
za mąż, organizując imprezy charytatywne i zbierając miliony, które potem
przekazuje szpitalom i różnym organizacjom.

- A pani ojciec?
-  Zmarł,  kiedy  miałam  dwa  lata.  Mam  jego  zdjęcia,  ale  go  nie

pamiętam. Ale miałam ojczyma chirurga. – Nie musi mu mówić, że miała
już pięciu ojczymów. – On mnie zachęcił, żebym spełniła swoje marzenie.

- Był dobry? – spytał Nikhil zbyt ostro i zbyt szybko.
Czy  miał  własne  mniej  szczęśliwe  doświadczenia  z  ojczymem?  Albo

macochą? – pomyślała.

- Bardzo dobry. Miałam szczęście. – Uśmiechnęła się łagodnie.

background image

Żaden z jej ojczymów nie był złym człowiekiem, inaczej matka by ich

nie poślubiła. Ale Stefan był jak ojciec, którego nie znała.

- Miał nawet córkę, Leonorę, prawie moją rówieśnicę. Leo nie chciała

iść na medycynę, chciała zostać artystką, malowała piękne obrazy, a on ją
dopingował. Żadnej z nas nie faworyzował. Traktował nas jak córki.

- Mówi pani o tym w czasie przeszłym – zauważył.
-  Tak,  bo  tamto  małżeństwo  matki,  która  traktuje  związek  jak  układ

biznesowy,  zakończyło  się,  jak  miałam  dziewiętnaście  lat,  chociaż  Stefan
odwiedzał  mnie  w  szpitalu  podczas  moich  pierwszych  dyżurów.  Z  Leo
wciąż jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Każda z nas jest dla tej drugiej
siostrą, której nie ma.

- To brzmi bardzo… cywilizowanie – skomentował.
Zaśmiała się cicho.
- Dobre maniery to mantra mojej matki. A pan ma rodzeństwo?
Trochę  za  długo  zastanawiał  się  nad  odpowiedzią,  a  gdy  się  odezwał,

uznała jego słowa za wyjątkowo osobiste.

- Brata. Ale straciłem go dawno temu.
-  Przykro  mi  –  powiedziała  szczerze.  Nie  chciała  nawet  myśleć,  że

mogłaby stracić Leo. – Na pewno pan za nim tęskni.

- Niekoniecznie – odparł.
Choć starał się powiedzieć to zwyczajnie, nie mogła uciec od myśli, że

kryje się za tym coś głębszego. Coś wyjątkowo smutnego. Chociaż może
sobie to wymyśliła.

-  Mój  brat  nie  był  człowiekiem  godnym  zaufania.  Większość  ludzi

można zaliczyć do tej kategorii, więc rozumiem, że pani matka nie wierzy
w miłość.

Przeszyło ją poczucie winy.

background image

-  Moja  matka  nie  wierzy  w  romantyczną  idealistyczną  miłość,  ale

wierzy w miłość matki do córki – rzekła niemal przepraszającym tonem. –
Leo nadal traktuje jak drugą córkę. Jeśli dzwoni do mnie spytać, co u mnie
słychać,  to  znaczy,  że  już  dzwoniła  do  Leo  albo  zaraz  to  zrobi.  Kiedy
kupuje coś dla mnie, kupuje też prezent dla Leo.

- Nie ma pani o to żalu?
- Czuję, jakbyśmy wciąż były rodziną. Kiedy wcześniej powiedziałam,

że jestem tu z przyjaciółkami, nie mówiłam całej prawdy. Moja matka i Leo
przyleciały wczoraj, zrobiły mi niespodziankę. I jak się pan domyśla, jutro
wybieramy  się  na  kolację.  Mama  będzie  wściekła,  że  nie  zrobiłam  tu
rezerwacji, dla niej byłby to wyraz miłości.

-  Doprawdy?  –  Uniósł  kącik  warg  w  półuśmiechu.  –  A  pani  wierzy

w miłość?

Zawahała się. Kiedyś wierzyła. Dawno temu.
Niezależnie od udzielanych przez matkę lekcji, wierzyła, że prawdziwa

miłość istnieje. Tysiące romantycznych filmów nie może się mylić. A ona
przecież zakochała się w Bradleyu. Albo tak jej się wydawało.

- Już nie – odparła. – A pan?
- Nigdy nie wierzyłem – odparł.
Fakt,  że  powiedział  to  z  przekonaniem,  sprawiał,  że  było  to  tym

bardziej godne pożałowania.

-  Zawsze  jest  pan  taki  chłodny  i  opanowany?  Nic  nie  budzi  w  panu

gorętszych uczuć?

Głupie pytanie. Zrozumiała to, gdy jego oczy pociemniały, a wyraz jego

twarzy podziałał na nią jak uderzenie w splot słoneczny.

-  Mogę  ofiarować  tylko  jedną  noc,  miła  pani  doktor,  ale  bardzo

namiętną, jeśli pani sobie życzy.

Zrobiło jej się gorąco.

background image

- To nie jest randka – wydukała.
- Oczywiście, że nie – zgodził się z uśmiechem, który – przysięgłaby –

poczuła  w  najbardziej  intymnym  miejscu.  –  Ale  gdyby  pani  zaczęła  się
wahać czy zmieniła zdanie, proszę dać mi znać.

- Dobrze. – Nie była w stanie zaprzeczyć.
Gorąca  ściana  zbliżała  się  do  niej  coraz  bardziej.  Jeśli  nie  zachowa

ostrożności, zostanie przygnieciona, a to zaboli.

Wyszli  z  restauracji  ostatni,  do  końca  serwowano  im  jedno  wspaniałe

danie za drugim i nawet sam szef Miguel wyszedł z kuchni i usiadł z nimi
na drinka po kolacji. Gawędził z Nikhilem, jakby byli starymi przyjaciółmi.

Brad  wystroiłby  się  na  tę  okazję  i  zachowywałby  się  ostentacyjnie,

budząc niesmak i zażenowanie – zawsze się tak zachowywał, gdy zabierała
go  na  jakąś  ekskluzywną  imprezę  organizowaną  przez  matkę.  Nikhil
zachowywał się swobodnie i bez zadęcia.

Wiele to o nim mówiło. Wiele dobrego.
Ale  teraz  została  z  nim  sama  na  cichych  wąskich  uliczkach  zalanych

słabym żółtopomarańczowym światłem padającym z okien kamieniczek po
obu stronach.

Otoczył  ją  ramieniem,  jakby  ją  chronił.  Doskonale  pasowała  do  jego

ciała. Jakby ich zaprojektowano tak, by do siebie pasowali. Szybko zbliżyli
się do hotelu. Żeby zakończyć ten wieczór? A może go zacząć?

Jej  rozum  walczył  z  ciałem.  Powinna  coś  powiedzieć.  Przelotne

romanse  nie  były  w  jej  stylu,  ale,  mój  Boże,  pokusa,  by  siedzieć  cicho
i  cieszyć  się  chwilą  sprawiła,  że  w  ustach  jej  zaschło.  W  końcu  nogi
odmówiły jej posłuszeństwa i zwolniła.

- A jeśli zmieniłam zdanie?

background image

-  Zmieniła  pani  zdanie?  W  sprawie?  –  Przystanął,  wciąż  trzymając  ją

w pasie.

- W naszej sprawie – wydusiła. – Sam pan powiedział, że kiedy trafię na

„Hestię”,  będę  postrzegana  jako  dziewczyna,  która  zerwała  zaręczyny.
Wszyscy będą mówić, że muszę się pocieszyć… chyba że im powiem, że
już się pocieszyłam.

Chciała  spędzić  z  nim  noc.  W  ten  sposób  oddzieliłaby  życie

z  Bradleyem  od  tego  nowego  na  Hestii.  A  Bradley  odszedłby
w zapomnienie.

-  Nie  mam  nic  więcej  do  zaoferowania  –  odparł  cicho,  a  ona

zastanowiła się, czy nie usłyszała w tym cienia żalu.

- Wiem.
- Ale musi pani być pewna, bo nie mam zwyczaju nakłaniać kobiety do

czegoś, czego później będzie żałowała.

- Ideał oficera i dżentelmena – zażartowała.
Potem jego głos jakby zachrypł, pojawiła się w nim jakaś nowa surowa

nuta.

- Jestem oficerem, ale nigdy nie byłem dżentelmenem.
- Więc może zacznie się pan zachowywać choć trochę niegrzecznie. –

Nie miała pojęcia, co w nią wstąpiło.

Jego  oczy  błyszczały  w  żółtopomarańczowym  blasku,  a  ją  ogarnęło

pożądanie. Impulsywnie zrobiła krok naprzód i przycisnęła wargi do jego
ust.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Dłużej  nie  mógł  się  powstrzymywać.  Przycisnął  ją  do  ściany,  aż  jej

cudowne ciało do niego przylgnęło. Potem pochylił głowę i pocałował jej
szyję.

Nigdy dotąd nie czuł się tak spragniony. Jakby miał umrzeć, jeśli jej nie

posiądzie. Tu i teraz. On, który szczycił się tym, że nigdy nie traci nad sobą
kontroli.

Od  tamtej  ponurej  nocy  dwadzieścia  lat  wcześniej,  kiedy  miał

posiniaczone  ciało,  połamane  żebra  i  krwawiącą  twarz.  W  końcu  jednak
przestał  kulić  się  ze  strachu  przed  tym  potworem,  który  nie  miał  prawa
nazywać  się  ojcem.  Dźwignął  się  z  podłogi  i  pokazał  mu,  jak  to  jest  być
workiem treningowym. Kimś, na kim można się wyżyć.

Aż  do  dziś  nie  pamiętał  chwili,  kiedy  zabił  swojego  żałosnego  ojca.

Oczywiście, że to zrobił, nie było innego wyjaśnienia. A jednak nie mógł
przywołać tego w pamięci. Pamiętał wściekłość ojca, pamiętał, że wyrwał
mu  nóż  z  ręki…  ale  potem  wszystko  przesłaniała  mgła  i  jedyne,  co
zapamiętał,  to  że  z  mieszkania  wyprowadził  go  współczujący  policjant.
Więc jak to inaczej wyjaśnić?

Jednak tego wieczoru nie będzie wracać do haniebnej przeszłości. Tego

wieczoru ma się cieszyć niespodziewaną pokusą, jaką była Isla.

- Jedna noc – usłyszał swój głos, niezdolny oderwać warg od jej szyi.

Taka  gorąca,  gładka,  z  ledwie  wyczuwalnym  słonym  smakiem  tej  wciąż
gorącej nocy.

background image

- Tak – odparła cicho, odchylając głowę, jakby chciała mu dać do siebie

lepszy dostęp.

-  To  oznacza  zero  pretensji,  kiedy  przyjdzie  ranek  –  powtórzył

niepewny, komu o tym przypomina.

- Wiem. – Gwałtownie uniosła głowę. – Nie jestem naiwną nastolatką.

Ale nie mogę kontrolować twoich porannych napadów złości.

-  Myślałem  o  tobie.  –  Potrzebował  chwili,  by  zdać  sobie  sprawę,  że

żartowała. Zagrała jego kartą. Nawet mu się to podobało. – Tylko nie mów,
że cię nie ostrzegałem.

- Powinieneś się nauczyć, kiedy trzeba milczeć – wydyszała, wsuwając

palce  w  jego  włosy.  –  Ktoś  mógłby  pomyśleć,  że  kompensujesz  sobie
poczucie niższości.

- Powtórz to.
-  Odkrycie,  że  twoje  usta  składają  obietnice,  których  ciało  nie  może

spełnić, byłoby potwornym rozczarowaniem.

Czy ona kwestionuje jego sprawność seksualną?
- Och, wierz mi, moje ciało jest zdolne do wszystkiego.
- Tak wciąż twierdzą twoje usta, ale ciało…
- Zaufaj mi, moje usta też wiele potrafią.
- Słucham? – Tym razem to ona zadała pytanie.
Tak jak chciał.
Patrzyła na niego przez chwilę, a potem jej policzki i szyja zalały się

czerwienią.

- Och, mówisz o…
- Zamierzam cię zjeść żywcem, aż szlochając, będziesz powtarzać moje

imię.

- Nie będę powtarzać twojego imienia, szlochając.

background image

Nie wiedział, czy traktować to jak obietnicę, czy wyzwanie.
-  Będziesz  –  zapewnił  ją.  –  A  zaraz  potem  będziesz  mnie  błagać

o więcej. Zrobię wszystko, żeby tak właśnie było.

Jęknęła,  a  on  zadał  sobie  pytanie,  czy  chciałby  ten  właśnie  dźwięk

słyszeć bez końca, kiedy będzie się w jego ramionach rozpadała. Jeżeli nie
zachowa  ostrożności,  straci resztki samokontroli.  Wysiłkiem  woli odsunął
się od Isli i wziął ją za rękę.

- Sugeruję, żebyśmy wrócili do twojego hotelu, zanim zapomnimy się

na środku ulicy.

Po  raz  pierwszy  w  swoim  wyjątkowo  dyskretnym  i  rozważnym  życiu

zawodowym pomyślał, że nic by go nie obchodziło, gdyby całe miasto się
dowiedziało, że Isla należy do niego. Choćby przez jedną noc.

Czuła się dzika, szalona, pozbawiona hamulców. Przez całe życie robiła

wszystko, by nie upodobnić się do matki – niezależnie od tego, że bardzo ją
kochała.  Zamiast  zaliczać  serię  strategicznych  małżeństw,  skupiała  się  na
karierze zawodowej.

Była znana z rozsądku i szczyciła się tym. Teraz nie czuła się ani trochę

rozsądna. Była podniecona, rozgorączkowana. Serce jej waliło. Nogi drżały
jak  nowo  narodzonemu  źrebakowi.  Zamiast  się  tym  przerazić,  bo  tak
właśnie powinno być, czerpała z tego radość.

Niemal biegła, by dotrzymać kroku Nikhilowi.
Czy jemu zdawało się, że eksploduje? Ona miała takie wrażenie.
Wybrał drogę z dala od turystycznych szlaków, unikając niepotrzebnych

spotkań. Podejrzewała, że ma pożądanie wypisane na twarzy, więc była mu
za to wdzięczna. Niedługo później głównym wejściem weszli do hotelu.

- Karta magnetyczna – poprosił cicho.
- W torebce. – Zwilżyła wargi.

background image

Kiwnął  głową  i  ruszył  do  wind  w  końcu  holu,  na  szczęście  jedna

właśnie na nich czekała. Starszych para wchodziła do windy, więc Nikhil
zwolnił.

- Które piętro?
Islę  ogarnął  wstyd,  miała  pustkę  w  głowie.  Głos  Nikhila  był  bardziej

schrypnięty niż wcześniej, odkrywał więcej niż zapewne chciał.

- Które piętro, Islo? – powtórzył zniecierpliwiony.
Potrząsnęła  głową,  niezdarnie  otworzyła  torebkę  i  wyjęła  z  niej  kartę

magnetyczną. Podała mu ją dyskretnie i wsiadła do kabiny. Jeszcze nigdy
jazda windą nie trwała tak długo.

Jakim  cudem  Nikhil  tak  swobodnie  prowadził  pogawędkę  z  parą

starszych ludzi, podczas gdy ona miała wrażenie, że język przykleił jej się
do  podniebienia?  Jej  umysł  ledwie  przetwarzał  ich  pytania,  nie
wspominając o udzieleniu logicznej odpowiedzi.

Kiedy  w  końcu  stanęli  przed  jej  maleńkim  apartamentem,  Nikhil

wyciągnął  rękę  z  kartą,  nie  otwierając  drzwi.  Spojrzała  na  plastikowy
prostokąt, po czym podniosła wzrok, marszcząc czoło.

- Zmieniłeś zdanie?
- Nie. – Jego głos był pełen obietnic. – Daję ci ostatnią szansę, żebyś ty

to zrobiła, jeśli chcesz.

- Czemu? – Omal nie wpadła w panikę
Wzruszył ramionami.
- W windzie milczałaś. Może się rozmyśliłaś.
Zalała ją fala ulgi. Z trudem powściągała uśmiech i nareszcie odzyskała

pewność  siebie.  Wzięła  do  ręki  kartę,  otworzyła  drzwi  i  odwróciła  się.
Położyła dłonie na ciepłej wyrzeźbionej piersi Nikhila.

background image

- Nie rozmyśliłam się. – Unosząc się na palcach, musnęła wargami jego

usta. – I nie zamierzam tego zrobić.

Zanim  odpowiedział,  chwyciła  go  za  klapy  marynarki  i  wciągnęła  do

pokoju.

Nie  chciał  się  spieszyć.  Chciał  zadbać  o  potrzeby  Isli,  nim  pomyśli

o własnych. Ale ona zbiła go z tropu.

Żadna inna kobieta tak go nie zauroczyła. Zamknął drzwi i oparł o nie

Islę, gorączkowo jej dotykając.

Pozwoliła mu na to, a nawet więcej, objęła go za szyję i przylgnęła do

niego  całym  ciałem.  To  powinno  uruchomić  dzwonki  alarmowe  w  jego
głowie. Celowo nie zastanawiał się, czemu tak się nie stało. Zamiast tego
pochylił głowę i znów ją pocałował.

Chyba  nigdy  nie  był  tak  podniecony.  Tak  spragniony  kobiety.  To

idiotyczne, musi zwolnić.

Opierając jedną rękę o drzwi obok jej głowy, drugą przesunął wzdłuż jej

ciała,  a  przy  tym  nie  odrywał  od  niej  warg.  Powoli  przeniósł  rękę  na  jej
brzuch i poczuł napinające się mięśnie.

Oczekiwanie.  Zwykle  o  to  mu  chodziło.  O  budowanie  napięcia.  Tego

dnia  z  tą  kobietą  wymagało  to  od  niego  wyjątkowej  samokontroli,  gdyż
pragnął zerwać z niej ubranie i zatonąć w niej natychmiast. Sposób, w jaki
jej  kołyszące  się  ciało  zachęcało  go,  wystarczył,  by  stracił  rozum.  By
zapomniał, że pożądał jakiejkolwiek innej kobiety. Ignorował to siłą woli,
choć  nie  pojmował,  jak  mu  się  to  udało.  Z  satysfakcją  zauważył
przyspieszony oddech Isli. Powoli powiódł palcami nieco wyżej, by zaraz
potem  odsunąć  stanik  i  ująć  pierś.  Pragnienie  wzięcia  sutka  do  ust  było
obezwładniające, a zatem musiał to zrobić.

background image

Isla  głośno  wciągnęła  powietrze,  wsuwając  palce  w  jego  włosy

i odchylając głowę. Smakowała jak czyste pożądanie. Zdawało się, że świat
się zatrzymał, a może kręcił się szybciej, ale Nikhil nie chciał się spieszyć.
Ledwie się kontrolował, ale nie mógł ulec bolesnemu pożądaniu, dopóki nie
sprawi rozkoszy Isli.

Jego palce powędrowały na skraj jej spódnicy. Uniósł ją z wymuszonym

spokojem, rozkoszując się wstrzymywanym, a potem urywanym oddechem
Isli.  Następnie  powoli  dotknął  wewnętrznej  części  jej  uda,  a  zaraz  potem
musnął to miejsce, gdzie była gorąca i wilgotna. Członek zaczął już boleć,
nie miał pojęcia, jak długo jeszcze wytrzyma.

Traciła rozum. Była o tym przekonana. Zastanowiła  się, jakim cudem

Nikhil wciąż nad sobą panuje, kiedy ona dawno straciła kontrolę, a wtedy
wsunął palce pod jej figi. Muskał ją. Nie była w stanie nic powiedzieć, nie
była  w  stanie  myśleć.  Nigdy  czegoś  podobnego  nie  doświadczyła.
Zagubiona  między  jego  wargami  na  szyi  a  palcami  na  seksie  pozwoliła
swojemu  ciału  słuchać  rytmu,  który  nadawał  Nikhil.  Wychodziła  mu  na
spotkanie.

Nie przestawał jej pieścić, jakby to była najbardziej kunsztowna tortura,

aż  zdała  sobie  sprawę,  że  szczytuje.  Ledwie  zdążyła  chwycić  się  jego
ramion.  Nie  wiedziała,  jak  długo  tak  spadała,  była  tylko  świadoma,  że
trzyma go z całej siły, jakby się bała, że jeśli go puści, on zniknie.

Potem pomógł jej objąć go nogami w pasie i zaniósł ją do ogromnego

łóżka.  Gdy  ją  rozbierał,  patrzyła  na  niego  jak  urzeczona.  Nie  spuszczała
z  niego  wzroku,  gdy  zrzucał  ubranie,  aż  został  nagi.  Najpiękniejszy
mężczyzna, jakiego widziała w życiu. Wyciągnęła do niego ręce.

- Po co ten pośpiech, miła pani doktor?

background image

Usłyszała  napięcie  w  jego  głosie,  jakby  w  rzeczywistości  nie  był  tak

opanowany,  na  jakiego  chciał  wyglądać.  Postanowiła  przyjrzeć  się  temu
bliżej  –  aż  do  chwili  gdy  umościł  się  między  jej  nogami,  a  jego  wargi
znalazły się niebezpiecznie blisko miejsca, gdzie była mokra.

- Chyba jeszcze nie mogę – szepnęła.
- Nie zgadzam się.
Zanim  cokolwiek  dodała,  dotknął  jej  językiem.  Wtedy  wykrzyczała

jego imię. Chwyciła go za włosy i uniosła biodra, jakby mogła być jeszcze
bliżej. Jakby kompletnie nią zawładnął, a ona nie mogła mu się oprzeć. Czy
tego  właśnie  jej  brakowało?  Czy  była  szczęśliwa,  godząc  się  na  mniej,
kiedy była z Bradleyem? I czy wiedziała, że to było mniej?

Po raz pierwszy ktoś otworzył jej oczy. Czuła, że żyje. Zrozumiała, że

choć  to  ulotne  chwile,  na  zawsze  zapamięta,  że  Nikhil  pokazał  jej,  o  ile
bogatsze może być jej życie.

Po  chwili  nie  była  już  w  stanie  myśleć.  Cała  była  zmysłem  dotyku.

Zakołysała biodrami i znów je uniosła. Po raz pierwszy w życiu pozwoliła
sobie odlecieć.

Gdy  do  siebie  dochodziła,  Nikhil  kładł  się  na  niej  ostrożnie,  jakby

dawał jej czas na złapanie oddechu.

Wymowny ucisk świadczył o jego gotowości.
Przesunęła ręce wzdłuż mięśni jego pleców i ramion. Na widok blizny,

która  zdobiła  jedno  z  nich,  zmarszczyła  czoło.  Blizna  była  stara,  lecz
przykuła jej wzrok.

- Skąd to masz?
Nie podobało jej się jego spojrzenie.
- Stara rana wojenna, jak mówią.
- Wygląda jak rana po nożu. Głęboka.

background image

Patrzył  jej  w  oczy  tak  poważnie,  że  omal  nie  zabrakło  jej  tchu.  Nie

wiedziała,  czemu  to  dla  niej  takie  ważne,  ale  chciała  skłonić  go  do
mówienia.

- Nie jesteśmy tu po to, żeby się dzielić historią swojego życia.
Poczuła się rozczarowana, mimo to przywołała na twarz uśmiech.
-  Pytałam  tylko,  skąd  to  masz,  nie  prosiłam,  żebyś  mi  opowiedział

swoje życie.

Popatrzył na nią, po czym kiwnął głową.
- Masz rację, to był nóż – potwierdził. – Wypadek w kuchni z nożem do

krojenia mięsa. Zaspokoiłem twoją ciekawość?

Chciała powiedzieć, że nie. Że bardzo jej się nie podoba, kiedy tak się

od niej odsuwa. A jednak miał rację. Przyszli tu się kochać. Po co nadawać
temu jakiś inny wymiar?

- Absolutnie tak – skłamała i uśmiechnęła się.
- Na pewno? – spytał.
-  Myślisz,  że  możesz  być  jeszcze  lepszy?  –  zażartowała,  żeby

zmniejszyć napięcie.

Uniósł brwi.
- To wyzwanie?
- Rzucam ci rękawicę. – Jej uśmiech zgasł i zamienił się w jęk, kiedy

Nikhil rozsunął jej nogi.

-  W  takim  razie  pozwól  mi  bronić  mojego  honoru  –  mruknął  i  w  nią

wszedł.

Krzyknęła i wygięła plecy, czuła go w całym ciele. Wysuwał się powoli,

jakby  się  z  nią  drażnił,  a  ona  podniosła  powieki  i  spojrzała  mu  w  oczy,
widząc  powagę  i  napięcie.  Pozwoliła  mu  narzucić  tempo,  wbijając  palce
w mięśnie jego karku. Potem poczuła, jak wstrząsa nią dreszcz.

background image

- Przestań z tym walczyć – powiedział z wargami przy jej szyi.
- Nie walczę.
Może  jednak  walczyła.  Może  chciała,  by  ta  chwila  trwała  bez  końca.

A jeśli nigdy więcej nie poczuje się tak dobrze?

Uniósł głowę i patrzył jej w oczy.
- Mamy całą noc. Wykorzystam każdą minutę.
Wsunął między nich rękę i zaczął się z nią bawić.
To  było  zbyt  doskonałe.  Została  katapultowana  w  kosmos.

W  zapomnienie,  nicość.  Najwspanialsza  jazda,  jaka  się  komukolwiek
przydarzyła.

Mogła tylko trzymać go z całej siły i powtarzać jego imię przez łzy. Tak

jak przewidywał.

Kiedy  w  końcu  zaczęła  do  siebie  wracać,  zdała  sobie  sprawę,  że  on

czeka  w  napięciu.  Uniósł  jej  nogi,  jakby  dzięki  temu  mógł  wejść  w  nią
jeszcze głębiej. Ścisnęła go za pośladki. Potem pchnął po raz ostatni. Tym
razem, kiedy ją rzucił w otchłań, skoczył za nią.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

-  Na  imię  ma  Jaleel  –  powiedział  oficer  ochrony,  w  pośpiechu

prowadząc Islę labiryntem korytarzy do pralni na statku. Nie na „Hestii”,
jak było zaplanowane aż do telefonu z centrali niespełna godzinę po tym,
jak Nikhil opuścił jej łóżko i hotel – ale na „Kasjopei”.

Mogła sobie tylko wyobrażać jego wściekłość, gdy ją tu zobaczy, jeśli

do  tej  pory  tego  z  nim  nie  uzgodniono.  Na  samą  myśl  dostawała  gęsiej
skórki.

Ale teraz nie miała czasu o tym myśleć. Nadeszło wezwanie i musiała

się skupić na Jaleelu.

- Jego koleżanka powiedziała, że wstał, kiedy drzwi pralki nad nim były

otwarte – ciągnął oficer.

-  Dostałam  informację,  że  jest  nieprzytomny.  –  Isla  czuła  skok

adrenaliny.

- Wygląda na to, że upadł na plecy, uderzył głową o podłogę i stracił

przytomność.

Zaraz  po  wejściu  na  pokład  Isla  poznała  pierwszą  ze  swoich  nowych

koleżanek, urodziwą amerykańską pielęgniarkę Jordannę.

Starszy  lekarz  –  jak  napisano  jej  w  mejlu,  doktor  Turner  –  był

w gabinecie z pacjentem, kiedy się pojawiła. Choć pewnie mógł przyjąć to
wezwanie, Isla wiedziała, że jego podopiecznymi będą pasażerowie, a jej,
młodszego lekarza, załoga statku. Oczywiście czasem to się zmieni, ale tak

background image

to  tutaj  działa  i  im  szybciej  do  tego  przywyknie,  tym  szybciej  się
zadomowi.

W końcu dotarli do pralni. Jaleel odzyskał już przytomność i przyciskał

do twarzy nasiąknięty krwią ręcznik. Wyglądał kiepsko, nie pomagała też
wysoka temperatura w pozbawionym powietrza pomieszczeniu.

- Witaj, Jaleel. – Posłała mu uśmiech. – Jestem nową lekarką, mam na

imię Isla. Obejrzyjmy twoją ranę, dobrze?

- On nie mówi po angielsku – oznajmiła stojąca obok kobieta, po czym

przetłumaczyła słowa Isli.

- Dziękuję – powiedziała Isla i przykucnęła obok Jaleela. Pomogła mu

ostrożnie odsunąć ręcznik od twarzy, przyjrzała się ranie, po czym wstała.

- Która to pralka?
- Ta. – Młoda kobieta wystąpiła naprzód.
Isla  obejrzała  dokładnie  pralkę.  Nie  musiała  słyszeć  nic  więcej.  Krew

była wystarczającym dowodem.

- Okej. – Znów przykucnęła, sprawdziła tętno pacjenta i reakcję źrenic

na światło.

W  idealnych  warunkach  tomografia  pokazałaby  ewentualne

konsekwencje upadku na głowę, ale na statku to niemożliwe. Mimo to nie
widziała powodu do niepokoju.

-  Rana  jest  głęboka.  Zabierzmy  go  do  gabinetu,  muszę  go  zszyć  –

powiedziała do ochroniarza, po czym zwróciła się do kobiety. – Wie pani,
jak długo był nieprzytomny?

- Och, minutę czy dwie.
Nie tak długo. To dobrze. Mimo wszystko stwierdziła, że bezpieczniej

będzie  przetransportować  go  na  noszach.  Rozłożyła  je  obok  Jaleela
i założyła mu na szyję kołnierz ortopedyczny. Nie sądziła, by doznał urazu
kręgosłupa, ale lepiej dmuchać na zimne.

background image

-  Okej,  panowie.  –  Podniosła  wzrok  na  ochroniarzy,  którzy  stali  obok

noszy. – Raz dwa trzy. Podnosimy. Dobrze. A teraz do gabinetu.

Idąc  do  gabinetu  ulokowanego  w  części  dla  pasażerów,  zostawiła  za

sobą zimny szary metal i winylową podłogę pokładu dla załogi, i znalazła
się w korytarzu o białych ścianach i wyłożonych wykładzinami podłogach.

Tym  razem  przez  otwarte  drzwi  gabinetu  zobaczyła  doktora  Turnera

siedzącego  za  biurkiem.  Był  starszym  mężczyzną  w  nieskazitelnym
uniformie.  Podniósł  się,  gdy  weszła  z  Jaleelem.  Nie  odrywała  wzroku  od
pacjenta. Nic dziwnego, że zespół medyczny patrzył na nią z nieufnością.
Im lepiej sobie poradzi, tym szybciej udowodni, że jest cennym członkiem
zespołu.

-  Jordanno  –  zwróciła  się  do  pielęgniarki  –  możesz  przygotować

tampony,  żeby  zatamować  krwawienie,  kiedy  zdejmiemy  ręcznik  z  jego
twarzy, i zestaw do szycia, dobrze?

- Oczywiście, doktor Sinclair.
- I miejscowy środek znieczulający – dodała Isla.
Raz  jeszcze  sprawdziła  szyję  i  kark  pacjenta,  po  czym  zdjęła  mu

kołnierz.  Później,  kiedy  Jordanna  przyniosła  wszystko  co  potrzebne,
zerknęła na koleżankę Jaleela i się uśmiechnęła.

- Proszę go uprzedzić, że muszę wkłuwać igłę jak najbliżej rany, więc to

nie będzie przyjemne.

Zaczekała, aż Jaleel skinie głową, a potem sięgnęła po strzykawkę.
- Okej, zaczynamy.
Kilka chwil później znieczulenie zaczęło działać.
-  Sprawdzę  tylko,  czy  nie  ma  tam  żadnego  ciała  obcego.  Nie  poczuje

bólu.

background image

Koleżanka znów przetłumaczyła jej słowa, a Jaleel słabo kiwnął głową.

Isli  przyszło  do  głowy,  że  znaczna  część  jego  niepokoju  może  wynikać
z  faktu,  że  chce  wrócić  do  pracy,  a  pralnia  była  miejscem,  gdzie  nie
tolerowano chorych.

Wzięła igłę i nici chirurgiczne i zaczęła zszywać ranę, powoli ściągając

razem  brzegi.  Tak  głęboką  ranę  na  twarzy  wolałaby  zostawić  chirurgowi
plastycznemu, ale nie było tu takiej możliwości. Jaleel miał tylko ją, więc
musiała wykonać tę pracę jak najlepiej.

Gdy  skończyła,  Jaleel  niechętnie  zgodził  się  na  dwunastogodzinną

obserwację. Jego koleżanka pospieszyła do pracy, do góry prania, która na
nią czekała. Gdy Isla skończyła pisać raport, podniosła wzrok i zobaczyła
zbliżających  się  do  niej  Jordannę,  doktora  Turnera  i  dwóch  innych
medyków.

- Dobra robota, pani doktor. – Jordanna uśmiechnęła się.
-  Isla  –  poprawiła  natychmiast  i  odetchnęła  z  ulgą,  że  zrobiła  dobre

pierwsze wrażenie.

- Isla – powtórzyła radośnie pielęgniarka.
- Tak, bardzo profesjonalnie – skomentował starszy lekarz z akcentem

z wyższych sfer. – To pani udzieliła wczoraj pomocy naszemu porywczemu
członkowi załogi?

- Akurat byłam w tamtym miejscu.
- Cóż, cieszę się, że mogła pani zmienić statek i w ostatniej chwili trafić

do naszego zespołu. Strata „Hestii” jest zyskiem „Kasjopei”.

- Dziękuję – odparła. Lęk, że zostanie potraktowana jak podrzutek do

kukułczego gniazda, okazał się niezasadny.

Przynajmniej  jeśli  chodzi  o  medyków.  Z  Nikhilem  może  być  inaczej.

Odsunęła nieproszoną myśl.

background image

-  Witamy  w  zespole,  doktor  Sinclair  –  ciągnął  starszy  mężczyzna.  –

Jestem doktor Turner, jak pani na pewno się domyśliła. Może pani mówić
do mnie Reginald, kiedy będzie to stosowne.

Zapewne  stosowne  sytuacje  to  takie,  kiedy  znajdą  się  w  gronie

medyków albo oficerów. Mimo wszystko postanowiła zwracać się do niego
bardziej oficjalnie.

- Bardzo się cieszę, że mogę pana poznać, doktorze. – Uśmiechnęła się

ciepło, patrząc na jego wyciągniętą rękę, po czym ją uścisnęła.

Nauczyła  się,  że  uścisk  dłoni  na  statku  nie  jest  zalecany,  ale  doktor

Turner pewnie należy do starej szkoły i nie przejmuje się takimi zasadami.
Poczuła zadowolenie, kiedy kiwnął głową z aprobatą, nim zwróciła się do
drugiej pielęgniarki, której jeszcze nie poznała.

- Jestem Lisa – oznajmiła Australijka.
- Gerd. – Niemiec, szef zespołu pielęgniarskiego, wystąpił naprzód.
-  Napijemy  się  herbaty  i  przedstawimy  się  sobie  jak  należy  –  huknął

Reginald.

-  Dobry  pomysł.  –  Gerd  uśmiechnął  się  i  wyszedł  do  ozdobionej

egzotycznymi roślinami recepcji.

Wyglądało na to, że zdała pierwszy test, a doktor Turner cieszył się, że

dołączyła  do  jego  zespołu.  Reakcja  Nikhila  będzie  zapewne  inna.  Nie
mogła dłużej ignorować tej myśli. Nie myślała o nim, zajmując się Jaleelem
ani wtedy, gdy dostała telefon z centrali z pytaniem – choć nie sądziła, by
miała wybór – czy mogłaby pracować na „Kasjopei”.

Kłamczucha,  szepnął  jakiś  głos  w  jej  głowie.  Pomyślała  o  Nikhilu

natychmiast po telefonie.

Cóż, nie tylko on będzie zaskoczony obrotem zdarzeń. Ona też tego nie

planowała.  A  jeśli  przyjdzie  mu  do  głowy,  że  chciałaby  powtórzyć  to,  co
przeżyli w hotelu, z radością wybije mu to z głowy.

background image

Po historii z Bradleyem nie chciała komplikacji z żadnym mężczyzną.

Nawet  kimś  o  urodzie  Nikhila,  nie  wspominając  o  całym  arsenale  jego
pozostałych zalet. Jej zdradzieckie ciało zadrżało na to wspomnienie.

Naprawdę opuścił jej łóżko tego ranka? Zdawało się, że minęły wieki.

Zeszła  na  śniadanie  wciąż  lekko  nieprzytomna,  walcząc  z  dziwnym
poczuciem…  chyba  straty,  kiedy  zadzwonił  jej  telefon.  Spojrzawszy  na
ekran, zobaczyła numer Port-Star.

Udawała,  że  radosny  taniec  w  jej  brzuchu  spowodowała  zamiana

dwutygodniowego rejsu po Ameryce Południowej na „Klejnocie Hestii” na
dwumiesięczny rejs dokoła świata na „Królowej Kasjopei”. Obawiała się,
że prawda jest bardziej wstydliwa.

Jej  ciało  nie  wirowało  jak  szalone  z  tego  powodu,  że  znalazła  się  na

najlepszym  statku  wycieczkowym,  jakim  dysponowała  ta  flota,  chyba
najlepszym  na  świecie.  Chodziło  o  to,  że  jest  tu  Nikhil.  Jakaś  jej  naiwna
część trwała przy fantazji, że może będzie choć odrobinę zadowolony z jej
obecności.

-  Obejrzałaś  już  nasze  królestwo?  –  spytał  Reginald,  ściągając  ją  na

ziemię.

-  Pokazałam  Isli  gabinety  i  pokoje  dla  chorych,  zanim  dostaliśmy

wezwanie – wtrąciła Jordanna.

- Na żadnym oddziale, gdzie pracowałam, nie było tak luksusowo jak

tu – zaśmiała się Isla.

-  Naprawdę?  –  Dumny  uśmiech  lekarza  mówił  sporo.  –  Nie

wspominając  o  tym,  że  możemy  zwiedzić  świat.  Może  nie  mam  takiej
prywatnej  praktyki,  jaką  mają  koledzy  z  uczelni,  ale  ilu  z  nich  może
operować na zmianę ze zwiedzaniem piramid w Egipcie, opery w Sydney
czy norweskich fiordów?

- Czyli możemy odwiedzić te miejsca? – spytała.

background image

- To fantastyczne życie – rzekły chórem pielęgniarki.
-  Mówili  o  tym  podczas  kursu,  w  materiałach  szkoleniowych  też  jest

o  tym  wzmianka  –  przyznała  Isla.  –  Nie  byłam  pewna,  jak  to  wygląda
w praktyce.

- Właśnie tak – zapewnił ją Reginald. – Zwykle na początku rejsu każdy

zaklepuje  miejsca,  które  chce  zobaczyć.  Ponieważ  dołączyłaś  do  nas
w  trakcie  rejsu,  nie  brałaś  w  tym  udziału,  więc  będziesz  się  musiała
zadowolić  tym,  co  wybrał  doktor  Morris,  którego  zastępujesz.  Jestem
pewien, że będziesz zadowolona.

- Nie pamiętam wszystkich jego wyborów – rzekł Gerd – ale zdaje się,

że jest tam plantacja bananów w Ekwadorze, popołudnie na szybkiej łodzi
w Meksyku i ekskluzywna restauracja w Los Angeles.

- Masz szczęście – zaśmiała się Lisa. – Ekwador będzie już niedługo.
- Ja mam muzeum w Peru i Kanał Panamski – dodał Reginald. – Jeden

z lekarzy zostaje na dyżurze, a wtedy drugi może zejść na ląd.

- Na pokładzie zostaje też jedna pielęgniarka. – Lisa się uśmiechnęła. –

To nie jest zły sposób na zwiedzanie świata.

- Absolutnie nie – przyznała Isla.
-  Schodzimy  z  Lisą  na  przerwę  na  dół.  Oprowadzić  cię?  –  spytała

Jordanna. – Przez dwie godziny nie ma żadnego zabiegu, Gerd tu zostaje.

- Byłoby miło. – Isla starała się zachować spokój.
-  Nie  chcesz  do  nas  dołączyć?  –  Lisa  uśmiechnęła  się  do  Reginalda,

który odpowiedział jej uśmiechem.

- Nie, dziękuję, moja droga. Miło, że pytasz.
Isla  przypomniała  sobie,  że  podczas  kursu  przygotowawczego

mówiono, iż hierarchia na statku jest jedną z najważniejszych rzeczy.

background image

Nie wyobrażała sobie, by doktor Reginald Turner zaglądał do baru dla

załogi  czy  uczestniczył  w  bujnym  życiu  erotycznym  statku.  Chociaż,
widząc błysk w jego oku, sądziła, że w młodości nieźle się zabawiał.

Cóż,  ona  była  singielką,  ale  nie  zamierzała  brać  udziału  w  zabawach

erotycznych.  Miniona  noc  z  Nikhilem  miała  jej  wystarczyć  na  kilka
najbliższych miesięcy.

- Rozmawiałaś już z kapitanem? – spytała Lisa, gdy całą trójką ruszyły

korytarzami.

- Tak. – Bardzo krótko. – Wydaje się w porządku.
-  Tak,  jest  w  porządku  –  zgodziła  się  Jordanna.  –  Ale  poczekaj,  aż

zobaczysz pierwszego.

Kiedy obie pielęgniarki gwizdnęły, Isla nie wiedziała, jakim cudem nogi

jej się nie poplątały.

-  To  wyjątkowe  ciacho  –  rzekła  Jordanna  z  zachwytem,  a  Lisa

z zapałem przytaknęła.

- Prawie każda kobieta na tym statku chciałaby go poderwać – ciągnęła

Amerykanka. – Z załogi i pasażerek.

Isla  nie  chciała  dać  się  wciągnąć  w  plotki,  a  jednak  nie  mogła  się

powstrzymać.

- Więc to kobieciarz? – zapytała.
Lisa się skrzywiła.
- Nie daje się skusić.
-  Może  daje,  ale  w  sekrecie?  –  Isla  nie  wiedziała,  co  kazało  jej  to

powiedzieć, a pielęgniarki się zaśmiały.

- Mowy nie ma. – Lisa odwróciła się do koleżanki, by ją wsparła.
- Na statku nie ma sekretów, za blisko siebie żyjemy. Żebyś nie wiem

jak się starała, zawsze ktoś zobaczy.

background image

Isla zmusiła się do uśmiechu, aż policzki ją zabolały.
- Więc z nikim nie sypia?
-  Nie  na  statku  –  potwierdziła  Lisa.  –  Chociaż  pewnie  były  jakieś

kobiety. Jak taki mężczyzna mógłby nie mieć kobiet?

-  Zrozumiesz,  jak  go  zobaczysz  –  rzekła  Jordanna.  –  Ludzie  lubią

plotkować.  Zawsze  znajdzie  się  ktoś,  kto  zna  kogoś,  kto  słyszał,  że  on
z kimś spał. Pływam z nim pięć lat i nie poznałam nikogo, kto mógłby to
udowodnić. A jak powiedziałam, na statku nie ma tajemnic.

- Krążą plotki, że kiedyś przespał się z koleżanką, która porzuciła pracę

na  statku,  żeby  założyć  kawiarnię  w  Hiszpanii  –  dodała  Lisa.  –  Ale
ponieważ ona odeszła, nikt nie wie na pewno.

Jordanna znów pokiwała głową.
-  Podobno  kilka  dziewczyn  było  tak  zdesperowanych,  żeby  się  z  nim

związać, że postarały się o przeniesienie na jego statek.

- Udało się? – spytała Isla jakby mimo woli.
Lisa prychnęła.
- Nie, były głupie, jeśli myślały, że im się uda.
-  Racja.  –  Isla  wzruszyła  ramionami.  Nie  powinna  się  interesować

reputacją Nikhila. – Cóż, skoro jest jednym ze starszych oficerów, pewnie
nie będziemy go często widywać.

- Na pewno nie dość często. – Jordanna zrobiła smutną minę. – Do jego

obowiązków należy dbanie o bezpieczeństwo, więc czasem schodzi na dół
i robi obchód, ale rzadko.

- Wszystkie chciałybyśmy go widywać dużo częściej. – Lisa znacząco

mrugnęła. – Jeśli wiesz, co mam na myśli.

-  Wiemy,  co  masz  na  myśli,  Liso.  –  Jordanna  przewróciła  oczami.  –

Chyba całe Chile wie.

background image

-  I  to  mówi  dziewczyna,  która  go  podrywała  pierwszego  dnia  na

pokładzie.

Isla  spojrzała  zaintrygowana  na  piękną  Amerykankę,  która  lekko  się

zaczerwieniła.

- Odtrącił mnie bez mrugnięcia okiem.
- Jedyny, który to zrobił. – Lisa wzięła koleżankę pod ramię w geście

solidarności,  po  czym  zwróciła  się  do  Isli.  –  Czuję  się  lepiej,  że  na  mnie
nawet  nie  spojrzał.  Jeśli  odtrąca  Miss  USA,  jaką  szansę  ma  cała  reszta?
Chociaż ty też wyróżniasz się urodą, Islo. W porównaniu z wami czuję się
Kopciuszkiem.

- Jesteś piękna – odparły chórem Jordanna i Isla.
- Taa. – Lisa się uśmiechnęła. – Dasz sobie radę, pani doktor. Potrafisz

pracować  i  znasz  się  na  rzeczy.  I  jesteś  miła.  Wolimy  cię  od  twojego
poprzednika.

- Dzięki – zaśmiała się.
Jej zmysły zarejestrowały zapachy i dźwięki z baru dla załogi na długo,

nim  tam  dotarły.  Mimo  wszystko  nie  była  przygotowana  na  to,  co
zobaczyła, przekroczywszy próg.

Zdawało  się,  że  są  tam  setki  osób  przemieszczających  się  z  głośnym

śmiechem,  choć  nie  mogła  to  być  połowa  załogi.  Bar  był  olbrzymi.  Były
tam telewizory i automaty do gier, komputery i tor kręglarski. Kilka stołów
bilardowych, a także stoły do gry w piłkarzyki. I przy tym wszystkim wciąż
znajdowało się miejsce dla nowych gości.

- Chodź. – Jordanna chwyciła ją za rękę i przebijały się do baru. – To

szok  dla  zmysłów,  wiem.  Lisa  kupi  nam  coś  do  picia,  znajdziemy  stolik
i zaraz się przyzwyczaisz.

Isla  posłusznie  szła  dalej,  dwa  razy  okrążając  salę,  nim  Jordanna

wypatrzyła grupę, która wstawała od stolika.

background image

- Robi wrażenie – stwierdziła.
- Tu musisz być szybsza niż pasażer, który chce wziąć ostatnią eklerkę

z bufetu z deserami.

Isla pomyślała, że taką pasażerką byłaby jej matka.
- Więc to twój pierwszy rejs? – spytała Jordanna, gdy usiadły.
- Tak. Miałam jutro dołączyć do załogi „Hestii”, ale…
-  Dzięki  Bogu  jesteś  z  nami  –  wtrąciła  Jordanna.  –  Pracuj  dobrze,  to

będziesz mogła poprosić o pozostanie tu na stałe. Wszyscy cię poprzemy.
Reginald ma wielkie wpływy.

- Poprzedni lekarz był taki zły?
- Gorszy. – Pielęgniarka zacisnęła powieki i pokręciła głową. – Nie dla

pasażerów, oczywiście, ale dla załogi i dla nas? Był straszny.

Isla zawahała się. Chciała usłyszeć coś więcej, ale rozpoczynanie pracy

od mówienia źle o koledze, którego nie znała, nie było w jej stylu. Zmieniła
temat.

- A jacy są tu pacjenci?
Zaczęły  rozmawiać  o  rutynowych  i  nadzwyczajnych  przypadkach,

a  kiedy  Lisa  dotarła  do  nich  z  drinkami,  o  takich,  które  można  nazwać
horrorem.

Minęło  pół  godziny  rozmowy,  gdy  pielęgniarki  nagle  zamilkły.  Isla

podniosła  wzrok  znad  szklanki  ze  słomką  i  zobaczyła  Nikhila,  który
górował nad ich stolikiem, patrząc na nią z dezaprobatą.

- Doktor Sinclair, już pani pije?
Isli zrobiło się gorąco, a potem zimno, czemu towarzyszyło niechciane

podniecenie.  Żeby  oskarżał  ją  tak  niesprawiedliwie!  Głęboko  wciągnęła
powietrze.

- Nie sądzę…

background image

-  Nie  pytam,  co  pani  sądzi,  pani  doktor  –  przerwał  jej.  –  Proszę  na

słowo.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Nie czekał na Islę, ruszył do wyjścia z baru, a potem długim korytarzem

do  wind  dla  załogi.  Starał  się  nie  myśleć,  dokąd  ostatnio  jechali  razem
windą.

Kiedy ujrzał ją w barze pogrążoną w przyjacielskiej rozmowie z nowo

poznanymi pielęgniarkami, poczuł, jakby go ktoś uderzył. Zwłaszcza że tak
go ucieszył ten widok.

Nigdy nie łączył spraw zawodowych i prywatnych, jednak w tej chwili

pragnął znaleźć się z nią sam na sam i zacząć od tego, na czym skończyli
poprzednim razem.

Ta  kobieta  była  jak  narkotyk,  a  on  tęsknił  za  ekstazą  po  narkotyku.

Gdyby wyszedł, nikt by niczego nie zauważył. Ale nie, on do niej podszedł
i  zrobił  scenę,  i  to  przy  świadkach.  Wszystko  dlatego,  że  pragnął  jej
z gwałtownością, jakiej dotąd nie doświadczył.

Wsiadłszy za nim do windy, Isla odwróciła do niego.
- Nie prosiłam o ten transfer – oznajmiła.
- Nie tutaj, proszę.
- Myślisz, że ktoś nas usłyszy?
- Nie tutaj. – To było polecenie, nie prośba.
Pewnie  po  to,  by  trzymać  w  ryzach  emocje.  Nie  byłby  zdziwiony,

gdyby  go  nie  posłuchała,  ale  choć  głęboko  westchnęła,  milczała,  więc
został z własnymi myślami.

background image

Nadrzędna  była  ta,  że  powinien  czuć  się  bardziej  dotknięty  jej

obecnością na jego statku.

Kilka  godzin  wcześniej  otrzymał  telefon  z  centrali  z  informacją,  że

w  celu  przyspieszenia  sprawy  zastępstwa  postanowiono  przenieść  doktor
Sinclair na jego statek, skoro i tak była akurat w Chile.

Isla nie podała mu swojego nazwiska, ale natychmiast poczuł, że chodzi

właśnie o nią. Gdyby nie był akurat zajęty łodzią ratunkową, pewnie to on
prowadziłby z nią wstępną rozmowę zamiast kapitana.

Cieszył się, że tak się nie stało. Potrzebował dużo czasu, by się z tym

oswoić. Jeśli w ogóle mu się to udało.

Rozumiał  sens  tego  przedsięwzięcia.  Isla  czekała  na  „Hestię”,  która

miała przypłynąć po opuszczeniu portu przez „Kasjopeję”. Przypisanie jej
do  „Kasjopei”  oznaczało,  że  nie  opuszczą  portu  z  opóźnieniem.
Najwyraźniej  lekarz,  który  do  nich  leciał,  lepiej  nadawał  się  do  pracy  na
„Hestii”.

Ale  najbardziej  dokuczały  mu  nie  rozdrażnienie  czy  irytacja.  To  było

coś  dużo  bardziej  niebezpiecznego.  Bardziej  niewłaściwego.  Coś,  co  za
bardzo przypominało dreszcz przyjemności.

Już  poprzedniej  nocy,  kiedy  się  kochali,  wiedział,  że  ma  problem.

Pragnął  Isli  niewytłumaczalnie.  Kiedy  wychodził  od  niej  tego  ranka,
potrzebował  całej  siły  woli,  by  nie  wrócić  i  nie  zostać  z  nią  jeszcze  parę
sekund.  Zacisnął  dłonie  i  schował  je  do  kieszeni.  Czuł  lekki  kokosowy
zapach  jej  szamponu,  wywołujący  obrazy,  których  rozpaczliwie  starał  się
uniknąć.

Co by zrobiła, gdyby teraz przycisnął ją do ściany, wsunął palce za jej

pasek i rozkoszował się tym ciepłem i wilgocią, która znowu doprowadzała
go do erekcji? Zacisnął zęby i patrzył spode łba w jakiś abstrakcyjny punkt

background image

na  metalowych  drzwiach.  Był  wdzięczny,  kiedy  winda  się  zatrzymała,
uwalniając go od pokus zamkniętej przestrzeni.

Idąc  korytarzem  do  biura,  nie  sprawdzał,  czy  Isla  za  nim  idzie.

Otworzył drzwi i wpuścił ją do środka.

- Jak powiedziałam – zaczęła, nim zamknął drzwi, a Nikhil przeszedł na

drugą  stronę  biurka  –  nie  prosiłam  o  ten  transfer,  ale  co  miałam
powiedzieć?  Nie,  przepraszam,  nie  mogę.  Właśnie  przespałam  się
z pierwszym oficerem i on nie byłby zadowolony?

- Więc miałaś świadomość, że mnie to nie ucieszy? – Zastanawiał się,

czemu słowa wypływające z jego ust brzmią tak dziwnie. Tak pusto.

- Prawdę mówiąc nie, wcale o tobie nie myślałam.
Przez  moment  patrzyła  mu  w  oczy,  potem  odwróciła  wzrok.  Oboje

wiedzieli,  że  kłamała.  Dlaczego  poczuł  taki  triumf  z  tego  powodu,  to
całkiem inna sprawa.

- Więc pora pomyśleć.
- Nie odejdę. – Uniosła głowę.
- Nie proszę, żebyś odeszła. Wiem, że to decyzja centrali.
-  A  zachowujesz  się,  jakbym  przynajmniej  częściowo  była  temu

winna. – Westchnęła, wsuwając palce we włosy.

Zbyt dobrze pamiętał, jakie są miękkie.
-  Nie  możemy  zmienić  tego,  co  się  stało  –  rzekł  ponuro,  siadając  za

biurkiem i pokazując Isli, by też usiadła. – Chciałbym jednak ustalić pewne
zasady.

Dla  siebie  i  dla  niej.  Jej  uniform  pięknie  podkreślał  jej  kształty.  Co

gorsza, nawet mu się to podobało.

- Mówiłem ci, że nie chcę się z nikim wiązać. – Nie był pewien, czy

przypomina o tym jej czy sobie.

background image

- Tak słyszałam. – Zmrużyła oczy. – Lubisz być niezależny i samotny.
To było dalekie od prawdy. Czemu jednak nie przytaknąć? Dzięki temu

Isla będzie trzymać się na dystans, a Bóg jeden wie, że on musi trzymać się
od niej z daleka.

-  Nigdy  ci  nie  obiecywałem,  że  będę  tylko  z  tobą.  –  Każde  kolejne

słowo miało bardziej gorzki smak.

- Owszem, i nie pamiętam, żebym o to prosiła.
Mógł  się  spodziewać  takiej  odpowiedzi.  Kobiety  lubią  manipulować,

dlatego  wolał  wiedzieć,  że  może  odejść.  Tyle  że  teraz  chyba  miał  z  tym
problem.

- Myślisz, że jesteś kimś wyjątkowym? Że będziemy kontynuować to,

co zaczęliśmy w hotelu?

Te  słowa  miały  ją  zaboleć,  lecz  gdy  zbladła,  poczuł  się  fatalnie.

Otworzył usta, by ją przeprosić, lecz coś go powstrzymało.

-  Rozumiem,  że  dla  ciebie  to  szok.  Kobieta,  z  którą  spędziłeś  noc,

znalazła  się  na  twoim  statku.  –  Przyglądała  mu  się  lekceważąco.  –  Ale
wierz mi, jestem tym tak samo zniesmaczona jak ty.

- To dobrze, o ile nie oczekujesz romansu.
Zachowuje  się  okropnie.  To  było  do  niego  niepodobne,  a  jednak  nie

mógł nad tym zapanować.

-  Mówiłam  ci,  że  dla  mnie  to  nowy  początek.  Z  pewnością  nie  mam

ochoty się wiązać – dodała. – A miłość nie istnieje.

Niezależnie  od  tego,  czy  taki  był  jej  zamiar,  Nikhil  chciał  usłyszeć

więcej. Poznać jej opinie na temat miłości, rozwiązać łamigłówkę, jaką była
doktor Sinclair.

Ale  nie  po  to  ją  tu  przyprowadził.  Poprosił  ją  tu,  by  przypomnieć  im

obojgu, że to, co wydarzyło się na lądzie, nie może się powtórzyć. Zdawało
mu się, że od tamtej chwili minęły wieki. Czy to możliwe, że się kochali?

background image

Poczuł  ucisk  w  piersi.  Mógłby  pomyśleć,  że  to  serce,  gdyby  je  miał.

Stracił  je  w  chwili,  gdy  wbił  nóż  w  ciało  rozwścieczonego  ojca.  Nadal
dokładnie tego nie pamiętał. Poczucie winy zablokowało pamięć.

-  Po  co  tu  przyszliśmy?  –  spytała.  –  Czemu  musimy  to  wyjaśniać?

Czemu po prostu nie zaczniemy się unikać?

- Jestem pierwszym oficerem, a ty zostałaś tu lekarzem. Nasze ścieżki

zawodowe  będą  się  przecinały.  Ciężko  pracowałem,  żeby  znaleźć  się  tu,
gdzie jestem, i nigdy nie łączyłem życia osobistego z zawodowym.

- I co? – warknęła.
Iskry  złości  w  jej  oczach  zafascynowały  go.  Podejrzewał,  że  niewiele

osób widziało tę stronę opanowanej Isli.

- Myślisz, że mam zamiar opowiadać o naszej nocy całemu statkowi?
- Niektóre kobiety na twoim miejscu mogłyby tak zrobić.
Prychnęła,  a  chyba  nikt  jeszcze  na  niego  nie  prychnął,  przynajmniej

w ostatniej dekadzie.

-  Może  to  umknęło  twojej  uwadze,  bo  jesteś  skupiony  na  sobie,  ale

w  ten  sposób  odsłoniłabym  także  moje  życie  prywatne.  A  ja  cenię  sobie
swoją  karierę  tak  jak  ty  swoją.  Może  nawet  bardziej.  A  ponieważ  jestem
kobietą, ludzie będą obserwować, z kim ja sypiam, a nie z kim ty sypiasz.

-  Jakoś  sobie  nie  przypominam,  żebyśmy  dużo  spali  –  zażartował,  bo

nie mógł się powstrzymać.

I nagle się uśmiechnął, mimo wszystko.
- Mój Boże, jesteś nierozsądny.
Nie zdawał sobie sprawy, jak znalazł się naprzeciwko niej, ale nagle stał

tak blisko, że mógłby jej dotknąć.

- Przeciwnie – drażnił się z nią. – Jestem uosobieniem rozsądku.

background image

Przynajmniej  zwykle  był,  zanim  pojawiła  się  ta  kobieta  i  wywróciła

jego świat do góry nogami. Zbliżył się o krok.

- Co robisz? – spytała. Jej głos się zmienił, było w nim wahanie i lekka

zadyszka.

Jej  spojrzenie  natychmiast  go  podnieciło.  To  niemożliwe.  Ona  jest

niemożliwa.

- Nie wiem, czego ode mnie chcesz – powiedziała grubszym niż zwykle

głosem, który był echem jego emocji.

-  Dokładnie  wiesz,  czego  chcę.  –  Musi  istnieć  jakiś  lek  na  to

szaleństwo. Bał się jednak, że nawet jeśli jest, w tej chwili by go nie wziął.

- Ja… nic takiego nie wiem.
Jej nieśmiałość była czarująca.
-  W  takim  razie  nie  mam  wyboru  tylko  muszę  ci  to  pokazać,  pyar.  –

I pochylił głowę, by ją pocałować.

Miała wrażenie, że spada szybko i nie wie, gdzie znajduje się dno. Co

więcej,  wcale  jej  to  nie  obchodziło.  Próbowała  trzymać  się  resztek
rzeczywistości, ale ta wyślizgiwała się z jej rąk. Spadała coraz niżej.

Jak  to  możliwe,  że  ten  pocałunek  tak  bardzo  różnił  się  od  tamtego

z  poprzedniej  nocy,  gdy  myślała,  że  całą  noc  spędzili  na  całowaniu  się?
I dotykaniu. I smakowaniu. A jednak teraz było inaczej, jakby żadne z nich
nie  chciało  ulec  pokusie,  a  jednocześnie,  jakby  żadne  nie  chciało  w  tym
momencie znaleźć się gdzie indziej.

Wiedziała, że to źle, w każdym razie jej rozum to wiedział. Czyż chwilę

wcześniej nie zarzekali się, że kariera jest dla nich najważniejsza? Czy nie
zgodzili  się,  że  życie  prywatne  i  zawodowe  to  osobne  sfery,  których  nie
należy łączyć i tym samym komplikować?

A przecież właśnie to robili.

background image

Najlepiej,  by  Nikhil  nigdy  nie  przestał  jej  całować.  On  tymczasem

powiódł  językiem  wzdłuż  jej  warg  i  je  rozchylił.  Dłoń  położył  na  jej
plecach  i  trzymał  ją  przy  sobie.  Z  każdym  ruchem  jego  warg  z  jej  ust
wydobywał  się  cichy  jęk.  Nigdy  niczego  tak  nie  pragnęła  jak  tego
mężczyzny.

Ta świadomość zwiększała jej desperację i brawurę. Dzięki Nikhilowi

czuła, jakby była zdolna do wszystkiego. Jakby mogła chodzić po wodzie
wokół  statku.  Jego  dłonie  poruszały  się  leniwie,  a  parzyły  niczym  ogień.
Wodził nimi wzdłuż jej ciała, w końcu wyciągnął bluzkę zza paska spodni.
Gdy zadrżała, dałaby głowę, że się uśmiechnął.

- Nikhil – wyrwało jej się.
Przycisnął  ją  jeszcze  mocniej.  Wsunął  ręce  pod  bluzkę  i  ruchem

okrężnym przesuwał je do góry.

- Cierpliwości, pyar.
W  jego  głosie  słyszała  napięcie,  dowód,  że  sam  ledwie  nad  sobą

panował.  Zakołysała  biodrami,  ocierając się o niego. Wtedy, trzymając  ją
w pasie jedną ręką, drugą zaczął pieścić jej piersi. Instynktownie wygięła
się ku niemu.

- Tęskniłem za tym – rzekł głosem ciemnym jak ocean.
Choć kilkakrotnie odtwarzała minioną noc w pamięci, nie udało jej się

uchwycić  mocy,  z  jaką  Nikhil  na  nią  działa.  Jej  umysł  to  bagatelizował.
Teraz  mogła  tylko  ulec  tej  gorączce,  przylgnąć  do  jego  pełnego  obietnic
ciała.

Raptem  jakiś  hałas  za  drzwiami  wdarł  się  do  środka  i  krucha  bańka,

w której się znajdowali, pękła. Głosy członków załogi, zapewne oficerów,
którzy  rozmawiali  za  drzwiami,  przypomniały  im,  gdzie  się  znajdują.
I czym powinni się zajmować. A raczej czego nie powinni robić.

background image

Nikhil  odsunął  ją  od  siebie  i  sztywnym  krokiem  ruszył  do  biurka,

podczas gdy ona usiłowała się ogarnąć.

- To był błąd – powiedział.
- Jesteś banalny. – Ledwie rozpoznawała swój głos. – Prawdę mówiąc,

rozczarowujesz mnie.

- Czy dla pani wszystko jest żartem, doktor Sinclair?
- Doktor Sinclair? – Była dumna z tego, że głos jej nie drży. – Myślisz,

że  zwracając  się  do  siebie  oficjalnie,  wymażemy  to,  co  się  właśnie
wydarzyło?

- Potrzebujemy granic.
- Granic? – Zmrużyła oczy.
- Ostrzegałem cię, że nic więcej nie może się między nami wydarzyć

i oto co się stało.

Wsuwała bluzkę za pasek spodni. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Stała

w gabinecie szefa, czując znajomy ból w dole brzucha i bała się, że lada
moment nogi odmówią jej posłuszeństwa. Zdawało się też, że on ją za to
wszystko wini. To za wiele.

-  Mówisz,  jakby  to  była  wyłącznie  moja  wina.  –  Patrzyła  na  niego

wyzywająco. – A może źle cię zrozumiałam?

Nazywał ją pyar. Moja miłości.
Patrzył  wilkiem  przed  siebie,  rozmyślając  o  szaleństwie,  jakim  było

odtrącenie  Isli  i  obłędzie,  jakim  można  nazwać  przyprowadzenie  jej  do
swojej kabiny.

Nie miał pojęcia, jakim cudem zdołał się od niej odsunąć. Jeszcze mniej

rozumiał,  jak  mu  się  udaje  pozostać  za  biurkiem,  które  tworzyło  między
nimi rodzaj bariery.

background image

Jakby  dzięki  temu  Isla  była  mniej  syreną,  a  on  marynarzem

nieubłaganie do niej przyciąganym. Choć to sugerowałoby, że jest bezsilny,
a ona kusi go z premedytacją. Prawda była taka, że oboje stali się ofiarami
niepohamowanego  przyciągania.  Wściekłość,  która  go  ogarnęła,  nie
pozwalała mu się do tego przyznać.

-  Odwracasz  moją  uwagę  od  tego,  co  ważne,  jesteś  szaleństwem  –

wycedził przez zęby. – A ja tego nie toleruję.

Wiedział,  że  popełnił  błąd  w  chwili,  gdy  wypowiadał  te  słowa.

Zdradzały  zbyt  wiele.  Isla  szeroko  otworzyła  oczy,  a  potem  zmarszczyła
czoło, dostrzegając jego słabość.

To irytujące.
- Naprawdę? – Uniosła brwi. – Pochlebiasz mi. Nie pomyślałabym, że

pewny siebie Nikhil Dara pozwoliłby, żeby coś rozpraszało jego uwagę.

- Nie powiedziałem, że na to pozwoliłem.
-  A  jednak  tu  jesteśmy.  Straciłeś  czas,  żeby  mnie  tu  zaciągnąć

i  pocałować,  a  potem  co?  Twierdzisz,  że  nie  zamierzasz  tracić  na  mnie
czasu?

Miała  rację,  ale  najgorsze  było  to,  że  on,  który  szczycił  się

opanowaniem  i  kontrolą,  walczył  z  chęcią,  by  uciszyć  Islę  pocałunkiem.
Chciał,  by  zostali  nadzy  i  żeby  mógł  czcić  jej  ciało  w  sposób,  o  jakim
marzył.

Nie  pomagało,  że  pragnęła  go  równie  mocno  jak  on  jej.  Znał  kobiety

dość dobrze, by to dostrzec w błyskach jej oczu, w każdym oddechu i tym,
jak zwilżała wargi.

Każda z jej reakcji bardziej rozpalała płomień jego pożądania. Uprawiał

seks z wieloma kobietami. Nie było ich może tak wiele jak w przypadku
innych  znanych  mu  oficerów,  którzy  robili  to  niemal  codziennie  –  nigdy
jednak  nie  kochał  się  dwa  razy  z  tą  samą  kobietą.  To  nie  było  warte

background image

kłopotów.  Tym  bardziej  go  drażniło,  że  nie  mógł  zapomnieć  o  Isli
i nieustająco jej pragnął.

Będzie się trzymał z dala od doktor Sinclair, nawet gdyby miało go to

zabić.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Plantacja bananów zajmowała ogromny teren i pracowało tam mnóstwo

ludzi.  Isla  podążała  za  przewodnikiem  zafascynowana,  obserwując,  jak
mężczyźni ścinają potężne kiście owinięte folią.

- Wiedziałaś, że bananowiec to krzew, a nie drzewo?
Powoli  odwróciła  głowę  i  ujrzała  Nikhila.  Serce  zaczęło  jej  bić  tak

głośno,  że  musiał  je  usłyszeć.  Do  tej  pory  znajdowała  przyjemność
w  wyprawie  na  jedną  z  największych  plantacji  bananów  organicznych
w  Ekwadorze  –  i  chyba  na  świecie  -  aż  znalazła  się  twarzą  w  twarz
z człowiekiem, którego starała się usunąć z pamięci. Od spotkania w jego
gabinecie minął prawie tydzień. Isla sobie gratulowała, że zdołała trzymać
się do niego z daleka. Mówiła sobie, że nie czuje żalu, iż sprawy przybrały
taki obrót.

- Panie Dara, co za niespodzianka. Zdawało mi się, że trzymamy się na

dystans. – Jej ton był spokojny. – Twierdził pan, że panu przeszkadzam.

Skąd  wzięła  to  potępienie,  która  pobrzmiewało  w  jej  słowach?  Była

z siebie dumna.

- Odwraca pani moją uwagę – odrzekł. – Jak inaczej wytłumaczyć fakt,

że zamiast skupić się na wycieczce, rozmawiam z panią?

-  Może  ma  pan  taki  zakres  uwagi  jak  dziecko?  –  zażartowała.  –

Odziedziczyłam  wszystkie  wycieczki  i  obowiązki  po  lekarzu,  którego
zastępuję i jestem tu jako lekarz na wypadek, gdyby coś się stało. A co pan
tu robi?

background image

- Więc nie możesz wybrać sobie wycieczki?
- Nie. Wybacz, jeśli to zaboli twoje nadęte ego. – Postarała się, by w jej

głosie nie było cienia żalu.

Jego  twarz  wyrażała  rozbawienie.  A  raczej  tak  właśnie  by  pomyślała,

nie wiedząc, że on nie ma poczucia humoru.

- Na pewno mogę moje ego pocieszyć, jeśli to okaże się konieczne.
-  Nie  wątpię  –  mruknęła.  –  Tylko  zachowaj  ostrożność.  Właśnie

leczyłam paskudne brodawki weneryczne i rzeżączkę, która dotknęła sporą
część załogi.

- Wiem, bo wszystkie twoje raporty trafiają do mnie. Ale dziękuję za

troskę.

- To nie jest troska. – Zmrużyła oczy.
- Naprawdę?
Chciała go zirytować, a on dobrze się bawił.
-  Wiem  też,  że  miałaś  pacjentów  z  atakiem  serca  i  skręconą  kostką,

nieoczekiwaną  ciążę  w  podróży  poślubnej  i  liczne  przypadki  alergii
u  pasażerów,  którzy  mimo  alergii  nie  potrafią  sobie  odmówić  pewnych
potraw.

- To prawda… Cóż, jesteś na bieżąco.
Nie  wiedziała,  co  jeszcze  powiedzieć  ani  dokąd  pójść.  Nagle  krzyk

z  grupy  wycieczkowiczów  sto  metrów  dalej  przykuł  jej  uwagę.  Oboje
pobiegli w tamtą stronę.

-  Ugryzł  mnie,  ugryzł  mnie!  –  panikował  mężczyzna.  –  To  pająk?

Chyba go zabiłem, ale jest na koszuli. Proszę go zabrać. Zabierzcie go!

Kiedy  Isla  zajęła  się  mężczyzną,  podbiegło  do  nich  dwóch

miejscowych. Mężczyzna nie miał widocznego śladu ukąszenia, ale na jego
koszuli znajdował się martwy pająk.

background image

- O Boże, ja tu umrę.
-  Nie.  –  Jeden  z  robotników  podniósł  głowę  z  uśmiechem.  –To  nie

problem, to nie jest zły pająk.

Irritado – dodał drugi, drapiąc się znacząco po ręce. – No es venenoso.
Rozległo się głośne grupowe westchnienie. Większość zgromadzonych

poczuła  ulgę.  Isla  nie  była  zaskoczona,  gdy  Nikhil  poprosił  turystów
o uwagę i powrót na trasę zwiedzania. Przykucnęła obok pacjenta.

- Jest pan alergikiem, panie…?
-  Camberwell.  –  Nie  wyglądał  na  przekonanego.  –  Na  pewno  nie  jest

jadowity? Czuję się chory. Chyba umrę.

- Możemy go gdzieś przenieść? – spytała Isla, kiedy Nikhil pojawił się

znów jej boku. – Przydałoby się krzesło i trochę lodu.

Nikhil  uniósł  rękę  i  rzucił  kilka  poleceń  po  hiszpańsku.  Mówił

stanowczym tonem. Jak to on, pomyślała.

Sí sí. – Robotnicy z plantacji spletli ręce, tworząc siodełko, i przenieśli

zdenerwowanego pana Camberwella z plantacji do przetwórni.

Isla i Nikhil szli za nimi szybkim krokiem.
- Chcę, żeby został dokładnie zbadany – rzekł Nikhil.
-  Oczywiście  –  odparła,  gdy  robotnicy  posadzili  pacjenta  na

rozklekotanym krześle. – Gracias.

De nada.
Wróciła spojrzeniem do pacjenta i nie była zdziwiona, gdy Nikhil wdał

się  w  rozmowę  z  mężczyznami.  Jej  priorytetem  był  pan  Camberwell.
Wyjęła z plecaka apteczkę.

- W porządku, zbadam panu puls.
Po  kolei  sprawdziła  puls,  oddech  i  reakcje  pacjenta,  przykładając  do

jego ręki opatrunek z lodu, gdy robotnicy go przynieśli.

background image

Pan  Camberwell  miał  prawidłowe  ciśnienie,  szok  spowodowany

pająkiem  mijał.  Ostrożnie  podniosła  opatrunek  i  przyjrzała  się  miejscu
ukąszenia, które nieco się zaczerwieniło i trochę spuchło.

- Swędzi – poskarżył się pacjent i próbował odsunąć jej rękę, żeby się

podrapać.

- To oczywiste, proszę pana. – Posłała mu ciepły uśmiech. – Ale niech

pan tego nie drapie, bo może pan pogorszyć stan. Zdezynfekuję to miejsce
i zaaplikuję maść z antybiotykiem, potem najlepiej będzie, jak wróci pan na
statek i uda się do ambulatorium, żeby jeszcze raz pana obejrzeli.

- Tak tak. – Pacjent kiwał głową z entuzjazmem.
- Okej, w międzyczasie podam panu też środek antyhistaminowy, żeby

zmniejszyć świąd.

Była  coraz  bardziej  przekonana,  że  nie  skończy  się  to  czymś

poważniejszym. W końcu wstała i pociągnęła Nikhila na stronę.

- Mam wrócić z nim na statek?
- Jakie jest ryzyko, że jego stan się pogorszy?
-  Nie  mogę  powiedzieć  z  absolutną  pewnością,  ale  to  chyba  tylko

ukąszenie,  które  będzie  bolało  i  swędziało  przez  kilka  dni.  Chciałabym
jednak, żeby przez dobę został pod obserwacją.

- Więc lepiej zostań z turystami na wypadek, gdyby znów coś się stało –

rzekł Nikhil.

- Zgoda, ale ktoś powinien towarzyszyć mu na statek.
-  Zrozumiałem.  –  Odwrócił  się  i  przywołał  jedną  z  pracownic

odpowiedzialną  za  wycieczki,  która  przybiegła  i  coraz  szerzej  otwierała
oczy, słuchając jego poleceń.

Isla mogła tylko mieć nadzieję, że ona sama nie patrzy na niego takim

maślanym  wzrokiem  i  poczuła  ciarki  na  myśl,  że  będzie  jej  dane  spędzić
jeszcze parę godzin w towarzystwie Nikhila.

background image

Był  uwielbiany  chyba  przez  wszystkich.  Mężczyzn  i  kobiety,  załogę

i pasażerów. I nikt z nich z nim nie sypiał. Więc jaką ona ma szansę?

Potrząsnęła głową, jakby w ten sposób mogła się pozbyć niechcianych

myśli, po czym zajęła się pacjentem i zrobiła notatki. Wszystko na nic, jej
głowa pełna była wspomnień tej jednej nocy. Obrazowych i sugestywnych.
Wspomnień ciała, któremu zawdzięczała nieznane dotąd doznania.

- Panie Camberwell, teraz wróci pan na statek, dobrze? – Głos Nikhila

przerwał jej myśli.

Pacjent podniósł wzrok i na widok wyciągniętej ręki Nikhila pozwolił

mu pomóc sobie wstać.

Isla pospieszyła za nimi, gdy ruszyli do samochodu.
Nikhil wydał jeszcze kilka poleceń i samochód ruszył. Grupa turystów

się  oddaliła.  Isla  została  z  Nikhilem  i  pracownikami  plantacji,  którzy  nie
zwracali na nich uwagi.

- Dobra robota – rzekł cicho Nikhil.
Pod wpływem jego spojrzenia zalała ją fala gorąca.
- To moja praca. – Zmusiła się do śmiechu.
- Zrobiłaś to tak dyskretnie, że nikt z gości nie spanikował i nie musiał

wracać na statek. To się zdarza – dodał, gdy zmarszczyła czoło.

- Aha. – Nie była w stanie wydusić nic więcej.
-  Zawsze  jesteś  dyskretna,  Islo.  To  zaskakująca  cecha,  zwłaszcza  na

statku wycieczkowym.

Komplement  był  równie  nieoczekiwany  co  szczery.  Przez  moment

myślała nad odpowiedzią.

- Ostrożnie, Nikhil. To zabrzmiało jak komplement.
- Bo to był komplement. Chociaż miło mi słyszeć, że dałaś sobie spokój

z tym idiotycznym panem Darą.

background image

Otworzyła  usta,  by  zaprotestować,  tymczasem  mimowolnie  się

zaśmiała.

- Powinnam zwracać się do ciebie sir, jesteś pierwszym oficerem.
Tym  razem  on  się  zaśmiał,  a  ona  pochwyciła  ten  śmiech  i  ukryła  go

głęboko.  Jak  chimera  ukrywająca  zagubione  złoto  Inków,  o  którym
Reginald opowiadał im po powrocie z wycieczki po Peru.

- Nie mówiłabyś do mnie sir, nawet gdybyś musiała – zauważył trafnie.
- Nawet gdybyś mi rozkazał – przyznała.
Nie była przygotowana na pożądanie, które nagle ujrzała w jego oczach.
- A jakich rozkazów byś posłuchała?
- Żadnych.
Jej głos był bardziej schrypnięty niż zwykle, oboje byli tego świadomi.

Nie zamierzała dodawać nic więcej, ale potem słowa zaczęły wylewać się
z niej jakby samowolnie.

- A ty? Jakich moich rozkazów byś posłuchał?
Podszedł krok bliżej i nagle cały świat się oddalił, byli tylko oni dwoje.

Dla Isli nie istniało nic innego.

- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Tak – szepnęła.
To dziwne, wszystko wydawało się głośne, a jednocześnie nieruchome.

Słyszała  głosy  nawołujących  się  małp,  ptaki  wyśpiewujące  najpiękniejsze
songi, cykanie insektów. A równocześnie odnosiła wrażenie, że nie słyszy
niczego prócz szumu w uszach.

Nie  miała  pojęcia,  jak  długo  tak  stali,  patrząc  sobie  w  oczy,  związani

jakąś  niewidzialną  nicią  coraz  mocniej,  aż  zabrakło  jej  powietrza.  Nikhil
wciąż  nie  odpowiadał,  ale  słyszała  jego  myśli.  Wiedziała,  co  chciał  z  nią
zrobić. Ona także tego pragnęła.

background image

Gdy  myślała,  że  już  się  nie  odezwie,  otworzył  usta  i  powiedział  tak

cicho, by tylko ona go słyszała:

- Spróbuj się przekonać.
Długo  się  nie  zastanawiała.  Stanęła  na  palcach  i  obdarzyła  go

pocałunkiem,  o  jakim  marzyła  przez  cały  tydzień.  Potem  on  oddał  jej
pocałunek. Niespiesznie, jakby mieli na to wiele godzin, dni, a nawet całe
życie. To było coś innego niż seks tej jednej nocy, budziło w Isli całkiem
nowe dreszcze.

Kiedy  przesuwał  palce  po  jej  brodzie,  jej  skóra  płonęła.  Czuła  się

pożądana, świadoma jego i siebie.

Tamtej  nocy  obudził  w  niej  coś,  co  tkwiło  w  niej  uśpione.  Mówiła

sobie,  że  świadomie  postanowiła  spędzić  noc  z  ciemnowłosym
nieznajomym,  przeżyć  pierwszą  w  życiu  przygodę  seksualną.  W  wieku
trzydziestu dwóch lat postanowiła się zatracić jak nigdy wcześniej.

Ale  teraz,  sam  na  sam  z  Nikhilem,  była  w  końcu  zmuszona  przyznać

prawdę. Straciła kontrolę. Nie chodziło o tamtą noc czy miejsce, chodziło
o Nikhila. To dzięki niemu dowiedziała się o sobie całkiem nowych rzeczy.
A co najgorsze, chciała wiedzieć więcej.

To szaleństwo, pomyślał, pukając do drzwi kabiny Isli. Dopiero gdy mu

otworzyła, zdawał sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.

-  Mogę  wejść?  Nie  chciałbym  stać  przed  twoją  kabiną  dłużej  niż  to

konieczne.

Jej oczy zabłysły, potem je zmrużyła. Choć nie czuła się pewnie, mając

w pamięci ich ostatnie spotkanie, jej głos brzmiał cicho i dyskretnie.

- Jeśli przyszedłeś mnie znów obrażać tak jak wczoraj, to raczej nie. Nie

chcę, żebyś tu przychodził i oznajmiał, że żałujesz, że mnie pocałowałeś.
Sam sobie radź z poczuciem winy. W swojej kabinie.

background image

Milczał.  Nie  wyznał  jej,  że  żałował  tylko  tego,  że  musieli

przystopować,  nim  wróciła  grupa  turystów.  Że  wycieczka  trwała  długo
i całe popołudnie musiał udawać, że świetnie się bawi, podczas gdy pragnął
wrócić na statek i znaleźć się w jej łóżku. Dość trudno było mu przyznać to
przed sobą, by mówić to innym. Zwłaszcza Isli.

- Mogę wejść? – powtórzył.
Zmierzyła go wzrokiem, po czym ciężko westchnęła.
- Chyba nie mam wyboru.
Wszedł i zamknął drzwi.
-  Po  co  przyszedłeś?  –  spytała.  –  Dałeś  mi  do  zrozumienia,  że

powinniśmy trzymać się na dystans.

Nadal  milczał.  Nie  miał  pojęcia,  po  co  przyszedł.  Nogi  same  go  tu

przyprowadziły. Wiedział tylko, że przed tygodniem przysięgał, że będzie
się trzymał z daleka od tej kobiety, nawet gdyby go to zabiło.

No i prawie go zabiło.
Ile razy mu się wydawało, że ją widzi? Albo że czuje jej lekki kwiatowy

zapach, idąc korytarzem?

Ile  razy  znalazł  pretekst,  by  znaleźć  się  obok  gabinetów  lekarskich,

kiedy mógł zostawić to innemu oficerowi?

-  Posłuchaj.  Popełniłam  błąd.  Przepraszam.  Nie  chciałam  ci

przeszkadzać w pracy ani zawracać głowy.

- Już zawróciłaś.
I był to całkiem przyjemny zawrót głowy. Jak to możliwe, że czuł się

sobą tylko wtedy, kiedy był z Islą? Powinno być odwrotnie. To przez nią
zachowywał się jak szaleniec, on, który cenił opanowanie i kontrolę.

Westchnął,  nie  chciał  teraz  o  tym  myśleć.  Musiał  walczyć

z obezwładniającym pragnieniem przyciągnięcia jej do siebie. Zasady, jakie

background image

dla  siebie  ustanowił  –  które  przez  lata  działały  bezbłędnie  –  znalazły  się
w rozsypce od momentu, gdy Isla weszła na pokład.

A nawet wcześniej, gdy wezwano go do bójki w barze.
Nie tak to miało być. Nie planował łączyć pracy z życiem osobistym.

Każde powinno być w osobnym pudełku, z którego łatwo mógł je wyjąć,
kiedy chciał, i równie łatwo odłożyć z powrotem. Isla nie pasowała do tego
modelu. Nie pasowała do żadnego modelu.

Przewracała  wszystkie  te  uporządkowane  pudełka,  wyrzucając  z  nich

zawartość jego życia na podłogę i mieszając wszystko. On zaś, niezależnie
od  słów  o  nieprzekraczaniu  granic,  w  istocie  temu  nie  przeciwdziałał.
A nawet zachęcał ją do tego.

To on ją pocałował na plantacji, to on pojawił się teraz w jej kabinie.
- Przyszedłem przeprosić – skłamał, bo kiedy skradał się tu korytarzem,

nie to miał na myśli.

-  Przeprosić?  –  Uniosła  brwi.  Nie  wierzyła  mu.  Zbyt  dobrze  go  już

poznała, a jemu się to podobało.

- Masz rację. – Pochylił głowę. – Powiedziałem, że mi przeszkadzasz,

ale dzisiaj cię pocałowałem. To ja do ciebie przyszedłem, bo… żeby… nie
było między nami wrogości. Nie dawałem ci fałszywej nadziei.

- Fałszywej nadziei? – powtórzyła. W jej tonie było coś, co kazało mu

zachować ostrożność.

- Że powtórzymy to, co wydarzyło się w Chile.
- Zrozumiałam – odparła sztywno. – Chodzi o seks. Możesz użyć tego

słowa, nie jestem pruderyjna.

To  prawda,  przez  jego  głowę  natychmiast  przepłynęły  obrazy  Isli

rozpadającej się w jego ramionach.

Podniecał się na samo wspomnienie, jego serce zaczęło szybko bić. To

było wezwanie do działania.

background image

Stała tak blisko, że czuł świeży zapach jej szamponu, który świadczył

o  tym,  że  niedawno  wyszła  spod  prysznica,  i  wywołał  całą  serię  nowych
skojarzeń, testując jego i tak już kruche postanowienie.

- Niech będzie seks – rzekł, zafascynowany tym, jak bardzo starała się

nie zareagować.

- Seks – wydusiła, a on ledwie się powstrzymał, by nie scałować z jej

warg pełnego obietnic słowa. – Uprawialiśmy seks. Było nieźle.

- Nieźle?! – zawołał.
-  Dobrze  –  poprawiła.  –  Mylisz  się  jednak,  jeśli  sądzisz,  że  całymi

dniami marzę, żeby to powtórzyć.

- Naprawdę?
Zbliżył się do niej, ignorując głos, który mówił, że to idealny moment,

by wyjść. Pozwalał Isli zachować twarz, zaś jemu dawał to, czego chciał,
czyli dystans. To nie było wyzwanie, nie powinien tego tak traktować.

- Wcale o tym nie myślisz? – Jego głos brzmiał obco.
- Wcale – odparła cicho.
Pochylił się i szepnął jej do ucha:
- Kłamczucha. Chcesz więcej.
- Nie. – Poruszyła głową, jakby usiłowała otrząsnąć się z tej myśli. –

Nie jesteś jedyną osobą, która nie zadaje się z kolegami z pracy.

- Nie mówię o kolegach. Mówię o tobie i o mnie.
- Nie ma czegoś takiego jak ty i ja. – Mówiła tak, jakby nie wierzyła we

własne słowa. – I nie chcę, żeby było.

Tylko siłą woli nie zarzucił jej sobie na ramię i nie zaniósł do łóżka, by

udowodnić im obojgu słabość tej deklaracji. Nie powinien tu przychodzić.
Powinien  był  pójść  na  siłownię,  zaliczyć  kilka  rundek  z  workiem
treningowym albo przebiec na bieżni pół maratonu.

background image

Cokolwiek, by spalić energię – i frustrację – i powstrzymać się przed

wizytą  u  Isli.  Teraz  powinien  stąd  wyjść,  a  stał,  jakby  wrósł  w  ziemię
i  udawał,  że  znów  nie  traci  samokontroli.  Patrzył  na  puls  na  jej  szyi.  Jej
pociemniałe piękne oczy i wymowne spojrzenie. Pragnęła go tak jak on jej
pragnął.  Oczywiście  nie  chodziło  o  nic  więcej  niż  seks.  Do  tego  by  nie
dopuścił.

- Czego ode mnie chcesz, Nikhil? – zawołała.
- Niczego – wychrypiał. – I zbyt wiele.
Zanim  spróbowali  to  zanalizować,  przycisnął  ją  do  ściany  i  przywarł

wargami do jej ust. Choć cicho zaprotestowała, zarzuciła mu ręce na szyję.

Całował  ją  tak,  jak  tego  pragnął  od…  zawsze.  W  końcu  jego  ręce  jej

dotknęły  i  na  nowo  poznawały  jej  krągłości.  Potem  splótł  palce  z  jej
palcami, unosząc je nad jej głową. Jedną ręką objął jej nadgarstki, a drugą
głaskał  twarz  i  plecy.  Były  tak  dziwnie  znajome,  jakby  pieścił  je  tysiące
razy, a nie jedną noc. Albo jakby je znał instynktownie.

Ten sam instynkt kazał mu położyć rękę pod jej piersią, gdzie wyczuwał

bicie serca. Waliło jak szalone, zdradzając ją i potwierdzając wszystko, co
już wiedział.

Wędrując  palcami  nieco  szybciej,  musnął  jej  sutek  widoczny  przez

materiał  uniformu.  Gwałtownie  wciągnęła  powietrze  i  odchyliła  głowę,
dając  mu  lepszy  dostęp  do  wrażliwego  zagłębienia  szyi.  On  zaś  z  tego
skorzystał.

Nie  mógł  opierać  się  ani  chwili  dłużej.  Do  diabła  z  zasadami

i granicami. Zsunął rękę na jej brzuch i rozpiął nieskazitelnie białe spodnie.

- Co… robisz?
Nie  miał  czasu  odpowiadać.  Szczypnął  zębami  skórę  na  jej  szyi

i wsunął palce we włosy. Nie był w stanie myśleć.

- Daję ci to, czego chcesz – wyszeptał w końcu.

background image

- A ty?
- Ja też tego chcę – wyznał.
A potem jej to udowodnił.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

To  była  eksplozja  doznań  przeszywająca  niczym  najgorętsze,  niemal

oślepiające światło.

Isla  pozwoliła,  by  gorączka  pożądania  otoczyła  ich  niczym  welon.

Nikhil  z  początku  pieścił  ją  niespiesznie,  budując  napięcie.  Nie  to  jednak
robiło  na  niej  największe  wrażenie,  lecz  świadomość,  że  Nikhil,  słynący
wśród  załogi  z  wewnętrznej  dyscypliny,  wydawał  się  konsekwentnie
pokazywać jej swoją inną stronę.

Teraz nie miała czasu dłużej nad tym myśleć. Dzięki palcom Nikhila jej

rozkosz rosła. Nigdy w ciągu dziesięciu lat z Bradleyem nie czuła się tak
pożądana.

Fala rozkoszy rosła coraz wyżej, jak tsunami. Była tak silna i szybka, że

ledwie  zdążyła  chwycić  się  Nikhila,  zanim  zaczęła  ją  zalewać.  Słyszała
tylko swój głos. Nie miała pojęcia, jak długo wypływała na powierzchnię,
i niespecjalnie ją to interesowało. Wiedziała tylko, że on wciąż ją trzyma.
I że chce, by zaznał choć ułamka tego żaru, który mu zawdzięczała. Żeby
wykrzyczał  jej  imię  tak  jak  ona  wykrzyczała  jego.  Może  powinno  ją  to
przerazić, ale tak się nie stało.

- Teraz ja – szepnęła drżącym głosem. Jedną ręką wciąż się go trzymała,

drugą przesunęła na jego przyrodzenie. Był gotowy.

Trudno wymyślić gorszy moment na stukanie do drzwi, które właśnie

się rozległo. Nikhil uwolnił się od niej. Wcześniej dojrzała wyraz jego oczu
i wiedziała, że znów odsunął ją od siebie.

- Doktor Sinclair? – W pokoju rozległo się kolejne głośne stukanie.

background image

- Odpowiedz – polecił cicho, powściągając złość.
Isla  wiedziała,  że  był  wściekły  przede  wszystkim  na  siebie.  Sytuacja

była niezręczna.

- I co mam powiedzieć? – syknęła.
-  Wymyśl  coś,  żebyś  zdążyła  poprawić  ubranie,  a  potem  otwórz  –

odrzekł, po czym przeszedł przez pokój w stronę niewielkiej kanapy.

- Ja… – zawahała się, a potem dodała: – Chwileczkę!
W pośpiechu doprowadziła się do porządku. Miała nadzieję, że Nikhil

nie widzi, jak drżą jej ręce.

W końcu otworzyła drzwi.
- Jestem doktor Sinclair – powiedziała do dziewczyny, która zamilkła na

jej widok.

- Ja… mój przyjaciel – wydukała dziewczyna łamaną angielszczyzną. –

On… chory.

-  Jeśli  jest  chory,  powinna  pani  zadzwonić  do  ambulatorium.  –  Isla

uśmiechnęła się łagodnie.

Dziewczyna zrobiła przerażoną minę.
- Nie… nie ambulatorium… proszę.
- Rozumiem – odrzekła Isla, marszcząc czoło.
W  jej  głowie  rozległy  się  dzwonki  ostrzegawcze.  Jeśli  ktoś  nie  chce

dzwonić do ambulatorium, możliwe, że chodzi o narkotyki i liczy na to, że
Isla jako nowa ich nie zdradzi.

- Proszę wejść. – Słysząc rozkazujący, choć spokojny głos Nikhila, obie

kobiety omal nie podskoczyły. – Nie rozmawiajcie na korytarzu.

Isla współczuła dziewczynie, która nagle zbladła. Obie odwróciły się do

Nikhila,  który  siedział  na  kanapie,  mając  przed  sobą  na  stoliku  plik

background image

papierów.  Sprawiał  wrażenie,  jakby  właśnie  odbywał  z  Islą  spotkanie
zawodowe.

Dziewczyna chyba nie miała pojęcia, że takie spotkania nie odbywają

się w prywatnych kabinach, a może była zbyt skupiona na problemie, by się
nad tym zastanawiać. Tak czy owak, zaczęła się wycofywać.

- Nie, lekarza nie trzeba. Pomyłka – powiedziała.
Nikhil natychmiast znalazł się przy drzwiach.
-  Nie  ma  żadnej  pomyłki  –  odezwał  się  stanowczo.  –  Jeśli  ktoś  jest

chory, to wymaga lekarza. Doktor Sinclair zaraz mu pomoże. Pani nas do
niego zaprowadzi.

- Nie… ja…
- Jest pani gotowa, doktor Sinclair?
- Tak.
Isla bezgłośnie poprosiła Nikhila, by poinformował jej kolegów, wzięła

torbę lekarską i wyszli wszyscy z kabiny.

Jeśli chodzi o obecność na statku narkotyków, Nikhil i ochrona powinni

o tym wiedzieć. Isla nie mogła się jednak oprzeć myśli, że pojawienie się
Nikhila przyniesie efekt przeciwny od zamierzonego. Na widok pierwszego
oficera członkowie załogi pewnie zamilkną. Isla bała się, że nie zdoła się
dowiedzieć, co wziął jej pacjent.

Nikhil  chyba  zdawał  sobie  z  tego  sprawę,  bo  odwrócił  się  i  ruszył

w innym kierunku. Dziewczyna westchnęła z wyraźną ulgą.

Dotarcie  do  pacjenta  zajęło  im  kilka  minut,  choć  szły  szybko

korytarzem pokładu dla załogi. W końcu gdy skręciły, Isla ujrzała grupkę
osób  przy  drzwiach  jednej  z  małych  kabin.  Zobaczywszy  ją,  ludzie
natychmiast się rozpierzchli, co tylko zwiększyło jej obawy.

- Tutaj – wskazał ktoś, choć nie było to konieczne.

background image

Isla  wcisnęła  się  do  niewielkiego  pomieszczenia.  Mężczyzna  leżał  na

boku,  jego  oddech  był  płytki,  miał  drgawki,  wydawał  się  nieprzytomny.
Szybko  sprawdziła  mu  tętno.  Źrenice  miał  zwężone.  Przynajmniej  komuś
wystarczyło  rozsądku,  by  ułożyć  go  w  bezpiecznej  pozycji.  Drogi
oddechowe na szczęście były w porządku.

- Co wziął? – spytała.
Nie zdziwiła się, gdy odpowiedziało jej milczenie.
-  Im  więcej  informacji  będę  miała,  tym  lepiej  mu  pomogę  –  podjęła,

powściągając  frustrację.  –  Wasza  lojalność  na  nic  się  nie  przyda,  jeśli  on
umrze.

- Herę – odezwał się męski głos. – Tylko trochę hery.
„Tylko  trochę”  mówi  wszystko,  pomyślała  Isla  ze  złością,  ale

przynajmniej wie, jak człowiekowi pomóc.

- Potrzebuję więcej rzeczy. Musicie zawiadomić ambulatorium. – Tym

razem nikt nie dyskutował, choć nikt też się nie ruszył. – Nie jestem tu po
to, żeby go osądzać. Chcę mu pomóc.

-  Dobrze  –  odrzekł  męski  głos,  a  Isli  się  zdawało,  że  to  ten  sam

mężczyzna co przed chwilą. – Ja pójdę.

- Proszę zadzwonić. – Starała się mówić spokojnie.
- Nie trzeba. – Jordanna przeciskała się do drzwi. – Już jestem.
Isla spojrzała z ulgą na pojemnik z tlenem, maskę i torbę lekarską.
- Szybko – zauważyła.
- To dobrze, bo wydawało mi się, że krążę w kółko, pytając jakąś setkę

osób, czy coś wiedzą.

- Nikt nie chce być z tym kojarzony. Przyniosłaś naloxone?
- Aha, więc o to chodzi. Tak, mam.

background image

- Świetnie. – Isla wbiła kaniulę dożylną, podczas gdy Jordanna zajęła

się  maską  tlenową.  Musiały  wesprzeć  układ  oddechowy,  zanim  pacjent
otrzyma antagonistę receptorów opioidowych.

- Myślałem, że daje się naltrexone? – zapytał członek załogi.
-  Nie.  –  Isla  uniosła  głowę.  –  Naltrexone  stosuje  się  u  narkomanów

i  alkoholików,  żeby  zablokować  łaknienie.  Nie  przy  przedawkowaniu.
Naloxone odwrotnie.

Nazwy były podobne, ale różniły się czasem rozpadu połowicznego, co

z pewnością nikogo nie interesowało.

- Okej, zacznijmy od czterech setnych miligrama. – Isla przygotowała

strzykawkę.  –  Zobaczymy,  jak  zadziała.  –  Gdy  lek  dociera  do  mózgu
i zaczyna odwracać skutek przedawkowania, pacjent może się rzucać.

Ostrożnie podała lekarstwo.

- Co się stało? – spytał Gerd, wchodząc do ambulatorium dwie godziny

później  i  widząc  Jordannę  leżącą  na  kanapie  z  lodowym  opatrunkiem  na
oku.

- Niewdzięczny pacjent ją uderzył.
- Aha. – Pielęgniarz pokiwał głową. – Słyszałem.
- Już? – Jordanna zdjęła opatrunek i skrzywiła się.
-  Wiesz,  że  wieści  rozchodzą  się  szybko  –  zauważyła  Isla,  zabierając

opatrunek z ręki koleżanki i ostrożnie kładąc go znów na miejsce. – A takie
wieści jeszcze szybciej.

- Zabiorą go ze statku, gdy wpłyniemy do portu. Nigdy już nie będzie

pracował  dla  Port-Star  –  zauważył  Gerd  z  satysfakcją.  –  Zaraz  przyjdą
ludzie z ochrony, żeby wam zadać kilka pytań.

- O wilku mowa – mruknęła Jordanna.

background image

Isla  usłyszała  gromki  głos  Nikhila.  Miała  ochotę  uciec,  wiedziała

jednak, że musi złożyć zeznania.

Nie miała odwagi spojrzeć na Gerda czy Jordannę, choć żadne z nich

nic więcej nie powiedziało. Najwyraźniej jeszcze nikt nie wiedział, że była
w kabinie z Nikhilem.

- Jak oko, siostro? – spytał Nikhil.
Isla  nie  mogła  powstrzymać  uśmiechu,  widząc  rozpromienioną  twarz

Jordanny.

- Będę żyła – odparła pielęgniarka.
- Cieszę się. Może pani złożyć zeznanie?
-  Oczywiście.  –  Piękna  Amerykanka  z  podbitym  okiem  posłała  mu

zabójczy  uśmiech,  ale  Nikhil  się  odwrócił,  zostawiając  ją  z  równie
wysokim, choć nie tak przystojnym ochroniarzem.

Uśmiech Jordanny przygasł. Isla prawie jej współczuła. Wtedy Nikhil

przeniósł na nią wzrok.

- Pani doktor – odezwał się uprzejmie i przyprawił ją o ciarki, choć jego

ton był służbowy. – Chciałbym prosić panią na słowo.

- Oczywiście. – Lekko pochyliła głowę i wstała.
- Pani gabinet jest wolny?
Kiwnąwszy  głową,  minęła  recepcję  i  weszła  do  gabinetu,  zamykając

drzwi po wejściu Nikhila.

- Ilu z nich bierze? – spytał bez zbędnych wstępów.
- Nie wiem.
- Nie było więcej takich incydentów?
-  Tylko  jeden.  Zakładam,  że  przeprowadzacie  testy  na  obecność

narkotyków wśród członków załogi.

background image

- Ochrona się tym zajmuje. Byłbym wdzięczny za wszelkie informacje,

jakich możesz mi udzielić.

-  Nie  mogę.  Nie  wiem,  kim  byli  inni  członkowie  załogi,  którzy  tam

stali,  nigdy  ich  nie  widziałam.  Poza  tym  byłam  skupiona  na  utrzymaniu
tego pacjenta przy życiu.

- Doceniam to.
- Naprawdę? – spytała wyzywającym tonem. – Mam wrażenie, że jesteś

zły, bo nie potrafię podać nazwisk.

Przez moment tylko na nią patrzył.
- Mamy tu zasadę zero tolerancji dla narkotyków. Nie chcę, żeby ludzie

lekceważyli zasady.

- Jestem lekarką i widziałam, co narkotyki robią z ludźmi. Uwierz mi,

jestem ostatnią osobą, która potrzebuje wykładu na ten temat.

Kiedy się jej przypatrywał,  z trudem powściągnęła  chęć, by poprawić

włosy. Albo bluzkę.

- Masz rację – przyznał w końcu. – Jesteś dobrą lekarką. Bez problemu

znajdziesz nowe miejsce pracy.

- Słucham? – Cofnęła się i patrzyła niego zszokowana.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie możemy pracować na jednym statku.
-  Czemu?  –  Jej  śmiech  był  zbyt  głośny.  –  Bo  nie  jestem  w  stanie

powiedzieć,  kto  jeszcze  był  zaangażowany  w  to,  co  się  dzisiaj  stało  na
pokładzie piątym?

- Oczywiście, że nie. – Westchnął i przeczesał włosy palcami. Nigdy nie

widziała u niego tego gestu.

- W takim razie dlaczego?
-  Zostaliśmy  przyłapani,  Islo.  W  tej  chwili  załoga  jest  w  szoku

z powodu kolegi, ale szybko się zorientują.

background image

-  Nie  zgadzam  się.  Świetnie  to  rozegrałeś.  Zachowałeś  się,  jakbyśmy

mieli spotkanie zawodowe.

- Tym razem – podkreślił. – A co będzie następnym razem? Nie za dużo

tych zbiegów okoliczności?

Dopiero później pomyślała o ukrytym znaczeniu słów Nikhila, którego

nie  chciał  zdradzić.  O  tym,  że  bardzo  jej  pragnął.  W  tym  momencie  nie
myślała logicznie.

-  Czego  ode  mnie  oczekujesz?  –  Zaśmiała  się  cierpko.  –  Żebym  się

ubiegała o przeniesienie?

-  Chyba  rozumiesz,  że  nie  możemy  tu  zostać  oboje,  nie  narażając  na

szwank swojej opinii? – odparł po chwili ciszy.

- Więc oczekujesz, że ja się gdzieś przeniosę?
- Po pierwsze miałaś pracować na „Klejnocie Hestii”. Tamta noc nigdy

by się nie zdarzyła, gdybym miał świadomość, że tu trafisz.

Nie  wiedziała,  co  kazało  jej  się  wyprostować,  może  jakiś  spóźniony

instynkt samozachowawczy.

- Tamta noc by się nie zdarzyła, gdybym wiedziała, że znajdziemy się

na  tym  samym  statku  –  oznajmiła.  –  Ale  jestem  tu  i  nigdzie  się  nie
wybieram.

-  Nie  przyszedłem  się  kłócić,  tylko  zaproponować  ci  rozwiązanie.  –

Wyglądał, jakby wierzył w to, co mówi.

Isla omal się nie roześmiała.
- To nie mów głupstw.
Spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Chciałbym to zrobić uprzejmie.
- Albo? – Przekrzywiła głowę. – Grozisz mi?

background image

- Nie grożę, tylko ostrzegam. Jeśli ty nie poprosisz o przeniesienie, ja to

zrobię. Jako twój przełożony.

- Na jakiej podstawie? – spytała z niedowierzaniem. – Nie zrobiłam nic

złego.

- Tego bym nie sugerował.
-  Sam  fakt,  że  prosiłbyś  o  przeniesienie  mnie,  wzbudziłby

podejrzenia. – Wyrzuciła do góry ręce.

- Dlatego radzę, żebyś ty się zwróciła do centrali. Powiedz, że wolisz

mniejszy statek. Że nie jesteś gotowa na „Kasjopeję”.

- Nie śmiałbyś tego zrobić – odparła wściekła. – To by zostało w moich

papierach, wpłynęłoby na szanse awansu.

- Napiszę ci świetne referencje.
-  Doktor  Turner  napisze  mi  świetne  referencje.  On  jest  moim

bezpośrednim  szefem.  Zresztą  to  bez  znaczenia,  nie  zamierzam  się
przenosić. – Splotła ramiona na piersi. Jej emocje zdominowała wściekłość.

- Spanie z pierwszym oficerem może być źle widziane, ale to się stało

na lądzie, zanim się dowiedzieliśmy, że będziemy razem pracować.

- To, co się stało dziś po południu, nie było na lądzie.
- Nie, ale to ty przyszedłeś do mnie – przypomniała. – Jeśli będziesz się

upierał przy moim przeniesieniu, nie zostawisz mi wyboru. Powiem o tym.

- Szantażujesz mnie? Powiesz, że ja… co? Że cię zmuszałem?
-  Oczywiście,  że  nie  –  odparła  przerażona.  –  Ale  do  niczego  by  nie

doszło, gdybyś do mnie nie przyszedł. Nie będę torpedować własnej kariery
tylko  dlatego,  że…  chemia  między  nami  jest  tak  silna,  że  raz  uległeś
pokusie, łamiąc swoje cholerne zasady.

- Dwa razy.
- Co?

background image

- Dwa razy złamałem zasady.
Nagle sobie uprzytomniła, że Nikhil walczy bardziej z sobą niż z nią.
- Pierwszy raz tamtego dnia, kiedy cię pocałowałem w korytarzu.
- Nikt tego nie widział.
- Ale mogli zobaczyć.
-  Nie  widzieli  –  powtórzyła.  Czuła  ból  i  wściekłość,  a  to  śmiertelna

kombinacja. – Coś ci powiem, Nikhil. Trzymaj się ode mnie z daleka, a ja
zrobię to samo.

Szarpnięciem  otworzyła  drzwi  i  wyszła,  przerażona,  że  lada  moment

nogi  odmówią  jej  posłuszeństwa.  Gdyby  tylko  trzymanie  się  z  dala  od
Nikhila było łatwe. Gdyby nie był dla niej jak narkotyk.

Jeśli próbował ją zastraszyć, nie udało mu się. Jego zachowanie wcale

nie świadczyło o tym, że żałował tamtej nocy w Chile. Świadczyło raczej
o tym, że sobie nie ufa i może znów ulec pokusie.

Świadomość, że jest aż tak pożądana, przyprawiła ją o zawrót głowy.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Na  dźwięk  pukania  kilka  godzin  później  serce  Isli  zamarło.  Nikhil.

Ledwie  się  powstrzymała,  by  nie  pobiec  do  drzwi  i  nie  otworzyć  ich
szeroko.

Ruszyła  do  drzwi  powoli,  położyła  rękę  na  klamce  i  wzięła  głęboki

oddech.  Ledwie  nacisnęła  klamkę,  gdy  ktoś  z  zewnątrz  pchnął  drzwi
i mijając ją, wszedł do środka.

- Dobry Boże, ta dziura to nie może być twoja kabina.
Isla przez chwilę patrzyła zszokowana.
- Skąd się tu wzięłaś, mamo?
Marianna obróciła się, wyciągając ręce.
- Przyszłam cię zobaczyć, moja kochana. Sprawdzić, czy wszystko jest

w  porządku.  Tęskniłam  za  tobą  wtedy  w  Chile.  Spędziłybyśmy  miły
wieczór, gdybyś nie musiała wsiąść na ten statek.

Isla  już  dawno  nauczyła  się,  że  nie  ma  sensu  sprzeczać  się  z  matką

o drobiazgi, lepiej oszczędzać energię na ważniejsze sprawy. Na przykład
na ustalenie, skąd matka się tu wzięła.

- Więc w ostatniej chwili zarezerwowałaś kabinę na moim statku?
Nie musiała pytać matki, ile to kosztowało. Pieniądze nie stanowiły dla

Marianny  problemu.  Niewątpliwie  przyleciała  z  Chile  helikopterem,  a  na
lądowisku witał ją główny concierge.

Matka patrzyła na nią z olśniewającym uśmiechem.

background image

-  Przyszło  mi  do  głowy,  że  może  być  miło,  kochanie.  Chyba  nie

powiesz, że nie cieszy cię mój widok?

Isla  otworzyła  usta,  a  potem  je  zamknęła.  Niezależnie  od  tego,  jak

bardzo matką ją irytowała, nie sposób było nie kochać tak szalonej osoby.

- Poza tym wiesz, że lubię takie rejsy. A teraz uściskaj mnie.
Isla  posłusznie  podeszła  do  matki,  która  wzięła  ją  w  objęcia.  To  był

znajomy i pocieszający uścisk.

- Oczywiście, że się cieszę. – Spojrzała na matkę uważnie. – Tylko nie

przeszkadzaj mi w pracy.

- Ależ skąd.
- Mówię poważnie, mamo – powtórzyła Isla.
Matka zrobiła minę.
- Mówił dziad do obrazu. – Isla przewróciła oczami. – A gdzie Leo?
-  Wybaczy  matce,  że  chciała  spędzić  chwilę  z  drugą  piękną  córką.  –

Marianna wzniosła oczy do nieba. – Gdybyś tylko naprawdę cieszyła się, że
mnie widzisz.

- Cieszę się – odparła Isla. – Wiesz o tym.
Matka machnęła ręką.
- Tak czy owak Leo tu nie ma. Poznała kogoś.
-  Leo  kogoś  poznała?  Wydajesz  się  zadowolona  z  siebie.  Wrobiłaś  ją

w coś, tak? Och, mamo.

- Zapewniam cię, to był czysty przypadek.
Nagle do Isli coś dotarło.
- Przyleciałaś, żeby teraz dla mnie kogoś znaleźć, tak?
- Oczywiście, że nie. – Po raz drugi matka zrobiła minę niewiniątka.
I po raz drugi, a właściwie nie wiadomo który, Isla nie dała się oszukać.

Matka przez lata wykorzystywała tę minę jako tarczę albo broń, zależnie od

background image

potrzeby.

- Mamo, znalazłam się tu, żeby wykonywać swoją ukochaną pracę. Nie

po to, żeby znaleźć męża.

-  Znalazłaś  się  tu,  żeby  wylizać  rany  po  Bradleyu  –  poprawiła  ją

matka. – A on nie jest wart tego, żeby po nim płakać.

- Zapewniam cię, że nie płaczę po tym łajdaku.
- Cóż, oczywiście, kochanie, miło mi to słyszeć.
-  Dobrze.  –  Isla  przypatrywała  się  matce  uważnie.  –  Jeśli  tylko  to

rozumiesz.

- Och, rozumiem.
Wszystko poszło podejrzanie łatwo.
- Chociaż jeśli pojawi się okazja i jakiś odpowiedni mężczyzna… łap go

za… róg, jak zawsze powtarzam.

- Mamo – rzuciła ostro Isla.
- Zwróciłam uwagę, że masz tu bardzo przystojnego pierwszego oficera,

nazywa się Nikhil Dara – zauważyła matka znowu z miną niewiniątka.

- Co wiesz o Nikhilu? - spytała Isla, zbyt późno zdając sobie sprawę, że

robi błąd.

Matka patrzyła na nią przenikliwie.
- Interesujące.
Isla znała matkę dość dobrze, by wiedzieć, jak zareagować. Matka była

zbyt inteligentna.

- Mamo…
- Leo jest z Dakszem Darą. Myśli, że o tym nie wiem.
- Dakszem Darą?
- Mówi o sobie Dax, jest starszym bratem Nikhila.
- Brat Nikhila żyje? – zawołała Isla.

background image

-  Jasne.  –  Matka  przyglądała  jej  się  bacznie.  –  Powiedział  ci  coś

innego?

- Tak. – Isla pokręciła głową. – Nie. Powiedział, że stracił brata dawno

temu. A ja pomyślałam…

- Rozumiem. – Matka uniosła brwi. – Cóż, brat Nikhila był żywy i miał

się  dobrze,  kiedy  ostatnio  się  widzieliśmy.  Ale  o  ile  zdołałam  się
zorientować, bracia nie utrzymują ze sobą stosunków.

- Jak zdołałaś się zorientować?
-  Leo  poznała  go  w  Chile.  Prawdę  mówiąc,  to  z  nim  chciałam  cię

umówić.

Isla potrząsnęła głową. W Chile?
- Nikhil nie mówił… – Podniosła wzrok na matkę. – Więc po to się tu

zjawiłaś? Żeby się czegoś dowiedzieć o Nikhilu i Dakszu?

Matka zawahała się, po czym wzruszyła ramionami.
- Ty i Leo jesteście dla mnie najważniejsze. – Uśmiechnęła się. – Wiesz,

że ją też uważam za córkę.

-  Wiem.  –  Isla  odpowiedziała  uśmiechem.  –  Tylko…  Leo  poznała

Daksza w Chile, kiedy był tam także Nikhil?

- Rozumiem, że mieli się spotkać. Chodziło chyba o urodziny.
- Nikhil mówił, że to jego urodziny. Zabrał mnie na kolację do Te Tinca,

ale słowem nie wspomniał, że ma się z kimś spotkać.

Zamilkła  z  nadzieją,  że  matka  nie  będzie  jej  więcej  sondować.

Tymczasem matka ujęła jej twarz w dłonie i spojrzała w oczy.

- Zaczerwieniłaś się.
Isla chciała zaprotestować, ale przed matką nie było sensu udawać, gdy

w grę wchodzili mężczyźni.

- Możemy z tym skończyć?

background image

- Jeśli chcesz.
Isla przygryzła wargę.
- To… skomplikowane.
- Pozwól, że powiem trzy rzeczy. Po pierwsze jestem dziś zaproszona

na  bal  urządzany  przez  kapitana,  a  ty  jesteś  moim  gościem.  Po  drugie,
czerwienisz się z powodu Nikhila, a nie widziałam, żebyś się czerwieniła
z powodu tego idioty Bradleya. Po trzecie, nie zapominaj, że jesteś Sinclair,
ale także Raleigh, czyli zostałaś wyposażona w zestaw doskonałych genów
i zdolność ich wykorzystania.

Potem opuściła ręce i opuściła kabinę.

Nikhil nie był pewien, czy przypadkiem się nie zachwiał, gdy podczas

rozmowy  z  kapitanem  podniósł  głowę  i  w  drzwiach  ujrzał  Islę  w  pięknej
czerwonej sukni. Brązowozłote włosy opadały jej na ramiona, pieszcząc jej
skórę tak, jak on chciałby to robić.

Nie  wspominając  o  tym,  że  suknia  odsłaniała  jedno  ramię  i  opadała

kaskadą aż do zabójczych szpilek.

Sądząc z miny kolegów, na nich Isla też zrobiła wrażenie, a jednak to

z  nim  spotkała  się  wzrokiem.  A  on  poczuł  się  jak  zwycięzca.  Nie  był
w stanie oderwać od niej oczu, aż usłyszał znaczące chrząknięcie kapitana.

- Rozumiem, że plotki są prawdziwe, Nikhil.
Nikhil  przeniósł  wzrok  na  swojego  rozmówcę,  choć  wymagało  to  od

niego całej siły woli.

- Może pan to powtórzyć?
-  Nie  wierzyłem  im.  Do  tej  pory.  Naprawdę  coś  pana  łączy  z  panią

doktor, co?

- Zna mnie pan, sir. Jestem oddany pracy.

background image

- I dobrze to panu służy – odrzekł kapitan. – Ale ostatni raz widziałem

taką minę, jak spojrzałem w lustro i zdałem sobie sprawę, że kocham moją
żonę.

- Ja nie jestem zakochany w doktor Sinclair.
- To było trzydzieści lat temu – ciągnął starszy mężczyzna. – A ona jest

jedyną kobietą, na którą tak patrzyłem. Odkąd zmarła, nie było innej. Więc
jeśli zależy panu na tej kobiecie, sugeruję, żeby pan coś z tym zrobił, zanim
jakiś pana kolega stwierdzi, że warto się postarać.

Nikhil  zacisnął  zęby  aż  do  bólu.  Nie  pokaże,  jak  podziałały  na  niego

słowa mentora. Nie okaże słabości. A te… uczucia, jakie żywił do Isli, są
słabością.

- I wie pan co, to się nie mogło zdarzyć w lepszym momencie – wyznał

nagle kapitan.

- Tak?
Nikhil  nie  chciał  słyszeć  wyjaśnienia.  Chciał  tylko  zakończyć  tę

rozmowę, podejść do Isli i wziąć ją pod rękę, pokazując wszystkim, że Isla
należy do niego.

-  Jeden  z  kapitanów  naszej  floty  przechodzi  pod  koniec  roku  na

emeryturę.  Proszono  nas,  żebyśmy  wskazali  ewentualnego  zastępcę.  Ja
pomyślałem o panu.

-  Pomyślał  pan?  –  Nikhil  zmarszczył  czoło,  myśląc  o  kobiecie  po

drugiej stronie sali.

-  Nie  wątpię,  że  jest  pan  najlepszym  kandydatem,  ale  centrala  woli,

kiedy  kapitan  jest  żonaty  albo  gdy  jest  wdowcem.  Nie  chcą  samotnych
mężczyzn, nawet tak oddanych pracy jak pan.

W końcu Nikhil skupił wzrok na kapitanie.
- Czyli nie wezmą mojej kandydatury pod uwagę?

background image

-  Konserwatywne  podejście,  co?  –  Starszy  mężczyzna  wzruszył

ramionami.  –  Akurat  to,  czego  pan  unikał,  okaże  się  tym,  dzięki  czemu
może pan otrzymać awans, na który pracował pan przez tyle lat.

Nikhil  znów  zerknął  na  Islę.  Jej  ciało  w  wyszywanej  cekinami  sukni

przykuwało  uwagę.  Widział  odwracające  się  za  nią  głowy.  Była
olśniewająca,  jedyna  w  swoim  rodzaju  i  najwyraźniej  stanowiła  klucz  do
spełnienia jego marzeń.

Jego własny statek…
Walczył z pożądaniem, jakie w nim budziła, a jednak wyszło na to, że

opieranie się pokusie będzie jego upadkiem, nie sukcesem.

Czemu więc nie ulec? I nie zyskać podwójnie?
Ponieważ ona zasługuje na coś lepszego, powiedział jakiś głos w jego

głowie, a on nie próbował go uciszać.

Tymczasem  Isla  najwyraźniej  robiła  co  mogła,  by  uniknąć  spotkania

z Nikhilem, który wciąż stał z kapitanem. Towarzyszyła jej matka. Nikhil
dostrzegł podobieństwo. Wysokie kości policzkowe, delikatny nos i pełne
wyrazu  oczy.  Bystre  inteligentne  spojrzenie.  Choć  u  matki  dało  się
zauważyć doświadczenie, którego Isli brakowało.

Obserwował  ją  przez  ponad  godzinę,  jak  krążyła  między  gośćmi,

i  powtarzał  sobie,  że  nie  jest  zazdrosny.  Potem  nagle  znalazła  się
naprzeciwko niego.

-  Nikhilu,  chciałabym  ci  przedstawić  moją  mamę,  Mariannę  Sinclair-

Raleigh-Burton. Mamo, to Nikhil Dara.

- Nikhil Dara. – Matka wyciągnęła rękę, a on uśmiechnął się uprzejmie,

nieprzygotowany na cios. – Na pewno nic pana nie łączy z zachwycającym
Dakszem Darą z DXD Industries?

background image

Isla  nie  miała  pojęcia,  dlaczego  zabrakło  jej  powietrza,  gdy  Nikhil

i matka stali twarzą w twarz i mierzyli się wzrokiem. Z jednej strony matka,
czarująca  jak  zawsze,  z  uśmiechem,  który  stanowił  jej  śmiertelną  broń.
Z drugiej strony Nikhil z miną, której nie potrafiła rozszyfrować.

Nie  było  żadnego  powodu,  by  pragnęła,  aby  spotkanie  tych  dwojga

poszło  jak  najlepiej,  a  jednak  właśnie  na  tym  jej  zależało.  Obserwowanie
Nikhila  z  drugiego  końca  sali  było  torturą.  Niezależnie  od  obietnicy,  że
będzie się trzymała od niego jak najdalej.

Zresztą  nieważne,  gdzie  była  ona,  a  gdzie  on.  Nieustannie  czuła  jego

obecność. Była też zdenerwowana. Nieważne, ile razy powtarzała sobie, że
zachowuje się jak szalona. Jedynym plusem było to, że nikt tu nie zna jej
wystarczająco dobrze, by to dostrzec.

Matka i mężczyzna, o którym wciąż fantazjowała, patrzyli na siebie jak

wrogowie.

- W niczym nie przypomina pan swojego brata, prawda? – odezwała się

znów Marianna.

-  Prawda.  Jeden  z  nas  jest  Darą  bez  zarzutu.  Standardy  moralne

drugiego Dary leżą zszargane na ziemi. Nie można nas pomylić.

Isla  chciała  coś  powiedzieć,  ale  mogła  tylko  obserwować  tę  scenę

z rosnącym przerażeniem. W końcu matka wzięła pod rękę kapitana, który
przyszedł im na ratunek, i razem z nim się oddaliła.

Isla zaczekała, aż znajdą się poza zasięgiem jej głosu.
- Co to, do diabła, było?
Nikhil odwrócił się do niej, a ona była pewna, że w jego oczach dojrzała

żal, nim znów na jego twarzy pojawiła się obojętność.

-  Twoja  matka  zauważyła,  że  ja  i  brat  jesteśmy  inni.  Ja  tylko  jej

przytaknąłem.

background image

Nie  była  pewna  dlaczego,  ale  nigdy  jeszcze  nie  była  tak  bliska  łez.

Nawet wtedy, gdy odkryła, jak Bradley ją wykorzystywał. Jej znajomości,
jej  pieniądze.  Ktoś  mógłby  powiedzieć,  że  podobnie  postępuje  matka.
Różnica  była  taka,  że  mimo  posiadania  paru  mężów  matka  nigdy  nie
udawała  miłości.  Bradley  przeciwnie.  A  Isla  była  tak  głupia,  że  mu
uwierzyła.

To  idiotyczne,  że  posłuchała  matki  i  wystroiła  się  na  ten  wieczór

z  myślą  o  Nikhilu,  bo  teraz  równie  dobrze  mogłaby  stać  naprzeciwko
obcego mężczyzny.

- Celowo mówisz jak ktoś… obcy, kogo nie poznaję.
- Nie! – rzucił szorstko. – Taki jestem. Nie znasz mnie.
- Czy dlatego, że moja mama spytała o twojego brata?
Nie  odpowiedział,  ale  chłód  w  jego  oczach  i  podniesiona  głowa  jej

wystarczyły. Jego twarz sposępniała, co wzbudziło jej współczucie.

Nim znów się odezwała, Nikhil wziął ją za łokieć i ruszył do wyjścia.
- Co ty wiesz o Dakszu? – odezwał się ze złością. – Albo twoja ambitna

matka?

- Do dzisiaj nie wiedziałam nawet o jego istnieniu – odparła, starając się

opanować lęk.

- Mówiłem ci, że mam brata.
- Mówiłeś tak, jakby nie żył.
Jego twarz stwardniała.
- Tak twierdzisz?
- To prawda. Zresztą moja matka nie wie, że poznałam cię w Chile, ani

tym bardziej że spędziłam z tobą noc.

- I mam ci wierzyć?

background image

W końcu poczuła w sobie siłę, a już się bała, że ją straciła. Spojrzała mu

w oczy.

- Nie obchodzi mnie, w co wierzysz – usłyszała swój głos, który teraz

ledwie poznawała.

Miała  wrażenie,  że  wszystko  wokół  niej  wiruje.  Bardzo  chciała

dowiedzieć się, o czym myśli teraz Nikhil.

- Miałaś wcześniej rację – burknął. – Powinniśmy się trzymać od siebie

jak najdalej.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Jazda  wagonikiem  kolejki  linowej  przez  las  deszczowy  była  jednym

z  najbardziej  zachwycających  przeżyć,  jakich  doświadczyła.  Widziała
leniwce  uczepione  gałęzi  wysokich  drzew,  nietoperze  i  ptaki
o wielobarwnym upierzeniu siedzące na ogromnych liściach, a nawet małpę
przeskakującą z drzewa na drzewo.

- …taka jest neotropikalna różnorodność lasu deszczowego.
Zaczęła znów słuchać przewodnika. Czuła się winna, że straciła część

jego opowieści, trudno było jednak nie ulec magii tego miejsca.

-  W  lesie  deszczowym  wciąż  znajdujemy  nowe  gatunki  –  ciągnął

przewodnik. – Zwłaszcza insekty. A teraz pora na zjazd tyrolski.

- To nie dla mnie – zaśmiała się. – Jestem tu jako lekarz.
- Na pewno pani nie stchórzy, doktor Sinclair.
Serce  zaczęło  jej  walić.  Ostrożnie  przygotowała  się  na  pierwsze

spotkanie  z  Nikhilem  od  ponad  tygodnia,  od  tamtego  koszmarnego
wieczoru  na  balu  kapitana.  Przez  cały  tydzień  unikała  też  matki  –  co  nie
było  trudne,  gdyż  Marianna  zaprzyjaźniła  się  z  kapitanem  i  prawie  nie
bywała w swojej królewskiej kabinie.

Isla nabrała głęboko powietrza i powoli się odwróciła. Jak to możliwe,

że wciąż nie była gotowa na ten widok? Że wciąż pożerała go wzrokiem?

Co gorsza, gdy pochylił głowę, bez słów każąc jej oddalić się od grupy

na odległy koniec stacji, powiedziała sobie, że dreszcz, który ją przeszył, to

background image

dreszcz niesmaku, a nie radości. Zauważyła jego cienie pod oczami, jakby
sypiał tak źle jak ona.

- Jestem w pracy – mruknęła, zmuszając się do uśmiechu.
Choć  większość  grupy  zjechała  już  na  metalowej  linie,  kilka  osób

czekało na swoją kolej, a ona nie miała zamiaru okazywać, że między nią
a pierwszym oficerem jest jakieś napięcie.

- Nie mogę się oddalać od grupy.
-  Jeśli  ktoś  będzie  potrzebował  pomocy,  przewodnik  zostanie

powiadomiony przez radio i wkrótce się o tym dowiemy.

Niechętnie przeszła z Nikhilem na bok, na taką odległość, by pozostali

ich nie słyszeli.

- Nie prosiłam o tę wycieczkę. To kolejny…
-  Wybór  twojego  poprzednika,  wiem.  Dostałem  wykaz  wycieczek

medyków.

- Oczywiście. Nie wiem, czemu mnie to dziwi.
- Nie przyszedłem się z tobą kłócić.
-  Nie?  –  Uniosła  brwi.  –  Nie  mogę  się  doczekać,  żeby  usłyszeć,

dlaczego przyszedłeś.

- Przeprosić cię.
Jej serce przystanęło. Na pewno się przesłyszała.
- Słucham?
- Chodzi też o twoją karierę. Nie powinienem był cię prosić, żebyś się

przenosiła.

Na moment zapadła cisza, która wydawała się wiecznością.
- Może to był pretekst, żeby znów z tobą być – wypalił.
- Pretekst?

background image

-  Chyba  przekonałem  sam  siebie,  że  jeśli  przejdziesz  na  „Hestię”,  nie

będziemy współpracownikami, więc moglibyśmy…

-  Każdej  nocy  ludzie  tu  się  kochają.  Od  najniższych  rangą  członków

załogi do starszych oficerów. A ty przejmujesz się tylko nami?

Widziała, że Nikhil toczy z sobą wewnętrzną walkę.
- Nigdy sobie nie pobłażam. Wiesz o tym.
- Prawdę mówiąc, nie wiem – warknęła. – Słyszałam tylko plotki, ale

właściwie wcale cię nie znam.

- Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny na tym statku.
-  W  takim  razie  to  wyjątkowo  smutne.  Zwłaszcza  że  nie  miałam

pojęcia, że twój brat żyje. Ani że miałeś się z nim spotkać w Chile w dniu,
kiedy się poznaliśmy.

Nikhil zesztywniał.
- Skąd wiesz?
-  Co  ważniejsze,  jak  to  się  stało,  że  choć  rozmawialiśmy  o  mojej

rodzinie, słowem nie wspomniałeś o swojej?

-  To  nie…  nie  twój  interes  –  wycedził.  –  Nikogo  nie  powinno  to

obchodzić.

- Tak, to szczegół. Może nieważny szczegół.
Niech jej to powie. Niech przynajmniej przyzna, że Daksz istnieje. A on

znów  się  zawahał.  Tym  razem  na  tak  długą  chwilę,  że  bała  się,  iż  nie
odpowie.

- Może to instynkt samozachowawczy – burknął w końcu.
- To nie instynkt samozachowawczy – odparła. – To kontrola. Ukryłeś

tę  informację,  bo  masz  jakąś  obsesję  na  punkcie  tego,  żeby  nikt  niczego
o tobie nie wiedział.

- Powiedziałem ci przecież o moich urodzinach – przypomniał.

background image

To prawda, ale podejrzewała, że to wymyślił.
- Nie powiedziałem ci o bracie, bo…
Była pewna, że Nikhil siłą woli zachowuje spokój.
- Bo jest dla mnie nikim. To nie tajemnica.
- To nic nadzwyczajnego – prychnęła.
- Tak się dzieje w wielu rodzinach, ludzkie drogi się rozchodzą. Twoja

bliska  relacja  z  byłą  przyrodnią  siostrą  jest  bardziej  niezwykła  niż  moje
stosunki z bratem.

- Jak zwykle zmieniasz temat. – Nie mogła się zdecydować, czy ma być

zadowolona z siebie, czy smutna.

- Nie zgadzam się.
- Ależ tak robisz. – Nie dała się zbić z tropu. – Ignorujesz rozmówcę

albo nawet go dyskredytujesz.

-  Mylisz  się  –  zaczął,  ale  cokolwiek  chciał  powiedzieć,  przerwał  mu

cichy dźwięk komórki.

Kiedy odszedł na bok, by odebrać, Isla skorzystała z okazji i dołączyła

do grupy. A dokładniej mówiąc, zmusiła swoje drżące nogi do tego, by się
od niego oddaliły. W końcu dotarła do ostatnich turystów czekających na
zjazd.

-  Jest  problem  z  jednym  z  gości,  który  wybrał  wycieczkę  do  domu

motyli i orchidei. Chcą, żebyś natychmiast wróciła – usłyszała obok siebie
głos Nikhila.

- Rozumiem. – Odwróciła się i ruszyła do stacji kolejki, która zjeżdżała

na dół.

Kiedy mijała Nikhila, ten chwycił ją za łokieć.
- Dokąd się wybierasz?
- Na dół. – Zmarszczyła czoło.

background image

- Dobrze, ale nie tędy. – Obrócił ją w stronę zjazdu tyrolskiego. – Tak

będzie szybciej.

-  Dobrze.  –  Zacisnęła  zęby,  mówiąc  sobie,  że  skok  adrenaliny  ma

związek wyłącznie ze zjazdem na metalowej linie.

Właśnie  wchodzili  na  teren  hotelu,  gdy  otrzymali  wiadomość,  że

z  potencjalnym  pacjentem  wszystko  jest  w  porządku.  Okazało  się,  że
złamanie nogi w kostce zrosło się błyskawicznie, gdy tylko podniesiono mu
standard usługi.

-  Parę  tygodni  temu  byłabym  zszokowana  –  powiedziała  Isla,  idąc

podjazdem, wzdłuż którego rosły tropikalne drzewa.

Po plecach spływały jej kropelki potu. Było gorąco i parno, a oni biegli

przez las do hotelu.

- Niech zgadnę – rzekł oschle Nikhil. – Przez kilka pierwszych dni na

pokładzie miałaś pacjentów skarżących się na klaustrofobię.

-  Pomagało  im  tylko  przeniesienie  do  lepszej  kabiny  z  balkonem.  –

Skinęła głową. – Nie mogłam uwierzyć, że ludzie to robią.

W odpowiedzi usłyszała chrząknięcie dezaprobaty.
- Zdecydowanie więcej jest sympatycznych pasażerów – dodała.
Nikhil szedł sztywnym krokiem.
-  Poza  tym  codziennie  budzisz  się  w  innym  miejscu.  To  fantastyczny

sposób na zwiedzanie świata.

- Idź go tylnego wejścia – burknął nagle. – Ci sympatyczni pasażerowie

zaatakują nas w chwili, gdy staniemy w drzwiach, a ja chcę wziąć najpierw
prysznic.

Nie odważyła się na niego spojrzeć. Jego skóra, zdrowa i opalona, lśniła

od potu. Och, miała poważny problem.

background image

Gdy  minęli  główne  wejście,  krótki  stłumiony  dźwięk  kazał  im  się

zatrzymać. Na ułamek sekundy. Zaraz potem Isla ruszyła biegiem, a Nikhil
za nią.

Za  rogiem  budynku  zobaczyli  wysokiego,  atletycznie  zbudowanego

młodego  mężczyznę,  który  przyciskał  do  ściany  pokojówkę  i  mimo  jej
sprzeciwów podciągał jej spódnicę.

Zanim  Isla  się  odezwała,  Nikhil  położył  ręce  na  ramionach  chłopaka

i  odciągnął  go  od  zapłakanej  dziewczyny.  Ta  zaczęła  krzyczeć.  Isla
natychmiast  do  niej  podbiegła.  Ostatnią  rzeczą,  jakiej  teraz  potrzebowali,
był  tłum  gości  wylewający  się  z  hotelu,  by  zobaczyć,  co  się  dzieje.
Odwracając się do Nikhila i napastnika, Isla dostrzegła jakiś ruch i dojrzała
błysk metalu, a potem krew, gdy chłopak dźgnął Nikhila w ramię.

Wyraz twarzy Nikhila zmroził jej krew w żyłach. Trwało to moment, ale

wystarczyło,  by  przywołać  w  pamięci  bliznę,  którą  widziała  tamtej  nocy
w Chile. Tę na ramieniu, która, jak powiedział, była skutkiem wypadku.

Teraz  nie  była  już  tego  taka  pewna,  ale  nie  miała  czasu  się  nad  tym

zastanawiać.  Nikhil  zadał  napastnikowi  kilka  ciosów,  wytrącając  mu  nóż
z ręki. Potem przycisnął go do ściany i przyłożył rękę do jego szyi.

-  Poproś  kogoś  z  ochrony  –  zwrócił  się  do  Isli.  –  Tylko  dyskretnie.

I zabierz dziewczynę.

Jeśli tego dnia czegoś się spodziewała, to na pewno nie tego. Pracując

już ileś lat w zawodzie lekarza miała naprawdę dobrą intuicję, a ta jej teraz
powiedziała, że nóż obudził w Nikhilu jakieś wspomnienie.

Prowadząc  szlochającą  dziewczynę  przez  drzwi  dla  personelu,

pocieszała  ją  jak  umiała  łamaną  hiszpańszczyzną,  choć  w  głowie  miała
mętlik.

background image

-  Muszę  oczyścić  ranę,  to  będzie  piekło  –  uprzedziła  jakąś  godzinę

później, gdy po złożeniu zeznań znaleźli się w kabinie Nikhila, gdzie mogła
się nim zająć bez obawy, że ktoś z pasażerów ich zobaczy.

Gdyby  wśród  pasażerów  pojawiła  się  panika,  Nikhil  musiałby

opanować sytuację, a potrzebował szwów i odpoczynku. Ponieważ jednak
wycieczkowicze  dobrze  się  bawili,  Nikhil  i  Isla  nie  byli  im  potrzebni
i pewnie nie będą aż do powrotu na statek następnego dnia. Chyba że znów
pojawi się jakiś problem.

Dla  Isli  problemem  było  skupienie  się  na  pracy,  kiedy  Nikhil  siedział

przed nią z nagim torsem, a ją ogarniała coraz większa gorączka, która nie
miała nic wspólnego z temperaturą na zewnątrz.

- Dobrze przynajmniej, że wziąłeś wcześniej zastrzyki przeciwtężcowe.
Burknął coś, ale nic nie powiedział.
- Zostanie ci blizna. Nie taka jak ta, którą już masz, oczywiście. – Nie

wiedziała, czemu ciągnie ten temat. – Będziesz teraz mówił, że to skutek
kolejnego wypadku?

Zesztywniał, w pokoju zapadła cisza. Isla oczyszczała ranę i czekała.
- Niczego nikomu nie powiem – odparł w końcu ponuro. – Nikt więcej

tego nie zobaczy.

Nie powinna ciągnąć tego tematu, ale nie mogła się powstrzymać.
- Ja to widziałam.
Zdawało  się,  jakby  huknął  grzmot,  chociaż  za  oknem  wciąż  świeciło

słońce.

-  Większość  kobiet,  z  którymi  sypiam,  nie  zwraca  uwagi  na  takie…

niedoskonałości.  Najwyraźniej  za  mało  się  starałem,  skoro  z  naszej
wspólnej  nocy  najlepiej  pamiętasz  błahą  bliznę  z  dzieciństwa.
W przyszłości bardziej się postaram.

background image

Logicznie  rzecz  biorąc,  wiedziała,  że  nie  chodzi  o  przyszłość  z  nią,

a jednak to wisiało w powietrzu, niewypowiedziane.

- Co się wtedy wydarzyło? – Wzięła uspokajający oddech i podjęła: -

Widziałam twoją twarz, jak zobaczyłeś nóż tego chłopaka…

- Daj spokój. – W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie.
Mimo to spytała:
- Czy to Daksz? Dlatego nie rozmawiasz z bratem? Dlatego mówisz, że

jeden z was jest bez zarzutu, a drugi pozbawiony zasad? Który z was jest
którym? A może o to chodzi, że nie znasz odpowiedzi?

Czekała  chwilę,  podczas  gdy  on  coraz  mocniej  zaciskał  zęby,  z  coraz

większą złością.

- Muszę wiedzieć, Nikhil. Podobno moja przyrodnia siostra jest z twoim

bratem. Jeśli jest niebezpieczny, chcę to wiedzieć.

Natychmiast podniósł głowę.
- Co takiego?
- Leo, mówiłam ci o niej, podobno jest z twoim bratem.
- Jak to?
- Poznali się w Chile. W dniu, kiedy my…
Przez twarz Nikhila przepłynęło tysiąc emocji, lecz ku żalowi Isli żadna

z nich nie była pozytywna. Tą, którą rozpoznała była wściekłość – na nią.

- Wiesz o tym od początku?
- Nie. – Pokręciła głową. – Dowiedziałam się w zeszłym tygodniu od

mamy.  Proszę,  Nikhil,  Leo  jest  dla  mnie  wszystkim.  Jeśli  jest
w niebezpieczeństwie, musisz mi to powiedzieć.

Mierzył ją wzrokiem przez kolejną długą chwilę, po czym odezwał się

przez zęby:

background image

- To nie Daksz trzymał nóż. Twojej przyrodniej siostrze nic nie grozi.

W każdym razie fizycznie.

Isla poczuła ulgę, choć wciąż nie rozumiała.
- Co to znaczy?
Patrzył  na  nią,  jakby  nie  zamierzał  odpowiadać,  w  końcu  jednak

wyjaśnił:

- To znaczy, że fizycznie jej nie skrzywdzi, ale jest tak samo niezdolny

do związania się z kimś na stałe jak ja. Nie można na nim polegać.

Trudno  było  nie  rozpoznać  goryczy  w  jego  głosie.  Ale  było  też  coś

jeszcze, co trudniej było zdefiniować.

Ból, tak, jej zdaniem to był ból.
Cokolwiek  się  wydarzyło  między  nim  a  jego  bratem,  pozostawiło

w Nikhilu gorycz i ból. Nie miała powodu się tym interesować, prawda?

- Więc Leo nic nie grozi?
- Fizycznie nic – odparł.
- Cóż, jest dorosła. Potrafi zadbać o emocje. – Isla nie wiedziała, czy

wciąż mówią o jej siostrze.

Przez  kilka  chwil  siedzieli  w  ciszy.  Twarz  Nikhila  pozostała

nieruchoma.  Wróciła  do  oczyszczania  jego  rany,  choć  ręce  lekko  jej  się
trzęsły.

Zastanawiała  się,  czy  rany  w  jego  sercu  –  do  których  nie  chciał  się

przyznać  –  da  się  zaleczyć  równie  łatwo.  Nie  śmiała  jednak  nalegać  na
dalsze wyznania. Dał do zrozumienia, że to nie jej interes. Choć to bolało,
musiała to uszanować, choćby przez wzgląd na siebie.

Skończyła opatrywanie rany i odsunęła się od Nikhila.
- Okej, gotowe.

background image

Udawanie  pogodnej  nigdy  nie  przychodziło  jej  z  takim  trudem.  Tym

większym, kiedy wstał.

- I dziękuję ci za to, co powiedziałeś mi o Dakszu. Nie musiałeś tego

robić, więc jestem ci wdzięczna.

Patrzył na nią bez słowa, aż zaczęła przestępować z nogi na nogę.
- Nikhil…
- Martwisz się o bliską osobę – odparł. – Nie musisz za to przepraszać.

To musi… być miłe mieć kogoś bliskiego.

Takie stwierdzenie nie wymagało odpowiedzi. Mimo to, choć jakiś głos

w jej głowie krzyczał, by ugryzła się w język, zapytała:

- Nie masz kogoś takiego?
- Nie.
- A brat? Jesteś pewien, że nie chce cię znać?
- Nie chce.
- Więc po co przyjechał do Chile?
Jego  oczy  zabłysły.  Ona  musi  wiedzieć.  A  może  chciała,  by  on  to

wiedział,  by  to  do  niego  dotarło.  Żeby  stawił  czoło  duchom  przeszłości,
które go nawiedzały.

- Przypadkiem znalazł się tam, gdzie akurat byłeś?
- Być może.
Wyglądał  na  wściekłego.  Znowu.  Jednak  czy  jej  dociekliwość  mu  się

podobała,  czy  też  nie,  odpowiadał  jej.  To  już  coś.  Nie  mogła  na  tym
poprzestać.

-  W  twoje  urodziny?  –  podjęła.  –  Moim  zdaniem  to  nie  przypadek.

Myślę, że jesteś mu bardziej drogi, niż mówisz.

- Mylisz się.

background image

-  Może.  Bo  skąd  mam  wiedzieć?  Powiedziałeś,  że  go  straciłeś  dawno

temu,  co  zabrzmiało,  jakby  umarł.  Nie  udawaj,  że  to  tylko  moja
interpretacja. Cokolwiek się między wami wydarzyło, był w Chile w dniu
twoich  urodzin  i  czekał  na  spotkanie  z  tobą.  Więc  czy  jest  możliwe,  że
dostrzegam coś, czego ty nie widzisz? Albo nie chcesz widzieć?

Nie  miała  pojęcia,  skąd  znalazła  w  sobie  odwagę,  by  z  nim  o  tym

dyskutować. Zupełnie jakby w chwili, gdy dostrzegła jego reakcję na widok
noża,  zobaczyła  go  po  raz  pierwszy.  Jakby  w  przebłysku  ujrzała
prawdziwego  Nikhila  ukrywającego  się  pod  maską,  którą  prezentował
światu.

I nie mogła tego tak zostawić.
- Nie rozumiesz – burknął.
- Jestem pewna, że to prawda. – Niewiarygodne, że zdołała zachować

spokój, nie zdradzając kłębiących się w niej emocji.

-  Wciąż  naciskasz,  Islo  –  powiedział  tak  cicho,  że  zabrzmiało  to

groźnie. – Co masz nadzieję zyskać?

Chociaż  dostała  gęsiej  skórki,  a  jej  serce  zaczęło  galopować,  nie

rezygnowała.

- Chcę cię lepiej zrozumieć, Nikhil.
- Czemu? – spytał ostro.
- A czemu nie? Powiedz mi albo przysięgam, że stąd wyjdę.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Oczywiście,  że  powinien  pozwolić  jej  wyjść,  to  by  rozwiązało

wszystkie  problemy.  Poza  tym  największym,  czyli  tym,  że  myśl  o  jej
wyjściu była nie do zniesienia.

Co  takiego  ma  w  sobie  tak  kobieta,  że  tak  na  niego  działa?  Próbuje

otworzyć  drzwi,  które  dawno  temu  zamknął  i  zabarykadował.  Patrzy  na
niego, jakby miała prawo zadawać te pytania.

Chociaż go to irytowało, nie potrafił się z nią rozstać. Jakby jakaś jego

część  chciała  usłyszeć,  co  ona  ma  powiedzenia.  Co  gorsza,  jakby  chciał
odpowiedzieć  na  jej  pytania.  Bo  czemu  nie?  Czy  istnieje  lepszy  sposób,
żeby jej pokazać, jaki z niego potwór?

Ten  głos  był  podstępny,  bezskutecznie  starał  się  go  uciszyć.  Kpił

z niego, mówił mu, że jeśli Isla pozna prawdę, ucieknie od niego szybko
i daleko.

Ale przecież twierdził, że tego właśnie pragnie?
- Dobrze – wycedził. – Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem.
Zamiast  spojrzeć  na  niego  z  lękiem,  rzuciła  mu  niemal  pogardliwe

spojrzenie.

- Grasz rolę złego Nikhila? Już to widziałam i mnie to nie przekonuje.
-  A  powinno.  Jeśli  potrzebujesz  więcej  dowodów,  zaspokoję  twoją

ciekawość.

Z wysiłkiem zmusił się, by zrobić krok w tył.

background image

-  Daksz  przyjechał  do  Chile  do  mnie.  Choć  to  przypadek,  że

obchodziłem akurat urodziny. Gdybyśmy się spotkali, widzielibyśmy się po
raz pierwszy od piętnastu lat. Od pogrzebu ojca.

- Czego chciał? – spytała, kiedy zamilkł.
- Nie wiem – odparł. – I nic mnie to nie obchodzi.
- Myślę, że kłamiesz.
Jej głos był łagodny jak pieszczota, a jednak to straszne, że potrafiła go

rozszyfrować.

- Że nie wiem, czy że mnie nie obchodzi? – spytał.
- Myślę, że obchodzi cię bardziej, niż chcesz przyznać.
Postanowił  milczeć.  Znowu  ożyła  w  nim  stara  znajoma  wściekłość,

która wraz z pojawieniem się Isli w jego życiu wydawała się wygasać. Nie
był jednak na tyle głupi, by myśleć, że zniknęła.

Cała ta złość, cała rozpacz. Wyniszczające poczucie winy. Ta wspaniała

kobieta mogła je wyciszyć na moment, lecz nie na stałe. Wrócą do niego
równie ciemne i ponure jak zawsze. Dlatego nie mógł jej dopuścić do siebie
zbyt  blisko.  Nie  będzie  ryzykować,  że  pociągnie  ją  za  sobą,  gdy  zacznie
spadać.

Choć było to bardzo trudne, wiedział, że musi to powiedzieć. Najlepiej

zrobić to szybko, tak jak się odrywa plaster.

-  Mój  brat  zostawił  mnie  w  domu  naszego  ojca  alkoholika,  który

stosował przemoc.

- To ojciec cię zranił?
Przez sekundę wyglądała na zszokowaną.
-  Mówiąc  szczerze,  nasza  matka  najbardziej  odczuwała  napady  furii

ojca,  kiedy  Daksz  i  ja  dorastaliśmy.  Po  jej  śmierci  Daksz  stał  się  jego
workiem treningowym.

background image

- Czy on… bił was obu?
- Daksz mnie chronił. Miał dwanaście lat, a ja dziesięć. Chyba myślał,

że to obowiązek starszego brata. – Nikhil wzruszył ramionami. – Był bity
przez cztery lata, kiedy ojciec nie miał pieniędzy na alkohol, najpierw pod
koniec  miesiąca,  potem  już  od  połowy,  a  wreszcie  codziennie.  Daksz  już
wtedy  zarabiał,  obaj  zarabialiśmy,  ale  ojciec  zabierał  wszystko,  na  czym
mógł położyć łapę.

-  Na  alkohol  –  powiedziała,  zachęcając  go  w  ten  sposób  do

kontynuowania opowieści.

Nikhil poczuł w ustach gorzki smak.
- Pewnego dnia Daksz dostał propozycję pracy na łodzi rybackiej przez

dwa miesiące. To była szansa ucieczki, więc z niej skorzystał.

- I zostawił cię samego z ojcem?
- Straciliśmy też główne źródło dochodu. Ojciec był wściekły, bił mnie

skórzanym  pasem,  zwykle  klamrą.  Nawet  nie  pamiętam,  ile  razy  w  tym
pierwszym  miesiącu  traciłem  przytomność.  Potem  sobie  uświadomił,  że
mogę  wziąć  dawną  pracę  brata  i  zarabiać  więcej,  więc  na  chwilę  dał  mi
spokój.  Tamtego  dnia  kończyłem  piętnaście  lat,  poszedłem  na  drinka
z rybakami. Byłem dla nich pracującym facetem, nie dzieckiem, więc nie
miałem  wyboru.  Wypiłem  jednego  drinka,  którego  mi  postawili,  ale
w  pubie  był  mój  ojciec,  a  według  niego  wydawałem  pieniądze
przeznaczone na jego picie.

- Pobił cię, tak?
Starała się nie reagować, a on znajdował dziwne ukojenie w tym, że Isla

miała  paru  ojczymów  i  nie  przeżyła  czegoś  podobnego.  To  mówiło  też
wiele o matce Isli, może nie powinien był potraktować jej tak opryskliwie.

-  W  pubie  ojciec  się  nie  odezwał,  ale  tamtej  nocy  wrócił  do  domu,

ledwie trzymając się na nogach, i pas poszedł w ruch.

background image

- Nie powstrzymałeś go?
-  Nie,  łatwiej  było  to  znieść.  Krócej  trwało.  Tyle  że  tamtej  nocy  nie

przestawał. W pewnej chwili pokuśtykał do kuchni i wziął nóż.

Isla uniosła rękę do szyi. Słyszał jej zduszony okrzyk.
- Twoja blizna… - powiedziała z bólem.
Kiedy ostatnio ktoś się o niego troszczył? Daksz, zanim opuścił dom.

Wcześniej matka. Poza tym… nikt.

- Stał i wymachiwał nim – przypominał sobie. – Myślałem, że nie mam

dość siły, żeby cokolwiek zrobić. – Zaśmiał się gorzko. – Nagle rzucił się
na mnie. Uciekałem najszybciej jak potrafiłem, pamiętam, jak wpadłem na
ścianę, a on mnie do niej przycisnął. Uniósł nóż i wbił go w moje ramię.

Pamiętał wyraz twarzy ojca, pełen nienawiści i samozadowolenia, jego

triumfujące  spojrzenie.  Bał  się,  że  go  tak  zostawi,  przybitego  nożem  do
ściany, i pójdzie po pas. Że kiedy ojciec zacznie, nigdy nie skończy. Nie,
nie zamierzał powiedzieć tego Isli. To było zbyt brutalne.

- Chwyciłem nóż i sam nie wiem jak go wyciągnąłem.
Urwał, widząc zmianę na jej twarzy. Nie podobało mu się, jak teraz na

niego patrzyła. Z udręką, ale także z lękiem.

- Powiedziałeś, że ostatnio widziałeś się z bratem na pogrzebie ojca…

kiedy miałeś piętnaście lat?

-  Chciałaś  wiedzieć  o  mnie  więcej.  Teraz  wiesz.  Nie  jestem

człowiekiem, jestem potworem.

- Nikhil, co się stało?
-  Nie  muszę  ci  tego  mówić,  pyar.  –  Znów  zaśmiał  się  ponuro.  Znów

nazwał ją swoją miłością. – Sama wiesz.

- Nie wiem. – Potrząsnęła głową. – Nie mogę w to uwierzyć. Ty…

background image

- Jestem potworem. Tylko tyle musisz wiedzieć. Chciałaś znać prawdę,

to ją znasz. Nie zmienisz jej, bo ci się nie podoba.

Zrobiłby wszystko, by nie być człowiekiem, na którego patrzyła z takim

wyrazem twarzy.

- Zrobiłeś to w samoobronie, prawda? Nikhil, mów do mnie.
- Po co? Co jeszcze mam powiedzieć?
- Wszystko.
- Nie.
- Proszę! – zawołała. – Już tyle powiedziałeś. Co masz do stracenia?
- To była najgorsza noc w moim życiu. Myślisz, że chcę ją wspominać?
- Myślę, że się boisz.
Patrzyła  na  niego  bez  mrugnięcia,  pełna  ufności,  aż  zapragnął  rzeczy

niemożliwych.

- Nawet gdybym chciał, nie pamiętam niczego po tym, jak wyciągnąłem

nóż z ramienia – burknął w końcu.

- Na pewno ktoś wezwał policję?
- Tak.
- I co powiedzieli?
- Policja mnie uniewinniła – odparł obojętnie. – Najwyraźniej sąsiadka

powiedziała  im,  jaki  był  ojciec.  Obserwowała  to  przez  lata,  ale  bała  się
interweniować. Kiedy się dowiedziała, że on nie żyje, przyznała, że słyszała
awantury i bicie.

Z ust Isli wydobył się pół szloch, pół krzyk.
- Kiedy spisali raport, stwierdzili, że zemdlałem z powodu utraty krwi,

że ojciec rzucił się na mnie i musiał sam nadziać się na ostrze noża.

- Czyli nic nie zrobiłeś! – zawołała.

background image

- Nie wierzę. – Pokręcił głową. – Jeśli nic nie zrobiłem, to czemu tego

nie pamiętam? Czemu to zablokowałem?

Podeszła do niego i ujęła w dłonie jego twarz.
- Bo straciłeś dużo krwi. Sam to powiedziałeś.
-  To  się  wydaje  taką…  wygodną  wymówką  –  burknął.  –  Jestem

potworem, pyar.

I znów to czułe słowo. Za bardzo jej pragnął, nawet teraz. To się musi

skończyć.

- Jestem jak dzikie zwierzę, zawsze taki byłem. Pamiętam jego twarz. Ja

to zrobiłem, Islo. To musiałem być ja.

Miała  wrażenie,  że  serce  jej  pęknie.  Mogłaby  wziąć  go  w  ramiona

i pocieszyć. Pragnął tego, pragnął jej. Widziała głód w jego oczach, który
odbijał się w niej echem.

Ale  to  byłby  tylko  seks.  Może  Nikhil  tego  chciał,  ale  nie  tego

potrzebował.  Odsuwając  na  bok  pożądanie,  zmierzyła  go  wzrokiem
i oświadczyła:

- Jesteś idiotą, Nikhil.
Gwałtownie podniósł głowę.
-  Nie  chodzi  o  to,  co  pamiętasz.  Chodzi  o  to,  że  nieustająco  się

kontrolujesz.

-  Jestem  drugim  oficerem  w  pływającym  mieście.  Kontrolowanie

wszystkiego to moja praca.

- Wykorzystujesz swoją pracę jako wygodną wymówkę. Nie chodzi mi

o  to,  że  kontrolujesz  swoje  zawodowe  życie.  Ty  kontrolujesz  wszystko.
Widziałam to w tobie tamtej nocy, którą spędziliśmy razem. Dopiero teraz
zdałam sobie z tego sprawę.

- Doszukujesz się zbyt wiele tam, gdzie nie ma czego szukać.

background image

Nie dała się przestraszyć.
-  Nie  sądzę.  Bierzesz  na  siebie  winę  za  zabicie  ojca,  bo  jakaś  część

ciebie wolałaby to przyjąć. Nie chcesz zaakceptować, że nie miałeś kontroli
w tamtej sytuacji. Ta kontrola jest twoim całunem. Twoją zbroją.

Zapadła cisza. Długa i obiecująca.
- Mylisz się. – Odsunął się od niej. – Idę wziąć prysznic. Sugeruję, żeby

cię tu nie było, jak wrócę.

Odprowadzała  go  wzrokiem.  Jego  ciało  było  napięte.  Kiedy  zamknął

drzwi  łazienki,  nie  poczuła  się  odtrącona.  Jego  zachowanie  podkreślało
tylko, że nie myli się co do niego.

Usłyszała dźwięk odkręcanej wody. Nawet jeśli nie był tego świadomy,

wiedziała,  że  już  za  późno,  by  odzyskał  kontrolę.  Widziała  wir  emocji
w  jego  oczach.  Była  blisko,  bardzo  blisko  dotarcia  do  prawdziwego
Nikhila.

Z  każdym  krokiem  zyskując  więcej  pewności  siebie,  przeszła  przez

pokój i wśliznęła się do łazienki, głośno zamykając drzwi.

- Co robisz? – Jego oczy pociemniały.
- Mam rację – odparła łagodnie. – Masz na sobie tak ciasną zbroję, że

aż cię dusi, i nawet o tym nie wiesz.

Powoli  rozpięła  bluzkę.  Nikhil  milczał,  zaciskając  zęby,  tylko

przyspieszony puls na jego szyi zdradzał prawdziwe emocje. Isla weszła do
kabiny prysznicowej.

-  Spytam  raz  jeszcze,  miła  pani  doktor.  –  Jego  urywany  oddech

wzmocnił jej pewność siebie. – Co tu robisz?

Przechyliła głowę, śmiało patrząc mu w oczy.
-  Myślałam,  że  nazywasz  mnie  tak,  bo  chcesz  być  czuły.  Teraz

rozumiem, że przypominasz sobie o mojej pracy, o tym, że masz trzymać
się na dystans, że masz się kontrolować.

background image

- Nie potrzebuję przypominania, żeby się kontrolować.
Zrobiła krok naprzód. Gdyby uniósł rękę, mógłby jej dotknąć. Chciał jej

dotknąć, znała go już wystarczająco dobrze, by to wiedzieć.

- Chcę, żebyś przestał się kontrolować. Choć raz – odparła w końcu.
- Naprawdę? – spytał przez zęby.
- Tak. – Uśmiechnęła się.
Stanęła na palcach i przycisnęła wargi do jego ust, a woda spływała po

ich nagich ciałach.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Czy czekał całe życie, żeby ją znów pocałować? Tak właśnie czuł, co

powinno  mu  kazać  ostrożnie  zanalizować  sytuację.  Tymczasem  uśmiech
Isli kazał mu zrobić kolejny – zapewne ryzykowny – krok.

Jakby coś go do tego zmuszało.
Starał się odnaleźć w sobie resztki samodyscypliny, choć nie wiedział,

czy  robi  to  dla  niej,  czy  dla  siebie.  Całe  dorosłe  życie  miał  wrażenie,  że
w  jego  wnętrzu  grasuje  jakiś  potwór,  który  czeka,  by  się  uwolnić.  A  on
usiłuje panować nad tym potworem.

Teraz  poczuł,  że  to  nie  on  ma  władzę.  To  Isla  go  sobie

podporządkowała. Jakby oplotła go magiczną nicią. Co gorsza, spodobało
mu się to.

- W cokolwiek grasz – rzekł, odrywając wargi od jej ust – niczego nie

ugrasz.

- A jeśli to nie jest gra?
Jego  podniecenie  stało  się  widoczne.  Isla  spuściła  wzrok  i  szerzej

otworzyła oczy. Ciszę zakłócał tylko szum wody. Nikhil miał wrażenie, że
ta  cisza  zaciska  się  wokół  niego  i  nie  pozwala  mu  oddychać.  Potem  Isla
wysunęła język i przesunęła nim wzdłuż jego warg.

Nie  pamiętał,  jak  przyciągnął  ją  do  siebie.  Nagle  znalazła  się  w  jego

ramionach,  a  on  ją  całował,  jakby  się  dusił,  a  ona  była  tlenem  ratującym
życie.

Być może tak właśnie było.

background image

- Mówiłam ci już. Dzisiaj nie chodzi o to, żebym to ja straciła nad sobą

kontrolę.

Nie był przygotowany na poczucie straty, które go ogarnęło, kiedy się

cofnęła, zwłaszcza że pożądanie w jej oczach było wyraźne.

Pragnął  ją  znów  przytulić.  Nie  miał  pojęcia,  jakim  cudem  się

powstrzymał. Może dlatego, że chciał, by to ona do niego przyszła. Żeby go
błagała.

- A o co?
Po raz pierwszy od dwudziestu lat nie był pewny, czy może sobie ufać.

Z każdą sekundą cisza zaciskała się wokół niego mocniej. Isla znajdowała
w tym przyjemność.

Kiedy już myślał, że mu nie odpowie, wyciągnęła rękę i przesunęła nią

w dół jego piersi i brzucha, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Powoli
ujęła jego członek, zaciskając na nim palce. Zapomniał, że ma oddychać.

- Isla… - ostrzegł cichym głosem.
- Już powiedziałam, że nie przyszłam tu stracić kontroli. - Uklękła przed

nim. – Przyszłam tu po to, żebyś ty stracił kontrolę.

Wiedział,  że  musi  ją  powstrzymać.  Przez  lata  niezliczone  kobiety

sprawiały  mu  rozkosz  w  taki  właśnie  sposób,  nawet  je  zachęcał.  Czasem
wręcz się tego domagał. Jednak po raz pierwszy czuł, jakby kobieta prosiła
go, żeby jej się poddał. A tego nie mógł zrobić.

Wtedy pochyliła się i wzięła go do ust. Nogi miał jak z waty, czuł się

bezradny i bezbronny, mógł tylko pozwolić jej robić to, na co miała ochotę.
Myślał, że umrze z pożądania.

Sprawianie  rozkoszy  Nikhilowi  było  chyba  najbardziej  zmysłową

i  odurzającą  rzeczą,  jaką  dotąd  robiła.  Czuła,  jakby  to  ona  wszystko
kontrolowała, a on był zdany na jej łaskę i niełaskę.

background image

Z każdym muśnięciem języka, każdym zaciśnięciem ręki słyszała, jak

jego oddech coraz bardziej się rwie. Jego uda drżały. Przekrzywiła głowę,
by wciągnąć go głębiej, jej wargi, język i ręce harmonijnie współdziałały,
połączone wspólnym celem. Nikhil miał się poddać.

Ściskała go coraz mocniej, aż zachrypł, i doprowadziła go na prawie na

sam  szczyt.  Smak  zwycięstwa  był  wyśmienity.  A  jednak  nie  była
zdziwiona, że znalazł resztkę sił, by się od niej odsunąć.

- Nie tak – powiedział zmienionym głosem.
Zakręcił  wodę,  wziął  ją  w  ramiona  i  zaniósł  do  sypialni,  jakby  już

dłużej nie mógł nad sobą panować.

Położył  ją  na  łóżku  i  patrzył  na  nią  długą  chwilę,  nim  mruknął

z  aprobatą  i  założył  sobie  jej  nogi  na  ramiona.  Pochylił  się  nad  nią
i  zachłannie  pieścił  ją  językiem.  Nie  miała  pojęcia,  jakim  cudem  nie
rozpadła się w sekundę. Traktował ją, jakby była ostatnim posiłkiem w jego
życiu,  a  ona  tylko  leżała,  wstrząsana  dreszczami.  Czuła  się  rozwiązła
i nieokiełznana. Wiedziała, że to bardziej go rozpala. Kiedy chwycił ją za
pośladki i przycisnął wargi do jej seksu, wiedziała, że nie może przestać.

W  końcu  się  rozpadła,  a  jego  imię  płynące  z  jej  ust  brzmiało  jak

zaklęcie.  Nie  ustawał,  prowadził  ją  od  jednego  szczytu  do  drugiego.
Chwytała  go  za  włosy,  ściskała  jego  ramiona  i  pościel,  by  się  czegoś
trzymać. Tym razem nie tylko szczytowała, tym razem wyleciała w kosmos.
Liczyła na to, że ją uratuje, gdy zacznie spadać.

Nie miała pojęcia, jak długo wracała do siebie, ale gdy w końcu tak się

stało, rozejrzała się. Chciała się upewnić, że to nie był sen. Nie, wciąż była
w  pokoju  Nikhila,  w  jego  łóżku.  Nie  rozumiała  tylko,  jak  przewrócił  jej
świat do góry nogami, skoro pokój wyglądał normalnie.

I  wtedy  Nikhil  położył  się  na  niej,  a  ona  zakołysała  biodrami.  Czy

przypadkiem  nie  miała  wszystkiego  kontrolować?  Prawie  o  tym

background image

zapomniała.  Kładąc  ręce  na  jego  ramionach,  odepchnęła  go  od  siebie.
Upadł  na  plecy,  a  ona  na  nim  usiadła.  Jego  mina  oscylowała  między
pożądaniem a rozbawieniem.

- Podoba ci się, co?
- Tak. – Musnęła jego wargi pocałunkiem.
Przycisnęła do niego piersi, jego zarost drażnił jej sutki. Była blisko po

raz kolejny. Jak to możliwe?

Położył dłonie na jej biodrach lekko, jakby próbował się powstrzymać

przed  chęcią  przejęcia  sterów.  Isla  się  uniosła,  nie  odrywając  od  niego
wzroku, po czym powoli osunęła się na niego, biorąc go w posiadanie.

Chyba nigdy nie zachowywała się tak wyzywająco.
-  Widzisz,  co  się  dzieje,  jak  tracisz  kontrolę?  –  szepnęła,  patrząc  mu

w oczy.

- Wiem tylko, że mnie zabijasz, pyar – wydusił.
Nagle  jego  zwykle  posępna  twarz  rozjaśniła  się  na  moment,  a  Isla

dojrzała coś, czego nie przewidziała. Coś, co mówiło głośno i wyraźnie, że
odnalazła fragment układanki. Pasujący drugi fragment – głęboko ukryty –
był w niej. Nie żeby już wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy.

Nagle  to  ona  straciła  kontrolę.  Nikhil  zacisnął  dłonie  na  jej  biodrach

i nadawał tempo. Niósł ją wciąż wyżej, a ona dotrzymywała mu kroku.

- Nikhil…
- Zapomnij o kontroli, pyar. O wszystkim zapomnij, odpuść.
- Ty pierwszy. – I nagle przestało się liczyć, kto pierwszy skoczy w tę

cudowną otchłań.

Minęła jakaś godzina, kiedy wreszcie postanowiła wstać. Wszystko ją

bolało.  To  był  cudowny  ból,  który  przypominał  o  niezapomnianych
chwilach.

background image

Ból, który kazał jej się zawahać, gdy postawiła stopy na podłodze, bo

żałowała,  że  musi  wymknąć  się  stąd  po  cichu.  Była  pewna,  że  po
przebudzeniu  Nikhil  nie  ucieszyłby  się  na  jej  widok.  Ale  minione
popołudnie było wyjątkowe. Na zawsze zapamięta ten moment, kiedy był
zdany na jej łaskę i niełaskę.

Oparła ręce o materac i podniosła się niechętnie.
- Wybierasz się gdzieś?
Szybko  się  odwróciła.  Boże,  wciąż  wyglądał  tak  świetnie,  to

niesprawiedliwe.

- Już prawie pora kolacji. Powinnam się przebrać.
Zmarszczył czoło.
- Nie musisz tego robić.
Czy to możliwe, że chce, by z nim została? Nawet gdyby tego chciał,

nie wolno jej zostać.

- Jestem na dyżurze – powiedziała, przygryzając wargę.
- Masz pager?
- Oczywiście. – Poszukała wzrokiem swojej garderoby i zaczerwieniła

się,  widząc  ją  na  podłodze.  Przypomniała  sobie  niecierpliwość,  z  jaką
Nikhil ją rozbierał.

Pozbierała  ubranie  i  trzymała  je  przed  sobą,  jakby  to  dodawało  jej

godności, z której odarła ją nagość.

- Powiadomią cię, jak będziesz potrzebna. Nie musisz być na dole.
- Racja.
Ledwie oddychała. Stała i czekała, błagała w duchu, by to powiedział.

A on leżał z rękami pod głową, eksponując nagi tors. Kołdra sięgała jego
podbrzusza.

Prowokował ją, by wróciła do łóżka?

background image

- Więc… powinnam zostać? – spytała niepewnie.
W jego oczach pojawił się jakiś błysk.
- Czekasz na zaproszenie?
- Pozwoliłam sobie na trochę arogancji – odrzekła. – A nauczyłam się,

że przy tobie to może błąd.

- A ja się nauczyłem, że niezależnie od moich starań, nie mogę ci się

oprzeć, pyar.

Nie  chciała  spodziewać  się  zbyt  wiele  po  tym,  że  zwraca  się  do  niej

pyar.  Mogła  sobie  powtarzać,  że  to  nic  nie  znaczy,  że  nie  chce,  by  to
cokolwiek  znaczyło.  Bała  się,  że  jej  głowa  i  serce  nie  śpiewają  tej  samej
piosenki.

Być może widział to na jej twarzy, bo nagle chwycił ją za ramiona. Nie

gwałtownie, lecz dość mocno, by skupiła na nim uwagę.

- Rozumiesz, że nic więcej nie mogę ci ofiarować?
- Nie chcę niczego więcej – odparła, choć bała się, że serce ją zdradzi. –

Zapomniałeś, że nie wierzę w miłość ani w stałe związki.

- Tak mówiłaś – potwierdził.
Nie wyglądał jednak na przekonanego.
- Chodzi o to, że to nie jest randka. To…
- Po prostu dobrze się bawimy – wtrąciła, choć trudno stwierdzić, kogo

próbowała przekonać.

- Dobrze się razem bawimy. – Pociągnął ją do siebie i przycisnął wargi

do jej ust.

Jakby nie mógł się powstrzymać.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Co  takiego  jest  w  bufecie  na  statku  wycieczkowym,  że  pasażer

świadomy swojej alergii decyduje się zjeść coś, co może go zabić? W tym
przypadku  pięćdziesięcioletni  mężczyzna  z  alergią  na  owoce  morza
postanowił  sprawdzić  ze  swoją  nową  żoną,  czy  ostrygi  działają  jak
afrodyzjak.

W pewnym sensie Isla to rozumiała. Minione tygodnie z Nikhilem były

fantastyczne. Ile razy kochali się od tamtej nocy, gdy jej oznajmił, że nie ma
jej wiele do zaoferowania poza dobrą zabawą?

W  jego  ustach  brzmiało  to  jak  obietnica,  której  się  nie  spodziewała.

Nikhil dał jej klucz do swojej kabiny i spotykali się tam, ilekroć byli wolni.

Starała  się  być  dyskretna,  wiedziała,  że  jeśli  choć  jedna  osoba  ich

zobaczy, zrujnuje to jego opinię, na którą pracował lata. Ryzykował ją dla
niej. Dla niej to znaczyło więcej niż słowna deklaracja. Któregoś dnia, gdy
wystarczy  jej  odwagi,  może  mu  o  tym  powie  i  udowodni,  że  się  myli,
myśląc, że nie potrafi kochać ani być kochanym.

Nikhil nie był jedyną osobą, która w minionym miesiącu się zmieniła.

Ile razy ona sama przyłapała się na innych niż zwykle myślach i uczuciach?

W  każdym  razie  nie  było  dla  niej  szokiem,  że  z  powodu  nowego

małżeństwa  jej  pacjent  poczuł  się  niezwyciężony.  Pokonując  po  dwa
stopnie  naraz  biegła  do  głównej  restauracji  z  nadzieją,  że  mężczyzna
posiada Epi-Pen i żona wstrzyknie mu adrenalinę.

Niestety, gdy przepychała się przez tłum, stan pacjenta gwałtownie się

pogarszał. Jego twarz spuchła, z każdą sekundą rosło zagrożenie dla dróg

background image

oddechowych.  Oddech  już  był  płytki  i  chrapliwy,  nawet  dłonie,  którymi
brał ostrygi, miał spuchnięte.

Jego żona była tak zrozpaczona, że Isla najpierw musiała ją uspokoić,

by się dowiedzieć, że mąż ma na imię Stewart. Wyjęła z torby strzykawkę
z epinefryną i szykowała się do podania leku, patrząc w ledwie widoczne na
nabrzmiałej  twarzy  oczy  mężczyzny.  Cieszyła  się,  że  to  pora  lunchu
i Stewart ma na sobie szorty. Szczęście też, że gdy skończyła, pojawiła się
Lisa z lekiem antyhistaminowym i maską tlenową, a zaraz za nią mobilne
nosze.

-  Zawieziemy  pana  do  gabinetu.  –  Isla  uśmiechnęła  się  do  pacjenta,

zastanawiając  się,  czy  ją  widzi.  Najgorsze  zawsze  jest  radzenie  sobie
z przestraszonym pacjentem i równie przerażoną jego bliskim, kiedy wokół
jest  setka  gapiów.  Minęło  parę  godzin,  nim  przekazała  raport  Gerdowi,
który miał dyżur, i wyszła z gabinetu.

Spieszyła  pustymi  korytarzami,  wdzięczna,  że  jest  tak  późno  choćby

dlatego, że mogła niepostrzeżenie wśliznąć się do kabiny Nilhila. Robiła to
przez  minione  tygodnie,  poznając  związany  z  tym  dreszcz  podniecenia.
Spędzili razem tyle nocy i nikt się o tym nie dowiedział.

Jedyne dwie kobiety, które mogłyby coś zauważyć, także spędzały czas

w  ukryciu,  jedna  z  bratem  Nikhila,  druga  w  kabinie  kapitana.  Ironiczne,
doprawdy. Isla zdusiła śmiech.

Nikhil był u siebie i natychmiast wziął ją w ramiona.
-  Nie  wiedziałam,  czy  jesteś  jeszcze  na  mostku  –  mówiła  między

pocałunkami.

-  Wróciłem  kilka  minut  przed  tobą  –  odparł.  –  Słyszałem  o  wypadku

z ostrygami. Wszystko w porządku?

- Tak – potwierdziła, gdy wyciągał jej bluzkę ze spodni.
- Powinienem o czymś wiedzieć?

background image

- Wszystko będzie w raporcie.
- To dobrze. – Podniósł ją, by objęła go nogami w pasie, i ruszył przez

pokój, by po chwili rzucić ją na łóżko. Oboje zaśmiewali się przy tym jak
para nastolatków przed pierwszą wspólną nocą.

Godzinę  później  właśnie  wychodziła  spod  prysznica,  gdy  rozległo  się

pukanie  do  drzwi.  I  cicha  wymiana  zdań.  Starała  się  nie  ruszać,
nadstawiając uszu, ale głosy były zbyt ciche, by cokolwiek usłyszała.

Zaczekała, aż drzwi się zamkną, owinęła się ręcznikiem i wyszła. Była

ciekawa, czego dotyczyła ta wizyta.

Twarz Nikhila była biała jak jej ręcznik.
- Co się stało? – spytała.
Choć przeniósł na nią wzrok, miała wrażenie, że przez chwilę wcale jej

nie widzi.

- Nic ważnego – odparł w końcu.
-  Nie  sądzę.  –  Prawdę  mówiąc,  wyglądał  na  udręczonego.  Siłą  woli

zwalczyła chęć, by go pocieszyć.

Nie  była  jego  dziewczyną.  Była…  kimś  niewiele  więcej  niż

dziewczyna, z którą umawiasz się na seks przez telefon. Nagle zastanowiła
się,  czy  małżeństwa  matki  zawsze  były  obopólnie  korzystne,  czy  jednak
jedna  strona  nie  korzystała  na  nich  bardziej,  niż  Marianna  zdawała  sobie
sprawę? Albo niż przyznawała. Czy jej mężowie nie zakochiwali się w niej
choć trochę, na swój sposób?

Nikhil uprzedził Islę, że nie może jej oferować nic poza dobrą zabawą,

a ona się na to zgodziła, zakładając, że nie chce zostać skrzywdzona tak, jak
skrzywdził  ją  Bradley.  Lecz  w  głębi  serca  zaczęła  przyznawać  się  do
prawdy, którą chyba znała już od dawna. Nie kochała Bradleya, więc jak
mógł ją zranić?

background image

Czy  to,  co  uznawała  za  cierpienie,  nie  było  w  istocie  bliższe

upokorzeniu? Nikhil w ciągu paru tygodni wzbudził w niej głębsze uczucie
niż Bradley kiedykolwiek.

Tymczasem wziął do ręki ręcznie zapisaną kartkę.
- To był Roberto – powiedział, mówiąc o concierge’u. – Przyniósł to.
Było  to  nieoczekiwane  zaproszenie  do  jego  prywatnego  życia,  jednak

Isla  wzięła  od  niego  kartkę  i  trzymając  ją  drżącymi  palcami,  przeczytała
wiadomość.

- Twój brat znów chce się z tobą spotkać.
- W jakimkolwiek z kolejnych portów. – Głos Nikhila brzmiał obco. –

Mam tylko powiedzieć gdzie.

-  Może  powinieneś  to  zrobić  –  rzekła  z  wahaniem.  –  Może  pora

dowiedzieć się, czego chce.

- Może mnie to nie obchodzi – odparował, ale wiedziała, że to nie na

nią jest zły.

- To pomyśl, czego ty chcesz – podjęła. – Albo czego potrzebujesz.
- Nie potrzebuję go. – Patrzył na nią twardo. – Potrzebowałem go parę

dekad temu, teraz już nie.

- Co się stało, Nikhil?
Pokręcił głową.
-  To  historia,  którą  dawno  pogrzebałem  i  nie  widzę  korzyści  z  jej

odgrzebywania.

- A jednak mi o tym powiedziałeś, chociaż mogłeś to przemilczeć, tak

jak poprzednio.

Milczał,  a  ona  czuła  wirujące  emocje.  Potrzebował  jej  niezależnie  od

tego, czy miał tę świadomość.

- Jaka jest twoja historia z bratem?

background image

Milczał, a gdy już miała się poddać, otworzył usta.
-  Zdradził  mnie.  Był  moim  starszym  bratem,  a  zostawił  mnie

w  momencie,  kiedy  go  najbardziej  potrzebowałem.  To  wszystko,  co
powinnaś wiedzieć.

- Naprawdę? – spytała, nim ugryzła się w język. – Myślisz, że tylko ty

zostałeś  przez  kogoś  zdradzony?  Ludzie  tak  robią,  to  jedna
z najpaskudniejszych ludzkich cech. A wiesz, jaka jest jedna z najlepszych?

- Jestem pewien, że mnie oświecisz.
- Podnosimy się, otrzepujemy i zaczynamy od nowa.
-  A  kto  ciebie  zdradził,  jeśli  mogę  spytać?  Twoja  kochająca  matka?

Ubóstwiana przyrodnia siostra?

Nie wiedziała, co kazało jej to powiedzieć.
- Mój były narzeczony.

Nie powiedział tego, co być może chciałby powiedzieć. Przez większą

część miesiąca usiłował temu zaprzeczyć, ale sprawa narzeczonego Isli nie
dawała mu spokoju, odkąd ujrzał ślad po pierścionku na jej palcu.

Nurtowało  go,  kim  jest  mężczyzna,  który  pozwolił,  by  taka  kobieta

przemknęła mu koło nosa.

- Poznałam Bradleya na medycynie, byłam z nim dziesięć lat. Ostatnie

trzy lata byliśmy zaręczeni.

- Zdradził cię.
-  Tak.  –  Kiwnęła  głową.  –  Jak  odkryłam  tydzień  przez  zerwaniem,

zrobił to wiele razy. Wiesz, co jest chore? Nie to zraniło mnie najbardziej.

-  Ach  tak.  –  Starał  się,  by  nie  zobaczyła  jego  wzburzenia.  Chęci

znalezienia tego idioty Bradleya i pokazania mu, na co zasługują tacy jak
on. I że Isla zasługuje na kogoś lepszego niż taki oszust.

background image

Że nie zasługuje na to, by ją traktowano jak dziewczynę na godziny? –

odezwał się głos w jego głowie.

- Najgorsze było… – zwilżyła wargi – że pozwoliłam mu organizować

moje  życie.  Mówił,  że  jak  się  pobierzemy,  zrezygnuję  z  pracy  i  będę  go
wspierać jako żona w jego karierze zawodowej.

Nikhil zamrugał. Isla była świetnym lekarzem, kochała swoją pracę. To

tak jakby ktoś wyrzucił go ze statku i kazał mu szukać pracy na lądzie.

- Zgodziłaś się?
-  Nie  protestowałam,  przynajmniej  z  początku.  Mówił  różne  rzeczy,

których zawsze chciała moja mama, więc przez jakiś czas milczałam.

- Jakoś sobie tego nie wyobrażam.
-  Naprawdę  byłam  głupia.  Myślałam,  że  go  kocham.  I  że  on  mnie

kocha.  Okazało  się,  że  kochał  tylko  znajomości  i  kontakty  mojej  matki.
Byłam głównie środkiem do celu, który przy okazji nieźle się prezentował
u jego boku.

- Nadal trudno mi sobie to wyobrazić. – Pokręcił głową, a ona zacisnęła

powieki.

-  W  tym  rzecz.  Byłam  wtedy  innym  człowiekiem.  Tamta  chwila  była

dla  mnie  katalizatorem,  postanowiłam  zmienić  swoje  życie.  Zostać
lekarzem  na  statku,  podróżować,  robić  to,  o  czym  zawsze  marzyłam.  Nie
liczyłam na to, że spotkam kogoś takiego jak ty.

Mówił  sobie,  że  nie  powinien  reagować,  a  jednak  dał  się  porwać  jej

słowom.

- Nie jestem też już tą samą dziewczyną co miesiąc temu. Może ja tego

nie zauważyłam, ale dostrzegła to moja mama. Tamtego wieczoru na balu
kapitana powiedziała, że to dzięki tobie.

Chciał  jej  wierzyć,  choć  wiedział,  że  nie  powinien.  Miał  własne

demony, lecz w przeciwieństwie do Isli brakowało mu siły, by się z nimi

background image

konfrontować.

-  Umówiliśmy  się  –  przypomniał  jej  niechętnie  –  na  spotkania  bez

zobowiązań.

- A teraz to uległo zmianie – zauważyła spokojnie.
Zacisnął zęby. Byle jego serce nie zmiękło…
- Dla mnie nie.
- Kłamiesz.
- Powtórz to.
- Nie wiem, czy tylko mnie okłamujesz, czy także siebie.
- Mylisz się.
- Możesz mówić, co chcesz, nie zmienisz faktów.
- Nie interesują mnie stałe związki ani zobowiązania.
- To prawda – przyznała. – Ale nie możesz udawać, że przez ostatnie

tygodnie  nic  się  między  nami  nie  zmieniło.  Jesteś  bardziej  otwarty
i empatyczny. To nie jest słabość.

Miał  przerażające  uczucie,  że  Isla  ma  rację.  A  przecież  nie  mogła  jej

mieć.  Bo  nawet  jeżeli  próbował  się  zmienić,  to  nie  potrafił  tego  zrobić.
Z  powodu  przeszłości.  Udawanie  mężczyzny,  który  jest  godzien  Isli,  nie
sprawi, że się nim stanie. Jego wady pozostaną ukryte, a gdy znów przebiją
się na powierzchnię, będą jeszcze paskudniejsze.

Najgorsze jednak, że chciał jej wierzyć.
Jakaś jego część myślała, że to może miłość – albo uczucie najbliższe

miłości,  na  jakie  go  stać.  To  jakby  dać  dziecku  materiał  wybuchowy,
odsunąć  się  i  czekać,  co  się  stanie.  To  nie  mogłoby  się  dobrze  skończyć.
Jeśli to nie jest wystarczający powód, by trzymać się na dystans…

-  Widzisz  to,  co  chcesz  widzieć  –  warknął,  jakby  chciał  jej

przypomnieć, jakim jest potworem.

background image

Zamiast się przestraszyć, jego piękna Isla się uśmiechnęła.
-  Widzę,  jaki  jesteś,  nawet  jeśli  to  ukrywasz.  Niezależnie  od  tego,  co

o sobie mówisz, jesteś dobrym człowiekiem.

-  Nie  słuchałaś  mnie!  –  krzyknął.  –  Nie  jestem  dobry,  a  ty  tego  nie

zmienisz.

- Mylisz się. Widzisz w sobie jakiegoś potwora. Pewnie sądzisz, że brat

tak o tobie myślał na pogrzebie ojca. Ale ten Nikhil nie jest tym, którego
znam.  Musisz  się  spotkać  z  Dakszem  i  wysłuchać,  co  ma  ci  do
powiedzenia.

W  tym  momencie  zrozumiał,  że  dałby  wszystko,  by  być  takim

człowiekiem,  jakiego  widzi  w  nim  Isla.  Ale  to  nie  był  on.  A  zatem
pozostało  mu  tylko  chronić  ją  przed  nim  tak  jak  umie.  Wziął  kurtkę  od
munduru i wyszedł z pokoju. Musi porozmawiać z kapitanem, nim zmieni
zdanie.

- Zamknij drzwi na klucz, jak będziesz wychodzić, Islo – rzekł. – I nie

wracaj.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Jakiś  tydzień  później  zajmowała  się  właśnie  pacjentem,  kiedy  została

wezwana przez kapitana.

-  Dziękuję,  Gerd.  –  Uśmiechnęła  się,  odwracając  się  plecami  do

wystrojonej  pacjentki,  którą  oceniła  na  sześćdziesiąt  parę  lat,  a  która
w rzeczywistości okazała się energiczną siedemdziesięcioczterolatką.

Pani  Berridge-Jones  potknęła  się  i  spadła  z  ostatnich  stopni  schodów.

Została  przywieziona  do  gabinetu,  ponieważ  nie  mogła  stanąć  na  jednej
z nóg.

-  Nie  zejdę  na  ląd  –  stwierdziła  kobieta.  –  Dwa  lata  czekałam  na  ten

rejs. Nie pozwolę odesłać się do domu, bo zaczepiłam obcasem o brzeg tej
przeklętej  sukni  na  ostatnim  stopniu  waszych  pięknych  schodów.  Nie
pozwolę zrujnować mojego rejsu.

Isla dostrzegała w niej chwilami swoją matkę.
Pomogła  kobiecie  obrócić  się  na  stole  do  badania,  zauważając  jej

grymas bólu.

-  Dobra  wiadomość,  pani  Berridge-Jones  –  pokazała  jej  zdjęcia  –  jest

taka,  że  nie  ma  pani  złamania.  Jestem  pewna,  że  skręciła  pani  nogę
w kostce, więc nie mam zamiaru rujnować pani rejsu.

-  Bardzo  się  cieszę.  Więc  za  sekundkę  mnie  pani  opatrzy  i  wrócę  do

mojego kochanego drinka. Właśnie zamówiłam niezłe porto.

- Stopa jest spuchnięta i pewnie obolała, nawet jeśli leki przeciwbólowe

zaczęły działać. Ma pani też ograniczoną zdolność ruchu, więc chyba dziś

background image

nie wypije pani porto.

Kobieta spojrzała na nią z lekceważeniem.
-  Och,  proszę  mi  dać  kilka  tabletek  przeciwbólowych  i  za  dwa  dni

i będę zdrowa jak ryba.

- Muszę uprzedzić, że skręcenie kostki wymaga ostrożności i może być

bolesne. Może dojść do zerwania albo naciągnięcia więzadła, które pomaga
trzymać razem kości i stabilizuje staw skokowy.

- Nie zgodzę się na założenie szyny – prychnęła kobieta.
Isla znów przywołała na twarz uśmiech.
-  Trzeba  dbać  o  zdrowie,  proszę  pani.  Jeśli  nie  zadba  pani  o  kostkę,

może się pani nabawić chronicznego bólu, niestabilności stawu skokowego,
a nawet jego zapalenia.

- Brednie.
-  Zanim  pani  stąd  wyjdzie,  chcę,  żeby  pani  została  odpowiednio

zaopiekowana.

Pacjentka ostatecznie jej posłuchała, choć była wściekła.

Godzinę później Isla waliła do drzwi Nikhila i odepchnęła go na bok, by

wejść do środka, gdy otworzył.

-  Właśnie  byłam  u  kapitana  –  oznajmiła.  –  Zaproponował  mi  nową

pracę.

Nie było sensu udawać, że nie jest zdenerwowana.
- Tak.
Była zła, że nie wyglądał na zaskoczonego.
- Lekarz, którego zastępuję, chce tu wrócić na kolejny rejs.
- Ma do tego prawo.
- Więc zaproponowano mi pracę na innym statku, lepszym niż „Hestia”,

ale nie takim jak „Kasjopeja”.

background image

- To dobrze dla twojej kariery.
Emocje w niej buzowały. Mówiła sobie, że to paranoja podejrzewać, iż

Nikhil maczał w tym palce. Widząc jego reakcję, zaczęła podejrzewać coś
gorszego.

Może to był jego pomysł.
- Wiedziałeś – oskarżyła go.
-  Kapitan  spytał  mnie  o  opinię.  Chyba  zrobiłaś  wrażenie  na  doktorze

Turnerze, bo chciał cię zatrzymać.

- A ty powiedziałeś, że lepiej, żebym zmieniła statek.
- Zauważyłem tylko, że jeśli nie pozwolimy poprzedniemu lekarzowi na

powrót, może nas pozwać. Ty od początku byłaś tu tymczasowo.

-  Nie  chciałeś  mnie  tu.  Kazałeś  mi  się  przenieść,  a  jak  odmówiłam,

znalazłeś sposób, żeby się mnie pozbyć.

- Dostałaś awans – poprawił. – Na bardziej prestiżowy statek niż ten, na

którym miałaś pracować.

Pewnie  powinna  być  wdzięczna,  że  jej  nie  okłamywał.  Ale  to  nie

zmniejszało bólu.

-  Nie  chodzi  o  moją  karierę.  Miej  przynajmniej  dość  przyzwoitości,

żeby to przyznać. Chodzi o to, że nie chcesz się na nikogo otworzyć.

- Brałem pod uwagę to, co najlepsze dla firmy. Taką mam pracę.
-  Próbowałeś  się  mnie  pozbyć,  odkąd  weszłam  po  pokład.  I  jesteś  na

siebie wściekły, bo nie potrafiłeś tego zrobić.

-  To  nie  ma  nic  wspólnego  z  pozbywaniem  się  kogokolwiek.  Chodzi

o  poparcie  twojego  przeniesienia  na  inny  statek,  skoro  poprzedni  lekarz
i tak by tu wrócił.

- Wygodny pretekst. Poparłeś przeniesienie, bo stąd zniknę. A przecież

coś do mnie czujesz, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Nigdzie się nie

background image

przeniosę – oznajmiła. – Czego się boisz?

Zamrugał. Trwało to krótko, ale powiedziało Isli, że jej przeczucie jest

trafne. Jedna jej część świętowała fakt, że zna tego wspaniałego mężczyznę
lepiej niż on sam. Druga… była tym przerażona.

- Nie rozumiesz. – Jego zimny głos przywołał ją do rzeczywistości. –

Nie boję się, nigdy się nie boję.

Wiedział, że to nieprawda, już gdy wypowiadał te słowa. Nigdy dotąd

nie  był  tak  przerażony.  Nie  dlatego,  że  patrzyła  na  niego  w  taki  sposób,
jakby potrafiła odczytać wszystkie ponure myśli wyryte na jego kamiennym
sercu.

- Bałeś się w chwili, kiedy dostałeś wiadomość od brata, ale zamiast ją

przede mną ukryć, pokazałeś mi ją.

- To tylko wiadomość.
-  Oboje  wiemy,  że  to  coś  więcej.  Wpuściłeś  mnie  do  swojego  życia

i teraz tego żałujesz. Odpychasz mnie.

- Dla twojego dobra – burknął.
- Bo jesteś potworem? Bo to twoja wina, że brat cię zostawił?
Bardzo chciał jej wierzyć.
- Mówiłem ci, że przyjechał na pogrzeb? – powiedział mimo woli.
- Pogrzeb waszego ojca. Tak. – Kiwnęła głową.
-  Nie  podszedł  do  grobu.  Stał  pod  drzewem  i  patrzył.  Widziałem

niesmak w jego oczach. Jakby myślał, że powinienem bardziej dbać o ojca.

- Nie rozmawiałeś z nim? – spytała cicho.
- Ani on ze mną. Po chwili, kiedy znów spojrzałem, już go tam nie było.
- I dlatego uważasz się za potwora?
- Jestem potworem, nawet on to widział.

background image

- Nie, jesteś dobrym człowiekiem. Niestety nigdy mi nie uwierzysz. Za

mało dla ciebie znaczę.

Chciał zaprzeczyć, a jednak milczał.
- Porozmawiaj z bratem – podjęła ze smutkiem. – Cokolwiek ma ci do

powiedzenia,  to  nie  może  być  gorsze  od  piekła,  jakie  sam  sobie
zafundowałeś.

Pocałowała go i wyszła z pokoju. I z jego życia.
Starał się nie myśleć, co on, do diabła, właśnie zrobił.

Więc  tak  wygląda  najbardziej  ekskluzywny  hotel  w  Rotterdamie,

pomyślał, rozglądając się po eleganckim lobby. Mógł udawać, że nie szuka
odpowiedzi,  jak  stać  się  mężczyzną,  na  jakiego  zasługuje  Isla.  Może
powinien sobie powiedzieć, że się tu znalazł, ponieważ kapitan wezwał go
dwadzieścia  cztery  godziny  temu,  by  mu  oznajmić,  że  awans,  na  który
pracował  przez  dekadę,  jest  teraz  w  zasięgu  jego  ręki.  Może  zostać
kapitanem własnego statku.

A jednak by się okłamywał.
Poza tym nie zasługiwał na awans bardziej niż na Islę.
Minione dziesięć dni bez niej to było piekło.
Wyszedłszy  z  biura  kapitana,  mimowolnie  ruszył  do  gabinetów

lekarskich, gdyż instynktownie chciał podzielić się nowiną z Islą. Wciąż nie
był  pewien,  jak  się  przed  tym  powstrzymał.  Pamiętał  tylko,  że  stał  na
pokładzie, a że dzień był zimny i deszczowy, jedynie kilka osób w kurtkach
przeciwdeszczowych odważyło się wyjść na zewnątrz. W końcu przyznał,
że Isla ma rację, niezałatwiona sprawa z bratem niszczyła go całe lata.

Zastanowił się, co ma do stracenia.
Zanim  zmienił  zdanie,  pospieszył  do  kabiny,  poszukał  w  sieci  DXD

Industries i wziął do ręki telefon.

background image

I nagle usłyszał głos brata. Rozpoznałby go zawsze. Wyobrażał sobie,

że  słyszy  głos  Isli  dodającej  mu  odwagi,  gdy  informował  brata,  że  jego
następny port to Rotterdam. Teraz czekał w hotelowym lobby na człowieka,
którego nie widział od dziecka.

I nagle go zobaczył. Było oczywiste, że Daksz ma pieniądze. Więcej, że

jest bogaty. Było to widać w jego postawie i szytym na miarę garniturze.

Przez  kilka  długich  chwil  patrzyli  na  siebie.  Nikhil  dosłownie  czuł

iskrzące między nimi napięcie, kiedy tak stali, jakby żaden nie chciał zrobić
pierwszego kroku.

W  końcu  Daksz  ruszył  przed  siebie,  pokonując  odległość  długimi

pewnymi krokami.

- Nikhil – odezwał się.
- Bracie – odparł Nikhil, nasycając każdą sylabę możliwie największą

zniewagą.

- Minęło sporo czasu.
- Odkąd ostatnio rozmawialiśmy? Czy odkąd się widzieliśmy? – spytał

lodowato.

Ostatnia rzecz, jakiej się spodziewał, to błysk żalu i wyrzutów sumienia

w oczach brata.

- Byłem tchórzem, nie rozmawiając z tobą na… jego pogrzebie.
Nikhil  milczał.  Był  zbyt  zaabsorbowany  tym,  że  brat  nie  tylko  nie

powiedział „na pogrzebie naszego ojca”, ale też słowo „jego” wypowiedział
ze wstrętem.

-  Myślałem,  że  się  nie  odezwałeś,  bo  uważałeś,  że  zasłużył  na  lepszy

pogrzeb – rzekł sztywno.

Na  twarzy  Daksza  pojawił  się  ten  sam  wyraz  niesmaku  co  podczas

pogrzebu.

background image

- Nie zasłużył nawet na to, co zrobiłeś.
Tego Nikhil się nie spodziewał.
- Możesz to powtórzyć?
- Był bestią. Nie wiem, czy w ogóle zasłużył na pogrzeb.
- To czemu, do diabła, się do mnie nie odezwałeś?
Daksz milczał długą chwilę, po czym spytał:
- Zamówimy drinka?
Uniósł  rękę  i  natychmiast  podszedł  do  nich  jakiś  mężczyzna,  jeden

z  kilku  dyskretnie  rozstawionych  w  holu.  Nikhil  zdał  sobie  sprawę,  że  to
świta brata.

Siedzieli  w  milczeniu,  każdy  w  myślach  oceniał  tego  drugiego,  aż

pojawił  się  kelner  z  dwiema  szklaneczkami  bursztynowego  płynu.
Pieprzowo-tabakowa  woń  powiedziała  Nikhilowi,  że  to  jakość
niespotykana nawet na stole kapitana.

Równocześnie  wypili  po  łyku.  Nikhil  poczuł  na  podniebieniu  gorąco

i smak najpierw ostry, korzenny, a na końcu korzenno-owocowy.

- Wstydziłem się – powiedział Daksz. – Miałem poczucie winy. Dlatego

z tobą wtedy nie rozmawiałem.

To  było  tak  nieoczekiwane,  że  Nikhil  nie  wiedział,  jak  zareagować.

Przywołał w wyobraźni obraz Isli, który przyniósł mu ukojenie.

-  Nie  powinienem  był  zostawiać  cię  samego  z  ojcem  –  kontynuował

brat,  jakby  to  była  najtrudniejsza  rzecz  do  powiedzenia,  jakby  ćwiczył  to
latami. – Wiedziałem, do czego był zdolny. Zwykle ograniczał się do bicia,
miałem siniaki, które nie znikały tygodniami. Ale parę razy wylądowałem
przez niego w szpitalu. Raz ze złamaną nogą, dwa razy ze złamaną ręką,
dwa razy z pękniętymi żebrami.

background image

Daksz  przeklął  głosem  pełnym  powściąganej  furii.  Nikhil  poczuł  się

trochę lepiej.

-  Myślałem,  że  ciebie  nie  tknie  –  podjął  Daksz.  –  Tak  przynajmniej

sobie  mówiłem.  Że  mnie  wybrał,  bo  byłem  bardziej  podobny  do  matki.
Chciałem w to wierzyć, żeby usprawiedliwić fakt, że odchodzę. Jedyny raz,
kiedy wróciłem po odwyku ojca, nic mi nie powiedziałeś. Ale powinienem
był wiedzieć, że zwróci się przeciw tobie.

- Z początku dawał mi spokój. – Nikhil usłyszał swój głos. – Poszedł na

terapię.  Myślałem,  że  się  zmienił,  ale  teraz  widzę,  że  się  bał,  że  ktoś  się
zorientuje, policja czy opieka społeczna. Co prawda wcale nie pomagali…

- Powinienem był coś powiedzieć, ale…
- Wstydziłeś się – dokończył Nikhil. – Dorosły chłopak bity przez ojca.

Zbyt dobrze znam to uczucie.

- Nie powinieneś go znać. Jestem starszym bratem, powinienem się tobą

opiekować.

- Półtora roku starszym. – Nikhil pokręcił głową. – Nie sądzę, żebym na

twoim miejscu wrócił wcześniej. Choć przez lata cię obwiniałem.

To  dziwne,  jak  wszystko  może  się  zmienić  w  mgnieniu  oka.  Dekady

goryczy  zniknęły.  Dzięki  Isli,  szepnął  jakiś  głos,  lecz  go  uciszył.  Ona
zasługuje  na  kogoś  lepszego  niż  on.  Na  dobrego  uczciwego  mężczyznę.
Daksz przynajmniej przyznał się do błędów, on wciąż musiał stawić czoło
swoim. Może teraz jest na to czas.

-  Wiesz,  że  go  zabiłem.  –  Gdy  to  powiedział,  poczuł,  jak  coś  w  nim

pękło.

- Nie – zaprzeczył Daksz.
- Miałem nóż. – Po raz pierwszy Nikhil pozwolił sobie wrócić do tamtej

nocy.  Sylwetki  zaczynały  nabierać  kształtów,  mgła  już  ich  nie
przesłaniała. – Wbiłem mu nóż.

background image

- Nie wbiłeś.
Nikhil nie mógł patrzeć na przerażoną minę brata. To niesamowite, że

po tylu latach wciąż szukał jego aprobaty. Kiedy Daksz nie patrzył na niego
z miłością, czuł się niedoskonały.

- Zrobiłem to – podjął. – Ojciec wpadł w szał, miał nóż. Udało mi się go

odebrać. Nagle ogarnęła mnie straszna złość, a on się na mnie rzucał i nagle
przestał… Spojrzałem w dół, było tyle krwi, a on upadł na mnie…

- Chryste, Nikhil. – Brat wsunął palce we włosy.
- Był bestią, tak – wycedził Nikhil. – Ale nie zasłużył na śmierć z ręki

syna.

- Nie zabiłeś go, Nik. – Niespodziewane zdrobnienie przywołało lawinę

wspomnień. – Wierzyłeś w to przez cały czas?

- Pamiętam to – wykrztusił Nikhil.
- To źle pamiętasz.
Brat wydawał się taki pewny, że Nikhil się zawahał. Jakby stał na skraju

przepaści, chciał się cofnąć, tylko nie wiedział jak.

- Nie było cię tam, Daksz. – Pokręcił głową.
- Czytałem policyjny raport.
Nikhil tylko patrzył na brata.
- Nie przejąłbym się, gdybyś go zabił. Zasłużył na to. Zastanawiałeś się,

czemu, skoro go zabiłeś, nie zostałeś aresztowany?

- Dlatego, że miałem piętnaście lat i nie było świadków.
-  Nie,  Nik,  ponieważ  tego  nie  zrobiłeś.  Sąsiadka  usłyszała  krzyki

i wezwała policję. Kiedy weszli, siedziałeś na podłodze plecami do ściany,
a ojciec leżał na tobie.

- Ale trzymałem nóż, który był w niego wbity.

background image

- Tak, miał wbity nóż. Pamiętasz, że wbił ci nóż w ramię? Przybił cię do

ściany? Twoja krew była na nożu i na ścianie.

- Tak… – Nigdy nikomu o tym nie mówił poza Islą. Daksz mógł o tym

wiedzieć tylko z raportu policyjnego.

- Krew z twojego ramienia spływała po ścianie, co znaczy, że cały czas

tkwiłeś w miejscu. A jeśli tak, to znaczy, że nie rzuciłeś się na ojca. To on
znów  rzucił  się  na  ciebie.  Więc  jedynym  wytłumaczeniem  jest,  że
zaatakował zbyt mocno, może się potknął i nadział się na nóż.

- Nie…?
Czy to było takie proste? Tyle lat żył z brzemieniem winy, którego nie

powinien dźwigać?

-  Tak,  Nikhil.  Nic  nie  zrobiłeś,  braciszku.  Po  prostu  znalazłeś  się

w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.

- Nie. – Znów potrząsnął głową. Nie jest potworem? Odtrącił Islę, by ją

chronić, bez powodu? – Zabiłem ojca – powtórzył. – Jestem potworem.

Patrzył na Daksza, który wstał i przykucnął przed nim. Położył rękę na

tyle głowy Nikhila i przyciągnął ją do siebie, aż dotknęli się czołami. Tak
jak w dzieciństwie.

- Nie jesteś potworem, braciszku. On był potworem. I ja, bo cię z nim

zostawiłem.

- Ty nie byłeś potworem. – Też położył rękę na tyle głowy brata. Jakby

zawierali pakt. – A gdybyś był, wybaczyłbym ci.

Choć  wiedział,  że  jedna  rozmowa  nie  cofnie  dekad  nienawiści  do

samego  siebie,  czuł,  że  zrobili  pierwszy  ważny  krok,  który  zawsze
najtrudniej zrobić.

Jakby  zaczął  się  proces  leczenia,  tak  jak  przewidziała  Isla.  Bez  niej

nigdy  by  do  tego  nie  doszło.  Ona  zaczęła  go  zmieniać.  Pomogła  mu
uwolnić się od przeszłości.

background image

Jak mógł tego nie widzieć? A może celowo odwracał wzrok? Był idiotą.
-  Myślałem,  że  już  za  późno  na  zakopanie  przepaści  między  nami.

Cieszę się, że nie jest za późno.

- To wymaga czasu – powiedział Nikhil. – Ale nie jest za późno.
A co z Islą? Czy jest za późno?

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

- Co robisz, Nikhil?
Serce waliło jej w piersi. Nie pozwoliłaby, by to usłyszał.
- Jestem ci winien przeprosiny, Islo.
Islo,  nie  pani  doktor.  Powinna  triumfować,  a  była  roztrzęsiona.

Wpatrywała się w niego, choć nie powinna zwracać na niego uwagi. Czarne
dżinsy, T-shirt z logo jakiejś rockowej kapeli. Wyglądał o wiele swobodniej
niż  w  mundurze,  z  którym  w  zasadzie  się  nie  rozstawał.  Poza  tymi
chwilami, które spędzali w łóżku.

Odchrząknęła,  a  on  spojrzał  jej  w  oczy,  które  pociemniały,  i  była  na

siebie zła za tę słabość, i nienawidziła go, że to zauważył.

Wróciła myślami do baru na plaży, gdzie siedziała z Leo i sprzeczały się

żartobliwie na temat pary nowożeńców. Wciąż słyszała, jak Leo ją pyta, czy
zostanie kiedyś panną młodą, a ona prychnęła. Nie ma takiej możliwości.

Teraz  zmieniła  zdanie.  Siłą  woli  pokręciła  głową  i  wróciła  do  pracy,

jakby Nikhil nic dla niej nie znaczył.

- To niekonieczne – wykrztusiła.
- Przeciwnie, jestem ci to winien od dawna.
- Nieważne, nie chcę tego słyszeć.
- Spotkałem się z Dakszem. Tak jak mi radziłaś.
Nie wiedziała, co uderzyło ją bardziej, fakt, że widział się z bratem czy

to, że posłuchał jej rady.

background image

Choć  jej  rozum  krzyczał,  by  się  do  niego  nie  odwracała,  nie  mogła

udawać,  że  nie  chce  usłyszeć  więcej.  Odwróciła  się  zatem  powoli
i  przycupnęła  na  skraju  biurka.  Ręce  opuściła  wzdłuż  ciała,  mocno
ściskając  blat.  Bała  się,  że  złamie  sobie  paznokcie.  Ale  co  to  znaczy
w porównaniu ze złamanym sercem?

I czyja to wina? – szepnął złośliwy głos w jej głowie.
- W porządku. Słucham.
- Powinienem był ci powiedzieć, co mi doradził kapitan. Stały związek

z osobą taką jak ty zwiększyłby moje szanse na awans.

- Tak – odparła. – Ale mi nie powiedziałeś.
Więc  została  wykorzystana.  Głośno  wciągnęła  powietrze.  Jeśli  ma  się

rozpaść  na  kawałki,  chciała  zrobić  to  na  osobności.  Ale  jej  nogi  były  jak
z waty, więc mocno ściskała biurko.

- Cóż… - Nie miała pojęcia, skąd się wziął ten chłodny ton. – Dziękuję,

że w końcu zdobyłeś się na szczerość.

- Na początku mówiłem sobie, że tak właśnie robię – podjął, zbliżając

się do niej. – Ale kto jeszcze o nas wiedział? Gdybym chciał tak zrobić, po
co bym się z tym ukrywał?

- Ale grałeś w tę grę.
-  Nie  było  żadnej  gry.  To,  co  nas  połączyło,  było  zbyt  cenne,  zbyt

osobiste, żeby karmić tym plotki. Więc może na początku mówiłem sobie,
że związanie się z tobą da się wytłumaczyć, jeśli będę przed sobą udawał,
że to jest część strategii. Ale nie jestem pewien, czy prawda jest tak prosta.

Szumiało  jej  w  jej  uszach.  Nie  chciała  mu  wierzyć.  Nie  chciała  mieć

nadziei. A jednak…

Mówił tak, jakby wcześniej poważnie rozważał te słowa. Jakby to nie

przychodziło mu łatwo. Jakby to była prawda, z którą sam dopiero musiał
się pogodzić.

background image

- Nie wiążę się z koleżankami z pracy.
- Wiem. – Starała się mówić bez goryczy.
- Nigdy nie chciałem być marynarzem – oświadczył niespodziewanie. –

To była ostatnia rzecz, o jakiej marzyłem. Mój ojciec pracował w kotłowni
na statku. Nigdy nie chciałem robić tego co on. Z oczywistych powodów.

To  rozumiała.  Czemu  ktoś  miałby  chcieć  iść  w  ślady  agresywnego

pijaka, który zadał dziecku tyle fizycznego i psychicznego bólu?

- To czemu zostałeś marynarzem?
- Bo tam, skąd pochodzę, nie było wiele innych możliwości. – Wzruszył

ramionami. – Postanowiłem, że nawet jeśli nie mam innej opcji, osiągnę to,
czego  on  nie  osiągnął.  Zostanę  oficerem,  o  czym  on  nie  mógł  nawet
marzyć.

To  tłumaczyło  jego  oddanie  pracy.  A  także  to,  że  winił  się  za  śmierć

ojca. Co powiedział mu brat? Cokolwiek to było, musiało być ważne, skoro
do niej przyszedł.

- Ale nigdy się od niego nie uwolniłeś, prawda?
- Tak, ale to z powodu Daksza.
Chciała coś powiedzieć, lecz w ustach jej zaschło.
- Mógłbym uznać, że spotkałem się z nim z twojego powodu. Może tak.

Ale też chciałem się z nim spotkać. Potrzebowałem tego przez dwadzieścia
lat, tylko wcześniej nie miałem odwagi.

- Wcześniej? – spytała, a on skinął głową.
-  Zanim  cię  poznałem.  Ty  wszystko  zmieniłaś.  Mnie  zmieniłaś.  Nie

chcę już być taki, jaki byłem kiedyś.

Pokochał  ją.  Może  nie  potrafił  powiedzieć  tego  otwarcie,  lecz  to

wyznanie  było we wszystkim,  co mówił. Wciąż jednak pragnęła usłyszeć
więcej. Żeby mieć pewność.

background image

- Co powiedział twój brat?
- W dniu pogrzebu tego demona, kiedy zobaczyłem na twarzy Daksza

oskarżenie, moje życie się zmieniło. Ilekroć patrzyłem w lustro, myślałem,
że jestem potworem. Ale dziś spotkałem się z nim…

Urwał,  kręcąc  głową,  jakby  nie  mógł  w  to  uwierzyć.  Isla  położyła

dłonie na jego piersi.

- Nie obwinia cię, tak? – spytała bez tchu.
-  Tak.  –  Jego  oczy  zalśniły  światłem,  którego  dotąd  nie  widziała.  –

Obwinia siebie. Uważa, że nie powinien był zostawiać mnie z ojcem.

- Sam był wtedy prawie dzieckiem. Miał siedemnaście lat, tak?
Uśmiechnął się, kładąc rękę na jej policzku.
- Wiem, pyar. Nie bój się, nie mam mu tego za złe. Już nie. Dość było

żalu i obwiniania się, kiedy ten, który naprawdę był winny, dawno odszedł.

- Więc pogodziliście się? – spytała z wahaniem.
-  Jesteśmy  na  dobrej  drodze  –  odparł.  –  Pozwól,  że  na  razie  od  tego

zaczniemy.

Otworzyła usta, lecz milczała. Jakaś jej część odczuła ogromną ulgę po

słowach Nikhila, wciąż jednak nie wiedziała, co go do niej przywiodło.

-  I  to  jest  ta  twoja  prosta  prawda?  –  odezwała  się  po  chwili,  która

wydawała się wiecznością.

- Nie. – Pokręcił głową i dotknął jej policzka. – Prosta prawda, pyar, jest

taka,  że  cię  kocham.  Myślę  zresztą,  że  zakochałem  się  w  tobie  już
pierwszego dnia.

Isla się zaczerwieniła.
- Może nie w tamtej pierwszej chwili – powiedziała cicho, a wtedy on

chwycił ją za ramiona i zmusił, by na niego spojrzała.

background image

-  Tak,  w  tamtej  chwili.  Gdzieś  tam  w  głębi  wiedziałem,  że  jesteś  mi

przeznaczona.

Kochała  go.  Nikhil  zamieniał  wszystkie  jej  lęki  w  radość.  Może  zbyt

wielką.

- Chcę z tobą być – podjął. – Chcę dzielić z tobą życie, budzić się obok

ciebie i zasypiać.

Nie wiedziała, skąd wzięła siłę, by zacisnąć palce na jego ręce i odsunąć

ją od siebie. Przerwać kontakt.

- Cieszę się z powodu twojego brata – oznajmiła bardziej szorstko, niż

zamierzała. – Bardziej, niż myślisz. Ale jestem pogubiona. Mam zlecenie
na nowy statek, a ty dostaniesz swój jako kapitan.

Jego oczy zabłysły, lecz wciąż milczał.
- A może o to chodzi? Skoro już wiesz, że każde z nas pójdzie własną

drogą,  czujesz  się  dość  bezpiecznie,  żeby  powiedzieć  to,  co  bałeś  się
powiedzieć.

- Nie, ale zdałem sobie sprawę z czegoś innego.
- Z czego? – spytała mimo woli.
-  Zdałem  sobie  sprawę,  że  powinienem  od  ciebie  odejść.

A jednocześnie, że nie mogę tego zrobić. Właśnie dlatego, że cię kocham.

Nie chciała dać się nabrać na słowa, o których tak marzyła. A jednak

opór przychodził jej z coraz większym trudem. Nikhil się uśmiechnął.

- Rozmawiałem dziś rano z centralą.
- Jeśli znów zmieniłeś mi statek…
-  Nie  wspomniałem  o  tobie,  Islo.  –  Uciszył  ją  spojrzeniem.  –

Rozmawiałem  o  swojej  pracy.  Zasugerowałem,  że  poprowadzę  jeszcze
jeden  rejs  jako  pierwszy  oficer,  zanim  przyjmę  posadę  kapitana.  Ale  tym
razem chcę popłynąć na „Gwieździe Hermiony”.

background image

- To mój statek! – W głowie jej się zakręciło.
To niemożliwe. Na pewno się przesłyszała.
- Tak, to twój statek – powtórzył.
Rozwiewał jej wątpliwości jedna po drugiej, jakby naprawdę ją kochał.

Jej  świat  eksplodował  niczym  najbardziej  spektakularne  fajerwerki  na
sylwestra.

-  Zrezygnowałbyś  z  zostania  kapitanem  i  przeniósł  się  z  flagowego

statku,  żeby  być  ze  mną?  Żeby  spotykać  się  ze  mną  po  kryjomu,  jak
robiliśmy przez dwa tygodnie?

Nie udawała, że to były wspaniałe dwa tygodnie.
-  Źle  mnie  zrozumiałaś  –  wtrącił.  –  Nie  chcę  się  już  ukrywać.  Chcę,

żebyśmy zostali parą. Oficjalnie.

- Oficjalnie parą? – Nie mogła otrząsnąć się ze zdumienia.
- Powiadomimy o tym biuro i poprosimy o umieszczenie nas w jednej

kabinie. Należysz do mnie tak samo jak ja należę do ciebie. Przestało mnie
obchodzić, czy ktoś o tym wie.

- Nie musisz tego robić…
- Kocham cię. Może pewnego dnia odwzajemnisz moje uczucie.
- Kiedy ja już cię kocham – wyrwało się jej.
- Isla…
Tym razem to ona nie dała mu dokończyć.
- Kocham cię – powtórzyła, a ilekroć to mówiła, wypełniała ją radość.
Nie  wiedziała,  kto  zrobił  pierwszy  ruch.  Wiedziała  tylko,  że  w  jednej

chwili dzielił ich kontynent, a zaraz potem znalazła się w jego ramionach.
Jakby na zawsze miała tam pozostać. Jakby to zawsze było jej miejsce.

- Im więcej ludzi będzie o nas wiedziało, tym lepiej. – Uniosła głowę

i przycisnęła wargi do jego ust.

background image

- Cały świat?
- Na początek.
Najwspanialszy początek, jaki mogła sobie wymarzyć.

background image

EPILOG

Stojąc któregoś wieczoru  na dziobie „Gwiazdy  Hermiony”  i mając za

plecami  zachodzące  słońce,  Isla  pomyślała,  że  minione  siedem  miesięcy
z  Nikhilem  i  dwa  rejsy,  które  odbyli  jako  para,  to  najlepszy  okres  w  jej
życiu.

Ale  teraz  czekała  z  walącym  sercem,  bo  Nikhil  został  wezwany  do

kapitana.  Cieszyła  się,  bo  najprawdopodobniej  zaoferowano  mu  funkcję
kapitana na jakimś statku. Jednocześnie była tym przerażona.

Nieoficjalnie zwrócono się już do niej, by dołączyła do załogi „Hestii”,

na której miała zacząć pracę przed rokiem. Nie mogła jednak liczyć na to,
że właśnie na tym statku Nikhil zostanie kapitanem. Niezależnie od tego,
jaki statek mu zaproponowano, po raz drugi nie mógł odrzucić oferty, a to
oznaczało koniec ich idealnego życia.

Na dźwięk jego kroków odwróciła głowę.
- Jaki statek? – spytała z udawaną radością.
Spojrzał na nią pytająco, ale trudno było nie zauważyć, że jest lepiej,

niż się spodziewali.

Była  z  niego  dumna,  choć  serce  ją  zakłuło.  Jak  ich  związek  przetrwa

taką  zmianę?  Ufała  mu,  wierzyła,  że  nie  zdradzi  jej  jak  Bradley,  ale
odległość wiele zmienia.

Uśmiechnęła się, nie zdradzając swoich lęków.
- Trudno w to uwierzyć. – Zdenerwowanie w jego głosie było znajome

i niepokojące.

background image

- Nie „Hestia”?
- Nie – potwierdził.
- Więc który?
- „Kasjopeja”.
- Cudownie! – Zarzuciła mu ręce na szyję. – Tak się cieszę.
-  Cóż,  jest  coś  jeszcze.  –  Ujął  jej  twarz  w  dłonie.  –  Doktor  Turner

domaga się twojego powrotu.

- Słucham? – Nie mogła w to uwierzyć.
- Kapitan pytał, czy byłabyś zainteresowana. Powiedziałem, że pewnie

nie, ale cię spytam.

- Co powiedziałeś? – zawołała, nim zdała sobie sprawę, że Nikhil z niej

żartuje. – To nie jest zabawne.

- Moim zdaniem jest, pyar.
- Więc nie to powiedziałeś?
-  Oczywiście,  że  nie.  Powiedziałem,  że  przekażę  ci  wiadomość,  a  ty

dasz mu odpowiedź.

- Nie przyjąłeś jej od razu?
Nie chciał, by pracowała z nim na „Kasjopei”?
-  Oczywiście,  że  nie,  pyar.  Już  dawno  nauczyłem  się,  żeby  się  nie

wtrącać w twoje sprawy zawodowe.

- Ale chcesz, żebym tam z tobą była? – Starała się uspokoić. – Nikhil,

o co chodzi?

- Chciałem zaczekać, ale…
- Nikhil!
Wyciągnął  rękę.  Było  w  niej  małe  skórzane  pudełeczko  ze  złotą

aplikacją, w którym mógł być tylko…

- Nikhil… – powtórzyła.

background image

- Chciałem ci to dać, jak dotrzemy jutro do Hamburga. Ale nie mogę

dłużej czekać.

Otworzył  pudełeczko,  w  którym  widniał  pierścionek  z  rubinem

otoczonym brylantami.

- Uratowałaś mi życie, pani doktor. Bez ciebie nie byłoby tak bogate,

pełne – rzekł z powagą. – Z każdym dniem kocham cię bardziej i nie chcę
spędzić  bez  ciebie  ani  jednego  dnia.  Przegnałaś  moje  demony.  Wyjdź  za
mnie, pyar.

-  Moje  życie  też  nigdy  nie  byłoby  tak  spełnione,  gdybym  cię  nie

poznała. Kocham cię. To jasne, że za ciebie wyjdę. Nie wyobrażam sobie,
żeby mogło być inaczej.

Wsunął  jej  pierścionek  na  palec.  Jego  pocałunek  był  pełen  obietnic.

Potem odwrócił ją do siebie plecami, a ona się o niego oparła. Otoczył ją
ramionami i patrzyli na wschód słońca daleko na horyzoncie.

Zaczynał się nowy dzień. Zaczynało się nowe życie.
Wspólne wspaniałe życie.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
EPILOG


Document Outline