background image

 
 
 
 
 

C

ANDACE 

S

CHULER

 

 

NA PRZEKÓR 

SOBIE 

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Tytuł oryginału: A Dangerous Game 

background image

ROZDZIAŁ 1 

 
Było słoneczne, sierpniowe popołudnie. Tafla jeziora połyskiwała 

srebrzyście.  Śruba  roweru  wodnego wyrzucała  w  powietrze  mieniące 
się tysiącem barw kropelki wody. 

Podziwiając  ten  widok  przez  oszklone  drzwi  tarasu,  Natalie 

Bishop  nie  potrafiła  powstrzymać  się  od  refleksji,  Ŝe  to  cudowny 
dzień na spotkanie w gronie rodziny i przyjaciół. Natychmiast jednak 
zgromiła siebie w duchu za podobne myśli. Ci ludzie, w pokoju za jej 
plecami,  nie  zebrali  się  tu  dzisiaj  po  to,  by  cieszyć  się  słonecznym 
popołudniem.  Przybyli,  aby  oddać  ostatnią  posługę  jednemu  z  ich 
grona, który odszedł nieoczekiwanie. 

Natalie  westchnęła  cięŜko,  odgarnęła  kosmyk  jasnopopielatych 

włosów z policzka i po raz kolejny wróciła myślami do tajemniczych 
okoliczności śmierci Ricka Peytona. 

Na pozór wszystko wydawało się proste. Gdzieś między jedenastą 

a jedenastą trzydzieści w nocy Rick, jadąc z duŜą prędkością, uderzył 
w barierkę ochronną autostrady.  W  wypadku nie brały udziału Ŝadne 
inne  pojazdy.  Nie  było  nawet  śladów  hamowania  lub  mijania,  które 
wskazywałyby, Ŝe Peyton próbował uniknąć zderzenia z jakimś innym 
samochodem.  Noc  była  bezchmurna,  a  widoczność  dobra.  Policja  z 
Minneapolis 

rozwaŜała 

moŜliwość 

samobójstwa, 

poniewaŜ 

powiadomiona  o  wypadku  Ŝona  Peytona  kilkakrotnie  wspominała  o 
silnych  bólach  głowy,  jakie  mąŜ  miewał  ostatnimi  czasy.  Sekcja 
zwłok równieŜ nie wykazała niczego nadzwyczajnego. Nie znaleziono 
ś

ladów  zaŜywania  narkotyków,  jedynie  dosyć  duŜą  dawkę  aspiryny, 

co  zdawało  się  potwierdzać  słowa  Sherri  Peyton  o  silnych  bólach 
głowy,  na  jakie  ostatnio  uskarŜał  się  jej  mąŜ,  oraz  prawie  pół 
opakowania  tabletek  na  niestrawność.  We  krwi  Peytona  znajdowała 
się  niewielka  ilość  alkoholu.  Tamtego  wieczora,  przed  wyjściem  z 
pracy,  wypił  jedno  piwo  ze  swoim  wspólnikiem,  a  bratem  Natalie, 
Danielem Bishopem. 

Rick Peyton opuścił biuro około godziny ósmej trzydzieści. Gdzie 

był  i  co  robił  do  jedenastej,  nadal  pozostawało  tajemnicą. 
Wyeliminowanie  narkotyków  i  alkoholu  jako  bezpośredniej 
przyczyny wypadku potwierdzało hipotezę samobójstwa. 

A  jednak,  coś  tu  nie  pasowało...  -  Natalie  z  niedowierzaniem 

pokręciła  głową.  Instynkt  podpowiadał  jej,  Ŝe  śmierć  Ricka  Peytona 

background image

nie  była  samobójstwem.  Dobrze  ustawiony,  zdrowy,  młody 
męŜczyzna,  prowadzący  nieźle  prosperujący  interes,  oŜeniony 
zaledwie przed rokiem z zakochaną w nim piękną kobietą, nie odbiera 
sobie  Ŝycia  tak  nagle,  ni  z  tego,  ni  z  owego.  Chyba  Ŝe  Peyton  miał 
jakiś  ukryty  powód,  aby  tak  postąpić.  Nie  znała  go  zbyt  dobrze.  Nie 
byli  przyjaciółmi.  Rick  Peyton  był  dla  niej  zawsze  jedynie 
wspólnikiem Daniela, sympatycznym, choć nieco zadufanym w sobie 
młodym człowiekiem. Nie sprawiał wraŜenia kogoś, kto w niedługim 
czasie  zamierza  odebrać  sobie  Ŝycie.  A  moŜe  był  chory,  lub  jego 
małŜeństwo  wcale  nie  było  takie  doskonałe,  na  jakie  wyglądało? 
MoŜe... 

 - Natalie? - Rozmyślania przerwał dobiegający z głębi domu głos 

Daniela.  -  Nat,  czy  mogłabyś  pozwolić  tu  na  chwilę.  Pani  Peyton 
chciałaby  porozmawiać  z  tobą.  No  wiesz,  matka  Ricka  -  dodał, 
przypominając sobie o istnieniu dwóch pań Peyton. 

Natalie  skrzywiła  się  lekko.  Młodsza  pani  Peyton,  śliczna  mała 

Sherri,  naleŜała  do  tych  kobiet,  na  które  kaŜda  szanująca  się 
feministka  spoglądała  z  litościwą  pogardą.  Była  jednak  zupełnie 
nieszkodliwa, podczas gdy juŜ po dziesięciu  minutach spędzonych w 
towarzystwie Barbary Peyton Natalie wiedziała, Ŝe nigdy nie zostaną 
przyjaciółkami. 

Gwałtownie  odwróciła  się  od  okna  i  o  mało  nie  przewróciła 

swojej starszej siostry. 

 - Ach, to ty, Andrea! Przepraszam. Daniel powiedział mi, Ŝe pani 

Peyton  chciała  mnie  widzieć  -  Natalie  machnęła  ręką  w  stronę 
zamkniętych drzwi gabinetu. 

 -  Tak.  Słyszałam  -  odpowiedziała  Andrea.  -  Nie  będę  cię 

zatrzymywać.  Chciałam  tylko  powiedzieć,  Ŝe  wychodzę.  Mam  dziś 
wieczorem kurs, a muszę jeszcze zabrać dzieci z lodowiska i pojechać 
po opiekunkę. Znowu zepsuł się jej samochód. 

 - Wydawało mi się, Ŝe teraz pracujesz wieczorami? 
 - Zgadza się. Ale dopiero po kursie. 
 - Nie mogę pojąć, kiedy ty sypiasz? 
 - Chcesz powiedzieć, Ŝe ludzie nadal tracą czas na spanie? 
 - Andrea! 
 -  No  dobrze,  juŜ  dobrze.  Tylko  Ŝartowałam.  -  Andrea 

uspokajająco  poklepała  młodszą  siostrę  po  ramieniu.  -  Naprawdę. 
Staram się spać jakieś, no, co najmniej pięć godzin na dobę. 

background image

 -  Pięć  godzin?  AleŜ  to  stanowczo  za  mało  -  zaprotestowała 

Natalie. - Powinnaś... 

 -  Na  razie  to  musi  mi  wystarczyć  -  przerwała  jej  Andrea.  - 

Zresztą to nie potrwa długo. Za dwa tygodnie zaczyna się rok szkolny 
i będę mogła znów pracować w dzień. 

 -  A  wieczorami  będziesz  się  uczyć  -  dokończyła  za  siostrę 

Natalie. 

 - Im prędzej skończę kurs i otrzymam dyplom, tym szybciej będę 

mogła zacząć zarabiać prawdziwe pieniądze. - Na łagodnej zazwyczaj 
twarzy Andrei pojawił się upór. - Wiesz przecieŜ, jak jest. 

 - Tak, ale... 
Andrea niecierpliwie potrząsnęła głową. 
 - Nie mam teraz czasu, by roztrząsać to na nowo, Nat. - Spojrzała 

na zegarek. - I tak juŜ jestem spóźniona. 

 -  Masz  rację.  Przepraszam.  Nikt  nie  ma  prawa  dyktować  ci,  jak 

masz  układać  sobie  Ŝycie.  -  Natalie  wyciągnęła  ramiona  i  serdecznie 
uścisnęła siostrę. - Jeszcze raz przepraszam. Nie chciałam się wtrącać 
w twoje sprawy. 

 - W porządku, Nat. - Andrea odwzajemniła uścisk. - Rozumiem. 

Nawyk  zawodowy  -  dodała  uśmiechając  się.  -  A  teraz  naprawdę 
muszę juŜ uciekać. 

Natalie  odprowadziła  ją  wzrokiem,  przeklinając  w  duchu  byłego 

męŜa  siostry.  Po  dziesięciu  latach  małŜeństwa  -  Andrea  była 
posłuszną,  wierną  i  kochającą  Ŝoną  -  odszedł  nagle,  zostawiając  ją  z 
trojgiem  małych  dzieci  i  masą  długów.  Teraz,  w  trzy  lata  później, 
Andrea  powoli  zaczynała  stawać  na  nogi,  ale  Natalie  nadal  szczerze 
nie  cierpiała  byłego  szwagra  i  z  największą  przyjemnością  ujrzałaby 
go na samym dnie piekła. 

 - Nat? - ponaglił ją głos Daniela. - Pani Peyton czeka. 
Natalie  westchnęła  cięŜko  i  ruszyła  do  pokoju,  który  był 

królestwem Ricka Peytona. 

Na skórzanej kanapie w rogu przycupnęła Sherri Peyton. Jej palce 

nerwowo  skubały  czarną,  koronkową  chusteczkę.  Spuchniętą  od  łez 
twarzyczkę  otaczały  rude  loki,  wymykające  się  spod  wdowiego 
welonu. Wyglądała niewinnie i świeŜo, niczym róŜyczka - pomyślała 
Natalie z zazdrością. 

Wysoki,  dystyngowany  starszy  pan,  najpewniej  prawnik 

prowadzący  sprawy  Peytonów,  odwrócony  plecami  do  pięknej 

background image

wdowy,  zamykał  właśnie  teczkę.  LeŜała  ona  na  biurku,  za  biurkiem 
zaś,  przyglądając  się  całej  tej  scenie  z  niesmakiem,  siedziała  starsza 
pani  Peyton.  W  niczym  nie  przypominała  matki  opłakującej  śmierć 
syna. Na twarzy, pod doskonale nałoŜonym makijaŜem, malowało się 
głębokie niezadowolenie. 

 -  Dziękuję,  Ŝe  poświęcił  nam  pan  odrobinę  swojego  cennego 

czasu,  panie  Kemp  -  mówiła  do  stojącego  przy  biurku  męŜczyzny, 
niecierpliwie  stukając  jaskrawoczerwonym  paznokciem  w  leŜącą 
przed  nią  teczkę.  -  Skontaktuję  się  z  panem,  jeśli  będzie  pan  nam 
jeszcze potrzebny. 

Pan  Kemp  uprzejmie  skinął  głową  i,  chwytając  teczkę,  szybko 

ruszył do drzwi. Wychodząc, o mały włos nie przewrócił Natalie. 

 -  Proszę  wejść  i  zamknąć  drzwi,  panno  Bishop  -  suchym  tonem 

zwróciła się do niej Barbara Peyton. 

Natalie posłusznie zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do stojącego 

przy  biurku  krzesła  i  przysiadła  na  brzegu  tak,  Ŝeby  jej  stopy  nie 
straciły kontaktu z podłogą. 

 - Czym mogę pani słuŜyć, pani Peyton? - spytała. Miała nadzieję, 

Ŝ

e jej głos nie zdradzał niechęci, którą czuła do kobiety po przeciwnej 

stronie biurka. 

 - Sherri mówiła mi, Ŝe jest pani prywatnym detektywem. 
 -  Tak  -  potwierdziła  Natalie,  zakładając  nogę  na  nogę  i 

wygładzając niewidoczne fałdy na spódniczce swojej jedynej ciemnej 
garsonki. - Istotnie jestem. 

Barbara  Peyton  obrzuciła  uwaŜnym  spojrzeniem  szczupłą  figurę 

dziewczyny,  jej  lśniące,  popielatoblond  włosy,  modne  okulary, 
elegancki, asymetrycznie zapinany Ŝakiet ciemnozielonego kostiumu i 
niebotycznie wysokie pantofle na drobnych stopkach. 

 -  Myślę,  Ŝe  nie  obrazi  się  pani,  jeśli  powiem,  Ŝe  wcale  nie 

wygląda pani na prywatnego detektywa - zauwaŜyła, unosząc brwi. 

Natalie obojętnie wzruszyła ramionami. 
 - Wygląd o niczym nie świadczy i moŜe być mylący. Tak właśnie 

było w jej przypadku. Mierząca nieco powyŜej metra pięćdziesięciu i 
waŜąca  zaledwie  pięćdziesiąt  kilo  Natalie  wyprowadzała  wszystkich 
w  pole  swoim  wyglądem.  Zresztą  dawno  juŜ  przestała  się  tym 
przejmować. Był to jeden z jej głównych atutów. 

 -  Chciałabym  usłyszeć,  jakie  ma  pani  doświadczenie  w  tym 

zawodzie - zaŜądała Barbara Peyton. 

background image

Pytanie  to,  choć  zadane  bardzo  uprzejmym  tonem,  zabrzmiało, 

jakby  pani  Peyton  zamierzała  oferować  Natalie  posadę  pomocy 
domowej w swojej rezydencji. I to, na dodatek, bardzo słabo opłacanej 
pomocy - pomyślała Natalie złośliwie. 

Miała na końcu języka ciętą odpowiedź, ale zreflektowała się. Nie 

było sensu tracić czasu na kłótnię. 

 -  Prawie  cztery  lata  spędziłam  w  agencji  Shaffera  - 

odpowiedziała spokojnie. Agencja Shaffera była jedną z największych 
i najlepszych. - A od dwóch lat prowadzę własną agencję. Nazywa się 
„Ściśle  tajne"  -  dodała  z  dumą.  Jednocześnie  zastanawiała  się,  o  co 
moŜe chodzić Barbarze Peyton. Dlaczego tak bardzo interesuje się jej 
pracą? I to zaledwie w godzinę po pogrzebie własnego syna?! 

 - Czy jest pani w tym dobra? 
Natalie zmruŜyła oczy za szkłami ogromnych okularów. 
 -  NaleŜę  do  najlepszych  detektywów  w  tym  mieście  - 

oświadczyła chłodno. 

 - To dobrze. - Barbara Peyton z zadowoleniem kiwnęła głową. - 

Bardzo  dobrze  -  powtórzyła  z  uśmiechem  drapieŜcy  rzucającego  się 
na swoją ofiarę. - Chcę, Ŝeby zajęła się pani Lucasem. 

 - Lucas? - Natalie pytająco popatrzyła w stronę brata. Jaki znowu 

Lucas?! 

Daniel bezradnie rozłoŜył ręce. 
 - Lucas Sinclair - dokończyła Barbara Peyton, pochylając się do 

przodu. - To mój drugi syn. 

 - Syn? - Natalie szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. - To pani 

ma jeszcze jednego syna? 

 - Z pierwszego małŜeństwa. 
 -  Nie  pamiętam,  Ŝeby  Rick  wspominał  kiedykolwiek,  Ŝe  ma 

brata, a ty? - zwróciła się do Daniela Natalie. 

Ten przecząco pokręcił głową. 
 -  Lucas  był  jego  przyrodnim  bratem  -  poprawiła  pani  Peyton.  - 

Poza  tym,  jest  duŜo  starszy.  Prawie  trzynaście  lat.  Nie  widziałam  go 
od  czasu,  kiedy  wyszedł  z  wojska.  -  Jej  starannie  umalowane  usta 
wykrzywiły  się,  jakby  ugryzła  coś  wyjątkowo  kwaśnego.  -  Wygląda 
na  to,  Ŝe  Rick  musiał  się  z  nim  spotkać,  choć  nic  mi  o  tym  nie 
powiedział.  Ani  ty,  moja  droga  -  dodała,  patrząc  z  wyrzutem  na 
synową. 

background image

 -  Widziałam  go  tylko  raz  -  zapewniła  przestraszona  Sherri 

cieniutkim głosikiem. 

Daniel  uspokajająco  poklepał  ją  po  ramieniu.  Młoda  wdowa 

popatrzyła na niego z wdzięcznością, po czym mówiła dalej: 

 -  Był  tutaj,  w  tym  pokoju,  z  Rickym,  kiedy  pewnego  dnia 

wróciłam z zakupów. To było chyba w lutym. Tak mi się wydaje. Nie 
pamiętam  dokładnie.  -  Chlipnęła  Ŝałośnie  i  bezradnie  wzruszyła 
ramionami.  -  Zrobiłam  im  parę  kanapek  i  coś  do  picia,  a  potem 
wróciłam  do  kuchni.  Wyszedł  jakieś  pół  godziny  później.  Zaczynał 
padać śnieg i powiedział, Ŝe chce zdąŜyć przed burzą. Od tamtej pory 
nie  widziałam  go  więcej.  Myślę,  Ŝe  po  prostu  zapomniałam  o  tej 
wizycie. Poza tym Rick mó... - urwała, nerwowo zagryzając wargi. 

 - Co takiego mówił Rick? - podchwyciła Barbara. 
 - No..., Ricky zapowiedział, Ŝebym nie mówiła o tej wizycie ni... 

nikomu. 

 -  Nikomu?  -  powtórzyła  starsza  pani  Peyton  patrząc  na  nią 

podejrzliwie. 

 -  No...,  Ŝebym  nie  mówiła  o  tym  tobie  -  wyznała  Sherri  ze 

spuszczoną głową. - Mówił, Ŝe ty i Lucas nigdy się nie zgadzaliście i 
wiadomość o tym spotkaniu tylko by cię zdenerwowała. 

 - I miał rację - mruknęła Barbara. 
Sherri załkała Ŝałośnie i uniosła do oczu zmiętą chusteczkę. 
 - Nie jestem pewna, czy dobrze panią zrozumiałam, pani Peyton - 

wtrąciła  Natalie, by uchronić Sherri  przed dalszymi pytaniami.  - Czy 
chce pani, Ŝebym dowiedziała się, gdzie przebywa obecnie pani drugi 
syn? 

MoŜliwe,  Ŝe  po  śmierci  młodszego  syna  Barbara  Peyton 

zapragnęła pogodzić się ze starszym - pomyślała. - MoŜe myliłam się 
co do niej. MoŜe jest lepszą matką, niŜ sądziłam. 

 - Nie. Wcale nie chodzi mi o jego adres - odpowiedziała Barbara, 

jakby  czytała  w  myślach  Natalie.  -  Wiem,  gdzie  jest  Mieszka  tu,  w 
Minneapolis. 

 -  No  cóŜ  -  Natalie  była  zupełnie  zdezorientowana.  -  Jeśli  nie 

chodzi o jego adres, na czym ma polegać moje zadanie? 

 -  Chcę,  Ŝeby  śledziła  go  pani  i  dowiedziała  się  o  nim  jak 

najwięcej. 

 - Ale dlaczego? - nadal nie rozumiała Natalie. 

background image

 -  PoniewaŜ  to  właśnie  jemu  Rick  zapisał  cały  swój  udział  w 

Galaktyce. 

 - Co takiego? - jednocześnie wykrzyknęli Natalie i Daniel. 
Barbara  Peyton  milczała  dłuŜszą  chwilę.  Najwyraźniej  napawała 

się  wraŜeniem,  jakie  wywołały  jej  słowa.  Skinęła  głową  Sherri, 
pozostawiając wyjaśnienia wdowie. 

Sherri otarła zapłakane oczy. 
 -  Ricky  zostawił  wszystko  Lucasowi  -  zaczęła  niepewnie.  Cały 

swój udział w firmie - powtórzyła walcząc ze łzami, które bezustannie 
napływały  jej  do  oczu  -  I...  i  prawie  wcale  go  nie  znam...  -  załkała 
głośno. 

 - Ach tak - mruknęła Natalie. 
Daniel pocieszająco poklepał rozszlochaną Sherri po ramieniu. 
 - Zostawił Sherri bez grosza przy duszy - dramatycznie oznajmiła 

Barbara. 

 -  To  nieprawda!  -  odwaŜnie  zaprotestowała  młoda  wdowa, 

gotowa  nawet  w  tej  sytuacji  bronić  męŜa.  -  Mam  przecieŜ  to 
mieszkanie i... i pieniądze z polisy ubezpieczeniowej Ricka. No i moją 
część  udziału  w  Galaktyce,  tę,  którą  dostałam  od  niego  w  prezencie 
ś

lubnym - urwała i popatrzyła niepewnie na Daniela. - Chyba Ŝe one 

teŜ  przechodzą  na  własność  jego  brata,  teraz,  kiedy  Ricky  nie  Ŝyje.  - 
Zacisnęła mocno wargi, by powstrzymać ich drŜenie. 

 - Przyrodniego brata - wtrąciła Barbara. 
 -  Tak.  Przyrodniego  brata  -  posłusznie  poprawiła  Sherri.  -  Czy 

one równieŜ są teraz jego własnością? 

 - Nie. Są twoje.  Tak  mi się wydaje... to jest, o ile Rick nie  miał 

twojej  zgody  na  dysponowanie  nimi.  -  Daniel  popatrzył  pytająco  na 
siostrę. 

Natalie kiwnięciem głowy przyznała mu rację. 
 -  Nie  mógłby  nic  zrobić  bez  twojej  zgody  -  powtórzył.  -  Chyba 

Ŝ

e podpisałaś upowaŜnienie. 

 - Nie. 
 -  W  takim  razie,  bez  względu  na  to,  co  Rick  zrobił  z  resztą 

udziałów, tamte akcje są nadal twoją własnością - zapewnił ją. 

 -  Widzisz!  -  Sherri  popatrzyła  na  byłą  teściową.  -  Ricky  wcale 

nie zostawił mnie bez grosza przy duszy. 

 -  Prawie  na  to  samo  wychodzi.  Jeśli  policja  uzna,  Ŝe  to  było 

samobójstwo,  nie  zobaczysz  ani  centa  z  polisy  -  zauwaŜyła  sucho 

background image

Barbara Peyton. - Będziesz musiała sprzedać to mieszkanie, by mieć z 
czego Ŝyć. 

Sherri  odwróciła  się  w  stronę  Daniela,  jedynego  obecnego 

męŜczyzny. 

 -  Czy  to  prawda,  Danny?  -  spytała,  chwytając  go  za  rękaw 

marynarki. 

 -  No  cóŜ,  prawdę  mówiąc,  nie  wiem  -  zająknął  się  Daniel.  On 

sam  nie  potrafił  jeszcze  otrząsnąć  się  z  szoku,  w  jaki  wprawiła  go 
wiadomość  o  nagłej  śmierci  wspólnika.  -  Polisy  na  Ŝycie  zwykle 
zawierają  klauzulę,  Ŝe  w  przypadku...  hm,  samobójstwa...  CzyŜ  nie 
tak, Natalie? 

 -  PrzewaŜnie  -  przytaknęła  Natalie.  -  Ale  na  twoim  miejscu  nie 

martwiłabym  się  tym  na  razie,  Sherri.  Prawdopodobnie  śledztwo 
wykaŜe,  Ŝe  był  to  po  prostu  nieszczęśliwy  wypadek.  Zwykle  tak 
właśnie bywa - dodała, przypominając sobie podobne sprawy, z jakimi 
zetknęła się w przeszłości. 

 -  Naprawdę  tak  sądzisz?  -  Sherri  nie  spuszczała  pytającego 

spojrzenia z twarzy Daniela. 

 -  Skoro  Natalie  tak  twierdzi,  z  pewnością  się  nie  myli  - 

oświadczył,  poklepując  kurczowo  zaciśniętą  na  rękawie  jego 
marynarki dłoń wdowy. 

 -  A  tymczasem  ktoś  obcy  przejął  to,  co  naleŜy  się  Sherri  - 

wybuchnęła Barbara. 

 - Jak to ktoś obcy? - zdziwiła się Natalie. - PrzecieŜ to pani syn! 
 -  Syn!  -  gniewnie  prychnęła  starsza  pani  Peyton.  -  Syn,  którego 

nie  widziałam  od  przeszło  dziesięciu  lat!  Nie  miałam  pojęcia,  Ŝe 
Ricky spotkał się z nim. Nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe poŜyczył od niego 
pieniądze - dodała, z niezadowoleniem kręcąc głową. 

 -  Dlaczego  Rick  miałby  prosić  brata  o  poŜyczkę?  -  wtrąciła 

Natalie. 

 -  Przyrodniego  brata  -  poprawiła  natychmiast  Barbara  Peyton.  - 

Sama się temu dziwię. 

 - Pan Kemp mówił, Ŝe Ricky poŜyczył pieniądze od brata, to jest, 

od  swego  przyrodniego  brata  -  poprawiła  się  szybko  Sherri  -  na 
sfinansowanie  jakiegoś  interesu  związanego  z  Galaktyką.  Ricky 
musiał zastawić cały swój udział jako g... gwarancję. 

 - Interes? - Natalie pytająco spojrzała na brata. 

background image

 -  Chodziło  chyba  o  rozszerzenie  kampanii  reklamowej.  Rick 

twierdził,  Ŝe  znaleźliśmy  się  w  martwym  punkcie  i  potrzeba  nam 
czegoś,  co  przyciągnęłoby  klientów.  No  wiesz,  duŜe,  kolorowe 
ogłoszenia  w  najpopularniejszych  czasopismach,  własne  stoisko  na 
targach komputerowych i tak dalej - niepewnie tłumaczył Daniel. 

Dotychczas  sprawami  organizacyjnymi  w  ich  wspólnej  firmie 

zajmował  się  wyłącznie  Rick.  On  sam  cały  swój  czas  poświęcał 
wymyślaniu  i  opracowywaniu  nowych  gier  komputerowych,  w 
których sprzedaŜy specjalizowała się ich dwuosobowa spółka. 

 -  Hm,  jeśli  potrzebował  pieniędzy  na  reklamę,  mógł  mnie 

poprosić  o  poŜyczkę  -  obruszyła  się  starsza  pani  Peyton.  -  Nie 
pojmuję, dlaczego Rick nie przyszedł z tym do mnie. 

Natalie  doskonale  rozumiała  powody,  dla  których  Rick  Peyton 

wolał  nie  poŜyczać  pieniędzy  od  matki.  PoŜyczka  oznaczałaby 
całkowite  uzaleŜnienie  się  od  jej  widzimisię.  Rick  doskonale  zdawał 
sobie z tego sprawę i nie był aŜ tak nierozsądny. 

 - Wracając do sprawy, w jakiej chciała pani się ze mną widzieć - 

wtrąciła  Natalie.  -  Jeśli  dobrze  zrozumiałam,  mam  się  zająć  osobą 
pani starszego syna. Czy mogłaby pani to sprecyzować? 

 -  Chcę  mieć  na  niego  jakiś  haczyk.  Coś,  czego  mogłabym... 

mogłybyśmy  - poprawiła, patrząc w stronę Sherii - uŜyć, aby zmusić 
go, Ŝeby oddał Sherri to, co jej się słusznie naleŜy. 

ś

ebyś  znowu  mogła  połoŜyć  na  tym  swoje  chciwe  pazurki, 

dodała Natalie w duchu. 

 - To nie powinno być trudne - ciągnęła Barbara. - Lucas naleŜał 

do  najbardziej  niegrzecznych  dzieci  w  okolicy,  a  kiedy  dorósł,  było 
jeszcze gorzej. Zaczęły się wagary, drobne kradzieŜe, nieodpowiednie 
towarzystwo i tym podobne historie - urwała, strzepując niewidoczny 
pyłek  z  rękawa  eleganckiego,  czarnego  Ŝakietu.  Ten  gest  zdawał  się 
podkreślać  jej  lekcewaŜący  stosunek  do  tematu.  -  Pewnego  razu 
posunął  się  do  tego,  Ŝe  ukradł  samochód.  Jego  ojciec  i  ja  byliśmy 
gotowi  oddać  go  za  to  do  zakładu  poprawczego,  ale  oszczędził  nam 
kłopotu uciekając z domu. 

Co za wstrętne babsko! - pomyślała Natalie. Szczerze współczuła 

Lucasowi  Sinclairowi.  Najgorszemu  wrogowi  nie  Ŝyczyłaby  takiej 
matki jak Barbara Peyton. 

 -  Wątpię  czy  groźba  ujawnienia  paru  błędów  młodości 

wystarczy,  aby  pani  syn  dał  się...  szantaŜować.  -  Natalie  uznała,  Ŝe 

background image

naleŜy  rzecz nazwać po imieniu. CzyŜ nie to  miała na  myśli Barbara 
Peyton?! Ciekawe, czy zaprzeczy? - zastanawiała się w duchu. 

Barbara zignorowała to oskarŜenie. 
 -  Ludzie  się  nie  zmieniają  -  oświadczyła  twardo.  -  Lucas  był 

hultajem  i  dziwkarzem  juŜ  w  wieku  siedemnastu  lat  i  jestem  pewna, 
Ŝ

e  nie  zmienił  się  nic  a  nic.  Jeśli  dobrze  się  pani  rozejrzy,  panno 

Bishop,  z  pewnością  znajdzie  pani  coś,  czego  nie  chciałby  ujawnić 
ś

wiatu. 

background image

ROZDZIAŁ 2 

 
Na  tarasie,  tuŜ  za  lekko  uchylonymi  szklanymi  drzwiami,  Lucas 

Sinclair w milczeniu przysłuchiwał się słowom matki. Był zdziwiony, 
Ŝ

e nawet teraz jej nienawiść potrafiła go zranić, choć minęło juŜ tyle 

czasu.  Oczywiście  nie  tak  mocno  jak  wtedy,  kiedy  jako 
siedemnastolatek  uciekł  z  domu,  ani  później,  kiedy  juŜ  jako  dorosły 
męŜczyzna zjawił się u niej z młodą Ŝoną, łudząc się nadzieją, Ŝe być 
moŜe, niedawno owdowiała, zapomni o przeszłości. 

Powoli  rozprostował  zaciśnięte  dłonie,  powtarzając  sobie  w 

duchu,  Ŝe  jego  gniew  jest  zupełnie  zrozumiały.  KaŜdy  by  tak 
zareagował,  słysząc  jak  własna  matka  nazywa  go  hultajem  i 
dziwkarzem,  a  na  dodatek  ma  zamiar  go  szantaŜować.  CzyŜ  nie  tego 
właśnie słowa uŜyła ta mała, seksowna blondynka?! SzantaŜ! 

Poczuł,  jak  gorąca  fala  krwi  uderza  mu  do  głowy.  Zupełnie  jak 

wtedy, kiedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, Ŝe matka nie ma dla 
niego  ani  odrobiny  matczynej  miłości  i  troski.  Tylko  Ŝe  teraz  umiał 
sobie z tym gniewem poradzić. 

Odetchnął głęboko raz i drugi, Ŝeby trochę się uspokoić, po czym 

uśmiechając się wkroczył do pokoju. Widok całkowitego zaskoczenia 
na  twarzy  matki  sprawił  mu  coś  w  rodzaju  perwersyjnej  satysfakcji. 
Od ich ostatniego spotkania upłynęło dobrych dziesięć  lat i wiedział, 
Ŝ

e  jest  ostatnią  osobą,  jaką  Barbara  Peyton  spodziewała  się  ujrzeć. 

Patrzyła  na  niego  szeroko  otwartymi  oczami.  Lucas  czekał,  aŜ 
pozostali  odwrócą  się,  Ŝeby  zobaczyć,  co  sprawiło,  Ŝe  twarz  Barbary 
Peyton przybrała trupio bladą barwę pod kilkoma warstwami starannie 
nałoŜonego makijaŜu. 

Pierwsza była niska, seksowna blondynka. Jej braciszek, geniusz 

od  gier  komputerowych,  zaraz  po  niej.  Jego  szerokie  czoło 
zmarszczyło się ze zdziwienia. I wreszcie śliczna, mała Sherri, wdowa 
po Rickym. 

Lucas obrzucił zebranych uwaŜnym spojrzeniem, po czym skinął 

głową w stronę biurka. 

 - Witaj, matko - powiedział, uśmiechając się chłodno. 
No,  no  -  pomyślała  Natalie  -  ta  pozbawiona  ludzkich  uczuć 

wiedźma przynajmniej w połowie miała rację. Ten facet na pewno nie 
jest  aniołkiem.  Znała  ten  typ.  AŜ  za  dobrze.  Taki  był  w  młodości  jej 
ojciec,  a  poza  tym,  w  swoim  zawodzie,  niejeden  raz  miała  do 

background image

czynienia  z  podobnymi  ludźmi.  O  tak,  Lucas  Sinclair  wyglądał  na 
męŜczyznę, który miał wiele do ukrycia. 

Ciemne  włosy  przycięte  odrobinę  krócej,  niŜ  dyktowała  obecna 

moda,  nadawały  mu  Ŝołnierski  wygląd,  pozostałość  po  latach 
spędzonych  w  marynarce.  Lekko  skrzywiony  nos  zdradzał 
wojowniczą  naturę.  Jasnozielone  oczy  patrzyły  na  świat  chłodno  i 
cynicznie. Był to człowiek, który juŜ niejedno w Ŝyciu widział i nic go 
nie jest w stanie zadziwić. 

Niezły gagatek! Bez dwóch zdań! -  pomyślała  Natalie. Ciekawe, 

czy to, co mówiła Barbara Peyton o jego stosunku do kobiet równieŜ 
było  prawdą?  Bardzo  moŜliwe.  Szerokie  bary  i  muskularna  sylwetka 
musiały  podobać  się  kobietom.  Ona  sama,  choć  niechętnie 
przyznawała się do tego, miała słabość do tego typu męŜczyzn. 

Daniel  Bishop  niespokojnym  spojrzeniem  wodził  od  Natalie  do 

przyrodniego brata Ricka Peytona. Nieznajomy zaciekawił go, ale, jak 
zwykle, Daniel czekał na opinię siostry. 

Sherri Peyton zamglonymi od łez, błękitnymi oczami wpatrywała 

się  w  człowieka,  od  którego,  jeśli  wierzyć  słowom  adwokata  i  byłej 
teściowej, zaleŜała jej przyszłość. 

Wreszcie  Barbara  Peyton  zdecydowała  się  przerwać  krępujące 

milczenie. Wolno wyprostowała się w fotelu. 

 - Co tu robisz? - zwróciła się do syna, obrzucając go niechętnym 

spojrzeniem. 

 -  Dokładnie  to,  co  i  ty  -  odpowiedział  Lucas,  nie  przestając  się 

uśmiechać. - Przyszedłem, Ŝeby złoŜyć wdowie kondolencje. 

 - Sądzę, Ŝe raczej zjawiłeś się tu po swój udział w spadku. 
 - Tak jak mówiłem, przyszedłem tu w tym samym celu, co i ty - 

powtórzył,  po  czym,  ignorując  oburzony  wzrok  matki,  podszedł  do 
kanapy,  na  której  przycupnęła  Sherri.  Delikatnie  dotknął  ramienia 
kobiety.  -  Bardzo  mi  przykro  -  jego  głos  zabrzmiał  zaskakująco 
ciepło. - Naprawdę, bardzo mi przykro z powodu Ricka. 

Usta Sherri zadrŜały od powstrzymywanego płaczu. 
 -  Nawet  nie  zdąŜyliśmy  się  lepiej  poznać  -  ciągnął  Lucas.  Miał 

nadzieję, Ŝe te słowa przyniosą pocieszenie młodej wdowie. Podobało 
mu się, Ŝe Sherri nie potrafi powstrzymać łez. To takie kobiece, a we 
współczesnym świecie było coraz mniej prawdziwych kobiet. 

 - Choć znałem go tak krótko, bardzo polubiłem Ricka. 

background image

 -  Nie  była  to  prawda,  ale  teraz  i  tak  nie  miało  to  większego 

znaczenia.  -  Chcę,  Ŝebyś  wiedziała,  Ŝe  wcale  nie  musisz  sprzedawać 
tego mieszkania - zapewnił młodą wdowę. - Bez względu na to, co się 
stanie. 

 - Dziękuję - Sherri otarła oczy i zdobyła się na blady uśmiech. 
 -  Czy  to  znaczy,  Ŝe  zwrócisz  jej  udziały  Ricka  w  Galaktyce?  - 

wtrąciła Barbara. 

 -  Nie,  matko.  Rick  dobrze  wiedział,  co  robi  zapisując  mi  te 

udziały. - W ten sposób nie trafią one w twoje zachłanne rączki, dodał 
w duchu. - Zanim podejmę jakąkolwiek decyzję, zamierzam najpierw 
zbadać całą tę sprawę. - To mówiąc podszedł do Daniela. 

 - Lucas Sinclair - przedstawił się, wyciągając dłoń. 
 -  Wygląda  na  to, Ŝe  będziemy  wspólnikami.  Przynajmniej  przez 

jakiś czas. 

 -  Chyba  tak  -  przytaknął  Daniel,  rzucając  Natalie  pytające 

spojrzenie.  -  Miło  mi  pana  poznać  -  wyrecytował,  ujmując 
wyciągniętą w swoją stronę dłoń. Dobre wychowanie wzięło górę nad 
wrodzoną ostroŜnością. 

 - Przykro mi, Ŝe spotykamy się akurat w takich okolicznościach - 

zauwaŜył  Lucas.  Kim  była  blondynka?  śoną?  Przyjaciółką?  -  Kim 
pani jest? - spytał, odwracając się do niej. 

Dziewczyna wolno podniosła się z krzesła. 
 -  Natalie  Bishop  -  przedstawiła  się,  wyciągając  dłoń  w  męskim 

pozdrowieniu. - Siostra Daniela. 

A więc to tylko siostra - pomyślał Lucas i, choć za nic by się do 

tego  nie  przyznał,  odetchnął  z  ulgą.  Ujął  wyciągniętą  dłoń  Natalie, 
obrzucając uwaŜnym spojrzeniem jej drobną twarzyczkę. 

Patrzyła  mu  prosto  w  oczy  bystrym,  odwaŜnym  wzrokiem.  Jej 

uścisk był równie silny, jak u męŜczyzny, choć sięgała mu ledwie do 
ramienia.  I  to  pomimo  niebotycznie  wysokich  obcasów.  Jej  oczy  za 
szkłami ogromnych okularów były ufne, jak u dziecka, a drobna dłoń 
delikatna i miękka. Poczuł leciutki zapach drogich perfum. 

Niech  mnie  dunder  świśnie!  -  zaklął  w  duchu.  Z  kaŜdą  chwilą 

dziewczyna  coraz  bardziej  go  pociągała.  Dlaczego,  u  diabła?  To 
niesprawiedliwe!  Cholerna  złośliwość  losu!  Współczesna  kobieta 
powinna  mieć  raczej  odstraszający  wygląd,  a  nie  być  ucieleśnieniem 
wszystkich najskrytszych pragnień męŜczyzny. 

background image

Natalie  wymownym  wzrokiem  popatrzyła  na  ściskającą  jej  dłoń 

silną, duŜą rękę. Ten uścisk trwał juŜ stanowczo za długo. Jej uwagę 
zwrócił tatuaŜ. Zza mankietu białej koszuli wysuwała się głowa kobry. 
Jeszcze  jedna  pamiątka  burzliwej  młodości  -  pomyślała.  Uczuła 
dreszczyk  przyjemnego  podniecenia.  Choć  najbardziej  ceniła  sobie 
delikatność  i  wraŜliwość  partnera,  zawsze  pociągali  ją  męŜczyźni,  z 
którymi wiązało się uczucie zagroŜenia. Kochała niebezpieczeństwo. 

 -  Skąd  pan  wiedział,  Ŝe  to  właśnie  panu  Rick  zapisał  swoje 

udziały w Galaktyce? - spytała, stanowczym ruchem zabierając dłoń. 

 - Udziały? - powtórzył niepewnie Lucas. Zastanawiał się właśnie 

nad  tym,  w  jakie  tarapaty  wpakuje  się  tym  razem.  Kobiety  takie,  jak 
ta, zawsze oznaczały dla niego kłopoty. Czasami odnosił wraŜenie, Ŝe 
robią to specjalnie. 

 -  Udziały  w  Galaktyce  -  głos  Natalie  zadrŜał  lekko.  Wolałaby, 

Ŝ

eby  tak  na  nią  nie  patrzył.  Pod  intensywnym  spojrzeniem 

jasnozielonych,  kocich  oczu  czuła  się  bardzo  mała,  bezbronna  i... 
bardzo  kobieca.  O  dziwo,  wcale  nie  było  to  nieprzyjemne  uczucie.  - 
Dopiero  przed  chwilą  dowiedzieliśmy  się,  Ŝe  Rick  zapisał  je  panu  - 
ciągnęła. - Jak to się stało, Ŝe pan wiedział o tym wcześniej? 

 -  Z  pewnością  podsłuchiwał  pod  drzwiami  -  złośliwie  wtrąciła 

Barbara. 

 -  Częściowo  tak  -  potwierdził  Lucas  spokojnie,  niechętnie 

odwracając  wzrok  od  Natalie,  by  spojrzeć  na  matkę.  -  Poza  tym, 
dzwonił  do  mnie  pan  Kemp  i  zostawił  wiadomość,  Ŝe  jako  główny 
spadkobierca  mego  brata  Ŝyczyłbym  sobie  pewnie  być  obecny  przy 
odczytaniu  jego  testamentu  -  urwał,  po  czym  po  krótkiej  chwili 
dorzucił: - Tak dowiedziałem się o śmierci Ricka. 

 -  To  musiał  być  dla  pana  prawdziwy  szok  -  zauwaŜył 

współczująco Daniel. 

Natalie zgodziła się z nim. Nawet jeśli był to tylko przyrodni brat, 

którego poznał zaledwie przed paroma dniami. Ale, ale... ZałóŜmy, Ŝe 
Lucas  Sinclair  kłamał  mówiąc,  Ŝe  znał  Ricka  od  niedawna?  PrzecieŜ 
ludzie nie poŜyczają pieniędzy nieznajomym. A juŜ na pewno nie ktoś 
taki,  jak  Lucas  Sinclair.  Chyba  Ŝe  spodziewał  się  wyciągnąć  z  tego 
jakieś  korzyści.  Coś  więcej  niŜ  tylko  procent  od  poŜyczonej  sumy... 
Ciekawe,  ile  to  właściwie  było  pieniędzy?  Setki?  Tysiące?  Setki 
tysięcy?  Musiała  to  być  spora  sumka,  skoro  pod  zastaw  poszedł  cały 
udział  Peytona  w  Galaktyce.  CzyŜby  aŜ  tyle  miała  kosztować 

background image

kampania  reklamowa,  o  której  wspomniał  Daniel?  Z  pewnością  nie! 
To musiało być coś innego! 

 -  Akurat!  -  wybuchnęła  Barbara,  przerywając  rozmyślania 

Natalie.  -  Myślałby  kto,  Ŝe  dopiero wtedy  dowiedziałeś  się  o  śmierci 
Ricka! 

Uniosła  się  zza  biurka  i  opierając  dłonie  na  szklanym  blacie 

patrzyła na syna z nienawiścią. - ZałoŜę się, Ŝe maczałeś w tym palce! 
- rzuciła oskarŜycielsko. 

Natalie zamarła z wraŜenia. Daniel wstrzymał oddech. 
 - Nie rozumiem - wtrąciła Sherri. - W czym maczał palce? 
Lucas odwrócił się gwałtownie. 
 -  Tak,  ma...  -  urwał.  Nie  potrafił  nazwać  matką  kobiety,  która 

rzuciła  to  straszne  oskarŜenie.  -  Tak...  MoŜe  łaskawie  wyjaśnisz,  co 
przez to rozumiesz? 

 - To chyba jasne. 
 - Zrób mi tę przyjemność - powtórzył Lucas głosem, od którego 

Natalie  przeszły  ciarki  po  plecach.  -  Powiedz  wyraźnie,  co  masz  na 
myśli. Tak Ŝeby nikt nie miał wątpliwości. 

Barbara milczała. 
 - A więc? - Lucas podszedł do biurka. - Czekamy. 
 -  Dobrze.  -  Barbara  uniosła  głowę.  -  Skoro  chcesz  usłyszeć  to 

jeszcze  raz.  Wszyscy  wiedzą,  Ŝe  śmierć  Ricka  nastąpiła  w  bardzo 
podejrzanych okolicznościach i... 

 - Podejrzanych? - wtrąciła Sherri. 
 - W bardzo podejrzanych okolicznościach - podkreśliła Barbara, 

nie zwaŜając na słowa synowej. - Nie znaleziono śladów hamowania, 
ani teŜ nie stwierdzono alkoholu lub narkotyków we krwi Ricka. Nic, 
co  pozwoliłoby  przypuszczać,  Ŝe  był  to  jedynie  nieszczęśliwy 
wypadek. 

 - W takim razie co to było? 
 - Policja uwaŜa, Ŝe mogło to być samobójstwo. 
 - Nie! - gwałtownie zaprotestowała Sherri. - To był wypadek! 
 - Ciii... - uciszył ją Daniel. - Ale... 
 - Nic nie mów - powtórzył, delikatnie ściskając ją za ramię. 
 - A co ty o tym sądzisz? - Lucas nie spuszczał wzroku z twarzy 

matki. W jego zielonych oczach błyszczał gniew. - A więc? 

Barbara milczała. 

background image

Morderstwo?  -  zastanawiała  się  Natalie.  CzyŜby  Barbara  Peyton 

uwaŜała, Ŝe jej  młodszy syn został zamordowany?! Nie! To nonsens! 
Ś

mierć  Ricka  była  jedynie  nieszczęśliwym  wypadkiem.  ChociaŜ... 

Chciwość  to  jeden  z  najczęściej  spotykanych  motywów  zbrodni,  nie 
wyłączając bratobójstwa. Nie da się ukryć, Ŝe Lucas Sinclair był tym, 
który  najwięcej  korzystał  na  śmierci  brata...  Nie!  Jakoś  nie  potrafiła 
wyobrazić sobie Lucasa w roli mordercy. 

 -  Samobójstwo  -  przerwała  ciszę  Barbara.  -  Myślę,  Ŝe  to  było 

samobójstwo. 

Natalie odetchnęła z ulgą. 
 -  I  nie  wątpię,  Ŝe  stało  się  to  za  twoją  przyczyną  -  dodała  pani 

Peyton, patrząc z nienawiścią na starszego syna. - Jestem pewna, Ŝe w 
taki czy inny sposób popchnąłeś go do tego. 

Lucas cofnął się pod naporem tych okrutnych słów. 
 -  Popchnąłem  go  do  samobójstwa?  Ja  popchnąłem  go  do 

samobójstwa? - ZbliŜył się do biurka. - Co, u diabła, chcesz przez to 
powiedzieć?! 

Barbara aŜ przysiadła pod groźnym spojrzeniem syna. 
 -  Właśnie  to,  co  przed  chwilą  usłyszałeś.  -  Mocno  zacisnęła 

dłonie  na  poręczach  fotela.  -  Myślę,  Ŝe  kiedy  poŜyczałeś  mu 
pieniądze,  dobrze  wiedziałeś,  Ŝe  nie  będzie  w  stanie  ci  ich  oddać. 
Zdawałeś  sobie  sprawę,  Ŝe,  wcześniej  czy  później,  sięgnie  do  kasy 
Galaktyki, a kiedy juŜ to zrobił, szantaŜowałeś go. Sherri  mówiła, Ŝe 
ostatnio Rick był jakiś nieswój, jakby coś go dręczyło. Myślę... 

 -  Myślisz!  -  przerwał  jej  Lucas.  -  Powiem  ci,  dlaczego  tak 

myślisz. Wyjaśnię ci, skąd to się wzięło! PoniewaŜ ty właśnie tak byś 
postąpiła! 

Barbara poderwała się gwałtownie. 
 - Ale to nie ja doprowadziłam Ricka do samobójstwa - syknęła ze 

złością. 

 -  Nie!  -  krzyknęła  Sherri,  strząsając  z  ramienia  rękę  Daniela  i 

zrywając  się  na  równe  nogi.  -  To  nieprawda!  Ricky  nie  popełnił 
samobójstwa! 

Lucas podszedł do bratowej, objął ją i przytulił. 
 - Ricky wcale nie odebrał sobie Ŝycia – wyjąkała łkając. - Tto był 

wypadek, ppo prostu nieszczęśliwy wypadek. 

background image

 -  Tak,  to  był  tylko  nieszczęśliwy  wypadek  -  zapewnił  ją  Lucas. 

Sam teŜ bardzo chciał w to uwierzyć. W duchu poprzysiągł sobie, Ŝe 
zrobi wszystko, aby rozwikłać zagadkę tragicznej śmierci brata. 

Ciszę rozdarł dzwonek telefonu. Barbara zdecydowanym ruchem 

sięgnęła po słuchawkę. 

 - Tak? Mówi Barbara Peyton... Tak. Jest tu. To do pani. - Skinęła 

głową w stronę Natalie. 

Natalie,  nie  spuszczając  wzroku  z  Lucasa  i  Sherri,  ujęła 

słuchawkę. 

 -  Halo?  ...  Tata?  Co  się  stało,  Ŝe  dzwonisz  tutaj?  ...  Jesteś 

pewny?...  No  tak,  nie  dzwoniłbyś,  gdybyś  nie  był  tego  pewny... 
Dobrze. Powiem im. 

 -  To  był  mój  ojciec  -  powiedziała,  odkładając  słuchawkę.  - 

Dzwonił z komisariatu. Właśnie zakończono przegląd wozu Ricka. 

 -  I?  -  niecierpliwił  się  Lucas.  W  jego  głosie  brzmiało  z  trudem 

skrywane napięcie. 

 - To nie było samobójstwo. 
 - Dzięki Bogu! 
 -  Ktoś  majstrował  przy  samochodzie  Ricka  -  ciągnęła  Natalie, 

patrząc wprost w jasnozielone oczy Lucasa Sinclaira. - Policja uwaŜa, 
Ŝ

e Rick Peyton został zamordowany. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

 
 -  No,  tatku,  nie  bądź  taki  tajemniczy.  -  Natalie  przysiadła  na 

biurku ojca. - PrzecieŜ wiesz, Ŝe nic, co powiesz, nie wyjdzie poza te 
cztery ściany. 

 - A co z Barbarą Peyton? Słyszałem, Ŝe zaangaŜowała cię. Masz 

dowiedzieć  się  czegoś  o  jej  drugim  synu.  Jakiś  mały  szantaŜyk,  czy 
tak? - porucznik Bishop popatrzył surowo na córkę. 

 -  No  wiesz,  tatku!  Myślałam,  Ŝe  mnie  lepiej  znasz.  Chyba  nie 

sądzisz, Ŝe poszłabym na coś takiego? 

 - Jasne! To nie w twoim stylu - zgodził się starszy pan. 
 -  A  więc  jak  będzie?  PomoŜesz  mi?  -  nalegała.  -  Wiesz,  Ŝe  nie 

zawracałabym ci głowy, gdyby to nie było takie waŜne. 

 - A ty wiesz, Ŝe nie powinnaś nawet o tym wspominać - mruknął 

porucznik  Bishop,  nie  podnosząc  wzroku  znad  leŜącej  przed  nim  na 
biurku  teczki  z  aktami.  -  Bez  względu  na  to,  jak  bardzo  chcesz  się 
dowiedzieć. 

Natalie pochyliła się nad ojcem. 
 -  Ale  to  naprawdę  bardzo  waŜne,  tatku  -  ciągnęła  słodkim 

głosikiem. - PrzecieŜ wiesz. 

Nathan Bishop popatrzył na córkę spod oka. 
 - Nie ma znaczenia, czy to waŜne, czy nie - powtórzył twardo. 
 - Ale... 
 - Nie ma Ŝadnego ale, dziecinko! - sapnął zirytowany starszy pan. 

Z  trzaskiem  zamknął  teczkę  i  odłoŜył  ją  na  bok,  dając  tym  samym 
Natalie do zrozumienia, Ŝe uwaŜa tę dyskusję za zakończoną. - Wiesz 
równie dobrze jak ja, Ŝe aby zajrzeć do akt, potrzebny jest nakaz sądu, 
którego, o ile mi wiadomo, nie posiadasz. 

 - Ale... 
 -  Gdybyś  go  miała  -  ciągnął  -  to,  jak  cię  znam,  weszłabyś  tu 

machając  mi  nim  przed  nosem,  zamiast  próbować  czarować  swojego 
starego ojca słodkimi uśmieszkami. 

Natalie  nawet  nie  próbowała  zaprzeczać.  Była  zdania,  Ŝe 

człowiek  powinien  wykorzystywać  wszystkie  dostępne  mu  środki, 
jeśli mogą mu one pomóc w osiągnięciu wyznaczonego celu. 

 -  Jeśli  będę  musiała,  postaram  się  o  taki  nakaz  -  oświadczyła 

hardo. 

Nathan Bishop potrząsnął siwą czupryną. 

background image

 - Nie sądzę, Ŝeby ci się to udało. I ty dobrze o tym wiesz. śaden 

szanujący się sędzia nie pozwoli ci grzebać w aktach człowieka, ot tak 
sobie,  Ŝeby  zaspokoić  ciekawość.  Bo  wydaje  ci  się,  Ŝe  mógłby, 
powtarzam,  mógłby  on  mieć  coś  wspólnego  ze  śmiercią  swojego 
brata.  Gdyby  jednak  znalazł  się  ktoś  taki,  to  sam,  osobiście, 
postarałbym  się,  Ŝeby  słono  za  to  zapłacił.  -  Porucznik  Bishop 
popatrzył groźnie na córkę. - Tobie równieŜ by się oberwało. 

 - To nie tylko ciekawość - broniła się Natalie, celowo wybierając 

mniejsze  z  przewinień,  o  jakie  została  oskarŜona.  -  I  wcale  nie 
twierdzę,  Ŝe  Lucas  Sinclair  moŜe  być  zamieszany  w  tę  sprawę.  Chcę 
jedynie  poznać  jego  przeszłość.  To  zwykłe,  rutynowe  postępowanie. 
Najzupełniej zgodne z prawem. Lucas jest teraz wspólnikiem Daniela. 
Sądziłam,  Ŝe  ty  sam  równieŜ  będziesz  chciał  dowiedzieć  się  o  nim 
czegoś więcej - dodała, patrząc na ojca z wyrzutem. - Wiesz, jaki jest 
Daniel. 

 - O tak, wiem jaki jest twój brat - przytaknął porucznik Bishop. 
Ojciec i córka wymienili porozumiewawcze uśmiechy. Chodzący 

z  głową  w  chmurach  Daniel,  skądinąd  bardzo  zdolny  elektronik,  był 
całkowicie  niezaradny  Ŝyciowo.  Dlatego  teŜ  pozostali  członkowie 
rodziny Bishopów uwaŜali za swój obowiązek chronić go, takŜe przed 
nim samym, jeśli zaistniałaby taka konieczność. 

 - ...i dlatego sam sprawdziłem tego twojego Lucasa - dokończył. 
 -  On  wcale  nie  jest  mój  -  gwałtownie  zaprotestowała  Natalie. 

Zbyt gwałtownie. - Nie patrz tak na mnie, tato - dodała ostrzegawczo. 
- Lucas Sinclair interesuje mnie jedynie zawodowo - skłamała. 

 - PrzecieŜ nic nie mówię - bronił się starszy pan. 
Natalie groźnie popatrzyła na ojca. 
 - No cóŜ, nie moŜesz chyba winić swojego starego ojca, Ŝe sobie 

trochę  pomarzy.  Córa  skończyła  juŜ  dwadzieścia  sześć  lat,  a  nie  ma 
nikogo, kto by się nią zaopiekował. 

 - Tak jak Kevin Andreą? - Natalie nie mogła powstrzymać się od 

złośliwej uwagi. 

Nathan Bishop popatrzył na córkę z wyrzutem. 
 -  Nie  martw  się  o  Andreę.  Ona  szybciej  niŜ  ty  znajdzie  sobie 

kogoś, kto się nią zajmie. 

 - Wcale nie potrzebuję, Ŝeby ktoś się mną zajmował. Doskonale 

daję sobie radę sama - odcięła się Natalie. - Andrea teŜ. 

background image

 -  KaŜda  kobieta  potrzebuje  męŜczyzny,  który  by  się  nią 

zaopiekował. To normalny porządek rzeczy na tym świecie. 

Natalie zakryła uszy dłońmi. 
 - Nie chcę tego słuchać. - Nie rozumiała, dlaczego słowa ojca tak 

ją draŜniły. Nie pierwszy raz spierali się na ten temat. 

Nathan  Bishop  otworzył  usta,  jakby  chciał  coś  jeszcze 

powiedzieć,  ale  rozmyślił  się.  Przesunął  leŜącą  na  biurku  teczkę  w 
stronę córki. 

 - Jeśli chcesz, moŜesz to sobie przejrzeć. Natalie powoli opuściła 

ręce. 

 -  Chcesz  powiedzieć,  Ŝe  to  właśnie  te  papiery?  Starszy  pan 

potakująco kiwnął głową. 

 -  Zawsze  ten  sam  przebiegły  lis  -  uśmiechnęła  się  Natalie, 

chciwie  chwytając  teczkę.  -  Jakoś  mało  tego  -  stwierdziła 
rozczarowana. 

 - Wystarczy. 
 - Hm, zobaczymy, co my tutaj mamy. - Poprawiła się na biurku i 

zakładając  nogę  na  nogę  przystąpiła  do  czytania.  -  Mandaty  za 
parkowanie  w  niewłaściwym  miejscu.  O!  Wezwanie  do  sądu...  jako 
biegły...  od  komputerów?  -  zdziwiła  się.  -  Szybko  znajdzie  wspólny 
język z Danielem.... No cóŜ, nie widzę tu nic szczególnego. 

 - Czytaj dalej - zachęcił ją ojciec. - To bardzo interesujący młody 

człowiek. 

Natalie rzuciła mu baczne spojrzenie znad okularów i przewróciła 

kolejną stronę. 

 - Dziewięć lat w marynarce - czytała na głos. - Mistrz dywizji w 

boksie. Wziął udział w dwóch akcjach specjalnych w Wietnamie jako 
ochotnik.  Awansowany  na  stopień  kapitana.  Trzykrotnie  odznaczony 
„Szkarłatnym Sercem" i raz „Srebrną Gwiazdą" za wybitne zasługi w 
czasie  pełnienia  słuŜby.  No,  no...  -  Natalie  z  podziwem  pokręciła 
głową. Bohaterskie wyczyny zawsze robiły na niej duŜe wraŜenie. 

 -  Kiedy  padł  Sajgon,  był  w  samym  środku  tego  piekła  -  wtrącił 

porucznik Bishop. - Został ranny, pomagając przy ewakuacji ludności 
cywilnej. 

Natalie popatrzyła na niego pytająco. 
 - Tu nic o tym nie ma. 
 - Rozmawiałem z kumplem z wojska. 

background image

 -  A  więc  to  tak!  -  obruszyła  się.  -  Tobie  wolno  wykorzystywać 

stare przyjaźnie, ale kiedy ja chcę się czegoś dowiedzieć, robisz z tego 
wielkie przestępstwo! 

 - KaŜdy ma prawo zajrzeć do teczki byłego Ŝołnierza. Te rzeczy 

wcale nie są ściśle tajne - bronił się starszy pan. 

 -  Nie  sądzę,  Ŝeby  udostępniano  je  pierwszemu  lepszemu 

człowiekowi z ulicy. 

Nathan Bishop obojętnie wzruszył ramionami. 
Natalie  wróciła  do  przeglądania  akt.  Ojciec  miał  rację.  Lucas 

Sinclair był niewątpliwie bardzo interesującym młodym człowiekiem, 
ale nie takich informacji szukała w dokumentach. 

 -  Po  powrocie  z  Wietnamu  wstąpił  na  uniwersytet,  gdzie 

ukończył wydział informatyki, po czym wrócił do słuŜby czynnej, tym 
razem  w  wywiadzie  -  urwała  i  podniosła  na  ojca  pytający  wzrok.  - 
Cały następny akapit jest zamazany - poskarŜyła się. 

 - No cóŜ, nawet moje kontakty nie sięgają tak daleko. 
 - Pewnie był kimś w rodzaju tajnego agenta, tak? 
 - Nie wiem. MoŜliwe. 
 -  Mikrofilmy,  zaszyfrowane  wiadomości,  spotkania  o  północy  - 

ciągnęła  coraz  bardziej  zaintrygowana.  -  Człowiek  do  zadań 
specjalnych, mam rację? ,. 

Nathan Bishop uśmiechnął się rozbawiony. 
 -  Wiesz,  jesteś  bardziej  podobna  do  swego  brata,  niŜ 

przypuszczałem. 

 -  Lucas  Sinclair  w  roli  tajnego  agenta  007,  z  licencją  na...  - 

Natalie z przeraŜeniem zakryła dłonią usta. O mało co nie powiedziała 
„na zabijanie"?! 

 -  Ślęczenie  godzinami  przed  ekranem  komputera  w  duŜym, 

pozbawionym okien pokoju - dokończył jakiś głos tuŜ przy jej uchu. 

Natalie odwróciła się tak gwałtownie, Ŝe o mały włos nie spadła z 

biurka. Silne ramię Lucasa pomogło jej i odzyskać równowagę. 

 -  Co  pan  tu  robi?  -  spytała  ostro,  strząsając  jego  rękę.  Teczka  z 

aktami przeleciała przez pokój i wylądowała na podłodze, pod nogami 
porucznika Bishopa. 

 - Zostałem zaproszony - spokojnie wyjaśnił Lucas, nie odrywając 

wzroku  od  odsłoniętych  nóg  dziewczyny.  Jak  na  niską  osóbkę, 
wydawały  się  niesamowicie  długie,  kiedy  siedziała  na  biurku  z  nogą 
załoŜoną na nogę, prezentując niebotycznie wysokie szpilki. 

background image

 - Zaproszony? Przez kogo? - Popatrzyła na niego podejrzliwie. Z 

trudem powstrzymywała chęć, Ŝeby obciągnąć krótką spódniczkę. 

 -  Przeze  mnie,  dziecinko  -  wyręczył  gościa  porucznik  Bishop, 

schylając się po teczkę z aktami. 

Natalie gniewnie zmarszczyła brwi. Nie dość, Ŝe znów nazwał ją 

dziecinką, to na dodatek musiał to zrobić właśnie w obecności Lucasa 
Sinclaira.  Chronicznie  nie  cierpiała  tego  określenia.  Czuła  się  wtedy 
mała,  bezbronna  i  krucha,  niczym  jedna  z  tych  porcelanowych 
figurek, które kolekcjonowała Andrea. 

Obaj  męŜczyźni  zdawali  się  nie  dostrzegać  naburmuszonej  miny 

Natalie. 

Są  tacy  do  siebie  podobni  -  pomyślała,  przyglądając  się  im  z 

boku.  Prawdziwi  męŜczyźni,  którzy  nie  potrafią  wyzbyć  się 
przekonania, Ŝe miejsce kobiety jest w domu, przy męŜu i dzieciach, i 
nie ma ona nic do gadania. 

 - Odebrałem pańską wiadomość, poruczniku - zwrócił się Lucas 

do starszego pana. 

Natalie  uśmiechnęła  się  w  duchu.  Wojskowa  postawa  musiała 

zrobić wraŜenie na ojcu. Ciekawe, dlaczego zwrócił się do niego w ten 
właśnie  sposób?  CzyŜby  nawyk?  Ale  przecieŜ  Lucas  odszedł  z 
czynnej  słuŜby  przeszło  dziesięć  lat  temu.  Dziesięć  lat  to 
wystarczająco  długi  okres,  Ŝeby  pozbyć  się  starych  nawyków.  Z 
drugiej  strony,  nie  ma  lepszego  sposobu,  aby  zjednać  sobie  byłego 
wojaka, jak dać mu do zrozumienia, Ŝe samemu równieŜ było się w tej 
samej jednostce. 

 - Chciał pan ze mną mówić - ciągnął Lucas - a więc jestem. 
 -  Nie  musiał  pan  fatygować  się  do  komisariatu,  kapitanie 

Sinclair.  -  Nathan  Bishop  wyprostował  się,  odkładając  teczkę  na 
biurko. - Równie dobrze moglibyśmy załatwić tę sprawę telefonicznie. 

 -  Być  moŜe  -  zgodził  się  Lucas  -  ale  ja  równieŜ  mam  do  pana 

parę  pytań.  I  proszę  mówić  do  mnie  po  prostu  Lucas  -  dodał 
wyciągając  dłoń.  -  JuŜ  od  dziesięciu  lat  nikt  nie  zwrócił  się  do  mnie 
per kapitanie. 

 -  W  porządku,  Lucas  -  porucznik  Bishop  kiwnął  głową  -  a  dla 

byłych wojaków jestem Nat. - Uśmiechnął się odwzajemniając uścisk. 
- No cóŜ, siądźmy. - Popatrzył w stronę córki, jakby dopiero teraz zdał 
sobie  sprawę  z  jej  obecności.  -  Zejdź  z  biurka,  Natalie,  i  zostaw  nas 
samych. Lucas i ja mamy do obgadania parę spraw. 

background image

 -  AleŜ  nie  przeszkadzajcie  sobie.  -  Natalie  uśmiechnęła  się 

niewinnie. - Nie zwracajcie na mnie uwagi. 

 - To są sprawy urzędowe - powtórzył porucznik Bishop, patrząc 

groźnie na córkę. - Nic, co mogłoby cię zainteresować. 

 - Interesuje mnie wszystko, co doty... - zaczęła Natalie, po czym 

urwała nagle, kiedy otoczyły ją silne ramiona. 

 - Pozwoli pani, Ŝe jej pomogę - powiedział Lucas, podnosząc ją z 

biurka i stawiając na podłodze. 

Przez  ułamek  sekundy  ich  ciała  zetknęły  się.  Miękkie,  kobiece 

ciało otarło się o twardą, muskularną pierś męŜczyzny. ZadrŜeli, choć 
Ŝ

adne z nich nie przyznałoby się, Ŝe ten kontakt wywołał niepokój. 

 - No cóŜ - mruknęła niechętnie Natalie. - Chyba juŜ sobie pójdę. 

Poszukam pomocy gdzie indziej - dodała patrząc wymownie w stronę 
ojca. 

 -  To  moŜe  okazać  się  trudniejsze,  niŜ  przypuszczasz  -  zauwaŜył 

porucznik  Bishop  mimochodem.  -  Jeffries  juŜ  nie  pracuje  w 
archiwum. 

Brwi Natalie uniosły się pytająco. 
 - Co chcesz przez to powiedzieć? 
 -  Kiedy  ostatnim  razem  dał  się  nabrać  na  twoje  słodkie  minki  i 

pozwolił  ci  zrobić  kopie  dokumentów,  na  które  nie  miałaś  prawa 
nawet  spojrzeć,  pomyślałem  sobie,  Ŝe  dla  jego  własnego  dobra 
powinien zostać przeniesiony do innego wydziału. 

Natalie odwróciła się gwałtownie. 
 -  Nikogo  nie  nabierałam  na  słodkie  minki!  -  oburzyła  się  i  z 

dumnie podniesioną głową opuściła biuro ojca. 

Obaj męŜczyźni odprowadzili ją pełnym zachwytu wzrokiem. 
 - Akurat! - Nathan Bishop uśmiechnął się. - Przymila się i błyska 

na  człowieka  tymi  swoimi  ogromnymi  oczyskami,  nawet  nie  zdając 
sobie z tego sprawy. 

 -  O  tak!  -  zawtórował  mu  Lucas.  Miał  jeszcze  w  pamięci 

zmysłowo  rozkołysane  biodra  Natalie.  -  CzyŜ  nie  takie  właśnie  są 
kobiety! 

Natalie  złościła  się  przez  całą  drogę  do  Archiwum  Policyjnego, 

gdzie, ku swemu rozczarowaniu, stwierdziła, Ŝe Jeffries faktycznie juŜ 
nie  pracował.  Zastąpiła  go  groźnie  wyglądająca  starsza  dama,  której 
Natalie  nawet  nie  próbowała  oczarować.  Udała  się  prosto  do 
Archiwum  Miejskiego.  Jej  plany  obejmowały  wizytę  takŜe  i  w  tym 

background image

miejscu. Chciała dotrzeć do wszystkich dostępnych danych o Lucasie 
Sinclairze. A nuŜ uda jej się znaleźć coś interesującego. 

Po trzech godzinach ślęczenia nad aktami i mikrofilmami zaczęło 

ogarniać ją zniechęcenie. Nie było w nich nic rewelacyjnego. 

Lucas  Sinclair  urodził  się  pewnego  zimowego  ranka  w  szpitalu 

Metodystów  w  Minneapolis.  Był  zdrowym  i  duŜym  dzieckiem.  Po 
urodzeniu  waŜył  ponad  pięć  kilogramów.  Jego  matka,  Barbara 
Sinclair,  była  zatrudniona  jako  sekretarka  w  firmie  Peytonów,  zaś 
ojciec  był  bezrobotnym  pracownikiem  budowlanym.  Rodzice  Lucasa 
rozwiedli się w niespełna rok później, a sądząc po ilości pozwów o nie 
płacone alimenty, Barbara Peyton, primo voto Sinclair, miała powody, 
Ŝ

eby znienawidzić wszystkich męŜczyzn. 

W aktach nie było nic na temat bujnej młodości Lucasa Sinclaira 

ani  lat  spędzonych  w  wojsku.  Z  innych  wiadomości  Natalie 
zanotowała,  Ŝe  był  on  republikaninem,  posiadał  kartę  wędkarską, 
dosyć  sporą  łódź  motorową  oraz  czarnego  dŜipa,  rocznik  1988, 
którego  zresztą  znała.  Widziała,  jak  Lucas  odjeŜdŜał  nim  spod  domu 
Sherri Peyton. 

Lucas  Sinclair  był  przykładnym  obywatelem.  Płacił  na  czas 

wszystkie  podatki.  Jako  ekspert  od  komputerów  i  systemów 
alarmowych  otworzył  jednoosobową  firmę,  Sinclair  Security 
Incorporation,  specjalizującą  się  w  programach  zabezpieczających 
komputery oraz w instalowaniu alarmów. 

Wyglądało na to, Ŝe Lucas Sinclair umiał korzystnie spoŜytkować 

zdobyte w wojsku doświadczenie i wiedzę. Natalie nie wątpiła, Ŝe nie 
była to jedyna umiejętność, jaką stamtąd wyniósł. Jego akta ze słuŜby 
wojskowej  nie  zostałyby  ocenzurowane,  gdyby,  tak  jak  twierdził, 
zajmował  się  tylko  łamaniem  szyfrów.  Natalie  oddałaby  swoją 
ulubioną  parę  pantofli,  aby  dowiedzieć  się,  co  znajdowało  się  na 
tamtej zamazanej kartce. 

Bez  zainteresowania  przesunęła  kolejną  kratkę  mikrofilmu.  Nie 

spodziewała  się  znaleźć  nic  ciekawego,  ale  myliła  się.  Na  początku 
1981  roku  Lucas  Sinclair  poślubił  niejaką  Madeline  Stratton. 
NowoŜeńcy zakupili duŜy dom w eleganckiej dzielnicy Minneapolis, a 
w  niespełna  trzy  lata  później  Madeline  Sinclair  wystąpiła  do  sądu  o 
rozwód. Pani Sinclair jako powód podała „niezgodność charakterów" i 
zaŜądała  domu  oraz  jednego  z  dwóch  zarejestrowanych  na  oboje 
małŜonków samochodów. Nie wystąpiła natomiast o alimenty. 

background image

Ostatnim  ze  znajdujących  się  w  Archiwum  Miejskim 

dokumentów  był  tytuł  posiadania  nieruchomości.  Wynikało  z  niego, 
Ŝ

e Lucas Sinclair był właścicielem domu na zachodnim brzegu jeziora 

Minnetonka, tego samego, nad którym zamieszkiwał jego zmarły brat. 
Sam  budynek  był  prawdopodobnie  niewielki,  ale  otaczało  go  aŜ 
dwanaście akrów ziemi, na której Lucas musiał sporo zmienić, sądząc 
po liczbie dołączonych pozwoleń na rozbudowę. 

Natalie  zwróciła  akta  i  z  poczuciem  dobrze  spełnionego 

obowiązku  postanowiła  odłoŜyć  na  resztę  dnia  sprawę  Lucasa 
Sinclaira,  aby  poświęcić  chwilę  dwóm  innym,  równolegle 
prowadzonym dochodzeniom. Były to: podejrzenie o podpalenie oraz 
sprawa o odszkodowanie. 

Kiedy wreszcie opuściła budynek Archiwum Miejskiego, było juŜ 

dosyć  późno.  Doszła  do  wniosku,  Ŝe  jest  bardzo  głodna.  Chciała 
jeszcze zajrzeć do biura Galaktyki, Ŝeby pogrzebać w papierach Ricka 
Peytona.  MoŜe  tam  znajdowała  się  odpowiedź  na  pytanie,  jaką  rolę 
odgrywał w całej tej sprawie Lucas Sinclair?! 

Lucas opuścił biuro porucznika Bishopa z mieszanymi uczuciami. 

Odczuwał ulgę, poniewaŜ udało mu się przekonać Nathana, Ŝe nie ma 
nic  wspólnego  ze  śmiercią  Ricka,  co  zresztą  wcale  nie  było  takie 
trudne.  Z  drugiej  strony,  przygnębiła  go  wiadomość,  Ŝe  tak  jak 
przypuszczał, Rick został zamordowany, a policja nadal nie wiedziała, 
kto i dlaczego zapragnął jego śmierci. 

Te dwa pytania nie dawały  mu spokoju. CzyŜby wiązało się to z 

tymi  dwudziestoma  tysiącami,  które  poŜyczył  młodszemu  bratu  parę 
miesięcy temu? Jak dziś pamiętał, Ŝe zdziwił go telefon Ricka i prośba 
o  spotkanie.  Minęło  prawie  dwadzieścia  lat,  od  kiedy,  jako 
siedemnastolatek,  uciekł  z  domu,  aby  wstąpić  do  wojska.  Rick  miał 
wtedy nie więcej niŜ cztery lata. Cholera! - zaklął w duchu. Rozluźnił 
węzeł  krawata  i  ruszył  do  zaparkowanego  na  policyjnym  parkingu 
czarnego  dŜipa.  Prawie  zapomniał,  Ŝe  miał  jakiegoś  brata.  A  juŜ 
zupełnie  nie  spodziewał  się,  Ŝe  Rick  będzie  go pamiętał.  Dlatego  tak 
zaskoczył go tamtego grudniowego popołudnia nieśmiały męski głos, 
który zaproponował mu spotkanie. 

 -  OŜeniłem  się  parę  miesięcy  temu  i  właśnie  planujemy 

powiększenie  rodziny  -  mówił  Rick.  -  Pomyślałem  sobie,  Ŝe  dobrze 
byłoby najpierw poznać rodzinę, którą mam. 

background image

Widywali  się  w  róŜnych  barach  i  restauracjach.  Wreszcie 

któregoś  dnia  Rick  zaprosił  go  do  swego  domu.  Obaj  wstrzymywali 
się  jeszcze  przed  powiadomieniem  matki.  Przynajmniej  do  czasu, 
kiedy upewnią się, Ŝe łączy ich prawdziwa, braterska więź. 

Upłynęły  zaledwie  trzy  tygodnie  od  ich  pierwszej  rozmowy, 

kiedy Rick poprosił go o poŜyczkę. Lucas od razu zrozumiał, Ŝe całe 
to gadanie o przyjaźni i rodzinie było pretekstem. Zabolało go to, ale 
zgodził  się.  MoŜe  dlatego,  Ŝe  miał  pieniądze  -  jego  firma  przynosiła 
dość  duŜe  dochody  -  a  moŜe  z  powodu  poczucia  winy.  Przez  długie 
lata  nienawidził  młodszego  brata  za  to,  Ŝe  to  właśnie  tamtemu 
przypadła  w  udziale  cała  matczyna  miłość,  której  on  sam  nigdy  nie 
doświadczył. Mimo to uwaŜał, Ŝe to właśnie on miał więcej szczęścia 
w  Ŝyciu.  Udało  mu  się  przecieŜ  wyrwać  spod  zgubnego  wpływu 
despotycznej  osobowości  Barbary  Peyton.  Stał  się  samodzielnym, 
pełnowartościowym  człowiekiem  i  był  dumny  z  tego,  co  osiągnął. 
Rick  zaś  juŜ  na  zawsze  pozostanie  bezwolną  kukiełką  w  rękach  tej 
twardej, zgorzkniałej kobiety. Dlatego właśnie Lucas czuł, Ŝe jest mu 
coś winien. 

A  teraz  ten  dług  nie  zostanie  spłacony,  dopóki  mordercy  Ricka 

nie staną przed sądem - pomyślał ruszając z parkingu. Biura Galaktyki 
były juŜ z pewnością puste, ale on, jako nowy wspólnik, miał klucze i 
prawo,  aby  tam  wejść.  MoŜe  właśnie  tam  znajduje  się  odpowiedź  na 
pytanie, kto zamordował Ricka Peytona?! 

background image

ROZDZIAŁ 4 

 
W  trakcie  obiadu,  który  zjadła  w  barze  przy  parkingu,  Natalie 

zmieniła  plany.  Postanowiła  wykorzystać  ostatnie  godziny  dnia,  aby 
porozmawiać z sąsiadami Peytonów. ZdąŜy jeszcze przejrzeć papiery 
Ricka  po  zapadnięciu  zmroku.  Ludzie  byli  bardziej  skłonni 
odpowiadać  na  zadawane  im  pytania  za  dnia,  choć  w  jej  przypadku 
pora  nie  miała  aŜ  takiego  znaczenia.  Kobieta  jest,  z  natury  rzeczy, 
uwaŜana  za  mniej  groźną  od  męŜczyzny,  a  do  tego  osóbka  tak 
filigranowa  jak  ona  nie  wzbudziłaby  strachu  nawet  wtedy,  gdyby 
zjawiła się w środku nocy. 

Natalie  wykrzywiła  się  do  swojego  odbicia  w  lusterku 

zastanawiając  się,  czy  to  Ŝart,  czy  moŜe  jakaś  szczególna  forma 
zadośćuczynienia ze strony losu. Drobna postura stała się jednym z jej 
głównych atutów w zawodzie prywatnego detektywa. 

Kierując się na zachód, pędziła w stronę jeziora Minnetonka, aby 

złoŜyć  wizytę  sąsiadom  Ricka  i  Sherri.  JuŜ  nieraz  róŜne,  na  pozór 
nieistotne  informacje  zasłyszane  od  sąsiadów  okazały  się  bardzo 
pomocne w śledztwie. Nieznajomy męŜczyzna kręcący się po okolicy, 
samochód  zaparkowany  w  innym  niŜ  zwykle  miejscu,  kłótnia 
małŜonków  podsłuchana  przez  sąsiada.  Te  pozornie  pozbawione 
większego  znaczenia  fakty  urastały  często  do  rangi  waŜnych 
dowodów, kiedy postawiono właściwe pytania. 

Niestety, tym razem sąsiedzi zawiedli. Nikt nie zauwaŜył Ŝadnych 

podejrzanie  wyglądających  osobników  kręcących  się  koło  domu 
Peytonów.  Za  to  jeden  z  sąsiadów  poinformował  Natalie,  Ŝe  był 
ś

wiadkiem kłótni; wprawdzie nie była to kłótnia Ricka z jego uroczą 

małą  Ŝoną,  ale  zawsze  to  jakiś  ślad.  Według  słów  męŜczyzny  Rick 
Peyton sprzeczał się z kimś przez telefon. 

Rick  był  wzburzony  -  twierdził  informator  Natalie.  -  Przegrał 

jakieś  pieniądze,  chyba  w  totalizatora  sportowego.  Piłka  noŜna,  o  ile 
się  nie  mylę.  Najwidoczniej  ostatnimi  czasy  szczęście  go  opuściło. 
Zarzucał  tamtemu,  Ŝe  go  oszukał,  ale  nie  pamiętam  dokładnie,  o  co 
mu chodziło. 

 - Czy wymieniał jakieś nazwiska? 
 -  Nazwiska?  Nie.  A  moŜe  chodzi  pani  o  to,  na  jaką  druŜynę 

postawił? 

background image

 -  Nie  -  cierpliwie  tłumaczyła  Natalie.  -  MoŜe  zwracał  się  do 

swego rozmówcy po imieniu? 

 - Nie sądzę, chociaŜ... 
 -  Proszę  pomyśleć  przez  chwilę.  MoŜe  zapamiętał  pan  jakieś 

imię. - Natalie z napięciem wpatrywała się w swego rozmówcę. 

 - Hm... wydaje mi się, Ŝe dzwonił do jakiegoś Boba... a moŜe to 

był  Rob.  Tak  jakoś  podobnie  to  brzmiało.  Dokładnie  nie  pamiętam. 
Wiał  zimny  wiatr  i  chciałem  jak  najszybciej  znaleźć  się  w  ciepłym 
domu. 

 -  A  właśnie,  kiedy  to  było?  I,  jeśli  wolno  spytać,  co  właściwie 

robił pan na tarasie? 

 -  W  grudniu.  To  było  tak  jakoś  w  połowie  grudnia.  Pamiętam 

dobrze,  Ŝe  wisiały  juŜ  świąteczne  dekoracje.  Wymknąłem  się  na 
papierosa - wyznał zawstydzony. - Próbowałem właśnie rzucić palenie 
i  nie  chciałem,  Ŝeby  mnie  Ŝona  zobaczyła.  Aha,  w  parę  dni  później 
wspomniałem  o  tym  w  rozmowie  z  Peytonem.  ZaŜartowałem,  bo 
obawiałem się, Ŝe Ŝona dowie się o tych papierosach, a on nie chciał 
pewnie, Ŝeby jego kobieta domyśliła się, Ŝe pozwala sobie na drobny 
hazard. Popatrzył na mnie wtedy tak, jakbym się urwał z choinki. 

No i co z tego, Ŝe Rick Peyton zabawiał się grając w totalizatora 

sportowego? - pomyślała Natalie. Wielu męŜczyzn emocjonowało się 
zakładami  piłkarskimi,  większość  przegrywała,  a  Ŝaden  nie  marzył  o 
tym,  aby  dowiedziała  się  o  wszystkim  Ŝona.  Wyglądało  na  to,  Ŝe 
przejaŜdŜka  nad  jezioro  była  kolejnym  niewypałem,  chyba  Ŝe...  Do 
zmroku  jeszcze  daleko,  a  skoro  juŜ  tu  jest,  nie  zaszkodziłoby 
sprawdzić  jeszcze  jedną  rzecz  -  postanowiła.  Wślizgnęła  się  za 
kierownicę  swego  szarego  forda  i  sięgnęła  po  telefon.  Po  uprzednim 
sprawdzeniu,  czy  nie  było  dla  niej  Ŝadnych  nie  cierpiących  zwłoki 
wiadomości, wybrała numer informacji. Zanotowała cyfry na okładce 
notatnika,  po  czym  wykręciła  podany  numer.  Odczekała  dłuŜszą 
chwilę. Nikt nie odbierał telefonu. 

Nie ma go w domu. To dobrze - pomyślała z zadowoleniem. Będę 

mogła  spokojnie  rozejrzeć  się  po  okolicy.  Nie  chciała,  Ŝeby  Lucas 
przyłapał  ją  na  rozmowach  z  sąsiadami.  Kiedy  jednak  po  długich 
poszukiwaniach  trafiła  w  końcu  pod  właściwy  adres,  okazało  się,  Ŝe 
takowi  wcale  nie  istnieją.  Dwanaście  akrów  stanowiących  własność 
Lucasa  Sinclaira  było  dosyć  gęstym  laskiem,  skutecznie  chroniącym 
go  przed  nadmierną  ciekawością  nieznajomych.  Sam  dom 

background image

przypominał szałas z licznymi przybudówkami, choć całość sprawiała 
dość sympatyczne wraŜenie. 

Rozczarowana  brakiem  ludzi,  którzy  mogliby  jej  powiedzieć  coś 

interesującego na temat prywatnego Ŝycia Lucasa, Natalie siedziała w 
samochodzie  i  walczyła  z  pokusą,  aby  pod  nieobecność  właściciela 
pomyszkować  trochę  po  okolicy.  Gdyby  jednak  Lucas  zjawił  się  tu 
niespodziewanie, nie potrafiłaby wytłumaczyć, co robi na jego terenie, 
nie  wspominając  juŜ  o  tym,  Ŝe  nie  była  odpowiednio  ubrana  na  taką 
eskapadę. 

Dom  sprawiał  wraŜenie  nie  zamieszkanego.  śaluzje  w  oknach 

były  zaciągnięte,  a  zza  budynku  nie  wybiegł  jej  na  spotkanie  Ŝaden 
rozszczekany  czworonóg.  MoŜe  właściciel  przyjeŜdŜał  tu  tylko  na 
weekendy?  W  takim  razie  nie  musiała  się  chyba  obawiać  jego 
nieoczekiwanego przyjazdu. 

Raz  kozie  śmierć!  -  pomyślała  Natalie  i  ruszyła  w  stronę  domu, 

Ŝ

ywiąc  wątłą  nadzieję,  Ŝe  moŜe  frontowe  drzwi  będą  otwarte.  Nie 

były.  Obeszła  dom  dookoła.  Przez  dłuŜszą  chwilę  szarpała  się  z 
zamkiem  szklanych  drzwi  prowadzących  na  taras,  ale  one  równieŜ 
były zamknięte. 

 - Cholera! -  mruknęła ze złością. PoŜałowała, Ŝe Nathan Bishop 

zaszczepił  swoim  dzieciom  tak  głębokie  poszanowanie  prawa.  W 
sytuacjach  takich  jak  ta,  wolałaby  nie  odczuwać  Ŝadnych  skrupułów 
przed włamaniem się do cudzego domu. 

Westchnęła  cięŜko  i  przeniosła  wzrok  na  jezioro  połyskujące  w 

promieniach  zachodzącego  słońca.  Do  wody  prowadziła  z  tarasu 
wąska  ścieŜka  zakończona  krótkim  pomostem.  Do  pomostu  zaś 
przycumowana  była  stara,  choć  nieźle  jeszcze  się  prezentująca 
motorówka.  Niewiele  myśląc  Natalie  ruszyła  w  stronę  jeziora.  MoŜe 
właśnie tam odkryje coś ciekawego. 

OstroŜnie  weszła  na  pomost,  który  okazał  się  węŜszy,  niŜ 

przypuszczała, i niepokojąco uginał się pod cięŜarem jej ciała. Zrobiła 
jeszcze  parę  niepewnych  kroków  i  zmuszona  była  przerwać  tę 
wędrówkę;  jeden  z  obcasów  zaklinował  się  w  szczelinie  między 
deskami pomostu. 

 - A niech to diabli! - zaklęła cicho. - Co za dzień! Nic mi się nie 

udaje!  -  Ugięła  nogę  w  kolanie,  próbując  uwolnić  obcas,  nie 
zdejmując buta. Na próŜno. Obcas utkwił w szczelinie na dobre. Jeśli 
zacznie  szarpać,  zniszczy  pantofel.  Nie  ma  rady,  musi  zdjąć  but. 

background image

Schyliła  się,  Ŝeby  odpiąć  przytrzymujący  go  w  kostce pasek.  Pomost 
zachybotał  się  niebezpiecznie.  Zaniepokojona  Natalie  wyprostowała 
się  gwałtownie.  Przez  krótką  chwilę  bezładnie  machała  ramionami 
usiłując  złapać  utraconą  równowagę,  ale  było  juŜ  za  późno.  Z 
gniewnym okrzykiem runęła do jeziora. W  momencie gdy przecinała 
powierzchnię  wody,  odczuła  szarpnięcie  za  nogę:  to,  z  cichym 
trzaskiem, oderwał się obcas pantofla. 

Lucas wiedział, Ŝe na teren jego posiadłości wdarł się jakiś intruz 

w parę sekund po tym, kiedy Natalie skręciła na podjazd prowadzący 
do domu. Przy wjeździe, pod Ŝwirową nawierzchnią, przeciągnięty był 
cienki  przewód,  dzięki  któremu  na  specjalnym  czujniku  odezwał  się 
sygnał  alarmowy.  Czujnik  znajdował  się  w  skrytce,  w  samochodzie 
Lucasa. 

MęŜczyzna nie zaniepokoił się tym wcale. Był właśnie w drodze 

do domu, a zresztą często zdarzało się, Ŝe ludzie błądzili w tej okolicy 
lub myśleli, Ŝe jest to część drogi publicznej, mimo Ŝe przy wjeździe 
znajdowała  się  tablica:  Teren  Prywatny.  Nie  zwiększając  prędkości, 
sięgnął do skrytki i wyłączył sygnał. Był pewny, Ŝe za chwilę odezwie 
się  on  ponownie  na  znak,  Ŝe  roztargniony  nieznajomy  opuścił  teren 
jego  posiadłości.  Jednak  zamiast  spodziewanego  piknięcia,  odezwał 
się  zupełnie  inny  sygnał.  Tym  razem  od  frontowych  drzwi.  Ktoś 
zabłądził  i  chce  spytać  o  drogę  -  pomyślał  Lucas.  Nadal  nie  widział 
powodu do niepokoju. Kiedy jednak, po kilku sekundach, włączył się 
sygnał informujący, Ŝe ktoś próbuje sforsować drzwi od strony tarasu, 
męŜczyzna wcisnął mocniej pedał gazu. 

Nie  chcąc  zostać  zauwaŜonym  przez  intruza,  Lucas  zatrzymał 

samochód kilkadziesiąt metrów od domu, wyjął z bagaŜnika strzelbę i 
skradając  się  ruszył  w  stronę  domu.  JuŜ  z  daleka  dostrzegł  szarego 
forda  Natalie.  Głośny  sygnał  czujnika  poinformował,  Ŝe  ktoś  wszedł 
na pomost. Lucas uciszył go niecierpliwym uderzeniem palca. 

 - Wstrętne, hałaśliwe pudełko! - mruknął pod nosem. 
W  tej  samej  chwili  doleciał  go  krótki,  gniewny  okrzyk  i 

towarzyszący  mu  głośny plusk. Przyspieszył kroku. Nad brzeg dotarł 
w  momencie,  kiedy  z  jeziora  wynurzyła  się  kaszląca  i  plująca  wodą 
Natalie.  Był  to  naprawdę  godny  poŜałowania  widok.  Jej  starannie 
ułoŜone  blond  włosy  w  smętnych  kosmykach  opadały  na  twarz.  Po 
eleganckim  kostiumie  pozostało  tylko  wspomnienie.  Z  ucha  zwisały 
komicznie przekręcone okulary. 

background image

Lucas nie potrafił powstrzymać śmiechu, jaki wzbudził w nim ten 

obrazek.  Dobrze  jej  tak!  -  pomyślał  zabezpieczając  broń  i  zarzucając 
ją sobie na ramię. - Po co lezie tam, gdzie nie trzeba! 

Natalie  brnęła  po  mulistym  dnie  ku  brzegowi  jeziora,  nie  zdając 

sobie nawet sprawy, Ŝe jest bacznie obserwowana. Odgarnęła z czoła 
mokre kosmyki i poprawiła okulary. Kilkakrotnie potknęła się, tracąc 
równowagę.  Raz  poszła  pod  wodę  z  głową  i  o  mało  co  nie  zgubiła 
okularów. Wreszcie zdecydowała, Ŝe bezpieczniej i wygodniej będzie 
przebyć resztę drogi na czworakach. 

 - To chyba najmądrzejsza rzecz, jaką dzisiaj zrobiłaś, dziecinko. 
Natalie  zamarła.  Uniosła  głowę.  Na  brzegu,  przyglądając  się  jej 

ze  złośliwym  uśmieszkiem,  stał  Lucas  Sinclair,  ostatni  człowiek, 
którego  pragnęła  teraz  ujrzeć.  Z  ust  wyrwało  jej  się  krótkie,  dobitne 
słowo, uwaŜane ogólnie za mocno niecenzuralne. 

 -  AleŜ  Natalie!  Co  by  na  to  powiedział  twój  ojciec?!  Natalie 

zaklęła ponownie, podnosząc się z kolan. Nie 

na wiele się to zdało. Znacznie przewyŜszał ją wzrostem. Stał na 

brzegu,  ze  skrzyŜowanymi  na  piersiach  ramionami,  patrząc  na  nią 
rozbawionym wzrokiem. Nie próbował ukryć, Ŝe doskonale się bawi. 
Natalie  zdawało  się,  Ŝe  nawet  kobra  na  jego  dłoni  uśmiecha  się 
drwiąco. 

 - Zamiast tak sterczeć, mógłbyś mi pomóc - złościła się. 
MęŜczyzna przecząco pokręcił głową. 
 - O nie! Sama się tam wpakowałaś. Poza tym, nie mam zamiaru 

zniszczyć sobie ubrania. 

Wyciągnięta  ręka  Natalie  cofnęła  się  z  impetem,  wzbijając  w 

powietrze  krople  wody.  Kilka  z  nich  upadło  na  skórzane  noski 
eleganckich pantofli Lucasa. 

 - Nie, to nie! Sama sobie poradzę! - oświadczyła siadając na dnie 

z wyciągniętymi przed siebie nogami. - To wcale nie jest śmieszne! - 
Obraziła się. 

 -  Jest  -  uśmiechnął  się.  -  Z  miejsca,  w  którym  stoję.  Natalie 

rzuciła mu gniewne spojrzenie, niecierpliwie 

szarpiąc pasek czegoś, co jeszcze nie tak dawno było eleganckimi 

pantofelkami. 

 -  ZasłuŜyłaś  sobie  na  to  -  odezwał  się  ponownie  Lucas. 

Zastanawiał się w duchu, czy Natalie zdaje sobie sprawę, Ŝe jej krótka 
spódniczka nie zasłania wszystkiego, co powinna. Zwłaszcza kiedy jej 

background image

właścicielka  trzyma  kolana  pod  brodą.  -  O  ile  wiem,  kodeks 
przewiduje  dosyć  wysokie  kary  za  bezprawne  wkroczenie  na  cudzy 
teren, Ŝe nie wspomnę juŜ o próbie włamania. 

 -  Nigdzie  się  nie  włamywałam  -  z  urazą  w  głosie  oświadczyła 

Natalie.  Udało  jej  się  wreszcie  pokonać  oporne  zapięcie  i  zręcznym 
machnięciem nogi wyrzuciła but na brzeg. 

Akurat! - pomyślał Lucas. Taka sama prawda jak to, Ŝe nie robisz 

słodkich oczu! 

 - Przyjechałam tu, Ŝeby z tobą porozmawiać - improwizowała - a 

kiedy  nikt  nie  otwierał,  obeszłam  dom  dookoła.  Myślałam,  Ŝe  moŜe 
jesteś na łodzi. 

 -  Ale  najpierw  próbowałaś  wejść  przez  drzwi  na  taras.  Ręka 

Natalie,  wyciągnięta  do  drugiego  buta,  zatrzymała  się  w  pół  drogi. 
Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła na niego uwaŜnie. 

 - Kto tak twierdzi? 
 - Wiedziałem, Ŝe tu jesteś od chwili, kiedy skręciłaś na podjazd. 

Najpierw podeszłaś do drzwi frontowych, a kiedy przekonałaś się, Ŝe 
są zamknięte, usiłowałaś wejść przez taras. 

Natalie przyglądała mu się szeroko otwartymi oczami. 
 -  Nie  zapominaj,  Ŝe  zajmuję  się  zakładaniem  urządzeń 

alarmowych - ciągnął. - Dom jest podłączony do specjalnego systemu 
alarmowego,  podobnie  jak  podjazd  i  ten  pomost.  Gdyby  udało  ci  się 
wejść  na  łódź,  rozpętałabyś  istne  piekło.  Motorówka  jest  podłączona 
do syreny, którą słychać na całym jeziorze. 

Natalie była tak zaabsorbowana tym, co mówił, Ŝe nie zauwaŜyła 

nawet,  kiedy  woda  uniosła  jej  spódniczkę,  odsłaniając  prawie  całe 
nogi.  Między  szczupłymi,  długimi  udami  prześwitywały  białe, 
koronkowe majteczki. 

 - Czy ten pomost to teŜ pułapka? Czy został ustawiony tak, Ŝeby 

kaŜdy, kto na niego wejdzie, wpadł do jeziora? 

 - SkądŜe znowu! To wina twojej niezdarności - oświadczył Lucas 

i  nie  mogąc  juŜ  dłuŜej  wytrzymać  tego  kuszącego  widoku,  odstawił 
strzelbę  i  podszedł  do  brzegu.  -  Daj,  pomogę  ci  -  zaproponował, 
chwytając Natalie za kostkę. 

Nagłe  szarpnięcie  pozbawiło  dziewczynę  równowagi  i  Natalie 

wylądowała plecami w wodzie. 

 -  Oszalałeś!  Co  robisz?!  -  rozzłościła  się,  usiłując  jednocześnie 

uwolnić nogę i obciągnąć zadartą do góry spódniczkę. 

background image

Lucas zignorował jej protesty. 
 -  Nie  ma  sensu  się  z  tym  bawić.  -  Jednym  silnym  szarpnięciem 

rozerwał pasek. 

 - Mój but! - jęknęła rozdzierająco Natalie. 
 -  Co  znowu?  PrzecieŜ  ten  cholerny  but  miał  urwany  obcas  - 

zdziwił się Lucas, wypuszczając z rąk jej stopę. 

 - Ale mogłam go oddać do szewca! 
 - W takim razie szewc poradzi sobie równieŜ z urwanym paskiem 

- pocieszył ją. - Choć nie rozumiem, dlaczego tak ci na tym zaleŜy. W 
takich butach chodzą tylko dziwki. 

 - Dziwki?! 
 - No wiesz, o kim mówię - wyjaśnił sięgając po strzelbę. - Albo 

te panienki z rozkładówek Playboya. 

 - Jeśli chcesz wiedzieć, te buty kosztowały mnie sto pięćdziesiąt 

dolarów  -  chłodno  poinformowała  go  Natalie.  -  To  najmodniejszy 
fason w tym sezo... 

 -  Niech  ci  będzie.  W  takich  butach  chodzą  jedynie  najdroŜsze  i 

najbardziej  ekskluzywne  dziwki  -  poprawił  się  Lucas.  -  No,  a  teraz 
rusz się. Pomogę ci wydostać się na brzeg. 

Natalie  z  największą  przyjemnością  posłałaby  go  do  wszystkich 

diabłów.  Buty  dla  dziwek!  TeŜ  coś!  Jednak  woda  stawała  się  coraz 
zimniejsza  i  zapadał  zmrok.  Niechętnie  ujęła  wyciągniętą  w  swoją 
stronę  dłoń  i  pozwoliła,  aby  męŜczyzna  pomógł  jej  wydostać  się  z 
jeziora. 

 -  Auu!  Nie  tak  szybko  -  zaprotestowała,  kiedy  znaleźli  się  na 

ś

cieŜce prowadzącej do domu. 

 - Co tam znowu? 
 -  Być  moŜe  uszło  to  twojej  uwagi,  ale  jestem  na  bosaka  - 

mruknęła Natalie. 

Lucas  zerknął  na  nogi  dziewczyny  i  z  piersi  wyrwało  mu  się 

głębokie westchnienie. 

 - Chcesz pewnie, Ŝebym wziął cię na ręce? 
 -  Wcale  nie!  -  Natalie  prędzej  zgodziłaby  się  stąpać  po 

rozŜarzonych węglach. - W bagaŜniku mam tenisówki. 

 - I moŜe ja mam po nie pójść? 
 -  To  byłoby  bardzo  uprzejme  z  twojej  strony.  MęŜczyzna 

przecząco pokręcił głową. 

 - AleŜ, na litość boską, dlaczego nie? - zdziwiła się Natalie. 

background image

 - PoniewaŜ nie mam zamiaru ani na chwilę spuścić cię z oka. Oto 

dlaczego. 

 - W takim razie, skoro nie chcesz przynieść mi butów, nigdzie się 

stąd nie ruszę - oświadczyła twardo. 

Lucas  powtórnie  pokręcił  głową.  Sam  nie  wiedział,  dlaczego 

draŜnienie jej sprawiało mu jakąś perwersyjną przyjemność. 

 - Będziesz musiał wziąć mnie na ręce. 
 - Jeśli chcesz wiedzieć, ta koszula była szyta na miarę, a ty jesteś 

cała mokra. 

 -  Zapłacę  za  pralnię,  w  porządku?  Lucas  westchnął  z  udaną 

rezygnacją. 

 -  No,  dobra.  Wskakuj  tutaj  -  powiedział,  wskazując  jej  wolne 

ramię; z drugiego zwisała strzelba. 

 - Nie tak - zaprotestowała. 
 - A jak? 
 - No wiesz... tak normalnie. 
 - A co mam zrobić z bronią? 
 - Ja ją wezmę. 
Lucas obrzucił uwaŜnym spojrzeniem drobną figurkę Natalie, od 

czubka mokrej, rozczochranej głowy, po bose stopy. 

 - Jeśli myślisz, Ŝe po tym wszystkim dam ci do ręki broń, jesteś 

głupsza, niŜ przypuszczałem. - Złapał ją wpół i przerzucił sobie przez 
ramię. 

 - Puść mnie natychmiast! - oburzyła się Natalie. - Ty... ty draniu. 

Ty jaskiniowcu, ty... ty bandyto! - wrzeszczała, uderzając pięściami w 
muskularne plecy męŜczyzny. 

Zniecierpliwiony Lucas dał jej lekkiego klapsa. 
 - Radzę ci, zamknij się i przestań się wyrywać, albo obiecuję ci, 

Ŝ

e wrzucę cię z powrotem do jeziora! 

background image

 

ROZDZIAŁ 5 

 
Lucas  niósł  Natalie  z  zadziwiającą  lekkością.  Po  chwili  byli  juŜ 

na  tarasie  domu.  MęŜczyzna  przełoŜył  strzelbę  do  ręki,  którą 
przytrzymywał  nogi  dziewczyny,  i  otworzył  rozsuwane,  szklane 
drzwi.  Wszedł do środka, wyłączając po drodze specjalne urządzenie 
alarmowe. Kiedy odstawiał broń, pochylił się i Natalie musiała mocno 
uchwycić się jego koszuli, by nie zsunąć się z ramienia. 

 -  Czy  mógłbyś  mnie  juŜ  puścić?  -  poprosiła,  starając  się  nadać 

swemu  głosowi  moŜliwie  jak  najbardziej  uprzejme  brzmienie.  Nie 
chciała ryzykować kolejnego klapsa. 

 - Za chwilę. Nie chcę, Ŝebyś zachlapała dywan. - Lucas przeszedł 

przez pokój i ruszył w dół korytarzem. 

 - I tak, i tak kapie ze mnie... 
Zatrzymali  się  przed  jakimiś  drzwiami  i  męŜczyzna  nachylił  się, 

pozwalając,  Ŝeby  Natalie  zsunęła  się  mu  z  ramienia.  Przytrzymał  ją 
przez chwilę, pomagając jej odzyskać równowagę. 

 -  ...  cały  czas  -  dokończyła  lekko  zdyszanym  głosem.  Stała  tuŜ 

przy  nim,  z  dłońmi  opartymi  o  jego  szerokie  ramiona.  Twarz  miała 
gdzieś na wysokości jego  muskularnej piersi. Szyta na  miarę koszula 
nie była juŜ tak elegancka jak przedtem. Zmięta i mokra w miejscach, 
gdzie dotykało jej ciało Natalie, ciasno oblepiała imponujące mięśnie. 
MęŜczyzna oddychał cięŜko. 

Zmęczony?  Czy  moŜe  podniecony  jej  bliskością?  -  zastanawiała 

się  Natalie.  Mimowolnie  zacisnęła  palce  na  ramionach  Lucasa,  po 
czym  odepchnęła  go  gwałtownie.  Nie  było  to  potrzebne,  bowiem 
męŜczyzna cofnął się z własnej woli. 

 - W szafce za drzwiami znajdziesz czyste ręczniki - rzucił ostro, 

zły,  Ŝe  nie  potrafił  ukryć  podniecenia.  -  Powinnaś  wziąć  gorący 
prysznic. - A mnie przydałby się zimny - dodał w duchu. - Zdejmij te 
mokre ciuchy i połóŜ pod drzwiami. Wrzucę je do suszarki. 

 -  To  nie  będzie  konieczne  -  pospiesznie  zapewniła  go  Natalie. 

Nago pod jednym dachem  z tym typem? O nie! Za Ŝadne skarby nie 
zaryzykowałaby  podobnej  sytuacji!  -  Wykręcę  je  tylko  z  wody.  To 
wystarczy. No i... będę zmuszona poŜyczyć sobie jeden - sięgnęła po 
ręczniki - Ŝeby połoŜyć go na siedzeniu w samochodzie, ale... 

 - Nie - przerwał jej Lucas. 

background image

 -  Nie?  -  zdziwiła  się.  -  Jak  to?  Nie  rozumiem.  Odmawiasz  mi 

głupiego ręcznika? 

 - Nie odjedziesz stąd tak prędko - wyjaśnił spokojnie. 
Natalie poczuła, jak ogarnia ją gniew. 
 - Co przez to rozumiesz? - spytała wolno. 
 - To, co słyszałaś. Nie odjedziesz stąd, zanim ci nie pozwolę. 
Tego było juŜ stanowczo za wiele! 
 -  Jeśli  sądzisz,  Ŝe  uda  ci  się  zatrzymać  mnie  tutaj  wbrew  mojej 

woli - wybuchnęła - to się grubo mylisz! 

 -  Musisz  być  chyba  niespełna  rozumu,  jeśli  wydaje  ci  się,  Ŝe 

zaleŜy  mi  na  twojej  obecności  -  odciął  się  Lucas.  -  Sama  się  tu 
wprosiłaś  i  nie  odjedziesz  stąd,  zanim  nie  odpowiesz  mi  na  kilka 
pytań. 

 -  śeby  odpowiedzieć  na  parę  pytań,  nie  muszę  się  chyba 

rozbierać! 

MęŜczyzna zatrzymał się z dłonią na klamce. 
 -  Nikt  nie  kaŜe  ci  się  rozbierać.  Jeśli  o  mnie  chodzi,  to  moŜesz 

tak tu sobie stać w tych mokrych szmatach, aŜ nabawisz się zapalenia 
płuc.  Ja  tymczasem  pójdę  się  przebrać.  Aha!  Nie  próbuj  Ŝadnych 
sztuczek,  dziecinko.  Mam  twoje  kluczyki  -  dodał  klepiąc  się  po 
kieszeni. 

 -  Nie  nazywaj  mnie  dziecinką!  -  wrzasnęła  za  nim  Natalie.  - 

Nienawidzę tego! 

 -  W  szafce  pod  oknem  jest  płaszcz  kąpielowy.  To  na  wypadek, 

gdyby  wrócił  ci  zdrowy  rozsądek  -  doleciał  ją  głos  Lucasa.  -  I  lepiej 
się pospiesz. Masz dziesięć minut. 

Natalie  wykrzywiła  się  w  stronę  drzwi,  za  którymi  zniknął 

męŜczyzna. Postanowiła, Ŝe przyjmie propozycję dotyczącą prysznica 
i płaszcza, ale bynajmniej nie zamierzała się spieszyć. 

Dokładnie  pół  godziny  później,  zaróŜowiona  od  gorącej  wody  i 

owinięta ciasno przyduŜym płaszczem kąpielowym, ostroŜnie uchyliła 
drzwi łazienki. Wzięła głęboki oddech i unosząc poły, ciągnącego się 
za nią po ziemi okrycia ruszyła do salonu. 

Lucas siedział na kanapie, przeglądając jej notatnik. 
 - Widzę, Ŝe nie marnowałaś czasu. 
 -  Wykonywałam  jedynie  swoją  pracę.  Wszystko,  co  się  tu 

znajduje,  to  dane  udostępnione  do  publicznej  wiadomości  - 
oświadczyła,  kierując  się  w  stronę  ustawionego  w  przeciwnym  rogu 

background image

pokoju fotela na biegunach, najdalej, jak to tylko moŜliwe, od miejsca, 
gdzie  siedział  męŜczyzna.  -  Pokazano  by  je  kaŜdemu,  kto  by  o  to 
poprosił. 

 - Ale nie kaŜdy jest taki wścibski. 
 - Nie zapominaj, Ŝe jestem prywatnym detektywem - podkreśliła 

z dumą. 

 - Prywatnym szpiclem, chciałaś powiedzieć. 
 -  Daruj  sobie  te  złośliwości  -  mruknęła  uraŜona  tymi  słowami. 

Ojciec takŜe nie pochwalał jej wyboru. - To zajęcie całkowicie zgodne 
z prawem. 

W  odpowiedzi  dobiegło  ją  ironiczne  parsknięcie.  MęŜczyzna 

przewrócił kolejną stronę i zagłębił się w lekturze. 

Natalie usadowiła się w fotelu, wciskając bose stopy pod pośladki 

i  okręcając  się  ciaśniej  szlafrokiem.  Nie  pozostawało  jej  nic  innego, 
jak  tylko  czekać,  aŜ  Lucas  raczy  zwrócić  na  nią  uwagę.  Dobrze, 
poczeka.  Miała  duŜo  cierpliwości.  Siedzenie  nieruchomo  w  jednym 
miejscu  nie  naleŜało  wprawdzie  do  jej  ulubionych  zajęć,  ale 
doświadczenie  uczyło,  Ŝe  czasami  opłacało  się  być  wytrwałym. 
Postanowiła  poświęcić  ten  czas  na  obserwację  swojego  straŜnika, 
zgodnie  ze  starą  zasadą,  Ŝe  im  lepiej  poznasz  przeciwnika,  tym 
większe masz szanse na pokonanie go. 

MęŜczyzna  zmienił  zmoczoną  koszulę  i  eleganckie  spodnie  na 

dres i wyblakły ze starości, oliwkowozielony podkoszulek, najpewniej 
pamiątkę  z  wojska.  Podkoszulek  ciasno  opinał  szerokie  ramiona  i 
muskularną  pierś.  Natalie  poczuła,  jak  oblewa  ją  fala  gorąca  i  czym 
prędzej  odwróciła  wzrok,  usiłując  całą  uwagę  skupić  na  wyglądzie 
salonu. 

JuŜ  na  pierwszy  rzut  oka  było  widać,  Ŝe  właściciel  domu  jest 

przywiązany do staroci. O, choćby i ten fotel na biegunach, na którym 
siedziała,  albo  para  niskich,  ciemnych  stolików  przy  kanapie  czy  teŜ 
ręcznie  malowany,  rzeźbiony  w  drewnie  orzeł,  rozpościerający 
skrzydła  nad  kominkiem.  Szeroka,  miękka  kanapa  i  wyściełane 
pluszem krzesła wskazywały, Ŝe nade wszystko gospodarz ceni sobie 
wygodę. O praktycznym stosunku do umeblowania domu świadczyły: 
łatwy  do  utrzymania  w  czystości  drewniany  parkiet,  przykrywające 
kanapę  i  krzesła  wełniane  narzuty  i  ogromne,  szklane  drzwi 
prowadzące  na  taras,  przez  które  wpadał  letni,  ciepły  wiatr.  Lucas 
musiał je otworzyć, kiedy była w łazience. 

background image

Natalie  niechętnie  przyznała,  Ŝe  podoba  jej  się  ten  pokój. 

Ciekawe,  gdzie  trzymał  te  swoje  elektroniczne  cudeńka?  Pokój  jej 
brata,  jedynego  fanatyka  komputerów,  jakiego  znała  bliŜej, 
przypominał  sklep  ze  sprzętem  elektronicznym,  podczas  gdy  dom 
Lucasa  sprawiał  wraŜenie,  iŜ  jego  właściciel  nawet  nie  zna  słowa 
komputer. 

Zaprzątnięta  tymi  myślami  Natalie  nie  zauwaŜyła,  Ŝe  męŜczyzna 

zakończył  lekturę  i  przygląda  się  jej  uwaŜnie.  Określenie  dziecinka, 
którego  uŜywał  Nathan  Bishop  zwracając  się  do  córki,  pasowało  do 
niej  jak  ulał.  Zwłaszcza  teraz,  kiedy  okręcona  obszernym  płaszczem 
kąpielowym  siedziała  skulona  w  fotelu.  Wyglądała  bardzo  krucho  i 
dziecinnie, choć zdawał sobie sprawę, Ŝe pod obszernym szlafrokiem 
kryło  się  ciało  dojrzałej  kobiety.  Jak  na  tak  drobną  osóbkę,  jej  piersi 
były  zaskakująco  pełne,  a  biodra  kusząco  krągłe.  Miał  okazję 
przekonać  się  o  tym,  kiedy  wyciągnął  ją  z  jeziora.  Ociekający  wodą 
elegancki kostium oblepiał jej ciało niczym druga skóra. Pamiętał, jak 
delikatna  i  gładka  jest  jej  skóra.  Wtedy  w  łazience,  kiedy  była  tak 
blisko,  z  trudem  pokonał  pragnienie,  aby  chwycić  dziewczynę  w 
ramiona  i  zanieść  do  sypialni.  Miał  przeczucie,  Ŝe  nie  miałaby  nic 
przeciwko temu. Patrzyła mu prosto w oczy i wiedział, Ŝe pragnie go 
równie  mocno  jak  on  jej,  choć  wcale  jej  się  to  nie  podoba.  Ona  teŜ 
musiała  zdawać  sobie  sprawę,  Ŝe  róŜnią  się  niczym  ogień  i  woda,  i 
powinni trzymać się od siebie z daleka bez względu na to, co czują. 

PrzecieŜ  to  tylko  poŜądanie  -  zapewniał  samego  siebie  w  duchu. 

Ta dziewczyna nawet nie była w jego typie! Muszę z tym skończyć. - 
ś

eby tylko znaleźć morderców Ricka! - mruknął. 

Natalie popatrzyła na niego. 
 - Co mówiłeś? 
 -  Nic  takiego  -  odburknął  zły,  Ŝe  przyłapała  go,  jak  mówi  do 

siebie.  -  Napijesz  się  kawy,  zanim  zaczniemy?  -  spytał,  wskazując 
stojący przed nim na stoliku kubek. 

 - Chciałeś powiedzieć, zanim zaczniesz przesłuchanie. 
 - Skoro upierasz się, Ŝeby tak to nazwać... 
 - Bo niby dlaczego nie nazwać tego po imieniu. A co do kawy, to 

chętnie  się  napiję.  Właśnie  zastanawiałam  się,  czy  mi  to 
zaproponujesz - dodała tonem, który wyraźnie dawał do zrozumienia, 
Ŝ

e nie ma najlepszego zdania o jego manierach. 

background image

 -  Kuchnia  jest  tam  -  poinformował  ją  Lucas.  Słowom 

towarzyszyło niedbałe machnięcie ręką w kierunku drzwi do kuchni. - 
Dzbanek z kawą stoi na płytce. 

Natalie nie ruszyła się z miejsca. 
 - No, o co chodzi tym razem? 
 - Jestem twoim gościem. - Popatrzyła na niego wymownie. 
 -  Nieproszonym  gościem  -  poprawił  ją.  -  A  nieproszeni  goście 

nie  mają  co  liczyć  na  moją  uprzejmość.  Zresztą  podobnie  jak 
wyemancypowane kobiety, - dorzucił wiedząc, Ŝe ją tym zdenerwuje. 
-  Wy,  współczesne  kobiety,  narzekacie  ciągle,  Ŝe  męŜczyźni  nie 
traktują  was  jak  równych  sobie,  i  obwiniacie  za  to  sztuczne 
uprzejmości  i  zbyteczne  grzeczności.  ToteŜ  zapomnijmy  o  dobrym 
wychowaniu. No, dalej, nie krępuj się. 

Natalie wstała i bez słowa ruszyła we wskazanym kierunku. 
No, no - pomyślała nalewając sobie kawy. Jego Ŝoneczka musiała 

dać  mu  niezłą  szkołę.  Pewnie  była  podobna  do  jego  matki.  Nic 
dziwnego,  Ŝe  tak  nienawidzi  kobiet  MoŜe  w  takim  razie  naleŜałoby 
zmienić taktykę - zastanawiała się. Ale najpierw musi się upewnić co 
do jednej rzeczy. 

 - Czy mogę skorzystać z telefonu? - zawołała w stronę drzwi do 

salonu. - To będzie miejscowa. 

 -  Nic  ci  to  nie  da  -  poinformował  ją  sucho  Lucas,  stając  w 

drzwiach.  -  Potrafię  zmusić  cię  do  mówienia,  nim  ktokolwiek  zjawi 
się,  aby  ci  pomóc.  Znam  takie  sposoby,  Ŝe  będziesz  błagała,  abym 
pozwolił ci wyznać wszystko, co wiesz - ciągnął. 

Natalie uniosła brwi. 
 -  Nauczyli  cię  tego  w  wojsku?  -  spytała,  patrząc  na  niego  z 

ironicznym uśmiechem. 

 - Między innymi, a wracając do telefonu, nie mam nic przeciwko 

temu. Proszę bardzo, dzwoń sobie gdzie chcesz, jeśli ma ci to sprawić 
przyjemność. 

Natalie podeszła do aparatu, ale nie sięgnęła po słuchawkę. 
 - Czy byłbyś łaskaw zostawić mnie samą - powiedziała. Słowom 

tym towarzyszyło wymowne spojrzenie. - To sprawa osobista. 

Lucas  obojętnie  wzruszył  ramionami.  Wrócił  do  salonu.  Natalie 

odprowadziła  go  wzrokiem,  po  czym  upewniwszy  się,  Ŝe  nie 
podsłuchuje  pod  drzwiami,  wykręciła  numer  biura  porucznika 
Bishopa. 

background image

 -  Cześć,  tato!  To  ja...  Nie,  wcale  ci  nie  przebaczyłam,  ale  masz 

szansę,  jeśli  odpowiesz  mi  na  parę  pytań...  Tak,  chodzi  o  Lucasa 
Sinclaira - zniecierpliwiła się Natalie. 

 - Słucham. 
 - Chciałabym wiedzieć, dlaczego odwiedził cię dziś po południu? 
 -  Z  tego  samego  powodu,  dla  którego  i  ja  chciałem  się  z  nim 

widzieć. Chodzi oczywiście o to morderstwo. 

 - Tyle to i ja wiem. A dokładniej? 
 -  Dokładniej?  Hm,  poprosił  o  wyniki  sekcji  zwłok  i  raport  z 

laboratorium  w  sprawie  samochodu  Peytona.  Pytał,  czy  mamy  jakieś 
podejrzenia, kto mógł majstrować przy aucie i dlaczego. No wiesz, to, 
o  co  zwykle  pytają  krewni  ofiary.  A  zresztą,  to  nie  twój  interes  - 
zreflektował się Nathan Bishop. 

Natalie zignorowała tę uwagę. 
 - I co? Powiedziałeś mu? 
 - Oczywiście. Czemu miałbym mu nie powiedzieć? - zdziwił się 

ojciec. 

Natalie odetchnęła z ulgą. 
 -  To  znaczy,  Ŝe  twoim  zdaniem  Lucas  nie  ma  nic  wspólnego  z 

tym morderstwem? 

 - Jasne, Ŝe nie! 
 - Skąd ta pewność? 
 -  Mój  instynkt  mi  to  mówi.  Ot  co!  Poza  tym,  kiedy  to  się  stało, 

nawet  nie  było  go  w  mieście.  Cały  zeszły  tydzień  przebywał  w  Los 
Angeles.  Zakładał  te  swoje  wymyślne  systemy  alarmowe  w  willi 
jakiegoś  zbzikowanego  gwiazdora  rockowego.  Wrócił  nazajutrz  po 
wypadku.  Zostawił  mi  numer  do  tamtego  faceta,  gdybym  chciał 
sprawdzić jego alibi. 

 - I co? Dzwoniłeś tam? 
 - A jak myślisz, dziecinko? 
 - Myślę, Ŝe tak. 
 - I masz rację! Sprawdziłem całą tę historyjkę, słowo po słowie. 

Domownicy byli wprost oczarowani naszym drogim chłopcem. Kiedy 
wymieniłem jego imię, usłyszałem same ochy i achy... 

 - CóŜ  - z przekąsem zauwaŜyła  Natalie - niektóre kobiety łatwo 

dają się omamić. 

 - Ale tam byli sami męŜczyźni. - Porucznik Nathan zachichotał w 

słuchawkę. 

background image

 -  śegnaj,  tato!  -  rozłączyła  się  Natalie,  nie  chcąc  dłuŜej  słuchać 

jego kpin. 

Przez  chwilę  stała  w  miejscu,  zastanawiając  się  nad  dalszymi 

krokami.  Wreszcie,  powziąwszy  odwaŜną  decyzję,  chwyciła  kubek  z 
kawą i ruszyła do salonu. Tym razem wybrała kanapę. 

 -  A  więc  -  zaczęła,  przysiadając  na  brzeŜku  -  od  czego 

zaczniemy? 

Lucas  popatrzył  na  nią  zdziwiony  tą  nagłą  zmianą  taktyki  z  jej 

strony. Natalie uśmiechnęła się kącikiem ust. JuŜ ona pokaŜe mu, jak 
przebiegła potrafi być kobieta! 

 - Wolisz zadawać mi pytania, czy moŜe sama streszczę pokrótce, 

co odkryłam? - spytała rzeczowym tonem. 

Lucas machnął jej przed nosem notatnikiem. 
 -  Wiem,  co  odkryłaś  -  powiedział,  kładąc  brulion  na  kanapie  i 

sięgając  po  kubek  z  kawą.  -  Nie  ma  tu  nic,  o  czym  nie  wiedziałbym 
wcześniej. 

 -  Nie  wszystko,  czego  się  dziś  dowiedziałam,  jest  w  tych 

notatkach - poinformowała go chłodno Natalie. 

 -  O?  CzyŜbyś  dobrowolnie  chciała  podzielić  się  ze  mną  tymi 

rewelacjami? - zakpił. 

 - MoŜliwe. 
MęŜczyzna  popatrzył  na  nią  z  ironicznym  uśmiechem.  Przez 

dłuŜszą chwilę mierzyli się wzrokiem. 

 - W porządku! - przerwał ciszę Lucas. - Mów, o co ci chodzi? 
 - Jak to, o co mi chodzi? - zapytała zdezorientowana. 
 -  Kiedy  kobieta  otwiera  szeroko  oczy  i  robi  niewinną  minkę,  to 

znak, Ŝe coś knuje. 

 - Mylisz się. Po prostu pomyślałam sobie, Ŝe skoro oboje, jak by 

to  powiedzieć...  pracujemy  nad  tą  samą  sprawą,  moŜe  moglibyśmy 
połączyć nasze siły? 

 -  Od  kiedy  to  pracujemy  nad  tą  samą  sprawą?  -  powtórzył 

przedrzeźniając  ją.  -  Sądziłem,  Ŝe  jestem  twoim  głównym 
podejrzanym. 

 -  Nigdy  nie  uwaŜałam  cię  za  głównego  podejrzanego  - 

zaprotestowała  Natalie.  -  Byłeś  po  prostu  jedynym  podejrzanym, 
jakiego miałam. Zresztą, sprawy przybrały zupełnie inny obrót. 

background image

 - Ach tak? Ciekawe kiedy? Mniej więcej po tym, jak wyszłaś do 

kuchni,  tak?  -  popatrzył  na  nią  podejrzliwie.  -  JuŜ  wiem!  Dzwoniłaś 
do ojca - domyślił się. 

 - Tak. 
 - I to on powiedział ci, Ŝe jestem niewinny? 
 -  Nie  uŜyłabym  akurat  tego  słowa  mówiąc  o  tobie  -  Natalie  nie 

omieszkała  skorzystać  z  okazji,  by  zakpić  sobie  z  niego.  -  Ale  z 
pewnością nie jesteś zamieszany w tę sprawę. 

 - Dziękuję za zaufanie - Lucas skłonił się drwiąco. 
 -  Do  licha!  -  zniecierpliwiła  się  Natalie.  -  Nie  ma  się  o  co 

obraŜać! To chyba logiczne, Ŝe byłeś jednym z podejrzanych. PrzecieŜ 
to właśnie ty skorzystałeś najwięcej na śmierci Ricka - przypomniała 
mu.  -  Poza  tym  tyle  lat  spędziłeś  w  wojsku.  Odbyłeś  specjalne 
przeszkolenie  -  zauwaŜyła  w  nadziei,  Ŝe  moŜe  sprowokuje  go,  aby 
powiedział coś więcej o tajemniczej słuŜbie. 

 - Specjalne przeszkolenie? - powtórzył zaskoczony. 
 - No wiesz, o czym mówię. Wywiad i... te rzeczy. 
 -  A...  o  to  chodzi!  JuŜ  mówiłem,  Ŝe  zajmowałem  się  łamaniem 

szyfrów. 

 - To ty tak twierdzisz. 
Lucas uśmiechnął się rozbawiony. 
 -  Ktoś  tu  naoglądał  się  za  duŜo  filmów  z  Jamesem  Bondem. 

Wywiad  wojskowy  to  nie  tylko  podwójni  agenci.  To  takŜe  Ŝmudna, 
papierkowa robota, zwykli urzędnicy i... 

 -  Szyfry  -  dokończyła  za  niego  Natalie.  -  Zgoda,  ale  chyba  nie 

złamałeś sobie nosa, siedząc przed komputerem? 

 - To pamiątka z pewnej knajpki w Teksasie, dawno temu, po tym 

jak wyszedłem z wojska - wyznał niechętnie. 

 -  A  gdzie  w  takim  razie  nauczyłeś  się  tak  władać  bronią?  - 

upierała się. 

 - Na litość boską, Natalie! PrzecieŜ byłem w wojsku! Tam kaŜdy 

tego  się  uczy.  Inaczej  nie  wyszedłbym  cało  z  tamtych  akcji  w 
Wietnamie. 

 - MoŜliwe, ale... 
 -  Myślę,  Ŝe  opowieści  mojej  matki  zdrowo  pomieszały  ci  w 

głowie - przerwał jej zniecierpliwiony. - Tamte szczeniackie wyczyny 
naleŜą do przeszłości. 

background image

 -  Hmm  -  zamyśliła  się  Natalie.  MoŜe  mówił  prawdę.  W 

Archiwum  Miejskim  nie  znalazła  nic,  co  przeczyłoby  tym  słowom. 
MoŜe rzeczywiście bardzo się zmienił? 

Akurat! Tacy jak on nigdy się nie zmieniają! 
 - Dlaczego nie powiesz wprost, Ŝe przyjechałaś mnie szpiegować 

- przerwał ciszę Lucas. 

 - Mówiłam juŜ, chciałam z tobą porozmawiać. No dobrze, niech 

będzie,  Ŝe  przyjechałam  cię  szpiegować  -  wyznała  niechętnie  pod 
groźnym spojrzeniem zielonych oczu. - Ale wcale nie z powodu tego, 
co mówiła o tobie twoja matka. 

 - CzyŜby? 
 -  Nie!  -  powtórzyła  z  naciskiem.  -  Chciałam  dowiedzieć  się  o 

tobie czegoś więcej, poniewaŜ jesteś teraz wspólnikiem Daniela, a mój 
brat jest taki naiwny. 

 -  I  dlatego  uznałaś,  Ŝe  masz  prawo  grzebać  w  moim  Ŝyciu  - 

stwierdził patrząc na notatnik. 

 - Nie ma tam nic, co stanowiłoby jakąś tajemnicę. 
 - MoŜe i tak, ale ciągle jeszcze nie usłyszałem, jak to się stało, Ŝe 

znalazłaś  się  tutaj.  To  miejsce  to  teren  prywatny.  A  moŜe  nie 
zauwaŜyłaś tablicy przy wjeździe? - zakpił. 

 -  Słuchaj,  juŜ  ci  mówiłam,  Ŝe  chciałam  dowiedzieć  się  o  tobie 

czegoś  więcej,  jasne?  Miałam  zamiar  pogadać  z  twoimi  sąsiadami, 
tylko kiedy tu dotarłam, okazało się, Ŝe w promieniu kilometra nie ma 
Ŝ

ywej duszy. Nie chciałam wracać z niczym i postanowiłam rozejrzeć 

się po okolicy. To chyba nic złego, co? 

 -  Nie,  skądŜe!  -  Lucas  skrzywił  się  ironicznie.  Natalie  udała,  Ŝe 

tego nie dostrzegła. 

 - No, więc jak? Będziemy wspólnikami? 
 - A co będę z tego miał? 
 - Usługi doświadczonego detektywa. 
 - To samo zapewni mi policja - zauwaŜył. 
 - Akurat! Policja ma na głowie tuzin innych spraw, a ja cały mój 

czas  i  wysiłek  mogę  poświęcić  tej  jednej.  No,  Lucas!  Wiem,  Ŝe  nie 
przepadasz  za  towarzystwem  nowoczesnych  kobiet.  Ja  z  kolei  nie 
cierpię  takich  nadętych,  obraŜalskich  eks-Ŝołnierzy,  ale  moŜe 
moglibyśmy pracować razem. 

 - Jak to widzisz? 
Natalie przysunęła się do niego bliŜej. 

background image

 -  Zaraz  ci  to  wyjaśnię.  Ja  zajmę  się  stroną  praktyczną. 

Rozmawiałam  juŜ  z  sąsiadami  Peytonów.  Niestety,  nie  odkryłam  nic 
ciekawego.  -  Słowom  tym  towarzyszyło  zrezygnowane  machnięcie 
ręką.  -  Zresztą  to  niewaŜne.  Jutro  rozejrzę  się  po  budynku,  gdzie 
mieści się biuro Galaktyki. Wcześniej czy później muszę na coś trafić. 
To tylko kwestia czasu i odrobiny szczęścia. 

 -  A  jaką  rolę  przeznaczyłaś  dla  mnie?  -  spytał,  przenosząc 

spojrzenie  z  zarumienionej  twarzyczki  dziewczyny  na  jej  odkryte 
kolana. 

 -  Jesteś  specem  od  komputerów,  prawda?  Trzeba  zajrzeć  do 

osobistego komputera Ricka. Miałam zamiar zrobić to sama, ale, hm, 
szczerze mówiąc... 

 -  O!  To  coś  nowego!  Chętnie  usłyszę  od  ciebie  prawdę  -  zakpił 

Lucas. 

 -  No  cóŜ,  nie  najlepiej  daję  sobie  radę  z  tymi  urządzeniami  - 

wyznała ignorując jego złośliwość. - W naszej rodzinie to Daniel jest 
geniuszem komputerowym. Zresztą, mniejsza z tym. - Przysunęła się 
bliŜej.  Poły  szlafroka  odsłaniały  juŜ  prawie  całe  nogi.  -  No,  co  ty  na 
to? 

Lucas milczał. Czy naprawdę pragnął zostać współpracownikiem 

tej  natrętnej,  ale  tak  bardzo  atrakcyjnej  osóbki?  Pracować  u  boku 
wyemancypowanej,  na  wskroś  nowoczesnej  kobiety,  jednej  z  tych, 
których  zupełnie  nie  trawił.  śycie  nauczyło  go  omijać  je  szerokim 
kołem. Gdyby przyjął tę propozycję, byłaby to najgłupsza rzecz, jaką 
zrobiłby w całym swoim Ŝyciu. Całkiem jak wtedy, w Sajgonie, kiedy 
zalał się w trupa i kazał sobie wytatuować tę kobrę. 

A jednak... Tak! Gorąco pragnął jej towarzyszyć. Ale w łóŜku! 
 -  No  więc...  jesteśmy  partnerami?  -  spytała  Natalie,  wyciągając 

dłoń. 

Lucas westchnął cięŜko i poddał się temu, co najwidoczniej było 

nieuniknione. Odstawił kubek z kawą. 

 -  Zgoda!  -  przytaknął,  zamykając  drobną  rączkę  w  mocnym 

uścisku. Drugą ręką sięgnął do okularów Natalie. 

 - Hej! Co... - zaczęła niepewnie. 
Nim  zdołała  zaprotestować,  męŜczyzna  porwał  ją  w  ramiona  i 

zamknął jej usta długim, namiętnym pocałunkiem. W pierwszej chwili 
chciała  go  odepchnąć,  ale  instynkt  nakazał  jej  zaprzestać  walki. 
Rozchyliła  wargi,  aby  przyjąć  natarczywy  język  Lucasa.  Całym 

background image

ciałem przywarła do muskularnej piersi. Lucas ostroŜnie połoŜył ją na 
oparciu  kanapy.  Natalie  owinęła  ręce  wokół  jego  szyi.  Bez  reszty 
oddali  się  Ŝarliwym  pocałunkom.  To  było  wspaniałe  uczucie.  Lucas 
był  taki  duŜy  i  silny.  Kiedy  tulił  ją  w  ramionach,  Natalie  czuła  się 
bardzo  mała  i  bezbronna,  zdana  całkowicie  na  łaskę  i  niełaskę 
podnieconego męŜczyzny. Z piersi wyrwał jej się cichy jęk rozkoszy. 

 -  Nie  powinniśmy  -  szepnęła,  niechętnie  odrywając  wargi  od 

natarczywych  ust  męŜczyzny.  Doskonale  zdawała  sobie  sprawę,  Ŝe 
Lucas  nie  był  dla  niej  odpowiednim  partnerem.  Poza  tym,  właściwie 
wcale go nie znała. Coś podobnego nie zdarzyło jej się nigdy dotąd. 

 - Lucas, naprawdę nie powinniśmy. 
 -  Wiem  -  zgodził  się  z  nią,  ale  jego  usta  kontynuowały 

oszałamiającą  wędrówkę  po  twarzy  dziewczyny.  -  Tak  bardzo  cię 
pragnę. - Przywarł ustami do jej gładkiej skóry. 

Natalie  zadrŜała.  Przez  całe  jej  ciało  przebiegł  dreszcz 

podniecenia.  Ugryzł  mnie  -  pomyślała  zdziwiona  i  pobudzona  tak 
oczywistym sygnałem jego Ŝądzy. 

 -  Pragnąłem  cię  od  pierwszej  chwili,  kiedy  cię  ujrzałem  - 

powiedział cicho. 

 -  Naprawdę?  -  ucieszyła  się  Natalie.  A  więc  jej  uczucie  było 

odwzajemnione. 

 -  Uhu  -  mruknął,  wtulając  twarz  w  dekolt  jej  szlafroka.  -  Choć 

wcale mi się nie podobałaś. 

Te słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. 
 - Jak to, nie podobałam ci się? 
 -  No,  nie  byłaś  w  moim  typie  -  wyjaśnił.  -  Ale  myliłem  się, 

maleńka. 

 - Nie podobałam ci się - powtórzyła zawiedziona. 
 - Za to teraz mi się podobasz - zapewnił ją. - I to bardzo. 
 - Ale... 
 - Nic nie mów. - Dłoń Lucasa wślizgnęła się za dekolt szlafroka i 

zamknęła na jędrnej piersi. - Teraz dobrze, maleńka? - uśmiechnął się. 
- Nic nie mów. OdpręŜ się - powtarzał, draŜniąc delikatnie nabrzmiałą 
sutkę. 

 - Lucas - szepnęła Natalie. 
MęŜczyzna  nie  przerywał  pieszczoty.  Poczuł,  jak  ciało 

dziewczyny napręŜa się i wygina, kołysząc się zmysłowo. 

 - Pocałuj mnie - rzucił krótko, pochylając się do jej ust. 

background image

Natalie  posłusznie  rozchyliła  wargi  w  długim,  namiętnym 

pocałunku.  Jej  ramiona  ciasno  otoczyły  szyję  Lucasa.  Poły  szlafroka 
rozchyliły  się.  Nie  odrywając  ust,  męŜczyzna  przesunął  się  nieco. 
Dzieliła ich juŜ tylko cienka, bawełniana tkanina. 

 -  Och!  Nie,  nie!  -  cicho  protestowała  Natalie.  Szaleńczym 

wysiłkiem odsunęła się od męŜczyzny. - Dosyć! 

Lucas  przysunął  się  do  niej,  ale  odepchnęła  go.  Tym  razem 

bardziej zdecydowanym ruchem. 

 - Wystarczy! Przestań! - powtórzyła stanowczo. 
 - Dlaczego? - spytał. Jego głos był zaskakująco spokojny. 
 -  Bo...  my  wcale  do  siebie  nie  pasujemy  -  odpowiedziała 

odsuwając  się.  Sam  wyznał,  Ŝe  nie  była  w  jego  typie.  -  A  poza  tym, 
nawet się nie lubimy. 

Lucas popatrzył na nią kpiąco. 
 -  Czy  zawsze  tak  się  zachowujesz  w  stosunku  do  tych,  których 

nie lubisz? 

Natalie ciasno owinęła się szlafrokiem. 
 -  To  nieporozumienie  -  oświadczyła  tonem  pełnym  urazy.  - 

Zapomnieliśmy się na chwilę, to wszystko. 

 -  Ach  tak...  -  mruknął  Lucas.  -  Szkoda  tylko,  Ŝe  ta  chwila  nie 

trwała trochę dłuŜej. 

Nie wątpię, Ŝe Ŝałujesz - pomyślała. - Cholera! Ja chyba teŜ! 
 -  Jakoś  to  przeŜyjesz  -  orzekła  głośno,  rozglądając  się  w 

poszukiwaniu okularów. Były na stoliku przy kanapie. Wsunęła je na 
nos i od razu poczuła się pewniej. - Zresztą tak naprawdę wcale ci na 
mnie nie zaleŜało. 

 -  Chcesz  zobaczyć,  jak  mi  na  tobie  nie  zaleŜało?  -  słowom  tym 

towarzyszył jednoznaczy gest. 

 - Nie musisz być wulgarny! 
 -  No  proszę!  A  teraz  jestem  wulgarny.  Przedtem  wcale  tak  nie 

myślałaś. 

 - W ogóle straciłam zdolność myślenia - odcięła się Natalie. - Ty 

równieŜ. 

Lucas demonstracyjnie odwrócił głowę w drugą stronę. 
Natalie  westchnęła  cięŜko,  wstając  z  kanapy.  Nie  było  sensu 

próbować  przemówić  mu  do  rozsądku  teraz,  kiedy  był  w  nie 
najlepszym  nastroju.  Będzie  lepiej,  jeśli  poczeka  z  tym  do  jutra. 

background image

Zresztą  ona  teŜ  nie  czuła  się  na  siłach,  aby  temu  sprostać.  Z  trudem 
powstrzymywała wzbierający w niej gniew. 

 - Chyba juŜ sobie pójdę - powiedziała cicho. 
 -  Tak  -  przytaknął  Lucas,  nie  odwracając  głowy.  Był 

jednocześnie  wściekły  i  rozŜalony.  Czuł  się  oszukany  i,  choć  było  to 
bardzo dziecinne, pragnął, Ŝeby Natalie odczuła to samo. - Lepiej juŜ 
sobie idź. 

 - Nie wiem, gdzie są moje rzeczy - przypomniała mu. 
 - Pralnia jest przy kuchni. 
Natalie  ruszyła  we  wskazanym  kierunku.  Przechodząc  obok 

Lucasa, starała się zająć jak najmniej miejsca. Uniosła szlafrok, by nie 
trącić  wyciągniętych  nóg  męŜczyzny.  Mimo  to,  poły  szlafroka  otarły 
się  o  kolana  Lucasa.  MęŜczyzna  odwrócił  głowę  i  popatrzył  na 
dziewczynę.  Coś  w  jej  postawie,  moŜe  była  to  dumnie  uniesiona 
główka  czy  teŜ  sztywno  wyprostowane  ramiona,  sprawiło,  Ŝe  nagle 
poczuł się głupio i śmiesznie. 

 -  Natalie!  Zaczekaj!  -  zawołał,  chwytając  za  połę  szlafroka.  - 

Przepraszam, Natalie. Zachowałem się niepowaŜnie jak dziecko, które 
obraziło się na cały świat, bo odebrano mu ulubioną zabawkę. 

No proszę! - pomyślała z goryczą Natalie. Najpierw mówi, Ŝe nie 

jestem  w  jego  typie,  a  teraz  nazywa  mnie  zabawką!  Ładnie!  Nie  ma 
co! 

 -  Miałaś  pełne  prawo  powiedzieć:  nie.  Ach  tak!  Dzięki  za 

pozwolenie, łaskawco. 

 - Tylko... wolałbym, Ŝebyś zrobiła to wcześniej. No wiesz, jak się 

potem czuje facet... No, sama rozumiesz. 

 -  Rozumiem  -  odpowiedziała,  wyrywając  mu  z  ręki  połę 

szlafroka. - MoŜe wyglądam jak mała dziewczynka, ale jestem... 

 - Wcale tak nie uwaŜam - przerwał jej szybko Lucas. - Nazwałem 

cię wprawdzie dziecinką, ale to nie dlatego. Jesteś śliczną, pełną seksu 
kobietą, Natalie. 

 -  ...  ale  zapewniam  cię  -  ciągnęła  Natalie,  nie  zwaŜając  na  jego 

zapewnienia  -  Ŝe  dawno  skończyłam  osiemnaście  lat.  Rozumiem,  Ŝe 
spodziewałeś  się...  hm,  czegoś  więcej.  CóŜ,  przykro  mi  z  tego 
powodu.  Masz  prawo  być  zawiedziony  i  zły.  MoŜe  będzie  dla  ciebie 
pewnym pocieszeniem, jeśli wyznam, Ŝe sama odczuwam coś w tym 
rodzaju.  Nie!  -  Natalie  ostrzegawczo  uniosła  dłoń,  widząc,  Ŝe  Lucas 

background image

chce  do  niej  podejść.  -  Nie  powiedziałam  tego,  Ŝeby  cię  zachęcać, 
więc lepiej zostań tam, gdzie jesteś. 

 - Natalie, ja... 
 -  Nie  zmienię  zdania,  więc  oszczędź  sobie  starań  i  nawet  nie 

próbuj się do mnie zbliŜyć. Jasne? 

MęŜczyzna bez słowa opadł z powrotem na kanapę. 
 -  Tak  będzie  lepiej  -  zapewniła  go,  usilnie  pragnąc  w  to 

uwierzyć.  -  Mieliśmy  zostać  wspólnikami,  pamiętasz?  Mamy  do 
rozwikłania bardzo trudną sprawę. Seks wszystko by skomplikował. 

JuŜ tak się stało - pomyślał rozgoryczony. 
 - Wyjaśnijmy to sobie raz na zawsze - ciągnęła. - Ja nie jestem w 

twoim typie. Ty zaś nie jesteś w moim. 

 - Nie tak dawno odniosłem zupełnie inne wraŜenie - wtrącił. 
 - Hm... to było małe nieporozumienie. ZłoŜyły się na to pewne... 

okoliczności.  Na  przykład  to,  Ŝe  jestem...  nieodpowiednio  ubrana,  a 
raczej  rozebrana.  To,  co  się  stało,  nie  ma  nic  wspólnego  z  naszymi 
wzajemnymi  sympatiami  i  antypatiami  -  kłamała.  -  Najlepiej  będzie, 
jeśli oboje zapomnimy o tej całej historii, dobrze? 

Zapomnieć? Gdyby tylko potrafił! Miała rację. To oszczędziłoby 

im  wielu  kłopotów.  Dziewczyna  wcale  nie  była  w  jego  typie,  on  zaś 
nie przypominał królewicza z jej snów, choć nie przeszkadzało jej to, 
kiedy  ją  całował.  Dobrze!  Skoro  sama  tego  chce,  on  postara  się  o 
wszystkim  zapomnieć.  O  ile  pozwoli  mu  na  to  pulsujący  ból  w 
lędźwiach! 

 -  Lucas?  -  przerwał  te  rozmyślania  głos  Natalie.  -  Wszystko  w 

porządku? 

 - W porządku - odburknął niechętnie męŜczyzna. 
 - To nie zabrzmiało przekonywająco. 
 - Jak mówię, Ŝe w porządku, to znaczy, Ŝe w porządku. 
 - No dobrze,  juŜ  dobrze - obraziła  się Natalie. - Nie  musisz być 

niegrzeczny. 

 - Przepraszam. 
Milczeli.  śadne  z  nich  nie  wiedziało,  jak  wybrnąć  z  tej 

kłopotliwej sytuacji. 

 -  No  cóŜ  -  Natalie  przerwała  krępującą  ciszę.  -  Skoro  juŜ 

wszystko wyjaśniliśmy, chyba sobie pójdę. 

Lucas potakująco kiwnął głową. 

background image

 - Pójdę do samochodu i przyniosę ci te tenisówki - poderwał się z 

kanapy. 

 - Dziękuję. Są w bagaŜniku. 
Okazało się jednak, Ŝe w bagaŜniku ich nie było. 
 - Jestem pewna, Ŝe  muszą tam gdzieś być - upierała się Natalie. 

Stała  na  werandzie,  gotowa  do  drogi,  w  wymiętym  i  nieco  jeszcze 
wilgotnym  błękitnym  kostiumie.  Lucas  powtórnie  przeszukał 
samochód. 

 - Sprawdziłeś pod tylnymi siedzeniami? 
 - Pod tylnymi, przednimi i między fotelami. Nie ma tam Ŝadnych 

butów. 

 - MoŜe na brzegu leŜą jeszcze moje pantofle... 
 -  Twoje  pantofle  zabrał  przypływ,  albo  zainteresował  się  nimi 

jakiś ciekawski szop. 

 -  No  cóŜ,  chyba  będę  musiała  przebyć  tę  drogę  na  bosaka.  - 

Natalie  westchnęła  cięŜko.  Za  nic  nie  zgodziłaby  się,  Ŝeby  Lucas 
zaniósł  ją  do  wozu.  Nie  zamierzała  ryzykować  kolejnego  zbliŜenia.  - 
Muszę po prostu uwaŜać, gdzie stąpam. 

MęŜczyzna schwycił ją na ręce, nim zdąŜyła zrobić dwa kroki. 
 -  Nie  bądź  niemądra!  -  zgromił  ją.  -  Jest  zbyt  ciemno,  Ŝebyś 

mogła  widzieć  ścieŜkę.  Poza  tym  chyba  nie  sądzisz,  Ŝe  jestem  aŜ 
takim  zwierzakiem,  Ŝeby  zgwałcić  cię  na  przednim  siedzeniu 
samochodu.  Chyba  Ŝe  sama  mnie  o  to  ładnie  poprosisz  -  dodał 
sadzając ją za kierownicą i zatrzaskując drzwiczki forda. 

Natalie popatrzyła na niego, mruŜąc ciemne oczy. 
 -  O  tym  moŜesz  sobie  tylko  pomarzyć,  Sinclair  -  rzuciła, 

uśmiechając się złośliwie. 

background image

ROZDZIAŁ 6 

 
Kiedy  następnego  ranka  Natalie  zjawiła  się  na  parkingu  przed 

biurem  Galaktyki,  pierwszą  rzeczą,  jaką  zobaczyła,  był  czarny  dŜip. 
Choć pora była jeszcze bardzo wczesna, Lucas najwyraźniej zdąŜył ją 
ubiec. 

 -  Wspaniale!  Nie  ma  co!  -  zamruczała  gniewnie  pod  nosem. 

Jakby nie wystarczyło, Ŝe przez całą noc dręczyły ją erotyczne wizje. 
Za  kaŜdym  razem  budziła  się  drŜąca  i  zlana  potem,  i  długo 
przewracała  się  na  łóŜku,  nie  mogąc  zasnąć.  Na  dodatek  nie  zrobiła 
wczoraj  zakupów  i  musiała  wyjść  z  domu  bez  śniadania.  Wyglądało 
na to, Ŝe złośliwość losu kazała jej stawić czoło Lucasowi Sinclairowi 
o pustym Ŝołądku. 

No  cóŜ,  niech  i  tak  będzie.  Wychodziła  cało  z  duŜo  gorszych 

opałów, poradzi sobie i tym razem. Natalie z uznaniem przyjrzała się 
swemu odbiciu w oszklonych drzwiach budynku. Miała na sobie swój 
ulubiony czerwony kostium: wąska spódniczka przed kolano i szeroki, 
watowany  w  ramionach  Ŝakiet.  Spod  spodu  wyglądała  beŜowo  - 
czerwona koszulka w asymetryczne wzory. Stroju dopełniały wysokie 
szpilki  w  kolorze  kostiumu  i  mała,  skórzana  torebka.  Jedynymi 
dodatkami  były  duŜe,  złote  kółka  w  uszach  i  elegancki  zegarek  ze 
złotą bransoletką. 

Nowoczesna  kobieta  pracująca!  I  co  pan  na  to,  panie  Sinclair?  - 

pomyślała Natalie, uśmiechając się do swego odbicia. Pchnęła szklane 
drzwi i wkroczyła do chłodnego, klimatyzowanego wnętrza. 

Zatrzymała  się  zaskoczona  widokiem  Sherri  Peyton.  Wdowa  po 

Ricku Peytonie siedziała za biurkiem sekretarki, zajęta przeglądaniem 
rozsypanych  po  całym  stole  druków,  prawdopodobnie  faktur.  Kiedy 
skrzypnęły drzwi, Sherri uniosła głowę. 

 -  O!  Dzień  dobry.  -  Jej  smutną  twarzyczkę  rozjaśnił  blady 

uśmiech. - Myślałam, Ŝe to Jana. - Jana była zatrudnioną na pół etatu 
sekretarką. 

 -  Dzień  dobry  -  odpowiedziała  grzecznie  Natalie.  Choć  nie 

znosiła  kobiet  takich  jak  Sherri,  zawsze  starała  się  być  dla  niej  miła. 
Szczególnie  teraz.  -  Nie  wiem,  czy  jest  to  jeden  z  tych  dni,  kiedy 
przychodzi  Jana,  ale  nawet  gdyby,  to  i  tak  nie  zjawi  się  wcześniej 
niŜ...  -  urwała  i  popatrzyła  na  zegarek  -  za...  jakieś  czterdzieści  pięć 
minut - dokończyła. - A propos, co ty robisz tu o tak wczesnej porze? 

background image

Ś

ciślej mówiąc Natalie zastanawiała się, co w ogóle Sherri Peyton 

robi  w  biurze  Galaktyki.  Wcześniej  natknęła  się  tu  na  panią  Peyton 
zaledwie  dwa  razy,  i  przy  obu  tych  okazjach  Sherri  wpadła  do  biura 
tylko po to, aby zabrać Ricka na lunch. 

 - Sądziłam, Ŝe w twojej obecnej sytuacji, będziesz wolała zostać 

w domu i nikogo nie widywać - zauwaŜyła ostroŜnie. 

 - Ja równieŜ tak myślałam - odpowiedziała młoda wdowa. - Ale 

Lucas  doradził  mi,  Ŝebym  zajęła  się  jakąś  konkretną  pracą,  zamiast 
siedzieć  w  domu  i  rozmyślać  o...  no,  o  róŜnych  rzeczach. 
Zaproponował,  Ŝebym  pojechała  z  nim  do  biura  i  uporządkowała 
papiery  Ricka.  MoŜe  tu  właśnie  znajduje  się  odpowiedź  na  pytanie, 
kto... kto... - Pełne usta Sherri wykrzywiły się do płaczu. 

 -  Hm,  to  całkiem  niegłupi  pomysł  -  wtrąciła  szybko  Natalie, 

modląc  się  w  duchu,  aby  nie  popłynęły  łzy.  -  Mnie  samej  zawsze  to 
pomaga.  -  PołoŜyła  torebkę  na  biurku  i  podeszła  do  stolika  z 
ekspresem. - Napijesz się kawy? 

 -  Nie,  dziękuję.  -  Sherri  Ŝałośnie  pociągnęła  nosem.  -  Mam  tu 

herbatę z róŜy. 

Natalie wstrząsnęła się na samą myśl o herbatce z róŜy, a do tego 

o tak wczesnej porze. Nalała sobie kubek kawy. 

 -  A  gdzie  są...  wszyscy?  -  spytała,  odwracając  się  do  Sherri. 

Chodziło jej oczywiście o to, gdzie podziewał się Lucas. 

 - Nie widziałam jeszcze Daniela - odpowiedziała młoda wdowa, 

sięgając po kolejną gęsto zadrukowaną stronicę. - Lucas wyszedł parę 
minut temu. Nie wiem, dokąd, ale powiedział, Ŝe zaraz wraca. 

Pewnie jest gdzieś niedaleko - pomyślała Natalie. Jego dŜip nadal 

stał  na  parkingu  przed  budynkiem.  Trzeba  wykorzystać  jego 
nieobecność  -  postanowiła  w  duchu.  Miała  niejasne  przeczucie,  Ŝe 
Lucasowi  nie  spodobałaby  się  jej  rozmowa  z  Sherri.  Szczególnie  Ŝe 
pytania,  jakie  chciała  zadać  wdowie  po  Ricku  Peytonie,  dotyczyły 
właśnie  Lucasa.  Popijając  kawę,  Natalie  usadowiła  się  na  brzegu 
biurka, przy którym siedziała Sherri. 

 - Nie widziałam twojego samochodu na parkingu - zaczęła tonem 

towarzyskiej pogawędki. - Czy to Lucas cię tu przywiózł? 

 - Uhu - mruknęła Sherri, odkładając trzymany w ręku dokument. 

- Zjawił się u mnie wcześnie rano. Powiedział, Ŝe zobaczył światła w 
oknach i pomyślał, Ŝe pewnie juŜ wstałam. 

To musiało być naprawdę wcześnie - pomyślała Natalie. 

background image

 - Od jakiegoś czasu wcale nie mogę spać - poskarŜyła się Sherri. 

- Jest mi tak jakoś dziwnie, kiedy leŜę w łóŜku sama. To śmieszne, bo 
zanim  wyszłam  za  Ricka,  zawsze  spałam  sama,  ale  teraz  jest...  jakoś 
inaczej. 

Natalie  odczekała  chwilę,  ale  młoda  wdowa  nie  podjęła 

przerwanego wątku. 

 - Czego chciał Lucas? 
 -  Kiedy?  -  Sherri  popatrzyła  na  nią  zdziwionymi  błękitnymi 

oczami. 

Natalie łyknęła trochę kawy, modląc się w duchu o cierpliwość. 
 - Kiedy odwiedził cię dziś rano. 
 -  Ach,  o  to  chodzi.  Zadał  mi  kilka  pytań  dotyczących  interesów 

Ricka.  Obawiam  się,  Ŝe  niewiele  mogłam  mu  pomóc.  Nigdy  nie 
miałam głowy do tych spraw. No wiesz, rachunki i tak dalej. Rick się 
wszystkim zajmował. No, a po śniadaniu Lucas zebrał papiery Ricka i 
przywiózł je tutaj. 

Ciekawe, co powie Barbara, kiedy się o tym dowie? - przemknęło 

Natalie przez głowę. 

 - śeby nie musiał za kaŜdym razem jeździć po nie nad jezioro - 

ciągnęła młoda wdowa. - Nie mam nic przeciwko jego wizytom. Dom 
wydaje się teraz taki wielki i pusty, ale Lucas powiedział, Ŝe czasami 
pracuje  dwadzieścia  cztery  godziny  na  dobę  i  nie  chciałby  mi 
przeszkadzać - urwała i popatrzyła na Natalie. - Nie sądzisz, Ŝe on jest 
bardzo delikatny? Zupełnie inny, niŜ mówiła Barbara. 

Natalie  mruknęła  coś  niewyraźnie  pod  nosem,  co,  od  biedy, 

moŜna by uznać za przytaknięcie, i poprawiła się na biurku. 

 - A więc zjedliście razem śniadanie, i co dalej? 
 -  Uhu  -  podjęła  opowiadanie  Sherri.  -  Lucas  zaproponował, 

Ŝ

ebyśmy  coś  zjedli  na  mieście,  ale  ostatnio  jakoś  nie  mam  ochoty 

chodzić  po  restauracjach.  To  znaczy  od  czasu  tego...  wypadku. 
Zrozumiał,  ale  nalegał,  Ŝebym  coś  zjadła  przed  wyjściem  z  domu. 
Chciał  zrobić  mi  kanapkę,  ale  sama  wiesz,  jacy  są  męŜczyźni,  jeśli 
chodzi  o  gotowanie.  -  Na  ustach  młodej  wdowy  pojawił  się  blady 
uśmiech. - Zresztą męŜczyzna potrzebuje porządnego śniadania, a nie 
tylko  kubek  kawy  i  jakąś  kanapkę.  Kazałam  mu  usiąść  przy  stole  i 
sama  zrobiłam  śniadanie.  Naleśniki  i  kiełbaski  na  gorąco.  Ulubione 
danie Ricka. Codziennie kazał to so... - urwała nagle, a z oczu trysnęły 
jej długo powstrzymywane łzy. - O BoŜe! Tak mi go brakuje! 

background image

Natalie delikatnie dotknęła ramienia Sherri Peyton. 
 - Sherri, tak mi przykro... 
 - Pprzepraszam.  Mmuszę  wyjść -  Sherri gwałtownie zerwała się 

zza biurka i chwiejnym krokiem ruszyła do łazienki. 

Natalie  odprowadziła  ją  niepewnym  wzrokiem,  nie  bardzo 

wiedząc,  czy  iść  za  nią,  czy  moŜe  pozwolić  jej  wypłakać  się  w 
samotności. 

 -  Ładne  masz  metody  pracy,  nie  ma  co!  -  usłyszała  kpiący  głos 

od strony drzwi. 

Odwróciła się gwałtownie. 
 -  Chyba  nie  sądzisz,  Ŝe  zrobiłam  to  specjalnie?  Po  prostu 

rozmawiałyśmy  sobie  i  nagle  Sherri  rozpłakała  się  ni  z  tego,  ni  z 
owego. Skąd mogłam wiedzieć, Ŝe taka z niej beksa. 

 - Powinnaś była przedtem pomyśleć. Wiesz, Ŝe przeszła ostatnio 

cięŜkie  chwile  -  ciągnął  Lucas,  patrząc  na  nią  spod  gniewnie 
zmarszczonych brwi. 

 -  A  moŜe  to  właśnie  ty  powinieneś  trochę  pomyśleć,  nim 

ś

ciągnąłeś ją tutaj i zostawiłeś samą nad tą stertą papierzysk! - broniła 

się  Natalie.  -  Nie  sądzę,  Ŝeby  było  to  najlepsze  lekarstwo  na 
melancholię. 

 -  Praca  pomoŜe  jej  otrząsnąć  się  z  szoku.  Poza  tym  wcale  nie 

zostawiłem  jej  tu  samej  -  sprostował,  zbliŜając  się  do  niej.  - 
Zobaczyłem  przez  okno,  Ŝe  jakiś  facet  parkuje  przed  sąsiednimi 
drzwiami i wyszedłem, Ŝeby zadać mu parę pytań. 

Odpowiedziało mu pogardliwe prychnięcie. 
 -  WyobraŜam  to  sobie!  Pewnie  rzuciłeś  się  na  tego  Bogu  ducha 

winnego człowieka, niby lew na swoją ofiarę - zakpiła. 

 - Nauczyłem się tego od ciebie. 
 - Jeszcze nie widziałeś mnie w akcji. 
 -  Właśnie  przed  chwilą  miałem  okazję  ujrzeć  rezultaty  twoich 

metod. 

 -  Przepraszam,  Ŝe  tak  się  rozkleiłam,  Nat.  -  Do  pokoju  weszła, 

ocierając zapłakane oczy, Sherri Peyton. - Lucas? Wróciłeś? - urwała 
zaskoczona. 

Lucas  i  Natalie  stali  blisko  siebie,  oddychając  cięŜko,  niby  para 

zawodników czekających na sygnał oznaczający początek walki. 

 - Czy coś się stało? 
 - Nie, skądŜe! - wyrecytowali chórem, odsuwając się od siebie. 

background image

 -  Właśnie  dyskutowaliśmy  o...  -  Natalie  zawahała  się.  O  co 

właściwie im poszło? 

 - ...interesach - dokończył za nią gładko Lucas. - RozwaŜaliśmy 

moŜliwość zostania wspólnikami. - Podszedł do bratowej i otoczył ją 
opiekuńczym ramieniem. - Wszystko w porządku? 

 - Tak. JuŜ dobrze. Naprawdę - przytaknęła Sherri, podnosząc na 

niego  swoje  duŜe,  błękitne  oczy  -  ale...  wolałabym  juŜ  wrócić  do 
domu. Chyba nie powinnam była tu przyjeŜdŜać. Tak, chcę wrócić do 
domu - powtórzyła. 

 - AleŜ oczywiście - zgodził się Lucas. - Zaraz cię zawiozę. Gdzie 

jest twoja torebka? - Rozejrzał się po pokoju. Wziął leŜącą na biurku 
torebkę i ruszył do wyjścia, ostroŜnie prowadząc Sherri przed sobą. 

Natalie przyglądała się tej scenie szeroko otwartymi ze zdumienia 

oczami.  Czy  to  naprawdę  był  ten  sam  męŜczyzna,  który  parę  minut 
temu  mierzył  ją  gniewnym  spojrzeniem?  śe  lwa  przemienił  się  w 
jagnię. A raczej w troskliwego pasterza. 

Dobry BoŜe! - pomyślała, zaskoczona tą przemianą. 
CzyŜby to właśnie mała, słodka Sherri była kobietą w jego typie?! 

Głupiutka,  naiwna  Sherri,  ze  swoimi  duŜymi,  błękitnymi  oczami  i 
kuszącą  figurką.  A  ona  myślała,  Ŝe  Lucas  woli  bardziej  stanowcze 
kobiety! Najwyraźniej przeceniała jego inteligencję. W gruncie rzeczy 
męŜczyźni wszyscy są tacy sami. 

Lucas odwrócił się od drzwi, rzucając jej baczne spojrzenie. 
 -  Zaczekaj  tu  na  mnie  -  rozkazał.  -  Jeszcze  z  tobą  nie 

skończyłem. 

O! To co innego! - pomyślała Natalie, uśmiechając się w duchu. - 

To był Lucas, którego znała! 

Lucas  wrócił  do  biura  Galaktyki  zmęczony  i  rozdraŜniony. 

Przeszło  dwie  godziny  usiłował  uspokoić  roztrzęsioną  bratową.  Nie 
zdziwił  się  wcale,  kiedy  na  parkingu  nie  dostrzegł  szarego  forda. 
Doskonale wiedział, Ŝe Natalie nie posłucha go. Nowoczesne kobiety 
odczuwały  niechęć  do  podporządkowania  się  męŜczyznom.  MoŜe 
obawiały  się,  Ŝe  ktoś  oskarŜy  je  o  kolaborowanie  z  odwiecznym 
wrogiem. 

Ruszył  w  stronę  biura  z  zamiarem  wyładowania  gniewu  na 

komputerach Ricka. JuŜ w holu ogłuszyła go muzyka. 

Co, u licha?! 

background image

Przez chwilę miał wraŜenie, Ŝe znalazł się zupełnie gdzie indziej. 

Był  tutaj  przecieŜ  zaledwie  przed  paroma  godzinami,  ale  wtedy  było 
tu cicho i spokojnie. Teraz zaś biuro bardziej przypominało dyskotekę. 
ś

aluzje  w  oknach  były  zaciągnięte,  a  całe  pomieszczenie  jarzyło  się 

fluoryzującymi  światełkami,  pulsującymi  w  rytm  głośnej  muzyki. 
Przy komputerze, odwrócony plecami do drzwi wejściowych, siedział 
Daniel Bishop, otoczony trzyosobową grupką dzieci w róŜnym wieku. 
KaŜde z nich trzymało dłoń na drąŜku sterowym. 

 -  Daniel?  -  zawołał  Lucas  od  drzwi,  bezskutecznie  usiłując 

przekrzyczeć muzykę. - Daniel! 

Odpowiedział mu radosny wrzask. 
 -  Huraaa!  -  Towarzyszył  mu  głośny  wybuch.  Oto  dzięki 

umiejętnie  sterowanym  pociskom  z  laserowego  miotacza  zniszczeni 
zostali kolejni najeźdźcy z kosmosu. 

Lucas  westchnął  z  rezygnacją  i  przesunął  ręką  po  ścianie  w 

poszukiwaniu kontaktu. 

Jedynie najmłodsze z dzieci, dziewczynka w wieku około sześciu 

lat, zareagowało na zapalone światło. 

 -  Wujku  Danielu?!  -  zawołała  mała,  nie  spuszczając 

przeraŜonego  spojrzenia  z  nieznajomego  męŜczyzny.  -  Wujku 
Danielu?! - powtórzyła, szarpiąc go za rękaw koszuli. 

Nieznajomy,  zręcznie  lawirując  między  rozstawionym  po  całym 

pokoju  sprzętem,  ruszył  w  kierunku  imponującej  wieŜy  stereo.  Jego 
dłoń odnalazła właściwy guzik. Muzyka umilkła. 

Daniel  Bishop  oderwał  wzrok  od  ekranu  komputera.  Na  jego 

twarzy  malowało  się  takie  samo  zaskoczenie  jak  na  buziach 
towarzyszących mu dzieci. Kiedy tak siedział, wpatrując się w Lucasa 
z otwartymi ustami, nie wyglądał na więcej niŜ piętnaście lat. 

 - Och! To pan, panie Sinclair! - wykrztusił. - Cco pan tu robi? 
 - Właśnie o to samo miałem pana zapytać. 
 - Mamy próbę. 
 - Próbę? 
 -  Wypróbowujemy  nową  grę  komputerową  -  wyjaśnił  Daniel.  - 

Dzieci  zawsze  mi  w  tym  pomagają.  Stąd  wiem,  czy  gra  sprawdzi  się 
na  rynku.  Jeśli  coś  im  się  nie  podoba,  to  znak,  Ŝe  muszę  jeszcze 
popracować. 

 -  Dobry  pomysł!  -  pochwalił  Lucas.  -  Kim  są  pańscy  mali 

współpracownicy? 

background image

 -  To  dzieci  mojej  siostry,  Andrei.  To  jest  Kyle  -  wskazał 

najstarszego  chłopca.  -  To  Christopher  -  skinął  głową  w  stronę 
drugiego.  -  A  to  Emily  -  zakończył  prezentację,  kładąc  rękę  na 
ramieniu  dziewczynki.  -  Dzieci,  to  jest  pan  Sinclair,  mój  nowy 
wspólnik. 

 - Lucas Sinclair - dorzucił Lucas uśmiechając się. 
 - Tak, oczywiście, Lucas Sinclair - powtórzył Daniel. 
 -  Szybki  Bil  z  ciebie,  wujku  Danielu  -  odezwał  się  Kyle  z 

właściwą  trzynastolatkom  bystrością.  -  Twój  były  wspólnik  jeszcze 
nie ostygł, a ty juŜ znalazłeś sobie nowego. 

Lucas popatrzył na chłopca groźnie. 
 - Były wspólnik twego wuja był moim przyrodnim bratem. 
Kyle wyraźnie się zmieszał. 
 - Przepraszam, panie Sinclair - wyjąkał. 
 - Co to znaczy przyrodni? - zainteresowała się Emily. 
 - Przyrodni brat to taki brat, który... hm - zaplątał się Daniel. 
 - Twój przyrodni brat to ktoś taki, kto  ma tego samego ojca lub 

matkę, co ty. Ale nie oboje rodziców - pospieszył mu z pomocą Lucas, 
zwracając  się  do  dziewczynki  tym  samym  ciepłym  tonem,  którego 
uŜywał w rozmowach z Sherri. 

Emily zareagowała dokładnie tak samo. Podniosła na męŜczyznę 

wielkie, ufne oczy. 

 - A czy są teŜ przyrodnie siostrzyczki? - spytała, podchodząc do 

niego  i  wsuwając  małą,  ciepłą  rączkę  w  jego  dłoń.  Jej  spojrzenie 
wyraźnie dawało do zrozumienia, Ŝe lepiej, aby takowe istniały. 

 - Oczywiście, Ŝe są - zapewnił ją szybko Lucas. Ciekawe, czy ta 

mała  urodziła  się  feministką,  czy  moŜe  to  wpływ  cioteczki  Natalie  - 
pomyślał. 

 - I przyrodnie siostrzyczki teŜ mają tylko tatusia, albo mamusię? 

- dopytywała się Emily. 

 - Nie, skąd! Mają oboje rodziców, tylko Ŝe... - urwał, nie bardzo 

wiedząc,  jak  wyjaśnić  ten  problem  sześcioletniemu  brzdącowi.  -  Czy 
masz jakąś koleŜankę lub kolegę, którego rodzice się rozwiedli? 

 -  Moja  mamusia  i  tatuś  się  rozwiedli  -  odpowiedziała.  -  Tatuś 

oŜenił się z inną panią i mamusia czasami płacze. 

Lucas  delikatnie  pogłaskał  jasną  główkę  dziecka.  Gdyby 

Madeline  nie  była  taką  egoistką  i  zgodziła  się  na  dziecko,  kiedy 
jeszcze  byli  małŜeństwem,  moŜliwe  Ŝe  i  on  byłby  teraz  ojcem 

background image

podobnej  małej  dziewczynki,  której  beztroskie  dzieciństwo  zmącił 
rozwód rodziców. 

 - No więc - ciągnął - jeśli twój tatuś i jego druga Ŝona będą mieli 

dzidziusia,  to  będzie  on  twoim  przyrodnim  braciszkiem  lub 
siostrzyczką,  rozumiesz?  -  I  nie  czekając  na  odpowiedź,  rzucił  w 
stronę  Daniela:  -  Będę  w  pokoju  Ricka.  Byłbym  wdzięczny,  gdybyś 
trochę ściszył muzykę. 

 -  Nie  ma  sprawy  -  uśmiechnął  się  Daniel.  -  MoŜemy  załoŜyć 

słuchawki. 

W  pokoju  naleŜącym  do  Ricka  Lucas  odkrył  wiadomość  od 

Natalie.  „Wątpię,  czy  znajdziesz  tu  coś  ciekawego  -  czytał.  -  Mam 
pewien pomysł, który moŜe okazać się strzałem w dziesiątkę. Powiem 
ci, kiedy przekonam się, Ŝe miałam rację. Oczywiście pod warunkiem, 
Ŝ

e mnie o to ładnie poprosisz". 

 - Akurat! - Ŝachnął się, siadając do komputera. 
Zaledwie  parę  minut  zajęło  mu  odkrycie,  Ŝe  Rick  uŜywał  jako 

hasła  imienia  swojej  Ŝony.  Jak  większość  ludzi,  wybrał  proste,  łatwe 
do  zapamiętania  słowo.  Niestety,  sprawdziły  się  pesymistyczne 
przewidywania Natalie. W kartotece, którą prowadził Rick Peyton, nie 
było  nic  ciekawego.  Coś  jednak  znalazł.  Sądząc  po  wprowadzonych 
do  komputera  danych  dotyczących  przychodów  i  rozchodów  firmy, 
wyglądało  na  to,  Ŝe  jego  brat  najwyraźniej  oszukiwał  swego 
wspólnika. Od mniej więcej roku przekazywał pewne sumy na własne, 
prywatne  konto.  Z  początku  były  to  niewielkie  kwoty,  ale  z  biegiem 
czasu stawały się one coraz większe. Na tydzień przed śmiercią Rick 
dokonał przelewu na sumę około siedmiu tysięcy dolarów. 

JednakŜe  brakowało  mu  sprytu.  Malwersacje  nie  były  nawet 

zamaskowane.  Wydawało  się  dziwne,  Ŝe  do  tej  pory  nikt  ich  nie 
odkrył.  Wystarczyło  jedynie  zajrzeć  do  kartoteki.  Najwidoczniej 
jednak  nikt  tego  nie  zrobił.  Z  drugiej  strony  nie  było  to  takie 
niespodziewane.  O  ile  zdąŜył  się  zorientować,  finanse  firmy  były 
domeną  Ricka.  Na  wszystkich  rachunkach  i  fakturach  widniał  jego 
podpis.  Podobnie  na  czekach.  Daniel,  jako  drugi  wspólnik,  miał 
wprawdzie prawo wystawiać czeki, ale, jak widać, wcale z tego prawa 
nie korzystał. Rick nie musiał obawiać się, Ŝe jego machlojki zostaną 
wyciągnięte na światło dzienne. Oszukiwał i nawet nie starał się z tym 
specjalnie  kryć.  Tak  było  prawie  przez  rok,  aŜ  pewnego  dnia  został 
zamordowany... 

background image

Coś tu nie gra! To Ŝe Rick dopuścił się oszustwa wobec własnej 

firmy,  nie  mogło  być  powodem  jego  śmierci.  W  takim  razie 
pozostawała  wersja  samobójstwa.  Czy  to  moŜliwe,  Ŝeby  Rick  sam 
zepsuł  samochód?  CzyŜby  odebrał  sobie  Ŝycie  dlatego,  Ŝe  okradał 
samego  siebie?  Zaraz,  zaraz...  PrzecieŜ  Rick  miał  jeszcze  wspólnika! 
MoŜe  Daniel  Bishop  zorientował  się,  co  się  dzieje,  i  pozbył  się 
nieuczciwego wspólnika?. 

Ale  jeśli  tak,  to  czy  teraz  najspokojniej  w  świecie 

wypróbowywałby  nową  grę,  kiedy  on,  Lucas,  przegląda  kartotekę 
Galaktyki?!  Gdyby  Daniel  dowiedział  się  o  defraudacji,  której 
dopuścił się Rick, musiałby zdawać sobie sprawę, Ŝe bardzo łatwo to 
odkryć. Nie pozwoliłby, Ŝeby ktoś dobrał się do tych danych. Jeśli to 
on był mordercą, powinien był zniszczyć tę kartotekę! 

JednakŜe kartoteka istniała! Nie! To nie miało sensu! Poza tym co 

stało  się  z  tymi  dwudziestoma  tysiącami,  które  poŜyczył  Rickowi  w 
lutym?  Rick  nie  wykorzystał  tych  pieniędzy,  Ŝeby  spłacić  „dług" 
zaciągnięty z kasy Galaktyki. Z zadziwiającą beztroską kradł dalej. O 
co, u diabła, w tym wszystkim chodziło? - zniecierpliwił się Lucas. 

Zmienił  dyskietkę  i  zaŜądał  osobistej  kartoteki  Ricka  Peytona. 

Były  w  niej  dokładnie  te  same  dane,  co  w  poprzedniej,  z  wyjątkiem 
jednej części, do której wejście zastrzeŜone było odrębnym hasłem. 

Lucas powtórnie wystukał imię Sherri. 
Niedobre hasło! - pojawił się napis na ekranie komputera. 
Lucas  poprawił  się  w  krześle.  Spróbował  jeszcze  raz.  Wypisał 

datę ślubu Ricka i Sherri. 

Niedobre hasło! 
Potem  kolejno  urodziny  obojga.  Na  próŜno.  Na  ekranie  uparcie 

pojawiała się odpowiedź: Niedobre hasło! 

A  niech  mnie  dunder  świśnie!  -  zaklął  cicho  Lucas,  ale  na  jego 

twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia. - To musi być to! 

background image

ROZDZIAŁ 7 

 
Pomysł,  o  którym  Natalie  wspomniała  Lucasowi  w  swoim 

krótkim  liściku,  był  czymś  tak  oczywistym,  Ŝe  nie  pojmowała,  jak 
mogła nie wpaść na to wcześniej. 

Sprawdzenie konta ofiary nie naleŜało wprawdzie do rutynowego 

postępowania w prowadzonym śledztwie, tak jak, na przykład, zdjęcie 
odcisków palców na miejscu przestępstwa, ale kiedy nie istniał Ŝaden 
inny trop, sprawozdanie bankowe było lepsze niŜ nic. 

Niestety,  kiedy  Natalie  dotarła  do  banku,  w  którym  Rick  Peyton 

trzymał  pieniądze,  okazało  się,  Ŝe  musi  się  legitymować  się 
specjalnym  pisemnym  upowaŜnieniem  od  najbliŜszego  krewnego 
zmarłego klienta lub oficjalną zgodą policji. Istniały wprawdzie inne, 
niekonwencjonalne  sposoby  zdobycia  tych  informacji,  ale  wymagały 
one  więcej  wysiłku  i  czasu,  niŜ  Natalie  skłonna  była  poświęcić. 
Szczególnie  w  sytuacji,  kiedy  wystarczył  jeden  telefon  -  pomyślała, 
wybierając numer biura porucznika Bishopa. 

 -  Zostałaś  w  tyle,  dziecinko  -  oświadczył  Nathan  Bishop,  kiedy 

córka  wyłoŜyła  mu  swoją  prośbę.  -  Pani  Peyton  złoŜyła  pisemne 
upowaŜnienie  do  zbadania  tej  sprawy,  kiedy  Coffey  i  Larson  byli  u 
niej wczoraj wieczorem. 

 - Czy ktoś juŜ się tym zajął? 
 - Nie mam pojęcia. Hej tam! Coffey! Sprawdziłeś juŜ stan konta 

Peytona?...  Jak  to,  jakiego  Peytona?!  Ilu  znasz  Peytonów 
zamordowanych w tym tygodniu? 

Do uszu Natalie doleciała niewyraźna odpowiedź Coffeya. 
 - Mądrala - mruknął porucznik Bishop, po czym zwracając się do 

córki rzucił: - Wygląda na to, Ŝe nikt nie miał czasu tam zajrzeć. 

 -  A  co  byś  powiedział,  gdybym  ja  to  zrobiła?  -  zaproponowała 

Natalie. - Mam właśnie chwilę czasu i z przyjemnością odciąŜę naszą 
zapracowaną policję. Obiecuję pełny raport. 

 - Jesteś pewna, Ŝe tym razem nikogo nie reprezentujesz? - spytał 

podejrzliwie  jej  ojciec.  Dobrze  wiedział,  Ŝe  podstawową  zasadą 
Natalie  była  lojalność  wobec  klienta.  ChociaŜ  nie  posunęłaby  się  do 
tego, aby zataić coś przed policją, nie spieszyłaby się specjalnie, Ŝeby 
ich  zawiadomić,  gdyby  odkryta  przez  nią  informacja  mogła 
zaszkodzić jej klientowi. 

background image

 -  AleŜ  skąd,  tatku!  śadnych  klientów!  JuŜ  ci  mówiłam  - 

tłumaczyła cierpliwie Natalie. 

 -  Tylko  sprawdzam.  Hej,  Coffey!  Masz  coś  przeciwko  temu, 

Ŝ

eby ktoś odwalił za ciebie tę robotę w banku? 

Natalie usłyszała niewyraźne burknięcie po drugiej stronie. 
 -  No  pewnie,  Ŝe  chodzi  o  Natalie.  Czy  sądzisz,  Ŝe  dopuściłbym 

jakiegoś  cywila  do  policyjnej  roboty?...  W  porządku  -  zwrócił  się  do 
córki  porucznik  Bishop.  -  Coffey  kazał  ci  przekazać,  Ŝe  czeka  na 
pełny raport. Wszystko, co odkryjesz. Jasne, dziecinko? 

 - Tak. Podziękuj ode mnie Coffeyowi. 
Resztę  dnia  Natalie  spędziła  ślęcząc  nad  sprawozdaniami 

bankowymi  Ricka  Peytona.  Choć  nie  przyniosły  one  Ŝadnych 
rewelacji  w  sprawie  morderstwa,  dowiedziała  się  z  nich  paru 
ciekawych rzeczy. 

Po  pierwsze,  choć  Rick  posiadał  część  udziałów  w  duŜym 

przedsiębiorstwie  zarządzanym  przez  rodzinę  Peytonów,  były  one 
znacznie  mniejsze,  niŜ  moŜna  by  sądzić  po  stylu  jego  Ŝycia.  Pensja 
Ricka  w  Galaktyce  była  prawie  dwukrotnie  wyŜsza  niŜ  dochody 
Daniela i wyglądało na to, Ŝe Rick Peyton wydawał duŜo więcej, niŜ 
zarabiał. 

Ostatnio  jednak  wiodło  mu  się  nie  najlepiej.  Liczne  karty 

kredytowe  wykorzystano  do  granic  moŜliwości.  Dwie  z  nich 
wystawione  przez  dwa  róŜne  banki  opiewały  na  sumę  znacznie 
przekraczającą  roczne  zarobki  młodego  Peytona.  Oprócz  tego,  Rick 
zalegał  ze  wszystkimi  opłatami,  łącznie  ze  spłatą  hipoteki  domu  nad 
jeziorem i ratami za samochód. 

Gdyby  Natalie  prowadziła  sprawę  o  podpalenie  luksusowego 

domu  Peytonów  lub  biura  Galaktyki,  miałaby  wszystkie  dowody  w 
ręku. Podobnie, gdyby śmierć Ricka Peytona uznano za samobójstwo. 
Zaraz, zaraz... a jeśli to było samobójstwo? Czy to moŜliwe, aby Rick 
upozorował  wypadek  w  nadziei,  Ŝe  pieniądze  z  polisy  spłacą 
zaciągnięte  przez  niego  długi,  a  wdowie  zostanie  jeszcze  jakaś 
godziwa sumka na otarcie łez? 

Natalie z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie! To nonsens! To 

nie w jego stylu. Rick Peyton szybciej ogłosiłby bankructwo, po czym 
zaczął wszystko od nowa. Musiał istnieć jakiś inny powód! 

Poprawiła zsuwające się jej z nosa okulary i wróciła do piętrzącej 

się przed nią sterty papierów. Jeśli tu właśnie kryła się odpowiedź na 

background image

pytanie,  kto  zamordował  Ricka  Peytona,  znajdzie  ją!  UwaŜnie 
czytając  stronę  po  stronie,  wypisywała  kwoty,  daty,  nazwiska, 
zaznaczając te dane, które wymagały jeszcze sprawdzenia, do chwili, 
kiedy jakiś urzędnik powiadomił ją, Ŝe właśnie zamykają bank i czas 
udać się do domu. 

 - Mówiłam ci, Ŝe tu nic nie ma. 
Lucas  niechętnie  oderwał  wzrok  od  ekranu  komputera.  W 

drzwiach stała Natalie. Wyglądała tak samo świeŜo i pociągająco jak 
rano, kiedy przyłapał ją na rozmowie z Sherri. On zaś, po całym dniu 
ś

lęczenia przed komputerem, czuł się zupełnie wykończony. 

 -  Myliłaś  się,  dziecinko.  Jest  tu  coś,  choć  nie  znalazłem  jeszcze 

sposobu,  Ŝeby  się  do  tego  dobrać.  Ale  znajdę  -  dorzucił  zaciskając 
zęby i wracając do pracy. 

Starając  się  nie  pokazać  po  sobie,  jak  bardzo  aprobuje  taką 

postawę, Natalie podeszła do biurka. OstroŜnie odstawiła trzymaną w 
ręku papierową torbę. Przez chwilę  stała tuŜ za nim,  wpatrując się w 
ciemną czuprynę, silny kark i szerokie ramiona. 

Jak  to  moŜliwe  -  myślała  zirytowana  -  Ŝe  ten  długi,  męczący 

dzień, który prawie zupełnie ją wykończył, sprawił, Ŝe Lucas wydawał 
jej  się  jeszcze  bardziej  przystojny  i  pociągający?  Dlaczego  ten 
męŜczyzna tak na nią działał? 

Gdyby  trzy  dni  temu  ktoś  zapytał  ją,  jak  wyobraŜa  sobie  swój 

ideał,  nie  wymieniłaby  ani  jednej  z  tych  cech,  które  posiadał  Lucas 
Sinclair.  Odpowiedziałaby,  Ŝe  szuka  kogoś  czułego,  wraŜliwego  i... 
Ŝ

eby potrafił gotować. 

Dlaczego  więc  tak  pociągał  ją  ten  uparty,  gburowaty  typ?! 

PrzecieŜ  nie  był  ani  czuły,  ani  wraŜliwy...  A  moŜe  myliła  się?  Z 
opowiadania  Daniela  o  popołudniowym  spotkaniu  z  Lucasem  w 
biurze Galaktyki wynikało, Ŝe potrafił on doskonale nawiązać kontakt 
z dziećmi. 

 - Umiesz gotować? 
 -  Co  takiego?  -  Lucas  popatrzył  na  nią  zdziwiony.  -  Czy  co 

umiem? 

 - Gotować. 
 -  Nie  rozumiem,  dlaczego,  u  diabła,  o  to  pytasz?  -  Był  zły.  Jej 

obecność rozpraszała go. 

Natalie obojętnie wzruszyła ramionami. 
 - Po prostu jestem ciekawa. No to jak, umiesz? 

background image

 - Hm... - zastanowił się Lucas. - Głodem raczej nie przymieram. 
Znaczyło  to  mniej  więcej  tyle  samo  co  nic.  W  dzisiejszych 

czasach  kaŜdy,  kto  potrafi  posłuŜyć  się  kuchenką  mikrofalową,  nie 
umarłby z głodu. A zresztą to nie ma sensu - pomyślała i postanowiła, 
Ŝ

e nie będzie zaprzątać sobie tym głowy. 

 - Czego właściwie szukasz? - zainteresowała się. 
 -  Cholernego  hasła  do  jakiegoś  cholernego  sekretnego  pliku  w 

kartotece Ricka! - Lucas był coraz bardziej wściekły. 

 - Naprawdę? - Natalie obeszła biurko dookoła i zajrzała mu przez 

ramię.  -  Skąd  wiesz,  Ŝe  tkwi  w  nim  jakaś  tajemnica?  -  spytała, 
przysiadając na krawędzi biurka. 

 - PoniewaŜ wejścia strzeŜe inne hasło, niŜ do całej reszty. 
 - A skąd wiesz, Ŝe to inne hasło? 
 - Bo komputer nie reaguje na to pierwsze - Lucas odwrócił głowę 

od ekranu i popatrzył uwaŜnie na dziewczynę. Była tak blisko, Ŝe ich 
głowy  prawie  się  stykały.  -  Znasz  się  na  komputerach?  -  zapytał 
miękko. 

 - O tyle, o ile - wyznała, patrząc w jasnozielone oczy i próbując 

wyczytać  z  nich  prawdę.  -  Daniel  sprezentował  mi  jeden  do 
prowadzenia księgowości, ale nie udało nam się ze sobą zaprzyjaźnić. 

Lucas  westchnął  cięŜko.  Z  trudem  udało  mu  się  zwalczyć  chęć, 

aby porwać Natalie w ramiona i pocałować. 

 - Komputer nie jest po to, Ŝeby się z nim przyjaźnić, Natalie. To 

maszyna,  która  ma  słuŜyć  człowiekowi...  -  urwał  i  kilkakrotnie 
pociągnął nosem. - Hej, czy to frytki tak pachną? 

 - MoŜliwe. A co, jesteś głodny? 
 -  Jak  wilk  -  odpowiedział  zgodnie  z  prawdą.  Przez  cały  dzień 

ś

lęczał  przed  ekranem  komputera,  za  posiłek  mając  parę  filiŜanek 

kawy. Pora na lunch dawno juŜ minęła. 

 -  Tak  teŜ  myślałam.  -  Natalie  uśmiechnęła  się,  sięgając  po 

papierową torbę. - Daniel mówił, Ŝe przez cały czas nie wychodziłeś z 
biura. 

 - Daniel? To on tu jeszcze jest? 
 - Przynajmniej był. Przed godziną, kiedy dzwoniłam z pytaniem, 

czy chce, Ŝebym mu przywiozła coś do jedzenia. 

 -  Sądziłem,  Ŝe  wyszedł  razem  z...  waszą  siostrą.  Zapomniałem, 

jak ona ma na imię. 

 - Andrea - podpowiedziała Natalie. 

background image

 -  Tak.  Kiedy  Andrea  przyjechała  po  dzieci.  Od  tamtej  pory  nie 

słyszałem Ŝadnych hałasów. 

 - Kiedy Daniel pracuje nad jakimś nowym pomysłem, robi to po 

cichu. Dopiero gdy zabiera się do testowania, jest masę zamieszania. - 
Natalie roześmiała się. - Mówił, Ŝe Emily była tobą zachwycona. 

 -  Tak?  -  ucieszył  się  Lucas.  -  Ja  teŜ  byłem  nią  oczarowany.  Ta 

mała to prawdziwa kokietka. 

 - Ma to po mnie - zaŜartowała Natalie. 
 - I nie tylko to. - Tak? 
 - Ile ona ma lat? Sześć? Siedem? 
 - Sześć. 
 - A juŜ jest zapaloną feministką. 
 - No cóŜ, staram się, jak mogę - Natalie nie kryła zadowolenia. - 

Mam nadzieję, Ŝe wyjdzie jej to na dobre. 

 -  Albo  niekoniecznie  -  zauwaŜył  cierpko  Lucas  i  zmieniając 

temat  dodał:  -  Słuchaj,  czy  zamierzasz  w  końcu  poczęstować  mnie 
tymi  frytkami,  czy  moŜe  przyniosłaś  je  tutaj,  Ŝeby  dręczyć  mnie 
zapachem? 

 - Hm... to zaleŜy. 
 - Od czego? 
 -  Od  tego,  jak  mnie  poprosisz.  -  Zgrabnie  zeskoczyła  z  biurka, 

uchylając  się  przed  jego  wyciągniętymi  ramionami.  -  Zobaczę,  czy 
Daniel  ma ochotę  coś przekąsić,  a potem podzielę się  z tobą tym, co 
zostanie. Jeśli chcesz się na coś przydać, zrób kawę - dodała od drzwi. 
- Dla mnie bez cukru. 

Lucas  przygotował  kawę  i  uporządkował  zalegające  biurko 

papiery.  Ta  dziewczyna  stanowiła  prawdziwą  zagadkę.  Mimo  Ŝe 
posprzeczali się dziś rano, zjawiła się tu z jedzeniem, nie zapominając 
i  o  nim.  Była  ładna,  zgrabna,  posiadała  seksapil,  długie  nogi  i 
uśmiech,  który  roztopiłby  górę  lodową.  Miała  poczucie  humoru  i  nie 
była obraŜalska, a nawet jeśli gniewała się, nie chowała długo urazy. 
Do tego sam jej widok wystarczył, Ŝeby on, stary chłop, podniecał się 
jak jakiś nastolatek. I to nawet wtedy, kiedy się kłócili. 

Niestety,  miała  teŜ  i  swoje  wady.  Była  apodyktyczna  i  lubiła 

wtykać nos w nie  swoje sprawy. A juŜ najgorszy ze wszystkiego był 
ten jej zapał do pracy i poświęcenie, z jakim traktowała swój zawód. 
Po  tym  co  przeszedł,  będąc  męŜem  Madeline,  obiecał  sobie,  Ŝe  juŜ 
nigdy nie zwiąŜe się z kobietą, która stawia swoją karierę wyŜej od... 

background image

wszystkiego  innego.  A  tak  naprawdę,  najbardziej  draŜniło  go,  Ŝe  dla 
jego byłej Ŝony kariera okazała się waŜniejsza od niego. 

Oczywiście nie przeczył, Ŝe kobiety teŜ mają prawo do sukcesów 

w Ŝyciu zawodowym, jeśli jest to im potrzebne do szczęścia. Nie był 
aŜ  tak  zacofany,  aby  upierać  się,  Ŝe  miejsce  kobiety  jest  w  kuchni, 
przy  garach  i  dzieciach.  Ale  czy  musiało  to  odbywać  się  kosztem 
innych rzeczy? Kosztem rodziny? Miłości? 

 -  O  rany,  Lucas!  Nie  rób  takiej  ponurej  miny!  -  wesoły  głos 

Natalie  przerwał  te  rozmyślania.  -  Proszę,  oto  i  twój  hamburger.  - 
Wyjęła z torby zawiniątko i połoŜyła je przed nim na biurku. - Jeszcze 
trochę frytek, a na deser - zniŜyła głos do tajemniczego szeptu - a na 
deser mamy szarlotkę. Czy to nie cudownie? 

 - Cudownie - przytaknął Lucas, uśmiechając się. 
 -  Cieszę  się,  Ŝe  ci  smakuje  -  Natalie  odwzajemniła  uśmiech, 

sadowiąc się na biurku. 

Ciekawe,  czy  ten  zwyczaj  wziął  się  z  tego,  Ŝe  jest  taka  drobna  - 

pomyślał męŜczyzna, sięgając - po hamburgera. - I czy zdawała sobie 
sprawę, Ŝe tym samym wystawia na pokaz te swoje długaśne nogi, w 
wyzywająco wysokich szpilkach. 

 - Co się tak krzywisz? Nie podobają ci się  moje buty? - Natalie 

podchwyciła  jego  pełen  dezaprobaty  wzrok.  -  A  wracając  do  tamtej 
sprawy,  dlaczego  właściwie  nie  udało  ci  się  dotrzeć  do  tego 
tajemniczego pliku? 

Lucas niechętnie oderwał oczy od odsłoniętych nóg dziewczyny. 
 - JuŜ ci mówiłem. Nie znam hasła. 
 -  Powiedz,  czego  szukałeś  do  tej  pory.  MoŜe  mnie  uda  się  coś 

wymyślić. 

 - To wcale nie takie proste, jak ci się wydaje. 
 - Zobaczymy. 
 -  No  dobrze  -  zgodził  się.  -  Najpierw  próbujesz  rzeczy 

najbardziej oczywiste. 

 - To znaczy? 
 -  Większość  ludzi  wybiera  coś  łatwego  do  zapamiętania.  Datę 

urodzenia,  jakąś  rocznicę,  imię  współmałŜonka  lub  dziecka.  MoŜe  to 
być  teŜ  jakieś  hobby  albo  nazwa  uczelni,  którą  skończyli.  Czasem 
numer  prawa  jazdy.  Wystarczy  znać  człowieka,  wiedzieć  o  nim  coś 
niecoś. 

 - ZałoŜę się, Ŝe nie udałoby ci się odgadnąć mojego hasła. 

background image

Lucas obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
 - Tak myślisz? 
 - Jestem tego pewna. 
 - ZałoŜysz się? 
 - A o co? 
 -  Hm,  powiedzmy,  Ŝe  zwycięzca  będzie  miał  prawo  oczekiwać 

od  pokonanego,  Ŝe  ten  przez  jeden  dzień  będzie  spełniał  jego 
wszystkie Ŝyczenia. 

Natalie zawahała się. Było nie było, miała przecieŜ do czynienia z 

ekspertem od łamania szyfrów. Poza tym o jakich Ŝyczeniach myślał?! 

 - Tchórz cię obleciał? 
 -  śyczenia  mają  być  w  granicach  rozsądku  -  asekurowała  się 

Natalie. 

 - Co rozumiesz pod tym pojęciem? 
 - śadnych szaleństw. Definicję znajdziesz w słowniku, poza tym 

zwycięzca odbierze nagrodę dopiero, gdy skończymy sprawę Peytona. 
A cały dzień oznacza czas od wschodu do zachodu słońca i...  musisz 
odgadnąć hasło w ciągu dziesięciu minut. 

 -  Wystarczy  mi pięć - uśmiechnął się Lucas, jakby losy zakładu 

były  juŜ  przesądzone.  Wygodnie  rozparł  się  w  krześle  i  popatrzył  na 
nią badawczo. 

 - UwaŜasz się za bardzo sprytną - zaczął - a więc nie moŜe to być 

nic  prostego,  tak  jak  na  przykład  twoje  urodziny,  numer  domu,  lub 
imię  pisane  na  wspak.  Mimo  to  na  wszelki  wypadek  spróbuję 
wszystkiego.  Nie  jest  to  teŜ  numer  prawa  jazdy,  ale  moŜe  to  być 
rejestracja twojego samochodu. 

Natalie przecząco pokręciła głową. 
 -  Hm,  niech  no  się  zastanowię...  Czy  jest  to  imię  twojej 

siostrzenicy?  Któregoś  z  siostrzeńców?  A  moŜe  inicjały  całej  trójki? 
Nie? Imię ojca, matki? Rodzeństwa? 

 - Nie! - Natalie była coraz bardziej pewna zwycięstwa. 
 - Wobec tego, jest ono związane z twoją pracą. Numer licencji? 

Nie? Więc moŜe jakieś przezwisko? Co powiesz na Sherlock? Nie? A 
Holmes? Watson? Tajny agent? Kapuś? Szpicel? Oho! Chyba trafiłem 
- wykrzyknął z triumfem w głosie. - No, dziecinko, przyznaj się! Co to 
było? 

background image

 -  Szpicel  -  wyznała  niechętnie  Natalie,  zła,  Ŝe  udało  mu  się 

zgadnąć w tak krótkim czasie. I pomyśleć, Ŝe naprawdę uwaŜała się za 
sprytną! 

 - No to jak, zajrzymy do słownika? Natalie skrzywiła się. 
 -  Skoro  to  takie  proste,  nie  rozumiem,  dlaczego  nie  udało  ci  się 

do tej pory zgadnąć hasła, jakie wybrał Rick? 

 -  Sam  nie  wiem.  Szukałem  wszystkiego.  Tam  i  z  powrotem. 

Potem  spróbowałem  na  zasadzie  skojarzeń.  Słowa  związane  z 
Minnesotą.  Jezioro,  mewy,  śnieg,  ryby.  Sprawdziłem  nawet  nazwy 
wszystkich  gier  wypuszczonych  przez  Galaktykę.  Bawiłem  się  w 
psychologa. No wiesz... matka, nienawiść, Edyp, kompleks. Szukałem 
w  moich  inicjałach,  bo  przyszło  mi  do  głowy,  Ŝe  moŜe  ma  to  coś 
wspólnego  z  pieniędzmi,  które  ode  mnie  poŜyczył.  Budowałem 
anagramy  z  imion.  Na  próŜno.  Chyba  Rick  wybrał  to  hasło  ot  tak 
sobie. Jakieś zupełnie przypadkowe słowo. Czyjeś nazwisko... 

Ręka z kanapką zamarła w pół drogi do ust Natalie. 
 - Spróbuj Dobbs. 
 - Co takiego? 
 -  Dobbs.  -  Nie  dojedzona  kanapka  wylądowała  w  koszu  na 

ś

mieci.  -  D  -  O  -  B  -  B  -  S  -  przeliterowała.  -  Dzisiaj  w  banku 

spędziłam  całe  popołudnie  przeglądając  raporty  bankowe  Peytona  i 
znalazłam  dwa  czeki.  Na  odwrocie  ktoś  napisał  ołówkiem  to 
nazwisko.  To  były  czeki  na  okaziciela.  Niewielkie  sumy,  jakieś 
dwieście  dolarów  kaŜdy,  ale  nie  było  Ŝadnej  wzmianki,  na  co 
przeznaczone były te pieniądze. Lucas włączył komputer. 

 -  To  pewnie  nic  takiego  -  ciągnęła  Natalie,  choć  instynkt 

podpowiadał  jej,  Ŝe  jest  na  właściwym  tropie.  -  Sąsiad  Peytona 
słyszał, jak Rick kłócił się przez telefon z jakimś Bobem, czy Robem, 
ale ja myślę, Ŝe to musiał być ten Dobbs. 

 - Popatrz! 
Natalie  posłusznie  spojrzała  na  ekran  komputera.  Maszyna 

przyjęła „Dobbs" jako właściwe hasło i czekała na dalsze polecenia. 

Lucas zaŜądał wydruku, po czym przesunął się do ustawionej na 

sąsiednim biurku drukarki. 

 - Cholera! Niech mnie drzwi ścisną! Natalie zeskoczyła z biurka. 
 -  Co?  Co  to  takiego?  -  Ze  zdumieniem  przyglądała  się  długim 

kolumnom cyfr na pokratkowanym papierze. 

background image

 -  To  są  daty  -  tłumaczył  jej  Lucas,  niecierpliwie  uderzając 

palcem po wydruku. - A to sumy. Cholera! Całkiem niezła forsa! 

 -  Co  to  wszystko  znaczy?  -  spytała  Natalie,  choć  znała 

odpowiedź. 

 -  Co  to  znaczy?  -  powtórzył  za  nią  Lucas.  -  Wygląda  na  to,  Ŝe 

mój mały braciszek tonął po uszy w długach. Hazardowych długach! 

background image

ROZDZIAŁ 8 

 
 -  Tak,  znam  to  nazwisko  -  powiedział  wolno  porucznik  Bishop, 

kiedy  następnego  dnia  oboje  zjawili  się  u  niego  w  biurze.  -  Marty 
Dobbs.  To  bukmacher.  UwaŜa  się  za  dŜentelmena,  ale  większość 
interesów  załatwia  w  dosyć  podłej  knajpce  na  przedmieściach. 
Nazywa  się  „Latarnik",  czy  tak  jakoś.  Poza  tym,  dorabia  sobie  na 
boku poŜyczając na procent. W ten sposób łapie klientów. Nigdy nie 
przypuszczałbym, Ŝe ktoś taki jak Peyton moŜe mieć coś wspólnego z 
taką podłą kreaturą jak Marty Dobbs. - Nathan Bishop z niesmakiem 
pokręcił głową. - Coś podobnego! Kto by pomyślał! 

 -  A  jednak  to  prawda  -  potwierdził  Lucas  ponuro.  -  Siedział  w 

tym po uszy. 

 - I pomyśleć, Ŝe zdradziły go te dwa głupie czeki. Dobra robota, 

dziecinko. - Starszy pan z dumą popatrzył na córkę. - Odwaliłaś kawał 
dobrej roboty. 

Natalie promieniała. 
 - Kiedy go aresztujesz? 
 - Marty Dobbsa? Za co? 
 - Jak to za co? - zdziwiła się z kolei Natalie. - Za zamordowanie 

Ricka Peytona oczywiście! 

 -  Na  tej  podstawie?  -  skrzywił  się  porucznik,  machając 

trzymanymi  w  ręku  czekami.  -  To  nie  wystarczy,  nawet  Ŝeby  go 
wezwać na przesłuchanie. 

 - Ale... 
 - Nie ma Ŝadnego ale. Dwa czeki o niczym nie świadczą. Wiesz o 

tym  równie  dobrze  jak  ja.  A  przynajmniej  powinnaś  wiedzieć.  Do 
licha, one nawet nie są wystawione na jego nazwisko. Zresztą, gdyby 
nawet  były,  to  jak  udowodnisz,  Ŝe  chodzi  o  tego  samego  Marty 
Dobbsa?  W  ksiąŜce  telefonicznej  znajdziesz  z  tuzin  facetów  o  tym 
samym nazwisku. 

 - No, a wydruk z komputera? - nieśmiało wtrącił Lucas. - Są tam 

daty, sumy, odsetki. Cholera! - zaklął cicho. - Zapisywał nawet nazwy 
druŜyn, na które stawiał. Czego więcej trzeba? 

 -  ZaleŜy  do  czego  -  odpowiedział  spokojnie  Nathan  Bishop.  - 

Jeśli chciałbyś udowodnić, Ŝe twój brat uprawiał hazard, to i owszem, 
masz  na  to  wszystkie  dowody.  Gdybyś  próbował  dowieść,  Ŝe  Marty 
Dobbs  był  jego  bukmacherem,  być  moŜe  to  równieŜ  by  ci  się  udało. 

background image

Ale  morderstwo?  Nigdy  w  Ŝyciu!  Brakuje  motywu,  świadków, 
dowodów z miejsca zbrodni. Nie masz nic. Absolutnie nic! 

 -  Ale  przecieŜ  wiemy,  Ŝe  Dobbs  jest  zamieszany  w  tę  sprawę  - 

spierała  się  Natalie.  -  MoŜe  nie  zamordował  Peytona,  ale  na  pewno 
maczał w tym palce. 

 -  Wiedzieć,  a  udowodnić  winę,  to  dwie  róŜne  rzeczy  - 

filozoficznie  stwierdził  porucznik  Bishop.  -  Słyszałem  o  róŜnych 
rzeczach, ale nie potrafiłbym ich udowodnić przed sądem. 

 -  Czy  to  znaczy,  Ŝe  policja  zamierza  siedzieć  z  załoŜonymi 

rękami,  podczas  gdy  mordercy  mojego  brata  będą  cieszyć  się 
wolnością?  -  wybuchnął  Lucas.  -  Pozwolicie,  by  ten,  jak  mu  tam, 
Dobbs się z tego wywinął? 

 -  Po  pierwsze,  nie  mamy  dowodów,  Ŝe  Marty  Dobbs  jest 

zamieszany  w  tę  sprawę  -  oświadczył  Nathan  chłodno.  -  Dobbs  to 
drobna  kanalia,  ale  nie  jest  durny.  Zamordowanie  Ricka  Peytona 
byłoby z jego strony wyjątkową głupotą. Nie zabija się przecieŜ kury 
znoszącej złote jajka. Dobbs mógł jedynie nasłać jakichś zbirów, Ŝeby 
spuścili mu małe lanie, jeśli Peyton spóźniał się z płaceniem, ale nigdy 
nie słyszałem, Ŝeby Dobbs parał się mokrą robotą. 

 -  No  cóŜ,  zawsze  jest  ten  pierwszy  raz  -  zauwaŜyła  Natalie. 

Lucas gestem nakazał jej milczenie. 

 - A po drugie? - spytał cicho głosem, od którego Natalie przeszły 

ciarki po plecach. 

 -  Po  drugie  -  podjął  porucznik  Bishop  -  policja  wcale  nie 

zamierza,  jak  to  określiłeś,  siedzieć  z  załoŜonymi  rękami.  PrzekaŜę 
materiały,  które  przynieśliście  Coffeyowi  i  Larsonowi.  Będą 
wiedzieli, co z tym dalej zrobić. 

 - I? 
 -  Reszta,  to  juŜ  sprawa  policji  -  zakończył.  -  Oczywiście 

będziemy na bieŜąco informować rodzinę o postępach w śledztwie. 

 - Ale, tato... 
 - Koniec dyskusji, Natalie. - W głosie starszego pana zabrzmiała 

stanowcza  nuta.  -  A  teraz  zmykaj  juŜ,  zmykajcie  oboje.  Mam  duŜo 
pracy. 

 - Chyba sama będę musiała się tam wybrać. - Natalie westchnęła 

cięŜko. 

Siedzieli w samochodzie Lucasa, czekając, aŜ zmienią się światła. 
 - Gdzie, jeśli moŜna wiedzieć? - Lucas popatrzył na nią pytająco. 

background image

 -  No,  do  tego,  jak  mu  tam,  „Latarnika".  Tam,  gdzie  Dobbs 

załatwia  swoje  ciemne  interesy.  Tata  mówił,  Ŝe  to  jakiś  bar  czy 
restauracja. Pójdę tam i porozmawiam z tym Dobbsem. 

 -  Jak  to  sobie  wyobraŜasz?  śe  podejdziesz  do  niego  i  powiesz, 

przepraszam  pana,  panie  Dobbs,  ale  czy  to  pan  kazał  zamordować 
Ricka Peytona? - zadrwił Lucas, naśladując wysoki głos dziewczyny. 

 -  Nie  jestem  taka  głupia,  za  jaką  mnie  uwaŜasz  -  obruszyła  się 

Natalie.  -  Nawet  nie  wspomnę  o  Ricku  i  tej  całej  sprawie.  Po  prostu 
wejdę tam, zamówię drinka i mimochodem napomknę barmanowi, Ŝe 
słyszałam,  iŜ  moŜna  się  tu  dobrze  zabawić  i...  -  Natalie  obojętnie 
wzruszyła ramionami - poczekam na rozwój wypadków. 

 - Prawdopodobnie facet weźmie cię za dziwkę. 
 - No wiesz! Wcale nie wyglądam na dziwkę! - obraziła się. 
 -  Owszem.  W  tych  butach.  -  Lucas  wymownym  wzrokiem 

obrzucił szpilki Natalie. 

Natalie  podąŜyła  za  jego  spojrzeniem.  Jej  ostatni  zakup  był 

prześliczny.  Wysokie,  głęboko  wycięte  pantofelki  idealnie  dobrane 
kolorem do sukienki i letniego Ŝakietu. 

 -  Nie  rozumiem,  dlaczego  ciągle  czepiasz  się  moich  butów  - 

mruknęła,  wykręcając  stopę  na  boki  i  podziwiając  nowy  nabytek.  - 
Straciłam mnóstwo czasu, nim udało mi się znaleźć ten fason i kolor. 

 -  W  tym  cukierkowym  kolorze  wyglądasz  tak,  Ŝe  człowiek 

miałby ochotę cię schrupać - zauwaŜył niechętnie. 

 - Tak? - Natalie popatrzyła na niego uwaŜnie. Przed chwilą, sam 

o  tym  nie  wiedząc,  powiedział  jej  komplement  Zastanawiała  się,  czy 
mu  to  uświadomić.  -  Zatrzymaj  się!  -  machnęła  ręką  w  stronę 
chodnika. 

 - Po co? - zdziwił się Lucas. 
 - Tam jest budka. Chcę sprawdzić  w ksiąŜce telefonicznej adres 

tej knajpy. 

Ale  męŜczyzna  minął  budkę.  Pędził,  kierując  się  na  autostradę. 

Natalie gniewnie zmarszczyła brwi. 

 - Masz lepszy pomysł? - warknęła. 
 - Tak. Mam. Sam pojadę do tego baru. 
 -  O?  Ciekawe,  jak  to  sobie  wyobraŜasz  -  powiedziała  kpiąco 

Natalie. - Staniesz na środku i zaŜądasz, Ŝeby powiedzieli ci wszystko, 
co  wiedzą  o  Dobbsie  i  jego  podejrzanych  interesach?  A  moŜe 
złamiesz kilka nosów, Ŝeby ich do tego przekonać? 

background image

 - Przynajmniej w razie czego jestem w stanie się obronić. 
 - Jeśli ja się tym zajmę, nie będzie takiej potrzeby. 
 - Tak? Ciekawe, jak do tego doszłaś? 
 -  Ludzie  stają  się  agresywni  dopiero,  kiedy  ktoś  ich  zaatakuje, 

lub  gdy  czują  się  zagroŜeni.  A  chyba  sam  przyznasz,  Ŝe  jestem 
ostatnią osobą, która mogłaby stanowić zagroŜenie. 

 -  Akurat!  -  mruknął  pod  nosem  Lucas.  Natalie  zlekcewaŜyła  tę 

uwagę. 

 -  Nigdy  nie  miałam  Ŝadnych  problemów,  a  bywałam  w  duŜo 

gorszych  i  bardziej  podejrzanych  miejscach  niŜ  ten  bar  -  ciągnęła 
wyniośle. - Pewnego razu musiałam wejść do domu, gdzie znajdowała 
się  melina  handlarzy  narkotykami.  Zajmowałam  się  wtedy  sprawą 
pewnej  nastolatki,  która  uciekła  z  domu.  Weszłam  tam  i 
wyprowadziłam tę dziewczynę bez kłopotów. 

 - Miałaś po prostu duŜo szczęścia - zgodził się niechętnie. Choć 

za nic by się do tego nie przyznał, zadrŜał ze strachu na samą myśl o 
groŜących  jej  niebezpieczeństwach.  MoŜe  i  przewyŜszała  odwagą 
niejednego  męŜczyznę,  ale  przecieŜ  była  kobietą.  I  do  tego  bardzo 
drobną kobietą. 

 -  Nieprawda!  To  dlatego,  Ŝe  jestem  profesjonalistką!  - 

oświadczyła z urazą. - Poza tym zawsze noszę ze sobą to. - Sięgnęła 
do  torebki  i  ze  specjalnie  wszytej  kieszeni  wyciągnęła  rewolwer 
kaliber 38. 

Lucas o mało nie zjechał na pobocze. 
 - Na litość boską, Natalie! OdłóŜ to natychmiast! Broń nie jest do 

zabawy. 

 -  Wcale  nie  uwaŜam  go  za  zabawkę  -  obraziła  się  Natalie.  - 

Kiedy  tata  pogodził  się  juŜ  z  myślą,  Ŝe  postanowiłam  zostać 
prywatnym  detektywem,  podarował  mi  ten  rewolwer  i  nauczył  mnie 
posługiwać  się  nim.  Teraz  strzelam  lepiej  od  niego  -  dodała, 
uśmiechając  się  z  satysfakcją  i  chowając  rewolwer  z  powrotem  do 
torebki. - Biedny tatek sam nie wie, czy się z tego cieszyć, czy złościć. 
- Czule poklepała niewielką wypukłość na torebce. 

Jedyną  odpowiedzią  ze  strony  męŜczyzny  było  ironiczne 

parsknięcie. 

 -  Jeśli  chcesz,  moŜemy  zrobić  zawody  -  zaproponowała.  - 

Niedaleko stąd jest strzelnica publiczna. 

Lucas milczał. 

background image

 - Tchórz cię obleciał? - Natalie nie dawała za wygraną. 
 - W porządku. Sama tego chciałaś. Gdzie jest ta strzelnica? 
 -  Te  same  warunki,  co  ostatnim  razem  -  oświadczyła,  kiedy 

znaleźli  się  na  strzelnicy.  -  Ten,  kto  przegra,  musi  przez  jeden  dzień 
być do dyspozycji zwycięzcy i spełniać jego wszystkie Ŝyczenia. 

 -  O  ile  pamiętam,  Ŝyczenia  miały  być  w  granicach  rozsądku  - 

przypomniał jej Lucas. - W umowie nie padło słowo wszystkie. 

 -  Niech  ci  będzie,  wykreślam  wszystkie.  Zadowolony?  Zresztą, 

to i tak nie ma znaczenia. 

 - A dlaczegóŜ to? 
 - PoniewaŜ, kiedy wygram... 
 -  O  ile  wygrasz  -  wtrącił  Lucas.  Natalie  uśmiechnęła  się  z 

wyŜszością. 

 -  Niech  będzie.  O  ile  wygram,  będzie  remis.  Nie  będzie 

zwycięzcy, ani pokonanego. Poprzedni zakład zostanie uniewaŜniony. 

 - A jeśli to ja wygram? 
 - Wtedy przez dwa dni będę na twoje rozkazy. Ale nie rób sobie 

nadziei.  KaŜdy  ma  prawo  do  sześciu  strzałów  -  poinformowała  go 
rzeczowym  tonem,  sprawdzając  magazynek.  -  JeŜeli  będzie  remis, 
oddamy  jeszcze  po  jednym  strzale.  I...  Ŝebyś  nie  mówił  potem,  Ŝe 
wygrałam  dlatego,  Ŝe  strzelaliśmy  z  mojego  rewolweru,  masz  cztery 
strzały próbne, Ŝeby oswoić się z bronią. 

 -  Dziękuję,  ale  nie  skorzystam.  Ty  zaczynaj.  Kobiety  mają 

pierwszeństwo - dorzucił kpiąco. 

Natalie postanowiła nie dać się sprowokować. Ustawiła się przed 

tarczą,  załoŜyła  ochraniacze  na  uszy  i  wolno  uniosła  dłoń  z 
rewolwerem. 

 - Strzelamy w serce, czy w głowę? - spytała. 
 - Jasne, Ŝe w głowę. To trudniejszy cel. 
Natalie przytaknęła i oddała pierwszy strzał. Na papierowej tarczy 

dokładnie w miejscu, gdzie znajdowałyby się oczy ofiary, pojawiła się 
maleńka dziurka po kuli. Natalie uśmiechnęła się z satysfakcją i wolno 
oddała  pięć  kolejnych  strzałów,  wszystkie  oddalone  zaledwie  o  włos 
od pierwszego. 

Lucas  stał  z  boku.  Nie  patrzył  na  tarczę,  lecz  na  strzelca.  Jego 

oczy studiowały uwaŜnie drobną figurkę dziewczyny. Natalie stała na 
szeroko  rozstawionych  nogach.  Popielatoblond  włosy  rozwiewał 
ciepły  letni  wiatr.  Wąska,  krótka  spódniczka  ciasno  opinała  się  na 

background image

długich nogach i krągłych pośladkach. Do tego te niebotyczne szpilki. 
MoŜe i były ostatnim krzykiem  mody, ale dla niego zawsze kojarzyć 
się  będą  z  seksem  i  tym  cudownym  uczuciem  satysfakcji,  jakie  daje 
spełnienie. 

 - Twoja kolej! - Natalie zsunęła z uszu ochraniacze i odwracając 

się od tarczy popatrzyła na Lucasa z triumfalnym uśmiechem. - Lucas, 
teraz t... 

MęŜczyzna  pochwycił  ją  w  ramiona,  nim  zdąŜyła  dokończyć. 

Uniósł  ją  w  górę.  Lekko  odchylił  jej  głowę  do  tyłu,  a  jego  język 
wśliznął się w otwarte usta dziewczyny. 

Trwało  to  zaledwie  chwilę.  Nim  zdołała  otrząsnąć  się  ze 

zdumienia,  stała  z  powrotem  na  ziemi,  a  Lucas,  odwrócony  do  niej 
plecami, mierzył do tarczy. 

Oddał  sześć  szybkich  strzałów,  po  czym  bez  słowa  ruszył,  by 

porównać  wyniki.  Natalie  przyglądała  się  temu  szeroko  otwartymi 
oczami.  Kiedy  tak  kroczył  wolnym,  rozkołysanym  krokiem, 
przypominał  rewolwerowca  gotującego  się  na  pojedynek.  Prawie 
słyszała  brzęk  ostróg  i  szczęk  odbezpieczanej  broni.  Lucas  był 
wyraźnie  podekscytowany.  ZadrŜała,  a  po  plecach  przebiegł 
przyjemny dreszczyk. Jej ciało było gotowe na przyjęcie  męŜczyzny. 
Gdyby  teraz  porwał  ją  w  ramiona  i  pocałował,  byłaby  gotowa  oddać 
się mu tutaj, zaraz... 

 - Wygrałaś - oświadczył, wręczając jej papierowe tarcze. 
Natalie z trudem przełknęła ślinę przez ściśnięte gardło. 
 -  Ty  równieŜ  jesteś  niezłym  strzelcem  -  zauwaŜyła,  pochylając 

się  nad  tarczami  i  porównując  ślady  po  kulach.  Nie  potrafiłaby 
powiedzieć, które strzały zostały oddane przez nią samą, a które były 
dziełem  Lucasa.  Gdyby  męŜczyzna  sam  nie  przyznał  się  do 
przegranej, Natalie uznałaby, Ŝe zremisowali. 

Lucas  przyglądał  się  jej  w  milczeniu.  Nie  powinienem  był  jej 

całować - pomyślał. To kuszenie losu. Doskonale zdawał sobie z tego 
sprawę, a jednak nie potrafił zapanować nad sobą. PoŜądał jej. Teraz. 
Zaraz.  Ona  natomiast  stała  tuŜ  obok  niego,  bez  reszty  pochłonięta 
studiowaniem tych cholernych dziur po kulach! 

 -  Gdybyś  sam  nie  powiedział,  Ŝe  przegrałeś  -  odezwała  się 

Natalie,  nie  odrywając  wzroku  od  papierowych  tarcz  -  byłabym 
gotowa  ogłosić  remis.  -  Zwinęła  tarcze  w  rulonik  i  wsunęła  je  sobie 
pod  pachę.  -  Czy  mogę  dostać  z  powrotem  moją  broń?  -  spytała, 

background image

patrząc gdzieś w bok. Za nic nie chciałaby, Ŝeby wyczytał z jej oczu, 
jak bardzo go pragnie. 

Lucas  podał  jej  rewolwer.  Odczekał,  aŜ  wytrze  go,  załaduje  i 

schowa do torebki. 

 - Gotowa? - spytał obojętnym tonem. Skoro ona udawała, Ŝe nic 

między nimi nie zaszło, nie zamierzał zdradzać swoich uczuć. 

Natalie  w  milczeniu  skinęła  głową  i  pierwsza  ruszyła  w  stronę 

zaparkowanego  nie  opodal  czarnego  dŜipa.  Kroczyła  z  dumnie 
uniesioną  głową  i  sztywno  wyprostowanymi  ramionami.  Miała 
nadzieję, Ŝe nie potknie się na nierównej, Ŝwirowej ścieŜce. Gdyby za 
opanowanie  i  zimną  krew  rozdawano  Oskary,  złota  statuetka  byłaby 
juŜ jej własnością. 

Kiedy  wrócili  do  biura  Galaktyki,  powitało  ich  pełne  ulgi 

westchnienie Daniela. Rozmawiał właśnie przez telefon. 

 -  Dobrze,  Ŝe  jesteście  -  ucieszył  się,  podając  słuchawkę 

Lucasowi.  -  To  Sherri.  Dzwoni  juŜ  chyba  trzeci  raz.  Zupełnie  nie 
mogłem  się  skupić  -  poskarŜył  się  siostrze.  -  Miałem  zamiar  nie 
odbierać,  ale  telefon  dzwonił  jak  oszalały.  Jana  zwykle  włącza 
automatyczną sekretarkę, kiedy wychodzi, ale... 

 - Przedstawił się? - Napięcie w głosie Lucasa nie umknęło uwagi 

Natalie.  Niecierpliwym  machnięciem  ręki  nakazała  bratu,  Ŝeby 
zamilkł. 

 -  Nie?...  W  porządku.  Posłuchaj  mnie  teraz  uwaŜnie,  Sherri. 

Uspokój  się  i  zadzwoń  na  policję.  Poproś  któregoś  z  tych  dwóch 
oficerów, którzy prowadzą sprawę Ricka. 

Zdaje  się,  ze  jeden  nazywa  się  Coffey,  czy  jakoś  tak...  -  urwał  i 

popatrzył pytająco w stronę Natalie. 

 - Coffey i Larson - podpowiedziała. 
 -  Tak.  Coffey.  Poproś  Coffeya  albo  Larsona  -  mówił  do 

słuchawki.  -  Opowiedz  mu  o  wszystkim.  Powtórz  dokładnie  kaŜde 
słowo, jakie zapamiętałaś... Zrób to zaraz i nie płacz. Sherri, słyszysz? 
Przestań  płakać.  ...Posłuchaj,  im  szybciej  pozwolisz  mi  odłoŜyć 
słuchawkę, tym prędzej będę u ciebie... Tak. Obiecuję... Tak. 

Natalie  wyraźnie  słyszała  zniecierpliwienie  w  głosie  Lucasa  i 

dziwiła się, Ŝe Sherri tego nie dostrzega. 

 -  Tak,  Sherri  -  powtórzył  męŜczyzna  przez  zaciśnięte  zęby.  -  A 

teraz rozłącz się, proszę, i zadzwoń (ta policję. JuŜ do ciebie jadę. 

 - Co się stało? - spytała, kiedy wreszcie odłoŜył słuchawkę. 

background image

 -  Sherri  otrzymała  telefon  z  pogróŜkami.  Chodziło  o  pieniądze, 

które Rick był komuś winien. 

 - Dobbsowi? 
 - Ten ktoś się nie przedstawił, ale to musiał być Dobbs. Jedziesz 

ze mną? - rzucił od drzwi. 

Natalie przecząco pokręciła głową. 
 -  Sam  dasz  sobie  radę  -  mruknęła.  Wcale  nie  tęskniła  za 

widokiem  Lucasa  pocieszającego  słodką,  małą  Sherri.  -  Poza  tym 
muszę zajrzeć do biura. Mam parę spraw do załatwienia. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

 
Natalie  zaparkowała  szarego  forda  na  wprost  wejścia  do 

baru."Latarnik"  był  rzeczywiście  dość  podłą  knajpką,  czego  zresztą 
naleŜało oczekiwać, biorąc pod uwagę okolicę, w której się znajdował 
i interesy, jakie w nim załatwiano. 

Jeszcze  raz  zerknęła  do  notatnika  zawierającego  wszystko,  co 

udało jej się dowiedzieć o Martym Dobbsie. Ze zdjęcia patrzyły na nią 
duŜe,  okrągłe  oczy,  umieszczone  w  szczupłej  twarzy.  Na  lewym 
policzku  męŜczyzny  znajdowało  się  niewielkie,  brunatne  znamię, 
górną  wargę  przysłaniał  krótko  przystrzyŜony  wąsik.  Dobbs  musiał 
czesać  się  u  dobrego  fryzjera  -  pomyślała  Natalie,  podziwiając 
umiejętnie zakrytą łysinkę nad czołem męŜczyzny. 

Policyjne  akta  Marty  Dobbsa  nie  były  bogate.  Wprawdzie 

kilkakrotnie  był  on  wzywany  na  przesłuchania,  w  związku  z 
podejrzeniem  o  czerpanie  zysków  z  nielegalnych  gier  hazardowych, 
ale za kaŜdym razem musiano go wypuścić z braku dowodów. Kiedyś 
nawet  stanął  przed  sądem,  ale  i  z  tego  udało  mu  się  jakoś  wykręcić 
sianem.  Wyglądało  na  to,  Ŝe  Dobbs  „dorabiał"  sobie  na  boku  jako 
alfons. 

Choć nie znalazła nic, Ŝadnej wzmianki, która wskazywałaby, Ŝe 

Marty Dobbs uŜywał przemocy, wiedziała, Ŝe jak inni przestępcy był 
do  tego  zdolny.  Zresztą  tak  jak  większość  ludzi  w  podbramkowej 
sytuacji.  Jej  plan  był  prosty:  nie  prowokować.  Upewniwszy  się,  Ŝe 
rewolwer  jest  tam,  gdzie  powinien  być,  to  znaczy  w  specjalnej 
kieszonce  jej  eleganckiej  torebki,  Natalie  wzięła  głęboki  oddech  i 
zdecydowanym  ruchem  otworzyła  drzwiczki  samochodu.  Skierowała 
się  w  stronę  baru  czując,  jak  krew  pulsuje  jej  w  Ŝyłach  w  takt 
wybijany na płytach chodnika przez wysokie obcasy pantofli. 

Przez  szerokie,  wahadłowe  drzwi  wkroczyła  do  ciemnej, 

zadymionej  salki.  Przez  dłuŜszą  chwilę  stała  w  wejściu  czekając,  aŜ 
oczy  przyzwyczają  się  do  półmroku.  Sala  nie  była  zatłoczona.  Przy 
barze  siedziało  kilku  męŜczyzn  wyglądających  na  stałych  bywalców, 
zaś przepierzenia oddzielające ustawione pod ścianą stoliki były zbyt 
wysokie, aby Natalie mogła stwierdzić, czy siedzą tam jacyś ludzie. 

Na  ekranie  umieszczonego  nad  barem  telewizora  rozgrywano 

właśnie  mecz  piłki  noŜnej,  ale  tylko  jeden  czy  dwóch  gości  zdawało 
się  oglądać  transmisję.  Oparty  o  kontuar  barman  pochłonięty  był 

background image

rozmową  z  jakimś  klientem  i  tylko  oni  nie  zwrócili  uwagi  na  jej 
wejście.  Wszyscy  pozostali  uwaŜnie  taksowali  wzrokiem  szczupłą 
figurkę Natalie. 

Dziewczyna  odetchnęła  głęboko  i  wolno  ruszyła  w  stronę  baru. 

Ktoś musiał dać znać barmanowi, Ŝe nadchodzi, poniewaŜ męŜczyzna 
przerwał rozmowę i podszedł do niej. 

 -  Zabłądziła  pani?  -  spytał  tonem,  który  wyraźnie  dawał  do 

zrozumienia,  Ŝe  kobiety  takie  jak  Natalie  rzadko  odwiedzały  to 
miejsce. 

 -  Nie,  wcale  nie  zabłądziłam  -  odpowiedziała  Natalie,  sadowiąc 

się  na  jednym  z  wysokich  stołków  i  opierając  łokcie  o  kontuar.  -  Po 
prostu  mam  ochotę  się  czegoś  napić.  -  OdwaŜnie  popatrzyła 
barmanowi w oczy. 

MęŜczyzna  wzruszył  ramionami.  Zrobił,  co  do  niego  naleŜało. 

Ostrzegł  ją.  Skoro  jednak  ona  nie  uznała  za  stosowne  skorzystać  z 
dobrej rady, on umywa ręce. 

 - Co ma być? 
 -  Whisky.  Bez  lodu  -  odpowiedziała  bez  namysłu,  zamawiając 

ulubiony  trunek  ojca.  Kieliszek  białego  wina  jakoś  nie  pasował  do 
sytuacji. 

 -  Trzy  pięćdziesiąt  -  oznajmił  barman,  stawiając  przed  nią 

szklaneczkę. 

Natalie połoŜyła na kontuarze dziesięciodolarowy banknot. 
 -  Słyszałam,  Ŝe  moŜna  się  tutaj  nieźle  zabawić  -  zauwaŜyła 

mimochodem. 

 - MoŜliwe. ZaleŜy, o jaką zabawę chodzi. 
Natalie  wyjęła  drugi  banknot  o  tym  samym  nominale  i  połoŜyła 

go na pierwszym. 

 - Chodzi mi o zabawy, jakie organizuje Marty Dobbs. 
MęŜczyzna obrzucił ją uwaŜnym spojrzeniem. 
 - Jest pani pewna, Ŝe chodzi o Dobbsa? 
 - Najzupełniej. 
 -  Dobra  -  zręcznie  schwycił  leŜące  na  kontuarze  banknoty  i 

schował je do kieszeni. - Hej, Cal! - zawołał. - Ta dama chciałaby się 
widzieć z Martym. 

 - Tak? - od jednego z ustawionych pod ścianą stolików podniósł 

się wysoki, barczysty męŜczyzna. 

background image

Miał  modnie  przystrzyŜone,  ustawione  na  sztorc  blond  włosy. 

Barczyste  plecy  opinała  czarna  podkoszulka,  a  wąskie  dŜinsy 
wydawały  się  dosłownie  pękać  na  nim  w  szwach.  Z  lewego  ucha 
zwisał  kolczyk  w  kształcie  maleńkiej  trupiej  czaszki.  Rozkołysanym 
krokiem  ruszył  w  stronę  baru.  Na  widok  Natalie  jego  twarz  rozjaśnił 
zadowolony z siebie, uwodzicielski uśmieszek męŜczyzny, który wie, 
Ŝ

e  Ŝadna  kobieta  nie  potrafi  mu  się  oprzeć.  Natalie  odwzajemniła 

uśmiech udając, Ŝe i ona dała się złapać na tę przynętę. 

 -  Co  to  za  sprawa,  jaką  masz  do  Marty'ego,  kochanie?  -  spytał 

siadając  obok  niej.  Wskazującym  palcem  wolno  przesunął  po  opartej 
o kontuar dłoni dziewczyny. 

Natalie z trudem powstrzymała się, aby nie cofnąć ręki. 
 -  Ktoś  powiedział  mi,  Ŝe  pan  Dobbs  przyjmuje  zakłady  - 

wyrecytowała wyuczoną na pamięć rolę. 

 - Zakłady? 
 - Tak. No... na  mecze piłkarskie i... te rzeczy - wyjąkała. Wcale 

nie  musiała  udawać  wymaganego  do  tej  roli  zdenerwowania.  Cal  i 
jego  palec,  którym  nie  przestawał  wodzić  po  jej  dłoni,  w  zupełności 
wystarczali,  aby  wyprowadzić  Natalie  z  równowagi.  Sięgnęła  po 
whisky, uwalniając się w ten sposób od nieprzyjemnej pieszczoty. 

 - Czy pan Dobbs jest tutaj? - spytała wolno. 
 - MoŜe jest, a moŜe go nie ma. 
Natalie  poprawiła  się  na  stołku,  zerkając  w  stronę  stolika,  przy 

którym  siedział  Cal.  Miała  nadzieję,  Ŝe  moŜe  uda  jej  się  dostrzec 
człowieka, który był powodem jej wizyty w tym podejrzanym lokalu. 

 - Bardzo chciałabym się z nim zobaczyć, o ile to moŜliwe. 
Cal  równieŜ  zmienił  pozycję,  przesuwając  się  w  jej  stronę  i 

zasłaniając widok na salę. 

 - A w jakiej sprawie? 
Natalie popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. 
 - Czy pan jest jego sekretarzem? - spytała naiwnie. Cal parskną) 

ś

miechem. 

 - Tak. Jestem jego sekretarzem i nikt nie moŜe się z nim widzieć, 

dopóki nie dowiem się, o co chodzi. 

 - No cóŜ... ktoś powiedział mi, Ŝe pan Dobbs... 
 - Kim jest ten tajemniczy ktoś? 

background image

 -  Tto...  przyjaciółka.  Prosiła,  Ŝeby  nie  wymieniać  jej  imienia. 

MąŜ  byłby  wściekły,  gdyby  dowiedział  się,  Ŝe  znowu  przegrała  jego 
pieniądze. No, wie pan, jacy są męŜowie. - Uśmiechnęła się nieśmiało. 

Na twarzy Cala pojawił się znajomy obleśny uśmieszek. 
 -  Taak.  Wiem,  jacy  są  męŜowie.  A  ty,  kochanie,  masz  męŜa?  - 

spytał pochylając się nad nią tak blisko, Ŝe wyczuła na policzku jego 
gorący oddech. 

 - Jja... - zaczęła niepewnie. Jego bliskość sprawiała, Ŝe czuła się 

coraz bardziej nieswojo. Nie ukrywała specjalnie, Ŝe jest zakłopotana. 
Pasowało  to  do  roli,  którą  odgrywała,  Cal  zaś  sprawiał  wraŜenie 
człowieka,  który  lubi  wprawić  innych  w  zmieszanie,  szczególnie 
kobiety. 

 - Tak - wyznała niechętnie. - Mam męŜa. 
 - Zazdrosny? - spytał, kładąc rękę na jej ramieniu. 
 - Tak, bardzo. Zabiłby mnie, gdyby wiedział, Ŝe tu byłam. 
Palce Cala zacisnęły się na ramieniu dziewczyny. 
 - Wobec tego to będzie nasza mała tajemnica, dobrze? 
 - Tajemnica? - niepewnie powtórzyła Natalie. Było oczywiste, Ŝe 

Cal nie zamierza zaprowadzić jej 

do Dobbsa, nim Natalie nie zgodzi się dać mu czegoś w zamian. 

Postanowiła  więc  poudawać  jeszcze  trochę  w  nadziei,  Ŝe  moŜe 
męŜczyzna  wygada  się  na  temat  swego  szefa.  Nie  była  to  łatwa 
decyzja.  Zaloty  Cala  stawały  się  z  minuty  na  minutę  coraz  bardziej 
natarczywe  i  najrozsądniejszym  wyjściem  wydawała  się  ucieczka. 
Natalie  wiedziała  jednak,  Ŝe  jeśli  teraz  wstanie  i  wyjdzie,  moŜe 
poŜegnać  się  z  myślą,  iŜ  zdobędzie  jakiekolwiek  informacje.  Zresztą 
odwrót  nie  był  w  jej  stylu,  a  w  barze  oprócz  ich  dwojga  znajdowało 
się  jeszcze  z  tuzin  innych  ludzi.  Cal  nie  rzuci  się  na  nią  w  ich 
obecności, a jeśli nawet, to nip była zupełnie bezbronna. 

 -  O  jakiej  tajemnicy  mówisz...  Cal?  -  spytała  zerkając  spod 

kokieteryjnie spuszczonych rzęs. 

 -  Myślę,  kochanie,  Ŝe  dobrze  wiesz  -  odpowiedział  męŜczyzna. 

Jego  oczy  patrzyły  na  nią  poŜądliwie.  -  To  naprawdę  wielka 
tajemnica. Zobaczysz, Ŝe ci się spodoba. - Nie wypuszczając z uścisku 
ramienia dziewczyny, wyprostował wskazujący palec i potarł lekko o 
jej pierś. 

 - Chodźmy do mojego samochodu, a sama się o tym przekonasz. 

Zaparkowałem przed tylnym wejściem. 

background image

 - AleŜ, Cal - zaprotestowała nieśmiało Natalie. - PrzecieŜ prawie 

się nie znamy. 

 - Moglibyśmy to szybko nadrobić, kochanie. 
 -  No  pewnie  -  zgodziła  się.  -  MoŜe  w  takim  razie  postawisz  mi 

drinka  i  pogadamy  o  tym.  Zawsze  wolę  najpierw  porozmawiać  z 
męŜczyzną. 

 -  Porozmawiamy  w  samochodzie.  -  Cal  zsunął  się  ze  stołka, 

ciągnąc Natalie za sobą. 

 - Cal, proszę. - Natalie połoŜyła dłonie na ramionach męŜczyzny, 

odpychając go lekko. - Nie musimy się spieszyć. 

Cal  najwyraźniej  jednak  nie  naleŜał  do  cierpliwych.  Objął  ją 

ciaśniej  w  talii.  Natalie  niechętnie  poddała  się.  Tak  jak  się 
spodziewała,  Cal  wykorzystał  ten  brak  oporu.  Popchnął  ją  w  stronę 
kontuaru,  przysuwając  się  bliŜej  i  schylając  głowę  do  pocałunku. 
Natalie  gwałtownym  ruchem  odwróciła  twarz,  usiłując  jednocześnie 
sięgnąć  do  zwisającej  jej  z  ramienia  torebki.  Zaślinione  usta  Cala 
wpiły  się  w  jej  szyję.  Od  strony  siedzących  przy  barze  męŜczyzn 
doleciało przeciągłe gwizdnięcie, któremu towarzyszył głos barmana. 

 -  Hej  tam,  Cal!  Jeśli  zebrało  się  wam  na  amory,  lepiej  stąd 

wyjdźcie. To bar, a nie burdel. 

Natalie uświadomiła sobie nagle, Ŝe jej połoŜenie nie przedstawia 

się  róŜowo.  Cal  był  duŜym  i  silnym  męŜczyzną,  i  widać  było,  Ŝe 
bardzo mu się podoba. Gdyby teraz postanowił wyciągnąć ją stąd siłą, 
na  pewno  Ŝaden  z  klientów  baru  nie  przyszedłby  jej  z  pomocą. 
Powtarzając sobie w duchu, Ŝe tylko spokój moŜe ją uratować, Natalie 
sięgnęła  do  torebki.  Zaślinione  pocałunki  Cala  stawały  się  coraz 
bardziej natarczywe. Musiała działać szybko. 

 - No, kochanie, chodźmy stąd - szepnął, usiłując wsunąć dłoń za 

dekolt jej sukienki. - Nie udawaj, Ŝe nie chcesz. 

Natalie  wymacała  w  końcu  rewolwer.  Przyciskając  spust, 

przystawiła broń do Ŝeber męŜczyzny. Cal w jednej chwili otrzeźwiał. 

 -  Co,  u  li...  -  zaczął,  wypuszczając  ją  z  objęć  i  odwracając  się 

gwałtownie. 

Ktoś  zaklął  głośno.  Do  uszu  Natalie  doleciał  odgłos  uderzenia  i 

oto Cal jak długi runął na podłogę u jej stóp. Zdezorientowana przez 
chwilę  patrzyła  na  bezwładne  ciało,  po  czym  uniosła  głowę  szukając 
nieznanego wybawcy. 

background image

 -  Co,  u  diabła,  tutaj  robisz?  -  ryknął  na  nią  z  góry  Lucas. 

Schwycił  ramię  Natalie,  ciągnąc  ją  w  stronę  wyjścia.  -  Czy  juŜ 
zupełnie straciłaś tę resztkę rozumu, jaka ci została? 

 -  Hej,  stary!  Uderzyłeś  naszego  kumpla  -  odezwał  się  jakiś 

męŜczyzna, zastępując im drogę. 

Lucas  zatrzymał  się  gwałtownie.  Drepcząca  za  nim  Natalie  o 

mało nie rozbiła sobie nosa o jego plecy. 

 - Zejdź mi z drogi. 
 -  Lucas!  -  krzyknęła  ostrzegawczo,  widząc,  Ŝe  dwóch  innych 

męŜczyzn podnosi się od stołu. 

Lucas zignorował to ostrzeŜenie. 
 -  Słyszałeś,  stary.  -  Groźnie  popatrzył  na  tarasującego  przejście 

męŜczyznę. 

 - Lucas! - powtórzyła Natalie. 
 - Jeśli nie chcesz oberwać, trzymaj buzię na kłódkę, dziecinko - 

mruknął, nawet nie patrząc w jej stronę. 

 -  Lu...  -  nie  dokończyła,  bo  oto  jeden  z  męŜczyzn  złapał  ją  od 

tyłu  za  ramiona,  usiłując  odciągnąć  na  bok.  Jednocześnie  inny  rzucił 
się  na  Lucasa.  Lucas  zasłonił  się  przed  uderzeniem  jedną  ręką, 
podczas  gdy  jego  druga  pięść  wymierzyła  silny  cios  w  podbródek 
atakującego. MęŜczyzna z głośnym łoskotem wylądował na jednym z 
ustawionych pod ścianą stolików, zaś Lucas równie szybko rozprawił 
się z napastnikiem Natalie. 

 -  No?  Kto  następny?  -  zakpił  rozglądając  się  po  sali.  Nikt  nie 

zareagował na to wyzwanie. Najwyraźniej 

Ŝ

aden  z  bywalców  baru  nie  miał  ochoty  podzielić  losu  swoich 

trzech koleŜków. 

 - Cholera! - ktoś zaklął głośno, przerywając ciszę, która zapadła 

po  słowach  Lucasa.  -  Zabieraj  stąd  tę  lalunię,  stary.  Same  z  nią 
kłopoty. 

 -  Co  to,  to  racja  -  przytaknął  Lucas  i  popychając  przed  sobą 

opierającą się Natalie, opuścił bar. 

Potykając  się  na  nierównym  chodniku,  Natalie  prawie  biegła 

usiłując  dorównać  kroku  męŜczyźnie.  Z  ramienia  zwisała  jej  otwarta 
torebka. 

 - MoŜesz juŜ mnie puścić? - sapnęła gniewnie, kiedy znaleźli się 

przy jego dŜipie. Lucas zaparkował tuŜ za szarym fordem Natalie. 

background image

 -  Słyszysz?  To  boli.  Zupełnie  zdrętwiała  mi  ręka.  MęŜczyzna 

otworzył drzwiczki samochodu i popchnął ją do środka. 

 - Puść mnie natychmiast! - zaŜądała. 
 - Wsiadaj! 
 - Lucas! 
 - Powiedziałem: wsiadaj! Zawiozę cię do domu. 
 - Mam swój samochód. 
 - MoŜe zostać tutaj. 
 - Tutaj? Chyba Ŝartujesz! 
 - Natalie! Ostrzegam cię. Wsiadaj natychmiast, albo... 
 -  Albo  co?  No,  albo  co?  -  zaperzyła  się.  Wyrwała  mu  ramię.  - 

MoŜe dołoŜysz mi tak jak tamtym facetom w środku? 

 - Lepiej mnie nie prowokuj - wycedził przez zaciśnięte zęby. 
 - No, dalej! Ładnie, nie ma co! Teraz mi grozisz. 
 -  Natalie,  do  cholery!  Wsiadaj  do  samochodu,  zanim  tamci 

durnie z baru otrzeźwieją i ruszą za nami. 

Natalie była zbyt wściekła, Ŝeby dotarło do niej to ostrzeŜenie. 
 -  Mam  dosyć,  słyszysz!  Mam  tego  po  dziurki  w  nosie!  - 

wybuchnęła.  -  Traktujecie  mnie,  jakbym  była  małym  dzieckiem. 
Najpierw ojciec, a teraz ty! Nie zniosę tego, słyszysz?! 

 - Słyszy cię cała ulica. 
 -  No  i  co  z  tego?!  Doskonale  daję  sobie  radę  sama.  Nie 

potrzebuję niczyjej pomocy! Panowałam nad sytuacją, kiedy wpadłeś 
tam i wszystko zepsułeś! 

 - Akurat! Panowałaś nad sytuacją! - zakpił. - Ten facet o mało co 

cię... 

 -  Jestem  prywatnym  detektywem!  -  przerwała  mu  Natalie.  - 

Przeszłam  specjalne  przeszkolenie.  W  moim  biurze  na  ścianie  wisi 
licencja. MoŜesz to sobie sprawdzić. Noszę przy sobie broń i, w razie 
potrzeby, potrafię jej uŜyć! Ale o tym miałeś juŜ okazję przekonać się 
na własne oczy - przypomniała mu. 

 - To dlaczego tego nie zrobiłaś? 
 - Właśnie, Ŝe zrobiłam! Kiedy wpadłeś tam, niczym jakiś Rambo, 

trzymałam  go  na  muszce.  O  tak!  -  dodała,  wpychając  mu  rewolwer 
między Ŝebra. 

 -  Na  litość  boską,  Natalie!  -  jęknął  Lucas,  zamierając  w 

bezruchu. 

background image

 - On zareagował tak samo - zauwaŜyła Natalie uśmiechając się z 

satysfakcją.  -  A  teraz  pozwolisz,  Ŝe  wsiądę  do  mojego  samochodu  i 
wrócę  do  domu.  Bez  twojej  pomocy.  -  Nie  czekając  na  odpowiedź, 
wykręciła się na pięcie i ruszyła do forda. 

Lucas w milczeniu odprowadził ją wzrokiem. 
 -  Jedź  prosto  do  domu  -  odezwał  się,  kiedy  wsiadała.  -  Będę 

zaraz za tobą. 

Natalie zatrzasnęła drzwiczki i przekręciła kluczyk w stacyjce. W 

chwili kiedy ruszała, usłyszała, Ŝe zapalał dŜipa. 

Była juŜ prawie pod domem, kiedy nagle uświadomiła sobie, jaką 

głupotą  z  jej  strony  była  samotna  wyprawa  do  „Latarnika".  Miała 
wprawdzie broń i potrafiłaby jej uŜyć, ale przecieŜ nawet najlepszym 
strzelcom  odbierano  broń,  co  kończyło  się  dla  nich  tragicznie.  Z 
drugiej strony panowała przecieŜ nad sytuacją, kiedy zjawił się Lucas. 

Zacisnęła  dłonie  na  kierownicy.  Z  oczu  popłynęły  jej  długo 

powstrzymywane  łzy  gniewu.  Do  licha!  Natalie  gwałtownie 
zamrugała  powiekami.  Nie  była  przecieŜ  Sherri  Peyton.  Tylko  takie 
kobiety jak Sherri mogły pozwolić sobie na łzy. Zatrzasnęła drzwiczki 
forda  i  prawie  biegiem  ruszyła  w  stronę  domu.  Bała  się,  Ŝeby  Lucas 
nie  zobaczył  tego  tak  oczywistego  dowodu  słabości.  Niestety  był 
szybszy. 

 -  Natalie?  -  odezwał  się,  kładąc  rękę  na  jej  ramieniu,  kiedy 

odwrócona plecami walczyła z opornym zamkiem. - Do licha, Natalie! 
PrzecieŜ musimy porozmawiać. 

 - Nie chcę teraz o tym rozmawiać - warknęła gniewnie, strząsając 

jego rękę. - Idź sobie! 

 -  Natalie,  spójrz  na  mnie!  -  nalegał.  -  Jest  parę  rzeczy,  któ...  - 

urwał  nagle,  dostrzegając  łzy  na  twarzy  dziewczyny.  -  Dobry  BoŜe, 
Natalie!  Co  się  stało?  -  Ujął  ją  pod  brodę,  zmuszając,  Ŝeby  spojrzała 
mu w oczy. - Czy coś ci się stało? Czy ten drań cię skrzywdził? 

 -  To  ty  jesteś  tym  draniem,  który  mnie  zranił  -  odburknęła, 

wyrywając  się.  Wreszcie  udało  jej  się  przekręcić  klucz  i  otworzyć 
drzwi. - Więc idź juŜ sobie i zostaw mnie w spokoju! 

Lucas nie zwaŜając na te słowa wszedł za nią do mieszkania. 
 - Ja? Ja cię zraniłem? Gdzie? Jak? - złapał ją za ramiona i zmusił, 

aby spojrzała mu w twarz. 

 -  Zraniłeś  moje  uczucia  -  wybuchnęła.  -  Moją  dumę! 

Potraktowałeś  mnie jak  małe dziecko, którym bez przerwy trzeba się 

background image

opiekować i którego ani na chwilę nie moŜna spuścić z oka. Przez całe 
Ŝ

ycie  walczyłam  z  tym.  Najpierw  ojciec,  a...  a  teraz  ty.  Nie  zniosę 

tego dłuŜej! Tylko nie ty! - chlipnęła Ŝałośnie. 

 -  Natalie?  -  Lucas  delikatnie  ujął  dziewczynę  pod  brodę.  -  Nie 

chciałem obrazić cię, dziecinko. Ja po prostu próbo... 

 - Wcale nie uraziłeś mnie - warknęła odpychając jego rękę. - Nie 

dlatego płaczę. Tto dlatego, Ŝe... Ŝe jestem wściekła! A teraz zrób mi 
tę przyjemność i zejdź mi z oczu - dodała z gniewem, ocierając mokre 
policzki. 

Ich  spojrzenia  zetknęły  się  i  przez  chwilę  stali  nieruchomo  w 

milczeniu, wpatrując się w siebie nawzajem. 

 - No, na co czekasz? - wybuchnęła Natalie. - Wynoś się stąd! 
Ale  męŜczyzna  zignorował  jej  rozkaz.  Natalie  była  zła,  ale  nie 

tylko  złość  zabarwiła  jej  policzki  i  przyspieszyła  oddech.  W  jej 
szeroko rozwartych oczach wyczytał, Ŝe pragnie go równie mocno, jak 
on jej. 

 -  Powiedziałam  ci,  Ŝebyś  sobie  poszedł  -  powtórzyła  chłodno, 

podchodząc  bliŜej  i  kładąc  rękę  na  szerokiej  piersi  męŜczyzny.  -  Nie 
mam zamiaru powtarzać dwa razy. 

 -  Ale  tak  naprawdę,  to  wcale  nie  chcesz,  Ŝebym  sobie  poszedł  - 

stwierdził  spokojnie  Lucas  ujmując  jej  dłoń  w  swoją  i  wolno 
przesuwając w dół. NiŜej, coraz niŜej... - Prawda, Ŝe nie chcesz? 

Palce Natalie delikatnie zacisnęły się na napręŜonym członku. 
 - Nie chcę - powtórzyła miękko. - Zostań. 
Stali tak przez dłuŜszą chwilę, poŜerając się wzrokiem. Dwie pary 

płonących poŜądaniem oczu. Dwa serca bijące szybko w rytm miłości. 
Dwoje  zagubionych  w  rzeczywistości  ludzi,  którzy  wiedzieli  tylko 
jedno,  Ŝe  pragną  siebie  nawzajem  i  pragnienie  to  jest  silniejsze  od 
wszystkiego. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

 
Byli  spragnieni  siebie,  tak  jak  wędrowiec  na  pustyni  spragniony 

jest  Ŝyciodajnej  wody  i  chwili  spoczynku  w  chłodnym  cieniu. 
Ramiona  Lucasa  zacisnęły  się  wokół  szczupłej  talii  Natalie,  kiedy 
pochylił  głowę  szukając  jej  ust.  Jej  ręce  wsunęły  się  pod  marynarkę 
męŜczyzny, obejmując z całej siły szerokie plecy.  Ich  wargi złączyły 
się  w  długim,  namiętnym  pocałunku.  Natalie  wspięła  się  na  palce  i, 
nie  odrywając  ust  od  twarzy  Lucasa,  oparła  się  o  niego  całym 
cięŜarem  swego  drobnego  ciała,  przywierając  do  muskularnej  piersi. 
Jej dłoń zsunęła się po plecach męŜczyzny i zacisnęła się na krągłym 
pośladku.  Uniosła  nogę  na  tyle,  na  ile  pozwoliła  jej  na  to  wąska 
spódniczka i oparła ją o udo Lucasa. Teraz lepiej - pomyślała. Ale to 
ciągle jeszcze za mało. Z jej piersi wyrwało się ciche westchnienie. 

 - Wiem, maleńka - odpowiedział jej Lucas. - Wiem. To za mało. 
Delikatnie  postawił  ją  na podłodze. PołoŜył  dłonie  na ramionach 

dziewczyny  zsuwając  z  nich  Ŝakiet,  po  czym  sięgnął  do 
błyskawicznego zamka sukienki. Sukienka opadła na podłogę. Natalie 
niecierpliwie rozpinała guziki jego koszuli. Ona teŜ pragnęła napawać 
się widokiem jego nagiego ciała. ZadrŜała, kiedy twarde, silne dłonie 
zamknęły  się  na  jej  pełnych  piersiach.  MęŜczyzna  delikatnymi 
kolistymi  ruchami  palców  pieścił  nabrzmiałe  ciemnoczekoladowe 
sutki.  Natalie  jęknęła  cicho  i  zacisnęła  dłonie  na  szyi  męŜczyzny, 
przyciągając  jego  głowę  do  swoich  piersi,  ale  Lucas  powstrzymał  ją, 
chwytając  za  nadgarstki  i  rozkładając  jej  ramiona  szeroko  na  boki. 
Przez dłuŜszą chwilę trwał tak, poŜerając ją namiętnym wzrokiem. 

Była  wspaniała  i  bardzo,  bardzo  go  pragnęła.  Jego  spojrzenie 

wolno  przesuwało  się  po  zarumienionej  z  podniecenia  twarzy 
dziewczyny,  zaskakująco  pełnych  piersiach,  które  unosiły  się  w 
szybkim,  urywanym  oddechu.  KrzyŜując  jej  ramiona  na  plecach, 
przytrzymywał  je  jedną  ręką,  drugą  zaś  leciutko  pieścił  drŜące  z 
niecierpliwości  ciało.  Jego  zręczne  palce  przesunęły  się  po  brzuchu 
dziewczyny. Przez cienki jedwab koronkowych majteczek poczuł, jak 
bardzo jest pobudzona. 

 - Lucas - szepnęła Natalie. - Och, Lucas! 
Na  tak  wyraźne  zaproszenie  męŜczyzna  wsunął  dłoń  pod 

koronkową bieliznę sięgając w miękką wilgoć jej ciała. Szczupłe uda 
dziewczyny objęły jego biodra. 

background image

 - Jeszcze raz - zamruczał z twarzą wtuloną w jej włosy, kiedy z 

ust  Natalie  wyrwał  się  cichy  okrzyk  znamionujący,  Ŝe  osiągnęła 
szczyt  rozkoszy.  -  Chcę,  Ŝebyś  przeŜyła  to  jeszcze  raz  -  powtórzył  - 
ale wtedy chcę być w tobie. Chcę cię czuć całym moim ciałem. 

 -  Tak  -  odpowiedziała  Natalie.  -  O,  tak!  Ja  teŜ  chcę  ciebie. 

Bardzo. - Ujęła go za rękę i poprowadziła do sypialni. 

 - Nie ruszaj się - powiedziała, kiedy byli juŜ na miejscu. Zapaliła 

małą  nocną  lampkę  i  sięgnęła  po  przykrywającą  łóŜko  narzutę 
odsłaniając kolorową pościel. Zdjęła okulary. Zsunęła  z nóg wysokie 
pantofle. 

 - Twoja kolej - uśmiechnęła się, sięgając do paska jego spodni. 
 -  Natalie!  -  zawołał  Lucas,  chwytając  ruchliwe  dłonie 

dziewczyny.  -  Skarbie,  mam  tu  tak  stać  ze  spuszczonymi  spodniami, 
w butach i skarpetkach? 

Natalie  zręcznym  szarpnięciem  uwolniła  ręce  i  wróciła  do 

przerwanej pieszczoty. 

 - Hej! Facet ze spuszczonymi spodniami wygląda bardzo głupio - 

protestował.  -  Pozwól  mi  się  rozebrać  do  końca.  Moje  ego  tego  nie 
ś

cierpi. 

 -  No,  dobrze.  -  Natalie,  klęknęła  przed  nim.  -  Podnieś  nogę  - 

poleciła, chwytając za jego but. 

Lucas  oniemiał.  Jego  była  Ŝona  nigdy  nie  zrobiłaby  czegoś 

podobnego. 

Natalie uwolniła jego stopy z butów i skarpetek, po czym zsunęła 

mu spodnie i slipy. 

 -  Hm,  wcale  nie  wygląda  tak  głupio  -  powiedziała  miękko, 

podnosząc  na  niego  duŜe,  brązowe  oczy.  -  Rzekłabym  raczej,  Ŝe 
wygląda  wręcz  imponująco...  -  W  jej  głosie  brzmiał  niekłamany 
podziw.  Delikatnie  przesunęła  czubkiem  palca  po  napręŜonym 
członku.  -  Choć,  prawdę  mówiąc,  niewiele  widzę  bez  okularów  - 
zachichotała, macając dookoła ręką, niby po omacku, w poszukiwaniu 
szkieł. 

Lucas  roześmiał  się  i  wsuwając  dłonie  pod  ramiona  dziewczyny 

podniósł ją z klęczek. 

 - Jesteś niesamowita! - szepnął pochylając się do jej ust. 
Całowali  się  zachłannie  długimi,  namiętnymi  pocałunkami, 

rozkoszując  się  gładkością,  zapachem  i  smakiem  swojej  skóry, 
odkrywając  najbardziej  wraŜliwe  miejsca  na  drŜących  z  podniecenia 

background image

ciałach. Natalie z cichym westchnieniem rozsunęła szczupłe uda. Był 
w domu. 

Nie  spiesząc  się  wymieniali  wilgotne,  słodkie  pocałunki, 

poruszając  się  jednym  zgodnym  rytmem.  Natalie  osiągnęła  orgazm 
pierwsza,  wyprzedzając  go  jednak  tylko  o  ułamek  sekundy.  Kiedy 
wiła  się  pod  nim  spocona,  dysząca,  pojękując  cicho  z  rozkoszy,  z 
trudem  powstrzymał  chęć,  aby  unieść  wysoko  głowę  i  głośno 
obwieścić swój triumf. 

 -  Natalie?  -  Delikatnie  przesunął  dłonią  po  ciepłym  policzku 

dziewczyny,  zaniepokojony  jej  całkowitym  bezruchem.  Była  taka 
drobna  i  krucha,  a  on  tak  wielki  i  cięŜki.  Czy  nie  skrzywdził  jej?!  - 
Wszystko w porządku? 

Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. 
 -  Och,  tak!  Było  cudownie  -  westchnęła  z  rozmarzeniem.  - 

Wspaniale! 

Lucas roześmiał się radośnie. 
 - To dlatego, Ŝe ty jesteś cudowna, dziecinko. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

 
Godzinę  później  siedzieli  w  kuchni,  jedząc  spóźniony  obiad,  na 

który Ŝadne z nich nie miało czasu w ciągu dnia. 

 -  Ty  naprawdę  umiesz  gotować  -  z  podziwem  w  głosie 

stwierdziła  Natalie,  patrząc  na  smakowicie  pachnącą  grzankę,  którą 
Lucas  właśnie  połoŜył  przed  nią  na  talerzu.  Obok  grzanki  leŜała 
niewielka  kupka  chrupek  ziemniaczanych  i  kiszony  ogórek,  jedyne 
jadalne  produkty,  jakie  Lucasowi  udało  się  znaleźć  w  pustych, 
kuchennych szafkach. 

 - Jeszcze nie spróbowałaś. 
 -  JuŜ  na  sam  widok  ślinka  leci  do  ust.  Moja  siostra  Andrea 

uwaŜa,  Ŝe  smakowity  wygląd  to  połowa  sukcesu,  a  ta  grzanka 
naprawdę wygląda wspaniale - urwała i ugryzła kawałek. - Hmmm... 
smakuje tak samo. MoŜesz tu przychodzić i gotować dla mnie choćby 
codziennie. - Uśmiechnęła się do niego znad talerza. - Szkoda, Ŝe nie 
istnieje jakiś sposób, Ŝeby uwiązać męŜczyznę przy kuchni 

 -  Sposób?  -  zdziwił  się  Lucas,  stawiając  na  stole  drugi  talerz  i 

siadając obok. 

 - No wiesz, jak w tym starym powiedzonku: boso i w... 
 - ...w ciąŜy - dokończył wolno. 
Napięcie w jego głosie nie uszło uwagi Natalie. 
 - O co chodzi? 
 - Nie zabezpieczyłem się. No wiesz... - wyjaśnił - nie załoŜyłem 

prezerwatywy. Zupełnie wyleciało mi to z głowy. 

 - A, o to chodzi. Nie przejmuj się - odpowiedziała lekko. 
 - Nie przejmuj się? AleŜ, Natalie! 
 - Mam nadzieję, Ŝe wkrótce to powtórzymy. - Uśmiechnęła się z 

rozmarzeniem. 

 - To nie temat do Ŝartów - zdenerwował się Lucas. 
 -  Masz  rację.  Przepraszam  -  zmitygowała  się  Natalie.  -  Ale 

naprawdę nie musisz się niczym przejmować. Ty nie pomyślałeś, za to 
ja tak. 

 - Zabezpieczyłaś się? 
 - Oczywiście. Chyba nie sądzisz, Ŝe w tak waŜnej sprawie zdaję 

się  na  łaskę  i  niełaskę  kogoś  innego  -  ciągnęła  lekko 
zniecierpliwionym tonem. 

 - Hmm, chyba nie, ale... 

background image

Natalie obrzuciła go pełnym dezaprobaty spojrzeniem. 
 -  Chyba  nie  naleŜysz  do  facetów,  którzy  uwaŜają,  Ŝe  kaŜda 

dziewczyna, która dba o te sprawy, to dziwka? 

 - Oczywiście, Ŝe nie - zapewnił ją szybko. 
 - W takim razie, w czym problem? 
 -  No  cóŜ,  na  podstawie  mojego  własnego  doświadczenia  wiem, 

Ŝ

e większość kobiet zdaje się w tej sprawie na męŜczyznę. 

 -  Nie  naleŜę  do  większości  kobiet  -  odburknęła  Natalie,  z 

niechęcią myśląc o tych innych, które trzymał w ramionach. 

 - Wcale tak nie twierdzę, ale nie uwaŜasz, Ŝe powinnaś była mnie 

uprzedzić? 

 -  Uprzedzić  cię?!  Dobre  sobie!  Ciekawe  jak.  Miałam  moŜe 

powiedzieć: nie  martw się, najdroŜszy,  mam załoŜoną  spiralkę? Poza 
tym - popatrzyła na niego niechętnie - nie pytałeś. 

 - Masz rację. To ja powinienem był cię spytać. 
 - Tak! Powinieneś był! 
Przez dłuŜszą chwilę mierzyli się gniewnym wzrokiem. Wreszcie 

Lucas wzdychając cięŜko przerwał ten milczący pojedynek. 

 - No, nie! CzyŜbyśmy się znowu kłócili? 
 - Chyba tak. Prawie. 
 - Ale o co? Do licha cięŜkiego! 
 - Sama nie wiem - mruknęła. 
 - Więc pogódźmy się. Zgoda? 
 - Zgoda - przytaknęła. Jedli w milczeniu. 
 -  CzyŜby  ta  cisza  oznaczała,  Ŝe  nie  mamy  sobie  nic  do 

powiedzenia, kiedy się nie kłócimy? - przerwał milczenie Lucas. 

 - MoŜe. W takim razie zdradź mi w końcu, co znajduje się w tej 

zamazanej części twoich akt ze słuŜby w wojsku - zaproponowała. - O 
to na pewno się nie pokłócimy. 

Lucas uśmiechnął się do niej znad talerza. 
 - No, nie wiem. A co będzie, jeśli powiem ci, Ŝe to ściśle tajne? 
 - MoŜe jednak uchyliłbyś rąbka tajemnicy? 
 -  JuŜ  to  zrobiłem.  Mówiłem  ci,  Ŝe  zajmowałem  się  łamaniem 

szyfrów. 

 - Akurat! - prychnęła Natalie. - A gdzie nauczyłeś się tego całego 

kungfu, którym popisywałeś się w barze? 

 -  Widzę,  Ŝe  wmówiłaś  sobie,  Ŝe  byłem  jakimś  superagentem  do 

walki  z  KGB,  co?  -  Lucas  pokiwał  głową.  -  To  wcale  nie  było  tak, 

background image

dziecinko.  śadnych  agentów,  niebezpiecznych  akcji,  tajemniczych 
spotkań.  Po  prostu  Ŝmudna,  rutynowa  robota,  którą  kaŜdy  rząd  woli 
trzymać w sekrecie. 

 - A kungfu? - upierała się Natalie. 
 - Przeszkolenie w wojsku. 
 - No, niech ci będzie - przystała niechętnie. W głębi duszy wcale 

mu  nie  wierzyła.  Niełatwo  było  poŜegnać  się  z  romantycznym 
bohaterem, którego wymyśliła. 

Lucas  z  rezygnacją  pokręcił  głową.  Natalie  przyglądała  się  mu 

uwaŜnie.  Ciekawe,  czy  ten  ocenzurowany  fragment  dotyczył  jedynie 
słuŜby  w  kontrwywiadzie?  -  pomyślała.  Chyba  nigdy  się  tego  nie 
dowiem. 

 -  A  więc  opowiedz  mi,  jak  to  właściwie  było  z  tymi  telefonami 

do Sherri - spytała. 

 - Telefonami do Sherri? Jakimi telefonami? 
 - No, dziś po południu, kiedy wróciliśmy ze strzelnicy. Mówiłeś, 

Ŝ

e Dobbs do niej dzwonił, pamiętasz? 

 - A, to. To wcale nie był Dobbs. A raczej, nie sądzę, Ŝeby to był 

on - poprawił się. 

 - To kto? 
 - Z tego, co mówiła Sherri, wyglądało to na jedną z tych agencji, 

zajmujących  się  opornymi  dłuŜnikami.  No  wiesz,  dzień  dobry,  pani 
Peyton.  Nasza  agencja  przejęła  pani  dług  i  chcielibyśmy  wiedzieć, 
kiedy moŜemy spodziewać się jego spłaty. 

 - A więc była mowa o jakimś nie spłaconym długu? 
 - Nie mam pojęcia. Sherri była zbyt zdenerwowana i niczego nie 

potrafiła powtórzyć. 

 -  ZałoŜę  się,  Ŝe  Coffey  musiał  być  wściekły  -  uśmiechnęła  się 

Natalie. - Przejechał taki kawał drogi, a tu nic. 

 -  Nie  zauwaŜyłem.  On  i  ten  drugi  zjawili  się  zaraz  po  mnie. 

Kiedy  okazało  się,  Ŝe  Sherri  nie  potrafi  powiedzieć  nic  poza  tym,  Ŝe 
dzwonił  ktoś  w  sprawie  jakichś  pieniędzy,  podziękowali  za 
zawiadomienie i szybko odjechali. 

 -  Coffey  nie  znosi  rozhisteryzowanych  kobiet.  Tata  mówi,  Ŝe 

Coffey  wolałby  stanąć  oko  w  oko  ze  zbzikowanym  narkomanem 
uzbrojonym  w  karabin  maszynowy,  niŜ  mieć  do  czynienia  z  jedną 
histeryczką.  ZałoŜę  się,  Ŝe  Sherri  dała  niezły  popis  -  zauwaŜyła 
Natalie złośliwie. 

background image

 -  Była  po  prostu  bardzo  zdenerwowana.  -  Lucas  rzucił  jej  pełne 

dezaprobaty spojrzenie. - Zresztą, czy moŜna ją za to winić. Nie dość, 
Ŝ

e straciła męŜa, to jeszcze okazuje się, Ŝe tonie w długach. Chyba nie 

miała pojęcia, jaka była ich sytuacja finansowa. 

 -  To  mnie  nie  dziwi  -  odpowiedziała  Natalie.  -  Konto  w  banku 

było  na  Ricka  Peytona.  Co  miesiąc  Sherri  dostawała  jakąś  sumkę  na 
utrzymanie  domu.  Sądzę,  Ŝe  Sherri  nawet  nie  wiedziała,  ile  mają 
pieniędzy. Robiąc jakieś większe zakupy płaciła kartą kredytową albo 
prosiła ukochanego męŜa. 

 - Widzę, Ŝe nie podoba ci się taki układ. 
 - A tobie? Tylko szczerze. 
 -  Szczerze?  No,  cóŜ...  -  zamyślił  się  Lucas.  Prawdę  mówiąc, 

nigdy  się  nad  tym  nie  zastanawiał,  ale  z  pewnością  taki  system  był 
lepszy  niŜ  umowa,  jaką  zawarł  ze  swoją  pierwszą  Ŝoną.  Madeline 
nalegała,  Ŝeby  oboje  mieli  oddzielne  konta  i  płacili  za  wszystko  po 
równo. Tak jakby nie byli małŜeństwem, ale parą współlokatorów. 

 -  Nie  wierzę,  Ŝe  odpowiadałby  ci  podobny  układ  -  ciągnęła 

Natalie. - Do licha, czy naprawdę sądzisz, Ŝe tak powinny wyglądać te 
sprawy między dwojgiem bliskich sobie ludzi? 

 - Hm... to chyba niegłupie rozwiązanie. 
 -  Niegłupie?!  Lucas,  zastanów  się  przez  chwilę!  -  oburzyła  się 

Natalie.  -  Postaw  się  na  miejscu  takiej  Ŝony.  Wszystkie  pieniądze  są 
na koncie twego męŜa. Nie wiesz, ile tego jest. Co  miesiąc dostajesz 
jakąś  tam  sumę,  zupełnie  jakbyś  był  dzieckiem.  Za  kaŜdym  razem, 
kiedy  chcesz  kupić  sobie  nową  sukienkę  albo  parę  rajstop,  musisz 
prosić  męŜa  o  pieniądze.  No,  jakbyś  się  wtedy  czuł?!  -  Natalie  z 
trudem  hamowała  gniew.  Ten  temat  działał  na  nią  jak  czerwona 
płachta  na  byka.  -  Nawet  jeśli  za  kaŜdym  razem  dostawałbyś  te 
pieniądze, to sam fakt, Ŝe musiałbyś o nie prosić, byłby upokarzający. 
No  i  gdyby  pewnego  dnia  twój  mąŜ  nagle  umarł  tak  jak  Rick?  Sam 
przed  chwilą  powiedziałeś,  Ŝe  Sherri  nie  miała  pojęcia  o  swojej 
sytuacji finansowej. Czy to w porządku? Czy to sprawiedliwe? ZałoŜę 
się,  Ŝe  ona  nawet  nie  przypuszcza,  Ŝe  jej  piękny  dom  ma  obciąŜoną 
hipotekę.  -  Natalie  z  dezaprobatą  pokiwała  głową.  -  KaŜda  kobieta, 
która aprobuje podobną sytuację, sama prosi się o kłopoty. 

 -  Czy  zdarzyła  ci  się  taka  historia?  -  spytał  Lucas  cicho.  Gniew 

Natalie  był  zbyt  gwałtowny,  jak  na  rzeczniczkę  wszystkich 
pokrzywdzonych przez los kobiet. 

background image

 -  Nie  mnie.  Mojej  siostrze  -  wyznała.  -  Andrea  przypomina 

Sherri. Lub raczej przypominała Sherri, bo teraz bardzo się zmieniła. 
Była  jedną  z  najlepszych  uczennic  w  klasie.  AŜ  dwa  uniwersytety 
proponowały  jej  stypendia,  ale  ona  zaraz  po  maturze  wyszła  za  mąŜ. 
Za  chłopaka,  z  którym  chodziła  przez  całą  szkołę  średnią.  Takie  nic 
dobrego, ale nasz ojciec zaakceptował ten wybór. Kiedy on studiował, 
Andrea odrabiała za niego wszystkie prace domowe. Pisała mu prace 
semestralne.  Potem,  kiedy  zaczął  pracować,  urządzała  przyjęcia  i 
proszone  obiadki,  aby  pomóc  mu  w  zrobieniu  kariery.  Chodziła  do 
opery  zamiast  na  musicale,  które  lubiła,  poniewaŜ  on  wolał  operę. 
Ubierała się tak, jak on lubił, myślała tak, jak on chciał, Ŝeby myślała. 
Nawet  dzieci  zaplanowała  tak,  jak  on  uwaŜał  za  stosowne.  Była  mu 
posłuszna  absolutnie  we  wszystkim  i  nigdy  nie  przekroczyła  budŜetu 
domowego  ani  o  dolara.  I  wtedy  właśnie  -  ciągnęła  Natalie  gorzko  - 
jakieś  trzy  lata  po  narodzinach  Emily,  on  oświadczył,  Ŝe  Andrea 
tłamsi  jego  osobowość  i  pozbawia  go  indywidualności.  Wyjechał  do 
Kalifornii z jakąś panienką o połowę od niego młodszą. 

 - A co z Andrea? Natalie westchnęła cięŜko. 
 - Straciła wszystko. MęŜa, dom, wygodne Ŝycie, pozycję. Nawet 

szacunek do samej siebie. 

 - Przykro mi. 
 -  Na  szczęście  jakoś  się  z  tego  otrząsnęła.  Całkiem  nieźle  sobie 

radzi.  Zamieszkała  z  ojcem.  Nasza  mama  umarła  wkrótce  po  ślubie 
Andrei.  Ja  i  Daniel  mamy  własne  Ŝycie,  i  ojcu  musiało  być  trochę 
smutno  samemu  w  duŜym  domu.  Andrea  pracuje  na  pół  etatu,  a 
wieczorami chodzi na kurs. Chce zostać hydraulikiem. 

 -  Hydraulikiem?  -  zdziwił  się  Lucas.  Nie  pamiętał  wprawdzie, 

jak  wyglądała  kobieta,  która  przyjechała  do  Galaktyki  po  dzieci,  ale 
na pewno nie tak wyobraŜał sobie hydraulika. 

 -  Dlaczego  nie?  To  bardzo  dobrze  płatny  zawód  -  zaperzyła  się 

Natalie.  -  Zarobi  duŜo  więcej,  niŜ  parząc  kawę  w  jakimś  biurze. 
Szczególnie  kiedy  załoŜy  własną  firmę.  Ale  na  razie  to  tylko 
marzenia.  ChociaŜ  i  tak  jest  juŜ  duŜo  lepiej  niŜ  przed  trzema  laty. 
Oczywiście  nigdy  nie  doszłoby  do  podobnej  sytuacji,  gdyby  Andrea 
nie byłą taką głupią gęsią całkowicie uzaleŜnioną od męŜa. 

 - Rozumiem, co masz na myśli - przytaknął Lucas. Zaczynał teŜ 

powoli zdawać sobie sprawę z tego, co sprawiło, Ŝe jego własna matka 
stała  się  tak  zagorzałą  nieprzyjaciółką  wszystkich  męŜczyzn.  -  A 

background image

wracając  do  pytania,  które  mi  wcześniej  zadałaś,  wcale  nie  aprobuję 
takiego  układu,  kiedy  to  męŜczyzna  sam  zarządza  pieniędzmi, 
traktując  Ŝonę  jak  dziecko.  Z  drugiej  strony  ktoś  musi  się  tym 
zajmować. Inaczej Ŝadne rachunki nie byłyby opłacone na czas. 

 - Zgoda. 
 - Co w takim razie naleŜałoby zrobić? Dzielić wszystkie wydatki 

na  pół,  tak  jakby  małŜonkowie  byli  jedynie  współlokatorami,  którzy 
płacą za siebie oddzielnie? 

 -  Istnieje  przecieŜ  coś  takiego  jak  wspólne  konto.  MąŜ  i  Ŝona 

powinni  wspólnie  decydować,  na  co  wydać  pieniądze.  W  większości 
rodzin  oboje  małŜonkowie  pracują,  ale  nawet  jeśli  kobieta  zostaje  w 
domu  wychowując  dzieci,  nie  znaczy  to,  Ŝe  nie  ma  nic  do 
powiedzenia.  MałŜeństwo  to  związek,  w  którym  obie  strony  coś  z 
siebie  dają  i  dlatego  wszystkie  decyzje  powinny  być  podejmowane 
wspólnie. 

 -  Masz  rację  -  uśmiechnął  się  Lucas,  unosząc  obie  dłonie  na 

znak, Ŝe się poddaje. - Przekonałaś mnie. 

 -  A  nie  mówisz  tego  przypadkiem,  Ŝebym  wreszcie  przestała 

gadać? - podejrzliwie spytała Natalie. 

 - Nie. Zgadzam się ze wszystkim, co powiedziałaś - zapewnił ją. 

Nie wierzył własnym uszom. Jak to się stało?! 

 -  Cieszę  się.  To  dla  mnie  bardzo  waŜne  -  stwierdziła.  Byłoby 

fatalnie,  gdyby  facet,  z  którym  poszłam  do  łóŜka,  był  jednym  z  tych 
ciemniaków,  którzy  uwaŜają,  Ŝe  miejsce  kobiety  jest  w  kuchni  - 
dodała w duchu. 

 - No jasne! 
 -  Mimo  to  nadal  myślę...  -  urwała  i  roześmiała  się  widząc,  jak 

męŜczyzna  w  panice  zasłania  dłońmi  uszy.  -  No  dobrze,  juŜ  dobrze. 
Skończyłam. Obiecuję. Przynajmniej na dziś wieczór. 

 -  To  dobrze,  bo  mam  całkiem  inne  plany  i  jeśli  uda  mi  się  je 

zrealizować,  nie  będzie  czasu  na  dłuŜsze  konwersacje.  -  Lucas 
uśmiechnął  się,  odsuwając  talerz  i  pochylając  się  nisko  nad  stołem.  - 
Chyba Ŝe będą to nieprzyzwoite rozmowy... 

Natalie  uniosła  się  na  krześle  i,  wychyliwszy  się  do  przodu, 

kiwnięciem palca nakazała mu, aby się zbliŜył. 

 -  Lucas,  najdroŜszy  -  zaczęła  słodko  i  do  ucha  męŜczyzny 

popłynęły proste, krótkie słowa pełne fascynujących obietnic. Powoli 

background image

z  twarzy  Lucasa  znikał  złośliwy  uśmieszek.  Patrzył  na  dziewczynę 
poŜądliwie. 

 -  ..  .uroczyście  ci  to  obiecuję  -  ciągnęła  Natalie  -  ale  tylko  pod 

jednym  warunkiem.  Jak  mnie  złapiesz.  -  Mówiąc  to,  zerwała  się  z 
krzesła. 

Lucas  błyskawicznie  poderwał  się  za  nią,  chwytając  za  połę 

szlafroka, ale Natalie zręcznie pozbyła się okrycia. MęŜczyzna został 
na  środku  kuchni  ściskając  w  ręku  kolorową,  cienką  szmatkę.  W 
drzwiach  błysnęły  nagie  plecy  dziewczyny.  Lucas  zmełł  w  ustach 
brzydkie słowo i ruszył w pogoń. 

Natalie  jak  burza  wpadła  do  sypialni,  a  z  sypialni  do  łazienki. 

Chwyciła  z  wieszaka  ręcznik  i  owijając  się  nim  po  drodze,  przez 
drugą  łazienkę  wydostała  się  na  korytarz.  O  mały  włos  nie  zderzyła 
się  z  Lucasem,  który  właśnie  wypadł  z  sypialni.  Pisnęła  cichutko, 
podniecona niebezpieczeństwem, i z powrotem ukryła się w łazience, 
zatrzaskując za sobą drzwi, aby opóźnić pogoń. 

Dwukrotnie 

okrąŜyli 

sypialnię. 

Trzaskaniu 

drzwiami 

towarzyszyły  wesołe  wybuchy  śmiechu  i  wypowiadane  zdyszanym 
głosem  groźby,  czego  to  on  jej  nie  zrobi,  kiedy  ją  złapie.  I  nagle 
zapadła cisza. 

Natalie  zatrzymała  się  w  jednej  z  łazienek,  oddychając  cięŜko  i 

nadsłuchując  kroków  męŜczyzny.  Jednak  Ŝadne  odgłosy  nie  mąciły 
dzwoniącej  w  uszach  ciszy.  Stała  na  środku  łazienki,  drŜąc  lekko  z 
podniecenia. Wiedziała, Ŝe Lucas za chwilę tu wejdzie. Tylko z której 
strony?!  Rozbieganym  wzrokiem  wodziła  od  jednych  drzwi  do 
drugich. Przeczucie nie zawiodło jej. Bardziej wyczuła, niŜ zauwaŜyła 
ruch.  Błyskawicznie  ukryła  się  za  drzwiami,  czekając  na  właściwy 
moment,  Ŝeby  poderwać  się  do  ucieczki.  W  tej  samej  chwili  drzwi 
otworzyły  się  pchnięte  od  zewnątrz.  O  mało  co  nie  przydusiły  jej  do 
ś

ciany. Z wraŜenia upuściła ręcznik. 

 -  A...  tu  jesteś!  -  wykrzyknął  Lucas.  -  Mam...  -  urwał  na  widok 

pustej łazienki. 

Tymczasem  za  jego  plecami  Natalie  na  palcach  opuściła 

pomieszczenie  i  przez  sypialnię  wydostała  się  do  przedpokoju. 
Przebiegając obok pokoju, który słuŜył jej za gabinet do pracy, głośno 
trzasnęła drzwiami. Miała nadzieję, Ŝe to wprowadzi go w błąd. Sama 
ukryła  się  w  ciemnym  salonie,  wciskając  się  pod  niski  stolik  przy 
kanapie. 

background image

LeŜąc  na  brzuchu,  starała  się  uspokoić  przyspieszony  oddech. 

Cała drŜała od tłumionej radości. Wiedziała, Ŝe wcześniej czy później 
Lucas ją odnajdzie. Zakładała, Ŝe zajmie mu to chwilę. 

Myliła  się.  MęŜczyzna  zjawił  się  w  salonie  wcześniej  niŜ 

przypuszczała. 

 - Natalie? Natalie? 
Słyszała  jego  kroki.  Wstrzymała  oddech,  widząc,  jak  duŜe,  bose 

stopy zbliŜają się do jej kryjówki. PrzecieŜ on nie moŜe mnie widzieć 
- powtarzała sobie w duchu. - To nie... 

 - Mamcię! 
Dziewczyna pisnęła podniecona, kiedy dłoń męŜczyzny zacisnęła 

się na jej kostce. 

 - Byłoby lepiej dla ciebie, gdybyś sama się poddała, kiedy cię o 

to prosiłem - mówił, ciągnąc ją za nogę. - Teraz zapłacisz mi za to. - 
W uniesionej nad jej twarzą ręce trzymał duŜy nóŜ. 

Natalie nabrała powietrza i wrzasnęła przeraźliwie. Lucas upuścił 

z wraŜenia nóŜ. Zakrył jej usta dłonią. 

 -  Rany!  Natalie!  Ja  tylko  Ŝartowałem.  PrzecieŜ  to  zwykły, 

kuchenny nóŜ. 

Patrzyła na niego rozszerzonymi strachem oczami. 
 - Nie chciałem cię tak przestraszyć. Przepraszam. Naprawdę nie 

chciałem  -  usprawiedliwiał  się  Lucas.  Wolno  odjął  dłoń  od  jej  ust.  - 
Wszystko w porządku? 

 - Ja teŜ cię przestraszyłam, prawda? - roześmiała się Natalie. 
 - Mnie i wszystkich sąsiadów - Lucas odwzajemnił jej uśmiech. - 

Nie zdziwiłbym się, gdyby któryś zadzwonił na policję przekonany, Ŝe 
tu kogoś mordują. 

W jednej chwili Natalie spowaŜniała. 
 -  Tak  myślisz?  -  przestraszyła  się.  Ostatnią  rzeczą,  jakiej  teraz 

pragnęła,  byłoby  przybycie  policji.  Musiałaby  tłumaczyć  kolegom 
ojca, jak to się stało, Ŝe zastali ją nagą na podłodze w salonie z jakimś 
maniakiem seksualnym groŜącym jej noŜem. - Puść mnie. - Poruszyła 
się niespokojnie. 

 - Nie ma mowy - Lucas przecząco pokręcił głową. - Obiecałaś mi 

coś,  pamiętasz?  -  powiedział  wolno,  kładąc  dłoń  na  jej  piersi.  Drugą 
ręką  ostroŜnie  zdjął  jej  okulary  i  połoŜył  na  stoliku  obok.  -  Ściślej 
mówiąc  złoŜyłaś  parę  obietnic,  dotyczących  pewnych  bardzo 
szczególnych usług, jakie miałaś mi wyświadczyć, jeśli uda mi się cię 

background image

złapać.  Złapałem  cię  -  delikatnie  przesunął  dłonią  po  piersi 
dziewczyny - i nie zamierzam cię puścić, dopóki nie spełnisz swoich 
obietnic. 

 - Zawsze dotrzymuję słowa - zamruczała Natalie, pręŜąc się pod 

dotknięciem  jego  rąk.  Zapomniała  o  policji  i  sąsiadach.  Liczył  się 
tylko  on.  MęŜczyzna  pochylający  się  nad  nią  i  wpatrzony  w  nią 
poŜądliwym wzrokiem. - Nie rzucam słów na wiatr. 

Wyciągnęła  dłoń  i  rozpięła  zamek  w  spodniach  Lucasa.  Pod 

spodem był zupełnie nagi. Popchnęła go lekko. MęŜczyzna posłusznie 
przewrócił się na plecy. Natalie klęcząc nachyliła się nad nim. Pieściła 
go przesuwając wolno językiem i ustami po całym ciele męŜczyzny. 

Lucas  oddychał  cięŜko.  Jeszcze  nigdy  nie  zdarzyło  mu  się,  aby 

kobieta  z  takim  oddaniem  i  namiętnością  pieściła  jego  ciało. 
Właściwie  to  nigdy  przedtem  Ŝadna  kobieta  nie  kochała  się  z  nim  w 
ten  sposób.  Czuł,  Ŝe  dłuŜej  juŜ  nie  potrafi  znieść  napięcia 
towarzyszącego oczekiwaniu. 

 -  Natalie!  -  wyciągnął  rękę  i  zanurzył  palce  w  jedwabisto 

miękkich włosach dziewczyny. - Natalie! 

Dziewczyna  uniosła  głowę,  aby  popatrzeć  na  niego.  Jej  twarz 

rozjaśnił triumfujący uśmiech. Wyciągając się nad leŜącym rozchyliła 
uda  i  pozwoliła,  Ŝeby  wszedł  w  nią.  Rytmicznie  poruszając  biodrami 
unosiła się i opadała, dąŜąc ku ostatecznemu spełnieniu. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

 
Następnego  ranka  podczas  porannej  toalety,  Natalie  spytała 

Lucasa, skąd wiedział, Ŝe znajdzie ją właśnie w "Latarniku". 

 - Przejrzałem cię. 
Natalie  pytająco  uniosła  brwi,  patrząc  na  odbitą  w  lustrze  twarz 

męŜczyzny. Lucas roześmiał się. 

 -  Twój  informator  cię  zdradził  -  wyznał,  choć  pierwsza  część 

odpowiedzi nie była aŜ tak niezgodna z prawdą. Chwilami wydawało 
mu  się,  Ŝe  czyta  w  jej  myślach.  -  Ktoś  z  Archiwum  Policyjnego 
zadzwonił do twego ojca i powiedział, Ŝe byłaś tam i  wypytywałaś o 
Dobbsa. 

 -  ZałoŜę  się,  Ŝe  to  ta  nowa,  którą  przyjęli  na  miejsce  Jeffriesa  - 

mruknęła gniewnie Natalie, poprawiając fryzurę. - Wygląda na taką. 

 -  Skoro  ty  tak  twierdzisz  -  zgodził  się  Lucas.  Usiłował  właśnie 

ogolić  się  cudzą maszynką  i  całą  uwagę  skoncentrował  na  tym,  Ŝeby 
się  nie  zaciąć.  -  W  kaŜdym  razie,  twój  ojciec  zadzwonił  do  mnie. 
Pomyślał  sobie,  Ŝe  moŜe  chciałbym  wiedzieć,  co  porabia  mój 
wspólnik.  Powiedział  -  Lucas  podniósł  głos,  Ŝeby  usłyszała  go  w 
sypialni,  gdzie  kończyła  się  ubierać  -  Ŝe  jeśli  zaleŜy  mi  na  własnej 
skórze,  powinienem  jak  najszybciej  tam  pojechać  i  upewnić  się,  Ŝe 
jego dziecince nie grozi niebezpieczeństwo. 

Porucznik  Bishop  wyraził  teŜ  swoją  radość,  Ŝe  Natalie  w  końcu 

znalazła  sobie  kogoś,  kto  będzie  się  nią  opiekował.  O  tym  jednak 
Lucas postanowił na razie nie wspominać. 

 -  Przypomnij  mi,  Ŝebym  mu  podziękowała  -  odpowiedziała 

Natalie.  Stanęła  w  drzwiach  łazienki,  dopinając  zamek  wąskiej, 
turkusowej  spódniczki.  -  Ale  najpierw  zrugam  go  za  to,  Ŝe  znowu 
wtrąca się w moje Ŝycie. 

 -  Czy  moŜna  go  za  to  winić?  -  Lucas  uśmiechnął  się.  -  Jest 

przecieŜ twoim ojcem. - On sam był zdania, Ŝe obawy starszego pana 
były  całkiem  uzasadnione.  -  Ktoś  powinien  się  o  ciebie  troszczyć  - 
dodał, pochylając się nad zlewem, aby zmyć z twarzy resztki mydła. - 
Masz zwyczaj pakować się w największe tarapaty, kiedy nie ma przy 
tobie  kogoś,  kto...  -  dalsze  słowa  stłumił  ręcznik,  którym  Lucas 
energicznie wycierał sobie twarz. 

Natalie zastygła przed lustrem ze szminką w dłoni. 

background image

 -  Co  proszę?  -  spytała  wolno.  Wiedziała,  Ŝe  nie  spodoba  jej  się 

to, co za chwilę usłyszy. 

MęŜczyzna  przerzucił  ręcznik  przez  ramię  i  popatrzył  na  nią 

uwaŜnie. 

 - Masz zwyczaj pakować się w największe tarapaty - powtórzył. 
 -  To  juŜ  słyszałam,  choć  wcale  się  z  tym  nie  zgadzam  -  Natalie 

skończyła  malować  usta  i  wsunęła  szminkę  do  torebki.  -  Mam 
przeczucie, Ŝe nie spodoba mi się dalsza część twojej wypowiedzi, ale, 
proszę, dokończ. 

 - Masz zwyczaj pakować się w kłopoty, kiedy nie ma przy tobie 

kogoś,  kto  poskromiłby  twoje  dzikie  zapędy  -  dokończył  Lucas 
spokojnie. 

 -  Poskramia  się  dzikie  zwierzęta  -  poinformowała  go  Natalie 

pełnym  urazy  tonem  -  a  nie  dorosłych  ludzi.  Jestem  dorosła  i 
odpowiadam  za  siebie  i  za  to,  co  robię.  Nawet  za  te  moje,  jak  to 
określiłeś, dzikie zapędy. 

 - Nie to miałem na myśli. Ja... 
 - Nieprawda! - przerwała mu. - Tak właśnie uwaŜasz, inaczej nie 

mówiłbyś  tego  -  stwierdziła  gorzko  i  nie  oglądając  się  na  niego, 
opuściła łazienkę. 

Lucas, okręcając się w pasie ręcznikiem, ruszył za nią. 
 -  Natalie!  -  zawołał  udając  przeraŜenie.  -  Chyba  się  znowu  nie 

pokłócimy? 

 - JuŜ się pokłóciliśmy - odpowiedziała gniewnie - i będziemy się 

sprzeczać  za  kaŜdym  razem,  kiedy  zaczniesz  się  wtrącać  w  moje 
Ŝ

ycie,  powtarzając,  Ŝe  robisz  to  dla  mojego  własnego  dobra.  - 

Przytrzymując  się  klamki  wsunęła  stopy  w  wysokie,  turkusowe 
pantofle.  -  Nigdy  nie  pozwalałam  ojcu,  aby  wsadzał  nos  w  moje 
sprawy i nie pozwolę tobie! 

 - Czy ostatnia noc nic dla ciebie nie znaczy? 
 -  O  tak!  -  zaperzyła  się  Natalie.  -  Wiem,  Ŝe  powinnam  być 

bardziej ostroŜna i lepiej zacierać za sobą ślady, Ŝebyś nie mógł trafić 
za  mną  do  tego  baru  i  zepsuć  wszystkiego.  Jeśli  kiedykolwiek  w 
przyszłości  znajdę  się  w  podobnej  sytuacji,  rozegram  to  zupełnie 
inaczej... 

 - Nie o tym mówiłem. 
 - Nie? A o czym? Lucas popatrzył jej w oczy. 

background image

 -  Czy  nie  uwaŜasz,  Ŝe  ta  ostatnia  noc  dała  mi  pewne  prawa, 

których nie ma twój ojciec? 

Natalie skrzywiła się. 
 -  No  proszę!  Tacy  właśnie  są  męŜczyźni!  -  Z  niesmakiem 

pokiwała  głową.  -  Nie.  Ostatnia  noc  nie  dała  ci  Ŝadnych  praw,  jeśli 
pod  pojęciem  prawa,  rościsz  sobie  pretensje  do  kierowania  moim 
Ŝ

yciem.  Kochaliśmy  się  i  to  było...  hm,  bardzo  przyjemne  i... 

chciałabym  zrobić  to  znowu,  ale  to  niczego  nie  zmienia  -  ciągnęła, 
zastanawiając się w duchu, dlaczego jej słowa brzmią tak fałszywie. - 
Jestem  całkowicie  niezaleŜnym  człowiekiem,  tak  jak  i  ty.  PoniewaŜ 
umówiliśmy  się,  Ŝe  będziemy  wspólnikami,  mogę,  choć  wcale  nie 
muszę,  informować  cię,  gdzie  i  po  co  idę,  ale  nigdy,  słyszysz,  nigdy 
nie będę cię pytać o zgodę. Jasne? 

 - Jasne - wycedził Lucas przez zaciśnięte zęby. 
 -  To  dobrze.  -  Natalie  sięgnęła  po  torebkę.  -  Muszę  juŜ  iść. 

Umówiłam się na śniadanie z klientem i nie mogę czekać, aŜ raczysz 
się wreszcie ubrać - oznajmiła, wyciągając z torebki klucze i rzucając 
je  na  łóŜko.  -  Bądź  łaskaw  zamknąć  drzwi,  jak  będziesz  wychodził, 
dobrze? 

Nie  czekając  na  odpowiedź  ruszyła  do  drzwi.  Po  drodze 

zatrzymała  się  na  krótką  chwilę  w  gabinecie,  aby  wziąć  leŜące  na 
biurku notatki potrzebne jej na umówione spotkanie. 

Przed  domem  czekała  ją  przykra  niespodzianka.  Czarny  dŜip 

Lucasa,  zaparkowany  tuŜ  za  jej  szarym  fordem,  całkowicie  blokował 
wyjazd. Natalie przez dłuŜszą chwilę stała nieruchomo na werandzie, 
niecierpliwie  stukając  wysokim  obcasem  i  zastanawiając  się,  co  w 
takiej  sytuacji  powinna  zrobić.  Kiedy  wychodziła  z  sypialni,  Lucas 
zaczynał  się  ubierać.  To  nie  powinno  zająć  mu  duŜo  czasu.  Będzie 
gotowy  za  parę  minut  Lepiej  poczeka  na  niego  w  samochodzie.  Nie 
było sensu wracać do domu i prosić go, Ŝeby przestawił dŜipa. 

Mrucząc  gniewnie  wsunęła  się  za  kierownicę  forda.  Co,  u  licha, 

się z nią dzieje?! Dlaczego pozwoliła mu... no dobrze, niech będzie, Ŝe 
to  ona  zaciągnęła  go  do  łóŜka,  ale  dlaczego  to  zrobiła,  skoro 
wiedziała, Ŝe to nie jest męŜczyzna dla niej?! Miała świadomość tego 
od  pierwszej  chwili,  kiedy  ujrzała  go  w  domu  Sherri  i  Ricka 
Peytonów. Lucas przypominał jej ojca, twardego eksmarynarza, który 
przez 

całe 

Ŝ

ycie 

wyznawał 

zasadę, 

Ŝ

kobieta 

powinna 

podporządkować  się  we  wszystkim  męŜczyźnie.  Oczywiście  dla 

background image

swego  własnego  dobra.  Tak  jakby  męŜczyźni  kiedykolwiek  mieli 
odwagę  przyznać,  Ŝe  jest  to  spowodowane  przede  wszystkim  ich 
wygodą. 

Nic  dziwnego,  Ŝe  związek  z  Lucasem  Sinclairem  oznaczał 

bezustanną walkę o niezaleŜność w myśleniu, podejmowaniu decyzji, 
działaniu. Ale dlaczego w takim razie nie potrafiła powiedzieć sobie: 
koniec?! Dlaczego nie mogła mu się oprzeć?! Co takiego miał w sobie 
ten  męŜczyzna,  Ŝe  nie  przestawała  myśleć  o  nim  dzień  i  noc?!  I 
dlaczego tak bardzo go pragnęła?! 

Natalie ze złością uderzyła pięścią w kierownicę. O nie! Nie jest 

przecieŜ  taką  słodką,  naiwną  panienką  jak  Sherri  czy  Andrea,  które 
były  gotowe  do  największych  poświęceń  w  imię  miłości  do 
męŜczyzny. Zresztą, kto mówi o miłości. Nie kochała Lucasa. 

 -  Nie!  -  oświadczyła  na  głos  w  nadziei,  Ŝe  zabrzmi  to  bardziej 

przekonywająco. - Nie kocham go! 

Miłość  nie  miała  nic  wspólnego  z  tym,  co  ich  łączyło.  Była  to 

jedynie  namiętność,  pociąg  fizyczny.  Nie  potrafili  nawet  ze  sobą 
normalnie  porozmawiać.  KaŜda  rozmowa  przeradzała  się  w  kłótnię. 
Rozumieli  się  tylko  w  łóŜku.  Poza  tym,  kiedy  skończy  się  sprawa 
Peytona, przestaną się spotykać i szybko o sobie zapomną. 

Natalie  zadrŜała  lekko.  Nie  chciała  teraz  tego  roztrząsać. 

Odczuwała  dziwną  pustkę  i  Ŝal  w  sercu  na  myśl,  Ŝe  nie  zobaczy  go 
więcej.  Mocno  wcisnęła  klakson.  Ciszę  rozdarł  głośny,  jękliwy 
sygnał. 

 - Jak długo moŜna wkładać spodnie?! - mruknęła ze złością. 
Lucas  pojawił  się  na  ganku  dobre  pięć  minut  później.  Rzucił  jej 

pełne  dezaprobaty  spojrzenie.  Nie  wątpiła,  Ŝe  nie  spodobało  mu  się 
uŜycie klaksonu. Odwrócił się i długo manewrował kluczem w zamku. 
O wiele dłuŜej, niŜ wymagała tego prosta czynność zamknięcia drzwi 
- pomyślała Natalie, przyglądając się temu ze zmarszczonym czołem. 

Wreszcie  nie  spiesząc  się,  ruszył  w  jej  stronę.  Czuła,  Ŝe  Lucas 

chce  sprowokować  ją  do  głośnego  wyraŜenia  swego  niezadowolenia. 
Wiedział, Ŝe jego dŜip blokuje wyjazd. Postanowiła, Ŝe nie da mu tej 
satysfakcji  i  tylko  zerknęła  na  niego  z  urazą,  kiedy  przez  uchylone 
okienko wręczył jej klucze od domu. 

Chwyciła je zręcznym ruchem i cisnęła na siedzenie, odwracając 

głowę i tym samym dając mu do zrozumienia, Ŝe nie zamierza z nim 
rozmawiać. Zapaliła silnik. We wstecznym lusterku obserwowała, jak 

background image

męŜczyzna  wolnym  krokiem  podszedł  do  dŜipa,  wsiadł  i  wycofał 
samochód z podjazdu. 

Parę  minut  później,  kiedy  czarny  dŜip  zniknął  z  pola  widzenia, 

Natalie  nadal  siedziała  w  samochodzie  przed  domem.  Obie  ręce 
złoŜyła  na  kierownicy,  oparła  o  nie  czoło.  Po  policzkach  płynęły  jej 
łzy. CzyŜby to był koniec?! Czy tak miała się skończyć najpiękniejsza 
przygoda jej Ŝycia?! 

Lucas  zmuszał  się,  aby  prowadzić  wolno  i  uwaŜnie.  Jedyne, 

czego pragnął w tej chwili, to wcisnąć do końca pedał gazu i popędzić 
gdzieś  przed  siebie,  gdzie  oczy  poniosą,  niczym  jakiś  współczesny 
Romeo po kłótni ze swoją Julią. Tak właśnie się czuł. Jak zakochany 
smarkacz,  któremu  dziewczyna  oświadczyła,  Ŝe  z  nim  zrywa,  ot  tak, 
bez Ŝadnego istotnego powodu. 

 - Cholera! - Ze złością uderzył dłonią w kierownicę. PrzecieŜ ona 

nawet nie jest w jego typie! Wcale mu się nie podoba. 

Wiedział  jednak,  Ŝe  to  nieprawda.  Podobało  mu  się  w  niej 

wszystko.  Absolutnie  wszystko,  z  wyjątkiem  tej  jej  piekielnej 
niezaleŜności  i  podkreślania  na  kaŜdym  kroku,  Ŝe  jest  taka 
samodzielna i zaradna. 

To  niedobrze  -  pomyślał.  -  Chyba  się  w  niej  nie  zakocham?  A 

jeśli  to  juŜ  się  stało?!  Kiedy  to  mogło  nastąpić?  -  zamyślił  się. 
Wczorajszej  nocy?  Chciał  wierzyć,  Ŝe  to  tak  właśnie  było,  poniewaŜ 
wtedy  łatwiej  mógłby  wyperswadować  sobie  tę  miłość.  Seks  miał 
niewiele wspólnego z prawdziwym uczuciem. Czasem moŜna te dwie 
rzeczy  ze  sobą  pomylić.  Szczególnie,  kiedy  jakaś  kobieta  działa  na 
niego tak jak Natalie. 

Ale  z  Natalie  było  inaczej.  Był  w  niej  zakochany  na  długo 

przedtem, zanim poszli ze sobą do łóŜka. Po raz pierwszy uświadomił 
to  sobie  wczorajszego  popołudnia,  kiedy  modląc  się  w  duchu  o 
cierpliwość  uspokajał  rozhisteryzowaną  bratową.  Nieświadomie 
porównywał wiecznie wymagającą opieki Sherri z niezaleŜną Natalie. 
To  był  dla  niego  prawdziwy  szok,  kiedy  w  pewnej  chwili  zdał  sobie 
sprawę, Ŝe kobieta, którą zawsze uwaŜał za swój ideał, jest, w gruncie 
rzeczy,  na  dłuŜszą  metę  nie  do  wytrzymania.  Ku  swemu  zdziwieniu 
przyłapał się na tym, Ŝe w dyplomatyczny sposób radził bratowej, aby 
zapisała  się  na  kurs  księgowości  i  sama  zajęła  się  uporządkowaniem 
bałaganu, jaki zostawił Rick. 

background image

No  a  potem  zadzwonił  ojciec  Natalie,  Ŝeby  powiadomić  go,  iŜ 

jego  wspólnik  moŜe  wpakować  się  w  tarapaty.  Lucas  zamiast 
odpowiedzieć,  Ŝe  Nathan  sam  powinien  się  tym  zająć  -  w  końcu 
Natalie była jego córką - niby jakiś błędny rycerz wyruszył na ratunek 
wybrance swego serca. 

I Ŝeby chociaŜ to doceniła?! Nie! Ona musiała oczywiście obrazić 

się na niego. Za to, Ŝe uchronił ją przed niebezpieczeństwem. Był tak 
wściekły,  Ŝe  mógłby  udusić  ją  gołymi  rękami  za  tę  bezmyślność  i 
głupotę.  Jednocześnie  pragnął  tulić  ją  w  ramionach  i  całować.  Nigdy 
przedtem nie odczuwał tego w stosunku do Ŝadnej innej kobiety. 

Tak! Był w niej zakochany! Zakochany po uszy i to zanim poszli 

do łóŜka! Nie wiedział, dlaczego właśnie ona. Nie miał pojęcia, jak to 
się stało. Ale to nie zmieniało faktu, Ŝe kochał Natalie Bishop. 

 - Cholera! - zaklął głośno. - Wcale mi się to nie podoba! 
Atrakcyjna,  mała  Natalie,  z  tymi  swoimi  niebotycznie  wysokimi 

szpilkami  i  niepojętą  wręcz  zdolnością  do  wyprowadzania  go  z 
równowagi  za  kaŜdym  razem,  kiedy  otwierała  koralowe  usteczka, 
oznaczała  jedynie  kłopoty.  Co  do  tego  Lucas  nie  miał  najmniejszych 
wątpliwości. Ale dlaczego, w takim razie, z niecierpliwością wyglądał 
w przyszłość?! 

Natalie,  aczkolwiek  niechętnie,  musiała  w  końcu  przyznać,  Ŝe 

ś

ledztwo  w  sprawie  morderstwa  Ricka  Peytona  utkwiło  w  martwym 

punkcie.  Zdobyła  wszystkie  moŜliwe  do  uzyskania  informacje  na 
temat  ofiary.  Poznała  stan  jego  konta,  przejrzała  akta,  wiedziała 
nawet, gdzie i na jakie sumy Rick ubezpieczył siebie i swoje mienie. 
Za  parę  dni  będzie  miała  wykaz  wszystkich  rozmów  telefonicznych, 
jakie przeprowadził Peyton przez ostatnie pół roku. Nie miała zamiaru 
siedzieć z załoŜonymi rękami. Gdyby nie wczorajszy występ Lucasa, 
mogłaby  wrócić  do  „Latarnika"  i  kontynuować  poszukiwania 
tajemniczego Dobbsa. Niestety, w obecnej sytuacji było to całkowicie 
wykluczone. Nie mogła przecieŜ ni stąd, ni zowąd pojawić się w barze 
po tym, jak jej towarzysz powalił trzech stałych bywalców. 

Musiała  coś  wymyślić.  Była  zbyt  zdenerwowana,  aby  usiedzieć 

na  miejscu.  Musi  się  zająć  czymś  konkretnym,  Ŝeby  nie  myśleć  o... 
nim i tamtej nocy. 

Wściekła  na  siebie  za  chwile  słabości,  Natalie  wróciła  do  domu, 

aby  przepisać  raport,  który  podyktowała  do  dyktofonu  podczas 
porannego  spotkania  z  klientem.  Dotyczył  on  podejrzeń  o  nielegalne 

background image

wyłudzenie odszkodowania. Pracowicie wystukała na maszynie raport 
dla  towarzystwa  ubezpieczeniowego,  po  czym  zadzwoniła,  Ŝeby 
uprzedzić ich o swojej wizycie. Wykonała teŜ parę innych telefonów. 
Wreszcie  ulegając  nieodpartej  pokusie,  stanęła  w  drzwiach  sypialni. 
Tęsknym spojrzeniem obrzuciła łóŜko... 

 -  A  niech  to  wszyscy  diabli!  -  zamruczała  gniewnie  pod  nosem. 

Stała przy łóŜku tuląc w ramionach poduszkę, na której jeszcze nie tak 
dawno spoczywała ciemna głowa męŜczyzny. 

Gwałtownie  puściła  poduszkę,  jakby  cienkie  płótno  paliło  ją  w 

dłonie. Wróciła do gabinetu, Ŝeby włączyć automatyczną sekretarkę i 
czym prędzej opuściła dom. 

Muszę natychmiast się czymś zająć - postanowiła zdecydowanie, 

wsiadając do samochodu. - Czymś, co zaprzątnęło by mnie bez reszty 
i odwróciło myśli od tego męŜczyzny. 

Pojechała  do  biura  Galaktyki.  Upewniwszy  się  w  rozmowie  z 

sekretarką, Ŝe Lucas wyjechał i nie wróci wkrótce, udała się wprost do 
pokoju  zajmowanego  do  niedawna  przez  Ricka  Peytona.  Dokładnie 
przejrzała leŜące na biurku papiery. Nie pominęła ani jednej szuflady, 
ani  jednej  półki.  Stojący  obok  telefonu  kalendarz  okazał  się  istną 
kopalnią  informacji.  Znajdowały  się  tam  nazwiska  i  numery  ludzi,  z 
którymi  Rick  spotykał  się  w  interesach  albo  na  partię  tenisa,  a  takŜe 
nazwy restauracji, w których umawiał się na drinka lub lunch. Natalie 
pracowicie spisała te dane, po czym sięgnęła po słuchawkę i wykręciła 
numer  domowy  Peytonów.  Sherri  odezwała  się  dopiero  po  szóstym 
dzwonku. 

 - Halo? - spytała ostroŜnie. 
 - Cześć! To ja, Natalie! Nie chciałam ci przeszkadzać, ale... 
 - AleŜ skąd! - zaprotestowała wdowa po Ricku Peytonie. - Wcale 

mi nie przeszkadzasz, tylko bałam się, Ŝe to znowu ktoś z tej agencji. 

 - A co? Telefonowali drugi raz? 
 -  Przez  cały  ranek.  Nie  miałam  pojęcia,  Ŝe  Ricky  był  winny 

pieniądze  tylu  ludziom.  Doszło  do  tego,  Ŝe  cała  drŜę  za  kaŜdym 
razem, kiedy zadzwoni telefon. 

 - Nie musisz wcale z nimi rozmawiać. 
 - Nie muszę? 
 - Nie - zapewniła ją Natalie. - Istnieją ścisłe przepisy regulujące 

działanie tych agencji. Nękanie ludzi telefonami jest zabronione. 

background image

 -  Aale...  nie  wiem,  to  znaczy...  w  jaki  sposób  mam  się  ich 

pozbyć? 

 - Czy masz adwokata, Sherri? 
 - Hmmm... jest pan Kemp - zamyśliła się Sherri. - Zajmował się 

testamentem Ricka. 

 -  Pytałam,  czy  ty  masz  adwokata.  Swojego  własnego  adwokata. 

Kogoś,  komu  mogłabyś  zaufać  i  kto  pomógłby  ci  uporządkować  te 
wszystkie  sprawy  -  cierpliwie  tłumaczyła  Natalie,  choć  dobrze  znała 
odpowiedź.  -  Wiesz  co?  Wpadnę  do  ciebie  i  przywiozę  ci  telefony 
paru znajomych prawników. I tak  miałam zamiar cię dziś odwiedzić. 
Chciałam  rozejrzeć  się  po  gabinecie  Ricka,  jeśli  nie  masz  nic 
przeciwko temu. No więc, jak? 

 - No cóŜ... sama nie wiem. 
 -  Doskonale  cię  rozumiem,  Sherri,  ale  powinnaś  uświadomić 

sobie,  Ŝe  wcześniej  czy  później  będziesz  musiała  uporządkować  te 
sprawy.  A  im  dłuŜej  będziesz  z  tym  zwlekać,  tym  trudniej  ci  będzie 
się za to zabrać. 

Z drugiej strony słuchawki doleciało ją głębokie westchnienie. 
 - To samo mówił Lucas. 
 - Tak? 
 -  Powiedział,  Ŝe  pomoŜe  mi,  ale  pewne  decyzje  muszę  podjąć 

sama  i...  moŜliwe,  Ŝe  ogłoszenie...  bbankructwa  -  głos  Sherri  zadrŜał 
lekko,  gdy  wymawiała  to  słowo  -  będzie  jedynym  wyjściem. 
Spytałam,  czy  nie  mógłby  zająć  się  tym  w  moim  imieniu,  ale  on 
odpowiedział, Ŝe muszę nauczyć się dawać sobie radę sama. 

 - Naprawdę? 
 - Tak - Sherri znowu westchnęła. - Będę ci bardzo wdzięczna za 

nazwiska tych prawników. 

Natalie  zapisała  numery  telefonów  kilku  znajomych  mecenasów, 

a  takŜe  numer  swojej  starszej  siostry  na  wypadek,  gdyby  Sherri 
chciała  porozmawiać  z  kimś,  kto  znalazł  się  w  podobnej  sytuacji  i 
jakoś z niej wybrnął. 

W  dwie  godziny  później  opuściła  dom  Peytonów  chowając  do 

torebki nieduŜe zdjęcie Ricka Peytona. Pokazując je wraz z policyjną 
fotografią  Dobbsa  obeszła  wszystkie  restauracje,  których  numery 
znalazła w kalendarzyku Ricka, wypytując barmanów i kelnerów, czy 
któryś z nich widział tych dwóch razem. Niestety, ten pomysł okazał 

background image

się  niewypałem.  Nikt  nie  potrafił  udzielić  jej  Ŝadnej  konkretnej 
odpowiedzi. 

Potem Natalie udała się w sąsiedztwo "Latarnika". OkrąŜając bar 

duŜym  kołem  w  obawie,  aby  nie  natknąć  się  na  Cala  lub  jego 
przyjaciół,  wypytywała  w  okolicznych  sklepikach  o  Ricka  i  Dobbsa. 
Tu równieŜ nikt nie potrafił jej pomóc. 

Nie  rezygnując  z  dalszego  śledztwa,  postanowiła  zadzwonić  do 

jednego z męŜczyzn, z którymi Peyton grywał w tenisa. Złapała go w 
chwili,  kiedy  wychodził  z  biura.  Tenisowy  partner  Ricka  okazał  się 
bardzo  cennym  źródłem  informacji.  MęŜczyzna  był  szkolnym  kolegą 
Ricka.  Nawet  razem  studiowali  i  naleŜeli  do  tego  samego  klubu. 
Natalie  dowiedziała  się  od  niego  nie  tylko  o  osiągnięciach  Ricka  w 
tenisie. 

Jak  się  okazało,  zamiłowanie  Peytona  do  gier  hazardowych  nie 

było dla jego kolegi niczym nowym. JuŜ na uniwersytecie Rick miał z 
tego  powodu  wiele  kłopotów.  Pomagała  mu  wtedy  matka,  spłacając 
długi  syna.  KrąŜyły  plotki,  Ŝe  Rick  został  przyłapany  na  ściąganiu  w 
trakcie  egzaminu,  ale  i  ta  sprawa  została  zatuszowana  dzięki 
interwencji Barbary Peyton. 

 -  Matka  Ricka  podarowała  jakąś  okrągłą  sumkę  na  nowe 

laboratorium,  czy  coś  w  tym  rodzaju  -  wyjaśnił  męŜczyzna.  - 
Skończyły  się  gadki  na  temat  ściąg,  które  rzekomo  przy  nim 
znaleziono. 

Natalie siedząc w samochodzie zastanawiała się, dlaczego Rick i 

tym razem nie zwrócił się z prośbą o pomoc do Barbary. Wyciągnęła 
go  z  kłopotów  juŜ  tyle  razy.  Ale  przecieŜ  Lucas  napomknął,  Ŝe 
młodszy  brat  pragnął  uwolnić  się  wreszcie  spod  kontroli  matki. 
Natalie  doskonale  to  rozumiała.  Rick  Peyton  chciał  udowodnić 
wszystkim,  a  zwłaszcza  samemu  sobie,  Ŝe  umie  pokierować  swoim 
Ŝ

yciem.  Niestety,  nie  udało  mu  się.  A  moŜe  nie  był  w  stanie  zdobyć 

się  na  konieczne  ofiary?  Nie  umiał  zrezygnować  z  dotychczasowego 
stylu Ŝycia. Bał się, Ŝe utraci podziw małej Sherri, jeśli zwróci się do 
niej z prośbą o pomoc. Zapomniał, a moŜe nigdy nie brał pod uwagę 
tego,  Ŝe  małŜeństwo  powinno  być  związkiem  partnerskim. 
Najwyraźniej  Rick  Peyton  nie  ufał  swojej  małej  Ŝonie.  A  czy  ona 
sama  wierzyła  człowiekowi,  którego  kochała?  -  Natalie  uświadomiła 
sobie  nagle,  Ŝe  nie  ma  juŜ  najmniejszych  wątpliwości.  Tak,  kochała 
Lucasa.  To nie był jedynie pociąg fizyczny.  To była  miłość. Była po 

background image

uszy  zakochana  w  męŜczyźnie,  który  był  Ŝywym  ucieleśnieniem 
wszystkich  najbardziej  znienawidzonych  przez  nią  cech.  Jak  więc  to 
moŜliwe,  aby  mogła  go  kochać?  MoŜe  myliła  się?  MoŜe  Lucas  był 
zupełnie inny, niŜ uwaŜała. 

Zgoda,  wyglądał  na  męŜczyznę,  który  samym  spojrzeniem 

mógłby powstrzymać całą armię. MoŜe rzeczywiście wierzył w to całe 
gadanie,  Ŝe  kobieta  jako  słabsza  istota  potrzebuje  silnego, 
opiekuńczego  ramienia  męŜczyzny.  Ale  przecieŜ  zawsze  traktował  ją 
z  szacunkiem,  jak  kogoś  równego  sobie.  No  cóŜ,  on  równieŜ  ulegał 
czasem  złudnemu  wraŜeniu,  Ŝe  taka  drobina  jak  ona  nie  potrafi 
poradzić sobie sama, ale czyŜ ten niewątpliwy objaw troskliwości nie 
sprawiał jej przyjemności? 

Zresztą  Lucas  nigdy  nie  zachował  się  wobec  niej  niegrzecznie. 

Nie  lekcewaŜył  jej  opinii  i  nie  pamiętała,  Ŝeby  kiedykolwiek  dał  jej 
odczuć słowem bądź zachowaniem, Ŝe jej zdanie się nie liczy. 

CzyŜby więc myliła się co do niego? Dała się zwieść pozorom? Z 

góry załoŜyła, Ŝe to jeden z tych facetów, którzy uwaŜają, Ŝe miejsce 
kobiety jest w kuchni i przy dzieciach. 

Kto w takim razie był do kogo uprzedzony? - Natalie westchnęła 

cięŜko i oparła czoło o załoŜone na kierownicy ręce. Wyglądało na to, 
Ŝ

e padła ofiarą swoich własnych pochopnych sądów. To z jej winy nie 

wszystko  układało  się  tak  jak  powinno  w  ich  związku.  Jeśli  w  ogóle 
coś ich jeszcze łączyło... O ile kiedykolwiek łączyło ich coś więcej niŜ 
tylko łóŜko?... 

 -  Nie  bądź  idiotką!  -  mruknęła,  zła  na  siebie  za  podobne 

przypuszczenia. Oczywiście, Ŝe łączy ich coś więcej niŜ ta jedna noc, 
którą  ze  sobą  spędzili.  Przynajmniej  miała  taką  nadzieję.  Westchnęła 
cięŜko  jeszcze  raz  i  ruszyła  do  biura  Galaktyki  z  silnym 
postanowieniem rozstrzygnięcia dręczących ją wątpliwości. 

Mimo  Ŝe  dochodziła  juŜ  siódma  wieczór  w  piątek,  wszystkie 

miejsca na parkingu przed biurowcem Galaktyki były zajęte. Stał tam 
dobrze  jej  znany  czarny  dŜip,  stara  furgonetka  Daniela  i 
nieoznakowany  wóz  policyjny,  w  którym,  ku  swemu  zdziwieniu, 
Natalie rozpoznała samochód ojca. 

Przeczuwając  kłopoty,  zaparkowała  forda  po  przeciwnej  stronie 

ulicy  i  biegiem  ruszyła  do  biura.  Lucas  i  porucznik  Bishop  stali 
odwróceni  plecami  do  drzwi  wejściowych,  pochyleni  nad  czymś,  a 
raczej nad kimś siedzącym w fotelu przy recepcji. 

background image

 - Co się tu dzieje? - spytała Natalie, poklepując ojca po szerokich 

plecach,  Ŝeby  pozwolił  jej  spojrzeć.  -  Tato?  Co  się...  O  mój  BoŜe! 
Daniel! - Wyciągnęła dłoń, aby dotknąć twarzy brata, po czym cofnęła 
ją  zaraz  w  obawie,  Ŝe  moŜe  sprawić  mu  jeszcze  więcej  bólu.  Prawe 
oko  Daniela  było  całkowicie  zasłonięte  opuchlizną,  a  na  jego  lewym 
policzku  tworzył  się  właśnie  rozległy  zielonogranatowy  siniec.  Do 
spuchniętego nosa przyciskał zakrwawioną chusteczkę. 

 - Co ci się stało? 
 - Twój przyjaciel z baru złoŜył mu krótką wizytę - odpowiedział 

za Daniela Lucas. 

 - Mój przyjaciel? - powtórzyła za nim nie rozumiejąc. 
 - No wiesz, ten tłusty blondyn, z którym miałaś kłopoty. 
 -  Chodzi  ci  o  Cala?  O  mój  BoŜe!  -  Natalie  ostroŜnie  dotknęła 

opuchniętego policzka. - Czy to on cię tak urządził? 

 -  Uderzył  mnie  zaledwie  dwa  razy,  Nat  -  odpowiedział  jej  brat, 

odsuwając chusteczkę od twarzy. - Trudno to nazwać pobiciem. 

 -  Ale  dlaczego?  -  Natalie  popatrzyła  na  Lucasa  pytająco.  - 

Myślisz, Ŝe to przeze  mnie? śe Cal pobił Daniela z powodu tego, co 
zaszło wczoraj w barze? 

 - Wątpię - uspokoił jej sumienie Lucas. - Chyba Ŝe powiedziałaś 

mu, kim naprawdę jesteś... 

Natalie przecząco pokręciła głową. 
 - W takim razie, dlaczego? - powtórzyła patrząc na posiniaczoną 

twarz brata. 

 -  Powiedział,  Ŝe  ma  dla  niego  wiadomość  od  Marty  Dobbsa  - 

wyjaśnił Lucas. - Tak, Daniel? 

Daniel przytaknął w milczeniu. 
 -  Wiadomość?  -  Natalie  przeniosła  pytające  spojrzenie  z  twarzy 

brata  na  Lucasa.  -  Myślisz,  Ŝe  Dobbs  usiłuje  wydobyć  od  Daniela 
pieniądze, które był mu winien Rick Peyton? 

 - Na to wygląda. 
 - Ale przecieŜ to... 
 - Chciałbym wiedzieć, dziecinko - wtrącił porucznik Bishop - jak 

to  się  stało,  Ŝe  ten  bandzior,  który  pobił  Daniela,  jest  twoim 
przyjacielem? - groźnie popatrzył na córkę. 

 - To Lucas ci nie powiedział? - zdziwiła się Natalie. 
 -  Pomyślałem  sobie,  Ŝe  moŜe  będziesz  chciała  sama  mu  to 

wyjaśnić - stwierdził Lucas. 

background image

 -  No  więc.  Niech  ktoś  wreszcie  mnie  oświeci,  o  co  w  tym 

wszystkim  chodzi.  I  to  szybko.  Inaczej  oboje  odpowiecie  za 
utrudnianie śledztwa - zagroził. 

 - AleŜ, tato! - zaprotestowała Natalie. - Niczego nie utrudniamy. 

Po prostu pojechałam do tego baru wczoraj wieczorem i... 

 - Wiedziałem! - wykrzyknął porucznik Bishop, patrząc na Lucasa 

wymownym  wzrokiem.  -  A  nie  mówiłem?!  Byłem  pewien,  Ŝe  tam 
pojedzie. Wpakowałaś się w jakieś tarapaty, co? - Popatrzył pytająco 
na córkę. 

 - Wcale nie! - burknęła Natalie niechętnie, groźnym spojrzeniem 

nakazując Lucasowi milczenie. 

 - Nie kręć. - Starszy pan nie dał się zwieść. - Co wydarzyło się w 

tym barze? 

Natalie westchnęła cięŜko. 
 -  No  cóŜ,  pojechałam  tam,  zamówiłam  drinka  i  mimochodem 

napomknęłam  barmanowi,  Ŝe  słyszałam,  iŜ  moŜna  się  tu  nieźle 
zabawić... 

 - Pewnie wziął cię za dziwkę - zamruczał porucznik Bishop. 
Lucas  roześmiał  się  krótkim,  gardłowym  śmieszkiem,  który  pod 

groźnym spojrzeniem Natalie przeszedł w gwałtowny atak kaszlu. 

 -  Nikt  nie  wziął  mnie  za  dziwkę  -  oświadczyła  głosem  pełnym 

urazy. - Powiedziałam barmanowi, Ŝe przyjaciel mówił mi o niejakim 
Martym  Dobbsie  i  Ŝe  chciałabym  się  z  nim  widzieć.  No  i  wtedy  on 
zawołał tego Cala i... 

 - To musiał być Calvin Maloney - wtrącił jej ojciec. - Prawa ręka 

i goryl Dobbsa. 

 -  Nasz  przyjaciel,  z  którego  pięściami  miałeś  okazję  się 

zaznajomić - Lucas kiwnął głową Danielowi. 

 - Tylko z jedną - poprawił go Daniel. - Załatwił mnie przy uŜyciu 

tylko jednej reki. 

Trzej  obecni  w  pokoju  męŜczyźni  wymienili  porozumiewawcze 

uśmiechy. 

 - W kaŜdym razie - podjęła Natalie, surowym spojrzeniem dając 

im do zrozumienia, Ŝe nie pora na Ŝarty - Cal oświadczył, Ŝe najpierw 
muszę porozmawiać z nim, a potem on zaprowadzi mnie do swojego 
szefa...  -  zawahała  się.  Wiedziała,  Ŝe  ojciec  zareaguje  podobnie  jak 
Lucas.  -  No  i  właśnie...  dyskutowaliśmy  nad  warunkami  tej  umowy, 
kiedy znienacka pojawił się Lucas. 

background image

 -  Ten  drań  najwyraźniej  w  świecie  dobierał  się  do  niej  -  wtrącił 

Lucas. - I nikt nie zamierzał mu w tym przeszkodzić. 

 -  Czy  zrobił  ci  coś  złego,  Natalie?  -  zaniepokoił  się  porucznik 

Bishop. 

 - Tak! Nie! - odpowiedziały mu równocześnie dwa głosy: Lucasa 

i Natalie. 

 - Natalie? 
 - No więc, dobrze - niechętnie zaczęła Natalie. - Dobierał się do 

mnie, ale ja trzymałam go juŜ wtedy na muszce. 

 -  Chcę,  Ŝebyś  rano  wpadła  do  komisariatu  i  złoŜyła  oficjalny 

raport. 

 -  AleŜ  tato!  Nie  ma  potrzeby  -  zaprotestowała  Natalie.  -  Nic  się 

nie stało. Naprawdę. 

 - Groziłaś mu bronią. 
 - Ale nie strzelałam! 
Przez  dłuŜszą  chwilę  ojciec  i  córka  mierzyli  się  gniewnym 

wzrokiem. 

 -  A  niech  to  wszyscy  diabli!  -  Porucznik  Bishop  ze 

zniecierpliwieniem  machnął  ręką.  -  Za  to  ciebie  chcę  jutro  rano 
widzieć  w  komisariacie  -  zwrócił  się  do  syna.  -  ZłoŜysz  zeznania  o 
tym, co tu dziś zaszło. 

 -  Nie  jest  ze  mną  aŜ  tak  źle  -  usiłował  nieśmiało  zaprotestować 

Daniel. 

 -  Na  razie  jesteś  jeszcze  w  szoku,  więc  nie  czujesz  bólu,  ale 

potem  będziesz  miał  wraŜenie,  Ŝe  rozsadza  ci  głowę  -  ostrzegł  go 
Lucas.  -  Radzę  ci,  Ŝebyś  zawczasu  zaopatrzył  się  w  środki 
przeciwbólowe, a przynajmniej w aspirynę i worek lodu. 

 - Czy nie powinien raczej pojechać do lekarza? - zaniepokoiła się 

Natalie. 

 - Po co? Nic nie jest złamane. 
 -  Mam  nadzieję,  Ŝe  jest  pan  pewien  swojej  diagnozy,  doktorze 

Sinclair - zakpiła. 

 - Tyle razy miałem złamany nos, Ŝe chyba wiem. 
 - Mimo to... 
 -  Nie  rób  zamieszania,  Nat  -  przerwał  jej  brat.  -  Nic  mi  nie 

będzie. 

 -  Skoro  juŜ  wszystko  sobie  wyjaśniliśmy,  muszę  uciekać  - 

odezwał  się  porucznik  Bishop.  Podszedł  do  syna  i  poklepał  go  po 

background image

ramieniu. - Nie powinieneś zostawać tu sam po godzinach, dopóki ta 
cała sprawa się nie wyjaśni. 

 - AleŜ tato! 
 - Nie ma Ŝadnego ale! Następnym razem ten bandzior moŜe uŜyć 

obu pięści - zaŜartował. - Jasne? 

Daniel niechętnie kiwnął głową. 
 - To samo dotyczy ciebie - rzucił Nathan Bishop w stronę córki. - 

ś

adnych samodzielnych wypadów... 

I  trzymaj  się  z  daleka  od  tamtej  spelunki.  UwaŜaj  na  siebie  - 

kiwnął głową Lucasowi. 

 - Wszystko gra - zapewnił go Lucas. 
Natalie  odprowadziła  ojca  bacznym  spojrzeniem,  po  czym 

przeniosła pytający wzrok na twarz Lucasa. Zaniepokoił ją tajemniczy 
uśmieszek, jaki czaił mu się w kącikach ust. 

 - Co to ma znaczyć? 
 - Nie wiem, o czym mówisz - uśmiechnął się niewinnie. 
 -  O  tym  tajemniczym  uśmieszku  i  porozumiewawczych 

spojrzeniach. Wglądasz, jakbyś chciał coś przede mną ukryć. 

 - Jaki tam uśmiech! Tak ci się tylko wydawało - zbagatelizował 

jej pytanie Lucas. - Jak się czujesz? - zwrócił się do Daniela. - Boli? 

 - Trochę. 
 -  MoŜe  zawieziesz  brata  do  domu,  Natalie?  Dopilnuj,  Ŝeby 

połoŜył  się  do  łóŜka  i  posiedź  z  nim  trochę.  Potrzebuje  teraz 
siostrzanej troskliwości. 

 -  A  ty  co  będziesz  robił?  -  W  głosie  Natalie  pojawiła  się  nutka 

podejrzliwości. 

 - Mam jeszcze parę pytań do komputera - machnął ręką w stronę 

pokoju, który zajmował Rick. 

 - Zostaniesz tu sam? 
 - CóŜ to? CzyŜbyś się o mnie martwiła? 
 -  Nie  bardziej  niŜ  o  kaŜdego  innego,  kto  naraŜałby  się  na 

niebezpieczeństwo - skłamała. 

 - Nie musisz. Marty Dobbs przekazał juŜ swoją wiadomość. Nie 

zjawi się tu tak prędko. No, dalej, zabierz brata do domu. - Popchnął 
ją lekko w stronę Daniela. - Wygląda, jakby miał za chwilę zemdleć. 

 - Obiecujesz, Ŝe nie będziesz się niepotrzebnie naraŜał? - spytała 

wbrew sobie Natalie. 

background image

 -  Słowo  skauta!  -  zapewnił  ją  Lucas,  mile  wzruszony  jej 

troskliwością.  -  A  teraz  pospiesz  się.  Daniel  za  chwilą  spadnie  z 
krzesła, a ja muszę jeszcze wykonać parę telefonów. - Z tymi słowami 
zniknął za drzwiami gabinetu Peytona. 

 -  Chciałbym  zabrać  trochę  swoich  rzeczy  -  odezwał  się  Daniel, 

podnosząc  się  zza  biurka.  -  Muszę  przegrać  kilka  dyskietek  i  zrobić 
parę  kopii,  skoro  mam  pracować  w  domu...  -  mruczał  bardziej  do 
siebie niŜ do siostry. - Natalie? 

 -  Zaraz  do  ciebie  dołączę  -  pospieszyła  z  odpowiedzią  Natalie, 

nie spuszczając wzroku z drzwi, za którymi zniknął Lucas. Oddałaby 
pół  swojej  kolekcji  pantofli,  Ŝeby  dowiedzieć  się,  do  kogo  dzwonił. 
PrzecieŜ musi być jakiś sposób - myślała, rozglądając się niespokojnie 
po pokoju. Na jednym ze stojących na biurku recepcjonistki aparatów 
zapaliło się pomarańczowe światełko. Natalie sięgnęła po słuchawkę, 
po  czym  palce  jej  drugiej  ręki  zawisły  nad  kolorowymi  guziczkami. 
Trzy linie. Z której korzystał Lucas? 

Nie!  Nie  moŜe  ryzykować,  Ŝe  męŜczyzna  usłyszy  szczęk 

odkładanej słuchawki. OstroŜnie wcisnęła guzik interkomu. 

 - Mnie równieŜ zaleŜy, Ŝeby szybko załatwić tę sprawę - rozległ 

się wyraźny głos Lucasa. - Im szybciej, tym lepiej. 

Cisza. 
 - Zgoda. Dziś wieczorem. Niech pan wyznaczy godzinę. 
Znowu cisza. 
 -  To  nie  będzie  konieczne.  Mój  brat  zostawił  bardzo  dokładne 

sprawozdania. Taak... Pomyślałem, Ŝe to moŜe pana zainteresować. 

Kolejne  kilkanaście  sekund  ciszy.  Natalie  oddałaby  wszystko, 

Ŝ

eby  usłyszeć,  co  odpowiedział  Dobbs.  Nie  miała  najmniejszych 

wątpliwości, Ŝe to właśnie do niego dzwonił Lucas. To nie mógł być 
nikt inny! 

 -  W  porządku,  a  więc  spotkamy  się  tutaj.  Punkt  dziesiąta.  Będę 

czekał - zakończył rozmowę Lucas. 

background image

ROZDZIAŁ 13 

 
Pierwszą  myślą  Natalie  było  wpaść  jak  burza  do  sąsiedniego 

pokoju  i  zaŜądać  wyjaśnień.  Co,  u  diabła,  on  sobie  wyobraŜa?! 
Umawiać  się  z  mordercą  Ricka  Peytona  za  jej  plecami?!  PrzecieŜ, 
było nie było, są wspólnikami! 

Zaraz  jednak  zreflektowała  się.  Takie  załatwienie  sprawy  nie 

miało  większego  sensu.  Lucas  zapewne  wyparłby  się  wszystkiego  i 
przełoŜył spotkanie na inny termin. Nie! Nie powinna zdradzić, Ŝe zna 
jego plany. Teraz przynajmniej wiedziała, gdzie i kiedy Lucas spotka 
się z Martym Dobbsem. 

Musiała przyznać, Ŝe to był niezły pomysł. Lucas zaaranŜował to 

spotkanie,  dając  do  zrozumienia  Dobbsowi,  Ŝe  jest  w  posiadaniu 
pewnych  informacji,  które  mogłyby  go  zainteresować.  Mój  brat 
zostawił  bardzo  dokładne  sprawozdania  -  powiedział.  CzyŜby 
próbował  szantaŜować  Dobbsa,  wmawiając  mu,  Ŝe  w  dokumentach 
Peytona znajdują się dane obciąŜające bukmachera? 

Ś

wietna  myśl!  Ale  jest  głupcem,  jeśli  uwaŜa,  Ŝe  da  sobie  radę. 

Dobbs z pewnością nie przybędzie na to spotkanie sam. Bez względu 
na  to,  co  obiecywał  przez  telefon.  Przyjedzie,  jak  zwykle,  ze  swoim 
gorylem  Calem.  Lucas  nie  był  wprawdzie  cherlakiem,  ale  jemu  teŜ 
przydałaby się jakaś obstawa. I będzie ją miał! - postanowiła twardo. - 
Ona będzie jego obstawą! 

OstroŜnie  odłoŜyła  słuchawkę  i  wyłączyła  interkom.  Na  palcach 

cofnęła  się  do  drzwi  wejściowych.  Gdyby  Lucas  wyjrzał 
niespodziewanie,  wyglądałoby,  Ŝe  właśnie  wychodzi.  OstroŜność 
okazała  się  jednak  zbyteczna.  Natalie  odetchnęła  z  ulgą  i  wsunęła 
głowę do pokoju Daniela. 

 - Gotowy? 
 - Prawie. Czy mogłabyś to potrzymać? 
 -  Daj.  I  chodźmy  stąd  wreszcie  -  ponagliła  brata  Natalie.  - 

Wyglądasz, jakbyś miał za chwilę zemdleć. 

Usadowiwszy  go  wygodnie  w  samochodzie,  wróciła  do  biura, 

Ŝ

eby zabrać torebkę i powiedzieć Lucasowi, iŜ wychodzą. 

 - Lucas? - zawołała, wchodząc do środka. - Zabieram Daniela do 

domu. 

Drzwi otworzyły się gwałtownie, o mało co nie przewracając jej. 

Zachwiała się i oparła dłoń na szerokiej piersi. 

background image

 -  Dobrze  byłoby,  Ŝebyś  została  z  nim  na  noc  -  doradził  Lucas, 

kładąc duŜą, silną rękę na drobnej dłoni dziewczyny. 

 -  MoŜliwe,  Ŝe  tak  właśnie  zrobię  -  przytaknęła,  spuszczając 

głowę, aby nie wyczytał prawdy z jej oczu. Patrzyła na rękę Lucasa i 
przypomniała sobie te wszystkie cudowne pieszczoty, którymi ta sama 
dłoń  raczyła  ją  zeszłej  nocy.  Teraz  nie  pora  na  takie  rozmyślania  - 
zganiła  siebie  w  duchu.  Niespokojnie  poruszyła  ręką.  Palce 
męŜczyzny zacisnęły się. 

 - Natalie? 
 - Tak? - uniosła głowę. 
 -  Tylko  to  -  powiedział  pochylając  się  i  całując  jej  usta.  - 

Zobaczymy się jutro rano. Musimy powaŜnie porozmawiać. 

 - Tak - kiwnęła głową Natalie, niechętnie wyzwalając się z jego 

ramion. Pogadamy wcześniej, niŜ ci się wydaje - pomyślała. 

Odwiozła  Daniela  do  domu  i  zapakowała  go  do  łóŜka.  Na 

spuchnięty  policzek  i  podbite  oko  przyłoŜyła  okład  z  lodu.  Pomimo 
wcześniejszych protestów, Ŝe  ma zbyt duŜo pracy, aby tracić czas na 
spanie,  chrapał  smacznie,  kiedy  w  pół  godziny  później  na  palcach 
wymknęła się z mieszkania. 

Udała się prosto do własnego domu, gdzie przebrała się w czarne, 

wąskie  dŜinsy,  czarny  golf  i  parę  ciemnych  adidasów,  które  nosiła 
bardzo  rzadko,  gdyŜ  nie  dodawały  jej  wzrostu.  Stroju  dopełniała 
zapinana  na  ramieniu  kabura,  prezent  od  ojca.  Skóra  ugniatała  ją 
trochę, gdyŜ Natalie rzadko korzystała z kabury. Wolała nosić broń w 
torebce, w specjalnie w tym celu wszytej pod podszewkę kieszeni. Na 
wierzch narzuciła czarną, cienką wiatrówkę. 

Kilkakrotnie  przećwiczyła  wyjmowanie  i  chowanie  rewolweru, 

po  czym  sięgnęła  po  słuchawkę  i  wykręciła  numer  biura  porucznika 
Bishopa. 

W  drodze  do  domu  jeszcze  raz  przemyślała  całą  sprawę  i  doszła 

do  wniosku,  Ŝe  ona  sama  nie  zdoła  uchronić  Lucasa  przed 
niebezpieczeństwem.  Dobbs  był  zbyt  groźnym  przeciwnikiem  i  nie 
naleŜało  go  lekcewaŜyć.  Była  pewna,  Ŝe  Cal  Maloney  będzie 
towarzyszył swojemu szefowi. Jeśli on i Lucas staną znów oko w oko, 
kto wie, co moŜe się wydarzyć?! 

Doskonale  pamiętała,  jak  patrzył  na  Cala  wtedy  w  barze.  Jego 

spojrzenie  wyraźnie  mówiło,  Ŝe  jedno  uderzenie  nie  zadowoli  go 

background image

wcale i z przyjemnością stłukłby jej napastnika na kwaśne jabłko. Nie 
wierzyła, Ŝe Lucas nie wykorzysta nadarzającej się okazji. 

Niestety,  telefon  w  biurze  jej  ojca  nie  odpowiadał.  Natalie 

poinformowała  oficera  dyŜurnego,  Ŝe  spróbuje  połączyć  się  jeszcze 
raz za godzinę. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko czekać. O tej 
porze  roku  zaczynało  się  ściemniać  dopiero  koło  dziewiątej,  a  jej 
potrzebna była osłona ciemności. 

Tak  jak  Dobbsowi  -  pomyślała.  Dlatego  właśnie  wyznaczył 

Lucasowi spotkanie o tak późnej porze. 

Za kwadrans dziewiąta powtórnie wykręciła numer ojca, ale i tym 

razem nie udało się jej z nim porozmawiać. Wahała się tylko chwilę, 
po  czym  wzruszywszy  ramionami  z  filozoficznym  spokojem  wsiadła 
do samochodu. Jednoosobowa obstawa była lepsza od Ŝadnej. 

Na  parking  przy  biurze  Galaktyki  dotarła  tuŜ  przed  dziewiątą. 

Postanowiła,  Ŝe  samochód  zostawi  po  przeciwnej  stronie  ulicy 
pomiędzy  stojącymi  tam  cięŜarówkami.  W  ten  sposób  nikt  nie 
domyśli  się  jej  obecności.  UwaŜnie  rozglądając  się  dookoła,  obeszła 
budynek.  Miała  teraz  jak  na  dłoni  wejście  do  biura  i  parking  przy 
budynku. Czarny dŜip Lucasa i rozklekotana furgonetka Daniela były 
jedynymi samochodami na całym parkingu. Najwidoczniej Dobbs nie 
dotarł  jeszcze  na  umówione  spotkanie.  Uśmiechając  się  z 
zadowoleniem wolno przekręciła klucz w tylnych drzwiach. 

Kiedy znalazła się w środku, przez  dłuŜszą chwilę stała oparta o 

ś

cianę.  Czekała,  aŜ  oczy  przyzwyczają  się  do  panującego  wewnątrz 

półmroku.  Nadsłuchiwała  uwaŜnie.  W  całym  budynku  panowała 
cisza, ale na szczęście dla niej nie było zupełnie ciemno. Spod drzwi 
jednego  z  pokoi,  gdzie,  jak  przypuszczała,  znajdował  się  Lucas, 
sączyła się cienka struŜka światła. 

Stąpając na palcach, podeszła do ustawionego naprzeciw wejścia 

biurka  recepcjonistki.  Zdecydowała,  Ŝe  będzie  ono  najwłaściwszą 
kryjówką.  Nie  zastanawiając  się  długo,  schowała  się  pod  biurkiem. 
Była  teraz  zupełnie  niewidoczna,  chyba  Ŝe  ktoś  obszedłby  biurko 
dookoła  i  nachylił  się,  Ŝeby  pod  nie  zajrzeć.  Miała  nadzieję,  Ŝe  ani 
Lucas,  ani  tym  bardziej  Dobbs  nie  wpadnie  na  taki  pomysł. 
Sprawdziła, czy rewolwer nadal znajduje się na swoim miejscu. Była 
gotowa. 

Jakieś pół godziny później do uszu skulonej pod biurkiem Natalie 

dobiegł  odgłos  kroków.  Nie  dochodziły  one  z  zewnątrz,  lecz  od 

background image

ś

rodka.  To  Lucas  -  domyśliła  się.  Wyszedł  z  pokoju.  Przez  chwilę 

panowała cisza, po czym skrzypnęły frontowe drzwi. 

Ciekawe,  czy  Dobbs  jest  sam  -  zastanawiała  się.  Teraz  dopiero 

zdała  sobie  sprawę  z  niedogodności  kryjówki,  którą  wybrała.  Była 
wprawdzie dobrze ukryta przed wzrokiem innych, ale sama nie mogła 
dostrzec,  co  dzieje  się  w  pokoju.  Wstrzymała  oddech,  nasłuchując 
uwaŜnie. 

 -  Hej!  -  Nieznajomy  głos  odbił  się  echem  od  ścian  pustego 

budynku. - Jest tam kto? 

 - Dobbs? - Rozpoznała głos Lucasa. Zaskrzypiała podłoga. Ktoś 

odwrócił się gwałtownie. 

 - Lucas Sinclair? Pauza. Po czym: 
 - Nie było potrzeby aŜ tak się asekurować, panie Sinclair. Jak pan 

widzi, przyszedłem sam. 

Do uszu Natalie dotarł odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. 
 -  Chciałem  się  po  prostu  upewnić  -  powiedział  Lucas,  zapalając 

ś

wiatło. 

 - Nie jest pan podobny do brata - zauwaŜył Marty Dobbs. 
 - Byliśmy jedynie przyrodnimi braćmi. 
 - I jest pan od niego znacznie starszy. 
 -  Taak.  Jestem  starszym,  przyrodnim  bratem  Ricka.  -  W  głosie 

Lucasa zabrzmiała ironia. 

 - To ciekawe. Rick nigdy nie wspominał, Ŝe ma brata. W swoim 

czasie biedny mały Ricky i ja byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. 

 -  Domyśliłem  się  tego.  Ale  słuchaj,  Dobbs  -  zniecierpliwił  się 

Lucas  -  nie  jesteśmy  tu  po  to,  Ŝeby  rozmawiać  o  twojej  przyjaźni  z 
biednym,  małym  Rickym.  Mamy  ubić  pewien  interes,  więc  przestań 
kręcić i przejdźmy do sprawy. 

 - Wcale nie jest pan podobny do brata - powtórzył wolno Dobbs. 

- Ten młody człowiek był zawsze bardzo grzeczny. 

 - Jak widać, nic mu to nie pomogło. 
 -  O!  To  był  po  prostu  nieszczęśliwy  wypadek.  Chcieliśmy  go 

jedynie ponaglić. Opóźniał się ze spłatą długów. 

 - A propos długów. Był mi winien dwadzieścia patoli, kiedy ty i 

twoi kumple wysłaliście go na pewną śmierć. 

 - A więc to były pańskie pieniądze - stwierdził Dobbs, ignorując 

oskarŜenie  Lucasa.  -  W  styczniu  Rick  zapłacił  pierwszą  ratę. 

background image

Zastanawiałem  się,  kto  mógł  poŜyczyć  mu  pieniądze.  Mówił,  Ŝe 
matka odmówiła mu pomocy. 

 - Widać była sprytniejsza ode mnie - stwierdził kwaśno Lucas. - 

Pewnie domyśliła się od razu, Ŝe to całe gadanie o rozwijaniu firmy to 
blaga. 

 - PoŜyczył mu pan dwadzieścia tysięcy zielonych na taki kit? 
 -  No  jasne,  Ŝe  nie!  -  obruszył  się  Lucas.  -  Naopowiadał  mi 

róŜnych  rzeczy  o  tym  swoim  interesie.  śe  szykują  największy  hit  w 
grach  komputerowych  od  czasu  Nintendo.  Przekonywał,  Ŝe  zarobią 
miliony,  tylko  potrzebna  jest  im  ta  niewielka  sumka  na  rozkręcenie 
całej  sprawy.  Obiecał,  Ŝe  zwróci  mi  się  dwukrotnie,  co  ja  mówię, 
dwudziestokrotnie,  jak  wszystko  pójdzie  dobrze.  Cholera!  -  zaklął 
Lucas.  Ukryta  pod  biurkiem  Natalie  podziwiała  jego  zdolności 
aktorskie.  -  Ta  cała  firma,  to  on  i  ten  małoletni  gówniarz.  MoŜe  za 
jakiś  czas  rzeczywiście  będą  z  tego  jakieś  pieniądze,  ale  ja  jestem 
niecierpliwy. 

 - I dlatego chciał pan się ze mną spotkać? - domyślił się Dobbs. 
 - Taak. Dlatego właśnie zadzwoniłem do pana. 
 - Przypuszczam, Ŝe chce pan, Ŝebym zwrócił panu te dwadzieścia 

tysięcy. 

 - Jest pan na dobrym tropie, tylko pomylił się pan co do kwoty - 

wolno odpowiedział mu Lucas. - Chcę dwustu patyków. 

Natalie  o  mało  nie  zakrztusiła  się  własną  śliną.  Czy  on  oszalał?! 

Dwieście tysięcy dolarów! 

 - A co oferuje pan w zamian? - spokojnie spytał Dobbs. 
 - Tak jak mówiłem przez telefon, Rick zostawił bardzo dokładne 

sprawozdania.  Miał  to  we  krwi.  Zapisywał  wszystko.  Daty,  sumy, 
rozpiętość  kursów,  spłaty.  Jest  tam  nawet  lista  pańskich  klientów, 
panie  Dobbs.  Paru  bardzo  szanowanych  obywateli,  którzy  z 
pewnością  pogniewaliby  się,  gdyby  ich  nazwiska  wyszły  na  światło 
dzienne  -  ciągnął  Lucas.  -  Rick  zanotował  równieŜ  i  to,  Ŝe  pan  mu 
groził. 

Skulona  pod  biurkiem  Natalie  zastanawiała  się,  czy  Lucas 

przypadkiem nie przeholował. Zapisywać groźby?! 

 -  Nigdy  nikomu  nie  groziłem,  panie  Sinclair.  -  Ton  Dobbsa  stał 

się  lodowaty.  -  NajwyŜej  składam  pewne  obietnice.  Na  przykład 
obiecam  panu  teraz,  Ŝe  jeŜeli  odda  mi  pan  te  notatki,  o  których  pan 
wspomniał, pozwolę panu odejść stąd Ŝywym. 

background image

Natalie  zadrŜała.  Przypomniało  się  jej,  jak  zastanawiała  się,  czy 

Marty  Dobbs  mógłby  uŜyć  przemocy.  Teraz  nie  miała  co  do  tego 
Ŝ

adnych  wątpliwości.  UwaŜaj,  Lucas!  -  ostrzegała  go  w  duchu.  - 

UwaŜaj na niego! 

 - Kiedy tylko otrzymam moje dwie... 
Do  uszu  Natalie  doleciał  odgłos  uderzenia,  cichy  jęk,  po  czym 

łoskot padającego na podłogę ciała. Zamarła. 

Co tam się, u licha, działo? Kto kogo uderzył? Czyj jęk słyszała? 
Dobry BoŜe! - modliła się cicho. - Spraw, Ŝeby to nie był Lucas. 
 - A niech mnie kule biją! - W głosie Calvina Maloneya brzmiało 

nie skrywane zdumienie. - PrzecieŜ to ten gość z baru! No ten, który. 

 - O mało co nie urwał ci głowy - dokończył jego szef. 
 -  Ten  drań  mnie  zaskoczył  -  tłumaczył  się  Cal.  -  Nie  miałby 

Ŝ

adnych szans, gdyby nie ta cizia. 

 -  A  tak  -  przypomniał  sobie  Dobbs.  -  Była  z  nim  jakaś  kobieta. 

Ciekawe, jaką rolę odgrywa w tej całej historii? 

 -  Jeśli  szef  chce,  mogę  się  dowiedzieć  -  zaoferował  się  Cal.  - 

Zaraz to z niego wyduszę. 

Milczenie musiało oznaczać zgodę, bo po chwili do uszu Natalie 

doleciał odgłos kolejnego uderzenia i zaraz po nim jęk bólu. 

Natalie  zakryła  dłonią  usta.  Ledwo  powstrzymała  się  od  krzyku. 

Uspokój się - powtarzała sobie w duchu. - Uspokój się i czekaj. 

Kolejne uderzenie i cichy jęk. 
CzyŜby  ten  drań  go  kopał?  Ale  dlaczego  Lucas  pozwala  mu  na 

to?!  Dlaczego  się  nie  broni?!  I  gdzie,  u  diabła,  podziewa  się  jej 
ojciec?! 

 -  Wystarczy,  Cal  -  rzucił  krótko  Marty  Dobbs.  Natalie  gotowa 

była ucałować go z wdzięczności, ale 

kolejne słowa bukmachera szybko pozbawiły ją złudzeń. 
 - Byłem mu to winien. - Cal zaśmiał się drwiąco. 
 - Doskonale cię rozumiem, ale na razie musisz się powstrzymać. 

Chcę,  Ŝeby  pokazał  mi,  gdzie  ukrył  te  papiery  i  powiedział,  co  ta 
kobieta  ma  z  tym  wspólnego.  Kiedy  z  nim  skończę,  będzie  twój. 
Będziesz  się  mógł  nim  zająć,  tak  jak  zająłeś  się  jego  braciszkiem.  A 
teraz postaw go na nogi. 

Przez dłuŜszą chwilę panowała kompletna cisza, którą przerywały 

jedynie ciche jęki bólu. 

 - Wstawaj, Sinclair. No, wstawaj, bo ci przyłoŜę! 

background image

Natalie  nie  wytrzymała.  Nie  mogła  nadal  tkwić  bezczynnie  pod 

biurkiem,  pozwalając,  Ŝeby  ten  bandyta  znęcał  się  nad  człowiekiem, 
którego  kochała.  OstroŜnie  wyczołgała  się  z  kryjówki  i  wyjrzała  zza 
rogu.  Przed  oczami  miała  dwie  męskie  nogi  odziane  w  eleganckie 
beŜowe spodnie. Marty Dobbs we własnej osobie! 

Obrzucając pokój uwaŜnym spojrzeniem, sięgnęła pod kurtkę. Na 

wprost niej Cal Maloney pochylał się nad opartym o ścianę Lucasem. 
W dłoni trzymał duŜy rewolwer; po policzku Lucasa spływała cienka 
struŜka krwi. 

Natalie z trudem się powstrzymała, aby nie rzucić się na oprawcę 

i wbić drobne, ostre ząbki w trzymającą broń rękę. Zacisnęła palce na 
swoim  małym  rewolwerze.  Trzeba  poczekać  na  właściwy  moment  - 
powtarzała sobie w duchu. Któryś z nich musi się w końcu przesunąć, 
a wtedy będzie mogła strzelić bez obawy, Ŝe zrani Lucasa. 

W tej samej chwili Cal, śmiejąc się  głośno, wymierzył leŜącemu 

silne  kopnięcie.  Natalie  wpadła  w  szał.  Z  przeraźliwym  wrzaskiem 
wyskoczyła zza biurka i odpychając Dobbsa rzuciła się na Maloneya. 
Zaskoczony męŜczyzna zachwiał się, wypuszczając z dłoni rewolwer. 

I  wtedy  dopiero  rozpętało  się  piekło.  Ktoś  złapał  ją  wpół  i 

odciągnął  od  Maloneya,  pozbawiając  tym  samym  satysfakcji 
zatopienia długich paznokci w twarzy bandyty. Upadła na podłogę, ale 
poderwała się natychmiast gotowa do dalszej walki. 

 -  Na  litość  boską,  Natalie!  Uciekaj  stąd!  -  ryknął  Lucas, 

odzyskując siły. 

W  tym  samym  momencie  ktoś  znowu  schwycił  ją  od  tyłu  i  tym 

razem  nie  miała  wątpliwości,  Ŝe  był  to  Dobbs.  Trzymał  ją  niezbyt 
mocno, najwyraźniej nie uwaŜał jej za groźnego przeciwnika. Natalie 
poszukała  wzrokiem  Lucasa.  Był  w  przeciwległym  rogu  pokoju  i 
zręcznie  odpierał  ciosy  Maloneya.  Nagle  przypomniała  sobie  o 
rewolwerze,  który  wytrąciła  Calowi  z  ręki.  LeŜał  na  podłodze,  w 
połowie  drogi  pomiędzy  miejscem,  w  którym  stała,  a  walczącymi 
męŜczyznami.  Marty  Dobbs  takŜe  go  zauwaŜył  i  ciągnął  ją  w  tym 
kierunku. 

Natalie  uniosła  nogę  i  z  impetem  postawiła  ją  na  stopie 

męŜczyzny.  Spodziewała  się,  Ŝe  Dobbs  zawyje  z  bólu  i  rozluźni 
uścisk, ale on tylko zaklął cicho i wymierzył jej siarczysty policzek. 

Cholera!  -  pomyślała  Natalie.  Zapomniała,  Ŝe  nie  jest  w 

szpilkach. 

background image

Ze zdwojoną energią przystąpiła do walki, próbując uwolnić się z 

ramion  Dobbsa,  Ŝeby  sięgnąć  po  broń.  W  odpowiedzi  męŜczyzna 
potrząsnął nią mocno, jakby była szmacianą kukiełką, i zakrył jej usta 
dłonią. 

 -  Przestań,  słyszysz  -  zasyczał  jej  do  ucha.  Natalie  posłuchała  i 

męŜczyzna natychmiast rozluźnił 

uścisk na tyle, Ŝe mogła znów swobodnie oddychać. 
 - Dobra dziewczynka - pochwalił. - A teraz idziemy. - Popchnął 

ją lekko w kierunku leŜącego na środku pokoju pistoletu. 

Natalie  przestała  się  wyrywać  i  posłusznie  ruszyła  razem  z  nim, 

pojękując cicho dla lepszego efektu. 

Poskutkowało.  Tak  jak  się  spodziewała,  męŜczyzna  jeszcze 

bardziej rozluźnił uścisk i schylił się po rewolwer. 

W  tym  samym  momencie  dłoń  Natalie  wsunęła  się  pod  kurtkę, 

wyciągając  z  kabury  odbezpieczoną  broń.  Spóźniła  się  o  ułamek 
sekundy.  Dobbs  zauwaŜył  jej  ruch  i  machnął  ręką,  aby  wytrącić  jej 
rewolwer  z  dłoni.  Natalie  gwałtownie  opuściła  ramię.  Rozległ  się 
strzał. 

 - Suka! - zawył Dobbs uwalniając ją. 
 -  Nic  mi  się  nie  stało!  Nic  mi  nie  jest!  -  krzyknęła  Natalie  w 

stronę  walczących  męŜczyzn.  Bała  się,  Ŝe  odgłos  strzału  mógł 
zdezorientować  Lucasa  i  tym  samym  dać  przewagę  jego 
przeciwnikowi. 

 -  Jeśli  się  ruszysz,  zabiję  cię  -  rzuciła  ostro,  odwracając  się  z 

powrotem do Dobbsa i celując mu prosto w serce. 

Dobbs  zamarł  w  przysiadzie,  z  ręką  wyciągniętą  do  leŜącego  na 

podłodze rewolweru. 

 - A moŜe tylko przestrzelę ci oba kolana - ciągnęła, przesuwając 

broń i mierząc teraz w nogi męŜczyzny. 

Dobbs  popatrzył  na  rewolwer,  potem  w  oczy  Natalie,  i 

wyprostował się powoli. 

 -  Pod  ścianę!  -  rozkazała.  -  Oprzyj  ręce  o  ścianę  i  rozstaw 

szeroko  nogi.  Jestem  pewna,  Ŝe  juŜ  przećwiczyłeś  tę  pozycję 
wcześniej.  -  Odczekała  chwilę,  aŜ  Dobbs  wypełni  jej  polecenie,  po 
czym  nie  przestając  mierzyć  do  niego  schyliła  się  i  podniosła  z 
podłogi drugi rewolwer. 

 - Kończysz juŜ? - rzuciła przez ramię w stronę Lucasa. 

background image

 -  Taak  -  odpowiedział.  Złapał  Maloneya  za  koszulę  i  pchnął  na 

ś

cianę obok Dobbsa. 

W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do pokoju wpadło kilku 

uzbrojonych  policjantów.  Nocną  ciszę  rozdarło  jękliwe  zawodzenie 
policyjnych syren. 

 -  No,  nareszcie!  -  wykrzyknęła  Natalie  na  widok  ojca.  -  JuŜ 

zaczynałam wątpić, czy dostałeś moją wiadomość. 

 -  O  jakiej  wiadomości  mówisz,  dziecinko?  -  zdziwił  się 

porucznik  Bishop,  wyjmując  jej  z  dłoni  rewolwer  Maloneya.  - 
Byliśmy  tu  przez  cały  czas.  Siedzieliśmy  w  furgonetce  Daniela  i 
osłanialiśmy  Lucasa.  -  Kiwnął  głową  Coffeyowi,  Ŝeby  wyprowadził 
aresztowanych. 

 -  Osłanialiście  Lucasa?  -  powtórzyła  za  nim,  chowając  swoją 

własną broń do kabury. 

Ojciec pogroził jej palcem. 
 -  Oddaj  mi  go.  Musimy  zrobić  badania  balistyczne.  Natalie 

niechętnie oddała mu rewolwer. 

 - Czy to wystarczy? - spytał Lucas podchodząc do nich. 
 - Wystarczy - mruknął porucznik Bishop. Natalie wsunęła dłoń w 

okrwawioną rękę Lucasa, drugą zaś objęła go mocno w talii. 

 -  Chyba  Ŝe  wrzask  Natalie  zagłuszył  wszystko  inne  -  zauwaŜył 

kwaśno  Coffey,  wyprowadzający  skutego  kajdankami  Dobbsa. 
MęŜczyzna  utykał;  zbłąkana  kula  z  rewolweru  Natalie  trafiła  go  w 
stopę.  -  Darła  się  jak  opętana.  O  mało  co  nie  popękały  mi  bębenki  - 
poskarŜył się. 

 -  O  czym  on  mówi?  -  Natalie  popatrzyła  pytająco  na  ojca,  a 

potem przeniosła spojrzenie na twarz Lucasa. 

 - Lucas ma na sobie mikrofon - wyjaśnił starszy pan. 
 -  Co  takiego?  -  spytała  groźnie.  -  Chcesz  powiedzieć,  Ŝe  to  był 

twój pomysł? Zrobiłeś z niego przynętę na Dobbsa? Co za idiotyczny 
pomysł! 

 -  Jedynym  idiotycznym  pomysłem  w  tej  całej  akcji  był  twój 

występ  -  wtrącił  Lucas.  -  Nigdy  nie  widziałem  czegoś  równie 
głupiego. Wyskoczyłaś zza tego biurka z dzikim wrzaskiem, nawet nie 
wiedząc, w co się pakujesz. 

 -  Ach  tak!  -  oburzyła  się  Natalie.  Jej  zręczne  palce  rozpinały 

guziki  koszuli  męŜczyzny.  -  Gdybym,  jak  to  określiłeś,  nie 

background image

wyskoczyła  zza  tego  biurka,  prawdopodobnie  smaŜyłbyś  się  juŜ  w 
piekle. Cal Maloney załatwiłby cię na amen. 

 -  Gdyby  nie  przyszło  ci  do  głowy  włazić  za  to  biurko,  nie 

pozwoliłbym zadać sobie nawet jednego ciosu. 

 -  Nie  pozwoliłbyś?  -  Natalie  popatrzyła  na  niego  szeroko 

otwartymi ze zdziwienia oczami. - Chcesz powiedzieć, Ŝe dałeś mu się 
kopać? 

 -  A  co  innego  mogłem  zrobić,  kiedy  zobaczyłem  twój  słodki 

tyłeczek  i  małe  czarne  buciki  -  uśmiechnął  się  Lucas.  -  Nie  znam 
nikogo  innego  o  tak  małych  stópkach.  Nie  mogłem  naraŜać  cię  na 
niebezpieczeństwo. - Wyciągnął dłoń i czule pogłaskał ją po policzku. 
Serce Natalie zabiło mocniej. 

 -  I  dlatego  dopuściłeś,  Ŝeby  Maloney  spuścił  ci  takie  lanie?  - 

Natalie  gwałtownie  zamrugała  powiekami.  Czuła,  Ŝe  za  chwilę  się 
rozpłacze. - UwaŜasz, Ŝe to było rozsądne? 

 - Bardziej rozsądne, niŜ twój atak na Maloneya. 
 -  Ale  przestał  cię  kopać,  czyŜ  nie  tak?  -  Rozchyliła  koszulę  na 

jego  piersi  i  jednym  szarpnięciem  zerwała  przymocowane  plastrem 
druciki i mikroskopijny mikrofon. 

 - Auuu! - zawył Lucas. - Rany, nie tak ostro! 
 - Czy coś się stało? - fałszywie zdziwiła się Natalie. - Zabolało? 
 -  Tak  -  przyznał  pocierając  pierś  w  miejscu,  gdzie  razem  z 

plastrem wyrwała kilka włosów. - Boli. Cała ta strona. 

 -  Naprawdę?  -  Natalie  popatrzyła  na  niego  juŜ  łagodniejszym 

wzrokiem. 

 -  Tak  -  przytaknął,  ucieszony  zatroskanym  spojrzeniem 

dziewczyny. 

 -  Niech  no  zobaczę  -  Natalie  pomogła  mu  zsunąć  koszulę  i 

delikatnie  przeciągnęła  palcami  po  piersi  Lucasa.  -  MoŜesz  mieć 
złamane Ŝebra. 

Nathan Bishop odchrząknął głośno. 
 - Czy chcesz, Ŝebym zadzwonił po lekarza? 
Ale Ŝadne z nich nie usłyszało go. Uśmiechając się do siebie pod 

wąsem, opuścił biuro, zostawiając ich samych. 

 - Och, Lucas! - Natalie z czułością pogłaskała posiniaczony bok. 

-  To  wygląda  okropnie.  W  ogóle  wyglądasz  okropnie.  Bardzo  cię 
boli? 

background image

 -  Trochę  -  skłamał.  Wcale  nie  czuł  się  źle,  ale  jej  zatroskanie 

sprawiało mu wielką przyjemność. 

 -  Tak?  -  Natalie  pochyliła  się  i  ostroŜnie  ucałowała  stłuczone 

Ŝ

ebra.  -  Chciałabym  móc  ci  jakoś  ulŜyć  -  mówiła,  całując  ślady  po 

plastrze. 

 -  JuŜ  to  zrobiłaś.  -  Lucas  pogłaskał  ją  po  włosach.  -  Byłaś 

wspaniała  -  szepnął.  -  Moja  maleńka  amazonka.  Ale  jeśli  kiedyś 
jeszcze  zrobisz  coś  podobnego  -  w  jego  głosie  pojawiła  się  stalowa 
nutka  -  to  zapomnę  o  tym,  Ŝe  jestem  dŜentelmenem  i  spiorę  cię  na 
kwaśne jabłko. Jasne? 

 - Ciekawe, kogo sobie weźmiesz do pomocy - zadrwiła Natalie. 
Lucas roześmiał się. 
 - W niczym nie masz umiaru, wiesz? Natalie przytuliła policzek 

do jego piersi. 

 - A ty? - spytała, całując go szybko, urywanie. 
 - Gdybym wiedział, co dla mnie dobre, przestałbym natychmiast, 

ale  wygląda  na  to,  Ŝe  nie  wiem.  -  Delikatnie  pogłaskał  jedwabiste 
włosy  dziewczyny.  -  Oczywiście  chodzi  mi  o  to,  kiedy  powinienem 
przestać, bo doskonale wiem, co jest dla mnie dobre - dodał szybko w 
obawie, Ŝeby nie zrozumiała go źle. 

Natalie otoczyła ramionami szyję męŜczyzny. 
 - A co to takiego? - szepnęła zbliŜając usta do jego twarzy. 
 - Ty 
 - Jesteś tego pewny? 
 -  Całkowicie  -  potwierdził,  pocierając  policzkiem  o  aksamitną, 

miękką dziewczęcą skórę. - I wiem, co jest dobre dla ciebie. 

 - Naprawdę? Co to takiego? 
 - Jak to co? 
 - No, co jest dobre dla mnie? 
 - Ja, oczywiście! - oświadczył, odsuwając się lekko, aby spojrzeć 

jej w oczy. 

 -  PrzecieŜ  my  prawie  bez  przerwy  się  kłócimy  -  przypomniała 

mu. Była ciekawa, jak na to zareaguje. 

 - Ojej, to po prostu mała wymiana poglądów. 
 - I nawet nie jestem w twoim typie. Sam to powiedziałeś. 
 - Jak widać, myliłem się. 
 - I tak naprawdę, to ty wcale mnie nie lubisz. 
 - O tak! Masz rację. 

background image

Natalie gniewnie zmarszczyła brwi. 
 -  Nie  lubię  cię,  poniewaŜ  pałam  do  ciebie  zupełnie  innym 

uczuciem - wyjaśnił śmiejąc się Lucas. - Kocham cię. I niech Bóg ma 
mnie w swojej opiece - dorzucił. 

Natalie odetchnęła z ulgą. 
 - Miałam nadzieję, Ŝe wreszcie mi to powiesz. - Uśmiechnęła się. 

- Bo ja teŜ cię kocham. I niech Bóg ma nas oboje w swojej opiece. 

 - Amen! - Lucas zakończył, pochylając się do jej ust 
 - A więc, co teraz zrobimy? 
 - Chodzi ci o naszą miłość? Natalie przytaknęła. 
 -  Pobierzemy  się  -  oświadczył,  jakby  była  to  najbardziej 

oczywista rzecz pod słońcem. 

Natalie zamyśliła się. 
 -  Czy  naprawdę  uwaŜasz  to  za  dobry  pomysł?  -  spytała 

powaŜnym tonem. - Kocham cię. Bardzo cię kocham, ale róŜnimy się 
od  siebie.  MoŜe  powinniśmy  najpierw  zamieszkać  razem  i  zobaczyć, 
jak będzie się nam układało wspólne Ŝycie? 

 - Pobierzemy się. 
 -  Ale  przecieŜ  ledwo  co  się  znamy  -  protestowała  coraz  słabiej 

Natalie. - Nic o sobie nie wiemy. 

 -  Oprócz  jednej  najwaŜniejszej  rzeczy.  -  Lucas  pieszczotliwie 

pogłaskał ją po pośladkach. 

 - Ale  małŜeństwo to coś więcej, niŜ tylko łóŜko - upierała się. - 

Choć było tak cudownie... 

 - Cudownie, powiadasz? - Lucas uśmiechnął się z zadowoleniem. 
 - Nie próbuj zmieniać tematu. - Natalie popatrzyła na niego spod 

gniewnie zmarszczonych brwi. - Mówimy o tym, czy powinniśmy się 
pobrać, czy moŜe prościej byłoby na razie zamieszkać razem i... 

 - Pobierzemy się i kropka - przerwał jej nie znoszącym sprzeciwu 

tonem.  -  Koniec  dyskusji.  Ani  słowa  więcej,  ty  przekoro.  A  teraz 
pocałuj mnie. 

Natalie  pomyślała,  Ŝe  ten  jeden  raz,  jeden  jedyny,  i  tylko  ze 

względu na to, ile wycierpiał tego wieczora, pozwoli mu postawić na 
swoim.  Zresztą  wcale  nie  miała  ochoty  dłuŜej  się  z  nim  spierać. 
Posłusznie spełniła polecenie męŜczyzny, którego kochała. 

background image

EPILOG 

 
 - A ty dokąd? - spytał Ŝonę Lucas. 
Natalie  udała,  Ŝe  nie  dosłyszała  tego  pytania.  Pchnęła  oszklone 

drzwi  ich  przestronnego,  nowego  biura.  Złote  litery  na  szybie 
informowały,  Ŝe  mieszczą  się  tu  aŜ  trzy  firmy:  Galaktyka,  Agencja 
Detektywistyczna: Ściśle Tajne, oraz Sinclair: Systemy Alarmowe. 

 - Natalie? - powtórzył Lucas groźnie, kładąc rękę na jej ramieniu. 

- Pytałem cię, dokąd idziesz. 

Natalie odwróciła się gwałtownie. 
 -  Wydawało  mi  się,  Ŝe  tę  kwestię  omówiliśmy  juŜ  dziś  przy 

ś

niadaniu  -  odpowiedziała  chłodno.  Na  jej  drobnej  twarzyczce 

pojawiło się z trudem skrywane zniecierpliwienie. 

 - I postanowiliśmy, Ŝe nigdzie nie pójdziesz. 
 -  Nie.  To  ty  tak  postanowiłeś.  Nie  było  sensu  dalej  się  z  tobą 

spierać. A teraz, jeŜeli pozwolisz, mam waŜną sprawę do załatwienia. 
- Wymownym wzrokiem popatrzyła na jego rękę na swoim ramieniu. 

 - Zabraniam ci! 
Brwi Natalie uniosły się. 
 -  Zabraniasz?  -  powiedziała  wolno,  tak  jakby  się  -  przesłyszała. 

W brązowych oczach zapaliły się iskierki 

gniewu. 
 - Do diabła, Natalie! - wybuchnął Lucas, puszczając ramię Ŝony. 

-  PrzecieŜ  wiesz,  Ŝe  to  dla  twojego  własnego  dobra.  Powiedz  jej,  Ŝe 
robię to, bo troszczę się o nią. - Popatrzył prosząco w stronę stojącej 
przy szafce z aktami młodej kobiety. 

Sherri Peyton roześmiała się i przecząco pokręciła głową. 
 -  Nie  mieszaj  mnie  w  to,  Lucas.  To  wasze  sprawy.  Uczę  się 

zarządzania  przedsiębiorstwem,  a  nie  poradnictwa  małŜeńskiego. 
Radź sobie sam. 

Lucas odwrócił się do Ŝony. 
 - Na litość boską, Natalie! Masz zamiar łazić od domu do domu 

zadając  kłopotliwe  pytania?  W  twoim  stanie?  PrzecieŜ  sama  wiesz, 
jak szybko się męczysz. 

 - Jeśli będę zmęczona, to odpocznę. - Gniew Natalie ostygł nieco 

w odpowiedzi na tak oczywisty dowód troskliwości ze strony męŜa. 

Lucas  popatrzył  na  nią  podejrzliwie.  Wcale  nie  był  o  tym 

przekonany. Natalie westchnęła cięŜko. 

background image

 -  Lucas,  zrozum.  To,  Ŝe  jestem  w  ciąŜy,  nie  oznacza,  Ŝe  jestem 

kaleką. Nic mi nie będzie. 

 - A jeśli zaczniesz rodzić? 
 - PrzecieŜ to dopiero siódmy miesiąc! 
 - No to co? Takie historie się zdarzały. 
 -  U  kobiet,  które  miały  problemy  z  donoszeniem  ciąŜy  - 

tłumaczyła  cierpliwie.  -  Nie  wiem,  czy  pamiętasz,  co  mówił  lekarz 
ostatnim  razem,  kiedy  zacząłeś  siać  panikę?  Jestem  zdrowa  jak 
przysłowiowa ryba. 

 - A jeśli upadniesz? - nie dawał za wygraną Lucas. - Lub skręcisz 

nogę na tych obcasach - wskazał jej jaskrawoczerwone pantofelki. 

 - Nie sądzę - odpowiedziała Natalie, z niechęcią patrząc na buty. 

Ze  względu  na  swój  stan  zmuszona  była  zrezygnować  na  razie  z 
ulubionych szpilek. - A nawet jeśli, mogę przecieŜ zawołać o pomoc. 
Nie wybieram się na pustynię. 

 - Nadal nie uwaŜam tego za najlepszy pomysł. 
 - Wiem. 
 - Mimo to upierasz się, Ŝeby iść. 
 -  To  nie  ja  jestem  uparta.  Zresztą  to  niewaŜne  -  potrząsnęła 

głową. - Posłuchaj, ubijmy interes. 

 - Taak? 
 - Obiecuję, Ŝe pojadę tam tylko na, powiedzmy, trzy godzinki, a 

potem wrócę i przez resztę dnia będę odpoczywała z nogami do góry. 
Co ty na to? - uśmiechnęła się. 

 -  A  czego  Ŝądasz  w  zamian?  -  podejrzliwie  spytał  Lucas. 

Pierwszą  rzeczą, jakiej się nauczył,  była ta,  Ŝe Natalie nigdy nie szła 
na jakiekolwiek ustępstwa, a jeśli juŜ, to na pewno nie za darmo. 

 - W zamian za to chcę, Ŝebyś zabrał mnie na przyjęcie do twojej 

matki. Jutro wieczorem. 

 -  O  nie!  -  zaprotestował  Lucas.  -  JuŜ  o  tym  mówiliśmy.  Moja 

matka i ja nie mamy ze sobą nic wspólnego. Nigdy nie mieliśmy. 

 -  Wygląda  na  to,  Ŝe  ona  jest  innego  zdania  -  powiedziała 

spokojnie  Natalie,  kładąc  dłoń  na  ramieniu  męŜa.  -  To  juŜ  trzecia 
próba z jej strony, Lucas. Sam mówiłeś, i to niejeden raz, Ŝe być moŜe 
byłeś dla niej zbyt surowy przez te wszystkie lata. MoŜe ona czuje to 
samo  w  stosunku  do  ciebie.  -  Delikatnie  zacisnęła  palce.  -  Jako 
przyszła  matka  wiem,  Ŝe  tak  jest.  Myślę,  Ŝe  Barbara  zasługuje  na 

background image

jeszcze  jedną  szansę  i  myślę,  Ŝe  powinieneś  dać  jej  tę  szansę  - 
zakończyła, kładąc ręce na wyraźnie zaokrąglonym brzuchu. 

 - To nie fair - powiedział Lucas, patrząc na jej małe dłonie. 
 - No więc? Jak będzie? MęŜczyzna westchnął cięŜko. 
 - Tylko pod warunkiem, Ŝe skrócisz czas do jednej godziny. 
 - Do dwóch - upierała się Natalie. 
 - No dobrze. Dwie godziny, ale pojadę z tobą. 
 - Nie potrzebuję obstawy. 
 - Jadę z tobą, albo nie jedziesz wcale - zagroził. 
 - Wiesz co? Jesteś najbardziej upartym, najbardziej... 
Oszklone  drzwi  biura  zamknęły  się  za  nimi  z  trzaskiem.  Nie 

przestając  się  kłócić,  Lucas  i  Natalie  wolno  ruszyli  w  stronę 
zaparkowanego nie opodal samochodu. Mimo kłótni ich ramiona były 
ciasno splecione, a kiedy zatrzymali się przy czarnym dŜipie, Lucas z 
czułością ucałował Ŝonę, pomagając jej wsiąść do auta.