background image

JEAN VANIER, SERCE ARKI - Duchowość na każdy dzień, 

VERBINUM Wydawnictwo Księży Werbistów, Warszawa 1996

WPROWADZENIE
W  sierpniu  1964  r.  zainspirowany  i  zachęcony  przez  dominikanina  o.  Tomasza  Philippe  zacząłem  dzielić 

moje  życie  z  Rafałem  Simi  i  Filipem  Seux.  Mieszkanie  razem  z  tymi  dwoma  upośledzonymi  umysłowo 
mężczyznami oraz z innymi, którzy podobnie jak ci dwaj, cierpią z powodu upośledzeń, przemieniło moje życie. 
Zanim  ich  spotkałem, kierowałem  się  w  życiu  głównie  głową i  poczuciem  obowiązku.  Stworzyłem  wewnętrzne 
bariery, aby się zabezpieczyć przed lękami i ukryć moje słabości. W Arce zacząłem się uczyć, jak żyć sercem.

Pomimo niektórych trudnych chwil te trzydzieści lat przyniosło mi wielką radość. Moje serce otworzyło się, 

wzrosło  moje  zrozumienie.  Nauczyłem  się  wiele  o  sercu  ludzkim  i  o  ludzkiej  potrzebie  serca,  jak  też  o  obawie 
przed  sercem,  o  relacjach  miłości  i  o  wspólnocie  z  innymi.  Nauczyłem  się  wiele  o  Ewangelii,  o  życiu  i  osobie 
Jezusa. Arka była szkołą miłości.

Społeczeństwo traktuje ludzi z upośledzeniami jako „nieudaczników" czy „podludzi". Narodziny dziecka z 

upośledzeniem uważa się za tragedię dla rodziny. Natomiast w Arce odkrywamy, że ci ludzie posiadają ogromną 
otwartość serca i zdolność do miłości. Oni wydają się objawiać, co jest najbardziej podstawowe w nas wszystkich. 
Przebywanie z nimi we wspólnocie może być trudne, ale również przemienia i uczy, co naprawdę liczy się w życiu. 
Być może przychodzimy do Arki, aby pomóc słabym, ale wkrótce uświadamiamy sobie, że w istocie to oni nam 
pomagają!

Życie w Arce jest wymagające i zmusza do pewnej ofiary. Ci, którzy przychodzą, aby żyć w Arce, muszą 

zgodzić się na ograniczone wynagrodzenie, dłuższe godziny pracy i utratę niektórych przyjaźni czy kulturalnych 
rozrywek.  Ale  w  tym  samym  czasie  zyskujemy  wiele:  życie  we  wspólnocie,  poczucie  bycia  kochanym,  nowe 
odczucie znaczenia i  celu w życiu oraz bardziej  zintegrowany sposób  życia, w  którym spotyka się  nasza wiara, 
talenty  i  umiejętności.  Arka  jest  miejscem,  gdzie  możemy  się  rozwijać  i  pogłębiać  zarówno  nasze 
człowieczeństwo, jak i naszą duchowość.

Bóg  dał  Arkę  jako  dar  w  tym  szczególnym  momencie  historii.  Dzisiaj  tak  wielki  nacisk  kładzie  się  na 

technologię i naukową wiedzę, że ludzie zapominają, jak ważne jest serce i jak ważna jest osoba ludzka; bywa, że 
pogrążają się w zniechęceniu i rozpaczy. Społeczeństwo często usiłuje wykluczyć ludzi słabych zanim się urodzą 
albo przez eutanazję, argumentując, że słabi są utrapieniem i kosztują zbyt wiele. Poprzez Arkę Bóg przypomina 
nam  o  istotnym  celu  ludzkiego  życia:  zostaliśmy  stworzeni  z  miłości  i  dla  miłości,  aby  zużyć  wszystkie  nasze 
moce i talenty, aby stworzyć bardziej sprawiedliwe i kochające  społeczeństwo, w którym jest miejsce dla każdej 
osoby.

Nasze  wspólnoty chcą  zaświadczyć  wobec Kościoła i  świata,  że  Bóg  zna  każdą  osobę  w jej  najgłębszym 

bycie i kochają w jej upadku. Bóg jest miłością. Bóg jest dobrocią, współczuciem i przebaczeniem. Arka nie jest 
zwykłym  rozwiązaniem  problemu  społecznego,  ale  jest  też  znakiem,  iż  miłość  jest  możliwa,  że  nie  jesteśmy 
skazani na życie w stanie wojny i konfliktu, gdzie silny gnębi słabego. Każda osoba jest niepowtarzalna, cenna i 
święta.

Arka  jest  rodziną  stworzoną  i  podtrzymywaną  przez  Boga.  Być  rodziną,  znaczy  podzielać  tego  samego 

ducha,  tę  samą wizję  i  duchowość.  Jest  to  szczególnie  prawdziwe  w  odniesieniu  do  rodziny  stworzonej  jako 
odpowiedź na Boże wezwanie, niezależnie od naturalnych więzów ciała i krwi. Duchowość jest sposobem życia, 
który  zakłada  z  góry  pewne  decyzje  i  szczególne  przyporządkowanie  priorytetów.  Każda  religia  posiada 
duchowość,  sposób  życia  i  rozwoju  w  zjednoczeniu  z  Bogiem.  Ewangelia  jest  źródłem  chrześcijańskiej 
duchowości, ale istnieje wiele sposobów przeżywania Ewangelii.

Poprzez  całą  historię  Duch  Święty  powoływał  mężczyzn  i  kobiety,  aby  zgodnie  z  zapotrzebowaniem 

poszczególnych  czasów  czy  kultur  stwarzali  nowe  rodziny,  które  by  świadczyły  o  Bożej  miłości,  o 
zmartwychwstaniu Jezusa i o darze Ducha Świętego. Zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie, już w początkach 
Kościoła byli ojcowie pustyni i podstawy dla rodzin monastycznych. Oni rozwinęli duchowość skupioną na życiu 
modlitwy,  życiu wspólnotowym,  posłuszeństwie  i  liturgii.  Znacznie  później  zaistniały  rodziny  franciszkańskie. 
Żyły  one  życiem  ubóstwa  i  wiary  w  obecność Boga  w  naturze  i  w  ubogich.  Inne  rodzaje  duchowości,  które 
rozwinęły  się,  podkreślały  "'ważność  integracji  i  poświęcenia  dla  społeczeństwa.  Istnieją  rodzaje  duchowości 
stosowane dla małżeństwa jak  i  dla innych stanów życia. Każda z nich  posiada te  same podstawy: Ewangelię i 
życie  Jezusa.  Każda  z  nich  oferuje  sposób  wzrostu  w  miłości  i  uwalniania  się  od  strachu,  ukazuje  ścieżkę  do 
zjednoczenia z Jezusem i z innymi ludźmi.

Duch Święty stworzył Arkę za pośrednictwem o. Tomasza Philippe, aby w tym wieku, zapatrzonym w różne 

osiągnięcia, objawić, iż wartość każdej osoby polega nie na inteligencji, lecz jest zawarta w sercu. Bóg postanowił 
objawić się w szczególny sposób przez ludzi z upośledzeniami, poprzez ich słabość i prostotę ich serc.

W tej książce chcę mówić o pewnych istotnych elementach naszej duchowości, według której żyjemy z dnia 

background image

na  dzień  w  naszych  wspólnotach  rozsianych  w  całym  świecie.  Piszę  na  podstawie  własnego  doświadczenia  w 
moim własnym języku i zachowując moją własną wrażliwość. Inni w Arce mogliby pisać całkiem odmiennie albo 
też podkreślać inne aspekty. Ta książka opisuje szlak ku jedności, pokojowi, przebaczeniu i wolności, szlak, który 
ludzie  z  upośledzeniami  ukazali  Arce.  Inni  chrześcijanie  poznają  ten  szlak  w  miarę,  jak  dzielą  swoje  życie  z 
ludźmi,  którzy  są  słabi  i  zależni  w  różny  sposób:  starzejący  się,  umierający, ludzie  z chorobą  AIDS,  ludzie 
cierpiący  z  powodu  chorób  umysłowych  itd.  Wspólnoty  Arki  kształtują  nową rodzinę  w  ramach  większej
chrześcijańskiej rodziny, Ludu Bożego.

Niektóre wspólnoty Arki są międzyreligijne. W Indiach np. nasze wspólnoty otwierają się na hindusów, mu-

zułmanów i chrześcijan. Każda osoba jest wkorzeniona w swoją tradycję religijną. W pewnym sensie duchowość 
Gandhiego była podobna do duchowości Arki. On również znalazł Boga w ubogich, cierpiących i odrzuconych. On 
uświadomił sobie, że im bardziej zbliżamy się do ubogich i wchodzimy w przymierze miłości z nimi, tym bardziej 
zbliżamy się do Boga. Ta książka jednakże zajmuje się głównie biblijnymi podstawami duchowości Arki. Jest to 
życie i przesłanie Jezusa, przekazane nam przez Ewangelię.

Kwestia języka
Język  rozwinął  się  znacznie  w  ciągu  ostatnich  trzydziestu  lat.  Ludzie  zwykli  mówić  o  „umysłowo 

opóźnionych" albo o „umysłowo niedorozwiniętych". Dzisiaj używamy innych terminów: „ludzie z trudnościami w 
uczeniu  się"  albo:  „ludzie  postawieni  wobec  specjalnych  wymagań  umysłowych".  Język  rozwija  się  według 
wymagań  kultury,  kraju  i  czasu.  Poza  zmianami  w  języku  kryje  się  pragnienie  potwierdzenia  faktu,  że  osoba  z 
upośledzeniem  umysłowym  jest  przede  wszystkim  osobą,  która  zasługuje  na  szacunek  i  w  miarę  możliwości 
powinna aktualizować swoje szczególne uzdolnienia.

W  tej  książce  używałem  określenia:  „osoba  z  umysłowym  upośledzeniem"  albo:  „ludzie  z  umysłowymi

upośledzeniami".  Naprawdę  są  to  ludzie  ze  wszystkimi  implikacjami  tego  słowa.  Każda  osoba  jest  unikalna  i 
ważna. Niemniej jednak istnieją różnice. Niektórzy ludzie przychodzą do Arki z powodu swego upośledzenia, inni 
natomiast  dokonują  wolnego  wyboru:  przychodzą  by  żyć  we  wspólnocie  z  upośledzonymi.  Ważną  sprawą  w 
używaniu języka jest to, by jasno określić różnicą, a jednocześnie szanować osobę.

Czasami  ludzie  dzisiejsi  mają  trudności  ze  słowami  „ubogi"  i  „słaby".  Ewangeliczne  przesłanie  mówi  o 

„ubogich", co często interpretuje się jako „ekonomicznie biednych". Ale osoba bez pracy i rodzice, którzy stracili 
dziecko,  są  również  „ubodzy".  Uboga  osoba  to  taka,  która  znajduje  się  w  potrzebie,  która  rozpoznaje  swoją 
potrzebę i  woła o pomoc. Słabość często jest  traktowana jako wada. Ale czyż  my wszyscy nie jesteśmy  w jakiś 
sposób słabi i w potrzebie? My wszyscy mamy słabe miejsca, nasze ograniczenia i upośledzenia. W momencie gdy 
rozpoznajemy  nasze  słabości  i  jesteśmy  w  stanie  prosić  o  pomoc,  możemy  pracować  razem.  Słaby  potrzebuje 
silnego, ale, jak my to odkrywamy w Arce, silny również potrzebuje słabego. W tej książce używamy słów „ubogi" 
i  „słaby",  nawet  jeśli  te  słowa  sprzeciwiają  się  pewnym  normom  kulturowym,  które  wymagają,  żeby  każdy  był 
silny.

Specjalne dzięki
Dziękuję Klarze de Miribel, której wiedza o duchowości Arki uczyniła ten tekst jaśniejszym i bardziej precy-

zyjnym.

Moje szczególne podziękowania kieruję do Małgorzaty Parnham, która pracowała ciężko przy udoskonaleniu 

tekstu w języku angielskim i w ostatniej chwili przygotowała maszynopis.

W styczniu 1995

Jean Vanier

background image

I

T

AJEMNICA 

JEZUSA

Chrześcijańska duchowość ma swój fundament w osobie Jezusa. My, w  Arce, jesteśmy wezwani, 

aby  przeżywać  w  szczególny  sposób  tajemnicę  ubóstwa  i  słabości  Jezusa,  który  przyszedł,  aby  być  z 
ubogimi i słabymi, Jezus przyszedł, aby nieść Dobrą Nowinę ubogim. Ustanowił tę misję, gdy będąc w 
synagodze w Nazarecie, zastosował do siebie słowa proroka Izajasza:

Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, 

więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi. (Łk 4,18)

Dzięki Arce zacząłem rozumieć, czym dla ubogich jest Dobra Nowina.
W  czasach  Jezusa  było  wiele  ludzi  ubogich,  uciskanych,  niewidomych  i  odrzuconych.  Wielu 

trędowatych cierpiało  nie tylko z  powodu odrzucenia.  Byli traktowani  jako  „niedotykalni", a  ci, którzy 
byli  w  jakiś  sposób  związani  z  nimi,  stawali  się  nieczystymi.  Ich  choroba  była  widziana  jako  kara 
pochodząca od Boga.

Ludzie tacy jak oni byli wykluczeni, uwięzieni w przekonaniu o swej bezużyteczności, w poczuciu 

nędzy i winy. Nie mieli ani przyszłości, ani nadziei.

W  tym  samym  czasie  inni  żyli  w  luksusie.  Mieli  władzę,  prestiż  i  przywileje.  Żyli  w  błogim 

samozadowoleniu.  Ich  powodzenie  i  dobrobyt  były  uważane  za  znaki  Bożego  błogosławieństwa  i 
przywilejów. Te dwa światy były oddzielone murem: bogaci, generalnie pogardzający ubogimi, i ubodzy, 
zamknięci  w  sobie  z  poczuciem  odrzucenia  i  smutku.  Jezus  opisał  te  dwa  światy  w  jednej  ze  swych 
przypowieści:

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy 

jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; 
nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł takie 
bogacz  i  został pogrzebany.  Gdy  w  Otchłani,  pogrążony  w  mękach,  podniósł  oczy,  ujrzał  z  daleka  Abrahama  i 
Łazarza  na  jego  tonie.  I  zawołał:  „Ojcze  Abrahamie,  ulituj  się  nade  mną  i  poślij  Łazarza;  niech  koniec  swego 
palca  umoczy  w  wodzie  i  ochłodzi  mój  język,  bo  strasznie  cierpię  w  tym  płomieniu".  Lecz  Abraham  odrzekł:  „ 
Wspomnij, synu, ze za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a 
ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak ze nikt, choćby chciał, stąd do was 
przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać". (Łk6,19-26).

Jezus jadał z ludźmi bogatymi, jak Szymon faryzeusz i Zacheusz. Wzywał ich do przemiany, aby 

dzielili  się  swoimi  dobrami  z  ludźmi  potrzebującymi,  zamiast  nimi  pogardzać.  Nie  upierał  się,  żeby 
sprzedawali  swoje  domy,  ale  wzywał  ich,  by  otwarli  swe  serca  dla  ubogich.  Po  spotkaniu  z  Jezusem 
Zacheusz postanowił oddać połowę swego majątku ubogim. Jezus bardzo wyraźnie stwierdza, że:

Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni  będziecie, gdy ludzie  was  znienawidzą  i  gdy  was  wyłączą  spośród siebie,  gdy zelżą  was  i  z 

powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo 
wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

Natomiast  biada  wam,  bogaczom,  bo  odebraliście  już  pociechę  waszą.    Biada  wam,  którzy  teraz  jesteście 

syci,  albowiem  głód  cierpieć  będziecie. Biada wam,  którzy  się  teraz  śmiejecie,  albowiem  smucić  się  i  płakać 
będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym 
prorokom. (Łk 6,20-26)

Jezus nie przyszedł, aby sądzić i potępiać, ale aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. (J 

11,52) On przyszedł zburzyć mur dzielący biednych i bogatych, silnych i słabych, zdrowych i chorych, 
tak żeby wszyscy mogli się pojednać i uświadomić sobie, że wszyscy są częścią tego samego ciała.

Kiedy  Jezus  przemierzał  drogi  Galilei,  ludzie  słabi,  chorzy  i  ubodzy  wyczuwali  Jego  dobroć  i 

współczucie.  On  ich  kochał.  Uzdrawiał  chorych,  dawał  siłę  i  nadzieję  każdej  napotkanej  osobie. 
Wchodził  nawet  do  miejsc  o  wątpliwej  reputacji.  Był  blisko  tych,  co  sami  siebie  uważali  za  religijne 
wyrzutki.  Przemawiał  do  nich  ukazując  łagodnie  Bożą  dobroć  i  miłosierdzie.  Nie  chciał  przemieniać 
struktur  organizacyjnych  społeczeństwa  siłą  czy  nowymi  surowymi  prawami,  ale  poprzez  przyjaźń  z 
bezsilnymi, ukazywanie drogi ku pokorze i wspólnocie serc.

Żydzi  byli  uciśnieni  i  upokarzani.  W  warunkach  rzymskiej  okupacji  żyli  pod  jarzmem  obcych 

background image

żołnierzy i  brutalnej  władzy przedstawiciela  rzymskiego cesarza.  Pomiędzy  Żydami i  Rzymianami  stał 
mur przesądów i nienawiści.

Jezus nie ubiegał się o władzę królewską dla stworzenia nowego sprawiedliwego społeczeństwa, w 

którym każda osoba byłaby darzona szacunkiem.  Zamiast tego wkroczył na szlak wiodący ku pokorze, 
aby  się  utożsamić  ze  zranionymi. Paweł  zapraszał  swych  uczniów  w  Filippach,  aby  weszli  na  ten  sam 
szlak:

To dążenie niech was ożywia; ono też byto w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał 

ze  sposobności,  aby  na  równi  być  z  Bogiem,  lecz  ogołocił samego  siebie,  przyjąwszy  postać  sługi,  stawszy  się 
podobnym  do  ludzi.  A  w  zewnętrznym  przejawie,  uznany  za  człowieka,  uniży  t  samego  siebie, stawszy  się 
posłusznym aż do śmierci -i to śmierci krzyżowej. 
(Flp 2,5-8)

Jezus  zaprasza  swych  uczniów,  aby  nie  szukali  znaczenia  czy  władzy  nawet  za  cenę  czynienia 

dobrze  innym,  ale  raczej,  by zajęli  najniższą  pozycję  w  celu  służby  na  wzór  niewolników.  Bóg  strąca 
władców 
tronu, a wywyższa pokornych, mówi Maryja w swym Magnificat (Łkl,52).

Jezus  przedstawia  całkowicie  nową  wizję.  Bóg  nie  jest  po  prostu  sprawiedliwym,  łagodnym  i 

współczującym  bytem,  który  czuwa  nad  biednymi  i  nawołuje  bogatych,  by  się  dzielili  z  ubogimi.  Ten 
sposób widzenia Boga znajduje się, na przykład, u Izajasza:

Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwinąć więzy niewoli, wypuścić wolno 

uciśnionych  i  wszelkie  jarzmo  połamać; dzielić  swój  chleb  z  głodnym,  wprowadzić  w  dom  biednych  tułaczy, 
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i 
szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwata Pańska iść będzie za tobą.

Wtedy zawołasz, a Pan odpowie,wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: „Oto jestem!"
Jeśli u siebie usuniesz jarzmo,przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie,
jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną,
wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem.

Pan cię zawsze prowadzić będzie,nasyci duszę twoją na pustkowiach.
Odmłodzi twoje kości,tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie. 
(Iz 58,6-11)

Jezus nie służy ubogim. On staje się jednym z nich. Słowo staje się ciałem: Wszechmogący staje się 

bezbronnym  dzieckiem,  które  wzbudza  odruch  miłości.  Jego  słowa,  czyny,  całokształt  Jego  sposobu 
bycia  niepokoi  ludzi,  a  przede  wszystkim  niepokoi  ludzi  możnych.  Oni  odmawiają  słuchania  czy 
zaakceptowania  Go.  Szukają  nawet  sposobów,  by  Go  zabić.  Ostatecznie  przekazują  Go  w  ręce  władz 
cywilnych, przywódców rzymskich. Jezus zostaje skazany na śmierć i umiera w całkowitym opuszczeniu. 
Wszyscy  się  z  Niego  wyśmiewają.  On,  człowiek  współczujący,  staje  się  tym,  który  potrzebuje 
współczucia,  biednym,  ubogim  człowiekiem.  Jezus  przywraca  ustanowiony  porządek:  przynagla  ludzi, 
aby nie tylko czynili dobrze ubogim, ale aby odkryli Boga ukrywającego się w ubogich, aby odkryli, że 
ubodzy posiadają moc uzdrawiania i uwalniania ludzi.

background image

                                          II

DUCHOWOŚĆ SKUPIONA WOKÓŁ TAJEMNICY UBOGIEGO

Dwa światy dzisiaj
Dwa  światy,  które  istniały w  czasach  Jezusa,  wciąż  istnieją  dzisiaj  w  każdym  kraju,  mieście  i  w 

każdym  ludzkim  sercu.  Z  jednej  strony  są  bogaci,  którzy,  przekonani  o  samowystarczalności,  nie 
rozpoznają  własnej  potrzeby  miłości  i  bliskości  innych  ludzi.  W  każdym  z  nas  jest  coś  z  człowieka 
bogatego. Są ludzie bogaci materialnie, kulturalnie, a nawet duchowo, którzy żyją w samozadowoleniu i 
luksusie, uwikłani w sidła dóbr, władzy i przywilejów. Oni posiadają więcej, niż potrzebują, a mimo to 
wciąż pragną jeszcze więcej! To oni pogardzają ludźmi odmiennymi i słabymi.

Zawsze  też  są  ubodzy,  wielka  rzesza  ludzi  żyjących  w  ubóstwie  i  nędzy,  niezaradnych  życiowo: 

bezdomnych,  bezrobotnych,  pokrzywdzonych,  cierpiących  z  powodu  choroby  umysłowej,  z  powodu 
upośledzeń  umysłowych  czy  fizycznych.  Są ludzie  starzy,  żyjący  w  samotności  i  zapomnieniu,  ludzie 
umysłowo niezrównoważeni, ludzie tkwiący w sidłach zniekształconych wyobrażeń o sobie  samych. Są 
cierpiący z niedożywienia i głodu, uchodźcy ukrywający się przed nienawiścią, gwałtem i wojną.

Jezusowe przesłanie dzisiaj jest takie jak zawsze: On przychodzi, by zgromadzić w jedno wszystkie 

rozproszone dzieci Boże i dać im pełnię życia. Pragnie położyć kres nienawiści, uprzedzeniom i lękom, 
które  wyobcowują  ludzi  i  grupy  społeczne.  Pragnie  stworzyć  w  tym  podzielonym  świecie  miejsce 
jedności, pojednania i pokoju, zapraszając bogatych, by umieli się dzielić, a ubogich, by podtrzymywali 
nadzieję. Posłannictwem Arki, a także innych wspólnot jest zburzenie ścian dzielących słabych i silnych, 
tak  że  wspólnie  mogliby  oni  uświadomić  sobie,  jak  bardzo  potrzebują  się  nawzajem,  i  w  ten  sposób 
zjednoczyć się. To jest Dobra Nowina.

Społeczeństwo rywalizacji
Ponieważ  nasze  zachodnie  społeczeństwa  są  społeczeństwami  konsumpcyjnymi,  które  popierają 

indywidualizm, są one również społeczeństwami rywalizacji. Już w szkole uczy się dzieci, że powinny się 
wysilać, aby być pierwszymi na mecie, że muszą zwyciężać, jeśli chcą być podziwiane, że tylko wtedy, 
gdy  jako  młodzi  ludzie  wykażą  się  sukcesami,  mogą  mieć  nadzieję  na  zdobycie  szanowanego, 
wpływowego  i  dobrze  płatnego  stanowiska  w  przyszłości.  Praktycznie  na  każdej  drodze  życia  ludzie 
usiłują  się wspinać  po drabinie  sukcesów,  aby mieć  więcej: więcej pieniędzy,  większe wpływy,  więcej 
uznania.

Są  pewne  pozytywne  elementy  zawarte  we  współzawodnictwie.  Pozwala  ono  ludziom  rozwijać 

talenty i ujawniać w sobie to, co najlepsze. Bez współzawodnictwa czy bez pragnienia sławy lub podziwu 
postęp  ludzkości  w  wielu  dziedzinach  byłby  wolniejszy.  Ubieganie  się  o  doskonałość  rozwija 
doskonałość.  Ale  współzawodnictwo  posiada  również  swoją  złą  stronę.  W  każdym  wypadku,  gdy ktoś 
zwycięża, wielu innych przegrywa, czują się zniechęceni i przestają rozwijać swoje talenty. Niezdolni do 
wspinania  się  po  drabinie  sukcesu,  spadają  w  przepaść  i  tracą  pewność  siebie,  zaś  ludzie  sukcesu, 
osiągając wyższy szczebel drabiny społecznej, są skłonni nimi pogardzać.

Ja  byłem  częścią  tego  świata  rywalizacji.  Chciałem  być  „na  szczycie".  Dostrzegałem  znikomą 

wartość tych, co byli „na dnie", nawet jeśli od czasu do czasu usiłowałem pomóc im w potrzebie, czyniąc, 
co w mojej mocy, aby podciągnąć ich w górę, zachęcając do szukania sukcesu i lepszego poziomu życia.

W  1963  roku  dzięki  o.  Tomaszowi  Philippe  odkryłem  świat  tych  ludzi.  Odwiedzając  zakłady, 

schroniska  i  szpitale  psychiatryczne  poznałem  zupełnie  nowy  świat  ludzi  chorych  i  upośledzonych 
umysłowo. To był  świat rozpaczy i  szaleństwa. Ci ludzie byli ukryci przed oczami społeczeństwa, tak 
aby nie przypominali o swoim istnieniu. Zamknięci razem w pokojach, snuli się z kąta w kąt przez cały 
dzień, gdyż nie mieli nic lepszego do zrobienia.  Niektóre sypialnie były nawet dobrze zorganizowane, 
ale nie było w nich absolutnie nic osobistego.

Pracownicy tych instytucji to często ludzie o dobrym sercu, ale nie mający czasu, by poświęcić go 

każdemu pacjentowi z osobna. Stąd też mężczyźni i kobiety cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych 
bywali  zaniedbani,  pozostawieni  samym  sobie,  a  czasem  nawet  źle  traktowani.  Gdy  usiłowali  się 

background image

zbuntować  - a  mieli  do  tego  poważne  powody  - karano  ich  bardzo  surowo.  W  ten  sposób  nie  tylko 
tłumiono ich agresywność, ale również nadzieję.

Byłoby  rzeczą  pochopną  potępiać  personel  pracujący  w  tych  instytucjach,  jak  też  ludzi,  którzy  je 

stworzyli. Byli oni po prostu produktem kultury, która traktowała osoby z ograniczoną inteligencją jako 
żałosne  stworzenia,  niezdolne  do  rzeczywistego  odczuwania  cierpienia.  Wprawdzie  niektóre  instytucje 
troszczyły  się  o  swoich  podopiecznych  i  traktowały  ich  z  miłością,  uczuciem  i  szacunkiem,  niemniej 
jednak  i  tu  nikt  nie  wierzył,  że  ludzie  z  upośledzeniami  umysłowymi  mogą  się  rozwijać,  stawać  się 
bardziej samodzielnymi czy ofiarować cokolwiek innym.

Spotkałem  Rafała  i  Filipa  w  schronisku  niedaleko  Paryża,  gdzie  byli  zamknięci  za  wysokimi 

murami,  pozbawieni  - tak  jak  wszyscy  tam  -jakichkolwiek  zajęć.  To  było  miejsce  godne  pożałowania, 
wypełnione krzykami gwałtu i rozpaczy. Rafał jako dziecko chorował na zapalenie opon mózgowych, w 
wyniku  czego  utracił  zmysł  równowagi  i  zdolność  mówienia.  Podobny  los spotkał  Filipa.  Obaj  zostali 
przysłani do tego schroniska po śmierci rodziców.

Kupiłem  mały,  odrapany  dom  w  Trosły,  wiosce  na  północy  Francji,  i  zaprosiłem  ich,  aby 

zamieszkali ze mną. Tak się zaczęła przygoda Arki.

Przygoda Arki

Z chwilą gdy zamieszkaliśmy razem z Filipem i Rafałem, pierwszym moim odkryciem była głębia 

ich bólu; bólu, gdyż byli przyczyną niezadowolenia swoich rodziców i innych ludzi. Można zrozumieć 
reakcję rodziców na ich upośledzenie. Jacyż rodzice nie byliby zniechęceni i rozgoryczeni faktem, że ich 
dziecko prawdopodobnie nie będzie mogło mówić, chodzić czy żyć podobnie jak inne dzieci? Ale same 
dzieci z upośledzeniami również cierpią i to bardzo głęboko. Rafał i Filip mieli niewiarygodnie wrażliwe 
serca.  Obaj  byli  głęboko  zranieni  przez  odrzucenie,  przez  brak  zainteresowania  ze  strony  otoczenia. 
Dlatego niekiedy wybuchali gniewem albo uciekali w świat snów i marzeń. Jasne było, że tkwiła w nich 
potrzeba przyjaźni i zaufania, wyrażenia swoich potrzeb wobec kogoś, kto rzeczywiście potrafi słuchać. 
Zbyt długo nikt nie był zainteresowany słuchaniem ich. Nikt nie pomagał im w dokonywaniu wyborów i 
stawaniu się bardziej odpowiedzialnymi za własne życie. W istocie ich potrzeby były dokładnie takie jak 
moje własne: być kochanym i kochać, dokonywać wyborów i rozwijać swoje zdolności.

W  miarę  jak  nasza  przyjaźń  utrwalała  się  i  pogłębiała,  coraz  bardziej  uświadamiałem  sobie,  jak 

okrutne  są  nasze  społeczeństwa,  które  popierają  silnych i  odrzucają  słabych.  To  odrzucenie  wydaje  się 
być głęboko zakorzenione w naszych kulturach i instytucjach. Nawet Kościół często nie umie rozpoznać 
wartości ludzi z upośledzeniami. To jest tak, jakby nasze społeczeństwo nie potrafiło przyznać się, że ci 
ludzie są w pełni ludźmi, że straszliwie cierpią  z powodu odrzucenia i pogardy. Bez wątpienia Kościół i 
społeczeństwo  uznają,  że  ważne  jest,  by  „zrobić  coś"  dla  nich  i  dla  ich  rozgoryczonych  rodziców,  ale 
rzadko dostrzegają, że właśnie ci ludzie mają coś do zaoferowania w zamian.

Być znakiem wyzwania dla kultury
Z upływem lat zdałem sobie sprawę, jak dalece mieszkanie razem z ludźmi cierpiącymi z powodu 

upośledzeń umysłowych jest wyzwaniem dla kultury. Wkrótce po zaistnieniu Arki natrafiłem na fragment 
Ewangelii Łukaszowej, w którym Jezus mówi:

Gdy  wydajesz  obiad  albo  wieczerze,  nie  zapraszaj  swoich  przyjaciół  ani  braci,  ani  krewnych,  ani 

zamożnych sąsiadów, aby cię i  oni nawzajem nie zaprosili, i  miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, 
zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się 
odwdzięczyć... 
(Łk 14,12-14)

Słyszałem  ten  tekst  wielokrotnie,  ale  nigdy  przedtem  nie  odczułem  w  pełni  jego  mocy. 

Uświadomiłem  sobie  nagle,  że  ten  fragment  opisywał  tę  rzeczywistość,  w  której  my  żyliśmy  w  Arce, 
zasiadając  do  jednego  stołu  z  Rafałem,  Filipem  i  innymi.  Zasiadanie  przy  jednym  stole  oznaczało 
nawiązanie z nimi przyjaźni i stworzenie rodziny. To był sposób życia całkowicie przeciwny wartościom 
społeczeństwa  hierarchicznego  i  konkurencyjnego,  w  którym słabi  są  spychani  na  margines.  Zacząłem 
sobie zdawać sprawę, jak dalece Dobra Nowina Jezusa przeciwstawia się stereotypom kultury.

background image

Niektórzy rodzice naszych ochotników, będąc dobrymi chrześcijanami, byli jednak zmartwieni, że 

ich synowie czy córki decydują się na życie w Arce. Gdyby ich dzieci wybrały życie księdza albo siostry 
zakonnej,  byliby  z  nich  dumni.  Ale  decyzja  dzieci,  by  mieszkać  z  „takimi  ludźmi",  przekraczała  ich 
możliwości zrozumienia. Niektórzy mówili: „To taka strata, że mój syn jest w Arce. Mógłby zrobić coś 
naprawdę pożytecznego ze swym życiem!"

Jakkolwiek nasz sposób życia był taki przeciwny stereotypom kultury, to jednak byłem podniesiony 

na  duchu  przez  o.  Tomasza  i  przez  wielu  psychiatrów,  a  także  ludzi  zaangażowanych  z  rządu 
francuskiego  i  służb  społecznych.  Oni  doceniali,  jak  ważne  jest  traktowanie  upośledzonych  umysłowo 
przede wszystkim jako ludzi, pomaganie im w podejmowaniu decyzji i zapewnienie im ciepłego i bez-
piecznego domu, który byłby w pełni zintegrowany z miastem czy wsią, gdzie z kolei mogliby nawiązać 
przyjaźnie z sąsiadami i miejscową wspólnotą. Oni również uważali, że należy unikać wielkich instytucji, 
które  przypominały  więzienie.  Większość  upośledzonych  umysłowo  to  nie  chorzy  wymagający  stałej 
opieki  medycznej.  Oni  pragną,  by  ich  otoczenie  było  przystosowane  do  ich  potrzeb,  tak  by  mogli  się 
rozwijać  i  odnajdować  sens  życia.  Byłem  zaskoczony  faktem,  że  nauki  humanistyczne  doszły  do  tych 
samych  wniosków  co  Ewangelia.  Społeczeństwo  rywalizujące,  indywidualistyczne  i  materialistyczne 
odchodzi   od humanizmu. Przesłanie Jezusa jest głęboko humanistyczne.

Przyjaźń z ubogimi dokonuje przebudzenia i przemiany serca
Przyjaźń  z  Rafałem  i  Filipem  oraz  przeżywanie  razem  z  nimi  przymierza  - świętego  związku  -

zakładało  ogromną zmianę  w  moim  podejściu  do  życia.  Moje  wykształcenie  nauczyło  mnie,  jak  być 
szybkim i efektywnym w podejmowaniu decyzji. Byłem przede wszystkim bardziej człowiekiem czynu 
niż człowiekiem słuchającym. W służbie marynarskiej miałem co prawda kolegów, ale nie prawdziwych 
przyjaciół.  Otwarcie  się  na  przyjaźń  oznacza  podatność  na  zranienie,  ryzyko  ściągnięcia  masek  i 
usunięcia barier, abyśmy byli zdolni do zaakceptowania ludzi takimi jakimi są, uwzględniając zarówno 
całe ich piękno i talenty', jak słabości i wewnętrzne okaleczenia. To oznacza płakanie, gdy oni płaczą, i 
śmiech,  gdy  oni  się  śmieją.  Ja  stwarzałem  bariery  wokół  mojego  serca,  by  je  zabezpieczyć  przed 
cierpieniem.  W  Arce  już  się  nie  wspinałem  po  drabinie  ludzkiego  uznania  i  nie  stawałem  się  bardziej 
efektywnym  i  ważnym.  Zacząłem  „zstępować",  „marnować  czas"  razem  z  ludźmi  z  umysłowymi 
upośledzeniami, tak że byliśmy w stanie tworzyć wspólnoty, środowiska oparte na przymierzu i komunii.

Oczywiście,  musiałem  uczynić  coś  dla  Rafała  i  Filipa.  Oni  potrzebowali  pomocy,  by  stać  się 

bardziej  samodzielnymi,  by  uczyć  się  podejmowania  decyzji  i  przejmowania  w  większym  stopniu 
odpowiedzialności za swe życie. To jednak nie było najważniejsze. Oni przede wszystkim potrzebowali 
wyzwolenia  od  poczucia  izolacji,  by  nabyć  poczucie  przynależności  do  wspólnoty  przyjaciół,  do  two-
rzenia więzów miłości i komunii. Musiałem uczyć się, co w rzeczywistości znaczy zaangażowanie się we 
wspólnotę  z  tymi ludźmi.  Kochać  kogoś  oznacza  oczywiście  wolę,  by  zrobić  coś  dla  nich, ale  o  wiele 
bardziej  oznacza  to  bycie  dla  nich,  pomaganie  im,  by  dostrzegli  swe  własne  piękno  i  wartości,  by 
uwierzyli  w  siebie.  Miłość  wymaga  takiej  otwartości,  aby  inni  mogli  widzieć  nasze  własne  ubóstwo. 
Miłość domaga się, bym zostawił innym wolną przestrzeń, w której oni mogliby mnie kochać. Znaleźć 
przyjaciół to było szczególnie ważne dla Rafała i Filipa, gdyż doświadczyli tak wiele odrzucenia i mieli 
bardzo  negatywny  obraz  samych  siebie.  Byli  przekonani,  że  „są  nic  niewarci",  że  są  tylko  przyczyną 
cierpienia i  kłopotów  dla  swoich  rodzin  i  wszystkich  innych. Musiałem  walczyć z  tymi przekonaniami 
poprzez ukazywanie im radości, jaką odczuwałem dzięki ich istnieniu i dzieleniu mego życia z nimi.

W miarę jak dotykałem kruchości ludzi z upośledzeniami umysłowymi i bólu odczuwanego przez 

nich, i w miarę jak rosła ich ufność ku mnie, we mnie wytryskiwały nowe źródła wrażliwości. Kochałem 
ich i byłem szczęśliwy z nimi. Obudzili we mnie tę część mojej istoty, która dotąd była niedorozwinięta, 
uśpiona. Z ich pomocą nowy świat stanął przede mną otworem. Nie był to świat wydajności, rywalizacji, 
sukcesu i władzy, ale świat serca, słabości i duchowej łączności. Oni wprowadzali mnie na szlak wiodący 
ku uzdrowieniu i całościowej integracji.

Bycie  przyjacielem  ubogich  ma  swoje  wymagania.  Zakotwiczają  nas  oni  w  rzeczywistości  bólu; 

sprawiają, że niemożliwa jest dla nas ucieczka w świat idei i snów. Ich przejmujące wołanie o solidarność 
zobowiązuje nas do dokonywania wyborów, pogłębiania naszego życia wewnętrznego i skoncentrowania 

background image

się na miłości w życiu codziennym. Dzięki temu dokonuje się nasza przemiana.

W  miarę  wzrastania  w  przyjaźń  z  ubogimi  ujawniają  się  nasze  wewnętrzne  konflikty.  Łatwo  jest 

próbować  ucieczki  od  wymagań  przyjaźni  i  pozwolić  uwieść  się  własnej  aktywności  czy  osobistym, 
bardziej naglącym, planom czy też jakimś rozrywkom. Wszystko to osłabi naszą solidarność z ubogimi. 
Prowadzić  życie  prawdziwie  chrześcijańskie  - to  znaczy  wychodzić  naprzeciw  ubogim,  przeżywać 
duchowość  Arki  - oznacza  rzeczywiste  zmaganie.  Nie  możemy  być  wierni  w  tym  zmaganiu,  o  ile  nie 
otrzymamy daru Ducha Świętego w chwilach cichej modlitwy, gdy spoczywamy w miłości Jezusowej.

Wzrastając w przyjaźni z ludźmi słabymi i bezbronnymi zaczynam odkrywać w nich zalety serca, 

które  niezbyt  często  są  widoczne  w  ludziach  poświęcających  swą  energię  osiąganiu  sukcesów. 
Oczywiście, nie powinienem uogólniać. Każda osoba jest niepowtarzalna i ma własne dary i okaleczenia. 
Jednak ludzie, których przyjęliśmy w Arce, posiadają wspaniały dar prostoty we wzajemnych kontaktach. 
Nie  rządzą  nimi  społeczne  konwencje.  Witają  gości  z  radością  i  nie  czynią  żadnych  różnic  pomiędzy 
ważnymi w oczach świata a niepozornymi. Nie są zainteresowani zawodem czy pozycją kogokolwiek, ale 
są bardziej spostrzegawczy, gdy chodzi o ludzkie serca. Nie nakładają masek, wyrażają zarówno radość 
jak i gniew w sposób naturalny. Oni żyją w chwili obecnej i nie są usidleni przez tęsknotę za przeszłością 
albo przez sny o przyszłości. Dzięki temu łatwiej przychodzi im przebaczać i czynić pokój. Wszystkie te 
zalety  sprawiają,  że  ci  mężczyźni  i  kobiety  są  życzliwi,  umieją  świętować  i  wchodzić  we  wzajemne 
związki.  Wielu  z  nich,  będąc  wolnymi  od  żądzy  współzawodnictwa  i  sukcesu,  promieniuje  radością. 
Radość ich nie jest zaciemniona przez minione zranienia, ale wydaje się wypływać z ich wnętrza. Wydaje 
się, że są bardziej całościowo zintegrowani niż wielu ludzi, utalentowanych intelektualnie i posiadających 
zmysł praktyczny. Wskazują nam szlak ku miłości, prostocie i radości.

Odsłanianie moich własnych ran

Czasami  niektórzy  ludzie  z  upośledzeniami  budzili  we  mnie  nową  wrażliwość  i  to  była  radość 

przebywania  z  nimi.  Ale  w  innym  czasie  niektórzy  budzili  mój  gniew  i  niechęć.  Przerażała  mnie 
możliwość,  że  dotkną  mnie w  moich  słabych  punktach.  Czułem  się  przy  nich  roztrzęsiony i  nieswój. 
Było  to  dalekie  od  uczuć  pokoju  i  otwartości,  których  potrzebowałem,  aby  być  obecnym  dla  nich. 
Trudno  jest  przyznać  się  do  ciemności,  lęków,  udręk,  zamętu  i  psychicznej  nienawiści  we  własnym 
sercu, do wszystkiego, co ukrywa się w naszych zabliźnionych ranach i ujawnia naszą niezdolność do 
miłości. Jeśli kochamy tylko tych, którzy nas kochają i afirmują, czyż to jest miłość? Czyż nie jest to 
zwykłe  samolubstwo?  Jak  możemy  się  uczyć  wychodzenia z  siebie  i  bycia  otwartymi  wobec  tych, 
którzy  wykrzykują  swoją  udrękę,  którzy  potrzebują  miłości,  ale  denerwują  nas  i  rozbudzają  nasze 
własne udręki? Dla ludzi, którzy, podobnie jak ja,  zawsze  mogli robić to,  co lubią, i  zawsze  odnosili 
sukcesy, jest to trudne; jednocześnie odkrywanie naszego ubóstwa i bezsilności, konfrontacja z własną 
klęską może być rzeczywistym źródłem zbawienia.                  

Musiałem  zaakceptować  moje  osobiste  trudności  i  ubóstwo  oraz  wołać  o  pomoc.  Postawiony 

wobec  własnego gniewu  i  niezdolności  kochania,  spotkałem  w  sobie  moje  własne  człowieczeństwo  i 
stałem  się  pokorniejszy.  Odkryłem,  że  moje  ciemne  strony  przerażały  mnie,  że  zawsze  chciałem 
odnosić sukcesy, być podziwiany i mieć na wszystko gotowe odpowiedzi. Ukrywałem swoje ubóstwo.  
Łatwo dostrzegać wady  w innych i  osądzać ich. O wiele trudniej jest przyznać  się do własnych wad. 
Jakże szybko usiłujemy usprawiedliwić siebie i  obwiniać innych zamiast pokornie przyznawać  się do 
naszych własnych słabości i win.                                                

Czyż możemy być pełni miłości i współczujący wobec Rafała i Filipa, zaakceptować ich ubóstwo i 

słabość,  jeśli  nie  potrafimy  zaakceptować  samych  siebie?  Fakt,  że  mieszkarny  razem  z  ludźmi 
upośledzonymi  i  stajemy  się  ich  przyjaciółmi,  zmusza  nas  do  zejścia  z  piedestałów  i  rozpoznania 
własnego pospolitego człowieczeństwa wraz z trudnościami jakie mamy w pokochaniu innych,              

Uświadomiłem  sobie,  że  aby  stać  się  przyjacielem  ludzi  w  potrzebie,  musiałem  się  modlić  i 

pracować nad sobą z pomocą Ducha Świętego i dobrego duchowego towarzysza -  kogoś zdolnego do 
wspólnego wędrowania i dzielenia ze mną życia. Musiałem zaakceptować siebie samego bez żadnych 
złudzeń.  Musiałem  odkryć,  jak  przebaczać  i  jak  przyjąć  przebaczenie.  Krok  po  kroku  ludzie  słabi  i 
bezsilni pomogli mi zaakceptować moje własne ubóstwo, stać się pełniejszym człowiekiem i wzrastać 
w wewnętrznym scaleniu.

background image

Być uważnym 
Przebywając  z  ludźmi  cierpiącymi  z  powodu  umyslowych  upośledzeń  nie  można  się  śpieszyć. 

Słuchanie i zrozumienie ich wymaga czasu. Efektywność nie jest silną stroną! Swoje szczęście znajdują 
oni poprzez obecność i wzajemny kontakt. Ich rytm jest wyznaczany rytmem serca. Zobowiązują nas, 
żeby zwolnić tempo i wejść w ten wzajemny kontakt.

Umiejętność  słuchania  jest  przede  wszystkim  postawą.  Usiłujemy  zrozumieć  ból,  pragnienie  i 

nadzieje innych osób bez osądzania ich. Słuchając uważnie dajemy im poczucie wartości i pomagamy 
wzrastać  w  wierze  we  własne  siły.  Wiele  ludzi  cierpi,  gdy  tylko  wyczują,  że  inni  nie  chcą  ich 
zrozumieć. Natomiast gdy ktoś poświęca im czas, aby uważnie słuchać, zaczynają się otwierać.

        Umiejętność  słuchania  nie  ogranicza  się  tylko do  słuchania  słów.  Ważny  jest  również 

pozasłowny  język  ciała.  Rafał  w  ogóle  mało  co  mówił.  Musiałem  uczyć  się  jego  języka,  uczyć  się 
znaczeń tych kilku słów, które był zdolny wypowiedzieć. Musiałem się nauczyć odczytywać język jego 
ciała,  jego  łez,  uśmiechów,  dotyków,  jego  krzyku  gniewu  wypływającego  z  frustracji.  Ludzie  z 
upośledzeniami  umysłowymi  wypowiadają się  raczej  za  pomocą  ciała  niż  słów.  Musimy  być  bardzo 
wyczuleni  na  ten  prosty,  konkretny  język,  aby  uchwycić  głębię  bólu  i  problemów,  a  także  pragnień, 
które się za tym kryją.    

Pomoc  w  kąpieli  jest  najbardziej  znaczącym  doświadczeniem  w  Arce.  Osoba,  która  jest  wtedy 

naga,  on  czy  ona,  jest  szczególnie  wrażliwa.  Każdy  musi  być  wtedy  wyczulony  na  reakcje  ciała,  aby 
zapewnić, że ta osoba osiągnie największy możliwy pożytek w tym szczególnym momencie wzajemnego 
kontaktu. Ogromny szacunek i delikatność są tu niezbędne. Nigdy przedtem, zanim przyszedłem do Arki, 
nie  pomagałem nikomu  w  kąpieli.  Kiedy  miałem  to  uczynić pierwszy raz,  przypomniałem sobie  słowa 
św. Pawła: Czyi nie wiecie, że ciało wasze jest świątynia Ducha Świętego, który w was jest? (l Kor 6, 19). 
To niepozorne, ułomne, nagie ciało jest miejscem Bożego zamieszkania. Moje własne ciało jest również 
miejscem  Bożego zamieszkania.                                   

Jeśli  będę  zbyt  egocentryczny  lub  będę  próbował  zawsze  wykazać  swą  wartość,  to  wysłuchanie 

innych będzie dla mnie bardzo trudne. Wysłuchanie słów albo język ciała innej osoby zakłada umieranie 
mojego „ja",  zakłada otwarcie  na przyjęcie tego,  co on czy ona  chce dać:  czasem ciemność  i  bunt,  ale 
również i wewnętrzne piękno. 

W Arce nauczyłem się, co znaczy słuchanie bez uprzednich warunków. Gdy ktoś jest gwałtowny, 

głęboko zdenerwowany czy zniechęcony, wtedy  pomocnicy konsultują  się  z zespołem lekarzy  usiłując 
zrozumieć,  co  się  dzieje  w  życiu  tej  osoby,  co  on  lub  ona  chce  powiedzieć  przez  swoje 
gwałtowne 
zachowanie. Zrozumienie pozwala pomóc tym ludziom w podejmowaniu wyborów i  wyjściu ze  świata 
ciemności.

W  miarę  jak  uczę  się  słuchać,  uczę  się  również  nie  osądzać  ludzi  według  zasad  „normalności". 

Przeciwnie,  staram  się  ustalić  źródło  ich  bólu  i  pomóc  im  w  przezwyciężeniu  siebie.  Jeśli  będziemy 
wymagać  od  kogoś  zbyt  wiele,  on  czy  ona  poczuje  się  obezwładniony  i  prawdopodobnie  winny.  Jeśli 
będziemy od nich wymagać zbyt mało, nie będą się rozwijać. Umiejętność słuchania pomogła mi również 
w szybkim  wykrywaniu  pozorów,  które przybierają ludzie  uważani  za  „normalnych", aby zamaskować 
swe ograniczenia, rany i wewnętrzne cierpienia. Umiejętność słuchania bez wydawania sądów pomogła 
mi  doceniać ludzi  o odmiennej tradycji religijnej czy kulturowej. Kiedy  inni  wyczuwają, że  chcesz  ich 
zrozumieć i być blisko ich serca, oni również usuwają bariery i zaczynają ci ufać.

Ty  wcale  nie  znaczy,  że  zawsze  jest  łatwo  wysłuchiwać  i  być  blisko  innej  osoby.  Ona  może 

zakwestionować  wartości,  w  które  my  wierzymy.  Wysłuchać  innych  uważnie  oznacza  zaprosić  ich  do 
własnego serca, zrozumieć i kochać ich. To oznacza podjęcie ryzyka przyglądania się z bliska zarówno 
chwastom jak i dobrym ziarnom  na roli ich życia i nazywanie ich po imieniu bez pogłębiania poczucia 
winy.  Oznacza  to  również  szacunek  i  zaufanie  do  nich.  Czasami,  gdy  przesadnie  podkreślamy  wagę 
wartości  moralnych,  norm  społecznych  i  zwyczajów,  przekonujemy    się,  że  trudno  jest  zbliżyć  się  do 
ludzi, którzy ich z różnych powodów nie przestrzegają. Gdy natomiast słuchamy ludzi uzależnionych od 
narkotyków, odbywających wyroki w więzieniu, zaczynamy rozumieć ich wewnętrzne okaleczenia i ból, 
a także ich trudności w przestrzeganiu tych norm czy szacunku dla wartości. Podobnie, gdy nawiązując 
przyjaźń z nowymi imigrantami zyskujemy wgląd w ich cierpienie, odczuwane w momencie zetknięcia 
się z nową kulturą i językiem. Boli nas, gdy inni osądzają i potępiają tych ludzi nie podejmując żadnego 

background image

wysiłku,  by  ich  zrozumieć.  Analogicznie  mają  się  sprawy  z  ludźmi  z  urnysłowymi  upośledzeniami:  w 
miarę  jak  stajemy  się  im  bliscy,  nasz  system  wartości  również  ulega  zmianie.  Otwiera  się  przed  nami 
nowy świat, w którym dobroć, delikatność i współczucie mają pierwszeństwo przed sukcesami i władzą. 
Duchowość  Arki  w  sposób  nieunikniony  zmienia  nasze  postawy:  stajemy  się  pokorniejsi  i  bardziej 
otwarci . Życie wspólnotowe odnosi ten sam  skutek,              

Ubodzy wybrani przez Boga                        

Gdy  z  otwartym  sercem,  bez  uprzedzeń,  słuchamy  głosu  biednych,  odkrywamy,  że  mogą  oni 

spełniać  funkcję  prorocką.  Ludzie  cierpiący  z  powodu  upośledzeń  umysłowych  nie  poznają  Boga  w 
sposób intelektualny, abstrakcyjny, ale mają zdolność wyczuwania, że są kochani. Kiedy dzieci wiedzą, 
ze  są  kochane,  wtedy  są  spokojne.  Kiedy  czują,  że  są  niechciane,  odczuwają  ból.  One  uczą  się  przez 
kontakt z sercem, ciałem, zmysłami. Czyż nie odnosi się to do wszystkich nas, a już zwłaszcza do ludzi z 
poważnymi    upośledzeniami  umysłowymi,  którzy  mają  niewiele  zdolności  i  nikt  ich  nie  podziwia  za 
osiągnięcia?

W  mojej  wspólnocie  przyjęliśmy  Eryka,  młodego  człowieka,  który  był  niewidomy  i  niesłyszący. 

Nie potrafił mówić ani samodzielnie jeść i chodzić. Przyszedł do nas ze szpitala psychiatrycznego, gdzie 
cierpiał z powodu rozdzielenia z matką, która kochała go bardzo, ale nie była w stanie się nim opiekować. 
Ucierpiał też z powodu przechodzenia z rąk do rąk, które dotykały go, obsługiwały, często bez miłości 
czy  jakiejkolwiek  troski.  Rozwinął  w  sobie  bardzo  negatywny  obraz  samego  siebie.  Kiedy  przybył  do 
Arki,  naszym  zadaniem  było  znalezienie  sposobu,  żeby przekonać  go, iż  zasługuje  na  miłość  taki,  jaki 
jest, że jesteśmy szczęśliwi z jego powodu. Eryk zwykł przychodzić z nami do kaplicy. Ludzie będący 
blisko  niego  w  czasie  Eucharystii  zauważyli,  jak  spokojna  była  jego  twarz.  Skąd  wiedział,  że  był  w 
kaplicy, w domu Boga? Tylko poprzez wyczuwanie obecności Boga, przez wewnętrzny pokój, udzielony 
mu. Tajemnica wcielenia polega na tym, że Bóg przychodzi do nas i objawia nam szerokość i głębokość 
miłości  w  Trójcy  Świętej;  Bóg  w  nas  żyje  i  kocha  nas.  Boża  obecność  jest  objawiona  naszym  sercom 
poprzez dar Ducha Świętego. Jako dzieci Boże jesteśmy wezwani do przyjęcia tego daru obecności i do 
otwarcia  naszych  serc  na  tę  miłość.  Ludzie  o  wysokich  zdolnościach  intelektualnych  często  usiłują 
dotrzeć  do  Boga za  pomocą  umysłu  i  myśli.  Ludzie  z  ograniczonymi  zdolnościami  umysłu są  bardziej 
otwarci na prostą obecność, na serdeczny związek wspólnoty i miłości. Przyjmują Boga w spokoju serc, 
chociaż nie są w stanie wyrazić swego doświadczenia w słowach. Gdyby Eryk mógł opisać, co przeżywał 
podczas Eucharystii, prawdopodobnie powiedziałby: „Byłem wypełniony głębokim pokojem i radością",                        

Czasami  trudno  jest  ludziom  intelektualnie  utalentowanym  zrozumieć  ten  rodzaj  wiedzy 

pochodzącej z serca Uważają, że mało się ona liczy, gdyż jest zbyt emocjonalna. Zapominają, że to jest 
najbardziej  podstawowa  forma  wiedzy  w  każdym  z  nas:  fakt,  iż  czuliśmy  się  kochani  lub  odrzuceni 
przez naszych rodziców, formował podstawy naszej psychiki. Doświadczenie zakochania, zarówno jak i 
radość  płynąca  ze  świadomości,  że  jesteśmy  kochani  lub  kochamy  innych,  wypływają  z  poznania 
mającego źródło w sercu,                                            

Nie  oznacza  to,  że  ludzie  z  upośledzeniami  nie potrzebują  uczenia  się.  Ono  ma  swoje  miejsce. 

Jednakże najistotniejsza wiedza pochodzi bezpośrednio z serdecznego związku z Jezusem, który pozwala 
im  odczuć,  jak  bardzo  są kochani  i  powołani  do  wzrostu  w  miłości.  Posługując  się  słowem  Bożym  i 
milczeniem,  używając  świec  i  muzyki  stwarzamy  atmosferę,  która  pomaga  każdemu  w  znalezieniu 
spokoju i otwarciu się na tę obecność Jezusa w sercu. 

Kilka lat temu wszyscy domownicy spędzili dwa dni na rekolekcjach. Kiedy zapytałem Didiera, co 

najbardziej  wzruszyło  go  w czasie  rekolekcji,  odpowiedział:  „Kiedy  ksiądz  głosił  nauki,  moje  serce 
pałało". Jestem przekonany, że nie byłby zdolny powiedzieć dokładnie, o czym ksiądz mówił. Natomiast 
melodia jego głosu i słów, wypełnione miłością Jezusa, stały się kanałami,  przez które Duch    Święty 
dotknął serca Didiera, udzielając mu głębokiego poczucia pokoju i radości.

  Niektórym ludziom trudno uwierzyć w wartość tego rodzaju poznania, płynącego z serca: może się 

ono wydawać zbyt dziecinne i sentymentalne. Możliwe, że im samym brakuje wiary. Możliwe też, że są 
zakłopotani paradoksem dostrzeganym w upośledzonych umysłowo: nawet jeśli mogą być oni znakiem 
proroczym,  to  wciąż  zachowują  się  w  dziwny  sposób,  niekiedy  bardzo  szkodliwy  dla  nich  samych. 
Zapominamy, że Bóg przychodzi do nas w najgłębszej warstwie naszego bytu, poprzez źródło naszego 
życia,  w  najbardziej  wewnętrznym  sercu,  ukryty  poza  dostrzegalnymi  zranieniami  i  barierami 

background image

psychologicznymi. 

Paweł uświadomił sobie tę tajemnicę pisząc do Koryntian, że Bóg wybrał właśnie to, co głupie w 

oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nie jest 
szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone... 
(l Kor 1,27-28) 

Jezus dotyka tej samej tajemnicy opowiadając o królu, który wydaje ucztę weselną dla swego syna 

(por.  Mt  22).  „Dobrzy",  dobrze  urządzeni  ludzie  odrzucają  jego  zaproszenie.  Oni  mają  inne  rzeczy  do 
zrobienia; są zbyt zajęci. Toteż król posyła sługi na drogi i rozdroża, aby zapraszali ubogich, ułomnych, 
chorych  i  niewidomych-czyli  wszystkich  tych,  którzy  zazwyczaj  są  wykluczeni  ze  społeczeństwa  z 
powodu swojej niepełnosprawności. W ten sposób sala zapełniła się biesiadnikami. (Mt 22,10) Ubodzy 
są otwarci na miłość: ich największe pragnienie to miłość.

Kiedy  Jezus  powiedział  na  górze  nad  Morzem Tyberiadzkim:  Błogosławieni  ubodzy...,  to dał 

wskazówkę  życia, ustanowił Kartę. Ludzie obdarzeni inteligencją i wiedzą są zaproszeni, by wybrać tę 
drogę  życia.  Ludzie  słabsi  szczególnie  cierpiący  z  powodu  upośledzeń  umysłowych  nie  mają  wyboru. 
Oni  są  ubodzy  w  duchu:  wielu  jest  pokornych  i  delikatnych;  płaczą,  gdyż  znają  ból;  pragną 
sprawiedliwości, częściowo dla siebie samych; wielu ma czyste serca; wielu jest prześladowanych i może 
się stać narzędziem pokoju. Samo ich istnienie objawia obecność Jezusa ubogiego i upokorzonego. Taka 
jest  rzeczywistość    ich  stanu  życia.  Oni  mogą  wybrać;  albo  pogodzić  się  z  tym.  albo  paść  ofiarą  tego 
stanu: na tym polega misterium ich wolności.  

Sam fakt, ze posiadają otwarte, spontaniczne serca, nie oznacza jeszcze, że ludzie z upośledzeniami 

nie muszą się w życiu borykać i podejmować rzeczywistych wysiłków, Oni potrzebują pomocy, formacji 
i właściwego wsparcia, by móc w pełni zaakceptować siebie takimi, jakimi są, wzrastać w wierze i żyć 
nie tyle w świecie wyobrażeń, lecz w rzeczywistości. Podczas rekolekcji i pogadanek wychowawczych, 
które  organizujemy  w  Arce  i  we  wspólnotach  Wiara  i  Światło,  pomagamy  ludziom  z  umysłowymi 
upośledzeniami  rozważyć  pewne  podstawowe  tematy:  upośledzenie  umysłowe,  seksualność,  śmierć, 
obecność Boga. Te pogadanki przynoszą niektórym z nich rzeczywistą wolność i wewnętrzną dojrzałość,

Jezus obecny w ubogich
Jezus mówi nam: Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, 

przyjmuje Tego który Mnie posłał. (Łk 9,48) Małe dziecko symbolizuje wszystkich, którzy nie potrafią 
radzić sobie sami, którzy przez cały czas potrzebują kogoś, kto byłby z nimi i pomagał im. Jezus 
utożsamia się z wyrzutkami, z „obcymi", z głodnymi, spragnionymi, nagimi, chorymi, uwięzionymi, gdy 
mówi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. (Mt 25, 
40) Cóż to za tajemnica wiary! Jak może Jezus, Słowo Boże, być obecny w Eryku, w całym jego 
ubóstwie? Czyż naprawdę jest to możliwe że będąc w łączności z Erykiem jesteśmy w  łączności z 
Bogiem?

Jezusowe utożsamianie się z ubogimi pozostaje jedną z największych i niepojętych tajemnic 

Ewangelii. Jak może Bóg, będąc wszechmocny, przepiękny i chwalebny, stać się tak bezsilny, tak 
niepozorny, tak słaby? Logika miłości całkowicie różna od logiki rozumu i władzy. Kiedy kochasz jakąś 
osobę, wtedy używasz jej języka, aby być bliżej niej. Kiedy kochasz dziecko, wtedy mówisz i bawisz się 
z nim jakbyś sam był dzieckiem. W ten sposób i Bóg odnosi się do nas. Bóg staje się mały, żebyśmy nie 
byli przerażeni, żebyśmy nawiązywali serdeczne więzi miłości i komunii. 

Słowo stało się ciałem, aby objawić, co jest najbardziej cenne w każdym z nas: nasze serca, nasze 

pragnienie, by być kochanymi, i naszą zdolność kochania innych, by  być uprzejmymi i współczującymi, 
by poświęcić życia dla innych. Co jest najbardziej istotne, to nie nasza wiedza czy wpływy, ale ukryta w 
naszych sercach miłość, która pozwala nam użyć naszej wiedzy i darów na służbę innym poświęcić życie 
i budować wiemy związek przymierza. Dlatego Jezus utożsamia się ze słabymi, którzy płaczą z powodu 
braku  miłości  i  wzywają  ludzi  do  komunii.  Tajemnica  polega  na  tym,  że  nasz  Bóg  jest  Bogiem 
ukrywającym  się.  Nasz  Bóg  nie  jest  Bogiem  zasad,  regulacji  i  zobowiązań  czy  też  mistrzem  chcącym 
narzucić drogę   zbawiema. Nasz Bóg jest Bogiem miłości i komunii, jest Sercem pragnącym przekazać 
innemu  sercu  tę  radość  i  uniesienie  miłości  i  komunii,  które  istnieją  między  Ojcem,  Synem  i  Duchem 
Świętym.    

                      

background image

Loic często  siadał  na  mych  kolanach  podczas  wieczornej  modlitwy  w  La  Forestiera.  Ten 

niepozorny,  słaby  mężczyzna,  który  nie  umiał  mówić  mimo  swych  40  lat,  potrafił  siedzieć  bardzo 
spokojnie.  On  patrzył  na  mnie,  ja  patrzyłem  na  niego.  To  był  głęboki  moment  wspólnoty  jednego 
człowieka z drugim. Opowiada się, że św. Jan Vianney, proboszcz z Ars, zauważył starego rolnika, który 
zwykł przesiadywać godzinami w kościele. Kiedy święty zapytał go, co tu robi tak długo, rolnik odparł: 
„On  patrzy  na  mnie,  ja  patrzę na  Niego".  My  też  mamy  chwile  podobne  do  tej,  obcując  z  ludźmi 
podobnie jak Loic głęboko upośledzonymi; chwile kontemplacji, wypełnione pokojem i ciszą, w których 
„on patrzy na mnie i ja patrzę na niego",  uzdrawiające chwile, które jednoczą nasze serca i umysły. 

Poprzez  utożsamianie  się  z  ubogimi  i  słabymi  Jezus  przypomina  nam,  że  On  utożsamia  się  ze 

wszystkim,  co  jest  słabe  i  ubogie w  każdym z  nas.  Jesteśmy wezwani,  żeby stać  się  bardziej  otwarci i 
ufni, podobni  dzieciom,  wypełnieni zdumieniem.  Każda osoba  jest święta.  Nieważna  jest płeć,  kultura, 
religia,  upośledzenie  czy  ułomność.  Każda  osoba  jest  stworzona  na  obraz  Boży;  każdy  posiada  serce, 
zdolność kochania i pragnienie bycia kochanym.

Uświęcenie
Poprzez  wieki  Kościoły  chrześcijańskie,  jak  i  inne wielkie  religie,  zawsze  ceniły  powołanie 

niektórych  ludzi  do  całkowitego  poświęcenia  życia  Bogu.  Ci  ludzie  zawsze  byli  uważani  za 
uprzywilejowanych  świadków  albo  znaki  Boga.  To  eremici,  mężczyźni  i  kobiety  żyjący  w  klasztorach 
kontemplacyjnych,  oddający  całkowicie  swe  życie  Jezusowi;  kapłani,  zakonnicy  i  zakonnice,  a  także 
ludzie świeccy, którzy przeżywają swój celibat jako dar w Jego imię. Ich celibat zwiastuje wieczną ucztę 
weselną,  zaślubiny  Boga  z  całą  ludzkością.  W  Starym  Testamencie  prorocy  mówią  o  Bogu  jako 
Małżonku, a o Ludzie Bożym jako „Zaślubionej". W Nowym Testamencie Jan Chrzciciel Jezusa nazywa 
Oblubieńcem".

Poprzez chrzest serce każdej osoby należy do Boga. Niektórzy ludzie jednak są wezwani, aby ten 

dar  przynależności  manifestować  w  specjalny  sposób,  szczególną  drogą  życia.  Ewangelie  wydają  się 
objawiać  nam  inny  aspekt  uświęcenia:  tajemnica  ubogich,  uświęconych  dla  Boga  poprzez  sakralne 
„namaszczenie" cierpieniem, odrzuceniem i słabością. Gdy Paweł mówi, że Bóg wybrał „słabych, głupich 
i  odrzuconych" albo  gdy  Jezus  w  Ewangelii  Mateusza  opisuje  królestwo  Boże  jako  ucztę    weselną,  na 
którą  zaproszeni  są  „chromi,  chorzy  i  niewidomi„  to  potwierdzają,  że  słabi  mają  specjalne  miejsce  w 
sercu Boga. Sam Jezus był odrzucony i wykluczony, toteż utożsamia się z odrzuconymi i wykluczonymi. 
Czyż  nie  oznacza  to,  że  nowy  porządek  Ewangelii  zastępuje  stary?  My  w  Arce  zaczynamy  dotykać 
czegoś z tajemnicy, którą uchwycili ludzie tacy, jak św. Wincenty a Paulo, mówiąc: „Ubodzy są naszymi 
nauczycielami."

   Nie znaczy to, że wykluczenie czy odrzucenie są zgodne z wolą Bożą. Przeciwnie! To są owoce 

grzechu i zatwardziałego serca. Ewangelia ukazuje jednak, że Bóg w specjalny sposób przygarnia tych, 
których społeczeństwo odrzuca.

Tajemnica cierpienia
Posiłek przy jednym stole z cierpiącymi i odrzuconymi może być bolesny. W naszej wspólnocie w 

Santo  Domingo  przyjęliśmy  Luisito.  Urodził  się  z  poważnym  upośledzeniem  umysłowym.  Jego  matka 
żyła w ubogim miasteczku, w niewielkim szałasie, zbudowanym z odpadków drewna. 'Zwykła przynosić 
Luisito  przed  kościół,  gdzie  żebrała  na  /utrzymanie.  Luisito  nie  mógł  chodzić  ani  mówić.  Kiedy  jego 
matka zmarła, ludzie w parafii zajęli się nim myjąc go, dając jedzenie. Próbowali znaleźć dla niego dom. 
Słyszeli o Arce i modlili się, aby w ich parafii powstała wspólnota Arki. Kiedy otworzono wspólnotę w 
Santo Domingo, Luisito był pierwszą osobą, którą przyjęliśmy.

Nie jest jednak łatwo żyć dzień w dzień z kimś takim Luisito, który jest pełen gniewu, ciemności i 

depresji ludzie,  których  odrzucono,  mają  skłonność  do  zamykania  się  w  sobie  i  odmawiają 
porozumiewania się. Postrzegają siebie samych jako ofiary, kryją się w swoim własnym bólu i w świecie 
marzeń.  Gdy  przychodzą  do  Arki,  zapraszamy  ich,  by  się  otwarli,  nawiązywali  kontakty  z  innymi, 
wyzwalali się ze swych mechanizmów obronnych. Nie jest to łatwe do osiągnięcia. Na początku ubodzy 
będą  się  sprzeciwiać  wszelkiej  zmianie;  będą  gwałtownie  wykrzykiwać  swoje  udręki  i  gniew.  W 
pierwszych dniach pobytu u nas Luisito odmawiał jedzenia razem z innymi przy stole; zwykł siadać na 

background image

podłodze i jeść palcami. Nigdy przedtem nie robił nic samodzielnie, zawsze ktoś mu pomagał. Wspólnota 
podjęła  wysiłek,  żeby  pomóc  mu  w  stawaniu  się  niezależnym  i  bardziej  odpowiedzialnym  za  siebie 
samego. Każdy dzień był zmaganiem się między siłą naszej nadziei, a mocą jego zwątpienia w siebie.

Luisito  przebywa  z  nami  od  dziesięciu  lat.  Chociaż  nie  poczynił  większych  postępów,  to  jednak 

znalazł  rodzinę  i  przyjaciół.  Zaczął  chodzić  i  pracować  nieco  w  warsztacie.  Rozumiemy  go  lepiej, 
jakkolwiek  nasze  wzajemne  relacje  są  wciąż  kruche.  Nawet  jeśli  otworzył  się  nieco,  wciąż  pozostaje 
bardzo zraniony. W głębi jego serca ciągle tkwi wiele gniewu i smutku. Trzeba niemało wysiłku z jego 
strony, by się nie zniechęcać, ale wstać każdego ranka, chodzić, pracować i żyć z innymi. Żyć z Luisito, 
znosić jego gniew, próbować zrozumieć jego zmienne nastroje to bardzo trudne zadanie. Arka dała mu 
dom i nowe życie, ale ból i wyzwanie trwania z nim dzień w dzień i znoszenia jego udręk pozostaje.

Żyć  z  ubogimi  i  jeść  przy  jednym  stole  to  nie  sielanka.  Wiążą  się  z  tym  konflikty  i  zmagania. 

Ludzie  cierpiący  z  powodu  upośledzeń  umysłowych  potrafią  być  bardzo  egocentryczni.  Musimy  się 
zmagać  ze  wszystkim,  co  powoduje  ich  zamknięcie  się  w  sobie,  wspierać  ich  w  otwarciu  się,  aby  nie 
rządził  nimi  strach  i  przygnębienie.  Te  zmagania  są  bolesne.  Pomaga  nam  w  tym  nasze  życie 
wspólnotowe, jak i profesjonaliści z zewnątrz.

W  sierpniu,  kilka  lat  temu,  udałem  się  na  wakacje  razem  z  grupą  piętnastu  mieszkańców  z  Arki. 

Nasze wspólne życie było bardzo proste, ale mimo to niełatwe. Niektórzy mężczyźni i kobiety w grupie 
mieli poważne upośledzenia, musieliśmy więc podjąć się gotowania, sprzątania, jak również ich obsługi. 
Ponieważ  zwykłem  wstawać  bardzo  wcześnie, opuszczałem  dom  i  szedłem  na  modlitwy  poranne  do 
pobliskiego  klasztoru.  Był  to  dla  mnie  pokoju  i  milczenia.  Potem  mnisi  częstowali  mnie  śniadaniem. 
Wtedy, około godziny ósmej, gdy spacerem wracałem do domu, czułem ciężar w sercu. Zakosztowawszy 
spokoju  w  monasterze,  wracałem  do  codziennej  rutyny:  przygotowanie  śniadania,  budzenie  Loica, 
kąpanie  go,  budzenie  innych  pomocników.  W  miarę  jak  dzień  mijał,  coraz  bardziej  odczuwałem 
wewnętrzny ciężar i smutek. A przecież z mnichami było mi tak dobrze! Uświadomiłem sobie, że muszę 
zastanowić  się  nad  moim  własnym powołaniem  i  pełniej  je zaakceptować,  nie  żyć  w  świecie  marzeń  i 
wewnętrznych  konfliktów.  Raz  jeszcze  powiedzieć  sobie,  że  Jezus  nie  powołał  mnie  do  życia 
monastycznego według reguły św. Benedykta, ale do odnalezienia Go w ubogich, w moich ludziach, w 
życiu, które składa się z codziennych małych aktów miłości i służby. Bóg powołał mnie do Arki.

W miarę jak dzielimy nasze życie z bezsilnymi, musimy porzucić własne teorię o świecie, porzucić 

marzenia  i  wspaniałe  myśli  o  Bogu,  aby  zakotwiczyć  się  w  rzeczywistości,  która  potrafi  być  całkiem 
przykra. To właśnie w niej spotykamy Boga. Boga, który jest Emanuelem, Bogiem z nami. Tu Bóg jest 
obecny, ukryty w zranionej ludzkości, ukryty w bólu naszych własnych serc.

Ubodzy: tajemnica wiary
Łatwo jest zrozumieć potrzebę bycia wspaniałomyślnym, walki o sprawiedliwość, sprzeciwiania się 

dyskryminacji  i  ubóstwu.  Musimy  czynić  wszystko,  co  w  naszej  mocy,  aby  ludziom  z  upośledzeniami 
pomóc w uczeniu się i w pełnym włączeniu się w życie. Powinniśmy również sami uczyć się, jak kroczyć 
razem z tymi, którzy nigdy nie będą uzdrowieni, którzy pozostają w kajdanach własnej udręki i słabości. 
Potrzebują oni przyjaźni i wspólnoty. Potrzebują, żebyśmy objawili im ich własne piękno i drogocenną 
wartość. Ewangelia uczy nas czegoś zupełnie nowego: poprzez swoje cierpienie i ubóstwo ci ludzie mają 
coś  szczególnego  do  zaoferowania.  Oni  bowiem  przez  sam  fakt  istnienia  noszą  w  sobie  znaki  Boga  i 
obecności Jezusa. (Mt 25)

Duchowość Arki nie polega na czynieniu czegoś dla ubogich, ale na wsłuchiwaniu się w ich głos, na 

przyjmowaniu ich i na życiu razem z nimi w przymierzu - wzajemnym związku wierności, zakorzenionej 
w Jezusowej wierności wobec ubogich - aby pomóc im w odkrywaniu sensu i celu ich życia.

Ubodzy ukazują ludziom przebywającym z nimi, jak można żyć współczująco, na poziomie serca. 

Oni  ewangelizują  nas.  Ukazują  nam  drogę  błogosławieństw.  Stopniowa  przemiana  dokonuje  się  w 
sercach ludzi, którzy przychodzą żyć z nimi. Odkrywają oni swe własne ubóstwo. Odkrywają, że Dobra 
Nowina  Jezusa  została  ogłoszona  nie  tym,  którzy  służą  ubogim,  ale  bezpośrednio  samym  ubogim. 
Ubodzy są  dla  nich  przewodnikami  od  wielkoduszności  do  współczucia  i  pomagają im  wziąć  do  serca 
słowa Jezusa: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest milosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; 
nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (Łk 6,36-37)

background image

Stopniowo odkrywamy, że ludzie cierpiący z powodu upośledzeń umysłowych i wszyscy na samym 

dole drabiny społecznej stawiają nas wobec paradoksu. Z punktu widzenia wiary ci usunięci na margines 
i uważani za nieudaczników mają moc przywrócić równowagę w naszym świecie. Powiedziano o Jezusie: 
...  ten  kamień,  który  odrzucili  budowniczowie,  stal  się  głowicą  węgla, (l  P  2,7)  Podobnie,  jeśli 
przyjmiemy tych, co zostali odrzuceni, zostaniemy przemienieni przez nich. Na tym polega Ewangelia i 
nowy porządek ustanowiony przez Jezusa. Aby radykalnie się przemienić i żyć w duchu nowej miłości, 
potrzebujemy  daru  Ducha  Świętego,  oczu  wiary,  nadziei  i  miłości  płynącej  z  Serca  Jezusa,  który 
stopniowo  przemienia  nasze  serca.  Przemiana  naszych  serc  jak  i  naszej  postawy  wobec  ubogich  jest 
powolna, lecz piękna. Dokonuje się ona w miarę naszego angażowania się w życie wspólnotowe.

background image

III

DUCHOWOŚĆ 

PRZEŻYWANA WE WSPÓLNOCIE

Wspólnota jest ciałem
Celem Arki jest stwarzanie wspólnot, w których ludzie cierpiący z powodu upośledzeń mogą żyć 

razem  z  ludźmi  powołanymi,  aby  być  ich  przyjaciółmi.  Wyzwanie  naszych  wspólnot  polega  na 
stworzenie jedności ludzi silnych i utalentowanych z ludźmi ubogimi i zepchniętymi na margines.

W Liście do Efezjan św. Paweł pisze:

[Jezus] jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je 

mur  - wrogość.  (...)  aby  z  dwóch  [rodzajów  ludzi]stworzyć  w  sobie  jednego  nowego  człowieka,  wprowadzając 
pokój,  i  [w  ten  sposób]  jednych,  jak  i  drugich  znów  pojednać z  Bogiem,  w  jednym  Ciele  przez  krzyż,  w  sobie 
zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój... (Ef 2,14-17)

Zadaniem Jezusa jest zburzyć bariery, uprzedzenia i strach, które oddzielają ludzi upośledzonych od 

„normalnych" i  w  ten  sposób  zjednoczyć  ich  w  jedno  ciało.  Jest  to  zupełne odwrócenie  społeczeństwa 
hierarchicznego, w którym możni, wpływowi i uprzywilejowani są wynoszeni w górę, a słabi i ubodzy są 
poniżani. Najsłabsi znajdują się w samym sercu tego ciała ustanowionego przez Jezusa, w którym nie ma 
już  miejsca  na  rywalizację.  Tutaj  każda  osoba  ma  swoje  miejsce:  nikt  nie  jest  wyższy  od  pozostałych. 
Każdy jest niepowtarzalny i niezbędny.

W  swym  pierwszym  Liście  do  Koryntian  Paweł  opisuje  ciało,  którym  faktycznie  jest  Kościół  i 

każda wspólnota chrześcijańska, w którym każda osoba ma specjalną funkcję do spełnienia;

Lecz  Bóg,  tak  jak  chciał,  stworzył  [różne]  członki  umieszczając  każdy  z  nich  w  ciele.  Gdyby  całość  była 

jednym członkiem, gdzież byłoby ciało? Tymczasem zaś wprawdzie liczne są członki, ale jedno ciało. Nie może więc 
oko  powiedzieć  ręce:  „Nie  jesteś  mi  potrzebna,,,  albo  głowa  nogom:  „Nie  potrzebuję  was,,.  Raczej  nawet 
niezbędne  są  dla  ciała  te  członki,  które  uchodzą  za  słabsze;  a  te,  które  uważamy  za  mato  godne  szacunku,  tym 
większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków 
ciała, a te, które nie należą do wstydliwych, tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały 
więcej szacunku członki z natury mato godne czci. (l Kor 12,18-24).

Nie  wiemy,  kogo  Paweł  miał  na  myśli  mówiąc  o  „członkach  uważanych  za  mniej  godnych 

szacunku",  które  każdy  ukrywa,  czy  też  mówiąc  na  początku  tego  listu  o  „głupich,  niemocnych  i 
wyzutych".  Prawdą  jest,  że  ludzie  z  upośledzeniami  umysłowymi  doskonale  spełniają  te  kryteria.  Tak 
często poprzez  wieki oni  właśnie byli  ukrywani.  Paweł powiada,  że  są  oni  niezbędni  dla ciała  i  że  oni 
powinni  być traktowani  ze  specjalnym szacunkiem.  Oni są ważni:  mają swoją funkcję do spełnienia  w 
naszych wspólnotach i w Kościele. Arka zmierza do tego, by być ciałem, w którym jednoczą się słabi i 
mocni.

Wiele wspólnot różnego typu kieruje swą aktywność na zewnątrz siebie. Ich członkowie nauczają, 

opiekują  się  chorymi,  podejmują  kampanie  na  rzecz  czegoś,  ogłaszają  Dobrą  Nowinę.  W  monasterach 
życie  koncentruje  się  wokół  modlitwy  i  liturgii.  Natomiast  w  Arce  główny  nacisk  kładzie  się  na 
przyjmowanie  ludzi,  troskę  o  nich,  pracę  i  życie  we  wspólnocie  z  ludźmi  cierpiącymi  z  powodu 
upośledzeń,  ludźmi  stanowiącymi  integralną  część  wspólnoty.  Ten  rodzaj  życia,  przeżywanego  w 
komunii z ludźmi słabymi, jest źródłem uzdrowienia i wyzwolenia zarówno dla pomocników, jak i dla 
upośledzonych.

Poprzez  codzienne  życie  z  ubogimi  Jezus  uzdalnia  nas  do  uczestnictwa  w  komunii,  którą  On  się 

cieszy  wraz  z  Ojcem.  W  miarę  jak  dzielimy  ten  sam stół  i  stajemy  się  przyjaciółmi  dla  ludzi,  którzy 
cierpią z  powodu  upośledzeń  umysłowych, którzy  odczuli  zepchnięcie na  margines, osiągamy  jedność, 
pojednanie  i  pokój.  Wzrastamy  w  Bożej  delikatności.  Odkrywamy  przebaczenie Jezusa  i  stajemy  się 
symbolem uczty weselnej w niebie.

Dlatego jedność jest tak ważna we wspólnocie Arki. W duchowości Arki odbijają się echem słowa 

św.  Pawła  do  wspólnoty  w  Filippach.  Każda  osoba  jest  wezwana,  żeby  być  narzędziem  jedności,  bez 
której wszystko się rozpada:

Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli -jakaś moc przekonująca Milości, jeśli jakiś udział w 

Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, ze będziecie mieli te same dążenia: 
tę  samą  mitość  i  wspólnego  ducha,  pragnąc tylko  jednego,  a  niczego  nie  pragnąc  dla  niewłaściwego 
współzawodnictwa ani dla próżnej chwaty, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. 
Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale tez i drugich! 
(Flp 2,1-4).

background image

Idealna wspólnota, w której nie ma rywalizacji, a każdy znajduje swoje miejsce, nie jest czymś, co 

można osiągnąć raz na zawsze. Ona domaga się codziennego zmagania. Trudności w relacjach, zazdrość, 
gniew i strach - to wszystko bardzo szybko wypływa na powierzchnię w życiu wspólnotowym.  Zdarza 
nam  się  nie  dostrzegać  pewnych  ludzi;  można  żyć  razem  pod  jednym  dachem,  a  mimo  to  mijać  się 
nawzajem jak statki nocą.

Nie jest łatwo zaangażować się w życie wspólnoty, gdy byliśmy wdrażani  do współzawodnictwa, 

gdy  zostaliśmy  wychowani,  aby  być  najlepszymi,  osiągać coraz lepsze    rezultaty,  wykazać  się  i  być 
podziwianymi. Ludzie często rozbudzają w sobie potrzebę błyszczenia i zyskiwania podziwu jako sposób 
ukojenia udręk i ukrycia braku szacunku dla siebie samych. Jednak skłonność do błyszczenia sprzeciwia 
się  duchowi  współpracy  i  komunii,  który jest  w  sercu życia wspólnotowego.  Zaangażowanie się  w  ten 
sposób  życia  pociąga  za  sobą  smutek  rezygnacji.  Od  nikogo  nie  wymaga  się  rezygnacji  z  życia  czy 
osobistych opinii, ale każdy powinien być gotowy słuchać innych, szukać jedności i nie narzucać swych 
poglądów. Życie wspólnotowe wymaga współpracy z innymi i wspólnego podejmowania decyzji. To zaś 
oznacza spędzanie czasu na zebraniach, które wydają się być długie i wyczerpujące. Niektórym może się 
wydawać,  że  byłoby  o  wiele  łatwiej  i  skuteczniej,  gdyby  przewodnicy  domowi  samodzielnie 
podejmowali  decyzje.  Gdyby  jednak  tak  było,  byłby to  brak  szacunku  wobec innych,  szczególnie  tych 
najpokomiejszych.  Życie  we  wspólnocie  oznacza  usilne  dążenie  do  pomocy  każdej  osobie  w 
podejmowaniu  odpowiedzialności  za  siebie.  Narady  pozwalają  wszystkim  wyrazić  siebie  samych  i 
wsłuchiwać się w innych. Dają one sposobność do rozwijania jedności.

Życie  wspólnotowe  i  poszukiwanie  jedności  wymagają  stałego  wysiłku,  żeby  być  uważnym  i 

pełnym  szacunku  dla  innych,  szczególnie  dla  tych,  z  którymi  trudniej  nam  się  zgodzić;  żeby 
zaakceptować różnice i żyć codziennie w duchu przebaczenia.

Poszukiwanie  jedności  okazuje  się  trudniejsze  w  Arce  z  powodu  krańcowej różnorodności 

wszystkich  jej członków.  Wspólnota  Arki  to  ludzie  znajdujący  się  w  drodze.  Wśród  nich  są ci  z 
umysłowymi upośledzeniami  i  tacy, którzy sami  zdecydowali się im  towarzyszyć; żyjący w  celibacie i 
niezdecydowani co do celibatu; żyjący "' w małżeństwie; mieszkający w domach i spełniający inne role 
we  wspólnocie:  w  warsztatach  czy  administracji;  oddani  adoracji,  żyjący  we  wspólnotowym  domu 
modlitwy;

członkowie zarządu i przyjaciele, którzy przychodzą nam z pomocą. Oprócz tego istnieją wszystkie 

różnice  wypływające  z  wieku,  wykształcenia,  kultury,  talentów  i  zdolności.  Ludzie  są  ograniczeni  czy 
upośledzeni  w  różny  sposób,  znajdują  się  na  różnych  etapach  w  swojej  pielgrzymce  wiary;  w  końcu 
istnieją też różnice wywodzące się z długości czasu spędzonego we wspólnocie.

Jedność w tej różnorodności realizuje się dzięki ludziom upośledzonym. Oni znajdują się w centrum 

wspólnoty.  Ich pragnienie  miłości  i  akceptacji,  głębia  ich  zaufania  płynącego ze  słabości  sprawiają,  że 
ludzie jednoczą się wokół nich i tak znajdują zasadniczy sens życia i  wspólnoty. Jedność jest osiągana 
poprzez  wiarę  i  zaufanie  Bogu,  poprzez  miłość  płynącą  z  serca  Trójcy  Świętej,  która  otwiera  serca 
wszystkich  i  udziela  im  nowej  mocy  do  przezwyciężenia  samolubstwa  i  działania  na  rzecz  jedności, 
pokoju i pojednania.

Miłość wyrażana w małych rzeczach
Wielu  pomocników  spędziwszy  jakiś  czas  w  Arce  przyznaje,  że  proste  życie  wśród  ludzi  z 

upośledzeniami  dokonało  w  nich  przemiany.  Bardzo  często  dorastali  oni  w  świecie konfliktów  i 
rywalizacji, w którym musieli nakładać maski i wyzbyć się wrażliwości. W Arce uczą się, jak pozbyć się 
mechanizmów obronnych,  być otwartym, być sobą.  Praktyczne życie w  bliskości  z innymi, jakkolwiek 
jest  ono wymagające, wydaje  się czynić ich szczęśliwymi.  Niekiedy jednak  ci sami pomocnicy,  którzy 
mówią, że Arka dokonała w nich przemiany, mówią również, że nie potrafią w niej pozostać. Pamiętam 
pomocnika, który spędził w Arce dwa lata; powiedział mi, że choć nigdy przedtem nie był tak szczęśliwy, 
to  jednak  musi  opuścić  Arkę.  Fakt,  że  wielu  ludzi  reaguje  podobnie,  dowodzi,  że  wspólnotowe  życie, 
chociaż  piękne,  pociąga  za  sobą  walkę  wewnętrzną  i  żal.  Środki  przekazu  - zwłaszcza  telewizja  -
podsycają  pogoń  za  nowością,  silnymi  doznaniami,  wielkimi  gestami.  Toteż  pozostawanie  wiernym  w 
małych rzeczach bez uprzedniego osiągnięcia sukcesu wydaje się być zacofaniem.

Tak  wiele  małżeństw  rozpada  się  dzisiaj.  Czyż  dzieje  się  tak  dlatego,  że  ludzie  obawiają  się 

background image

powszedniej  nudy  i  rutyny?  Często  są  po  prostu  zestresowani  pospiesznymi  i  rozpraszającymi 
elementami  życia  - przejazdami,  powierzchownymi  przyjaźniami,  nieustannym  jazgotem  telewizora  - i 
niezdolnością  do  poradzenia  sobie  z  udręką  i  trudnościami  napotykanymi  we  wzajemnych  stosunkach. 
Nie  wiedzą  już,  jak  odnaleźć radość  w  małych  rzeczach.  Codzienność,  na  którą  składają  się  posiłki, 
zmywanie, praca na działce i zwyczajne przyjaźnie, wydaje się im zbyt ponura i nieproduktywna. Tak jest 
i w Arce. Kto zamierza pozostać w niej i żyć w ten sposób nie tylko przez kilka miesięcy czy lat, ale 
przez cale życie, ten musi odkryć duchowość polegającą na miłości w małych rzeczach.

Życie  wspólnotowe  w  Arce,  wśród  ludzi  słabych,  jest  zakorzenione  w  prostych,  materialnych 

rzeczach: gotowaniu posiłków, spędzaniu czasu razem przy stole, zmywaniu naczyń, praniu i sprzątaniu, 
pomocy, by  zebrania przebiegały bez zgrzytów, organizacji domu, żeby stał się miejscem szczęśliwym i 
otwartym - tysiące małych rzeczy, które wymagają czasu. To również oznacza zaspokajanie potrzeb ludzi 
słabszych:  kąpiel,  obcinanie  paznokci,  pomoc  w  kupowaniu  odzieży  i  pilnowanie  ich  pieniędzy.  W 
ogrodzie czy warsztatach oznacza to wykorzystanie jak najlepiej wszystkich możliwych środków.

Te małe rzeczy często są postrzegane jako nic nie znaczące i bezwartościowe. Ale wszystkie one 

mogą stać się gestami miłości pomagającej tworzyć ciepłą atmosferę, w której dojrzewa komunia serc. W 
ten sposób życie wspólnotowe staje się szkołą miłości.

W życiu wspólnotowym jest oczywiście niezbędne, by byli w nim kierownicy, wizjonerzy, którzy 

podtrzymują  jedność  wspólnoty.  Ale  również  mniej  dostrzegalni  ludzie  odgrywają  istotną  rolę:  oni 
kochają z delikatnością, poświęcają czas na przebywanie z upośledzonymi, kąpią ich, przygotowują im 
posiłki. Ponieważ żyją tak blisko tych ludzi, oni są narzędziami miłości.

Wspólnoty  Arki  usiłują  być  kochającymi  i  szczęśliwymi  miejscami.  Istnieje  wielka  pokusa,  żeby 

pozwolić  się  zwieść  przez  wielkie  rzeczy, bogactwa,  sukces,  władzę,  majętności  czy  przywileje.  Ale 
gdybyśmy  temu  poświęcili naszą  energię,  łatwo  byłoby  zapomnieć  o  istotach  ludzkich,  o  potrzebie 
stwarzania miejsc wypełnionych miłością i rzeczywistą przyjaźnią.

W swym Pierwszym Liście do Koryntian Paweł przypomina uczniom, że bez miłości pogoń za 

wielkimi rzeczami prowadzi do nikąd.

Gdybym mówit językami ludzi i  aniolów, a mitości bym nie  miat, stalbym się jak miedź, brzęcząca albo 

cymbał  brzmiący.  Gdybym  też  mial  dar  prorokowania  i  znal  wszystkie  tajemnice,  i  posiadat  wszelką  wiedzę,i 
wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a milości bym nie mial, bytbym niczym. I gdybym rozdal na 
jałmużnę  cala  majętność  moją,  a  dato  wystawit  na  spalenie,  lecz  mitości  bym  nie  mial,  nic  bym  nie  zyskal. 
Milość cierpliwa jest, laskowa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
nie dopuszcza 
się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem,  nie pamięta złego;nie cieszy się z niesprawiedliwości, 
lecz współweseli się z prawda. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko 
przetrzyma... 
(l Kor 13,1-7)

Odzyskiwanie nadziei

Nasze społeczeństwa stają się coraz bardziej rozproszone. Naturalne skupiska sprzyjające przyjaźni 

i  wspólnocie,  takie  jak  parafie,  wioski,  ulegają  rozbiciu.  Ludzie  chodzą  swoimi  drogami,  dążą  do 
zrealizowania swoich osobistych projektów i rozrywek. Mają swoich przyjaciół, a ich przyjaźnie szybko 
przekształcają się w ekskluzywne związki. Ubodzy są z nich wyłączeni.

Czyż  nie  jest  bardzo  ważne  dzisiaj,  żeby  stwarzać  miejsca  jedności,  gdzie  ludzie  rzeczywiście 

porozumiewają  się  i  otwierają  nawzajem  i  wspólnie  odnajdują  sens  życia?  Zbyt  wiele  ludzi  zagubiło 
zaufanie  nie  tylko  do  siebie  samych,  ale  także  do  społeczeństwa  i  w  ogóle  do  ludzkości.  Wojny, 
doniesienia o korupcji, zachłanność, nierówność, wszystko to wzmacnia przekonanie, że ludzkie istoty są 
złe,  że  żyjemy  w  dżungli,  gdzie  trzeba  walczyć  o  przetrwanie  i  gdzie  trudno  jest  znaleźć  miejsce  na 
wspaniałomyślność i miłość. Dla wielu ludzi wierność w małżeństwie wydaje się być niemożliwa. Dowo-
dzi tego liczba rozwodów. Niektóre formy feminizmu wydają się potwierdzać, że mężczyźni są istotnie 
źli  i że niemożliwe jest porozumienie między nimi a kobietami.

Potrzeba nam wszystkim odzyskania nadziei i zaufania: odkrycia na nowo piękna ludzkiego serca i 

jego zdolności do kochania. Wspólnoty Arki usiłują dawać świadectwo, że miłość jest możliwa, że jako 
jednostki  i  społeczeństwa  nie  jesteśmy  skazani  na  samolubstwo.  Podobnie  jak  wszystkie  wspólnoty 
chrześcijańskie,  również  wspólnoty  Arki  chcą  dawać  świadectwo  wierze  w miłość,  wierze,  że  ludzie 
potrafią  odrzucić  egoizm  i  otworzyć się  na  innych.  To  jest  ich  misja  w  społeczeństwie.  Jak  lampa  nie 

background image

powinna być ukryta pod korcem, lecz winna świecić dla każdego w domu (Mt 5), tak nasze wspólnoty 
powinny uzdalniać innych do odnajdowania nadziei  i życia w miłości,  dzielenia się i radowania darem 
istnienia.  Dlatego  wszystkie  prawdziwe  wspólnoty  są  wezwane,  by  integrować  się  z  sąsiedztwem, 
wychodzić  naprzeciw  tym,  którzy  żyją  dookoła,  szczególnie  naprzeciw  ubogim,  potrzebującym  i
cierpiącym. Ten prosty sposób życia na co dzień, w którym jesteśmy rzeczywiście zjednoczeni z innymi 
ludźmi, posiada uniwersalne znaczenie. Pomaga nam odkryć, w jaki sposób wywrzeć wpływ na świat.

Zstępowanie ku pokorze
Jezus wkroczył na szlak pokory. To doprowadziło go do spotkania ludzi ubogich i osamotnionych, 

do wejścia w komunię z nimi. Nie usiłował ich uwolnić poprzez zmiany w prawie, ale pomagając im we 
wzrastaniu  w  wierze  i  ufności.  Jeśli  ufamy  Jezusowi  i  próbujemy  przeżywać    komunię  z  Nim,  On 
stopniowo uwalnia nas od lęku i samolubstwa, które tkwią wewnątrz nas rządząc naszym życiem.

Jezus powołuje swych uczniów do pójścia w Jego ślady na tym szlaku w dół, ku pokorze. Każdy 

bowiem, kto się •^wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. (Łk 14,11) On prosi 
nas,  abyśmy  zajęli  najniższe  miejsca  i  stali  się  pokorni,  nie  żeby  zamknąć  nas  w  negatywnych 
wyobrażeniach o sobie samych  czy zamienić  nas w ofiary niezdolne  do  odpowiedzialności za  naszych 
braci i siostry, ale żebyśmy naśladowali Go tak, iżbyśmy mogli odnaleźć Go w najuboższych braciach i 
siostrach  - w  tych, co  zawsze  znajdują  się  najniżej.  On  zaprasza  nas,  abyśmy  jadali  z  nimi  i  otwierali 
nasze  serca  przeżywając  przymierze  z  nimi.  Dlatego  Jezus  udziela  nam  Ducha  Świętego,  który 
przemienia  nasze  kamienne  serca  w  serca  z  ciała.  On  udziela  nam  nowej  mocy,  która  objawia  się  w 
naszej słabości: Wystarczy ci mojej laski. Moc bowiem w słabości się doskonali. (2 Kor 12,9)

Jezus  wie,  że  mamy  skłonność  do  sięgania  po  władzę  i  kontrolę  nad  innymi.  W  każdym  z  nas 

ukrywa się mały uśpiony dyktator. Niektórzy rodzice chcą całkowicie kontrolować swe dzieci. Religijni 
dyktatorzy uciskają innych w imię prawdy i religii. Ludzie z kręgów władzy często odrzucali proroków 
Starego Testamentu. Religijni przywódcy zabili Jezusa. Jezus miał mocne słowa dla ludzi używających 
religii dla osiągnięcia osobistej sławy i uciszających ubogich bez wysłuchania ich. Zawsze istnieje nie-I 
bezpieczeństwo,  że  ci,  którzy  są  wspaniałomyślni,  popadną  w  samozadowolenie,  że  zaangażują  się  w 
pomoc słabszym jedynie po to, żeby mieć władzę nad nimi. Istnieje niebezpieczeństwo, że zapragną być 
podziwiani za swoje dobre czyny. Jezus mówił o tym niebezpieczeństwie w jednej z przypowieści:

Dwóch ludzi. przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanąl i tak w 

duszy się modlil: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzotożnicy, albo jak i ten 
celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam,,. Natomiast celnik stal z 
daleka  i  nie  śmiat  nawet  oczu  wznieść  ku  niebu,  lecz  bit  się  w  piersi  i  mówil:  „Boże,  miej  litość  dla  mnie, 
grzesznika!,,. Powiadam wam:

Ten odszedl do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a 

kto się uniża, będzie wywyższony. (Łk 18,10-14)

Wyobraźcie sobie furię przywódców religijnych, gdy słyszeli tę przypowieść. Myśleli, że Jezus 

próbuje poderwać ich autorytet, podczas gdy On jedynie pragnął wszystkich zachęcić do rozpoznania 
własnego duchowego ubóstwa.

Tego wieczoru, zanim umarł, podczas wieczerzy paschalnej, swej ostatniej wieczerzy, Jezus zdjął 

szaty  i  w  tunice,  jak  niewolnik,  zaczął  obmywać  stopy  swoich  apostołów.  Oni  byli  zdumieni, 
wstrząśnięci. Piotr się sprzeciwiał. Nie potrafił znieść widoku Jezusa, swego mistrza, klęczącego przed 
nim jak niewolnik i obmywającego mu   stopy.   

Włożywszy  na  powrót  szaty,  Jezus  wyjaśnił,  co  uczynił.  Ustanowił  przykład,  aby  z  kolei  oni 

obmywali stopy innym: Wiedząc to będziecie btogostawieni, gdy wedtug tego będziecie postępować. (J 
13,17)

    Jezus  znał  niebezpieczeństwa  oczekujące  Jego  uczniów:  pycha  religijna  i  pożądanie  duchowej 

władzy. Istniało ryzyko, że mogliby rywalizować między sobą w poszukiwaniu władzy. Jedność między 
uczniami  mogłaby  wtedy  zostać  naruszona.  A  gdyby  ich  jedność  została  zburzona,  trudno  byłoby 
ludziom  uwierzyć  w  prawdę  ich  przesłania.  Wszak  Jezus  powiedział:  Po  tym  wszyscy  poznają,  żeście 
uczniami  moimi,  jeśli  będziecie  się  wzajemnie  miłowali. 
(J  13,35)  On  modlił  się,  żeby  jego  uczniowie 
stanowili jedno, aby świat mógł uwierzyć w Jego orędzie miłości.

background image

Jezus powołał swych uczniów do pokory i miłości. Wezwał ich, żeby stali się jak małe dzieci, żeby 

nie usiłowali udowadniać, iż to oni mają rację, a inni błądzą. Wezwał ich do przebywania z ubogimi, z 
tymi  bez  prawa  głosu,  a  przez  nich  do  życia  w  komunii  z  Nim,  właśnie  jak  On  żył  we  wspólnocie  z 
Ojcem.  Pycha  burzy  wspólnotę,  pokora  pomaga  ją  budować.  Pokora  oznacza  zdolność  dostrzegania 
piękna innych jako daru Bożego; oznacza rozpoznawanie ciemnych stron w nas samych, egoistycznych 
pobudek inspirujących nasze dobre uczynki, naszego pragnienia, by zająć pierwsze miejsca. Oznacza to 
uświadomienie sobie, że potrzebujemy Jezusa, aby uwolnił nas od tej pychy tkwiącej w każdym z nas.

Pokora  oznacza  akceptację  naszego  miejsca  w  ciele  wspólnoty  i  szacunek  dla  miejsca  innych. 

Oznacza  to  bycie    posłusznym  wobec  innych  i  służenie  im.  Pokora  oznacza  uświadomienie  sobie,  jak 
ważne jest czynienie drobnych rzeczy dla wspólnoty. Pokora oznacza również odwagę przekonań i bycie 
w pełni odpowiedzialnym, aby wspólnota stała się bardziej kochająca i prawdziwa.

Poprzez  trwanie  w  komunii  z  Jezusem,  który  jest  „łagodny  i  pokorny  sercem",  możemy  zostać 

uwolnieni od naszych skłonności do sądzenia i potępiania innych, możemy żyć w pokorze z pokornymi i 
budować z nimi miejsca pokoju i miłości, miejsca nadziei w zranionym świecie.

Niedawno  pomocnik,  który  przebywał  w  Arce  długi  czas,  powiedział  mi:  „Jestem  szczęśliwy,  że 

jestem zdolny po prostu być w moim domu. Gdyby to zależało tylko ode mnie, dom nie byłby podobny 
do tego, ale dzięki temu, że jest jaki jest, mogę przebywać z ludźmi, kąpać ich, bawić się z nimi. Mam 
czas  na  modlitwę,  czuję  się  zupełnie  odprężony".  To jest  znaczenie  szlaku  w  kierunku  pokory.  Droga 
Arki jest drogą pokory.

Życie wspólnotowe: źródło życia

Życie we wspólnocie pociąga za sobą wiele żalu. To jest twarde i wymagające życie, ale przynosi 

również głęboką radość i nową wolność. Życie wspólnotowe jest źródłem pożywienia.

Zaangażowanie w życie wspólnotowe oznacza rezygnację ze szczególnego rodzaju niezależności i 

osobistego  sukcesu.  Oznacza  ono  przyzwolenie,  żeby  wszystkie  mechanizmy  obronne  upadły  i  aby 
objawiło się to, co jest  w nas najbardziej istotne: podatność naszych serc na zranienie i nasza zdolność 
do życia w komunii. W miarę jak się to dokonuje, każda osoba odkrywa, że jest kochana za to, kim jest, 
ze wszystkimi swymi zaletami i słabościami. Każda osoba może stawać się sobą, bez masek, i odkrywać 
stopniowo wewnętrzną jedność. Znalazłszy nasze miejsce przez przynależność do rodziny, odkrywamy 
nowe  poczucie  bezpieczeństwa,  które  przynosi  ze  sobą  łaskę  i  wewnętrzny  pokój.  Odkrywamy  naszą 
płodność.

We  wspólnocie  uczymy  się  przyjmować  różnice i  żyć  duchem  przebaczenia.  Przeżywamy  radość 

dawania  świadectwa  miłości  i  współczucia.  W  Arce  pomocnicy  muszą  wiele  znieść.  Czasami  są 
zmęczeni  - istnieją  napięcia.  Ale  też  są  momenty  odprężenia  i  świętowania.  Nigdy  przedtem,  zanim 
przyszedłem do Arki, nie śmiałem się tak wiele. Istnieje radość przebywania z bardzo prostymi ludźmi, 
którzy  porozumiewają  się  poprzez  humor  i  pokój.  Istnieje  radość  przebywania  z  braćmi  i  siostrami 
kochającymi  się  wzajemnie  i  powołującymi  się  do  wzajemnej  wierności.  Istnieje  radość  płynąca  ze 
świadomości, iż jesteśmy kochani przez Boga w tym prostym, powszednim życiu.

background image

              IV

                              ZAUFANIE 

BOGU, KTÓRY KROCZY Z NAMI

Dzieło Boga
Kiedy  przyjąłem  Rafała  i  Filipa,  nie  miałem  żadnego  szczególnego  planu  ani  określonych 

pomysłów. Nic nie wiedziałem o ludziach z umysłowymi upośledzeniami, ale wzruszył mnie ich widok w 
schroniskach i instytucjach, które odwiedziłem. Chciałem, ze względu na Jezusa i Ewangelię, pomóc im 
w znalezieniu bardziej ludzkiego i chrześcijańskiego sposobu życia. Nie miałem pojęcia, jak należałoby 
zorganizować wspólnotę Arki. W miarę upływu dni zaczynałem rozumieć potrzeby Rafała i Filipa oraz 
odkrywać  znaczenie  wspólnoty.  Myślę,  że  trudno  byłoby  znaleźć  założyciela  mniej  nadającego  się  do 
tego zadania niż ja. Próbowałem przeżywać każdy dzień w miarę, jak przychodził. O. Tomasz był zawsze 
obecny ze swą radą i zachętą. Byłem naiwny, ale zdeterminowany. Chciałem pracować dla Jezusa i Jego 
królestwa.  Starałem  się  być  czujny,  żeby  właściwie  odczytać  drogę,  po  której  prowadziła  mnie 
Opatrzność, gdyż naprawdę nie wiedziałem tak dokładnie, do czego zostałem  powołany.  Jestem coraz 
bardziej przekonany, że Bóg wspomagał i prowadził Arkę w ciągu tych lat, aby objawić społeczeństwu i 
Kościołowi miejsce i wartość ludzi z umysłowymi upośledzeniami - zwłaszcza obecnie, kiedy ich życie 
jest szczególnie zagrożone, gdyż pojawiają się pytania, czy oni w ogóle powinni żyć.

Gdy  spoglądam  na  ziarno  zasiane  4  sierpnia  1964  roku  i  na  drzewo,  jakim ono  się  stało  od  tego 

czasu - wspólnoty Arki rozsiane po całym świecie; kiedy widzę piękno i ubłogosławienie tak wielu ludzi 
przez ich cierpienia z powodu upośledzeń i tak wielu pomocników, którzy przyszli, aby dzielić swe życie 
z nimi, wtedy wiem, że jest to dzieło Boga, które zostało dokonane niezależnie ode mnie. Moją rolą było 
przyjmowanie wydarzeń, tak jak nadchodziły, i zgoda na to, by one prowadziły mnie. Później odkryłem, 
że moja ignorancja i ubóstwo w początkach Arki bardziej mnie uwrażliwiły na Boga i pozwoliły, aby to 
On prowadził mnie dzień po dniu. Gdybym był miał wtedy jasny plan, z pewnością byłbym o wiele mniej 
gotowy do przyjęcia Bożego planu.

Konieczność niepewności
Na początku wszystkie dzieła Boże przynoszą ze sobą poczucie niepewności i ubóstwa, co pozwala 

nam  na  autentyczne  otwarcie  się  na  Boże  działanie.  A  wtedy,  dzięki  Bożej  Opatrzności,  zaczynają 
napływać  ludzie  i  pieniądze.  Kiedy  jest  pełno  ludzi  i  pieniędzy,  a  struktury  są  rozbudowane,  wtedy 
wspólnota znajduje się w niebezpieczeństwie: wówczas łatwo uznać, że Bóg nie jest już wspólnocie tak  
bardzo potrzebny, że stała się ona samowystarczalna. Życie staje się wygodne, a entuzjazm się rozwiewa. 
Ci, co „wchodzą w drogę", są wykluczeni. Mniej myśli się o innych, więcej o sobie samych.

Taka była historia narodu izraelskiego. Abraham zaufał. Opuścił ziemię ojczystą i wyruszył w 

nieznane. Stopniowo naród rozwijał swe własne prawa, struktury i instytucję królewską. Naród zdobył 
pewien rozgłos, bogactwa, wiedzę. Wzrastała też wśród narodu izraelskiego pokusa i pragnienie, żeby 
stać się wielkim i silnym, podobnie jak otaczające go samowystarczalne narody. Poleganie na Bogu stało 
się zbyt niepewne; oni potrzebowali bogactw i wojska, aby czuć się bezpiecznie i móc się obronić.

W  Arce  unikniemy  tego  przesunięcia  od  niepewności  w  stronę  bezpieczeństwa,  a  potem  upadku, 

tylko wtedy, gdy pozostaniemy czujni wobec trzech spraw: wierności ubogim, którzy płaczą i niepokoją, 
jakości życia wspólnotowego i zaufania Opatrzności. Nie wystarczy mieć jednego założyciela Arki czy 
jakiejkolwiek wspólnoty. Każdy lider jest wezwany, aby na nowo tworzyć wspólnotę. Naród Izraela miał 
królów i proroków. Potrzebujemy ludzi, którzy zajęliby się sprawami wspólnoty i dobrze ich dopilnowali. 
Potrzebujemy  również  proroków,  którzy  przypominaliby  nam  o  znaczeniu  wspólnoty,  o  powołaniu 
dzisiaj, i przekazywali nowy płomień i zapał do wypełnienia Bożego planu.

Jeśli  będziemy  wierni  swemu  powołaniu  odpowiadania  na  potrzeby  ubogich  i  wobec  życia 

wspólnotowego,  pozostaniemy  otwarci  na  prorockie  natchnienie  Ducha.  Ludzie  z  upośledzeniami 
wiedzą, jak nas niepokoić. Oni niepokoją  nas zwłaszcza wtedy, gdy wyczuwają brak rzeczywistej uwagi 
i prawdy. Niedostatek pieniędzy i pomocników trzyma nas w niepewności i zmusza do otwartości wobec 
innych  ludzi  i  Boga.  Kryzysy  we  wspólnocie  - rodzące  się  "'ze  strony  ludzi  z  upośledzeniami  czy  ze 
strony  pomocników:  choroby,  wypadki,  konflikty  - wymagają  od  nas  nie  tylko  ludzkiej  mądrości  i 
rozwoju  właściwych  struktur,  ale  też  nieustannej  ucieczki  do  Boga  po  pomoc.  Kryzys  jest 
nieoczekiwanym  ubóstwem,  które  wzywa  nas  do  odkrywania  spraw  naprawdę  istotnych,  odkrywania 

background image

ufności i miłości.

Zależność  od  Boga  może  sprawić,  że  czujemy  znużenie  i  lęk.  W  każdej  wspólnocie  i  w  każdej 

jednostce są skłonności do zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa, przez zdobywanie posiadłości i 
takie formy organizacji, które pozwoliłyby wszystko przewidzieć i kontrolować. Jest też możliwe, że ktoś 
w sposób fałszywy zdaje się wszystko składać na Opatrzność, by w ten sposób zwyczajnie ukryć własne 
niedociągnięcia, ludzkie wady, brak modlitewnej refleksji i rzeczywistego zawierzenia Bogu.

Arka potrzebuje ludzkiej mądrości i fachowości. Powinniśmy kompetentnie opiekować się naszymi 

wspólnotami; potrzebujemy dobrych lekarzy i psychologów. Ale celem tego wszystkiego jest uzdolnienie 
nas do lepszego  reagowania na  płacz ubogich,  do  zgody na  to,  by  być  niepokojonymi przez  nich,  i  do 
nieustannego zwiastowania Dobrej Nowiny Jezusa.

Trwanie w otwartości
Natura polegania wspólnoty na Bogu jest określona przez fakt, czy jest to wspólnota młoda i mała, 

czy większa i  lepiej zorganizowana.  Młode i  niewielkie wspólnoty są często  proroczym znakiem  przez 
swoje  ubóstwo  i  duchowe  potrzeby.  Wielkie  wspólnoty  potrzebują  zwrotu  ku  Bogu,  aby  pozostać 
prorockimi,  aby  kontynuować  wzrost  w  miłości  i  aby  sprostać  wyzwaniom,  jakie  niesie  z  sobą  płacz 
ubogich.  Niedawno  francuski  biskup  wyznał  mi,  jak  trudno  jest  zapoczątkować  nowe  rzeczy  w  jego 
diecezji. Księża i inni pracownicy kościelni są już przepracowani, a pieniędzy zawsze za mało. Reakcja 
jego Rady Diecezjalnej zawsze była taka: „Jak możemy inicjować coś nowego, gdy nie mamy ani ludzi, 
ani środków?" Mogę zrozumieć tę reakcję. Roztropność przynagla nas, żeby umocnić to, co już mamy. 
Biskup  dodał:  „Wydaje  mi  się,  że  musimy  być  czujni  na  głos  Ducha  Świętego  i  znaleźć  nowe  środki, 
nowe powołania poprzez nowe inicjatywy".

Powinniśmy  odważyć  się  przejąć  inicjatywę  i  roztropnie  zapoczątkować  nowe  rzeczy.  Historia 

Kościoła  jest  historią  nieustannej  odnowy.  Nowe  rodziny  rozwijają  się;  pojawiają  się  nowe  rodzaje 
duchowości. Ta odnowa jest wyzwaniem dla istniejącego porządku. Nowe idee, nowe wspólnoty i nowe 
postawy zawsze wywołują opór. Jak zdobyć pewność, że istniejące sprawy nie absorbują nas na tyle, iż 
nie pozostawiają wolnej przestrzeni niczemu, co nowe?

Ewangelia ujawnia  absolutne  przeciwieństwo między Bogiem  a mamoną.  We  wspólnocie opartej 

na wierze albo ktoś akceptuje jakąś formę ubóstwa i niepewność, umożliwiając w ten sposób działanie 
Bogu, albo odrzuca tę zależność i szuka środków pozwalających na całkowite kontrolowanie spraw: to 
jest mamona.

Izajasz mówi, że otwartość i ufność w Bogu, który nas prowadzi, są istotne w każdej wspólnocie 

pragnącej przyjąć ubogich:

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim! Gdy pójdziesz prze?, wody. Ja 

będę z tobą, i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie. Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się, i nie strawi 
cię płomień. Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca. (...) Ponieważ drogi jesteś 
w moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię mituję, (...) Nie lękaj się, bo jestem z tobą. (Iz 43,lc-3a, 4ab-
5a)

Jezus powołuje nas do życia w całkowitej ufności, do zgody, by Bóg nas prowadził:

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o dato, czym macie się przy-

odziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a dato więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani 
zna; nie mają piwnic ani spichrzów, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! (...) Jeśli więc ziele na 
polu, które dziś jest
a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przy odziewa, o ileż bardziej was, malej wiary! I wy 
zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni.(...) Ojciec wasz wie, że tego 
potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. (...) Nie bój się, mata trzódko, 
gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. 
(Łk 12.22-24 ;2 8-32)

Trzeba  nam  pozwolić,  by  prowadził  nas  Bóg,  który  kroczy  wraz  z  nami  w  naszej  pielgrzymce. 

Niektóre  dziedziny  organizacji  Arki  wydają  się  niemożliwe  do  przyjęcia:  życie  z  ludźmi  słabymi  i 
ubogimi, zgoda na  bycie  niepokojonym przez  nich, tworzenie wspólnoty z  nimi. Jakież  to  szaleństwo! 

background image

Przeciwstawiamy  się  naszemu  fundamentalnemu  samolubstwu!  Miłość  jest  niemożliwa!  Jednak  Bóg 
objawia swą chwałę przez dokonywanie rzeczy niemożliwych. Poprzez to, co niemożliwe, objawia swą 
Boską moc i uzdalnia nas do stania się świadkami zmartwychwstania, Jego ojcowskiej miłości do małych 
i słabych.

Dzisiaj  wiele  wspólnot  Arki  posiada  pieniądze  potrzebne  do  sprawnego  działania.  Te  pieniądze 

częściowo  pochodzą  z  darów.  Opatrzność  troszczy  się.  Jednak  Arka  odczuwa  brak  pomocników. 
Pomocnicy, których mamy, są przepracowani do ostatnich granic. Istnieje wielka pokusa, aby zatrudniać 
pomocników  mających  na  uwadze  raczej  zapłatę  niż  kierujących  się  autentycznym  pragnieniem 
przeżywania duchowości Arki. Początkowo myślałem, że powodem braku pomocników jest fakt, iż Arka 
jest  młodą,  mało znaną  organizacją. Teraz  jestem  przekonany,  że  jest  to  nieodzowny  element  naszego 
życia.  Martwi  to  nas  i  zniechęca,  ale  jednocześnie  zmusza,  żeby  być  otwartymi  i  nieustannie 
przyjmującymi.  Wspólnota,  która  przyjmuje  ludzi  ubogich,  będzie  zawsze  uboga.  Chcielibyśmy  mieć 
poczucie  bezpieczeństwa.  Ale  nigdy  tak  nie  będzie.  Nasza  słabość  jest  podobna  do  słabości  narodu 
izraelskiego:  aby  żyć  i  przeżyć,  potrzebujemy  nie  tylko  miłości  i  wiary,  ale  też  pewnego  rodzaju 
ubóstwa,  które  czyni  nas  zależnymi  od  Boga.  Tylko  wtedy  będziemy  zdolni  poradzić  sobie  w  naszej 
pielgrzymce, gdy podobni dzieciom będziemy polegać na Bożej miłości, gdy będziemy czekać na Niego, 
żeby dał nam wszystko, czego potrzebujemy. Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy 
królestwo niebieskie. 
(Mt 5,3)

background image

V

Duchowość Zakorzeniona w Kościele 

Miejsce Arki we wspólnocie Ludu Bożego

Kiedy Pan powołał Mojżesza na Górze Horeb, powiedział do niego:

Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nastuchatem się narzekań jego na ciemięzców, 

znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i 
przestronnej,  do  ziemi,  która  opływa  w  mleko  i  miód  (...).  Idź  przeto  teraz,  oto  posytam  cię  do  faraona,  i 
wyprowadź lud mój, Izraelitów, z Egiptu. 
(Wj 3.7-8,10)

Pismo Święte mówi nam, jak bardzo Bóg troszczy się o ludzi. Ono pozwala odczuć miłość Boga 

objawioną w Jezusie, Słowie, które się stało ciałem.

Cała historia biblijna - od Księgi Rodzaju przez Abrahama, Mojżesza i wszystkich proroków, aż po 

życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa i zesłanie Ducha Świętego na apostołów w początkach Kościoła 
- objawia Boga, który czuwa nad ludzkością i pragnie prowadzić nas do wewnętrznej wolności i pokoju. 
Ale historia biblijna jest -, też historią ludzi, którzy obawiają się Boga, odwracają się od miłości i mocy, 
które Bóg im okazuje po to, aby mogli zostać przemienieni i stali się narzędziami pokoju i miłości.

Jesteśmy wszyscy kochani  przez Boga, ale Ewangelia uczy nas, że ubodzy, słabi i zepchnięci na 

margines posiadają specjalne miejsce w Bożym sercu. Jak Bóg wezwał Mojżesza, aby uwolnił naród z 
niewoli,  tak  też  powołuje  i  posyła  pomocników  do  Arki,  aby  przyjęli  uciśnionych  i  odrzuconych  z 
powodu umysłowych upośledzeń. Bóg otwiera serca pomocników na krzyk i udrękę tych słabych ludzi. 
Pozostaje  tajemnicą,  jak  się  to  dzieje,  że  ci  ludzie,  przy  całej  swej  kruchości  i  słabości,  przemieniają 
pomocników, ewangelizują ich i przywołują do serca Ewangelii.

Jezus,  nowy  Mojżesz,  przyszedł,  aby  prowadzić  swój  lud  do  Ojca,  ukazując  mu  drogę  miłości  i 

przebaczenia.  Przyszedł,  aby  udzielić  swym  uczniom  Ducha  Świętego,  Pocieszyciela,  Ducha  prawdy, 
aby uzdolnić ich do zerwania kajdan pychy i samolubstwa i otwarcia serc na powszechną miłość. Aby 
jednak otrzymać ten dar miłości i nową moc Ducha Świętego, powinniśmy zdobyć się na ufność. Na tym 
polega wiara: zaufanie obietnicom, które Jezus dał swemu Kościołowi.

Od  początków  Kościoła  Duch  Święty  prowadził  Lud  Boży.  Poprzez  wieki  Dobra  Nowina  była 

zwiastowana  ubogim;  nowe  życie  rozwijało  się  w  ich  sercach.  Były  też wysiłki,  żeby  wygasić  Dobrą 
Nowinę i odwrócić Lud Boży od prawdy, która niepokoi ludzi możnych. Ubodzy często byli spychani na 
bok.

Duchowość  Arki  jest  zakorzeniona  w  Kościele,  w  ciele  Chrystusa.  Podobnie  jak  wszyscy 

chrześcijanie,  i  my  jesteśmy  wezwani  do  życia  nadzieją.  Podobnie  jak  wszyscy  uczniowie  Chrystusa, 
jesteśmy powołani do przyjęcia darów Boga i wzięcia udziału we wspominaniu w Eucharystii śmierci i 
zmartwychwstania  Jezusa.  Jesteśmy  powołani  do  życia  słowem  Bożym,  Ciałem  Chrystusa, do  życia  w 
komunii z Jezusem, tak jak On żyje w komunii ze swym Ojcem.

Duchowość Arki jest jednokierunkową drogą zbliżania się do Boga, przeżywania błogosławieństw i 

Ewangelii  Jezusa.  Aby  przeżywać  tę  duchowość  w  pełni,  powinniśmy  być  zjednoczeni  z  Ciałem 
Chrystusa,  z  Kościołem  i  jego  pasterzami.  Powinniśmy  pracować  z  nimi,  żeby  całe  Ciało  Chrystusa 
mogło  dzielić  się  darem,  który  otrzymaliśmy,  i  żebyśmy  mogli  przyjąć  inne  dary.  Ciało  powinno  być 
zjednoczone  i  radować  się  darami,  które  Bóg  ukazuje,  a  jednocześnie  w  pokorze  rozpoznawać  własne 
słabości, natomiast nie osądzać i nie krytykować.

Arka nie może zamykać się w sobie. Ona powinna być częścią całego Kościoła. Obecność księży i 

pastorów  w  naszych  wspólnotach  jest  tego  znakiem.  Jak  łatwo  nam  zapomnieć  o  obietnicach  Jezusa! 
Łatwo przez zaabsorbowanie codzienną rutyną zapomnieć, iż ludzie z upośledzeniami są znakiem Bożej 
Opatrzności. Nie pamiętać, że  najbardziej istotne to  komunia i  przymierze dane nam w Jezusie. Nasze 
posiadłości  i  nasze  ciała  zamiast  być  narzędziami  łaski i  komunii  z  Jezusem,  pochłaniają  całą  naszą 
uwagę.  Polegamy  bardziej  na  naszej  własnej  mocy  albo  stajemy  się  niewolnikami  własnego  gniewu  i 
depresji, niż ufamy Jezusowi. Zamiast budować wspólnotę opartą o ubogich, "i którzy są znakiem Bożej 
miłości, tworzymy małe instytucje w poszukiwaniu bezpieczeństwa i uznania. Dzieło Boga może łatwo 
zostać zdławione, znaki Boga zatarte. Arka, aby nieść świadectwo Ewangelii, musi pić ze źródła życia 

background image

wypływającego z Kościoła.

Nasze wspólnoty powinny oddziaływać na sąsiedztwo, w którym zostały umieszczone, być otwarte 

tak wobec przyjaciół, jak i ludzi żyjących dookoła. Powinny być zintegrowane z parafiami i miejscowymi 
Kościołami. Parafie . są żyjącymi komórkami ciała, którym jest Kościół. Trzeba | nam ciężko pracować, 
by stały się piękne, żywotne, ' przeżywające w pełni bogactwa w nich tkwiące. Trzeba nam zająć nasze 
miejsca w pobliskich kościołach, otworzyć się i dzięki naszemu wspólnemu życiu dawać świadectwo,  | 
że miłość jest możliwa, a osoba cierpiąca z powodu umysłowego upośledzenia posiada dary do 
przekazania innym. Trzeba nam przyjąć z podziwem dary innych i trwać w komunii z różnymi 
autorytetami religijnymi.      |

Chrześcijanie podzieleni, a jednak trwający w komunii
Arka  jest  chrześcijańską  wspólnotą,  ale  wielu  z  tych,  którzy  przychodzą  do  nas,  nie  jest  zbyt 

otwartych  na  wiarę  chrześcijańską.  Jedni  są  wierzący,  przywiązani  do  liturgii,  innych  regularne 
praktyki religijne nie pociągają. Gdy chodzi o religię i komunię z Bogiem, każda osoba jest wezwana
na do znalezienia swej własnej drogi. Wszyscy, niezależnie od etapu swojej pielgrzymki, są zachęcani 
do otwarcia się na innych przez przeżywanie braterstwa, dzielenie się, przyjmowanie, wielkoduszność i 
przebaczenie.  Różnorodność  jest  skarbem.  Najważniejsze,  to  tworzyć  ten  rodzaj  życia,  w  którym 
wszyscy we własnym tempie mogliby wzrastać w miłości Boga i wewnętrznym pokoju.

W  1969  roku  wspólnota  Arki  została  założona  w  Kanadzie  przez  anglikańską  parę  małżeńską, 

Stefana  i  Annę  Newroth.  W  1970  roku  powstała  w  Indiach,  w  Bangalore,  wspólnota  założona  przez 
Gabrielę  Einsle,  która  przyjęła  wyznawców  hinduizmu  i  chrześcijaństwa.  Bardzo  wcześnie  Arka 
rozwinęła się w wymiarach międzywyznaniowych i międzyreligijnych. Przyjęliśmy ludzi z umysłowymi 
upośledzeniami  nie  dlatego,  że  należeli  do  szczególnej  religii,  ale  dlatego,  że  cierpieli  z  powodu 
odrzucenia.  Ta  postawa  wiodła  nas  po  drodze  ekumenizmu  i  międzyreligijnego  dzielenia  się  wiarą. 
Sednem  duchowości  Arki  jest  miłość,  która  szanuje  innych,  kimkolwiek  są,  z  ich  innością  i  ich 
wierzeniami. Oznacza to pomagania ludziom w akceptowaniu samych siebie, własnej historii i w rozwoju 
w miłości do Boga i innych.

Ponieważ Arki nie chce się oddzielać od reszty społeczeństwa, wszystkie osoby, zgodnie ze swym 

pragnieniem  i  potencjałem,  potrzebują  zakorzenienia  się  w  swym  własnym  Kościele  czy  tradycji 
religijnej.

Kultywując wrażliwość na ludzkie i duchowe potrzeby każdego członka, Arka była coraz bardziej 

pociągana przez Boży plan na rzecz jedności wszystkich istot ludzkich i wszystkich chrześcijan. Wielkim 
pragnieniem Jezusa jest, żebyśmy stanowili jedno, jak On i Ojciec stanowią jedno.

Podziały prowadzące do ucisku, nienawiści i wojen  ranią serce Boga. Ludzie cierpiący z powodu 

upośledzeń ukazują nam drogę do jedności, którą jest serdeczne przyjęcie, pojednanie i przebaczenie.

Kiedy wspólnota Arki powstawała na muzułmańskim czy hinduistycznym terenie, uświadomiłem 

sobie,  że  wszędzie  łzy  i  cierpienie  matki  postawionej  wobec  ciężko  upośledzonego  dziecka  są  takie 
same,  niezależnie  od  religii,  jaką  wyznaje.  Uczestniczymy  we  wspólnej  naturze  ludzkiej.  Wszyscy 
jesteśmy  ludźmi  należącymi  do  jednego  Boga.  Wszyscy  mamy  wrażliwe  serca,  zdolne  do kochania  i 
bycia kochanymi. Wszyscy możemy rozwijać się w miłości i stopniowo uwalniać się z klatek, które nas 
zamykają. 

Powołanie do jedności jest trudne. Wymaga ono pewnej dojrzałości serca, aby było zdolne przyjąć 

i szanować innych w ich szczególnej podróży wiary, i odkryć, że gdzieś poza granicą różnic - wiele nas 
łączy.  Jest  to  możliwe  tylko  wtedy,  gdy  jesteśmy  mocno  zakotwiczeni  w  miłości  Boga  i  każde  serce 
spotykamy z szacunkiem i miłością.

Wzrastanie w miłości

Duchowość Arki  jest  głęboko ludzka i  głęboko  Boska. Jest  ona  jak  ziarno  zasiane  przez  Boga  w 

glebę naszego istnienia. Gleba musi być uprawiana, ziarno potrzebuje nawodnienia i nawozu. Jeśli gleba 
jest zbyt twarda, nasiono nie będzie zdolne do rozwoju.  

Życie  w  Arce  jest  wymagające.  Niełatwo  opuścić  rodzinę  i  pracę  oraz  wolność  czynienia,  co  się 

lubi.  Jeszcze  trudniej  jest  pozostać  wiernym  przez  lata.  Jak  w  każdym  chrześcijańskim  życiu,  jest  to 
nieustanny wzrost w miłości, dla którego potrzebujemy daru  Boga. On domaga się, żebyśmy dążyli  do 

background image

nieustannego oczyszczenia. W ciągu lat każdy z nas rozwinął mechanizmy obronne i uprzedzenia, dzięki 
którym chronimy siebie przed innymi i przed cierpieniem. W najgłębszych pokładach naszego bytu każdy 
z nas ukrywa obawy, które, świadomie lub podświadomie, rządzą naszym myśleniem i zachowaniem. W 
każdym  z  nas  tkwią  bariery,  które  przeszkadzają  nam  kochać  jednych,  a  skłaniają  do  kształtowania 
więzów z innymi. Bożym dziełem jest oczyszczenie i unieszkodliwienie tych mechanizmów obronnych, 
aby  nasze  serca  mogły  być  otwarte  na  Ducha  Świętego  i  Boską  miłość.  Bożym  dziełem  jest  trwająca 
wciąż  penetracja    naszego    podświadomego      świata,    naszego  wewnętrznego  świata  winy,  zamętu  i 
udręki, aby uwolnić nas, uzdrowić i prowadzić do integracji, do jedności.

Wiele czasu zajmuje odkrywanie jedności w nas samych, żebyśmy mogli być źródłem jedności dla 

innych; przyjmowanie  własnych  ran,  żebyśmy  mogli  przyjąć  rany  innych.  Wiele  też  czasu  wymaga 
odrzucenie  masek  i  akceptacja  samych  siebie  takimi,  jakimi  jesteśmy, ze  wszystkimi  ograniczeniami, 
żebyśmy potrafili akceptować innych. Musimy być gotowi na wezwanie Boga i obietnicę Jezusa, trzeba 
nam dokonywać wyborów, które przynoszą ze sobą także pogodzenie się ze stratami w tej drodze, którą 
obyśmy zdołali kroczyć do końca.

Niewiele  ludzi  cierpiących  z  powodu  upośledzeń  ^  wybrało  Arkę  jako  miejsce  dla  siebie.  Dla 

większości z nich nie było jednak wyboru. Krok po kroku doszli do zgody na wspólnotowe życie, które, 
mamy  nadzieję,  odpowiada  ich  najgłębszym  potrzebom.  Niektórzy  z  nich,  jak  Michał,  wybrali  Arkę 
dobrowolnie. „Mógłbym nazywać się teraz «Michał Arka» - powiedział Michał pewnego dnia - ponieważ 
Arka obdarzyła mnie życiem".

Niektórzy pomocnicy przyszli do Arki w odpowiedzi na wezwanie Boże, żeby zawrzeć przymierze 

z  upośledzonymi.  Inni  pojawili  się  tu  na  krócej  lub  dłużej,  aby  nadać  sens  swojemu  życiu.  Stopniowo 
odkrywają oni świat łagodności i wiary w Ewangelię: ich serca są poruszone. Przemienieni, opuszczają 
Arkę, żeby kontynuować swą podróż gdzie indziej. Ci, których powołaniem jest życie w Arce, odkrywają 
w ludziach z upośledzeniami źródło istnienia, skarb delikatności. Jezus porównuje królestwo niebieskie 
do skarbu ukrytego w roli. Człowiek znalazłszy ten skarb sprzedaje wszystko, co posiada, aby kupić tę 
rolę. Jeśli mamy naprawdę wzrastać w miłości i być wierni Jezusowi ukrytemu w ubogich, a także wierni 
powołaniu  do  jedności,  potrzeba  nam  pewnej  dyscypliny.  Jak  atleci  dążący  do  zwycięstwa,  musimy 
znaleźć  właściwy  sposób,  żeby  troszczyć  się  o  siebie.  Nie  możemy  być  wierni,  jeśli  nie  karmimy  się 
Ewangelią,  Ciałem  Chrystusa,  i  nie  trwamy  w  łączności  z  Nim  przez  modlitwę.  Musimy  korzystać  z 
pomocy,  jaką  duchowi  mistrzowie  w  ciągu  wieków  nam    ofiarowywali,  aby  wieść  nas  ku  Bogu.  Jest 
wiele pułapek po drodze. Potrzebujemy mądrego przewodnika.

Niektórzy  pomocnicy  czują,  że  są  wezwani  do  przeżywania  swego  powołania  wspólnie  z 

towarzyszem  czy  towarzyszką  życia;  oni  zakładają  rodziny.  Nie  mieszkając  z  ludźmi  cierpiącymi  z 
powodu upośledzeń, są jednak w pełni członkami wspólnoty. Ich związek małżeński jest wzmocniony i 
karmiony przez zjednoczenie z ubogimi we wspólnocie.

Inni pomocnicy Arki czują się powołani do życia w celibacie, aby w ten sposób zjednoczyć się z 

Jezusem i upośledzonymi, którzy nigdy nie będą zdolni do małżeństwa. Dzielą swe życie z nimi, jedzą 
przy  wspólnym  stole.  Rezygnując  z  małżeństwa  rozwijają  swą  unię  z  Jezusem,  służą  Mu  w  Arce  w 
sposób  ewangeliczny,  poprzez  związek  z  ludźmi  słabymi.  Ich  celibat  jest  pełen  miłości  dla  ludzi. 
Natomiast dla pomocników, którzy nie czują się powołani do celibatu, pozostawanie w bez-żenności jest 
bardzo trudne. Oni trwają w solidarności z tymi spośród upośledzonych, dla których życie w celibacie 
jest również bardzo trudne.

Każdy  pomocnik  czy  pomocnica  posiada  swój  własny  szlak.  Każdy  jest  podtrzymywany  przez 

obecność ludzi z upośledzeniami i przez tę unię, która ich spaja. Miłość, zaufanie i płacz ubogich to są te 
kotwice, które podtrzymują ich wszystkich na drodze miłości.

background image

                                                                   ZAKOŃCZENIE

Wspólnoty Arki odsłaniają paradoks tkwiący w słabości i ubóstwie: to, co odrzucamy i spychamy na 

margines, może stać się źródłem łaski, jedności, wolności i pokoju.

Ludzi pociąga sukces, bogactwo, władza, światła reflektorów - wszystko, co błyszczy i jest wielkie. 

Odrzucają to, co brzydkie i ubogie. Wspinając się po drabinie społecznej stają się bardziej samotni i coraz 
bardziej potrzebują obrony, ukrywają się i zabezpieczają. Są przestraszeni, ich obawa przed innymi często 
wypływa z braku poczucia własnej wartości. Tracą świadomość ludzkiej solidarności i sami odcinają się 
od ubogich. To odseparowanie odsłania ciemne strony ich życia, uprzedzenia i wielkie ubóstwo serc. Jeśli 
jednak  potrafią  zadzierzgnąć  więzy z  ludźmi  odrzuconymi,  wtedy  znajdą  się  na  drodze  wiodącej  ku 
wolności.

Słowo stało się ciałem.  Ono ukryło chwałę swego bóstwa i stało się jednym z nas. Ono dzieliło z 

nami  swe  potrzeby,  szczególnie  potrzebę  miłości,  i  dzieliło  z  nami  cierpienia.  Stało  się ubogim. 
Wkroczyło na ścieżkę w dół i wyzbyto się własnego znaczenia, by ukazać nam drogę komunii i miłości.
W  Arce  pragniemy  postępować  za  Jezusem  na  tym  szlaku  znikomości,  pokory  i  ufności.  Jesteśmy 
przekonani,  że  jest  to  droga  ku  wyzwoleniu  i  radości. Duchowość Arki  polega  na  miłości  i  przyjaźni z 
ludźmi  ubogimi  i  słabymi.  Jesteśmy  wezwani  w  imię  Jezusa,  aby  żyć  z  nimi,  odkrywamy 
błogosławieństwo  obiecane  przez  Jezusa:  Lecz,  kiedy  urządzasz  przy'jecie,  zaproś  ubogich,  ulomnych, 
chromych i niewidomych. A będziesz, szczęśliwy... 
(Łk 14,13-14)

W  Kościele każda osoba jest powołana, żeby przeżywać  część życia Jezusowego. Niektórzy, jak 

apostołowie,  są  wezwani  do  zwiastowania  Dobrej  Nowiny  w  całym  świecie,  inni  do  uzdrawiania 
chorych, inni do nauczania, jeszcze inni do pasterzowania w Bożej owczarni.

Naszym powołaniem w Arce, podobnie jak Jezusa z Nazaretu, jest życie proste i ubogie, otwarte na 

cierpiących i na sąsiadów. Jezus żył w ukryciu przez dwadzieścia osiem lat. Żył pokornie z pokornymi, 
jadał  przy  jednym  stole  z  ubogimi,  pracował  własnymi  rękami.  Ten  prosty  tryb  życia  dzielili  z  nim 
Maryja i Józef.

W  czasie  publicznej  działalności  Jezusa  rzadko  była obecna  Maryja.  Jezusa  otaczali  apostołowie. 

Nie było ich jednak z Nim ani w Nazarecie, ani przy krzyżu. To Maryja była wtedy Tą, która była blisko 
Jezusa. Kochająca, milcząca, wierna kobieta, która z ogromną delikatnością żyje w komunii z Jezusem. 
W  Arce  jesteśmy  wezwani  do  uczestnictwa  w  życiu  nazaretańskim:  mamy  być  znakami  miłości  w 
rozdartym i cierpiącym świecie. Jesteśmy też powołani do uczestnictwa w misterium Maryjnym:

współczucia  z  cierpiącym  i  odrzuconym  Jezusem  poprzez trwanie  w  pobliżu  ludzi,  którzy  są 

krzyżowani, udręczeni i odrzuceni, którzy nigdy nie będą uzdrowieni.

Podobnie  jak  Izraelici  pielgrzymujący  po  pustyni,  Arka  jest  ludem  w  pielgrzymowaniu. 

Powinniśmy nieustannie być w marszu, niepokojeni i zadziwiani. Po trzydziestu latach odkryliśmy pewne 
aspekty  Ewangelii,  dotąd  zakryte  przed  nami.  Nasza  duchowość,  nasze  przymierze  z  ubogimi  jest 
tajemnicą, której nie możemy przestać kontemplować. Powinniśmy wciąż od nowa wyruszać, zgadzając 
się, że będzie nas niepokoił brak bezpieczeństwa, że będziemy prowadzeni ku nowym zadziwieniem.

W miarę jak kontynuujemy kroczenie po naszej drodze, czeka nas odkrywanie i przeżywanie coraz 

to innych wymiarów tego misterium, misterium Jezusowego wcielenia i komunii z Nim, doświadczanej 
dzięki Jego ukrytej obecności w ubogich.

background image

JEAN VANIER

SERCE ARKI
Duchowość na każdy dzień

Przełożył Edward Osiecki SVD

VERBINUM Wydawnictwo Księży Werbistów Warszawa 1996

Tytut oryginału: TheHeart of L'Arche 
© Novałis Publishing Inc. Ali Right Reserved. Sale authorized in Poland oniy 
© for the Polish Edition by VERBINUM, 1996
            Redakcja: Matylda Wiśniewska 
            Redakcja techniczna: Mirosława Piotrowska

VERBINUM, Wydawnictwo Księży Werbistów
ul. Ostrobramska 98,04-118 Warszawa tel. 610-78-70
Warszawa 1996. Wyd. I. Żarn. nr 20/96
Skład: Verbinum, Warszawa
Druk: Drukarnia Księży Werbistów, Laskowice k. Swiecia

ISBN 83-85762-88-4

background image

SPIS 

TREŚCI

WPROWADZENIE ..................................................... 5
I. TAJEMNICA JEZUSA........................................... 13

II. DUCHOWOŚĆ SKUPIONA WOKÓŁ

TAJEMNICY UBOGIEGO 
Dwa światy dzisiaj................................................... 21

Społeczeństwo rywalizacji ..................................... 22
Przygoda Arki.......................................................... 25
Być znakiem wyzwania dla kultury ........................ 26
Przyjaźń z ubogimi dokonuje przebudzenia i przemiany serca..................................................... 28
Odsłanianie moich własnych ran............................. 31
Być uważnym.......................................................... 33
Ubodzy wybrani przez Boga................................... 36
Jezus obecny w ubogich.......................................... 41
Uświęcenie .............................................................43
Tajemnica cierpienia .............................................. 44

Ubodzy: tajemnica wiary......................................... 47

III. DUCHOWOŚĆ PRZEŻYWANA

WE WSPÓLNOCIE 
Wspólnota jest ciałem.............................................. 51
Miłość wyrażana w małych rzeczach...................... 56

Odzyskiwanie nadziei.............................................. 60
Zstępowanie ku pokorze.......................................... 61
Życie wspólnotowe: źródło życia............................ 65

IV. ZAUFANIE BOGU, KTÓRY KROCZY Z NAMI 
Dzieło Boga............................................................. 69

Konieczność niepewności........................................ 70

Trwanie w otwartości.............................................. 73

V. DUCHOWOŚĆ ZAKORZENIONA

W KOŚCIELE 
Miejsce Arki we wspólnocie Ludu Bożego ............ 79

Chrześcijanie podzieleni, a jednak trwający w komunii................82

Wzrastanie w miłości.............................................. 84
ZAKOŃCZENIE.........................................89