background image

Karmazyn i Róż

Tagi: 

Tomasz Łysiak

Opinie

targowiczanie

Smoleńsk

strach

katastrofa

Dodano: 19.05.2013 [19:15]
 

Współczesnych targowiczan przepaja strach przed odpowiedzialnością za katastrofę 
smoleńską. Stąd pilna potrzeba wyprodukowania własnych bezrefleksyjnych zwolenników, 
którzy pójdą kłaniać się dziwnemu „bożkowi" z czekolady, mającemu uchodzić za narodowe 
godło.
 
Ukochanym kolorem szlachty polskiej był czerwony. Dlatego to czerwień właśnie była 
najczęstszym kolorem herbów, a karmazyn lub amarant (czyli tonacja malinowa) uważano za tej 
barwy szlachetniejszą odmianę. Dlatego też mówiono na naszych herbowych „karmazyni". Jednak 
amarant widziany na naszych proporcach nie był nigdy kolorem różowym. Każdy ułan pewnie 
padłby z konia, widząc masy baloników w kolorach pokoju dziewczęcego, jakie unosiły się w dzień 
narodowych barw przed Pałacem Namiestnikowskim (jakże ciągle aktualna nazwa – czasem aż 
zdaje się, jakby na powrót w nim zamieszkał gen. Zajączek). Różowe baloniki, orzeł co wszystko 
może, ulepiony z czekolady i różowe okulary do patrzenia w świetlaną przyszłość przymrużonym 
okiem – wszystko się zdawało, jak kolejna przygoda Alicji w Krainie Czarów. I pewnie można by 
się tylko z tego śmiać, gdyby nie fakt, że cała ta 

akcja

, wraz ze sposobem obchodzenia święta 3 

Maja, stanowiły element dobrze przemyślanej propagandy i dezinformacji bazującej na manipulacji 
historią oraz emocjami Polaków.
 
Przebudzony patriotyzm
 
Po katastrofie smoleńskiej to właśnie ulica na powrót stała się miejscem manifestowania 
patriotyzmu i żądania prawdy. To na Krakowskim Przedmieściu miesiąc w miesiąc upamiętnia się 
ofiary katastrofy smoleńskiej. To na marszach prawicowych i konserwatywnych 

środowisk 

gromadzą się dziesiątki i setki tysięcy ludzi. Nie można tego nie dostrzegać. I środowiska dzierżące 

władzę

 widzą to i analizują. A co ważne – tego zjawiska tworzenia się silnej wspólnoty narodowej – 

po prostu się boją. Pierwszy element tego strachu był widoczny już w czasie pochówku śp. 
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. 

Zdjęcia

 pokazujące rozmodlone, wzruszone tłumy, 

całe ludzkie rzeki płynące ulicami i trzymające 

polskie

 flagi, polskie rodziny zgromadzone obok 

siebie i przeżywające wspólnie ten sam dramat, te same uniesienia i ten sam smutek i żal stały się 
niebezpieczne. Gdyż żal i smutek może przerodzić się w gniew. Ten zaś – w prosty sposób 
doprowadzić do zmiany władzy. I zaczęło się – wtedy właśnie pękło sztucznie utrzymywane przez 
chwilkę tylko, mamiące wszystkich poczucie „jedności w żałobie". Na powrót został uruchomiony 
młyn oszczerstw i kłamstw, którym postanowiono zmielić wszelkie ziarna samodzielnej myśli i 
wypluć w formie mączki i papki mainstreamowej.
 
To właśnie poprzez wspólne upamiętnianie 

rocznic

, pielęgnowanie pamięci o przeszłości, 

kultywowanie tradycji narodowych i wyzwoleńczych Polska nigdy nie dawała zgasić swojego 
ducha. Wystarczy prześledzić smutne losy naszej Ojczyzny w wieku XIX – tam nic nie umiera, tam 
wszystko jest czczone i noszone na sercu, jak relikwia. Wtedy przecież pamiętano o rocznicach 
takich, jak choćby unii w Horodle i bardzo uroczyście je obchodzono. Nie wspominając o 
rocznicach powstań czy datach zgonów zasłużonych Polaków. Na tym właśnie, na zbiorowej 
pamięci, budowano tożsamość i poczucie wspólnoty, którego nie mogły złamać żadne zakazy, 
dzielenie granicami czy przypisywanie obcych obywatelstw. Polak pozostawał Polakiem…
 
Lęk przed silną Polską

background image

 
Dzisiaj do tych wszystkich dawnych tradycji tożsamościowych odwołują się środowiska 
patriotyczne i prawicowe. I po prostu je widać. A z tego względu, że je naprawdę widać, to i 
wzbudzały i nadal wzbudzają one naturalną wściekłość i lęk u tych, którzy opierają swoją władzę 
na technikach manipulacyjnych.
 
Próba takiej techniki to choćby przemówienie prezydenta Komorowskiego z okazji rocznicy 
Konstytucji 3 maja. Trzeba jej się przyjrzeć – to doskonały przykład, jak kilkoma zdaniami 
rzuconymi z uśmiechem spod wąsa dobrego „wuja" – można próbować zakręcić historyczną 
prawdą, jak kołem fortuny: a nuż wypadnie na nasze i ludzie dadzą się złapać?
 
Otóż pan prezydent, raczył zauważyć w swojej mowie, iż on i jego środowisko patriotyczne to 
dziedzice tradycji Ustawy Majowej, zaś cała prawica to (dla rymu pewnikiem, bo Wielki Gajowy 
lubi rymować) współczesna Targowica. Gdyż to Targowica była zachowawcza i konserwatywna 
(morał dodatkowy ma być taki, że co konserwatywne, to nienowoczesne – myśl godna zapisania 
złotą czcionką w Centrum Nauki Kopernik).
 
Nic to, że prawda historyczna była taka iż, głównym celem Konstytucji była 

naprawa

 chorego 

państwa, które utraciło suwerenność wobec Rosji. Nic to, że Targowiczanie właśnie łasili się w 
Petersburgu do carycy dyktującej im zapisy konfederacji. Nic to wreszcie, że potem wkroczyli do 
własnego kraju na czele wojsk carskich, by walczyć z patriotami. Obecnie można sprzedać każdą 
tezę, jeśli się ją wypowie z odpowiednim nastroszeniem wąsów.
 
O prawdziwej analogii
 
Jednak jest to tym bardziej przerażające, że biorąc pod uwagę taką właśnie analogię do czasu 
Konstytucji 3 maja i dwóch ostatnich rozbiorów, kogo widzielibyśmy dzisiaj jako rosyjskiego 
alianta? Kto pod rękę z Władimirem Putinem przyglądał się szczątkom samolotu leżącego na 
wschodniej rubieży lotniska Siewiernyj, a potem pozwolił Rosjanom dosłownie na wszystko? 
Czemu? Czyżby dlatego, że leżało to w jego interesie? W jakim? No właśnie – wystarczyło 
popatrzeć na tłumy obecne na ulicach zaraz po tragedii smoleńskiej, na tysiące ludzi oddających 
cześć śp. Prezydentowi Kaczyńskiemu w czasie jego pogrzebu. Ten sam lęk, który zrodził się wśród 
naszych autentycznych współczesnych targowiczan trwa do dzisiaj. Podsyca go strach przed 

odpowiedzialnością

. I stąd właśnie ta pilna potrzeba wyprodukowania własnej „ulicy", własnych 

zwolenników – automatów, które założą różowe okulary, w ręku ścisną różowy balonik i zupełnie 
bezrefleksyjnie pójdą w „patriotycznym" marszu, by kłaniać się dziwnemu „bożkowi" z czekolady, 
mającemu uchodzić za narodowe godło.
 
Długosz napisał w swoich annałach, że po zabójstwie Przemysła II, do którego ponoć przyczynił się 
ród Nałęczów, odebrano im dwa zaszczyty – 

prawo

 stawania do boju w pierwszym szeregu 

rycerstwa i prawo noszenia czerwieni. To prawo przywrócił im dopiero, za różne zasługi dla kraju 
Kazimierz Wielki.
 
Współcześni „Nałęczowie" prawo noszenia czerwieni odebrali sobie sami. I przyodziali się w 
kobiecy róż. Niech im służy. W Krainie Czarów. My w Polsce nadal mamy Czerwień i Biel.

Autor: 

Tomasz Łysiak

Żródło: 

Gazeta Polska Codziennie


Document Outline